1 PATRICK LYNN Powrót Hoolywood Do 2 PROLOG Hollywood, 1937 - Smutno ci? - Co? - Anita Brooks wyrwana z zamyślenia przez chropawy głos Lucille Talbot,...
6 downloads
24 Views
995KB Size
PATRICK LYNN Powrót Do Hoolywood
1
PROLOG
R S
Hollywood, 1937 - Smutno ci? - Co? - Anita Brooks wyrwana z zamyślenia przez chropawy głos Lucille Talbot, odwróciła się w kierunku drzwi do garderoby. Zza framugi wyjrzała ptasia twarz Lucille. - Mogę wejść? - Jasne. - Coś nie w porządku? - ponownie zapytała Lucille. - Wyglądasz, jakbyś potrzebowała trochę otuchy, zanim ponownie wrócimy na plan. Ciepła i jak zawsze pomocna, delikatnie uścisnęła Anitę, uważając, aby nie pognieść jej białej sukni z satyny. - Powiedz cioci Lucille, co cię gnębi. Na twarzy Anity pojawił się wymuszony uśmiech, przeznaczony dla kobiety, którą uważała za swą najlepszą przyjaciółkę. Lucille była doskonałym doradcą, nauczyła ją, jak grać, aby rozśmieszyć bądź wzruszyć widownię. Interesowały ją również osobiste problemy Anity. Jednakże teraz Anita uznała, że sytuacja jest zupełnie inna i postanowiła udawać, że nic się nie stało. - Wszystko w porządku, Lucille. Zawsze czuję się nieswojo, kiedy mam tańczyć przed kamerami. - Po trzech tygodniach nieustannych prób? - Lucille przymknęła oczy. - Kochanie, przecież znasz te wszystkie kroki na pamięć. To prawdziwy cud, że nie przytupujesz w marzeniach. - Ale ja tańczę w marzeniach - roześmiała się Anita. - Oczywiście z Price'em Garfieldem? Anita spuściła wzrok na podłogę, nie chcąc, aby Lucille ujrzała wyraz jej oczu.
2
R S
- Lepiej poprawię makijaż - powiedziała i odwróciła się w stronę dużego lustra wiszącego nad toaletką. Ujrzała mocno umalowaną twarz okoloną sztywno lakierowanymi blond lokami. Chociaż już wcześniej widziała siebie w scenicznym makijażu, wciąż była zdumiona, jak bardzo ją postarzał - nikt nie odgadłby, że miała tylko osiemnaście lat. Polizała palec i przygładziła jedyny odstający włos. - Twoja fryzura wygląda bombowo, zostaw ją w spokoju. Ci od charakteryzacji nie cierpią, kiedy próbujemy poprawiać ich robotę. - Lucille zerknęła do lustra i zrobiła ponurą minę. - Dla mnie wcale się nie przemęczali. - Wyglądasz prześlicznie - stwierdziła Anita, podziwiając smukłą szyję przyjaciółki i jej piękne ciemne oczy. - Wróćmy do Price'a. Kochasz go, prawda? - Myślę... myślę, że tak. - Anita nie mogła uniknąć szczerej odpowiedzi na tak bezpośrednio postawione pytanie. - I on ciebie kocha? - Może - westchnęła. Czuła się okropnie i to nie tylko dlatego, że nie była pewna miłości Price'a. - On musi cię kochać. Kiedy tańczysz, ten facet wygląda zupełnie inaczej. Jak romantyczny bohater. - Z pewnością na parkiecie jest inny niż w życiu - przytaknęła Anita. Price był również inny przed kamerami i poza ich zasięgiem. Jednak w ciągu ostatnich dwóch lat nauczyła się doceniać także spokojną i poważniejszą stronę jego natury. Obie kobiety drgnęły na odgłos pukania. - Proszę na plan! - zawołał jeden z asystentów reżysera. - Musimy iść - mruknęła Anita Dzięki Bogu, pomyślała jednocześnie. Uniosła do góry brzeg długiej sukni i w pośpiechu wyszła z garderoby, kierując się w stronę błyszczącej posadzki, oświetlonej przez jaskrawe reflektory. - Połamania nóg - dobiegł ją z tyłu głos Lucille, ale uwaga Anity skupiona była na mężczyźnie w smokingu, który już na nią czekał. Price Garfield opierał się o białą poręcz w stylu Art Deco, stanowiącą
3
R S
dekorację do filmu. Wyglądał na odprężonego i zrelaksowanego, pomimo obecności filmowców, kamer, świateł i widowni złożonej z pozostałych aktorów. Ten spokojny chłód był jednak tylko pozorny. Kiedy Price wyprostował się i patrząc uważnie na Anitę, wziął ją za rękę, poczuła, że jest napięty. - Anito - wymruczał. Jak zwykle przebiegł przez nią szybki dreszcz. - Proszę zająć miejsca. - Głos reżysera wdarł się w tę krótką chwilę prywatności. I wczuć się w rolę, pomyślała Anita. Bez trudu przeistoczyła się w niechętną, choć zakochaną bohaterkę filmu ,,Biały krawat i frak". Zabłysła reszta świateł, niemalże ją oślepiając. Zamrugała i spróbowała się skoncentrować. Grała zaręczoną z innym mężczyzną kobietę, którą przeznaczenie rzuciło w ramiona Price'a. Rozległa się muzyka. Anita zupełnie zapomniała o kamerach, gdy Price zaczął śpiewać słowa piosenki ,,Taniec miłości". ... ,,Chodź, kochanie, pozwól mi wziąć cię w ramiona"... Gdy muzyka na moment zamilkła, Anita odwróciła się. Price złapał ją za przegub i pociągnął z powrotem wciąż śpiewając: ... ,, życie jest tańcem miłości!" Anita omal nie wyraziła zgody, ale rola wymagała, aby pozostała niechętna. Price tanecznym krokiem przysunął się do niej bliżej. Gdy znów próbowała uciec, uwięził ją w ramionach i poprowadził przez parkiet w rytm muzyki. - Czy mnie nie kochasz? - brzmiały słowa piosenki. - Czy mnie nie kochasz? - pytały gesty Price'a. Wypuścił ją na moment, jak gdyby chciał jej dać czas na zastanowienie się. Przez chwilę tańczyli obok siebie, potem znów się połączyli. Muzyka potężniała. Ruchy tancerzy stawały się coraz bardziej skomplikowane, coraz szybsze. Price okręcił się wokół Anity, po czym objął ją w talii i podniósł do góry. Oboje zamknęli oczy. Powoli opuszczał ją, wciąż trzymając przed sobą. - Tak, kocham cię, Price - powiedziały oczy Anity.
4
R S
Rozradowany Price opuścił ją i ponownie wziął w ramiona. Finałową scenę odtańczyli policzek przy policzku. Bohaterowie kochali się już ponad wszystko i tańcząc zniknęli z ekranu, aby żyć długo i szczęśliwie. Gdyby tylko życie było takie proste. Muzyka nasiliła się i Anita przytuliła się do Price'a, wyrazem twarzy i każdym gestem ujawniając swoje uczucia do niego. Miłość do tego człowieka dodała wiarygodności jej roli. Czuła, że nigdy i z nikim nie tańczyła aż tak dobrze. Tylko z nim. Tylko z Price'em Garfieldem...
5
Rozdział pierwszy
R S
Nowy Jork, 99 Gabrielle Brooks Lacrok podeszła do uchylonych drzwi od pokoju matki w samą porę, aby ujrzeć finałową scenę ,,Tańca miłości" z filmu ,,Biały krawat i frak". Przyglądała się młodej dziewczynie, którą dawno temu była jej matka, jak tańczy w ramionach młodego Price'a Garfielda. ,,Życie jest tańcem miłości... Gabby natychmiast rozpoznała motyw przewodni ze słynnego musicalu z lat trzydziestych. Po trzech godzinach lekcji opuściła znajdującą się na pierwszym piętrze szkołę tańca na Brodwayu, aby odpocząć na górze we własnym pokoju. Mimo że była śmiertelnie zmęczona, nie mogła nie zauważyć tego, że jej matka po raz kolejny ogląda swoje stare filmy. - Zebrało ci się na wspomnienia? - zapytała głośno, otwierając szeroko drzwi. Anita drgnęła i spojrzała na córkę. - Witaj, kochanie. - Natychmiast wyłączyła telewizor i wideo, po czym przygładziła siwe włosy, jak gdyby próbowała zetrzeć z twarzy wyraz pełen winy. - Nie zauważyłam, że tu jesteś. - Nie było mnie. Usłyszałam muzykę i pomyślałam, że zobaczę, co robisz. Gabby nie miałaby nic przeciwko temu, żeby jej matka oglądała te stare filmy, gdyby tylko Anita nie podchodziła do tego tak emocjonalnie. Może teraz było to już możliwe. Minęło sporo czasu, odkąd oglądała je ostatnio. Anita przyjrzała się uważnie fioletowemu kostiumowi Gabby. - Świetnie ci w tym kolorze. Powinnaś go częściej nosić. - Machnęła ręką w kierunku wielkiego fotela, stojącego obok kanapy. - Siadaj i opowiedz, jak ci idą lekcje.
6
R S
Gabby usiadła na fotelu, nie czując specjalnej ochoty na tego rodzaju pogawędkę. - W porządku. A co ty robiłaś dziś po południu? - Zręcznie wymigała się od odpowiedzi. Anita miała zajęcia tylko z małą grupką studentów, w związku z czym pozostawało jej mnóstwo czasu na wspominanie blasków i cieni przeszłości. - Ach, to i owo. - Anita zamilkła na moment, po czym zmieniła temat. - Czy Heather dostała tę upragnioną rolę? - Nie. - Niedobrze. - Ostatnio żaden z naszych uczniów nie może dostać pracy westchnęła Gabby. - Kirk ciągle tańczy w tym ambitnym horrorze na Brodwayu? - No cóż, jeśli to uważasz za jego życiowe powołanie... - Nie przesadzajmy, mogło być znacznie gorzej - wzruszyła ramionami Anita. - Trzeba przecież z czegoś żyć. Żeby wreszcie się wybić, pomyślała Gabby, chociaż sama znajdowała się wśród znakomitej większości, której dotąd to się nie udało. Była tak zmęczona tym bezustannym wyścigiem, że już w ubiegłym sezonie zrezygnowała z kariery. W wieku trzydziestu trzech lat nie miała przed sobą wielkich perspektyw. Wyciągnęła nogi, przyglądając się skórzanym baletkom, które były symbolem tego, co mogło się wydarzyć. - Jeśli chcesz gdzieś iść, mogę poprosić Jane, żeby wzięła za mnie zastępstwo wieczorem - zaproponowała, chcąc wreszcie spędzić trochę czasu z dala od szkoły. - Nie chcę nigdzie iść. Nie mogłybyśmy posiedzieć tutaj i trochę porozmawiać? - zapytała łagodnie Anita. - Ciekawa jestem, jak idzie interes. Gabby wiedziała, że nie chodzi o pieniądze. Kiedy dwa lata temu jej ojciec umarł na atak serca, zostawił ich wystarczająco dużo, aby
7
R S
jego żona mogła przejść na emeryturę i żyć bez problemów w kupionym przed laty domu w Greenwich Village. - W szkole wszystko w porządku, każdy się stara - powiedziała. Matka przekazała jej zarządzanie interesem, gdy Gabby zgodziła się na współpracę. -Jestem zadowolona. Zerknęła na telewizor, myśląc o tym, czego jej matka, jak dotąd, starannie, unikała w rozmowach. - Właściwie dlaczego oglądasz swoje stare filmy? Przecież wiesz, jak na ciebie działają. - Nie musisz się martwić. Nie spędziłam ranka na ponurych rozmyślaniach o przeszłości. - Anita uśmiechnęła się ciepło. - Na pewno? - Na pewno. Gabby nie pozbyła się jednak podejrzeń. W wieku siedemdziesięciu dwóch lat jej matka znajdowała się w doskonałej kondycji psychicznej i fizycznej, jednak wciąż była przygnębiona, widząc filmy z duetem Brooks i Garfield. Gdy Gabby po raz pierwszy ujrzała matkę oglądającą ,,Biały krawat i frak", jeszcze za pomocą projektora, Anita głośno płakała. Dziesięcioletnia wówczas Gabby była przerażona i zmartwiona. W dodatku Anita niemalże zmusiła ją, aby o niczym nie powiedziała ojcu. - Wolałabym, żebyś przestała przejmować się tym bałwanem Price'em Garfieldem, mamo. Gabby wciąż czuła głęboką urazę do człowieka, który zrujnował życie jej matce. Robert Lacroix, bez wątpienia świadomy tego, że jego żona nigdy nie pokocha go tak, jak on ją, poświęcił się nieomal bez reszty praktyce lekarskiej. Był chłodnym, utrzymującym dystans ojcem. - Cenię Price'a za to, kim jest - nadspodziewanie spokojnie powiedziała Anita. Gabby zdumiała się. Bladoniebieskie oczy jej matki pojaśniały, jak gdyby tym razem była bardziej podniecona niż zasmucona oglądaniem filmu.
8
R S
- A poza tym Price nie tańczył w tych filmach sam. Lubię też patrzeć na siebie. Nic przecież nie zostało z moich broadwayowskich musicali - zaśmiała się krótko Anita. - Prawdopodobnie krytycy nie uważali, że warto je zachować. - Krytycy byli ślepi. - Gabby uważała, że jej matka nie zrobiła kariery nie tylko z powodu rozstania z Price'em Garfieldem. Anita stała się ofiarą kiepskich scenariuszy i banalnych, niezbyt melodyjnych piosenek. Zawsze byłaś wspaniała. Po prostu nie trafiłaś na odpowiednie propozycje. Uświadomiła sobie, że jej ułożyło się podobnie. - Czy mówiłam ci ostatnio, że jesteś najwspanialszą i najpiękniejszą córką? - Anita wstała, żeby uścisnąć Gabby. - Ostatnio nie. - No więc jesteś, a poza tym także doskonałą tancerką. Nigdy o tym nie zapominaj. - Poklepała córkę po ramieniu. - Zawodowiec potrzebuje zdrowej, zintegrowanej osobowości. - Dziękuję, mamo. Moja osobowość uwielbia komplementy. Gabby omal nie dodała, że chyba już nie zalicza się do kategorii zawodowców, ale ugryzła się w język. Dotychczas twierdziła, że jest szczęśliwa mimo rezygnacji z tańca zawodowego i że uważa szkołę za nowe, interesujące doświadczenie. Gdyby teraz przyznała, że jest inaczej, jej matka poczułaby się przygnębiona. - Tym razem oglądałam ten film z bardziej praktycznych powodów - powiedziała Anita, idąc w kierunku sypialni. - Chodź, chcę coś sprawdzić. Zaciekawiona Gabby podążyła za matką. We wszystkich pomieszczeniach dominował ciepły morelowy kolor, tylko łóżko i zasłony w sypialni były bladoniebieskie. Portret Anity wisiał nad kominkiem, przypominając Gabby, jak bardzo jest podobna do matki. - O, to tu. - Anita otworzyła mały kuferek, który wyjęła z szafy. Pochyliła się nad nim i spod stosu bibułek wyciągnęła szeleszczącą suknię z satyny. Zapach naftaliny wypełnił powietrze.
9
R S
- Pamiętasz mój kostium ze sceny ,,Tańca miłości"? - Oczywiście. Sukienka była ulubioną pamiątką jej matki. Anita trzymała stos starych kostiumów, dekoracji i scenariuszy w tajemnicy przed rodziną, ale Gabby udało się odkryć go pewnego dnia. Jeszcze jeden sekret przed ojcem, pomyślała smutno, gdy Anita głaskała materiał. Kiedyś biała, teraz pożółkła ze starości suknia, była doskonałym przykładem przepięknego kroju z lat trzydziestych. - Jest wciąż wspaniała - mruknęła Gabby, dotykając jednego z rękawów. - Metropolitan Museum chętnie by ją wzięło, zwłaszcza że wasze filmy to już klasyka. - Cóż, nie zamierzam im jej oddać. - Mrużąc oczy Anita przyłożyła sukienkę do Gabby. - Hm, jesteś trochę wyższa niż ja i szersza w ramionach, ale mogłaby pasowac... - Chcesz, żebym ją przymierzyła? - Nie uważasz, że to mogłoby być zabawne? Mamy taką samą karnację, oczy i podobny odcień włosów - Anita przerwała na chwilę. - To znaczy, kiedy jeszcze byłam miedzianą blondynką - westchnęła. - Cóż, czas szybko płynie. Chodź, zobaczymy, jak będziesz w niej wyglądała. Nie mogąc zrozumieć, o co chodzi matce, Gabby wzięła sukienkę. - Mogę ją zmierzyć, jeśli sprawi ci to przyjemność - powiedziała. - Przede wszystkim to ty masz być zadowolona - odrzekła Anita, a widząc uniesione do góry brwi Gabby, wyjaśniła: - Nie robię tego ot tak sobie. Chcę, żebyś sama zapracowała na swoje nazwisko. - Na litość boską, o czym ty mówisz? - Gabby niczego nie rozumiała. - Co myślisz o wyjeździe do Los Angeles, żeby zatańczyć? - Gdzie zatańczyć? - Gabby poczuła, jak mocno bije jej serce. - Zaoferowano ci pracę. Możesz zatańczyć na otwarciu nowego klubu wspomnień w Hollywood.
10
R S
- Kto zaproponował tę pracę? I dlaczego skontaktował się z tobą, a nie ze mną? - Dlatego, że to była Lucille Talbot. Zadzwoniła do mnie dzisiaj. - Lucille? - Gabby prawie jej nie znała, chociaż Anita i dawna aktorka komediowa pisywały do siebie od czasu do czasu. - Ma trochę udziałów w tym lokalu. Będzie się nazywał ,,Cheek to cheek". - Twarz matki pojaśniała. ,,Cheek to cheek", utwór tańczony przez duet Fred Astaire i Ginger Rogers, był już klasyką, a jego tytuł doskonałą nazwą dla tego rodzaju klubu. - Czy to poważna propozycja? - Gabby przycisnęła mocniej suknię, zastanawiając się, czy nie śni. - Dlaczego nie powiedziałaś do razu? - Chciałam zrobić ci niespodziankę. Zapłacą za bilety na samolot i za sam występ. - Ty też jedziesz? - Jako konsultantka - przytaknęła Anita. - Powiedziałam Lucille, że potrzebujemy tygodnia albo dwóch, żeby załatwić sprawy związane ze szkołą. - Och! - Gabby rzuciła suknię na łóżko i uściskała matkę. - To cudowna wiadomość! - Prawda? Jestem pewna, że wypadniesz świetnie. Już widzę, jak wirujesz na parkiecie, a tłum się przygląda. Orkiestra będzie grała kawałki z lat trzydziestych w rodzaju ,,Tańca miłości". Mówiłam ci, że mam powody, aby jeszcze raz obejrzeć ten film. - Anita zerknęła na sukienkę. - Chciałam, żebyś włożyła ten kostium, ale jest chyba zbyt zniszczony. No cóż, można przecież zrobić kopię. - Co będę tańczyć? - Wiesz... Coś w stylu duetu Brooks i Garfield. - Anita nagle spoważniała. - Nie będziesz miała nic przeciwko temu, żeby wystąpić jako Gabrielle Brooks, prawda? Nie przerażaj się, proszę, to może trochę pomóc.
11
R S
- Nie przerażam się. - Gabby uśmiechnęła się do matki. Choć w swojej karierze zawodowej nigdy nie używała nazwiska Brooks, była zadowolona z tej dodatkowej więzi łączącej ją z matką, tym bardziej, że Anita nie dała panieńskiego nazwiska trójce starszych dzieci. - Kiedy zobaczą, jaki masz talent, już sama będziesz na siebie pracować - mówiła Anita. - Pojawią się tam reporterzy z różnych magazynów, nie wspominając już o telewizji. Klub został ostatnio przepięknie odnowiony, cały w stylu Art Deco. - Brzmi to wspaniale. Choć Gabby była niezwykle podniecona, myślała także o realiach. Postanowiła skrócić włosy i zaczęła się zastanawiać, ile tańców wykona... wykonają. - Będę potrzebowała partnera - zauważyła. - Już się tym zajęłam - odpowiedziała Anita, pochylając się nad kufrem, jak gdyby chciała się ukryć. - Jak to? - Mam tu więcej sukienek - Anita nadal nie patrzyła na córkę. - Są w równie kiepskim stanie, ale można je skopiować. Przepięknie układają się w tańcu. Gabby zamarła. - Chwileczkę. Kto zajął się szukaniem mi partnera? - Kiepski tancerz mógł oznaczać klęskę. - Lucille powiedziała, że wszystko już załatwione. - Anita wyprostowała się. Coś w twarzy matki wzbudziło podejrzenia Gabby. Anita była aktorką, ale nigdy nie udało się jej nabrać córki, Gabby zawsze wyczuwała to specyficzne napięcie. - Coś ukrywasz, mamo. Mów, o co chodzi. Anita odetchnęła głęboko i usiadła na krześle. - Wiedziałam, że nie uda mi się ukryć tego przed tobą. - Na jej twarzy malowało się poczucie winy. - Twoim partnerem będzie Kit Garfield. - Garfield? - Niesławne nazwisko odbiło się echem od ścian pokoju. - Kit jest synem Price'a.
12
R S
A więc głównym atutem przedstawienia miało być ponowne połączenie tych dwóch nazwisk -Brooks i Garfield. Euforia Gabby prysła. - Nie chcę tańczyć z Garfieldem. - Rozumiem, wiem, co czujesz - skinęła głową Anita. - Nie zatańczę z Garfieldem. - Price zrujnował życie jej matki i Gabby nienawidziła go od dziecka. - Ho, ho. - Jak możesz w ogóle to proponować? - zapytała Gabby z rozpaczą w głosie. - Zadzwoń do Lucille Talbot i powiedz jej, żeby znalazła kogoś innego. Powiedz jej... - Poczekaj. - Anita uniosła rękę - Moja pierwsza reakcja była taka sama. Ale zaczęłam się zastanawiać. Wysłuchałam jej argumentów. Wspomniała o wszystkich możliwych korzyściach - popularność, teatry na zachodnim wybrzeżu, filmy... A dochody pójdą na cele dobroczynne i dom spokojnej starości dla artystów. Nie wszyscy moi starzy przyjaciele mieli wystarczająco dużo szczęścia, by zapewnić sobie dostatnie życie na starość, wiesz przecież. Gabby wiedziała, że jej matka bardzo przeżywała to, jak Hollywood traktuje starzejące się gwiazdy filmowe. Rozumiała ją, ale czuła, że chodzi jednak o coś innego. - Myślałam, że nienawidzisz Price'a Garfielda -powiedziała, choć miała świadomość, że uczucia Anity są o wiele bardziej złożone. - To nieważne. Posłuchaj. - Anita wstała i podeszła do córki. - Czasem trzeba być sprytnym. Dlaczego nie wykorzystać tej sposobności? Price jest legendą. Jego nazwisko przyciągnie tego wieczora całą śmietankę. - Wykorzystał cię. - A teraz my go wykorzystajmy.
13
R S
Gabby była zdumiona chłodnym spokojem Anity. W przeszłości reagowała zawsze emocjonalnie na każdą wzmiankę o Prisie. - Czy nie uważasz, że będzie to wyglądało na mściwość? - Po pięćdziesięciu trzech latach mogę sobie na to pozwolić. Pomyśl raczej o tańcu przed publicznością. Gabby musiała przyznać, że to, co mówiła matka, brzmiało sensownie, aczkolwiek wydawało się raczej dziwne. - Kiedyś już tańczyłam z partnerami, do których nie czułam sympatii. - I możesz to zrobić ponownie. - Chyba powinnyśmy iść spać i pomyśleć o tym jutro - powiedziała niepewnie Gabby. Spróbowała znaleźć dodatkowy powód niechęci dla całego przedsięwzięcia. - Czy Kit Garfield jest zawodowym tancerzem? Nie chciałabym znaleźć się na parkiecie z jakimś amatorem, nawet jeśli ma słynne nazwisko. - Lucille twierdzi, że był zawodowcem, mimo że nigdy nie występował w filmach jak jego ojciec. Tańczył w klubach. - Gdy Gabby nadal milczała, Anita dorzuciła: - Jutro zadzwonimy do Lucille i powiemy jej, co zadecydowałyśmy. Gabby zaczęła zastanawiać się, jak jej matka poradzi sobie z całą tą sytuacją. - A jeśli Price tam się zjawi? Wiesz, że to prawdopodobne. Co będzie jeśli spotkacie się twarzą w twarz? Pewnie wciąż mieszka gdzieś w okolicy Los Angeles. - Mogę go ominąć. Mogę też trzymać język za zębami i odebrać dług. Zrób to, Gabby, proszę. Garfield zawdzięcza karierę pannie Brooks. - Jeśli stawiasz to w ten sposób... - Gabby zawahała się. - Pojedziesz? - Naprawdę tego chcesz? - Jak cudownie byłoby znowu tańczyć przed publicznością, w światłach reflektorów, nawet z Garfieldem. - Od lat niczego tak bardzo nie pragnęłam - wyznała żarliwie Anita.
14
R S
- W porządku. Zrobię to dla ciebie. Uścisnęły się serdecznie. Gabby odsunęła od siebie wszelkie wątpliwości. Pochłonięta przyszłym występem, wzięła suknię i poszła na górę, aby ją zmierzyć. Była zadowolona, choć widziała, że bez drobnych poprawek się nie obejdzie. Myślała także o psychicznym przygotowaniu się do nadchodzącego wydarzenia. Anita z pewnością się uśmieje, kiedy Gabby przyjdzie pożyczyć od niej taśmy ze starymi filmami! Tej nocy Anita nie mogła spać. W końcu wstała, żeby wypić filiżankę ciepłego mleka. Nie martwiła się tym, co powiedziała córce, naprawdę chciała w ten sposób zemścić się na Plisie. Jednak uwaga Gabby, dotycząca możliwości spotkania dawnego partnera, wywarła na niej wrażenie. Pijąc mleko w w sypialni, przymknęła oczy i wyobraziła sobie tę sytuację. Czy Price zdoła ją rozpoznać teraz, kiedy ma siwe włosy i zmarszczki? Czy ona rozpozna jego? Oczywiście, że tak. Jak mogłaby zapomnieć te oczy, w których kiedyś błyszczała miłość do niej? I ramiona, w których tańczyła najbardziej romantyczne tańce? Anita westchnęła, podeszła do okna i rozsunęła zasłony. Miasto błyszczało tysiącem świateł. Nowy Jork miał swój urok, nawet jeśli nie było to miejsce, w którym chciała spędzić większość swego życia. Jako rdzenna Kalifornijka postawiła na Hollywood. Od dzieciństwa marzyła, żeby zostać gwiazdą filmową. Uwielbiała to, co było związane z tym zawodem - publiczność, wielbicieli, wywiady. Chciała dawać ludziom szczęście, a w zamian zyskać ich miłość. Marzyła o tym, by zostawić betonowe odbicie stóp przed Cliińskim Teatrem Graumana. Price Garfield był inny. Przybył do Hollywood na początku lat trzydziestych, żeby znaleźć pracę jako choreograf i niechętnie przyjmował role, które mu oferowano. Uwielbiał tańczyć, ale zawsze powtarzał Anicie, że jego cele życiowe wykluczają sławę. Praca twórcza była dla niego ważna, ale mówił, że najważniejsza jest dozgonna miłość i liczna rodzina.
15
R S
Jakaż to złośliwość losu, pomyślała Anita, że nie ziściły się ani jej marzenia, ani Price'a. Jej kariera załamała się w tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym roku, po ucieczce do Nowego Jorku. Pięć nieudanych małżeństw Price'a także nie świadczyło o spełnieniu marzeń o dozgonnej miłości lub licznej, tradycyjnej rodzinie. Miał tylko jednego syna. Czy on również pozbył się złudzeń, tak jak ona? Anita nie była tak rozgoryczona, jak Gabby. Nie chciała robić kariery kosztem życia osobistego i była wdzięczna za to, co otrzymała od losu. Miała dobrego i hojnego męża, na którego prawdopodobnie nie zasłużyła, i czwórkę udanych dzieci. Miała też szkołę i możliwość uczenia młodych tancerzy, tak pełnych marzeń jak ona dawno, dawno temu. Marzenia... Ponownie zamknęła oczy i próbowała wyobrazić sobie Price'a Garfielda. Czy jego widok wywoła ten sam dreszcz, co kiedyś? Z pewnością nie. Była głupio sentymentalna. Anita westchnęła i odeszła od okna. Być może spotka Price'a w Kalifornii. Może będzie nieprzyjemna. Może odejdzie bez słowa. Może zdzieli go pięścią w głowę. A może będzie w stanie zamienić z nim kilka uprzejmych zdań. Cokolwiek się stanie, na pewno dobrze jej zrobi. Od czasu śmierci męża Anita znajdowała się w stanie dziwnego odrętwienia. Nalegania Lucille przywołały dawne marzenia i emocje i po raz pierwszy Anita poczuła, że znowu żyje. Nie przekonywałaby tak usilnie córki, aby przyjęła tę propozycję, gdyby sama nie zamierzała znajdować się w centrum przyszłych wydarzeń.
16
Rozdział drugi
R S
Już przeszło pół stulecia Lucille Talbot mieszkała w Beverly Hills, w rezydencji urządzonej w stylu lat dwudziestych. Kiedy Kit Garfield ujrzał ten dziwaczny budynek - połączenie niemieckiego zamku z hiszpańską hacjendą - uśmiechnął się i przycisnął hamulec swojego BMW. Ten pełen przepychu styl już dawno wyszedł z mody, ale Kit uważał, że ,,Pałac Marzeń" Lucille jest o wiele bardziej interesujący niż rezydencje budowane w późniejszych latach, takie jak ta, która należała do Price'a Garfielda. Nie mieszkał tam długo. Price i aktorka Lana Worth, matka Kita, przeprowadzili rozwód, zanim chłopiec poszedł do szkoły, i od tego czasu stosunki między ojcem i synem nie układały się najlepiej. Kręty podjazd do domu Lucille prowadził pomiędzy drzewami, za którymi rozciągał się niezwykle okazały ogród. Na trawniku przed budynkiem cztery kobiety w kostiumach z zapałem ćwiczyły aerobik. Blondynka, będąca niewątpliwie trenerką, przerwała ćwiczenia i podeszła do Kita. Z bliska wyglądała dużo starzej; na dobrze utrzymaną, jednak co najmniej sześćdziesięciolatkę. - Cześć, przyjechałem zobaczyć się z Lucille. - Christopher Garfield, prawda? - Blondynka uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń. - Mów mi Kit. - Dobrze, niech będzie Kit. Wiesz, przypominasz bardzo swoją matkę. Kręciłyśmy razem film w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym trzecim. - Kiedy zorientowała się, że nic mu to nie mówi, przedstawiła się: - Jayne Hunter. Teraz tu mieszkam. Pozdrów ode mnie Lanę, dobrze? Oglądam ją co tydzień w ,,Sokolim Gnieździe". - Jasne, powiem jej, że cię spotkałem. - Już przypomniał sobie Jayne. A więc słynna gwiazda minionych lat stała się jedną ze zubożałych lokatorek Lucille. Nie miała tyle
17
R S
szczęścia, co jego matka, którą niedawno zatrudniono w telewizji, w nowej ,,operze mydlanej". - Miło cię widzieć. Świetnie wyglądasz - powiedział szczerze. - Nie najgorzej jak na taką starą krowę. To dzięki tym lekcjom machnęła ręką w kierunku domu. - Możesz wejść, nie jest zamknięte. Lucille czeka na ciebie. Jayne powróciła do pozostałych kobiet, a Kit wspiął się po kamiennych schodach, prowadzących do olbrzymiego pomieszczenia. Przyjrzał się obła-żącej czerwonej farbie na drzwiach. Wszystko tu rozpadało się ze starości. Może wreszcie jego matka chrzestna zdecydowała się przyjąć tę długoterminową ,,pożyczkę", którą proponował jej od lat. Nie oczekiwał, że zwróci mu te pieniądze i pewnie dlatego Lucille nie chciała jego pomocy. Musi być w prawdziwych tarapatach finansowych, jeśli postanowiła poświęcić swoją dumę. - Jest tam kto? - krzyknął, stojąc u stóp marmurowych schodów. - A kto pyta? - rozległ się znajomy chropawy głos. Kit skierował się w stronę pokoju gościnnego. - Nie wstawaj - powiedział do drobnej, siwowłosej kobiety, która podniosła się z jednej z kanap. - Oczywiście, że wstanę. - Lucille podeszła, by go uściskać. - Być może poruszam się wolniej niż kiedyś, ale jeszcze nie jestem sparaliżowana. - Wypuściła Kita z objęć i uśmiechnęła się. - I nie zamierzam przepuścić takiej okazji, jaką jest solidny uścisk mojego ulubionego... mojego jedynego chrześniaka. Nie widujemy się zbyt często. Ostatnio byłeś tu cztery czy pięć miesięcy temu. Kit wiedział, że to jego wina. - Zbyt dużo czasu spędzam w biurze - usprawiedliwił się. - Raz na jakiś czas korporacja Garfield może obejść się bez ciebie. Jakoś radzą sobie bez Price'a. - Ojciec tak naprawdę nigdy się tym nie interesował - Był to wystarczający powód, żeby korporacja wzbudziła zainteresowanie Kita, choć nie miał teraz zamiaru omawiać swoich stosunków z ojcem
18
R S
- Cieszę się, że zadzwoniłaś. Mamy okazję, żeby usiąść i poplotkować. Martwił się o Lucille. Zdawał sobie sprawę, że osiemdziesięciojednoletnia staruszka nie ma już długiego życia przed sobą. Mimo obszernej, kolorowej sukni, która kryła jej postać, widać było, że przygarbiła się nieco i skurczyła. Lucille usiadła na kanapce, a Kit zagłębił się w wielkim skórzanym fotelu. Nad jego głową wystawał ze ściany olbrzymi łeb bizona, jedna z wielu pamiątek po dawno już zmarłym mężu Lucille. Jim Dix był gwiazdą westernów epoki filmu niemego i właścicielem tej posiadłości. Starszy od żony prawie o dwadzieścia pięć lat, zmarł w roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym, kiedy Kit miał siedem lat. Pamiętał jeszcze tego olbrzymiego, pogodnego mężczyznę, który zawsze dawał mu cukierki i nauczył jeździć na kucyku. - Chcesz kawy czy herbaty? - spytała Lucille. - Wolałbym kawę. Lucille podniosła ze stolika mały srebrny dzwoneczek i potrząsnęła nim. Najwyraźniej dzwonek wzywający służących zepsuł się, jak zresztą wiele innych urządzeń w tej posesji. - Elsie, przynieś nam kawę, dobrze? - wrzasnęła głośno. Osiemdziesięciotrzyletnia pokojówka była najbliższą jej osobą od ponad czterdziestu lat. Lucille odwróciła się do Kita. - To zabierze trochę czasu, więc odpręż się. Potrzeba ci wypoczynku. Z pewnością musisz być znudzony całym tym biznesem. - Popatrzyła na niego badawczo. - Zawsze byłeś raczej artystą niż biznesmenem. - Nie chcę określać się jednoznacznie, wciąż sobie rzucam wyzwania. - Niejasno wyczuwał, że Lucille do czegoś zmierza. - A jesteś szczęśliwy? - prychnęła Lucille. - Co się stało z małym chłopcem, który uwielbiał śpiewać i tańczyć? - Wyrósł - roześmiał się Kit. Tęsknił nieco za przeszłością, ale zrozumiał, że to, co robili jego rodzice, wcale nie było tak pełne
19
R S
splendoru, jakby się to mogło wydawać. Lucille doskonale o tym zresztą wiedziała. - Byłeś niezłym tancerzem - mówiła dalej - zwłaszcza przed kilkunastu laty. - No cóż - zgodził się, patrząc na nią podejrzliwie. - Byłeś świetny. Niepotrzebnie zrezygnowałeś z występów w klubach, żeby prowadzić Studio Tańca Price'a Garfielda. - Występy były zabawne, ale nigdy nie zamierzałem robić tego przez całe życie - zaprotestował. Nie miał takiego zamiaru zwłaszcza wtedy, kiedy wyszło na jaw, że jest naprawdę Kitem Garfieldem, synem Price'a. Synem Price'a... Występował pod nazwiskiem matki po to, by nikt nigdy ich nie skojarzył. - Właściwie dlaczego o tym mówisz? - Kit zdecydował się dowiedzieć, o co naprawdę chodzi. - Ten rozdział mojego życia już się zakończył. - Mam nadzieję, że jednak nie. - Zignorowała jego pytające spojrzenie. - Muszę cię o coś prosić. Cóż mógł odpowiedzieć tej kobiecie, która była mu tak bliska? Bezdzietna Lucille zajmowała się nim wyjątkowo troskliwie, kiedy Lana kręciła filmy. - Powiedz, o co chodzi - poprosił. - Czy przyjmiesz pożyczkę, żeby wyremontować ten dom? - Miał nadzieję, że chodzi o pieniądze. - Dam ci czek... - To nie jest kwestia pieniędzy. - Podniosła rękę, żeby go uciszyć. Kit czuł, że to, co Lucille zamierza mu zaproponować, nie wzbudzi jego zachwytu. Właściwie był tego pewien. - To trochę skomplikowane. - Chrząknęła nerwowo. - Wiesz, jestem nową właścicielką klubu wspomnień. To było już coś konkretnego. - Coś ty zrobiła? Odnowiłaś jakąś starą stajnię czy garaż?
20
R S
- Nie bądź śmieszny. W życiu nie dostałabym pozwolenia od tych starych głupców w Beverly Hills. Kupiliśmy jeden zrujnowany klub w Hollywood i odnowiliśmy go w stylu Art Deco. Nazwaliśmy go ,,Cheek to Cheek". - My? - powtórzył. - Cóż, jestem jednym z inwestorów. Kit zastanawiał się, jak Lucille mogła sobie na to pozwolić. Cały jej dochód, bardzo teraz skromny, pochłaniały koszty utrzymania i podatki. Był przekonany, że od lat nie płaciła Elsie. - Pomógł mi pewien stary przyjaciel - wyjaśniła. - To szansa dla mnie, żeby znów stanąć na nogi. Przygotowujemy galę na otwarcie. - Odetchnęła głęboko. - A teraz powrócę do swojej prośby. - Kit nerwowo zastukał długimi palcami po oparciu fotela. - Chciałabym, żebyś dla mnie zatańczył. Kit zamarł. - Chciałabyś, żebym co zrobił? - To było o wiele gorsze, niż przypuszczał. - Zatańczył. No wiesz, potupał trochę - zażartowała niepewnie. - Tylko przez kilka tygodni - dodała pośpiesznie. - To chyba jest możliwe, prawda? Nigdy przecież nie prosiłam o coś takiego. - Ale dlaczego ja? - Potrzebuję nazwiska, które przyciągnie dużo ludzi - machnęła ręką. - Dochód z otwarcia przeznaczymy na przekształcenie tego zapuszczonego miejsca w dom spokojnej starości. A wpływy z klubu pozwolą prowadzić ten dom. Kit miał wrażenie, że Lucille nie chciałaby Wortha, tylko Garfielda. - Nikogo nie przyciągnę, a poza tym nie mam żadnego programu powiedział.
21
R S
- To da się szybko zrobić. Rozmawiałam już z Anitą Brooks, jej córka jest zawodową tancerką. Pomyśl, ludzie dużo zapłacą, żeby ujrzeć Brooks i Garfielda znowu razem. - Anita Brooks? - Nie wierzył własnym uszom. Pochylił się do przodu. - Jesteś przerażająca! - Przerażająca? - Lucille wyszczerzyła zęby i poprawiła sukienkę. - Dziękuję ci, mój drogi. Osobiście jestem sobą zachwycona. - Wiesz, wszystko bym dla ciebie zrobił... - Świetnie, załatwione! - Uporczywie nie patrząc mt w oczy, Lucille wymamrotała nerwowo: - Co z tą kawą? - Potrząsnęła energicznie dzwoneczkiem. - Elsie? Kit nie zamierzał pozostawiać jej w przekonaniu, że sprawa jest załatwiona. - Powiedziałem, że zrobiłbym dla ciebie wszystko.. . ale tego nie możesz oczekiwać. Lucille uśmiechnęła się do niego promiennie. - Dlaczego nie? Otwarcie nastąpi dopiero za parę tygodni. Będziesz miał mnóstwo czasu, aby odzyskać dawną formę. - Wiem, że wciąż potrafię tańczyć, nie tym się martwię. - Kit wyciągnął się w fotelu i rozluźnił krawat. Przeczuwał, że Lucille nie podda się tak łatwo. - A więc to partnerka tak cię niepokoi. - Lucille nie spuszczała z niego wzroku. - Nie martw się, Gabrielle tańczyła na Brodwayu. - O to także się nie martwię. - Nie było to do końca prawdą. Nie chciał zadawać się z dzieckiem kobiety, która najprawdopodobniej zrujnowała życie jego ojcu, a także jemu i matce. Ale najważniejsze było coś innego. - Nie wyjdę na parkiet i nie będę udawał Price'a Garfielda. - Przestań! - Lucille nawet nie mrugnęła okiem. -Musisz bardziej wierzyć we własny talent. Przecież rozwinąłeś indywidualny styl. Nikt
22
R S
nie pomyli cię z ojcem. Dzięki Lanie jesteś od niego o wiele przystojniejszy. - W ogóle nie chcę być porównywany do Price'a Garfielda przerwał. Nigdy nie chciał stawać do rywalizacji z ojcem. Czy można rywalizować z legendą? - Pewnie ciężko być dzieckiem gwiazdy - powiedziała Lucille - ale myślałam, że potrafisz być ponad tym. Czy oczekiwała, że w ten sposób uda się jej go przekonać? - Nie chcę tego robić - powtórzył stanowczo Kit. - Ale zgodzisz się, prawda? - uśmiechnęła się przymilnie. - Pomyśl o tych wszystkich starych aktorach, którzy głodują na zasiłku i nie mają gdzie się podziać. - Tylko dlatego, że jeszcze nie mieli okazji spotkać ciebie. - U Lucille mieszkało sześć takich osób, wliczając w to artretycznego kaskadera i komika, który od lat nie nauczył się żadnego nowego dowcipu. - Nie mogę wiecznie zajmować się nimi. Ja też się starzeję. Jak klub odniesie sukces, zrobię z tego miejsca dobroczynną instytucję, a sama zarobię trochę pieniędzy. Wiedząc, że Lucille potrzebuje gotówki i że duma powstrzymuje ją od wzięcia tego, co uważałaby za jałmużnę, Kit poczuł, że jego stanowczość powoli słabnie. - Jesteś pewna, że coś zarobisz? - Będę dostawała pensję. - Popatrzyła mu głęboko w oczy. - Proszę, Kit! Westchnął. Był trzydziestoośmioletnim, wziętym biznesmenem. Dlaczego w towarzystwie tej kruchej staruszki znów czuł się jak niegrzeczny dzieciak? - Tylko ta jedna, jedyna prośba. - Dolna warga Lucille zadrżała niebezpiecznie. Kit jęknął. Pomyślał, że już chyba czas, aby przestał myśleć o rywalizacji ze swoim ojcem. - Proszę, zrób to dla mnie. Wiedział już, że po prostu nie ma innego wyjścia.
23
R S
- W porządku, niech będzie - wymruczał. - Dziękuję ci! - Wstała, by go uściskać. - Nie będziesz tego żałował. Padną trupem z wrażenia. Próbował uśmiechnąć się. Jak da sobie radę po tylu latach? Jego matka chrzestna miała o wiele więcej pewności od niego. - Powinniśmy wznieść toast - powiedziała Lucille. - Może trochę szampana? Myślę, że jest tu gdzieś jeszcze jedna butelka. Kit wstał z fotela i otoczył staruszkę ramieniem. - No cóż, ciągle czekam na tę kawę. - A, tak. - Lucille rozejrzała się. - Gdzie jest Elsie? Niech ją diabli! Pewnie zasnęła. No, chodź, pójdziemy do kuchni i sami sobie zrobimy. Lucille przez cały czas trajkotała o nadchodzącym występie. Kit pytał o sprawy związane z klubem oraz swoją przyszłą partnerkę. Z odpowiedzi wywnioskował, że córka Anity nie była gwiazdą, raczej jedną z wielu przeciętnych tancerek. Zastanawiał się, czy jest równie ambitna, jak jej matka. Czy oczekiwała, że dzięki tym wspólnym występom zrobi karierę?. Nie zamierzał do tego dopuścić. Nie był tak naiwny, jak jego ojciec. Lepiej, żeby Gabrielle Brooks Lacroix okazała się dobrą tancerką w przeciwnym razie będzie bardzo nieszczęśliwą tancerką. - Zgodził się. - Świetnie. - Price Garfield rozluźnił kurczowy uścisk ręki na słuchawce telefonicznej. Wierzył w Lucille. - Wiesz, że nie robię tego dla pieniędzy - powiedziała Lucille. - Jasne, że nie, ale potrzebujesz trochę gotówki, żeby zrobić wrażenie na klientach. Muszą wierzyć, że jesteś właścicielką. - To właśnie Price stanowi resztę grupy inwestycyjnej. - Kup, co trzeba. - Chrząknął i spytał niespokojnie: - Zamówiłaś te bilety na samolot, prawda? - Anita i jej córka mogą je dostać w każdej chwili. Wszystko prawie gotowe. Będziesz miał jeszcze jedną szansę.
24
R S
- Mam nadzieję. - Marzył o ponownym spotkaniu z Anitą prawie od roku, odkąd usłyszał, że owdowiała. To pragnienie nadało tempa planom związanym z klubem. - Masz nadzieję? Bądź bardziej optymistyczny. Chyba nauczyłeś się czegoś przez te pół wieku. -Lucille była jedyną osobą, która śmiała zwracać się do niego w ten sposób. - Nauczyłem się bardzo wiele - o samotności, wyobcowaniu, własnej głupocie i fałszywej dumie. Ale Anita też ma coś do powiedzenia. - Masz wątpliwości, czy cię kocha? Uczucie takie, jakie was łączyło, nie wyparowuje w ciągu jednej nocy, stary głupcze. Jednak Lucille była niepoprawną romantyczką, sypiającą ze zdjęciem swego męża pod poduszką. Price wiedział, że święcie wierzyła w to, że w chwili jej śmierci Jim Dix przygalopuje po nią na niebiańskim rumaku. - Zajmij się tym, co masz do roboty - zarządziła Lucille - a ja przygotuję dla ciebie grunt. - Dziękuję. - To była rzeczywiście ostatnia szansa, biorąc pod uwagę wiek Price'a. - Mógłbyś też pomyśleć o szczerej rozmowie z chłopcem. - Z Kitem? Po co? Nieźle nam się układa. - Odkąd młodszy Garfield osiągnął dojrzałość, przeszła mu niechęć do ojca spowodowana rozwodem z Laną. - Może, ale coś jest nie tak - powiedziała Lucille poważnym tonem. - To ty powinieneś poprosić go o ten występ, nie ja. - To prawda - westchnął Price. Nie wiedział, w jaki sposób zmniejszyć dystans pomiędzy sobą a synem. - To twoje jedyne dziecko. Kiedyś chciał mieć ich więcej. Ale może byłby dla nich równie nieodpowiednim ojcem, jak dla Kita. - Będę go częściej widywał w czasie przygotowywania występu. - Zamierzasz dawać mu jakieś wskazówki? Bądź ostrożny. On jest bardzo dumny.
25
R S
Duma była ich wspólną cechą. Price miał jedynie nadzieję, że Kit jakoś sobie z tym poradzi. - A ty bądź ostrożna i nie zdradź skąd pochodzą pieniądze powiedział. - Będę milczała jak grób. Anita też o niczym nie wie. Anita. Po odłożeniu słuchawki Price znów zaczął myśleć o tej kobiecie, którą utracił tak wiele lat temu. Czy Anita mu wybaczy? Czy jest jakaś szansa na wskrzeszenie ich miłości? Krążył niespokojnie po domu, aż wreszcie zdecydował się na samotną przejażdżkę. Powiedział szoferowi, że nie będzie go potrzebował dzisiejszego wieczora. Wczesnojesienny zmierzch był ciepły, więc otworzył dach mercedesa. Pojechał drogą wijącą się pośród wzgórz położonych nad Los Angeles, pozwalając, by wiatr rozwiewał mu resztki włosów. Prawie uwierzył, że znów jest młody, silny i opanowany. Złudzenia. Nie mógł przecież zapomnieć, ile błędów popełnił w miłości i małżeństwach. Nawet nie dlatego, że zawsze były powody do rozwodu, brak porozumienia, konflikty wynikające z różnych osobowości czy innego stosunku do kariery. I nie dlatego, że na początku wydawało mu się, że te małżeństwa będą udane. Z pasją rzucał się w każdy związek uczuciowy i zawsze miał nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Nigdy mu się nie udało, nawet ostatnio. Poświecił się całkowicie swojej piątej żonie, ale był bezradny, gdy wykryto u niej raka. Pielęgnował Rachel podczas długotrwałej choroby tylko po to, by ją w końcu utracić. Być może ściągnął na siebie przekleństwo, opuściwszy pierwszą i największą miłość swego życia. Gdyby tylko mógł to zmienić. Zatrzymał się na Mulholland Drive i patrzył na feerię świateł w dolinie. Ten widok coś mu przypomniał. Tak zresztą być powinno, kiedyś przysięgał, że nigdy tego nie zapomni. Hollywood, - Jesteśmy na szczycie! - krzyknęła Anita, podnosząc się z siedzenia, aby lepiej zobaczyć miasto. - Czy to nie wspaniałe?
26
R S
- Fantastyczne - zgodził się, wiedząc, że Anita ma na myśli zarówno premierę ich nowego filmu, który zapowiadał się na wielki sukces, jak i panoramę Los Angeles. - Udało się nam, Price. Jesteśmy gwiazdami. - I rzeczywiście wyglądała na gwiazdę, elegancka, w wytwornym futrzanym kapeluszu i rękawiczkach z satyny. - Jesteśmy sławni. - No cóż, pewnie tak. - Zastukał w kierownicę. - Dlaczego nie jesteś zadowolony? Publiczność była dziś fantastyczna. Uwielbiają nas. - Uwielbiają bohaterów, których gramy. - Ale w każdym z twoich bohaterów jest część ciebie. - Bardzo maleńka. - Nawet w połowie nie był tak sprytny i niezależny jak jego bohaterowie. - Chciałbym tylko, żeby ludzie pozwolili mi na trochę prywatności. Męczy mnie rozdawanie autografów i tańczenie z każdą poznaną kobietą. Dlatego właśnie nie znosił wszelkich przyjęć i gali. Za to Anita je uwielbiała. - Nie mogę spokojnie skończyć posiłku ani porozmawiać z nikim dłużej niż pięć minut - poskarżył się. - Och, biedaczek - roześmiała się dźwięcznie w ciemności. W pobliżu nie było nikogo. Chociaż raz udało mu się być z nią sam na sam. - To jasne, że kobiety tak bardzo chcą z tobą tańczyć. - Anita klepnęła go lekko po ramieniu. -Jesteś przecież amantem filmowym. Myślą, że jeśli znajdą się w twoich ramionach, będzie tak pięknie i romantycznie, jak w filmach. One ciebie po prostu kochają. - Trudno mi w to uwierzyć. - Nie mógł powstrzymać uśmiechu. - Dlaczego? Ja też cię kocham... kiedy z tobą tańczę. - Tylko kiedy tańczysz? - Odwrócił się w stronę Anity i wziął ją za rękę. Czy to możliwe, żeby ona nadal nie zdawała sobie sprawy z jego uczucia?
27
R S
Anita wciągnęła głęboko powietrze i popatrzyła mu w oczy. - Jeżeli żądasz deklaracji, ty pierwszy musisz ją złożyć. - Kocham cię, Anito. - Jego serce biło jak oszalałe. Przyciągnął ją do siebie. - Kocham cię bardziej, niż sobie wyobrażasz. Drżała, gdy pochylił się, by ją pocałować. Zarzuciła mu ręce na szyję. Jej usta pachniały szminką, szampanem, i różami. Price wiedział, że jej sukienka będzie pognieciona, ale nie dbał o to. W tej chwili cały świat mógłby się zawalić, a on nie zauważyłby tego. - Powiedz mi. - Odsunął się, by popatrzeć jej w oczy. - Przecież wiesz. - Powiedz. - Chciał, by te słowa odbiły się echem w wieczności, którą zamierzał z nią spędzić. - Kocham cię, w porządku? - wymamrotała nieśmiało. - Bardziej niż w porządku. Należymy do siebie, Anito. - Tak - wyszeptała, całując go. Zamknął oczy, obiecując sobie zapamiętać każdy szczegół tej sceny - gwiazdy, ciemne wzgórza, światła w dolinie. Przyrzekł sobie, że na zawsze zatrzyma to w sercu...
28
Rozdział trzeci
R S
Gmach, w którym znajdował się ,,Cheek to Cheek", pokryty był białą sztukaterią. Lucille twierdziła, że neony z nazwą klubu będą gotowe za dwa dni. Gabby dokładnie przyjrzała się budynkowi, gdy wraz z Anitą wysiadła z taksówki. Dała kierowcy suty napiwek i zerknęła na zegarek. Była potwornie zdenerwowana. - Spóźniłam się pół godziny. Mogłaś mi powiedzieć, że będą problemy ze złapaniem taksówki - westchnęła. - Ostatni raz byłam tu pół wieku temu - wyjaśniła Anita, w pośpiechu wspinając się po schodach prowadzących do wejścia. - Skąd miałam to wiedzieć? - Wszędzie jest tak daleko. Będziemy musiały wynająć samochód. - Zajmiemy się tym później - łagodnie powiedziała Anita. - Postaraj się teraz skoncentrować na tym spotkaniu. - Dobrze. - Gabby odetchnęła głęboko. Od wczoraj, od wyjścia z samolotu, była niezwykle przejęta. Prawie przez całą noc myślała o tej wielkiej szansie i także o tym, jak będzie załamana, jeśli coś nie wyjdzie. - To wygląda cudownie - rozmarzyła się Anita - jak scena z moich starych filmów. Gabby rozejrzała się po sali, zatrzymując wzrok na czarnym parkiecie, rozciągającym się przed sceną w kształcie półksiężyca. Reszta pomieszczenia utrzymana była w tonacji białej lub jasnoszarej, w stylu Art Deco. - No idź. Nie pozwól, żebym cię zatrzymywała - szepnęła Anita i lekko popchnęła Gabby. - Pospaceruję sobie trochę. Gabby ponownie zerknęła na pustą scenę, obok której miała spotkać się z Kitem. Gdzie on się podziewał? Chyba nie był aż tak zirytowany jej spóźnieniem, że sobie poszedł. Zaciskając w dłoni dużą kopertę z fotografiami i dokumentami, przeszła przez parkiet, pokryty gdzieniegdzie kawałkami cementu. Prace wykończeniowe najwyraźniej jeszcze trwały.
29
R S
- Gabrieile Brooks Lacrobc? Gabby przystanęła, a na jej twarzy pojawił się niepewny uśmiech. Mężczyzna ubrany był w czarny golf i czarne dżinsy. Wysoki i ciemnowłosy, poruszał się z niewymuszoną gracją tancerza. - Kit Garfield? - A kto czekałby na panią przez - zerknął na zegarek - trzydzieści cztery minuty? Ton, którym to powiedział, sprawił, że uśmiech Gabby zniknął. Poza tym on nawet nie próbował się uśmiechać. Mimo tego, że wcześniej postanowiła zachowywać się przyjaźnie w stosunku do Kita Garfielda, teraz znów ogarnęły ją wątpliwości. Gdyby zaczęła przedstawiać mu trudności, związane ze złapaniem taksówki, zabrzmiałoby to jak wymówka. - Skoro już tu jestem, może zabierzemy się do pracy - powiedziała zamiast wyjaśnień. - Słusznie. - Machnął ręką w kierunku kręconych schodów prowadzących na scenę. - Proszę usiąść. Mimo eleganckiego kostiumu, Gabby nie zraziła się kurzem pokrywającym schody. Odsunęła kawałki gruzu i usiadła, kładąc kopertę na kolanach. Kit trzymał podobny pakunek pod pachą. Oparł się niedbale o scenę i zlustrował Gabby od stóp do głów. Bez wahania zrewanżowała się tym samym, próbując znaleźć w nim podobieństwo do Price'a. Jedynie wysokie czoło Kita i wąski nos przypominały jego legendarnego ojca. Ciemne, gęste włosy, kwadratową szczękę i szerokie, zmysłowe usta musiał odziedziczyć po matce. - Jest pan bardzo przystojny - powiedziała. Wydawał się być poruszony. - Dziękuję - odparł sztywno. - Jak to miło, że pani mnie doceniła. - Uważam, że wygląd partnera jest równie ważny, jak jego umiejętności taneczne - wyznała szczerze, zadowolona, że udało się jej trochę zakłócić jego kamienny spokój. Zmarszczki w kącikach oczu wskazywały, że przy innych okazjach Kit może być nieco
30
R S
cieplejszy. - Będziemy dobrze razem wyglądali, ja jestem jasna, pan ciemny. Powinniśmy podkreślić ten kontrast odpowiednimi kostiumami. - Myślałem już o kostiumach. - Moja matka ma jeszcze kilka sukni ze swoich filmów powiedziała Gabby, bawiąc się nerwowo kopertą. - Skopiowałyśmy je. - Zobaczymy. - Skinął głową. - Decyzja w sprawie kostiumów jeszcze nie zapadła. Gabby odnosiła wrażenie, że Kit Garfield czuje do niej niechęć i na pewno odrzuci jej sugestie. Chyba wydawało mu się, że to on będzie o wszystkim decydował. - Mamy niecałe dwa tygodnie. Moim zdaniem warto byłoby skorzystać z tych wzorów. Poza tym, dlaczego w klubie wspomnień nie miałabym nosić sukienek z lat trzydziestych? - zapytała. - Możemy mieć nowe kostiumy, tylko poprzez pewne akcenty nawiązujące do tamtych lat. - Na występ Brooks i Garfielda? - Gabby uniosła brwi. - Zamierza pani tańczyć jako kopia swojej matki? - spytał Kit z niesmakiem. - Nie miałabym nic przeciwko temu. - Cóż, ja nie zamierzam być Price'em Garfieldem. - Widać nie czuł się zbyt pewnie. Cóż za kontrast z jego wcześniejszym zachowaniem. - Nie sądzę, żeby ktoś pomylił pana z ojcem, nawet gdyby założył pan jego frak. - Który z pewnością nie pasowałby, pomyślała, Price był o wiele drobniejszy. - Skończmy na razie ten temat - Kit zastukał palcami w scenę - i pomówmy raczej o porządku prób... - ... i o tym, ile i które tańce wykonamy - dokończyła, otwierając kopertę. Przyniosła ze sobą nuty - składankę melodii z filmów Brooks i Garfielda oraz inne piosenki z lat trzydziestych. Chciała mieć udział w przygotowaniu programu.
31
R S
- Jak dobra jest pani w tańcach klasycznych, Gabrielle? - przerwał jej. - Po prostu Gabby. - Zerknęła na niego. - Studiowałam taniec klasyczny, nowoczesny, balet i stepowanie. Wystąpiłam w kilku musicalach na Broadwayu... - ,oogie w stołówce", ,,Czerwone róże" i ,,Śliczna Marietta", to najważniejsze - przerwał ponownie. - Nieźle, nieźle. Widzę, że nie próżnowałeś. Musisz więc także wiedzieć, że ,,Marietta" pomyślana była jako remake filmu z lat dwudziestych i pojawiało się tam sporo tańca klasycznego. Byłam w tym dobra. - Dziesięć lat temu - dodał - a poza tym nigdy tego nie widziałem, więc nie wiem, czy dobrze tańczysz. Gabby najeżyła się. - Nie zamierzam tu przed tobą występować, jeżeli o to chodzi. Poza tym jestem już zatrudniona. - Czuła, że za chwilę poprosi ją żeby pokazała nogi. - Nikt nic nie mówi o występach. Mam chyba prawo zadawać pytania nowej partnerce. - Zgoda, ja również. Powiedz więc coś o sobie. Jak wiele tańczyłeś w ciągu ostatnich lat? Czy kończyłeś jakieś kursy w studiach tanecznych twojego ojca? - To ja prowadzę te studia, nie mój ojciec - uniósł brwi. - Czyżby? - Gabby ponownie wyczuła w jego głosie niepewność. - To akurat wcale nie znaczy, że potrafisz tańczyć. - Najpierw byłem nauczycielem tańca, a dopiero potem startowałem w innych zawodach. Potrafię mniej więcej tyle samo, co ty. - Cóż. - Posłała mu uważne spojrzenie. - Czy występowałeś zawodowo? - W klubach, przez jakiś czas - powiedział ostrożnie. - Czyli posiadasz pewne umiejętności - mówiła, pragnąc, by Kit rozluźnił się nieco. - Powinieneś mi wierzyć, że wiem, na co mnie stać i że wciąż jestem w formie. Zrezygnowałam z występów, ale uczę pięć razy w tygodniu.
32
R S
- Masz trzydzieści cztery lata. - Tak. Za dużo do rewii - powiedziała szybko na wypadek, gdyby on o tym wspomniał. I za dużo na następny łut szczęścia, gdyby teraz się nie udało, choć wolałaby umrzeć, niż mu się przyznać, jak bardzo czuje się bezbronna. - Z pewnością nie byłaś zbyt szczęśliwa, kiedy musiałaś zrezygnować. - Wyprostował się. - Broadway to szaleńczy wyścig z czasem. Nauczanie też może dostarczać satysfakcji. - Chciałaby, aby tak było. - Ale twoim celem pewnie jest sława... jeśli jesteś taka, jak twoja matka. - Co przez to rozumiesz? - Gabby poczuła się zaniepokojona. - Sukces w showbiznesie był dla Anity Brooks ważniejszy niż cokolwiek lub ktokolwiek, prawda? - Oczywiście, że moja matka chciała odnieść sukces - odniosłaby, gdyby ojciec Kita nie przepędził jej z Hollywood. Gabby nie zapominała smutku, który matka próbowała ukryć przez długie lata Kit stąpał po niepewnym gruncie i denerwował ją. Wstała i podeszła do niego. Na wysokich obcasach była niższa zaledwie o jakieś pięć centymetrów i wcale jej to nie onieśmielało. - A kto nie pragnie odnieść sukcesu w swojej specjalności? spytała. - A ty czego obawiałeś się, tańcząc w klubach? Sukcesu czy jego braku? - Tańczyłem głównie dla własnej rozrywki. - Dziwny sposób organizowania rozrywek. - Skrzyżowała ręce i zaryzykowała: - Ale co naprawdę się stało? Dlaczego zrezygnowałeś? Chyba cię nie wygwizdali? - Nie. - Nawet nie mrugnął okiem na tę prowokację. - Po prostu zająłem się inną działalnością w Korporacji Garfielda. - Nie brak ci tego? Jak długo już nie tańczysz?
33
R S
- Nie mówiłem, że przestałem tańczyć. - Zmarszczył czoło. - Jeśli mam okazję, zabieram przyjaciółki do klubów. - A więc jesteś samotny. - Nie mogła mu darować tego, że zaatakował jej matkę. - W tym wieku? Masz chyba trzydzieści pięć albo trzydzieści sześć lat. Jeśli twoje cele są zbieżne z celami twojego ojca, zacznij lepiej myśleć o małżeństwie. Wyglądał, jakby na moment odjęło mu mowę. - Mam trzydzieści osiem lat, a moje plany małżeńskie to nie twoja sprawa. - Podszedł do niej jeszcze bliżej. - Wystarczająco daleko zaszliśmy. Nie masz prawa wyrażać się lekceważąco o osobistym życiu mojego ojca. - Czyżbym zrobiła coś takiego? Może wspominając jego rozliczne małżeństwa? Cóż, a ty nie masz prawa robić uwag na temat kariery mojej matki. - Nie przypominam sobie, żebym powiedział coś nieprzyjemnego o twojej matce. - Jesteś zbyt sprytny, żeby powiedzieć to, co miałeś na myśli, ale wierz mi, że zrozumiałam. - Jesteś stuknięta. - Jestem szczera. A ty? Wyłóżmy swoje karty. Kit spojrzał jej prosto w oczy. Była równie odważna i inteligentna, co piękna. Tego się nie spodziewał. - Nie mam ukrytych kart, jeśli przez to rozumiesz złe intencje. - Jego kiepska opinia o Anicie Brooks nie dotyczyła przecież Gabby. - Widzę, że będziemy musieli unikać rozmów o naszych rodzicach. - To niezły pomysł - zgodziła się - o ile nie zaczniemy dyskutować o stylu ich tańca. - Nie chcę, żeby to się powtarzało za każdym razem. - Ja też nie chcę się kłócić. Gdybyś tylko zmienił swoje nastawienie, to mogłoby pomóc. - Moje nastawienie? Oskarżasz mnie?
34
R S
- To ty zacząłeś - upierała się. - Byłeś już wściekły, kiedy weszłam. Na litość boską, nie raczyłeś nawet się uśmiechnąć. - Może jestem po prostu poważny. - Nie zamierzał być odpychający, ale widocznie nie zdołał ukryć niechęci do całej tej sytuacji. - Ha! A ja myślę, że po prostu nie chcesz ze mną pracować. Trafiła. - Muszę przyznać, że to prawda. Gabby położyła kopertę na schodach i skrzyżowała ręce na biodrach. - Ja też nie palę się do tego, przyjacielu, ale staram się być wyrozumiała. - A co masz przeciwko współpracy ze mną? Mój ojciec pomógł zrealizować twojej matce jej ambicje. -Kit uważał, że Gabby powinna być szczęśliwa z powodu rozgłosu, który mógł popchnąć jej własną karierę. - Żartujesz? - spytała z niedowierzającym wyrazem twarzy. - Chyba wiesz, że to twój ojciec przyczynił się do jej wyjazdu? Czyżby Anita Brooks była wściekła? Tę rewelację Kit przełknął bez trudu. - Przypuszczam, że znam tylko wersję ojca. - Wersję ojca? A na co on może narzekać? Kit widział, że była szczera. A więc Anita Brooks uważała, że to ona ucierpiała. To było coś zupełnie nowego. Uśmiechnął się, porażony ironią okoliczności. - A teraz się śmiejesz - krzyknęła Gabby. - Co jest takie zabawne? - Cała ta sytuacja... ty i ja... nasi rodzice. - Potrząsnął głową. - To już zbyt wiele. - To idiotyczne! - Posłuchaj. Zawrzyjmy rozejm i nie mówmy już o Anicie ani Prisie, dobrze? Przypomina to rozpalanie ogniska w pobliżu beczki z prochem.
35
R S
Skinęła głową i chyba nieznacznie się odprężyła. - Chyba możesz zmusić się do współpracy ze mną przez te kilka tygodni - ciągnął poważnie Kit. - Jasne. Jestem profesjonalistką. Zadecydowałam, że tak będzie, zanim przyjechałam do Kalifornii. Kit zauważył nagle, że Gabby ma mnóstwo drobnych piegów wokół nosa i piękne, jasnoniebieskie oczy. Cofnęła się pod jego uważnym spojrzeniem i obciągnęła długą, beżową spódnicę. Ten kolor oraz zgaszony brąz swetra podkreślał rudawy odcień jej jasnych włosów, układających się falami wokół okrągłej twarzy i zmiękczających uparty, niewielki podbródek. - Zgadzasz się więc na pokój? - Miał ochotę wyciągnąć rękę i dotknąć tego podbródka, ale czuł, że byłoby to całkowicie nie na miejscu. - Pokój - uśmiechnęła się. Zignorował swoje rosnące zainteresowanie jej osobą i machnął ręką w kierunku sceny. - Dobrze więc, usiądźmy. Gabby zerknęła na niego ze złością. - Proszę - dodał natychmiast - musimy zacząć ustalać porządek prób. - Usiadł stopień niżej i otworzył swoją kopertę. - Trzeba zająć się tym natychmiast. Pracowali spokojnie, choć Kit już wiedział, że nie zawsze będą tacy zgodni. Gabby chciała oryginalnych kostiumów i melodii, on wolał wersje zmodernizowane. Lubił, kiedy wszystko było dokładnie przemyślane, ona zaś wolała improwizacje. Jednak w tej chwili szło dobrze i Kit uznał, że współpraca jest możliwa, zwłaszcza, że zostało mało czasu. Może pułapka, w którą wpadł, nie była aż tak niebezpieczna. - Chciałabyś teraz zatańczyć? - spytał, kiedy już ustalili plan na następny tydzień. Mogli równie dobrze zacząć od razu. - Włożę kasetę, urządzenia działają. Kit wybrał swinga. Improwizując krok, Gabby natychmiast zaczęła poruszać się po parkiecie z na wpół zamkniętymi oczami. Ujął ją za
36
R S
rękę. Spojrzała na niego z uśmiechem. Była rzeczywiście prześliczna. Tańczyła świetnie, razem szło im znakomicie. To rzadko zdarzało się zupełnie nowym partnerom. Kit czuł, że napięcie po rozmowie z Lucille ulatnia się z każdym kolejnym krokiem na parkiecie. Poddanie się wszechogarniającemu rytmowi muzyki nie powinno być trudne z Gabby. Gdy zwrócili się twarzami w kierunku widowni, mógł już wyobrazić sobie siedzący tam tłum. Znów poczuł niemal zapomniany dreszcz emocji. Kit uśmiechnął się i napotkał spojrzenie Gabby. Zapomniał już prawie, jak porywający może być taniec. Być może współpraca z Gabrielle Brooks Lacroix będzie lepsza niż ,,nie taka zła". Być może ich występ będzie godny zapamiętania. Mimo że Anita zamierzała zwiedzić cały budynek, zatrzymała się, gdy ujrzała Kita Garfielda. Schowała się za jedną z potężnych kolumn, usytuowanych w centralnym punkcie klubu, i w ten sposób mogła go obserwować, sama pozostając w ukryciu. Szukała w synu jakichś oznak podobieństwa do ojca - to byłoby niemalże jak ponowne ujrzenie Price'a - ale Kit w niczym nie przypominał starszego Garfielda. Tak przynajmniej wydawało się Anicie po kilkuminutowej obserwacji jego i Gabby. Wyraz twarzy córki nie był zbyt szczęśliwy. Zaniepokojona Anita żałowała, że nie słyszy tej rozmowy... Boże, zachowywała się jak nadopiekuńcza matka! Skarciła się w duchu i poszła w kierunku poczekalni. Weszła do toalety, żeby poprawić makijaż. Tak jak gdyby zależało jej na wywarciu dobrego wrażenia... Olbrzymie lustro na jednej ze ścian oświetlone było stylowymi kinkietami. Przy marmurowych blatach stały fotele wyściełane aksamitem. Co za przepych. Klub robił wrażenie. Nagle Anita usłyszała dźwięki swinga, co pociągnęło ją natychmiast w kierunku sali. Ujrzała Gabby i Kita na parkiecie, idealnie do siebie dopasowanych. Zatrzymała się urzeczona urokiem tańca i zaskoczona płynnymi ruchami Kita. Tak bardzo przypominały jej Price'a Garfielda.
37
R S
Anita głęboko wciągnęła powietrze. Kit był przecież potomkiem Price'a. Jej oczy wypełniły się łzami, sięgnęła po chusteczkę i wytarła nos. Stara, sentymentalna idiotka. Niemalże wyobraziła sobie, że widzi Price'a. - Anita? - A teraz na domar złego miała wrażenie, że słyszy jego głos. Ciche kroki w holu uświadomiły jej jednak, że ktoś przyszedł i stoi za jej plecami. Odwróciła się. - Anita? Patrzyła w osłupieniu. Price - postarzały i szczuplejszy niż mężczyzna, którego kochała stał kilka kroków od niej z zaniepokojonym wyrazem twarzy. Oczekiwała tego spotkania... ale nie teraz, nie w takich okolicznościach. Nie była na to przygotowana! Otworzyła oczy i oparła się o balustradę. Położyła rękę na sercu, które biło jak oszalałe. - Odejdź! Nie zniosę tego! Jego oczy rozszerzyły się. Niczym widmo wycofał się i zniknął w cieniu. Jeszcze przez chwilę Anita stała nieruchomo, po czym osunęła się na ziemię. - Ooo...- jęknęła głośno. Zanim straciła przytomność, usłyszała jeszcze odgłos kroków. - Wydaje mi się, że powinnyśmy jednak wezwać doktora powiedziała Gabby, gdy powróciły do pokoju hotelowego. Pochyliła się nad łóżkiem i położyła mokry ręcznik na czole Anity. -To może być coś poważnego. - Nie potrzebuję lekarza. Nie jestem chora. -Anita próbowała wstać, ale Gabby powstrzymała ją. - Przestań, przecież nie zemdlałam. Próbowałam złapać oddech i na moment zamknęłam oczy. - Rzeczywiście, złapać oddech! - Kit zabrałby je do szpitala, gdyby Anita uparcie się nie sprzeciwiała - Co się stało, powiedz - zażądała Gabby.
38
R S
- Twój puls bił jak oszalały. To musi być oznaka czegoś poważnego, mamo. Może serce... - Tak, to serce - roześmiała się cicho Anita i na widok zaniepokojonej twarzy Gabby pośpieszyła z wyjaśnieniem. - Nie przejmuj się, jestem zdrowa. To wszystko z powodu napięcia. Kiedy ty i Kit tańczyliście, spotkałam Price'a. - Price'a? - Gabby nikogo nie widziała. - Nie chciałam o tym mówić przy Kicie... To w końcu jego ojciec. - Co on ci powiedział? - Gabby oczekiwała najgorszego. - Nic, kochanie, naprawdę. - Anita poklepała ją uspokajająco po dłoni. - Wypowiedział tylko moje imię i zniknął... no i zaczęłam mieć kłopoty z oddychaniem, to wszystko. Czy to nie idiotyczne? Nie wiedziałam, że będę omdlewającym łabędziem, gdy go spotkam. - Znów zaczęła się śmiać. - Obawiałam się, że coś takiego może się wydarzyć. - Gabby nie wyglądała na rozbawioną. - Wracamy do Nowego Jorku. - Wracamy? Dlaczego? - Jesteśmy tu zaledwie dwadzieścia cztery godziny, a ty już wpadłaś na Price'a Garfielda i zobacz, co się stało. To nie może się powtórzyć. - Kiedy chodziło o zdrowie matki, Gabby stawiała wszystko inne na dalszym miejscu, nawet własną karierę. - Bzdura! - Anita wstała i odrzuciła ręcznik, przybierając jednocześnie pewny siebie wyraz twarzy. - Nie wracamy do Nowego Jorku. Byłam po prostu lekko zaszokowana, gdy dziś ujrzałam Price'a. To się nie powtórzy. Gabby pochyliła się nad łóżkiem. Oparła ręce na biodrach, starając się wyglądać groźnie. - A jeśli znowu go zobaczysz? Jak będziesz się czuła, wciąż przypominając sobie swoje stare filmy, tańce? Dlatego właśnie wracamy. - Nie umrę na atak serca, a to cię chyba niepokoi - powiedziała Anita zirytowanym tonem.
39
R S
- Jestem silna. Chcę wstać. Gabby westchnęła, rozpoznając w głosie matki tę upartą nutę, i cofnęła się, gdy Anita wstawała. Gdyby starsza pani poczuła się nieco gorzej w ciągu nadchodzącego wieczora, Gabby była absolutnie zdecydowana wracać z nią do domu. Anita przygładziła nieco potargane włosy i sięgnęła po torebkę. - No więc jaki jest Kit? - spytała, chcąc zmienić temat. - Tańczy świetnie. Rusza się jak jego ojciec. - Jest bardzo dobry - zgodziła się Gabby. Postanowiła nie wspominać o napięciu spowodowanym rozmowami o rodzicach. - Nie mogę ci jednak niczego powiedzieć o jego osobowości. Staramy się utrzymać nasze kontakty na płaszczyźnie zawodowej. - Może jest po prostu trochę sztywny w stosunku do ludzi, których nie zna - mruknęła Anita. - A kiedy się zaangażuje, potrafi to przeżywać bardzo głęboko. - Możliwe. - Gabby miała wrażenie, że jej matka mówi o starszym z Garfieldów. - Mnie zależy na jego talencie i pracowitości. - Ma te cechy, prawda? - Chyba tak, o ile mogę coś powiedzieć po pierwszym spotkaniu. Gabby zdjęła spódnicę i sweter i założyła kimono. Zamiast od razu wskoczyć pod prysznic, położyła się na łóżku. Chciała jeszcze przez jakiś czas poobserwować matkę. - Kit jest bardzo zorganizowany - ciągnęła. - Dokładnie zaplanował nasze tańce, zanim jeszcze mieliśmy okazję, aby to skonsultować. - Aż taki perfekcjonista? Zdaje się, że nie tylko talent odziedziczył po ojcu. Gabby nie była tym specjalnie zaskoczona. Przypomniała sobie pewną historyjkę, którą opowiadała jej matka i postanowiła, że nigdy nie pozwoli Kitowi Garfieldowi zmusić się do tańczenia tak długo, aż zaczną krwawić jej stopy. Dzwonek telefonu przerwał te myśli.
40
R S
- Odbiorę. - Anita sięgnęła po słuchawkę. - Halo? - Jej twarz rozjaśniła się. - Lucille! Jesteś na dole? Cudownie, przyjdź. Gabby nie może doczekać się spotkania z tobą. - Ale ja nie jestem gotowa! - Gabby zerwała się i pogalopowała do łazienki. Kiedy wycierała się w pośpiechu, usłyszała, jak matka otwiera drzwi. Uczesała mokre włosy i wyszła, uśmiechając się do siwowłosej starszej pani, siedzącej obok Anity. - No, no, no. - Lucille zlustrowała wzrokiem Gabby i wyciągnęła ręce, żeby ją uściskać. - Jesteś prześliczna, złotko. Takie długie nogi. Może zresztą tylko tak mi się wydaje, bo czuję, że skurczyłam się dzisiaj o dodatkowe pięć centymetrów. - A ty ciągle przedstawiasz swój obraz w krzywym zwierciadle powiedziała Anita. - Nie, to część mojej sześćdziesięcioletniej komediowej rutyny zachichotała Lucille. - Wiesz, będę występowała w klubie. - To cudownie - rozjaśniła się Anita. - To będzie odjazd, jak mówią młodzi - Lucille zawahała się - to znaczy jak mówili... kiedy to było? W latach sześćdziesiątych? Widziałam już kilka generacji, które przyszły i przeszły. Trzy kobiety roześmiały się. - A'propos przychodzenia i odchodzenia, mam dla was propozycję. Co wy na to, żebym zabrała was na kolację, a potem do siebie? Zamiast barykadować się w tym hotelu, możecie zamieszkać u mnie. - Och, nie możemy - sprzeciwiła się Anita. - Nie powinnyśmy - dodała Gabby. - Oczywiście, że powinnyście. Mieszkam w wielkim domu w Beverly Hills. Będziecie miały własny apartament. - Lucille przewidziała obiekcje Anity i pośpieszyła z wyjaśnieniem. - Price nie będzie tam się plątał. Jesteśmy przyjaciółmi, ale on nie wpada bez zaproszenia. No, powiedzcie, że się zgadzacie. Musimy przecież oplotkować te pięćdziesiąt lat.
41
R S
- Cóż - Anita spojrzała na Gabby, prosząc ją wzrokiem o to, by nie wspominała o dzisiejszym spotkaniu z Price'em. - Chciałabym też lepiej poznać tę małą. - Lucille uśmiechnęła się do Gabby. - Ty i twoje rodzeństwo mieliście być moimi chrzestnymi dziećmi. I co się stało? Twoja matka uciekła z tego stanu! Gabby odwzajemniła uśmiech. Lucille była właśnie tak czarująca, jak zawsze opowiadała o niej matka. - Nigdy nie miałam matki chrzestnej. - No to teraz możesz mieć. - Lucille klepnęła ją w plecy. - To co, jedziemy do mnie? Ale najpierw coś zjemy. Gabby zerknęła na Anitę, ale ta wzruszyła ramionami. - Czemu nie - powiedziała. - Na pewno jest tam bardziej przytulnie. Kiedy Gabby ubierała się, jej matka spakowała rzeczy. Słyszała o Lucille bardzo wiele i była pewna, że pobyt w domu starszej pani okaże się interesujący. Gdy kończyła makijaż, Anita i Lucille wciąż rozmawiały. - Gotowe? - Gabby sięgnęła po torebkę. - Jasne - wyszczerzyła zęby Lucille. - Na dole czeka na nas limuzyna. Jeśli będziecie chciały, to powiem szoferowi, żeby po kolacji zabrał nas na przejażdżkę. - Byłoby to miłe - zgodziła się Gabby. - Jeśli nie sprawimy kłopotu, oczywiście - dodała pośpiesznie. - Jestem gotowa narazić się na dużo większe kłopoty dla mojej nowej chrzestnej córki. - A ma pani inne? - spytała Gabby. - Tylko jednego chrześniaka. Sama nie mam dzieci, więc czasami lubiłam zajmować się Kitem. Kitem Garfieldem. Oczywiście. Gabby miała tylko nadzieję, że pobyt w domu Lucille nie oznacza bliższych kontaktów z nowym partnerem. Te kilka centymetrów między nimi na parkiecie było już wystarczająco niewielką odległością.
42
Rozdział czwarty
R S
Po wyczerpującym zwiedzaniu miasta Gabby i Anita zdecydowały się odłożyć przeprowadzkę do następnego popołudnia. Po drodze Lucił-le niezmordowanie komentowała migające za szybami widoki. Gdy mijały Pentages, jeden z najbardziej widowiskowych teatrów w stylu Art Deco, Gabby przypomniała sobie o Kicie i ich wspólnym występie. Chciała już zacząć próby związane z choreografią, ale Kit miał jakieś ważne spotkanie w korporacji i był zajęty do następnego dnia. - Wszystko jest tak inne od tego, co widziałam w Nowym Jorku westchnęła Gabby, gdy wjechały na Bulwar Zachodzącego Słońca. Zupełnie jakby Los Angeles było za granicą. - Bo to jest zagranica - zachichotała Lucille. -Dawne gwiazdy lat dwudziestych i trzydziestych uczyniły z tej części południowej Kalifornii baśniowe królestwo, oczywiście nie mówię o Disneylandzie. Co prawda, teraz pozłota nieco się starła. - I jest o wiele bardziej tłoczno niż kiedyś - powiedziała Anita lekko przygnębionym głosem. - A i tak wszystko jest fascynujące - dodała Gabby. Wiedziała, że jej matka miała miłe wspomnienia związane z miejscem swego urodzenia i zawsze dziwiła się, dlaczego nie jeździ tam częściej. Teraz zrozumiała, że to ze strachu przed spotkaniem z Price'em Garfieldem. Kierowca skręcił na północ i samochód zaczął przemierzać' plątaninę niewielkich uliczek Beverly Hills. Lucille wskazywała domy należące kiedyś do słynnych gwiazd, tak jak ten wybudowany przez Charlie Chaplina. - Żeby zaoszczędzić pieniądze, ten stary skąpi-radło Charlie zatrudnił do tej roboty cieśli ze studia filmowego - mówiła. - Wszystko tu odpadało ze ścian. Kiedyś na przyjęciu pozostała mi w ręce gałka od drzwi.
43
R S
Gabby śmiała się, ale gdy wreszcie dotarły do domu Lucille, odniosła wrażenie, że znajduje się on w bardzo podobnym stanie. Matka niejednokrotnie wspominała jej, że staruszka miała kłopoty finansowe, jednak to, co w latach dwudziestych stanowiło prawdopodobnie jedną z najwspanialszych posiadłości w Beverly Hills, teraz wyglądało, jakby od dziesiątek lat było zaniedbywane. Odrestaurowanie domu kosztowałoby na pewno majątek. Pomimo ruiny Gabby zafascynowana była architekturą i imponującymi rozmiarami budowli. - Twój dom ma z pewnością tak zwany klimat. - Tak, tego tu nie brakuje, złotko. Mój ukochany Jim nazwał go kiedyś ,,Srebrnym Ogierem" - powiedziała chichocząc i zaraz dodała: - Teraz przypomina raczej białego, przybrudzonego słonia. Ale to się zmieni, kiedy klub stanie się sławny... dzięki tobie i Kitowi. Czując spoczywającą na jej barkach odpowiedzialność, Gabby próbowała wytłumaczyć sobie, że ,,Cheek to Cheek" wybije się lub przepadnie niezależnie od tego, czy ona i Kit stworzą dobrany zespół. Z pewnością Lucille nie pokładała w nich całej nadziei. Nawet nie widziała, jak razem tańczą. W holu powitała je starsza Murzynka. Gabby sądziła, że jest ona jedną z lokatorek, dopóki Lucille nie wyprowadziła jej z błędu, przedstawiając Elsie jako swoją pokojówkę i długoletnią towarzyszkę. - Zaprowadzę panie do apartamentów. - Elsie wsunęła jedną torbę pod pulchne ramię i sięgnęła po walizkę. - Tego nie musi pani nieść. - Gabby wyjęła jej walizkę z ręki. - Poradzimy sobie. Widoczne spoza grubych szkieł czarne oczy przewierciły ją niemal na wylot. - Ciągle nieźle sobie radzę - odpowiedziała Elsie. - Elsie, wiesz, co ci mówiłam o przepracowywaniu się - skarciła ją Lucille. - Harold przyniesie większe walizki, jak skończy z parkowaniem.
44
R S
Elsie nie nalegała już, aby dźwigać cięższe bagaże i niosąc pod pachą torbę, powoli zaprowadziła je na trzecie piętro do apartamentu składającego się z pokoju gościnnego, łazienki i dwóch sypialni. Wszystkie pomieszczenia utrzymane były w biało-złotej tonacji. Gabby pomyślała, że kiedyś z pewnością odznaczały się elegancją, ale teraz meble i dywany były raczej w opłakanym stanie. - Co za schody - wysapała Lucille. - Dlatego właśnie nikt tu nie mieszka. Winda nie działa od trzech czy czterech lat. - Prawie od siedmiu - mruknęła Elsie, kładąc torbę obok okna. - Nie wiem, do czego to dojdzie. Nie wiem. - Będzie świetnie - nuciła Lucille. - Kiedy klub odniesie sukces, wszystko naprawimy. Będzie jak za dawnych dobrych czasów. Gabby pomyślała, że to lekka przesada, ale nie odezwała się. Odnowienie czterdziestopokojowego domu potrwa lata, biorąc pod uwagę prawdopodobnie niewielkie udziały Lucille w tym przedsięwzięciu. - Odpocznijcie sobie do kolacji, którą podajemy około szóstej trzydzieści - powiedziała Lucille, wychodząc wraz z Elsie. - Najlepiej, jak weźmiecie kąpiel. Mae West uwielbiała tę łazienkę. Cały apartament został urządzony specjalnie dla niej, żeby czuła się jak w domu. Kiedy Lucille wyszła, Gabby natychmiast skorzystała z jej sugestii. W olbrzymiej marmurowej łazience wanna przypominała mały basen. Dziewczyna uznała, że to odpowiednie miejsce do kąpieli we dwoje i ku własnej irytacji wyobraziła sobie ciemnowłosego, zielonookiego mężczyznę z pięknym ciałem tancerza. Miała nieco kłopotu z pozbyciem się tego obrazu. Jednak kiedy kilka godzin później zeszły na kolację, Gabby była wypoczęta, zrelaksowana i gotowa do spotkania z lokatorami Lucille. Dwóch mężczyzn rozmawiało w drzwiach jadalni. Gabby rozpoznała Neila Delaneya, drugorzędnego aktora komediowego z lat
45
R S
pięćdziesiątych i sześćdziesiątych oraz Yancy Knighta, znanego gwiazdora, który nagle zniknął z ekranu jakieś dziesięć lat wcześniej. - Moja piękna - powiedział Neil, kierując się w stronę kobiet. Ubrany w luźne spodnie i koszulkę polo, wyglądał na atrakcyjnego siedemdziesięciolatka. Przesłał Anicie uwodzicielski uśmiech. -Chyba się zakochałem! - Niektóre rzeczy w Hollywood nigdy się nie zmienią - roześmiała się Anita. - Mogli się pozbyć kowbojów - dodała Lucille, przyłączając się do nich - ale zapomnieli o ogierach. - A ten facet wyobraża sobie, że wie, jak postępować z kobietami rzucił Yancy głosem ostrym jak brzytwa. Chociaż tylko o kilka lat młodszy od Neila, Yancy wciąż miał świetnie utrzymane, muskularne ciało trzydziestolatka. Gabby starała się nie gapić na jego z pewnością farbowane, czarne jak węgiel włosy, harmonizujące zresztą z kolorem koszuli i obcisłych spodni. - Jeśli chcecie wiedzieć, to właśnie Yancy jest prawdziwym lwem salonowym. Lepiej uważajcie! Pobrużdżona twarz mężczyzny zajaśniała uśmiechem. - Lucille, to najmilsze z tego, co powiedziałaś o mnie w ciągu tych lat. Kiedy Lucille zaczęła opowiadać o karierach obu mężczyzn, do grupki dołączyła Jayne Hunter, a moment później rozległ się dzwonek przy drzwiach wejściowych. - O, nasz gość przybył. Może przestaniemy gadać i coś zjemy. - Lucille zwróciła się do Gabby. - Maleńka, mogłabyś otworzyć drzwi? Jeśli będziemy czekać na Elsie, wszystko wystygnie. - Jasne. Otworzę, a wy siadajcie już do stołu. Neil i Yancy poprowadzili starsze panie do stołu, a Gabby skierowała się w stronę drzwi, zastanawiając się, kto za nimi stoi. Jakiś stary przyjaciel Lucille? Na chwilę zamarła z przerażenia. Chyba Lucille nie zaprosiła Price'a Garfielda...
46
R S
Zanim ruszyła, żeby to sprawdzić, drzwi otworzyły się i Kit wszedł do środka. - Myślałam, że cię zobaczę dopiero jutro -powiedziała, starając się wmówić sobie, że jest zadowolona, widząc właśnie tego Garfielda. Niestety nie mogła zapomnieć o swoich fantazjach w kąpieli i czuła się zażenowana. Nie przeszkodziło jej to jednak dostrzec, jak znakomicie prezentował się Kit w garniturze. - Lucille kazała mi się tu zjawić. - Kit z nieśmiałym uśmiechem wzruszył ramionami. - Nie wiedziałam, że słuchasz rozkazów. - Zależy, kto je wydaje - uśmiechnął się szerzej - i czy chcę to robić. Niektórym ludziom nie potrafię odmówić. Jego miłość do Lucille była tak widoczna, że Gabby odwzajemniła uśmiech. - Cóż, przyszedłeś w najlepszym momencie. Właśnie siadamy do stołu. Kit poszedł za nią do olbrzymiej jadalni. Okrągła lampa łagodnie oświetlała pomieszczenie. Dębowy stoi był tak długi, że mogło zasiąść przy nim dwa razy więcej osób niż w tej chwili. Elsie uniosła stojącą na rzeźbionym kredensie turkusową wazę i umieściła ją przed Anitą. - Rodzinny obiad - obwieściła uroczyście. Kit podprowadził Gabby do jej miejsca. Przejmująco świadoma jego bliskości i ciepła, była zadowolona, kiedy wreszcie odszedł. Przywitał się z Lucille i usiadł po przeciwnej stronie stołu. - Cieszę się, że przyszedłeś, chłopcze. Chciałam uczcić to wydarzenie z dwójką młodych, dzięki którym powiedzie się moje przedsięwzięcie. Ponownie Gabby odczuła brzemię odpowiedzialności na swoich barkach. Wymieniła znaczące spojrzenie z Kitem. Wyglądało na to, że oczekiwania matki chrzestnej stanowią również dla niego poważne obciążenie. Z obawą, ale i nadzieją wznieśli wraz z innymi toast za powodzenie.
47
R S
- Żeby wasz duet był bardziej udany niż mój -mruknął Harvey Weinstein. Gabby wiedziała, że ten mały, łysiejący mężczyzna w podniszczonym garniturze był komikiem, który rozstał się ze swoim partnerem w latach sześćdziesiątych. Lucille opowiadała im, że wkrótce potem kariera Harveya skończyła się. Teraz dorabiał sobie, występując czasem w podrzędnych klubach. - Za sukces - powiedziała Gabby, uśmiechając się do Harveya. Dwie osoby wzniosły toast wodą. Risa Show, osiemdziesięciopięcioletnia staruszka, niegdyś jedna z najbardziej cenionych aktorek dramatycznych w Hollywood, zdobywczyni Oskara, była teraz chudziutką, kruchą istotą. Jedną część twarzy miała nieruchomą w wyniku dwóch udarów. Chester Novak, dawny kaskader miał tak zdeformowane przez artretyzm ręce, że odnosiło się wrażenie, iż nic w nich nie zdoła utrzymać. - Będzie cudownie zobaczyć tę posiadłość przywróconą do dawnej świetności - powiedziała Risa. Lucille podniosła plater z indykiem. - Wszystko zależy od tego, czy klub odniesie sukces - mruknęła. - Miejmy nadzieję, że kilka tuzinów starszych aktorów będzie mogło nazwać to miejsce domem, mimo że nie będzie to drugi Motion Picture Country House. - Co to jest Motion Picture Country House? - spytała Gabby. - Luksusowy dom dla starców - wyjaśniła Lucille. - Przez jakiś czas mieszkał tam Johnny Weissmiiler, dopóki nie zaczął biegać w nocy po korytarzach, wyjąc jak Tarzan. - Tamte tereny często są wykorzystywane w serialach telewizyjnych - burknął Yancy - a mieszkańcy domu zatrudniani jako statyści. - Może po remoncie będą chcieli kręcić tutaj - powiedział Neil z nadzieją w głosie. - Może znów wrócimy do pracy. - Ciesz się, że jesteś wśród przyjaciół.
48
R S
- Chester próbował znaleźć sposób na utrzymanie widelca w dłoni. - Mamy szczęście, że mieszkamy w miejscu, gdzie ludzie wzajemnie troszczą się o siebie. Facet, z którym pracowałem, zmarł w zeszłym tygodniu samotnie i w nędzy. Harvey zamruczał coś pod nosem i poprawił okulary. Gabby zastanawiała się, dlaczego ta wiadomość tak go poruszyła. - Hollywood nie potrzebuje starców - powiedziała Risa, rozkładając serwetkę na swojej niemodnej, kwiecistej sukience - o ile ktoś nie był słynną gwiazdą, która wciąż ma swoją publiczność. Gabby wiedziała, że Risa przestała otrzymywać role na długo przed pierwszym udarem, a Chester został zmuszony do przejścia na emeryturę, chociaż mógł jeszcze się przydać jako instruktor kaskaderów. Gabby przyglądała się ludziom, którzy kiedyś byli na szczycie, a teraz zostali całkowicie zapomniani. Była zła i rozgoryczona. Szacunek dla doświadczenia, które przychodziło z wiekiem, w showbiznesie pozostawiał wiele do życzenia. Ci ludzie przy stole najwymowniej świadczyli o tym, jak ulotna jest sława i jak zmienna jest publiczność. Miała jednak nadzieję, że niezależnie od powodzenia występu w klubie, ma jeszcze jakieś szanse na przyszłość. - Może jednak coś się zmieni - powiedziała Jayne. - Nie chciałam nic mówić, dopóki się nie upewniłam. Mój agent słyszał, że kompletują obsadę do nowego serialu i producenci szukają kogoś w typie Jayne Hunter, no i zamierzam zaoferować im oryginał. Mam w przyszłym tygodniu spotkanie. Mój agent mówi, że na pewno dostanę tę rolę. Yancy odłożył widelec i nastroszył się. - Więc odejdziesz. Będziemy za tobą tęsknić. - Przybrał smutny wyraz twarzy. - Odejdę? - powtórzyła Jayne. - Żartujesz? Nie mam najmniejszego zamiaru ruszać się stąd. Należę do tego miejsca i do was. A poza tym podoba mi się, że mieszkam w Beverly Hills. - Spojrzała z uśmiechem na Lucille.
49
R S
- Jeśli mi się uda, przeprowadzę się do jednego z tych pustych pokoi na trzecim piętrze i odnowię go. Naprawię windę, no i będę mogła więcej płacić. - Płacisz wystarczająco dużo - upierała się Lucille. - Jeśli będę zajmowała więcej miejsca, powinnam też więcej płacić - nalegała Jayne. Rozmowa toczyła się nadal i dzięki nowinom Jayne kolacja zakończyła się w pogodniejszym nastroju. Lokatorzy stopniowo opuszczali jadalnię i w końcu przy stole pozostali tylko Anita, Kit, Gabby oraz ich gospodyni. Lucille patrzyła zatroskana, jak Chester powoli wychodził z pokoju. - Jest w kiepskim stanie - powiedziała cicho. - Jego artretyzm postępuje, a renta ledwo wystarcza na życie. Gdyby basen nadawał się do użytku, mógłby wykonywać w nim ćwiczenia usprawniające. Ponadto jeden z lekarzy sugerował, że mogłoby pomóc lekarstwo zawierające czyste złoto, ale jak na razie opieka społeczna waha się, czy to sfinansować, ponieważ jest bardzo drogie. Klub musi odnieść sukces i wtedy mu pomogę. Kit zamarł. - Lucille, zanim to się stanie, może ja mógłbym... - Dziecko kochane, to miło z twojej strony przerwała Lucille. - Chester jest zbyt dumny, aby przyjąć od ciebie pieniądze. Gabby patrzyła na Kita, poruszona jego chęcią niesienia pomocy człowiekowi, którego prawie wcale nie znał. - A dlaczego uważasz, że Chester przyjmie pieniądze od ciebie, skoro nie będzie chciał ich wziąć ode mnie? - spytał Kit. - Ponieważ w tym domu jesteśmy nie tylko przyjaciółmi - wyjaśniła Lucille. - Jesteśmy rodziną! Kiedy staniemy na nogi, kupimy Chesterowi lekarstwo, wynajmiemy pielęgniarkę i fizykoterapeutę. Znów będziemy jak nowi. - To jest właśnie najważniejsze. Trzeba myśleć pozytywnie powiedziała Anita, wstając od stołu.
50
R S
- Mogłabyś teraz pokazać te stare fotografie, o których mówiłaś nam wczoraj? - Ejże, zanudzimy te dzieciaki na śmierć - roześmiała się Lucille. - Kit, zabierz Gabby na wycieczkę krajoznawczą, a my trochę sobie powspominamy. - Co ty na to? - Kit zwrócił się do Gabby. - Moglibyśmy przejść się do starych stajni. - Świetnie. Jeszcze dwadzieścia cztery godziny wcześniej z niechęcią przyjęłaby myśl o dodatkowych kontaktach z Christopferem Garfieldem, ale teraz wyraźnie miała na to ochotę. Być może jeśli zdoła poznać go lepiej, zmniejszy się napięcie, wywołane perspektywą ich wspólnej pracy przez kilka następnych tygodni. Kit zdjął marynarkę i krawat, po czym otworzy! podwójne drzwi na patio. Skinął gową, dając Gabby do zrozumienia, żeby wyszła pierwsza. Ruszyła energicznie przed siebie, ogarniając wzrokiem rozciągającą się przed nimi rozległą, górzystą przestrzeń. Zauważyła w pobliżu ogromny, pusty basen, jeszcze jeden relikt świetnej przeszłości, tylko mniej użyteczny niż dom. - To miejsce musiało być kiedyś wspaniałe. - Zerknęła na Kita. - Nie było mnie tu w latach dwudziestych - odparł sucho - ale widziałem fotografie. Pamiętam też, jak wyglądał dom, kiedy byłem mały. Chociaż wieczorny wiatr był chłodny, Kit rozpiął górne guziki koszuli i podwinął rękawy. Ruszyli betonową drogą biegnącą wzdłuż posiadłości. Długie przerwy w rozmowie podczas spaceru nie wprowadzały uczucia skrępowania, nie psuły pogodnego nastroju. Milczenie było naturalnym elementem obcowania, jakie łączy bliskich sobie ludzi. - Teren jest większy, niż mi się wydawało - powiedziała Gabby. - Ale nie tak duży jak kiedyś. Mąż Lucille kupił prawie trzydzieści akrów, zanim ktokolwiek w ogóle słyszał o Beverly Hills. Zboża i pastwiska zajmowały cały teren, a dom ten stał się jednym z pierwszych pałaców marzeń.
51
R S
- Czy mąż Lucille był Kalifomijczykiem? - Nie. - Kit potrząsnął głową przecząco. - Urodził się w Arizonie... w siodle, jak mówił. Kiedy się pobrali, trzymali tu ponad pół tuzina koni. Zmieniło się wszystko, kiedy filmy Jima Dixa przestały przynosić pieniądze. - I wtedy został kaskaderem. - Niezupełnie. Przygotowywał tylko kaskaderów do filmów. Musiał sprzedać wszystko, z wyjątkiem trzech akrów, ale udało mu się kupić skromne rancho w Dolinie San Fernando. Nie przeżyłby, gdyby musiał pozbyć się koni. Nawet nie był w stanie zburzyć tych stajni. Oczywiście i tak od lat same się rozpadają. - Podobnie jak i pozostałe budynki. - Gabby patrzyła na resztki stajni. - Lucille musiała przeżyć ciężki okres po śmierci męża. - Od tamtego czasu nie mogał znaleźć pracy i do tej pory nic się nie zmieniło. Ona też nie. - Kit potrząsnął głową. - Powinna posłuchać rady mojego ojca i sprzedać to, a potem kupić tańszy dom i żyć z odsetek. Ale ona nie chce o tym słyszeć. - Srebrny Ogier to świątynia. - Wydatki są zbyt wielkie. - Zbyt wielkie jak na jej konto bankowe, ale nie na jej upór. Ma za wiele energii, żeby dać się złamać. Gabby zauważyła, że Kit mówi z dumą o Lucille. Ta kobieta nie wybrała łatwej drogi, ale robiła to, co uważała za słuszne. Czy wielu ludzi czuło taką odpowiedzialność za innych jak Lucille? Gabby patrzyła na Kita, myśląc, że starsza pani z pewnością przekazała chrześniakowi kilka swoich pozytywnych cech. Czuła się doskonale. Miała ochotą wyciągnąć rękę i dotknąć twarzy Kita, aby zetrzeć malujący się na niej smutek. - Cóż, teraz Lucille ma szanse na sukces - powiedziała zamiast tego. - Dzięki klubowi - odparł.
52
R S
- Mam nadzieję, że spełnią się te marzenia. Klub stanie się popularny, a jej uda się stworzyć z tego miejsca prawdziwy dom. Kto wie, w jakich kłopotach znaleźliby się ci wszyscy ludzie, gdyby Lucille przydarzyło się coś złego. Poruszona jego widocznym przywiązaniem do starszej pani i jej lokatorów, Gabby powiedziała: - Sama też zaczynam czuć się odpowiedzialna za to wszystko. - Wiem, o co ci chodzi. Nie możemy jej zawieść. Widzisz przecież, jaka jest dumna. Od lat próbuję ,,pożyczyć" jej pieniądze, ale ona nie chce wziąć ani centa. Sama chce je zarobić. Kit położył rękę na ramieniu Gabby i skierował ją na prawo, gdzie nagle zakręcała ścieżka. Dziewczyna przejmująco odczuła jego bliskość. - Wszyscy jesteśmy w jakiś sposób dumni - powiedziała. - Nie możesz za to winić Lucille. - Pewnie masz rację. Mnóstwo starych ludzi cierpi z tego powodu, że nie czują się potrzebni. - To prawda. Chociaż mama sama zrezygnowała z pracy, to jednak nie może zrezygnować z ciągłego zainteresowania szkołą tańca. Lucille ma ten sam stosunek do klubu. - A co z tobą? Co dla ciebie jest ważne? Pytanie to zmroziło Gabby, sprawiło, że ulotniło się poczucie bliskości i powrócił dystans. Nie tylko starsi ludzie byli dumni. Gdyby powiedziała mu prawdę, a potem przegrała... - Trochę chłodno - powiedziała, starannie unikając jego wzroku. - Myślę, że powinniśmy wracać do domu. Anita stała na balkonie, przyglądając się posiadłości. Ledwo zasiadły nad fotografiami, Lucille musiała odebrać ważny telefon. Przerwa ta przyniosła Anicie ulgę, chociaż nigdy nie przyznałaby się do tego przed przyjaciółką. Wspólne zdjęcia z Price'em przywodziły na myśl zbyt wiele bolesnych wspomnień. Nagle ujrzała Gabby pędzącą do domu i Kita, który ledwo za nią nadążał. Zatrzymali się na moment. Gabby podniosła głowę i wyprostowała się. Anita zastanawiała się, co tak rozgniewało jej
53
R S
córkę. Jednak kiedy Kit położył rękę na ramieniu Gabby, wyglądało na to, że dziewczyna odprężyła się. Serce Anity biło szybko. Nie tylko w przeczuciu, że pomiędzy tą dwójką zaczyna się coś ważnego, lecz także dlatego, że, patrząc na nich, widziała siebie i Price'a Jak wiele razy przyjeżdżali tutaj razem? Zbyt wiele, aby to zapamiętać. Anita zaczęła wspominać. Tym razem nie broniła się przed uczuciami. Musi stawić czoło przeszłości lub zawsze uciekać przed duchami. Na dole jej córka i Kit spacerowali, rozmawiając ze sobą. Chociaż przedtem Gabby wyglądała na poirytowaną, teraz była wyraźnie ożywiona. Anita nadal nie mogła oprzeć się przemożnemu wrażeniu, że tych młodych ludzi w przyszłości coś połączy. - Hej, Anito, skończyłam - zawołała Lucille. -Możemy już zacząć oglądać. - Idę, Lucille - powiedziała zdecydowanym tonem. - Jestem gotowa - dodała, ignorując dreszcz strachu.
54
Rozdział piąty
R S
Porwana rytmem tańca Gabby przeszła do kolejnego układu choreograficznego. Pochyliła się i ugięła kolana, a Kit podniósł ją i obrócił dookoła, po czym opuszczał powoli na ziemię. Jeszcze dwa obroty i zwolnił, a Gabby dotknęła jedną stopą podłogi. Nagle Kit zatrzymał się. - Świetnie - pochwalił, wciąż trzymając ręce na jej talii. - Tylko następnym razem przybliż głowę do mojego ramienia. Chcę, żeby publiczność odniosła wrażenie, że jesteś bezgranicznie mną oczarowana. - Nie ma problemu. Udawanie, że jest nim oczarowana, nie wymagało specjalnego wysiłku. Gdy razem tańczyli, rzeczywistość odpływała i wszystko mogło się wydarzyć. Uzupełniali się nawzajem tak dobrze, że Gabby zaczynała podejrzewać, że byli sobie przeznaczeni. Poczuła się niemalże porzucona, kiedy uwolnił ją z objęć. Pracowali nad choreografią tańca ,,Hipnotyzer" z filmu ,,Szczęściarze". Kit był słynnym magiem, a ona jego nową asystentką, dziewczyną z bogatej rodziny, która ukrywa swoje pochodzenie, chcąc poznać z bliska zupełnie inne życie. Taniec miał być zarazem romantyczny i zmysłowy - mag rzuca zaklęcie na dziewczynę, a pod koniec tańca sam też ulega jej urokowi. Kit przewinął taśmę i wyłączył magnetofon. - Spróbujmy teraz bez muzyki. Chciałbym, żebyś była zupełnie wyprostowana, kiedy cię opuszczam. - Możemy spróbować. - W jej głosie dało się słyszeć nutę zwątpienia. Kit ponownie poprowadził Gabby, lecz kiedy stanęła już na nogach, straciła równowagę i w ostatniej chwili chwyciła go za ramiona. - O rany! - Wyprostowała się błyskawicznie, próbując przez chwilę ustalić, czy zabrakło jej tchu ze strachu przed upadkiem, czy też z powodu tak bliskiego kontaktu. Szybko cofnęła ręce.
55
R S
- To nie wyjdzie. - Widzę. Będziemy musieli dodać tu jeszcze jeden krok, a może nawet dwa. - Albo jeszcze więcej. Nie musisz mnie podnosić dwukrotnie w tak krótkiej scenie. - Ale tak to sobie właśnie wyobrażam. To ma być intensywne. Intensywne było jego spojrzenie. Tak zielone i niespokojne. Tak hipnotyzujące, że prawie już się z nim zgodziła, lecz nagle przypomniała sobie, jak dobrze ich rodzice wypadli w tym numerze. - Napięcie powinno wzrastać powoli - powiedziała. - Kto zajmuje się choreografią? Irytacja wzięła górę nad niespodziewaną fascynacją Kitem. - My oboje, o ile dobrze pamiętam - odpowiedziała, cofając się nieco. Kit mocniej zacisnął szczęki, ale nie oponował. - To może chciałabyś dodać coś bardziej atrakcyjnego niż te kilka kroków? - spytał. - Nie tak od razu, ale pomyślę. - Gabby ruszyła szybko w stronę jadalni, gdzie na stole leżała jej torba, i wyciągnęła z niej czarne, prostokątne pudełko. - Obejrzyjmy to najpierw - zaproponowała. - Taśma wideo? - Z nagraniem ,,Szczęściarzy". Jak na razie była zaskoczona, że współpraca przebiega tak gładko, ale teraz przewidywała, że Kit zaprotestuje. Intuicja jej nie zawiodła. - Nie muszę oglądać filmu, żeby zatańczyć ten numer. - Wcale nie uważam, że mamy powielać taniec, ale trochę inspiracji chyba nie zaszkodzi. - Nie potrzebuję lekcji choreografii od mojego ojca. - Kit obstawał przy swoim. Gabby zorientowała się już, jak czuły jest na tym punkcie współzawodnictwo między ojcem a synem było oczywiste. Postanowiła nieco zmienić taktykę.
56
R S
- Nie kwestionuję twoich pomysłów, Kit. Jestem pewna, że gdybyś miał więcej czasu, mógłbyś prześcignąć Price'a. - Nie wiedziała, czy naprawdę w to wierzy. Nie znała możliwości Kita, a jego ojciec osiągnął wyżyny w tym zakresie. - Ale zdajesz sobie sprawę, że właśnie brakuje nam czasu. Myślałam, że obejrzenie starych filmów rodziców pomoże nam nieco przyśpieszyć przygotowania. Przez twoje wczorajsze spotkanie straciliśmy cały dzień i... - Nie mogłem zrezygnować z tego spotkania -przerwał ostro. - Mam obowiązki, których nie zamierzam lekceważyć. - Nie krytykuję cię. Chciałam ci tylko uświadomić, jak wiele mamy do zrobienia. Musimy skończyć ten numer jak najszybciej. - Masz rację. Nic się nie stanie, jak obejrzymy ten film - burknął Kit. - O ile mi obiecasz, że potraktujemy oryginał wyłącznie jako wskazówkę, a nie jak Pismo Święte. - Jasne. - Gabby nie spodziewała się, że tak łatwo ustąpi. Uśmiechnęła się i wręczała mu kasetę. - Nastawiłam ją na początek tańca. - Wiedziałaś, że się zgodzę? - Uniósł brwi ze zdziwienia. - Liczyłam na to, że będziesz rozsądny - odparła. Kit wziął kasetę i podszedł do regału, zapełnionego w dużej części najnowocześniejszym sprzętem technicznym. Kiedy nastawiał magnetowid, Gabby ruszyła w kierunku oszklonych drzwi, wychodzących wprost nad ocean. Zatrzymała się na pomoście, znajdującym się jakieś siedem metrów ponad plażą. Dom Kita był jednym z setek domków na palach, usytuowanych na plaży Malibu. Tu właśnie mieszkały największe sławy. Ogromną atrakcję tego miejsca stanowił piękny, zapierający z zachwytu dech w piersiach widok, zaś ceną, którą trzeba było za to zapłacić - zagrożenie w postaci sztormów i powolnego cofania się lądu. Plaża była prawie pusta, tylko kilku pływaków rozkoszowało się wspaniałą pogodą. Dom Kita znajdował się w północnej zatoce
57
R S
Malibu. Prywatność stanowiła największy przywilej wynikający z zamieszkiwania w tej enklawie, oddzielonej rafami i ogrodzeniami oraz dodatkowo strzeżonej przez ochronę. - Czy strażnicy zatrzymują tu czasem łowców sensacji? - spytała Gabby. Kiedy tu przyjechali, czuła się prawie tak, jakby przekraczała granicę. Nie zdziwiłaby się, gdyby musiała okazać paszport. - Rzadko. Miłośnicy filmu częściej odwiedzają centrum handlowe po drugiej stronie. Prawdziwą sensację stanowi dla nich spotkanie jakiejś gwiazdy w sklepie lub w innej zwyczajnej sytuacji. Konfrontacja filmowego wizerunku z prywatnym obrazem człowieka jest tym, czego najbardziej poszukują. - Za sławę trzeba płacić słoną cenę, prawda? - Refleksja ta nieco zasmuciła Gabby, ale tylko dlatego, że sama chętnie zapłaciłaby tę cenę, gdyby miała okazję. Przypomniała sobie, jak gwałtownie zareagowała wczoraj na niewinne pytanie Kita. Chciał poznać sprawy, które dla niej mają największe znaczenie. Poczuła się urażona i odeszła. Tym większym zaskoczeniem było dla niej zachowanie Kita, który dogonił ją, przeprosił i przysiągł, że nie miał żadnych ukrytych intencji, a jego pytanie nie zawierało nawet śladu ironii. Nie mogła odrzucić tych czarujących przeprosin i szybko odzyskała humor. I właśnie wtedy przez krótką chwilę miała wrażenie, że między nimi zaczęło się rozwijać coś wyjątkowego. - Gotowa? Głos Kita przerwał rozmyślania Gabby. Odwróciła się do niego i nie mogła powstrzymać się od wewnętrznego podziwu, patrząc na jego szczupłe, umięśnione ciało i piękną, wrażliwą twarz. W zielonym podkoszulku i luźnych białych spodniach wyglądał niezwykle pociągająco. - Gotowa? - powtórzył pytanie. Zaczął przesuwać sofę w stronę telewizora, aby zapewnić im dobry punkt obserwacyjny. Gabby pośpieszyła z pomocą, podobnie jak wcześniej, kiedy wspólnie opróżniali pokój z mebli, żeby przygotować jak największą przestrzeń do tańca. Nie chciała sprawiać wrażenia, że wszystkie prace przerzuca na niego.
58
R S
Podniosła z podłogi kolorową poduszkę i rzuciła na sofę. Następnie zsunęła pantofle i usadowiła się wygodnie, podkurczając pod siebie nogi. Zauważyła, że Kit na moment wstąpił do jadalni. - Przyniesiesz prażoną kukurydzę? - zapytała przymilnie. - Nic z tego. - Zabrał ze stołu notes i kilka ołówków. - Kukurydza tuczy. - Tylko wtedy, jeśli jest z masłem - próbowała go przekonać, patrząc z niesmakiem na jego przygotowania. - Myślałem, że chcesz, abyśmy szybko opracowali ten taniec. - Usiadł obok niej i uruchomił taśmę. Gabby przyglądała się uważnie, chociaż znała to nagranie prawie na pamięć. Kątem oka dostrzegała, że Kit rysuje w notatniku jakieś diagramy. Kiedy tak zatrzymywał, cofał i znów puszczał niektóre fragmenty, chciała mu zaproponować, żeby zostawił notatki i obejrzał to po prostu dla czystej przyjemności. Jednak obawiała się, że może się zirytować i wtedy zrezygnuje całkiem z uwzględnienia oryginalnej choreografii. Siedziała więc cicho, dopóki nie obejrzeli ,,Hipnotyzera", a Kit nie zapełnił kilkunastu stron notatkami. W końcu postanowiła zaryzykować. - Zanim obejrzymy twoje staranne zapiski - powiedziała ostrożnie możemy jeszcze raz puścić taśmę i imitować kroki. Wtedy uda się nam naprawdę poczuć tę muzykę. Możemy oczywiście improwizować w trakcie tańca - dodała pośpiesznie. Widziała, że Kit marszczy brwi i już oczekiwała gwałtownego protestu, ale on nagle zmienił zdanie. - Cóż, możemy spróbować. - Wzruszył ramionami. Gabby uśmiechnęła się i czekała, aż przewinie taśmę i podejdzie do niej. Przez następne kilka minut dokładnie imitowali ruchy tancerzy na ekranie. Szło im doskonale i Gabby zaczęła podejrzewać, że Kit zna taniec lepiej, niż chciałby przyznać. Dodał jednak kilka obrotów i zwiększył tempo.
59
R S
Gabby obracała się wokół Kita niczym we śnie. W przejmujący sposób reagowała na jego bliskość. Każdy dotyk dłoni i ciepły oddech mężczyzny, który czuła na swoich włosach, sprawiał, że jej ciało przebiegał szybki dreszcz. Usiłowała tłumaczyć sobie, że to tylko efekt przesadzonej identyfikacji z odtwarzaną rolą, ale jej zmysły mówiły co innego. Kit ujął ją za przegub i szybko obrócił, a drugą dłoń wzniósł przed siebie, jak gdyby rozkazując jej, żeby się zatrzymała. Był to dokładnie powtórzony gest Price'a z oglądanego niedawno filmu. - A teraz zacznij się kołysać i opadnij bezwładnie - powiedział. - Ma to sprawiać wrażenie, że jesteś już całkowicie pokonana. - Tylko mnie złap - mruknęła tracąc oddech. Gabby opadła bezwładnie, dokładnie tak, jak sobie tego życzył. Przysunął się, patrząc na nią w napięciu. Była absolutnie przekonana, że on również odczuwa to gwałtowne pożądanie. Trwała w oczekiwaniu. Czy zamierzał ją pocałować? Wstrzymała oddech, kiedy Kit stawiał ją na ziemi. Była wyraźnie rozczarowana. Podczas tego tańca odczuwała autentyczne pragnienia, a on tylko odgrywał przewidzianą rolę. Zakłopotana, miała nadzieję, że tego nie zauważył. - Popracujmy jeszcze nad tym obrotem - powiedział oplatając ją ramieniem. - Nogi wyprostowane. Po pierwszym obrocie Kit przyciągnął ją do siebie. Tańczyli razem, po czym rozłączyli się na moment, wciąż trzymając się za ręce. W pewnej chwili Kit znalazł się tuż za nią. - Teraz - powiedział. Wziął ją na ręce i zaczął wirować. Ciągle tańcząc, ostrożnie postawił Gabby na ziemię. Nieznacznie wypadła z rytmu, lecz szybko to skorygowała i odchyliła się do tyłu, pozostając ciągle w objęciach Kita. Pochylił się nad nią, kończąc taniec w klasycznej hollywoodzkiej pozycji pocałunku. Kiedy muzyka powoli przycichała, Gabby spontanicznie zarzuciła ręce na szyję Kita i zbliżyła twarz do jego twarzy.
60
R S
Gorący pocałunek połączył ich usta i dali się porwać pragnieniom. Był on przejmującą zapowiedzią doznań, płynących z ich wzajemnej bliskości. Kit przygarniał ją coraz bliżej. Czuła gwałtowny napór jego ciała i swoje wzrastające pożądanie. Zapomniała o tańcu, o publiczności, która zapełni widownię podczas występów. Bez pamięci zatonęła w objęciach Kita. Nagle Kit drgnął, wyprostował i wypuścił ją z uścisku. Gabby poczuła się gwałtownie przywrócona do rzeczywistości. Na ekranie ucichła już muzyka, a bohaterowie prowadzili jakąś kłótnię. Gabby i Kit patrzyli na siebie w milczeniu. W końcu mężczyzna przerwał niezręczną ciszę. - Muszę to zapisać. - Schylił się po notes leżący na sofie. - Potem możemy jeszcze raz to przećwiczyć. Chyba powinniśmy zrezygnować z pocałunku. Zamiast tego damy zaciemnienie i pozostawimy resztę wyobraźni publiczności. Gabby patrzyła na niego w milczeniu. - Bardzo ci na tym zależy, prawda? - Położyła rękę na ustach. - Na litość boską, przecież to tylko sceniczny pocałunek. Kit uśmiechnął się z przymusem i popatrzył na notes. - W porządku - powiedział oficjalnym tonem. - Jeżeli uważasz, że taniec zyska na wyrazie, możemy zostawić ten pocałunek. - Daruj sobie! - Nie mogła powstrzymać irytacji. Oddychała z trudem, ale nie przyznałaby nawet przed sobą, że jest to efektem emocji związanych z pocałunkiem. Gdyby Kit ośmielił się zrobić jakąś aluzję, przysięgałaby, że to tylko z powodu wysiłku. Uspokoiła się, kiedy nie skomentował ani jej uwag, ani zachowania. - Posłuchajmy teraz muzyki - zaproponował. - Potem podzielimy utwór na kawałki, wprowadzimy zmiany i zapiszemy je. Gabby westchnęła z rezygnacją. Musiała się poddać. Teraz przyszła kolej na akceptację jego propozycji.
61
R S
Kit był perfekcjonistą w zakresie choreografii. Wciąż powtarzali kroki i obroty, a Garfield za każdym razem wprowadzał drobne poprawki. Gabby zdawała sobie sprawę, że ona też powinna podsunąć jakieś pomysły, ale prawda była taka, że on po prostu był w tym lepszy. Zrobili przerwę na szybki lunch, a potem znowu ćwiczyli. Gdy do pokoju zaczęło zaglądać popołudniowe słońce, Gabby była kompletnie wyczerpana. Kit zmuszał ją jednak, aby powtarzała każdy ruch, dopóki nie wykona go bezbłędnie. Jego perfekcjo-nizm kojarzył się jej z opowiadaniami Anity o Pri-sie. Słaniała się już na nogach, a do końca próby było jeszcze daleko. - Czy nie sądzisz, że moglibyśmy zrobić przerwę? - zapytała w końcu, marząc tylko o ściągnięciu butów i odpoczynku dla nóg. - Jeszcze nie. - Kit był zatopiony w notatkach. - Sama twierdziłaś, że musimy wykorzystać każdą chwilę. - A dlaczego nie możemy inaczej rozłożyć prób? Co stoi na przeszkodzie, żeby wziąć krótki odpoczynek od tego całego studia tańca? - Gabby uważała, że jej pytania brzmią bardzo rozsądnie. Kit najwyraźniej tak nie uważał. - Korporacja nie jest tylko studiem tanecznym - odpowiedział sucho. On również wydawał się zmęczony. - Prowadzimy też wytwórnię i sprzedaż kostiumów dla tancerzy, studio nagrań i wielki klub rockowy. Chociaż każdym z tych oddziałów zarządza bezpośredni szef, będący jednocześnie moim zastępcą, to jednak często pojawiają się problemy, którymi sam muszę się zająć. - Na pewno któryś z szefów mógłby cię zastąpić przez parę dni. - Gabby nie była w stanie wyobrazić sobie, że Kit mógłby zatrudnić kogoś, kto nie jest w pełni kompetentny i odpowiedzialny. - Mimo to muszę być w biurze każdego ranka. Mam umówione różne spotkania, podobnie jak wczoraj - upierał się. - No a co z Price'em? Nie może się tym zająć? - Pytasz, co z nim? - Kit zaczął mówić głośno i dobitnie.
62
R S
- Mój ojciec nigdy nie chciał mieć nic wspólnego ze sprawami, które nie dotyczyły bezpośrednio jego tańca lub choreografii. On z pewnością uważa, pomyślała Gabby, że Price nie chciał również mieć nic wspólnego z synem. Czy nie dlatego właśnie Kit zajął się korporacją, że w tej dziedzinie mógł łatwo prześcignąć Price'a? Współczuła mu, lecz nadal była w buntowniczym nastroju. - Słuchaj, oboje jesteśmy zmęczeni, powinniśmy już skończyć. - Chcę ćwiczyć, dopóki porządnie nie opracujemy tego tańca. - Ale ja nie chcę. Nogi mnie bolą - powiedziała, zmierzając w stronę sofy. - Nie zmusisz mnie do tego, żebym tańczyła, aż zaczną krwawić. Kiedyś Price doprowadził do takiego stanu moją matkę. - Dlaczego nie powiedziałaś, że twoje nogi są tak bardzo sforsowane? - Kit wydawał się wyraźnie poruszony. - Usiądź i ściągnij buty. Gabby zamierzała to zrobić nawet bez zachęty z jego strony. Zrzuciła pantofle i rozciągnęła się na sofie, kładąc nogi na oparciu. - O wiele lepiej - mruknęła z ulgą. Zanim zdążyła się zorientować, Kit już trzymał w dłoniach jej stopy i przyglądał się im uważnie. - Zaczerwienione, ale nie ma otarć ani pęcherzy. - Zaczął je delikatnie rozcierać. - Cudownie - westchnęła Gabby. Na kilka minut zamknęła oczy i rozluźniła się, podczas gdy Kit pracowicie masował jej stopy. Kiedy zerknęła na niego spod przymkniętych powiek, zauważyła nieznaczną różnicę w wyrazie jego twarzy - Kit był napięty, jak gdyby ten masaż kojarzył mu się z pieszczotą. Chciała się uśmiechnąć, ale natychmiast przygryzła wargę - przecież on nawet nie mógł znieść jednego niewinnego pocałunku. Z pewnością wyrobił sobie o niej odpowiednią opinię, zanim jeszcze zdążył ją spotkać, więc będzie lepiej, jeżeli ona też pozostanie
63
R S
przy swoim zdaniu o nim. Najrozsądniej będzie, jeżeli zachowają dla siebie życzliwą obojętność... - Dzięki. Czuję się jak nowonarodzona. - Usiadła i opuściła nogi na ziemię. Kiedy Kit się odezwał, była zaskoczona. - Może spacer po plaży utrwali tę cudowną przemianę? Gabby wiedziała, że powinna odmówić i wracać do domu. Angażowanie się w bliższe kontakty z Garfieldem byłoby idiotycznym posunięciem, jednak perspektywa spaceru po plaży wydawała się kusząca i trudno było z niej zrezygnować. Jej wzrok napotkał spojrzenie Kita i usłyszała ze zdumieniem, że mówi do niego: - Chyba tak, to niezła myśl. Kit czekał niecierpliwie, aż Gabby zmieni kostium na sukienkę. Uświadomił sobie, że w stroju do tańca wyglądała cudownie. Prawdopodobnie mogłaby założyć na siebie cokolwiek i nadal tak wyglądać. Miała tyle wdzięku i własny, niepowtarzalny styl. W tej chwili nie bardzo wiedział, jaki impuls popchnął go do zaproponowania jej przechadzki po plaży. Idiotyczne posunięcie. Nie chciał przecież, żeby ta Brooks wkradła się w jego życie i skomplikowała je. Wystarczy, że jej matka zmarnowała życie jego ojcu. Kiedy jednak Gabby weszła do pokoju, tak urocza w cienkiej turkusowej sukience i lekkich sandałkach, resztki zdrowego rozsądku natychmiast zniknęły i zaraz zapomniał o swoich obawach. Po prostu chciał z nią być. - Przyszło mi do głowy, że powinnam spacerować boso. Piasek i woda będą znakomitym uzupełnieniem masażu. - Zrzuciła sandały i zeszła ze schodów, po czym szybko pobiegła w stronę oceanu. Wiatr szarpał jej długą spódnicę i ciasno owijał wokół nóg. Roześmiała się radośnie, kiedy woda ochlapała jej stopy. - Cudownie - skandowała, kręcąc się w koło. Kit nie mógł powstrzymać uśmiechu. Gabby była czarująca, taka otwarta i naturalna niczym dziecko. Stanął obok niej, uskakując przed falami. - Opowiedz mi tę historię o krwawiących stopach - poprosił.
64
R S
Uniosła ze zdumieniem brwi. - Te historie - poprawiła. - Za każdym razem, kiedy mieli kręcić film, Price zmuszał mamę do wielogodzinnych morderczych prób, aż na jej stopach pojawiały się otwarte rany. Kiedyś nawet nie mogła włożyć butów, ponieważ należało założyć tak duży opatrunek. - Wygląda na to, że mój ojciec jest wyjątkowym perfekcjonistą. Jakie jeszcze historie opowiadała ci matka? - Poczekaj, niech pomyślę. Robiła mu różne kawały. Odwrócona tyłem do widowni w scenie pocałunku, potrafiła nadmuchiwać trzymaną w ustach gumę do żucia. Nigdy jednak nie udało jej się go rozbawić. Moją ulubioną historyjką jest ta o jej kostiumie z piór. - Przecież ojciec ma alergię na pióra! - Wiem. Mama schowała kostium, więc nie mógł go wyrzucić, choć groził, że to uczyni. Po jakiejś kłótni założyła tę sukienkę, a on nie mógł przestać kichać. - Gabby roześmiała się. - Czy twój ojciec nigdy nie opowiadał tej historii? - Być może, ale nie mnie. Nie jesteśmy sobie szczególnie bliscy. - Podobnie było z moim ojcem. - Z całą pewnością jesteś bardzo przywiązana do matki. Dlaczego nie było tak z ojcem? Potrząsnęła głową i odwróciła się w stronę oceanu. Nie chciała, żeby widział jej twarz? A może tylko patrzyła z podziwem na fale? - Mój ojciec był bardzo wziętym lekarzem, niemal bez przerwy zajętym swoją pracą - powiedziała, zatrzymując się. Słońce oświetlało jej rozpuszczone włosy, nadając im złoty odcień. Kit chciał ich dotknąć, ale jakieś napięcie w postawie Gabby powstrzymało jego rękę. Dziewczyna wysunęła nogę i rysowała stopą na piasku niezliczone linie. - Był zbyt zajęty, by tracić czas na zajmowanie się najmłodszym dzieckiem - wyjaśniła i spojrzała na niego. - Nie wydaje mi się, żeby przebywanie z bliskimi było stratą czasu. - Tak naprawdę to nigdy o tym nie rozmawialiśmy - westchnęła.
65
R S
- Teraz już jest za późno. Tata zmarł klka lat temu. Gabby wyglądała tak smutno i bezradnie, że Kit zapragnął wziąć ją w ramiona i pocieszyć. Powstrzymał ten odruch i zamiast wyciągnąć do niej ręce, schował je do kieszeni i utkwił wzrok w nadpływających falach. - Masz przynajmniej bliski kontakt z matką -powiedział w końcu. - To prawda. Jesteśmy prawdziwymi przyjaciółkami. Muszę się przyznać, że kiedy zobaczyłam cię po raz pierwszy, czułam do ciebie wrogość, właśnie z powodu tej szczególnej więzi łączącej mnie z matką. - Na jej twarzy malowało się lekkie zmieszanie. - Nic nie mogłam na to poradzić. Jesteś synem człowieka, który wyrządził jej krzywdę. Z góry założyłam, że jesteś taki jak on i oczekiwałam najgorszego. - Nie jestem taki jak on. - Kit odniósł wrażenie, że jej spojrzenie zaprzecza jego oświadczeniu, ale nie starał się tego wyjaśniać. - Czy to właśnie ta więź z matką zadecydowała, że weszłaś w świat showbiznesu? - Nigdy się nad tym nie zastanawiałam - wzruszyła ramionami i znów zaczęła iść. - Zawsze wiedziałam, czego chcę. Odkąd pamiętam, tylko to mnie interesowało. Już jako małe dziecko urządzałam przedstawienia dla rodziny i sąsiadów. - Sama? - Różnie. Inne dzieciaki też mi pomagały, a później robiłam to wspólnie z koleżankami z lekcji tańca i śpiewu. Moje rodzeństwo nigdy się tym nie interesowało. Może dlatego nie ma pomiędzy nami zbyt ścisłej więzi. - Gdybym był takim szczęściarzem, który posiada rodzeństwo, dołożyłbym wszelkich starań, aby utrzymać bliskie stosunki. - Jeśli jesteś pewien, że zabiegałbyś o serdeczne związki z rodzeństwem, dlaczego nie spróbujesz z ojcem? Nie potrafił jej na to odpowiedzieć, więc zaraz zmienił temat. - Może powinniśmy zakończyć już ten spacer i powrócić do pracy? - Myślałam, że na dzisiaj już wystarczy.
66
R S
- Tak, jeśli chodzi o taniec. Ale musimy zastanowić się, jakie zastosować oświetlenie, czy potrzebne będą nam jakieś rekwizyty. Możemy też posłuchać muzyki do pozostałych tańców. - I obejrzeć oryginały? - spytała niewinnie. - Możemy - odburknął. Nie był specjalnie do tego przekonany, ale widział, jak bardzo Gabby na tym zależy. Poza tym to nie najgorszy pomysł. Ich taniec ,,Hipnotyzer" będzie podobny do wykonania rodziców, ale wzbogacony o oryginalne układy. Poczuł się bardzo bliski Gabby - czy to dzięki pracy, czy też zwierzeniom - i nie chciał, aby ich wspólny dzień już się zakończył. - Poza wszystkim nie chciałbym, żebyś zniknęła w promieniach zachodzącego słońca. Możemy razem zjeść kolację. Co ty na to? Zostaniesz? Możemy także trochę popływać, jeśli masz ochotę. - Nie mam kostiumu. - Nie potrzebujesz - zażartował. Widząc niesmak na jej twarzy, dodał szybko: - Mam kilka kostiumów dla gości. Myślę, że wybierzesz coś dla siebie. - Sądzę, że mogę zostać. - Jej twarz złagodniała. - Mam nadzieję, że mama nie będzie rozczarowana. - Ma przecież Lucille. - Wiem. Tylko może liczyła na to, że gdzieś razem pójdziemy. - Możesz zadzwonić i zapytać. Kit nie zdawał sobie sprawy, w jakim stopniu Anita i Gabby były ze sobą związane. Zazdrościł im trochę tej bliskości. Jego stosunki z matką były serdeczne, ale ona zawsze pracowała z dala od niego. Przestał o tym myśleć, gdy skierowali się w stronę domu, zbliżając się jednocześnie w płaszczyźnie uczuciowej do tego, co określał jako ,,zawodową przyjaźń". Zadowolona z tego, że Gabby znalazła sobie towarzystwo w odpowiednim wieku, Anita zamierzała spędzić wieczór ze swoją przyjaciółką. Wraz z Lucille postanowiły wybrać się na kolację. Kiedy w holu czekała na gospodynię, zszedł z góry Harvey Weinstein,
67
R S
poprawiając źle dopasowaną perukę. Ubrany był w stary brązowy garnitur z kamizelką. Na szyi miał starannie zawiązany krawat. - Wybierasz się z nami na kolację? - zapytała Anita. - Skądże znowu. Dlaczego tak sądzisz? - Jesteś taki wystrojony. Dokąd idziesz? - Zamierzam odnaleźć przyjaciela, to wszystko. - Nerwowo zerknął na zegarek. - Może cię podwieźć? - Nie, dam sobie radę, pojadę swoim gruchotem. Nie potrzebuję nikomu imponować i nie muszę jechać limuzyną. Anita uznała, że odpowiedź jest dosyć zagadkowa, ale nim poprosiła o wyjaśnienia, Lucille pojawiła się na dole, a Harvey wyszedł. Anita patrzyła za nim w milczeniu. - Coś nie tak? - spytała Lucille poprawiając sukienkę. - Harvey dziwnie się zachowuje - wzruszyła ramionami Anita. - Myślę, że coś go gnębi, ale nie puszcza pary z ust. I tak wkrótce się dowiemy. - Mam nadzieję. - No chodź. - Lucille ujęła Anitę pod ramię. - Jestem tak głodna, że pożarłabym konia z kopytami. Dopiero kiedy jechały limuzyną, Anita zapytała, dokąd się właściwie wybierają. - Do Chasena - odpowiedziała Lucille. - Ulubiona restauracja Ronniego Reagana i moja. Założę się, że nie przypuszczałaś, że mogę mieć coś wspólnego z byłym prezydentem zachichotała radośnie. - Myślałam, że sprawi ci przyjemność ten wypad, przecież to my otwieraliśmy tę restaurację. Anita nie odpowiedziała. Zbyt dobrze pamiątała ceremonię otwarcia. Był rok tysiąc dziewięćset trzydziesty siódmy, przyszła razem z Price'em Garfieldem. Poczuła nagły ucisk w żołądku. To idiotyczne, że zawsze tak reagowała, gdy ktoś przypomniał jej o nim. Jednak nadal czuła się zdenerwowana, kiedy piętnaście minut później
68
R S
weszły do restauracji usiadły przy jednym ze stolików. Kelner wręczył im karty i przyjął zamówienie na drinki. - Plotka głosi, że duchy W.C. Fielda, Johna Barrymore'a i Errola Flynna nawiedzają to miejsce w poszukiwaniu dawnej chwały Hollywood - powiedziała Lucille. - Patrz! A oto jeden z wielkich - Gregory Peck. - Pomachała ręką we wskazanym kierunku, a siwowłosy, dystyngowany mężczyzna skinął jej głową. - A tam siedzi Liz Taylor. Uwielbia chili w tej restauracji. - Lucille roześmiała się i zniżyła głos do szeptu. - Kiedy kręcili ,,Kleopatrę", wiadra z żarciem popłynęły za morze. - To musiało kosztować fortunę. - Anita popatrzyła w kartę. - Tutaj jest chyba najdroższe chili na świecie. - To prawda, ale jest tego warte. Zresztą także zamierzam je zamówić. - Lucille złapała za torebkę i wstała. - Dobrze, zastanów się, co chcesz zjeść, a ja tymczasem pójdę przypudrować nos. - Zaczekaj, pójdę z tobą. - Nie, nie potrzeba mi przyzwoitki. Zaraz wracam. - Cóż, jeśli tak chcesz... Anita nie czuła się najlepiej, pozostawiona sobie i swoim wspomnieniom. Nie zdawała sobie sprawy, że ktoś się jej przygląda, dopóki róża nie wylądowała na jadłospisie. Zdziwiona podniosła wzrok i odetchnęła głęboko. Przeszłość postanowiła stanąć przed nią, twarzą w twarz, niezależnie od tego, czy była na to przygotowana. - Witaj, Anito - powiedział Price. - Nie zamierzasz poprosić, abym się przyłączył? - Kiedy wciąż nie odpowiadała, usiadł obok niej i rzucił niedbale: - Co słychać?
69
Rozdział szósty
R S
- Co masz na myśli? - spytała Anita, kiedy minął szok wywołany jego widokiem. Uniosła różę i odsunęła ją od siebie. - Chodzi ci o ostatnie pięćdziesiąt trzy lata? - To już tak długo? - spytał niewinnie Price, jakby nigdy nie liczył lat, miesięcy, tygodni, a nawet dni, które upłynęły mu bez niej. - Liczyłaś, a to oznacza, że wciąż ci zależy. - Zależy? - prychnęła z oburzeniem. - To jakiś nieprawdopodobny wymysł! - Mnie zależy na tobie. - Patrzył na nią i nie mógł uwierzyć, że wciąż jest tak piękna. - Zawsze mi zależało i już tak pozostanie. - Ha! - Ten krótki okrzyk wyrażał głębokie niedowierzanie. - Oboje popełniliśmy błąd, Anito. - Spojrzał w jej rozzłoszczone oczy. - To ty popełniłeś błąd. Mnie w to nie mieszaj. - A jak nazwiesz wyjazd z Kalifornii właśnie wtedy, kiedy sukces był dla ciebie tak ważny? - A ty jak nazwiesz małżeństwo z pierwszą gwiazdeczką, która nawinęła ci się pod rękę? - To był zupełny niewypał - przyznał. - Aż cztery z moich pięciu małżeństw okazały się pomyłką. - A więc kochałeś jedną ze swoich żon? Price uśmiechnął się lekko do siebie. Uwaga Anity mogła sugerować, że jest ona trochę zazdrosna. - Mężczyzna nie może wiecznie myśleć tylko o jednej kobiecie... a ja jestem tego najlepszym przykładem. A co z tobą? - Pochylił się i próbował ująć ją za rękę, którą natychmiast cofnęła. - Kochałaś swojego męża? - Oczywiście, że kochałam Roberta, inaczej nie poślubiłabym go powiedziała gwałtownie.
70
R S
Wyraz jej oczu nasuwał jednak podejrzenie, że Anita nie chce wyjawić całej prwdy. - A więc nigdy o mnie nie myślałaś? - Cóż, myślałam o tobie... kiedy wznawiali w telewizji nasze stare filmy. Wykrętna, jak zwykle. Chciał ją jakoś sprowokować, aby przyznała się do tęsknoty. Kątem oka zauważył kelnera, zmierzającego do nich z zamówieniem. - Myślałem o tobie przez cały ten czas - mówił, odsyłając kelnera ruchem dłoni. - W przerwach pomiędzy kolejnymi małżeństwami? - spytała ironicznie. - Wiesz, że nie doszłoby do nich, gdybyś nie była taka uparta powiedział zirytowany. - Powinnaś była mnie poślubić, kiedy cię o to prosiłem. - Wyrażaj się precyzyjnie - kiedy tego zażądałeś. Chciałeś mnie od siebie uzależnić, Price. Próbowałeś kontrolować moje życie. - A ty zamiast mi to uświadomić, tak po prostu odeszłaś! - Price poczuł szybszy rytm serca. - No, no, nie zmieniliście się nic a nic - gwizdnęła z przejęciem Lucille, rzucając torebkę na krzesło. - Uspokójcie się. Słychać was przy sąsiednich stolikach. Price chrząknął i odchylił się do tyłu. Czy ta Lucille nie mogła zostawić ich samych jeszcze przez moment? Anita popatrzyła na Price'a i przyjaciółkę z podejrzliwym wyrazem twarzy. - Nie wydaje mi się, żebyś była bardzo zaskoczona widokiem Price'a. Czyżbyś wiedziała, że on tu będzie? - Tylko nie zacznij obwiniać Lucille - powiedział szybko Price. Na własną rękę przeprowadziłem wywiad, gdzie zamierzacie zjeść kolację i wpadłem, żeby się przywitać. Wyjaśnienie zawierało tylko niewielką część prawdy. To on wymyślił ten plan, a Lucille z radością go poparła. - W jaki sposób się dowiedziałeś? - nie ustępowała Anita.
71
R S
- O, Jezu. - Lucille siadła obok Anity. - Słuchajcie, przestańcie się kłócić i postarajcie się być dla siebie mili. Spróbujcie się zaprzyjaźnić... dla dobra waszych dzieci. Przyjaźń z Anitą nie była tym uczuciem, którego pragnął Price, ale gdyby się zgodziła, byłby to przynajmniej jakiś początek do podjęcia dalszych starań. Jakaś szansa na przebywanie z nią. - Co ty na to? - Wyciągnął rękę. - Wolałabym wziąć do ręki żmiję - prychnęła Anita ze złością. - Może po prostu ustalimy tylko, że nie będziemy się kłócić? - Nie będziemy się spotykać na tyle często, żebyś musiała się tym przejmować. - Price podniósł się z krzesła. Jego zawiedzione spojrzenie nie było częścią gry. - Przyjmuję twoje warunki, Anito. Myślałem... nieważne zresztą - Odwrócił się i zamierzał odejść. - Zaczekaj! - Tak? - Na twarzy Price'a pojawił się niepewny uśmiech. Anita niechętnie wyciągnęła rękę. - W porządku. Robię to dla naszych dzieci. - Świetnie. - Uśmiechał się teraz promiennie. - No więc zobaczymy się na otwarciu klubu. - Jasne - przytaknął Price, myśląc, że dołoży wszelkich starań, aby zobaczyli się wcześniej. Oddalił się niemalże tanecznym krokiem. Patrząc, jak odchodzi, Anita poczuła żal. Nagle sala wydała się jej zupełnie pusta. - Wszystko w porządku, maleństwo? Może chcesz wrócić do domu? - Głos Lucille przywołał ją do rzeczywistości. - Do domu? - powtórzyła. - A po co? Miałyśmy przecież poszaleć, prawda? - Jasne - potwierdziła Lucille i mrugnęła żartobliwie. Kelner przyniósł napoje i przyjął zamówienie. Podczas kolacji Lucille zabawiała Anitę opowiadaniem anegdotek o sławach
72
R S
Hollywoodu. Na szczęście pominęła historyjki dotyczące Price'a Garfielda. Po deserze zaproponowała wypad na drinka do jakiegoś nocnego klubu, ale Anita, widząc zmęczenie przyjaciółki nie wyraziła zgody. Lucille była od niej starsza o ponad dziesięć lat i należało brać pod uwagę jej zdrowie. Wstając od stołu, Anita zabrała różę ze sobą. W drodze powrotnej wciąż wracała myślami do rozmowy z Price'em, zwłaszcza do fragmentów dotyczących Roberta. Nie kłamała mówiąc o uczuciach do męża - może tylko nie kochała go wystarczająco mocno. Przez lata czekała, aż Price zrozumie swój błąd, rozwiedzie się z gwiazdeczką i przyjedzie po nią. Rozczarowanie sprawiło, że stwardniała i zaczęła spotykać się z innymi mężczyznami. Nietrudno było pokochać Roberta Lacroix, chociaż uczucie do niego różniło się od tego, jakie żywiła kiedyś dla Price'a. Czy jednak wszystkie emocje i związki między ludźmi muszą być równie mocne? Jak na ironię, kilka miesięcy po jej ślubie Price uzyskał rozwód... Uświadomiła sobie wtedy, że miłość nie minęła, została po prostu stłumiona, głęboko schowana w sercu. Z tym większą determinacją postanowiła być dla Roberta jak najlepszą żoną. Kochała jego i czwórkę ich dzieci. Właściwie była szczęśliwa prawie cały czas, z wyjątkiem krótkich chwil samotności, kiedy oglądała swoje stare filmy. Jednak w jakiś dziwny sposób Robert domyślał się prawdy. Dlatego tak nalegał, aby Anita pozbyła się wszystkich hollywoodzkich pamiątek. Odmówiła i już nigdy nie poruszali tego tematu, lecz stosunki między nimi nieznacznie się zmieniły. Przerwała rozmyślania, kiedy wreszcie dotarły do domu. Oświadczyła Lucille, że nie czuje się najlepiej i zaraz poszła na górę. Po wejściu do pokoju wzrok jej padł na pozostawiony przez przyjaciółkę album z fotografiami Anita usiadła i zaczęła przerzucać kartki, aż trafiła na to, czego szukała. Fotografia była czarno-biała, ale Anita doskonale pamiętała odcień mieniącej się cekinami sukni. Dotknęła palcem róży w butonierce Price'a. Dostała ją od niego po premierze filmu ,,Poklep mnie po
73
R S
ramieniu", ale uparła się, aby to on nosił kwiat będący symbolem miłości. Właśnie tej nocy Price Garfield oświadczył się jej po raz pierwszy... Hollywood, Kiedy Anita wysiadła z limuzyny, oślepiły ją światła lamp otaczających Teatr Los Angeles. - Tędy, panno Brooks. Z szerokim uśmiechem zwróciła się w stronę, z której dobiegał nieznany głos. Upozowała się i zamrugała, gdy błysnęło światło flesza. - Anito, czy to prawda, że ty i Price jesteście kochankami - nie tylko na ekranie? - Jesteśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi - odpowiedziała reporterowi. Price objął ją i po szerokim dywanie poprowadził do wejścia Wiszące w holu kryształowe żyrandole rzęsiście oświetlały wnętrze, a olbrzymie lustra powielały w niezliczonych odbiciach postacie zgromadzonych osób. Umieszczona na środku fontanna wyrzucała z cichym szelestem strumienie wody. Światło załamywało się w spadających kroplach, barwiąc je na różne kolory. - Co za podniecająca noc - wyszeptała zachwycona Anita Miała uczucie, jak gdyby za chwilę miał się spełnić jej wymarzony sen. - Może nawet bardziej niż ci się teraz wydaje - powiedzał Price. Już wcześniej zauważyła jego podenerwowanie, ale przyczyny tego stanu dopatrywała się w panującym wokół premiery zgiełku. Price nie cierpiał rozgłosu, a ,Poklep mnie po ramieniu" pretendował do miana najpopularniejszego filmu roku. Przyjęcie przed premierą było bezpłatne, więc zjawiło się mnóstwo gości. Oprócz aktualnych znakomitości, przyszedł każdy, kto kiedykolwiek coś znaczył w Hollywood. Najważniejsza noc jej życia! Spędziła kilka godzin witając znane i nieznane gwiazdy, pozując do niezliczonych zdjęć i odpowiadając na najrozmaitsze pytania reporterów. Price starał się przez cały czas pozostawać w tle.
74
R S
Najwspanialszy moment miał miejsce tuż po zakończeniu filmu. Rozbłysły światła, a oni zostali nagrodzeni owacją na stojąco. Anita kłaniała się i przesyłała ręką pocałunki, a Price, trzymając ręce w kieszeniach, ledwo próbował się uśmiechnąć. Po seansie publiczność zeszła do dolnej części kinoteatru, gdzie znajdowała się sala balowa, bar i bufet. Goście mogli tu zjeść, wypić drinka i potańczyć w rytmie muzyki z filmu. Na małym ekranie jeszcze raz wyświetlano ,,Poklep mnie po ramieniu". - Anito, czy moglibyśmy się ulotnić? - wyszeptał Price. - Muszę zapytać cię o coś bardzo ważnego. - Ulotnić? Teraz? Zanim Price zdążył cokolwiek wyjaśnić, podeszli do nich Lucille Talbot i jej mąż, Jim Dix, wznosząc toast za sukces młodej pary. - Powiedzcie mi, jak to jest być gwiazdą? - spytała Lucille. - Cudownie - odpowiedziała krótko Anita. Price milczał. Wiedziała, że chce uciec od tego zgiełku, ludzi i wyraźnie psuło jej to wieczór. Sytuacja, w której stanowiła centrum zainteresowania, sprawiała jej przyjemność. Przez całe lata czekała na sławę, a teraz, kiedy ją wreszcie razem zyskali, Price pragnie się ulotnić. - Papużki nierozłączki - zażartował Jim - na ekranie i w życiu. - Zwłaszcza w życiu - rzucił Price z lekkim przekąsem. - Przywiąż, chłopie, tę małą do siebie, zanim ci ucieknie - huknął rubasznie Jim. - Słuchajcie - zaczął nerwowo Price. - Czy będziecie mieli coś przeciwko temu, jeżeli ją na moment porwę? - Chcecie być sami. - Lucille uniosła brwi do góry. - Chyba potrafimy to zrozumieć, prawda? - Mrugnęła do męża. - Jasne. Tylko zachowuj się przyzwoicie, mój mały, inaczej będziesz miał ze mną do czynienia. Lucille zaśmiała się wesoło, a Price szybko zaprowadził Anitę w ustronny zakątek, z dala od gwarnego tłumu. Był bardzo poważny i od czasu do czasu pokasływał nerwowo.
75
R S
- Price, czy coś się stało? Dobrze się czujesz? - Tak. Nie, nie jestem pewien. - Może powinieneś usiąść - zaniepokoiła się Anita. - Raczej uklęknąć. - Co? - Myślę, że powinienem uklęknąć, jeśli chcę to przeprowadzić w sposób tradycyjny - uśmiechnął się Price. Przyklęknął na jedno kolano i ujął jej rękę. - Anito, wiesz, jak bardzo cię kocham. Czy wyświadczysz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - Żoną? Poczuła, jak zalewa ją gwałtowna fala szczęścia, a po chwili dołącza do niej odczucie narastającej paniki. Nie mogła przecież tak znienacka podjąć tej decyzji. Instytucja małżeństwa nie wzbudzała jej zaufania. Bardzo cierpiała z powodu rozwodu swoich rodziców. Chociaż kochała Price'a całym sercem, to jednak myśl o poślubieniu go wprawiała ją w przerażenie. Był tak pewny siebie, tak władczy. Gdyby tylko mu pozwoliła, przejąłby całkowitą kontrolę nad jej życiem, decydowałby ojej towarzystwie, sposobie spędzania czasu i sprawach, które powinny ją interesować. - Wyglądasz na porządnie zaszokowaną - powiedział Price podnosząc się z kolan. - To chyba oznacza, że nie masz ochoty na małżeństwo ze mną? - Price, jesteś jedynym mężczyzną, którego chciałabym poślubić zapewniła go. - Ale to wszystko spadło na mnie tak nagle. - Nagle? Znamy się prawie dwa lata, a przynajmniej od roku łączy nas głębokie uczucie. Jeśli wciąż mnie kochasz, moja propozycja nie powinna być dla ciebie aż takim zaskoczeniem. - Oczywiście, że cię kocham. Tylko, że... - Anita próbowała wyjaśnić to w taki sposób, żeby wszystko zrozumiał i nie czuł się zraniony. - Jestem... jestem za młoda. - Masz osiemnaście lat. Mnóstwo młodszych dziewcząt wychodzi za mąż.
76
R S
- Nie jestem jedną z tych dziewcząt. - Oczywiście, że nie. Ty jesteś gwiazdą - powiedział z goryczą. Był tak zraniony, że nie mogła pozostawić go w przekonaniu, że jego propozycja została definitywnie odrzucona. Zarzuciła mu ręce na szyję i próbowała jeszcze raz przedstawić swoje racje. - Spróbuj zrozumieć, Price. Prosisz mnie, żebym w jednej chwili podjęła najważniejszą decyzję mojego życia. Małżeństwo, którego pragnę, musi trwać aż do śmierci. Kocham cię bardzo. - Anita poczuła ulgę, gdy napięcie zaczęło powoli ustępować z twarzy Price'a. - Czuję, że jesteś mężczyzną mojego życia, ale nie jestem jeszcze gotowa na zawarcie tego związku. - Naprawdę mnie kochasz? - upewniał się z niepokojem. - Uwielbiam cię. Proszę o trochę czasu. - W porządku - westchnął Price. - Jesteś najcudowniejszym mężczyzną na świecie. - Anita przytuliła się do niego z czułością. Price zamknął ją w mocnym uścisku i gorąco pocałował. Chociaż udało im się umknąć konfliktu, Anita czuła dziwny ciężar na sercu. Nie opuszczał jej niepokój, problem nie został rozwiązany, uległ tylko przesunięciu termin podjęcia decyzji. Na zewnątrz sprawiała wrażenie wesołej i pewnej siebie, jednak w środku wypełniał ją strach. Strach, że nigdy nie zdoła uwolnić się spod dominacji Price'a. Co się stanie, jeśli nigdy nie będzie czuła się gotowa na podjęcie decyzji? Malibu, 1991 - Schuyler, nie możesz odejść. Co ja zrobię bez ciebie? Dystyngowany, siwowłosy mężczyzna uniósł w górę brew. - Doprawdy, Justine, kobieta w twoim wieku wygląda idiotycznie, kiedy tak żebrze - powiedział z niesmakiem. - Więc nazwij mnie idiotką, ale nie odchodź. Justine rzuciła się w kierunku drzwi. Schuyler chwycił ją za ramię i odepchnął z taką siłą, że wpadła na stolik, przewracając rzeźbę, która rozbiła się na drobne kawałki.
77
R S
Podnosząc rękę do otoczonej szafirowym naszyjnikiem szyi, Justine próbowała uspokoić ciężki oddech. - Nie mam czasu na wysłuchiwanie nonsensów - warknął Schuyler wychodząc. - Czeka na mnie Xantha - rzucił już prawie za drzwiami. - Najdroższa Xantha - wycedziła Justine przez zaciśnięte zęby. - Kiedy już się za nią wezmę, będzie żałowała, że kiedykolwiek usłyszała nazwisko Schuyler Algernoon Radcliffe. Ujęcie przepięknej twarzy Justine powoli ciemniało na ekranie. - Ciąg dalszy nastąpi - skomentowała Gabby. - Jak zwykle - dodał Kit, patrząc, jak dziewczyna wyłącza telewizor. - Mama na to bardzo liczy. Chce grać, dopóki może chodzić i mówić. - Lana Worth jest idealna do roli Justine Hawk -powiedziała i dodała szybko: - Oczywiście wcale nie dlatego, żebym sądziła, że przypominają w życiu. - Nic a nic - roześmiał się Kit. Pochwały Gabby sprawiły mu przyjemność. Był zadowolony, że zaproponował obejrzenie ,,Sokolego gniazda" podczas kolacji. Być może ten serial, podobnie jak większość tego rodzaju produkcji, nie wyróżniał się wysokim poziomem, ale był zabawny i dlatego miał całą rzeszę wiernych fanów. Poza tym był dumny z matki, utalentowanej i wciąż pięknej. Utrzymywał nadal bliską więź uczuciową z kobietą, która nie miała dla niego wystarczająco dużo czasu, kiedy był dzieckiem, ale zawsze wystarczająco wiele miłości. - Chciałbym, żebyś poznała mamę, ale ekipa ,,Sokolego gniazda" przeniosła się w tym miesiącu do Monte Carlo. - Monte Carlo - jakie to podniecające! Założę się, że twoja matka mogłaby opowiedzieć mnóstwo interesujących historii - powiedziała Gabby, wkładając do ust kawałek pieczonej ryby. - Na pewno. Wiesz, że Charles Brody, ten, który gra Schuylera, jest niepoprawnym żartownisiem. Kiedyś kręcili wspólnie namiętną scenę miłosną. Matka tego nie cierpi, ale cóż, wymagała tego rola. Niezbyt
78
R S
kompletnie ubrana leżała już na łóżku, kiedy Charles szepnął, żeby zerknęła na niego. Ujrzała ogromnego węża, pełznącego po nogach partnera. Ponieważ panicznie boi się węży, wyskoczyła z łóżka z przeraźliwym krzykiem i urządziła prywatne przedstawienie dla ekipy. Oczywiście wąż był gumową zabawką, a wrażenie jego ruchu było wytworem wyobraźni mamy. - Musiała być potem piekielnie zakłopotana. - Owinęła się prześcieradłem i uciekła z planu. Charles musiał długo ją przekonywać, zanim zgodziła się wrócić i można było nakręcić tę scenę. - Kit roześmiał się, przypominając sobie relację matki, brzmiącą o wiele bardziej dramatycznie. - I oczywiście kilka dni później matka zemściła się. - Miała rację. Co zrobiła? - Skorzystała z tego, że Charles nosi perukę. Przed pewnym ważnym ujęciem posypała mu ją jakimś proszkiem, wywołującym potworne swędzenie. W trakcie sceny zaczął się nerwowo drapać po głowie. Reżyser przerwał ujęcie i zaczęli od początku. Kiedy powtórzyło się to kilkakrotnie, Charles zorientował się wreszcie, kto się za tym kryje. - Wściekł się? - Nie. Mama opowiadała, że ze śmiechu zleciała mu ta peruka. Gabby zachichotała i wysączyła wino. Kit rozlał do kieliszków resztą chardonnaya. Był wdzięczny swojej partnerce, że podobnie jak on, wolała spożywać posiłek w przytulnej kuchni, gdzie panowała cieplejsza atmosfera niż w jadalni. Wyszedł na pomost, aby wyjąć z grilla kolejne danie. - Masz jeszcze na coś ochotę? - zapytał stawiając półmisek na stole. - Kawałeczek ryby? Trochę jarzyn? - Nie, dziękuję. - A co powiesz na lody czekoladowe? - Lody są moją słabością. - Gabby wykrzywiła twarz w komicznym grymasie.
79
R S
- Nie potrafię odmówić sobie i chyba jednak zjem troszeczkę. Ale jeśli jutro nie będziesz mógł mnie podnieść, miej pretensje do siebie. Nie powinieneś wystawiać mnie na pokusy, którym nie umiem się oprzeć. - Nie będzie takiego problemu - uśmiechnął się Kit. - Jestem silniejszy, niż ci się wydaje. Wyciągnął rękę, żeby odebrać od niej pusty talerz, ale powstrzymała go. - Pozwól, że przynajmniej pomogę ci sprzątnąć - powiedziała. Wspólnie zabrali się do pracy i już kilka minut później w kuchni panował idealny porządek. Gabby przygotowała pucharki i czekała cierpliwie, aż gospodarz przyniesie lody z zamrażarki. Kit zastanawiał się, czy Gabby jest dostatecznie odprężona, aby zechciała porozmawiać z nim o swoich sprawach. Zamierzał uzyskać odpowiedź na pewne pytania, które cały dzień zaprzątały jego umysł. - Dlaczego zdecydowałaś się opuścić Broadway? - spytał w końcu. Przez chwilę wyglądała tak, jakby tym pytaniem wyrządził jej ogromną przykrość. Jednak za moment twarz jej z powrotem złagodniała. - Po prostu czas nie był moim sprzymierzeńcem. - Wzruszyła z rezygnacją ramionami. - Dla kogoś innego mogłoby to stanowić problem, ale ty nie wyglądasz na swoje lata. - Ale zaczęłam je czuć. Nie fizycznie, raczej psychicznie. Trudno robić coś bez końca, jeśli nie przynosi to oczekiwanych efektów. Kit dostrzegał, jak trudno jej mówić o tych sprawach, ale nie chciał poprzestać na kilku wyjaśnieniach. - Nie wierzę, że nikt nie wykorzystał twojego talentu. - Tysiące utalentowanych tancerek szuka pracy w Nowym Jorku. - Ale ty jesteś wyjątkowa. - Dziękuję. Ty też. Kończyli lody w milczeniu. Kit był przekonany, że kiedy wspólnie tańczą, dzieje się pomiędzy nimi coś zupełnie wyjątkowego. Nigdy nie doświadczał tego w stosunku do innej partnerki. Świetnie im
80
R S
razem szło. Zazwyczaj ludzie pracując razem przez dłuższy czas, denerwują się wzajemnie. Może to właśnie zniszczyło miłość Anity i Price'a. Postanowił jednak nie psuć wieczoru rozmyślaniami o przeszłości. - Czy już masz ochotę popływać? - spytał. - Ukrywasz gdzieś basen? Mam nadzieję, że nie myślisz o wannie z ciepłą wodą? - Potrzebny ci basen, skoro obok jest ocean? - Pływasz nocą w oceanie? - Czasem. O co chodzi? - zniżył gos do szeptu. - Boisz się rekinów? - Tylko tych przebranych za ludzi - roześmiała się. - Rozumiem - pokiwał głową Kit. - To co robimy? Do przypływu zostało jeszcze nieco ponad godzina. - Nie będzie za zimno? - Mogę cię rozgrzać - zaoferował się. - Masz odpowiedź na wszystko. - Zazwyczaj. - I również zazwyczaj masz rację? - Rację mam zawsze. - Hm, żadnych problemów z ego. - Gabby uniosła brwi w udawanym podziwie. - Pewność siebie wróży sukces. To co postanawiasz? - Przekonałeś mnie - westchnęła dramatycznie. - Gdzie są te kostiumy kąpielowe? - W drugiej sypialni. Tędy. Poszła za nim do przestronnego pokoju, przeznaczonego dla gości. Z jednej z przepastnych komód wyciągnął szufladę. - Wybierz sobie coś. - Jesteś zapobiegliwym gospodarzem. - Staram się, jak mogę. - Cofnął się do wyjścia. - W szafie jest także kilka sukienek plażowych. Gdy Kit opuścił pokój, Gabby zaczęła przerzucać zawartość szuflady. Podniosła kilka szmatek, zastanawiając się, czy nie należały przypadkiem do dziewczyny Kita. Myśl ta spowodowała,
81
R S
że szybko odrzuciła je z niechęcią, choć właściwie nie wiedziała, dlaczego sprawia jej to przykrość. Z pewnością były jakieś kobiety w życiu Kita. Co mogło ją to obchodzić? Była jego partnerką do tańca i to też tylko na określony czas. Co więc ją tak do niego przyciągało? Przypomniała sobie pocałunek, który wymusiła w czasie próby i zrobiło się jej gorąco z zakłopotania. Zanurzyła rękę w stosie szmatek i wybrała najskromniejszy kostium ze wszystkich, jakie były do wyboru. Kiedy jednak go włożyła, doszła do wniosku, że powinna szukać staranniej. Wprawdzie z przodu kostium wyglądał bardzo skromnie, jednak tył był jednym wielkim dekoltem. Zaczęła się zastanawiać, czy nie zamienić go na inny. - Gotowa? - zawołał Kit z sąsiedniego pokoju. - Prawie. Gabby chwyciła plażową sukienkę w ciepłym morelowym kolorze. Na razie przykryje kostium, a na zewnątrz będzie przecież ciemno. Ściągnęła włosy w węzeł i wyszła z pokoju. Ciemnozielony szlafrok Kita podkreślał kolor jego oczu. - Przepraszam, że tak długo to trwało - powiedziała Gabby, czując się trochę niepewnie pod jego badawczym spojrzeniem. - Myślałem, że masz problemy z włożeniem tego na siebie i zamierzałem zaoferować pomoc. -Mrugnął do niej wesoło. - Radziłam sobie z wieloma bardziej skomplikowanymi problemami, ale dziękuję za dobre chęci. Kit zarechotał radośnie, zabrał ręczniki plażowe i kładąc rękę na ramieniu Gabby wyprowadził ją na pomost. Zapalił zewnętrzne światła, które oświetliły schody i cały teren przed domem. Złoto pobłyskujący piasek ostro odcinał się od granatowego nieba i ciemnej głębi wody. Szybkim krokiem dotarli na skraj oceanu. - Pozostawmy tutaj nasze rzeczy - zaproponował Kit. - Przynajmniej je zobaczymy po wyjściu z wody. Fale szumiały łagodnie, niebo rozświetlał księżyc i tysiące gwiazd. Najbardziej romantyczna sceneria, jaką można sobie wyobrazić,
82
R S
pomyślała Gabby, kiedy Kit ujął ją za rękę i pociągnął za sobą. Zanim zdążyła się zawahać, stała już w zimnej wodzie. - Aaa! - krzyknęła i próbowała odepchnąć Kita, ale przytulił ją mocno. - Nie, nie ma mowy. Teraz nie możesz wyjść. - Ale woda jest taka zimna! - Orzeźwiająca - poprawił Kit, śmiejąc się. - No i przecież mówiłem, że mogę cię rozgrzać. - Doprawdy? - Gabby ochlapała go wolną ręką. Kit puścił ją i zaczął ochlapywać obiema rękami. Słaniając się ze śmiechu, starała się robić uniki, ale już w chwilę później, przemoczona i drżąca, znalazła się w jego ramionach. - Jesteś zmarznięta. Zaraz coś z tym zrobimy. Położył ręce na jej nagich plecach, a przez nią przebiegł gorący dreszcz. Jego dotyk był tak niewiarygodnie elektryzujący. Romantyczna sceneria i kilka wspólnie spędzonych, przeplatanych zwierzeniami godzin, wytworzyło między nimi atmosferę prawdziwej bliskości. - Wiesz, Gabby, jesteś naprawdę prześliczna - powiedział poważnie. Jego bliskość pozbawiała ją tchu. - Chociaż jestem cała mokra? - próbowała żartować. - Byłabyś równie cudowna w każdej sytuacji. Tym razem nie potrafiła znaleźć żadnej odpowiedzi. To, że Kit uznał ją za atrakcyjną, jeszcze bardziej pogorszy jej sytuację. Pocałunek, który za chwilę nastąpił, wydawał się jej najbardziej naturalnym rozwiązaniem. Ciepło jego ust ostro kontrastowało z chłodem wody, w której byli zanurzeni. Gabby zarzuciła ręce na szyję Kita. Kiedy jego język dotknął jej warg, instynktownie je rozwarła. Pocałunki stawały się coraz bardziej żarliwe, gdy nagle woda cofnęła się... i za moment olbrzymia fala oblała ich od stóp do głów.
83
R S
Siła naporu sprawiła, że stracili równowagę, a następne fale wyniosły ich na piasek. Czar chwili prysnął. - Zupełnie jak w kinie! - roześmiała się. Jednak spojrzenie Kita sprawiło, że znów zadrżała. - Jak w kinie - zgodził się, całując ją ponownie. Oblała ich kolejna fala, a Gabby czuła, że już nie będzie mogła długo opierać się sile, która popychała ją do Kita.
84
Rozdział siódmy
R S
- Myślisz, że uda ci się przekonać Kita, żeby skopiować moje stare kostiumy? - krzyknęła Anita z łazienki. - Czemu nie. - Gabby włożyła jedną z sukienek do torby. Uznała, że najskuteczniejszym sposobem na załatwienie tej sprawy będzie pokazanie Kitowi strojów. - Porozumeliśmy się jakoś przy wyborze tańców, potem namówiłam go, żeby obejrzał taśmy z nagraniami waszych filmów. To, co on robi, nie jest wprawdzie choreografią Price'a, ale niektóre elementy są podobne. Gabby nie chciała ujawniać matce, że woli choreografię Kita. Taniec Price'a był elegancki i czarująco romantyczny, ale w Kicie tkwiła jakaś zmysłowa siła, która ją znacznie bardziej pociągała. - A więc nie kłócicie się? - Anita zerknęła na córkę podejrzliwie. - Tego nie mówiłam. Było parę sprzeczek, ale to nic poważnego zapewniła ją Gabby. - Myślę jednak, że to musi być okropne spędzać z jedną osobą, dwadzieścia cztery godziny na dobę. - Skąd ja to znam? Gabby z trudem powstrzymała się, żeby nie powiedzieć czegoś przykrego o Prisie. Nie minęła jej jeszcze niechęć do ojca Kita, tym bardziej, że do dawnych uprzedzeń doszła świadomość jego chłodnego stosunku do syna. Jak można być tak nieczułym? Nic dziwnego, że ten człowiek unieszczęśliwił jej matkę. - Ty też zajmujesz się choreografią, prawda? - spytała Anita, wchodząc do pokoju. - No cóż, wysuwam pewne propozycje - powiedziała ostrożnie Gabby. Wyraz twarzy starszej pani wymownie świadczył o tym, jak traktuje te wyjaśnienia. - Skąd ja to znam? - powtórzyła Anita, marszcząc brwi.
85
R S
- Co masz na myśli? - Price także pozwalał mi na przedstawienie propozycji, po czym zawsze realizował swoją wizję. Wygląda na to, że Kit bardzo go przypomina. Gabby drgnęła, słysząc ostatnie słowa matki. Nie podobało się jej porównywanie Kita z Price'em, zwłaszcza po ich romantycznym wieczorze nad oceanem. Namiętne pocałunki pod rozgwieżdżonym niebem z całą ostrością uświadamiały im wzajemną fascynację. Jednak mimo podniecających wspomnień z wczorajszej nocy, musiała przyznać, że w przypuszczeniach Anity było trochę racji. - Kit jest w tym lepszy - powiedziała dziewczyna, nie wiedząc właściwie, dlaczego go broni. - Ale ja też mam w tym swój udział. - Wiem, kochanie. Po prostu boję się, że Kit stosuje tę samą taktykę, co jego ojciec i przytłoczy cię swoją osobowością. - Anita zamilkła na moment. Po chwili potrząsnęła głową, jakby chciała odrzucić nieprzyjemne myśli. - Czy nie powinnaś już iść? - zwróciła się z niepokojem do córki. - Tak - potwierdziła Gabby, całując matkę w policzek. Zarzuciła torbę na ramię i ruszyła w kierunku drzwi. - Zobaczymy się wieczorem. - Nie jestem pewna. Gabby przystanęła i odwróciła się powoli. - Znowu wychodzisz? - Obawiała się, że te trwające do późnych godzin częste wypady nie służą zdrowiu matki. Przez ostatnie dwa dni wracała do domu wcześniej niż Anita. - Nie sądzisz, że powinnaś trochę odpocząć? - A po co mam tu siedzieć? - Anita wzięła do ręki torebkę. - Chcę jeszcze dużo zrobić, a przecież mam już niewiele czasu. - Jednak nie powinnaś przesadzać. - Gabrielle Brooks Lacroix! - Czoło Anity zmarszczyło się gniewem.
86
R S
- To ja jestem twoją matką, nie odwrotnie. Zechciej o tym pamiętać! - Ale... - Żadnych uwag! Obie jesteśmy dorosłe. Czy chciałabyś, żebym zaczęła ci dyktować, kiedy możesz wychodzić i wracać? Gabby wycofała się z utarczki, chociaż miała ochotę dodać, że wyczerpujący tryb życia ma jednak różne konsekwencje dla każdej z nich. Ale były to przecież wakacje Anity i należało się jej trochę rozrywek. - Masz rację, mamusiu - przyznała. - Może przesadzam, ale tylko dlatego, że bardzo cię kocham. - Przesłała matce pocałunek. - Bawcie się dobrze. Zamykając drzwi, myślała już znów o kostiumach i o tym, jak najlepiej załatwić tę sprawę. Pozostawał niecały tydzień na uszycie trzech sukni. Być może uda się to wykonać wykorzystując posiadane przez nią wykroje. Jednak Kit ciągle wspominał, że powinni kupić lub wypożyczyć gotowe kostiumy w najbliższym sklepie. Znów powróciła w myślach do sugerowanego przez Anitę podobieństwa usposobień ojca i syna. Dochodząc do ostatniej kondygnacji schodów, ujrzała wkraczającego do domu Price'a Garfielda. - Co pan tu robi? - zapytała chłodno. - Zostałem zaproszony. Gabby westchnęła ze zniecierpliwieniem Dlaczego Lucille doprowadza do takich sytuacji, wiedząc, jak bardzo osłabił Anitę widok Price'a tuż po ich przybyciu? - Niech pan nie denerwuje mojej matki -ostrzegła go. - Dobrze panu radzę. - Nie mam zamiaru nikogo denerwować - odpowiedział spokojnym tonem. Gabby zeszła o stopień niżej. - Policzę się z panem, jeśli pana obecność pogorszy jej samopoczucie. - Jest pani do niej podobna.
87
R S
- Price uśmiechnął się nieznacznie. - Tak samo ładna i porywcza. Dziewczyna, ujęta tym komplementem, nie wiedziała, co odpowiedzieć. - Gdybym poślubił pani matkę, mógłbym mieć teraz taką córkę. Gabby złagodniała, ale natychmiast przypomniała sobie, jak okropnym ojcem był Price dla Kita. - Gdybym była pana córką, prawdopodobnie nie zwracałby pan na mnie więcej uwagi, niż teraz na swojego syna. Wyraz twarzy Price'a wyraźnie mówił, jak bardzo go zraniła. - Niektórym ludziom trudno się otworzyć, jeśli nie są pewni przyjęcia - powiedział. - Możliwość odrzucenia zniechęca do starań. Czyżby zdołał się zmienić? A może chłód, panujący między ojcem i synem, nie był wyłącznie jego winą? Mimo tych wątpliwości nie potrafiła uwolnić się od obrazu Price'a jako samolubnego człowieka, który złamał serce jej matce. - Gabby, myślałam, że już poszłaś! Zdenerwowany głos Anity ostro zabrzmiał nad ich głowami. Gabby odwróciła się i ujrzała matkę schodzącą w dół, ze wzrokiem utkwionym w Price'a. - Może nie powinnam jeszcze wychodzić, mamo. - Przecież Kit na ciebie czeka. - Anita nawet nie spojrzała w jej stronę. - To poczeka jeszcze trochę - powiedziała Gabby. - Zadzwonię i powiem, że coś mnie zatrzymało. - Nonsens. Nie ma potrzeby, żebyś zostawała. Gabby spojrzała na Price'a, który przyglądał się jej matce z dziwnym błyskiem w zielonych oczach. - Ale mamusiu... - Wystarczy. Idź już! - Anita z trudem powstrzymywała irytację. - Nic mi nie będzie.
88
R S
Gabby niechętnie ustąpiła. Wychodząc rzuciła Price'owi ostrzegawcze spojrzenie. Nie wywarło to jednak na nim żadnego wrażenia. Bez powodzenia usiłował ukryć uśmiech, który rozjaśniał jego twarz. Minęła go bez słowa i wyszła pogrążona w wyjątkowo ponurym nastroju. - Nie rozumiem, dlaczego nalegasz na skopiowanie kostiumów swojej matki. - Ponieważ świetnie wyglądają i doskonale się w nich tańczy! wrzasnęła Gabby z sypialni, w której się przebierała. - Są najlepsze ze wszystkich możliwych. Więc może ty mi wyjaśnisz, dlaczego odnosiosz się z taką niechęcią do mojej propozycji? Mówiąc to, nie mogła stłumić wrogości w głosie. Price obudził jej niechęć do Garfieldów. Znów powróciła do rozważań, czy czasem matka nie miała racji. Może Kit rzeczywiście nie różnił się od ojca. Mogła się bardzo rozczarować, nie biorąc pod uwagę takiej ewentualności. Ostrożnie wkładała nabijaną cekinami sukienkę, która lata świetności dawno już miała za sobą. Mimo tego kostium był znacznie ciekawszy i lepiej skrojony od tych, w których występowała na Broadwayu, a poza tym doskonale harmonizował z typem jej urody. Złote cekiny dodatkowo podkreślały oryginalny odcień blond włosów. Obcisła góra sukni uwydatniała kształt piersi, smukłą talię i szczupłe biodra, a ściśle mówiąc uwydatniałaby, gdyby Gabby poradziła sobie z zapięciem suwaka. Udało jej się pokonać jedną czwartą długości, a teraz zdecydowanie potrzebowała pomocy Kita. Przechodząc obok lustra, zauważyła, jak łagodnie suknia owija sią wokół jej nóg, po czym wraca do pierwotnego ułożenia w kształcie krynoliny. Kit stał przed oknem w dużym pokoju. Bardzo chciałaby wiedzieć, czy on tylko patrzy na fale oceanu, czy też wspomina tę noc sprzed dwóch dni. Chociaż podczas wczorajszych prób żadne z nich nie wspomniało o pocałunkach. Gabby wiedziała, że dawno już przekroczyli granice zażyłości, typowej dla wspólnie tańczącej pary. Wciąż tkwiła w niej pamięć o jego gorących ustach i silnych
89
R S
ramionach oraz o gwałtownej reakcji jej własnego ciała na pieszczoty tego mężczyzny. Podchodząc do Kita, nie mogła oprzeć się fali czułości na widok jego bosych stóp i potarganych włosów. Zmieszała się, kiedy odwrócił się i spojrzał na nią uważnie. - Chyba potrzebuję pomocy - powiedziała. - Nie mogę tego zapiąć. - Odwróć się. Jego ręce były ciepłe i czułe, tak czułe jak tamtej nocy... Kiedy skończył zapinanie, Gabby odsunęła się i zaczęła nerwowo poprawiać sukienkę. Musiała zapanować nad wrażeniem, wywołanym jego bliskością. Po chwili wyciągnęła przed siebie ramiona i odwróciła się powoli. - I co ty na to? - spytała. - Śliczna. - To tylko niewielka część jej zalet - powiedziała niepewna, czy miał na myśli sukienkę, czy też modelkę. - Poczekaj, aż zobaczysz, jak się układa w tańcu. Załóż buty, a ja włączę muzykę. - Skoro nalegasz. Mimo że Kit nie był jeszcze do końca przekonany, nie wydawał się już tak zdecydowanie przeciwny, jak wcześniej. Gabby nastawiła ,,Zatańcz ze mną" z filmu ,,Zmowa partnerów", utwór, nad którym pracowali poprzedniego dnia. Zaczekała, aż Kit skończy tańczyć swoją trzydziestosekundową solówkę. Grał gwiazdora z Broadwayu, który usiłował przekonać swoją ukochaną, że powinna zmienić partnera nie tylko w tańcu, ale również w życiu. W tym fragmencie utworu okazywał przygnębienie, ponieważ jeszcze nie potrafił dać jej przekonująco do zrozumienia, że to on jest tą właściwą osobą. Gabby wczuła się w rolę, podeszła szybko do niego i rozejrzała się dookoła. Kit chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie tak, że po efektownym obrocie znalazła się w jego ramionach. Spódnica podążyła za nią i delikatnie owinęła się wokół ich nóg.
90
R S
- Rozumiesz teraz, o co mi chodziło? - spytała Gabby. - Sukienka jest wspaniała, widzisz przecież, jak znakomicie podkreśla dramatyczne momenty w tym tańcu. Kit w milczeniu kontynuował taniec, ale teraz jego uwaga skoncentrowana była na dolnej części sukni. Za każdym razem, kiedy wykonywali gwałtowniejszy ruch, spódnica dodatkowo to uwydatniała. - Hmm - mruknął Kit - nieźle, nieźle. Gabby uśmiechnęła się. Wiedziała już, że prawie go przekonała. - Więc? - zapytała krótko. - Rzeczywiście jest coś szczególnego w tym kostiumie. - Spojrzał w jej pełne oczekiwania oczy i westchnął z rezygnacją. - Cóż, możemy skopiować te suknie, jeśli cię to uszczęśliwi. - Uszczęśliwi - potwierdziła, zastanawiając się, czy ma to dla niego jakieś znaczenie. - No więc zobaczymy, czy Elaine Carlisle wyświadczy mi przysługę. Kiedyś szyła dla mnie kostiumy na występy w nocnym klubie, a kilka lat temu bardzo jej pomogła moja rekomendacja. Kit natychmiast zatelefonował, a Elaine bez żadnych oporów zgodziła się przystąpić do pracy. Ustalono termin spotkania na późne godziny dzisiejszego popołudnia. Jednak Kit nie jest taki jak Price, pomyślała Gabby. Starszy Garfield pewnie nigdy nie odstąpiłby całkowicie od wcześniej powziętej decyzji, przynajmniej nie bez specjalnych oporów. - Nie ustąpię jednak w pewnej sprawie - powiedział Kit, odkładając słuchawkę. - Chcę, żeby sukienka do ,,Tanga Ole" była czarna. Uważam, że ten kolor będzie bardziej odpowiedni niż biel. Gabby doskonale wiedziała, że teraz kolej na kompromis z jej strony. - Masz rację, czarna będzie świetna - zgodziła się. Pomyślała nawet, że czerń bardziej pasuje do gorącego południowoamerykańskiego tańca, wybranego z ostatniego filmu duetu Brooks i Garfield.
91
R S
Gabby była przyjemnie zaskoczona, kiedy po kilku dniach ciężkiej pracy Kit zaproponował kilkugodzinny wypoczynek w niedzielę, przed powrotem do ćwiczeń. Prosił, żeby ubrała się wygodnie i nie jadła zbyt obfitego śniadania. Uprzedził, że wpadnie po nią około dziesiątej. Słoneczny poranek za oknem wprawił Gabby w pogodny nastrój. Nałożyła zwiewną, kolorową sukienkę, splotła włosy w warkocz i więcej czasu niż zazwyczaj poświęciła na makijaż. Przechodząc przez hol ujrzała drabinę rozstawioną przy ścianie z odpadającym tynkiem. Na pewno ktoś zamierzał naprawić zniszczenia. W kuchni zastała Elsie, obierającą olbrzymiego ananasa. Pokojówka zerknęła na nią spoza grubych szkieł. - Może omlet? - zapytała i dodała zachęcająco: - Moja specjalność. - Mmm, spróbowałabym z przyjemnością, ale mam zalecenie, żeby zjeść tylko coś lekkiego. - A więc rogalik i kawa? - Może jeszcze plasterek ananasa - powiedziała z wahaniem, patrząc na soczysty owoc. Gabby wyjęła talerz, ale Elsie cmoknęła z niezadowoleniem i zabrała go z jej ręki. - To ciągle jeszcze moja kuchnia - powiedziała z naciskiem, kładąc na talerz kawałek ananasa, pomarańczę, truskawki i rogalik. - Proszę, kawa jest na kredensie. - Dziękuję, Elsie. Gabby postanowiła w przyszłości zwracać większą uwagę na odczucia Elsie i przeszła do jadalni. Napełniła filiżankę i już zamierzała usiąść przy stole, kiedy usłyszała jakieś zamieszanie w holu. Pozostała więc w miejscu, z którego mogła dostrzec, co jest przyczyną hałaśliwej sprzeczki. - Sam mogę to zrobić - mówił Chester, wchodząc na drabinę. - Przestań mi dmuchać w szyję i wygłaszać jakieś bezsensowne rady, o które cię zresztą nie proszę.
92
R S
Neil podszedł bliżej i mówił, starając się przekrzyczeć potworne skrzypienie starego drewna. - To, że wiesz, jak wspinać się po drabinie, wcale nie oznacza, że potrafisz porządnie zagipsować ścianę. - Ty nie odważyłbyś się nawet dotknąć drabiny - mruknął pogardliwie Chester, prostując się powoli. - Mogłoby ci się pognieść to śliczne ubranko. Neil poprawił kołnierzyk koszuli i z wyższością spojrzał na sprane dżinsy i flanelową koszulą Chestera. - Mógłbym ci też udzielić paru wskazówek w zakresie ubierania się - powiedział. - Jako dodatek do rad na temat gipsowania? - warknął Chester. - Doradca się znalazł! Mądrala! Wstrzymując wybuch śmiechu, Gabby omal nie zadławiła się kawałkiem rogalika. Starzy lokatorzy tego domu byli żywotnymi, pełnymi emocji ludźmi i wbrew pozorom bardziej skłonnymi do konfliktów, niż mogła to sobie wyobrażać. - Przynajmniej wiem, jak prawidłowo gipsować... nawet jeśli jest to tylko wiedza teoretyczna. - Neil wycelował palcem w dziurę. - Jeśli nie usuniesz dokładnie wszystkiego, spartaczysz całą robotę. - Do jasnej cholery, jeśli usunę wszystko, to nie będzie żadnej ściany! - wrzasnął Chester. - Zobacz, co przez ciebie zrobiłem! Zrzuciłem szpachlę! - To nie przeze mnie, tylko przez swoje ręce. Wiesz przecież, że nie powinieneś zabierać się za taką robotę. - Moje ręce mogą być trochę sztywne, ale jeszcze nie wybieram się do trumny. Zamknij się wreszcie i podaj mi to cholerne narzędzie. - Jest całe upaprane gipsem. - Ton głosu Neila sugerował, że Chester postradał zmysły. - Nawet uchwyt jest dokładnie wysmarowany. - Pewnie że jest! Przecież ja tym gipsuję. Gabby zamierzała już wyjść i pomóc Chesterowi, kiedy usłyszała kroki Lucille i jej ostry głos.
93
R S
- Chester, co ty, do diabła, wyprawiasz na tej drabinie? - Próbuję coś naprawić! - ryknął były kaskader. - Wiesz, że nie wolno ci się wspinać. Złaź w tej chwili. - Świetnie! - Chester zaczął z trudem schodzić. - Człowiek chce być przydatny i jedyne, co z tego ma, to bezsensowne rady i wrzaski. A wszystko tylko dlatego, że nie potrafi wykonać zadania tak sprawnie, jak kiedyś! - Drabina skrzypiała przeraźliwie, jakby wtórowała jego złości. - Mam lepsze rzeczy do zrobienia! Niech Neil to skończy! - Wybacz, Lucille - chrząknął Neil, cofając się. - To moje najlepsze ubranie i boję sieje pobrudzić. Zamierzałem pójść do klubu ,,Ocean". Może spotkam jakąś bogatą starszą panią, która zechce zafundować mi obiad. - Uśmiechnął się niepewnie i odszedł szybko. - Czymś gorszym od starego osła jest jedynie stary paw - mruknęła Lucille. - Spójrz na ten bałagan - powiedziała, zwracając się do Gabby. - Gorzej niż poprzednio. - Pozwól mi to skończyć - prosiła dziewczyna, podchodząc do niej. - Mam trochę doświadczenia w gipsowaniu. Gabby spojrzała na dziurę, która wydawała się teraz znacznie większa niż parę minut temu. Miała nadzieję, że ta robota nie zabierze jej zbyt wiele czasu. - Kochanie, jesteś cudowna. To nam rozwiąże ten problem, chociaż i tak pozostaną inne - powiedziała Lucille, pozostawiając Gabby w holu. - Ktoś musi się tym zająć. Nie mogę o wszystkim pamiętać i wiecznie za wszystko być odpowiedzialna. Jak klub odniesie sukces, wynajmiemy kogoś do pomocy. Gabby westchnęła i ponownie przyjrzała się dziurze, która była symbolem sytuacji, w jakiej znaleźli się lokatorzy tego domu. Plaster nie mógł wystarczyć na ranę wymagającą operacji. Jednak w praktyce naprawa ta stanowiła początek pozytywnych zmian.
94
R S
Podniosła szpachlę i obdrapała ją z zasychającego gipsu. Starała się nie myśleć o tym, co stanie się z mieszkańcami tego domu, jeśli wbrew oczekiwaniom klub nie odniesie sukcesu. Kit przybył dokładnie o dziesiątej. Wszedł do domu bez pukania. - Jest tam kto? - krzyknął. - Tutaj. W holu. Podążył w kierunku, z którego dochodził głos Gabby. Zatrzymał się gwałtownie, zaskoczony widokiem, na który nie był przygotowany. Stała na drabinie w barwnej sukience, kończąc już gipsowanie ubytku w ścianie. - Postanowiłaś się przekwalifikować? - zapytał, patrząc na jej zgrabne nogi i z trudem powstrzymując chęć pogładzenia jedwabistej skóry. - Po prostu pomagam - odpowiedziała Gabby. - No, wystarczy. - Odłożyła szpachlę i zeszła z drabiny. - Posprzątam później. Teraz tylko umyję ręce i jestem gotowa. - Musisz umyć nie tylko ręce - uśmiechnął się Kit, ścierając gips z jej policzka. - Wyglądasz strasznie. Masz to paskudztwo nawet we włosach. - No dobrze - westchnęła Gabby. - Poczekaj pięć minut, a zetnę zagipsowane kosmyki. Ruszyła w kierunku schodów. - Nie marnuj włosów z mojego powodu - przeraził się Kit. - Mogę być bardzo cierpliwy, jeżeli wiem, że warto poczekać. Gabby rzuciła mu tak promienny uśmiech, że byłby szczęśliwy czekając na nią godzinami. Wbiegła po schodach w oszałamiającym tempie. Kit poczuł ogarniającą go tkliwość na wspomnienie tamtej nocy i jej ust słonych od morskiej wody. Chociaż dzisiaj mieli dla siebie tylko krótkie popołudnie, zamierzał wykorzystać w pełni ten czas. Chciał cieszyć się każdą minutą, którą mieli wspólnie spędzić. Uświadomił sobie, że powinien poszukać Lucille. Byłaby wściekła, gdyby dowiedziała się, że był tu i nie przyszedł się przywitać.
95
R S
Przeszedł przez salon do przytulnego patio, które stanowiło ulubione miejsce odpoczynku matki chrzestnej. Zastał tam tylko Jayne, pochyloną nad jakimś scenariuszem. - Dzień dobry! - krzyknął. Jayne drgnęła i szybkim ruchem zdjęła okulary. - Tak naprawdę, to wcale nie muszę ich nosić -powiedziała zakłopotana. - Moja matka też nie musi, ale czasem używa. Nie martw się powiedział cicho i mrugnął do starszej pani. - Nie zdradzę nikomu twojego sekretu. - Próbuję zapamiętać tekst - westchnęła Jayne. - Wtedy nie będę musiała używać okularów w czasie zdjęć próbnych. - Jak to? Kiedy obwieściłaś tę nowinę, odniosłem wrażenie, że wystarczy ci pojawić się u producenta, aby otrzymać rolę. - Ja też. Niestety, czasem zapominam, że mój agent bywa zbyt optymistyczny. - To chyba czasem podnosi na duchu? - Na pewno jest to znacznie lepsze, niż agent, który nawet nie pamięta, że istniejesz - skinęła głową Jayne. - Moja przyjaciółka ma agentkę, która się z nią nie wita. No, może czasem... kiedy Rose podejdzie i przypomni, że jest jej klientką. - Chyba powinna poszukać nowego agenta. - Tak. Od lat jej to powtarzam. - Blondynka potrząsnęła głową. - Ale ona przywykła. - Niektórzy są tacy. Wszystko, co znane, jest dla nich bezpieczniejsze. - Nawet jeśli jest nieodpowiednie. - Co jest nieodpowiednie? - zapytała Gabby, wkraczając do pokoju. Wyglądała nadzwyczaj świeżo, zważywszy, jak niewiele czasu poświęciła na usunięcie śladów swoich murarskich zajęć. - Agenci - powiedział Kit.
96
R S
- Niektórzy agenci - poprawiła Jayne i zapytała: - Macie dzisiaj kolejny dzień ciężkiej pracy? - Na razie nie. Dopiero kiedy Kit pokaże mi prawdziwe Hollywood - roześmiała się Gabby. - To nagroda za pilność. - Bawcie się dobrze - pomachała im ręką Jayne. - Postaramy się! Kit objął talię Gabby i skierowali się do drzwi. Drabina stała nadal obok ściany. - Co ci przyszło do głowy, żeby wziąć się za gipsowanie? - spytał. - Chester chciał to zrobić, ale zdenerwował się. Neil poddawał w wątpliwość jego umiejętności, a Lucille przegoniła go z drabiny opowiadała Gabby w drodze do samochodu. - Ja rozumiem, że on chce czuć się użyteczny, ale Lucille miała rację. Nie powinien brać się za to przy swoim stanie zdrowia. Biedak... ledwo trzymał szpachlę. Kiedy odjeżdżali, Kit wyglądał na zamyślonego. - Zastanawiam się czy to lekarstwo, o którym wspominała Lucille, poprawiłoby mu samopoczucie - powiedział. - Minie trochę czasu, zanim się dowiemy. - Chyba że... - Chyba że? - powtórzyła Gabby pytająco. - Chyba że Lucille poda mi nazwisko lekarza Chestera. Może mógłbym kupić to lekarstwo. - A potem jeszcze wymyślić sposób, żeby zechciał przyjąć je od ciebie. - Czyżby gnębiło cię nieuzasadnione poczucie winy? - Może... - Co się stało? - Kit zauważył, że Gabby przygląda mu się z uwagą. - Myślę, że jesteś naprawdę miły, Christopherze Garfield. Kit rozpromienił się, słysząc tę uwagę. Skierował samochód w kierunku Bulwaru Zachodzącego Słońca. Chciał pokazać dziewczynie wszystkie ciekawostki stolicy filmowego świata. - Jak dobrze mieć kilka godzin wypoczynku -powiedziała Gabby.
97
R S
- Co z próbami w klubie? - Jutro. Dostaniemy scenę na popołudnie i wieczór. - Sądzisz, że wystarczą nam cztery dni? - spytała. Kit myślał o obrotowej scenie i schodach, których nie można było odtworzyć w domku na plaży. - Będą musiały wystarczyć - powiedział. - Musimy też trzymać kciuki, żeby nie było problemów ze światłem lub dźwiękiem. Spotkał się już z ekipą techniczną i omówił wszystkie szczegóły. Kompleksowe próby rozpoczną się w środę, sukienka dla Gabby będzie gotowa na czwartek. Tak bardzo pochłonęły go te rozmyślania, że szukając miejsca na zaparkowanie samochodu, zaczął się zastanawiać, czy słusznie przeznaczyli te kilka godzin na odpoczynek. Szybko jednak uznał, że sam zaczyna wpędzać się w pułapkę. Przecież nie musiał się martwić. Po kilku przedstawieniach znów wróci do normalnej pracy. Jednak z pewnych powodów myśl ta nie była już tak kusząca, jak niegdyś. Zaparkował i wspólnie ruszyli wzdłuż Ścieżki Sławy, pełnej miedzianych gwiazd upamiętniających legendy filmu, radia, telewizji i inne osobistości przemysłu rozrywkowego. Odwiedzili Muzeum Hollywood, oglądając wielką wystawę kostiumów z dawnych filmów, plakatów i gadżetów. Kit był zaskoczony, jak dobrze znane rzeczy, wydawały mu się zupełnie inne, kiedy oglądał je poprzez zdziwione oczy Gabby. Była tak przepełniona entuzjazmem, że i jemu udzieliło się trochę tego nastroju. Wkrótce znaleźli się przed Chińskim Teatrem Manna. - Zawsze chciałam to zrobić - powiedziała Gabby, - stając na odbitych w betonie śladach stóp Judy Garland. - Przymierzasz się o cudzych śladów? Czy myślisz już o swoich własnych? - Chyba nie przypominam gwiazdy filmowej, prawda? - roześmiała się, przechodząc na kolejne ślady.
98
R S
Mimo jej śmiechu, wyczuł w tym stwierdzeniu ledwo uchwytną nutę przygnębienia. - Założę się, że ty odrzuciłabyś karierę w Hollywood. - Nikt mi jej nie proponował. Nie miałabym nic przeciwko pracy w Hollywood. - Zwahała się nagle, jak gdyby powiedziała coś, czego nie zamierzała ujawniać. - Nie widzę powodu, dla którego ktokolwiek miałby ją odrzucić. - Jest kilka dostatecznie uzasadnionych powodów. - Jesteś dziwny. - Popatrzyła na niego z powagą. - Twoi rodzice spędzili całe życie w showbiznesie, a ciebie to w ogóle nie interesuje. - Może nie ma w tym nic pociągającego. - Nic pociągającego? To dlaczego występowałeś pod pseudonimem w nocnych klubach? - Mam ochotę coś zjeść. - Kit nie chciał ciągnąć tej dyskusji. - Może poszukamy jakiejś restauracji. - Rozumiem, że chcesz zmienić temat. - Zamierzasz czepiać się mnie tylko dlatego, że jestem głodny? - Czepiam się, ponieważ jesteś kłamcą. - Gabby trąciła go w pierś wskazującym palcem. - Tak samo mocno, jak ja pragniesz, żebyśmy odnieśli sukces i to nie tylko z powodu Lucille. Nie uważasz, mój przyjacielu, że nadszedł już czas, abyś się przyznał, że tobie również na tym zależy? Nie, to jeszcze nie jest właściwy czas, pomyślał z uporem Kit. Chociaż naprawdę lubił te występy, publiczność, a przede wszystkim piękną i świetną partnerkę, to jednak teraz używał nazwiska Garfield i wykonywał stare tańce Price'a. Jeśli nawet odniosą sukces, publiczność będzie oklaskiwała ojca, a nie syna. Zaczną się porównania. - Nie kłócisz się ze mną, musiałam więc trafić w czułe miejsce, prawda? - spytała Gabby.
99
R S
- Dlaczego nie przyznasz się, że pociąga cię showbiznes? - Może dlatego, że tak nie jest. - Jednak chyba jesteś kłamcą. A może to asekuracja na wypadek porażki? Kit potrząsnął głową. Była niepoprawna. - Z tym nazwiskiem prawdopodobnie odniósłbym sukces w ciągu jednej nocy - powiedział. - Może właśnie tego się obawiasz. - Ku zdziwieniu Kita poniechała dalszej dyskusji i zaczęła uważnie oglądać pamiątkowe płyty. - Gdzie znajdę ślady stóp naszych rodziców? - Tutaj są taty - wskazał palcem. Gabby podeszła i sprawdziła wszystkie znajdujące się w pobliżu. - A gdzie są mamy? - zaniepokoiła się. - A w ogóle są tutaj? - Kit nie pamiętał, aby je kiedykolwiek widział. - Oczywiście. - Spojrzała na niego zniecierpliwiona. - Przecież stanowili słynny duet. Razem je odcisnęli po premierze filmu ,,Poklep mnie po ramieniu". Kit nabrał już niejasnych podejrzeń, co mogło się wydarzyć. Oglądał uważnie płyty, licząc na to, że jest w błędzie. Kilka minut później miał już pewność. - Obawiam się, że płyta ze śladami stóp twojej matki została usunięta, Gabby - westchnął. - Co? Ton jej głosu, jakim wypowiedziała to słowo, rozdzierał mu serce, ale przecież musiała poznać prawdę. - Potrzebne było miejsce dla innych - powiedział łagodnie. - To niezbyt wielka przestrzeń. Słyszałem, że podziemia teatru zawalone są płytami dawno zapomnianych gwiazd. Spojrzała na płytę jego ojca, potem zaś na niego. Jej oczy wypełniły się łzami. Kit zrobił krok do przodu, aby ją objąć i pocieszyć. - Gabby, tak mi przykro. - Zapomnij o tym - powiedziała miękko i cofnęła się, zanim zdołał jej dotknąć. - Chodźmy coś zjeść.
100
Rozdział ósmy
R S
Dzięki Bogu, Gabby będzie przez cały czas w klubie z Kitem, pomyślała Anita, gdy Price zamawiał kawę i deser w Kawiarni Legend Hollywood. Ten wtorkowy wieczór znów spędzali razem. Chociaż Anita nie chciała mieć tajemnic przed córką, to jednak po reakcji Gabby na obecność Price'a podczas tamtej niedzieli, nie miała odwagi, aby poinformować ją o nadal trwającym związku z dawnym partnerem. Anita przyglądała się portretowi Jean Harlow, który wisiał naprzeciwko stolika. Położona niedaleko studia Paramount słynna restauracja posiadała kilka tuzinów wizerunków gwiazd. Kobieta zastanawiała się przez chwilę, czy nie wisi wśród nich podobizna Price'a, lecz jeśli nawet tak było, on z pewnością nie powiedziałby jej o tym. Anita westchnęła. Znała tego człowieka na wylot i nie mogła o nim zapomnieć. Nie mogła mu też wybaczyć. Co teraz powinna zrobić? - Wyjdź za mnie - powiedział Price, jak gdyby czytał w jej myślach. - Co? - zaszokowana patrzyła na niego osłupiałym wzrokiem. - Taki mały test. - Price roześmiał się nerwowo, unikając jej spojrzenia. - Nie chcę się żenić jeszcze raz. Nie jestem w tym najlepszy. Chyba nawet beznadziejny. - W jego śmiechu dźwięczała fałszywa nuta. - Wszystko ułożyłoby się inaczej, gdybyś przed laty poślubiła mnie, zamiast uciekać. - Przecież to ty mnie przegnałeś. - Nigdy nie powiedziałaś mi, jaki byłem nieznośny. - To prawda. - Ale myślałaś o tym - zauważył tramie. - Nie byłbym taki, gdybym mógł wierzyć w twoją miłość. - Mówiłam ci o niej tyle razy. - Tak, kiedy nie przebywałaś w towarzystwie innych facetów. Słysząc to oskarżenie, tak swojsko brzmiące w jej uszach, zacisnęła zęby, poirytowana zarówno zawartą w nim treścią, jak i zazdrosnym
101
R S
tonem. Anita wprost nie mogła uwierzyć, że Price wciąż jest rozeźlony z powodu wydarzeń, które miały miejsce dziesiątki lat wcześniej. - To nie były prawdziwe randki - powiedziała po raz setny. - Następnym razem powiesz, że to nie byli prawdziwi faceci. - Bo nie byli. To byli aktorzy. Udoskonalone, stworzone na użytek widzów wizerunki prawdziwych mężczyzn. To wszystko potrzebne było do uzyskania rozgłosu. - Nasze małżeństwo przyniosłoby więcej rozgłosu, niż mogłabyś sobie wyobrazić. - Nie zaczynaj... - W porządku - mruczał. - Oboje popełniliśmy błąd, pozwalając, żeby praca zdominowała nasze życie osobiste. Nadejście kelnera, który przyniósł kawę i ciastka, przerwało sprzeczkę. Anita z mieszanymi uczuciami patrzyła na górę bitej śmietany z kandyzowanymi owocami, myśląc, że wkrótce będzie musiała przejść na dietę. Nie miała tak dobrej przemiany materii, jak Price. A odkąd przekazała Gabby szkołę tańca, zmuszona została do szczególnie uważnego liczenia kalorii. - Sol Lowenstein zawsze pragnął kontrolować artystów. - Price zaczął pochłaniać deser. - Musimy teraz o tym mówić? - Anita wbiła łyżeczkę w ciastko. - Na litość boską, Sol nie żyje. Ale rozumiem, że ty też dostałeś się w jego ręce. - A ty nie? - Price nie zamierzał poddać się tak łatwo. Poważnym problemem było to, że wytwórnia nie pozwalała im żyć w sposób przez nich wybrany. Ustawiano ich, instruowano, jak mają się zachowywać w konkretnych sytuacjach, z kim pokazywać i czego zdecydowanie unikać. Specjaliści od reklamy programowali w najdrobniejszych szczegółach wizerunek przeznaczony dla publiczności. Sol Lowenstein obawiał się, że ich romans uznany zostanie za niemoralny. Anita była bardzo młoda i łatwo mogła utracić dobrą reputację. Utrzymywał, że wytwórnia nie zamierza
102
R S
zabraniać im spotkań pod warunkiem, że zgodzą się widywać również z innymi ludźmi, starannie w tym celu wybranymi. Price nienawidził tych ograniczeń i sprawił, że Anita w krótkim czasie zaczęła podziałać jego odczucia, zwłaszcza że zawsze po takich narzuconych spotkaniach wybuchały awantury, czasem nawet na planie. - Ty też spotykałeś się z rozmaitymi gwiazdeczkami - powiedziała. - A z jedną z nich nawet się ożeniłeś. - Teraz ty nie zaczynaj. - Price odłożył widelec i rozejrzał się dookoła. Rozmowa potoczyła się w niebezpiecznym kierunku. - Gdzie jest kelner? Chcę zapłacić. - Spojrzał na Anitę. - Jesteś gotowa do wyjścia? - Jeśli ty jesteś. - Pomyślała, że przynajmniej raz udało im się uniknąć starcia. Price zapłacił rachunek i opuścili restaurację. W drodze do samochodu starannie unikali najdrobniejszego kontaktu fizycznego. Jednak jadąc przez Bulwar Zachodzącego Słońca, już rozmawiali uprzejmie, niemalże przyjacielsko. Widok jaskrawo ubranej prostytutki, usiłującej w wyzywający sposób zatrzymać któryś z przejeżdżających samochodów, wyrwał Anitę z zamyślenia. - Nie mogę w to uwierzyć - powiedziała. - Żyję w Nowym Jorku i jestem świadoma tej ciemnej strony życia, ale z jakichś powodów moja wizja Hollywood jest wyidealizowana. - I tak ta okolica jest bardziej ekskluzywna niż dziesięć lat temu. - Czy pamiętasz te sale balowe, gdzie tańczyliśmy? - Potrząsnęła ze smutkiem głową. Zanim staliśmy się tak sławni, że zacząłeś unikać miejsc publicznych, dodała w myślach. - Ciągle są to miejsca, gdzie można potańczyć. Miałabyś ochotę? Serce Anity zabiło mocniej. Znowu znaleźć się w ramionach Price'a i poruszać się razem w rytm muzyki. Ile to już lat? - Zatańczyć? - wyszeptała. - Z tobą? - Jeszcze nie zapomniałem. - Price wydawał się nieco urażony.
103
R S
- Ani ja - uśmiechnęła się Anita. - To na co czekamy? ,,Castle", popularny klub rockowy, w niczym nie przypominał eleganckich wnętrz z lat trzydziestych, a dudniąca muzyka niewiele miała wspólnego z melodiami tamtych czasów. Jednak Anicie to nie przeszkadzało. Młodzi ludzie, prowadzący klub, potraktowali ich z szacunkiem, nawet nie żądali opłaty za wstęp. Anita zastanawiała się przez chwilę, czy nie stało się tak z powodu popularności Price'a, lecz kiedy dołączyli do tłumu na parkiecie, nikt nie zwrócił na nich uwagi. Anita przyglądała się twarzom otaczających ludzi. Niektóre wydawały się znajome, ale nie mogła skojarzyć ich z nazwiskami. Poczuła się staro... ale taniec zawsze przywracał jej młodość. Nogi tancerzy spowijała sztuczna mgła, a drgające światła powodowały złudzenie, że każdy ruch wydawał się jakby mechaniczny. Starsza para wyglądała bardzo konserwatywnie na tle młodych, przeważnie na czarno ubranych osób. Nie było dokładnie tak, jak spodziewała się Anita - Price nie trzymał jej w ramionach - ale mimo to doskonale się bawiła. - Dlaczego te dzieciaki chcą tak ponuro wyglądać? - wrzasnęła w ucho Price'a, starając się przekrzyczeć grzmiącą muzykę. Nagle poczuła zmęczenie i pragnienie, żeby opuścić to miejsce. - Czarny kolor jest w modzie - odkrzyknął Price. - Sama wiesz, jak to się dzieje. Pamiętasz te idiotyczne kapelusiki, które nosiłaś? A moje dwurzędowe garnitury? Przysunął się bliżej. - Czy nie masz już dosyć? Ja jestem trochę zmęczony. Anita pomyślała, jak wiele dałaby za to, aby znaleźć się z nim w jakiejś romantycznej scenerii, która pozwoliłaby im przywrócić przeszłość. Skinęła energicznie głową i Price wyprowadził ją z parkietu, trzymając mocno za rękę. Skierowali się w stronę drzwi, torując sobie drogę poprzez tłum wciąż napływających gości. Młody mężczyzna w czarnej skórze wpadł na Price'a i gapił się na niego zaskoczony.
104
R S
- Wybacz, staruszku. - Jego spojrzenie prześliznęło się po Anicie, po czym powróciło do Price'a. - Czy trochę nie za późno dla takich dziadków? Jak ten smarkacz ośmiela się w taki sposób odzywać do legendy! Anita zmrużyła oczy z oburzenia i już zamierzała powiedzieć coś ostrego, ale Price delikatnie pociągnął ją za sobą. - Nie zwracaj na niego uwagi - szepnął. Na szczęście mężczyzna przy drzwiach był uprzedzająco grzeczny i to poprawiło trochę nastrój. - Samochód pana będzie tu za chwilę, panie Garfield. Życzę dobrej nocy - powiedział. - Ja również - skinął głową Price. Wychodząc uśmiechnął się do Anity. - Ten młody człowiek nie jest taki uprzejmy, dlatego, że jest naszym fanem. ,,Castle" należy do Korporacji Garfielda. - Naprawdę? - Kiedy wchodziliśmy, pokazałem im kartę członkowską. Dlatego też nie musieliśmy płacić. - Aha, zastanawiałam się, czemu zawdzięczamy te przywileje. W głębi duszy Anita była rozczarowana. Chciała wierzyć, że przynajmniej Price jest wciąż rozpoznawany przez młodszą generację. Jak ulotna jest sława. Na szczęście Price nie przywiązywał do tego większego znaczenia, zawsze wolał być anonimowy. Kiedy czekali na samochód, przeszły obok nich dwie młode kobiety. Wyższa z nich, rudowłosa piękność w mini spódniczce, odwróciła głowę w ich kierunku. - To oni! - krzyknęła. - Niemożliwe - powiedziała jej towarzyszka. - Oni na pewno już nie żyją. - Żyją i zaraz ci to udowodnię. - Rudowłosa piękność podeszła do nich. - Przepraszam - uśmiechnęła się niepewnie. - Czy się nie mylę... Anita Brooks i Price Garfield?
105
R S
Zdumiona Anita skinęła potakująco głową. Rudowłosa przysunęła się jeszcze bliżej. - Wiedziałam, wiedziałam! Cudownie! Zauważyłam was w ,,Castle". Zawsze oglądam wasze stare filmy w telewizji. - Naprawdę? - Anicie nigdy nie przyszło do głowy, że mogliby mieć tak młodych wielbicieli. - ,,Biały krawat i frak" to mój ulubiony. - Mój też - zgodziła się Anita. Dziewczyna uśmiechnęła się i zaczęła czegoś szukać w torebce. - Czy mogłabym prosić o autografy? Nikt tak nigdy nie tańczył jak wy dwoje. Anita była naprawdę wzruszona. Złożyła podpis w notesiku dziewczyny i podała go partnerowi. Pobiłaby go chyba, gdyby odmówił. Jednakże Price podpisał się bez oporów. - Bardzo dziękuję. - Rudowłosa westchnęła. - Ach, panie Garfield, gdybym rozpoznała pana wcześniej, poprosiłabym pana do tańca. - Byłbym zaszczycony - powiedział Price i wcale nie zabrzmiało to ironicznie. Kiedy samochód podjechał, Price uśmiechnął się do młodych kobiet i otworzył drzwi przed Anitą. Skręcili w Vine Street. - Naprawdę byłbyś zaszczycony?- zapytała Anita.-Nienawidziłeś, kiedy obce kobiety chciały z tobą tańczyć. - Mężczyzna w moim wieku musi być wdzięczny, kiedy kobieta poświęca mu trochę uwagi. - Kobieta? - prychnęła Anita. - Ta rudowłosa to jeszcze dziewczyna. - Nie mogła darować sobie drobnej złośliwości - Zauważyłam, jak patrzyłeś na jej nogi. - Czyżby zazdrość? - roześmiał się Price. - Możesz się uspokoić. Tylko ty masz klucz do mojego serca. Akurat to się nie zmieniło.
106
R S
Dlaczego więc nie wystarczyło mu cierpliwości, aby poczekać, po raz tysięczny zastanawiała się Anita. Nie chciała jednak o nic pytać. W drodze do Beverly Hills Price zaczął wypytywać o Roberta - jak się poznali, jaki był. Odpowiadała wymijająco i szybko skierowała rozmowę na swoje dzieci. - Jeanne jest najstarsza - ona i jej mąż wykładają na uniwersytecie w Nowym Jorku. Natalie mieszka w New Hampshire, a syn w Bostonie. Maks jest lekarzem, podobnie jak jego ojciec. Razem mają sześcioro dzieci. - Anita zachichotała - Jestem wielokrotną babcią. - Szczęściara. - W głosie Price'a pobrzmiewała nuta zazdrości. - Chciałbym, żeby Kit się ożenił i miał dzieci. Chociaż nie sądzę, żeby zachęcał je do przebywania z dziadkiem. - Czy między wami nie najlepiej się układa? - Nie jesteśmy sobie specjalnie bliscy. - Dlaczego? - Z nieznanych przyczyn Anita chciała wiedzieć wszystko o Prisie, chociaż sama unikała zwierzeń. - Nie jestem pewien. Może sprawił to rozwód. Prawo do opieki przyznano Lanie. Nie widywałem go zbyt często. - Mogłeś przecież zrobić ten wysiłek i postarać się wszystko wyjaśnić. - Próbowałem z nim rozmawiać, kiedy był młodszy, ale wtedy jeszcze bardziej się oddalał -westchnął Price. - Był bardzo przeciwny mojemu następnemu małżeństwu. Uznałem, że nie lubi mnie i nigdy nie polubi. - Bzdura! Zbyt łatwo się poddałeś. - Anita naprawdę przejęła się smutkiem, który brzmiał w głosie Price'a. On zawsze zbyt łatwo rezygnował z ludzi, nie wyłączając jej osoby. - Czy czułeś się odpowiedzialny za rozwód z Laną? Dlatego pozwoliłeś Kitowi się oddalić? - Oczywiście, że czułem się winny. - Wyglądał tak, jakby pytania te sprawiały mu ból. - A jak może czuć się ktoś, kto wciąż nie sprawdza się w małżeństwie? Nie znaczy to wcale, że maltretowałem swoje żony.
107
R S
- Nie wyglądasz na kogoś, kto by to robił. - Zawsze były jakieś konflikty, brak porozumienia, wreszcie pustka uczuciowa. Poza tym jestem pewien, że moje pierwsze dwie żony wyszły za mnie wyłącznie dla kariery. - Betty Masters. - Anita z trudem przełknęła ślinę. Nawet teraz ciężko jej było o tym myśleć. Jeszcze przez rok po ślubie Price'a płakała każdej nocy. - Myślę, że moje rozczarowanie instytucją małżeństwa ułatwiło mi rezygnację z Kita. Kiedy wciąż ponosisz klęskę, zaczynasz się w końcu wycofywać. - Ale dziecko nie może cierpieć z powodu rozczarowań rodziców upierała się Anita. - Jeszcze możesz porozmawiać z Kitem, nigdy nie jest za późno. - To samo powtarza Lucille. - Price skierował samochód w szeroką ulicę wysadzaną palmami. - Widzę, że twoje stosunki z Gabrielle układają się dobrze. Sprawiacie wrażenie bardzo zaprzyjaźnionych. - Masz rację, ale czasem zastanawiam się, czy nie jesteśmy zbyt ze sobą związane - powiedziała. - Co ty wymyślasz? Jak może być zbyt bliski związek matki czy ojca z dzieckiem? - spytał z wyraźną zazdrością. - Ona uważa, że powinna się mną opiekować. Może właśnie dlatego nie chce wyjść za mąż. Była już dwukrotnie zaręczona i zawsze zrywała. - Cóż... Może Kit obawia się małżeństwa, ponieważ był świadkiem naszej małżeńskiej porażki z Laną. - Price zerknął na zegarek. - My spekulujemy, a czas płynie. Porozmawiajmy o nas. Może zamiast wracać do Lucille wpadniesz do mnie? To bliżej, a poza tym jeszcze tam nie byłaś. Anita przez te wszystkie lata oglądała uważnie zdjęcia jego posiadłości, ale nie zamierzała przyznać się do tego. Była przecież wtedy żoną innego mężczyzny - lojalną żoną. Spojrzała na zegarek. Dochodziła druga w nocy. - Jest późno - powiedziała.
108
R S
- Nie tak bardzo. - Czas do łóżka. - O tym właśnie myślałem. - Price położył ramię na oparciu jej fotela. - Co? - Anita próbowała udawać, że nie wie o co chodzi, chociaż doskonale zrozumiała. - Kiedy dwoje ludzi się kocha... - Nie powiedziałam, że cię kocham! - To prawda. Od tysiąc dziewięćset trzydziestego ósmego roku nie powiedziałaś tego - uśmiechnął się Price. - Ale mężczyzna dostrzega, kiedy dziewczyna za nim szaleje. Anita wyprostowała się z godnością. - Prisie Garfield, nie wiem, do czego zmierzasz! Nie robiliśmy tego... pewne kontakty nie łączyły nas, kiedy byliśmy młodsi i nie będziemy zaczynać tego teraz. Pomimo irytacji Anita poczuła jednak, że myśl o spędzeniu nocy w ramionach Price'a poruszyła w niej coś, o czym myślała, że już dawno umarło. Ale nie zamierzała - nie mogła - ujawnić swoich odczuć. - Powinnaś skorzystać z okazji - powiedział Price przymilnie. - To ty próbujesz skorzystać z okazji. - Rzuciła mu piorunujące spojrzenie. - Anito, jesteś nieczuła i bezwzględna. Wcale nie, pomyślała. Postanowiła jednak nie poddawać się tak łatwo. Pięćdziesiąt trzy lata oddalenia nie mogły pójść w zapomnienie przez tydzień czy dwa. Kiedy Anita ostrożnie wśliznęła się do apartamentu, na wpół śpiąca Gabby podniosła głowę z poduszki. - Mama? Nareszcie. - Wyciągnęła rękę, żeby podkręcić lampę. - Co się stało? - zamrugała zmieszana Anita. - Ze mną nic. Ale gdzie ty byłaś do... - Gabby spojrzała na zegarek i naprawdę zaskoczyła ją późna pora - prawie trzeciej nad ranem? Martwiłam się.
109
R S
Długo czekała, aż w końcu położyła się na kanapie w pokoju gościnnym, żeby nie przegapić powrotu matki. Nie przypuszczała nawet, że nastąpi to aż tak późno. - Myślałam, że mam prawo wychodzić i wracać, kiedy mi się podoba. - Anita wyglądała na zirytowaną. - Z Price'em Garfieldem - powiedziała Gabby oskarżycielskim tonem, gwałtownie siadając na kanapie. Wyraz twarzy matki potwierdził jej podejrzenia. - Dlaczego spotykasz się z tym idiotą? Wbrew przypuszczeniom Gabby Anita nie zareagowała na ten epitet, a nawet wydawało się, że podziela opinię córki. - Nie wiem - westchnęła i opadła na krzesło. - Stary kozioł. Lubieżny stary kozioł. - Zachował się nieprzyzwoicie? - wrzasnęła Gabby. - Niezupełnie. - Anita zsunęła satynowe okrycie. - Zrobił mi jednak ryzykowną propozycję. A było tak sympatycznie! - Czy on chciał się z tobą przespać? - Gabby była naprawdę zaszokowana. Anita zarumieniła się tylko. - Co za pętak! - wybuchneła Gabby. - Jak on śmiał! Musisz trzymać się od niego z daleka, mamo. - Powinnam. - Anita nie wyglądała jednak na całkowicie przekonaną. Zdjęła buty. - U, bolą innie nogi. Taniec na twardym podłożu przeważnie tak się kończy. Poszliśmy do ,,Castle" - wyjaśniła. - Do tego klubu rockowego? - Co, na litość boską, dwoje niemłodych ludzi mogło robić w takim miejscu? Gabby pochyliła się w stronę Anity. - Powtarzam ci, mamo, trzymaj się z dala od Price'a. On ma na ciebie zły wpływ. Jeżeli chce zapracować na atak serca, pozwól mu na to, ale ty nie ryzykuj swojego zdrowia. - Jakie masz powody, żeby twierdzić, że ryzykuję? - No, jest prawie trzecia w nocy, a ty niedawno wróciłaś z klubu rockowego.
110
R S
- To co? - Anita wzruszyła ramionami. - Wstanę później, a jak wiesz, taniec nie jest dla mnie nadmiernym obciążeniem. Gabby gotowa była uczepić się czegokolwiek, żeby tylko zniechęcić matkę. - Jednak musisz przyznać, że nie jest dżentelmenem. Może cię zdenerwować tak bardzo, jak wtedy, kiedy przyjechałyśmy. - Nie na tyle, żebym dostała ataku serca, zapewniam cię. - Dlaczego nie chcesz zrozumieć? - zapytała z rozpaczą Gabby, zdenerwowana, że jej argumenty nie trafiają matce do przekonania. - Jesteś nadopiekuńcza, kochanie. - Anita potrząsnęła głową. - Bardziej powinnaś skoncentrować się na swoim życiu. Miałam rację mówiąc Price'owi, że jesteśmy zbyt uzależnione od siebie. - Zbyt uzależnione? Skąd ci to przyszło do głowy? - Gabby była dotknięta i zła. - Dyskutowałaś z Price'm Garfieldem o naszym życiu osobistym? - Tylko trochę. Mówiliśmy też o Kicie. - Doprawdy? - sarkastycznie zapytała Gabby. Jestem zdumiona, że właśnie ten temat mógł zainteresować Price'a. Nigdy nie zwracał uwagi na swojego syna. - Tak powiedział ci Kit. Cóż, wszystko zależy od punktu widzenia. Wygląda na to, że Kit jest równie uparty, jak jego ojciec. Ale wierz mi, Price nie jest szczęśliwy. Gabby wstała z kanapy i splotła ręce. - Nie obchodzi mnie Price Garfield. I nie chcę, żeby obgadywano mnie za plecami. Przekonana byłam, że jesteśmy sobie bliskie i odpowiada to każdej z nas - powiedziała, przypominając sobie poprzednią uwagę matki. - Ależ oczywiście, jesteśmy sobie bliskie, kochanie. Chodzi tylko o to, aby ta bliskość nie oznaczała wzajemnego ograniczania swobody i nie doprowadziła do całkowitego uzależnienia. Inaczej nasz związek stanie się chory. - Chory? - Gabby poczuła, że coś dławi ją w gardle.
111
R S
- Chciałabyś, żebym została sama? Tylko z tobą mogłam zawsze porozmawiać. Tatę nic nie obchodziło. Ignorował mnie. - Gabby, twój ojciec bardzo cię kochał. - Anita zesztywniała. - Nie powinnaś się uskarżać. - Mam prawo się uskarżać. - Gabby poczuła, że musi wyrzucić z siebie wszystko, co ukrywała przez lata. - Tata był zawsze w biurze albo w szpitalu. Nigdy nie miał dla mnie czasu. Nigdy nie przyszedł, ani na zakończenie roku w szkole, ani na moje występy. - Wiesz dobrze, że miał dyżury w szpitalu. - Byli przecież inni lekarze, którzy czasem mogli go zastąpić upierała się Gabby. - Kiedy byłam mała, wracał późno do domu i nigdy nie chciało mu się wejść do mojego pokoju, aby mnie ucałować na dobranoc. - Ależ kochanie - Anita wyglądała na poruszoną. - Wiem, że Robert cię kochał. Często mi to mówił. - To dlaczego był taki odległy? - Naprawdę tak to odbierałaś? Gabby uważnie przyglądała się matce. Czy naprawdę Anita nie dostrzegała tego, czy też nie chciała widzieć? - Kiedyś - powiedziała cicho - myślałam, że to moja wina, ale nigdy nie zdołałam się dowiedzieć, co takiego zrobiłam. Anita odetchnęła głęboko. - Musimy się nad tym zastanowić. Porozmawiamy później. Gabby pomyślała, że problemu, który narastał przez lata, nie da się rozwiązać w ciągu jednej rozmowy i odprężyła się nieco. - Dobrze, porozmawiamy o tym innym razem - powiedziała. - Jutro mam cały dzień zajęty. Rano - dopasowywanie kostiumów, a potem próby. - Boże drogi, koniecznie musisz już iść spać. - Anita podeszła i objęła córkę. - Przepraszam, jeśli zraniłam cię tym gadaniem o uzależnieniu. Nie chciałam. - W porządku. - Gabby uściskała matkę.
112
R S
- Ja tylko chcę dla ciebie jak najlepiej. - Anita patrzyła na nią z napięciem. - Jestem pewna, że zawsze będziemy sobie bliskie, ale nie rób ze mnie centrum swojego życia. Potrzebujesz więcej swobody, kontaktów z ludźmi, sukcesów, a może małżeństwa i dzieci. Sukcesów? Gabby zastanawiała się, czy ma jeszcze jakieś szanse. - Miłość powinna być tak samo ważna, jak praca - kontynuowała Anita. - Zgadzam się - przytaknęła Gabby, ale w tym momencie myślała wyłącznie o występie. Pocałowała matkę w policzek. - A teraz chodźmy spać. Mimo późnej pory Gabby nie mogła zasnąć. Obwiniała za to Price'a Garfielda. Była absolutnie pewna, że z tych spotkań nie wyniknie dla jej matki nic dobrego. Nie miał prawa przetrzymywać Anity tak długo poza domem, potem robić jakichś niestosownych propozycji i nabijać jej głowy bzdurami. I co Price Garfield mógł wiedzieć na temat stosunków między rodzicami a dziećmi? Za każdym razem, kiedy Gabby wyobrażała sobie, jak jej matka zwierza się temu staremu głupcowi, zalewała ją fala wściekłości. Korporacja Garfielda zajmowała kilka pięter jednego z nowo wybudowanych drapaczy w centrum Los Angeles. Kit siedział w biurze, kiedy niespodziewanie i bez zapowiedzi weszła do pokoju Gabby. - Gabby? - Jego ręka zawisła w połowie drogi do słuchawki telefonicznej. Spojrzał na twarz dziewczyny i natychmiast zapomniał o telefonie. - Co się stało? Kit wiedział, że na poranne godziny Gabby zaplanowała wizytę u kostiumologa. Czyżby coś się nie udało? - Musisz uważać na swojego ojca. To lubieżny, stary kozioł. - Dlatego tu jesteś? - Brwi Kita podskoczyły w górę. - Robił ci jakieś propozycje? - Jasne, że nie. - Gabby wyglądała na zniecierpliwioną.
113
R S
Kit odetchnął z ulgą. Zresztą nigdy nie słyszał, żeby jego ojciec uganiał się za młodymi kobietami. - Chodzi o moją matkę. - A, o nią. Gabby siadła na krześle naprzeciwko biurka, krzyżując swoje długie, zgrabne nogi. Kit nie mógł ich nie podziwiać. - Twój ojciec i moja matka bawili się prawie do rana - ciągnęła Gabby, pochylając się do przodu. -Powiedz mu, żeby zostawił ją w spokoju, dobrze? Nie pasują do siebie. - Zgadzam się z tym całkowicie. Ale niczego nie będę mu mówił. Wyjaśniałem ci już, że prowadzimy całkiem oddzielne życie. - A nie powinniście. Może gdyby Price miał dobre stosunki z synem, z którym mógłby serdecznie pogadać, to nie robiłby tego wszystkiego, czego nie powinien. .. na przykład nie pętałby się po nocnych klubach z niemłodymi kobietami, które o tej porze powinny spać. Kit wyobraził sobie Price'a tańczącego w nocnym klubie rockowym z Anitą Brooks Lacroix. Wizja ta wzbudzała w nim jednocześnie zdumienie i chęć śmiechu. - Z tego, co mówi mama, można wnioskować, że Price nie jest szczęśliwy z powodu napiętych stosunków między wami powiedziała Gabby. - Opowiadał twojej matce o mnie? - Kit był wyraźnie zaniepokojony. - Tak - skinęła głową. - Twój ojciec sprawia wrażenie osoby bardzo przystępnej, więc mógłbyś zrobić ten wysiłek i otworzyć się przed nim. Do rozmowy potrzeba dwóch partnerów. - Zdaje się, że czasem więcej. Wkrótce całe miasto będzie znało moje osobiste problemy. - Kit patrzył na nią zirytowany. Posuwała się za daleko. - Zdaje się, że wszyscy uparli się, aby coś zrobić w tej sprawie. Stosunki między mną i ojcem nie są sprawą Anity... ani twoją.
114
R S
Czy nie mogła zrozumieć, że on i Price byli prawie obcymi sobie ludźmi? Nie musiał czuć się bardziej odpowiedzialny za ojca, niż ojciec za niego. - Czy mój ojciec przyłożył pistolet do głowy twojej matki i zmusił ją, żeby spędziła z nim wieczór? - zapytał sucho. - Oboje są dorośli. - A więc nie pomożesz? - Dlaczego miałbym się wtrącać? To nie moja sprawa. Dźwięk interkomu przerwał rozmowę. Sekretarka przypomniał o przełożonym na następny tydzień spotkaniu. Słuchał, obserwując jednocześnie, jak Gabby nerwowo bębni po stole palcami. - Jestem pewna, że Price potraktowałby poważnie twoje sugestie zaczęła znowu. - Słuchaj, jeśli nie chcesz, żeby twoja matka wychodziła z nim, to ją przekonaj, aby zostawiła go w spokoju - niemalże krzyknął. - To nie jej inicjatywa doprowadziła do tej sytuacji. - Błękitne oczy Gabby skrzyły się gniewem. - Czyżby? A może to właśnie Anita poluje na mojego ojca. - Kit był poruszony, jak zawsze, kiedy myślał o tej kobiecie, której nawet nie znał, a która grała tak ważną rolę w jego życiu. - Jak śmiesz tak mówić o mojej matce! - Ty nie miałaś żadnych skrupułów, mówiąc gorzej o moim ojcu powiedział obrażony. - Ta rozmowa do niczego nie prowadzi. - Gabby wstała gwałtownie. - Wychodzę. - To niezły pomysł. - Kit hamował się, żeby nie powiedzieć czegoś, czego mógłby później żałować. - Niektórzy z nas muszą pracować. - Jesteś niemożliwy. - Ditto - mruknął zirytowany, podnosząc słuchawkę telefoniczną. - Dziękuję ci za cierpliwość i wyrozumiałość! - wrzasnęła Gabby, opuszczając biuro.
115
R S
Kit odłożył słuchawkę na widełki. Żałował, że nie zdołali dojść do porozumienia. Coraz bardziej cieszyło go towarzystwo Gabby. Bardzo mu się podobała. Więcej niż podobała. Pragnął jej i przeczuwał, że z biegiem czasu ich stosunki mogą stać się znacznie bliższe. Lecz Gabby była wściekła - czy uda się to kiedykolwiek załagodzić? A co ważniejsze na dzisiaj -jak przebrną przez intensywne próby tego popołudnia. Niestety, samopoczucie Gabby niewiele się zmieniło, kiedy spotkała się z Kitem w klubie. Próbowała uspokoić się, idąc przedtem na długi spacer i medytując na ławce w parku, ale nie mogła pozbyć się uczucia rozczarowania. Nie chciał jej pomóc, a poza tym wcale nie wydawał się poruszony informacją o tym, że Price boleje nad ich wzajemnymi stosunkami. Najwyraźniej obaj Garfieldowie zasługiwali na siebie. - Dobrze, jeszcze raz pierwsza część - powiedział Kit kolejny raz przy próbie ,,Tanga Ole!". Patrzył uważnie na Gabby. - Odrzuć dalej szal. - W porządku. Ciekawa była, czy Kit w ogóle zauważył, że zachowuje się dziś spokojniej niż zwykle. Po porannej sprzeczce była zraniona i zła. Sądziła dotychczas, że już zdołali się porozumieć, a nawet trochę zaprzyjaźnić, ale teraz zaczęła się obawiać, że Kit, podobnie jak jego ojciec, woli takie skomplikowane i napięte sytuacje. - Wydaje mi się, że większe wrażenie na współczesnej publiczności zrobi bardziej dynamiczna interpretacja - ciągnął Kit. - Możemy skorzystać z oryginalnego tanga argentyńskiego. - No, no. Popatrzył na nią podejrzliwie. - Zajmij miejsce - powiedział chłodno. - Tak jest, tyranie - mruknęła, owijając się szalem. - Co powiedziałaś? - Nieważnego.
116
R S
Kit włączył taśmę i zbliżył się do Gabby z ponurym wyrazem twarzy. Cały ubrany na czarno, znakomicie pasował do tego mrocznego, zmysłowego tańca. - W prawo - rzucił Kit, stając za nią. Jak gdyby sama nie wiedziała! Wyśliznęła się z wdziękiem z jego uchwytu i zagrała pogardę bohaterki, unosząc brodę i odwracając się do niego plecami. Przerzuciła szal przez ramię. Objął ją w talii i zbliżył usta do jej szyi. Czując jego ciepły oddech, odgięła głowę w przeciwną stronę. - Nie! Nie! - wrzasnął nagle. Cofnął się. Gabby wyprostowała się i spojrzała na niego z przerażeniem. - Co się stało? - Musimy jeszcze raz zacząć. - Cofnął taśmę. - Nie jesteś dostatecznie skoncentrowana, Gabby. - Doprawdy? - Nie była w nastroju do spokojnego przyjmowania krytycznych uwag. Położyła ręce na biodrach i powiedziała bardzo wyraźnie: - Czuję się doskonale skoncentrowana, wierz mi. - Ale mnie chodzi o to, żebyś w sposób przekonujący zagrała napięcie seksualne. To nie to. - Słusznie, słusznie. - Sprawiasz wrażenie, jakby wykonanie następnego kroku było dla ciebie nadludzkim wysiłkiem - ciągnął, nie zwracając uwagi na jej uszczypliwą odpowiedź. - Powinnaś poruszać się płynnie i zmysłowo. - Trudno poruszać się płynnie i zmysłowo, jeśli robi się to w nieskończoność. - Zwłaszcza z kimś, kogo nie ma się ochoty dotykać, dodała w myślach. - Tańczyliśmy to dzisiaj już tyle razy, że nie jestem w nastroju. - A kiedy będziesz w nastroju? - zapytał z dziwnym błyskiem w oczach. - Może nigdy. - Miała nadzieję, że zrozumie dwuznaczność tej odpowiedzi.
117
R S
Przecież nie mogłaby być z tak aroganckim, wymagającym i zimnym człowiekiem, powtarzała sobie. Powinna utrzymywać dystans między nimi, zwłaszcza wiedząc o tym, co wydarzyło się między matką a jego ojcem. - To dlatego nie wyszło ci na Broadwayu? -spytał. - Bo nie byłaś na tyle dobra, żeby móc wprowadzić się w odpowiedni nastrój. Kiedy dotarł do niej sens tych słów, Gabby otworzyła szeroko usta, nie mogąc wymówić ani słowa. - Artystka musi zapomnieć o nękających ją problemach osobistych - ciągnął dalej. - Jesteś okropny - powiedziała, odzyskując nagle mowę. - To ja jestem problemem? - Na to wygląda. Kit nie miał racji. Gabby nigdy nie miała kłopotów na Broadwayu czy podczas innych przedstawień. Ale nigdy też nie była tak osobiście zaangażowana w związek z partnerem. Zaangażowana? Nagle zdała sobie sprawę, dlaczego jest taka spięta. Nigdy nie powinna być tak otwarta. Nigdy nie powinna wyjeżdżać z Nowego Jorku. Boże, co miała zrobić? Była zakochana w synu Price'a Garfielda.
118
Rozdział dziewiąty
R S
Mimo zbliżającego się terminu przedstawienia Kit nie zrezygnował ze zwykłych zajęć i większość poranków nadal spędzał w biurze. Jednak w czwartek udało mu się wpaść zaledwie na dwie godziny, między próbą po południu i generalną próbą wieczorem. Susan, sekretarka Kita, usiłowała w rekordowo szybkim tempie przekazać mu wszystko, co wydarzyło się podczas jego nieobecności. - Dzwonił Stanton Dowling - powiedziała. - Chce zrobić z ciebie wspólnika w swojej wytwórni filmowej. Showbiznes zawsze fascynował Kita, mimo że gorąco temu zaprzeczał. Zaczął się poważnie zastanawiać, czy nie włączyć wytwórni filmowej do Korporacji Garfielda. Pozycja producenta znaczyłaby dużo więcej niż tylko aktora. - Ustaliłaś termin spotkania? - spytał. - Tak - skinęła głową. - Chciał jak najszybciej, ale wyjaśniłam mu, że musi trochę poczekać. Dostaliśmy też Jtilka raczej niezwykłych rachunków. - Położyła na stole plik papierów. - Glitter Baby? - Kit uniósł brwi. Była to nazwa kosztownego butiku przy Rodeo Drive. - Może to coś wyjaśni. - Susan wskazała palcem na nazwisko umieszczone pod adresem korporacji. - Pan Price Garfield. Pewnie twój ojciec kupił jakieś ubrania, a rachunki kazał przesłać tutaj. - To musi być pomyłka. Dotychczas nigdy tego nie robił. - Kit przyjrzał się uważniej rachunkom. - Błękitna suknia, srebmo-czama suknia, srebrny naszyjnik i kolczyki. Jezu! - Zaszokowały go ceny, a lista była długa. - Po co miałby kupować damskie stroje wieczorowe? - Może ma jakąś przyjaciółkę - rzuciła Susan, zakładając okulary. Anita Brooks Lacroix - nazwisko to błyskawicznie pojawiło się w umyśle Kita. Gabby mówiła, że ich rodzice spotykają się, ale
119
R S
widocznie zapomniała dodać, że Price zaopatruje Anitę w garderobę w jednym z najbardziej ekskluzywnych sklepów w okolicy. - Czy zatelefonować do pana Garfielda i prosić o wyjaśnienie? powiedziała Susan. - To niezły pomysł. - Jednak zanim Susan opuściła biuro, przyszło mu do głowy inne rozwiązanie. - Poczekaj chwilę. Lepiej zadzwoń do butiku. Pogadaj z właścicielką i spytaj ją o te rachunki. Może pamięta nazwisko kobiety, która wybierała stroje. Nie było potrzeby niepokoić Price'a. Ojciec Kita zawsze był nieco drażliwy. Jeśli jednak zdecydował się kupować kosztowne ubrania matce Gabby, Kit chciał o tym wiedzieć. Wspominając pannę Brooks, Kit wyprostował się i wyjrzał przez okno na szesnastym piątrze. Dzień był piękny i słoneczny. Szczyty gór wznoszących się nad miastem miały mglisty, fioletowy odcień, co powodowało, że wszystko wydawało się niezwykle senne i spokojne. Jednak Kit wiedział, że naprawdę Los Angeles było ruchliwe, tętniące życiem. Tak jak on sam. Wciąż martwił się wczorajszą sprzeczką z Gabby. Gdyby nie lubił jej tak bardzo, wyśmiałby ją bezlitośnie, kiedy nalegała, aby zmusił ojca do pozostawienia Anity w spokoju. Czego ona oczekiwała od niego - że nastraszy Price'a? Niestety, poranne spięcie poważnie zakłóciło przebieg próby. Kit był zirytowany i powiedział to, czego nie zamierzał mówić. Na początku Gabby odpierała jego ataki, ale potem zdumiała go, godząc się z jego opinią na temat swojego profesjonalizmu. I od tego momentu zaczęła zachowywać się inaczej. Kit starał się nie krytykować jej, ale coś się zmieniło pomiędzy nimi. Był bezsilny. Nie wiedząc dokładnie, o co chodzi, nie mógł nic na to poradzić. Na szczęście udało im się dopracować ,,Tango Ole" i wszystko powinno udać się doskonale, jeśli podczas otwarcia nie nastąpi jakaś katastrofa.
120
R S
Kit wyczuwał jednak, a nawet był pewien, że coś ważnego między nimi nie zostało powiedziane. Pukanie do drzwi wyrwało go z zamyślenia. - Susan? - Właścicielka twierdzi, że sukienki zamówiła starsza pani o nazwisku Lucille Talbot - powiedziała sekretarka. - przeprasza za wysłanie rachunków w niewłaściwe miejsce. Powinny trafić do pana Price'a Garfielda w Beverly Hills lub do jego biura w ,,Cheek to Cheek". - Mój ojciec ma biuro w klubie? - Kit nie ukrywał zdumienia. - Czy wysłać tam to wszystko? - spytała Susan wzruszając ramionami. - Nie, nie. Zostaw tutaj. - Kit czuł, jak rosną w nim podejrzenia. Dlaczego pozwolił tak łatwo zbyć się kilkoma ogólnikowymi wyjaśnieniami, gdy pytał Lucille o grupę inwestorów, która wzięła klub w posiadanie? Powinien pytać tak długo, aż powiedziałaby mu wszystko. Teraz już nie musiała. Znając odpowiedź, Kit postanowił zadać swojemu ojcu kilka kłopotliwych pytań. Pół godziny później Kit opuścił biuro. Przed wyjściem zadzwonił do posiadłości Price'a Garfielda, gdzie poinformowano go, że starszy pan jest w klubie. Kit natychmiast udał się w ślad za nim, licząc na to, że jeszcze go tam zastanie. Nie był zaskoczony, znajdując Price'a w pomieszczeniu biurowym na drugim piętrze klubu. Gdyby Gabby wiedziała, że dojdzie w końcu do rozmowy między ojcem i synem, może byłaby zadowolona. - Które biuro należy do ciebie? - spytał Kit, wskazując ręką drzwi prowadzące do kilku pomieszczeń. - Nie mam tu biura. - Price wydawał się zaskoczony. - Pudło. - Kit wręczył ojcu rachunki z ,,Glitter Baby". - Właścicielka twierdzi, że miały być przesłane albo do twojego domu, albo do biura w klubie. To twoja własność, prawda? Ty płacisz rachunki? Nawet pożyczałeś Lucille swoją limuzynę i szofera. - Kit
121
R S
już wcześniej zastanawiał się, skąd jego matka chrzestna mogła mieć pieniądze na luksusowy samochód i opłacenie kierowcy. Price westchnął ciężko i zaprowadził Kita do jednego z prywatnych pomieszczeń. Zamknął drzwi i przyjrzał się rachunkom. Nie wydawał się specjalnie poruszony odkryciem syna, ale przecież zawsze ukrywał emocje pod maską doskonałego spokoju. - Nie jestem jedynym właścicielem ,,Cheek to Cheek". - Price schował rachunki do kieszeni i usiadł za biurkiem. - Lucille i kilka innych osób też mają swoje udziały. - Bardzo niewielkie, jak sądzę. - Kit przysiadł na krześle na wprost biurka. - Okpiłeś nas wszystkich. - Okpiłeś? To mocne słowo. - Price mówił bardzo spokojnie. - Nie masz powodu, aby czuć się oszukany. Użyłem własnych zasobów, a nie pieniędzy korporacji. - Więc dlaczego nie przyznałeś się, że masz z tym coś wspólnego? - Bałem się, że mógłbyś wtedy odmówić swojego udziału. - I miałeś rację! - Kit zerwał się z krzesła i oparł oburącz o biurko. - To był bardzo sprytny plan! - Nie musiałeś zgadzać się na występ - słusznie zauważył Price. - To prawda. - Kit wyprostował się. - Ale czułbym się podle, gdybym zawiódł Lucille. - Ten klub pomoże jej stanąć na nogi, synu. Raczej powinieneś skoncentrować się na tym, co dla niej robisz, a nie martwić się, że ja również biorę w tym udział. - Czy naprawdę Lucille zdoła zebrać wystarczająco dużo pieniędzy, aby naprawić dom? - Już wykupiono bilety na wszystkie występy w ciągu dwóch tygodni po premierze. Jeśli stanowi to wystarczającą prognozę, możemy pozbyć się wątpliwości. Kit czuł, jak powoli opuszcza go gniew. Price i Lucille byli przyjaciółmi od wielu lat. Powinien domyślić się, że jego ojciec martwi się o starszą panią. - Zastanów się, Kit - ciągnął Price.
122
R S
- Jutro wszystko zależy od ciebie. Jeśli początek będzie dobry, możemy nie martwić się o przyszłość klubu. - A skąd wiesz, że tańczę wystarczająco dobrze, żeby nie zawieść pokładanych we mnie nadziei? - Z tego, co Kit wiedział, jego ojciec nie widział go nigdy na parkiecie. - Anita mówiła mi, że ty i Gabby jesteście doskonale dobranymi partnerami. - Price wyraźnie unikał spojrzenia syna. - Cóż, Anita... - Przez chwilę Kit miał ochotę powiedzieć ojcu o pretensjach Gabby, ale zdecydował się zatrzymać to dla siebie. - A właściwie to dlaczego spędzasz z nią tyle czasu? Myślałem, że ta kobieta zrujnowała ci życie. - Gdzie to słyszałeś? - Price był wyraźnie poruszony. - Nie jestem pewien. Chyba mama opowiadała o waszym związku, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Kit pamiętał, że już wtedy zastanawiał się, czy to czasem nie Anita była pośrednią przyczyną rozwodu. Od tamtego czasu stała się obiektem jego głębokiej niechęci, a może nawet nienawiści. - Obydwoje popełnialiśmy w młodości różne błędy - powiedział Price. - Czy to ma znaczyć, że już nie uważasz jej za dziwkę, która posłużyła się tobą do zrobienia kariery? - zaryzykował Kit. - Przez całe lata byłem tak wściekły, że już nie pamiętam, co mówiłem. - Price patrzył na syna. - Chciałem się z nią ożenić. Kochałem... kocham ją. Zaszokowany Kit usiadł z powrotem na krześle. - Kochasz kobietę, która opuściła cię przeszło pół wieku temu? - Zawsze kochałem Anitę. Myślałem, że cała ta sprawa z klubem jeszcze raz pozwoli mi spróbować zbliżyć się do niej. - I dlatego to wsparłeś? - Niezupełnie. Wzmocniło to tylko moją motywację, żeby pomóc Lucille... i sobie. Przez długi czas czułem, że nie mam już po co żyć. Price wyglądał jak stary i zmęczony człowiek.
123
R S
- Mam powody, żeby trzymać w tajemnicy swój udział w klubie. Gdyby Anita wiedziała, nigdy nie przyjechałaby do Kalifornii... a teraz wyjechałaby stąd - dodał i trwożliwie spojrzał na syna. - Mam nadzieję, że zachowasz to w sekrecie. - Nie opowiadam plotek. - Kit starał się nie analizować własnych odczuć związanych z całą tą sytuacją. - Sam popsułem wszystko - mówił dalej Price. - Moje życie byłoby zupełnie inne, gdybym nie zachował się tak głupio i arogancko w stosunku do Anity. - Jasne. Gdybyś związał się z nią, życie byłoby zupełnie inne. Na przykład, nigdy nie pojawiłbym się na świecie. - To jedyna rzecz, której bym żałował. - Price popatrzył synowi prosto w oczy. Kit poczuł się niezręcznie. Nie wiedział, co odpowiedzieć, powrócił więc do bezpieczniejszego tematu. - Nie przejmuj się. Nie powiem nikomu, że wspierasz klub. - Dziękuję. Doceniam to. - I nie wspomnę także Lucille o pewnym fragmencie tej rozmowy. - Tak będzie najlepiej. Kiedy się pracuje, osobiste sprawy nie powinny wysuwać się na pierwszy plan. Kit całkowicie podzielał ten pogląd. Chwilę później pomyślał o Gabby i zdał sobie sprawę, że jego odczucia związane z osobą partnerki dawno już przekroczyły granice zawodowego zainteresowania. Jak mógł nie zauważyć, że wszystko wygląda inaczej, kiedy znajdują się razem w tym samym pomieszczeniu? Rozumiał teraz, co Price czuł do Anity, gdyż sam był zafascynowany jej córką -jeszcze jedna skomplikowana historia w dziejach rodów Brooksów i Garfieldów. Kiedy Kit wyszedł, Price posiedział jeszcze trochę w biurze, po czym zszedł na dół, aby obejrzeć prawie gotowe wnętrze klubu. Wykończenia w kształcie łuku, okalające scenę i pomieszczenia dla orkiestry, ozdobione były srebrem i wyraźnie odcinały się od białoszarych ścian. Price próbował wyobrazić sobie, jak będzie wyglądało to miejsce w czasie pierwszego przedstawienia.
124
R S
. Ekipa techniczna krzątała się gorączkowo, czyniąc przygotowania do próby generalnej. Z pewnością nadmierny pośpiech sprawił, że mężczyzna zawieszający reflektor omal nie spadł z drabiny. - W porządku, Charlie! - krzyknął kierownik ekipy. - Teraz sprawdź ten pośrodku. - Odwrócił głowę i spostrzegł Price'a. - O... dzień dobry, panie Garfield. Założę się, że myśli pan o jutrzejszym występie syna. - Oczywiście - uśmiechnął się Price. Jednak wyraźnie czuł, że Kit nie byłby zachwycony, widząc go na widowni. Przyznał przecież, że nie zgodziłby się na występ, gdyby wiedział, że Price jest właścicielem klubu. Price zastanawiał się, czy Kit zdaje sobie sprawę, jak bardzo bolesne były te słowa. Nie mógł jednak winić syna. Od dzieciństwa rzadko go widywał. Ostatni raz powiedział mu, jak bardzo go kocha, wtedy, gdy Kit był jeszcze małym chłopcem. Dziś próbował powrócić do tego tematu, ale najwyraźniej czynił to bardzo niezręcznie. Do diabła, dlaczego nie potrafił mówić właściwych słów we właściwym momencie? Dlaczego się wycofywał? Albo, co gorsza, agresywnie atakował? Miał te same problemy w swoim związku z Anitą. - Przepraszam. - Kierownik ekipy przerwał jego rozmyślania. - Czy mógłby się pan cofnąć? Musimy wnieść tu trochę sprzętu. Price przeszedł przez parkiet. Zerknął na dwustronne schody prowadzące na scenę. Kiedyś z Anitą tańczyli na podobnych schodach w jednej ze scen rewii ,,Poklep mnie po ramieniu". Właśnie tam miała miejsce ich pierwsza wielka awantura. Hollywood, Price nie widział Anity przez cały dzień. Znalazł ją w końcu przy schodach, na których nazajutrz mieli zacząć próby. - Co o tym myślisz? - zapytał, podchodząc od tyłu i lekko obejmując w talii. - Jezu, mam nadzieję, że nie zacznie mi się kręcić w głowie zachichotała.
125
R S
- Przecież nie raz już tańczyliśmy na schodach. - Ale zawsze była ściana lub poręcze. Tu nie ma się czego trzymać. - Możesz trzymać się mnie. - Price wzmocnił uścisk. Gdyby tylko chciała powiedzieć to jedno jedyne słowo... - Nie patrz na stopy. To cały sekret - dodał serio. - Wiesz dobrze, że podczas tańca nigdy nie patrzę pod nogi. Odepchnęła go żartobliwie. - Wiem. Jesteś naprawdę świetna. - Schylił głowę z uznaniem. Z dnia na dzień Anita była coraz lepsza. Przyciągnął ją do siebie i pocałował w policzek. Piórka na jej kapelusiku połaskotały go w czoło. Kichnął i cofnął się o krok. - Na zdrowie! - Czy wiecznie musisz nosić te pióra? - Nie martw się, Price. To tylko kilka drobnych piórek. - Znów się roześmiała. - Nie upieram się przecież, żeby mieć jeszcze jedną suknię z piór dodała, myśląc o stroju, który miała na sobie podczas finałowego tańca w filmie ,,Biały krawat i frak". - Nie chcę, żebyś cierpiał. - Nigdy nie będę cierpiał, dopóki będziesz mnie kochała. - Jesteś taki romantyczny - powiedziała Anita cichym głosem i przytuliła się do niego. - Skoro już mówimy o romantycznych sprawach, to powiedz mi, co chciałabyś robić dziś wieczorem? - Uśmiechnął się. - Co sądzisz o kolacji, powiedzmy o ósmej? - Dziś wieczorem? - Anita spoważniała i odsunęła się. - Cóż... jestem zajęta. - Zajęta? Czym? - Mam już inne plany. - Randka? - wstrzymał oddech. - Chodzi tylko o rozgłos. - Uspokajająco poklepała go po ramieniu. - Nie przejmuj się. Robię to dla Sola. Był zły, zazdrosny i nie potrafił ukryć swoich uczuć.
126
R S
- Naprawdę nie spodziewałem się, że ponownie zgodzisz się na coś podobnego, Anito. - Zupełnie jakbyś oskarżał mnie o niewierność. - Uniosła brwi, urażona jego pretensjami. Cóż, według Price'a byli już nieoficjalnie zaręczeni, więc powinna widywać wyłącznie jego, bez względu na to, czego chciała wytwórnia. Jednak Anita zawsze starała się spełniać dziwaczne życzenia tego starego tyrana Sola. - Kto tym razem? - spytał Price. - Jeden z aktorów związanych z wytwórnią. - Kto? - powtórzył pytanie. Nie podobała mu się ta wymijająca odpowiedź. - Cóż, Cary Grant... miał kilka głównych ról. - Wiem o tym. - Price był wściekły. - Jak możesz spotykać się z Cary Grantem? On jest piekielnie słodki. - No to co? Ty też jesteś słodki. - Anita poprawiła mu krawat. - I jest przystojny. - Ty mi się bardziej podobasz. - Otworzyła szeroko oczy. Był tak rozdrażniony, że w tej chwili zupełnie nie dowierzał jej słowom. - I wcale nie potrafi dobrze tańczyć - dodała. - Nie interesują mnie jego umiejętności taneczne. Chcę cię mieć wyłącznie dla siebie. - Ale nie jest to możliwe w obecnej sytuacji. - To zmieńmy naszą sytuację. Powiedz Solowi, że zamierzamy się pobrać i odwołaj spotkanie. Anita była zirytowana, jej błękitne oczy błyszczały gniewem. - Sol nie zgodzi się. Zresztą mówiliśmy już o tym. Nie jestem jeszcze gotowa, żeby wstępować w związek małżeński. Jesteś nierozsądny. - Jestem nierozsądny, ponieważ sprzeciwiam się, kiedy moja dziewczyna umawia się na randki z innymi facetami? - Wiesz, że to nie ma znaczenia. Dlaczego nie możesz mi zaufać?
127
R S
- Wolałbym nie mieć powodów do demonstrowania nieufności powiedział ze złością. - Jesteś moją dziewczyną. - Ale nie jestem twoją własnością, Price. - Jesteś własnością studia, tak? - Price nawet nie starał się mówić cicho. Kilka osób zaczęło się przyglądać im z zaciekawieniem. - Powinienem domyślić się, co jest dla ciebie najważniejsze. - Wiesz, że ciebie kocham i jesteś jedyny. - Tak mówisz - odwrócił się - ale liczą się czyny, a nie słowa. - Price! Dokąd idziesz? - Do mojej garderoby. - Wracaj natychmiast! Nie możemy tak tego zostawić. Odwrócił się i popatrzył na nią. - Więc odwołaj tę randkę i wyjdź za mnie dziś wieczór. Ucieknijmy! Przyniesie to tyle rozgłosu, że nawet Sol będzie zadowolony. - Wiesz, że nie mogę tego zrobić - potrząsnęła głową. - A więc do zobaczenia jutro po próbie - powiedział zimno i ponownie się odwrócił. - Price! Nie zatrzymał się. Jego dzisiejsza reakcja była zaledwie drobnym uzewnętrznieniem tego, co zaczynało się dziać w jego duszy. Hollywood, Gabby przyjechała do ,,Cheek to Cheek" limuzyną Lucille i tuż przy wejściu natknęła się na Kita. - Cześć - powiedziała, czując leciutki dreszczyk podniecenia na widok partnera. - Pomóc ci? - spytał Kit, biorąc od niej torby. - Dlaczego nie kazałaś od razu przesłać kostiumów do klubu? - Chciałam je najpierw pokazać mamie. - I co, podobały się? - Otworzył drzwi przed Gabby. - Uważa, że są cudowne. Twoja przyjaciółka odwaliła kawał dobrej roboty. Nie mogę doczekać się jutrzejszego wieczoru, żeby je pokazać.
128
R S
- Mam nadzieję, że wszystko dobrze pójdzie. - Czyżbyś wątpił? - zapytała. - Robisz się nerwowy? - Jestem nerwowy od samego początku. Gabby była zdumiona, że Kit przyznawał się do jakiejkolwiek słabości. - Będzie świetnie - powiedziała. - Przeczuwam to. - A więc muszę zaufać twojej intuicji... i przede wszystkim twoim umiejętnościom - roześmiał się. - Mimo naszych utarczek, chciałem, żebyś wiedziała, że jesteś moją najlepszą partnerką. - Cóż, dziękuję. - Gabby czuła się mile połechtana. - Jesteś prawdziwą profesjonalistką - dodał. - Wczoraj, kiedy mówiłem coś innego, byłem trochę zdenerwowany. - Wiedziałam, że tak nie myślisz. - Ale nie przeprosiłem. Przepraszam. Gabby uśmiechnęła się. Kit potrafił być słodki, jeśli tylko chciał. - W porządku. Prawdopodobnie nie powinnam ci skakać do oczu dlatego, że twój ojciec spotyka się z moją matką. - Pewnie już zawsze będą nas ścigać ich duchy. - Duchy? Masz na myśli tancerzy? - Nie tylko, także duchy mężczyzny i kobiety. - Nigdy nie byli kochankami, jeśli o to chodzi. - Niezbyt prawdopodobne, zważywszy, jak drażliwi są na punkcie tego związku. - Wyraz niedowierzania rysował się na twarzy Kita. - Ale to prawda. - Gabby wierzyła matce, bez względu na to, co Price mógł powiedzieć synowi. - Mama była jeszcze dzieckiem, kiedy narodziło się ich uczucie. Miała dopiero dziewiętnaście lat, gdy już ze sobą zerwali. - Mimo wszystko wygląda na to, że mają jakąś sprawę do wyjaśnienia.
129
R S
- Po tych wszystkich latach mogliby chyba zrozumieć, że jest już trochę za późno - zamyśliła się Gabby. - To oni powinni zdecydować, nie uważasz? - popatrzył na nią Kit. Poczuła, że tym spojrzeniem sugerował, że i oni powinni podjąć jakąś decyzję. Gdy przypomniała sobie, do jakich wniosków doszła po sprzeczce, poczuła napięcie, które nie miało nic wspólnego ze zbliżającym się występem. - Też tak sądzę. - Posłuchaj, zapomnijmy w przyszłym tygodniu o naszych rodzicach - ciągnął Kit. - Skoncentrujmy się na nas. Nie mogę kontrolować mojego ojca i nie sądzę również, żeby twoja matka chciała robić tylko to, co ty uważasz za najlepsze dla niej. - Niestety, nie. Wiedział, że nie zdoła jej przekonać. - Wiem, że przeżywasz to wszystko mocniej niż ja, ale mam nadzieję, że to nam w niczym nie przeszkodzi - powiedział. - Nie oczekuję od ciebie, że zgodzisz się ze mną. - Gabby nie była przeświadczona, czy to prawda. Z pewnością chciała, by się z nią zgodził. Co do rodziców. Co do nich samych. Co do wszystkiego. Nie chciała walczyć z Kitem, z mężczyzną, którego kochała. - To dobrze, bo nie chcę, żeby zniknęło to porozumienie, które udało się nam osiągnąć. - Ja też nie. - Gabby spojrzała na Kita. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że w jego oczach było coś więcej niż przyjaźń. Zaschło jej w gardle z wrażenia z trudem przełknęła ślinę. - Myślę, że będzie lepiej, jeśli zawsze będziemy uczciwi wobec siebie, prawda? - spytał. - Otwartość jest ważna - zgodziła się, ale nie zamierzała jeszcze zdradzać swoich uczuć, może nawet nigdy. Obawiała się odrzucenia, a nigdy nie lubiła godzić się z klęską. - Przygotujemy się do próby? - zerknął w kierunku sceny. - Jasne.
130
R S
Gabby w pośpiechu udała się do garderoby. Z natury otwarta i bezpośrednia, źle się czuła, ukrywając prawdę. Ale przecież nie zamierzała zakochać się w synu dawnej miłości swojej matki. Co za okropna sytuacja. Ona żyła i pracowała w Nowym Jorku, Kit zaś w Kalifornii. Nawet gdyby był w niej śmiertelnie zakochany, widoki na wspólną przyszłość nie przedstawiały się najlepiej.
131
Rozdział dziesiąty
R S
Podobnie jak większość artystów, Gabby zawsze czuła się o wiele pewniej dzień czy dwa przed występem, niż w samym dniu przedstawienia. W piątek była tak zdenerwowana, że jeszcze przed przebraniem się musiała wykonać kilka relaksujących ćwiczeń oddechowych. Już na Broadwayu nauczyła się to robić. Oddychała w papierową torebkę, kiedy garderobiana dopinała jej satynową sukienkę. Gabby dobrze wiedziała, że zdenerwowanie jest chwilowe. Kiedy znajdzie się w świetle reflektorów, wszystko wróci do normy. Chwila ta zbliżała się wielkimi krokami. Mieli występować po krótkim wprowadzającym monologu Lucille. Przez zainstalowane w garderobie monitory dobiegał ochrypły głos starszej pani. - Na pewno znacie dwa najsłynniejsze nazwiska w historii tańca mówiła Lucille. - Anita Brooks i Price Garfield. - O Boże, to już - wyszeptała Gabby, wyrywając się Marii. - Połamania nóg, panno Brooks - krzyknęła za nią garderobiana. - Będzie wam się wydawało, że ujrzeliście duchy z przeszłości ciągnęła Lucille. Gabby zgarnęła rozłożyste fałdy sukni i pobiegła w kierunku sceny, gdzie już czekał Kit ubrany w elegancki, doskonale skrojony smoking. Był bardzo spokojny. - Gotowa? - zapytał z uśmiechem. - Już czas - odpowiedziała, próbując wprowadzić się w marzycielski i romantyczny nastrój. - Jesteś cudowna. - Ty też. - A teraz taniec ,,Hipnotyzer" w wykonaniu Gabrielle Brooks i Kita Garfielda - usłyszeli głos Lucille.
132
R S
Gabby i Kit wkroczyli na scenę. Orkiestra zaczęła grać, kiedy spotkali się na parkiecie schodząc po schodach z dwóch przeciwnych stron. Stojąc w świetle reflektorów, przed tłumem nieznanych twarzy, Gabby poczuła, jak krew pulsuje jej w żyłach. Jeszcze zanim zaczęli tańczyć, wiedziała, że musi się udać. Właśnie na to czekała -uczucie triumfu, które ogarniało ją zawsze w czasie występu. Nagle gra stawała się rzeczywistością. Gabby tańczyła, wirowała, całkowicie skoncentrowana na partnerze i układzie tanecznym. Nigdy nie czuła tak mocno pełni życia. Na twarzy Kita odnajdywała odbicie własnych emocji. Czy była to tylko część gry, czy widoczne zainteresowanie partnerką było prawdziwe? Minuty mijały z prędkością światła i taniec zbliżał się ku końcowi. Kit przechylił ją do tyłu w prawdziwie hollywoodzkim stylu. Zarzuciła mu ręce na szyję i uniosła się do góry. Muzyka umilkła, kiedy spotkały się ich usta. Światła powoli przygasały. Rozległy się gorące oklaski. - Widzicie, miałam rację. - Lucille próbowała przekrzyczeć wszechogarniający hałas. Kiedy reflektory oświetliły starszą panią, tancerze niespostrzeżenie zniknęli ze sceny. Oklaski trwały nadal. Kit zatrzymał się przed wejściem na schodki prowadzące do garderoby i mocno uścisnął Gabby. - Było świetnie, prawda? Tak, jak przewidziałaś. - Po prostu mam nosa. Kiedy dotknął jej ust swoimi, przytuliła się do niego i mocno go pocałowała. Tak wiele chciała mu przekazać tym jednym krótkim pocałunkiem. Chyba jej się udało, bo gdy w końcu zrobiła krok do tyłu, oczy Kita były prawie nieprzytomne. - No, no - zamrugał i poprawił krawat. Zadowolona z efektu, Gabby uśmiechnęła się i potargała mu ręką włosy. - No tak, teraz znów będę musiał się czesać - poskarżył się żartobliwie.
133
R S
- Nie mogłam się powstrzymać. - Pochyliła się ku niemu i oparła o jego tors. - Taniec sprawia, że myślę o seksie. Zwłaszcza kiedy partnerem w tańcu jest pociągający Kit Garfield, pomyślała. - A czy to działa w drugą stronę? - zapytał z zainteresowaniem. - Co masz na myśli? - Czy seks sprawia, że myślisz o tańcu? Pogłaskał ją po obnażonych plecach. Poczuła, jak nagła fala gorąca oblewa ją od stóp do głów. Z trudem przełknęła ślinę. - Tak czy nie? - spytał ponownie, uśmiechając się prowokująco. - Może przeprowadzimy eksperyment i sprawdzimy? - drażniła się z nim. Kit sprawiał wrażenie, jakby ponownie zamierzał ją pocałować, ale w tym momencie na szczycie schodów pojawiła się garderobiana Gabby. - Panno Brooks, mamy mało czasu. - Już idę, Mario. Kit pocałował Gabby w koniuszek nosa i jednocześnie pośpieszyli zmienić kostiumy. Następny taniec wymagał zupełnie innej oprawy, a czas uciekał. W tej chwili na scenie występowały trzy dziewczyny, wykonujące stare przeboje grupy Andrews Sisters. Zaraz po nich przypadała kolej na ich duet. Maria wcisnęła Gabby w przepiękną złotą suknię z cekinami, po czym zajęła się jej włosami, przypiekając je lokówką. Gabby zerknęła w lusterko i poprawiła makijaż. Zastanawiała się, czy Kit potraktował serio to, co mówiła. Nie zamierzała być aż tak bezpośrednia, ale ważny występ zawsze działał na nią w podobny sposób - przestawała się kontrolować. Kiedy szła z powrotem na scenę, spódnica wokół jej nóg kołysała się prowokująco. Kostium był niemal dokładną kopią sukni z lat trzydziestych i Gabby czuła się w nim wręcz rewelacyjnie. - Spokojna? - Kit przyglądał się jej z podziwem.
134
R S
- Jak najbardziej. - Ujęła go pod rękę. Kit znów odczuł, jak bardzo do siebie pasują. Nie miał jednak czasu na dalsze zgłębianie tych refleksji, ponieważ śpiewające trio już opuszczało scenę, a Lucille zapowiadała numer taneczny nazwany ,,Zatańcz ze mną". Kit powoli sprowadził Gabby po schodach na parkiet. Smutna, tęskna melodia miała wyrażać odrzuconą miłość bohatera. Tańczyli najpierw ramię przy ramieniu, ale już w chwilę potem Gabby próbowała uciec. Zanim jednak weszła na schody, złapał ją za nadgarstek, okręcił w tanecznym pas i zamknął w swoich ramionach. Suknia owinęła się wokół ich nóg. Jeszcze kilka wspólnych kroków i ponownie próbowała uciec. Tym razem Kit wbiegł za nią na schody i tańcząc sprowadził na dół. Był to ryzykowny popis, ale on zawsze lubił wyzwania. Widownia zaczęła głośno klaskać, zanim taniec dobiegł końca. Kit zatrzymał się zaskoczony, niemalże zapominając o kolejnym kroku. Wyraz oczu Gabby uświadomił mu, że ona również nie oczekiwała takiej reakcji. Szybko jednak otrząsnął się z wrażenia i poprowadził partnerkę na środek parkietu, gdzie wykonali finałowego walca. Widownia ponownie zatrzęsła się od oklasków. Kit nie mógł pozostać obojętny. Zerknął znad ramienia Gabby i uśmiechnął się promiennie do dwóch kobiet siedzących w pierwszym rzędzie. Poczuł się wspaniale, zupełnie jakby tańczył w powietrzu. Końcowy układ wymagał, aby tańczyli oddzielnie po obu stronach sceny. Gabby oderwała się od partnera, rzucając mu pełne żalu spojrzenie. Kit odwrócił się i odszedł w przeciwną stronę. Schodząc ze sceny odczuwał autentyczny smutek. Zdawał sobie sprawę, że ten tydzień w ,,Cheek to Cheek" jest prawdopodobnie jedyną okazją do wspólnych występów z Gabby. Sam nie wiedział, czego będzie mu bardziej brakowało - tańca czy właśnie tej partnerki. Jednocześnie uświadomił sobie nie po raz pierwszy, jak bardzo ulotna jest sława. Poza tym nie był pewien, kogo tak naprawdę oklaskiwała publiczność - Kita i Gabby czy też wspomnienie Anity i Price'a.
135
R S
Kiedy występy się zakończyły, orkiestra grała nadal, aby publiczność również mogła zatańczyć. Gabby przebrała się w prywatną wieczorową sukienkę z tafty i wyszła na spotkanie Kita. - Ciągle uważasz, że odnieśliśmy sukces? - spytał. - Masz jakieś wątpliwości? - Dotknęła palcem jego warg. - Przecież przez cały czas się uśmiechasz. Gabby była przekonana, że pewien wpływ na interpretację ich tańców miało wzajemne zafascynowanie. Wzbogacało występ o autentyczną zmysłowość. Odczuła to wyraźnie podczas ostatniego numeru. W finale otoczyła nogą biodra partnera i popatrzyła mu głęboko w oczy. Przez moment była spłoszona, że Kit weźmie ją zaraz, na oczach zdumionej publiczności. Lecz teraz dotyk jego warg był raczej łagodny niż namiętny. - Zobaczymy, jak się miewa Lucille? - spytał. - Jasne. - Gabby starała się, by jej głos brzmiał beztrosko. Klub był przepełniony, ale gospodyni zarezerwowała kilka stolików dla swoich gości: Jayne, Risy, Yancy'ego, Neila, Harveya, Price'a, Anity i ich potomstwa. Lucille była ożywiona i wyglądała na bardzo szczęśliwą. - Uściskajmy naszych gwiazdorów! - krzyknęła, kiedy zobaczyła zbliżających się w jej kierunku tancerzy. Obecni przy stole wstali i zaczęli klaskać, inicjując kolejny głośny aplauz pozostałych gości. Gabby uściskała wszystkich po kolei, Kit zaś tylko zgromadzone panie. Z mężczyznami, nie wyłączając ojca, wymienił uścisk dłoni. Gabby nie wiedziała, jak powinna zachować się w stosunku do Price'a, więc pozwoliła jemu przejąć inicjatywę. Nadstawiła się do pocałunku, ale on nagle mocno ją objął. - Jesteś równie piękna i utalentowana, jak twoja matka - powiedział z uśmiechem. - Dziękuję. - Gabby starała się nie zesztywnieć, kiedy zobaczyła, z jakim wyrazem twarzy Anita patrzy na Price'a. - Dzieciaki, siadajcie na honorowych miejscach - zakomenderowała Lucille, zajmując krzesło obok Kita.
136
R S
- Zamawiajcie, na co macie ochotę. Drinki na koszt klubu. Gabby zamówiła kieliszek białego wina. Sącząc trunek mimowolnie zaczęła przysłuchiwać się entuzjastycznej rozmowie, w której brali udział wszyscy obecni, z wyjątkiem Jayne. Wspominano stare filmy. Jayne melancholijnie wpatrywała się w kieliszek. Zaniepokojona Gabby już miała zapytać ją o powód milczenia, gdy nagle uświadomiła sobie, że kogoś brakuje. - Gdzie jest Chester? - zapytała. - W domu - westchnęła Jayne. - Nie czuje się najlepiej. Ledwie może wyjść z łóżka. - O Boże! - Gabby zrozumiała, dlaczego Jayne jest taka przygnębiona. Kit pochylił się w stronę partnerki. - Skontaktowałem się z lekarzem Chestera i zamówiłem już taką ilość tego lekarstwa, która wystarczy na miesięczną kurację. Zobaczymy, czy pomoże. - Miejmy nadzieję, że Chester nie poczuje się urażony powiedziała Gabby. - Zamówiłem lekarstwo, ale płacę tylko częściowo. Resztę pokryje się z dochodów klubu. Chester nie musi znać szczegółów. Gabby uświadomiła sobie, że przecież ona także przyczyniła się do tych dochodów i myśl ta sprawiła jej wyraźną satysfakcję. Wraz z kolejnymi drinkami kelner przyniósł butelkę szampana i kieliszki na dużej tacy, którą postawił przed Price'em. - Wznieśmy toast za Kita i Gabby - powiedział Price, gdy kelner napełnił kieliszki. Starszy pan wstał. - Za godnych następców mojego syna i córkę Anity. - I cudownych tancerzy z własnym, niepowtarzalnym stylem szybko dodała Anita. - Jestem z ciebie dumny. - Price popatrzył ciepło na syna. Kit sztywno skinął głową. Gabby była pewna, że określenie ,,godnych następców" nie wprawiło go w najlepszy humor.
137
R S
- Niewielu artystów odważyłoby się przygotować występ w tak krótkim czasie, Kit - ciągnął Price. - A jeszcze mniej odniosłoby tak triumfalne zwycięstwo. Jesteś nie tylko inteligentny i zdolny. Jesteś także twardy, synu. - Szkoda, że nigdy wcześniej nie udało ci się tego zauważyć - rzucił sucho Kit. - Mogłeś, ale ci się nie chciało. Chociaż ta odpowiedź nie zaskoczyła Gabby, jednak czuła się równie niezręcznie jak reszta towarzystwa. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Lucille rzuciła Kitowi nieprzyjazne spojrzenie, po czym próbowała rozluźnić Price'a, który siedział blady jak kreda. - Co cię ugryzło? - wyszeptała Gabby. - Przecież był miły. - Niepotrzebna mi jego uprzejmość - odburknął Kit. - Ale on może potrzebować twojej. - Myślałem, że nadal uważasz go za starego, obleśnego kozła powiedział Kit zimno. - Ale to przecież twój ojciec. - Za późno. Na szczęście Price nie słyszał tej rozmowy. Właśnie Anita namawiała go na taniec. Kiedy weszli na parkiet, dały się słyszeć oklaski, ale w chwilę później zmieszali się z tłumem. Za moment Yancy poprosił do tańca Lucille. Przy stole pozostali Kit i Gabby wraz z resztą lokatorów starszej pani. - Dla mnie też jest za późno - stwierdził ponuro Harvey, wpatrując się w resztki szampana w kieliszku. - O czym ty mówisz? - spytał Neil. - Nic takiego. - Harvey strzepnął nerwowo niewidzialny pyłek ze starego smokinga. - Wychodzę. - Dokąd? - spytała Risa. - Odnaleźć swojego partnera.
138
R S
- Swojego partnera? - powtórzył Neil, kiedy Harvey odszedł już od stołu. - Rozstali się prawie dwadzieścia lat temu. Co mu nagle strzeliło do głowy? - Wcale nie nagle - powiedziała Jayne. - Ostatnio Harvey często o tym mówił. Jesteś tak zapatrzony w siebie, że po prostu nie zwróciłeś uwagi. - To nieprawda - odburknął urażony Neil. - Prawda. - Mam własne problemy - bronił się. - Wszystko będzie dobrze - wtrąciła Gabby. - Jestem pewna. Sukces klubu to tylko początek zmian na lepsze. - Słusznie - powiedziała Jayne dziwnym głosem. - Co się stało? - zaniepokoiła się Gabby widząc, że jej usta drżą niebezpiecznie. - Nic - odpowiedziała Jayne, po czym odepchnęła krzesło i wstała. - A ty znów dokąd idziesz? - westchnęła Risa. - Przyjęcie jeszcze się nie skończyło. - Poczekaj - Gabby złapała Jayne za rękę. - Źle się czujesz? Starsza pani potrząsnęła przecząco głową i wybuchnęła płaczem. - Jayne, proszę cię, usiądź - powiedział Kit łagodnie. Objął płaczącą kobietę i posadził na krześle. - Powiedz nam, co cię gnębi. - Nie chcę wam psuć tego wieczoru. - Niczego nie zepsujesz - zapewnił ją Kit, siadając obok. Jayne wytarła oczy i patrzyła, przenosząc spojrzenie z Gabby na Kita i z powrotem. - No cóż... dzisiaj okazało się, że nie dostałam tej roli, o której wam mówiłam. - Nie dali ci tej roli, do której szukali odtwórczyni w typie Jayne Hunter? - z niedowierzaniem zapytała Gabby. - Tak - skinęła głową Jayne. - Powiedzieli, że jestem za stara. Byłam tak przygnębiona, że nie chciałam tu dzisiaj przychodzić.
139
R S
- Co za świnie! - wy buchnęła Risa. - A czego ci idioci chcieli? Młodej Jayne Hunter? - spytał uprzejmie Neil. - Pewnie tak - wzruszyła ramionami Jayne. - Zapytam matkę, czy mogłaby załatwić ci zdjęcia próbne do nowego programu, który planują producenci ,,Sokolego gniazda" zaproponował Kit. - To świetny pomysł. - Gabby była przyjemnie zaskoczona troskliwością Kita. - Nie potrzebuję miłosierdzia - najeżyła się Jayne. - Przestań, przecież jesteśmy jak rodzina - westchnął Neil. - Ale mój agent dowiadywał się już o mydlane opery, o reklamy, pogadanki, teatr i telewizję - zaczęła wyliczać Jayne. - To beznadziejne. Boję się, że stracę też agenta. Ostatni raz pracowałam w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym drugim roku, reklamując jakiś stanik. - Nie poddawaj się - powiedziała Risa z przesadnym naciskiem, zupełnie jakby występowała w jakimś starym filmie. - Zawsze musisz mieć nadzieję. - Tylko nadzieja sprawia, że ten świat jakoś się dla nas kręci - dodał Neil. - A jeśli już jesteśmy przy kręceniu, co powiedziałabyś na kilka obrotów na parkiecie, śliczna Jayne? - Mrugnął do niej. - Czy mała wyprawa w krainę reflektorów nie poprawiłaby ci nieco nastroju? - Może. - Aktorka uśmiechnęła się niepewnie. Spojrzała na Kita i Gabby. - Dziękuję wam za wsparcie i przepraszam. Nie chciałam popsuć nastroju w ten wieczór. To ostatnia rzecz, jaką zamierzałam zrobić. - Niczego nie zepsułaś - zapewniła Gabby, choć wiadomość o klęsce Jayne wyraźnie ją przygnębiła. Miała też własne problemy. Dzisiejszy występ był niewątpliwym sukcesem, ale musiała się jakoś uporać ze swoimi uczuciami do Kita.
140
R S
Ponadto była nieprzyjemnie zaskoczona zachowaniem swojej matki. Nie dość, że przez cały wieczór Anita wdzięczyła się do Price'a, to jeszcze teraz afiszowała się z nim na parkiecie. Gabby dostrzegała ich w tłumie. Romantyczne głupstwa były zrozumiałe u młodej kobiety, ale Anita powinna zdawać sobie sprawę z pewnych ograniczeń związanych z wiekiem. Gabby pomyślała, że jej matka jest za stara na takie zachowanie. Pół godziny później Kit poprosił Gabby, żeby opuścili klub. Wiedział, że nie musi odwozić jej do Beverly Hills, gdyż zarówno Price, jak i Lucille dysponowali samochodami, ale liczył na to, że zechce dotrzymać mu towarzystwa. Poczuł ogromną satysfakcję, gdy się zgodziła. - Jesteś zmęczony? - spytała, kiedy pomagał założyć jej płaszcz. - Jestem zmęczony tą atmosferą. Potrzeba mi trochę spokoju. - Rozumiem. W tej chwili perspektywa paru spokojnych chwil wydaje się kusząca. Pomachali reszcie towarzystwa i poszli w kierunku drzwi. Po drodze Kit zwrócił uwagę na mężczyznę, który przyglądał się im bez najmniejszego skrępowania. Jego obdarty garnitur z lat czterdziestych dziwnie kontrastował z plastykowymi okularami i kucykiem z przerzedzonych włosów. Twarz wyglądała znajomo, ale Kit nie mógł ustalić, kim był obdartus. Wyszli z klubu i skierowali się w stronę samochodu. - Naprawdę poszło nam dziś świetnie - przyznał Kit, siedząc już za kierownicą. - Wiem. Powinniśmy być w euforii. - Gabby sprawiała wrażenie przygaszonej, a nawet przygnębionej. - Czy to nowina Jayne popsuła ci humor? - zapytał. - Niezupełnie. Chociaż zazwyczaj nie bardzo interesował się problemami innych, teraz chciał wiedzieć, co gnębi Gabby. - To co się stało? Czy chodzi ci o spięcie pomiędzy mną a ojcem? - Nie jestem w złym nastroju - potrząsnęła przecząco głową. - Po prostu zmęczona i trochę zamyślona.
141
R S
- Mimo wszystko uważam, że musiałem mu tak odpowiedzieć. - Jestem pewna, że głęboko zraniłeś jego uczucia. - Znów pokiwała głową. Kit zacisnął szczęki. Czuł się winny. Ostatnio dwukrotnie odrzucił wyciągniętą rękę ojca. Na swój niezręczny sposób Price próbował się z nim porozumieć. Tylko że rezygnacja z głęboko zakorzenionych schematów zachowań nie była najłatwiejsza dla obu mężczyzn. - Prawdopodobnie określenie ,,godny naśladowca" tak cię zirytowało. - Zdawała się zgadywać jego myśli. - Łatwo to było zauważyć, co? - Jesteś strasznie urażony. Czy naprawdę Price traktował cię oschle, kiedy byłeś dzieckiem? - Zawsze tak mi się wydawało - przyznał Kit. - Ale są też inne powody mojego zachowania. Rodzice bardzo się kłócili w ciągu ostatniego roku małżeństwa i miało to na mnie duży wpływ. I nie przesadzam mówiąc, że bardzo rzadko widywałem ojca po rozwodzie. Nigdy nie zachęcał mnie, żebym się uczył tańca czy choreografii. Właściwie do niczego mnie nie zachęcał. - Jak gdyby bał się wtrącać w moje życie, pomyślał Kit. - Wiem, co to znaczy mieć wiecznie nieobecnego ojca. - Mówiłaś kiedyś. Ale zauważyłem, że jesteś gotowa polubić mojego, jeśli będziesz miała okazję. - Było mi go żal. - Masz miękkie serce - uśmiechnął się Kit. Przyjrzał się jej uważnie. - Oczywiście masz również piękne nogi, wspaniałą figurę i śliczną buzię. - Ale brak mi rozumu - roześmiała się. - Daj spokój, właśnie zamierzałem wymienić twoją niesamowitą inteligencję. - Ja też mam dla ciebie komplement. - Tylko jeden. - Za to bardzo ważny. - Zwróciła się w jego stronę, kładąc smukłe ramię na oparciu fotela.
142
R S
- Odkąd cię poznałam, wyczuwałam w tobie pewien rodzaj rywalizacji z ojcem. - Nie jesteśmy rywalami - przerwał natychmiast Kit, zastanawiając się, jak, u diabła, mogło to być komplementem. - Nawet zajmujemy się czymś innym... zazwyczaj. - Tylko dlatego, że tak postanowiłeś. Przecież to jasne, że jesteś urodzonym tancerzem. - Można wykorzystywać talent w różny sposób. - Kit rozluźnił się nieco. - Przestań się bronić - przerwała Gabby. - Co w tym złego, że jesteś tancerzem? A jeśli masz obawy, że ojciec cię przewyższa, dobrze się nad tym zastanów, czy są uzasadnione. Macie odrobinę podobny styl tańca, ale w jego choreografii nie ma tyle erotyzmu, co w twojej. - Jeteś zupełnie pewna, że nie jest to tylko twoja osobista interpretacja? - Kit nie mógł powstrzymać uśmiechu. - Dlatego, że mam na ciebie ochotę? - roześmiała się radośnie. - Nie, myślę, że to coś więcej. Zauważył, że nie wycofała się ze spontanicznego stwierdzenia. Naprawdę go pragnęła. Nie miał najmniejszych wątpliwości. Zresztą jej pocałunek dzisiejszego wieczoru był wystarczającym dowodem. Gdyby tylko mógł przewidzieć, co się stanie, jeżeli spędzą tę noc razem. Czy wyzna jej swoje uczucia? Jak ona to przyjmie? - Oj, czy nie jedziemy do Beverly Hills? - krzyknęła Gabby, wyglądając przez okno. Kit zerknął na znaki drogowe i zobaczył, że jadą w kierunku autostrady prowadzącej nad ocean. Automatycznie skręcił w stronę domu. - Przepraszam. Nie zrobiłem tego specjalnie, naprawdę - zapewniał ją. - Ale jeśli jedziemy już w tym kierunku, może wpadniesz do mnie na drinka? - Już piłam - powiedziała.
143
R S
- Ale niewiele. Przypadkiem mam butelkę szampana. Czeka na nas w lodówce. - Mhm... jeśli tak... Kit uśmiechnął się. Wypiją razem szampana, może coś przygotują do zjedzenia, a potem... kto wie. Kit niczego nie zakładał, będzie się po prostu cieszyć jej obecnością. Przybyli do zatoki Malibu kilka minut po północy. Natychmiast po opuszczeniu samochodu zaczęli wspominać wieczorny występ. Wkrótce Gabby odzyskała swój żywiołowy entuzjazm, który rozbrajał Kita. - Byli nami zachwyceni, prawda? - mówiła z ożywieniem, kiedy otwierał drzwi. - A widziałeś, jak niektóre z tych kobiet patrzyły na ciebie? Kit roześmiał się i zapaliwszy światło, wpuścił Gabby do środka. - Jeśli chodzi ci o te dwie siwowłose panie w pierwszym rzędzie, to trochę nad nimi popracowałem. Nawiązałem kontakt wzrokowy i uśmiechnąłem się do nich. - Ty spryciarzu! - Sama postępowała podobnie. - Co na to poradzę? Jestem niepoprawnym flirciarzem. - Czyżby? - Odwróciła się do niego z uśmiechem. Kit rzucił jej zagadkowe spojrzenie. Zdjął smoking i poprowadził ją do kuchni, po czym wyciągnął butelkę szampana z lodówki. Gabby usadowiła się wygodnie. - Musiałeś mieć mnóstwo wielbicielek - powiedziała. - To cud, że nie jesteś żonaty. - Po rozwodzie rodziców zrobiłem się ostrożny. - Włączył radio. - Potrafię zrozumieć, jaki to mogło mieć na ciebie wpływ. Moja babcia rozwiodła się w latach dwudziestych, kiedy nie było to jeszcze tak powszechne. Mama zawsze mówiła, że zdarzenie to wywarło ogromny wpływ na jej stosunek do małżeństwa. Kit otworzył szampana. Gabby obserwowała, jak nalewa złocisty płyn do kieliszków. Wręczył jej musujący trunek. - Za nas - powiedział, podnosząc rękę. - Za nas - powtórzyła.
144
R S
- Za najlepszy duet w kraju! - A co z południową półkulą? - uśmiechnął się, błyskając białymi zębami. - Argentyńczycy mogliby się czegoś od nas nauczyć. Myślę o tangu. O gorącym, namiętnym tangu, pomyślała Gabby, jednym haustem wychylając zawartość całego kieliszka. Bąbelki przyjemnie łaskotały podniebienie. Czuła, jak płoną jej policzki. Bliskość Kita także ją rozgrzewała. Szampan o północy z tym mężczyzną był wydarzeniem tak ekscytującym, jak tego oczekiwała. Zdecydowanie wątpiła, czy wróci niedługo do domu. Przeszła do jadalni i zatrzymała się przed drzwiami, prowadzącymi na pomost. Księżyc rzucał na plażę zimne światło, fale oceanu przesuwały się w nieustającym ruchu. Chciała, aby ta chwila trwała wiecznie. Kit podszedł z butelką szampana i zatrzymał się tuż za nią, tak blisko, że niemal czuła ciepło jego ciała. - Pozwól - powiedział, napełniając jej kieliszek. Gabby wiedziała, że myślał jeszcze o innym przyzwoleniu. - Dziękuję - wyszeptała, patrząc na jego odbicie w szkle. Spojrzeli na siebie. Kit dotknął butelką ramienia dziewczyny. - Masz ochotę na ser? - zapytał, delikatnie przesuwając butelkę po rozgrzanej skórze. - Albo na chrupki otrębowe? - Jakie chrupki? - zachichotała. - Otrębowe. To taka zdrowo niezdrowa kalifornijska żywność. Oboje parsknęli śmiechem. Gabby uwielbiała, kiedy w jego oczach zapalały się wesołe iskierki. Kit otworzył drzwi na pomost i do pomieszczenia wdarł się zapach oceanu. Z radia sączyła się pogodna, nastrojowa muzyka. - Widziałaś ,,Dirty Dancing"? - zapytał nagle. - Aha. Chciałbyś zagrać w czymś takim? - Nigdy nie chciałem być gwiazdą filmową. - Nawet w marzeniach?
145
R S
- Tak, ale wtedy byłem znacznie młodszy - przyznał niechętnie i natychmiast tego pożałował. Zaniósł butelkę i kieliszki do kuchni, po czym wracając zdjął krawat i rozluźnił zapięcie koszuli. Nastawił głośniej muzykę i podszedł do Gabby. - Jeśli chcesz - mruczał biorąc ją w ramiona - możesz udawać, że grasz w filmie. Tańczyli na gołej podłodze, podobnie jak w czasie prób. Kit jedną ręką dotykał pleców Gabby, drugą zaś głaskał dziewczynę po ramieniu. Biodrami wyznaczał rytm, przyciskając ją mocno do siebie. Zmysłowe ruchy partnera wprawiały ją w niepohamowane podniecenie. Spojrzenie Kita było niemal hipnotyczne. Jak zawsze podczas tańca, Gabby czuła, że znajduje się w innym świecie - tym razem wypełnionym narastającą erotyką i marzeniami o spełnieniu. Kit ocierał się torsem o jej piersi. Dziewczyna oddychała coraz szybciej, palące pożądanie niemal pozbawiało ją tchu. Opierając się na ramieniu Kita, przymknęła oczy. Oddała się bez reszty zmysłowym doznaniom, związanym z tym niesamowitym tańcem, bliskością Kita i swoimi pragnieniami. Przyciągnął ją bliżej i jego kolano znalazło się pomiędzy jej udami. Gabby zarzuciła mu ręce na szyję, rozchylając usta w oczekiwaniu pocałunku. Kit nie odrywał od niej oczarowanego spojrzenia. - Wyglądasz cudownie - szeptał. - Muszę cię pocałować. - Czemu nie? Ich usta połączyły się. Pocałunek stał się dodatkowym elementem namiętnego tańca. Gabby poddała się leniwemu dotykowi dłoni Kita, która sunęła wzdłuż jej uda. Ciepłe pałce dotykały rozgrzanej skóry poprzez cienki nylon rajstop. Przywarła ciasno do partnera. Głaszcząc ją po pośladkach, Kit kołysał się rytmicznie. Wyczuwała przejmująco twardy dowód jego pożądania i wzrastające napięcie między swoimi udami. Objęła go w talii, podobnie jak w ,,Tangu Ole" jedną nogą otaczając jego biodra.
146
R S
Kit przerwał pocałunek. - Gabby, zwariuję. Tak bardzo cię pragnę - powiedział urywanym głosem. Dziewczyna odrzuciła wszelkie myśli o tym, co będzie później. - Możesz mnie mieć - wyszeptała. Wciąż poruszając się w rytm muzyki, rozpięła koszulę Kita i odrzuciła daleko na podłogę. Przymknął oczy, gdy jej ręka w czułej pieszczocie wędrowała po jego klatce piersiowej, delikatnie dotykając gęstych i sztywnych włosów. Jęknął i zaczął przesuwać Gabby w kierunku sofy. Ciągle muskając i całując piersi, rozpinał wieczorową sukienkę. Tafta zsunęła się na ziemię z cichym szelestem, odsłaniając przed zachwyconym spojrzeniem Kita nagie ciało Gabby. - Cudowne - wyszeptał, nadal gładząc ją delikatnie. Przeszyło ją przejmujące pożądanie. Westchnęła głęboko, kiedy układał ją na sofie, odrzucając poduszki. Zdjął jej sandały i zsunął bieliznę. Objęła go i zaczęła przyciągać do siebie. - Jeszcze nie - mruknęła, hamując jego niecierpliwość. - Za bardzo się śpieszę? - zapytał niespokojnie. - Ciągle jeszcze jesteś ubrany. To nie fair. - Więc zdejmij ze mnie, co chcesz. Pośpiesznie pozbawiała go kolejnych części ubrania. Kiedy je zdejmowała, ręce Kita nieustannie poznawały jej ciało, aż w swej wędrówce dotarły do miejsca, gdzie kumulowały się jej pragnienia. Zadrżała gwałtownie i przestała ostatecznie kontrolować swoje zachowanie. Bezwstydnie przycisnęła jego palce. Dygotała z podniecenia. - Gabby, jesteś taka namiętna. - Nie zatrzymuj się... Uczynił to jednak właśnie wtedy, kiedy napięcie zaczęło sięgać zenitu. Tłumiąc jej okrzyk ustami, wsunął się na nią i ich ciała połączyły się. Poruszali się rytmicznie, zgodnie podążając ku spełnieniu. Świat Gabby zawirował gwałtownie, chwyciła Kita
147
R S
kurczowo za ramiona i drżąc wygięła się do tyłu. Napięcie wciąż w nich potężniało, aż wreszcie eksplodowało niesłychaną rozkoszą. Wciąż powtarzała jego imię, a on jęczał cicho. Zadrżał jeszcze i powoli osunął się na nią. Leżeli przytuleni do siebie, z oddali dobiegały ciche dźwięki romantycznej ballady. Po chwili Kit dźwignął się i odsunął, układając Gabby nieco wygodniej. Sofa była za mała, jego nogi leżały na oparciu, ale nie zamierzał wstawać. Przytulił mocno dziewczynę i delikatnie gładził po włosach. - Wiedziałem, że będzie świetnie. - Doskonali partnerzy - zgodziła się. - To coś więcej. To głębsze. - Cicho. - Gabby pocałowała Kita, pragnąc powstrzymać dalsze słowa. Nie chciała, żeby mówił. Gdyby zaczął, musiałaby wyznać, że go kocha i martwić się, czy on również darzy ją uczuciem. I co by to dało, skoro i tak rozstaną się zaraz po tym, jak zakończą się występy w klubie. Ale przynajmniej mieli dzisiejszą noc, powiedziała sobie Gabby, zdecydowana zatrzymać tę odrobinę szczęścia, jakie jej było dane.
148
Rozdział jedenasty
R S
Dzwonek dźwięczał przeraźliwie, wyrywając Gabby z głębokiego snu. Zamrugała i uniosła głowę, aby popatrzeć na budzik. Była ósma rano. - Spodziewasz się gości? - zapytała Kita, który leżał obok niej. Poprzedniej nocy przenieśli się z sofy do ogromnego łóżka w jego sypialni gdzie kochali się ponownie. Zamruczał coś niewyraźnie i wyciągnął rękę w jej kierunku, chcąc ją przygarnąć do siebie. Dzwonek zadźwięczał ponownie. - Kit? - Gabby potrząsnęła nim łagodnie. - Hm? - Pocałował jej odsłonięte ramię. Jesteś taka słodka. - Ale ktoś czeka przed drzwiami. Ponownie nim potrząsnęła. Chyba powinieneś sprawdzić, kto to jest. - Przed drzwiami? - W końcu zaczęło docierać do niego, co się dzieje. Zerknął na zegarek. - Do diabła, kto to może być? - Wstał i wciągnął na siebie spodenki. - Zaraz wracam. Kiedy po dziesięciu minutach jeszcze go nie było, Gabby też wstała z łóżka. Ponieważ jej ubranie zostało w pokoju gościnnym, przeszukała szafę i wyciągnęła aksamitny, niebieski szlafrok. Szybko uczesała się w łazience, po czym przeszła do drugiej części domu. Wchodząc do pokoju gościnnego, usłyszała obcy, męski głos. W kuchni, odwróceni do niej tyłem, rozmawiali ze sobą Kit i młody mężczyzna, z długimi związanymi w kucyk włosami. - Moi wspólnicy są już zdecydowani - mówił mężczyzna. Możemy zaczynać. - A teraz trwa kompletowanie obsady, tak? Obsady? To słowo natychmiast przyciągnęło uwagę Gabby. Jednocześnie zastanawiała się gorączkowo, jak ukryć stosik ubrań, porozrzucanych wokół sofy. Na szczęście znajdował się on poza polem widzenia młodego człowieka. Podeszła i pośpiesznie schowała ubranie pod stos
149
R S
poduszek. Następnie przysunęła się bliżej, aby lepiej przyjrzeć się rozmówcy Kita. Ruch w pokoju przyciągnął jego uwagę. - Czy to nie Gabrielle Brooks Lacroix? - spytał odwracając się w jej stronę. Czyżby ją znał? Zastanawiała się, co też ten facet myśli, widząc ją w męskim szlafroku, w domu Kita. Szybko jednak uznała, że znajduje się w liberalnej Kaliforni, gdzie nikt nie zwraca uwagi na takie sprawy. - Świetnie się składa. - Nieznajomy przyglądał się jej uważnie. - Będę miał okazję porozmawiać również z Gabrielle - Podszedł bliżej, aby uścisnąć jej dłoń. - Cześć, jestem Lukę Sheffield. Widziałem wasz występ ubiegłej nocy. Naprawdę byliście niesamowicie dobrzy. - Cieszę się, że ci się podobało. - Czy masz jakieś doświadczenie aktorskie? - Zaskoczył ją tym pytaniem. Gabby rzuciła Kitowi pytające spojrzenie, ale wyraz jego twarzy pozostawał nie zmieniony. - Trochę, z Broadwayu. - Świetnie. Założę się, że brałaś też lekcje śpiewu. - Potrafię zaśpiewać. - Skinęła głową. - Ale dlaczego zadajesz mi te wszystkie pytania? O co ci właściwie chodzi? - Cenię sobie bezpośredniość - roześmiał się Lukę i spojrzał na Kita. - Jak już wspominałem twojemu partnerowi, jestem niezależnym producentem i robię film o duecie tanecznym z lat trzydziestych. Kiedy zobaczyłem was wczoraj, uznałem, że świetnie się do tego nadajecie. Jesteście wprawdzie trochę starsi niż bohaterowie, których sobie wyobrażałem, ale myślę, że nie ma to większego znaczenia. Wzmianka o wieku, wygłoszona w innych okolicznościach przez kogoś tak młodego, na pewno zirytowałaby Gabby. Teraz nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi, koncentrując się na przedstawionej propozycji.
150
R S
- Jesteś producentem filmowym? - powtórzyła za nim. - Chcesz, żebyśmy zagrali... główne role? O ile dobrze zrozumiałam? - Zagrali, zatańczyli, zaśpiewali. Gabby czuła, że już teraz mogłaby tańczyć i śpiewać z radości. - To cudowne! - krzyknęła i schwyciła Kita za rękę. - Prawda, Kit? - Pochlebia mi to - powiedział z uśmiechem, choć nie wyglądał na specjalnie poruszonego. - Po przeczytaniu scenariusza, na pewno nie będziecie chcieli zrezygnować - zapewniał ich Luke. - Z pewnością - uprzejmie zgodziła się Gabby. Wiedziała już, jaka będzie jej odpowiedź, jeśli scenariusz nie okaże się całkiem beznadziejny. Właśnie ten film mógł być tym szczęśliwym wydarzeniem, o jakim prawie nie ośmielała się marzyć, przyjeżdżając do Los Angeles. - Będziemy musieli podpisać kontrakt i obgadać kwestie finansowe. - Luke poprawił okulary. - Moi ludzie skontaktują się z waszymi agentami. - Otworzył skórzaną walizeczkę. - Mam tu gdzieś dwa egzemplarze scenariusza. Gabby zorientowała się nagle, że przez cały czas rozmawiają stojąc. Na pewno Kit nie będzie miał nic przeciwko temu, że spróbuje być gościnna. - Dlaczego nie usiądziesz przy stole, Lukę? Będzie ci wygodniej. - Chciała usłyszeć wszystkie szczegóły związane z propozycją. - Może masz ochotę na kawę? - Dziękuję, ale muszę już iść. - Producent wręczył im dwie grube teczki, po czym sięgnął do kieszeni i podał wizytówkę. - Zadzwońcie do innie, kiedy to już przejrzycie. - Oczywiście - obiecała Gabby. - Miło było was poznać. - Wymienili uściski dłoni. - Mam nadzieję, że dobrze ułoży się nam współpraca. Ten film naprawdę będzie świetny.
151
R S
- Miło było ciebie poznać - powiedział Kit, odprowadzając gościa do wyjścia. - Przepraszam, że was obudziłem - tłumaczył się Luke. - Za parę godzin mam samolot i chciałem skontaktować się z wami jak najszybciej. - W porządku - powiedział Kit. - Przyjemnej wycieczki. Kiedy wrócił do kuchni, zastał Gabby pochyloną nad scenariuszem. - Film nazywa się ,,Tango" - powiedziała. - Czy nie uważasz, że to odpowiedni tytuł? - Niezły, jak na film taneczny. - Objął ją i poprowadził do stołu. - Napijesz się kawy? - Chętnie. - Uśmiechnęła się. - I trochę soku pomarańczowego. - A może masz ochotę na tosty? Jajecznicę? Na mnie? - Wyjął scenariusz z jej dłoni i położył na stole. - Jak na razie nie dostałem jeszcze porannego całusa - dopominał się żartobliwie. Natychmiast go pocałowała, ale poczuła się niezręcznie, gdy zaczął gładzić jej piersi. Pochłonięta była w tej chwili rozważaniem niespodziewanej propozycji i nie potrafiła nagle zmienić nastroju na bardziej romantyczny, taki, jak minionej nocy, kiedy kochali się zachłannie, gasząc głód serca i ciała. Wczoraj pragnęła tego zbliżenia, chociaż dobrze wiedziała, że nie uniknie ogromnych cierpień, kiedy nastąpi rozstanie. Nie chciała mieć złamanego serca, a nowa praca pozwoli im nadal być razem. Pocałunek Kita nie pozostał bez wrażenia; mimo jej wewnętrznych oporów, sprawiał przyjemność. Jednak poczuła ulgę, kiedy oderwał usta i podniósł głowę, żeby na nią popatrzeć. - Wyglądasz równie ślicznie, jak wczorajszej nocy. - Dziękuję - powiedziała, cofając się. Postanowiła natychmiast podjąć rozmowę na temat, który najbardziej ją interesował w tej chwili.
152
R S
- Czy to nie cudowne, że zaproponowano nam te role? Nie jesteś podniecony? Pomyślała, że on również zdawał sobie sprawę z tego, że kręcenie filmu pozwoli im dłużej być razem. Gdyby zapoczątkowało to inne propozycje, może zostałaby w Kalifornii na stałe. Bliżej Kita. - Nie jestem specjalnie poruszony. - Odwrócił się, żeby wyłączyć ekspres do kawy. - Czy Luke Sheffield ma złą reputację? - zaniepokoiła się. - Nie, on jest w porządku. - Kit wzruszył ramionami. - Ale to nie ma znaczenia. Nie jestem tym zainteresowany. - Nie jesteś zainteresowany? - Nie wierzyła własnym uszom. - Przecież to wielka szansa dla nas! - Może tak, a może nie. Jeden film nie zapewnia automatycznie kariery w Hollywood. Nie chciałbym urazić twoich uczuć, ale twój entuzjazm wydaje mi się naiwny. - Nie jestem naiwna - odpowiedziała wrogo. - Pracowałam na Broadwayu. - Gra w filmie może się zacząć i skończyć na jednej roli. - I tak jest czymś więcej, niż kiedykolwiek mi zaoferowano. Poza tym, jeśli chce się coś osiągnąć, trzeba ryzykować. - Pomyślała, że oboje mieli okazję coś osiągnąć. - Czemu, do Ucha, nie chcesz spróbować? - Ponieważ nie jestem aktorem ani piosenkarzem. I mimo naszego udanego występu nie jestem już zawodowym tancerzem. - Mógłbyś być, gdybyś miał odwagę przyznać, że właśnie taniec interesuje cię najbardziej - przekonywała go Gabby. - Nigdy nie zgodziłbyś się tańczyć i nie poświęciłbyś na to tak wiele czasu, gdyby cię to nie pochłaniało. - Chcąc przekonać go, jak nieistotne są pozostałe argumenty, dodała. -Twój ojciec też nie był wybitnym aktorem ani piosenkarzem, ale nadrabiał to wszystko tańcem. - Mój ojciec? - Kit zesztywniał. Każda uwaga na temat Price'a wywoływała podobną reakcję.
153
R S
- Moja praca to zarządzanie Korporacją Garfielda -oznajmił chłodno. Gabby miała ochotę wyrywać sobie włosy z głowy z powodu tej nieostrożnej wzmianki. Kierując się swoiście pojmowaną rywalizacją z ojcem, Kit zamierzał zaprzepaścić wielką szansę w swojej karierze, nie wspominając już, że tym samym odbierał ją Gabby. Co gorsza, wyeliminował możliwość wspólnej pracy w przyszłości. Z pewnością zdawał sobie sprawę, że gdy występy w klubie się zakończą, ona powróci do Nowego Jorku. Nie rozumiała go, nie wierzyła, że wszystko rozgrywa się naprawdę. Czuła się tak, jak gdyby przeżywała jakiś senny koszmar. Nie chcąc tak łatwo rezygnować, postanowiła spróbować jeszcze raz. - Kiedy weszłam rano do tego pokoju, wydawałeś się bardzo zainteresowany rozmową. - Zadawałem mnóstwo pytań, ponieważ rozważam możliwość rozszerzenia działalności korporacji poprzez włączenie wytwórni filmowej. - A czy zagranie w filmie nie byłoby dla ciebie ciekawym doświadczeniem z punktu widzenia właściciela wytwórni? - spytała, próbując wykorzystać wszystkie możliwe argumenty. - Nie sądzę, żeby to wnosiło coś nowego. - Wręczył jej kubek z kawą i podszedł do lodówki. - Chcesz świeży sok, czy może być z kartonu? - Nie chcę żadnego. Zmieniłam zdanie. - W tej chwili nie miała najmniejszej ochoty, aby siedzieć tu i pić kawę. Ponuro wpatrywała się w kubek. - Czy nigdy nie rozważałeś możliwości zagrania w filmie? - Nie - potrząsnął przecząco głową. - Czy nie uważasz, że gdybym chciał spróbować szczęścia przed kamerą, już dawno bym to zrobił? Wiesz, że moja matka ma odpowiednie znajomości. - Twój ojciec także, i może w tym tkwi problem. Wczoraj opowiadałeś, że kiedy byłeś młodszy, chciałeś zostać gwiazdą.
154
R S
Podejrzewam, że nie mógłbyś znieść porównywania z Price'em, dlatego występując posługiwałeś się pseudonimem. I postanowiłeś odnieść sukces w dziedzinie, która jego zupełnie nie obchodziła. - Posłuchaj - wycedził Kit. - Jeśli chcesz wziąć tę rolę, zrób to. - Luke nie potrzebuje mnie samej. Chce nas w duecie. - Nie powiedział tego. Możesz tańczyć z innym partnerem. - Nigdy nie znajdę kogoś, kto będzie równie dobry, jak ty. - Gabby czuła się głęboko zraniona. - Och, przestań. - Próbował otoczyć ją ramieniem, ale wysunęła się z jego objęć. - Jesteś spięta, prawda? - Spięta to bardzo delikatnie powiedziane. Moim zdaniem jesteś samolubny i uparty. - Ponieważ nie chcę zrobić tego, na co ty masz ochotę? - Patrzył na nią niechętnym wzrokiem. - Bo okłamujesz samego siebie. Rezygnujesz z rzadkiej szansy i mnie też zmuszasz do rezygnacji. - Co się dzieje? - Teraz był naprawdę zły. - Spędziliśmy cudowną noc, a ty skaczesz mi do oczu. - Skaczę do oczu? To naturalna reakcja na twój brak rozsądku. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co się działo. Ktoś, kto tańczył tak jak on, musiał to kochać. Jego wyjaśnienia nie miały sensu. - Co dla ciebie jest ważne? - ciągnął Kit. - Jak możesz lekceważyć to, co do siebie czujemy? Gabby pomyślała, że Kit może chce wyznać jej uczucia i zmiękła na moment. Szybko jednak uznała, że chodzi mu tylko o to, aby zrezygnowała z filmu, życia w Nowym Jorku i została w Los Angeles wyłącznie dla niego. Kiepski pomysł. - Niczego sobie nie obiecywaliśmy - powiedziała zimno. - Jesteś cholernie egocentryczna, Gabby. - Ja jestem egocentryczna? - Wstała i sięgnęła po scenariusz. - Wychodzę. - Poczekaj. - Zagrodził jej drogę.
155
R S
- Masz zbyt mało czasu, żeby wracać do Lucille. - Mam mnóstwo czasu. - Przycisnęła scenariusz do piersi. - Jest dziewiąta trzydzieści. Występ zaczyna się po ósmej wieczorem. - Ale po południu powinniśmy zrobić próbę. Wczoraj parę razy wypadliśmy z rytmu. - Nikt nie zauważył. A poza tym, jakie to ma dla ciebie znaczenie? Przecież nie jesteś zawodowym tancerzem. - Ominęła go i zatrzymała się przy sofie, podnosząc swoje ubranie. - Nie będzie żadnej próby. Nie zamierzam zwariować przez twój perfekcjonizm. - Albo też egoizm, pomyślała. Poszła w kierunku łazienki dla gości. - Sam sobie poćwicz! - Gabby! Trzasnęła drzwiami i odetchnęła głęboko. Rozwiesiła sukienkę, po czym weszła pod prysznic, starając się odprężyć. Na zewnątrz świeciło łagodne, poranne słońce. Nie udzieliła się jej jednak atmosfera poranka. Musiała złapać taksówkę i wracać do Beverly Hills. Nie chciała dzwonić do Lucille i wyjaśniać, że noc spędziła poza domem. Nie czuła się przygotowana do kolejnej konfrontacji, próbowała o tym nie myśleć. Starała się skupić tylko na swoich czynnościach, kąpieli i ubieraniu się. Kit także wziął prysznic i ubrał się. Nadal czuł się sfrustrowany i zły, ale obiecał sobie, że będzie spokojny. Gabby zachowywała się wystarczająco nierozsądnie. Wbiła sobie do głowy, że musi zagrać w tym cholernym filmie i gotowa była wszystko dla tego poświęcić, włączając w to nawet ich związek. Cienie Anity Brooks i Price'a Garfielda wciąż snuły się za nimi. Czy ciążyła na nich jakaś klątwa, przechodząca z pokolenia na pokolenie? Kit uświadomił sobie, że popełnił błąd angażując się w związek z córką Anity. Może była tylko ambitną kobietą, której nic nie powstrzyma od wspięcia się na szczyt? A może nawet liczyła na to, że z jego pomocą uda się jej nawiązać jakieś znaczące kontakty, a
156
R S
teraz była rozczarowana? Ta myśl przeraziła go. Zastanawiał się, czy wczorajsza noc nie była czasem środkiem prowadzącym do celu. Dźwięk otwieranych drzwi przyciągnął jego uwagę. Poszedł w tamtym kierunku i ujrzał Gabby, rozglądającą się po pokoju. - Masz książkę telefoniczną? - Do czego ci potrzebna? - Chcę zadzwonić po taksówkę. Spojrzał na jej twarz i natychmiast zawstydził się swoich podejrzeń. Intuicja nigdy go nie zawodziła, z pewnością już by dostrzegł, gdyby była wyrachowaną spryciarą. Miała dobre serce - starała się być miła dla Lucille i jej lokatorów, ponadto głęboko martwiła się o ich przyszłość. Co więc się z nim działo, że doszedł do tak idiotycznych wniosków? - Nie potrzebujesz tego robić - burknął. - Odwiozę cię do Beverly Hills. - To znaczy, że nie zamierzasz mnie tu więzić i zmuszać do prób? - Położyła ręce na biodrach. - Jeśli się tak bardzo upierasz, nie zrobimy tej próby. - Kiedy pracuje się z partnerem, nie zawsze ma się to, czego się chce. Domyślił się, że nawiązuje do tego nieszczęsnego filmu. Boże, jak irytująca potrafi być ta kobieta! - Gotowa? - Kit postanowił nie prowokować dalszej dyskusji na ten temat. - Jesteś pewien, że nie wolałbyś, abym wezwała taksówkę? Najwyraźniej nie zamierzała spędzić z nim więcej czasu, niż to było konieczne. - To kosztuje fortunę, a poza tym nie wiadomo, jak długo może potrwać oczekiwanie. Lepiej ja cię zabiorę. - Powinnam domyślić się, że masz swoje własne powody, aby mi to proponować - burknęła. Wyszli po kilku minutach. Cicha i zamyślona Gabby przesunęła się bliżej okna, aby jak najbardziej zwiększyć dystans pomiędzy nimi. Kit miał tylko nadzieję, że jej nastrój zdoła poprawić się do wieczora.
157
R S
Zadowolona, że zdołała uniknąć spotkania z Lucille, Gabby pośpiesznie wśliznęła się do domu. Kiedy jednak weszła do apartamentu, ujrzała Anitę siedzącą na krześle i przeglądającą jakieś magazyny. - Gdzie byłaś, na litość boską? - Anita zerknęła na Gabby znad okularów. Czyżby matka na nią czekała? Anita była liberalna, ale dziewczyna nie chciała opowiadać o tym, co łączy ją z Kitem, zwłaszcza że sama tak negatywnie odnosiła się do związku matki z Price'em. - Świętowałam! - Nie było to przecież takie całkowite kłamstwo. - Czy występ nie zasługiwał na to? - Był doskonały - zgodziła się Anita. - Świętowałaś przez całą noc? Gabby zmusiła się, aby ziewnąć. Zresztą naprawdę była zmęczona. - Nie masz pojęcia, jak wiele całodobowych lokali znajduje się w Los Angeles. - Ale picie trunków do samego rana nie służy zdrowiu. Dziś wieczorem też będziesz tańczyła. - Nie piliśmy dużo. A zresztą już idę do łóżka. -Położyła scenariusz na stole. - Co to jest? - zapytała Anita. - Scenariusz filmu pod tytułem ,,Tango". Pewien producent zaproponował nam główne role. -Gabby znów poczuła gwałtowną niechęć do Kita. - W filmie? Główne role? - Anita wstała i uścisnęła córkę. - To cudowne! Na to przecież liczyłyśmy! Wiedziałam, że coś się zdarzy, kiedy przyjedziesz do Kalifornii. Ale zaraz, ty się nawet nie uśmiechasz! - Kit nie jest tym zainteresowany. - Dlaczego? - Głos starszej pani brzmiał niedowierzająco. - Nie chce grać ani śpiewać, a występy w klubie traktuje jako chwilową rozrywkę. - Na litość boską, czy on chce zmarnować swój talent? Nawet jego ojciec twierdzi, że jest fantastyczny.
158
R S
- Wiem, ale Kita nie obchodzi, co kto myśli, a zwłaszcza jego ojciec. - To było oczywiste ubiegłej nocy - skinęła głową Anita. - Wszyscy widzieli, jak Price próbował zbliżyć się do syna, ale Kit nie chciał. Ma zbyt wiele uprzedzeń. - A ponadto jest arogancki i zły - zgodziła się Gabby. - Nawet nie chciał przeczytać scenariusza. Byłam taka zła, że skończyło się awanturą. - Moja biedna. - Powiedział, że jestem egocentryczką. - Kiedy Anita uniosła brwi do góry, Gabby pośpieszyła z wyjaśnieniami: - On uważa, że to samolubne z mojej strony oczekiwać, że zgodzi się na tę propozycję tylko dlatego, żebym ja mogła zagrać. Odparłam, że to jego odmowa jest samolubna. Nie chciała wyjaśniać matce dodatkowych powodów, dla których chciała zagrać w tym filmie. Nie mogła wyznać, że kocha Kita i wspólna praca na planie pozwoliłaby im uniknąć rozstania. - On zachowuje się tak, jak gdybyś prosiła go, żeby wyrwał sobie wszystkie zęby, a nie zagrał w filmie. - Prawda? - Gabby znowu ziewnęła, tym razem naprawdę. - Kochanie, to bardzo przykre, ale lepiej będzie, jeżeli się położysz. Musisz być wyczerpana. - Tylko się przebiorę. - Gabby poszła w kierunku sypialni. - Posiedź ze mną przez chwilę, mamo. Dzięki tobie czuję się już lepiej. - Po to przede wszystkim są matki - powiedziała Anita, biorąc ze stołu scenariusz. Gabby poczuła się winna, że zamiast pomóc matce, kiedy uskarżała się na Price'a, nawet nie próbowała zrozumieć jej rozterek. Ale było to coś innego. Anita chciała konfrontacji swoich uczuć, aby się od nich uwolnić - a ona, Gabby, chciała zaakceptować swoje. Przebrała się w koszulę nocną i wyciągnęła na łóżku, kładąc pod głowę kilka poduszek.
159
R S
Anita ulokowała się na leżance blisko okna i przejrzała kilka pierwszych stron scenariusza. - Musiałabym to dokładniej przeczytać, żeby powiedzieć ci, jakie jest moje zdanie. - Zerknęła na Gabby. - Ale wydaje mi się, że jest utrzymane w odpowiednim nastroju. Wygląda obiecująco. - Wyglądałoby. Nie jestem pewna, czy w ogóle to przeczytam. Mogę się czuć nie najlepiej z powodu straconej okazji. - A czy nie możesz przekonać Kita, żeby zmienił zdanie? - Nawet nie chcę próbować. Uparcie twierdzi, że nie znosi showbiznesu. - Jest rzeczywiście godnym naśladowcą ojca. - Anita pokiwała głową. - Price też mówił, że tego nienawidzi. - Ale jednak w tym pracował. - Twierdził, że tylko to pozwoli mu zarobić na porządne utrzymanie. Wiesz, że zaczynaliśmy w czasie Wielkiego Kryzysu. Anita zdjęła okulary. - Uwielbiał za to wymyślać układy taneczne, nawet jeśli nie zamierzał ich wykonywać. Kiedy zajął się choreografią zawodowo, trudno mu było z nich zrezygnować. - Kit też jest utalentowany w tej dziedzinie - powiedziała Gabby. - Nie mogę sobie wyobrazić, jak on całymi dniami wytrzymuje w tej korporacji. - To wielka strata. - Spróbuj mu to wytłumaczyć, a przekonasz się, że jest niemożliwy. - Nie zapominaj, że dostaliście ten scenariusz kilka godzin temu zauważyła Anita. - Może on potrzebuje trochę czasu, żeby to przemyśleć. Na początku nie chciał też występować w klubie. Lucille twierdzi, że Kit ukrywa własne pragnienia pod pozorem chęci przyjścia jej z pomocą. Może jeszcze się skusi. - Wierzysz w to? - uśmiechnęła się Gabby.
160
R S
- Mam z Garfieldami więcej doświadczenia niż ty, kochanie. Price jest uparty jak osioł. Wiedziałam, że muszę być chłodna i rozsądna, żeby zmienił zdanie. - Przerwała na chwilę. - Tylko nie zawsze wystarczało mi cierpliwości. Czasem wybuchałam gniewem i wtedy przegrywałam. - Jesteś tylko człowiekiem, który ulega słabościom. - Cóż, gdybym była na twoim miejscu, starałabym się powstrzymać gniew i przemówić mu do rozsądku i do uczuć. - Jak? - Gabby była naprawdę zainteresowana. Matka mogła mieć rację. Poczuła, jak nadzieja powoli wkrada się w jej serce. - Daj mu trochę czasu - ciągnęła Anita. - Przeczytaj scenariusz, a potem porozmawiaj z Kitem o korzyściach finansowych. - On ma dużo pieniędzy. - No więc mów z nim o artystycznej głębi filmu - tego rodzaju głębi, która wymaga naprawdę wspaniałego tancerza i choreografa. Zasugeruj, że sztuka ucierpi z powodu jego odmowy. Gabby zachichotała. - Ale to prawda, skarbie - tłumaczyła Anita. - Bądź z nim szczera. Przyznaj się, jak wiele znaczy dla ciebie zawodowy taniec. Może on nie czuje tego aż tak mocno - chociaż w to wątpię - ale powiedz mu, że tylko to chcesz robić i marzysz o jak największej publiczności. Wiesz dobrze, że film ma większą widownię, niż musicale czy sztuki teatralne. Gabby nie była pewna, czy będzie to skuteczna metoda, ale postanowiła zaryzykować. - I oglądają go ludzie w różnym wieku - dodała. - Publiczności wciąż podobają się twoje stare filmy. - Tak, sama wczoraj spotkałam młodą wielbicielkę - uśmiechnęła się Anita. - Zawsze ogląda nasze stare filmy. Prosiła o autografy. - Jakie to miłe.
161
R S
Gabby przypomniała sobie jednocześnie o usunięciu sprzed teatru Manna pamiątkowej płyty ze śladami stóp Anity. Zastanawiała się, kiedy matka dowie się o tym. - Zapomniałam wczoraj powiedzieć ci o tych autografach - ciągnęła Anita. - Ale rozmawialiśmy o moich problemach z Price'em. - Gabby znów poczuła się winna. - Przepraszam, że nie byłam tak pomocna, jak powinnam. Zdaje się, że wygłosiłam kazanie, zamiast tylko wysłuchać. - Przekazałaś po prostu swoją opinię. Myślałam też o tym, co mówiłaś o ojcu. Kiedy zaczęłaś odczuwać, że się oddala? - Nie pamiętam dokładnie. Chyba dziewięć lub dziesięć lat temu. - Zastanawiam się, z czym się to mogło wiązać. Mniej więcej w tym czasie rozegrała się między nami kłótnia o coś, co męczyło go od lat. Zażądał, abym wyrzuciła wszystkie hollywoodzkie pamiątki. - Sukienki i zdjęcia? - Gabby wiedziała, jak matka bardzo kochała te rzeczy. - Tak, i stare filmy. Odmówiłam. - Dlaczego ojciec tak nalegał? - Wiedział, że zawsze kochałam Price'a Garfielda. - Bardziej niż ojca? - Gabby ze strachem postawiła to pytanie. - Bardzo kochałam twojego ojca. Nie musiał się niczego obawiać. Gdyby Price po rozwodzie z każdą ze swoich żon przychodził do mnie na kolanach, nigdy nie opuściłabym dla niego Roberta. - A więc tata się mylił? - Raczej tak, ale nie do końca - Anita mówiła teraz bardzo wolno, jakby zastanawiała się nad każdym słowem. - Istnieje pewien szczególny rodzaj więzi między partnerami, takimi jak Price i ja. Tęskniłam za tym porozumieniem, a twój ojciec... cóż, on nie mógł mi tego zapewnić. - Oczy starszej pani napełniły się łzami. - Myślę, że w jakiś sposób miał rację, mimo że wolałabym umrzeć niż przyznać się do tego. Dziwne, ale Gabby nie była zaskoczona. Wstała z łóżka i podeszła do matki. - Mamusiu - szepnęła, otaczając ją ramieniem.
162
R S
- Wiesz, jak to jest, kiedy coś kochasz tak bardzo. Brakowało mi gry, filmów, Los Angeles. Broadway jest inny. - Anita wytarła oczy. - Nie wiem, może to właśnie doprowadziło do napięcia pomiędzy mną a twoim ojcem. Chyba nie chodziło tylko o Price'a. - Rozumiem. Gabby przypomniała sobie, co sama czuła, kiedy tak szybko straciła nadzieję na sukces związany z zawodowym tańcem. A gdyby jeszcze miała męża, który żądałby, aby całkowicie wyrzuciła pamięć o tym ze swojego życia? Tylko że on poza tańcem nie miałby innego rywala. Nagle poczuła, że może zrozumieć niechęć swojego ojca. - Nigdy nie myślałam, że Robert przeniesie nasze problemy na dzieci - ciągnęła Anita. - A więc jednak zauważasz to teraz? - Gabby patrzyła na nią w napięciu. - Wczoraj jeszcze nie dostrzegałaś niczego. - Chyba nie chciałam w to uwierzyć. Ale teraz widzę to jaśniej. Głos starszej pani był smutny. - Kiedy miałaś dziewięć lat, ujawniły się bardzo wyraźnie twoje niezwykłe zdolności taneczne, chociaż zawsze byłaś świetna na szkolnych przedstawieniach. Robert nie raz podkreślał, jak niesamowicie jesteś podobna do mnie. Gabby przełknęła ślinę. Anita poklepała ją uspokajająco po ręce. Czyżby ojciec unikał jej w dzieciństwie tylko dlatego, że jej wygląd i talent przypominały mu żonę? To smutne odkrycie. W pewien sposób odrzucił to, co obie mogły mu zaoferować. - Robert naprawdę cię kochał, maleńka - powiedziała łagodnie Anita. - Tego jestem pewna. Ale nie mógł znieść myśli, że jest w moim życiu na drugim planie, choć bezustannie zapewniałam go, że jest najważniejszy. Nie wierzył mi. I dlatego uciekał w pracę. Był bardzo zajęty, zbyt zajęty, aby chodzić na pokazy taneczne. Obie kobiety milczały przez chwilę. - Myślę, że wszystko rozumiem - odezwała się wreszcie Gabby. - Ale nie mogę mu wybaczyć tego zachowania.
163
R S
- A więc obwiniaj również i mnie, bo wina leży także po mojej stronie. - Bo kochałaś Kalifornię i filmy? - Bo głupio od tego uciekłam. A co więcej... - Anita przerwała. - Nieważne. To już przeszłość. Przepraszam, że zawracam ci głowę swoimi problemami, kochanie. - Proszę cię, nie obwiniaj się tak. - Gabby objęła matkę. - Nie zawracasz mi głowy, dobrze, że porozmawiałyśmy o tym. Rzeczywiście, problem odrzucenia jej przez ojca został częściowo rozwiązany, pomyślała Gabby. Była też pewna, że matka kochała Price'a Garfielda. Miała jednak nadzieję, że to uczucie minęło. Siedemdziesięciodwuletnia kobieta nie powinna być miotana porywami namiętności.
164
Rozdział dwunasty
R S
- Mówiłem ci, że trzeba było zrobić jeszcze jedną próbę - narzekał Kit, kiedy czekali na zapowiedź trzeciego tańca. - To by nic nie pomogło - westchnęła Gabby. – Przecież nie popełniłam żadnego błędu. Każdy może się pośliznąć, a udało mi się szybko złapać równowagę. Nikt nawet tego nie zauważył. Irytowało go bardzo, że Gabby jest wciąż taka obojętna. Cały czas liczył na jakąś zmianę jej zachowania. Chyba że naprawdę nic do niego nie czuła. - Każdy musiał to zauważyć - upierał się. – Przystanęłaś, kiedy tańczyliśmy na schodach. - Może na ułamek sekundy. - Wzruszyła ramionami. - Jasne, lekceważ to! - Kit był w coraz gorszym humorze. - Właśnie takie pozornie niezauważalne uchybienia są tym, co odróżnia przedstawienie poprawne od świetnego. - Publiczność klaskała długo i głośno. Byliśmy świetni! Dlaczego nie rozluźnisz się i nie przymkniesz wreszcie? - Przymkniesz? - Teraz był już naprawdę wściekły. - To w taki sposób rozmawiasz ze swoimi partnerami? - Tylko wtedy, kiedy partnerzy sprawiają mi aż takie kłopoty. Skrzyżowała ręce patrząc na niego z nie ukrywaną wrogością. - Jesteś irytujący! - Jeżeli uważasz, że zamierzam sprawiać ci kłopoty, to znaczy, że jesteś piekielną egocentryczką. - A ty zimnym i aroganckim facetem. - Doprawdy? A powinienem być czuły i ciepły po tym, jak zostawiłaś mnie tego ranka? Za każdym razem, gdy brał ją w tańcu w ramiona, przypominał sobie, jak po namiętnej nocy odeszła, nawet nie patrząc na niego. Sądził, że narodziło się między nimi coś wyjątkowego, ale
165
R S
prawdopodobnie przecenił ich wzajemną fascynację. Myśl ta wywołała w nim uczucie głębokiego zawodu. - W tej chwili nie obchodzi mnie, co czujesz - powiedziała Gabby. - A czy kiedykolwiek obchodziło? - Nawet nie zamierzam odpowiadać. Emocje zaczęły wymykać się spod kontroli, ale Kit nie był obecnie w nastroju do ustępstw. Gdy wychodzili na scenę, nie mógł sobie darować zjadliwej uwagi. - Gotowa? Mam nadzieję, że może uda ci sienie przewrócić. - Wsadź sobie gdzieś swoje nadzieje, Garfield -warknęła. Dynamiczna muzyka ,,Tanga Ole" przerwała sprzeczkę. Kiedy znaleźli się w oślepiającym świetle reflektorów, Kit podszedł do Gabby. Obróciła się na pięcie i zarzuciła lśniący szal na ramię z taką siłą, że frędzle uderzyły go mocno po twarzy. Skrzywił się, lecz nie pomylił rytmu. Chwycił Gabby za ramię i nachylił usta ku jej szyi. Kiedy ją puścił, syknęła głośno. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że ściskał zbyt mocno. Nie zamierzał tego robić, ale jego osobiste uczucia splotły się z tańcem, co mogło zagrozić perfekcji wykonania. Nie potrafił jednak zapanować nad przepełniającą go wrogością. Podczas tańca oboje przez cały czas wpatrywali się w siebie. Gabby znów gwałtownie odwinęła szal. Przez chwilę Kit podejrzewał, że rzuci mu go prosto w twarz. Jednak w końcu szal poleciał na bok, mijając go o kilka centymetrów. Ponownie chwycił ją za ramię i gwałtownie okręcił, po czym zamknął w uścisku. Uniosła brodę i jej usta rozchyliły się nieco. Zimne spojrzenie kontrastowało ze zmysłowym wyrazem jej twarzy. Przez cały czas w powietrzu wisiało ogromne napięcie. Ich obecny nastrój pasował do tego tańca. Gdy tak krążyli dookoła siebie jak przeciwnicy, Kit zastanawiał się, czy Gabby przekazuje autentyczne odczucia, czy też jest to tylko gra. Zdawał sobie sprawę, że ich wzajemna wrogość była konsekwencją wielkiej namiętności. Nawet w środku awantury Kit pragnął wziąć Gabby w ramiona i odnaleźć namiętność z tamtej nocy. Nie miał wpływu na to, że chęć ta wciąż narastała.
166
R S
W finale tańca Kit objął Gabby, a ona odrzuciła głowę do tyłu i nogą opasała jego biodra. Jej bliskość była niemal nie do zniesienia. Kit poczuł ulgę, gdy światła zgasły, a Gabby puściła go i odeszła. Bezbłędnie wykonali ,,Tango Ole". Opuszczali salę przy gorącym aplauzie publiczności. Za kulisami Gabby zwróciła się w jego kierunku z oskarżycielskim wyrazem twarzy. - Uszkodziłeś mi rękę - powiedziała. - A ty uderzyłaś mnie frędzlami po twarzy. - To był wypadek. - Tak samo, jak mój zbyt mocny uścisk. Nie chciałem sprawić ci bólu. Gdybym miał taki zamiar, puściłbym cię w czasie obrotu. - I całkiem zepsuł taniec? Nie, tak daleko byś się nie posunął, mój perfekcjonisto! - mówiła z przekąsem, jak gdyby rzeczywiście wcale nie wierzyła w jego wyjaśnienia. Odwróciła się gwałtownie i poszła w kierunku garderoby. Kit podążył za nią. Mężczyzna z ekipy technicznej przyglądał się im z podziwem. - To było niesamowite - powiedział. - Najbardziej seksowne tango, jakie w życiu widziałem. Oboje przystanęli. - Naprawdę pan tak myśli? - spytał Kit. - Aż się z was dymiło. - Mężczyzna z podziwem pokręcił głową. - Tak, dymiło - to odpowiednie słowo - powiedziała Gabby. - ,,Parowało" też jest niezłe. - Kit nie mógł powstrzymać uśmiechu. - Co? - zapytał zaskoczony mężczyzna. - Parowało - zachichotała Gabby i szybko się odwróciła. Kit mógłby przysiąc, że słyszał jej głośny śmiech, gdy zamykała za sobą drzwi garderoby. Była irytująca, ale przynajmniej miała poczucie humoru. Może jeszcze przyjdzie do niego, powie, że się myliła i będzie prosiła o wybaczenie. A może gruszki wyrosną na wierzbie, dodał jakiś głos w jego głowie.
167
R S
Po raz kolejny Kit zaczął się zastanawiać, dlaczego dopuścił do tego, aby zakochać się w Gabby i zniechęcony powędrował do swojego pokoju. Może oboje byli zbyt uparci, aby mogło im się udać. Dobry nastrój Gabby nie trwał długo. Skończył się z chwilą, gdy Maria pomogła jej zdjąć kostium i po upewnieniu się, że nie będzie potrzebna, pozostawiła ją samą. Dziewczyna zmyła sceniczny makijaż i przebrała się we własną sukienkę w kolorze lawendy. Ostatni taniec był wyjątkowo widowiskowy, uwagi technika zabawne, ale głupia kłótnia z Kitem nie dawała jej spokoju. Jak mogli się tak daleko posunąć? Teraz wystarczyło tylko, że na niego spojrzała i już czuła się upokorzona. Jednak obchodziła go na tyle, że i on czuł się zraniony. Tego ranka był obrażony, gdyż uważał, że bardziej interesuje ją kariera niż ich związek. Nie wiedział, jak silne są jej uczucia dla niego. Chociaż sama przed sobą nie chciała się do tego przyznać, zdawała już sobie sprawę, jak bardzo go kocha. Jednak cała ta sytuacja była wyjątkowo skomplikowana. Usiadła naprzeciwko lustra i znów się zamyśliła. Wiedziała, że Lucille chce, aby wzięła udział w dzisiejszym przyjęciu. Czy powinna usiąść koło swojego partnera? Prawdopodobnie tak. Będą zmuszeni robić dobre miny do złej gry. Na myśl o tym westchnęła ciężko. Kilka minut później przechodziła obok garderoby Kita. Ze sceny dobiegała muzyka i nagle Gabby zapragnęła ponownie znaleźć się w ramionach partnera. Postanowiła natychmiast z nim porozmawiać. Wystarczy tylko trochę cierpliwości, o której mówiła matka. Zapukała głośno i agresywnie. - Proszę. Zaskoczyło ją łagodne brzmienie głosu Kita. Otworzyła drzwi i ujrzała go wyciągniętego na krześle, z nogami wspartymi o toaletkę. Gdy ją ujrzał, wyraz jego twarzy zmienił się na chwilę. - Czułam się okropnie, będąc wściekła na ciebie. - Zamknęła za sobą drzwi. - To znaczy, że już nie jesteś? - spytał chłodno.
168
R S
- Nie, pozostał tylko ból. Nie znosiła użalania się nad sobą i nie mogła pozwolić na to, żeby te uczucia w niej narastały. - Chcesz o tym porozmawiać? - Jeżeli ty też chcesz. - Powinniśmy wyjaśnić sobie pewne sprawy. - Przyglądał się jej badawczo. - Oboje staraliśmy się wyrazić nasze uczucia poprzez taniec. - To oczywiste. Była zadowolona, że zachowywał się tak spokojnie - być może miał wystarczająco dużo czasu, aby ochłonąć. Teraz wszystko zależało od niej. Ale jak zacząć? - Usiądź - zaproponował, zdejmując nogi z toaletki. - Przepraszam, że tak się zagalopowałam - zaczęła. - Myślę, że powinnam ci wyjaśnić, o co mi chodziło dzisiejszego ranka. - Zamilkła na moment. To było trudniejsze, niż myślała, a Kit nie ułatwiał jej zadania, patrząc na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Kiedy występy się skończą, ty masz do czegoś wrócić - do pracy, która cię satysfakcjonuje. .. ja nie mam. - Myślałem, że prowadzisz szkołę tańca. - To prawda. Ale nie powiem, żeby myśl o nauczaniu do końca życia szczególnie mnie podniecała. Nigdy nikomu o tym nie mówiłam, więc może i ty tego nie rozgłaszaj, dobrze? - A komu miałbym powiedzieć? - Swojemu ojcu, mojej matce. Nie chcę jej ranić. - W porządku, dotrzymam tajemnicy. - To wcale nie oznacza, że nie sprawia mi przyjemności praca z uczniami, ale chcę iść inną drogą. Może czułabym się lepiej, gdybym kiedykolwiek dotarła na szczyt. Byłam załamana, kiedy opuściłam Broadway - przerwała, wpatrując się w posadzkę. - Wstyd mi przyznać się do tego, ale to prawda. Kit był wzruszony jej bezbronnością.
169
R S
- Nie jesteś przegrana, Gabby. Szczęście też odgrywa znaczącą rolę w showbiznesie. Masz talent. Jestem przekonany, że możesz rozwijać swoje umiejętności na tysiąc innych sposobów. - Nie wiem, czy potrafiłabym kiedykolwiek pokochać coś tak bardzo, jak taniec. Współczuł jej. Mimo że nigdy nie przyznałby się do tego, on też z przyjemnością wspominał czas swoich występów i nie raz tęsknił za tym okresem w życiu. - Tak wielkie nadzieje wiązałam z tą propozycją Luke'a Sheffielda ciągnęła. - Byłaby to przynajmniej okazja do kilku dodatkowych miesięcy tańca i nawiązania jakichś znajomości. - Rozumiem, ale... - Naprawdę rozumiesz? - przerwała. - Chyba przegapiłeś jeszcze jedną możliwość, związaną z tym filmem. Zostałabym na jakiś czas w Kalifornii. - Kiedy nie odpowiadał, mówiła dalej: - Moglibyśmy być razem... jeśli ma to dla ciebie jakiekolwiek znaczenie. - Oczywiście, że ma. Po prostu nie uważam, żeby ten film to jedyną sposobność do kontynuowania naszego związku albo zapewnienia ci kariery. - A co innego proponujesz? - Bilety lotnicze na trasę pomiędzy Nowym Jorkiem a Los Angeles nie są drogie. I w taki sposób moglibyśmy się widywać. - Trzy albo cztery razy w roku. - Niezbyt podobał się jej ten pomysł. - Nie, to mi nie odpowiada. Nie? Myśl o tym, że mógłby jej więcej nie zobaczyć, była trudna do zniesienia. - Dlaczego nie? - próbował ją przekonać. - Może nie jesteś przyzwyczajona do podróży. Ja to znam. Moja matka wciąż przenosiła się z miejsca na miejsce w czasie małżeństwa z ojcem.
170
R S
- Które zresztą skończyło się rozwodem. Nie mógł nie przyznać jej racji. Sam zerwał z dziewczyną zaledwie po dwóch takich podróżach. A jego uczucia do Gabby były głębsze, niż do jakiejkolwiek innej kobiety. Ogarnął wzrokiem jej złote włosy i ciało o doskonałych proporcjach. Utkwił spojrzenie w błękitnych oczach dziewczyny i poczuł się jak zakochany nastolatek. - Może tego rodzaju związki są w modzie, aleja wolałabym chyba coś bardziej staroświeckiego i satysfakcjonującego. - Wzruszyła ramionami. - Dlaczego nawet nie przejrzysz tego scenariusza? - Jeden scenariusz czy jeden film to żadne rozwiązanie - zauważył. - Powiedz raczej, że może nie być żadnym rozwiązaniem. Lepiej brzmi. - Jeśli ci na tym zależy. - A poza tym możesz się mylić. Ten film stanowi start w dobrym kierunku, Kit. Będziemy razem pracowali miesiącami. Kto wie, co może się wtedy zdarzyć? - Twarz Gabby wyrażała nadzieję. - Nie oczekuję, że jeden film uczyni ze mnie wielką gwiazdę. Chcę tylko tańczyć tak długo, jak to możliwe. .. z tobą. - Nasz wspólny taniec jest rzeczywiście niesamowitym przeżyciem - zgodził się. Zmysłowym, dynamicznym, inspirującym. Porozumienie zawodowe pogłębiało ich związek, a nawet zwiększyło intensywność doznań ubiegłej nocy. .. zmieniło jego życie. - Czy mógłbyś przeczytać ten scenariusz? - poprosiła Gabby. Kit próbował wyobrazić sobie życie po jej powrocie do Nowego Jorku. - Na pewno ci się spodoba - ciągnęła. - Kochasz taniec. W przeciwnym wypadku nie byłby śaż tak dobry. Westchnął. Nie potrafił ukryć przed nią swoich najskrytszych namiętności. - A więc jak? - nalegała. - W porządku. - Musiał się poddać albo ją utracić.
171
R S
- Przeczytam ten cholerny scenariusz. Sądzę, że jeśli poświęcę na to półtorej godziny, świat się w tym czasie nie zawali. - Cudownie! - Uśmiechnęła się do niego promiennie. - Ale niczego nie obiecuję. - To, że w ogóle się zgodziłeś, na razie mi wystarcza. Kit zaczął się zastanawiać, co będzie później. Co się stanie, jeśli scenariusz nie wyda mu się interesujący? Przestraszył się tej myśli. - Dziękuję ci, Kit - powiedziała cicho i przysunęła się bliżej, żeby go pocałować. Jej usta były miękkie i delikatne. Oszołomiony bliskością Gabby i jej zapachem, Kit znowu poczuł przypływ namiętności. Z głośnika dobiegały dźwięki jakiejś miłosnej pieśni. Całkiem odpowiedniej do tej chwili. Przesunął ręce wzdłuż ramion Gabby i objął jej smukłą talię. - Mnie też się wydaje, że związek na odległość nie jest aż tak rewelacyjnym pomysłem - burknął. - Nie chcę, żebyś wyjeżdżała z Kalifornii, zanim będziemy mieli szansę wykorzystać wszystkie możliwości. - Świetnie, bo ja wcale nie chcę wyjeżdżać. Kit zdawał sobie sprawę, że walka o film miała charakter szantażu moralnego. Ale czy istniały inne możliwości? Nie był jeszcze gotowy, żeby zaproponować wspólne mieszkanie czy ślub, ale rozumiał jej niechęć do angażowania się w związek na odległość. W tej chwili on również nie miał na to specjalnej ochoty. Chciał ją trzymać w ramionach tak często, jak to możliwe, na parkiecie i nie tylko. - Nawet nie chcę, żebyś wychodziła z tej garderoby - mruczał, przyciskając ją do siebie. - To spraw, żebym została. Całował ją coraz mocniej. Usta Gabby były słodkie. Cicho mrucząc oddawała jego pocałunki. Kit gładził jej plecy i biodra. Czuł ciepło ciała pod sukienką. Znał już te kształty na pamięć. Serce waliło mu jak młotem, wszystkie mięśnie były napięte. Tym razem jednak nie znajdowali się w domu, lecz w garderobie należącej do klubu. - Pewnie zaraz przeniesiemy się na podłogę - powiedział, odrywając się wreszcie od niej.
172
R S
- No to co? - Usta Gabby były rozchylone i wilgotne od jego pocałunków. - Nie boisz się, że ktoś podejrzy nas przez dziurkę od klucza? - Możesz ją przecież zasłonić. - Jesteś naprawdę dzika. Uśmiechnął się, wypuszczając ją z objęć, po czym dokładnie zamknął drzwi, a na klamce powiesił ręcznik. - Bardziej odpowiada mi określenie ,,spontaniczna" - powiedziała Gabby, wsuwając się w jego objęcia. Prowokująco odchyliła się do tyłu. - ponieważ nie wiem, co zdarzy się jutro lub za tydzień, zamierzam natychmiast wykorzystać tę sytuację. Wzmianka o niepewnej przyszłości otrzeźwiła Kita i jednocześnie wzmogła jego pożądanie. Przycisnął mocno Gabby, jak gdyby mogło to powstrzymać ją przed odejściem. Wsunęła ręce pod smoking, ocierając się o niego jędrnymi piersiami. Z trudnością mógł się opanować, pragnął wziąć ją Gabby natychmiast. Popchnął ją lekko w kierunku toaletki. Podniósł i posadził na stoliku, podciągając jednocześnie długą spódnicę. Pod spodem była niemalże naga, jedynie koronkowe figi zakrywały niewielkie fragmenty ciała. Rozchylił uda dziewczyny i delikatnie głaskał jedwabistą skórę. Gabby przymknęła oczy i drżała z podniecenia. Szybkim ruchem zsunął koronkowy drobiazg z jej bioder i nie było już miejsc niedostępnych dla spragnionych rąk. Dziewczyna rozpięła zamek spodni Kita i pieściła go delikatnie, dopóki nie jęknął z rozkoszy. - Poczekaj - odsunął ją od siebie i zdjął z niej sukienkę. Pieszczotami dłoni i ust wyrażał swoje pragnienia i uczucia. Napięcie narastało do granic wytrzymałości, aż wreszcie wsunął się w jej gorące i spragnione wnętrze. Gabby oddychała coraz szybciej, a jej paznokcie zaciskały się na jego plecach. Serce Kita biło jak oszalałe i w chwilę potem, zgram jak doskonała orkiestra, osiągnęli crescendo w jednym momencie. Gabby szeptała jego imię, wstrząsana falami ukojenia, a Kit, porażony głębią doznanej rozkoszy, powoli osunął się na nią.
173
R S
- Mogło nam być nieco wygodniej - powiedział cicho, po długiej chwili. - Doprawdy? Myślałam, że nie ma nic lepszego. Uśmiech Gabby był tak przepełniony miłością, że Kit zaczął się zastanawiać, jak mógł kiedykolwiek zwątpić w nią. Mimo jej protestów chciał przenieść dziewczynę na kanapę. Kiedy przesunął rękę wzdłuż smukłego uda, nagle jego palce dotknęły jakiejś lepkiej masy. - Orany! - Co się stało? - zapytała, po czym oboje zerknęli w dół. Pochłonięci namiętnością, nie zwrócili uwagi, że Gabby przez cały czas siedzi na otwartym zestawie do makijażu. - Masz pupę całkiem wysmarowaną różem. - Kit śmiał się tak głośno, że aż szturchnęła go w bok, aby się uspokoił. Wyciągnął chusteczkę. - Daj, zetrę to. Czynność ta jednak ponownie zbudziła jego pożądanie. Kilka minut później, oboje zupełnie nadzy, leżeli na kanapce i kochali się, tym razem wolniej i spokojniej. Kiedy już odpoczywali po spełnieniu, Kit przykrył ich swoim smokingiem. Objął czule Gabby i delikatnie ją całował. - Mmm - westchnęła. - Jesteś cudowna. - Ty też. - Kocham cię, Gabby. - Słowa te rozległy się w ciszy pokoju, nim zdążył je powstrzymać. - Ja też cię kocham, Kit. Pocałował ją, zastanawiając się, dlaczego te deklaracje nie wzbudzają w nim strachu. Czuł, że brzmi to najnaturalniej w świecie. I jeżeli obojgu tak bardzo na sobie zależy, z pewnością uda się jakoś ułożyć przyszłość. Price i Anita prawie godzinę po przedstawieniu wciąż czekali na dzieci, siedząc przy stoliku Lucille.
174
R S
- Zastanawiam się, co też ich mogło zatrzymać - denerwowała się Anita. - Pójdę sprawdzić - zaproponował Price. Wśliznął się za kulisy, aby zobaczyć, co się wydarzyło. Nie był jednak przygotowany na odgłosy szeptów i pocałunków, dobiegające z garderoby Kita. Nie ma się czemu dziwić, powtarzał sobie, oddalając się pośpiesznie. Zarówno on sam, jak i Lucille, zauważyli spojrzenia wymieniane pomiędzy Kitem a Gabby i zwrócili uwagę na to, jak wiele czasu spędzają ze sobą poza próbami. Anita najwyraźniej zaczynała tracić wzrok, jeśli dotychczas tego nie zauważyła. Jednakże Price nie zamierzał informować jej o tym, co dzieje się za drzwiami garderoby. Nie był pewien, jak zareaguje na tę wiadomość i postanowił odłożyć na później rozmowę na temat prawdopodobnego związku ich dzieci. - No i co się stało? - zapytała Anita natychmiast po jego powrocie do stolika. - Byli zmęczeni i postanowili wyjść - wymyślił na poczekaniu. - Zbyt zmęczeni, żeby przyjść tu do nas na piętnaście minut? - Najwyraźniej. - Wzruszył nonszalancko ramionami. - Wiesz, że każdą wolną chwilę poświęcają na próby. - I włóczenie się po nocach. - Anita z dezaprobatą pokręciła głową. - Gabby wróciła do domu nad ranem. Nic dziwnego, że jest zmęczona. Price nie zamierzał tego komentować. Nad ranem? Anita z pewnością nie dostrzega tego, co jest oczywiste. Czy zmartwiłoby ją, gdyby dowiedziała się, że młodsze pokolenie również ma romans? Tylko bardziej intymny niż oni, nawet przed laty. Miał nadzieję, że ta dodatkowa komplikacja nie będzie przeszkodą w zdobyciu kobiety, którą kochał. Dopiero niedawno zaprzestali ciągłych scysji i nie chciał, aby znów powróciły. Przysunął się bliżej i upił łyk wina. W tej chwili miał Anitę tylko dla siebie. Inni goście tańczyli albo siedzieli w drugim końcu stołu i namiętnie plotkowali. Położył rękę na oparciu krzesła Anity. - Co zrobimy? - Odchyliła się, patrząc na niego wyczekująco.
175
R S
- Z czym? - spytał nieco zirytowany. - Są dorośli, Anito, i najwyraźniej dobrze się bawią. Nie sądzę, że powinniśmy cokolwiek robić. - Ale oni... zawsze są razem - wyjaśniła Anita, starannie odmierzając każde słowo. - Oboje są samotni. Łatwo może dojść do takiej sytuacji, że nazbyt zainteresują się sobą. Cóż, widać jednak nie była całkiem zaślepiona. - Myślę, że powinniśmy zostawić sprawy własnemu biegowi. Ponownie wzruszył ramionami. - Nie jestem pewna, czy Kit jest odpowiednią partią dla Gabby powoli powiedziała Anita. - A co z nim nie jest w porządku? - Price poczuł się nieco urażony. - Jest przystojny, utalentowany, odniósł sukces. - Ale chyba jest zatwardziałym kawalerem. - Może po prostu nie trafił dotąd na odpowiednią dziewczynę. - A czy jest odpowiedzialny i czuły? - Nie tylko. Ma wielkie serce. Zapytaj Lucille, czy nie okazywał jej swojego przywiązania przez wszystkie lata. A poza tym posiada mnóstwo innych zalet. - Skąd o tym wiesz, skoro w ogóle nie przebywacie razem? - Przez cały czas interesowałem się nim z oddalenia. - Drgnął niespokojnie, poruszony tą uwagą. - Mimo że nie utrzymywaliście kontaktów? - Anita wyglądała na zaskoczoną. - Zawsze ktoś zaufany był w jego otoczeniu. Kilku moich starych przyjaciół pracuje w Korporacji Garfielda. Mój syn jest pracowity, uczciwy... - Wystarczy, wystarczy - przerwała ze śmiechem. - Jest cudownym partnerem na randki dla mojej córki. Naprawdę nie zamierzam poddawać w wątpliwość zalet twojego syna. Price podejrzewał, że Gabby i Kit mają już za sobą intensywny okres romantycznych randek, ale nadal nie chciał dzielić się swoimi przypuszczeniami z Anitą. Chociaż długo była mężatką i matką
176
R S
czwórki dorosłych dzieci, jej stosunek do seksu pozostał równie staroświecki, jak przed pięćdziesięcioma laty. Zerknął na parkiet, zastanawiając się, czy powinien zaprosić Anitę do tańca, czy też zabrać ją stąd jak najszybciej. Nie chciał, żeby młodzi nagle się zjawili i zdemaskowali jego kłamstwo. Poczuł ulgę, widząc, że Anita ziewa. - Jesteś zmęczona - powiedział z troską w głosie. - Trochę. Ostatnio późno kładę się spać. - Skoro Kit i Gabby nie przyjdą, to może odwiozę cię do domu? - Rozsądna propozycja - zgodziła się. Opuścili klub po pożegnaniu Lucille i jej przyjaciół. Wkrótce jechali już wzdłuż spokojnych uliczek Beverly Hills. - Obawiam się, że nie uda mi się namówić cię na krótką wizytę u mnie? - zapytał Price. - A jeżeli obiecam, że nie będę próbował cię uwieść? Anita już od dawna miała ochotę obejrzeć wnętrze jego wspaniałej posiadłości. - Może wstąpię na pół godziny - powiedziała z wahaniem. - Wyjdziemy, kiedy tylko wyrazisz takie życzenie. Anita nie widziała niczego złego w tej wizycie, ostatnio tak dobrze układało się między nimi. Żarliwość, z jaką Price bronił syna, wzbudziła w niej ciepłe uczucia. Na pewno kochał Kita, mimo że nie potrafił się z nim porozumieć. Gdyby tylko mógł się otworzyć, być bardziej pewny siebie... Ale przecież zawsze brakowało mu poczucia bezpieczeństwa. Kilka domów dalej Price wjechał na podjazd i zatrzymał się przed żelazną bramą. Ruszyli dalej, gdy otworzyła się na sygnał elektronicznego pilota. Starannie utrzymane trawniki rozpościerały się po obu stronach drogi. Dom Price'a wyglądał jeszcze bardziej imponująco niż na fotografiach, chociaż nie był tak wielki jak dom Lucille. Zwiedzanie rozpoczęli od parteru. Kiedy później wstępowali na schody, Anita zastanawiała się, czy czasem za chwilę nie wylądują w jego sypialni. Nie była pewna, jak tym razem zareagowałaby na taką
177
R S
propozycję. Od tak dawna nawet się nie pocałowali. Czasem, gdy tańczyli, Price muskał ją delikatnie ustami, ale było to wszystko, na co sobie pozwalał. Musiała przyznać się przed sobą, że pragnęła czegoś więcej. - A to mój pokój projekcyjny - powiedział Price, zapalając światło w pomieszczeniu, do którego ją wprowadził. - Śliczny. Anita rozejrzała się dookoła, podziwiając bogaty zestaw sprzętu RTV ustawionego na czarnym regale. W odróżnieniu od innych pomieszczeń pokój umeblowany był wyjątkowo skromnie. Podłogę pokrywał szary, gęsty dywan i poza regałem jedynym sprzętem była pluszowa sofa, zajmująca znaczną część powierzchni. - Gdzie jest ekran? - zapytała. - Filmowy czy wideo? - Masz obydwa? Price odsunął jedną z części regału, za którą ukryty był ekran oraz sprzęt wideo. - Pewnie masz wszystkie swoje filmy? - Oczywiście. I specjalną półkę na te, które zrobiliśmy wspólnie. Chcesz coś obejrzeć? - Cały film? - roześmiała się Anita. - Nie dzisiejszego wieczoru. - Jesteś pewna? - dopytywał się Price. - Mam system dźwiękowy Dolby. - Wspaniale, ale dziękuję. Wiedziała, że przy oglądaniu filmu znowu opadłyby ją wspomnienia. Było to dość dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że mężczyzna, o którym myślała przez te wszystkie lata, znajdował się tuż obok niej. Pragnąc wprowadzić się w nieco lepszy nastrój, zaczęła uważniej oglądać zawartość regału. - Z pewnością masz mnóstwo taśm i filmów - powiedziała. - Oraz pamiątek o nieco innym charakterze. - Na przykład stary smoking?
178
R S
- I kilka piór z tej przeklętej sukienki, w której występowałaś w filmie ,,Biały krawat i frak". - Żartujesz chyba - roześmiała się. - Wcale nie. Ktoś pozbierał je z podłogi i dał mi w kilka miesięcy po tym, jak uciekłaś do Nowego Jorku. - Price otworzył jedną z szuflad. Wyciągnął plastykową torebkę i wręczył ją Anicie. - Proszę. Białe niegdyś pióra pożółkły. Anita westchnęła i zmusiła się do uśmiechu. - Bez przerwy kichałeś, kiedy je nosiłam - powiedziała z zadumą. - Ty za to pękałaś ze śmiechu, wiedząc, że jestem na nie uczulony. - Nie chciałam zrobić nic złego. - Nawet jeśli chciałaś, wybaczam ci to. - Popatrzył na nią przenikliwie z pytającym wyrazem zielonych oczu. Anita przełknęła ślinę i wyjęła z szuflady błękitny album. Szybko przekartkowała kolejne strony, znajdując na każdej mnóstwo zdjęć Price'a i swoich. Starszy pan podszedł bliżej i zerkał ponad jej ramieniem. Czuła na szyi jego ciepły oddech. - Co jest w innych albumach? - spytała. - To i owo. Następny czerwony album pełen był wycinków z gazet, programów teatralnych i recenzji. Nagle zdała sobie sprawę, że to recenzje i programy z przedstawień, w których ona brała udział. - Skąd masz to wszystko? Byłeś w Nowym Jorku? - Zastanawiała się, czy siedział wśród publiczności, podczas gdy ona śpiewała i tańczyła, zupełnie nieświadoma jego obecności. - Nie jest trudno zdobyć pewne rzeczy, jeśli ma się wystarczająco szerokie znajomości - odpowiedział wymijająco. Wzruszona Anita nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. A więc myślał o niej nawet po ich rozstaniu. Oczywiście były też te jego żony... - Czy masz tu gdzieś album ze zdjęciami Lany Worth? - Albo może Betty Masters, dodała w duchu. - Już nie.
179
R S
Bardzo dobrze. Nie musi dzielić szuflady z inną kobietą. Przeglądając ostatnie strony albumu, natrafiła na bardziej współczesne wycinki. - O, tu jest recenzja filmu, w którym grała Gabby - zdumiała się. - Jakie to miłe. - Cóż, gdyby wszystko inaczej się potoczyło, mógłbym być jej ojcem. - Tak - zgodziła się Anita. - To wcale nie oznacza, że nie jestem dumny z Kita. Mam kserokopie jego świadectw i wycinki recenzji z czasów, kiedy zaczął się profesjonalnie zajmować tańcem. - Price wyciągnął kolejny album, otworzył go i z dumą wskazał na pierwszą stronę. - Najlepszy w tańcu współczesnym i latynoskim. Jest doskonały. Zawsze taki był. A jego ojciec zawsze był sentymentalny, pomyślała Anita. - Szkoda, że nie dałeś mu odczuć tego znacznie wcześniej powiedziała głośno. - Masz rację - przytaknął Price. - Ale robię to teraz. - Mimo tego, że jest opryskliwy? - Anita czuła się okropnie, kiedy Kit w brutalny sposób odtrącił Price'a podczas przyjęcia po premierze. - Nie zrezygnuję. Dotarcie do niego zajmie mi trochę czasu, ale wiem, że to wspaniały chłopak. Ciągle myślę o twoim stwierdzeniu, że nigdy nie jest za późno. Mój syn zawsze był dla mnie bardzo ważny. Już czas, żeby się o tym dowiedział. - Och, Price - wyszeptała Anita. Z ciepłym uśmiechem dotknęła jego ręki. Pod zimną powłoką krył się wrażliwy człowiek, który miał problemy z okazywaniem uczuć. Był zbyt wymagający, ale przecież próbował się zmienić - już się zmienił, skoro pragnął zbliżyć się do syna. Nagle wszystkie cienie z przeszłości zniknęły i Anita poczuła, że Price jest jej bliższy niż kiedykolwiek. - Czy zdajesz sobie sprawę, że Kit mógł być także twoim synem? powiedział niespodziewanie starszy pan. Jego głos był smutny, a wyraz twarzy nieobecny.
180
R S
- Co się stało? Jak mogliśmy być aż tak głupi? - Nie wiem. - Anita nie mogła powstrzymać łez, które napłynęły jej do oczu. - Nie płacz, Nito - westchnął Price. - Przecież w końcu znów jesteśmy razem. - Upłynęło tyle lat... a ty przez cały ten czas śledziłeś moje losy. - Nigdy nie przestałem cię kochać. - Price objął ją i pocałował w policzek. - Mam tylko nadzieję, że i ty nie zapominałaś o mnie. - Nigdy. - Jesteśmy parą starych głupców, prawda? Anita skinęła gową i wytarła nos. - Uważam, że ty nigdy nie będziesz za stary, żeby zrobić z siebie głupca. I ja pewnie też, pomyślała całując go mocno. Price przyciągnął ją do siebie. Z bijącym sercem zarzuciła mu ręce na szyję. Pół wieku temu była niewinna, ale teraz wiedziała już, co znaczy spełniona miłość i chciała doświadczyć tego z Price'em Garfieldem. Nareszcie. .. Price jęknął i przerwał pocałunek. - Anito, jeżeli zamierzasz iść, lepiej zrób to teraz. - Nie mam zamiaru wychodzić - wyszeptała. Tej nocy będzie w końcu całkowicie należała do Price'a.
181
Rozdział trzynasty
R S
- Czy Pacyfik nie jest piękny? -westchnęła z zachwytem Anita, trzymając ręce Price'a w swoich dłoniach. Było pogodne popołudnie, które wraz z resztą towarzystwa spędzali na plaży. -Zawsze uważałam, że w porównaniu z nim Atlantyk to tylko ponura masa zimnej wody. - Jesteś prawdziwą Kalifornijką - uśmiechnął się jej towarzysz. - Być może, ale i tak nikt mnie nie zmusi, żebym włożyła na siebie kostium bikini. - Nie umiesz dobrze się bawić. Anita trąciła go żartobliwie w ramię. - Ubiegłej nocy bawiłam się świetnie - powiedziała szeptem. - Zgadzam się z tym w zupełności - Price uśmiechnął się jeszcze szerzej. Anita zaczerwieniła się. Była podekscytowana, i wyobraziła sobie, co by się stało gdyby została kochanką Price'a pięćdziesiąt lat wcześniej. - Mówiliście o zabawie? - Lucille uniosła się nieco z przenośnej kanapki. - Mówiliśmy o tym, jak bardzo lubimy oboje pikniki na plaży wyjaśniła pośpiesznie Anita. - Cieszę się, że przyszliście na mój piknik. - Jayne poruszyła węgle pod grillem. - Nic wielkiego się nie wydarzyło, ale i tak chcę to uczcić. Nie mogłam wprost uwierzyć, kiedy mój agent zadzwonił dzisiejszego ranka i powiedział, że dostałam rolę. Niewielką, ale jednak rolę. Tak naprawdę Jayne miała zagrać denatkę w filmie, do którego poszukiwano aktorki w jej typie. Anita zdawała sobie sprawę, że tych kilka chwil na ekranie nie zrekompensuje poprzedniego rozczarowania, ale w tym momencie Jayne była szczęśliwa. - Pewnie nikt mnie nie rozpozna, kiedy będę leżała w tej windzie mówiła właśnie - ale przynajmniej zapłacą mi za tydzień pracy. Nie
182
R S
jestem dumna. Możliwość zarobienia paru dolarów stanowi dobrą nowinę. - Wiedziałabyś o tym już wczoraj, gdyby Elsie pamiętała, żeby przekazać ci tę wiadomość - rzucił Neil. - Jej pamięć robi się równie słaba, jak wzrok i słuch. - Nie czepiaj się Elsie - powiedziała ostro Lucille. - Robi, co może. Nie chciała nawet przyjść tu dzisiaj, ponieważ nie czuje się najlepiej, a uważała, że powinna gotować i sprzątać po nas. - Mówiłam jej przecież, że nie będzie musiała pracować. - Jayne kończyła układanie hamburgerów i hot dogów na grillu. - Ale ona czułaby się okropnie, gdyby nie mogła pomóc odpowiedziała Lucille. - Starzejemy się i powinniśmy zaakceptować to, że nie jesteśmy w stanie robić tyle, co kiedyś - westchnęła Risa. Oparła się wygodniej i strząsnęła piach ze swojej długiej sukni. - Jeżeli już mówimy o ograniczeniach, to gdzie jest Chester? zapytała Anita. - Został w domu - odparła Lucille. - Twierdzi, że po tym nowym lekarstwie czuje się znacznie lepiej. Myślę jednak, że jest jeszcze za wcześnie, aby o tym mówić. To musi zająć trochę czasu. - Dziś rano wstał z łóżka i spacerował - poinformował Yancy. - Brzmi to optymistycznie - pokiwała głową Anita. - Gdybyśmy jeszcze wiedzieli, gdzie zniknął Harvey w tamten piątek, wszystko byłoby w zupełnym porządku - westchnęła Lucille. - Harvey zniknął dwa dni temu? - zaniepokoiła się Anita. Wprawdzie Gabby wspominała, że starszy pan opuścił klub, aby odszukać swojego partnera, lecz była przekonana, że już powrócił do domu. - Może powinniśmy go poszukać? - spytał Price. - Nie, już szukałam. Jakby się zapadł pod ziemię - mruknęła Lucille. - Jeszcze nie musimy się martwić. Kilka lat temu też zniknął, ale wrócił po paru dniach.
183
R S
Anita potrząsnęła głową. W domu Lucille bez przerwy coś się działo. Na szczęście przyjaciółka nieźle radziła sobie ze stresami. Anita zaczęła się zastanawiać, czy to przypadkiem nie ciągłe napięcie utrzymuje Lucille przy życiu. - Mam nadzieję, że Harvey nie został pobity - rzuciła Jayne znad hamburgerów. - Starsi ludzie stanowią łatwy cel dla złodziei czy bandytów. - Hm - parsknęła Risa unosząc głowę. - W tym społeczeństwie nikt nie darzy szacunkiem starszych ludzi. Jeżeli skończy się sześćdziesiąt pięć lat, równie dobrze można umrzeć. - To już przesada - sprzeciwiła się Anita. - Nie taka znowu wielka - powiedział Yancy. - Żyjemy w społeczeństwie, które ślepo wielbi młodość. Jeśli coś jest stare i pomarszczone, należy się tego pozbyć. Starych ludzi nie szanuje się za mądrość, tak jak u Indian Pueblo czy w Chinach. - Teraz wcale nie trzeba mieć sześćdziesięciu pięciu lat, żeby zostać odrzuconym - zauważyła Jayne z dziwnym grymasem na twarzy. - Można wyjść z mody mając tylko czterdzieści pięć. - Albo trzydzieści pięć - dodała Risa. - Może wszyscy powinniśmy się zebrać i dołączyć do... jak się nazywa ta organizacja? - Szare Pantery - powiedział Yancy z uśmiechem. - Już to widzę. Będziemy jedyną komórką w Beverly Hills. Zorganizujemy także sąsiadów. Bądziemy maszerować i nosić transparenty, wyćwiczymy się w kung-fu i karate. - Ale przecież Risa zażąda koronkowego kołnierzyka przy swoim uniformie - parsknął śmiechem Neil. Ostatnia uwaga rozładowała napięcie i rozmowa zeszła na przyjemniejsze tematy. Tymczasem Jayne zaczęła rozkładać przygotowane jedzenie: hot dogi, hamburgery, sałatki, owoce, wino musujące i oranżadę. Po posiłku Price i Anita wybrali się na spacer wzdłuż plaży. Pogoda była przepiękna i nikt nie zakłócał spokoju, ponieważ do tej części
184
R S
zatoki turyści nie mieli wstępu. Stanowiła ona prywatną własność przyjaciółki Lucille, która pozwoliła im urządzić tutaj przyjęcie. W zasięgu wzroku znajdowali się jedynie walczący z falami mężczyźni na deskach surfingowych. - I co teraz? - zapytał Price, gdy już oddalili się od reszty towarzystwa. - Dokąd pójdziemy? Cała ta rozmowa o starości uświadomiła mi, jak niewiele czasu nam pozostało. - Nie pozwól, żeby cię to przygnębiło. - Anita mocniej ścisnęła jego dłoń. - Nie martwmy się o jutro, przecież mamy jeszcze dzień dzisiejszy. - Ale możemy chyba robić jakieś plany. Myślę, że powinniśmy się pobrać. Serce Anity zamarło. Dziwne, ale nawet po tylu latach reagowała wciąż tak samo na wzmiankę o małżeństwie. - Sądziłam, że już nie chcesz się żenić. Mówiłeś, że dosyć odpowiedziała. - Tak. - Skinął głową. - Ale to dlatego, że nie związałem się dotychczas z właściwą kobietą. Teraz będzie inaczej. Kochamy się i przecież zawsze tak było. - Przerwał i spojrzał na nią. - Możemy dziś w nocy polecieć do Las Vegas i wziąć ślub. - W jednej z tych obskurnych kapliczek? - Wolałabyś mieć huczne wesele? - Wyglądał na trochę rozczarowanego. - Chciałabym przynajmniej poinformować wcześniej moje dzieci. Jeśli już się zgodzę, pomyślała. - Hm. Mogą być problemy z Gabby. Chyba nie bardzo mnie lubi. Lepiej ucieknijmy, a o szczegóły zatroszczymy się później. Anita nie odpowiedziała. Patrząc bezmyślnie na pokryte piachem stopy, myślała o Gabby. Kiedy opuścili dziś dom Lucille, jej córka odsypiała kolejną nieprzespaną noc. Ale to nie ona była największym problemem. Anita nie chciała akceptować jeszcze żadnych planów, prawdopodobnie w przeczuciu komplikacji, jakie zawsze
185
R S
występowały w jej związku z Price'em. Kochała go, ale jednocześnie była poważnie zaniepokojona. - Spakujesz torbę i wyruszymy natychmiast po występie dzieci ciągnął entuzjastycznie Price. - Jeśli zechcesz, zostaniemy dzień lub dwa w Las Ve-gas, żeby to uczcić. Jest tam teraz nowy hotel i kasyno o nazwie ,,Cud", podobno szczyt luksusu... - Poczekaj - przerwała Anita. - Ty już wszystko dokładnie ustalasz, a ja jeszcze nie wyraziłam na nic zgody. - Nie chcesz jechać do Las Vegas? - Nie jestem pewna, czy chcę wyjść za mąż, przynajmniej nie dzisiejszej nocy. Potrzebuję trochę czasu. - Aż nie chce mi się wierzyć. - Price zacisnął mocno szczęki. - Brzmi to dokładnie tak samo, jak w tysiąc dziewięćset trzydziestym ósmym roku. - Ty też tak samo się zachowujesz - parsknęła Anita. - Wszystko planujesz i podejmujesz decyzje bez mojego udziału. Jak zwykle, to on musiał panować nad sytuacją. - Jak długo mam czekać na odpowiedź? - westchnął. - Kilka dni. - Był tak przygnębiony, że poczuła się winna. - Kocham cię, Price i jestem prawie pewna, że chcę cię poślubić. Po prostu daj mi parę dni, żebym mogła oswoić się z tą myślą. - W porządku. - Ujął ją pod ramię i podjęli przerwany spacer. - Mam tylko nadzieję, że Gabby nie zdoła ci tego wyperswadować. Jeśli będzie próbowała, możesz jej zaproponować, żeby również przeniosła się do Kalifornii. Czekają już na nią rozmaite atrakcje. - Masz na myśli pracę? - Albo romans - powiedział z przebiegłym uśmieszkiem. - Przecież wiesz, że Kit i Gabby spotykają się ze sobą. - Zauważyłam, że coś między nimi jest, ale nie byłam pewna, czy to poważne. Wiesz coś więcej niż ja? - Wystarczająco wiele, aby uznać, że to raczej poważne. - Dobry Boże! Ta sytuacja robi się coraz bardziej skomplikowana.
186
R S
- Tak, o wiele bardziej skomplikowana, niż myślałem, kiedy to wszystko zaplanowałem. - Kiedy co zrobiłeś? - Anita podchwyciła ostatnie słowo. Price wyglądał na zakłopotanego. Milczał przez chwilę. - Myślę, że mogę to już powiedzieć - zaczął wreszcie. - I tak kiedyś wszystko wyjdzie na jaw. Mam największy udział w klubie. Zaproponowałem Lucille, żeby skontaktowała się z tobą w sprawie wspólnych występów Kita i Gabby. Liczyłem na to, że jeśli zdoła cię przekonać do tego pomysłu, ty również tu przyjedziesz i będziemy mieli szansę znów się spotkać. - Zaaranżowałeś wszystko? - Anita szarpnęła się do tyłu. - Proszę, nie denerwuj się. - Był wyraźnie zmartwiony. - Nie wiedziałem, jak inaczej mogłoby dojść do spotkania. - Nie musiałeś tego robić w ten sposób. Umiesz przecież pisać. Dlaczego nie wysłałeś listu? - Bałem się, że go wyrzucisz bez czytania. - To mogłeś wsiąść w samolot i przylecieć do mnie! - Gniew Anity wzrastał powoli. - Byłem pewien, że nie będziesz chciała mnie widzieć. Posłuchaj, wszystko jest na dobrej drodze. Wszystko się udało. Lucille będzie miała pieniądze, Kit i Gabby robią to, do czego zostali stworzeni. O co chodzi? Anita wprost nie mogła wierzyć w to, co usłyszała. - Wierzyłam, że się zmieniłeś, ale ty wciąż jesteś takim samym manipulatorem, jak niegdyś! - Odwróciła się i zaczęła oddalać w pośpiechu. - Anito! - Price pobiegł za nią. - Zatrzymaj się, przecież należymy do siebie. Sama tak powiedziałaś ubiegłej nocy. Kogo obchodzi, w jaki sposób do tego doszło? - Mnie obchodzi - powiedziała ze złością. - Wiesz dobrze, jak nienawidzę kontrolowania i manipulacji. - Nigdy cię nie kontrolowałem i teraz też tego nie robię. - Wciąż próbujesz!
187
R S
Price zatrzymał się, ciężko dysząc. Wiek dawał mu się we znaki. Anita młodsza i dodatkowo napędzana złością, nie zwalniała marszu. - Anito! - krzyknął rozpaczliwie. - Nie rób tego po raz kolejny! - Odejdź! Niech sobie wraca do domu i dołoży trochę fotografii do albumu. Tylko ci papierowi ludzie nie potrafili protestować, i ich życie mogło być tak łatwo kontrolowane. Prawdopodobnie ta cecha jego charakteru zaważyła również na stosunkach z Kitem. - Anito! Głos Price'a dobiegał ją coraz słabiej. Przyśpieszyła kroku. Nie pobiegł za nią, a kiedy odwróciła się po kilku minutach, plaża już była pusta. Szlochając patrzyła na morze i zastanawiała się, czy czuje ulgę, czy też rozczarowanie. Wzburzone fale przypomniały jej pewne przyjęcie, na którym była wraz z Price'em. Stanowiło ono ostatnie wspólne wydarzenie towarzyskie przed jego małżeństwem i jej ucieczką do Nowego Jorku. Dziwne... Tamto przyjęcie odbywało się w pobliżu, w ogromnym domu, który już od dawna nie istniał. Zostały z niego tylko pomieszczenia dla służby, przerobione obecnie na Klub Miłośników Morza. Pokłócili się wtedy z Price'em na plaży... Santa Monica, - Nie mogę uwierzyć, że byłeś aż tak podstępny. Anita położyła ręce na biodrach. I nie rozumiem, dlaczego liczyłeś, że ujdzie ci to na sucho. - Przecież nic się nie stało - upierał się Price. -Powiedziałem Scotty'emu, że to był tylko żart. Jest szczęśliwy ze swoją nową przyjaciółką, no, a ty możesz być ze mną. - Tylko po to, żeby skończyć z tym wszystkim raz na zawsze! - Anito. - Price ujął ją pod ramię i poprowadził w kierunku plaży, z dala od tłumu kłębiącego się w pobliżu domu Marion Davies i Williama Randolpha Hearsta. - Chyba nie zamierzasz robić sceny?
188
R S
- Zrobię scenę, jeśli będę miała na to ochotę! - Anita strząsnęła rękę Price'a i stanęła przed nim z oskarżycielskim wyrazem twarzy. - Zrobię ją tu i teraz! - Jak sobie życzysz - odparł chłodno. - Masz tupet, doprawdy. Zawsze musi być tak, jak ty chcesz, bez względu na okoliczności. Tylko że ja jestem już tym zmęczona. - Nie masz racji. - Popatrzył na nią ze smutkiem. - Nie zawsze jest tak, jak chcę. Gdyby tak było, już dawno zostalibyśmy małżeństwem. - Nie zaczynaj od początku! Anita była wściekła. Tym razem Price posunął się za daleko. Był zazdrosny o mężczyznę, z którym miała pokazać się na kilkusetosobowym przyjęciu. Namówił więc kogoś, aby telefonicznie zawiadomił umówionego z nią Randolpha Scotta, że Anita odwołuje spotkanie, ponieważ jest ciężko chora. Ją natomiast poinformowano, że Scotty złamał nogę i unieruchomiony leży w łóżku. Price zaoferował jej w zastępstwie swoje towarzystwo i chociaż wołałby kolację we dwoje, był na tyle miły, że zabrał ją na to przyjęcie. Anita była zaszokowana, kiedy natknęli się na tryskającego zdrowiem Scotty'ego, znakomicie bawiącego się ze swoją przyjaciółką, i całe oszustwo wyszło na jaw. Myśląc o tym, Anita z wściekłością ponownie ruszyła wzdłuż plaży. Jej wieczorowe sandały pełne były piasku i utrudniały szybki marsz. Price natychmiast dostosował się do jej rytmu. Z willi dobiegała głośna muzyka, łącząc się z dźwiękiem dzwoneczków karuzeli, zainstalowanej przez Davies pomiędzy domami dla służby a kortem tenisowym. Dzisiejszego wieczoru na przyjęcie przybyły gwiazdy filmowe i prawie cała śmietanka towarzyska Los Angeles. Goście pili ogromne ilości szampana, tańczyli, a niektórzy dla ochłody wskakiwali w ubraniach do ogromnego basenu. Wszyscy świetnie się bawili, z wyjątkiem Anity.
189
R S
Kiedy już oddalili się znacznie od pozostałych, Price przystanął nagle. Z twarzą wyrażającą nieprzebraną cierpliwość, odwrócił się do Anity, zdecydowany przeczekać atak jej gniewu. Intensywny spacer ostudził nieco wściekłość dziewczyny. Myślała teraz o tym, jak trudne do rozwiązania są ich problemy. Albo ten mężczyzna porzuci myśl o decydowaniu za nią, albo... - Nie pozwolę ci już mną manipulować - zaczęła. - Nie poślubię cię, jeśli nie przestaniesz robić takich numerów. Może nasze kłopoty częściowo wynikają z tego, że nigdy się nie rozstajemy i razem kręcimy wszystkie filmy. Mój agent uważa, że już czas, abym spróbowała sama swoich sił. - Co takiego? - Uniósł ze zdumieniem brwi. Już od dawna Anita obawiała się, że jej popularność wynika przede wszystkim ze współpracy z Price'em i zamierzała skorzystać teraz z propozycji agenta. - Nic nas nie zmusza, aby zawsze grać w tych samych filmach. Nie jesteśmy syjamskimi bliźniętami, tylko zupełnie odrębnymi ludźmi. - Którzy się kochają... Widziała, że Price jest bardzo przygnębiony, ale nie zamierzała go pocieszać. - Przecież pracując osobno, też możemy często się widywać. A od czasu do czasu wystąpić razem. - Nie podoba mi się to - potrząsnął gwałtownie głową. - Cóż, chyba musisz się z tym pogodzić. - Czy nie mam nic do powiedzenia? - Porozmawiamy o tym przy jakiejś lepszej okazji - wyjaśniła, czując się nieco winna. - Dzisiaj okropnie mnie rozzłościłeś. - Nie ma czegoś takiego jak ,,lepsza okazja" dla tego rodzaju wiadomości. - Price przyglądał się jej z nieprzyjemnym wyrazem twarzy. - Już wiem dokładnie, o co ci chodzi - po prostu wykorzystałaś mnie. - Wykorzystałam ciebie?
190
R S
Zbliżył się do niej, a jego oczy błyszczały gniewem. - Zrobiłaś karierę i już mnie nie potrzebujesz - wycedził. - Bawiłaś się ze mną w kotka i myszkę, jeśli chodzi o to całe nasze małżeństwo, prawda? - Nie - przygryzła wargę. Serce pękało jej z bólu, ale nadal kochała tego mężczyznę, który tak jej nie wierzył. - Nic dziwnego, że wciąż powtarzasz, że wolisz zaczekać. Tylko jak długo to potrwa? Dwa filmy? Dwa lata? Zawsze? Jesteś równie ambitna, jak cała reszta tych dziwek w Hollywood. - Dziwek? - Anita była wściekła i zraniona. Nigdy przedtem Price nie zachowywał się w taki sposób. - Jak śmiesz tak o mnie mówić?! - Odepchnęła go i cofnęła się o krok. Łzy napłynęły jej do oczu, ale za wszelką cenę starała się je powstrzymać. - Jeśli ktoś kogoś wykorzystał, to właśnie ty mnie. Nigdy nie zostałbyś gwiazdą, gdyby nie nasz duet, gdyby nie ja. I zmusiłeś mnie, żebym tańczyła tak, jak ty chcesz. Zniszczyłeś moją indywidualność! Jej oskarżenia jeszcze bardziej rozwścieczyły Price'a. - Nigdy nie zamierzałaś mnie poślubić. Bezczelnie kłamałaś, że mnie kochasz! - krzyknął. Anita nie była w stanie znosić tego dłużej. Ból, który odczuwała, rozszarpywał ją niemalże na kawałki. - Jeśli naprawdę w to wierzysz, to może ożenisz się z kimś innym, Price? Z jakąś gwiazdeczką bez mózgu - w sam raz partnerka dla ciebie! Odwróciła się i pobiegła w przeciwnym kierunku. Kiedy przystanęła, żeby zdjąć buty, straciła na moment równowagę i omal nie upadła. Zbliżając się do posiadłości, płakała tak rozpaczliwie, że nie zwróciła uwagi na kąpiącą się parę, która patrzyła na nią z zainteresowaniem. Weszła do jednej z kabin kąpielowych, żeby się jakoś pozbierać. Po pewnym czasie udało się jej uspokoić. Między nią a Price'em wszystko było skończone. Dzięki Bogu, przyjechała dzisiaj z własnym szoferem. Zaraz go znajdzie i wróci do domu.
191
R S
Zmierzając do głównego budynku, zauważyła zgromadzony wokół karuzeli tłum gości. Mimo fatalnego nastroju, zatrzymała się, aby popatrzeć, co przyciągało ich uwagę. Ruchy mężczyzny, trzymającego w ramionach Berty Masters, wydały się jej znajome. Tak, to był Price. Tłum wzniósł gromki okrzyk zachwytu, zaś Anitę przeszył zimny dreszcz. Jego partnerką była słodka gwiazdeczka o platynowych włosach, jedna z tych kobiet, z którymi czasem pokazywał się na życzenie wytwórni. Opowiadał Anicie, że Berty jest napastliwa, kapryśna i niezbyt dobrze wychowana. Czyżby nagle zmienił zdanie? Z pewnością nie był na tyle głupi, żeby poślubić kogoś takiego. Czy jednak było to tak zupełnie niemożliwe? Anita powiedziała sobie, że nic ją to nie obchodzi i odwróciła się plecami do tego widowiska. Tydzień wcześniej zakończyli z Price'em zdjęcia do najnowszego filmu ,,Maxine". Ich duet należał już do przeszłości. Usiłowała przekonać siebie, że będzie jej lepiej bez niego. Wmawiała sobie także, że wcale nie ma złamanego serca. Jednak przez całą drogę do domu rozpaczliwie płakała. Ona i Price Garfield zerwali ze sobą... BeverlyHills,l Gabby obudziła się mniej więcej przed godziną. Właśnie piła kawę, gdy usłyszała na dole głosy Lucille i innych domowników. Ciekawa, gdzie byli do tej pory, założyła w pośpiechu sweter i dżinsy, po czym ruszyła w kierunku schodów. Już zamierzała schodzić, gdy ujrzała matkę, wspinającą się na górę. - Wszystko w porządku? - zapytała. Anita wyglądała tak, jakby brakowało jej tchu. Miała rozwichrzone włosy i zaczerwieniony od słońca nos. - Jestem zmęczona tym bieganiem po plaży -wyjaśniła córce. - Muszę też przyznać, że jestem pełna niesmaku. Gabby dobrze wiedziała, co znaczy ta szczególna nuta w głosie matki. - Wspaniale. Znowu Price - powiedziała. - Niestety tak. - Anita weszła do pokoju i rzuciła się na kanapę.
192
R S
- Tylko czasem nie zanudzaj mnie powtarzaniem tego, co zawsze. Już nie raz słyszałam, że Price to nic dobrego i tak dalej. Sama sprowokowałam dzisiejszą sytuację. To moja wina. Mimo irytacji, jaka ogarniała ją na wspomnienie Price'a, Gabby ugryzła się w język. Postanowiła nie powtarzać już swoich ostrzeżeń. Nie był to również odpowiedni moment na opowiadanie o tym, że Kit zgodził się wreszcie przeczytać scenariusz, ani o tym, jak rozwija się ich związek. Matka mogłaby uznać to za brak lojalności. - Price Garfield jest niemożliwy - stwierdziła Anita. - Nie zmienił się ani trochę. - Chyba już za późno, aby oczekiwać tego od niego - zaryzykowała Gabby. - Pewnie tak. Byłam szalona myśląc, że może mamy szansę. - O jakiej szansie myślałaś? Na serdeczną przyjaźń? - Gabby starała się ukryć niesmak, kiedy dodała: - Czy też chodziło ci o inny rodzaj kontaktów? - Szczerze mówiąc, ostatniej nocy myślałam o małżeństwie. Takiej odpowiedzi Gabby nie oczekiwała. Natychmiast odjęło jej mowę. - Myślałaś o tym, żeby... poślubić tego starego kozła? - wykrztusiła w końcu. - Tylko przez moment. Dziewczyna była naprawdę przejęta. Szybko podeszła do matki. - Price nie był w stanie uratować pięciu małżeństw - powiedziała. - Dlaczego pomyślałaś, że teraz mu się to uda? Musimy wracać do Nowego Jorku, zanim on zdoła cię przekonać, żebyś zrobiła coś aż tak głupiego. Jednocześnie uświadomiła sobie z bólem w sercu, że będzie musiała towarzyszyć matce. Film w Kalifornii był wykluczony. Jakikolwiek związek z Kitem również nie wchodził w grę... Nagle Gabby zauważyła, że matka przypatruje się jej z uwagą. - My? - powiedziała Anita.
193
R S
- Nie przejmuj się mną, kochanie, nawet jeśli zdecyduję się wrócić do Nowego Jorku kilka dni wcześniej. Skoncentruj się na sobie i na tym filmie. Czy zdołałaś namówić Kita, żeby przeczytał scenariusz? Teraz, niezależnie od chęci, musiała o tym porozmawiać. - Przeczyta, ale i tak pewnie nie wyrazi zgody. - Nie bądź taką pesymistką. Moje gratulacje, szybko się uwinęłaś. Jesteś mistrzynią dyplomacji. - Po prostu przemówiłam mu do rozsądku. - Gabby wzruszyła ramionami. - Kit potrafi być miły, kiedy jest odprężony. - Lubisz go, prawda? Ton głosu Anity natychmiast wzbudził podejrzenia Gabby. Pytanie było podchwytliwe. Czy matka wiedziała więcej, niż powinna? Nie byli zbyt dyskretni, znikając na tak długo w garderobie Kita. Miała jednak nadzieję, że Anita nie wie o tym. - Przeważnie lubię Kita - powiedziała zgodnie z prawdą. Nie dodała jednak, że również go kocha, a czasami nienawidzi. - Jesteście bardzo dynamiczną parą. - Tak - zgodziła się Gabby. - Pasujemy do siebie na parkiecie. Na tym ucięła rozmowę. Wczorajszej nocy nie poszła do Kita i zmusiła go, aby ją odwiózł do Lucille. Nie miała ochoty ponownie tłumaczyć się przed matką z nocy spędzonej poza domem. Kit był bardzo niezadowolony i ona również miała przez moment wątpliwości, czy nie przesadza. Teraz wiedziała, że podjęła właściwą decyzję. - Wydaje mi się, że układa wam się dobrze również poza parkietem - zauważyła Anita. - Nieźle - wymijająco odparła Gabby. - Hm. - Anita upewniła się ostatecznie, że córka nie powie więcej i w końcu zmieniła temat. - Nie chcę, żeby moje problemy z Price'em zrujnowały ci karierę. Jeśli przekonasz Kita do ,,Tanga", zostań w Kalifornii i zrób ten film.
194
R S
Pamiętaj jednak zawsze o tym, co kiedyś powiedziałam. Garfield zawdzięcza karierę pannie Brooks. - Ale ty i ja... będziemy mieszkały tysiące kilometrów od siebie zauważyła Gaby. Jej matka miała ponad siedemdziesiąt lat i potrzebowała kogoś do opieki. Brat i siostry Gabby zdawali się o tym nie pamiętać. - Przecież nie zostaniesz tutaj na zawsze. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, co będzie, jeśli zdecyduje się pozostać w Kalifornii. Czy za kilka miesięcy zdoła opuścić Kita? - Rzeczywiście jesteś zbyt uzależniona ode mnie - westchnęła Anita. - Praca nad czymś, co cię pochłania, jest naprawdę bardzo ważna. Gabby zesztywniała, znów wracały do tego tematu. - Ale miłość do kogoś bliskiego jest również bardzo ważna powiedziała, mając na myśli swoje uczucie do matki. - Gdybyś musiała wybierać, jaka byłaby twoja decyzja - miłość czy praca? Anita milczała przez chwilę. Kiedy odezwała się w końcu, jej słowa wprawiły Gabby w zdumienie. - Nie jestem pewna. Myślę, że tak ważna decyzja nie może być... - Gabby! Krzyk z dołu wstrząsnął obiema kobietami. - Kit przyjechał do ciebie! - ponownie wrzasnęła Lucille. Gabby szybko wstała i wyszła na korytarz. - Powiedz mu, że zaraz zejdę! - odkrzyknęła, po czym wróciła do pokoju. - Mamo, jedziemy do Malibu, aby jeszcze trochę poćwiczyć. Nie dodała jednak, że również po to, aby nacieszyć się wzajemnie swoją obecnością. Rozmowa z Anitą pochłonęła ją tak bardzo, że zapomniała o spotkaniu z Kitem. Usiadła na kanapie i ujęła matkę za rękę. - Zostanę z tobą, jeśli chcesz - powiedziała. - Widzę, że wciąż jesteś przygnębiona. - Nie jestem - wyprostowała się Anita.
195
R S
- Proszę, jedź. - Jesteś pewna? Gabby zastanawiała się, czy powinna w tej sytuacji spędzać z Kitem więcej czasu, niż to konieczne. Wprawdzie wiedziała, że jej serce i tak będzie złamane, ale chyba lepiej, żeby ich związek już się nie pogłębiał. - Jestem absolutnie pewna. - Anita uścisnęła rękę córki i wstała. - Zamierzam wziąć przyjemną, długą kąpiel. Gabby niechętnie zadecydowała, że pojedzie. Zabrała sukienkę, którą zamierzała założyć po przedstawieniu, wsunęła do podręcznej torby i pośpieszyła na dół. Przygotowana była na wymówki, więc całkowicie zaskoczyło ją milczenie Kita. Jego uwaga skoncentrowana była na niespodziewanym gościu. Wszyscy domownicy tłoczyli się wokół Harveya i starszego, szczupłego mężczyzny. - Dave potrzebuje dobrego żarcia i miejsca do odpoczynku - mówił Harvey. - Znalazłem go dziś rano, jak włóczył się w pobliżu Wattsa. Od piątku szukałem go dniem i nocą. - Nie chciałem, żebyś widział mnie w takim stanie, Harv powiedział Dave ochrypłym głosem. Harvey poklepał go po plecach. - Ejże, nie bądź taki zakłopotany. Każdy z nas był raz na wozie, raz pod wozem. Neil badawczo przyglądał się obcemu. - Przykro mi, że muszę to powiedzieć - wycedził w końcu. - Ale chyba powinieneś się odpchlić, Dave. Mężczyzna wpatrywał się w podłogę, a wyraz jego twarzy wyraźnie mówił, że pragnie stać się niewidzialny. - To te cholerne noclegownie - wymamrotał z zażenowaniem. - I te pudła, w których sypiam, kiedy nie stać mnie na nic lepszego. - Na razie zapomnij o kąpieli - powiedziała Lucille. - Chyba powinieneś coś przekąsić. Elsie zaraz się o ciebie zatroszczy.
196
R S
Gabby i Kit wymienili spojrzenia. Nachylił się w jej stronę. - To był partner Harveya - szepnął dyskretnie. Czas nie obszedł się łagodnie z tym człowiekiem. Nie tylko był brudny, ale wyglądał także, jakby cierpiał z powodu chronicznego niedożywienia. - No chodź, Davey - Harvey machnął ręką. - Zjemy coś. Kit i Gabby oddalili się w przeciwnym kierunku. - Biedak - powiedziała dziewczyna, kiedy opuścili dom. - Kolejny kandydat na lokatora nieoficjalnego domu starców Lucille. - Czy może go przyjąć? - Dave nie miał pieniędzy i stanowiłby obecnie dodatkowe obciążenie. - Przyjmie. Możemy się założyć. Kiedy wsiadali do samochodu, Gabby myślała o matce. Anita miała dom i nie cierpiała niedostatku. Gabby jednak gotowa była poświęcić dla niej wszystko, zaspokoić każdą jej potrzebę, jakakolwiek by ona była. - Nie chcesz zrobić próby? - zapytała Gabby, wchodząc na pomost. - Myślałam, że po to przyjechaliśmy tutaj. - Próba nie stanowi najważniejszej pozycji w moim dzisiejszym programie. - Kit był zirytowany, że Gabby krąży tam i z powrotem, zamiast wreszcie się uspokoić, najlepiej w jego ramionach. - Nie sądzę też, żebyś ty o niej marzyła. Jesteś czymś zdenerwowana? - Mnóstwo spraw zaprząta mi myśli. Może rozważa konsekwencje wynikające z ich wzajemnych deklaracji uczuciowych? Kit również przez kilka godzin zastanawiał się nad tym, aż doszedł do pewnych wniosków. Usiadł teraz wygodnie na jednej z ławeczek i poklepał zachęcająco puste miejsce obok siebie. - Usiądź koło mnie. Chcę z tobą porozmawiać. - Tu mi dobrze - uśmiechnęła się, chociaż wszystkie mięśnie miała napięte.
197
R S
- Gabby, proszę. Ustąpiła. Ujął ją za rękę, pociągnął na ławeczkę i otoczył dziewczynę ramieniem. - Powiedz teraz, o co chodzi - zażądał łagodnie, ujmując ją pod brodę. - Jesteś cała spięta. Czym się tak denerwujesz? Chyba nie zmieniłaś zdania co do charakteru uczuć, jakie żywisz do mnie? - Nie. - Ja też nie, ale musimy się zastanowić, co z tym wszystkim zrobić. Gdy puścił jej brodę, odwróciła się i utkwiła wzrok w oceanie. Miał niejasne przeczucie, że temat ten wywołał w niej jeszcze większy niepokój. Ale trzeba było w końcu znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. Ponieważ Gabby ciągle milczała, Kit uznał, że on powinien zacząć. - Przede wszystkim, powiedz mi, czy chcesz zostać w Kalifornii powiedział. - Tak czy nie? - Czytałeś scenariusz ,,Tanga"? - zapytała po chwili milczenia. - Nie miałem czasu. - Ale to ma wiele wspólnego z moim pozostaniem w Kalifornii. Pomiędzy jej brwiami uformowała się drobna zmarszczka. - Nawet nie mogłeś zacząć? Tej nocy przeczytałam całość. To naprawdę niezłe. Scenariusz nie był jednak najważniejszy dla Kita. - Ten film wcale nie musi być usprawiedliwieniem dla tego, że tu zostajesz. Możemy się pobrać. - Gabby otworzyła usta i przyglądała mu się w niemym zdumieniu. Na pewno nie była to reakcja, jakiej oczekiwał. Z trudem przełknęła ślinę. - Po... pobrać? Czy ty mi się oświadczasz? - wyszeptała. - Kochamy się, przed nami wspaniała przyszłość. Dlaczego nie mielibyśmy się pobrać? - Jakie to romantyczne - mruknęła Gabby. Nie widać było po niej zachwytu, wyglądała raczej na zniechęconą.
198
R S
- Gabby, długo zastanawiałem się nad tą propozycją. Nie mogę powiedzieć, żebym miał w tym wprawę. Rozumiem twoje obawy, ja też jestem nieco przestraszony - przyznał. - I może to trochę dziwne, że proszę o rękę córkę Anity Brooks. Popatrzyła na niego uważnie. - No tak, a poza tym znamy się przecież tak krótko - dodała obrażonym tonem. - Zdecydowałem jednak, że posłucham swoich uczuć - próbował ją ułagodzić. - Naprawdę cię kocham, Gabby, i małżeństwo wydaje mi się rozsądnym rozwiązaniem. - Ale to ogromna odpowiedzialność - mówiła z napięciem. - Nie chcę małżeństwa w hollywoodzkim stylu, trwającego kilka lat i... - Ani ja - przerwał. - Widziałem to z bliska. Jeżeli jednak małżeństwo na razie ci nie odpowiada, możemy przez pewien czas pozostać zaręczeni. Przeprowadź się do mnie, jeśli chcesz. - To nadal wygląda bardzo poważnie. - Gabby wstała i podeszła na skraj pomostu. Spojrzała na Kita. - Chcę pracować. Jeśli nie weźmiemy tego filmu, będę musiała wrócić do Nowego Jorku i dalej prowadzić szkołę. - Dlaczego? Przecież możesz robić to tutaj, albo pracować dla Studia Tanecznego Garfielda. - Nie - potrząsnęła przecząco głową. - Mówiłam ci, że nauczanie nie stanowi mojej pasji życiowej. - Poczekaj chwilę. - Kit nie był pewien, czy dobrze zrozumiał to, co przed chwilą usłyszał. - Zaczynam się gubić. Najpierw twierdzisz, że musisz poprowadzić szkołę swojej matki, a kiedy proponuję, żebyś robiła to samo dla mnie, odmawiasz mówiąc, że nie lubisz uczyć. Może po prostu sama nie wiesz, czego chcesz. Zauważył, że Gabby próbuje ukryć niepewny wyraz twarzy. Może rzeczywiście czuła się zagubiona.
199
R S
- Jeśli o mnie chodzi, zaczekam na twoją decyzję - dodał uspokajająco. - Masz prawo zastanawiać się tak długo, jak zechcesz. Nie martw się też o pracę, nie pozwolę, żebyś głodowała. - Nie tym się martwię. - Powiedz, w czym tkwi problem? - Wszystko jest takie skomplikowane - westchnęła cicho. Była tak spięta, że aż pobielały zaciśnięte na poręczy ręce. - Taniec jest moim życiem, Kit. Chciałabym także, żeby jak najdłużej był moim zawodem, ale ty tego nie rozumiesz. - Naprawdę rozumiem. - To dlaczego próbujesz pozbawić mnie życiowej szansy? Wspominałeś, że możesz na jakiś czas przekazać komuś kierowanie korporacją. Zawsze masz możliwość powrotu, nie musisz grać w filmach do końca życia. Prosisz mnie o to, żebym poświęciła dla ciebie swoje sprawy i marzenia, a ty nie chcesz zrezygnować dla mnie z części swojego życia zawodowego, chociaż wiesz, ile to dla mnie znaczy. Nagle Kit zrozumiał, o co w tym wszystkim chodzi. - Chwileczkę. Chcesz powiedzieć, że albo zagram w tym głupim filmie, albo nie spróbujesz nawet rozważyć mojej propozycji? - Wstał rozzłoszczony. - No tak, ty rzeczywiście bardzo mnie kochasz - dodał kąśliwie. - A ty? Dlaczego mi nie pomożesz? Jak mogę cię poślubić, jeśli nawet przed sobą nie potrafisz przyznać, że taniec jest dla ciebie ważny? Nie umiesz być uczciwy w stosunku do siebie, skąd więc mam wiedzieć, czy będziesz do mnie? - Przestań, Gabby. Próbujesz mnie szantażować, żebym zrobił to, czego chcesz. - Kit jeszcze nigdy nie czuł się tak rozczarowany. - W porządku, zapomnijmy o tej propozycji. - Szantażować? - Oczy Gabby rozszerzyły się. - Chyba powinnam odejść.
200
R S
- Proszę bardzo. Uciekanie znakomicie ci wychodzi. Pewnie matka dała ci dobry przykład, uciekając wtedy do Nowego Jorku. Co zresztą nie wyszło jej na dobre. - Jak śmiesz czepiać się mojej matki! - Gabby była blada jak płótno. - To Price zrujnował jej karierę! Garfieldowie są nam za to coś winni. Gdybym uważała inaczej, w ogóle nie przyjechałabym do Hollywood. Teraz Kit widział całą sytuację jak na dłoni. Był tak boleśnie zraniony, że nie dbał już o to, co mówi. - Nic ci nie jestem winien - warknął. - Twoja matka wykorzystała mojego ojca, żeby wspiąć się możliwie jak najwyżej. Wprawdzie Price twierdził już coś wręcz przeciwnego, ale prawdopodobnie był teraz tak ogłupiały, że zapomniał, co się naprawdę wydarzyło. - Wygląda na to, że matka nauczyła cię, jak umiejętnie wykorzystywać ludzi - dodał. Gabby oddychała z trudem. - Jesteś równie okrutny i bezlitosny jak twój ojciec! - wykrzyknęła. Kit zamarł. Gabby odchodziła i nawet nie próbował jej zatrzymać, ale ostatnie słowo musiało należeć do niego. - Rozumiem, że nie przyjmujesz mojej propozycji - powiedział sarkastycznie. Odwróciła się. - Dobrze rozumiesz. Myślę, że potrzeba ci kogoś o wiele bardziej uległego. Dlaczego nie pójdziesz w ślady ojca i nie poszukasz sobie jakiejś miłej głupiej panienki. - Może to zrobię. - Upewnij się też, czy będzie potrafiła tańczyć - dodała Gabby. - Jutro rano wracam do Nowego Jorku. Będziesz musiał znaleźć sobie nową partnerkę. - Co takiego? - Niemalże pociemniało mu w oczach. - Niech cię diabli wezmą! - I ciebie też! - krzyknęła. Złapała swoje rzeczy i wyszła, trzaskając drzwiami.
201
R S
Kit rąbnął pięścią w ścianę, niemal nie czując bólu. Co za piekło! Klub będzie wprawdzie zamknięty w poniedziałek i wtorek, ale daje mu to tylko dwa dni na znalezienie nowej partnerki, zapoznanie jej z choreografią i przygotowanie kostiumów. Poza tym z pewnością żadna nie będzie tak dobra, jak Gabby. Musi też przez ten czas pozbierać się po wszystkim, co dziś się wydarzyło. Będzie to z pewnością najtrudniejsze zadanie, jakie kiedykolwiek musiał wykonać.
202
Rozdział czternasty
R S
Zamiast powrócić do Lucille, Gabby zadzwoniła z automatu po taksówkę i po niecałej godzinie oczekiwania jechała w stronę ,,Cheek to Cheek". Nie chciała, by matka lub ktokolwiek inny zobaczył ślady łez i zadawał kłopotliwe pytania. Sytuacja była już i tak wystarczająco beznadziejna. Niech diabli wezmą Kita Garfielda! I Price'a także! Gabby żałowała, że w ogóle znalazła się w Kalifornii. Po kilku okrzykach w zaciszu garderoby - była to stara sztuczka, której nauczył Gabby jej dawny wykładowca - położyła się na sofie i próbowała zrelaksować. Niezupełnie jej się to udało. Nagle zaczęła głośno szlochać. Kiedy w końcu uspokoiła się, poczuła, że jest kompletnie wyczerpana. Wiedziała, że ma podpuchnięte oczy i czerwony nos. Żeby ukryć ślady rozpaczy, będzie musiała poświęcić mnóstwo czasu na zrobienie odpowiedniego makijażu. Dobrze, że tak wcześnie przyjechała. Podskoczyła nagle, słysząc pukanie do drzwi. Czyżby charakteryzatorka również postanowiła zjawić się przed czasem? - Gabby? Gabby, jesteś tu? - Mama? - Wstała na dźwięk znajomego głosu. - Wpuść mnie, kochanie. - Anita zapukała ponownie. Gaby pośpiesznie przetarła oczy i wydmuchała nos. Podeszła do drzwi i uchyliła je nieznacznie. - Co tu robisz? - zapytała. Anita nie odpowiadała. Patrzyła uważnie na córkę. - Płakałaś! - krzyknęła z przejęciem. - Wiedziałam, że coś jest nie tak. - Skąd wiedziałaś? Telepatia? - zapytała Gabby cofając się. Anita weszła do środka, omiatając podłogę swą piękną wieczorową suknią. - Stało się coś okropnego, prawda? - Pochyliła się nad córką niczym opiekuńcza kwoka.
203
R S
- Poczułam to, kiedy telefonowałam do Kita i dowiedziałam się, że już wyszłaś. - Do czego jestem ci teraz potrzebna? - zapytała niespokojnie Gabby. - Wiedziałaś przecież, że zobaczymy się po występie. Anita wskazała na torbę, którą trzymała w dłoni. - Drzwi od twojej sypialni były otwarte - wyjaśniła. - Kiedy zajrzałam do środka, zauważyłam, że zostawiłaś buty na zmianę, zestaw do makijażu i bieliznę. Wszystko leżało na łóżku. Gabby uświadomiła sobie, że w pośpiechu zapomniała zapakować niektóre rzeczy. Nic dziwnego, że torba wydawała jej się taka lekka. - Zabrałam wszystko i dzwoniłam, żeby powiadomić cię, że przyniosę rzeczy do klubu - ciągnęła Anita. - Naprawdę się przejęłam, kiedy Kit powiedział mi, że nie ma pojęcia, dokąd poszłaś. Na dźwięk imienia młodszego Garfielda Gabby mocno zacisnęła szczęki. - Pewnie dawał ci do zrozumienia, że nic go to nie obchodzi? - Pokłóciliście się, tak? - Tak i to bardzo poważnie. - Och, kochanie - ze współczuciem westchnęła Anita. - To było nieuniknione. - Gabby zamknęła drzwi. - A tak dobrze wam szło. - Dopóki nie popełniłam błędu i nie zaangażowałam się emocjonalnie. - Och, kochanie - powtórzyła Anita. - Mogłam popełnić o wiele poważniejszy błąd - przyznała Gabby. - Cieszę się, że dowiedziałam się, jaki on jest, zanim było za późno. Chciał, żebym za niego wyszła. - Och, kochanie... - Anita wyglądała tak, jakby za chwilę miała zemdleć. Zaniepokojona Gabby pomogła jej usiąść na krześle. Była zła na siebie, że zaczęła o tym wszystkim mówić.
204
R S
- Uspokój się, mamo. Nie musimy tu zostawać. Dzwoniłam już na lotnisko. Jest mnóstwo miejsc w samolotach, które odlatują do Nowego Jorku dziś wieczorem. Możemy się teraz spakować i pojechać na lotnisko tuż po przedstawieniu. - Ale masz przed sobą jeszcze tydzień występów - zauważyła oszołomiona Anita. - Lucille liczy na ciebie. Gabby rozważała już problem Lucille i jej lokatorów. Czuła się winna, ale przecież ta odpowiedzialność została jej narzucona przez przyjaciółkę matki. W tej chwili jeszcze bardziej ciążyło jej to brzemię. Co będzie, jeśli przez nią klub splajtuje? Co stanie się z Lucille? Z Chesterem i całą resztą? Dobry Boże, cóż za zamęt! - Więc co mam robić? - Gabby poczuła, że ponownie chce się jej płakać. Zrozum mnie, po prostu przebywanie po tym wszystkim w pobliżu Kita będzie nie do zniesienia. Dziś wieczorem wytrzymam, dam sobie radę, ale lepiej niech Kit szuka nowej partnerki. Przecież zna mnóstwo ludzi w showbiznesie. - To wszystko moja wina - Anita potrząsnęła głową, jakby próbując opędzić się od natrętnych myśli. - Dlaczego zawsze siebie obwiniasz? - zapytała Gabby. - Nie namawiałaś mnie, żebym się zakochała w synu twojego byłego partnera. Chciałaś, żebym przyjęła tę pracę, ponieważ uważałaś, że stanowi to dla mnie szansę na przebicie się. Trzeba się pogodzić, że czasami nie wychodzi. - A co z filmem? - Kit nawet nie przeczytał scenariusza. Za bardzo się obawiał, że wykorzystam go do zrobienia kariery. Jest taki sam, jak Price. - Nie rozumiem. Z jednej strony kocha cię na tyle mocno, że pragnie ożenić się z tobą. Z drugiej strony nie dowierza ci i uważa, że usiłujesz go wykorzystać. - Zaczął mnie o to oskarżać dopiero wtedy, kiedy próbowałam wykręcić się od tego małżeństwa - przyznała Gabby. - Powiedziałaś ,,nie"?
205
R S
- Nie dałam mu żadnej odpowiedzi. Myślę, że jeszcze na to za wcześnie. Znamy się dopiero od kilku tygodni. - Powiedziałaś mu to? - Oczywiście. Wie też, że praca w tym filmie pozwoliłaby nam spędzać więcej czasu ze sobą. - Gabby usiadła na brzegu sofy. - Przynajmniej na to mógłby się zgodzić. Anita milczała przez dłuższą chwilę. - Teraz przynajmniej wszystko jest jasne - westchnęła w końcu. - Kit pragnie być z tobą, a ty chcesz zagrać w tym filmie. - To wcale nie wygląda tak przyziemnie - Gabby przełknęła ślinę. - Kocham Kita. Kocham go, ale nie zamierzam dla niego ze wszystkiego zrezygnować. - Ale wymagasz, żeby on poświęcił swoją pracę w imię twojej kariery? - To nie jest to samo! Poza tym to nie w porządku. - Kit kocha taniec, ale nie chce wiązać się z showbiznesem z powodu tej idiotycznej rywalizacji z ojcem. - Tak, grzechy rodziców obciążają dzieci. - Anita gładziła suknię z zamyślonym wyrazem twarzy. - Co takiego? - Gabby nie rozumiała, co matka chce przez to powiedzieć. - Nic, współczesna wersja pewnej myśli z Biblii. Jestem przekonana, że cała ta rywalizacja ma wiele wspólnego z niechęcią Kita do Price'a. - To nie mój problem. - Twój może nie, ale w pewnym sensie mój. - Zanim Gabby zdążyła cokolwiek powiedzieć, Anita zapytała: - Jesteś pewna, że kochasz Kita? Że nie jest to tylko zauroczenie? - Chciałabym, żeby tak było. Ale między nami istnieje szczególna więź - czułam to od samego początku. Doskonale się wzajemnie uzupełniamy. Nigdy nie znałam mężczyzny, który byłby równie odkrywczy i inspirujący. - Zawsze wie, kiedy cię schwycić po obrocie w tańcu. - Anita pokiwała głową.
206
R S
- Czuje ten sam rytm, co ty. Inteligentny, nieco kłótliwy, co zresztą może być bardzo pobudzające. A poza tym ciepło i troska ukryte pod chłodną fasadą. - Nie wiedziałam, że znasz Kita aż tak dobrze -zauważyła Gabby. - Myślałam o ojcu, nie o synu. - Starsza pani popatrzyła na córkę w zamyśleniu. - Ale wróćmy do ciebie. Co masz zamiar zrobić z Kitem? - Nie wiem. Kiedy wrócimy do Nowego Jorku, będę musiała o nim zapomnieć. - Nie uda ci się. Gabby cofnęła się o krok. - Dziecko, mówię to dlatego, że cię kocham. - Anita pochyliła się do przodu i wzięła córkę za rękę. - Nie pozwól, żeby historia się powtórzyła. Popełniłam błąd, myśląc, że zapomnę o Prisie Garfieldzie, kiedy wyjadę do Nowego Jorku. Nigdy mi się to nie udało. Gabby nie mogła uwierzyć, że przez te wszystkie lata matka czuła to samo, co ona w tej chwili. - Powinnaś była się zmusić, żeby zapomnieć. Przecież wy dwoje razem to trucizna. - Znowu się mylisz. Price i ja zatruwaliśmy sobie życie, bo słuchaliśmy naszych lęków zamiast naszych serc. - A ty znowu się obwiniasz. - Bo to moja wina - ucięła Anita. - Uciekłam, zamiast stawić czoła tej sytuacji jak osoba dorosła. Zrezygnowałam z wyjątkowego mężczyzny, którego kochałam, i z pracy, która mnie pasjonowała. Obawiałam się, że Price zepchnie mnie w cień i zdominuje i że nigdy na własną rękę nie zdołam odnieść sukcesu w filmie. - Byłaś bardzo młoda, kiedy wyjechałaś. - Byłam bardzo dojrzała jak na swój wiek. Życie mnie nie rozpieszczało, no i pracowałam już od kilku lat. - Ale przecież Price naprawdę próbował cię zdominować. Pamiętam, co mi opowiadałaś. - Udało mi się przekonać ciebie, prawda? - spytała łagodnie Anita.
207
R S
- Price usiłował dominować z powodu własnego strachu. Myślał, że musi mnie kontrolować, żeby zatrzymać mnie przy sobie. Oboje zrobilibyśmy lepiej, gdybyśmy panowali nad sobą i postarali się wszystko ułożyć. Zamiast tego ja uciekłam do Nowego Jorku, żeby udowodnić, że bez niego też mogę być gwiazdą, a on ożenił się, żeby przekonać siebie, że może kochać kogoś innego. Oboje, jak widzisz, przegraliśmy. - Przecież żeby się przebić w showbiznesie, trzeba również mieć szczęście - zauważyła Gabby. - Tak, ale ponieważ nie poszłam za głosem serca, moje porażki były tym bardziej dotkliwe - ciągnęła Anita. - Ludzie oszukują się, sądząc, że unikną bólu, jeżeli bardzo nisko postawią poprzeczkę dla swoich pragnień. Sięgając po najważniejsze, także można wygrać, chociaż trzeba się liczyć z przegraną. Zawsze jednak należy walczyć o spełnienie swoich marzeń. Tylko to tak naprawdę się liczy. - To bardzo mądre, co mówisz, mamo - powiedziała cicho Gabby. - Właśnie ty pomogłaś mi dojść do tych wniosków. Zaczęłam zastanawiać się nad wyborem pomiędzy pracą a miłością. Takiej decyzji nigdy nie należy podejmować pochopnie. Myślę, że zawsze trzeba słuchać serca, a nie lęków, które nas niszczą. Poddając się uczuciu strachu, nigdy tak naprawdę nie dokonałam właściwego wyboru, ani jeśli chodzi o miłość, ani o pracę... być może Robert mi to wybaczy. .. - wyszeptała Anita i olbrzymia łza spłynęła jej po policzku. - Och, mamusiu... Gdy Gabby uniosła się, żeby uściskać matkę, Anita powstrzymała ją gestem dłoni. - Nie rozczulaj się nade mną. Nie chcę się rozklejać. Już dość żałowałam przez te wszystkie lata. Teraz dla odmiany zamierzam wyciągnąć wnioski z przeszłości i skoncentrować się na teraźniejszości. Będę się cieszyć tą resztą życia, jaka mi pozostała, razem z Price'em.
208
R S
- Z Price'em? Myślałam, że nie chcesz mieć z nim więcej do czynienia. - Znów przemówił przeze mnie strach. Ale się opamiątałam i zadzwoniłam do niego, kiedy tylko wyszłaś. Natychmiast przyszedł do mnie, żeby porozmawiać. Ostatecznie, zamierzamy zrobić to, co powinno mieć miejsca ponad pięćdziesiąt lat temu -przeżyć cudowny romans zakończony małżeństwem. Po dzisiejszym przedstawieniu lecimy do Las Vegas. - Mamo! - Gabby była przerażona. - Proszę, postaraj się być szczęśliwa z tego powodu, zrób to dla mnie. Gabby bardzo pragnęła, lecz nie mogła pozbyć się wątpliwości. - Będziesz cierpiała - powiedziała. - A więc będę cierpiała, próbując urzeczywistnić marzenie swojego życia. Kocham Price'a do szaleństwa. - Ależ ty masz siedemdziesiąt dwa lata, a Price siedemdziesiąt sześć. Nie uważasz, że romans w waszym wieku jest nieco... spóźniony? - Gabrielle Brooks Lacroix, jak możesz mówić coś takiego! - Anita popatrzyła na córkę ze złością. - Nie istnieje limit wieku dla miłości. Jak możesz być aż tak uprzedzona? - Wcale nie jestem uprzedzona. - Gabby skuliła się pod przenikliwym spojrzeniem matki. - A może martwi cię coś innego? - Anita zmarszczyła brwi. - To taka nagła wiadomość. Małżeństwo brzmi tak... drastycznie. - I ty czujesz się odrzucona... - Po prostu sądziłam, że zawsze będziemy należały do siebie. Gabby poczuła, jak olbrzymia kula rośnie jej w gardle. - Oczywiście, że zawsze będę twoja, kochanie. - Anita uścisnęła dłoń córki. Będziemy się widywały często, niezależnie od tego, co postanowisz zrobić. Jesteś moim dzieckiem i nigdy nie przestanę cię kochać. Byłoby cudownie, gdybyś przeniosła się do Kalifornii. Jeśli
209
R S
zaczniesz pracować tu w nowej szkole, z przyjemnością ci pomogę, ale nie musisz mieszkać w tym samym budynku, ani też mieć mnie przez cały czas na oku. - Ależ ja chcę cię chronić! - Nie chronisz mnie, próbując trzymać z dala od mężczyzny, którego kocham. I nie powinnaś także pozwalać mi ingerować w twoje życie prywatne. Czy ten problem z Kitem ma również coś wspólnego z poczuciem odpowiedzialności za mnie? - On niezbyt cię lubi - wymamrotała Gabby, czując się bardzo nieswojo. - Jestem pewna, że słyszał o mnie mnóstwo okropnych historyjek od swojego ojca. Ja opowiadałam ci podobne o Prisie. - Więc to były tylko historyjki? - Mocno przerysowana prawda. Jak w ogóle chciałaś rozważać ewentualne małżeństwo z Kitem, skoro uważałaś, że powinnaś wracać do Nowego Jorku, żeby się mną opiekować? - To był problem - przyznała Gabby. - A nie powinien. Naprawdę uważam, że gdybyś nie była tak uzależniona ode mnie, pewnie nie zerwałabyś swoich poprzednich zaręczyn. - Po prostu czuję, że jesteś mi bardzo bliska - westchnęła Gabby z rezygnacją. - Chyba jesteśmy sobie zbyt bliskie, skoro przeszkadza to nam iść za głosem uczuć. Obawiam się, że to ja spowodowałam tę zależność. Widząc, że Gabby usiłuje przerwać, Anita uniosła rękę. - Nie zrobiłam kariery. Uciekłam od miłości mojego życia. Zrezygnowałam ze swoich dążeń, więc próbowałam realizować je przez ciebie. Byłaś młoda, pełna zapału i przypominałaś mnie. - Ale ja zawsze chciałam być tancerką - sprzeciwiła się Gabby, chociaż zaczynała już rozumieć, o co chodzi matce. - Gdyby tak nie było, odpadłabym już dawno. - Pomógł mi w tym przypadek. Nie twierdzę, że nie posiadasz wrodzonego talentu, ale to ja skłoniłam cię, żebyś pokochała moje marzenia. Związałam cię ze sobą tak silnie, że mnie zwierzałaś się ze
210
R S
swoich pragnień, wątpliwości i planów. Wiedziałam więcej, niż jakakolwiek twoja przyjaciółka. - A co to szkodziło? - zapytała Gabby, choć w końcu rozumiała już wszystko. - Właśnie przed chwilą przyznałaś, że nie poślubiłabyś człowieka, którego kochasz, ponieważ uważasz, że powinnaś zapewnić mi opiekę. Gabby wiedziała, że już nadszedł czas, aby spojrzała prawdzie w oczy. Zasłaniała się uczuciami do matki, żeby usprawiedliwić swoją niechęć do związania się z kimkolwiek. Ten szczególny rodzaj samoobrony wykształcił się w niej pod wpływem obserwacji małżeństwa rodziców. Według jej oceny nigdy tak naprawdę nie byli ze sobą szczęśliwi. - Kiedy teraz o tym myślę - ciągnęła Anita czuję, że ta szczególna więź między nami mogła mieć decydujący wpływ na zachowanie twojego ojca. Obie rozmawiałyśmy wyłącznie o tańcu, karierze, przyszłości, nie dopuszczałyśmy go do naszych spraw. Być może Robert czuł się odrzucony. Oczy Anity ponownie napełniły się łzami. Gabby także czuła się zgnębiona. Utraciła matkę... oraz Kita. Dlaczego była aż tak głupia? Wszystko przeprowadziła nie tak, jak trzeba, zniszczyła przez z góry założone uprzedzenia i źle pojętą odpowiedzialność. Hałasy z zewnątrz uświadomiły jej, że ekipa techniczna przybyła już na miejsce. - Nie pozwól, żebyś ponosiła konsekwencje moich pomyłek i nie dopuść do tego, żebyś cierpiała, powtarzając moje błędy - ostrzegła córkę Anita. -To właśnie miałam na myśli, gdy mówiłam o grzechach ojców. Kit cierpiał z powodu rozwodu Price'a. Wzór miłości i małżeństwa przejmuje się zazwyczaj od rodziców. - Masz rację. Nigdy nie uważałam, że ty i tatuś jesteście szczęśliwi. - Prawdę mówiąc byliśmy z Robertem znacznie szczęśliwsi, niż wiele innych par i kochaliśmy nasze dzieci. Byłam wdzięczna za to, co miałam. - Anita wytarła oczy chusteczką.
211
R S
- Po prostu teraz znów znalazłam się na rozstaju dróg i pójdę w kierunku, w którym od początku chciałam iść. - Wychodzisz za Price'a? - Gabby ze zdumieniem zdała sobie sprawę, że nie czuje się z tego powodu smutna ani zgorzkniała. - Price mnie tu przywiózł i czeka teraz na zewnątrz. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko naszej ucieczce. Myślałam, żeby zawiadomić twoje siostry i brata, ale szkoda czasu. - Anita wstała i wygładziła suknię. - Zadzwonię do nich jutro. Ktoś zastukał do drzwi. - Chwileczkę! - krzyknęła w popłochu Gabby. - Musisz się przygotować - powiedziała Anita i uśmiechnęła się niepewnie. - Odlatujemy z Price'em tuż po przedstawieniu. Proszę cię, daj mi swoje błogosławieństwo, Gabby. To tak wiele dla mnie znaczy. - Masz moje podwójne błogosławieństwo. - Gabby uścisnęła matkę, po czym odsunęła ją na odległość ramienia. - Wyglądasz prześlicznie. W wieku siedemdziesięciu dwóch lat Anita była nieco okrągłej sza, niż chciała, ale udało się jej zachować zgrabną sylwetkę. Czas obszedł się wyjątkowo łagodnie z piękną twarzą otoczoną falującymi, srebrnymi włosami. W tym momencie Gabby mogłaby przysiąc, że matka wygląda młodziej niż zwykle. Być może przyczyniły się do tego miłość i podekscytowanie. - Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa, mamo. - Gabby mocno uścisnęła starszą panią. - Dziękuję ci. Anita przytuliła się do córki i pocałowała ją w policzek. Kiedy w końcu oderwały się od siebie, obie miały łzy w oczach. - Nie wiem, co powiedzieć, jeżeli chodzi o Kita - Anita odwróciła się w stronę drzwi. - Mogę ci tylko doradzić, abyś słuchała głosu serca. Pamiętaj. Maria czekała już pod drzwiami i wpadła do garderoby natychmiast po wyjściu Anity. Patrząc na zegarek, Gabby uświadomiła sobie, że
212
R S
mają mnóstwo pracy z makijażem, włosami i strojem. Nie będzie czasu na to, aby przemyśleć to wszystko, o czym mówiła matka. Jedno wiedziała na pewno - nie zamierzała rezygnować z Kita. Jeszcze się nie podda. Kit spojrzał w lustro i uznał, że wygląda jak żywy trup. Twarz miał wykrzywioną grymasem złości i zawodu, a oczy zdawały się płonąć niezdrowym blaskiem. Musiał przyłożyć lód na stłuczoną dłoń. Opuchlizna zniknęła, jednak wokół kostek skóra wciąż była mocno zaczerwieniona. Dziękował opatrzności, że nie próbował niczego kopać. Drzwi od garderoby otworzyły się cicho. Kit zerknął na niespodziewanego gościa. Zdumiał się, zirytował jednocześnie, widząc wchodzącego ojca. Priće zamknął starannie drzwi i podszedł bliżej. - Widzę, że jesteś w świetnym humorze - powiedział. - Miałem kiepski dzień. - No, no. Chcesz o tym porozmawiać? - Chyba żartujesz. - Szczerze mówiąc... nie, nie żartuję. Price odgarnął poły starego, lecz dobrze utrzymanego smokinga i usiadł na sofie. Kit pomyślał, że w tym stroju ojciec wygląda równie elegancko, jak na swoich starych filmach. - Musimy porozmawiać. Straciliśmy trzydzieści kilka lat powiedział poważnie Price. - Być może, ale dwadzieścia minut przed występem to chyba nie jest najlepszy moment na odrabianie zaległości. - Kit nie mógł powstrzymać brzmiącej w jego głosie ironii. - To wystarczająco dużo czasu, żeby przynajmniej spróbować zacząć. Musimy porozmawiać, Kit. Anita opowiedziała mi, co zaszło między tobą a Gabby tego popołudnia. Jeżeli naprawdę ją kochasz, nie pozwól jej odejść. - Sprawy między mną a Gabby nie powinny cię interesować. - Kit był wyraźnie poruszony.
213
R S
- Mylisz się. Odnoszę wrażenie, że czas się cofnął. Anita i ja wyrządziliśmy sobie tyle krzywdy, gdyż nie próbowaliśmy zrozumieć się wzajemnie. Kierując się gwałtownym temperamentem, rzuciliśmy sobie w twarz wiele niesprawiedliwych oskarżeń. Mój Boże... powiedziała mi, że mszczę jej indywidualność czy coś takiego, a ja odparowałem, że mnie wykorzystała. - A czy tak nie było? - Oboje zachowywaliśmy się niedorzecznie. Gdybym miał więcej rozumu, próbowałbym wypracować jakiś kompromis, zamiast starać się tylko zdominować Anitę. Pobralibyśmy się i byłbym zupełnie innym człowiekiem... oraz lepszym ojcem. Zaniedbywałem cię, prawda? - Cóż, mogłeś zwracać na mnie nieco więcej uwagi - przyznał Kit, ujęty szczerością ojca. - Nigdy nie mówiłem ci, że cię kocham? - Nie przypominam sobie. - Kit mocno zacisnął szczęki. - No więc, kocham cię. Kit zastanawiał się, czy powinien odpowiedzieć tym samym wyznaniem. - Nie oczekuję natychmiastowej reakcji - ciągnął Price. - Liczę na to, że pewnego dnia też to usłyszę od ciebie. Musimy się teraz częściej widywać, żeby się lepiej poznać. Chciałbyś? Stary człowiek wyglądał w tej chwili całkiem bezbronnie. Z bolesną niepewnością oczekiwał odpowiedzi syna. - Moglibyśmy zjeść razem obiad albo kolację - zaproponował wzruszony Kit. - Albo po prostu spotkać się, żeby porozmawiać. - Nie wszystko, co mam do powiedzenia, będzie ci się podobało. - Wysłucham wszystkiego. Jeśli to krytyka, na pewno na nią zasługuję. Jedynym moim usprawiedliwieniem jest fakt, że stałem się zgorzkniały i sfrustrowany po tylu nieudanych małżeństwach. - Trudno się dziwić. Rozwód jest niezbyt przyjemnym doświadczeniem - zgodził się Kit.
214
R S
- Nigdy nie potrafiłem porozumiewać się z drugim człowiekiem, może dlatego, że nie chciałem zrozumieć jego racji. Bałem się, że ludzie, których kocham, sprawią mi zawód. Chciałem ich związać ze sobą, nie dopuszczając do żadnych innych kontaktów, a kiedy nie było to możliwe, kontrolowałem ich zachowanie w najdrobniejszych szczegółach. - Price uśmiechnął się. - Anita była wściekła, kiedy odkryła, że to ja ukartowałem jej przyjazd do Los Angeles. - Ale ci wybaczyła? - Tak, dzięki Bogu. W gruncie rzeczy Anita jest cudowną kobietą... tak samo jej córka. Daj Gabby jeszcze jedną szansę. Chociaż Kit zgadzał się ze wszystkim, co dotychczas mówił Price, nie był pewien, czy akurat w tej kwestii ojciec ma rację. - Powiedziała mi kilka piekielnie nieprzyjemnych rzeczy - mruknął. - A ty pewnie milczałeś potulnie, co? Widocznie dziewczyna odziedziczyła po matce nie tylko wielkie serce, ale i temperament. Mógłbym ci co nieco opowiedzieć o paniach Brooks, ale dam ci tylko jedną radę. Można z nimi polemizować, ale należy o nie walczyć. Tym razem nie pozwolę Anicie odejść. Wspólnie spędzimy czas, który nam jeszcze pozostał. Słysząc wzmiankę o upływającym czasie, Kit zatrwożył się, czyjego ojciec nie jest przypadkiem chory. - Masz jakieś problemy z sercem? - zapytał z troską w głosie. - Po prostu się starzeję - roześmiał się Price. - Nikt nie żyje wiecznie. W tym momencie Kit uświadomił sobie, że jego ojciec też jest śmiertelny i że teraz od nich obu zależy, jak ułożą się ich wzajemne stosunki. Obserwował w milczeniu, jak Price podnosi się z krzesła. - Po przedstawieniu lecimy z Anitą do Las Ve-gas, żeby tam się pobrać - oznajmił starszy pan. - Ale za parę dni wrócę, żebyśmy mogli zjeść razem ten obiad. - Świetnie. - Kit odprowadził ojca do drzwi. - Moje gratulacje z okazji małżeństwa. - Czy to ma znaczyć, że dajesz mi swoje błogosławieństwo?
215
R S
- Możesz go potrzebować - odpowiedział beztrosko Kit. Price spojrzał na niego z uśmiechem. - Ja również daję ci swoje, niezależnie od tego, co postanowisz. - Doceniam to. Kiedy Kit spostrzegł, że starszy pan nie rusza się z miejsca i wygląda na coraz bardziej zakłopotanego, uznał, że teraz on powinien przejąć inicjatywę. Serdecznie objął ojca, a ten uściskał go mocno i poklepał po plecach. Gdy w końcu wypuścili się z objęć, Price popatrzył gdzieś w przestrzeń i odchrząknął. - Połamania nóg - powiedział łamiącym się ze wzruszenia głosem. - Dziękuję... tato. Gdy Price wychodził, zza drzwi pomachał reżyser, pokazując Kitowi gestem, że za pięć minut zaczyna się przedstawienie. Po raz ostatni zerknął w lusterko i przygładził włosy. Zastanawiał się, jak postąpić z Gabby. Chociaż jeszcze nie opuścił go gniew, postanowił zastosować się do rady ojca, dotyczącej postępowania z paniami Brooks. Nie zgadzaj się z nimi, przekonuj, ale walcz o nie i... nie pozwól im odejść. Myśl o tym, że za chwilę weźmie Gabby w ramiona, wywołała żywsze bicie serca. Czekał na ten moment - na nią, ale także na sam taniec. Tak długo zaprzeczał swoim najskrytszym pragnieniom. Nie chciał iść w ślady ojca, gdyż czuł się przez niego odrzucony. Zamiast w zgodzie ze swoją pasją i talentem kontynuować dzieło człowieka, którego kochał, za cel życia postawił sobie dążenie do tego, aby stać się kimś zupełnie innym i realizując to, głęboko ranił siebie i bliskich. Przez całe dotychczasowe życie odmawiał sobie wszystkiego, czego naprawdę pragnął. Kontaktów z ojcem. Tańca. I prawie już zrezygnował z kobiety, którą kochał. A wszystko działo się tak z powodu tej przeklętej dumy, której nie potrafił odrzucić. Nadszedł już czas, żeby się zmienić, ale Gabby również będzie musiała to uczynić. Rozmyślając o tym, jak przekonać Gabby czuł się kompletnie wyczerpany psychicznie. Był jednak zdecydowany zrobić wszystko, żeby zburzyć mur obronny, który zbudowała wokół siebie. Nie miał jeszcze pojęcia, co powie, kiedy zakończy się przedstawienie, ale był
216
R S
zupełnie pewien, że z nią porozmawia, nawet jeśli będzie musiał w tym celu zawlec ją do garderoby i przywiązać do krzesła. Ostatnia myśl wywołała szeroki uśmiech na jego twarzy. Gabby spóźniła się trochę na pierwszy taniec, ale nikt nie zgłaszał o to pretensji. Lucille opowiadała anegdoty, żeby wypełnić czas i zabawić publiczność. Kit milczał podczas tańca, ale przez cały czas nie spuszczał z niej wzroku. Gabby wyobraziła sobie, że jego oczy są pełne uczucia. Sama poruszona była muzyką, bliskością partnera i romantyczną atmosferą. Kit znów działał na nią niemal hipnotyzująco. Prawie płakała przy pocałunku kończącym taniec. Chyba nigdy dotąd oklaski nie brzmiały tak entuzjastycznie. Po zejściu ze sceny podążyła w pośpiechu do garderoby, obawiając się, że mogłaby zbyt gwałtownie zareagować na najlżejszą prowokację. Szybko zmieniła strój i wyszła, zamierzając czekać na następny taniec tuż przy scenie. Kiedy jednak zauważyła stojącego tam Kita, przystanęła, chcąc wrócić do garderoby. Kit odwrócił się w jej stronę. - Nie odchodź - powiedział łagodnie. - Dlaczego? - Serce biło jej jak oszalałe. Zastanawiała się, po co chce ją zatrzymać. - Przepraszam za te uwagi na temat twojej matki. Nawet jej dobrze nie znam. Gabby skinęła głową. Miała ochotę powiedzieć, że wkrótce będzie miał okazję poznać ją lepiej, ale szybko zrezygnowała. Kit prawdopodobnie nic nie wiedział o planach starszej pary. - Przykro mi także, że cię obraziłem - ciągnął Kit. - To nie była prawda. W głębi serca myślę zupełnie co innego. Gabby uśmiechnęła się, lecz jej usta zadrżały nieznacznie. Poczuła się ogromnie zawstydzona. - Przeprosiny przyjęte - powiedziała. - Ja także mówiłam co innego, niż myślę. I nie zamierzam zawieść Lucille, więc nie wyjadę z miasta, dopóki nie skończą się występy. Nie musisz szukać nowej partnerki.
217
R S
- Cieszę się. Nikt nie mógłby ciebie zastąpić. Co też on chciał przez to powiedzieć? Nikt nie mógłby zastąpić partnerki do tańca czy kobiety? Chciała wierzyć, że to stwierdzenie miało podwójną wymowę. Kit nie odrywał od niej spojrzenia. Nie wiedziała, jak na to reagować i chcąc ukryć zmieszanie, zaczęła nerwowo poprawiać fałdy sukni. - W końcu zawsze się przepraszamy, prawda? - zauważył Kit. - Pewnie dlatego, że oboje zmieniamy zdanie. - I także dlatego, że powielamy skomplikowany i nieszczęśliwy romans naszych rodziców. Gabby przełknęła ślinę. - Byliśmy ścigani przez duchy przeszłości. - Celowo użyła określenia ,,byliśmy", ponieważ czuła, że pełna konfliktów rozgrywka pomiędzy Garfieldami a Brooksami dobiega końca. Kiedy trio Andrew Sisters zakończyło ostatnią piosenkę, Kit podał Gabby ramię. Jednak ona wyminęła go i pierwsza zeszła ze schodów na scenę. ,,Zatańcz ze mną" znakomicie pasowało do jej obecnego nastroju. Odsunęła się od Kita, wyciągając jednocześnie do niego ręce jak gdyby w obawie, że utraci największą miłość swojego życia. On także wyciągał do niej ramiona ze smutnym, choć pełnym nadziei wyrazem twarzy. Kiedy już oddaliła się od niego na znaczną odległość i zbiegła ze schodów, odwróciła się, by po raz ostatni rzucić mu pełne tęsknoty spojrzenie... i postanowiła improwizować. Zamiast zgodnie z ustalonym układem pozwolić mu, żeby samotnie podążył za nią, zatrzymała się i wyciągnęła do niego rękę. Ujął ją natychmiast i razem wstąpili na szczyt schodów. Światła powoli przygasały, a tłum entuzjastycznie wiwatował. Za kulisami zatrzymał ich reżyser. - Lucille chce z wami mówić - poinformował szeptem, gdy starsza pani zapowiadała na scenie następny punkt programu. Chwilę później pojawiła się Lucille, prezentująca się znakomicie w srebrno-czarnej sukni.
218
R S
- Z dnia na dzień jesteście coraz lepsi. - Serdecznie uściskała oboje. - Naprawdę nie wiem, jak wam dziękować za to, co dla nas robicie. - Cała przyjemność po naszej stronie - powiedział zupełnie szczerze Kit. Objął Gabby w talii, żałując, że nie może jej natychmiast pocałować. Głęboko poruszyła go swoją improwizacją w tańcu, doszukiwał się w niej jakiegoś ukrytego znaczenia, jakiegoś wyznania, które w ten sposób chciała mu przekazać. - Przewiduję, że po waszym ostatnim tańcu publiczność znów zareaguje gwałtownym aplauzem - wyrwała go z marzeń Lucille. - Co myślicie o bisowaniu? - Nie przygotowaliśmy więcej tańców - powiedział Kit. - No to improwizujcie! Idzie wam tak dobrze, że moglibyście to robić nawet przez sen. Gabby zaczerwieniła się, kojarząc ostatnie słowo ze wspólnie spędzoną nocą. - Może ,,Taniec miłości"? - zaproponowała, zerkając na Kita. - Co o tym myślisz? - Świetny pomysł - zgodził się natychmiast i dodał z zapałem: - Jesteśmy stworzeni, żeby tańczyć razem. - Powiem orkiestrze - uśmiechnęła się Lucille. -Szkoda tylko, że nie możemy ogłosić wiadomości o małżeństwie Anity i Price'a. Zawsze mi obiecywali, że będę druhną, a teraz uciekają. - Może powinniśmy urządzić przyjęcie z okazji ich powrotu zaproponował Kit, a widząc zdumione spojrzenie Gabby, wyjaśnił: - Ojciec mi powiedział. - To dobra propozycja - mruknęła Lucille. - Zorganizujemy uroczystość u mnie. Czy to nie zabawne, że ci starzy głupcy w końcu postanowili się pobrać? - Zabawne - roześmiał się Kit. Nie chcąc obciążać Lucille dodatkowymi kosztami, dodał: - Pokryję wydatki związane z tym przyjęciem. - Ja też - zaproponowała Gabby. - Wy dwoje jesteście zupełnie inni - spoważniała Lucille.
219
R S
- Tak bardzo pasujecie do siebie, że kiedy o tym myślę, tracę oddech ze zdumienia i zachwytu. Chciałabym zatrzymać was na dłużej, choćby tylko na weekendy. Zastanówcie się nad tym. Wcale też nie uważam, że jesteście duchami waszych rodziców. Przedstawiłam was tak wyłącznie dlatego, że jest to klub wspomnień i musiałam nawiązać do przeszłości. Naprawdę jesteście oryginalni i prezentujecie własny, niepowtarzalny styl. - Dziękuję. Cieszę się, że tak uważasz - powiedziała szczerze Gabby. Spojrzała na Kita. - Myślę, że ty również to doceniasz. Chyba po raz pierwszy ten temat nie wywołał jego rozdrażnienia. Wzruszył lekko ramionami. - Pochlebia mi porównanie do takich sław, jak Anita Brooks i Price Garfield. Oczy Gabby rozszerzyły się ze zdumienia, lecz nie miała czasu na jakąkolwiek reakcję, ponieważ reżyser dawał im do zrozumienia, że powinni się śpieszyć. Wymienili jeszcze ostatni uścisk z Lucille i pośpieszyli, żeby się przebrać. W rekordowym tempie zmienili kostiumy i znów spotkali się obok sceny, czekając na swój występ. Gabby przyglądała się Kitowi z takim wyrazem twarzy, jakby ujrzała przybysza z obcej planety, więc poczuł się kompletnie zaskoczony tym, co usłyszał. - Jestem zainteresowana twoją propozycją, Kit, jeżeli oczywiście nadal jest aktualna. Czy zgodzisz się, że na początek będę po prostu twoją dziewczyną? Daj mi trochę czasu, żebym oswoiła się z myślą o bardziej trwałych więzach. Serce Kita zabiło mocniej z radości. A więc nie trzeba będzie przywiązywać jej do krzesła, chociaż to akurat mogłoby być zabawne. - Jak sobie życzysz. - Wiedział już, że teraz nie pozwoli jej odejść ze swojego życia. - I sama zadbam o swoją karierę, skoro ty nie zamierzasz zawodowo zająć się tańcem. - Nigdy nie rezygnuj ze swoich marzeń - powiedział Kit.
220
R S
- Nie zamierzam, ale może uda mi się dostosować je nieco do okoliczności - uśmiechnęła się całkiem pogodnie. - Chyba nie będziesz musiała robić tego natychmiast. Propozycja Lucille odpowiada mi... no w końcu przeczytałem ten scenariusz. Miałaś rację, jest świetny. - Przeczytałeś go? - Jej oczy zalśniły radośnie. - Kiedy? - Dzisiaj, kiedy siedziałem z bryłą lodu na dłoni. Rąbnąłem nią z całej siły w ścianę, zaraz po twoim wyjściu - wyjaśnił, czując, jak gwałtownie ogarnia go zakłopotanie. - Nie możesz przystąpić do takiego przedsięwzięcia z kimś innym. Zasługujesz na najlepszego partnera - na mnie. - Skromniś - roześmiała się. - Ale co będzie z twoją pracą? - Znajdę kogoś, kto na pewien czas przejmie moje obowiązki. W ten sposób nareszcie będę mógł sprawdzić, co tak naprawdę chcę zrobić z moim życiem. Po raz pierwszy daję sobie możliwość prawdziwego wyboru. Skoro zamierzam przejąć wytwórnię filmową, może uda mi się kiedyś stanąć po obu stronach kamery. Jak ci się podoba taka wizja? - Imponująca! - Gabby przewróciła oczami w przesadnym zachwycie. Nie mieli już czasu na dalszą rozmowę, musieli rozpocząć występ. Mogli teraz wyrażać swoje uczucia poprzez taniec, na oczach licznie zgromadzonej publiczności. Wykonali ,,Tango Ole" z równie dużą dozą namiętności, jak i radości. Kit nie był pewien, czy ta interpretacja była tak udana, jak poprzednia, parująca zmysłowością, ale niewiele go to w tej chwili obchodziło. Gabby miała zostać w Kalifornii i zgodziła się być jego dziewczyną, a to wystarczało, żeby czuł się tak, jakby cały świat należał do niego. - Kocham cię, Kit - wyszeptała Gabby, kiedy światła reflektorów zaczęły powoli przygasać. - Ja też cię kocham - odpowiedział i zamiast zgodnie ze scenariuszem tańca opuścić scenę, nachylił się i pocałował
221
R S
dziewczynę, nie zwracając uwagi na entuzjastyczną reakcję widowni. Ktoś rzucił im różę na parkiet, w ślad za nią posypały się liczne kwiaty. Kiedy kolejna róża trafiła w ramię Gabby, roześmiała się i oderwała od partnera, żeby podnieść kwiaty. Spojrzała na niego i wyciągnęła rękę. Ujął ją natychmiast i z rozpromienionymi twarzami przyjmowali owację publiczności. Był to najpiękniejszy wieczór w jej życiu. Lucille już stała przy mikrofonie. - Widzę, że macie państwo ochotę obejrzeć coś na bis powiedziała. - Kit i Gabby zgodzili się zatańczyć dla nas ,,Taniec miłości" z filmu ,iafy krawat i frak". Gabby wsunęła kilka róż za pasek sukni, a Kit wziął ją w ramiona. Spojrzała mu głęboko w oczy i rozpoczęli taniec. Nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie znajdą się sami i będą mogli wyrazić swoją miłość z dala od ludzkich spojrzeń. Namiętnie pragnęła jego intymnej bliskości, lecz teraz jeszcze musieli tańczyć. Z zaskoczeniem rozpoznała choreografię Price'a w narzuconym przez Kita układzie tanecznym. Podobnie jak ona, musiał znać wszystkie kroki na pamięć. Ich taniec był hołdem, który składali swoim rodzicom. Zamrugała gwałtownie oczami, żeby się nie rozpłakać ze wzruszenia. Kiedy muzyka ucichła nieco, Gabby odwróciła się, ale Kit chwycił ją za przegub i z powrotem przyciągnął do siebie. Ich usta połączyły się, a oni nadal poruszali się w rytmie zmysłowego tańca. Znów próbowała uciec, ale ponownie ją zatrzymał, po czym ujął w talii i podniósł do góry. Wciąż tańcząc, opuszczał Gabby powoli, a muzyka potężniała, podkreślając wzrastającą fascynację bohaterów. W pewnym momencie Kit zatrzymał się i pocałował partnerkę. Gabby zatraciła się w jego objęciach, dopóki nie dotarły do niej głośne wiwaty. Rozejrzała się dookoła, sądząc, że ten huraganowy aplauz przeznaczony jest dla nich, ale szybko zdała sobie sprawę, że znajdują się z dala od świateł reflektorów.
222
R S
Publiczność wstała z miejsc, oklaskując parę znajdującą się na środku parkietu. Anita i Price znów tańczyli razem tak, jak przed wielu, wielu laty. - Po tak długim czasie... - wyszeptała Gabby. Kit poprowadził Gabby w tańcu wzdłuż sceny, aż przyłączyli do rodziców. Dziewczyna wyjęła jedną z róż i z uśmiechem podała matce. Anita przyjęła ją, promieniejąc z radości. Publiczność niemalże oszalała z zachwytu. - W końcu nareszcie są razem - szepnął Kit, zanurzając usta we włosach Gabby. - Powinniśmy wyciągnąć wnioski z ich błędów. Łzy szczęścia popłynęły po policzkach Gabby. Mimo obaw wierzyła, że nawet kiedy nadejdzie starość, ona i Kit wciąż będą tańczyli mocno do siebie przytuleni.
223