1
Opis: Max Leokov przyglądał się jak jego bliscy odnajdują swoją miłość. W pewnym momencie swojego życia nie tylko te...
11 downloads
21 Views
4MB Size
1
Opis: Max Leokov przyglądał się jak jego bliscy odnajdują swoją miłość. W pewnym momencie swojego życia nie tylko tego chciał, ale wręcz było sensem jego istnienia. Kochał raz. Kochał całym sercem. Jego serce zostało złamane, został z malutką córką, która wymagała jego opieki. Zasłużył na drugą szansę. Helena Kovac spędziła ostatnie lata studiując. Zaharowywała się, żeby zrobić dyplom. Nie miała czasu na miłość. Do diabła, nawet nie miała czasu, żeby się dobrze zabawić. Książki i praca były całym jej życiem. Wszystko inne jest na drugim miejscu. Gdy Max i Helena łączą siły, żeby pomóc jego córce, Ceecee, są zszokowani istniejącym między nimi iskrzeniem. Cynik. Pracoholiczka. Gdy miłość uderza, robi to mocno. A czasami miłość rani. Tłumaczenie nieoficjalne: jagaa29 . Korekta: K*
Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym,łamie prawo.
2
SPIS TREŚCI: Prolog
STRONA: 5
Rozdział 1
18
Rozdział 2
28
Rozdział 3
31
Rozdział 4
42
Rozdział 5
50
Rozdział 6
64
Rozdział 7
79
Rozdział 8
90
Rozdział 9
103
Rozdział 10
116
Rozdział 11
126
Rozdział 12
138
Rozdział 13
153
Rozdział 14
164
Rozdział 15
181
Rozdział 16
193
Rozdział 17
207
Rozdział 18
220
Rozdział 19
234
Rozdział 20
249
Rozdział 21
266
Rozdział 22
279
Rozdział 23
292
3
Rozdział 24
305
Rozdział 25
318
Rozdział 26
331
Rozdział 27
348
Rozdział 28
361
Rozdział 29
376
Rozdział 30
391
Rozdział 31
407
Rozdział 32
421
Rozdział 33
433
Rozdział 34
445
Rozdział 35
463
Rozdział 36
477
Rozdział 37
490
Rozdział 38
503
Rozdział 39
518
Epilog
525
4
PROLOG
Helena
Płaczę całkiem otwarcie. Piskliwy jęk ucieka z moich ust, jest tak wysoki, że wydaje mi się przypominać psa wyjącego gdzieś w oddali. Rotacyjnie jęczę i ryczę, co jakiś czas pociągając nosem. Łzy zalewają moje policzki. Kozy z nosa1 niemal wpadają mi do gardła. Jestem gorącym bałaganem. Kapłan celebrujący uroczystość uśmiecha się radośnie i mówi. – Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą. Na te słowa, moja siostra Natalie rzuca za siebie swój bukiet ślubny. Bez ociągania Mimi wyrywa się po kwiaty, skacząc w powietrzu, zanim ktokolwiek z tłumu miał szansę zareagować. Nat staje na palcach i całuje Ashera, swojego uśmiechającego się męża. On łapie ją delikatnie za kark, trzymając blisko, pogłębiając pocałunek i odmawiając jego zakończenia. Uśmiechają się usta w usta. To jest piękne. Ryczę. Patrzę na mężczyznę w średnim wieku, siedzącego obok mnie. Patrzy na mnie z mieszaniną niepokoju i strachu, cofając się nieco. Staram się powiedzieć coś między urywanymi oddechami i szlochem. – Tooo jeee akie piene. Szloch. “Akie piene”.
1
Koza w nosie – nic innego jak wydzielina z nosa
5
Ponownie zanoszę się płaczem, tym razem głośniej. Zsuwam się z krzesła w najmniej kobiecy sposób z możliwych. Zanoszę się wręcz spazmatycznym szlochem i płaczę. Słyszę, jakiś zirytowany głos. – Czy ktoś mógłby ją stąd wyprowadzić? Mokry tusz sprawia, że sklejają mi się rzęsy. Gdy dociera do mnie, że zirytowaną osobą jest moja siostra, unoszę twarz do nieba i płaczę mocnej. Nat gapi się na mnie syczy cicho, ale wystarczająco, żebym słyszała. – Poważnie, zamknij się i przestań ryczeć. Wszystko psujesz, do cholery! Wyciągam do niej rękę, moje ciało drży w cichym szlochu, gdy staram się mówić. – Wyg… Wygl… pienie. Po pootu pienie. – Siedzę i lamentuję. – Jestem aka szczęśliwa. Taaaka szczęśliwa. Moja siostra. Rozumie mnie, więc gdy widzę, że jej oczy wypełniają się łzami i warga drży, wiem, że już wkrótce mój solowy występ zamieni się w duet. Patrzy na mnie i szepcze. – Oooo. Spadają jej pierwsze łzy i zanim się orientuję, obejmujemy się wzajemnie i szlochamy głośno, płacząc i brzmiąc jak stado szympansów obrzucających się kępami trawy. Można powiedzieć, że nie najlepiej znoszę śluby. Łapią mnie. Zawsze mnie łapią. Za każdym razem tak samo. Serwowałam sobie ostrą gadkę motywującą. Nie przejmowałam się chowaniem chusteczek, jakby to miało zaczarować kłębiące się łzy i zazwyczaj zanim młodzi pokroją tort, makijaż spływa z mojej twarzy, a oczy są spuchnięte. Ale dzisiaj jest jeszcze gorzej. Dziś jest szczególny dzień dla mojej siostry. No dobrze, drugi wyjątkowy dzień dla mojej siostry. Razem z
6
Asherem uciekli. Wzięli ślub w Vegas, przed Elvisem. Wtedy czuli się z tym w porządku, ale gdy wrócili do domu, poczuli się źle, mieli wrażenie, jakby im czegoś brakowało. A to, czego im brakowało, to rodzina. Zorganizowali kolejną, małą uroczystość z Nikiem jako drużbą i Tiną, jako druhną. Znam Tinę Tomic całe swoje życie. Wychowywała się z nami. Jej rodzice i nasi byli najlepszymi przyjaciółmi, co oznacza, że między nami wszystkimi była wyjątkowa więź. Nie taka, żeby nazywać się siostrami, ale na tyle bliską, żebyśmy mogły nazwać się przyjaciółkami. Byłyśmy siostrzanymi duszami. Gdy Tina straciła w wypadku matkę i
córkę,
zostawiła Kalifornię i przeniosła się do Nowego Jorku. Otworzyła z sukcesem butik o nazwie Safira, po czym Nat dołączyła do niej. Nik i Tina poznali się i ich przyjaźń zmieniła się w miłość. Szczególny rodzaj uczucia. To miłość jedna jedyna na całe życie. O takiej miłości pisują poeci. Nik jest właścicielem klubu Biały Królik, który znajduje się po drugiej strony ulicy, przy której jest butik Tiny. Razem z Nikiem pracowała jego ekipa… młodszy brat Max, najlepszy przyjaciel Asher, zwany przez chłopców
Ghostem
i
ich
kuzyn,
Trick.
Tina
ma
własną
ekipę
współpracownic, Mimi, Lolę i moją siostrę, Nat. Postanowili połączyć obie ekipy i stworzyć jedną. Tak zrobili. Stworzyli rodzinę. Nie wszystkie rodziny są połączone więzami krwi. Niektóre z nich powstały z połączenia miłości i śmiechu. Tak naprawdę, Nat i Asher nie zawsze się lubili. W rzeczywistości nawet sobą pogardzali. Przez długi czas walczyli z przyciąganiem, które do siebie czuli… aż stała się rzecz nieunikniona. Gdy wreszcie się zeszli, zrobili to z hukiem. Dosłownie. Ciosy z główki. Wierzganie nogami. To nie było ładne. Z pewnością nie był to typowy romans. Wojowali tak długo, aż stwierdzili, że dalsza walka będzie ich tylko
7
ranić. W końcu mówi się, że „między miłością i nienawiścią jest cienka linia”. Więc zerwali tą linię i doszło do ich emocjonalnego połączenia. Dotarło do nich, że ich wzajemna miłość jest zbyt silna, aby ją zignorować. I są tutaj, szczęśliwie poślubieni. Uśmiecham się niepewnie. Nie mogę w to uwierzyć. Moja siostra jest mężatką. Ktoś rozluźnił mój uścisk śmierci rodem z kung fu z Nat i zabrał mój szlochający tyłek stamtąd. Spojrzałam spod opuchniętego oka, żeby przekonać się, że to moja starsza siostra, Nina ucisza mnie i kojąco głaska po plecach. Stara się nie nawiązywać ze mną kontaktu wzrokowego, wiedząc, że to tylko pogorszy sprawę, ale przez chwilę nieuwagi nasze spojrzenia się spotykają. Obie zamieramy. Rozszerza oczy, ja też. Spanikowana przesuwa wzrokiem na prawo i lewo, szukając szybkiego wyjścia. Ale już jest za późno. Moja warga drży, unoszę twarz i krzyczę tak mocno, że brzmię jak jakieś ranne zwierzę… na przykład łoś… a etykieta podpowiada mi, że takie zachowanie nie przystoi na weselu. Ale po prostu nie jestem w stanie tego przerwać! Nina idzie szybciej niż ja. Ciągnie mnie za sobą, aż znajdujemy się w środku. – Jeeezuuus, dzieciaku. Poważnie spierdoliłaś. – Mówi zirytowana. – Czasami naprawdę nie wiem, jak to możliwe, że jesteśmy spokrewnione. To ślub, nie pogrzeb! Żadnych więcej łez. Łapiesz? Mój oddech tak bardzo się urywa, że przy każdym kolejnym oddechu moja twarz szarpie w bok. – Ja… – Szarpnięcie. – Nieee mogę. – Szarpnięcie. – Nic naaa to. – Szarpnięcie. – Poradzić. Bierze chusteczkę i delikatnie wyciera moją twarz.
8
–Boże, ale się rozmazałaś. No dalej. Muszę poprawić twoją twarz. Wyglądasz jakby użądliła cię pszczoła. W dodatku pszczoła na haju. Z daleka od muzyki i dźwięków uroczystości, Nina prowadzi mnie do łazienki, zabierając również cały zestaw do makijażu. Sadza mnie na krawędzi wanny, a sama zajmuje miejsce na zamkniętej desce sedesowej. Atakuje mnie pędzlem pełnym sypkiego pudru. To łaskocze mój nos, chce mi się kichać i śmiać jednocześnie, ale nie mam odwagi jej przerwać. Nina robi swoje. Wykorzystuję chwilę, żeby uspokoić oddech i rozszalałe emocje. Jako fryzjerce, Ninie przypadły dzisiaj obowiązki ułożenia włosów i zrobienia makijażu. Naprawdę odwaliła kawał dobrej roboty. Nat wygląda niezwykle oszałamiająco. Nina była z nią bardzo dokładna, zabrało jej to trochę czasu, ale opłaciło się. Nat wygląda jak anioł. Gdy przyjechałyśmy w ubiegłym tygodniu, Nat zszokowała nas swoim oświadczenie. Machnęła swoimi płomiennorudymi włosami i wyznała. – Skończyłam z tym kolorem. – Uśmiechnęła się do Niny, pytając. – Czy czujesz już jak robisz ze mnie brunetkę? Minęło wiele lat od czasu, kiedy widziałyśmy Nat w jej naturalnym kolorze włosów w odcieniu ciemnej czekolady i szczerze mówiąc nie miałam pojęcia jak Ash to przyjmie. Nie ostrzegła go o swoich planach ani nic z tych rzeczy. W typowym dla Nat stylu, przycisnęła go do muru. Nina skończyła stylizację świeżo zafarbowanych włosów naszej siostry dokładnie w momencie, gdy Ash wrócił do domu. Nat wstała z krzesła i podeszła do niego. Gdy była tuż przed nim, położyła ręce na biodrach, otworzyła szeroko oczy, lekko pokręciła głową i zapytała z nadzieją. – No i co?
9
Ale wysoki, mocno zbudowany blondyn się nie ruszył. Tylko patrzył na żonę i jej teraz ciemne włosy swoimi ciepłymi, brązowymi oczami. Byłam w stanie powiedzieć dokładnie, w którym momencie Nat przełączyła się w tryb paniki. Wiedziałam, ponieważ zaczęła chodzić. – To dlatego, że nie jestem coraz młodsza i chciałam, żebyś mnie zobaczył. Wiesz… mnie, mnie. Nieukrytą za jasnowłosą, cycatą Nat. Ale mogę to zmienić… Przerwał jej, wciągając w swoje ramiona. Rozstawił nogi i lekko kołysząc, trzymał Nat w swoim uścisku. Nie wiem, co jej powiedział, ponieważ szeptał tuż przy jej uchu, obserwowałam jej mimikę. Zamknęła powoli oczy i na jej twarzy wymalowała się ulga, po czym uśmiechnęła się łagodnie. Asher nie jest facetem wielu słów, ale jest coraz lepiej. Tak to już jest z mężczyznami, który nie mówią zbyt wiele, że każde ich słowo jest ważne. Biedny Ash, nigdy nie miał szans. Tak naprawdę w naszej rodzinie nie można być cicho. Żeby być słyszanym, trzeba przekrzyczeć cztery pozostałe, mówiące w tym samym czasie, osoby. Nina nakłada więcej pudru na moją twarz. – Zatem, widujesz się z kimś, dziecinko? Mam zamknięte oczy i odpowiadam. – Nie. – Lekko wskazuję na swoje ciało. – Kto by sobie z tym wszystkim poradził? Parska śmiechem. Nina milczy chwilę, ale ja to czuję. Chce coś powiedzieć. I zanim się orientuję ona mówi. Nina nie jest typem, który się powstrzymuje. Lubiła mówić to, o czym myślała, ale nie mówiła o sobie. Jej życie osobiste zawsze było takie… prywatne. Jej głos jest łagodny, ale poważny.
10
– Przyjmij ode mnie radę, nie czekaj z tym za długo. Spojrzałam na nią wielkimi oczami, gdy wyczułam tęsknotę w jej głosie. Uśmiecha się smutno. – Nie chcę, żebyś żałowała odłożenia tego w czasie. Rozumiem, co do mnie mówi, ale to nie zmienia postaci rzeczy. – Trochę ciężko mi teraz randkować, wiesz? Właśnie skończyłam studia i mam zamiar znaleźć staż Bóg jeden raczy wiedzieć gdzie. Myślę, że powinnam skupić się teraz na swojej karierze. Sama myśl o chłopaku… – Wariuję. – Jest męcząca. Znajome palce łapią moją brodę. Płonące oczy wpatrują się w moje. – Wymówki. – Co? Nina rozluźnia uścisk i lekko się rumieni. – Szukasz wymówek. – Jej głos ponownie łagodnieje. – A jeżeli znajdziesz osobę, która będzie dla ciebie idealna, i odwrócisz się od niej z powodu twojej, tak zwanej kariery? Później, gdy już przyjdzie czas na stabilizację, zdasz sobie sprawę, że ta osoba wcale na ciebie nie czeka. I nie powinna, ponieważ okazałaś się być egoistką. Będziesz nienawidzić tej zdobytej kariery. Zawsze będziesz tą, która uciekła i te myśli będą cię zadręczały. Ujmuję dłoń mojej siostry, powstrzymuję ją przed wyrwaniem z uścisku i pytam delikatnie. – Kto był twoim ideałem? Jej twarz wyraża pustkę. Szybko spuszcza głowę i odchrząkuje. Gdy patrzy na mnie ponownie widzę tylko smutek. Smutek tak przygnębiający, że czuję ból w piersi. Nina mruczy ochryple.
11
– To bez znaczenia. Zawsze będę tą, która uciekła i mogę za to winić tylko siebie. Nina
ostrożnie
kończy
ostatnie
poprawki
mojego
makijażu,
przywracając moje opuchnięte od łez oczy niemal do perfekcji. Wstaję i przytulam ją. Owija mnie ramionami i przytula mocniej, po raz pierwszy sądzę, że Nina potrzebuje tego bardziej niż ja. – Dziękuję, Neens. Kocham cię. Odpowiada w uścisku. – Też cię kocham. A teraz idź i porozmawiaj z jakimiś facetami. Na pewno jest tam jakiś realny Johnny. Gdy rozmawiam z moimi siostrami o facetach, to porównujemy ich do Johnnego albo są bardziej gorący od niego, albo nie. Tak naprawdę mam jeszcze plakat Johnnego Deppa w swoim pokoju. Wyznacza standardy. Kocham cię, Johnny. Oni nigdy nie będą tobą! Odsuwam się od niej i unoszę kąciki ust. – Mówisz, że powinnam do kogoś uderzyć, czy coś? Nina uśmiecha się. – Nie zaszkodzi trochę pomachać rzęsami tu i tam. Chichoczę, ale ona ma rację. Mentalnie przewracam oczami. Oto cała ja, płacz i lament, zamiast krótkiej rozmowy z Johnnym. A Bóg wie, że nie machałam rzęsami od dłuższego czasu. Gdzie są moje priorytety? Nina pakuje swoje rzeczy, zostawiam ją i wracam na zewnątrz, na otwarty dziedziniec. Jak tylko uderza we mnie świeże powietrze, zamykam oczy i oddycham. Gdy otwieram oczy, uśmiecham się. Dziedziniec wygląda oszałamiająco. Nat nie chciała niczego wymyślnego, zgodnie z zasadą mniej, znaczy więcej. Jeżeli o mnie chodzi, to zawsze się sprawdza. Chciała 12
tylko białe i morelowe pokrowce na krzesła i ozdobioną wewnętrzną część ogrodu. Poprosiła koordynatora o jedną dodatkową rzecz, mianowicie o kolorowe chińskie lampiony, które będą oświetlały przestrzeń po zmroku. Catering oparty na małych porcjach jedzenia faktycznie był lepszym pomysłem podczas tego ciepłego wieczoru i nie było potrzeby ustawiania stołów, ludzie rozmawiają, śmieją się razem, podczas, gdy zatrudnieni kelnerzy chodzą wokół z tacami z jedzeniem. Skanuję wzrokiem wszystko wokół mnie. Patrzę w lewo i widzę ciężarną Tinę trzymającą się z Nikiem, jej mężem, za ręce. Kelner mija ich, a oczy Tiny śledzą tacę z jedzeniem. Nik jest Nikiem, wodzi wzrokiem za jej spojrzeniem, puszcza jej rękę i odchodzi. Niecałe dziesięć sekund później Nik wraca z całą tacą przekąsek i podaje je z uśmiechem Tinie. Ona przygląda się tacy. Wybiera jedną, gryzie, a na jej twarzy pojawia się miękki, delikatny uśmiech. Widzę jak jej usta wymawiają „Kocham cię”. Nik nie reaguje, ale wolnym
ramieniem
obejmuje ją i pochyla się, żeby pocałować ją w czoło. Dotyka jej ustami, zamyka oczy i pozwala sobie na taką chwilę wytchnienia. Moje serce boli, a ta suka zazdrość wyciąga swój łeb na ułamek sekundy. Chcę takiej miłości. Mam nadzieję, że pewnego dnia będę taką mieć. Nat i Ash stają przy Niku i Tinie. Moja siostra z uśmiechem wręcza Tinie małą butelkę soku jabłkowego, po czym pochyla się i kuca przed brzuchem Tiny. Czuję ukłucie w klatce piersiowej. Nat kładzie ręce na melonie rosnącym przed Tiną i mówi do niego. Asher sięga i ściska lekko ramię Tiny. Z rozumiejącym uśmiechem ona unosi dłoń nakrywając jego rękę. Tylko prawdziwi przyjaciele mogą zrobić coś takiego, co Tina i Nik robią dla Nat i Asha.
13
Chodzi o to, że Tina jest w ciąży, ale dzieci nie są jej. To maleństwa Nat i Asha. Tina jest ich surogatką, ponieważ Nat nie jest w stanie donosić pełnej ciąży, jej przyjaciółka zdecydowała się na taką formę pomocy. Uszczęśliwia ją widok zadowolonych ludzi. Zrobi wszystko dla tych, na których jej zależy. Niedawno okazało się, że będą bliźniaki, ale nie znamy jeszcze płci. Prawdę mówiąc, dla Nat to nie ma znaczenia płeć, liczy się zdrowie dzieci. Trzymając się za ręce, Lola i Trick zmierzają w kierunku swoich przyjaciół, niemal osiągając sukces w skali oceny Johnnego. Co oznacza, że nie mogłam oderwać od kogoś oczu przez dłużej, niż minutę, a ponieważ mamy taką sytuację, mój Johnny z plakatu niewątpliwie płacze rzewnymi łzami z zazdrości. Max Leokov wślizguje się za Nat, uśmiechając się w niebezpieczny i psotny sposób. Bez ostrzeżenia ujmuje ją pod pachy i podnosi z pozycji klęczącej i obraca w stronę Asha. Nic na to nie poradzę, ale chichoczę, gdy patrzę na twarz mojego szwagra. Na jego szczęce pojawił się nerwowy tik, a każdy gram życzliwości został zastąpiony gniewem. Ale Maxa to nie wzrusza. Otula ramiona wokół Nat w intymnym uścisku, pochyla twarz w kierunku jej szyi i zaczyna zasypywać ją pocałunkami. Ash robi krok do przodu, patrząc spode łba, zaciskając mocno szczęki, ale Max po prostu cofa się nieco razem z Nat w uścisku. Nie słyszę rozmowy, ale po chytrym uśmieszku na twarzy Maxa oraz fakcie, że pozostali zaczynają się śmiać, mogę wnioskować, że to jakaś cwaniacka uwaga i zdecydowanie widać chęć mordu na twarzy Asha. Oczywiście. Wiedziałam, do czego w ostateczności jest zdolny Ash. To nie jest nic przyjemnego.
14
Ash skacze do przodu, a Max tchórzliwie uwalnia Nat, ale szybko staje przed Tiną z wyczekująco otwartymi ramionami. Tina naiwnie daje się wciągnąć w jego objęcia, śmiejąc się, podczas gdy on obsypuje całusami jej policzki. Na ułamek sekundy przed uderzeniem pięścią Nika, Max robi unik, odchodzi i bierze Lolę za rękę. Przyciąga ją do siebie, a ona przewraca oczami, uśmiecha się i pozwala mu się mocno przytulać, blisko, niemal za blisko… tańczą wolny taniec w środku kręgu zrobionego z ich przyjaciół. Trickowi to się nie podoba, odciąga Lolę od Maxa i przysuwa blisko swojego boku. Ona wzdycha i szczęśliwa owija wokół niego ramię. Max otwiera ramiona do swoich przyjaciół i potrząsa głową. Widzę po jego ustach, że mówi: „Nie jesteście zabawni”. Podchodzi do baru i znajduje Mimi, więc otacza ją od tyłu ramionami. Ona sztywnieje na chwilę, odwraca się do niego i odpręża. On szepcze jej coś do ucha, czym zasłużył sobie na pacnięcie i jej głośny śmiech. Max trzyma rękę na sercu, udając zranionego. A ja przez chwilę jestem zazdrosna. Oni naprawdę są rodziną. Część mnie pragnie być tego częścią. Czuję się jak kujonka obserwująca najfajniejszych ludzi w szkole. Mimo wszystko rozglądam się za sobowtórem Johnnego. Owszem, jest w tłumie kilku gorących facetów, ale moje oczy zmierzają w kierunku wysokiego, ciemnowłosego i przystojnego mężczyzny o złotych oczach i magicznym dołeczku. Max. Straciłam rachubę z iloma kobietami flirtował i nie oszukujmy się, jest prawie tak gorący jak Johnny. Czy ośmielę się powiedzieć, że jest w nim więcej Johnnego niż w oryginalnym Johnnym? Toż to świętokradztwo! Gdybym kiedykolwiek miała szansę na noc z kimś jak Johnny, wybrałabym jego. Spełniał wszystkie wymagania.
15
Wspaniały. Zabawny. Inteligentny. Uroczy. A z tego jak krąży dookoła wnioskuję, że jest pewny siebie. Następne dziesięć minut spędzam na obserwowaniu Maxa flirtującego z każdą dostępną kobietą, w tym z moją mamą, zanim zmotywowałam się na tyle, żeby z nim porozmawiać. Tak naprawdę nie lubię flirciarzy, ale podoba mi się, że flirtując stosuje zasadę równouprawnienia. Żadna kobieta się przed nim nie uchroni. Stara, młoda, z krągłościami, chuda, jest ponadto i widzę, że zmierza do Niny, która nie została pozbawiona jego uroku. Bierze ją za rękę i całuje ją kilka razy, a ona podnosi wolną dłoń i zakrywa nią usta, walcząc jednocześnie ze śmiechem. To jest moja szansa. Znalazłam swoją szansę na kontakt. Gdy podchodzę, Nina wysuwa się z jego ramion i ucieka jego wszędobylskim dłoniom, przechodząc, żeby porozmawiać z Mimi przy barze. Bez nowych potencjalnych ofiar w pobliżu, Max wyciąga z kieszeni swój telefon i przegląda jego zawartość. Lubisz flirtować, Max? Przygotuj się na swoją rozgrywkę. Z każdym krokiem, który przybliża mnie do niego, mój żołądek wyczynia dzikie harce w oczekiwaniu na rozwój wypadków. Jestem podekscytowana. W końcu staję obok niego i delikatnie chrząkam. Patrzy na mnie spod uniesionych brwi, po czym zerka w dół na swój telefon. – Hej, Helen. Jak się masz? Mój uśmiech słabnie. Helen? Naprawdę?
16
Cóż… nie jest to najlepszy początek. Nadal bawi się swoim telefonem, marszcząc czoło, gdy odpowiadam. – Uhhh, dla ścisłości, jestem Helena. Zastanawiała się czy nie napiłbyś się… Zanim mówię kolejne słowo, mruczy. – Fajnie. Miło cię ponownie widzieć, Helen. Po czym odchodzi, nie odrywając wzroku od telefonu, zostawiając mnie na środku ogrodu z otwartymi ustami. Grymas przebiega przez moją twarz. Staram się zrozumieć, co się tutaj stało. Serial flirtu, facet, który flirtuje z każdą kobietą, która ma puls i na drzewo nie ucieka, nie chce flirtować ze mną. Hmmm. Jeżeli moje kalkulacje są prawidłowe, to czyni mnie osobę niepożądaną. Przepływa przeze mnie fala wstydu, rumieniec pojawia się na moich policzkach. Zażenowanie szybko zmieniam w wymuszony brak zainteresowania. Odwracam się i zadzieram wysoko nos. W porządku. Nie musi mnie lubić. Czasami ludzie po prostu nie lubią innych osób. Zdarza się. Wszystko jest dobrze. Hej, to całkiem dobra rzecz, jak sądzę. To znaczy, jestem pewna jak cholera, że nie jestem gorsza od Maxa Leokova. Nigdy więcej.
17
ROZDZIAŁ 1
Helena
– Helena, poczta! – Krzyczy ojciec z kuchni. Skaczę z pozycji leżącej na równe nogi, odbijając się przy tym na łóżku. Moje stopy próbują przemieszczać się szybciej, niż jest to fizycznie możliwe, powodując, że skarpety antypoślizgowe zsuwają się z moich stóp, a ja wpadam w poślizg na drewnianej podłodze. Szybko padam ofiarą tego pośpiechu. Uderzam kolanem w szafkę nocną tak mocno, że z najwyższej półki spadają ramki ze zdjęciami, a szklanka z wodą stojąca na blacie, przewraca się i rozlewa płyn na mój otwarty zeszyt z notatkami. Dyszę z szeroko otwartymi oczami, łapię się stolika, życząc sobie, żeby ból minął, ale agonia trwa, boli bardziej niż wcześniej i w chwili jasności, myślę sobie: To jest to… Tak to się wszystko skończy. Dobra, może trochę dramatyzuję, ale, do cholery, to boli! Och, mój Boże. Czy ten ból nigdy się nie skończy? Moje sparaliżowane kolano pulsuje, a wiem, że muszę iść. Ja po prostu prawdopodobnie załapię się na jakąś nocną amputację. Kolejną statystkę. Czołgam się do drzwi mojej sypialni i konająca kładę się w progu. Wołam jedyną osobę, która może mnie uratować. – Tatku, pomocy! Chwila ciszy, w końcu odpowiada mi głos ojca z
wyraźnym
akcentem.
18
– Nie. Chciałabym powiedzieć, że jest okropnym ojcem i chce
mojej
śmierci, ale w rzeczywistości jest cudowny. Może odrobinę dramatyzuje (po kimś to mam), ale jest wspaniałym tatą. No i może twierdziłam, że umieram w progu swojej sypialni kilka razy wcześniej. Raz czy dwa. Ale tym razem to prawda. Zaczynam tracić obraz przed oczami. Widzę światło. – Tatko, pomóż mi! Słabnę w oczach! Mój ojciec wzdycha długo i ciężko. – Co się stać tym razem? Przeciąć się papierem czy podłączyć w palec u nogi? Niezadowolony wyraz przecina moją twarz i używam łokci, żeby unieść ciało do pozycji półsiedzącej. – Po pierwsze, tato, nie mówi podłączyć w palec, tylko uderzyć w palec. Potrzebujesz lekcji angielskiego. Po drugie, to nie jest najlepsze z moich wspomnień. Mój palec wisiał na włosku! Gdybym nie użyła plastra, nawet chirurg plastyczny nie pomógłby mi go uratować. Rechot ojca wypełnia kuchnię. – Tak, mój angielski nie być dobry, ale ty, kochanie, bolisz mój tyłek. Staram się za głośno nie śmiać, ale czasem jest taki uroczy. – Mówi się ból w dupie, tatku! Boszzzze! Odwracam się, uraz zostaje zapomniany, doliczam ten incydent do trzech tysięcy stu dwunastu razy, gdy oszukałam śmierć, która miała nastąpić w wyniku urazów spowodowanych moją niezdarnością. Terminu niezdarność używam dość swobodnie. Czasami moje ciało myśli, że wie, co robi cholerny mózg. Ono sprawia wrażenie, jakby działało na autopilocie,
19
przy czym inne ciała nie mają tej funkcji. Na tyle, na ile się zorientowałam, u mnie jest to opcja ekstradodatkowa. Wstaję i utrzymując równowagę z pomocą ściany, kuśtykam do kuchni, gdzie mój ojciec nawet nie spojrzał znad czytanej gazety, czy wszystko ze mną w porządku i czy przez ten wypadek nie grozi mi przedwczesny zgon. Krzywię się i mówię nieco podniesionym tonem. – Nic mi nie jest, dzięki! Nie, nic mi nie jest. Nie potrzebuję paczki mrożonego groszku. Boże, tato, jesteś taki niesamowity! Zostaniesz ponownie ogłoszony Ojcem Roku. Tato zamyka oczy, wzdycha, a potem patrzy w niebo i jestem pewna, że dziękuje Bogu za tak niesamowite córki. Powinien być
wdzięczny.
Jestem kretynką. Mój bezwład nagle znikł, stanęłam za ojcem i owinęłam ramionami jego szyję, opierając brodę na łysiejącej głowie. – Pewnego dnia naprawdę umrę z powodu zranionego palca a ty będziesz musiał wyjaśnić lekarzom, przeprowadzającym moją autopsję, dlaczego wcześniej tak wiele podobnych incydentów nie
zostało
zgłoszonych służbom medycznym. Prawdopodobnie będą cię dłuuugo maglować, a nawet może pójdziesz siedzieć za zaniedbania. Tato sapie z ciężkim śmiechem, całuję go w policzek, biorę list leżący na stole i otwieram go. Pozostawiam go złożonego, idę do lodówki i wyjmuję z niej butelkę soku jabłkowego. Gdy tylko siadam przy stole, ojciec pyta. – Jak u Natalia? Wzruszam ramionami. – Nie wiem. Ostatnio była dość mocno zajęta. Tak naprawdę, nie miałyśmy czasu, żeby porozmawiać. 20
Marszczy brwi. – Znajdź czas. Nina dzwonić każdy dzień. Możesz do niej zadzwonić. Dziś. Rozkładam list i zaczynam czytać. Im dłużej czytam, tym bardziej pędzi moje serce. Robię wielkie oczy i czytam szybciej. Gdy docieram do końca listu, uśmiech rozprzestrzenia się na mojej twarzy. – Myślę, że nie będziesz się musiał martwić o Nat. – Przesunęłam w jego stronę list. Prześledził treść z twarzą pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu. Dodałam. – Dość szybko będzie miała towarzystwo. Ojciec czyta głośno. – Nowojorskie Centrum Fizykoterapii. Wyrzucam ręce w górę, skandując i krzycząc głośno. – Tak, kochanie! Jadę do Nowego Jorku! Osuwa się na krześle i mruczy ze smutkiem. – Dlaczego wszyscy mnie opuścić? Sięgam przez stół, biorę jego wielkie dłonie w moje i powstrzymuję swoją ekscytację. – Przecież będę przyjeżdżać do domu, tatku. To jest świetna okazja. Rozmawialiśmy już o tym. – Wiem. – Poprawia się i mówi z przekonaniem. – Uczyć się i praca, a będziesz kiedyś wygrać duża nagroda, bo jesteś taka mądra. Jak na faceta, który nie mówi płynnie po angielsku, ten komplement mocno we mnie trafia. Mrugam, żeby powstrzymać łzy i cicho mamroczę. – Dzięki, tato. 21
Tylne drzwi otwierają się i do środka wchodzi moja matka, trzymająca w dłoni torbę z zakupami. Gdy tylko zauważa tatę i mnie razem, zerka na moje ręce, obejmujące jego dłonie, na nasze smutne twarze, upuszcza z westchnieniem zakupy i wzdycha. – Ktoś umarł? Dobra, może jednak zdolność do dramatyzowania odziedziczyłam w genach od obojga rodziców. Uwalniam dłoń ojca i podchodzę do mamy z listem. Bierze go ode mnie drżącą ręką, wygląda na przerażoną, ale zaczyna czytać. Szepcze. – Nowy Jork. I zaczyna płakać. Śmieje się. Znowu płacze. Porywa mnie w mocny uścisk. – Och, kochanie, to cudownie. To takie ekscytujące! Moje gardło zaciska się z emocji i zamykam oczy, pozwalając mamie mnie trzymać, ponieważ czasami ciepło matczynego uścisku jest tym, czego człowiekowi potrzeba. Całuje moją skroń. – Dasz sobie świetnie radę. A teraz zadzwoń do nich i zaakceptuj propozycję, którą ci przesłali, zanim dadzą ją komuś innemu. Otwieram oczy i patrzę na mojego nieszczęśliwego ojca, waham się. Mama szepcze. – Będzie z nim dobrze, obiecuję. Moja mama zawsze była moją największą fanką, fanką numer jeden całej naszej trójki. Wyznaje zasadę, że należy podążać za marzeniami, gdziekolwiek mogą się spełnić. Całuje jeszcze raz moją skroń i uwalnia mnie z uścisku, odwraca mnie, klepie w tyłek, dając znać, że mogę iść. Chichoczę, zabieram list i wracam do swojego pokoju bez żadnych ran w 22
postaci uszkodzonych palców lub kolan. Biorę komórkę z biurka i wybieram numer. – Witam, chciałabym rozmawiać z … – Szybko sprawdzam list, szukając podpisu. – Z Jamesem Whittakerem. Odpowiada mi dojrzały głos. – Jak się pani nazywa, proszę pani? – Helena Kovac. On oczekuje mojego telefonu. – Proszę zaczekać, sprawdzę, czy jest w tej chwili dostępny. – Nie ma problemu. Połączenie zostaje zawieszone. Zamykam oczy i kiwam głową w rytmie odtwarzanej w słuchawce muzyczki i gdy już mam zamiar dołączyć do chórków ballady, słyszę kliknięcie na linii. Wita mnie głęboki, ale miły głos. – Panno Kovac, z tej strony James Whittaker. Proszę powiedzieć, że ma pani dla mnie dobre wieści. Szeroki uśmiech rozprzestrzenia się na mojej twarzy. – Dziękuję za stworzenie mi tej możliwości. On śmieje się. – Jedna z najlepszych studentek na roku. To ja powinienem dziękować za możliwość przedstawienia oferty. Ale, błagam, to napięcie mnie zabija. – Już lubię tego człowieka. – Czy akceptuje pani przesłaną ofertę? Wiem, że to oznacza dla pani przeprowadzkę, ale jesteśmy gotowi partycypować w jej kosztach, podobnie zresztą jak i w kosztach wynajmu mieszkania. To z pewnością dobrze wiedzieć.
23
– Przyjmuję ofertę, panie Whittaker. Tak naprawdę, moja siostra mieszka w Nowym Jorku, więc nie przewiduję problemów z wynajęciem mieszkania. Radość w jego głosie wywołuje uśmiech na mojej twarzy. – Proszę, mów mi James. To wspaniale. Tak się cieszę, że będziesz w naszym zespole. Tak szybko jak tylko prześlesz email z potwierdzeniem przyjęcia oferty pracy, będziemy mogli zacząć działać. – Przerywa na chwilę, po czym ostrożnie pyta. – Jak szybko mogłabyś zacząć pracę? – Dzisiaj mamy wtorek. – Myślę przez chwilę. Ile może potrwać spakowanie całego życia i rozpoczęcie nowego? – Czy poniedziałek to nie będzie za wcześnie? James chichocze. – Cholera, nie. To się dzieje. To się naprawdę dzieje. – Nie mogę się doczekać. On odpowiada. – Po prostu przyjedź tutaj. Przygotujemy dla ciebie proste rzeczy na pierwszy tydzień, żebyś mogła się wdrożyć, a następnie zastanowimy się, których pacjentów możemy ci przydzielić. Co ty na to? – Cudownie. – Niemal wyszeptałam. – No dobrze, jeżeli będziesz czegoś potrzebowała, cokolwiek, po prostu zadzwoń. Podam ci bezpośredni numer do siebie oraz komórkę. – Dyktuje mi swoje numery telefonów, po czym mówi cicho. – Wiem, jak to jest być nowym w mieście. Pięć lat temu byłem w takiej sytuacji, więc zamierzam się upewnić, że ta zmiana będzie dla ciebie tak bezbolesna, jak to tylko możliwe. 24
Wow. To takie miłe. Uwielbiam mojego nowego szefa! – Dziękuję, panie Whitt… – Szybko się poprawiam. – Dziękuję, James. Z niecierpliwością czekam na zmianę otoczenia. – Do zobaczenia w poniedziałek. Rozłączam się i dziękuję Bogu, że mój nowy szef nie jest stetryczałym dupkiem. Wciąż trzymając w ręku komórkę, wciskam numer 2 na liście szybkiego wybierania. Odbiera w ciągu kilku sekund. – Hej, suko. Właśnie o tobie myślałam. Parskam. – Czyżby? Niech zgadnę… widziałaś kobietę z brodą i przypomniałaś sobie o mnie? – Tak naprawdę, to spleśniały ser. Śmieję się. – Nat, dzwonię do ciebie, ponieważ… Ona wstrzymuje oddech. – Ktoś umarł?! Krzyczę poirytowana. – Nikt nie umarł! Jeeezuuu! Co to za obsesja w tej rodzinie? Nat odpowiada. – Byłaś taka poważna. Co miałam pomyśleć? Wystraszyłaś mnie jak cholera. – Wybacz. Po prostu chciałam cię poprosić o przysługę, to wszystko. Cisza… w końcu zaczyna mówić. – A chodzi o…? Staram się nie roześmiać. 25
– Chciałabym, żebyś znalazła dla mnie mieszkanie. Niemal widzę zmieszanie malujące się na jej twarzy. – Um… Kochanie, czy tobie nie byłoby z tym łatwiej, skoro już nie mieszkam w Kalifornii? Wzdycham. – Przypuszczam, że masz rację. – Robię chwilę przerwy. – Oczywiste jest, że nie potrzebuję mieszkania w Kalifornii. Potrzebuję mieszkanie w Nowym Jorku. Dostałam pracę w Nowym Jorku, więc szukanie mieszkania w Kalifornii byłoby po prostu głupotą. – Uśmiecham się. – Cześć, sąsiadeczko! Westchnienie i cisza. – Zamknij się. – Nie zamierzam. Zatem powtarza głośniej. – Natychmiast zamknij swoje kurewskie usta! Zaskoczona, wybucham śmiechem. –
No
to
zabrzmiało
cholernie
poważnie!
Ja
nie
żartuję.
Przeprowadzam się do Nowego Jorku i potrzebują miejsca do spania. Tak szybko… Słyszę zaskoczenie w jej głosie. – Od kiedy? – Zaczynam w poniedziałek rano. Kolejny jęk. Słyszę uderzenie i męskie mruczenie. – Ojej. Wiem,
że
Asher
stał
się
ofiarą
jej
klapsów
wywołanych
podnieceniem. 26
– O mój Boże, to niesamowite! Nie mogę uwierzyć, że nigdy mi nie powiedziałaś, ty kłamliwa gówniaro! Obie się śmiejemy. Ja i moje siostry rozmawiamy ze sobą tak, jakbyśmy się nienawidziły, ale prawda jest taka, że bardzo się na wzajem kochamy. Mamy po prosty dziwny sposób na okazywanie tych uczuć. Podniecenie jest zaraźliwe. – Nigdy nie znalazłam nikogo, kto przejąłby wynajem mojego starego mieszkania, więc myślę, że naprawdę będziemy sąsiadkami. Prawdziwymi sąsiadkami! O mój Boże! Będziemy mieć dużo zabawy! Możesz do nas zawsze przychodzić, możemy razem jeść, gotować i mieć piżamowe imprezki. – Wstrzymuje oddech, a potem krzyczy. – Zamierzamy się niesamowicie dobrze bawić! Przygryzam wargę. Poniedziałek nie może nadejść wystarczająco szybko.
27
ROZDZIAŁ 2
Helena
Cztery dni później… Zaklejam ostatnie pudło i rozglądam się po moim pokoju. Wygląda tak… goło. Ściany są gołe. Podłoga pusta. Półki na książki nagie, tak jak cały mój pokój. Nie wiem, co o tym myśleć. Gdyby ukłucie w piersi minęło, powiedziałabym, że jest mi smutno. Ten pokój był mój, od kiedy się urodziłam. Bawiłam się w tym miejscu, dorastałam, szukałam pociechy i chowałam się przed światem. Ten pokój był dla mnie dobry. Będę za nim tęsknić. Teraz wszystko, co z niego zostało, to osiem pudeł stojących na podłodze. Zamówiłam ekipę od przeprowadzek na dzisiejsze popołudnie. Byłam mile zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że mój nowy pracodawca w całości pokryje koszty moich przenosin. Asher zadzwonił wczoraj i powiedział, że mieszkanie zostało gruntownie wysprzątane przez dziewczyny i będzie gotowe przed poniedziałkiem. Nat dała mi znać, że zostawia tam większość mebli, które miała, gdy jeszcze tam mieszkała, więc nie będę musiała wydać dużo, żeby się w pełni urządzić. Zaproponowałam, że zapłacę za dodatki z mieszkania, ale Nat odmówiła, wyrzucając przy tym tonę przekleństw. Oczywiście kłóciłam się z nią, ale to jeszcze bardziej rozwścieczyło Nat i
28
zafundowała mi jeszcze bardziej wymyślą wiązankę przekleństw. Ash wziął słuchawkę i po prostu oznajmił. – Nie będziesz płacić za żadne pierdoły, dziewczyno. Po prostu przywlecz tu swój tyłek. Chcesz mi podziękować? To mnie nakarm. Naprawdę nie ma sensu kłócić się z Asherem. Potrafi postawić na swoim. Po raz ostatni rzuciłam okiem na mój pokój i stwierdziłam, że jestem rozdarta. Za drzwiami wciąż wisi plakat z Johnnym. Już czas. Ale nie jestem na to gotowa. Już czas. Miał dobre życie. Odpuść. Mózg ma rację. Już czas, muszę pozwolić mu odejść. Podchodzę do drzwi, gapię się w oczy Johnnyego Deppa i ściska mnie w brzuchu. – Przepraszam. Byłeś dobrym, wyimaginowanym chłopakiem, ale teraz dorosłam. W moim życiu nie ma miejsca na chłopaka. Nawet takiego wyimaginowanego. – Ale on tylko patrzy na mnie. – Nie patrz tak na mnie. – Ale robi to. Torturuje mnie. Wzdycham zmęczona i pocieram czoło. – Nie rób tego trudniejszym, niż to konieczne. Proszę, Johnny. To już koniec. Zaczyna boleć mnie głowa. Poświęcam czas, żeby z niezwykłą ostrożnością ściągnąć go z drzwi, zwinąć i związać gumką. Trzymam go w ręku i zmierzam do kosza na śmieci. Podnoszę pokrywę i wkładam go do środka. Powoli zamykam śmietnik i odwracam się. Moja mama stoi tam i przygląda się całej akcji. Przytakuję i uroczyście oświadczam. – Nadszedł już czas. Uśmiecha się i kręci głową, a ja z ciężkim sercem pozwalam odejść mojej pierwszej miłości.
29
***
Dziesięć minut później… Moje stopy w skarpetkach ślizgają się na kuchennej podłodze. Hiperwentyluję, otwieram szafkę pod zlewem i przeszukuję kosz na śmieci, aż w końcu go odnajduję. Przyciskam Johnnego do piersi, odwracam się i staję oko w oko z rodzicami, pijącymi kawę przy stole. Patrzą na mnie z niepokojem. – Myślałam, że mogę to zrobić. – Przyciskam mocniej Johnnego. – Nie mogę tego zrobić. Jedzie ze mną. Wracam do swojego pokoju z Johnnym w ręku. Oddycham z ulgą. Przykro mi, Johnny. Nigdy więcej się nie kłóćmy.2
Komentarz Kini (skopiowałam dokładnie): skończyłam i KURWA.... Aga!!!!!!! NIGDY JA PIERDZIELĘ NIIIIIIIIIIIIIIIGGGGGGGGGGGGGGGDDDDDDDDDDDDYYYYYYYYYYY tak głośno się nie śmiałam przy ksiażce jak tu przy rozdziale 2, który jest najzajebistszy na świecie i wiesz co?! chrzanić facetów - rezerwuję HELENĘ :D kocham ją, no kocham!!! 2
30
ROZDZIAŁ 3
Max
Moja
noga
podskakuje
intensywnie
pod
stołem.
Jestem
zdenerwowany. Wypiłem kawę, a moje oczy przeskakiwały z Nika na Tinę. Obserwowałem, jak jedzą śniadanie, zastanawiając się jak poruszyć ten temat. Tina je swoje płatki owsiane, musi czuć na sobie mój wzrok, ponieważ w połowie kolejnego kęsa zerka na mnie. Jej oczy się rozszerzają i mruczy powoli. – Co? Szybko unikam jej wzroku i potrząsam głową. – Nic. Siorb swoją cholerną kawę i trzymaj oczy spuszczone w dół. Właśnie to robię. Unikam ich wzrokiem tak bardzo, że patrzę na spód mojego kubka z kawą. Nik trąca mnie stopą pod stołem. Unoszę brwi i patrzę na niego. Starannie składa gazetę i odkłada ją, mrużąc na mnie oczy. Uhhh och. Trick odchyla się do tyłu na krześle i zaczyna się uśmiechać, pokazując dołeczek w policzku, niemal identyczny z moim. Pocę się. Co jest? Kiwa na mnie brodą. – Dziwnie się zachowujesz. Chodzi mi o to, że zawsze się dziwnie zachowujesz, ale tym razem jest zachowujesz się jeszcze bardziej dziwnie.
31
Tina patrzy na mnie i kiwa delikatnie głową. – Wcale nie. – Owszem, tak. – Potwierdza mój brat. – Zniedołężniejesz na starość. Oczy Nika robią się wielkie. Jest trochę przewrażliwiony na punkcie swojego wieku, odkąd znalazł swój pierwszy, siwy włos. Wiem, że to nic wielkiego, zupełnie naturalna sprawa. Ludzie w końcu siwieją. Ale ta sprawa… To po prostu nie dotyczyło jego głowy. Pochyla się i warczy. – Twoja matka jest brzydka. Uśmiecham się. – Ona jest też twoją brzydką matką i powiem jej, że to powiedziałeś. Otwiera ramiona i drwi sobie ze mnie. – Zrób to, a opowiem jej prawdziwą historię o suszonych liściach bazylii w szufladzie ze skarpetkami. Skurwysyn. – To było twoje! Ukrywałem to dla ciebie! Wzrusza ramionami. – Ona tego nie wie. Sięgam nad stołem, żeby mu przyłożyć… nienawidzi tego gówna… wtedy Tina wkracza do akcji. – Nik, przestań. Mój środkowy palec powiedział mu „cześć”, a następnie dostałem klapsa od Tiny. Oczywiście delikatnego. – Max, kochanie, zrób to jeszcze raz, a obiecuję, że nie będzie żadnych babeczek przez kolejny rok.
32
Ciężko oddycham. Nie zrobi tego! Ale wyraz jej twarzy mówi zupełnie coś innego. Opadam z powrotem na swoje krzesło. – Cholera, jesteś złośliwa, gdy jesteś w ciąży. Uśmiecha się słodko, a następnie głaska swój zaokrąglony brzuch. – Zgaduję, że robię się nieco zwariowana w tym czasie. – I rozemocjonowana. – Dodaję. – I napalona. – Nik się uśmiecha. – Nik! – Krzyczy Tina. W tym samym czasie wykrzywiam twarz, krzycząc. – Koleś! Kocham Tinę, w sumie jest lisiczką, ale nie chcę myśleć jak dobra jest w łóżku. Zwłaszcza w akcji ze starszym panem. Nie mogę się powstrzymać, odwracam się do Nika z okrutnym uśmiechem. – No, więc, jak tam twoje siwe włosy łonowe? Szurają krzesła i już po sekundzie leżę na podłodze z rękami owiniętymi wokół mojej szyi. – Stul mordę, gnoju. Ciężko oddycham. – W życiu! Tina chichocze słodko, zupełnie ignorując fakt, że jakby nie było, jej mąż mnie dusi. – Och, kochanie, to nie jest takie złe. Wystarczy je wyrwać. Są w porządku. Kocham twoje siwe włosy łonowe. Ręce Nika nadal zaciskają się na mnie, gdy spogląda na nią. – Jeżeli je wyrwę, to urosną nowe i będzie ich więcej! Wzrusza ramionami. 33
– No to będzie ich więcej. Pokocham też te nowe, siwe włosy łonowe. Patrząc na nią, prymitywnie mną potrząsa i dusi w tym samym momencie. Nik jest wielozadaniowy. – Nie, wcale nie pokochasz. Nikt nie lubi siwych włosów łonowych. – Woła. Tina patrzy mu prosto w oczy, po czym uśmiecha się łagodnie. – Ja pokocham. – I dokładnie to ma na myśli. Jest w tym co mówi śmiertelnie poważna. Nik rzuca mną w dół. Moja głowa uderza z głuchym łoskotem o podłogę. Dysząc pocieram okolicę potylicy i bełkoczę. – To boli, skurwielu. Wstaje i wyciąga do mnie rękę. Biorę ją i jednocześnie łapię go w uścisk i pokazuję mu jak się dusi człowieka, gdy mój powód do życia wchodzi do pomieszczenia. – Tato, nie mogę znaleźć swojego tornistra. Pomimo tego, że brzmi na sfrustrowaną, uśmiecham się i odwracam w jej stronę. Jej długie, miedziano–brązowe włosy były już uczesane i spięte. – Uczesałaś się. – Krzywię się. – Sama, samiusieńka. Dąsam się. Wiem o tym, ale nie mogę już zbyt wiele zrobić dla mojej małej dziewczynki. Lubię robić różne bzdury dla mojej małej dziewczynki. Jestem jej tatusiem, pozwalam się wykorzystywać. Tina odchrząkuje i jestem pewien, że gdybym był bliżej, kopnęłaby mnie w kostkę. Szybko zmieniam swoje dąsy na uśmiechniętą, ojcowską dumę. – Wspaniale. Dobra robota, kochanie.
34
CeeCee patrzy na kolana, ukrywając rumieniec. Moje dziecko łatwo wpada w zakłopotanie. Również nie radzi sobie najlepiej z przyjmowaniem komplementów. To dla niej do bani. Komplementuję ją cały, cholerny czas. Moja córka ma na imię Cecilia, ale ponieważ dostała imię po swojej babci, lubimy mówić do niej CeeCee. Urodziła się jako zdrowe dziecko. Nie była planowana, ani nic takiego i muszę przyznać, że informacja o tym, że Maddy była w ciąży, była jedną z najbardziej przerażających rzeczy w moim życiu, ale szybko przyzwyczaiłem się do myśli, że będę młodym ojcem. W rzeczywistości szybko pokochałem ten fakt i nie mogłem się doczekać, żeby wziąć swoje dziecko w ramiona. Maddy, mama CeeCee miała podobnie. Ale gdy przywieźliśmy CeeCee do domu, wszystko się zmieniło. Maddy była wiecznie niezadowolona, złościła się na CeeCee, nie chciała jej karmić ani przewijać. Nie trzeba było być geniuszem, żeby stwierdzić, że moja Maddy nie miała więzi z CeeCee, aż w końcu zdiagnozowano u niej depresję poporodową. Tak naprawdę nie miałem pojęcia, co robić, ale było w porządku. Moja rodzina zdecydowała za mnie. Mama przeniosła nas do swojego domu. Zawsze czułem się tam jak ciężar, zajmując jej przestrzeń, ale musiałem pracować i zarabiać pieniądze, żeby utrzymać moją kobietę i dziecko, więc kiedy pracowałem, mama i moje siostry miały oko na moje dziewczyny, pomagając jak tylko mogły. A raczej, gdy Maddy im na to pozwalała. Nie będę ściemniał, że byłem święty w tej całej sytuacji. Byłem młody i doprowadzony do ostateczności. Pamiętam, jak się wściekałem i krzyczałem na moją dziewczynę, żeby wypierdalała z łóżka i zajęła się naszym dzieckiem. Pamiętam, że po kilku dniach, w ciągu których nie wyszła z łóżka, zaciągnąłem ją pod zimny prysznic. Pamiętam łzy spowodowane
35
zagubieniem, frustracją i bezradnością. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego nienawidziła naszego dziecka. Nie pojmowałem, dlaczego nie mogła zobaczyć jak piękna była nasza córeczka. Prawda była taka, że osoby z depresją widziały świat tylko w czarno– białych barwach i zabierała z niego wszystkie cholerne odcienie szarości. Łatwo było mówić: „dlaczego nie może po prostu…” albo „powinna tylko…” Ale to nie było takie proste. Poświęciłem cały mój wolny czas na zgłębianie przyczyny depresji, sądziłem, że jeżeli udałoby mi się znaleźć źródło, byłbym w stanie wszystko naprawić. Okazało się, że dla każdej osoby źródła były inne. Depresja nie powoduje, że człowiek staje się słaby. Tacy ludzie żyją własnym życiem. Niektórzy żyją w bólu, ale nie w takim fizycznym, ale w bólu serca lub umysłu. Idą, ale czują, że świat rozpada się wokół nich. Osobiście uznałem, że ludzie walczący z depresją, są jednymi z najsilniejszych ludzi na świecie. Mieszkanie z mamą wydawało się działać. Jest kobietą z piekła rodem. Niezależnie od tego, jak bardzo frustrujące było wspólne mieszkanie, mama obsypywała Maddy miłością i oddaniem, zawsze powtarzając jej, że poradzimy sobie ze wszystkim jako rodzina. I nie uwierzycie, ale Maddy znowu zaczęła się uśmiechać. Zaczęła brać na ręce CeeCee, karmić ją, przewijać i kąpać. Robiła to. Walczyła. Maddy wracała do zdrowia. Mama i ja byliśmy przekonani, że Maddy pokonała depresję. Była inną osobą niż przez ostatni okres i zaczynałem widzieć kobietę, w której ponownie się zakochałem. Życie wyglądało coraz lepiej. Ale trwało to zaledwie sekundę. Pamiętam rozmowę telefoniczną. Słuchałem tego, co mówiła moja mama, ale tak naprawdę nie słysząc jej wcale. Pamiętam, jak moje serce umierało powolną, bolesną śmiercią. Pamiętam szpitale. Pamiętam operacje.
36
Pamiętam, jak patrzyłem na moją córeczkę, zastanawiając się, jaki rozmiar trumny będę musiał dla niej znaleźć. Pamiętam, że wybrałem różową, bo przecież była moją małą księżniczką, a księżniczki kochały ten kolor. Pamiętam, że po prostu… Maddy zniknęła. A to, czego nie pamiętam… Nie pamiętam, żebym kogokolwiek nienawidził tak bardzo jak nienawidziłem Maddy. Nadal jej nienawidzę. Do tej pory wszyscy uznawali, że to był wypadek. Maddy przygotowywała obiad dla nieco ponad rocznej CeeCee i posadziła ją na blacie, gdy sięgała z lodówki potrzebne rzeczy. Wszyscy wierzyli, że CeeCee spadła z blatu, po drodze zahaczając plecami o stołek, w wyniku czego, doszło u niej do przerwania rdzenia kręgowego. Właśnie tak to się odbyło. To, czego nie wiedzą, to fakt, że CeeCee była tego dnia marudna od samego rana. Maddy posadziła ją na blacie, sfrustrowana ciągłym marudzeniem CeeCee i odwróciła się. Nikt nie wiedział, że gdy CeeCee zaczęła płakać, Maddy się zdenerwowała. Była bardzo zła, odwróciła się w kierunku lodówki wściekła i zaczęła krzyczeć na moje dziecko. Darła się w niebogłosy. CeeCee przestraszyła się. Jej małe ciałko spięło się i wtedy spadła. Skoro nikt inny nie wie tak naprawdę, co się wydarzyło, skąd niby ja to wszystko wiem? Po swoim zniknięciu Maddy wysłała do mnie list, który mam do dzisiaj. Otrzymałem go cztery dni po jej odejściu. Zniknęła, ale
sama
zgłosiła się na policję. Była pod obserwacją jako osoba obarczona ryzykiem targnięcia się na własne życie. Część mnie była na nią tak zła, że sam chciałem ją zabić. W międzyczasie wiele się wydarzyło. CeeCee miała operację za operacją. Krzyczała z bólu albo była nafaszerowana lekami. W tym czasie
37
bardzo dużo płakała, a ja wylewałem łzy razem z nią. Nie rozumiałem, co takiego zrobiłem, że to jej się przydarzyło. Ale odpowiedź był prosta. To gówno po prostu się wydarzyło. Znajdź sposób, żeby sobie z tym poradzić i naucz się z tym żyć. Możesz być sztywną gałęzią, która się złamie albo drzewem uginającym się pod siłą wiatru. To zależy od ciebie. CeeCee już straciła mamę. Nie mogła stracić również mnie.
Ani
wtedy, ani nigdy. Spędziliśmy dużo czasu w szpitalach, byliśmy po imieniu z wszystkimi lekarzami i pielęgniarkami z oddziału dziecięcego.
Moja
mama wręcz karmiła personel. Wymienialiśmy z nimi świąteczne upominki. Szybko stali się przedłużeniem naszej dużej rodziny. Byli niesamowici. Nie wiem, co byśmy bez nich zrobili. Bez względu na to jak bardzo byłem skwaszony lub sfrustrowany, zawsze o nas dbali. I robili to z uśmiechem. Lekarze, pielęgniarki i pozostały personel szpitala… byli niesamowici. Rdzeń kręgowy CeeCee jest przerwany. Bez szans na wyzdrowienie. Musieliśmy nauczyć się sobie radzić. – Sprawdzałaś w swoim pokoju? CeeCee patrzy na mnie spod zmrużonymi oczami i kręci lekko głową. – Uhhh, tak. Oczywiście, że sprawdziłam. Opadają mi ręce. – W takim razie jestem skołowany. Wjeżdża swoim wózkiem do jadalni, na tyle blisko, żeby uścisnąć i pocałować Tinę. Wzdycha sfrustrowana. – Po prostu nie mam pojęcia, gdzie go zostawiłam. Uśmiecham się. Mój Boże, ona jest urocza. Nik roluje swoją gazetę i żartobliwie trącą nią głowę mojej córki.
38
– Czyżby mój Cricket nie powiedział mi jeszcze dzień dobry, Tina? Tina przytuliła ją do siebie i popatrzyła na męża spojrzeniem pełnym miłości. – Myślę, że masz rację, ale nie sądzę, żeby księżniczka była dziś w nastroju na twoje gry, kochanie. CeeCee ma prawie trzynaście lat. W zasadzie nie jest już dzieckiem, ale jeszcze trochę brakuje jej do nastolatki. Utknęła gdzieś pomiędzy tymi dwoma etapami. Z dnia na dzień widzę, jak się zmienia. Każdego dnia. Jestem rozdarty. Szkoda, że nie było sposobu, żeby powstrzymać jej dorastanie, ale jednocześnie nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jak moja córka rozkwita i zmienia się w wartościową kobietę, wiem, że taka będzie. Tina miała rację, CeeCee ostatnio była bardzo sfrustrowana. Wiem, że wszystko jest związane z dojrzewaniem. Cholera, przerażały mnie nadchodzące zmiany hormonalne. Całe szczęście, że mam mamę, siostry, Tinę, Nat, Lolę i Mimi, które będą mogły pomóc mi w tych trudnych rozmowach, gdy nadejdzie na nie czas. To znaczy, dacie spokój! Rozmowa z moją małą córeczką o jej okresie i tym, czego może się spodziewać w związku z nim, gdy sam nie mam o tym zielonego pojęcia jest po prostu cholernie śmieszna. Twarz CeeCee łagodnieje. Z małym westchnieniem podjeżdża do Nika, który uśmiecha się, pochyla i wciąga ją w mocny uścisk. Zamyka oczy, opierając głowę na jego ramieniu. Szepcze jej coś na ucho. Słyszę tylko jej cichą odpowiedź. – Wiem. Kocham cię, wujku Nik. Całuje ją w czoło, wstaje, a następnie klaszcze w dłonie, co oznacza przejście do działania.
39
– Właśnie, tornister. Sprawdź kuchnię, a ja przeszukam pozostałą część domu. CeeCee rusza do kuchni, a Nik do pozostałych pomieszczeń. Zajmuje mi chwilę uświadomienie sobie, że stoję na środku jadalni i się im przyglądam. Nie wiem, co bym zrobił bez Nika, gdy CeeCee wróciła do domu ze szpitala. Przeniósł nas do swojego domu i spędziłem z nią tyle czasu, ile mogłem, a on pracował ponad normę, gdy ja brałem wolne, żeby być z córką. Ale pracował tak samo ciężko jak ja, a może nawet ciężej, upewniając się, że nie tylko CeeCee miała odpowiednią opiekę, ale również dbając o to, żebym miał taką ilość snu, jakiej potrzebowałem oraz regularne posiłki. Jest moim bohaterem. Nigdy mu tego nie powiedziałem. Jest dobrym człowiekiem. Zasługuje na dobre życie, życie poświęcone jego rodzinie. Jego nowej rodzinie, a nie tej, z której pochodził. Właśnie ta część całości sprawia, że to jest takie trudne. Właściwie nie chcę robić tego, co robię, ale mam wrażenie, że on tego potrzebuje. To jest odpowiedni moment. Nik woła. – Znalazłem go! CeeCee pyta, krzycząc do niego. – Gdzie ja go zostawiłam? Gdy CeeCee wychodzi z kuchni, Nik idzie korytarzem z jej tornistrem zawieszonym na ramieniu. Kładzie go na krześle i odpowiada rozbawiony. – Przy drzwiach wejściowych, księżniczko. CeeCee potrząsa głową, ale na jej twarzy pojawia się lekki uśmiech. Rumieni się i nieśmiało mruczy. – Przepraszam.
40
Na dźwięk głośnego klaksonu CeeCee szykuje się na szkolny autobus. Przejeżdża obok mnie i owija ramiona wokół moich nóg. Pochylam się i całuję jej włosy. – Baw się dobrze. Marszczy nos. – Tato, to jest szkoła. Posyłam jej mój najlepszy uśmiech. – Wiem. Cierp. – Uderza mnie w uda, starając się powstrzymać śmiech, a ja szydzę, odskakując. – Ojej, dziewczyno. Musimy zapisać cię na jakieś lekcje boksu. Obserwuję, jak przemierza korytarz. Otwiera frontowe drzwi i krzyczy. – Cześć! Kocham was. Wszyscy krzyczymy do niej. – Kocham cię. Serce mnie boli. Będę za tym tęsknił. Drzwi frontowe się zamykają i odwracam się do Nika i Tiny. Oboje uśmiechają się do mnie. Ale to, co zamierzam im powiedzieć sprawi, że szybko zmienią wyrazy twarzy. – No więc. – Zaczynam. – Wyprowadzamy się.
41
ROZDZIAŁ 4
Max
Nik i Tina patrzą na mnie, twarz mojego brata wyraża zmieszanie, a jego żona otwiera usta z zaskoczenia. Stoję w miejscu i otacza mnie niezręczna cisza, żałuję, że nie jestem niewidzialny, wtedy przynajmniej mógłbym zrzucić ciuchy i dać nogi za pas. Ton głosu mojego brata wyrażał frustrację i gniew. Gdy zwraca się do mnie, naprawdę nietrudno to wyczuć. – Co ty do cholery mówisz, stary? – No, właśnie to mówię, stary. Oczy Tiny łagodnieją. Kręci głową, starając się zrozumieć to, co właśnie powiedziałem, po czym podnosi na mnie smutne spojrzenie. – Kochanie, co ty w ogóle mówisz? Nie możecie się wyprowadzić. To jest dom CeeCee. Twój dom. Spuszczam głowę, kładę ręce na biodrach i poruszam nerwowo jedną nogą. Myślę, co powiedzieć, żeby nie zabrzmieć jak dupek. – Nie. To jest wasz dom. Macie dwie małe córeczki i powiększającą się rodzinę. Owszem, CeeCee wychowała się w tym domu, ale on nie jest nasz. – Ośmielam się spojrzeć na Nika. – Nigdy nie był. Wzrusza lekko ramionami. – Nie mam pojęcia skąd to ci się wzięło. Co się stało? Biorę głęboki oddech, unoszę ramiona, splatając nadgarstki za głową i odpowiadam na wydechu.
42
– Nic się nie stało. To nie o to chodzi. Nie podejmowałem tej decyzji w złości ani nic w tym stylu… Nik nie słucha. Wstaje i podchodzi, stając naprzeciwko mnie. – Cokolwiek to jest, możemy to naprawić. Powiedz mi, co się dzieje… – Nic. Przysięgam… – Coś się musiało stać. Powiedz mi, co muszę zrobić, żebyś zmienił zdanie. – Nie łapiesz tego, co mówię. Tina wstaje od stołu i podchodzi do mnie, ale unoszę w górę ręce w geście obronnym. Gdy Tina cię przytula, istnieje niewielka szansa, że będziesz w stanie jej odmówić, gdy o coś poprosi. Trzymam splecione ramiona. – Nie. Nie teraz, Tina. Muszę mieć czysty umysł. Nik szybko się wkurza. – Nie pierdol mi tu, Max. Powiedz, w czym jest problem. Frustracja wybucha we mnie, gorący jak lawa gniew wypluwa prawdę z moich ust. – Kurwa, człowieku, nie wszystko kręci się wokół ciebie! Chodzi o mnie i o CeeCee! Tu nie chodzi o ciebie, Tinę czy dziewczynki! To jest o mnie i mojej córeczce. To wszystko. Cichy głos Tiny przebija się przez mój gniew, jak ostry kołek. Albo sześć… – Nie jesteś tutaj szczęśliwy? Nie ma smutniejszego widoku niż zdenerwowana Tina. To gówno kłuje. Szybko ruszam się i biorę ją za rękę. 43
– Nie, kochanie. Nie o to chodzi. – Przeczesuję dłonią włosy. – Nie wyjaśniłem tego tak, jak powinienem. Nik splata ręce na piersi, wygląda na poruszonego, ale brzmi spokojnie. – Nie spiesz się. Uwalniam z uścisku dłoń Tiny i idę usiąść a kanapie. Przez chwilę jestem spokojny, myślę, co powinienem powiedzieć, a nie to, co prawdopodobne moje usta chciałyby z siebie wyrzucić. – Dobrze. Byliśmy przecież tu od zawsze, prawda? – Nik przytakuje głową. – Byliśmy tutaj naprawdę szczęśliwi, Nik. Pomagałeś nam, gdy cię potrzebowałem i patrzyłeś jak CeeCee staje się małą kobietką. – W gardle rośnie mi klucha. – A to… ze względu na was. – Ostre rysy Nika łagodnieją. Unikam jego spojrzenia i mówię dalej. – Byłem tu jednak za długo. Zostałem, mimo, że powinienem odejść. Nie zrobiłem tego, co powinienem, a teraz to jest trudne. Powinienem odejść, gdy to jeszcze było proste. Patrzę na Tinę, która wygląda jakby miała dostać palpitacji serca. Tina szybko błaga. – W takim razie nie odchodź. Kochamy was. Chcemy was tutaj. Miejsca wystarczy dla nas wszystkich, po prostu zostań. Uśmiecham się do nich smutno i spuszczam bombę. – Już kupiłem dom. Nik przebiega dłońmi przez twarz. – Ja pierdolę. – Słuchaj, już czas. Mieszkaliśmy tu o dziesięć lat za długo. Nik wtrąca ożywionym głosem.
44
– Chciałem was tutaj. – Przerywa, patrząc błagalnie. – Chcę was tutaj, stary. Kręcę głową i delikatnie, ale stanowczo odpowiadam. – Kocham cię za to, naprawdę, ale muszę zacząć ponownie żyć. Muszę ruszyć do przodu. Maddy… – Urywa mi się oddech. – To mnie popieprzyło i przez długi czas byłem uszkodzony. Muszę zrobić to, co powinienem był zrobić lata temu. Muszę przejąć kontrolę nad moim życiem. – Podnoszę głowę i spotykam wzrok Nika. – Jestem na to gotowy. –Kurwa, to jest do bani. Obaj z Nikiem obracamy się i zszokowani patrzymy na Tinę. Ona nigdy nie przeklina. Przenigdy. Obserwuje nas, wpatrujących się w nią pociągającą nosem i nadąsaną. – Cóż, tak jest. Stoimy tam, nie wiedząc, co powiedzieć, pławiąc się w niezręcznej ciszy, wypełnionej niezadanymi pytaniami. To nie jest miłe uczucie. Coś w stylu zgagi. Nik kiwa głową. – Przypuszczałem, że do tego kiedyś dojdzie. Chociaż sądziłem, że to będzie raczej wtedy, gdy CeeCee będzie stąd wyjeżdżała na studia. – Ton jego głosu i wyraz twarzy potwierdzają jego słowa. Tina pyta cicho. – Czy ona już wie? Kręcę głową, ponieważ czuję, że słowa mogą mnie zdradzić. – Gdzie jest ten dom? – Pyta Nik. To przynajmniej sprawia, że lekko się rozluźniam. Wskazuję na wschód, ukrywając uśmiech i macham nonszalancko ręką. – W tym kierunku.
45
– Gdzie? – Twarz Nika zachowuje stoicki spokój. Pokazuję raz jeszcze, tym razem nie ukrywając uczuć. Zdradza mnie uśmiech. Usta Nika podnoszą się ku górze. – Nie zrobiłeś tego. – Czego nie zrobił? – Pyta Tina. – Owszem, zrobiłem. – Odpowiadam elegancko. – Co zrobiłeś? – Pyta głośniej Tina. Nik zasłania twarz dłonią, a jego ciało drży w cichym śmiechu. – Ty podstępny sukinsynu. Głos Tiny jest wyraźnie rozhisteryzowany. – Zaraz oszaleję! Czy ktoś mi może powiedzieć, co tu się, do cholery, dzieje? Uśmiecham się do niej. Nik kręci głową i przekazuje dobre wieści. – Wygląda na to, że mamy nowego sąsiada. Wstrzymuje oddech, jej ciało drży od nadmiaru emocji. – Zamknij się! – Skacze z radości w górę i zaczyna piszczeć. – Och, dzięki Bogu! – Nie jest w stanie przestać się uśmiechać. Chichocze i pyta. – Gdzie jest ten dom? Czy możemy go zobaczyć? – Jasne. Chodźmy. Tina rusza szybko korytarzem, jej brzuch odbija się jak piłka, gdy idzie pewnym krokiem. – Dalej, chłopaki! Nik i ja idziemy blisko siebie. On chichocze. – Ona nie ma pojęcia o niczym. Ale będzie zdziwiona. Uśmiecham się. – Oj, wiem, wiem.
46
Wychodzimy z domu, Tina staje przy samochodzie, czekając, aż Nik go otworzy. Staje przy niej, obejmując ją w talii. – Nie ma sensu marnować benzyny. Tina pozwala mu się prowadzić, ale patrzy na mnie podejrzliwie spod przymrużonych oczu. Idę po jej drugiej stronie. Schodzimy z podjazdu i dalej idziemy chodnikiem. Tina mruży oczy od słońca, patrzy w prawo, potem w lewo. – W którą stronę? Przesuwam się i staję za nią, delikatnie kładąc ręce na jej biodrach i przesuwam ją w stronę ulicy. Czuję jej zmieszanie, ale nie powiedziała ani słowa. Dokładnie wiem, w którym momencie załapała. Wstrzymuje oddech i zasłania usta obiema rękami. Bardzo powoli odwraca się do mnie. Patrzy ma mnie szeroko otwartymi oczami. Szepcze. – Przeprowadzacie się na drugą stronę ulicy? Uśmiecham się tak bardzo, że zaczynają mnie boleć policzki. Tina piszczy, po czym rzuca mi się w ramiona i śmieje się. – Jesteś podstępnym, przebiegłym człowiekiem, Maxie Leokov. I kocham cię na zabój. – Krzyczy, śmiejąc się. – Kocham cię. Tina odmawia uwolnienia mnie ze swojego małpiego uścisku i nie mam z tym problemu. Trzymam ją i w tym samym czasie patrzę na mój nowy dom po drugiej stronie ulicy. Nik ściska moje ramię, ściągając mnie na ziemię. Patrzę na niego pytającym wzrokiem. Pęka z dumy i mimo tego, że tego nie potrzebuję, dobrze czuć jego akceptację, zwłaszcza jego. Moje gardło się zaciska. Chrząkam i oznajmiam. – Powiemy CeeCee dzisiaj wieczorem.
47
Tina wraca do mnie, patrząc na mnie nieco nerwowo. Bierze mnie za rękę i mówi. – Tak. Powiemy jej razem jako rodzina. – Wielki uśmiech rozciąga się na jej twarzy. – Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze. Kiwam głową. Tak. Jestem pewien, że będzie dobrze.
***
Zapłakana twarz CeeCee łamie mi serce. – Dlaczego? Czy zrobiłam coś złego? To nie wygląda tak, jak się spodziewałem. Inaczej to sobie wyobraziłem w swojej głowie. W mojej głupiej, durnej głowie. Podchodzę ją przytulić, ale odsuwa się ode mnie. Tina i Nik natychmiast ruszają z wyjaśnieniami. – Nie, Aniołku! Absolutnie nie. Kochamy cię! – Och, Cricket. Wiesz, że nie o to chodzi. Szloch urywa jej oddech. Szepcze zrozpaczonym tonem. – Nie chcę się wyprowadzać. Kocham to miejsce. Staram się być głosem rozsądku. – Kochanie, nie możemy tu mieszkać na zawsze. Patrzy na mnie i zaciąga nosem. – Nie chcę być sama.
48
Uśmiecham się do niej, chociaż tak naprawdę to wyrwało mi serce z piersi. – Przecież nie wyprowadzamy się daleko. Zamieszkamy po drugiej stronie ulicy. Możesz to przychodzić, kiedy tylko zechcesz. Nie jestem przygotowany na jej gniew. – W takim razie sam się wyprowadź! – Odwraca się i odjeżdża ode mnie. Gdy dociera do korytarza, woła. – Wyprowadź się, jeśli tego chcesz! Nie obchodzi mnie to! – Jej zabójcze słowa sprawiły, że mój oddech staje się świszczący. – W każdym razie, nie potrzebuję cię. Nik podchodzi do mnie z twarzą pełną współczucia. Unoszę ręce w obronnym geście. Nie chce teraz nikogo obok siebie. Patrzę w podłogę i uciekam na dziedziniec. Siadam na schodach i zamykam oczy, czując na twarzy podmuchy wieczornego wiatru. Wzdycham. Mówili, masz dziecko. Mówili, będzie fajnie. Pozbawiony poczucia humoru chichot ucieka z mojego
gardła.
Zostaję na schodach przez dłuższy czas, może nawet godziny i nadal nie wpadłem na to, co mogę zrobić, żeby pocieszyć moje dziecko. Życie czasami jest trudne.
49
ROZDZIAŁ 5
Helena
Dzisiejszy poranek był tak spokojny, jak pierwotnie zaplanowałam. Bogaty w wydarzenia, mam tu na myśli łzy członków rodziny, szalony pęd na lotnisko i niezręczne pożegnanie z najstarszą siostrą. Obudziłam się o piątej rano, wzięłam prysznic i zjadłam małe śniadanie złożone z tostów i kawy. Torby miałam już spakowane, stały przy drzwiach, przygotowane do podróży. Pudła z moimi pozostałymi rzeczami pojechały tydzień temu, a Nat zadzwoniła i poinformowała mnie, że dotarły na miejsce. Dziękowałam za to bogom transportu. To naprawdę byłoby do dupy, gdybym nie miała swoich rzeczy. Nat zapytała mnie, czy chcę, żeby rozpakowała pudła, a ja szybko krzyknęłam, że nie. Tak naprawdę chodziło o to, że nie zostawiałam w domu wibratora. Powody były dwa. Pierwszy… rodzice prawdopodobnie by go znaleźli. Fuj. Drugi… Potrzebuję go. Jest częścią mojego rytuału przed snem. Wyczerpuje mnie fizycznie i pomaga zasnąć. Ponieważ nie mam chłopaka, czy chociażby kupla do pieprzenia, to jedzie ze mną. Nie potrzebuję, żeby moja siostra oglądała to gówno. Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Rozmawiam z siostrami o seksie i mówimy o nim otwarcie, ale rozmawiać to jedno, a inną rzeczą jest zobaczyć na własne oczy długiego, grubego, fioletowego brokatowo – żelowego, wibrującego przyjaciela swojej siostry o imieniu Pan Bardzo
50
Kwilący. Nie musi tego oglądać. Nikt nie musi tego widzieć. Ja nie muszę tego oglądać. Dlaczego uważasz, że zadowalam się wieczorami sama, w ciemności, przed snem? Pobiegłyśmy na lotnisko, gdzie czekałam w kolejce z dziesięcioma tysiącami innych pasażerów, którzy też wyruszali w swoją podróż bladym świtem. Rzuciłam swoje walizki biednemu człowiekowi, obsługującemu lot. Już chciałam być w Nowym Jorku. Byłam podekscytowana. To miała być dla mnie wielka zmiana. Czułam, że będzie dobrze. Ale… być może pominęłam pewien szczegół, rozmawiając z Nat… i być może wspomniałam o przylocie o osiemnastej, zamiast w południe. Przyznam się, dlaczego to zrobiłam. Po pierwsze, Nat nie będzie musiała urywać się z pracy, żeby mnie odebrać, co byłoby dla niej utrudnieniem. Po drugie, nie przyjechałaby sama. Przywiozłaby wszystkie dziewczyny i ich facetów, organizując dla mnie imprezę, a to jest coś, za czym
nie
przepadam. Po trzecie, może to zabrzmi dziwnie, ale w czasie pierwszych chwil w moim nowym mieszkaniu wolałabym być sama, lepiej poznać otoczenie. Owszem, wcześniej bywałam u Nat, więc widziałam mieszkanie, ale nie zaglądałam do jej wszystkich szaf, szafeczek i szuflad. Potrzebuję trochę czasu dla siebie. Gdy pożegnałam się z rodzicami i przytuliłam ich mocno, chcąc zapamiętać ich zapach, byłam zaskoczona odkryciem, że wyjazd nawet mnie nie smucił. Myślałam, że uronię łzę, albo kilka, ale nie. Po rodzicach stanęłam przed Niną. Włożyła ręce w kieszenie i spojrzała w dół, unikając mojego wzroku. Nina nie była emocjonalna. Nigdy. Przenigdy. To powinno
51
mnie martwić, ale być może zostanę uznana za gównianą siostrę, ale cieszyło mnie to. Myślę, że królowa lodu topniała. Odchrząknęła. – Masz wszystko, czego potrzebujesz? Poklepałam swój bagaż podręczny. – Wszystko. Jestem gotowa. Spojrzała na mnie. – Przyjedziesz do domu na święta, prawda? Otworzyłam usta, żeby potwierdzić, ale przemyślałam swoje słowa. Wzruszyłam lekko ramionami. – Jeżeli będę miała wolne, to zdecydowanie tak. Taka odpowiedź jej nie udobruchała. W najmniejszym stopniu. Skrzywiła się. – Lepiej przyjedź z wizytą. Spojrzałam na nią ponownie. – A może ty przyjedziesz mnie odwiedzić? Skrzywiła się ponownie. – Ale ja mam salon do ogarnięcia i łatwiej będzie tobie nas odwiedzić. Położyłam dłoń na biodrze. O tak, wiedziała, że to spieprzyła. – No cóż. Teraz masz dwie siostry w Nowym Jorku. Zbierz swój tłusty tyłek i wpadnij do nas kiedyś. Założyła ręce na piersi. – Niby dlaczego miałabym to zrobić? To wy jesteście dupkami, które wyjechały. Gapiłam się na nią z otwartymi ustami. – Dobrze. – Dobrze. 52
Stałyśmy tak jeszcze dobrą minutę albo coś koło tego, zanim się poddałam. Będę tęsknić za moją siostrą. Kocham ją. Nawet, jeżeli jest totalną kretynką. Westchnęłam, przewracając oczami, podbiegłam do niej i objęłam ją mocno. Suka, nie odwzajemniła uścisku przez dobrą minutę, ale potem jej dłonie lekko chwyciły tył mojej kurtki i przycisnęła głowę do mojego ramienia. Poczułam na nim wilgoć. Pocałowałam ją w policzek i wyszeptałam. – Przyjadę do domu na święta. Pociągnęła nosem i wykrztusiła. – A ja przyjadę z wizytą. Obiecuję. Przytulałyśmy się mocno, dopóki nie ogłoszono mojego lotu. Na pokład mojego samolotu zaczęto wpuszczać pasażerów. Pomachałam na pożegnanie do opuszczanej przeze mnie rodziny i weszłam na pokład samolotu do mojego nowego życia. Nat powiedziała, że zostawiła klucze u staruszki w apartamencie 309, w mieszkaniu naprzeciwko mojego. Wylądowałam, złapałam taksówkę i pojechałam do mieszkania. Gdy tylko rozciągnęła się przede mną panorama miasta, szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy, a motyle latały w żołądku,
ogarnęła
mnie
mieszanka
zdenerwowania
i
podniecenia.
Taksówkarz był na tyle miły, że pomógł mi z walizkami. Weszliśmy schodami pod mieszkanie na pierwszym piętrze, uregulowałam należność, po czym zapukałam do mieszkania 309. Szybko otwierają się zasuwy i drzwi, zablokowane łańcuchem bezpieczeństwa. Odskakuję i przykładam rękę do falującej piersi. Wystraszyła mnie. W szczelinie pojawia się twarz staruszki w okularach grubych, jak denka butelek. Zmuszam się do uśmiechu.
53
– Witam. Jestem Helena Kovac. Moja siostra, Natalie, powiedziała, że zostawiła u pani klucz dla mnie. Maleńka kobieta marszczy twarz, jest zakłopotana. Krzyczy. – Co? Mrugam. Czy ty sobie, kurwa, ze mnie żartujesz, Nat? Chrząkam i mówię głośniej. – Moja siostra, Natalie, powiedziała, że ma pani dla mnie klucz. Ale kobieta tylko mruga. Spuszczam brodę, żeby powstrzymać się od śmiechu. Opanowuję się, unoszę twarz i się uśmiecham. Wskazuję na swoje ucho i pytam. – Czy pani mnie słyszy? Ale kobieta tylko marszcz brwi. – Musisz mówić głośniej. Mój słuch nie jest już taki jak dawniej. Kiwam głową ze współczuciem i niemal krzyczę. – Moja siostra, Natalie, powiedziała, że ma pani dla mnie klucz. Jestem Helena. Kobieta krzywi się. – Nie ma potrzeby krzyczeć, młoda damo. Słyszę dobrze, dziękuję bardzo. Co do ciężkiej kurwy? Wchodzi do środka i zamyka drzwi. Cierpliwie czekam, ale nic się nie dzieje. Odeszła. Pukam ponownie. Drzwi się otwierają i starsza pani patrzy na mnie wyczekująco zza swoich okularów. Nie jestem pewna, co tu się dzieje, więc brnę dalej, oglądając się za siebie. Gdy próbuje zamknąć mi drzwi przed nosem, szybko mówię. 54
– Potrzebuję klucz, który zostawiła u pani Natalie, żebym mogła dostać się do swojego nowego mieszkania. Kobieta mruga. – Musisz mówić głośniej. Mój słuch nie jest już taki, jak dawniej. Och, na moją całą miłość do ciastek! Spuszczam brodę, a moje ciało drży w cichym śmiechu. Nowy Jorku, już cię lubię! Unoszę twarz i pytam powoli, wyraźnie i głośno. – Czy zna pani Natalie z 306? – Wskazuję dłonią drzwi mieszkania Nat, a następnie z powrotem na siebie. – Nie ma jej w domu. Jest w pracy. Wyjaśniam raz jeszcze. – Jestem jej siostrą. Właśnie przyjechałam z Kalifornii. – Odwracam się w stronę stojących obok mnie walizek. – Potrzebuję klucz do mojego mieszkania. – Odwracam głowę w stronę mojego apartamentu, zanim ponownie poproszę o klucz. Staruszka kiwa głową w zrozumieniu. Uśmiecha się do mnie. – Jesteś siostrą. Natychmiast się do niej promiennie uśmiecham. – Jestem siostrą. Śmieje się. – Potrzebujesz klucza. Chichoczę i potwierdzam. – Tak! Potrzebuję klucz! Poproszę klucz! Kiwa głową i cofa się do swojego mieszkania. – Chwileczkę, kochanie. – Zamyka drzwi, a ja wzdycham z ulgą.
55
Czekam. I czekam. Jeszcze dłużej czekam. Nic. Pukam raz jeszcze. Może potrzebuje pomocy w znalezieniu klucza. Otwierają się drzwi, a starsza pani patrzy na mnie zza okularów, jakby widziała mnie po raz pierwszy. Część mnie chce się śmiać, ale inna chce uderzyć ją w głowę, wejść tam i znaleźć ten cholerny klucz. Uśmiecham się słodko. – Czy masz już klucz? Naprawdę muszę się dostać do mieszkania. Kobieta mruga. – Musisz mówić głośniej. Mój słuch nie jest już taki, jak dawniej. Przebiegam dłonią po twarzy. Na niebiosa!
***
Potrzebowałam całych czterdziestu minut, żeby dostać klucz od Pani Crandle. Okazuje się, że nie tylko słabo słyszy i ma problemy z pamięcią, ale jest również właścicielką tysięcy kotów i wszystkie chciała mi przedstawić z imienia. Obiecałam jej, że kiedyś wpadnę na herbatkę. Wkładam klucz do zamka, otwieram drzwi i śmieję się z ulgą. Czuję ulgę, ponieważ dała mi właściwy klucz i nie będę musiała stoczyć kolejnej batalii z panią Crandle. Wciągam wszystkie walizki do środka, zamykam drzwi i rozglądam się dookoła. Moje pudła się ładnie i równo ułożone przy ścianie po prawej stronie. Nagle przyszła mi do głowy refleksja. Można spakować całe swoje życie w osiem pudeł? 56
To trochę smutne. To nie są nawet duże pudła, czy wielkie skrzynki, są to średniej wielkości pudełka pełne pierdów. Tak, pierdów, ale kocham je wszystkie. Odpycham tą myśl i wyciągam z torebki telefon, żeby wysłać wiadomość do Nat. Ja: Jestem w mieszkaniu. Nie wkurzaj się. Nie chciałam wam sprawić kłopotu. To miejsce wygląda niesamowicie! Jakieś trzydzieści sekund później moja komórka brzęczy. Nat: Ty brudny, mały gnojku! Wiedziałam, że kłamiesz. ZAWSZE kłamiesz! Dlaczego kłamiesz? Chichoczę. Ja: Cokolwiek, stara. Zobaczymy się, gdy skończysz pracę. Nat: Zamierzam się odegrać, suko. Ale przyniosę babeczki. Moje oczy robią się wielkie po ostatnim zdaniu. Ślinię się. Szaleńczo kocham babeczki. Ja: O Mój Bożę! Proszę, proszę, proszę kup te z solonym karmelem. I brownie z krówką. A może z kremem waniliowym. Wiesz co? Nie obchodzi mnie, jakie kupisz, ponieważ to BABECZKI! Nat: Teraz nie dostaniesz żadnej. Ja: Jesteś ciotą. Nat: A ty masz włochatą dupę. Parsknęłam śmiechem. Moja siostra jest taka wulgarna. Kocham to. Ja: Kocham cię. x Nat: Też cię kocham. Nie mogę się doczekać, żeby cię zobaczyć, nawet, jeżeli jesteś kłamliwym kawałkiem gówna. x Ach, czuje się miłość?
57
Biorę walizki i zanoszę je do sypialni. Staję jak wryta. Mrugam i wycofuję się na korytarz. Potrząsam głową i wsuwam się na palcach do pokoju. W łóżku leży mężczyzna. Leży na brzuchu, z rozłożonymi ramionami, twarzą w dół, zajmując prawą stronę mojego łóżka. Moje serce pędzi. A tak poza tym jego plecy poruszają się w równym rytmie w górę i na dół, wiem, że śpi. Rozum podpowiada mi, żebym zadzwoniła na policję, ale jeżeli mam to zrobić, muszę się upewnić, że jestem w niebezpieczeństwie 3. Nie wydaje się być dużym zagrożeniem, gdy śpi. Myślę intensywnie przez chwilę, po czym ruszam cicho do kuchni i otwieram torebkę. Wyciągam z niej mój kieszonkowy gaz łzawiący i idę z powrotem do sypialni. Potrzebuję chwili, aby uświadomić sobie, że przyciskam gaz do ucha, a telefon trzymam w dłoni, żeby użyć go jako broni. Geniuszu! Dokonuję szybkiej zmiany i wchodzę do pokoju. Z łóżka zwisają stopy mężczyzny w skarpetkach. Unoszę swoją stopę i szturcham jego łydkę. Marudzi, ale się nie budzi. Szturcham go ponownie, tym razem mocniej. – Nik, spierdalaj. – Mówi zaspany facet, a moje ciało sztywnieje. Znam ten głos. Naprawdę podoba mi się ten głos. Co on, do cholery, robi w moim mieszkaniu? W mojej sypialni? Opuszczam gaz i chrząkam. – Spierdalaj, Nik. Nie żartuję. Nie przejmuję się subtelnościami. – Sam spierdalaj. To moje mieszkanie.
3
Ta logika mnie zabije!
58
Jego ciało sztywnieje. Odwraca się bez słowa, podnosi głowę w górę i mruga. – Helen? Och, człowieku, odnosisz same sukcesy, dupku! Wyjaśniam. – Mam na imię Helena! Nie Helen! Rozczochrany wygląda uroczo. Ciemne, brązowe włosy ma zaczesane do tyłu i mruga zaspanymi, złotymi oczami. Zaczerwienionymi, złotymi oczami. Nie podoba mi się to. Boczę się i pytam. – Czy ty jesteś pijany? Zmieszanie przepływa przez jego twarz. – Co? Nie, nie jestem pijany. – To, co tutaj robisz? Rozgląda się po pokoju, przyjmując postawę macho, po czym jego ciało odpuszcza. – O cholera. Miałem sprawdzić cieknący kran, ale domyślam się, że… hmmm… – Drapie swój podbródek, niesamowicie silny, męski podbródek i Kończy. – … zasnąłem. Unoszę brwi z niedowierzania. Przygląda mi się uważnie. Nie powiedzieliśmy ani słowa. Biorę głęboki oddech i mówię na wydechu. – Cóż, jak skończysz, muszę przenieść swoje rzeczy do sypialni… bez kogokolwiek w łóżku. – Patrzę w dół na moją poduszkę i dorzucam. – Albo śliniącego moją poduszkę. Szybko otwiera usta, żeby się obronić, ale odwraca się, spoglądając za siebie. – Ja się nie śli… – Przerywa, widząc mokrą plamę na mojej poduszce. 59
Przynajmniej jest łaskaw wyglądać na zakłopotanego. – Mogę to wyprać. – Tak, jasne. – Szydzę. Wstaje, przeciąga się, ale gdy unosi ręce nad głową, jego muskularne ramiona napinają się i rozciągają tak bardzo, jak tylko są w stanie, koszulka się unosi nad paskiem nisko zawieszonych dżinsów, pokazując gumkę bokserek i dobrze wyrzeźbione V. Ciemne dżinsy, które ma na sobie, opinały jego silne nogi. Obcisła, czarna koszulka jest całkiem niezła i opina jego muskularne ramiona, chociaż wygląda na porządnie zużytą. Na stopach ma białe skarpetki. Na prawym nadgarstku ma plecioną, żółto – fioletowo – niebieską, elastyczną bransoletkę, bezsprzecznie wykonaną własnoręcznie przez dziecko. Wygląda pysznie. Fala ciepła uderza w mój brzuch i rozprzestrzenia się w dół. Podtrzymując się futryny, mocno ściskam razem nogi. Jasna cholera. Nagle uświadamiam sobie swoją sytuację. Nie mam makijażu i mam na sobie szare spodnie dresowe i biały, domowy top. Domowy, ponieważ jest znoszony. Więc jest megawygodny, ale znoszony. Dobra, ten top jest bardziej jak szmata. Z jakiegoś powodu to sprawia, że jestem wściekła. – Nie możesz po prostu przychodzić do czyjegoś domu, gdy go tam nie ma. Max pociera dłonią twarz. Ziewa i odpowiada. – Pewnie, że mogę. Krew zaczyna we mnie wrzeć. – Nie, nie możesz.
60
Odsuwa dłoń z twarzy i uśmiecha się do mnie. Wszystko, co widzę, to pełne usta, białe zęby i magiczny dołeczek. Ten pieprzony dołeczek. Robi krok w moją stronę, jego oczy wpatrują się w moje. Ma nadal lekko zaspany głos, gdy mówi, przeciągając samogłoski. – Jestem tu, prawda? – Przygląda się mojej twarzy, po czym mruczy z roztargnieniem. – Taka twarz nie powinna marszczyć czoła. Rumienię się i pytam. – Słucham? Mówi głośniej i z większą pewnością siebie. – Powiedziałem, że taka twarz, jak twoja nigdy nie powinna się marszczyć. – Co jest nie tak z moją twarzą? – Mamroczę, przełykając. Max mierzy mnie wzrokiem, powoli, wymownie. – Z tego, co widzę, to absolutnie nic. – Uśmiecha się. – Dla rzeczy, których nie mogę zobaczyć, po prostu używam wyobraźni. – Puszcza do mnie oko. Mruga! Biorę drżącą rękę i wskazuję zdecydowanie w stronę drzwi. – Musisz wyjść. Wzdycha. – Tak, tak, słyszałem za pierwszym razem. Obserwuję, jak siada na brzegu łóżka i zakłada buty. Potem idzie do kuchni. Idę za nim. Leniwie przechodzi przez kuchnię w stronę lodówki. Otwiera ją i krzywi się, zauważając, że niemal nic w niej nie ma. Pytam zadziornie. – Czy mogę ci w czymś pomóc? 61
Nadal przeszukuje lodówkę i odruchowo drapie się po brzuchu. – Jestem głodny. – Prostuje się. – Jesteś głodna? Powinniśmy iść coś zjeść. Otwieram z zaskoczenia usta. Luuudzie, gość jest szybki. Śmieję się rozbawiona. – Nigdzie z tobą nie idę. Marszczy czoło. – Dlaczego nie? Ty jesteś głodna. Ja jestem głodny. Chodźmy coś zjeść. Ten facet jest nieznośny. – Nie jestem głodna! Zagląda po raz ostatni do lodówki. – Pewnie, że jesteś. Sama powiedziałaś: „Max umieram z głodu i z przyjemnością zjem z tobą”. Powiedziałaś tak. Właśnie w tej chwili. Nie pamiętasz? Myślę, że powinnaś się skonsultować ze specjalistą i opowiedzieć mu o swoim problemie. Niech go szlag trafi za bycie zabawnym. Przygryzam wargę, żeby powstrzymać atak śmiechu. W tym momencie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego nadskakuje mu tak wiele kobiet, z którymi flirtuje. Pomimo mojej niechęci do flirtu, to powoduje, że kobieta czuje się dobrze z byciem usłużną. W każdym razie ja wolę prawdę od pięknych kłamstw. – Słuchaj, Max…4 Słyszę jego niezadowolenie. – Max. No, to nie jest zbyt miłe, co? 4
Dobra dziewczynka… Oj, wie jak to się robi;)
62
Owszem, czasami potrafię być takim dzieciakiem. Ale jest mi z tym dobrze. – Max, jestem zmęczona. Mój lot nie był najlepszy, facet, obok którego siedziałam był… och i śmierdzę. Wszystko, co chcę zrobić, to zmyć z siebie pot tego tłustego faceta i złapać trochę snu, zanim Nat wróci z pracy. Czuję przed sobą ciepło jego ciała. Szybko się prostuję i otwieram oczy. Patrzy na mnie z troską. – Wszystko w porządku, muffinko? O mój Boże. On mnie zabija. Staram się zignorować rozwścieczony rój pszczół zabójców w moim brzuchu i szepczę. – Świetnie. Po prostu chcę, żebyś już poszedł. Ku mojemu zaskoczeniu, nie obraża się. Po prostu kiwa głową i idzie w kierunku drzwi. Otwiera je i mówi. – Do zobaczenia wieczorem. Jeszcze raz puszcza do mnie oko, po czym znika. A to wszystko, zanim mogę zapytać: „dzisiaj?” Podchodzę do drzwi zamykam je i zakładam łańcuch. Słyszę dźwięk otwieranych drzwi na korytarzu. Max krzyczy z korytarza. – Witam, pani Crandle. Co słuchać? – Musisz mówić głośniej. Mój słuch nie jest już taki, jak dawniej. Przykrywam dłonią usta i wybucham śmiechem.
63
ROZDZIAŁ 6
Helena
Spałam już niemal godzinę. Mówiąc o spaniu, mam na myśli rzucanie się i kręcenie się, myśląc o Maxie w moim łóżku, w tajemnicy chcąc lizać zaślinioną poduszkę. Gdy wyszedł, udało mi się wziąć prysznic, zjeść płatki (tylko to tak naprawdę nadawało się do jedzenia) i bezskutecznie próbowałam złapać trochę snu. A w mojej rodzinie sen to świętość. Śpimy, kiedy możemy. Jesteśmy podekscytowani na myśl o drzemce. Ale nie tym razem. To wszystko wina Maxa. Maxa i jego seksapilu. I jego dołeczka. I jeszcze poczucia humoru. I jego bycia uroczym. No dajcie spokój! Założę się, że jest tak wobec wszystkich dziewczyn, czyli flirtujący i uroczy. Założę się, że nie jest to jego naturalne zachowanie. Sekundę później szydzę głośno. – Głupi, seksowny Max. – Halo? Jest ktoś w domu? Uśmiecham się w poduszkę słysząc znajomy głos i zagrzebując się w pościeli. Słychać kroki w salonie i coraz bliżej sypialni. Zauważy mnie. – Arrrggghhh!
64
Następną rzeczą, jaka ma miejsce to atak Nat na mnie. Skacze i krzyczy. – Jesteś dupkiem! Ale mówi to z taką miłością, że odpuszczam i daruję jej cios w nos. Podskakuje na mnie, zmuszając mnie do urywanego oddechu. Trzyma mnie w ciszy przez dłuższą chwilę, zanim odwracam twarz w jej kierunku. Jak tylko to widzi, promienieje jasnym uśmiechem, po czym mówi. – Jesteś kłamczuchą. Zawsze łżesz. Potakuję głową. – Wiem. – Ale nawet jeżeli mam ochotę ogolić ci głowę na łyso, nadal cię kocham. – Dobrze wiedzieć. – Dostałaś się tutaj bez problemów? Opieram się na poduszce. – Tak, ale gdy już tutaj dotarłam, to prawie znokautowałam biedną panią Crandle, żeby dała mi klucze. Łóżko trzęsie się od jej cichego śmiechu. – Cholera, zapłaciłabym, żeby zobaczyć twoją twarz, gdy otworzyła drzwi. Zadławiłam się śmiechem. – Daleko mi do śmiechu, gdy sobie przypomnę, że musiałam zagrać z nią trzy razy w jej dziwne gierki, żeby w końcu dostać ten cholerny klucz. Potem próbowała mnie zwabić do siebie na słodycze i herbatę oraz wizję zabawy z jej niezliczoną ilością kotów. Krzyknęłam: Niebezpieczna nieznajoma! i wyniosłam się stamtąd w cholerę. – Nat śmieje się, ciężkie łzy 65
płyną z jej oczu. – Kiedy nareszcie udało mi się dostać do mieszkania, okazało się, że w łóżku śpi jakiś koleś. Nat prostuje się natychmiast i krzyczy. – Co? – O tak! Gdy przyjechałam, w łóżku spał Max. – Prycham. Przechyla głowę na bok. – To dziwne. Zupełnie do niego niepodobne. – Przygląda mi się uważnie. – Nie brzmisz, jakby ci się to podobało. – Nie. Siada na łóżku. – Niestety, mała. Niemal wszyscy mają klucz do tego mieszkania. Poprosiłam wszystkich o zwrot kluczy, ale kazali mi się wypchać. – Śmieje się. – Jedyną, która była skłonna uznać twoje prawo do jako takiej prywatności, była Tina. Ale, gdy zobaczyła reakcję pozostałych, szybko do nich dołączyła. Kręcę głową. – Masz jakiś dziwnych przyjaciół. Uśmiecha się i wzdycha szczęśliwa. – Wiem, no nie? Nagle zszokowana wstrzymuje oddech. Nieruchomieję. – Co? Zaszkliły się jej oczy. – To po prostu dotarło do mnie, wiesz? No fakt, że naprawdę tu jesteś. Mieszkasz tutaj. – Pociąga nosem i szepcze. – To niesamowite. Uśmiecham się.
66
– Teraz musimy tylko znaleźć sposób, żeby ściągnąć tu Ninę i żeby otworzyła tu swój salon. Twarz Nat staje się rozmarzona. – To byłoby niesamowite. – Wstaje i klaszcze w dłonie. – Dobrze! No cóż, miałam zamiar powiedzieć wszystkim, żeby dzisiaj tu wpadli, ale myślę, że to nie najlepszy pomysł. Więc są u nas, drzwi obok. W ten sposób, gdy zaczniesz się nudzić, będziesz mogła po prostu wyjść, nie martwiąc się, że kogoś obraziłaś albo wykopałaś za drzwi. Wow. Zaskoczyła minie i odeszła. Marszczę czoło i spokojnie reaguję. – Ummm, dzięki, stara. Ale ona jest już w drzwiach. – Przyjdź, jak będziesz gotowa. Nikt nie będzie się przejmował, jeżeli będziesz miała na sobie piżamę! Zastanawiam
się
nad
pójściem
tam
w
mojej
piżamie.
Z
westchnieniem, ściągam flanelowe spodnie i bluzę, zamieniając je na dżinsy i zwykłą, białą koszulkę. Szybko wsuwam stopy w białe klapki, biorę klucz i ruszam
do
sąsiednich
drzwi.
Gdy
tylko
wchodzę,
natychmiast
rozbrzmiewają pozdrowienia. Jest tutaj cała banda, łączne z siostrami Nika i Maxa, Leti, Marią i Isą oraz dwoma mopsami, śpiącymi w swoich małych łóżkach, stojących przy kanapie. Nie ma dzisiaj dzieci. Wszystkie wyglądają na bardzo zadowolone z mojej obecności. Zaledwie kilka razy
miałam
okazję spotkać siostry, ale są naprawdę gorące. Bardzo je lubię. Asher, który jest najbliżej mnie, pochodzi z małym uśmiechem. Zanim się orientuję, jestem owinięta w jego braterskim uścisku. Chowam nos w jego kołnierzyk i zaciągam się zapachem. Szepczę w jego koszulę.
67
– Hej. Odciąga mnie od siebie i mierzy wzrokiem. – Cholernie dobrze mieć cię tutaj. To największa ilość słów, jaką kiedykolwiek słyszałam od Asha w jednym zdaniu. Uśmiecham się, a jako jego honorowa, młodsza siostra, wieszam mu się na szyję. Naśladuję go tak dobrze, jak tylko potrafię. – Cholernie się cieszę, że tu jestem. Łapie mnie za szyję i dostaję czkawki ze śmiechu. Uwalnia mnie i żartobliwie popycha, odwracam się i widzę, że wszyscy nas obserwują. Są zszokowani. Tylko Nat łagodnie się uśmiecha. Podejrzewam, że nie ma zbyt wielu osób, które mogą się tak zachowywać w stosunku do Asha. Ale on i ja… mamy swego rodzaju porozumienie. Łączy nas więź, która powstała jeszcze zanim Nat i Ash formalnie zostali małżeństwem. – Um… Cześć. – Mówię nerwowo. Reszta ekipy przeskakuje do pozdrowień, uścisków i całusów. Tina prawie mnie dusi. Spędzam nieco czasu, trzymając ręce na jej brzuchu, klękam i całuję tymczasowy dom moich siostrzenic albo siostrzeńców. Nik po prostu uśmiecha się do mnie i całuje w czoło. Lola wskakuje na mnie i przez dłuższą chwilę mocno się przytulamy. Lola i ja jesteśmy niemal rówieśniczkami i mamy ze sobą najwięcej wspólnego. Trick uderza mnie nieco zbyt mocno w ramię. Mimi uśmiecha się i wciąga w swój uścisk. Jej ręce przesuwają się w dół moich pleców, do tyłka i chichocze. Zawsze mi powtarza, że mam świetny tyłeczek. Leti, Maria i Lisa przytulają mnie i całują. Wreszcie podchodzi Max. Uśmiecha się jak wariat, którym zresztą jest, podchodząc do mnie z otwartymi ramionami, a moje serce przyśpiesza. Szybko odchodzę.
68
– Już mnie dzisiaj widziałeś. Asher odwraca się szybko i mruczy. – Co to, kurwa, ma znaczyć? Max nawet nie patrzy na Asha, po prostu cały czas uśmiecha się do mnie. – Nigdy nie miałem okazji cię przytulić. Robię kolejny krok. – Nie potrzebuję kolejnego przytulania. Nie jestem typem lubiącym przytulanie. Poza tym, czuję, że jesteśmy wystarczająco powiązani przez plamę twojej śliny na mojej poduszce. Twarz Asha robi się jaskrawoczerwona. Podchodzi do Maxa i łapie przód jego koszuli. – Lepiej zacznij gadać, albo ci wpierdolę. Max tylko chichocze. – Wyluzuj, Ghost. – Nagle jego twarz staje się rozmarzona. – Jej łóżko pachnie wanilią. A ona pachnie jak muffinki. Mój żołądek podskakuje. Niech go szlag! Do cholery z nim i do cholery z jego słowami! Ale Ash jest zbyt zajęty, skupianiem się na jego słowach. – Kiedy ty, do cholery, byłeś przy jej łóżku? Max, nie mając pojęcia, że jest blisko nokautu, wzrusza ramionami. – Dzisiaj, gdy przyjechała. Twarz Asha przybiera śmiertelny wyraz. Rzuca się na Maxa, ale szybko wkraczam między nich. – To nie tak, jak myślisz! Spał w łóżku, gdy weszłam do mieszkania po przyjeździe. 69
Maria prycha. – Mój brat, facet z największą klasą w całym Nowym Jorku. – Komentuje, unosząc kieliszek w niemym toaście i wypijając zawartość do dna. Notatka mentalna: Nigdy nie pić z Marią. Max patrzy na swoją siostrę i pokazuje jej środkowy palec. Broni się. – To nie tak, że już tam mieszkała, gdy zasnąłem. – Zwęża oczy, patrząc na mnie. – Tak naprawdę, to ty jesteś mi winna przeprosiny za przerwanie mojej drzemki. Czy… on jest poważny? Jego oczy pozostają zmrużone, a ja szybko orientuję się, że on nie żartuje. Odgryzam się, pozbawionym rozbawienia śmiechem. – W twoich snach! Nie zamierzam cię przepraszać. Ani teraz, ani nigdy. Za cokolwiek. Poza tym, w zasadzie sam powiedziałeś, że to nic takiego. Chociaż jego zmrużone oczy nie łagodnieją, wargi zaczynają drżeć. To wtedy zauważam, że wszyscy przysłuchują się naszej wymianie nie– argumentów. Wszyscy się uśmiechają. Każda osoba. Nat szybko znajduje wymówkę, twierdząc, że potrzebuje pomocy w kuchni i ciągnie mnie tam za sobą. Idzie tak szybko, że ledwo za nią nadążam. Jak tylko docieramy do kuchni, syczy do mnie szeptem. – O co, do cholery, chodzi? Otwieram szafki, wyciągam talerze i ustawiam je na blacie. Odpowiadam cicho. – Nie wiem o czym mówisz. Przechodzi i staje przede mną.
70
– Nie. Nie dam się zbyć. Dlaczego jesteś taka zła na Maxa? Unoszę ramiona w geście „to nie jest wielka sprawa”. – Ja po prostu za nim nie przepadam, to wszystko. Zszokowana pyta. – Co? Dlaczego? Otwieram opakowanie z serwetkami. – Jest flirciarzem, a ja tego nienawidzę. Patrzy na mnie uważnie przez chwilę, po czym odpowiada. – Jest samotnym mężczyzną. Dobrym facetem. Jeszcze lepszym ojcem. Zasłużył na flirt, Lena. Składam serwetki, układając je na talerzach i mruczę. – Założę się, że ma sznurek kobiet, które właśnie uwodzi. Im więcej o tym myślę, tym jestem bardziej zgryźliwa. Zaczynam uklepywać złożone serwetki. Nat wydaje z siebie zdławiony dźwięk, unoszę wzrok i widzę, jak stoi oniemiała z szeroko otwartymi oczami. Unoszę brwi. – Robi to, prawda? Te biedne, głupie, bezbronne kobiety. Głupie, głupie laski. Jej twarz zmienia wyraz. – To nie twoja sprawa i nie mój interes, żeby o tym opowiadać. – Jak dla mnie, jest to automatyczne potwierdzenie moich podejrzeń. Ale Nat szybko dodaje. – Sądzisz, że taki mężczyzna jak on… taki, jakim sugerujesz, że jest… mógłby wychować tak cudowną, małą dziewczynkę jak CeeCee, gdyby był takim palantem? Zatrzymuję się w pół kroku. Tak naprawdę nie myślałam o Maxie, jak o ojcu w swojej wewnętrznej krucjacie przeciwko niemu. CeeCee naprawdę jest niezwykłą, młodą damą. Część mnie chce wierzyć, że jest dobrym 71
człowiekiem. To znaczy, kiedyś uważałam go za dobrego człowieka, ale wyraźnie byłam zaślepiona jego czarem. Teraz to uczucie zniknęło. A ty jesteś zgorzkniała. Nie, nie jestem. Owszem, jesteś. Nagle dla odmiany czuję się jak dziura w dupie. – Nie mówię, że nie jest dobrym ojcem… – Nat szybko wraca. –
Po
prostu nie jest dobrym facetem. Cóż, gdy tak się przedstawia sytuację, to jasne, że brzmi to kretyńsko. Bierze talerze i serwetki, rusza się, stając przede mną. – Słuchaj, nie wiem, co się z tobą dzieje, ale Max jest jednym z moich najlepszych przyjaciół. Jeżeli masz z nim problem, taki, który w rzeczywistości nie jest żadnym problemem, masz problem ze mną. – Moje policzki ogarnia znajome ciepło, a ona kontynuuje. – Wiem, że trochę flirtuje, ale jest świetnym facetem. Jest hojny, zabawny, miły i troskliwy. Należy do tych dobrych. – Patrzy mi w oczy. – Cholera, oddałby ostatnią koszulę komuś, kto by jej potrzebował! Przewracam oczami w reakcji na jej ewidentną przesadę, a ona zaczyna odchodzić. Opuszczając kuchnię, odwraca się do mnie. Serce mi się zaciska, gdy widzę rozczarowanie w jej oczach. Zniża głos i wyznaje. – Widziałam, jak to robił. Gardło zaciska mi się ze wstydu. Czasami najtrudniej jest przełknąć własne bzdury. Nagle tracę zapał i chcę tylko wrócić do domu. Zanim jestem w stanie przemyśleć to, co powiedziała Nat, wracam do salonu, załamując ręce. – Kochani, przykro mi, ale nagle poczułam się nie najlepiej. 72
Ku mojemu totalnemu przerażeniu, Max jest pierwszą osobą, która się do mnie zbliża. Stoi kilka centymetrów ode mnie, przyglądając się mojej twarzy. Mruczy. – Wyglądasz trochę blado. Kładzie rękę na moim ramieniu, jakby to była jedyna opcja, jaka przyszła mu do głowy i mówi. – Daj spokój. Odprowadzę cię do domu. Czy to wstyd czułam wcześniej? Zalewa mój system. O Boże. Jesteś takim dupkiem. Na tą chwilę to jednak trochę za dużo. Odsuwam się o krok i patrzę w ziemię. – Nie, zostań. To przecież tylko drzwi obok. Nic mi nie będzie. Nat podchodzi do mnie z boku i ciągnie kłamstwo razem ze mną. – Och, kochanie, mówiłaś wcześniej, że nie czujesz się najlepiej, ale nie myślałam, że jest aż tak źle. – Przytula mnie i szepcze. – Jest w porządku. Idź do domu i odpocznij. Bełkoczę w odpowiedzi. – Przykro mi, że okazałam się dzisiaj taką kretynką. Myślę, że jestem po prostu przytłoczona. Kiwa głową na moim ramieniu. – Spoko. Wiem jakie to uczucie. Rozdzielamy się, a ona uśmiecha się do mnie. Szczerym uśmiechem. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo potrzebowałam tego uśmiechu, który koi moją duszę. Zmierzam do drzwi, odwracam się w połowie drogi i mruczę słabą wymówkę na pożegnanie. – Do zobaczenia, kochani. Wybaczcie. 73
Tina szybko woła. – Zabierz sobie babeczki. Och, mój Boże! To jest dokładnie to, czego potrzebuję. Rzucam jej uśmiech i ruszam w stronę jasnofioletowego pudełka z wypiekami. Normalnie zrobiłaby je Tina, ale była w pracy, więc zostały kupione w cukierni niedaleko butiku. Nat twierdzi, że są niemal tak samo dobre, jak te, przygotowane przez Tinę. Nie sądzę, żeby to było w ogóle możliwe. Otwieram pudełko i tłumię jęk. Takie piękne! Są ich trzy rodzaje. Uśmiecham się do siebie. Wszystkie babeczki, o które prosiłam tam są. Ale, którą z nich wybrać? To trudna decyzja. Karmelowe są pyszne, ale te z kremem waniliowym również. Jest też toffi. Czy mam wybrać tylko jedną? Nie wiem, jaka etykieta odnośnie babeczek obowiązuje w Nowym Jorku! W domu obwiązywała zasada, kto pierwszy ten lepszy i miałaś szczęście, jeżeli dorwałaś po jednej z każdego rodzaju, ponieważ, bądźmy szczerzy… kto kiedykolwiek zjada tylko jedno ciastko? To się nie dzieje. Sięgam po karmelową babeczkę, ale się wycofuję. Dobra. Z kremem waniliowym. Tak, zdecyduję się na tą. Sięgam po nią, ale się wycofuję. Rany, jestem naprawdę w kiepskiej formie. Czy babeczki mogą wywoływać lęki? Ale te z toffi zawsze są pyszne. Sięgam po jedną z nich i waham się. Zamykam pudełko i patrzę na ekipę. – Biorę to. Zanim ktokolwiek jest w stanie coś powiedzieć, jestem w drzwiach z moją zdobyczą. Zamykam je za sobą i sięgam do pudełka, wciągając karmelową słodkość, ściągam osłonkę i pakuję całą do ust. Słodko słony
74
smak rozpływa się w moich ustach, czuję na nich grubą warstwę lukru, osuwam się, wiedząc, że jest to wywołane gwałtownym skokiem poziomu cukru. To jest powód utrzymujący mnie przy życiu. Mówię do siebie, opierając się o ścianę. – Och, słodki Jezu. Tak. Połykam, wzdycham i zmierzam do swojego mieszkania, czując się nieco lepiej z samą sobą. Albo, przynajmniej udaję, że tak jest.
***
Max
Biedna Helena. Nie wygląda za dobrze. Chodzi mi o to, że wyglądała dobrze, ale wydawała się trochę nieobecna. Nawet ślepiec mógł zauważyć, jaka jest piękna. Grube, brązowe włosy prawie dotykały jej talii. Ma jasne, zielone oczy, jeszcze jaśniejsze niż u Nat i czarne, długie rzęsy, dzięki czemu jej oczy wydają się ogromne. I te dziarskie cycuszki, a najlepszy ze wszystkiego jest…. jej tyłek. Wpierdolcie mnie prosto do piekła. Dziewczyna czuje się gównianie, a ja obczajam jej jędrne, okrągłe brzoskwinki. Jestem złym, bardzo złym człowiekiem. Teraz, gdy o tym myślę, stwierdzam, że nie ma słowa, które jest w stanie ją opisać. Oszałamiająca… może nawet być określeniem zbliżającym się do prawdy, ale jednak brzmi zbyt płytko, żeby użyć go wobec kogoś, kto ma wokół
75
siebie taką poświatę. Dosłownie promienieje światłem, gdy się uśmiecha. Zastanawiam się, dlaczego nigdy wcześniej jej nie zauważyłem. Pizza zostaje dostarczona chwilę po tym, jak wyszła, a ja potrzebuję piwa. Wołam. – Piwo? Wszyscy faceci podnoszą ręce. Idę do kuchni, gdzie Nat szykuje sałatkę, którą zamierza podać razem z pizzą. Otwieram lodówkę i wyciągam z niej cztery piwa. Prostuję się i oznajmiam Nat. – Pójdę obok, zapytać, czy Helena chce kawałek. Nat sztywnieje. Nie mówi nic przed dłuższą chwilę. W końcu oznajmia. – Nooo. Ja bym tego nie robiła. Wzruszam ramionami. – Dlaczego? Jest twoją siostrą. Poza tym nie czuje się najlepiej. – Robię pauzę, po czym dodaję. – Jest fajna. Nat krztusi się, zanim jest w stanie składnie sformułować zdanie. – Cóż, to po prostu… hmmm… ona… – Kuli się, zanim powoli, bardzo powoli wyjaśnia. – Ona nie jest twoją największą fanką, Max. Wypuszczam ze świstem oddech. Nie rozumiem. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Mrugam, stojąc przed nią i wydobywam z siebie krzykliwy pisk. – Co? Nat nadal kręci się po kuchni. – Wiem, wiem, prawda? To takie dziwne. Czasami ciężko mi uwierzyć, że jesteśmy spokrewnione. Nadal jestem w szoku. Pytam spanikowany. – Dlaczego? 76
Unosi ramię i odpowiada. – No cóż, twierdzi, że jesteś flirciarzem. Co, do diabła? Uruchamia się mój mechanizm obronny, parskam. – Jestem singlem! Wolno mi flirtować! – Mi to mówisz, kochanie? Otwieram usta. Nie ogarniam tego, co mi powiedziała. – Ale dlaczego? Nat odwraca się i podchodzi do mnie, z pełnym współczucia wyrazem twarzy. Ujmuje w dłonie moje policzki i mówi. – Czasami ludzie nie lubią innych ludzi, bywa, że nie potrzebują do tego żadnego konkretnego powodu. To się zdarza, kochanie. Teraz jest mi po prostu smutno. – Ale wszyscy mnie kochają. Jestem uroczy. Przyciąga do siebie moją twarz i całuje w czoło. – Jeżeli to ma znaczenie, to moim zdaniem jesteś najlepszą rzeczą jaka przydarzyła się ludzkości od czasu wymyślenia krojonego chleba. Staram się nie dąsać, ale to nie jest łatwe. Naprawdę jest mi ciężko. – Dlaczego ona mnie nie lubi? Ja ją lubię. – Zostaw ją w spokoju. – Nie ma mowy! Determinacja rozlała się w moich żyłach. – Teraz pozostała jedna rzecz do zrobienia. Nat patrzy na mnie podejrzliwie. – Niemal boję się zapytać o szczegóły. Robię krok w stronę drzwi.
77
– Zamierzam sprawić, żeby mnie polubiła. Nat woła za mną. To nie działa w ten sposób, Max. Nie możesz jej zmusić, do zrobienia czegokolwiek. – No to obserwuj! Wyzwanie przyjęte.
78
ROZDZIAŁ 7
Max
Zanim wychodzę zabieram swój talerz z pizzą. Szczerze mówiąc, jestem trochę wkurzony tym, że muszę udowodnić jakiejś lasce,
której
nawet nie znam, że jestem dobrym facetem. A przynajmniej uważam się do dobrego faceta. Skręca mi żołądek. Pięknie. Teraz sprawiła, że zwątpiłeś w samego siebie. Co za suka. Daj spokój, mózgu. Nie możesz mówić o niej w ten sposób. Nie chciałbym być zmuszony do skopania twojego tyłka. Mój mózg uśmiechnął się i skinął z aprobatą. Widzisz? Dobry facet! Świadomość, że ktoś nie lubi cię z tak błahego
powodu
jest
upierdliwa jak włochate kulki na ubraniu. To sprawia, że zastanawiam się, czy jakiś dupek, jej były chłopak był flirciarzem, może flirtował z kobietami jej przed nosem. Kręcę głową na myśl o chęci złamania nosa nieistniejącemu, byłemu chłopakowi Heleny5. Nie ma mowy, żeby ktoś, kto miał taką kobietę, zaryzykował jej utratę przez coś tak głupiego. To bez znaczenia. Jestem zdeterminowany, żeby przezwyciężyć jej niechęć. Zapamiętaj moje słowa. Będziemy przyjaciółmi. Max… facet nakręca się szybciej, niż kobieta z PMS… trzeba ściągnąć mu spodnie i sprawdzić, co on tam ma… zaczynam wątpić;) 5
79
Gdybym tylko mógł się do niej dostać, żeby przekonała się, że jestem miłym facetem… Stojąc przed jej drzwiami, trzymam talerz w jednej ręce i unoszę drugą, żeby zapukać. Kilka sekund później Helena otwiera drzwi, ubrana w najbrzydszą, granatową, flanelową piżamę, jaką w życiu widziałem. Nie mam pojęcia jakim cudem może w niej tak seksownie wyglądać. Włosy ma związane w niedbały węzeł na czubku głowy i uśmiecham się oczarowany jej absolutnym urokiem. Zaskoczona unosi brwi i pyta. – Co ty… Ale gdy tylko robię krok w jej stronę, potykam się o
swoje
rozwiązane sznurowadła. Talerz, który trzymam przechyla się i widzę to jak w zwolnionym tempie. Obserwuję trzy kawałki pizzy lecące w powietrzu i spadające prosto na przód jej koszulki do spania. Otwiera usta i sztywnieje, stojąc z wytrzeszczonymi oczami. Jęk opuszcza jej usta. Patrzę na Helenę w sosie pomidorowym i nie mogę się powstrzymać. Parskam śmiechem. Rozbawienie znika z mojej twarzy, gdy widzę jak jej twarz czerwienieje. Dolna warga drży, a oczy zaczynają błyszczeć od nagromadzonych w nich łez. Kiwa z rezygnacją głową, a następnie zamyka mi drzwi przed nosem. Cholera! – Helena, proszę, otwórz drzwi. Jestem dupkiem. Nie powinienem się roześmiać, ale sama musisz przyznać… to było trochę zabawne. Napinam pierś, gdy słyszę pociąganie nosem dochodzące zza drzwi. Och, stary. Bezradny przeczesuję ręką włosy. W mojej głowie to szło zupełnie inaczej. Miała otworzyć drzwi, zobaczyć pizzę w moich rękach
i
uśmiechnąć się do mnie. Miała wyznać, że była głodna i nazwać mnie
80
swoim bohaterem. Wtedy zaprosiłaby mnie do środka, gdzie przy rozmowie zjedlibyśmy pizzę, a potem zawsze, gdy jedlibyśmy pizzę, uśmiechalibyśmy się do siebie, wiedząc, że nasza przyjaźń rozpoczęła się od pyszności z ulubionej pizzerii. Czy naprawdę wszechświat obraziłby się za wykreowanie mnie jako jej pizzowego bohatera? Nie proszę przecież o zbyt wiele. Słyszę jej szloch przez drzwi i szybko pukam ponownie. – Helena, muffinko6, naprawdę mi przykro. Proszę, otwórz drzwi. Przynajmniej pozwól mi pomóc posprzątać. Z głuchym łoskotem uderzam czołem w drzwi. Zamykam oczy i słyszę kolejny szloch i pociąganie nosem. – Proszę, nie płacz. Łamiesz mi serce. Czekam jeszcze jakiś czas, ale odeszła. Prawdopodobnie poszła pod prysznic. Gorące, małe ciało Heleny pod prysznicem. Całe mokre. Kropelki wody spływające w dół jej ciała. Koraliki jej sutków i… Kurwa, mózgu, ty brudny skurwielu. Wiem, wiem. Mentalnie przybijam piątkę z moim mózgiem. No i robię się powoli twardy. Mój umysł trzaska nadgodziny, zastanawiając się, w jaki sposób mogę naprawić to, co właśnie spieprzyłem z Heleną. Jeżeli mamy być częścią tej samej paczki przyjaciół, dla dobra wszystkich musimy znaleźć sposób, żeby się dogadać. Gdyby to zależało ode mnie, dogadalibyśmy się, ale wydaje mi się, że Helena jest osobą, która walczy. Uśmiecham się. Nie wygra, ale walczy dzielnie. Coś mi podpowiada, że jest warta tej walki. 6
Reakcja Kini: OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO <3 to było słodkie!!!
81
***
Nat
Max wraca do mieszkania z pustym talerzem i obłędem w oczach. Ooo. Wstaję i podchodzę do niego. – Co takiego zrobiła? Zamierzam walnąć sukę. Poważnie. Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale nic nie mówi. Próbuje po raz kolejny i jeszcze raz. W końcu z westchnieniem pyta. – Jeżeli Helena jest zła na faceta… – Kuli się. – Co musiałby zrobić taki facet, żeby mu wybaczyła? Zwężam oczy. Niebezpiecznie zaciskam zęby. – Co zrobiłeś? Max chichocze, nerwowo pocierając swój kark. Zamierzam walnąć skurczybyka. Poważnie.
***
Helena
82
Nie mogę się przestać śmiać z widoku twarzy Maxa, gdy wyrzucił na mnie pizzę. Łzy napłynęły mi do oczu i myślałam, że się rozpłaczę, ale gdy parsknął śmiechem trudno było do niego nie dołączyć. Ale powstrzymałam się. Musiałam szybko zamknąć drzwi, ponieważ w przeciwnym razie zatraciłabym się w przypływie rozbawienia. Nie mogłam pozwolić, żeby zobaczył, jak się śmieję. To nie pasowało do mojej roli zimnej suki. A sposób w jaki nazywał mnie muffinką… Och! Wtulam się w kołdrę… pod którą spał Max jakąś godzinę temu. – Ten facet z pewnością jest jakiś inny. – Szepczę w ciemności. Marszczę czoło, gdy myśli przelatują przez moją głowę. Dlaczego aż tak bardzo się stara? Zastanawiam się nad tym przez dłuższą chwilę, zanim moje oczy stają się ciężkie. Wkrótce odpływam i zasypiam myśląc o dołeczku Maxa.
***
Max
– Gdybyś chciał zaimponować kobiecie, to co byś zrobił? Nik uśmiecha się. – Gdybyś był mną i chciał zaimponować kobiecie, po prostu żyłbyś. Trick śmieje się głośno. – Ocho! Ktoś okazał się patentowanym dupkiem.
83
Ghost gryzie kanapkę, a jego ramiona unoszą się w cichym śmiechu. Patrzę na swojego brata i rzucam serwetkę na jego głowę. – Ale jesteś zabawny, dupku. Chłopaki śmieją się, a ja jestem sfrustrowany. – Mówię całkiem poważnie. Minęło dużo czasu, odkąd po raz ostatni miałem do czynienia z tymi bzdurami. Nagle Ghost patrzy na mnie, mrużąc oczy. Przełyka swoją kanapkę i pyta. – Kim jest kobieta, której próbujesz zaimponować? Nie wiem, dlaczego to wywołuje u mnie nerwowość, ale Ash po prostu ma taki wpływ na ludzi. Śmieję się, żeby to ukryć. – Nie twój interes, Asher. Gdy kładę nacisk na jego prawdziwe imię, zaciska szczękę. Niewiele osób może mówić do Ghosta, zwracając się do niego
prawdziwym
imieniem. O ile mi wiadomo taki zaszczyt mają kobiety, które kocha. Odchrząkuję. – Nikt taki. – Zaczynam kłamać przez zaciśnięte zęby. – Myślę, żeby zacząć umawiać się na randki. Czuję na sobie ich wzrok. Cisza wokół stołu jest niewiarygodna. Nik odzywa się pierwszy. – Poważnie? Wzruszam ramionami, nie wiedząc, co powiedzieć. Nigdy wcześniej randki nie wchodziły w grę, ale CeeCee dorasta i chyba mogę zacząć poznawać kobiety. Jest tylko jeden problem. Nie chcę spotykać się z kobietami. Skończyłem z nimi. Miałem kobietę… kobietę, o której myślałem, że jest dobra, ale tylko złamała mi serce. Kochałem Maddy.
84
Kochałem ją tak bardzo, że robiłem dla niej wszystko. Ale ona się zmieniła. Wkrótce po narodzinach CeeCee okazało się, że nie jest już kobietą, w której się zakochałem. Ale zostałem z nią i zostałbym „aż śmierć nas nie rozłączy”, gdyby tylko mi na to pozwoliła. Poświęciłbym się w ten sposób. I jak zostałem nagrodzony? Agresywną postawą i wyzwiskami. Można powiedzieć, że jestem zgorzkniały po jednym nieudanym związku i to prawda. Na samą myśl o randkowaniu żołądek mocno mi się zaciska. Odchrząkuję i prostuję się w fotelu. – Być może. Nik uśmiecha się, patrząc na blat stołu. Zerka na mnie i kiwa głową. – Myślę, że to byłoby super. Trick trąca mnie w ramię i żartuje. – Loli nie dostaniesz. Uśmiecham się i drażnię niedźwiedzia. – Nie, ja chcę Nat. Ash wstaje nagle, jego krzesło piszczy. Wskazuje na mnie z zaciśniętą szczęką. – Masz szczęście, że cię kocham, bracie. – Masz kogoś na myśli? – Pyta Nik. – Kogoś szczególnego? – Tak naprawdę, to nie. Po prostu pozwolę temu iść własnym tempem. – Odpowiadam uczciwie. Brat klepie mnie po ramieniu i odpowiada. – Czasami nieplanowane rzeczy są najlepsze. Ekipa kończy przerwę i wraca do pracy, zostawiając mnie w pokoju rekreacyjnym z własnymi myślami. A ja myślę o jej zielonych oczach i postawie. Wstaję, potrząsam głową, żeby oczyścić umysł i wracam do
85
swojego biura. Wchodzę do środka i wyciągam z kieszeni komórkę, wybierając numer, który dostałem wczorajszej nocy. Dzwonię, dzwonię i jeszcze dłużej dzwonię. – Cześć, dodzwoniłeś się do Heleny Kovac. Nie mogę teraz odebrać telefonu. Proszę zostaw namiary na siebie, a ja oddzwonię do ciebie tak szybko jak to będzie możliwe. Piii. Nagle panikuję. – Um… Helena. Cześć, tu Max. Brat Nika. Facet, którego znalazłaś śpiącego w łóżku. Ten sam, który obrzucił cię w nocy pizzą. O mój Boże. Zamknij się, idioto! – W każdym razie, chciałem tylko sprawdzić, czy masz wolny dzisiejszy wieczór. To znaczy, wiem, że jest sobota i prawdopodobnie będziesz wieczorem w klubie z dziewczynami, ale… Piii. Kurwa. Przekroczyłem limit czasu przeznaczony na wiadomość. Dzwonię jeszcze raz. Ponownie wysłuchuję nagranej przez nią wiadomości. Cierpliwie czekam na sygnał dźwiękowy. Opieram się wygodnie o oparcie swojego fotela, przygotowując się do rozmowy z Heleną. – Wybacz, zawsze dużo mówię. W każdym razie, chcę powiedzieć, że jeżeli mi pozwolisz, chciałbym zabrać cię na wczesną kolację i przeprosić za… no cóż, za głupotę, którą wykazałem się wczoraj. – Wstaję. – Wiesz, myślę, że zdążyłem poczuć się swobodnie w twoim towarzystwie, ponieważ jesteś siostrą Nat, a ja kocham Nat. To znaczy… wiem, że mnie nie lubisz, ale jeżeli… Piii. 86
Skurwysynu! Szybko ponownie wybieram jej numer i zakrywam dłonią twarz, czując zażenowanie samym sobą. – Co ja, kurwa, robię? Piii. Wzdycham do telefonu. – Wiesz co? Nie przejmuj się tym. Ja… uh… zdałem sobie właśnie sprawę, że już mam na dzisiaj plany. Więc, um… no. Tylko… tylko nie martw się tym. Przepraszam za wyrzucenie pizzy na ciebie. Jeżeli potrzebujesz nowej piżamy, daj mi znać, zapłacę za nią. Przepraszam za doprowadzenie cię do płaczu. – Przerywam. – Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić, muffinko. Wiadomość ciągle się nagrywa, odsuwam telefon od ucha i kończę połączenie. Cóż, to było tak jakby częściowo niezręczne. Zatapiam się w fotelu i użalam nad sobą.
***
Helena
Właśnie się obudziłam, siadam na łóżku po turecku i starej piżamie, ponieważ moja ulubiona nadal jest brudna od sosu pomidorowego. Odsłuchuję trzy nowe wiadomości głosowe.
87
– Um… Helena. Cześć, tu Max. Brat Nika. Facet, którego znalazłaś śpiącego w łóżku. Ten sam, który obrzucił cię w nocy pizzą. W każdym razie, chciałem tylko sprawdzić, czy masz wolny dzisiejszy wieczór. To znaczy, wiem, że jest sobota i prawdopodobnie będziesz wieczorem w klubie z dziewczynami, ale… Uśmiecham się do siebie, a następnie odsłuchuje kolejną wiadomość. – Wybacz, zawsze dużo mówię. – Chichoczę i słucham dalej. – W każdym razie, chcę powiedzieć, że jeżeli mi pozwolisz, chciałbym zabrać cię na wczesną kolację i przeprosić za… no cóż, za głupotę, którą wykazałem się wczoraj. – Wstaję. – Wiesz, myślę, że zdążyłem poczuć się swobodnie w twoim towarzystwie, ponieważ jesteś siostrą Nat, a ja kocham Nat. To znaczy… wiem, że mnie nie lubisz, ale jeżeli… Rumienię się. Och, Boże. Nat powiedziała mu, że go nie lubię? Walnę sukę! Ale zadzwonił, żeby przeprosić i zaprosić cię na kolację. Marszczę brwi rozważając sytuację. To prawda. Co mam teraz zrobić? Umów się z nim. Niech postawi ci kolację. Porozmawiaj z nim. Poznaj go trochę. Tak. Prostuję się na łóżku. Tak. To jest dokładnie to, co zamierzam zrobić. Mój żołądek podskakuje z podniecenia. Odsłuchuję trzecią wiadomość. Wzdycha. – Wiesz co? Nie przejmuj się tym. –Mój uśmiech gaśnie, a serce tonie. – Ja… uh… zdałem sobie właśnie sprawę, że już mam na dzisiaj plany. Więc, um… no. Tylko… tylko nie martw się tym. Przepraszam za wyrzucenie
88
pizzy na ciebie. Jeżeli potrzebujesz nowej piżamy, daj mi znać, zapłacę za nią. Przepraszam za doprowadzenie cię do płaczu. – Przerywa na chwilę, po czym dodaje spokojnie. – Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić, muffinko. Nagle ogarnia mnie fala gniewu. Usuwam wiadomości. – Pieprzyć go. Ma rację. Idę dzisiaj wieczorem do klubu. Jestem zdeterminowana, wstaję z łóżka i idę pod prysznic. Zamierzam iść do klubu i nie wrócę do domu sama.
89
ROZDZIAŁ 8
Max
Nie mogę otrząsnąć się z tego uczucia, które twardo siedzi w dole mojego brzucha. Dlaczego to zrobiłem? Wychodzę spod prysznica, wycieram mokre ciało i staję przed zaparowanym lustrem. Wycieram je ręką i patrzę na swoje odbicie. Tak, to ja. To znaczy, wyglądam jak ja, ale zupełnie się tak nie czuję. Nie dzisiaj. W ciągu szesnastu ostatnich godzin wyrzuciłem pizzę na dziewczynę, dziewczynę, która nawet mnie nie lubi, zaprosiłem ją na kolację, po czym odwołałem zaproszenie. Zazwyczaj jestem pewnym siebie facetem. Co takiego jest w tej lasce, że mnie tak popierdoliło? Jestem pewien, że są ludzie, którzy mnie nie lubią. Wiem, jak sobie z tym radzić. Bywa, że nie zawsze jestem sympatyczny. Ale zawsze się staram. Zawsze. Zakładam bokserki i wychodzę z łazienki do swojego pokoju. To mój ostatni dzień tutaj. Staram się o tym nie myśleć i nie zwracać uwagi na pudła poukładane na podłodze. Jutro dzień przeprowadzki. CeeCee nie jest tym zachwycona… i mówiąc zachwycona, mam na myśli fakt, że cały czas ze mną nie rozmawia. Ubieram czarne dżinsy i firmową koszulkę Białego Królika. Pod moim imieniem jest zdanie: „Jestem tutaj do twoich usług”. Uśmiecham się. To zawsze dobrze działa na kobiety. Zakładam czarny pasek. Mam specjalną klamrę, zrobioną na zamówienie z napisem: „Podążaj
90
za białym królikiem”. Lubię ją, ponieważ jest duża i srebrna, a wiele kobiet sądzi, że biały królik jest eufemizmem mojego penisa. Moje trampki gdzieś tu powinny być. Sprawdzam pod łóżkiem, gdy mama zagląda do pokoju i informuje mnie. – Wyjeżdżamy. Znalazłem je. Zawsze chowają się pod łóżkiem. Wsuwam tenisówki i wstaję. – W porządku mamo. Jeszcze raz dziękuję. Uśmiecha się. – Żaden problem. – Jej uśmiech znika. – Nadal jest zła. Udaję, że jej nie słyszę i wiążę buty. Robi krok do przodu i włącza matczyny ton. – Nawet nie myśl o tym, żeby mnie ignorować, Maximilian. Boże, może i jest mała, ale moja mama potrafi być przerażającą kobietą, gdy jej na tym zależy. Uśmiecham się do niej. – Nigdy bym cię nie zignorował, mamo. Nigdy. – Obserwuje mnie, a ja wzdycham. – Wiem, że jest zła, mamo. Co chcesz, żebym zrobił? Nie zmienię zdania tylko dlatego, że ona jest wkurzona. Przeprowadzamy się. Musi się do tego przyzwyczaić. Twarz mamy łagodnieje. – Nie bądź ma nią zły za to, że boi się zostawić jedyne miejsce jakie zna. No cóż, gdy spojrzeć na to z tej perspektywy… – Denerwuję się, ponieważ ona się denerwuje. Chciałbym zrobić coś, żeby jej to ułatwić. Mama podchodzi i mnie przytula. 91
– Po prostu pokaż jej, że ją kochasz. Że nic się nie zmieni. Że będziesz ją kochał nawet wtedy, gdy będzie się na ciebie złościć. Bądź stały ze swoją miłością, a jej serce zmięknie. Ściskam ją mocno. – Dobrze. Zrobię to. Cofa się i uśmiecha do mnie. – Dobrze. A teraz idź powiedzieć jej dobranoc. Puszczam mamie oko, po czym wychodzę z pokoju. Niemal wpadam na dwie małe wróżki o złotych oczach i ciemnych włosach. Ciężko wzdychają na mój widok. No i zaczyna się. – Rujek Max! – Mak. Tatiana i Ava, córki Nika i Tiny, przyczepiają się do moich nóg. – O Boże, zostałem zaatakowany! Sądziłem, że wróżki zawsze są dobre, dzieciaki! Tina wchodzi na korytarz, patrzy na swoje dzieci i głaska dłonią brzuch. Rany, jej brzuch codziennie staje się większy i większy. Dwa razy więcej zabawy z bliźniakami. Mentalnie wariuję. Powodzenia Ghost i Nat. Tina mówi do małych dziewczynek, gdy patrzą na nią. – Babcia jest gotowa do wyjazdu, dziewczynki. Dlaczego uciekacie? Tatiana rozgląda się, po czym pochyla się i odpowiada. – W naszym pokoju jest potwór. Tina robi wielkie oczy i wygląda na zszokowaną.
92
– Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześniej? – Idzie w kierunku sypialni swoich córek i puka do drzwi. – Hmmm, przepraszam? Potwór? Musisz już sobie iść. Jesteśmy już spóźnione. Nik odzywa się po drugiej stronie drzwi. – Nie mogę tego zrobić, mamusiu. Potrzebuję jedzenia. Słyszałem, że małe dziewczynki są smaczne. – Po czym głośno mlaska. Tatiana chichocze, ale Ava chwyta się mocniej mojej nogi, jest za mała, żeby zrozumieć, że tak naprawdę potworem jest jej tata, który stara się je rozbawić. Tina wzdycha dramatycznie. – Może mogłabym ci zrobić płatki, kanapkę albo coś innego? Nik odpowiada. – Nie. Potrzebuję dziewczynkę i potrzebuję jej teraz. Tina patrzy na córki. – Słyszałyście go? Jest głodny. Która z was chce być przeżuta? `Tatiana kiwa głową, gdy Ava stanowczo potrząsa głową. Tina kiwa palcem na Tatianę. – Lepiej idź tam. Brzmi, jakby umierał z głodu. Jak tylko Tatiana startuje, ile sił w nogach przez korytarz, Ava jęczy. – Nie! Podnoszę pucołowatego szkraba, przytulam do siebie i szepczę. – W porządku, kochanie. To tylko tak na niby. Wtula się mocno w moją szyję. Jednocześnie Tatiana skrada się do drzwi, a gdy kładzie rękę na klamce, otwierają się i wyskakuje z nich potwór. Nik wychodzi na korytarz, a ja wzdycham. – O mój Boże, on jest ohydny!
93
Ava uśmiecha się i kopie swoimi małymi nóżkami. Wiem, że to sygnał dla mnie, żebym ją puścił. Stawiam ją na podłodze, a Nik goni swoje dzieci przez korytarz do swojej sypialni. Jakąś minutę później, warczy i ryczy, a pisk dzieci dowodzi, że zostały złapane. Tina śmieje się cicho, po czym odwraca się do mnie. – Gdzie jest CeeCee? Przestaję się uśmiechać, a mój żołądek się zaciska. – Myślałem, że jest z tobą. Uśmiech natychmiast znika z twarzy Tiny. Woła. – CeeCee? Kochanie, gdzie jesteś? Zero odpowiedzi. Moje tętno skacze. – CeeCee, kochanie? Nic. Kurwa. Tina rusza do pokoju CeeCee i otwiera drzwi. Odwraca się do mnie z szeroko otwartymi, przerażonymi oczami. – Tutaj jej nie ma. Nie czekam, żeby skonsultować się z kimkolwiek. Moje stopy poruszają się same. Szubko sprawdzam kuchnię, salon i wszystkie sypialnie. Pusto. Moje serce pędzi, gdy sprawdzam podwórko. – CeeCee! Mama wychodzi z mojego pokoju. – Co się dzieje? Zgarniam kluczyki ze stołu i mówię jej. – Nie możemy znaleźć CeeCee. Zniknęła.
94
Ogarnia mnie strach, gdy biegnę korytarzem i widzę otwarte frontowe drzwi. Szepczę sam do siebie. – Błagam, Boże! Nie. Biegnę ile sił w nogach, słysząc za sobą ciężkie kroki Nika. Na ganku Nik ryczy. – CeeCee! Moje stopy nie stają. Biegnę do samochodu i wskakuję do niego. Uruchamiam, a Nik szybko wskakuje na siedzenie pasażera. Opony piszczą, gdy zjeżdżam w dół podjazdu. Gdy już mam skręcić na drogę, Nik woła. – Zaczekaj. Stój! Tam. – Wskazuje na okno po swojej stronie. Moje galopujące serce zwalnia. Widzę ją. Siedzi tam przed główną bramą, wpatrując się w nasz nowy dom. Chwytam się mocno kierownicy i opieram o nią głowę, hiperwentyluję. Kurwa. Cholera. Kurwa. Nik klepie mnie po plecach. – W porządku. Nic jej nie jest. Tysiące myśli kołacze mi się w głowie. Paskudne, niepokojące myśli. Co by było, gdyby nie było z nią w porządku? Czuję kłujące łzy pod powiekami, ale powstrzymuję je. Wysiadam z samochodu, nawet nie zadając sobie trudu, żeby go wyłączyć. Podchodzę do niej na drżących nogach, słyszę, że za mną Nik wychodzi z samochodu, siada za kierownicą, cofa i zostawia mnie sam na sam z moją córką. Staję za nią, tak samo mocno jak chcę ją przytulić, chcę zafundować jej ostrą reprymendę za strasznie mnie. Kończę kładąc rękę na jej ramieniu. Patrzy na mnie smutno złocistymi oczami, po czym przenosi wzrok na budynek stojący z drugiej strony ulicy. Stoimy tam przez chwilę i to mnie cieszy. 95
Potrzebuję kilku minut, żeby zebrać się do kupy. Spędzamy tak jakieś pięć minut, po czym CeeCee mruczy. – Nie będziemy bardzo daleko, prawda? Gardło ściska mi z emocji i gehenny, którą przeszedłem, więc odchrząkuję. – Nie, kochanie. Nie będziemy daleko. Chwilę przetwarza moje słowa i pyta cicho. – I mogę tu wpadać, gdy tylko będę miała ochotę? Odpowiadam, ściskając jej ramię. – Oczywiście, kochanie. Mija kolejna chwila, potem stanowczo kiwa głową. – W takim razie… chyba ta przeprowadzka... nie będzie taka zła. Robię wielkie oczy ze zdumienia. Co ona właśnie tak po prostu powiedziała? Powstrzymuję się, żeby nie wyskoczyć w powietrze, strzelając obcasami. Zamiast tego całuję ją w czubek głowy i przytulam, otulając jej ramiona. – Nie będzie źle. Będzie fajnie. Będziemy mieć razem super przygodę. Jej mała ręka wsuwa się w moją i mówi drżącym głosem. – Przepraszam, tato. Nie byłam dla ciebie zbyt miła. Nie przejmuję się akceptacją jej przeprosin. Było, minęło i koniec. – Kocham cię. Czuję, jak łza kapie z jej podbródka na moją rękę. Łka. – Ja też cię kocham.
96
Moje serce promienieje. Łapię drążki wózka i zaczynam pchać ją z powrotem do domu. Gdy tylko przechodzimy przed drzwi, pytam ją. – Weźmiesz rzeczy, które sobie przygotowałaś? Uśmiecha się do mnie i kiwa głową. Po czym odchodzi. Siedzę oparty o brzeg kanapy, zagryzam wargi i wpatruję się w nicość. Nik uderza mnie w ramię. Podskakuję, a gdy widzę, że to on, oddycham głęboko. – Kurwa, stary. – Wiem. – Nie, naprawdę. – Mówię drżącym głosem. Ściska moje ramię. – Wiem. – Ściska moje ramię. Ściskam ręką nasadę nosa. Patrzę na niego. – Nie sądzę… – Wzruszam ramionami. On kręci głową. – Nie pracujesz dzisiaj wieczorem. Nie po tym wszystkim. Idź, zabierz dziewczynę gdzieś. Idźcie na lody. Bawcie się dobrze. Chwilę zajmuje mi odpowiedź. Nawet gdy to robię, mówię cicho. Za cicho. – Dzięki stary. CeeCee wychodzi ze swojego pokoju z plecakiem na kolanach. Podjeżdża do mnie i mruży oczy, widząc mój uśmiech. Pyta długo, przeciągając słowo. – No coooo? Zabieram kluczyki do samochodu. – Zmiana planów. – Skaczę na równe nogi. – Co powiesz na kolację i kino?
97
Na jej twarzy maluje się zaskoczenie. Pyta szeptem. – Naprawdę? Posyłam jej spojrzenie w stylu „co to za pytanie?”. – No tak. – Ale… ale dlaczego? – Bełkocze. – A czy potrzebuję powodu? – Wzruszam ramionami. Patrzy w lewo, potem w prawo i kiwa głową. Opieram łokcie na stole, popierając podbródek na dłoni. – No dobrze, zatem chciałbym zabrać gdzieś moją dziewczynę z następujących powodów. – Wyliczam je na palcach. – Po pierwsze, jesteś moją córką i bardzo cię kocham. Po drugie, jesteś jedyną osobą na świecie, która może mnie pokonać w jedzeniu lodów. Po trzecie… – Przysuwam się bliżej i szepczę. – Jesteś o wiele lepszym towarzystwem niż ktokolwiek z tych starych ludzi. – Słyszałem! – Krzyczy Nik. – Ja też. – Dodaje Tina. – Zobaczymy, kto będzie stary, gdy następnym razem będziecie błagać, żebym was nakarmiła. – Ripostuje mama. – Ups. – Mruczę CeeCee chichocze. Uśmiecham się do niej i biorę za rękę. – Czy teraz mogę z tobą wyjść? Uśmiecha się szeroko i odpowiada. – Z przyjemnością, tatusiu. Po czym zabieram moje maleństwo na pizzę, film i lody. I świetnie się bawimy.
98
***
Max
Leżę w łóżku, kończąc wspaniały wieczór z moją córką, to co się dzisiaj wydarzyło, uderza we mnie. Uderza mocno. Fakt, że nie mogłem jej znaleźć. Świadomość, że mogła odejść. Na zawsze. Zamykam oczy, czując kłucie pod powiekami. Długo płaczę w poduszkę. Nikt nie powiedział, że bycie rodzicem będzie łatwe.
***
Helena
Biały Królik jest dokładnie taki jak zapamiętałam. Cieszę się, że tu wróciłam. Popołudnie spędziłam na przygotowaniach na wieczór z Nat, ponieważ nie musiała być w pracy. Większość czasu spędziłyśmy jedząc i narzekając na siebie. Podekscytowana Nat rzuciła we mnie swoimi ubraniami, a ja z kolei skopałam z siebie z obrzydzeniem jej. Bez obrazy dla mojej siostry, ale jest o wiele bardziej otwarta w temacie swojego ciała niż ja. Nie lubię pokazywać za dużo ciała, a jeżeli już się na to decyduję, pokazuję plecy i ramiona, nigdy nogi. Spędziłyśmy ponad godzinę na
99
przygotowaniach. Zrobiłyśmy makijaż, Nat uczesała moje włosy i skończyło się na tym, że włożyłam jedną z moich sukienek. Patrzę na Nat i moja wewnętrzna ja skręca się z zazdrości. Zawsze była największą laską w rodzinie. Wystarczy zobaczyć co ma na sobie: prostą, jasną, żółto– musztardową sukienkę, ciasno opinającą jej uda i wysokie szpilki bez pięty. Właśnie tak. Brązowe (teraz) włosy ma wyprostowane i do tego minimalny makijaż,
poprawia
usta
błyszczykiem
i
uśmiecha
się
do
mnie.
Odwzajemniam uśmiech, ale jest w nim szczypta zazdrości. Moja sukienka w greckim stylu jest biała, długa do samej ziemi i krzyżuje się na ramionach. Chociaż jest prosta, to jedna z moich ulubionych sukienek. Mam ją już dość długo, a gdy znajduję nowe miejsce, w którym mogę się w niej pojawić, zawsze wykorzystuję okazję. Powodów jest wiele. Po pierwsze, jest wygodna. Po drugie, dobrze eksponuje krzywizny mojego ciała. Po trzecie, jest wyjątkowa i urocza. Wszystko co jeszcze muszę zrobić, to założyć złote sandały, dodać kilka dużych, złotych bransoletek i zapiąć długie, zwisające kolczyki. Chciałam upiąć włosy, ale Nat mi nie pozwoliła. Kazała mi zostawić je rozpuszczone, dodając tylko delikatne, luźne loki do moich naturalnie falowanych włosów. Przypudrowała moje policzki czymś ze złotym połyskiem, na powieki naniosła cienie, a rzęsy pokryła toną tuszu. Nie mam pojęcia jak ona to zrobiła, ale wyglądam eterycznie, jak bogini…, ale taka ludzkiego rodzaju. Tak czy inaczej czuję się dobrze wychodząc dzisiaj wieczorem. Chcę wyglądać jak najlepiej. W końcu wybieram się na polowanie. Max może udławić się fiutem. Ash wchodzi bez pukania. W zasadzie, dlaczego ma pukać, skoro włamuje się przez tarasowe drzwi przesuwne? Po prostu wkracza, jakby był
100
właścicielem tego miejsca. Może ma to coś wspólnego z faktem, że w ubiegłym roku kupił cały ten budynek. Brodą wskazuje na mnie i mówi. – Ładnie. Wtedy dostrzega swoją żonę. Jego oczy błyszczą na widok tyłka Nat, gdy ona przegląda się w lustrze. Dostrzega go w odbiciu i puszcza do niego oko. Ash mruczy. – Ładniej. Jestem obrażona. No dobra, nie jestem. Obrażona na niby rzucam jednym z moich pluszaków w jego głowę. – Dzięki, tępaku. On nieśmiało pociera dłonią tył swojej szyi. – Wyglądasz zbyt gorąco. W siostrzany sposób. Oboje sztywniejemy i odsuwamy od siebie to oświadczenie. Wskazuje na mnie palcem. – Nie powtarzaj tego. To było chore. Zamykam oczy, a moje ciało drży w cichym śmiechu. Jak na faceta, który wygląda jak uosobienie opanowania, Ash jest po prostu… nie. Nat zaszczyca nas swoją obecnością. – Gotowi do wyjścia, dzieciaki? Wyciska całusa na policzku Asha, zostawiając na nim błyszczący bałagan. On nawet tego nie ściera, tylko łapie ją w pasie i przyciąga blisko do siebie. W tańcu z starą choreografią ona podchodzi do niego sama, stając przed nim. On oplata ramionami jej talię i opiera podbródek na jej głowie, nie pamiętam, żebym widziała kiedykolwiek coś bardziej naturalnego na świecie. Ta poza… to cali oni. Uwielbiam to. Dzięki temu jestem szczęśliwa. Jestem gotowa.
101
– O tak. Uważaj, Nowy Jorku. Zamierzam się cholernie rozerwać. – Ash rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie. Szybko koryguję swoje słowa. – Tak, Nowy Jorku, lepiej uważaj, bo mam zamiar cholernie troszkę i dyskretnie się zabawić, słyszałeś? Nat wybucha śmiechem i krzyczy piskliwie. – Do boju! Biorę torebkę i zakrywam dłonią usta. – Tak to się właśnie robi. Dokładnie.
102
ROZDZIAŁ 9
Helena
Dojeżdżamy do Białego Królika na długo zanim ktokolwiek staje w kolejce do wejścia, pomimo tego, że klub otwierany jest o ósmej. Ale kto tak naprawdę zaczyna imprezować o ósmej? Z pewnością nie fajne dzieciaki, o nie. Ale tak czy inaczej, cieszę się. Będąc tutaj z całą ekipą, możemy się bawić bez ryzyka, że zostaniemy przewrócone lub szturchnięte przez pijanych głupków. W ubiegłym roku Nik ograniczył obszar dla VIPów w klubie. Strefa VIP nadal istnieje i nadal jest używana, ale jest przeznaczona do wyłącznego użytku rodziny i przyjaciół. Jest fajnym bratem i nawet zarezerwował przestrzeń dla swojej młodszej siostrzyczki Isy, która od niedawna może w pełni korzystać z klubu, ponieważ skończyła dwadzieścia jeden lat. Zarzekał się, że to zrobił, ponieważ na to zasłużyła, ponieważ zawsze była słodkim dzieciakiem i dobrze się uczyła. Ale
wszyscy
wiedzieli, że to sposób Nika, Maxa i Asha na trzymaniu ręki na pulsie i kontrolę z kim się spotyka, nie pytając jej o to wprost. Idioci. Sądzą, że ona się nie zorientowała. Nie maja pojęcia, że doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Siedzimy z Nat przy stoliku, pijąc drinki i rozmawiając. Wkrótce przyjeżdża Tina z Lolą i Mimi. Przed dziewiątą wieczorem siedzimy tam śmiejąc się i rozmawiając. Lola trąca mnie w ramię.
103
– No to jak jest? Zostawiałaś w domu szlochającego faceta ze złamanym serduszkiem? Przewracam oczami. – Nie, wariatko. – Poruszam brwiami. – Zostawiłam przynajmniej dziesięciu. I wszyscy płakali. Jeden nawet się oświadczył. Nat niemal wypluwa swojego drinka. Kaszle, a następnie na świszczącym oddechu pyta. – Mówisz poważnie? Rzucam jej mordercze spojrzenie i opuszcza ramiona. – Tak myślałam. To znaczy… – Obczaja mnie z góry na dół. – Który facet będzie na tyle głupi, żeby chcieć się z tobą ożenić? Zerkam na nią morderczym wzrokiem i ciągnę za włosy. Skomle, po czym szczypie mnie w ramię. Piszczę. W tym samym czasie
obie
mruczymy. – Suka. Mimi przerywa naszą walkę. – Wiesz, nigdy myślałam o tobie jak o lasce na jednonocny numerek. – Patrzy mi prosto w oczy. – Czy kiedykolwiek wcześniej miałaś taką przygodę? Wypijam drinka i jednocześnie kręcę głową. Nat drwi. – Ale szaleństwo. Tina kiwa zdecydowanie głową, dodając. – I jakie dziwne. – Wszystkie patrzymy na nią. Tina spała tylko z dwoma facetami w życiu. Szybko odpowiada, wzruszając ramionami. – Coś tak słyszałam. – Ale może być zabawnie. – Piszczy Lola. 104
Mimi przesuwa sugestywnie palcem po swoim piwie i wzdycha. – Ech. Gdyby oni nie byli tylko kiełbasami z sieczką zamiast mózgów. Cóż, te suki próbują zabić mój seksowny nastrój. Szybko pytam. – Z pewnością któraś z was miała dobrą, jednonocną przygodę. Spodziewałam się, że przynajmniej jedna z nich odpowie twierdząco, ale wszystkie akurat teraz sprawiają wrażenie strasznie zajętych. Mimi sączy swoje piwo. Tina sprawdza swój telefon, Lola kaszle i mruga, jakby walczyła z kiepskimi wspomnieniami. Nat patrzy zamyślona. Zagaduję ją. – No i co? Ucisza mnie. – Myślę, dobra? Ogarnia mnie żelazna determinacja. Dopijam do końca swojego drinka i oznajmiam. – Mam zamiar wam udowodnić, że wszystkie się mylicie. – Wychodzę z naszej loży. – Planuję zaliczyć najlepszą jednonocną przygodę w historii. Będzie gorąca, a nie żenująca. Potem podamy sobie ręce i nie będzie w tym nic dziwnego. Wcale a wcale. Facet będzie miał przynajmniej dziesięciocalowego7 fiuta, jak nie lepiej. – Peroruję, wzruszając ramionami. – Pewnie będzie też miał sieczkę zamiast mózgu, ale jego fiut wynagrodzi inne braki. – Uśmiecham się lekko, opisując cechy, których szukam. – Będzie wysoki, dobrze zbudowany, brunet z uśmiechniętymi oczami. I z dołeczkiem. Cholera, po prostu opisuję Maxa! Ale odlot! Z całych sił walczę, żeby się nie zarumienić. 7
10 cali to 25,4 cm… Ambitna dziewczyna, nieźle. Sprytnie ograniczyła krąg poszukiwań;)
105
– Pójdę po prostu go poszukać. Od razu. Sukienka wiruje wokół moich nóg, gdy odchodzę od stolika. Prawdopodobnie nie powinnaś zakładać dzisiaj stringów. O mój Boże, wiem! To jest takie niewygodne. Muszę zmuszać się, żeby nie spróbować wyłowić tego cholernego sznurka. Zamiast tego myślę o innych rzeczach, jak psy jeżdżące na deskorolkach, wiewiórki gryzące jedzenie tymi ich śmiesznymi zębami. Pokonuję drogę na dół, do baru. Zauważam go natychmiast i wzdycham. – Nad tym barem powinien wisieć znak ostrzegawczy. Uśmiecha się. – Czyżby? A co miałby mówić? – Jestem pewna, że zdecydowanie coś o zabójczych oczach i słodkim uśmiechu. Sherriff chichocze. – Schlebiasz mi, Lena. – Sięga nad barem i całuje mnie w policzek. – Jak się masz, piękna? W ciągu kilku moich ostatnich wizyt w Białym Króliku spędziłam w barze więcej czasu niż powinnam. Prawdę mówiąc czuję malusieńką sympatię do Stefana vel Sherriffa, barmana. A wszystko zaczęło się
na
ślubie Nika i Tiny. Co mogę powiedzieć? Jest po prostu inny… nieco za długie, brudno–blond włosy, ciepłe, brązowe oczy, seksowne ciało, które lubię oglądać za barem i szczery uśmiech. Ale najlepsze jest to, że łatwo się z nim rozmawia. Słucha uważnie i okazuje to zadając pytania i angażując się w to, co mówisz. Jest megasłodki. Każda kobieta omdlewa z zachwytu, gdy się do niej odzywa. Siedzę przy barze, rozmawiam z Sherriffem i piję drinki, które dla mnie przygotowuje. Mogę wyczuć, że w tych koktajlach jest coraz
106
mniej alkoholu, ale uśmiecham się, wiedząc, że próbuje się o
mnie
troszczyć. Zanim się orientuję, jest dwudziesta druga trzydzieści, a ja nadal nie widziałam Maxa. Miałam lekką głową po tej niezliczonej ilości drinków, które wypiłam, pytam. – Gdzie jest Max? Sherriff wzrusza ramionami i odpowiada. – Nie mam pojęcia. Powinien gdzieś tu być. Podnoszę pośladki, dodając kolejny punkt do mojej gównianej listy rzeczy, które przemawiają na niekorzyść Maxa. Punkt piąty: obibok. Bez znaczenia. Zsuwam się z mojego stołka i zamierzam pożegnać się z Sherriffem, gdy zatrzymuje mnie jakaś ręka na moim przedramieniu. Patrzę i widzę tylko zielone oczy. – Helena? Helena Kovac? Marszczę czoło. Jakim cudem, do diabła, ktoś w Nowym Jorku wie kim jestem? Cofam się o krok i oceniam sytuację. Mężczyzna stojący przede mną ma wspaniały, szeroki uśmiech. Jest co najmniej stopę wyższy ode mnie. Nie jest tak wysoki jak Max. Zamknij się, mózgu. Jest całkiem odpowiedni i nie ma włosów… coś ja Baldy McGee8, ale nawet mu to pasuje. Wyciąga do mnie rękę. – Wiem, że mnie nie znasz, ale poznasz. Dobra. Teraz to już oficjalnie ześwirowałam. Trzyma wyciągniętą dłoń, a ja jeszcze bardziej się odsuwam. – Nie. Zostań tam, gdzie stoisz. 8
Baldy McGee – w skrócie łysiejący zazdrośnik, postać z kultury amerykańskiej
107
Patrzy na mnie z zakłopotaniem, po czym zrozumienie przetacza się przez jego twarz. Śmieje się głośno. –Przepraszam. Nie powinienem się śmiać, ale… właśnie zdałem sobie sprawę z tego, jak to brzmi. Dobrze, spróbujmy jeszcze raz. – Prostuje się, wyciągając jeszcze raz rękę w moją stronę. – Cześć Helena, jestem James Whittaker. Otwieram usta z niedowierzania. To jest mój nowy szef? Fiu, fiu! Nadal trzyma wyciągniętą rękę i wyjaśnia. –
Poznałem
cię
na
podstawie
zdjęcia,
które
wysłałaś
do
identyfikatora, który w rzeczywistości jest w moim samochodzie. Przygryzam wargę, żeby się nie roześmiać i patrzę wszędzie, byle nie na niego. Czuje się zażenowana. – Dobra, w porządku, to też słyszałem. Przerażające jak cholera. Śmieję się i robię krok do przodu. – Przepraszam, że się przestraszyłam, ale brzmiałeś trochę jak prześladowca. Wybacz. Podaję mu rękę, potrząsając ją nieco i cały czas się uśmiechając. Puszcza moją dłoń i oddycha z ulgą. – Chyba powinienem był po prostu zostawić cię w spokoju. Przykro mi, że przeze mnie nasze pierwsze spotkanie wyszło dziwnie. – Nie, wszystko w porządku. Mój przyjaciel jest właścicielem tego klubu, więc właśnie rozglądałam się i poznawałam ludzi. James unosi brwi. – Znasz braci Leokov? Marszczę nos, starając się być uroczą. 108
– Tak, Nik ożenił się z bliską przyjaciółką mojej rodziny, Tiną. Moja siostra wyszła za ich przybranego brata, Ashera. Więc wszyscy jesteśmy swego rodzaju małą rodziną. Uśmiecha się serdecznie. – To naprawdę fajne. Czyli znasz Maxa Leokova? Wzdycham, zanim udaje mi się opanować. – Owszem. Poznaliśmy się. Uśmiech Jamesa blednie. – Chyba go nie polubiłaś, prawda? Nie odpowiadam. Zamiast tego pytam. – A jak ty go poznałeś? Pochyla się przy barze i mówi. – Jego córka, CeeCee, jest moją pacjentką. Kurwa. Oczywiście, że jest. Jestem taką idiotką. Uśmiecham się szczerze. – Uwielbiam CeeCee. A Max jest w porządku, jak sądzę… pod warunkiem, że nie śpi w moim łóżku, albo nie rzuca we mnie pizzy. Och, nieme! Dlaczego to powiedziałaś, ty hańbo społeczna ludzkości? James robi wielkie oczy. Rumienię się i parskam. – Och, och, nie! To nie tak, przysięgam. Śpi w moim łóżku, gdy mnie w nim nie ma, to wszystko. Nooo, to nie było wcale lepsze. Spróbuj raz jeszcze. – Chciałam tylko powiedzieć, że Max… on jest… To znaczy. – Nagle wyznaję. – Nie mam pojęcia jak to lepiej powiedzieć. Ku mojemu kompletnemu zaskoczeniu James odchyla głowę do tyłu i ryczy ze śmiechu. Śmieje się, aż chrypnie. 109
– O ludzie, a ja sądziłem, że to ja miałem kiepski początek. Może po prostu to pominiemy? Przygryzam wargę, moje policzki płoną. Przytakuję, a on uśmiecha się do mnie. – Myślę, że jakoś się dogadamy. Jasna cholera, to było brutalne. Z ulgą opuszczam ramiona. Odchrząkuję i zmieniam temat. – Jak często CeeCee korzysta z fizykoterapii? Powoli sączy swoje piwo. – Wiesz, to zależy. Zdarza się, że wszystko jest w porządku i nie potrzebuje zajęć przez kilka tygodni, ponieważ sama ćwiczy w domu, ale są momenty, gdy potrzebuje jednej, dwóch sesji w tygodniu. Nie idzie dokładnie ze swoim programem ćwiczeń. Twierdzi, że to jest nudne, a ponieważ jej się to nie podoba, to odpuszcza, w konsekwencji płacąc za to bólem i skurczami. Moja twarz łagodnieje. To musi być dla niej trudne. – Prawdopodobnie potrzebuje właściwej motywacji. James patrzy mi w oczy. – Max… on już próbował wszystkiego, żeby ją przekonać. Czasem go słucha, ale nie zawsze. Nagle doznaję olśnienia, myśli zalewają mój umysł. – Czy CeeCee kiedykolwiek miała coś do powiedzenia w zakresie swojego programu ćwiczeń? Wygląda na zmieszanego. – Co masz na myśli? Robię krok do przodu i siadam na stołku obok niego. 110
– Chodzi mi o to, że jest nastolatką. Wiem, że są ćwiczenia, które zawsze będzie musiała wykonywać, ale czy ktoś zapytał ją co lubi? James otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale powstrzymał się. Zacisnął wargi. – Nie. Ja… hmmm, nigdy jej o to nie zapytałem. Unoszę brwi. Uśmiecha się do mnie. – Nieźle. – Odwzajemniam jego uśmiech. – Jest młodą kobietą, której przez całe życie mówiono, co ma robić. To musi być męczące. Nagle marszczy brwi i mruczy. – Tak, to musi być męczące. Nagle dostaję jakiegoś zaćmienia i zanim się ogarniam, pytam. – Masz ochotę pójść na górę i poznać moją siostrę? Zaskoczenie pojawia się na jego twarz, zanim odpowiada. – Tak, z przyjemnością. Och, to jest szalenie niewiarygodne. Nie mam pojęcia co robię. – Spoko. Chodźmy na górę. Gdy tylko docieramy na szczyt schodów, Nik woła. – Whit! Jak się masz, stary? Witają się, podając sobie ręce w surowym, konkurencyjnym męskim potrzaśnięciu dłonią, co bardziej przypomina napaść. – Nic nowego, Nik. Właśnie poznałem Helenę. Nik patrzy na mnie i przestaje się uśmiechać. Rzuca Jamesowi krzywe spojrzenie i mówi. – Ona jest poza zasięgiem. James patrzy na mnie, próbując ukryć uśmiech. Przewracam oczami i uderzam go w brzuch. 111
– To mój nowy szef, Niki. Wyluzuj. Nik patrzy na mnie uśmiechając się, pełen braterskiej dumy. – Poważnie? Pracujesz w centrum rehabilitacji? To niesamowite, dzieciaku. Rumienię się. – Wiem. Zaharowywałam na to swój tyłek. Nik owija rękę wokół mnie i przyciąga do siebie. Zwraca się do Jamesa. – Ona należy do rodziny, więc lepiej traktuj ją dobrze. O Boże, nie. Uwalniam się z objęć Nika i ciągnę Jamesa w kierunku schodów. – To jednak nie był dobry pomysł. Przepraszam. Powinniśmy wrócić na dół. Ale James tylko się szczerzy w szerokim uśmiechu. – Żartujesz? To jest mój punkt kulminacyjny dzisiejszej nocy! Och, naciska. Opieram się i syczę. – Ale moim kosztem! Pochyla się bliżej mnie. – Po prostu płyń z prądem, Helena. Nigdy nie jest tak źle, jak uważasz. Słyszę, jak Nat opowiada. – Pamiętam, że gdy Helena miała trzy lata, zdjęła pieluszkę i obsikała meble, ponieważ chciała być jak nasz pies. Matko Boska! Ukrywam twarz w dłoniach i szlocham w mankiet. – To zawsze jest tak złe, jak sądzę, że jest. 112
James odwraca się ode mnie, ale widzę, że targają nim spazmy śmiechu. Mrużę na niego oczy i szepczę. – To nie jest prawda, no wiesz. To co powiedziała… Chodzi mi o to, że… To jest bardzo kiepska próba ratowania mojego honory, ale zawsze warto próbować. Patrzy na mnie z rozbawionym spojrzeniem. – Tak, tak, oczywiście. – Moja twarz płonie, ale on po prostu szturcha mnie w ramię. – Daj spokój, Helena. Miałaś trzy latka. Jeżeli zrobiłabyś coś takiego w ubiegłym tygodniu, to byłbym zaniepokojony. Moja duma właśnie wyleciała przez okno, wzdycham dramatycznie. – Myślę, że w takim razie nie powinnam opowiadać ci o zeszłotygodniowym wypadku. Nagle znajduje się tuż przy mojej twarzy, z niebezpiecznym uśmiechem na ustach. – Zamieniam się w słuch, kochanie. Sądzę, że dokładnie w tym momencie oboje zdaliśmy sobie sprawę, jak bardzo niestosowna jest ta rozmowa. Robię wielkie oczy, podobnie jak on. Zaczynamy w tym samym momencie. – O mój Boże, James! – Cholera. Bardzo cię przepraszam, Helena. – To było… – … naprawdę kiepskie. Nie wiem… co sobie myślałem. Zabij mnie. Zaczynam się śmiać. – W porządku. Jesteś zabawny. Prześmieszny. Opuszczam podbródek i śmieję się cicho. Nie jestem obrażona, jestem rozbawiona. Naprawdę nieźle rozbawiona. Lubię go! Ale on się nie śmieje
113
tak, jak oczekiwałam. Podnoszę wzrok i widzę, że jest wściekły. Szybko kładę rękę na jego ramieniu. – Hej. Odsuwa się od mojego dotyku. – Hm, chyba będzie lepiej, jeżeli to się już nigdy nie powtórzy. Nigdy tak się nie zachowuję. Ja… – Kaszle. – Tak mi przykro. Zazwyczaj jestem bardziej profesjonalny. Nie flirtuję z pracownikami. – W jego oczach widać wyraźny żal. – Powinienem już iść. Nie mogę uwierzyć, że to ten sam człowiek, z którym śmiałam się kilka minut temu. Gdzie się podział tamten gość i kim jest ten sztywniak? Sięgam ponownie i łapię jego nadgarstek. – Hej, nie odchodź. To tak samo moja wina. Przepraszam. – Czuję, że schodzi z niego napięcie i powoli dodaję. – Sądziłam, że dobrze się bawimy. Chodzi o to, że nie tak łatwo mnie urazić. I tak dla twojej informacji, nie jestem twoim pracownikiem. – Zaskoczony, unosi brew. Wzruszam ramionami. – Jeszcze nie. Przynajmniej przez dwa kolejne dni. Unosi drugą brew i ucieka mu cichy chichot, a ja uśmiecham się ze świadomością, że złagodziłam napięcie. Kręci głową i mocno wzdycha. – Mogę powiedzieć, że to był niezwykle ciekawy wieczór. – Uspokaja się, a jego oczy przeskakują z boku na bok. – Powinienem chyba też wspomnieć, że nie umawiam się na randki z pracownikami. Nagle ogarnia mnie wstyd i czuję supeł w brzuchu. Zamierzam po prostu skłamać i wycedzić jakąś bzdurę przez zęby, gdy dodaje. – Znowu schrzaniłem. Wybacz. Lekko się rozluźniam i oddycham powoli. Odpowiadam. – Nie umawiam się, James. Po prostu szukam przyjaciela. 114
Uśmiecha się lekko i mruczy. – To mogę zrobić.
115
ROZDZIAŁ 10
Helena
Bezpiecznie oddaleni o dwa stoliki od mojej siostry i reszty ekipy, siedzimy z Jamesem, pijemy i poznajemy się w komfortowych dla nas warunkach. – Zatem masz dwie siostry. Jedną z nich jest tamta hałaśliwa brunetka, a druga jest fryzjerką i mieszka tam, skąd pochodzicie. Rodzice żyją i są razem od dwudziestu pięciu lat. – Mruży oczy. – Dobrze zapamiętałem? Przytakuję z uśmiechem. Zaczyna opowiadać. – No cóż, moja rodzina to tak naprawdę tylko dwie osoby. Ja i mój brat, Trent. Oboje nasi rodzice nie żyją. Tato odszedł, gdy Trent był dzieckiem, a mama rok temu. – Już mam złożyć kondolencje, gdy mruczy. – Naprawdę nie żartowałaś, gdy mówiłaś, że całą ekipą jesteście jak rodzina. Manipuluje trochę moimi słowami, ale uśmiecham się serdecznie. – Tak naprawdę do niedawna wcale nie byłam częścią tej rodziny. Bardzo niedawna. Była tu Tina i moja siostra, więc sądzę, że gdy powiedziały reszcie, że się przeprowadzam… – Wzruszam ramionami. – Po prostu włączyli mnie automatycznie do rodziny. James reaguje na moje słowa, ale zerka na roześmiane dziewczyny przy stoliku obok i ich mężczyzn.
116
– To musi być miłe. – Patrzę na całą ekipę i uśmiecham się, a oni nie mają nawet pojęcia, że to robię. Dodaje. – Bycie dołączonym do takiej rodzinki. Odwracam się do niego. – Mogę być szczera? Kiwa głową, unosząc do ust swoje piwo, a ja mruczę. – To jest kurewsko niesamowite. Dławi się piwem i zaczyna się śmiać. Uderza pięścią w swoją pierś, kaszle i sapie. – Brudne usta. – Po czym unosi w górę kciuk. – Nieźle. – Wciąż się śmieje, a ja czuję się speszona. Z kim, do cholery, sądziłam, że piję? – Przepraszam. Nie zrobiłam najlepszego pierwszego wrażenia. Zwłaszcza, jeżeli weźmiemy po uwagę fakt, że powinnam się postarać. Ja tylko… Chyba po prostu sprawiasz, że czuję się, jakbym mogła z tobą swobodnie rozmawiać, wiesz? – Patrzę w dół na stolik. Policzki mam czerwone i bełkoczę. – Po prostu czuję się dobrze w twoim towarzystwie. Ciepła ręka obejmuje moją dłoń. Zerkam na niego. Wyznaje. – To uczucie jest odwzajemnione. A jeżeli o mnie chodzi, to dopóki nie jesteśmy w pracy, możesz przeklinać, ile dusza zapragnie, klnij jak żeglarz i lej rum do gardła. Nie mam z tym problemu. Przyznaję, z oczami pełnymi podziwu. – Myślę, że po prostu się w tobie trochę zakochałam. On odchyla się do tyłu i udaje, że strzela do mnie z palca jak z pistoletu. – To się zdarza. 117
Nie mogłam pozbyć się tego cholernego uśmiechu z twarzy nawet, jeżeli bardzo się starałam. Nie żebym tego chciała. Myślę, że praca z Jamesem Whittakerem będzie przyjemnością.
***
Max
Budzą mnie wibracje telefonu. Patrzę na zegarek, jest 01:14. Co jest, kurwa? Otwieram wiadomość, którą przysłał mi Nik. Nik: Nie żeby ci zależało, czy coś. W załączniku jest zdjęcie. Włosy stają mi dęba na karku. Cóż, wygląda na to, że nie traci czasu, prawda? Helena wygląda jak anioł, pochylona nad stolikiem i uśmiechnięta. Jej ręka leży na przedramieniu mężczyzny. On uśmiecha się do niej, patrząc na nią, jakby była najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Zaraz. Czekaj, Czy to…? Coś zaciska się na moich wnętrznościach, nie wierząc, że to zazdrość. To Whit, fizykoterapeuta CeeCee, a ona patrzy na niego jakby był bogiem. Boli mnie w klatce piersiowej. Szybko piszę odpowiedź. Ja: Cieszę się, że ona dobrze się bawi. Wyłączam telefon i próbuję zasnąć. Ale sen nie nadchodzi. Zamiast tego zastanawiam się, co muszę zrobić, żeby te gorące, zielone oczy uśmiechnęły się do mnie w ten sposób.
118
***
Helena
Jest prawie druga w nocy i James właśnie wyszedł, więc ruszam z powrotem do stolika, przy którym siedzi reszka ekipy. Gdy tylko znajduję się w zasięgu słuchu, odzywa się moja siostra. – No więc, jaki duży jest jego penis? Posyłam jej mordercze spojrzenie. – Zamknij, kurwa, usta. Był dżentelmenem. Uśmiecha się półgębkiem. – Czyli ty próbowałaś, a on grał niewinnego? Nik przerywa z ciekawością. – Próbujesz upiec ciasteczka z Whitem? Macham ręką w jego kierunku, żeby się uciszył i wracam do kłótni z moją siostrą. – Nie, kretynko. On jest moim szefem. Nie chciałabym niczego zrobić ze swoim szefem. To jest po prostu idiotyczne. Jest moim SZEFEM. – Mruży na mnie oczy, chcąc mi powiedzieć ”bzdury”. Wskazuję na nią palcem. – Myślenie o tym to nie to samo, co zrobienie. Śmieje się.
119
– Masz przesrane. Spodobał ci się twój własny szef. A sposób w jaki patrzył na ciebie przez całą noc… – Patrzy na mnie podejrzliwie. – Cholera. To się nie skończy dobrze. Już to widzę. Ściskam nasadę nosa. – Jak na mnie patrzył, co? Był całkiem przyjazny. Ash krztusi się śmiechem. – Och, nie. Zdecydowanie to nie było przyjazne. – Otacza ramieniem Nat. – Patrzył tak, jak ja patrzę na twoją siostrę i uwierz mi… – Unosi brwi. – Nie chcę być jej przyjacielem. Tak nie może być. Umiem odczytywać ludzi9. Jak mogłam przegapić coś takiego? Wyczułam tylko wibracje przyjaźni. Na pewno nie było tych w stylu „chcesz się pobawić w chowanego z moją kiełbaską? 10” Na mojej twarzy zmieszanie musi być bardzo widoczne, ponieważ natychmiast zostaję wrzucona w krzyżowy ogień pytań. Zaczyna Trick. – Czy on z tobą flirtował? Zaczynam potrząsać głową, ale wracają do mnie wspomnienia z początku naszej rozmowy, więc przytakuję. Reaguje na moją odpowiedź szarpnięciem brody. Nik pyta. – Czy szukał pretekstu, żeby cię dotknąć? – Z szeroko otwartymi oczami szarpię głową w górę i w dół. Nik wzdycha. – Tak. To nie miało nic wspólnego z przyjacielskim nastawieniem. Mimi też wzdycha i mówi. – Myślę, że twój szef ma coś dla ciebie, cukiereczku. Kręcę głową. 9
Dawno nie słyszałam większej bzdury… Maxa też odczytałaś? Helcia, czas zejść na ziemię;) Padłam ze śmiechu… no tak się nie da pracować;) Jejku… ja mam zaraz wizualizacje!
10
120
– Nie, powiedział, że nie umawia się z pracownikami. Wszystko aż krzyczy, żeby przerwać. Lola przechyla głowę w bok. – Wyjaśnił to? Powiedział, co miał dokładnie na myśli? – Nie, nie. Flirtowaliśmy troszkę, gdy się poznaliśmy. Może nawet zaczęło się robić zbyt poważnie. Siostra owija rękę wokół mnie i wypuszcza świszczący oddech. – Och, suko, no proooszę. Przecież wiesz, że poszedł do domu i zagra Śliskiego Willa11, myśląc o twoich stringach prześwitujących przez tą białą, cienką serwetkę, którą nazywasz sukienką. Zamieram, a potem piszczę. – Widać moje stringi? Wszyscy przy stoliku potwierdzają. Och, no jasne, spieprzcie moje życie i idźcie dalej! W szoku otwieram usta. Nie mogę uwierzyć w to gówno. Dlaczego wszyscy zawsze czekają z powiedzeniem takich rzeczy. Chociaż to tak naprawdę nie ma znaczenia. Postanawiam wyjaśnić, dlaczego między mną i Jamesem nigdy nic się nie wydarzy. Delikatnie ruszam głową i wyjaśniam. – No cóż, do niczego nie dojdzie, więc możecie wyluzować. Nie mam randki. W tym samym czasie Nik pyta. – Dlaczego? Asher mówi. – Dobra.
Śliski Will (z ang. Slickin’ Willie) – w USA określa się tak akt męskiej masturbacji, ale również mówiono tak na Prezydenta Billa Clintona po aferze rozporkowej 11
121
Patrzą
na
siebie.
Odbywają
cichą
rozmowę.
Ash
mruży
niebezpiecznie oczy. Kręci dyskretnie głową. Nik unosi brwi, marszcząc czoło. Jeszcze dyskretniej kiwa głową i patrzy na Asha. Ale nie wystarczająco dyskretnie. Ash wpatruje się w swojego najlepszego przyjaciela. Usta Nika drgają. Po chwili Ash zatapia się na swoim miejscu z wyraźną irytacją wymalowaną na twarzy. Mruczy. – Chyba sobie ze mnie żartujesz z tym gównem. Nik tylko się uśmiecha i niemal wygląda zwycięsko ze swoim uroczym dołeczkiem. Wszyscy się uśmiechają. Wszyscy z wyjątkiem Asha. Nie mogę tego ogarnąć! Wygląda na to, że nie tylko ja nie łapię żartu. Lubię żarty! Chcę się bawić! – Co? – Pytam z małym uśmiechem czającym się na moich ustach. Nik uśmiecha się jeszcze bardziej. – Nic, kochanie. Po prostu cieszymy się, że tutaj jesteś. Ciepły uśmiech rozciąga się na mojej twarzy. Sięgam, żeby dotknąć jego ręki. – Cieszę się, że tu jestem. Wy wszyscy sprawiacie, że jest mi łatwiej się dopasować. To tak jakbym była częścią waszej małej rodziny. Nik mruczy. – Mam wrażenie, jakbyś nie była w niej od teraz, ale od dawna. Nawet nie próbuję udawać i ukryć zmieszania, ale Tina chichocze. – Nawet nie próbuj rozszyfrować uwag rzucanych przez Pana Miyagi12. Stracisz masę cennego czasu ze swojego życia. Nat trąca mnie w ramię. Pan Miyagi – bohater filmów z serii Karate Kid, jest mistrzem karate, mentorem dla swoich uczniów, posiada głębokie, filozoficzne refleksje na temat życia i jest nadzwyczajnie zręczny.
12
122
– Chodź, dziecinko. Zbieramy się do domu. Ucieka mi małe ziewnięcie i oświadczam. – Ale ja nie jestem jeszcze zmęczona. Opuszcza swoje miejsce i ciągnie mnie za sobą, owijając ręką wokół mojej talii, gdy tylko wstaję. Wydyma usta i grucha. – Och, daj spokój, śpiochu. Wiem, że padniesz jak dziecko. Nie możesz się już tego doczekać, prawda? Nienawidzę jej za to, że dzięki niej właśnie poczułam się jak śpiący bobas. I naprawdę lubię spać. Ziewam po raz drugi, opieram głowę na jej ramieniu. – Dobra. Chodźmy. Trick woła. – Ale wpadniesz jeszcze do klubu, prawda? Podnoszę głowę i wskazuję brodą w jego kierunku. – Na to, że tu wrócę możesz postawić nawet swój tyłek. Po tych słowach żegnamy się z resztą ekipy. Nat prowadzi mnie do swojego samochodu. Wsiadam i opieram głowę o szybę. Ostatnią rzeczą, o jakiej myślę przed zaśnięciem jest uroczy dołeczek. Ale nie jest to dołeczek Nika.
***
Max
123
– Chodź, kochanie. Jeszcze jedna seria. Dyszy, sycząc przez zaciśnięte zęby. – Nie mogę. Nie rzucaj we mnie takim gównem. – Owszem, możesz. Jeden zestaw ćwiczeń. Ręce zaczynają jej drżeć, gdy chwyta się specjalnego kółka i zsuwa się z powrotem na matę. – Żadnych więcej powtórzeń. Naciskam mocniej. – Jeszcze jedna seria. Tylko jedna. Dasz radę. Pokaż mi, jaka jesteś silna. Ale odpuściła. Sfrustrowana i zła, odrzuca uchwyt i wrzeszczy. – Skończyłam. Boże, przestań na mnie krzyczeć! Nie krzyczę na nią. Na wszelki wypadek ściszam głos. – Nie krzyczę na ciebie, kochanie. Staram się ciebie zmotywować. Przesuwa się w stronę krawędzi maty do swojego fotela. Spocona i zdyszana siada na nim i odjeżdża bez słowa. Szybko. Rozglądam się po pokoju, który był przerobiony na prowizoryczną siłownię dla mnie i mojej dziewczynki i wzdycham. – Kurwa. Po prostu kolejny dzień. Coraz trudniej jest mi zmotywować CeeCee. Staje się kobietą, jej postawa ulega zmianie. Nie jest tak spolegliwa jak kiedyś. Zaczyna mieć własne zdanie, osobowość. I to jest wspaniałe, ale jednocześnie jest do kitu. Przynajmniej dla mnie. Zastanawiam się nad tym, co teraz mogę zrobić i chyba będę musiał poprosić Whita, żeby przyjął ją
124
ponownie na kompleksową rehabilitację. Jeżeli się nie zgodzi, to nie mam pojęcia, co zrobię.
125
ROZDZIAŁ 11
Helena
Budzę się w niedzielę koło południa. I gdy mówię, że się budzę, chodzi mi o to, że zostaję obudzona przez głośne walenie dobiegające zza ściany. Na początku myślę, że to efekt jakiś robót w okolicy budynku, ale gdy wsłuchuję się w te hałasy, orientuję się o co chodzi. – O Boże, kochanie! Tak, Ash. Właśnie tak lubię… TAK! Nie przestawaj. Prawie doszłam. Prawie… Długi, głęboki kobiecy jęk spowodował, że wyskoczyłam z łóżka. – O mój cholerny Boże! Koleś! – Zasłaniam uszy i biegnę do łazienki jednocześnie intonując. – Na, na, na, naaa. Na, na, na, naaa. Przebrałam się w spodnie dresowe i zwiewną koszulkę, związałam włosy w luźnego kucyka na czubku głowy i rzuciłam się do słuchawek, szybko wybierając jakiś przypadkowy utwór na odtwarzaczu MP3, żeby zupełnie nic nie słyszeć. Cieszę się, że to zablokowało dźwięki sekscesów, dochodzące z mieszkania mojej siostry. Nie przejmując się wcale tym, czy główny występ się już skończył, czy nie, wracam do pokoju, biorę komórkę i piszę nienawistną wiadomość. Ja: Stara! Te ściany są cienkie jak papier. POWAŻNIE! Ogranicz swoje jęki do minimum. Ładnie, kurwa, proszę!!! Po chwili piszę ponownie. Ja: Wiesz co? Jęcz sobie, ile chcesz. Spadam stąd. Narka. 126
Wychodzę z mieszkania i zamierzam zamknąć za sobą drzwi, gdy zauważam coś kątem oka. Szybciej, niż sądziłam, że to możliwe, obracam się na pięcie i wracam do środka, zatrzaskując za sobą możliwie cicho drzwi. Moja klatka piersiowa faluje, zerkam przez wizjer. Nic nie widzę, ale coś słyszę. Ściągam słuchawki i przysłuchuję się uważnie. – Dlaczego? Witaj, kochanie. To Pani Crandle. Nie słyszę odpowiedzi, za to pani Crandle mruczy. – Dobrze, dobrze, dziękuję. Chwila ciszy i słyszę ją ponownie. – Bardzo miło cię poznać. Może wejdziesz? Kolejna chwila ciszy i słyszę, jak mówi cicho. – To byłoby bardzo miłe. Dziękuję. – Jej głos zmienia się posępny pomruk. – Nie mam za dużo towarzystwa. I nawet jeżeli nie mam pojęcia z kim rozmawia, ani czy w ogóle z kimś rozmawia, ogarnia mnie fala wstydu. Pani Crandle jest moją sąsiadką. Powinnam być bardziej towarzyska w stosunku do sąsiadów. Nie miałam pojęcia, że była samotna. – Dobrze, kochanie. Przyjdź kiedyś na herbatę. Przedstawię ci moje koty. Rozbrzmiewa niski, męski śmiech, po czym w moim wizjerze pojawia się jego twarz. Serce mi wali. Zasłaniam ręką usta, żeby powstrzymać pisk zaskoczenia. Puk, puk, puk. Wstrzymuję oddech. Jeżeli pomyśli, że nie ma mnie w domu, to odpuści i odejdzie. Mija dziesięć sekund. Zemdleję, jeżeli za chwilę nie zaczerpnę oddechu. 127
Puk, puk, puk. Z pewnością moja twarz już jest fioletowa. Pali mnie w płucach. Widzę światło. Potrzebujesz. Powietrza. Do. Życia. Puk, puk, puk. Wzdycha. – Helena, wiem, że tam jesteś. Widzę cień twoich nóg w szczelinie pod drzwiami. Łapię bardzo potrzebny oddech. Dysząc, patrzę gniewnie na drzwi. Mogę teraz zrobić tylko jedną rzecz. Maksymalnie zwiększam głośność na moim odtwarzaczu MP3 do poziomu rozdzierającego uszy. Otwieram drzwi, jakbym nie wiedziała, że stoi tam od jakiegoś czasu. Patrzę na niego z udawanym zaskoczeniem. – Max. Nie słyszałam, że tu jesteś. Biorę słuchawki, mam nadzieję, że nie widzi krwi wyciekającej z moich uszu i spływającej po twarzy od przerażającego hałasu docierającego do moich bębenków. Minimalizuję głośność i ściągam słuchawki. Słyszę dzwonienie w uszach. Jest całkiem prawdopodobnie, że doszło do jakiś trwałych uszkodzeń. Uśmiecha się do mnie. Jego dołeczek jest taki niesamowity. Sądzę, że gdzieś na świecie powinna powstać świątynia dedykowana wyłącznie temu dołeczkowi. Kręci z niedowierzaniem głową. – Kłamczucha. Czuję, jak rumieniec wpełza na moją szyję i twarz. Walczę z chęcią bycia prawdziwą suką. Naprawdę. – Co mogę dla ciebie zrobić?
128
Nie czekając na zaproszenie, prześlizguje się obok mnie i wchodzi do mieszkania. Utknęłam w drzwiach, ze wszystkich sił starając się nie myśleć o tym jak jego ciało przesuwało się obok mojego. Słodki Jezu na talerzu! Jest umięśniony. Przechodzi przez pokój, w stronę kuchni. Otwiera lodówkę i wzdycha. – Jestem głodny. – Patrzy na mnie. – Jesteś głodna? Powinniśmy zdobyć coś do jedzenia. Spuszczam głowę. Dlaczego on musi być takim… takim… Maxem? – Max, przerabialiśmy już to wcześniej. Koleś, skup się. Co tutaj robisz? Ponownie sprawdza zawartość lodówki, jakby jedzenie miało pojawić się w niej w jakiś magiczny sposób, tylko pod wpływem jego twardego spojrzenia. – Czym ty żyjesz? Tutaj nic nie ma. Musisz jeść. – Zerka na mnie, jego złote oczy wpatrują się we mnie. – Jadasz? Zamiast coś powiedzieć, profesjonalnie tego unikam. – Ja dopiero się obudziłam. Marszczy twarz. – Przecież już minęło południe. Nie muszę się przed tobą tłumaczyć. Mój umysł właśnie pokazuje mu język. – Wróciłam późno w nocy. Aż do teraz nie zdawałam sobie sprawy, co trzyma w ręku. Pociera z roztargnieniem swój brzuch. – Jestem w kiepskim stanie. Potrzebuję jedzenia, a ty masz… – Krzywi się. – Mleko. – Marszczy uroczo nos. – Mleko to nie jedzenie, 129
Helena. Jestem rozwijającym się chłopakiem. Nie uda mi się przeżyć na mleku. Potrzebuję regularnych, solidnych posiłków. Wciąż patrząc na to, co trzyma w dłoni, pytam cicho. – Dlaczego trzymasz w ręce tablicę? Patrzy na nią, a potem na mnie. – Żeby móc rozmawiać z panią Crandle. Nic z tego nie rozumiem. – Dlaczego musiałeś porozmawiać z panią Crandle? Wzrusza ramionami. – Nie musiałem. Wszystko aż trzeszczy, żeby zatrzymać się na chwilę. Zaraz, chwila, moment. Marszczę brwi i kładąc palec na ustach, pogrążam się w myślach. Zbieram myśli i cicho pytam. – Poszedłeś… zbaczając z drogi… i zupełnie bez powodu kupiłeś mini tablicę, żeby komunikować się z głuchą staruszką? Teraz on marszczy brwi, przetwarzając moje słowa. Przytakuje szybko. – No tak. Zupełna bezinteresowność tego jednego gestu postawiała w stan wojny mój umysł i serce. Mój umysł nadal rozwodzi się i boleje nad czymś, czego Max prawdopodobnie nawet nie pamięta. Oczywiście umysł przewraca oczami. Serce za to ma łzy w oczach, pociąga nosem i mruczy pod nosem: „Kocham go. Możemy go zatrzymać?” Ciepło rozchodzi się ze środka mojego brzucha na zewnątrz. – Wiesz co? Prawdę mówiąc, jestem głodna. 130
Max robi wielkie oczy ze zdumienia, po czym woła. – Świetnie! Chodźmy. Nagle nieśmiało unikam jego wzroku, odgarniam za ucho niesforne włosy. Zatrzymuję się. – Chyba powinnam się przebrać. Ciepły dotyk w dolnej części pleców powoduje, że przełykam ciężko. Max przekonuje mnie i naciska delikatnie moje plecy. – Nie przebieraj się, muffinko. Wyglądasz wystarczająco dobrze, żeby cię zjeść. Otwieram swoje inteligentne usta i komentuję. – Cóż, nie jestem w menu. Fuj, fuj, fuj! Dziękuję Bogu, że stoi za mną i nie może zobaczyć absolutnie przerażonego wyrazu mojej twarzy. No i kto tu jest teraz prawdziwym flirciarzem? Wychodzimy z mojego mieszkania, gdy on cichym głosem odpowiada. – To cholerna szkoda.
***
Helena
131
W ogóle nie jestem zaskoczona, gdy kończymy zaledwie przecznicę od mojego mieszkania, w taniej restauracji. W miejscu, w którym personel zna Maxa. Oczywiście mówią do siebie po imieniu. Jestem zaskoczona, że przyjechaliśmy samochodem. Gdy zaparkowaliśmy, zapytałam rozbawiona. – Dlaczego nie mogliśmy po prostu tu przejść? Patrzy w górę i oznajmia. – Jest pochmurno. Nie wiem, czy pogoda się utrzyma. – Uśmiecha się do mnie ciepło i czule. – Nie chcę, żebyś zmokła. Za późno. Mentalnie kręcę głową. Och, mózgu. Ty brudny popaprańcu. Czy on zawsze musi być fajny, grzeczny, troskliwy i takie tam? Życzę sobie, żeby był śmieciem. Byłoby o wiele łatwiej go nie lubić. Nie wiem, jak długo będę w stanie jeszcze się tego trzymać. Powoduje, że to jest dla mnie trudne. Obchodzi szybko samochód i otwiera moje drzwi, chociaż zdążyłam już nacisnąć klamkę. Wyciąga rękę i biorę ją tylko dlatego, że zaparkował przy kratce ściekowej i potrzebuję wsparcia, żeby nie wdepnąć w stertę zgromadzonych przy niej śmieci. Mijają nas dwie kobiety, w sportowych ubraniach, z dziećmi w spacerówkach. Uśmiechają się do niego, trzepocząc rzęsami. Max nie traci czasu. Rzucił im uśmiech ściągający majtki, a ja chciałam, żeby był skierowany do mnie. Przechylił lekko głowę. – Witam panie. Jak się dzisiaj miewacie? Obie odpowiadają z westchnieniem. – Dobrze. Zaciskam mocniej szczękę. W środku pomaga mi zająć miejsce, a ja warczę na niego.
132
– Potrafię sama usiąść. – Posyłam mu mordercze spojrzenie. – Jestem już dużą dziewczynką, Max. Całkowicie nieświadomy mojej sukowatości, uśmiecha się. – Wiem, muffinko. Myślę, że już tak mam, no wiesz, chcę pomóc. Dociera do mnie ciężka rzeczywistość. Nagle przypominam sobie, że jest ojcem i pełnoetatowym opiekunem dziecka z uszkodzonym rdzeniem kręgowym. Co, do cholery, jest ze mną nie tak? Nigdy… naprawdę nigdy… nie spotkałam w swoim życiu mężczyzny, który tak bardzo by mnie drażnił. Nie podoba mi się to. Strzelam focha. Jestem porządnym człowiekiem, do cholery! Być może nie zawsze jestem miła, ale się staram. Mam ludzkie podejście do innych. Zawsze daję ludziom szansę, czasami nawet kilka, chociaż niekoniecznie wszyscy na to zasługują. Wiem, że Max jest dobrym facetem. Wstyd mi z powodu tego, jak go traktowałam. Nie sądzę, żeby skrzywdził mnie celowo. Jest po prostu… w pewien sposób nie zwraca uwagi na swoje zachowanie. Coś w stylu głupiutkiej blondynki w męskim wydaniu13. Przychodzi nasza kelnerka, a my jesteśmy wpatrzeni w menu. Jest kobietą w średnim wieku, blondynką z niebieskimi oczami. Nie jest chuda, ma wałeczki. Och, siostro! Od razu ją lubię. Mam wrażenie, że mamy ze sobą coś wspólnego. Zauważa Maxa i przewraca oczami. Max uśmiecha się do niej. – Shelly, kochanie, minęło już trochę czasu. Bazgrze coś w swoim notesie. Ale on nie jest blondynem… Helcia pojechała! Oj Aguś to była metafora i swoją droga BARDZO TRAFIONA :D - K 13
133
– Max, kochanie. Nie kłam. Wiem, że mnie zdradzasz. On przykłada dłoń do serca. – Wszyscy mają jajka i boczek, ale przysięgam, Shell. Tylko twoje kocham. Mruga, a ja walczę z uśmiechem. Jest takim głupkiem. Takim seksownym dupkiem. Ona głośno chrząka. – Tak, tak. Wszyscy odchodzą, ale każdy i tak znajduje drogę powrotną do Shelly. – Patrzy na mnie i uśmiecha się ciepło. – Cześć. Jestem Shelly. Uśmiecham się. – Helena. Miło cię poznać. Mam wrażenie, że będziesz mnie widywać od czasu do czasu. Wprowadziłam się do mieszkania w pobliżu. Jej uśmiech staje się jeszcze szerszy. – To wspaniale, kochanie. Zdecydowanie mam nadzieję, że jeszcze cię tu zobaczę. I to często. Sprawia wrażenie, jakby nie mógł się powstrzymać. Musi czuć się pominięty w rozmowie, ponieważ zapowiada. – Wrócimy w przyszłym tygodniu. Mniej więcej w tym samym czasie. Zabiorę CeeCee. Że co, zrobimy? Uśmiech Shelly łagodnieje na wspomnienie CeeCee. – To już randka. A teraz, co mogę wam podać? Zamawiam musli i sok pomarańczowy. Max zamawia koktajl bananowy oraz „Wielkie Śniadanie”. Nie mam pojęcia co to jest, ale brzmi dobrze i obficie. Shelly zabiera od nas karty i zostajemy sami, siedząc
134
naprzeciwko siebie w boksie, który mam wrażenie, zmniejszył się. Max patrzy na mnie uważnie. – Co? Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale nic z nich nie wychodzi. Zamyka usta. Ogarnia mnie ulga. Było blisko. Cieszę się, że siedzimy w zupełnej ciszy. Naprawdę. Shelly wraca z naszymi napojami i stawia je na stole. – Wasze jedzenie za chwilę będzie gotowe. Odchodzi, a ja próbuję mój sok pomarańczowy. – Dlaczego mnie nie lubisz? Mój łyk zmienia się w dwa. Nawet trzy. Jeszcze więcej soku. Soczek jest teraz taaaki pyszny. Nagle jestem spragniona, że piję i piję, aż w końcu zasysam powietrze. O kurcze! Wypiłam całą szklankę soku. Delikatnie nalega. – Mamy cały dzień, dziewczyno. Pozbędziemy się tego problemu. Naprawdę muszę się teraz wysiusiać. Mierzy mnie wzrokiem. Nie puści mnie bez odpowiedzi. Wzdycham i opieram się o blat. – To nie tak, że cię nie lubię. Nie znam cię, Max. Po prostu robisz rzeczy, których generalnie nie lubię u facetów. – Bawię się słomką w pustej już szklance. – Tu nie chodzi o ciebie. To jest o mnie. – Nie wierzę w to. Podnoszę głowę. – Co? Nie spuszcza ze mnie swoich złotych oczu, gdy odpowiada z powagą.
135
– Dziewczyna taka jak ty… no… taka dziewczyna nie jest problemem. Jest fajna. To znaczy, sądzę, że jesteś fajna, a to wywołuje we mnie podejrzenie, że zrobiłem coś, co cię wkurzyło. Jestem fajna? Moje serce trzepocze, opieram się o najbliższą ścianę i wydaję z siebie rozmarzone westchnienie. Policzek drga w nerwowym tiku, ale na szczęście jest w cieniu. – Nic nie zrobiłeś. Kłamstwo brzmi kiepsko, jeżeli kłamca jest słaby. Stuka palcem w stół i unika mojego wzroku. Gdy się ponownie odzywa, mówi cicho i z sensem. – Nie wiem, co takiego zrobiłem. Jest szansa, że tego wcale nie chciałem. Zatem… może… To znaczy, mam nadzieję, że mogę przeprosić i możemy zostać przyjaciółmi, ponieważ… – Ma poważny wyraz twarzy, gdy oznajmia. – Mógłbym mieć kolejnego przyjaciela. – Unosi wzrok, ale nie ma w nim nic oprócz szczerości. – Zawsze mogę mieć nowego przyjaciela. To brzmi niemal jak błaganie. I tego postanawiam nie ignorować. – Możemy być przyjaciółmi, Max. Przepraszam za to, że byłam jędzą. Tak jak już powiedziałam, nie znam cię. Uśmiecha się. – Daj mi szansę, a ja upewnię się, że nigdy nie będziesz tego żałowała. Żadnego błagania. Obietnica. Nie mogę się powstrzymać
i
przewracam oczami. – Czy nie możesz żyć bez flirtowania? Wygląda na zdezorientowanego. – Jakiego flirtowania?
136
Uśmiecham się szerzej, czekając, aż się roześmieje, ale tylko mocniej marszczy czoło. O Boże… on nie ma pojęcia. Jak mam poruszyć ten delikatny temat? – No cóż… Jesteśmy w swoim towarzystwie od pół godziny, a ty już zdążyłeś… sporo flirtować. Gapi się na mnie jakbym była kosmitką. – Co? Nie, to nieprawda. Przestaję się uśmiechać. – Owszem, to prawda. – Niee, uh. – Taak, huh. Siada prosto na swoim miejscu i rozkłada ręce w pytającym geście. – A kiedy, co? Odpowiadam z prędkością błyskawicznie. – Po pierwsze, ze mną w mojej kuchni, po drugie z dwiema kobietami na ulicy, a teraz z Shelly. – Prycha, a ja czuję, że muszę dodać. – Cholera, nie mam pojęcia, o czym rozmawiałeś z panią Crandle, ale jestem przekonana, że z nią również flirtujesz! Patrzy na mnie wzrokiem, mówiącym „na zdrowie, maleńka!” i chichocze. – To nie flirtowanie. To przyjazne nastawienie. Czy on jest poważny? Szydzę. – Nie, nie jest, Max! To niedorzeczne. Kiwa lekceważąco ręką w moim kierunku. – To tylko ja w mojej przyjaznej odsłonie. Jestem przyjaznym facetem, Lena. 137
Lubię, gdy mówi do mnie Lena. Trochę za bardzo. A to oczywiście dolewa oliwy do ognia. Niewidzialna para wydostaje się z moich uszu. Moje policzki płoną z frustracji. – Nie jesteś przyjazny, raczej jesteś jak szczekający pies! Shelly podchodzi z naszym posiłkiem i Max wskazuje na nią. – To może poprosimy kogoś innego o opinię, dobrze? Kiwam głową. – Oczywiście. Zwraca się do Shelly. – Obecna tu Helena, uważa, że jestem seryjnym flirciarzem. Próbuję jej wytłumaczyć, że jestem po prostu przyjazny, ale ona tego nie kupuje. Co o tym sądzisz, Shelly? Posyła jej warty milion dolarów uśmiech, ona patrzy na niego przez chwilę, po czym mruży oczy. Odwraca się do mnie, z wyrazem twarzy, który jednoznacznie kwestionuje jego zdrowie psychiczne. – On nawet tego nie wie, prawda? Kręcę głową, walcząc z uśmiechem. Uśmiech Maxa znika. – Co? Czego nie wiem? Shelly kładzie dłoń na jego ramieniu i poklepuje w geście otuchy. – Kochanie, ona ma rację. Jesteś flirciarzem. – Wstrząśnięty, otwiera usta, żeby zaprotestować, ale nie daje mu dojść do głosu. – To nie jest złe, Max. Masz dar sprawiania, że ludzie czują się komfortowo w twoim towarzystwie, ale myślę, że jeżeli spojrzysz wstecz, zorientujesz się, że większość ludzi, z którymi się zaprzyjaźniasz… cóż, to kobiety.
138
Shelly zostawia nas, żebyśmy mogli spokojnie zjeść śniadanie. Ściska ramię Maxa i odchodzi. Nie czuję dużego głodu. Zwycięstwo ma gorzki smak. – Wszystko z tobą w porządku? Kiwa głową, przeżuwając swoje śniadanie. – Nic mi nie jest. Ale to jest kłamstwo. Nie wiem skąd pochodzi potrzeba sprawienia, żeby poczuł się lepiej, ale nagle wyznaję. – Wiesz, jestem okropna w flirtowaniu. – Max patrzy na mnie z pytaniem wymalowanym na twarzy. Dodaję. – No. Nie jestem w tym dobra. Przynajmniej nie wtedy, gdy próbuję to zrobić. Ale jeżeli nie próbuję idzie mi całkiem nieźle. – Skubię swoje musli. – Może właśnie tak jest też z tobą. Twoja podświadomość jest w tym naprawdę dobra, a tymi szalonymi umiejętnościami czuje, że musi korzystać z tego przez cały czas. Nie wygląda na spokojniejszego, ale unosi kąciki ust. – Szalone umiejętności, co? Potwierdzam. – Absolutnie szalone umiejętności. Po czym uśmiecha się, będąc oczywiście pod wrażeniem moich starań, żeby go pocieszyć. – Być może masz rację. –
Uśmiecham się znad musli. – Helena.
– Patrzę na niego, przełykając kolejny kęs. Trąca pod stołem moją nogę. – Dziękuję. Nie mam pojęcia, za co mi dziękuję, ale przyjmuję to bez komentarza. – Proszę bardzo…
139
ROZDZIAŁ 12
Max
Poznałem Madeline Connolly, gdy byłem w liceum. Miałem szesnaście lat, byłem głupi i napalony. Wówczas większość dziewcząt próbowała się ze mną umówić ze względu na Nika. Wyczuwałem je na milę. Słodziutkie głosiki i lepkie paluszki. Ale zazwyczaj miały duże cycki i czerwone, błyszczące usta. Jako szesnastolatek, miałem gdzieś, że chciały Nika, przynajmniej wtedy, gdy się zniechęcały i odpuszczały. Widzicie? Głupie. Jedna dziewczyna, nawet nie pamiętam jej imienia, powiedziała, że jest w ciąży z moim dzieckiem. Była w moim wieku. Pamiętam jak bardzo się śmiałem… tak mocno, że aż płynęły mi łzy. Z konsternacją wypisaną na twarzy zapytała mnie, dlaczego się śmiałem, stwierdziła, że mówiła prawdę. Wiedziała, że miałem pieniądze. Wszyscy wiedzieli, że je mieliśmy. Powiedziała, żebym porozmawiał z bratem i jeżeli ja się nie będę chciał z nią ożenić i zadbać o nasze dziecko, lepiej żeby zrobił to Nik, ponieważ dziecko potrzebowało ojca. Na mojej twarzy pojawił się niebezpieczny uśmiech. Zrobiłem krok w stronę nie–pamiętałem–jej–imienia i dałem ostrzeżenie. – Mam w dupie to, że próbujesz ze mną pogrywać, ale… – Zacisnąłem w gniewie pięści i warknąłem. – Nigdy, kurwa nigdy, nie próbuj tego z moim bratem.
140
Na jej twarzy pojawił się strach. Pokręciłem głową i odszedłem od niej. Gdy byłem już w sporej odległości od niej, odwróciłem się i zawołałem. – Poza tym, kochanie, nie możesz być w ciąży od zrobienia mi laski. To była dla mnie lekcja. Szorstka, ale potrzebna. To był moment, w którym uświadomiłem sobie, do czego zdolne są zdesperowane kobiety oraz że są w stanie pociągnąć faceta w dół.
Pewnego dnia po lekcjach poszedłem do biblioteki, pracować cholera wie, nad czym. To dość duże uproszczenie, ale zauważyłem siedzącą przy biurku dziewczynę ze stosem książek piętrzącym się przed nią. Wyglądała na spanikowaną i przytłoczoną swoim zadaniem. Miała na sobie białą koszulkę i niebieskie dżinsy. Wstała zirytowana i zaczęła z trzaskiem układać książki, jedna na drugiej. Była piękna w bardzo zwyczajny sposób. Miała długie, rudo–brązowe
włosy sięgające do pasa, nie
miała
wymalowanych oczu, na policzkach pojawił się rumieniec, a niebieskie oczy lśniły. Gdy podniosła stos książek i się odwróciła, dwie z samej góry stosu spadły na podłogę. Uśmiechnąłem się. To był dla mnie znak. Ruszyłem do przodu, podniosłem książki i przytrzymałem je dla niej. Dziewczyna stała tam i czekała, że je jej podam, ale trzymałem je mocno. Sapnęła. – Możesz je położyć na górze. Potrząsnąłem głową. – Nie, sądzę, że będzie lepiej, jeżeli odprowadzę cię do twojej szafki. Tak naprawdę uważam, że powinienem zabrać od ciebie te wszystkie książki
141
i je zanieść. Stanowisz zagrożenie dla bezpieczeństwa swojego i innych w razie jakiegoś wypadku. – Skończyłem z szerokim uśmiechem. Większość dziewczyn roześmiałaby się i pozwoliła mi odnieść swoje książki z wdzięcznością. Powiedziałyby, że jestem zabawny i zapytały, czy mam dziewczynę. Flirtowałyby ze mną i pozwoliły się zbliżyć. Ale nie ta dziewczyna. Zaczerwieniła się jeszcze bardziej i zacisnęła zęby. – Połóż książki na górze. Proszę. Ale nie posłuchałem. Stanąłem przed nią i próbowałem zabrać od niej książki. Złapałem je z jednej strony, a ona trzymała z drugiej. Pociągnąłem, szarpnęła. Nie chciała odpuścić, ale ja również byłem uparty. Pociągnąłem trochę za mocno, a stos jej książek rozsypał się na podłogę. Śmiałem się. Ona nie. Nagle włączyła się we mnie gaduła. – Cholera, przepraszam. Jestem Max Leokov. Jej oczy zaszły łzami, uklękła na podłodze i pozwoliła mi się tym zająć. – Wiem, kim jesteś. Co ty w ogóle robisz? Jestem pewna, że możesz zapłacić nauczycielom, żeby dali ci zaliczenie. Starałem się przeprosić. – Pozwól, że w ramach przeprosin, zajmę się twoimi książkami. No dalej, chodź. Cofnęła się, żeby być poza moim zasięgiem. – Musisz mieć ograniczony wybór lasek, skoro przyłazisz do mnie. – Zadarła nos. – Słyszałam o tobie, Max. – Powiedziała moje imię z obrzydzeniem. –Powiem ci to tylko raz. Nie będę nacięciem na słupku
142
twojego łóżka. Nie jestem chichoczącą idiotką. Nie należę do tej chmary dziewczyn ze szkoły, która cię pragnie. Spojrzała na mnie w górę, spuściła wzrok i rozczarowana, pokręciła głową. Potem odwróciła się na pięcie i wyszła, zostawiając mnie samego w bibliotece, wyglądającego jak ostatni dupek. To do mnie pasowało, biorąc pod uwagę, że tak właśnie się czułem. Prawda była taka, że nawet nie wiedziałem, kim jest i miała rację. Spodziewałem się, że będzie chichoczącą idiotką. Liczyłem na flirt, a może też, przy odrobinie szczęścia, ma małe obciąganie. Uśmiechnąłem się. Zawsze miałem szczęście. Gdy wróciłem wieczorem do domu, przejrzałem całą kronikę. Szukałem ponad godzinę, aż znalazłem jej uśmiechniętą twarz, patrzącą na mnie. Uśmiechnąłem się do niej. Gdy się uśmiechała była jeszcze piękniejsza. Więc zrobiłem z tego swoją misję. Zrobiłbym wszystko, co było konieczne, żeby się uśmiechnęła, ponieważ musiałem go zobaczyć osobiście. Zajęło mi tygodnie, żeby do tego doszło. Przestałem zarywać i sprawiłem, że stała się moim priorytetem. Po prostu było w niej coś, co podpowiadało mi, że będzie tego warta. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, było zlokalizowanie, gdzie była jej szafka. Chodziłem za nią cały poranek. Gdy dzwonek zadzwonił, zabrała swoje książki i poszła do klasy. Mogłem sobie pozwolić na opuszczenie lekcji. Nikt tak naprawdę o tym nie wiedział, ale byłem na bieżąco z całym materiałem i miałem wysoką średnią ocen. Gdy korytarz był już pusty, zabrałem się do pracy. Uśmiechałem się jak idiota, czekając na dzwonek i ukrywając się za filarem, zza którego mogłem spokojnie obserwować jej reakcję. Zatrzymała się w pół kroku w drodze do swojej szafki. Przyłożyła dłoń do piersi i
143
podeszła ostrożnie. Uczniowie zaczęli szeptać między sobą i byłem z tego faktu bardzo zadowolony. Otrzymała uwagę, na którą zasługiwała. Gdy przeczytała wiadomość, zmrużyła oczy. Skanowała wzrokiem
tłum,
szukając sprawcy. Wyszedłem ze swojego ukrycia i oparty o filar, stanąłem z rękami w kieszeniach. Nasze oczy się spotkały. Uśmiechnąłem się i uniosłem brew. Zaskoczenie malowało się na jej twarzy, a usta miała lekko rozchylone. Jedyne, co chciałem zrobić, to pocałować te różowe usta z czułością, jakiej nigdy nie okazałem żadnej dziewczynie. Cierpiałem dla niej. Spojrzała niepewnie na szafkę. Ponownie przeczytała wiadomość. Mądre są seksowne. Namalowałem to żółtą farbą i dodałem czarne kontury, mając nadzieję, że wiadomość zostanie tam na zawsze i będzie dla niej przypomnieniem, że dokładnie taka była. Byłam dupkiem, a ona zasługiwała na więcej. Więc starałem się dla niej być lepszym facetem. Chciałem być osobą, na jaką zasługiwała. Miałem szesnaście lat i byłem zakochany. To było jak cios w brzuch. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Byłem tego pewien. Musiałem ją mieć. Następnego dnia zamówiłem kwiaty z dostawą do szkoły. Nik pomógł mi wybrać odpowiednie, ja nie miałem o tym bladego pojęcia. Powiedział, że tulipany zawsze się sprawdzają, ale jeżeli nie chciałem jej przestraszyć, miałem wybrać każdy kolor, pod warunkiem, że nie będą różowe albo czerwone. Gdy usłyszałem przez radiowęzeł jak wywołują jej imię, zaczęły mi się pocić dłonie. Byłem zdenerwowany. Cały stres zniknął, gdy zobaczyłem ją idącą korytarzem, uśmiechającą się do bukietu tulipanów. Nik miał rację w sprawie kolorów. Wybrał żółte, białe, pomarańczowe i fioletowe, a widząc jej uśmiech, cieszyłem się, że zapytałem o radę i ją
144
wykorzystałem. Nie chciałem popełnić dwa razy tego samego błędu. Chciałem z nią porozmawiać, ale nagle pojawiło się wokół niej kilkanaście szepczących dziewcząt. – Od kogo one są? – Są takie piękne! – Och, ale z ciebie szczęściara! – Maddy, są wspaniałe! Podniosła głowę i spojrzała na mnie. Na jej twarzy zagościł cudowny uśmiech i bezgłośnie powiedziała „Dziękuję”. Ścisnęło mnie w dołku od tego pięknego uśmiechu. Wiedziałem, że wpadłem w gówno po uszy. Później, wieczorem zadzwoniła. Powiedzenie, że byłem zaskoczony, byłoby dużym niedomówieniem, ponieważ nasz numer był zastrzeżony i nie miałem pojęcia, jakim cudem go zdobyła. Byłem zaskoczony, ale szczęśliwy. Rozmawialiśmy każdej nocy, ale unikaliśmy się w szkole. Nadal nie była mnie pewna. Chciałem dać jej tyle czasu, ile będzie potrzebowała. Żyłem, żeby doprowadzać ją do śmiechu i to robiłem. Często. Poznawaliśmy się wzajemnie i rozmawialiśmy, aż do wczesnych godzin porannych, albo aż jedno z nas nie zasnęło z słuchawką przy uchu. Pewnej nocy, jakieś cztery tygodnie po rozpoczęciu naszej sekretnej przyjaźni, wpakowałem się w tarapaty. Leżałem na łóżku, szepcząc do telefonu. – Oddałbym wszystko, żeby być twoim facetem. Chcę, żebyś była moją dziewczyną, Maddy. – A jeżeli to się nie uda? – Zawahała się. – A jeśli się uda? – Odpowiedziałem. Milczała, ale prosiłem dalej. – Daj mi szansę. Jedną szansę.
145
Nie odpowiedziała, wymigała się bólem głowy i pozwoliłem jej się rozłączyć. Następnego dnia rano szedłem szkolnym korytarzem w stronę swojej szafki. Byłem w kiepskim nastroju. Nie pojmowałem, co jeszcze mógłbym zrobić, żeby udowodnić Maddy jak bardzo mi na niej zależało. Ale nie zamierzałem się poddawać. Włożyłem książki do szafki i ją zamknąłem. Odwróciłem się i zamarłem. Stała przede mną. Wyglądała na przerażoną. – Cześć. Mały uśmiech pojawił się na moich ustach. –Hej. Wszystko z tobą w porządku? Wzięła głęboki oddech, powoli wypuściła powietrze, zrobiła krok w moją stronę i włożyła swoją dłoń w moją. Nasze palce były splecione razem. Spojrzałem na nasze złączone ręce i szeroko się uśmiechnąłem. Odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem. – Idealnie. Wszystko jest doskonałe. Trzy tygodnie później pierwszy raz się całowaliśmy. Rok później po raz pierwszy się kochaliśmy. Trzy lata później Maddy powiedziała mi, że zostanę tatusiem. To była miłość w najczystszej postaci. Dziewięć miesięcy później, poznałem drugą miłość mojego życia. Podano mi ją owiniętą w różowy kocyk. Miała moje oczy, ale poza tym była podobna do Maddy. Dostała imię po mojej matce. W ciągu pięciu lat moje życie stanęło na głowie. Zrobiłbym dla Maddy wszystko, ale ona nie odwzajemniała tego uczucia. Właśnie dlatego nie chciałem się ponownie zakochać. Miłość boli.
146
***
Max
Przechodzę na drugą stronę ulicy, zmierzając prosto w stronę Safiry. Nie ma znaczenia ile mam lat, zawsze będę młodszym bratem Nika… i jego lokajem. Tina nienawidzi, gdy Nik to robi, ale idę z prezentami, więc mu odpuści. Jest poniedziałek, Tina wcale nie powinna pracować. Jest na zwolnieniu lekarskim w związku z ciążą. Używam tego określenia z przymrużeniem oka, ponieważ jest na zwolnieniu już od miesiąca, ale mimo wszystko codziennie wpada do pracy. Nik powtarza jej, żeby wyluzowała. Na co ona uśmiecha się do niego słodko i mówi mu, że tak zrobi. On wychodzi do pracy, a ona wkłada swoje szykowne ciuchy i idzie do butiku. Ma szczęście, że jest gorąca. Otwieram drzwi i przytrzymuję je, żeby wypuścić dwie, młode kobiety. Uśmiecham się mocno. – Witajcie, moje panie. Jak się macie? Wyglądacie świetnie. Znowu to robisz. To nie było flirtowanie. Byłem dżentelmenem. … poważnie? Zamknij się, mózgu. Wchodzę, balansując zdobyczą i wołam. – Dzień dobry! Zgodnie wszystkie odpowiadają.
147
– Dobry! Kładę wszystko, co przyniosłem na ladzie, odwracam się i widzę Tinę, która człapie jak kaczka ze swojego biura. Przykładając telefon do ucha mruży oczy. Uśmiecham się. Ha, ha! Nik oberwie za to. Musiał odebrać połączenie, ponieważ ona natychmiast
zaczyna
mówić. – Nik, kochanie, czy możesz mi powiedzieć, dlaczego otrzymałam tu dziś przesyłkę, w dodatku przez Maxa, który udaje kuriera? Nawet jeżeli jest na niego wściekła, przez sekundę uśmiecha się do mnie, bezgłośnie mówiąc „Cześć”. To właśnie jej sposób działania. Z Tiną się nie zadziera. Nie słyszę, co on jej odpowiada, ale odpowiada wkurzona. – Nie potrzebuję jedzenia. Jest dziesiąta rano, na miłość boską! Do czego zmierzasz, kochanie? Chcesz zmienić mnie w wieloryba? Dokładnie rozpoznaję moment, w którym Nik zaczyna jej słodzić. Opuszcza ramiona i wzdycha. – Wiem, że się o mnie troszczysz. Ja też cię kocham. – Zatrzymuje się, po czym podnosi dłoń, kładąc ją na moim policzku. – Tak. Maxa też kocham. Opieram się i całuję czubek jej głowy. Obejmuje mnie ramieniem i przytula, a następnie tupta z powrotem do biura. Mimo to pojawia się za mną. Wskazuje podbródkiem na pudełko stojące na ladzie. – Więcej jedzenia? Uśmiecham się. – Nooo.
148
Wzrusza ramionami, a następnie podnosi wieko pudełka, zabierając kanapkę. – Nie masz nic przeciwko temu, że się poczęstuję? Lola wychodzi z zaplecza z szeroko otwartymi z zachwytu oczami. – Czy to darmowe kanapki? – Mimi przeżuwa, jednocześnie kiwając głową. Lola unosi ręce w geście zwycięstwa. – Kocham darmowe kanapeczki! Nat wychodzi z biura z komórką przy uchu. – Lena, kocham się. Naprawdę, wiem, ale to nie jest temat do dyskusji. Będziesz musiała nauczyć się jakoś sobie z tym radzić. Marszczę brwi. To wygląda na poważny problem. Podchodzi do mnie, chwyta kanapkę i robi mały pokaz taneczny. Mówi do telefonu. – Przełączam cię teraz na głośnik, ponieważ… kanapki. Szepczę. – O co chodzi z Heleną? Nat, nie dbając o to, czy Helena usłyszy, bierze kęs kanapki i wyjaśnia z pełnymi ustami. – Moja siostra ma problem z tym, że słyszy przez ścianę, jak uprawiamy seks. Helena wzdycha. – O Boże, nie masz za grosz wstydu, dziwko. A tak na marginesie, to jęczysz tak dramatycznie głośno, że mam wrażenie jakbyśmy były w tym samym pokoju. Fuj! Nat przełyka i przewraca oczami.
149
– Dramatycznie głośno? To seks! To normalne! Jestem mężatką, na litość boską! Jeszcze trochę i będę miała dwójkę dzieci, którymi trzeba będzie się nieustannie opiekować. Muszę teraz uprawiać seks! Helena odpowiada. – La, la, la, la, la! Nat zwraca się do mnie. – Nie musisz pracować? Jej siostra odpowiada z wyraźnym fochem w głosie. – Jestem w pracy. Jeszcze nikogo nie ma. No… są tu ludzie, ale jeszcze nie ma Jamesa. James, prawda? Zawsze przedstawia się jako Whit. Dlaczego Helena może mówić do niego James? Nat chichocze. – Mówiłam do Maxa, matole. Cisza, a po chwili Helena pyta. – Co on tam robi? Czy nie powinien pracować? Dąsam się z powodu jej tonu. – Pracuję, bardzo dziękuję. Teraz robię za dostawcę. Brzmiała, jakby było jej przykro. – Och, no tak. Wybacz. Dopóki mam ją na linii, muszę poprosić, żeby sprawdziła dla mnie harmonogram Whita, żebym mógł wpaść i z nim porozmawiać. – Hej, muffinko, jesteś w ośrodku, prawda? Jej odpowiedź jest pełna podejrzliwości i przeciągana. – Taaak. Dlaczego? – Chciałbym, żebyś sprawdziła dla mnie harmonogram Whita. 150
– Nie znam go. – Odpowiada lekko zmieszana. Byłem w ośrodku tysiące razy, więc dobrze orientuję się w tamtym otoczeniu. Bardzo dobrze. – To świetnie. Musisz… czekaj. Gdzie teraz jesteś? – Jestem w pokoju socjalnym. Przytakuję. Wiem, gdzie to jest. – Dobra. Musisz stamtąd wyjść, a potem skręcić w prawo. Gdy dojdziesz do ściany ze zdjęciami idź prosto, aż dojdziesz do pokoju zabaw dla dzieci. Zobaczysz tam gigantyczną tablicę, a na niej harmonogramy wszystkich fizjoterapeutów. Powiedz mi, czy With ma jakieś wolne okienka. Odpowiada rozbawiona. – Są tu zdjęcia CeeCee. Uśmiecham się. – Wiem. Zobacz to, na którym jest pilotem. Helena śmieje się cicho. – Przejeżdża na wózku w samolocie. – Odpowiada zachwycona. – Genialne. – Chwila ciszy. – Boże, ale ona urosła. – Wiem. Jak grzyb po deszczu. Słyszę echo jej kroków w telefonie. – Dobra, jestem prawie na miejscu. O, tak! Widzę to. – Czy ma dzisiaj jakieś okienko? – Ma okienko o pierwszej po południu i o drugiej. Świetnie. – Weź marker i zapisz mnie na drugą, dobra? Coś szeleści, a potem Helena mówi. – Gotowe. Jesteś zapisany. 151
– Dzięki, muffinko. Odpowiada spokojnie. – Proszę bardzo, Max. I to jest moment, w którym zmierzam do wyjścia. – Dobra, zbieram się stąd. Nie stresujcie się, moje panie. Wychodzę, a one zgodnie wołają za mną. – Cześć!
152
ROZDZIAŁ 13
Helena
Nienawidzę siebie za spoglądanie na zegar. Zbliża się godzina 14.00, a ja mam prawdziwe problemy z zarządzeniem swoją reakcją na widok Maxa. A dokładniej z moją chęcią zobaczenia Maxa. Jest 13.53 i zaczynam odczuwać falowanie w brzuchu. Moje kolano podskakuje i klikam długopisem na biurku. Właściwie nie mam jeszcze swojego biurka, więc tak naprawdę klikam długopisem na biurku Jamesa. Zerka znad dokumentów i w dół na leżący długopis, obserwując mnie, unosi brwi. Upuszczam długopis z głośnym trzaskiem i szeptem mówię. – Przepraszam. Przez najbliższe dni będę cieniem mojego szefa. Już poznałam trzy inne fizjoterapeutki pracujące tutaj na stałych zmianach. Jedyny mężczyzna w zespole ma na imię Kerr. Nie jest zbyt wysoki, ale za to muskularny. Wygląda niemal tak, jakby wszystkie wybrzuszenia mięśni wypchał ziarnami kukurydzy. Ma ciemne włosy i oczy, wygląda na geja. Skąd to wiem? Wiem to, ponieważ gdy dziewczyna z naszego zespołu, Felicity, gadatliwa, biuściasta blondynka z wydętymi ustami i ciałem jak u tancerki salsy, przeciągnęła się tuż przed nim, nawet nie spojrzał na jej idealny tyłek. Wiem, wiem, powiecie, że to jeszcze nic nie znaczy. Prawda? Nieprawda! Przykład B.
153
Gdy James stanął w takiej samej pozie, Kerr nie tylko gapił się na jego tyłek, ale niemal go pożarł wzrokiem! Obserwowanie tego było niesamowite. Naprawdę. W tym wszystkim przerażające było to, że myśl o Jamesie i Kerrze kotłujących się razem w łóżku mnie nakręciła. Bardzo. No wiem, żenujące. Więc gdy James przyłapał mnie, wyglądającą jakbym połknęła język, krztusząc się brudnymi myślami zmarszczył brwi i zapytał ostrożnie. – Wszystko w porządku? Krzyknęłam spanikowana. – W jak najlepszym! No i tak wygląda sytuacja. Kerr woli kiełbaski, a ja fantazjuję o dwóch facetach razem. Kto by powiedział? Felicity jest wysoką blondynką i ma fantastyczne, dziarskie cycki, które pasują do jej tyłka. A oczywiście ja… jak to ja, założyłam, że jest kompletną idiotką. A Felicity taka nie jest. Jest inteligentna, zabawna i bardzo słodka. Lubię ją. Pierwszą rzeczą, jaką do mnie powiedziała było: „Wyglądasz
jak
nimfa
ogrodowa”.
Właśnie
tak.
Więc
całkiem
niespodziewanie ją polubiłam. Kolejnym członkiem naszego zespołu jest nieśmiała, cicha Willa. Jest wysoka, smukła, zgrabna i bardzo ładna. Ale nieśmiała. Boleśnie nieśmiała. Ma wspaniałe piwne oczy, jasnobrązowe włosy i kilka piegów rozsianych na nosie. Jest typem, z braku lepszego określenia, kujonki. Och i podkochuje się w Jamesie. No i wszystko jasne. Dwoje z członków zespołu chce Jamesa Whita Whittakera. Nic dziwnego, że ma zasady i nie umawia się ze współpracownikami. 154
Wszyscy chcą urwać dla siebie jego kawałek. Nie mam im tego za złe. Jest wyjątkowy, ale nie kłamałam mówiąc Jamesowi, że się nie umawiam. Cholernie długo i ciężko pracowałam, żeby teraz się umówić i zakochać w facecie, w którego rękach prawdopodobnie leży moja wymarzona praca. Można powiedzieć, że jestem samolubna, ale podejmuję decyzje dobre dla mnie. Gdy będę w odpowiednim miejscu z moją karierą, ponownie rozważę umawianie się na randki. Na
ostatniej
randce
byłam
na
pierwszym
roku
studiów.
Zrezygnowałam… po pięciu minutach po jej rozpoczęciu. Brad, Bob, Brett, czy jak mu tam było na imię, powiedział, że nie mogę odwołać randki, która już się rozpoczęła. Zdecydowanie miałam inne zdanie, mówiąc mu jedno zdanie. – No to patrz na mnie uważnie. Po czym oddałam mu bukiet tanich goździków i ruszyłam z powrotem do swojego akademika. Nie będzie pomyłką stwierdzenie, że randki mnie przerażają. Po prostu martwi mnie spotkanie faceta, który będzie dla mnie wszystkim i jedyne co będę musiała zrobić, to dla związku z nim, poświęcić swoją karierę. No bo niby dlaczego miałabym wszystko poświęcić? Dlaczego nie mogę mieć całego tortu? Niestety, zazwyczaj to tak nie działa. Moja praca jest wymagająca, ale jej owoce są satysfakcjonujące. Wynagradza cały trud, więc nie sądzę, żeby facetowi spodobałby się mój wybór, gdybym jednak musiała go dokonać. Nawet nie zauważyłam, że James skończył papierkową robotę. Chrząka, a ja patrzę na niego. Mały uśmiech rozciąga się na jego twarzy. – Gdzie byłaś?
155
Wzdycham i kręcę głową. – Nawet nie wiem. Odpłynęłam. Wybacz. Wzrusza ramionami. – Nie ma problemu. Dzisiaj i tak jest luźny dzień. Chciałbym móc pokazać ci więcej, ale muszę to przygotować dla pacjentów. Przykro mi, że to był nudny dzień. Wolałbym, żeby był bardziej zabawny. – Uśmiecha się. – Może mógłbym zatańczyć dla ciebie na stole, czy coś w tym stylu. – Zapłaciłabym, żeby to zobaczyć, proszę pana. – Prycham. Krzywi się. – Och, kobieto. Naprawdę powiedziałaś do mnie „proszę pana”? Czuję się staro. Chichoczę. Jest uroczy. – Nie jesteś stary. Gdybyś był stary, to ja też byłabym stara. A jeżeli nazwiesz mnie starą, możesz zarobić czymś ciężkim w głowę, ponieważ nie jestem stara. Coraz szerzej się uśmiecha. – Lubię kobiety, które raz na jakiś czas potrafią rzucić czymś ciężkim. – Przytakuję w iście królewski sposób. – To jest takie niespotykane w dzisiejszych czasach. Wstyd. Uśmiecha się do mnie. I jeszcze bardziej się uśmiecha. Wręcz się do mnie szczerzy. Nagle się denerwuję. Robię wielkie oczy. – Dlaczego tak na mnie patrzysz? Po chwili jego uśmiech łagodnieje i odpowiada. – Lubię cię. Zaskoczenie jest widoczne na mojej twarzy. Szybko wkrada się na nią rumieniec. Mamroczę cicho. 156
– Też cię lubię. Pukanie do drzwi przykuwa moją uwagę. Max wsuwa głowę do biura i zauważa mnie siedzącą przy biurku Jamesa. Wskazuje kciukiem za siebie i mówi. – Mogę wrócić za chwilę. Szybko wstaję. – Nie. My tylko rozmawialiśmy. Wejdź i usiądź. Zmierzam do wyjścia, ale James zatrzymuje mnie gestem dłoni. – Właściwie Max, absolutnie zrozumiem, jeżeli odmówisz, nawet jeżeli wasze rodziny są ze sobą powiązane, ale muszę o to zapytać. Czy masz coś przeciwko temu, żeby Helena została i przysłuchiwała się naszej dzisiejszej rozmowie? Przez jakiś czas będzie moim cieniem, żeby mogła poznać, jak działają tu procedury. Max nie waha się ani chwili. – Nie mam nic przeciwko temu. Achhh, Max. Troskliwy, wyrozumiały Max. Irytująco doskonały Max. Posyła mi lekki uśmiech, wchodzi, siadając obok mnie. – Jak się masz, muffinko? Mocno unoszę brwi i pochylam się w jego stronę. – Nie możesz tutaj tak do mnie mówić. Mówiłam ci już, żebyś przestał mnie tak nazywać. Szepcze w odpowiedzi. – Oczywiście, że mogę. Marszczę nos i szepczę zapalczywie. – Nie jestem muffinką.
157
Pochyla się bliżej, nasze nosy prawie się dotykają. Patrzy swoimi głębokimi oczami w moje. – Ale pachniesz jak muffinka. James patrzy raz na mnie, raz na niego. – Może to jednak nie jest dobry pomysł. Ale Max przerywa mu gestem dłoni. – Jest dobrze. Zupełnie nie mam z tym problemu. Musi się uczyć, a zna CeeCee, więc pogadajmy. James wygląda na nieprzekonanego. – Cóż, jeżeli jesteś tego pewien… – Patrzy na mnie, a kiwam głową w potwierdzeniu. – Tak, wszystko jest w porządku. James uśmiecha się. – Dobrze. Więc, w jakiej sprawie chciałeś się ze mną spotkać, Max? Max przechodzi od razu do rzeczy. – Potrzebuję pomocy z CeeCee. Nie ćwiczy, nie rozciąga się. Ma skurcze i ataki, w dodatku stara się ukryć je przede mną. Ale, no wiesz, nie jestem przecież głupi. Wiem, jak wygląda ból. Nie wiem już, co mam robić, Whit. – W dziecięcym geście przygryza wargę. Jego słowa powodują ukłucie w mojej piersi. – Łamie mi serce, stary. Na twarzy Jamesa od razu widać troskę. – Czyli mówisz, że nie wykonuje swojego zestawu ćwiczeń? Max potrząsa głową. – Ostatni raz widziałem ją podejmującą jakikolwiek wysiłek fizyczny jakieś cztery tygodnie temu, więc starałem się zaangażować, wiesz o co mi chodzi? Staram się zrobić z tego czas spędzony razem, tatuś z córeczką jako 158
coś, co możemy robić razem, ale w dziewięćdziesięciu procentach finalnie i tak się na mnie złości. Wychodzi zirytowana. Ledwo się do mnie odzywa. James zastanawia się przez chwilę, po czym kiwa głową. – Dobrze. Musimy ją ponownie rozruszać albo będzie miała skurcze coraz częstsze i związany z tym dyskomfort, a to może zniszczyć każdego. Co powiesz na to, żeby była tutaj dwa razy w tygodniu, do czasu, aż nie stwierdzę poprawy? Max unosi ręce i kładzie je na czubku głowy. Z ulgą zamyka oczy. – Tak. Tak, błagam. Ona doprowadza mnie do szału. Doskonale wie, co musi robić, ale… – Co ciekawe, mówiąc to, patrzy na mnie. – Ja po prostu nie wiem, co mam zrobić. Zamyka się przede mną. Czuję jego ból w głosie. Część mnie chcę owinąć wokół niego ramiona i przytulić, aż ból zniknie w ciepłym uścisku. Ale to byłoby szaleństwo, więc będę tu siedzieć, wpatrując się w niego z pustym wyrazem twarzy. Nieźle. James sprawdza swój harmonogram. – Dzisiaj rano jeden z pacjentów odwołał zajęcia. Mógłbym się nią zająć już jutro po południu, zaraz po szkole. Max szybko wstaje, pochyla się nad biurkiem Jamesa, ściskając entuzjastycznie jego dłoń. – Jestem twoim dłużnikiem, stary. Dziękuję. Będziemy tu jutro około 15.00. Nawet nie wiem, czy zdaje sobie sprawę, że to robi, ale Max odwraca się, pochyla i całuje mnie w czubek głowy, po czym wychodzi. W miejscu,
159
gdzie złożył pocałunek czują gorąco i to samo chcę poczuć na ustach. Jak tylko wychodzi, James zadaje mi pytanie. – Jesteś pewna, że nie będzie to dla ciebie zbyt niezręczne? Kłamię przez zaciśnięte zęby. – Ani trochę.
***
Helena
Max był w mojej głowie przez całe popołudnie. Zapisałam jego numer telefonu w komórce, odzyskałam go z zostawionych przez niego wcześniej wiadomości głosowych. Kusiło mnie, żeby zadzwonić do niego, albo chociaż wysłać wiadomość. Słyszałam, jak brzmiał, gdy mówił o CeeCee. Spojrzał na mnie. We mnie. Gdybym tego nie widziała na własne oczy, nigdy bym nie pomyślała, że ktoś tak flirtujący i beztroski jak Max, którego wykreowałam w swojej głowie, był zdolny do tak głębokich wzruszeń. To poważnie mną wstrząsnęło. Jestem osądzającą suką. To się musi skończyć. Chcę się zmienić. Dzisiaj to sobie obiecałam. Chciałabym przestać oceniać i zacząć akceptować rzeczy, które się dzieją. To co się stało z Maxem na ślubie Nat już się nie odstanie. Jestem w stanie zaakceptować to rozgoryczenie. Moja gorycz była wywołana odrzuceniem, bez względu na to czy zdawał sobie z tego sprawę czy nie. Ale miał rację. Nasi przyjaciele i rodziny są ze sobą połączone i żywienie urazy z takiego głupiego powodu
160
jest… cóż, głupie. Możemy być przyjaciółmi. Mogę to zrobić. To nie będzie trudne. Ani troszkę. Co z tego, że wygląda jak Bóg i pachnie jak łzy Jezusa? Phi! Żaden problem. Ogarnięte. Muszę się tylko upewnić, żeby nigdy się nie dowiedział, że przez długi czas był moją fantazją o gorącym romansie. To będzie pestka. Nigdy nie opowiedziałam o tym swojej siostrze. Cholera, nigdy nikomu tego nie powiedziałam! A skoro mowa o facetach ze snów… Wychodzę spod prysznica, owijam ręcznikiem włosy, a następnie siebie. Rzucam się w stronę szafy i wyciągam torbę, służącą mi za bagaż podręczny. Otwieram energicznie zamek i widzę go. Oddycham głęboko. – Johnny. Delikatnie
ściągam
gumkę
zabezpieczającą
rulon
z
moim
najważniejszym mężczyzną. Gdy tylko widzę jego twarz, zaczynam się uśmiechać. Ale on wcale nie jest pod wrażeniem. Czuję ścisk w żołądku. – Nie patrz tak na mnie. Byłam zajęta. – Przysięgam, że minimalnie unosi brwi. Przysięgam!14 Zirytowana strzelam focha. – Tak, niektórzy z nas pracują, Johnny. – Nie podoba mi się postawa, którą prezentuje. – Chcesz zostać w walizce i zbzikować?15 Gdyby mógł wywrócić oczami, to właśnie by to zrobił. Rozwijam zdjęcie i kładę na łóżku. Zrzucam swój ręcznik. Odwracam się, szukając czegoś do przywieszenia plakatu. Zdjęcie roluje się i zmienia pozycję na łóżku, więc patrzy teraz na moje nagie ciało. Marszczę nos. – Zboczeniec. Gdzie ja jestem? Halo! Czy ktoś mnie słyszy!... Powiedzcie, że to się nie dzieje... Hahaha… no komu odwaliło? KOMU? MUFFINKO <3 kocham Ciebie miłością NIESKOŃCZONĄ!!! <3 – k. 14 15
161
Zakładam dżinsy i czarną koszulkę z napisem „Szykowna, pyskata i sprytna”16, która była zabawnym prezentem, który dostałam na moje ostatnie urodziny Niny. Fakt, że ją właśnie założyłam, doprowadziłby ją do łez. Powinnam się obrazić, ale uwielbiam tą koszulkę! Zakładam białe trampki, wkładam telefon do tylnej kieszeni i właśnie mam wyjść, gdy zauważam leżącą na kuchennym blacie tablicę, którą zostawił Max. Tracę swój zapał. Nie potrzebuję więcej niż sekundę, żeby zabrać tablicę i wyjść, udając się do mieszkania numer 309. Pani Crandle otwiera drzwi, ubrana w szlafrok i z okularami grubymi jak denka butelek na nosie. Na jej twarzy maluje się zmieszanie. – Tak, kochanie? Unoszę tablicę i szybko piszę. – Czy zaproszenie na herbatę jest nadal aktualne? Unoszę tablicę, a na jej twarzy miesza się oszołomienie z niedowierzaniem. Zaskoczony uśmiech unosi kąciki jej ust. – Oczywiście! Wejdź. Wstawię wodę. Znika w korytarzu. Jest szybka, jak na taką małą kobietę. Pozwalam sobie zamknąć za sobą drzwi. Wchodzę i potrzebuję chwili, żeby rozejrzeć się dookoła. Staję jak wryta. Z szoku otwieram usta. W salonie na ścianie wiszą trzy, duże, czarno–białe fotografie. Pierwsza to portret młodej, około dwudziestoletniej kobiety, z kręconymi włosami, giętkim ciałem, ubranej w gustowny kostium z ładnym uśmiechem. Ponownie uśmiecham się do zdjęcia. Na drugim zdjęciu jest grupa około trzydziestu osób. Szybko przechodzę do trzeciego obrazu. Jest na nim mężczyzna, nie uśmiecha się. Wygląda na kogoś po trzydziestce, krzywi się do aparatu, wyglądając na 16
W oryginale: Classy, sassy and smart assy.
162
okrutnego i złego. Jest obcięty na jeża, prezentuje swoje śmiesznie powyginane mięśnie. Jest wielki jak czołg. – Nie daj się zwieść jego twarzy. Był totalnym misiaczkiem. – Wyznaje pani Crandle, stając za mną. Prawie wychodzę ze skóry i staję obok. Serce mi kołacze, piszczę i unoszę dłoń, kładąc ją na falującej piersi. Ona śmieje się cicho. – Nie chciałam cię przestraszyć. Zakłopotanie pojawia się na mojej twarzy. – Wszystko ze mną w porządku. Po prostu jestem strachliwa. – Po raz kolejny patrzę na fotografię i kiwam głową. – To pani mąż? Zerka na zdjęcie i przytakuje. – Tak. To mój Chester. – Mruczy. – Chociaż nie był tylko moi mężem. – Patrzy na mnie ze smutkiem. – On był całym moim światem. Poszłabym za nim wszędzie. – Potrząsa głową i chichocze. – Tak naprawdę, to właśnie tak zrobiłam. Pocierając
zmywalnym
markerem
po
tablicy,
napisałam
z
niedowierzaniem pytanie. – Byliście cyrkowcami? Nie odpowiadając, sięga i bierze mnie delikatnie za rękę. – Usiądź, kochanie. Herbata będzie gotowa za chwilę. Siadamy na sofie, a ona potrząsa głową z zakłopotaniem. – Przykro mi, ale zapomniałam twojego imienia. Kręcę głową. – Sądzę, że nie słyszała pani, gdy się przedstawiłam. Mam na imię Helena. Czyta szybko i się uśmiecha. 163
– Ale ładne imię. – Drobi małymi stópkami i woła. – Czas zaparzyć herbatę. Filiżanki i sztućce grzechoczą, wreszcie pani Crandle wraca z imbrykiem, porcelaną i ciasteczkami. Muszę przyznać, że herbata pięknie pachnie, a ciasteczka wyglądają apetycznie. Burczy mi w brzuchu. Spokojnie, dziewczyno. Gdy wstaję, żeby pomóc, pani Crandle interweniuje. – Być może jestem dinozaurem, ale nadal mogę nalać herbaty do filiżanek, Heleno. – Mówi i puszcza do mnie oko, a ja dziękuję Bogu, że ta spontaniczna wizyta nie stała się niewygodna. W kieszeni brzęczy mój telefon. Wyciągam go i sprawdzam wiadomość. Nat: Kolacja prawie gotowa. Cholera. Pani Crandle przestaje napełniać filiżanki, gdy zauważa mój telefon. Na jej twarzy pojawia się smutek. – Wychodzisz już? Szybko odpowiadam na wiadomość. Ja: Spóźnię się. Ocal moją porcję. X Wyłączam telefon i chowam go w kieszeni. – Przepraszam. Nie wychodzę. Z przyjemnością wypiję z panią herbatę. Szczęście rozświetla jej twarz. Podaje mi filiżankę, cukier oraz ciasteczka. – Bardzo cieszy mnie twoje towarzystwo. Całymi dniami nie mam zbyt wielu okazji na rozmowę z drugą osobą. 164
Piję herbatę, rozglądając się dookoła po jej salonie. Nagle słyszę ten dźwięk. Miauuu. Marszczę czoło, patrzę pod nogi i ciężko oddycham. – O mój Boże! – Sięgam w dół, żeby podnieść małego, szarego kotka i unoszę go wysoko. – Cześć, mały słodziaczku! Pani Crandle chichocze. – Och, jak on się wydostał? Ten maluch ma niezwykłe zdolności do ucieczki. Nie powinien być teraz daleko od swojej mamusi, ale zawsze znajduje sposób na małą ucieczkę. Trzymając tego małego faceta na kolanach, piszę na tablicy. – Jest uroczy! Kocham go! Pani Crandle uśmiecha się do mnie. – Zatem jest twój. Jestem zaskoczona. – Słucham? Musiała zrozumieć moje pytanie, ponieważ wzrusza ramionami i odpowiada. – Nie mogę mieć ich więcej. On i jego rodzeństwo za kilka dni zostaną zawiezieni do sklepu zoologicznego. Jeżeli go chcesz, jest twój. Oszołomiona, patrzę w dół na słodkiego kociaka z zielonymi oczami. Miauuu. Piszę tak szybko, że wychodzą mi niezłe bazgroły. – Tak, chcę go! Dziękuję! Dziękuję bardzo! Kiwa głową i mały uśmiech pojawia się na jej twarzy. – Bardzo proszę. Jak zamierzasz go nazwać? 165
Przytulam mojego kociaka. – Podoba mi się Ted, ale Woody też jest uroczym imieniem. Pani Crandle zastanawia się przez chwilę. – Co powiesz jak Tedwood? Powtarzam to głośno. – Tedwood. Coś jak Edward, ale inaczej. Kiwam głową i piszę. – Podoba mi się. Tak będzie miał na imię! Bierze łyka herbaty i gryzie ciasteczko. – Mam wszystko, czego będziesz dla niego potrzebowała. Możesz zabrać go domu już dzisiaj wieczorem, jeżeli chcesz. Uśmiecham się do mojego kociaka. Ociera się delikatnie o moją twarz. O mój Boże. Już go kocham. Jest tak cholernie uroczy. Uśmiecham się do pani Crandle i mówię. – Dziękuję. Odwzajemnia mój uśmiech. – Mam nadzieję, że będziesz miała z nim tyle radości, jak ja z jego mamą. Wiem, że tak będzie. Po prostu wiem.
166
ROZDZIAŁ 14
Helena
– Gdzie jesteś, mały psycholu? – Syczę, przyczajona na kuchennym blacie, z uniesionymi bezpiecznie nogami. Dlaczego nikt mi nie powiedział, że małe kociaki mogą być takimi drapiącymi głupolami? Nigdy nie mieliśmy w domu kota, gdy dorastałam. Nie mieliśmy nawet złotej rybki, co do cholery! – Teddy? – Wołam go z nadzieją. Mały robak gdzieś tutaj jest, ale się ukrywa. Wołam z fałszywym spokojem. – Chodź, kochanie. Dam smaczną, małą przekąskę, jeżeli tylko wyjdziesz. Powoli opuszczam nogi z blatu, kładę jedną stopę na podłodze, starając się zachować idealną ciszę, Bogu dzięki za skarpetki. Opieram na podłodze drugą stopę. Cicho, na palcach zmierzam do sypialni. Zerkam do pokoju. Nic tam nie ma. Gdzie on jest? Mam zadrapania na stopach i kostkach. Przez ostatnie półtora dnia, moje palce stały się zabawką do gryzienia dla mojego nowego współlokatora. Nie mam z tego żadnej frajdy. Myślałam, że z kociakiem będzie dziewięćdziesiąt procent przytulania i dziesięć procent wygłupów, z których będzie można kręcić filmiki i wrzucać je do internetu. Ale nie w tym przypadku. Co gorsze, Tedwood lubi się chować, po czym pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie. Moje serce zaczyna pędzić jak oszalałe. Przełykam ciężko.
167
– Teddy? Dziecinko? Mamusia naprawdę chciałaby, żebyś teraz wyszedł. – Zaczynam hiperwentylować, łapię się futryny i wołam śpiewnym głosem. – Mamuśka zaraz zwariuje, stary. O Boże, jest poranek i jestem zbyt zmęczona, żeby radzić sobie z tym gównem. Muszę wziąć prysznic… natychmiast. Odnajduję w sobie jeszcze głęboko ukrytą odwagę. Prostuję się, skręcam ramiona i jak burza pędzę do sypialni. – Wiesz, co, Ted? Muszę wziąć prysznic i wezmę do cholery. Ukrywaj się cały pieprzony dzień, jeżeli chcesz. Nic mnie to nie obchodzi. Błyskawicznie otwieram szufladę, wyciągając z niej ubrania do pracy i zamykam ją z hukiem, podchodzę do drzwi łazienki, mrucząc pod nosem. – Wcale się nie boję kota. To tylko mały kociak. Kiciuś. Żadnego strachu. Kieruję stopy do łazienki i włączam światło. – Skurwysyn! – Podskakuję, zaskoczona atakiem od tyłu. Mimo tego, że mam na nogach grube skarpety, nadal czuję jego ostre jak igły zęby na kostce i pazurki wczepiające się w moją stopę. – Arrrgggh! Złaź ze mnie, ty psychotyczne kocie cudo! – Krzyczę. Mój kociak nadal jest wbity w moją stopę, unoszę ją wysoko i rozpoczynam projekt strząśnięcia go z mojego ciała17. Delikatnie potrząsam raz nogą, ale trzyma się mocno i wpatruje we mnie przenikliwym spojrzeniem. To nie może oznaczać nic dobrego. Potrząsam nogą coraz mocniej, aż zaczynam się chwiać. Tracę równowagę. Upadam. Plecami uderzam o umywalkę i czuję jak świszczący oddech opuszcza moje płuca. Pulsujący ból rozwija się wewnątrz mnie, gdy ląduję na podłodze. 17
Taaa… efekt wręcz odwrotny od zamierzonego.
168
Cholera! To boli! Leżę na podłodze w łazience, z kociakiem wczepionym zębami i pazurkami w moją stopę i wybucham płaczem. – Jeeezuuu, jestem pewna jak cholera, że coś jest z tobą nie tak. Jakby wyczuł mój ból, Tedwood pojawia się przed moją twarzą. Jeżeli kot może wyglądać na zaniepokojonego, to on tak wygląda. Wciąż płaczę, pociągając nosem. – Jesteś niedobrym kotkiem. Liże mój nos, jakby szydził ze mnie. Uderzam zaciśniętą pięścią w twarde płytki, unoszę twarz i krzyczę. – O Boże, jak ja cię, kurwa, nienawidzę. On wspina się na mnie i siada na mojej klatce piersiowej. Miauuu! Moje ciało drży od cichego szlochu. – Dlaczego mi to robisz? Chciałam tylko dać ci
miły
dom.
Wyglądałeś uroczo, jak normalny kot robiący normalne, kocie rzeczy18. Nie wiedziałam, że jesteś szurnięty. – Patrzę na niego i błagam. – Proszę, przestań próbować mnie zabić! W ciągu ostatnich dwunastu godzin, Tedwood, tu cudzysłów „przypadkowo”, przewrócił świeczkę i postawił w ogniu część mojego łóżka, przegryzł kable, których omal nie dotknęłam gołymi rękami i ukrył się w każdym możliwym miejscu, atakując mnie zawsze, gdy się tego najmniej spodziewałam. Mam swoją teorię. Ale nie nadaje się do Nooo… bo to są normalne zachowania u kota, jeżeli nie poświęca mu się wystarczająco dużo uwagi, moja droga. Od kota więcej uwagi potrzebuje tylko… mężczyzna;)
18
169
powtarzania… Myślę, że mój kot jest diabłem. Nie jestem ekspertem w tej sprawie i muszę to skonsultować z weterynarzem, chociaż nie sądzę, żeby próba zamachu na życie właściciela była czymś normalnym u kotów. Wielokrotne próby. Zamykam oczy i płaczę czekając, aż minie ból pleców, ale to na nic. Będzie mnie bolało cały dzień. Wiem to. Szorstki języczek liże mój nos. Odpycham go delikatnie. – Koleś, przestań lizać smarki w nosie. – Mruczy i pociera głową o moją brodę. Pytam z nadzieją w głosie. – Więc, jak będzie? Jesteśmy przyjaciółmi? Żadnych więcej zabawnych akcji, dobra? Siada w zagłębieniu między moją szyją i podbródkiem, mrucząc cały czas, a ja oddycham z ulgą. – Dzięki ci Panie. Dobra. Jeżeli przez większość czasu będzie słodziakiem, nie będę musiała mu szukać nowego domu. Unoszę się i głaszczę go po grzbiecie. Mruczy głośniej. Kładę się na plecach, delektując się słodką stroną małego Tedwooda, ponieważ wiem, że nie będzie trwała wiecznie. – To jest cisza przed burzą, prawda? – Pytam. Wygina plecy w koci grzbiet i syczy w odpowiedzi19. No tak. Tak jak myślałam.
***
Helena 19
Helena… on próbuje opanować świat… a że ty jesteś jego światem… no cóż;)
170
Gdy idę do pracy, dzwonię do Nat. Odpowiada po pierwszym sygnale. – Co tam, suko? – Brzmi jak ćpun, ale nic na to nie poradzę i jęczę do słuchawki. – Potrzebuję, żebyś mnie podszkoliła. Muszę się poprawić i to szybko. Cisza w słuchawce. Po chwili pyta. – A co ja będę z tego miała? Zastanawiam się mocno. Wzruszam ramionami, mimo, że ona tego nie widzi. – Nie wiem. Mogę dla ciebie gotować. Drwi. – Laska, proszę cię. Gotuję lepiej od ciebie. Cholera. Ma rację. Jestem zdesperowana. Zrobię wszystko, żeby osiągnąć cel. – Zrobię wszystko. Powiedz tylko, czego chcesz. Mruczy do telefonu i wiem, że się zastanawia. Po chwili zastanowienia odpowiada. – Posprzątasz moje mieszkanie. Mrugam. Czy ona jest, kurwa, poważna? Nie jestem niczyją pokojówką! Odpowiadam głośniej niż się spodziewałam. – Pierdol się, suko! Mężczyzna idący obok, uważnie mi się przygląda. Zasłaniam dłonią komórkę i mruczę. – Och, nie ma się czym martwić. To tylko moja siostra. 171
Nie wiedziałam, że to możliwe, ale oddalając się, wyglądał na jeszcze bardziej zdegustowanego. Obrażona jego jawnym oburzeniem, wołam za nim. – Cóż, ty też się pieprz! Nat chichocze. – Ach, New York!. – Po czym nuci słowa piosenki. – It’s a hell of a towwwnnn!20 Nie mogę się powstrzymać i śmieję się razem z nią. – Pewnie nie powinnam tego robić. – Ech. Zapomnij o tym. – Przerywa na chwilę, po czym próbuje ponownie. – To jak? Posprzątasz moje mieszkanie, czy nie? Szydzę. – Do diabła! Nie! Słyszałam ciebie i Ashera w akcji. Nie ma mowy, żebym po tym sprzątała. Musiałabym mieć jakieś specjalne środki odkażające! Wzdycha. – Zachowujesz się, jakbyś nigdy wcześniej nie miała kontaktu z męskim nasieniem. Od kiedy jesteś takim świętoszkiem? Od czasu studiów. Śmieję się z jej żartu. – Nie jestem dewotką. Nigdy nie byłam. Nie odpuszcza tematu. – Kiedy ostatni raz poszłaś z kimś do łóżka?
New York! New York! – Piosenka z musicalu On the Town z 1944 roku, muzykę do tej sztuki napisał Leonard Bernstein, nie mylić z utworem Lizy Minelli czy Franka Sinatry;)
20
172
To było 4 lipca21 2010 roku. Była niedziela. Pogoda była wspaniała, cały dzień świeciło słońce. – Nie pamiętam dokładnej daty! – Jeżeli nie pamiętasz daty, oznacza to, że minęło już więcej niż rok. Marszczę nos. – Mylisz się. Syczy zirytowana. – Dobra, jak chcesz. Nie musisz sprzątać całego mieszkania, wystarczy łazienka. – No już to widzę, rozłączam się. Już mam palec nad ikoną kończącą połączenie, gdy słyszę jak wzdycha. – Okej. Tym razem ci odpuszczę. Wyślę ci szczegóły. Przepełnia mnie szczęście i radość. Uśmiecham się szeroko. – Jesteś niesamowita. Urocza. Kocham cię jak sio… Pi! Pi! Sprawdzam wyświetlacz i marszczę brwi. Suka rozłączyła się ze mną. Mój telefon piszczy. Mam smsa od Nat. Prawie piszczę z zachwytu. To jest adres wystrzałowej cukierni Wisienka na Torcie, która jest niedaleko mojej pracy. Wykorzystuję nawigację dostępną w telefonie i już wiem, że to zaledwie cztery przecznice ode mnie. Pięć przecznic dalej jest Safira i Biały Królik. Nie dokładnie za rogiem, ale całkiem blisko. Potrzebuję samochodu. Jak tylko zarobię trochę pieniędzy, to będzie pierwszą rzeczą na liście moich zakupów. 21
Dla przypomnienia… w USA 4 lipca jest obchodzone Święto Niepodległości
173
Podchodzę
do
budynku,
w
którym
znajduje
się
ośrodek
rehabilitacyjny, czyli moja praca i szybko wysyłam wiadomość. Ja: Nienawidzę cię. Mija kilka sekund zanim dostaję odpowiedź. Nina: Ja cię nienawidzę bardziej, gówniaro. X Idę do pracy z uśmiechem, wiedząc, że dzisiaj będzie dobry dzień.
***
Helena
James prowadzi mnie do dużej sali wypełnionej sprzętem do ćwiczeń. Macha ręką. – Prawdopodobnie widziałaś większość z tych rzeczy wcześniej, ale jeżeli jest tu coś, co widzisz po raz pierwszy, daj mi znać, wyjaśnię ci co to jest i co czego jest wykorzystywane. Po szybkim zeskanowaniu wzrokiem sprzętu kręcę głową. – Używałam już tego wszystkiego wcześniej, ale jeżeli zobaczę coś, czego nie znam, to zwrócę się do ciebie. Klaszcze w dłonie i się uśmiecha. – Świetnie! Po prostu wspaniale. Jesteś najłatwiejszą do wdrożenia do pracy, jaką miałem okazję przyuczać. Mam wrażenie, że to powinno być trudniejsze, ale dzięki tobie to dla mnie łatwizna. Udaję skruchę.
174
– Przepraszam, nie chciałam. Śmieje się i kręci głową. – Nigdy wcześniej nie spotkałem małej dziewczynki z tak wielkim nastawieniem. Podchodzę do niego i figlarnie popycham. – To nie jest nastawienie. To odwaga. Kiwa głową ze zrozumieniem. – Tak. Twoja werwa. Śmieję się z jego doboru słów. – Można nawet powiedzieć, że jestem zdeterminowana. Drży. – Nie sądzę, żeby nawet moja babcia użyła kiedykolwiek tego określenia. A zmarła dawno temu. Marszczę twarz. – Czy ty nazwałeś mnie starą, szefie? – Nieee. Tylko starą duszą, jak sądzę. Z nieznanego powodu czuję ukłucie w piersi, spowodowane jego słowami. Uśmiech znika z mojej twarzy. Nagle czuję się skrępowana. James w mgnieniu oka jest przy mnie. – Hej. Przepraszam. Uśmiecham się sztucznie. – Nie, nie przepraszaj. Masz absolutną rację. – Patrzy na mnie wyczekująco. – Naprawdę. W większości przypadków nie jestem zadowolona z tego, jak sobie z nimi radziłam. Przynajmniej ostatnio. Bez słowa wychodzi z pokoju i przynosi dwa krzesła. Jedno ustawia dla mnie, a drugie naprzeciwko. 175
– Opowiadaj, Helena. James jest miłym facetem. Mogę z nim porozmawiać. Przynajmniej czuję, abym mogła to zrobić. Byłoby miło czymś potwierdzić
naszą
przyjaźń, tutaj… w Nowym Jorku. Otwarcie się przed nim może być dobrą okazją do tego. On już mi tyle o sobie opowiedział. Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale nic z nich nie wychodzi. Próbuję jeszcze raz i nic. W końcu przełykam i zaczynam. – Jak to jest, że zaczęłam lubić pewną osobę z tego samego powodu, z którego jej nie lubię? To prawda. Powodem, dla którego zaczęłam lubić Maxa było flirciarskie, beztroskie podejście do różnych sytuacji. Więc nie ma sensu w twierdzeniu, że nie lubię go z tych samych powodów, prawda? James zaciska usta, zastanawiając się nad odpowiedzią. – Być może zobaczyłaś w tej osobie coś, co sama chciałabyś sobą prezentować. A być może to dlatego, że tak bardzo różnisz się tamtej osoby, pojawiła się u ciebie zazdrość wobec czegoś, czego sama nie masz w swoim życiu. Smutny uśmiech wpełza na moją twarz. – On mnie odrzucił. – Widzę, że James się krzywi, więc szybko dodaję. – Ale sądzę, że on nawet nie ma o tym pojęcia. Wzrusza ramionami. – Lena, z tego co wiem o facetach, a zauważ, że jestem jednym z nich… potrafimy być czasami strasznymi kretynami. Chichoczę i ukrywam twarz w dłoniach, zakłopotana takim przebiegiem rozmowy z moim szefem.
176
– Tylko, że chodzi o to, że widziałam się z nim niedawno i był słodki. Jakby zbyt słodki. Irytująco zabawny. To mnie naprawdę wkurzyło. – Och, tak. Słodcy, zabawni faceci są totalnie do bani. – Oznajmia ze śmiertelną powagą. Śmieję się przez łzy. – Widzisz? Wiesz, co mam na myśli? Jestem suką! Delikatnie bierze mnie za rękę i patrzę na niego zaskoczona. Odpowiada delikatnie. – Nie jesteś suką. Nie sądzę, że mogłabyś być suką kiedykolwiek w swoim życiu. – Powiedziałam dzisiaj rano swojej siostrze, żeby się pierdoliła, a gdy facet przechodzący obok, dziwnie na mnie spojrzał, jemu też kazałam się pierdolić. Potem napisałam do mojej drugiej siostry smsa z informacją, że jej nienawidzę. Mruga. Jeszcze raz mruga. I ponownie to robi. – Taaak. Nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie. Śmiejemy się razem. – Przepraszam, nawet nie wiem, dlaczego to poruszyłam. – Poruszyłaś, ponieważ ci to przeszkadzało i potrzebowałaś o tym z kimś porozmawiać. – Uśmiecha się. – Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony tym, że mi o tym powiedziałaś. Dziękuję za zaufanie. Przewracam oczami. – Och, proszę, Whit. Wiesz, że jesteś super. Przechyla lekko głowę i zastanawia się. – … jestem. Naprawdę jestem. – Krzywi się, gdy uderzam go w ramię. – Ojej! Dobra, już dobra. Żartuję! Ale dzięki.
177
Wstajemy i pytam. – Byłeś kiedyś w Wisience na Torcie? To cukiernia gdzieś tutaj w okolicy. Wypuszcza ciężko powietrze. – Uhm, tak. Mają najlepsze ciastka, muffiny i ciasta w Nowym Jorku. Ogarnia mnie zazdrość. Pocieram ramię jak ćpun na głodzie. – Potrzebuję babeczki, James. I to szybko. Jestem dziewczyną, która musi dostać taką jedną dziennie. To utrzymuje mnie przy zdrowych zmysłach22. Już przeżyłam jeden dzień bez tego. Kolejnego nie dam rady. Uśmiecha się. – Łasuch? – Nawet nie masz pojęcia. – Mogę cię tam zabrać po pracy i pokazać, gdzie to jest. Na świadomość, że w miarę szybko dostanę pyszne babeczki, ogarnia mnie ulga. – Dziękuję. Pokaż mi raz, gdzie to jest, a potem już dam sobie radę. Uśmiecha się. – Nie ma problemu. Mamy zajęcia z CeeCee o 15.00. Później nie mamy już żadnych umówionych pacjentów, więc możemy wtedy wyjść. Czy ten facet może być jeszcze bardziej niesamowity? Poważnie? – Jesteś moim bohaterem. Puszcza do mnie oko, po czym wychodzi z pokoju. Wszystko w porządku, a jednak zadaję sobie pytanie, dlaczego jestem tak odporna na jego mrugnięcie, mój mózg odpowiada za mnie. Jestem gotowa polemizować z tym zdaniem;) Hela-Muffinka <3 MOJA! ;) - k
22
178
To nie jest złe mrugnięcie. To nieodpowiedni facet.
***
Helena
James i ja rozciągamy się przed przyjazdem CeeCee. Szczerze mówiąc nie mogę się doczekać, żeby ją zobaczyć. Nie widziałam jej od ślubu Nat, a nawet wtedy nie miałam okazji z nią porozmawiać, ponieważ mama Nika i Maxa, Cecilia, zabrała wszystkie dzieci na Pidżama Party, żeby dorośli mogli się bawić. Zastanawiam się jak James poradzi sobie z jej lekceważeniem ćwiczeń. Jakby na to nie spojrzeć, jeżeli nastolatka nie chce czegoś zrobić, to nie ma znaczenia logika i zdrowy rozsądek, ona i tak tego nie zrobi. Rozlega się pukanie do drzwi i oboje z Jamesem podnosimy głowy. Max wychyla się zza drzwi. – Hej. Tak myślałem, że tutaj was znajdę. Podchodzi do nas, a tuż za nim jedzie CeeCee. Mój uśmiech znika, gdy widzę, że wygląda, jakby była gotowa pluć ogniem. Kasztanowe włosy ma zaplecione w warkocz, jest ubrana w luźną koszulkę i sportowe spodnie. Urosła od czasu, gdy widziałam ją po raz ostatni. Jest teraz w tym beznadziejnym momencie, gdy już nie jest dzieckiem i jeszcze nie jest kobietą, na niezręcznym etapie, gdy ciało się zmienia. Rosną ci cycki i nagle pojawiają się włosy w miejscach, w których dotychczas ich nie było. Bycie nastolatką jest do dupy. Współczuję jej. James uśmiecha się do niej.
179
– Hej, C. Jak się masz? Z kamienną twarzą wzrusza ramionami i nawet na niego nie patrzy. Próbuję. – Hej, CeeCee. Pamiętasz mnie? Kiwa głową, ale nie podnosi wzroku. Mój entuzjazm idzie w las, ale nie poddaję się. – Bardzo urosłaś. Stajesz się śliczną, młodą damą. – Patrzę na Maxa. – Rozumiem już, dlaczego twój tata jest taki dumny. On uśmiecha się do mnie. Tego ciepłego uśmiechu jeszcze nie widziałam. To prawie kopie mnie w tyłek. CeeCee patrzy na mnie uważnie, po czym spuszcza wzrok. Zaciska szczękę. Max patrzy na córkę i marszczy brwi. – Nie bądź niegrzeczna. CeeCee mruczy przez zaciśnięte zęby. – Cześć. Cholera. No to tyle, jeżeli chodzi o naszą pracę dzisiaj. James patrzy na Maxa, wskazuje brodą drzwi. – Możemy pogadać na zewnątrz? Dopada mnie przerażenie i robię wielkie oczy. Nie! Nie zostawiajcie mnie samej z ponurą nastolatką! Max kiwa głową, ale patrzy na mnie. – Poradzisz sobie? Na jego twarzy maluje się wyraźna troska. Nie ma mowy, żeby mu powiedziała, że jego córka jest trochę przerażająca. Macham do niego. – Idźcie. Damy sobie radę. Prawda, CeeCee?
180
Wydaje z siebie długie westchnie i opiera podbródek na zaciśniętej pięści. On waha się, ale bezgłośnie nakazuję mu wyjście. – Idź. Wychodzi, ale niechętnie. James podąża za nim a ja zostaję sam na sam z CeeCee. Jest zupełnie inną dziewczyną niż szczęśliwe dziecko, które pamiętam. – Jak było w szkole? – Pytam z zainteresowaniem. – Dobrze. Zawsze to jakaś forma łączności. – Jaki jest twój ulubiony przedmiot? Ja uwielbiałam zajęcia plastyczne. – Ja ich nie cierpię. Oczywiście, jakżeby inaczej. – Lubisz czytać? Rozgląda się po pomieszczeniu, blokując wzrok na sprzęcie stojącym w rogu. – Nie przepadam. Dobra. To nie działa. Jest drętwe. – CeeCee? – Patrzy na mnie. – Kochanie, wyglądasz na nieco spiętą. Czy coś się stało? Jej oczy ciskają gromy w reakcji na moje pytanie. – Nie chcę tutaj być. Jedynym powodem, dla którego tu jestem, jest fakt, że tata mnie tu przyprowadził. Gdybym miała wybór, nie przyszłabym tutaj. Dobrze. Uczciwie. – Czy te ćwiczenia są aż takie złe?
181
Dawno już zniknęła słodka, mała CeeCee, przewraca oczami i kręci się na swoim fotelu. – Nie rozumiem tego. Nie rozu…. Ostry skowyt sprowadza mnie na kolana tuż obok niej. Jej twarz wykrzywia ból, całe ciało sztywnieje, a na szyi widoczne są ścięgna. To skurcz. Paskudny. – Oddychaj, kochanie. Oddychaj. Rozchyla usta i sapie, łapiąc krótkie oddechy. Widzę ból w jej oczach pełnych łez i w końcu rozumiem małą część tego, co Max przechodzi zawsze, gdy to się dzieje. – Spójrz na mnie, CeeCee. – Unosi wzrok. Panikuje. – Oddychaj ze mną. – Mocno łapię jej ręce. – Oddychaj głęboko, powoli wypuszczając powietrze. Pokazuję jej jak dokładnie chcę, żeby oddychała i czuję ulgę, gdy zaciąga się jednym, długim, choć nieco szarpanym oddechem. – Dobrze. Jeszcze raz. Za drugim razem idzie jej lepiej, robi dłuższy wydech. – Doskonale, CeeCee. Jej mocno spięte ciało zaczyna się rozluźniać. Krople potu są widoczne na czole. Przez kolejne trzydzieści sekund oddychamy razem, a gdy zabieram ręce, uwalniając jej dłonie, ona przytrzymuje mnie, nie do końca gotowa, żeby samej sobie z tym poradzić. W końcu jej ciało zupełnie się relaksuje i wzdycha. Wygląda na wyczerpaną. Podchodzę do stojaka z wodą i napełniam szklankę zimnym płynem. Podaję ją CeeCee i pocieram jej ramiona, gdy pije.
182
– Dobra robota. Świetnie sobie z tym poradziłaś. Jestem pod wrażeniem. Patrzy na mnie, a jej oczy wypełniają się łzami. Jej dolna warga drży, gdy mruczy. – To boli. Przytakuję, odpowiadając łagodnym tonem. – Tak. To niestety musiało się wydarzyć, skoro przestałaś ćwiczyć, kochanie. Twoje ciało jest bardzo napięte. Musisz mu pomóc się rozluźnić. Patrzy na pustą szklankę. – Dziękuję. Za to, że mi pomogłaś. Uśmiecham się, słysząc niepewność w jej głosie. – Bardzo proszę.
183
ROZDZIAŁ 15
Max
Obserwuję, jak Helena pomaga CeeCee przejść przez skurcz. Część mnie mówi, że powinienem wkroczyć i zadziałać, ale druga część jest ciekawa jak sobie poradzi w tej sytuacji. Zajmuje się bardzo profesjonalnie. Mimo, że ból osłabł, nadal długo i powoli razem oddychają. To może się wydać okrutne, ale cieszę się, że Helena jest świadkiem tej sytuacji. Może będę mógł poprosić ją o radę. Whit jest świetny i w ogóle, ale nie jest kobietą. Muszę porozmawiać o tym z kobietą, najlepiej z taką, która ma doświadczenie z osobami z uszkodzonym rdzeniem kręgowym. Helena idzie po szklankę wody dla CeeCee. Jest skupiona na mojej małej dziewczynce, więc nadal mnie nie widzi. CeeCee wypija wodę jednym haustem. Helena masuje jej plecy, wciąż wyglądając na nieco zaniepokojoną. To pewnie zabrzmi głupio, ale nigdy nie wyglądała dla mnie bardziej seksownie niż teraz. Gdyby nie fakt, że to całkowicie nie na miejscu, chciałbym ją położyć, łagodnie i powoli całując te kapryśne usta. CeeCee patrzy na swoje dłonie. – Dziękuję… za pomoc. Helena uśmiecha się do mojego dziecka. – Bardzo proszę. W tym momencie zapada decyzja. Jak to się mówi? No właśnie. Poważne sytuacje wymagają radykalnych środków.
184
***
Helena
– Słodki Jezusie. – Wzdycham. – Wiem. – Odpowiada James. Jestem pod wrażeniem. – To jest po prostu… takie… – Nie mogę nawet dokończyć zdania. – Wiem. – Kiwa głową obok mnie. – Czy to niebo? – Równie dobrze może nim być. – Prycha. Rusza w stronę kolejki, ale jestem tak zajęta ofertą umieszczoną nad ladą, że tego nie zauważam. Łapie mnie za nadgarstek i ciągnie do przodu. Śmieje się nawet, gdy na niego patrzę. – Nie żartowałaś, prawda? – Ciiii. Rujnujesz chwilę. – Szepczę. Za każdym razem, gdy kolejka się przesuwa, James ciągnie mnie za sobą. Jestem jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Albo bardziej precyzyjnie, dorosłą osobą w sklepie z ciastami. Zanim się orientuję, jesteśmy przy kasie. Kobieta po pięćdziesiątce uśmiecha się do nas miło i wita nas. – Witajcie. Zapraszamy do Wisienki na Torcie. Co mogę wam podać? Zamieram. Mój oddech staje się ciężki. Panikuję.
185
– Nie wiem! Chcę wszystkie! Uśmiecha się szerzej. – To da się zrobić. Mam wersję testowych pudełek dla ciast i babeczek. W zestaw wchodzi po jednej sztuce z każdego rodzaju. Robię wielkie oczy i otwieram usta. Jestem niemal pewna, że serce przestaje mi bić w piersi. – Jaja sobie ze mnie robisz. – Zapewniam cię, że nie robię sobie z ciebie jaj. – Śmieje się. Patrzę na Jamesa z idiotycznym uśmiechem na twarzy. Kręci głową i zaciska usta. – Weźmiemy dwa próbne zestawy. Jeden z ciastami, a drugi z babeczkami. Jedno dla ciebie, drugie dla mnie. Powinnam wziąć też jedno dla tej su… którą nazywam siostrą. Jakby nie było, to ona dała mi namiary na to miejsce. – Poproszę dwa pudełka z babeczkami. James patrzy na mnie rozbawiony. – Jedno dla mojej siostry. – Przekonuję. – Jakżeby inaczej. Kopię go w kostkę, ale robi unik i śmieje się. Kolejna kobieta pojawia się prze mnie. Trzyma przed sobą tacę z białymi babeczkami. Wyglądają niesamowicie. Uśmiecha się do mnie i do Jamesa, pytając. – Czy macie ochotę spróbować naszej najnowszej kombinacji smaków? Mój mózg nie jest w stanie wydusić ze mnie ani słowa, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Patrzę na Jamesa z głupkowatym uśmiechem,
186
który wręcz sugeruje, że potrzebuję specjalnego traktowania. Jego ramiona unoszą się w cichym śmiechu. – Tak, poprosimy. Oboje częstujemy się babeczkami, bez wahania usuwam papilotkę 23 i pakuję całe ciastko do ust. Gdy tylko słodki smak uderza mój język mam ustoorgazm24. Przewracam oczami. – Jasna cholera, to jest niesamowite. James przytakuje, gryząc swoje ciastko jak na normalnego człowieka przystało. Starsza kobieta wyjaśnia. – Te są z lekką bazą waniliową z ganache25 z białej czekolady z orzechami macadamia. Dłużej fizycznie tego nie zniosę. Opieram się o mojego szefa i kładę głowę na jego ramieniu. – Jeeezuuu. Nawet nie jestem w stanie. To było po prostu… Nie jestem nawet… takie, taaakie dobre. Tak cholernie dobre. Jego ramię podskakuje i wiem, że znowu się ze mnie śmieje, ale nawet mnie to nie obchodzi. Kobieta uśmiecha się do mnie. – Smakowało ci? Otwieram rozmarzone oczy i odpowiadam z westchnieniem. – Kocham je. Marszczy z rozbawieniem nos. Odwraca się do swojej koleżanki. – Verna, dodaj jedną z tych babeczek do pudełka tej młodej damy. Otwieram całkowicie oczy. Papilotki - to są takie papierowe opakowania do muf finek Ona mnie wykończy… 25 Ganache – francuska nazwa używana w cukiernictwie do określenia masy zrobionej z ciepłej śmietany i czekolady. W zależności od konsystencji ganache może być wykorzystywany jako polewa, baza do kremów, trufli, etc 23
24
187
– Nie ma mowy. – Odpowiada rozbawiona Verna, wzruszając ramionami. – Mowa. – Odwracam się do Jamesa, dolna warga nadal drży mi z emocji. – Najlepszy dzień w życiu. Nie jestem zaskoczona, gdy obejmuje moje ramiona i ściska. Natomiast zaskakuje mnie, gdy pochyla usta do mojego ucha i szepcze. – Jesteś urocza. Jestem zdumiona, ponieważ James jest dokładnie taki, jak oczekuję. Atrakcyjny, wysoki i słodki jak cukier, ale iskra… tego nam brakuje. Głupia, sukowata iskra! Pokaż się! Wiem, wiem, powiedział, że nie randkuje z pracownikami, ale nie wspominał nic o seksie z nimi. Chodzi mi o to, że też mi się coś należy, na litość boską! Minęły wieki odkąd uprawiałam seks, a teraz James wydaje się być całkiem niezłym kandydatem. Poza tym wygląda na to, że daje sygnały na zielone światło. Albo przynajmniej tak mi się wydaje. Może po prostu mam nadzieję, że wysyła takie znaki, ponieważ jestem napalona, a to powoduje zamroczenie mojej zdolności odczytywania intencji. Co gorsze, przepadła moja szansa na jednonocną przygodę. Jakież było moje zdziwienie, gdy podczas pierwszej nocy w Nowym Jorku poszłam do łóżka zabierając ze sobą Pana Dużo Piszczy i przypomniałam sobie, że zanim go spakowałam, wyjęłam baterie. Gdybym poszła do Nat o jedenastej wieczorem i poprosiła i baterie to z pewnością rzuciłaby mi to paskudne spojrzenie. To, które mówi: „Wiem, do czego ci są potrzebne, grzesznico.” Nie wspominając nawet, że prawdopodobnie powiedziałaby o wszystkim Ashowi. Chrzanić to. Mentalna uwaga: Kupić pudełko baterii.
188
Po zastanowieniu… Zmiana mentalnej uwagi: Kupić baterie luzem. Być może James może być moim osobistym przyjacielem od szczęśliwych chwil. Muszę się przyjrzeć tej opcji, ale nie za blisko. W końcu nie chcę być taką dziewczyną. Albo lepiej, tą pracownicą. Mentalnie przeszywa mnie dreszcz. Badam grunt, owijam ramię wokół jego talii i ściskam, uśmiechając się do niego. – Wracamy? Pozwalam, żeby moje ramię rozluźniło się wokół jego ciała, czuję do niego dużą sympatię. Spodziewam się jakiejś reakcji, zmiany w zachowaniu, może nawet jego usztywnienia z niepewności albo posłania w moją stronę seksownego spojrzenia, ale nic z tego. Nie dostaję nic. James jest tylko przyjacielski. Przyjacielski. Tak przyjacielski, że gdy sięgam do kieszeni, żeby wyciągnąć portfel i zapłacić za babeczki, James ubiega mnie i płaci za wszystkie pudełka, nie uwalniając mnie z uścisku. Jestem oniemiała i szczerze mówiąc, czuję się z tym nieco nieswojo. Tak jest do chwili, gdy przyciąga mnie bliżej i mówi. – Nie bądź wkurzona. To po prostu miły, powitalny prezent. – Z irytacją marszczę nos, gapiąc się na niego. Uśmiecha się do mnie zwyczajnie. – Witamy w Nowym Jorku. Biorę torby wypełnione pysznościami i pozwalam Jamesowi wyprowadzić nas z ciastkarni. Jest niemal szósta po południu, a ja sięgam do kieszeni, żeby sprawdzić rozkład jazdy metra. Idziemy w milczeniu, aż uświadamiam sobie, że przegapiłam drogę do domu. –Cholera. Muszę zadzwonić do siostry, żeby po mnie przyjechała. 189
– Mogę podwieźć cię do domu. Patrzę na niego z niepewnością na twarzy. Mówi, przeciągając samogłoski. – To znaczy, pod warunkiem, że to nie jest dla ciebie dziwne. Laska, przecież on i tak zna twój adres z dokumentów potrzebnych do zatrudnienia. Co może pójść nie tak? Racja, tak sądzę. Ale jakoś dziwnie się z tym czuję. Moje milczenie zaczyna być niewygodne. – Hmmm, jasne. Ale tylko wtedy, jeżeli to naprawdę jest ci po drodze. – Gdzie mieszkasz? – Pyta. Podaję adres, a on mnie zapewnia. – To faktycznie po drodze do mnie, więc to nie jest nic wielkiego. Idziemy w dół ulicy, na parking przy centrum, Podchodzi do czerwonego, rodzinnego sedana i otwiera. Uśmiecham się do siebie. Nie takiego samochodu się po nim spodziewałam. Gdy wsiadamy, przyłapuje mnie na uśmiechaniu się. – Co? Kręcę głową. – Sądziłam, że masz bardziej męski samochód. Wzrusza ramionami. – To był samochód mojej mamy. – Po czym uśmiecha się nieśmiało. – Ciężarówkę mam w domu. – Wiedziałam! – Klaszczę i podskakuję. Wyjeżdżamy z parkingu. – Tak. Tak. Życiowa wygrana. Gratulacje. Śmieję się głośno. 190
– O mój Boże. Jesteś taki zabawny. Podczas drogi rozmawiamy o pracy. James tłumaczy, że czeka nas pracowity dzień, ale podobno środy zawsze są takie.
Rozmawiamy,
śmiejemy się i żartujemy, mam wrażenie, że zaledwie w ciągu kilku minut jesteśmy przy mojej kamienicy. Parkuje na jednym z wolnych miejsc, a ja odpinam pasy bezpieczeństwa. Uśmiecham się do niego. – Dziękuję bardzo. Dobrze się bawiłam tego popołudnia. – Myślę przez chwilę i niechętnie przyznaję. – Dobrze się z tobą bawiłam, James. – Bardzo proszę. Zawsze, gdy będziesz z czymś potrzebowała pomocy albo nie będziesz wiedziała, gdzie coś się znajduje, daj mi znać. Zgłaszam się na ochotnika do pomocy. – Przerywa na chwilę, po czym dodaje. – Dobrze się z tobą bawiłem. Gdy cię zatrudniałam, nie wiedziałem, że znalazłem przyjaciela. Moje serce rośnie. Zanim mam szansę, żeby się nad tym zastanowić, pochylam się i oplatam go ramionami. Przytulam go mocno. – Ja też. Nawet nie wiesz, jak bardzo potrzebowałam przyjaciela, więc, dziękuję. Czuję jego wahanie, ale powoli otacza mnie ramionami. Opieram brodę na jego ramieniu, a on mruczy. – Bardzo proszę. Właśnie w tym momencie rozbrzmiewa pukanie w drzwi. Moje serce podskakuje razem z całym ciałem. Piszczę i obracam się, żeby zobaczyć Asha, gapiącego się przez szybę samochodu. Macham i uśmiecham się. Nie odwzajemnia uśmiechu. Och, do diabła! Jest wkurzony.
191
Otwiera drzwi samochodu i wyciąga z niego mnie i moje babeczki. Warczy. – Wejdź do środka. Natychmiast. Co, do diabła? Skąd to się wzięło? Oczy Jamesa skupiają się na Asherze. Patrzy na niego groźnym wzrokiem. – Gdybym był tobą, nie robiłbym tego ponownie. Jestem teraz zupełnie zdezorientowana. Asher stoi tuż obok otwartych drzwi do samochodu. – Pilnuj, kurwa, swoich spraw, palancie. Wprowadzasz w życie nowy zwyczaj podwożenia swoich pracowników do domu i obściskiwanie się z nimi na ciemnym parkingu? Och, nie. Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie! Wybałuszam oczy. Szarpię ramię Ashera. – To nie było tak, Asher. Boże! Ja nawet go nie znam. Ale on mnie nie słyszy. Uśmiecha się okrutnie do Jamesa. – Myślę, że właśnie straciłeś pracę, szefie. – Wskazuje w górę na kamerę monitoringu, skierowaną bezpośrednio na samochód. Kurwa! Jak on śmie! … Naprawdę? Panika zmienia mnie w szaloną kobietę. Odciągam Ashera za ramię na tyle, żeby odsunął się od samochodu, a następnie popycham z całej siły jego pierś. W końcu patrzy na mnie gniewnie. Popycham raz jeszcze i warczę. – Nie jestem moją siostrą. Nie masz prawa zachowywać się w ten sposób! Wynoś się stąd, Ash! Po prostu odejdź! 192
Ash patrzy na mnie. – Mówisz poważnie? On sobie z tobą pogrywa, Lena! Trzęsę się ze złości. Syczę przez zaciśnięte zęby. – Nie każdy jest taki, jak ty kiedyś, Ghost. Strzał jest celny. Przez chwilę gapi się na mnie. Wygląda, jakby był gotowy mnie zaatakować, ale obojętność zastępuje wcześniejszą troskę Ashera. – Wiesz co? – Zaczyna odchodzić. – Zapomnij o tym26. Szybko patrzę w kierunku Jamesa. – Tak mi przykro. Zazwyczaj nie jest taki. Zupełnie nie miał racji. Obiecuję, że nie stracisz przez to pracy. James nie patrzy na mnie. Zaciska szczękę, patrzy w dół na kierownicę i mruczy. – On ma rację. – Co? – Jestem w szoku. James unosi na mnie wzrok. – Powiedziałem, że ma rację. Nie powinienem potraktować cię w taki sposób. Nie powinienem cię obejmować, a już na pewno nie powinienem tego robić właśnie wtedy. Gdyby nas ktoś zobaczył, wdepnąłbym w niezłe gówno. Przykro mi Helena, że zachowałam się wobec ciebie tak niestosownie. Zmiana jego postawy sprawia, że boli mnie serce. Czy właśnie straciłam przyjaciela? – Ale mi się to podobało. – Zapewniam go z całego serca. Uśmiecha się do mnie smutno. 26
Dla przypomnienia… mój ci on!
193
– W tym problem. – Uruchamia samochód. – Mi również. Sięga, zamykając drzwi i rusza, zostawiając mnie samą na środku parkingu, zastanawiając się, czy właśnie straciłam pracę i przyjaciela. Nie wiem, ile mija czasu zanim rozlega się za mną dźwięk klaksonu samochodu. Odwracam się i widzę uśmiechniętą Nat, machającą do mnie przez szybę samochodu. Gdy tylko widzi moją twarz, poważnieje. Szybko parkuje tam, gdzie wcześniej stał samochód Jamesa i wyskakuje z auta. – Dobra. Czyje dupsko muszę skopać? Nadal jestem w szoku. Nie mogę uwierzyć w to, co się wydarzyło. Potrząsam głową i odpowiadam. – Niczyje. Po prostu gówniany dzień. Otacza mnie ramieniem i grucha. – Ej, głowa do góry, ponuraku. Jedziemy na kolację do Tiny! – Obraca mną w tańcu i eksplozji radości. – Jupi! Darmowe żarcie! Smutni ludzie uwielbiają darmowe kolacje! Powinnaś się cieszyć! Głupia siostra, jak mam się śmiać, gdy chce mi się płakać. – Jesteś kretynką. Zatyka nos. – No cóż, kiepsko pachniesz. I wcale nie żartuję. Zbieraj się na górę i umyj swój śmierdzący tyłek. Idziemy na górę razem, jednym uchem słucham jej opowieści o całym dniu. Gdy docieramy do naszych mieszkań, popycha mnie w stronę drzwi. – Masz pół godziny, żeby się przygotować. A mówiąc pół godziny, mam na myśli dwadzieścia minut.
194
Gdy tylko zamykam za sobą drzwi do mieszkania, wyciągam z kieszeni portfel, identyfikator służbowy i rzucam je na kuchenny blat. Trzymając w ręku komórkę, szybko piszę wiadomość. Ja: Bardzo mi przykro, James. Rozumiem, że prawdopodobnie będziesz chciał się trzymać z daleka ode mnie, ale muszę wiedzieć. Czy nadal jesteśmy przyjaciółmi? Minutę później słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości. James „Szef” Whittaker: Oczywiście. Moje wnętrzności się zaciskają. Świetnie. Od przytulania i żartów do jednego słowa odpowiedzi. Tak to jest być zdegradowanym. Idę z kuchni do łazienki. Włączam światło i wchodzę do środka. – Skurwiel! – Krzyczę, gdy jestem atakowana od tyłu. Ostre jak igły zęby gryzą mnie w kostkę a małe pazurki mocno owijają się wokół mojej stopy. Unoszę nogę wysoko w powietrze i potrząsam nią, kiciuś trzyma się dzielnie, a ja zastanawiam się, czy dzień może być jeszcze gorszy. Z pewnością nie. Mam nadzieję, że nie.
195
ROZDZIAŁ 16
Helena
– To znaczy, wiesz… ja po prostu nie sądzę, że są potrzebne i tyle. Wyglądają pedziowato i głupio27. W każdym razie, kto do diabła, używa ich w dzisiejszych czasach? – Pyta Nat. Słucham ją piąte przez dziesiąte w drodze do domu Nika i Tiny. – Haaalo? Ziemia do Helen. To przyciąga moją uwagę. – Nie nazywaj mnie Helen, suko. Odwraca się w fotelu, żeby spojrzeć na mnie, siedzącą na tylnym siedzeniu, podczas gdy Ash prowadzi samochód. – Dyskutujemy tu o ważnych rzeczach. Musisz potwierdzić, że mam rację. Patrząc przez okno samochodu, opieram brodę na zaciśniętej pięści i wzdycham. – Przepraszam. O czym dyskutujemy? – O międzynarodowym zakazie używania krawatów. Marszczę nos. –
Jesteśmy
Chorwatkami.
Chorwaci
wymyślili
krawat.
W
rzeczywistości nazwa krawat, to termin francuski i oznacza „w chorwackim stylu”. Nie chcę żadnego zakazu noszenia krawatów. Krawat istnieje, ponieważ jest krawatem. Lubię krawaty. Lubię też węzły krawatów. 27
No nieme… to mogła tylko Nat wymyślić;)
196
To przykuwa jej zainteresowanie. Unosi brwi. – Bez jaj? Kiwam głową. – Bez jaj. Odwraca się w swoim fotelu, a potem oznajmia. – Zatem przywracamy krawat modzie. Omówię to z Tiną. Uśmiecham się półgębkiem, patrząc we wsteczne lusterko i odnajduję wlepiony we mnie wzrok Ashera. Mój uśmiech znika i szybko
się
odwracam. Głupi facet. Głupi, wścibski facet. Rujnuje moje życie i w ogóle. Wreszcie docieramy do domu Tiny. Gdy tylko parkujemy, Nat wybiega z samochodu, kierując się prosto do drzwi. Ruszam za nią, ale zatrzymuje mnie dłoń trzymająca mój łokieć. – Czekaj. Sztywnieję na dźwięk głosu Ashera. – Co? – Musimy porozmawiać. Wyrywam łokieć z jego uścisku i odchodzę. – Nie. Z pewnością nie musimy. Gdy wchodzę do środka znajduję Tinę, pocierającą swój ciążowy brzuch. Uśmiecha się do mnie. – Hej, skarbie! – Przytulam ją mocno. – Hej, seksowna mamusiu. – Ściska mnie mocno. – Mam wyrzuty sumienia, że się tobą wcześniej nie zajęłam, ale z dzieciakami, pracą i całą resztą… – marszczy brwi. – Naprawdę nie mam innego usprawiedliwienia jak to, że byłam zajęta. 197
Przytulamy się i łapię jej rękę. – Jesteś pochłonięta trzymaniem w brzuchu moich siostrzenic albo siostrzeńców. Wybaczam. Po stokroć, wybaczam. Wygląda na to, że nie może się powstrzymać, łapie mnie za policzki i całuje. – Kocham cię. – Ja kocham cię bardziej, Teeny. Zauważa mnie Mimi i puszcza oko. – Potrząśnij tym tyłeczkiem, kochanie. Uśmiecham się do niej i nieco bardziej się kołyszę, idąc w jej stronę, podchodzę i odwracam się. Kładzie dłonie na moich pośladkach i je ściska. W pomieszczeniu zalega cisza. Rozglądam się i widzę wszystkich facetów, którzy wlepiają wzrok w dłonie Mimi. Trick, Nik i Max mają identyczny, rozmarzony wyraz twarzy, a usta Ashera drgają28. Nagle Trick oznajmia. – Muszę skorzystać z toalety. W tym samym czasie Max stwierdza. – Jestem potrzeby w kuchni. Rozbiegają się, a Mimi rechocze: – Pieprzeni amatorzy. – Drwi i całuje mnie w policzek. – Jak się masz, kochanie? Przez
moją
głowę
przetaczają
się
wspomnienia
dzisiejszego
popołudnia. Zmuszam się do uśmiechu. – W porządku. Po prostu dobrze.
28
Jeeeejuuuu… ale mam wizualizację;)
198
Na jej twarzy pojawia się zakłopotanie. Wciąga nosem powietrze i oznajmia. – Wyczuwam ściemę. Przewracam oczami. – To nic takiego. Zanim zacznie drążyć, przesuwam się w stronę Loli i otaczam ją od tyłu ramionami. – Lola, dlaczego faceci to fiuty? Klepie mnie w ramię, pochyla się w moją stronę i śmieje się przez nos. – Zdaję sobie sprawę, że powinnam znać odpowiedź na to pytanie, skoro Trick to tylko Trick, ale niestety nie znam. – Wydyma wargi. – Przykro mi. O wilku mowa. Trick staje przede mną. Patrzy i udaje obrażonego. – Czy ty wślizgnęłaś się tu bez przywitania się ze mną? Jakim jesteś potworem? Gram obrażoną. – Nigdy w życiu! Wyciąga palec i dotyka swojego policzka. – Przyłóż tu swoje usteczka, siostro. Staję na palcach, żeby pocałować go w policzek, ale w ostatniej sekundzie rusza się i całuje mnie w usta. Piszczę i uderzam go, a Lola śmieje się głośno. – Spadaj stąd, gówniarzu! Śmiejemy się. Lola patrzy na mnie i mówi.
199
– Chciałabym przeprosić za niego, ale… – wzrusza ramionami. – Absolutnie sobie na to zasłużyłaś. Trick chichocze odchodząc. Zaczyna nucić słowa piosenki. – You make it hard to be faithful, with lips of an angel (Z tymi ustami anioła sprawiasz, że trudno jest być wiernym). Nik wychodzi z kuchni z tacą pełną żeberek. Kładzie ją na stole w jadalni i zgarnia mnie w swój niedźwiedzi uścisk. Trzyma mnie, kołysząc lekko tam i z powrotem. – Hej, maleńka. Jak w pracy? – Świetnie. Uwielbiam to. Cieszę się, że zaryzykowałam. Pojawia się dołek w policzku i jest to miła rzecz, ale nie wywołuje w moim brzuchu takiej reakcji jak dołeczek Maxa. – Też się cieszę, że zaryzykowałaś. Teraz widzę ciebie i moje dziewczyny szczęśliwe… cóż… a dzięki temu ja też jestem szczęśliwy. Cmokam. – Musisz przestać z tym słodkim czarowaniem. Nie mogę się przecież zakochać w żonatym mężczyźnie, Nik. – Pochylam się i biorę w dłonie jego ręce w rękawicach kuchennych. – To by się nigdy nie udało. Śmieje się i pochyla, całując mnie w czoło. – Głuptas. Kłótnia dochodząca zza drzwi powoduje, że odwracamy się w tamtą stronę. – Nie odchodź ode mnie. Ale ona nie słucha, przemierza korytarz, bez powitania wjeżdża do salonu, omija nas i zmierza na korytarz prowadzący do sypialni dzieci. – CeeCee, wracaj tutaj. Jeszcze nie skończyłem z tobą rozmawiać! 200
Jej. Nigdy nie słyszałam, żeby Max mówił do córki w ten sposób. Domyślam się, że to co się wydarzyło nie było drobnostką. Nik mruczy. – Przepraszam na chwilę. – Po czym dołącza do brata na korytarzu. Podchodzę do Nat i staram się zignorować nerwową wymianę zdań pomiędzy braćmi, ale to nie jest łatwe. Ale jestem też wścibska. Szepczę do Nat. – Jak sądzisz, co się stało? Odpowiada cicho. – A kto to, do cholery, wie? Pewnie znowu uciekła. – Co…? – Szepczę. – Co takiego? Kiedy uciekła? Rany Julek, moja siostra uwielbia plotki. Dyskretnie rozgląda się i odchodzimy kilka kroków od pozostałych osób w pokoju. Nat wyjaśnia. – Pamiętasz weekend, zaraz po twoim przyjeździe, gdy wszyscy poszliśmy do Białego Królika? – Kiwam głową, więc kontynuuje. – Więc, dzieci były spakowane i gotowe do wyjazdu do babci, ale nikt nie mógł znaleźć CeeCee. Szukali jej wszędzie w domu, Max właśnie wychodził na ulicę, żeby się za nią rozejrzeć, gdy Nik zauważył ją kawałek dalej. – Twarz Nat wykazuje irytację. – Musiała słyszeć, jak wszyscy ją wołali, ale nie odezwała się, żeby dać znać, że nic jej nie jest. Max był tak roztrzęsiony, że nie poszedł do pracy. A on nigdy nie opuszcza pracy. Otwieram usta, przełykam ciężko i mruczę. – Sądziłam, że mu się po prostu nie chciało. Nat prycha. – Max? Żartujesz, prawda? Facet jest naprawdę ambitny. Jest dobrym facetem i równie wspaniałym ojcem.
201
Zaczynam to widzieć. Podobnie jak to, że jestem oceniającą suką. Ogarnia mnie wstyd. Potrząsam głową i wzdycham. – Boże, czy mogłam się bardziej pomylić w osądzie człowieka? Nat trąca mnie ramieniem. – Naprawdę chciałabym, żebyś dała mu szansę. – Tak. – Patrzę na nią i obiecuję. – Dam mu szansę. Hałas dochodzący z korytarza przyciąga moją uwagę. Max podchodzi do mnie z absolutnie sztucznym uśmiechem na twarzy. Natychmiast jestem czujna. Zaczyna. – Hej, muffinko, masz chwilkę? Obserwuję jego twarz. Wygląda na spiętego i zmęczonego. Odpowiadam. – Oczywiście. O co chodzi? Szybko rozgląda się dookoła, pochyla i pyta cicho. – Czy możemy porozmawiać na osobności? Kiwam głową i idę za nim korytarzem. – Chodźmy do mnie. Nat powiedziała, że Max niedawno przeprowadził się na drugą stronę ulicy. Otwiera przede mną drzwi i wychodzimy na podjazd. Brzmi na spiętego, gdy przeprasza. – Wybacz, że zmuszam cię do takiego spaceru. – Przerywa, nagle odwraca się w moją stronę i z całkowitą powagą pyta. – Chcesz na barana?29 – Nie jestem pewna, czy mówi poważnie, czy żartuje. Dodaje. – Mogę cię zanieść. Ile ważysz? Jakieś pięćdziesiąt pięć kilogramów?
29
Oplułam monitor i wystraszyłam koty… OMG! Epickie!!!
202
Tak naprawdę ważę sześćdziesiąt dziewięć kilogramów. Niech będzie błogosławione jego serce. Nadał mrugam z niedowierzaniem, gdy obraca się do mnie plecami i klepie dłonią ich dolną część. – Wskakuj. Biorę się w garść. – Max, nie wskoczę ci na plecy. – Dlaczego nie? – Brzmi na zadziwionego, a ja lekko chichoczę. – Ponieważ jestem dorosłą kobietą i mogę chodzić. – Wiem. Ale po co, jeżeli możesz się przejechać na moich plecach?30 Och, Panie! Widzisz to oczami wyobraźni? Powstrzymaj to. Jeeezuuu, dosyć! Patrzę w jego bursztynowe oczy. Szepczę. – Nie przejadę się, Max. Kiwa głową. – Dobra. Jak chcesz. Nie mija nawet sekunda i zostaję oderwana od ziemi jak jakaś panna młoda i Max niesie mnie przez podjazd. Piszczę i owijam ręce wokół jego szyi. Uśmiecha się do mnie, pokazując idealne zęby. – No i właśnie. Widzisz? Ważysz tyle, co poduszka. Patrzę na niego ze złością. – Postaw mnie. Wiesz równie dobrze jak ja, że nie ważę tyle co poduszka. Przyznaje mi rację. Dobra… robię zapisy na tą przejażdżkę;) Zapisy na przejażdżkę skończone – zajęłam wszystkie możliwe terminy :D soryyy :D - K 30
203
– Dobrze, w takim razie cztery poduszki. Zadowolona? Z jego silnymi ramionami na moich plecach i pod kolanami, czuję wilgoć, która z pewnością nie powinna się pojawić w tym momencie. Jego ciepła, twarda jak skała, klatka piersiowa i brzuch, zapewniają mi ciepło. No i jeszcze pachnie niesamowicie. Musiałam się powstrzymać od pocałowania go. – Proszę, postaw mnie na ziemi. Zaciska usta. – Nieee. – Patrzy na mnie z uśmiechem. – Lubię cię trzymać w ramionach. Te słowa jednocześnie mnie wkurzają i podniecają. – Czy ty nigdy nie słuchasz, co się do ciebie mówi? Staje na chwilę, podrzuca mnie trochę i wzrusza ramionami. – Lubię, gdy sprawy idą po mojemu. – Uczciwość tej odpowiedzi sprawia, że zamieram na chwilę, po czym się śmieję. Dodaje. – Dobra odpowiedź, prawda? Zdając sobie sprawę z faktu, że nie zamierza zrobić tego o co proszę, zostaję w jego ramionach, pozwalając mu się o mnie zatroszczyć. – Owszem, była dobra. Na końcu podjazdu stawia mnie na nogi, ale łapie mnie za rękę i splata nasze palce. – Mieszkamy tutaj, po drugiej stronie ulicy. Dom jest niesamowity. Jest tak duży jak ten Nika i Tiny. Nie miałam pojęcia, że Max miał aż tyle kasy. Nienawidzę tego mówić, ale to w jakimś stopniu odpychające. Otwiera drzwi i puszcza mnie przodem.
204
Wszystko jest idealne. Obrazy wiszą niemal na każdej ścianie i czuję zapach świeżej farby. Głęboki morelowy kolor ścian sprawia, że jest kameralnie i przytulnie. Wszędzie stoją ramki ze zdjęciami, ale większość rzeczy nadal jest w pudłach. – Max, to miejsce jest niesamowite. Jego reakcja powoduje, że w moich oczach zyskuje ekstra punkty, nawet jeżeli nie miał pojęcia, że został poddany ocenie. Wzrusza ramionami i idzie w głąb domu. – To tylko dom. Moje serce się cieszy, ponieważ nie chodzi mu o pieniądze. Ale ulga. Włącza światło i idę za nim do kuchni. Wyciąga dla mnie stołek, żebym mogła usiąść, a sam przechodzi na drugą stronę blatu. Przemierza niewielką odległość wyglądając na pewnego siebie. – Dobrze. No więc już wiesz, że mam problem z przekonaniem CeeCee do ćwiczeń. Ale dzisiaj przeniosła swój bunt na inny poziom. – Patrzy mi w oczy i wyznaje. – Nie poszła dzisiaj na zajęcia. Nie na jedne. Cały dzień była na wagarach. Cholera. Jaka szkoda. Powoli odpowiadam. – Dobrze? Nie jestem pewna, dokąd to prowadzi. Zaciska pięści. – Zmierzam do sedna. – Przemierza nerwowo kuchnię. – Wiem, że ty mnie nie widziałaś, ale obserwowałem cię dzisiaj z CeeCee. Widziałem, jak jej pomogłaś. Och. Rozumiem. No to się zacznie. – Miałem nadzieję, że zgodzisz się, żeby z nią poćwiczyć raz albo dwa razy w tygodniu. Wiem, że nie jesteś jej fizjoterapeutką. To znaczy, 205
nadal chciałbym, żeby miała zajęcia z Whitem, ale ona potrzebuje czegoś więcej. Chcę to zorganizować prywatnie, poza centrum. Zaczynam. – Max, nie wiem. Nie sądzę, że mogę. Zawód pojawia się na jego twarzy. – Dlaczego nie? Oczywiście zapłaciłbym ci. A ponieważ byłoby to po godzinach pracy, zapłaciłbym dodatkowo. – W jego oczach widzę błaganie. – Ona potrzebuje pomocy, Lena. Ale już potrząsam głową. – Jestem za blisko sytuacji. To byłby konflikt interesów. Znamy się. Nasze rodziny są ze sobą związane. CeeCee byłaby kimś więcej niż pacjentką. Unosi ręce w geście mówiący no i w czym problem? – To wspaniale! Będziesz niesamowita! Przygryzam wargę. Nienawidzę tego. – Przykro mi, Max. Muszę odmówić. Szczerość w moim głosie, upewnia go w tym, co powiedziałam. Zrezygnowany opuszcza ramiona i patrzy na zegarek. Zaczynam mówić: – W ośrodku są jeszcze inni fizjoterapeuci. Znajdziemy kogoś innego… Patrzy mi w oczy i przerywa. – Jesteś pierwszą osobą od roku, na którą tak pozytywnie zareagowała. – Żadne z nas nie zrywa kontaktu wzrokowego. To szybko staje się niezręczne. Max kiwa głową. – Masz rację. Znajdziemy kogoś. Przepraszam, że cię w to wciągnąłem. Nigdy nie zamierzałem cię do niczego zmuszać. Martwię się o moją dziewczynkę. 206
Wstaję. – Wiem. Czuję, że potrzebuje teraz czegoś, co mogę zaoferować. Przechodzę powoli wokół blatu i staję naprzeciwko niego. Patrzy na mnie zaskoczony. Przełykam ciężko i robię jeszcze krok bliżej niego, owijając ramiona w jego talii. Nie oczekuję odpowiedzi, ale otula mnie ramionami i trzyma w mocnym uścisku. Oddycham jego zapachem i mamroczę. – Jesteś dobrym ojcem, Max. Przykro mi, że nie mogę pomóc. Całuje mnie w czubek głowy. – Dzięki, muffinko. Łagodzi swój uścisk. Z kolei ja przytulam go nieco dłużej, zanim odpuszczam. Uśmiecha się do mnie. – Wracajmy. Prawdopodobnie kolacja już trwa. Wychodzimy i wracamy do domu po drugiej stronie ulicy. Podczas gdy delektujemy się żeberkami w sosie barbetu, Tina kąpie najmłodsze dzieci, a ja i Ash staramy się wzrokiem wywiercić dziurę w głowie drugiego. Zanim znowu go walnę, zgłaszam się na ochotnika do ogarnięcia naczyń i zapakowania ich do zmywarki. Pomaga mi Mimi. Kończymy swoje zadanie w niecałe pięć minut i wracamy do salonu, gdzie niemal wszyscy zdążyli już zająć miejsca przed telewizorem, na ustawionych w kształcie U trzech, trzyosobowych sofach. Tylko dwa miejsca są wolne, obok Nika i Maxa. Domyślam się, że Nik będzie chciał siedzieć obok żony, więc siadam obok Maxa. Trick ustawia DVD i wkrótce dołącza do nas Tina z elektroniczną nianią w dłoni. – No dobrze. Dzieci śpią, a CeeCee gra na swoim gameboyu. 207
Max chichocze. – To jest 3DS, kochanie. – Bez znaczenia. – Tina wzdycha. Ash patrzy na mnie i mówi. – Podaj popcorn, Lena. Ale rozsiadam się wygodnie na kanapie. – Sam sobie go podaj. Nat patrzy na nas i śmieje się nerwowo. – Co się dzieje między waszą dwójką? Gapię się, rzucam gniewne spojrzenie i zadzieram nosa, zanim tracę cierpliwość i hukiem wyrzucam z siebie. – Zaatakował mojego szefa! Ash prostuje się i odpowiada. – No cóż, facet przystawiał się do niej w samochodzie na parkingu. Mężczyźni zawarczeli zbiorowo, a kobiety westchnęły zszokowane. Nat klaszcze w dłonie i krzyczy z uśmiechem. – O, tak, kochanie! – To był tylko uścisk! – Szybko wyjaśniam. Tina pyta z roztargnieniem. – Czy on cię przytulił? W tym samym czasie Max pyta z niedowierzaniem. – On cię przytulił? Wybucha dyskusja i gdy trwa w najlepsze, uświadamiam sobie, że mam dość. Wymykam się tylnymi drzwiami na taras. Cisza jest błogosławieństwem. Dochodzi do mnie dźwięk otwieranych drzwi,
208
zamykam oczy z westchnieniem. Czuję kogoś stojącego przy moim boku. Nik opiera dłonie na balustradzie i szepcze. – Muszę przyznać, Lena, że to mi się nie podoba. Nie wygląda to dobrze. Oficjalnie jestem rozdrażniona. – To był tylko uścisk, Nik. Lubię go. Jest moim przyjacielem. – Po chwili dodaję cicho przełykając gulę w gardle. – Czasami po prostu potrzebujesz się przytulić, wiesz? Nik zostawia mnie bez słowa. Odwracam się i patrzę nieruchomo w przestrzeń. Ponownie słyszę otwieranie drzwi. Czyjeś ramiona owijają się wokół mnie i przyciągając do torsu. Rozpoznaję ten zapach. – Co robisz? Max odpowiada przyciszonym głosem. – Nie wiem. Nik wszedł do środka i powiedział, że potrzebujesz przytulania. Pomyślałem, że mogę to zrobić. Niedorzecznie słodki Max. Odwracam się, owijając ręce wokół niego i zatapiając nos przy gardle. Bełkoczę. – Przestań to robić. – Co mam przestać robić? – Podrywać mnie31. – Szepczę.
31
Helcia… ale dowaliłaś! Chyba czas na znalezienie terapeuty.
209
ROZDZIAŁ 17
Max
Chciałbym móc odpuścić. Ale nie mogę. Siedzę za biurkiem, intensywnie myślę, zanim podejmuję decyzję. Sięgam do kieszeni, wyciągam telefon i wybieram numer. Dzwoni tylko chwilę, zanim ktoś odbiera połączenie. – Dzień dobry, piekarnia Wisienka na Torcie. W czym mogę pomóc? Uśmiecham się. – Verna. Jak się masz? Max mówi. Niemal słyszę jej uśmiech w słuchawce. – Max, kochanie. U mnie dobrze. Jak się masz? – Świetnie. Posłuchaj, chciałbym, żebyś coś dla mnie zrobiła. Nie potrzebuje nawet czasu do zastanowienia się nad tym. – Dla ciebie wszystko. Czego potrzebujesz? Uśmiech wkrada się na moje usta. Nigdy nie mówiłem, że nie sięgnę po brudne metody32.
***
Helena 32
Niegrzeczny Max!
210
Łatwo
ściągam
papilotkę,
odsłaniając
muffinkę
z
kremem
waniliowym. Ślinię się i wyznaję miłość słodyczom. – O Boże. Potrzebuję cię. – Pakuję całą do ust i żuję, potrząsając głową w nieziemskiej satysfakcji. – Słodki Jeeezu, jakie to dobre. Wstaję ze stołka przy blacie. Podchodzę do kosza, żeby wyrzucić puste opakowanie i teraz już puste pudełko. Zjadłam osiem babeczek. Zjadłam osiem babeczek jednego dnia. Czy wstyd mi za takie zachowanie? Nie. Ani trochę. To jeden z powodów, dla których Nat kupiła różową koszulkę z dużym napisem z przodu „Muffinożerca”. Przez długi czas używałam jej podczas ćwiczeń. Aż w końcu przeszła na emeryturę i została jedną z moich koszulek do spania. Siadam na kanapie, gdzie śpi Tedwood, ułożony w małą, napuszoną kulkę. Doszłam do wniosku, że gdy śpi, nie będzie miał nic przeciwko temu, żebym go przytuliła33. Pochylam się, żeby trącić go nosem. Zaczyna głośniej mruczeć, a ja się uśmiecham. Pochylam się, żeby zawiązać trampki, gdy ktoś puka do drzwi. Ted i ja patrzymy na drzwi, a potem na siebie. Mruczę pod nosem. – Ciekawe, kto to może być. Gdy wstaję, zaczepiam o tyłek Teda, a on syczy. Drwię ze strachem.
33
Helcia… toż to samobójstwo, uważaj;)
211
– Och, przepraszam, Wasza Wysokość. Zapomniałam, że śpisz, a ja nie umiem latać34. – Podchodzę do drzwi wciąż rozmawiając z kotem. – Nie daj Boże, żeby ktoś okazał ci nieco miłości. – Wyrzucam ręce w górę. – To straszne! Chichoczę i otwieram drzwi. Zaciskam usta. – Czego? Ash stoi w drzwiach, oparty o futrynę, wygląda jakby niedawno wyszedł spod prysznica. – No chodź. Zabieram cię do pracy. Przewracam oczami. – Nie. Nie zabierasz. Nie uważasz, że narobiłeś już wystarczająco dużo kłopotów? Zaciska szczękę i ciężko przełyka. Mówi przez zaciśnięte zęby. – Naprawdę bardzo chciałbym cię zawieźć do pracy, Helena. Krzyżuję ramiona na klatce piersiowej. – Dlaczego? Unika mojego wzroku, drapie się po brodzie i odpowiada znudzony. – Mógłbym przeprosić twojego szefa, dupka. Mrużę oczy. – Nat cię do tego zmusiła, prawda? Wzdycha z irytacją. – Chcesz, żebym przeprosił tego kretyna, czy nie?35
34 35
O, Księciunio! Wybacz Tołdiemu;) Ash… Ty słodziaku<3 K
212
Pochylam lekko głowę, rozważając tą opcję. Podchodzę do blatu, biorę torebkę, służbowy identyfikator oraz komórkę. Wkładam drobiazgi do kieszeni i przechodzę obok nadal stojącego w drzwiach, Asha. – Chodźmy. – Kurwa. – Mruczy, podążając za mną. Gdy wchodzimy do ośrodka, Ash otwiera usta. Ale jestem od niego szybsza. Unoszę w górę dłoń i kręcę głową. – Nie. Nie mów nic do mnie, do cholery. Nadal jestem na ciebie wkurzona. Zachowaj swoje słowa, stary. Skorzystasz z nich w rozmowie z Jamesem. Idzie za mną w stronę recepcji, gdzie zmuszam go do podpisania i przypięcia idiotycznie wyglądającej plakietki dla gości36. Przyczepia ją do swojej koszuli i mruczy. – Kobieto, gdybym cię tak nie kochał… Zatrzymuję się z piskiem i obracam w jego stronę. – Kochasz mnie? Robi minę, jakby był torturowany. Jakbym wyrywała mu zęby. Moje nogi nadal są przyklejone do podłogi, gdy kładę rękę na piersi i czuję, jak wypełnia mnie ciepło. – Ooooch, Ash. – Wiesz co? Chrzanić to. Wychodzę. Biedny Ash. Powinnam pozwolić mu odejść. To znaczy,
nie
powalam. Ale powinnam.
36
Och, Helcia… co za wyrafinowana zemsta Żółwik!
213
Odwraca się i robi krok w kierunku wyjścia, ale łapię tył jego koszuli i ciągnę z powrotem. Z uśmiechem obejmuję go ramieniem i prowadzę w stronę swojego biura. – Nie bądź taki melodramatyczny. Nie ma nic złego w kochaniu rodziny. A tak przy okazji, ja też cię kocham. Po prostu nigdy nie słyszałam, żebyś to mówił. To mnie zaskoczyło. Unosi głowę do nieba i mruczy. – Jeeezu, dodaj mi sił. Uśmiecham się i mruczę. – Królowa dramatu37. Docieram do swojego biurka, siadam i szybko loguję się do komputera, gdy cicho jak kot, podchodzi Felicity. Nawet na nią nie patrzę, gdy mówi. – Myślałam, że powiedziałaś, że nie masz chłopaka. Wiem, że zerka na Ashera. – Nie mam. – Odpowiadam z roztargnieniem wpisując hasło i otwierając foldery, których potrzebuję do pracy. Jej ton natychmiast ulega zmianie. Staje się głębszy, jedwabisty i uwodzicielski. – No cóż, cześć, przyjacielu Heleny. Jestem Felicity. Nadal na nią nie patrzę, gdy parskam. – Nooo. Jest po ślubie. Z moją siostrą. Wyczuwam irytację w jej głosie, gdy mruczy. – Jasna cholera. Załapałam. Wszyscy gorący goście są albo zajęci, albo głupi, albo są gejami. 37
Padłam… nie wiem czy wstanę… hahaha!
214
Podnoszę wzrok. Ash wygląda na tak uroczo zawstydzonego, że zaczynam chichotać. – Felicity, przestań traktować mężczyzn, jak kawałek mięsa. Przecież on zaraz wpadnie w panikę albo dostanie gorączki. Ona zatrzymuje się, mierzy go od stóp do głowy, a następnie wybucha, wartym milion dolarów śmiechem. – Przepraszam. Dziewczyny muszą robić te wszystkie babskie rzeczy. Tym bardziej, że nie jestem coraz młodsza. Phiiii. Dźwięk ucieka z moich ust. – Och, nie kokietuj. Ile masz lat? Dwadzieścia dziewięć albo jakoś tak? Nagle zostaję złapana w ciepły uścisk między jej imponujących rozmiarów cycki. Felicity wyznaje z piskiem. – Boszzzz, jak ja cię kocham. Uwalnia mnie i pyta Asha. – Czy można jej nie kochać? Zanim może odpowiedzieć, Felicity wyznaje. – Mam trzydzieści pięć lat, kochanie. Otwieram usta, żeby powiedzieć, że nigdy bym nie zgadła, gdy James podchodzi do nas, wychodząc z głębi korytarza. Wygląda na to, że jest w kiepskim stanie. Po pierwsze, jest nieogolony. Po drugie, ma wory pod oczami. Gdy zauważa Asha, zatrzymuje się na środku poczekalni. Patrzę na Felicity. – Możemy złapać się nieco później? Uśmiecha się serdecznie.
215
– Oczywiście. – Odpowiada, a następnie zostawia nas. James podchodzi powoli ze spuszczoną głową. Gdy do nas dociera, oznajmia cicho. – Dzisiaj rano napisałem swoją rezygnację. Nie ma potrzeby wnoszenia skargi. Wszystkie powody ująłem w dymisji. Otwieram usta, po czym je zamykam. Unoszę szczękę, dając znać Ashowi. Robi krok do przodu. – Masz biuro? James nadal nie patrzy na nas. To łamie mi serce, ale potwierdza skinieniem głowy. Ash pyta. – Masz chwilę? Muszę jechać do pracy. James wzdycha, przesuwa dłonią po łysej głowie. – Nie potrzebuję wykładu… Zauważam moment, w którym Ash ma dość chodzenia wokół niego na palcach. – Kurwa. Przestań się nad sobą użalać i zabierz mnie do swojego biura, do cholery, człowieku. James w końcu podnosi na mnie wzrok. – Wszystko w porządku? Och jejku. Mogłabym się zakochać na zabój w tym facecie. Myśli, że jego świat właśnie się rozpada, uważa, że straci pracę, ale patrzy na przyczynę swoich wszystkich problemów i pyta, czy z nią wszystko dobrze. No więc naprawdę mogłabym się tak bardzo zakochać w tym gościu. Uśmiecham się lekko, ale szczerze. – Myślę, że powinieneś porozmawiać z Asherem. Odwraca się nieco, mówiąc. 216
– Skoro tak twierdzisz. Idzie w stronę gabinetu, a Asher zmierza za nim. Zastanawiam się, czy… i mam nadzieję na to, że… zanim dzień się skończy, ponownie będziemy z Jamesem przyjaciółmi.
***
Asher
Facet wygląda jakby był gotów rzucić ręcznik38. Chciałbym czuć się źle z tym co wczoraj zrobiłem i powiedziałem, ale tak nie jest. Mam swoje powody. Prowadzi mnie do swojego gabinetu i siada, zapraszając gestem, żebym zrobił to samo. Robię to. Przez chwilę patrzymy na siebie. Mrużę oczy. On tego nie robi, po prostu mruga, wyglądając na człowieka, który zaakceptował najgorsze. Powinienem mu teraz powiedzieć, że
nie
zamierzam niczego zgłaszać jego przełożonym, ale zamiast tego opowiadam trochę o sobie. – Nazywam się Asher Collins. Większość ludzi mówi do mnie Ghost. Jedynymi osobami, które nazywają mnie Ash są moja mama, moja żona i jej siostry. Natalie, siostra Heleny, jest moją żoną i dzięki temu Helena jest jedną z moich sióstr. Zatem jestem w pewien sposób za nią odpowiedzialny.
38
Dla niezorientowanych… w niektórych sportach walki rzucenie ręcznikiem oznacza poddanie walki.
217
Mam jego niepodzielną uwagę. Całą. Mogę zauważyć, dlaczego Lena lubi tego faceta. Mimo przekonania, że zamierzam z nim skończyć, okazuje mi szacunek. Mówię dalej. – Mam matkę, trzech braci i dziewięć sióstr. – Przerywam, żeby przyswoił informację, po czym wyznaję. – Z żadną z tych osób nie łączą mnie więzy krwi. – Wygląda na zbitego z tropu. Nie opowiadam mu nic więcej o sobie. Wolę skupić się na wyjaśnieniu, dlaczego zrobiłem to, co zrobiłem. – To nie jest moja historia do opowiedzenia, ale wiem, że moja żona nie będzie miała nic przeciwko temu. – Pochylam się w fotelu i patrzę mu w oczy. – Masz rodzeństwo? Kiwa głową. – Tak. Patrzę w sufit. – Doprowadzają cię czasami do stanu, w którym chcesz sobie wyrwać włosy z głowy39, prawda? Prycha ze spokojnym uśmiechem. – Tak. Czasami. Nasze oczy się spotykają. – Ale zrobisz wszystko, żeby zapewnić im bezpieczeństwo, prawda? Przez chwilę jest cicho, po czym wyznaje. – Kurwa, jasne. – Nie masz pojęcia. – Patrzę na niego i wzruszam ramionami. – A może wiesz. Nie znam cię. – I znowu zaczynam swoją opowieść. – Nie masz pojęcia, jak to jest zobaczyć pobitą twarz ukochanej osoby. A dokładnie mówiąc, kobiety, którą kochasz, wiedząc, że jakiś facet położył na niej 39
Yyyy??? Czy James nie jest ogolony na łyso? Nieźle Ash… złośliwiec z ciebie!
218
swoje łapska. Ja wiem. Widziałem siniaki, podbite oko i zadrapania na ciele mojej kobiety, a zafundował jej to facet, z którym wtedy się umawiała. Szczerze mówiąc, pewnie gdyby nie to co zrobił, nie miałbym jej teraz, ale poświęciłbym wszystko, żeby upewnić się, że nic jej nie grozi. – James przytakuje i zdaję sobie sprawę, że dopiero się rozgrzewam. – Mam wiele sióstr, ale Helena… – Patrzę w stronę otwartych drzwi i ściszam głos. – Helena jest wyjątkowa. Zatem, gdy pomyślałem, że jakiś dupek zamierza ją wykorzystać, zrobiłem to, co musiałem. Zawsze robię to, co konieczne, żeby moje dziewczynki były bezpieczne. Rozumiesz? Odpowiada. – Jasne, stary. Rozumiem. Ale przysięgam, że nic się nie wydarzyło. Przytuliła mnie. Ja odwzajemniłem uścisk. To wszystko. Parskam śmiechem. – Trudno jej odmówić, prawda? – Niewielki uśmiech pojawia się na jego ustach. – Jest w niej coś jeszcze. – Uśmiecham się. – To coś powoduje, że muszę ją chronić. Ma w sobie coś dobrego. Swego rodzaju niewinność i ufność. Jeżeli zobaczę, że to zostało zniszczone, zabiję osobę, która jej to zabrała. – Wstaję, nie pozwalając mu na odpowiedź. – Słuchaj, wiem, że ona nie jest już dzieckiem, ale jest rodziną. Nadejdzie taki moment, że pozna faceta i się w nim zakocha. – Mówię całkiem szczerze. – Nie jestem pewien, czy jestem na to przygotowany, ale wiem, że muszę jej zaufać i pozwolić podejmować własne decyzje. Idę w kierunku drzwi, a on patrzy na mnie zmieszany. – Czekaj. Co to znaczy? – To znaczy, że twoja praca jest bezpieczna. I przepraszam za nazwanie cię palantem, chociaż pewnie nim jesteś. Tak długo, jak będziesz
219
dobry dla Leny, między nami będzie spoko. – Odwracam się na pięcie i otwieram drzwi. Zatrzymuję się mówię bardzo poważnie. – Ale jeżeli w jakikolwiek sposób ją skrzywdzisz, załatwię ci betonowe buciki i wrzucę do rzeki. Aha… i zrobię tak, żeby to wyglądało na wypadek. – Robi się blady, a ja się uśmiecham. – Do zobaczenia, szefie. Gdy wychodzę, z lekkim uśmiechem unoszę brodę w stronę Heleny. Uśmiecha się i macha do mnie z entuzjazmem, nie przejmując się, czy ktoś ją widzi. Po prostu kolejny powód, żeby kochać wariatkę.
***
Helena
W chwili, gdy Ash wychodzi, zmierzam do biura Jamesa i pukam do drzwi. – Wejdź. – Woła, a ja słyszę ulgę w jego głosie. To sprawia, że jestem szczęśliwa. Uśmiecham się i wsuwam głowę do biura. – Mogę na słówko? Jego oczy łagodnieją. – Oczywiście. Wchodź. Siadam w fotelu i łączę razem dłonie. – Mam nadzieję, że nie masz zamiaru mi oznajmić swojej rezygnacji z dniem dzisiejszym.
220
Pociera dłonią łysą głowę, wygląda na zakłopotanego. – Nie. W każdym razie nie dzisiaj. Oddycham z ulgą. – Dzięki Bogu. James, tak mi przykro. Tak bardzo mi przykro. Macha ręką. – Nie, niepotrzebnie. Ja to sprowokowałem, nie ty. I naprawdę rozumiem, dlaczego Asher zrobił to, co zrobił. Gdyby chodziło o moją siostrę, prawdopodobnie zareagowałbym podobnie. Może nawet gorzej. Kiwam głową i przygryzam wargę. – Czy to znaczy… to znaczy, że… nadal jesteśmy przyjaciółmi? Patrzy mi w oczy. – Nawet gdybyś chciała, to się mnie nie pozbędziesz. Zniżam brodę, żeby ukryć rozbawienie. – Spoko. – Gdy unoszę głowę, odnoszę wrażenie, że chce mi coś powiedzieć, ale się waha, więc mówię uczciwie. – Czułabym się o wiele lepiej, gdybyś po prostu powiedział mi o co chodzi. Kiwa głową. – Dobrze, ale nie chcę, żebyś się obraziła, czy coś w tym stylu. – Unoszę wyczekująco brwi, a on zaczyna. – Sądzę, że najlepiej będzie, jeżeli więcej nie będziemy się przytulać. Szczerze mówiąc jestem nieco urażona. A może to zażenowanie? Może to wstyd. Ale nie pokażę tego po sobie. – Zgadzam się. Nie chciałabym ponownie takich problemów. – Uśmiecham się do niego i wstaję. – Cieszę się, że wszystko wraca do normy. – Tak, a jesteś tu zaledwie tydzień. Widzę przed tobą świetlaną przyszłość. – Oznajmia ze śmiertelną powagą. 221
– Huuura. – Śmieję się bardziej z ulgi niż innego powodu. – O Boże, jesteś taki głuptasem. Śmiejemy się razem i czuję wewnętrzny spokój. Stoję gotowa do wyjścia, gdy mówi. – Wiesz, nadal możemy razem spędzać czas i w ogóle. Będę w sobotę znowu w Białym Króliku, więc jeżeli się tam wybierasz, możemy wypić drinka. Nie chcę, żeby zrobiło się między nami niezręcznie. Nie musiał tego mówić, ale to zrobił. Nie z obowiązku, ale z osobistej potrzeby. Uśmiecham się. – Z przyjemnością. Decyzja podjęta, z pewnością będę w Białym Króliku w sobotnią noc.
222
ROZDZIAŁ 18
Helena
Moja przerwa obiadowa trwa godzinę.
Jeżeli narzucę sobie
odpowiednie tempo, zdążę wrócić w ciągu czterdziestu pięciu minut. Dzięki Bogu za trampki. Oddycham
głęboko,
powoli
wydychając
powietrze
i
szybko
przemierzam moją drogę po skąpanym w słońcu chodniku. Miasto nie pachnie miło, ale i tak się uśmiecham, wiedząc, że wkrótce będę na miejscu. Lekko dysząc docieram do wejścia i zwalniam. Jest tłoczno, ale sądzę, że zdążę. Mija pięć minut i wreszcie docieram do kasy. Verna uśmiecha się miło. – Witamy w Wisience na Torcie. Co mogę podać? Cała rozpromieniona składam zamówienie. – Poproszę pudełko różnych babeczek. – Gdy się rusza, żeby je przygotować, pytam. – Czy mogę je zamrozić? Verna przytakuje. – Oczywiście, że możesz, kochanie. Mentalnie piszczę, skaczę i klaszczę w dłonie, po czym modyfikuję swoje zamówienie. – To poproszę dwa pudełka. Kładzie pudełka na ladzie. – Powinno zmieścić się nawet czterdzieści sześć sztuk.
223
Taaak! Ten nałóg wypali wielką dziurę w mojej kieszeni. Mentalnie wzruszam ramionami. Eee tam. Wcale nie mam z tym problemu. Podaję z uśmiechem pieniądze i sięgam po pudełka, ale druga kobieta w średnim wieku wybiega z kuchni i szepcze Vernie coś do ucha. Biorę pudełka, ale Verna ciągnie je w swoją stronę. Pyta z wyraźną skruchą wypisaną na twarzy. – Czy ty jesteś Helena Kovac? Robię wielkie oczy. Odpowiadam, powoli przeciągając słowa. – Tak. Druga kobieta szepcze na tyle głośno, że wszystko słyszę. – A nie mówiłam? Verna się odgryza. – A skąd niby miałam to wiedzieć, Tammy? Wygląda inaczej niż na zdjęciu! Tammy rzuca cicho. – Ty stara nietoperzyco! Załóż te cholerne okulary! Verna kłóci się z nią coraz bardziej. – Jesteś starsza ode mnie! Jesteś dinozaurem! Ale ja chcę tylko moje muffinki. – Przepraszam. – Wtrącam się. – Czy mogę dostać moje muffinki? Muszę wracać do pracy. Verna kręci głową i oddaje mi pieniądze. – Przykro mi, kochanie. Nie mogę ci ich sprzedać. 224
Moje
serce
przyspiesza
i
przechodzi
do
galopu.
Jestem
zdezorientowana. – Co? Dlaczego? Tammy nachyla się w moją stronę i szepcze głośno. – Jesteś zakazaną klientką! Otwieram usta i parskam. – A… ale dlaczego? Co ja takiego zrobiłam? Verna wzrusza ramionami. – Nie wiem. Ale Max powiedział, że nie powinnyśmy cię obsługiwać, dopóki tego nie odwoła, a przecież nie możemy działać wbrew woli naszych akcjonariuszy. Gdyby nie oni, nigdy nie udałoby nam się otworzyć tego miejsca. – Tammy potwierdza skinieniem głowy. – Wiele im zawdzięczamy. Mrużę oczy. – Komu? Tammy i Verna patrzą na siebie dłuższą chwilę, po czym odwracają się do mnie i odpowiadają chórem. – Chłopcom Leokov. Najsłodszy Jezusie. Zabiję go. Biegiem wracam do pracy, siadam przy biurku i sięgam po komórkę, którą mam w górnej szufladzie. Nie mogę się opanować, więc szybko piszę wiadomość i jestem dumna ze swoich zręcznych palców. Ja: O mój Boże! Jesteś martwy. MARTWY! Nie tylko martwy, martwy… jesteś trupem. Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj. NIGDY! Wkurzona, odkładam telefon na biurko i loguję się do systemu komputerowego. Kilka sekund później moja komórka wibruje.
225
Max: Muffinko, nie mów rzeczy, których potem nie będziesz mogła cofnąć. To znaczy… auć. Zabijasz mnie tymi słowami, kochanie. Po chwili. Max: Zgaduję, że ma to coś wspólnego z tym, że znalazłaś się na czarnej liście klientów pewnej cukierni. Mrużę oczy, wpatrując się w ekran. Jak on śmie być takim uroczym? Jak śmie? Skaczę na równe nogi i mruczę. Dupek! Ja: Czego chcesz? Musiał czekać na wiadomość ode mnie, ponieważ zalewie kilka sekund później telefon wibruje mi w dłoni. Max: Chcę żebyś ćwiczyła z CeeCee. Kręcę energicznie głową i odpisuję. Ja: Rozmawialiśmy o tym! Nie mogę! To byłby konflikt interesów. Proszę, zrozum. Max: Jesteś idealna. Przewracam oczami i warczę, starając się zignorować motyle w brzuchu, które rozszalały się po jego wiadomości, po czym odpisuję. Ja: Mogłabym wpaść w kłopoty, gdybym podjęła się tej rehabilitacji. Prawdopodobnie straciłabym pracę. Max: Nie, nie stracisz pracy. Poza tym, potrafię utrzymać to w tajemnicy. Nic nie powiem, jeżeli nie chcesz. Zaczynam czuć wyrzuty sumienia. Facet wyraźnie chce pomóc córce. Wnętrzności ściska mi z żalu. Ja: Max, kochanie… Nie mogę tego zrobić.
226
Max: Podaj swoją cenę. Zapłacę ile trzeba. Zrobię wszystko, Lena. Powiedz mi tylko, co chcesz i będziesz to miała. On po prostu nie przyjmuje nie jako odpowiedzi. Wkładam telefon z powrotem do szuflady biurka i szykuję się do kolejnej sesji z pacjentem. To będzie moje ostatnie spotkanie dzisiaj oraz ostatnia sesja, przy której asystuję. Jutro już będę sama. Jestem zdenerwowana, ale podekscytowana. Ktoś staje za mną, pochyla się do mojego ucha i szepcze. – Zrobię wszystko. Proszę. – Podskakuję ze strachu. Automatycznie kładę rękę na falującej piersi i odwracam się, patrząc na zaniepokojonego Maxa. – Proooszę. Jezuuu, on łamie mi serce. Robię krok w jego stronę i szepczę. – Dałam ci już odpowiedź, Max. Odpuść. Zamyka oczy i kręci głową. – Nigdy. Mówię poważnie. Nie odpuszczę. Sprawię, że się poddasz. Nie przestanę. Opuszczam ramiona. – Max… Moje ciało sztywnieje, gdy wyciąga coś zza pleców. Mam nadzieję, że to nie jest to, co sądzę, że jest.
***
Max
227
Mruży oczy patrząc na małe, białe pudełko. Kładzie rękę na biodrze, a drugą wskazuje na paczuszkę. Udając znudzenie, pyta. – Co to? Uśmiecham się. – Muffinka. Widzę błysk w jej oczach. Szybko maskuje emocje i lekceważąco wzrusza ramionami. – No i? Trzymam pudełko na dłoni, palcami przytrzymując wieczko, które przykrywa ciastko. Pochylam głowę. – Cóż, jeżeli nie masz na to ochoty… Otwieram wieczko, żeby pokazać jej najbardziej dekadencko wyglądające ciastko w historii świata z podwójną krówką. Helena wzdycha. Wyciągam muffinkę z pudełka. Mruży oczy i zaciska szczękę. Powoli przysuwam ciastko do swoich otwartych ust. Zaciska dłonie tak mocno, że jej kostki robią się białe. Gdy tylko słodki wypiek dotyka moich ust, pochyla się w moją stronę, wyrywa mi z ręki muffinkę, po czym wpycha całą w swoje usta. Przeżuwa ochoczo. Oczy ma zamknięte w błogim letargu. Wydaje z siebie długi, niski jęk. A mój kutas twardnieje. Trzepocze rzęsami i otwiera oczy. Patrzy na mnie i mówi z częściowo pełnymi ustami. – Zrób to raz jeszcze, a cię skrzywdzę. Mocno. Odwraca się i odchodzi. Wołam za nią. – Czy to oznacza, że się zgadzasz? 228
Jej odpowiedzią jest uniesiony wysoko nad głową, machający do mnie środkowy palec, gdy idzie, kołysząc uwodzicielsko tyłkiem przy każdym kroku. Ja pierdolę. Jestem zakochany. – Max. Co ty tutaj robisz, stary? Nie pamiętam, żebyśmy mieli dzisiaj zajęcia. – Mówi James, stojąc gdzieś za mną. Obserwuję oddalającą się Helenę, dopóki nie znika za rogiem korytarza. Odwracam się do Jamesa. – Nie mamy, ale pomyślałem, że moglibyśmy porozmawiać, gdybyś znalazł chwilę i nie miał nic przeciwko temu. James patrzy na zegarek i uśmiecha się. – Mam czas. Walczę z uśmiechem. Ona mnie zabije.
***
Helena Jeszcze mam wolną chwilę przed kolejną sesją. Postanawiam wykorzystać ten czas na zapoznanie się z informacjami o pacjencie i jego urazach. Jestem pochłonięta lekturą, nawet nie patrzę w górę, gdy woła mnie James. – Helena, masz chwilkę? Odpowiadam. – Oczywiście. 229
Idę do jego biura, a gdy docieram do drzwi, zatrzymuję się z piskiem. Co to, kurwa, jest? James uśmiecha się do mnie. – Powinnaś mi powiedzieć. Patrzę na Jamesa z szeroko otwartymi oczami, po czym odwracam się do uśmiechniętego Maxa. Skrzeczę. – Co? James pokazuje, żebym usiadała. Zajmuję miejsce obok Maxa. – Max właśnie powiedział mi o tym, że chcesz poprowadzić prywatne sesje z CeeCee. Gapię się na Maxa i mamroczę przez zaciśnięte zęby. – Zrobił to, prawda? Max wzrusza ramionami z uśmiechem. – Zrobiłem. James ponownie mówi. – Jesteś słodka, Helena. Naprawdę. Ale nie powinnaś się martwić. Marszczę czoło. – Co takiego? Max zaczyna tłumaczyć. – Powiedziałem mu o tym, co mówiłaś, że chciałabyś pracować z CeeCee, ale nie chcesz nikomu wchodzić w paradę. A zwłaszcza Jamesowi, który jest fizjoterapeutą CeeCee i tak dalej. – Max kładzie dłoń na moim udzie i ściska je. – Zamierzałem odpuścić. Naprawdę. Kłamliwy worek gówna! – Ale wiem jak bardzo chciałaś to zrobić i pomóc CeeCee. – Patrzy na mnie z udawanym żalem. – Musiałem mu powiedzieć, Lena.
230
Jestem zaskoczona. Spanikowana, patrzę na Jamesa i pytam piskliwym głosem. – I co ty na to? James uśmiecha się promiennie. – Oczywiście, że jestem jak najbardziej za takim rozwiązaniem. Zrobię wszystko, żeby pomóc CeeCee i cieszę się, że ty również. Z tego co wiem, tworzymy zespół, Helena. Nie nadepniesz mi na odcisk. Podoba mi się pomysł, że oboje będziemy pracować z CeeCee. Osuwam się na krześle i odpowiadam spokojnie. – Dobra. – Szybko przypominam sobie, żeby zapytać. – Nie uważasz, że jest w tym jakiś konflikt interesów, prawda? James poważnieje. Kątem oka widzę, że Max też przestaje się uśmiechać. Mój szef drapie się po brodzie. – Hmmm. Tak naprawdę, to nie jestem pewien. To znaczy, wiem, że wasze rodziny są połączone. To może być problem. Patrzę na Maxa z cichym triumfem. Nienawidzę siebie natychmiast, gdy dostrzegam jego przygnębienie. James zadaje Maxowi pytanie. – Nie znałeś wcześniej zbyt dobrze Heleny, prawda? Max wzdycha i odpowiada. – Nie, nie znałem. James patrzy na mnie. – A ty powiedziałaś, że nie znałaś Maxa wcześniej, prawda? Powiedziałam tak? Kiedy, do cholery, mogłam coś takiego powiedzieć?! Głupie usta mówią takie rzeczy i w ogóle! Zastanawiam się nad skłamaniem, ale mamroczę ponuro. – Tak. 231
James po raz kolejny się uśmiecha. – Zatem nie widzę tu problemu. Max wstaje, unosi ręce wysoko nad głową i syczy. – Taaak! Nagle zostaję porwana przez Maxa w ciasny uścisk, moje stopy niemal nie dotykają podłogi, a on przycisk mocno swój policzek do mojego. Lekki zapach jego wody kolońskiej unosi się delikatnie wokół, żeby mnie kusić. Kołysze mnie z radością z boku na bok, czubki moich tenisówek wydają odgłos charakterystyczny dla pocierania o śliską powierzchnię, gdy przeciągam nimi po podłodze, po czym mówi w moje włosy. – Widzisz? Mówiłem, że nie będzie miał nic przeciwko temu. Wiedziałem, że to zadziała. Opuszczam ramiona wzdłuż ciała i szepczę z sykiem Maxowi do ucha. – Zamierzam odciąć ci jaja, a potem cię nimi nakarmić… kawałek po kawałku. Max wzdycha radośnie, cofa się i rozpromieniony zaciera ręce. – Wiem. Też cię cieszę! Prycham ze sztucznym uśmiechem na ustach. – Huuuraaa! James uśmiecha się do nas. – Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia. Max owija rękę wokół moich ramion i przyciąga blisko siebie. – My też się cieszymy.
232
Gdy moja głowa dotyka jego ramienia i ponownie oddycham jego leśnym zapachem, zastanawiam się, czy jest wart pięciu do dziesięciu lat w więzieniu o zaostrzonym rygorze.
***
Max
I wyraz jej twarzy! Bezcenne! Przechodzę przez dom i chichoczę sam do siebie. Wiem, że nie powinienem się śmiać, ale to było cholernie zabawne. Mama uczyła mnie, żeby nie drażnić niedźwiedzia, ale właśnie go nieźle wkurzyłem. Ja: Wpadnij dzisiaj wieczorem do nas na kolację.
Musimy
popracować nad harmonogramem. Nik zapytał, czy wrócę jeszcze do pracy po południu. Nie byłem przekonany, jak potoczy się moje zaimprowizowane, popołudniowe spotkanie, więc powiedziałem mu, że mnie nie będzie. Teraz siedzę sam w domu, zastanawiając się, co zrobić na kolację. Co jada Helena? Moja komórka sygnalizuje nadejście wiadomości. Helena: Gówno zjedz, dupku. Odchylam do tyłu głowę i wybucham śmiechem. Naprawdę lubię tą dziewczynę.
233
Ja: Smażone gówno z pieczonymi ziemniakami i sałatką. No i mamy wszystko jasne. Na szczęście wszystkie składniki mam w domu Kręcę
głową,
otwieram
lodówkę
i
wyciągam
steki,
które
zamarynowałem wczoraj wieczorem. Wygląda jak kobieta, która je steki. Jej tyłeczek wskazuje na to, że lubi steki. Ten tyłek. Ja pierdolę, te pośladki. Z hukiem uderzam czołem o lodówkę. Przesuwam dłoń i chwytam w nią twardniejącego fiuta, ściskam go mocno. Nie mogę przestać o niej myśleć. Jej cholerne ciało wygląda jakby było stworzone i dopasowane do mnie. To mnie drażni, drwi sobie ze mnie za każdym razem, gdy ją widzę. Sprężysta i jędrna, zaokrąglona we wszystkich właściwych miejscach, inteligentna, z lekko wydętymi ustami zapraszającymi do pocałunku, seksowne cycki, które idealnie pasowałyby do moich dłoni,
długie,
falowane, ciemne włosy, zielone, kocie oczy i długie rzęsy. Jedyne co pragnę zrobić to pochylić ją i pozwolić dłoniom wędrować po jej ciele. Chcę poczuć jej krzywizny, trzymać mocno biodra, gdy jej tyłek ociera się o mnie, a ona zerka w moją stronę spod przymkniętych powiek z wypiekami na twarzy, rozchylonymi różowymi ustami i urywanym oddechem. Przygryzam wargę. Zamykam oczy, czując mieszaninę przyjemności i bólu. Nie mogę temu zaprzeczyć. Chcę mieć ją w swoim łóżku. Ale ona jest damą, a nie typem kobiety, która pieprzy się dookoła. Nie będę kłamał. To sprawia, że pragnę jej jeszcze bardziej. Laska to laska. Nigdy nie chciałem od laski niczego więcej, poza rozgrzaniem mojego łóżka. Helena ma klasę. To zupełnie inna historia.
234
Błądzę myślami. Czy jest cicha w łóżku, czy może głośno jęczy? Założę się, że należy do tych cichych. Postawię też na to, że jestem w stanie doprowadzić ją do krzyku. Przestań, kretynie. Mocniej zaciskam dłoń na fiucie. Jęczę i po chwili łkam. Kurwa. Potrzebuję pieprzenia.
***
Helena
Dlaczego musi sobie za mnie szydzić? Już wystarczająco złe jest to, jaki jest uroczy. Poza tym ma ciało żywcem wyjęte ze stron Men’s Health i jest zabawny, gdy nie chcę, żeby taki był. I to jest do bani! Prawdą jest, że nie chcę być prywatną fizjoterapeutką, ale muszę przyznać, że spędzam popołudnie na sprawdzaniu, jakie ćwiczenia mogłabym
zaproponować
CeeCee
i
szczerze
mówiąc,
jestem
podekscytowana. Jeśli zaneguje to, co znalazłam, po prostu będę szukać i szukać, aż znajdę coś, co będzie jej pasowało. To nie będzie łatwe, ale chcę spróbować. Nienawidzę obserwować jej takiej nieszczęśliwej i nie lubię
235
patrzeć na zazwyczaj szczęśliwego Maxa, gdy jest smutny. Denerwuje mnie, ale nie chcę, żeby był nieszczęśliwy. Bycie szczęśliwym leży w
jego
naturze. Okrucieństwem jest zabieranie człowiekowi tego, co dla niego naturalne. Tak bardzo jak chcę pomóc CeeCee poczuć się lepiej, chcę żeby Max był zadowolony. Zrzucam z siebie ciuchy, które miałam na sobie w pracy i idę do łazienki. Włączam światło, kucam szybko i syczę do Tedwooda zanim mnie dopadnie. Odwraca się i idzie w drugą stronę, a ja chichoczę pod nosem. Okazuje się, że jak się go trochę pozna, nie jest już takim wrednym kotem. Jest nieco dziecinny, to prawda, ale jest też absolutnym tchórzem. Wkładam jedną nogę pod strumień ciepłej wody płynącej z prysznica, gdy pazury i zęby wczepiają się w moją drugą nogę. – Skurwielu! Potrząsam w powietrzu nogą. Tedwood trzyma się mocno i krzyczę. – Przestań być dupkiem, dupku! Dlaczego to jeszcze nie jest koniec dnia?
236
ROZDZIAŁ 19
Helena
Prysznic jest cudowny, prawda? Nie tylko w całkiem przyzwoity sposób zmywa cały bród, ale jeszcze cholernie relaksuje. Spędzam dobre pół godziny pod prysznicem, pozwalając gorącej wodzie zmyć frustrację z całego dnia. Przez pewien czas stoję po prostu pod strumieniem ciepłej wody, zanurzając się w mojej małej bańce spokoju. Dzisiaj nie przypada dzień mycia włosów, zatem mogę zakręcić wodę i wyjść spod prysznica. Z szeroko otwartymi drzwiami łazienki, wycieram się ręcznikiem, po czym zakładam białą, usztywnianą w biuście, koszulkę i niebieskie majtki w stylu szortów. Już mam wyjść z pokoju, gdy słyszę głośny trzask dochodzący z kuchni. Podskakuję, gdy hałas dociera do moich uszu, ale szybko wzdycham. – Teddy. Niech cię szlag trafi, kocie! Szuram stopami z łazienki na korytarz. Piszczę, a po chwili skrzeczę. – Co ty, do cholery, tu robisz? Max nie patrzy na mnie. Zamiast tego kończy właśnie wykładanie na talerz steka, ziemniaków i sałatki. – Nie możesz używać wobec mnie takiego tonu, muffinko. To ja niewolniczo stoję nad garami i gorącym piekarnikiem przez całe popołudnie, żebyśmy mogli zjeść razem, a ty mi się tak odwdzięczasz. Przynoszę ci
237
kolację, po całym dniu pracy i używasz wobec mnie takiego tonu? – Prostuje się i cmoka, kręcąc głową. – Te pracujące dziewczyny. Przesuwa na mnie wzrok, robi wielkie oczy, a następnie obczaja moje ciało. Nie jestem stuprocentowo pewna, ale sądzę, że nawet się trochę ślini. Gdy oszołomienie wymalowane na jego twarzy zastępuje spokojny uśmiech, na jego policzku pokazuje się dołeczek i mówi, przeciągając samogłoski. – Nie spodziewałem się kolacji i pokazu. Wtedy przypominam sobie, że stoję tam w samej bieliźnie. To nawet nie jest moja dobra bielizna, raczej coś w stylu Helena znowu sypia sama bielizna. Niemal opada mi szczęka, ale to powstrzymuję. Zamiast tego decyduję się grać fajną. Z pędzącym sercem i udawanym opanowaniem na twarzy, mruczę. – Pójdę się przebrać. Max uśmiecha się jeszcze szerzej i kładzie dłoń na swojej piersi. – Ależ proszę cię, mną się nie przejmuj. Idę do swojej sypialni, starając się zachowywać tak normalnie, jak to tylko możliwe, ale wariuję, gdy woła za mną. – Podoba mi się twoja bielizna. To nie jest coś co zazwyczaj widywałem u kobiet. Mówi „Jestem fajna i mam w nosie, co sobie myślisz”. To jest spoko. No wiesz… Nie zniosę teraz jego ciągłego gadania. – Max, zamknij się! – Krzyczę. Jego gromki śmiech wypełnia moją kuchnię i chociaż mogłabym umrzeć z zażenowania, lubię dźwięk jego niepohamowanego rozbawienia. Moje usta drżą, gdy uświadamiam sobie, że to był haczyk… a ja dałam mu się nabrać. Mruczę pod nosem. 238
– Dupek. Szybko zakładam czarne spodnie do jogi oraz dużą, luźną, żółtą koszulkę i dołączam do niego w kuchni. Już wyciągnął talerze i sztućce. Mały stół nakrył dla dwóch osób. Pachnie niesamowicie, ale będziemy siedzieć tak blisko, że nasze kolana będą się o siebie ocierać. To wydaje się zbyt intymne. Mój ulubiony, żółty wazon leży rozbity na kawałki w zlewie i przypomina mi o katastrofie, którą słyszałam. Mrużę oczy, patrząc na Maxa. Ma wyraźnie rozbiegany wzrok, wpada w panikę. Nagle mówi bez zastanowienia. – Ktoś to stłukł. Odsuwam się nieco od stołu, moje ciało ogarnia niepokój. – Dlaczego to robisz? Bez wahania mija bar śniadaniowy z dwiema szklankami napoju w dłoniach i odpowiada. – Bo cię lubię i chcę, żebyś również mnie polubiła. To oświadczenie coś ze mną robi. Skręca mi żołądek, a ciepło rozprzestrzenia się w moim wnętrzu. Gdybyś tylko wiedział jak bardzo cię lubię… – Ale ja cię lubię. – Odpowiadam cicho i mało przekonująco. Zatrzymuje się w półkroku i uśmiecha się. – Nie, nie. – Puszcza do mnie oko. – Ale pracuję nad tym. Och, człowieku… nie jesteś największym bystrzakiem w towarzystwie, prawda Max? Odsuwa dla mnie krzesło i gestem zaprasza, żebym usiadła. Waham się przez chwilę, zanim pozwalam mu sobie pomóc. Jak na dżentelmena 239
przystało, delikatnie wsuwa moje krzesło i siada naprzeciwko mnie. Patrzę na swój talerz, a następnie patrzę na niego. Posyła mi zrzucający majtki uśmiech i przez mój umysł przetacza się myśl. Mogłabym się przyzwyczaić do patrzenia na ten uśmiech. Odcina kawałek swojego steka i po tym, jak szybko to robi, wiem, że mięso jest miękkie jak masło. Unosi widelec do ust, ale zatrzymuje go w powietrzu. – Dlaczego znowu mnie nie lubisz? Wzdycham przesadnie długo. Czy nie możemy już tego odpuścić? – Max, przecież już to przerabialiśmy. Naprawdę cię lubię. Uśmiecha się, przeżuwa i połyka kęs jedzenia. – Nie traktujesz mnie tak jak Nika, Asha czy Tricka. Traktujesz mnie inaczej. Wszystko przez to, że jesteś taki wspaniały, przez co dosłownie bolą mnie oczy. Zabieram się za swój posiłek i bełkoczę. – Wybacz. Nigdy jakoś tego nie zauważyłam. – Zdesperowana zmieniam temat i pytam. – Gdzie jest CeeCee dzisiaj wieczorem? Max przeżuwa dokładnie swoje jedzenie. Połyka i nasze oczy się spotykają. Ma w nich dużo smutku. – Jest u mojej mamy. Chciała tam dzisiaj nocować, a jutro chce spać u Nika. A potem powie mi, że znowu chce nocować u mamy. Ja po prostu… Wzrusza bezradnie ramionami. – Unika cię. – Stwierdzam. Smutne. Jego niski głos trafia prosto w moje serce. 240
– Teraz za bardzo za mną nie przepada. Kroję mój miękki jak masło stek, niech go szlag… zaczyna. – Wiem, że nie dałem ci za dużo wyboru w temacie ćwiczeń z CeeCee, ale naprawdę miałem na myśli to, co powiedziałem. Chciałbym dla niej coś zrobić. Mogę nawet nadepnąć komuś na odcisk, żeby osiągnąć ten cel. Ona jest dla mnie wszystkim, wiesz? Potrzebuję chwili, żeby przetrawić jego słowa. Czy zrobiłabym to samo dla swoich dzieci? Zdecydowanie tak. Patrzy mi w oczy. Przez chwilę uważnie go obserwuję, po czym uśmiecham się. – Wiem. Poza tym, znalazłam kilka rzeczy, które mogą ją zainteresować. – Podnoszę widelec do ust. Jęczę, gdy stek ląduje na moim języku. – O mój Boże, to jest niesamowite. – Jeszcze mocniej jęczę i pytam. – Czego użyłeś do marynowania mięsa? Zaskoczony, unosi brwi. – Tak? – Patrzy na swój stek i przez chwilę sądzę, że jest zakłopotany. – To rodzinna receptura. – Pojawia się jego firmowy uśmiech. – Gdybym ci powiedział, musiałbym cię pocałować. Przestaję żuć. – Chodzi ci o to, że musiałbyś mnie zabić. Uśmiecha się szeroko, a jego oczy patrzą na moje usta. – Nie, będę musiał cię pocałować. Ignoruję moje pędzące serce. O tak, proszę! Skręca mnie w środku. Przewracam oczami i chichoczę.
241
– Głuptas z ciebie. – Skupiam się na CeeCee. Kiwam głową i oznajmiam z przekonaniem. – Jestem podekscytowana możliwością spróbowania z CeeCee czegoś nowego. Jeżeli to, co znalazłam, nie zadziała, będę szukać dalej. Jest wiele opcji. Musi być przynajmniej jedna rzecz, którą polubi. I ja zamierzam ją znaleźć. Dźwięk przesuwanego po podłodze krzesła sprawia, że krwawią mi uszy. Nagle zostaję podniesiona ze swojego krzesła i tracę grunt
pod
nogami. Max szczelnie otula mnie swoimi ramionami i mocno przytula. Pierś przy brzuchu, oddycham nim. Delikatnie przytulam go i dłonią pocieram jego plecy. Szepcze mi do ucha. – Jesteś niesamowita. Mój lekki uścisk wydaje się być znajomy. To powinno być niezręczne, ale takie nie jest. Zupełnie. Uwielbiam go czuć, odurza mnie jego zapach. Tylko jego. Przyznaję uczciwie. – Razem coś wymyślimy. Trzyma mnie blisko siebie przez dłuższą chwilę, po czym odpowiada cicho. – To dobrze, bo nie mam pojęcia, kurwa, co robię. Przytulam go mocniej, oferując mu komfort i wsparcie. Odsuwam się i uśmiecham do niego. – Umieram z głodu. Jego oczy stają się ciepłe. – Jedzmy.
***
242
Helena
Dorastanie z dwiema starszymi siostrami czasami było piekłem. Jeżeli nie darłyśmy kotów o makijaż i ciuchy, to walczyłam z Nat o chłopców i przyjaciół. Rodzice nie interweniowali tak długo, dopóki nie pojawiały się łzy, albo nie wyrywałyśmy sobie włosów… dosłownie. Nina pełniła funkcję sędziego i ławy przysięgłych, a Nat była katem. Jako najmłodsza, zawsze byłam obwiniana za wszystko, co się wydarzyło. A wszystko przez to, że rodzice nie umieli się na mnie długo złościć. Byłam dzieckiem. W dodatku słodkim jak diabli. Ale nawet mimo tego, że siostry pakowały mnie w kłopoty, byłyśmy zespołem. Gdy brałam na siebie winę za coś, co zmalowała jedna z moich sióstr, wieczorem przy kolacji, w ramach podziękowania, czekał na mnie potrójny deser. Oczywiście, nie byłyśmy Brady Bunch40, ale miałyśmy mnóstwo zabawy doprowadzając się wzajemnie do łez. Dużo śmiechu było w naszym domu. Mimo, że wszystkie trzy byłyśmy dość porywcze, szybko przechodziłyśmy nad problemami do porządku dziennego i znajdowałyśmy sposób by śmiać się z siebie. Nie miałyśmy przed sobą tajemnic i skoczyłybyśmy za siebie w ogień. Jeżeli ktoś zadzierał z moimi siostrami, to automatycznie zadzierał ze mną. Nigdy się nie bałam, że oberwę w taki czy w inny sposób broniąc moich sióstr. Pamiętam dzień, w którym wszystkie trzy wróciłyśmy ze szkoły dość późno. Krwawiłyśmy, ponieważ po lekcjach biłyśmy się na pięści z Brady Bunch – amerykański sitcom z 1969r (wyświetlany do 1974), pokazywał perypetie rodziny z szóstką dzieci.
40
243
dziewczyną futbolisty, który w czasie weekendu całował się z Nat. Dziewczyna była zdruzgotana. Była zakochana. Rozumiałam to, naprawdę. Nat została po szkole, żeby z nią porozmawiać i rozładować napięcie. Palant powiedział, że zerwał ze swoją dziewczyną. Wiedział, że Nat go lubiła, więc nią manipulował aż miło. Dopiero w poniedziałek, gdy Nat weszła do szkoły, wszyscy szeptali i śmiali się za jej plecami, zorientowała się, że coś było nie tak. Amanda Adelajda Christiansen, cheerleaderka i blond lalunia czekała na nią przy jej szafce. Przywitała Nat z uśmieszkiem. Gdy podeszła, uderzyła ją w twarz. Nat nawet nie drgnęła. No dalej. Poważnie? To było to. Jak Donkey Kong41. Niemniej jednak Nat nadal chciała porozmawiać z dziewczyną, ale gdy pojawiła się z sześcioma cheerleaderkami z drużyny, wiedziałyśmy gdzie to zmierzało. Wkroczyłyśmy z Niną do akcji. Skopałyśmy im tyłki. Oczywiście wszystkie zostałyśmy zawieszone, ale były warto. Weszłyśmy do domu z pokiereszowanymi i posiniaczonymi twarzami, śmiejąc się i uśmiechając szeroko. Gdy tylko wróciłyśmy, mama się załamała. Uziemiła nas, a my pogodziłyśmy się z losem. Nie było sensu się z nią kłócić. Wieczorem przysłała do nas tatę, żeby z nami porozmawiał. Był wkurzony, a my przerażone. Tato nigdy się nie złościł. Nigdy, przenigdy! Więc gdy zamknął za sobą drzwi i spojrzał na nasze twarze, wiedziałyśmy, że byłyśmy w głębokim gównie. Donkey Kong – gra komputerowa i wideo wydana po raz pierwszy w 1981 roku, pierwotnie przeznaczona na automaty do gier. Celem gry jest uratowanie Lady, ukochanej głównego bohatera, do której dotrzeć można skacząc po platformach 41
244
– Czy pozostałe dziewczyny… wyglądają jak wy? Nina zakrztusiła się śmiechem. – Duuużo gorzej. Zagryzłyśmy z Nat zęby, żeby też się nie roześmiać. Nina szybko spoważniała i wyprostowała się, w pełni świadoma, że tkwiłyśmy w gównie po uszy. Ale tato zapytał. – Biłaś tak, jak pokazywał? Wszystkie przytaknęłyśmy zdezorientowanie, nie mając pojęcia o co chodziło. Tato uśmiechnął się obniżył głos, mówiąc do nas. – Mama wysłała mnie, żeby wy wystraszyć, wiedzieć? Bardzo ona zdenerwowała. Dziewczynki nie powinny wrócić do domu z krwawiąc. Wszystkie przytaknęłyśmy. – Tak, tato. Potrząsnął głową i zachichotał sam do siebie. Podszedł do drzwi, odwrócił się i powiedział cicho. – Musicie lepiej bronić. – Uśmiechnął się i dodał. – Jutro. Pokażę, jak to zrobić. W naszym domu nigdy nie było nudy. Nigdy bym nie przypuszczała, że posiadanie dwóch starszych sióstr da mi umiejętności, o których nie sądziłam, że w ogóle powinnam takie mieć. Bez mrugnięcia okiem umiem zmienić swoją postawę i na przykład, prowadzić z kimś zwykłe pogaduchy. Kto by pomyślał, że to umiejętności będą na wagę złota, gdy będę musiała poradzić sobie z niepełnosprawną trzynastolatką? Naprawdę powinnam im podziękować. Moje siostry, to jest to. Nieee. Pieprzyć je! 245
Dzisiaj był mój pierwszy, samodzielny dzień pracy. To, że pracowałam sama, nie oznaczało, że nie byłam sprawdzana. Przez kolejny tydzień James będzie pilnował, czy robię wszystko prawidłowo, a potem będę już pracować samodzielnie. Po dzisiejszych zajęciach James poprosił mnie na bok, żeby powiedzieć mi jak świetnie sobie radzę. Osobiście uważam, że dobrze pracuję. Nie jest rewelacyjnie, ale jest dobrze. Jego uznanie dla mojej pracy zdecydowanie było tym, czego potrzebowałam. Chciałam go przytulić, ale nie zrobiłam tego. Za to potarłam na szczęście jego łysą głowę. Roześmiał się i żartobliwie odepchnął. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Dobrze było odzyskać przyjaciela. Felicity zabrała mnie na lunch, próbowała namówić też Willę, ale uprzejmie odmówiła.
Opowiedziałam Felicity o
Białym
Króliku.
Powiedziała, że zawsze chciała tam pójść i wprosiła się na sobotnią imprezę. Jakoś nie sądzę, żeby Felicity była typem osoby, która potrzebowała zaproszenia. Poprosiłam Nat, żeby odebrała mnie po pracy. Gdy docieramy na miejsce, szturcham ją w ramię. – Dzięki za podrzucenie. Mruży oczy, pociera swoje ramię i odpowiada. – Nie ma problemu, suko. I ała! Uśmiecham się i mruczę. – Och, hartuj się, księżniczko. Nat parkuje przed domem. – Wiesz, co robisz? 246
Kręcę głową. – Nie, ale mam nadzieję, że CeeCee pomoże mi to zrozumieć. Pochyla się i całuje mnie w policzek. – Powodzenia. Będę u Tiny. Przyjdź po mnie, gdy będziesz gotowa do powrotu do domu. Dopada mnie wstyd, intensywne i nagłe uczucie. Patrzę na moją siostrę i obiecuję. – Już niedługo kupię sobie samochód. Przysięgam. Jak tylko odłożę trochę kasy. Podnosi rękę i uderza mnie tak samo, jak ja walnęłam ją wcześniej. Wzdrygnęłam się. – Ałaaa. Unosi brwi. – Widzisz? Jak to boli? A tak poważnie, nie mam nic przeciwko podwożeniu cię. Ash też nie. Nie spiesz się z niczym. Osłaniamy twoje tyły. Czuję ukłucie w nosie. Nat jest moim absolutnym wybawieniem. Wsparciem. Odpowiadam jej drżącym głosem. – Dzięki. Kocham cię. Gdy tylko zauważa moje łzy, wykopuje mnie z auta. – Nie! Nie będziemy teraz tego robić! Musisz iść, popracować. Spadaj! Wychodzę z samochodu pociągając nosem i chichocząc. – Tak, tak. Idę, już idę. Przechodzę przez długi podjazd z moją torbą – workiem, przewieszoną przez ramię. Docieram do drzwi frontowych, dzwonię i 247
czekam. Mija minuta zanim drzwi się otwierają. Uśmiecham się i patrzę w dół na moją nową pacjentkę. – Hej, CeeCee. Jak się masz, kochanie? Nie wygląda dzisiaj inaczej, niż wcześniej, gdy miałam okazję ją widzieć. Wzdycha, przewraca oczami i mruczy. – Dobrze. Następuje niezręczna cisza. Przestaję się uśmiechać. Odchrząkuję i zmuszam się, żeby jednak unieść kąciki ust, aż bolą mnie policzki. – Czy twój tata jest w domu? Kiwa głową, odjeżdża wózkiem, robiąc miejsce w drzwiach w geście cichego zaproszenia. Wchodzę do środka i pytam. – I jak podoba ci się to miejsce? Wygląda niesamowicie. Patrzy mi oczy. Odpowiada szybko, ale szorstko. – Nienawidzę tego. – Dlaczego? – Pytam delikatnie. Wbija wzrok w podłogę i mruczy. – Jest tu tak pusto. I zimno. Czy ja źle słyszę, czy to jest gorzki dźwięk samotności? Serce mnie boli z jej powodu. Chciałabym się pochylić i ją przytulić, ale wolałabym, żeby nie odgryzła mi głowy. Zanim mogę to bardziej przemyśleć, robię krok do przodu, pochylam się i owijam ramiona wokół niej. Nie przytula mnie, ale też nie sztywnieje w moich objęciach. Trzymam ją tak przez dłuższą chwilę, po czym pyta cicho. – Dlaczego mnie przytulasz?
248
Zadaje pytanie raczej w delikatny, słodki sposób, więc wiem, że nie jest to ostrzeżenie przed ponownym przytuleniem. Odsuwam się lekko od niej i odpowiadam równie cicho. – Ponieważ uściski są za darmo, a ty sprawiałaś wrażenie, jakbyś ich potrzebowała. Z tego co widzę, Max wychodzi z łazienki. Skąd to wiem? Stąd, że po otworzeniu drzwi, z pomieszczenia wylatują kłęby pary. Ubrany jest… w ręcznik. Tylko ręcznik. Święta Maryjo, Matko Boża. On jest wspaniały. Widziałam mężczyzn i widziałam ich ciała. Tysiące razy byłam na plaży. Zatem, używając swojej mentalnej porównywarki, mogę stwierdzić z przekonaniem graniczącym z pewnością, że to ciało jest niedorzeczne. Niedorzecznie gorące. Reakcja mojego organizmu jest tak samo niedorzeczna. Język mi puchnie, zaczynam się ślinić. Moje sutki twardnieją i ciepło mocno uderza w mój brzuch. Jedyne co mogę zrobić, to obserwować zachwycona jak przemierza korytarz. Krople wody pokrywają jego oliwkową skórę i w duchu marzę o tym, żeby je zlizać. Stalowy ABS i ani grama tłuszczu, moje oczy śledzą jak porusza się jego silne ciało. Z ręcznikiem owiniętym wokół bioder i z drugim, przyciśniętym do twarzy, woła. – Córciu, ktoś przyszedł? Patrzę na złośliwy uśmieszek CeeCee. – Tak.
249
O ludzie. To nie jest dobre. To nie jest figlarny uśmieszek. To jest złośliwy i paskudny uśmiech. Co, do cholery, się tutaj dzieje? Dlaczego ta zazwyczaj słodka dziewczynka, tak bardzo nienawidzi swojego ojca? Nie rozumiem tego, ale obiecuję, że to rozpracuję. Kiedy Max zauważa moją obecność, uśmiecha się powoli, a mój żołądek podskakuje jak ryba wyciągnięta z wody. – Muffinko. Co ty tutaj robisz? Myślałem, że umówiliśmy się jakoś na jutro? Cieszę się, że nie jest zły, ponieważ pojawiałam się bez zaproszenia. – Ja… uh… chciałam tylko… uh Ciężko mi się skoncentrować, gdy próbuję sobie wyobrazić, co kryje się pod tym ręcznikiem. – Może chcesz się przebrać, a potem porozmawiamy? CeeCee zaczyna wycofywać się, ale Max woła. – Nie odchodź za daleko, kochanie. Nie odpowiada, porusza się szybciej, a jej uśmiech znika. Chciałabym go przytulić… gdyby był ubrany i gdybym nie zachowywała się zupełnie nieodpowiednio. Zamiast tego patrzy na mnie, a potem na swój ręcznik. – Przebiorę się. Kiwam w milczeniu głową i gapię się na ręcznik. Nie mogę oderwać od niego wzroku, ręcznik jest coraz bliżej, aż w końcu unoszę głowę. Max patrzy na mnie, uśmiechając się jak idiota, którym zresztą jest. Unosi dłoń, przeczesuje nią swoje mokre włosy, następnie pochyla się w moją stronę i szepcze. – Myślę, że jesteśmy kwita.
250
Mój mózg pokazuje cienką, płaską linię… a wszystko przez zbyt dużą dawkę seksownego faceta. – Hę? Patrzy na mój dekolt i szarpie za dół mojego topu. – Wiedziałem ciebie. A teraz ty widziałaś mnie. – Uśmiecha się. – Remis. Zgubiłam gdzieś filtr mózg – usta i rzucam bez zastanowienia. – Technicznie rzecz biorąc, musiałbyś zrzucić ręcznik i założyć majtki oraz stanik. Śmieje się głośno i brzmi na szczęśliwego, więc moja nuta żalu znika i zostaje zastąpiona małym uśmiechem. Odchodzi, zostawiając mnie w przedpokoju. Tuż przed wejściem do pokoju zerka na mnie, uśmiecha się szelmowsko i na sekundę przed przekroczeniem progu sypialni, zrzuca ręcznik,42 przyprawiając mnie o atak serca i zapewniając jakże piękny widok na jego napięty tyłek. Zamyka za sobą drzwi, a ja mogę myśleć tylko o jednej rzeczy. Ten tyłek.
42
OMG… chcę to zobaczyć!
251
ROZDZIAŁ 20
Helena
Kazano mi się czuć jak u siebie w domu, więc dokładnie to robię. Cholera, gdy powiedziałam tak do Maxa, wykorzystał to w stu procentach. Po prostu mu się rewanżuję. Wchodzę do kuchni, zaglądam do szafek, aż znajduję szklanki i wyciągam jedną z nich, a następnie otwieram lodówkę. Słyszę, kroki i wiem, że idzie do kuchni, więc pytam. – Nie masz w domu nic do picia? Odwracam wzrok od lodówki i widzę Maxa, stojącego w czarnych spodniach dresowych, granatowej koszulce, szczelnie opinającej jego ciało i białych trampkach. Patrzę na siebie i ponownie na niego. Zaczynam się śmiać i pytam. – Czy specjalnie dobrałeś kolory, żeby wyglądać tak jak ja? Wzrusza ramionami, a uśmiech czai się w rogu jego ust. – Pomyślałem, że możemy zagrać w „kto wygląda w tym lepiej?” Odpowiadam bez chwili zastanowienia. – Ty. Zdecydowanie ty. – Zamykam oczy, zasłaniam dłonią usta i chichoczę nerwowo. – O cholera. To było głupie. Max podchodzi i staje za mną, pochyla się, żeby zobaczyć żałosny stan zapasów w lodówce. Czuję jego ciało przyciśnięte do mojego, gdy jego tors dotyka moich pleców. Mój umysł piszczy, po czym mdleje, a on mruczy i stwierdza.
252
– Jest gorzej niż myślałem. Dalej. Chodźmy na zakupy. Kręcę głową. – Nie. Wpadłam tylko porozmawiać. Nat czeka na mnie u Tiny. Mruży oczy i wzrusza ramionami. – No i? Powiedz jej, że odwiozę cię do domu. Wzdycham i odpowiadam. – To nie wchodzi w grę. Szturcha mnie w żebra. – Dlaczego? Nie mam pojęcia. Mój mózg pracuje na takich obrotach, że może być już nieco wykończony. – Ja… uh, ona na mnie czeka, to dlatego. Czeka na mnie po drugiej stronie ulicy. Czeka, więc… hmmm… teraz nie mogę. Myślę, że powinnam dostać nagrodę, za to, że zabrzmiało to tylko w połowie idiotycznie. Patrzy na mnie, przykłada swoją komórkę do ucha i czeka. – Hej. – Uśmiecha się na coś, co powiedziała osoba po drugiej stronie słuchawki. – Nie, nie zabiłem jej. Jeszcze. – Przewraca oczami. – Ani jej nie uwiodłem. – Patrzy na mnie i puszcza oko. – Jeszcze. – Milknie, żeby wysłuchać rozmówcy, a potem mówi do słuchawki. – Jedziemy na zakupy. Odwiozę ją później do domu. Potrzebujesz czegoś? Co za gówniarz! Moja twarz płonie i syczę. – Możesz przestać to robić? Zasłonił dłonią komórkę i pyta zdezorientowany. – Ale co takiego robię? 253
Otwieram usta i prawie krzyczę. – Zmuszasz mnie do czegoś, czego nie chcę! Nie odpowiada, tylko kręci głową do telefonu. – Dobrze, kochanie. Nie ma problemu. Możesz powiedzieć swojemu mężowi, żeby lepiej pilnował swoich tyłów. W sekundzie, w której spieprzy, będę przy tobie jak smród przy gównie. Mrużę oczy. Oczywiście flirtuje z moją siostrą. No jasne. Ze mną nie flirtuje, a z nią owszem. Łapie moje mordercze spojrzenie, po czym się uśmiecha. – Dobra. Muszę kończyć, zanim twoja siostra utnie mi jaja. Kocham cię. Wkłada komórkę do kieszeni i uśmiecha się szeroko. – Widzisz? Żaden problem. Zanim mogę dojść do słowa, woła. – Hej, kochanie. Idziemy. Ona woła. – A gdzie idziemy? – Na zakupy. Po chwili CeeCee wkracza do kuchni i mruczy. – Dzięki Bogu, umieram z głodu. – Patrzy na mnie i pyta niepewnie. – Idziesz? Nie muszę odpowiadać. Nie muszę tego robić, ponieważ Max zarzuca rękę wokół moich ramion i przyciąga bliżej siebie. – Oczywiście, że idzie. Ją też musimy nakarmić. Po raz pierwszy od kiedy jestem w Nowym Jorku CeeCee się uśmiecha. 254
– Super. No dobrze, uśmiecha się, patrząc w dół na swoje dłonie, ale to już coś. Może wcześniej nie chciałam tu być, ale po jej reakcji chcę tutaj być. Uśmiecham się do niej. – Przekonajmy się, czy uda nam się tam kupić jakieś słodycze Chunky Monkey43. CeeCee patrzy na mnie z podziwem i szeroko otwartymi oczami. – Uwielbiam Chunky Monkey. Jestem tak zaskoczona zmianą jej zachowania, że staję jak wryta. Szybko się ogarniam. – Myślę, że właśnie zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Jej uśmiech jest tak szeroki i piękny, że chcę płakać. Jakoś do niej docieram. Max wiedział, że tak będzie.
***
Max
Nie. Wcale mi się to nie podoba. Nic a nic. Dlaczego ona musi być tak cholernie piękna? Ciężko mi się kontrolować, gdy jestem blisko niej. Gdy zobaczyłem ją pochyloną przed lodówką, nie mogłem się powstrzymać. Musiałem poczuć
43
Chunky Monkey – to marka amerykańskich słodyczy, m.in. lody, ciastka etc
255
jej ciało blisko mojego. Więc zrobiłem to, co zrobiłem. Najgorsza decyzja jaką podjąłem w całym swoim życiu. Gdy tylko przycisnąłem swój przód do jej pleców zaatakowała mnie wizja Heleny jęczącej i sapiącej, podczas gdy wchodziłem w nią, trzymając w pięści jej brązowe włosy. Oczywiście zrobiłem się twardy jak skała. Musiałem się wycofać. Pragnę jej. Co gorsze, nie jest tu dla mnie. Jest tutaj z powodu CeeCee. Więc zrobię to, co robiłem przez lata i co opanowałem do perfekcji. Powstrzymam się.
***
Helena
Idę z CeeCee do drzwi eleganckiego SUVa, zaparkowanego przed domem. Samochód mruga światłami i brzęczy, co jest dowodem na odblokowanie zamka. CeeCee podjeżdża bliżej. Marszczę brwi, gdy zatrzymuje się z boku samochodu i przesuwa drzwi. Naciska na jakiś guzik w środku i wysuwa się obniżana rampa. Nie mogę się powstrzymać. – O kurcze, to jest niesamowite! Max otwiera drzwi i zajmuje miejsce kierowcy. – Tak, nam też się podoba. To najfajniejszy i najbardziej sportowo wyglądający samochód dostosowany dla osób na wózku jaki kiedykolwiek widziałam.
256
– Co to jest? CeeCee wsuwa rampę i przypina się bezpiecznie pasami. Max wyjaśnia. – To jest MV–144. Kręcę głową. – Nigdy o nim nie słyszałam. Kiwa głową. – Wszedł do sprzedaży dopiero jakoś miesiąc temu. Na szczęście złożyłem wcześniej zamówienie i tak oto mamy jeden z pierwszych sześćdziesięciu
egzemplarzy,
jakie
zostały
wyprodukowane.
Są
produkowane tutaj, w Nowym Jorku, więc to było pewne udogodnienie. To oraz fakt, że mogłem zapłacić gotówką. Rozglądam się dookoła i szepczę. – Uwielbiam go. – Po czym dodaję głośno. – Cieszę się bardzo, że nie jesteś jednym z tych gadżeciarzy, którzy mają szybkie fury. Max sztywnieje, a następnie duka. – Dl… dlaczego? Wzruszam ramionami. – Nie wiem. Po prostu ich nie lubię. Są głupi i nierozsądnie wydają kasę. CeeCee chichocze na tylnym siedzeniu. – Tato ma Jaguara45 Odwracam się na swoim siedzeniu. – Co takiego?
44 45
MV-1 – samochód z rozwiązaniami dla niepełnosprawnych, wujek Google może go wam pokazać;) Kto dobrze typował powinien zagrać w totka;)
257
Chichocze jeszcze bardziej. – Jaguar. Patrzę na nią i jęczę. Chichocze głośno. Patrzę na Maxa i przygryzam dolną wargę, żeby się nie roześmiać. – Nie, żebyś był gadżeciarzem, Max. Chodziło mi o wszystkich innych
gadżeciarzy,
którzy
kupują
niedorzeczne
samochody
bez
racjonalnego uzasadnienia. Wyjeżdża z podjazdu i wygląda na skwaszonego. Przez kilka minut jedziemy w ciszy, po czym wyrzuca z siebie potok słów. – Jaguar to nie tylko jakiś tam samochód, dobra? To moc pod stopami. Po prostu szybkość i czysta doskonałość. To je… Przerywam mu w pół zdania. – Gówniany sposób na wydanie stu tysięcy. CeeCee ponownie parska śmiechem. Zanosi się tak mocno, że boję się, że się posika. Czyli lubi, gdy ktoś żartuje z jej taty? W tej chwili trochę się nienawidzę za wyśmiewanie się Maxa, żeby utrzymać jej
uśmiech.
Muszę go później przeprosić. Max wzdycha. – Jesteś dziewczyną. Nie rozumiesz. Gdybym rozmawiał z facetem, to on by to zrozumiał. Musisz mieć jaja, żeby o tym dyskutować. Masz jaja, muffinko? Walczę z rozbawieniem. – Nie sądzę… Przerywa mi unosząc dłoń. – Zadałem ci pytanie. Czy masz jaja, Helena? Zaciskam usta. Dupek. 258
– Nie. Nie mam jaj, Max. Kiwa głową. – Po pierwsze, dziękuję, kurwa, za to. CeeCee roześmiała się niekontrolowanie w reakcji na głupotę swojego taty, a my nadal przyglądamy się temu i jesteśmy w szoku. Szybko dodaje. – Po drugie, ponieważ nie posiadasz męskich atrybutów, to co mówisz, się nie liczy, kochanie. – Wzrusza ramionami. – No i już. Dyskretnie sięgam i ściskam jego udo, tym samym w sekrecie przybijając z nim piątkę. Kładzie dłoń na mojej i ściska ją lekko, co jest, jak się domyślam, wyrazem akceptacji moich działań. W końcu docieramy na parking przed sklepem i wychodzimy z samochodu. CeeCee wysuwa rampę. Już mam podejść jej pomóc, ale Max powstrzymuje mnie, mrucząc pod nosem. – Nie, nie. To najlepszy sposób, żeby ją wkurzyć. Pozwól jej to zrobić. Czekamy chwilę dłużej i uważnie przyglądam się CeeCee. Wyraz jej twarzy świadczy o żelaznej determinacji. Hmmm. Ciekawe. Nagle wpadam na pewien pomysł i nie mogę się doczekać powrotu do domu. Muszę porozmawiać z moją pacjentką na osobności. Max przesuwa się, stając obok CeeCee, ale owija rękę wokół mnie. – To co na kolację, dziewczyny? Możemy coś zamówić, albo coś dla nas ugotuję. CeeCee mamrocze bezczelnie. – Nie chcę, żebyś gotował.
259
I zupełnie bez powodu wtrącam się tam, gdzie nie powinnam, wystawiając się na widok, gdy zazwyczaj wolę wtopić się w tło. Złapałam się! – Ja mogę coś ugotować. Max zaczyna protestować, ale CeeCee pyta z zainteresowaniem. – Co możesz ugotować? Wzruszam ramionami. – Nic specjalnego, naprawdę. Zawsze spędzałam czas w kuchni z mamą, nawet jeżeli nie bardzo miałam na to ochotę. Po prostu zaciągała nas tam wszystkie z nadzieją, że coś z tego zostanie nam w głowach. Na szczęście dla niej wszystkie lubimy gotować. Przede wszystkim dlatego, że uwielbiamy jeść. CeeCee jedzie do przodu i koncentrując się, marszczy czoło. Wygląda, jakby się nad czymś mocno zastanawiała. – Co chciałabyś zjeść, kochanie? – Tak naprawdę to nie ma znaczenia. Cholera. A już myślałam, że to dobry kierunek. Po czym pyta cicho. – Ale czy mogę ci pomóc w gotowaniu? Bingo! Patrzę na nią i mrużę oczy. – Czy możesz siekać? – Kiwa głową, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. – Możesz trzeć? – Ponownie kiwa głową, w końcu pytam. – A czy możesz dodać przyprawy? – Znowu energicznie kiwa głową. Odsuwam się od Maxa, staję między nimi i kładę rękę na ramieniu CeeCee. – Zatem wygląda na to, że zrobisz dzisiaj nachos. Od podstaw. Patrzy na mnie zaskoczona.
260
– Ja? Kiwam głową, jakby to nie było nic wielkiego. – Jasne. Oczywiście będę ci doradzała, ale dzisiaj wieczorem robisz kolację. Osobiście. – Czekam chwilę i pytam. – Co ty na to? Wchodzimy do sklepu, gdy wyznaje. – Ja po prostu nie chcę tego zepsuć. Max i ja odpowiadamy w tym samym momencie, obdarzając ją pełnym zaufaniem. – Nie zepsujesz. Kiwa głową, a ja czuję ulgę, ogarniającą moje ciało. Biorę głęboki oddech, nawet nie wiedziałam, że go wstrzymałam. Rozgląda się po sklepie. – Czego potrzebuję? Patrzę na Maxa i unoszę brwi. – Jeżeli twój tata nie ma nic przeciwko temu, to możesz znaleźć przyprawy do nachos, potrzebujemy dwóch opakowań, a ja zorganizuję mięso i warzywa. Max od razu się zgadza. – Nie mam nic przeciwko temu. Ale już jej przy nas nie ma, decyduje sama jak dorosła osoba. Gdy tylko znika z pola widzenia, z ulgą opuszczam ramiona. – Jasna cholera, to było jak wyrywanie zębów. – Piszczę, gdy uginają się pode mną kolana… dosłownie i w przenośni. Max podnosi mnie, jakbym nic nie ważyła. Łapię się jego ramion, a on obraca nas wokół własnej osi i głośno się śmieje. – Jesteś niesamowita. To było niesamowite. Ty… – Stawia mnie przed sobą, cały czas obejmując w pasie. – … jesteś niesamowita.
261
– Już dobra… no. – Mruczę, trochę zmieszana. Patrzy mi w oczy, uśmiechając się od ucha do ucha, a na jego policzku oczywiście pojawia się dołeczek. – Zamierzam cię teraz pocałować. Co? Nie! Kręcę głową. – Nie, nie rób tego! Robi minę, która świadczy, że zamierza to zrobić. – Muszę cię pocałować. Takie są zasady. – Max! Nie rób tego! Przyciąga mnie bliżej siebie. – Czym jest mały pocałunek między przyjaciółmi? Setki razy wcześniej całowałem Nat. Teraz twoja kolej. Nie bądź dzieckiem. Serce mi wali, nie mogę przełknąć i robi mi się słabo. – Nie pocałuję cię. Pochyla się w moją stronę i rozkazuje. – Zrób dziubek46, muffinko. Nadchodzę. Otwieram usta, żeby zaprotestować, ale moje argumenty umierają w gardle, gdy wargi Maxa przykrywają moje w ciepłym, słodkim, łagodnym pocałunku. Niech to szlag. Czyli to jest właśnie takie uczucie? Trzepoczę rzęsami,
zginam
kolana, unosząc stopę i podwijam palce u stóp. Czuję ten pocałunek. Czuję go całą sobą. Ciepło rozprzestrzenia się po całym moim słabym ciele, a przecież ten pocałunek to nic takiego. Znam różnicę między tym całusem, a 46
OMG… popłakałam się ze śmiechu
262
gorącym pocałunkiem. Gdzieś wewnątrz umieram przez prosty fakt, że gdyby nie był to tylko zwyczajny całus, to jego prawdziwy pocałunek byłby czymś niezwykłym i wybuchowym. Trwa zaledwie kilka sekund, ale przez zamroczenie mojego umysłu, mam wrażenie, jakby to były godziny. Gdy odsuwa się z uśmiechem, muszę trzymać się jego koszulki, żeby nie upaść. Owija rękę wokół mojej talii i prowadzi do przodu. Wzdycha, jakby pocałunek nie był niczym wielkim. – To dobry dzień, żeby żyć, muffinko. Mówiłem ci, że będziesz doskonała. W ustach mam sucho jak na Saharze, mruczę ochryple. – Potrzebuję wody. Podchodzi bliżej mnie. – Wszystko czego zechcesz, jest twoje. Cholera, jestem teraz gotów dać ci cokolwiek, o co poprosisz. Jestem twoim wielkim dłużnikiem. Mój umysł wciąż nie pracuje normalnie, unoszę palce do ust i mamroczę z roztargnieniem. – Nie powinieneś mnie całować. Jego ręka zaciska się wokół mojej talii i przyciąga mnie do swojego boku. Przykłada usta do mojej skroni. – Lepiej przyzwyczaj się do tego uczucia, Lena. Jestem czułym facetem, i gdy chcę to komuś okazać, robię to. W dodatku dobrze. – Jego ciepłe wargi delikatnie muskają moją skroń i lekko się do niego przysuwam. Dodaje. – Teraz jesteśmy przyjaciółmi. Zamierzam cię przytulać i całować. Nie martw się. – Dodaje z przekonaniem. – Przyzwyczaisz się. Tego się właśnie obawiam, do cholery. Nagle Max zatrzymuje się w pół kroku.
263
– O cholera. Jego ramiona sztywnieją wokół mnie. Podnoszę rękę do piersi. – Co się stało? Zgarnia mnie w niedźwiedzi uścisk i szepcze do ucha. – Widzisz tam taką rudą laskę? – Gdy się ruszam, szepcze szybko. – Nie patrz! Syczę. – Chciałeś, żebym zobaczyła. Czuję ogarniającą go panikę. – Dobra. Spójrz, ale dyskretnie. Zatem robię to… zerkam kątem oka. Przy owocach i warzywach stoi wysoka, szczupła, ruda kobieta, trzymając w dłoni seler naciowy. Patrzy na nas. Ups... Przysuwam się do niego. – Max, ona wygląda na wkurzoną. Przytula mnie, błądząc rękami po całym moim ciele. Jego twarz wtulona jest w moją szyję. – Wiem. Powiedziałem jej, że nie mam ochoty się z nią umówić i wpadła w szał. Moje ciało sztywnieje. – Czy ty właśnie wykorzystujesz mnie do jakiegoś przedstawienia? Przyciska nos do mojego gardła i zaciąga się moim zapachem. Nieprzyzwoicie. – Ładnie pachniesz. – Nie jestem w nastroju na gry, odwracam się i gryzę go w ucho. Skomle, po czym wzdycha. – Dobra, dobra. Można powiedzieć, że poczuła się oszukana. 264
Unoszę głowę i parskam śmiechem. – Niech zgadnę. Flirtowanie? Cofa się, jego złote oczy błyszczą, gdy patrzy na mnie z góry. – Jestem singlem. Wolno mi flirtować, no i pozwij mnie. Lubię flirtować. Przewracam oczami i mruczę pod nosem. – Ze wszystkimi, ale nie ze mną. Jego duże dłonie mocno ściskają moją talię, a jego oczy błagają. – Pomocy. Proooszę. Kątem oka widzę zbliżającego się rudzielca. Szepczę. – Zbliża się. Jego usta lądują na moim policzku. Słodki, miętowy oddech ogrzewa moją skórę. – Proszę, proszę, proszę, proszę, proszę. Szybko reaguję. – Dobrze, ale przysięgam, że jeżeli jeszcze raz mnie pocałujesz, to ugryzę cię w język. Max uśmiecha się do mnie w sposób, którego nie powstydziłaby się żadna klinika stomatologiczna w swojej reklamie, a jego dołeczek może zobaczyć cały świat. Zastanawiam się co ja, do cholery, robię.
265
ROZDZIAŁ 21
Helena
Rudzielec sunie w naszą stronę i zalotnie kręci biodrami z boku na bok. Mój umysł przewraca oczami. Już wiem jakiego typu jest kobietą. Nienawidzę takich lasek. To tak typ kobiety o jaki podejrzewałam Felicity, gdy się poznałyśmy. Od razu przypomina mi się jak bardzo myliłam się odnośnie Felicity. Chyba powinnam dać tej kobiecie szansę,
zanim
ją
ocenię. Max obejmuje mnie ramieniem, odwraca się i posyła jej chłodny uśmiech. – Hej, Portia, jak się masz? Nawet nie patrzy na niego, za to mnie mierzy od stóp do głowy. – Dobrze, Max. Nie wiedziałam, że masz dziewczynę. Oj tak. Tym razem się nie pomyliłam. Jest cholerną suką. Nie zniżam się do jej poziomu i się przedstawiam. – Cześć, jestem Helena. Unosi brew i patrzy na Maxa. Usta zaciska w cienką linię, po czym wyciąga rękę w moją stronę. Normalnie nie mam z tym problemu. Z tym tylko, że trzyma dłoń tak, jakby oczekiwała, że ją pocałuję. Kretynka. Jej sukowatość mnie nie powstrzymuje, łapię jej niezgrabnie rozstawione palce i potrząsam jak facet. Portia niemal traci równowagę, staram się stłumić śmiech. 266
– Miło cię poznać. Nawet nie stara się być miła. – Nie widziałam cię wcześniej w klubie. Przyglądam się jej. – Byłam w klubie w ostatni weekend. I teraz też będę. – Chcę dobrze wypaść w swojej roli, więc wtulam się w Maxa i obejmuję ramieniem jego brzuch. Patrzę na niego. – Ale nie muszę być tam w każdy weekend. Cały czas się widzimy. Staję na palcach i z uczuciem całuję go w policzek. Portia zerka z szeroko otwartymi oczami przez moje ramię. – Witaj. – Jeży się. – Mała. CeeCee staje przy moim boku. Serce mi wali. Cholera. Zostaliśmy przyłapani na gorącym uczynku. Odsuwam rękę z brzucha Maxa i spodziewam się, że coś wyjaśni, jednak nie robi tego. Próbuję się odsunąć, ale mocno mnie trzyma. – Portia, to moja córka, CeeCee. Kobieta robi wielkie oczy, – Naprawdę? Nie miałam pojęcia. Nie chrzań, Sherlocku. Mentalnie szydzę z niej i śmieję się złośliwie. Gdyby poświęciła chwilę, żeby poznać Maxa, pierwszą rzeczą o której by się dowiedziała, było to, że ma córkę. Nie lubię tej kobiety. Portia pochyla się i przygląda się CeeCee. – Och jej. – Unosi rękę i dotyka jej włosów, jakby miała do tego jakieś prawo. – Ładniutka jesteś.
267
Zaciskam szczękę i to samo dzieje się z moimi wnętrznościami. Czy wspominałam już, że nie lubię tej kobiety? To nie jest twoje miejsce. To nie jest twoje miejsce. To nie jest twoje miejsce. Pieprzyć to. – Wybacz, Portia, ale musimy już iść. Miło było cię poznać. Może zobaczymy się w weekend. Zauważam błysk w jej oku. Wie, do czego zmierzam. Odprawiam ją i to jej się nie podoba. – Ciebie też miło było poznać, Helen. Otwieram usta, żeby ją skorygować, gdy Max i CeeCee jednocześnie mówią lodowatym głosem. – Ma na imię Helena. Moje serce się uśmiecha, a umysł pokazuje jej język. Ramię, którym Max mnie przytulił, napina się, a ja głaszczę dłonią jego rękę. Czuję, że palce CeeCee odnajdują moje. Podoba mi się to. Bardzo mi się to podoba i mam nieodparte wrażenie, że właśnie tu powinnam być. Więc chcę walnąć sukę, gdy się przysuwa i czerwonymi ustami całuje Maxa w policzek. Odsuwa się i szepcze do niego, jakby to była jakaś tajemnica. – Do zobaczenia w sobotnią noc. – Śmieje się, podnosi dłoń i pociera jego policzek. – Ups. Ach, te moje usta. – Wbija we mnie wzrok. – Zostawiają ślady. Wyzwanie. No, dawaj, suko! Przez chwilę mierzymy się wzrokiem. Max chrząka. 268
– Jestem głodny. Jesteście głodne? CeeCee przytakuje, ale utrzymuje spojrzenie na oddalających się plecach Portii. – Tak. – Ja też – dodaję nonszalancko. – Muszę wziąć jeszcze kilka rzeczy. Może pójdziecie już do kasy, a ja dołączę do was za minutkę? Ignoruję obecność Portii w dziale z owocami i warzywami, przemierzam sklep w rekordowo krótkim czasie, biorę ostatnie potrzebne rzeczy, po czym spotykam się z Maxem i CeeCee przy kasie. Max w ciszy płaci za zakupy. Wychodzimy ze sklepu i wracamy do domu. Tylko radio zagłusza niezręczną ciszę w samochodzie. Wreszcie docieramy do domu, Max parkuje auto, a gdy odpinam swój pas, mówi: – CeeCee, wiesz, że Helena nie jest tak naprawdę moją dziewczyną, prawda? Dziewczynka patrzy na mnie i mam wrażenie, że widzę smutek w jej oczach. – Wiem. Max patrzy przez ramię i się uśmiecha. – Ale jesteśmy przyjaciółmi. Zatem Helena będzie tu o wiele częściej, jeżeli nie masz nic przeciwko temu. Odpowiada natychmiast, bez cienia niepewności w głosie. – Nie mam nic przeciwko temu. Tłumię moją niespodziewaną potrzebę uśmiechu. CeeCee mnie lubi. Huuurrraaa! Wychodzimy z samochodu i wchodzimy do środka. Gdy tylko przejmujemy we władanie kuchnię, zaczynam wydawać polecenia. 269
– CeeCee, weź dwie marchewki z torby i je zetrzyj. Max, potrzebuję patelnię i durszlak. Zacznę siekać cebulę. – Patrzę na CeeCee i się uśmiecham. – Ale potem wszystko w twoich rękach, mały świerszczu. Niepewność pojawia się w jej oczach. Podchodzę do niej i biorę jej drobne dłonie w swoje ręce. – Będę tu cały czas. Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy, wystarczy poprosić. I mam nadzieję, że będziesz pytać, bo inaczej, to się nie uda. Max stawia na kuchence patelnię, a durszlak na blacie i staje za nami. – Wszystko w porządku, dziewczyny? Muszę nadrobić zaległości w papierach. Odwracam się i go przeganiam. – Idź sobie. Sio! Teraz jest nasz, babski czas. Odwracam się do CeeCee i puszczam do niej oko. Zostaję nagrodzona szerokim uśmiechem, a przez mój umysł przebiega myśl, że mogłabym zrobić wszystko, żeby zobaczyć go ponownie. Modlę się w tej intencji. Kładę ręce na jego plecach i wypycham go z kuchni, podczas, gdy on zapewnia: – Będę w jadalni, gdybyście mnie potrzebowały. – Phi. Nie potrzebujemy cię. Damy sobie radę. CeeCee trze marchewkę, ja wrzucam na durszlak puszkę soczewicy, siekam cebulę i wyciągam mieloną wołowinę z opakowania. Gdy kończy, kiwam palcem, żeby podjechała bliżej mnie i kuchenki.
Uświadamiam
sobie, że kuchnia została zaprojektowana tak, żeby CeeCee mogła z niej swobodnie korzystać poruszając się na wózku. Kuchenka jest zamontowana niżej niż standardowo i pod spodem ma wolną przestrzeń. Podobnie jest ze
270
zlewem, więc CeeCee może bez problemu wjechać tam wózkiem. Blaty mają dopasowaną dla niej wysokość. Palcem pokazuję ustawienia płyty grzewczej, a ona w mig łapie o co mi chodzi. Gdy CeeCee zajmuje się ustawieniem kuchenki, ja odwracam się i zabieram składniki naszej kolacji. Podaję jej drewnianą łyżkę i pytam. – Dużo gotujesz? Potrząsa głową. – Umiem zrobić jajecznicę. I to by było na tyle. Opieram się biodrem o blat i krzyżuję ręce na piersi. Mój umysł krzyczy: Co ty robisz? – Może chciałabyś się nauczyć? Nasze spojrzenia się spotykają. Mówi nieco ściszonym głosem. – Ciocia Tina kiedyś pozwalała mi pomagać, ale teraz z Tatianą i Avą to jest… – Odsuwa się. Serce mnie boli. Coś mi mówi, że CeeCee jest zła nie tylko na swojego tatę. Czuję, że jest zła na cały świat. Odpowiadam cicho. – No właśnie. Tak bywa. Gdy pojawiają się dzieci, trudno znaleźć czas na coś innego. Szczególnie, gdy są jeszcze małe, wiesz?
Często
chorują, jedzą prawie cały czas, a często chcą się po prostu przytulić. Sporo czasu mija zanim rodzice mogą wrócić do wcześniejszych przyzwyczajeń i trybu życia. Podaję jej oliwę i wskazuję brodą patelnię. – Dobrze wymieszaj. Nie musisz dokładnie odmierzać ilości oliwy, wystarczy, jeżeli zadbasz, żeby przykrywała cebulę. Wlewa idealną ilość oliwy, a następnie dodaje posiekaną cebulę. Uśmiecham się. 271
– Jesteś pewna, że nie znasz się na tym? Na razie świetnie ci idzie. – Zauważam jej mały rumieniec i dodaję. – Jak już mówiłam, bycie rodzicem jest absorbujące. Ale jeżeli chcesz, mogę wpaść kilka razy w tygodniu i możemy razem coś ugotować. – W żaden sposób nie reaguje na moje słowa, więc lekko szturcham ją w ramię i dodaję. – Nie znam za dużo ludzi w Nowym Jorku, zatem jeżeli zechcesz zapewnić mi jakieś zajęcie w ciągu tygodnia, będę bardzo, bardzo wdzięczna. Zaczynasz się za bardzo angażować. Och, cicho, mózgu. Co może pójść nie tak? Drewnianą łyżką miesza cebulę, nadal na mnie nie patrzy, gdy mówi. – Bardzo bym chciała. Powiedz jej. Powiedz jej teraz. – Czy nadal będziesz chciała się uczyć gotowania, jeżeli w mojej propozycji znajdzie się mały haczyk? – pytam ostrożnie i z nerwów wyginam palce. Od razu reaguje. – Chcesz, żebym wróciła do ćwiczeń. Zaskoczona, robię wielkie oczy. CeeCee nie jest wcale głupiutką dziewczyną. – Tak. Chciałabym. Gdybyśmy mogły zorganizować trzy sesje w tygodniu, prawdopodobnie udałoby nam się wyeliminować twoje skurcze, kochanie. Jej dłoń zamiera na chwilę nad patelnią. Zastanawia się nad moją propozycją. – Ćwiczyłabyś ze mną? Przyjeżdżałabyś tutaj trzy razy w tygodniu? Przytakuję.
272
– Tak i tak. Chciałabym z tobą pracować. Oczywiście będziesz miała swoje sesje z Witem trzy razy w tygodniu, ale mogłabym przyjeżdżać do ciebie w dni, gdy nie masz zajęć w ośrodku. Mogłybyśmy coś upichcić i potem zrobić jakąś lekką sesję ćwiczeń. I obiecuję, CeeCee… – Kładę rękę na jej ramieniu, żeby skupić jej uwagę. – Obiecuję, że jeżeli nie polubisz tych ćwiczeń, spróbujemy czegoś innego. Jest mnóstwo możliwości, więc znajdziemy coś dla ciebie. Ożywia się i pyta. – Czyli, to jest mój wybór? Nie będziesz mnie zmuszać? Tracę zapał. Zamierza odmówić. – Nie, kochanie. Nikt nie będzie cię zmuszał. A jeżeli zdecydujesz, że nie chcesz tego robić, nadal możemy razem spędzać czas i gotować. I naprawdę taki mam plan. Zaczynam sądzić, że uzależnienie
od
siebie tych dwóch rzeczy, gotowania i ćwiczeń, nie było najlepszym pomysłem. Wskazuję palcem na miskę z mieloną wołowiną i obserwuję jak CeeCee wkłada je na patelnię. Gdy rozdrabnia grudki mięsa, ja dodaję do niego marchewkę i soczewicę. Bardzo koncentruje się na powierzonym zadaniu i się uśmiecham. Mogła okazać się uparciuchem, ale z pewnością była zdeterminowana. Przez chwilę gotujemy w ciszy, ale w końcu CeeCee ponownie się odzywa. – Dobra. Zacznę znowu ćwiczyć. Wypuszczam ze świstem zatrzymane w płucach powietrze, nawet nie wiedziałam, że przestałam oddychać. Jestem zaskoczona. – Naprawdę?
273
– Tak – mruczy i dodaje. – Ale tylko pod warunkiem, że będziesz jadła z nami niedzielne śniadania. Mój umysł zaczyna szlochać. Niedzielne poranki? Och, cholera, nieee! Niedziela jest jedynym dniem, w którym mogę się wyspać, a ja kocham spać. W domu, gdy wszystkie byłyśmy na miejscu, jeżeli któraś z moich sióstr odważyła się hałasować przed jedenastą w dni wolne, spokojnie wstawałam z łóżka, spuszczałam im łomot, po czym wracałam do swojego letargu i zostawałam w nim tak długo, aż poczułam, że wystarczająco naładowałam baterie, żeby przetrwać dzień. Uśmiech, dasz radę, Lena. Uśmiecham się, zaciskam zęby i trajkoczę. – Jasne. Uwielbiam śniadania. CeeCee uśmiecha się do patelni, a ja mrużę oczy. Mam nieodparte wrażenie, że mały nicpoń coś kombinuje. Zanim się zorientuję, o co jej chodzi, wyłączam kuchenkę i układam jedzenie w naczyniu żaroodpornym, które przygotowała wcześniej CeeCee. Wrzucam do niego paczkę chipsów kukurydzianych, a CeeCee wykłada na nie mieszankę mięsa i warzyw. Doradzam jej posypanie wszystkiego startym serem i podąża za moimi wskazówkami. Gdy kończy, wstawiam naczynie do piekarnika na piętnaście minut. Od razu zabieramy się za sprzątanie bałaganu, który zrobiłyśmy w kuchni.
Wkrótce
słychać
minutnik.
CeeCee
nagle
wygląda
na
zaniepokojoną. Otwieram piekarnik i od razu czuję zapach kolacji. – Och Boże, CeeCee. Dziewczyna panikuje. – Co? 274
Odwracam się z uśmiechem i głośno szepczę. – To pachnie niesamowicie! – Ostrożnie wyjmuję naczynie z pieca. Stawiam je na kuchence i ostrzegam. – Nie dotykaj tego. Jest
bardziej
gorące niż pie… – Przy dziecku! Ups – Jest bardziej gorące niż Ian Somerhalder. Uśmiecha się. – Spoko. Słyszałam gorsze słowa. Oczywiście, że słyszała. Dorasta przecież w towarzystwie
Maxa,
Nika, Asha i Tricka. Biedaczka, to cud, że jej uszy permanentnie nie krwawią. – Dobrze. Pójdę powiedzieć twojemu tacie, żeby zabrał swoje rzeczy ze stołu i będziemy mogli usiąść do kolacji. Gdy tylko wychodzę na korytarz, podskakuję kilka razy w górę, po cichu ciesząc się, że poszło mi całkiem nieźle. CeeCee zgodziła się na ćwiczenia, bez konieczności stosowania jakiejkolwiek formy przekupstwa czy innego kombinowania. Dałam jej wybór. Zaraz, chwileczkę. Cały czas podskakuję. Dałam jej wybór. Robię wielkie oczy. O mój Boże. Dałam jej wybór! Uśmiecham się szeroko. To jest to! Zerkam do jadalni i moja cipka zeskakuje z trapezu i swobodnie spada z szeroko rozłożonymi ramionami. Max siedzi przy stole przy otwartym laptopie. Jedną nogę ma wyciągniętą przed siebie, a drugą zgiętą w kolanie. Stopę opiera o krzesło. Żuje końcówkę długopisu i nieobecnym wzrokiem
275
wpatruje się w ekran. Na nosie ma okulary. Nosi okulary. Nie byle jakie okulary. Modne, w nerdowskim stylu, prostokątne okulary do czytania. Jezusie, Mario, Józefie… Święta rodzino. Zaciskam usta. Unoszę głowę i mentalnie odmawiam modlitwę. Boże, to nie jest sprawiedliwe. Nie wolno mi go dotknąć. Dlaczego bawisz się w ten sposób moimi emocjami? Czy to dlatego, że w pierwszej klasie poprosiłam Jacob’a Schmidt’a, żeby pokazał mi swojego siusiaka? Byłam młoda i ciekawa! Odpuść mi! Opuszczam głowę, patrzę na Maxa i przełykam gulę, która pojawiła się w moim gardle. Muszę coś wyznać… o sobie. Mężczyźni w okularach… działają na mnie. Coś się z zmienia w dobrze wyglądającym facecie, gdy zakłada okulary. Staje się kimś innym, jeszcze wspanialszą wersją siebie. Gdy kobiety mdlały na widok Supermena, ja zachwycałam się Clarkiem Kentem. O tak! Daj mi mężczyznę w okularach, biorę takiego w każdym dniu tygodnia. Odchrząkuję, a on patrzy na mnie z leniwym uśmiechem. – Hej. – Ruszam w kierunku jego laptopa. – Skończyłeś już? Kolacja prawie gotowa. Zdejmuje okulary i kładzie ja na stole. Moje nogi poruszają się wbrew mojej woli, staję przed nim. Zabieram okulary ze stołu i delikatnie wsuwam je z powrotem na jego nos. Oświadczam cicho. – Nie zdejmuj. Dobrze w nich wyglądasz. Odwracam się, żeby odejść ale łapie mnie za nadgarstek i ciągnie. Ląduję na jego kolanach, otulona przez jego muskularne ramiona, które nie pozwalają mi uciec. Ale tym razem nie zamierzam z nim walczyć. 276
Widziałam go z innymi dziewczynami. Wiem, że po prostu taki właśnie jest. Pytanie go o to, czy się z kimś spotyka, wydaje mi się nie na miejscu. Ma rację. Po prostu będę musiała się do niego przyzwyczaić. Pyta cicho. – Jak poszło? Udaję znudzenie. – Och, no wiesz. Gotowałyśmy. Gadałyśmy. Dobrze się bawiłyśmy. Takie tam babskie rzeczy – Moje oczy uśmiechają się lekko do niego. – Zgodziła się na lekcje gotowania i sesje z ćwiczeniami trzy razy w tygodniu. Ale postawiła warunek, że muszę przychodzić na wasze niedzielne śniadania, więc błagam, powiedz mi, że to jest po dziesiątej rano, bo w przeciwnym razie chyba się załamię i rozpłaczę. Spodziewam się jakiejś reakcji. Uśmiechu. Śmiechu. Zwycięskiej piątki. Ale nic nie dostaję. Zamiast tego ciaśniej owija ramiona wokół mojego ciała. Zamyka oczy i opiera czoło o moje ramię. Trzyma mnie tak przez dłuższą chwilę, dłonią głaszczę jego przedramię. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że on teraz potrzebuje takiego komfortu. Daję mu kilka minut, po czym delikatnie odsuwam jego ręce i wstaję. Wracam do kuchni, gdzie CeeCee przygotowała już talerze i sztućce. Wyjeżdża z kuchni, a gdy mnie mija nie mogę się powstrzymać. Pochylam się i całuję czubek jej głowy. – Świetnie sobie poradziłaś, kochanie. Uśmiecha się do mnie. – Miałam dobrą nauczycielkę. Jeżeli kiedykolwiek miałam zostać skomplementowana przez dziecko, to właśnie w taki sposób. Mój głupi nos swędzi i zanim zacznę głupkowato 277
bełkotać, szybko zabieram naczynie z nachos, wyłączam piekarnik i idę do jadalni. Max siedzi przy stole, a CeeCee rozkłada talerze. Patrzy na danie, które kładę na środku stołu i się uśmiecha. Gdy kolejnym razem mija go CeeCee, szybko odsuwa się, łapie za rączkę wózka i ciągnie ją do siebie. Przytula ją i mówi. – To wygląda bardzo dobrze, maleńka. Ślinka mi cieknie. Nakarm mnie. Mruczy pełna niepewności. – Dzięki, tato. Max całuje ją w policzek i pozwala się odsunąć. Serce chce mi wyskoczyć z piersi, siadam przy stole i rozglądam się dookoła. Niewielki uśmiech łaskocze moje usta. Szybko dociera do mnie, że nie ma innego miejsca, w którym teraz wolałabym być.
278
ROZDZIAŁ 22 Helena
Jestem wkurzona. Głupi mózg. Po wczorajszej kolacji zdecydowałam, że było już za późno, żeby przeprowadzić sesję z CeeCee. Poza tym przejedliśmy się nachosami. CeeCee dobrze się spisała przy przygotowywaniu kolacji. I nie było w tym ani trochę przesady. Nachos były pyszne. Inną sprawą było obserwowanie jedzącego Maxa. Widziałam go już wcześniej, gdy jadł, ale tak naprawdę nigdy nie zwróciłam uwagi na ciche dźwięki, jakie wydawał, gdy coś mu smakowało. Małe pomruki aprobaty, dyskretne skinienia głową i zmarszczone brwi sprawiały wrażenie, jakby rozmawiał ze swoją kolacją. Co oczywiście było absolutnie urocze. Osioł. Zasypaliśmy komplementami szefową kuchni, a po nieśmiałym uśmiechu i rumieńcu na policzkach wywnioskowałam, że jej się to podobało. Gdy zapytałam ją w jakie dni chciałaby, żebym przychodziła, spojrzała na swojego tatę, potem na mnie i odpowiedziała: – Możesz przyjść któregokolwiek dnia po piątej po południu. – Nagle wydała się bardziej zdenerwowana, ale cicho dodała. – Ale nie musisz
279
przychodzić tylko trzy dni w tygodniu. Możesz wpadać, jeżeli nie będziesz miała nic do zrobienia czy coś. Moje ciało zamarło, oszołomione niedowierzaniem. Czy to był sposób CeeCee na powiedzenie mi, że zostałyśmy przyjaciółkami? Wierzyłam, że tak właśnie było. Nie mogłam się powstrzymać, a bardzo zależało mi na przyjaźni tej małej istoty, więc pochyliłam się, przytuliłam ją i powiedziałam: – Na pewno będę o tym pamiętać, kochanie. – Odsunęłam się i dodałam. – Ale nie chciałabym, żebyś miała mnie dość. Spuściła oczy i wymamrotała. – Tak się nie stanie. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Max powiedział CeeCee, żeby zabrała swoje rzeczy i poczułam się lekko zmieszana. Wtedy przypomniałam sobie jego wcześniejsze słowa, że CeeCee nie chciała nocować w domu i go unikała. Dziewczyna spojrzała na ojca. Nie ruszyła się. Mówiła cicho, a ja rozpłynęłam się, zmieniając się w mokrą kałużę. – W zasadzie, tatusiu… myślę, że zostanę tutaj na noc. Niedomówieniem byłoby powiedzenie,
że
Max
wyglądał na
zaskoczonego. Wyglądał jakby był gotów tańczyć z radości. Podrzucił mnie do domu i podziękował za kolację. Weszłam do środka i nie mogłam przestać się uśmiechać. Gdy włączyłam światła, rozejrzałam się po swoim pustym mieszkaniu i ogarnęło mnie uczucie straty. Nie rozumiałam tego. Zawsze należałam do osób, które mogły dobrze się bawić tylko w swoim towarzystwie i robiły to chętnie. Lubiłam ten czas, tylko dla mnie. 280
Zatem dlaczego poczułam się taka… samotna? Uniknęłam ataku Tedwooda, ponieważ złapałam go zanim rozpoczął swoją szarżę i wyniosłam go na korytarz. Poszłam do łazienki, wziąć prysznic przed snem. Gdy przesuwałam namydlone dłonie po swojej skórze, wyobrażałam sobie na swoim ciele dłonie kogoś innego. Duże, męskie ręce, które odkrywały moje ciało, wpatrzone we mnie złote oczy i dołeczek, który chciałam lizać… to wszystko drwiło sobie ze mnie. Przykryłam dłońmi sutki i zadrżałam. Dyszałam ciężko. Poczułam ucisk w żołądku. Znałam to już. Zsunęłam rękę na brzuch, potem jeszcze niżej i nieco rozsunęłam nogi. Nogi się pode mną ugięły, gdy palce odnalazły łechtaczkę. Oparłam głowę o ścianę. Potarłam mocniej mój spuchnięty guziczek rozkoszy i zawładnęły mną obrazy seksu. Usta Maxa na mnie… całej. Mocno ściskające mnie dłonie. Jego fiut wbijający się głęboko we mnie, wywołujący moje jęki. Jasna cholera. Zadrżałam.
Czułam,
że
nadchodził.
Ogarnęło
odrętwienie. Delikatne mrowienie zawładnęło
mnie
moją
słodkie
kobiecością.
Odchyliłam głowę do tyłu i rozchyliłam usta przez zalewającą mnie słodką falę przyjemności. Palce pracowały mocniej i szybciej, mrowienie stawało się coraz intensywniejsze i chwilę potem już tam byłam. Długi jęk wydostał się z mojego gardła, a cipka pulsowała i pulsowała w konwulsjach. Zakryłam się. Moje ciało drżało w sposób niekontrolowany. Nagle poczułam się zmęczona. Spędziłam przyklejona do ściany prysznica więcej czasu niż powinnam. Spłukałam ponownie całe ciało, wyszłam, ubrałam się czując się jak włóczęga i poszłam do łóżka, gdzie zżerała mnie samotność.
281
Było tylko jedno miejsce, w którym chciałam być i nie było to moje mieszkanie. Właśnie dlatego większość nocy spędziłam na pieczeniu trzech porcji babeczek, pochłanianiu wszystkiego co znalazłam w lodówce i wkurzaniu się na siebie. Oczywiście to nie moja wina, że zostałam popchnięta do przyjaźni z CeeCee. To wszystko przez Maxa. Moja twarz łagodnieje. Kto mógłby się złościć na Maxa? Tupię nogą, zaciskam pięści i ryczę. Niech to szlag. Nigdy wcześniej nie byłam oszołomiona. Część mnie jest podekscytowana tym, że udało mi się przebić przez mur zbudowany przez CeeCee, ale inna część
jest
wkurzona na Maxa, ponieważ zburzył moją ścianę. No i jak ja mam teraz chronić swoje serce? Max jest do szpiku kości dobrym facetem. Jest świetnym ojcem i każdy, kogo nazywa swoim przyjacielem jest prawdziwym szczęściarzem. Bądźmy szczerzy. Nigdy nie będę miała takiej szansy. Sfrustrowana potrząsam głową, biorę trzy pojemniki z babeczkami i wkładam je do zamrażarki. Otwieram drzwi do mieszkania, piszę wiadomość na małej, przenośnej tablicy i przechodzę przez korytarz. Naciskam dzwonek przy drzwiach. Kilka sekund później pani Crandle otwiera drzwi z grubymi okularami na nosie. Uśmiecham się do niej, podaję pojemnik z babeczkami i przytrzymuję tabliczkę, żeby mogła przeczytać wiadomość. Dzień dobry, pani Crandle. Zrobiłam je dla pani. Spieszę się
do
pracy, więc nie mogę zostać i porozmawiać, ale obiecuję znowu wpaść na herbatę!
282
Śledzi wzrokiem moje słowa. Patrzy na mnie, bierze pojemnik i uśmiecha się łagodnie. – Ojej, dziękuję, kochanie. – Nagle markotnieje. – Jesteś taką dobrą duszą, Helena. Wycofuję się i szybko piszę: – Odwiedzę panią już wkrótce. Odpowiada spokojnie. – Byłoby cudownie, kochanie. Odwracam się, podnoszę rękę i pukam do drzwi Nat. Nikt nie otwiera. Unoszę dłoń i pukam ponownie, ale dopada mnie poczucie winy. Gdyby nie ja ani ona ani Ash nie wstawaliby tak wcześnie. Gdybym miała samochód mogliby się wyspać, a gdy dzieci się urodzą nie będą mieli ku temu za dużo okazji. Mam wyrzuty sumienia. Jestem gównianą siostrą. Opuszczam dłoń, schodzę na dół i przykładam telefon do ucha. – Hej, wszystko w porządku? Cicho odpowiadam: – Nie będziesz pewnie przejeżdżał obok mojego mieszkania, prawda? Nie waha się. – Jestem jakieś trzy minuty drogi od ciebie. Spotkajmy się na parkingu. Oddycham z ulgą. – Dziękuję. Kilka minut później zatrzymuje się, otwiera okno i drażni się ze mną. – Cześć. Nie grozi mi ponowne potrurbowanie, prawda? Parskam śmiechem.
283
– Panie Whittaker, radzę ugryźć się w język. Jakbym mogła do tego dopuścić? A poza tym, niedźwiedź nadal śpi. Wsiadam do samochodu razem z moimi babeczkami i ruszamy. Patrzę na niego i uśmiecham się do siebie. Wyciągam rękę i drapię jego łysinę, pochyla się do mojego dotyku. – Potrzebujesz szczęścia? Chichoczę i drapię mocniej. – Całą masę. – Odsuwam się i mówię. – Dzięki za podwiezienie. Naprawdę potrzebuję samochodu. Patrzy uważnie na moją twarz. Marszczy nieco brwi. – Wyglądasz dzisiaj na nieco nieobecną. Wszystko w porządku? James. Nic mu nie umknie. Otwieram pudełko z babeczkami i łamię jedną na pół. Wgryzam się w jedną część. Wzruszam ramionami. – Sama nie wiem. To znaczy, myślałam, że jest dobrze… aż do ostatniej nocy. Sądzę… – wzdycham – To zabrzmi głupio, ale myślę… Boże, jestem taką frajerką. – Myślę, że po prostu jestem samotna. Zatrzymujemy się na światłach i James odwraca się w moją stronę. Bez pytania bierze babeczkę z pudełka i odgryza kawałek. Zauważam błysk w jego oczach. – Człowieku, ale to jest dobre. Wydaje z siebie dźwięki potwierdzające przyjemność z jedzenia, po czym stwierdza: – To nie jest nic niezwykłego. Pamiętasz jak ci opowiadałem o tym jak się tutaj przeprowadziłem ? – Przytakuję. Światła się zmieniają i patrzy 284
na drogę przed nami zanim dodaje. – Tak samo było ze mną. Chociaż na to jak się czujesz wpływa wiele rzeczy, prawda? Trochę tęsknisz i jesteś daleko od znajomych. Nie wychodzisz ot tak, po prostu odwiedzić przyjaciół, bo ledwo kogoś znasz. Chodzi też o to, że jesteś sama, prawda? Robię wielkie oczy. – Wow. Naprawdę wiesz o czym mówię. Zaciska usta. – Tak, wiem. Nigdy ci tego nie mówiłem, ale nie zostałbym tutaj zbyt długo, gdyby moja mama i brat się tutaj nie przeprowadzili. Trudno jest żyć daleko od ludzi, których kochasz. Na szczęście masz tutaj siostrę i jej rodzinę. Czy mogę cię o coś zapytać? Patrzę na niego i odpowiadam poważnie. – Możesz mnie pytać o co tylko chcesz. – Dlaczego jesteś singielką? Odpowiedź zajmuje mi chwilę, ponieważ niezależnie od tego ile razy uzasadniam sobie racjonalność decyzji o pozostaniu singlem, najtrudniejsze w tym jest dopasowanie odpowiednich słów. – Gdy kogoś kocham, robię to całą sobą. I gdy kocham, przedkładam potrzeby tej osoby przed własne. – Patrzę na drogę. Czuję ból w klatce piersiowej. – Nie mogę sobie na to pozwolić. Bardzo ciężko pracowałam, żeby się tutaj dostać, James. Pamiętam takie wieczory, gdy moi przyjaciele szli na imprezę, a ja się uczyłam. Gdy moje siostry świętowały z drinkami w klubach Nowy Rok, ja siedziałam w domu i się uczyłam. Gdy ludzie spotykali swoje drugie połówki, ja byłam zajęta studiowaniem. – Biorę głęboki oddech i dodaję. – Nie poświęcę dla kogoś tego, czym się zajmuję. Dlatego jestem singielką.
285
– Wygląda to na dość samotne życie – mamrocze smutno. Opieram głowę o szybę i odpowiadam: – Takie właśnie jest, James. Naprawdę. Dalsza droga upływa nam w milczeniu i jestem za to wdzięczna.
***
Max
– Co jest między tobą i Heleną? – Pyta Ash wchodząc do pokoju rekreacyjnego. Pochylam głowę i zastanawiam się nad tym przez chwilę, zanim stwierdzam: – Lubię ją. Ash odsuwa krzesło, obraca je i siada okrakiem, przewracając oczami. – Lubić możesz jogurt. Nie lubisz Heleny. Patrzę na pusty pojemnik po moim jogurcie, który stoi na stoliku. Uśmiecham się. – Lubię jogurt. – To prawda – potwierdza Trick, który na sofie przegląda jakieś papiery. Odwracam się i widzę, że uśmiecha się do Asha jak idiota. – Lubi jogurt. Moje ciało drży w cichym śmiechu. Ash potrząsa z frustracji głową. – Bez znaczenia. – Patrzy mi w oczy. – Trzymaj się od niej z daleka. 286
Unoszę w górę ręce. – Nie mogę tego zrobić, Ghost. Zaciska szczękę. – Co masz na myśli mówiąc, że nie możesz? Możesz i będziesz, jeżeli lubisz swoje zęby. Wstaję, wyrzucam pusty pojemnik do kosza na śmieci. – Naprawdę, stary, nie mogę. Zgodziła się na prywatne zajęcia z CeeCee. – Wzruszam ramionami. – Nie do zrobienia. Patrzy na mnie z chęcią mordu w oczach. – Trzymaj łapska z daleka od niej. Pochylam głowę, chwilę się nad tym zastanawiam, po czym odpowiadam. – Nie. Podchodzę do drzwi, a on pyta z niedowierzaniem. – Co powiedziałeś? Uśmiecham się pod nosem, ponieważ wiem, że to skręci go w środku, więc powtarzam. – Powiedziałem nie. Idę do biura, chichocząc całą drogę. No i teraz radź sobie z tym, Asher.
***
Helena
287
– No więc, kiedy powiedziałam mu, że nic nie może nas łączyć, dopóki nie rozstanie się z żoną, skierował wszystkie swoje frustracje na mnie. Co? Jakbym była suką, ponieważ chcę być dla faceta wszystkim. Cienias – wymruczała Felicity. Jasna cholera, ta dziewczyna jest moją bohaterką. Wie czego chce i robi wszystko, żeby to dostać. Jej życie jest jak kiepska opera mydlana. Otwieram usta i trącam ją łokciem. – No i co się potem stało? Przewraca zabawnie oczami i mruga figlarnie. – Jakimś cudem jego żona dowiedziała się o jego tandetnych zagrywkach. Dostała mailem zdjęcia. Oczywiście anonimowo. Dokładnie ogląda swoje paznokcie i mruczy: – To znaczy… wysoka blondynka była na nich rozmazana, ale pozostały obraz był jasny i wyraźny. Taka mała zgadywanka. – Puszcza oko. – Jego twarz podczas orgazmu jest tak brzydka, że trudno go pomylić z kimś innym. Ucieka mi zdławiony śmiech. Drapie moje gardło, ale w końcu parskam głośno i bez zahamowań. Właściciele kawiarni rzucają mi podejrzliwe spojrzenie, normalnie bym się czymś takim przejęła, ale to jest zbyt zabawne, żeby nie odpuścić. Wycieram łzy, które spływają po moich policzkach i zwracam się do Felicity: – Jesteś niesamowita, wiesz o tym? I pomyśleć, że uważałam cię za… Uwaga! Uwaga! Wylatujesz z tym jak Filip z konopi! Felicity mruży oczy. – No… za kogo?
288
Uhm… Nie mam żadnych wątpliwości, że w razie konieczności Felicity może wykopać ze mnie wszystkie bzdury. Ale jest moją przyjaciółką, a przyjaciele mówią sobie o wszystkim. Krzywię się i mruczę: – Mogłam pomyśleć, że jesteś lalunią. Wybacz, kochanie. Przechyla głowę i jawnie narywa się z mojego dyskomfortu. – Och, kobieto, wyraz twojej twarzy… bezcenne. Wiem jak wyglądam, Lena. – Dramatycznie podkreśla swój nowojorski
akcent,
odrzuca rozjaśnione blond włosy i robi sukowatą minę. – Ale cieszę się, że sama doszłaś do tego, że nie mam gówna zamiast mózgu. Uśmiecham się i odpowiadam. – Jesteś jedną z najbardziej zajebistych lasek jakie znam. Marszczy nos. – Oooj. Też cię kocham… muffinko. Zamieram i robię wielkie oczy. Pochylam się w jej kierunku i syczę. – Gdzie to słyszałaś? Uśmiecha się szelmowsko. – No… być może słyszałam, jak Max zwraca się tak do ciebie. – Uderzam czołem w stół, a ona parska śmiechem. – A tak na marginesie… dlaczego tak cię nazywa? Unoszę głowę i mruczę. – Twierdzi, że pachnę tak jak babeczki. Jej twarz łagodnieje. Unosi dłoń na pierś i wzdycha. – Łał. Max jest taki uroczy. Mruczę niezadowolona. – Wiem. – Muszę ci to powiedzieć. Kiedyś próbowałam złapać tego gościa. 289
Jestem zaskoczona. No naprawdę? Pochmurnieje i kręci głową. – Ale nie dał się złapać. Jaka szkoda. Mrugam i szepczę. – Oj tak. Wielka szkoda. Podnosi szklankę i bierze łyk swojej wody z lodem. – Jak długo się w nim bujasz? Podnoszę swoją szklankę, ale zamieram bez ruchu. – Co? – Max – wyjaśnia. – Jak długo się masz bzika na jego punkcie? Mogę skłamać. Mogę jej powiedzieć, że go nie lubię. Stwierdzić, że nigdy nie zauważyłam jego mocnej szczęki i złotych oczu, albo czarującego dołeczka. Ale ustępuję pod presją. Biorę łyk mrożonej herbaty i wyznaję. – Od zawsze. Pierwszy raz spotkałam go na ślubie Tiny i myślałam, że umarłam i poszłam do nieba. – Ucieka mi lekkie westchnienie. Zostaliśmy sobie przedstawieni i wyciągnęłam do niego rękę. – Nieśmiało się uśmiecham. – Spojrzał na moją dłoń i odepchnął ją na bok. Porwał mnie w niedźwiedzi uścisk i zakręcił nami dookoła. Pamiętam nawet jego zapach. To nie była woda kolońska. To był on. Postawił mnie na ziemię, pocałował w policzek i powiedział mi, że pięknie wyglądam. – Wzięłam oddech. – Szczerze mówiąc, myślałam, że się zakochałam. Sądziłam, że spotkałam mężczyznę z moich marzeń. – Prostuję się i przestaję uśmiechać. – Ale potem widziałam jak robił dokładnie to samo, gdy poznał moją starszą siostrę, Ninę i już nie czułam się tak wyjątkowo. A poza tym, rzuciłam się na niego na ślubie Nat. – Uśmiecham się smutno i wzruszam ramionami. –
290
Nawet nie spojrzał na mnie znad swojego telefonu. Odprawił mnie i na dodatek nazwał mnie Helen. Felicity krzywi się. – Ałć. Słomką mieszam swojego drinka. – Nawet mnie nie zauważył. – No cóż… – Powoli na twarzy Felicity rozciąga się szeroki uśmiech. – Będziemy musiały otworzyć mu oczy. No i co teraz? – O nie! O czymkolwiek myślisz, musisz natychmiast przestać, dziewczyno. Między mną i Maxem nigdy nic nie będzie. Nie mam z tym problemu. Dogadaliśmy się. Więc nie musisz się w to angażować. Nie potrzebujemy żadnego wtrącania się, dziękuję bardzo. Kończę królewskim skinieniem głowy. Ale jej uśmiech zmienia się w grymas. – A kto mówił coś o wtrącaniu się? Myślałam raczej o pokazaniu mu tego, co cały czas miał przed nosem. Jęczę i przewracam oczami. – Jego to nie obchodzi. I o to chodzi. On mnie nie chce, Felicity. Nadal szeroko się uśmiecha, gdy odpowiada: – Przekonamy się o tym. Jeżeli uczucie zaciśniętego żołądka może być prorocze, to wpadłam w poważne tarapaty.
291
ROZDZIAŁ 23
Helena
– Dobrze – głośno sapię obok CeeCee. – Przeciąganie liny to ciężki trening. – Wycieram pot z czoła i mruczę. – Zrobimy to jeszcze raz i będziemy powtarzać. CeeCee osuwa się w fotelu, jest równie spocona jak ja. – Myślałam, że mówiłaś o lekkich ćwiczeniach. Przykładam palce na swój puls, żeby sprawdzić tętno i odpowiadam. – To były lekkie ćwiczenia. Udaje szloch i wyznaje: – Mam wrażenie, że umieram. Czyż to dziecko nie jest urocze? Śmieję się, rzucam w nią ręcznikiem i podaję butelkę wody. – Wiesz, dlaczego czujesz się tak, jakbyś umierała, mały robaczku? Odkręca butelkę i mruczy z irytacją. – Dlaczego? Klękam przed nią, żeby przyciągnąć całą jej uwagę i chcę wykrzyczeć: „Ponieważ porzuciłaś ćwiczenia!”. Ona wydyma usta, a ja wyjaśniam: – W tej chwili twoje ciało jest w szoku, ponieważ przez ostatnie kilka miesięcy nad nim nie pracowałaś. Założę się, że nieźle się spociłaś.
292
Patrzy na moją twarz i ripostuje: – Ach, tak? A jaką ty masz wymówkę? Tak naprawę uwielbiam jej bezczelną stronę, ale to tajemnica. Bez wahania odpowiadam na pytanie. – Miłość do babeczek i kanapa, która jest zbyt wygodna dla mojego dobra. – Wstaję, uśmiecham się do niej i wyciągam rękę. Dostaję słabą piątkę i zaczynam ją chwalić. – Jestem z ciebie dumna. Ciężko dzisiaj pracowałaś. Widziałam i czułam to. Jesteś gotowa, żeby sobie poradzić z tym wyzwaniem. – Idziemy ręka w rękę i ostrzegam ją. – Jutro możesz być nieco obolała. Jęczy, ale mówię nieco głośniej. – Właśnie dlatego jutro zrobimy kolejną sesją. Lżejszą niż dzisiejsza, ale musimy złamać, przetrwać ten najtrudniejszy moment. Patrzy na mnie, jakby oczekiwała, że przyznam się do żartu, ale kręcę głową. – Niestety, aniołku. Możesz patrzeć na mnie tymi pięknymi oczami w nieskończoność, skoro chcesz, ale to się nie uda. Mamy umowę. Jedzie na wózku i mruczy pod nosem: – Czy jest już za późno, żeby się z niej wycofać? Uśmiecham się, otaczam ramionami jej drobne ciałko i przytulam. – Oczywiście, że jest za późno, cukiereczku. Jesteśmy w tym obie na dłuższą metę. Ja na pewno jestem. Zdecydowanie tak.
293
***
Helena
W momencie, w którym zaprosiłam Felicity do swojego mieszkania, żebyśmy razem przygotowały się przed sobotnim, wieczornym wyjściem, wiedziałam, że wpadłam w tarapaty. Zatem prawdopodobnie nie powinno mnie zaskoczyć jej pojawienie się w moich drzwiach z walizką w ręku. Ale zaskoczyło. Chociaż nie powinno. Gdy otworzyłam jej drzwi, Tedwood zaatakował moją kostkę. Weszła do mieszkania, rozejrzała się i wydała z siebie długi, niski gwizd. – Cholera. Nic mi nie powiedziałaś, dziewczyno. Nie wiedziałam, że masz kasę. Popatrzyłam zmieszana na swoje mieszkanie i zapytałam: – Żartujesz sobie. Na jakiej podstawie, do cholery, doszłaś do wniosku, że mam kasę? Zmrużyła oczy i odpowiedziała pytaniem: – Jak zdobyłaś to mieszkanie? – Moja siostra i jej mąż są właścicielami tego budynku. Teraz już łapię pojawiło się na jej twarzy, ostrożnie zadała kolejne pytanie: – Ile płacisz czynszu? Wzruszyłam ramionami. – Tysiąc dolarów miesięcznie. Zasyczała głośno. 294
– Poważnie? – Gapiłam się na nią zupełnie oniemiała. Pokręciła głową z niedowierzaniem i oznajmiła: – Nie masz pojęcia ile normalnie płaci się czynszu w tym mieście, prawda muffinko? Czułam ściśnięte gardło. Och, nie. Co i Nat i Ash zrobili? Szeptem i z szeroko otwartymi oczami zapytałam: – Ile? Zastanawiała się chwilę, przygryzając wargę. – W przyzwoitym miejscu, takim jak to, powiedziałabym, że między dwa i pół a trzy tysiące miesięcznie. Może nawet więcej, jeżeli jest ochrona. – O cholera!– wyszeptałam. – Bez jaj. Trąciła moje ramię i uśmiechnęła się szeroko. – Masz szczęście, że masz rodzinę, która tak mocno cię kocha. Cały czas wstrząśnięta niespodziewaną informacją, wymruczałam pod nosem. – Zaczynam to sobie uświadamiać. Nat nazwała mnie histeryczką, gdy jednego dnia przez przypadek zaspali i nie mogli podrzucić mnie do pracy. Przebiegła część mojego umysłu kazała mi wykorzystać poczucie winy Nat i sprawić, że będzie robiła wszystko, o co tylko poproszę. Ale potem dotarło do mnie, że Nat nie tylko była wspaniała, wspierająca i kochająca po mojej przeprowadzce, ale również uświadomiłam sobie, że ona i Ash bez narzekania przechodzili przez ważne w zmiany w życiu. Szybko przypomniałam sobie, że zawsze będę ich dłużniczką po tym, jak sprawili, że moje przenosiny do Nowego
295
Jorku było tak bardzo bezbolesne, jak to tylko było możliwe. No więc, ja też bardzo ich kochałam. James ochoczo wziął na siebie obowiązek zawożenia i odwożenia mnie z pracy, pod warunkiem, że dla mnie nie będzie to zbyt dziwne… jego słowa, nie moje. Zupełnie nie miałam z tym problemu. Nie tylko dlatego, że moja siostra i jej mąż mogli się wyspać, dzięki czemu moje poczucie winy wobec nich było nieco mniejsze, ale również dlatego, że chciałam spędzić trochę czasu sam na sam z Jamesem. Nat nie była przekonana do tego rozwiązania. Ja z kolei tłumaczyłam, że potrzebowałam nowych przyjaciół. Na co ona stwierdziła, że jest jedyną przyjaciółką, jakiej potrzebuję. Gówniara. Ku mojemu zaskoczeniu, to Ash przekonał Nat do tego rozwiązania. Powiedział jej, że to normalne, że się o mnie troszczy, ale według niego James był spoko facetem. Mogłabym go za to ucałować. No dobra, dobra. Zrobiłam to. Złożyłam tuż przy jego ustach soczystego całusa, nie dając mu najmniejszej szansy na ucieczkę. Skrzywił się i zgarbił. Puściłam do niego oko i dałam kolejnego całusa. Przewrócił oczami, ale czułam miłość. Więc sądzę, że nie powinno mnie zdziwić, jeżeli Ash podałby mi zaniżony czynsz. Ale byłam trochę wkurzona z tego powodu. A raczej bardziej zraniona niż wkurzona. Zasłoniłam twarz rękoma i głośno wyjęczałam. – Boże, czy właśnie tym dla nich jestem? Biedną siostrą? Cholerne dupki. Felicity tylko się roześmiała.
296
– Nie przejmuj się tak. Jestem przekonana, że poproszą cię o opiekę nad dziećmi, gdy już je będą mieli, z pełną świadomością, że nie będziesz mogła im odmówić. Natychmiast spoważniałam. – Wow, czy znasz moją siostrę? Bo myślę, że mentalnie właśnie się z nią na chwilę połączyłaś. – Patrzę w dół na jej walizkę i pytam ostrożnie: – No to co tam masz? Odcięte głowy? Uśmiechnęła się jak kot Cheshire, uniosła brwi, uklęknęła i rozpięła torbę. Odsunęła wieko, pod którym znajdował się przenośny salon piękności. – Mówiłam ci, że robimy tak, że Max cię zauważy, prawda? Dobrze się na tym znać. Pokręciłam głową i zaczęłam protestować. Mocno. – Nie, nie, nie, nie, nie, nie, N I E. Nie. Felicity posłała mi swój wart milion dolarów
uśmiech.
A
uśmiechnięta Felicity była czymś, z czym należało się liczyć. Była tak cholernie ładna, że czułam możliwość zmiany swoich preferencji dla niej. – Słuchaj, nie proszę o możliwość zrobienia czegoś, co sprawi, że poczujesz się niekomfortowo. Po prostu pozwól mi zrobić makijaż i wybrać strój dla ciebie na dzisiejszy wieczór. Co w tym może być złego? Nawet nie będziesz musiała wybrać bielizny. Ułatwię ci sprawę. Widziałam w jej oczach, że walka nie miała sensu. Miała tą determinację w oczach. Wypuściłam długi, pełen cierpienia oddech. – Żadnych krótkich spódniczek. Nie dla krótkich szortów. Nic, co odsłoni moje nogi.
297
Była wyraźnie zaskoczona. Spojrzała na moje odkryte nogi i zmarszczyła nos. – Dlaczego nie, do cholery? Masz zabójcze nogi. To znaczy, może nie są strasznie długie, ale za to kształtne i jędrne. – Nie mogła się powstrzymać, pochyliła się i uszczypnęła skórę na moim udzie. – Są fajne, laska. O co chodzi? Jak to wytłumaczyć, żeby nie brzmieć idiotycznie? – No dobrze. W taki sposób to działało w domu. Nina odsłaniała nogi. Nat pokazywała nogi i cycki. A ja, pokazywałam jedynie rowek między piersiami. Tak naprawę nigdy nie lubiłam swoich nóg, ale podobają mi się moje cycki. Nie chcę pokazywać za dużo, ale gdy mam wybór stawiam na biust, a nie na nogi. Capisce? Spojrzała na mnie oniemiała i przez pół minuty stała z otwartymi ustami. – Jesteś cholernie głupia, dzieciaku. Masz szczęście, że do tego jesteś słodka. Tym zdaniem przypomniała mi, dlaczego ją lubiłam. To było jak relacja z moimi siostrami i uwielbiałam to. Po tych słowach wstępnie doszłyśmy do porozumienia w zakresie stroju. Chociaż prawie doszło do rękoczynów. W końcu zdecydowałam się na szyfonową kreację w kolorze różnych odcieni zielonych liści. Suknia była długa, ale drapowana i przeźroczysta, wymagała założenia pod spód mini spódniczki, poza tym odsłaniała odpowiednią część biustu. Przymierzyłam ją i obejrzałam pod każdym możliwym źródłem światła, po czym zaakceptowałam ten wybór. Gdy to zrobiłam Felicity niemal upadła z wdzięczności.
298
– Dziękuję za to, kurwa! Ruszamy dalej! Spędziłyśmy prawie godzinę układając moje włosy i robiąc makijaż. Moje ciemne włosy zakręciła lekko i pozwoliła długim falom spływać po plecach, natomiast wokół oczu zrobiła ciemne obwódki i za pomocą cieni uzyskała efekt przydymionej powieki. Musiałam przyznać… podobało mi się to, co zrobiła. Wyglądało gorąco, a to nie było słowo, którego użyłabym opisując siebie. Potem zaczęłyśmy się kłócić o buty. Nigdy nie lubiłam obcasów. Lubiłam płaskie sandałki z paseczków, ewentualnie akceptowałam niski obcas. Takie buty były po prostu wygodne. Przymierzyłam osiem par butów, zanim Felicity zaakceptowała beżowe sandałki na obcasie. Dzięki Bogu. Byłam gotowa i Felicity mogła zająć się swoimi przygotowaniami. Gdybym tego nie widziała, nigdy bym nie uwierzyła. W ciągu czterdziestu minut zmieniała się w modelkę prosto z wybiegu. W głębi duszy nienawidziłam jej za to. Postawiła na białą, zapinaną na guziki sukienkę. Kto by przypuszczał, że może tak niesamowicie seksownie wyglądać. Odpięła trzy górne guziki, eksponując nieco czarny biustonosz, w talii zapięła czarny pasek i włożyła czarne sandałki. Spojrzałam na jej buty i popatrzyłam na nią spode łba. Przewróciła oczami. – Och, wyluzuj. Gdybyś była taka wysoka jak ja, mogłabyś też takie nosić. Spróbuj spotkać faceta, gdy jesteś wysoką kobietą. Mężczyźni nie lubią, gdy laska jest wyższa od nich. Smutne, ale prawdziwe. Przeczesała palcami swoje włosy, nałożyła tonę tuszu na rzęsy i błyszczyka na usta, podciągnęła wyżej krótkie rękawy sukienki i obróciła się w moją stronę, uśmiechając się od ucha do ucha. 299
– Wyglądamy dobrze, kochanie, ale przysięgam na Boga, jeżeli Max cię dzisiaj nie zauważy, gdy tak wyglądasz, kupię ci tuzin babeczek, które tak lubisz. Już ciekła mi ślinka i niemal krzyknęłam: – Umowa stoi! Zapowiadało się naprawdę ciekawie.
***
Helena
W chwili, gdy docieramy do Białego Królika, wyczuwam zmianę. Po raz pierwszy odkąd jestem w Nowym Jorku, czuję się szczęśliwa będąc wśród ludzi, bez poczucia zmęczenia. Sądzę, że wszystko przychodzi z czasem. I jestem z tego zadowolona. Podchodzimy z Felicity do wejścia, gdzie B–Rock, wielki, łysy Afroamerykanin, ochroniarz, domaga się do nas całusa w czoło, zanim nas wpuszcza. Jest uroczym facetem, opowiada nam o swojej żonie, Honey, która tydzień wcześniej urodziła ich piąte dziecko. Z tej okazji dostaje podwójną porcję całusów. Gdy przemierzamy tłum w kierunku schodów, trzymamy się z Felicity za ręce. Nowa Allice pilnuje dostępu dla strefy VIP. Byłam tu kilka razy wcześniej, więc znam procedurę. Uśmiecham się i mówię: – Cześć. Jesteśmy na liście, Helena Kovac z przyjaciółką. 300
Allice nie patrzy na nas. Ze spuszczoną głową sprawdza listę i bez słowa nas wpuszcza. Większość ludzi uznałaby ją za sukę, ale od razu zauważam, że dziewczyna jest po prostu nieśmiała i prawdopodobnie nie ma doświadczenia w pracy z ludźmi. Pokonujemy schody i gdy jesteśmy na najwyższym
stopniu,
zauważam ekipę. Nat, Mimi, Lola i Tina siedzą po jednej stronie boksu, a Nik i Trick po przeciwnej. Wszyscy się uśmiechają i śmieją, dobrze się bawiąc. Nic nie mogę na to poradzić, ale czuję ukłucie w środku, gdy nie zauważam z nimi Maxa. To znaczy, wiem, że musiał pracować, ale jednak miałam nadzieję go zobaczyć. Mentalnie spuszczam głowę ze wstydu. Dobra, dobra. Będę szczera. Tak naprawdę przyszłam tu, żeby go zobaczyć. Fuj. Wiem. Żałosne. Przyklejam uśmiech do twarzy i owijam ramię wokół Felicity, gdy podchodziłyśmy do stolika. – Cześć wszystkim – wołam, gdy jesteśmy bliżej. Kobiety odwracają się do mnie z uśmiechem, ale szybko zamierają. Nat odzywa się pierwsza. – Jasna cholera. Tina mruga i dodaje. – Tak, zgadzam się z przedmówczynią. Lola gwiżdże. – Cholera, Lena. Mimi z uznaniem pożera mnie wzrokiem. – O tak, już lubię tą sukienkę. Rumieniec ogrzewa moje policzki i bełkoczę:
301
– Ach, dzięki. Sądzę, że nie poznaliście jeszcze Felicity. – Po czym przyciągam ją bliżej, wystawiając na pierwszą linię ognia. Felicity radzi sobie jak profesjonalistka, witając się ze wszystkimi uśmiechem, ściskając dłonie i komplementując ich stroje. Jakby była stworzona do przebywania wśród ludzi. Siadam obok Nika, a Felicity zajmuje miejsce obok mnie i już jest pochłonięta rozmową z dziewczynami. Słyszę szum rozmów, które toczą się dookoła, ale nie dociera do mnie ich sens. Jestem zbyt zajęta rozglądaniem się dookoła. Szukam kogoś. – Jest na dole w biurze ochrony razem z Ashem – szepcze mi do ucha. Rumienię się. Patrzę na Nika i zaczynam się jąkać. – Nie wiem… to znaczy, nie szukałam… Unosi brwi, po tym jak na mnie patrzy wiem, że zostałam przyłapana. Opuszczam ramiona. – Jestem aż tak oczywista? Obniża triumfalnie głos: – Nie dla wszystkich, ale dla mnie tak. Wszystko widzę. Siedzę i uśmiecham się, ale piję drinka bez angażowania się w rozmowę. Powinnam wstać i pójść zatańczyć. Muszę poprosić Felicity, żeby poszła razem ze mną. Przecież właśnie to robią ludzie, gdy idą do klubu, prawda? Tańczą… tak myślę. Daję znać Felicity, łapie w mig i wstaje od stolika. Informuję wszystkich: – Idziemy na dół potańczyć. Ale kończymy w barze, rozmawiając z Sheriffem i pijąc kolejne kieliszki tequili. Po czterech kolejkach wiem, że zaczynam być wstawiona.
302
Skąd to wiem? Po pierwsze uważam, że wszystko jest zabawne, a po drugie, nogi zaczynają odmawiać mi posłuszeństwa. Felicity ciągnie mnie ze stołka. – Dalej. Chodźmy zatańczyć! Wstaję, chwieję się i obie wybuchamy śmiechem. Siadam na swoim stołku i mówię: – Odpuszczę sobie na chwilę, ale ty idź. Ja popatrzę. Nie potrzebuje większej zachęty, rusza, przedzierając się przez może ludzi i wkrótce wije się i ociera o bardzo atrakcyjnego mężczyznę. Jest wyższy od Felicity. Ot, taki bonus. Felicity: Czy będziesz bardzo wkurzona, jeżeli wrócę do domu z tym facetem? Śmieję się tak mocno, że ciężko mi się skupić na ekranie telefonu. Odnajdujemy się wzrokiem w tłumie, błagalnie wydyma usta, a ja z uśmiechem jej odpisuję. Ja: Nigdy w życiu! Będę wkurzona tylko wtedy, jeżeli nie da ci dobrego orgazmu. Baw się dobrze! Patrzę na nią, przypadkowy koleś ssie jej szyję. Odczytuje wiadomość ode mnie i wysoko unosi kciuki. Posyłam jej całusa i odwracam się w kierunku baru. Ktoś zajmuje stołek obok mnie, ale nawet nie zerkam w tamtą stronę. Krzyczę ponad muzyką: – Sheriff, potrzebuję jeszcze jedną kolejkę. Ale człowiek siedzący obok mnie pochyla się nad barem i sięga dwa kieliszki i butelkę tequili. Jeden kieliszek stawia przede mną. – Sądzę, że nie masz prawa robić takich rzeczy – odpowiadam. Unoszę wzrok i spotkam rozbawione, złote oczy. – Oczywiście, że mam prawo. 303
Moje serce pęcznieje. Uśmiecham się jak idiotka, zarzucam mu ręce na szyję i przytulam. – Max! Właśnie o tobie myślałam! Tęskniłam za tobą! Czuję, że jego ciało sztywnieje. – Tęskniłaś za mną? – Uh! Oj, człowieku, muszę być kompletnie nawalona. – Szukałam cię! Mała modyfikacja. Owija ramiona wokół mnie, lekko ściska, a potem uwalnia. Patrzy mi w oczy, gdy całkiem poważnie wyznaje: – Też cię szukałem. Nie chcę pozwolić mu się zupełnie odsunąć, więc kładę dłoń na jego udzie i uśmiecham się szeroko. – Wystroiłam się dzisiaj. Dzięki bogom,
nie dodałam „dla ciebie”. Patrzy na moją
prześwitującą sukienkę, mruga i zamyka na chwilę oczy. – Widzę. Wyglądasz olśniewająco. I właśnie w tym momencie zaczynam gadać zupełnie bez sensu. – Pomogła mi moja przyjaciółka, Felicity. Naprawdę nie lubię tych wszystkich babskich rzeczy. To znaczy… przecież widziałeś moją bieliznę. Naprawdę nie wiem co mam zrobić, żeby podobać się płci przeciwnej. Musiałam przegapić te lekcje. Max wychyla swój kieliszek i zaraz potem mój. Wydaje z siebie zdławiony dźwięk. Kaszle i sapie.
304
– Szukasz tu dzisiaj faceta? Mój umysł natychmiast trzeźwieje. Uśmiecham się lekko, ale to jest wymuszone. – Pewnie. No wiesz… przecież jestem tylko człowiekiem, prawda? Mam potrzeby jak każdy. Przygląda mi się uważnie i mówi: – Chcesz wiedzieć, jak być atrakcyjną dla płci przeciwnej, Lena? Robię wielkie oczy. Max zamierza się ze mną podzielić swoją wiedzą. Da mi klucz do swojego serca. Muszę go słuchać i zamierzam to zrobić! Unosi dłoń, delikatnie odsuwa niesforne kosmyki od mojej twarzy, pochyla się bliżej mojego ucha i szepcze: – Po prostu oddychaj, kochanie. Wypuszczam świszczący oddech i mówię najgłupszą rzecz jaką mogłam powiedzieć: – Pocałuj mnie, proszę.
305
ROZDZIAŁ 24
Helena
– Proszę – błagam drżącym głosem. – Pocałuj mnie, proszę. Max jęczy i przesuwa dłonią po twarzy. – Daj spokój, kochanie. Przecież nawet mnie nie lubisz. Teraz wiem, że naprawdę jesteś pijana. Sięgam w górę, odsuwam jego ręce od twarzy i trzymam mocno. – Nie jestem pijana. – Ale patrzy na mnie wzrokiem, mówiącym, że wie ile wypiłam, więc nieco modyfikuję swoją wypowiedź. – Nie jestem aż tak pijana. Jestem najwyżej podchmielona. Jestem Chorwatką, koleś. Potrzeba dużo alkoholu, żebym się skończyła. Waha się, ale teraz jestem gotowa zrobić wszystko, żeby poczuć te usta na moich wargach. Cokolwiek. Mogę nawet grać nieczysto. Bawię się palcami jego męskich dłoni, To bardzo ładne dłonie. – Czy wiesz, że ostatni raz byłam z facetem cztery lata temu? Naprawdę, Max. Cztery lata temu! I to rośnie we mnie, wiesz… to uczucie. Ja po prostu… Ja tylko chcę to ponownie poczuć. – Walczę z westchnieniem. – Brzmię, jak wariatka, prawda? Gdy unoszę twarz, jesteśmy nos w nos, przez dłuższą chwilę jego oczy szukają mojego spojrzenia, po czym delikatnie przyciska usta do moich warg. Skręca mnie w środku. Patrzy mi w oczy, obserwując moją reakcję.
306
Pocałunek trwa kilka sekund i jest miły, ale gdy się odsuwa, zaczynam się dąsać. To było to? Podnosi rękę, przesuwa kciukiem po mojej dolnej wardze i pyta: – W porządku? Mrugam, nie mam słów, więc po prostu przytakuję ruchem głowy. Ponownie patrzy na moje usta, a ja mimowolnie je rozchylam. Max zaciska mocno oczy i mruczy: – Staram się jak tylko mogę, żeby to dobrze ogarnąć, Lena. Przestań to robić. Jestem zdezorientowana. – Ale co ja takiego robię? Podnosi rękę i ściska nasadę nosa. – Przestań być taka seksowna. I moja wagina zostaje zatopiona. Dyskretnie ściskam razem uda, ale Max zauważa mój ruch. Jego oczy błyszczą. – Kurwa. Właśnie to zrobiłaś. Jego ciepłe usta łączą się z moimi, tym razem mocniej niż poprzednio. Jedną rękę owija wokół mnie, a drugą zaciska w moich włosach. To boli. Jęczę. O Boże, to tak dobrze boli. Mam wrażenie, że dokładnie wie, czego potrzebuję. Mam zamknięte oczy, jęczę prosto w jego usta. Odsuwam się tylko na sekundę, żeby wysapać: – Jeszcze. Przesuwam dłońmi po jego szerokiej piersi, a chwilę później wsuwa język w moje usta. Smakuje jak zimna, słodka mięta. W chwili czystej rozkoszy oddycham jego oddechem i zaciskam pięści na koszuli. Przechyla 307
głowę w bok i pogłębia pocałunek, przyciągając mnie niesamowicie blisko siebie. Uwalnia moje usta. Muska moje wargi, potem przenosi się
na
szczękę i w dół gardła, całując linię w dół do doliny między piersiami. Moje sutki twardnieją. Czuję, że ocierają się o materiał mojej sukienki. Cholera. Nie mogę przestać. Za bardzo go pragnę. Pochylam głowę, muskam ustami jego ucho i szepczę: – Zabierz mnie gdzieś. Zamiera, odsuwa się, zasłania oczy rękoma, niemal wygląda na zawstydzonego. – Pieprzysz mi w głowie – mruczy na tyle głośno, żebym mogła go usłyszeć i wzdycha. – Naprawdę mocno mi mieszasz w głowie, muffinko. Rusza się, żeby wstać, ale łapię go za nadgarstek i zaskoczona pytam: – Gdzie… gdzie idziesz? Unika mojego wzroku, wsuwa ręce w kieszenie i gapi się w podłogę. Bierze głęboki oddech i odpowiada na wydechu. – Wcale mnie nie chcesz. Nie martw się. Nie osądzam. Rozumiem. Brakuje ci tego. – Wypuszcza z sykiem powietrze w płuc. – Mnie również. – Cierpi i zamyka oczy. – I gdy tak wyglądasz, tak pachniesz, a ja stoję zaledwie kilka centymetrów od ciebie, z bolącym fiutem, ciężko mi się powstrzymać. – Odsuwa się krok ode mnie. – Ale zasługujesz na coś lepszego. Odwraca się i odchodzi ode mnie. O cholera, nie! Raz się pogodziłam z jego odejściem, ale nie zamierzam zrobić tego ponownie. Wstaję tak gwałtownie, że mój stołek się chwieje. Ruszam za
308
nim, staję obok i łapię za ramię. Patrzy na mnie zakłopotany, ale wkurzona jak cholera nie daję mu dojść do głosu. – Nie rób tego. Nie mów mi, co uważasz dla nie za najlepsze. – Ryzykuję, przerywam na chwilę, po czym pytam ostrożnie. – Pragniesz mnie? Kręci głową. – Nie o to chodzi. Boli mnie serce. – Właśnie dokładnie o to chodzi. Odpowiedz. Pragniesz mnie czy nie? Jeżeli mnie nie chce, odejdę i będę udawać, że nic takiego się nie stało. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby utrzymać relację z CeeCee i pomóc jej, gdy będzie potrzebowała wsparcia. Max i ja wrócimy do bycia przyjaciółmi. Podchodzi bliżej mnie, owija rękę wokół moje talii. – Pragnę cię. Chcę cię bardziej niż kogokolwiek innego w życiu. Nie mogę w to uwierzyć. Czy on naprawdę to powiedział? Och, dobry Panie, zrobił to. Co ja mam zamiar z tym zrobić? Powoli, żeby go nie wystraszyć, owijam ramieniem jego szyję, ciągnę w dół, żeby jego twarz był blisko mojej, tuż przy ustach i mówię: – Więc zabierz mnie do domu. Odsuwa moje ręce i je puszcza. – Nic ci nie mogę zaoferować. Nie chcę wchodzić w żaden związek, Lena. Anioły śpiewają w moich uszach. Uśmiecham się od ucha do ucha i chichoczę. – Ja też nie chcę. 309
Marszczy brwi. – Co? Ja nie żartuję, muffinko. Nie chcę związku. Klaszczę w dłonie i szepczę: – Dobry Boże, jesteś idealny. – Uśmiecham się i odpowiadam. To tak samo jak ja. Nie chcę się wiązać. Zaharowywałam swój tyłek, żeby być tu, gdzie jestem. Nie potrzebuję mężczyzny, żeby moje życie było pełne. Po prostu chcę nieco zabawy. Prostuje się i przetwarza moje słowa. Wskazuje na mnie brodą. – Więc co to dokładnie miałoby być? Wzruszam ramionami. – Zero zobowiązań. Przyjaźń. Seks. Sympatia. Cokolwiek. Jego oczy nieznacznie się rozszerzają. – Właściwie brzmi całkiem nieźle. – Ale po chwili poważnieje. – A co z CeeCee? – Uwielbiam CeeCee. Nadal będę z nią pracować, upewnię się, że się o nas nie dowie. Drapie się w tył głowy. – Nie okłamuję mojej córki. Musiałbym jej powiedzieć prawdę. Co? – Czyli co, Max? – Pochylam się do przodu i szepczę głośno: – Chcesz jej powiedzieć, że się pieprzymy? – Nie, ale będę musiał jej powiedzieć, że cię lubię i że jesteśmy więcej niż przyjaciółmi. Chciałbym jej powiedzieć, że jesteś moją dziewczyną, przynajmniej tak długo, jak oboje będziemy tego chcieli. Gdy będziesz miała mnie dosyć, powiemy jej, że po prostu zerwaliśmy. Jego dziewczyna? 310
Moje serce zaczyna drżeć. Przełykam ciężko. – Ale tak naprawdę będziemy tylko przyjaciółmi z korzyściami? Nie będę twoją prawdziwą dziewczyną, prawda? Zgadza się? – Nie dzielę się. Jeżeli będziesz chciała sypiać z kimś innym, to skończymy to między nami. Mój nos pęcznieje. – Nie planuję sypiać z nikim innym, Max. Na jego twarzy pojawia się mały uśmieszek. – Przyjaciele, którzy darzą się uczuciem i sypiają razem. Sądzę, że w ten właśnie sposób zostałaś moją dziewczyną, kochanie. Wszystko we mnie buzuje. Lubię, gdy nazywa mnie
kochaniem.
Może nie będzie tak źle, gdy nazwie mnie swoją dziewczyną.
Chociaż
wiem, że to określenie nie odzwierciedla tego, co naprawdę dzieje się między nami. – Co powiemy całej reszcie? – Pytam cicho. Otula mnie w talii ramionami, przyciągając do swojego torsu. – Dokładnie to samo co powiemy CeeCee. – Pochyla się i daje mi buziaka. – Nie chcę trzymać cię w tajemnicy, Lena. Patrzę w dal, mój umysł pracuje na zwiększonych obrotach. – Musiałabym powiedzieć też Jamesowi. Może powiedzieć, że nie mogę dłużej pracować z CeeCee. Teraz to już na pewno jest konflikt interesów. – Pozwól, że z nim porozmawiam. Zabiorę cię dzisiaj do domu, zostanę u ciebie na noc, a rano, przy śniadaniu powiemy o nas CeeCee, dobrze? O mój Boże. To naprawdę się dzieje. 311
– W porządku. – Uśmiecham się do niego. Tak, dobrze. Zatem naprawdę to zrobimy? Dotyka nosem czubka mojego nosa, a następnie przykrywa moje usta w słodkim pocałunku, który pozbawia mnie tchu. Odsuwa się i mrugam, gdy odpowiada z uśmiechem. – Cholera, tak. Zrobimy to.
Gdy tylko wysiadamy z samochodu, zaczynamy się całować. Otwieram drzwi, wychodzę z auta i kieruję się w stronę schodów do mieszkania, ale Max udowadnia, że ma inne plany. Gdy tylko moje stopy dotykają chodnika, owija mnie od tyłu ramionami w pasie o przyciąga do siebie. Odwracam się w jego ramionach i topię się, gdy zauważam jego uśmiechnięte oczy. To nie fair, żeby ktoś tak dobrze wyglądał. To po prostu niesprawiedliwe. – Hej – mruczy. Uśmiecham się. Jakbym się miała oprzeć? – Hej. Przyciąga mnie blisko, bierze w dłonie moje policzki i uderza we mnie swoimi ustami. Łapię się go mocno. Z całych sił staram się nie przewrócić, chociaż jestem pewna, że złapałby mnie. Całuje mnie, przesuwa usta wzdłuż mojej dolnej wargi, potem czuję kłucie jego zarostu i ciepłe policzki. Serce mi ściska gdy z czułością jego usta drżą na moich wargach. Pośpiech pocałunku jest odurzający. Wkrótce czuję się lekko i szczęśliwie na myśl, że wkrótce będziemy zdzierać z siebie ubrania w moim mieszkaniu.
312
Moja wagina odstawia właśnie taniec erotyczny. Max mruczy przy moich ustach: – Sądzę, że nie powinniśmy dzisiaj tego zrobić. Szok ogarnia moje ciało, zabijając moje motylki. Otwieram usta i pytam szeptem: – Co? Unosi dłoń, przesuwa nią po mojej twarz i wplątuje w moje włosy. – Posłuchaj, piłaś dzisiaj, a ja muszę być pewny, że chcesz tego tak samo mocno jak ja, w przeciwnym wypadku będziemy mieć problemy. Och, człowieku. Wypity alkohol zwiesza ze wstydu głowę, mój umysł kręci głową z niedowierzania, a wagina kładzie ręce na biodrach i gapi się na niego. Łapię jego koszulę i uśmiecham się mocno. – Nic mi nie jest. Przysięgam. – Przestaję się uśmiechać. – Proszę, nie powstrzymuj się od seksu ze mną. – Śmieję się nerwowo. – Minęło za dużo czasu i mogę po prostu oszaleć. Przyciska usta do mojego czoła. Ogrzewa mnie jego oddech, gdy mówi: – Co znaczy jeden dzień w porównaniu do czterech lat? Ma rację. Tak myślę. Ale dąsam się i marudzę. – Ale ja chcę seksu. Teraz. Sięga za mnie, dużymi dłońmi łapie mój tyłek. No cześć! Przyciąga mnie do swojego ciała, mój żołądek gwałtownie opada, gdy coś gorącego, grubego i ciężkiego wpycha się w mój miękki brzuch. Odpowiada ochrypłym głosem: 313
– Ja też. Bardzo tego chcę, ale chcę poczekać. Tylko do jutra. – Ściska mnie mocniej. Zamyka oczy i przysuwa się bliżej mojego brzucha. Odsuwa się z pełnym cierpienia jękiem, a ja przygryzam wargę, żeby powstrzymać uśmiech. Cieszy mnie świadomość, że nie tylko ja cierpię. A ponieważ jestem subtelna jak słoń w balecie i tutu, patrzę w dół i krzyczę: – O jejku! – Zasłaniam dłonią usta. Jeżeli zarys tego wybrzuszenia coś obiecuje, to będę jutro wieczorem bardzo obolała. Już się nie mogę doczekać. Jupi! Nie spuszczam wzroku z wypukłości w jego dżinsach. – Dobrze. Poczekamy. Wyciąga dłoń w moją stronę, biorę ją i ogrzewam się w cieple jego ciała. Splata nasze palce i idziemy do mojego mieszkania w komfortowej ciszy. To uderza w mnie gdzieś pomiędzy wtedy i teraz. Stoję przed swoim mieszkaniem, ręka w rękę z mężczyzną, którego niemal zmiażdżyłam i on pragnie mnie tak samo jak ja jego. Szczęście mnie ogrzewa. Wzdycham. Już nie czuję się samotna. Wyciągam klucz i otwieram drzwi do swojego mieszkania. W chwili, w której wchodzę Tedwood rusza w moją stronę. W ostatniej chwili orientuje się, że mam towarzystwo i zamiast skupić się na mojej nodze, podchodzi do Maxa, mruczy i ociera się o jego łydkę. Mały szkodnik! Złość się we mnie gotuje. Bez zastanowienia klękam, pochylam twarz do małego kota i nos w nos szepczę do niego: – Wiem co kombinujesz… i wcale mi się to nie podoba.
314
Mruga, patrząc na mnie, po czym podchodzi bliżej i liże czubek mojego palca. Ktoś mógłby to odebrać jako słodki gest. Ochy i achy słychać byłoby bez końca, każdy chciałby usłyszeć opowieści o małym, słodkim kociaku. Ale wiem co to jest. Tedwood po prostu mnie przedrzeźnia. Wyśmiewa mnie szalony kociak. Wstaję, zdejmuję buty i zmierzam w stronę kuchni. – To jest Tedwood. W skrócie Teddy. Nienawidzi mnie, ale gdy mam towarzystwo udaje, że mnie lubi. Uwielbia się ze mną drażnić, pozwalając się głaskać, ale mniej więcej po czterech ruchach ręką, zmienia ją w mielone mięso. Okazuje również swoją wielką miłość, poprzez niszczenie moich ubrań. Aha i wczoraj zrobił wielką kupę w moje ulubione trampki. Nalewam wody do szklanki, piję i obserwuję jak Max podnosi Tedwooda, trzymając jego mordkę przed swoją surową twarzą. – Posłuchaj mnie, mały człowieku. Jeżeli denerwujesz mamusię, to denerwujesz mnie. Więc na twoim miejscu przestałbym z głupimi wybrykami, rozumiemy się47? Palcem drapie kota za uchem. Trzyma Teddy’ego pod pachą i uśmiecha się do mnie. – No i już. Jeżeli będziesz miała jeszcze jakieś problemy z nim, daj mi znać. Postawię go do pionu. Moje serce się uśmiecha. Słodki, głupi Max. Podchodzi bliżej mnie, bierze szklankę z wodą z moich rąk i bierze duży łyk. – Czy zamieszasz stać tam i głaskać moją cipkę całą noc?
47
Ja jestem macho…
315
Parska, woda rozpryskuje się po całym blacie, uśmiecham się, a on kaszle i parska. – Jezu, muffinko. – Jeszcze mocniej kaszle. – Zabijasz mnie. Kładę dłoń ma jego piersi i drażnię się z nim z uśmiechem. – Twoja zasada, nie moja, pamiętasz? Odstawia Teddy’ego na blat, patrzy na mnie z chytrym uśmiechem, a potem łapie dół swojej koszuli i ją ściąga. Robię krok do tyłu i przełykam. – Mówiłeś, że nie będzie seksu. Podchodzi do mnie, ciągnie cienki sznurek wokół mojej talii, rozwiązując sukienkę. – Powiedziałem zero seksu. Nie mówiłem, że nie będę cię dzisiejszej nocy dotykał. Sukienka zsuwa się z jednego ramienia, odsłaniając mój czarny, koronkowy biustonosz. Kolejny krok w tył i opada z drugiego ramienia, zatrzymuje się u moich stóp, zostawiając mnie jedynie w staniczku, czarnej mini spódniczce i sandałkach. Dziękuję Bogu za słabe oświetlenie. W takim stroju nie da się zbyt dużo ukryć. Max robi krok w moją stronę i pozwalam mu wejść. Jego szczupłe, muskularne ciało drwi ze mnie. Mój miękki brzuch wystaje nieco, podnoszę dłoń, żeby go zakryć. Kręci głową. – Nie rób tego. Chcę cię zobaczyć. Wyobrażałem to sobie tysiące razy, więc tak naprawdę nie ma tu nic, czego bym wcześniej nie widział. Rumienię się. – Nie jestem idealna. Rozciąga ramiona na boki. – Ja też nie jestem. 316
Zanim mój umysł zdąży pomyśleć, otwieram szeroko usta i śpiewam: – Owszem, jesteś. Patrzy na mnie. Zaciska pięści po bokach, widzę jego wypukłe żyły. Napina ciało, jego klatka piersiowa unosi się i podskakuje. Być może się mylę, ale sądzę, że powiedziałam coś, co go zdenerwowało. Szepczę. – Co się stało? Napina szczękę i mamrocze przez zaciśnięte zęby. – Po prostu staram się nie zadrzeć tej maleńkiej spódnicy i nie wypieprzyć cię na tym blacie, to wszystko. Słodki Jezu miłosierny. Ja… uhhh… Ja… nie miałabym nic przeciwko temu. Podchodzi do mnie powoli, nie spuszcza wzroku z moich oczu. Po drodze odpina pasek, wyciąga i rzuca na podłogę. Szczęk klamry roznosi się echem po całym mieszkaniu. Zsuwa buty i skarpetki, zostawiając za sobą ślad z ubrań. Zostaje tylko w ciemnych dżinsach, klatkę piersiową i stopy ma gołe. I to jest najseksowniejszy widok jaki kiedykolwiek widziałam w życiu. Moje serce wali, a dłonie się pocą. Jest tylko jedna rzecz, jaką mógłby zrobić, żeby być jeszcze bardziej seksownym… założyć okulary. Ta wizualizacja wywołuje u mnie gęsią skórkę. Zatrzymuje się zaledwie kilka centymetrów ode mnie, poświata księżyca oświetla jego twarz. Mruga, skanując powoli złotymi oczyma moje odsłonięte ciało. – Jesteś jeszcze piękniejsza, niż sobie wyobrażałem. Mój mózg kicha i pozwala mi rzucić: – Mam tłusty tyłek. Jego usta drgają i drapie się po brodzie.
317
– Muszę być z tobą szczery w tym temacie. – Robi mały krok do przodu, pochyla się, aż dotyka ustami mojego ucha. – Twój tyłek powoduje, że jestem piekielnie twardy, kochanie. Drżę i mimowolnie zamykam oczy. Kładzie ręce na moich pośladkach, a ja wypuszczam powietrze z płuc. Ściska. – Ten tyłeczek. – Ściska mocniej, na granicy bólu. – Ten tyłeczek nie pozwala mi zasnąć w nocy. – Wzdycha, a potem ścisza głos i szepcze: – A nigdy wcześniej nie miałem problemów ze snem. To. Jest. To. Jęczę, a po chwili warczę. – Och! Nie możesz tak po prostu mówić takich rzeczy, Max! Unosi jeden kącik ust. – Pewnie, że mogę. Właśnie to zrobiłem. Przewracam oczami. – Nie, nie możesz, jeżeli zamierzasz trzymać fiuta w spodniach! Przesuwa dłonie z moich pośladków i ściska moje biodra. Patrzy mi w oczy i mówi powoli, ale wymownie. – A kto mówił o trzymaniu go w moich spodniach? W tym momencie moja wagina wpada w zachwyt i mdleje.
318
ROZDZIAŁ 25
Max
Patrzę w dół, w jej jasne, zielone oczy i jakaś niewielka część mojej goryczy umiera we mnie. Ona nie tylko na mnie patrzy. Widzi więcej niż większość ludzi i nie wiem, dlaczego jej na to pozwalam. To się nie skończy dobrze. To się nie skończy dla mnie dobrze. Gdy tak stoi jedynie w czarnym, koronkowym staniku i mini spódnicy, tak krótkiej, że aż mikroskopijnej, łapię ją mocno za biodra. Gdybym tego nie zrobił, to z pewnością rzuciłbym ją na ziemię, rozerwał ubranie i pieprzył jak zwierzę. A Helena nie zasłużyła na takie traktowanie. Jest damą. Zasługuje na coś dobrego. Serce wali mi w rytm pulsowania fiuta. Chcę dać jej coś dobrego. Chcę jej ofiarować siebie. Przesuwam wzrokiem po jej ciele i nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. Ta niewielka kobieta ma porcelanowo gładką skórę, długie, ciemne falowane włosy, piersi, które wysypują się z jej bielizny, miękki brzuch, mocne nogi i tyłek, z którego każdy facet byłby dumny, gdyby tylko mógł powiedzieć, że należy do niego. Nie mówiąc już o jej seksowych, pełnych ustach. Ale to nie wszystko. Chodzi o coś więcej, a ja nie chcę się do tego przyznać. Zaczynam czuć do niej coś więcej. To nie jest wyłącznie przyjaźń. Wiem, że jeżeli do tego dopuszczę, zapłacę za to sercem. Ponownie.
319
***
Helena
Ciągnę go za sobą, wpycham do sypialni i przesuwam się, żeby włączyć nocną lampkę, która zalewa pokój delikatnym światłem. Pokonuję drogę do stóp łóżka, gdzie go zostawiłam. Podchodzę, patrzę na niego i palcami szarpię guzik jego dżinsów. To jest trudniejsze niż się wydaje. Szarpię się z tym, dopóki to nie decyduje się na współpracę. Gdy wreszcie guzik odpuszcza, wzdycham z ulgą. Max ujmuje w dłonie moją twarz a ja pochylam się w jego stronę, powoli odpinając zamek. Nareszcie jest dla mnie dostępny. Odwracam głowę, oddycham w jego dłoń i składam mokrego całusa w jej wnętrze. Ostrożnie sięgam do jego rozpiętych dżinsów. Owijam palce wokół jego, ukrytej pod bokserkami, długości, zasysa drżący oddech, na co reagują moje wrażliwe części i jestem lekko zaniepokojona. Ma tam całkiem niezłą kiełbasę. Jest gruby, długi i rozpalony. Chcę poczuć skórę przy skórze, ale wiem, że musi mi to wystarczyć. Zaciskam dłoń wokół niego i zaczynam poruszać powoli w górę i w dół. W górę i w dół, ciągnę i ściskam. Jego dłoń cały czas jest na moim policzku, odwracam usta i biorę w nie jego kciuk, zaczynam ssać i lekko ciągnąć. Wydaje z siebie niski jęk, w którym słyszę ból.
320
– Usiądź. – Dźwięk jest ochrypły, wcale nie brzmię jak ja. Robi o co proszę, siada na brzegu łóżka, ale nie zabieram ręki z obawy, że gdy to zrobię on zmieni zdanie. Głupa moralność mężczyzny! Gdy siada, uwalniam go ze swojego uścisku i szybko ściągam jego dżinsy. To nie jest trudne. Zostawiam bokserki. Są czarne i jedwabne, a on wygląda w nich niesamowicie. Plecami zasłania lampę, więc jego przód spowity jest w cieniu. Klękam przed nim, odsuwam bokserki i patrzę w jego oczy. – Tęskniłam za tym – szepczę. Sięgam głębiej, uwalniam całą jego gorącą męskość, a on syczy przez zaciśnięte zęby. Zamiast stchórzyć, ujmuję go mocniej. Jestem zdolna tylko do mrugania. Jest wspaniały. Czuję delikatną skórę, ale w słabym świetle widzę jego fiuta i przełykam ciężko. Wygląda groźnie. Jest twardy jak skała, żylasty, zakończony czerwoną główką. Maleńka kropla wydostaje się z jej szczeliny. Powtarzam sobie, tym razem ciszej: – Tęskniłam za tym. Opuszczam głowę i delikatnie zlizuję bezpańską
kroplę.
Słona
słodycz uderza we mnie jak zastrzyk adrenaliny. Otwieram usta najszerzej jak mogę i zanurzam go w nie. Jęczę wokół niego. Wtóruje mi swoim jękiem. Tworzymy symfonię seksu i to rozpala mnie bardziej niż temperatura w piekle. Biorę go tak głęboko, jak daję radę i mocno pieszczę, po czym wysuwam, aż do główki. Biorę go ponownie, wpychając
w
policzki. Jego jęk mnie nakręca. – Kurwa, kochanie. Właśnie tak. Ssij mnie mocno.
321
Przesuwam dłonie po jego udach, lekko je drapię. Poruszam głową rytmicznie w górę i w dół, rozkoszując się jego czystym smakiem. Nagle odchylam się do tyłu, a on wstaje z szybkością błyskawicy. Siadam na tyłku, patrzę na niego, mrugam i mruczę: – Co to za nowatorskie pieprzenie? Zamyka oczy, zaciska zęby, ściska fiuta mocniej, niż mogłabym sobie wyobrazić i mruczy: – Zamknij się. Zamknij. Nic nie mów. Proszę, zamknij się. Och. Dociera to do mnie. Dojdzie. Moja duma się uśmiecha i wypina klatę, krążąc dumnie jak paw. Dyszy, ściska się mocniej, jęczy, a potem odrzuca głowę do tyłu i mruczy: – Przepraszam, kochanie. Muszę dojść. Cholera. Przepraszam. – Opuszcza głowę z przepraszającym wzrokiem. Szybko klękam ponownie przed nim. Sięgam i ściągam stanik, eksponując piersi, a moje intencje nie wymagają wyjaśnienia. Przygryzam dolną wargę i przesuwam pacami po gładkiej skórze jednej piersi, a przy drugiej ściskam brodawkę. Spod przymkniętych powiek obserwuję jak napina mięśnie brzucha, próbując zachować kontrolę. Nagle wyraz jego twarzy staje się błogi. Zastępuje mocny uścisk fiuta na nieco lżejszy. Rozchyla usta, jego oddech ma się cięższy, całe jego ciało sztywnieje, a po chwili zaczyna drżeć, czemu wtórują niskie pomruki. Mokre ciepło uderza w moją klatkę piersiową. Raz, drugi, trzeci, a potem czwarty. Wilgoć spływa po moich piersiach, pomiędzy nimi i przez jeden sutek. Moja cipka się zaciska. Jestem cudownie mokra. Cholera. Już tam 322
jestem. Dokładnie tam. Czuję mrowienie w okolicach kręgosłupa i rozchylam usta. Max zaczyna: – Cholera. Tak mi przykro, Lena. Ja… – Zamiera, gdy zauważa wyraz mojej twarzy. – Co się dzieje? Oczy uciekają mi do tyłu głowy, gdy delikatna przyjemność przetacza się przez moje ciało. – Zamknij się. Zamknij. Nic nie mów. Proszę, zamknij się. – Zamykam oczy, czuję, że podchodzi bliżej mnie. – Czy ty…? Zaciskam zęby i syczę: – Tak. – Sięgam w dół, żeby się zakryć. – Och, cholera. Nie. To się nie miało wydarzyć. Wsuwa dłonie pod moje ramiona, unosi i kładzie mnie na łóżku. Gdy tylko moje plecy dotykają materaca, nakrywa mnie duże ciało. Sięga w dół, zwija spódnicę wokół mojej talii. W rekordowo krótkim czasie zsuwa moje majtki i uwalnia mnie z nich. Prymitywnie łapie moje nogi i je rozsuwa, kładzie się między nimi i przykłada główkę fiuta do mojego pączka szczęścia. Ociera się o mnie, a wokół nas latają iskry. – Cholera. Jesteś taka mokra. Mam cię, kochanie. Odpuść. Mój oddech się urywa. Łapię go tak mocno w pasie, że z pewnością oznaczę paznokciami jego skórę. Owijam nogi wokół jego ud i mocno, bez zahamowań ocieram się o niego. Pierś przy pokrytej nasieniem piersi, najwyraźniej w mojej sypialni nie ma teraz miejsca na zahamowania. Moje miękkie piersi przyciśnięte do jego twardej klaty zdecydowanie mnie nakręcają. Skomlę. Max przejmuje kontrolę, uważnie mnie obserwuje spod półprzymkniętych powiek, ale pociera nasze ciała szybciej i bardziej 323
stanowczo. Za każdym razem gdy jego gorąca, twarda długość ślizga się przy mnie, moja cipka śpiewa. Trzydzieści
sekund
później
zabiera
mnie
tam.
Trzydzieści,
zmieniających życie sekund. Czuję ukłucia w dolnej części kręgosłupa, gdy moja cipka zaczyna pulsować. Max pochyla się i zgarnia moje usta w pożądliwym pocałunku, a ja jęczę. Unoszę się lekko, owijam ramionami jego szyję po czym pogłębiam pocałunek. Nasze języki tańczą razem. Ekstaza przetacza się przez moje ciało. Z pędzącym sercem owijam wokół niego nogi, odchylam głowę do tyłu i krzyczę: – Och, Boże! Tak! Moje ciało niekontrolowanie zaczyna drżeć i piętnaście
sekund
później jest po wszystkim. Coś wilgotnego spływa po moim brzuchu i biodrze na łóżko. Max sapie przy moim policzku. Potrzebuję chwili, żeby dojść do siebie. Otwieram oczy i widzę gapiącego się na mnie, uśmiechniętego Maxa. Nic na to nie poradzę. Zakrywam ręką oczy i wybucham śmiechem. – Cóż, to trochę do bani. Zabieram rękę i widzę, że patrzy na mnie, pokazując całemu światu swój dołeczek. Bez zastanowienia sięgam i lekko go pocieram. – Podobało mi się. – Ty mi się podobasz. Przesuwam palcem po jego szczęce, do dołeczka w brodzie. – Mówisz tak, bo doszedłeś. – Zerkam na wilgoć pokrywającą mój brzuch, a potem z powrotem na niego. – Dwukrotnie. Max najzwyczajniej w świecie cały czas się uśmiecha. – Nawet nie jest mi przykro z tego powodu.
324
– Ani trochę? Daje mi całusa w usta, a jego lekkie spojrzenie zmienia się w bardziej intensywne. – Ani trochę. Obraca się na plecy, nie chowa fiuta i przyciąga mnie do swojego boku. – WOW. Seks na sucho. Sądzę, że nie bawiłam się tak dobrze od szesnastego roku życia. – Wtulam się w niego, wciskając nos pod szczękę i wdychając jego leśny zapach. – To było śmieszne, ale muszę przyznać, że całkiem nieźle się teraz czuję. A jak z tobą? – Fenomenalnie. Czuję wibracje dochodzące z jego klatki piersiowej. – W takim razie tylko to się liczy. Moje powieki stają się ciężkie. – Chyba powinniśmy iść pod prysznic – sugeruję ziewając, gdy przyciąga mnie bliżej. – Tak. Prysznic. Jasne – odpowiada zaspany. I to jest ostatnia rzecz jaką słyszę, zanim wszystko staje się czarne. Budzi mnie odgłos zamykanych frontowych drzwi. Mrugam zaspana, siadam na łóżku i zerkam na zegarek. Pokazuje dziesięć minut po siódmej rano. Patrzę na puste miejsce obok mnie, czuję ciężar na sercu. Wygląda na to, że dla Maxa wspólne nocowanie to za dużo. Powinnam była wiedzieć, że nie ciągnie go do mnie tak, jak mnie do niego. To historia mojego życia, naprawdę.
325
Najpierw był mój pierwszy chłopak z liceum, Jonathon. Miałam szesnaście lat. Umawiał się ze mną przez trzy tygodnie, skradł mój pierwszy pocałunek i wtedy zapytał mnie, czy sądzę, że podoba się mojej siostrze, Nat. Gdy jej o tym powiedziałam, pokazała mu, jak bardzo go lubiła. Następnego dnia w szkole powiedziała wszystkim, że ma dziecinnie małego ptaszka. Od tamtego dnia miał nowe przezwisko Mikrus. Potem był Denver. Tak, miał na imię Denver. Mój umysł chichocze, wzdycha, a potem kręci głową. Już po tym imieniu powinnam się zorientować, że był kretynem. Zaczęliśmy się spotykać w ostatniej klasie liceum i trwało to osiem miesięcy. Zbliżała się moja osiemnastka. Robił wszystkie właściwe rzeczy, mówił wszystkie właściwe rzeczy, był w drużynie koszykówki i był wysoki. Lubię wysokich facetów, no pozwij mnie. Po sześciu miesiącach randek i pięciu miesiącach dyskretnych albo i nie nacisków oddałam mu się. Był moim pierwszym. Powiedział, że zniszczyłam wszystko, ponieważ płakałam. Ale prawdę mówiąc, to cholernie bolało, a on nie zrobił nic, żeby mnie na to przygotować. Wiem, że byliśmy młodzi, ale on wiedział lepiej, był tylko samolubnym
kochankiem.
Pomyślałam,
że
być
może
był
tak
podekscytowany, że zapomniał mnie rozgrzać… ale dwa miesiące później zdecydowałam się porozmawiać o tym z moimi siostrami. Nie czułam się z tym dobrze. Siostry były przerażone faktem, że godziłam się z tym przez dwa miesiące. Opowiedziały mi o kobiecym orgazmie oraz o tym, że prawdziwi mężczyźni trakturą kobiety z rozwagą. Nina kupiła mi pierwszy wibrator. Kazała mi ćwiczyć masturbację z nim i bez niego. Powiedziała, że moje ręce są głównym czynnikiem sukcesu w seksie. To było dziwne, ale ufałam siostrom bardziej, niż komukolwiek innemu. Mój pierwszy orgazm z
326
wibratorem był tak intensywny, że czułam się jak rażona prądem. Cholera, prawdopodobnie wyglądałam na porażoną. Rzuciłam wibratorem o ścianę. Mocno. Gdy Nina i Nat zapytały mnie jak poszło, zarumieniłam
się,
pokazałam im złamany wibrator i słuchałam jak pękały ze śmiechu. Zakryłam twarz, żeby nie widziały mojego uśmiechu. Niech je szlag. Nat wyjaśniła ze śmiechem: – Nie musisz go mieć na wysokich obrotach, Lena. Ma różne ustawienia. Następnym razem spróbuj zacząć od średnich. Sprawimy ci nowy, Bazooka Jane. Następnej nocy próbowałam poradzić sobie tylko z pomocą własnej ręki. Ale było to strasznie frustrujące. Po chwili zrezygnowałam. Pocierałam się ostro i z pewnością nie byłam nakręcona. Nie widziałam, gdzie popełniłam błąd. Poszłam do sióstr po wskazówki. Odpowiedź była prosta, a jednak skuteczna. Nina wzruszyła ramionami. – Zazwyczaj wystarczy pomyśleć, że robi to ktoś bardzo gorąco. – Odwróciła się do Nat. – A ty jak sobie radzisz? Nat uśmiechnęła się. – Playgirl Magazine. Pod moim materacem. Zawsze działa. Nat zaoferowała się, że pożyczy mi swoje czasopisma, ale zadrżałam. Dotykała tych magazynów tymi samymi rękoma, którymi sprawiała sobie przyjemność. Więc siostry dały mi zadanie. Poszłyśmy do najbliższego kiosku. Zmusiły mnie do tego. Jako dorosła osoba, miałam pójść i poprosić Giuseppe, sprzedawcę, którego znałam całe życie, o najnowszy numer magazynu Playgirl. Na szczęście starszy mężczyzna nawet nie drgnął. Oczywiście Nat i Nina stały za mną i chichotały. Drżącą ręką wyciągnęłam 327
pieniądze. Wziął je z uśmiechem i podał mi zakupy. Gdy zmierzałyśmy do wyjścia zawołał mnie. Odwróciłyśmy się, a on podszedł do mnie i podał mi brązową, papierową torbę. Z ulgą schowałam swój haniebny, dziwkarski magazyn w otchłań torby i ponownie mu podziękowałam. Tamtego wieczoru ponownie spróbowałam wykorzystać swoje wsparcie. No i stało się. Trwało to dłużej i nie było tak intensywne, ale się wydarzyło. Ojej, człowieku… ale byłam dumna! Powiedziałam wszystko siostrom i przybiłyśmy piątki, przy czym Nat pytała mnie dziesięć razy, czy na pewno umyłam ręce. Suka. Wtedy dziewczyny powiedziały, że mogę zacząć dodawać to, czego się nauczyłam do nie tak wspaniałego seksu z Denverem. Nie byłam tego pewna. Znałam Denvera na tyle, żeby znać jego niechęć do zmian, ale pomyślałam, że gdybym dodała tą małą rzecz, podczas gdy on robiłby swoje, to nie byłoby problemu. Myliłam się. Był piątkowy wieczór, gdy Denver i ja mogliśmy mieć trochę czasu wyłącznie dla siebie. Jego rodzice wyszli do sąsiadów na grilla, a te imprezy dla dorosłych zazwyczaj kończyły się późną nocą. Mieliśmy mieć dla siebie niemal całą noc. Denver był słodkim facetem. Może był nieuświadomiony, ale dobrze mnie traktował i obsypywał miłością. Jedynym problemem w naszym związku był seks. Zrobiliśmy to w jego łóżku, rozebraliśmy się i zaczęliśmy wygłupiać. Gdy w końcu był we mnie, zawahałam się, ale zdecydowałam się to zrobić. Przesunęłam dłonią przez piersi, w dół brzucha, tam gdzie tego potrzebowałam, a Denver się zatrzymał. – Co robisz? – szepnęłam. – Nie przestawaj. Jest dobrze, po prostu rób tak dalej.
328
Ale nie kontynuował. – Gdzie się tego nauczyłaś? Ponownie starałam się go uspokoić. – Proszę, kochanie. Kontynuuj. Wtedy poczułam, że zmiękł wewnątrz mnie. Zarumieniłam się. To było zupełne przeciwieństwo tego, co się mało wydarzyć? Denver milczał przez dłuższy czas. Nie wiedziałam co zrobić. Był na mnie. Wreszcie usiadł, uwalniając mnie. Zasłoniłam nagie piersi, nagle poczułam się nieswojo. Gdy ponownie się odezwał w jego głosie wyczułam furię. – Zadałem ci pytanie, Helena. Gdzie się tego nauczyłaś? Nie wiem dlaczego, ale skłamałam. Panika sprawia, że mówi się i robi głupie rzeczy. Nawet dla mnie to kłamstwo brzmiało słabo. – Ja… uhm… przeczytałam o tym w jakimś czasopiśmie. Nie kupił tego. Ale też, nie sprzedałam mu tego najlepiej. Wysyczał: – Oszukujesz mnie. – Co? – Wtedy naprawdę spanikowałam. – Nie! Nie, nie kłamię! Wstał z łóżka i nagi stanął tuż obok. – Kłamiesz. Oszukujesz mnie. Skąd inaczej wiedziałabyś, jak to zrobić? Miałaś z nikim wcześniej nie być. Oszukałaś mnie. – Zatrzymał się w połowie drogi i odwrócił się w moją stronę. – I myślałaś, że się nie dowiem. W tym momencie płakałam nad swoim biednym sercem. Nic go nie obchodziło. Rzucił do mnie z wściekłością: – Wynoś się z mojego łóżka. Zabierz swoje rzeczy i wyjdź. Skończyliśmy.
329
Jak na nastoletni, bełkoczący bałagan, uklęknęłam na łóżku
i
błagałam: – Nie mów tak. Nie oszukałam cię, przysięgam! Chciałam jedynie, żeby było mi dobrze! No i w tym momencie koncertowo spieprzyłam. Wzięłam już posiniaczoną dumę nastolatka i posypałam rany solą, mówiąc mu, że nie był dobrym kochankiem. Zamarł, szok wyraźnie rysował się na jego twarzy. Minęła chwila. Szok przerodził się w czyste szyderstwo. – Pieprzona dziwka. Wyszedł z pokoju. Słyszałam otwierane i zamykane frontowe drzwi. Ryk silnika jego samochodu spowodował, że moje serce zgubiło rytm. Zostawił mnie tam nagą i samą, wypłakującą sobie oczy i bez szansy na powrót do domu. Ubrałam się najszybciej jak mogłam, zeszłam na dół i zadzwoniłam do Niny, żeby po mnie przyjechała. Oczywiście ona poinformowała Nat, mówiąc jej, że byłam w rozsypce. Nat wyszła z imprezy, na której była, i przyjechała po mnie z Niną. Zabrały mnie do kina. Oglądałyśmy ckliwą komedię
romantyczną.
Starały się
poskładać
moje
złamane
serce
śmieciowym jedzeniem oraz całkowitym oddaniem. Kazały mi się śmiać, gdy chciałam płakać, a gdy wylewałam łzy trzymały mnie mocno, szepcząc słowa otuchy. Powiedziały mi, że Denver był tylko chłopcem i gdy spotkam prawdziwego mężczyznę, doceni mnie za to kim jestem, a nie za to jaką chciał mnie widzieć. I że nigdy nie będzie się mnie wstydził. Jest wiele powodów, dla których kocham moje siostry, ale za to co wtedy zrobiły, zawsze będę je wielbić.
330
Miałam nadzieję, że Max mógłby być tym mężczyzną. Chyba jednak się myliłam.
331
ROZDZIAŁ 26
Helena
– Obudź się, muffinko – szepcze mi do ucha. Jęczę, odwracam się od docierającego do mnie głosu i staram się wrócić do mojego snu. Moje łóżko się trzęsie i słyszę chichot. – No dalej, kochanie. Obudź się. Gdy widzę cię w łóżku, od razu mam ochotę na zabawę z tobą, ale nie mamy czasu. Wstawaj. Odwracam się i mrucząc, zerkam w jego stronę. – Zostawiłeś mnie. – Max uśmiecha się, a ja cicho pytam: – Dlaczego wyszedłeś? Delikatnie palcami odsuwa włosy z mojego czoła i cicho odpowiada: – Cóż, poszaleliśmy nieco ostatniej nocy. Moje spodnie miały ślady przyjemności. – Patrzy na mnie znacząco. – Mojej przyjemności. Och. Czyli nie próbował się wymknąć. Nie mogę się powstrzymać od śmiechu. – Ach. Rozumiem. Przykrywam się ciasno poduszką. Przebiega dłonią po moim ramieniu. – No tak. Obudziłem się i potrzebowałem ubrań, więc pojechałem do domu, wziąłem prysznic i się przebrałem. Wskazuje głową w kierunku drzwi. Odwracam się i widzę czarny, parciany worek przy mojej szafie. Max dodaje: 332
– Przywiozłem coś na zapas. Przywiózł zapasowe ubrania. Przywiózł zapasowe ubrania? Niedługo znajdę w łazience jego szczoteczkę do zębów. Jasna cholera, to się dzieje zbyt szybko. Wstaje i idzie do łazienki. – Po drodze kupiłem szczoteczkę do zębów. Wybałuszam oczy. Ogarnia mnie panika. No dobra. Oficjalnie przyznaję… wariuję. Siadam na łóżku i pytam: – Naprawdę? Myślisz, że będzie ci potrzebna? To znaczy… zamierzasz tutaj tak często bywać? Wcale nie wyczuwa mojej paniki i odpowiada z łazienki. – Uh, tak, tak sądzę. No wiesz… będziesz wpadać do klubu w każdą sobotę. Potem razem będziemy wracać do domu, prześpimy się tutaj, a rano pojedziemy po CeeCee, żeby zabrać ją na śniadanie. – Wraca i siada na łóżku. – Aha i moja mama chce, żebyśmy jutro wieczorem wpadli do niej razem na kolację. Jego kto? To za dużo. Przepadam. – Zaraz, zaraz, zaraz. Nikt nie mówił o rodzinnych obiadach, Max! Co do cholery? Jak twoja matka dowiedziała się o mnie? Co jej powiedziałeś? Na jego twarzy powoli rozciąga się uśmiech. – Jesteś przerażona. Parskam oburzona. – Co? Nie, nie jestem. Jestem po prostu ciekawa, dlaczego twoja matka zaprasza mnie na kolację, gdy ledwo widzieliśmy się nago i wybacz, ale nie wiem po co tutaj twoja szczoteczka, bo ustaliliśmy, że to po prostu będzie seks, wiesz? Seks i przyjaźń brzmiały fajnie, ale nie wtedy, gdy w grę 333
wchodzi niebieska szczoteczka do zębów w łazience! No i myślę, że natychmiast potrzebuję papierowej torby – sapię bez tchu. – Daj mi papierową torbę! Głupi facet się śmieje. – Nakręciłaś się. – Nadal hiperwentyluję, a on dodaje: – Mama zadzwoniła dzisiaj rano, żeby zapytać, czy przygotować śniadanie, ale powiedziałem jej, że nie, ponieważ umówiliśmy się z tobą. Zapytała o ciebie. Powiedziałem jej, że się spotykamy. Przyznałem, że to było dość nieoczekiwane, ale się stało. Podekscytowała się, ponieważ to w końcu moja mama. – Pochyla się i unosi palcami moją brodę. – Nie umawiałem się z nikim od dłuższego czasu. Mówiłem ci, że nie będę cię trzymał w tajemnicy, muffinko. Nie żałuję niczego, co się stało ostatniej nocy. Może sytuacja nie rozwinęła się zgodnie z planem, ale było niesamowicie, ponieważ było z tobą. I pragnę cię jeszcze bardziej. Wow. Co za przemowa. To było niesamowite. Nie mam
nic
przeciwko temu. Ciepło rozkwita wewnątrz mnie. Nagle chcę zerwać z niego spodnie. Pochyla twarz. – Chyba, że… no chyba, że masz wątpliwości. – Podnosi ręce i gada bez zastanowienia się. – Jeżeli tak jest, to w porządku. Nie chcę na ciebie naciskać, ani nic z tych rzeczy. – Kiwa głową, jakby chciał się uspokoić. – Jeżeli nie chcesz tego zrobić, po prostu powiedz, a ja się wycofam. Uśmiecham się, oboje wiemy, że to kłamstwo. Max nie umie odpuszczać. Kręcę głową i przyznaję: – To wszystko dzieje się bardzo szybko. Wpadłam w panikę, ale już jest w porządku. – Podnoszę głowę i patrzę mu w oczy. – Chcę to zrobić. Rzuca się twarzą w dół na łóżko i słyszę stłumione słowa:
334
– Dziękuję, kurwa, za to. Chichoczę i pocieram dłonią jego plecy. Wstaje i sprawdza swoją komórkę. – Dobra. Z tobą w porządku, za mną też i z nami tym bardziej. Chodź, pojedziemy po CeeCee. Patrzę na niego z lekkim zakłopotaniem. – Mówiłeś, że śniadanie o 10:00. Wygląda, jakby miał się roześmiać. Na swoje szczęście tego nie robi. – Jest 10:30, kochanie. Robię wielkie oczy. Skaczę i pędzę do łazienki. Gdy tylko patrzę w lustro jestem zaskoczona, że nie eksploduje na mój widok. Mam splątane włosy, na twarzy mam bałagan, ponieważ nie zmyłam wczoraj makijażu, a koszulka, którą naciągnęłam na siebie w nocy ma napis „Seksowana Bestia”. Jęczę, bo mam świadomość, że Max widział mnie w mojej najgorszej odsłonie. – O mój Boże, Max. Musisz dać kobiecie odpowiednią ilość czasu na przygotowanie się przed wyjściem. Śniadanie wymaga przynajmniej pół godziny na wyszykowanie się. Kolacja minimum półtorej. A teraz czekasz i wywierasz presję! Nie możesz tego robić kobiecie! Jego wysokie, muskularne ciało blokuje drzwi do łazienki. – Oczywiście, że mogę. Rzucam mu mordercze spojrzenie, unosi ręce w powietrze i poddaje się. – Dobra, już dobrze. Nie spiesz się. Mamy czas. Włączę jakiś program w telewizji.
335
Trzydzieści pięć minut zajmuje mi zmycie wczorajszego makijażu, wyszorowanie zębów, umycie i wysuszenie włosów, zmiana pościeli, zrobienie delikatnego makijażu i ubranie moich ulubionych, podartych dżinsów, białej koszulki, klapek i okularów typu aviator Ray
Bana.
Wchodzę do kuchni, biorę komórkę z ładowarki i mówię do Maxa: – Chodźmy, głupolu. Wyłącza telewizor i idzie za mną do drzwi. Zanim otwieram drzwi Max przyciąga mnie do siebie jednym, szybkim ruchem. Jedna jego ręka błądzi wokół mojej talii, a drugą ściska mój tyłek. Mruczy szorstko: – Wyglądasz dobrze, Lena. Lubię cię w dżinsach. Natychmiast mam sucho w ustach, szykuję się na jakąś impertynencką ripostę, ale jedyne, co wydostaje się z moich ust to westchnienie. – Ooooooch. Odwraca mnie i zakleszcza między drzwiami i swoim ciałem. Jego brązowe oczy odnajdują moje spojrzenie i od razu, mimowolnie, czuję twardniejące sutki. Pochyla się i przysuwa bliżej swoją twarz. Dobry Boże, pachnie jak łzy jednorożca48. Jego usta ledwo dotykają moich warg, gdy szepcze: – Wyglądasz pięknie. – Po czym składa lekki pocałunek na moich ustach. Prostuje się, bierze moją małą dłoń w swoją rękę i ściska ją lekko. – Chodźmy. Jestem głodny. Ledwo udaje mi się zamknąć za nami drzwi, ponieważ ciągnie mnie do swojego samochodu. Błagam… powiedzcie mi jak pachną łzy jednorożca… Kochana… to nie jest ważne, jeżeli tak pachnie MAX to ja biorę w ciemno :D - k 48
336
***
Max
Uśmiecham się do siebie, jadąc ręka w rękę z Heleną. Och, człowieku. Ona mnie zabije.
***
Helena
Uśmiecham się do siebie i nucę razem z radiem. Dyskretnie zerkam na nasze złączone dłonie leżące na środkowej konsoli. Minęło sporo czasu odkąd po raz ostatni trzymałam się z mężczyzną za ręce. To miłe uczucie. Trochę za dobre. Lepsze niż pamiętam. A może to po prostu dlatego, że to Max. Podjeżdżamy pod ładny, duży dom na przedmieściach. Max wyłącza silnik i odwraca się do mnie. – Chodź ze mną do środka. Uhm… nie. Uśmiecham się i proponuję:
337
– Czy nie mogę po prostu tutaj poczekać, gdy pójdziesz po CeeCee? Spóźnimy się na śniadanie. Wzrusza ramionami. – No to pojedziemy na lunch. No dalej, muffinko. Mama będzie niepocieszona, jeżeli nie wejdziesz. Przestaję się uśmiechać. – Tak, domyślam się, że będzie. Ale nie ruszam się, żeby wyjść z samochodu. Patrzy na mnie. – Czy ty się urodziłaś w stodole?49 Staram się z tego nie śmiać. Zamiast tego krzyżuję ręce na piersi i odpowiadam. – Jezus urodził się w stodole. Max wydaje z siebie nosowe phiii. – No i zobacz gdzie go to zaprowadziło. – W tym momencie parskam śmiechem, a on dodaje: – Krótka chwila, tylko o tyle. Proszę? Kto byłby w stanie odmówić prośbie Maxa? Wzdycham dramatycznie długo. – Dobrze, już dobrze. Chwileczka. To wszystko. Otwiera dla mnie drzwi pasażera, bierze za rękę i prowadzi podjazdem w stronę drzwi. Otwiera je bez pukania i słyszę dobiegające z kuchni głosy wielu rozmawiających kobiet. I natychmiast chcę zniknąć. Staram się wbić obcasy klapek w podłogę, ale niczego nieświadomy Max, ciągnie mnie za sobą. Gdy tylko znajdujemy się w ich polu widzenia, niska, dojrzała kobieta podbiega do nas. Mówi coś w języku, który brzmi jak hiszpański. Sięga w górę, kładzie dłonie na policzkach Maxa i przyciąga do 49
Chodzi o to, że drzwi są otwarte a ona nie wychodzi… tak się mówi w angielskim;)
338
siebie. Całuje go w policzki i czoło, jednocześnie mówiąc coś bardzo szybko, potem klepie go z uwielbieniem po policzku. A Max po prostu stoi tam i wcale się nie sprzeciwia. To najsłodsza rzecz jaką kiedykolwiek widziałam. Następnie patrzy na mnie. Wstrzymuje oddech i kładzie rękę na sercu. Przenosi wzrok na Maxa i mówi do niego: – Jest piękna. Rumienię się, a on odpowiada. – Wiem. Przecież ci mówiłem. Zachwycająca. Moje policzki płoną. Podchodzi do mnie bliżej wyciąga dłoń i bierze moją dłoń. – Witaj, Heleno. Jestem Cecelia. Widziałam cię wcześniej, ale nigdy z bliska. Jesteś piękną kobietą, a mój syn jest szczęśliwym mężczyzną. Mówi z lekkim akcentem i natychmiast czuję do niej sympatię. Z uśmiechem ściskam jej dłoń i odpowiadam: – Dziękuję, ale nie jest większym szczęściarzem ode mnie. Zdaję sobie sprawię z tego, że prawdopodobnie Max uważa moje słowa za grę na pokaz, ale tak nie jest, a w oczach jego matki widzę dumę. Tym krótkim zdaniem podbijam jej serce. Prostuje się i oznajmia: – Chodź. Zjedzmy. Zjeść? Co? Patrzę na Maxa, a on bezgłośnie mówi: przepraszam, ale nie zwracam na niego większej uwagi. Krew wrze w moich żyłach. Zostałam wkręcona. Robi krok w moją stronę i przytula mnie do siebie ramieniem, szepcząc do ucha. – Przepraszam. Wiedziałem, że spanikujesz, więc nic ci nie powiedziałem. Tylko my i moje siostry. Odpręż się.
339
Gdy tylko otwieram usta, żeby zarzucić mu dziecinne zachowanie, na korytarzu pojawia się CeeCee. Zbliża się do nas z kamienną twarzą. – Czyli to prawda? Spotykacie się? Wściekła małolata nie wygląda na szczęśliwą. Unoszę lekko ramiona. – Tak, kochanie. To prawda. Max się nie odzywa, po prostu otula mnie ramieniem, cicho wspierając. CeeCee zastanawia się i spuszcza wzrok, a Max zadaje jej pytanie: – O czym myślisz, kochanie? Patrzy na nas. – Myślę, że nie mam z tym problemu. Jestem tak zaskoczona jej wyznaniem, że nieświadomie rzucam: – Naprawdę? CeeCee jest już prawie w innym pomieszczeniu. Zatrzymuje się, uśmiecha do mnie i odpowiada: – Jesteś super, Helena. Lubię cię. – Nagle widzę niepokój na jej twarzy. – Ale nadal będziesz ze mną ćwiczyć, prawda? I nauczysz mnie gotować? Nie jestem pewna, co powie na ten temat James, ale mimo wszystko odpowiadam z przekonaniem: – Nic mnie przed tym nie powstrzyma. – I naprawdę tak myślę. Uśmiecha się nieśmiało i odpowiada nieśmiałym głosem. – Super. Max ciągnie mnie do kuchni, gdzie Leti, Maria i Isa gotują coś, co bardzo apetycznie pachnie. Wkraczając na plan boju Max pochyla się, a one całują go w policzki. Czuję się jak intruz. Unoszę rękę i nerwowo się witam. 340
– Cześć wszystkim. Isa rzuca się na mnie pierwsza. Dosłownie. Przytula mnie i ściska mocno. – Dzięki Bogu, że to ty! Gdy mama powiedziała, że Max się z kimś spotyka, pomyślałam, że będzie to jakaś słodka, skretyniała blond idiotka. Gdy mnie uwalnia, Maria natychmiast zajmuje jej miejsce. Przytula mnie i mówi z twarzą w moich włosach. – No wiem, wiem, dobra? Myślałam, że to będzie jakaś członkini klubu ździr, ale gdy mama powiedziała, że to ktoś, kogo znamy, pomyślałam, że może Mimi zmieniła drużynę. – Całuje mnie w policzek i kontynuuje z uśmiechem. – Cieszę się razem z wami. Nagle uderza we mnie fala emocji, zaciskając mocno gardło. Leti, najstarsza siostra Maxa robi krok w moją stronę i wyciąga ramiona. Podchodzę, a ona owija mnie w ciepłym, siostrzanym uścisku. Szepcze mi do ucha: – Zbyt długo był samotny. Dziękuję, Lena. Witaj w rodzinie. Zaciskam mocno oczy, próbując powstrzymać łzy, ale jedna uwalnia się i spływa po moim policzku. Wysuwam się z uścisku i z wymuszonym śmiechem wycieram wierzchem dłoni policzek. – No, cholera. Śmiało, doprowadźcie mnie do łez, dlaczego nie? Siostry Maxa uśmiechają się do mnie w sposób, który mówi „zawsze do usług”. Ramiona owijają się wokół mojej tali. Max kładzie usta na moim policzku i strofuje siostry: – Ej, to nasza pierwsza, oficjalna randka. Nie doprowadzajcie mojej kobiety do łez. Jego kobieta. Uhmm. Za dużo uczuć. 341
Otwierają się drzwi wejściowe i odzywa się znajomy, głęboki głos. – Jesteśmy! Och, nie. Max sztywnieje. Ściskam jego dłoń, a on się wzdryga. – Ała. Hej, za co to było? Uwalniam się z jego ramion i parodiuję głos Maxa: – Nie martw się. Będziemy tylko my i moje siostry! Kręci głową. – Nic o tym nie wiedziałem. – Zerkam na niego bykiem, a on robi wielkie oczy i rozkłada ręce. – Przysięgam! Wydaje się autentycznie zaskoczony słysząc głos Nika. Gdy jego mama wraca do kuchni, pyta przyciszonym głosem: – Mamo, co się dzieje? Myślałem, że powiedziałem jasno, tylko dziewczyny. Przechodzi obok niego wzruszając ramionami. – Jest za dużo jedzenia dla samych dziewcząt. Gdy gotuję dla rodziny, dzwonię po rodzinę. Wraca do spiżarni, a Max stoi oszołomiony. Oszołomiony odwraca się do mnie, a potem znowu zerka w stronę spiżarni. – Wrobiła mnie! Nik i Tina wchodzą do kuchni z Tatianą i Avą w ramionach. Tina uśmiecha się na mój widok. – Och, jej! Tak się cieszę, że tu jesteś! – Kładzie Avę na podłodze, po czym ściska mnie mocno, pocierając plecy i szturchając swoim dużym brzuchem. – Tęskniłam za tobą. Nigdy nie mamy czasu, żeby porozmawiać. Nik pochyla się i całuje mnie w czubek głowy. 342
– Kochanie. Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, gdy frontowe drzwi ponownie się otwierają. Znam te głosy. Kulę się. Nat wchodzi do pomieszczenia i zauważa nas wszystkich. – Co jest? – Patrzy na mnie. – Chcesz mi powiedzieć, dlaczego nie odbierasz telefonu? Mruczę skwaszona: – Nie odbierałam, ponieważ to ty dzwoniłaś. Rzuca się na mnie i ściska. – Wiesz co? Nawet mnie nie obchodzi, że jesteś wrzodem na moim tyłku, suko. To zbyt piękny dzień, żeby się wkurzać. – Uwalnia mnie z uścisku i uderza w ramię. Mocno. Krzywię się, a ona uśmiecha. – Chyba nie sądziłaś, że pozwolę ci odejść bez szwanku. Gdy pocieram moje bolące ramię, tylnym wejściem wchodzą do domu Trick i Lola. Trick wzrusza ramionami, wygląda na nieco zirytowanego. – Co jest, ludzie? Myślałem, że wpadamy na wyżerkę, co nie? Lola przewraca oczami, obraca się i przytula wszystkich, mrucząc: – Z tymi facetami zawsze chodzi o jedzenie. Ktoś ściska mój tyłek. Odwracam się szybko i widzę uśmiechającą się do mnie Mimi. – Cześć, skarbie. Uśmiecham się, owijam ramię wokół jej wysokiego, szczupłego ciała. – Hej. Trick podchodzi do mnie, całuje w policzek, a potem woła do Loli: – Obiecano mi jedzenie, kobieto! Nikt nie sprawia wrażenie zaskoczonego moją obecnością. 343
Dzięki Bogu. Cecelia wychodzi ze spiżarni. Zauważa nowo przybyłych i wita się ze wszystkimi, wysyłając nas na ganek. Wychodzę na zewnątrz i znajduję się w pięknym ogrodzie. Zadaszany ganek jest długi, bez problemu pomieści nas wszystkich, dorosłych i dzieci. Nat na rację. To jest piękny dzień. Świeci słońce, a na niebie sporadycznie widać chmury. Zamykam oczy i pozwalam, żeby owiała mnie lekka bryza. Czuję się tutaj jak w domu. Leti wychodzi na zewnątrz z dużą tacą boczku w dłoniach. – Siadajcie wszyscy. Jedzenie jest gotowe. Robię krok w jej stronę i pytam: – Czy mogę w czymś pomóc? Uśmiecha się do mnie. – Tak, oczywiście, że możesz. Posadź swój tyłek i zjedz zanim ta wygłodniała banda facetów pochłonie to wszystko. Uśmiecham się i przewracam oczami, zajmując miejsce na samym środku przy najbliższym boku stołu. Max zabiera krzesło stojące po mojej lewej stronie i odstawia je, po czym siada przy moim prawym boku. CeeCee wjeżdża wózkiem na wolne miejsce po mojej lewej i się uśmiecha. Sięgam w dół, ściskam jej dłoń: – Ćwiczyłaś, robaczku? Patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami i entuzjastycznie kiwa głową. – Tak, ćwiczyłam. I nawet tata nie musiał mi o tym przypominać. – To cudownie, kochanie. Jestem z ciebie taka dumna. Jakieś skurcze? Uśmiecha się łagodnie, parząc w dół na swoje kolana. 344
– Nie. Żadnych. Moje serce rośnie. Nic nie mogło zetrzeć uśmiechu z mojej twarzy. – To dlatego, że jesteś mistrzynią. Wszyscy zajmują miejsca i rozmawiają. Maria stawia na stole ostatnią potrawę i oznajmia: – Jedzmy! Mężczyźni sięgają pierwsi po jedzenie. Nie jestem zaskoczona widokiem Nika nakładającego potrawy na talerz Tiny. Zawsze był zbyt słodki dla własnego dobra. Nic dziwnego, że kobiety go uwielbiają. Jest seksowny i uprzejmy. Siedzę i czekam, aż głodni mężczyźni napełnią swoje talerze, zanim zajmę się swoim. Potraw jest bardzo dużo. Są naleśniki, jajka przygotowane na dwa różne sposoby, bekon, kiełbaski, paella, pita z masłem, pikantna fasolka, tortille, pieczone pomidory, smażone grzyby z czosnkiem, ziemniaczki smażone na maśle, świeże salsy i quiche. Och, Boziu. W skrytości ducha jestem podekscytowana faktem, że tu siedzę. Obracam się do CeeCee, wstaję i biorę jej talerz. – Na co masz ochotę, kochanie? Patrzy w dół na talerz, a potem na mnie. Nagle dociera do mnie, że CeeCee nie lubi już, gdy ktoś pomaga jej z nakładaniem jedzenia. Zatem gdy odpowiada, czuję ulgę. – Na razie poproszę jajecznicę, bekon i naleśniki. Podaję jej talerz a następnie przesuwam dłonią po jej kasztanowych włosach i pochylam się, żeby pocałować ją w czoło. – Smacznego.
345
Mężczyźni napełnili swoje talerze, ale odwracam się i zauważam, że talerz Maxa jest pusty. Patrzę na niego zaniepokojona. – Nic ci nie jest? Dlaczego nie jesz? Uśmiecha się do mnie, mówi cicho: – Czy mówiłem ci już, że pięknie dziś wyglądasz? Od słodyczy czuję ucisk w piersi. Uśmiecham się i równie cicho odpowiadam: – Owszem, mówiłeś, ale sądzę, że ja jeszcze ci nie powiedziałam jak niesamowicie przystojnie dzisiaj wyglądasz. Bo prawdę mówiąc, właśnie tak jest. Uśmiecha się szerzej. – No i teraz muszę cię pocałować. Spanikowana wybałuszam oczy. Syczę szeptem: – Max, nie. Proszę, nie rób tego. Pochyla się bliżej mnie. – Takie są zasady. Wypuszczam z irytacją powietrze. – Kto ustala te zasady? Max, proszę, przestań. O włos od moich ust, szepcze. – I tak się dowiedzą. Jego miękkie usta dotykają moich w delikatnym, ale głębokim pocałunku, a ja cieszę się, że jestem odwrócona plecami do CeeCee. Nikt nie chce oglądać, jak jego ojciec całuje jakąś laskę. Nienawidzę swojego serca za to, że pędzi jak szalone. Nienawidzę siebie za to, że się nie odsuwam. Ale po prostu nie mogę. Jestem bezsilna wobec tego mężczyzny.
346
Pocałunek trwa krótką chwilę, ale wystarczająco długo, żeby pokazać wszystkim, że przekroczyliśmy linię przyjaźni. Odsuwa się i jeszcze daje mi buziaka, jednego, drugiego, a potem trzeciego. Opiera się na krześle, kładzie rękę z tyłu mojego krzesła i rozgląda się wokół stołu. Wszyscy z wyjątkiem Nat, CeeCee, sióstr Maxa i mamy siedzą z otwartymi ustami. Tak naprawdę ci, którym nie opadły szczęki, uśmiechają się od ucha do ucha. Słyszę podniecone pomruki Nat: – Wiedziałam. Max rozgląda się zszokowanych przyjaciołach, po czym wstaje i bierze mój talerz. – Dalej, ludzie. Śniadanie stygnie. Wypełnia talerz moimi ulubionymi potrawami, oraz takimi, których jeszcze nie próbowałam, a szok na twarzy Nika zmienia się w szeroki uśmiech. Odwraca się do ponurego Ashera i oznajmia: – A nie mówiłem? Wisisz mi dziesięć dolców. Ash grzebie w kieszeni, nadąsany wyciąga banknot i teatralnie kładzie na dłoni Nika, który puszcza do mnie oko. Pochylam głowę, żeby ukryć uśmiech i lekko kręcę głową. Ash patrzy wilkiem na Maxa. – Zamierzam skopać ci tyłek. Max kładzie przede mną talerz, bierze swój i nakłada jedzenie dla siebie. Gdy siada, odpowiada znudzony. – Uspokój tyłek, Ghost. – Przytula mnie ramieniem i całuje w skroń. Odwraca
się
do prychającego
i pufającego
Ashera 50, mrucząc
z
rozbawieniem. – Zdenerwujesz moją dziewczynę. Zasłaniam dłonią twarz, ale całe moje ciało drży ze śmiechu. 50
Biedny Ash…
347
Słodki, zabawny Max.
348
ROZDZIAŁ 27
Helena
Po najlepszym śniadaniu jakie jadłam w życiu, zabieramy z Maxem CeeCee do domu. Sądziłam, że po prostu podrzucą mnie do mieszkania, żeby mieć trochę czasu tatuś–córka. Ale myliłam się. Gdy tylko weszliśmy do domu, CeeCee stwierdziła: – Niedziele są nuuudne. Czy ja zawsze muszę coś chlapnąć? To cała ja, więc jej odpowiedziałam. – Nie muszą takie być. Osunęła się na swoim wózku. – Ale takie są. To tak jak zasady, czy coś w tym stylu. Spojrzałam na nią, potem na Maxa. – Nie wiem, kto ustalił zasady, na które narzekacie… Potem wydarzyło się coś spektakularnego. CeeCee zerknęła na swojego ojca, a on jednocześnie popatrzył na nią. Wymienili konspiracyjne spojrzenia po czym parsknęli śmiechem. Dziewczyna zachichotała. – Tato stworzył zasady. Roześmiał się. – Och, do diabła, nie, nie, szkrabie. To ty rządzisz regułami. Nic na to nie mogłam poradzić, że uśmiech pojawił się na mojej twarzy. 349
– Czy któreś z was powie mi, o co chodzi z tymi zasadami, czy może wolicie śmiać się za moimi plecami i każecie mi cierpieć? Max zmrużył oczy i popatrzył na mnie, po czym szturchnął lekko CeeCee. – Powinniśmy jej powiedzieć? Zerknęła na niego. – Nie wiem. Co o tym myślisz? Wzruszył ramionami. – Twoja decyzja, maleńka, ale myślę, że ona jest całkiem w porządku. CeeCee uśmiechnęła się do mnie i skinęła głową. – Racja. Przecież teraz jest częścią rodziną. I w jednej chwili moje serce zostało ściśnięte przez czystą radość, jak i spalone czystym przerażeniem. Poczułam się jakby ktoś uderzył mnie cegłą w twarz. Nie chciałam tego stracić. Co się stanie, jeżeli Max będzie mnie miał po dziurki w nosie i stwierdzi, że nasza relacja zaszła wystarczająco daleko? Nie zostało mi nic innego jak zaczekać na ten dzień i mieć nadzieję, że wydarzy się to raczej później niż wcześniej. Będę się modliła o wystarczająco dużo siły, żeby poskładać swoje złamane serce po stracie nie tylko słodkiej CeeCee, ale również durnego Maxa. W najczarniejszym scenariuszu mogłabym wrócić do domu, do Kalifornii, żeby w samotności lizać rany. CeeCee wyjaśniła: – Tato ma zasady dotyczące zasad. – Zmieszana przechyliłam głowę, a ona kontynuowała. – Jeżeli znajdujesz się w sytuacji bez wyjścia, ustalasz zasadę, która pozwoli ci się z tej sytuacji wydostać. Roześmiałam się.
350
– Czy to nie…? Hmmm. Jakiego słowa szukam? Och, no tak! Mam już. – Spojrzałam wymownie na Maxa i rzuciłam. – To byłoby kłamstwo. Max pokręcił głową. – Dokładniej rzecz biorąc ozdobnik. I działa. Spojrzałam na CeeCee. – Naprawdę? Uśmiechnęła się. – Potwierdzam. Westchnęłam i rozłożyłam ręce. – W takim razie dobrze. Teraz, gdy już o tym wiem, będę musiała sama tego spróbować. Max podciągnął swoją koszulkę i palcami stóp zsuną buty. – Idę wziąć szybki prysznic. Poradzicie sobie, dziewczyny? Spojrzałam na CeeCee. Uśmiechnęłyśmy się do siebie i jednocześnie odpowiedziałyśmy. – Spoko. Gdy tylko Max zniknął, zawołałam CeeCee do kuchni, gdzie spędziłyśmy trochę czasu na pieczeniu ciasteczek i robieniu niezłego bałaganu. Zrobiłam dokładnie to samo, co wcześniej w domu robiłam z siostrami. Zanurzyłam palec w maśle i wysmarowałam nim twarz CeeCee, po czym oprószyłam ją mąką. Potem pochyliłam się nad blatem i zachęciłam ją, żeby zrobiła mi to samo. Zamknęłam oczy i pozwoliłam jej pracować nad moją twarzą. Gdy Max wpadł do kuchni, spojrzał na nas, uniósł ręce i powoli wycofał się poza strefę rażenia. Facet potrafił czytać między wierszami.
351
Gdy tylko nasze ciasteczka były gotowe, wzięłam papierowy ręcznik, zmoczyłam go i wyczyściłam nim twarz. Podałam CeeCee drugi mokry ręcznik, żeby mogła zrobić to samo. Przeszłyśmy do salonu, gdzie Max z nogami na pufie, oglądał mecz. CeeCee usiadła na swoim różowym, pojedynczym fotelu, a ja zajęłam miejsce obok Maxa. Dziewczyna spojrzała na półkę z płytami DVD. – Chcecie obejrzeć jakiś film? Nie miałam żadnego powodu, żeby odrzucić propozycję,
zresztą
nawet nie chciałam. – Brzmi świetnie. Max, wstań i wybierz coś. Spojrzał na mnie udawanym, gniewnym wzrokiem. – Umawiamy się jeden dzień, a tu już stawiasz żądania? – Wstał i podszedł do półki. – Do licha! Gadanie o wymaganiach. Oglądaliśmy „Jak wytresować smoka” i naprawdę mi się podobało. W rzeczywistości nie byłam pewna, czy podobał mi się film, czy fakt, że Max obejmował mnie ramieniem. Czułam się zaskakująco dobrze z jego otwartością. Gdy film się skończył, wstałam i przeciągnęłam się. – Wybaczcie, że zawracam wam głowę, ale myślę, że na mnie już czas. Jutro rano muszę być w pracy. Max odwrócił się do córki. – Dasz sobie radę, jeżeli pojadę odwieźć Helenę? Skinęła głową i lekko przewróciła oczami. – Tak, nic mi nie będzie. Nie spiesz się. Zarumieniłam się. Czy zdawała sobie sprawę z tego, że jej tato starał się wymknąć, żeby ze mną poświntuszyć? Fuj. To byłoby do bani. Ale Max, to Max, był perfekcyjnie opanowany. 352
– Dobrze, skarbie. Wrócę za godzinę, albo raczej za dwie. Upewnij się, że masz przy sobie cały czas komórkę, a jeżeli wydarzy się coś pilnego… Przerwała mu. – Tak, tato. Wiem. W pilnych sprawach mam przejść na drugą stronę ulicy do wujka Nika. Westchnął i pochylił się, żeby pocałować ją w czoło. – Jesteś dobrą dziewczynką. CeeCee uśmiechnęła się lekko, a następnie podjechała do mnie i przytuliła. – Dzięki za pokazanie mi jak zrobić ciasteczka. Uśmiechnęłam się do niej. – W każdej chwil, kochanie. Szybko się uczysz. Pożegnałyśmy się i sekundę później siedziałam już w samochodzie. Max odwrócił się do mnie i zlustrował całe moje ciało. – Wiesz, że w chwili, gdy zajdziemy się w twoim mieszkaniu, twój tyłeczek będzie mój. A niech go. Podobało mi się jak to zabrzmiało. Zamknęłam oczy i wyszeptałam do niego. – Nie odzywaj się do mnie podczas całej jazdy samochodem. Uwierz mi, to dla twojego własnego dobra. Jechaliśmy w ciszy, ale Max cały czas trzymał mnie za rękę i bawił się moimi palcami. Im byliśmy bliżej mojego mieszkania, tym mocnej musiałam zaciskać uda. To trwało zbyt długo. Wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy bez pośpiechu po schodach na górę, jak normalna para. Ale gdy
353
tylko otworzyłam mieszkanie, zostałam wepchnięta do środka i usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Dyszałam i patrzyłam na niego zszokowana. – Jezu, jeżeli zamierzasz mi rozkazywać, to lepiej, żebyś był gotów pieprzyć mnie, jakbyś mi coś wisiał. Popatrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Po chwili wyszeptał: – Dios Mio, jesteś cholernie doskonała. – Potem spojrzał na kuchenny blat i zawahał się. – Następnym razem. Chcę widzieć twoją twarz, gdy będziesz po raz pierwszy miała mojego fiuta. Och, ostro. Zaczynał mi się podobać władczy Max. Podszedł do mnie i jak w wyreżyserowanej scenie pochylił twarz w chwili, gdy ja uniosłam swoją. Całowaliśmy się powoli, ciesząc się swoim smakiem. Jadł z moich ust, warczał, a ja jęczałam z zachwytu. To była strona Maxa, którą miałam dopiero poznać. Ściągnął moją koszulkę przez głowę, zostawiając mnie w białym, bawełnianym biustonoszu. Przesunęłam paznokciami w dół jego czarnej koszuli i ściągnął ją jedną ręką. Całowaliśmy się, a ja gorączkowo próbowałam uwolnić go z reszty ubrań. Jakoś udało mi się zsunąć spodnie z jego bioder. Zdjął buty, ale nie wiedziałam, kiedy zdążył to zrobić. Zaczął rozpinać moje dżinsy, ale byłam szybsza. Poprowadził mnie tyłem do sypialni i popchnął na miękką, czystą narzutę, zakrywającą łóżko. Gdy leżałam, ciężko oddychając, zsunął spodnie z moich nóg. Potem byliśmy tylko my i nic więcej. Miałam na sobie jedynie majtki i pasujący do nich, bawełniany biustonosz. Oparłam się na łokciach i zauważyłam, że Max wpatruje się w 354
moje ciało, jednocześnie pocierając się przez materiał
srebrnych,
jedwabnych bokserek. Jęknęłam głośno, a moja cipka zaczęła pulsować. Mocno. Moje ciało niespodziewanie szarpnęło i zakryłam się, zatrzymując przedwczesny orgazm. Zdławiony dźwięk uciekł z gardła Maxa. Spojrzałam na niego jednym okiem. Ściskał się mocno przez cieki materiał bielizny, miał zamknięte oczy i mruczał udręczony: – Tylko nie znowu. Nie, nie, nie. To się tak szybko nie skończy! Sięgnęłam do zapięcia stanika, rozpięłam go i przytrzymałam w dłoniach. – Max. Otworzył oczy, a ja odsunęłam ręce, pozwalając stanikowi opaść i odsłonić moje piersi. Zrobił krok w moją stronę, przyciągnął do siebie i uniósł w górę. Owinęłam nogi wokół jego bioder, a ręce zaplotłam na szyi. Odwrócił się i usiadł na łóżku, trzymając mnie na swoich kolanach. Rozluźnił swój uścisk i pochylił się, żeby złapać z jękiem mój twardy sutek w usta. Zamruczałam i przeczesałam dłońmi jego włosy i wplątałam w nie palce. Nawet nie zauważyłam, że się o niego ocierałam, dopóki nie przeniósł ust na mój drugi sutek, poświęcając mu całą uwagę. Byłam przemoczona. Mokra. Moje majtki oficjalnie nadawały się do wyrzucenia. Delikatnie przygryzł mój sutek, po czym otoczył go językiem. Wiedział ile bólu zadać, żeby sprawić przyjemność. Czułam się rozpieszczana. Owinął wokół mnie ramiona, przyciągnął mnie bliżej do swoich ust, gdy ssał, kąsał i lizał moje ciało. Napięcie zaczęło się budować. Nie chciałam tego kończyć tak szybko.
355
Odchyliłam się, wzięłam w dłonie jego policzki i ponownie zbliżyłam nasze twarze do głębokiego, delikatnego pocałunku. Wzięłam go jak głodujący człowiek, potrzebujący pocałunku do przetrwania. Zarumieniłam się, moje ciało płonęło, potrzebowałam więcej. Zsunęłam się z jego kolan i stanęłam przed nim. Wzięłam jego ręce i położyłam na gumce mojej bielizny. Zrozumiał aluzję. Ogarnął się naprawdę bardzo szybko. Palcami złapał gumkę moich majtek i zsunął je wzdłuż moich nóg. Byłam naga. I bardzo mi się to podobało. Czułam się silna. A to była rzadkość. Sposób jaki Max na mnie patrzył powodował, że czułam się seksownie. Facet nie miał pokerowej twarzy. Podobało mu się to, co widział. Jego drgający fiut również wyrażał swoje uznanie dla tego, co było przed nim. To była jego kolej, żeby wstać i zrobił to. Jego oliwkowa skóra wyglądała dobrze i chciałam ją polizać, więc to zrobiłam. Pochyliłam się do przodu, w ułamku sekundy ustami objęłam jego sutek i delikatnie przygryzłam. Napiął brzuch i niski pomruk uciekł z jego gardła. Chciałam mu pokazać, co ze mną zrobił. Oczywiście zrobiłam to. Położyłam palce na gumce jego bokserek. To było to. To był moment, w którym zaczęło się robić poważnie. Przygotowałam się psychicznie. Byłam na to gotowa. Zaczepiłam palce o materiał bokserek i powoli zasunęłam je w dół. Gdy materiał był poniżej bioder, jego fiut uwolnił się, a ja otworzyłam usta. Chciałam go ponownie w swoich ustach, ale dzisiaj już nie było na to czasu. Potrzebowałam Maxa i chciałam go całego. Delikatnie położył mnie na środku łóżka i nakrył sobą moje nagie ciało, ogrzewając mnie swoim ciepłem. Przesuwałam dłońmi po jego skórze, a on szukał ustami moich warg. Był moim zupełnym przeciwieństwem. Ja byłam miękka. On był twardy… wszędzie.
356
Byłam blada. On był opalony. Przesunął dłonią po mojej nodze i złapał pod kolanem, unosząc ją i zaczepiając na swoim biodrze. Delikatnie szturchnął moją drugą nogę, odsunęłam ją na tyle, żeby się miedzy nimi mógł zmieścić. Po raz drugi osunął się na mnie, ale tym razem było inaczej. Jego gorąca, twarda męskość leżała ma moich mokrych wargach i to było niesamowite. Spojrzał na moją twarz i potarł fiutem moje wilgotne fałdki. Wiedział, co robił i byłam za to wdzięczna. Dzisiaj nie było mowy o udawaniu orgazmu! Huuuraaa! Pochylił twarz bliżej mojej, przygryzł moją dolną wargę, po czym wymruczał. – Zamierzam cię teraz pieprzyć. Moje sutki stanęły na baczność przy jego piersi i wiedziałam, że to poczuł, ponieważ z westchnieniem przysunął do mnie bliżej swoją klatę. Sięgnął w dół i ścisnął swoją męskość. Przysunął gorącą główkę fiuta do mojej mokrej cipki i delikatnie wcierał w siebie moje soki. Nie zatopił się w mnie jak szaleniec. Wepchnął we mnie główkę. Precyzyjnie i przy pełnej kontroli. Okrzyk wyrwał się z mojego gardła. Gorączkowo uniosłam ręce i złapałam jego ramiona, po czym zamknęłam oczy. Dyszałam i błagałam. – Jeszcze. Max ledwo nad sobą panował. Mięśnie jego ramion i brzucha uwidoczniły się, gdy je napiął. – O kurwa, ale jesteś ciasna. – Wsunął się głębiej, a ilość bólu i przyjemności się zrównoważyły. Ale wyczułam jego wahanie, gdy jego ciało zamarło nade mną. – Czy sprawiam ci ból?
357
Prawdę mówiąc trochę bolało, ale wiedziałam, że to minie. Nie chciałam, żeby przestawał, więc powiedziałam jedyną rzecz, którą mogłam, żeby go bardziej nakręcić. – Och Boże, to tak przyjemnie boli. Jeszcze. Nie przestawaj. Ta subtelna uwaga zatrzymała go w połowie, a ja głośno jęknęłam z powodu rozkosznego tarcia. Poruszał się w płytkich pchnięciach dopóki niemal całkowicie nie nabił mnie na swojego fiuta. – Zamierzam się zatrzymać. Nie chcę zrobić ci krzywdy, kochanie. Podnoszę wzrok i patrzę na niego. – Chcę tego wszystkiego. Uśmiechnął się do mnie. – Następnym razem, kochanie. Byłaś nietknięta przez długi czas, a ja… Chwyciłam mocno jego ramiona, uniosłam biodra, a następnie pchnęłam w dół, pochłaniając całą jego długość. Jęczeliśmy i dyszeliśmy jak zsynchronizowany duet. Moje serce pędziło, a oddech się urywał. Czułam się cudownie. Z nim we mnie. Całym nim. Pozbawiona tchu spojrzałam w górę, miał przymknięte oczy i intensywne spojrzenie. Odetchnęłam. – Pieprz mnie. I to zrobił. Zaczął się poruszać i rozkoszne pulsowanie zaczęło się tworzyć wewnątrz
mnie.
Myślałam,
że
zemdleję
z
powodu
intensywnej
przyjemności. Max uderzał mocniej, dźwięk naszych odbijających się o siebie ciał roznosił się echem po całej sypialni. Uniosłam twarz, a on się pochylił, spotkając się ze mną w połowie drogi i biorąc moje usta w
358
głębokich, wilgotnych pocałunkach, zarezerwowanych dla namiętnego seksu, którego doświadczaliśmy. Złapał mnie za biodra i przyciągał bliżej z każdym pchnięciem. Otaczający mnie świat zniknął zupełnie. Zamknęłam oczy, a sekundę później porwał mnie niespodziewany orgazm. Gwałtownie
otworzyłam
oczy, gdy moje ciało spięło się w czystej, niczym
niezmąconej
przyjemności. Sapnęłam i rozchyliłam usta. Z mojego gardła
uciekł
gardłowy jęk. Moja cipka zacisnęła się mocno i zaczęła pulsować wokół jego fiuta. Patrzyłam jak Max przygryzał wnętrze policzka, zaciskając szczękę przy każdym zwierzęcym pchnięciu. Pieprzył mnie, jakby nie mógł się powstrzymać. Pławiłam się w blasku mojego niesamowitego orgazmu, uniosłam się na łokciach i pocałowałam go w usta, językiem przeciągając po dolnej wardze. Warknął, skrzywił się i wiedziałam, że był blisko. Uniosłam się i owinęłam ramiona wokół jego szyi, przyciskając do niego piersi, gdy mnie
pieprzył.
nieprawdopodobnie
Zacisnął
ramiona
blisko
swojego
wokół ciała.
mnie Dysząc
i mu
przyciągnął do
ucha
wychrypiałam: – Tak dobrze cię czuć wewnątrz mnie. Zadrżał gwałtownie. Uspokoił się, odchylił głowę i ryknął, wysuwając się ze mnie sekundę przed kulminacją, której ciepło zalało mój brzuch. Bez prezerwatywy. Cholera. Byłam przekonana, że omówimy później naszą nieostrożność, ale oboje byliśmy półprzytomni. Zamknął oczy, jego pierś unosiła się, jakby przebiegł maraton. Brzmiał na wykończonego, gdy wymamrotał:
359
– Tak dobrze. Cholernie dobrze. – Otworzył oczy i spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem. – Jesteś niesamowita. A tak poza tym myślę, że cię kocham. Zachichotałam. –
Nie
możesz
deklarować
takich
uczuć
podczas
seksu.
–
Uśmiechnęłam się do niego i dodałam: – Taka jest zasada. Śmiał się długo i głośno. Jego fiut leżał na mojej kości łonowej, uniósł rękę. Podniosłam swoją dłoń i przybiliśmy piątkę, śmiejąc się z niedorzeczności całej sytuacji. Westchnął spokojnie, wstał i wyszedł z pokoju. Zanim wrócił do łóżka z chusteczkami podziwiałam jego napięty tyłek. Po czym gapiłam się na jego przód. Wytarł mnie delikatnie po czym wyrzucił chusteczki do kosza stojącego obok łóżka i wtulił się w moje plecy. Leżeliśmy na łyżeczkę. Ja leżałam, przytulając się na łyżeczkę do Maxa Leokova. I był nagi. Czy życie mogło być lepsze? Jedną rękę owinął wokół mojej talii, a drugą delikatnie masował moje piersi. – No więc, to był najlepszy seks w moim życiu – przyznał, obsypując moje ramie delikatnymi pocałunkami. Wydałam z siebie nic nie znaczący dźwięk. Odsunął się i nagle zrobił się nieco nerwowy. – Było dobrze.. prawda? – Wydałam z siebie kolejny bezsensowny dźwięk i wiedziałam, że za chwilę zwariuje. Krzyknęłam, gdy ugryzł mnie w ramię i zaczął się chwalić: – Wiem, co robisz! Wiem, że doszłaś, kobieto! Parsknęłam śmiechem. – Dobra, dobra. Chciałam cię wkurzyć. – Odwróciłam się w jego ramionach. Patrzył na mnie roześmianym spojrzeniem. Nigdy nie było mi
360
lepiej. – Przytuliłam się do niego, przycisnęłam usta do jego gardła i wymruczałam: – Uwielbiam to. Każdą sekundę. Drgania jego gardła łaskotały moje usta. – Dobrze, ponieważ to powtórzymy. Zawsze i przez wieki, amen. Na zawsze. Gdyby tylko… Po raz pierwszy od długiego czasu poczułam się dzisiaj rano lekko i szczęśliwie. Minęło więcej czasu niż pamiętałam. Zatem można sobie wyobrazić moje zaskoczenie, gdy weszłam do pracy wesoła jak skowronek, a James zerknął ponuro i wezwał mnie do swojego gabinetu, zaczynając rozmowę słowami: – Przykro mi Helena. To się nie uda.
361
ROZDZIAŁ 28
Helena
– Co? – pytam. James odkłada długopis na biurko i unika mojego wzroku. – Wczoraj wieczorem zadzwonił do mnie Max. Umawiacie się. Teraz oficjalnie mamy do czynienia z konfliktem interesów. Ośrodek nie może już dłużej wspierać twojej pracy z CeeCee. Jestem zaskoczona rozczarowaniem, które czuję. Strach
tworzy
zimny, twardy kamień w moich wnętrznościach. Unoszę dłoń i pocieram skroń. – Bardzo mi przykro, James. Nie planowałam tego z Maxem, tak po prostu wyszło. James w końcu patrzy na mnie. – On jest tym facetem, prawda? – Gdy nie odpowiadam, dodaje. – Tym, który cię nie zauważał. To był Max, prawda? Uśmiecham się smutno, ale nie mówię ani słowa. James wzdycha. – CeeCee ma się całkiem nieźle. Jest zmotywowana i sądzę, że poradzi sobie bez ciebie. Ogarnia mnie zimna gorycz. To ze względu na mnie jest jej lepiej, poświęciłam jej czas i byłoby świetnie, gdybym mogła nadal jej pomagać.
362
Łał! Nie mam pojęcia skąd u mnie taka myśl. Wiem, że James ciężko z nią pracuje. Chyba jestem po prostu zazdrosna o to, że nadal będzie to robił, a ja nie będę miała takiej możliwości. Zaskoczony unosi brwi. – No co? Nie zamierzasz ze mną o to walczyć? Wydaję z siebie zmęczone westchnienie. – Czy to pomoże? Kręci głową i odpowiada: – Ani trochę. Wstaję wkurzona. – Przykro mi, James. Tak jak mówiłam, nie wiedziałam, że to się tak potoczy. – Robię krok w stronę drzwi, ale coś mnie powstrzymuje przed wyjściem. Odwracam się i dodaję: – Ale jako dziewczyna Maxa, będę regularnie widywać CeeCee. Uczę ją gotować. Obiecałem jej to. Będę również nadzorować jej domowe sesje. Powiedz mi, jeżeli masz z tym problem, James. – Krew wrze w moich żyłach. – Powiedz mi, że masz z tym problem i mam złamać obietnicę złożoną trzynastoletniej, niepełnosprawnej dziewczynce. Podczas mojej tyrady rozczarowanie na twarzy Jamesa zmienia się w lekki uśmiech. –
Centrum
nie
ma
nic
przeciwko
związkom
pacjentów z
fizjoterapeutami, a na podstawie jej aktualnego entuzjazmu nie widzę problemu w waszej przyjaźni. – Wstaje, podchodzi do okna i patrzy przez nie. – I jeżeli zdecydujesz, no nie wiem… ćwiczyć w tym samym miejscu i w tym samym czasie, w którym CeeCee będzie pracować, nie mam na to
363
żadnego wpływu. Nic nie mogę z tym zrobić – Odwraca się i mówi stanowczo. – Niestety, nie mam takiej władzy. Mimo wszystko. Czy on mówi to, co ja myślę, że mówi? Gapię się w podłogę i potwierdzam: – Zatem, gdybym powiedzmy… ćwiczyła w parku, a jednocześnie CeeCee postanowiłaby ćwiczyć w tym samym miejscu i zupełnie przez przypadek wpadłybyśmy na siebie, to nasze spotkanie nie będzie żadnym zagrożeniem dla mojej pracy. James powoli przytakuje. – Tak jak powiedziałem, nie mam takiej władzy. W tym momencie żałuję, że ustaliłam z Jamesem zasadę o zakazie przytulania. Wychodzę z jego biura, ale mruczę przyciszonym głosem: – Dziękuję, James. Odpowiada: – Bardzo proszę. Jak nieprzytomna docieram do biurka i siadam na krześle, gapiąc się w ekran komputera. W końcu uderza we mnie, że mogę nadal ćwiczyć z CeeCee i uśmiecham się promiennie. Felicity podchodzi i siada na moim biurku. Zerkam w górę i widzę, że się do mnie uśmiecha. – Mówiłam, że cię zauważy. Po prostu musiał cię zobaczyć w innej odsłonie. – Wstaje i zaczyna odchodzić. – Biały Królik w sobotę? Wpisuję hasło do komputera i odpowiadam. – Będę tam. Nie widzę jej, ale słyszę jej śpiewną odpowiedź: – Holla!
364
***
Max
Winda się otwiera, idę korytarzem z uśmiechem na twarzy, o którym myślałem, że dawno temu został zakopany wewnątrz mnie. Okazuje się, że Helena znalazła go i wyciągnęła na światło dzienne wbrew mojej woli. Unoszę kubek z kawą do ust i idę do swojego biura. Biorę łyk i zamieram. Przy moim biurku stoi, wyglądający na wkurzonego, Asher oraz patrząca surowym wzrokiem Nat. Najwyraźniej czekają na mnie. Robię wielkie oczy. Nie podoba mi się to. Witam się z nimi z wahaniem. – Cześć wam. Co się dzieje? Nat robi krok w przód i krzyżuje ramiona na piersi. Prostuje się i pyta stanowczym głosem. – Jakie masz intencje w stosunku do mojej siostry? No cholera. A ja sądziłem, że to będzie dobry poranek. Ash podchodzi dwa kroki i staje obok swojej żony. Patrzy na nią i mówi: – Ja się tym zajmę. Patrzy na mnie i marszczy brwi. – Jakie masz intencje w stosunku do mojej siostry? Asher może być przerażający, jeżeli się z nim nie dorastało. Odstawiam kubek z kawą na biurko i odpowiadam z uśmiechem. – Lubię ją. Surowa mina Nat znika i odsłania piękny uśmiech.
365
– Naprawdę? Uśmiecham się szerzej i wzdycham rozmarzony. – Jest niesamowita. Naprawdę tak uważam. Ale Ash nie kupuje tego. Zaciska szczękę i wiem, że chce mnie walnąć w brzuch. Nat wyrzuca ręce w górę, po czym skacze na mnie. Łapię ją w ostatniej chwili. Jej miękki śmiech dzwoni mi w uszach. – O mój Boże, to wspaniale! Pojedziecie z nami do Kalifornii na wakacje i zatrzymacie się w domu naszych rodziców, a gdy weźmiecie ślub, będziemy rodziną! Teraz też jesteśmy rodziną, ale będziemy taką prawdziwą, najprawdziwszą! – Nat odsuwa się i z uśmiechem poprawia mój kołnierzyk. – Będzie cudowną mamą. Zawsze chciała mieć dzieci. – Wstrzymuje oddech i gwałtownie odwraca się do Asha. – Czy możesz sobie wyobrazić małe, biegające dookoła MaLenki?51 Na twarzy Asha pojawia się dezorientacja. – MaLenki? Nat przewraca oczami, jakby jego pytanie było głupie. – Max i Helena. Nadążaj, kochanie. Helena i ja małżeństwem? Mała Helenka i Max Junior? Serce zaczyna mi walić. Do diabła, nie. Podnoszę rękę, żeby zaprotestować, ale Nik wchodzi do mojego biura i kiwa głową w kierunku Nat. – Dlaczego ta szalona kobieta tak piszczy? 51
Jak nic… KULA OGNIA, Nat!
366
Otwieram usta, żeby odpowiedzieć, ale przerywa mi szczęśliwa Nat. – Max i Helena zamierzają się pobrać i mieć dzieci! Nik komicznie wybałusza oczy. – Jest w ciąży? Tak szybko? – Kręci głową. – Jezu, stary. Z pewnością się nie opierdalasz. Wystarczy. Podnoszę rękę i zaczynam mówić: – Ej, stary. Ona nie jest w ciąży. – Odwracam się do Nat. – I nie bierzemy ślubu. – Przenoszę wzrok na Asha. – Ale lubię ją i zrobimy to powoli. Po prostu się umawiamy. Musicie odpuścić. Nienawidzę siebie za myślenie w tej chwili o Maddy. Pamiętam jak się czułem, gdy nas opuściła. Nigdy więcej nie miałem z nią kontaktu, ale kopałem i szukałem. Szczerze mówiąc, gdy dowiedziałem się, że wyszła za mąż i miała dwóch synów, żałowałem, że to zrobiłem. Jak mogła zrobić coś takiego? Jak mogła żyć swoim życiem, udając, że nie istniejemy? Jakbyśmy nigdy nie istnieli? To dlatego zazwyczaj się nie umawiam. Nie mogę ponownie przez to przechodzić. Za pierwszym razem prawie mnie to zabiło. Zastanawiam się ile czasu zajmie Helenie zorientowanie się, że facet z nastoletnią, niepełnosprawną córką nie jest tym, czego szuka. Na szczęście relacja z Heleną nie jest niczym poważnym. No pewnie. Na szczęście trzymamy uczucia poza tym związkiem. Powtarzaj to sobie. Na szczęście nie ma ryzyka, że ponownie stracę serce. Ona już je dawno ma, stary.
367
Na twarzy Nat pojawia się smutek. Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale szybko rezygnuje. Chwilę później próbuje ponownie. W końcu mówi, jej słowa są ciche i wyważone. – Z ostatnim chłopakiem na poważnie umawiała się na ostatnim roku i bardzo ją skrzywdził, Max. Zranił ją tak bardzo, że bała się umawiać. – Słuchanie o dupku, który skrzywdził Helenę, powoduje, że chcę walnąć pięścią w ścianę. – Aż do teraz. Ona naprawdę cię lubi, Max. Może temu zaprzeczać, ale ja to widzę. Lubi cię… i to bardzo. – Oddycha głęboko, a następnie szepcze na wydechu. – Proszę, nie skrzywdź jej. Skrzywdzić ją? Czy nikt tego nie widzi? To ona posiada moc, dzięki której może mnie zranić. A zrobi to, gdy już będzie mnie miała dość. Nawet z tą świadomością nie mogę pozwolić jej odejść. Będę wokół niej tak długo, jak będzie mnie chciała. Helena nie może pokochać faceta takiego jak ja. Kto chciałby mężczyznę z połową serca? Owijam ramię wokół Nat i przytulam ją. – Nie skrzywdzę jej. Obiecuję. Uśmiecha się lekko, odsuwa się i cicho mówi: – Tylko o to cię proszę. – Prostuje się. – Dobrze. Muszę wrócić do pracy, ale zobaczymy się później. Całuje Asha w usta, a potem mnie i Nika w policzki, i odchodzi. Ash odwraca się do mnie. – Przysięgam na Boga, stary. Kocham tę kobietę ponad życie, z kolei ona tak samo mocno kocha Helenę. Skrzywdź ją. – Patrzy mi w oczy, żeby pokazać swoją determinację. – A ja ci wpierdolę. Nie ogląda się za siebie i wychodzi z mojego biura, a ja wołam za nim.
368
– Zapamiętam. Nik stoi przy drzwiach, opierając się o framugę. – Muszę przyznać, że byłem zaskoczony Heleną, ale nie aż tak zaskoczony. Co? – O co ci chodzi? Pochyla głowę i unosi brwi. – Jest wspaniała, zabawna, ma doświadczenie w pracy z takimi dzieciakami jak CeeCee i ma dobre serce. – Ściska mnie i boli w klatce piersiowej , a on dodaje. – Jest wszystkim na co zasługujesz, a nawet więcej. – Wstaje i wzrusza lekko ramionami. – Więc powiedz mi, czego się boisz. Mój brat. Widzi wszystko. Siadam na skraju biurka i zastanawiam się nad odpowiedzią. – Nie boję się. Nik podchodzi do biurka i siada obok mnie. Lekko kiwa głową. – Boisz się. Nie wiem co powiedzieć, ponieważ to prawda. Jestem przerażony. Cisza trwa tylko chwilę, po czym Nik dodaje. – Pamiętasz jaki byłem nieszczęśliwy, zanim pojawiła się Tina? Zanim zjawiła się Tina, Nik był humorzastym draniem, który wykorzystywał kobiety jedynie dla seksu. Ale Tina nie chciała seksu. Oczekiwała przyjaźni. Nik nigdy wcześniej nie miał przyjaciela w dziewczynie. Daliśmy mu nieźle popalić z tego powodu, ale jestem wdzięczny za Tinę. Dała Nikowi coś wyjątkowego. Nigdy nie myślałem, że będę tego świadkiem. Dała mu powód do życia. – Tak, pamiętam.
369
Trąca mnie ramieniem. – Nie chcesz czegoś takiego, jak my mamy? Bo możesz to mieć. Masz kobietę, która może ci to wszystko dać i masz ją na wyciągnięcie ręki. Moje gardło zaciska się ze wzruszenia, a ja nienawidzę okazywać słabości. Opuszczam głowę i szepczę. – Nie mogę tego ponownie zrobić, Nik. On odpowiada stanowczo. – Owszem, możesz. Kobieta taka jak ona cię nie zawiedzie. Złapie cię, jeżeli zdarzy ci się upadek. Kobietę pokroju Heleny trudno znaleźć, ale łatwo zatrzymać, jeżeli się ją dobrze traktuje. – Przerywa, po czym dodaje. – Ona nie jest Maddy. Mamroczę w odpowiedzi: – Tak, ale sądziłem, że Maddy miała w sobie to wszystko, co wymieniłeś, więc sądzę, że nie jestem najlepszy w osądzaniu charakterów. Wydaje z siebie rozdrażniony dźwięk. – Stary, wiem, że nie pamiętasz tego, co się wydarzyło w taki sam sposób jak ja, więc proszę bardzo. Wyłożę ci wszystko, bez względu na to, czy tego chcesz, czy nie. – Zsuwa się z biurka i staje przede mną. – Maddy była zrzędliwą suką. Zawsze taka była. Zaskoczony, podnoszę głowę. – Co? Nik wzdycha. – Wiem, że gdy jest się zakochanym, widzi się w tej drugiej osobie tylko dobre cechy, ale ja nie byłem w niej zakochany. Kurwa, ledwo ją lubiłem, gdy miała lepsze dni. Więc teraz, po trzynastu latach powiem ci szczerze, że Maddy nigdy nie zasługiwała na ciebie. 370
Siedzę zszokowany, a jedyne co mogę zrobić, to wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. – Gdy po raz pierwszy powiedziałeś mi, że się kochacie, dopingowałem wam. Przecież nie codziennie młody facet przychodzi do swojego brata, żeby oznajmić, że spotkał swoją jedyną. Cały wieczór przekonywałem cię, żebyś ją przyprowadził i dał nam szansę ją poznać. Pamiętam, jaki byłeś podekscytowany tym pomysłem. Następnego dnia wróciłeś do domu i wyglądałeś tak, jakby ktoś wymieszał twoje płatki, ponieważ Maddy nie byłą gotowa powiedzieć ludziom o waszym uczuciu. – Patrzy mi w oczy. – To było jej pierwsze uderzenie. Zachowywała się tak, jakby się ciebie wstydziła. Marszczę brwi. – To nie było tak. Chciała się upewnić, że zależało mi na niej, zanim powiedziała o nas rodzicom. Nik przewraca oczami. – Ach tak? A co powstrzymywało ją od powiedzenia o was przyjaciołom? Kurwa, ty powiedziałbyś wszystkim, gdyby ci nie zabroniła mówić o waszym związku. Och, daj spokój. Gadałeś z nią miesiącami przez telefon i deklarowałeś swoją miłość setki razy. Nigdy go takiego nie widziałem. – Cóż, chyba masz rację. To było dawno temu. Podnosi rękę. – Po drugie, gdy się spotykaliście i ona przychodziła do mamy, zawsze miała jakąś wymówkę, żeby z nami nie zjeść posiłku, nie była głodna, a przychodziła ze świadomością, że mama coś przygotuje. To było bardzo niegrzeczne. Siedziała jak idiotka i patrzyła jak jedliśmy, a potem
371
narzekała, że musi wracać do domu, chociaż tak naprawdę wcale nie chciała z nami spędzać czasu. Nie lubiła nas, a ty jej zawsze broniłeś. Kręcę głową. – To nie tak, że was nie lubiła, po prostu jej rodzina była inna niż nasza, wiesz? Nie byli tacy głośni, jak my. Byli poukładani. Nik z niedowierzaniem otworzył usta i stwierdził: – Wciąż jej bronisz! Krzywię się, gdy zdaję sobie sprawę, że ma rację. – Przepraszam, bracie. Wygląda na to, że stare nawyki nie umierają. Jego twarz łagodnieje. – Ostatnią rzeczą jaką pamiętam i której nigdy jej nie wybaczę, to jej zachowanie, gdy okazało się, że była w ciąży… – Zamknął oczy. – Obwiniała cię za to. Powiedziała, że zastawiłeś na nią pułapkę, żeby ją zatrzymać i żeby nie odeszła od ciebie. Uważała, że nigdy nie chciałeś, żeby poszła na studia. Nienawidziła cię za to. Była na ciebie obrażona. A ty byłeś w niej cholernie zakochany i wpatrzony jak w obrazek. Jestem spokojny. Właściwie wszystko co powiedział jest prawdą. Obwiniała mnie o zajście w ciążę. Uważała, że przeze mnie nie wzięła pigułki. Nie chciała CeeCee. Nigdy. Nik dodaje cicho. – Przykro mi, bracie, ale taka jest prawda. – Kładzie rękę na moim ramieniu w braterskim geście poparcia. – Nawiązując do Maddy… nigdy nie byłeś dla niej wystarczająco dobry. – Ściska moje ramię, po czym wychodzi, zamykając za sobą drzwi. Przez dłuższą chwilę nie reaguję. Mijają długie minuty, zanim sięgam po kubek z kawą. Zaciskam zęby, łapię mocno naczynie i rzucam nim przez
372
pomieszczenie. Obserwuję jak uderza o ścianę, rozbijając się na kawałki i rozpryskując kawę na białej powierzchni. Oddycham ciężko, drżę z gniewu. Dyszę i szepczę: – Nienawidzę cię, Maddy.
***
Helena
Wszystko mnie swędzi. Roztargniona drapię się po piersi, a moja noga nerwowo podskakuje pod biurkiem. Mam objawy odstawienia. Sięgam na drugą stronę biurka, biorę komórkę i szybko piszę. Ja: Wybacz, dostarczycielu wielu orgazmów, ale musisz zadzwonić do Wisienki na Torcie i zdjąć mnie z listy NIEOBSŁUGIWANYCH klientów! Potrzebuję babeczek… natychmiast! Odpowiedź nadchodzi bardzo szybko. Max: Muffinko, sądziłem, że jestem jedynym słodziakiem, którego potrzebujesz. Nie mogę powstrzymać chichotu. Osioł. Ja: Chociaż jesteś niezwykle pyszny, ja nie żartuję. Mam zespół odstawienia. Wszystko mnie swędzi, jestem czerwona i zrzędliwa.
Nie
chcesz, żebym była marudna w stosunku do pacjentów, prawda? Minutę później przychodzi kolejna wiadomość.
373
Max: Zdecydowanie nie chcę, żebyś była zrzędliwa, kochanie. Zadzwonię. Daj mi pół godziny. Moje serce rośnie, gdy nazywa mnie kochaniem. Potem tupię, klaszczę i wydaję z siebie cichy pisk. Ja: Mogłabym cię teraz pocałować! Chwilę później telefon wibruje w mojej dłoni. Max: Kochanie, chcę nie tylko twoich ust. Moja głowa opada z hukiem na biurkiem w udawanym omdleniu. Czuję pulsowanie między nogami, unoszę głowę i wysyłam do niego odpowiedź. Ja: Jestem w pracy! Nie możesz być taki uwodzicielski wobec mnie, gdy pracuję! Powinnam się domyślić odpowiedzi jeszcze zanim ją przysłał. Max: Oczywiście, że mogę. X Z uśmiechem uzupełniam raport dotyczący zajęć z pacjentem. Czas płynie szybko i kończę, zanim się orientuję. Siedzę na fotelu, sięgam do tyłu i pocieram zesztywniałe ramię. Domyślam się, że seks po tak długiej przerwie jest ciężkim wyzwaniem dla mięśni. Męskie dłonie niespodziewanie zaczynają masować moje ramiona. Z mojego gardła ucieka mi niski jęk. – O tak. Przykłada usta do mojego ucha. – Myślę, że mogę powiedzieć, że już słyszałem to wcześniej. Otwieram gwałtownie oczy, ale szepcze dalej: – Ale to było raczej: Och, taaak, jeszcze i Och tak, właśnie tak. Odprężona odwracam się do niego i pytam z uśmiechem. 374
– Co ty tutaj robisz? Staram się nie dąsać, gdy przestaje mnie dotykać, wstaję i odwracam się do niego. Max uśmiecha się do mnie, wygląda tak pysznie, że mogłabym go schrupać. Ma na sobie ciemne spodnie, szarą koszulkę z długimi, podwiniętymi do łokci rękawami i białe, sportowe buty. W ręku trzyma pudełko. Duże, różowo–białe pudełko. Moje serce wali. Jestem w szoku. – Nie zrobiłeś tego?! Wyrywam pudełko z jego rąk, kładę na biurko i otwieram. Znajduję w nim kilkanaście, gotowych do spróbowania, pięknych muffinek. Kręcę się dookoła i rzucam: – A… ale dlaczego? Unosi rękę i kciukiem gładzi mój policzek. – Ponieważ jesteś niesamowita. Ponieważ jesteś zabawna i urocza. I dlatego, że zasługujesz na skok poziomu cukru. Moje serce zapada się do wewnątrz pod naporem wszystkich uczuć. Nie przejmuję się tym, że jestem w pracy. Podchodzę trzy kroki do niego, biorę w dłonie jego policzki, ciągnę twarz w dół i składam mokre całusy na jego pełnych ustach. – Dziękuję, kochanie. Delikatnie bierze w dłonie moje ręce i je odsuwa. Podnosi je do ust, obraca i całuje moje kostki. – Muszę wracać do pracy. – Idzie tyłem i pyta. – Wpadniesz jutro na lekcję gotowania z CeeCee, prawda? Wzruszam ramionami, wiedząc, że nie jestem w stanie mu odmówić.
375
– Oczywiście. Puszcza do mnie oko i wybiega przez drzwi. Siadam przy biurku, uśmiecham się i patrzę na otwarte pudełko z babeczkami, mój nagły głód na słodycze się rozmywa. Przestaję się uśmiechać. Max miał rację. Jest jedyną słodyczą, której potrzebuję. I to mnie śmiertelnie przeraża.
376
ROZDZIAŁ 29
Helena Krzywię twarz i z bólu zamykam jedno oko, gdy Felicity ciągnie mnie za włosy, robiąc cienki warkocz z boku mojej głowy. – Ała, ciągniesz. – Wypuszczam oddech przez zęby. – To boli. Wysoka blondynka tylko uśmiecha się okrutnie. – Piękno boli, marudo. Jest sobota i szykujemy się do wyjścia do Białego Królika. Tydzień minął dość szybko, w ciągu dnia pracowałam, a cztery z pięciu wieczorów byłam u Maxa, siedzieliśmy, gotowałam z CeeCee i jedliśmy do syta. Nie byłam tam wczoraj, chociaż prosił, żebym przyszła. Czułam, że Max i CeeCee potrzebowali czasu dla siebie, więc przygotowałam dla Maxa listę zakupów, powiedziałam, żeby kupił wszystko do przygotowania do przygotowania bananowego deseru lodowego. CeeCee miała zrobić dla nich pyszny podwieczorek. Późnym wieczorem dostałam wiadomość ze zdjęciem uśmiechniętych Maxa i CeeCee, oboje mieli twarze wysmarowane lodami i sosem czekoladowym. To było urocze i nagle chciałam tam być z nimi. Telefon wibruje w mojej dłoni, unoszę go i sprawdzam ekran. Max: Trzy godziny, aż zobaczę twój piękny uśmiech.
377
Gigantyczny uśmiech pojawia się na mojej twarzy, jest tak szeroki, że bolą mnie policzki. Dostaję takie wiadomości przez ostatnie pięć godzin. Co godzinę jedną. Pierwsza mówiła: Siedem godzin, aż pocałuję twoje słodkie usta. Druga brzmiała: Sześć godzin, aż zobaczę twoje piękne, zielone oczy. Trzecia z kolei: Pięć godzin, aż ścisnę twój seksowy tyłeczek. Czwarta stwierdzała: Pięć godzin, aż otulę cię ramionami. A gdy już to zrobię, to nie wypuszczę. Z pewnością można powiedzieć, że ten mężczyzna wie, jak sprawić, żeby kobieta poczuła się wyjątkowo. Prawdą jest również fakt, że moje serce nie jest bezpieczne przy Maxie. Jest znacznie bardziej rozpraszający niż się spodziewałam. Nie chcę się ze mną widywać raz na jakiś czas. Chce, żebyśmy się spotykali codziennie. A gdy mówię mu, że nie możemy się zobaczyć, zaczyna się dąsać. Jest tak cholernie słodki, że serce mnie boli. Nie jestem pewna, co się między nami dzieje, ale czuję, że to jest realne. Jak prawdziwy związek. Nawet nie chodzi o seks. W ciągu ostatnich trzech wspólnych wieczorów, jedynie się całowaliśmy, przytulaliśmy i rozmawialiśmy, gdy CeeCee poszła spać. Jestem bardzo zdezorientowana rolą, którą mam odgrywać. Tak naprawdę, to już nie wygląda na rolę. To Max powiedział, że nie może mi dać całego siebie, ale mam nieodparte wrażenie, że jednak daje mi każdy kawałek siebie. Zagnieżdża się w moim sercu tuż obok miejsca zarezerwowanego dla CeeCee, ale najbardziej niepokojące jest to, że chcę go tam. Felicity ponownie ciągnie mnie za włosy i wydyma usta, gdy na nią patrzę. – Och, ty suko! Zrobiłaś to specjalnie!
378
`
Nasze spojrzenia spotykają się w lustrze. – Mieszkam tu całe życie i nie mogę znaleźć faceta, który chciałby
poważnego związku. A ty jesteś ty jeden, cholerny miesiąc!... I co? Zgarniasz największe ciacho w okolicy. – Dąsa się patrząc w lustro. – To nie jest sprawiedliwe. – Działamy z Maxem powoli. Może się nam przecież nie udać, Fel – odgryzam się. Prawdę mówiąc, on właśnie na to liczy. Przewraca oczami. – Przez cały dzień wysyła ci wiadomości, że nie może się doczekać waszego spotkania. Przynosi ci babeczki do pracy i chce, żeby jego córka cię poznała. Myślę, że to dużo poważniejsza sprawa, niż oboje myślicie. Jest wobec ciebie szczególnie słodki i nawet już nie flirtuje! Nie flirtuje? – Naprawdę tego nie robi? – pytam zaskoczona. Unosi brwi kręci głową. – Nie. W każdym razie nie ze mną. Nie widziałam też, żeby flirtował z Willą. Cholera, nie zauważyłam, żeby z kimkolwiek flirtował. – Marszczy brwi. – Wiesz co? Może będziemy go obserwować dzisiaj wieczorem. Zobaczymy jak się będzie zachowywał. Przysięgam na Boga, że kobieta, która sprawi, że Max Leokov przestanie flirtować… – przechyla głowę na bok. – … jest jego jedną jedyną. Moje serce ożywia się i w tym samym czasie umysł wyciąga język i prycha. Wzdycham.
379
– Masz urojenia. Kliniczny przypadek obłąkania. Powinnaś się umówić na wizytę u specjalisty. Felicity chichocze. – Masz szczęcie, że cię lubię. – Krzywy uśmiech zastępuje śmiech. – Poza tym kupiłam ci sukienkę na wieczór i… – Ignoruje mój głośny jęk dezaprobaty i dodaje głośniej. – I założysz ją dzisiaj wieczorem. W tym momencie zaczynam marudzić. – Już ci mówiłam, że nie lubię sukienek. – Prostuję się na krześle. Zakładam ramiona na piersi. – Nie, nie założę kiecki. Felicity wychodzi z pokoju i odpowiada. – Myślę, że możesz zmienić zdanie. – Wraca do sypialni, ja wzdycham, a ona dodaje. – Gdy ją zobaczysz. W dłoniach trzyma
najbardziej
spektakularną
sukienkę,
jaką
kiedykolwiek widziałam. Jest cała czarna, bez rękawów, dekolt ma biżuteryjnie ozdobiony. Sięga do połowy uda i wokół talii
ma
rozkloszowaną spódnicę, pod którą bez problemu udałoby się ukryć jakiegoś małego psiaka. Cała sukienka ma szwy w miodowo–musztardowym kolorze. Natychmiast ją uwielbiam. Ale i tak nie mogę jej założyć. – Jest wspaniała, Felicity. I uwielbiam ją. Naprawdę. Ale… – Błagalnie patrzę jej w oczy. – Ale nie mogę jej założyć. Widzę smutek na jej twarzy. – Trudno. W porządku. – Wzdycha i przesuwał dłonią po sukience. – No tak… kogo obchodzi, że pojechałam do śródmieścia, żeby znaleźć seksowną sukienkę, w której mogłabyś się pokazać swojemu nowemu facetowi. Nie nosisz sukienek. Powinnam to lepiej przemyśleć. Ale wiesz… mogłabyś przynajmniej ją przymierzyć? Dla mnie? 380
Posyła mi spojrzenie szczeniaczka i macha swoimi niedorzecznie długimi rzęsami. Przewracam oczami i zabieram jej z rąk sukienkę. – Dobra. Ale robię to tylko dla ciebie. Przymierzę ją, a potem się odczepisz. Felicity klaszcze w dłonie i się uśmiecha. – Huuura! Dobra, wsadź w nią swój tyłek. Przebieram się w łazience, zrzucają z siebie spodnie od jogi i koszulkę i zakładając sukienkę. Gapię się na swoje odbicie w lustrze. Jest idealna. Wygląda na mnie perfekcyjnie. Nigdy wcześniej nie chciałam tak bardzo założyć sukienki. Tej pragnę ponad życie. Wychodzę z łazienki, wracam do sypialni i Felicity piszczy. – O mój Boziu! Jest cudowna. To znaczy, ty w niej wyglądasz wspaniale. Uwielbiam to. Absolutnie musisz ją założyć. Staje za mną i zapina zamek. Mamroczę. – Uhm… Sama nie wiem. Nie uważasz, że wyglądam trochę zbyt fantazyjnie? – Wyglądasz odpowiednio fantazyjnie. Przysięgam, że leży, jakby była szyta specjalnie dla ciebie. Gdy tylko ją zobaczyłam, wiedziałam o tym. Trochę mnie kosztowała, ale wiedziałam, że muszę ją kupić dla ciebie. Była na wystawie butiku o nazwie Lena. – Wzrusza lekko ramionami. – To był znak, czy coś w tym stylu. Nagle czuję się naga, zasłaniam się. – Nadal nie jestem przekonana. Felicity wypuszcza pełne irytacji spojrzenie. – Poproszę o niezależną opinię. – Po czym wychodzi.
381
Słyszę otwieranie drzwi wejściowych, a po chwili wraca z Nat. Siostra gapi się na mnie, chodzi dookoła, po czym rzuca: – Ale… ale jak? – Odwraca się do Felicity. – Jak, na Boga, udało ci się ją namówić, żeby to założyła? Felicity uśmiecha się z zadowoleniem. – Poczucie winy. Nat robi wielkie oczy, pstryka palcami i syczy. – Poczucie winy! No jasne! – mruczy. – Kiedyś groziłam jej ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu. – Kręci głową. – Ale to nigdy nie zadziałało. Ostrożnie pytam Nat. – Jak wyglądam? Nat wygląda na znudzoną i kręci nosem. – Wyglądasz w porządku. Znam swoją siostrę na tyle dobrze, żeby wiedzieć, kiedy się drażni, bo wyglądam cholernie gorąco. Z uśmiechem odwracam się do Fel i oznajmiam. – Dobra. Założę ją. Nat uśmiecha się, a potem chichocze. – Dobry Boże, Max dostanie zawału. Przestaję się uśmiechać i ściska mnie w dołku. – Sądzisz, że mu się nie spodoba? Odpowiada z irytacją: – Nie pieprz, będzie cię w niej uwielbiał. – Wychodzi z mojego mieszkania i krzyczy. – Na jego nieszczęście, pozostali faceci będą mieli całkiem podobnie.
382
Zanim wchodzi do swojego mieszkania maniakalnie trajkocze: Och. Felicity uśmiecha się i wskazuje na mnie porozumiewawczo. – O tak. Czas, żeby dopadła do Flirtzilla. Przewracam oczami, ale się uśmiecham. Zazdrosny Max? Zabiłabym, żeby to zobaczyć. Mój telefon brzęczy, leżąc na komodzie. Max: Dwie godziny, aż usłyszę twój słodki śmiech. Moje serce bije szybciej, gdy ogarnia mnie ciepło. Och, stary. Mam kurewsko przesrane.
Helena
Gdy tylko przyjeżdżamy do klubu, czuję w brzuchu ekscytację z faktu, że zobaczę Maxa. Jestem pewna, że nie powinnam się tak czuć. Wita nas B–Rock i wpuszcza do klubu. Trzymamy się za ręce i przedzieramy przez tłum. Jest cholernie tłoczno, a jeszcze nie ma dziesiątej wieczór. Zazwyczaj kub jest jeszcze spokojny o tej godzinie. Gdy docieramy do schodów prowadzących do strefy VIP, nowa, nieśmiała Alicja stoi tam i wbija wzrok w podłogę. Felicity odzywa się pierwsza. – Cześć. Helena Kovac z przyjaciółką. Nieśmiała Alicja jąka się. – Ja… jasne. Zapraszam na górę. – Cofa się i sięga po aksamitną linę, a wtedy mogę przyjrzeć się jej twarzy. Wtedy doznaję olśnienia. 383
– Willa? Nieśmiała Alicja się wzdryga. – Nie. Niestety. Felicity obserwuje mnie z zainteresowaniem. Podchodzi bliżej do dziewczyny i pochyla się, żeby spojrzeć jej w oczy. Robi zaskoczoną minę i niemal krzyczy na naszą koleżankę z pracy. – Jasna cholera, dziewczyno! Masz kilka rzeczy do wyjaśnienia! Willa ponownie się wzdryga i odwraca twarz, żeby na nas spojrzeć. Przebiega wzrokiem na prawo i lewo. – Proszę, nie mówcie nikomu, że tutaj pracuję. Błagam. – Jest bliska paniki. Kładę rękę na jej ramieniu i zapewniam: – Hej, nie zamierzamy nikomu nic powiedzieć. Prawda, Fel? Felicity uśmiecha się łagodnie. – To nie moja sprawa do opowiadania, Willa. Willa wyraźnie się odpręża. – Och, dzięki Bogu. Nie chcę, żeby Whit wiedział. Ja nie… – ścisza głos. – Nie chcę, żeby zobaczył mnie tak ubraną. Patrzę na odstawioną Alicję z Krainy Czarów w adekwatnie dobranym stroju. Spódnica jest krótsza, niż mini, wykończona białą koronką i podwiązkami pod spodem. Jej stopy zdobią niebotycznie wysokie, białe buty Mary–Jane. Nosi białą perukę z lekką, niebieską nutą oraz jasnoczerwoną szminkę. Wygląda seksownie. Uśmiecham się do niej. – Willa, widziałaś się w lustrze? Czy dobrze się sobie przyjrzałaś, zanim zaczęłaś pracę? 384
Wygląda na to, że nie czuje się komfortowo. – Oczywiście, że to zrobiłam. Wiem jak wyglądam. – Jestem zdezorientowana, ale w końcu Willa dodaje. – Wyglądam jak latawica. Damy się tak nie ubierają, to niestosowne. Ale jestem zdesperowana. Potrzebuję pieniędzy. Felicity krztusi się śmiechem, po czym pyta. – Czy uważasz, że Helena wygląda dzisiaj jak puszczalska? Willa robi się biała jak ściana. – Och, niebiosa, nie! Felicity drąży dalej. – A co sądzisz o mnie? Willa patrzy tęsknym wzrokiem. – Wyglądasz pięknie. Obie wyglądacie powalająco. Wchodzę na schody. Gdy to robię, odwracam się do niej i wyznaję: – Wyglądasz w tym bardzo seksownie. Myślę, że gdyby James cię w tym zobaczył, nie byłby w stanie utrzymać rąk z dala od ciebie. Idę na górę po schodach i słyszę, jak Felicity dodaje: – Nigdy nie wyglądałaś lepiej, kochanie. Miłej zabawy. I nie martw się, nie puścimy pary z ust. Wchodzę na ostatni stopień i odwracam się. Widzę na twarzy Willi nieśmiały uśmiech. Misja zakończona sukcesem. Obie docieramy do stolika, gdzie biedna, duża, ciężarna Tina siedzi bez butów, ze stopami opartymi na stołku, który musiał jej ktoś przynieść. Dotyka brzucha i rozmawia z Nat, Isą i Leti. Mimi, Lola i
Maria
rozmawiają, sącząc drinki przy barze. Jedynymi facetami przy nich są Nik i 385
Trick. Zazwyczaj w sobotnie noce mają nieco luzu. Ash będzie zajęty w biurze ochrony, a Max będzie dbał o porządek kręcąc się między klientami, upewniając się, że są zadowoleni i niczego im nie brakuje. – Cześć wszystkim – witam się i siadamy z Felicity naprzeciwko Tiny. Nie wygląda na szczęśliwą. – Cześć. Marszczę czoło. Ktokolwiek zdenerwował Tinę, zasłużył, żeby mu przywalić. Trzeba się mocno postarać, żeby zirytować Tinę. Po prostu lepiej tego nie robić. – Co się stało? Nik wzdycha. – Tina korzystała z łazienki na dole i widziała tam kobiety zażywające narkotyki. Jest zdenerwowana faktem, że ktoś przyniósł to gówno do klubu. To zrozumiałe. Patrzę na Nika. – Nie można czegoś z tym zrobić? Wzrusza ramionami. – Nie mogę wejść do damskiej toalety, będę musiał zatrudnić kobietę do ogarnięcia tego miejsca. Nie jestem pewien, czy to się w ogóle opłaca. Felicity marszczy czoło, jest zamyślona. – Czy Max nie może tego zrobić? Nie wystarczy stanąć przy drzwiach? Nik kręci głową. – Ma dużo pracy między klientami. Nie chcemy, żeby to odpuścił. Poza tym, co mógłby zrobić, stojąc przy drzwiach? To byłoby marnowanie jego umiejętności. 386
Podnoszę rękę, bo przecież jestem wyjątkowa. – Ja to zrobię. Tina mruga. – Mogłabyś? Wzdrygam lekko ramionami. – Pewnie. Nik patrzy na mnie przez chwilę i się zastanawia. – No nie wiem. Wybacz, kochanie. Nie wyglądasz wystarczająco agresywnie. Nat się uśmiecha. – Och, jest wystarczająco agresywna. – Chrząka. – Na przykład, mogłabym ci opowiedzieć o takim małym plakacie, który trzyma w… Zanim kończy zdanie, rzucam się przez stół, powalając Nat na ziemię. Zaciskam zęby i łapię ją za szyję. – Powiedz jeszcze jedno słowo i jesteś martwa! Nat dławi się ze śmiechu. – Widzisz! Ściskam ją mocniej, a ona rechocze. – Odpierdol się ode mnie, suko! Za moimi plecami Lola melodyjnie rzuca: – Helena, widzę twoje majtki. Trick mamrocze zszokowany: – Nie spotyka się wielu kobiet, które noszą taki rodzaj bielizny. Wtedy go słyszę. – Koleś, to samo powiedziałem. Ash marudzi:
387
– Kiedy widziałeś jej bieliznę? Max odpowiada bez zastanowienia: – Widziałem już kilka razy. Nat odpycha mnie od siebie, zerkam i widzę Asha, rzucającego się na Maxa i łapiącego go za szyję. Ash syczy: – Skopię ci dupę! Ale Max dławi się z rozbawienia i oznajmia. – Było warto! Ash uwalnia Maxa i odpycha go. – Nie jesteś tego wart. Nat wstaje i pomaga mi się podnieść. Nik pyta: – Naprawdę chcesz tutaj pracować? Max wtrąca się zaskoczony: – Co? Przytakuję, dysząc z wysiłku. Duszenie siostry to ciężka praca. – Tak. Potrzebuję pieniędzy. Max pyta zdezorientowany: – Potrzebujesz pieniędzy? Nik kiwa głową z uśmiecham. – Jesteś zatrudniona. – Ściąga swoją czarną smycz z szyi i zakłada na moją. – Sądzę, że nie potrzebujesz oprowadzenia. Stawka to trzydzieści sześć dolarów za godzinę. Będziesz pracować cztery godziny w każdą sobotę od dzisiaj. Co ty na to? Jestem zaskoczona. – Wchodzę w to. Max stoi przede mną i wygląda na wkurzonego. 388
– Potrzebujesz pieniędzy i nic mi nie powiedziałaś? Przewracam oczami. – Oczywiście, że potrzebuję pieniędzy. W końcu mieszkam teraz w Nowym Jorku. – Marszczę brwi. – A co to w ogóle za postawa? Myślałam, że zostanę pocałowana i przytulona, no wiesz, cały ten jazz. Jego twarz łagodnieje. – Chodź tutaj. – Wchodzę w jego otwarte ramiona, przytulam się, a on owija mnie mocno, przesuwając dłonią w górę i w dół moich
pleców.
Chowa nos w mojej szyi i mruczy. – Ta sukienka. Uśmiecham się i pytam niewinnie. – Co z nią? Kąsa moją szyje. – Zabijasz mnie, muffinko. Muszę pracować, podczas gdy ty masz ją na sobie. Pieprzone tortury. Mimi prycha. – Najpierw go nawet nie lubiłaś, a teraz nie możesz się od niego odkleić! Max unosi głowę z mojego karku, całuje mocno i odwraca w moich ramionach, więc mogę zmierzyć się z tłumem. Lola uśmiecha się do nas i grucha: – Jesteście uroczy! Przysięgam. – Bawi się słomką i pyta zainteresowana. – No dalej, Helena. Powiedz nam, dlaczego nie lubiłaś Maxa. Umieram z ciekawości. Max mruczy. – Nie ty jedna. – Uderzam go łokciem w brzuch. Zgina się i krzyczy. – Co? 389
Otwieram usta, żeby zakończyć temat, ale Felicity jest pierwsza. Śmieje się głośno. – Och, ludzie. To jest naprawdę bardzo, bardzo złe. Nat wstrzymuje oddech. – Wiesz dlaczego? – Odwraca się do mnie. – Dlaczego ona wie? Mi nigdy nie powiedziałaś. Po raz kolejny otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale jest już za późno. Felicity mnie uprzedza. – Cóż, wszystko zaczęła się na twoim ślubie. Jestem zaskoczona, że nie wiedziałaś. Pochylam się w kierunku przyjaciółki i syczę: – Zamknij się! Max zasłania mi usta dłonią i oznajmia: – Nie, nie. Mów dalej. Chcę wiedzieć! Więc zaczyna. – Więc… Helena miała oko na Maxa od pierwszego spotkania. Rumienię się, spuszczam głowę, walcząc z zakłopotaniem. Max pyta mnie cicho: – Czy to prawda? Wzruszam lekko ramionami, ponieważ nie chcę odpowiadać na to pytanie. Felicity kontynuuje: – No i jest ślub. No wiecie… dziewczyny łapią o co mi chodzi, prawda? Wszystkie dziewczyny posyłają jej znaczące spojrzenie, kiwając głowami i uśmiechając się chytrze. Jesteśmy kobietami. Wesela powodują,
390
że jesteśmy rozemocjonowane. Emocjonalne i napalone. Nie wiem dlaczego, ale takie są zasady. Mój umysł się wzdryga. Teraz nawet mówisz tak jak on! Felicity kontynuuje zanim udaje mi się ją powstrzymać. – Zatem… Helena była gotowa zrobić pierwszy krok w stronę naszego przystojnego Maxa. Przez cały wieczór obserwowała jak flirtował z każdą kobietą, która miała puls i zbierała się na odwagę, żeby zaproponować mu drinka. I zrobiła to. – Odwraca się w kierunku Maxa i kręci głową. – A on nawet nie spojrzał na nią znad swojego telefonu. Tak naprawdę, zupełnie ją zignorował. Dziewczyny siedzą z otwartymi ustami. Ramiona Maxa zaciskają się mocniej wokół mojego ciała. Tina wygląda na zasmuconą. – Max, nie zrobiłeś tego. Ale zanim Max może odpowiedzieć, Fel kończy swoją opowieść: – Och, zrobił to, zrobił. I to nie jest najgorsza część. Po tym jak ją zignorował i odrzucił... – Robi dramatyczną przerwę. – Wtedy nazwał ją Helen! Kobiety wzdychają z obrzydzeniem, a mężczyźni wydają z siebie niskie dźwięki zmieszania. Och, tak. To noc do bani, dupki.
391
ROZDZIAŁ 30
Max Moje
wnętrzności
opadają.
Nie
zrobiłem
tego!...
Prawda?
Wypuszczam przeciągłe westchnienie. Istnieje szansa, że jednak tak było. Zraniłem Helenę. Ja pierdolę. Ale, do cholery, zamierzam to jakoś naprawić.
***
Helena Nat pochyla się, wygląda na wkurzoną i uderza Maxa w nogę, mrucząc: – Kretyn. W tym samym czasie Nik uderza Maxa w potylicę, mrucząc gniewnie: – Dupek. Max przytula mnie mocno i zaczyna się bronić.
392
– Nie pamiętam tego! Przysięgam! – Patrzy na Nika. – Myślisz, że gdyby Helena uderzała do mnie, to powiedziałbym nie? Nik wydaje z siebie westchnienie i pogardliwie patrzy na brata. Marszczę nos. – Nazywasz mnie kłamczuchą? Max odwraca mnie w swoich ramionach. – Nie, absolutnie nie, kochanie. Mówię tylko, że nie pamiętam tamtej sytuacji. – Spuszcza głowę i lekko nią kręci. – Nic dziwnego, że mnie nie nienawidziłaś. Sam siebie też nienawidzę. – Podnosi głowę, a w jego złotych oczach widzę szczerość. – Wybacz mi, muffinko. Nigdy nie chciałem cię zranić. I tak po prostu, wszystko zostaje wybaczone. Wygląda
jakby
naprawdę się wstydził. Kładę dłonie na jego policzkach. – Wiem o tym. A teraz już koniec. Jest dobrze. Naprawdę. Wtula się w mój dotyk, zamyka oczy, a po chwili jęczy: – Czy ty sobie ze mnie, kurwa, żartujesz? – Otwiera oczy i jest w nich wyraźne cierpienie. – Mogłem cię mieć miesiące temu, ale spieprzyłem. – Jęczy ponownie i zawodzi. – Boże, jestem dupkiem. Chichoczę, staję na palcach i cmokam go w usta. – Taa, możesz pocierpieć. – Odwracam się do Nika. – Idę na dół, sprawdzić damską toaletę. Co mam zrobić, jeżeli będą się tam działy paskudne rzeczy? Nik odpina z paska swoją krótkofalówkę i mi ją podaje. – Wystarczy, że użyjesz tego. Ochrona będzie na ciebie czekała tuż za drzwiami. Nie dotykaj nikogo. Nie masz przeszkolenia w tym zakresie, więc jeżeli to zrobisz, może nam grozić pozew. Jeżeli okaże się, że ta praca ci się
393
spodoba, Ghost zorganizuje dla ciebie odpowiedni kurs z zakresu bezpieczeństwa i kontroli tłumu. Przytakuję z uśmiechem. – Spoko. Zakodowałam. Bez dotykania. Felicity schodzi ze mną i idzie do baru, gdy ja kieruję się do łazienki. Jest pusto, ale nie przeszkadza mi to, ponieważ naprawdę muszę skorzystać z toalety. Kieruję się do kabiny, żeby ogarnąć swoje fizjologiczne potrzeby, spłukuję wodę i już mam otworzyć drzwi, gdy do środka wchodzą trzy kobiety. Zerkam przez szparę w drzwiach. Nie widzę wszystkiego, ale wystarczająco dużo. – Kiepsko dzisiaj z łatwym polowaniem – mruczy niska brunetka. – Gdzie podziały się wszystkie gorące ciacha? Naprawdę potrzebuję pieprzenia – skomle wyższa. Gdy odzywa się trzecia kobieta, ożywiam się. Nasłuchuję uważniej, ponieważ znam ten głos. Wysoka, szczupła, ruda kobieta oznajmia: – Och, błagam. Żaden ze znajdujących się tu facetów nie jest wystarczająco dobry, żeby nawet na mnie spojrzeć. Rudowłosa to Portia. Kręcę głową na jej komentarz. Powiedziała na mnie, a nie na nas. Biedne jej przyjaciółki. Niższa brunetka odgryza się nieco złośliwie: – Po prostu boli cię, że facet, który tu pracuje cię spławił. Wyższa brunetka pyta: – Kogo obchodzi, że ma dziewczynę? Uderzałabym do niego mimo wszystko. Portia drwi:
394
– Dziewczyna świadczy o jego guście. Nie chcę go, jeżeli woli być z taką kobietą. Najwyraźniej ma niskie standardy. Pieprzony kret! Gryzę się w język i zaciskam pięści, starając się nie wyjść i pokazać jej kilku rzeczy na różne sposoby. Niska brunetka uśmiecha się. – Ale ma kasę. Portia milczy chwilę. – Cóż, nie o to chodzi. Przynajmniej przez jakiś czas byłby nawet miły dla oka. Ale zadając się z nim, musiałabym sobie też radzić z jego dzieckiem. Moje serce pędzi, gdy rosnący gniew spala mi wnętrzności. Wysoka brunetka pyta: – A co w tym złego? Portia robi minę i zwija usta. – Nie wiem. Ona jest psychicznie upośledzona, albo coś w tym stylu. Nie mam pojęcia jakim cudem otwierają się drzwi i natychmiast znajduję się na Portii, drapiąc jej twarz i ciągnąc za włosy. Ona piszczy, ja syczę. – Ty pieprzona suko! Ty cholerna kurwo! Ona jest tylko małą dziewczynką! Portia krzyczy: – Wezwijcie ochronę! Zostajemy same. Popycham ją na ziemię. Dyszę, a całe moje ciało trzęsie się ze złości. Wyczuwam metaliczno – rdzawy posmak krwi w
395
ustach, więc wiem, że krwawię. Patrzę w dół na czerwoną, zszokowaną twarz Portii i mówię przyciszonym głosem: – Jesteś obrzydliwa. Jesteś niczym więcej jak świnią. Drzwi łazienki otwierają się gwałtownie. Nik, Max i Ash wbiegają do środka i zauważają mnie nad Portią. Max patrzy na mnie zaskoczony. – Co do cholery? Portia patrzy na nich i krzyczy: – Zaatakowała mnie! Nie mogę im powiedzieć. Jeżeli mu powiem, będzie zdruzgotany. Nik wzdycha. – Jaja sobie ze mnie robisz? Walka lasek? Cholerne piekło, Helena. Ash obserwuje moje drżące ciało i stwierdza. – Coś się stało. On zawsze wie. Patrzę na Maxa, a następnie na Nika. – Przepraszam. Wychodzę z łazienki i jakimś sposobem idę na górę. Gdy Nat patrzy na mnie, przestaje się uśmiechać, a na jej twarzy pojawia się zaskoczenie. Zrywa się, podbiega do mnie i dotyka mojego ciała. – Co się stało? Lena, powiedz mi, co się wydarzyło! Ale nie mogę. Prowadzi mnie do baru, sadza na stołku, a przede mną pojawia się szklanka wody. Nik podchodzi do nas, wygląda na wkurzonego przez duże W. Rzuca bez ogródek: – Nie wierzę w to! Uderzyłaś ją! Po tym jak wyraźnie powiedziałem ci, żebyś nikogo nie dotykała!
396
Max staje za jego plecami. – Zamknij się, Nik. – Klęka przede mną i patrzy w oczy. – Co się stało, muffinko? – Nie odpowiadam, więc pyta: – Czy ona cię sprowokowała? Co się wydarzyło? Nik przewraca oczami. – Sprowokowała cię, a ty dałaś się w to wciągnąć. Zdajesz sobie sprawę, że ona zamierza nas pozwać, prawda? – Zaciska zęby i ryczy. – Kurwa! Nat zerka wilkiem na Nika. – Nawet się nie waż, Nikolai! Moja siostra nie dotknęłaby nikogo, chyba, że byłoby to absolutnie konieczne! Dzięki ci Boże, za Nat, która się za mną wstawia. Niestety, w tym przypadku się myli. Asher dodaje spokojnie. – Myślę, że powinniśmy dać jej nieco przestrzeni i się zamknąć. Max brzmi na sfrustrowanego. – Nie mogę ci pomóc, jeżeli nie powiesz mi, co się stało. Co zrobiła? Helena, porozmawiaj ze mną. Podchodzi do nas Tina. – Co tu się dzieje? – Przygląda mi się zaskoczona. – Lena, kochanie. Twoja warga krwawi. Wiem, że tak jest. Czuję, jak cholernie pulsuje. Mimi dodaje z boku. – Myślę, że Ash ma rację. Dajmy jej trochę przestrzeni. Ale Nik jest za bardzo wściekły, żeby to do niego dotarło. – Powiem ci coś. Jak już Helena powie mi, co tam się, do cholery, stało, zostawię ją w spokoju. Max wstaje, staje twarzą w twarz z bratem i zaciska szczękę. 397
– Zamknij się, kurwa, Nik. Nie jesteś moim szefem. Lepiej o tym pamiętaj. Nik w złości wykrzywia swoją twarz. – Twoja dziewczyna pakuje się w kłopoty zaledwie dziesięć minut po tym, jak jest zaufałem. Jak ona pierdoli, to tak jakbyś ty spierdolił. Nat, Tina, Mimi i Lola reagują na jego niegrzeczny komentarz: – Hej. Nigdy nie widziałam go tak wkurzonego. Tina podchodzi do niego i mówi cicho: – Kochanie, uspokój się. Porozmawia, gdy będzie gotowa. Nik prostuje się i patrzy mi w oczy. – Teraz porozmawiamy. Co się stało? – Naprawdę potrafi być przerażającym facetem. Nat odgryza się: – Pierdol się, Nik! Ale on nie pozostaje dłużny: – Oczywiście, że trzymasz z nią. Muszę wiedzieć, co się stało. Skręca mi wnętrzności. Mimi staje przed Nikiem. – Wszyscy jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz? Nik prycha. – Niektórzy bardziej niż inni. To było zagranie poniżej pasa. Krew się we mnie gotuje. Zamykam oczy, czuję ciężar w klace piersiowej. Tina sapie zaskoczona. – Nik! Co w ciebie wstąpiło? Robi kolejny krok w moją stronę, wbijając we mnie wściekłe spojrzenie. 398
– Co się tam stało? Otwieram usta, ale niewiele udaje mi się z siebie wydusić: – Ja… uh… Nik zaciska zęby i ponownie pyta: – Co się stało, Helena? Max warczy groźnie. – Zrób jeszcze jeden krok w jej stronę, Nik, a kurwa, nie ręczę za siebie. Zamykam oczy. Drżę. Moja klatka piersiowa się unosi. Nik pyta ponownie, tym razem niemal krzyczy: – Co tak się, kurwa, wydarzyło? Wstaję energicznie ze stołka, który aż uderza o bar. Z drżącymi dłońmi staję kilkanaście centymetrów od Nika, patrzę w jego wypełnione wściekłością i piorunami oczy. Nazwała CeeCee opóźnioną w rozwoju! Jestem upokorzona, łzy złości spływają po moich policzkach i cała trzęsę się ze wściekłości. Kryję twarz w dłoniach, żeby nie pokazać całej słabości i szepczę: – Nazwała CeeCee opóźnioną w rozwoju. Powietrze jest tak gęste, że można je kroić nożem. Opuszczam ręce, ocieram wściekle łzy. W drżące dłonie biorę szklankę z wodą. Piję i pragnę zniknąć gdzieś w ciemnościach, ale wiem, że ta opcja nie wchodzi w grę. Ostrożnie oddycham, staję wyprostowana tak, jak to tylko możliwe I mówię cicho na wydechu. – Przepraszam za kłopot, Nik. – Odpinam krótkofalówkę, ściągam identyfikator i odkładam je na stołek. – Nie musisz mnie zwalniać. Sama 399
rezygnuję. Przepraszam wszystkich za zepsucie wieczoru. Idę do domu. Dobranoc. Tina i Lola wołają jednocześnie: – Helena, nie! – Zostań. Za to Nat rzuca: – Nigdzie nie pójdziesz. Nie dopóki on cię nie przeprosi! Odwracam się i odchodzę z godnością, która mi pozostała. Słyszę krzyczącą Nat, jestem pewna, że w złości wydziera się na Nika: – Ty dupku! Jakaś część mnie spodziewa się, że Max pójdzie za mną, ale nie robi tego. I ponownie czuję się tak, jak wtedy gdy przyjechałam do Nowego Jorku. Całkowicie i zupełnie sama.
***
Max
Unieruchomiony ślepą furią, mrugam i obserwuję odchodzącą z wysoko uniesioną głową Helenę. Nigdy nie wyglądała piękniej, z opuchniętą wargą i w ogóle. Ale gdy schodzi po schodach i znika z zasięgu mojego wzroku, ściska mnie w dołku. Przełykam ciężko wiedząc, że to może być to. To może być moment, w którym Helena zdaje sobie sprawę, że bycie z kimś takim jak ja wymaga za dużo poświęcenia. Ale widok jej, stojącej nad
400
Portią, broniącej mojej małej dziewczynki… cholera. Myślę, że się zakochałem, ale nie pamiętam, żeby tak to wyglądało za pierwszym razem. Czy miłość sprawia, że człowiek się czuje jakby jednocześnie osiągnął szczyt i spadł w dół? Nigdy nie chciałem, żeby do tego doszło. Ale po poznaniu Heleny jak mógłbym kiedykolwiek to powstrzymywać? Mogę być obiektem ataków i złośliwych komentarzy ze strony innych osób. Ale nie akceptuję czegoś takiego wobec dzieci. Gdy słyszę dorosłych używających określenia „opóźniony”, to po prostu mam ochotę przyłożyć autorowi. Moja córka nie jest opóźniona ani głupia. Bez względu na fizyczne ograniczenia jest zdolna i inteligentna. Nik stoi z rękami opartymi na biodrach, wpatrując się w podłogę. Czuję, że wina zalewa go falami. Nat krzyczy na niego: – Ty dupku! Tina posyła Nat błagalne spojrzenie. – Nat, przestań. – Pochodzi bliżej niego i kładzie dłoń na jego klatce piersiowej. – Kochanie, przecież nie wiedziałeś. Ale Nik się cofa. Nigdy nie widziałem, żeby się odsunął od Tiny. Nigdy w życiu. Gapi się w podłogę. Zabiera zostawiony przez Helenę identyfikator i krótkofalówkę, po czym rusza w stronę baru, gdzie znajdują się drzwi do biura. Wychodzi, zostawiając nas stojących w osłupieniu. Ale nie ucieknie tak łatwo. Ruszam za nim. Tina zatrzymuje mnie, łapiąc za nadgarstek. – Max, nie rób tego, proszę. Po prostu pozwól mu odejść. Patrzę na moją bratową i całuję ją w czoło, dodając otuchy. – Nie będę na niego krzyczał, Tina. Nawet jeżeli na to zasługuje. Po prostu muszę z nim porozmawiać.
401
Podchodzę do drzwi przy barze i je otwieram. Nie zatrzymuję się, aż docieram do biura Nika. Siedzi przy biurku na tronie, który nazywam krzesłem biurowym, ma zamknięte oczy i pociera dłonią swoją skroń. Chrząkam, a on podnosi głowę i patrzy na mnie. W ciągu dziesięciu minut postarzał się o dobre dziesięć lat. Kręci głową i mruczy: – Spierdoliłem. Wygląda tak, jakby chciał powiedzieć coś więcej, więc mu nie przeszkadzam. Czasami jedyne co można zrobić, żeby ktoś poczuł się lepiej, to go wysłuchać. Wstaje i chodzi za biurkiem. – Ostatnio mówiłem ci, jaką masz wspaniałą dziewczynę, a teraz zupełnie ją zniszczyłem. W dodatku publicznie. – Sapie. – Co ze mną, kurwa, jest nie tak? Mówię cicho: – Nikt nie jest idealny. Ludzie czasami coś pieprzą. Nik śmieje się ponuro. – Tak, to prawda. Wiem o tym lepiej niż ktokolwiek inny, więc co to, do cholery, było? – Jęczy. – Och, Boże, ona musi mnie nienawidzić. – po czym dodaje przygnębiony. – Doprowadziłem do łez dziewczynę, którą naprawdę chciałbym widzieć u twojego boku. A jedyne co zrobiła, to broniła mojej bratanicy. – Helena jest zadziwiająca. Nik marszczy brwi. – Co? Zamierzasz mnie ochrzanić i nazwać mnie dupkiem? Opieram się o futrynę. – Całkiem nieźle sam sobie z tym radzisz. Nie wygląda na to, żebyś potrzebował pomocy. 402
Patrzy na mnie przepraszającym wzrokiem. – Wybacz, stary. Kiwam głową, wiem, że jest mu przykro, ale mówię: – Nie jestem jedyną osobą, którą powinieneś przeprosić. Ze spuszczoną głową siada na brzegu biurka. – Wiem. – Patrzy na mnie i obiecuje. – Naprawię to. W pierwszej kolejności. – Dobrze. – Kciukiem wskazuję na drzwi. – Nie masz nic przeciwko temu, żebym ruszył ratować swój tyłek przed porzuceniem? Unosi kącik ust. – Jasna sprawa. Po tym wychodzę z biura i kieruję się na parking.
***
Helena
– Wszystko ze mną dobrze. Jestem tylko nieco roztrzęsiona. Kontroluję sytuację – mruczę do swojej komórki w drodze do domu. Mój telefon dzwoni bez przerwy od chwili gdy wyszłam z klubu. Nat pociąga nosem. – Tak, to dobrze. Ta kurwa dostała to, co jej się należało. Zgadzam się z tą opinią, ale nie zmienia to faktu, że narobiłam bałaganu i nie mam pojęcia jak to naprawić. Wysłałam wiadomość do
403
Felicity, gdy wychodziłam i użyłam wymówki o złym samopoczuciu. Odpowiedziała: Ty biedna suko! Zdrowiej szybko. Kocham cię! Nat pyta: – Chcesz, żebym przyjechała? Możemy pooglądać filmy i jeść śmieciowe jedzenie. Chichoczę. – Samo śmieciowe jedzenie? Odpowiada radośnie: – No. Każdy możliwy rodzaj! Uśmiecham się i wymuszam ziewnięcie. – Nie. Po prostu wezmę prysznic i pójdę do łóżka. – Po chwili pytam ostrożnie. – Jak Max sobie radzi po tym wszystkim? Pyta zaskoczona: – Jeszcze z nim nie rozmawiałaś? – Waha się i odpowiada. – Poszedł porozmawiać z Nikiem, ale nie wrócił z biura. – Dodaje zirytowana. – A tak przy okazji, nie gadam z Nikiem, dopóki cię nie przeprosi. Wzdycham. – Nie rób tego, dobrze? Na litość boską, odpuśćmy i ruszmy dalej. Już nie chcę do tego wracać. Dąsa się. – Ale był wobec ciebie bardzo niegrzeczny. Nigdy wcześniej go takiego nie widziałam. Nie mogę przejść nad tym do porządku dziennego. Prawda jest taka, że jedyną osobą, która może być niegrzeczna wobec moich sióstr, jestem ja.
404
Głupa Nat sprawia, że zaczynam się śmiać, gdy chcę się nad sobą użalać. Mówię lekko: – Gadaj zdrów. Idę teraz pod prysznic. Narka. – Narka, siora! Czuję wokół kostek coś miękkiego i ciepłego. Jestem zaskoczona, gdy znajduję mruczącego i ocierającego się o nogi Tedwooda. Pochylam się i drapię go za uchem. – Och, założę się, że wyczuwasz kiepski wieczór mamusi. Koty wyczuwają tego typu rzeczy, prawda? – Gdy chcesz, potrafisz być grzecznym chłopcem. Rozpinam sukienkę i ściągam w dół, wychodzę z niej, po czym wrzucam ją do sypialni. Idę do łazienki. Odkręcam prysznic, wchodzę pod strumień wody i zmywam z siebie gównianą noc. Po dobrych, niepotrzebnych trzydziestu minutach pod prysznicem, niepotrzebnych, ponieważ nie myję włosów, owijam się ręcznikiem i idę do sypialni. Zatrzymuję się w drzwiach. Naprzeciwko mnie, na brzegu łóżka siedzi Max. – Hej. Skręca mi wnętrzności. Jest tutaj, żeby ze mną zerwać. Jeszcze mocniej ściskam ręcznik i odpowiadam słabo. – Hej. Wstaje i robi cztery kroki w moją stronę. – Nigdy więcej tego nie rób. Zawstydzona, spuszczam głowę. – Przepraszam, Wiem, że nie powinnam była tego robić. Ona powiedziała to, co powiedziała i nie wiem, co się stało. – Patrzę mu w oczy, błagając o zrozumienie. – Po prostu mnie poniosło.
405
Robi minę. – Nie o tym mówię. – Podchodzi kolejny krok i patrzy na mnie groźnie. – Nigdy więcej nie zostawiaj mnie bez całusa na do widzenia. – Huh? – pytam zbita z tropu. – Nie jesteś na mnie zły? Podnosi rękę do moich ust, przesuwa po nich palcem, który śledzi wzrokiem. – Dlaczego miałbym być zły? Mruczę przy jego palcach. – Zaatakowałam stałą klientkę klubu. Pochyla się, delikatnie całując moją spuchniętą wargę, po czym kiwa głową. – Jesteś porywcza. Zamykam oczy i mruczę: – Pozwoliłam, żeby jej słowa mnie ruszyły w sytuacji, gdy wiem lepiej, jaka jest prawda. – Wzrusza ramionami. – Ona obraziła CeeCee. A obrażanie jej, jest obrażaniem ciebie. Łapie mój podbródek między kciukiem, a palcem wskazującym, zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy. – Jak mógłbym być zły na ciebie za kochanie mojej córki? To mi się podoba. Och, człowieku. Naprawdę mi się to podoba. Piszczę, a moja dolna warga drży. – Więc nie zrywasz ze mną? Wzdycha i ciągnie za mój ręcznik, który opada, a ja zostaję naga. Max jedno ramie owija wokół moich pleców, a drugie wsuwa pod tyłek i mnie podnosi. – Co robisz? – pytam zaskoczona, wczepiając się w jego ramiona. 406
Podchodzi do łóżka i kładzie mnie na środku. Rozbiera się i mruczy: – Będę cię pieprzył, aż pozbędziesz się tych głupich myśli. Opieram się na łokciach i gapię się na jego nagą pierś. – To może trochę potrwać. Ściąga bokserki, wspina się na mnie z uśmiechem i odpowiada: – Wyzwanie przyjęte. Przykrywa mnie swoim twardym ciałem, jego usta pożerają moje z taką pasją, że głośno jęczę. Ogarnia mnie ulga, gdy dociera do mnie, że Max nadal jest mój. Przynajmniej na razie.
407
ROZDZIAŁ 31
Helena Budzi mnie pukanie do drzwi, ale zanim się ruszam, Max pochyla się nade mną, całuje w czoło i wyślizguje z łóżka. Słyszę pomruki rozmowy, po czym Max wraca cicho do sypialni. Zaspana i rozkosznie obolała po wczorajszym seks maratonie, pytam przyciszonym głosem: – Kto przyszedł? Ubiera się, patrzy na mnie i odpowiada powściągliwie: – To Nik. Powiedziałem, że dam wam chwilę. Pocą mi się dłonie, naciągam kołdrę po sam nos. Max uśmiecha się łagodnie na moją reakcję. – To nie jest druga runda, dobrze? Po prostu chce cię przeprosić. Nie chcę tego przyznać, ale pamiętając wczorajsze zachowanie Nika, trochę boję się zostać z nim sam na sam. Ale ufam Maxowi. Szepczę spod kołdry. – Dobrze. Uśmiecha się do mnie i wspina na łóżko, jest nade mną, po czym zanurza twarz w zagłębieniu mojej szyi. – Masz ochotę na kawę? Z jego ustami na mojej skórze, ciężko mi się skoncentrować. – A czy żaba potrzebuje wody? Chichocze, a jego oddech ogrzewa moje gardło.
408
– Dwie kostki cukru i odrobina mleka, prawda? Otwieram szeroko oczy. On wie jaką kawę lubię? Moje serce wali. Ojej, ta rzecz staje się poważna i ktoś zapomniał mnie o tym fakcie poinformować. Wysuwam ręce z mojego bezpiecznego kokonu i go przytulam, szepcząc mu do ucha: – Tak, kochanie. – Unosi głowę i całuje czubek mojego nosa, po czym wstaje. Mrużę oczy i pytam: – Nadal masz swój klucz, prawda? To dzięki niemu wszedłeś tutaj wczorajszej nocy. Max uśmiecha się szeroko, pokazując swoje głębokie dołeczki. – Jesteś taka ładna. – Przewracam oczami, a on chichocze i woła do Nika. – Tylko się tutaj nie pozabijajcie, dobra? Lubię tą dziewczynę. – Uśmiecham się do siebie, ale szybko przestaję, gdy Max dodaje. – I zamierzam ją zatrzymać. Czy naprawdę ma to na myśli? Nie domyślam się, czy naprawdę myśli to, co powiedział, czy po prostu się popisywał. Słyszę zamykanie frontowych drzwi, zamykam oczy i wzdycham ze świadomością, że prędzej czy później będę musiała stanąć z nim twarzą w twarz, a im dłużej będę to przeciągać, tym więcej mogę się spodziewać niezręczności w konfrontacji. Zbieram tę odrobinę odwagi, która mi pozostała, wstaję z łóżka i ubieram spodnie od piżamy i luźną, różową koszulkę z napisem Muffinożerca, po czym wychodzę z sypialni, kierując się w stronę salonu połączonego z kuchnią. Nik stoi w otwartych drzwiach lodówki, pociera w zamyśleniu brzuch i wygląda na nieco rozczarowanego. – Czym ty żyjesz? Tutaj nic nie ma. 409
Zaskoczona, parskam śmiechem. – Twój brat przez cały czas powtarza mi to samo. Nik zamyka drzwi lodówki, odwraca się do mnie, a na twarzy ma nieco spięty uśmiech. – Jesteśmy do siebie podobni. On i ja. Nasze siostry są nieco inne. Nie potrzebują do życia jedzenia co godzinę. Uśmiecham się, ale jest to tak samo sztuczne, jak u niego. Robi krok do przodu i zaczyna: – Posłuchaj, Helena. Przep… Przerywam mu, kręcąc głową. – Proszę, nie przepraszaj. Miałeś rację. Spieprzyłam i to ja powinnam przeprosić. Wyciąga stołek spod blatu i siada, przez chwilę jest cicho, po czym wyznaje: – Zawsze troszczyłem się o Maxa. Sądzę, że po tym co się stało z Maddy, nikt nie może mnie za to winić. Wiem co nieco o Maddy, ale nie od Maxa. Nie miałam odwagi pytać, ale Nat powiedziała mi, że Max nie lubi o tym rozmawiać. Ma ku temu dobry powód. O ile mi wiadomo ma wyłącznie złe wspomnienia związanie z tą kobietą. Nik dodaje: – Ale gdy powiedział mi, że się umawiacie, ucieszyłem się. – Patrzy mi prosto w oczy i szczerze wyznaje. – Ponieważ jesteś dobrą kobietą. Tak długo jak będzie mi się podlizywał, dogadamy się. Podchodzę bliżej, wysuwam stołek i siadam na nim. – Cóż, czyżby to znany wszem i wobec, srebrnousty Leokov? 410
Nik chichocze. – Nie mówię tego, żeby się podlizać. Mówię to, ponieważ to prawda i powinienem wiedzieć, że nie dotknęłabyś tamtej suki bez dobrego powodu. Ale przez ułamek sekundy, zupełnie idiotycznie pomyślałem, że może będziesz powodowała problemy. Zupełnie jak ona. A ja, jak to ja, pozwoliłem, żeby mi odbiło. Nie tylko dlatego, że nie chcę, żeby ponownie przez to przechodził raz jeszcze, ale dlatego, że wiem, że nie jest w stanie ponownie przejść przez coś takiego. – Pochyla głowę i pełen zakłopotania uśmiech pojawia się na jego twarzy. – Więc dałem się ponieść, zamiast się opanować i bardzo mi przykro z tego powodu. Patrzę w dół na blat, po czym zaczynam kusić los. – Wiem, że powinnam żałować tego, co zrobiłam, ale tak nie jest. Ani trochę, prawdopodobnie zrobiłabym to ponownie. Suka zasłużyła sobie na to. Otacza mnie szorstki śmiech Nika – No tak, domyślałem się, że możesz coś takiego powiedzieć. W duchu cieszę się, że dostała to, na co zasłużyła. Patrzę na niego i mrugam. – Zatem, w kwestii pozwu… Przerywa mi łagodnym ruchem głowy. – Nie słyszałaś? Jest nagranie, które potwierdziło, że ona pierwsza cię uderzyła. Opada mi szczęka. – Ale przecież ona nie… Mówi dalej, a jego usta drżą:
411
– Nie wiedziałaś? Nie ma kamer w łazienkach. Złożyliśmy doniesienie na nią, zanim ona zdążyła donieść na nas. – Wzrusza ramionami. – Dobrze jest mieć przyjaciół w nowojorskiej policji. Uśmiecham się. – No oczywiście. Uśmiecha się do mnie, wstaje i szeroko otwiera ramiona. – Chodź tutaj. – Bez zastanowienia wstaję i wchodzę w jego ramiona. Zamyka mnie w niedźwiedzim uścisku i kołysze z boku na bok. – Bardzo przepraszam. Obiecuję, że już nigdy nie będę z tobą rozmawiał w taki sposób. Przytulam go mocno i pozwalam sobie na wpędzenie go w jeszcze większe poczucie winy. – Powiedziałeś to, co myślałeś. Wydaje z siebie zbolały jęk, ja chichoczę, a Nik całuje mnie w skroń. – Dobra jesteś, dzieciaku. Odsuwamy się od siebie i bezczelnie pytam: – Czyli nie przeszkadza ci, że randkuję z Maxem? Szydzi w odpowiedzi: – Randkujesz? Cholera, mam nadzieję, że poślubisz tego barana. – Och, mój Boże! Nie mów takich rzeczy! Przestraszysz go – mruczę tylko trochę żartując. Nik unosi brew i oznajmia: – Możesz przegonić ten strach. – Sięga po moją dłoń i ją ściska. – Uszczęśliwiasz go. Otwierają się drzwi wejściowe i wchodzi Max, trzymając w dłoni torbę z dwoma kubkami kawy. Patrzy na nasze złączone ręce i rzuca: 412
– Czy ty próbujesz ukraść moją dziewczynę? – Patrzy na mnie i pyta: Wszystko w porządku, muffinko? Jego troska i wyrozumiałość mnie rozgrzewają. – Tak. Nik patrzy na przyniesioną przez Maxa kawę. – Nie wziąłeś jednej dla mnie? Max się uśmiecha. – Nie, ale przyniosłem herbatę dla pani Crandle. Naprawdę to zrobił? Co za facet! Słodki Jezu, on mnie zabija! – A teraz złap aluzję i spadaj do domu. Nik kręci głową, ale kieruje się w stronę drzwi. – Zamknij się, kretynie. Max się krzywi. – Sam się zamknij. Nik odwraca się do mnie i mówi: – Helena, to jak zawsze, była dla mnie przyjemność, kochanie. – A potem zwraca się do Maxa. – Postaraj się, żeby przyszła z tobą na jutrzejszą kolację. Max otwiera Nikowi drzwi. – Tak zrobię. Wywęszę cię później, bracie. Nik unosi wysoko dłoń i macha na pożegnanie, a Max zamyka za nim drzwi. Nie mogę opanować uśmiechu. – Jesteś dla niego niemiły. Max uśmiecha się i odpowiada:
413
– Wie, że go kocham. Poza tym wkurzanie go jest zabawne. – Zerka na zegarek. – Może się ogarniemy, wpadniemy po CeeCee i pójdziemy na prawdziwe śniadanie? Wiesz, zanim zastanie nas południe. Przestaję się uśmiechać. Naprawdę nie mam dziś nastroju
na
spotkania towarzyskie. Miałam nadzieję na spędzenie dnia w domu. Sama. – Bardzo będziesz wkurzony, jeżeli opuszczę dzisiejsze śniadanie? Na jego twarzy maluje się troska. – Czy wszystko w porządku? Zmuszam się do uśmiechu. – Oczywiście. Czuję się dzisiaj po prostu trochę… zmęczona. Poważnieje, ale chrząka i przytakuje. – Uch, no tak. Dobrze. Spoko. Powiem CeeCee, że zobaczymy się jutro. Żadnej kłótni? Pytań? Zero poczucia winy? Kim jest ten mężczyzna? Podchodzę do niego, owijam ramiona wokół jego pasa, opieram brodę o pierś i patrzę na niego. – Dziękuję za wyrozumiałość. Jego reakcja rozdziera mnie od środka. – Wiem, że czasami mogę być przytłaczający. Odsuwam się i marszczę brwi. – Jeżeli ktoś ci kiedyś powiedział, że jesteś zbyt przytłaczający, to wcale cię nie znał. – Przesuwam dłonią po jego policzku i oznajmiam. – Jesteś doskonały na wiele sposobów. Po prostu uważam, że nie jestem 414
dzisiaj w najlepszej formie i nie chcę, żeby CeeCee odniosła wrażenie, że nie mam ochoty na wasze towarzystwo. Uśmiecha się szeroko. To cały Max. Natychmiast się odprężam. Pochyla się i całuje czubek mojej głowy. – Wiesz, że jeżeli coś cię gryzie, zawsze możesz mi o tym powiedzieć. Przytulam go ponownie i przyznaję. – Dzięki. Myślę, że to po prostu z tęsknoty. Brakuje mi plaży. – Odsuwam się i wzdycham. – Może w następny weekend pojedziemy we trójkę na Coney Island? Wiem, że nie ma jeszcze lata, ale mogłoby być całkiem fajnie, prawda? Sądzisz, że CeeCee spodoba się ten pomysł? Max chichocze. – Hej, wyluzuj. Odpowiadam na pierwsze pytanie: na pewno. I na drugie: tak, może być fajnie. A na trzecie: tak, będzie zachwycona. Jestem podekscytowana. Łapię jego przedramiona i wyrzucam z siebie potok słów. – Słyszałam w pracy, jak ktoś mówił, że w ciągu ostatnich lat potroiła się liczba osób na wózkach inwalidzkich, wypoczywających na Coney Island. Mają tam takie fajne rozwiązania, nazywają się Mobi–Mats i są rozłożone na piasku, więc osoby na wózkach mogą dojechać niemal do samej wody! Być może będzie wystarczająco ciepło, żebyśmy zeszli z CeeCee na plażę, mógłbyś ją podnieść z wózka i mogłaby zanurzyć nogi w wodzie. Uśmiecha się, ale mimo to marszczy brwi. Wygląda jakby chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego kręci głową. – Możemy zrobić cokolwiek zechcesz, Lena. Cokolwiek.
415
Mój mózg zachowuje się jak naćpany i mówię bez zastanowienia: – Pretendujesz do miana najlepszego chłopaka w historii i to mnie cholernie przeraża. Po tym wyznaniu zginam się w pasie, unoszę drżącą dłoń i kładę ją na spocone czoło. Hiperwentyluję. Wow. To było po prostu… brawo. Ale Max się uśmiecha. Pozwalam sobie odwzajemnić ten gest, uśmiecham się lekko do niego. Podchodzi do drzwi, otwiera je i wyznaje: – Powtarzaj częściej takie rzeczy, a na bank się w tobie zakocham. – Zaskoczenie maluje się na mojej twarzy, uśmiecha się. – Nie mów, że cię nie ostrzegałem. – Potem wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Jakieś trzy godziny później siedzę znudzona na łóżku, jestem tak znudzona, że zaczynam rozważać obcięcie paznokci. Tak po prostu, dla zabawy. Tedwood śpi, zwinięty w kłębek po mojej stronie łóżka, a ja głaszczę jego miękkie futro mi gapię się w telefon. Po prostu do niego zadzwoń. Nie. Pomyśli, że jestem w potrzebie. Wyślij mu wiadomość. Wtedy pomyśli, że wysyłam sprzeczne sygnały. W takim razie powiedz mu, że chcesz porozmawiać z CeeCee. Uśmiecham się. Naprawdę chcę porozmawiać z CeeCee. Chcę wiedzieć jak minął jej weekend. Chcę zapytać jak jej idą ćwiczenia i powiedzieć, że powinna już czuć się nieco lepiej. Boże. Czy fakt, że jedną z moich najlepszych przyjaciółek jest trzynastolatka jest żałosny? Sięgam ręką w bok i łapię poduszkę. Przytulam ją do piersi i rzucam się na łóżko. Gdy
416
tylko uderzam plecami o materac, zaczyna dzwonić mój telefon. Podnoszę go i sprawdzam ekran. Dzwoni Max. Ogarnia mnie szczęście i odbieram połączenie. – Hej. Właśnie o tobie myślałam. Jestem zaskoczona, gdy słyszę chichot CeeCee. – Uh… to ja. Na dźwięk jej śmiechu moje serce śpiewa. – O tobie też myślałam, robaczku. Jak tam śniadanie? Wzdycha głośno. – Było spoko. Ponieważ nie mogłaś do nas dołączyć, zostaliśmy na śniadaniu u babci. – Po chwili pyta: – Lepiej się już czujesz? Przytulam poduszkę i kiwam głową, chociaż nie może mnie zobaczyć. – Zdecydowanie, słodziaczku. Okazało się, że potrzebowałam tylko drzemki. – Zaczynam owijać w bawełnę. – Co teraz robicie? Odpowiada. – Wpadamy. Siadam i mrugam. – Gdzie wpadacie? CeeCee chichocze. – Do ciebie. Szeroki uśmiech pojawia się na mojej twarzy. – Naprawdę? Słyszę rozbawienie w jej głosie.
417
– Cóż, tato poprosił mnie, żebym sprawdziła, czy nie masz nic przeciwko temu. Powiedział, że nie zostaniemy długo. Chciałam
ci
podrzucić trochę rosołu, skoro nie najlepiej się czujesz. Jestem zaskoczona, zalewa mnie fala emocji, które blokują moje gardło. – Ugotowałaś dla mnie zupę? Jej śmiech nagle zmienia się w ciche mamrotanie. – Tak, babcia mi trochę pomogła. – Przerywa na chwilę, po czym pyta cicho. – Czy nie masz nic przeciwko temu? Zaczynam się śmiać. – Absolutnie nie mam nic przeciwko temu! Tylko powiedz tacie, żeby kupił lody i popcorn. Obejrzymy jakiś film. – Naprawdę? – Tak, jak najbardziej poważnie. – Decyduję się na szczere wyznanie. – Kochanie, bardzo się cieszę, że zadzwoniłaś. Z nudów już odchodziłam od zmysłów. Słyszę jej wybuch radości, zaczyna się poruszać. – Dobra! Do zobaczenia wkrótce! Pa! Rozłącza się w pośpiechu, a ja śmieję się i rzucam komórkę na łóżko. Odwracam się do Tedwooda, otwiera jedno oko, więc zadaję mu pytanie: – Czujesz się jak muffinka? – Wstaję i zmierzam w kierunku kuchni jednocześnie krzyczę do niego. – Ja się czuję jak muffinka. Przyjeżdżają dwadzieścia minut później, ale Max nie przejmuje się pukaniem do drzwi, po prostu używa swojego klucza. I podoba mi się to, chociaż większość osób uznałaby to za dziwne. CeeCee wjeżdża pierwsza, trzyma owinięty ręcznikiem, plastikowy pojemnik. Uśmiecha się do mnie. 418
– Ostrożnie, gorące. Ubrana w czarne, dresowe spodnie, bluzę z kapturem i białe skarpetki, pochylam się i mocno ją przytulam. Odsuwam się, całuję ją w policzek i mówię: – Dziękuję bardzo, CeeCee. Umieram z głodu. Biorę pojemnik i kładę go na ladzie, jednocześnie obserwuję Maxa, który wchodzi do mojej kuchni, walcząc z dwoma torbami, wypełnionymi po brzegi produktami spożywczymi. Podoba mi się to i jednocześnie jest dziwne. Podchodzę do niego i zabieram jedną torbę. Daje mi szybkiego całusa, odsuwa się i przepraszająco mruczy: – Wybacz – po czym szepcze – Nie zostaniemy długo. Kładę zakupy na blacie, kręcę głową i wyznaję: – Nie bądź niemądry, chcę, żebyście tutaj byli. CeeCee wstrzymuje oddech i się pochyla. Gdy się obraca, Tedwood wskakuje jej na kolana, a ona wzdycha z szeroko otwartymi oczami. – Masz kociaka! Uśmiecham się do sierściuszka. Od czasu gdy Max odbył z
nim
męską rozmowę, zachowuje się prawie normalnie. Złośliwiec. Przechodzę obok Maxa, otwieram szafkę i wyciągam z szafki białe pudełko. Podaję je CeeCee i wyjaśniam. – Wabi się Tedwood. W skrócie Teddy. A jeżeli dasz mu kilka z tych śmierdzących, rybnych smakołyków, to na pewno cię pokocha. Uśmiecha się tak szeroko, że rozciągnięte policzki niemal rozrywają jej twarz. Wracam do kuchni, gdzie stoi Max i obserwuje CeeCee. Łapię go za rękę i splatam nasze dłonie. Patrzy na mnie z uśmiechem. Szczerzę się w rewanżu, patrzę na CeeCee i wyznaję:
419
– Chcę, żebyście tu byli. Puszcza moją dłoń, przyciąga do siebie i przytula. Kładę rękę na jego klatce piersiowej, lekko przeraża mnie to, że czuję się z tym tak dobrze. Staję na palcach, lekko całuję jego szczękę po czym zabieram pojemnik z zupą i idę na kanapę, gdzie CeeCee bawi się z Teddym. – Powiedz, jakie niezdrowe przekąski przynieśliście? Max rozpakowuje zakupy, wkładając je w lodówce i zamrażarce, jednoczenie odpowiada: – Kupiliśmy wszystko, czego potrzebujemy na deser bananowy, frytki, sos, popcorn i… CeeCee wtrąca z promiennym uśmiechem: – Mamy babeczki! Wydaję z siebie dźwięk udający obrzydzenie. Unoszę dłoń, CeeCee chichocze i przybijamy piątkę. Kręcę głową i mruczę poważnie. – I niech Bóg ma nas w swojej opiece. – Amen – odpowiadają równocześnie Max i CeeCee. Przez chwilę gapię się na nich, po czym szepczę z uznaniem: – Cudownie. – Odwracam się w stronę ekranu telewizora, otwieram pojemnik z zupą i zaczynam jeść. – Och, Boże – mruczę. Oblizuję usta i chwalę zdolności kulinarne CeeCee. – Cholera, dziewczyno. Nie jestem pewna czy jeszcze potrzebujesz lekcji. Zmieniasz się w Jamiego Olivera. Spuszcza na chwilę głowę. – Ale ja lubię z tobą gotować. Moje serce rośnie, pochodzę i głaszczę jej miedziano–brązowe włosy. – Możemy razem gotować zawsze, gdy będziesz miała na to ochotę. Już wkrótce to ty będziesz uczyć mnie nowych rzeczy.
420
W rekordowo szybkim czasie jem zupę, po czym wstaję i idę do kuchni, gdzie Max otwiera torebkę chipsów i wrzuca je do miski. Kradnę garść i wracam na kanapę, dzieląc się łupem z CeeCee. – Co oglądamy? Max dołącza do nas, przynosi chipsy i gazowane napoje, a następnie wręcza mi płytę DVD. Wzdycham dramatycznie. – Skąd wiedziałeś? – Odwracam się do CeeCee i wyznaję. – Uwielbiam Piratów z Karaibów. Prawdę mówiąc kocham wszystko z Johnny’m Deppem. Nadal mam jego plakat w sza… Max wygląda tak, jakby wyczuł bąka, którego puścił ktoś w towarzystwie. – Jaki Johnny? Przygryzam wewnętrzną część policzka, żeby ukryć uśmiech i bełkoczę: – Nic takiego. Wsuwam płytę do odtwarzacza i siadam na sofie. Max kładzie moje nogi na swoich kolanach i zaczyna je masować. Gadanie o rozpieszczaniu. Max kładzie miskę z chipsami na oparciu pomiędzy kanapą i wózkiem CeeCee. Max bierze pilota w dłoń, patrzy mi prosto w oczy i pyta: – Gotowe? Nie, nie sądzę, żebym była gotowa na to, co on oferuje. Ale z pewnością staram się trzymać i przetrwać jazdę na tej kolejce górskiej. Uśmiecham się lekko: – Jak nigdy w życiu.
421
ROZDZIAŁ 32
Max Wchodzę do gabinetu Nika, odsuwam krzesło i oznajmiam: – Potrzebuję wolne w najbliższą niedzielę. Niedzielne wieczory zazwyczaj nie są bardzo pracowite, więc nie jestem zaskoczony, gdy mój brat nie reaguje i stuka
w
klawiaturę
komputera. – Dobra. Dopilnuję, żeby Trick się wszystkim zajął. Kolejna część przychodzi mi nieco trudniej. To dla mnie ciężkie, ponieważ nigdy o to nie prosiłem i nie jestem pewien jego odpowiedzi. Nik podnosi głowę i patrzy na mnie zmrużonymi oczami, jakby dopiero się zorientował, że jeszcze nie wyszedłem z jego biura. – Czego teraz chcesz? – Jeszcze wolnej soboty. Odchyla się na fotelu i patrzy na mnie… intensywnie. – Dlaczego? Wzruszam ramionami i staram się nie brzmieć jak cipa, gdy bełkoczę. – Chcę spędzić z Heleną cały dzień poza domem. Tęskni za domem, brakuje jej plaży. Nik z uśmiechem unosi brwi. Kręci głową i uśmiecha się do mnie porozumiewawczo. – Kiedy zamierzasz jej powiedzieć, że jesteś w niej zakochany?
422
Szydzę. – Jesteśmy razem zaledwie trzy i pół tygodnia. Nie jestem zako… Przerywa mi. – Owszem, jesteś. Zalewa mnie fala frustracji. Odchylam się do tyłu na krześle ze złością. – Tego nie było w planach. To się miało nie wydarzyć. Nik unosi brew i pyta: – A jaki był twój plan? Wstaję i odpowiadam akcentując wyraźnie każde słowo. – Żeby Się NIE Zakochać. Nik pochyla głowę i parska śmiechem. Wydymam usta. – Z czego się śmiejesz, palancie? Nadal chichocze i odpowiada: – Czy myślisz, że chciałem się zakochać w Tinie? Do cholery, nie. To nie był dla mnie najlepszy czas. Miałem swoje plany. Zamierzałem się ustatkować, ale chciałam zacząć nad tym pracować za rok. – Uśmiecha się do mnie. – To nie działa w ten sposób, Maxiu. Spójrz na to z innej strony. Jeżeli zadzwoni do ciebie dzisiaj Helena i powie, że chce się spotykać z innymi, to co zrobisz? Przewracam oczami. – Powiedziałbym, że kurwa nie ma takiej cholernej opcji. Uśmiecha się. – Myśl o niej z jakimś innym facetem sprawia, że krew się w tobie gotuje, prawda? Ponieważ jest twoja i kocha twoją córkę. Sprawa, że na twojej twarzy pojawia się prawdziwy uśmiech, a nie maska którą zakładałeś 423
na pokaz. A gdy trzyma cię za rękę, robi to tak, żeby cały świat miał tego świadomość i dba o wszystkie ważne drobiazgi. A może dlatego, że z całego serca i duszy naprawdę jej na tobie zależy. Zwala mnie tym z nóg. Wzdycham. – Tak. – Nik wygląda na zamyślonego. – Weź też wolny piątek. Sądzę, że jeszcze nie zabrałeś jej na prawdziwą randkę, tani draniu, prawda? Marszczę czoło w zadumie. – Nie, nie zabrałem. Nik wzdycha. – Czy wszystko muszę robić za ciebie? Wychodzę z jego biura i pokazuję mu środkowy palec. Słyszę jak za mną krzyczy: – Jesteś pewien, że nie potrzebujesz mojej pomocy w wytarciu tyłka? Parskam śmiechem. Dupek.
***
Helena
Boże, jak ja tęsknię za domem. Bardzo. Dzisiaj mocniej niż wczoraj. Czekam na rozpoczęcie popołudniowych zajęć z Samem, weterynarzem morskim po amputacji, sięgam po telefon i wysyłam wiadomość.
424
Ja: Przez ciebie płaczą gołębie52. Ze spokojnym westchnieniem odkładam telefon i zabieram się za drukowanie materiałów z ćwiczeniami, które przygotowałam dla Sama. Puszczam wydruk i w tym samym czasie wibruje mój telefon. Nina: O mój Boże, ty suko. Oplułam się przez ciebie kawą. Uśmiecham się do ekranu, ale to nie jest nic radosnego. Ja: Tęsknię za twoim grubym tyłkiem. Nina: A ja tęsknię za twoim cellulitem i dziwnymi oczami. Spoglądam na ekran telefonu. Ja: Kiedy zamierzasz powiedzieć naszej średniej siostrze, grubszej siostrze szczerze sama wiesz co? Nie reaguje przez dłuższą chwilę, a ja wiem, że ona wie, że ja wiem, więc wysyłam jej kolejną wiadomość. Ja: Kocham cię. Tadam. Powiedziałam to. Zadowolona? Chwilę później mój telefon wibruje. Nina: Wkrótce… chyba. Przyjadę niedługo. Też cię kocham. X. Mam jeszcze dwadzieścia minut, zanim zacznie się moja kolejna sesja, a uzupełniłam już wszystkie dokumenty, więc biorę telefon i dzwonię. On odpowiada niemal natychmiast, brzmi na zadowolonego z faktu, że mnie słyszy. – Muffinko, czy ty czytasz w moich myślach? Właśnie o tobie myślałem. Uśmiecham się do słuchawki. – Och, dobrze. Zgadnij co zrobiłam? – Co takiego? 52
O co chodzi? To jest odniesienie do piosenki Prince’a z 1984 r When Doves Cry.
425
Muszę stłumić nieco ekscytację w moim głosie. – Udało mi się zorganizować miejsce dla CeeCee w drużynie koszykówki na wózkach. – Chichoczę z samozadowolenia i wyjaśniam. – Tak są dzieci takie jak CeeCee. Wszystkie zmagają z faktem bycia innym i poza tym ten program jest bardzo dobrze oceniany. Dzieci tworzą społeczność, w ramach której mogą dyskutować, dzielić się problemami, ale nie martw się, rodziców też zachęca się do udziału w tym przedsięwzięciu. Nie ma tam niczego o prywatnych sprawach, więc nie musisz się martwić, że będzie musiała opowiadać rzeczy, o których nie ma ochoty rozmawiać. Sprawdziłam to osobiście. To co najważniejsze, to nawiązanie kontaktów przez CeeCee z rówieśnikami, którzy znajdują się w podobnej do jej sytuacji. Co o tym sądzisz? Cisza. Potem zaczyna: – Myślę, że bardzo się angażujesz w pomaganie CeeCee. – Owszem – przyznaję. – To prawda. Całkowita i sądzę, że wiem, dlaczego zaczęła się buntować. Myślę, że to przez ogarniające ją poczucie samotności w kręgu najbliższej rodziny. Ale zanim cokolwiek powiesz, musisz wiedzieć, że takie sytuacje się zdarzają. Wielu moich pacjentów ma poczucie, że nie mogą porozmawiać o swoich problemach z rodziną, bo zdrowy człowiek może wysłuchać, ale tak naprawdę nigdy nie zrozumie jak czuje się osoba niepełnosprawna, rozumiesz? Odpowiada po chwili namysłu: – Tak, sądzę, że nigdy nie patrzyłem na to z tej perspektywy. – No widzisz, właśnie o to chodzi, kochanie. Zatem mecz odbędzie się o dziesiątej rano w najbliższą sobotę. To jest całkiem niedaleko domu, więc wyślę ci adres i spotkamy się na miejscu.
426
Słyszę wahanie w jego głosie. – W najbliższą sobotę? Mój uśmiech gaśnie. – Tak, w sobotę. Czy to będzie jakiś problem? – Ja… tak jakby… – Przerywa. – Zaplanowałem coś dla ciebie. Niespodziankę. Uśmiecham się. – Niespodziankę? Dla mnie? Max, nie musisz mi robić niespodzianek. – Ściszam głos i dodaję. – Jestem pewniakiem. Śmieje się i mówi: – Wiem, że nie muszę, ale chcę. Skoro mecz CeeCee jest w sobotę, to nie uda nam się tego zrobić. Wzruszam ramionami. – Nie przejmuj się. Myślę, że to bardzo ważne, aby CeeCee poznała ludzi w swoim wieku, z podobnymi urazami. Przerywa mi. – Zatem chcesz odłożyć swoją niespodziankę z powodu CeeCee? Tak po prostu? Unoszę brwi. Dlaczego, do cholery, brzmi na spanikowanego? – No ta. Bez problemu. Zasłania na chwilę telefon, jego słowa nie są za bardzo wyraźne, ale słyszę, że mruczy pod nosem: Cholera, Nik. Niech cię szlag. Pytam ostrożnie: – Wszystko w porządku? Słyszę szelest, a po chwili Max wraca do naszej rozmowy.
427
– Tak. Wszystko cudownie. Dobrze, niespodziankę przekładamy. CeeCee pojedzie w sobotę na mecz koszykówki. A ty i ja idziemy w piątek wieczorem na randkę. Kolacja, film i cały ten burdel. Żadnych wymówek. Uśmiecham się. – Idziemy? Potwierdza stanowczo. – Tak i bez żadnych wymówek. Moja twarz łagodnieje. Max chce iść ze mną na randkę. W miejsce, w którym wszyscy będą nas widzieć jako parę, czuję ciepło na sercu. – W porządku. W takim razie randka. Mruczy potwierdzając: – Och, na pewno randka. Puszcza mi całusa przez telefon, rozłącza się i zostawia mnie tak uśmiechniętą jak księżyc w pełni.
***
Helena
Tydzień minął spokojnie, ale mój czas wypełniały sesje z pacjentami, na szczęście w miarę upływu czasu coraz sprawniej radzę sobie z obowiązkami. Razem z Felicity wymieniłyśmy porozumiewawcze uśmiechy z Willą, a nawet namówiłyśmy ją w czwartek na wspólny lunch. Gdy tylko usiadłyśmy przy stoliku, zapytałam ostrożnie: 428
– Więc jak sługo podkochujesz się w Wittcie? James Whittaker był jednym z męskich facetów. Był niedorzecznie seksowny. Ale był naszym szefem i oświadczył, że relacja szef – pracownik były w centrum niedopuszczalne. To mnie nieco zbiło z tropu i sprawdziłam wewnętrzną stronę ośrodka. Nie było tam nic o związkach między pracownikami ani o ich zakazie. Willa zbladła i oblizała usta. Wyglądała, jakby zamierzała zaprzeczyć wszelkim uczuciom do niego, ale podniosła kanapkę do ust i wymruczała, zanim odgryzła pierwszy kęs: – Od zawsze. Felicity była zszokowana. Odwróciła się do mnie i zapytała z podziwem: – Jak to zrobiłaś? Wzruszyłam ramionami. Zawsze sprawiałam, że ludzie czuli się ze mną
na
tyle
komfortowo,
żeby
szczerze
porozmawiać.
Zamiast
odpowiedzieć na pytanie, zadałam kolejne pytanie. – A dlaczego nic z tym nie zrobiłaś? Prawie mnie zaskoczyła, gdy spojrzała na mnie z drugiego końca stołu swoimi pięknymi, orzechowymi oczami. Prawie robi różnicę. – Ale, na Boga, co miałabym mu powiedzieć, Lena? Cześć James, nie masz nic przeciwko temu, żebyśmy weszli do twojego biura i omówili kwestię, która od pewnego czasu mnie nurtuje? O co chodzi? Och, chodzi o to, że prawie mdleję zawsze, gdy się do mnie uśmiechasz. – Przewróciła oczami. – Błagam cię, wiem, że nie jestem w jego typie. – Posmutniała. – Nie jestem w niczyim typie. Felicity szturchnęła jej ramię i uśmiechnęła się.
429
– O mój Boże, jaki charakterek ukrywa się za tą piękną twarzą. Będziemy mieć z tobą dużo zabawy. Przełknęłam kęs mojego lunchu. – Jak możesz to wiedzieć, skoro nigdy nie dałaś mu żadnego znaku, że jesteś nim zainteresowana? Felicity przytaknęła, a Willa wyglądała na zaskoczoną: – Jakie znaki? – Takie subtelne. – Wzruszyłam ramionami i zastanowiłam się chwilę. – No wiesz, lekki dotyk, kontakt wzrokowy, uśmiech skierowany tylko do niego. Felicity wypuściła głośno oddech. – Mam świetny pomysł! Willa jęknęła i uderzyła czołem w stół, wywołując tym nasz śmiech. Felicity potarła jej plecy i chichocząc, powiedziała: – Dzisiaj po południu przeprowadzimy eksperyment. Willa, będziesz flirtować z Whitem. DZISIAJ. Uniosła głowę, otworzyła usta i parsknęła: – Nie będę! Felicity powoli skinęła głową, a jej uśmiech stawał się z każdą sekundą szerszy. Willa pokręciła głową. – Jesteś szalona. Felicity przytaknęła i wzruszyła ramionami. – To jest we mnie najlepsze. Zapytałam Willę poważnie: – Co masz do stracenia?
430
Później tego samego dnia poinstruowałyśmy Willę, co powinna zrobić. Po pierwsze miała podejść do Willa i porozmawiać z nim o pacjencie. Zrobiła to, ale nie poszło tak, jak oczekiwałyśmy. Zamiast podejść do niego, on przyszedł do niej, żeby coś omówić, ale kiedy to się działo, ona siedziała przy biurku. Bez szansy na dyskretny dotyk. Jednak w połowie rozmowy James stanął za nią, żeby pokazać jej coś w systemie i przysunął się blisko jej twarzy. Prawdę mówiąc, niemal oparł brodę o jej ramię. Wszystko wskazywało na to, że Willa nie będzie grała w tą grę samotnie. Następnie zaplanowałyśmy wpadkę. Tak, właśnie tak, bez względu na to, jak to zabrzmiało. Mieli wpaść na siebie. Więc kiedy James szedł korytarzem, patrząc w dół w papiery, które trzymał i zupełnie nie zwracał uwagi na otoczenie, bezgłośnie powiedziałyśmy z Felicity: – Ruszaj! Stanęła na jego drodze i o to chodziło. W następnej sekundzie James obejmował ją ramionami, złapał ją chwilę przed tym, zanim upadła na podłogę. Spojrzał jej w oczy i wymruczał: – Wszystko w porządku? Byli blisko. Bliżej niż powinni. Willa wyszeptała: – Tak. Ale zmarszczył brwi, postawił ją i położył dłonie na jej ramionach. – Na pewno? Przepraszam, nie zauważyłem cię. Willa wzruszyła ramionami i smutno się uśmiechnęła. – Wiele osób mnie nie zauważa. Wtedy wydarzyło się coś niesamowitego. James oparł ręce na swoich biodrach i spojrzał w podłogę. Po chwili zawahania wymruczał:
431
– W takim razie ich strata. – Po czym odszedł. Willa odwróciła się do nas zupełnie oniemiała. Razem z Felicity w ciszy odtańczyłyśmy taniec radości i wiwatowałyśmy na cześć naszego geniuszu. James Whittaker absolutnie miał coś do Willi, a my miałyśmy zamiar sprawić, żeby coś z tego wyszło. Jakoś. Nadszedł piątek, a Willa wciąż kręciła się nerwowo wokół Jamesa. Podczas lunchu wyciągnęłyśmy Willę poza biuro i przysięgałyśmy, że James ją lubi. Ale Willa w swojej nieśmiałości, zupełnie tego nie czuła. – Po prostu był miły. Byłyśmy coraz bardziej rozdrażnione. Została nam jedna rzecz do zrobienia. Zapytałam: – Czy pod koszulą masz jakiś top? – Willa przytaknęła. – Dobrze. Oznajmiła, po czym stanęłam przed nią i szarpnęłam jej koszulę tak mocno, że oderwałam wszystkie guziki. Felicity gapiła się przez chwilę, po czym parsknęła śmiechem. Willa spojrzała na swoją zniszczoną koszulę i wyszeptała: – Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś. – Odwróciła się do roześmianej Felicity. – Nie mogę uwierzyć, że to zrobiła. Przybrałam zakłopotany wyraz twarzy. – Ups… To zostawiło Willę ubraną w krótkie, białe, sportowe spodenki i obcisły, biały top. Osłaniała tyle skóry, żeby każdy facet stanął jak wryty i się gapił. Gdy roześmiane i rozgadane wróciłyśmy do biura, po drodze do naszych biurek wpadłyśmy na Jamesa. Wskazałam na Willę, która się zaczęła zasłaniać i powiedziałam: – Nie miej do niej pretensji. Przez przypadek podarłam jej koszulkę. 432
James marszczy twarz i pyta: – Jakim cudem przez przypadek podarłaś jej koszulkę? Wzruszam ramionami. – Hulk nie miał pojęcia o swojej sile. Willa przechodzi obok Jamesa, ale on nieświadomie blokuje jej drogę. Przygląda jej się, napawając widokiem i sądzę, że nawet nie jest świadomy faktu, że tak robi. Dziewczyna przełyka ciężko, rumieni się i mruczy: – Przepraszam. James odsuwa się nieco. Nieznacznie. Mija go ocierając się o jego ciało. Mój mózg uśmiecha się szelmowski, gdy Willa przechodzi obok mnie i zrzucam celowo długopis z biurka. Dziewczyna natychmiast schyla się, żeby go podnieść, pozwalając Jamesowi z pierwszego rzędu podziwiać jej świetny tyłek. James patrzy w dół, chwyta boki biurka, po czym odwraca się i odchodzi. Szybko. O tak. Wpadła mu w oko. Gdyby tylko był w stanie dostrzec to co ma dobrego tuż przed swoim nosem. To smutne. Naprawdę.
433
ROZDZIAŁ 32
Helena – Indyk na białym pieczywie. Może być? – wołam do Ashera, gdy naprawia mój cieknący prysznic. Odzywa się z łazienki. – Cokolwiek, kurwa. – Jego nowojorski akcent się wyostrza, kiedy rzuca – Umieram z głodu. Nat śmieje się z czegoś co ogląda w telewizji, siedzi na kanapie i je chipsy prosto z torebki, a ja w tym czasie dbam o nakarmienie jej widocznie zagłodzonego męża. Nie mam pojęcia jakim cudem jest głodny. Wygląda na to, że Max, Ash, Nik i Trick jedzą niemal cały czas. Nie mam pojęcia jakim cudem nie zjedli domu mamy Leokov. Wyciągam z lodówki majonez i indyka, zerkam kątem oka na Nat i przygryzam wewnętrzną stronę policzka. Wiem, że nie powinnam nic mówić, ponieważ to nie moja sprawa, żeby jej to oznajmić, ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej przyspiesza mój puls. Pędzi coraz szybciej i nagle rzucam: – Muszę ci powiedzieć coś ważnego, ale prawdopodobnie przesadzisz z reakcją, a jestem pewna, że ona nie powiedziała ci dlatego, że nie była pewna, czy nie spanikujesz i zaczniesz plotkować z mamą i tatą, ale przecież znam cię, co cholery, zawsze przesadzasz. Nat odwraca się do mnie powoli i uważnie mi się przygląda.
434
– O czym ty, do cholery, mówisz, co? Przykładam kromkę chleba na kanapkę i mruczę: – Kiepsko kojarzysz. I prawdę mówiąc, nie mogę uwierzyć, że jeszcze się nie domyśliłaś. Oczywiście, ja też nie powinnam tego wiedzieć, ale pobawiłam się trochę w detektywa i dowiedziałam się tego co ważne, bo mi zależy, do cholery. – Gapię się na nią. – Czy tobie zależy? Unosi brwi aż do linii włosów, po czym woła do łazienki. – Ash, kochanie, myślę, że musimy zawieźć Helenę do szpitala czy coś. On odpowiada z łazienki. – Czy mocno krwawi? Nat patrzy na mnie. – Nie, ale mówi od rzeczy – mruczy. – Oszalała. Zerkam przez drzwi do łazienki. – Szalona lisica! Nat chichocze i pyta: – O czym ty mówisz, Lena? Wydaję z siebie zirytowany dźwięk. – O Ninie. – Z twarzy Nat czytam, że nie ma pojęcia o czym mówię. Przewracam oczami, wymachuję rękoma i strzelam. – Ona jest lesbijką! Robi wielkie oczy z niedowierzania, po czym wybucha śmiechem. Śmieje się, rechocze, potem kaszle i śmieje się jeszcze bardziej. Ale ja się nie śmieję. Patrzę na nią poważnie i powoli jej śmiech słabnie. Po chwili rzuca: – Żartujesz? Nie żartujesz, prawda? – Uśmiecha się. – Dlaczego uważasz, że jest lesbijką? 435
Patrzę jej w oczy i odpowiadam: – Po prostu z faktu, że ma dziewczynę. Nat robi wielkie oczy, po czym zeskakuje z kanapy i wyraźnie wstrząśnięta, zaczyna przechadzać się po pokoju. – Dziewczyna? Co jest, do cholery? Skąd o tym wiesz? Przechylam głowę na bok. – Tak jak powiedziałam, przeprowadziłam własne śledztwo. Odwraca się w moją stronę, opiera ręce na biodrach i wygląda na bardziej zranioną, niż kiedykolwiek wcześniej widziałam. – Ukrywała to przede mną? Jakby mnie obchodziło, że woli cholernego tuńczyka zamiast gorącą wołowinkę. Dlaczego to ukrywała? Opieram biodro o blat i przygryzam wargę. – Sądzę, że ukrywała to z powodu rodziców. Nat patrzy na mnie, wygląda na zdeterminowaną, ale w jej głosie jest nuta niepewności. – Mama i tato nie przejęliby się tym. Kochają ją. NAS kochają. Rodzice pochodzą z Europy wschodniej, jednego z niewielu miejsc na świecie, który nadal pozostaje niedorzecznie homofobiczne 53.
Kocham
mamę i tatę, ale nie jestem pewna, czy w tym temacie zachowają się tak jak na rodziców przystało. Unoszę brew. – Czy jesteś tego tak pewna, żeby postawić na to dużo kasy? W tym momencie z łazienki wychodzi Ash i wyciera ręce w ręcznik. – Gotowe. A teraz mnie nakarm, kobieto. – Uśmiecha się, a ja wręczam mu talerz. – Dziękuje, najlepszy szwagrze na świecie. 5353
Stereotypy…
436
Bierze kęs kanapki, unosi kciuk w uznaniu i wskazuje na mnie brodą, ale Nat stoi, patrzy na nas i wygląda na coraz bardziej zmieszaną. Odwraca się do Asha i pyta: – Czy wiedziałeś o tym? – Przełyka, po czym marszczy brwi. – Wiedziałeś, że Nina woli lizać cipki? Zupełnie nieświadomy, potwierdza skinieniem głowy. – Tak. I co z tego? O mój Boże, Ash. Czy nikt cię nie nauczył podstawowych rzeczy o kobietach? Zaprzecz, zaprzecz, zaprzecz! Nat odwraca się do męża z udawanym spokojem wypisanym na twarzy. – Nie pomyślałeś, że może powinnam o tym wiedzieć? Ash siada na kanapie, sięga po chipsy i wrzuca ich garść w usta, po czym mruczy. – Gdyby chciała, żebyś wiedziała, to już by c i o tym powiedziała, kochanie. Na jej twarzy pojawia się wyraz czystej irytacji „co, do cholery”, sięga do tylnej kieszeni spodni, wyciąga z niej komórkę, naciska kilka przycisków i przykłada telefon do ucha. Robię wielkie oczy. Upsss. Po kilku sekundach krzyczy do słuchawki: – Wolisz taco od parówek i nigdy mi o tym nie powiedziałaś? Nat kontynuuje rzucając w stronę Niny dziwne, niby wspierające słowa. Ash śmieje się ze mnie. – Och, ale teraz narobiłaś. Krzywię się. Dokładnie. 437
Sięgam po swoją komórkę i piszę krótką wiadomość, w nadziei, że siostra nie będzie na mnie wkurzona. Ja: Hmm… Zaskoczona? Chwilę później na ekranie pojawia się odpowiedź. Nina: Zabiję cię na śmierć, sis. Nat chodzi po pokoju wymachując rękami. – … No przecież hej, znam lesbijki! Zupełnie nie mam z nimi problemu! Za to mam problem z tym, że moja siostra, lesbijka, ukrywa przede mną swoją orientację, jakbym była jakąś cholerną anty–lesbijką! – Zatrzymuje się w połowie drogi, słucha, marszczy brwi, a potem rzuca: – To zupełnie nowe słowo! Wygoogluj to sobie! Patrzę na Asha i mruczę: – Myślisz, że naprawdę nic nie wiedziała? Patrzy na mnie, marszczy czoło, po czym patrzy na swoją żonę, robiącą scenę naszej siostrze i obraca się w kierunku telewizora, sięgając po kolejną porcję chipsów. – Naprawdę nic nie wiedziała. Nat wzdycha. – Nie zamierzam im nic powiedzieć. Uspokój się! Ale byłoby miło, gdybyś mi powiedziała osobiście i nie musiałabym się o tym dowiadywać od najmłodszej Kovacówny. – Uśmiecha się łagodnie i wiem, że Nina ją przeprasza i prawdopodobnie robi z siebie kretynkę, żałując, że nie powiedziała jej wcześniej. – Słyszałam, że masz dziewczynę, to prawda? Jak ma na imię? – Nat się śmieje. – Amelia. Ładnie. Brzmi jak imię dla damy. – Uśmiecha się. – Czy to oznacza, że jesteś facetem w związku? – Przestaje
438
się uśmiechać. – Halo? Nina? – Z irytacją odsuwa komórkę od ucha. – Suka, rozłączyła się! Wzruszam ramionami i lekko przekrzywiam głowę. – Tak się dzieje gdy nazywasz kobietę mężczyzną. Nat patrzy na telefon jakby była obrażona i pomimo jej gównianego zachowania wiem, że cieszy się z poznania tajemnicy Niny. Może nie będzie aż tak źle. Wpycha komórkę do kieszenią i mruczy nadąsana: – Wrażliwa miłośniczka cipek. No tak. Dobra. Może wcale nie będzie za dobrze.
***
Helena
Gdy Max powiedział, że idziemy na randkę, przygotowałam się na najlepsze wyjście na świecie. To był mój pierwszy błąd. Drugim było budowanie wyobrażeń w mojej głowie. I gdy mówię o tym, mam na myśli pieprzoną wieżę Eiffla. Przyszedł po mnie ubrany w ciemne dżinsy, czarną, zapinaną na guziki koszulę i białe trampki. Przydługie włosy ma starannie zmierzwione, a moje serce wydaje z siebie długie, rozmarzone westchnienie. W tym momencie jestem już nieźle nakręcona. Zmierzam w jego stronę, uśmiechając się niewinnie, niczym wilk w owczej skórze, licząc na mały przedsmak tego, co wydarzy się później. Jego szeroki uśmiech znika, gdy
439
przytulam się do niego i zaczynam całować szczękę, jednocześnie kładę dłoń na srebrnej klamrze jego paska. Chrząka, po czym chrypi: – Co robisz, muffinko? Oczywiście doskonale zna odpowiedź na to pytanie. Nie ukrywam tego, czego od niego chcę. Wcale. Moje jasne dżinsy kontrastują z jego ciemnymi, przysuwam pierś do jego klatki (Boże, dzięki ci za wysokie obcasy), jedwabna koszulka cudownie pociera mój brzuch, pobudzając mnie do dalszego działania i wzdycham: – Zabieram się za deser. Owija mnie ramieniem, przyciąga porażająco blisko do siebie, a drugą ręką sunie po moim ciele do krzywizny biodra i pośladków. Wydał z siebie niski pomruk i położył rękę na moim policzku. – Spóźnimy się na kolację. Prycham i patrzę na niego w sposób, który Nat nazywa „spojrzeniem Bambi”. Ćwiczyłam ten trik gdy dorastałam. Czas poświęcony na naukę zdecydowanie się opłacił. Gdy używałam tego spojrzenia w zasadzie było niewiele rzeczy, których rodzice byliby w stanie mi odmówić. Unoszę dłoń i rozstawiam palce. – Nie będzie nawet małej zabawy? Patrzy na mnie tymi swoimi oczami w kolorze płynnego złota i wiem, że już jest mój. Wzdycha dramatycznie i całuje mnie w usta, ale nie robi tego byle jak. Nigdy tak nie robi. Pocałunek jest głęboki, wykorzystuje czas i cieszy się moim smakiem. – Jak mógłbym ci odmówić?
440
Uśmiecham się, pochylam się, powoli i seksownie, po czym klękam przed nim. Patrzy na mnie pytająco, a ja sięgam do jego paska i go odpinam. Zaskoczony, robi wielkie oczy, ale szybko zmienia się to w szeroki uśmiech. – Rządzisz, kochanie. Uniósł koszulę, żeby nieco mi pomóc. Potrzebowałam chwili, żeby rozpiąć jego spodnie i szybkim ruchem zsunęłam mu dżinsy i bokserki na wysokość kolan. Był twardy tylko w połowie, ale i tak wyglądał na zbyt dużego i grubego, żeby mógł zmieścić się w moich ustach. Owijam wokół niego palce i ignoruję syknięcie, które wydobywa się z jego ust, po czym patrzę mu w oczy. Wiem, że faceci to lubią. Na studiach miałam przyjaciela, mega napalonego gościa, który kiedyś powiedział mi, że mężczyźni uwielbiają gdy kobieta klęczy przed nimi i patrzy niewinnym wzrokiem. Jeszcze lepiej, gdy kobieta ma na ustach pomadkę i zostawia ślady przy każdym ruchu. Powiedział też, że faceci lubią, gdy kobieta utrzymuje z nimi kontakt wzrokowy podczas robienia loda. Zamierzam przetestować tę teorię. Max patrzy na mnie spod lekko przymkniętych oczu, ma lekko rozchylone usta. Z nim zawsze tak jest. Nie ma twarzy pokerzysty. Ma serce na dłoni, a ja to kocham. Jego kocham. To nadal jest coś, do czego nie chcę się przyznać. Cholera, nie wiem, czy kiedykolwiek będę na to gotowa. Wiem, że jest zbyt wcześnie. Wiem, że Maxa to wystraszy. Postanawiam działać małymi krokami. Ucieknie, jeżeli się wystraszy, a ja nie mogę sobie na to pozwolić. Już stał się częścią mnie. Podobnie jak CeeCee. Przestaję z tym walczyć. Max stanowi jedyny wyjątek. Prawdopodobnie jest jedną z niewielu osób, które będą mnie wspierać nie tylko w kwestiach zawodowych, ale jeszcze będzie dumny z moich osiągnięć. Wiedziałam, że zrozumie, jeżeli
441
będzie to wymagało długich godzin pracy. W końcu jego praca w klubie też obejmuje mało atrakcyjne godziny. Ale jestem gotowa się z tym zmierzyć. Jestem szczęśliwa, mając swój mały sekret. Zrobię wszystko, żeby tak zostało. Jedyną osobą, na którą muszę uważać jest Nik. Ten facet widzi wszystko. Max delikatnie wyciąga rękę, przykłada ją do mojego policzka, a drugą bierze moje włosy i przyrzuca je na jedno ramię. Patrzę na niego ponownie, trzymam w dłoni jego ciężkiego fiuta i delikatnie całuję główkę. Mrugam i szepczę: – Taki duży. Łapie mój podbródek i uśmiecha się seksownie. – Lubisz to, kochanie? Powiedz, że chcesz mojego fiuta. To nie jest prośba. To jest żądanie. Moja cipka się zaciska i liżę jego wrażliwy spód. A jeżeli chodzi o jego pulsującą męskość, wzdycham cicho: – Kocham to. Kocham ciebie. Rozchylam usta i podążając za jego niewypowiedzianymi sugestiami, gdy trzyma moją brodę, biorę go do buzi. To nie jest łatwe. Biorąc pod uwagę pogaduchy z kumplem i plotki z siostrami, chyba mam dość małe usta. Niech to szlag. Otwieram szerzej usta, biorę go głębiej i zaczynam ssać. Max odrzuca głowę do tyłu, jedną ręką trzyma moją brodę, a drugą ma wplątaną we włosy na moim karku. Jęczę, gdy czuję niewielki ból, a on zaciska palce na luźnych kosmykach moich włosów, gdy delikatnie pierzy moje usta. W pewnym momencie pcha nieco zbyt mocno i zaczynam się krztusić. Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, gdy orientuję się, że to tylko mocniej nakręca Maxa.
442
Niegrzeczny skurczybyk! Wiem dokładnie, w którym momencie traci kontrolę. Mruży oczy, moje usta są owinięte wokół jego fiuta i warczy niemal zwierzęco, a ja uwielbiam te dźwięki i słyszę je cały czas. Kładę na nim ręce. Jestem bardziej mokra niż powinnam. Obciąganie nie powinno być takie podniecające, prawda? Niezależnie od tego, jak bardzo jestem przemoczona i jak bardzo chcę go w sobie, zadowolę się widokiem Maxa tracącego kontrolę nad sytuacją. Ponieważ obserwowanie odpuszczającego Maxa zostaje właśnie moją ulubioną rzeczą na świecie. Rozluźnia uścisk w moich włosach, po czym kładzie dłonie na moich policzkach. Wydaje z siebie niski, gardłowy dźwięk, przyspiesza swoje ruchy i marszczy w skupieniu brwi, obserwując mnie uważnie. Jest już blisko. Przestaje się ruszać, a ja zaczynam go pieścić, jednocześnie ssąc mocno. Oddycha ciężko i przeklina: – Kurwa, kochanie. Zaraz dojdę. Próbuje uwolnić się z moich ust, zaciskam palce wokół niego i ssę mocniej, dając mu do zrozumienia, że tym razem nie zamierzam pozwolić mu się wycofać. Otwiera szeroko oczy. – Jesteś pewna? Rany, Max, Jestem tu trochę zajęta. Czy możesz zachować swoje pytania na później? Nie chcę przestać go pieścić, więc biorę go głębiej i szybciej. Jego klatka piersiowa unosi się z każdym oddechem, gdy jęczy z czystej przyjemności. To brzmi niemal jak mruczenie. Uwalnia moje policzki i przesuwa kciukiem po mojej dolnej wardze, a ja nadal poruszam głową. Mruczy: – Piękna. Jesteś cholernie piękna.
443
To było to. Doszedł i to było bardzo intensywne. To nie był gorący, ostry seks. To była czysta intymność, tym większa gdy połykam swoją słoną nagrodę. Jego przyjemność jest moją nagrodą. Nie ruszamy się przez dłuższą chwilę. Jego pulsujący fiut staje się miękki, delikatnie go uwalniam, przesuwając językiem po imponującej długości. Drży i mruga, patrząc na mnie rozleniwionym wzrokiem. Muszę się uśmiechnąć. To ja doprowadziłam go do takiego stanu. Cholernie mocno mi się to podobało. Więc, gdy Max otwiera usta, spodziewam się, że podąży w kierunku czegoś równie intymnego. Nic bardziej mylnego. Pomaga mi wstać, przytula i ściska mocno. To miłe. Chowam nos w jego szyi i zaciągam się zapachem jego wody kolońskiej. Odsuwa się nieco, całuje mnie w policzek i uśmiecha się do mnie. – Dzięki, muffinko. – Wzdycha zadowolony. – Potrzebowałem tego. Przestaję się uśmiechać. Mrugam. Potrzebuję chwili, żeby dotarło do mnie to, co właśnie powiedział. Najwidoczniej źle odebrałam to, co jest między nami. Ta randka nie jest następnym krokiem w naszej relacji. Dla niego to nic nie znaczyło. Właśnie dlatego muszę ukrywać swoje prawdziwe uczucie. Przez to prawdopodobnie zawsze będę singielką. I to cholernie do dupy. Taka złośliwość.
***
444
Max
W chwili, w której powiedziałem to, co powiedziałem zauważyłem wyraz jej twarzy. Rozczarowanie, smutek i cierpienie. Czy ja prawdę podziękowałem jej za jedno z najlepszych obciągań jakich doświadczyłem w życiu? Tym sposobem będę wiecznym singlem. Jestem tchórzem i po królewsku spieprzyłem.
445
ROZDZIAŁ 34
Helena
Przyklejam uśmiech do twarz i tłumię emocje, udając szczęśliwą. Gdy idziemy do samochodu, biorę Maxa za rękę. Podczas jazdy nie puszcza mojej dłoni. Patrzę w dół na nasze splecione palce i czuję ból w klatce piersiowej. Nasze splecione dłonie mają zupełnie inne znaczenie dla niego i dla mnie. Dla mnie oznaczają wszystko. Dla niego są pewnym znakiem, że później zaliczy numerek. Zaciskam zęby i przewracam oczami, żeby popatrzeć przez okno. Ale jesteś głupia. Jemu na tobie nie zależy. Troszczy się o CeeCee. Jesteś po prostu narzędziem. Nie, nie jestem. Haaalooo? Godność… Gdzie jesteś? Zawarliśmy umowę. Wiedziałam w co się pakuję. Nie powinnam być zaskoczona i prawdę mówiąc nie jestem. Max nigdy mi niczego nie obiecywał. To ja pogubiłam się w fałszywej nadziei. Wiedziałam z czym się to wiąże. Nigdy nie miałam takiego słodkiego związku jaki dzielą Tina i Nik, ani namiętnego w stylu Nat i Ashera. I może to nawet nie byłoby takie złe. Może byłabym zadowolona bez tego. W takim razie, dlaczego boli cię serce na samą myśl o tym?
446
Patrzę na Maxa, a on jakby to wyczuł, odwraca się w moją stronę. Obserwuje uważnie moją twarz mruży oczy i pyta cicho. – Wszystko w porządku, kochanie? – Oczywiście – kłamię bez problemu. Palcami ściska moją dłoń. – Jeżeli nie chcesz iść na kolację, nie ma problemu. Możemy wziąć coś na wynos i wrócić do ciebie. CeeCee zostaje na noc u mamy. – Uśmiecha się, pokazując dołeczek. – Mogę cię rozebrać i wetrzeć w twoją skórę balsam. No wiesz… zrobić ci masaż. Uśmiecham się. Dlaczego w niektórych kwestiach musi być taki niedomyślny? To mnie wkurza, a wtedy mówi coś słodkiego. W zasadzie nie umiem się na niego gniewać, co jasnej cholery. Ukrywam uśmiech przygryzając wargę. – Wmasujesz balsam w moją skórę? Zrobisz mi masaż? Jejku. Nawet nie pomyślałabym, żeby cię w coś takiego wpakować. Max wzdycha, podnosi moją dłoń do ust i całuje kostki. – Przyznaję, że to potrwa, ale wiem, że razem damy sobie z tym radę. Razem. Mój żartobliwy nastrój znika, gdy używa tego słowa. Jak długo będziemy razem? Dojeżdżamy do restauracji i Max znajduje miejsce parkingowe tuż przed nią. Uprzedził mnie, że to nie będzie nic nadzwyczajnego, ale tego się nie spodziewałam. Mój nastrój poprawia się, gdy jak dżentelmen otwiera dla mnie drzwi samochodu. Pytam zaskoczona: – Meksykańska? Wzrusza ramionami i mogę się mylić, ale przysięgam, że się rumieni.
447
– Chciałem zabrać cię w miejsce, które uwielbiam. – Zamiera. – Lubisz meksykańską kuchnię, prawda? Mrużę oczy i mu się przyglądam. – Nie sądzisz, że powinieneś zapytać wcześniej? Przybiera dramatyczny wyraz twarzy, po czym unosi dłoń i ściska nasadę swojego nosa. – Kurwa, Lena. Przepraszam… – Uwielbiam meksykańskie jedzenie, wariacie – dokuczam mu, chichocząc. Bierze głęboki oddech, a następnie głośno wypuszcza powietrze z płuc. Łapię go za rękę chichoczę, a on ciska gromy wzorkiem. Idzie obok i mnie przedrzeźnia: – Uwielbiam meksykańskie jedzenie, wariacie. – Normalnym głosem mruczy cicho. – Chciałbym ci przypomnieć, że jak tylko wyjdziemy, twój tyłek należy do mnie. Na twoim miejscu zapamiętałbym ten szczegół. Otwieram usta w udawanym przerażeniu, staję w miejscu i trzęsę się z entuzjazmu. – Och nie. Zły facet zamierza mnie dopaść. Jego dłoń ląduje na moim tyłku i skowyt wydostaje się z mojego gardła. Stoimy nos w nos i patrzy na moją twarz. – Co powiesz na to? Przełykam ciężko i czuję mrowienie w newralgicznych miejscach. Zawsze twierdzę (jeżeli jest mi to na rękę), że uczciwość jest najlepszym rozwiązaniem, więc odpowiadam cicho. – Podoba mi się tak bardzo, że chcę cię ponownie sprowokować… i jeszcze raz… i jeszcze. 448
Przesuwa dłoń na mój obojczyk i przesuwa kciukiem po wrażliwej skórze. Pochyla usta tuż na moimi. – Przestań. Przesuwam dolną wargę po jego ustach i mruczę: – Ale co mam przestać robić? Całuje mnie mocno. Odsuwa się pozbawiony tchu, przygryza moją dolną wargę, lekko ją ciągnie, po czym odpowiada: – Przestań być taka seksowna. Lekko się uśmiecham. – Wybacz, ale sam zacząłeś. – Ty zaczęłaś – odpowiada. Przedrzeźniam go. – To ty zacząłeś! Kręci głową i gapi się na mnie. – Naprawdę dojrzałe, Lena. Idziemy obok siebie i uśmiechamy się do siebie jak para głupców. Otwiera i przytrzymuje dla mnie drzwi, a gdy wchodzę do restauracji, szepcze mi do ucha: – Ty zaczęłaś. – A ja parskam śmiechem. Kocham tę głupkowatą stronę Maxa. Zostajemy zaprowadzeni do stolika w uroczej, chociaż małej restauracji. Stoliki ozdobione są obrusami w czerwono – białą kratkę, stoją na nich świece, a zamiast krzeseł są stołki. To nadaje pomieszczeniu intymnej atmosfery i w duchu uwielbiam fakt, że Max mnie przyprowadził tutaj, a nie do żadnej z wymyślnych restauracji, w których niewielkie porcje serwowane są na talerzach o rozmiarach opon samochodowych. 449
Gdy kelnerka podchodzi do naszego stolika, Max patrzy na mnie i pyta: – Pozwolisz, że dla nas zamówię? Uśmiecham się słodko. – Nie, jeżeli wiesz, co dobrego podają. Max odwzajemnia uśmiech. – Wiem, co jest dobre, kochanie. Sięgam po wodę, żeby się napić, gdy z boku dochodzi cichy głos: – Max? Oboje patrzymy na kelnerkę, ale Max blednie. – Och, cześć, Kate. Co u ciebie? Kate, młoda, latynoskiej urody kelnerka o oliwkowej skórze, długich, czarnych lokach i miękkim spojrzeniu, w którym widać cierpienie. – Nigdy nie zadzwoniłeś. Przenoszę wzrok na Maxa i gapię się na niego. – Teraz chyba sobie ze mnie żartujesz, Max. Czy on naprawdę zabrał mnie do restauracji, w której pracuje jego była dziewczyna? Max gapi się na Kate, cicho przeklinając ją za bycie tak oczywistą. – Jestem tutaj na randce, Kate. Kate patrzy na mnie zbolałym wzrokiem i jest mi jej żal. Wiem, jak to jest być odrzuconą przez Maxa. To niezły bałagan. Wzdycham i wyznaję jej: – Kochana, uwierz mi, że on jest zupełnie nieświadomy, jeżeli chodzi o płeć przeciwną. Potrzebuje migających neonów i jasnych znaków. Max wzdycha obrażony. – Hej.
450
Kate uśmiecha się i przyznaje: – Myślałam, że to przeze mnie. Kręcę głową. – Nie. To on. Uwierz mi. Max ponownie przypomina o swojej obecności. – Hej. Teraz zjada mnie ciekawość. Wskazuję na nią brodą. – Co takiego zrobił? Max zaczyna swój wywód. – Sądzę, że nie powinniśmy dyskutować… Ale Kate mu przerywa. – Zabrał mnie na obiad i się obściskiwaliśmy. – Odwraca się, żeby na niego spojrzeć i kładzie rękę na biodrze. – Nigdy więcej go już nie widziałam. Max wierci się na stołku, a potem zmusza do uśmiechu. – Kate, kochanie, to był tylko pocałunek. Dobra, nie cierpię tego przyznawać, ale cieszę się, że jej nie przeleciał. Ale i tak kręcę głową, zerkając na niego. – Och, Max. Ale z ciebie gówniarz. Kate wskazuje na mnie brodą i pyta. – Jesteś jego dziewczyną? Max stara się wtrącić do rozmowy: – To nawet na swój sposób zabawne, prawda? Ale ignorujemy go, co powoduje, że się zamyka i go skręca. Wzdycham dramatycznie. – Niestety, tak.
451
Mruży oczy i po chwili oświadcza: – Lubię cię. Dostaniesz nachos na wynos. Uśmiecham się i wyciągam do niej dłoń. – Mam na imię Helena. Niestety Max to duży, durny dzieciak. Uśmiecha się i ściska moją rękę. – Kate. Miło cię poznać. I nie przejmuj się tym. – Patrzy na niego, po czym dodaje szeptem. – Jest trochę lekkomyślny. Max jest jednym z najbardziej wiarygodnych ludzi jakich znam. Wcale nie jest lekkomyślny, ale wiem, dlaczego to mówi, więc jej nie poprawiam. Zamiast tego gram dalej i puszczam do niej oko. – Miałaś szczęście, że uciekłaś w odpowiednim momencie. Śmieje się, odchodzi rzucając:. – Wrócę za chwilę. Gdy znika z pola widzenia uśmiecham się do Maxa. – Lubię ją. Patrzy na mnie, najwyraźniej nie uważa tego za zabawne. – Cieszę się, że mogłem was sobie przestawić. Jestem przekonany, że zostaniecie przyjaciółkami na całe życie. Cicho triumfuję, widząc jego dyskomfort. Sięgam na drugą stronę stołu i biorę garść chipsów kukurydzianych. Pożeram je z chytrym uśmieszkiem na ustach. Mówię z częściowo pełnymi ustami. – No przestań, Max. Przyznaj, że to trochę śmieszne. Kate wraca z talerzem wypełnionym nachosami, na których piętrzy się mielona wołowina, roztopiony ser i krojone pomidory. Wygląda niesamowicie, a aromat przypraw powoduje, że zaczynam się ślinić. Kładzie talerz na stole i się uśmiecha. 452
– Smacznego. Zawołajcie mnie, jeżeli będziecie gotowi złożyć zamówienie. Max zaczyna. – Jesteśmy gotowi, żeby… Śmieję się, gdy okazuje się, że Kate odrzuca włosy i odchodzi, wyraźnie ignorując Maxa. On gapi się na mój talerz i oblizuje usta. – Czy dostanę trochę tych pyszności? Unoszę kukurydzianego chipsa pokrytego pysznościami i kręcę głową. – Nie. Potraktuj to jako swoją karę. – Drażnię się i wkładam jedzenie do ust. Max wygląda na zdruzgotanego. Z roztargnieniem pociera swój brzuch. – Ale jestem głodny. Uroczy. Nie, nie tak. Uroczo żałosny. Sięgam przez stolik i kładę rękę na jego policzku. Pochyla się do mojego dotyku, a ja wydymam usta i mruczę: – Oj, moje duże, głupiutkie dziecko. Robi minę zbitego psa, kiwa głową potwierdzając moje słowa, chociaż to najgorsza randka na jakiej kiedykolwiek byłam, bawię się świetnie. Nie wiem, dlaczego! Coś każe mi to powiedzieć głośno. – To najgorsza randka na świecie – mówię z uśmiechem. Prawdziwym uśmiechem. Max pochyla się przy moim policzku, patrzy przepraszająco i mówi: – Wybacz. Odsuwam rękę i przyznaję. 453
– Ale dobrze się bawię. – Posyłam mu nieśmiały uśmiech. – Z tobą. Promienieje, dając mi warty milion dolarów uśmiech prosto z okładki magazynu GQ. – Ojej, moja słodka. – Ale przestaje się uśmiechać. – Na pewno nie jesteś wkurzona o tą dziewczynę? – A czy wrócę dzisiaj z tobą do domu? – pytam. Max marszczy brwi. – To cholernie oczywiste. Wzruszam ramionami. – W takim razie wcale mnie to nie obchodzi. – Uśmiecham się i skubię kukurydziany chips. – Wygram. Coś w mojej odpowiedzi go urzeka i nie bardzo wiem, jak to powinnam rozumieć. Robi wielkie oczy. Wygląda na to, że przygryza wewnętrzną część policzka, trzymając język za zębami. Kręci głową i mruczy. – Jesteś zupełnie inna. Kate wraca, odbiera od Maxa nasze zamówienie. Przez cały czas piorunuje go wzrokiem, ale do mnie słodko się uśmiecha, gdy odchodzi. Przynosi nasze dania, ostrożnie kładzie przede mną talerz, ale w przypadku Maxa nie jest już tak uważna i jego talerz zostaje ustawiony na krawędzi stołu. Kate odrzuca do tyłu włosy i odchodzi. Chichoczę w środku. Musiał ją naprawdę wkurzyć. Ech. Poprawiam po kelnerce, ustawiając nachos na środku stołu, sięgam do jego talerza i skubię najlepszą enchiladę z kurczakiem jaką kiedykolwiek jadłam. Max najwyraźniej jest zaskoczony moim zachowaniem. Marszczy 454
nos wyciąga rękę do mojego talerza i w odwecie kradnie kawałek mojej fajity. Uśmiecham się do niego i puszczam oko. Nie wie jeszcze, że nie jestem jak Nat. Dzielenie się jedzeniem mnie uszczęśliwia. Nat obraziłaby się za kradzież jedzenia z jej talerza. Kroję kawałek enchilady i wkładam go do ust. Świeża, przyprawiona potrawa ma niezwykły smak. Jęczę i zamykam oczy. Ale wtedy mrugam i zdaję sobie sprawę z tego, że Max coś mówi. – Przepraszam. Co? Uśmiecha się. – Pytam, czy w domu zostawiłaś jakiegoś chłopaka. Pyta mnie, czy w domu mam chłopaka? Dlaczego tak nagle się tym interesuje? Nie doszukuj się w tym niczego wyjątkowego, idiotko. Kręcę powoli głową i nakładam na widelec kolejny kawałek enchilady. – Nie. Po powrocie do domu nie miałam czasu na randki i w zasadzie nigdy nie planowałam randkować. Prawdopodobnie mogłabym to robić wieczorami, ale w jakiej sytuacji postawiłabym faceta? Prawdopodobnie stałby w kącie, jak Baby w Dirty Dancing. Praca jest u mnie na pierwszym miejscu i tak długo jak pracuję na swoją pozycję uważam, że nieuczciwe byłoby angażowanie się w związek, wiedząc, jak mało czasu miałabym tego mężczyzny. Max patrzy zmieszany na swój talerz. Pytam przeciągle. – No co? Unosi twarz, cały czas marszczy brwi i odpowiada cicho.
455
– Myślę, że facet byłby wdzięczny za twoje towarzystwo bez względu na to, ile czasu mogłabyś mu zaoferować. – Patrzy mi głęboko w oczy. – Byłby szczęściarzem mając cię obok, muffinko. Nawet przez minutę. Cholera. To było głębokie, słodkie i cholernie urocze. Serce mi wali. Jestem w tarapatach. Przestań, Max! To nie znaczy, że się w tobie zakocham! Jeżeli wskoczy na głęboką wodę, to mam wrażenie, że pójdę w jego ślady i spotkam w połowie drogi. – Opowiedz mi o mamie CeeCee. Natychmiast się spina. – Nie. Unoszę brwi w reakcji na nienawiść w jego głosie. – Hmm, w porządku. Przez chwilę jemy w ciszy, daję mu kilka minut, żeby się uspokoił, po czym zauważam, że powoli odpuszcza. Jego ramiona opadają, zaciska szczękę i mruczy. – Przepraszam. To bolesny temat. Kiwam głową. – Rozumiem. Cisza między nami staje się niewygodna. A nie mieliśmy cichych momentów od kiedy zaczęliśmy się spotykać. Nie lubię tego. Sięgam ponad stołem i kładę dłoń na jego przedramieniu. – Nie musimy rozmawiać o niczym, o czym nie chcesz rozmawiać. Chcę tylko żebyś wiedział, że jeżeli będziesz chciał z kimś pogadać, to jestem w dodatku potrafię być dobrym słuchaczem. 456
Przenosi wzrok z mojej dłoni na twarz i przygląda się uważnie. Patrzy wręcz podejrzliwie. – I tyle? Żadnych bzdur w stylu: Zapytałam, więc musisz mi odpowiedzieć albo: Dobrze, w takim razie między nami koniec? Jestem przekonana, że wyglądam na urażoną. – Wolę, gdy jesteś szczęśliwy, a z tego co widzę ten temat sprawia, że jest wręcz odwrotnie. Zatem nie, żadnych bzdur. Zamyka oczy i mruczy pod nosem. – Woli, gdy jestem szczęśliwy. Rezygnuje z niespodzianki dla niej przygotowanej dla meczu koszykówki na wózkach inwalidzkich. Nie przejmuje się kelnerką. – Unosi wzrok do nieba. – Dlaczego ty mi to robisz? No dobra… – O czym ty mówisz? Max się uśmiecha. To jest wymuszone. Wiem o tym, ponieważ ten uśmiech nie sięga jego oczu. – O niczym. Wyciąga rękę i kładę na niej swoją dłoń. Unosi ją do ust i całuje. – Bardzo się cieszę, że jestem tutaj z tobą. – Po raz drugi całuje moją dłoń. – Nie ma innego miejsca, w którym chciałbym być. Uśmiecham się lekko. – Ja też. Od tej chwili, z minuty na minutę wieczór staje się coraz przyjemniejszy. Jemy, rozmawiamy i śmiejemy się przez większość wieczoru, a gdy nadchodzi czas na wyjście, Max zostawia bardzo hojny napiwek biednej, słodkiej Kate. Chciałabym powiedzieć, że czuję do niej
457
dużą sympatię, ale to byłoby kłamstwo. Jestem bardzo szczęśliwa z powrotu do domu razem z Maxem. Podekscytowana. Jak na dżentelmena przystało, otwiera dla mnie drzwi samochodu i pomaga wygodnie wsiąść. Wracamy do mojego mieszkania, a od momentu, w którym wysiadamy z auta, nie jesteśmy w stanie utrzymać rąk przy sobie. Łapie mnie za szyję, przyciąga bliżej, a potem łączy nasze usta. Zatapiam się w nim. Pocałunek jest głęboki i słodki. Kolana robią mi się miękkie i czuję, że moja kobiecość zaciska się mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Jego usta są bardziej miękkie niż oczekiwałam, a zapach jego wody kolońskiej sprawia, że kręci mi się w głowie. Ślinię się. Boże, on jest pyszny. Absolutnie tatuś, którego chce się przelecieć. Przez całą drogę na górę nie możemy oderwać od siebie ust. Gdy docieramy do mojego mieszkania, otwieram drzwi z ustami mocno przyciśniętymi do niego i wchodzimy do środka. Otula mnie ciasno ramionami i prowadzi w kierunku sypialni, gdy coś przychodzi mi do głowy. Odsuwam się niego od niego i słyszę jego jęk. Tyłem idę do kuchni, po drodze rozpinam dżinsy i seksownie się uśmiecham. Powoli rozsuwam zamek, łapię za pasek i pcham spodnie w dół. Wychodzę z nich i podchodzę do blatu. Doskonale rozpoznaję moment, w którym docierają do niego moje intencje. W jego oczach pojawia się ogień i zrywa z siebie ubranie. Chichoczę, gdy walczy z klamrą paska. Ogarnięty pożądaniem staje się niezdarny. Skopuje buty, pochyla się i podskakuje, żeby zdjąć skarpetki. Zsuwa dżinsy do kolan, po czym cofa się, potykając się o nie. Bez rozpinania ściąga koszulę przez głowę, przez co blokuje się przy jego szyi.
458
Szarpie, aż w końcu się z niej uwalnia i jest niemal nagi. Bez problemu pozbywa się mojego jedwabnego topu, zostaję jedynie w koronkowym, kremowym staniku i dopasowanych figach. Nie mam z tym problemu, ponieważ Max ma na sobie jedynie bokserki w czarno-białą kratkę. Podchodzi do mnie z dłonią przyciśniętą do twardego fiuta. Jego oczy błyszczą z pożądania, gdy przyznaje: – Myślę, że nie jestem w stanie się powstrzymać. Rozpinam biustonosz i pozwalam mu opaść z moich ramion. – Nie chcę, żebyś to robił. Przez bokserki ściska swojego fiuta. – Może być ostro. Robię małe przedstawienie ściągając majtki wzdłuż ud, pozwalając im opaść do kolan, a później na ziemię. – Lubię ostro. Obserwuje z uznaniem moje ciało, a potem nieświadomie mruczy: – Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Uwielbiam sposób w jak na mnie patrzy. – Sprawiasz, że moje ciało płonie. Robi krok i jest przede mną, nie spuszcza ze mnie wzroku. Pochyla się, przyciska moje plecy do blatu i porywa moje usta w dziki pocałunek, po czym obraca mnie i dociska swój przód do moich pleców. Ciepło jego twardego ciała wywołuje u mnie gęsią skórkę. Sięga po moje dłonie i kładzie je na blacie. – Nie ruszaj się. Ściska mi żołądek. O jejku. Delikatne ręce wędrują po moim ciele, aż cierpię z rozkoszy. Jedną ręką ściska mój kark w taki sposób, że zaciskam
459
uda i przygryzam wargę, żeby powstrzymać łzy. Drugą ręką pieści moje ramiona, plecy, aż do pośladków, które lekko ściska, po czym się cofa. Staram się nie kwilić. Przesuwa palce po moim tyłku, a chwilę później wsuwa je między moje uda. Eeeek! Yay! Syczy, a ja zamykam oczy z radości. – Kurwa. Jezu. Lena, ja… pieprzę. – Naciska na mnie od tyłu, przyciągając do siebie mój tyłek i przesuwając palcem po mojej rozgrzanej płci. Kładzie usta przy moim uchu i szepcze. – Zawsze będziesz dla mnie taka mokra? Odpowiadam bez najmniejszego zawahania. – Zawsze, kochanie. – Dopiero gdy jego główka zaczyna drażnić moje wejście zauważam, że zdjął bokserki. Wyginam plecy w łuk, trzymam się blatu i mruczę. – Tak długo jak będziesz mnie chciał. Zamiera, otwieram oczy i zastanawiam się intensywnie, czy powiedziałam coś złego. Przesuwa moje włosy na jedno ramię, delikatnie całuje zagłębienie szyi i nieco się odprężam. Z ustami przy mojej skórze mówi: – Kiedy w końcu to zrozumiesz, kobieto? – Drażni mnie twardym fiutem, którym przesuwa po mojej płci. Jęczę słabo. Ustawia się przy moim wejściu i dodaje zdecydowanie. – Nigdy nie pozwolę ci odejść. Jednych pchnięciem jest we mnie, rozciągając mnie z każdej strony. A ja widzę gwiazdy. Ciężko wzdycham. – Och, Boże! W tym samym momencie Max wydaje z siebie gardłowe: – Jezus. Kurwa. 460
Pochylam się, zbliżam twarz do kuchennego blatu i opieram policzek na chłodnej powierzchni, podczas gdy Max mocno mnie pieprzy. Przy każdym ruchu moje spodnie opadają niżej, a piersi podskakują. Max owija ramię wokół mnie, przyciągając bliżej siebie i nie przestaje poruszać się we mnie. Jest tak głęboko, że dociera do miejsc, o istnieniu których nie miałam pojęcia. To niesamowite. Zapierające dech w piersiach. Pieprzy mnie i szepcze: – Cholera. Idealna. Powiedz mi, czego potrzebujesz, kochanie. Zapominam o zakłopotaniu i odpowiadam: – Pociągnij mnie za włosy. Nie przerywają swoich mocnych ruchów zawija moje włosy między palcami i lekko ciągnie. Ale to nie jest wystarczające. Chrypię: – Mocniej. Jego uścisk i siła pchnięć stają się mocniejsze. Syczy przez zaciśnięte zęby. – Kurwa, jesteś niesamowita. Jest bardziej intensywnie niż się spodziewałam. Jęczę głośno, gdy nagle moja cipka zaczyna pulsować. Napięcie rośnie. Zaciskam się wokół niego coraz mocnej i mocniej. Pot spływa po moim czole i karku, gdy zagryzam zęby w oczekiwaniu na atak rozkosznej tortury. Drżę, ogarnia mnie ciepło, przed oczami eksplodują gwiazdy, roztrzaskując się na milion kawałków, tworząc coś na wzór mozaik z kolorowego szkła. Piękne i jednocześnie pełne bólu. Dochodzę wokół niego, mruczę i ściskam fiuta przy każdym ruchu. Max mruczy:
461
– Jestem tuż za tobą, kochanie. Jego pchnięcia stają się nieregularne i niekontrolowane. Jestem otumaniona rozkoszą. Zaciskam się wokół niego, chcąc doprowadzić do stanu, w którym sama jestem. Uwalnia moje włosy i łapie za biodra, pompując we mnie głęboko, zaciskając palce na moim ciele. Wydaje z siebie niski, gardłowy dźwięk i eksploduje wewnątrz mnie w spazmach rozkoszy. Porusza się w mnie jeszcze chwilę, aż czuję nasze wymieszane podniecenie spływające po moich udach. Bez prezerwatywy. Przy moim nienaturalnym spokoju Max przyznaje. – Nie użyliśmy zabezpieczenia. Kiwam głową, odwracam głowę w jego stronę, nadal jest we mnie. – Stosuję antykoncepcję. Mam implant na ramieniu. Jestem zdrowa. Jego wzrok łagodnieje. – Co roku przechodzę badania. Też jestem zdrowy. Uśmiecham się lekko. – No cóż, w takim razie nie ma problemu. Wysuwa się ze mnie, odwraca i ponownie przyciska do blatu, a jego twarde, nagie ciało jest wtulone we mnie. – Nigdy wcześniej z nikim tak nie było. Czuję nieśmiałość, gdy odpowiadam. – U mnie też. Max pochyla się i delikatnie całuje w usta. – Zanim się pojawiłaś, nigdy z nikim tego nie chciałem. – Cofa się i wsuwa luźny kosmyk włosów za moje ucho. – Nie kłamałem, Lena. Doprowadzasz mnie do szaleństwa. 462
Przełykam ciężko. – Szaleństwo może być dobre. Jego oczy błyszczą. – Z tobą wszystko jest dobre. Zabija mnie. Muszę ochronić się przed tą słodyczą! Wysuwam się z jego uścisku i pędem ruszam pod prysznic. – Kto ostatni, ten jest zbukiem! Słyszę jego śmiech za plecami, gdy odkręcam wodę pod prysznicem. Zastanawiam się, co musiałoby się wydarzyć, żeby Max pokochał mnie tak, ja jego.
463
ROZDZIAŁ 35
Helena Obudziliśmy się z Maxem wcześnie. Przytulaliśmy się i całowaliśmy zanim musieliśmy pojechać, żeby odebrać CeeCee od Tiny, gdzie mama Leokov została na noc, pilnując wszystkich dzieci. Czas nas naglił, ale nie przejmowaliśmy się tym. Poprzedniego wieczoru wzięliśmy prysznic, a dzięki temu, że Max zapakował do torby wszystkie potrzebne rzeczy, od ubrań, przez maszynkę do golenia, wosk do włosów, dezodorant i wodę kolońską nie musieliśmy się spieszyć. Gdyby mnie ktoś pytał, to mogłabym zakopać się w tej torbie tylko po to, by poczuć zapach jego wody kolońskiej. A gdyby mi toś powiedział, że oszalałam… wcale bym nie zaprzeczyła. Prawdę mówiąc, moja druga poduszka
w
łóżku
bardzo
mocno
pachniała
tą
wodą
kolońską.
Najzabawniejsze jest to, że regularnie tulę się do niej. Gdy nadchodzi czas na wyjście z domu, zakładam granatowe spodnie, czarną, zapinaną na zamek, sportową bluzę i adidasy. Włosy związuję w wysoki kucyk i nie przejmuję się makijażem. Niemal umarłam, gdy Max wyszedł z łazienki. Boże! On jest wspaniały! Wyszedł z łazienki ubrany w czarne spodnie, białe trampki i nic więcej. Spojrzałam na jego wyrzeźbione mięśnie brzucha i z uznaniem otworzyłam usta. Gdy zakrył je czarną koszulką, zaczęłam się dąsać. Max
464
podszedł do mnie, zatrzymując się zaledwie kilka centymetrów przed mną. Wziął moją brodę między kciuk i palec wskazujący, po czym uniósł moją twarz do swojej. Wycisnął znajomy pocałunek na moich wydętych ustach, odsunął się i złotymi oczami zatopił się w moim spojrzeniu. – Jeżeli nadal będziesz tak na mnie patrzyła, to nigdy stąd nie wyjdziemy. Wzięłam głęboki oddech. – Prawda. – Ale nie spuściłam wzroku z jego ust. Odsunął się i jęknął. – Lena! Cholera. Teraz popatrz na to, co zrobiłaś. – Chwycił swoją rosnącą erekcję, a ja cicho się zaśmiałam, zasłaniając ręką rumieniec. Spojrzał na mnie. – Śmiej się, śmiej. Wystraszę dzieci tym gównem. Więc, przestań! Ale nie mogłam tego zrobić. Podeszłam do niego, przytuliłam się i uśmiechnęłam. – Stajesz się marudny, gdy jesteś napalony. Jego odpowiedź nakarmiła moje ego. – Nigdy w życiu nie byłem taki napalony, nawet jako nastolatek. – Sięgnął po czapkę baseballową z logo NY leżącą na blacie, a potem spojrzał na mnie groźnie. – Przysięgam, że masz jakąś magiczną cipkę, albo jakieś inne voodoo działa. – Wziął mnie za rękę, zaprowadził do drzwi, po drodze zabierając swoją bluzę. – Chodźmy, muffinko. – Zatrzymał się przy drzwiach, popatrzył na mnie z błyskiem w oczach. – Czy mówiłem ci już dzisiaj, jak pięknie wyglądasz? Oj. Omdlewam.
465
Podaję Maxowi nazwę parku i na szczęście wie, gdzie to jest. Odwracam się, żeby porozmawiać z wyraźnie zdenerwowaną CeeCee. Jej złote oczy błyszczą z podniecenia, a włosy na uczesane w dwa, słodkie, dobierane warkocze. Ma na sobie różowy, welurowy dres i białą koszulkę, wygląda wspaniale. – Jak się trzymasz, robaczku? Patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami i szepcze. – Nie wiem, czy dam radę to zrobić. Mrużę oczy. Sierżant Lena nadchodzi! – Nie wciskaj mi tu kitu. Zobacz, ile udało ci się zrobić w ciągu ostatniego miesiąca. To cud. Jesteś tak sprawna jak zakładałam, że będziesz. Jeżeli udało ci się to osiągnąć, poradzisz sobie ze wszystkim. Unosi brwi. – Nie zrobiłam tego sama. Pomogłaś mi. Przewracam oczami. – Semantyka. Nie zmusiłam cię do tego. Sama się zgodziłaś i zrobiłaś to, dotrzymując obietnicy. Prawdą jest, że trzy razy w tygodniu mam sesje z CeeCee połączone z lekcjami gotowania, poza tym trzy razy w tygodniu ćwiczy z Jamesem. I robi to bez marudzenia. Dziewczyna ma trochę problemów z życiem towarzyskim. Ma przyjaciół w szkole, ale nie chce, żeby odwiedzali ją w domu ani nie chodzi do nich. Wynika to przede wszystkim z faktu, że ich domy nie są przystosowane dla osób na wózkach inwalidzkich. CeeCee opowiedziała mi kiedyś o wizycie w domu jednej z koleżanek ze szkoły i o tym jak niezręczna to była sytuacja. Tak dziwna, że CeeCee postanowiła mieć 466
przyjaciół jedynie w szkole i nic poza tym. Żadnych przyjaciół poza szkołą. Powiedziałam jej, że musi czuć się samotna. Serce mi pękło, gdy wzruszyła ramionami i stwierdziła, że przyzwyczaiła się do tego. Jestem bardzo opiekuńcza w stosunku do tej dziewczynki. Widzę to i mam świadomość, że to może być problem, ale na Boga, nie mogę powstrzymać się od próby pomocy temu dziecku. Ona nie jest tylko kolejnym dzieckiem. Jest córką Maxa. To słodka, inteligentna i świadoma dziewczyna, dla której chcę jak najlepiej. Kocham Maxa i tak samo kocham CeeCee. Może nawet bardziej, ponieważ bardziej tego potrzebuje. Dopóki jestem w pobliżu CeeCee nigdy nie będzie się czuła samotna. Przysięgam. CeeCee ciężko przełyka, blednie i zaczyna się pocić. – Hej. – Patrzy na mnie ledwie oddychając, a ja dodaję cicho. – Jeżeli naprawdę uważasz, że nie dasz rady, to możemy pojechać do domu. – Patrzy na mnie ze zdziwieniem widocznym na twarzy, więc powtarzam. – To jest twój wybór, kochanie. W stu procentach. Reaguje dokładnie tak jak przewidziałam. – Może po prostu pojedziemy i zobaczę jak tam będzie. Uśmiecham się do niej promiennie. – To właśnie moja dziewczyna. Max z wdzięcznością ściska moje kolano. Doskonale wie, że nie powinien przerywać naszych babskich pogaduszek. Nie odrywając wzroku od drogi, pyta CeeCee. – Córeczko, a co powiesz na wypad na Coney Island jutro? Robi wielkie oczy. – Naprawdę?
467
Max się uśmiecha. – Bez ściemy. Nieśmiały uśmiech rozjaśnia jej twarz. – Super, ale pod warunkiem, że Helena jedzie z nami. Wydaję z siebie głośne Phi. – Spróbuj mnie powstrzymać, kochanie. Max ponownie ściska moje kolano. – W takim razie mamy wszystko ustalone. Patrzy na mnie z uśmiechem. Nie mogę się powstrzymać, pochylam się do przodu i mocno całuję go w usta. CeeCee przerywa swój atak śmiechu i mruczy. – Fuj, obrzydliwe. Z westchnieniem szczerze jej mówię: – Dziewczyno, kiedyś nadejdzie taki dzień, gdy spojrzysz na jakiegoś faceta i będziesz się zastanawiała jakim cudem mogłaś myśleć w ten sposób o chłopcach. – Max marszczy brwi, więc szybko dodaję. – Ale najwcześniej za jakieś… trzydzieści lat. On patrzy na nią w lusterku wstecznym. – Albo za czterdzieści. CeeCee wybucha śmiechem, patrzę na Maxa i dołączam do niej. On puszcza do mnie oko, łapię go za rękę i wzdycham z rozmarzeniem. Jestem w tobie bardzo zakochana. Dojeżdżamy na miejsce i gdy CeeCee wysiada z samochodu Max bierze mnie za rękę i idziemy w kierunku boiska do koszykówki. Zauważam dzieci na wózkach oraz dorosłych, ale nikogo nie rozpoznaję. Gdy
468
podchodzimy bliżej widzę Felicity, Willę i Jamesa. Uśmiecham się szeroko i witam ze wszystkimi. – Cześć, co wy tu robicie? Willa uśmiecha się głupkowato. – Słyszałam, jak pytałaś o koszykówkę, więc pomyślałam, że wpadnę, żeby dopingować CeeCee. – Felicity uśmiecha się. – Zobacz. Rozsuwa zamek kurtki i odsłania kolorowy napis na białej koszulce, który brzmi: CeeCee jest najlepsza! CeeCee chichocze i podjeżdża bliżej, Felicity unosi dłoń i przybija z nią piątkę. James kończy rozmawiać z młodym mężczyzną z protezą nogi, po czym podbiega do nas. Wyciąga rękę do Maxa i witają się po przyjacielsku, klepiąc po plecach. – Jak się masz, Max? Ku mojemu zaskoczeniu Max puszcza moją dłoń i przyciąga do swojego boku, odpowiadając na pytanie. – Dawno nie było lepiej. James uważnie mu się przygląda, skanuje jego twarz, po czym pochyla się i coś szepczą. O co w tym wszystkim chodzi, do cholery? James patrzy na mnie z roześmianymi oczami. – Dobrze wyglądasz, Lena. Trzepoczę rzęsami. – Dziękuję, miły panie. Pan również nieźle wygląda. – Mrugam i czuję jak palce Maxa wbijają się w moje biodro. Patrzymy sonie
469
intensywnie w oczy i wydaję z siebie „Och”. W odpowiedzi mruży oczy i daje mi całusa. James klęka przed CeeCee. – Jesteś na to gotowa, C? – Widzi jej wahanie, więc dodaje. – To nie jest tak jak podczas prawdziwej gry czy coś takiego. Tu chodzi o dobrą zabawę. Możemy pobawić się piłką, żartować i śmiać się do rozpuku. Czasami ludzie łączą się w zespoły i rywalizują z innymi, a czasami nie ma żadnych grup. Obiecuję, że ci się spodoba. – Dziewczyna nie odpowiada, a on uśmiecha się porozumiewawczo. – Potrzebujesz czegoś na szczęście? – CeeCee zakrywa dłonią usta, żeby stłumić chichot, ale kiwa głową. James wzdycha melodramatycznie. – Tyle mogę dla was zrobić, ludzie. Potem obniża swoją łysą głowę, CeeCee wyciąga ręce i chichocząc, głaska ją na szczęście. James życzy jej szczęścia, po czym biegnie z powrotem do młodego chłopaka po amputacji, pomagając mu zdjąć protezę i usiąść na wózku. Gdy młody człowiek odwraca się w naszą stronę. CeeCee wstrzymuje oddech. To ciche, ale nie umyka mojej uwadze. Patrzę na nią i widzę szeroko otwarte oczy, rozchylone usta i rumieniec na policzkach. Unoszę głowę, żeby spojrzeć na obiekt jej westchnień. Wygląda na nieco starszego od niej, może na jakieś piętnaście lat. Zamiera, gdy ją zauważa. Jego twarz nie pokazuje żadnych emocji, gdy obserwuje jak na niego patrzy. Kątem oka widzę, że Willa i Felicity rozmawiają i żartują z Maxem. Cieszę się, że dziewczyny odwracają jego uwagę, pochylam się i mówię do CeeCee. – Może pójdziesz się przywitać? Przestawić? Czy nie po to tutaj jesteśmy?
470
CeeCee kiwa głową, ale nie odrywa wzroku od chłopaka. Niewielki uśmiech pojawia się na jego ustach i nic nie mogę poradzić na to,
że
uważam go za przystojnego młodzieńca. Jest szansa, że gdy dorośnie będzie naprawdę wspaniały. Gdy stał, wyglądał na wysokiego, ale gdy siedzi nadal taki jest. Jego brązowe włosy są zmierzwione, ma jasne oczy, opaloną skórę, a ostre rysy twarzy sprawiają wrażenie jakby był młodszą wersją Matta Bomera. Gdy CeeCee rusza w jego stronę moje serce pęcznieje z dumy, gdy chłopiec również podjeżdża do niej i spotykają się w połowie drogi. Patrzą na siebie uważnie, po czym chłopak uśmiecha się, mówi coś do CeeCee i wyciąga dłoń. Ona bierze ją nieśmiała, a na jej twarzy pojawia się gorący rumieniec, gdy się z nim wita. Rozmawia z nią, gdy jadą wzdłuż boiska. Pokazuje coś i śmieje się rozmawiając z nią, nie przeszkadza mu jej małomówność. Trąca ją łokciem, uśmiecha się i ona też zaczyna się śmiać. I to jest widok, który powoduje, że pękam z dumy. Sądzę, że jestem w stanie się teraz popłakać. Chłopak zabiera ją do grupy innych dzieciaków na wózkach. Są tam chłopcy i dziewczęta, przedstawia CeeCee wszystkim
zebranym.
Uśmiechają się, rozmawiają z nią i co zupełnie mnie zaskakuje, ona też się uśmiecha i uczestniczy w rozmowie. To był świetny pomysł. Felicity wyrywa mnie z zamyślenia. – Usiądźmy zanim się zacznie. Ruszamy na trybuny, ale zauważam, że brakuje z nami Willi. Obserwuję ją przy boisku, stoi oparta o siatkę i patrzy na Jamesa, który instruuje dzieciaki, jak chory z miłości szczeniak.
471
– Wiecie, co robić, dzieciaki. – Wskazuje na nowego przyjaciela CeeCee. – Sam, zostawiam CeeCee pod twoją opieką. Pokaż jej co i jak, ale bądź dla niej łagodny. Macie kilka minut na zabawę z piłką, zanim dmuchnę w gwizdek. – Uśmiecha się. – Zaczynamy! Dzieciaki dopingują się i klaszczą w dłonie, po czym biorą piłkę i zaczynają grać między sobą. Nie jestem zaskoczona, gdy Sam zabiera CeeCee na drugą stronę boiska i wyjaśnia jej zasady, jednocześnie nie spuszczając z niej oka. Za to jestem zaskoczona, gdy Felicity wzdycha. – O mój Boże! Patrzcie, patrzcie, patrzcie! James dołącza do Willi po drugiej stronie ogrodzenia, Jego palce są przy jej dłoniach. Robię wielkie oczy. – Mówiłam jej, że on ją lubi! Max patrzy w ich kierunku. – Kto kogo lubi? Felicity wyjaśnia. – Od dobrego tygodnia robimy wszystko, żeby Willa i Whit wpadli na siebie. Ona jest w nim zakochana, a on ją lubi. Tylko, że walczy tak, jak to faceci mają w zwyczaju. – Marszczy nos i patrzy na Maxa. – Dlaczego mężczyźni to robią? On przełyka ciężko, odwraca się i lekko odpręża. – Nie mam pojęcia. – Kręci głową i patrzy na mnie. – Myślałem, że lubi ciebie. Unoszę brwi i krzywię się, robiąc minę typu: Czy ty zupełnie oszalałeś?
472
– Co? My jesteśmy tylko przyjaciółmi. Czasami trochę flirtujemy. – Patrzę na niego wymownie i trzepoczę rzęsami. – Ale przecież nie ma nic złego w niewinnym flircie, prawda, Max? Felicity natychmiast łapie moje intencje, odchyla głowę do tyłu i ryczy ze śmiechu. – Och, ale ci dowaliła. Patrzy na nasze splecione ręce i szepcze: – Ja już nie flirtuję. Prycham. – Tak, wiem. Nawet ze mną nie flirtujesz. – Patrzę na niego z ukosa i cicho pytam. – Dlaczego nigdy ze mną nie flirtowałeś? Nigdy tego nie robiłeś, nawet na początku. Bawi się naszymi palcami, po czym unosi wzrok i odpowiada. – Ponieważ uważam, że zasługujesz na coś lepszego niż flirt. – Pochyla się i całuje mnie w skroń. – Kobieta taka jak ty zasługuje na prawdziwe wyznania, a nie słowa, które nic nie znaczą. Mówi to tak szczerze, że moje serce gubi rytm. Cholera. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Przysuwam się do jego ust i po raz kolejny delikatnie całuje moją skroń. Felicity obserwuje nas uważnie i w stwierdza: – O mój Boże! W końcu to się stało! – Mruga gwałtownie. – Ktoś sprawił, że Max Leokov przestał flirtować. – Wzdycha. – A osobą, które tego dokonała jest moja przyjaciółka. – Mruga przez łzy. – Jestem taka duma. Szturcham ją w ramię. 473
– Zamknij się Felicity. Obserwuję CeeCee i mruczę pod nosem. – Czy widzicie jaka ona jest szczęśliwa? Sądzę, że odkąd się tutaj przeprowadziłam, nie widziałam, żeby tyle się śmiała. Max przytula mnie do siebie i potwierdza. – Podoba jej się tutaj. A to wszystko dzięki tobie. Jesteś największym szczęściem jakie ją spotkało. – Kładzie usta przy moim uchu i szepcze. – Moim też. Czuję ból w klatce piersiowej. Zaciskam usta, odwracam się i lekko uderzam go w klatkę piersiową. – Przestań. Już dość. Zaskoczenie na jego twarzy jest urocze. Dupek. Rozkłada ręce i wzrusza ramionami. – A co ja takiego powiedziałem? Kręcę głową, złość mi przechodzi i ponownie się o niego opieram. Powiedział mi to wszystko używając słów nie przeznaczonych do zabawy. To niesprawiedliwe, że mówi takie rzeczy, jeżeli naprawdę tak nie myśli. Otula mnie ramionami, ściska mocno, a ja wygrzewam się w jego cieple. Bóg wie, że chciałabym, żeby to było na zawsze. Oglądamy piszczącą ze śmiechu CeeCee i taka ilość uśmiechu jest wydarzeniem roku. Policzki mnie bolą od śmiechu, którego nie brakuje podczas meczu koszykówki, czy jakkolwiek byśmy tego nie nazwali. Przez jakieś czterdzieści pięć minut dzieciaki na wózkach próbowały sobie ukraść piłkę o uciec od pozostałych, którzy próbowali złapać posiadacza piłki. Co jakiś czas James musiał być sędzią, zabierał piłkę i biegł, a oni go gonili. 474
Miał rację. CeeCee jest zadowolona. Zawarła nowe przyjaźnie. Widziałam, że wymieniała numery telefonów z nowymi znajomymi, ale zauważyłam również błysk w oku, gdy chodziło o Sama. To prawda, że nie jeździł cały czas na wózku, ale zgaduję, że po wypadku, cokolwiek go spowodowało, był do niego przykuty wystarczająco długo, zanim ponownie stanął na nogi. Patrzył na CeeCee z takim samym zainteresowaniem jak ona na niego. Widziałam rosnący smutek na jego twarzy, gdy odchodziła. Wierzę, że CeeCee może doświadczać pierwszego w życiu zauroczenia. W drodze do domu odwracam się w fotelu i przeciągle pytam CeeCee. – Noooo i? Uśmiecha się – Było fajnie. – Wzrusza nonszalancko ramionami. – Chyba. Mała spryciara. Kiwam głową, odwracam się i patrząc na drogę pytam od niechcenia. – Co sądzisz o tym, żebyśmy za tydzień tam wrócili? Waha się przez chwilę, ale odpowiada. – To może być fajne. To może być fajne. Niesamowite! Kątem oka zerkam na Maxa i ściskam jego kolano. – Czy możemy pójść na lody? Max patrzy w lusterko wsteczne i puszcza oko do córki. – Czego tylko zapragnie moja dziewczynka. W tym samym czasie obie z CeeCee krzyczymy: – Chunky Monkey! 475
Odwracam się, obie puszczamy do siebie oko i zaczynamy się śmiać. Zanim się orientuję śmieję się tak mocno, że łzy spływają mi po twarzy. Wycieram oczy i zauważam, że Max kręci głową widząc nasze zachowanie, ale uśmiecha się. – Wariatki.
476
ROZDZIAŁ 36
Helena Schodzę na dół, żeby znaleźć Maxa. To mój główny cel w tym momencie. Biały Królik cały wręcz podskakuje dzisiejszego wieczoru. Im cieplej się robi, tym więcej ludzi szuka okazji do wyjścia i dobrej zabawy w sobotni wieczór. Rozglądam się w tłumie i zauważam go przy barze, rozmawia z kilkoma pięknymi kobietami. Jego uśmiech jest ciepły, pełen zaangażowania, ale wcale się tym nie przejmuję. Uśmiech, który
one
dostają, ma się nijak do tego, którym mnie obdarza. Przedzieram się przez tłum w długiej, ciemnofioletowej sukience, wirującej wokół moich kostek i w płaskich sandałkach, ale widzę tylko jego. Jak mogłabym zauważyć kogokolwiek innego, skoro Max jest w pomieszczeniu? Ogarnia mnie fala ciepła, Nigdy wcześniej nie spotkałam kogoś takiego jak on. Z pewnością jest najbardziej opiekuńczym, troskliwym mężczyzną jakiego miałam przyjemność poznać. Wchodzę po schodach, kierując się w jego stronę. Gdy mnie zauważa, mówi kilka słów do otaczających go kobiet i z szerokim uśmiechem na twarzy podchodzi do mnie. Przyspieszam, żeby szybciej być przy nim. Wreszcie jestem na tyle blisko, że skaczę w jego ramiona. Łapie mnie bez najmniejszego wysiłku. Kocham cię.
477
Całuję go, jestem spragniona jego pocałunków, potrzebuję pokazać mu jak się czuję. Kocham cię. Rozchyla usta, a ja drażnię jego język moim, owijając ramiona wokół jego szyi i przyciągając blisko siebie nasze ciała. Kocham cię. Pogłębiam pocałunek, po czym odsuwam usta od Maxa i szepczę: – Jestem w tobie zakochana. Gdy ponownie próbuję go pocałować, odsuwa się, mocno łapie mnie za biodra i patrzy z zakłopotaniem. – Co powiedziałaś? Koniec. Nie mogę dłużej grać w tą grę. W zasadzie od dłuższego czasu już nie gram. To po prostu stało się prawdą. – Zakochałam się w tobie. – Uśmiecham się do niego i wzruszam ramionami. – Kocham cię. Jego oczy ciemnieją, nakrywa ustami moje wargi, całując mnie zacięcie, wręcz ze zwierzęcą pasją. Wbija palce w moją skórę, lekko boli, ale czuję bijącą od niego pasję. Zamykam oczy, wplątuję palce w jego włosy na karku i nie mniej żarliwie oddaję pocałunek. Odsuwam się, opieram nasze czoła o siebie i oddycham ciężko. – Kocham cię, Max. Dzisiaj, po tym jak Max zabrał nas na lody, z ciężkim sercem poprosiłam, żeby podrzucili mnie do domu. Odmówiłam, gdy CeeCee zapytała, czy przyjdę obejrzeć z nimi film, chociaż chciałam
tego
najbardziej na świecie. Gdy wysiadałam z samochodu dziewczyna zapytała: – Helena, czy możemy jutro wrócić do tego parku? 478
Max spojrzał na córkę, a potem na mnie i wzruszył ramionami. – I tak nici z naszego śniadania. Obiecałem Nikowi pomoc w malowaniu pokoju dziewczynek zanim wyruszymy na naszą wycieczkę. Uśmiechnęłam się do niej. Niewielka część mnie cieszyła się na myśl, że prawdopodobnie chciała ponownie zobaczyć się z Samem. – Jasne. O tej samej porze? Z entuzjazmem skinęła głową, a Max dodał: – W takim razie nocujesz dzisiaj u nas, pojedziecie tym autem do parku, a ja pomogę Nikowi. Spotkamy się w domu, gdy skończycie i pojedziemy na Coney Island. Sprawił, że wszystko wydawało się banalnie proste. Potwierdziłam i ze ściśniętym żołądkiem zostawiłam moje dwie ulubione osoby na świecie.
Felicity przyjeżdża do mnie i zgodnie z naszą wypracowaną
już
rutyną szykujemy się i łapiemy taksówkę, żeby dostać się do klubu. Na miejscu przytulamy i całujemy w policzek B-Rocka, po czym zmierzamy w kierunku sekcji VIP, Willa ubrana w strój Alicji z Krainy Czarów macha do nas z wielkim uśmiechem. Przytula nas i oświadcza: – Zrobię to. Dzisiaj. Patrzymy na siebie z Felicity nie rozumiejąc o co chodzi. Felicity pyta: – A o co dokładnie chodzi? Słodki uśmiech pojawia się na twarzy Willi. – Dzisiaj wieczorem zamierzam pocałować Willa. Opada mi szczęka, kręcę głową z niedowierzania.
479
– Piłaś? Chichocze i w życiu nie słyszałam czegoś bardziej słodkiego. Zakrywa dłonią usta i szepcze: – Nie, ale daje mi wszystkie sygnały, o których mówiłyście. Skończyłam z czekaniem, aż zrobi pierwszy krok. – Wydaje się wyższa. Więc dziś jest TA noc. Felicity bierze jej dłonie w swoje ręce i zachęca: – Musisz się przekonać, znaleźć nas i opowiedzieć, jak poszło. Z uśmiechem dotykam jej ramienia. – Dziewczyno, jeżeli pocałuje cię odpowiednio, nie zobaczymy cię aż do poniedziałku. A i tak będziesz dziwnie chodzić. Wchodzimy na górę i znajdujemy Nat, Lolę i Tinę siedzące w naszym zwyczajowym miejscu. Tina kładzie opuchnięte stopy na stołku, a Nat zaczyna je masować. Podchodzimy, uśmiecham się i delikatnie klepię ją po brzuchu. – Dbasz o moją siostrzenicę i siostrzeńca? Uśmiecha się słodko. – Jak najbardziej. Ale oni nie dbają o mnie. Plecy niemiłosiernie mnie bolą. – Dlaczego nie zostałaś w domu? Nagle Tina rzuca. – Musiałam uciec od moich wykańczających (barbarzyńskich) dzieci! Unoszę brwi. Nigdy nie słyszałam żadnego narzekania Tiny na macierzyństwo. Ona się śmieje.
480
– Nie zrozum mnie źle. Kocham bezgranicznie swoje dzieci, ale potrzebuję trochę czasu bez nich. Wiesz, żeby móc porozmawiać z dorosłymi ludźmi. Nat mruczy. – I żeby zaliczyć masaż grubych stóp. Po czym puszcza oko do Tiny. Patrzę na jej brzuch i pytam: – Ile jeszcze czasu zostało? Wzrusza ramionami. – Nie wiem, Lekarz mówi, że od przyszłego tygodnia to może się wydarzyć w każdej chwili. Spokojny wyraz twarzy Nat potwierdził moje
wcześniejsze
przeczucia, że będzie wspaniałą matką. Nie może się doczekać chwili, w której będzie mogła tulić swoje dzieci. Lola zmrużyła oczy, patrząc na mnie. – Czy ty nie powinnaś być dzisiaj w Kalifornii? Marszczę nos. Co za bzdury wygaduje Lola? – Nie. Dlaczego miałabym tam być? Rozkojarzona pokręciła głową. – Mogłabym przysiąc, że słyszałam rozmowę Tricka z Maxem o tym, że zamierza zabrać cię do domu. Mówił coś o tęsknocie za plażą. Właśnie wtedy sobie przypomniałam. Tak jakby… zaplanowałem coś dla ciebie. To niespodzianka. Chciał mnie zabrać na jeden dzień do domu, do Kalifornii, ponieważ tęskniłam za plażą? – Och mój Boże – mruczę roztargniona. – Wybaczcie mi na chwilę. Idę w kierunku schodów. Muszę go znaleźć. Natychmiast. 481
Ściska mocno mój tyłek, jęczy w usta i kieruje nas w stronę przeciwną do baru. Bierze mnie za rękę i prowadzi na schody o istnieniu których nigdy nie wiedziałam. Gdy wchodzimy na górę przesuwa swoją kartę dostępu przez czytnik i otwiera drzwi. Nigdy wcześniej tu nie byłam. – Gdzie jesteśmy? Ściska moją dłoń tak mocno, że mam wrażenie, że mi odpadnie, po czym mruczy: – W biurze. Otwiera biuro, włącza światło i wciąga mnie do środka, zatrzaskując za nami drzwi. Stoję na środku pomieszczenia i rozglądam się dookoła. Zauważam zdjęcie CeeCee i zdaję sobie sprawę, że nie jesteśmy w jakimś przypadkowym biurze. Jesteśmy w biurze Maxa. Serce mi staje, kiedy zauważam zdjęcie stojące obok fotki CeeCee. To ja. W głębokim śnie. Jestem przytulona do Maxa, który uśmiecha się do aparatu, całując mnie w czoło. Kiedy, do cholery, udało mu się zrobić to zdjęcie? Patrzę na niego i pytam cicho: – Kiedy to zrobiłeś? Zamyka drzwi i wyznaje: – Podczas pierwszej nocy, którą spędziliśmy razem. Ściska mi wnętrzności. Dlaczego miałby to robić? Patrzę na niego pytająco, a on niechętnie dodaje: – Wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. Gardło ściska mi ze wzruszenia. – Ale…
482
– Powiedziałaś, że minęły cztery lata, odkąd po raz ostatni spałaś z facetem – Mruga do mnie. – Wiesz, ile czasu minęło, odkąd po raz ostatni pieprzyłem kobietę? – Kręcę głową. Podchodzi do mnie bliżej, akcentując słowa z każdym kolejnym krokiem. – Dziewięć. Dłuuugich. Lat. Jakim cudem? – Jak to możliwe? – pytam zakłopotana. Stoimy nos w nos, ujmuje w dłonie moją twarz i przesuwa kciukami po policzkach. – Znudziłem się. Seks bez emocji nie działa w moim przypadku. Zamykam oczy, żeby powstrzymać kłujące łzy. – A ja? Jego oddech ogrzewa moje usta. Całuje mnie, po czym szepcze. – Jesteś wyjątkowa. – Jeszcze raz mnie całuje i wyznaje: – Jesteś moją muffinką. – Kolejny pocałunek. – Jesteś moim słodkim hajem (uzależnieniem). Cholera. Czy on naprawdę to powiedział? Mrugam, żeby powstrzymać łzy. Pociągam nosem. – To najsłodsza rzecz jaką kiedykolwiek usłyszałam. Całuje mnie w policzek. Czuję, że się uśmiecha. – Nie płacz, kochanie. To mnie zabija. Chcę, żebyś była szczęśliwa. Zawsze szczęśliwa. Zaciskam mocno oczy, ale i tak ucieka mi łza, gdy wyznaję: – Jestem szczęśliwa. Najszczęśliwsza. – Otwieram oczy i patrzę na niego. – Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek wcześniej była taka szczęśliwa.
483
Patrzy na mnie z czułością i kciukami głaska moje
policzki,
wycierając pojedyncze łzy. Pochylam się i wyciskam całusa na jego ustach. – Czy to oznacza, że chcesz mnie tak jakby na stałe? Zawadiacki uśmiech czai się w kącikach jego ust. – Helena, kochanie, czy ty słyszałaś to, co mówiłem wczoraj? – Patrzy mi w oczy. – Nigdy nie pozwolę ci odejść. Nigdy. Mój oddech świszczy. Myślałam, że to tylko gadanie w trakcie seksu! Nie umiem złapać oddechu, chwieję się. – Nie mów tego, jeżeli tak nie myślisz. Ja… – Przełykam ciężko i wyznaję szczerze. – Moje serce może tego nie znieść. Uśmiecha się szerzej, napiera na mnie, zmuszając do zrobienia kroku w tył. Łydkami dotykam biurka, po czym na nim siadam. Robię wielkie oczy i pytam: – Co robisz? Jakby to była codzienność, wyciąga koszulę ze spodni i odpina pasek spodni. – Kocham się z tobą na moim biurku. – Rozpina dżinsy. – Zawsze, gdy tutaj jestem, myślę o tobie. – Rozsuwa zamek spodni. – Nie chcę tylko fantazji. – Unosi moją sukienkę ponad kolana. – Chcę, żeby to było prawdziwe… – Unoszę tyłek, pomagając mu podciągnąć sukienkę aż do pasa. Zahacza palcami o brzegi moich majtek i pozbywa się ich sprawnie. – … bo nic nie może się z tobą równać. Jasna cholera. Przesuwa ręce po moich udach i łapie mnie za tyłek. Unosi mnie i przesuwa na krawędź biurka. Mam wrażenie, że zaraz spadnę, ale nie
484
przejmuję się tym, ponieważ wiem, że gdyby tak się miało stać, Max mnie złapie. Unosi rękę do moich ust i przyciska do nich dwa palce. Potrzebuję chwili, żeby zrozumieć, ale gdy to robię i rozchylam usta, wsuwa w nie palce. Zaczynam ssać, ciesząc się udręczonym wyrazem jego twarzy. Jego erekcja jest widoczna przez rozpięte dżinsy i to mnie nakręca. Łapię jego dłoń i mocniej ssę palce, dobrze je nawilżając. Uwalniam je z ust, a on się uśmiecha i kieruje dłoń między moje uda. Przesuwa palec, sprawdzając jak bardzo jestem pobudzona. Gdy przekonuje się, że jestem już gotowa, wsuwa we mnie drugi palec i mnie nimi pieprzy. Rumienię się i wzdycham. To nigdy nie sprawiało mi wielkiej przyjemności, ale z Maxem jest niesamowicie. Moja cipka zaciska się na jego placach, a on zerka w dół, między moje uda. – Nigdy nikogo nie chciałem tak bardzo jak ciebie. Odchylam do tyłu głowę, wzdycham cicho i wyznaję. – Masz mnie. Nie marnuje czasu. Delikatnie wyciąga ze mnie palce, ustawia fiuta przy moim wejściu i zastępuje nim palce. Otwieram oczy, czuję, jak przeszywa mnie prąd. Każdy nerw w moim ciele jest pobudzony. Unosi moją rękę, owija wokół swojej szyi i przyciąga bliżej, nasze usta są bardzo blisko siebie. Ale nie całuje mnie. Zamiast tego wbija się w mnie, ma otwarte oczy i intensywnie mi się przygląda, jakby tego potrzebował. Oddychamy sobą, a nasze ciała pracują w idealnym rytmie. Zaciskam na nim wewnętrzne mięśnie, zamyka oczy i syczy. Moje sutki twardnieją. Kładzie rękę na moim policzku, a gdy otwiera oczy, widzę, że płoną pożądaniem. Owijam nogi wokół jego talii i czuję, że zaczyna tracić
485
kontrolę. Chcę mieć go blisko. Jeszcze bliżej. Czuję charakterystyczne drżenie wzdłuż kręgosłupa. Ściska mi wnętrzności, zamykam oczy i mruczę: – Dochodzę. Max zwiększa tępo swoich ruchów. – Otwórz oczy, muffinko. Patrz na mnie. – Dyszy i szepcze ochrypłym głosem. – Jesteś wszystkim, co widzę. – To trafia we mnie jak fala kulminacyjna. Moja cipka zaciska się wokół jego fiuta. W momencie, gdy dochodzę on zamiera, zanurzając się we mnie głęboko. Jęczy przez zaciśnięte zęby i czuję każdy ciepły fragment jego orgazmu, gdy dochodzi we mnie. Jest jak w niebie. Opiera czoło o moje i delikatnie całuje mnie w czubek nosa, po czym uśmiecha się jak kot, który właśnie dostał śmietankę. – Praca tutaj już nigdy nie będzie taka sama. Patrzę na niego przez chwilę, po czym parskam śmiechem. Max przesuwa nos do mojej szyi i czuję, że też się śmieje. Jedyne o czym mogę myśleć, to uczucie jakie żywię do tego mężczyzny. Po tym jak się czyścimy i doprowadzamy do porządku, przytuleni do siebie wracamy do baru. Nic nie mogło przebić mojej bańki szczęścia. Gdy tylko wychodzimy, wpadamy na parę napaleńców, którzy wysysają sobie twarze, jakby miało nie być jutra. Po chwili dociera do mnie, że tak naprawdę są to Willa i Whit.
***
Helena 486
Budzenie się obok Maxa powinno być prawnie zakazane. Żaden facet nie powinien tak dobrze wyglądać o poranku. Wróciliśmy do domu około trzeciej nad ranem, a udało nam się pójść spać sporo po czwartej. Nie mam pojęcia jak to się stało. No dobra. Kłamię. Może miałam coś wspólnego z faktem, że Max chciał mnie mieć na czworakach, na środku łóżka i powoli pieprzył. Kim byłam, żeby odrzucić taką propozycję? Ustawił alarm na siódmą… tortura, ale gdy budzik zadzwoni wstał bez problemu, wziął prysznic i pocałował mnie na pożegnanie. Wyszeptał: – Muszę iść, kochanie. Zostawiłam klucze na szafce przy łóżku. Przyjedźcie do domu, gdy będziecie gotowe na naszą wycieczkę. Przytuliłam się do niego zaspana, pozwolił mi na to przez chwilę, po czym pocałował mnie w czoło i wyszedł. W nocy ustawiłam swój budzik na dziewiątą, ale gdy dzwoni mam wrażenie, że dopiero przytuliłam Maxa, gdy wychodził, co ledwo pamiętam, po czym drzwi wejściowe się otwierają i słyszę CeeCee: – Helena? Czy jesteś gotowa? I to by było na tyle. Odnajduję stopami podłogę i w półśnie idę na korytarz, z włosami w totalnym nieładzie. Jak tylko zobaczyła CeeCee zauważyłam, że uśmiechała się promiennie. – Nie zapomniałaś o parku, prawda? Zaspanym głosem odpowiadam: 487
– Nigdy w życiu, skarbie. Pozwól mi tylko wskoczyć pod prysznic i możemy wyruszyć. Zanim idę do łazienki całuję ją w czubek głowy, uwielbiam jej słodki zapach. Szybko biorę prysznic, ubieram dopasowane dżinsy, japonki i luźny sweter, a dodatkowo wiążę włosy w niechlujny kok na czubku głowy i zakładam okulary przeciwsłoneczne. CeeCee czeka na mnie na korytarzu, ma na sobie wytarte dżinsy i słodką koszulkę w kwiaty, wyszczotkowane włosy spływają luźno na jej ramiona. Uśmiecham się do siebie. Moja mała dziewczynka najwyraźniej się zakochała. Nikt nie stroi się na spacer po parku. Dobrze wybrałam. Biedy Sam nie ma pojęcia co go czeka. Jedziemy do parku, po drodze nie rozmawiamy o niczym szczególnym. Dojeżdżamy na miejsce i zanim CeeCee wydostaje się z samochodu pytam: – Gdzie umówiłaś się z Samem? Zmieszana CeeCee marszczy czoło. – Z Samem? Nie umówiłam się z Samem? Zaskoczona unoszę brwi. – W takim razie z kim się spotykasz? CeeCee otwiera usta, żeby odpowiedzieć, ale coś w oddali przyciąga jej uwagę. Uśmiecha się szerzej niż kiedykolwiek wiedziałam i rusza w tamtym kierunku. Odwracam się, oślepia mnie słońce, więc unoszę dłoń, żeby uchronić się od promienie. CeeCee podjeżdża do kobiety siedzącej na ławce. Jest szczupła ładna, a kasztanowe włosy opadają falami na jej ramiona.
488
Jedno spojrzenie na kobietę rozbija cały mój świat. Nie ma mowy o pomyłce. Kobieta jest matką CeeCee.
489
ROZDZIAŁ 37
CeeCee W chwili, gdy ją zauważam, wiem, że to ona. Zdjęcia w pudełku były stare, ale nie zmieniła się aż tak bardzo. Wygląda jak ja. No cóż, raczej ja wyglądam tak jak ona. Jedyna różnica to oczy, mam je po tacie. Serce mi wali, gdy się do niej zbliżam. Gdy tylko się do niej zbliżam smutny uśmiech przecina jej twarz i wstaje. Jest ładna. To znaczy… naprawdę ładna. Ma długie, falowane, rudobrązowe włosy, które sięgają jej do talii. Od razu decyduję się zapuścić włosy do tej długości. Może chciałaby tego. Muszę ją o to zapytać. Jak mam się do niej zwracać? Mamusiu? Myślę, że jest moją mamą, chociaż nie pamiętam, żeby kiedykolwiek była przy mnie. Patrzy na mój wózek i pyta niepewnie: – Cecelia? Przytakuję, nie jestem w stanie nic powiedzieć. Wskazuje na ławkę. – Usiądź. – Od razu, gdy to mówi, zaczyna się krzywić. – Przepraszam. Chodziło mi o to… Postanawiam ją uratować i przerywam jej cicho. – Nic się nie stało. Wiem, o co ci chodzi. Podjeżdżam do ławki i zatrzymuję się tuż obok, ona siada i po raz kolejny się ode mnie odsuwa. Pewnie denerwuje się tak samo mocno jak ja. Bawi się palcami i nie patrzy na mnie.
490
– Dlaczego się ze mną skontaktowałaś, CeeCee? Moje serce tonie w jej głosie. – Bo chciałam poznać swoją mamusię. Na słowo mamusia robi wielkie oczy. – Proszę, mów do mnie Madeline. Rumienię się. Brzmi sztywno i oficjalnie, jakbym nic dla niej nie znaczyła. Kręci głową i pyta: – Czy twój tato wie, że tutaj jesteś? Zaprzeczam i zmuszam się do uśmiechu. – Nie, nie wie. On by tego nie zrozumiał. Za każdym razem, gdy pytam go o mamę, przerywa rozmowę zanim jeszcze ją zacznę. Potem znalazłam pudełko. To było dla mnie znakiem. Nie potrzebowałam jego zgody. Mimo wszystko ta kobieta jest moją matką. Wygląda elegancko, jest ubrana w czarne spodnie i białą koszulę, które widuje się na okładkach magazynów. Może pójdzie ze mną kiedyś na zakupy. Naprawdę bardzo bym tego chciała. Madeline chrząka. – CeeCee, jedynym powodem, dla którego zgodziłam się na to spotkanie, jest poważna rozmowa z tobą. Zaciska mi wnętrzności. Jaka rozmowa? Zanim zadaję pytanie, ona mówi dalej: – Mam męża i dwóch, małych synków. – Nasze oczy się spotykają. Jej są lodowato zimne. – Przepraszam, wiem, że to może być trudne, ale w moim życiu nie ma dla ciebie miejsca. 491
***
Helena
Stoję tam w miejscu, w którym mnie zostawiła, czekając na moment, w którym będzie mnie potrzebowała. Ruszam, zanim ta chwila nadchodzi. Kobieta nawet nie patrzy na CeeCee. Rozmawia z nią trzymając ręce w kieszeniach, arogancka suka. Nogi niosą mnie w ich kierunku, zalewa mnie fala opiekuńczości, która pali się w moich żyłach. CeeCee się załamuje i zaczyna mocno płakać. Przyspieszam i wkrótce biegnę przez park, ile sił w nogach, żeby ochronić mojego robaczka przed tą trudną kobietą. Gdy dobiegam do nich, natychmiast klękam i owijam ramiona wokół CeeCee. Kobieta stoi i patrzy zaskoczona na dziewczynkę. Przytulam mocno moje słoneczko i warczę: – Co jej pani powiedziała? CeeCee patrzy na matkę i płacze: – Dlaczego mnie nie chcesz? Co ja ci zrobiłam? Byłam złym dzieckiem? – błaga CeeCee. – Powiedz mi, co mam zrobić, a ja to zrobię! Proszę, nie odchodź! Oczy kobiety wypełniają się łzami, ale nic nie mówi. O mój Boże.
492
Ogarnia mnie wściekłość. Wstaję i moje oczy płoną. Kładę dłoń na ramieniu CeeCee, słuchając najsmutniejszego płaczu, jaki kiedykolwiek mogłam usłyszeć i powtarzam pytanie: – Co jej pani powiedziała? Kobieta się zacina. – Ja… ja… ja… nie powinnam tutaj przyjeżdżać. Obserwuję żałosną wymówkę matki, która patrzy na swoje dziecko, jakby jego obecność ją obrażała i szepczę: – Więc dlaczego pani przyjechała? Cofa się. – Przepraszam. Nie powinnam przyjeżdżać. Kobieta bez słowa odwraca się i odchodzi, zostawiając zupełnie załamane dziecko. Ponownie klęczę przy niej i przytulam ją mocno. Jęczy załamana, szlochając w czystej agonii. Jak ona mogła tak po prostu odejść? Ponownie? Nie zdaję sobie sprawy, że płaczę, dopóki nie czuję wilgoci na policzkach. Wyciągam telefon i wysyłam wiadomość do Maxa. Ja: Przyjdź do domu. Natychmiast. Mam nadzieję, że dowiozę ją do domu w jednym kawałku. Zajmuje nam trochę czasu, żeby znaleźć się z powrotem w samochodzie. Jest cicho. Zbyt cicho. Nie podoba mi się to. Ale nie mam do niej o to pretensji. Ta głupia suka, którą nazywała swoją mamą wycięła jej niezły numer. Z jej łamiącego serce szlochu wnioskuję, że Maddy ma rodzinę i nie chce, żeby CeeCee była jego częścią. Starałam się dowiedzieć, jak ją znalazła, ale powiedziała coś tylko o jakimś pudełku. Ale na tej podstawie trudno było się domyślić o co chodziło. 493
Max czeka na nas. Patrzy zatroskany, jak na ojca przystało i podbiega do samochodu. – Co się stało? Zanim mogę coś powiedzieć zerka na mokrą od łez twarz CeeCee i nie czekając ani sekundę dłużej łapie boki wózka i stawia go przy samochodzie. Klęka i przeczesuje dłonią włosy córki. – Maleńka, co się stało? Gdy nie uzyskuje odpowiedzi, patrzy na mnie z furią u oczach. – Co się, do cholery, stało? Wtedy CeeCee chlipie. – Łzy płyną po jej policzkach. Mam złamane serce. Max wygląda na zdezorientowanego. – Ale kto? Kto cię nie chce, kochanie? Patrzy na niego smutnymi oczami. – Mama. Max wstaje i się prostuje. Zaciska zęby, odwraca się i syczy w moim kierunku: – Co ty, do cholery, zrobiłaś? Otwieram usta. Ja? – CeeCee, idź na chwilę do swojego pokoju. Muszę porozmawiać z Heleną. Patrzę w dół na śliczną twarz małego aniołka, robi to, o co prosi ją ojciec. Gdy tylko znika za drzwiami, przeszywają mnie jego słowa. – Czy Maddy była w parku? To z nią się spotkałyście? Przytakuję, otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale nie dopuszcza mnie do głosu. Grzmi.
494
– Nie miałaś prawa! Trzeba było przyjść do mnie. Nigdy nie pozwoliłbym, żeby ta suka się do niej zbliżyła. Jak mogłaś zrobić to za moimi plecami? Szok usztywnia moje ciało. Spodziewałam się podziękowania za ochronę jego córki, a nie czegoś takiego. – Max, myślałam, że… Robi krok w moją stronę. – Nie! Nie myślałaś! – Łapie się za skronie, ma przymrużone, zimne spojrzenie. – Nie myślałaś, kurwa, Lena. Cofam się, nie ze strachu, ale z bólu. – Nie zrobiłam nic złego. Zmusza się do jadowitego śmiechu. – Czyżby? – Wskazuje na drzwi domu i krzyczy. – Jak mam to, kurwa, naprawić, Lena? Co ja mam jej teraz powiedzieć? Przepraszam, kochanie, ale niespodzianka! Twoja mama, kobieta, która cię zostawiała, zanim skończyłaś rok i jest odpowiedzialna za twoją niepełnosprawność, ma w nosie co u ciebie słychać? Nigdy nie słyszałam, żeby Max mówił w ten sposób. Nigdy nie widziałam Maxa takiego złego ani ziejącego taką nienawiścią, na nikogo nie patrzył tak, jak patrzy na mnie. Chcę od tego odejść, po prostu odwrócić się i odejść, ale nie mogę. Gdybym tylko mogła mu wszystko wyjaśnić, z pewnością zrozumie. – To wszystko jest wielkim nieporozumieniem. Jego nozdrza się rozszerzają. – Nie. Jedynym błędem było to, że cię spotkałem.
495
Potykam się, uderzona siłą jego słów. Mrugam oszołomiona bólem, który próbuje mi zadać. I odnosi sukces. Zaciska oczy i pięści. Ciężko oddycha. Rozpoznaję panikę, gdy ją widzę, a Max właśnie z nią walczy. Staram się mu delikatnie wytłumaczyć sytuację. – Nic nie rozumiesz, Max. To nie tak, jak myślisz. Nagle otwiera oczy, pochyla się nade mną i ryczy: – Nie jesteś jej matką! Nie jesteś rodzicem, więc nie wiesz, jak to jest. Zrobię wszystko, żeby ją chronić, ponieważ kocham moje dziecko. Nie waż się mówić o mojej córce. Nie jesteś jej matką! Otacza nas cisza. Stoimy tak przez chwilę, zanim mogę coś powiedzieć. – Dzięki Bogu za to. Wściekłość na jego twarzy mówi mi, że nie rozumie moich słów. Od razu mówię dalej. Chcę to wyjaśnić, ale mój głos nawet dla mnie brzmi słabo. – Nie ma mowy, żebym kiedykolwiek była jej mamą. – Cofam się o krok, a oczy zaczynają mnie piec. – Gdybym była jej mamą… – Biorę urywany oddech. – Nic nie utrzymałoby mnie z dala od niej. – Złość przechodzi u Maxa w obojętność. Cofam się jeszcze jeden krok. Ściszam głos i mówię dalej. – Gdyby była moja, spędziłabym całe życie na jej ochronie. – Robię kolejny krok w tył. – Zrobiłabym wszystko, żeby zobaczyć jaj słodki, krzywy uśmiech. – Następny krok w tył.
Łzy
rozmywają mi wizję i głos drży. – Prędzej umarłabym niż ją skrzywdziła. Oddałabym za nią życie. Odwracam się, żeby odejść, ale zatrzymuję się w pół kroku. Nie patrzę za siebie i dodaję:
496
– Gdyby była moja, całe życie bym jej powtarzała, jak bardzo jestem za nią wdzięczna. Nigdy nie czułaby się zapomniana. – Przerywam na chwilę. – Ale masz rację. Nie jest moja. Nie jestem jej matką. – Moje stopy zaczynają się powoli poruszać. – Ale czasami chciałabym nią być. Nie zatrzymuje mnie, gdy odchodzę. Nie biegnie za mną, nie przeprasza. Wychodzę na ulicę, wsuwam ręce w kieszenie i po prostu idę. Serce mi ściska na myśl, że wszystko się zmieniło. A nie wszystkie zmiany są dobre.
***
Max
Patrzę, jak odchodzi i mimo tego, że chcę ją zatrzymać i zapytać, co rozumie przez swoje słowa, nie mogę tego zrobić. Nie mogę, ponieważ w środku jest moja córka i cierpi. Bardzo. Maddy. Widziała się z Maddy. Boże. Kurwa! Zaciskam szczękę, wracam do domu i szukam CeeCee. Znajduję ją patrzącą przez oko w jej pokoju. Czuję ból w klatce piersiowej. Wygląda na taką malutką. Zagubioną. Nie wiem, jak to naprawić.
497
Gdyby Helena powiedziała mi, że CeeCee chciała się spotkać ze swoją mamą, mógłbym jej wyjaśnić, dlaczego było to niemożliwe. Ale nie, za moimi plecami zorganizowała spotkanie z tą nieczułą kobietą, która urodziła moje dziecko i oto efekt. Cały postęp, jaki CeeCee zrobiła w ciągu ostatniego miesiąca… zniknął. Pukam we futrynę i wchodzę, siadając na łóżku. Nie zauważa mnie. Opieram łokcie na kolanach i zaczynam delikatnie: – Więc… poznałaś mamę. – Nie reaguje. – Założę się, że już rozumiesz, dlaczego nie lubię o niej mówić, co? Jej dolna warga drży i bierze oddech. Nie odpowiada, jedynie kiwa głową, patrząc cały czas przez okno. Ale nie mogę się powstrzymać i pytam: – Dlaczego ze mną nie porozmawiałaś i nie powiedziałaś, że chcesz się z nią spotkać? CeeCee odwraca do mnie zapłakaną twarz, mam wrażenie, że spala mi wnętrzności. – A pozwoliłbyś mi się z nią spotkać? Kręcę głową. – Do diabła, nie. – Właśnie dlatego – wyjaśnia słabo. Wzdycham. – Powiedziała ci, że ma rodzinę? CeeCee przytakuje. – Zgaduję się, że nie była tak podekscytowana spotkaniem, jak ty. CeeCee kręci głową. Zaciskam pięści i jestem bliski utraty panowania nad sobą.
498
– Nie potrzebujemy jej, dziecinko. Nigdy nie potrzebowaliśmy. Masz mnie, a ja kocham cię za sto osób. Jej szczęka drży, łzy płyną po policzkach i kiwa głową na znak zgody. – Wiem, tato. Ja też cię kocham. Moje serce pędzi. Jestem na granicy wytrzymałości, ale zachowuję spokój i pytam: – Jak Helena ją znalazła? Zatrudniła kogoś? Potrzebowałam roku, żeby ją znaleźć. CeeCee patrzy na mnie zdezorientowana. – Helena jej nie znalazła. Ja to zrobiłam. Spinam się. – Co? – pytam odrętwiały. CeeCee podjeżdża do swojej szafy. Otwiera drzwi i wyciąga… Moje serce bije szybciej. Ciało mruczy. Chyba sobie ze mnie żartujesz. Wyciąga pudełko, które ukrywałem przez całe życie i pytam szeptem: – Gdzie to znalazłaś? Zamiast odpowiedzieć na pytanie, mruczy pod nosem. – Był tutaj jej adres… i zdjęcia. Tydzień temu wysłałam do niej list i poprosiłam o spotkanie dzisiaj rano. Odpowiedziała pozytywnie. – Patrzy mi w oczy. – Helena o niczym nie wiedziała. Myślała, że umówiłam się z nowymi znajomymi. Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale rezygnuje. Wreszcie po chwili mówi przyciszonym głosem: – Nikomu nic nie powiedziałam.
499
Ogarnia mnie strach, gdy dociera do mnie prawda. Helena nic nie wiedziała. Nie zrobiłam nic złego. To wszystko jest wielkim nieporozumieniem. Nic nie rozumiesz, Max. To nie tak, jak myślisz. Serce przestało mi bić. Co ja zrobiłem? Zamykam oczy, starając się przełknąć, ale mam w ustach sucho jak na pustyni. Jezu Chryste, co ja, kurwa, zrobiłem? Masz rację. Ona nie jest moja. Nie jestem jej matką. Ale czasami chciałabym nią być. Czuję, że krew odpływa mi z twarzy. Dłonie mi się pocą. – Wszystko w porządku, tato? – Przełykam ciężko, czuję rosnące ciśnienie w uszach, gdy ona szepcze. – Przepraszam, tato. Bardzo przepraszam. Odwracam się do mojej córeczki. – Nic mi nie jest. Nie, wcale tak nie jest. – Tak długo jak tutaj jesteś. CeeCee uśmiecha się smutno. – Zawsze myślałam, że spotkanie z mamą będzie szczęśliwym wspomnieniem. Kręcę głową o wzdycham przepraszająco. – Robaczku. Wzrusza ramionami. – Helena powiedziała, że to nie ma znaczenia, że mama się nie liczy. – Uśmiecha się lekko. – Wkurzyła się i powiedziała, że jedyne co się liczy to 500
fakt, że mam rodzinę, która mnie kocha, a mama nie jest wystarczająco fajna, żeby do nas dołączyć, bo ma wielki kij w tyłku. Helena. Oczywiście, że to zrobiła. Nasza rodzina Nasza rodzina. Ściska mi wnętrzności i pulsuje w głowie. Mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Stoję przed moją córeczką, przytulam ją mocno i całuję w głowę. – Cieszę się, że wszystko z tobą w porządku. CeeCee prostuje się i wyznaje. – Nie wyobrażam sobie ciebie z nią. – Nieświadomie dźga mnie w samo serce i mruczy. – Nie jest taka jak Helena, a prawdę mówiąc, liczyłam na to, że trochę taka będzie. Myślałam, że będzie fajna, zabawna
i
kochająca. – Mruży oczy na wspomnienie porannego spotkania. – A była po prostu… zimna. Pocieram ściśniętą klatkę piersiową. CeeCee patrzy na mnie z uśmiechem. – Musiałbyś widzieć, jak Helena krzyczała na mamę. Nawet nie była przestraszona. Założę się, że nie była. Odchrząkuję. – Myślę, że powinniśmy przełożyć wizytę na Coney Island na przyszły tydzień, co o tym sądzisz? Wystarczy emocji jak na jeden dzień. Może po prostu zostaniemy w domu, pooglądamy jakieś filmy i zamówimy jakieś jedzenie, co? Bierze mnie za rękę. 501
– Podoba mi się ten plan, tato. Głaszczę jej włosy i uśmiecham się do niej przed wyjściem z pokoju. Zanim to robię, woła za mną. – Czy możesz zadzwonić do Heleny, żeby też przyszła? Wydaje mi się, że spławi mnie uprzejmie. Nie, żebym miał o to do niej pretensje. Jestem dupkiem. Zamiast odpowiedzieć CeeCee, że nie mogę tego zrobić, odpowiadam: – Zadzwonię do niej. I dzwonię. Naprawdę. Ale nie odbiera. Żadnego z osiemnastu połączeń.
502
ROZDZIAŁ 38
Helena
Idę przed siebie przez co najmniej godzinę, gdy uświadamiam sobie, że nie mam pojęcia gdzie jestem. Na szczęście komórka dzwoni w mojej kieszeni co minutę lub jakoś tak, więc ją mam. Dzwonię po taksówkę i czekam cierpliwie, siadając na ozdobnym kamieniu przy płocie wystawnego domu. Z budynku wychodzi kobieta, udaje, że sprawdza pocztę, ale dobrze widzę jej oczy. Irytuję się, ale zgniatam to w zarodku. Wstaję, odwracam się do kobiety i posyłam jej uśmiech. – Przepraszam. Nie zamierzałam tam siadać, ale trochę bolą mnie nogi. Kobieta podchodzi do mnie bliżej. Na oko ma około pięćdziesiątki i przyjazne spojrzenie. – Nic się nie stało. Możesz usiąść, jeżeli potrzebujesz, laleczko. Ściska mnie w gardle i dukam. – Długo szłam. Telefon dzwoni w mojej kieszeni. Wyciągam go. Dzwoni Max. Patrzę na ekran, jestem załamana. Kobieta podchodzi jeszcze bliżej. – Wszystko w porządku, kochanie?
503
To proste pytanie powoduje, że moje emocje eksplodują. Telefon nadal wibruje w mojej dłoni, łzy zalewają mi obraz, szlocham. – Jestem przekonana, że mój chłopak właśnie ze mną zerwał. Kobieta wzdycha i siada obok mnie. – Ach. Młoda miłość. – Klepie moją dłoń, jej idealne, różowe paznokcie błyszczą. – Jestem przekonana, że wszystko się wyjaśni. A jeżeli nie, to przecież w tym morzu pływa wiele ryb. Szlocham kolejny raz i pociągam nosem. – Ale nie takich jak Max. On jest wyjątkowy. – Patrzę na nią. – Jest wszystkim. Moim skokiem cukru. Mój telefon dzwoni po raz kolejny i kolejny. Kobieta wskazuje na moją komórkę. – Wydaje mi się, że toś usilnie próbuje się z tobą skontaktować. Ściszam głos i wyznaję: – Nie mam ochoty z nim w tej chwili rozmawiać. Siedzi przy mnie w ciszy, sama jej obecność jest wsparciem. Nawet nie wiedziałam, że tego potrzebuję, tym bardziej, że wcale jej nie znam. – Wiesz, kiedy byliśmy młodsi, mój Stan miał talent do mówienia w gniewie różnych, nieprzemyślanych rzeczy, które mnie naprawdę raniły. Wycieram rękawem twarz i pytam: – Co robiłaś? Uśmiecha się do mnie, jej oczy wypełnione są mądrością. – Przebaczałam mu. Za każdym razem. Czuję zbliżająca się kolejną falę łez. – Nie wiem, czy mogę to zrobić. 504
Wzrusza lekko ramionami. – A ty nigdy nie powiedziałaś czegoś, czego wolałabyś nie powiedzieć? Czegoś, co bez sensu kogoś zraniło? Powiedziałam? No tak, owszem. Nie raz. Potwierdzam, a ona pyta: – Jak się z tym czułaś? – Gównianie – szepczę. Parska śmiechem. – Właśnie. Jeżeli twój absztyfikant, Max, twój skok cukru, czuje się teraz w ten sposób, to czy chcesz, żeby czuł się jeszcze gorzej? Kręcę głową. – Nie mówię, że masz biec do niego z otwartymi ramionami, kochanie. – Mruga, sznur pereł lśni w słońcu na jej szyi. – Nie ma nic złego w lekkim poczuciu winy. Bywa, że cisza jest najlepszą karą, jaką kobieta może zafundować mężczyźnie. Taksówka zatrzymuje się przed domem, obie wstajemy. Zwracam się do niej. – Czy nadal jesteście razem ze Stanem? – W moim sercu tak. – Uśmiecha się do mnie smutno. – Odszedł dziewięć miesięcy temu. Bardzo za nim tęsknię. – Szczerość maluje się na jej twarzy. – Oddałabym wszystko, żeby ponownie usłyszeć jego głos, nawet gdyby miał powiedzieć coś nieprzemyślanego, ponieważ znowu bym mu wybaczyła i po raz kolejny i kolejny. Chyba mogę powiedzieć, że Stan był moim skokiem cukru. Mądra kobieta. Wyciągam rękę. – Mam na imię Helena.
505
Uśmiecha się słodko, delikatnie łącząc nasze dłonie. – A ja Marta Mae, ale proszę, mów do mnie Mae. – Ściska moją dłoń. – Dziękuję za rozmowę. Idę do taksówki, a ona woła za mną. – Helena, miłość nie jest dumna. – Odwracam się, a ona posyła mi małe skinienie głową. – Czasami, dla dobra miłości, trzeba schować swoją dumę. Ale czas z odpowiednią osobą jest tego absolutnie wart. Pamiętaj o tym, kochanie. – Uśmiecha się delikatnie, a ja wsiadam do taksówki i podaję swój adres. Gdy kierowca rusza, Mae macha i uśmiecha się do mnie, Zapamiętuję słowa inteligentnej kobiety. Miłość nie jest dumna.
***
Max
Nik gapi się na mnie i mocno zaciska szczękę. – Maddy? Jak matka CeeCee? Ta Maddy? Kiwam głową i trzymam w ręku swoje piwo. Unoszę je do ust, ale zanim biorę łyk, mówię: – Ta sama.
506
Gdy nie byłem w stanie dodzwonić się do Heleny, zapytałem CeeCee, czy chce iść pobawić się z dziewczynkami. Oczywiście miałem w tym ukryty motyw. Musiałem porozmawiać z bratem. Potrzebowałem rady, a jeżeli ktoś naprawdę miał wiedzieć jak naprawić to, co spieprzyłem, to był to Nik. Gdy Tina, CeeCee i maluchy rozkładają się na kanapach, żeby obejrzeć film dla dzieci, idę z Nikiem na taras, z dala od małych uszu. Brat marszczy brwi, patrząc na mnie. – Dlaczego przyjmujesz to tak spokojnie? Nie jestem spokojny, naprawdę mocno cierpię, ale nie tak bardzo jak Helena. – CeeCee spotkała się z matką. Stało się. Suka nie chce mieć z nią nic wspólnego. Założę się, że jej rodzina nawet nie wie o istnieniu CeeCee. – Kręcę głową. – Stary, ona była zrozpaczona. Nigdy nie widziałem jej takiej zdenerwowanej. Nik bierze łyk piwa. – Mogę sobie wyobrazić. Sam straciłbym panowanie nad sobą. – Ja straciłem – przyznaję. – Powiedziałem kilka przykrych rzeczy Helenie. – Odwracam się i widzę, że Nik uważnie mnie obserwuje. Przyznaję. – Spierdoliłem. Nik uśmiecha się krzywo. – Witaj w klubie. Zastanawiałem się kiedy do nas dołączysz. Gapię się na niego. – To nie jest śmieszne, koleś. Przestaje się szczerzyć.
507
– Masz rację, nie jest. Ale chyba nie jest aż tak źle. Co jej powiedziałeś? Biorę głęboki oddech i powoli wypuszczam powietrze. – Że umawianie się z nią było błędem. Że nie jest matką CeeCee. Że nie ma prawa robić rzeczy, o których nie ma zielonego pojęcia. – Przerywam na chwilę i wyznaję. – Powiedziała, że mnie kocha, stary. Zaledwie wczoraj w nocy. Nik milczy i wiem, że to nie wróży dobrze. Gdyby było inaczej, drażniłby się ze mną. Jego brak odpowiedzi uzmysławia mi powagę sytuacji. Po chwili pyta: – Dzwoniłeś do niej? Szydzę: – Dzwoniłeś do niej? – Tylko jakieś trzydzieści razy. – Wysłałeś wiadomość? – Nie będę jej przepraszał w pierdolonym smsie. – Biorę łyk piwa i mruczę. – Ona zasługuje na coś więcej. – Byłeś u niej? Kręcę głową. – Zadzwoniłem do Asha, żeby upewnić się, że bezpiecznie wróciła do domu. – Dotykam boku butelki. – Po tym jak zagroził, że obetnie mi jaja i nimi nakarmi oddzwonił i powiedział, że wróciła około drugiej. Kilka godzin po tym jak odeszła. Nik mruży oczy. – Kochasz ją? – Całym sercem. 508
Siada na krześle. – Więc co tutaj robisz, marząc się jak pieprzona cipka? Otwieram usta, żeby odpowiedzieć, ale nic z nich nie wychodzi. Próbuję jeszcze raz i nienawidzę tego, jak brzmi mój głos. – Bo nie wiem jak to naprawić. Co zrobię jeżeli mi nie wybaczy? – Kobiety takie jak Helena nie potrzebują wielkich gestów. Wiem, bo jest bardziej podobna do Tiny niż Nat. Chcesz wiedzieć jak to naprawić? Patrzę na niego i kiwam głową. Nik przewraca oczami. – Rusz dupę, idź do niej i trochę się postaraj. Ściska mi żołądek. – No nie wiem. – Ale ja wiem. Ściska moje ramię i nim potrząsa. – Pozwolisz jej odejść bez walki? Kurwa. Nie ma mowy. Wiem, co muszę zrobić. Bez słowa wstaję i zmierzam do wyjścia. Nik woła za mną. – Brawo, stary. Idź po nią, Max.
***
Helena
509
– Nie chcę być… zawsze sama… – Nadchodzi. Intensywny… Szloch. Łkam z ustami pełnymi lodów. – Nigdyyy więceeej. Mój telefon brzęczy. Dzwon Nat. Przesuwam palcem po ekranie i odbieram między kolejnymi kęsami lodów. – Co tam? Cicho chichocze i szepcze mi do ucha. – Laska, tu są bardzo cienkie ściany. Och. Wygląda na to, że mój prywatny występ zupełnie nieświadomie stał się publicznie dostępnym koncertem. Robię wielkie oczy i szepczę do niej. – Och. W porządku. Zanotowałam. Rozbawienie znika z jej głosu, gdy ostrożnie pyta: – Wszystko dobrze, ździro? Gdy w końcu dotarłam do domu czekał na mnie Asher, który zapytał, czy chcę, żeby zrobił z Maxa sopranistę. Z uśmiechem zaprzeczyłam, ale dałam mu buziaka w policzek i podziękowałam za propozycję. Poprosiłam, żeby nie mówił nic Nat, obiecałam, że sama jej powiem, gdy będę gotowa. Przytulił mnie ramieniem i odprowadził do drzwi. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale tego nie zrobił. Po chwili rzuca: – Faceci potrafią spieprzyć. Często nam się to zdarza. Dzięki Bogu mamy kobiety, które nas kochają, bo inaczej bylibyśmy samotnymi workami pełnymi gówna. – Przewrócił oczami i dodał. – Sądzę, że Max nie jest dobrym facetem dla ciebie, ale nie dlatego, że jest złym człowiekiem. Max jest jednym z najlepszych gości jakich znam. Uważam, że nie jest dla ciebie 510
odpowiedni z tego samego powodu, dla którego sądzę, że ja nie zasługuję na Nat. Zasługujecie na wszystko co najlepsze. Wiem, że to od ciebie zależy z kim się umawiasz, ale jest duża szansa, że nie polubię żadnego z tych wyborów. A z pewnością będę ich lubił mniej, niż Maxa. – Nie czekając na odpowiedź pocałował mnie w czoło i poszedł do domu. Uśmiecham się, słysząc troskę w głosie Nat. – Nic mi nie jest. Myślę, że po prostu tęsknię za domem. Waha się. – Chyba nie myślisz o wyjeździe, prawda? – Nie. Nic z tych rzeczy – odpowiadam, chociaż miałam takie myśli wcześniej, ale uznałam je za głupotę. – Tak długo jak mam dobrą pracę, to jest mojej miejsce. Śmieje się rozbawiona. – Dzięki Bogu. Uwielbiam mieć cię tutaj blisko. Gdybyś wróciła do domu, byłabym zdruzgotana. Wow. Nat nigdy nie była tak wylewna. Jestem wzruszona. Uśmiecham się. – Nie zostawię cię. Kto by cię trzymał z dala od kłopotów? Śmieje się głośno. – Jesteś prawie tak samo problematyczna jak ja. – Nie jestem. – Jesteś, jesteś. Słyszę pukanie do drzwi, przewracam oczami, sądząc, że moja siostra musi kłócić się ze mną twarzą w twarz. – Po stokroć nie jestem. Podchodzę do drzwi, a ona komentuje inteligentnie.
511
– Po nieskończoność jesteś. Cholera. Co przebija nieskończoność? Odblokowuję drzwi i otwieram je z uśmiechem. – Nie jestem! Ale to nie Nat. To Max. Moje serce pędzi. Wygląda prawie tak samo źle jak ja się czuję. Nat krzyczy: – Po ciszy w słuchawce zgaduję, że wygrałam tę rundę. Kręcę głową i mówię do słuchawki: – Przepraszam, muszę się rozłączyć. Max przyszedł. Mruczy do słuchawki: – Ach, rozumiem cię. – A potem zaczyna śpiewać: – Let me lick you up and down ‘til you say stop54/ Pozwól lizac się w górę i w dół, aż powiesz dość. Walczę z histerycznym śmiechem i bełkoczę. – Właśnie. Jak już mówiłam, muszę się rozłączyć. Ale Nat mnie ignoruje i śpiewa głośniej: – Let me play with your body, baby, make you real hot/ Pozwól mi pobawić się swoim ciałem i cię rozpalić. Rozłączam się i przełykam ciężko. – Cześć. Max otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale nie da się zignorować wyjącej za ścianą Nat. – Let me do all the things you want me to do/ Pozwól mi zrobić wszystkie rzeczy, które chcesz, żebym zrobił. – Zasłaniam dłonią usta i się rumienię, gdy zaczyna swoje solo. – ’Cause tonight, baby, I wanna get 54
Utwór w folderku z tłumaczeniem.
512
freaky with you/ Ponieważ chcę dzisiaj z tobą zaszaleć, kochanie. – Chwilę później krzyczy rozdrażniona. – Zamknij się, ASSer! Mój rumieniec się pogłębia, przygryzam wewnętrzną
część
policzków, żeby powstrzymać się od śmiechu, patrzę na Maxa i cicho pytam. – Co ty tutaj robisz? Patrzy w dół, nogi i ręce ma skrzyżowane w postawie obronnej. – Mogę wejść? – Patrzy na mnie i pyta łagodnie. – Proszę? Otwieram szerzej drzwi i staję z boku. Wchodzi, wygląda dziwnie i nie na miejscu. Zamykam za nim drzwi i idę do kuchni. Tylko dlatego, że na mnie nakrzyczał, obwiniając za to, co wydarzyło się rano, nie znaczy, że nie mogę być uprzejma. – Napijesz się czegoś? Kręci głową. Otwieram lodówkę. Max zawsze jest głodny. – Może coś do jedzenia? Wzdycha i marszczy czoło. – Nie. Dzięki. Prawdopodobnie tylko opóźniam to, co nieuniknione, ale to swego rodzaju mechanizm obronny. – Jesteś pewien? – pytam, zamykając lodówkę, a on traci cierpliwość. – Jezu, przestań. Proszę. Chcę z tobą po prostu porozmawiać! Oto nadchodzi. Oficjalne zerwanie. Unikam patrzenia w jego oczy, podchodzę do kanapy i siadam. Bawię się swoimi palcami, nadal nie chcę patrzeć w jego cudowne, złote oczy. Czuję, że poduszki się uginają i jego noga jest przyciśnięta do mojej. – Helena, spójrz na mnie. 513
Robię to. Ale tylko dlatego, że jeżeli tego nie zrobię, to nie uwierzę w to, co ma się wydarzyć, a nie chcę żyć w zaprzeczeniu. Łapie mnie za rękę. Zmuszam się, żeby nie przewrócić oczami. Och, świetnie, trzyma moją dłoń. To nigdy nie jest dobry znak. Po prostu zrób to teraz. Wrzuć mnie w moją rozpacz. – CeeCee powiedziała mi co się stało. Wiem, że masz nic wspólnego z pojawieniem się Maddy. – Zrehabilitowana. Cóż, to już przynajmniej coś. Dodaje. – Powiedziałem do ciebie kilka rzeczy w złości. Nie myślałem tak i muszę cię za to przeprosić. Jeżeli spojrzę mu w oczy, gdy przeprasza, to się rozpłaczę. Pochylam głowę. Wsuwa palce pod moją brodę, unosi ją, aż patrzymy sobie w oczy. Przez dłuższą chwilę przygląda się mojej twarzy, po czym mówi szczerze: – Przepraszam, muffinko. – Jego głos staje się szorstki. – Bardzo mi przykro. Oczy wypełniają mi się łzami, ale nie chcę, żeby zaczęły płynąć po policzkach. Zamiast tego szepczę. – Jest dobrze. Jego oczy iskrzą. – Nie, wcale nie jest dobrze. Gdyby ktoś inny odezwał się w taki sposób jak ja to zrobiłem, to bym go, kurwa, zabił. Bezwiednie zamykam oczy i powtarzam. – Jest dobrze. Wybaczam ci. Wiem, że działałeś pod wpływem stresu. Oprócz tego, że twoja córka została skrzywdzona, to jeszcze myślałeś, że cię zdradziłam po tym, jak powiedziałeś, że mama CeeCee jest bolesnym wspomnieniem. – Podkreślam swoje słowa robiąc krótką pauzę. –
514
Rozumiem. Naprawdę. – Otwieram oczy i biorę drżący oddech. – Ale nigdy bym cię tak nie zdradziła. Na jego twarzy widać ból. – Wiem, że byś tego nie zrobiła, kochanie. Dobrze. To ten moment. Wstaję i idę do sypialni. Zabieram rzeczy, które przygotowałam po powrocie do domu i oddaję mu torbę. Patrzy na mnie zdezorientowany, po czym wstaje, górując nade mną i wyraźnym ogniem w spojrzeniu. Odbiera ode mnie torbę i rzuca ją na bok. Spada na podłogę z głuchym łoskotem. Robi wielki oczy, kładzie dłonie po bokach mojej szyi, przesuwa je na twarz i mówi: – Nie pozwolę ci ze mną zerwać, więc możesz iść i włożyć te rzeczy z powrotem do swojej szafy. Zdarta płyta skrzeczy gdzieś głęboko w mojej głowie. Co? Że niby ja zrywam z nim? Zanim udaje mi się dojść do słowa, patrzy na mnie błagalnie. – Kochanie, błagam, wybacz mi. Przysięgam, że nie miałem na myśli tego, co powiedziałem. Zrobiłem to, bo cierpiałem. Nigdy nie byłaś pomyłką. Jesteś najlepszym, co mi się w życiu przydarzyło od czasów narodzin CeeCee. Wiem, że nie jesteś jej mamą, ale… – mówi tak cicho, że zastanawiam się, czy sobie tego nie wyobrażam. – Jesteś najbliższą jej osobą. Ona cię kocha. – Waha się, po czym przyznaje cicho. – Kocham cię. Miłość nie jest dumna. Ściska mi wnętrzności. Kładę ręce na jego dłoniach, przysuwam czoło do jego brody i szepczę: – Powiedz to jeszcze raz. Całuje mnie w czoło i mruczy do ucha. 515
– Przepraszam, kochanie. Patrzę na niego błyszczącymi oczami. – Nie to. Tą część, gdzie mówisz, że mnie kochasz. Na jego twarzy pojawia się mały uśmiech. – Kocham cię. – Naprawdę? Dołeczek przecina jego policzek, gdy pochyla się i składa mokry pocałunek na moich ustach. – Walczyłem z tym. Nie chciałem. Ale prędzej mnie piekło pochłonie, niż pozwolę ci to ode mnie zabrać. Teraz mamy coś dobrego, ale możemy mieć coś niesamowitego. – Całuje mnie. – Kocham cię, Helena. Naprawdę, szczerze. – Nagle zamiera, odsuwa się i patrzy niepewnie. – Nadal mnie kochasz, muffinko? Przewracam oczami i mocno uderzam go w ramię. Krzywi się, a ja drwię. – Tak, wciąż cię kocham, dupku. Z powagą kiwa głową, ale uśmiecha się, pocierając ramię. – Spoko. Zasłużyłem na to. – Stoimy naprzeciwko siebie i uśmiechamy się. – I co teraz? Wzruszam ramionami. – Teraz, nic. Unosi brwi. – Mamy za sobą pierwszą poważną kłótnię i wyznaliśmy sobie miłość. – Chichocze, pocierając kark. – A potem wracamy do domu i nic z tym nie robimy? – Kręci głową. – Jakoś mi to nie pasuje. Puszczam do niego oko.
516
– Słyszałam, że w modzie jest seks na zgodę. Patrzy z zadumą na ścianę ponad moim ramieniem i pociera brodę. – Seks na zgodę, mówisz? – Po chwili prostuje się i skrada w moją stronę. – Jestem gotów tego spróbować. Okazuje się, że seks na zgodę jest taki, jak o nim mówią. Prawdę mówiąc leżymy nadzy i spoceni w łóżku, a ja wiem, że sprowokuję kilka kłótni między nami, żeby po prostu przeprosić. Za pomocą ust…
517
ROZDZIAŁ 39
Helena
Gdyby ktoś trzy miesiące temu zapytał mnie, czy chciałam być w związku, roześmiałabym się histerycznie i trzymała za brzuch. Ale teraz widzę, że związku nie należy się obawiać. Strach sieje bycie w związku z niewłaściwą osobą. Siedzę na kolanach Maxa, jego ręka leży na moich udach, a on obsypuje całusami moje ramię i zdaję sobie sprawę, że związek z odpowiednią osobą nie jest przerażający. Jest niesamowity. Być sobą i mieć kogoś, kto cię kocha jest niezwykłe. Gdyby wiedziała, że tak właśnie będzie, nigdy bym z tym nie walczyła. Wtuliłabym się w to bez zastrzeżeń. Ale jest jeden haczyk, prawda? Żeby zyskać, trzeba zaryzykować. Ja skoczyłam na głęboką wodę i to się opłaciło. Dostałam najlepszą nagrodę na świecie. Mam Maxa, a co za tym idzie mam też CeeCee. Obracam się na jego kolanach, pochylam się nad jego ustami i delikatnie całuję. Jak zawsze stado motyli szaleje w moim brzuchu. Czy zawsze tak będzie? W skrytości serca mam nadzieję, że tak. Przesuwa wzrok po mojej szyi. Zatrzymuje się na łańcuszku, dotyka go i patrzy na pierścionek na nim zawieszony. – Nie będziesz go zawsze nosić, kochanie. Pierścionek Maxa. Jakbym kiedykolwiek zamierzała go zdjąć.
518
W zasadzie to nie były oświadczyny. Raczej obietnica tego, co miało nadejść. – Nigdy go nie zdejmę. – Obiecuję. Od momentu gdy Max powiedział, że mnie kocha cztery tygodnie temu, byliśmy nierozłączni. Następnego dnia dał mi swój sygnet. Z rumieńcem na twarzy wymruczał: – Nie musisz go nosić, ani nic z tych rzeczy. Chcę tylko, żebyś go miała. To było urocze. I przemyślane. I jeszcze bardziej kocham go za taki romantyzm. Oczywiście Max ma dużo większe dłonie od moich, więc nie było szansy, żebym nosiła go w tradycyjny sposób. Znalazłam łańcuszek z białego złota, zawiesiłam na nim sygnet i od tego czasu nie zdjęłam. Ani razu. Gdy CeeCee zauważyła sygnet, wyglądała na nieco zbyt szczęśliwą z tego powodu. Patrzyła raz na mnie, raz na Maxa i wyszeptała: – Czy wyjdziesz za tatę? Poważnie. Mała lisica zrobiła to specjalnie. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Max przytulił mnie do siebie. – Gdy się oświadczę, ona powie TAK. Przebijała się z tego oświadczenia pewność siebie i naprawdę chciałam go walnąć. Ale to mnie uderzyło. Jego słowa. Gdy zapyta, a nie Jeżeli zapyta. Moje serce zapiszczało, a umysł omdlał. CeeCee popatrzyła na stół, ewidentnie mocno się nad czymś zastanawiała.
519
– No więc, jak już weźmiecie ślub, to będziesz moją macochą, prawda? Uśmiechnęłam się do niej z sercem na dłoni. – Tak, kochanie. Dokładnie taj jak mówisz. Odetchnęła. – Fajnie. I to uderzyło mnie prosto w brzuch. Chciała, żebym została jej macochą. Prawdę mówiąc byłam na to gotowa od razu. I być może pewnego dnia pomyślimy o kolejnym dziecku do tej mieszanki. Gdy chodziło o Maxa i CeeCee to było zupełnie naturalne. Ufałam swoim przeczuciom i wiedziałam, że bez względu na trudności, które nas spotkają, przejdziemy przez to razem. Jak rodzina. W moich oczach jest radość. Max przytula mnie mocniej, zaciskając ramiona w talii. – Nigdy go nie zdejmiesz? Naprawdę? Nigdy, przenigdy? Całuję delikatnie jego policzek i obiecuję: – Nigdy, przenigdy.
***
Max Trzy miesiące później…
520
Ten cholerny pierścionek wypala mi dziurę w kieszeni. Oświadczyny podczas rodzinnego obiadu nie są chyba najlepszym pomysłem. Helena idzie z kuchni mojej matki, trzymają w ręce dwie miski sałatki. Gdy przechodzi obok mnie pochyla się instynktownie, żeby dać mi szybkiego całusa. Odsuwa się i puszcza do mnie oko. Nawet mój fiut to czuje. Nie mogę tego dłużej robić. Nie mogę się doczekać. Muszę poprosić ją o rękę. Potrzebuję, żeby powiedziała tak. Chcę się upewnić, że już na zawsze będzie ze mną. Po prostu jej potrzebuję. Mama wychodzi ze spiżarni i woła: – Obiad gotowy! Chodźcie wszyscy! – Odnajduje mój wzrok, gdy wszyscy się schodzą i puszcza do mnie oko. Oczywiście musiałem jej powiedzieć. Dostałbym po uszach, gdybym tego
nie
zrobił.
Niedopowiedzeniem
jest
stwierdzenie,
że
jest
podekscytowana faktem, że Helena dołączy do naszej rodziny jako prawdziwy jej członek. Był taki moment, kiedy myślałem, że mama oświadczy się Helenie w moim imieniu. Cholera, nawet zadzwoniłem do rodziców Heleny z prośbą o pozwolenie. Wyszło na to, że potrzebowałem nie tylko pozwolenia jej ojca. Potrzebowałem zgody od wszystkich, włączając w to Ashera. Po półgodzinnej prezentacji uwzględniającym wszystkie argumenty przemawiające za tym, że będę dobrym zięciem, ojciec Heleny dał mi swoje błogosławieństwo i mogłem zrobić kolejny krok. Biorę głęboki oddech i idę na zewnątrz, żeby znaleźć Nat siedzącą z Leną i kręcącą się obok CeeCee. Lena i Nat karmią bliźnięta Nat i Ashera, Willow i Daniela, w skrócie Low i Danny’ego. Marszczę brwi. Tego nie było w planie. Muszę siedzieć obok niej, żeby się oświadczyć. Znajduję puste miejsce między Nikiem i mamą. Siadam nadąsany.
521
Co teraz? Obserwowanie
Leny
karmiącej
Willow
jest
niesamowitym
doświadczeniem. Patrzy na niemowlę jakby było najcenniejszą rzeczą na świecie. Wizja Leny trzymającej w ramionach zawiniątko z ciemnymi włosami, jej ustami i moimi złotymi oczami rysuje się przede mną. Uśmiecham się sam do siebie. Wokół mnie wszyscy się krzątają, nakładają jedzenie na talerze, ale je nie mogę oderwać od niej wzroku. Ash kradnie Willow z uścisku Leny, która strzela focha. Szczerzę się jeszcze bardziej. Wstaje, nakłada jedzenie na talerz CeeCee, a gdy kończy, kładzie go przed nią. Głaska włosy mojej córki i całuje ją w czoło. Szczerzę się tak mocno, że prawdopodobnie głupio wyglądam. Helena podnosi swój talerz i zaczyna go wypełniać, zanim uświadamiam sobie co robię, wstaję i sięgam do kieszeni. Po przeciwnej stronie stołu otwieram pudełko z pierścionkiem i Trzymam w dłoni. Helena nadal nakłada jedzenie na talerz. Uśmiecham się jak głupiec i głośno pytam. – Helena, wyjdziesz za mnie? Słychać kilka kobiecych westchnień, po czym zapada cisza. Zamiera przy nakładaniu sałatki i patrzy na mnie zaskoczona. Zerka w dół na pierścionek i szybko wraca do rzeczywistości. – Uh, no jasne. – Potem uśmiecha się do mnie. – Odstawisz sałatkę ziemniaczaną, kochanie? Uśmiecham się tak mocno, że bolą mnie policzki. – Oczywiście, muffinko. Odkładam otwarte pudełko z pierścionkiem na stole, odbieram od niej naczynie z sałatką i podaję atrybut zaręczyn. Bierze go i przygryza wargę,
522
żeby ukryć uśmiech. Część rodziny bije brawo i wiwatuje, po czym wracają do tego co robili chwilę wcześniej. Zajmujemy nasze miejsca po przeciwnych stronach stołu, uśmiechamy się do siebie jak para klaunów. Porusza ustami: – Kocham cię. Odpowiadam: – Kocham cię bardziej. – I naprawdę tak jest. Później tego wieczoru siedzę z CeeCee na kanapie, podczas gdy Helena przygotowuje dla nas banana spilt, żebyśmy mogli świętować. Odwracam się do córki, przyglądam jej się chwilę i pytam: – Jesteś szczęśliwa, kochanie? CeeCee odwraca się do mnie z szerokim uśmiecham na twarzy. – Tak, jestem. Kiwam głową. – To wszystko co chciałem usłyszeć. Kontynuujemy oglądanie programu w telewizji, gdy CeeCee pyta przyciszonym głosem: – A czy będę miała rodzeństwo? Unoszę brwi. Tego tematu akurat się nie spodziewałem. – Chcesz mieć braci i siostry? Kiwa głową. Ukrywam uśmiech i wołam: – Hej, muffinko. Po kilku sekundach Helena wsuwa głowę do salonu. – Tak? Biorę garść popcornu i pytam: – Chcesz mieć dzieci?
523
Stoi oniemiała. Gapi się na mnie, na CeeCee i znowu na mnie. Potem się uśmiecha. – Tak. Chcę. – Nie czekając na odpowiedź wraca do kuchni. Patrzę na ekran telewizora, ale unoszę dłoń. CeeCee przybija mi piątkę i znowu się szczerzę. Wszystko się zaczyna układać.
524
EPILOG
Helena
Wychodzę ze sklepu, przeglądam zdjęcia, uśmiecham się i chichoczę pod nosem. Sześć miesięcy po zaręczynach wzięliśmy z Maxem ślub. To nie było wielkie wesele. Było w sam raz. Były z nami wszystkie osoby, które chcieliśmy, żeby z nami były i zrobiliśmy to po swojemu. Na przykład pomimo tego, że Max miał na sobie trzyczęściowy smoking, założył do nich czarne trampki, zamiast lakierek. Ja z kolei nie powinnam zakładać bieli, ale jednak ubrałam białą sukienkę. Nik nalegał na wesele w Białym Króliku, a ponieważ to tam miał miejsce nasz pierwszy pocałunek, nie miałam nic przeciwko temu. Nina postanowiła, że będzie moją druhną, ponieważ nie mieszkała w Nowym Jorku i uważała, że zasłużyła na tę funkcję, skoro z Nat widywałyśmy się przez cały czas. Zgodziłyśmy się z Nat na takie rozwiązanie, więc Nina i CeeCee zostały moimi druhnami. Max poprosił Tricka, żeby został jego świadkiem, a Ash i Nik byli jego drużbami. Przez całą ceremonię mój tato płakał, a mama podawała mu chusteczki. Mama Leokov ocierała ukradkiem oczy, ale cała ceremonia była przepełniona radością.
525
Max patrzył na mnie, jakbym była najcenniejszą kobietą na świecie, przystając co pół godziny i pytając: – Czy mówiłem ci już jak pięknie dzisiaj wyglądasz, kochanie? Do rana jedliśmy i tańczyliśmy, a ja całą noc cholernie szeroko się do wszystkich uśmiechałam. Nawet teraz, tydzień później gdy patrzę na obrączkę na palcu, ściska mnie ze szczęścia. Idę w kierunku kwiaciarni znajdującej się
kilka
budynków dalej i wchodzę do środka.
***
Mae Wkładam ciasteczka do piekarnika, gdy słychać dzwonek do drzwi. Otwieram drzwi, przed którymi stoi młody człowiek ze ślicznym bukietem kwiatów. – Martha Mae… – Patrzy na dokumenty dostawy, po czym przenosi wzrok na mnie. – Przepraszam, ale nie podali nazwiska. Jestem oszołomiona. – To ja. Z uśmiecham wręcza mi kwiaty. – Wygląda na to, że ktoś o pani myśli. Życzę miłego dnia.
526
Walczę ze sobą, żeby nie zerwać bileciku doczepionego do kolorowych kwiatów, wchodzę do salonu, układam kwiaty na stole i otwieram bilecik.
Droga Mae, Mądra kobieta powiedziała mi kiedyś, że miłość nie jest duma. Dziękuję ci. Za wszystko. Myślę o tobie ciepło Helena Leokov Och jejku. W środku jest zdjęcie. Uśmiecham się, gdy zdaję sobie sprawę, że to ślubna fotografia młodej Heleny. Obok niej stoi przystojny mężczyzna o oczach w kolorze płynnego miodu i patrzy na nią z czystą miłością. Helena trzyma za rękę dziewczynkę siedzącą na wózku. Automatycznie zauważam lekko zaokrąglony brzuch mojej młodej znajomej. Swędzi mnie nos, patrzę na portret zmarłego męża. – No i jak ci się to podoba, Stan? Uśmiecham się do niego, a łzy napływają do moich oczach. Ogarnia mnie szczęście. Zrobiła to. Ma swój zastrzyk cukru.
527
528