Niniejszy ebook jest własnością prywatną. Został zakupiony legalnie w serwisie ZloteMysli.pl dnia 25.12.2010. Nr zamówienia: 934335-20101225 Nr Klienta: 294645 Data realizacji zamówienia: 25.12.2010 Zapłacono: 1,90 zł
Niniejsza publikacja, ani żadna jej część, nie może być kopiowana, ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana, powielana, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji. © Copyright by Wydawnictwo Złote Myśli & Piotr Obmiński rok 2009
Data: 24.07.2009 Tytuł: Ludzka maszyna Autor: Arnold Bennett Tłumaczyła: Małgorzata Zaleska Wydanie I Tytuł oryginału: Human machine ISBN: 978-83-7582-849-8 Projekt okładki: Marzena Osuchowicz Redakcja: Magda Wasilewska, Sylwia Fortuna Skład: Marcin Górniakowski Internetowe Wydawnictwo Złote Myśli sp. z o.o.
ul. Daszyńskiego 5 44-100 Gliwice WWW: www. ZloteMysli.pl EMAIL:
[email protected]
Autor oraz Wydawnictwo „Złote Myśli” dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych lub autorskich. Autor oraz Wydawnictwo „Złote Myśli” nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w książce. Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.
SPIS TREŚCI
Ludzka maszyna I. PRZYJMOWANIE SIEBIE ZA PEWNIK..........................................5 II. AMATORZY W SZTUCE ŻYCIA....................................................10 III. UMYSŁ JAKO MILIONER Z MASĄ WOLNEGO CZASU..............14 IV. PIERWSZY PRAKTYCZNY KROK...............................................18 V. WYRABIANIE NAWYKÓW PRZEZ KONCENTRACJĘ.................22 VI. PANOWANIE NAD ŁEPETYNĄ...................................................27 VII. CZYM WŁAŚCIWIE JEST ŻYCIE?.............................................32 VIII. CODZIENNE TARCIA...............................................................37 IX. „POŻAR!”...................................................................................42 X. WREDNIE SIĘ PRZEPRACOWUJĄC...........................................47 XI. ANTRAKT...................................................................................52 XII. ZAINTERESOWANIE ŻYCIEM..................................................57 XIII. SUKCES I PORAŻKA................................................................61 XIV. CZŁOWIEK I JEGO OTOCZENIE.............................................66 XV. FINANSE....................................................................................71 XVI. ROZUM, ROZUM!....................................................................76
24 godziny na dobę PRZEDMOWA DO TEGO WYDANIA................................................81 I. CODZIENNY CUD.........................................................................86 II. PRAGNIENIE WYJŚCIA POZA PROGRAM..................................90 III. KILKA OSTRZEŻEŃ ZANIM ZACZNIECIE.................................93 IV. PRZYCZYNA KŁOPOTÓW..........................................................97 V. TENIS I DUSZA NIEŚMIERTELNA.............................................101 VI. PAMIĘTAJCIE O LUDZKIEJ NATURZE....................................104 VII. KONTROLA UMYSŁU..............................................................107 VIII. NASTRÓJ REFLEKSYJNY......................................................110 IX. ZAINTERESOWANIE SZTUKĄ..................................................114 X. NIC W ŻYCIU NIE JEST JEDNOSTAJNE....................................117 XI. POWAŻNA LEKTURA...............................................................120 XII. UNIKANIE NIEBEZPIECZEŃSTW..........................................124
Ludzka maszyna
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett I. Przyjmowanie siebie za pewnik
I. Przyjmowanie siebie za pewnik Niektórzy mężczyźni potrafią kochać maszynę mocniej, niż potrafiliby kochać kobietę. Ach! Jedni z największych szczęśliwców na Ziemi. To nie jest żadne szyderstwo, wystrzelone złośliwie zza węgła pod adresem kobiet. Po prostu stwierdzenie notorycznego faktu. Mężczyźni, którzy zamartwiają się do szaleństwa, doskonaląc jakąś maszynę, są niewątpliwie błogosławionymi wybrańcami swojego gatunku. Większość z nas spotkała takich ludzi. Wczoraj konstruowali samochody, a dziś już samoloty latają w powietrzu – w każdym razie powinny, według wynalazców. Popatrzcie na wynalazców. Wynajdowanie zwykle nie jest ich głównym zajęciem. Muszą wynajdywać w swoim wolnym czasie. Muszą wynajdywać przed śniadaniem, wynajdywać na ulicy między przystankiem a biurem, wynajdywać po kolacji, wynajdywać w niedzielę. Popatrzcie, z jakim zapałem pędzą do domu wieczorem! Popatrzcie, chwytają każdy długi weekend, tak jak głodny pies chwyta kość! Nie chcą golfa, brydża, limeryków, powieści, magazynów ilustrowanych, klubów, whisky, obstawiania zakładów, wybierania krawatów, spotkań politycznych, historyjek, śmiesznych piosenek, soli kąpielowych ani uśmiechów wędrujących od bukietu w damskiej dłoni do ogromnego kapelusza na jej głowie. Nigdy nie mają problemów ani rozterek, co robić dalej. Ich wieczory nie ciągną się w nieskończoność – przeciwnie, zawsze są zbyt krótkie. Spotkasz ich leżących na plecach o północy – ale nie w łóżku! Nie, zobaczysz ich w garażu, pod jakąś maszyną, ze świeczką (która kapie wszędzie), jak naprawiają wygięty korbowód albo skrzywione koło. Ciągle są zainteresowani, nie, zafascynowani! Mają własne auto – maszynę – i doskonalą je. Naprawią jedną część, a zaraz inna się psuje, i tak 5
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett I. Przyjmowanie siebie za pewnik
w kółko. Kiedy są całkiem pewni, że osiągnęli doskonałość, pojazd wyjeżdża z garażu – po czym w pięć minut leży gdzieś rozwalony, wraz z jęczącym wynalazcą i jego połamaną ręką czy nogą. Wszystko dlatego, że zbyt pochopnie był tak całkiem pewny. No i cała historia zaczyna się od nowa. Nigdy się nie poddają (oczywiście „ten wypadek był z powodu drobnego niedopatrzenia”) i cała polka leci od nowa. Dlaczego? Bo ujrzeli doskonałość; zachowali blask tej doskonałości w duszy. I na tym upływa im życie. „Przecież to nigdy nie poleci!” – stwierdzacie cierpko. Nawet jeśli nie, to co? A poza tym, co z braćmi Wright? Przy całej swojej pogardzie dla majsterkowania, nie zazdrościliście im nigdy zbudowania takiej maszyny? A tej pasji, z jaką tworzyli? Pamiętasz może ten moment, kiedy, czesząc się przed lustrem, zauważyłeś pierwszy siwy włos? Przerwałeś; potem pośpiesznie czesałeś się dalej. Udawałeś, że to nic takiego, chociaż byłeś w niezłym szoku. Może pamiętasz też moment bardziej niepokojący niż tamto; moment, w którym nagle uświadomiłeś sobie, że to już wszystko. Że dalej już nigdzie nie dojdziesz; że to koniec młodzieńczych marzeń; nic więcej nie uda ci się spełnić. To, co zrealizowałeś, wcale nie przypomina dawnych marzeń; małżeństwo jest wybitnie prozaiczne i strasznie długie, zupełnie nie takie, jak się spodziewałeś; złudzenia rozwiały się, a sporty, gry i zainteresowania mają nieprzyjemny posmak bezsensowności i nudy. Idealna mieszanka tytoniu nie istnieje; każde arcydzieło literatury przypomina poprzednie; a wszystkie dni, jakie jeszcze nadejdą, będą takie same jak dzisiejszy, aż w końcu umrzesz. I w nagłym przebłysku rozumiesz, o co chodzi w tych wszystkich długich rozważaniach, czy żyć jest warto czy nie. Ale nic nie można zrobić, jak tylko stanąć przed tą szarą, monotonną przyszłością i udawać radość, kiedy robak zwątpienia wgryza się w serce! Jednym słowem – chwila, kiedy zrozumiałeś, że twój los jest „jednym z wielu”. Czy w tamtym momencie nie żałowałeś – a może nadal żałujesz – że nie jesteś pochłonięty niewyczerpaną pracą nad maszy6
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett I. Przyjmowanie siebie za pewnik
ną, której nigdy nie naprawisz do końca? Czy nie oddałbyś wszystkiego, aby móc tak leżeć na plecach, zaglądając i przyświecając sobie skapującą świeczką, brudny, umęczony, bliski przeziębienia – ale pochłonięty pogonią za czymś? Czy nie żałowałeś ponuro, że urodziłeś się bez smykałki do maszyn, bo w maszynach naprawdę jest coś takiego…? Nigdy nie przyszło ci do głowy, że posiadasz przecież maszynę! Ach, ślepy, głuchy, tępy! Nigdy nie przyszło ci do głowy, że pod ręką masz cudowną maszynę, sto razy lepszą od wszystkiego, co stoi w hangarach tego świata! Jest skomplikowana i zawiła, daje się delikatnie wyregulować, posiada zdumiewające, graniczące z cudem możliwości, i nie przestaje przykuwać uwagi! Ta maszyna to ty sam. „Ten gościu z choinki się urwał. Mam tego dość!” – zawołasz z pogardą. Drogi panie, wcale nie z choinki. A nawet jeśli tak, sądzę, że jeszcze nie masz dość. Sądzę, że zdołam jeszcze przez chwilę przytrzymać cię za rękaw, chociaż wyrywasz się jak możesz. Nie wygłupiam się, po prostu postawiłem sobie za zadanie zwrócić twoją uwagę na fakt, który umknął ci w całości, a na pewno częściowo. Fakt, że ty sam jesteś najbardziej fascynującym okazem maszyny, jaki kiedykolwiek stworzono. Niesprawiedliwie się oceniasz. Podobno ludzie myślą tylko o sobie, a tak naprawdę z reguły interesują się każdą istotą śmiertelną oprócz siebie. Mają zwyczaj przyjmować siebie za pewnik, a ten zwyczaj sprowadza 90% nudy i rozpaczy, jaką zna nasza planeta. Człowiek budzi się czasem w środku nocy (często z powodu słodkich ekscesów poprzedniego wieczoru), a jego umysł jest bardzo aktywny przez jakiś czas, zanim znowu uda mu się zasnąć. W tej godzinie prawdy, po wieczornych zachwytach i przed poranną nadzieją, widzi wszystko w rzeczywistych barwach – wszystko oprócz siebie. Nie ma jak bezsenność na kanapie, kiedy chce się mieć jasną wizję swojego otoczenia. Wyraźnie widać wszystkie wady żony i to, jak beznadziejne są wszelkie próby wyleczenia ich. Przemkną może chwilowo nasze
7
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett I. Przyjmowanie siebie za pewnik
własne wady, nieco zamazane. Pewnie dojdziemy do wniosku, że troski związane z dziećmi przewyższają znacznie radość z ich posiadania. Przyznamy, że istnieje wiele niedogodności naszej egzystencji. Bohatersko stawimy im czoła: srogo, szorstko, zdecydowanie i rozpaczliwie. Mrukniemy coś w rodzaju: „Jasne, że jestem zły! Kto by nie był? Oczywiście, że się rozczarowałem! Czy tego się spodziewałem dwadzieścia lat temu? Tak, powinniśmy więcej oszczędzać. Ale nie oszczędzamy, no więc masz! Ciągle muszę się martwić. Wiem, lepiej na tym wyjdę, jeśli rzucę palenie. Wiem, że picie nie ma sensu. Tak samo jak wdawanie się z nią w dyskusje, kiedy ma te swoje humory. Za mało ćwiczę. Jakoś nie mogę się zebrać, żeby to było regularnie. Najmniejszej nadziei, że coś się poprawi. Oczywiście, że się nie poprawi. Dziwne to życie. Nigdy nie byłem tak naprawdę, tak do końca szczęśliwy. Ale gdyby było inaczej…” I tu nam się film urywa. Zauważmy: przyjmujemy to wszystko o sobie za pewnik, rzucając pobieżne spojrzenie na swoje wady i odwracając szybko wzrok. Naszą uwagę zajmuje otoczenie, to znaczy „rzeczy”, które chcemy mieć „inne”. Ale przecież wiemy, mamy doświadczenie, że próżno oczekiwać takich zmian. Chcemy śniadanka, które samo ustawia się przy łóżku; szklankę, która sama płynie nam do ust; pieniędzy, które same wchodzą do kieszeni; nóg, które bez pytania zabierają nas codziennie na długi spacer na świeżym powietrzu; sportu, który sam się uprawia; żony, która się zwiększa i zmniejsza zależnie od naszych humorów (tak jak meble z segmentów: zawsze można coś wyrzucić lub dołożyć). Mądry człowiek pojmie od razu, że nie może mieć tego wszystkiego. Wobec tego poddaje się z rezygnacją światu i zatapia się w stałym, wstrzymywanym uczuciu rozgoryczenia. Nikt nie powie, że to jest nierozsądne. Chodzi o to, że nie zwracamy wcale uwagi na maszynę. Nie nazywajmy jej samolotem. Niech to będzie tylko autko. Jedzie sobie to autko drogą, podskakuje, piszczy, łomocze, kopci. A w środku facet narze-
8
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett I. Przyjmowanie siebie za pewnik
ka: „Ta droga powinna być gładka jak jedwab. To wzgórze z przodu to porażka, a zjazd w dół zaraz za nim jest normalnie bardzo niebezpieczny. I te ciągłe zakręty – nie widzę na sto metrów przed sobą.” Nachodzi go dzika chęć, aby zmusić jakoś władze do wylania nowego asfaltu. Żeby żołnierze w ramach ćwiczeń wyrównali ten pagórek do reszty poziomu. Ale odrzuca te pomysły – przecież jest taki rozsądny. Godzi się na ten stan rzeczy. Siedzi okutany w ten swój rozsądek, zapakowany do auta, akceptując wszystko. „Głupek!” – zawołacie. „Czemu nie stanie gdzieś i po pierwsze nie dopompuje koła?” Każdy pozna, że świece zalało, a olej w silniku jest na pewno poniżej dolnej kreski. A czemu nie? Zaraz powiem, czemu nie. On nie zdaje sobie sprawy z tego, że siedzi w maszynie. Nigdy nie zbadał tego ustrojstwa, w którym siedzi. A w głębi umysłu ma niejasne przekonanie, że siedzi na kawałku stałej, niezmiennej skały, a ta skała jedzie na grzbietach bobrów.
9
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett II. Amatorzy w sztuce życia
II. Amatorzy w sztuce życia Zważywszy na to, że całe życie przyszło nam spędzić w tej maszynie ludzkiej; zważywszy na to, że jest to nasz jedyny sposób kontaktu z resztą świata, naprawdę poświęcamy jej bardzo mało uwagi. Kiedy mówię „my”, oznacza to naszą wewnętrzną duszę, tę sferę instynktów, to tajemnicze „coś”, co nosimy w środku. A kiedy mówię o „maszynie ludzkiej”, mam na myśli umysł i ciało – ale głównie umysł. Wyrażanie duszy przy pomocy umysłu i ciała nazywamy sztuką życia. Na pewno nie uczymy się tej sztuki w szkole, przynajmniej nie w stopniu zauważalnym. W szkole uczą nas, że zdrowo jest machać rękami i nogami tyle a tyle razy dziennie. Pokazują nam też doświadczalnie, że nasz mózg potrafi wykonywać pewne użyteczne sztuczki i że jeśli nie zmusimy mózgu do wykonywania tych sztuczek, będzie z nami źle. Stąd pewnego pięknego dnia lecimy do domu i ogłaszamy szczęśliwym rodzicom, że jedenaście razy dwanaście równa się sto trzydzieści dwa. Jakiż popis umysłu! I tak idzie dalej, aż rodzice zaczynają nas podziwiać, bo potrafimy dyskutować o cosinusach albo nakreślić politykę zagraniczną Ludwika XIV. Świetnie! Ale jak dotąd ani słowa o zasadach sztuki życia. Zaledwie parę rzuconych przez rodziców oderwanych nakazów, których trzeba bezwzględnie przestrzegać, jeśli zdarzy się jakiś wyjątkowy wypadek. Rzeczywiście, absurdem byłoby dyskutować z pierwszoklasistą o wyrażaniu duszy. Pomyślałby sobie nie najlepiej o naszym poziomie inteligencji i wymamrotał pod nosem jakiś epitet pod naszym adresem. Oczywiście szkoła tylko przygotowuje do życia. Chyba że ktoś idzie na studia – wtedy przygotowuje do studiów. Oczekuje się, że zwróci10
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett II. Amatorzy w sztuce życia
my naszą uwagę na życie, kiedy te wstępne formalności zostaną załatwione – w wieku lat około dwudziestu. Niewątpliwie przez cały ten czas pozostajemy przy życiu, chociaż nie ma w tym nic nowego, bo na swój sposób żyjemy już od dłuższego czasu. Cały ten czas używamy naszej maszyny, nie rozumiejąc jej. A czy teraz, po skończeniu szkół i studiów, zaczynamy studiować naszą maszynę? Ani trochę. Teraz najważniejszym pytaniem staje się nie „jak żyć?”, ale „jak uzyskać i utrzymać pozycję, w której będziemy mogli żyć?”. Jak zapewnić sobie dostawy niewielkich porcji nieżywych zwierząt i roślin, które musimy połykać, aby nie umrzeć z głodu. Jak zdobyć i ciągle odświeżać zapasy innych części nieżywych roślin i zwierząt, w które możemy się owijać, żeby nie umrzeć z zimna. Jak zapewnić sobie wyłączne prawo wstępu do pewnych miejsc, gdzie można wygodne spać i jeść, a deszcz i śnieg nie pada z nieba na głowę. I tak dalej. Kiedy zrealizujemy te ambicje, zjawia się pragnienie, aby podwoić te działania i zrobić to nie tylko dla siebie, ale dla kogoś jeszcze. Małżeństwo! I nadal żadnej popartej nauką uwagi nie poświęcamy prawdziwej sztuce życia. Łagodnemu współistnieniu, samorealizacji, świadomej adaptacji do środowiska – krótko mówiąc, studiowaniu naszej maszyny. Jest bardzo prawdopodobne, że w wieku lat trzydziestu będziemy więcej wiedzieć o ciągu powietrza w kominie niż o własnym systemie oddechowym. Nie mówiąc o rzeczach bardziej skomplikowanych, jak rozumienie działania naszego umysłu – cóż za pomysł! Albo umiejętność unikania strat energii na różnorodne tarcia w trakcie życia – poświęcamy temu z godzinę miesięcznie? Czy kiedykolwiek badamy tę sprawę inaczej niż pobieżnie, amatorsko i niezdarnie? Jeśli młoda dama pokaże nam dzieło własnej radosnej twórczości „malarskiej”, ocenimy je jako „bardzo ładne!” A w duchu dodamy „jak na amatorkę”. Nasze życie jest większą amatorszczyzną niż malunki tej damy, chociaż z pewnością powinniśmy wszyscy razem i każdy z osobna być profesjonalistami w tej dziedzinie.
11
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett II. Amatorzy w sztuce życia
Kiedy już poświęcimy około pięćdziesięciu pięciu lat na wstępne wiadomości z dziedziny życia, zaczynamy myśleć o ograniczeniu wysiłków. Do tej pory naszą wymówką na to, że nie zbadaliśmy naukowo sztuki życia – doskonalenia i używania drobniejszych części maszyny – nie był brak wolnego czasu, tylko po prostu zbyt byliśmy pochłonięci wstępem. Traktowaliśmy uwagi wstępne do nauki jak samą naukę. Teraz, w wieku lat pięćdziesięciu pięciu, powinniśmy wreszcie zacząć żyć z umiejętnością profesjonalisty, tak jak profesjonalny artysta maluje profesjonalne obrazy. Tak, ale nie potrafimy. Wtedy już jest za późno. Żadnego malarza, akrobaty czy innego profesjonalisty nie da się wykształcić, zaczynając w wieku lat pięćdziesięciu pięciu. A więc kończymy życie po amatorsku, tak jak je zaczęliśmy. A kiedy maszyna zgrzyta i wkurza nas niesamowicie albo przestaje słuchać kierownicy i składa nas do dołka, mówimy: „Nic na to nie można poradzić!” albo: „Nie szkodzi! Za tysiąc lat będzie dokładnie tak samo!”, albo: „Muszę jak najlepiej wykorzystać sytuację”. Więc próbujemy uwierzyć, że akceptując ten stan rzeczy, usprawiedliwiliśmy go. I przez cały czas mamy poczucie szczerości. Powiecie, że przesadzam. Troszeczkę. Specjalnie, żeby wymusić nadanie znaczącej pozycji pewnemu aspektowi spraw, który zwykle bywa pomijany. Absolutnie niezbędna jest tu lekka przesada. Nazwijmy to licentia poetica. Ale przesadziłem tylko troszeczkę, naprawdę, zdecydowanie mniej, niż wam się zdaje. Wiem, wytkniecie mi zaraz, że ogromna ilość ludzi regularnie spędza znaczną część swojego wolnego czasu na doskonaleniu siebie. Zgoda! I cieszy mnie to. Ale byłbym jeszcze szczęśliwszy, gdyby te dążenia miały bliższy związek z codziennym życiem, z uzewnętrznianiem siebie bez zadrażnień i bez jałowych pragnień. Popatrzcie, ten człowiek regularnie spędza w książkach każdy wieczór swego życia! Prawdziwie zrozumiał naturę poezji i ma doskonały smak. Recytuje wiersze z głębokim wyczuciem i można o nim powiedzieć, że jest bardzo kulturalny. Poezja jest dla niego źródłem nieustannej przyjemności. Jak najbar12
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett II. Amatorzy w sztuce życia
dziej! Tylko czemu on ciągle narzeka, że nie dostaje premii w pracy? Dlaczego martwi się o finanse? Czemu tak często kłóci się z żoną? Dlaczego notorycznie zjada więcej, niż jest w stanie strawić? Nie zostało zapisane w księdze przeznaczenia, że on musi narzekać i kłócić się, i cierpieć. Gdyby był profesjonalistą w sztuce życia, nie robiłby tego. Nie ma żadnego powodu, aby tak się działo, poza jednym – że nigdy nie nauczył się sztuki życia. Nigdy nie przestudiował maszyny ludzkiej w całości i nigdy racjonalnie nie myślał o życiu. To tak, jakbyście spotkali kierowcę, któremu samochód zgrzyta i piszczy, a on hamuje i przyspiesza i do tego rzuca go po całej drodze. Zatrzymujecie go, żeby spytać, co się dzieje, a on odpowiada: „Co za różnica, nie szkodzi! Popatrz, jakie mam piękne nowe reflektory, jak mocno świecą, jak je wypolerowałem!” Na pewno nie przyjdzie wam do głowy, że to nowy Clifford-Earp1. Bardziej, że coś u niego z głową nie tak. Podobnie nasz miłośnik poezji. Niewątpliwym faktem jest, że to, co rozumiemy pod pojęciem samodoskonalenia, jest w dużym stopniu dogadzaniem sobie po prostu – formą przyjemności, która tylko przez przypadek ulepsza jakąś część maszyny. A nawet to dzieje się z zaniedbaniem innych, dużo ważniejszych części. Celem moim jest zwrócenie uwagi człowieka na siebie jako całość. Na to, aby rozpatrywał siebie jako skomplikowaną i zdolną do nadzwyczajnej wydajności maszynę, służącą do podróży przez ten świat bez zgrzytów, w każdy wybrany sposób, przynoszący satysfakcję nie tylko sobie, ale także ludziom napotkanym po drodze. Tym, którzy go wyprzedzają i tym, których on wyprzedza. Celem moim jest pokazać, iż tylko nieznaczna cząstka naszych uporządkowanych i stałych wysiłków poświęcona jest faktycznie sprawie życia – w odróżnieniu od przygotowań do życia.
1
Clifford-Earp – wielokrotny zdobywca rekordów szybkości w wyścigach samochodowych z początków XX wieku. 13
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett III. Umysł jako milioner z masą wolnego czasu
III. Umysł jako milioner z masą wolnego czasu Nie jest tak, że w naszym życiu codziennym poważnie przeszkadza nam nieświadomość tego, jakie efekty powinniśmy osiągnąć ani jakie środki mamy zastosować w tym celu. Wskazówki, jakie wchłoniemy z samego tylko wstępu do nauki o życiu, mimo całej naszej beztroski w tej sprawie, dość wcześnie pozwalają nam wytworzyć całkiem dokładny pogląd na temat, czym jest zadowalający sposób życia. Mamy również zupełnie jasne pojęcie o metodach osiągnięcia sukcesu w tej sprawie. Wyobraziłem sobie człowieka, który budzi się w środku nocy i widzi tragiczny koniec swojego życia. Ale wyobraźmy sobie teraz człowieka, który budzi się świeży w piękny, letni poranek i spogląda w swój umysł wzrokiem nadziei i doświadczenia, a nie doświadczenia i rozpaczy. Ten człowiek spędzi urocze pół godzinki, myśląc, jak budowa wszechświata wpływa na niego samego. Ma absolutną pewność, że jego zadowolenie zależy od jego własnych czynów oraz że żadna siła nie może go powstrzymać od ich dokonania. Planuje wszystko dokładnie i zanim wstanie z łóżka, wie precyzyjnie, co musi zrobić i co zrobi w poszczególnych przewidywalnych sytuacjach kryzysowych. Szczerze pragnie żyć wydajnie – kto chciałby świadomie namieszać sobie w życiorysie? Wie, jak spełnić swoje pragnienia. A jednak, słuchajcie dobrze! Człowiek ten nie spędzi jeszcze godziny, na własnych nogach chodząc po tej trudnej ziemi, kiedy maszyna już się zepsuje. Maszyna, którą zaprojektowano do wykonywania pracy pod tytułem „życie”, która jest zdolna robić to zupełnie dobrze, ale która nie została uporządkowana! Jaki jest sens sprawdzać mapę ży14
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett III. Umysł jako milioner z masą wolnego czasu
cia, wytyczać trasę, wyciągać maszynę z garażu, odpalać, jeśli połowa nakrętek jest poluzowanych albo układ kierowniczy ma luzy, albo nie ma benzyny w zbiorniku? (Po tym pytaniu odpuszczę porównania mechaniczno-pojazdowe, ponieważ są zbyt szorstkie dla tak delikatnego tematu.) Gdzie się popsuło w tej maszynie ludzkiej? Popsuło się w umyśle. To co, ma nie po kolei w głowie? Jak najbardziej, dokładnie tak. Na przykład dobrze wie – któż wie lepiej? – że kiedy jego żona przybiera ten szczególny ton głosu, w którym jest dziesięć ziarenek żółci, a on odpowie tym szczególnym tonem, w którym jest ziarenek jedenaście – konsekwencje będą nieobliczalne. Z drugiej strony wie także, iż jeśli odpowie tonem zawierającym jedną malutką kropelkę miodu, konsekwencje będą na poziomie dwóch rozsądnych istot ludzkich. Wie o tym. Jego umysł ma tego pełną świadomość. No i co? Jego mózg z jednej strony dochodzi do wniosku, że kobiety są naprawdę niedorzeczne (jak gdyby to coś zmieniało), z drugiej strony wysyła złośliwe impulsy do mięśni krtani i ust, co w rezultacie daje co najmniej jedenaście porcji żółci. No i relacje małżeńskie się posypały: na dzisiejszą noc ma znowu kanapę w salonie. Nie chciał tego zrobić. Pragnął tego nie robić. Nienawidzi siebie za to, co zrobił. Ale jego umysł nie pracował dobrze. Umysł odbiegł sobie – ulotnił się – na własną rękę. Wbrew rozsądkowi, wbrew pragnieniom, wbrew porannym postanowieniom – no i mamy! To tylko jeden przykład, najlżejszy i najprostszy. Przykłady można mnożyć. Oto młody człowiek, którego najbliższa przyszłość zależy od zdania egzaminu – egzaminu, który jest w stanie zdać „z pamięci”. Nic nie przeszkodzi mu tego zdać, gdyby tylko jego mózg nie był tak niedorzeczny i nie wysyłał impulsów do nóg, żeby wyszły z domu i poszły na tenisa, zamiast na górę do pokoju i książek. Gdyby tylko, usadziwszy się wygodnie w swoim pokoju, zajął umysł studiowaniem książek, a nie obrazem tej fajnej dziewczyny – „zupełnie nie takiej jak one wszystkie”. Albo starszy pan, który mógłby żyć całkiem fajnie, gdyby jego umysł nie roztrząsał wciąż tych samych krzywd, sche-
15
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett III. Umysł jako milioner z masą wolnego czasu
matów, obaw, niedających się ani zniszczyć, ani choć trochę polepszyć żadną ilością przemyśleń. Mózg, umysł – tu jest siedlisko kłopotów! „No tak” – powiecie. „Oczywiście. Wszyscy to wiemy!” Nasze zachowanie jednak temu przeczy. „Daj nam, Panie, więcej rozumu!” – wykrzyknął jeden wielki pisarz. Osobiście sądzę, że mądrzej byłoby najpierw poprosić, abyśmy mogli utrzymać w porządku ten mózg, który już mamy. Niewątpliwie posiadamy wystarczającą ilość mózgu; taką, jaką jesteśmy w stanie pokierować. Ludzie, którzy mają wybitny bałagan w swoim życiu, są często ludźmi o nadzwyczajnych zdolnościach intelektualnych. Wraz z wybitnie nadzwyczajnym darem porządkowania życia innym. Problem jest taki, że nasz umysł ma zwyczaj „odbiegać” – powiedzmy uprzejmie. Odbieganie umysłu jest nawet uznawane za specyficzną chorobę. Panie biznesmenie z biura w wieżowcu w centrum miasta, ciekawe, co byś powiedział, wpadając pośpiesznie na lotnisko, aby złapać swój weekendowy lot i widząc, jak goniec z twojego biura wygłupia się tutaj chociaż niedawno sam wysłałeś go do Śródmieścia z pilną przesyłką. „Bardzo przepraszam, panie dyrektorze. Zacząłem iść w stronę Śródmieścia, ale coś dziwnego stało mi się w nogi i zaprowadziły mnie tam, gdzie same chciały. Nic nie mogłem na to poradzić!” „Nie mogłeś?” – odpowiedziałbyś. „W takim razie idź i bądź gońcem w jakimś innym biurze.” Wasz umysł jest czymś gorszym niż ten goniec z biura. Czymś bardziej zdradziecko zdolnym do zła. Sądzę, że umysł zwykłego przeciętnego człowieka zachowuje się jak taki znudzony milioner, który nie ma specjalnie nic do roboty, więc spaceruje sobie i użycza gratis swoich usług różnym krótkotrwałym akcjom na rzecz tego czy tamtego. Zazwyczaj dezorganizuje i demoralizuje całość sprawy w przeciągu tygodnia. Przychodzi, kiedy mu się podoba, idzie sobie, jak mu się znudzi. Czasem jest wyjątkowo pracowity i posłuszny, ale równie dobrze może się obijać albo posłuchać własnego widzimisię. I nie wolno się do niego odezwać ani przywołać go do porządku, bo przecież łaskawie zgłosił się na ochotnika 16
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett III. Umysł jako milioner z masą wolnego czasu
i równie łaskawie poświęca swój czas za darmo! Tacy ludzie są zmorą przedsięwzięć, w które raczyli się wmieszać. Stanowczo za dużo cech takiego milionera posiada zwykle nasz umysł. Umysł nie ma żadnego prawa, aby się tak zachowywać, a jednak to robi: zapomina, zimno ignoruje polecenia. W momencie krytycznym, w chwili największego nacisku, spokojnie zapala papierosa i idzie na spacer. A my potulnie przyjmujemy to zachowanie! „Za duży stres” – powie młody człowiek, który wbrew swoim życzeniom oblał egzamin. „Zanim się zorientowałem, już to powiedziałem” – mówi mąż, który właśnie pokłócił się z żoną. „Dziś nie miałem natchnienia” – wyzna artysta. „Nie mogę się oprzeć wejściu do sklepu” – powie maniak zakupów. „Nie da się zatrzymać tych myśli” – stwierdza wiecznie zatroskana ciocia. I to ostatnie wyznanie jest prawdziwą przyczyną wszystkich pozostałych. Na to zaraz wszyscy powiecie: „Mój mózg to ja. Jakże mogę się zmienić? Taki się urodziłem.” Po pierwsze, nie urodziłeś się „taki”, tylko tak się zaniedbałeś. A po drugie, mózg to nie ty. To tylko część ciebie, niekoniecznie najważniejsza. Czy matkę, żonę, dzieci kochasz mózgiem? Czy pożądasz mózgiem? Czy wszędzie i zawsze żyjesz przy pomocy umysłu? Nie, mózg to tylko narzędzie. Dowodem na to, że to tylko narzędzie, jest fakt, iż w przypadkach ekstremalnych konieczności potrafisz rozkazać, aby mózg wykonał pewne rzeczy i on to wykonuje. Pierwsza z dwóch głównych zasad leżących u podstaw ludzkiej wydajności jest taka: mózg jest sługą, umieszczonym poza centralną siłą naszego wewnętrznego Ja. Jeśli robi, co chce, to nie dlatego, że nie da się nad nim panować, tylko po prostu zapomniano o trzymaniu go w karbach. Mózg można wytrenować, tak jak można wytrenować rękę i oko. Można go uczynić tak posłusznym jak psa myśliwskiego czy pasterskiego, podobnymi dość metodami. Zanim do tego dojdzie, niezbędne przygotowanie do dyscyplinowania umysłu to przyzwyczaić się, że jest to taki sam instrument jak ręka albo język; leżący również na zewnątrz naszego właściwego Ja.
17
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett IV. Pierwszy praktyczny krok
IV. Pierwszy praktyczny krok Mózg to organizm wielce osobliwy. Wyjaśnię od razu, zanim znajdę się pod obstrzałem fizjologów, psychologów czy metafizyków, że pod pojęciem „mózg” rozumiem umiejętność rozumowania i wydawania rozkazów mięśniom. Rozumiem dokładnie to, co przeciętny człowiek rozumie pod pojęciem mózgu. Mózg to dyplomata, który układa stosunki między naszym wewnętrznym Ja i wszechświatem; wypełnia swoją misję wtedy, kiedy zapewnia maksymalną wolność instynktów przy minimalnych tarciach. Mózg dyskutuje z instynktami. Bierze je na bok i wylicza nieroztropność pewnych poczynań. Łapie je za poły płaszcza, kiedy właśnie mają się wygłupić. „Nie łykaj tych tabletek z wódą i w ogóle nie mieszaj” – mówi jednemu instynktowi – „Od tego można umrzeć.” „Nie napalaj się na tego gbura” – mówi innemu instynktowi – „On jest od nas silniejszy.” Jest to w istocie majestatyczny pokaz zdrowego rozsądku. A jednak zdarzają mu się te nadzwyczajne wyskoki. Jest jak ten człowiek – wszyscy go znamy i pytamy go o zdanie – niewyczerpana skarbnica doskonałych, bystrych rad na wszystkie tematy, który niestety nie może sprawić, aby jego bystrość miała jakiś znaczący wpływ na jego własną osobistą karierę. W zakresie swoich własnych specjalnych działań mózg jest zwykle niesolidny i niezdyscyplinowany. Nigdy nie wiemy, co teraz zrobi. Dajemy mu jakąś pracę, powiedzmy po drodze do biura. Może ma wymyślić, jak 150 funtów ma wystarczyć zamiast 200 funtów. Może ma zaplanować początek bardzo ważnego listu. Spotykamy piękną kobietę, a ten rozbrykany, bystry mózg goni za nią, porzucając plany oszczędzania czy schemat listu. W zamian zabawia się pragnieniem 18
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett IV. Pierwszy praktyczny krok
czy rozterką przez następne pół godziny. Albo godzinę. Albo cały dzień. Poważniejsza część naszego Ja słabo protestuje, ale bez skutku. Albo może być tak, że przeżyjemy wielkie rozczarowanie, ostateczne i beznadziejne. Czy mózg, tak jak zrobiłby ktoś rozsądny, zostawi tę sprawę w spokoju? Czy zamiast żyć przeszłością, zajmie się czasem teraźniejszym albo przyszłym? Nie, skąd! Chociaż doskonale wie, że traci czas i wprowadza nas i siebie w ponure, bolesne, zupełnie niepotrzebne nastroje, tak niewielką ma kontrolę nad swoim niezdrowym apetytem na okropieństwa, że żadne wymówki nie skłonią go do bardziej racjonalnych zachowań. Czy może po dłuższej rozmowie z duszą zadecydują, iż jeśli pojawi się kolejny taki szkodliwy instynkt, mózg się stanowczo sprzeciwi… „Tak” – mówi mózg. – „Będę na to uważać.” A kiedy już nadejdzie taki moment, to czy mózg jest w pobliżu? Mózg prawdopodobnie zapomniał o całej sprawie albo przypomniał sobie zbyt późno. Teraz wzdycha, kiedy zwycięski instynkt wali go po głowie: „Dobra, następnym razem!”. Wszystko to i dużo więcej sytuacji, które czytelnik może dołożyć z własnych porywających wspomnień, jest absurdalnych i śmiesznych ze strony umysłu. To niezbity dowód na to, że mózg wypadł z formy, leniwy jak murzyński niewolnik, kapryśny jak gwiazda filmowa i przeżarty do głębi luźnymi nawykami. Dlatego mózg trzeba wytrenować. To jest najważniejsza część maszyny ludzkiej, poprzez którą wyraża się i rozwija nasza dusza – dlatego musi się on nauczyć dobrych nawyków. Przede wszystkim należy go nauczyć posłuszeństwa. Posłuszeństwa można nauczyć jedynie narzucając swoje życzenia, do czego wystarczy sama siła woli. Początek mądrego życia leży w kontrolowaniu umysłu przy pomocy woli, tak aby działał zgodnie z przepisami, które sam wydaje. Mając posłuszny i zdyscyplinowany umysł, człowiek będzie zawsze żył według swoich najlepszych standardów.
19
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett IV. Pierwszy praktyczny krok
Aby nauczyć dziecko posłuszeństwa, każemy mu coś zrobić i pilnujemy, aby to coś zostało zrobione. Tak samo jest z mózgiem. Oto podstawa wydajnego życia i antidotum na dążenie do robienia z siebie głupka. To cudownie proste. Powiedz umysłowi: „Między 9.00 a 9.30 dziś rano musisz bezustannie myśleć o temacie, który ci zadam”. Nie ma znaczenia, jaki to będzie temat, celem jest kontrolować i krzepić umysł poprzez ćwiczenia. Chociaż można zadać jakiś temat użyteczny, zamiast jałowego. Na przykład to: „Mój umysł jest moim sługą. Nie jestem zabawką dla mojego umysłu.” Niech się skoncentruje na tych stwierdzeniach przez pół godziny. „Co?” – wołacie. – „Czy to ma być sposób na efektywne życie? Przecież nic w tym nie ma takiego!” Chociaż wygląda prosto, to właśnie jest ten sposób, i do tego jedyny sposób. Nie ma w tym nic takiego? Gwarantuję, że nie zdołacie utrzymać umysłu skupionego na jednym wybranym temacie przez trzydzieści sekund – nie mówiąc o trzydziestu minutach. Zobaczycie, że umysł wasz zachowuje się w sposób, który można by nazwać komicznym, gdyby nie był tak tragiczny. Wasze pierwsze doświadczenia zakończą się zniechęcającą porażką, ponieważ wyegzekwowanie od umysłu – siłą woli i na zawołanie – koncentracji nad zadanym tematem jest wyczynem wybitnie trudnym i męczącym. Nawet jeśli ma trwać zaledwie pół godzinki. Wymaga wytrwałości. Wymaga posiadania ogromnie zawziętej i upartej woli. Wasz umysł będzie przeskakiwał gdzie się da, ale za każdym razem musicie go siłą sprowadzić do pozycji wyjściowej. Musicie bezwzględnie zmusić go, aby ignorował wszelkie idee poza tą jedną, którą wybraliście do skupienia uwagi. Nie miejcie nadziei na natychmiastowe zwycięstwo. Ale możecie mieć nadzieję, że tryumf nadejdzie. Nie ma drogi królewskiej do kontroli umysłu. Nie są znane żadne sztuczki ani żadne skomplikowane funkcje, których prosta osoba może nie zrozumieć. To jest tylko kwestia: „Ja to zrobię, Ja to zrobię i Ja to zrobię.” Powtórzmy. Wydajne życie, życie według najlepszych standardów, wyciskanie ostatniej kropli mocy z maszyny przy minimalnym tarciu: 20
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett IV. Pierwszy praktyczny krok
te rzeczy zależą od zdyscyplinowanego i rześkiego stanu umysłu. Można to osiągnąć poprzez nauczenie umysłu nawyku posłuszeństwa. I zapewniam, że może się on nauczyć nawyku posłuszeństwa – przez ćwiczenie koncentracji. Dyscyplina koncentracji, mimo iż nie wydaje się istnieć nic prostszego, jest podstawą całej struktury. Fakt ten trzeba pojąć wyobraźnią; trzeba to widzieć i czuć. Im częściej ćwiczymy koncentrację, tym solidniej wyobraźnia uchwyci bezpośrednie i pośrednie efekty tego działania. Już po kilku dniach takich porządnych ćwiczeń jak wyżej opisałem, odczujecie różnicę. Przyzwyczaicie się do myślenia, z początku dziwnego, bo nowego zupełnie, że umysł leży na zewnątrz tej najwyższej siły, jaką jest wasze Ja, a do tego jest jej podporządkowany. Jako niezbyt odległą możliwość zobaczycie siebie posiadających moc włączania i wyłączania umysłu na zadane tematy, tak jak się włącza i wyłącza światło w poszczególnych pokojach. Umysł przyzwyczai się do prostych ścieżek posłuszeństwa, a także – nadzwyczajne zjawisko – poprzez samo ćwiczenie posłuszeństwa stanie się mniej zapominalski i bardziej wydajny. Nie tak często już będzie się z zaskoczenia poddawać instynktom. Jednym słowem, ogólnie się wzmocni. A posiadając umysł, który doskonali się z każdym dniem, możecie zabrać się za doskonalenie maszyny w sposób naukowy.
21
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett V. Wyrabianie nawyków przez koncentrację
V. Wyrabianie nawyków przez koncentrację Kiedy tylko wola zwycięży nad umysłem, czyli jak tylko będzie mogła powiedzieć do umysłu, ze słuszną dozą pewności jego posłuszeństwa: „Zrób to. Pomyśl o tym i myśl tak bez odbiegania na boki, dopóki nie pozwolę ci przestać.” – to będzie znak, że nadszedł czas podjęcia pracy doskonalenia maszyny ludzkiej na szerszą skalę i bardziej wszechstronnie. Tak jak Urząd Miasta podejmuje zadanie odnowienia i oczyszczenia miasta. Niesamowite możliwości posłusznego umysłu dadzą o sobie znać natychmiast, a co więcej – zaczną oddziaływać na to, co określamy mianem naszego „charakteru”. Charakter danej osoby jest, i może być, niczym więcej jak tylko wypadkową jego nawyków myślowych. Jeden człowiek jest dobroduszny, ponieważ zwykle myśli dobrodusznie. Inny człowiek jest leniem, ponieważ jego myśli zazwyczaj krążą wokół przyjemności natychmiastowej bezczynności. To prawda, że każdy rodzi się z pewnymi predyspozycjami oraz że te predyspozycje mają bardzo silny wpływ na wczesne tworzenie się nawyków myślowych. Ale pozostaje faktem, iż charakter buduje się długotrwałym, nieprzerwanym zwyczajem myślenia. Jeśli dojrzały gmach struktury charakteru pokazuje w przerysowanej formie cechy, które były specyficzne dla jego pierwotnych skłonności, oznacza to tylko, że prawdopodobnie powolne wznoszenie tego gmachu odbywało się na chybił trafił oraz że rozsądek nie był tu naczelnym dowódcą. Dziecko może się urodzić z tendencją do garbienia pleców. Jeśli nic się nie zrobi w tej sprawie – dziecko zostanie urzędnikiem i będzie czuło wstręt do gimnastyki; jego ramiona staną się 22
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett V. Wyrabianie nawyków przez koncentrację
zbyt zaokrąglone, tylko przez ten nawyk. Z drugiej strony, jeśli jego wola, wiedziona rozumem, wymusi wytworzenie nawyku korekcji fizycznej, to jego ramiona będą prawdopodobnie całkiem proste albo bardzo tego bliskie. Tak wygląda fizyczny nawyk! Dokładnie tak samo wygląda nawyk umysłowy. Im bliżej przyjrzymy się rozwijaniu wrodzonych predyspozycji, tym wyraźniej zobaczymy, że ten rozwój nie jest nieunikniony. To nie jest proces, który zachodzi samoistnie, według jakichś tajemniczych, bezwzględnych praw, których nie zdołamy zrozumieć. Na przykład efekt wrodzonej predyspozycji można zniszczyć przypadkowym szokiem. Młody człowiek z odziedziczoną skłonnością do alkoholu może zostać zatwardziałym abstynentem z powodu szoku, jaki przeżył, widząc ojca bijącego matkę. Natomiast gdyby jego ojciec pod wpływem alkoholu stawał się czuły i kochający, syn mógłby skończyć w rynsztoku. Nie ma tu żadnych bezwzględnych praw! Również wiadome jest, że nasz charakter może się czasem zupełnie odmienić z powodu kontaktu z osobą silniejszą niż my sami. „Od tego dnia postanowiłem sobie…” itd. Znamy ten zwrot. Często to postanowienie nie jest dotrzymywane, ale czasem jest. Jakaś iskra rozpala siłę woli. Wzmocniona wola tyranizuje umysł. Tworzą się nowe nawyki. A rezultat zdaje się być cudem. Jeśli zatem takie wielkie transformacje mogą nastąpić na skutek przypadku, czyż podobnych przemian nie da się wywołać rozsądnym planowaniem? W każdym razie, jeśli ktoś zacznie je uskuteczniać, rozpoczyna z przekonaniem, że przemiany nie są niemożliwe – ponieważ nastąpiły. Zaczyna też zdobywać pełną wiedzę na temat wpływu nawyków na życie. Weźmy jakikolwiek z naszych nawyków, fizycznych czy psychicznych. Przypomnijmy sobie czas, kiedy ten nawyk nie istniał albo istniejąc – był ledwo zauważalny. Odkryjemy, że prawie wszystkie nasze nawyki uformowały się nieświadomie, przez codzienne powtórzenia niemające żadnego związku z naszym ogól-
23
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett V. Wyrabianie nawyków przez koncentrację
nym planem, które praktykowaliśmy, wcale tego nie zauważając. Będziemy zmuszeni przyznać, że nasz „charakter” w chwili obecnej jest konstrukcją zbudowaną niemal bez pomocy architekta, na łapu-capu, byle jak. Ale zdarzało się, że architekt wtrącał się i projektował coś. Tu i tam wśród swoich nawyków znajdziecie jakiś jeden, który stworzyliście świadomie i w określonym celu, i w którym trwacie – na pewno wskutek jakiegoś szczęśliwego trafu. Czym się różni ten świadomy nawyk od tych przypadkowych? Absolutnie niczym, jeśli patrzymy na ich wpływ na całokształt naszego charakteru. Może jest najsilniejszym ze wszystkich naszych nawyków? Jedyna cecha, która wyróżnia go od reszty, to fakt, że ma on określony cel (najprawdopodobniej dobry cel) oraz że całkowicie lub częściowo ten cel wypełnia. Nie ma takiego wśród czytających ten tekst, który by nie udowodnił sam sobie kiedyś, w takiej czy innej sprawie, że zmuszając umysł do wielokrotnego powtarzania tej samej czynności, potrafi swoją wolą kształtować charakter, tak jak rzeźbiarz kształtuje mokrą glinę. Ale jeśli charakter dorosłego człowieka rozwija się z dnia na dzień (a tak się właśnie rozwija), jeśli dziewięć dziesiątych tego rozwoju wypływa z działań nieświadomych, a tylko jedna dziesiąta z działań świadomych; oraz jeśli ta właśnie dziesiąta część jest najbardziej satysfakcjonującą częścią powstałej całości, dlaczego, w imię zdrowego rozsądku, od tej chwili dziewięć dziesiątych naszych działań nie powinno wynikać ze świadomych działań? Co powstrzymuje taką przyjemną odmianę? Absolutnie nic – poza niesubordynacją ze strony umysłu. A niesubordynację umysłu da się wyleczyć, jak to wcześniej pokazałem. Kiedy widzę ludzi nieszczęśliwych i nieudolnych w sztuce życia z powodu czystego, rażącego zaniedbania swojego własnego rozwoju; kiedy widzę, jak zdeformowani ludzie budują przedsiębiorstwa i imperia, a nigdy nie poświęcają chwili, by zbudować siebie; kiedy widzę, jak drętwi ludzie uczą psa stać na tylnych nogach i zużywają na to dokładnie tyle samo energii, ile rozjaśniłoby cały koloryt ich własnego życia; czuję się jak gdybym chciał wyzionąć ducha! Tak 24
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett V. Wyrabianie nawyków przez koncentrację
śmieszne, tak niedorzeczne wydaje się to przedstawienie. Ale oczywiście nie umieram tak od razu. Atak mija. Tylko naprawdę muszę wykrzyknąć z całych sił: „Czy nie widzicie, co tracicie? Czy nie widzicie, że umyka wam najbardziej interesująca rzecz na tej ziemi; dużo bardziej zajmująca niż przedsiębiorstwa, imperia i psy? Czyż nie uderza was, jak jesteście niezgrabni i krótkowzroczni, stale pracując na maszynie niższego rzędu, kiedy moglibyście mieć gładko sunącą doskonałość? Czy nie trafia do was, jak źle traktujecie samych siebie?” Słuchaj, ty zatwardziały zrzędo, ty, przez którego skargi na los wieczorny posiłek jest ohydny – bo to ciebie właśnie wybiorę. Czy wiesz, co mówią o tobie za twoimi plecami? Mówią, że przez ten nawyk ciągłego zrzędzenia, który sobie wyhodowałeś, unieszczęśliwiasz siebie i swoją rodzinę. Zaprotestujesz: „Na pewno nie jest aż tak źle”. Tak, jest dokładnie aż tak źle. Powiesz: „Tak naprawdę wiem, że takie zrzędzenie to absurd. Ale taki już jestem. Próbowałem przestać, ale nie mogę!” Jak próbowałeś przestać? „No, kilka razy podejmowałem decyzję, że będę z tym walczył, ale nigdy mi się nie udaje. To jest tylko między nami. Zwykle nie przyznaję, że jestem zrzędą.” Zważywszy na to, że zrzędzisz przez półtorej godziny każdego dnia w życiu, mój drogi panie, lekkomyślnym byłoby oczekiwać, iż taki nawyk wyleczy się przy pomocy jednej jedynej intencji, tworzonej co pewien czas w umyśle, a potem zapominanej. Nie! Musisz zrobić więcej. Jeśli zaczniesz twardo skupiać umysł, codziennie przez pół godziny, na tej prawdzie (wiesz, że to prawda), że zrzędzenie jest absurdalne i bezsensowne, twój umysł zacznie od tej chwili tworzyć sobie nawyk w tym kierunku. Zacznie się formować według idei, że narzekanie jest bezsensowne i absurdalne. W wolnych chwilach, kiedy nie będzie myślał o niczym szczególnym, przypomni sobie nagle, że narzekanie jest absurdalne i bezsensowne. Kiedy usiądziesz do posiłku i otworzysz usta, aby powiedzieć: „Nie mam pojęcia, co ten mój durnowaty partner chce zrobić…”, twój umysł przypomni sobie, że narzekanie jest absurdalne i bezsensowne, po czym zmieni ci ustawie25
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett V. Wyrabianie nawyków przez koncentrację
nie krtani, zębów i języka, w wyniku czego powiesz: „Piękną mamy dzisiaj pogodę!” Krótko mówiąc, będzie pamiętać odruchowo, z powodu nowego nawyku. Wszyscy, którzy sprawdzą swoje przeszłe doświadczenia z wykorzenianiem starych nawyków, przyznają, że zastąpienie ich nowym nawykiem nie udaje się dlatego, iż w krytycznym momencie umysł nie pamięta; po prostu zapomina. Ćwiczenie koncentracji wyleczy to. Wszystko zależy od regularnego koncentrowania się. To narzekanie to tylko przykład, chociaż wybrany nie całkiem przypadkowo.
26
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VI. Panowanie nad łepetyną
VI. Panowanie nad łepetyną Poprzez osobisty eksperyment dowiedliśmy prawdziwości pierwszej z dwóch wielkich zasad dotyczących maszyny ludzkiej – mówiącej, iż umysł jest sługą, a nie mistrzem, i że można go kontrolować. Teraz możemy przejść do tej drugiej. Druga zasada jest bardziej fundamentalna niż pierwsza, ale nie ma z niej pożytku, dopóki pierwsza nie zostanie zrozumiana i wprowadzona w życie. Maszyna ludzka to aparat składający się z umysłu i mięśni, stworzony w celu umożliwienia naszemu Ja swobodnego rozwoju bez tarć we wszechświecie, który nas otacza. Funkcją maszyny jest przekształcanie faktów ze wszechświata z jak największą korzyścią dla naszego Ja. Fakty ze wszechświata to jest materiał, z jakim maszyna ma sobie radzić. Nie fakty ze świata idealnego, ale ze świata istniejącego realnie. Stąd w momencie wystąpienia tarć, kiedy fakty ze wszechświata przestają być korzystne dla naszego Ja, wina leży po stronie maszyny. To nie system słoneczny przestał funkcjonować, ale nasza maszyna ludzka. Stąd wypływa druga wielka zasada: „W przypadku tarć, wina leży zawsze po stronie maszyny”. Nie możesz kontrolować nic innego, jak tylko swój własny umysł. Nawet twoje dwuletnie dziecko potrafi ci się przeciwstawiać instynktowną siłą swojej osobowości. Możesz kontrolować swój własny umysł, bo to święte miejsce, odgrodzone od reszty, gdzie nic szkodliwego nie może wejść bez twojego pozwolenia. Twój umysł posiada siłę przekształcania wszystkich zjawisk zewnętrznych według własnych potrzeb. Jeśli szczęście wypływa z pogody ducha, dobroci 27
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VI. Panowanie nad łepetyną
i prawości (a któż by temu przeczył?), jakiż splot okoliczności mógłby uczynić cię nieszczęśliwym, jeśli maszyna pozostaje w porządku? Skoro samorozwój polega na wykorzystywaniu swojego środowiska (nie na wykorzystywaniu czyjegoś środowiska), jakże środowisko mogłoby przeszkodzić ci w rozwijaniu się? Poza tym trochę głupio byś bez niego wyglądał, jak sądzę. W dyńce masz wszystko, co potrzebne do rozwoju, utrzymania godności, zdobycia szczęścia, a ty jesteś dyńki panem absolutnym. Tylko zacznij wreszcie używać swoich królewskich praw. Po co się martwić o zawartość czaszki innych ludzi, gdzie nie będziesz niczym innym jak intruzem, kiedy możesz z absolutną pewnością dojść do lepszych wyników, ograniczając swoją aktywność do siebie samego? „Popatrzcie w siebie. Królestwo Niebieskie jest w was.” „O, tak!” – powiesz. – „Wszystko to stare jak świat. Epiktet tak mówił. Marek Aureliusz też to powiedział. Chrystus tak twierdził.” Zgadza się. Chętnie to przyznaję. Ale jeśli dziś rano chodziłeś wkurzony, bo auto ci siadło w drodze i musiałeś wziąć taksówkę, wtedy przynajmniej w twoim przypadku ci wielcy nauczyciele żyli na próżno. Nazywając siebie rozsądnym człowiekiem, poruszasz się po tym świecie uzależniony w sprawach szczęścia, godności i rozwoju od tysiąca rzeczy, nad którymi nie masz żadnej kontroli. Tymczasem najbardziej wykwintnie skonstruowana maszyna do zapewnienia szczęścia, godności i postępów rdzewieje gdzieś w tobie. Wszystko dlatego, że masz w sobie gdzieś jakby cień myśli, który upiera się, że przysłowie sprzed dwóch tysięcy lat nie może być praktyczne. Udzielasz latorośli mądrej odpowiedzi: „Nie, moje dziecko, tej gwiazdki z nieba dostać nie możesz i płacz nic tu nie pomoże. Ale mam tu dla ciebie pudełko pięknych klocków. Możesz się nimi bawić, a przy okazji nauczysz się wielu cudownych rzeczy i poszerzysz swoją wiedzę. Musisz nauczyć się zadowalać tym, co masz i starać się wykorzystać to jak najlepiej potrafisz. Nie byłbyś wcale szczęśliwszy, 28
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VI. Panowanie nad łepetyną
nawet mając ten księżyc.” A potem leżysz pół nocy i narzekasz, bo w ostatniej poczcie znalazłeś list mniej więcej takiej treści: „Z przykrością zawiadamiamy, że Zarząd odrzucił pańskie podanie o…” itd. Mówisz, że te dwie sprawy nie są do siebie podobne. Nie są. Twoje dziecko nie słyszało nigdy o Epiktecie. Z drugiej strony sprawiedliwość to jest właśnie gwiazdka z nieba. W twoim wieku już na pewno to wiesz. Ależ, upierasz się: „Zarząd nie powinien był odrzucić mojego podania.” Dokładnie tak! Zgoda. Ale w naszym wszechświecie „powinien” nie działa. Masz w sobie specjalny aparat służący do radzenia sobie ze wszechświatem, w którym powinności są skandalicznie lekceważone. Ale go nie używasz. Leżysz i nie śpisz, żonie spać nie dajesz, niszczysz zdrowie swoje i jej, tracisz swoją godność i radość życia. Dlaczego? Ponieważ sądzisz, że te cyrki i wygłupy wpłyną na Zarząd? Bo myślisz, że w ten sposób zyskasz lepszą kondycję do radzenia sobie jutro ze swoim otoczeniem? Ani trochę. Po prostu dlatego, że maszyna nie działa jak trzeba. W pewnych przypadkach rzeczywiście używamy naszej maszyny (na ile się udaje w jej żałosnym stanie zapuszczenia), ale w większości spraw zachowujemy się w sposób wybitnie nieracjonalny. I tak, jeśli wyskoczymy gdzieś na chwilkę i złapie nas obfity deszcz, nie siadamy na ziemi i nie przeklinamy pogody. Otwieramy parasol, o ile akurat go wzięliśmy, a jeśli nie – biegniemy do domu. Możemy ponarzekać, ale nie całkiem poważnie; przyjmujemy deszcz jako przejaw sił przyrody i kontrolujemy swoje zachowanie. Podobnie, jeśli w nagłej katastrofie stracimy kogoś, kto wiele dla nas znaczył; opłakujemy go, ale kontrolujemy nasz smutek, uznając istnienie takich wybryków losu, od których nawet milionerzy nie mogą się wykupić. W rezultacie nasze wewnętrzne Ja w swoich cechach zasadniczych zwykle się poprawia. Ale są takie zrządzenia losu, takie wydarzenia, przeciw którym protestujemy jak dziecko, któremu nie dano gwiazdki z nieba.
29
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VI. Panowanie nad łepetyną
Weźmy przypadek człowieka, którego pojęcie uczciwości odbiega nieco od ideału. Taka jednostka jest wypadkową wpływów ojca, matki i środowiska, a także rodziców swoich rodziców i ich rodziców, i tak aż do protoplazmy pojedynczej komórki. Ta jednostka jest rezultatem porządku we wszechświecie, nieuniknionym produktem ciągu przyczynowo-skutkowego. Wiemy o tym. Musimy przyznać, że jest on tak samo faktem istniejącym we wszechświecie jak przelotny deszcz albo sztorm, który pochłania statki. Nadal myśląc abstrakcyjnie, z łatwością przyznajemy, że na obecnym etapie ewolucji musi istnieć pewna ilość ludzi nie do końca uczciwych. Przygotowani jesteśmy filozoficznie przeanalizować taką jednostkę – dopóki nie zdarzy się w trakcie obrotów systemu słonecznego, że taki ktoś wpadnie na nas. Wtedy cóż za protesty! Jakież nieustające wybuchy skrzywdzonego, prawego człowieka! Tamten może być urzędnikiem, kasjerem, ojcem, synem, bratem, wspólnikiem, żoną, szefem. Jesteśmy wykorzystywani! Źle się nas traktuje! Kopiemy i krzyczymy. Podsycamy to wewnętrzne poczucie krzywdy, które wyjada serce z naszego uczucia zadowolenia. Siadamy w deszczu. Nie chcemy myśleć o parasolu ani biec pod dach. Nie obchodzi nas, że istota ludzka to jednostka, którą wszechświat tworzył powoli przez miliony lat. Nasza postawa sugeruje, że wieczność ma się przewinąć do początku i zacząć od nowa, w dodatku w taki sposób, żebyśmy my nie odczuli żadnej niewygody z tego powodu. Mimo że mamy maszynę do przekształcania faktów w pożywienie dla naszego wzrostu, nawet nam się nie śni używać jej. Za to mówimy, że wyrządza nam krzywdę! Gdzie? W naszych umysłach. Pozbawiła nas spokoju, wygody, szczęścia, dobrego usposobienia. Nawet jeśli tak się stało, równie dobrze moglibyśmy pomstować, że deszcz nas pomoczył. Ale czy rzeczywiście pozbawiła nas czegoś? Co robił wasz mózg, kiedy ta nieprzyzwoita osoba wkroczyła i pozbawiła was jedynych dóbr wartych posiadania? Nie, nie! Nie uczyniła nam
30
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VI. Panowanie nad łepetyną
żadnej krzywdy: jeśli chodzi o urządzenie tego świata, to jedyną fajną wisienką na całym torcie kamieni jest to, iż nikt nie może zrobić krzywdy nikomu innemu jak tylko sobie. W sprawie wyrządzonej nam krzywdy chodzi o to, że sami byliśmy naiwni. Dokładnie tak naiwni, jakbyśmy usiedli w deszczu, trzymając zamknięty parasol pod pachą… To wina maszyny. Sądzę, że wreszcie zaczyna do nas docierać, co tak naprawdę to zdanie oznacza.
31
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VII. Czym właściwie jest życie?
VII. Czym właściwie jest życie? Jakość i kondycja maszyny ludzkiej sprawdza się i wystawia na próbę poprzez współżycie – społeczne, uczuciowe czy biznesowe – z innymi ludźmi. Tę część życia, którą prowadzę samodzielnie, bez odnoszenia się, albo przynajmniej bez bezpośredniego odnoszenia się do innych, zwykle potrafię opanować w taki sposób, żeby bogowie nie łkali, widząc, co się dzieje. Moje środowisko jest prostsze, mniej zagadkowe. Kiedy jestem sam, moje opanowanie i samokontrola w mniejszym stopniu poddają się gwałtownym fluktuacjom. Niemożliwe przecież, aby krzesło wyprowadziło mnie z równowagi! Niemożliwe, żeby krzesło działało komuś na nerwy! Niemożliwością byłoby winić krzesło za to, iż nie jest tak rozsądne i tak anielskie jak ja sam! Ale jeśli chodzi o ludzi, to… No i to właśnie jest „życie”. Sztuka trwania, sztuka egzekwowania z maszyny ludzkiej całej jej mocy nie leży głównie w procesach książkowo-kulturalnych ani w kontemplowaniu majestatu i piękna naszej egzystencji. Głównie polega ona na utrzymywaniu stanu pokoju, zupełnego pokoju, i niczego oprócz pokoju z tymi, z którymi nas „rzucono”. Czy siedzenie w zachwycie nad Shelley'em, Szekspirem czy Herbertem Spencerem nocą, samotnie w fotelu „ulepsza” mnie i uczy, jak żyć? Czy może raczej obserwowanie wszystkich moich codziennych kontaktów? Nie próbujcie uciec od tego porównania, wytykając mi, że nie lubię się uczyć, albo przytłaczając stwierdzeniem, że odwieczne prawdy są ponad codzienność. Nic podobnego! Jestem tak „naiwny” w sprawie książek, że samo posiadanie ich już mi wystarczy. A jeśli prawdy są dobre dla wieczności, powinny też być dobre każdego dnia. Jeśli nie mogę ich wymienić na 32
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VII. Czym właściwie jest życie?
codzienną monetę – jeśli nie mogę kupić jednego dnia szczęścia, ponieważ nie mam nic drobniejszego przy sobie od odwiecznej prawdy, a nikt nie może mi wydać reszty z niej – wtedy moja odwieczna prawda nie jest odwieczną prawdą. Jest jedynie nierozmienialnym kawałkiem szkła (mówią na to diament) albo bankową odbitką grawerunku. Kiedy wstaję rano, mogę powiedzieć sobie: „Jestem panem mojego umysłu. Nikt nie może tam wtargnąć i szaleć jak słoń w składzie porcelany. Jeśli moi towarzysze na powłoce tej planety będą chcieli tak szaleć, nie ma to na mnie żadnego wpływu! Nie pozwolę im. Mam dość siły, aby utrzymać swój spokój i tak właśnie zrobię. Żadna istota na ziemi nie zmusi mnie, abym sprzeniewierzył się swoim zasadom albo przestał zauważać piękno wszechświata, albo chodził nachmurzony, albo łatwo wpadał w złość, albo skarżył się na swoją dolę. Radość, uprzejmość, racjonalne myślenie – wszystko to leży w gestii umysłu. Umysł zdyscyplinowany potrafi tego dokonać. I mój umysł jest zdyscyplinowany, a ja będę go doskonalił bardziej i bardziej każdego dnia. Dlatego nie jestem narażony na ryzyko i znajdę siłę, aby prowadzić wszystkie moje kontakty z ludźmi tak, jak przystoi istocie rozumnej.” Mogę tak powiedzieć. Mogę siłą woli wbić sobie ten argument do głowy. A dzięki powtarzaniu sobie tego wystarczająco często, z pewnością dosięgnę najwyższych cnót rozumu. Z pewnością zwyciężę – przecież umysł to maszyna, którą tak łatwo do czegoś przyzwyczaić – nawet gdybym nie chciał zadać sobie trudu i chociaż trochę zainteresować się, jacy właściwie są moi współmieszkańcy na tej planecie; nawet gdybym działał tylko we własnym interesie. Moja droga do doskonałości bardzo się skróci i znacznie wygładzi, jeśli tylko rozważę obiektywnie przypadki innych istot ludzkich. I tak: Prawdą jest, iż moje nastawienie wobec innych ludzi jest z gruntu i w całości błędne oraz że powoduje ono zupełnie niepotrzebne przeciążenie mojej maszyny do myślenia. Mógłbym właściwie tak ustawić 33
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VII. Czym właściwie jest życie?
maszynę, żeby to przeciążenie spokojnie wytrzymała. Sekretem życia bez tarć jest chłodna radość, która zawsze zapewnia mi pełną władzę nad moim aparatem do myślenia – ażebym mógł w życiu kierować się rozsądkiem zamiast instynktem i chwilowym uczuciem. Sekretem chłodnej radości jest życzliwość; nikt nie może być bez przerwy radosny i spokojny, jeśli jego myśli nie są nieustannie życzliwe. Ale jakże mógłbym być życzliwy, jeśli większość swojego czasu spędzam na obwinianiu otaczających mnie ludzi – ludzi będących częścią mojego środowiska? Jeśli poprzez obwinianie zbliżę się chociaż trochę do życzliwości, będzie to jakimś wielkim i wyczerpującym wysiłkiem samoopanowania. Zatem najgłębszy sekret leży w nieobwinianiu, w nieosądzaniu i niewydawaniu wyroków. Ale! Nie obwiniam słowami! Jestem zbyt postępowy na taką dziecinadę. Zachowuję oskarżenie we własnej piersi, gdzie ropieje i jątrzy. Prywatnie zawsze wybaczam, co źle na mnie wpływa. Bo, wiecie, nie mam co wybaczać. Tak jak nie wybaczam złej pogodzie, że nadeszła. Ani gdybym się znalazł na obszarze trzęsienia ziemi – czy miałbym wybaczać ruchom sejsmicznym? Wszelkie obwinianie jest złe; obojętnie, czy wyrażone, czy trzymane w sobie. Samego siebie nie winię. Potrafię sobie wytłumaczyć siebie. Zawsze i ze wszystkiego potrafię się wytłumaczyć. Jeśli sfałszowałem nazwisko przyjaciela na czeku, będę umiał całą tę sprawę wyjaśnić sobie w sposób zupełnie zadowalający. I zamiast się zganić, odczuję sympatię do siebie, bo przecież – biedactwo – doprowadzony zostałem do tak wybitnie niezręcznej sytuacji. Jeśli uczciwie zbadam moje procesy myślowe, będę musiał przyznać, iż mój stosunek do innych jest całkowicie różny od mojego stosunku do siebie samego. Muszę przyznać, że chociaż nie wypowiadam ani słowa, to w odosobnieniu mojego umysłu stale winię innych, ponieważ nie jestem szczęśliwy. Zawsze, kiedy zetrę się z przeciwstawną mi osobowością i to opóźni mój gładki marsz do przodu, w tajemnicy obwiniam za to przeciwni-
34
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VII. Czym właściwie jest życie?
ka. Zachowuję się, jak gdybym już wcześniej rozkazał światu: „Zróbcie mi wszyscy przejście, bo nadchodzę!”. Jednak wszyscy nie robią mi przejścia. Tak naprawdę nie oczekiwałem, że każdy usunie mi się z drogi. Ale w głębi siebie zachowuję się tak, jakbym tego właśnie oczekiwał. Obwiniam innych. Stąd dobroduszność i radosny nastrój stają się dla mnie dużo trudniejsze do osiągnięcia. To, co powinienem zrobić, to przemyśleć jeszcze raz i jeszcze raz, a potem jeszcze i jeszcze fakt, że istoty, między którymi się poruszam, żywe środowisko, z którego muszę wytworzyć swoje szczęście, są nieuniknione w programie ewolucji – tak jak ja sam. Że mają dokładnie takie samo prawo do bycia sobą, jak ja mam prawo być sobą. Że przed obliczem Natury są absolutnie równi mnie. Można wyjaśnić ich postępowanie, tak samo jak można wyjaśnić moje. Mają prawo do takiej samej wolności i tolerancji co ja. W równie niewielkim stopniu są odpowiedzialni za skład swojego otoczenia jak ja za skład mojego. Powinienem myśleć o tym jeszcze i jeszcze, a potem jeszcze, że oni wszyscy zasługują na tyle samo współczucia ode mnie, ile mam dla siebie. Dlaczego nie? Pomyślawszy tak ogólnie, powinienem potem zastanowić się jedna po drugiej nad osobami, z którymi mam częsty kontakt i które próbuję zrozumieć, wysilając wyobraźnię i rozum. Zrozumieć, dlaczego tak postępują, jakie mają trudności, jakie jest tego podłoże i jak możemy uniknąć tarć. Zatem powinienem się zastanawiać dzień po dniu, aż mój umysł zostanie przepełniony sprawami tych osób. Oto szybki kurs dyscypliny: jeśli się tego nauczę, stopniowo stracę ten niedorzeczny nawyk obwiniania innych i położę fundamenty pod ciche, niezachwiane opanowanie, które jest nieodzownym warunkiem wstępnym do rozumnego zachowania i skrupulatnej wydajności w mojej maszynie szczęścia. Ale coś we mnie, coś ewidentnie pospolitego mówi: „Tak. Znowu to postaw-się-na-jego-miejscu! Znów ta faza nie-czynić-bliźniemu!” No tak. Coś we mnie wstydzi się być „moralnym” (znasz to uczucie!). A przecież moralny to nic innego jak syno-
35
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VII. Czym właściwie jest życie?
nim dla zachowania rozsądnego; wyższa i praktyczniejsza forma egotyzmu. Egotyzmu, który uwalnia nas samych poprzez uwalnianie innych. Wypróbowałem niższe formy egotyzmu. Nie dało się. Jeśli obawiam się być moralny, jeśli wolę obciąć sobie nos, byle tylko twarzy zrobić na złość – w takim razie muszę zaakceptować konsekwencje tego. Ale prawda i tak zwycięży.
36
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VIII. Codzienne tarcia
VIII. Codzienne tarcia Zajmę się teraz zwykłymi, codziennymi sprawami; nie heroicznymi dokonaniami, ambicjami czy męczeństwem. Weźmy dzień, przeciętny dzień w przeciętnym biurze czy domu. Chociaż zdarza się siedem razy w tygodniu i jest najbardziej banalną rzeczą, jaką można sobie wyobrazić, jest jednak godzien uwagi. Jak maszyna przechodzi przez taki dzień? Ach! Najlepsze, co można o maszynie powiedzieć, to to, że jakoś jej się udaje. Tarcia są częstym zjawiskiem, chociaż rzadko aż tak poważne, żeby zatrzymać całość. Takie tarcia, jak zdarzają się w rowerze: dość duże, by denerwować jadącego, ale nie na tyle, aby zatrzymał się, zsiadł i obejrzał łożyska. Czasem tarcie jest bardzo głośne, co rzeczywiście przeszkadza. Rzadziej zdarza się, że coś skrzypi lekko jak stare hamulce w samochodzie. Znasz dni, kiedy masz uczucie, że świat jest za mały, aby pomieścić dom i domowników albo biuro i pracowników; kiedy sprawę codziennych stosunków z ludźmi możesz porównać do usiłowań dwojga ludzi, którzy obudzili się z okropnym bólem głowy i muszą się jednocześnie ubrać w bardzo małej sypialni. „Proszę bardzo, ja poczekam!” – a w tonie głosu miażdżąca gorycz. „Zechciej uprzejmie usunąć swoje rzeczy z tego krzesła!” – gdyby ten głos był pociskiem, mógłby przewiercić czaszkę na wylot. Ośmielę się przyjąć, że znacie takie dni. „Ale” – odpowiecie – „takie dni są rzadko. Zwykle…!” Tak, zwykle tarcia, chociaż nie tak intensywne, nadal trwają. Przyzwyczajamy się do nich. Prawie ich nie zauważamy, tak jak osoba w dusznym pokoju nie odczuwa prawie tego zaduchu. Ale zgubny wpływ spowodowany tarciem trwa, choć niezauważony. I pewnego pięknego dnia dostrzegamy jego zniszczenia – a potem piszemy do gazety list z zapytaniem, czy 37
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VIII. Codzienne tarcia
w ogóle warto żyć, czy małżeństwo zawsze kończy się fiaskiem, czy mężczyzna jest słabszy czy silniejszy od kobiety. Najlepszym dowodem na to, że różnorodne rodzaje i stopnie tarć istnieją praktycznie w każdym domu, jest fakt, że jeśli przypadkiem natkniemy się na taką rodzinę, gdzie tarć nie ma, jesteśmy zaskoczeni. Nie możemy dojść do siebie, widząc takie zjawisko. A opisując tę rodzinę swoim znajomym, mówimy: „Oni tak dobrze żyją ze sobą!”, jak gdybyśmy mówili: „Oni mają skrzydła i umieją latać! Wyobraźcie sobie! Słyszeliście kiedykolwiek o czymś takim?”. Dziewięćdziesiąt procent codziennych tarć spowodowanych jest tonem – tylko i wyłącznie tonem głosu. Zróbcie taki eksperyment. Powiedzcie: „Moja droga, moje słodkie kochanie, moja czarująca istotko!” do dziecka albo do psa, ale rycząc te słodkie epitety takim tonem, jakbyście mówili: „Ty przeklęty urwisie! Jeśli usłyszę jeszcze choćby szmer od ciebie, połamię każdą kosteczkę w twoim ciele!”. Dziecko na pewno zacznie chlipać, a pies ucieknie podkuliwszy ogon. To prawda, że pies nie jest istotą ludzką. Dziecko też jeszcze nie do końca. Nie potrafią zrozumieć. Ale właśnie dlatego ten eksperyment jest tak cenny, że nie potrafią zrozumieć słów ani wyrazić się słowami: ponieważ oddziela on efekt tonu głosu od efektu wypowiedzianych słów. Każdy, kto się odzywa, mówi dwa razy. Słowa przekazują jego myśli, a ton oddaje jego nastawienie psychiczne do osoby, z którą rozmawia. Jeśli chodzi o tarcia, na pewno nastawienie psychiczne jest ważniejsze niż myśl. Żona może ci powiedzieć: „Kupię sobie te buty, o których mówiłam”, a ty możesz jej odpowiedzieć całkiem szczerze: „Jak uważasz”. Ale od twojego tonu będzie zależało, czy przekażesz jej wiadomość: „Jak uważasz. Czekam niecierpliwie na ten nowy nabytek, bo uważam, że twoje słodkie kaprysy należy zaspokajać” czy też: „Jak uważasz. Tylko nie zawracaj mi głowy jakimiś butami. Jestem ponad buty. Stanowczo zbyt wiele pieniędzy wydaje się w tym domu na buty. Tylko kto mnie słucha!”. Albo może przekażesz coś takiego: „Jak uważasz, słoneczko. Ale gdybyś chciała być 38
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VIII. Codzienne tarcia
miłą dziewczynką, staraj się ostrożniej wydawać pieniądze. Trochę nam ich brakuje”. Nie trzeba chyba rozwijać. Na pewno zostałem zrozumiany. Jako że ton jest wyrażeniem postawy, jest oczywiście nią wywołany. Ton wywołujący tarcie jest głównie spowodowany ogólnie ganiącą postawą, którą wcześniej potępiłem jako absurdalną i nieusprawiedliwioną. Ponieważ poprzez ciągłe baczne dyscyplinowanie siebie stopniowo tracimy tę niezbyt rozsądną postawę, nasz ton zmieni się stopniowo sam z siebie. Te dwa ulepszenia mogą także postępować jednocześnie. I ciekawa rzecz, że taki przyjemny ton przyjęty sztucznie i celowo, ma prawie taki sam wpływ na postawę psychiczną, jaki postawa psychiczna ma wpływ na ton. Jeśli szczerze czujecie do kogoś urazę, a zrozumiawszy głupotę swojej wściekłości specjalnie maskujecie tę furię przy pomocy tonu perswazji, wasz gniew od razu zacznie słabnąć. Wejdziecie w racjonalny tok myślenia. Zobaczycie, że mimo wszystko osoba będąca powodem waszej niechęci ma prawo być na tym świecie. Że nie jest ani wycieraczką pod drzwi, ani łotrem, a poza tym i tak nic się nie zyska przez ślepy gniew, natomiast wiele można stracić. Zrozumiecie, że furia to postawa niegodna was. Czy pamiętasz, jaki łagodny był ton twojego głosu, kiedy godziłeś się z ukochaną osobą po waszej pierwszej kłótni? Czy pamiętasz, jak brzmiał ten ton perswazji, którego używałeś, chcąc uzyskać coś od tej trudnej osoby, od której jednak zależało twoje szczęście? Dlaczego twój ton głosu nie mógłby zawsze łączyć tych dwóch cech? Dlaczego nie miałbyś skrupulatnie wyszkolić tonu swojego głosu? Czy to jest poniżej twojej godności, aby zapewnić sobie największą możliwą ilość „po mojemu” najprostszym sposobem? Czy gdzieś w głębi twojego umysłu drzemie ta szczególna angielska czy germańska idea, że grzeczność, współczucie i szacunek dla innej duszy nieśmiertelnej oznaczałyby twoją żałosną słabość? Mówisz, że twoje szczęście nie zależy od każdej osoby, z którą zdarzy ci się porozmawiać. Właśnie,
39
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VIII. Codzienne tarcia
że zależy. Twoje szczęście zawsze zależy od tej właśnie osoby. Jeśli powodujesz tarcie, cierpisz przez to. Bez sensu jest argumentować, że ta osoba niepotrzebnie przejmuje się twoim tonem! Spowodowałeś tarcie, którego spokojnie dałoby się uniknąć, tylko dlatego, że twoja maszyna do kontaktów z otoczeniem cierpi na pychę, ignorancję lub bezmyślność. Powiesz, że robię z igły widły. Nie! Robię widły z dziesięciu tysięcy igieł. Tak właśnie działa życie. Pełno tu malutkich, ale stałych przyczyn, które mają ogromne skutki. Powtarzam: dlaczego by rozmyślnie nie przyjąć delikatnego tonu perswazji – choćby po to, by się przekonać, jakie da rezultaty? Z pewnością nie wstydzicie się być mądrzy. Może uśmiechniecie się z wyższością, czytając to. A jednak wiecie bardzo dobrze, że już kilka razy postanowiliście sobie używać tonu delikatnej perswazji oraz że jedynym powodem, dla którego rozpętaliście wczoraj tę okropną awanturę ze szwagierką waszego kuzyna, było to, iż od dawna już nie dotrzymujecie tego swojego postanowienia. Ale mieliście taki zamiar kiedyś, więcej niż raz. To, co musicie zrobić, to nauczyć swój umysł nowego zwyczaju poprzez codzienną na nim koncentrację. Zmuszajcie umysł do tego, aby rano przez pół godziny nie myślał o niczym innym. Po pewnym czasie zacznie pamiętać to automatycznie. Teraz jeszcze wyjaśnieniem waszych poprzednich klęsk jest to, że wasz niezdyscyplinowany umysł po prostu zapomniał w krytycznym momencie. Ton głosu wyrwał się z waszych ust, zanim umysł się rozbudził. Koniecznie trzeba czuwać jak wartownik, nie tylko aby wychwycić nieodpowiedni ton, ale także inne symptomy postawy obwiniającej, takie jak krzywe spojrzenie, marszczenie brwi. Koniecznie trzeba stale obserwować siebie, w najdrobniejszych szczegółach. Leżycie pół godziny na łóżku i entuzjastycznie rozmyślacie o tym pięknym, nowym projekcie używania odpowiedniego tonu. Wstajecie, a ponieważ nie udało się wam za pierwszym razem odpowiednio elegancko zawiązać krawata, marszczycie groźnie brwi, przeklinacie i zaciskacie zęby! Oto właśnie 40
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VIII. Codzienne tarcia
objaw złego nastawienia do otoczenia. Wy jesteście przebudzeni, ale wasz umysł jeszcze nie. To właśnie poprzez takie symptomy możecie ocenić samych siebie. I wcale nie są to błahe objawy! Jeśli groźnie patrzysz na krawat, jeśli przeklinasz krawat słowami, jakich żaden gentleman nie powinien używać w stosunku do krawata, to co będziesz zdolny powiedzieć czy zrobić istocie myślącej? Tak, to bardzo trudne. Ale możliwe do wykonania.
41
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett IX. „Pożar!”
IX. „Pożar!” W materii życia codziennego, zwykłego używania maszyny do codziennych interakcji z otoczeniem, pojawia się czasem zjawisko, które powoduje wielkie kłopoty. Jest ono rezultatem bardzo złej konserwacji maszyny. Nie można go ignorować, chociaż jest tak haniebne, poniżające, szokujące i nędzne, że waham się je nazwać, ponieważ część czytelników na pewno mnie wyśmieje, mówiąc wyniośle: „Naprawdę nie spodziewałem się znaleźć czegoś takiego w druku w obecnych czasach!”. Inna część czytelników na pewno się rozzłości. Mimo to jednak, jako że jednym z moich głównych celów w tej książce jest omówić sprawy, o których „się nie mówi”, omówię i tę. Ale tak bardzo brakuje mi pewności siebie, że podejdę do sprawy chytrze, opisując ją najpierw przykładem. Wyobraź sobie, że patrząc na czyjś dom, nagle odkrywasz, iż dom ten się pali. Płomienie są ledwo widoczne. Mógłbyś spokojnie pożar ugasić, gdybyś miał wolną rękę. Ale nie masz wolnej ręki – to jego dom, nie twój. On może wie o tym, a może nie, że jego dom się pali. Ty zaś wiesz z doświadczenia, że gdybyś skierował jego uwagę na płomienie, efekt twojego ostrzeżenia byłby wybitnie wyjątkowy, niemal nie do uwierzenia. Bo wtedy on zacząłby zapalać zapałki, dolewać benzyny i rozdmuchiwać płomienie, żeby okazać gwałtowny sprzeciw twojemu wtrącaniu się. Dlatego możesz tylko stać i patrzeć, mając nadzieję, że zauważy płomienie i zgasi je, zanim przekroczą granice możliwości kontroli. Jednak najbardziej prawdopodobne jest, że zbyt późno zauważy płomienie. A więc jesteś zmuszony patrzeć na niszczenie wartościowego majątku, ponieważ nie masz możliwości odwrócenia 42
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett IX. „Pożar!”
katastrofy. Płomienie sięgają coraz wyżej i nie gasną, dopóki się nie wypalą. Odwracasz oczy od tego widowiska, a właściciel domu udaje, że nic się nie stało, dopóki nie odejdziesz. Dopiero kiedy zostanie sam, będzie się przeklinał za swój brak ostrożności. Powyższe ma być opisem tego, co się dzieje, kiedy człowiek przechodzi przez podpalające doświadczenie, znane jako „puściły mu nerwy” (stało się! wyszło z worka szydło mojego rozdziału!). Człowiek, któremu puściły nerwy, po prostu się „spala”. Jest najciekawszym i najbardziej upokarzającym (dla wszystkich) spektaklem, jaki można w życiu obejrzeć. Jest rewolucją, wykipieniem, burzą zmiatającą z nóg. Godność, zdrowy rozsądek i sprawiedliwość kurczą się, więdną i niszczeją. Anarchia rządzi. Szatan zrywa swe okowy. Instynkt depcze po twarzy rozumu, a przez to cywilizacja człowieka cofa się o miliony lat. Oczywiście, całość sprowadza się do choroby nerwowej i myślę, że jest niemal uniwersalna. Od razu zaprotestujecie, że nigdy nie tracicie panowania nad sobą – nie stało się tak już całe wieki! Ale czy potwierdzicie, że od wieków nie walnęliście pięścią w jakiś mebel? Taki pożar może mieć różne natężenie. Niekiedy pali się bardzo słabo. A jednak się pali. Ktoś traci panowanie nad sobą; ktoś inny jest zaledwie wzburzony, ale oba wydarzenia są tego samego rodzaju. Kiedy jesteś wzburzony, kiedy uświadamiasz sobie tę wibrację urazy będącą zaskoczeniem dla całego twojego jestestwa; kiedy zauważasz zmianę w zachowaniu swojego towarzysza, który zauważa, że trafił w „czułe miejsce”, może nie dojdziesz do rozwalania mebli, ale gdzieś tam był pożar i twoja godność na tym ucierpiała. Przyznasz to sam przed sobą po fakcie. Jestem pewien, że wiesz, o czym mówię. I jestem prawie pewien, że przy całej swojej szczerości i odwadze przyznasz, iż od czasu do czasu cierpisz na takie tajemnicze „pożary”. „Temperament”, jedna z plag nękających społeczeństwo ludzi, powszechnie uważana jest za nieuleczalną, chyba że przy pomocy mgli-
43
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett IX. „Pożar!”
stego procesu ćwiczenia samokontroli; procesu, który rzadko daje jakiekolwiek korzystne efekty. Plagę tę traktuje się teraz tak, jak kiedyś traktowano ospę – jako dopust Boży, który trzeba znieść. Jednak ja nie uważam tego za nieuleczalne. Przeciwnie, jestem przekonany, iż da się wyleczyć na dobre, a wybitne znaczenie swobodnie buszującego temperamentu jako utrapienia ludzkości wymaga, jak sądzę, szczególnej troski. Tak czy owak, jestem stanowczo przeciwny teorii dopustu Bożego, ponieważ nie ma ona podstaw naukowych, jest prymitywna i prowadzi do bezwstydnego odpuszczania sobie wszystkiego. Człowiek może przecież być panem własnego domu. Jeśli nie może być panem zwyczajnie siłą woli, może się nim stać podstępem i sztuczkami. Bez wahania zatrudniłbym spryt do utrzymania rozsądku na tronie, gdyby istniała możliwość, że takie niszczące i haniebne wybuchy zwierzęcego instynktu wywrócą istniejący porządek rzeczy. Dla człowieka, którego zwyczajem jest tracić panowanie nad sobą czy też zapominać się czasem, bez sensu jest kłócić się wewnętrznie, że takie zachowanie to szaleństwo, że niczemu nie służy i że wyrządza tylko szkody. Bez sensu jest udowadniać, iż pomagając swojemu charakterowi i odbiegając gdzieś w bok, staje się prawdopodobnie winnym okrucieństwa, a na pewno winnym niesprawiedliwego traktowania tych ludzi, którzy zmuszeni są patrzeć na całe zajście. Bezcelowe są jego argumenty, że człowiek niepanujący nad swoim wybuchowym charakterem jest podobny do kogoś, kto chodzi po domu z naładowanym rewolwerem wystającym z kieszeni. Argument, że wszelkie rozważania o sprawiedliwości i rozsądku muszą się podporządkować w tym domu obawie przed rewolwerem – także nie znajduje uznania. Ani to, iż taka odmiana spokoju, jaka utrzymuje się w tym domu, jest często haniebna i niesprawiedliwa. Żadne argumenty nie są dość silne, aby przezwyciężyć nawyk, jeden z najpotężniejszych i najbardziej kapryśnych. Temu nawykowi trzeba stawić czoła i pokonać go (to jest możliwe!) przy pomocy jeszcze potężniejszej cechy umysłu: uniwersalnego, ludzkiego, panicznego strachu przed ośmie44
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett IX. „Pożar!”
szeniem się. Człowiek, który traci panowanie nad sobą, często sądzi, że jego postępowanie jest całkiem wyrafinowane i bardzo majestatyczne. Właśnie, że nie jest. Daleko mu do majestatu; po prostu robi z siebie głupka. Paraduje jak pozbawiony godności osobistej głupek, jak osoba godna najwyższej pogardy: wyrośnięte dziecko. Może mu się uda zastraszyć słabszego towarzysza takim swoim wybuchem albo bardziej przytłumionym płomieniem objawiającym się li tylko posępną miną, ale nawet najsłabszy towarzysz takiej osoby głęboko w sercu będzie żywił do niej silne uczucie pogardy. Sposób, w jaki przyjaciele traktują osobę niepewnego charakteru, świadczy dobitnie, iż gardzą nim, ponieważ nie traktują go jak istoty rozumnej. Jakże mogliby go traktować na równi z istotą rozumną, skoro fakt posiadania czy nieposiadania przez niego rozumu jest tak mglisty? I gdyby tylko mógł kiedyś usłyszeć, co mówią o nim za plecami! Taki inwalida może się jednak wyleczyć, ucząc swój umysł zajmować się przejawami tej wyjątkowej bezmyślności. Powinien koncentrować się regularnie, skrajnie i obsesyjnie na myśleniu i powtarzaniu sobie: „Kiedy tracę panowanie nad sobą, kiedy jestem wzburzony, kiedy te tajemnicze drgania przebiegają przeze mnie, robię z siebie koncertowego osła, tępego osła i jeszcze jakiego osła! Dociera do ciebie? Niedorzecznego osła! Zachowuję się jak wielki dzieciak. Wyglądam jak idiota. Robię z siebie przedstawienie i nie ma w nim za grosz godności. Wszyscy mną gardzą, śmieją się ze mnie skrycie, potępiają mnie jako kretyna i dupka, z którym nie można logicznie porozmawiać.” Zwykle osoba cierpiąca na tę przypadłość skrywa czy też maskuje przed sobą ów aspekt choroby, a jej umysł instynktownie unika tematu jak tylko może. Ale ćwicząc koncentrację w czasie spokoju, można przecież pomału, regularnie zmusić swój umysł do oswojenia się z tym właśnie aspektem, tak żeby z czasem jego pierwszym instynktem stało się pomyśleć, zanim cokolwiek zrobi, a nie jak teraz – pomyśleć po fakcie. Kiedy już dotrze do tego punktu, będzie ocalony.
45
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett IX. „Pożar!”
Żadnemu człowiekowi w obliczu pożaru i z jasną wizją siebie mającego zachować się za chwilę jak skończony dureń albo żałosny obiekt pogardy innych, nie zabraknie siły woli, aby ten pożar ugasić. Tylko trzeba dobrze zapamiętać: nie zatryumfuje w pełni, dopóki nie nauczy się gasić tego ognia tu i teraz. Pożar to zawsze pożar; do gaszenia strażacy wyjeżdżają natychmiast, bez gadania, myślenia, zastanawiania się. Oznacza to wytworzenie nawyku, odruchu umysłowego. Oczywiście we wstępnym stadium leczenia należy unikać sytuacji zapalnych. To jest rzeczą wybitnie łatwą do zrobienia, o ile tylko zdyscyplinowaliśmy umysł na tyle, że wyszedł ze swojej zapominalskiej natury.
46
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett X. Wrednie się przepracowując
X. Wrednie się przepracowując Zająłem się już dwoma głównymi, powszechnymi powodami tarć w codziennym użytkowaniu maszyny. Teraz zajmę się pomniejszym powodem i zakończę suche wypadki codzienne. Ten pomniejszy powód – chociaż nie wiem, czy jego następstwa są tak nieznaczne, żeby usprawiedliwić epitet „pomniejszy” – to przeciążanie maszyny poprzez zmuszanie jej do wykonywania prac, do których nigdy nie była przeznaczona. Chociaż jakoś nie udaje nam się przekonać maszyny, aby efektywnie wykonywała pracę, do której jest zobowiązana, ciągle przeciążamy ją zadaniami, które są całkowicie niedorzeczne i niepotrzebne. Wygląda na to, iż nie potrafimy odpuścić. Na przykład w przeciętnym domu poświęca się naprawdę absurdalne ilości koni mechanicznych z mocy maszyny na walkę o prawdę. Ten czysty zapał do ustalenia i powszechnego uznania prawdy określa się zwykle mianem różnicy poglądów. Ale oczywiście to nie jest to, to jest coś wyższego. Moja żona ogłasza, że Jonesowie przeprowadzili się do nowego mieszkania, gdzie czynsz wynosi £165 miesięcznie. Z kolei mnie osobiście pan Jones powiedział, że czynsz w jego nowym mieszkaniu wynosi £156 miesięcznie. Poprawiam żonę. Wiedząc, że to ona ma rację, ona poprawia mnie. Nie może dopuścić do tego, żeby fałsz wygrał walkę. To nie jest kwestia £9 tylko kwestia prawdy. Jej entuzjastyczny stosunek do prawdy pobudza mój entuzjastyczny stosunek do prawdy. Pięć minut temu miałem głęboko w nosie, czy Jonesowie płacą za to swoje nowe mieszkanie £165, £156 czy nawet £1056 miesięcznie. Ale teraz naprawdę bardzo mi zależy na tym, żeby to było dokładnie £156. Utworzyłem jednoosobowe Towarzystwo Propagujące Prawdę o Czynszu Miesięcznym w Nowym Mieszkaniu Jonesów, 47
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett X. Wrednie się przepracowując
a moja żona zrobiła dokładnie to samo. Elokwencja, argumentacja, ścisłe panowanie nad sobą każdemu z nas zżera niewyobrażalne ilości mocy maszyny, która powinna być dla nas tak drogocenna. A rezultat jest zerowy. A gdyby jedno z nas rozumiało elementarne zasady inżynierii ludzkiej, to ta osoba powiedziałaby sobie (po cichu): „Prawda jest niezniszczalna. Prawda zatryumfuje. Prawda nigdy się nie spieszy. Jeśli nie ujawni się dziś, wyjdzie na jaw jutro albo za rok. Potrafi dawać sobie radę sama. Kiedyś w końcu moja żona (albo mój mąż) pozna podstawową, kosmiczną prawdę o czynszu w nowym mieszkaniu Jonesów. Ja już to wiem, a chwila kiedy ona (on) też się o tym dowie, będzie chwilą mojego tryumfu. Ona (on) nie będzie świętować otwarcie mojego tryumfu, przez co wcale nie stanie się on mniej autentyczny. Umocni się moja reputacja za dokładność i chłodne opanowanie. Jeśli zaś jakimś zrządzeniem losu okaże się, że to ja się myliłem, stanowczo lepiej będzie dla mnie w dniu mojej klęski, jeśli teraz nie będę się tak bardzo upierał. Poza tym nikt nie ustanowił mnie Nadrzędnym Stróżem Wielkiej Prawdy o Czynszu w Nowym Mieszkaniu Jonesów. Nie po to przyszedłem na świat, no i mam ważniejsze sprawy na głowie.” Gdyby jedno z nas przemyślało to wszystko, uniknęłoby się masy niepotrzebnych zgrzytów i zaoszczędziło tyle mocy maszyny! Wielka miłość aż po grób nie byłaby narażona na niebezpieczeństwo, a święta sprawa prawdy nie ucierpiałaby ani trochę. Poza tym czynsz Jonesów pozostałby dokładnie taki jak zawsze. Oprócz nadwerężania maszyny naszą wybujałą troską o zwycięstwo prawdy, stanowczo zbyt dużo uwagi poświęcamy kondycji maszyn innych ludzi. Nie wiem, jak najmocniej, najbardziej sarkastycznie potępić ten zdumiewający nawyk. Okazuje się, że kwitnie on prawie w każdym domu i prawie w każdym biurze. Większość z nas czyni starania, aby uporządkować mechanizmy we wszystkich innych głowach, byle nie we własnej. To jest zawsze niebezpieczne i generalne
48
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett X. Wrednie się przepracowując
bezcelowe. Zobaczcie, jakie trudności mamy z własnym umysłem, gdzie nasze wysiłki z pewnością są akceptowane jako podjęte w jak najlepszych intencjach i gdzie mamy przynajmniej blade pojęcie o konstrukcji maszyny. Nasze męstwo przy zapuszczaniu się w delikatne ustawienia innych umysłów jest doprawdy zdumiewające. Przeklęci jesteśmy przez ten nadmiar ducha misjonarskiego. Musimy jechać prawie jak do Chin na wyprawę do umysłu naszego bliźniego i wyjaśniać tam, że sprawy się mają bardzo źle na tym ich pogańskim lądzie. Stajemy się nieprzyjemni, mając nadzieję wyprostować tamtą maszynę. Mamy do dyspozycji całość własnego ciała i umysłu, gdzie możemy do znudzenia pastwić się nad swoją osobowością, ale to nam nie wystarcza. Musimy rozszerzać naszą działalność dalej, jakbyśmy byli światową potęgą kolonizującą inne kraje, zaślepieni ideą „powinności białego człowieka”. Jednym z centralnych sekretów wydajnego, codziennego życia jest zostawić naszych towarzyszy dnia codziennego o wiele bardziej w spokoju, niż to czynimy obecnie, i zająć się sobą. Nawet jeśli ktoś z waszego otoczenia prowadzi życie oparte na zasadach, o których wiecie, że są fałszywe, co daje efekty wyczuwalnie nieprzyjemne, zasadą bezpieczną jest trzymać buzię na kłódkę. A jeśli z własnej osobliwej próżności zmuszeni jesteście jednak się odezwać, zróbcie to, zachowując wszelkie środki ostrożności plus formalną grzeczność, jakiej użylibyście wobec osoby obcej. Zażyłość nie usprawiedliwia braku manier, nawet jeśli większość z was zdaje się uważać odwrotnie. Nie jesteście panami świata; jesteście panami samych siebie. Nie możecie przymierzać się do zarządzania wszechświatem w swoim wolnym czasie. Jeśli spróbujecie, narobicie tylko bałaganu w tej części, którą zdążycie poprzestawiać. A przy tym poważnie zaniedbacie samych siebie. W każdej rodzinie znajdzie się ktoś, kto interesuje się i miesza w innych maszynach, a to doprowadza do poważnych tarć w jego własnej maszynie. Mniej krytykowania, nawet w zaciszu własnego pokoju. I nigdy nikogo nie obwiniajcie. Przyjmijcie swoje oto49
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett X. Wrednie się przepracowując
czenie, jakim jest i bez szemrania przystosujcie się do niego; zamiast podejmować hałaśliwe próby nagięcia otoczenia do siebie. Oto prawdziwa mądrość. Nie macie żadnego interesu w tym, aby wykraczać poza prywatność własnej indywidualności. Czyniąc to, stajecie się winni zuchwalstwa. To jest oczywiste. A jednak nadrzędnym zajęciem życia domowego jest pyszałkowate brykanie po prywatnych trawnikach innych ludzi. To, co teraz mówię, odnosi się również do relacji rodziców i dzieci. I chociaż mój nakaz jest wyolbrzymiony, przesadzam celowo, aby zrównoważyć przesadę w drugą stronę, istniejącą i uprawianą w rzeczywistości. Wszystkie jednostki niebędące nami samymi, są częścią naszego środowiska. Proces ewolucyjny postępuje sprawnie, a one są jego częścią. Potraktujmy je jako nieuniknione składniki, jak zło konieczne. Stwierdzenie, że są nieuniknione, nie oznacza, że są niezmienne. Tylko zmienianie ich nie jest naszym głównym zadaniem. Jest to ich własne zadanie. Naszym jest używać ich takich, jakimi są – bez obłudy, obwiniania, skarg – ażeby płynnie posuwać się ku naszym własnym celom. Nie zamierzamy przecież ograbić ich z odpowiedzialności za siebie, pozbawiając ich wolnej woli, a jednocześnie obarczyć tą odpowiedzialnością nas samych jako ludzi wolnych. Są naszym otoczeniem; muszą być zaakceptowani jako nie do uniknięcia, ponieważ nie da się ich uniknąć. Oni sami są ośrodkami, stąd mają też swoje własne zobowiązania, które nie są naszymi. Odwieczne pytanie: „Czy mamy wolną wolę, czy jesteśmy kukiełkami determinizmu?” wchodzi teraz na scenę. Jako pytanie jest fascynujące i daremne. Nigdy nie zostało rozwiązane i nigdy nie będzie. Teorii determinizmu nie można obalić kłótnią. Ale każdy człowiek, nawet najbardziej uparty zwolennik tej teorii, rozwala ją w swoim sercu w każdej godzinie życia. Czyli można teorię wolnej woli rozwalić rozumowaniem! Tym gorzej dla rozumowania! Jeśli uważamy się za ludzi wolnych, a osoby otaczające nas są kukiełkami determinizmu, powinniśmy dojść do jakiegoś roboczego kompromisu, z którego można uzyskać najwspa50
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett X. Wrednie się przepracowując
nialsze rezultaty życia. Doświadczenie filozoficzne wieków udowadnia to, jeśli udowodniło cokolwiek kiedykolwiek. A człowiek, który działa zgodnie z nim w pospolitych, banalnych kontraktach i zderzeniach tego trudnego eksperymentu zwanego życiem codziennym, prędko przekona się o jego praktycznej wartości.
51
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XI. Antrakt
XI. Antrakt Przez dziesięć rozdziałów wytrzymaliście to, chociaż nie bez protestów. Znam to uczucie obecne w waszych umysłach, które objawiło się wielokrotnie w licznych krytykach moich idei. Uczucie to można w skrócie przetłumaczyć powiedzmy tak: „Wszystko bardzo pięknie, ale to nieprawda, ani trochę! Jakąś bajkę nam tu wciskasz. Cuda się nie zdarzają itd.” Ja z mojej strony mam uczucie, że jeśli tu i teraz nie wezmę w ręce waszego niedowierzania i nie rozprawię się z nim raz na zawsze, mogę od razu zwinąć swój kram, zamknąć okiennice i spuścić rolety, bo wejdzie wam w nawyk patrzenie na mnie jak na źródło próżnej rozrywki tylko i wyłącznie. Wyczuwam już, z wyrażeń niektórych krytyków, że dla nich mógłbym w ogóle nie istnieć i nie napisać ani słowa. Dlatego przerwę w tym momencie, aby jeszcze raz podkreślić z całym przekonaniem to, co powiedziałem na samym początku. Waszym głównym kontrargumentem jest: „Natura ludzka jest zawsze taka sama. Znam moje wady. Bez sensu o nich mówić. Nie mogę ich zmienić. Taki się urodziłem.” Śmiertelną słabością takiego argumentu jest po pierwsze bazowanie na absolutnym fałszu; a po drugie, że stawia was w pozycji nie do obrony. Natura ludzka jak najbardziej się zmienia. Nie ma nic bardziej nie-naukowego, nic z bardziej zapyziałego średniowiecza, niż wierzyć święcie w jej niezmienność. Zmienia się jak wszystko inne na świecie. Nie widzicie zmian. Zgoda! Ale nie widzicie też, jak rośnie trawa – no chyba że wstaniecie bardzo wcześnie.
52
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XI. Antrakt
Czy natura ludzka teraz jest taka sama jak w czasach cywilizacji babilońskiej, kiedy maszynę społeczną nakręcało zalewanie wszystkiego krwią? Czy teraz jest dokładnie tak jak w czasach cywilizacji greckiej, kiedy nie było pojęcia miłości romantycznej między płciami? Czy jest identyczna jak w tamtych wiekach, kiedy ciągłe tarcia musiały leczyć się same poprzez notoryczne toczenie wojen? Czy jest taka jak w dniu 2 marca 1819, kiedy rząd brytyjski oficjalnie odrzucił wniosek o rozpatrzenie niewspółmiernej surowości prawa karnego (między innymi kara śmierci za ścięcie drzewa oraz inne podobne sztuczki dla utrzymania ludzi w posłuszeństwie) i został pokonany większością zaledwie dziewiętnastu głosów? Czy jest taka sama jak w roku 1883, kiedy w Anglii utworzono pierwszą Komisję Ochrony Środowiska? Jeśli nadal uważacie, że natura ludzka trwa niezmieniona, powinniście natychmiast iść i upiec sobie kiełbaski na ognisku z dzieł Spencera, Darwina i Wallace'a, a potem wrócić i dalej napawać się czysto żartobliwą treścią niniejszego woluminu. Jeśli jednak przyznacie, że się zmieniła, pozwólcie spytać, jakim sposobem się zmieniła, jeśli nie poprzez nieustanne, mikroskopijne wysiłki poszczególnych osób, takich jak ja i ty, próbujących zmienić siebie samych. Czy przypuszczacie, że zmieniła się magicznie, poprzez Ustawy Sejmowe, poprzez działania jakichś grup na ludziach, a nie działania jakichś ludzi na grupach? Pozwólcie powiedzieć sobie, że natura ludzka autentycznie i naprawdę zmieniła się od wczoraj. Pozwólcie powiedzieć sobie, że dzisiaj rozum przemawia o wiele potężniejszym głosem w kierowaniu instynktami, niż to miało miejsce wczoraj. Pozwólcie powiedzieć sobie, że dzisiaj maszyna przy tarciach skrzypi i przerywa dużo mniej niż wczoraj. „Tacy się urodziliście i nie możecie siebie zmienić, więc nie ma sensu o tym gadać.” Jeśli naprawdę w to wierzycie, po co w ogóle się wysilać? Czemu nie pozwolić, żeby cała ta rzecz pięknie się rozpłynęła i zejść znowu do poziomu instynktów? Jakiż cel może mieć próba
53
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XI. Antrakt
zdobycia kontroli nad sobą, obojętnie jakim sposobem, jeśli z góry wiadomo, że jesteście niereformowalni? Jeśli twierdzisz, że jesteś niezmienny, to twierdzisz także, że jesteś fatalistą. Jeśli twierdzisz, że jesteś fatalistą, to uwalniasz się od wszelkiej odpowiedzialności moralnej – uwalniając tym samym również innych ludzi. Dobrze więc, działaj według swoich przekonań, jeśli to są rzeczywiście twoje przekonania. Jeśli ty nie możesz zmienić siebie, ja również nie mogę. I przypuśćmy, że przechodząc obok, walnę cię w głowę i ukradnę portfel, to przecież nie możesz mnie winić. Możesz tylko, kiedy już odzyskasz przytomność, chwycić moją dłoń z uczuciem i wymamrotać: „Nie przepraszaj, mój dobry człowieku, nie możemy zmienić siebie.” Powiesz, że to absurdalne. No jasne. To jeden z moich nieprzeliczonych argumentów. Prawda jest taka, że w głębi siebie nie wierzysz, iż nie dałbyś rady się zmienić. To, co ci dolega, jest dokładnie tym samym, co dolega mnie – nie chce mi się. Okropnie jest wstawać rano, więc żeby usprawiedliwić swoje niewybaczalne lenistwo, wstawiasz poważne kazanie o Przeznaczeniu. Tak jak „patriotyzm jest ostatnim ratunkiem łotra”, fatalizm jest ostatnią ucieczką wałkonia. Ale nikogo nie oszukasz, a już na pewno nie siebie. Nie masz żadnego racjonalnego argumentu po swojej stronie. W tym punkcie, ponieważ nieco cię rozśmieszyłem, zgodzisz się przyznać: „Naprawdę próbuję, z całych sił. Ale mogę się zmienić tylko troszeczkę. Mój umysł z założenia niewiele pracuje i nic na to nie poradzę, prawda?” Hmm, o ile nie jesteś tą jedyną absolutnie niezmienną rzeczą we wszechświecie, który sam stale się zmienia, dla mnie może być. Jeśli zgodzisz się przyznać, że tak, zdołasz zmienić siebie, choćby troszeczkę. Teraz różnica naszych filozofii to tylko kwestia ilości czy stopnia. Stosując jakikolwiek system doskonalenia maszyny, żadnym dwóm osobom nie uda się uzyskać równych rezultatów. Słysząc teraz ten twój niezadowolony ton, można by mniemać, iż reklamuję procedurę
54
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XI. Antrakt
pozwalającą manekiny krawieckie przerobić na archaniołów. Nie miałem takich aspiracji. Nie wierzę w cuda. Ale wiem, że jeśli jakąś rzecz zrobimy bardzo dobrze i bardzo dokładnie, często zakrawa to na cud. Moim jedynym celem jest nalegać, aby każdy człowiek doskonalił swoją maszynę z całych swoich sił, nie z całych sił kogoś innego. Nie pozwalam sobie marzyć, że ktoś może być lepszy niż jego najlepsze starania. A jednak jestem przekonany, że każdemu zdarza się nie pokazać siebie z tej najlepszej strony znacznie częściej niż to naprawdę nieuniknione. A powód jest taki, że jego siła woli – obojętne, duża czy mała – nie kieruje się zasadami zdrowego rozsądku. Zdrowy rozsądek na pewno każe nam zadać sobie pytanie: „Dlaczego moje wczorajsze czyny były sprzeczne z moim rozumem?” Odpowiedź na to pytanie prawie zawsze będzie jedna: „Bo w tym najważniejszym momencie zapomniałem.” Naczelne wytłumaczenie zerowych wyników tak wielu prób zmiany siebie. Naczelne wytłumaczenie naszych częstych, nędznych ucieczek w doktrynę fatalistyczną, jest tak naprawdę tylko i wyłącznie zapominalstwem. Nie brak nam siły, ale umiejętności, aby dokładnie pamiętać, co nasz umysł kazałby nam robić lub myśleć w danym momencie. Jak zdobyć taką umiejętność? Tak samo jak nabywa się umiejętności w każdej grze: ćwicząc. Trenując organ zaangażowany przy tym zadaniu do tego stopnia, że instynktownie będzie działał poprawnie, zamiast instynktownie działać źle. Stosując taką procedurę, można oczywiście odnieść sukces w mniejszym lub większym stopniu, ale nie ma czegoś takiego jak kompletna porażka. Nawyki, które zwiększają tarcie, można zastąpić nawykami, które to tarcie zmniejszają. Nawyki, które hamują rozwój, można zmienić na takie, które ten rozwój przyspieszają. I tak samo jak nawyk tworzy się naturalnie, można go również wytworzyć sztucznie – naśladując podświadome procesy i przyzwyczajając umysł do nowej idei. Pozwólcie, że dla przykładu wrócę znowu do tematu codziennych zgrzy-
55
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XI. Antrakt
tów, a w tym temacie do wpływu tonu głosu. Człowiek używa tonu zaczepnego z przyzwyczajenia. Jego instynkt to zaczepiać, choćby tylko tonem głosu. Ale gdyby miał kwadrans, żeby pomyśleć, zanim się odezwie; i gdyby przez ten czas mógł zawsze wysłuchać argumentów przeciw stosowaniu tonu zaczepnego, używanie przez niego takiego tonu spadłoby gwałtownie. Rozum zwyciężyłby nad instynktem. W obecnym stanie rzeczy to instynkty zwyciężają nad rozumem, atakując z zaskoczenia, kiedy ten się niczego nie spodziewa. Poprzez codzienną, regularną koncentrację umysłu nad nie-zaczepnym tonem wypowiedzi, a także nad ogromnymi korzyściami z jego używania, wprowadzimy pomalutku nowy nawyk umysłu – myślenia o łagodniejszym tonie głosu – aż po pewnym czasie zdyscyplinowany i wyćwiczony umysł wykona czynność poprawnie, zanim stary, głupi instynkt będzie w stanie przechwycić władzę. W końcu nowy, roztropny nawyk zajmie miejsce starego. Tak wygląda racjonalne uzasadnienie. Dotyczy wszystkich nawyków. Każdy może przetestować wydajność takiego działania na każdym swoim nawyku. Obojętnie, czy się jest silnym czy słabym – można to przetestować. Wkrótce zauważymy ogromną różnicę pomiędzy tylko „podjęciem dobrego postanowienia” – tak robiliśmy całe życie bez żadnych wspaniałych wyników – a koncentrowaniem umysłu przez pewien czas na jednym, dobrym, określonym postanowieniu. Koncentracja – wydajne mistrzostwo w opanowywaniu umysłu – wszystko tu mamy!
56
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XII. Zainteresowanie życiem
XII. Zainteresowanie życiem Po pewnym okresie dyscypliny umysłowej, rozmyślnego formowania jednych nawyków i likwidowania innych, tak jak wam opisywałem, człowiek nabędzie co najmniej trochę choćby powierzchownej wiedzy, pobieżnej znajomości tego cudownego i tajemniczego obiektu, jakim jest jego umysł. Zacznie również pojmować, jak ważnym czynnikiem w życiu codziennym jest jego kontrolowanie. Z pewnością będzie zdziwiony cudami, jakie mają siedzibę między kołnierzem a kapeluszem, w tej dziwnej bani nazywanej głową – ponieważ rezultaty, które można osiągnąć tylko i wyłącznie stałym, uporczywym myśleniem, dla czeladników rzemiosła myślenia muszą wyglądać jak cuda. Kiedyś taki człowiek przeżyłby cały dzień nieszczęśliwy, ponieważ jego niezdarny, niedbały umysł w krytycznym momencie zapomniałby kontrolować instynkty. Po czym powiedziałby umysłowi: „Będę cię koncentrował w tej właśnie sprawie i przez to zmuszę cię, abyś działał wydajnie, kiedy następnym razem wystąpi podobna sytuacja.” A kiedy już wypełniłby swoje zamiary, a podobnie niewygodna sytuacja powtórzyłaby się, jego zdyscyplinowany umysł wykonałby swoje zadanie i w ten sposób zapobiegł nieszczęściu – ten człowiek popatrzyłby na swój umysł zupełnie inaczej. „Niesamowite!” – powiedziałby. „Przynajmniej jedno źródło nieszczęść udało mi się zamknąć. Był taki czas, kiedy zrobiłbym z siebie głupka w takiej małej domowej sprzeczce jak ta dziś. Ale przeszedłem przez nią bezpiecznie. Jestem w dobrym nastroju. Ona jest w dobrym nastroju. W powietrzu nie wiszą pioruny ani błyskawice! A wszystko dzięki temu, że mój umysł jest w świetnej kondycji i twardo pilnował instynktów! Muszę utrzymać taką formę.” Będzie coraz częściej przyglądać się ba57
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XII. Zainteresowanie życiem
dawczo umysłowi. Ujrzy coraz więcej jego możliwości. Zdobędzie nowe i niepoślednie zainteresowanie życiem. Ogród na przykład jest rzeczą dość interesującą. Ale uprawa ogrodu jest tak tępa jak zardzewiała siekiera w porównaniu z uprawą umysłu. No i wiatr ani deszcz nie będzie nam przeszkadzał w kopaniu, pieleniu, obsiewaniu i przycinaniu zawartości naszych grządek. W odpowiednim czasie człowiek, którego hobby jest uprawianie umysłu, ustali sobie codzienny zestaw prac, według którego będzie rozpoczynał dzień. Myśli krążące w umyśle przeciętnego człowieka (to znaczy takiego, który ma inne hobby niż własny umysł) prawie zawsze wyglądają tak: „Jest parę spraw, które w tej chwili wiszą nade mną – zmartwienia, niezaspokojone ambicje, niespełnione pragnienia. Jak tylko ostatecznie zakończę te sprawy, wtedy zacznę żyć i wreszcie się zabawię.” Taki pomysł na życie ma przeciętny człowiek. Ma taki pomysł na życie od młodości aż po wiek sędziwy. Nieodmiennie czeka, żeby coś się wydarzyło, zanim naprawdę zacznie żyć. Jestem pewien, że jeśli jesteś przeciętnym człowiekiem (oczywiście nie jesteś, wiem), przyznasz, że powiedziałem prawdę o tobie. Egzystujesz i trwasz w nadziei, iż pewnego dnia twoje sprawy wyprostują się wystarczająco, abyś mógł zacząć żyć. Tu właśnie różnisz się od człowieka, którego umysł jest jego hobby. Jego dzień rozpoczyna się od medytacji mniej więcej w takim stylu: „Jeszcze jeden dzień przede mną. Okoliczności tego dnia są moim środowiskiem. One są materiałem, z którego przy pomocy umysłu muszę żyć, być szczęśliwy i powstrzymać się od sprawiania przykrości innym ludziom. Sprawą mojego umysłu jest wykorzystać ten materiał. Mój umysł znalazł się w swoim pudle wyłącznie dla tego celu. Nie jutro, nie za rok, nie kiedy już zbiję fortunę! Nie kiedy moje chore dziecko zacznie zdrowieć! Nie kiedy mojej żonie wróci rozum! Nie kiedy podwyższą mi pensję! Nie kiedy już zdam egzamin! Nie kiedy poprawi mi się z żołądkiem! Ale teraz! Dzisiaj, dokładnie takiego dnia, jaki jest dziś! Sprawy dzisiejszego dnia, które w swoim zdegenerowaniu uważałem 58
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XII. Zainteresowanie życiem
głównie za troski, utrapienia, przeszkody, teraz uważam za taki sam surowiec jak inne, a mój umysł musi z tego utkać atrakcyjną tkaninę życia.” A potem taki człowiek planuje cały swój dzień tak dobrze jak potrafi. Doświadczenie mówi mu, gdzie będzie miał trudności, a on udziela umysłowi lekcji tego, czego umysł najbardziej potrzebuje. Uważnie przegląda całą maszynę i dostosowuje wszystko specjalnie do tego rodzaju dróg, o jakich wie, że na niego czekają. Szczególnie kalibruje swój punkt widzenia, ponieważ stale jest rozregulowany. Ciągle widzi zmartwienia tam, gdzie powinien widzieć surowiec do tworzenia życia. Może na przykład zauważyć łysinę na czubku głowy i zacząć się zastanawiać, czy to wina podeszłego wieku, czy choroby, a może to łyse miejsce zawsze tam było. A żona każe mu natychmiast wstąpić do apteki i od razu coś sobie zaaplikować. Strasznie uciążliwy ten wiek podeszły! Niekończące się kłopoty włosowatych skarg! Jeżeli wstąpi do apteki, to spóźni się do pracy! Itd. itd. Ale tu interweniuje jego wyćwiczony, wydajny umysł: „Jakiż to szczególnie interesujący materiał do praktykowania filozofii i godnego życia daje to poślednie, nieważne zdarzenie?” A jeszcze: „Czy ma ono poruszyć ciebie, moja duszo? Czy posłuży to w ogóle jakiemuś celowi, jeśli będę się kręcił nerwowo wokół tego problemu, zamiast się zajmować moimi zwykłymi sprawami?” Podaję to jako przykład, że koniecznie trzeba dostosować swój punkt widzenia oraz że umysł przyjdzie nam z pomocą w takich nagłych wypadkach, jeśli wcześniej został przyzwyczajony do tego odpowiednią koncentracją. Będzie oczywiście pracował z większą pewnością, zajmując się trudnościami, które były spodziewane, na które „zanosiło się wcześniej”. Ale przygotowanie do spodziewanych problemów służy na szczęście również jako przygotowanie do spraw niespodziewanych. Człowiek zaczynający dzień rozmyślaniem nad niebezpieczeństwami, które następne szesnaście godzin może mu prawdopo-
59
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XII. Zainteresowanie życiem
dobnie zafundować, zbroi się specjalnie przeciw tym niebezpieczeństwom, ale uzbraja się jednocześnie, chociaż w mniejszym stopniu, przeciw niebezpieczeństwom, o których nawet nie marzył. Ten codzienny nawyk musi być dosyć elastyczny. Może zaistnieć potrzeba, aby zaczynać od nowa kilka razy z rzędu przez tydzień, przez miesiąc, nawet przez kilka miesięcy. Zaczynać od dyscyplinowania umysłu w jednej tylko konkretnej sprawie, tymczasowo zaniedbując inne. Zadziwiające jest, jak można wyplewić każdy centymetr ścieżki w ogrodzie i utrzymywać ją w pedantycznym porządku, a potem pewnego ranka znaleźć na samym środku tłustą, w pełni rozwiniętą roślinę, której korzenie są szeroko i głęboko, jakby absolutnie zatopione w granicie! Wszyscy ogrodnicy znają takie przypadki. Ale podobne odkrycie, chociaż wymagać będzie ciężkiej pracy z jego strony, nie zniechęci człowieka, którego umysł jest jego hobby. Ponieważ takie odkrycie samo w sobie jest częścią materiału, z którego musi zbudować sobie życie. Jeśli ktoś ma zamiar wymienić wszystko, co ma, na swój własny spokój, godność i szczęście, musi zatrudnić do tego nawet własne porażki. Musi na nie spojrzeć jak na zjawiska wywołane przez ten mózg w tym pudełku i pogodnie zabrać się za powstrzymanie powtórzeń takich sytuacji w przyszłości. Wszystko, co mu się przytrafia, sukces czy stagnacja, będzie jedynie zwiększać jego zainteresowanie zawartością tego pudełka. Jakbym was słyszał: „I będzie z niego wspaniały, wyrośnięty egotysta!” Myślę, że będzie tym dobrym rodzajem egotysty. Przeciętny człowiek nie jest nawet w połowie wystarczającym egotystą. Jeśli egotyzm oznacza niesamowite zainteresowanie sobą samym, egotyzm jest absolutnie niezbędny do efektywnego życia. Nie ma od tego ucieczki. Ale jeśli egotyzm oznacza samolubność, poważny czeladnik rzemiosła życia codziennego nie będzie egotystą dłużej niż przez rok. Po roku będzie miał dosyć dowodów na niedorzeczność egotyzmu.
60
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XIII. Sukces i porażka
XIII. Sukces i porażka Niestety, zdaję sobie sprawę z tego, że te krótkie rozdziały mogą przekazać fałszywe wrażenie – szczególnie bardziej ufnym i rozentuzjazmowanym czytelnikom – prostoty. I że kiedy doświadczenie szorstko skoryguje to wrażenie, taki czytelnik, o ile nie zostanie wcześniej bardzo solennie ostrzeżony, może w przypływie wstrętu zniechęcić się do całego przedsięwzięcia, a potem na zawsze zachować cyniczne i nieuprzejme nastawienie do wszystkich teorii o kontrolowaniu maszyny ludzkiej. Wiem, przedsięwzięcie nie jest łatwe. Opiera się na jednej prostej zasadzie – świadomej dyscyplinie mózgu poprzez wybrane nawyki myślowe. Jednocześnie, właściwie jest tak bardzo skomplikowane, jak cokolwiek może być skomplikowane. Zaawansowana gra w golfa to w porównaniu z tym dziecinna zabawka. Człowiek, który mówi sobie krótko: „Wstanę o 8.00, od 8.30 do 9.00 przeegzaminuję i skontroluję swój umysł, a w ten sposób moje życie od razu, natychmiastowo poprawi się nie do poznania” – nieuchronnie zmierza na spotkanie z przykrym rozczarowaniem. Postępy będą powolne. Postępy mogą z początku wydać się gwałtowne, ale potem może nadejść okres bezowocny, kiedy niedoszły triumfator nad swoim mózgiem poniesie serię wyjątkowo śmiertelnych porażek. Wtedy w swoim pesymizmie wyobrazi sobie, że wszystkie jego wysiłki spełzły na niczym, że niepoważne leniuchy wyciągnięte w parkach oraz czytelnicy powieści w kafejkach mają jednak rację. Może nawet czuć się zawstydzony, bo tak się dał nabrać (jak sądzi) na pokrętne obietnice, jak naiwni ludzie nabierają się na zakup mętnego specyfiku od jakiegoś konowała.
61
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XIII. Sukces i porażka
Przekonanie, że uczyniło się ogromny wysiłek, a nie osiągnęło żadnych właściwie postępów, jest czołowym niebezpieczeństwem czyhającym na początkujących dozorców maszyny. Jest ono, będę nalegał, w każdym przypadku przekonaniem niepopartym faktami i zazwyczaj jest po prostu wynikiem reakcji na znużenie, któremu sekunduje pilnie instynkt wrodzonego lenistwa. Nie sądzę, aby ostało się to przy bezstronnej analizie faktów. Ale wiem też, że w celu znalezienia sobie wymówki do zarzucenia dalszych wysiłków, człowiek jest w stanie przekonać siebie, iż poprzednie wysiłki nie dały zupełnie żadnych owoców. Taka dziwna jest ta ludzka maszyna. Błagam, aby każdy studiujący samego siebie rozważył to stwierdzenie z całą uczciwością intelektualną, na jaką go stać. To jest śmiertelnie poważne ostrzeżenie. Kiedy dozorca maszyny zaobserwuje, że często zdarza mu się zmieniać punkt widzenia; kiedy zauważy, że to, co wczoraj było głównym punktem trudności, dzisiaj wtopiło się w tło podobnych mu oczywistości, a na to miejsce wypłynęło jakieś nowe zjawisko; kiedy budzi się rano i jednym nowym, nieoczekiwanym spojrzeniem w zakamarki maszyny pojmuje, że do tej pory dążył w zupełnie błędnym kierunku i że musi zacząć od nowa; kiedy zastanawia się, jakim cudem mógł być taki ślepy i taki głupi, nie widząc tego, co widzi teraz; kiedy tę nową wizję przesłaniają nowe rozczarowania i zawężają ciągłe zastrzeżenia; kiedy przytłacza go złożoność podjętego przedsięwzięcia – wtedy niech nabierze otuchy, bo właśnie mu wychodzi! Historia sukcesu w każdej ze sztuk – a doglądanie maszyny to też sztuka – jest pasmem zaczynania od nowa, rozpraszania i zagęszczania się wątpliwości, ciągle rosnącego wyobrażenia co do zasięgu obszarów jeszcze niepodbitych oraz ciągle malejącego wyobrażenia o zasięgu obszarów już zajętych. Nadzwyczajne, że chociaż żadne przedsięwzięcie nie mogłoby chyba dostarczać bardziej zróżnicowanych i zmiennych podniet niż pano-
62
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XIII. Sukces i porażka
wanie nad mózgiem, drugim ogromnym niebezpieczeństwem, które zagraża osiągnięciu ostatecznego sukcesu, jest nic innego jak banalna utrata entuzjazmu i zapału do tego! Można by sądzić, że w sprawie, która dotyczy go tak bezpośrednio; w sprawie, której rezultaty mogą być w bardzo dosłownym sensie najwyższej wagi dla niego; w sprawie, która może z pewnością zmienić układ sił między szczęściem a nędzą w jego życiu, człowiek nie zniechęciłby się samą monotonią. A jednak tak jest. Ileż razy widziałem porzucanie, czasowo lub na stałe, tego potężnego i pasjonującego przedsięwzięcia z prostego braku zainteresowania. Dlatego sądzę, że praktycznie we wszystkich przypadkach oprócz tych, gdzie jakaś wyjątkowa, niespotykana siła woli czyni to przedsięwzięcie prawie niepotrzebnym; zainteresowanie ćwiczeniem umysłu osłabnie, o ile nie będzie regularnie podsycane z zewnątrz. Zainteresowanie to nie może być podsycane z zewnątrz poprzez rozmowy z innymi pogromcami swoich umysłów. Są pewne rzeczy, o których przytomnie poukładani ludzie nie rozmawiają, a ta jest jedną z nich. Sprawa jest zbyt osobista, a także zbyt moralna. Po kilku zaledwie minutach werbalizacji tego tematu, śmiertelna zaraza zdaje się wypełniać powietrze – zaraza kołtuństwa. (Albo się mylę i taki horrorek całkiem nam się podoba? Nie. Nie sądzę, żebym się mylił.) Stąd też podsycanie musi być dostarczane poprzez lekturę – troszkę czytania każdego dnia. Przypuszczam, że tysiące autorów spłodziło coś mniej lub bardziej szczerego na temat zarządzania maszyną ludzką, ale dwaj, którzy według mnie są daleko przed całą resztą, to Marek Aureliusz Antoniusz2 i Epiktet3. Od ich czasów nie wynaleziono 2
Marek Aureliusz – ur. 26 kwietnia 121 w Rzymie, zm. 17 marca 180 w Vindobonie (obecnie Wiedeń) – cesarz rzymski, pisarz i filozof. Marek Aureliusz jest znanym stoikiem. Nazywany jest filozofem na tronie. Jego dzieło, „Rozmyślania”, przetrwało wieki i nadal jest źródłem inspiracji. Wyłania się z niego obraz władcy jako człowieka skromnego i umiarkowanego. 3 Epiktet z Hierapolis – ur. ok. 50, zm. ok. 130, filozof rzymski, jeden z reprezentantów stoicyzmu. Uczeń wielkiego stoika Muzoniusza Rufusa. Twórca szkoły w Nikopolis w Epirze (współczesna Grecja). Epiktet w swoich rozważaniach podejmuje przede wszystkim zagadnienie wolności człowieka – twierdził, że można ją 63
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XIII. Sukces i porażka
wiele więcej. „Doskonalenie umysłu to potęga drzemiąca w duszy” – napisał Marek Aureliusz w dziewiątej księdze „Rozmyślań” ponad tysiąc osiemset lat temu. Marek Aureliusz uważany jest zdecydowanie za największego pisarza w szkole maszyny ludzkiej, a wielu uważa za bardzo złe przyzwyczajenie NIE czytanie go codziennie. Prawdę mówiąc, jego praca jest sama na pustyni. Ale jako praktyczny „Bradshaw”4 egzystencji, przedłożyłbym rozważania Epikteta nad Marka Aureliusza. Epiktet jest bardziej grubiański; wyzwie cię od matołów, jak tylko na ciebie spojrzy. Jest bystry, nawet zabawny i nigdy nie odbiega daleko od spraw codziennego życia. Aż wylewa się z niego cała masa spraw aktualnych dla czytelników w roku 1908. Był wyzwolonym niewolnikiem. M. Aureliusz był cesarzem i posiadał tę podatność na choroby, na którą muszą cierpieć wszyscy cesarze. Dusza na pewno delikatniejsza niż Epiktet, nie jest jednak w mojej opinii towarzyszem równie użytecznym. Nie wszyscy potrafią swobodnie oddychać w takiej atmosferze. Mimo to oczywiście należy go czytać, czytać i jeszcze raz czytać od początku, zawsze i wciąż. Kiedy przekopiecie się przez Epikteta – wystarczy jeden rozdział dziennie, dobrze przeżuty i przetrawiony – możecie się wgryźć w Marka Aureliusza, a potem wrócić do Epikteta, a potem od nowa, dzień w dzień, albo noc w noc, do końca życia. A oni podtrzymają wasze zainteresowanie samymi sobą. W kwestii koncentracji waham się polecić Potęgę Myśli Annie Besant5, ale byłbym chyba niesprawiedliwy, nie polecając jej, ponieważ na mnie samego wywarła ogromny wpływ. To nie jest najlepsza książka tej zdumiewającej kobiety. Adresowana jest do teozofów i można ją w pełni zrozumieć tylko w świetle doktryn teozoficznych. osiągnąć wtedy, gdy w naszym życiu zapanują wartości duchowe i że należy zapanować nad swoimi pragnieniami. 4 „Bradshaw” – sędzia sądu najwyższego, który skazał na śmierć angielskiego króla Charlesa I Stuarta. Prawdopodobnie chodzi ogólnie o osądzanie. 5 Annie Wood Besant – ur. 1.10. 1847 w Londynie w Anglii, zm. 20.09.1933 w Adyar w Indiach, angielska teozofka, feministka oraz pisarka. Była drugą przywódczynią Towarzystwa Teozoficznego (po Helenie Bławatskiej). 64
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XIII. Sukces i porażka
(Żeby to wszystko ogarnąć, byłem zmuszony przestudiować dużo większą księgę o teozofii jako takiej.) Zawiera sporą dawkę czegoś, co określiłbym jako kiepski sentymentalizm, jak również dużo czystych dogmatów. Ale ze wszystkich mi znanych, jest to podręcznik, do którego mam najmniej zastrzeżeń. I nawet jeśli jakiś nieobeznany czytelnik zignoruje wszystko, co dla niego jest albo zbyt greckie, albo zbyt bzdurne, wciąż zostanie spora ilość bardzo rozsądnych informacji i rad, z których może skorzystać. Wszystkie trzy książki są dość tanie.
65
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XIV. Człowiek i jego otoczenie
XIV. Człowiek i jego otoczenie Przejdę teraz do całkowicie innego aspektu całego tematu. Do tej pory zajmowałem się maszyną ludzką jako urządzeniem służącym do adaptacji człowieka ze środowiskiem. Moim celem było pokazanie, jak wiele zależy od maszyny, a jak niewiele od środowiska, oraz że podstawowym zadaniem maszyny jest utylizować, czyniąc przedmioty do życia, dane środowisko, w jakim wypadło jej się znaleźć – a nie żadne inne! Wszystko to jednak nie oznacza, że trzeba zaakceptować, fatalistycznie, pasywnie i na zawsze, każde niedorzeczne środowisko, w które los wybrał nas rzucić. Jeśli wystarczająco daleko doprowadzimy zdyscyplinowanie naszego mózgu, możemy bez wątpienia dojść do zadziwiająco dobrych wyników obojętnie w jakim środowisku. Ale nie byłby to „dobry powód”, żeby zużyć nadmierną ilość siły woli na zdyscyplinowanie mózgu, kiedy lżejszy wysiłek w innym kierunku dałby bardziej udane wyniki. Człowiek, którego los zepchnął do rowu, mógłby osiągnąć cuda na linii przekształcania się w płaza; mógłby oszołomić świat, przedstawiając wyniki swojej filozofii przy tak niewyobrażalnych trudnościach. Ludzie płaciliby piątkę od głowy, żeby móc przyjść i zobaczyć go… ale byłby mniejszym głupkiem, gdyby wylazł z tego rowu i zdecydowanie łatwiej ułożył sobie życie na brzegu. Tak jak opowiedziałem w skrócie, zaletą odpowiedniego przestudiowania kontroli nad maszyną jest to, że pozwala adeptowi ze sporą dozą pewności ocenić, czy jego nijakie życie jest skutkiem zaburzeń maszyny czy środowiska, dla którego być może maszyna jest nieodpowiednia w swojej podstawowej konstrukcji. Rzeczywiście, w przy66
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XIV. Człowiek i jego otoczenie
padku poważnej różnicy pomaga nam słusznie zdecydować, czy to on czy reszta świata nie ma racji. A także jeśli dojdzie do wniosku, że to nie on jest w błędzie, pomaga mu wybrać nowe środowisko albo zmodyfikować stare, na podstawie jakichś naukowych zasad. Szeroka rzesza ludzi nigdy nie będzie wiedziała, nawet w przybliżeniu, dlaczego są niezadowoleni ze swojego pobytu na tej planecie. Udają się w długie i męczące podróże w poszukiwaniu cennych materiałów, które cały ten czas ukryte są w nich samych. Ne wiedzą, czego chcą, wiedzą tylko, że czegoś chcą. Albo jeśli wreszcie wymyślą i ustalą sobie, czego właściwie chcą, założę się jeden do stu, że po osiągnięciu tego będą tak samo dalecy od zadowolenia, jak byli na początku! To sprawa codziennych obserwacji. Ludzie angażują się gorączkowo w zdobywanie rzeczy, które z ogólnego doświadczenia są paskudnym rozczarowaniem dla tych, którzy już je posiedli. Mimo to walka trwa i prawdopodobnie nigdy się nie skończy. Wszystko dlatego, że mózg leży gdzieś tam nieużywany. „Nie o drobnostki idzie tu gra” – powiedział Epiktet o kontroli instynktów poprzez rozum. „To znaczy, masz jakiś zdrowy rozsądek czy go nie masz?” Bez wątpienia w tej sprawie ogromna większość ludzi nie ma żadnego zdrowego rozsądku, w przeciwnym wypadku nie zachowywaliby się tak, jak się zachowują: tacy radośni, tak zaślepieni. Ale człowiek, którego umysł jest w stanie nadającym się do użytku, stanowczo posiada zdrowy rozsądek. A kiedy człowiek wydajnością swojego umysłu sprawi, że ten jego umysł zdecydowanie zapanuje nad instynktami, od razu ujrzy rzeczy w prawdziwszym świetle niż było to możliwe przedtem. Stąd też będzie w stanie słusznie oszacować wartość różnych składników naszego otoczenia. Jeśli na przykład mieszka w Londynie i zauważa ciągłe tarcia, skłoni go to do zrewidowania roszczeń tego miasta do tytułu „Mekki inteligencji”. Może powie sobie: „Coś tu nie gra, a powodem problemów nie jest maszyna. Londyn zmusza mnie do tolerowania brudu, ciemności, brzydoty, stresu, codziennych męczących podróży 67
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XIV. Człowiek i jego otoczenie
i ogólnej drożyzny. Co mi Londyn daje w zamian?” I może dojść do wniosku, że Londyn nie daje w zamian nic specjalnego, poza swoim przepychem i od czasu do czasu miejscem na dobrym koncercie albo na złej sztuce. Może dostałby więcej w zamian za swój wydatek umysłu, nerwów i pieniędzy, mieszkając na prowincji. Może zauważyć, jak pewien francuski powieściopisarz, że „większość ludzi o prawdziwie wyjątkowych umysłach woli życie na prowincji”. A wtedy może rzeczywiście posłucha rozumu i opuści zwodnicze uroki Londynu ze spokojem w sercu, pewny swojej diagnozy. Podczas gdy człowiek, który nie poświęcił zbyt wiele czasu trosce o swoją maszynę do myślenia, nie mógłby się nakręcić do podjęcia takiego kroku, częściowo dlatego, że nie umie się zdecydować, a częściowo – ponieważ nigdy nie zbadał źródeł swojego nieszczęścia. Człowiek, który przy braku pełnej kontroli nad swoją maszyną jest stale niezadowolony ze swego istnienia, jest jak człowiek sekretnie podtruwany i niewiedzący, w czym jest trucizna ani przez kogo jest podawana. Stąd nie ma pośredniego wyboru, jak tylko zagłodzić się na śmierć albo zatruwać nadal. Tak jak miejsca z naszego otoczenia, podobnie ludzie w naszym otoczeniu – są źródłem naszych problemów. Większości tarć między ludźmi spokojnie da się uniknąć. Jednakże czasem tarcia wynikają z tak głębokich powodów, iż żadna umiejętność maszyny nie zdoła zażegnać konfliktu. Ale jakże człowiek, którego umysł nie kontroluje jego egzystencji, ma ocenić, które nieporozumienie da się rozwiązać? I czy powstało ono w nim samym czy w tej drugiej osobie? Zupełnie nie umie oceniać. Z kolei człowiek przyzwyczajony używać umysłu nie tylko dla próżnej zabawy, zauważając, że zgrzyty trwają pomimo pracy umysłu, będzie miał tak jasny obraz konieczności rozstania jako jedynego wyjścia z sytuacji, że przygotuje się na wysiłek do tego potrzebny. Jedną z głównych zalet wydajnego umysłu jest to, że potrafi działać stanowczo i zdecydowanie. Częściowo oczywiście dlate-
68
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XIV. Człowiek i jego otoczenie
go, że został wyćwiczony, ale bardziej dlatego, że jego działań nie zakłócają instynkty. Po trzecie, istnieje środowisko ogólnego celu życiowego naszej jednostki. Jest ono, jak sądzę, dużo częściej beznadziejnie pomylone i daremne niż środowisko sytuacji i środowisko innych osób. Ośmielę się stwierdzić, że około siedemdziesięciu procent ambicji nie zostaje nigdy zrealizowanych oraz że dziewięćdziesiąt dziewięć procent wszystkich zrealizowanych ambicji jest bezowocnych. Inaczej mówiąc, ciągle trwa to gigantyczne poświęcenie ze strony teraźniejszości na rzecz przyszłości. I tutaj też przydatność dyscypliny umysłowej jest pokazana w sposób uderzający. Człowiek, którego pierwszym zajęciem co dzień od rana jest skoncentrowanie umysłu na odpowiedniej pracy tego właśnie dnia, musi koniecznie pielęgnować swoje zainteresowanie dniem dzisiejszym. Niemożliwe, żeby poświęcił powiedzmy pięćdziesiąt pięć lat kariery problematycznym przygotowaniom własnej wygody i chwały na lata późniejsze. Człowiek, którego umysł pełni funkcję służebną, nie funkcję gosposi czy domowego psiaka, codziennie będzie otrzymywał takie ilości zadowolenia i satysfakcji, że bardzo wcześnie zada sobie pytanie: „W sprawie tej ambicji, która trawi cenne godziny mojego czasu, co mi ona da, czego jeszcze nie mam?”. A dalej, stałe rozwijanie i zainteresowanie tym nowym hobby (niech będzie!) codziennego życia zgodnie ze zdrowym rozsądkiem zadziała automatycznie jako test dla każdego nowego dążenia. Jeśli wytrzyma ono i przejdzie test, wtedy rozkwitnie na szczycie codziennego rozwijania maszyny. Wtedy też właściciel tego dążenia może być pewien, że jest autentyczne i niezwyciężone, i może się jemu poświęcić z pełnym oddaniem. Jego rozwinięta już troska o dzień dzisiejszy zapobiegnie sytuacji, w której zmieniłby to jedno dążenie w ołtarz, na którym poświęciłby wszystkie inne teraźniejsze wartości i sprawy.
69
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XIV. Człowiek i jego otoczenie
Usłyszę teraz, że chcę się całkowicie pozbyć ambicji, a przecież jest ona wielką siłą motywującą życie i rozwój oraz że jestem także wrogiem społeczeństwa i w całym swoim wywodzie rozmijam się z prawdą. Ale ja nie chcę wcale pozbywać się ambicji! Mówię tylko, że nasze obecne ambicje zwykle kończą się rozczarowaniem, że zwykle oznaczają całkowite przestawienie życia. To jest fakt niezaprzeczalny, którego powodem jest to, iż wybieramy sobie ambicje albo nie znając ich prawdziwej wartości, albo nie wiedząc, ile to nas będzie kosztować. Zdyscyplinowany umysł ukaże natychmiast bezcelowość większości ambicji, jak również upewni się, że te, które pozostaną, poprowadzone będą rozsądnie. Jednocześnie przekona on swojego pana, iż ambicja przeżycia następnych dwudziestu czterech godzin dokładnie i ściśle według zasad zdrowego rozsądku jest ambicją, nad którą trzeba dużo popracować.
70
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XV. Finanse
XV. Finanse Każdy, kto naprawdę chciałby pogadać prosto i szczerze o pieniądzach, w obecnych czasach ma przed sobą bardzo poważną trudność praktyczną. Musi stanąć w opozycji do przytłaczającej ilościowo opinii publicznej i pozwolić, aby uznano go za pozera, dziwaka albo głupka. Ludzie tak samo szukają szczęścia teraz, jak szukali go milion lat temu. Pieniądze nie są głównym czynnikiem stanowiącym o szczęściu. Można by się sprzeczać, czy w rankingu rzeczy potrzebnych do szczęścia pieniądze zajmują pozycję dwudziestą czy może pięćdziesiątą. Ale nie można dyskutować, że pieniądze same w sobie przynoszą czy nie przynoszą szczęścia. Nie może być wątpliwości w kwestii, że pieniądze szczęścia nie dają. Jednak w obliczu tej powszechnej i niezmiennej prawdy cała ludzkość zachowuje się tak jakby pieniądze były jedynym albo najważniejszym punktem na drodze do osiągnięcia szczęścia. Ludzie nie myślą i nie chcą słuchać przemyśleń innych. Pogoń za pieniądzem podnosi im ciśnienie. Gdyby jakiś filozof chciał chwycić ludzkość za rękaw i wyjaśnić jej parę spraw, musiałby chyba swoje wyrzuty poprzeć trzęsieniem ziemi. Kiedy człowiek poświęca własny interes z powodu woli jakiegoś dawno zmarłego tyrana, aby ożenić się z kobietą, którą kocha; kiedy angielski minister religii rezygnuje z dwudziestu pięciu tysięcy funtów rocznie, żeby emigrować i nauczać milionerów w Nowym Jorku, takie zjawiska są autentycznie tak zdumiewające, że w mig obiegają świat w nagłówkach artykułów gazetowych! Teraz, kiedy takie nastawienie wobec pieniędzy jest szczere, naprawdę niebezpieczne jest – może nawet szkodliwe – upierać się głośno i zażarcie, że zamiast najpotężniejszą, pieniądze są najmniej ważną rzeczą na świecie. W cza71
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XV. Finanse
sach wielkich zrywów militarnych za wygłaszanie podobnych opinii człowieka może dotknąć co najmniej ostracyzm, jeśli nie lincz. Zaś kilka lat po nas wszyscy przyjmą je za truizm. Stąd mądry filozof powinien trzymać język za zębami – bo mu go odetną. Konsekwentnie, w zenicie okresu, kiedy posiadanie pieniędzy w ilościach absurdalnych jest niezawodnym środkiem do zdobycia powszechnego szacunku, nie mam zamiaru głosić ani wprowadzać w czyn tego wszystkiego, co na ten temat sądzę prywatnie. Nie zawsze tak bywało. W niektórych poprzednich okresach panowała podobna jak teraz żądza posiadania bogactw i wystawnego życia, ale były też czasy, kiedy zdobywanie pieniędzy i zazdroszczenie milionerom nie było jedynym zajęciem przeciętnego człowieka. I taki wiek niewątpliwie nadejdzie po naszym. Nie byłoby dla mnie wielkim zaskoczeniem, gdyby powstał jakiś ruch anty-luksusowy, utworzyła się jakaś liga czy związek w klasach średnich (gdzie tylko intelekt można znaleźć w dużych ilościach), którego członkowie zobowiązaliby się wystrzegać wszystkich tych wielkich, naiwnych, banalnych, brzydkich i męczących zajęć bogaczy naszych czasów oraz nie wydawać nic ponad określoną sumę rocznie na jedzenie, picie, okrywanie ciała oraz przemieszczanie się z miejsca na miejsce jak pakunki po całej powierzchni ziemi. Taki ruch pomógłby z pewnością uformować opinię potępiającą zbytkowne wydatki na własne przyjemności jako złą formę zachowania. Jednak udziałowcy wielkich hoteli, restauracji, torów wyścigowych różnego rodzaju, wraz ze sławnymi śpiewakami, adwokatami itd., nie muszą się czuć zagrożeni. Takiej tendencji jeszcze nie ma. Będąc w temacie wpływu pieniędzy na efektywne sterowanie maszyną ludzką, nie ma na szczęście potrzeby informowania tych, którzy zainteresowali się zachowaniem własnego mózgu, że pieniądze znaczą bardzo niewiele w tej przeogromnej sprawie. Żadna z rzeczy naprawdę pomocnych w doskonaleniu się nie kosztuje więcej, niż ktoś
72
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XV. Finanse
czytający te strony mógłby zapłacić. Wydatki związane z codziennymi medytacjami, z tworzeniem przyzwyczajeń myślowych, z praktykowaniem samokontroli i bycia radosnym, z osadzeniem na tronie rozumu i detronizacją hałastry pierwotnych instynktów – te wydatki są naprawdę, wiecie, znikome. I obojętnie, czy dostaniecie tę tak bardzo zasłużoną podwyżkę w wysokości funta tygodniowo czy też nie; i tak możecie iść do przodu ze swoją maszyną. To nie samochód, chociaż zacząłem, porównując ją do auta. I nawet kiedy po opanowaniu do pewnego stopnia sztuki codziennego osiągania godności i zadowolenia poprzez rozsądne kierowanie maszyną, dojdziecie do upiększania życia – nawet najlepsze upiększanie życia nie zrujnuje was. Mogą wzrosnąć ceny ropy – już tak było parę razy – ale książek nie. Bilety wstępu do galerii sztuki, na koncerty i tym podobne pozostaną stosunkowo tanie. Widoki gór i lasów jesienią, wschody i zachody słońca nad morzem, zapach majowych traw po deszczu, smak owoców i pocałunków – tego nie zmienią machinacje koncernów ani panika na giełdach światowych. Podróże, które po książkach są najwspanialszym upiększeniem życia (i których nie ceni się za ilość mil, lecz za jakość), są zdecydowanie tańsze niż kiedyś. Wszystko, czego potrzeba, to pomysłowość w wydatkach. Ale dużo pomysłowości i mało środków jest o wiele bardziej korzystne i satysfakcjonujące niż dużo środków i brak pomysłowości. Pewnie cały czas, czytając to, mówicie sobie niecierpliwie i drwiąco: „Wszystko bardzo pięknie, gładko się to mówi, ale…” Krótko mówiąc, nie przekonałem was. Nie możecie wykorzenić z duszy tego od dawna zasiedziałego dogmatu, że więcej pieniędzy oznacza więcej radości. Żal mi was. Ale pozwólcie, że zadam jedno pytanie i proszę, odpowiedzcie mi na nie uczciwie. Wasze możliwości finansowe są teraz większe niż kiedyś. Czy teraz jesteście szczęśliwsi albo mniej niezadowoleni niż byliście kiedyś? Biorąc pod lupę wasze życie dzień po dniu, godzinę po godzinie, sądząc po tym tajemniczym uczuciu
73
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XV. Finanse
(w piersi) na temat obowiązków, zmartwień, radości i satysfakcji, czy rzeczywiście jesteście szczęśliwsi, niż byliście kiedyś? Nie chcę być źle zrozumiany. Nie można ignorować kwestii finansowej. Prawdą jest, że pieniądze nie dają szczęścia, ale również prawdą jest, iż brak pieniędzy wprowadza taki stan rzeczy, w którym wydajne życie staje się podwójnie trudne. Te dwa stwierdzenia, pozornie może przeciwstawne, w rzeczywistości wcale takie nie są. Skromny dochód wystarcza na najpełniejsze zrealizowanie swojego wewnętrznego Ja, jeśli chodzi o zadowolenie i godność, ale musisz żyć w obrębie tego budżetu. Nie możesz tak zupełnie świadomie i słusznie zignorować pieniędzy. Na przykład człowiek, który doskonali siebie i kształci córki we wszystkim oprócz umiejętności zarabiania na własne utrzymanie, a potem ma czelność umrzeć nagle, nie zostawiając grosza – taki człowiek to łotr. Dziewięćdziesiąt – nie, dziewięćdziesiąt dziewięć procent wszystkich obaw, które niemal uniemożliwiają normalne życie, jest spowodowanych nawykiem balansowania na krawędzi dochodów, tak jak inni chodzą po krawędzi przepaści. Większość Anglików ma ciągle takie lub inne zmartwienie finansowe, wiecznie obecne gdzieś w głębi umysłu. Poświęcenie potrzebne do obalenia tego stanu rzeczy jest bardziej pozorne niż rzeczywiste. Wszelkie wydatki są sprawą nawyków. Ogólnie mówiąc, z wybitnie skromnych dochodów człowiek może mieć wszystko, czego potrzebuje. O ile nie potrzebuje uznania snobów. Nawyk może sprawić, i nawyk właśnie to sprawia, że równie trudno jest utrzymać rodzinę za dwa tysiące rocznie jak za dwieście. Przypuszczam, że dla większości ludzi zawieszenie dochodów na jeden miesiąc oznaczałoby bankructwo, kontakty z lichwiarzem lub straszną niewygodę. Niemożliwe, żeby w takich warunkach być absolutnym i niezależnym posiadaczem własnej duszy nieśmiertelnej! Dlatego skłaniałbym się ku stwierdzeniu, że pierwszym działaniem wstępnym do odpowiedniej kontroli maszyny jest nawyk wydawania zdecydowa-
74
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XV. Finanse
nie mniejszych sum, niż się zarabia czy dostaje. Najprawdziwszy automat-urzędnik powinien mieć zabezpieczenie finansowe na cały rok, jako osłonę przed kaprysami pracodawcy. Spodziewać się, iż człowiek niemający w swoim sejfie zabezpieczenia finansowego co najmniej na rok zajmie się z sukcesem prawdziwą sztuką życia, byłoby równie rozsądne jak oczekiwać, że mieszkańcy miasta bez murów obronnych leżącego na środku równiny okupowanej przez wrogą armię, z sukcesem zaczną studiować logarytmy lub metafizykę. Cały sekret stosunkowej wolności od obaw finansowych nie leży w dochodach, lecz w wydatkach. Wstyd mi wypowiadać ten starodawny banał. Jest całkowicie ignorowany, jak większość aforyzmów niepodważalnej mądrości. Powiecie, oczywiście, że nie jest łatwo zostawić margines finansowy pomiędzy waszymi wydatkami i waszymi obecnymi dochodami. Wiem o tym. Po bratersku ściskam wam dłoń. Ale przecież zdecydowanie łatwiej jest zmniejszyć wydatki niż zwiększyć dochody i nie zwiększyć wydatków jednocześnie. Macie wybór. Cokolwiek zdecydujecie, bądźcie pewni, że podstawy filozofii to margines, na który zawsze możecie sobie pozwolić.
75
XVI. Rozum, rozum! Konkludując, muszę podkreślić kilka rezultatów tego, co mógłbym nazwać „intensywną kultywacją” rozumu. Umysł stanie się nie tylko potężniejszy i bardziej efektywny w dziedzinach życia, w których szczególnie powinien popracować, ale również poszerzy zakres swojej aktywności. Z pewnością będzie się mieszać do wszystkiego. Człowiek studiujący siebie będzie musiał koniecznie prowadzić swoje życie coraz bardziej tak, jak dyktują to poglądy jego umysłu. Takie rozwiązanie będzie najbardziej zbawienne i zgodne zarówno z nim, jak i z resztą świata. Powiecie, że straszna krzywda się stanie, jeśli ludzkość zawsze i wszędzie będzie postępować racjonalnie. Bo co z sercem wtedy? Wyobrażacie sobie życie całkowicie podporządkowane rozsądkowi jako szorstkie i bezduszne. Nie jest tak. Kiedy rozum i serce są w konflikcie, wtedy nieodmiennie serce się myli. Nie chcę powiedzieć, że rozum ma zawsze absolutną rację, ale zawsze myli się mniej niż serce. Imperium rozumu nie sięga wszędzie, ale tam, gdzie sięga – rozum ma władzę najwyższą. A jeśli inne siły rzucają mu wyzwanie na jego własnym terenie, muszą się liczyć z konsekwencjami. Kiedy serce sprzeciwia się rozumowi, prawie zawsze serce jest ładną nazwą, pod którą ukrywamy własne lenistwo i egotyzm. Idziemy ulicą i widzimy niezbyt bogatą, porządną, młodą mamę stojącą na ulicy, z dzieckiem na wózku inwalidzkim i z chusteczkami do nosa. Wiemy, że jej się nie przelewa, bo widzimy, jak jest ubrana. Z jej ubrania też widzimy, że jest porządna i uczciwa. Wiemy, że nie zamierza żebrać, tylko sprzedaje chusteczki. Widok jej i jej dziecka ciąży nam na sercu. Nasze serce płacze i kupujemy od niej zapałki, płacąc dwa razy tyle, ile są warte. Uśmierza to ból w naszym sercu, bo spełniło ono dobry uczynek. Ale po jakimś czasie nasz rozum (spał niefortunnie w tamtej chwili) budzi się i zaczyna: „To dziecko było podstawione, chusteczki to taki rekwizyt. Cała sprawa to show
zmontowany, aby wyciągać pieniądze od takich głupków jak ty. Działa jak maszynka do robienia kasy: widzisz i wrzucasz. Zamiast pomóc komuś w niedoli, tylko pomogłeś nakręcić ten haniebny proceder. Powinieneś wiedzieć, że nie da się czynić dobrze w taki ekspresowy sposób.” Serce rozdaje pieniądze na ulicy. Rozum działa w Fundacji Pomocy Społecznej. Oczywiście rozdawanie drobnych na ulicy to mniejszy kłopot niż praca na rzecz Fundacji. Wolontariat jako metoda na pogłaskanie naszej próżności szybko, tanio i miło nie może się równać ze sztuczką rozdawania drobnych byle gdzie, bez roztrząsania komu i na co. Tylko który z tych dwóch sposobów powinniśmy oskarżyć o szorstkość i bezduszność? A który jest rzeczywiście życzliwy? Przedstawiam tę matkę z chorym dzieckiem jako typowy przykład konfliktu Serca z Rozumem. Wszystkie inne przypadki są takie same. Rozum jest zawsze życzliwszy niż serce. Rozum zawsze chętniej niż serce zgadza się na sporo pracy za niewielkie wynagrodzenie. Rozum zawsze robi to, co trudne i niesamolubne, a serce robi zawsze to, co łatwe i widowiskowe. Oczywiście efekty pracy rozumu są zawsze bardziej korzystne dla społeczeństwa niż efekty działalności serca. Jeszcze jedno. Próbowałem pokazać, że jeśli rozum będzie zarządzać uczuciami, niemożliwe stanie się przyjęcie postawy karcącej wobec jakiejkolwiek osoby za jakiekolwiek poczynania. Zwyczaj obwiniania musi absolutnie odejść. Żadnym argumentem przeciw temu stwierdzeniu nie jest powiedzenie, że pociąga za sobą anarchię i rozkład społeczeństwa. Nawet gdyby (co zdecydowanie nie jest prawdą), nie wpłynie to na prawdziwość tego stwierdzenia. Wszystkie wielkie prawdy atakowano zarzutami, że przyjęcie ich oznaczałoby koniec wszystkiego. Jakby to miało znaczenie! Nie ubiegam się wcale o tytuł odkrywcy tej prawdy, więc nie waham się ogłosić, że jest to jedna z najważniejszych prawd, jakich świat musi się jeszcze nauczyć. Jednak prawdziwym powodem, dla którego wielu ludzi ją neguje, jest nie fakt, iż sądzą, że pociągnie ona za sobą całkowity rozkład społeczeństwa (strach przed tym nigdy nie powstrzymał nikogo od robienia czegoś czy wierzenia w coś, i nigdy nie powstrzyma), ale ponieważ mówią oni sobie, że jeśli nie mogą zganić, to nie mogą też pochwalić. A tak lubią chwalić! Jeśli tak niesamowicie spragnieni są pochwał, szkoda, że nie chwalą trochę więcej! Nie mam wątpliwości,
że przeciętny człowiek gani o wiele częściej niż chwali. Winien temu jest jego instynkt. Jak jest zadowolony, nie mówi nic; jak nie jest, absolutnie nielogicznie wywołuje kłótnię. A więc nawet jeśli ograniczenie nagan wymagałoby ograniczenia pochwał, zmiana z pewnością byłaby zmianą na lepsze. Ale nie widzę żadnego powodu, dla którego ograniczenie nagan powinno się wiązać z ograniczeniem pochwał. Przeciwnie, sądzę, że zwyczaj chwalenia powinien być pielęgnowany. (Nie chodzi mi o sporadyczne obdzielanie łopatą, raczej regularne karmienie łyżeczką.) Tak czy owak, tryumf umysłu nad naturalnymi instynktami zawsze oznacza ostateczny triumf życzliwości. U idealnie poukładanego człowieka umysł i naturalne instynkty nigdy się nawet nie poprztykają. A ciągnąc dalej, kultura umysłu, ciągłe dyscyplinujące ćwiczenia tego urządzenia do myślenia, oznacza zmniejszenie ilości wykroczeń. Nie wyobrażajcie sobie, że sugeruję, iż jesteście bliscy zamordowania żony czy włamania się do domu sąsiada. Chociaż wy osobiście jesteście bez winy, sporo grzechów nadal jest popełnianych bezpośrednio w waszym sąsiedztwie. Balzak powiedział w Kuzynce Bietce: „Przestępstwo to w pierwszym rzędzie defekt zdolności myślenia.” Marek Aureliusz był, jak zwykle, nieco przed Balzakiem. Powiedział on: „Żadna dusza nie mija się z prawdą rozmyślnie.” Epiktet doszedł do takiego samego wniosku przed Markiem Aureliuszem, a Platon przed Epiktetem. Wszelkie złe uczynki są popełniane w szczerym przekonaniu, że to jest najlepsze, co można zrobić. Jakikolwiek grzech popełnia człowiek, czyni to albo dla swojego dobra, albo dla dobra społeczeństwa. W chwili popełniania tego jest przekonany, że to jest jedyna rzecz, jaką można zrobić. Jest w błędzie. Jest w błędzie dlatego, że jego umysł nie sprostał zadaniu przeanalizowania tej sprawy. Namiętność (serce) jest odpowiedzialne za wszystkie zbrodnie. Naprawdę zbrodnia to tylko wygodna wymówka, którą stosujemy, opisując, co się dzieje, kiedy umysł i serce znajdą się w konflikcie i umysł przegra. Transakcja ze swataniem małżonków to była zbrodnia, wiecie o tym. I wreszcie, kultura umysłu musi dać w wyniku zwyczaj wstępnego badania wszystkich zjawisk życia i postępowania, w celu przekonania się, czym są w istocie i do czego prowadzą. Serce nienawidzi postępu,
ponieważ ten stary dobry druh chce zawsze postępować tak jak zawsze. Serce jest przekonane, że przyzwyczajenie jest cnotą. Serce brudnego robotnika buntuje się, kiedy państwo nalega, aby był czysty, jedynie z tego powodu, że ma w zwyczaju bycie brudnym. Nie ma sensu tłumaczyć jego sercu, że czysty pożyje dłużej! Zawsze był brudny i zawsze tak pozostanie. Jeden umysł jest wrogiem uprzedzeń i precedensów, które tylko i wyłącznie są wrogami postępu. A zwyczaj wstępnego badania zjawisk jest być może najważniejszym czynnikiem wpływającym na tworzenie godności osobistej, ponieważ wspiera zaufanie do samego siebie i odwagę do przyjęcia konsekwencji wypływających z rozumowania. Rozumowanie jest podstawą godności osobistej. Kończę. Nie powiedziałem nic o zmianach, jakie wniesie ciągłe używanie mózgu do ogólnej wartości waszego życia. Zmianach powolnych i subtelnych, ale kolosalnych! Wytrwali odnajdą je. Staną się tak wytrwali, że całe ich życie się odmieni – struktura i kolor też! Nic nie odmieni się u tych, którzy nie wytrwają.
24 godziny na dobę
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett Przedmowa do tego wydania
Przedmowa do tego wydania Niniejsza przedmowa, choć umieszczona na początku, jak to zwykle z przedmowami bywa, powinna być czytana na końcu książki. Otrzymałem sporą korespondencję na temat tej niewielkiej pracy, jak również opublikowano wiele jej recenzji – niektóre niemal tak długie, jak sama książka. Rzadko który komentarz był nieprzychylny. Niektórzy krytykowali frywolność tonu… Jednak ponieważ ten ton wcale nie jest w mojej opinii frywolny, zastrzeżenie takie nie robi na mnie wrażenia. I gdyby nie wskazano żadnego poważniejszego braku, byłbym prawie pewny, iż książka wcale nie ma wad! Poważniejszy zarzut niestety też się pojawił – nie w prasie, tylko u różnych, jak najbardziej szczerych korespondentów – i tym muszę się zająć. Przyznam, że oczekiwałem i obawiałem się tej krytyki. Fragment, przeciw któremu protestowano, brzmi następująco: „W większości przypadków przeciętny człowiek nie do końca czuje pasję dla swojej pracy; w najlepszym razie nie nienawidzi jej. Rozpoczyna swe zawodowe czynności z pewnym ociąganiem, jak najpóźniej się da, a kończy je z radością, jak najwcześniej może. A jego silniki podczas pracy rzadko chodzą pełną parą.” Pewien jestem, akcentując moją absolutną szczerość, że jest wielu pracowników – nie tylko tych na wysokich stanowiskach albo o wspaniałych perspektywach, ale i skromnych podwładnych bez
81
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett Przedmowa do tego wydania
wielkich nadziei na lepsze jutro – którzy lubią swą pracę, nie unikają jej, nie przychodzą do niej jak najpóźniej i nie wychodzą jak najprędzej… Którzy, jednym słowem, wkładają wszystkie siły w swoją codzienną pracę i są naprawdę zmęczeni po jej zakończeniu. Jestem gotów w to uwierzyć. Naprawdę w to wierzę. Wiem to. Zawsze to wiedziałem. Zarówno w Londynie, jak i na prowincji, przypadło mi w udziale spędzić wiele lat pracy na podrzędnych stanowiskach. Nie umknął mej uwadze fakt, że część ludzi, z którymi pracowałem, wykazywała coś, co wyglądało na uczciwą pasję dla obowiązków. I spełniając te obowiązki, naprawdę żyli w pełnym zakresie, do jakiego byli zdolni. Trwam jednak w przekonaniu, że te szczęśliwe i uprzywilejowane jednostki (być może szczęśliwsze niż sobie z tego zdawały sprawę) nie stanowiły większości ani nawet do większości się nie zbliżały. Nadal uważam, że większość przyzwoitych, przeciętnie sumiennych pracowników (ludzi posiadających aspiracje i ideały) z reguły nie idzie wieczorem do domu naprawdę na ostatnich nogach. Nadal sądzę, iż w zarabianie na życie wkładają nie tak wiele, tylko tak mało jak tylko można. Oraz że praca raczej ich nudzi, niż pasjonuje. Przyznaję jednak, że wspomniana mniejszość jest dość istotna, że zasługuje na uwagę, i że nie powinienem był jej tak całkowicie zignorować, jak to zrobiłem. Cała trudność z tą pracowitą mniejszością została wyrażona w jednym potocznym zdaniu, przez jednego z mych korespondentów. Napisał on: „Mam absolutną chęć zrobienia czegoś, co by wykroczyło poza mój program, ale muszę powiedzieć, że kiedy wracam do domu o wpół do siódmej wieczorem, nie jestem nawet w przybliżeniu tak świeży, jak Pan sobie, zdaje się, wyobraża.” Muszę teraz nadmienić, że przypadek tej mniejszości, która rzuca się z pasją i upodobaniem w wir swoich codziennych zadań zawodo82
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett Przedmowa do tego wydania
wych, jest nieskończenie mniej godny pożałowania niż przypadek większości, idącej przez swój oficjalny dzień anemicznie i bez przekonania. Ci pierwsi o wiele mniej potrzebują rad „jak żyć”. W każdym razie, podczas swego oficjalnego dnia, powiedzmy ośmiu godzin, oni naprawdę żyją; ich silniki pracują pełną parą posiadanych koni mechanicznych. Pozostałe osiem godzin może być źle zorganizowane albo nawet roztrwonione, ale jest mniejszą katastrofą roztrwonić osiem niż szesnaście godzin dziennie. Lepiej żyć choć trochę niż nigdy nie żyć wcale. Prawdziwą tragedią jest przypadek człowieka, który nie mobilizuje się do wysiłku ani w biurze, ani poza nim, i to do niego przede wszystkim jest skierowana ta książka. „Ale” – powie ten drugi, szczęśliwszy człowiek. „Chociaż mój normalny program jest większy od jego programu, chcę też wyjść poza mój program! Żyję trochę, chcę żyć więcej. Jednak naprawdę nie mogę dołożyć jeszcze jednego dnia pracy do tego wszystkiego, co normalnie robię.” Faktycznie, ja jako autor powinienem był przewidzieć, iż należało najmocniej zaapelować do tych, którzy już są zainteresowani swoją egzystencją. Zawsze ten, kto zakosztował już życia, będzie domagać się więcej. I zawsze tego najtrudniej jest poruszyć, kto nigdy nie wychodzi z łóżka. Cóż, człowieku mniejszości, przyjmijmy, że intensywność Twego codziennego zdobywania pieniędzy nie do końca pozwoli ci przeprowadzić wszystkie propozycje z następnych stron. Jednak niektóre z nich mogą się nadać. Przyznaję, że może nie będziesz w stanie wykorzystać czasu swej wieczornej podróży do domu, ale propozycja na poranną drogę do biura nadaje się tak samo dla ciebie, jak dla każdej innej osoby. A ten czterdziestogodzinny przerywnik od poniedziałku do soboty jest tak samo twój jak każdego innego człowieka, chociaż niewielka kumulacja zmęczenia może uniemożliwić ci zatrudnienie w tym czasie wszystkich twoich „koni mechanicznych”. Pozostaje jeszcze ważna porcja trzech lub więcej wieczorów w tygodniu. Mó-
83
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett Przedmowa do tego wydania
wisz mi brutalnie, że jesteś zbyt zmęczony, by wieczorem robić cokolwiek poza swoim normalnym programem6. Na co ja brutalnie odpowiadam, że jeśli twój normalny dzień pracy jest aż tak wyczerpujący, to równowaga w twoim życiu jest kompletnie skopana i trzeba to poprawić. Zwykła codzienna praca nie może mieć monopolu na siły człowieka. Cóż zatem można zrobić? Oczywistym wyjściem będzie przechytrzyć twój zapał dla codziennej pracy przy pomocy fortelu. Zatrudnij swoje silniki do czegoś spoza swego programu – przed, nie zaś po tym, jak zatrudnisz je do samego programu. Krótko mówiąc, wstań rano wcześniej. Mówisz, że nie możesz. Mówisz, że nie dasz rady iść wcześniej wieczorem do łóżka, bo zakłóciłbyś życie wszystkich domowników. Nie sądzę, by wcześniejsze pójście wieczorem do łóżka było całkowicie niemożliwe. Uważam, że jeśli uprzesz się wstawać wcześniej, w wyniku czego będzie ci brakowało snu, szybko znajdziesz sposób, by chodzić też wcześniej spać. Jednak mam wrażenie, że skutkiem wcześniejszego wstawania nie będzie niewystarczająca ilość snu. Mam wrażenie, i to z roku na rok coraz silniejsze, że sen to częściowo sprawa przyzwyczajenia – i rozprężenia. Przekonany jestem, że większość ludzi śpi tyle, ile śpi, ponieważ nie potrafią sobie znaleźć innych rozrywek. Jak myślisz, ile snu dziennie ma ten zdrowy i silny mężczyzna, który codziennie hałasuje po twojej ulicy samochodem dostawczym? Zapytałem o to lekarza, który od dwudziestu czterech lat jest szeroko znanym lekarzem rodzinnym z gabinetem na dużym, kwitnącym przedmieściu Londynu, zamieszkałym dokładnie przez takich ludzi jak ty i ja. Jest to rzeczowy człowiek, więc odpowiedział krótko: „Większość ludzi śpi tyle, że aż głupieją od tego.” 6
Ten wstęp w dużej mierze opiera się na odwołaniach do poprzedniej książki tego autora. Należałoby zatem ustalić, że określenie „normalny program”, a czasem po prostu „program”, odnosi się tu do naszej pracy zawodowej i pozostałych codziennych obowiązków. W związku z czym „wyjście poza program” to zrobienie czegoś ponad nasze codzienne, przede wszystkim zawodowe, obowiązki. 84
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett Przedmowa do tego wydania
Potem zaś wyraził opinię, że dziewięciu ludzi na dziesięciu byłoby w lepszym zdrowiu i miało więcej radości z życia, gdyby mniej czasu spędzali w łóżku. Inni lekarze potwierdzili tę opinię, która oczywiście nie stosuje się do dorastającej młodzieży. Wstań godzinę, półtorej albo nawet dwie wcześniej i – jeśli musisz – idź wcześniej spać, jeśli ci się uda. Pod względem wykraczania poza program, przez jedną poranną godzinę dokonasz tyle, co przez dwie godziny wieczorne. „Ale” – odpowiesz. „Nie mógłbym nic zacząć bez jakiegoś jedzenia i służby!” Oczywiście, Szanowny Panie, w tej epoce, kiedy znakomitą kuchenkę spirytusową (razem z garnuszkiem) można dostać za małe pieniądze, nie zamierzasz pozwolić chyba, by twoje najwyższe dobro uzależnione było od ryzykownej, bezpośredniej współpracy ze strony bliźniego! Poinstruuj bliźniego, kimkolwiek ona jest, wieczorem. Powiedz jej, by ci zostawiła na noc tacę w jakimś wygodnym miejscu. Na tej tacy dwa biszkopty, filiżankę ze spodkiem, pudełko zapałek i kuchenkę spirytusową. Na kuchence garnuszek, na garnuszku pokrywkę – ale położoną odwrotnie, na niej mały czajniczek z odrobiną liści herbacianych. Będziesz musiał zapalić zapałkę – to wszystko. Za trzy minuty woda się zagotuje, a ty wlejesz ją do czajniczka (który jest już ciepły). Po następnych trzech minutach herbata naciągnie. Możesz zacząć swój dzień, popijając ją. Te szczegóły mogą się wydać trywialne osobom mało inteligentnym, ale ludziom rozsądnym trywialnymi się nie wydadzą. Odpowiednie, mądre zrównoważenie całego naszego życia może zależeć od dostępności filiżanki herbaty o niezwykłej godzinie. A. B.
85
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett I. Codzienny cud
I. Codzienny cud „Tak, on jest jednym z tych ludzi, którzy nie umieją się rządzić. Dobra posada. Regularne dochody. Zupełnie wystarczy na luksusy, jak i na zwykłe potrzeby. Nie jest w zasadzie ekstrawagancki. A mimo to ten gość zawsze ma problemy. W jakiś dziwny sposób nigdy nic nie ma ze swoich pieniędzy. Wspaniałe mieszkanie – w połowie puste! Wiecznie wygląda jakby się przeprowadzał. Nowy garnitur – stary kapelusz! Fantastyczny krawat – workowate spodnie! Zaprasza cię na obiad: kryształowe kieliszki – marna baranina albo turecka kawa – pęknięta filiżanka! On tego nie potrafi zrozumieć. Odpowiedź jest po prostu taka, że on trwoni swoje dochody. A ja chciałbym mieć choć połowę tego! Pokazałbym mu…” Tak na pewno większość z nas krytykowała kogoś tam, gdzieś tam, z właściwą nam wyższością. Prawie wszyscy jesteśmy ministrami skarbu: wprawia nas to w ogromną dumę. Gazety są pełne artykułów o tym, jak przeżyć za taką-a-taką sumę, a te artykuły prowokują korespondencję, której gwałtowność dowodzi, jak wielkie wywołują zainteresowanie. Niedawno pewien dziennik rozpętał bitwę wokół zagadnienia, czy kobieta na wsi może wygodnie przeżyć z 85 funtów rocznie7. Widziałem kiedyś referat na temat „Jak żyć z ośmiu szylingów na tydzień”. Nigdy jednak nie spotkałem referatu na temat „Jak żyć z dwudziestu czterech godzin na dobę”. Choć przecież mówi się, że czas to pie7
Na wszelki wypadek należałoby przypomnieć, że nie chodzi o dzisiejsze funty – tamte były warte bez porównania więcej. To jest klasyczna pozycja literatury z zakresu praktycznej psychologii i liczy sobie naprawdę sporo lat. 86
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett I. Codzienny cud
niądz. Jednak przysłowie to umniejsza sprawę. Czas znaczy dużo więcej niż pieniądze. Jeśli masz czas, możesz zdobyć pieniądze – zazwyczaj. Ale nawet gdybyś miał kasę babci klozetowej w Hotelu Carlton, nie kupisz sobie ani minuty dłużej, niż mam ja czy ten kot przed kominkiem. Filozofowie wyjaśnili przestrzeń, ale nie wyjaśnili czasu. A to jest niewytłumaczalny surowiec do wszystkiego. Z tym wszystko jest możliwe, a bez tego nic. Dostarczanie czasu jest prawdziwym cudem codziennym, sprawą autentycznie zdumiewającą, kiedy jej się przyjrzeć. Budzisz się rano i proszę! Twoja sakiewka magicznie napełnia się dwudziestoma czterema godzinami nieprzetworzonego materiału z wszechświata twojego życia! To jest twoje. To jest najcenniejsza z twoich własności. Towar wysoce osobliwy, którym jesteś obsypywany w sposób równie osobliwy jak sam towar. Proszę zauważyć! Nikt nie może ci tego odebrać. To jest nie do ukradzenia. I nikt nie dostaje ani więcej, ani mniej, niż dostajesz ty. Cóż za idealna demokracja! W królestwie czasu nie ma bogatej arystokracji ani intelektualnej arystokracji. Geniusz nie dostaje w nagrodę nawet godziny więcej dziennie. I nie ma kar. Marnuj ten swój nieskończenie cenny towar, ile ci się żywnie podoba, a i tak twoje dostawy nigdy nie będą wstrzymane. Żadna tajemnicza siła nie powie: „Ten facet to co najmniej dureń albo w ogóle łotr. Nie zasługuje na czas; należy mu zakręcić kurek.” Jest więcej niż pewne, że niedziele nie mają tu wpływu na wartość obligacji ani na wielkość dochodów. A do tego nie możesz się zapożyczać. Nie da rady wpaść w długi! Możesz jedynie zmarnować mijającą chwilę. Nie zmarnujesz jutra; ono będzie przechowane dla ciebie. Nie możesz zmarnować następnej godziny; też będzie dla ciebie przechowana. Powiedziałem, że ta sprawa to cud. Czyż nie?
87
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett I. Codzienny cud
Musisz żyć z tych dwudziestu czterech godzin codziennego czasu. Z niego masz wydobyć zdrowie, przyjemność, pieniądze, zadowolenie, szacunek oraz rozwój twojej duszy nieśmiertelnej. Jego właściwe wykorzystanie, jego jak najbardziej efektywne wykorzystanie, jest sprawą najpilniejszą i przejmująco aktualną. Od tego wszystko zależy. Twoje szczęście – ta ulotna nagroda, którą wszyscy kurczowo chwytacie, moi drodzy! – zależy od tego. Dziwne, że gazety, takie przedsiębiorcze i na czasie, nie są pełne artykułów „Jak się utrzymać z danej ilości czasu” zamiast „Jak się utrzymać z danej ilości pieniędzy”! Pieniądze są o wiele bardziej pospolite niż czas. Kiedy się zastanowić, zauważa się, że pieniądze to właściwie najbardziej pospolita rzecz na świecie. Obciążają ziemię stosami sum brutto. Jeśli ktoś nie może wykombinować, jak wyżyć za daną sumę pieniędzy, to idzie zarobić nieco więcej – lub kradnie, lub ogłasza, że poszukuje takiej sumy. Niekoniecznie trzeba robić bałagan w swoim życiu tylko dlatego, że nie potrafimy wyżyć z tysiąca funtów rocznie. Zaciskamy zęby, rozmieniamy to na drobne i – równoważymy nasz budżet. Ale jeśli nie potrafimy tak się ustawić, aby dochód dwudziestu czterech godzin na dobę pokrywał dokładnie wszystkie nasze wydatki czasowe, na pewno mocno sobie w życiu namieszamy. Dostawy czasu, chociaż wspaniale regularne, są też okrutnie ograniczone. Kto z nas żyje z dwudziestu czterech godzin na dobę? I kiedy mówię „żyje”, to nie znaczy „egzystuje” ani „jakoś daje radę”. Kto z nas jest wolny od tego niewygodnego uczucia, że „wydziały zużywające najwięcej” w jego życiu codziennym nie są zarządzane tak, jak być powinny? Kto z nas jest całkiem pewien, że nad jego wspaniałym garniturem nie góruje skandaliczny kapelusz albo że doglądając sztućców, nie zapomniał o jakości potraw? Kto z nas nie mówi sobie – któż z nas nie powtarza sobie przez całe życie: „Zmienię to, jak tylko będę mieć ciut więcej czasu”?
88
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett I. Codzienny cud
Nigdy nie będziemy mieć ani trochę więcej czasu. Mamy i zawsze mieliśmy cały dostępny czas. To realizacja tej głębokiej i zaniedbywanej prawdy (którą zresztą to nie ja odkryłem) doprowadziła mnie do dokładnego, praktycznego przebadania dziennych wydatków czasowych.
89
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett II. PRAGNIENIE WYJŚCIA POZA PROGRAM
II. PRAGNIENIE WYJŚCIA POZA PROGRAM „Ale” – ktoś mógłby zauważyć, bardzo po angielsku omijając wszystko poza puentą. „O co mu chodzi z tymi dwudziestoma czterema godzinami na dzień? Ja nie mam problemów z przeżyciem moich dwudziestu czterech godzin dziennie. Robię wszystko, co chcę i jeszcze mam czas na krzyżówki w gazetach.” Pewnie, że to prosta sprawa: wiedzieć, że się ma tylko dwadzieścia cztery godziny dziennie i zadowalać się tymi dwudziestoma czterema godzinami dziennie! Takiej osobie, mój drogi panie, składam moje przeprosiny i wyrazy ubolewania. Jest pan dokładnie takim człowiekiem, jakiego życzę sobie spotkać od około czterdziestu lat. Zechce pan łaskawie przesłać mi swoje nazwisko i adres oraz podać, ile pan sobie policzy za zdradzenie mi, jak pan to robi? Zamiast mnie, który mówię do pana, pan powinien mówić do mnie. Proszę się zgłosić. Jestem przekonany, że pan istnieje; moja strata, że jeszcze pana nie spotkałem. W międzyczasie, dopóki pan się nie zjawi, będę nadal gawędził sobie z moimi towarzyszami niedoli – tą nieprzeliczoną zgrają dusz, które mniej lub bardziej boleśnie dręczy uczucie, że latka lecą… i lecą… i lecą …, a oni tak naprawdę nie zdołali jeszcze doprowadzić swojego życia do stanu używalności. Jeśli przeanalizować to uczucie, spostrzegamy, że jest ono przede wszystkim uczuciem niepokoju, oczekiwania, patrzenia w przyszłość, dążenia. Jest źródłem ciągłego dyskomfortu, bo zachowuje się jak śmierć na uczcie wszystkich naszych radości. Idziemy do teatru i jest 90
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett II. PRAGNIENIE WYJŚCIA POZA PROGRAM
wesoło, ale w antrakcie ona unosi swój kościsty palec i grozi nam. Pędzimy, by zdążyć na ostatni pociąg, a kiedy chłodzimy się na peronie, czekając aż skład podjedzie, ona przechadza się tam i z powrotem po peronie, pytając: „O, człowiecze, cóżeś uczynił z młodością swoją? Co czynisz z czasem swoim?” Możesz się upierać, że to uczucie ciągłego patrzenia w przód, dążenia, jest nieodłączną częścią życia. Dokładnie tak! Ale są dążenia i dążenia. Ktoś na przykład może pragnąć pojechać do Mekki. Świadomość podpowiada mu, że powinien pojechać do Mekki. Wyrusza na wyprawę z pomocą jakiegoś biura podróży lub na własną rękę. Może nigdy tam nie dotrze, może utonie, zanim zobaczy Port Said, może sczeźnie niechlubnie na brzegu Morza Czerwonego, a jego pragnienie pozostanie niespełnione na wieki. Może to niespełnione pragnienie będzie już zawsze spędzać mu sen z powiek. Ale to cierpienie będzie inne niż uczucia człowieka, który pragnąc odwiedzić Mekkę i dręczony pragnieniem odwiedzenia Mekki, nigdy nie opuści swojej Wólki Małej. Opuścić Wólkę Małą – to już coś. Większość z nas Wólki nie opuściła. Nawet nie wzięliśmy taksówki do Wólki Dużej, żeby zapytać w tamtejszym biurze podróży, ile kosztuje najtańsza wycieczka autobusem. A naszą wymówką przed samymi sobą jest fakt, że doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny. Jeśli zgłębimy to nasze niejasne, niespokojne dążenie, powinniśmy, jak sądzę, odkryć, iż wypływa ono z niewzruszonego przekonania, że powinniśmy zrobić coś ponad te rzeczy, które wykonywać mamy lojalny i moralny obowiązek. Mamy obowiązek, wynikający z różnych pisanych i niepisanych kodeksów, utrzymywać siebie i naszą rodzinę (o ile ją mamy) w zdrowiu i dostatku, płacić nasze długi, oszczędzać oraz – zwiększając swoją wydajność – zwiększać własny dobrobyt. Zadanie dość trudne! Zadanie, które bardzo niewielu z nas potrafi zrealizować! Zadanie często ponad nasze możliwości! A jednak jeśli 91
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett II. PRAGNIENIE WYJŚCIA POZA PROGRAM
nam się uda, bo czasami się udaje, nie jesteśmy usatysfakcjonowani. Śmierć wciąż za nami łazi. Nawet zdając sobie sprawę z tego, że zadanie nas przerasta, że jest ponad nasze możliwości, czujemy, że niedosyt nasz byłby mniejszy, gdybyśmy wyznaczyli sobie kolejny zamiar do wykonania. Mimo iż teraz już przeliczyliśmy się z siłami. I tak to rzeczywiście jest. Pragnienie dokonania czegoś poza oficjalnym programem jest znane wszystkim ludziom, którzy w procesie ewolucji wznieśli się ponad pewien poziom. Dopóki nie podejmą wysiłku dla zrealizowania tego pragnienia, spokój ich duszy mącić wciąż będzie poczucie niespokojnego oczekiwania; aż rozpocznie się coś, co się jeszcze nie zaczęło. To pragnienie miało już wiele nazw. Jest to rodzaj uniwersalnego pragnienia wiedzy i jest tak silne, że nawet ludzi, których całe życie poświęcone jest systematycznemu zdobywaniu wiedzy, popycha do wykraczania poza granice ich programu w poszukiwaniu jeszcze większej ilości wiedzy. Nawet Herberta Spencera, według mnie największego umysłu wszech czasów, pragnienie to skłaniało do małych, miłych kontrdochodzeń. Mniemam, że u większości ludzi świadomych swojego pragnienia życia – to znaczy ludzi posiadających ciekawość intelektualną – dążenie do wykraczania poza programy formalne przybiera formę literacką. Chcieliby zapisać się na kurs czytelniczy. Brytyjczycy są zdecydowanie coraz bardziej oczytani. Ale zaznaczyłbym tutaj, że literatura w żadnym wypadku nie stanowi całości obszaru wiedzy oraz że to niepokojące pragnienie ulepszania samego siebie – poszerzania swojej wiedzy – może spokojnie zostać ugaszone poza nią. Z różnorodnymi sposobami gaszenia rozprawię się później. Tutaj jedynie zwrócę uwagę tym, którzy nie czują wrodzonej sympatii do literatury, że nie jest ona jedynym źródełkiem.
92
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett III. Kilka ostrzeżeń zanim zaczniecie
III. Kilka ostrzeżeń zanim zaczniecie Teraz, kiedy udało mi się (o ile mi się udało) przekonać was do przyznania się przed sobą, że stale dręczy was tłumione uczucie niezadowolenia z waszego własnego porządku życia codziennego; że pierwotną przyczyną tego niewygodnego niezadowolenia jest poczucie, iż każdego dnia zostawiacie niezrobione coś, co chcielibyście zrobić i co naprawdę macie nadzieję zrobić, kiedy już będzie „więcej czasu”; kiedy zwróciłem wam uwagę na tę jaskrawą, oślepiającą prawdę, że nigdy nie będziecie mieć „więcej czasu”, ponieważ już posiadacie cały czas, jaki istnieje – spodziewacie się, że podzielę się z wami jakimś cudownym sekretem. Dzięki niemu, mimo wszystko, zbliżycie się do ideału perfekcyjnego rozplanowania dnia i dzięki niemu również pozbędziecie się tego codziennego, nieprzyjemnego, ścigającego was poczucia, że zostawiliście tyle rzeczy niezałatwionych! Nie odkryłem takiego cudownego sekretu. I nie spodziewam się go odkryć ani nie sądzę, żeby kiedykolwiek odkrył go ktokolwiek inny. Pozostanie niezbadany. Kiedy na początku zaczęliście rozumieć, o czym mówię, może w waszych sercach zmartwychwstała nadzieja. Może powiedzieliście sobie: „Ten człowiek pokaże nam łatwy, nie męczący sposób dokonania tego, o czym tak długo na próżno marzyłem.” Niestety nie! Prawda jest taka, że nie ma drogi łatwej, drogi dla VIP-ów. Ścieżka do Mekki jest niesamowicie twarda i kamienista, a najgorsze, że nigdy tak naprawdę tam nie docierasz.
93
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett III. Kilka ostrzeżeń zanim zaczniecie
Najważniejsze wstępne działanie w celu ułożenia sobie życia w taki sposób, aby przeżyć je w pełni i wygodnie oraz zmieścić się w dziennym budżecie dwudziestu czterech godzin, to chłodne uprzytomnienie sobie ekstremalnej trudności tego zadania, poświęceń i niekończącego się wysiłku, jakiego ono wymaga. Muszę to podkreślić z całą mocą. Jeśli wyobrazicie sobie, że zdołacie osiągnąć swój ideał poprzez pomysłowe rozpisanie rozkładu zajęć czarno na białym, lepiej od razu pożegnajcie się z nadzieją. Jeśli nie spodziewacie się zniechęcenia i rozczarowania, jeśli nie zdołacie się zadowolić małym wynikiem dużego wysiłku, lepiej wcale nie zaczynajcie. Połóżcie się i wróćcie do tej niespokojnej drzemki, którą zwiecie życiem. To bardzo smutne, prawda? Bardzo przygnębiające i posępne. A jednak uważam, że to także dość przyjemne, kiedy potrzeba mocno zebrać całą siłę woli, zanim osiągniemy cokolwiek wartego zachodu. Mnie samemu to się całkiem podoba. Myślę, że ta rzecz odróżnia mnie najbardziej od kota leżącego przy kominku. „No dobra” – ktoś powie. „Przyjmijmy, że zebrałem się do bitwy. Przyjmijmy, że bardzo starannie rozważyłem i zrozumiałem te przemyślane uwagi; jak teraz zacząć?” Drogi panie, po prostu zacząć. Nie ma magicznej metody zaczynania. Jeśli gościu stojący na krawędzi basenu chce wskoczyć do zimnej wody i zapyta cię: „Jak mam zacząć skakać?” – odpowiesz mu po prostu: „Skacz i już. Opanuj nerwy i skacz.” Jak wspominałem wcześniej, w naszej stałej dostawie czasu najlepsze jest to, że nie możesz go zmarnować z wyprzedzeniem. Następny rok, następny dzień, następna godzina leżą gotowe dla ciebie, tak doskonałe i nienaruszone, jak gdybyś nigdy nie zmarnował ani nie użył źle najmniejszej chwili w całej swojej karierze. To bardzo satysfakcjonujące i pokrzepiające. Co godzinę możesz zaczynać od nowa, jeśli 94
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett III. Kilka ostrzeżeń zanim zaczniecie
tylko chcesz. Niczemu nie służy czekanie do następnego tygodnia ani nawet do jutra. Fakt, możesz wyobrażać sobie, że w przyszłym tygodniu będzie lepsza pogoda. Nie będzie. Będzie zimniej. Ale zanim zaczniesz, pozwól, że szepnę ci kilka słów ostrzeżenia w twoje prywatne uszko. Zasadniczo chcę cię ostrzec przed twoim własnym zapałem. Zapał w dobrej sprawie jest rzeczą zwodniczą i zdradliwą. Głośno krzyczy, żeby go zatrudnić, nie da się łatwo zaspokoić, wciąż żąda więcej, chętnie by przenosił góry i zawracał rzeki. Zadowoli się dopiero, jak się spoci. A wtedy – stanowczo za często tak bywa – kiedy poczuje pot na skroniach, nagle stanie się zmęczony, znużony i całkiem umiera, nie zadając sobie nawet trudu, by powiedzieć: „Już mam dość”. Strzeżcie się podejmować zbyt dużo na początek. Niech was cieszą rzeczy małe. Niech będą wypadki przy pracy. Niech ludzka natura, nawet wasza, coś sknoci. Sama klęska czy niepowodzenie nie byłyby tak znaczące, gdyby nie narażały nas na stratę godności i wiary w siebie. Ale podobnie jak nic nie uskrzydla tak wspaniale jak sukces, nic nie gnębi tak strasznie jak klęska. Większość zrujnowanych ludzi jest takimi, ponieważ chcieli za dużo. Dlatego wyruszając na to ogromne przedsięwzięcie pełnego i wygodnego życia w wąskich granicach dwudziestu czterech godzin na dobę, unikajmy za wszelką cenę ryzyka wczesnej porażki. Nie zgodzę się, na pewno nie w tej sprawie, że chwalebna klęska jest lepsza niż pośledni sukces. Jestem za poślednim sukcesem. Chwalebna klęska prowadzi donikąd; pośledni sukces może doprowadzić do sukcesu, który nie będzie pośledni. A więc zacznijmy sprawdzać budżet czasu w ciągu dnia. Mówicie, że dzień macie wypełniony po brzegi, a nawet jeszcze więcej. Jakim cu-
95
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett III. Kilka ostrzeżeń zanim zaczniecie
dem? Faktycznie spędzacie na zarabianiu na chleb – ile? Średnio siedem godzin? A faktycznie na spaniu – jakieś siedem? No dobra, będę hojny i dodam jeszcze dwie godziny. I wyzywam was, pod wpływem chwili, rozliczcie się z pozostałych ośmiu godzin.
96
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett IV. Przyczyna kłopotów
IV. Przyczyna kłopotów Ażeby natychmiast ogarnąć kwestię wydatków czasowych w całej jej rozciągłości, do badań muszę wybrać pojedynczy przypadek. Mogę się zająć jednym tylko przypadkiem; ale to nie może być typowy przypadek, bo takich nie ma, tak jak nie ma typowych ludzi. Każdy człowiek i każdy przypadek są wyjątkowe. Wobec tego wezmę przypadek Londyńczyka pracującego w biurze w godzinach od dziesiątej do osiemnastej, który spędza pięćdziesiąt minut rano i wieczorem na dojazd od drzwi swojego domu do drzwi swojego biura. Będę wtedy tak blisko średniej jak to możliwe. Są ludzie, którzy muszą zostawać dłużej w pracy, ale są i tacy, którzy nie muszą pracować aż tyle. Na szczęście finansowa strona egzystencji nie interesuje nas tutaj; dla naszych obecnych celów urzędnik zarabiający funta tygodniowo jest na jednym poziomie z milionerem na tarasie Carlton House. Wielki i poważny błąd, jaki mój typowy człowiek popełnia, myśląc o swoim dniu, to błąd ogólnego nastawienia, który psuje i osłabia dwie trzecie jego energii i zainteresowań. W większości przypadków nie do końca czuje pasję do swojej pracy; w najlepszym razie nie nienawidzi jej. Rozpoczyna swe zawodowe czynności z pewnym ociąganiem, jak najpóźniej się da, a kończy je z radością, jak najwcześniej może. A jego silniki podczas pracy rzadko chodzą pełną mocą „koni mechanicznych”. (Wiem, że rozzłoszczeni czytelnicy oskarżą mnie o oczernianie urzędników z miasta, ale jestem dość dobrze obznajomiony z miastowymi i trwam przy swoim.) 97
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett IV. Przyczyna kłopotów
A jednak, mimo to, upiera się patrzeć na te godziny od dziesiątej do osiemnastej jak na „dzień”, dla których poprzedzające je dziesięć godzin i następujące po nich sześć są niczym więcej jak tylko prologiem i epilogiem. Takie nastawienie, choćby i nieświadome, oczywiście zabija zainteresowanie tymi dziwnymi szesnastoma godzinami, a wynik jest taki, że nawet jeśli się ich nie marnuje – nie liczy się ich; uważa się je po prostu za margines. Takie nastawienie ogólne jest absolutnie nielogiczne i niezdrowe, bo z urzędu nadaje centralną pozycję skrawkowi czasu i zlepkowi czynności, o których myśli się jedynie, żeby „jakoś przeczekać” albo „mieć z głowy”. Jeśli człowiek podporządkuje dwie trzecie swojej egzystencji tej jednej trzeciej, do której, jak wiadomo, nie czuje zbyt gorącego zapału, jakim cudem chce żyć pełnią życia? Nie da się. Skoro mój typowy facet chce żyć pełnią życia, musi w swoim umyśle poustawiać sobie dzień w ciągu dnia. I ten wewnętrzny dzień, jak jedna lalka matrioszka w drugiej, musi zaczynać się o 6. po południu, a kończyć o 10. rano. To jest dzień trwający szesnaście godzin. Podczas całych tych szesnastu godzin nie ma on nic innego do roboty jak tylko doskonalić ciało i duszę; i innych ludzi. Przez te szesnaście godzin jest wolny, nie jest najemnikiem, nie zajmuje go troska o pieniądze; jest na równi z kimś, kto żyje z procentów od kapitału. Takie ma mieć nastawienie. I to nastawienie jest najważniejsze. Jego sukces życiowy (o wiele ważniejszy niż wielkość własności, od której jego spadkobiercy zapłacą kiedyś podatek spadkowy) zależy od tego. Co? Mówicie, że jeśli całą energię poświęcimy na te szesnaście godzin, to zmniejszy się wartość tych ośmiu w pracy? Niekoniecznie. Przeciwnie, wartość „pracowych” ośmiu godzin z pewnością się zwiększy. Jedną z podstawowych rzeczy, jakich mój typowy człowiek musi się nauczyć, jest to, że umysł jest zdolny do nieprzerwanej, intensywnej działalności; nie męczy się tak jak ręce czy nogi. Chce tylko zmiany – nie odpoczynku – oprócz snu, oczywiście. 98
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett IV. Przyczyna kłopotów
Przyjrzyjmy się teraz obecnej metodzie wykorzystywania tych szesnastu godzin, które absolutnie do niego należą, przez typowego człowieka. Zacznijmy od pobudki. Wymienię tylko rzeczy które robi, a których według mnie robić nie powinien, na później odkładając moje propozycje „obsadzenia” czasu, który za chwilę wykarczuję z panoszących się tam bezładnie zajęć – jak osadnik karczuje tereny leśne, aby założyć tam pola uprawne. Muszę mu oddać sprawiedliwość i przyznać, że marnuje bardzo niewiele czasu, zanim wyjdzie z domu o 9.10. W zbyt wielu domach wstaje się o 9.00, łapie śniadanie między 9.07 a 9.09 i pół, a potem wybiega. Ale natychmiast po zatrzaśnięciu drzwi frontowych zdolności umysłowe, które są niezmordowane, znów mają przestój. Człowiek idzie na przystanek w stanie śpiączki umysłowej. Jak już dotrze, zwykle musi poczekać na tramwaj, autobus, pociąg. Na setkach stacji podmiejskich co rano widzi się ludzi chłodno spacerujących tam i z powrotem po peronach, a firmy przewozowe bezwstydnie okradają ich z czasu, który wart jest więcej niż pieniądze. Setki tysięcy godzin są w ten sposób marnowane tylko dlatego, że mój typowy człowiek tak nisko ceni czas, iż nigdy nie przyszło mu do głowy zastosować całkiem łatwych środków ostrożności zabezpieczających przed tą utratą. Ma solidny kawał pieniądza czasu do wydania dzień w dzień, niech będzie suwerena8. Musi go zamienić na drobne i traci boleśnie przy tej zamianie, przy czym cały jest szczęśliwy. Przypuśćmy, że firma sprzedająca bilet powie: „Rozmienimy panu pieniądze, ale policzymy sobie za to trzy półpensówki.” To co by nasz 8
Dla ułatwienia podajemy: 1 suweren = 1 funt sterling = 20 szylingów = 240 pensów (według starego, nie-dziesiętnego systemu monetarnego, który obowiązywał w Wielkiej Brytanii do 1968 roku). Trzy półpensówki to równowartość trzech pudełek zapałek. Dziś jesteśmy przyzwyczajeni, że aby rozmienić grubszy banknot, zwykle musimy coś kupić; kiedyś ludzie byli bardziej przywiązani nawet do swoich grosików. 99
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett IV. Przyczyna kłopotów
typowy człowiek zawołał? Tak, dokładnie to robi firma okradając go z pięciu minut dwa razy dziennie. Powiecie, że czepiam się szczegółów. Tak, właśnie, czepiam się. Trochę dalej wytłumaczę dlaczego. To może kupcie już gazetkę i wsiądźcie do tego pociągu?
100
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett V. Tenis i dusza nieśmiertelna
V. Tenis i dusza nieśmiertelna Wsiadasz rano do pociągu z gazetą, po czym zagłębiasz się w niej chłodno i majestatycznie. Nie spieszysz się. Wiesz, że masz co najmniej bezpieczne pół godziny przed sobą. Twój wzrok przesuwa się leniwie po reklamach firm kurierskich i super ofert na ostatnich stronach, zachowujesz się jak człowiek w pełni rozluźniony, opływający w czas, człowiek z planety, gdzie dzień ma sto dwadzieścia cztery godziny zamiast dwudziestu czterech. Sam jestem zapalonym czytelnikiem gazet. Czytam codziennie pięć angielskich tytułów i dwa francuskie, a tylko kioskarze zliczą, ile tygodniówek biorę regularnie. Mam obowiązek wspomnieć o tym osobistym fakcie, żeby nie być posądzonym o uprzedzenie w stosunku do gazet, kiedy mówię, że mam obiekcje co do czytania gazet rano w pociągu. Gazety są produkowane w pośpiechu, żeby je czytać w pośpiechu. W moim dziennym programie nie ma miejsca na gazety. Mogę je podczytywać czasami, jak mi wpadnie akurat wolna chwila. No i czytam je. Ale pomysł poświęcania im całych trzydziestu do czterdziestu minut cudownej samotności (bo gdzie bardziej idealnie można się zanurzyć w samym sobie niż w przedziale pełnym milczących, zamkniętych w sobie, palących facetów) po prostu mnie odrzuca. Jak mógłbym pozwolić wam rozsypywać bezcenne perły czasu z takim orientalnym zbytkiem? Nie jesteście Szachem czasu. Z całym szacunkiem, pozwolę sobie przypomnieć wam, że nie macie czasu więcej niż ja. Żadnego czytania gazet w pociągu! I właśnie „uciułałem” około trzech czwartych godziny do wykorzystania. Docieramy do biura. I zostawiam was tu do szóstej. Wiem, że macie zagwarantowaną godzinę (często w praktyce wychodzi półtorej) 101
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett V. Tenis i dusza nieśmiertelna
w środku dnia, z której jedzenie zajmuje mniej niż połowę. Ale zostawię wam to wszystko na spędzenie według uznania. Możecie wtedy poczytać gazetę. Spotykamy się znowu, kiedy wychodzicie z biura. Bladzi i zmęczeni. W każdym razie żona mówi, że bladzi, a wy dajecie jej odczuć, że zmęczeni. W podróży powrotnej stopniowo dopracowujecie to uczucie zmęczenia. To uczucie zmęczenia zawisa ciężko nad potężnymi przedmieściami Londynu jak szlachetna i melancholijna chmura, szczególnie zimą. Nie chcecie jeść zaraz po powrocie do domu. Ale gdzieś tak po godzinie czujecie, że moglibyście może wstać i posilić się nieco. Potem zapalacie papierosa, serio; spotykacie się z przyjaciółmi, lepicie garnki, gracie w karty, bawicie się książką, zauważacie, że starość nadchodzi, idziecie na przechadzkę, postukacie w klawisze pianina… O matko! Piętnaście po jedenastej. Wtedy poświęcacie całe czterdzieści minut myśleniu nad pójściem spać; no i niewykluczone, że zawieracie bliższą znajomość z autentycznie dobrą whisky. Wreszcie idziecie spać, wycieńczeni pracą przez cały dzień. Sześć godzin, pewnie więcej, minęło, od kiedy wyszliście z biura – minęło jak sen, minęło jak czar, niewytłumaczalnie minęło! Oto uczciwy przykład. Ale powiecie: „Łatwo ci mówić. Człowiek jest zmęczony. Człowiek musi się spotkać z przyjaciółmi. Nie można tak ciągnąć bez przerwy.” Pewnie, że nie. Ale jeśli umówicie się na wyjście do teatru (szczególnie z piękną kobietą) – co wtedy? Pędzicie do domu; nie szczędzicie wysiłków, aby wyglądać przepięknie i super elegancko; pędzicie z powrotem pociągiem do centrum; jesteście na obrotach jednym ciągiem przez cztery, jak nie pięć godzin; odwozicie ją do domu; odwozicie siebie do domu. Nie spędzacie trzech kwadransów, „myśląc o” pójściu do łóżka. Po prostu idziecie. Przyjaciele i znużenie jednakowo zapomniani, a wieczór wydawał się tak wspaniale długi (a może za krótki)! A pamiętacie, jak przekonali was do śpiewania w chórku amatorskiego towarzystwa operowego i uwięzili
102
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett V. Tenis i dusza nieśmiertelna
na dwie godziny co drugi dzień przez trzy miesiące? Czy można zaprzeczyć, że jak się ma wieczorem coś określonego, na co się czeka; coś, co wymaga całej waszej energii – myśl o tym czymś dodaje rumieńców i intensywniejszej aktywności przez cały dzień? Proponuję spojrzeć faktom w twarz i przyznać, że o szóstej wcale nie jesteście zmęczeni (bo przecież wiecie, że nie jesteście) i ustawić sobie wieczór tak, aby nie był w połowie przecięty posiłkiem. Przez to uzyskacie czystą przestrzeń co najmniej trzech godzin. Nie mówię, że macie zużywać swoją energię umysłową co wieczór przez trzy godziny. Ale twierdzę, że moglibyście na początek zająć sobie półtorej godzinki co drugi wieczór jakimś ważnym i długofalowym kultywowaniem umysłu. Nadal zostaną wam trzy wieczory na przyjaciół, brydża, tenis, sceny z życia rodzinnego, czytanie byle czego, fajkę, ogródek, gliniane garnki i konkursy. Nadal będziecie posiadać niesamowite bogactwo czterdziestu pięciu godzin między 14.00 w sobotę a 10.00 w poniedziałek. Jeśli wytrwacie w tym, wkrótce zechcecie spędzać cztery wieczory, a może i pięć, na jakimś trwałym wysiłku, aby naprawdę poczuć, że żyjecie. I skończycie ze zwyczajem mamrotania sobie o 23.15 pod nosem: „Trzeba się chyba zbierać do spania…” Ktoś, kto zaczyna iść do łóżka czterdzieści minut wcześniej, nim faktycznie otworzy drzwi do sypialni, jest znudzony; innymi słowy – nie żyje. Ale pamiętajcie, na początku te dziewięćdziesiąt wieczornych minut trzy razy w tygodniu musi być najważniejszymi minutami spośród wszystkich dziesięciu tysięcy osiemdziesięciu. Muszą być święte, całkiem tak jak próba w teatrze albo mecz tenisa. Zamiast mówić: „Sorki, stary, nie możemy się dziś umówić, bo muszę lecieć na tenisa”, musicie powiedzieć: „…bo muszę popracować”. Przyznaję, wybitnie trudno to powiedzieć. Tenis jest o wiele pilniejszy niż dusza nieśmiertelna.
103
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VI. Pamiętajcie o ludzkiej naturze
VI. Pamiętajcie o ludzkiej naturze Wspomniałem poprzednio o ogromnym obszarze czterdziestu czterech godzin między wyjściem z pracy w sobotę o 14.00 a powrotem do niej w poniedziałek o 10.00. I tu muszę wspomnieć o dylemacie, czy tydzień powinien składać się z sześciu dni czy z siedmiu. Przez wiele lat – faktycznie, dopóki nie zbliżyłem się do czterdziestki – mój tydzień składał się z siedmiu dni. Starsi i mądrzejsi ludzie instruowali mnie ciągle, że więcej pracy, więcej autentycznego życia można wydobyć z sześciu dni niż z siedmiu. I to jest z pewnością prawda, że teraz, kiedy mam jeden dzień na siedem niewypełniony żadnym programem, kiedy robię tylko to, co mi kaprys w danej chwili dyktuje, naprawdę doceniam wartość moralną cotygodniowego wypoczynku. Mimo to, gdyby mi dane było zreorganizować moje życie od nowa, znów zrobiłbym to samo co przedtem. Tylko ci, którzy spróbowali życia w pełnym wymiarze siedmiu dni tygodniowo przez długi czas, mogą docenić w pełni piękno regularnie powtarzającego się lenistwa. W dodatku starzeję się. To jest też kwestia wieku. W przypadkach, gdy młodość, wyjątkowa energia i pragnienie wysiłku aż się przelewają, sam powiem bez wahania: „Zasuwaj, dzień w dzień!”. Ale w przeciętnych przypadkach powiem raczej: „Ogranicz swój formalny program (to znaczy super-program, oczywiście) do sześciu dni w tygodniu. Jeśli okaże się, że chcesz go rozciągnąć, zrób to, ale tylko proporcjonalnie do swoich życzeń; i rozliczaj ten dodatkowy czas jako niespodziewaną premię, nie jako regularny dochód, tak abyś 104
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VI. Pamiętajcie o ludzkiej naturze
mógł wrócić do programu sześciodniowego bez uczucia, że zubożałeś albo że znów wpadasz w stare nałogi.” Spójrzmy więc, gdzie jesteśmy teraz. Do tej pory z marnowanego czasu zaznaczyliśmy do wykorzystania przynajmniej pół godziny przez sześć poranków w tygodniu oraz półtorej godziny przez trzy wieczory w tygodniu. Razem siedem i pół godziny tygodniowo. Proponuję na razie zadowolić się tymi siedmioma i pół godzinami. „Co?” – zawołacie. „Udajesz, że podasz nam sposób na życie, a chcesz się zająć tylko tymi siedmioma i pół godzinami spośród wszystkich stu sześćdziesięciu ośmiu? Zamierzasz dokonać cudu ze swoimi siedmioma i pół godzinami?” Więc żeby się nie rozdrabniać: tak, właśnie taki mam zamiar – jeśli mi łaskawie pozwolicie! Inaczej mówiąc, zamierzam poprosić was, żebyście spróbowali doświadczenia, które – absolutnie naturalne i wytłumaczalne – ma wszelkie znamiona cudu. Twierdzę, że pełne wykorzystanie tych siedmiu i pół godziny przyspieszy cały bieg tygodnia, a do tego zwiększy zainteresowanie, jakie odczuwacie dla nawet najbardziej banalnych zajęć. Wykonujecie jakąś gimnastykę zaledwie dziesięć minut rano i wieczorem, a jednak wcale nie jesteście zdumieni, kiedy ma to zbawienny wpływ na wasze zdrowie fizyczne i siłę w każdej chwili dnia, a do tego zmienia całą waszą sylwetkę. Dlaczego więc dziwi was, że poświęcenie umysłowi średnio ponad godziny dziennie ożywi całą jego działalność permanentnie i wszechstronnie? Z pewnością można by poświęcać więcej czasu pracy nad sobą. Proporcjonalnie, jeśli czas byłby dłuższy, rezultaty oczywiście wspanialsze. Ale ja wolę zacząć od czegoś, co zdaje się być błahostką. Tak naprawdę, to wcale nie jest znikomy wysiłek, jak odkryją ci, którzy zdecydują się spróbować. „Wykarczować” nawet siedem i pół godziny w takiej dżungli jest stosunkowo trudno. Bo trzeba jednak coś poświęcić. Spędzaliśmy czas źle, ale jakoś tam go spędzaliśmy; coś 105
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VI. Pamiętajcie o ludzkiej naturze
z tym czasem robiliśmy, obojętnie, jak źle wybrane by to nie było. Robić coś innego oznacza zmienić swoje przyzwyczajenia. I te przyzwyczajenia to najgorsze diabły, które trzeba zmienić! Dalej, każdej zmianie, nawet takiej na lepsze, zawsze towarzyszą przeszkody i niewygody. Jeśli wyobrażacie sobie, że będziecie mogli poświęcać siedem i pół godziny tygodniowo na poważny, ciągły wysiłek, a potem nadal żyć swoim starym życiem, jesteście w błędzie. Powtarzam, że potrzebna będzie odrobina poświęcenia i ogromna ilość silnej woli. I to dlatego doradzam bardzo skromny początek, bo znam te trudności i znam niszczące skutki porażki takiego przedsięwzięcia. Musicie ochronić własną godność. Szacunek dla samego siebie jest podstawą celowości wszelkich działań, a porażka celowo zaplanowanego przedsięwzięcia zadaje głęboką ranę godności własnej człowieka. Dlatego powtarzam zawsze i wciąż: Zaczynajcie po cichu, skromnie. Kiedy już świadomie poświęcicie siedem i pół godziny tygodniowo przez trzy miesiące na kultywowanie swojej witalności – wtedy możecie zaśpiewać głośniej i opowiadać sobie, jakich cudownych rzeczy jesteście w stanie dokonać. Zanim przejdziemy do metody wykorzystania wskazanych godzin, mam jeszcze ostatnią sugestię. Chodzi mi o wieczorne półtorej godziny: żebyście dali sobie dużo więcej niż półtorej godziny na wykonanie tej półtoragodzinnej pracy. Pamiętajcie, jakie są szanse na niespodziewane wypadki. Jaka jest ludzka natura. I dajcie sobie, powiedzmy, czas od 9.00 do 11.30 na to dziewięćdziesięciominutowe zadanie.
106
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VII. Kontrola umysłu
VII. Kontrola umysłu Ludzie mówią: „Nie zatrzymasz biegu myśli”. A właśnie że zatrzymasz. Kontrolowanie maszyny myśli jest absolutnie możliwe. A ponieważ nic nie dzieje się z nami poza umysłem; nic nie boli ani nie daje przyjemności jak tylko poprzez umysł, lekarstwem na wszystko staje się najważniejsza rzecz: zdolność kontrolowania zjawisk zachodzących w tym tajemniczym mózgu. Idea ta jest jednym z najstarszych frazesów, ale jest to frazes, którego głębokiego sensu i palącej pilności większość ludzi nie dostrzega przez całe życie aż do śmierci. Ludzie skarżą się na brak zdolności koncentracji, ale nie zaświta im, że tej zdolności mogą się nauczyć, jeśli tylko chcą. A bez zdolności koncentracji – innymi słowy bez siły dyktowania mózgowi, co ma robić, i zapewnienia sobie jego posłuszeństwa – niemożliwe jest prawdziwe życie. Kontrola umysłu to pierwszy element pełni życia. Dlatego wydaje mi się, że pierwszą rzeczą rano powinno być wypróbowanie, co taki mózg potrafi. Dbacie o ciało wewnętrznie i zewnętrznie; narażacie się na poważne niebezpieczeństwo, goląc włosy na skórze; zatrudniacie całą armię osobników od mleczarza do rzeźnika, aby pomogli wam przekupić wasz żołądek, żeby się zachowywał jak trzeba. Czemu nie poświęcić odrobiny uwagi tej o wiele delikatniejszej maszynerii umysłu, szczególnie, że do tego nie będzie potrzebna żadna pomoc z zewnątrz? To dla tej porcji sztuki i umiejętności życia zarezerwowałem czas od chwili opuszczenia drzwi domu do momentu dotarcia do drzwi biura. 107
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VII. Kontrola umysłu
„Co? Mam udoskonalać umysł na ulicy, na peronie, w pociągu, a potem znowu na zatłoczonej ulicy?” Dokładnie tak. Nic prostszego! Nie potrzeba żadnych narzędzi! Nawet książki. Pomimo to, sprawa nie jest wcale łatwa. Kiedy wychodzicie z domu, skoncentrujcie umysł na jakimś temacie (na początek obojętnie na czym). Nie ujdziecie dziesięciu kroków, a już mózg zwieje w bok na waszych oczach i zacznie bawić się innym tematem gdzieś za rogiem. Ściągnijcie go na siłę z powrotem. Zanim dojdziecie do przystanku, powtórzycie to jeszcze ze czterdzieści razy… Nic nie szkodzi. Róbcie tak dalej. Znowu i znów. Dacie radę. Nie ma takiej opcji, żeby wam nie wyszło, jeśli wytrwacie przy swoim. Nie ma sensu udawać, że wasz mózg nie potrafi się skoncentrować. Pamiętacie ranek, kiedy przyszedł tamten niepokojący list, do którego trzeba było wystosować bardzo wyważoną odpowiedź? Jak utrzymaliście umysł stale na temacie odpowiedzi, bez sekundy wytchnienia, aż do drzwi biura, a tam z miejsca usiedliście za biurkiem i napisaliście odpowiedź? To był przypadek, kiedy okoliczności pobudziły waszą aktywność do tego stopnia, że potrafiliście zdominować swój umysł jak tyran. Żadnych bzdurnych wymówek. Mózg ma robić co do niego należy i już. I zrobił. Ćwicząc koncentrację regularnie (tu nie ma żadnego sekretu – tylko sekret jak wytrwać), możecie tyranizować swój umysł (który nie jest najwyższą częścią was) w każdej chwili dnia, obojętnie, w jakim miejscu. Takie ćwiczenie jest bardzo wygodne. Gdybyś wsiadł do porannego pociągu z parą hantli do poćwiczenia mięśni albo dziesięciotomową encyklopedią dla poszerzenia wiedzy, wywołałbyś zapewne pomruk podziwu. A tak? Jeśli idziesz ulicą albo usiądziesz w kącie przedziału z fajką, albo „wisisz na rurze” w tramwaju, któż by przypuszczał, że zagłębiasz się właśnie w najważniejszą czynność dnia? Który gburowaty osioł będzie się śmiał?
108
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VII. Kontrola umysłu
Nie obchodzi mnie, na czym się koncentrujecie, macie się tylko koncentrować. Liczy się samo zdyscyplinowanie maszyny do myślenia. A jednak możecie upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu, koncentrując się na czymś pożytecznym. Proponuję – to tylko podpowiedź – rozdzialik z Marka Aureliusza lub Epikteta. Błagam, nie bójcie się tych nazwisk. Osobiście nie znam nic bardziej aktualnego, bardziej tryskającego czystym, zdrowym rozsądkiem, dającym się spokojnie zastosować do życia codziennego zwykłych ludzi – takich jak ty i ja (którzy nienawidzą zadzierania nosa, pozowania i podobnych bzdur) – niż właśnie Marek Aureliusz i Epiktet. Przeczytajcie rozdział wieczorem – takie króciutkie są te rozdzialiki! – i koncentrujcie się na nim następnego ranka. Zobaczycie. Tak, przyjacielu. Na próżno usiłujesz ukryć ten fakt. Słyszę twój mózg jak telefon przy uchu. Mówisz do siebie: „Gościowi szło całkiem dobrze do siódmego rozdziału. Zaczął mnie nawet lekko interesować. Ale to, co mówi o myśleniu w pociągu i koncentracji, i tak dalej, to nie dla mnie. Może to i dobre dla niektórych, ale to nie mój styl.” A właśnie że dla ciebie! Powtarzam z pasją: właśnie że dla ciebie. Naprawdę jesteś dokładnie tym człowiekiem, dla którego to piszę. Odrzuć moją propozycję, a odrzucisz prawdopodobnie najcenniejszą propozycję, jaką kiedykolwiek ci dano. Propozycja nie jest moja. To jest propozycja najrozsądniejszych, najpraktyczniejszych i najbardziej trzeźwo myślących ludzi, jakich ziemia wydała. Daję ci ją z drugiej ręki. Spróbuj. Weź swój umysł w garść. I patrz jak ten proces leczy połowę zła w twoim życiu – szczególnie strach – tę żałosną, karygodną, dającą się uniknąć chorobę – strach!
109
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VIII. Nastrój refleksyjny
VIII. Nastrój refleksyjny Ćwiczenie koncentracji umysłu (któremu trzeba poświęcić przynajmniej pół godziny dziennie) jest zaledwie początkiem – jak gamy na pianinie. Zdobywszy władzę nad tą najbardziej niesforną częścią własnego, jakże złożonego organizmu, naturalne jest, że musimy założyć jej uprząż. Co to za sens posiadać posłuszny umysł, jeśli nie korzystamy z jego posłuszeństwa w możliwie największym stopniu. Wskazany jest przedłużony podstawowy kurs nauki. Jeśli chodzi o to, czym taki kurs miałby być, nie ma żadnych wątpliwości; nigdy nie było żadnych wątpliwości. Wszyscy rozsądni ludzie w każdym wieku zgadzali się ze sobą. I nie jest to literatura, nie jest to żadna ze sztuk pięknych, nie jest to historia ani żadna z nauk ścisłych. Chodzi o poznanie samego siebie. Człowieku, znaj siebie. Te słowa są już tak pospolite, że doprawdy, pisząc je, płonę rumieńcem. A jednak muszę je napisać, bo trzeba je napisać. (Cofam ten rumieniec, wstydzę się za ten rumieniec.) Człowieku, znaj siebie. Powiem głośno. To stwierdzenie jest jednym z tych, które wszyscy znają, których wartość wszyscy uznają, a które tylko najroztropniejsi wprowadzają w czyn. Nie mam pojęcia dlaczego. Jestem święcie przekonany, że to, czego brakuje w życiu przeciętnego, dobrodusznego człowieka dzisiejszej doby, to nastrój refleksyjny właśnie. Nie zastanawiamy się. Chodzi mi o to, że nie rozmyślamy nad autentycznie ważnymi rzeczami: nad problemem naszego szczęścia, nad głównym kierunkiem, w którym zmierzamy, nad tym, co życie nam daje, nad udziałem (lub brakiem udziału) rozumu w wyznaczaniu na110
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VIII. Nastrój refleksyjny
szych działań oraz nad stosunkiem naszych zasad do naszego postępowania. Mimo to poszukujecie szczęścia, nieprawdaż? Odnaleźliście je? Prawdopodobnie nie. Prawdopodobnie doszliście już do wniosku, że szczęście jest nieosiągalne. Ale byli tacy, którzy je osiągnęli. I osiągnęli je poprzez uświadomienie sobie, że szczęście nie wypływa z dostarczania sobie przyjemności fizycznych czy umysłowych, ale z rozwijania rozumu i dostosowywania postępowania do zasad. Nie będziecie chyba na tyle zuchwali, aby temu zaprzeczyć. A jeśli przyznacie, że to prawda i wciąż nie poświęcicie ani odrobiny swojego dnia na zamierzone rozważania o własnym rozumie, zasadach, postępowaniu, przyznacie także, że pragnąc i dążąc ku pewnej rzeczy notorycznie, nie wykonujecie jednej jedynej czynności, która jest niezbędna do osiągnięcia tej właśnie rzeczy. To kto ma się teraz zaczerwienić? Nie obawiajcie się, chcę tylko przeforsować pewne zasady. Nie dbam (nie tutaj), jakie są te wasze zasady. Może skłaniają was do przekonania, że kraść jest okej. Co mi do tego. Zależy mi tylko na tym, abyście dostrzegli, że życie, w którym postępowanie niekoniecznie zgadza się z zasadami, to trochę głupie życie. A pogodzić postępowanie z zasadami można jedynie poprzez codzienne sprawdzanie, rozmyślanie, wyciąganie wniosków. To, co prowadzi do nagminnego przygnębienia złodziei, to fakt, że ich zasady są przeciwne złodziejstwu. Jeśliby szczerze wierzyli w moralną doskonałość kradzieży, odsiadywanie kary oznaczałoby dla nich po prostu tak wiele szczęśliwych lat. Wszyscy męczennicy są szczęśliwi, ponieważ ich postępowanie zgadza się z ich zasadami.
111
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VIII. Nastrój refleksyjny
Jeśli zaś chodzi o rozum (który określa postępowanie oraz ma wpływ na tworzenie zasad), gra w naszym życiu o wiele mniejszą rolę, niż byśmy się spodziewali. Mamy niby być rozsądni, ale zachowujemy się o wiele bardziej instynktownie niż rozsądnie. I im mniej się zastanawiamy, tym mniej rozsądni będziemy. Następnym razem, kiedy się wkurzysz na kelnera, ponieważ kotlet będzie za twardy, poproś rozum, żeby wszedł do gabinetu twojego umysłu i niech go zapyta o radę. Umysł pewnie odpowie, że kelner tego kotleta nie smażył, więc nie miał żadnej kontroli nad przyrządzaniem tego kotleta. A nawet gdyby on i tylko on był temu winien, nic dobrego nie przyszło ci z wkurzania się; straciłeś tylko godność, wyszedłeś na głupka w oczach rozsądnych ludzi oraz zepsułeś kelnerowi dzień, co nie wpłynęło na twardy kotlet ani odrobinę. W wyniku takiej konsultacji z umysłem (za który nie musisz uiścić ani grosza), jeśli kiedyś znów twój kotlet będzie za twardy, pomyślisz, że kelner też człowiek, zachowasz się całkiem spokojnie i miło, przy czym będziesz grzecznie nalegał na podanie ci świeżego kotleta. Zysk oczywisty i namacalny. Przy tworzeniu zmodyfikowanych zasad oraz w praktykowaniu zachowań dużą pomocą może służyć słowo pisane (do kupienia już za niewielkie pieniądze). Wspominałem Marka Aureliusza i Epikteta w poprzednim rozdziale. Inne, dużo szerzej znane dzieła przychodzą od razu na myśl. Mogę też wspomnieć Pascala, La Bruyere'a, czy Emersona. Mnie samego nie spotkacie w podróży bez Marka Aureliusza. O tak, książki są cenne. Ale czytanie książek nie zajmie miejsca codziennego, bezstronnego, uczciwego przeglądu tego, co ostatnio zrobiliśmy i tego, co mamy zamiar zrobić – stałego patrzenia sobie w twarz (nawet jeśli widok byłby żenujący). Kiedy ta ważna sprawa się zakończy? Odpowiednią na to porą wydaje mi się samotność wieczornej podróży do domu. Nastrój refleksyjny naturalnie podąża za wysiłkiem po całym dniu pracy. Oczywiście 112
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett VIII. Nastrój refleksyjny
jeśli wolicie poczytać gazetkę, zamiast zająć się tym elementarnym i głęboko ważnym obowiązkiem (gazetkę możecie sobie poczytać, czekając na kolację), nie mam nic do powiedzenia. Ale zająć się tym musicie o jakiejś porze dnia czy nocy. Przejdę teraz do godzin wieczornych.
113
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett IX. Zainteresowanie sztuką
IX. Zainteresowanie sztuką Wielu ludzi wieczorami zajmuje się regularną i nieprzerwaną bezczynnością, ponieważ myślą, że jedyną alternatywą dla bezczynności jest studiowanie literatury, a ochoty na literaturę nie mają żadnej. To jest poważny błąd. Oczywiście nie jest możliwe, lub przynajmniej bardzo trudne, solidne zgłębianie jakiejkolwiek dziedziny bez pomocy słowa drukowanego. Ale jeśli pragniecie zrozumieć głębsze tajniki budowy mostów czy też żeglugi, nie odstręczy was brak zainteresowania literaturą; przeczytacie najważniejsze książki o budowie mostów i żegludze też. Dlatego musimy rozróżnić literaturę od książek o tematyce nie-literackiej. Do literatury dojdę w swoim czasie. Drobna uwaga do tych, którzy nigdy nie czytali Meredith i nie porusza ich dyskusja, czy Stephen Philips jest czy nie jest prawdziwym poetą: macie absolutnie święte prawo! To nie zbrodnia nie kochać literatury. To nie oznaka kretyństwa. Szare eminencje literatury skazałyby pewnie na natychmiastowe ścięcie biedaka, który nie pojmuje, powiedzmy, wpływu Wordswortha na Tennysona. Ale to tylko ich własna bezczelność. Gdzieżby oni byli, pomyślmy, gdyby im kazać wyjaśnić, jakie wpływy odnajdujemy w „Symfonii Patetycznej” Czajkowskiego? Nieprzebrane obszary wiedzy rozciągają się zupełnie poza literaturą i tak samo potrafią wydać fantastyczne owoce tym, którzy je kultywują. Na przykład (jeśli już wspomniałem najpopularniejszy dziś 114
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett IX. Zainteresowanie sztuką
w Anglii fragment muzyki klasycznej) przypominam sobie, że Koncerty na Promenadzie rozpoczynają się w sierpniu. Idźcie na nie. Zapalcie papierosa czy cygaro (chociaż z żalem muszę nadmienić, że strzelacie zapałkami dokładnie w czasie delikatnych dźwięków uwertury Lohengrina) i rozkoszujcie się muzyką. Zaraz ktoś powie, że nie gra na pianinie ani na skrzypkach, nawet na organkach też nie; że nic nie wie o muzyce. No to co? To, że się doskonale znacie na muzyce, łatwo udowodnić poprzez fakt, iż jeśli widownia ma się zapełnić wami i wam podobnymi, dyrygent musi teraz porządnie zadbać o program, z którego niemal zupełnie zniknęła zła muzyka (duża zmiana w porównaniu do dawnych dni Covent Garden!). Z pewnością fakt, że nie umiesz zagrać „Modlitwy Dziewicy” na pianinie, nie powstrzyma cię od zaznajomienia się ze składem orkiestry, jeśli będziesz jej słuchać kilka wieczorów w tygodniu przez kilka miesięcy! Do tej pory pewnie myślałeś, że orkiestra to taka różnorodna masa instrumentów, która razem wytwarza pomieszane, ale przyjemne dźwięki. Nie wsłuchujesz się w szczegóły, bo nigdy nie ćwiczyłeś ucha, aby je odnajdywało. Gdybyś miał nazwać instrumenty grające główny temat na początku symfonii c-moll, nie nazwałbyś ich za cenę własnego życia. A jednak symfonia c-moll ci się podoba. Oczarowała cię. Oczaruje cię znowu. Rozmawiałeś nawet o tym tak dosyć wylewnie z tą panią – no wiesz, o kim mowa. A jedyne, co możesz zdecydowanie stwierdzić o symfonii c-moll, to to, że skomponował ją Beethoven i że to „całkiem fajny kawałek”. A gdybyś tak poczytał sobie na przykład Krehbiela „Jak słuchać muzyki” (można to dostać w każdej księgarni taniej niż bilet do filharmonii; zawiera fotografie wszystkich instrumentów w orkiestrze oraz plany ustawienia orkiestr), poszedłbyś potem na kolejny koncert ze 115
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett IX. Zainteresowanie sztuką
zdwojonym zainteresowaniem. Zamiast bezładnej masy dźwięków, orkiestra pojawiłaby się jako to, czym naprawdę jest – cudownie zrównoważonym organizmem, którego różne grupy składowe mają różne, nieodzowne funkcje. Wyśledziłbyś instrumenty, nasłuchiwał ich poszczególnych dźwięków. Poznałbyś przepaść, jaka dzieli róg francuski i róg angielski oraz wiedziałbyś, dlaczego artysta grający na oboju zarabia więcej niż skrzypek, chociaż skrzypce są instrumentem trudniejszym. Ożywałbyś na koncercie, chociaż wcześniej zaledwie tam egzystowałeś, w stanie błogiego uśpienia, jak dziecko, które gapi się na błyskotkę. Może będą to podwaliny autentycznej, systematycznej wiedzy o muzyce. Może wyspecjalizujesz się w danej formie muzyki (na przykład symfonii) albo w dziełach danego kompozytora. Pod koniec roku złożonego z czterdziestu ośmiu tygodni, a w nim trzech krótkich wieczorów co tydzień, w połączeniu z czytaniem programów i obecnością na koncertach wybranych samodzielnie, wskutek twojej rosnącej wiedzy, naprawdę będziesz coś wiedział o muzyce, nawet jeśli nadal będziesz bardzo daleko od wystukania „Modlitwy Dziewicy” na pianinie. „Ależ ja nienawidzę muzyki!” – powie ktoś. Mój drogi panie, mam dla pana pełny szacunek. Co się tyczy muzyki, da się zastosować do wszystkich innych sztuk pięknych. Mógłbym polecić pracę Clermonta Witta „Jak patrzeć na obrazy” albo Russella Sturgisa „Jak oceniać architekturę”, jako początki (tylko początki) systematycznego ożywiania wiedzy w innych dziedzinach, dla której to wiedzy materiałów pełno w Londynie. „Nienawidzę wszystkich sztuk pięknych!” – powie ktoś. Mój drogi panie, mam dla pana coraz większy szacunek. Zajmę się pańskim przypadkiem za chwilę, zanim przejdę do literatury.
116
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett X. Nic w życiu nie jest jednostajne
X. Nic w życiu nie jest jednostajne Sztuka to wielka rzecz. Ale nie największa. Najważniejsze w każdym postrzeganiu jest ciągłe postrzeganie przyczyny i skutku, innymi słowy, postrzeganie stałego rozwoju wszechświata – a jeszcze inaczej – postrzeganie biegu ewolucji. Kiedy dokładnie wbijemy sobie do głowy naczelną prawdę, że nic nie dzieje się bez przyczyny, staniemy się nie tylko ludźmi wielkiego umysłu, ale też ludźmi wielkiego serca. Ciężko znieść, jak nam ukradną zegarek, ale myślimy sobie, że złodziej tego zegarka stał się złodziejem z powodów dziedzicznych i środowiskowych, które są równie interesujące, jak zrozumiałe naukowo. Kupujemy sobie nowy zegarek, jeśli nie radośnie, to chociaż z filozoficznym spokojem, który wyklucza zgorzknienie. Dociekając przyczyn i skutków, gubimy to absurdalne zachowanie, prezentowane przez tak wielu ludzi, że ciekawość życia zawsze ich szokuje i rani. Tacy ludzie żyją w obrębie natury ludzkiej, jak gdyby ludzka natura była obcym krajem pełnym okropnych, obcych zwyczajów. Ale osiągnąwszy dorosłość, z pewnością należy się wstydzić bycia obcym w obcym kraju! Studiowanie przyczyn i skutków uśmierza bolesność życia, dodając mu jednocześnie kolorów. Człowiek, dla którego ewolucja jest tylko wyrazem, patrzy na morze jak na pompatyczny, monotonny spektakl, który może sobie niezbyt drogo obejrzeć w lecie, wystarczy zapłacić za przejazd drugą klasą osobowym. Człowiek nasycony ideą rozwoju, ciągłego cyklu przyczyn i skutków, odbiera morze jako element, który przedwczoraj – geologicznie rzecz ujmując – był opa117
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett X. Nic w życiu nie jest jednostajne
rem, wczoraj gotującą się kipielą, a jutro nieuchronnie zamieni się w lód. Dostrzega on, że ciecz to tylko stan przejściowy przed stanem stałym i przenika go poczucie niesamowitej, zmiennej malowniczości życia. Nic nie dostarczy bardziej długotrwałej satysfakcji niż stale pielęgnowane uznanie dla tego uczucia. Tu kończy się wszelka nauka. Przyczynę i skutek znajdziemy wszędzie. Podskoczyły stopy procentowe. To bolesne i szokujące, że stopy procentowe musiały podskoczyć. Ale do pewnego stopnia wszyscy jesteśmy naukowcami studiującymi przyczynę i skutek i nie było ani jednego urzędnika kupującego sobie lunch na mieście, który by w sposób naukowy nie złożył wszystkiego do kupy i nie zobaczył w rosnącej cenie (najtańszego kiedyś) franka szwajcarskiego przyczyny „modyfikacji”, czyli podniesienia rat wszystkich kredytów na nim opartych. „Proste!” – mówicie z pogardą. Wszystko – cały skomplikowany ruch wszechświata – jest tak prosty jak to, kiedy potrafi się wystarczająco poskładać fakty. A może, mój drogi panie, jesteś agentem od nieruchomości, nienawidzisz sztuk pięknych, ale chcesz rozwijać swoją duszę nieśmiertelną, no i nie możesz się interesować swoim zawodem, bo przecież jest taki monotonny. Nic nie jest monotonne. Niesamowita, zmienna malowniczość życia cudownie odzwierciedla się w biurze agenta nieruchomości. Co? Był niesamowity korek na Oxford Street; żeby uniknąć korka, ludzie zaczęli jeździć pod ulicą, metrem. Metro się rozbudowało, dotarło do Shepherd's Bush, gdzie w rezultacie wzrosły czynsze! I mówisz, że to nie jest malownicze? Powiedzmy, że przestudiujesz sobie kwestie mieszkań w Londynie przez półtorej godziny co drugi wieczór. Czy to nie doda smaku twojej pracy, nie odmieni całego twojego życia? 118
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett X. Nic w życiu nie jest jednostajne
Dotrzesz do trudniejszych problemów. I będziesz umiał powiedzieć, dlaczego, jako naturalny wynik zależności przyczynowo-skutkowej, najdłuższa prosta ulica w Londynie ma półtora metra długości, natomiast najdłuższa, absolutnie prosta ulica w Paryżu ciągnie się kilometrami. Przyznacie chyba, że wybierając przykład urzędnika z biura handlu nieruchomościami, nie wybrałem czegoś, co szczególne sprzyja mojej teorii. Jesteś urzędnikiem bankowym, a nie przeczytałeś (pod przykrywką jakiejś poważnej rozprawy naukowej) tego oszałamiającego bestsellera „Wall Street”? Ach, mój drogi panie, gdybyś zaczął od tego, a potem przez dziewięćdziesiąt minut co drugi wieczór czytał coś jeszcze, jakże fascynująca stałaby się dla ciebie twoja praca, o ileż bardziej rozumiałbyś naturę ludzką. Jesteś „przywiązany do miasta”, ale uwielbiasz wycieczki na wieś i oglądanie dzikiej przyrody – z pewnością rozrywka budująca serce. Wyjdź za próg domu, w kapciach, do najbliższej lampy gazowej na ulicy, z siatką na motyle, i obserwuj dziką przyrodę w postaci pospolitych i rzadkich ciem obijających się o tę lampę. Połącz wiedzę, jaką w ten sposób uzyskasz w jakąś całość, zbuduj na tym nadbudowę i w końcu zacznij naprawdę wiedzieć cokolwiek o czymkolwiek! Nie musisz poświęcić się sztuce ani literaturze, aby żyć pełnią życia. Cała masa codziennych przyzwyczajeń i mijanych obrazów czeka, aby zaspokoić tę ciekawość, która oznacza życie; zaspokojenie zaś której oznacza poszerzenie własnych horyzontów. Obiecałem zająć się twoim przypadkiem, Człowieku Który Nie Znosisz Literatury i Sztuki, i zająłem się nim. Teraz przejdę do przypadku człowieka szczęśliwie bardzo popularnego, który naprawdę „lubi poczytać”.
119
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XI. Poważna lektura
XI. Poważna lektura Powieści z „poważnej lektury” wykluczamy, więc pan, który, zdecydowany polepszyć siebie, zamyślał poświęcić dziewięćdziesiąt minut trzy razy w tygodniu na lekturę dzieł wszystkich Charlesa Dickensa, dobrze zrobi, zmieniając te plany. Powodem nie jest fakt, że powieści nie są poważne – niektóre przykłady najwspanialszej literatury światowej napisano w formie prozy – powodem jest to, że złych powieści nie należy czytać, a dobre powieści nigdy nie wymagają poważniejszego zaangażowania umysłu ze strony czytelnika. Tylko złe kawałki w powieściach Meredith są trudne. Dobra powieść niesie cię przez siebie jak łódka w dół strumienia i docierasz na koniec, możliwe, że nieco zdyszany, ale nie zmęczony. Najlepsze powieści wymagają najmniej wysiłku. A w pracy nad umysłem jednym z najważniejszych czynników jest właśnie uczucie wysiłku, trudności, zadania, które jedna część ciebie niecierpliwie pragnie osiągnąć, a z której inna część ciebie niecierpliwie pragnie się wymigać. Tego uczucia nie da się przeżyć, mając przed sobą powieść. Nie przegryzasz się przez rzeczy typu „Anna Karenina”. Dlatego chociaż powinieneś czytać powieści, nie powinieneś ich czytać w czasie tych dziewięćdziesięciu minut. Poezja fantazyjna powoduje dużo większy wysiłek umysłowy niż powieści. Wywołuje prawdopodobnie największe natężenie umysłu ze wszystkich form literatury. Jest najwyższą formą literatury. Daje najwyższą formę przyjemności, uczy najwyższej formy mądrości. Jednym sło-
120
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XI. Poważna lektura
wem, nie da się jej z niczym porównać. Mówię to, gorzko świadom faktu, że większość ludzi poezji nie czyta. Skłonny jestem sądzić, że wiele sławnych osobistości, gdyby postawić im alternatywę przeczytania „Raju utraconego” albo przejścia naokoło Trafalgar Square w worku od kartofli i na kolanach, wolałoby znieść publiczne ośmieszenie. A jednak nigdy nie przestanę radzić przyjaciołom i wrogom, aby czytali poezję nade wszystko. Jeśli poezja jest dla ciebie jak „zamknięta księga”, zacznij od sławnego eseju Hazlitta o naturze „poezji w ogóle”. To najlepsza rzecz tego rodzaju w języku angielskim i nikt, kto to przeczytał, nie może nadal twierdzić, że poezja jest jak średniowieczna tortura albo jak szalony słoń czy też jak strzelba, która sama wypali i zabije na odległość czterdziestu kroków. Przeciwnie, trudno sobie wyobrazić, żeby umysł kogoś, kto właśnie przeczytał esej Hazlitta, nie pragnął gwałtownie i natychmiast przeczytania jakiejś poezji przed podaniem mu następnej strawy. Jeśli ten esej tak cię natchnie, proponuję zacząć od czytania poezji czysto narracyjnej. Istnieje taka angielska powieść, napisana przez kobietę, nieskończenie delikatniejsza niż cokolwiek popełnionego przez George Eliot albo siostry Bronté czy nawet Jane Austen, której być może nie czytaliście. Zatytułowana jest „Aurora Leigh”, a napisała ją E.B. Browning. Tak się składa, że pisana jest wierszem i że zawiera znaczną ilość autentycznie wspaniałej poezji. Zdecydujcie się przeczytać tę książkę do końca, nawet gdybyście mieli umrzeć od tego. Zapomnijcie, że to wspaniała poezja. Poczytajcie ją tylko dla zawartej tam historii i idei społecznych. A kiedy skończycie, zapytajcie siebie uczciwie, czy wciąż nie lubicie poezji. Znam więcej niż jedną osobę, dla których „Aurora Leigh” była sposobem udowodnienia sobie, że całkowicie się mylili, przyjmując za pewnik, iż poezji nienawidzą.
121
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XI. Poważna lektura
Oczywiście, jeśli po Hazlitcie i takim eksperymencie uczynionym w świetle Hazlitta upewnicie się ostatecznie, że macie alergię na poezję, musicie zadowolić się historią lub filozofią. Będę żałował, ale dam się pocieszyć. „Upadek cesarstwa” nie jest z tej samej półki co „Raj utracony”, ale to swoiste cacko. A „Pierwsze zasady” Herberta Spencera zwyczajnie wyśmiewają pretensje poezji o prymat i nie pozwalają się zaszufladkować jako byle-co, ale tylko jako najbardziej majestatyczny produkt ludzkiego umysłu. Nie sugeruję, że każda z tych prac jest odpowiednia dla nowicjusza ćwiczącego umysł. Ale nie widzę powodu, dla którego każdy przeciętnie inteligentny człowiek po roku ciągłego czytania nie byłby w stanie zaatakować najwspanialszych dzieł historii czy filozofii. Wielka dogodność arcydzieł jest taka, że są zadziwiająco czytelne. Nie sugeruję żadnej szczególnej pozycji na początek. I tak byłoby to na próżno, bo jakąż ja mam władzę. Ale mam dwie dość ważne sugestie ogólne. Pierwsza, to żeby określić kierunek i zasięg swoich wysiłków. Wybierz zamknięty okres albo ograniczony temat, albo jednego autora. Powiedz sobie: „Dowiem się czegoś o rewolucji francuskiej albo o powstaniu kolei żelaznej, albo o dziełach Johna Keatsa.” A podczas tego okresu wyznaczonego wcześniej, ogranicz się do tego, co wybrałeś. Wiele przyjemności można osiągnąć z faktu bycia specjalistą. Druga sugestia, to żeby myśleć, czytając. Znam ludzi, którzy czytają i czytają, a tyle z tego mają korzyści, że równie dobrze mogliby przewracać puste stronice. Biorą się za czytanie, tak jak inni biorą się za picie. Przelatują przez dzielnice literatury na motocyklu, a jedynym ich celem jest właśnie przelecieć. Powiedzą chętnie, ile książek przeczytali w ciągu roku. Jeśli nie poświęcisz przynajmniej czterdziestu pięciu minut uważnej, męczącej (na początku to straszne nudy) refleksji na temat tego, co
122
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XI. Poważna lektura
czytasz, twoje dziewięćdziesiąt minut tego wieczoru można w większości zapisać na straty. Znaczy, że twoje postępy będą powolne. Nie szkodzi. Zapomnij o celu swojej wędrówki; myśl tylko o miejscach wokół ciebie. A może po jakimś czasie, pewnie kiedy się tego najmniej spodziewasz, znajdziesz się nagle w ślicznym miasteczku albo na wzgórzu.
123
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XII. Unikanie niebezpieczeństw
XII. Unikanie niebezpieczeństw Nie mogę skończyć z tymi nieco belferskimi i obcesowymi wskazówkami na temat używania swojego czasu aż do wspaniałego zakończenia życia (w przeciwieństwie do wegetacji) bez krótkiego chociaż zreferowania paru zasadzek czyhających na szczerego pretendenta do życia. Pierwsza to okropne niebezpieczeństwo, że staniemy się osobą najbardziej obmierzłą i najgorzej tolerowaną – zarozumialcem. Zarozumialec to taki bezczelny typ, który zadziera nosa, udając nadrzędną mądrość. Zarozumialec to pompatyczny głupek, który wyszedł na ceremonialny spacer i nie zauważył, że zgubił gdzieś ważną część swojego stroju, a dokładnie swoje poczucie humoru. Zarozumialec to taki męczący facet, który jak coś odkryje, to tak jest tym odkryciem zafascynowany, że potrafi się głęboko rozczarować całym światem, ponieważ świat równie mocno zafascynowany tym nie jest. Stać się nieświadomie takim zarozumialcem można bardzo łatwo i bardzo fatalnie. A więc kiedy ktoś rozpoczyna przedsięwzięcie używania całości posiadanego czasu, dobrze jest pamiętać, że to nasz własny czas, a nie czas innych ludzi jest materiałem, z którym się zmagamy. Że Ziemia toczyła się całkiem wygodnie, zanim zaczęliśmy równoważyć swój budżet godzin i że dalej będzie się turlać całkiem wygodnie bez względu na to, czy uda nam się czy nie w tej nowej roli Ministra Skarbu czasu. Dobrze jest nie paplać za dużo o tym, co się robi ani nie wystawiać naszego zbolałego smutku na widok całemu światu, ponieważ świadomie marnuje on tak wiele godzin każdego dnia,
124
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XII. Unikanie niebezpieczeństw
przez co nigdy nie żyje w pełni. W końcu stanie się jasne, że nie możemy zrobić nic więcej, jak tylko zająć się samymi sobą. Kolejne niebezpieczeństwo to zagrożenie bycia przywiązanym do takiego programu jak niewolnik do rydwanu. Nie można pozwolić, żeby program opanował kogoś bez reszty. Należy go respektować, ale nie wielbić bałwochwalczo. Program codziennego użytku nie jest religią. Wydaje się to oczywiste. A jednak znam ludzi, których życie jest ciężarem dla nich samych, a także bolesnym ciężarem dla ich rodziny i znajomych tylko dlatego, że nie docenili rzeczy oczywistych. „O, nie” – słyszałem, jak wołały udręczone żony. „Artur zawsze zabiera psa na spacer o ósmej i zawsze czyta gazetę za piętnaście dziewiąta. Więc nie ma mowy żebyśmy…” – itd. A ta nutka, że to absolutnie nieodwołalne, plus ten żałosny ton wypowiedzi, odkrywają nieoczekiwaną i bezsensowną tragedię czyjejś drogi życiowej. Z drugiej strony program to program. I jeśli nie będzie traktowany poważnie, stanie się niczym innym jak tylko słabym dowcipem. To nie takie proste, jak osobom niedoświadczonym mogłoby się wydawać: umieć traktować swój program z właściwą dozą szacunku, żyjąc nie za bardzo, ale i nie za mało elastycznie. Jeszcze inne niebezpieczeństwo to zagrożenie rozwinięcia strategii pośpiechu; bycia stopniowo coraz bardziej zaabsorbowanym tym, co należy zrobić dalej. W ten sposób możemy się wpędzić do klatki własnej zaprogramowanej egzystencji i nasze życie może przestać być naszym własnym życiem. Na przykład bierzemy tego psa na spacer o ósmej, a przez cały czas spaceru medytujemy nad tym, że nie wolno nam się spóźnić, bo za kwadrans dziewiąta zaczynamy czytanie. Nawet celowe przerwanie swojego programu od czasu do czasu nie zda się tu na nic. Zło wypływa nie ze skostniałego trzymania się swo125
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XII. Unikanie niebezpieczeństw
ich wcześniejszych zamierzeń, ale z porywania się na zbyt wiele od samego początku. Z zapełnienia swojego programu tak, że się przelewa. Jedyne lekarstwo tutaj to ustalić program od nowa, stawiając sobie mniejsze wymagania. Ale apetyt na wiedzę rośnie zależnie od tego, czym go karmimy i są ludzie, którym spodoba się takie ciągłe, zdyszane gnanie ku wysiłkom. O nich można powiedzieć, że stały, zadyszany pośpiech jest jednak lepszy niż wieczny półsen. W każdym razie, o ile program wydaje się być opresyjny, a mimo to nie bardzo chcemy go zmieniać, doskonałym środkiem łagodzącym tego skutki jest przechodzenie od jednej części do drugiej z przesadnym namaszczeniem; na przykład spędzając pięć minut w absolutnej ciszy umysłowej między uwiązaniem bernardyna i otwarciem książki; inaczej mówiąc, zmarnować te pięć minut z całą świadomością, że je marnujemy. Ostatnie i najważniejsze niebezpieczeństwo, które chcę wymienić to to, o którym już mówiłem wcześniej – ryzyko odniesienia porażki na samym początku przedsięwzięcia. I tu muszę nalegać. Porażka na samym początku łatwo może kompletnie unicestwić taki nowo narodzony zryw ku pełni życia, dlatego też należy przestrzegać wszelkich środków ostrożności, aby tego uniknąć. Taki impuls nie może być przeciążony. Niech tempo pierwszego okrążenia będzie nawet śmiesznie powolne, ale niech będzie tak regularne, jak to tylko możliwe. I zdecydowawszy się raz na osiągnięcie jakiegoś celu, osiągnijcie go nawet za cenę znudzenia i niesmaku. Wzrost wiary w samego siebie po wykonaniu męczącej pracy jest niesamowity.
126
Ludzka Maszyna— Arnold Bennett XII. Unikanie niebezpieczeństw
Wreszcie, wybierając pierwsze zajęcia na te wieczorne godziny, nie kieruj się niczym innym jak tylko smakiem i własnymi skłonnościami. Być chodzącą encyklopedią filozofii to super sprawa, ale jeśli akurat nie masz żadnych inklinacji ku filozofii, a kręci cię historia naturalna handlu ulicznego, o wiele lepiej będzie zostawić filozofię w spokoju, a zająć się handlem ulicznym.
127
Polecamy także poradniki: Odwieczne prawa życia – Elżbieta Maszke Czy możliwe jest, że ludzie, którzy osiągnęli w swoim życiu sukces (zawodowo, prywatnie), mają podobne do siebie zachowanie i myślenie? Czy chcesz poznać i wykorzystać w swoim życiu te same prawa, których przestrzegają bogacze i ludzie sukcesu? Setki milionerów wywodzą się z biednych domów i miały trudne dzieciństwo. Jednak oni osiągnęli sukces, podczas gdy tysiące ludzi z tzw. dobrym startem niczego wielkiego nie osiągnęło. Co to oznacza dla Ciebie? Działaj teraz. Zainwestuj w siebie i poznaj zasady, którymi powinieneś kierować się, idąc przez życie. Nie znając ich, będziesz łapał się tylko kolejnych „supersposobów” na osiągnięcie tego, czego pragniesz, i działał po omacku. Znakomita lektura dla osób poszukujących odpowiedzi na pytanie: od czego zależy nasz sukces ? Poznając prawa rządzące naszym codziennym życiem w łatwy sposób pokierujemy swoimi działaniami z pozytywnym dla nas efektem końcowym. Wiedza przekazana bardzo przystępnie. Pozycja naprawdę godna polecenia ! Maciej Stefaniak – pasjonat psychologii sukcesu Sekrety prawa przyciągania – Krzysztof Trybulski W jaki sposób prawo przyciągania może zadziałać w Twoim życiu? To od myślenia w pewien określony sposób zależy, jakie ludzie podejmują działania i decyzje, a z nich przecież biorą się rezultaty. Już niedługo Ty też dowiesz się, jak myślą nie tylko ludzie bogaci, ale także osoby, które mają szczęśliwe związki i są pewne siebie. Otrząśnij się z ograniczających Cię fałszywych przekonań Każda rzecz zaczyna się w Twoich myślach. Jeśli wierzysz, że możesz osiągnąć najwznioślejsze cele, to tak się stanie. Jeśli nie będziesz w to wierzył, to na pewno Ci się nie uda. Uwolnij dobre myśli! Jestem cały czas pod wrażeniem książki i tego co zaczęło się dziać po jej przeczytaniu, jak zmieniło się moje życie jak zaczęłam stosować wskazówki zawarte w tej książce. Mogę powiedzieć jedno TO DZIAŁA! Justyna – studiuję i pracuję