„Lev” Belle Aurora Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti Rozdział 5 Mina O Boże, Lev był intensywny, prawda? Samochód odjechał i czekałam pełne dwi...
9 downloads
21 Views
147KB Size
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Rozdział 5 Mina
O Boże, Lev był intensywny, prawda? Samochód odjechał i czekałam pełne dwie minuty, zanim wyszłam z alejki i zaczęłam spacer trzy bloki dalej. Wykrzywiłam twarz, myśląc o nim. O rany, był po prostu boski. Spojrzałam w dół na siebie, a moja twarz płonęła. Oto myślałam o swoim przystojnym aniele stróżu, wyglądając jak dodatek do Potwora z Bagien. Objęłam się mocno wolnym ramieniem. Ściskając zegarek w dłoni, postanowiłam nie ryzykować jego straty i założyłam go na rękę. Niestety, gdy walczyłam z zapięciem, zbyt późno uświadomiłam sobie, że nawet w najmniejszym położeniu był zbyt luźny. Mimo to, pchnęłam go na przedramię. Do cholery, chciałam mu oddać zegarek. Nawet jeśli to będzie ostatnia rzecz, jaką zrobię. Szłam pośpiesznie z torbą jedzenia przy boku. Nie chciałam dzisiaj przyciągać niechcianej uwagi. Musiałam szybko dostać się do domu. Wreszcie dotarłam do celu i przesuwając się za śmietnik, wyłowiłam swoją torbę i inne bzdury. Świetnie. Wszystkie moje ubrania były brudne. Nie żebym miała dużo, ale przynajmniej mogłam założyć swoje zbyt duże czarne jeansy i białą koszulkę. Trzymałam w górze odzież, natychmiast zauważając brązowe plamy na kiedyś białej koszulce. Musiałam zrobić jutro pranie. Ale cholera, nie miałam żadnych pieniędzy.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Co za wstyd. Nie mogłam zacząć pracy w zajebiście brudnych ubraniach. Jutro rano będę musiała po prostu żebrać, modląc się, żeby ktoś podarował mi ćwierć dolarówki, które potrzebowałam na jedno załadowanie. Głos za mną zaskoczył mnie tak bardzo, że podskoczyłam i upadłam na tyłek po środku śmierdzącej moczem kałuży. – To niewiele, ale to dom, hmm? Dysząc odwróciłam się do Leva. – Co ty tu, do cholery, robisz? Mój gniew go nie powstrzymał. Nie byłam tak naprawdę na niego zła, jedynie upokorzona. Nie mogłam powitać go z „Witam w moim skromnym miejscu. Wody mineralnej? Whiskey?” Mogłam zaoferować jedynie zapach śmieci i wątpliwe bajoro. Podszedł bliżej, jego oczy migały niebezpiecznie. – Miałem przeczucie, że nie byłaś ze mną całkowicie szczera. Więc poszedłem za tobą. Taa. Bez jaj, Sherlocku. Z tyłkiem w kałuży, rozłożyłam ramiona i uśmiechnęłam się szyderczo. – Podoba ci się? Mam zrobione tylko ściany. Myślę, że kolor nazywa się sraczkowatym. – Zaciągnęłam się zauważalnie. – A nie, czekaj. – Sarkazm sączył się z każdego mojego słowa. – To jest sraka. Podniósł brwi, a ja chciałam wziąć kałużę sików i rzucić w niego. Zamiast tego wstałam, a zimna ciecz spływała mi po nogach. Moje policzki nabrały kolorów, gdy tonowałam pyskówkę. – Myślę, że po zobaczeniu tego miejsca, rozumiesz, dlaczego nie chcę towarzystwa. Zignorował mnie. – Masz gdzieś rodzinę?
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Potrząsnęłam głową, pakując ubrania do torby. – Jestem pewny, że w tych okolicach są schroniska. Dlaczego nie zatrzymałaś się w jednym? Zapięłam torbę mocniej niż powinnam. Nie zrozumiałby, nawet gdybym to przeliterowała. – Zaufaj mi, kiedy mówię, że nie są rewelacyjne. – Zarzuciłam torbę na ramię. – Jeśli mi wybaczysz, muszę znaleźć pralnię, żeby pożebrać przed jutrzejszym rankiem. Nie mogę śmierdzieć jak kałuża moczu. Wyprostował się z kluczami w dłoni i odwrócił się. – Chodź, myszko. Westchnęłam. Dlaczego był taki miły? – Nie potrzebuję podwózki. Sama sobie znajdę. Zatrzymał się na początku alejki. – Nie biorę cię do pralni. Zabieram cię do domu. – Przechylił lekko głowę. – Chyba że nie chcesz ciepłego łóżka do spania i miejsca do wyprania łachmanów. Zignorowałam odmowę i obserwowałam, jak wracał na ulicę. Czas mijał. Nawet nie znałam tego faceta. Nawet nie powinnam tego rozważać. Ale wszystko było lepsze niż ulica. Podciągnęłam torbę wyżej na ramię. I jak zagubiony szczeniak podążyłam za Levem do domu.
***
– To jest dom? – zapytałam oszołomiona, gdy nacisnął guzik na pilocie przymocowanym do osłony przeciwsłonecznej nad jego głową.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Ogromna, żelazna brama otworzyła się, gdy wymruczał swoją twierdzącą odpowiedź. Wciąż w szoku zapytałam: – Gubisz się tutaj? Prychnął i zabrzmiało to podobnie do śmiechu, ale poważnie w to wątpiłam. – Nie wygłupiaj się. Tu są trzy domy w jednym kompleksie. Mieszka tu również mój brat i siostra. To natychmiast wyciągnęło mnie z zachwytu. Przeszedł mnie dreszcz, gdy strach złapał mnie z zaskoczenia. – Czekaj, co? Twój brat? Ten sam brat, któremu ukradłam portfel? Pokiwał głową w milczeniu, a ja z szeroko otwartymi oczami zaskrzeczałam: – Nie mogę tu zostać! – Wyluzuj – powiedział to takim znudzonym tonem, że brzmiało tak, jakby musiał zebrać wszelkie wysiłki, aby to wymówić. – W porządku. Nie ma go jeszcze w domu, a moja siostra w tej chwili jest poza miastem. Mamy cały kompleks dla siebie. Na razie. Mój żołądek zacisnął się w supeł z nerwów, ale milczałam w obawie przed utratą jedzenia, które pochłonęłam. Jechaliśmy dalej długim podjazdem, aż do skrzyżowania w kształcie T. Skręcił w lewo i zobaczyłam jeden z trzech domów. Był ogromny w porównaniu do standardowych domów i mieszkań, które widywałam. Jednopiętrowy dom był pięknie zaprojektowany z zewnątrz w romantyczny stylu, z osobliwymi tarasami w odcieniach bieli i piaskowego żółtego. Światła były zapalone i nagle zastanawiałam się, czy ktokolwiek z nim mieszkał. Gruba, srebrna obrączka na jego serdecznym palcu mogła to sugerować. – Jesteś żonaty?
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
– Nie. Opuściłam nieco napięte ramiona. Cóż, to dobrze. Nie potrzebowałam złośliwej kobiety, oskarżającej mnie o wszystko. Kobiety mogły być brutalne. Zaparkował pod posiadłością, obszedł auto i pomógł mi wysiąść. Wziął ode mnie torbę bibelotów i łaskawie nadstawił dla mnie łokieć. Przyjęłam go natychmiast, a on poprowadził mnie po frontowych schodach i otworzył drzwi. Olbrzymie, szklane drzwi zostały lekko pchnięte i ukazał mi się dom. Moje wnętrzności przewróciły się agresywnie. Nie pasowałam tutaj. Wnętrze domu było nieskazitelne, z białym, połyskującym marmurem i drewnianymi, męskimi meblami. Pierwszą rzeczą, która wpadła mi w oko w olbrzymim foyer, były schody po lewej i prawej stronie, prowadzące na piętro i spotykające się ze sobą w połowie. Jak się nazywały takie schody? – To schody imperialne. Ma je wiele królewskich domów w Rosji. Odwróciłam się do niego, bo nie zdawałam sobie sprawy, że zapytałam na głos. Potem odwróciłam się do schodów. – To nieco aroganckie, nie sądzisz? – Spojrzałam na niego kątem oka. – Porównywanie się do rodziny królewskiej i tak dalej. Uniósł wargi tak nieznacznie, że mogłam to sobie wyobrazić. – To nieco aroganckie, prawda. – Też spojrzał na mnie kątem oka. – Założenie, że nie pochodzę z rodziny królewskiej. Otworzyłam szeroko oczy i wyszeptałam: – Pochodzisz? Odwrócił się do mnie i przysięgłabym, że jego oczy się uśmiechały. – Nie. Przewracając oczami, potrząsnęłam głową, gdy podszedł do lewej strony schodów i zaczął się wspinać.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
– Chodź za mną, myszko. Myszko? Dlaczego myszko? Dlaczego nie nazwał mnie tym, czym jestem? Ulicznym szczurem. Na szczycie schodów doszliśmy do dwóch korytarzy, jednego prowadzącego w lewo, drugiego w prawo. Wydawał się chwilę wahać, zanim odwrócił się w lewo i zabrał mnie do drzwi na końcu korytarza. Dłoń położył na fantazyjnej klamce z mosiądzu i otworzył je. Potem podniósł rękę, żeby zapalić światła. To była sypialnia. Zdecydowanie sypialnia mężczyzny. Kobieta byłaby zbyt konserwatywna, by urządzić pokój takimi krzykliwymi meblami i mocnymi, królewskimi kolorami. Wyglądała bardziej jak apartament, naprawdę, co najmniej czterokrotnie większy niż normalna sypialnia. Zdecydowanie nie mogłam narzekać na pokój, jeśli miałam tu spać. Znajdowały się tam trzy okna od podłogi do sufitu. Zasłony były fantazyjne, ciemnobordowe ze złotymi wykończeniami. W prawym rogu pokoju znajdowała się duża, kasztanowa, zamszowa sofa w kształcie litery L, która idealnie wpasowywała się w kąt. Naprzeciwko sofy mieściło się królewskich rozmiarów, mahoniowe łóżko z ciężką, ciemnoczerwoną kołdrą i większą ilością poduszek niż to konieczne. Nie było tam telewizora czy jakiegokolwiek rodzaju rozrywek, poza regałem pełnym książek po lewej stronie. Stałam tam z rozdziawionymi ustami. – Wow. To takie ekstrawaganckie. Jego następne zdanie zdezorientowało mnie. – To mój pokój. – Więc dlaczego… – Uświadomienie sprawiło, że zrobiłam krok w tył, dalej od niego. Pozornie spokojnym głosem stwierdziłam:
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
– Nie będę z tobą spała. Spojrzał na mnie z góry na dół i zadrwił: – Nie chcę uprawiać z tobą seksu. Och, Mina… znowu coś założyłaś! Odwróciłam głowę, aby ukryć fakt, że moja twarz była teraz czerwona jak burak. Zrobiłam z siebie cholerną idiotkę. Oczywiście, że nie chciał ze mną spać. Nie, kiedy w Krwawiących Sercach miał niekończący się strumień pożądających go, pięknych kobiet. Byłam taką kretynką. – Nie rozumiem. Lev wszedł głębiej do pokoju, zanim skręcił w lewo i zniknął w czymś, co musiało być ukrytą garderobą. Kiedy wrócił, był bez marynarki, a rękawy miał podwinięte. Zatrzymał się krok ode mnie, podniósł swój telefon i zanim mogłam powiedzieć słowo, nadszedł błysk. – Hej – narzekałam marszcząc nos. Wzruszył ramionami, umieszczając komórkę w kieszeni. – To tylko małe zabezpieczenie na wypadek, gdybyś zdecydowała się wyjść w środku nocy z jakimiś moimi rzeczami. – Spojrzał na mnie. – To nic osobistego. Nie znam cię. Jestem pewien, że ty też nic o mnie nie wiesz. Nie znasz mnie, ale dopóki jesteś w moim domu, będziemy spać w tym samym pokoju. Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale podniósł rękę i mówił dalej: – Kanapa rozkłada się do spania. Wybacz mi, że nie zaufam komuś, kogo znam mniej niż trzy godziny. Zwłaszcza w okolicznościach, w jakich się poznaliśmy. Cóż… kiedy tak to stawiał, może protestując, zachowałam się trochę jak smarkula. Okej. Po prostu zamierzałam naciągnąć swoje majtki dużej dziewczynki i pogodzić się z tym.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Mówiąc o majtkach… – Nie mam żadnych czystych ubrań. – Podniosłam swoją torbę. – Czy mogę wyprać je gdzieś tutaj? Wziął ode mnie torbę i zbladłam. –– Nie, czekaj, mogę to zrobić! – Skoczyłam po nią, ale trzymał ją z dala od mojego zasięgu. – Oddaj ją! – Chcę się tylko upewnić, że nie masz tutaj nic niebezpiecznego. – Przyjrzał mi się dobrze. – Moje bezpieczeństwo zawsze stanie przed twoją dumą. Rozumiesz? Cóż, cholera. Poddanie się zajęło mi całe pięć sekund. – Okej, ale proszę, mogę opróżnić ją sama? – Zawahał się. Błagałam cicho: – Proszę. Czekał chwilę, zanim oddał mi torbę. – Okej, ale zrobisz to właśnie tutaj. Przede mną. Cholera. Chciałabym spróbować ukryć to co musiałam, tak dyskretnie, jak mogłam. Po kolei wyciągałam rzeczy z plecaka. Dwie koszulki, znoszony męski sweter, który służył mi w chłodniejsze dni, parę czarnych jeansów z dziurami na tyłku, parę szarych skarpetek i… zwijając je szybko, starałam się wsunąć je do kieszeni, ale zatrzymała mnie ręka na moim nadgarstku. Ścisnął mocno i zesztywniałam. – Pokaż mi. Duma trzymała mnie w niewoli. Policzki mi płonęły. Ścisnął mnie wystarczająco mocno, aby zrobić siniaka i skrzywiłam się. – Pokaż mi. Wyciągnęłam je z kieszeni i rzuciłam na łóżko. Zakłopotana wyszeptałam:
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
– Majtki. Tylko majtki. Spojrzał na czarną kulkę materiału na łóżku, zanim odwrócił torbę do góry nogami i nią potrząsnął. Mały nóż armii szwajcarskiej, który znalazłam na ulicy, wypadł z kieszeni. Natychmiast broniłam ukrycie go. – Jest tępy. Podniósł go do góry, żeby przeanalizować. – Wciąż mogłaś kogoś dźgnąć, jeśli musiałabyś. – Włożył go do kieszeni. – Nie będziesz już tego potrzebować. Oczywiście, że nie. A co z moją duszą? Też ją chcesz? Przecież jej też nie potrzebuję. Byłam wdzięczna, oczywiście, ale nadal nie rozumiałam motywu tego faceta. Biorąc moją torbę, schował do niej ubrania i zarzucił sobie na ramię. – Chodź – zarządził i podążyłam za nim grzecznie. Drzwi po lewej stronie pokoju, obok regału z książkami, były otwarte. Na widok wanny, prysznica, szamponu i mydła przeszedł mnie lekki dreszcz. – Możesz się tutaj umyć. Nie śpiesz się. – Cofnął się i dodał: – Proszę tylko, żebyś nie zamykała drzwi. Nie przyjdę, dopóki nie będę musiał. Proszę odpowiedz, kiedy zawołam, albo pomyślę, że potrzebujesz pomocy. To brzmiało rozsądnie. Jednak zapytałam: – Obiecujesz, że nie wejdziesz? Przyszpilił mnie zimnym wzrokiem. – Nie szukam taniej rozrywki. – Na moje dosadne spojrzenie, powiedział: – Nie wejdę. Chyba, że mnie o to poprosisz. – Zaufaj mi, nie poproszę cię o to. – Weszłam do środka i przysunęłam się do drzwi, ale zatrzymałam się po kroku. Oko w kolorze whiskey bacznie mi się przyglądało.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
– Zdejmij ubrania i daj mi je przez drzwi. – Jak tylko miałam zapytać „po co?”, ciągnął najbardziej złośliwym głosem jak to możliwe: – Włożę je do pralki z innymi. Zamknęłam drzwi, zdjęłam ubrania i owinęłam się puszystym, bordowym ręcznikiem. Przekręciłam klamkę, rzuciłam ubrania i zawołałam: – Dziękuję. Po chwili ciszy: – Proszę. Lev zostawił mnie w spokoju, kiedy napełniałam wannę gorącą wodą i płynem do kąpieli o męskim zapachu. Spojrzałam na wannę, a potem na siebie w lustrze. Byłam brudna. Ubłocona. Chociaż chciałam wślizgnąć się do wanny, zdecydowałam się najpierw wziąć prysznic. W chwili, gdy poczułam ciepłą wodę uderzającą we mnie, przemywającą moje nagie ciało, ogrzewającą mnie, uciekło mi coś między szlochem a śmiechem. Podnosząc twarz do natrysku, pozwoliłam sobie na bycie konsumowaną przez uczucie ekstazy. Sięgnęłam w górę i wmasowałam szampon we włosy. I zrobiłam to z uśmiechem, chociaż był chwiejny. Ponownie zmywałam czteromiesięczny brud. Powiedzenie, że to dobre uczucie, było niedopowiedzeniem stulecia. Czułam się bosko. Wzięłam prysznic tak szybko jak mogłam i udałam się do wanny, ostrożnie wchodząc do prawie palącej wody i odkąpałam samotne noce w zimnej alejce. I dotrzymując słowa, Lev mnie nie niepokoił.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Rozdział 6 Mina
Lustra nie kłamią. Mogą podbudować ego, ale równie dobrze mogą być okrutne i druzgoczące. Lustro łazienkowe Leva było ohydną suką. Pokazywało każdy siniak, każdą zmarszczkę i wystającą kość w taki sposób, że pozostawiało mnie zszokowaną. Włosy miałam czyste i mogłam pachnieć jak mężczyzna, ale już nie śmierdziałam. Wyszorowałam twarz do czysta, miała ładny odcień różu, i pozbyłam się zaschniętego, trzydniowego makijażu i świetnych, przyklejonych rzęs. Nadszedł czas opuszczenia łazienki i szybko zdałam sobie sprawę, że nie miałam ubrań. Otworzyłam drzwi na centymetr i wyjrzałam, wypuszczając parę. – Lev? Wszedł do pokoju, a ja zatrzasnęłam drzwi, czując się niekomfortowo nago. Zapukał lekko. – Mina? – Hej – zaczęłam. Spojrzałam na drzwi, wykręcając palce. – Cześć. – Przewróciłam oczami na swój poplątany umysł i wzięłam głęboki wdech. – Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie mam ubrań i… – Przełknęłam, przepychając gulę strachu w gardle i skończyłam cicho: – Potrzebuję ubrań. Nie odpowiadał przez dłuższą chwilkę, a potem ponownie zapukał. – Nie mam żadnych damskich ubrań, ale to powinno wystarczyć na noc. Otworzyłam drzwi, ukryłam się za nimi, a jego wielka dłoń zajrzała do środka. Ściskała białą koszulę. Dziękując, wzięłam ją. Narzuciłam na siebie i zapięłam guziki. Zasmuciło mnie, jak w niej pływałam. Dawno, dawno temu miałam krągłości, które ładnie wypełniłyby tę koszulę. Wyglądała na mnie bardziej jak pieprzone prześcieradło. Spojrzałam w dół na swoje nogi i
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
zastanawiałam się, czy kiedykolwiek myślałam źle o ekstra wadze, jaką miałam. Rozczarowujące było oglądanie dużych, guzowatych kolan pod cienką, bladą skórą. Czułam się brzydka. Kiedy wypuściłam długi wydech, prawie połknęłam swój język. Moje małe piersi dziarsko stały, a sutki były widoczne przez cienki materiał koszuli. O cholera, nie. Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że przez cienki materiał miejsce miedzy moimi udami też było widoczne. Hmm… podwójne cholera, nie. Podeszłam do drzwi na palcach i zawołałam cicho. – Przepraszam, Lev? Był w drugim pomieszczeniu. – Jakiś problem? – Zastanawiałam się, czy masz ciemniejszą koszulę, którą mogłabym włożyć? Przerwał na chwilę, a potem zapytał z niedowierzaniem: – Masz preferencję co do koloru? Dzisiaj miałam, cholera. Zdałam sobie sprawę, że brzmiałam na wymagającą, a nie chciałam, żeby widział mnie w ten sposób. – Przepraszam. Jest okej. Sprawię, że to zadziała. – I skruszona dodałam: – Przepraszam. Trzymając głowę w dłoniach, dałam sobie mentalną przemowę podnoszącą na duchu.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Ten człowiek był dla ciebie dzisiaj ekstremalnie miły, Mina. W kilka marnych godzin dał ci rzeczy, o których mogłaś jedynie marzyć. Nie bądź niewdzięczna. Po lekkim pukaniu, drzwi otworzyły się na kilka centymetrów. Pojawiła się jego ręka trzymająca coś ciemnego. Wzięłam to, a drzwi się zamknęły. Podniosłam to w górę. Czarna koszula. Napięcie, z którego nie zdawałam sobie sprawy, rozluźniło się i zaśmiałam się cicho z ulgi. Zawołałam: – Dziękuję. Odpowiedział cicho: – Proszę bardzo, myszko. Przebrałam się i z białą koszulą w dłoni wyszłam z łazienki. Światła były zgaszone, ale Lev zapalił dwie wysokie lampy, jedną obok sofy, która została rozłożona, żeby posłużyć za miejsce do spania, a drugą obok łóżka. Otworzyłam szeroko oczy, gdy zobaczyłam Leva stojącego plecami do mnie. Nagimi plecami. O jejku. Umięśnionymi, nagimi plecami. Odwrócił się na moje ciche westchnienie. Chociaż nadal miał na sobie spodnie, zdjął buty i skarpetki, pozostawiając duże stopy bose. Opuszczając płonącą twarz, podbiegłam do łóżka i rzuciłam się na nie, przykrywając ciężką kołdrą do klatki piersiowej. Przyjrzał mi się uważnie, przeszukując moją twarz, a to było niepokojące. Dyskomfort zmusił mnie do unikania jego spojrzenia. Otaczała nas cisza, a potem stwierdził: – Nie lubisz, gdy ludzie cię widzą. Wtedy spotkałam jego spojrzenie.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
– Słucham? Błądził spojrzeniem po mojej odświeżonej twarzy. – Nie możesz ukryć się za makijażem. Możesz próbować, ale nie uda ci się. Nie ze mną. – Przerwał, a potem powiedział: – Widzę cię. To nie było coś, co powiedziałaby normalna osoba. Było bezlitosne, wykalkulowane i bardzo celne. Prawie jakby nie wiedział, że jego słowa mną wstrząsną. Prawie jakby nie troszczył się o to. Ale widziałam, że się troszczył. Mówił słowa w łagodny sposób, aby mnie nie wystraszyć. Stwierdził to, co widział i tyle. Starannie dobierałam słowa, gdy powoli mówiłam: – Na ulicy każda maska jest dobra. Usiadł na sofie, cofając się, aż wyciągnął przed siebie nogi. Skrzyżował ramiona na szerokiej piersi. – Maski nie pasują do osoby z twoją twarzą. – Moją twarzą? – zapytałam z piorunującym spojrzeniem. Wiedziałam, że nie byłam piękna, ale nie uważałam się za brzydką. Moje serce zgubiło rytm, gdy wyjaśnił: – Twarz jak twoja sprawia, że mężczyźni potykają się o własne nogi. – Przechylił głowę, żeby spojrzeć na mnie pod nowym kątem. – Twarze jak twoja są rzeźbione w posągach, uwieczniane w kamieniu, aby świat oglądał je na przestrzeni wieków. – Wziął głęboki wdech, a potem powoli go wypuścił. – Ty… jesteś sztuką. Nagle na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, gdy rumieniec wkradł się na szyję. Rozchyliłam usta, a uszy mnie paliły. Co on, do cholery, właśnie powiedział? – Chciałbym dowiedzieć się o tobie więcej, Mina, ale jest późno, a rano mam spotkanie.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Zastanawiałam się, czy zostawi mnie samą w domu czy zabierze ze sobą. Przykrył się kołdrą, a potem zgasił lampę. Usłyszałam szelest i zdałam sobie sprawę, że czekał ze zdjęciem spodni, aż będzie przykryty. Spodnie wylądowały na podłodze z cichym uderzeniem. Byłam pewna, że zrobił to dla mojego dobra, a nie dla swojego. Przecież nie miał żadnych problemów ze zdjęciem przy mnie koszuli. Ten mały gest spowodował, że opadło ze mnie napięcie. Wydawał się naprawdę miłym gościem. Ale nadal nie znałam tego człowieka i pomimo wszystkiego, co dla mnie zrobił, umysł ostrzegał mnie przed nim. Przecież nikt nie był bezinteresowny. Znalazłam wyłącznik, zgasiłam lampę przy łóżku i opatuliłam się kołdrą. Było tak ciepło i przytulnie, że mogłam płakać. Od miesięcy nie leżałam w łóżku. Moje powieki zrobiły się ciężkie i powoli zamrugałam. Wtedy bez pozwolenia uciekły mi słowa: – Lev? – Mruknął sennie w odpowiedzi. – Jeśli spróbujesz wślizgnąć się w nocy do łóżka, będę drzeć się wniebogłosy, a krzyczę głośno. Wydawał się rozbawiony, gdy odpowiedział: – Ach, ale Mina… – zrobił pauzę dla efektu – kto będzie na tyle blisko, żeby cię usłyszeć?
***
Poranek przedarł się i jak w większość dni, obudziłam się wraz ze słońcem. Nie spałam tak dobrze od… cóż… nigdy. Czułam się wypoczęta i odświeżona. Nie udało mi się znaleźć siły do opuszczenia ciepłego łóżka, ale łazienka wołała mnie nagląco. Myślałam o obudzeniu Leva i zapytaniu, gdzie znajdowała się toaleta, skoro nie było jej w apartamencie, ale postanowiłam tego nie robić. Nie chciałam być upierdliwa.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Odsuwając bezszelestnie kołdrę, wysunęłam się z łóżka i na paluszkach podeszłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę, ale nie drgnęła. Marszcząc brwi, spojrzałam w dół i zobaczyłam klucz w zamku. Dlaczego drzwi były zamknięte od wewnątrz? Nie miałam czasu, żeby o tym myśleć. Delikatnie go przekręciłam, usłyszałam kliknięcie i na szczęście drzwi otworzyły się bez skrzypnięcia. Wymknęłam się nieprzyłapana. Ostrożnie szłam korytarzem, próbując otwierać drzwi. Dwoje pierwszych było zablokowane. Miałam szczęście przy trzecich. To było dokładnie to, czego potrzebowałam i nie śpieszyłam się, wdzięczna za chwilę dla siebie. Czas na ulicach oznaczał, że przywykłam do własnego towarzystwa. Czułam się dziwnie, będąc wokół ludzi. Przypuszczałam, że to było coś, z czym szybko mogłam poczuć się komfortowo, skoro zamierzałam pracować podając ludziom drinki. Od barmanów oczekiwano bycia towarzyskim i mentalnie obiecałam sobie zrobić wszystko, co w mojej mocy, by nie wypaść niezręcznie. Spłukałam toaletę, umyłam ręce, otworzyłam drzwi i wrzasnęłam. Głośno. O ścianę stał oparty Lev, ubrany jedynie w szare bokserki i sennie mrugał oczami. Przyciskając rękę do falującej piesi, wydyszałam: – Musiałam skorzystać z łazienki. Głos miał ciężki od snu, gdy wymruczał: – Widzę. Policzki zaczęły mi płonąć. – Ostatniej nocy nie pokazałeś mi, gdzie jest toaleta. Ponownie mruknął. – Zdaję sobie sprawę.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Zaczęły mi się pocić dłonie. Z szeroko otwartymi oczami, niespokojnie z siebie wyrzuciłam: – Nic nie ukradłam. Jego oczy wędrowały po moim ciele odzianym w koszulę. – Nie, nie wyglądasz, jakbyś kradła. Wtedy poczułam potrzebę przypomnienia mu: – Na blacie w łazience zostawiłam twój zegarek. Brodą wskazał na swój nadgarstek… gdzie bezpieczny był jego zegarek. – Okej – wyszeptałam z ulgą. Przełknęłam ślinę, po czym skinęłam głową. – Więc okej. Odpychając się od ściany, przeciągnął się leniwie na koci sposób. Obserwowałam, jak mięśnie jego brzucha napinały się w najwspanialszy sposób. Zwróciłam uwagę na włosy biegnące od jego pępka w dół. To wtedy zauważyłam, że patrzyłam dokładnie na jego pokryte materiałem krocze. Z lekkim westchnieniem odwróciłam twarz i spojrzałam dokładnie na jego klatkę piersiową. Podrapał się lekko po zaroście na twardej szczęce. – Powinniśmy ubrać się na śniadanie. Tak! krzyknął mój umysł. Ubrania były dobre! Podążyłam za nim do sypialni i zobaczyłam swoje ubrania, starannie poskładane na szafce nocnej. Musiał je wyjąć z suszarki w środku nocy. Stosik był zdezorientowaniu.
mały.
Przejrzałam
– Gdzie reszta moich ubrań? Idąc do szafy, chłodno odpowiedział: – Tam gdzie ich miejsce. W koszu.
go
i
zmarszczyłam
czoło
w
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Zapłonął we mnie gniew, ale spokojnie powiedziałam: – To wszystko co miałam. – Wiem. Irytacja minęła. Włożyłam czystą parę majtek pod długą koszulę, a potem czarne jeansy. Stojąc tyłem do garderoby, ściągnęłam koszulę, żeby zastąpić ją swoją białą koszulką. Spojrzałam w dół i przeklęłam cicho. Moje sutki wyglądały, żeby się przywitać. – Gdzie mój stanik? Wyszedł z garderoby, nadal w bokserkach i robił swoje, nie patrząc na mnie. Wymruczał: – Mówiłem ci. W koszu. Podnosząc czarną koszulę, ukryłam swoje kobiece szczyty. Gapiłam się na niego zszokowana, zanim warknęłam: – To był jedyny, jaki miałam! – Był znoszony. – Spełniał swoje zadanie – odpowiedziałam histerycznie. Słysząc moje rozdrażnienie, podniósł twarz, spojrzał na moją klatkę piersiową i podniósł brwi. – Nie potrzebujesz stanika. Twarz mi płonęła. Objęłam się ramionami tak mocno, jak mogłam bez zginania się. Cóż, to było niegrzeczne. Powinien był mi po prostu powiedzieć, że miałam małe cycki i powinnam ściągnąć spodnie, żeby upewnić się, iż byłam kobietą. Ten facet wyczyniał cuda z moim poczuciem własnej wartości. – Muszę wziąć prysznic – stwierdził. – A ty poczekasz tutaj.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Moja gburowata odpowiedź: „Tak, sir”, została ucięta, gdy zatrzasnęły się za nim drzwi łazienki. Świetnie. Po prostu świetnie. Czekałam posłusznie na brzegu łóżka, zastanawiając się, czy dobrym pomysłem było pokładanie wiary w człowieka, którego nie znałam.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Rozdział 7 Mina
Lev, świeżo po prysznicu i ubrany w szary, trzyczęściowy garnitur ze śnieżnobiałą koszulą, poprowadził mnie przez tylne drzwi swojego domu, w dół malowniczej ścieżki do jeszcze większego domu. Szliśmy w kompletnej ciszy, ale gdy zbliżyliśmy się do frontowych drzwi, cicho rozkazał: – Nie odzywaj się. Poprawiając wielki kaszmirowy sweter, który mi pożyczył, pokiwałam głową. Pozwoliłam mu wziąć się za rękę i poprowadzić po niemal identycznym foyer jak jego własne i na prawo do dużej jadalni. Na środku stołu stała taca z owocami, a na obu końcach dwie wazy udekorowane zielenią. Przy długim stole w dobrze oświetlonym pokoju siedział mężczyzna, który czytał gazetę, opierając kostkę na kolanie. Również był ubrany w garnitur, ale w przeciwieństwie do Leva, był trochę przerażający. Natychmiast go rozpoznałam. To był mężczyzna, któremu poprzedniej nocy ukradłam portfel. To brat Leva. – Sasha – powiedział Lev na powitanie, gdy weszliśmy do pokoju. Próbowałam zabrać dłoń z jego, ale trzymał ją mocno. Pociągnęłam kilka razy i wreszcie, idąc na kompromis, umieścił moją dłoń w zgięciu swojego łokcia. Mężczyzna, Sasha, nie podniósł wzroku znad gazety. – Dobry. – Podniósł filiżankę kawy i napił się z niej. Nadal czytał gazetę, podnosząc brwi. – Gdzie poszedłeś wczorajszej nocy? I gdzie znalazłeś mój portfel? Nie zdawałem sobie sprawy, że go upuściłem, dopóki Anika mi go nie oddała. – Nie upuściłeś go – odpowiedział Lev. – Mina go ukradła. Moje serce się zatrzymało.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Co jest, kurwa, Lev? O Boże. Miałam kłopoty. – Kim, do kurwy, jest Mina? – powiedział Sasha, gdy podniósł głowę. Zauważając mnie, zmierzył z góry na dół, zanim zwrócił się do Leva: – Jest jakiś powód, dla którego omawiamy to przy… ktokolwiek to jest? Lev wyjaśnił: – Tak i to jest Mina. Dłonie zaczęły mi się pocić. Prawie zemdlałam, ale wbiłam paznokcie w ramię Leva, żeby się zaczepić. – Ach. Rozumiem. – Sasha ponownie napił się kawy, zanim do mnie prychnął: – Siadaj. Proszę. Jego proszę nie brzmiało jak prośba , a bardziej jak polecenie, mimo że mówił cicho. Poczułam nagle, że brwi mi zwilgotniały. Spojrzałam na Leva z szeroko otwartymi oczami i wyszeptałam: – Czy to pułapka? Patrząc na mnie, poklepał moją dłoń w swoim łokciu, odsunął krzesło i pomógł mi usiąść. – Spokojnie. Sasha złożył gazetę i odłożył ją przed sobą. – Więc, Mina, kradzież portfeli to twój zwyczaj? – Nie – odpowiedziałam cicho ze ściśniętym gardłem. Wtedy odezwał się Lev: – Miałeś w portfelu siedem tysięcy dolarów. Sasha spiorunował brata spojrzeniem. – Jestem tego świadomy.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Lev sięgnął do tacy z owocami na środku stołu, ostrożnie wziął garść winogron i wrzucił jedno w swoje usta. Przeżuwając, wskazał na mnie głową. – Wzięła jedną setkę. – Wrzucił kolejne winogrono do ust. – Resztę zostawiła. Sasha podniósł brew w podobny sposób, jaki widziałam u jego brata. Spojrzał na mnie surowo. – Niezbyt dobry złodziej. Lev przechylił głowę i spojrzał na mnie. – Wcale nie złodziej. – Rozumiem – wymruczał Sasha, gdy z roztargnieniem drapał się do brodzie. – Okej, więc dlaczego ona tu jest? Zmarszczyłam brwi. Nie lubiłam, gdy mówiono o mnie, jakby mnie nie było. – Zostaje ze mną, dopóki nie stanie na nogi. Zatrudniłem ją. Jest nową barmanką. I mam nadzieję, że ze swoim pochodzeniem, będzie w stanie dostrzec kłopoty, zanim się zaczną. Będzie mi pomagać. – Lev spojrzał na brata. – Mina jest bezdomna. Wzięła pieniądze, bo była głodna. – Rozumiem. – Ale Sasha wyglądał, jakby nie rozumiał. Oprócz tego patrzył na mnie jakbym była karaluchem, którego musi zgnieść. Odezwał się bezpośrednio do Leva: – Bierzesz za nią odpowiedzialność. Spieprzy, dostanie twoja dupa, moy brat. Lev spojrzał na mnie. – Nie spieprzy. Ma zbyt wiele do stracenia. Chciałam zaprotestować. Chciałam wyjaśnić, że osoba z niczym nie ma nic do stracenia. Ale milczałam. Ta rozmowa była o mnie, nie ze mną. Najwyraźniej. To wtedy Sasha odezwał się bezpośrednio do mnie:
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
– Myślę, że już wywnioskowałaś, iż mam na imię Sasha. I chociaż Lev rządzi na parkiecie Krwawiących Serc, ja jestem szefem. – Podnosząc widelec, wskazał na mnie. – Nie ma do trzech razy sztuka i odchodzisz, mała. Jedno spieprzenie i znikasz. Bez drugiej szansy. Nie odpowiedziałam, bo nie chciałam mu powiedzieć, aby zabrał ten widelec i wsadził sobie w dupę. Ale po przedłużającej się ciszy zorientowałam się, że odpowiedź była konieczna. – Rozumiem. Wtedy Sasha się uśmiechnął i zauważyłam, jak był przystojny. – Cieszę się. Witaj w drużynie. Bracia wyglądali podobnie. Lev był nieco wyższy, a Sasha bardziej umięśniony. Obaj mieli gustownie wystylizowane, ciemnobrązowe włosy i twarde oczy koloru koniaku. Obaj mieli wspaniałe usta i obu świetnie pasowały garnitury. Sasha ignorował mnie od tej chwili. Jednak do Leva mówił: – Potrzebuję cię dzisiaj. Możesz poświęcić mi trochę czasu po lunchu? Lev zjadł kolejne winogrono i naleciała mi ślinka. – Tak. Myślałeś o pierwszym kursie pierwszej pomocy, który zrobiłem? Od dłuższego czasu nie jadłam świeżych owoców. Chciałam spróbować słodkiego soku, żeby zobaczyć, czy smakowały, jak zapamiętałam. Sasha odpowiedział: – Taa. Idziemy z tym dalej. Wezmą go wszyscy ochroniarze i pracownicy baru. Aby była rotacja, mogą wybrać dzień wolny, by w nim uczestniczyć, albo oddamy im wolne – przerwał. – I Lev? Nakarm swojego cholernego zwierzaka, zanim umrze. Piorunując Sashę wzrokiem, broniłam się przed Levem. – Nawet nie jestem głodna.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Jak tylko skończyłam to mówić, potwornie zaburczało mi w brzuchu. Odwróciłam się do Leva z płonącymi z zakłopotania policzkami. – Wszystko okej, naprawdę. Ale zmarszczył na mnie brwi, wyglądając na lekko zawstydzonego sobą. Pochylił się i powiedział słyszalnie tylko dla moich uszu: – Przepraszam. Odszeptałam: – Nie przepraszaj. Byłeś taki hojny, Lev. – Sięgnęłam, żeby ścisnąć go za ramię. – Nie mogę ci wystarczająco podziękować. Cicho wymruczał: – Chciałbym, byś mi powiedziała, że jesteś głodna. Nie jestem zbyt dobry w odczytywaniu ludzi, Mina. Jak sytuacja zmieniła się tak szybko? Dlaczego czuję, jakbym to ja zrobiła coś złego? Przeprosiłam z powodu jego zmartwionego stanu. W widoczny sposób był zawstydzony. – Przepraszam. Po prostu byłeś dla mnie taki miły i nie chciałam wydawać się niewdzięczna. Następnym razem, gdy będę głodna, powiem ci. Obiecuję. Pokiwał głową. Do pokoju weszła ubrana na czarno, pulchna, siwa kobieta w okularach. Trzymała talerz z jajkami i bekon ze smażonymi pieczarkami. Pachniało niesamowicie. Postawiła to przed Sashą i uśmiechnęła się do Leva. – Dobry, panie Leokov. Co tego ranka? Lev uniósł kąciki ust.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
– Dzień dobry, Ada. Wezmę płatki owsiane, proszę… A Mina weźmie… – Wszyscy troje spojrzeli na mnie. Lev czekał cierpliwie, a Ada uśmiechała się zachęcająco. Sasha obserwował mnie sokolim okiem. – Och – zaczęłam, czując się niekomfortowo z uwagą. – Nie jestem wybredna. Cokolwiek zrobisz, naprawdę. Ada cmoknęła. – Cokolwiek nie jest jedzeniem, skarbie. – Uśmiechnęła się. – Mogę zrobić jajka i bekon, naleśniki, tosty, gofry, omlet, płatki owsiane lub kukurydziane, albo mam jakieś świeżo upieczone babeczki z jagodami. Co lubisz? Uśmiechnęłam się do miłej kobiety. – Jajka i bekon brzmią świetnie. – Już śliniłam się na widok talerza Sashy. – Jajecznica? Pokiwałam głową. – Pewnie. Mrugnęła. – Wrócę migiem. Nie było łatwo mnie zszokować, ale ogłuszyło mnie to, co stało się w następnej chwili. Sasha1 wstał ze swoim talerzem, obszedł stół i umieścił go przede mną. Wrócił na swoje miejsce i usiadł. To wszystko zrobił bez słowa. Chwilę mrugałam na talerz, zanim podniosłam na niego wzrok. Patrzył na mnie ostrym wzrokiem i zastanawiałam się, czy ten mężczyzna był taki twardy, bo chciał, aby ludzie w to wierzyli. – Dziękuję – powiedziałam cicho i szczerze. Przerwał kontakt wzrokowy, uniósł gazetę wystarczająco wysoko, żeby mnie zasłonić i kontynuował czytanie. 1
Jeszcze nie ma info o drugim tomie, ale już nie mogę się doczekać Saszki. Tacy niby zimni dranie są najlepsi
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
– Proszę bardzo. Jadłam powoli, delektując się każdym gryzem puszystej, delikatnej jajecznicy, pieczarkami doprawionymi czosnkiem i chrupiącym bekonem. Było idealne i potajemnie chciałam opuścić swoje miejsce, pójść do kuchni i wyściskać Adę prawie na śmierć. Lev obserwował, jak jadłam. Robił to w tak oczywisty sposób, że czułam to nawet bez odwracania głowy, aby go przyłapać. Podniosłam kolejny widelec jajek do ust, gdy usłyszałam otwieranie drzwi. Kobieta zawołała: – Jestem w domu! Nagle poczułam ciążenie jedzenia w brzuchu. Kobiety mnie nie lubiły. Wynajdywały we mnie wszystkie problemy, jakie mogły i nigdy tak naprawdę tego nie rozumiałam. Zawsze próbowałam być dla wszystkich miła. Do jadalni weszła wysoka, oszałamiająca brunetka z szerokimi ustami i błyszczącymi, białymi zębami. Pchała wózek z uroczą, małą dziewczynką. Miała na sobie jeansy, szpilki i sweter w kolorze karmelowym. Jej jasnobrązowe oczy natychmiast padły na mnie, a uśmiech opadł. – Sorry. Nie zdawałam sobie sprawy, że będziemy mieli towarzystwo. Robiąc krok w przód, pochyliła się w dół, żeby pocałować Leva w policzek i powiedziała: – Bracie mój. – Odwróciła się i zrobiła to samo do Sashy. Przyjęli łaskawie pocałunki. Nie musiała wspominać, że Lev i Sasha byli jej braćmi. Każdy mógł zauważyć, że byli spokrewnieni. Podeszła do najdalszego miejsca, przyciągnęła do siebie wózek, odpięła dziewczynkę i wyciągnęła ją. – Jestem Nastasia – powiedziała z roztargnieniem. Żułam, a Lev odpowiedział za mnie: – To Mina, nowa barmanka. – Potem zrobił coś niewiarygodnego.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Uśmiechnął się. Szeroko, lśniąco i idealnie. Miał białe i idealnie proste zęby. Miał jeden idealny dołeczek przecinający jego policzek, z którym jego twarz przekształcała się w idealną. Mój Boże. Serce mi zatrzepotało, gdy zdałam sobie sprawę, jak był przystojny. To znaczy, wcześniej był atrakcyjny, ale teraz wprost niewiarygodny. Zachwycający. Kobieta, widząc uśmiech Leva, podała mu małą dziewczynkę. Znowu zaskoczyło mnie, kiedy wziął ją bez narzekania, posadził sobie na kolanach i przytulił delikatnie, zanim pocałował czubek główki. Nastasia spojrzała na mnie, a jej uśmiech szybko zniknął. Patrzyła na mnie tak jak Sasha. Nie była mnie pewna. I nie winiłam jej ani trochę. Jej dziewczynka była prześliczna. Miała rodzinne jasnobrązowe oczy i ciemne włosy. Jednak w przeciwieństwie do pozostałych ludzi, siedzących przy stole, jej włosy kręciły się w słodkie, sprężyste loki i zostały ułożone w wysokie, mysie ogonki. Ciężko było na nią patrzeć i nie uśmiechać się. Była uroczo pulchna, a rzęsy miała tak długie, że wyglądała jak porcelanowa laleczka. Spojrzenie Nastasii stało się męczące. Musiałam coś zrobić i to szybko. Wstając, podeszłam i zatrzymałam się krok od niej. Spojrzała na mnie i uniosła pojedynczą brew. Wyciągnęłam rękę. – Przepraszam, miałam usta pełne jajek. Nie chciałam być niegrzeczna. Jestem Mina. Zwęziła oczy na moją rękę i w końcu ją przyjęła, potrząsając powoli. – Nazywaj mnie Nas. Wszyscy tak robią. Puściła moją dłoń, a ja zajęłam miejsce i podniosłam widelec. Spojrzałam na Nas, która z czułością na twarzy obserwowała brata i córkę. Nie mogłam powstrzymać uśmiechnięcia się do kobiety.
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
– Jest piękna. – Wiem. – Nas uśmiechnęła się delikatnie. – Taka piękna. Sasha wstał, podchodząc do Leva. – Daj mi moją dziewczynkę. Lev podał ją, a Sasha pocałował ją czule w policzek. Mówił cicho do jej małego ucha, gdy sięgnęła w górę po jego ozdobną chusteczkę i wepchnęła ją sobie w usta. Siedziałam tam, nagle zdezorientowana. Czyje to dziecko? Ada przyniosła kolejny talerz jajek i dostrzegając ten przede mną, uśmiechnęła się do Sashy. Zastąpiła talerz, który mi dał. Gdy mijała Nas, pochyliła się i pocałowała ją w głowę, a potem umieściła owsiankę przed Levem. Zanim wyszła, zapytała Nas: – Chcesz coś, skarbie? Nas nagle wyglądała na zmęczoną. – Nie, jadłam w samolocie. Dziękuję, Ada. Lev stwierdził: – Chciałbym zapytać, dlaczego jesteś w domu wcześniej, ale mam przeczucie, że już znam odpowiedź. Jak lot? Czy Lidiya dużo rozrabiała? To wtedy mała dziewczynka zaczęła gaworzyć: – Eeya. Eeya. Eeeeeeya. – Spojrzała na Sashę i powiedziała: – Asha. Ma Deeya. Deeya. – Spojrzała na Leva i wsadziła rączkę w usta Sashy. Byłam oszołomiona, że nie narzekał i po prostu uśmiechnął się wokół maleńkich paluszków. – Otet. Tata. Tata. Otet. – Nas była następna. – Azeeya. Azeeya. Ma tetu. Tetu. – Potem spojrzała na mnie, zamrugała, zanim odwróciła się do Sashy i wypowiedziała niepewnie: – Zzzzhena2.
2
Moja niezastąpiona Aga rozgryzła to wszystko :) Biłam się z myślami, czy dawać przypis, bo w sumie Mina też nie kuma tego gaworzenia, ale Aga była za. Podobno to mieszanina rosyjskiego i bułgarskiego: Deeya - wujek, Otet - ojciec, Tetu - ciocia, Zzzzhena - żona :D
„Lev” Belle Aurora
Tłumaczenie: Schilbergus Beta: szpiletti
Sasha parsknął cichym śmiechem wokół paluszków i mała Lidia uśmiechnęła się szczerbato. Jej oczy uśmiechnęły się, jak tylko zobaczyła Leva. Odwróciłam się do Leva z uśmiechem. – Wydaje się cię lubić. Odwrócił się do mnie z oczami pełnymi rozbawienia. – To miałoby sens. – Przerwał na chwilę, zanim dodał: – W końcu jest moją córką.