An d r z e j No w a k PIERWSZA ZDRADA ZACHODU 1920-ZAPOMNIANY APPEASEMENT /* % m Wielka Brytania była gotowa w 1920 roku poświęcić Polskę i Europę Wsc...
17 downloads
31 Views
11MB Size
Andrzej Nowak
PIERWSZA ZDRADA ZACHODU 1920-ZAPOMNIANY APPEASEMENT
% /*
m Wielka Brytania była gotowa w 1920 roku poświęcić Polskę i Europę Wschodnią, aby zatrzymać sowieckie armie w marszu na Zachód. PROF. RICHARD PIPES. AMERYKAŃSKI SOWIETOl.OG
Spis treści Karta redakcyjna Motto Wstęp CZĘŚĆ I. SEN O NIEPODLEGŁEJ I „POJĘCIA ŚWIATA” 1. Kłopot z polską niepodległością 2. Granice władzy (i wyobraźni) zwycięzców: spojrzenie z Wersalu 3. Czy Piłsudski był narzędziem Paryża? Francja i polska polityka wschodnia (styczeń-kwiecień 1920 roku) 4. Bezsilność: Waszyngton wobec imperium sowieckiego i zagrożenia polskiej niepodległości CZĘŚĆ II. POLSKI KRYZYS - KRÓTKI KURS 1. Między pokojem Lloyda George’a a pokojem Piłsudskiego (styczeń-kwiecień 1920) 2. Gra o Ukrainę (maj 1920) 3. W stronę linii Curzona (czerwiec-lipiec 1920) 4. Odpowiedź z Politbiura (lipiec 1920) 5. Pokój za wszelką (polską) cenę CZĘŚĆ III. JAK PRACUJE MÓZG IMPERIUM? 1. Balfour, czyli odsuwanie chaosu 2. Lewis Namier - albo zemsta na (polskiej) mapie 3. Dwaj sekretarze: Kerr i Hankey 4. Właściwy człowiek na niewłaściwym miejscu: Horace Rumbold w Warszawie 5. Lloyd George i jego bezsilni ministrowie (Curzon i Churchill) 6. „Głos ludu” i jego reprezentanci 7. Burza mózgu i jej „zaspokajanie” (czerwiec-sierpień 1920) 8. Koda CZĘŚĆ IV. POLSKIE ANEKSY I PYTANIA
1. Lewa wolna - albo o appeasemencie Piłsudskiego 2. Pytania o pokój ryski Bibliografia Źródła ilustracji Przypisy
Biada człowiekowi, którego los zawisł od drugiego, ale dwakroć biada narodowi, co zawisł od interesu innego narodu! Narody sumienia nie mają. Aleksander hrabia Fredro, Trzy po trzy
You have the right to go to hell in your own way (Macie prawo iść do piekła swoją własną drogą). David Lloyd George o Polakach walczących z najazdem bolszewickim, 22 VII 1920^
Wstęp Jest to książka o słabości i sile w ludzkiej naturze i w polityce. O słabości demokratycznych elit politycznych oraz kierowanych ich wyobraźnią i wolą wielkich mocarstw, które ustępują wobec agresji niedemokratycznych imperiów. To jest książka o szczytnych hasłach porządku i pokoju oraz o chęci ich uzyskania jak najmniejszym (a najlepiej jedynie cudzym) kosztem. To jest książka o ludzkiej zdolności do samookłamywania. Nie jest to jednak żaden traktat moralny, ale próba analizy historycznej zjawiska, które zostało nazwane angielskim terminem appeasement. Swoje tragiczne apogeum osiągnęło ono w postawie mocarstw zachodnich wobec imperialnej „rekonkwisty” dokonywanej w latach 1938 1945 w Europie Środkowo-Wschodniej - najpierw wspólnie przez hitlerowskie Niemcy i sowiecką Rosję, a potem już (na blisko pół wieku) przez samego Stalina. Niestety, nie jest to zjawisko, które należy tylko do historii. Dziś, na przedwiośniu 2015 roku, kiedy kończę tę książkę, mam wrażenie, że obserwujemy ten sam rodzaj polityki, albo nawet w niej uczestniczymy - Ukraina jest ofiarą imperialnej polityki Moskwy. Z niepokojem wyobrażamy sobie następne ofiary agresji i appeasementu... W tej książce zapraszam jednak w przeszłość, do dziejowego momentu, w którym doszło do pierwszej próby wprowadzenia w życie polityki „zaspokajania” totalitarnego (także po raz pierwszy w historii) agresora. To próba dziś całkowicie niemal zapomniana. A warta jest przypomnienia choćby dlatego, że była pierwsza. A także dlatego, że na jej przykładzie możemy zanalizować polityczne, intelektualne, emocjonalne, ideologiczne i cywilizacyjne uwarunkowania, które doprowadziły do umocnienia się takiej postawy. Utrzymała się ona w XX wieku i utrzymuje się nadal w XXI wieku, dwadzieścia pięć lat po rzekomym „końcu Historii”. Tu sięgamy do roku 1920. Latem rząd Wielkiej Brytanii, największego wówczas globalnego imperium, zaprosił do rozmów rząd bolszewicki, przejmujący skutecznie kontrolę nad drugim co do wielkości imperium świata: rosyjskim. Liberalny premier brytyjski David Lloyd George zdecydował się wspólnie z wysłannikami Władimira Lenina ustalić nowy porządek w Europie Wschodniej. Zdecydował się na to w momencie, kiedy Armia Czerwona maszerowała na Warszawę, by „przez trupa białej Polski” iść dalej na podbój Europy. Wstępem do polityki appeasementu adresowanej w stronę „czerwonej” Moskwy przez lidera zwycięskiej w pierwszej wojnie światowej koalicji zachodnich mocarstw była nota z 11 lipca 1920 roku podpisana przez formalnego kierownika brytyjskiej polityki zagranicznej lorda George’a Curzona. By zaspokoić żądania bolszewików, jej sygnatariusze zaoferowali Leninowi i Trockiemu część Europy Wschodniej, która nigdy do Rosji nie należała: Galicję Wschodnią. Mocarstwo zachodnie zaproponowało państwu sowieckiemu, które prowadziło właśnie operację militarnego podboju Europy Wschodniej, wzięcie strategicznie ważnej części tego obszaru - już bez dalszej wojny. I zrobiono to bez pytania o zgodę tych, do których ta ziemia należała, czyli w tamtym czasie Polski (ani też spierającego się z Polską o prawo do tej ziemi i pozostającego na emigracji rządu Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej). Ta nota przejdzie do historii pod nazwą linii Curzona - choć, jak zobaczymy dalej, lord, od którego nazwiska ją utworzono, nie miał z jej przygotowaniem nic wspólnego. Potem miała nastąpić konferencja w Londynie, na którą David Lloyd George osobiście zaprosił bawiącego już na wstępnych rozmowach nad Tamizą Lwa
Kamieniewa, zastępcę Lenina w Radzie Komisarzy Ludowych (czyli rządzie sowieckim) i osobę numer dwa w Politbiurze Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików). Kulminacją tej polityki była przedstawiona w parlamencie brytyjskim 10 sierpnia 1920 roku decyzja Lloyda George’a, by stanowczo zalecić rządowi polskiemu przyjęcie żądań strony sowieckiej, której wojsko - Armia Czerwona - zbliżało się właśnie do przedmieść Warszawy. Chodziło o żądania oznaczające faktycznie sowietyzację Polski. Tu chodziło już nie tylko 0 kawałek terytorium, ale o całe państwo, cały naród, a w istocie cały, obejmujący wiele państw 1 narodów region: Europę, nazywaną niekiedy Środkowo-Wschodnią, czyli obszar, na którym po 1918 roku na gruzach starych imperiów Romanowów, Hohenzollernów i Habsburgów zaczynały wyłaniać się nowe albo odradzać dawniej istniejące państwa. Wkrótce po upadku Warszawy (ewentualnie „pokojowej” sowietyzacji Polski) wysłannicy Lenina mieli się spotkać na konferencji w Londynie z premierem brytyjskim w roli gospodarza i tymi jej uczestnikami, których z zachodu czy wschodu Europy zechcą jeszcze zaprosić w roli petentów. Lloyd George, do spółki z przedstawicielem rządu komunistycznej Rosji, pragnął „dopełnić” na tej konferencji (a raczej zasadniczo zrewidować) system wersalski od wschodu. „Dopełnić” przez zaspokojenie ambicji terytorialnych sowieckiego mocarstwa. Brytyjski premier nie rozumiał, a dokładniej nie chciał przyjąć do wiadomości, że owe ambicje nie ograniczały się do terytorium Galicji Wschodniej, czy nawet całej Polski, ani do Europy Środkowo-Wschodniej. Obejmowały bowiem całą Europę. Lenin liczył, że zdobędzie wszystko, a przynajmniej dołączy do swej wymarzonej, skonstruowanej zgodnie z marksistowską ideologią „ojczyzny proletariatu” Niemcy, centrum potęgi przemysłowej kontynentalnej Europy i zarazem największy ośrodek ruchu robotniczego. Dlatego Lenin i Armia Czerwona nie ograniczyli się do szczodrej oferty lidera zachodniej ententy, ale podjęli walkę o wszystko i przegrali. Przegrali, bo zatrzymała ich polska armia pod Warszawą. Pierwsza próba appeasementu, oznaczająca świadome oddanie przez mocarstwo zachodnie Europy Wschodniej pod panowanie agresywnego, totalitarnego systemu się nie powiodła. I poszła w zapomnienie. Bitwę warszawską - zwaną także cudem nad Wisłą - pamiętamy i czcimy co roku 15 sierpnia jako wielkie polskie zwycięstwo. Nie pamiętamy natomiast w ogóle o tym, że przed konferencjami w Monachium i Jałcie - które symbolizują kupczenie ziemiami i narodami Europy Środkowej i Wschodniej przez liberalne mocarstwa zachodnie, gotowe oddać je totalitarnym agresorom, i zanim wymyślono tak zwany format normandzki decydowania o losie Ukrainy na spotkaniach przywódców Francji i Niemiec z Władimirem Putinem w Mińsku - była, a raczej miała być właśnie konferencja w Londynie. Zaplanowano ją na sierpień 1920 roku; miała się odbyć na trupie „białej Polski”. Nie pamiętamy, że Polskę i całą Europę Środkową i Wschodnią dzieliło naprawdę bardzo niewiele od tego, żeby ten scenariusz - wymarzony scenariusz liberalnego przywódcy zachodniego mocarstwa - się spełnił. Nie będę tutaj szedł w kierunku tak modnej dziś historii alternatywnej, próbującej uchwycić to, co się nie stało, ale stać się hipotetycznie mogło. Nie będę się zastanawiał, co by było, gdyby Lenin w pełni zadowolił się propozycją brytyjskiego premiera: co by się stało z Polską, krajami nadbałtyckimi, Czechosłowacją, Węgrami, Rumunią, gdyby już w 1920 roku weszły do sowieckiej „strefy wpływów”, a co z Niemcami, z całą Europą... Chciałem tutaj przeanalizować coś innego: rzeczywistą drogę polityczną, a także sposób rozumowania elity zachodniego
mocarstwa prowadzące do owej pierwszej odsłony w historii appeasementu. Wydaje mi się to interesujące przede wszystkim z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że nikt tego dotąd nie zrobił, że nikt o tej pierwszej próbie nie pisał. Po drugie, dlatego że appeasement jest zjawiskiem bardzo ważnym w historii - nie tylko politycznej, lecz także intelektualnej, można by nawet powiedzieć duchowej - stosunków między wyobrażoną wspólnotą Zachodu a przeżywaną w rzeczywistości wspólnotą ofiar Monachium, Jałty oraz ich wcześniejszych i późniejszych wcieleń. I w tę historię chcę się tutaj zagłębić. Przypomnę na wstępie, że samo słowo appeasement weszło do języka zrozumiałego w całej Europie we wrześniu 1938 roku, wraz ze wspomnianą już konferencją w Monachium. Przedstawiciele zachodnich mocarstw demokratycznych - Wielkiej Brytanii i Francji oraz faszystowskich Włoch i narodowo-socjalistycznych Niemiec uzgodnili podczas niej „rozwiązanie” problemu roszczeń Adolfa Hitlera wobec Czechosłowacji. Jakie to rozwiązanie? Uspokojenie przez zaspokojenie (agresora). To właśnie najlepiej oddaje słowo appeasement. Premierzy Wielkiej Brytanii i Francji zgodzili się, że zamiast ryzykować wojnę, lepiej rzucić Hitlerowi na żer Czechosłowację - jak to ujął brytyjski premier Neville Chamberlain - „daleki kraj, o którym nic nie wiemy”. Roszczenia Hitlera zaspokajano w ten sposób już wcześniej. Po tym jak przyłączył Austrię do swego państwa, złamał warunki traktatu pokojowego z Wersalu i wkroczył zbrojnie na teren Nadrenii, ogłaszając rozbudowę armii oraz lotnictwa - za każdym razem była mowa o „pogwałceniu zasad”, o nieuchronnych sankcjach. I za każdym razem następowało ostatecznie „zaspokojenie”. Apetytu Hitlera nie dało się jednak zaspokoić bez wojny, w końcu wojny 0 przetrwanie Zachodu. Może nie doszłoby do niej, gdyby wcześniej ktoś z możnych zachodniego świata powiedział: STOP! Gdyby ktoś dowiódł agresorowi, że agresja nie popłaca, gdyby Hitler został upokorzony wobec swoich wyborców/poddanych z III Rzeszy - nie w 1945, ale w 1935, 1936, najdalej w 1938 roku. Im później próbuje się zatrzymać agresora, tym większa jest tego cena. To jest cena appeasementu. Ci, którzy lansują i realizują taką politykę, nie przejmują się tym jednak zbytnio, bo uznają, że tę cenę płacą inni - właśnie jakieś „dalekie (i małe) narody, o których nic nie wiemy”. Jacyś Czesi. Albo jacyś Polacy. Albo jacyś Ukraińcy. Czy warto sobie nimi zawracać głowę? Powodują co najwyżej kłopoty, które „poważni gracze” muszą w pocie czoła rozwiązywać. Na kolejnej konferencji, która stała się wielkim symbolem appeasementu, w Jałcie, w marcu 1945 roku, prezydent Stanów Zjednoczonych (kraju istniejącego wówczas dopiero od stu siedemdziesięciu lat) Franklin Delano Roosevelt ujął to z tak charakterystycznym poczuciem wyższości: „Polska była źródłem kłopotów od przeszło pięciuset lat”. No i razem z Winstonem Churchillem pozwolił ten polski „kłopot” rozwiązać Stalinowi. Przy okazji rozwiązany został „problem” całej Europy Wschodniej, od Szczecina do Triestu, jak to zgrabnie podsumował rok później Churchill, uczestnik jałtańskiego handlu narodami. Monachium, Jałta - o nich także pamiętamy. W każdym razie ci, którzy jeszcze w ogóle do historii się zwracają - pamiętają i spierają się o ocenę polityki, która przyniosła Monachium, 1 tej, która dała w efekcie „porządek jałtański”. Ale appeasement ma swoją prehistorię, sięga korzeniami głębiej niż do 1938 roku, a także niż do - uznawanej niekiedy za początek tego zjawiska i oznaczającej niewątpliwie przyzwolenie na bierność mocarstw zachodnich - agresji
japońskiej na Chiny w 1931 roku (co niekiedy uznaje się także za początek tego zjawiska) czy włoskiej na Abisynię cztery lata później. Appeasement zaczął się zaraz po zakończeniu pierwszej wojny światowej. I o tych początkach historycy piszą znacznie rzadziej, wyłącznie zresztą w kontekście postawy części polityków anglosaskich, jaką zajęli wobec pokonanych Niemiec na konferencji wersalskiej (konferencji paryskiej). Wyrosła ona z poczucia winy wobec pokonanych agresorów i chęci ich zaspokojenia, a w każdym razie niedrażnienia ich po wygranej wojnie. Już na konferencji pokojowej w Paryżu, w pierwszych miesiącach 1919 roku, kształtowała się ta argumentacja, która miała posłużyć po latach usprawiedliwianiu żądań i agresji Niemiec Hitlera: przecież zostały pokrzywdzone, przecież można i nawet trzeba wynagrodzić straty terytorialne, a ściśle mówiąc, zaspokoić ich pretensje w rejonie, który jest najbardziej odsunięty od interesów i wrażliwości zachodnioeuropejskich mocarstw, zwłaszcza Wielkiej Brytanii. Można i trzeba ustępować Niemcom w Europie Wschodniej kosztem Polski, Czechosłowacji. Znakomicie przeanalizował to zjawisko w niedawno wydanej monografii brytyjski badacz Antony Lentin. Określił on rozpowszechnioną wówczas wśród przedstawicieli Londynu na konferencji paryskiej postawę jako „meaculpism”: poczucie winy, że oto upokarzamy wielkiego i godnego przeciwnika, Niemcy, narzucając im nazbyt ciężkie warunki pokoju11 Dopełnieniem tego poczucia było przekonanie, że beneficjentami tych zagrażających w istocie pokojowi ustaleń są jakieś nieznane, chyba półdzikie ludy zamieszkujące na wschód od Niemiec. Najbardziej konsekwentny ze zwolenników „zaspokojenia” pokonanych Niemiec na konferencji, a zarazem jeden z najważniejszych członków brytyjskiej delegacji pokojowej, premier rządu Związku Południowej Afryki, Jan Christian Smuts, nie miał wątpliwości co do rasowej bezwartościowości owych ludów zamieszkujących na wschód od Niemiec, w szczególności Polaków: „Przecież to są kafirzy!” (Kaffirs, that’s what they are! )12!. Wytłumaczmy, że w języku używanym przez białych kolonistów w Południowej Afryce oznacza to tyle, co w amerykańskim żargonie rasowym słowo „czarnuch” (nigger); inaczej można by to wyrazić określeniem: „urodzony niewolnik”. Moralne oburzenie z powodu niesprawiedliwej kary spotykającej pokonane Niemcy łączyło się w swoisty sposób z „mentalną geografią”, w której Europa, warta tej dumnej nazwy, kończyła się na Niemczech właśnie. To moralność gry fair z uznanym za równorzędnego przeciwnikiem (czyli z Niemcami), nieobejmująca jednak tych, którzy nie należeli do klubu równorzędnych („cywilizacyjnie” czy „rasowo”, jak się to wtedy chętnie mówiło) przeciwników/partnerów, bo mieszkają na wschód od Niemców, czyli tam, gdzie żyją „kafirzy”. Podstawą rozpowszechnionych wśród Anglosasów już na konferencji w Paryżu postaw sprzyjających appeasementowi była jednak nie tylko tego rodzaju moralność, ale przede wszystkim pragmatyczne przekonanie, że bez zaspokojenia pretensji innych mocarstw, nawet jeśli zostały chwilowo pokonane, trwały porządek polityczny, trwały pokój nie jest możliwy. Pokój zaś jest najważniejszy - po tak gigantycznej tragedii, po takiej rzezi, jaką była Wielka Wojna, później nazwana pierwszą wojną światową. Jeśli Niemcy, największe przemysłowe mocarstwo kontynentalnej Europy, dobrowolnie nie pogodzą się z nowym porządkiem, to go po prostu zburzą. Wtedy zamiast usprawiedliwienia ofiary poniesionej w latach 1914-1918 hasłem prezydenta USA, Woodrowa Wilsona, iż była to wojna, która miała skończyć wszystkie wojny
(the war to end all wars), pojawić się mogła przestroga, że nieuwzględniający interesów Niemiec „dyktat wersalski” wprowadzi pokój, który skończy wszelki pokój (the peace to end all peace). Zasadniczą i najskuteczniej dającą się bronić podbudową argumentacyjną appeasementu jest przecież pokój: trzeba go zachować, utrwalić, przedłużyć za wszelką cenę. Po Wielkiej Wojnie (podobnie po Drugiej Wielkiej Wojnie, a właściwie po każdej następnej...) ten argument trudno było podważać. Istotny jest jednak także inny element tego argumentu, już nieco bardziej dyskusyjny - ten właśnie, iż najlepszym sposobem na utrwalenie pokoju jest zaspokojenie najsilniejszych mocarstw. Nawet jeśli okazują się one de facto agresorami, nawet jeżeli owo „zaspokojenie” ma się dokonać po prostu kosztem słabszych, to słabsi, w imię pokoju, powinni ustąpić. Powinni ustąpić przed siłą i agresorów, i miłujących pokój mocarstw, które choć w agresji przecież nie uczestniczą, to uważają się za uprawnione do jej usankcjonowania. Wspomniany przed chwilą profesor Lentin zaproponował podział brytyjskich „appeaserów”, czyli zwolenników „zaspokajania” (Niemiec) na konferencji pokojowej w Paryżu, na dwie kategorie: „appeaserów” moralnych, a więc najbardziej radykalnych, oraz taktycznych czy, powiedzmy, pragmatycznych, to jest takich, którzy niekoniecznie uważali, że pokonanym agresorom dzieje się krzywda, ale byli przekonani, że w imię stabilności nowego, powojennego porządku trzeba Niemcom ustąpić - oczywiście na wschodzie, najlepiej kosztem tamtejszych „kafirów”. Liderem grupy moralnie oburzonych „appeaserów” był Jan Smuts. Najważniejszym przedstawicielem szerszego nurtu „appeaserów” pragmatycznych okazał się natomiast sam premier brytyjski David Lloyd George. Wiemy, że w imię owego taktycznego zaspokajania Niemiec Lloyd George walczył jak lew z pragnącą osłabienia Niemiec Francją o to, żeby Polska nie dostała Gdańska i Górnego Śląska. Pragnął w ten sposób osłabić niechęć Niemców do powojennego porządku, który miał być ustanowiony na kongresie pokojowym w Paryżu. Nie wierzył bowiem w możliwość zmuszenia Niemiec do pogodzenia się z niekorzystnym dla nich werdyktem zwycięskich mocarstw. Ale w Paryżu, przy ustalaniu zasad nowego porządku, nie chodziło tylko o Niemcy. Była jeszcze Rosja - nieobecna przy stole obrad, bo ogarnięta w tym momencie wojną domową „czerwonych” z „białymi”. Rosja nie była przez Anglosasów traktowana z aż takim moralnym współczuciem jak pokonane Niemcy, ale obchodzili się z nią (niemal) równie ostrożnie. Czy zatem perspektywa pragmatycznego appeasementu nie mogła dotyczyć także Rosji? Przecież, skoro mocarstwa są - rzecz oczywista - najważniejsze i ich zgoda na nowy porządek jest wyłącznym, czy chociaż wystarczającym fundamentem jego trwałości, to nie tylko interesy Niemiec, ale także mocarstwowe interesy Rosji muszą zostać wzięte pod uwagę przez zwycięskie mocarstwa zachodnie. Przynajmniej w tym zakresie, w jakim interesy Rosji i samych mocarstw zachodnich wzajemnie ze sobą nie kolidują. Takiej kolizji nie było na pewno na obszarze Europy Środkowo-Wschodniej, który politycznie nie istniał przed wybuchem pierwszej wojny - był tylko granicą między imperium Romanowów a II Rzeszą, granicą między Wielką Rosją a Wielkimi Niemcami. Tu, gdzie powstawała po ponad stu dwudziestu latach nieobecności na mapie Polska. Rzecz ciekawa, że to właśnie Jan Smuts w liście do Lloyda George’a zwrócił uwagę na to, jak niewygodna jest z punktu widzenia trwałości nowego porządku ta nowa Polska: nie tylko trzeba by jej kosztem „zaspokoić” Niemcy, lecz także Rosję. Pisał: „Pod panowaniem tej nowej Polski znajdą się miliony Niemców (i Rosjan) oraz terytoria, które przez bardzo długi czas stanowiły
część Niemiec (lub Rosji). Można być pewnym, że zarówno Niemcy, jak i Rosja powrócą do statusu wielkich mocarstw i że wciśnięta między te dwa mocarstwa Polska przetrwa [dosłownie: będzie sukcesem] tylko przy ich dobrej woli. Jak w takich warunkach możemy oczekiwać, że Polska będzie czymkolwiek innym niż całkowitą klapą, nawet gdyby miała tę zdolność rządzenia i administrowania, której - jak wykazała historia - nie posiada. [...] Uważam, że [tworząc Polskę] budujemy domek z piasku”131. W konkluzji tego listu premier Smuts stanowczo domagał się, by oddać Śląsk i Gdańsk Niemcom i jednym tchem dodawał, że z oczywistej wrogości Rosji do nowego państwa polskiego wynikała analogiczna konieczność: oddać Rosji tyle, ile zechce wziąć z terenów, które tworzą teraz ów nieszczęsny, polski „domek z piasku”. To stwierdzenie jest nie mniej charakterystyczne od uznanego przez współtwórcę polityki Imperium Brytyjskiego za bezdyskusyjne założenia, że wszyscy niepolscy etnicznie mieszkańcy dzisiejszej Białorusi czy Ukrainy to Rosjanie... I nie mniej ważne od założenia, że polscy „kafirzy” nie mają żadnych zdolności administracyjnych, a zatem ich państwo i tak nie może przetrwać. Trwać mogą we wschodniej Europie i zapewnić jej stabilność tylko tradycyjne, znane w Londynie (a nawet w Kapsztadzie) imperia: Rosja i Niemcy. One zdolnościami administracyjnymi i zdolnością rządzenia wykazywały się już dostatecznie długo. Trzeba więc było martwić się o appeasement nie tylko Niemiec, lecz także Rosji. W 1919 roku nie było jednak reprezentantów Rosji, z którymi można by ustalić warunki zaspokojenia roszczeń. Przez cały ten rok trwała bowiem, przypomnijmy, wojna domowa, w której „czerwoni” zmagali się z „białymi”. Obradujące w Paryżu delegacje zwycięskich mocarstw zachodnich (Francji, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i najmniej ważnych w tym gronie Włoch) uzgodniły, że trzeba zaczekać na ostateczne wyjaśnienie, kto będzie trwałym gospodarzem Imperium Rosyjskiego, i tymczasem nie podejmować zobowiązań prawnych czy terytorialnych wobec nowych państw, jakie powstały na rubieżach owego imperium. Zobowiązania te bowiem mogłyby Rosji nie odpowiadać. Dlatego nie zostało uznane formalnie istnienie ani Litwy, Łotwy, Estonii, ani Gruzji i Azerbejdżanu, ani Armenii czy Ukrainy. Dla Polski, której niepodległość stała się jednym z oficjalnych celów Wielkiej Wojny (co najmniej od czasu ogłoszenia przez prezydenta USA jego słynnych „14 punktów”), przeznaczone zostało natomiast podwójne ograniczenie. Poświęcę mu tu, na wstępie, dwa akapity, ponieważ bez znajomości tych podstawowych ustaleń z 1919 roku trudno byłoby zrozumieć naturę i charakter zmian terytorialnych proponowanych przez brytyjskich zwolenników appeasementu wobec Lenina latem 1920 roku. Przypomnę więc: podpisując traktat wersalski z 28 czerwca 1919 roku, Polska musiała nie tylko zaakceptować wyznaczone w nim granice z Niemcami, lecz także zgodzić się na zawartą w artykule 87 formułę: „Granice Polski, nieokreślone w niniejszym Traktacie, będą oznaczone później przez główne Mocarstwa Sprzymierzone i Stowarzyszone”141 (czyli przez USA, Wielką Brytanię, Francję, Włochy i Japonię). Zajmująca się wyznaczeniem owej granicy na obszarze byłego Imperium Rosyjskiego, powołana na paryskiej konferencji pokojowej 12 lutego 1919 roku Komisja do Spraw Polskich, przygotowała 14 kwietnia projekt tymczasowego rozgraniczenia polsko-rosyjskiego (nieobejmujący Galicji Wschodniej, która nie należała do Rosji). Jej ustalenia zostały w większości potwierdzone 8 grudnia 1919 roku przez Radę Najwyższą Mocarstw Sprzymierzonych i Stowarzyszonych. Wydała ona tego dnia następującą deklarację: „nie przesądzając późniejszych stypulacji, mających ustalić ostateczne granice wschodnie Polski,
1Mocarstwa! oświadczają, że uznają odtąd prawa Rządu Polskiego do przystąpienia w terminie wprzód przewidzianym przez Traktat z 28 czerwca 1919 r., zawarty z Polską, do urządzenia regularnej administracji terytoriów dawnego Cesarstwa Rosyjskiego, położonych na zachód od linii - poniżej określonej”. Szczegółowy opis tej linii można streścić najprościej tak: była to linia Bugu, zostawiająca poza obrębem polskiej administracji i Wilno, i Grodno, i Brześć, nie mówiąc o dalej na wschód położonych terytoriach, jakie Rosja zagarnęła w kolejnych trzech rozbiorach Rzeczypospolitej w latach 1772-1795. Za bezdyskusyjnie już polskie uznano tylko te terytoria, które sama Rosja wydzieliła na kongresie wiedeńskim w 1815 roku, tworząc na nim ograniczone właśnie Bugiem od wschodu maleńkie, kadłubowe Królestwo Polskie. Decyzja z 8 grudnia 1919 roku nie zamykała jednak ostatecznie sprawy ewentualnych polskich roszczeń do ziem położonych na wschód od tej linii. Deklaracja Rady Najwyższej z 8 grudnia kończyła się bowiem tymi słowami: „Prawa, z jakimi Polska mogłaby wystąpić do terytoriów położonych na wschód od wymienionej linii, są wyraźnie zarezerwowane”154 Sprawa Galicji Wschodniej była najbardziej szczegółowo rozważana przez Komisję do Spraw Polskich w czerwcu 1919 roku. 17 czerwca zaproponowano dwa warianty podziału Galicji Wschodniej: wzdłuż linii B (pozostawiającej Lwów i zagłębie naftowe w Borysławiu po stronie polskiej) albo wzdłuż linii A (która Lwów i zagłębie odcinała od Polski). Już jednak następnego dnia Polska otrzymała tymczasowo prawo okupacji wojskowej całej Galicji Wschodniej ze względu na zagrożenie (wtedy uznawano to w Paryżu za zagrożenie) ofensywą bolszewicką. Zwycięskie mocarstwa swoje prawa do decydowania o terytorium Galicji opierały na postanowieniach traktatu pokojowego, jaki 10 września 1919 roku podpisała z nimi Austria, cedując na ententę prawa suwerenne do obszarów, które znalazły się poza okrojonym terytorium państwowym nowej, już nie imperialnej Austrii. Na tej podstawie mocarstwa nadały 21 listopada 1919 roku Polsce mandat do administrowania Galicją Wschodnią na okres dwudziestu pięciu lat, pod kontrolą Ligi Narodów, z zapewnieniem swobód ludności ukraińskiej. Miesiąc później, 22 grudnia, wobec tego, że rozwiały się nadzieje (Francji przede wszystkim) na zwycięstwo „białej” Rosji w wojnie domowej, Polsce udało się uzyskać zawieszenie decyzji o tymczasowym charakterze mandatu w Galicji Wschodniej16!. W ten sposób została w istocie uznana przynależność tego obszaru do Polski. Jak, wychodząc z tego punktu, polityka zachodniego mocarstwa doszła w ciągu sześciu i pół miesiąca do wytyczenia linii Curzona, a miesiąc później do propozycji oddania całej Polski na łaskę Lenina, Stalina i Trockiego - o tym właśnie piszę w kolejnych rozdziałach tej książki. W jej pierwszej części odtwarzam horyzont politycznej wyobraźni i opowiadam o zamiarach przedstawicieli zwycięskich w pierwszej wojnie mocarstw zachodnich i miejscu Europy Wschodniej na owym horyzoncie w 1919 roku oraz na początku 1920. Oddzielnie analizuję polityczną postawę Francji oraz Stanów Zjednoczonych wobec wyzwania, jakim stało się przejęcie władzy nad Rosją przez partię komunistyczną, a także wobec odrodzonej Polski i jej roli w tej sytuacji. W części drugiej przedstawiam kolejne etapy kierowanej przez Davida Lloyda George’a polityki brytyjskiej wobec Rosji sowieckiej i następnie wojny sowiecko-polskiej - od stycznia do połowy sierpnia 1920 roku. Od hasła „pokoju przez handel” - pokoju z Moskwą oczywiście - poprzez rozpoczęcie negocjacji z delegacją sowiecką w Londynie, zderzenie
z samodzielną polską polityką wschodnią i projektem oderwania Ukrainy od Rosji oraz wykorzystanie klęski tego projektu do podniesienia rangi londyńskich negocjacji z wysłannikami „czerwonej” Moskwy - prowadzi ta droga ostatecznie do linii Curzona i kładącej krzyżyk na niepodległej Polsce decyzji Lloyda George’a z 10 sierpnia 1920 roku. Ważnym elementem tej części książki jest odtworzenie - na podstawie informacji z częściowo udostępnionych w latach dziewięćdziesiątych XX wieku moskiewskich zasobów archiwalnych - stosunku władz Rosji sowieckiej do politycznej propozycji Londynu, przedstawienie rozterek czteroosobowego Politbiura (Lenin, Kamieniew, Trocki i Stalin) w tej kwestii i ostatecznych rozstrzygnięć, jakie zapadły w Moskwie w drugiej połowie lipca 1920 roku, odsuwając szansę na wymarzony przez Lloyda George’a appeasement. Część trzecia wydaje mi się najciekawsza. W niej bowiem sięgam po historyczną lupę. Staram się przyjrzeć raz jeszcze, ale dużo dokładniej - korzystając niemal wyłącznie z archiwalnych, niewprowadzonych dotąd do obiegu naukowego dokumentów - podstawom appeasementu. Próbuję odpowiedzieć na najbardziej intrygujące pytanie: jak do tego doszło? Skąd w politycznej elicie zachodniego mocarstwa wzięła się idea „zaspokajania” sowieckiego imperium - kosztem Polski i innych „małych krajów” Europy Wschodniej czy Środkowo-Wschodniej? Jak rodzą się szczegółowe pomysły appeasementu? Kto konkretnie je tworzył? Ale też kto był przeciw i z jakich powodów? Przechodzę w tej części na poziom analizy historycznej pamięci i politycznej wyobraźni pojedynczych osób oraz kontekstów kulturowych i emocjonalnych, jakie towarzyszą ich wyborom. Zarazem jednak szukam bardziej uniwersalnych „mechanizmów”, a może raczej cech ludzkiej natury, które ujawniają się przy podejmowaniu decyzji w odpowiedzi na zagrożenie, na widmo wojny, na doświadczenie własnej słabości. Celem tej pracy nie jest spisywanie aktu oskarżenia pod adresem elity politycznej jednego państwa, czy też - ogólniej - Zachodu. Niejako dla porównania z analizowanymi w zasadniczej części mojej narracji postawami dodaję na koniec w formie swoistego aneksu dwa teksty, w których przedstawiam polskie próby zaspokajania roszczeń bolszewików z lat 1919-1920: tajne rokowania przedstawicieli Piłsudskiego z wysłannikami Lenina (których ofiarą miała paść „biała”, niebolszewicka Rosja), a następnie oficjalny już pokój ryski. Chodzi mi w tej książce o ukazanie i opisanie momentu, w którym przypadek, zdarzenie, osobowość konkretnej jednostki, wreszcie okoliczności stykają się z oddziaływaniem głębszej „struktury” politycznych reakcji: chodzi o uchwycenie tej właśnie chwili, w której rodzi się (i może odradzać) appeasement. Czy udało mi się to dostrzec i opisać - osądzą Czytelnicy. Nie będę omawiał szczegółowo wielojęzycznej literatury na temat poszczególnych wątków polityki brytyjskiej, francuskiej, amerykańskiej, sowieckiej czy polskiej lat 1918-1921, ukazywanych w tej książce. Wykorzystanie owej literatury i stosunek autora do niej odzwierciedlają przypisy. Naturalnie wiele jej, a raczej niektórym spośród składających się na nią tytułów zawdzięczam. Podstawą tej książki są jednak przede wszystkim źródła: z archiwów Wielkiej Brytanii (m.in. papiery Lloyda George’a z Parliamentary Archives w Londynie; War Office, Foreign Office i Cabinet papers z National Archives w Londynie-Kew; papiery Philipa Kerra z National Archives of Scotland w Edynburgu; papiery Horace’a Rumbolda z Bodleian Library w Oksfordzie; papiery Winstona Churchilla i Maurice’a Hankeya z Churchill College
w Cambridge), Stanów Zjednoczonych (m.in. papiery Bainbridge’a Colby’ego i Breckinridge’a Longa z Library of Congress w Waszyngtonie; Bakhmeteff Archive z Columbia University Library w Nowym Jorku; archiwa Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku), Rosji (Rossijskij Gosudarstwiennyj Archiw Socjalno-Politiczeskoj Istorii oraz Rossijskij Gosudarstwiennyj Wojennyj Archiw w Moskwie) - by wymienić najważniejsze. Pozostaje mi na koniec wyrazić wdzięczność Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, której grant (stypendium profesorskie MISTRZ przyznane na lata 2011-2014 na program badawczy Historie i pamięci imperiów w Europie Wschodniej: studia porównawcze) pozwolił na kwerendę w kluczowych dla tej pracy archiwach brytyjskich (Parliamentary Archives oraz National Archives of Scotland). Dług największej wdzięczności powiększyłem - to jasne - u mojej Rodziny, bo jej przecież zabierałem czas, który poświęciłem pisaniu tej książki. Pozwalam sobie zatem, z podziękowaniem za cierpliwość, zadedykować ten tom - Justynie, Zosi i Stasiowi. Wielki Post 2015
CZĘSC I SEN O NIEPODLEGŁEJ I „POJĘCIA SWIATA”
1. Kłopot z polską niepodległością „Piękny wiek XIX” skończył się w Europie na przełomie lipca i sierpnia 1914 roku. Zaczęła się Wielka Wojna. W czasie jej trwania upadł ostatecznie, jak się zdawało, porządek polityczny nazywany od konferencji, która dała mu początek sto lat wcześniej, wiedeńskim. Nowy porządek, jaki wyłonił się po Wielkiej Wojnie, w 1919 roku, nosił nazwę - po kolejnej wielkiej konferencji dyplomatycznej - wersalskiego. Nie trwał długo. Rewidowany skutecznie od początku lat trzydziestych, upadł z większym hukiem niż poprzedni w 1939 roku. Następna Wielka Wojna okazała się jeszcze straszniejsza od poprzedniej. Po niej nikt już chyba nie odważyłby się nazwać XX wieku pięknym. Czy mogło być inaczej? Czy po tragicznym doświadczeniu lat 1914-1918 nie było możliwe ułożenie trwałego ładu w Europie, zabezpieczającego pokój, a przynajmniej odsuwającego na czas dłuższy niż jedno pokolenie następną wojnę światową? Do tego pytania wciąż wracają historycy, sięgają do niego nawet politycy. W nieco może naiwnym uproszczeniu, redukującym dzieje świata do historii politycznej, do konsekwencji decyzji kilku mężów stanu, sadza się na ławie oskarżonych autorów głównych postanowień konferencji wersalskiej, zarzucając im a raczej stworzonemu przez nich w Europie porządkowi międzynarodowemu - fatalne wady, które miały pociągnąć świat ku katastrofie drugiej wojny. Wśród tych, którzy podejmują w ogóle tego rodzaju rozważania, powtarzają się porównania „dobrego” systemu wiedeńskiego z XIX wieku i „złego” systemu wersalskiego z początku XX. To, co miało je zasadniczo różnić, na niekorzyść tego drugiego, to niewłaściwe zbilansowanie interesów wielkich mocarstw. W systemie wiedeńskim pięć głównych mocarstw europejskich, w tym pokonana Francja, odnalazło względnie akceptowalny modus vivendi. W systemie wersalskim zabrakło od razu miejsca dla dwóch wielkich potęg kontynentalnych - pokonanych Niemiec i nieobecnej w Wersalu, ogarniętej gorączką rewolucji bolszewickiej Rosji. Pozostałe mocarstwa - zwycięskie Wielka Brytania i Francja - były (po wycofaniu się Ameryki na pozycje izolacjonistyczne) zbyt słabe, by udźwignąć na swych barkach nowy porządek. Ten zarzut, podnoszony między innymi przez takich badaczy wielkiej dyplomacji, jak Henry Kissinger czy George Kennan, wskazuje od razu na najbardziej newralgiczny punkt, wokół którego koncentrował się sprzeciw obu wyalienowanych z nowego porządku mocarstw. Tym punktem była odbudowana w systemie wersalskim niepodległa Polska114 Polska stanęła między Rosją a Niemcami. Niemcy nie mogły się pogodzić z utratą na jej rzecz części Śląska, Wielkopolski, a przede wszystkim pomorskiego „korytarza”. Rosja, która była matecznikiem światowego systemu komunistycznego, nie tylko traciła na rzecz Polski obszary stanowiące od czasów Katarzyny II i Aleksandra I jej strategiczne zachodnie rubieże, lecz także połączenie z Niemcami - oczekiwanym z niecierpliwością głównym partnerem europejskiej rewolucji. Czy po 1918 roku Rosja (także sowiecka) i Niemcy mogły się pogodzić z odbudową niepodległej Polski? Na jakich warunkach? - tak mogłoby brzmieć w istocie pytanie o to, czy możliwe było stworzenie stabilnego ładu wersalskiego. Inny, już nie geopolityczny, ale ideologiczno-społeczny aspekt tego wielkiego pytania wymagałby zastanowienia się, czy i na ile możliwe byłoby zharmonizowanie zwycięskiego ostatecznie w wojnie domowej w Rosji systemu komunistycznego z niekomunistyczną Europą.
Te pytania, może banalne w swej oczywistości, ujawniły dramatyczną trudność w kolejnych próbach znalezienia na nie praktycznych odpowiedzi. Ustalenia, przyjęte w ciągu pierwszej połowy 1919 roku na konferencji pokojowej w Paryżu, takiej odpowiedzi nie zawierały. Trwała wojna domowa w Rosji i zwłaszcza Francja miała nadzieję, że „biali” generałowie odbudują jeszcze szansę na strategiczne partnerstwo na osi Paryż-Piotrogród, blokujące możliwość niemieckiej rewizji traktatu wersalskiego. Gdyby tak się stało, Francja, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, a także Włochy - czyli cztery z pięciu zwycięskich mocarstw - zgodnie zdecydowałyby niewątpliwie o przywróceniu partnerstwa z Rosją odrodzoną w granicach z 1914 roku (jedynie bez terytoriów Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Fińskiego, uznanych już przez mocarstwa za podstawę geograficzną dwóch nowych, „zalegalizowanych” państw: Polski i Finlandii). Japonia, mająca wielkie apetyty na Dalekim Wschodzie, zapewne musiałaby się tej większości podporządkować. Powstająca na drugim, zachodnim krańcu Rosji nowa Polska oczywiście także. Polska byłaby wtedy małym, mającym niewiele ponad 150 tysięcy kilometrów kwadratowych powierzchni i piętnaście-osiemnaście milionów ludności, zachodnim aneksem Republiki Rosyjskiej. Stany Zjednoczone i Francja były zgodne co do tego, iż przy odrodzonej Rosji nie ma miejsca na niepodległą Litwę, Łotwę czy Estonię. Wielka Brytania, przychylniejsza ze względu na swe morskie (bałtyckie) interesy choćby ograniczonej niezależności nadbałtyckich republik/guberni, z pewnością nie byłaby gotowa kruszyć z nikim kopii o ich niepodległość. Ukraina mogłaby liczyć wyłącznie na dobrą wolę władz rosyjskich, czyli w najlepszym razie na podtrzymanie wyrażonej przez Rząd Tymczasowy w 1917 roku deklaracji o pewnych formach autonomii. I wszyscy żyliby dalej „długo i szczęśliwie”, bez bolszewizmu? Tego oczywiście nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że ta potencjalnie istniejąca jeszcze w 1919 roku szansa skorygowania i utrwalenia systemu wersalskiego poprzez dołączenie doń Rosji (niebolszewickiej) zniknęła wraz z ostateczną klęską wojsk generała Antona Denikina. W 1920 roku resztki formacji „białych” pod wodzą generała Piotra Wrangla mogły walczyć co najwyżej o przetrwanie. Na wschodzie Europy pozostawała Rosja - ale sowiecka. Inną szansę umocnienia systemu wersalskiego - poprzez dopisanie doń jego „wschodniego rozdziału” - dostrzegał Józef Piłsudski. I zaryzykował próbę praktycznej odpowiedzi na sformułowane wyżej, jasne dla niego już wtedy pytania. Rosja, każda Rosja, również sowiecka, a także Niemcy miały się pogodzić z niepodległością Polski i wielu innych, powstałych między Bałtykiem a Morzem Czarnym, nowych państw, w ostatecznej zaś konsekwencji z systemem wersalskim, dzięki zbudowaniu szerszej, opartej na osi Warszawa-Kijów, wspólnoty politycznej na wschodzie Europy. Zamiast cienkiego polskiego „przepierzenia” (jak to określił Stalin w artykule zapowiadającym w listopadzie 1918 roku jego zburzenie przez idącą na Berlin Armię Czerwoną) miała powstać nowa geopolityczna konstrukcja: z Polską, Ukrainą, zapewne także związaną z Polską Litwą (i Białorusią), jak również z nowymi państwami nadbałtyckimi i Rumunią. Miała ona wypełnić przestrzeń między Rosją a Niemcami na tyle solidnie, by jej zniszczenie okazało się dla obu sąsiadów zniechęcająco trudne. Mocarstwa zachodnie nie były przygotowane na taką koncepcję. Piłsudski jednak wierzył, że zwycięska kampania pozwoli przekonać je, iż nowy układ geopolityczny na wschodzie kontynentu da się pogodzić z ich istotnymi interesami ekonomicznymi i stabilnością całego systemu wersalskiego^.
Polski Naczelnik Państwa linię graniczną na wschodzie chciał Rosji narzucić siłą. Nie zakładał dobrowolnego przyjęcia przez Moskwę nie tylko takiej granicy, jaką uważał za najkorzystniejszą dla Polski - z niepodległą Ukrainą i odbudowanym przy Polsce „byłym Wielkim Księstwem Litewskim” - lecz także granicy „inkorporacyjnej”, jaką nakreślił w instrukcjach listopadowo-grudniowych z 1918 roku dla swojej delegacji na konferencję pokojową w Paryżu11 By jednak doprowadzić do sytuacji, w której taka czy inna, „biała” czy „czerwona” Rosja musiałaby po prostu przyjąć nowy, stworzony przez Polskę układ sił we wschodniej Europie, Piłsudski musiał uwzględniać w swych rachubach także Wielką Brytanię. W warunkach 1919 roku, aby uzyskać wbrew Rosji trwały, nowy układ polityczny na wschodzie Europy - a już na pewno nad Bałtykiem - trzeba się było starać o poparcie brytyjskie. W każdym razie nader trudno było sobie wyobrazić możliwość forsowania takiego układu wbrew Wielkiej Brytanii. Latem 1919 roku Piłsudski nie tracił nadziei, że ten problem rozwiąże. 16 lipca spotkał się z ministrem pełnomocnym rządu brytyjskiego w Warszawie, sir Percym Wyndhamem, by przedstawić mu swoją koncepcję współpracy polsko-brytyjskiej nad Bałtykiem jako jedynej realnej przeciwwagi dla podporządkowania tego regionu imperialnym pretensjom Niemiec i Rosji. Usprawiedliwiając swoją nową ofensywę na odcinku białorusko-litewskim, tłumaczył, że Polska nie może przyglądać się wydarzeniom w Rosji z bezpiecznego dystansu (jak Anglicy), ale „musi się bić z bolszewikami albo zawrzeć z nimi pokój”. Ponieważ zawarcie pokoju „jest ze wszech miar niepożądane, musi się z nimi bić”14!. W skierowanych do Wyndhama uwagach Piłsudskiego skrywała się przestroga pod adresem Brytyjczyków, a szerzej - całej ententy. Polska chce się bić z bolszewikami, może być na tym polu skuteczna, skuteczniejsza niż faworyzowani przez Zachód dawni carscy generałowie. Polska ma jednak też inną możliwość - „ze wszech miar niepożądaną” (jak wierzył Piłsudski niepożądaną zwłaszcza w kręgu przywódców ententy): zawarcia pokoju z bolszewikami, wciąż aktualnymi gospodarzami Kremla. Podnoszenie tej możliwości w poufnych rozmowach dyplomatycznych z przedstawicielami mocarstw zachodnich, a w szczególności Wielkiej Brytanii, miało im unaocznić pewną swobodę manewru polityki polskiej, która nie była skazana na bezwarunkowe podporządkowanie się strategicznym planom ententy, uwzględniającym przede wszystkim interesy przyszłej Rosji. Cały, uwidoczniony już dotąd, sposób postępowania Piłsudskiego u steru polityki zagranicznej Polski od listopada 1918 roku zdawał się świadczyć o trzeźwym rozeznaniu jej uwarunkowań i ograniczonych możliwości, które nakazywały mu rozmaitymi sposobami starać się o pozyskiwanie przychylności mocarstw ententy. Piłsudski nie chciał stracić tych partnerów. Przeciwnie, nadal zamierzał cierpliwie zabiegać o zrozumienie z ich strony dla polskich planów. Nigdy nie odwrócił się od Zachodu, ententy, systemu wersalskiego. Ale, gdy nie widział innego wyjścia, gotów był poprowadzić politykę wschodnią niezależną od planów Paryża czy Londynu, bez jakichkolwiek gwarancji ze strony ententy, na własny, polski rachunek. W konsekwencji to było najważniejsze: w przypadku niepowodzenia rzeczywiście mogła grozić redukcja osamotnionej między Rosją a Niemcami Polski do pozycji „obszelmowanego kraiku”, wegetującego w cieniu potęgi jednego, czy też obu sąsiadów, przy cichej Schadenfreude stolic ententy, które mogłyby dostrzec w takim losie zasłużoną karę za niepodporządkowanie się
Polaków układom przygotowanym przez jedynie powołane do tego mocarstwa. Sytuacja w lecie 1919 roku skłoniła Piłsudskiego do kroku świadczącego o zdolności do podjęcia takiego ryzyka w imię wykorzystania jedynej okazji „dokonania wielkich rzeczy”, uchwycenia szansy postawienia „całej wielkiej i potężnej Polski” w roli równorzędnego Rosji bieguna siły na wschodzie Europy. Chwilowe sukcesy sił „białej” Rosji pod dowództwem generała Antona Denikina usztywniły negatywne stanowisko tak Paryża, jak i Londynu w sprawie politycznych rozstrzygnięć, które mogłyby istotnie uszczuplić suwerenność odrodzonej Rosji na obszarze bałtycko-czarnomorskiego międzymorza, a już zwłaszcza uszczuplić ją na korzyść „polskiego imperializmu”. Być w zgodzie z ententą oznaczało w tamtym momencie skoordynowanie działań wojennych przeciw bolszewikom z Denikinem, by utorować mu drogę do Moskwy, i... odbudowanie wielkiej, uznanej przez Zachód za jedynego partnera na europejskim wschodzie Rosji. W tej sytuacji Piłsudski zdecydował się na wznowienie sondażowych rozmów politycznych z bolszewikami. O konsekwencjach, nie tylko geopolitycznych, tego ruchu pisałem gdzie indziej151. Na początku 1920 roku Piłsudski próbował realizować własną wielką grę o zmianę, a raczej istotną korektę wersalskiego systemu na wschodzie. Jego kalkulacje i nadzieje jednak zawiodły. Kiedy po siedmiu tygodniach pobytu w Kijowie Wojsko Polskie musiało się w czerwcu 1920 roku wycofać znad Dniepru, wprowadzona tam władza Symona Petlury nie zyskała w tak krótkim czasie szerszego poparcia ukraińskich mas, a na północy, przez Białoruś, ruszyła w kierunku Polski wielka ofensywa Armii Czerwonej. Wówczas pytania o przyszłość systemu wersalskiego na wschodzie Europy powróciły z całą siłą. Wspominając po kilku latach swoje niepowodzenie w tej dramatycznej próbie przekonania do wizji nowego porządku na wschodzie Europy mocarstw zachodnich, Piłsudski tłumaczył owo niepowodzenie w znamienny sposób: „Pojęcia bowiem świata były układane na podstawie względnie niedawnej przeszłości, która była przeciwko nam. Świat cały był zdania, że wszelkie pretensje Polski do ziem przekraczających linję Bugu są agresją, że ziemie te są zdobyczą na ciele Rosji. Sto lat niewoli, którąśmy przebyli, zostawiły ślady nie tylko w nas, a i w panach całego świata”161. To właśnie, jak owe „pojęcia świata” wyglądały w 1920 roku i jak zgodnie z nimi podjęta została inna, znacznie bliższa realizacji próba korekty porządku wersalskiego na wschodzie kontynentu, będę tutaj przypominać i analizować.
2. Granice władzy (i wyobraźni) zwycięzców: spojrzenie z Wersalu Kiedy w styczniu 1919 roku zbierała się konferencja pokojowa w Paryżu, jej podstawowe zadanie zostało dobitnie określone przez jednego z członków amerykańskiej delegacji: „stworzyć porządek z chaosu w praktycznie całej Europie na wschód od Renu” (to bring about order out of chaos in practically all of Europe east of the RhineTakie w każdym razie było przekonanie przywódców zwycięskich w Wielkiej Wojnie mocarstw - że powinni i że są w stanie zbudować nowy porządek. Rozumieli go w sposób niejednolity, spierali się o jego sens i kształt, a spory te mają już dziś ogromną literaturę przedmiotu. Zgadzali się jednak pod tym względem, że mają prawo, a nawet obowiązek moralny wprowadzić wynegocjowany między sobą porządek na całym obszarze, który ogarnęła Wielka Wojna. Rok później, 10 stycznia 1920 roku, wszedł w życie traktat z Niemcami; formalnie rozpoczęła działalność Liga Narodów. Wkraczano w okres sprawdzianu dla owego porządku, który chcieli wprowadzić liderzy zwycięskich mocarstw. Czy jednak rzeczywiście można je nazwać w pełni zwycięskimi? W jakim zakresie? Jak daleko sięgał ów porządek, który pragnęły narzucić powojennej rzeczywistości? Przedwiośnie i wiosna 1920 roku przyniosły całą serię wydarzeń, w związku z którymi pytania te nabrały nader praktycznego znaczenia. 13 marca w Berlinie lider Niemieckiej Partii Ojczyźnianej Wolfgang Kapp i generał Walther von Lüttwitz podjęli próbę prawicowego puczu, którego zwycięstwo mogło całkowicie przekreślić wersalski porządek w samym jego rdzeniu: w Niemczech. Nie uzyskawszy wyraźnego wsparcia ze strony Reichswehry, socjaldemokratyczny rząd Gustava Bauera uciekł do Drezna, a następnie do Stuttgartu. Zorganizowany jednak przezeń strajk generalny sparaliżował szybko puczystów i zmusił ich do kapitulacji. Komuniści, którzy nie popierali strajku w obronie socjaldemokratycznego rządu, sami podjęli próbę wykorzystania zaistniałego chaosu do obalenia rządu Bauera. 3 kwietnia nowy rząd Hermanna Müllera skierował wojsko na ogarnięty komunistycznym powstaniem teren Zagłębia Ruhry na prawym brzegu Renu, łamiąc tym samym warunki traktatu wersalskiego, które ustanowiły Nadrenię strefą zdemilitaryzowaną. To z kolei sprowokowało Francję do akcji odwetowej - trzy dni później francuscy żołnierze wkroczyli do Frankfurtu i kilku innych miast w zachodnich Niemczech. Szesnastego marca wojska brytyjskie, a w ślad za nimi francuskie i włoskie, weszły do Konstantynopola - stolicy innego pokonanego w wojnie mocarstwa. Celem tej akcji było powstrzymanie postępów narodowego ruchu tureckiego pod wodzą Mustafy Kemala, który rzucił rękawicę temu ładowi (a może raczej: upokorzeniu), jaki mocarstwa zachodnie chciały narzucić Turcji. Kolonialny w istocie porządek, uzgodniony między Francją, Wielką Brytanią a Włochami, został także w tym czasie zagrożony w arabskiej części podzielonego imperium osmańskiego: również w marcu Faissal ibn Hussein ogłosił się królem Syrii, proklamując jej niepodległość (wraz z Libanem i Palestyną). Do lipca 1920 roku wojska francuskie zbrojnie musiały wypierać jego zwolenników z Syrii. Utrzymanie tego ładu, jaki chciały wprowadzić mocarstwa ententy, wymagało użycia siły militarnej lub finansowego nacisku. Jak to ujęła wybitna badaczka systemu wersalskiego Margaret MacMillan (prawnuczka Lloyda George’a), „Mocarstwowość wiąże się z wolą [...]:
wolą czy to wydawania pieniędzy, czy to narażania życia [swoich obywateli]. W 1919 roku ta wola została wśród Europejczyków złamana; Wielka Wojna oznaczała, że przywódcy Francji czy Wielkiej Brytanii, czy Włoch nie mieli już zdolności nakazywania obywatelom swoich krajów, by płacili jeszcze wyższą cenę za status mocarstwa’,[2]. Ta słuszna obserwacja w y m a g a jednak pewnego doprecyzowania. Ułatwiają je podane przed chwilą przykłady reakcji mocarstw na wyzwania, wobec których stanął porządek, jaki chciały utrzymać. W Niemczech w 1920 roku Francuzi byli gotowi do reakcji, nawet z użyciem (ograniczonym) militarnej siły. Podobnie Brytyjczycy w Konstantynopolu. Geopolityka wpisana w mentalne mapy polityków, ale i znacznej części opinii publicznej tych krajów, rzutowała na determinację w użyciu siły - lub jej brak. Niemcy były zasadniczo, życiowo wręcz ważne dla Francji - potwierdzenie kontroli nad Berlinem, a tym bardziej nad Nadrenią i Zagłębiem Ruhry, stanowiło fundament francuskiego powojennego porządku. Z kolei dla (dużej części) brytyjskiej opinii politycznej pamięć o kluczowym znaczeniu Turcji, a zwłaszcza cieśnin czarnomorskich i Konstantynopola, na drodze z Londynu do Indii była wciąż ważna, mobilizowała do działania. Istotna okazywała się oczywiście także proporcja między siłami, które należało zaangażować dla ustabilizowania wymarzonego „porządku” w wybranym regionie, a znaczeniem, jakie ów region miał w wyobrażonych interesach danego mocarstwa. Do przepędzenia zwolenników Faissala z Damaszku nie musiano angażować całej armii, wystarczyły bataliony. Do kontroli nad Nadrenią - wobec dokonanego już w znacznym stopniu rozbrojenia Niemiec - też nie trzeba było wielkiej i kosztownej akcji (również w sensie zagrożenia życia wielu francuskich żołnierzy). Podobnie zajęcie Konstantynopola - niebronionego przez żaden garnizon - nie było wiosną 1920 roku krokiem, który wydawał się szczególnie (z militarnego punktu widzenia) ryzykowny. Wystarczyła taka relacja między polityczną wolą a ryzykiem, przynajmniej do tego, by zacząć działać. Zadaniem bez porównania ważniejszym niż uzyskanie wpływu na przyszłość Turcji i całego dawnego imperium osmańskiego, a także jeszcze trudniejszym do wykonania niż zmuszenie (przynajmniej w latach 1919 i 1920) pokonanych Niemiec do zastosowania się do postanowień traktatu wersalskiego było rozwiązanie „problemu rosyjskiego”. Od jego rozstrzygnięcia zależało ostateczne utrwalenie lub zdestabilizowanie całego systemu wersalskiego. Rosji zabrakło przy stole obrad konferencji paryskiej. Państwo carów, a od marca 1917 roku republika, wielki partner zwycięskich mocarstw w wojnie światowej, wypadło z koalicji w wyniku przewrotu bolszewickiego i zawartego przez nowych władców Piotrogrodu i Moskwy w marcu 1918 roku separatystycznego pokoju z II Rzeszą w Brześciu. Bolszewicy przetrwali upadek swoich partnerów z Brześcia i utrzymali się u władzy w zwycięskiej, choć jeszcze do wiosny 1920 roku niedokończonej walce z siłami „białej” (w rozmaitych politycznych odcieniach owej „bieli”) Rosji. Na obrzeżach niedawnego imperium Romanowów powstawały (i upadały pod wpływem bolszewickiej „rekonkwisty”) nowe państwa narodowe. Tymczasem systemowi wersalskiemu w Europie brakowało wschodniego filaru. Do marca 1920 roku mocarstwa ententy wraz ze Stanami Zjednoczonymi nie potrafiły tego problemu rozwiązać, ani też nie doczekały się niezależnego od nich, satysfakcjonującego rozwiązania. Brakowało im do tego sił, a raczej woli ich użycia przez zmęczone Wielką Wojną społeczeństwa w skali, jakiej wymagałaby próba narzucenia Rosji, największemu terytorialnie (po brytyjskim) imperium świata, rozwiązań, które „pasowałyby” do wymarzonego przez
zwycięskie mocarstwa powojennego porządku. Co więcej, przywódcy tychże mocarstw nie wypracowali nawet wspólnej spójnej i konsekwentnej polityki wobec Rosji, rewolucji bolszewickiej, perspektywy jej ekspansji lub zdławienia przy pomocy Rosji „białej”, wreszcie wobec problemu zmian terytorialnych na obszarze niedawnego imperium Romanowów i w sferze jego tradycyjnych geopolitycznych ambicji. Sprzeczne motywy i dążenia krzyżowały się i nierzadko neutralizowały wzajemnie nie tylko pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, Wielką Brytanią a Francją, lecz także przy starciu wpływów rozmaitych grup nacisku i pojedynczych osobistości kształtujących „politykę wschodnioeuropejską” poszczególnych mocarstw Zachodu. Było tu miejsce na przeświadczenie o konieczności zwalczania bolszewizmu za wszelką cenę, były dążenia do osłabienia rosyjskiego państwa na ważnych w międzyimperialnej rywalizacji obrzeżach, były też tendencje do traktowania „białej” Rosji jako naturalnego, jedynie wartego wspierania sojusznika na wschodzie Europy, albo każdej Rosji po prostu - jako swego rodzaju wschodniej polisy ubezpieczeniowej przeciw niemieckiemu rewizjonizmowi; były wreszcie założenia liberalnej wizji nowego porządku światowego, na który - jak liczono - „nawrócą się” być może także bolszewicy; było wiele innych jeszcze czynników. Żadne z tych założeń czy przekonań nie zdominowały bez reszty planowania strategicznego i postępowania demokratycznych potęg Zachodu - choćby dlatego właśnie, że były demokratyczne i cele ich polityki zagranicznej formowano (w większej części przynajmniej) w toku publicznej, otwartej na wielość argumentów, motywów i interesów debaty. W efekcie zabrakło jednolitej, konsekwentnej polityki zachodnich zwycięzców wobec Rosji i Europy Wschodniej, co miało ogromne znaczenie dla pozostawienia u progu wiosny 1920 roku najważniejszych rozstrzygnięć dotyczących tego ogromnego obszaru w rękach jego mieszkańców, a raczej w gestii sił politycznych, jakie tam zdobyły panowanie i między sobą rywalizowały. Owe siły to z jednej strony Rosja bolszewicka, z drugiej zaś ci, którzy gotowi byli, w imię interesów narodowych, jej się przeciwstawić (choć owych „stron” zmagających się między sobą na obszarze między Morzem Czarnym a Morzem Bałtyckim w 1920 roku było znacznie więcej, te dwie, jak się zdaje, miały znaczenie najbardziej decydujące dla przyszłości całego regionu). Dla twórców systemu wersalskiego taka sytuacja oznaczała jednak, że nie udało im się jeszcze opanować „chaosu”, z jakiego chcieli wydobyć Europę po światowej wojnie. Wciąż szukali partnera do utrzymania nowego porządku na terenie Europy Wschodniej. Czy widzieli go tylko w Rosji niebolszewickiej? Czy też w każdej, ostatecznie nawet bolszewickiej Rosji? Czy może w systemie państw-spadkobierców rosyjskiego panowania w Europie Wschodniej - z Polską jako centralnym ogniwem w takim systemie?
Thomas Woodrow Wilson, prezydent Stanów Zjednoczonych w latach 1913-1921. Fotografia z 1918 roku.
Zastanówmy się najpierw, jak ten problem oceniano nad Potomakiem Prezydent Thomas Woodrow Wilson pamiętany jest w Polsce jako główny champion sprawy polskiej niepodległości w 1918 roku. W istocie nastawienie Wilsona i zdominowanej przez niego do września 1919 roku amerykańskiej dyplomacji nie doprowadziło do postrzegania Polski jako poważniejszego czynnika w powojennym porządku europejskim. Stanowiące podstawę dalszych opracowań owego porządku czternaście punktów ogłoszonych w orędziu Wilsona do Kongresu Stanów Zjednoczonych 8 stycznia 1918 roku zawierało dwa punkty szczególnie doniosłe dla określenia polityki amerykańskiej wobec Europy Wschodniej. Oczywiście ważny dla Polaków punkt 13, stwierdzający powinność (should) odbudowy niepodległego państwa polskiego, zawierał wyraźne zastrzeżenie, które zbliżało go w swej praktycznej wymowie do równolegle przedstawianych brytyjskich projektów „małej”, „etnograficznej” Polski. Zgodnie z nim w skład państwa polskiego miały wejść „terytoria zamieszkane przez bezdyskusyjnie polską ludność”. O ile w stosunku do granic zachodnich otwierało to przed Polską możliwość rewindykacji
terenów sięgających granic 1772 roku, o tyle na wschodzie oznaczać mogło granice, którymi kongres wiedeński oddzielił w 1815 roku Królestwo Polskie (czyli kadłubowe państewko, zamknięte na wschodzie linią Bugu) - od „właściwego” Cesarstwa Rosyjskiego i wszystkich ziem Rzeczypospolitej zagarniętych przez Rosję do 1795 roku. O tym, że istotnie taka mogła być wizja terytorialnego uporządkowania Europy Wschodniej po wojnie, świadczy punkt 6 programu pokojowego Wilsona, który zawierał żądanie ewakuacji „całego terytorium rosyjskiego” przez wojska okupacyjne131. Wobec braku doprecyzowania znaczenia terminu „całe terytorium rosyjskie” naturalna była interpretacja, zgodnie z którą prezydent Stanów Zjednoczonych podkreślał po prostu konieczność zachowania integralności terytorialnej Rosji w jej granicach państwowych z 1917 roku. Zasadnicza linia dyplomacji amerykańskiej w kolejnych latach potwierdziła tę interpretację. Potwierdza ją także wpisanie obydwu „wschodnioeuropejskich” punktów w kontekst najważniejszy dla całego Wilsonowskiego projektu powojennego porządku. Kontekst ów tworzył punkt 14, zapowiadający powołanie późniejszej Ligi Narodów. Nowa organizacja miała zapewnić rozwiązanie wszystkich ewentualnych dylematów czy kwestii spornych, jakie mogły się pojawić w polityce międzynarodowej. Sposób jego rozumienia w rozstrzyganiu ewentualnych wątpliwości, które mogły wyniknąć na styku haseł zawartych w punkcie 6 z przesłaniem punktu 13, Wilson ujawnił w rozmowie z reprezentantem Komitetu Narodowego Polskiego Romanem Dmowskim. 13 września 1918 roku w Waszyngtonie lider Narodowej Demokracji usiłował przekonać Wilsona argumentami strategicznymi i geopolitycznymi do konieczności odbudowy dużej Polski - w imię jej zdolności do efektywnego pełnienia funkcji zapory zarówno wobec niemieckiego militaryzmu, jak i społecznego chaosu w Rosji. Argumentacja Dmowskiego, której częścią było przedstawienie Ukrainy jako narzędzia niemieckiego imperializmu, nie pozostała być może bez wpływu na część politycznych doradców Wilsona, skupionych w komisji przygotowawczej do konferencji pokojowej (tak zwanej Inquiry); jej antyniemieckie nastawienie dobrze przyjmował sekretarz stanu Robert Lansing. Sam prezydent jednak odrzucał możliwość rozumowania kategoriami strategicznymi - w każdym razie przez „małe narody”, takie jak Polska. W ramach Wilsonowskiej wizji nie miały one same troszczyć się o swoje bezpieczeństwo. Zagwarantować im je miała Liga Narodów. Do jej sprawnego funkcjonowania potrzebna była jednak zgodna współpraca wielkich mocarstw. Zdemokratyzowana Rosja miała stać się, obok mocarstw anglosaskich i (traktowanej przez Wilsona z większą podejrzliwością) Francji, filarem nowego porządku międzynarodowego. Polska natomiast nie miała w nim do odegrania żadnej aktywnej roli. Powinna była tylko cieszyć się jego błogosławionymi owocami, w ścisłej zgodzie z brzmieniem punktu 13 oddając swój los całkowicie w ręce Ligi Narodów141. Faktycznie wielki projekt Wilsona zakładał przekreślenie polityki zagranicznej poszczególnych państw. W istocie jednak pierwsze miały z niej zrezygnować państwa mniejsze. Główne mocarstwa, spełniające nadzieje amerykańskiego prezydenta na przyjęcie liberalnego modelu politycznego, miały stać na straży nowego porządku. W Europie Wschodniej to Rosja była w owej amerykańskiej wizji „naturalnie” predestynowana do roli dobrego stróża międzynarodowego ładu151. Tylko półżartem można dodać, że na sympatię administracji prezydenckiej, a przede wszystkim samego jej zwierzchnika, dla zasady zachowania całości terytorialnej imperialnej Rosji mogło wpłynąć także to, że jednym z nielicznych polityków amerykańskich (czy szerzej - anglosaskich) wypowiadających się życzliwie o Ukrainie
i możliwości jej oderwania od Rosji był senator Henry Cabot Lodge, republikański arcywróg prezydenta^. Wydaje się jednak, że o stosunku Waszyngtonu do Rosji, bolszewizmu i rozpatrywanej w kontekście tych wyzwań Polski decydowały nie tylko osobiste sympatie czy antypatie prezydenta, ale przede wszystkim generalna wizja nowego porządku światowego, jaką demokratyczna administracja Wilsona konsekwentnie prezentowała i próbowała wcielać w życie w latach 1918-1919. Jego podstawowe założenia dobrze wyraził sekretarz stanu Robert Lansing, podsumowując w obszernym memorandum z 3 grudnia 1919 roku wyniki dotychczasowej polityki amerykańskiej wobec Rosji i jej stałe cele. Wymieniał zasadnicze motywy tej polityki: „nasze moralne zobowiązania wobec Rosji jako sojusznika w walce przeciwko niemieckiemu imperializmowi, niemożność przywrócenia normalnej sytuacji nawet w Stanach Zjednoczonych, jak długo Rosja pozostaje w stanie ekonomicznego chaosu, a także zagrożenie dla naszego życia i instytucji, które to zagrożenie wynika z dalszego istnienia Rosji jako aktywnego centrum złowrogiej politycznej i społecznej propagandy”^. Rosja była traktowana jako ważny sojusznik w Wielkiej Wojnie i trzeba jej było chociażby z tego powodu pomóc. Po drugie, w Waszyngtonie uznawano kluczową rolę Rosji w gospodarce światowej - w szczególności dla odzyskania równowagi na rynku żywnościowym, dla którego przedwojenna Rosja była istotnym eksporterem, a także dla gospodarki amerykańskiej jako producenta towarów na tak chłonny do 1914 roku, dynamiczny rosyjski rynek zbytu. Po trzecie wreszcie, Rosja stała się terenem wielkiego eksperymentu ideologicznego: bolszewizmu. Był on oceniany jako oczywiste zło i niebezpieczeństwo zarówno przez Wilsona, jak i przez Lansinga oraz jego następcę Bainbridge’a Colby’ego. Ale ze skali tego zagrożenia wynikała także uwaga, jaką ono przyciągało. To były trzy powody, dla których w otoczeniu prezydenta Wilsona uznawano za oczywiste w 1918, 1919 i 1920 roku założenie: Russia first („Rosja przede wszystkim” przynajmniej jeśli idzie o cały obszar na wschód od Niemiec). Trzeba zatem Rosji pomóc w jej ekonomicznej odbudowie i w pozbyciu się bolszewickich „biesów historii”. Temu zadaniu powinny być podporządkowane wszystkie „małe”, „partykularne” interesy mniejszych państw powstających wokół Rosji.
Robert Lansing, sekretarz stanu USA w latach 1915-1920. Fotografia z 1916 roku.
Jakimi metodami można rozwiązać problem rosyjski? Recepta wynikała z diagnozy choroby. Choroba bolszewizmu była uznana za skrajnie niebezpieczną (bo zaraźliwą), ale zarazem za wartą zrozumienia na poziomie moralnym. Jak znaczna część opinii liberalnej tego czasu, zwłaszcza w krajach anglosaskich, Wilson był raczej skłonny uważać powrót do systemu carskiego za zło większe od bolszewizmu. „Zachodni liberałowie mieli tendencję, by obdarzać bolszewików przywilejem wątpliwości [co do ich - złych - intencji czy poczynań]” (Western
liberals were inclined to give the bolsheviks the benefit of the doubt)[8]. Bolszewicy przeprowadzają eksperyment, okrutny, dziki, ale odpowiadający na realne bolączki i krzywdy, które zrodził „stary” system. Sekretarz stanu Lansing nie wyrażał najmniejszych sympatii dla bolszewizmu, ale oceniając amerykańską politykę wobec Rosji i bolszewizmu po 1917 roku, trafnie oddawał tok myślenia także swojego prezydenta: „Bolszewizm [...] jest rozpowszechnionym stanem umysłu, jaki wynika z wojny i historycznych nadużyć. Tworzą go demoralizacja i protest. Popycha wielu swoich bezkrytycznych zwolenników w szeregi bolszewików i dodaje do ich ruchu nawracające przypływy ludowej witalności, która pozwala podtrzymać go przeciw militarnym atakom wrogów. Bolszewizm tak pojmowany nie może być oczywiście pokonany siłą. Jest to zasadniczo zjawisko ekonomiczne i moralne, które mogą przezwyciężyć jedynie środki ekonomiczne i moralne”[9]. Skoro tak - skoro bolszewizm pokona się nie siłą militarną, ale poprzez odbudowę ekonomiczną i moralną, której beneficjentem powinien być przede wszystkim „lud rosyjski”, jedyny uprawniony gospodarz (wielkiej) Rosji, trzeba zatem uznać z góry fiasko wszelkiej zewnętrznej interwencji. Tylko sami Rosjanie mogą odrzucić bolszewizm. Wsparcie, jakiego udzielała Ameryka siłom „białej” Rosji w 1919 roku, nie przyniosło efektu, konstatował Lansing. Tym bardziej jednak nie przyniosą efektu próby obalenia bolszewików w akcjach prowadzonych z Warszawy, Bukaresztu czy Helsinek. Nieinterwencja i nieuznawanie zmian terytorialnych, które uszczupliłyby przestrzeń państwową Rosji (poza rejonem „etnograficznej” Polski oraz Finlandii i, być może jeszcze, Armenii), to były jedyne zasady polityczne, jakie mogły wynikać z oceny sytuacji w 1920 roku. I w praktyce amerykańskiej polityki wobec Rosji i Europy Wschodniej w 1920 roku wynikały. Dla Polski, bezpośrednio sąsiadującej z tak traktowaną bolszewicką Rosją, jednoznaczne sugestie wypływające z podobnej polityki były następujące: nie przekraczać na wschodzie linii Bugu i czekać, aż Rosja przezwycięży w sobie komunistyczną chorobę, a następnie dołączy znów - po demokratycznym odrodzeniu - do wąskiego grona współtwórców światowego ładu. Otwarte jednak pozostawało pytanie o realizm takiej oceny bolszewizmu: czy rzeczywiście utraci on swoją zdolność do ekspansji i popularność w samej Rosji, zanim spróbuje rozszerzyć się, zgodnie przecież ze swymi założeniami ideologicznymi, przede wszystkim na Europę, przez Polskę? Na to pytanie można było odpowiedzieć tylko eksperymentalnie: cofnąć się na linię Bugu, która jako granica polskich aspiracji niepodległościowych na wschodzie może nie będzie drażniła rosyjskiego „ludu”, nie uznawać stojących za Bugiem bolszewików i... czekać na ekonomiczną i moralną odmianę w samej Rosji. W żadnym zaś wypadku nie przeszkadzać w takiej odmianie jakimkolwiek gwałtownym ruchem, naciskiem militarnym zabezpieczającym od wschodu polską niepodległość. Józef Piłsudski jako Naczelnik Państwa wielokrotnie starał się uświadomić anglosaskim, a w szczególności amerykańskim rozmówcom, że taka polityka niesie ze sobą zbyt duże ryzyko dla Polski. Inaczej ocenia się zagrożenie bolszewickie znad Potomaku czy znad Tamizy, a inaczej znad Wisły czy wspomnianego Bugu. W dramatycznej rozmowie z posłem amerykańskim w Warszawie Hugh Gibsonem, przeprowadzonej 5 listopada 1919 roku, dodał do tego argumenty, które miały „zmiękczyć” amerykańskie stanowisko. Próbował użyć swoistego geopolitycznego szantażu - przeciwnego w stosunku do tego, do którego sięgał Dmowski we
wrześniu 1918 roku. Gibson tak raportował treść wywodów Naczelnika Państwa: „W ostatnich kilku miesiącach [dla Piłsudskiego] jedynym potwierdzeniem, że Polska jest traktowana jako członek grupy państw alianckich, były napływające z Paryża restrykcje mówiące, co mu wolno, a czego nie wolno robić. Powiedział, że nie czyni w związku z tym żadnych wyrzutów, ponieważ narody zawsze były całkowicie egoistyczne [w swojej polityce] i byłoby zupełnym odejściem od tej reguły, gdyby cały świat stał się nagle dobry i pomocny dla Polski, nie widząc w tym własnego, bezpośredniego interesu. Stwierdził, że będzie nadal starał się ze wszystkich sił utrzymać porządek i podtrzymać walkę z bolszewizmem. Powiedział, że w kraju niewątpliwie narasta poczucie, iż alianci porzucili Polskę i postąpiłaby ona dobrze, osiągając porozumienie z Niemcami [zamiast z zachodnimi aliantami]. Niemcy oczywiście bardzo chciałyby zapewnić sobie przyjaźń Polski za cenę odzieży, transportu, a może również wsparcia militarnego”110^. Porozumienie Polski z Niemcami, by uratować ją od rosyjsko-bolszewickiego zagrożenia, wobec obojętności zachodnich sojuszników? Taka wizja nie poruszała specjalnie wyobraźni polityków amerykańskich. I im, i Brytyjczykom, a najbardziej Francuzom, sen z powiek spędzała inna wizja: ugody Rosji i Niemiec. To właśnie „rozpychająca się” między nimi Polska mogła być jednym z głównych motywów takiego porozumienia - zabójczego dla całego systemu wersalskiego. Przyjmując takie założenie, dyplomacja amerykańska konsekwentnie odmawiała wsparcia dla idei, jaką przedstawił Piłsudski, zgodnie z którą interes narodowy odbudowanego „małego” państwa - w tym przypadku potrzeba zabezpieczenia niepodległości oraz ustroju demokratycznego Polski przed zagrożeniem ze strony bolszewickiej Rosji - powinien być drogowskazem jego suwerennej polityki. Nie, Polska powinna się raczej podporządkować racjom wielkiego, większego od jej krótkowzrocznie rozumianych interesów, ładu międzynarodowego. Prawo do interpretowania owych racji przypisywał sobie bez wahania sam Wilson, zgodnie z (typową także dla postawy amerykańskiego ekscepcjonalizmu) tendencją, by raczej „wygłaszać kazania do innych narodów, niż ich słuchać” (to preach at other nations rather than to listen to them)110 Zdaniem amerykańskiego prezydenta jakakolwiek samodzielna akcja Polski na początku 1920 roku mogła przynieść Europie Wschodniej tylko szkody. Sondująca stanowisko Departamentu Stanu wobec ewentualności takiej akcji - czy to w postaci przygotowań do prewencyjnych działań ofensywnych przeciw Rosji sowieckiej, czy to w postaci zawarcia ostatecznego pokoju z tąż Rosją - dyplomacja polska otrzymała wówczas odpowiedź z Waszyngtonu, z której wynikało, że obie ewentualności są traktowane jako sprzeczne z wizją takiego porządku międzynarodowego, do jakiego dążyła administracja prezydenta Wilsona. Polska ofensywa, zdaniem Amerykanów, mogła tylko pogorszyć sytuację, wzmacniając popularność bolszewików w ich ojczyźnie (jako obrońców integralności jej terytorium), co tym samym odsunęłoby w czasie moment ich upadku i wyzwolenia samej Rosji. Z drugiej strony, formalny pokój Warszawy z bolszewikami także umocniłby tych ostatnich. Rozejm z nimi, nienaruszający integralności terytorialnej dawnego imperium, to najmniejsze zło, jakiego Polska mogła się dopuścić. W odpowiedzi na depeszę przekazującego pytanie Warszawy posła Gibsona Robert Lansing w jednej z ostatnich swych not w roli sekretarza stanu wyraził to stanowisko w takiej formie: „Ten rząd nie jest obecnie w stanie brać na siebie żadnej odpowiedzialności, by doradzać Polsce przyjęcie jakiejś konkretnej polityki wobec bolszewickiej Rosji. Do Pańskiej wiadomości: uważam jednak, że byłoby jak najbardziej niefortunne, gdyby polski rząd wyciągał z milczenia
tego rządu [amerykańskiego] wniosek, iż kryje i ekonomicznej pomocy, która mogłaby zachęcić rozejmowych z bolszewicką Rosją”1121.
się za nim [możliwość] wojskowej polski rząd do odrzucenia negocjacji
Ta sugestia, wyrażona 5 lutego 1920 roku, nie brzmiała mocno. Nie wynikało to jedynie z faktu, że jej formalny autor, sekretarz Lansing, odchodził z urzędu, ani też z tego tylko, że prezydent Wilson wciąż nie mógł dojść do pełni sił po swym wylewie sprzed czterech miesięcy. Powód był poważniejszy i ostatecznie ujawnił się 19 marca. W tym dniu Senat Stanów Zjednoczonych definitywnie odrzucił traktat wersalski. Ameryka jednak nie mogła wycofać się zupełnie z polityki światowej (i nie takie były przecież intencje republikańskiej opozycji). Do Waszyngtonu będą więc nadal płynęły apele o wsparcie - gospodarcze, dyplomatyczne, propagandowe - rozmaitych koncepcji urządzenia powojennej Europy. Stany Zjednoczone będą miały natomiast możliwość wpływania na losy tych koncepcji. Po decyzji Senatu Ameryka oddaliła się jednak od Europy. Liga Narodów straciła, w dwa miesiące po uroczystej inauguracji, swój najważniejszy filar - w znaczeniu geopolitycznym, ekonomicznym, a także moralnym
Przedstawiciele państw Ententy po podpisaniu traktatu wersalskiego. Na pierwszym planie widoczni m.in.: Thomas Woodro Wilson (pierwszy z lewej), Georges Clemenceau (w środku), Arthur Balfour (z ręką na temblaku). 28 czerwca 1919 roku.
Po 19 marca 1920 roku bezpośrednią odpowiedzialność za nowy porządek w Europie musiały już brać na siebie właściwie tylko dwa państwa: Wielka Brytania i Francja. Oczywiście były jeszcze formalnie dwa inne mocarstwa współtworzące wersalski system: Włochy i Japonia. Nie były one jednak ani bezpośrednio tym zainteresowane, ani też zdolne, by zająć się w tej samej
mierze co Paryż i Londyn najbardziej newralgiczną dla stabilności całego systemu politycznego powojennej Europy kwestią przyszłości politycznej, formy ustrojowej i relacji gospodarczych oraz strategicznych krajów na wschód od Niemiec, na obszarze, gdzie do 1914 roku dominowało bez reszty Imperium Rosyjskie. Japonia nie wyrażała większego zainteresowania sytuacją w Europie Wschodniej i Środkowej, skupiając swoją uwagę (także w kontekście relacji z Polską) raczej na dalekowschodnich rubieżach Rosji431. Włochy, najuboższe z mocarstw, wyczerpywały swoje możliwości aktywnej polityki na terenie poddanego rozbiorowi imperium osmańskiego i adriatyckiego „podbrzusza” niedawnego imperium Habsburgów. W kwestii polityki rosyjskiej szły w 1920 roku na ogół tropem Anglii1141. Jeśli Ameryce, Francji i Wielkiej Brytanii razem wziętym zabrakło w 1919 roku sił, by rozwiązać problem rosyjski, to czy dwa ostatnie mocarstwa, już bez Waszyngtonu, miały większe szanse na narzucenie swej woli na wschodzie kontynentu europejskiego i wprowadzenie tam swojego porządku? Pytanie jest retoryczne. Wyobraźmy sobie na chwilę, że Stany Zjednoczone są w 1920 roku członkiem i liderem, a co najmniej współliderem, obok Brytyjczyków, Ligi Narodów. Siła nacisku obu mocarstw anglosaskich na Polskę zaangażowaną w wojnę z Rosją sowiecką byłaby zdecydowanie większa od wpływu samego premiera Lloyda George’a. Dodajmy od razu, że nie byłaby to najpewniej siła wspierająca polską akcję na Ukrainie, ale raczej wzmacniająca jej krytykę, odwołującą się do moralnej podbudowy nowego ładu, którego miała strzec Liga. Rosji - zwłaszcza Rosji bolszewików - administracja amerykańska, nawet w połączeniu z siłami polityki brytyjskiej, nie była w stanie wiele narzucić. Mogłaby jednak skuteczniej ograniczać próby niezależnych poczynań „mniejszych graczy” na terenie Europy Wschodniej, takich jak Polska. Mogłaby i czułaby się z pewnością w prawie to czynić. Po decyzji Senatu z 19 marca 1920 roku siła woli politycznej Waszyngtonu skierowanej ku Europie w ogóle, a tym bardziej ku samej Europie Wschodniej w oczywisty sposób jednak osłabła1151. Słabła także Liga jako narzędzie nowego ładu, dyktowanego przez założycielskie mocarstwa należącym do niej mniejszym krajom. Możliwości te malały również dlatego, że wizje owego ładu, w istotnych, a niedopracowanych w ciągu 1919 roku szczegółach, różniły dwa główne mocarstwa, które wiosną następnego roku pozostały na europejskiej scenie politycznej i na czele Ligi. Rozziew między Paryżem a Londynem w polityce wobec Rosji i Europy Wschodniej ujawnił się w związku z kolejnym istotnym wydarzeniem, które w marcu 1920 roku musiało zostać przyjęte do wiadomości w obu stolicach. Był to definitywny, jak się zdawało, upadek głównego i zarazem ostatniego ważnego ośrodka „białych”, a ściśle mówiąc - walczących pod dowództwem generała Antona Denikina Sił Zbrojnych Południa Rosji. Pod koniec marca resztki tych sił, spychanych w kierunku Morza Czarnego przez ofensywę Armii Czerwonej, ewakuowały się na Krym. Pod ciężarem krytyki Denikin złożył dowództwo. 3 kwietnia jego następcą został wybrany baron, generał Piotr Wrangel. Choć deklarował wolę dalszej walki, to nastrój w jego otoczeniu był całkowicie pesymistyczny. Przeważało przekonanie, że Wranglowi pozostaje co najwyżej rola sprawnego likwidatora pozostałości „białej” Rosji, który przeprowadzi ich ewakuację z Krymu do Turcji i dalej na zachód Europy1161. Znaczenie tego faktu - a raczej przypisywanej mu powszechnie na przełomie marca i kwietnia 1920 roku interpretacji, że to już koniec „białej” alternatywy dla Rosji „czerwonej” - było jasne.
Realnie pozostała już tylko jedna Rosja: sowiecka, bolszewicka. Jeśli chce się rozwiązać problem stosunków z Rosją, nie da się uniknąć nawiązania rozmów z bolszewikami. Jeśli mimo wszystko chciałoby się ich jednak usunąć, to trzeba było pomyśleć poważnie o wykorzystaniu innych sił niż wewnętrzna opozycja, czyli na przykład o Polsce. Gdyby Rosja „biała”, reprezentowana teraz, w ostatniej swej fazie, przez generała Wrangla, rzeczywiście upadła, zniknęła, to w kwietniu 1920 roku zasadność wyboru pierwszej ze wskazanych w powyższej analizie możliwości jakiegoś, choćby ekonomicznego na początek, porozumienia z rzeczywistymi, wyłącznymi gospodarzami Rosji - byłaby trudna do podważenia. Rosja „biała” pod dowództwem Wrangla przetrwała jednak kwiecień 1920 roku. Pozostała na mapie politycznych możliwości późniejszą wiosną i latem jako realny, choć słaby punkt. Ważne było to, że reprezentować mogła nieprzerwaną, „legalną” sukcesję głównych ośrodków „białej” Rosji; wciąż działały jej służba dyplomatyczna i propaganda - od Aleksandra Kołczaka poprzez Antona Denikina aż do Wrangla właśnie. Będzie to tworzyć jeszcze jedną przeszkodę a przynajmniej jeszcze jeden argument - na drodze do uznania bolszewików za partnerów na wschodzie Europy. Argument ten okaże się względnie ważny w Paryżu, w pewnym stopniu także w Waszyngtonie, w Londynie zostanie natomiast pominięty. Pod koniec marca 1920 roku, w najtrudniejszym momencie - z punktu widzenia oceny szans „białej” Rosji na przetrwanie - we francuskiej debacie politycznej pojawił się poważny głos na rzecz ostatecznego pogodzenia się z faktem, że jest tylko Rosja sowiecka. Jeśli więc chce się utrwalić porządek wersalski na wschodzie, to z nią właśnie trzeba rokować. Powodem do obaw o trwałość tego porządku było poruszenie w Niemczech, wywołane niedawnym puczem KappaLuttwitza. Odżyła natychmiast najczarniejsza wizja polityków znad Sekwany: sojuszu między zbuntowanymi przeciw Wersalowi Niemcami a pozostającą poza nawiasem wersalskiego porządku bolszewicką Rosją. 26 marca zwrócił na to uwagę w interpelacji wobec rządu premiera Alexandre’a Milleranda przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych parlamentu Louis Barthou. Były premier (z 1913 roku) i niedawny minister spraw zagranicznych (z 1917 roku) domagał się zmiany francuskiej polityki wobec Rosji sowieckiej i poważnego potraktowania możliwości rokowań z jej włodarzami - w imię geopolitycznego interesu Francji, który tradycyjnie nakazuje szukać zabezpieczenia na wschodzie przed Niemcami. Jeśli my nie porozumiemy się z Moskwą, to porozumie się z nią Berlin - ostrzegał Barthou, który w imię tego właśnie geopolitycznego interesu Francji doprowadzi czternaście lat później do rozmów ze Stalinem, uwieńczonych w 1935 roku - już po tragicznej śmierci ich inicjatora - podpisaniem traktatu sojuszniczego między Republiką Francuską a ZSRS. Premier Millerand odpowiedział jednak w marcu 1920 roku stanowczo, broniąc dotychczasowej polityki nieuznawania bolszewików i powołując się (raczej na wyrost) na poparcie amerykańskie dla takiej właśnie linii politycznej117^. Linia polityczna Londynu, wyznaczona przez premiera Davida Lloyda George’a, była już w tym momencie wyraźnie inna. Ostatnią próbę poważnej argumentacji na rzecz kontynuowania polityki, jaką rząd brytyjski prowadził w 1919 roku, to jest poparcia (materiałowego i w ograniczonym stopniu - politycznego) dla „białej” Rosji, podjął w styczniu 1920 Halford Mackinder. Geograf z Uniwersytetu Londyńskiego, twórca dwudziestowiecznej geopolityki, zwracał w swym wydanym w 1919 roku dziele Democratic Ideals and Reality (Demokratyczne ideały i rzeczywistość) szczególną uwagę na znaczenie Europy Środkowo-Wschodniej i jej
uniezależnienie tak od Rosji, jak i od Niemiec. „Kto rządzi Europą Wschodnią, ten panuje nad sercem Eurazji (Heartland). Kto rządzi sercem Eurazji, ten panuje nad nią całą. Kto rządzi Eurazją, ten panuje nad światem”. W tych trzech zdaniach streszczała się główna myśl brytyjskiego geografa. Towarzyszyła jej interesująca w tym miejscu obawa przed opanowaniem całej Europy Wschodniej, bałtycko-czarnomorskiego międzymorza, przez Niemcy lub Rosję albo przez nie wspólnie. Mocarstwa zachodnie, „morskie” - Wielka Brytania i Stany Zjednoczone, nie mówiąc już o dużo słabszej od nich Francji - byłyby w przypadku spełnienia takiego czarnego scenariusza skazane na klęskę w długofalowej konfrontacji z panami Eurazji. Uniezależnienie Europy Wschodniej zarówno od Niemiec, jak i od Rosji i poddanie jej wpływom politycznym Zachodu to, zdaniem Mackindera, najpewniejsza recepta na uniknięcie takiej ewentualności. Zapobieżenie strategicznej współpracy Niemiec i Rosji było natomiast zadaniem „minimum” mocarstw zachodnich1181. Jego argumenty na rzecz stworzenia między Rosją a Niemcami zasadniczo ważnego dla mocarstw anglosaskich przyczółka geopolitycznego pozostały jednak w 1919 roku zlekceważone. Próbując ratować je w praktyce, Mackinder, pozostając posłem do Izby Gmin, pod koniec listopada 1919 roku przyjął funkcję Wysokiego Komisarza brytyjskiego przy rządzie Denikina. Historię jego misji, rozmów z Denikinem oraz z Piłsudskim podejmowanych z myślą o nawiązaniu strategicznej współpracy między nimi w walce z bolszewikami, opisywałem już wcześniej1191. Tu wystarczy przypomnieć, że Mackinder wracał w połowie stycznia do Londynu w przekonaniu, że taka współpraca jest możliwa i rząd brytyjski powinien ją poprzeć. Swoje argumenty przedstawił w obszernym memorandum z 21 stycznia 1920 roku, a także w swoim wystąpieniu na posiedzeniu gabinetu Lloyda George’a, na które został zaproszony 29 stycznia. Warto je przytoczyć. Mackinder próbował przekonywać swoich słuchaczy, że Ukraina nie jest wcale, tak jak w brytyjskim gabinecie, utożsamiana z Rosją, czy że nie jest - jak ją nazywano - Południową Rosją. Stanowi natomiast potencjalnie znakomity rezerwuar żywności dla głodującej Europy. W dodatku ludność Ukrainy pozostaje na ogół wroga bolszewikom. To wszystko, argumentował londyński geopolityk, należy wykorzystać. W spisanych w trzeciej osobie notatkach w arcyciekawy sposób relacjonował dalej swoją rozmowę z 15 grudnia 1919 roku z Piłsudskim: „co się tyczy Polaków, to generał Piłsudski powiedział mu [Mackinderowi], że mógłby ewentualnie ruszyć na Moskwę wiosną. [...] Widzi, że musiałby ruszyć [w tym kierunku] z jakimś rosyjskim elementem [...]. Nie może wierzyć, że bolszewicy dotrzymają warunków pokoju, który by zawarli. Zarazem jednak nie może utrzymywać stale armii w gotowości bojowej nad Berezyną. Dlatego n i e m a i n n e j a l t e r n a t y w y, j a k u d e r z y ć n a b o l s z e w i k ó w w k w i e t n i u l u b m a j u [podkr. A.N.]. Sir. H.J. Mackinder zgodził się z generałem Piłsudskim, że spektakularny atak w kierunku na Moskwę byłby niepożądany. Celem ataku powinna być raczej Ukraina, z zadaniem opanowania zagłębia donieckiego. [...] W swoich rozmowach z generałem Piłsudskim i generałem Denikinem osiągnął [Mackinder] taki postęp, iż nie spodziewa się specjalnych trudności w uzyskaniu porozumienia [między nimi] co do wschodnich granic Polski”1291. Mackinder zbierał argumenty na rzecz nie tylko dalszego poparcia dla „białej” Rosji, ale przede wszystkim na rzecz jej porozumienia i wspólnego wystąpienia z nowymi państwami „pogranicznymi” (z Polską Piłsudskiego na czele). Londyński geopolityk gromadził je pod kątem obaw i postulatów, jakie publicznie wyrażali jego główni słuchacze w gabinecie Lloyda George’a. Dla samego premiera był to argument o potrzebie nawiązania stosunków z Rosją, by
wciągnąć ją do wymiany handlowej z Europą i jak najszybciej przywrócić jej funkcję europejskiego spichlerza. Mackinder sugerował, że można to już zrobić, sięgając po zboże z Ukrainy. Dla lorda George’a Curzona, sekretarza stanu Foreign Office, istotna była troska o los zagrożonych przez ekspansję Rosji sowieckiej (a w gruncie rzeczy każdej Rosji) obszarów Zakaukazia i Turcji, stanowiących strategiczny bufor ochronny dla Imperium Brytyjskiego i jego interesów w Azji Mniejszej. „Jeśli nie zostanie postawiona jakaś bariera przeciw marszowi bolszewizmu - ostrzegał Mackinder - to ruszy on naprzód jak ogień na prerii w kierunku Turcji i Azji Środkowej” (If some barrier were not opposed to the march of Bolshevism it would go forward like a prairie fire in Turkey and Central Asia). Premiera wreszcie miała uspokoić konkluzja Mackindera, iż celem proponowanej przezeń akcji jest nie długa wojna, ale upragniony przez Lloyda George’a pokój na wschodzie Europy. Tyle tylko, że miałby to być pokój zwycięski dla Wielkiej Brytanii i jej sojuszników, a nie dla bolszewików. Mackinder podsumował stanowczo: „Wybawienie można znaleźć tylko w spójnej polityce, jaka została wskazana w jego [tj. Mackindera] memoriale. Zmobilizowałby on wszystkie antybolszewickie kraje, od Finlandii do Kaukazu, udzielając im pewnego wsparcia. [...] Trzeba przyjąć taką politykę w całości, albo żadnej”124 Wszystkie te argumenty opierały się na założeniu, że przynajmniej taktyczne porozumienie Polski (oraz innych państw „pogranicznych” dawnego Imperium Rosyjskiego) z „białą” Rosją jest możliwe. Mackinder ukrywał przed swoimi londyńskimi rozmówcami informację, że Denikin nader niechętnie, nawet w swym arcytrudnym położeniu, ustępuje wobec postulatów zgłaszanych przez Piłsudskiego1221. Na posiedzeniu gabinetu 29 stycznia 1920 roku Mackinder proponował, by rząd wydał stanowczą deklarację, iż nie będzie zawierał pokoju z bolszewikami, a także by udzielił technicznej i morskiej pomocy Denikinowi w utrzymaniu przyczółków nad Morzem Czarnym - w Noworosyjsku, Odessie i na Krymie. Przede wszystkim jednak kładł nacisk na pomoc (w formie pożyczki) dla Polski, jeśli ta zawrze efektywne porozumienie antybolszewickie z Denikinem, do którego powinny być wciągnięte także inne „państwa pograniczne” - od „bałtyckich prowincji” po Gruzję i Azerbejdżan. Mackinder z pasją przekonywał: „[Już] pierwsze kroki takiej polityki byłyby, jestem przekonany, sygnałem dla całej wschodniej Europy, co w ciągu miesiąca zmieniłoby całkowicie morale ludności w tej części świata”. Sekretarz gabinetu zanotował jednak po zakończonym posiedzeniu: „Bezpośrednie kroki zaproponowane w raporcie sir Halforda Mackindera nie spotkały się z żadnym poparciem”1231. Rząd brytyjski wybrał już, pod dominującym wpływem swego premiera, inną politykę: negocjacje z bolszewikami, uznanymi ostatecznie za zwycięskich gospodarzy Rosji. Na Denikinie i jego następcach „położono kreskę”. Polski, ani tym bardziej innych, w ogóle nieuznanych dotąd przez Londyn „małych krajów rosyjskiego pogranicza” nie traktowano jako materiału, z którego dałoby się ulepić nowy fundament pokojowego ładu na wschodzie Europy. Nowy rząd francuski Alexandre’a Milleranda tymczasem nie rozstawał się jeszcze z nadziejami na zatrzymanie, jeśli już nie szybkie obalenie bolszewików. Dlatego dla Francuzów istotne było przetrwanie namiastki przynajmniej „białej” Rosji, a także jej strategiczna współpraca z krajami „pogranicznymi”, w tym - na pierwszym miejscu - z Polską, jako najsilniejszą wśród nich. Różnica między nastawieniem Londynu a perspektywą Paryża miała jeszcze jeden, nader istotny, aspekt. Polityka porozumienia z bolszewikami nie była kosztowna, nie wymagała wielkich nakładów finansowych ani tym bardziej militarnych - była zatem „łatwiejsza”. Polityka dalszego przeciwstawiania się
im na wschodzie Europy, nawet za pośrednictwem innych państw, wymagała natomiast udzielenia pomocy tym siłom, które miałyby dźwigać ciężar bezpośredniego powstrzymywania Rosji sowieckiej. Francji samodzielnie na taką politykę, w każdym razie na jej skuteczną egzekucję, nie było stać. Wielka Brytania zaś mogła do linii obranej przez premiera Lloyda George’a przystąpić bez wystawiania zmęczonemu wojną społeczeństwu nowych rachunków. To dawało „wschodnioeuropejskiej” polityce Londynu pewną przewagę nad stanowiskiem Francji Milleranda i pozwalało przejąć Lloydowi George’owi inicjatywę w próbie formowania wspólnej propozycji postępowania mocarstw zachodnioeuropejskich. Z początkiem wiosny 1920 roku różnica między Paryżem a Londynem w sprawie ostatecznego uregulowania sytuacji na wschodzie Europy, a także stosunku do Rosji sowieckiej była jednak widoczna. I to dodatkowo osłabiało siłę nacisku twórców „porządku wersalskiego” na bieg wydarzeń na wschód od Niemiec. W pierwszych miesiącach 1920 roku jedynymi wspólnymi punktami stanowiska Waszyngtonu i Londynu, a do pewnego stopnia też Paryża, w sprawie pożądanego kształtu Europy Wschodniej było założenie, że Rosja powinna jak najszybciej wrócić do grona współodpowiedzialnych za ład międzynarodowy mocarstw, a także uznanie, iż granica wschodnia Polski powinna być wykreślona w taki sposób, aby „odrodzonej” Rosji nie alienować. Mała Polska obok podejmującej współpracę z mocarstwami zachodnimi wielkiej Rosji - to był najmniejszy wspólny mianownik tego stanowiska. Zbyt mały, by wymusić konsekwentną, energiczną politykę zwycięskich mocarstw w stosunku do Europy Wschodniej. Wciąż bowiem różniły się one w podejściu do pytania: czy można liczyć na pojawienie się innej niż sowiecka Rosji, albo też: czy Rosja rządzona przez bolszewików może być politycznym partnerem dla mocarstw zachodnich, czy może być wschodnim filarem ładu wersalskiego?124! Polityka nie jest grą w szachy. Gracze (partnerzy i przeciwnicy) nie czekają na swoje posunięcia. Rzadko też, zwłaszcza w polityce międzynarodowej, grają jeden na jednego. Decyzje lub brak decyzji jednych uczestników międzynarodowej gry wpływają często istotnie na przebieg rywalizacji między innymi jej uczestnikami. Te banalne stwierdzenia nabierają konkretnego znaczenia, kiedy ma się na uwadze, że zwycięskie mocarstwa dopiero 25 kwietnia 1920 roku przyjęły formalnie wspólne stanowisko w sprawie negocjacji z („handlowymi” na początek) przedstawicielami Rosji sowieckiej, jak będę o tym pisał obszerniej poniżej. Gdyby „biała” Rosja zniknęła całkowicie z horyzontu politycznego już w pierwszych tygodniach 1920 roku, jak się na to zanosiło, to wówczas decyzja o potraktowaniu rządu Lenina i Trockiego jako faktycznie jedynego reprezentanta Rosji mogłaby zapewne zostać podjęta szybciej. Szybciej być może zostałby przełamany opór, jaki tego rodzaju decyzja budziła we Francji. Gdyby mocarstwa Wielka Brytania, Francja i Włochy (po wycofaniu się Waszyngtonu z systemu europejskiego) przyjęły takie stanowisko już w lutym i do kwietnia rozpoczęły negocjacje z delegacją sowiecką, trudno wyobrazić sobie, że Warszawa mogłaby wbrew temu podjąć ofensywę militarną na Kijów. Polski ruch na wschodnioeuropejskiej „szachownicy” zostałby w takiej sytuacji w zasadzie wykluczony, a na pewno niezmiernie utrudniony. Czy to uratowałoby pokój? - nie tylko przyspieszając zakończenie konfliktu między Polską a Rosją sowiecką, ale także, co ważniejsze, utrwalając system wersalski na wschodzie Europy i wprowadzając już wtedy Moskwę do „klubu” współstrażników owego systemu? Odpowiedź na to pytanie wykracza poza możliwości historycznego sprawdzianu. Wydarzenia w 1920 roku
potoczyły się inaczej. Refleksja nad owym pytaniem jest jednak podejmowana - i była podejmowana od razu, od wiosny 1920 - niemal wyłącznie z jednego punktu widzenia. Takiego mianowicie, z którego postrzega się Warszawę, czy też samego Piłsudskiego i „polski imperializm”, w roli głównej, fatalnej przeszkody na drodze do wspomnianego stabilizującego „porządek europejski” rozwiązania. Nie wynikało to wyłącznie z mentalności politycznej elit wielkich mocarstw, w której było zarezerwowane miejsce dla poważnego potraktowania wyobrażonych interesów innych mocarstw (na przykład Rosji). Chodziło też o to, że w owej mentalności z najwyższym trudem torowała sobie drogę myśl, że „małe” państwa również mogły mieć swoją, ważną dla stabilizacji ładu międzynarodowego wizję, jak ów ład powinien się kształtować i przed jakimi zagrożeniami chronić. Innym istotnym ograniczeniem refleksji polityków mocarstw zachodnich nad wschodnioeuropejskim konfliktem w 1920 roku (i niejednego z historyków zajmujących się w następnych dziesięcioleciach ich polityką) była dysproporcja poznawcza czy konceptualna w ocenie postępowania Warszawy z jednej strony i Moskwy z drugiej. Mogli oni dysponować stosunkowo dużą wiedzą na temat celów polityki polskiej: działały wszak ich poselstwa w Warszawie, przedstawiciele dyplomacji oraz prasy angielskiej, francuskiej, amerykańskiej czy włoskiej mieli stały, łatwy dostęp do polskich ministrów, wyższych urzędników czy do samego Naczelnika Państwa. Interpretowali uzyskiwane od nich informacje o polskich dążeniach w zrozumiałych dla siebie, choć niekoniecznie i nieczęsto akceptowanych w odniesieniu do Warszawy, kategoriach aspiracji polityki narodowej. Dostępna w gabinetach Londynu czy Paryża wiedza o dążeniach, możliwościach i ograniczeniach polityki sowieckiej była natomiast nieporównanie mniejsza. Lenin, Trocki, nie mówiąc już o Stalinie i Kamieniewie (pozostałych dwóch liderach polityki sowieckiej w 1920 roku), byli dla opinii publicznej mocarstw zachodnich właściwie poza zasięgiem wiarygodnych, stałych źródeł informacji. Co jeszcze ważniejsze, wiadomości, jakie na temat sowieckiej strategii i polityki docierały do zachodnich stolic, interpretowane w nich były często w sposób wypaczający ich sens. Były one bowiem dostosowywane do kategorii, w jakich rozumowali przywódcy zwycięskich mocarstw: interesu narodowego czy imperialnego. Mało, a czasem w ogóle nie zostawało w owych interpretacjach miejsca na znaczenie ideologii komunistycznej, na wynikające z niej specyficzne cele i dążenia. Na postawione powyżej pytanie, czy na przedwiośniu 1920 roku była możliwość wciągnięcia Moskwy do stabilnej współpracy z systemem, jaki zaprojektowały w Wersalu zwycięskie mocarstwa, nie można odpowiadać, nawet hipotetycznie, koncentrując uwagę tylko na polskiej „przeszkodzie” na drodze do takiego rozwiązania, ani też na tych, którzy - jak Millerand i większość elit francuskich - opierali się wejściu na drogę negocjacji zwycięskich mocarstw z Rosją sowiecką. Z drugiej bowiem strony, na ową drogę musieliby chcieć wejść przedstawiciele tej ostatniej. Czy w okresie od marca do kwietnia 1920 roku Lenin i towarzysze byli gotowi do takiego kompromisu z systemem wersalskim? Do jakiego kompromisu? Na jakich warunkach? Czyim kosztem? To także bardzo ważne pytania, nad którymi trzeba się zastanowić przy ocenie szans i błędów polityki mocarstw zachodnich wobec Rosji i Europy Wschodniej w 1920 roku. To są również pytania, których nie da się uniknąć przy analizie dynamiki sytuacji międzynarodowej w Europie między kwietniem a październikiem tego roku. Do kwietnia „Mocarstwa Sprzymierzone i Stowarzyszone” nie zdążyły porozumienia z Moskwą sformułować i rozwinąć wspólnej linii politycznej, która odebrałaby
w
sprawie
Polsce możliwość samodzielnego działania. Rosja sowiecka cały czas zachowywała zdolność prowadzenia własnej polityki wobec Polski i całego systemu wersalskiego. Nie tylko dlatego, że udało jej się już wyjść w gruncie rzeczy zwycięsko z wojny domowej, ale także dlatego, iż jej cele i ambicje polityczne wykraczały daleko poza horyzont przetrwania i były wyznaczane, przynajmniej w części, przez ideologiczne założenia doktryny komunistycznej, która znalazła potężne narzędzie w postaci niedawnego Imperium Rosyjskiego. Nad tym ani Millerand, ani Wilson, ani Lloyd George nie mieli kontroli. Na Rosji kończył się zasięg tworzonego przez nich wersalskiego ładu. Chcieli go rozszerzyć, każdy wedle swoich priorytetów i koncepcji, ale nie zdążyli, a może w ogóle nie byli w stanie. W kwietniu 1920 roku o przyszłości wschodniej granicy systemu wersalskiego, a nawet o jego istnieniu miano rozstrzygać z udziałem Moskwy i Warszawy.
3. Czy Piłsudski był narzędziem Paryża? Francja i polska polityka wschodnia (styczeń-kwiecień 1920 roku) Suwerenność polskiej polityki i jej „wkomponowanie” w szerszą wizję ładu międzynarodowego, który byłyby gotowe zaakceptować Paryż, Londyn i Waszyngton, a w dłuższej perspektywie także Berlin i Moskwa, to wielkie wyzwanie, wielkie napięcie wpisane w działalność Józefa Piłsudskiego po odzyskaniu niepodległości. Często pojawia się w tym kontekście, zwłaszcza w opracowaniach zachodnich, teza, że w istocie polityka polska pozostawała narzędziem antybolszewickich planów Paryża11!. Nie mogę tutaj ominąć próby zweryfikowania tej tezy. Zanim zastanowię się nad procesem formowania polityki brytyjskiej wobec Rosji sowieckiej i jej konfliktu z Polską, muszę odpowiedzieć na pytanie, jaka była relacja między francuską polityką wschodnią (wschodnioeuropejską) a polityką Piłsudskiego jako polskiego Naczelnika Państwa na początku 1920 roku, roku decydujących rozstrzygnięć. Jakie było pole manewru dla polityki polskiej, jaka przestrzeń dla suwerenności?12! Zacznę od stwierdzeń najprostszych. Francja była głównym zwycięzcą na kontynencie europejskim i warunki traktatu wersalskiego to potwierdzały. U progu 1920 roku dysponowała największą armią lądową na świecie. Równocześnie była krajem najbardziej wśród zwycięskich mocarstw zmęczonym i - w o wiele większym stopniu niż na przykład Niemcy - zniszczonym przez wojnę. Miała gigantyczne długi, przede wszystkim wobec Stanów Zjednoczonych, ale także wobec Wielkiej Brytanii - musiała je zaciągnąć, by podtrzymać swój wysiłek wojenny. Połączenie siły i słabości, ambicji i ograniczonych możliwości ujawniało się najbardziej w stosunku Paryża do głównego wroga w wojnie i głównego problemu w polityce zagranicznej po jej zakończeniu, to jest do Niemiec. Problem polegał na tym, że nie dało się realnie usunąć groźby niemieckiego rewanżu za przegraną wojnę. Narzucony Berlinowi traktat wersalski krępował Niemcy, ale nie pozbawiał ich w dłuższej perspektywie możliwości odwetu. To był pierwszy kontekst, w którym francuska wyobraźnia polityczna 1920 roku musiała lokować swoje zainteresowanie sprawami europejskiego wschodu. Z punktu widzenia Paryża był to problem wschodnich sąsiadów Niemiec. We Francji doskonale pamiętano, że Wielką Wojnę udało się wygrać dzięki sojuszowi z Rosją, że to armia rosyjska uratowała w 1914 roku Paryż swoją ofensywą na Prusy Wschodnie. Z geopolitycznego punktu widzenia Rosja była Francji niezbędna jako najsolidniejsze zabezpieczenie przed Niemcami. Ale tej Rosji, z którą Francja zawierała sojusz w 1894 roku i walczyła wspólnie przeciw mocarstwom centralnym od 1914 aż do jesieni 1917 roku, już nie było. Jej kontynuatorzy i spadkobiercy - admirał Aleksander Kołczak i generał Anton Denikin, których Francja starała się wspierać w wojnie domowej - okazali się pod koniec 1919 roku niezdolni do zwycięstwa. Trwały i przetrwały nawet kryzys przedwiośnia 1920 roku niewielkie resztki sił owej Rosji, ich „przyczółek” na Krymie. Już jednak pod koniec 1919 roku trudno było nie zmierzyć się z faktem, że geopolityczną przestrzeń dawnego Imperium Rosyjskiego zajęli w ogromnej większości bolszewicy. Politycy francuscy mieli w tej sytuacji trzy możliwości. Po pierwsze, spróbować, mimo wszystko, porozumieć się z nowymi panami Rosji przeciw Niemcom. Rosja sowiecka, ze względów geopolitycznych, mogła się przecież wydawać równie dobrym sojusznikiem jak Rosja
republikańska czy carska. Po drugie, można było jednak kontynuować walkę o przywrócenie dawnej Rosji: nie uznawać Rosji sowieckiej i popierać to, co zostało z Rosji „białej”, licząc na nieodległy w czasie upadek tej pierwszej. Powodem takiego uporu mogły być nie tylko występujący w elitach politycznych III Republiki ideologiczny antykomunizm i obawa przed rozprzestrzenianiem się na kolejne kraje europejskie (w tym - prędko - na Niemcy) „bolszewickiej zarazy”. Ważniejsze były względy finansowe: ogromne zadłużenie Rosji przedrewolucyjnej wobec Francji i jej obywateli, wskutek zarówno pożyczek zaciągniętych w czasie wojny oraz przed nią, jak i „zamrożenia” wielkiego, przede wszystkim prywatnego kapitału francuskiego w wielu przedsięwzięciach przemysłowych i finansowych na terenie Rosji. Bolszewicy, którzy dokonali nacjonalizacji majątku w kraju, tych zobowiązań nie respektowali. „Lobby” setek tysięcy obywateli francuskich zainteresowanych co najmniej jakąś formą odszkodowania za zainwestowane w Rosji kapitały było bardzo wpływowe. Jego instytucjonalnym reprezentantem była Commission Générale de Protection des Intérêts Français en Russie (Generalna Komisja Zabezpieczenia Interesów Francuskich w Rosji), działająca od 1918 roku i zaktywizowana ponownie na początku 1920, po objęciu funkcji jej przewodniczącego przez doświadczonego polityka, ostatniego ambasadora Francji w Piotrogrodzie (a do 20 stycznia 1920 roku także ministra rolnictwa w rządzie Clemenceau) Josepha Noulensa131. Była jeszcze trzecia możliwość: gdyby odtworzenie Rosji „białej” okazało się w dającym się przewidzieć terminie niewykonalne, to - nie chcąc uznawać Rosji „czerwonej” - można było oprzeć strukturę bezpieczeństwa Francji na wschodzie na swego rodzaju sojuszniku zastępczym. Główną i konieczną jego rolą byłoby „szachowanie” Niemiec, drugim zaś zadaniem mogło stać się powstrzymywanie Rosji sowieckiej. W tym trzecim „scenariuszu” pojawiała się nieuchronnie Polska. Przeciw Niemcom mogła ją uzupełnić Czechosłowacja, natomiast w planach związanych z Rosją musiała się liczyć przede wszystkim Warszawa sama (ewentualnie wspomagana przez limitrofy, jak nazywano we francuskim żargonie dyplomatycznym nowe państwa powstałe na zachodnich obrzeżach dawnego Imperium Rosyjskiego, a więc Finlandię, Estonię, Łotwę, Litwę oraz istniejącą już przed 1914 rokiem, ale poszerzoną w 1918 roku o sporą część postrosyjskiej Mołdawii, Rumunię). Zdecydowanie najkorzystniejszy dla francuskich interesów politycznych, tak jak postrzegała je większość francuskiej opinii w latach 1918-1920, był drugi scenariusz: odbudowa wielkiej, niebolszewickiej Rosji, która wzięłaby na siebie zarówno funkcję antyniemieckiego sojusznika Paryża, jak i wspomniane zobowiązania finansowe. Polska - której niepodległość Francja poparła dopiero, kiedy taką wolę wyraził w marcu 1917 roku rosyjski Rząd Tymczasowy - była we francuskich planach politycznych „dopasowywana” do owego scenariusza. Miała być silna dzięki przesunięciu na zachód, na ziemie odebrane II Rzeszy, natomiast nie powinna antagonizować odrodzonej Rosji apetytami terytorialnymi sięgającymi zbyt daleko na wschód. Pod koniec 1919 roku taka wizja była już jednak bardzo mało realna, a widoki na zwycięstwo „białej” Rosji znikome. Premier Georges Clemenceau wyciągał z tego wnioski. Gotów był uchylić drzwi rokowaniom handlowym z Rosją sowiecką, na które bardzo nalegał jego brytyjski partner, premier Lloyd George, wspierany w tym dążeniu przez włoskiego premiera Francesca Nittiego141. Mogło to
oznaczać, w pewnej perspektywie, wejście na drogę wiodącą do realizacji pierwszego scenariusza: porozumienia strategicznego z Rosją sowiecką. Na przełomie lat 1919 i 1920 zdecydowana większość francuskiej opinii publicznej nie była jednak na taki zwrot przygotowana. 16 stycznia 1920 roku na posiedzeniu Rady Najwyższej mocarstw ententy Clemenceau zaaprobował decyzję o zakończeniu blokady morskiej Rosji sowieckiej, co w konsekwencji mogło prowadzić do nawiązania rozmów o wymianie handlowej z Moskwą151. Tego samego jednak dnia Clemenceau przegrał w parlamencie wybory na prezydenta Republiki. Nazajutrz zrezygnował z wszelkich funkcji politycznych. Nowy rząd utworzył, zgodnie z wolą ustępującego „Tygrysa”, Alexandre Millerand (1859 1943) - sześćdziesięcioletni prawnik, weteran Partii Socjalistycznej, który wbrew swoim towarzyszom wysiadł w 1899 roku z socjalistycznego tramwaju na przystanku: ministerstwo w „burżuazyjnym” rządzie. Był później jeszcze dwukrotnie ministrem wojny (w latach 1912 1913 i 1914-1915), a wreszcie istotnie przyczynił się do zwycięstwa koalicji partii prawicowych w wyborach w listopadzie 1919 roku. Millerand mógł poznać, choć raczej przelotnie, Józefa Piłsudskiego, kiedy obaj reprezentowali partie socjalistyczne na IV Kongresie II Międzynarodówki w Londynie w lipcu i sierpniu 1896 roku161. Polski Naczelnik Państwa, wizytując Paryż w 1921 roku, wspominał swojego gospodarza jak najlepiej: „Najłatwiej porozumieć się mogłem z Millerandem i on najlepiej rozumie sytuację Polski. Zna jej zagadnienia szczegółowo i dla wszystkich niemal naszych bolączek ma zrozumienie. Jest to człowiek wyzwolony z formułek i wyleczony z pretensji uszczęśliwiania całej ludzkości pewnymi, z góry ustalonymi, teoriami lub wyłącznie receptami francuskimi. W sprawie Francji reprezentuje zdrowy nacjonalizm, świadomy ewentualnych niebezpieczeństw, jakie grozić jej mogą w przyszłości, i z tych względów rozumie sojusznicze znaczenie Polski. Doskonale oceniając rolę armii, rozumie moją o nią troskę, pragnie, byśmy militarnie byli jak najsilniejsi. Rozumie również naszą sytuację w stosunku do Rosji... Jest to, słowem, poważny nasz przyjaciel, niegubiący się w werbalizmie”171. Czy ta niezwykle ciepła opinia Piłsudskiego (zwłaszcza na tle bardziej krytycznych jego uwag o innych politykach francuskich) dowodzi, że już na początku 1920 roku było jasne, iż Millerand będzie prowadził jakąś specjalnie propolską politykę? Chyba jednak nie - opinia Piłsudskiego została sformułowana właśnie po dramatycznych doświadczeniach owego roku i na ich podstawie.
Naczelnik Państwa Józef Piłsudski zwiedza pole bitwy pod Verdun w towarzystwie prezydenta Francji Alexandre’a Milleranda (w pierwszym rzędzie, pierwszy na prawo od Piłsudskiego). Początek lutego 1921 roku.
Millerand miał być w 1920 roku (przynajmniej od stycznia do września) głównym architektem francuskiej polityki zagranicznej. Tym bardziej że sam objął tekę ministra tego resortu. Na nieformalnego zastępcę na tym stanowisku, z nowym tytułem - sekretarza generalnego ministerstwa - mianował szkolnego kolegę, Maurice’a Paléologue’a. To, że Paléologue był ostatnim posłem w carskim jeszcze Piotrogrodzie, częstym i chętnym gościem na dworze Mikołaja II i Aleksandry Fiodorowny, a także wielbicielem rosyjskiej kultury przedrewolucyjnej, nadało jego nominacji znaczenie symboliczne, często może nawet przeceniane. Miała ona świadczyć o nieustającej chęci pomagania „białej” Rosji. W interpretacji kanadyjskiego historyka Michaela Carleya objęcie urzędu premiera przez Milleranda oraz nominacja Paléologue’a oznaczały zasadniczy zwrot we francuskiej polityce zagranicznej wobec Rosji sowieckiej i europejskiego Wschodu. Zgodnie z tą interpretacją Clemenceau był już gotów, uznawszy fiasko polityki „interwencji”, rozpocząć negocjacje z bolszewikami, by odzyskać w rządzonej przez nich Rosji geopolitycznego partnera dla Francji przeciw Niemcom. Zdaniem Carleya podobne znużenie dotychczasową linią poparcia dla „białej” Rosji wykazywali także najważniejsi urzędnicy Quai d’Orsay (siedziba francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych): Philippe Berthelot, dyrektor Wydziału Spraw Politycznych i Handlowych, grający do chwili nominacji Paléologue’a pierwsze skrzypce w ministerstwie, a także Jules Laroche, zastępca Bertheiota i kierownik wydziału Europy (Berthelot, zwłaszcza zaś Laroche zauważają z kolei polscy badacze francuskiej dyplomacji tego czasu - na pewno nie zaliczali się do zwolenników szczególnego wzmocnienia Polski161). Ideologiczny antybolszewizm dawnego socjalisty Milleranda i miłość do „białej” Rosji Paléologue’a miały być, zdaniem Carleya,
przyczyną zmarnowania okazji do normalizacji stosunków francusko-sowieckich, jakie pojawiły się u progu 1920 roku10!. Czy rzeczywiście Clemenceau mógł wówczas dokonać tak daleko idącej zmiany w polityce Francji wobec Rosji i Europy Wschodniej i zmianę tę zatrzymała jedynie polityczna wola nowego premiera i jego współpracownika? Sprawa wydaje się bardziej złożona. Trzeba przypomnieć, że Clemenceau swoją zgodę na odblokowanie Rosji sowieckiej połączył w grudniu 1919 roku z koncepcją kordonu sanitarnego, cordon sanitaire (co w angielskiej wersji jego metafory brzmiało jeszcze groźniej: barbed wire - drut kolczasty), to znaczy wzmocnienia pasa krajów pogranicznych - limitrofów Rosji sowieckiej, tak aby były one zdolne zahamować jej ewentualną ekspansję do Europy Środkowej, w stronę Niemiec110!. Polska ze względu na swój potencjał i przede wszystkim na centralne położenie między Rosją a Niemcami była najważniejszym elementem tego „kordonu”. Już od samego początku odbudowy Polski Francja starała się wzmocnić jej potencjał, zwłaszcza militarny, aby stworzył on realną siłę na wschodniej flance pokonanych Niemiec. U progu 1920 roku było w Polsce 732 oficerów oraz 2120 podoficerów i szeregowców armii francuskiej, służących w Misji Wojskowej mającej na celu właśnie wyszkolenie i usprawnienie Wojska Polskiego. Broń i sprzęt wojenny dla przekraczającej już wówczas liczebność sześciuset tysięcy żołnierzy armii polskiej pochodziły przede wszystkim z Francji111!. Millerand nie był twórcą tej polityki, ale odziedziczył jej skutki (i możliwości) po Clemenceau. Na tej podstawie dało się rozwijać ów trzeci z wymienionych wyżej scenariuszy polityki wschodnioeuropejskiej Paryża, z Polską w roli głównej: Polską zwróconą jako bastion wpływów francuskich nie tylko przeciw Niemcom, lecz także przeciw Rosji sowieckiej. Clemenceau, rezygnując istotnie ze wspierania „białej” Rosji, nie zamierzał wcale, jak się zdaje, szybko uznawać „czerwonej”. Świadczy o tym choćby jego rozmowa z polskim ministrem spraw zagranicznych Stanisławem Patkiem, przeprowadzona jedenaście dni przed ustąpieniem „Tygrysa”. Patek przybywał do Paryża (i Londynu) z misją sondażową: miał wybadać, jakie będzie stanowisko mocarstw ententy wobec ewentualności zawarcia przez Polskę pokoju z bolszewikami, a - z drugiej strony - wobec możliwości zaostrzenia konfliktu z nimi i wojny. Odpowiedź Clemenceau z 5 stycznia 1920 roku była wymowna: „Zwlekajcie. Nie spieszcie się. Nie dajcie się skusić. Nie wdajcie się z bolszewikami. Jeżeliby oni was zaczepili, wszyscy alianci bronić Was będą. [...] Tylko nie prowadźcie wojny zaborczej, bo alianci stracą do Was zaufanie”11^. Polska miała, wedle tego scenariusza, utrzymywać mocny front obronny przeciw Rosji sowieckiej. Nie powinna zawierać z nią pokoju, to bowiem przyspieszyłoby formalne uznanie bolszewików za politycznych reprezentantów Rosji. Jak wynika nie tylko zresztą z tej wypowiedzi, Clemenceau miał wciąż jak najbardziej ograniczone zaufanie do bolszewików i nie lekceważył możliwości ich ekspansji w kierunku środka Europy. Polska nie powinna była jednak prowadzić żadnej samodzielnej akcji militarnej, która mogłaby zostać odczytana w silnym wciąż w Paryżu kręgu zwolenników powrotu do sojuszu z wielką, niebolszewicką Rosją, jako przejaw polskiego imperializmu i próba „rozczłonkowania” Rosji. Przeprowadzone dwa dni później przez Patka rozmowy z generalissimusem wojsk ententy, marszałkiem Ferdinandem Fochem, potwierdziły podobne nastawienie głównego francuskiego autorytetu wojskowego. Polska miała się szykować nie do pokoju z Rosją sowiecką i nie do akcji zaczepnej przeciw niej, ale do
zdecydowanej, wspólnej z innymi krajami limitrofami obrony1131. W dłuższej perspektywie taka polityka była oczywiście nie do utrzymania. Zwłaszcza dla Polski, która musiałaby ponosić bezpośrednio koszty stałego „pogotowia bojowego”, bez możliwości wyjaśnienia kwestii nie tylko swojego bezpieczeństwa, lecz także swej wschodniej granicy. Takiej polityki nie mogłaby jednak również kontynuować Francja. Jej też było potrzebne wyjaśnienie sytuacji na wschodniej flance systemu wersalskiego. Dlatego wolno pytać, w jakim kierunku mogła ewoluować proponowana przez Clemenceau polityczna strategia. Po kilkumiesięcznym okresie pogotowia wojennego utrzymywanego przeciw Rosji sowieckiej przez Polskę strategia taka mogła się skierować ewentualnie także na Rumunię i nowe kraje nadbałtyckie, w stronę podjęcia przez Francję (wspólnie z Wielką Brytanią i Włochami) rokowań z Moskwą. Utrzymywanie owego „pogotowia” osłabić mogłoby nieco pozycję Rosji sowieckiej przy stole obrad, może nawet skłonić jej reprezentantów do jakiejś rekompensaty za znacjonalizowane mienie francuskich obywateli. Istniał wszakże jeszcze drugi potencjalny kierunek ewolucji tej polityki, której zarys naszkicowano w rozmowach z Patkiem. Pogotowie wojenne sprawowane przez Polskę na wschodniej rubieży systemu wersalskiego mogłoby wreszcie doczekać kryzysu władzy bolszewickiej, który - przy przetrwaniu przyczółka „białej” Rosji na Krymie - można byłoby wykorzystać do odbudowania Rosji niebolszewickiej. Czy Clemenceau poszedłby na pewno w pierwszym kierunku? Nie dowiemy się tego nigdy. Zauważmy jednak, że Millerand wcale nie zatrzasnął prowadzących w tę stronę drzwi, natomiast podjęcie przez jego rząd próby wsparcia drugiej z wymienionych możliwości nie było tylko wynikiem osobistych sympatii czy antypatii ideologicznych premiera. Polityka zagraniczna wszystkich mocarstw ententy nie powstawała w próżni. Dyplomacja nie była odizolowana od polityki wewnętrznej - przeciwnie, była od niej bardzo uzależniona. I z tej wewnętrznej perspektywy sytuacja we Francji wyglądała zgoła inaczej niż w Wielkiej Brytanii i we Włoszech, gdzie na początku 1920 roku zdecydowanie przeważyła w polityce wobec Rosji sowieckiej chęć osiągnięcia jakiegoś porozumienia. W Wielkiej Brytanii, choć słynna khaki election z grudnia 1918 roku przyniosła na fali patriotycznego entuzjazmu zdecydowane zwycięstwo konserwatystom, labourzyści, wspierani przez opozycyjną partię liberałów, pozostali jednak poważną, bardzo aktywną siłą w parlamencie (i poza nim). Na politykę w poważnym stopniu oddziaływały także związki zawodowe, pozostające pod przemożnym wpływem labourzystów. Ich udział w formowaniu się stanowiska Londynu wobec Rosji sowieckiej i wojny sowiecko-polskiej będę jeszcze omawiać. We Włoszech wybory przeprowadzone w listopadzie 1919 roku przyniosły wielki sukces Partii Socjalistycznej. Zła sytuacja gospodarcza i rozgoryczenie z powodu warunków pokoju, które Włosi uznali w większości za niewystarczające w stosunku do daniny krwi, jaką zapłacili za zwycięstwo ententy - to wszystko dodatkowo destabilizowało sytuację wewnętrzną na Półwyspie Apenińskim. W atmosferze strajków i manifestacji, paraliżujących życie w miastach i na wsiach, rząd Francesca Nittiego, a po nim (od 16 czerwca 1920) Giovanniego Giolittiego, nie chciał jeszcze bardziej komplikować sytuacji wewnętrznej zajęciem twardego stanowiska wobec Rosji sowieckiej. Tym bardziej że w ciągu 1920 roku znaczna część potężnej w parlamencie i samorządach Partii Socjalistycznej otwarcie sterowała w stronę komunizmu[14]. Wybory we Francji z 16 listopada 1920 roku ukazały zupełnie inny obraz sytuacji.
Zorganizowany przez Milleranda Blok Narodowy, skupiający siły prawicy i centroprawicy, osiągnął miażdżące zwycięstwo. W nowym parlamencie dominował także kolor wojskowy: nowa izba zyskała miano chambre bleu horizon (izba błękitna - od koloru francuskich mundurów). Partia Socjalistyczna (wahająca się między II a III Międzynarodówką) zdobyła zaledwie jedenaście procent mandatów. Sytuacja gospodarcza także we Francji nie była dobra, przede wszystkim dominowała obawa przed zmarnowaniem owoców uzyskanego tak wielkim kosztem wojennego zwycięstwa. Pod koniec 1919 roku efekty tego zwycięstwa mogły zostać zagrożone przez rosnący dystans Stanów Zjednoczonych wobec porządku wersalskiego, przez obawy, że Niemcy nie podporządkują się warunkom traktatu. Większość społeczeństwa francuskiego chciała rządu, który będzie stanowczo bronił interesu zwycięskiej Francji. Krytykująca tę linię polityczną, zarówno w jej aspekcie antyniemieckim, jak i - bardziej nas interesującym antybolszewickim, Partia Socjalistyczna okazała się stosunkowo słaba. Próba zmobilizowania społeczeństwa do wywarcia nacisku na rząd zawiodła. Fala strajków, narastająca od lutego 1920 roku, osiągnęła swoją kulminację na początku maja, lecz została złamana przez rząd, w momencie kiedy inspirowani przez socjalistów związkowcy wezwali do strajku generalnego. Millerand wiedział, jako ekssocjalista, jak sobie radzić ze strajkami. I złamał je do końca maja, przy zdecydowanym poparciu parlamentarnym i społecznym. To była wielka klęska socjalistów114 W ten sposób rząd Milleranda, ciesząc się stałym zaufaniem w parlamencie, niezagrożony także w ciągu wiosny i lata 1920 roku, mógł, przy poparciu społeczeństwa, prowadzić politykę zagraniczną, w której twardy kurs wobec Rosji sowieckiej nie podważał jego popularności. Można nawet powiedzieć, że jeśli socjaliści (i część radykałów ze wspomnianym Louisem Barthou) tworzyli grupę nacisku, która ten kurs starała się łagodzić, to na pewno nie mniej silną grupę działającą w przeciwnym kierunku stanowili pokrzywdzeni przez nacjonalizację obcych kapitałów w Rosji sowieckiej francuscy ciułacze giełdowi... Główną zaś tworzyła cały czas większość społeczeństwa francuskiego, której uwaga skupiała się na tym, jak utrzymać bezpieczną przewagę nad Niemcami. W tej perspektywie rola Polski jako swego rodzaju namiastki głównego sojusznika na wschodzie mogła rosnąć, w miarę jak słabły nadzieje na odbudowę Rosji „białej”. Jules Laroche (przypomnę: dyrektor Wydziału Europejskiego w MSZ) w swoim memoriale z 20 stycznia, stanowiącym pierwszą propozycję polityki nowego rządu wobec europejskiego Wschodu, interpretował tę rolę podobnie jak Clemenceau podczas rozmowy z Patkiem. Paryż miał poinformować rządy w Warszawie (a także w Bukareszcie i Helsinkach), że zwycięskie mocarstwa nie chcą ingerować w sprawy wewnętrzne Rosji i nie zamierzają wspierać żadnych ofensywnych działań w tym kierunku ze strony państw limitrofów. To była pierwsza konkluzja wyciągnięta ze zmierzchu „białych”. Druga była taka, że Francja miała zapewnić, iż mocarstwa ententy udzielą tym państwom wszelkiej pomocy w razie ewentualnego ataku ze strony Rosji sowieckiej. Laroche poufnie radził także, by owe kraje zawarły między sobą obronny sojusz przeciw sowieckiemu zagrożeniu116!. Opinia ta miała istotne znaczenie w związku z coraz bardziej palącą kwestią odpowiedzi Warszawy na sowiecką ofensywę propagandowodyplomatyczną, wzywającą do zawarcia polsko-sowieckiego pokoju. Była także ważna ze względu na nacisk, jaki w sprawie podjęcia rokowań pokojowych przez państwa limitrofy z Rosją sowiecką mogła wywierać Anglia117!. Millerand rozumiał, że dla Lloyda George’a poważne podjęcie takich rokowań przez Warszawę mogłoby być swego rodzaju testem
czy argumentem na rzecz nawiązania bezpośrednich z Moskwą. Tego Millerand wyraźnie chciał uniknąć.
kontaktów
głównych
mocarstw
ententy
Na spotkaniu przywódców ententy w Londynie 12 i 23 lutego (formalnie konferencja, ale z udziałem ambasadorów i reprezentantów ministerstw spraw zagranicznych, trwała od 12 lutego do 10 kwietnia) Millerand i wspierający go Berthelot przeciwstawili się naciskom na rządy państw limitrofów, z Polską na czele, które to naciski miałyby je skłonić do zawarcia pokoju z Rosją sowiecką. Już 2 lutego, jako pierwsze z państw „pogranicznych”, pokój z Rosją sowiecką podpisała Estonia. Paryż nie chciał, aby jej śladem poszły kolejne kraje, bo wzmocniłoby to międzynarodową pozycję rządu sowieckiego. Berthelot proponował wyznaczyć linię demarkacyjną w Europie Wschodniej - od Morza Bałtyckiego do Czarnego - której przekroczenie przez Rosję sowiecką byłoby uznane przez mocarstwa ententy za akt agresji wobec państw limitrofów. To pozwoliłoby im utrzymać obronną pozycję wobec Moskwy bez obawy, że zostaną jej oddane na pożarcie przez ententę. Millerand powtarzał jednocześnie, że Rosja sowiecka może wkrótce upaść, a udzielanie jej wsparcia poprzez nawiązanie rokowań jest błędem. Odmienne zdanie Lloyda George’a i Nittiego zmusiło jednak francuskiego premiera do ustępstwa. Mocarstwa uzgodniły stanowisko, zgodnie z którym jednoznacznie odcięły się od polityki interwencji antybolszewickiej i zdjęły z siebie odpowiedzialność, w razie gdyby państwa pograniczne chciały dalej prowadzić wojnę z Rosją sowiecką. Zarazem jednak deklarowały, tak jak chciał Millerand, że udzielą tym państwom pomocy, jeśli zostaną one zaatakowane przez Moskwę w „ich prawowitych granicach” (choć nie wyznaczyły konkretnej linii demarkacyjnej, której przekroczenie stanowiłoby jasny casus foederis). Przywódcy trzech mocarstw ogłosili, że nie zamierzają nawiązać regularnych stosunków politycznych z Rosją sowiecką, dopóki ta nie potwierdzi swej gotowości, by postępować według reguł „państw cywilizowanych”. Podkreślili natomiast - i na tym polegało ustępstwo Milleranda - że będą się usilnie starać o nawiązanie kontaktów handlowych, które uznali za szczególnie istotne dla europejskiej odbudowy gospodarczej. Sam premier francuski zgodził się na podjęcie rokowań z głównym przedstawicielem dyplomacji sowieckiej w Europie (w Kopenhadze), Maksymem Litwinowem, poświęconych wyłącznie sprawie repatriacji internowanych w Rosji obywateli francuskich. Na nic więcej1181. Jaka rola we francuskich planach mogła w tej sytuacji przypaść Polsce? Dyskusje prasy paryskiej wokół tego problemu były w pierwszych miesiącach 1920 roku nader żywe. Bliski Ministerstwu Spraw Zagranicznych dziennik „Le Temps”, prestiżowy „Journal des Débats” i sprzyjające rządowi Milleranda popularne „L’Écho de Paris” oraz „Le Petit Parisien” podkreślały wagę poparcia finansowego, materiałowego i politycznego dla Polski ze względu na jej kluczowe znaczenie dla całego systemu wersalskiego oraz strategiczne położenie między Niemcami a Rosją sowiecką. Monarchistyczna „L’Action Française” i z drugiej strony organ radykałów „L’Oeuvre” wyrażały częściej wątpliwości, czy Polska jest dla Francji dobrym partnerem: dla monarchistów „biała” Rosja była wciąż marzeniem, dla radykałów, podobnie jak dla socjalistycznej „L’Humanité”, takim partnerem mogła być raczej Rosja sowiecka1191. W głównym nurcie debaty wyczuwalna była niepewność, czy Polska podoła tak ambitnej roli na wschodzie Europy. Trzeba jej było pomagać, by pozostała mocnym punktem francuskiego systemu bezpieczeństwa na wschód od Niemiec, ale też trzeba ją było powstrzymywać przed
ryzykownymi posunięciami, czyli zbyt daleko idącą ekspansją w kierunku wschodnim. Ten ostatni argument podejmowali nie tylko wpływowi we francuskiej prasie rzecznicy wielkiej „białej” Rosji, którzy pragnęli zachować ją „jediną i niedielimą”, jedną i niepodzielną. Przed poczynaniami ofensywnymi Polski na wschodzie ostrzegał także konsekwentnie marszałek Foch, który nie wierzył w polskie możliwości militarne wykraczające poza zdolność do obrony najlepiej pod francuskim kierownictwem operacyjnym. Podobnie jak eksperci z Deuxième Bureau, Drugiego Biura, czyli z wywiadu wojskowego, podkreślał, że nie należy szafować siłami Polski na wschodzie, ale trzeba je zachować w gotowości także wobec Niemiec. W raportach francuskiej dwójki z przedwiośnia 1920 roku pojawiły się nawet sugestie, że jednak - ponad różnicami ideologicznymi - strategicznie pewniejszym zabezpieczeniem dla Francji będzie nawiązanie porozumienia z Rosją sowiecką1201. Premier Millerand pokładał w Polsce większe nadzieje. Miała być ona instrumentem w jego grze opóźniającej forsowane przez Londyn uznanie Rosji sowieckiej, ale przede wszystkim pozostawała dla niego gwarantem bezpieczeństwa Francji na wschodniej granicy Niemiec. Starał się ją więc konsekwentnie wzmacniać. Kiedy doszło do ostrego starcia między przychylnym Polsce i osobiście Piłsudskiemu oraz jego planom szefem francuskiej misji wojskowej w Warszawie generałem Henrysem a bardzo krytycznym wobec „ekspansjonistycznych”, niepodporządkowanych entencie projektów Polski posłem Eugène’em Pralonem, Millerand odwołał z Warszawy tego drugiego. Nowym posłem został mianowany Hector de Panafieu12. W instrukcji dla niego, datowanej 4 marca, Millerand odnosił się do trwającej wymiany not między Warszawą a Moskwą o wzajemnych rokowaniach pokojowych. Francuski premier zalecał przekazanie Polsce, aby w ostatecznej decyzji o podjęciu lub odrzuceniu tych rokowań kierowała się wyłącznie własnym interesem narodowym. Rząd francuski nie doradzał ani przyjmowania pokoju z Moskwą, ani odrzucenia tej możliwości. Millerand również powtarzał przestrogę pod adresem Warszawy, by w razie negocjacji pokojowych nie wysuwała zbyt daleko idących - do granic z 1772 roku - żądań terytorialnych na wschodzie. Nie mogłyby one bowiem zostać przyjęte przez mocarstwa ententy jako sprzeczne z duchem wersalskiego traktatu, a konfliktując Polskę z ententą (i z Rosją, każdą Rosją), pchałyby Warszawę w objęcia niemieckie. Millerand powtarzał w istocie sugestie, które sformułował przed nim Clemenceau: Polska powinna utrzymywać silną, ale defensywną pozycję wobec Rosji sowieckiej, wzmacniając tę pozycję przez ścisłą współpracę z Rumunią i Czechosłowacją, istotnymi sojusznikami Francji w regionie1221. Panafieu w swoim pierwszym obszernym raporcie z Warszawy, datowanym 6 marca, wskazywał na realne niebezpieczeństwo sowieckiej napaści na Polskę, ale zarazem krytykował „żądzę pomniejszenia owej odradzającej się Rosji o wszystkie prowincje, w których ruch nacjonalistyczny mógłby sprowokować separatyzm, a w ten sposób zlikwidować zagrożenie moskiewskie poprzez ulokowanie między rządami Wisły l^sicH a Rosją - Białorusi i Ukrainy Wschodniej”. Zauważał, że trudno będzie przezwyciężyć antagonizm polsko-czeski, a nawet uzyskać efektywną współpracę Polski z Rumunią, pochwalał natomiast wykazywaną przez Warszawę wolę współdziałania z krajami bałtyckimi. Przestrzegał jednak przede wszystkim przed zgubnymi konsekwencjami zajęcia takiego stanowiska, które piętnował tymi słowami: „Polacy, zahipnotyzowani ideą jak największej Polski, której granice roiliby przesunąć aż do Smoleńska i nad Dniepr 1...1, zużywają całą swoją energię, by podtrzymać wysiłek wojenny, jaki
niebezpiecznie przekracza możliwości ich kraju [...]. polityczne elity, nie omieszkają ujawnić ślepego Poloniae
Megalomańskie ambicje, które ożywiają egoizmu tego federalizmu ad usum
Hector de Panafieu, poseł Francji w Polsce od 1919 roku, później ambasador (do 1926 roku).
Zarówno Millerand w instrukcji z 4 marca, jak i Panafieu w swym raporcie wyrażają wciąż to samo, spójne w gruncie rzeczy stanowisko Paryża wobec Polski. Krytyka jej „ekspansjonistycznych planów” wynikała nie z wrogości wobec Warszawy, ale z interpretacji jej miejsca w polityce francuskiej tamtego czasu, które mogło zostać osłabione przez zbyt ambitne posunięcia samych Polaków na wschodnioeuropejskiej szachownicy. Trudno utrzymać tezę, że Francja zachęcała Warszawę do ofensywnej wojny przeciw Rosji sowieckiej. Polska miała się umacniać wewnętrznie jako bastion wpływów francuskich, z którego Paryż mógłby kontrolować od wschodu Niemcy, a zarazem zachować możliwość efektywnego wpływania na sytuację w Rosji w razie nadarzającej się okazji. Najlepiej byłoby, gdyby Warszawa sama nie prowadziła niezależnej polityki wschodniej, tylko wzmacniana przez poparcie Francji przeciwdziałała samym swoim trwaniem i współorganizowaniem koalicji limitrofów - utrwaleniu się
bolszewików u władzy w Rosji. W marcu i kwietniu 1920 roku francuscy dyplomaci nie mieli już wątpliwości, że tak skromna, instrumentalna rola Polsce nie wystarczy. Świadczy o tym, obok informacji docierających do Paryża z Warszawy, także charakterystyczne doniesienie chargé d’affaires z Bukaresztu Henri Cambona z 25 marca. Cambon relacjonował rozmowę ze swoim polskim kolegą. Aleksander Skrzyński, poseł w Bukareszcie od czerwca 1919 roku, wyraził przekonanie, że polskosowieckie negocjacje pokojowe nie dojdą do skutku, polskie żądania terytorialne będą bowiem dla bolszewików nie do przyjęcia. Wojna zostanie więc wznowiona. Polska może w niej przegrać, ale jeśli zwycięży, to będzie w stanie wytyczyć swoje wschodnie granice bez żadnej ingerencji ze strony mocarstw zachodnich. Dopiero w tej wojnie Polska będzie mogła zdobyć pełną suwerenność1241. Dyplomacja francuska, świadoma tego, zżymała się, krytykowała „nadmierne ambicje” Warszawy, ale Polska była Francji potrzebna. Bardzo potrzebna - skoro „biała” Rosja znajdowała się w upadku, a Paryż nie mógł się zdecydować na porozumienie z „czerwoną”. Doskonale przeanalizował tę sytuację polski poseł w Paryżu Maurycy Zamoyski, niestrudzenie starający się przekonać Milleranda, Paléologue’a i innych wysokich urzędników z Quai d’Orsay do racji strategicznych Rzeczypospolitej. W swoim piśmie do ministra Patka, datowanym 18 marca, tak tłumaczył stanowisko Francji: „Nie ulega dla mnie wątpliwości, że na Wschodzie głoszony tylokrotnie program silnej i wielkiej Polski, jako gwarancji przeciwniemieckiej, jest w ustach rządu francuskiego realnym i szczerym. Wszakże w jego mniemaniu, opartym bądź to na bolesnym doświadczeniu z Rosją carską, bądź to na braku doświadczenia wobec nas, Polska jest dzisiaj jeszcze za mało skrystalizowanym czynnikiem, by móc w całej rozciągłości dać żądane gwarancje [zabezpieczenia od wschodu przed Niemcami] z pominięciem odrodzonego lub nawet zanarchizowanego jeszcze kolosu rosyjskiego. [...] Francja pragnie widzieć w Polsce przede wszystkim nową gwarancję przeciw Niemcom. Aby nią być istotnie, nie może być Polska w konflikcie z odrodzoną Rosją. [...] O ile z myślą o polskości Wilna, Grodna, a nawet może i Mińska tutejsze koła rządowe zdają się dziś godzić, o tyle wszystkie terytoria dalej na wschód położone, w szczególności zaś kresy ukraińskie, nie przestają być, w ich mniemaniu, jako przedmiot naszych bezpośrednich czy pośrednich rewindykacji nieuniknionym zarzewiem przyszłego konfliktu polsko-rosyjskiego”1251. Zamoyski dostrzegał wrogą Polsce działalność części wielbicieli „białej” Rosji w kręgach dziennikarskich i zbliżonych do Quai d’Orsay, nie przywiązywał jednak do niej specjalnej wagi. Zasadniczą linię polityki Paryża wobec Polski i Rosji - wówczas sowieckiej - interpretował przez pryzmat antyniemieckiej obsesji Francuzów. Zwracał także trafnie uwagę na rosnącą izolację stanowiska Francji od pozostałych mocarstw, zwłaszcza Anglii i Włoch. W obliczu groźby „niebezpieczeństwa niemieckiego” zmuszała ona Paryż do pewnej ustępliwości wobec Londynu i Rzymu właśnie w sprawie rosyjskiej (sowieckiej) i polskiej polityki wschodniej. Tym też Zamoyski tłumaczył przynajmniej część monitów płynących z Paryża do Warszawy o wstrzemięźliwość przy projektach dotyczących wschodniej granicy, a przede wszystkim o niepodejmowanie samodzielnych kroków militarnych przeciw Rosji sowieckiej1261. Francuska polityka wschodnia bliskowschodniej - pozostanie przez
a raczej wschodnioeuropejska, dla odróżnienia od kolejne miesiące pod wpływem dwóch sprzecznych
stanowisk. Z jednej strony będzie to motywowana nie tylko ideologicznie, lecz także finansowo niechęć do uznania Rosji sowieckiej i ostatecznego pożegnania się z nadzieją na „inną Rosję”, a z drugiej - pojawia się obawa, by nie oddalić się zbytnio od Londynu, nie zantagonizować zbyt ostrym sprzeciwem wobec podjętej przez premiera Lloyda George’a linii „pragmatycznego porozumienia” z Moskwą. Sprawa niemiecka była wciąż, powtórzę, dla Paryża najważniejsza. Po próbie prawicowego puczu Kappa-Liittwitza w Berlinie (w połowie marca) i podjęciu jednostronnej, niekonsultowanej z Londynem energicznej akcji francuskiej w Nadrenii Millerand gotów był płacić - choćby taktycznym - złagodzeniem swojego stanowiska w sprawie rozmów z nieoficjalnymi na początek przedstawicielami Rosji sowieckiej. Tak też się stało na konferencji międzyalianckiej w San Remo (18-26 kwietnia). W zamian za poparcie Lloyda George’a dla stanowiska Francji w sprawie pełnego wykonania postanowień traktatu wersalskiego przez Niemcy Millerand nie tylko obiecał wycofanie wojsk francuskich z Frankfurtu, lecz także zaaprobował podjęcie negocjacji z sowiecką delegacją handlową12.
Maurycy Zamoyski, poseł polski w Paryżu w latach 1919-1924. Fotografia wykonana po 1910 roku.
Francja Milleranda nie miała odrębnego „scenariusza”, który mogłaby „białej” Rosji pod koniec 1919 roku, narzucając swoją wolę pozostałym Europy Wschodniej. Miała jednak swój pogląd na tę rozgrywkę. Samo istotnych punktach - przede wszystkim w ocenie znaczenia Polski forsowaną przez Londyn, wywarło istotny wpływ na dalszy bieg wydarzeń.
zrealizować po klęsce graczom o przyszłość to, że był w kilku niezgodny z polityką
Niektórzy ich komentatorzy - od Lenina począwszy, na wspomnianym kilkakrotnie kanadyjskim historyku Michaelu Carleyu chyba nie skończywszy przeceniali czy nadinterpretowali ten wpływ, uznając, że w istocie Polska była tylko pionkiem w antybolszewickiej grze Milleranda. Jak to ujął Carley, dzięki akcji militarnej Piłsudskiego Francja mogła podtrzymać wojnę z Rosją sowiecką, nie przeciwstawiając się otwarcie Londynowi. Kropkę nad i w tej interpretacji stawia zdanie, które określa polską ofensywę na Ukrainie jako „ostatni wielki wysiłek w interwencjonistycznej kampanii i ostatnią istotną próbę ze strony Francji, by obalić bolszewizm”120!. To określenie jest już bliskie Leninowskiej definicji wojny z Polską w 1920 roku jako obrony przed „III pochodem ententy”. Owszem, Francja Milleranda, inaczej niż Wielka Brytania Lloyda George’a, nie zdecydowała się przerwać w pierwszych miesiącach 1920 roku dostaw (na kredyt) sprzętu wojskowego do Polski. Wedle raczej zawyżonych szacunków zdecydowanego przeciwnika tych dostaw, socjalistycznego (a właściwie już komunistycznego) deputowanego Marcela Cachina wiosną Polska miała otrzymać od Francji blisko 1500 dział z 10 milionami pocisków, ponad 300 tysięcy karabinów, 2800 karabinów maszynowych i tym podobne120!. Bez tych dostaw Polska zapewne nie byłaby w stanie podjąć od końca kwietnia zakrojonych na wielką skalę operacji wojskowych na wschodzie. Umocnienie militarne Polski było zakładane w Paryżu ze względu na Niemcy, jak również w kontekście projektów defensywnego podtrzymania wschodniej flanki Wersalu, które tworzyli i akceptowali zarówno Clemenceau, jak i Foch oraz Millerand. Wykorzystanie tego wsparcia przez Polskę, przez Piłsudskiego, nie było jednak z tymi projektami zgodne. Było za to zgodne z założeniem, które najczytelniej przedstawił poseł Skrzyński w Bukareszcie: Polska Piłsudskiego chciała walczyć o swoją granicę i bezpieczeństwo na Wschodzie, a ostatecznie o swoją suwerenność na tym obszarze - suwerenność także wobec nacisków i planów mocarstw ententy. Francuska misja wojskowa w Polsce została w końcu wprowadzona w plany strategiczne Piłsudskiego, a generał Henrys chętnie je wspierał - lecz jednak to nie Francja dyktowała te plany i na pewno nie układały się one w żaden projekt antybolszewickiej krucjaty. Wskutek zwiększonej, po wycofaniu się Stanów Zjednoczonych z grona gwarantów porządku europejskiego, obawy o swoje bezpieczeństwo Paryż utrzymał odmienną niż w Londynie interpretację politycznych perspektyw europejskiego Wschodu. Upadek, ale jeszcze nie ostateczny, „białej” Rosji istotnie umocnił znaczenie Warszawy w planach Francji. Polska, a dokładnie Piłsudski otrzymał dzięki temu minimalną swobodę manewru, której by nie uzyskał w przypadku sformułowania wspólnej polityki wschodnioeuropejskiej przez wszystkie mocarstwa tworzące porządek wersalski.
4. Bezsilność: Waszyngton wobec imperium sowieckiego i zagrożenia polskiej niepodległości W ostatnim dniu 1919 roku Samuel Breckinridge Long (1881-1958), trzeci asystent sekretarza stanu USA i bodaj najinteligentniejszy uczestnik amerykańskiej delegacji na paryską konferencję pokojową, zapisał w prywatnym dzienniku taką prognozę: „problemy mogą grozić tak na wschodzie, jak i na zachodzie. Działania Japonii i poszerzanie jej dominium wywołują niepokój jako czynnik generujący problemy, gdyż prędzej czy później znajdzie się ona w konflikcie z naszymi interesami. Na drugiej półkuli bolszewizm może stać się tak silny, że dokona najazdu na Polskę, Czechosłowację i Węgry. Jeśli tak się stanie, wówczas Włochy z pewnością dołączą [do tej listy], Niemcy zaś może staną po stronie Rosji, żeby uniknąć straszliwych kar nałożonych przez aliantów w traktacie [wersalskim] [...]. Jeśli, jak się spodziewam, bolszewicy dokonają militarnego uderzenia na Polskę, to osiągną sukces i będą kontynuowali marsz na zachód; nic nie zatrzyma ich na wschód od Renu i Francja może upaść. Ale to już w przyszłym roku - albo później. Finis 1919”111. Największe wrażenie słowa te wywołują nie tylko przez ich lecz także dlatego, że ujawniają poczucie bezsilności tych, którzy światową i mieli urządzać nowy porządek dla wszystkich Zjednoczonych, najpotężniejszego już wówczas mocarstwa nierozwiązanej kwestii rosyjskiej i nowego wyzwania, jakim stał szczególnie przygnębiającym przykładem owej bezsilności.
swoiście proroczy wydźwięk, wygrali właśnie wielką wojnę narodów. Polityka Stanów świata polityka wobec się bolszewizm - okazała się
Prezydent Thomas Woodrow Wilson jest powszechnie pamiętany jako propagator hasła o prawie narodów do samookreślenia rzuconego podczas obrad paryskiej konferencji pokojowej. W istocie jednak wielki projekt Wilsona zakładał, jak to już przedstawiłem wyżej, przekreślenie polityki zagranicznej poszczególnych państw. Jako pierwsze miały z niej zrezygnować mniejsze państwa narodowe, żeby stać się pionkami ustawianymi i przesuwanymi na geopolitycznej szachownicy przez wielkich graczy. Główne mocarstwa, spełniające nadzieje amerykańskiego prezydenta na przyjęcie liberalnego modelu politycznego, miały pozostać na straży nowego porządku. Naturalnym dopełnieniem wizji Wilsona była sformułowana przez Franklina Delano Roosevelta dopiero po latach, z myślą o Stalinie, koncepcja „czterech policjantów” - wielkich mocarstw (Rosja/ZSRS, USA, Chiny, Wielka Brytania), jedynie uprawnionych do posiadania armii i prowadzenia polityki zagranicznej „kontrolerów” międzynarodowego ładu. W zasadzie jednak owo dopełnienie zostało już wpisane w program prezydenta Wilsona w 1919 roku. W tym połączeniu liberalnego idealizmu z geopolitycznym tradycjonalizmem było miejsce tylko dla Polski „małej”, zorganizowanej w taki sposób, by nie drażniła odrodzonej, demokratycznej Rosji121. Nad tą sympatią do Rosji i wrażliwością na jej integralność terytorialną (w granicach z 1914 roku, z ewentualnym wyłączeniem Kongresówki oraz Finlandii) w kręgu Departamentu Stanu oraz wpływowych kół prasy amerykańskiej bardzo efektywnie pracował Borys Bachmietiew. Ten ostatni poseł republikańskiej Rosji z 1917 roku dysponował ogromną sumą ponad
50 milionów dolarów, jaką rosyjski Rząd Tymczasowy otrzymał w formie pożyczek na zakupy sprzętu wojskowego w Stanach Zjednoczonych1131. Bachmietiew miał więc fundusze, by zabiegać 0 ochronę interesów Rosji. Główna teza, z jaką udawało się mu osobiście docierać do prezydenta Wilsona, sekretarza stanu Roberta Lansinga (i jego zastępców, Franka Polka 1 Normana Davisa), do Herberta Hoovera i wielu innych najbardziej wpływowych osobistości nad Potomakiem, była prosta: Rosja demokratyczna odrodzi się niezawodnie, a główną przeszkodą w jej odbudowie może być tylko pochopna zgoda mocarstw zachodnich na „rozbiór”, czyli usankcjonowanie niepodległości nowych państw na terytorium wykrojonym z niedawnego imperium Romanowów. Takie handlowanie rosyjską własnością przez Zachód, argumentował Bachmietiew, może najbardziej przyczynić się do wzmocnienia pozycji bolszewików w samej Rosji - traktowanych wówczas przez naród rosyjski jako obrońców jej integralności i wielkości przed „imperializmami” rozmaitych Polsk, Gruzji, Łotw, Estonii czy Ukrain[4]. Podobną nieco do Bachmietiewa rolę odgrywał w Waszyngtonie John Spargo, entuzjasta rewolucji lutowej w Rosji, do 1915 roku członek partii socjalistycznej w USA, autor pierwszej za oceanem biografii Karola Marksa, zaangażowany przez prezydenta Wilsona do pracy propagandowej na rzecz przełamywania niechęci amerykańskiego społeczeństwa do udziału w wojnie światowej. Tak jak Bachmietiew Spargo miał bezpośredni dostęp do prezydenta. Jego znaczenie jeszcze wzrosło, kiedy w lutym 1920 roku z funkcji sekretarza stanu zrezygnował skłócony z Wilsonem Lansing, a od marca zastąpił go pozbawiony większego doświadczenia w sprawach międzynarodowych Bainbridge Colby. Traktował on Spargo jako najbardziej zaufanego doradcę w sprawach Rosji i Europy Wschodniej. Przez cały 1920 rok Spargo i Bachmietiew zachowają wpływ na formułowanie podstawowych dokumentów amerykańskiej polityki zagranicznej wobec tego obszaru1^1. Raz jeszcze powtórzę jednak, że to nie zakulisowe zabiegi agentów interesu Rosji (republikańskiej), ale raczej generalna wizja nowego porządku światowego prezentowana przez Woodrowa Wilsona decydowała o stosunku Waszyngtonu do Rosji, bolszewizmu i rozpatrywanej w kontekście tych wyzwań Polski. Powtórzmy: po pierwsze, Rosja była traktowana jako wielki sojusznik w Wielkiej Wojnie - trzeba było jej z tego powodu pomóc. Po drugie, w Waszyngtonie uznawano, że Rosja ma kluczowe znaczenie dla gospodarki światowej - w szczególności gdy chodzi o rynek żywnościowy, na którym przedwojenna Rosja była istotnym eksporterem, a także dla gospodarki amerykańskiej jako producenta towarów na tak chłonny do 1914 roku, dynamiczny rosyjski rynek zbytu. Po trzecie wreszcie, Rosja stała się terenem wielkiego eksperymentu ideologicznego: bolszewizmu. Był on oceniany jako zło, niebezpieczeństwo i przez Wilsona, i przez obu jego sekretarzy stanu - Lansinga i Colby’ego. Jak znaczna część opinii liberalnej tego czasu, zwłaszcza w krajach anglosaskich, Wilson był przekonany, że bolszewizm pokona się nie siłą militarną, ale poprzez odbudowę ekonomiczną i moralną, której beneficjentem powinien być przede wszystkim „lud rosyjski”, jedyny uprawniony gospodarz (wielkiej) Rosji. Z góry należy więc uznać każdą interwencję zewnętrzną za skazaną na fiasko. Tylko sami Rosjanie mogą odrzucić bolszewizm. Należy dać im szansę na uspokojenie, na odnowę gospodarczą, na wymianę - a nie walkę - ze światem zewnętrznym. Wtedy bolszewicy stracą poparcie. Wzrośnie ono natomiast, kiedy będą mogli występować jako obrońcy całości terytorium dawnego imperium przed roszczeniami „małych nacjonalizmów”. Pod tym względem sposób rozumowania przedstawicieli Departamentu Stanu, a także samego
Wilsona, był zbieżny z argumentacją Bachmietiewa czy Spargo. Jak już wspominałem, refleksję polityków mocarstw zachodnich nad konfliktem wschodnioeuropejskim w 1920 roku (i niejednego z historyków zajmujących się w następnych dziesięcioleciach ich polityką) istotnie ograniczała różnica w dostępie do informacji na temat postępowania Warszawy z jednej strony, a Moskwy z drugiej. Mogli oni dysponować stosunkowo dużą wiedzą na temat celów polityki polskiej. Dostępna w gabinetach Londynu i Paryża wiedza o dążeniach, możliwościach i ograniczeniach polityki sowieckiej była natomiast nieporównanie mniejsza. Co ważniejsze, te wiadomości, jakie na temat sowieckiej strategii i polityki docierały do zachodnich stolic, często były w nich interpretowane w sposób wypaczający ich sens. Dostosowywano je bowiem do kategorii, jakimi rozumowali sami przywódcy zwycięskich mocarstw: interesu narodowego czy imperialnego. Mało tego, czasem w ogóle nie zostawało w tych interpretacjach miejsca na znaczenie ideologii komunistycznej. Na początku 1920 roku amerykańska administracja oceniała, że jakakolwiek samodzielna akcja Polski w Europie Wschodniej może być tylko szkodliwa. Kiedy wobec bierności mocarstw zachodnich Polska zdecydowała się na taką akcję w kwietniu 1920 roku, Stany Zjednoczone znajdowały się już na marginesie europejskiej polityki. 19 marca amerykański Senat odrzucił traktat wersalski: do wymaganej dla zaakceptowania tej umowy międzynarodowej większości dwóch trzecich zabrakło siedmiu głosów. Triumfowała republikańska opozycja, odwołująca się do kwestii zagrożenia suwerenności działań Stanów Zjednoczonych przez potencjalne skutki przyjęcia Statutu Ligi Narodów wpisanego do traktatu. Prezydent Wilson musiał odczuwać gorycz twórcy, którego wymarzone dzieło - w tym przypadku nader ambitne: nadzorowany przez Stany Zjednoczone nowy porządek światowy - nie doczekało się realizacji. W takich okolicznościach formowało się stanowisko Waszyngtonu wobec pierwszej wielkiej próby sowieckiej ekspansji na Europę latem 1920 roku, kiedy Armia Czerwona zbliżała się do Warszawy, tak jak przewidział to siedem miesięcy wcześniej Breckinridge Long (od czerwca 1920 zrezygnował z pracy w Departamencie Stanu, by powrócić do niej we wrześniu 1939 roku). Co robić? Czy coś w ogóle robić w tej sytuacji? Pytanie to wróciło w formie dramatycznego apelu, który przedstawił w swoim memoriale poseł amerykański w Warszawie Hugh Gibson10!. Wskazując na bezpośrednie zagrożenie niepodległości Polski przez atakującą polską stolicę Armię Czerwoną, Gibson prosił, by prezydent Wilson zechciał zmobilizować swoim osobistym wystąpieniem zachodnich aliantów (zwłaszcza Wielką Brytanię) do adekwatnej reakcji na to zagrożenie dla całego porządku europejskiego. Odpowiedź prezydenta skierowana do Colby’ego nie pozostawiała złudzeń: „Drogi Panie Sekretarzu: Raczej nie mogę się zgodzić z sugestią pana Hugh Gibsona, ponieważ uważam, że minął już czas, kiedy moja osobista interwencja czy sugestia w dziedzinie polityki zagranicznej byłaby skuteczna, choć jestem głęboko zainteresowany wszystkim, co dotyczy Polski, i chętnie zrobiłbym cokolwiek, co uważałbym za pomocne dla niej”17!. Ta deklaracja bezradności prezydenta największego już wtedy mocarstwa świata brzmi wyraźniej, kiedy zestawi się ją z deklaracją jeszcze większej bezradności ze strony Departamentu Stanu wobec sytuacji, jaką stworzyła sowiecka inwazja na Polskę. Kiedy poseł amerykański z Warszawy przekazywał gorący apel o pomoc dla Polaków, jego kolega z Londynu słał z kolei prośbę (zgodną z nastawieniem brytyjskiego rządu) o przekonanie prezydenta do zgody na negocjacje
z bolszewikami w Londynie. Sekretarz stanu odpowiadał na ten list z rozbrajającą szczerością: „Proszę wziąć pod uwagę, że informacje [jakie docierają do] Departamentu [Stanu] na temat wielu istotnych faz sytuacji [w wojnie sowiecko-polskiej] są fragmentaryczne i sprzeczne”181. Zupełnie inaczej - jak to przedstawię szczegółowo w kolejnych rozdziałach - oceniał swoje kompetencje premier Wielkiej Brytanii, który w letnich miesiącach kryzysu sowiecko-polskiego był gotów forsować swoją koncepcję jego rozwiązania. I chciał do tej koncepcji przekonać także Stany Zjednoczone. Na przełomie lipca i sierpnia szukał już tylko pretekstu, by ostatecznie porzucić problem polskiej niepodległości. Kwestię reorganizacji systemu wersalskiego na wschodzie Lloyd George chciał wziąć pod swoje skrzydła i zwołać w tym celu wielką konferencję w Londynie. Przedstawicieli Rosji sowieckiej już miał u siebie: 4 sierpnia w brytyjskiej stolicy była delegacja z Lwem Kamieniewem (osobą numer 2, po Leninie, w państwie sowieckim) na czele oraz Leonidem Krasinem. Lloyd George miał nadzieję, że Włochy, jak zwykle, dadzą się przekonać do jego zamysłów. Idei konferencji zmieniającej system wersalski i dopuszczającej bolszewików do stołu politycznych obrad zdecydowanie niechętna była jednak Francja. Powodzenie planowanego (na „trupie białej Polski”) przez brytyjskiego premiera przedsięwzięcia zależało w niemałym stopniu od postawy Waszyngtonu. David Lloyd George zdecydował się napisać 5 sierpnia do prezydenta USA osobisty list z prośbą o pilne rozważenie możliwości udziału wysokiego przedstawiciela administracji waszyngtońskiej w projektowanej konferencji londyńskiej191. Dodajmy przy okazji, że przesyłający list premiera do ambasady w Waszyngtonie osobisty sekretarz i najbliższy doradca Lloyda George’a, Philip Kerr, już wcześniej starał się przygotować przedstawicielstwo brytyjskie w stolicy USA do argumentowania na rzecz wielkich nieuchronnych zmian na wschodzie Europy. Jeszcze w pierwszej połowie czerwca pisał do brytyjskiego ambasadora w Waszyngtonie Aucklanda Geddesa z irytacją, że znakomicie rozwijającym się negocjacjom z bolszewicką delegacją w Londynie przeszkadza teraz „ta absurdalna polska ofensywa” (this absurd Polish offensive) i komentował zgryźliwie, że to przejaw odwiecznej, fatalnej polskiej polityki „nadymania się, aż pękną” (their traditional policy of inflating themselves until they bust). Wieszczył jednak z absolutnym przekonaniem, że załamanie Polski jest już bliskie. W kolejnym liście, wysłanym już 5 lipca z konferencji w Spa (gdzie kilka dni później Kerr narysuje słynną do dziś tak zwaną linię Curzona), padły ważne słowa, które miały, za pośrednictwem brytyjskiego ambasadora, uzasadnić w Waszyngtonie brytyjską ocenę bolszewicko-polskiego kryzysu w europejskiej polityce: „Jak pan wie, premier próbował przez długi czas przecierać drogę dla układu z Rosją, częściowo dlatego, iż uznaje, że żywność oraz surowce z Rosji są konieczne do odbudowy Europy, a częściowo dlatego, że uważa, iż pokój w Europie Wschodniej jest konieczny dla świata, częściowo wreszcie dlatego, że jest przekonany, iż najkrótszą drogą do zabicia bolszewizmu jest zakończenie wojny i danie rosyjskiemu ludowi szansy odnowienia normalnych stosunków gospodarczych oraz ponownego otwarcia Rosji na zachodnie wpływy. [...] Sytuację ogromnie skomplikował polski kryzys. Polakom, tak jak to wszyscy przewidywali, nie udało się w ofensywie zmiażdżyć bolszewików. Tylko wyczerpali się sami. Tymczasem bolszewicy odpowiedzieli zbrojnie i wydaje się, że osiągną zwycięstwo nad polską armią. Co się stanie, kiedy dostaną się do Warszawy - nikt właściwie nie wie. Powinniśmy jakoś ratować Polskę, teraz jednak muszą oni [Polacy] zebrać żniwo imperialistycznej polityki, jaką prowadzili. W każdym razie jednak uważam za
niewątpliwe, że dryfujemy w kierunku jakiegoś [nowego] układu w Europie Wschodniej. Konwulsje mogą trwać jeszcze miesiąc czy dwa, ale samo wyczerpanie, zarówno mentalne, jak i fizyczne, nieuchronnie doprowadzi do uspokojenia [appeasement] w Europie Wschodniej, a kiedy uspokoi się Europa Wschodnia, sądzę, że Zachód uspokoi się także”1101. Pozostawało tylko wyjaśnić, co to znaczy „jakoś uratować Polskę” - czy na przykład poprzez uznanie jej za autonomiczną republikę sowiecką - a także co w tym krytycznym kontekście znaczy tak później znamienne słowo appeasement... Sam Lloyd George w swoim liście do prezydenta Wilsona z 5 sierpnia był nie mniej wymowny, dodając w pewnym sensie wyjaśnienie intrygującej kwestii owego appeasementu, jaki wyobrażano sobie w Londynie późnym latem 1920 roku. Najpierw usprawiedliwiał swoją decyzję o porzuceniu Polski: „Polacy są wcieleniem perwersyjnej nieudolności. To jakby próbować ratować tonącego człowieka, który robi wszystkie głupie rzeczy, których nie powinien, i nie robi nic z tego, o co się go błaga”1111. Przede wszystkim zaś pytał, czy kiedy dojdzie do konferencji przedstawicieli Rosji sowieckiej i ententy (spodziewał się, że nastąpi to wczesną jesienią), Waszyngton zechce przysłać na nią swoich reprezentantów. Naturalnie, aby przekonać prezydenta Wilsona (a także Francję, jak również konserwatywną większość własnego gabinetu) do zgody na zasadnicze rokowania polityczne z Rosją sowiecką, Lloyd George potrzebował choćby pozorów dobrej woli ze strony Moskwy, bodaj deklaracji, że po najeździe Armii Czerwonej suwerenność Polski zostanie zachowana. Przekonywał, że jest na to poważna szansa, choć nie tłumaczył dokładnie, jak to sobie wyobraża, aby nie zrazić amerykańskiego prezydenta. Ostatecznie intencje brytyjskiego premiera zostały ujawnione między 4 a 10 sierpnia i przedstawię je obszerniej w kolejnych rozdziałach tej książki. Tu można je streścić jednym zdaniem: 10 sierpnia na forum Izby Gmin Lloyd George, w obecności zasiadającego w Distinguished Strangers Gallery (Galerii Znakomitych Gości) Lwa Kamieniewa, zaakceptował warunki, jakie Moskwa dyktowała w tamtym momencie Polsce: tak naprawdę warunki sowietyzacji kraju nad Wisłą. Dokładnie w tym samym dniu swoje stanowisko wobec „polskiego kryzysu” sformułował wreszcie Waszyngton. Przyjęło ono postać oficjalnej noty sekretarza stanu, Bainbridge’a Colby’ego. Bezpośrednią pobudką do jej wydania była prośba rządu włoskiego przekazana przez ambasadę w Waszyngtonie, by Ameryka określiła jednoznacznie swój pogląd: co robić wobec sowieckiej inwazji w centrum Europy? Ratować Polskę, a w każdym razie próbować stawić opór bolszewikom, jak podpowiadała Francja? Czy raczej podjąć rozmowy z Kamieniewem w Londynie, jak to już zrobił brytyjski premier? Odpowiedź Waszyngtonu w tym dramatycznym momencie mogła mieć zasadnicze znaczenie nie tylko dla Włoch1121. W opracowanie noty Colby’ego największy wkład miał wspomniany sympatyk socjalizmu John Spargo, którego memorandum, przesłane sekretarzowi stanu 31 lipca, stało się faktycznie podstawą rządowego dokumentu. Pewien wkład miał także John Allyne Gade, rezydujący w Rydze nieoficjalny przedstawiciel amerykański w nowo utworzonych (i nieuznawanych przez USA) republikach nadbałtyckich. Podkreślał on konieczność wymienienia Finlandii jako drugiego i jedynego obok Polski kraju z obszarów Imperium Rosyjskiego, którego prawo do niepodległości Ameryka winna potwierdzić1131. Swoje uwagi wniósł również podsekretarz stanu Norman Hesekiah Davis, który podkreślił dwa główne cele przygotowywanego dokumentu:
„Wydaje mi się, że powinniśmy naciskać na utrzymanie integralności Polski, a po drugie integralności Rosji”114!. Rosja oczywiście jest najważniejsza. Polska - jeśli wykroczy poza linię Bugu (wskazaną przez sprzymierzone mocarstwa w grudniu 1919 roku jako właściwa, ale jednak tylko tymczasowa granica Polski dopóki nie odrodzi się demokratyczna Rosja i w bezpośrednim układzie z Warszawą nie ustali ostatecznego kształtu tej granicy) - podpada faktycznie pod najcięższy zarzut imperializmu. Zauważmy, że to nie Rosja w granicach z 1914 jest imperialistyczna, nie Stany Zjednoczone, kolonizujące właściwie od 1898 roku Kubę i Filipiny, ale Polska, wykraczająca poza linię Bugu... A imperializm (polski w tym przypadku) jest głównym winowajcą trwania bolszewizmu. „Nasz pogląd jest taki, że imperializm raczej ożywia, aniżeli niszczy sowiecki reżim, rząd Stanów Zjednoczonych zaś, które są kolebką demokracji, musi użyć wszelkich możliwych, sprawiedliwych i praktycznych środków, żeby ocalić demokrację przed upadkiem pod naciskiem bolszewizmu, czy też w walce między bolszewizmem a imperializmem 1polskim!”115!.
John Spargo, autor pierwszej amerykańskiej biografii Karola Marksa, do 1915 roku członek Socjalistycznej Partii Ameryki, entuzjasta rewolucji lutowej, a jednocześnie najbardziej zaufany doradca ds. Europy Wschodniej Bainbridge’a Colby’ego, sekretarza stanu USA od 1920 roku.
Oparta na tych przesłankach, ostatecznie skompilowana przez Colby’ego nota miała wyrazić poparcie dla niepodległości Polski, nie zostawiając żadnych wątpliwości, że sowietyzacja tę niepodległość likwiduje. Przede wszystkim jednak miała wyrazić sprzeciw wobec polityki „rozczłonkowania Rosji” (dismemberment of Russia), czyli odrywania od państwa rosyjskiego w jego przedrewolucyjnych granicach terytoriów narodowych, poza Polską i Finlandią. Wbrew nadziejom Lloyda George’a stanowisko Waszyngtonu wobec bolszewików pozostało nieugięte. Rząd amerykański nie uznawał ich za reprezentantów Rosji, nie chciał ich uznać za nic innego jak poważne zagrożenie dla pokoju i porządku. Oparta tylko na przemocy władza bolszewików nie jest demokratyczna i Stany Zjednoczone, uznając zdobycze i wartości rewolucji rosyjskiej w 1917 roku, powinny pomóc Rosji w ustanowieniu prawdziwej demokratycznej reprezentacji.
Problem polegał jednak na tym, że nota nie wskazywała, na czym taka pomoc mogłaby konkretnie polegać. Co więcej, nie mówiła nic o tym, co rząd amerykański zrobi, jeśli Rosja sowiecka jednak podbije Polskę (a przecież 10 sierpnia Armia Czerwona była już pod Warszawą). Sam Colby, przesyłając 9 sierpnia sygnowaną przez siebie notę do akceptacji prezydentowi, stwierdzał to z pokorą: „Drogi Panie Prezydencie. Załączony szkic noty w sprawie sytuacji Polski ma jedną oczywistą słabość. Nie da się powiedzieć, co z r o b i m y [podkr. w oryginale], jeśli w ogóle cokolwiek. Jest też [nota] dosyć długa, ale istnieje powód, by powiedzieć niemal wszystko to, co ona zawiera. Mam nadzieję, że nie uzna jej Pan za zupełnie nieadekwatną’412 Prezydent przeczytał notę i zostawił na niej odręczny dopisek. Krótki, wyrażający jeszcze dobitniej bezradność Ameryki w tamtym momencie: „Dziękuję. To wydaje mi się doskonałe i wystarczające. WW [Woodrow Wilson]’442 Wydana oficjalnie 10 sierpnia nota była oczywiście sprzeczna z intencjami Lloyda George’a, choć - jako deklaracja absolutnej bierności Stanów Zjednoczonych wobec realnej akcji sowieckiej nad Wisłą - bardzo mu nie przeszkadzała. Wszystko zależało teraz od rezultatu bezpośredniej walki żołnierzy polskich z sowieckimi pod Warszawą. Brytyjski premier przekazał im w gruncie rzeczy komunikat, żeby się poddali. Amerykański sekretarz stanu, z błogosławieństwem prezydenta, miał im do zaoferowania protest przeciw bolszewizmowi, ale też przeciwko ewentualnemu odnowieniu polskiego „imperializmu”. Wręcz groteskowo wygląda interpretacja noty Colby’ego przez niektórych współczesnych historyków, jako prefiguracji amerykańskiej doktryny powstrzymywania, ogłoszonej przez prezydenta Harry’ego Trumana w 1947 roku przeciw stalinowskiemu Związkowi Sowieckiemu. „To właśnie tutaj [czyli w nocie Colby’ego z sierpnia 1920] zainicjowana została ta polityka, która później stanie się znana jako containment” - napisał współczesny badacz sylwetki Johna Spargo i polityki amerykańskiej tamtej epoki42 A przecież w 1920 roku Waszyngton nie zobowiązywał się, potępiając słownie sowiecką agresję, do żadnej militarnej akcji, ani nawet do jakiegokolwiek materialnego wsparcia ofiary czy potencjalnych kolejnych ofiar. Wręcz przeciwnie: Ameryka deklarowała swoją bezradność, tak jak to doskonale ujął sam Colby w przytoczonym wyżej liście do prezydenta Wilsona. Może nawet nie bezradność, a raczej świadomie (ale czy mądrze?) wybraną bezczynność. Jaskrawym potwierdzeniem tej świadomej bezczynności było zachowanie prezydenta wobec incydentu pod koniec sierpnia, kiedy powstał problem ewentualnego udziału amerykańskiego okrętu w próbie odblokowania przeładunku towarów dla Polski w gdańskim porcie. Niemieccy dokerzy odmówili wtedy spełniania swoich obowiązków, chcąc zablokować w Wolnym Mieście, niezgodnie z jego statusem, dostawy towarów dla walczącego z bolszewikami kraju. Francja i Wielka Brytania (głównie z inicjatywy francuskiego premiera Alexandre’a Milleranda) starały się doprowadzić do odblokowania portu i spodziewały się wsparcia ze strony Waszyngtonu. Zmusiło to Colby’ego do podjęcia decyzji. Odmówił formalnego udziału w akcji aliantów, powołując się na odrzucenie ratyfikacji traktatu wersalskiego przez Senat. Zgodził się jednak, wspólnie z Departamentem Marynarki, na wysłanie do Gdańska amerykańskiego okrętu dla ochrony amerykańskich obywateli w Wolnym Mieście. Dowiedziawszy się o tym, prezydent Wilson wpadł w furię: żadnych okrętów nie wolno wysyłać! Kiedy tłumaczył się przed nim sekretarz Departamentu Marynarki Josephus Daniels, prezydent nazwał inicjatorów tego
nieuzgodnionego z nim posunięcia krótko: „szczury” (rats). Colby musiał bardzo przepraszać swego zwierzchnika. Żaden amerykański okręt nie popłynął do Gdańska, nie wsparł nawet w taki symboliczny sposób walczącej z bolszewikami Polski1191. Colby nie miał natomiast żadnych problemów z udzieleniem pełnego wsparcia, także finansowego, akcji zaproponowanej przez Johna Spargo. Akcja ta była jedyną praktyczną konsekwencją ogłoszenia noty z 10 sierpnia, a tak naprawdę świadczyła tylko o wystudiowanej bezczynności, jaką przyjął wobec sowieckiego wyzwania Waszyngton1201. Spargo, wspólnie z Bachmietiewem, wymyślili niezwykle skomplikowaną i zarazem szokująco naiwną intrygę. Jeszcze bardziej szokujące jest jednak to, że autoryzował ją Departament Stanu. Spargo miał udać się do Europy i wykorzystać premiera Szwecji, socjaldemokratę Hjalmara Brantinga jako rzecznika swojej idei. Chciał, aby Branting podpisał i ogłosił apel (którego treść przygotował Spargo i zaakceptował Colby). Apel do rządu sowieckiego, a także rządów Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch, Japonii, miał być wydany niejako w imieniu „całej postępowej ludzkości”. Szwedzki premier miał zwrócić się do rządu bolszewików, żeby oddali władzę lub zrezygnowali z przymusu w jej stosowaniu i zwołali na nowo Konstytuantę, czyli rozpędzone przez nich w styczniu 1918 roku Uczreditielnoje sobranije, zdominowane przez przeciwników Lenina eserów, czyli socjalistów-rewolucjonistów. Bolszewicy mieli uwolnić więźniów politycznych i zdemobilizować Armię Czerwoną. Założenia planowanego apelu, jak widać, były podobnie niekorzystne dla bolszewików jak te, które oni sami chcieli podyktować kilka tygodni wcześniej w Warszawie. Różnica była taka, że za warunkami sowieckimi dla Polski stała siła szturmującej właśnie nadwiślańską stolicę Armii Czerwonej, za apelem zaś Colby’ego-Spargo-Brantinga miała stać tylko... moralna siła autorów. W zamian za przyjęcie tych warunków świat miał zagwarantować wszystkie zdobycze „rewolucji społecznej” i wesprzeć ekonomicznie nowy rząd powołany przez Konstytuantę. Kiedy bolszewicy przyjmą te warunki, alianci przyrzekną nigdy nie atakować Rosji i zdjąć blokadę. Przyrzekną jednocześnie, że nie udzielą żadnego wsparcia rosyjskim monarchistom. Spargo liczył, że apel poprą socjaliści całej Europy i to pozwoli wesprzeć istotnie socjalistów rosyjskich, którzy, zachęceni w ten sposób, obalą bolszewików. We wrześniu, pod drodze do Sztokholmu, Spargo spotkał się z nestorem chłopskich socjalistów rosyjskich Nikołajem Czajkowskim, z ostatnim ambasadorem Rosji republikańskiej w Paryżu Wasilijem Makłakowem oraz z kierownikiem spraw zagranicznych rządu generała Wrangla Piotrem Struvem. Przeprowadzone wreszcie pod koniec miesiąca bezpośrednie rozmowy z premierem Brantingiem zakończyły się nieuchronnym fiaskiem. Po konsultacji z rządem Branting odrzucił bowiem plan Spargo jako „stanowczo zbyt amerykański”. Uparty autor utopijnego projektu liczył jeszcze, że może holenderski socjalista Emile Vandervelde wystąpi zamiast Brantinga - ale także i w tym przypadku musiał pogodzić się z porażką1211. Jesienią 1920 roku prezydent Wilson otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla za swe niewątpliwe zasługi w pokojowej konferencji paryskiej. Pokój, ustanowiony w czerwcu 1919 roku, pozostał wszakże niedokończony... O tym jednak, że przynajmniej na dziewiętnaście lat zapanował faktycznie na terenach na wschód od Niemiec, zadecydowali nie David Lloyd George, nie Woodrow Wilson i nie socjaliści z Ameryki, Szwecji albo Holandii poprzez swoje apele, ale żołnierze walczący pod Warszawą i nad Niemnem od sierpnia do września 1920 roku, a potem -
w Rydze - dyplomaci polscy i sowieccy (a ściśle mówiąc ich mocodawcy). Smutnym świadectwem tej bezradności Stanów Zjednoczonych wobec sowieckiego wyzwania jest list, który wysłał wciąż częściowo sparaliżowany, rozgoryczony prezydent Wilson w odpowiedzi na list brytyjskiego premiera z 5 sierpnia. Swoją odpowiedź datował dopiero pięć miesięcy później: 3 listopada (sic!) 1920 roku, dzień po przegranych przez kandydata jego partii - demokratów - wyborach prezydenckich. Pisał z melancholią o powracającym wciąż w niepojęty sposób zagrożeniu wojną. Dla spraw Rosji, bolszewizmu i Polski znalazł miejsce po omówieniu kwestii Albanii. Dołączał się do słów krytyki brytyjskiego premiera pod adresem Polaków za ich nieroztropny entuzjazm i terytorialne ambicje: „Wierzę, że zasadniczo zgadzamy się co do szaleństwa Polaków. Obawiałem się, że ich entuzjazm, jaki nastąpił po 1ich! chwilowych sukcesach militarnych, może doprowadzić do nalegania 1z ich strony! na terytorialne układy, które staną się źródłem przyszłych problemów”. Nie zmienił także swego doskonale biernego stanowiska wobec bolszewizmu: „Co do Rosji, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że bolszewizm sam by się wypalił, gdyby go tylko zostawić w spokoju”1221. Bolszewizm nie wypalił się, choć od jesieni 1920 roku żaden z sąsiadów ani żadne z mocarstw nie niepokoiło władzy sowieckiej - aż do 22 czerwca 1941 roku. W tym czasie jednak to bolszewizm, zwycięski w Rosji, miał jak najbardziej „niepokoić” jej mniejszych europejskich sąsiadów, w tym uznawane przez Waszyngton już w 1920 roku państwa - Finlandię, Polskę czy Rumunię. Ta ewentualność jednak najwyraźniej nie przeszkadzała amerykańskiemu prezydentowi. Był gotów czekać, aż bolszewizm wypali się sam.
CZĘŚĆ II POLSKI KRYZYS - KRÓTKI KURS
1. Między pokojem Lloyda George’a a pokojem Piłsudskiego (styczeń-kwiecień 1920) Jeszcze podczas Wielkiej Wojny rząd brytyjski zaczął dostrzegać wyzwanie, jakie dla nowego porządku politycznego w Europie stworzą poważne zmiany w jej wschodniej części. Obalenie caratu w marcu 1917 roku i wydana pod koniec tego miesiąca deklaracja nowego rosyjskiego Rządu Tymczasowego, uznająca prawo Polski do niepodległości, zapaliły także w Londynie „zielone światło” dla rozważań na temat powojennego ładu z uwzględnieniem odbudowy państwa polskiego. Arthur Balfour, ówcześnie pierwszy lord Admiralicji, uprzedzając fakty, już w memoriale z października 1916 roku wyraził swoje obawy. Zgodnie z wyłożonym przez niego rozumowaniem buforowe państwo polskie, które miałoby odseparować dwa wielkie, wzajemnie szachujące się dotąd mocarstwa - Niemcy i Rosję - ułatwiłoby tylko ich ekspansję w tych kierunkach, które były najbardziej niebezpieczne dla interesów Wielkiej Brytanii: Niemcom na zachód, Rosji na wschód. Balfour, od końca 1916 roku sekretarz stanu w Foreign Office w koalicyjnym gabinecie Davida Lloyda George’a, nie przekonał jednak rządu nowej Rosji, by w swej koncepcji rozwiązania kwestii polskiej ograniczył się wyłącznie do autonomii pod rosyjskim panowaniem. Do strategicznej argumentacji przeciw polskiej niepodległości nawiązywał jeszcze w rozmowach z doradcą prezydenta USA, pułkownikiem Edwardem House’em, w kwietniu 1917 roku. Zwracał wtedy uwagę, że odbudowana Polska stanie na przeszkodzie udzieleniu pomocy przez rosyjskie mocarstwo Francji, gdyby ta znów została zaatakowana przez Niemcy11!. Sam Lloyd George, tak jak prezydent Woodrow Wilson, a za nim również Francuzi, w 1918 roku opowiedział się w imieniu swego rządu za odbudowaniem niepodległej Polski. Wiadomo jednak, że zrobił następnie wiele, już w czasie samej konferencji pokojowej w Paryżu, by Polska nie powstała w kształcie, który wykluczałby - jego zdaniem - możliwość pogodzenia się pokonanych Niemiec z gwarantującym jej niepodległość systemem wersalskim. Lloyd George nie chciał spychać mocarstwa niemieckiego na margines nowego ładu, który widział przede wszystkim przez pryzmat koniecznej odbudowy ekonomicznej Europy. Francja natomiast, ze względów strategicznych, chciała Niemcy rzucić na kolana. Wyznaczona w Wersalu zachodnia granica Polski była wypadkową tych sprzecznych tendencji. Różnice między Paryżem a Londynem ujawniły się także w podejściu do kwestii polityki wobec problemu rosyjskiego. Francja konsekwentnie pragnęła przywrócenia Rosji niebolszewickiej, lecz nie była w stanie udzielić jej większej pomocy materialnej. Wielka Brytania w toczącej się w ciągu 1919 roku w Rosji wojnie domowej zaopatrywała „białych” w duże ilości sprzętu wojennego, ale nie chciała angażować się szerzej w akcję militarną. Lloyd George już od początku 1919 roku szukał możliwości porozumienia z bolszewikami, by wciągnąć Rosję - taką, jaka jest - do jakichś form współpracy, od handlu poczynając. Przeciwstawiający się tej tendencji sekretarz stanu w War Office (Ministerstwie Wojny) Winston Churchill, a także nowy sekretarz stanu w Foreign Office (Ministerstwie Spraw Zagranicznych) lord George N. Curzon nie byli w stanie hamować jej dłużej, kiedy na początku 1920 roku bolszewicy przeważyli ostatecznie szalę w wojnie domowej na swoją korzyść, stając się de facto
gospodarzami w Rosji. Wykorzystując chwilowe, związane z wewnętrznymi przetasowaniami, osłabienie pozycji Francji (zmiana na stanowisku premiera, odejście Clemenceau i formowanie w połowie stycznia 1920 roku nowego gabinetu przez Milleranda), przy stole konferencyjnym Rady Najwyższej mocarstw ententy, brytyjski premier zdołał w połowie stycznia narzucić najpierw swojemu gabinetowi, a następnie Radzie własną koncepcję rozwiązania problemów politycznych europejskiego wschodu. O tym, że Lloyd George porzucił ostatecznie sprawę „białej” Rosji, wiadomo było publicznie już od listopada. W pierwszych dniach stycznia uczynił jednak kolejny wielki krok prowadzący go, a za nim brytyjską i wreszcie zachodnią politykę, w kierunku ugody z rządem sowieckim. Brytyjski premier przyjął mianowicie w całości argumentację, jakiej dostarczył mu probolszewicko nastawiony doradca, urzędnik Ministerstwa Aprowizacji i delegat brytyjski do Rady Ekonomicznej w Paryżu, Edward F. Wise. Jego memorandum, przedstawione w Foreign Office 7 stycznia, podniosło do gigantycznych wprost rozmiarów znaczenie handlu z Rosją dla pokoju i stabilizacji całej Europy. Wise twierdził, że bez wznowienia eksportu rosyjskiego zboża, zwłaszcza do środkowej Europy, jej wyniszczonym wojną krajom grozi głód. Z kolei zamknięcie rosyjskiego rynku na towary przemysłowe eksportowane z Wielkiej Brytanii spowoduje drastyczny wzrost bezrobocia w wielu jej regionach. Wise postulował zatem natychmiastowe zerwanie z polityką blokady bolszewików, którzy wszak już właściwie rządzili Rosją. Pokój przez handel - tak w skrócie brzmiało hasło nowej polityki, jaką wobec Rosji bolszewickiej zaproponował za memoriałem Wise’a brytyjski premier. Jego minister wojny, Winston Churchill, planował w tym samym czasie wznowienie wysiłków interwencyjnych przeciw bolszewikom w związku z zagrożeniem przez ofensywę Armii Czerwonej nowo powstałych republik zakaukaskich, w tym w szczególności Azerbejdżanu z jego roponośnymi złożami wokół Baku. Rozstrzygnięcie konfliktu wewnątrz brytyjskiego gabinetu nastąpiło w Paryżu. 14 stycznia Lloyd George, na spotkaniu z odchodzącym już Clemenceau oraz włoskim premierem Francesco Nittim, przekonał swoich głównych partnerów z ententy, by zaakceptowali jego wnioski z memoriału Wise’a. Przedstawił im jednocześnie delegatów sowieckich kooperatyw rolniczych, tak zwanego Centrosojuzu, który był dla niego najdogodniejszą przykrywką do nawiązania rokowań handlowych (a w praktyce również politycznych) z reżimem Lenina. 16 stycznia szefowie rządów trzech mocarstw ententy przyjęli komunikat, w którym ogłosili koniec blokady Rosji sowieckiej oraz nawiązanie kontaktów z „rosyjskimi kooperatywami, które są w ścisłym związku z chłopstwem całej Rosji” i stać się mogą najlepszym kanałem dla humanitarnej pomocy dla rosyjskiego społeczeństwa - w zamian za zboże. Jak trafnie zauważył historyk brytyjskiej polityki wobec Rosji tego okresu, w komunikacie o końcu gospodarczej (i w istocie - powtórzę - politycznej) blokady państwa sowieckiego nie pojawiła się nawet wzmianka o bolszewickim reżimie. Nikt z inspiratorów i sygnatariuszy komunikatu nie zadał też zdroworozsądkowych pytań, jakie są w rzeczywistości aktualne zbiory zbóż w sowieckiej Rosji i jej realne zdolności do eksportu oraz do jakiego stopnia Europa Środkowa jest rzeczywiście uzależniona od dostaw rosyjskiego zboża. Przede wszystkim zaś nie padło pytanie, jak sprawa kompromisu z bolszewikami przedstawia się w świetle argumentów innych, bardziej może zasadniczych niż te, które przedstawili Wise i jego patron, brytyjski premier2 Próba dywersji przeciwko polityce „pokoju przez handel” podjęta przez Churchilla spaliła
ostatecznie na panewce między 16 a 19 stycznia, gdy Lloyd George zorganizował w Paryżu prawdziwą konfrontację stanowisk w kwestii zagrożonych republik zakaukaskich. Zainteresowany osłoną głównej geopolitycznej osi Imperium Brytyjskiego, były wicekról Indii, lord George N. Curzon zaproponował wówczas w imieniu Foreign Office militarną interwencję w samym Azerbejdżanie i Gruzji dla ich obrony przed sowiecką agresją, przy jednoczesnym porzuceniu sprawy „białej” Rosji i wszelkich planów wznowienia walki z bolszewikami na innych frontach. Churchill twierdził natomiast stanowczo, że skuteczna osłona Indii Brytyjskich przed bolszewikami jest możliwa tylko przez zorganizowanie na nowo frontu walki z nimi od zachodu i skoordynowanie wreszcie wysiłków Denikina z akcją zbrojną państw limitrofów, w pierwszej kolejności Polski, a także Finlandii i pozostałych republik bałtyckich. Lloyd George odrzucił jednak propozycje zarówno swojego ministra spraw zagranicznych, jak i ministra wojny. Przedstawił mianowicie pogląd, że bolszewicy nie stanowią poważnego zagrożenia militarnego. Nie są także - jak to barbarzyńcy - zainteresowani zdobyczami, które nie dadzą im odpowiednio bogatego łupu. Nie rzucą się więc na kraje wschodniej Europy, bo tam nie mają nic do zdobycia. Krajom kaukaskim wystarczy natomiast zapewne polityczne poparcie mocarstw zachodnich (wzmocnione ewentualnie jakimiś dostawami broni), by Rosja sowiecka zdecydowała się na dojście z nimi do porozumienia. 19 stycznia na konferencji przywódców ententy Churchill raz jeszcze przedstawił projekt lansowany już od roku przez marszałka Ferdinanda Focha: stworzenia wspólnego antybolszewickiego frontu - od Finlandii przez Polskę i tereny kontrolowane przez Denikina aż po Azerbejdżan. Sam autor tego projektu, obecny na konferencji, nie zdołał go obronić przed ostrym atakiem, jakiemu poddał koncepcję francuskiego marszałka Lloyd George. Brytyjski premier „przycisnął go do muru” pytaniem, czy Foch uważa, że bolszewicy istotnie przygotowują się do ataku na kraje pograniczne. Foch odpowiedział uczciwie, iż będzie można to z pewnością sprawdzić dopiero, gdy nastąpi atak... Plan FochaChurchilla został ostatecznie pogrzebany. Stanowisko Curzona także odrzucono. Przywódcy ententy zrezygnowali w istocie z obrony republik zakaukaskich (trzy miesiące później Armia Czerwona zajęła Azerbejdżan; los Gruzji i Armenii dopełnił się niewiele później)131. Natomiast swój pogląd na ewentualność zagrożenia krajów Europy Środkowo-Wschodniej Lloyd George przedstawił najdobitniej kilka dni po spotkaniu w Paryżu, już na posiedzeniu gabinetu w Londynie. Stwierdził wtedy po prostu, że „bolszewicy, poza wszystkim, nie mają właściwie nic do zyskania przez podbój Polski, Niemiec, Węgier [...] czy Rumunii”. Wszystkie te kraje „nie mogą bolszewikom nic dać poza głodem i tyfusem”141. W ten sposób, za jednym zamachem, walijski liberał przekreślił całkowicie znaczenie zarówno ideologii, jak i geopolityki sowieckiej oraz wszystkich faktów, które w zasadzie wskazywały na ich fundamentalne znaczenie dla reżimu Lenina. Od połowy stycznia w polityce brytyjskiej wobec Rosji sowieckiej obowiązywała już doktryna „pokoju przez handel” - handel, który stopniowo miał ucywilizować „bolszewickich barbarzyńców”. Trwające od końca 1919 roku w Kopenhadze rozmowy brytyjsko-sowieckie w sprawie wymiany jeńców i internowanych uległy zdecydowanemu przyspieszeniu i zostały uwieńczone podpisaniem 12 lutego układu, który torował drogę do kolejnej fazy pokojowego modus vivendi: negocjacji w sprawie stosunków handlowych151. Francja nie wycofała się jeszcze z ogłoszonej w grudniu polityki „kordonu sanitarnego”, którym miał być opasany obszar pod kontrolą bolszewickiej władzy, kiedy Lloyd George właściwie otwarł drogę do porozumiewania się z Rosją sowiecką ponad tym kordonem. Włochy
popierały w tym momencie raczej stanowisko brytyjskiego premiera. Stany Zjednoczone, sparaliżowane tak naprawdę w swej polityce europejskiej z powodu nieratyfikowania przez Senat traktatu wersalskiego, a także w związku z ciężką chorobą prezydenta Woodrowa Wilsona, nie precyzowały wyraźnie swej linii postępowania wobec nowych inicjatyw mocarstw europejskich w sprawie Rosji i bolszewizmu. Wyklarowanie stanowiska amerykańskiego w tej kwestii utrudniła także zmiana w Departamencie Stanu, gdzie w lutym 1920 roku na miejsce Roberta Lansinga i Franka Polka przyszedł Bainbridge Colby (całkowity ignorant w sprawach europejskich), którego działalność przedstawiłem w poprzednim rozdziale. Przypomnieć warto tyle: projekty Churchilla i Focha miały w Waszyngtonie zdecydowanych wrogów161. Lloyd George wygrał styczniową batalię dyplomatyczną o nowy kierunek polityki ententy wobec Rosji i bolszewizmu. Choć nie wszystkie znane dziś z archiwów szczegóły jego argumentacji docierały do ówczesnej opinii publicznej, to jednak ogólne nastawienie na szukanie jakiegoś modus vivendi z Rosją sowiecką było odczytywane i żywo komentowane tak w prasie, jak i w dyplomatycznej korespondencji17!. Najmocniej przemawiał do wyobraźni komunikat 0 zniesieniu blokady państwa sowieckiego z 16 stycznia 1920 roku. Wahające się dotąd nad ofertami pokojowymi bolszewików republiki bałtyckie uzyskały w nim bez wątpienia wskazówkę, iż przyjęcie owych ofert nie będzie wcale oznaczało wejścia w strefę blokady, ani też nie okaże się wyraźnie sprzeczne z linią polityczną najbardziej wpływowego na obszarze Bałtyku mocarstwa - Wielkiej Brytanii. 2 lutego w Dorpacie (Tartu) został podpisany pokój estońsko-sowiecki. „Następni w kolejce” byli Litwini i Łotysze. Raporty polityczne z Londynu 1 Paryża, informujące o zmianach w zamysłach ententy wobec Rosji bolszewickiej, docierały naturalnie także do innych ośrodków politycznych Europy Wschodniej. Wywiad „białej” Rosji donosił z Londynu pod koniec stycznia o koncepcji Lloyda George’a „pokoju przez handel” z bolszewikami i jego krytykach zarówno z lewa (opowiadających się za jak najszybszym zawarciem pokoju formalnego), jak i z prawa. Dostrzegano w konsekwencjach tego pokoju przynajmniej jeden pozytywny aspekt podważenie, jeśli nie ostateczne obalenie, wcześniejszych pomysłów oparcia trwałego frontu antybolszewickiego na państwach „pogranicznych”, z Polską na czele10!. Natomiast przedstawiciele Polski w Londynie, wobec nowej polityki propagowanej przez Lloyda George’a, próbowali dość rozpaczliwie w swoich raportach trzymać się nadziei, zakładając iż: „ewentualne poparcie nas przez Anglię przybierać może mniej lub więcej ukrytą i nieśmiałą formę”19!. Największe znaczenie dla zbadania opinii głównych mocarstw ententy w sprawie dalszej polityki wobec wschodu Europy miała jednak przede wszystkim misja polskiego ministra spraw zagranicznych Stanisława Patka, który rozpoczął ją pod koniec grudnia od wizyty w Paryżu. Patek pytał już konkretnie o reakcję polityków francuskich na ofertę pokojową, jaką 22 grudnia sowiecki komisarz spraw zagranicznych Gieorgij Cziczerin wystosował formalnie do Warszawy. Widząc w owej ofercie możliwy kamuflaż planów ofensywy sowieckiej przeciw Polsce, polski minister starał się jednocześnie informować francuską opinię publiczną o zagrożeniu nową wojną na wschodzie (w wywiadzie dla „Le Matin” z 20 grudnia 1919 r.)110!. 5 stycznia Patek, jak już o tym pisałem, został przyjęty przez premiera Georges’a Clemenceau. Wspominając o sowieckich propozycjach pokojowych, polski minister - z pewnością w porozumieniu z Piłsudskim - dodał: oto „trzy konieczności na wypadek, gdybyśmy byli zaatakowani przez
bolszewików”. Sprowadzały się one do potrzeby zorganizowania frontu państw „pogranicznych”, który byłby allié, antibolcheviste et unique (sojuszniczy, antybolszewicki i jednolity), a także uzyskałby wsparcie - przynajmniej techniczne, ekonomiczne i finansowe - ze strony mocarstw ententy. Patek zwrócił uwagę francuskiego premiera na to, iż Polska staje sam na sam z zagrożeniem bolszewickim: „nie ma Kołczaka, nie ma Denikina, nie ma Petlury, a Estończycy podpisali zawieszenie broni. Nie mamy ani lewego, ani prawego skrzydła. Musielibyśmy je sobie stworzyć dopiero”. Clemenceau odpowiedział, podobnie jak wcześniej jego podwładni z Quai d’Orsay, że nie zachęca Polski do przyjmowania podejrzanych sowieckich ofert, ale także - w żadnym wypadku - nie chce zachęcać Polaków do wszczynania akcji zaczepnej wobec Rosji sowieckiej. Podkreślił przy tym zwłaszcza wrogość Anglii (Lloyda George’a), jeśli chodzi o tego rodzaju ofensywne, podejrzewane o płytko skrywany „imperializm” pomysły ze strony Polski. Przyrzekł ostatecznie pomoc Francji, ale tylko wtedy, gdyby to Polska została napadnięta przez stronę sowiecką12 Dwa dni później Patek spotkał się z generalissimusem wojsk alianckich marszałkiem Ferdinandem Fochem. Marszałek także ostrzegał, że planowane operacje wojskowe Polski przeciw bolszewikom powinny mieć charakter wyłącznie defensywny. Zalecał solidne umocnienie frontu, nawiązanie ścisłej współpracy wojskowej z Rumunią i krajami bałtyckimi (ani istniejących wciąż przecież wojsk Denikina, ani Ukrainy Petlury marszałek w swym wyliczeniu nie uwzględnił). Wskazywał na realną możliwość poważnej pomocy materiałowej ze strony Francji, Włoch i Wielkiej Brytanii dla tak zorganizowanego obronnego - frontu. Wierzył, że to wystarczy do odstraszenia bolszewików. Patek zanotował jego opinię: „Jak tylko dobrze zorganizuje się front, to bolszewicy albo go nie zaatakują wcale, albo zaatakują go bardzo słabo. Oni nie są w stanie stawić czoła dobrej organizacji, a środków do walki mają już bardzo niewiele”1121. W styczniu Patek nie mógł w Paryżu uzyskać nic więcej. W okresie zmiany na szczytach władzy Republiki, gdy odchodził Clemenceau i formował się dopiero nowy rząd Milleranda, trudno było oczekiwać bardziej wiążących deklaracji w sprawie polityki wobec Europy Wschodniej. Warto jednak dodać, że w czasie rozmów Patka w Paryżu Quai d’Orsay zasypywane było przestrogami przed przyjmowaniem jakichkolwiek zobowiązań w stosunku do planów Piłsudskiego przez żegnającego się z warszawską placówką posła, Eugène’a Pralona. Jego raporty z 3, 12 i 29 stycznia, a potem także z lutego (między innymi z 5, 7, 16 i 29), alarmowały, by koniecznie powstrzymać dyktowane przez „polską megalomanię” dążenia Piłsudskiego do prowadzenia akcji zaczepnej przeciw Rosji sowieckiej, stawiania przy Polsce jakiejś Ukrainy, dokonania zaboru Białorusi. Pralon wskazywał na projekty budowania wielkiej Polski na wschodzie jako na główne zagrożenie dla pokoju, dla całego systemu wersalskiego, dla samej Polski także, którą spotka nieuchronny rewanż rosyjski i nawiązanie przez Moskwę współpracy z Berlinem. Polska mała, ale bezpieczna dzięki podporządkowaniu swej polityki ogólnym projektom ładu europejskiego wypracowanym przez mocarstwa ententy - taka była wizja Pralona. Przyjęcie lub nie sowieckich ofert pokojowych przez Warszawę miałoby więc zależeć wyłącznie od aktualnej oceny intencji Rosji sowieckiej przez Paryż i Londyn1131. Stanowisko Pralona nie odzwierciedlało z pewnością w pełni założeń wschodnioeuropejskiej polityki francuskiej, w tym okresie niekonsekwentnej i dosyć pokrętnej. Linia rozumowania francuskiego posła była natomiast wyjątkowo zbieżna z nastawieniem drugiego z liderów ententy - premiera Davida Lloyda George’a. Patek przekonał się o tym jeszcze w Paryżu,
15 stycznia, podczas pierwszej rozmowy z brytyjskim premierem. Wysłuchawszy „ekstrawaganckich postulatów” Patka, Lloyd George stanowczo przestrzegł Polaków przed wszelkimi „prowokacyjnymi akcjami” przeciw sowieckiej Rosji1141. Przed kolejnym spotkaniem polskiego ministra z Lloydem George’em, jakie miało nastąpić jedenaście dni później, najpierw premier Skulski, a następnie sam Piłsudski próbowali „zmiękczyć” stanowisko Londynu przez swe rozmowy z Horace’em Rumboldem, posłem brytyjskim w Warszawie. Piłsudski starał się także zyskać w tej dyplomatycznej grze poparcie drugiego z mocarstw anglosaskich i rozmawiał o tym również z posłem amerykańskim Hugh Gibsonem. W rozmowach tych Naczelnik Państwa przedstawiał prostą dla Polski alternatywę: albo przyjąć teraz propozycję pokoju i zawrzeć go z Rosją sowiecką na korzystnych terytorialnie warunkach, albo kontynuować wojnę - przy materialnej pomocy (i politycznej akceptacji) ze strony ententy1151.
Stanisław Patek, minister spraw zagranicznych RP od grudnia 1919 do czerwca 1920 roku, w późniejszych latach był polskim posłem w Tokio (1921-1926), w Moskwie (1926-1932) i ambasadorem w Stanach Zjednoczonych (1933-1935). Fotografia z 1933 roku.
Stanowisko Piłsudskiego, podobnie jak styczniową misję Patka w Paryżu i Londynie, traktuje się powszechnie jako świadectwo nie tyle wahania pomiędzy dwiema przedstawionymi wyżej możliwościami, ile chęci usprawiedliwienia i zdobycia „dyplomatycznej podkładki” dla zdecydowanej już faktycznie akcji zaczepnej przeciw Rosji. Wydaje się, że nie ma ostatecznie przekonujących dowodów dla tak jednoznacznej interpretacji. Pytanie mocarstw zachodnich o ich stosunek do ewentualności zawarcia przez Polskę pokoju z Rosją sowiecką na początku 1920 roku było realną koniecznością, jeśli nie tylko Piłsudski, lecz także jakikolwiek inny odpowiedzialny polityk polski chciałby zdecydować się na przyjęcie pokojowej oferty Lenina. Uzyskanie jednoznacznego przyzwolenia i zarazem bodaj minimum gwarancji ze strony mocarstw ententy dla takiego pokoju pozwoliłoby zmniejszyć ryzyko, jakie w oczywisty sposób wiązało się z wchodzeniem w układy z partnerem tak mało wiarygodnym jak Rada Komisarzy Ludowych. Piłsudski mówił o tym wyraźnie w rozmowie z Hugh Gibsonem 18 stycznia i nie ma powodów, by lekceważyć przedstawiony przez niego tok rozumowania. Stanowcze opowiedzenie się głównych mocarstw ententy za pokojem Polski z Rosją sowiecką, rokujące także przyszłe uznanie z ich strony wywalczonej na wschodzie granicy (a nie tylko prowizorycznej linii przyjętej przez Radę Najwyższą 8 grudnia 1919 roku), mogło istotnie przesądzić o wyborze takiej właśnie pokojowej opcji przez Warszawę. Piłsudski zdawał sobie zarazem sprawę i wyraźnie podkreślał to w rozmowach z oboma posłami anglosaskich mocarstw, że zmęczona wojną, wynędzniała, nękana szerzącą się na froncie plagą tyfusu i pokojową agitacją socjalistów na zapleczu Polska nie może wytrwać długo w stanie wojennego pogotowia na wschodzie. Alternatywa przedstawiana przez Naczelnika Państwa odzwierciedlała rzeczywisty dylemat polskiej polityki wschodniej początku 1920 roku: jeżeli nie pokój, to zdecydowana akcja zbrojna, przecinająca możliwie szybko szanse dalszego, pobudzanego przez bolszewików wewnętrznego rozkładu, uprzedzająca także możliwy atak Armii Czerwonej (Piłsudski informował Gibsona i Rumbolda o danych wywiadu na temat wstępnych przygotowań do sowieckiego ataku). Mocarstwa nie były jednak gotowe ani na jedno, ani na drugie rozwiązanie. Nie tylko nie popierały „wojennej” alternatywy zarysowanej przez Piłsudskiego, lecz także w zasadzie cofały się przed możliwością uznania pokoju polsko-sowieckiego, który uprzedzałby ich projekt generalnego kompromisu z Rosją Lenina. W projekcie takim brakowało miejsca na uznanie nawet tych polskich roszczeń terytorialnych na wschodzie, które bolszewicy chwilowo godzili się zaspokoić. To przede wszystkim stanowisko polityki brytyjskiej, w której - jak już wspomniałem wyżej - w połowie stycznia przeważyła linia obrana przez Lloyda George’a, prowadząca do „pokoju przez handel” z sowieckim partnerem. O tym, że ostatecznie oznaczałoby to handel nie tylko rzekomo ogromnymi zapasami rosyjskiego zboża i brytyjskich materiałów tekstylnych, lecz także terytoriami spornymi między Polską a Rosją - ziemiami litewsko-białorusko-ukraińskimi mógł przekonać się już minister Patek w czasie swych kolejnych rozmów w Londynie. W czasie dłuższej rozmowy z polskim ministrem (26 stycznia) brytyjski premier okazał się absolutnie głuchy na przedstawione przez Patka argumenty o możliwości zagrożenia dla Polski ze strony sowieckiej. To właśnie następnego dnia po rozmowie z polskim ministrem wyłożył na posiedzeniu gabinetu swój pogląd, iż bolszewicy nie zaatakują na pewno swych bezpośrednich europejskich sąsiadów, gdyż nie mają w nich żadnego atrakcyjnego łupu do zdobycia. Patkowi oświadczył natomiast, że nie wierzy, aby pozbawiona efektywnego transportu i zaopatrzenia Armia Czerwona mogła być dla Polski niebezpieczna. Lloyd George zalecał zatem, by Polska
szukała pokoju, ale na własną rękę. Dał też wyraźnie do zrozumienia, że Wielka Brytania uzna za sprawiedliwy tylko taki układ, w którym Polska zrezygnuje „ze znacznych terytoriów, które zamieszkuje wyraźna rosyjska większość” (considerable territories which contained large Russian majorities). Gdyby bolszewicy zdecydowali się tego rodzaju pokój naruszyć, to Wielka Brytania byłaby gotowa pomóc Polsce. Lloyd George postawił właściwie kropkę nad i, gdy stwierdził wreszcie, że jego rząd nie tylko nie pomoże Polsce w ewentualnej akcji zaczepnej (czy prewencyjnej) przeciw Rosji sowieckiej, lecz także gotów jest nawet umyć ręce w przypadku agresji sowieckiej, którą może uznać za „sprawiedliwą”. Obecny w czasie rozmowy wysoki urzędnik Foreign Office (stały podsekretarz stanu) Charles Hardinge tak zapisał złowieszcze słowa swego zwierzchnika: „Jeśli Polska upierałaby się przy zatrzymaniu w swoich granicach obszarów, które byłyby bezdyskusyjnie rosyjskie wedle zasad powszechnie stosowanych przez Konferencję Pokojową [chodziło w rzeczywistości o ziemie zamieszkane przez ludność białoruską i ukraińską], i jeśli rząd bolszewicki odmówiłby pokoju na takich warunkach i zaatakował Polskę, by odzyskać rosyjskie ziemie dla Rosji (and attacked Poland in order to recover Russian districts for Russia), dla rządu brytyjskiego byłoby skrajnie trudne, o ile nie całkowicie niemożliwe, przekonanie opinii publicznej do udzielenia [Polsce] militarnej czy finansowej pomocy w takich okolicznościach”1161. Wobec takiego dictum Patkowi pozostało już tylko odwołanie się do tych kół opinii politycznej w Wielkiej Brytanii, które nie akceptowały kompromisowej polityki Lloyda George’a wobec bolszewików. Do nich adresowane były słowa polskiego ministra w wywiadzie udzielonym Agencji Reutera (i przedrukowanym 28 stycznia w ważniejszych dziennikach brytyjskich, między innymi w „Daily Telegraph” i „Manchester Guardian”). Patek stwierdzał w nim, że nie ma w Rosji rządu, z którym można by zawrzeć wiarygodny, stabilny pokój. Podkreślił także - w wyraźnej polemice z Lloydem George’em - iż terytoria zajmowane obecnie na wschodzie przez Wojsko Polskie nie są tylko przypadkową linią frontu (która w imię pokoju winna być stanowczo cofnięta na zachód), ale wyznaczają naturalny i usprawiedliwiony zakres ambicji terytorialnych Polaków. Tok rozumowania Patka przyjął jedynie konserwatywny „Daily Telegraph”, który potwierdzał istnienie zagrożenia Polski przez sowiecką inwazję i domagał się bardziej stanowczej pomocy ze strony ententy dla polskiego frontu - najważniejszej zapory oddzielającej bolszewizm od „sił rozkładu w Niemczech”1121. Polityka brytyjskiego rządu poszła jednak innym torem - wytyczonym przez Lloyda George’a. Opinie brytyjskiego premiera przedstawione w rozmowie z Patkiem zostały przesłane następnie w instrukcji lorda Curzona do posła w Warszawie (z 30 stycznia), by ten z kolei przekazał je oficjalnie rządowi polskiemu, co też Rumbold niezwłocznie uczynił[181. Patek był gotów, z pewną dozą naiwności, wierzyć, iż Millerand i Foch okażą się do końca zdeklarowanymi obrońcami polskiej racji stanu - tak w starciach wewnątrzfrancuskich o kierunek dalszej polityki wschodnioeuropejskiej, jak i, przede wszystkim, w grze z „handlarzami z drugiej strony kanału La Manche”[191. Już jednak przy pierwszej okazji, w czasie konferencji alianckiej w Londynie w drugiej połowie lutego, okazało się, że poufne sygnały przychylności z Paryża (a zwłaszcza ich polskie nadinterpretacje) nie „przekładają się” na oficjalną politykę ententy. Pośród jej członków nadal wyraźnie dominowała polityka Lloyda George’a. W dążeniu do osiągnięcia jak najszybszego kompromisu z Rosją sowiecką, chętnie
kosztem nowych państw Europy Środkowo-Wschodniej, wsparł go włoski premier Francesco Nitti. Komunikat wydany przez uczestników konferencji 24 lutego nie pozostawiał Polsce większej nadziei, zapowiadał „pobudzanie handlu między Rosją a Europą wszystkimi środkami”, a jego sygnatariusze stanowczo odradzali „politykę agresji w stosunku do Rosji” i wspomnieli o gotowości aliantów do obrony państw limitrofów tylko w razie przekroczenia przez Armię Czerwoną ich „słusznych granic” (legitimate frontiers). Dla Polski „słuszne granice” mogły oznaczać najpewniej opcję minimum z 8 grudnia 1919 roku. Taka była wymowa komunikatu, który ułożył brytyjski premier, a nie Millerand. Londyński „Times”, niechętny polityce Lloyda George’a, komentował jego kolejny dyplomatyczny sukces krótko: droga dla Lenina została otwarta - droga do „słabej, niepojmującej zagrożenia, wahającej się” Europy22 Piłsudski po fiasku styczniowej misji Patka nie mógł pozwolić sobie na dalsze złudzenia. Ich utratę, widoczną także w polskiej opinii publicznej (nawet w jej związanej z Narodową Demokracją części, która dotąd stanowczo opowiadała się za ścisłą koordynacją polskiej polityki z generalną linią ententy), popróbował jednak wykorzystać zgodnie z własną wizją polityki polskiej, w której zawsze najważniejsza była samodzielność. Nie bez goryczy, mimo wszystko, mówił o tym szefowi brytyjskiej misji wojskowej w Warszawie, generałowi Adrianowi Carton de Wiartowi, którego przyjął w Belwederze 9 lutego. Postawa Lloyda George’a, stwierdził polski Naczelnik Państwa, nie martwi go szczególnie. Polacy byli dotąd przyzwyczajeni opierać w całości swe polityczne rachuby na mocarstwach zachodnich. Teraz będą wiedzieli, że w obliczu zagrożenia muszą wytrwać sami. Tydzień później, przyjmując brytyjskiego posła, Piłsudski zauważył, że mocarstwa zachodnie mogą sobie pozwolić na eksperymentowanie w swych koncepcjach polityki wobec Rosji i spokojnie oczekiwać na rezultaty. Polacy, bezpośrednio graniczący z sowieckim państwem, na taki luksus pozwolić sobie nie mogą i będą musieli szybko wybierać, niezależnie od zdania ententy, między ryzykownym pokojem a ryzykowną wojną. Piłsudski powtórzył to zdanie publicznie w wywiadzie dla „Echo de Paris”, opublikowanym 12 lutego: „Jesteśmy pozostawieni sami sobie wobec kwestii wschodniej, gdyż Europa nie wie, co robić. Francja, Anglia mogą czekać, kombinować, obserwować bieg wypadków; może w tym widzą jakąś korzyść. My zaś, Polacy, jesteśmy bezpośrednimi sąsiadami Rosji. Los naszych wysiłków zależy od naszej decyzji”24 Trzynastego marca minister Patek wręczył posłom czterech mocarstw (Wielkiej Brytanii, Francji, Stanów Zjednoczonych i Włoch) notę przedstawiającą ogólne zasady, na których Polska pragnęła oprzeć swoje stanowisko w sprawie rokowań pokojowych z Rosją sowiecką. W owej nocie zostały powtórzone warunki wstępne, które ustalił gabinet Skulskiego - w tym przede wszystkim „dezaneksja” w granicach z 1772 roku (i zapowiedź rozstrzygnięcia losu ludności tego obszaru „w zgodzie z jej życzeniami”, ale pod polską kontrolą), uznanie przez Moskwę wszystkich nowych państw na terenie byłego Imperium Rosyjskiego posiadających własny rząd, wreszcie wyrzeczenie się wywrotowej propagandy skierowanej na zagranicę. Pozostawiono także - zapewne dla uspokojenia wpływowych jeszcze w Paryżu i Waszyngtonie zwolenników odbudowania niebolszewickiej Rosji - warunek zatwierdzenia pokoju przez „najwyższe przedstawicielstwo wyrażające wolę narodu rosyjskiego’422 Poseł brytyjski Horace Rumbold od razu wyraził swoje krytyczne zdanie. Tak jak zalecił mu to z góry lord Curzon w swych instrukcjach, przypomniał polskiemu ministrowi, że zgodnie
z artykułem 87 traktatu wersalskiego to mocarstwa miały zarezerwowane prawo do ostatecznego określenia przebiegu także wschodniej granicy Polski. Stwierdził również, iż Polska, sięgając po tak poważną część „rosyjskiego terytorium”, nie będzie mogła liczyć na trwały pokój ze swoją wschodnią sąsiadką. W raporcie do Curzona Rumbold uznał, że warunki przedstawione przez Patka nie są zapewne obliczone na ich akceptację przez bolszewików, a ich odrzucenie będzie pretekstem do wszczęcia przez Polaków militarnej ofensywy. W momencie gdy pod koniec miesiąca okazało się, iż Polska w istocie proponuje jednak Moskwie rokowania pokojowe, Rumbold uznał, że podczas gdy minister Patek rzeczywiście przygotowuje się do pokoju, Piłsudski szykuje armię do zadania bolszewikom ciosu120!. Tymczasem w londyńskiej centrali Political Intelligence Department (PID) zajmujący się w Foreign Office zbieraniem informacji i ich analizą przedstawił miażdżącą krytykę polskich warunków. Autor owej krytyki (był nim Lewis Namier; zaprezentuję go obszerniej w dalszej części książki) określił te warunki jako wyraz dążeń wielkich polskich obszarników do przywrócenia ich dominacji na terenie, gdzie polskość jest powszechnie znienawidzona przez miejscową ludność i całkowicie jej obca. Projekty tworzenia odrębnych państw na tym obszarze - pod polskim patronatem - zostały uznane w analizie PID za parawan dla polskiego imperializmu, za którym, w odróżnieniu od imperializmu niemieckiego z 1918 roku, kryje się jeszcze niebezpieczeństwo masowych pogromów ludności żydowskiej. Analiza kończyła się wnioskiem, by wszystkie tereny między linią wytyczoną przez mocarstwa 8 grudnia 1919 roku a obecnym zasięgiem „polskiej okupacji na wschodzie” oddać pod nadzór Ligi Narodów do czasu, gdy będzie możliwe zawarcie politycznego porozumienia z rządem w Rosji. W żadnym wypadku rząd brytyjski nie powinien popierać polskich warunków pokojowych - tak brzmiała konkluzja memorandum PID, która była zbieżna z wnioskami i polityką samego premiera. Streszczający ten dokument historyk amerykański trafnie wskazuje go jako znakomity „przykład antypolskiego uprzedzenia, które wyraźnie dominowało zarówno w Foreign Office, jak i w gabinecie 1Lloyda George’a!”124!. Do pokojowych rozmów polsko-sowieckich wiosną 1920 roku nie doszło. Strona sowiecka szykowała się do uderzenia militarnego przez Białoruś w stronę Warszawy, strona polska - do ofensywy na Kijów. Ostatecznie forsowaną przez Lloyda George’a koncepcję rozmów z „rosyjską delegacją handlową” przyjęto 25 kwietnia podczas konferencji przywódców ententy w San Remo, na której spotkali się przedstawiciele Wielkiej Brytanii, Francji (z nowym, od 20 stycznia, premierem Alexandre’em Millerandem, będącym jednocześnie ministrem spraw zagranicznych) oraz Włoch (z premierem Francesco Nittim), tworzący formalnie, wraz z reprezentującym Japonię ambasadorem Keisziro Matsuim, Radę Najwyższą Konferencji Pokojowej120!. Dokładnie tego samego dnia na sowiecko-polskiej rozpoczęła się brytyjski premier i polski Naczelnik systemu wersalskiego na wschodzie Lloyd George podbijał stawkę w Piłsudski.
kijowskim odcinku trwającej od początku 1919 roku wojny wielka ofensywa Piłsudskiego. Można powiedzieć, że Państwa w tym samym dniu rozpoczęli wielką grę o korektę Europy. A w istocie dwie różne, zasadniczo sprzeczne gry. swojej grze, w miarę jak rozsypywała się ta, którą podjął
2. Gra o Ukrainę (maj 1920) W centrum gry, jaką prowadził Piłsudski, była przyszłość Ukrainy. Wobec zaistniałego fiaska sondażowych rozmów ministra spraw zagranicznych Stanisława Patka w styczniu 1920 roku w Paryżu i Londynie, a także konferencji z państwami bałtyckimi i prowadzonych od stycznia do marca tego roku rozmów z Rumunią, koncepcja Piłsudskiego sprowadzała się do próby przekonania zachodnich stolic do nowej mapy Europy Wschodniej - z Ukrainą - na drodze faktów dokonanych. Pierwszym w szeregu owych faktów była umowa polityczna między rządami polskim a ukraińskim (Ukraińskiej Republiki Ludowej), podpisana w nocy z 21 na 22 kwietnia, a dopełniona dwa dni później konwencją wojskową. Szerszy zarys pomysłu całej gry można odtworzyć z wymiany listów między Piłsudskim a premierem Leopoldem Skulskim i wiceministrem spraw wojskowych Kazimierzem Sosnkowskim pod koniec kwietnia i w pierwszej połowie maja, gdy Naczelny Wódz towarzyszył nacierającym na Ukrainie wojskom. Szóstego maja Piłsudski skierował obszerny list do premiera Skulskiego. Z wielkim optymizmem wyrażał w nim nadzieję, że do 10 maja zgrupowanie Armii Czerwonej nie tylko na Ukrainie, lecz także na Polesiu (Sowiecki Front Zachodni) będzie rozbite. Wtedy, jak zapewniał premiera, „nastąpi czas zaproponowania bolszewikom nowych pertraktacji”. Liczył, że atutem w rozgrywce o korzystny pokój stanie się wówczas spodziewane zdobycie Odessy przez Ukraińców Petlury. Naczelnik Państwa zakładał, że z chwilą wyparcia Armii Czerwonej na lewy brzeg Dniepru (a więc za granicę z 1772 roku) strategiczne zadania Wojska Polskiego na tym froncie zostaną zakończone. Będzie natomiast możliwe i potrzebne jego pozostawienie jeszcze przez jakiś czas na organizowanej przez Petlurę Ukrainie - by dopomóc w zaprowadzaniu porządku na jej obszarze oraz wzmocnić wpływy polskie. Czas przewidywanego stacjonowania Wojska Polskiego na prawobrzeżnej Ukrainie precyzował nieco bardziej rozkaz Naczelnego Dowództwa wydany 8 maja: „Okupacja polska Ukrainy musi być rachowana nie na lata, ale na miesiące. Im prędzej zostaną stworzone regularne wojska ukraińskie, im wcześniej wyjdą one na front, by dalej ziemię Ukrainy spod jarzma bolszewickiego uwalniać, tym w dogodniejszym położeniu znajdzie się Państwo Polskie”111. Piłsudski planował więc utrzymać osłonę dla nowego państwa ukraińskiego tylko do jesieni, pozostawiając następnie jego losy w rękach samych Ukraińców. W liście skierowanym, również 6 maja, do człowieka najbardziej zaufanego - generała Sosnkowskiego - Piłsudski potwierdzał swą nadzieję, że do spodziewanego zdobycia Kijowa w najbliższych dniach już sami Ukraińcy dorzucą sukces militarno-polityczny w postaci wyjścia nad Morze Czarne i wyzwolenia Odessy. Liczył zarazem, że na odcinku białoruskim siły polskie wystarczą do rozbicia głównego zgrupowania wojsk sowieckich za Berezyną, zanim będzie ono, a więc trzon Frontu Zachodniego, gotowe do uderzenia na zachód. Po ziszczeniu się tak optymistycznego scenariusza, co dzięki osłabieniu morale Armii Czerwonej na odcinku ukraińskim było bardzo prawdopodobne, Naczelny Wódz sądził, że nadejdzie moment podjęcia rokowań z Rosją sowiecką. Piłsudski chciał, by to nastąpiło przed rozpoczęciem konferencji ententy w Spa, zaplanowanej na początek lipca. Byłoby to znakomite zagranie dyplomatyczne potwierdzające wobec mocarstw zachodnich strategiczny sukces Polski, a także dawałoby szansę
usankcjonowania niepodległości jej dotąd stolicach1^.
Ukraińskiej
Republiki
Ludowej
w
zdecydowanie
niechętnych
To, jakie konkretnie argumenty miały przekonać opinię polityczną mocarstw zachodnich w tej sprawie, zapowiadał w liście do Piłsudskiego generał Sosnkowski. 12 maja Szef (jak od swej funkcji szefa sztabu Związku Walki Czynnej w 1912 roku był nazywany Sosnkowski) pisał do Naczelnika wprost: „Wszczęty niedawno przez Europę z Anglią w pierwszym szeregu wyścig po rosyjskie złote runo okazał się wyścigiem po gruszki na wierzbie; pozostała, jak oczekiwać należało, jedyna pozycja realna - Ukraina - otwarta przez Wasz miecz. Realna ze względu na istniejące bogactwa, na łatwość eksploatacji i znaczne stosunkowo możliwości transportowe. A myśmy dotychczas klucza do tego śpichlerza nie zdołali schwycić w swoje ręce! Może się mylę - ale wydaje mi się, że jeśli potrafimy stać się impresariem Ukrainy w tym względzie, to zyskamy duży polityczny atut, zbudujemy most, po którym i angielska koza przyjdzie do polskiego woza”[3l Czy Rosja sowiecka, której delegację handlową zamierzał wkrótce przyjąć Lloyd George, będzie miała jakąkolwiek żywność na eksport? To pytanie stawiali nie tylko konserwatywna prasa w Anglii i francuscy politycy. Stawiał je także w niezwykle ważnym memorandum do swojego szefa prywatny sekretarz brytyjskiego premiera Philip Kerr. Szara eminencja brytyjskiego gabinetu, najbardziej zaufany człowiek premiera, często w upokarzający dla lorda Curzona i innych ministrów sposób zastępujący samego Lloyda George’a w komunikacji z nimi, Kerr przekazał 3 maja swojemu pryncypałowi informacje od brytyjskiego wywiadu wraz z komentarzem. Informacje potwierdzały przygotowywanie przez stronę sowiecką wielkiej ofensywy przeciw Polsce na odcinku białoruskim. Kerr konfrontował tę zapowiedź z doniesieniami o pierwszych sukcesach ofensywy kijowskiej Piłsudskiego i przedstawiał Lloydowi George’owi następującą alternatywę: jeśli Polacy odniosą na południu sukces, wówczas „Ukraina stanie się niepodległa i to tam będzie żywność, a nie w rękach bolszewików”; jeśli natomiast wygrają to starcie bolszewicy, wtedy „Europa stanie wobec perspektywy rządów Czerwonych od Władywostoku do Renu”[4]. Najistotniejszym argumentem praktycznym, którym posługiwał się Lloyd George na poparcie swojej decyzji o podjęciu negocjacji z Rosją sowiecką, było, warto powtórzyć, założenie, iż bolszewiccy gospodarze Kremla mają czym zaspokoić potrzeby żywnościowe dużej części Europy. Było jednak oczywiste, że bez Ukrainy możliwości eksportowe zboża z terenu dawnego rosyjskiego imperium drastycznie spadają. Ukraina była uznawana, także przez opinię publiczną zachodniej Europy, za zbożowy spichlerz imperialnej Rosji - jeden z dwóch głównych, obok obszarów środkowego, czarnoziemnego Powołża. Skuteczne oderwanie Ukrainy od Rosji podważyłoby latem 1920 roku główny sens politycznego zwrotu Lloyda George’a ku „czerwonej” Moskwie. Musiałoby także przenieść automatycznie jego uwagę z Moskwy na Kijów. Do takiej możliwości nawiązał w bezpośredniej rozmowie z brytyjskim posłem w Polsce Horace’em Rumboldem Leonid Mychajliw, dyplomatyczny przedstawiciel Ukraińskiej Republiki Ludowej (URL) w Warszawie. W czasie spotkania, które odbyło się 15 maja, Mychajliw sondował możliwość uznania przez Londyn władzy Petlury nad Ukrainą - jako jej rządu de facto. Rumbold wypytywał, rzecz charakterystyczna, o zapasy zboża na Ukrainie i możliwości
eksportowe, a także o stopień uzależnienia ekonomicznego Ukrainy od Polski, co wynikało z umowy gospodarczej między rządem Petlury a Warszawą. Mychajliw przekonywał, że Ukraina po wyzwoleniu całego jej terytorium będzie dysponować przynajmniej milionem ton zboża i byłaby gotowa jak najszerzej otworzyć się na współpracę ekonomiczną z Wielką Brytanią. Choć Rumbold uchylił się od jakichkolwiek deklaracji, to swój raport z rozmowy dla lorda Curzona kończył jednoznacznymi wnioskami: „Wobec oczekiwanych w skali światowej niedoborów pszenicy wydaje się, że byłoby bardzo pożądane, aby Wielka Brytania zabezpieczyła dla siebie możliwie największy udział w ukraińskiej pszenicy. Wysoka cena cukru także wskazuje na potrzebę zapewnienia sobie możliwie dużego udziału w zapasach 1cukru! Ukrainy”154 Także w samym gabinecie Lloyda George’a najbardziej zdecydowany przeciwnik rozmów z bolszewikami, Churchill, próbował wykorzystać pierwsze doniesienia o powodzeniu ofensywy Piłsudskiego na Ukrainie do zastopowania inicjatywy premiera. W memoriale z 11 maja adresowanym do pozostałych członków rządu Churchill pytał: „czy nie byłoby lepiej zaczekać i przekonać się, jaki rząd będzie najprawdopodobniej kontrolował największy spichlerz Rosji Ukrainę - pod koniec najbliższych żniw?”16!. Zboże (a także cukier) - to była złota waluta, za którą Ukraina mogłaby kupić sobie przychylność latem 1920 roku. Do tego jednak konieczne było decydujące zwycięstwo Piłsudskiego nad Armią Czerwoną, ustabilizowanie władzy Symona Petlury w Kijowie, a także udrożnienie głównego szlaku potencjalnej wymiany handlowej Ukrainy z Zachodem - czyli zdobycie i utrzymanie przez URL portu w Odessie. Churchill podkreślał w memorandum z 11 maja, że jeśli przynajmniej do września Ukraińcy utrzymają ten szlak (a także połączenia kolejowe z Polską i Czechosłowacją), wówczas to z nimi i innymi siłami antybolszewickimi (miał na myśli Wrangla) - a nie z „czerwoną” Moskwą - rząd brytyjski powinien pertraktować17!. Takie same były założenia polityki faktów dokonanych, którą chciał wprowadzić Piłsudski. Czy istniała zatem realna szansa na przekonanie za jej pomocą Londynu? Wydaje się, że na przeszkodzie stanęło nie tylko niezrealizowanie operacji w kierunku na Odessę i załamanie planu utrwalenia władzy Petlury nad Ukrainą - choć to były oczywiście podstawowe czynniki. W Anglii wyjątkowo silna okazała się inna ofensywa: ta, którą przeciw Polsce, jako „agresywnemu imperium zła”, podjęli posłowie i związkowcy związani z Labour Party (Partią Pracy), a także opozycyjni wobec rządu liberałowie, a nawet wywodzący się z partii konserwatywnej gorący orędownik Ligi Narodów Robert Cecil. W maju 1920 roku ataki na Polskę stały się jednym z głównych, „obowiązkowych” punktów kolejnych posiedzeń Izby Gmin. Sympatia do sowieckiego „eksperymentu”, jaką wyrażała część przedstawicieli lewego skrzydła brytyjskiej opinii, łączyła się w tych atakach ze swoistą wizją porządku opartego na trwaniu wielkich mocarstw, cenionych graczy na międzynarodowej arenie; za takiego gracza - co wciąż podkreślam - uznawana była Rosja, a nie dopiero co odbudowana Polska. Ukrainę postrzegano niemal wyłącznie jako wymysł i „narzędzie” antyrosyjskiego, polskiego imperializmu10!. Brytyjski premier niezwykle umiejętnie wykorzystał tę sytuację do skutecznej obrony przyjętej przez siebie linii porozumienia z wysłannikami Lenina. Kiedy 18 maja rząd Lloyda George’a zebrał się na kolejnym posiedzeniu, by omówić między innymi sprawę zbliżających się
rozmów z przedstawicielami Moskwy, konkluzja obrad zdradzała już podpowiedziany przez premiera kierunek interpretacji ofensywy ukraińskiej Piłsudskiego i Petlury. „Podjęcie na nowo handlu z Rosją jest pożądane. [...] Ważne jest, by pamiętać, że nasze relacje handlowe powinny obejmować nie tylko głodujące północne obwody Rosji, lecz także bogatsze, wytwarzające żywność obszary, jak Ukraina”191. Z takiego ujęcia wynikała już nie tyle perspektywa uznania Ukrainy za odrębny podmiot polityki (i gospodarczej wymiany) we wschodniej Europie, ile raczej ocena całej ofensywy kijowskiej jako szkodliwej „awantury”, która pozbawia wybranego strategicznego partnera na wschodzie (Rosję bolszewicką) tak ważnego i potrzebnego w stosunkach z Europą elementu, jak „bogatsze, wytwarzające żywność obszary Ukrainy”. Dziesięć dni później, na konferencji ministrów przy Downing Street, nawet Churchill zdecydował się ograniczyć swoje nadzieje, jakie wiązał z polską ofensywą na Ukrainie. Chciał wykorzystać ewentualne dalsze sukcesy owej ofensywy, a przede wszystkim utrwalenie antysowieckiej postawy na samej Ukrainie, jedynie w rozmowach z delegacją sowiecką, by wzmocnić stanowisko brytyjskie i osłabić negocjacyjną pozycję „czerwonej Rosji”. Proponowane przez Churchilla stanowisko brytyjskie w tych negocjacjach nie uwzględniało już żadnej istotnej korekty wobec przyjętego przez Lloyda George’a założenia, iż to Lenin jest jedynym realnym gospodarzem całej niemal geopolitycznej spuścizny dawnego imperium Romanowów w Europie Wschodniej1101. Rozmowy z delegacją sowiecką zaczęły się 31 maja. Tydzień później zebrani podczas kolejnej konferencji ministrów gabinetu Lloyda George’a (z udziałem Curzona i Churchilla) potwierdzili nadal korzystne położenie Polaków na ukraińskim froncie, jak również możliwość zorganizowania przez nich dostaw zboża z Ukrainy do Europy Środkowej1111. W tym samym dniu, 7 czerwca, premier występował przed Izbą Gmin. Tłumaczył, że trzeba rozmawiać z Rosją sowiecką, bo ma zboże i surowce. Ideologia nie miała tu żadnego znaczenia. Odwołując się do rzekomego „realizmu” w kalkulacji zysków, jakie mogło przynieść podjęcie rozmów z bolszewicką Rosją, premier brytyjski musiał się jednak zmierzyć z zarzutem, że ów „realizm” w istocie bardzo odbiega od rzeczywistych możliwości ekonomicznych Rosji. Czy w Rosji, w czerwcu 1920 roku, jest jakiekolwiek zboże na eksport? Odpowiedź Lloyda George’a zdradziła jego stosunek do Ukrainy: „Mogę przedstawić Izbie telegram, który nadszedł dziś rano do mnie z Polski, w którym Polacy mówią, że doszli do wniosku, iż na samej Ukrainie są znaczne ilości pszenicy, którą można wyeksportować”1121. Główny, to jest ekonomiczny, argument na rzecz ewentualnego uznania niepodległości Ukrainy brytyjski premier przekształcił w swym ekwilibrystycznym wywodzie w jeden z powodów podjęcia rozmów z wysłannikami Lenina: skoro Polacy mówią, że na Ukrainie jest dużo tak potrzebnego Europie zboża, to należy jak najszybciej porozumieć się z Moskwą - Ukraina bowiem to część Rosji, której podległość Moskwie nie ulega najmniejszej wątpliwości. Czy można było kwestionować to nastawienie? Tego nie wiemy, historia nie jest nauką eksperymentalną. Wiemy, że kiedy Lloyd George wygłaszał powyższe słowa w parlamencie, polskie i ukraińskie wojska szykowały się do opuszczenia Kijowa. Do Odessy nigdy się nawet nie zbliżyły. Symon Petlura nie utrwalił swej władzy nad Ukrainą. Rozpoczynał się gwałtowny odwrót Wojska Polskiego i oddziałów Petlury znad Dniepru. Teraz polska niepodległość była zagrożona przez sowiecką ofensywę.
3. W stronę linii Curzona (czerwiec-lipiec 1920) Brytyjski premier mógł spokojnie przystąpić do rozmów z bolszewicką delegacją handlową. By uspokoić konserwatywną większość w Izbie Gmin, a także francuskich partnerów, rząd brytyjski wykluczył z udziału w pertraktacjach uznawanego za głównego zagranicznego reprezentanta politycznego i propagandystę bolszewików Maksyma Litwinowa, rezydującego w Kopenhadze (i prowadzącego tam między innymi rozmowy na temat brytyjskich jeńców i internowanych w Rosji). Do Londynu przybył 27 maja Leonid Krasin, którego kompetencje miały być formalnie ograniczone wyłącznie do kwestii nawiązania wymiany handlowej. Zaproszony do udziału w rozmowach ambasador francuski w Londynie odmówił jednak udziału, zgodnie z instrukcjami swojego rządu wskazując, że samo nawiązanie tego rodzaju kontaktów z przedstawicielami bolszewików będzie nieuchronnie prowadziło do ich politycznego uznania. I nie mylił się. Na spotkaniu swego gabinetu 28 maja Lloyd George nie ukrywał, że interesuje go osiągnięcie „wszechstronnego porozumienia” (a comprehensive arrangement) z Moskwą. W jego ramach strona sowiecka miałaby uwolnić brytyjskich jeńców i internowanych oraz zaprzestać ingerencji na obszarach uznawanych za strefę żywotnych interesów Imperium Brytyjskiego w Azji (w Afganistanie, Persji i na Zakaukaziu). Lloyd George, uwzględniwszy zainteresowanie Francuzów tą sprawą, włączał także do rozmów kwestię niedobitków wojsk „białej” Rosji na Krymie, sugerując możliwość utworzenia na tym półwyspie czegoś w rodzaju azylu dla niebolszewickiej Rosji w ciągu co najmniej roku. Od wojny polsko-sowieckiej rząd brytyjski dystansował się całkowicie, uznając jednak, w momencie gdy wojska polskie stały jeszcze w Kijowie, iż może to skłonić Krasina do ustępstw (jednocześnie już na konferencji gabinetu Lloyda George’a z 28 maja pojawiły się uwagi, że Polacy mogą nie utrzymać frontu przeciw bolszewikom dłużej niż do lipca)^. Głębszy sens rokowań z delegacją sowiecką premier przedstawił bezpośrednio po drugim spotkaniu z Krasinem (pierwsze odbyło się 31 maja), 7 czerwca, we wspomnianym już przemówieniu w Izbie Gmin. „Rosja ma zasadnicze znaczenie dla Europy. Rosja ma zasadnicze znaczenie dla świata. [...] To całkiem nowa doktryna, żebyśmy byli odpowiedzialni za rząd, kiedy prowadzimy handel z jego społeczeństwem. Czy byliśmy odpowiedzialni za rząd carski, jego korupcję, jego nieudolność, pogromy [...]? Nie byliśmy za to odpowiedzialni, a jednak podtrzymywaliśmy nasze stosunki. [...] Musimy brać rządy takimi, jakimi one są gdzie indziej, i dziękować Bogu za to, jakie mamy szczęście [że żyjemy] tutaj’,[2l W tych właśnie słowach Lloyd George odrzucił różnice ideologiczne jako istotną przeszkodę w nawiązaniu stosunków z Rosją sowiecką. Hasło pokoju przez handel (peace through trade) oparł na prostej rachubie, że handel - a więc i pokój - odwołuje się przede wszystkim do oczywistej hierarchii ważności wśród partnerów, czyli wielkich mocarstw. Dla Europy, dla świata Rosja była istotna tak jak Niemcy. Nowe kraje, które pojawiły się między Rosją a Niemcami, nie były z tej perspektywy nawet warte wzmianki. Chyba że zaczynały przeszkadzać w nawiązaniu na nowo „normalnych” stosunków między wielkimi partnerami. Wtedy zasługiwały na najsurowszą krytykę. To był właśnie przypadek Polski w lecie 1920 roku, co znakomicie podchwyciła i wykorzystała w rokowaniach w Londynie strona sowiecka. Jej odpowiedź na przedstawioną
przez brytyjskiego premiera propozycję dialogu miała zasadnicze znaczenie dla powodzenia całej koncepcji Lloyda George’a. Krasin, zgodnie ze wstępnymi instrukcjami z Moskwy, starał się od początku rokowań stworzyć wrażenie, że wymiana handlowa, na której tak zależy stronie brytyjskiej, jest oczywiście możliwa i pożądana, ale podobnie jak kwestie wstrzymania propagandy bolszewickiej i rozgraniczenia interesów na terenie Afganistanu, Persji czy Zakaukazia wymaga politycznego porozumienia. Pierwszym krokiem w tym kierunku jest ustanowienie pokoju, głównym zaś jego naruszycielem okazuje się Polska. Wielka Brytania musi zatem najpierw udowodnić, że nie stoi za „polską awanturą”. Polska nie ma własnych fabryk broni. Kto więc zaopatruje ją w sprzęt, który umożliwił jej wtargnięcie tak daleko w głąb rosyjskiego terytorium? - pytał retorycznie Krasin. Na początku czerwca siły Wrangla podjęły ofensywę, pozwalającą wysunąć się im nieco poza Półwysep Krymski. Wtedy rząd brytyjski, dotąd rozważający możliwość mediacji między tą pozostałością „białej” Rosji a zwycięskimi bolszewikami, zdecydował się całkowicie odciąć od sprawy Wrangla (wierna pozostawała jej natomiast Francja). Na czoło problemów politycznych, które trzeba było przezwyciężyć na drodze do porozumienia z Rosją sowiecką, wysuwała się już wyraźnie kwestia polska. Akcentowały ją ponawiane przez Krasina na kolejnych spotkaniach z Lloydem George’em (7 i 16 czerwca) oskarżenia pod adresem mocarstw zachodnich jako „mocodawców” Piłsudskiego. „Marionetki są w Warszawie, ale za sznurki pociąga się w Londynie i Paryżu” (The marionettes are in Warsaw, but the strings are pulled from London and Paris) - to było hasło propagandowej wojny, jaka przy pomocy aktywistów i prasy Labour Party zaczęła się na terenie Anglii z inspiracji sowieckiej jeszcze przed rozpoczęciem rozmów „handlowych” w Londynie10!. W instrukcjach, które napływały do Krasina od komisarza ludowego do spraw zagranicznych Gieorgija Cziczerina (przechwytywane były zresztą w większości i odczytywane przez specjalistów z Royal Navy), a także w wytycznych od samego Lenina dla Cziczerina w sprawie rozmów w Londynie, podkreślano konieczność usztywnienia stanowiska sowieckiego delegata „handlowego” i uzależnienia wszelkich istotnych dla strony brytyjskiej ustępstw od podjęcia formalnych rozmów o sowiecko-brytyjskim pokoju. W intencji Moskwy miało to oczywiście prowadzić do wypróbowania - równolegle z taktyką propagandowej wojny z „imperialistami” możliwości tymczasowej pieriedyszki (wytchnienia) w relacjach z mocarstwami zachodnimi na zasadach pełnego uznania Rosji sowieckiej za ich równorzędnego partnera14!. Tego właśnie, czyli przekształcenia rozmów o wymianie handlowej w negocjacje zmierzające do politycznego uznania państwa sowieckiego, obawiał się premier francuski Millerand. Zdecydowanie skrytykował taktykę Lloyda George’a i jej konsekwencje na spotkaniach z brytyjskim premierem w Hythe 20 czerwca i następnego dnia, na konferencji alianckiej w Boulogne. Między Paryżem a Londynem wywiązywała się coraz ostrzejsza polemika dotycząca stosunku do Rosji sowieckiej, nagłaśniana przez prasę po obu stronach kanału La Manche. Czy w zamian za sowiecką zgodę na ograniczenie propagandowej ofensywy na ważnych dla Imperium Brytyjskiego terenach Azji (od Zakaukazia do Persji i Afganistanu) Londyn zrezygnuje z solidarności z Francją i zdystansuje się także od Polski, coraz wyraźniej zagrożonej atakiem Armii Czerwonej przez Białoruś? Takie pytania zaczęły być głośno stawiane nad Sekwaną154 Kiedy 29 czerwca Lloyd George spotykał się po raz kolejny z Krasinem, wydawało się, że
koncepcja wciągnięcia Rosji sowieckiej do systemu wersalskiego tylnymi drzwiami, poprzez układy handlowe, zabrnęła w ślepy zaułek. Strona sowiecka żądała bowiem, by wprowadzić ją na salony wielkiej, europejskiej polityki frontowymi drzwiami. Domagała się, by zorganizować dyplomatyczną konferencję z udziałem politycznych przedstawicieli Wielkiej Brytanii i Rosji, podczas której obie strony uznają swój równorzędny, mocarstwowy status. Pod koniec długiego przemówienia wygłoszonego na tym spotkaniu Krasin zadeklarował, że jego rząd jest gotowy do zawarcia „generalnego pokoju” ze wszystkimi państwami, które były zaangażowane we „wrogie działania” przeciw Rosji sowieckiej. Strona sowiecka zgłaszała zatem faktycznie propozycję politycznych rokowań dwustronnych, które mogły przekształcić się w międzynarodową konferencję regulującą stosunki Rosji sowieckiej z krajami współtworzącymi ład wersalski. Lloyd George zdawał sobie sprawę, że takie rozwiązanie oznaczało nie tylko formalne uznanie rządu bolszewickiego, lecz także możliwość częściowej rewizji traktatu wersalskiego przynajmniej we wschodniej strefie jego oddziaływania. Wybierał się właśnie na wielką, od dawna zapowiadaną i przygotowywaną konferencję międzyaliancką w belgijskim Spa i wiedział, że do takiego rozwiązania będzie mu bardzo trudno przekonać Francuzów. Nie chcąc ryzykować zerwania z Paryżem, ani też ostrej konfrontacji z konserwatywną większością parlamentarnego zaplecza swojego gabinetu, mógł tylko zażądać od Krasina i jego moskiewskich zwierzchników szybkiej (w terminie siedmiu dni) odpowiedzi na pytanie, czy akceptują formułę: najpierw handel, polityka później.
Leonid Krasin w Londynie, początek lipca 1920 roku.
Krasin odpłynął (na brytyjskim niszczycielu) do Rosji, by skonsultować odpowiedź ze swoim mocodawcą. Lloyd George nie mógł spodziewać się takiej reakcji Rosji, która ułatwiłaby mu przełamanie oporu Francji. Nieoczekiwanie jednak kryzys na froncie polsko-sowieckim i prośba rządu polskiego o pomoc mocarstw sojuszniczych oraz pośrednictwo w pokojowych negocjacjach z Moskwą postawiły kwestie polityczne na czele zagadnień, od których poruszenia
w stosunkach z Rosją sowiecką państwa zachodnie nie mogły się uchylać. Lloyd George w mistrzowski sposób wykorzystał krytyczną sytuację Polski i prośbę przedłożoną przez premiera Władysława Grabskiego na konferencji w Spa, by powrócić do swej koncepcji wciągnięcia bolszewików do systemu europejskiego w roli jego nowego (odnowionego) wschodniego filaru. Upokorzenie, jakie zgotował delegatom polskim w Spa (Grabskiemu i Patkowi)[6], było elementem tego właśnie politycznego manewru, który miał wykazać przede wszystkim francuskim sojusznikom, że rozmowy i ustępstwa na rzecz Rosji sowieckiej są po prostu konieczne. To właśnie na konferencji w Spa brytyjski premier rozpoczął w gruncie rzeczy rewizję traktatu wersalskiego. Jej pierwszym celem i zarazem ofiarą miała być Polska. Stanowisko Lloyda George’a w tej kwestii tuż przed rozpoczęciem konferencji oddawał precyzyjnie jego osobisty sekretarz Philip Kerr. Instruował wówczas listownie brytyjskiego posła w Warszawie, tłumacząc mu nastawienie premiera: „Poprze on Polskę w granicach etnograficznych jako jedyną Polskę, która b y ć m o ż e [podkr. A.N.] przeżyje w przyszłości”^. Podczas rozmów w Spa, oceniając szanse Polski na przetrwanie kryzysu latem 1920 roku, Lloyd George starał się podkreślać to właśnie słowo possibly, „być może” - jest na to tylko (słaba, ale istniejąca) szansa, pod warunkiem że Warszawa całkowicie i bezwarunkowo zaakceptuje swoje nowe miejsce w Europie, które wynegocjują między sobą mocarstwa^. 10 lipca brytyjski premier zażądał od Grabskiego zgody w imieniu polskiego rządu na: 1. wycofanie wojsk polskich na linię wyznaczoną 8 grudnia 1919 roku przez Radę Najwyższą ententy jako (minimalną) podstawę dla przyszłej granicy wschodniej Polski; 2. udział Polski w konferencji, jaką Lloyd George chciał zwołać do Londynu z udziałem Rosji sowieckiej, Polski, nowych krajów nadbałtyckich, a także „reprezentantów Galicji Wschodniej”; 3. pozostawienie kwestii Wilna, Śląska Cieszyńskiego, a także ostatecznego uregulowania statusu Gdańska do decyzji sojuszniczych mocarstw. W każdej z owych kwestii było absolutnie jasne, że brytyjski premier preferował rozwiązanie dla Polski niekorzystne (nawet jeśli kłóciło się to, jak w przypadku oddania Śląska Cieszyńskiego Czechom czy Wilna Litwie, z akcentowaną przezeń zasadą „etnograficzną”). Przyjęcie przez Polskę tej „oferty” zagwarantowałoby jej pomoc zachodnich mocarstw w konflikcie z bolszewikami. Miała się ona jednak ograniczać do próby pośrednictwa w kontaktach z bolszewikami i nakłonienia ich do negocjacji pokojowych podczas wspomnianej w rozmowie z Grabskim konferencji w Londynie. Gdyby bolszewicy odrzucili tę propozycję, Lloyd George i marszałek Foch, ten drugi w imieniu francuskich władz wojskowych, zdecydowanie przekreślili możliwość wsparcia Polski własnymi wojskami, premier brytyjski obiecywał jednak pomoc materiałową, a nade wszystko „moralną”[9]. Lloyd George stawiał Polskę wobec alternatywy: albo przyjąć ofertę alianckiego pośrednictwa, co pozwoliłoby w razie jej zaakceptowania przez bolszewików zachować nadzieję na uniknięcie sowietyzacji, albo postawić wszystko na jedną kartę - odciąć się od zachodnich mocarstw, które i tak mogły wesprzeć wszystkich sąsiadów Polski w każdym sporze terytorialnym z nią, i bronić się przed nacierającą Armią Czerwoną bez żadnej pomocy z ich strony. Francuzi zachowywali się wobec tego szantażu zupełnie biernie. Marszałek Foch przekonywał swojego premiera, że Francja nie może militarnie nic zrobić, by bezpośrednio pomóc Polsce.
Millerand natomiast nadal nie chciał się wdawać w polityczne kontakty z bolszewikami, zanim nie zadeklarują oni przejęcia odpowiedzialności za długi Rosji wobec francuskich wierzycieli, dlatego też pośrednictwo w konflikcie sowiecko-polskim pozostawiał w zasadzie w rękach Lloyda George’a. Wersja konferencji w Londynie, zaproponowana przez brytyjskiego premiera w Spa, nie wymagała obecności Francji. Millerand nie zgodził się dołączyć do tych negocjacji. W rozmowie z Lloydem George’em, przeprowadzonej 10 lipca, tuż przed przyjęciem Grabskiego, stwierdzał wprost, że nieostrożne wejście w kontakty z bolszewikami może skończyć się fiaskiem: „Nie mogę ryzykować noty, która postawi nas w niebezpiecznej sytuacji: nie uratowałbym Polski i skompromitowałbym interesy, które są mi powierzone”110!. Premier Francji zaakceptował jednak samodzielne podjęcie negocjacji przez Lloyda George’a. Argumentem, którym ten ostatni mógł przekonać najskuteczniej Milleranda, było połączenie wizji upadku Polski z konsekwencjami, jakie mogłoby to mieć dla sytuacji w Niemczech. Konferencja w Spa, warto to przypomnieć, została zwołana przede wszystkim dlatego, by jej uczestnicy zajęli się problemem niemieckim, a konkretnie - niewypełnianiem przez Niemcy postanowień traktatu wersalskiego zwłaszcza w dwóch aspektach: armia niemiecka wciąż liczyła dwieście tysięcy, zamiast wskazanych w traktacie pokojowym stu tysięcy żołnierzy, a także wciąż jeszcze nie wydała aliantom co najmniej dwóch milionów karabinów. Niemcy nie wypełniały też obowiązku dostaw węgla do Francji i Belgii. Jeśli na granicy Niemiec, rozdrażnionych żądaniami dotrzymania tych ciężkich warunków traktatu pokojowego, pojawią się zwycięscy bolszewicy, wówczas może dojść do przewrotu politycznego w Berlinie. Niekoniecznie musiałby to być przewrót społeczny, ale może po prostu radykalna zmiana geopolitycznej orientacji Niemiec ku współpracy z Rosją sowiecką na rzecz podważenia całego systemu wersalskiego. Ta ponura wizja była zresztą, dzisiaj to wiemy, jak najbardziej prawdopodobna. Sowiecki półoficjalny przedstawiciel w Berlinie Wiktor Kopp był bowiem w połowie lipca 1920 roku bliżej niż kiedykolwiek zawarcia upragnionego układu z rządem niemieckim. Jak pisał 16 lipca do swego zwierzchnika w Moskwie Gieorgija Cziczerina, „Spa pozostawiło w Niemczech wrażenie katastrofy. 1..J Kręgi ententofilskie tracą grunt, a zyskują go 1..J zwolennicy orientacji wschodniej, oznaczającej nie zbliżenie z rosyjską reakcją, ale zgodę z Rosją sowiecką. 1..J Jeśli wykorzystamy zwycięstwo nad Polską nie tylko po to, żeby zawrzeć pokój z ententą, ale 1..J podniesiemy kwestię swobodnego tranzytu przez korytarz zachodniopruski 1pomorski!, to będziemy mieli w burżuazyjnych Niemczech solidną szansę pracy na rzecz gospodarczego odbudowania Rosji”111!. Przedstawiając wizję realnej, zabójczej dla porządku wersalskiego, współpracy sowieckoniemieckiej, Lloyd George sugerował francuskiemu premierowi, że z bolszewikami trzeba wejść koniecznie w polityczne układy, które pozwolą ich - przynajmniej na razie - zatrzymać na „etnograficznej” granicy Polski. Nie rozdrażniać Niemców i rozmawiać z Rosją sowiecką - to sedno sugestii brytyjskiego premiera112!. Millerand odpowiadał na to wezwaniem do okupacji Zagłębia Ruhry przez mocarstwa zachodnie i sparaliżowania w ten siłowy sposób niemieckich marzeń o rozerwaniu wersalskiej „obroży”. Równocześnie jednak francuski premier nie mógł odmówić pewnej racji rozumowaniu Lloyda George’a, który podpowiadał, że w tej krytycznej sytuacji trzeba chociaż spróbować negocjacji z bolszewikami w sprawie Polski. Grabski uległ brytyjskiemu szantażowi. Millerand umył ręce. Lloyd George triumfował.
Pozostawało jeszcze tylko przekonać do swej koncepcji stronę sowiecką. Tym razem miał powody do optymizmu. Już na początku obrad w Spa dotarła do niego krótka, ale utrzymana w pojednawczym duchu odpowiedź Cziczerina na przekazane pod koniec czerwca Krasinowi pytanie o stanowisko Moskwy w sprawie dalszych negocjacji. W nocie z 7 lipca Cziczerin stwierdzał, że rząd sowiecki jest gotów niezwłocznie podjąć na nowo rozpoczęte w Londynie rozmowy, których ostatecznym celem powinien być nie tylko układ handlowy, ale okonczatielnyj mir (ostateczny pokój)[131. Lloyd George był uradowany tą notą: „To oznacza pokój z Rosją bardzo istotny czynnik dla pokoju światowego” (It means peace with Russia - a very great factor in the peace of the World)[141. Zadbał też o zredagowanie nowej propozycji dla Moskwy, całkowicie odsuwając od jej opracowania lorda Curzona, który jako zwierzchnik Foreign Office miał być tylko jej formalnym nadawcą do sowieckiego komisarza spraw zagranicznych. Datowana w Spa 11 lipca nota brytyjska do Cziczerina była ofertą bardzo szeroką w swoim zakresie i szczodrą w szczegółach. Jej autorem najprawdopodobniej był sekretarz Lloyda George’a, Philip Kerr, prawdę powiedziawszy, jedyna osoba dopuszczana przez premiera do współtworzenia polityki gabinetu wobec Rosji sowieckiej i Polski (postaci Kerra i wyjaśnieniu jego roli w owej polityce poświęcę więcej miejsca w kolejnej części książki). Sygnowana oficjalnie przez Curzona nota wzywała do bezzwłocznego rozejmu w wojnie z Polską, określając zarazem dokładnie geograficzny przebieg linii rozgraniczenia, która miała stać się podstawą rozejmu. I tu właśnie pojawiała się największa, tak ważna w przyszłości niespodzianka. Linia przedstawiona w nocie jako „linia tymczasowo ustanowiona w ubiegłym roku przez Konferencję Pokojową jako wschodnia granica, w której obrębie Polska zyskała prawo do tworzenia polskiej administracji”[151, została przez jej autora przedłużona daleko poza tę, którą rzeczywiście ustalono w deklaracji Rady Najwyższej Konferencji Pokojowej 8 grudnia 1919 roku. Raz jeszcze przypomnę, że opisana przeze mnie we wstępie do tej książki linia wytyczona 8 grudnia 1919 roku była traktowana jako m i n i m a l n a wschodnia granica Polski na obszarach wcześniej należących do Imperium Rosyjskiego, z zastrzeżeniem możliwości jej późniejszego przesunięcia na wschód. To właśnie starał się w Spa przypomnieć, bezskutecznie, jak się okazało, dyrektor polityczny francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych (wspierający w rozmowach premiera Milleranda) Philippe Berthelot. Na spotkaniu z Lloydem George’em i Curzonem w południe 10 lipca powiedział jasno, bez niedomówień, żeby ograniczyć apetyty brytyjskiego premiera na dalsze okrawanie Polski na wschodzie: „Linia, o którą chodzi, jest linią minimum, od której na wschód znajdują się tereny częściowo polskie, częściowo rosyjskie [...], to nie była dla niego [Berthelota] linia ostateczna”[161. Zdumiewające, że w notatce z tego samego spotkania i dotyczącej tej samej wypowiedzi, ale sporządzonej przez sekretarza brytyjskiego gabinetu, Maurice’a Hankeya (drugiej, obok Kerra, kluczowej figury w formowaniu „polskiej” polityki rządu Lloyda George’a latem 1920 roku, której działaniu także przyjrzę się wnikliwie później), sprawa została przedstawiona zupełnie inaczej, z perwersyjną wręcz, ale wygodną dla brytyjskiego premiera interpretacją. Hankey zapisał sens wystąpienia francuskiego polityka w następujący sposób: „[Berthelot] wskazał, że linia ustanowiona przez Radę Najwyższą w 1919 była linią minimalną, a zatem nie musi ona być traktowana jako linia ostateczna. Gdyby została narzucona Polsce, to powinno się powiedzieć jasno, że to linia ostateczna”[171. Tak więc zdecydowanie wbrew obowiązującej deklaracji Rady Najwyższej Konferencji Pokojowej z 8 grudnia 1919 roku i wbrew przypomnieniu jej postanowień przez dyrektora departamentu
politycznego francuskiego MSZ na spotkaniu w Spa z Lloydem George’em i Curzonem 10 lipca sekretarz brytyjskiego gabinetu zasugerował, że teraz dopiero, właśnie ze Spa, można taką ostateczną wschodnią granicę dla Polski podyktować: na pewno już nie lepszą dla Polski (co zakładano w deklaracji z 8 grudnia), ale węższą, bardziej dla Polski restrykcyjną. Ten ostatni element „twórczej” interpretacji prawa brytyjskiego rządu do wytyczenia granicy Polski ujawnił się w dokonanym bez żadnej konsultacji z Francuzami (nie wspominając nawet o pozostałych dwóch wchodzących w skład Rady Najwyższej mocarstwach: Włoszech i Japonii) przesunięciu przez oficjalnego autora noty Curzona linii z deklaracji 8 grudnia na południe i tym samym podziale Galicji. Przypomnę, że linia z owej deklaracji kończyła się na południu w Kryłowie, na styku z Galicją, nienależącą wszak wcześniej do Imperium Rosyjskiego. Galicja Wschodnia, co także warto przypomnieć, została już wcześniej decyzją zwycięskich mocarstw przyznana Polsce: w listopadzie 1919 roku jako terytorium mandatowe pod kontrolą Ligi Narodów na dwadzieścia pięć lat, a miesiąc później (22 grudnia 1919 roku) już bezterminowo^. Tymczasem w nocie ze Spa zaproponowana formalnie przez kierującego brytyjską polityką zagraniczną linia rozgraniczenia między Rosją sowiecką a Polską szła dalej na południe: „dalej na zachód od Rawy Ruskiej, na wschód od Przemyśla w stronę Karpat” (thence west of Rawa Ruska, east of Przemyśl to the Carpathians)^. W ten sposób Wielka Brytania zaoferowała Rosji sowieckiej, nie zapytawszy Polaków o zgodę na takie ustępstwo, całą Galicję Wschodnią, wraz ze Lwowem. Premier Grabski wyjeżdżał ze Spa, oficjalnie nic nie wiedząc 0 zamysłach Brytyjczyków. W taki właśnie sposób, po raz pierwszy, mocarstwo zachodnie zachęciło władzę sowiecką do zagarnięcia obszaru, który nigdy wcześniej nie należał do Imperium Rosyjskiego. To było istotne przesłanie tego dokumentu, który zostanie przypomniany 1 zyska jeszcze większy rozgłos dopiero dwadzieścia trzy lata później dzięki Józefowi Stalinowi i tak zwanej linii Curzona. Ustępstwa kosztem Polski nie kończyły się jednak na tym. Warto zauważyć, że w tamtym momencie Armia Czerwona na żadnym odcinku frontu nie doszła jeszcze do zaproponowanej w nocie z 11 lipca granicy. To Wojsko Polskie miało się na nią wycofać, niejednokrotnie o sto pięćdziesiąt lub dwieście kilometrów na zachód od miejsca, w którym stało w tym dniu. Nota Curzona oferowała zatem Polsce drastyczne pogorszenie jej sytuacji na froncie, oddanie nacierającej w stronę Warszawy i Lwowa Armii Czerwonej ogromnego obszaru. Proponując tak korzystne dla Rosji sowieckiej warunki terytorialnego rozgraniczenia, które nieuchronnie (w razie jego przyjęcia) musiało stać się podstawą do wytyczenia nowej granicy między państwem sowieckim a Polską, Lloyd George zachęcał Moskwę, by przyjęła zaproszenie do udziału w konferencji pokojowej. Zgodnie z treścią noty z 11 lipca miała się ona odbyć jak najszybciej w Londynie - z udziałem Rosji sowieckiej, Polski, Litwy, Łotwy (należy dodać, że Wielka Brytania nie uznawała wtedy jeszcze formalnie ani Litwy, ani Łotwy), Finlandii oraz, wymienionych osobno, reprezentantów Galicji Wschodniej. Gdyby Moskwa odrzuciła tę propozycję i przekroczyła wyznaczoną w nocie linię, przenosząc działania wojenne na obszar określony jako „terytorium Polski”, wówczas „rząd brytyjski i jego sojusznicy czuliby się zobowiązani pomóc polskiemu narodowi w obronie jego egzystencji za pomocą wszelkich dostępnych środków”[20].
4. Odpowiedź z Politbiura (lipiec 1920) Teraz cały ciężar decyzji spadał na Moskwę. Można było przyjąć tę ofertę, która z błogosławieństwem z Londynu - rzucała Polskę na kolana przed Rosją sowiecką, dawała przyzwolenie na zajęcie przez Armię Czerwoną strategicznie ważnej Galicji Wschodniej, otwierającej drogę na południe, na Czechosłowację, Rumunię oraz Węgry11, a także oznaczała wstęp do politycznego uznania władzy sowieckiej za legalny rząd mocarstwa równoprawnego z Anglią czy Francją. Można było jednak tę ofertę odrzucić i korzystając z powodzenia ofensywy Armii Czerwonej, spróbować pójść dalej na zachód - przekroczyć wskazaną w nocie linię, zsowietyzować Polskę, dojść do granicy z Niemcami i... następnie zastanowić się znowu, czy tę kolejną, jeszcze ważniejszą strategicznie granicę także przełamać, rzucając wyzwanie całemu „kapitalistycznemu okrążeniu”. Z punktu widzenia Moskwy oferta Londynu sprowadzała się do tego, że dzięki niej Rosja sowiecka mogła zasadniczo wzmocnić swą strategiczną pozycję w Europie, (od)zyskując rolę mocarstwa dominującego na wschodzie kontynentu. Kierujący sowiecką polityką doskonale zdawali sobie sprawę z wagi tej propozycji i decyzji, jaką należało teraz podjąć. Bodaj najlepiej alternatywę, przed którą stanęła „czerwona” Moskwa, wyraził Maksym Litwinow, wciąż odgrywający w Kopenhadze rolę zagranicznego reprezentanta i negocjatora Rosji sowieckiej na zachodzie Europy. W odpowiedzi na pytanie Cziczerina o jego opinię na temat noty z 11 lipca Litwinow stwierdził, że Rosja podejmuje teraz wielką grę va banque z ententą: przekroczenie linii Curzona i zajęcie Polski może zrewolucjonizować Europę, ale może też doprowadzić do remilitaryzacji ententy, do odnowienia, na wielką skalę, wojny mocarstw zachodnich przeciw Rosji sowieckiej11 Sowieci nie wierzyli w szczerość intencji Brytyjczyków. Szczególną nieufność wywoływała zawarta w nocie wzmianka wzywająca Rosję sowiecką do rozejmu z generałem Wranglem, zamkniętym ze swymi siłami na Krymie, a także sugestia, że przedstawiciele Wrangla mogliby się pojawić na konferencji w Londynie, choć nie jako pełnoprawni uczestnicy, a jedynie w roli „obserwatorów”. Wrażliwość sowieckich przywódców na to, co określali jako „mieszanie się” kapitalistów w wewnętrzne sprawy Rosji, była niezwykle silna. Z drugiej jednak strony zdumiewała ich skala przedstawionych w nocie Curzona ustępstw. Warto przy tym zauważyć, że nie mniej zaskoczeni byli polscy politycy i opinia publiczna, którzy poznali treść noty trzy dni po przywódcach sowieckich, dopiero po jej ogłoszeniu na posiedzeniu Izby Gmin 14 lipca. Sowietów zaś zdumiewała brytyjska sugestia, że Armia Czerwona może zająć Galicję Wschodnią. Jeszcze 19 czerwca, uprzedzając możliwość podjęcia rokowań o rozejmie z Polską, Gieorgij Cziczerin rozważał warianty sowieckich warunków w takich rozmowach i przyjęcie linii z 8 grudnia 1919 roku uznawał za wersję dla Polski najsurowszą: „To oznaczałoby zamknięcie Polaków w granicach Królestwa Polskiego 1z 1815 roku] plus zachodnie nabytki Polski, przy pełnym wyrzeczeniu się przez Polaków pretensji na wschodzie”. Trzy dni później Cziczerin w specjalnej zapisce dla Politbiura w sprawie Galicji Wschodniej stwierdzał, że ten obszar, wówczas mający także zasadnicze znaczenie strategiczne jako drugi w Europie, po Baku, ośrodek wydobycia ropy naftowej, znajduje się w centrum zainteresowania Londynu. Dlatego też odradzał występowanie z żądaniami przyłączenia Galicji Wschodniej do państwa sowieckiego -
obawiał się, że w takim wypadku „Anglia się wścieknie, wyrzuci Krasina i tak dalej ”^21. Teraz w nocie Brytyjczycy oferowali Moskwie nie tylko „surową” dla Polski linię graniczną, lecz także rzeczywiście dodawali w prezencie Galicję Wschodnią! Zanim przedstawię sowiecką odpowiedź na tę propozycję, wyjaśnię najpierw, kto jej udzielał. Kto latem 1920 roku decydował o polityce zagranicznej państwa sowieckiego? Otóż byli to członkowie Biura Politycznego Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików), czyli Politbiura RKP(b): Lenin, Lew Kamieniew, Lew Trocki, Nikołaj Krestinski i Stalin. Pomijając Krestinskiego, który pełnił w Politbiurze wyłącznie funkcję technicznego organizatora jego sekretariatu, „wielką czwórkę” sowieckiej polityki latem 1920 roku stanowili właśnie Lenin, Trocki, Kamieniew i Stalin. Uzupełniali to grono, ale już tylko jako doradcy, zastępcy członków Politbiura: Grigorij Zinowiew, Nikołaj Bucharin i Michaił Kalinin. Ważny głos doradczy miał także komisarz ludowy spraw zagranicznych Gieorgij Cziczerin, z którym stale się konsultowano. Formalnie w sprawach najwyższej wagi państwowej, na przykład w kwestii rokowań z Niemcami w Brześciu na początku 1918 roku, głos wypadało oddać najwyższej czynnej władzy w partii: kilkunastoosobowemu Komitetowi Centralnemu. Te właśnie osoby i to najwyższe formalnie gremium zabrały głos w odpowiedzi na notę brytyjską z 11 lipca.
Lew Trocki, Lenin i Lew Kamieniew tuż przed przemówieniem Lenina adresowanym do żołnierzy Armii Czerwonej wyruszających na front polski. Moskwa, 5 maja 1920 roku.
Jeszcze nim dotarła ona do Moskwy, w kierownictwie sowieckim zastanawiano się nad składem i instrukcją polityczną dla nowej delegacji, która miała się udać do Londynu w ślad za zgodą, przekazaną przez Cziczerina 7 lipca, na dalsze rokowania z Anglikami. Myśląc o podniesieniu rangi tej delegacji, zaczęto od razu rozważać kandydaturę Lwa Kamieniewa
(Rozenfelda), najważniejszego, obok Trockiego, współpracownika Lenina. W zapisce dla kolegów z Politbiura, datowanej 9 lipca, Kamieniew przedstawił swoją propozycję „platformy” do rozmów w Londynie. W istocie delegacja sowiecka miała powtórzyć manewr Trockiego z rokowań brzeskich: wykorzystać negocjacje dyplomatyczne jako trybunę propagandy, nie zrywać jednak samych rozmów. Cziczerin poparł to stanowisko. Lenin pierwotnie uznał, że w Londynie trzeba się skupić wyłącznie na negocjacjach handlowych i zrezygnować z wielkiej propagandy (tym, zauważał, ma się zajmować Komintern), a do takich negocjacji najlepszym kandydatem będzie nadal Krasin. Już jednak 11 lipca zgodził się na kandydaturę Kamieniewa!4]. Po otrzymaniu noty Curzona z 11 lipca sytuacja wyraźnie się zmieniła. O ograniczeniu dalszych rozmów w Londynie do kwestii handlowych nie mogło już być mowy. Teraz trzeba było dokładnie rozważyć nowe możliwości. Między 13 a 15 lipca rozwinęła się w tej sprawie gorączkowa korespondencja między członkami Politbiura a Cziczerinem, który zainicjował tę dyskusję telegramami przesłanymi 13 lipca Leninowi, Krestinskiemu, Kamieniewowi i Trockiemu. Konstatował, po pierwsze, że nota Curzona daje „bezpłatnie” na niektórych odcinkach trzysta wiorst, o które Armia Czerwona może posunąć się na zachód. Z tego należy oczywiście skorzystać, by następnie, stojąc już na linii Curzona, podyktować Polsce swoje warunki i rozpocząć dwustronną konferencję pokojową w Warszawie. Warunkiem podstawowym byłoby rozbrojenie Wojska Polskiego, co pozwoliłoby mieć nadzieję na skuteczny przewrót prosowiecki (Cziczerin opowiadał się przeciw pospiesznej „sowietyzacji moskalskimi sztykami”). Gdyby Polska odrzuciła te warunki, można by wznowić ofensywę Armii Czerwonej. Podobnie „bezpłatnie” nota Curzona oferowała zamknięcie wojsk Wrangla na Półwyspie Krymskim - i z tego należało skorzystać, odrzucając wszakże pośrednictwo brytyjskie w sprawie Krymu. Cziczerin nie był jednak zwolennikiem rezygnacji z udziału w planowanej przez Brytyjczyków konferencji w Londynie. Proponował, by się na nią zgodzić, prowadząc równolegle dwustronne rozmowy pokojowe z Polską, a także z Finlandią i Łotwą (z Estonią Rosja sowiecka zawarła już formalny pokój w lutym 1920 roku, z Litwą zaś dzień po nocie Curzona, 12 lipca). Cziczerin wzywał do zachowania ostrożności w odpowiadaniu Anglikom, by nie sprowokować mobilizacji przeciw Rosji sowieckiej nowych sił militarnych, czyli Rumunii, Finlandii i „reakcyjnych” oddziałów niemieckich. Przestrzegał towarzyszy z Politbiura przed zwoływaniem Plenum Komitetu Centralnego, na którym, tak jak na początku 1918 roku w czasie rokowań brzeskich z Niemcami, mogliby dojść do głosu „awanturnicy” pokroju Bucharina!5]. Trocki w telefonogramie skierowanym 13 lipca do Cziczerina, Lenina, Krestinskiego, Stalina i Kalinina domagał się najpierw rozpoznania, jak notę Curzona interpretuje się w samej Anglii, w prasie brytyjskiej. Zapewne chodziło mu o to, czy nota jest traktowana serio, czy tylko jako propaganda, budzi duże opory brytyjskiej opinii politycznej, czy też może być przez nią zaakceptowana. Proponował podkreślić w odpowiedzi, że Polska jest uważana przez Rosję sowiecką za kraj niepodległy (co sugerowało ewentualne bezpośrednie rozmowy z Warszawą), ale nie odrzucać brytyjskiego pośrednictwa. Zdecydowanie domagał się natomiast odmowy takiego pośrednictwa w relacjach z Wranglem. Na konferencję w Londynie, twierdził, można się zgodzić, pod warunkiem jednak, że sowieccy delegaci będą traktowani jako pełnoprawni przedstawiciele dyplomatyczni suwerennego mocarstwa^. Lew Kamieniew, w datowanej tego samego dnia zapisce dla Lenina, Krestinskiego, Trockiego
i Cziczerina, zajmował stanowisko ostrzejsze niż jej dwaj ostatni adresaci. Stwierdzał, iż przyjęcie angielskiej propozycji oznaczałoby ryzyko nowej wojny z Polską na wiosnę 1921, a jedyną pewność, iż takie niebezpieczeństwo nie zaistnieje, daje sowietyzacja Polski. Obecnie jednak można byłoby zadowolić się jej „rozgromieniem” i obiessilienijem (obezwładnieniem) za pomocą specjalnych gwarancji ze strony Anglii. Zanim zostaną one wynegocjowane z Londynem, Armia Czerwona powinna posuwać się energicznie na zachód, ku centrum Polski. Groźby interwencji w przypadku przekroczenia linii Curzona były zdaniem Kamieniewa bez pokrycia Anglia i tak nie wyśle żadnych żołnierzy. „Co szczególnie istotne wobec nieoczekiwanej wzmianki Curzona o Galicji Wschodniej ze Lwowem - nasze wojska powinny obowiązkowo wkroczyć do Galicji i zająć Lwów. 1...1 Na zajęcie Galicji, którą Curzon awansem ogłosił rosyjskim terytorium, trzeba zwrócić szczególną uwagę: stąd ruch chłopski może szybciej przeniknąć do Polski aniżeli po linii prostej z Mińska na Warszawę, a - po drugie - to brama na Węgry; właśnie teraz jest szczególnie ważne, żebyśmy trzymali je w naszych rękach”171. Stalin, sprawujący funkcję komisarza politycznego Frontu Południowo-Zachodniego, operującego przeciw Wranglowi i przeciw południowemu skrzydłu wojsk polskich, choć nieco odsunięty od toczącej się w Moskwie dyskusji, był jednak aktywnym, korespondencyjnym uczestnikiem tej kluczowej debaty. Stacjonując ze sztabem w Charkowie, został poinformowany o nocie Curzona telegramem Lenina z 12/13 lipca. Warto dodać, że Lenin nie tylko powiadamiał o treści noty, lecz także wyciągał praktyczny wniosek z „oddania” Galicji i wzywał natychmiast Stalina do „wściekłego nasilenia ofensywy” w kierunku Lwowa181. W odpowiedzi z 13 lipca Stalin nawiązywał do uwagi Lenina, że Anglicy próbują wyrwać zwycięstwo z rąk Armii Czerwonej, i z perspektywy frontu podkreślał, że polskie wojska są w stanie rozkładu. Rozmowy z Anglikami proponował traktować jako taktyczny manewr pozwalający ostatecznie pokonać Polskę. Sugerował, by w odpowiedzi Curzonowi wyeksponować oczywiście pokojowe intencje Rosji sowieckiej, na które najlepszą odpowiedzią może być tylko bezpośrednia prośba z Warszawy o pokój. To pozwoliłoby zyskać na czasie, który będzie mogła w swej dalszej ofensywie wykorzystać Armia Czerwona. Podobnie jak pozostali towarzysze z Politbiura również Stalin odrzucał pośrednictwo brytyjskie w sprawie Wrangla. Konkluzja telegramu z Charkowa była jednoznaczna: „Myślę, że imperializm nigdy jeszcze nie był tak słaby jak teraz, w momencie klęski Polski, i nigdy nie byliśmy tak silni jak obecnie, dlatego im bardziej twardo będziemy postępować, tym lepiej będzie dla Rosji i dla międzynarodowej rewolucji”191. Następnego dnia Stalin uzupełnił swoją opinię uwagą, iż „jeśli kiedykolwiek będziemy prowadzić rozmowy z Polską”, należy je prowadzić w Rosji, a nie w Londynie. Trafnie przeczuwał przy tym, że zaszyfrowane instrukcje przekazywane z Moskwy dla delegacji w Londynie były i będą rozszyfrowywane przez Anglików („bo nie ma szyfru, którego nie dałoby się złamać”)1101. Przed Plenum Komitetu Centralnego, zwołanym specjalnie na 16 lipca w celu rozpatrzenia odpowiedzi na brytyjską notę, Cziczerin przekazał 14 lipca bezpośrednio na ręce Lenina obszerną zapiskę, w której ponownie rozważał wszystkie użyte w dotychczasowej wymianie opinii argumenty i dodawał do nich swoje uwagi. Wyraźnie starał się studzić ryzykowny, jego zdaniem, entuzjazm, jaki przebijał z opinii Stalina i Kamieniewa, a był wyczuwalny także u samego Lenina. Przestrzegał przed pochopnym całkowitym odrzuceniem oferty politycznych
rozmów z Anglią. Stwierdzał, że ententa, choć istotnie nie wyśle swoich dywizji na pomoc Polsce, może jednak skierować do niej swoje samoloty, a także „zmusić” Rumunię i Finlandię do wszczęcia wojny. Niekorzystne będzie nawet samo odsunięcie w czasie perspektywy zdjęcia blokady ekonomicznej z Rosji sowieckiej. Cziczerin przestrzegał także przed przecenianiem możliwości wykorzystania ruchu związków zawodowych w Anglii do storpedowania ewentualnej akcji przeciw Rosji sowieckiej w przypadku odrzucenia noty Curzona. Informacje na temat „dojrzałości” brytyjskiej klasy robotniczej do zorganizowanego protestu, które od maja 1920 roku napływały od członków sowieckiej delegacji w Londynie, uważał za przesadzone podobnie jak nadzieje na skuteczność „burżuazyjnej” opozycji w parlamencie brytyjskim, od kwietnia ostro protestującej przeciw jakiejkolwiek pomocy dla Polski. „Burżuazyjna opozycja jest bezzębna”, konstatował Cziczerin, który dobrze znał Anglię (opuścił brytyjskie więzienie dopiero pod koniec 1917 roku). Proponował w tej sytuacji przedstawić Anglikom własne kontrpropozycje i stanowczo unikać zerwania negocjacji. Wśród owych kontrpropozycji wymieniał na pierwszym miejscu jak najszybsze rozpoczęcie rozmów pokojowych z Polską - bez rozmów wstępnych o rozejmie. Pośrednictwa Anglii nie należy całkowicie odrzucać, ale miejscem sowiecko-polskich negocjacji powinna być - ze względu na możliwość prowadzenia agitacji - Warszawa, albo też, co wygodniejsze z powodów technicznych (czyli możliwości izolowania polskiej delegacji i ograniczenia dostępu międzynarodowych mediów), jedno z prowincjonalnych miast w Rosji. Najwidoczniej zakładając wciąż negocjacje z „burżuazyjnym” (a nie sowieckim) rządem Polski, Cziczerin bardzo doceniał tak korzystny dla strony rosyjskiej „ustalony” w nocie Curzona przebieg granicy, ale uważał, że trzeba będzie w warunkach dla Warszawy zażądać dalszych jeszcze ustępstw terytorialnych. Jakich - tego nie precyzował. Jako dwa kolejne warunki wymieniał redukcję polskiej armii i wydanie przez nią uzbrojenia. Pomysł konferencji w Londynie z udziałem wszystkich zaangażowanych w ostatnich latach w konflikty z Rosją sowiecką sąsiadów uznał za zdecydowanie niekorzystny. Pod cichym patronatem Anglii mógłby przecież powstać wspólny front małych przeciwników Rosji. Dlatego też proponował, by pomysł ten „bezwarunkowo odrzucić” i kontynuować jedynie rozmowy handlowe w ustalonym do końca czerwca zakresie. Jeśli Anglicy sami dorzucają do tego nowe kwestie polityczne o charakterze globalnym, oznacza to już wielki sukces sowiecki. Gdyby Anglicy chcieli poważnie kontynuować negocjacje, należałoby - obok Krasina - wysłać do Londynu, choćby na krótki czas, Kamieniewa albo Trockiego. Prawdziwy sens propozycji Cziczerina sprowadzał się do tego, by skorzystać z noty Curzona i podyktować Polsce jak najcięższe warunki, doprowadzając jednocześnie do konkluzji rozmowy handlowe w Londynie. Wyraźnie jednak przestrzegał raz jeszcze przed zbyt ambitnymi pomysłami, by nagle rzucić rękawicę całemu systemowi wersalskiemu. „Ogólnie trzeba stwierdzić, że dążąc do natychmiastowego, całkowitego zwycięstwa, możemy przeholować. To jest gra va banque. Do tej pory staraliśmy się nie forsować historii, ale odzyskiwać pozycję za pozycją. Jeśli się zagalopujemy za daleko, grożą nam zbyt poważne konsekwencje, tak pod względem niedostatków w zaopatrzeniu wojskowym, jak też pod względem pogłębienia ogólnej ruiny”!11!. Lenina, Stalina, Kamieniewa oraz przygotowujących właśnie drugi kongres III Międzynarodówki Komunistycznej (Kominternu) Zinowiewa i Bucharina zaczynała jednak ponosić fala „rewolucyjnego entuzjazmu”. Lenin nie chciał tracić szansy na dalsze rozmowy z Anglikami, ale pragnął zarazem wykorzystać moment rozpędu Armii Czerwonej do tego, by
osiągnąć w Polsce sukces jeszcze większy niż ten, który gwarantowała mu nota Curzona. Rozważał możliwość takiej sowietyzacji Polski, która zarazem nie sprowokowałaby Lloyda George’a do zerwania rozmów i wprowadzenia sankcji, których możliwość w przypadku przekroczenia przez Armię Czerwoną linii Curzona niejasno zapowiadała nota z 11 lipca. Swoją koncepcję wyłożył w telegramie do Józefa Unszlichta, komisarza politycznego nacierającego na kierunku warszawskim Frontu Zachodniego. Lenin pytał go jako specjalistę od spraw polskich, zwracał się do niego i do „innych polskich towarzyszy” o ocenę następującego planu: „1. Oświadczamy nader uroczyście, że gwarantujemy polskim robotnikom i chłopom granicę dalej na wschód od tej, którą dają Curzon i ententa. 2. Wytężamy wszystkie siły, żeby dobić Piłsudskiego. 3. Wchodzimy do Polski właściwej tylko na jak najkrótszy czas, żeby uzbroić polskich robotników, i natychmiast się wycofujemy. 4. Czy uważacie sowiecki przewrót w Polsce za prawdopodobny i jak szybko”!12].
Ludowy komisarz spraw zagranicznych Georgij Cziczerin podczas wizyty w Warszawie w 1925 roku.
Unszlicht zrozumiał jasno intencje tych pytań i odpowiedział, że plan Lenina dałoby się zrealizować w dwóch wariantach. W pierwszym możliwe byłoby osiągnięcie porozumienia z ententą („na warunkach gwarantujących nam dłuższe wytchnienie”) na linii Curzona, za którą dokonałoby się w tym czasie „powstanie ludu pracującego Polski” (wosstanije trudiszczichsia mass Polszy). To oczywiście byłoby rozwiązanie idealne - można by nie naruszyć linii Curzona, rozmawiać dalej z Anglikami i zarazem mieć sowiecką Polskę. Jeśli jednak rewolucja w Polsce nie wybuchnie sama, należy kontynuować ofensywę Armii Czerwonej, uzbroić polskich robotników i służbę folwarczną, stworzyć tymczasowy komitet wojskowo-rewolucyjny dla
Polski i ogłosić uroczyście jej sowietyzację. „Dalsze przebywanie nasze w Polsce warunkujemy wolą polskich robotników i chłopów”. Co do perspektyw sowieckiego przewrotu w Polsce Unszlicht stwierdził, iż w miarę zbliżania się Armii Czerwonej stają się one coraz bardziej realne, większy opór (soprotiwlienije) będzie można napotkać w Wielkopolsce - „ten może być złamany dopiero przez przewrót [komunistyczny] w Niemczech”. Ów ostatni dopisek Unszlichta świadczy jednoznacznie, że przedstawiony przezeń drugi wariant rozwoju sytuacji w Polsce raczej nie zakładał możliwości pogodzenia się z ententą - za sowietyzacją Polski miała bowiem otwierać się perspektywa sowietyzacji Niemiec...22 Plenum Komitetu Centralnego, które zebrało się następnego dnia, 16 lipca, mogło zapoznać się z tezami przygotowanymi przez samego Lenina. Dwa pierwsze punkty tez dla Plenum i dodana do nich ręcznie uwaga Lenina nie pozostawiały wątpliwości, który z wariantów nakreślonych przez Unszlichta był rekomendowany jako najlepszy wybór. Punkt pierwszy wzywał do udzielenia pomocy „proletariatowi i masom pracującym” Polski i Litwy w wyzwoleniu od „burżuazji i pomieszczikow [szlachty]”, drugi zaś wskazywał, jak dążyć do tego celu: wytężyć wszystkie siły dla wzmożenia i przyspieszenia ofensywy Armii Czerwonej na Polskę. W dopisanej ręcznie uwadze Lenin stawiał kropkę nad i: CeKa riekomiendujet pomocz’ sozdaniju sowietskich włastiej w Polsze i pomocz’ im [KC rekomenduje pomóc w stworzeniu sowieckich władz w Polsce i udzielenie im pomocy]. W punkcie czwartym powtarzał przedstawiony uprzednio Unszlichtowi pomysł „uroczystego i oficjalnego zapewnienia” polskiego ludu o zagwarantowaniu mu przez Rosję sowiecką korzystniejszej granicy niż ta, którą oferuje Anglia. W punkcie szóstym odrzucał całkowicie pośrednictwo Anglii w ewentualnych rokowaniach pokojowych z Polską i innymi sąsiadami Rosji, w siódmym zaś wspominał o „uroczystym oświadczeniu”, że jeśli Polska zwróci się z prośbą o rozmowy pokojowe, wówczas Rosja sowiecka podejmie takie rozmowy. Tylko ten ostatni punkt można było interpretować jako (minimalne) wyjście naprzeciw propozycjom zawartym w brytyjskiej nocie. Cała reszta wytycznych dla Plenum oznaczała ostre, manifestacyjne niemal odrzucenie noty Curzona z 11 lipca22 Plenum KC z 16 lipca przyjęło w istocie wszystkie główne punkty tez Lenina, w tym powtórzone dosłownie z nich, a cytowane wyżej - pierwsze punkty i uwagę o rekomendacji KC dla stworzenia władz sowieckich w Polsce. Wątpliwości zgłaszane przez Trockiego i Cziczerina zostały odsunięte na bok. Rosja sowiecka zdecydowała się rzucić wyzwanie entencie. Nie bez nadziei jednak, że druga strona - czyli przede wszystkim Anglia - go nie podejmie, ale pogodzi się zarówno z negacją projektu konferencji londyńskiej, jak i z rzeczywistym wystawieniem na szwank niepodległości „burżuazyjnej” Polski, a mimo to będzie kontynuowała rozpoczęte w maju rozmowy. Plenum poleciło Cziczerinowi zredagować odpowiedź na notę Curzona, Trocki natomiast miał przygotować odezwę do „robotników, chłopów i wszystkich uczciwych obywateli SFSR i Sowieckiej Ukrainy” o odmowie przyjęcia angielskiego pośrednictwa22 Nota, wysłana 17 lipca przez Cziczerina w imieniu rządu Rosyjskiej Sowieckiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki (RSFSR) do rządu brytyjskiego, pełna była ironii i złośliwości pod adresem odbiorców. Cziczerin ubolewał, że Londyn dopiero teraz zapragnął pokoju w Europie Wschodniej; następnie pytał, czy - skoro do niedawna sam rząd brytyjski określał się jako aktywny przeciwnik Rosji sowieckiej - może on występować w roli bezstronnego pośrednika między Moskwą a Warszawą. Tylko bezpośrednia prośba Polski o rozejm i pokój, adresowana
do Moskwy, może przynieść przełom. Nota sowiecka zapewniała raz jeszcze o pokojowych intencjach wobec Polaków i - w bezpośrednim nawiązaniu do linii Curzona - zapowiadała, iż Moskwa może zaoferować Polsce korzystniejsze granice. Nieco złowrogo brzmiały jednak złączone z tym zapewnieniem słowa, iż „Sowiecka Rosja jest gotowa w ogóle w kwestii warunków pokoju wyjść naprzeciw interesom i pragnieniom polskiego ludu w tym większym stopniu, im dalej polski lud pójdzie taką drogą, która stworzy solidną podstawę dla praktycznych braterskich stosunków między masami pracującymi Polski, Rosji, Ukrainy, Białorosji !sic!] i Litwy, oraz ustanowi gwarancję, iż Polska przestanie być narzędziem napaści i intryg przeciw robotnikom i chłopom Rosji sowieckiej i innych narodów”!16]. Czytając ten fragment, trzeba przyznać, że nota Cziczerina nie skrywała specjalnie głęboko intencji sowietyzacji Polski. Mógł tego nie odczytać tylko ktoś, kto nie chciał. Sowieci jednoznacznie odrzucali pomysł konferencji w Londynie z udziałem państw graniczących z Rosją, stwierdzając z ironią, iż najwidoczniej rząd brytyjski nie jest dobrze poinformowany - bowiem Moskwa już bez żadnego pośrednictwa uzyskała pokój ze swoimi sąsiadami: Estonią, Gruzją i Litwą, a rozmowy pokojowe z Łotwą i Finlandią są w toku. Generałowi Wranglowi i jego wojskom oferowali „osobiste bezpieczeństwo”, domagając się natychmiastowej ich kapitulacji i lekceważąc wszelkie ewentualne próby dalszego wstawiennictwa Londynu w sprawie Krymu. Odrzucając pomysł konferencji w Londynie z „małymi państwami”, jak również samą ideę brytyjskiego (a tym bardziej międzynarodowego, pod auspicjami Ligi Narodów) pośrednictwa w konflikcie sowiecko-polskim, Sowieci w nocie Cziczerina proponowali jednocześnie powrót do rozmów bilateralnych z Anglią, zapoczątkowanych pod koniec maja.
5. Pokój za wszelką (polską) cenę Nota sowiecka była niewątpliwie policzkiem wymierzonym w inicjatywę dyplomatyczną Lloyda George’a. Brytyjski premier był jednak gotów nadstawić i drugi policzek, żeby ratować koncepcję porozumienia z Rosją sowiecką. Jak to zanotował w swoim dzienniku towarzyszący mu 18 lipca na wsi w Cobham lord Riddell, oczekując odpowiedzi z Moskwy, premier wyglądał „jak kochanek czekający na telegram” (as a lover awaiting a telegram). Właśnie tego dnia, o godzinie wpół do dziesiątej wieczorem, premier poznał przez telefon treść noty Cziczerina. Postanowił uznać ją za „nie nierozsądną” (not unreasonable) i negocjować dalej114 Następnego dnia polecił powiadomić posła brytyjskiego w Warszawie Horace’a Rumbolda o sowieckiej nocie. Rumbold miał natychmiast poinformować polski rząd, by ten wysłał - niezwłocznie formalną prośbę do Moskwy i do dowództwa Armii Czerwonej o pokój i natychmiastowy rozejm121. Choć w nocie Cziczerina z 17 lipca Sowieci właściwie odmówili mu prawa do tej roli, Lloyd George postanowił nadal występować w charakterze pośrednika w konflikcie sowiecko-polskim. Mógł już być jednak tylko wyrazicielem żądań sowieckich wobec Polski. Na posiedzeniu swojego gabinetu 20 lipca przekonywał swoich kolegów, że alternatywą dla kontynuowania rozmów z Moskwą jest wchłonięcie Polski przez Rosję sowiecką - „to może być wstęp do połączenia tej ostatniej z elementami bolszewickimi w Niemczech i odroczenia europejskiego pokoju”131. Warto w tej formule zwrócić uwagę na dwa elementy. Po pierwsze, jako zagrożenie, któremu należy się przeciwstawić, brytyjski premier wskazywał wyłącznie na „wchłonięcie” Polski - mówił o sytuacji, „gdyby zniknęła i została wchłonięta przez Rosję sowiecką”141. Sugerowało to, że zachowanie nawet czysto formalnej tylko odrębności Polski od jej wielkiej wschodniej sąsiadki może już wystarczyć do zaakceptowania przez rząd brytyjski nowego stanu rzeczy na wschodzie. Po drugie, nawet gdyby Polska całkowicie „zniknęła”, dla Lloyda George’a oznaczałoby to jedynie chwilowe odroczenie (postponement) generalnego pokoju. Taki właśnie powszechny pokój, na którego stabilizacji zależało brytyjskiemu premierowi, wykluczyłoby dopiero połączenie sowieckiej Rosji z komunistycznymi Niemcami. Polska mogła więc zniknąć, a Londyn by to przełknął, byle tylko Rosja sowiecka ograniczyła do kraju nadwiślańskiego swe apetyty rewizji geopolitycznej sytuacji w Europie. O tym, czy Polska jest skazana na zniknięcie, czy raczej będzie można jeszcze zabiegać o utrzymanie jej odrębności w Europie Wschodniej, miała przekonać Lloyda George’a i jego kolegów specjalna misja, której wysłanie do Warszawy zatwierdził gabinet właśnie na posiedzeniu 20 lipca. Zgodnie z wstępnymi ustaleniami przyjętymi jeszcze przez Lloyda George’a i Milleranda w Spa połączona misja francusko-brytyjska miała zbadać, już nad Wisłą, możliwości udzielenia pomocy Polsce. O ile dla strony francuskiej najważniejszą osobą w tej misji był generał Maxime Weygand, mający rzeczywiście pomóc w usprawnieniu pracy polskiego sztabu, o tyle dla Lloyda George’a jej kluczowym uczestnikiem okazywał się nie formalny współkierownik misji, lord Edgar d’Abernon, ale zaufany sekretarz gabinetu brytyjskiego, skrajnie wręcz niechętny Polsce sir Maurice Hankey, który miał przywieźć z tej wyprawy argumenty wspierające linię polityczną swojego zwierzchnika151. Na posiedzeniu 20 lipca gabinet zatwierdził także odpowiedź na notę Cziczerina. Zgodnie
z sugestiami premiera należało unikać spraw kontrowersyjnych. Rząd brytyjski tłumaczył się, że odrzucona właśnie przez Cziczerina idea konferencji w Londynie z udziałem Rosji sowieckiej i państw pogranicznych nie miała większego znaczenia. Istotą propozycji brytyjskiej było bowiem, jak tłumaczyło teraz Foreign Office, „aby !konferencja w Londynie] wciągnęła Rosję sowiecką w oficjalne stosunki z Konferencją Pokojową i w ten sposób utorowała drogę ku lepszemu porozumieniu pomiędzy Rosją a światem zewnętrznym”^. Brytyjczycy wyrażali zadowolenie, że Rosja sowiecka jest gotowa podjąć negocjacje bezpośrednio z Polską, i podkreślali, że polski rząd „został właśnie ponaglony przez Mocarstwa Sprzymierzone do natychmiastowego wszczęcia rozmów w sprawie rozejmu i pokoju !z Moskwą]”!7]. Ponadto w swej nocie powtórzyli tylko, że Armia Czerwona powinna zatrzymać ofensywę na etnograficznej granicy Polski i że dopiero kiedy rząd brytyjski upewni się, iż Rosja sowiecka nie dokonuje inwazji na Polskę, będzie można wznowić negocjacje handlowe - z Kamieniewem i Krasinem jako jej reprezentantami. Już pięć dni później, kiedy do Londynu dotrze nowa nota Cziczerina (z 23 lipca), te wątpliwości zostaną rozwiane. Lloyd George uznał przecież, że z Rosją sowiecką można rozmawiać dalej - tak jakby nie było inwazji na Polskę. Rosja zaś podejmowała tę grę, tak jakby nie miała zamiaru zsowietyzować Polski. W kolejnej nocie Cziczerin przekazywał zgodę Moskwy na udział jej reprezentantów w konferencji w Londynie. Miała to być wyłącznie konferencja mocarstw, bez udziału „małych państw”. Na tej konferencji zostałaby wreszcie przedyskutowana kwestia ostatecznego pokoju. Do Rewla po Kamieniewa i Krasina ruszył brytyjski niszczyciel. Rozmowy mogły być formalnie wznowione^. Krytycznie nastawiony do tej linii politycznej Winston Churchill komentował jej i przeforsowanie przez brytyjskiego premiera i jego sekretarza słowami, które zapamiętania (zwłaszcza w ustach późniejszego uczestnika konferencji w Teheranie, Jałcie i Poczdamie): „Oni !Lloyd George i Kerr] formułują plany, które dotyczą życia i losów świata, a wszystko to robi się za kulisami”!9].
przyjęcie warte są Moskwie, milionów
Rosja sowiecka miała jednak przewagę - nie moralną, ale realną - nad polityką Lloyda George’a. Gotowa była bowiem grać milionami istnień swoich obywateli, a nie tylko poświęcać w misternej grze gabinetowej miliony mieszkańców innych, dalekich krajów, by ratować własnych. Zasadnicza decyzja została już podjęta 16 lipca na posiedzeniu KC przygotowanym przez uprzednie konsultacje członków kierownictwa partii. Owszem, przed podjęciem decyzji wyniknęły między nimi różnice, zwłaszcza między Trockim, sprzeciwiającym się odrzuceniu noty Curzona, a najbardziej entuzjastycznie nastawionymi do nowej ofensywy Bucharinem i Zinowiewem!10]. Ale po 16 lipca obowiązywała wszystkich ta jedna decyzja: Armia Czerwona miała przekroczyć linię Curzona, Polska miała zostać zsowietyzowana. Trocki informował o tym komisarzy politycznych obu nacierających na Polskę frontów (Południowo-Zachodniego - Stalina, a także Zachodniego - Ivara Smiłgę) w depeszy z 17 lipca w słowach niepozostawiających najmniejszej wątpliwości: „Próba pośrednictwa ze strony Curzona, mająca na celu ukrycie faktu, że ententa podejmuje nowe wysiłki przeciw nam, została odrzucona. !...] Z ogólnego położenia, a także z podjętych decyzji, wynikają dla nas następujące zadania: 1. Wyjaśnić wojskom Frontu Zachodniego i Frontu Południowo-Zachodniego sens politycznego manewru i krytyczny charakter przeżywanej chwili. Stąd konieczność nie
osłabiania, ale wzmożenia nacisku w celu jak najszybszego rozgromienia białogwardyjskiej Polski i okazania polskim robotnikom i chłopom pomocy w dziele stworzenia sowieckiej Polski”. Bratanie się z polskimi robotnikami i chłopami, a także nasilenie agitacji w języku polskim, między innymi „popularyzowanie wśród Polaków nazwisk i biografii najwybitniejszych polskich komunistów (towarzyszy Feliksa Dzierżyńskiego, Juliana Marchlewskiego, Karola Radka, Józefa Unszlichta i innych)” - to niektóre z listy działań politycznych zalecanych przez przewodniczącego Rady Wojskowo-Rewolucyjnej Republiki Sowieckiej, w ślad za dyrektywami Plenum KC RKP(b), które 17 lipca debatowało nad sposobami zrealizowania fundamentalnej decyzji z poprzedniego dnia22 Militarne dyrektywy wynikające z odrzucenia noty Curzona precyzował Naczelny Dowódca Armii Czerwonej Siergiej Kamieniew w rozkazach z 20 i 23 lipca dla dowódców Frontu Zachodniego i Frontu Południowo-Zachodniego. W pierwszej z nich Kamieniew rozkazywał „kontynuować energiczne rozwijanie operacji [...], nie ograniczając ich granicą wskazaną w nocie lorda Curzona”, w drugiej - wydawał polecenie zajęcia Warszawy „nie później niż 12 sierpnia”22 Lenin otwierał właśnie (23 lipca) posiedzenie Drugiego Kongresu III Międzynarodówki w Moskwie (kongres zaczął się - także z udziałem Lenina - 19 lipca w Piotrogrodzie). III Międzynarodówka nie była już fikcyjną organizacją, jak jeszcze szesnaście miesięcy wcześniej, na pierwszym kongresie. Teraz w zjeździe uczestniczyło 217 delegatów z 67 organizacji komunistycznych z 41 krajów. Na sali obrad w Wielkim Pałacu Kremlowskim panował entuzjazm. Na ogromnej mapie ukazującej linię frontu w wojnie polsko-sowieckiej przesuwały się czerwone chorągiewki, które oznaczały postępy ofensywy Armii Czerwonej ku centrum Europy. Tego samego dnia, na posiedzeniu Politbiura, Lenin zatwierdził odpowiedź Cziczerina na sugestię Curzona o wszczęciu rozmów rozejmowych z Polakami, proponując zarazem udział Sowietów w konferencji mocarstw w Londynie. Nastrój chwili i zarazem istotny kierunek polityki Rosji w tym momencie oddawał jednak znacznie lepiej telegram wysłany przez Lenina (również 23 lipca) do Stalina, stacjonującego ze sztabem Frontu Południowo-Zachodniego w Charkowie. Lenin pisał: „Położenie w Kominternie doskonałe. Zinowiew, Bucharin, a także ja, uważamy, że trzeba by jak najszybciej pobudzić rewolucję we Włoszech. Według mnie trzeba w tym celu zsowietyzować Węgry, a może także Czechy i Rumunię”. Stalin informował następnego dnia, iż wydał rozkaz zajęcia Lwowa do 13 sierpnia. Z nie mniejszym entuzjazmem odpowiadał na pytania Lenina o perspektywy rewolucji: „Teraz, kiedy mamy Komintern, pokonaną Polskę i nieco sprawniejszą Armię Czerwoną, kiedy - z drugiej strony - ententa stara się o wytchnienie dla Polski [...] - w takim momencie i przy takich perspektywach byłoby grzechem nie pobudzić rewolucji we Włoszech. [...] trzeba postawić kwestię organizacji powstania we Włoszech i w takich jeszcze nieokrzepłych państwach jak Węgry i Czechy (Rumunię przyjdzie rozbić). [...] Krótko mówiąc: trzeba podnieść kotwicę i ruszyć w drogę, dopóki imperializm nie zdążył jeszcze naprawić swojej rozwalającej się fury”22 Choć, dla asekuracji, rozmowy w Londynie miały być nadal prowadzone, to jednak nie ulega wątpliwości, że Rosja sowiecka podjęła ryzyko rozbicia systemu wersalskiego. Brytyjski projekt skorygowania tego systemu - poprzez wprowadzenie doń nowej Rosji - został odrzucony. Lloyd
George nie tracił jednak nadziei, że nie tylko da się go uratować, lecz także, że jest na najlepszej drodze do rychłej jego realizacji. Na spotkaniu ze swoimi ministrami 26 lipca zapowiedział, że uda się następnego dnia do Boulogne, by przekonać francuskich sojuszników do koncepcji rozmów pokojowych z bolszewicką delegacją. W tym samym dniu „Times” przestrzegał przed konsekwencjami tej polityki - katastrofalnymi dla Polski, ale także ryzykownymi dla reszty Europy. Bolszewicy chcą zsowietyzować Polskę - to jasne, stwierdzał komentator „Timesa”, wspierając swą tezę treścią niedawnego przemówienia Trockiego do moskiewskich kolejarzy, w którym zwierzchnik Armii Czerwonej chełpił się, iż „Polska wkrótce przestanie być buforem (pomiędzy Niemcami a Rosją) i stanie się czerwonym pomostem dla rewolucji społecznej w całej Europie Zachodniej”1141. Dwa dni później swoją osamotnioną, bezsilną niezgodę na politykę premiera wyraził, także w artykule prasowym, Winston Churchill (na łamach „Evening News”). W tekście zatytułowanym The Poison Peril from the East (Niebezpieczeństwo zatrucia ze Wschodu) sekretarz stanu w War Office określił Polskę jako lynch-pin (zwornik) systemu wersalskiego. Jeśli Polska zostanie przez bolszewików połknięta, cały system runie. Churchill nie wierzył jednak w możliwość uratowania Polski siłami dawnej ententy - zdawał sobie sprawę z niepopularności idei jakiejkolwiek, zwłaszcza zbrojnej, pomocy dla Polski w zmanipulowanym propagandą labourzystów społeczeństwie brytyjskim. Proponował, by Polskę przed bolszewicką Rosją uratowały... Niemcy1151. Tego właśnie Francja obawiała się najbardziej - i ta obawa paraliżowała możliwość prowadzenia przez Paryż śmielszej polityki w sprawie zagrożonej Polski. Nie oznaczało to jednak, że premier Millerand był gotów zaakceptować linię polityki narzucaną przez Lloyda George’a. Na spotkaniu w Boulogne 27-28 lipca Millerand oparł się naciskowi, jaki wywierali na niego brytyjski premier oraz pozyskany dla jego koncepcji włoski minister spraw zagranicznych hrabia Carlo Sforza. Przekonywał, że noty Cziczerina jednoznacznie wskazują na intencję Moskwy, by zsowietyzować Polskę. Lloyd George upierał się natomiast, by „dać szansę” bolszewikom - szansę na przekonanie ententy o ich „dobrych intencjach” wobec Polski. Apelował do francuskiego premiera, by nie odrzucał możliwości swojego udziału w planowanej w Londynie wielkiej konferencji „pokojowej”: bo kto będzie bronił interesów Polski, jeśli Francji nie będzie przy stole obrad z Kamieniewem? - pytał w charakterystycznym dla siebie retorycznym zwrocie. Millerand nie miał jednak wątpliwości: konferencja w Londynie, jeśli się odbędzie, będzie służyć ostatecznie usprawiedliwieniu porzucenia Polski przez jej zachodnich sojuszników. Dlatego wymógł na swym brytyjskim koledze zobowiązanie, że jeśli w ogóle dojdzie do konferencji w Londynie, to tylko z udziałem przedstawicieli Polski. Rozziew między Londynem a Paryżem w kwestii kryzysu polskiej niepodległości poszerzał się bardzo szybko1161. Francja nie miała wiele do zaoferowania Polsce. Różnica stanowisk wobec polskiego kryzysu między Londynem a Paryżem była wszakże jak najbardziej odczuwalna nad Wisłą. Widać ją było choćby w aktywności brytyjskich i francuskich członków komisji międzyalianckiej, którzy trafili do Warszawy na mocy decyzji z 21 lipca. Generał Maxime Weygand, a za nim setki francuskich oficerów wspierali mobilizację polskich oddziałów do efektywnego oporu przeciw ofensywie Armii Czerwonej. Niezależnie od bezsensownych sporów - wywołanych raczej przez polskich nieprzyjaciół Piłsudskiego niż przez samego Weyganda - o autorstwo zwycięstwa w bitwie
warszawskiej nie ulega wątpliwości, że sama obecność dużej grupy francuskich oficerów dodawała przynajmniej otuchy polskim szeregom; można było chociaż mieć wrażenie, że Polska nie jest całkowicie opuszczona. Zupełnie inaczej przedstawiała się rola brytyjskiej części misji, jak będę miał jeszcze okazję napisać o tym w kolejnej części tej książki. Millerand krytykował odmowę skierowania do Polski odpowiedniej, dwu-trzytysięcznej grupy brytyjskich oficerów, uznając 1 sierpnia, że ta decyzja właściwie pozbawia brytyjską część misji prawa głosu w Warszawie!17]. Głos brytyjskiej części misji był jednak dobrze słyszalny w Londynie. Sir Maurice Hankey, sekretarz gabinetu brytyjskiego, powrócił szybko - bo już w pierwszych dniach sierpnia z Warszawy, by przedstawić obszerny raport premierowi. Część pierwsza tego szokującego w swej ignorancji i bardzo nieprzychylnego wobec Polski raportu była publikowana w tomie dokumentów brytyjskiej polityki zagranicznej. Części pozostałe (od drugiej do piątej) nie zostały opublikowane. A powinny, ukazują one bowiem w wyraźnym, nawet jaskrawym, rzec można, świetle tendencje w polityce brytyjskiej wobec zagrożonej niepodległości Polski. W części drugiej raportu Hankey powoływał się na przeprowadzoną po drodze do Warszawy rozmowę w Pradze z prezydentem Tomaszem Masarykiem, który miał wyrazić w niej całkowite przekonanie o nieuchronności militarnego upadku Polski. W części trzeciej uwagę przykuwa kuriozalny portret Piłsudskiego, naszkicowany przez jego brytyjskiego gościa: „Jest wysoki, ale pochyla się tak mocno w ramionach, że sprawia niemal wrażenie garbusa. !...] Jego twarz ma trupi wyraz, z głęboko osadzonymi oczami. !...] Jest z urodzenia Polakiem austriackim !z austriackiego zaboru]. !...] Wydaje mi się, że był w więzieniu w Austrii, kiedy wybuchła wojna !pierwsza wojna światowa]. Politycznie jest socjalistą. Jeden z wiceministrów powiedział mi, że Piłsudski] był przyjacielem Lenina !...]”!18] - i tak dalej, i tym podobne. Część czwarta zawiera skrajnie pesymistyczne uwagi o sytuacji na froncie. Najważniejsze są jednak datowane 3 sierpnia, a skreślone w drodze powrotnej przez Niemcy, uwagi podsumowujące w części piątej raportu, które Hankey przedstawił zaraz po przybyciu do Londynu swojemu szefowi. „Trwała egzystencja Polski pomiędzy Niemcami z jednej strony a Rosją z drugiej jest bardzo problematyczna, nawet jeśli przetrwa ona obecny kryzys” stwierdzał sekretarz brytyjskiego gabinetu. I formułował ostateczne wnioski: „Powinniśmy wycofać się ze wszelkich wojskowych obowiązków w Polsce i pozostawić Europę Środkową i Wschodnią, żeby ta zadbała o swój własny los bez naszej interwencji !...]. Prawdopodobnie jest już za późno, żeby użyć Niemiec jako wojskowej zapory przeciw Rosji. Bardziej dalekowzroczna polityka polegałaby raczej na użyciu Niemiec jako pomostu, przez który z biegiem lat brytyjski kapitał mógłby zostać wprowadzony do Rosji i mogły zostać przywrócone normalne stosunki”!19]. Formalny lider brytyjskiej części misji alianckiej w Warszawie, lord d’Abernon, choć podkreślał, że jego nastawienie do Polski jest „bardziej przyjazne” (more friendly), to jednak w liście do Hankeya, komentującym jego raport, stwierdzał, iż: „jeśli można zawrzeć korzystny układ z Niemcami, to z pewnością byłbym za jego zawarciem. Rzeczywiście ważne w całej sytuacji Europy Środkowej jest to, żeby mieć niemiecką siłę zaangażowaną przeciw bolszewikom, a nie wrogo nastawioną do nas”!20]. Znany z opublikowanej po latach relacji z „XVIII decydującej bitwy w dziejach świata” (jak określił bitwę warszawską z sierpnia 1920
roku), lord d’Abernon „wyczyścił” ją z najbardziej krytycznych uwag pod adresem Polaków, w jakie obfitowały jego spisany na bieżąco, w lipcu-sierpniu 1920 roku raport do Londynu i towarzysząca mu korespondencja. Dla przykładu przytoczę list d’Abernona do Hankeya z 9 sierpnia 1920 roku, w którym nadawca stwierdzał wprost, że jeśli nie potraktuje się Polaków jak egipskich fellachów i nie umieści nad nimi „europejskich” nadzorców w każdym wydziale administracji, to nigdy nie zbudują zdolnego do funkcjonowania kraju: „Oni muszą pożyczyć rozum i stateczność” (They must borrow brains and stability)22 Jeszcze wymowniej stosunek brytyjskiego szefa misji alianckiej do Polski jako swoistej pustki, którą dowolnie mogą dopiero urządzić lub wykorzystać europejscy panowie „cywilizacji”, wyraża podsumowanie jego raportu dla lorda Curzona. Warto przytoczyć tę fenomenalną w swej śmiałości konkluzję: „Polska jest oczywiście idealnym krajem do toczenia w nim wojen. Nie znam żadnego europejskiego generała, w szczególności generała kawalerii, któremu nie ciekłaby ślinka podczas rozpatrywania tego kraju [jako teatru działań wojennych]. [...] Wydaje mi się, istotnie, że o ile Liga Narodów nie sprawdzi się całkowicie w swym obecnym kształcie, to można by, poprzez niewielką zmianę jej obecnego statutu, ustanowić Polskę areną do rozstrzygania konfliktów przez toczenie [na jej terenie] zastępczych walk przez wybrane oddziały ze skonfliktowanych krajów”22 Polska, jak kraj króla Ubu, dobra do przeprowadzania na jej terenie wojenturniejów europejskich... Tak patrzył na to brytyjski pan, wcześniej nadzorca egipskich finansów, rzucony latem 1920 roku przez swego premiera, by nadzorować innych, wschodnioeuropejskich tym razem, barbarzyńców. D’Abernon był jednak w tym momencie także dyplomatą i dlatego przedstawiał w listach i raportach do Londynu nie tylko swoje fantastyczne wyobrażenia na temat kawaleryjskich turniejów nad Wisłą, lecz także konkretne wnioski polityczne. Różniło go od Lloyda George’a i Hankeya, a zbliżało do Churchilla przekonanie, że Niemcy należy - po upadku Polski - wykorzystać jako barierę Europy przeciw bolszewickiej Rosji. D’Abernon chciał zwalczać bolszewizm, zatrzymać go militarnie. Brytyjski premier i sekretarz jego gabinetu zakładali natomiast, że po nieuchronnym upadku Polski Niemcy powinny stać się nie przedmurzem, ale również pomostem, który połączy Europę Zachodnią (w szczególności Wielką Brytanię) z Rosją sowiecką w odnowicielskiej dla całego kontynentu misji stabilizacji i wymiany handlowej. Na drodze do tej restauracji „europejskiego porządku” stał jednak wciąż jeszcze polski problem. By go rozwiązać, Lloyd George starał się jak najszybciej zmusić Polaków do podjęcia bilateralnych rokowań pokojowych z Rosją sowiecką, a w każdym razie wykazać, że strona sowiecka nie odpowiada za ich odwlekanie - a zatem nie ponosi winy za przedłużanie wojny. W takim układzie brytyjski premier mógłby nadal zabiegać o zwołanie upragnionej konferencji w Londynie, nie ryzykując całkowitego zerwania z Francją. Historia nacisku brytyjskiego na Warszawę w sprawie rokowań z Rosją sowiecką pod koniec lipca i w pierwszej dekadzie sierpnia, a także sowieckich uników przed podjęciem realnych negocjacji z Polakami - przed planowanym na połowę sierpnia zdobyciem polskiej stolicy - ma już swoją literaturę22 Wrócę do tej historii w kolejnej części książki. W tym George’a w takiej brytyjskiej
miejscu chcę tylko stwierdzić, iż wydawało się, że kres prowadzonej przez Lloyda gry wytyczało właśnie ewentualne zdobycie Warszawy przez Armię Czerwoną sytuacji trudno byłoby już wykazać Francji, a nawet poważnej części własnej, opinii publicznej, że prowadzona kosztem Polski polityka appeasementu wobec Rosji
sowieckiej jest właściwa. Brytyjski premier przygotowywał się jednak do przekroczenia i tej granicy, uznając, że zajęcie Warszawy (i całej Polski, nawet tej „etnograficznej”) jest w zasadzie nieuniknione i trzeba raczej skoncentrować się na zminimalizowaniu wynikających z takiego obrotu sprawy możliwych negatywnych konsekwencji dla „europejskiego porządku”. Strona sowiecka była gotowa brać udział w tej grze, a w każdym razie takie zadanie miała delegacja wysłana do Londynu z Lwem Kamieniewem i Leonidem Krasinem na czele. 4 sierpnia, niemal natychmiast po przywiezieniu sowieckiej delegacji brytyjskim niszczycielem z Rewla do Londynu, Lloyd George zaprosił Kamieniewa i Krasina na Downing Street. Premiera wspierali w rozmowie Hankey, który właśnie wrócił ze swej misji w Warszawie, faktyczny redaktor „noty Curzona” z 11 lipca, Philip Kerr, a także doradca ekonomiczny premiera - E.F. Wise (przypomnę: autor raportu z początku 1920 roku, który uzasadniał konieczność nawiązania stosunków z Rosją sowiecką względami ekonomicznymi, wspominając o głodującej Europie). Z urzędu towarzyszył im lider konserwatywnej większości parlamentarnego zaplecza rządu Bonar Law. Sekretarz War Office Churchill został za drzwiami, podobnie jak formalny kierownik Foreign Office lord Curzon - i ta sytuacja, a ściśle: dokonany przez premiera specyficzny dobór uczestników (poza Bonarem Lawem) rozmów z sowiecką delegacją, ukazuje dobitnie, jakie było nastawienie brytyjskiej polityki wobec kryzysu polskiej niepodległości i kto naprawdę tę politykę prowadził. Lloyd George zaapelował na owym zamkniętym spotkaniu do Kamieniewa, by ten dostarczył jakichś dowodów dobrej woli strony sowieckiej w sprawie Polski, w innym bowiem wypadku Wielka Brytania będzie musiała wypełnić zobowiązania przyjęte w rozmowach z Francją i ogłosić blokadę morską Rosji. Obiecał jednak nie ujawniać tej groźby, aby ułatwić stronie sowieckiej pozytywną odpowiedź na swoją prośbę1241. Działo się to 4 sierpnia, dokładnie w szóstą rocznicę przystąpienia Wielkiej Brytanii do Wielkiej Wojny na kontynencie. Premier był zdeterminowany, by nie dopuścić do zaangażowania swego kraju w nową wojnę: wojnę o Polskę. Warto dodać, że w tym samym dniu „Times” opublikował wiadomość o powstaniu w Białymstoku Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski z Julianem Marchlewskim i Feliksem Dzierżyńskim na czele. Coraz trudniej było udawać, że Moskwie nie chodzi o sowietyzację Polski. Francuski premier nie miał żadnych wątpliwości, iż to właśnie stanowi cel Lenina - i że obowiązkiem aliantów jest temu przeciwdziałać. Pisał o tym 4 sierpnia do posła w Londynie, Paula Cambona, zapowiadając, że będzie domagał się stanowczo udzielenia pomocy Polsce w tej sytuacji - między innymi poprzez nacisk na Czechosłowację i Rumunię, by militarnie wsparły sąsiada1251. Następnego dnia do Lloyda George’a dotarła utrzymana w uspokajającym tonie nota od Kamieniewa, w którym cała odpowiedzialność za odwlekanie sowiecko-polskich negocjacji pokojowych została przerzucona na Warszawę1261. Jednocześnie Hankey przekonywał w swym raporcie, że Polska nie ma szans się utrzymać i nie warto jej ratować. Brytyjski premier swe dalekosiężne intencje odsłonił w liście wysłanym 5 sierpnia do prezydenta Stanów Zjednoczonych, Wilsona. Cytowany powyżej raport Hankeya i jego wnioski o nieuchronnym upadku Polski dołączył jako uzasadnienie głównej tezy listu, którego treść omówiłem wcześniej w rozdziale o polityce amerykańskiej. Teraz powtórzę tylko, że Lloyd George starał się przekonać adresata swego pisma, iż Stany Zjednoczone powinny machnąć ręką na beznadziejny przypadek Polski i wysłać swego wysokiego przedstawiciela na konferencję do Londynu, na
której Wielka Brytania przywitałaby Rosję sowiecką w gronie mocarstw - już na „trupie białej Polski”!27]. Waszyngton stawiał jednak - nader biernie, jak wiadomo z dokonanej już wcześniej analizy noty sekretarza stanu Colby’ego z 10 sierpnia - na odrodzenie wielkiej, niebolszewickiej, republikańskiej Rosji. Latem 1920 roku prezydent Wilson na pewno nie był zainteresowany partnerstwem z bolszewikami, jakie proponował brytyjski premier!28]. Lloyd George prowadził swoją grę nadal, nie czekając na odzew Waszyngtonu. W piątek 6 sierpnia spotkał się ponownie z Kamieniewem. W długiej, pięciogodzinnej rozmowie przekonywał przedstawiciela Politbiura, żeby ten dostarczył mu, nie później niż do niedzieli (kiedy brytyjski premier miał się spotkać z Millerandem w celu ustalenia linii postępowania w sprawie polskiego kryzysu), autorytatywną deklarację sowieckiego rządu w sprawie warunków pokoju z Polską. Lloyd George przyznawał, że rozumie doskonale, iż strona sowiecka ma uzasadnione powody, by pomścić „polską napaść”, jeśli jednak Moskwa chce pokoju z Zachodem, powinna przedstawić warunki zgodne z taką pokojową intencją. Wzywał także do wstrzymania dalszej ofensywy Armii Czerwonej, podkreślając, że jej kontynuacja (czyli właśnie zdobycie Warszawy) wzburzyć może opinię publiczną we Francji, a nawet w samej Wielkiej Brytanii w stopniu uniemożliwiającym dalsze negocjacje^. Sowiecka dyplomacja z zimną krwią zwlekała z odpowiedzią na tę prośbę. Nie tylko dlatego, że Armia Czerwona miała przecież w końcu zająć Warszawę, lecz także dlatego, iż Kamieniew, Lenin i Cziczerin dostrzegali znakomitą okazję do rozbicia jedności w samym centrum „imperialistycznego obozu” poprzez zantagonizowanie ugodowej wobec Moskwy polityki Londynu i nastawionej na pomoc Polsce polityki Paryża. Lloyd George musiał wyjechać na spotkanie z Millerandem do nadmorskiego Hythe (na zamek Lympne) bez odpowiedzi z Moskwy. Strategia przekonywania Francuzów do dalszych rozmów z delegacją sowiecką mogła się w tej sytuacji ograniczyć jedynie do stwierdzenia, że Polska i tak już upadła - z własnej winy, alianci zaś nic w istocie nie mogą zrobić, by to zmienić. Kilka stwierdzeń z wystąpienia Lloyda George’a na pierwszym spotkaniu w Lympne, 8 sierpnia, dobrze ilustruje tę strategię. Premier powiedział między innymi, że zachodni alianci „muszą zmierzyć się z faktem ostatecznego upadku Polski, że ani Francja, jak on !czyli Lloyd George] rozumie, ani Wielka Brytania nie mogą wysłać wojska !na pomoc Polsce]. !...] W pewnym sensie to Polacy są najniebezpieczniejszymi wrogami aliantów. Kto, na przykład, pokłada jakiekolwiek zaufanie w Piłsudskim? !...] Problem polega na tym, że Polakom nie można ufać, a Piłsudski jest tak potężny, że nie da się go usunąć. !...] Co więcej, Polacy nie stawiają żadnego oporu !bolszewickiemu najazdowi], nie próbują nawet walczyć”^. Millerand oponował przeciwko spisywaniu Polski na straty, demaskował precyzyjnie całą sowiecką grę dyplomatycznopropagandową prowadzoną od połowy lipca i domagał się wyrzucenia z Londynu Kamieniewa i Krasina jako pierwszego stanowczego kroku, wskazującego na determinację aliantów wobec sowieckiej agresji na Polskę. Stawiał sprawę twardo: trzeba wybrać między Piłsudskim a Kamieniewem - i nie pozostawiał wątpliwości, że wybiera mimo wszystko Piłsudskiego. Lloyd George odpowiedział, że nie zgadza się z tą argumentacją, ale skonsultuje ją z Włochami, Belgią i Japonią, a przede wszystkim z brytyjską Izbą Gmin. Wiedział doskonale, że rządy włoski i belgijski już całkowicie zaakceptowały jego linię polityczną porozumienia z Moskwą - nawet za cenę likwidacji niepodległości Polski, Japonia zaś w ogóle nie była całą sprawą
zainteresowana. Formalnie uzgodniono w Lympne tyle, że jeśli Rosja sowiecka nie zawrze porozumienia (rozejmu lub pokoju) z Polską do niedzieli, 15 sierpnia, wtedy Kamieniew i Krasin będą musieli opuścić Londyn134. Brytyjski premier zyskiwał kolejny tydzień na swą grę, a Armia Czerwona - kolejny tydzień na zdobycie Warszawy - przy braku jakiegokolwiek uzgodnienia wspólnej akcji pomocy dla Polski ze strony mocarstw zachodnich. Czy dało się ostatecznie zsynchronizować te dwie rozgrywki? Nie można tego stwierdzić jednoznacznie, wydaje się jednak, że z punktu widzenia bolszewickiej strategii optymalnym rozwiązaniem byłaby sytuacja, gdyby w okrążanej przez Armię Czerwoną Warszawie wybuchła jakaś „robotnicza rewolucja” lub bodaj jej namiastka. Pozwoliłaby ona dalej przekonywać przynajmniej część zachodniej opinii publicznej, iż Rosja sowiecka nie dokonuje zamachu na niepodległość Polski, a jedynie wspiera „autentyczny wybór” samego społeczeństwa polskiego: wybór systemu sowieckiego. Taka sytuacja pozwoliłaby także prowadzić nadal grę dyplomatyczną z Londynem - i nie ma wątpliwości, że Lloyd George był gotów na takich warunkach ją prowadzić. Świadczyły o tym najdobitniej jego najważniejsze polityczne wystąpienia bezpośrednio po powrocie z Lympne. Już 9 sierpnia, na posiedzeniu gabinetu, podczas którego premier referował wyniki konferencji z Millerandem, dotarła do rządu informacja o przechwyconym (przez biuro szyfrów Royal Navy) telegramie z Moskwy do Kamieniewa. Treść telegramu dowodziła niezbicie, że strona sowiecka nie dąży do żadnego rozejmu z Polską, ale do jej podboju. Foreign Office dysponowało już w tym czasie także między innymi tłumaczeniem na angielski słynnego rozkazu dowódcy nacierającego na Warszawę Frontu Zachodniego Armii Czerwonej, Michaiła Tuchaczewskiego. Ten rozkaz, wydany na rozpoczęcie całej ofensywy, już 2 lipca, nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że celem ataku jest marsz przez „trupa białej Polski” ku rewolucji światowej. Po angielsku brzmiał nie mniej dobitnie niż w rosyjskim oryginale: To the West! [...] Over the dead body of White Poland shines the road to world-wide conflagration. On our bayonets we shall bring happiness and peace to toiling humanity. [...] On to Vilna, Minsk, and Warsaw! March! (Na Zachód! [...] Za trupem białej Polski lśni droga do światowego pożaru. Na naszych bagnetach zaniesiemy szczęście i pokój pracującej ludzkości. [...] Na Wilno, Mińsk i Warszawę!)1321. Utrzymać wiarę w sukces proponowanej przez Lloyda George’a polityki porozumienia z Moskwą było coraz trudniej. Jeszcze trudniej przychodziło udawanie jakiejkolwiek dobrej woli wobec Polski... Z drugiej jednak strony, wciąż przybierała na sile zorganizowana przez część Labour Party i związków zawodowych wielka akcja protestów przeciwko wszelkiej pomocy brytyjskiej dla Polski. Od spotkania z kierującą tymi protestami Labour Council of Action (Radą Akcji Robotniczej) premier rozpoczął serię swych najważniejszych wystąpień w dniu 10 sierpnia. Ernest Bevin jako rzecznik delegacji Council of Action postawił sprawę jasno: występujemy nie tylko przeciw zaangażowaniu Wielkiej Brytanii w nową wojnę, lecz także przeciwko wszelkiej pomocy dla krajów, które walczą z Rosją sowiecką. Uzasadniał tę postawę nie żadną ideologiczną sympatią dla bolszewizmu, ale - jak to określił - typowo angielskim poczuciem fair play: to Polska napadła, stwierdzał, na Rosję i stało się to w wyniku „spisku ciemnych sił”. Lloyd George upewnił się, czy jednak, jeśli Rosja sowiecka zrobi Polsce to, co Rosja carska, czyli pozbawi ją niepodległości, wolno będzie rządowi brytyjskiemu posłać choćby parę butów
walczącym o niepodległość Polakom, czy też zwolennicy Labour Party zastrajkują nawet w takiej sytuacji. Bevin odpowiedział, że taka sytuacja nie nastąpiła. Sam z kolei zadał premierowi charakterystyczne pytanie: co zrobiłby, „założywszy, że polski naród zgodziłby się na ustrój, który nie odpowiadałby mocarstwom alianckim?”. Odpowiedź premiera była równie charakterystyczna: „Nie obchodzi mnie, jaki to ustrój. Jeśli chcą mieć u siebie Mikado [japońskiego cesarza], to ich sprawa”22 Sens pytania rzecznika Council of Action sprowadzał się do tego, czy rząd brytyjski będzie się sprzeciwiał, jeśli nad Warszawą zawiśnie czerwona flaga - przy zachowaniu wszelkich pozorów, iż zawiesiły ją polskie ręce. Odpowiedź Lloyda George’a była równoważna ze stwierdzeniem, że w takim wypadku Londyn z ulgą powstrzyma się od wszelkiej interwencji. Tego samego dnia, występując nieco później przed Izbą Gmin z wyjaśnieniem polityki rządu w sprawie polskiego kryzysu, Lloyd George miał do czynienia z bardziej zróżnicowaną w swych opiniach publicznością. W mistrzowski sposób udało mu się jednak przekonać większość z nich. Jego wystąpienie miało nader dramatyczny scenariusz. Zaczął je od swojej interpretacji wojny sowiecko-polskiej, zgodnie z którą to właśnie Polska napadła na niewinną Rosję sowiecką. To miało uspokoić lewicowych krytyków wszelkiej pomocy dla Polski (zarówno z Labour Party, jak i z partii niezależnych liberałów). Zaraz jednak dodał, że nie powinno się karać Polski za jej fatalny błąd całkowitym unicestwieniem. To stanowisko miało z kolei uspokoić konserwatywną większość politycznego zaplecza gabinetu. Premier starał się stwarzać wrażenie, że Polacy mogą się jeszcze sami obronić - jeśli tylko przyjmą bez dyskusji wskazówki ze strony alianckich doradców (misji d’Abernona i Weyganda). Przede wszystkim jednak Sowieci mogą nawiązać realne rozmowy rozejmowe z Polakami - i to byłoby najlepsze rozwiązanie. Premier wyjaśnił dalej, jaka rola przypada mocarstwom zachodnim w takiej sytuacji: „Alianci powinni doradzić Polsce podjęcie negocjacji rozejmowych i zawarcie pokoju [z Rosją sowiecką], jeśli tylko uznana zostanie niepodległość etnograficznej Polski”22 Gdyby Polacy takie warunki odrzucili, wtedy - ostrzegał Lloyd George - „alianci nie mogliby poprzeć Polski” (The Allies could not support Poland). W tym dramatycznym momencie najbliższy współpracownik Lenina w bolszewickim Politbiurze Lew Kamieniew, przysłuchujący się całej debacie z fotela w Distinguished Strangers Gallery, dał znak jednemu ze współdziałających z nim posłów Labour Party, by ten doręczył brytyjskiemu premierowi zapieczętowany pakiet z jego listem. List ten zawierał odpowiedź na zasadnicze pytanie, jakie są sowieckie warunki dla polskiej delegacji pokojowej, skierowanej na rozmowy do Mińska. Lloyd George zwołał w trybie natychmiastowym, w gmachu parlamentu, posiedzenie gabinetu w okrojonym składzie, by rozważyć owe warunki. Kamieniew wymieniał na liście między innymi konieczność demobilizacji polskiej armii do poziomu dziesięciotysięcznej kadry, wzmocnionej przez pięćdziesiąt tysięcy poborowych; polska armia powinna natychmiast wycofać się pięćdziesiąt wiorst (czyli mniej więcej pięćdziesiąt kilometrów) na wschód od aktualnej linii frontu (Warszawa znalazłaby się w ten sposób na granicy sowieckiej okupacji wojskowej); cała broń polska miała być wydana stronie sowieckiej oraz - niewymienionej nigdzie indziej w nocie Kamieniewa - „obywatelskiej milicji” (czyli, de facto, polskiej Armii Czerwonej). Przyszła granica polsko-sowiecka miała przebiegać mniej więcej wzdłuż linii Curzona. Te najważniejsze warunki mogły być, dodawał Kamieniew, uzupełnione przez „drugorzędne drobiazgi”. Mimo sprzeciwu niektórych kolegów ze swego
gabinetu, zwracających uwagę na niepokojące szczegóły, zwłaszcza takie jak zapowiedź faktycznej likwidacji Wojska Polskiego przy jednoczesnym powołaniu bliżej nieokreślonej „milicji obywatelskiej”, Lloyd George stwierdził, iż „warunki [ogłoszone w liście Kamieniewa] nie są nawet w przybliżeniu tak surowe, jak te, które zostały narzucone [przez aliantów] Niemcom i Austrii, oraz że on nie uważa, aby Wielka Brytania mogła wszcząć wojnę po to, żeby zapewnić lepsze warunki [dla Polski]’,[35]. Postanowił także poinformować polski rząd za pośrednictwem posła brytyjskiego w Warszawie, iż Rząd Jego Królewskiej Mości rekomenduje przyjęcie warunków sowieckich, a ich odrzucenie przez Warszawę uzna za powód do zwolnienia Wielkiej Brytanii z wszelkich zobowiązań do pomocy. Zdając sobie jednocześnie sprawę, że Paryż z pewnością nie będzie się skłaniał ku takiej interpretacji sowieckich warunków, Lloyd George zdecydował się na krok zdumiewający: zaproponował, by nie informować Francji o stanowisku Wielkiej Brytanii w tej sprawie. Uzasadnienie przedstawione przez brytyjskiego premiera jego kolegom z gabinetu warto przytoczyć: „Jeśli warunki [sowieckie dla Polski] zostałyby zakomunikowane Paryżowi, istnieje niebezpieczeństwo, że rząd francuski mógłby je odrzucić. [...] Francja jest wściekle antybolszewicka, a Francuzi mieli niegdyś doświadczenie komunizmu. Obecna sprawa [czyli sowiecki najazd na Polskę] nie ma jednak nic wspólnego z komunizmem”^. O przyjętym przez rząd stanowisku pozostawało poinformować jeszcze czekających w wielkim napięciu posłów brytyjskiego parlamentu. Lloyd George wrócił na salę obrad o dziesiątej wieczór. Powiadomił zgromadzenie, iż choć w liście Kamieniewa „są pewne rzeczy, których znaczenia całkiem nie rozumie” (there are certain things which I do not quite know the meaning o f ) , to jednak rząd brytyjski zdecydował się przekazać swoje „wstępne wrażenia” (preliminary impressions) w sprawie sowieckich warunków rządowi polskiemu. Konkluzja tej informacji zasługiwała na jeszcze większy podziw (z powodu zręczności w manipulowaniu faktami przez brytyjskiego premiera): „Nie sądzę, aby było z naszej strony fair wchodzić poza to [czyli poza przekazanie wspomnianych «wrażeń» rządowi polskiemu], ponieważ oznaczałoby to przejmowanie negocjacji [z bolszewikami] z rąk polskiego rządu’,[37l Powołanie się w tym zdaniu na pojęcie gry fair było szczytem cynizmu. Premier zachęcił w ten sposób Izbę do niekontynuowania dyskusji nad polskim problemem, sugerując, że ma już on swoje najprawdopodobniej dobre - rozwiązanie w bezpośrednich rokowaniach sowiecko-polskich opartych na warunkach, jakie przedstawił Kamieniew. Dziesiątego sierpnia, a więc w tym samym dniu, kiedy sekretarz stanu USA ogłosił swoją notę określającą stanowisko Waszyngtonu wobec Rosji sowieckiej (całkowicie negatywne, lecz bierne) i - pośrednio - wobec kształtu Polski (miała pozostać zamknięta od wschodu granicą dawnej kongresówki), Lloyd George, praktycznie rzecz ujmując, określił oficjalną pozycję rządu brytyjskiego wobec polskiego kryzysu: sprowadzała się ona do akceptacji sowieckich warunków dla Warszawy. Premier unikał w ten sposób trudnej konfrontacji w polityce wewnętrznej w Wielkiej Brytanii. Równocześnie jednak, w imię sukcesu swojej linii porozumienia z Moskwą, zdecydował się nie tylko przymknąć oko na faktycznie zdecydowaną w warunkach przedstawionych przez Kamieniewa sowietyzację Polski, ale nawet wystawić na szwank dobre stosunki z Francją. W
Polsce
wiadomość
o
stanowisku
rządu
brytyjskiego,
która
dotarła
tam
11
sierpnia,
wywołała niezwykłe przygnębienie. Donosił o tym do Londynu nawet sam lord d’Abernon, który właśnie ewakuował się z Warszawy do Poznania: oficjalna „rada” rządu Lloyda George’a dla rządu polskiego została przyjęta jako całkowita zdrada w obliczu sowieckiej agresji[38]. Wielki był także szok w Paryżu. Millerand wysłał do posła w Warszawie jednoznaczną instrukcję: rząd brytyjski rekomenduje Polsce przyjęcie warunków sowieckich, my - nie, warunki te bowiem oznaczają w istocie wydanie Polski bolszewikom. Aby spalić mosty dla ewentualnych nowych propozycji rokowań z Moskwą, Millerand zdecydował się - niejako w odwecie za nieuzgodnione z nim stanowisko Londynu - uznać de facto rząd generała Wrangla na Krymie^. Zerwanie stosunków na linii Paryż-Londyn nigdy nie było tak bliskie jak 11 sierpnia 1920 roku. Choć w następnych dniach dyplomacja obu mocarstw robiła wiele, by ten konflikt załagodzić, dopiero faktyczne rozstrzygnięcie pierwszego kryzysu polskiej niepodległości nie w dyplomatycznych gabinetach, ale na polu bitwy warszawskiej - pomogło osłabić fatalne wrażenie, jakie pozostawił po sobie ów podział. System wersalski został uratowany - wbrew projektowi brytyjskiego premiera, który chciał jego istotnej korekty. Korekta - powtórzmy i podsumujmy - miała wprowadzić Rosję, tym razem sowiecką, do odnowionego klubu mocarstw i poprawić położenie Niemiec. Polska miała być główną ofiarą planowanej korekty. Beneficjentem zaś „porządek europejski” i odbudowa gospodarcza kontynentu, które łącznie zostałyby lepiej zagwarantowane przez współpracę mocarstw z zachodu z tymi ze wschodniej części Europy niż przez antagonizujący Rosję i Niemcy system, w jakim między nimi wyrastała „zbyt duża” Polska. Efekt ujawnienia pierwszego projektu owej korekty, w formie brytyjskiej „rady” dla rządu polskiego z 10 sierpnia 1920 roku, podsumował na gorąco francuski wysoki komisarz w Polsce Jean Jusserand: „Polska będzie o tym długo pamiętała, inne narody także”[40]. Polska jednak nie zapamiętała tej lekcji, niesiona entuzjazmem swojego wielkiego zwycięstwa nad bolszewikami, jakie przyszło kilka dni później - wbrew Lloydowi George’owi i jego „radom”. Nie zapamiętały jej tym bardziej inne narody Europy Środkowo-Wschodniej. A szkoda. Po latach - w 1938 roku w Monachium, potem w 1943 w Teheranie i w 1945 w Jałcie - przyjdą kolejne „korekty”, których cenę będą znów płaciły kraje tego regionu. Czy mogło być inaczej? Spróbujmy sobie wyobrazić na chwilę, że argumenty przedstawiane na plenum KC RKP(b) 16 lipca 1920 roku przez Cziczerina i Trockiego na rzecz przyjęcia oferty brytyjskiej przeważyłyby nad tymi na rzecz odrzucenia noty Curzona, które zaprezentowali Lenin, Stalin i Kamieniew, przy wsparciu Zinowiewa i Bucharina. Spróbujmy pomyśleć o scenariuszu „alternatywnym”, podobnym do tego, jaki wybrali ostatecznie przywódcy sowieccy w marcu 1918 roku, zgadzając się w rokowaniach w Brześciu na bez porównania gorsze warunki II Rzeszy, byle tylko zyskać bezcenną „pieriedyszkę”, pozwalającą utrwalić system komunistyczny w samej Rosji. Latem 1920 roku sytuacja Rosji sowieckiej, jak można to wyczytać z cytowanej wcześniej wymiany telegramów między Leninem a Stalinem, mogła się oczywiście wydawać bez porównania lepsza niż dwa i pół roku wcześniej. Rosja jednak nadal bardzo potrzebowała tego, co Unszlicht w odpowiedzi na pytanie Lenina z 15 lipca określił jako „długie wytchnienie” (dlitielnuju pieriedyszku). Wystarczyło wyjść z pałaców, w których odbywał się Kongres III
Międzynarodówki - Taurydzkiego w Piotrogrodzie czy Wielkiego Pałacu Kremlowskiego w Moskwie - by przekonać się naocznie, jak dramatyczna była sytuacja zaopatrzeniowa, komunikacyjna, mieszkaniowa w obu stolicach państwa, jak tragicznie przedstawiał się stan rosyjskiej gospodarki1411. W maju, a może nawet jeszcze w czerwcu czy na początku lipca, Lenin i większość jego towarzyszy z kierownictwa partii bolszewickiej zdawali się dobrze rozumieć tę sytuację i wynikające z niej ograniczenia. Dlatego przecież decydowali się podjąć propozycję rozmów handlowych w Londynie. Perspektywa zwieńczenia tych rozmów układem politycznym oferującym Moskwie odzyskanie terytorialnej suwerenności nad całym niemal obszarem dawnego imperium Romanowów (tylko bez „etnograficznych” Polski i Finlandii) oraz możliwość uznania władzy bolszewików nad tym wielkim państwem przez zwycięskie w pierwszej wojnie mocarstwa nie mogła nie być kusząca dla gospodarzy Kremla w lipcu 1920 roku. Dlatego można sobie chyba pozwolić na wyobrażenie hipotetycznych konsekwencji przyjęcia przez nich oferty Lloyda George’a z 11 lipca. Spróbujmy. Cziczerin wysyła notę informującą o przyjęciu przez rząd RSFRS propozycji rozejmu z Polską na linii Curzona i domaga się od Londynu wymuszenia na Warszawie podporządkowania się tej decyzji. Armia Czerwona, być może wciąż jeszcze walcząca z Wojskiem Polskim, dochodzi do linii Curzona i zatrzymuje się na niej. Unika w ten sposób fatalnego rozciągnięcia swych linii komunikacyjnych i zgubnego polskiego kontrataku, który czekał na nią dopiero za Wieprzem i Wisłą. Polska jest traktowana jako kraj, któremu należała się słuszna kara za imperialistyczną „awanturę”. Nie może liczyć na żadną pomoc - nie tylko materialną, zablokowaną wskutek decyzji mocarstw, lecz także moralną, jaką dawało (w „realnym scenariuszu”) wsparcie Francji i jej misji wojskowej na przełomie lipca i sierpnia. Każdą próbę wyjścia Wojska Polskiego poza linię Curzona uważano by za nową, wyjątkowo zuchwałą agresję. Moskwa występuje teraz w chwale pokojowo nastawionego mocarstwa, które wyparło napastników ze s w o j e g o terytorium - a skoro tak była traktowana do połowy lipca przez głośniejszą część brytyjskiej opinii publicznej, tym bardziej tak by ją postrzegano po manifestacyjnym przyjęciu noty Curzona i zatrzymaniu swych wojsk na linii wyznaczonej przez Londyn. Włochy dołączają się do polityki Lloyda George’a (zrobiły to zresztą w „scenariuszu realnym”, urzeczywistnianym w kolejnych tygodniach lipca i sierpnia, kiedy to premier Giolitti zapowiedział oficjalne przyjęcie w Rzymie sowieckiego delegata Wacława Worowskiego). Dyplomacja Cziczerina mami Francuzów niejasną obietnicą rozważenia pretensji francuskich wierzycieli do zobowiązań pozostałych po rosyjskim imperium. Millerand, mając jako alternatywę dla zgody z polityką Lloyda George’a i z tak „pokojową” Rosją perspektywę zerwania z Londynem i możliwość porozumienia rozeźlonej Moskwy z Berlinem, zgadza się na dołączenie do układów ze zwycięską Rosją sowiecką. Również po to, by negocjować utrzymanie choćby wewnętrznej niezależności okrojonej terytorialnie Polski od sowieckiego mocarstwa - dokładnie tak, jak będzie to próbował zrobić dwadzieścia cztery lata później Winston Churchill. Stany Zjednoczone pozostają jeszcze jakiś czas w swojej dumnej izolacji, ale nie ma to dla pogodzonej na nowo Europy już tak wielkiego znaczenia. Polska, napiętnowana jako agresor, musi pod naciskiem mocarstw przyjąć warunki, które oznaczają zachowanie odrębnej państwowości - są to więc warunki dla jakiejś części opinii publicznej (nie tylko komunistycznej), zmęczonej przegraną wojną, do zaakceptowania. Musi jednak zrezygnować z marzeń o powrocie do roli nie małego, ale bodaj średniego państwa w Europie Środkowo-Wschodniej, a także z wszelkiej suwerennej
aktywności na dawnych obszarach litewsko-ruskich Rzeczypospolitej. Staje się małym państwem, któremu zwycięzcy dyktują pokój i dramatycznie szczupłe (w stosunku do pamięci 0 historycznej wielkości) granice - tak jak podyktowano je Węgrom w Trianon. Równocześnie premier Lloyd George wykorzystuje okazję, jaką tworzy podyktowanie nowego pokoju w Europie Wschodniej, do drobnych korekt systemu wersalskiego w odniesieniu do Niemiec takich korekt, które nie zraziłyby ostatecznie Francji, ale pozwoliłyby pozyskać część opinii niemieckiej, na przykład obejmujących rezygnację z plebiscytu na Górnym Śląsku i oddanie go ostatecznie Niemcom, tak jak zrobiono to w Spa ze Śląskiem Cieszyńskim na rzecz Czechosłowacji, ale także uznanie suwerenności Niemiec w Gdańsku i ewentualnie przeprowadzenie eksterytorialnych połączeń przez „polski korytarz” do Prus Wschodnich. Polska pozostaje więc na mapie Europy, ale jako kraj mały, o powierzchni nieco większej od wyodrębnionego na kongresie wiedeńskim kadłubowego Królestwa Polskiego, sięgający najwyżej od stu pięćdziesięciu do stu osiemdziesięciu tysięcy kilometrów kwadratowych 1 liczący od szesnastu do osiemnastu milionów ludności. Może nawet - taki scenariusz pod koniec lipca zarysował londyński „Times” jako możliwe żądanie sowieckie - w Kijowie zorganizowano by proces pokazowy „polskich zbrodniarzy wojennych”, aby zniechęcić innych do prób naruszania pokoju. Zastąpiliby oni „zbrodniarzy niemieckich” (z cesarzem Wilhelmem na czele), których jakoś nikt po Wersalu nie chciał ścigać!42]. Lloyd George mógłby triumfować: Rosja sowiecka, a przy okazji również Niemcy (o których interesy upomnieli się zapewne i on, i przedstawiciele Moskwy) byłyby włączone do systemu pokojowego. Polska pozostałaby, bodaj formalnie, niepodległa, ale nie mogłaby już „zakłócać” nowego porządku swoimi ambicjami odgrywania samodzielnej roli między Rosją a Niemcami. „Podżegacze wojenni” zostaliby wobec całej opinii europejskiej napiętnowani - i to w takiej postaci, która była wygodna dla wielkich i silnych twórców owego nowego ładu. Mógłby zacząć działać mechanizm „pokoju przez handel”. Wiek XX mógłby być piękny? Jak wiek XIX? Znów dzięki współpracy („koncertowi”) europejskich mocarstw? Dzięki zmieniającej obyczaje sile nowoczesnej wymiany gospodarczej i ogólnej odbudowie dobrobytu? Tu trzeba zatrzymać wyobraźnię. Niewykluczone, że tak mogło być - ale tak się nie stało. Główną słabością zarysowanego wyżej alternatywnego scenariusza, który towarzyszył koncepcji Lloyda George’a latem 1920 roku, było zlekceważenie w nim czynnika ideologii. „Ta sprawa przypomnę raz jeszcze to, co mówił Lloyd George do swoich kolegów z gabinetu o najeździe sowieckim na Polskę 10 sierpnia, kiedy Armia Czerwona otaczała Warszawę - nie ma nic wspólnego z komunizmem”^. Decyzja podjęta przez Lenina i towarzyszy 16 lipca pokazała dowodnie, że brytyjski premier się mylił. Polska, w pewnym sensie dzięki tej decyzji, zyskała możliwość obrony swej suwerenności o wiele skuteczniej, niż oferowała jej to nota Curzona. W swym terytorialnym kształcie, wywalczonym w sierpniu i we wrześniu 1920 roku, pozostała to prawda - zapalnym punktem między Rosją a Niemcami. Stalin - to także prawda - dokończył swoje niezrealizowane dzieło z lipca 1920 roku od dziewiętnastu do dwudziestu pięciu lat później. W zamian jednak za te ziemie, które Polska wywalczyła w 1920 roku, zaoferował jej rekompensatę w postaci terytoriów odebranych Niemcom. Polska uniknęła losu Węgier. Czy jest to jakaś pociecha wobec losu tych, którzy zginęli w 1920 roku, a potem między wrześniem 1939 a majem 1945? Nie wiemy i się tego nie dowiemy. Czy można, czy wolno do tego bilansu ofiar
„polskiej wojny” 1920 roku doliczyć także wszystkie, nie tylko polskie ofiary następnej wielkiej wojny? Straszliwe pytanie, na które łatwą odpowiedź może znaleźć tylko ten, kto - jak Lloyd George, a po nim „realiści” tacy jak George Kennan czy Henry Kissinger - wykluczy inne niż „ambicje małych narodów” czynniki prowadzące do globalnego chaosu w XX wieku. Nie dowiemy się nigdy, czy Lloyd George mógł mieć rację z punktu widzenia europejskiego i światowego pokoju, proponując korektę systemu wersalskiego kosztem Polski; korektę, w której głównym partnerem miała być Rosja sowiecka. Czy nawet dłuższa chwila owej „pieriedyszki”, jaką mogło zyskać państwo sowieckie dzięki nie tylko pokojowi, lecz także szerokiej współpracy gospodarczej z krajami zachodnimi już od 1920 roku, rzeczywiście zmieniłaby charakter tego państwa na tyle, by wyrzekło się ono ideologicznej ekspansji kosztem kolejnych (nie tylko polskich) sąsiadów? Wiemy jedynie, że wskutek odrzucenia noty Curzona, a następnie niepowodzenia Armii Czerwonej w ofensywie przeciw Polsce, niepodległość, przynajmniej na następnych dwadzieścia lat, utrwaliły także kraje nadbałtyckie, Węgry, Czechosłowacja, może także Rumunia: wszystkie te państwa, o których sowietyzacji otwarcie mówili w 1920 roku przywódcy partii bolszewickiej.
CZĘŚĆ III JAK PRACUJE MÓZG IMPERIUM?
Skąd w politycznej, liberalno-konserwatywnej elicie zachodniego mocarstwa wzięła się idea „zaspokajania” apetytów sowieckiego, komunistycznego imperium kosztem Polski i innych „małych krajów” Europy Wschodniej czy Środkowo-Wschodniej? Jak rodzą się szczegółowe pomysły appeasementu? By uzyskać odpowiedź na postawione już we wstępie do tej książki pytania, przyjrzę się raz jeszcze, dokładniej, nie tylko przedstawionym w poprzednich dwóch częściach wydarzeniom, ale także historycznej pamięci i politycznej wyobraźni postaci, które te wydarzenia współtworzyły. Trzeba wnikliwiej przeanalizować konteksty kulturowe i emocjonalne - na równi ze społecznymi i politycznymi - które towarzyszyły ich wyborom. Może dzięki temu uda się uzyskać materiał pozwalający zastanowić się także nad zagadnieniami bardziej ogólnymi: naturą polityki (nie tylko appeasementu) i stosunków między siłą a zasadami oraz nad naturą ludzką? Spróbuję. Próbę tę można porównać do próby odegrania ponownie dramatu, którego historyczny scenopis przedstawiłem już wcześniej. Teraz skupię się już tylko na wybranych osobach owego dramatu, by lepiej poznać źródła ich wiedzy i przesądów, ich motywacje, a także by dowiedzieć się więcej o sporach między nimi. Oto dramatis personae wraz ze stanowiskami, jakie zajmowały w czasie akcji, przedstawione w kolejności wstępowania na skonstruowaną przeze mnie scenę: - pierwszy lord Admiralicji, sekretarz stanu Foreign Office, lord przewodniczący Tajnej Rady;
lord arthur james balfour
Lewis namier (Ludwik Philip kerr -
Bernstein-Niemirowski) - urzędnik Foreign Office;
prywatny sekretarz Davida Lloyda George’a;
Maurice pascal alers hankey -
pierwszy sekretarz gabinetu premiera;
sir horace george montagu rumbold david lloyd george
- brytyjski poseł nadzwyczajny w Warszawie;
- premier rządu Wielkiej Brytanii;
george nathaniel curzon
- sekretarz stanu Foreign Office;
Winston leonard spencer Churchill -
sekretarz stanu War Office.
Wreszcie chór członków brytyjskiego Parlamentu, szczególnie często i głośno wołających w 1920 roku w sprawie appeasementu z Rosją sowiecką i moralności w polityce międzynarodowej.
1. Balfour, czyli odsuwanie chaosu Choć czas akcji to przede wszystkim 1920 rok, a zwłaszcza jego wiosenne i letnie miesiące, to trzeba ją poprzedzić prologiem. I tu należy zaprosić na scenę ponownie Arthura Balfoura jako autora memoriału z października 1916 roku, w którym pojawił się po raz pierwszy problem niepodległości Polski w perspektywie celów politycznych Imperium Brytyjskiego. Właściwie po raz pierwszy od dziewięćdziesięciu dziewięciu lat, to jest od czasu kongresu wiedeńskiego, który w roku 1815 ustalił na blisko wiek, do wybuchu wojny światowej, granice i międzyimperialny porządek w Europie Wschodniej i Środkowej. Zaczynam od lorda Balfoura także dlatego, że najlepiej chyba uosabia ciągłość brytyjskiej polityki i jej historyczne elity. Warto właśnie od jego perspektywy rozpocząć wgląd w wyobraźnię, w której dojrzewa przekonanie o prawie do zarządzania światem, o trudnym brzemieniu (white man’s burden...) odpowiedzialności za cywilizację. Arthur Balfour urodził się 25 lipca 1848 roku1^. Na kontynencie europejskim trwała wtedy Wiosna Ludów. Żyli jeszcze Adam Mickiewicz i Fryderyk Chopin (akurat koncertował w tych dniach w Londynie i Edynburgu). W Rosji panował car Mikołaj I. Dokładnie tego samego dnia, kiedy w szkockim zamku rodził się mały Arthur, w wielkiej bitwie pod Custozą austriacki feldmarszałek Joseph Radetzky rozbijał marzenia członków włoskiego ruchu narodowego 0 zjednoczeniu. Czy narody (ruchy narodowe) mogą rozsadzić stare imperia? To pytanie pobrzmiewało już nad kołyską przyszłego premiera, choć wydawało się nie dotyczyć Wielkiej Brytanii i jej imperium. Na Wyspach panowali królowa Wiktoria i spokój. Arthur Balfour patrzył na ten świat z samego centrum. Jego ojciec i ojciec jego ojca zasiadali w parlamencie w Londynie. Jego matka, lady Blanche Cecil, wywodziła się z jednej z najstarszych i najbardziej zasłużonych w służbie królestwu i imperium rodzin. Jej przodkiem w prostej linii był Robert Cecil, pierwszy minister Elżbiety Wielkiej pod koniec XVI wieku (a zarazem kuzyn Francisa Bacona). Jej bratem, a więc wujem małego Arthura, był Robert Gascoyne-Cecil, lord Salisbury, trzykrotny konserwatywny premier rządu brytyjskiego w latach 1885-1902. Co dla nas jednak szczególnie tutaj ekscytujące - ojcem chrzestnym Arthura, po którym otrzymał swoje imię, był sam Arthur Wellesley, książę Wellington - rówieśnik i pogromca Napoleona spod Waterloo, jedyny chyba wódz, który mógł patrzeć na francuskiego „Boga Wojny” nieco z góry. Przypomnienie starego księcia Wellingtona (także zresztą w swej karierze premiera 1 kierownika Foreign Office) jako postaci z dzieciństwa przyszłego lorda Balfoura jest tutaj pomocne właśnie dlatego, że pozwala odtworzyć punkt obserwacyjny brytyjskiej polityki w spojrzeniu na Rosję i sprawę polską z czasów kongresu wiedeńskiego. Wellington był wszak dzięki Waterloo - największym bohaterem militarnym tego kongresu. Bez niego dyplomatyczne rozmowy w Wiedniu nie skończyłyby się sukcesem. Jedynym na kongresie rywalem angielskiego wodza do roli „zbawiciela” był car Aleksander I, nominalny zwierzchnik rosyjskiej armii, cieszący się sławą pogromcy Napoleona z 1812 roku. To był czas, kiedy Rosja i Anglia dominowały nad kontynentem europejskim. Wellington nie miał żadnych wątpliwości, kto jest więcej wart. Po licznych rozmowach z carem Aleksandrem pisał w marcu 1815 roku z Wiednia (jeszcze przed Waterloo) do swojego brata: „To, czego Rosjanie szukają wszędzie, to ogólna władza i wpływy, ale ponieważ nie mają ani bogactwa, ani przemysłu, ani niczego, co byłoby
gdziekolwiek pożądane, oprócz czterystu tysięcy ludzi !żołnierzy], o których robią więcej hałasu, niż ci na to zasługują, to na oddalonym dworze !...] mogą uzyskać owe rzeczy !ogólną władzę i wpływy] tylko przez zakulisowe zabiegi i intrygi”!2]. Polska jednak nie była oddalonym od Rosji dworem, ale znajdowała się w bezpośrednim zasięgu owych czterystu tysięcy sołdatów, jakimi mógł imponować światu car - to była istota jej położenia, także z punktu widzenia Londynu w 1815 roku. Rzeczpospolita zniknęła z mapy w 1795 roku. Próba reformy konstytucyjnej w maju 1791 roku przywróciła pozytywne zainteresowanie Polską w kręgu angielskich elit politycznych. Ostateczny rozbiór został jednak przyjęty jako fakt, przeciw któremu Wielka Brytania nie ma możliwości ani interesu specjalnie protestować. Główny wróg Londynu, Napoleon, odbudował kadłubowe Księstwo Warszawskie z części ziem zaboru pruskiego i austriackiego. Po wojnach, które wstrząsnęły całą Europą, przegrał jednak ostatecznie i na kongresie wiedeńskim trzeba było zdecydować, co dalej zrobić z Polską. Car chciał włączyć cały obszar Księstwa Warszawskiego pod swoje panowanie, wyodrębniając go pod przywróconą nazwą Królestwa Polskiego do linii Bugu na wschodzie. Główny (obok Wellingtona właśnie) reprezentant Wielkiej Brytanii na kongresie, sekretarz stanu Foreign Office, lord Robert Stewart Castlereagh był jednak takiemu rozwiązaniu stanowczo przeciwny. Wielka Brytania nie chciała zbytniego wzmocnienia Rosji w centrum Europy. Chciała w tym miejscu spotkania trzech potęg - Rosji, Austrii i Prus - względnej równowagi. Jak już car pragnie być taki dobry dla Polski, podpowiedział Castlereagh z ironicznym uśmiechem, to niech odbudowane w całości (a nie tylko do Bugu) Królestwo Polskie oderwie od Rosji i da mu pełną niepodległość, konstytucję i oddzielną dynastię... Na ogół traktuje się tę dyplomatyczną zagrywkę Londynu jako czysto taktyczne, propagandowe posunięcie, mające zmusić cara raczej do zaakceptowania równowagi między rozbiorcami niż do autentycznego przywrócenia całej i niepodległej Rzeczypospolitej. I zapewne tak było w istocie. Historyk dyplomacji europejskiej tego czasu, Paul Schroeder, zwraca jednak uwagę, że zasadniczym celem brytyjskiej polityki w tej sprawie było zagwarantowanie istnienia stabilnego i względnie silnego centrum Europy tak, aby nie zdominował kontynentu ani jakiś nowy Napoleon z Francji, ani też rosyjski car. Silna Austria i niezależne od Rosji Prusy miały stanowić takie właśnie stabilizujące Europę centrum^. Ale może - gdyby została rzeczywiście odbudowana w całości - taką rolę mogłaby też odgrywać Rzeczpospolita? To pytanie, chociaż raczej jako teoretyczne, pojawiało się jeszcze w umysłach liderów brytyjskiej polityki zagranicznej w 1815 roku - i o przywróceniu krajowi takiej roli, takiej perspektywy będzie marzył sto pięć lat później Józef Piłsudski. Niestety, przez cały ten czas trwał ustalony ostatecznie w Wiedniu kompromis między stanowiskiem Londynu a Petersburga. Car uzyskał większość ziem Księstwa Warszawskiego, ale nie całość, bo Poznańskie wróciło pod panowanie Prus, większość Galicji Zachodniej zaś do Austrii. Powstało maleńkie Królestwo Polskie, zamknięte od wschodu granicą Bugu, nieobejmujące ani kawałka ziem z trzech zaborów dokonanych przez Rosję w XVIII wieku, za to związane z Rosją osobą monarchy: cara. Polacy będą się buntować przeciw takiemu niesatysfakcjonującemu rozwiązaniu w powstaniach z lat 1830-1831 oraz 1863-1864. Londyn będzie stał zasadniczo na stanowisku wypracowanego w Wiedniu kompromisu z carem. Przez sto lat po kongresie wiedeńskim przyzwyczajono się, powtórzę, że Polski nie ma, że jej przywrócenie na politycznej mapie będzie raczej źródłem niepotrzebnych napięć w europejskiej „wielkiej grze”. Owszem, u części liberalnej, romantycznie nastrojonej opinii brytyjskiej rozwijać się będzie - mniej więcej do
połowy XIX wieku - wizja, której kanoniczny wzór odda wspaniały poemat George’a Byrona Wiek brązu: despotyczna, dzika Rosja carów zniewala dzielny naród, walczącą o wolność Polskę, z Kościuszką jako głównym symbolem przeciwstawionym carom141. W opinii konserwatywnej jednak przeważał pogląd o potrzebie zachowania ładu - a Rosja, nawet Rosja carska, „barbarzyńska”, była stałym elementem tego ładu we wschodniej Europie. Takie było właśnie stanowisko samego Wellingtona, chętnie goszczącego u siebie młodego księcia Mikołaja Pawłowicza, późniejszego cara Mikołaja I, w latach 1816-1817, potem w charakterze przedstawiciela Wielkiej Brytanii w marcu 1826 roku, składającego osobiście w Petersburgu gratulacje nowemu carowi z powodu objęcia tronu, wreszcie - już w roli sekretarza Foreign Office i premiera - łagodzącego konsekwentnie napięcia w stosunkach brytyjsko-rosyjskich151. Ową wizję, w której Rosja była akceptowana w brytyjskim establishmencie politycznym jako realnie potrzebny partner w utrzymywaniu europejskiego porządku, zakłócały interesy obu imperiów zderzające się nie nad Wisłą, ale nad Bosforem - w Turcji, a także dalej, w Azji, na przedpolu (raczej: przedgórzu) Indii, największej perły w koronie Imperium Brytyjskiego. Następstwem tego stała się przecież tocząca się w latach 1853-1855 wojna krymska, w której starły się Rosja i Wielka Brytania. Arthur Balfour miał wtedy od pięciu do siedmiu lat. Wiele chyba z tego konfliktu osobiście nie pamiętał. Kończący wojnę krymską międzynarodowy - czy raczej międzyimperialny - kongres pokojowy w Paryżu w 1856 roku zdecydowanie powściągnął, tak jak chciał Londyn, ambicje Rosji w basenie Morza Czarnego, odepchnął Petersburg od Konstantynopola. W kwestii panowania rosyjskiego w Europie Wschodniej, nad ziemiami dawnej Rzeczypospolitej, zwycięska w wojnie Wielka Brytania niczego jednak nie zamierzała zmieniać. Walka o prawo Polski do niepodległości wymagałaby oczywiście o wiele dłuższej, bardziej kosztownej i krwawej wojny z Rosją, a sensu takiej wojny brytyjska opinia publiczna nie zrozumiałaby na pewno161. W następnym wielkim kongresie międzynarodowym Arthur Balfour uczestniczył już osobiście. Jako prywatny sekretarz nowego kierownika Foreign Office, swego wuja, lorda Salisbury, był obecny na kongresie w Berlinie w 1878 roku, zwołanym po zwycięskiej wojnie Rosji z Turcją. Wtedy ujawnił się nowy, łączący się ze zmienioną sytuacją geopolityczną aspekt brytyjskiego spojrzenia na sprawy Europy Środkowej i Wschodniej. Był on związany już nie tylko z Rosją i z kwestią wschodnią (turecką), lecz także z rosnącą pozycją gospodarza kongresu zjednoczonych od siedmiu lat Niemiec - oraz z pytaniem o stosunki rosyjsko-niemieckie. Obecny na kongresie konserwatywny premier, główny rzecznik imperializmu angielskiego, Benjamin Disraeli, nie tylko skutecznie pozbawił Rosję owoców zwycięstwa nad Turcją (radykalnie pomniejszył projekt Wielkiej Bułgarii, która miała być bastionem wpływów Petersburga na Bałkanach), lecz także skłócił Rosję z Niemcami. „Stary Żyd”, jak z pieszczotliwą wrogością nazywał Disraelego gospodarz kongresu i zjednoczyciel Niemiec, kanclerz Otto von Bismarck, zasiał po raz pierwszy nieufność między rosyjską dyplomacją i opinią publiczną a Berlinem. Bo to przecież pod formalnym patronatem Bismarcka odbywał się ów kongres, na którym Rosja poniosła upokarzającą klęskę. Bismarck, któremu udało się zjednoczyć Rzeszę przede wszystkim dzięki sojuszowi z Petersburgiem, okazał się „niewdzięcznikiem”. Dlaczego brytyjscy politycy dążyli do takiego, co najmniej, rozluźnienia stosunków między Rosją a Niemcami? Dlatego że zjednoczone Niemcy, po upokorzeniu Francji w 1871 roku,
stawały się zbyt potężne na kontynencie, a w sojuszu z Rosją mogły stopniowo wyeliminować wpływy brytyjskie z Europy, Rosja zaś - mająca w środku Europy wsparcie w Berlinie mogłaby oddać się swobodnie imperialnym podbojom w Azji, czyli tam, gdzie najbardziej przeszkadzało to interesom Anglii: na Zakaukaziu, w Azji Środkowej, w Afganistanie, w Tybecie. Przez potraktowanie wszystkich narodów bałkańskich jako pionków w grze mocarstw, pokawałkowanie Bułgarii, wykrojenie z imperium osmańskiego za tę usługę Cypru dla Wielkiej Brytanii, a przede wszystkim wbicie klina między Niemcy a Rosję, Disraeli uzyskał to, co w czasie swego triumfalnego powrotu do Londynu nazwał honorowym pokojem (peace with honour). Dokładnie tej samej formuły użyje sześćdziesiąt lat później Neville Chamberlain, wracając z konferencji w Monachium, na której, do spółki z kanclerzem Hitlerem, poćwiartował z honorem Czechosłowację. Niektórzy obserwatorzy pokoju berlińskiego z 1878 roku, nieco głębiej wczuwający się w sytuację przesuwanych w tej grze po planszy pionków-narodów, żartowali już wtedy z powiedzenia o honorze, stwierdzając, że chodzi chyba o honor wśród złodziei...^ Taką lekcję na temat brytyjskiego interesu imperialnego i sposobu jego rozgrywania odebrał młody Arthur Balfour na berlińskim kongresie. Po latach, już jako premier - a sprawował ten urząd, objęty po swoim wuju, od lipca 1902 do grudnia 1905 roku - miał doprowadzić do sformalizowania wielkiej geostrategicznej koncepcji przeciwstawiającej się groźbie niemieckiej dominacji na kontynencie: patronował ustanowieniu anglo-francuskiej entente cordiale z 8 kwietnia 1904 roku1^. Arthur Balfour był obecny przy największych wydarzeniach europejskiej historii przynajmniej przez pamięć rodzinną - od 1815 roku, sam zaś współtworzył je od 1878 roku. W czasie pierwszej wojny światowej był już bardzo doświadczonym politykiem. Zasiadał w różnych rządach od 1886 roku (miał służyć na rozmaitych ministerialnych stanowiskach aż do 1929 roku), był liderem partii konserwatywnej od 1902 do 1911 roku. Reprezentował Wielką Brytanię jako sekretarz stanu Foreign Office na konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 roku i miał przewodniczyć delegacji brytyjskiej na jeszcze jednej wielkiej konferencji mocarstw - w Waszyngtonie, w 1922 roku. W historii światowej polityki został zapamiętany nie tylko jako współtwórca brytyjsko-francuskiej entente cordiale, lecz także zwłaszcza jako nadawca oficjalnego listu do lorda Waltera Rotschilda z 2 listopada 1917 roku, w którym jako sekretarz stanu Foreign Office zapowiedział w imieniu rządu brytyjskiego stworzenie na terenie Palestyny, po jej wyrwaniu spod tureckiego panowania, „narodowego domu” dla Żydów. Zapoczątkować miał nie tylko historię dwudziestowiecznego Izraela, lecz także, jeszcze później, brytyjskiej wspólnoty narodów (British Commonwealth of Nations), której powstanie, oznaczające autonomię brytyjskich dominiów, ogłosił 15 listopada 1926 roku jako przewodniczący konferencji poświęconej tej kwestii. Wymienienie samych tylko najważniejszych wydarzeń związanych z dorobkiem Balfoura, męża stanu, wskazuje najprościej jego miejsce na samym szczycie imperialnej elity brytyjskiej. Chrzestny syn pogromcy Napoleona mógł czuć się naturalnym gospodarzem, czy choćby współgospodarzem, świata, a w każdym razie wielkiej jego części. Był także człowiekiem bardzo bogatym. W 1869 roku objął rodzinny spadek, wart w dzisiejszych cenach ponad ćwierć miliarda funtów. Poza polityką uprawiał tenis - był
pierwszym prezesem Międzynarodowego Klubu Tenisa Ziemnego Wielkiej Brytanii. Czuł się również filozofem: absolwent Trinity College w Cambridge, od swej rozprawy w obronie filozoficznego sceptycyzmu (z 1879 roku) poprzez traktat o fundamentach wiary (The Foundations of Belief z 1895 roku) aż po okazjonalne wystąpienia niemal do końca życia, w którym przyszło mu pełnić także funkcję prezydenta British Academy (w latach 1921-1928), przedstawiał swoją filozofię pesymizmu poznawczego. Dystans do spraw tego świata, w które przecież był tak zaangażowany, wyrażał się poprzez jego stosunek do innych ludzi (nigdy się nie ożenił, wierny - prawdopodobnie - swej zmarłej na tyfus w 1875 roku narzeczonej, z której duchem próbował się kontaktować przy wirującym stoliku od 1916 roku). Ów specyficzny dystans został najlepiej wyrażony w przypisywanym Balfourowi słynnym powiedzeniu: Nothing matters very much, most of things at all (Nic nie ma wielkiego znaczenia, większość spraw żadnego)^. Trudno doprawdy o doskonalsze uosobienie splendid isolation. Robiło to wrażenie nawet na innych członkach brytyjskiej elity. Jak to określił jeden z dziennikarzy tamtego czasu, „specyficzny styl Balfoura miał swe korzenie w postawie umysłowej - przekonaniu o własnej wyższości, która wymaga, po pierwsze, całkowitego zdystansowania od emocji ludzkiej rasy, a po drugie - trzymania pospolitego świata na odległość ramienia”^. To perspektywa półboga, a w każdym razie nadczłowieka. Jak z takiej perspektywy mogły się prezentować „małe sprawy” Europy Wschodniej? Niezbyt emocjonująco, rzecz oczywista. Należało na nie patrzeć z góry, z bardzo wysokiej góry. Jeśli Balfour czymś się martwił, to przyszłością całej cywilizacji. Jej fundamentem mogła być, naturalnie, tylko Anglia. Jeszcze przed wojną światową Balfour wyrażał swoją troskę o los cywilizacji zachodniej, której zagraża dekadencja wewnętrzna i zarazem inwazja obcych kultur. W memoriale przygotowanym w 1909 roku w odpowiedzi na list prezydenta Stanów Zjednoczonych Theodore’a Roosevelta, podzielającego obawy Balfoura, lider brytyjskich konserwatystów zaproponował praktyczną próbę ratunku: anglosaską konfederację Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii (wraz z jej imperialnym zapleczem), strzeżoną przez potęgę brytyjskiej marynarki. Takie zjednoczone siły pozwoliłyby ochronić cywilizację. Balfour nie marzył bynajmniej o rozszerzeniu panowania takiej federacji na cały świat. Reszta świata, by zminimalizować chaos, także powinna być podzielona na federacje. Słabsze oczywiście od anglo-amerykańskiej, ale dzielące współodpowiedzialność za globalny porządek. Balfour wyliczył je. Zaczynał od rosyjskiej (obejmującej zapewne całość Imperium Rosyjskiego - aż po granice Rzeszy Niemieckiej), by jako drugą wymienić niemiecką (obejmującą także Europę Środkową - austro-węgierską Mitteleuropę), następnie „łacińską” (z Francją, Włochami, Hiszpanią, Portugalią, Belgią, francuskojęzyczną częścią Szwajcarii, a także - nie wiedzieć czemu - Grecją). Osobna federacja, japońska czy chińska, wszystko jedno, miała kontrolować Azję - oczywiście chodziło o tę tylko część, którą nie dysponowały już Imperium Brytyjskie albo Rosja...^ Utrzymać porządek wobec nieuchronnie nadciągającego chaosu. Wykorzystać do tego zadania istniejące imperia, by z nimi dzielić brzemię obowiązku obrony elementarnego ładu. To jest wizja męża stanu, którego poczucie odpowiedzialności obejmuje cały świat. Ale ten człowiek wie, że nie zbawi świata, tylko będzie próbował opanować chaos, dopóki to możliwe. Teraz jesteśmy w stanie chyba nieco lepiej zrozumieć ten punkt widzenia, który odnajdujemy
w memoriale Balfoura otwierającym w brytyjskim rządzie poważną debatę nad tym, czy i jakie może być miejsce Polski pomiędzy imperiami rosyjskim a niemieckim. Memoriał ten, przywoływany już przeze mnie krótko w poprzednim rozdziale, warto przeanalizować dokładniej. Przypomnę, że Balfour pisał go jeszcze jako pierwszy lord Admiralicji, a więc formalnie minister w rządzie Herberta Asquitha, do którego to rządu wszedł w maju 1915 roku, po dymisji Winstona Churchilla, obciążonego odpowiedzialnością za niepowodzenie operacji desantowej na tureckie Dardanele. Jako były premier i kierownik brytyjskiej polityki zagranicznej Balfour przedstawił w przeznaczonym dla kolegów z gabinetu memoriale ogólny pogląd na sytuację międzynarodową i wyłaniające się po dwóch latach wielkiej wojny strategiczne cele Londynu. Cel główny to osiągnięcie trwałego pokoju. I to na początek niniejszej analizy trzeba zapamiętać: stabilny pokój jest celem najważniejszym. To punkt widzenia całej elity odpowiedzialnej za politykę Londynu. Od razu można dodać, że z pewnością także dla elit kierujących polityką Paryża, ale też Berlina, Wiednia czy Piotrogrodu, a ostatecznie nawet dla Lenina, który dopiero co marzył o zaniesieniu rewolucji do tegoż Piotrogrodu. Pokój był więc celem, ale różnie wyobrażano sobie prowadzące do niego drogi, na przykład przez rewolucję światową i likwidację wszystkich starych państw albo przez utrwalenie niemieckiego porządku w centrum i na wschodzie Europy... Mnie interesuje tutaj, jak stabilny pokój wyobrażali sobie członkowie rządu Wielkiej Brytanii (a potem dopiero wrócę jeszcze raz do pytania, czy ich wyobrażenia mogły być zbieżne z wizją Lenina...). Na razie, jesienią 1916 roku, największą przeszkodą na drodze do dobrego pokoju - dobrego z punktu widzenia Londynu - były mocarstwa centralne i ich militarna potęga. Balfour wskazuje możliwość usunięcia tej przeszkody: trzeba zmniejszyć obszar, z którego państwa centralne, czyli Niemcy i Austro-Węgry, czerpią swe ludzkie i ekonomiczne zasoby, a zarazem ograniczyć pokusę ewentualnej kolejnej agresji poprzez dostosowanie nowej mapy Europy „do tego, co raczej mgliście nazywamy zasadą narodowości” (with what we rather vaguely call ‘the principle of nationality’)1121. Widać w tej frazie znów swoisty dystans brytyjskiego męża stanu do emocji kontynentalnych, przybierających w owym akurat momencie formę „zasady narodowości”. Balfour tego nie potępia, przeciwnie - jest gotów tę kontynentalną gorączkę narodowości wykorzystać do osiągnięcia roztropnego celu, jakim pozostaje trwały pokój. Problem odbudowania Polski wyłania się dalej w treści memoriału jako najistotniejszy w tym właśnie kontekście. Balfour zauważa, że już i Rosja, i Niemcy także uznają i deklarują potrzebę zmiany statusu Polski po wojnie. Jasna deklaracja państw centralnych w tej sprawie - akt 5 listopada miała zostać co prawda ogłoszona dopiero równo miesiąc po memoriale Balfoura, niemniej poważne dyskusje polityczne o sprawie polskiej nasilały się zarówno w Wiedniu, jak i Piotrogrodzie oraz Berlinie już od wielu tygodni. Skoro trzeba coś z Polską zrobić, skoro trzeba zmieniać granice w Europie Wschodniej, w tak geopolitycznie wrażliwej strefie pomiędzy Niemcami a Rosją, to brytyjski polityk uznaje za potrzebne rozważenie racji i zakresu takiej zmiany. Charakterystyczne wydaje się użycie w memoriale Balfoura argumentów, które uzasadnia on kolejno „czysto brytyjskim punktem widzenia” (a purely British point of view), „sprawą europejskiego pokoju” (the cause of European peace) oraz „korzyścią dla Europy Zachodniej” (advantage to Western Europe). Sprawy Europy Wschodniej oceniane są z Londynu z takiej właśnie perspektywy: w centrum interes brytyjski, z tego centrum najlepiej widać korzyść dla Europy Zachodniej, a ostatecznie można utożsamić te dwa punkty widzenia ze sprawą całej
Europy i pokoju. Ze sprawą ocalenia cywilizacji... Z tej wieży obserwacyjnej, wznoszącej się ponad Londyn, można zobaczyć, co trzeba zrobić z Europą Wschodnią.
David Lloyd George i Arthur Balfour. Fotografia niedatowana.
Co więc widać z „brytyjskiego punktu widzenia”? Do ziem zaboru rosyjskiego (w zasadzie wyłącznie kadłubowego Królestwa Polskiego z 1815 roku) należy dodać „tak wiele, jak to
możliwe” z ziem zaboru austriackiego i pruskiego. Oczywiście zgodnie z „zasadą narodowości”, czyli nie posuwając się za daleko na zachód, w głąb ziem niemieckich. Balfour stwierdza jednak, że tak powiększona i wydzielona Polska nie powinna otrzymać pełnej niepodległości, jaką cieszyła się niegdyś wielka Rzeczpospolita. Pretekstem do takiego zastrzeżenia ma być „stara choroba” dawnej Polski, czyli anarchia. Właściwym powodem jest jednak to, że odbudowana, niepodległa Polska „byłaby obszarem ciągłych rozgrywek między Niemcami a Rosją i że jej istnienie, tak odległe !w swych skutkach] od wsparcia sprawy europejskiego pokoju, stwarzałoby stałą okazję do europejskiego konfliktu”!13]. Poszerzona zatem o część zaboru austriackiego i pruskiego Polska, czyli Królestwo Polskie, powinna pozostać pod panowaniem rosyjskim. Dlaczego teraz Balfour przyjmuje dla Polski rozwiązanie, które sto jeden lat wcześniej zwalczał w Wiedniu jego ojciec chrzestny i lord Castlereagh? Odpowiedź jest prosta: w imię odwiecznej zasady równowagi sił. W 1815 roku to zwycięska w wojnie z Napoleonem Rosja była zbyt potężna na kontynencie, a w 1916 niebezpiecznie mocna była niemiecka II Rzesza. Więc już lepiej niech Rosja „zaokrągli” swoje polskie posiadłości kosztem Niemiec i ich austro-węgierskiego sojusznika. A dlaczego nie należy dawać Polsce niepodległości? Balfour odpowiada: „nawet gdyby taka Polska była zdolna odgrywać rolę efektywnego państwa buforowego (w co wątpię), to nie jestem pewien, czy takie państwo między Niemcami a Rosją przyniosłoby jakąkolwiek korzyść Europie Zachodniej”!14]. Najkrócej ten sposób rozumowania można podsumować tak: o tym, czy w Europie Wschodniej ma prawo istnieć jakiś kraj, jakaś wspólnota polityczna, a także o tym, jakie mają być jej granice, decyduje przede wszystkim korzyść dla Europy Zachodniej, widziana przez pryzmat interesu brytyjskiego. Można więc przypominać stary stereotyp, zgodnie z którym Polska, a tym bardziej inne, nieposiadające długich tradycji państwowych „małe kraje” tego regionu nie są zdolne, by rządzić się same. Lepiej niech rządzą Polską inni. Ważne, kto i w jakim układzie. Skoro prowadzi się obecnie wojnę z Niemcami, to trzeba ten „pograniczny”, „międzyimperialny” obszar oddać w całości raczej pod kontrolę Rosji. To będzie oznaczało pogodzenie „zasady narodowości” z pożytkiem strategicznym i porządkiem, jaki zagwarantować mogą tylko imperia (naturalne ośrodki wielkich „federacji”, o których tak niedawno snuł rozważania lord Balfour). Wszyscy Polacy, z pewną autonomią, znaleźliby swój „narodowy dom” pod panowaniem Rosji. Warto zwrócić uwagę także na to, że kiedy w 1815 roku Wellington i lord Castlereagh woleli jak najrówniej podzielić obszar Rzeczypospolitej między trzech rozbiorców, „zasada narodowości” nie była jeszcze uznana przez zwycięskie mocarstwa za wartą przyjęcia... W 1916 trudno już było ją całkiem zlekceważyć - stąd taka właśnie „kompromisowa” propozycja: zjednoczyć wszystkich Polaków pod jednym berłem, wciąż jednak rosyjskim, żeby nie było zamieszania. W istocie jednak chodzi o coś jeszcze, czego zresztą Balfour nie ukrywa: o usprawiedliwienie „korzyści” dla Zachodu, a konkretniej dla Londynu. Gdyby Polska jako niepodległe państwo utrzymała się i oddzieliła Rosję od Niemiec, to Niemcy, zabezpieczone takim buforem od wschodu, mogłyby rozwinąć swą ekspansję w Europie Zachodniej: „Francja i Brytania mogłyby ucierpieć” (France and Britain might be sufferers). Rosja z kolei, jak wspominałem wcześniej, mogłaby wykorzystać bufor polski, by skierować się swobodnie na wschód, umocnić w Azji, gdzie jej ekspansja najbardziej zagrażałaby angielskim koloniom (Indie) i strefom wpływu (Persja, Zakaukazie, Turcja, Tybet, Chiny). Balfour podsumowuje swoje wywody zdaniem, w którym wszystkie trzy perspektywy jego memoriału łączą się w doskonałą jedność: „Im
bardziej Rosja będzie stawała się mocarstwem europejskim raczej niż azjatyckim, tym lepiej dla wszystkich’,[15]. Czyż nie należy uznać tej uwagi za słuszną także z uniwersalnego, cywilizacyjnego - czyli europejskiego - punktu widzenia? Oddanie Rosji całej etnicznej Polski i związane z tym przesunięcie granicy imperium carskiego w stronę zachodnią oraz utrzymanie przy tym wspólnej granicy Rosji z Niemcami - oto względnie prosta recepta na polityczny i zarazem cywilizacyjny sukces. Czy wszyscy byliby istotnie zadowoleni? Polacy może marzą o niepodległości, ale dla nich (podobnie dla innych narodów, które mogłyby zgłosić swoje niepodległościowe aspiracje w tym rejonie, odsuwające jednak Rosję od Europy - czyli od Niemiec) - też będzie lepiej, jeśli z niej zrezygnują. Tego, że będzie im lepiej bez niepodległości, mogą sami nie widzieć, ale to właśnie można zobaczyć tylko z dalszej perspektywy, z większego dystansu. A kto ma dalszą perspektywę, kto większy dystans do mącących ogólny obraz drobiazgów aniżeli mający doświadczenie w kierowaniu globalną polityką imperium? Nastawienie, które tutaj odtwarzam, jest niewątpliwie jednym z najgłębszych fundamentów „filozofii” appeasementu: z Zachodu widać lepiej, jak urządzić Wschód, bo Zachód to Cywilizacja i zarazem zdolność cywilizowania innych, a przynajmniej hamowania skłonności reszty (dzikiego) świata do popadania w stan chaosu. To, co akurat wyróżniało postawę Balfoura na tle innych polityków brytyjskich, zwłaszcza optymistycznie nastawionych liberałów, to dystans do własnych recept na zbawienie ludzkości: bo ludzkość nie może być zbawiona. Chaosu się nie powstrzyma, można tylko opóźniać jego ostateczny triumf nad Cywilizacją. Life is delay (życie to opóźnianie) - ta maksyma, przypisywana lordowi Salisbury, odzwierciedla szczególną mądrość tej odmiany konserwatyzmu, którą reprezentował w coraz mniej jej sprzyjających czasach jego siostrzeniec Arthur Balfour. Oczywiście z taką postawą wiąże się zasadnicza niechęć do idei rewolucji społecznej, zwłaszcza w radykalnej, bolszewickiej wersji. Lecz także nowa rewolucja, jaka wkrótce, w 1917 roku, wybuchnie - musiała być rozpatrywana tylko jako jeszcze jeden z przejawów owej odwiecznej dzikości niecywilizowanego świata, dzikości zakorzenionej w ludzkiej naturze. Trzeba się przed nią chronić, ale zarazem trzeba się pogodzić z tym, że gdzie indziej, poza imperium owa dzikość i chaos jednak triumfują. Ten złowrogi triumf należy odsuwać w czasie, a przynajmniej hamować jego postęp ku sercu Cywilizacji, zachodniej Europie, ku Londynowi. Wielka Wojna odsłoniła otchłań chaosu akurat wtedy, kiedy Balfour zamienił godność pierwszego lorda Admiralicji na urząd sekretarza stanu w Foreign Office. Stanowisko kierownika polityki zagranicznej obejmował w nowym, koalicyjnym gabinecie, w którym premierem w grudniu 1916 roku został reprezentujący liberałów David Lloyd George. Trzy miesiące później wybuchła rewolucja w Rosji, z której po kolejnych ośmiu miesiącach wyłoniła się władza bolszewicka w Piotrogrodzie, a potem w całej Rosji centralnej. Wielka Brytania i Francja, wsparte od kwietnia 1917 roku przez Stany Zjednoczone, nadal prowadziły w tym czasie wojnę na śmierć i życie z Niemcami i ich słabnącymi szybko sojusznikami. Gabinet Lloyda George’a mówił w tym wypadku jednym głosem: wspaniale byłoby przywrócić - w tej sytuacji zwłaszcza - Rosję Europie, to jest odnowić sojusz Rosji z mocarstwami zachodnimi. W czasie wojny to się nie udało, ale już w jej ostatnich tygodniach, kiedy klęska Niemiec stawała się nieuchronna, naturalny był powrót do myśli o tym, co będzie ze wschodem Europy, kiedy
II Rzesza straci nad nim kontrolę uzyskaną po pokoju brzeskim z bolszewikami w marcu 1918 roku. Jak pogodzić uznane już w deklaracji prezydenta Wilsona oraz samego premiera Lloyda George’a prawo Polski do niepodległości z nadzieją na ponowne włączenie Rosji do europejskiego porządku? Jak powstrzymać chaos? Jego ograniczenie wiązało się w pierwszej kolejności z wytyczaniem granic tam, gdzie straciły one swe znaczenie. Tym przede wszystkim miał się zająć Foreign Office, przygotowując stanowisko polityki brytyjskiej na niedaleką już konferencję pokojową. W sprawie Polski i jej granicy z Rosją lord Balfour przedstawił propozycję już w październiku 1918 roku. Jego memorandum świadczy o braku jakichkolwiek uprzedzeń wobec Polski i o tej samej zdystansowanej postawie, której uwarunkowania poznaliśmy wcześniej. Skoro mocarstwa stowarzyszone przyjęły już zobowiązanie odbudowy niepodległej Polski, i to z dostępem do morza, Balfour stwierdza, iż teoretycznie najprościej byłoby utworzyć takie państwo na obszarze, na którym Polacy stanowią etniczną większość. Zauważa jednak zarazem, że „ten plan wyklucza pewne terytoria, które znaczna część Polaków z powodów historycznych i społecznych chciałaby 1do Polskij przyłączyć”1161. Balfour wyjaśnia dalej w swym przeznaczonym dla premiera memoriale, że Polacy „w ciągu ostatnich sześciuset lat swej historii” (czyżby także w XIX wieku, wieku nieistnienia państwa polskiego?) opanowali na wschodzie ogromne obszary, na których stanowią etnicznie niewielką mniejszość. Dodaje jednak również, że w grę wchodzą nie tylko racje historyczne, którymi można by się nie przejmować: „W Galicji Wschodniej, na przykład, a także w części Litwy, najbogatsze i najlepiej wykształcone klasy są polskiego pochodzenia i choć, o ile mogę sądzić, ten fakt nie powinien wpływać na nasze stanowisko na konferencji pokojowej, to jednak nie możemy ukrywać sami przed sobą, że podzielenie Galicji i pozwolenie Rusinom, którzy stanowią większość w jej wschodniej połowie, by zostali przyłączeni do swych małoruskich pobratymców 1w RosjiJ, przyprawiłoby o ból wielu polskich patriotów”1171. Konserwatywny szef Foreign Office namawia zatem swojego liberalnego premiera, by ten nie ufał ślepo prostym kryteriom etnicznym. Balfour wie, że nic na tym świecie nie jest proste. Przyjęcie czysto etnograficznej zasady rozgraniczenia ziem na wschodzie byłoby nie do przyjęcia dla Polaków - i nie powinno się tego całkiem zlekceważyć. Tym bardziej nie można zlekceważyć tego, że zastosowanie tej zasady na zachodzie - to jest przy wytyczaniu granicy z Niemcami byłoby z kolei nie do przyjęcia dla Niemców, którzy musieliby się wyrzec całego niemal Górnego Śląska wraz z jego cennymi kopalniami i hutami, a także większej części Wielkopolski, co zmniejszyłoby odległość Berlina od wschodniej granicy państwa do zaledwie nieco ponad stu kilometrów. By nie rozdrażniać zbytnio Niemców, Balfour zaproponował rozważenie możliwości raczej przekształcenia Gdańska w wolne miasto niż przekazania go Polakom, a zamiast pełnego dostępu do morza dla Polski - tranzyt Wisłą do wolnego portu Gdańska1181. Rozwiązania kwestii wschodniej granicy nowej Polski nie przedstawił, choć tak wyraźnie podkreślił, że próba podzielenia Galicji byłaby uznana przez Polaków za wielką niesprawiedliwość. Samo przyłączenie Galicji do Polski, dodawał, nie powinno nastręczać trudności, ponieważ Galicja należy do Austrii, która i tak się rozpada. W memoriale z góry przyjął natomiast milczącą tezę, że na obszarze należącym przed Wielką Wojną do Cesarstwa Rosyjskiego nowa Polska nie wykroczy poza teren Królestwa Polskiego (do Bugu, a na północy po Suwałki) - bo z tym wracająca do Europy Rosja może się pogodzić. I z niczym więcej. To
jest granica, której przekroczenie grozi chaosem.
2. Lewis Namier - albo zemsta na (polskiej) mapie Bardziej sugestywna od memoriału była dołączona do niego kolorowa mapa, przedstawiająca stosunki etnograficzne (racial distribution) na terenie Polski. Zapewne jej barwne, jaskrawe plamy lepiej aniżeli suche wywody Sekretarza Spraw Zagranicznych mogły trafić do wyobraźni elitarnego kręgu odbiorców tego pakietu dokumentów, czyli premiera, ewentualnie jego zaufanych współpracowników. Zacznijmy od zasięgu tej mapy. Otóż kończy się on na wschodzie tuż za linią Bugu. Najdalej wysunięte na wschód miejscowości, które są zaznaczone na mapie, to Suwałki i Grodno na północy, Brześć w centrum oraz Przemyśl i Lwów (dosłownie na samej krawędzi) - na południu. Nie ma tu w ogóle Wilna, choć, jak wiadomo, tak w samym mieście, jak i wokół niego kryterium racial distribution wskazywałoby na procentowo przeważający udział ludności polskiej. Brak także większej części Galicji Wschodniej. Nie są więc nawet brane pod uwagę przy rozważaniu zasięgu terytorialnego ziem, które „w prezencie” od Foreign Office mogłaby otrzymać nowa Polska. Nie ma całego obszaru przedrozbiorowej Rzeczypospolitej, a konkretnie ziem zabranych w trzech rozbiorach (1772, 1793, 1795) przez Rosję, choćby nawet jako przypomnienia tych terytoriów, o których wspomina w swoim memoriale Balfour, pisząc o wielkim zasięgu historycznej dominacji polskiego żywiołu kulturowo-politycznego. To w ogóle nie wchodzi w grę - wyobraźni, dyplomacji, decyzji - jaką ma współtworzyć, a w każdym razie zainspirować dołączona do memoriału kierownika Foreign Office mapa. Nie mniej sugestywne jest to, jak są przedstawione stosunki etniczne na obszarze, który mapa obejmuje. Intensywnym czerwonym kolorem, najbardziej rzucającym się w oczy, zaznaczono tereny, na których, jak informuje legenda mapy, ponad 80 procent ludności to Polacy. Obszar ten obejmuje zdecydowaną większość Królestwa Polskiego w granicach z 1815 roku (mapa określa granice polityczne tego tworu kongresu wiedeńskiego po prostu jako Russian Poland), a także Galicję Zachodnią mniej więcej po Rzeszów. Czerwony („polski”) kolor wdziera się na ziemie zaboru pruskiego: na południu Górnego Śląska i na północ od Katowic, a także w ponad połowę Wielkopolski - na południe od Poznania. Zgodnie z kryterium racial distribution wszędzie tam, gdzie jest kolor czerwony, powinna być Polska. Ten obszar kończy się jednak na wschodzie już mniej więcej 20 kilometrów za Warszawą, gdzie dochodzi od strony Siedlec pas ziemi zaznaczonej na zielono. Kolorem tym przedstawione są ziemie, na których Polacy stanowią 60 80 procent: tereny raczej - choć już nie bezdyskusyjnie - polskie. Kolor zielony pokrywa fragmenty ziem Królestwa Polskiego, w tym także samo miasto Warszawę, łódzki okręg przemysłowy ze Zgierzem i Piotrkowem, część lubelskiego, siedleckie, płockie, łomżyńskie. W Galicji to pas ziemi od Karpat do Gorlic, a także wokół Jarosławia. Na Górnym Śląsku to centrum tej dzielnicy, wokół Katowic, a także wschodnia część Opolszczyzny. Zielone są także okręg cieszyński, północna Wielkopolska z Gnieznem oraz z bezpośrednim otoczeniem Poznania. Pojawiają się również „wysepki” zielonego na północ od Grudziądza oraz na Pomorzu Gdańskim - na Kaszubach, sięgając po wybrzeże, tam gdzie leżą Puck i Władysławowo. Czerwony i intensywnie zielony, dwa rzucające się w oczy kolory, kontrastują mocno ze swoim otoczeniem: kolorami bladoseledynowym i bladokremowym. Pierwszym zaznaczono, jak podaje legenda, tereny, na których Polacy stanowią 40-60 procent ogółu ludności, tym drugim natomiast
ziemie, gdzie jest ich poniżej 40 procent. Już sam kontrast kolorów na mapie sugeruje, że tereny zaznaczone bladymi, jasnymi barwami nie powinny należeć do Polski. Oczywiście z pewnymi wyjątkami, takimi jak wyróżnione na seledynowo miasto Łódź, otoczone ze wszystkich stron kolorami „polskimi”, podobnie jak południowe Podlasie, sąsiadujące od południa i północnego wschodu z terenami zaznaczonymi kolorem czerwonym, a być może również miasto Poznań (także „seledynowe”). Czy jednak do Polski powinny należeć ziemia przemyska albo Chełmszczyzna, odłączona w 1912 roku w ramach akcji rusyfikacyjnej od Królestwa Polskiego przez carską administrację? Zaznaczone na seledynowo ziemie sąsiadują od wschodu z obszarami zamalowanymi tylko na kremowo - to kolor zdecydowanie „niepolski”. Na samym południowowschodnim skraju mapy, owszem, jest jeszcze zaznaczony na czerwono (czyli „polski”) Lwów, w otoczeniu seledynowej podlwowskiej prowincji. Od strony Galicji Zachodniej oddzielony jest jednak zdecydowanie kremowym pasem ziem niepolskich etnicznie. Charakterystyczne jest też to, że autor mapy - za chwilę przedstawię jego personalia - dodał do jej legendy jeszcze istotne wyjaśnienie: „Procent Polaków, przedstawiony w części galicyjskiej niniejszej mapy, obejmuje Żydów, którym odmawia się praw do uznania ich za naród i spośród których tylko niewielka część uważa się za Polaków’,[1].
Gdańsk
Suwałki
Grudziądz s* o Białystok (/>
Dobrzyń
Gniezno
Włocławek
Poznań & Siedlce Łowicz
Warszawa
Sieradz Pioirków Trybunalski
Radom
Chełm S Lublin
Kielce Częstochowa
} fi Racibórz ( Katowice
Sandomierz
■>. Sosnowiec
V
Rzeszów min Kraków yVieHczka
Gva frzyniel M NowySącz
o I ■ Gorlice Sambor
Powyżej 80% Polaków
Niepolskie większości
60-80% Polaków
I^SSSl niemiecka
40-60% Polaków
lż'Jl słowiańska
Poniżej 40% Polaków
litewska
Granice zaborów „Russian Poland” (Granica
Królestwa
Polskiego z 1815 roku)
Procent Polaków przedstawiony w części galicyjskiej niniejszej mapy obejmuje Żydów, którym odma wia się praw do uznania ich za naród i spośród których tylko niewielka część uważa się za Polaków.
Odwzorowanie mapy z memoriału Balfoura z października 1918 roku
Na mapie zaznaczono także tereny zamieszkane przez niepolskie większości - odpowiednio:
na północnym wschodzie „litewską”, na zachodzie i północy „niemiecką”, na wschodzie zaś „słowiańską”. Zwracam od razu uwagę na to, iż autor mapy nie rozstrzyga, czy uważa, że owa zaznaczona od południowej części przemyskiego aż po Grodno większość to mają być Rosjanie, Białorusini czy Ukraińcy. To są ogólnie (jak podaje legenda mapy) „Słowianie”, wyraźnie odróżnieni od Polaków, a nawet im przeciwstawieni - jakby Polacy nie byli też Słowianami... Sugestia autora mapy jest klarowna: Polska, jaką trzeba już uznać po zakończeniu wojny, powinna kończyć się na ziemiach należących do Imperium Rosyjskiego, najdalej na linii Bugu. Z ziem zaboru pruskiego należałby jej się jakiś fragment Wielkopolski i Górnego Śląska, ale raczej nie Pomorza, a już na pewno nie Gdańsk. W tej części mapa zgadza się mniej więcej z wywodem Balfoura. W odniesieniu do Galicji, czyli obszaru zaboru austriackiego, pojawia się jednak między nimi istotna różnica: sekretarz stanu Foreign Office zauważał problem, jakim dla Polaków byłoby podzielenie Galicji i przyłączenie jej wschodniej połowy do (rosyjskiej) Ukrainy, zwanej Małorosją. Twórca mapy postarał się usunąć ten problem z zasięgu wzroku: większej części Galicji Wschodniej na mapie po prostu już nie ma. To nie dotyczy Polski, podpowiada autor tego kartograficznego opracowania i zarazem szczegółowo uzasadnia za pomocą kolorów i danych statystycznych, że prawomocne polskie pretensje kończą się na terenach między Rzeszowem a Przemyślem. Dla niego podział Galicji jest oczywistością. Komu miałaby przypaść wschodnia połowa tego kraju imperium Habsburgów - nie wiadomo. W każdym razie nie Polsce. Nie bez powodu zatrzymałem się tak długo przy szczegółach mapy wydrukowanej przez Foreign Office jako dodatek do memoriału Balfoura z października 1918 roku. Od niej bowiem, pozwalam sobie twierdzić, zaczyna się bezpośrednia droga prowadząca do linii Curzona. O tym, jak wielkie znaczenie miała kartografia w sporach o nowy podział ziem Europy Wschodniej w końcowej fazie pierwszej wojny światowej i już w trakcie konferencji pokojowej w Paryżu, pisano wielokrotnie. Zwracano uwagę zarówno na wielką siłę oddziaływania precyzyjnych map przygotowanych przez Eugeniusza Romera na potrzeby „sprawy polskiej” od 1916 roku po 1919 rok (na konferencję paryską), uwzględniających historyczny kształt przedrozbiorowej Rzeczypospolitej, czy też łączących wyliczenia etnicznych proporcji z granicami przedrozbiorowymi mapy Włodzimierza Dworzaczka z 1917 roku, jak i na „konkurujące” z nimi mapy autorów rosyjskich i ukraińskich z tego samego okresu1^. Nie te mapy jednak, ale właśnie mapka, którą opisałem wyżej, trafiła na konferencyjny stół, a w każdym razie do wyobraźni politycznej brytyjskiego premiera. Wiemy już, że była oficjalnym dokumentem Foreign Office, mimo iż w gruncie rzeczy nie do końca odzwierciedlała poglądy samego kierownika resortu spraw zagranicznych. Trafiła tam, ponieważ odpowiadała na zapotrzebowanie samego premiera. Dostarczała merytorycznych argumentów na poparcie koncepcji Lloyda George’a. To właśnie jest powód niezwykłego sukcesu, jaki odniósł autor tej mapki w procesie kształtowania się polityki brytyjskiej na odcinku polskim, a szerzej: wschodnioeuropejskim. Pora przedstawić owego autora, jako drugą z kolei dramatis personam, w pewnym, praktycznym, sensie może nawet ważniejszą od lorda Balfoura w (pre)historii zachodniej polityki prosowieckiego appeasementu. Jest nią Lewis Namier. Urodził się jako Ludwik Bernstein w 1888 roku, a więc o czterdzieści lat później niż lord Balfour. Reprezentował nie tylko zupełnie inne pokolenie, lecz także całkowicie odmienne środowisko. Przyszedł bowiem na świat w „rosyjskiej Polsce”,
w ziemiańskim dworze na Lubelszczyźnie - w Woli Okrzejskiej (tej samej, w której w 1846 roku na świat przyszedł Henryk Sienkiewicz), w rodzinie żydowskich bogatych kupców, którzy już od dwóch pokoleń posiadali ten majątek. A zatem polski Żyd. I to z rodziny spolonizowanej i mocno zaangażowanej w walkę o niepodległość Polski. Obaj dziadkowie Ludwika - Jakub Chaim Bernstein oraz Mojżesz (Maurycy) Sommerstein - brali udział w powstaniu styczniowym; inni liczni członkowie rodziny odznaczyli się także na polu patriotycznych działań z przełomu XIX i XX wieku. Przez ojca Józefa, który przeniósł się z rodziną do zaboru austriackiego, gdzie nabył wielki majątek (blisko tysiąc hektarów, z pierwszym ośrodkiem w Kobyłowołokach w powiecie zaleszczyckim na Podolu), młody Ludwik był wychowywany na Polaka. Rodzice zmienili nazwisko na Niemirowski i przyjęli chrzest w Kościele rzymskokatolickim. Zapewnili synowi znakomitych prywatnych nauczycieli, między innymi Edmunda Wielińskiego (późniejszego wiceprezydenta Łodzi, zamordowanego w 1940 roku przez Sowietów w Starobielsku) i Stanisława Kota (później wybitnego historyka kultury Rzeczypospolitej i mniej szczęśliwego polityka, z kręgu generała Władysława Sikorskiego, ministra w rządzie RP na wychodźstwie). Przez nich poznał Ludwik także uczestnika polskiej konspiracji wojskowej, współpracownika Piłsudskiego, Mariana Kukiela (później generała, również świetnego historyka, tyle że wojskowości i - podobnie jak Kot - ministra w rządzie Sikorskiego). Po złożeniu egzaminów gimnazjalnych w Tarnopolu młody Niemirowski wyjechał w 1906 roku na studia na Uniwersytet Lwowski. Tu miał zrazić się do polskości. Czy chodziło o konflikt ze studentami polskiej uczelni, wśród których była silna orientacja narodowo-demokratyczna i związane z nią antysemickie nastawienie? Nie wiemy na pewno. Jego przyjaciel z lat późniejszych, Arnold Toynbee, autor monumentalnego Studium historii, informuje w swoich wspomnieniach, iż młody Ludwik miał przypadkiem usłyszeć w pociągu pogardliwy epitet, jakim towarzysze podróży - polscy ziemianie - obdarzyli jego ojca: „hrabia jerozolimski m[3]. Ludwik Niemirowski nie chciał już być Polakiem - niezależnie od tego, czy to ten incydent, czy inne doświadczenia wpłynęły na tę decyzję. Ze Lwowa przeniósł się na studia do Lozanny (gdzie jednym z jego profesorów był Vilfredo Pareto), a następnie do London School of Economics, gdzie słuchał wykładów twórcy anglosaskiej geopolityki, wspominanego już na kartach tej książki Halforda Mackindera. W końcu wylądował w Oksfordzie, gdzie studiował w latach 1908-1911 historię w Balliol College. To dało mu szansę na dostęp do elity brytyjskiego imperium. W drugiej połowie XIX i na początku XX wieku w Balliol College kształcili się między innymi poprzednik Lloyda George’a na stanowisku premiera, lider liberałów Herbert Asquith, jego sekretarz stanu w Foreign Office Edward Grey, a także piastujący wcześniej to stanowisko - w rządzie konserwatywnym Balfoura - lord Henry Lansdowne, jak również kolejny kierownik Foreign Office lord Curzon. Razem z przybyszem z Podola studiował Arnold Toynbee, kilka roczników niżej od nich byli w Balliol między innymi późniejszy wielki demaskator totalitarnych utopii Aldous Huxley i przyszły konserwatywny premier Harold MacMillan. Wokół roiło się od dzieci członków Izby Gmin, Izby Lordów, generałów, prokonsulów brytyjskiej polityki imperialnej. Nie było chyba przed wybuchem pierwszej wojny światowej bardziej ekskluzywnej kuźni kadr niż właśnie Balliol. Ludwik Bernstein wykorzystał szansę, jaką dawały studia w takim miejscu. Zmienił nazwisko na Lewis Namier, dzięki swym fenomenalnym zdolnościom językowym i niezwykłej erudycji historycznej zdobywał uznanie wśród kolegów z „towarzystwa” i bezcenne kontakty. Ten świat niewątpliwie
mu imponował. I wszedł weń tak szybko i tak głęboko, jak to tylko było możliwe. W 1913 roku uzyskał obywatelstwo brytyjskie. Kiedy wybuchła wojna, zgłosił się na ochotnika do służby wojskowej na froncie. Prędko znalazł tam, poprzez swoich kolegów z Balliol, wsparcie przedstawicieli najwyższych szczebli establishmentu brytyjskiego. Najpierw była to interwencja ojca jednego z kolegów, gubernatora Sudanu generała Reginalda Wingate’a, który już we wrześniu 1914 roku pisał do War Office, by wstawić się za „wyjątkowo bystrym Żydem” (exceptionally clever Jew). Inny kolega z Balliol, lord Eustace Percy, późniejszy minister w konserwatywnym rządzie w latach trzydziestych, doprowadził ostatecznie w marcu 1915 roku do przeniesienia Namiera ze służby wojskowej do pracy w Foreign Office, gdzie talenty językowe i wyjątkowa wiedza przybysza z Galicji mogły się bardziej przydać niż w okopach^. Pracował najpierw w Wellington House, czyli wydzielonym ośrodku propagandy brytyjskiej, gdzie zajmował się przeglądem prasy polskiej oraz innych narodów imperium habsburskiego, a także przygotowaniem materiałów dotyczących między innymi propagandy wśród Polaków w Ameryce. W 1917 roku został przesunięty do Intelligence Bureau [Biuro Wywiadu] w Departamencie Informacji Foreign Office, gdzie mógł już śmielej przedstawiać merytoryczne uwagi do pojawiających się w Foreign Office propozycji i koncepcji dotyczących Europy Wschodniej. Biuro zostało w marcu 1918 roku przekształcone w Political Intelligence Department (PID), eksperckie zaplecze służące przygotowaniu stanowiska Londynu na przyszłą konferencję pokojową. Dało to zdolnemu absolwentowi Balliol dodatkowe jeszcze możliwości oddziaływania na politykę. Już jednak na pierwszym etapie swej służby w Foreign Office, mimo bardzo niskiego przecież stanowiska, Namier podjął swoisty pojedynek z Romanem Dmowskim, kiedy ten jesienią 1915 roku przybył do Londynu zabiegać o wsparcie kół politycznych Wielkiej Brytanii dla swojego projektu odbudowy Polski (jeszcze wtedy pod patronatem Rosji). Politycznego znaczenia ta prywatna wendeta Namiera przeciwko liderowi Narodowej Demokracji nabrała od marca 1917 roku, kiedy, wraz z upadkiem caratu, reprezentowana przez Dmowskiego wobec zachodnich aliantów sprawa polska mogła zostać realnie przedstawiona w formie planu odbudowania niepodległego państwa. Każde memorandum składane w tej sprawie przez Dmowskiego w Foreign Office napotykało miażdżący komentarz Namiera. Ten swoisty, tak nierówny - zdawałoby się - pojedynek między głównym rzecznikiem sprawy polskiej wobec zachodnich aliantów, ponad pięćdziesięcioletnim już politykiem a o połowę młodszym od niego wychodźcą z Podola, „małym” urzędnikiem Foreign Office, ma już swoją wyczerpującą literaturę^. Tu chcę wspomnieć o nim wyłącznie ze względu na jego skutki dla przyszłego sukcesu idei „zaspokajania” bolszewickiej Rosji ustępstwami terytorialnymi. Siłą Namiera w owym pojedynku była najpierw tylko jego rzeczywista kompetencja w zakresie stosunków etnicznych, społecznych i ekonomicznych w Europie Wschodniej, a konkretnie na terenie Galicji i Królestwa Polskiego oraz jego pogranicza z resztą Imperium Rosyjskiego. Lepszego znawcy sprawy Galicji Wschodniej aniżeli wykształcony w London School of Economics i Oksfordzie syn dziedzica z Kobyłowołok na Podolu nie było na pewno w całym Foreign Office, a może w ogóle w całej zachodniej Europie. Kiedy w 1917 roku Dmowski opracował i rozesłał do wpływowych polityków ententy swój zasadniczy memoriał w sprawie pożądanego kształtu terytorialnego odbudowanej Polski (Problems of Central Europe), Namier wykorzystał swoje kompetencje po to właśnie, by zbić każdy argument, jaki lider Narodowej Demokracji przedstawiał na rzecz
włączenia do Polski guberni kowieńskiej, wileńskiej, grodzieńskiej, części mińskiej, Wołynia i całej Galicji Wschodniej, jak również całego Górnego Śląska, Poznańskiego i Prus Zachodnich (Pomorza Gdańskiego). Namier nie tylko odrzucał kolejne punkty tego projektu, lecz także wręcz szydził z niego i jego autora. Znajomość faktów nie była przy tym wystarczającym motywem tego postępowania; łączyła się z nią jeszcze swoista ich interpretacja, zawsze skrajnie nieżyczliwa Polsce. Wyczuwali to inni pracownicy Foreign Office, zwierzchnicy Namiera. Kiedy na biurko lorda Balfoura miał we wrześniu 1917 roku trafić kontrmemoriał przeciw programowi terytorialnemu Dmowskiego, opatrzony został przez przełożonego Namiera następującym komentarzem dla sekretarza stanu Foreign Office: „Nie wierzę jego opinii. [Namier] Jest gwałtownym przeciwnikiem Dmowskiego i wiele z tego, co mówi i pisze, jest motywowane tą niechęcią’”^. Balfour przeczytał jednak tekst Namiera i podsumował lekturę w sposób, jak zwykle, zdystansowany, stwierdzając, iż zdaje mu się, że Polacy mają jednak większe prawa do Poznania niż do obszarów na wschód od Bugu - but I am no expert (ale nie jestem ekspertem). W tej sytuacji Balfour zwrócił się więc z prośbą o opinię do innego specjalisty, profesora Charlesa Omana, prezesa Royal Historical Society i przedstawiciela Uniwersytetu Oksfordzkiego w parlamencie brytyjskim. Ten, wspominając, iż egzaminował niedawno Namiera na uniwersytecie, przypomniał go sobie jako egotycznego i kłótliwego (very selfcentered and disputatious). Ocenił jego komentarz do podnoszonej przez Dmowskiego kwestii granic Polski jako „napisany w duchu przesadnej wrogości i przedstawiający sprawę polską od najgorszej strony, kiedy to tylko możliwe’,[7l Obiektywizm Namiera jako głównego specjalisty od spraw polskich kwestionował nie tylko profesor Oman. Także osobisty sekretarz lorda Balfoura, sir Eric Drummond (od 1919 roku sekretarz generalny Ligi Narodów), nie miał wątpliwości, że Namier był skrajnie tendencyjny. Już 6 kwietnia 1917 roku zareagował w ten sposób na próbę wpłynięcia przez Namiera na zwierzchników w Foreign Office w związku z wydaną kilka dni wcześniej, zasadniczą dla sprawy polskiej, odezwą Rządu Tymczasowego Rosji, która uznała po obaleniu caratu prawo Polski do niepodległości (choć jeszcze w nieokreślonych granicach). Swój komentarz Namier, jak zwykle, wykorzystał do ataku na Dmowskiego, nazywając jego samego i jego zwolenników „czarnosecinną bandą” (Black Hundred crew). Nie wolno dawać najmniejszego posłuchu Dmowskiemu i jego „reakcjonistom”, ostrzegał Namier. Po lekturze tego komentarza Drummond zauważył, że rzecz jasna wszystko, co będzie prowadziło do umiędzynarodowienia sprawy polskiej i jej uznania przez mocarstwa zachodnie, zostanie przyjęte z entuzjazmem przez większość Polaków i bynajmniej nie jest to tylko jakaś „intryga Dmowskiego”. Sekretarz Balfoura konkludował bez ogródek: „jego [Namiera] atak na Dmowskiego i innych Polaków jest, wbrew temu, co mówi, czysto osobisty i całkowicie niesprawiedliwy. [...] Głęboko nie ufam wnioskom i stwierdzeniom Namiera i uważam, że byłoby pożałowania godne, gdyby pozwolił sobie Pan poddać się ich wpływowi”^. Osobisty sekretarz kierownika Foreign Office zwracał się tymi słowami do Philipa Kerra, osobistego sekretarza samego premiera. Mamy tu zatem do czynienia z wymianą opinii najbliższych pomocników i powierników dwóch najważniejszych konstruktorów polityki zagranicznej Wielkiej Brytanii. Cóż może być ważniejszego w kuluarowym systemie tworzenia wielkiej polityki aniżeli korespondencja między „osobistymi sekretarzami” ministra spraw zagranicznych i premiera rządu brytyjskiego? A jednak Namier nie stracił swojej pozycji.
Przeciwnie: umocnił ją na tyle, że nie tylko pozostał bezdyskusyjnie najbardziej wpływowym ekspertem Foreign Office od spraw terytorialno-politycznych Europy Wschodniej, ale także, pomimo kolejnych opinii krytycznych innych ekspertów o jego wątpliwej bezstronności, to raczej właśnie mapy i komentarze Namiera niż uwagi lorda Balfoura, a potem jego następcy Curzona, wpływały zasadniczo na konkretne decyzje premiera Lloyda George’a w sprawie Polski, a zwłaszcza jej granic. Co było powodem tak dużego, nieproporcjonalnego do rangi w hierarchii urzędniczej, znaczenia Namiera jako doradcy? Odpowiedź jest prosta. Namier znalazł najkrótszą drogę, jak już o tym wspominałem, do premiera. Ta droga prowadziła przez Philipa Kerra, czyli przez człowieka, który od końca 1916 roku do jesieni 1920 stał najbliżej Lloyda George’a i kierował przepływem informacji docierających na jego biurko. W kwietniu 1917 roku to Kerr właśnie zarekomendował przemyślenia Namiera w sprawie polskiej uwadze Drummonda i jego szefa, czyli Balfoura. W liście z 5 kwietnia pisał, iż poleca Namiera jako wykształconego w Balliol młodego Żyda z Polski, którego zna już kilka lat i ceni za wybitną inteligencję^. Kerra przedstawię za chwilę obszerniej, podobnie jak powody, dla których opinie młodego absolwenta Balliol przypadły mu do gustu. Tu jeszcze powinienem więcej powiedzieć o tym, co i w jaki sposób przekazywał swoim zwierzchnikom Namier w kolejnych miesiącach swej pracy w Political Intelligence Department. Jedną z najskuteczniejszych manipulacji danymi o Polsce, jakich udało mu się dokonać, by obronić swoje stanowisko i zadać cios Dmowskiemu, a po części także zaszkodzić opinii w oczach premiera, a w każdym razie jego osobistego sekretarza, były doniesienia Namiera o artykułach prasy polskiej na temat nieuporządkowanego życia osobistego Lloyda George’a. Premier co prawda miał kochankę, a nawet - można powiedzieć wprost - żył przez lata jak bigamista, z dwiema kobietami: legalną żoną oraz swoją sekretarką (wcześniej guwernantką swej córki), Frances Stevenson. Wśród członków politycznej elity brytyjskiej, a zwłaszcza kolegów ministrów był to temat tabu. Milczała o tym na ogół dyskretnie także prasa brytyjska. Tymczasem, jak informował Namier Kerra w listopadzie 1917 roku, polski „Przegląd Polityczny” w swoim numerze z września tego roku zasugerował wprost, iż premier Wielkiej Brytanii „znajduje się pod wpływem kobiety wątpliwego pochodzenia (nie Włoszka, nie Austriaczka, prawdopodobnie Żydówka), bardzo inteligentnej, z którą łączy go związek trudny do określenia”, a w dodatku, że to właśnie wskutek tego wpływu premier nie był zbyt przychylny, eufemistycznie mówiąc, sprawie polskiej. Namier nie miał cienia wątpliwości: to robota Dmowskiego i wyraz typowego polskiego antysemityzmu1^. Czy Dmowski był do tego stopnia zaślepiony antysemityzmem, żeby popełnić tak wielki polityczny błąd, jakim byłoby napisanie owego artykułu, nie wiadomo. Wiemy jednak, że taki tekst został napisany, a w tłumaczeniu Namiera zyskał jeszcze na ostrości i w takiej wersji oraz z powyższym komentarzem dotarł do sekretarza brytyjskiego premiera. Czy Kerr przekazał tę nieprzyjemną informację swojemu szefowi? Tego nie wiemy.
Lewis Namier w 1915 roku, kiedy rozpoczął pracę w Foreign Office.
Wiemy za to, że półtora roku później, w burzliwym czasie konferencji pokojowej w Paryżu, kiedy decydowały się losy polskich granic, historia się powtórzyła. Namier znów przekazuje sekretarzowi premiera wycinki z polskiej prasy oraz swoje tłumaczenia i komentarze. Tym razem chodziło o artykuły wyspecjalizowanego w sensacyjnych plotkach Henryka Korab Kucharskiego, opublikowane na łamach „Kuriera Warszawskiego” (popularne pismo było związane z Narodową Demokracją). W jednym z nich (z 1 kwietnia) pojawiała się sugestia, że Lloyd George nie chce oddać Polsce Gdańska, „aby prawdopodobnie komuś ze swych bliskich (???) dogodzić”. Namier wtrącił tu jeszcze swoje trzy grosze i napisał, czego w polskim oryginale nie było, że mowa tu o rzekomej żydowskiej kochance premiera, być może przypominając Kerrowi i Lloydowi George’owi zacytowany powyżej artykuł z 1917 roku. Poinformował następnie o polemice, jaka wywiązała się między „Kurierem Warszawskim” a prasą piłsudczykowską, to jest „Gazetą Polską”, w której pojawiła się dodatkowa jeszcze sugestia, że „Kurier” (czytaj: Dmowski) atakuje nie tylko Lloyda George’a, ale także jego osobistego sekretarza - jak pisała „Gazeta Polska” - „pana Filipa Kerra, jednego z wybitnych polityków angielskich [...] bardzo przyjaźnie do Polski usposobionego”. Tak skompilowana przez Namiera prasówka została
połączona z konkretnym podsumowaniem, skierowanym na ręce niecnie oszelmowanego przez „niewdzięcznych Polaków” Kerra: na konferencji pokojowej w Paryżu jesteśmy zbyt ustępliwi wobec bezczelnych postulatów Polski (jej reprezentanta na konferencji - Dmowskiego) w sprawach granicy wschodniej, a tymczasem „Dmowski zabawia się inspirowaniem artykułów”. „Trzeba wyciągnąć wnioski!” - nawołuje na końcu swego listu Namier1111. Czy jednak powodzenie argumentacji Namiera wśród osób decydujących o brytyjskiej polityce zagranicznej związane było tylko z takimi argumentami odwołującymi się do życia osobistego, mającymi rozdrażnić jak najmocniej Lloyda George’a i jego osobistego sekretarza? Nie. Z całą pewnością tego rodzaju „chwyty” były pomocne w kształtowaniu uprzedzeń wobec Polski, a zwłaszcza Dmowskiego, ale same by nie wystarczyły. Muszę przytoczyć jeszcze inne, bardziej polityczne argumenty, jakich używał Namier. Także dlatego, że przecież tylko do politycznych argumentów, a nie do urazy osobistej, będzie mógł się odwoływać sam Lloyd George w uzasadnieniu swojej linii postępowania wobec Polski, a także odnosząc się do kwestii jej granic wschodnich i jej stosunku wobec Rosji. Nie będę omawiać wszystkich, jakże licznych memoriałów, komentarzy i not, jakie wyprodukował na tematy polskie Namier od kwietnia 1917 do kwietnia 1920 roku - także dlatego, że w znacznej części analizowali je już inni badacze1121. Skupię się jedynie na kilku charakterystycznych przykładach, ważnych i powielanych w rozmaity sposób w polityce Lloyda George’a wobec Polski i Europy Wschodniej w najbardziej nas interesującym okresie: po kwietniu 1920 roku. Stwierdźmy więc najpierw, że choć brak jest podpisu pod omówioną przez nas wcześniej tak obszernie mapką etnicznych stosunków dołączoną do memoriału Balfoura z października 1918 roku, to nie ma wątpliwości, że nikt inny niż Namier nie mógł być jej autorem. Wynika to nie tylko z jej dokładności, ale przede wszystkim z wpisanych w nią założeń. Najważniejsze, wiernie towarzyszące wszystkim wcześniejszym i późniejszym memoriałom Namiera w Foreign Office, sprowadzało się do tej tezy: najgorszym niebezpieczeństwem dla Europy Wschodniej jest polski imperializm, czyli jakiekolwiek żądania polskie wysuwane w stosunku do ziem na wschód od Bugu i dalej niż do Rzeszowa (maksimum: Przemyśla) na obszarze Galicji. W maju 1917 roku dawny Ludwik Niemirowski uznawał, że na wschód od tej linii zamieszkują „Małorosjanie” i „Białorosjanie” - dwie gałęzie jednego, rosyjskiego „drzewa” narodowego, którego nie wolno rozszczepiać. Od listopada 1918 roku, kiedy to wybucha wojna ukraińsko-polska o Lwów i Galicję Wschodnią, to prawa Ukraińców okazują się pretekstem do formułowania oskarżeń o ów polski imperializm. Dość szybko zaczynają one dotyczyć już nie tylko „czarnosecinnego” Dmowskiego, ale także Józefa Piłsudskiego. Julia Namier wspomina, że dla młodziutkiego Ludwika Bernsteina Piłsudski był „idolem”. Od końca 1918 roku ów „idol” był już jednak ofiarą jego konsekwentnych ataków jako polski Naczelnik Państwa, który realizuje właśnie ów fatalny program polskiego imperializmu. Stał się w oczach i tekstach urzędowych Namiera „politycznym wrakiem”. Podobnie nowy premier rządu polskiego, podziwiany na Zachodzie nie tylko jako pianista, Ignacy Paderewski, którego młody analityk z Foreign Office określił mocnym epitetem: fantastic liar, if anything worse than Dmowski (fantastyczny łgarz, jeśli to możliwe, nawet gorszy od Dmowskiego). Z pogardą opisywał także Namier nowych polityków chłopskich, którzy zapełnili po pierwszych demokratycznych wyborach na początku 1919 roku polski Sejm, gdzie „atmosfera będzie teraz
taka, jak w wagonie trzeciej klasy wschodnioeuropejskiego pociągu”!13]. Przytaczam krótko te opinie, by podkreślić, że próby przedstawienia stosunku Namiera do Polski i kwestii jej granicy wschodniej wyłącznie jako efektu jego wrogości wobec Dmowskiego i Narodowej Demokracji, albo też jako konsekwencji chłopomanii, która z kolei miała skierować jego sympatie w stronę Ukraińców, są raczej chybione. Energiczny ekspert z Foreign Office używał każdego argumentu, jaki się nawinął, by dowieść, że Polska nie ma racji. Raz był zwolennikiem oddania wszystkiego na wschód od Bugu i Przemyśla wielkiej Rosji, to znów wspierał postulaty Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. Jeśli nie Ukraińcy, to niech weźmie Galicję Wschodnią Czechosłowacja jako część swojej federacji, a jak nie Praga, to niech obejmie nad tym obszarem zarząd Wysoki Komisarz Ligi Narodów. Wszyscy - byle nie Polska^. Namier gotów był nawet uznać, że panowanie bolszewickiej Rosji aż po Bug będzie lepsze niż przekroczenie tej rzeki przez Polaków. Spierał się na tym tle ze swym bezpośrednim przełożonym, zastępcą kierownika Political Information Department, Jamesem HeadlamemMorleyem. Ten zarzucał Namierowi, iż woli raczej, żeby Polska upadła całkowicie, niż mogła rozwinąć swój fatalny „imperializm” na wschodzie. „Gdzie, jak sądzę, różnię się z tobą, to w tym właśnie, że zdajesz się, ogólnie rzecz biorąc, uznawać bolszewizm za mniejsze zło od polskiego imperializmu” - pisał do Namiera w liście z 27 lutego 1919 roku (przypomnę, że ów „polski imperializm” wyrażał się w tym momencie w walkach z Ukraińcami o Lwów i Przemyśl, Wojsko Polskie zaś dopiero zaczęło odpierać zbliżające się do Bugu pierwsze natarcie Armii Czerwonej na zachodniej Białorusi)^. Pierwszą ofensywną akcję Polski na wschodzie, operację wileńską Piłsudskiego z drugiej połowy kwietnia 1919 roku, przywitał Namier nie tylko krytycznymi notatkami puszczanymi w obieg w Foreign Office i wysyłanymi do premiera, lecz także w artykule na łamach „Manchester Guardian”, niezwykle opiniotwórczej liberalnej gazety angielskiej. Przewidywał w nim - nie bez racji, jak wiemy - że przekroczenie przez Polaków linii Bugu uczyni z bolszewików („biała” Rosja była w tym momencie jeszcze bardzo słaba) obrońców wielkoruskiej idei, umocni ich popularność w Rosji, prowadząc do kontruderzenia Armii Czerwonej na Polskę, zbliżenia Rosji sowieckiej do Niemiec i pojawienia się nowej fali anarchii w Europie Wschodniej. Program federacyjny Piłsudskiego, ogłoszony właśnie w czasie operacji wileńskiej, uznawał za marną przykrywkę dla tego samego co u Dmowskiego, tylko jeszcze bardziej perfidnego imperializmu. Ów imperializm bowiem popchnie „chłopskie” narody tego regionu, a więc Ukraińców („Małorusinów”), „Białych Rusinów” czy Litwinów w objęcia bolszewików - uznanych przez nie właśnie za zło mniejsze od dominacji „polskich panów”!16]. Namier zwracał również uwagę na kwestię żydowską. Z inicjatywy tak krytykowanego przez siebie Paderewskiego został zaproszony do Paryża, by jako wpływowy ekspert w Foreign Office przedstawić polskiemu premierowi swoje stanowisko w sprawie przyszłości Żydów w Polsce. Namier opowiadał się stanowczo przeciw próbom asymilacji Żydów i domagał się przyznania im praw do narodowego samostanowienia w Polsce. Kiedy Paderewski wskazywał na fakt, że Żydzi we Francji czy Niemczech przyjmują przecież powszechnie język i kulturę tych krajów, Namier odpowiedział, by Polacy zastanowili się, czy chcą naprawdę, by dziesięcioprocentowa mniejszość żydowska, przyjąwszy język polski i zasymilowawszy się, zyskała proporcjonalny do swej liczebności wpływ na kulturę, naukę, publicystykę polską, jaki zyskała dziesięciokrotnie
mniejsza zasymilowana wspólnota żydowska w Niemczech czy we Francji. „Wtedy wy [Polacy] będziecie musieli przyjąć jakiś inny język, jeśli będziecie chcieli myśleć po swojemu [a nie po żydowsku]” - zauważył z właściwą sobie ironią Namier[17]. Syjonistyczny program, jakiemu najbardziej sprzyjał, mniej nas tutaj interesuje. Istotne jest, że zajęcie przez Namiera takiego stanowiska miało na pewno jedną konsekwencję dla kwestii przyszłości państwa polskiego i jego granic wschodnich: Żydów nie należało wliczać do ludności identyfikującej się z Polską, nawet jeśli - jak zwłaszcza w większych miastach - były wśród nich grupy głęboko zasymilowane. Na potrzeby swoich wyliczeń tego, co Polsce terytorialnie się należy, a raczej nie należy, Namier przyjmował założenie, iż każdego Żyda, tak jak każdego przedstawiciela wschodniosłowiańskiej mniejszości (Ukraińca czy Białorusina), należy potraktować jako ofiarę Polski albo co najmniej naturalnego jej wroga. Kłóciło się to choćby z jego rodzinnym doświadczeniem i doprowadziło ostatecznie do całkowitego zerwania z ojcem, wiernym programowi asymilacji i polskiego patriotyzmu. Kiedy w czerwcu 1919 roku żołnierze armii zachodnioukraińskiej pobili ciężko Józefa Bernsteina-Niemirowskiego i splądrowali jego majątek, matka i siostra Namiera zaś zostały internowane przez Ukraińców w obozie, ten i tak nie zmienił swojego antypolskiego stanowiska; wskazywał, że winny tej sytuacji jest jak zwykle „polski imperializm” (choć poprosił jednocześnie Piłsudskiego o pomoc w uwolnieniu matki i siostry z ukraińskiej niewoli). Tłumaczył później swoją nieugiętą postawę w obszernym liście do ojca, ale ostatecznie, za walkę z polskością, został przez niego całkowicie wydziedziczony w testamencie. Z pewnością Namier miał rację, zauważając różne aspekty konfliktu polskożydowskiego, realny antysemityzm wśród Polaków i zarazem opór zdecydowanej większości Żydów wobec asymilacji, nie miał jednak z pewnością racji, uznając, że wszyscy Żydzi w Polsce podzielają jego niechęć do polskości i polskiego państwa^. Przyjęcie takiej perspektywy, w ramach której wszystkie mniejszości etniczne na obszarze polskich aspiracji państwowych są w c a ł o ś c i nastawione wrogo do Polski, nieuchronnie prowadziło do koncepcji Polski jak najmniejszej, zawierającej na swoim terytorium jak najmniej jakichkolwiek mniejszości. Tylko taka Polska może przetrwać, dzięki łaskawemu poparciu zwycięskich mocarstw zachodnich. Każda inna Polska - czy to w wersji nacjonalistycznej Dmowskiego, czy to federacyjnej Piłsudskiego - oznacza destabilizację regionu, niebezpieczny dla całego środka i wschodu kontynentu chaos, a ostatecznie autodestrukcję dla samego państwa polskiego. To było fundamentalne założenie wszelkich produkowanych przez Namiera ekspertyz w kwestii rozgraniczeń w Europie Wschodniej. Stąd wzięła się z uporem podtrzymywana przez niego koncepcja granicy Polski od Suwałk do Bugu, wzdłuż tej rzeki, a następnie - już na terenie Galicji - wzdłuż Sanu. W ślad za omawianą wcześniej mapą dołączoną do memoriału Balfoura z października 1918 roku wyłożona ona została w memoriałach Namiera z 9 grudnia 1918 i następnie 7 stycznia 1919 roku. Namier walczył dalej za pomocą swoich tekstów, opinii i kompilacji danych (zawsze jak najbardziej nieprzychylnych dla Polski), żeby nie dopuścić do oddania Galicji Wschodniej pod władzę Warszawy. Ubolewał, że wpływ polityków i ekspertów Stanów Zjednoczonych i Francji blokuje jego argumentację^. Dla brytyjskiego rządu, a w szczególności dla samego premiera Lloyda George’a, jak zobaczymy, to jednak dane i ich interpretacje prezentowane przez Namiera pozostaną najważniejszym źródłem ekspertyzy w sprawie pożądanego (minimalnego) kształtu Polski. Przyjrzę się więc bliżej trzem konkretnym przykładom owej ekspertyzy. Pierwszego dostarcza
obszerny
memoriał,
napisany
przez
Namiera
pod
koniec
1919
roku,
poświęcony
Galicji
Wschodniej1201. Autor zebrał w nim raz jeszcze wszystkie swoje racje, które miały podważyć podjętą już decyzję mocarstw o oddaniu tego obszaru Polsce. Prawdopodobnie memoriał ten, z odręcznymi dopiskami Namiera, powstał między 21 listopada, kiedy Rada Najwyższa konferencji pokojowej w Paryżu dała Polsce mandat do administrowania Galicją Wschodnią na okres dwudziestu pięciu lat pod kontrolą Ligi Narodów, a 22 grudnia, gdy Polsce udało się uzyskać zawieszenie decyzji o tymczasowym charakterze mandatu w Galicji Wschodniej1211. Namier zaczyna od statystyki wyznaniowej: w Galicji Wschodniej mieszka - według niego 3,2 miliona grekokatolików, 1,15 miliona rzymskich katolików i 625 tysięcy żydów. Podkreśla jednak zaraz, że nie tylko nie wolno zaliczać Żydów do ludności, która zgodziłaby się z polskim panowaniem w Galicji, ale także to, iż próby uznawania niektórych grekokatolików za propolskich są chybione, jak również, że nie każdy rzymski katolik może być uznany za Polaka. Dzięki takiej interpretacji danych statystycznych może stwierdzić następnie, że w żadnym zakątku Galicji Wschodniej nie występuje polska większość. Wyjątkiem mógłby być Lwów (konsekwentnie określany przez Namiera niemiecką nazwą Lemberg), ale i w tym wypadku autor memoriału wyszydza pretensje do polskości. Sugeruje, że choć Polacy stanowią 55 procent mieszkańców stolicy Galicji, to jednak „bardzo wielu z nich to importowani polscy urzędnicy, podobnie jak urzędnicy niemieccy, o których niewliczanie 1do statystyk w przypadku polskich prowincji pod niedawnym niemieckim panowaniem byliśmy stale proszeni”. A więc: nawet polska większość w głównym mieście Galicji Wschodniej jest sztucznym tworem, który zachodni mężowie stanu powinni zlekceważyć jako argument na rzecz przyznania tej dzielnicy Polsce. Poza tym, podsuwa kolejny kontrargument Namier, nie można powoływać się na polski charakter jednego dużego miasta jako na podstawę do oddania Galicji Polsce, bo na tej samej zasadzie niemiecka większość w Rydze byłaby przesłanką do oddania całej Łotwy Niemcom, podobnie jak w przeważającej części niemieckie Katowice czy Bytom przesądzałyby o przekazaniu całego Górnego Śląska Niemcom, a nie Polsce.
Żołnierze polscy - obrońcy Lwowa w 1919 roku.
Namier odrzuca historyczny argument strony polskiej, która przypominała, że obszar Galicji Wschodniej należał do państwa polskiego od 1340 do 1772 roku. Wysuwa natomiast oryginalny argument geograficzny przeciw przynależności tego obszaru do Polski. Stwierdza, że „Polska jest zasadniczo krajem basenu nadwiślańskiego, Galicja Wschodnia zaś leży w górnej części basenu Dniestru” (Poland is essentially the country of the Vistula basin), a granica między zlewiskami dwóch rzek - pierwszej, wpadającej do Bałtyku, i drugiej, wpadającej do Morza Czarnego - ma stanowić zasadniczą linię podziału Europy Wschodniej. Zapędził się w tym determinizmie geograficznym tak daleko, że w zasadzie wypowiedział tezę, iż Polska może być tylko priwislinskim krajem. Wzmocnił ją jeszcze argumentem strategicznym: polska granica od Suwałk przez Białystok, Brześć, poprowadzona dalej w Galicji przez Przemyśl i Sanok do Karpat, stanowiłaby idealną linię frontu do obrony. Natomiast jeśli Polska zyska Galicję Wschodnią, to musiałaby dla jej zabezpieczenia od północy wystąpić także po należący do Rosji Wołyń (w trójkącie Równe-Dubno—Łuck, gdzie Polaków jest, jak twierdził Namier, tylko 8 procent), a jeszcze dalej - po Wilno. Namier ostro protestuje przeciwko, jak to szyderczo nazywa, innemu oprócz Lwowa „świętemu przeżytkowi” (another sacred relic), czyli uznawaniu Wilna za miasto polskie. Ogłasza, naciągając mocno statystykę na niekorzyść Polaków, że polskiej ludności w okolicy Wilna jest najwyżej 20 procent. Polacy - konkluduje, znów manipulując drastycznie statystyką - żeby zabezpieczyć strategicznie od północy Galicję Wschodnią, musieliby sięgnąć po obszary zamieszkane przez dwadzieścia milionów (sic!) niepolskiej ludności. Podsumowuje tę
część swoich wywodów stanowczym wnioskiem: jeśli Galicję Wschodnią przyzna się Polsce jedynie tymczasowo (pod kontrolą Ligi Narodów), to „wykopie się sam fundament polskiego imperializmu na wschodzie” (the bottom is knocked out from under Polish imperialism in the East). Ma wreszcie Namier jasne uzasadnienie geostrategiczne, by nie oddawać spornego obszaru Polsce. Zwróćmy uwagę, że już nie powołuje się na żadne prawa narodowe Ukraińców, tylko na nieuchronne żądania i „potrzeby” wielkiej Rosji, która prędzej czy później musi się odrodzić. Poprzez posiadanie Galicji Wschodniej i związany z tym „imperializm” Polska narazi się na beznadziejną walkę z Rosją (Namierowi nawet nie przyjdzie na myśl, by określić pretensje Rosji do Galicji Wschodniej jako imperialistyczne). Polacy powołują się na to, że chcą przez Galicję Wschodnią uzyskać wspólną granicę z Rumunią. Namier odrzuca ten argument jako niemoralny bo nie można zajmować nie swojego terytorium tylko w imię uzyskania granicy z innym krajem, potencjalnie sojuszniczym. Sam jednak w następnym zdaniu memoriału rozwija dokładnie taki sam sposób argumentowania, tyle że przeciwko Polsce. Zauważa bowiem, że wspólna granica polsko-rumuńska odcinałaby Czechosłowację od Rosji (tak jest: od Rosji; nie ma w tym memoriale Namiera ani słowa o jakiejkolwiek Ukrainie, o której prawach narodowych tak chętnie i przekonująco pisał przecież wcześniej), to zaś będzie miało fatalne następstwa. Odcięta od Rosji Czechosłowacja zostanie zdominowana przez swego zachodniego sąsiada - Niemcy. Tymczasem gdyby Czechosłowacja miała wspólną granicę z Rosją, to znalazłaby się w strefie zainteresowania Rosji, a przez to byłaby mniej wystawiona na pokusę sojuszu z Niemcami, czyli najgorszą dla mocarstw zachodnich kombinację geopolityczną. Krótko mówiąc: lepiej, żeby Rosja (albo Czechosłowacja) wzięła pod kontrolę Galicję Wschodnią - w imię uzyskania ważnej dla porządku europejskiego wspólnej granicy rosyjsko-czechosłowackiej... Fatalny sojusz rosyjsko-niemiecki może powstać tylko poprzez „ich 1to jest PolakówJ chory imperializm” (their insane imperialism). Co więcej, wieszczy Namier, Polacy poprzez Galicję Wschodnią będą dążyli do sojuszu nie tylko z Rumunią, ale także z Węgrami, którym pomogą oderwać Słowację od Czech. Taki polsko-rumuńsko-węgierski blok (Namier przechodził tu, zauważmy, niezwykle gładko nad zasadniczym problemem: jak pogodzić Węgry z Rumunią, śmiertelnie skłócone o obszar Siedmiogrodu) popchnie Czechosłowację i Jugosławię, zagrożone polskim i węgierskim „imperializmem”, w objęcia Niemiec. To oczywiście, konkluduje Namier, jest sprzeczne z naszymi, to jest brytyjskimi interesami. Na interesy, najdosłowniej rozumiane, Namier zwraca jeszcze uwagę w ostatniej, ręcznie dopisanej, części memoriału. Zauważa, że Polacy, dzięki zastosowaniu kryteriów etnicznych, już dostali kopalnie węgla na Górnym Śląsku, a teraz uzyskają pola naftowe w Galicji Wschodniej „bo tak chcą”. To wszystko zostanie wykorzystane ekonomicznie przez Francuzów, którzy zbiorą koncesje na wydobycie ropy na tym obszarze. Oto jeszcze jeden powód, by Wielka Brytania była przeciwna uznaniu przynależności Galicji Wschodniej do Polski1221. O dalszej przyszłości pisał w grudniu 1919 roku, w kolejnym memoriale, w którym rozpaczliwie próbował protestować przeciwko podejmowanej wówczas decyzji o oddaniu, już bez ograniczeń czasowych, Galicji Wschodniej Polakom. Tu zaokrąglił jeszcze podawane wcześniej dane liczbowe, stwierdzając, że jeśli pod władzę Warszawy odda się formalnie Galicję Wschodnią, „kraj o pięciu milionach mieszkańców, z których cztery miliony śmiertelnie nienawidzą Polaków, to zobowiązujemy się na zawsze do popierania polskich imperialistycznych
pretensji do terytorium rosyjskiego” (zauważmy, że teraz Galicja była u Namiera znów jak najbardziej „rosyjskim” terytorium). Jako adept historii przypomniał o zobowiązaniu, jakie Wielka Brytania podjęła w traktacie z 1839 roku gwarantującym niepodległość Belgii, i jego skutkach: udziale Wielkiej Brytanii siedemdziesiąt pięć lat później w wojnie o niepodległość Belgii, zaatakowanej przez II Rzeszę. Pytał więc retorycznie i proroczo: „Czy powinniśmy się zobowiązywać, że staniemy przy Polsce, jeśli wybuchnie jakiś konflikt o Galicję Wschodnią w 1999 roku?’,[23l W dołączonym do tego dyplomatyczno-geopolitycznego wywodu odrębnym, jeszcze jednym memoriale z grudnia 1919 roku Namier podpowiadał z kolei sekretarzowi premiera, jak odrzucić sugestie nowego posła brytyjskiego w Warszawie, sir Horace’a Rumbolda (przedstawię go bliżej nieco później), który stwierdzał, że podważenie przynależności Galicji Wschodniej do Polski może doprowadzić do bardzo poważnego kryzysu politycznego w Warszawie i do buntu w szeregach Wojska Polskiego, co z kolei narazi stabilność frontu antybolszewickiego. Namier przekonywał Kerra, że to kolejny szantaż i ordynarne kłamstwo ze strony Polaków, którzy przecież już „przełknęli” decyzję o ograniczeniu ich mandatu w Galicji Wschodniej do dwudziestu pięciu lat. Ale - podsumowywał ironicznie cały swój wywód i memoriał - „Czyż ostatecznie nie jesteśmy przyzwyczajeni do polskich kłamstw na temat Galicji Wschodniej?”^. To retoryczne pytanie i prawdziwa furia, z jaką pisane były kolejne teksty Namiera, przestrzegające przed „polskim imperializmem” na wschodzie, stanowiły wyraz narastającego poczucia bezsilności ogarniającego ich autora. Wobec załamania się nadziei na odrodzenie „białej” Rosji, wcześniejszego upadku Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej i ustabilizowania się frontu między Armią Czerwoną a Wojskiem Polskim kilkadziesiąt do kilkuset kilometrów n a w s c h ó d od postulowanej przez Namiera linii, która miała stać się granicą Polski i tamą dla jej „imperializmu”, Francja i Stany Zjednoczone gotowe były machnąć ręką na sprawę Galicji Wschodniej i zarazem pozostawić otwartą kwestię rozgraniczenia Polski i Rosji na terenach dawnego zaboru carskiego. To właśnie ogłaszały dwie decyzje wydane 8 i 22 grudnia przez Radę Najwyższą Mocarstw Sprzymierzonych i Stowarzyszonych, o czym wspomniano na początku tej książki. Galicja Wschodnia została oddana Polsce, gdyż alternatywę, jaką można było sobie wówczas wyobrazić, stanowiło zarezerwowanie tego obszaru dla jedynej obok Polski siły militarnej, która mogła pójść w tym kierunku, to jest dla Armii Czerwonej i dla Rosji sowieckiej. W grudniu 1919 roku nikomu z poważnych polityków w Paryżu, Waszyngtonie, a nawet - jeszcze - w Londynie nie przychodziło to do głowy. Mógł o tym myśleć z desperacją, jako o ostatniej szansie na podtrzymanie swoich argumentów, chyba tylko Namier. O takiej desperacji świadczy zestaw argumentów, jaki przeciwko „polskiemu imperializmowi” zebrał Lewis Namier w swoim ostatnim obszernym memoriale w Foreign Office, napisanym pod koniec marca 1920 roku. Powodem jego powstania były oficjalnie przedstawione wówczas przez rząd polski propozycje do rozmów pokojowych z Rosją sowiecką^. Miały one dotyczyć obszarów na północ od Galicji Wschodniej, należących przed 1917 rokiem do Imperium Rosyjskiego, a do rozbiorów stanowiących część Rzeczypospolitej. Polska domagała się ich „dezaneksji” i uznania za obszar plebiscytu, w którym miejscowa ludność dokona wyboru nowej państwowości. Wojsko Polskie stało wówczas już nie tak daleko
od historycznej wschodniej granicy Rzeczypospolitej z 1772 roku, mogłoby więc wpływać na sposób przeprowadzenia owego plebiscytu na ziemiach białoruskich i litewskich. Namier odrzucał samą ideę plebiscytu na tym terenie, twierdząc, że wielkie przemieszczenia ludności ewakuacja dokonana przez Rosję w 1915 roku z guberni zachodnich (tu autor memoriału znów fantastycznie przesadził z wielkością podawanych przez siebie liczb, stwierdzając, że na rozkaz władz carskich odjechało wówczas na wschód 25-80 procent mieszkańców tych obszarów) a także właśnie polska okupacja wykluczają możliwość uczciwego przeprowadzenia referendum. W jedenastostronicowym memoriale Namier odsłaniał raz jeszcze wszystkie ciemne strony polskiego panowania społeczno-ekonomicznego na ziemiach wschodnich dawnej Rzeczypospolitej, wskazywał na niepopularność „rządu polskich panów” wśród miejscowej ludności chłopskiej. Nie zauważał natomiast także przecież opresyjnego działania rosyjskiego urzędnika, rosyjskiego panowania politycznego - tak nad chłopem, jak i nad „polskim panem” trwającego nieprzerwanie od XVIII wieku na owych wielkich obszarach dzisiejszej Białorusi i Ukrainy. Nie dostrzegał w najmniejszym stopniu rosyjskiego kolonializmu na tym terenie. Przeciwnie. Teraz stwierdzał już bez ogródek: „W istocie rzeczy Białorosjanie i Małorosjanie są odgałęzieniami narodu rosyjskiego i przytłaczająca większość z nich nigdy nie uważała się za nikogo innego. Są powiązani z Rosją nie tylko interesem społecznym chłopstwa !Namier nie zadał sobie najprostszego pytania: dlaczego wybuchła i zwyciężyła ostatecznie rewolucja bolszewicka w samej Rosji, skoro tam miało nie być - z tego wynika - żadnych społecznych antagonizmów między rosyjskim «pomieszczykiem», ziemianinem, a rosyjskim chłopem?], ale także tradycją, językiem, kulturą i religią”!26]. Namier chciał w ten sposób odrzucić podstawową tezę polityki wschodniej Polski realizowanej pod auspicjami Piłsudskiego, a mianowicie, że jej celem nie jest aneksja, przyłączenie wszystkich ziem dawnej Rzeczypospolitej do Polski, ale stworzenie szansy na budowę niepodległości nowych państw narodowych na wschód od Polski: Litwy (ewentualnie Litwy z Białorusią) oraz Ukrainy. Nie ma żadnej Białorusi, żadnych Białorusinów, nie ma Ukraińców - to są tylko twory polskiej czterowiekowej propagandy, od połowy XIX wieku wspieranej, jeśli chodzi o „Małorusinów” z Galicji, także przez urzędników austriackich. Tak twierdzi kategorycznie Namier. I dodaje, że choć w okresie pierwszej wojny światowej ruch separatystyczny (w znaczeniu odseparowania od Rosji) wśród galicyjskich Ukraińców zyskał na sile, to jednak „obecnie uznają oni, że nikt inny niż Rosja nie może ich ocalić przed Polakami i że problem Galicji Wschodniej, który dotąd przesłaniał ich tak bardzo krótkowzroczne spojrzenie, jest tylko częścią odwiecznej walki między Rosją a Polską”!27]. Co do Białorusi, to Namier nie ma najmniejszych wątpliwości: jej rodzima inteligencja, która chciałaby odłączyć ten obszar od Rosji, zmieściłaby się na jednej kanapie. Stwierdzenie, że w „Białorosji” i „Małorosji”, czyli na Białorusi i na Ukrainie, Rosjanie są jedynie niedużą mniejszością wśród miejscowych narodów, Namier uznaje za wyjątkowo bezczelne. Chcąc pokazać jej rzekomą absurdalność, porównuje tę tezę do stwierdzenia, jakoby w Bawarii Niemcy tworzyli niewielką mniejszość. Nikt przecież takiego absurdu nie przyjmie! Czy możemy więc wierzyć w istnienie jakichś Białorusinów czy Ukraińców, którzy mieliby się wypowiedzieć w referendum za swoją niepodległością wobec Rosji?!28] Nie ma więc żadnych narodów w słowiańskiej Europie Wschodniej poza imperialistycznymi Polakami i Rosjanami. Rosja jednak broni nie tylko siebie i swoich chłopów, czyli „Małorosjan” i „Białorosjan”, uciskanych przez „polskich panów”, ale także inne, ciemiężone przez Polaków
narodowości niesłowiańskie: Żydów czy Litwinów. Reakcyjna, walcząca w interesie feudalnego ziemiaństwa Polska staje naprzeciwko Rosji, reprezentującej, niezależnie od ideologii, słuszną sprawę, a nawet postęp na tym obszarze. Namier, najbliżej jak może, podprowadza do wniosku: lepiej oddać Europę Wschodnią Rosji sowieckiej, bolszewickiej, niż zostawić ją na pastwę polskich intryg, polskiego „dyktatu”. Wzywa, by wyzwolić wszystkie terytoria na wschód od Bugu spod „okupacji polskiej” i oddać pod kontrolę komisarza Ligi Narodów. Nie wolno dopuścić do tego, żeby Polacy utrzymali Galicję Wschodnią czy Wileńszczyznę, woła z pasją Namier. Jeśli już nie potrafimy temu zapobiec, to pozwólmy Rosji swobodnie walczyć o te terytoria. Memoriał stawia kropkę nad i: już lepsza będzie Rosja bolszewicka. Opierając się na skrajnie tendencyjnych raportach dotyczących polskich rządów na ziemiach wschodnich i bez podania jakichkolwiek informacji o tym, jak wyglądały rządy sowieckie, Namier formułuje następującą konkluzję: „Panowanie bolszewickie na Białorusi, jakkolwiek groteskowe, było łagodniejsze i mniej okrutne aniżeli panowanie polskie. [...] Oni [Polacy] są najbardziej znienawidzonymi wrogami w tym kraju, znienawidzonymi nie tylko przez ich wybrane ofiary, Żydów, ale także przez Białorosjan, Małorosjan i Litwinów”1291. Narzucenie przez Wielką Brytanię zarządu jakiegoś komisarza Ligi Narodów na ogromnym obszarze między Bałtykiem a Morzem Czarnym, obejmującym dzisiejszą Litwę, Białoruś i większość Ukrainy, nie było w marcu 1920 roku w ogóle możliwe. Możliwy wydawał się już tylko jeden „ratunek” przed polskim imperializmem: zwycięstwo Armii Czerwonej nad Polakami. Lewis Namier, prowadząc krętym strumieniem swoich argumentów do tego właśnie wniosku, był w momencie jego przedstawienia, u progu wiosny 1920 roku, rzeczywiście rozgoryczony. Polska, wbrew tylu jego wysiłkom, otrzymała jednak pod koniec grudnia 1919 roku bezterminowe prawo do panowania w Galicji Wschodniej, choć Rada Najwyższa Mocarstw zostawiała nieco nadziei na rewizję tej decyzji, zastrzegłszy sobie „prawo ponownego rozpatrzenia tej sprawy”1301. Wydawało się, że Polska może teraz zawrzeć pokój z bolszewikami na warunkach, które doprowadzały Namiera do prawdziwej desperacji. W każdym razie Wielka Brytania nie mogła temu przeszkodzić. Czyżby czteroletnia wytrwała praca Namiera, setki jego not - komentarzy i memoriałów wysyłanych do najwyższych urzędników Foreign Office i samego premiera w celu zmobilizowania polityki brytyjskiej do zastopowania „polskiego imperializmu” - poszła w całości na marne? Niewykluczone, że tak właśnie postrzegał to sam zainteresowany. 31 marca 1920 roku spotkał go dodatkowy despekt: kiedy londyński „Times” ogłosił długą listę osób najbardziej zasłużonych wśród brytyjskich urzędników dla sprawy pokoju, zabrakło na niej nazwiska Namiera - i to mimo wstawiennictwa jego bezpośrednich zwierzchników z Political Information Department. Duma ambitnego młodego człowieka została urażona. Pod koniec kwietnia 1920 roku Lewis Namier zrezygnował z pracy w Foreign Office1311. Pierwszego maja wrócił do Balliol College. Rozpoczął tam nowy, najdłuższy etap swojej życiowej kariery: został historykiem akademickim. Upragnionej profesury w Oksfordzie nie udało mu się osiągnąć. Zdobył ją jednak w mniej prestiżowym Manchester University. Jako badacz osiemnastowiecznej historii politycznej i społecznej Anglii zyskał w kolejnych dekadach uznanie, tytuł szlachecki i sławę jednego z najwybitniejszych historyków brytyjskich XX wieku. Umarł w 1960 roku. O Polsce, Rosji i Europie Wschodniej pisywał jeszcze często po opuszczeniu Foreign Office - jako eseista i publicysta, na łamach „Guardiana”, „Timesa” czy
wpływowego tygodnika „New Statesman”. Jego ostra niechęć do Polski słabła stopniowo, ustępując w okresie drugiej wojny światowej nawet pewnemu współczuciu i odnowieniu dawnych znajomości z Marianem Kukielem czy Stanisławem Kotem. Swą rolę w polityce przestał odgrywać formalnie pod koniec kwietnia 1920 roku, równo z rozpoczęciem polskiej ofensywy w kierunku Kijowa. Czy jednak naprawdę stracił wpływ na politykę już wtedy, po schronieniu się w zacisznych murach uniwersytetu? W okresie decydujących rozstrzygnięć wojny polsko-sowieckiej, między 25 kwietnia a połową października 1920 roku, Namiera już nie ma w Foreign Office; nie będzie go przy Lloydzie George’u w czasie rokowań na temat losu Polski prowadzonych w Londynie z wysłannikami Lenina w pierwszych dniach sierpnia, ani wcześniej, na konferencji w Spa, w lipcu 1920 roku, kiedy wytyczona została tak zwana linia Curzona. A przecież - to była jego linia! To on ją nakreślił swymi powtarzanymi setki razy i docierającymi w poprzednich kilku latach na najważniejsze biurka brytyjskiej polityki argumentami, mapkami, analizami, memoriałami. Nie przegrał! Przeciwnie, uzyskał decydujący wpływ na kształt granic w Europie Wschodniej, choć czekać musiał na urzeczywistnienie swoich propozycji aż do drugiej wojny światowej i militarnych akcji Stalina (we wrześniu 1939, do spółki z Hitlerem, a potem w latach 1943-1945, za zgodą Londynu i Waszyngtonu)^. Nie utrwaliłby tego wpływu, a jego argumenty straciłyby siłę oddziaływania, gdyby po jego odejściu z Foreign Office zabrakło tego, kto niemal równie niestrudzenie jak sam Namier powtarzał uwagi o potrzebie uporządkowania Europy Wschodniej poprzez zwalczenie „polskiego imperializmu”. I nadal, po kwietniu 1920 roku, powtarzał je samemu premierowi i innym członkom gabinetu Philip Kerr. To on na konferencji w Spa, 10 czy 11 lipca, narysuje, albo po prostu przypomni, tę linię, której wytyczenie wcześniej tyle razy uzasadniał w szczegółach Namier, a która przejdzie do historii od owego dnia jako linia Curzona. Kerr nie mógłby z kolei odegrać tak istotnej roli, gdyby nie pełna aprobata dla niej ze strony innego wpływowego człowieka - Maurice’a Hankeya, oficjalnego pierwszego sekretarza gabinetu Lloyda George’a. Przedstawię ich obu. Zanim jednak to uczynię, podsumuję najkrócej ekspertyzę schodzącego tutaj ze sceny Ludwika/Lewisa Bernsteina-Niemirowskiego-Namiera. Obolały z powodu jakiegoś osobistego zderzenia z przejawami polskiego antysemityzmu w Galicji Wschodniej, znakomicie znający stosunki społeczne, ekonomiczne i kulturowe na tym akurat obszarze, miał zapewne Namier wiele racji, krytykując klasowe i narodowościowe aspekty polskiej polityki wschodniej, zarówno w historii, jak i w teraźniejszości - w odradzającej się II Rzeczypospolitej. Na pewno jednak szukał w niej świadomie zawsze tylko tego, co najgorsze. Nie zauważał innych elementów współtworzących rzeczywistość polityczną i społeczną całej Europy Wschodniej. Nie znał się w ogóle na samej Rosji. Nie zajmował się nią fachowo ani specjalnie nie interesował. Uznał „polski imperializm” za j e d y n e i w y ł ą c z n e źródło problemów w Europie Wschodniej, jedyne, na które Wielka Brytania może i powinna zwrócić uwagę. Ani imperializmu rosyjskiego, ani bolszewizmu jako nowej ideologii wspieranej przez rosnącą w siłę Armię Czerwoną i atrakcyjną w wielu krajach propagandę nie uważał za warte poważnego potraktowania. To był zasadniczy błąd Namiera, ale i podstawa skuteczności jego ekspertyzy. Taki sam punkt widzenia reprezentował premier David Lloyd George. Dlatego właśnie tak efektywnie wykorzysta rady i argumenty, których dostarczył mu młody urzędnik z Foreign Office. Namier z kolei przyjął, jako gorliwy nowy obywatel brytyjskiego imperium, założenie, które charakteryzowało wyobraźnię
polityczną tak konserwatysty Balfoura, jak i liberała Lloyda George’a: wielkie imperia muszą dzielić się między sobą odpowiedzialnością za świat, za utrzymanie w nim cywilizacyjnego ładu. W Europie Wschodniej Londyn musi dzielić się tą odpowiedzialnością z Moskwą (tak jak dawniej z Petersburgiem). Ambicje „małych narodów”, takich jak Polska, aby utrzymać niepodległość od sąsiedzkich imperiów, mogą w tym jedynie przeszkadzać. Namier dostarczył więcej konkretnych argumentów niż ktokolwiek inny owej wyobraźni politycznej, a raczej wynikającej z jej ograniczeń koncepcji „rozwiązania” problemu Europy Wschodniej, jaką przyjmie ostatecznie premier Lloyd George. Namier być może zdawał sobie sprawę, jak bardzo tendencyjny jest w doborze tych argumentów. Wiedzieli o tym na pewno inni, nieliczni fachowcy, którzy czytali jego memoriały. Decydenci, do których one trafiały - premier, a wcześniej jego osobisty sekretarz - nie musieli tego wiedzieć. Wykorzystywali je z poczuciem własnej bezstronności i wyższości. Na tym w końcu polega współpraca liderów wielkiej polityki z ekspertami. Namier okazał się dokładnie takim ekspertem od spraw Europy Wschodniej, jaki był im najbardziej potrzebny.
3. Dwaj sekretarze: Kerr i Hankey Philip Kerr (1882-1940) wywodził się, podobnie jak Balfour, z najwyższych kręgów arystokratycznych. Jego ród markizów Lothian (Kerr odziedziczy ten tytuł, miejsce w Izbie Lordów i ogromny majątek w 1930 roku) miał szkockie korzenie, a najbliższa rodzina przywiązana była do obrządku i tradycji katolickiej. Urodził się jako wnuk siódmego markiza Lothian, syn generała Ralpha Kerra oraz lady Anny Fitzalan-Howard, córki czternastego diuka Norfolku. Wykształcony w szkole katolickiej, przeżył kryzys wyniesionej z domu wiary podczas studiów w New College w Oksfordzie, gdzie bawił się łaciną, greką i historią. Poważnie traktując sprawy duchowe, długo wahał się, ale ostatecznie przyjął - ku rozpaczy matki doktrynę Christian Science, Stowarzyszenia Chrześcijańskiej Nauki, nowego odłamu protestantyzmu, założonego w 1879 roku w Stanach Zjednoczonych przez Mary Baker Eddy. To nawrócenie, które dokonało się wkrótce po przebytej wiosną 1914 roku operacji wyrostka, doprowadziło go do przekonania, że wszystkie choroby mają wyłącznie charakter duchowy i można je leczyć modlitwą (takie podejście przyczyni się do jego przedwczesnej śmierci w 1940 roku, kiedy będzie pełnił funkcję ambasadora Wielkiej Brytanii w Waszyngtonie). Co ważniejsze jednak dla nas, Kerr utwierdził się w radykalnej wrogości wobec katolicyzmu jako „reakcyjnej” religii, prowadzącej, jak to ujmie już w latach dwudziestych, wprost do faszyzmu. Czy miało to bezpośrednie przełożenie na jego stosunek do Polski, nie wiemy. Chyba jednak tego stosunku nie poprawiało^. Do wpływu na polityczne decyzje podejmowane w samym sercu władzy nad Imperium Brytyjskim doszedł Kerr nietypową drogą. Nie jako czynny polityk, poseł do parlamentu, ale najpierw jako urzędnik w tak zwanym przedszkolu Milnera (Milner’s kindergarten, 1905-1910), a następnie jako dziennikarz, a ściśle redaktor wpływowego periodyku (1910-1916). Przedszkole Milnera to swoista szkoła imperialnej administracji, jaką dla grupki młodych zdolnych Brytyjczyków stało się zarządzanie i reformowanie Związku Południowej Afryki po wojnach burskich, rozpoczęte pod okiem lorda Alfreda Milnera, gubernatora tego obszaru. Kerr ugruntował tam swoje przekonanie o wyższości brytyjskiej rasy, ale zarazem o potrzebie przyciągnięcia anglosaskich elit kolonii - Związku Południowej Afryki, Kanady, Australii - do współodpowiedzialności za imperium, a następnie (wraz ze Stanami Zjednoczonymi) za cały świat. Idea federacji, rozwijającej się najpierw wewnątrz imperium, a potem odgórnie narzucanej przez tę anglosaską „cywilizującą siłę” reszcie globu, stała się programem Kerra. Poświęcił mu ufundowane przez Milnera i redagowane przez siebie od początku - czyli od 1910 roku - pismo: „The Round Table”, kwartalnik analizujący politykę imperialną. Jako redaktor elitarnego magazynu Kerr poszerzył swoje kontakty z najbardziej wpływowymi politykami, od Balfoura, lorda Edwarda Greya czy Austena Chamberlaina poczynając. Po wybuchu Wielkiej Wojny jako jej najgłębsze przyczyny wskazywał, już w 1915 roku, egoistyczne nacjonalizmy, którym trzeba przeciwstawić projekt państwa światowego zorganizowanego wokół i na wzór brytyjskiej wspólnoty narodów, w jaką powinno się wkrótce przekształcić imperium^.
Philip Kerr, w latach 1916-1921 prywatny sekretarz Lloyda George’a. Fotografia z 1940 roku.
Lord Milner, będąc jednym z pięciu członków niewielkiego, wojennego gabinetu Lloyda George’a, polecił nowemu premierowi swego podopiecznego ze Związku Południowej Afryki. Kerr zrezygnował z obowiązków redaktora „The Round Table” (choć pisywał doń regularnie artykuły aż do 1939 roku) i podjął pod koniec 1916 roku funkcję prywatnego sekretarza Lloyda George’a. Dla ułatwienia sobie kierowania ogromną machiną wojennego wysiłku całego imperium premier zdecydował się bowiem na wprowadzenie drugiego, osobistego sekretariatu, obok istniejącego już i znakomicie działającego sekretariatu wojennego gabinetu (War Cabinet
Secretariat, kierowany przez Maurice’a Hankeya). Kerr zyskał tę przewagę, że pracował tuż obok premiera w ogrodzie przy Downing Street 10, sekretariat gabinetu zaś był położony nieco dalej - przy Whitehall Gardens 2. Kerr nie miał żadnych administracyjnych obowiązków, ani też odpowiedzialności, ale szybko zyskał uznanie, a następnie zaufanie swego nowego szefa i wielki realny wpływ na jego decyzje. Stał się najważniejszym, bo najbliższym ekspertem premiera do spraw polityki zagranicznej oraz spraw imperium. Jak ujął to biograf Kerra, Lloyd George był znany ze swej alergii na czytanie dokumentów. Cieszył się więc, że może go w tym wyręczyć ktoś, komu ufa. Kierujący formalnie sprawami polityki zagranicznej w gabinetach Lloyda George’a najpierw Balfour, a następnie lord Curzon narzekali, że adresowane przez nich do premiera pisma są często kwitowane odpowiedziami jedynie prywatnego sekretarza. „To, że ty czytałeś, to jednak nie całkiem to samo” (co lektura premiera) - dobrotliwie zwracał Kerrowi uwagę na niestosowność tej stale powtarzającej się sytuacji Balfour. Curzon reagował bardziej gniewnie, lecz był równie bezsilny. W 1919 roku, kiedy Kerr kontynuował swoją misję przy premierze jako jego sekretarz w nowym już rządzie, jego pozycja była na tyle mocna, że pozwalał sobie krytykować działania Foreign Office, całą tradycyjną dyplomację, jako anachroniczne, niedostosowane do potrzeb kraju organizującego od nowa światowy porządek. Churchill, minister wojny w gabinecie Lloyda George’a, skarżył się w lipcu 1920 roku, że Kerr faktycznie współdecyduje o polityce światowej, nie ponosząc za to żadnej odpowiedzialności. Powiedział mu to wprost: „Jeśli coś pójdzie nie tak, to inni będą musieli ponieść konsekwencje. Wszystko, co ty musiałbyś zrobić w takiej sytuacji, to po prostu wyjść z Downing Street [siedziby premiera]’”^. Formalny rywal Kerra w walce o dostęp do ucha i wyobraźni premiera, Maurice Hankey (1877-1963), doszedł do stanowiska pierwszego sekretarza gabinetu nie dzięki arystokratycznemu pochodzeniu i wielkim politycznym koneksjom. Urodzony w 1877 roku, syn Roberta, wykształconego w Cambridge hodowcy owiec w Australii (matka wywodziła się z rodziny prawników z Adelaidy), zaciągnął się do marynarki, zdał egzaminy do Royal Naval College, a od 1902 roku służył w wywiadzie marynarki wojennej - już w londyńskiej centrali, w Whitehall. Miał w tym miejscu przepracować blisko czterdzieści lat. Najpierw w Komitecie Obrony Imperium, w którym zorganizował w 1912 roku nowoczesny sekretariat, dokumentujący starannie pracę urzędu i przygotowujący jego obrady. Od listopada 1914 roku sekretariat ten zaczął służyć gabinetowi wojennemu Herberta Asquitha. Kiedy pod koniec 1916 roku nowy koalicyjny rząd utworzył Lloyd George, postanowił on powołać pięcioosobowy gabinet najbardziej zaufanych ministrów. Jego pracę miał wspomagać właśnie kierowany przez Hankeya sekretariat, odpowiedzialny za przepływ wszystkich dokumentów. Doskonała pamięć, pracowitość, absolutna dyskrecja, zdolności organizacyjne - połączenie tych cech uczyniło Hankeya zarówno wzorem urzędnika państwowego, jak i w ogóle współpracownikiem, bez którego premier nie mógł się obejść. Nie tylko wszelkie spotkania gabinetu i rządu, ale także wyjazdy zagraniczne Lloyda George’a i jego konferencje z przywódcami innych mocarstw będą się odbywać niemal zawsze z udziałem Hankeya. On i Kerr stali się dwoma „aniołami stróżami” premiera, także po przemianie gabinetu wojennego w nowy rząd koalicyjny po wojnie^. Kerr był dżentelmenem, wolnym - można powiedzieć - doradcą, Hankey - niezastąpionym urzędnikiem. Szlachectwo otrzymał dopiero w 1939 roku, po blisko czterdziestu latach służby, kiedy także przeniesiono go na stanowisko ministra bez teki w rządzie Neville’a Chamberlaina.
Ostatecznie Hankeya pozbędzie się dopiero Churchill w 1941 roku. Pamiętał może, jak ponad dwadzieścia lat wcześniej dopraszał się - jeszcze jako minister wojny w rządzie Lloyda George’a - o dokładną informację o przebiegu najważniejszych rokowań prowadzonych przez premiera (oczywiście z udziałem sekretarza gabinetu) na konferencji międzyalianckiej w San Remo, na której decydowała się przecież między innymi kwestia użycia jednostek brytyjskich na Zakaukaziu czy w sprawie tureckiej. Dopraszał się - i spotkał się ze stanowczą odmową ze strony sekretarza! Hankey strzegł prerogatyw swoich i premiera. Wyniośle odpowiedział wówczas ministrowi wojny, że takie sprawozdania (stenogramy) otrzymują tylko król, sam premier oraz lider konserwatywnej większości w parlamencie, a wcześniej - ale już nie w kwietniu 1920 roku - jeszcze kierownik Foreign Office. Churchill musiał wtedy skonstatować w liście do Hankeya, iż ubolewa nad sytuacją, w której on, minister wojny, różniąc się stanowczo od premiera w kilku istotnych kwestiach, takich jak stosunek do Rosji sowieckiej, do Polski czy do Turcji, nie ma dostępu do źródłowych informacji na temat decyzji podejmowanych w tych właśnie sprawach151. Przytaczam tę wymianę zdań jako ilustrację rzeczywistego sposobu kształtowania się brytyjskiej polityki zagranicznej, w każdym razie, gdy chodzi o interesujący nas obszar Europy Wschodniej, w gabinecie Lloyda George’a w latach 1919-1920. Podsumował ten stan rzeczy biograf Hankeya, stwierdzając, że kiedy Balfoura na stanowisku sekretarza stanu w Foreign Office zastąpił w październiku 1919 roku lord Curzon, „zasadniczo niezainteresowany i nieznający bieżących problemów europejskich (fundamentally uninterested in, and ignorant of current European problems), takich jak ustanowienie granic Polski [...], negocjowanie europejskich kwestii przeszło głównie w ręce samego Lloyda George’a, który częstokroć działał jako swój własny kierownik Foreign Office i zarazem polegał w wielkim stopniu na radach ze strony swych najbliższych współpracowników, takich jak Hankey i Philip Kerr”161. Jakie to mogły być rady? O możliwym oddziaływaniu opinii Namiera na poglądy Kerra w sprawie Polski i granic w Europie Wschodniej już wspominałem. Problemem polskim musiał się Kerr zająć bezpośrednio już na samym początku 1918 roku, kiedy kompilował szkic deklaracji premiera w sprawie brytyjskich celów wojennych. Ogłoszony 5 stycznia, przygotowywany przez podsekretarza stanu w Foreign Office, Roberta Cecila oraz Jana Smutsa, południowoafrykańskiego członka imperialnego gabinetu wojennego, dokument ten deklarował po raz pierwszy zamiar utworzenia „niepodległej Polski, obejmującej wszystkie prawdziwie polskie żywioły, które chcą ją współtworzyć” (an independent Poland comprising all those genuinely Polish elements who desire to form part of it). Stwierdzał również - wobec ustanowienia w Piotrogrodzie władzy bolszewickiej - że „Rosja może zostać ocalona tylko przez własny lud” (Russia can be saved by her own people)171. W zasadzie te dwie formuły będą towarzyszyły polityce Lloyda George’a zarówno wobec Polski, jak i wobec Rosji sowieckiej przez cały interesujący nas okres. Polska - owszem, może powstać, ale tylko tam, gdzie jest zdecydowana większość Polaków (Namier wskaże te tereny) - tak, aby nie przeszkadzała swoim wielkim sąsiadom. Co do Rosji - żadnej interwencji. W sprawie przyszłej Polski Kerr między innymi spotykał się w tajnej misji, jaką odbywał w dniach 9-19 marca 1918 roku w szwajcarskim Bernie, z reprezentującym wówczas dyplomację wiedeńską hrabią Aleksandrem Skrzyńskim. Sondował w imieniu premiera możliwość zawarcia separatystycznego pokoju z Austro-Węgrami. Większego wrażenia na prywatnym sekretarzu Lloyda George’a ten kontakt z polskim hrabią chyba jednak nie wywarł, zwłaszcza że Austria wycofała się wówczas
z dalszych tajnych rozmów^. Sprawy Europy Wschodniej nie bardzo interesowały Kerra, wystarczyły mu informacje dostarczane przez Namiera. Patrzył na nie z punktu widzenia, które podobnie jak u Balfoura, determinowało poczucie ogromnej wyższości - wyższości reprezentanta anglosaskiego imperium. Wyraził je dobitnie w liście z października 1918 roku, wkrótce przed wyjazdem u boku premiera na rokowania o rozejmie, a następnie konferencję pokojową w Paryżu. Wyrażał w nim zmartwienie, iż tylko Wielka Brytania i Związek Południowej Afryki (generał Smuts) rozumieją właściwie obowiązek anglosaskiej wspólnoty państw, by pokierować światem. Kanada i Australia, a zwłaszcza Stany Zjednoczone pod wodzą prezydenta Wilsona ulegają modnym doktrynom prawa narodów do samostanowienia. Tymczasem powinny przyjąć tę prawdę, że „narody politycznie zacofane” (politically backward peoples) wymagają pewnego rodzaju „cywilizowanej kontroli” (some civilised control). Kerr ubolewał, że Amerykanie obawiają się oskarżenia o imperializm. Sam uznawał za obowiązek imperiów wzięcie na swe barki tego, co nazywał Kiplingowskim określeniem brzemię białego człowieka (white man’s burden). Nie chodziło mu tylko o ludy Azji i Afryki, lecz także o te mało mu znane obszary, które rozciągają się na wschód od Niemiec, gdzie nowym zagrożeniem jest bolszewizm: „aktywna, agresywna religia społecznej destrukcji” (an active, aggressive religion of social destruction)[9]. Jak niemal każdy myśliciel rozpatrujący świat w kategoriach imperialnych Kerr najbardziej obawiał się chaosu. Albo rządy „oświecone” zostaną narzucone przez oświeconych i silnych zarazem - czyli przez mocarstwa anglosaskie, przy współpracy innych, koniecznych pomocników (takich jak Francja i pokonane Niemcy), albo chaos zwycięży. Chaos albo imperialna kontrola. Małe „nowe” narody - to właśnie groźba chaosu, o ile tylko wymkną się spod owej dobrotliwej kurateli. Po pierwsze zatem, Kerr podzielał pogląd Lloyda George’a, że koniecznie trzeba jak najszybciej pozyskać do tej wspólnej pracy potęgę Niemiec. Dlatego razem z Hankeyem, premierem i szefem sztabu imperialnego generałem Henrym Wilsonem opracował, w dniach 22 23 marca 1919 roku w Fontainebleau, apel do pozostałych aliantów o złagodzenie warunków pokoju wobec Niemiec. Ostrzegał w swoim, przyjętym przez premiera, szkicu memorandum, że nie będzie większego powodu do następnej wojny niż otoczenie Niemiec małymi państewkami z liczną niemiecką mniejszością narodową. Niemcy się z tym nie pogodzą^. Wynikała stąd naturalnie przesłanka do określenia miejsca Polski na „mentalnej mapie” Kerra. To oczywiście, powtórzę jeszcze raz, Polska jak najmniejsza - żeby nie irytowała wielkich sąsiadów. Bolszewizm jako nowe zjawisko w tej części Europy, jednoznacznie oceniane przez prywatnego sekretarza-doradcę premiera jako niebezpieczeństwo, był rozpatrywany przez Kerra nie tylko w kategoriach polityki zewnętrznej, lecz także wewnętrznej. To nic dobrego, oczywiście, ale jak długo pozostaje ograniczony do obszaru Europy Wschodniej, nie zagraża bezpośrednio ładowi zachodniemu, a w szczególności porządkowi w samej Wielkiej Brytanii. Natomiast próby militarnej interwencji Zachodu, mieszanie się w ten wewnętrzny rosyjski chaos mogą skończyć się fatalnie. Brytyjska opinia publiczna nie chce już żadnych nowych ofiar po wielkiej rzezi pierwszej wojny światowej, w dodatku w Anglii siły lewicowe (Labour Party), wzmocnione w grudniowych wyborach 1918 roku do parlamentu, widzą w bolszewizmie wyraz autentycznego protestu społecznego i próbę szlachetnego eksperymentu, któremu należy dać „uczciwą szansę”, a nie zwalczać go siłą. A zatem: próba zduszenia rewolucji w Rosji przez
anglo-francuską czy ogólniej - zachodnią - interwencję skończyć się może rewolucją na samym Zachodzie. Przeciwstawiając się lansowanej energicznie przez ministra wojny - Churchilla polityce interwencji, Kerr pisał do premiera już w lutym 1919 roku: „Uważam, że byłoby fundamentalnym i kolosalnym błędem dać się wciągnąć w wojnę z Rosją sowiecką. To nie nasza sprawa, jak rosyjski lud rządzi się u siebie, pod warunkiem, że zostawi sąsiadów w spokoju’,[11]. Tak rozwijały się dwa krótkie punkty z deklaracji celów wojennych, jaką przygotowywał Kerr, a wygłosił Lloyd George 5 stycznia 1918 roku. Wciąż jednak niewyjaśnione pozostawało istotne dla mieszkańców Europy Wschodniej zagadnienie: gdzie jest ta granica między Rosją (teraz sowiecką) a jej sąsiadami? Granica, której przekroczenie, z punktu widzenia Kerra, sprawę powstrzymywania „rosyjskiego eksperymentu”, ekspansji od strony Kremla czyniłoby „naszą sprawą”, to jest sprawą polityki brytyjskiej, wymagającą odpowiedzi, czyli pomocy napadniętym. A wcześniej jeszcze: uznania ich za napadniętych, a nie za „wyzwalanych”... To zagadnienie właśnie będzie testowane przez wydarzenia 1920 roku, a potem jeszcze kilkakrotnie. Maurice Hankey nie miał okazji wypowiadać się przed tym rokiem na tematy wschodnioeuropejskie. Bardziej interesowały go Niemcy - podobnie zresztą jak Balfoura, Kerra czy większość elit brytyjskich. Z tej perspektywy widział Polskę jako kraj, którego powstanie może doprowadzić do wyobcowania powojennych Niemiec z europejskiego porządku. W sumiennie prowadzonym dzienniku zanotował pod sam koniec 1919 roku własną krytyczną opinię na temat francuskiej polityki stawiania silnej Polski jako zabezpieczenia przeciw niemieckiemu rewizjonizmowi: „Osobiście wątpię, by Polska była coś warta, jako że jej naród jest niestabilny”^. I tyle. Jeden nieskomplikowany stereotyp wystarczy sekretarzowi gabinetu wielkiego mocarstwa, by zdyskwalifikować nie tylko Polskę, ale - jak wynika z dalszego ciągu tej samej zapiski - także inne „małe narody” całego obszaru między Niemcami a Rosją. Francja chce z nich stworzyć blok, który miałby powstrzymywać Niemcy na wschodzie Europy.
Maurice Hankey na fotografii z 1921 roku.
Dostrzegłszy tę tendencję, bystry sekretarz nie ma wątpliwości: to się nie uda. Stwierdza tak nie dlatego, że wie szczególnie dużo na temat tych krajów, całego obszaru na wschód od Niemiec, ale raczej dlatego, że nie uważa, by warto było wiedzieć. Związany rodzinnymi korzeniami z Australią, od 1903 roku także czuły mąż (i niezwykle pilny - na szczęście dla historyków - korespondent) Adeliny Herminy Gertrudy Ernestyny de Smidt, córki naczelnego
mierniczego z Kraju Przylądkowego w Afryce Południowej, Hankey podobnie jak Kerr spoglądał na świat z „ogólnoimperialnej” perspektywy. W centrum był Londyn, a ściśle rządowy Whitehall, dokoła zaś współtworzące tę samą, wyższą cywilizację dominia: od Nowej Zelandii i Australii po Afrykę Południową, Kanadę (i zbuntowane w XVIII wieku Stany Zjednoczone). To cywilizacja, w której mówi się po angielsku. Były jeszcze inne imperia, z którymi lew brytyjski ścierał się czasem krwawo, jak choćby z Niemcami w ostatniej wojnie w Europie (Hankey stracił brata w bitwie pod Sommą) czy z Rosją w Azji w XIX wieku. Ale czy może być na świecie coś poza tym, coś jeszcze interesującego, coś, co trzeba wiedzieć, by rządzić światem? Czy sekretarz rządu imperium potrzebuje coś wiedzieć o krajach gdzieś na „niestabilnych” peryferiach Europy? To będzie irytowało, jak zobaczymy, Hankeya najbardziej: że okoliczności i decyzja premiera zmuszą go latem 1920 roku, by na te nieszczęsne peryferie wyruszyć, by się im bezpośrednio przyjrzeć. On jednak nie chciał widzieć nic więcej ponad to, co już wiedział: że „tam” nic ciekawego nie ma. Ani Kerr, ani Hankey nie wydają się szczególnie do Polski uprzedzeni. Po prostu, tak jak cała Europa na wschód od Niemiec, ta Europa, która nie chciałaby już być ani Mitteleuropą, ani marchią zachodnią Rosji, jest swoistym martwym punktem w polu widzenia obu znakomitych sekretarzy. Muszą przecież widzieć tak wiele, obserwować, co się dzieje od Kantonu, Pendżabu i Bagdadu, Kapsztadu i Ottawy aż po Dublin, żeby kierować sprawami imperium, swojego Imperium. Ten akurat kawałek świata, gdzie leżą jakaś Warszawa, jakiś Kraków czy Lwów, jakieś Wilno, jakiś Kijów czy Mińsk, po prostu nie jest dla nich ważny. Jeśli w ogóle pojawia się w ich polu widzenia, to tylko jako źródło kłopotów, które mógłby raczej rozwiązywać ktoś inny. Trudno się dziwić. Paradoks polegał na tym, że jednocześnie, po wygraniu światowej wojny, imperium podejmowało decyzje wiążące także dla tego tak mało pociągającego regionu, którym nie tak dawno zajmowali się skutecznie Niemcy i Rosjanie. Zderzenie dumnej ignorancji z nową odpowiedzialnością - to istota tego paradoksu. Zrezygnować z postawy dumnej ignorancji i zainteresować się poważnie tym nieznanym obszarem rozciągającym się od Bałtyku do Morza Czarnego, czy raczej zrezygnować z nieoczekiwanej i niechcianej odpowiedzialności za Europę Wschodnią - i oddać ją z powrotem odrodzonym Niemcom lub/i Rosji? Oto jest pytanie, jakie mógłby postawić Hamlet na dworze brytyjskim, a raczej w rządzie Lloyda George’a u progu 1920 roku, roku rozstrzygających wydarzeń. Analizowane dalej wypowiedzi i refleksje obu sekretarzy dostarczą sporo materiału do odpowiedzi na to pytanie. Odpowiedzi praktycznej, bo takiej - a nie hamletyzowania - wymaga prowadzenie polityki przez rząd imperialny.
4. Właściwy człowiek na niewłaściwym miejscu: Horace Rumbold w Warszawie Polityka zagraniczna imperium, nawet insularnego, wymaga napływu informacji z każdego regionu świata i przekazywania jednocześnie do każdego regionu komunikatów określających politykę metropolii i jej interesy. Tym zajmuje się regularna dyplomacja. Choć mówiłem już o faktycznej bezsilności jej formalnych kierowników w rządach Lloyda George’a - najpierw Balfoura, potem Curzona - to jednak nie wolno zupełnie przeoczyć i tego narzędzia brytyjskiej polityki wobec Europy Wschodniej. Tym bardziej, że można się przyjrzeć, jak okazja do poznania tego obszaru z bliska mogła zmienić punkt widzenia polityków, jak - kolokwialnie rzecz ujmując - punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. W Rosji bolszewickiej nie było już brytyjskiego ambasadora; rokowania z delegacjami sowieckimi będą się toczyły w Londynie, a więc pod okiem premiera i jego sekretarzy. Nie miał kto i jak odegrać roli stałego brytyjskiego obserwatora sytuacji w Rosji pod rządami Lenina. Znajdą się tam tylko obserwatorzy nieoficjalni i, rzec można, dorywczy, na ogół występujący w roli pielgrzymów do nowej, północnej Mekki postępu i eksperymentów społecznych. O nich jeszcze wspomnę. Tu należy stwierdzić tylko, że ignorancja centralnego ośrodka władzy Imperium Brytyjskiego w sprawach rosyjskich (sowieckich) była w tej sytuacji wręcz trudna do naruszenia, przynajmniej w interesujących nas latach 1919-1920. W Polsce tymczasem był „poseł nadzwyczajny i minister pełnomocny” (o jeden szczebel niżej w hierarchii dyplomatycznej od - najwyższego rangą - ambasadora) Jego Królewskiej Mości Jerzego V, w istocie podległy zwierzchnikowi Foreign Office. 15 września 1919 roku nominowany został na to stanowisko Horace Rumbold. Objął je 2 października (akurat trzy tygodnie później funkcję sekretarza stanu w Foreign Office przejął oficjalnie z rąk Balfoura lord Curzon). Wraz z nominacją Rumbold otrzymał decyzję o przyznaniu mu płacy dwóch tysięcy funtów rocznie, a do tego tysiąc funtów na koszty reprezentacyjne. Wyjaśnię przy okazji, że w 2013 roku, wedle strony internetowej przeliczającej historyczną siłę nabywczą funta, owe dwa tysiące oznaczałyby od siedemdziesięciu tysięcy do nawet ponad pół miliona, zależnie od tego, jakie towary czy usługi weźmiemy pod uwagę^. Mocny był funt i mocna wydawała się pozycja pierwszego posła nadzwyczajnego i ministra pełnomocnego Londynu w Warszawie. Rumbold zastąpił wcześniej urzędującego w polskiej stolicy jedynie w charakterze chargé d’affaires (a od lipca 1919 roku ministra pełnomocnego, ale wciąż nie posła) Percy’ego Wyndhama. Miał pozostać na trudnej warszawskiej placówce dokładnie rok, jeden miesiąc i jeden tydzień. Opuścił ją 8 listopada 1920 roku. Przeżył zatem sir Horace Rumbold, w samym centrum wydarzeń, wszystkie najgorętsze miesiące interesującego nas okresu. Warszawa była w tym czasie jego „punktem siedzenia”, nie Londyn. Czy istotnie zmieniło to jego punkt widzenia, określony już przecież przez całą wcześniejszą, brytyjską formację i dyplomatyczne doświadczenie? I czy ów punkt widzenia wpłynie na ocenę relacji między Polską a Rosją sowiecką przez kierujących polityką brytyjską? Przedstawię najpierw nowego posła. Horace Rumbold był zawodowym dyplomatą, synem zawodowego dyplomaty, zięciem zawodowego dyplomaty i ojcem zawodowego dyplomaty. Urodzony w 1869 roku w Petersburgu, od wczesnej młodości był przygotowywany do roli
ambasadora Jej Królewskiej Mości przez swego ojca (także Horace’a), który karierę w dyplomacji, rozpoczętą w 1849 roku, prowadzącą między innymi przez miejsce urodzenia Horace’a juniora, zakończył na stanowisku ambasadora na prestiżowej placówce w cesarskim Wiedniu u progu XX wieku. Horace młodszy przeszedł w swej drodze zawodowej przez Hagę, Kair, Teheran, Wiedeń, Madryt, Tokio, Berlin, poznając na niej, obok obowiązkowego języka francuskiego, także arabski, japoński i niemiecki. Rangę ambasadora osiągnął po raz pierwszy w szwajcarskim Bernie w 1916 roku. To był ważny moment i miejsce - w neutralnej Szwajcarii kontaktowali się przedstawiciele prowadzących wojnę mocarstw. Wspominałem już o misji Kerra - rozmowach z wysłannikiem Wiednia na temat możliwego pokoju, odbywających się w marcu 1918 roku w Bernie. Rumbold, zajmując się „logistyką” tych spotkań, nawiązał wówczas znajomość z Kerrem. Jako ambasador brytyjski w Szwajcarii rozpoznawał także aktywne na tym terenie środowisko polskie - rozpoznawał, można powiedzieć na podstawie jego raportów, stopień skłócenia wewnętrznego tego środowiska2!.
Horace Rumbold i Charlie Chaplin podczas pokazu Świateł wielkiego miasta w Berlinie w 1931 roku. Rumbold sprawował wówczas funkcję ambasadora Wielkiej Brytanii w Niemczech.
W Szwajcarii także trafił Horace Rumbold do literatury światowej, choć zapewne nie tak, jakby tego sobie mógł życzyć. Otóż przebywający podczas wojny na neutralnym gruncie szwajcarskim Irlandczyk - James Joyce - wszedł pod koniec 1918 roku w ostry konflikt
z brytyjskim konsulatem. Chodziło o sprawę amatorskiej grupy aktorów The English Players, której występów Joyce był impresariem. Konsulat przestał wspierać owe występy, a nawet miał zagrozić Joyce’owi powołaniem do brytyjskiej armii. Wzburzony Irlandczyk napisał list protestacyjny do samego ambasadora. Odpowiedzi ani satysfakcji (materialnej) jednak się nie doczekał. Nie pomogło wsparcie ze strony innej przyszłej gwiazdy światowej literatury, Ezry Pounda, który także wysłał list do Rumbolda (11 kwietnia 1919 roku), ostrzegając, że jeśli ten nie zareaguje na prośby Joyce’a, to przyczyni się do „nawrócenia na bolszewizm” kilku wybitnych przedstawicieli kultury, a w dodatku może trafić na strony tworzonej właśnie przez Joyce’a arcypowieści Ulisses. Rumbold nie odpowiedział - i znalazł się w Ulissesie; został pierwowzorem obrzydliwej postaci - występującego pod jego nazwiskiem angielskiego fryzjera, gotowego wieszać Irlandczyków w Dublinie. Joyce zaczął prywatnie nazywać swojego milczącego przeciwnika charakterystycznie odkrywczym językowo i zarazem arcywulgarnym określeniem: sir Whorearse Rumhole. Poświęcił mu nawet parę zjadliwych wierszyków. Jeden zamieścił w liście do brata Stanislausa, inny zaś powstał z okazji nominacji Rumbolda na nowe stanowisko posła nadzwyczajnego do Warszawy. Pełen zjadliwej ironii poemacik, zatytułowany The Right Man In the Wrong Place (Właściwy człowiek na niewłaściwym miejscu), kończy się wersami, które tak, mniej więcej, można by przetłumaczyć: Upudrowany, w peruce i nadęty Rumbold jest w Warszawie Ze światem wszystko jest w porządku131. Rumbold, rzecz jasna, „urzędowej” peruki nie wkładał, choć mocno już łysiał. Nosił się sztywno, to można potwierdzić, oglądając liczne jego fotografie czy kronikę filmową firmy Pathe z 1925 roku z jego udziałem. Czy jednak pasuje do niego skreślony ręką irlandzkiego buntownika ten nie tyle fizyczny, ile raczej psychologiczny portret nadętego dyplomaty brytyjskiego, tępego prokonsula imperium? Na pewno czuł się członkiem elitarnego klubu - dyplomatycznej służby najpotężniejszego mocarstwa, bardzo dumnej ze swej tradycji. Pełnił tę służbę z oddaniem i widocznie ku zadowoleniu Foreign Office, skoro po misji w Polsce miał jeszcze sprawować tak odpowiedzialne funkcje, jak - kolejno - wysokiego komisarza w Konstantynopolu (podpisał w tym charakterze traktat lozański z Turcją w lipcu 1923 roku), ambasadora w Madrycie (1924 1928), wreszcie ambasadora w Berlinie (1928-1933). Na tym ostatnim przed emeryturą stanowisku wykazał się doskonałą orientacją w skali zagrożenia, jakie niosła ze sobą władza partii narodowo-socjalistycznej Hitlera. W odróżnieniu od Kerra czy samego Lloyda George’a nigdy nie był zwolennikiem appeasementu. Wolał, by zagrożenie dla cywilizacji - a tak postrzegał nazizm - raczej likwidować w zarodku, niż pozwolić mu się rozwinąć. Podobnie - co dla nas ważniejsze - odnosił się do bolszewizmu, kiedy został skierowany na nową placówkę do Warszawy. W 1919 Oczywiście dyplomata pozytywne
roku przybywał do Polski jak do kraju egzotycznego, ale jednak wartego poznania. pod kątem interesów brytyjskich. Czuł się do tego powołany jako zawodowy właśnie, profesjonalista. Pierwsze wrażenia z Warszawy pobudzały jego raczej zainteresowanie. Scenę złożenia listów uwierzytelniających u Naczelnika Państwa
opisał jako nieco bajkową podróż, w eskorcie „lansjerów” przez ulice polskiej stolicy do Belwederu. Piłsudskiego ocenił po pierwszych spotkaniach jako „największego człowieka w tej części Europy”, który - „jeśli mu zdrowie pozwoli, daleko zajdzie”[4]. Rumbold dużo rozmawiał i był gotów słuchać. Po kilkunastu tygodniach pobytu w Polsce dostrzegł coś istotnego, co chciał przekazać swoim zwierzchnikom w Foreign Office. Otóż Polska nie jest białą, gotową do zapisania kartą, którą można wypełnić dowolnymi wykresami, jakie ułożą w dalekim Londynie specjaliści od rysowania międzyimperialnych schematów; Polska nie jest plastyczną masą, z której można ulepić dowolną konstrukcję, jaka będzie odpowiadała konstruktorom światowego porządku. Polska nie postrzega samej siebie jako nowego tworu zwycięskich mocarstw. Ma swoją tożsamość, długą tradycję oraz własną ocenę swoich interesów. Rumbold pisał o tym do sekretarza króla Jerzego V: „Kiedy mamy do czynienia z Polakami, trzeba zawsze pamiętać, że nie są nowym narodem i nie uważają się za taki. Są świadomi istotnej roli, jaką Polska odgrywała w przeszłości [...], są dumni i bardzo wrażliwi”. Jednocześnie zauważał, że Polacy nie wydają się szczególnie narażeni na bakcyla bolszewizmu; ich silny patriotyzm i zarazem niechęć chłopstwa do komunistycznych doktryn to właśnie skuteczne antidota na to największe, zdaniem posła nadzwyczajnego, zagrożenie we wschodniej Europie^58 Próby przekonania londyńskiej centrali do tego punktu widzenia prędko doprowadzą Rumbolda do frustracji. Przypomnę, że moment, kiedy objął swoją funkcję w Warszawie, to był czas nasilającego się sporu o przyszłość Galicji Wschodniej, sporu, w którym Londyn (NamierKerr-Lloyd George) występował w roli głównego oponenta polskich dążeń. Polacy pamiętali też 0 negatywnym stanowisku Lloyda George’a w kwestii praw Polski do Gdańska. Rumbold chciał ten stan rzeczy załagodzić. Pytał Kerra, czy nie można namówić premiera do jakiegoś gestu pod adresem Warszawy. Może uda się pomóc w uzyskaniu przez Polskę kredytu? Stałego podsekretarza stanu w Foreign Office, Charlesa Hardinge’a, namawiał z kolei, by rozważyć przyjęcie w Londynie delegacji polskiego parlamentu. Odnotowywał jednocześnie wyrazy dezaprobaty, jaką warszawskie towarzystwo okazywało w związku ze sprzeciwem rządu brytyjskiego wobec uznania Galicji Wschodniej za część Polski^. Kerr postanowił wówczas, uzbrojony w argumenty dostarczone przez Namiera, wyłożyć Rumboldowi racje polityki premiera w tej kwestii. Rosja prędzej czy później się odrodzi 1 upomni się nieuchronnie o Ukrainę. Pozostawienie w tej sytuacji Galicji Wschodniej przy Polsce to stwarzanie nowej kwestii zapalnej, podobnej do tej, jaką dla Europy Zachodniej była sprawa Alzacji i Lotaryngii po dokonanym przez Bismarcka w 1871 roku zaborze tych ziem kosztem Francji. „Polska jak dotąd uczyniła niewiele, albo nawet nic, aby potwierdzić swoją zdolność do utrzymania nowoczesnego postępowego państwa, oprócz tego, że pozostała przywiązana do swojej narodowości i zniosła straszliwe trudności dla tej sprawy. [...] Jej najlepszymi przyjaciółmi są ci, którzy przeciwstawiają się marzeniom imperialistów [polskich] i zachęcają Polskę do zagospodarowania tego obszaru, który jest bezdyskusyjnie polski i który ograniczy tak podstawy do sporów z jej sąsiadami, jak też liczbę niepolskich obywateli [w tym kraju]”. Kerr pisał z poczuciem dumy o swoim przełożonym (a właściwie o własnym punkcie widzenia): „Myślę, że Polacy nie rozumieją postawy P[remiera] wobec nich. W najmniejszym stopniu nie jest antypolski. W pełni uznaje natomiast wielką trudność położenia Polski w Europie i nieunikniony brak praktycznego doświadczenia jej narodu w prowadzeniu spraw wielkiego państwa. [...] On [czyli Lloyd George] patrzy na problem polski nie tylko w kategoriach
bieżących, lat 1919-1920, lecz także w perspektywie tysiąca lat europejskiej historii i tego nieuchronnego faktu, że sąsiedzi Polski [czyli Rosja i Niemcy], którzy dziś są rozbici, wkrótce znów będą silni, energiczni, przepojeni patriotyzmem”!7!. Polska zdążyła w ciągu roku, jaki upłynął między odzyskaniem przez nią niepodległości a napisaniem zacytowanego tutaj listu przez Kerra, wprowadzić w pełni demokratyczną ordynację wyborczą (dającą między innymi pełne prawa wszystkim kobietom - dziesięć lat wcześniej zanim uczyni to parlament brytyjski) i przeprowadzić wybory do Sejmu Ustawodawczego przy bardzo wysokiej frekwencji. Nic zapewne nie wiedział nadawca tego listu o przyjęciu w tymże okresie w Polsce ustawodawstwa o ośmiogodzinnym czasie pracy, obowiązkowym ubezpieczeniu na wypadek choroby i macierzyństwa, powszechnym obowiązku szkolnym dla dzieci w wieku siedmiu do czternastu lat, a także o reformie rolnej... Nic nie wiedział z pewnością o rozpoczęciu skutecznego działania przez setki nowych instytucji, od Prokuratury Generalnej i Najwyższej Izby Kontroli do Polskiego Komitetu Igrzysk Olimpijskich czy dwóch nowych uniwersytetów (Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego oraz Uniwersytetu Poznańskiego). Nie wiedział, ale posła brytyjskiego w Warszawie, który mógł o tym wszystkim mieć pełniejszą wiedzę, pouczał mentorskim tonem, że Polska niczego jeszcze nie dokonała na drodze modernizacji. Przypominał mu, że ma traktować kraj, w którym reprezentuje Wielką Brytanię, jako dziecko, krnąbrne dziecko, które w istocie zawdzięcza swoje powołanie do życia wyłącznie zwycięskim mocarstwom Zachodu. Nie ma ona do niczego praw, poza prawem, a nawet obowiązkiem wdzięczności wobec swoich dobroczyńców. Kerr wyrażał precyzyjnie stanowisko swojego premiera, własne, a także Hankeya, kiedy stwierdzał, że Polacy sami nie rozumieją, co jest dla nich dobre. To od nich wiedzą lepiej i za nich powinni zdecydować ci, którzy „mają doświadczenie w prowadzeniu spraw wielkiego państwa” - czyli patrzący z perspektywy millennium i całej Europy David Lloyd George. Wydaje się, że dotykamy tu jednego z fundamentalnych założeń praktyki appeasementu: mocarstwa zachodnie, a ściśle mówiąc ich elity polityczne, przyznają sobie prawo do lepszego rozumienia tego, co ma być dobre dla „małych” i „nowych” krajów, których granice chcą ustalić, przesunąć, albo też przekazać te państwa pod „opiekę” innych mocarstw. „Oni nie mogą się sami reprezentować, oni muszą być reprezentowani” - to istota kolonialnej optyki, którą uchwycił Karol Marks w swoim słynnym stwierdzeniu z 18 brumaire’a Ludwika Bonaparte (Sie können sich nicht vertreten, sie müssen vertreten werden), a przeanalizował jego znaczenie Edward Said2!. Będziemy jeszcze nieraz obserwowali jej przejawy. Drugim filarem tej samej praktyki appeasementu, także ukazanym w liście Kerra, jest założenie, że ostatecznie liczy się tylko siła. Sekretarz premiera pisze wyraźnie, że Polska może istnieć tylko w takich granicach, które da się uznać za bezdyskusyjnie polskie. Czyli takich, których polskość uznają za bezdyskusyjną dwaj wielcy sąsiedzi: Rosja i Niemcy. Nie przychodzi mu nawet na myśl możliwość odwrócenia tego warunku: żeby Rosja albo Niemcy były ograniczone tylko do terenów, które „bezdyskusyjnie” mogą być uznane odpowiednio za etnicznie rosyjskie albo niemieckie. Uznane przez sąsiadów, których owa „dyskusja” dotyczy bezpośrednio. Nie, dla Kerra jest oczywiste, że Rosji czy Niemcom należy się swoista „otulina” z terenów, które niekoniecznie są zamieszkane przez samych Rosjan czy Niemców, ale mogą tam być także, choćby nawet bardzo liczni, „jacyś inni” (na przykład Polacy, Żydzi, Litwini, Białorusini czy Ukraińcy). Co jest dyskusyjne, co tworzy ewentualnie strefę pośrednią między
obszarami w tym przypadku etnograficznie „czysto” polskimi a rosyjskimi czy niemieckimi, to wszystko ma przypaść Rosji i Niemcom. Dlaczego? Ostatecznie racja jest tylko jedna: siła. Rosja i Niemcy znajdą siłę, by znów upomnieć się o tereny, które zechcą uznać za sporne ze słabszą Polską. Zatem z góry trzeba tak ułożyć mapę Europy Wschodniej, by ci najsilniejsi byli z niej zadowoleni. W innym przypadku będą ją przekreślać, ponownie zakłócając porządek, destabilizując raz jeszcze sytuację polityczną. Formalnie więc w imię porządku, w imię stabilizacji, w istocie jednak tylko z powodu rachunku sił, a nie jakichś innych racji, trzeba przekonać słabszych, żeby się p o d p o r z ą d k o w a l i. Problem mógł się pojawić wtedy, kiedy okazało się (jak we wrześniu 1939 roku), że z punktu widzenia Moskwy i Berlina nie ma miejsca na żadną Polskę, że „zadowolenie” przyniesie im tylko wspólna granica, tak jak przed pierwszą wojną światową, kiedy między Rosją a Niemcami nie było nic. Logika siły mogła ostatecznie zawsze prowadzić do takiego rezultatu. Czy Horace Rumbold nie podzielał owych założeń, owej logiki? Oczywiście spoglądał z wyższością „dziedzicznego” ambasadora brytyjskiego na kolejne kraje, w których przyszło mu występować w służbie Korony. Zwróćmy jednak uwagę na pewną różnicę jego perspektywy w stosunku do tej, w jaką życiowe doświadczenie wyposażyło Kerra czy Hankeya. Obaj sekretarze poznawali świat przez pryzmat dominiów Korony Brytyjskiej. Przyjmowali za oczywiste swoje prawo do „reformowania” tego, co jej podległe, do interpretowania interesów poszczególnych dominiów, do wpływania na ich tożsamość, do jej „poprawiania”. Premier, któremu służyli, nie znał w ogóle świata poza Wielką Brytanią. I nie chciał poznawać. Rumbold pracował natomiast jako dyplomata w krajach, które nie były brytyjskimi dominiami czy koloniami. Choć mógł patrzeć z wyższością, choćby nawet najbardziej wyniosłą, czy z poczuciem obcości na stosunki w Teheranie, Tokio, w mniejszym może stopniu w Madrycie, Hadze, Wiedniu, Bernie czy Berlinie, to jednak w każdym z tych państw dostrzegał i ostatecznie uznawał ich specyfikę, odrębną tożsamość, miał świadomość, że interesy tubylców mogą być sprzeczne z tymi, które reprezentuje on, dyplomata z Londynu. Uznawał niejako prawo do odrębności innych państw, był do tego przyzwyczajony. I uważał za roztropne poznawanie tej odrębności zbadanie możliwości jej wprzęgnięcia w interes brytyjski. Z takiej też perspektywy poznawał Polskę - i próbował namawiać swoich zwierzchników w Londynie, by dostrzegli, że „reprezentuje się ona sama” i że warto, przy skalkulowaniu brytyjskiej polityki, rozważyć i ten, osobny punkt widzenia. Odpowiedział zatem Kerrowi na list, dziękując za ważkie argumenty na rzecz potrzeby ograniczenia liczby mniejszości etnicznych w granicach nowego państwa polskiego. Zauważał jednak, że przecież Włochy zyskały po wojnie dwieście tysięcy Tyrolczyków wraz z obszarem, na którym na pewno to oni - a nie Włosi - przeważają. Nowo utworzona Czechosłowacja zaś składa się niemal z samych mniejszości (Słowacy, Niemcy sudeccy, Rusini zakarpaccy) - i jakoś nie jest to przedmiotem protestów ze strony zwycięskich mocarstw... Rumbold prosił także o wzięcie pod uwagę argumentu wysuwanego przez Polaków: Lwów jest uważany przez nich za polskie miasto - i nie jest łatwo zaprzeczyć jego polskiemu obliczu etnicznemu oraz kulturowemu. Może warto wrócić do kompromisu, sugerował Rumbold, jaki kiedyś proponował Paderewski, to jest podziału Galicji Wschodniej w taki sposób, by Lwów i okolice przypadły Polsce, a reszta byłaby tylko tymczasowym mandatem, o którego przyszłości politycznej można by zdecydować później. Poseł delikatnie odparł także pogardliwą krytykę całego
dotychczasowego dorobku państwowego Polaków. Owszem, pisał: „Polacy muszą jeszcze wiele [w tej dziedzinie] zrobić i pragnę myśleć, że tak właśnie zrobią. Kolejnych dwanaście miesięcy pokaże, jak ułożą swoje sprawy”. Krótko mówiąc - nie przekreślał szans Polski na stworzenie nowoczesnego państwa. Namawiał więc Kerra: „Gdyby pan miał kiedyś wolne dwa tygodnie i chciał poznać tę część Europy, proszę przyjechać i zatrzymać się u mnie”[9]. Ta dobra rada nie została jednak nigdy wysłuchana przez tych, którzy mieli decydować o losach Europy Wschodniej. Mieli władzę, a ta nie zostawia wiele czasu na poznanie, wymaga za to pilnie podejmowania decyzji. Nawet jeśli dotyczą one „ludów, o których nic nie wiemy”. Rumbold chciał jednak na te decyzje wpłynąć. Uważał, że należy to do jego obowiązków jako zawodowego dyplomaty: doradzić jak najbardziej zgodny z rzeczywistym stanem rzeczy kierunek politycznych rozstrzygnięć mających zapaść w londyńskiej centrali. Istotnym motywem wpływającym na jego opinię o Polsce i jej roli wobec Rosji sowieckiej był głęboki wstręt posła do bolszewizmu i obawa przed rozprzestrzenieniem komunistycznej ideologii. Polska była dla niego ważna jako praktyczna zapora, która może skutecznie powstrzymać ewentualną ofensywę komunizmu na zachód. Odpierał argumenty podsekretarza stanu w Foreign Office, Hardinge’a (zbieżne zresztą ze stanowiskiem samego lorda Curzona), że bolszewizm nie będzie rozwijał się w stronę zachodu, ale stanowi istotną groźbę raczej na azjatyckim przedpolu żywotnych interesów Wielkiej Brytanii: na Zakaukaziu (ekspansja Armii Czerwonej ku Azerbejdżanowi i Gruzji) oraz w Persji. Na przełomie lat 1919 i 1920 Rumbold liczył w każdym razie na to, że może uda się jeszcze nawiązać skuteczną współpracę między Piłsudskim a resztkami „białej” Rosji pod wodzą Denikina. Wspierał zatem (przedstawianą przeze mnie w poprzednim rozdziale) misję Halforda Mackindera, która do takiej współpracy miała doprowadzić. Ubolewał, że Litwa stanowi „słabe ogniwo”, które utrudnia nawiązanie skierowanego przeciw bolszewikom sojuszu wojskowego między Polską a krajami bałtyckimi (w grudniu 1919 roku Rumbold rozmawiał o tym bezpośrednio z generałem Carlem Gustafem Mannerheimem, niedawnym regentem Finlandii). W przygnębienie wprawiała go nowa polityka premiera, przyjęta w styczniu 1920 roku: pogodzenia się z rządami bolszewików w Rosji i zachęty, by kraje z nią graniczące także szukały z bolszewikami pokoju. Pisał o tym 2 lutego 1920 roku do swojego kolegi, wysokiego komisarza w Wiedniu, Francisa Oswalda Lindleya: „Jak sądzisz, czy długo reszta Europy i mocarstwa zachodnie będą mogły się wstrzymywać przed uznaniem także [po krajach graniczących z Rosją] bolszewików? Ta idea jest mi wstrętna, ponieważ żyję tutaj zbyt blisko bolszewików, by nie widzieć, jak przerażający system władzy tworzą. Jeśli się jednak nie mylę, sprawy idą w kierunku uznania bolszewików. To zostałoby przyjęte z radością przez naszych drogich przyjaciół z Labour Party w kraju, nie mówiąc o innych, nienależących do Labour. To będzie kolejny przypadek triumfu zła”[10]. Tymczasem z Londynu trafiały do Rumbolda instrukcje zachęcające wprost, by wsparł taki właśnie polityczny scenariusz, który najbardziej go przerażał. W telegramie z Foreign Office z 27 stycznia znalazła się relacja z rozmowy, jaką dzień wcześniej odbył premier Lloyd George z odwiedzającym go w sondażowej misji polskim ministrem spraw zagranicznych Stanisławem Patkiem. Jak wiadomo z omówienia w jednym z poprzednich rozdziałów, Lloyd George przedstawił jasno swoje stanowisko: bolszewicy nie zaatakują swoich zachodnich sąsiadów, ponieważ „nie ma nic takiego jak żywność czy surowce, które mogłyby skłonić armię do wkroczenia do Polski, Węgier czy Niemiec”. Szokujące geoekonomiczną i geopolityczną
ignorancją zdanie premiera było tylko wstępem do zasadniczej lekcji, jakiej chciał udzielić Patkowi, a Foreign Office przekazywało ją Rumboldowi. Brzmiała ona tak: skoro bolszewicy chcą pokoju, to jedyną przeszkodą do jego zawarcia może być tylko polski ekspansjonizm na wschodzie22 Trzy dni później Kerr wysłał do Rumbolda osobny list, jako „wzmocnienie” oficjalnej relacji Foreign Office, raz jeszcze podkreślając, że tylko premier jest „prawdziwym przyjacielem” Polski, ponieważ broni jej przed jej największym wrogiem. Owym wrogiem są sami Polacy, a ściśle mówiąc - duch imperializmu konfliktujący ich z Niemcami i zwłaszcza z Rosją. Trzeba walczyć przede wszystkim z polskim imperializmem! Kerr dodawał do tego zalecenia dla posła w Warszawie oraz informację o rosnących wpływach Labour Party i lewicowych związków zawodowych, które naciskają w samej Anglii na zawarcie jak najszybszego pokoju z Rosją sowiecką22 W liście do Hardinge’a z 1 lutego 1920 roku Rumbold zauważał, że w tej sytuacji Polska zapewne będzie zmuszona zawrzeć pokój z „czerwoną” Moskwą, a w ślad za nią pójdą państwa bałtyckie, Rumunia, a wkrótce cała Europa. Jednocześnie pozwalał sobie zwrócić uwagę podsekretarzowi stanu w Foreign Office, że ostatnie doniesienia z Londynu oznaczają najwyraźniej radykalną zmianę wcześniejszej polityki, którą - jak wierzył - było popieranie sojuszu antysowieckiego Piłsudskiego z Denikinem. Nieco ironicznie pytał nawet, czy Lloyd George znalazł czas nie tylko na „udzielenie lekcji” polskiemu ministrowi spraw zagranicznych, lecz także na spotkanie z Mackinderem, który właśnie w drugiej połowie stycznia wrócił ze swej misji u Denikina22 Poseł musiał jednak zaakceptować politykę przeforsowaną przez premiera. Nie rezygnował wszakże ze swojego prawa do innej niż dyktowana z Londynu oceny polskiego „imperializmu”. Szukał nadal możliwości kompromisu między wizją koniecznego zabezpieczenia polskiej suwerenności, którą przedstawiał mu Piłsudski, a zadaniem wsparcia takiego pokoju, jaki zaakceptuje Rosja - zadaniem, jakie narzucono mu w instrukcjach z gabinetu premiera. W rozwijającej się w marcu konfrontacji dyplomatycznych i propagandowych możliwości między Moskwą a Warszawą, związanej z dyskusją o warunkach pokoju polsko-sowieckiego, Rumbold musiał się zmierzyć z miażdżącą oceną, jaką polskiej polityce i warunkom pokojowym Warszawy wystawił Political Information Department (czyli Lewis Namier w swoim ostatnim wielkim, omawianym wyżej, memoriale-paszkwilu). W pierwszej informacji o polskich warunkach pokoju, przesłanej do Foreign Office 14 marca, Rumbold wyraził opinię w sprawie zasady dezaneksji, czyli wyrzeczenia się przez Moskwę praw do terenów na wschód od granicy pierwszego rozbioru (z 1772 roku) oraz propozycji zorganizowania plebiscytu na obszarze między tą granicą a linią Bugu. Stwierdził, że trzeba by najpierw przeprowadzić konsultacje z Litwinami i Ukraińcami, których te rozstrzygnięcia przecież dotyczyły, a zarazem, iż niełatwo będzie uznać referendum przeprowadzane w obecności Wojska Polskiego za całkowicie swobodne. Zauważył również, że trudno przypuszczać, iżby Rosja, po przezwyciężeniu wewnętrznego kryzysu, zaakceptowała trwale tak dalekie odsunięcie na wschód, rezygnację ze swych zdobyczy terytorialnych od XVIII wieku. Przekazał jednak do centrali Foreign Office argument Patka, że Polska zdaje sobie z tego sprawę, ale musi dążyć do jak najszybszego wyjaśnienia kwestii swojej wschodniej granicy z takim rządem, jaki jest obecnie w Rosji. Sam Rumbold proponował, by pozwolić Polakom uzyskać takie warunki pokoju, jakie tylko zdołają wynegocjować z Rosją sowiecką. Przebieg i wyniki owych negocjacji mogą być dla
mocarstw zachodnich wskazówką co do aktualnej siły czy słabości bolszewików, a także gotowości rządu sowieckiego do zaakceptowania buforowych państw Białorusi i Ukrainy. Podpowiadał jednocześnie swoim zwierzchnikom, że bynajmniej nie trzeba rezygnować z prawa mocarstw zachodnich do egzekwowania punktu 87 traktatu wersalskiego, w którym Polska zobowiązała się przyjąć ustalenia mocarstw dotyczące jej wschodniej granicy. Na odcinku litewskim powinna bowiem przeprowadzić pod nadzorem aliantów albo Ligi Narodów referendum w sprawie Wilna. Mocarstwa mogłyby także wziąć udział w rozgraniczeniu ziem położonych na zachód od granicy pierwszego rozbioru z 1772 roku, zamieszkanych przez Białorusinów i Ukraińców. „Terytoria te mogłyby zostać podporządkowane tymczasowej mieszanej administracji Polaków i miejscowej ludności pod nadzorem urzędników wyznaczonych przez Ligę Narodów. Terytoria owe byłyby utrzymywane w powiernictwie dla odrodzonej Rosji, albo też - jeśli polityka Mocarstw Sprzymierzonych byłaby przychylna stworzeniu autonomicznych państw takich jak Białoruś i Ukraina - w powiernictwie dla tych państw”1141. Na podstawie telegramów i analizy Rumbolda szef Departamentu Północnego (obejmującego Rosję, kraje bałtyckie, skandynawskie i Polskę) Foreign Office John Duncan Gregory sporządził i przedstawił Curzonowi 6 kwietnia obszerne memorandum, w którym wyraził swoją opinię na temat możliwości rozwiązania gordyjskiego węzła Europy Wschodniej. Warto ten dokument omówić obszerniej, ponieważ zawiera on wykład stanowiska, jakie brytyjska dyplomacja mogła zająć wobec sowiecko-polskiego konfliktu wiosną 1920 roku i problemu ustanowienia granic w Europie Wschodniej - mogła, ale nie zajęła. Jest to więc tylko przyczynek do historii alternatywnej. Możemy jednak dzięki niemu wyraźnie dostrzec swoistość wyborów dokonanych w historii rzeczywistej; wyborów, które podejmował Lloyd George, korzystając ze wsparcia swoich sekretarzy i Namiera. Dokument, który poniżej przedstawiam, pokazuje zarazem, jak mogłaby wyglądać polityka Foreign Office, gdyby poprowadził ją sir Horace Rumbold, opierając się na swoim już półrocznym doświadczeniu z pobytu w Polsce. Pierwsze wrażenie, że propozycje pokojowe Warszawy to przykład nierozsądnego polskiego imperializmu, Duncan Gregory, po zapoznaniu się z raportami Rumbolda, konfrontował z praktycznym pytaniem: czy Wielka Brytania powinna i czy może w tej sytuacji interweniować, by ów „imperializm” (w memoriale występuje to określenie polskiej polityki właśnie w cudzysłowie) pohamować i narzucić Europie Wschodniej wypracowaną w Londynie koncepcję granic, czy raczej umyć ręce i pozwolić Polsce uzyskać jak najlepszy układ z obecnymi gospodarzami Kremla? Gregory zauważał, że nadzieje pokładane dotąd przez mocarstwa zachodnie w Rosji, iż zmieni się ona na ich obraz i podobieństwo, upadły jedna za drugą. Posunął się wręcz do sugestii, że istnieje nieprzekraczalna granica cywilizacyjna: „Wszystkie nasze dawne iluzje stopniowo legły w gruzach. Rosja carska, bolszewicka i antybolszewicka okazały się w równym stopniu zarażone pewnego rodzaju orientalną, niedającą się wykorzenić wadą, która wyróżnia ją 1Rosję1 jako rasę nam obcą - tak daleką od naszych standardów cywilizacji”. Zdając sobie sprawę z kontrowersyjnego charakteru tej opinii, stwierdzał dalej, że jeśli ją przyjąć, to zrozumiała staje się rola swoistej bariery zachodniej cywilizacji, jaką odgrywała Austria, a wcześniej także Polska. „Warunki, które Polska przedstawiła Rosji sowieckiej 1...1, w zasadzie zmuszają nas do decyzji, czy zamierzamy poprzeć zwrot ku Wschodowi, czy raczej ku Zachodowi tej ziemi niczyjej, która leży pomiędzy nimi”1151.
Trzeba rozstrzygnąć także, czy ów obszar od Bugu do przedrozbiorowej granicy Rzeczypospolitej z XVIII wieku na wschodzie to rzeczywiście ziemia niczyja. Wcześniej jeszcze należy zapytać, czy można ten obszar odróżnić od Rosji. Idąc za sugestiami Rumbolda, naczelnik Departamentu Północnego Foreign Office pisał, że zarówno historia, jak i teraźniejszość potwierdzają, iż od pięciu wieków ów obszar ciąży ku Zachodowi. Nie ma wątpliwości, że historyczna Litwa domaga się niepodległości - zarówno od Rosji, jak i od Polski. Najlepszym rozwiązaniem byłoby więc związanie Litwy sojuszem lub federacją z Polską. „Niezależnie od trudności z realizacją [tego zadania], stworzenie silnej historycznej Litwy działającej w harmonii z Polską wydaje się rozsądną polityką”, stwierdza Gregory. Zauważa jednocześnie, że zadanie takie można by zrealizować tylko, jeśli Polsce udałoby się nawiązać jak najlepsze stosunki z jej innymi sąsiadami na wschodzie, leżącymi na południe od Litwy - czyli z Białorusinami i Ukraińcami. Takich stosunków nie można uzyskać na drodze aneksji terytoriów białoruskich czy ukraińskich przez Polskę. Gregory zaznacza jednak natychmiast, w wyraźnej polemice z tezami memoriału Namiera, że alternatywę dla aktualnej okupacji wojskowej części tych terytoriów przez Wojsko Polskie - czyli oddanie ich pod panowanie Rosji sowieckiej - uważałby za największą katastrofę dla mieszkańców tych ziem. Sam proponuje rozważyć poważnie stworzenie zjednoczonej Ukrainy, choć nie rozstrzyga kwestii jej terytorialnego kształtu. Przedstawiając następnie wyłożone w depeszach Rumbolda z 14 i 26 marca koncepcje praktycznego rozwiązania sprawy podwójnej granicy: na Dnieprze (1772 - granica Rzeczypospolitej sprzed pierwszego rozbioru, przypomniana w polskiej propozycji pokojowej jako granica pożądanej dezaneksji) oraz na Bugu (minimalna etnograficzna granica Polski ustalona przez mocarstwa w grudniu 1919 roku), Duncan Gregory stwierdzał, że można by wprowadzić na obszarze między tymi dwiema granicami tymczasową administrację, na wzór tej, jaka funkcjonowała pod nadzorem brytyjskim na przykład w Sudanie, lub też na wzór „terytoriów” amerykańskich, które jeszcze nie osiągnęły rangi odrębnych stanów. Ponieważ Wielka Brytania zapewne nie chciałaby brać samodzielnie na siebie nowych zobowiązań, może lepiej byłoby wprowadzić taką tymczasową administrację pod mieszanym zarządem triumwiratu brytyjsko-francusko-polskiego, z prawem weta dla każdego z członków, co gwarantowałoby ochronę miejscowej ludności przed ewentualną „polską tyranią”. W tym czasie Polska powinna uznać niepodległość Litwy, zarząd tymczasowy zaś ziem między Bugiem a Dnieprem pozwoliłby Mocarstwom Sprzymierzonym rozeznać się lepiej w możliwości optymalnego, trwałego rozwiązania sytuacji na tym terenie^. Lord Curzon nie był specjalnie zainteresowany tego rodzaju skomplikowanymi projektami. Premier Lloyd George wolał natomiast, za pośrednictwem Kerra, odwołać się raczej do argumentów przedstawionych w ostatnim memoriale Namiera, który nawoływał do bezwzględnego potępienia i zwalczenia „polskiego imperializmu”. Dodajmy, że kiedy tekst tego właśnie memoriału dotarł pocztą dyplomatyczną do Rumbolda, dyplomata był wprost zaszokowany skalą antypolskiej agresji, jaką dostrzegł w owym - oficjalnym przecież komentarzu Political Information Department do polskich warunków pokojowych. „Namier wypluł przy tej okazji cały jad, do którego jest zdolny”, pisał poseł brytyjski do Duncana Gregory’ego, pytając zarazem ironicznie, czy PID, powołany pierwotnie tylko do zbierania informacji, ma teraz dyktować kierunek polityki brytyjskiej. Sam akcentował, w liście z 10 kwietnia, pozytywną rolę, jaką jego zdaniem Wojsko Polskie, „dzielnie walczące”, odgrywa w osłanianiu całej Europy Środkowej przed niebezpieczeństwem bolszewizmu. Z ubolewaniem
stwierdzał, że tych zasług nie dostrzega się na zachodzie kontynentu. Polacy cierpią z powodu fatalnej opinii, jaka do nich przylgnęła (formowanej przez takich wrogów jak Namier). Ale zachowują się, jakby sami nie rozumieli znaczenia walki o swój międzynarodowy image, a nawet nie pomagają, kiedy ktoś z zewnątrz próbuje im w tym pomóc22 Rumbold zauważał jednocześnie, że część przedstawicieli brytyjskiej elity politycznej, nieidąca za ugodowym wobec „czerwonej” Moskwy kursem Lloyda George’a, i tak skreśla raczej Polskę ze swych kalkulacji dotyczących przyszłości Europy Wschodniej. Typowe było pod tym względem stanowisko stałego podsekretarza stanu w Foreign Office, lorda Hardinge’a, który w liście z 9 kwietnia pisał do posła w Warszawie, iż tylko Niemcy mogą odegrać rolę przedmurza w walce przeciw bolszewizmowi22. Poseł brytyjski w Warszawie zdawał sobie dobrze sprawę, że perspektywa pokoju z Rosją sowiecką jest w tym momencie bardzo wątpliwa. Zakładał, iż rozstrzygnięcie przyszłości całego wielkiego regionu Europy Wschodniej może szybko dokonać się przez wznowienie w pełnej skali działań wojennych. Optymistycznie przypuszczał, że system bolszewicki może się w ciągu miesiąca czy dwóch załamać, o ile - jak sarkastycznie pisał w liście do przyjaciela w Szwajcarii - Polakom nie przeszkodzą w tej wojnie „mądrale (wiseacres) z San Remo”22 Nawiązywał do rozpoczynającej się właśnie konferencji przywódców mocarstw, na której - jak już wiedział - Lloyd George forsował przyjęcie swojego stanowiska w sprawie podjęcia negocjacji (formalnie tylko handlowych) z Rosją sowiecką. Nie rezygnował jednak z próby wpłynięcia na opinię owych „mądrali”, kiedy na przełomie kwietnia i maja wojna sowiecko-polska rozgorzała na nowo z wielką siłą. Zapoznawszy się z doniesieniami o pierwszych posunięciach strony polskiej w operacji kijowskiej, sporządził obszerne uzupełnienie wcześniejszego o miesiąc memorandum Gregory’ego. Podkreślał w nim, że warunki pokojowe Warszawy z marca ani nie oznaczały zamiaru aneksji przez Polskę wszystkich ziem do granicy z 1772 roku, ani też nie wykluczały kooperacji z mocarstwami zachodnimi. Rozpoczynając kampanię kijowską, polski Naczelnik Państwa proklamował przecież niepodległość Ukrainy, wskazał wyraźnie granicę polsko-ukraińską - na Zbruczu (a nie trzysta kilometrów dalej na wschód, na Dnieprze). Rumbold wnioskował, że Piłsudski może chcieć poprowadzić dalej, na północ od Zbrucza, linię graniczną przez okolice Równego ku błotom pińskim (tak mniej więcej jak, można dodać, w rzeczywistości granica ta zostanie wytyczona ostatecznie w traktacie ryskim z marca 1921 roku), by zapewnić strategiczną osłonę Polsce - na pewno jednak nie chce sięgać po linię Dniepru. Poseł brytyjski pisał: „Polska jest obecnie poważnym krajem z bardzo zdeterminowanym człowiekiem u steru. On wie, czego chce, i nie będzie go łatwo przymusić [do zmiany polityki]”!20!. Podkreślał też, że administracja, jaką organizuje Polska, nie jest bynajmniej tak kiepska, jak przedstawia to Namier (i po części przyjmuje Gregory). W oczy rzucają się raczej problemy finansowe - do rozwiązania dzięki pożyczce, jakiej mogłaby udzielić rządowi polskiemu Wielka Brytania. Rumbold delikatnie krytykował politykę brytyjską na odcinku polskim, zauważając, że Polacy mogą odnieść słuszne wrażenie, iż stosunek Londynu do nich jest całkowicie zależny od kwestii rosyjskiej. Poseł namawiał, by uwzględnić także polski punkt widzenia. Był przekonany, że kwestia pokoju polsko-sowieckiego wróci prędko, po - jak zakładał - polskim zwycięstwie i ustabilizowaniu frontu na zakładanej linii dezaneksji (czyli granicy z 1772 roku). Wyjaśniał
zatem, że jego sugestie, wyrażone w omówionych wyżej telegramach z 14 i 26 marca, pozostają nadal aktualne. W związku z tym również podtrzymywał propozycję zorganizowania na ziemiach na zachód od owej linii dezaneksji plebiscytu, zarówno na ziemiach litewskich, jak i białoruskich oraz ukraińskich. Wyobrażał to sobie nie na wzór sudański i nie w postaci jakiegoś triumwiratu, jak w memoriale Gregory’ego, ale raczej pod nadzorem wysokiego komisarza - mandatariusza Mocarstw Sprzymierzonych (jak w Wolnym Mieście Gdańsku) - oraz delegatów Ligi Narodów, którzy wspólnie zorganizowaliby administrację na terenach objętych plebiscytem. To będzie najbardziej sprawiedliwy system wyznaczenia przynależności państwowej spornych ziem, stwierdzał, trudny do zakwestionowania tak przez obrońców starej Wielkiej Rosji, jak i przez przedstawicieli wszystkich zainteresowanych narodów1214 Tak powstawał scenariusz historii, którą dziś można nazwać alternatywną. Historii, w której ofensywa Piłsudskiego na Ukrainie, uprzedzająca planowane uderzenie Armii Czerwonej przez Białoruś, kończy się militarnym i politycznym sukcesem. Wojsko Polskie zatrzymuje się nad Dnieprem i Dźwiną. W Kijowie umacnia się sojuszniczy wobec Polski rząd Symona Petlury. Rosja sowiecka, niezdolna do dalszej walki, podejmuje - może już w lipcu - rokowania pokojowe. Tak chyba wyobrażał to sobie sam Piłsudski1221. I tym torem szła myśl posła brytyjskiego w Warszawie. Sądził zatem Rumbold, że trzeba będzie w takim momencie nakłonić jego zwierzchników do zaakceptowania wyników polskiej akcji militarnej i politycznego ich zalegalizowania - w formie przeprowadzonego pod kontrolą zachodnich mocarstw referendum. Poseł zdobył się nawet na swoistą intrygę, która miała pomóc w przygotowaniu brytyjskiej opinii na taki obrót wydarzeń. Już bowiem w lutym pisał do stałego podsekretarza stanu w Foreign Office, że warto by złagodzić skutki swoistego faux pas, jakim było wobec Warszawy wysłanie podziękowań od króla Jerzego V do polskiego Naczelnika Państwa (za telegram z okazji ratyfikacji traktatu wersalskiego) nie bezpośrednio, jak czyniły to inne głowy państw, ale poprzez Foreign Office i poselstwo. W kwietniu zaproponował, by wykorzystać do tego zbliżający się dzień polskiego święta narodowego - Konstytucji 3 maja. Hardinge zareagował tak, jak o to został poproszony, i doprowadził do wysłania przez króla specjalnej depeszy gratulacyjnej do Piłsudskiego z okazji 3 Maja. Depesza została przyjęta w Polsce jako przejaw nie tylko kurtuazji związanej z obchodami święta, lecz także jako wyraz aprobaty dla sukcesów polskiej ofensywy na Ukrainie (podobnie, tyle że oczywiście krytycznie, odczytali ją przedstawiciele Labour Party i antypolskiej grupki liberałów w brytyjskim parlamencie)1231. Rumbold chciał bezpośrednio wpłynąć na stanowisko kierujących polityką brytyjską przed najważniejszymi rozstrzygnięciami, które mogły zapaść na planowanej od dawna konferencji międzyalianckiej w belgijskim Spa w pierwszej połowie lipca. Jak pisał do swego kolegi w Wiedniu, wybierał się wtedy do Londynu, „żeby złapać część z wielkich peruk ( big-wigs), zanim wyjadą na konferencję do Spa”, w przekonaniu, że może to być moment, kiedy okaże się, iż Polacy opanują sytuację militarnie, a bolszewicy zgodzą się rozpocząć negocjacje pokojowe1241. Wtedy, wierzył, będzie można i będzie warto przekonywać polityczną elitę imperium, że należy postawić na Polskę i pogodzić się z faktami, jakie tworzy zwycięstwo projektu Piłsudskiego. Wcześniej, już 12 maja, pisał do samego lorda Curzona, iż Naczelnik Państwa sam chętnie pojechałby do Spa, by tam zaprezentować swoją wizję zakończenia wojny w Europie Wschodniej1251.
Wzmocnieniem jego argumentacji mógł być obszerny, liczący czterdzieści siedem stron raport roczny z Polski na temat jej sytuacji politycznej, gospodarczej i militarnej, a także jej stosunków z sąsiadami. Drobiazgowa, wielostronna analiza odzwierciedlała warszawski punkt widzenia posła. Winą za niedoprowadzenie do skutecznego porozumienia Polski i „białej” Rosji raport obciążał raczej stronę rosyjską - jej niechęć do jakichkolwiek ustępstw i nieuzasadnione poczucie wyższości demonstrowane przez reprezentację polityczną Kołczaka i Denikina w Paryżu. Wojnę polsko-bolszewicką Rumbold przedstawiał zwięźle od początku 1919 roku, a podsumowywał stwierdzeniem, że Polacy nie mają skłonności do bolszewizmu, gdyż są „zbyt patriotyczni, by sympatyzować z tym reżimem”. Obszernie i na ogół ściśle przedstawiona była także biografia Piłsudskiego jako „najwybitniejszej postaci współczesnej Polski” (oprócz niej zamieszczono także sylwetki Paderewskiego i marszałka Sejmu Ustawodawczego Wojciecha Trąmpczyńskiego). Kończyła się ona uwagą, że prawdziwym testem kompetencji Naczelnika Państwa jako męża stanu będzie czas po zakończeniu wojny z bolszewikami, kiedy przyjdzie mu pokierować odbudową wewnętrzną, przede wszystkim gospodarczą, Polski. Raport najwyraźniej zakładał, że taka chwila nie jest daleka - i że Wielka Brytania powinna ją uwzględnić w swojej polityce wobec Europy Wschodniej. Powinna w niej uwzględnić Polskę jako potencjalnie poważny i stabilny w przyszłości czynnik22. Rumbold datował swój raport 12 maja 1920 roku i posłał go czym prędzej do Londynu w trzecim tygodniu polskiej ofensywy na Ukrainie, osiem dni po opanowaniu Kijowa przez Wojsko Polskie i sojusznicze oddziały ukraińskie Symona Petlury. Był to niewątpliwie moment szczytowego powodzenia Piłsudskiego. Tak wyglądał kontekst zarówno dla treści raportu, jak i dla wysłanej tego samego dnia, jak o tym wspomniałem wyżej, depeszy Rumbolda do lorda Curzona z sugestią zaproszenia Naczelnika Państwa na wielką konferencję do Spa.
Wkroczenie wojsk polskich i ukraińskich do Kijowa, maj 1920 roku.
Roczny raport, standardowo uznawany za najważniejszą formę analizy sytuacji danego kraju przez brytyjskie służby dyplomatyczne, powinien być potraktowany w londyńskiej centrali jako podstawa do rozważenia właściwej polityki wobec tegoż kraju i regionu. A jednak ten akurat raport został całkowicie zlekceważony. Jak bardzo - niech świadczy to, że nie odnalazł go dotąd w archiwum Foreign Office, ani też gabinetu Lloyda George’a, żaden z historyków. Zastanawiano się nawet, czy w ogóle ten raport powstał. Znalazłszy go w archiwum osobistym samego Rumbolda, odkryłem tam także podziękowanie, jakim kwituje raport sekretarz gabinetu Lloyda George’a - 20 sierpnia! Hankey napisał wtedy do Rumbolda, że zamierza przeczytać ten
obszerny dokument, gdy znajdzie wolny czas na rozpoczynającym się właśnie urlopie, który spędzi z premierem w Szwajcarii... Minęła już ofensywa kijowska Piłsudskiego, bolszewicy doszli pod Warszawę, a nawet zostali spod niej odparci, a najważniejszy dokument informacyjny, jaki przygotowała dyplomacja brytyjska na temat możliwości Polski i stosunku jej sił do sił Rosji sowieckiej, nie został w ciągu tych dramatycznych stu dni nawet tknięty przez ludzi, którzy decydowali o polityce brytyjskiej. Wiedzieli lepiej. Lloyd George szykował się właśnie do rozpoczęcia przeforsowanych przez siebie pod koniec kwietnia na konferencji w San Remo negocjacji handlowych z delegacją sowiecką. Czekał na przyjazd jej szefa, ludowego komisarza handlu (od czerwca 1920 roku - handlu zagranicznego) w rządzie sowieckim, Leonida Krasina. Temu ulubionemu projektowi gotów był podporządkować rzeczywistość. W San Remo odpoczywał w towarzystwie swej osiemnastoletniej córki Megan i sekretarki-kochanki Frances Stevenson oraz Kerra i Hankeya. Ten ostatni zapisał w swoim dzienniku 1 maja, że nie pamięta tak przyjemnej konferencji^. Oczywiście sekretarze dostarczali swojemu szefowi informacji (i interpretacji), jakich ten potrzebował. 3 i 4 maja, kiedy Wojsko Polskie wkraczało do Kijowa, Kerr proponował premierowi spotkanie z norweskim przemysłowcem Jonasem Liedem, entuzjastą rozwinięcia kontaktów ekonomicznych z Rosją sowiecką. Lied miał właśnie przywieźć z Moskwy wiadomości, że Armia Czerwona w ciągu najbliższych kilku tygodni nie tylko rozpocznie od dawna przygotowaną ofensywę na odcinku białoruskim, lecz po prostu „zmiecie Polaków”. Wniosek nasuwał się sam: nie należy przywiązywać wagi do aktualnych zwycięstw polskich na odcinku ukraińskim, a zatem i cała perspektywa, którą otwierać miały doniesienia i raporty posła z Warszawy, nie była warta nawet poznania. W rozmowie z Liedem zaniepokoiła Kerra nie sama możliwość „zmiecenia Polski”, ale coś zupełnie innego, na co zwrócił mu uwagę przemysłowiec. Oto - sekretarz przekazuje zaraz, 4 maja 1920 roku, ten niepokojący scenariusz premierowi Lloydowi George’owi - po rozbiciu Polski bolszewicy mogą chcieć dojść do samego Renu, a to mogłoby fatalnie utrudnić rozmowy brytyjsko-sowieckie. W Moskwie mogliby się umocnić „ekstremiści” i doprowadzić do zerwania rokowań w Londynie^. Lloyd George, zatroskany ewentualnością wzmocnienia „ekstremistów” w Moskwie, będzie oczywiście wyciągał z rozmów z Liedem wniosek, że trzeba zaoferować delegacji sowieckiej w Londynie na tyle korzystne warunki, by pozwoliły wzmocnić się „umiarkowanym”, których rzecznikiem miał być sam komisarz Krasin. O sowieckim militarnym scenariuszu rozbicia Polski nie miał najmniejszego zamiaru informować Warszawy. To mu nawet nie przychodziło do głowy29!. Chciał po prostu, żeby Polska przestała przeszkadzać mu w jego planach. I zakładał, że tak się stanie. Premier szukał tych informacji, które lubił. W majowych raportach z Warszawy nie mógł ich znaleźć. Znajdował je natomiast u swego ekonomicznego doradcy Edwarda F. Wise’a, autora memorandum, które na początku stycznia 1920 roku dostarczyło głównego argumentu na rzecz podjęcia rozmów handlowych z Rosją sowiecką (warto przypomnieć: bolszewicy mają ogromne zapasy zboża, którymi można wyżywić pół głodującej Europy, dlatego trzeba jak najszybciej podjąć negocjacje o wznowieniu z nimi wymiany gospodarczej). 21 maja 1920 roku Wise dostarczył premierowi notatkę, w której przekonywał go, że władze sowieckie są całkowicie przekonane o swojej zdolności do rychłego pobicia Polaków!30!. Był to, powtórzę, wciąż jeszcze
moment widocznych niepowodzeń sowieckich na froncie wojny z Polską. Ofensywa Armii Czerwonej na odcinku ukraińskim, z udziałem Pierwszej Armii Konnej Siemiona Budionnego, miała się rozpocząć dopiero za kilka dni. Przełom na odcinku białoruskim nastąpi faktycznie dopiero po kilku tygodniach. A jednak już 21 maja, a więc dziewięć dni po wysłaniu raportu przez Rumbolda oraz jego sugestii przyjęcia Piłsudskiego na zbliżającej się konferencji międzyalianckiej w Spa, Lloyd George najwyraźniej czekał już tylko niecierpliwie na przyjazd do Londynu delegacji sowieckiej z Krasinem na czele. Rozmawiał tego właśnie dnia w czasie lunchu z sekretarzem gabinetu o sytuacji Polski. Dzięki prowadzonemu przez Hankeya dziennikowi możemy się dowiedzieć, jak daleko była wtedy myśl premiera (i samego sekretarza) od wniosków i propozycji Rumbolda. Lloyd George stwierdził wtedy, że Polacy, wtargnąwszy w głąb Rosji (czyli na Ukrainę), daleko poza swoje etnograficzne granice, zrobili dokładnie to, czego rząd brytyjski nie chciał. W irytujący sposób mu przeszkadzali, ale teraz dostają po głowie od bolszewików - bo na to zasłużyli. Premier ujął to ze zjadliwą ironią: Polacy „mieli wspaniały rok, w ciągu którego popełnili wszystkie błędy Niemiec, Austrii i dawnego Królestwa Polskiego”. Hankey dorzucił wtedy swoją sarkastyczną uwagę: „Zauważyłem, że to będzie prawdopodobnie ich ostatni rok - choć to nie jest miła perspektywa mieć bolszewicką Rosję za sąsiada Niemiec”22 Jesteśmy przy stole premiera Davida Lloyda George’a, o lata świetlne od pomysłów posła brytyjskiego w Warszawie, od ówczesnych sukcesów militarnych i nadziei Piłsudskiego. Jeśli warto coś zrobić, to tyle, by zmniejszyć geopolityczne koszty jej fatalnych błędów, gorszych od tego, co miały na sumieniu mocarstwa centralne, wywołując pierwszą wojnę światową. W świetle tych słów widać najjaskrawiej, jak jałowa okazywała się praca informacyjnoanalityczna oficjalnego posła brytyjskiego w Warszawie. A także, jak cały aparat Foreign Office był w gruncie rzeczy mało przydatny temu premierowi w formowaniu jego polityki wobec europejskiego wschodu. Z sir Horace’em Rumboldem jeszcze się nie żegnamy. Będzie wracał na kartach tej opowieści w swej niewdzięcznej roli bezsilnego dyplomaty na beznadziejnej (z punktu widzenia jego zwierzchników) placówce. Dlaczego beznadziejnej? Szukamy wciąż odpowiedzi na to zasadnicze tutaj pytanie - o miejsce interesującego nas regionu na mentalnej mapie elit brytyjskich początku XX wieku. By zbliżyć się do owej odpowiedzi, musimy się wreszcie zastanowić, co kształtowało myśl o Europie Wschodniej samego premiera. Jakie racje, ograniczenia tudzież uprzedzenia, osobiste czy polityczne, wpływały na jego stosunek do Rosji, bolszewików, Polski i innych, wyłaniających się po Wielkiej Wojnie, „małych krajów” na wschód od Niemiec.
5. Lloyd George i jego bezsilni ministrowie (Curzon i Churchill) David George urodził się 17 stycznia 1863 roku, zmarł 26 marca 1945. Świat przeszedł w tym czasie długą drogę. Kiedy przyszły premier pojawił się na tym świecie, zaczynało się właśnie Powstanie Styczniowe - największa z polskich insurekcji przeciw imperialnej Rosji. Karol Marks zawiązywał wtedy w Londynie Międzynarodowe Stowarzyszenie Robotników (I Międzynarodówkę Komunistyczną), które swoją działalność rozpoczynało od manifestacji solidarności z polską walką o niepodległość przeciwko caratowi. Kiedy David Lloyd George ten świat opuszczał, mocarstwa podzieliły znowu Europę na konferencji jałtańskiej, oddając właściwie wschodnią połowę kontynentu, w tym Polskę, pod zwierzchność sowieckiego imperium. Państwo występujące tym razem pod sztandarami ideologii Karola Marksa swoją dominację nad Polską zaznaczyło wyjątkowo brutalnie dokładnie dzień po śmierci Lloyda George’a: NKWD porwało 27 marca przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, by zorganizować ich proces pokazowy w Moskwie. W polityce brytyjskiej daty życia Lloyda George’a obejmują czas może nie tak drastycznych, ale nie mniej wyraźnych przemian. W 1863 roku rząd sprawował liberalny gabinet kierowany żelazną ręką Henry’ego Palmerstona. To Palmerston doprowadził kilka lat wcześniej - jeden jedyny raz w XIX stuleciu - do militarnej (zwycięskiej, dodajmy) konfrontacji Wielkiej Brytanii z Rosją: wojny krymskiej. W roku śmierci naszego bohatera skończył swą misję wojenny, konserwatywny rząd Winstona Churchilla, powojenne wybory wygrała zdecydowanie Partia Pracy. Liberałowie nigdy już nie mieli swojego premiera. David Lloyd George okazał się ostatni. Początki ostatniego liberalnego premiera były skromne. Pochodził z rodziny walijskiej walijski był jego pierwszym językiem, co już zdawało się spychać go na margines brytyjskiej polityki, zarezerwowanej - zdawało się - dla angielskiego centrum. Syn skromnego nauczyciela Williama George’a po śmierci ojca był wychowywany przez wuja Richarda Lloyda, walijskiego szewca i kaznodzieję kościoła baptystów. To na jego cześć dołączył do swego rodowego nazwiska drugie: Lloyd. Pod wpływem wuja również przyjął liberalne poglądy, choć już nie wiarę - stracił ją w młodości i pozostał do końca życia agnostykiem. Nie cierpiał biedy, ale do polityki brytyjskiej wchodził niewątpliwie z zupełnie innej pozycji niż ta, jaką cieszyli się na starcie przedstawiciele arystokracji, tacy jak Balfour, Churchill, Curzon czy Kerr. Nie miał za sobą studiów humanistycznych na żadnym z wielkich uniwersytetów. Jeśli jego arystokratyczni ministrowie i sekretarze wiedzieli coś o geografii czy historii kontynentu europejskiego - on nie musiał. Wiedział to, co najważniejsze: jak podejmować decyzje, jak ich bronić i jak, kiedy trzeba, się z nich wycofać. Był brytyjskim self-made manem. Przygotował się do kariery radcy prawnego, prędko jednak, bo już od 1885 roku, związał się z Partią Liberalną. W jej strukturach raczej, a nie w swej firmie prawniczej, zrobił historyczną karierę: jako poseł (od 1890 roku - do końca życia, przez pięćdziesiąt pięć lat), członek rządu (od 1906 roku), kanclerz skarbu, czyli właściwie druga osoba w gabinecie Herberta Asquitha (1908-1915), ratujący w krytycznych momentach pierwszej wojny sytuację minister zaopatrzenia, następnie sekretarz stanu War Office, a w końcu - po wbiciu Asquithowi politycznego noża w plecy - od grudnia 1916 roku premier koalicyjnego rządu. Prawdziwy przykład kariery w bardziej amerykańskim niż brytyjskim stylu111. Zawdzięczał
ją
swym
wielkim,
niewątpliwym
talentom:
wiecowego
i
parlamentarnego
mówcy, administratora, bezwzględnego politycznego gracza. Brytyjczykom 1920 roku kojarzył się także z pewnymi zasadami. Był zagorzałym krytykiem wojny burskiej jako kosztownego, absurdalnego i niesprawiedliwego przedsięwzięcia. Jeszcze bardziej zasłynął, już jako lord kanclerz skarbu, jako inicjator reform budżetowych i społecznych, które miały więcej wspólnego z socjalizmem niż liberalizmem. Nałożył podatki od towarów luksusowych, podniósł podatek dochodowy dla najbogatszych, otwarcie atakując zwłaszcza wielkich właścicieli ziemskich. Doprowadził do ograniczenia prawa weta ze strony Izby Lordów, wprowadził obowiązkowe ubezpieczenia na wypadek choroby i bezrobocia, a także płace minimalne dla górników. Świadomie wzorując się pod tym względem na Bismarcku, zrobił największy krok na drodze do zbudowania w Wielkiej Brytanii systemu państwa opiekuńczego. Choć jako kanclerz skarbu przeciwstawiał się wydatkom na zbrojenia, zwłaszcza te najkosztowniejsze, morskie, to jednak okazał się wyjątkowo efektywnym organizatorem systemu zaopatrzenia armii brytyjskiej w amunicję, karabiny maszynowe, samoloty i czołgi, kiedy tylko było to konieczne - a więc w najgorętszym okresie pierwszej wojny światowej. Wtedy także zdecydował się na przełomowe posunięcie: przeforsował obowiązkową służbę wojskową. Chciał prowadzić wojnę, skoro się zaczęła, do zwycięskiego końca. I - jako premier - doprowadził. Kiedy wracał z konferencji pokojowej w Paryżu, na peronie witał go rozentuzjazmowanych Brytyjczyków, lecz także pofatygował się w bezprecedensowym akcie uznania dla premiera, sam monarcha Jerzy V21.
nie tylko tłum tam nawet,
Był na szczycie, na który wspiął się z nizin, z domu szewca (to chyba jedyne podobieństwo między nim a innym słynnym politykiem pierwszej połowy XX wieku, Iosifem Wissarionowiczem Dżugaszwilim). Mógł, jak każdy chyba w takiej sytuacji, dostać zawrotu głowy. W maju 1920 roku pisał o tym, z pewnym niepokojem, wierny sekretarz jego gabinetu Hankey. Po konferencji alianckiej w San Remo, potraktowanej przez premiera także jako okazja do towarzyskiej zabawy (z udziałem nieodstępnej Frances Stevenson), Lloyd George dawał dalej upust swojemu nagle ujawnionemu zamiłowaniu do luksusu. W pierwszej połowie maja korzystał z gościnności Philipa Sassoona, pełniącego obowiązki parlamentarnego sekretarza premiera, dziedzica części fortuny Rotszyldów i twórcy bajkowej rezydencji w Lympne nad kanałem La Manche. Najdroższe wina, cygara, rolls-royce, złote łóżka, marmurowe łazienki... Hankey zanotował wówczas w swym dzienniku, że wspólnie z Kerrem zaczynają się martwić, czy premier nie zagustował za bardzo w tym, co po angielsku nazywa się high living [3]. Nie tego rodzaju zawrót głowy jest jednak najbardziej niebezpieczny dla polityka, który znalazł się na szczycie. Istotę zagrożenia ujął najprecyzyjniej, przed wiekami, święty Tomasz z Akwinu. W swoim Traktacie o królowaniu dowodził, iż władza jest ostateczną próbą człowieka, „bycie na czele pokazuje, jakim jest się mężem”. Postawiony na szczycie, doświadcza swoistej burzy umysłu, która jest konsekwencją wyniesienia ponad wspólnotę, kiedy to można uwierzyć (błędnie oczywiście), że jest się nieomylnym^. Po konferencji pokojowej w Paryżu, na której Lloyd George okazał się głównym „rozgrywającym”, a tym bardziej po zniknięciu z politycznego Olimpu jego głównych partnerów: chorego prezydenta USA Wilsona oraz starego „Tygrysa” Georges’a Clemenceau, wskutek przegrania przez niego wyborów we Francji, wiosną 1920 roku premier brytyjski wydawał się górować nad całą resztą polityki światowej. Miał niewątpliwie także świadomość, że dzięki swym wyjątkowym zdolnościom owinął sobie wokół
palca najważniejszych aktorów polityki brytyjskiej. I nie ukrywał tego. Celowo poniżał swoich ministrów. Doświadczał tego między innymi jego minister wojny Winston Churchill, kiedy - jak wspominałem o tym wcześniej - nie mógł doprosić się o stenogramy posiedzeń z konferencji w San Remo, dotyczącej także zagadnień militarnych, i otrzymał od sekretarza Lloyda George’a arogancką odpowiedź, iż decyzją premiera takie informacje będą przekazywane tylko (grzecznościowo) królowi oraz (do wiadomości) liderowi konserwatywnej większości parlamentarnej. Nie będzie ich otrzymywał natomiast żaden minister, nawet ministrowie - czyli sekretarze stanu - Foreign Office, ani też War Office. „Dominacja L.G. [Lloyda George’a] nad gabinetem jest całkowita i niesamowita. Winston [Churchill], który dużo mówi, zazwyczaj w pobudzający i interesujący sposób, jest jedynym ministrem, który w ogóle próbuje krzyżować szpady z premierem, ale kiedy dochodzi do poważnego sporu, L.G. nie ma żadnego kłopotu ze zbiciem jego argumentów”!5!. Lloyd George zatem wręcz ostentacyjnie wynosił się ponad członków swojego rządu. Nie mógł jednak postawić się całkiem ponad realiami politycznego systemu Wielkiej Brytanii. Był premierem demokratycznie wybranego rządu, podlegającego ocenie Parlamentu, a także wolnej prasy. Odpowiadał za rozwiązywanie problemów Wielkiej Brytanii, zwielokrotnionych przez wysiłek finansowy, gospodarczy i ludzki przede wszystkim włożony w pierwszą wojnę światową. O tym nie zapominał nawet w czasie największego upojenia władzą. Przypomnę więc tutaj podstawy tego układu politycznego, w którym musiał funkcjonować jego gabinet. Określił je wynik wyborów z połowy grudnia 1918 roku. Lloyd George, jako dotychczasowy premier koalicyjnego rządu, pociągnął za sobą większość liberałów, mniejszość skupiła się pod wodzą Herberta Asquitha w opozycji wobec „czarodzieja z Walii”. Konserwatyści, pod przewodnictwem nieco bezbarwnego Andrew Bonara Lawa, gotowi byli pozostać w koalicji z liberałami Lloyda George’a i uznawać przywództwo premiera, fenomenalnie popularnego tuż po zwycięskim zakończeniu wojny. Pierwsze w Wielkiej Brytanii wybory, do których została dopuszczona część kobiet, przyniosły wielki triumf właśnie konserwatystom. W liczącej siedemset siedmiu członków Izbie Gmin zdobyli trzysta trzydzieści dwa mandaty. Koalicyjni liberałowie Lloyda George’a uzyskali sto dwadzieścia siedem mandatów. Oba ugrupowania miały ich zatem wystarczająco dużo, by utworzyć wspólny rząd. Opozycyjni liberałowie Asquitha mieli teraz zaledwie trzydzieści sześć mandatów. Na trzecią siłę polityczną wyrastała Labour Party z pięćdziesięcioma siedmioma mandatami (choć więcej miejsc w Izbie od nich zdobyła irlandzka Sinn Fein, to jednak była zainteresowana tylko utworzeniem własnego parlamentu). Lloyd George ponownie mógł zostać premierem. Jego los na tym stanowisku zależał jednak od poparcia większościowej w koalicji partii konserwatystów Bonara Lawa2 Tymczasem jednak szybko, nieproporcjonalnie do reprezentacji w parlamencie, rosły wpływy społeczne lewicy, labourzystów i skupiających już setki tysięcy członków związków zawodowych. Proces demobilizacji rzesz żołnierzy wracających z frontu, problem znalezienia dla nich miejsca w społeczeństwie, w gospodarce, do tego jeszcze boleśniejsza kwestia opieki nad setkami tysięcy inwalidów wojennych, w końcu dramatycznie zaostrzająca się walka o oderwanie Irlandii od Zjednoczonego Królestwa - wszystko to tworzyło pożywkę dla społecznych niepokojów, których rozładowanie było podstawowym obowiązkiem władz. Poszerzona na Bliski Wschód (w angielskiej nomenklaturze - Middle East - oderwany od imperium osmańskiego) odpowiedzialność Imperium Brytyjskiego za stabilizację pokoju
w Europie po Wielkiej Wojnie - to wspominane już w tej książce kilkakrotnie obciążenia polityki zagranicznej, które także musiał brać na swe barki rząd Lloyda George’a. Jak obrać odpowiedni kurs między konserwatywną większością parlamentarnego zaplecza rządu a rosnącą w siłę lewicą, między wymogami wewnętrznej stabilizacji a wymogami podtrzymania sklepienia światowej polityki (a w niej interesów Imperium Brytyjskiego) - to było najtrudniejsze pytanie, przed jakim stał liberalny premier. W takim kontekście trzeba dopiero rozważyć jego poglądy na sprawy Rosji i system sowiecki, na kwestię Polski i jej granic, a także na problem ewentualnego zagrożenia bolszewickiego dla Europy. O Polsce, zanim miał decydować o jej losie, Lloyd George nie wiedział wiele - tak można to najdelikatniej chyba określić. Kojarzył z nią dobrze chyba tylko jedną postać: światową gwiazdę, jaką był niewątpliwie Ignacy Jan Paderewski, bożyszcze sal koncertowych i salonów całego Zachodu. Frances Stevenson, sekretarka-kochanka Kozła (jak złośliwi nazywali Lloyda George’a ze względu na jego skłonność do romansów), odnotowała w swoich dziennikach jego prawdziwą fascynację Paderewskim. Podczas wspólnego lunchu z wielkim pianistą w marcu 1915 roku Lloyd George odparł jednak jego natarczywe pytania o możliwość oddzielenia Polski od Rosji, aktualnej sojuszniczki Wielkiej Brytanii w Wielkiej Wojnie. Jako odpowiedzialny polityk brytyjski stwierdził wówczas, że nie sądzi, by Rosja kiedykolwiek się na to zgodziła. Może, co najwyżej, dać Polsce autonomię. Na retoryczne pytanie Paderewskiego, co Finlandii dała formalna autonomia w ramach Cesarstwa Rosyjskiego, Lloyd George już dyplomatycznie wolał nie odpowiadać. Z Paderewskim brytyjski premier spotykał się jeszcze kilkakrotnie podczas konferencji pokojowej w Paryżu, kiedy niepodległość Polski (po zawaleniu się Cesarstwa Rosyjskiego) wydawała się bezdyskusyjna, sporne były natomiast jej granice. Podczas jednej z takich rozmów Lloyd George miał być zauroczony opowieścią Paderewskiego o Polsce i - jak to zapisała panna Stevenson - „innych bałkańskich 1sic!1 narodach”. Ponieważ nie wiedział nic o historii tego regionu, z poważną miną oświadczył wtedy polskiemu premierowi, że oto dokopują się w tej rozmowie do „fundamentów bardzo starożytnego świata”171. Zaliczenie Polski do Bałkanów było, dodajmy, raczej typowym przejawem śmiało okazywanej przez lokatora Downing Street 10 ignorancji geograficznej. Dość przypomnieć, że nie potrafił w ogóle znaleźć na mapie Słowacji, mylił Ankarę z Mekką, ucieszył się za to, kiedy dowiedział się, że Nowa Zelandia jest ulokowana na wschód od Australii181. Lloyd George na pewno nie obciążał swojej pamięci geografią ani historią Europy Wschodniej (tu, przypomnę, wystarczyła ekspertyza Lewisa Namiera, do której dostęp dawał premierowi niezastąpiony sekretarz Kerr). Interesowały go tylko teraźniejszość i dająca się ogarnąć jego wyobraźnią przyszłość. Polska miała w tej teraźniejszości i przyszłości znaleźć swoje miejsce - to jest takie, jakie wyznaczy jej brytyjski premier, opierając się na swoim wyjątkowym, lepszym niż u wszystkich innych polityków świata, rozeznaniu w potrzebach nowego globalnego porządku. Miał to być porządek szlachetny, zgodny z zasadami liberalnej sprawiedliwości, tak jak ją walijski liberał rozumiał w odniesieniu do międzynarodowej polityki. Skoro niepodległość Polski stała się możliwa - to jest sprawiedliwa. Od końca 1917 roku Lloyd George trzymał się tego przekonania. Bronił go nawet przeciw tym członkom swego gabinetu, którzy na gruncie moralnym właśnie próbowali podważać sens odbudowania Polski. Do najostrzejszej takiej polemiki doszło między premierem a generałem Janem Smutsem, południowoafrykańskim członkiem gabinetu imperialnego. Smuts, który, jak pamiętamy,
porównał Polaków do kafirów, to jest urodzonych niewolników, stanowczo apelował w marcu 1919 roku do Lloyda George’a, by nie tworzyć „zamku z piasku”, jakim z pewnością okaże się Polska. Zabierze ona tereny zamieszkane przez Niemców i Rosjan (sic!), jej powstanie będzie niesprawiedliwością wobec tych wielkich narodów, na którą Niemcy już się słusznie skarżą... Premier odpowiedział wtedy z poczuciem moralnej racji i sobie właściwą zgryźliwą ironią: „Czy mam rozumieć, że pańska propozycja sprowadza się do rezygnacji z zasady narodowości i pozostawienia wielkiej liczby uciskanych Polaków pod pruskimi rządami? [...] Czy byłby pan równie gotowy na koncesje wobec niemieckich interesów w Południowej Afryce, w sprawie których Niemcy także zanoszą skargi?”!9!. Czy wobec ujawnionej tutaj kontrowersji możemy przyjąć tezę, jakiej chciał bronić Norman Davies w swoim niewielkim studium z 1974 roku, w którym twierdził, że Lloyd George jako Walijczyk - przedstawiciel małego, uciśnionego narodu - sympatyzował naturalnie z Polską (sam premier przedstawiał swoje motywy w ten właśnie sposób w liście do Paderewskiego)?!10! Niezupełnie. Wydaje się, że Lloyd George odczuwał charakterystyczną dla liberałów brytyjskich, pewną sympatię wobec „słabszych i uciemiężonych” (pod warunkiem, że korzyści z ciemiężenia nie ciągnęli akurat sami liberałowie brytyjscy). Z postawy tej wynikało zainteresowanie sprawą polską w XIX wieku, przy okazji kolejnych powstań przeciw carskiemu imperium. Kiedy jednak Rosja stała się ważną sojuszniczką Wielkiej Brytanii, a zwłaszcza od momentu, kiedy carat został obalony i można było sympatię geopolityczną (w czasie wojny z Niemcami) połączyć z brakiem wstrętu ideowego, wówczas oddanie losu Polski w ręce - teraz już dobrej - Rosji wydawać się mogło zarówno wygodne, jak i sprawiedliwe nawet walijskiemu liberałowi. Polska mała i słaba, uciskana przez „reakcyjną” Rosję, ewentualnie zasługiwała na współczucie. Od 1918 roku już odbudowana Polska była jeszcze jednym małym państewkiem, które winne było wdzięczność zwycięskim mocarstwom alianckim za to, że w ogóle znalazło się na mapie. Nie zasługiwała już na współczucie ani na dalsze zainteresowanie. Mogła zasłużyć na gniew, jeżeli nie chciała pogodzić się z przypisaną jej przez mocarstwa skromną rolą. Przy tworzeniu nowego ładu musiało się znaleźć miejsce na refleksję o Rosji i Niemczech. Skoro oba wielkie mocarstwa przegrały w Wielkiej Wojnie, to zasługiwały one teraz na liberalne współczucie, przynajmniej w jakimś stopniu. Na pewno zasługiwały na zainteresowanie jako stałe elementy każdego wyobrażonego porządku europejskiego. Polska miała się zadowolić funkcją małego puzzla, którego brzegi będą tak okrawane ręką brytyjskiego gracza, by pasował do tak ważnych granic Niemiec i Rosji. Polska, która nie chciała się pogodzić z procesem owego obcinania granic, budziła czystą irytację. Niemcy i Rosja, powołujące się na prawo obrony swoich granic (przecież realnych i wpisanych w pamięć oraz wyobraźnię polityczną elit brytyjskich przez ostatnie sto lat, od 1815 roku) mogły natomiast liczyć na większe zrozumienie. Ten mechanizm, łączący pamięć i wyobraźnię polityczną, działał także w przypadku Davida Lloyda George’a. Liberalizm spotykał się tutaj z imperializmem - brytyjskim - i prowadził do pełnego pasji potępienia niemoralnego imperializmu „małego narodu”^. „Lloyd George uważał za całkowicie naturalne, że sam rządzi ponad czterystoma pięćdziesięcioma milionami poddanych nieAnglików, nie wspominając o dysydentach irlandzkich czy walijskich, ale potępiał rządy Polski nad pięcioma milionami Białorusinów i Ukraińców jako «imperializm» i «militaryzm». Nie zauważył, że Polska, mając trzydzieści milionów ludności i terytorium większe od Wielkiej Brytanii, nie może być traktowana na równi z innymi małymi narodami, które znał. Lloyd George
nie mógł zajmować się sprawami polskimi w izolacji. Po pierwsze, musiał brać pod uwagę sprzeczne z nimi wymagania polityki wobec innych krajów, szczególnie Rosji, a po drugie, opinie potężnych i skłonnych do sporów kolegów z Rady Ministrów”!12!. Tylko ostatnia uwaga w analizie Normana Daviesa wydaje się wątpliwa. Warto jednak zatrzymać się nad nią chwilę. Jak już pisałem, Lloyd George zdominował całkowicie swój gabinet. Musiał się liczyć na pewno z liderem konserwatywnej większości popierającej go parlamentarnej koalicji. Andrew Bonar Law, ze względu na swoje słabe zdrowie i brak zainteresowania polityką europejską, w niczym Lloydowi George’owi jednak nie przeszkadzał. W sprawach zagranicznych naturalnie powinno się liczyć również zdanie sekretarza stanu Foreign Office. Od października 1919 roku stanowisko to przejął od lorda Balfoura George Nathaniel Curzon. O cztery lata starszy od Lloyda George’a, należący do wąskiego grona arystokracji wywodzącej swe pochodzenie wprost od normańskich najeźdźców z XI wieku, był Curzon politykiem doświadczonym i wydawałoby się, dobrze przygotowanym do kierowania dyplomacją brytyjską, szczególnie wobec Rosji. Wykształcony w najbardziej elitarnych szkołach - w Eton, a następnie w znanym nam już Balliol College w Oksfordzie, podjął jako młody człowiek serię egzotycznych podróży - przez Rosję, Azję Centralną i Persję (1888-1889), Syjam, Indochiny i Koreę (1892) aż po najbardziej niedostępne obszary Afganistanu i Pamiru (1894). Stał się najlepszym znawcą geopolitycznego „uskoku” pomiędzy Imperium Brytyjskim a Imperium Rosyjskim - od Persji po Pamir. W książkach poświęconych tej tematyce ostrzegał stanowczo przed zagrożeniem, jakie dla interesów brytyjskich stanowi ekspansja Rosji w Azji Środkowej i Wschodniej. Podkreślał zwłaszcza rolę basenu Morza Kaspijskiego i Persji jako przedmurza brytyjskich Indii!13!. Jako czynny polityk konserwatywny szybko osiągnął ważną i zaszczytną funkcję wicekróla Indii (1899-1905); od 1914 roku pełnił w kolejnych gabinetach honorowe funkcje Lorda Tajnej Pieczęci, przewodniczącego Izby Lordów, a także - już bardziej praktyczną - przewodniczącego Rady do spraw Lotnictwa. Kiedy Balfour przebywał na konferencji pokojowej w Paryżu, od początku 1919 roku Curzon właściwie wyręczał go w Londynie w roli kierującego bieżącymi sprawami Foreign Office. Zastąpił go ostatecznie, odstępując Balfourowi funkcję Lorda Przewodniczącego Rady, czyli formalnego zastępcy premiera22
Lord George Nathaniel Curzon pozuje w uroczystym stroju Wielkiego Mistrza Orderu Gwiazdy Indii Fotografia z lat 1915-1920.
Oskarżano go o próżność, nie lubiano, uznawano powszechnie za sztywnego (był rzeczywiście sztywny, dosłownie, wskutek wypadku konnego w młodości). Trudno adaptował się do zmian (przewodniczył nieskutecznej lidze przeciwko nadaniu praw wyborczych kobietom), łatwo go było urazić. Nie umiał oprzeć się dominacji wykorzystującego te słabości Lloyda George’a. Najbardziej rozpaczliwym przykładem tej bezradności może być płaczliwy list, jaki
Curzon skierował w lipcu 1920 roku do premiera, kiedy ten, bez żadnej konsultacji z kierownikiem Foreign Office, podjął decyzję o skierowaniu z misją do Warszawy lorda d’Abernona, dyplomatycznego przedstawiciela Zjednoczonego Królestwa w Berlinie22 Curzon oddał kontrolę nad sprawami europejskimi premierowi i jego głównemu doradcy - Kerrowi. Stał się notariuszem ich decyzji. Starał się natomiast nie oddawać pola w kwestiach Azji, a zwłaszcza najlepiej sobie znanego obszaru, na którym stykały się interesy brytyjskie i rosyjskie. W dyskusjach prowadzonych wewnątrz rządu w interesującym nas okresie wiosny i lata 1920 roku zawsze starał się zwracać uwagę na niebezpieczeństwo ekspansji Rosji - teraz sowieckiej - w kierunku Zakaukazia, w stronę południowego, perskiego wybrzeża Morza Kaspijskiego. Za odsunięcie tego zagrożenia od Imperium Brytyjskiego gotów był płacić ustępstwami dla Moskwy w Europie Wschodniej, choć jako staromodny konserwatysta czuł najwyższy wstręt wobec perspektywy negocjowania z „czerwonymi”. Znacznie aktywniejszy od Curzona, zarówno w debatach wewnątrzrządowych, jak i na polu publicystyki, był Winston Churchill, sekretarz stanu War Office w nowym rządzie Lloyda George’a. Jedyny, jak pamiętamy, który gotów był przeciwstawiać się premierowi. Najbardziej znany z brytyjskich polityków nie wymaga drobiazgowej prezentacji. Przypomnę tylko, iż urodzony we wspaniałym pałacu w Blenheim pod Oksfordem w 1874 roku jako trzeci syn siódmego księcia Marlborough, należał do najwyższej warstwy brytyjskiej arystokracji. Ojciec wspiął się w karierze politycznej do szczebla kanclerza skarbu. Syn był surowo wychowywany. Przygotowany do służby wojskowej w Royal Military Academy w Sandhurst, jako oficer huzarów walczył w Afganistanie w 1897 roku, a w następnym roku wziął udział w ostatniej szarży brytyjskiej kawalerii - pod Omdurmanem w Sudanie. W czasie wojny burskiej w 1899 roku był korespondentem prasowym; uwięziony przez Burów, zbiegi w brawurowy sposób. Bohater dnia tym łatwiej mógł dostać się do Izby Gmin, wybrany jako reprezentant Partii Konserwatywnej w 1900 roku. Jako zwolennik wolnego rynku przeszedł cztery lata później do Partii Liberalnej, co na długie lata uczyniło go dla kolegów ze zdradzonej partii parszywą owcą. W elicie liberałów zbliżył się bardzo do Lloyda George’a, od 1905 roku zdobywał także pierwsze stanowiska rządowe. W roli pierwszego lorda Admiralicji od 1911 roku odpowiadał za przygotowanie Wielkiej Brytanii do wojny morskiej. Na tym też stanowisku, po wybuchu pierwszej wojny, zainicjował wielką operację desantową przeciwko Turcji - lądowanie na półwyspie Gallipoli u wejścia do cieśniny dardanelskiej. Krwawe niepowodzenie tej operacji (kwiecień 1915-styczeń 1916) ściągnęło na Churchilla ogromną krytykę. Stał się jednym z najbardziej atakowanych przez prasę i znienawidzonych przez dużą część opinii publicznej polityków. Musiał odejść ze stanowiska. Zdecydował się wtedy służyć w okopach w północnej Francji, kilkadziesiąt razy prowadząc do ataku swój batalion szkockich strzelców. Lloyd George wyciągnął do niego pomocną dłoń w 1917 roku, wprowadzając go ponownie do rządu, najpierw jako ministra do spraw zaopatrzenia, a od stycznia 1919 sekretarza stanu War Office22 Najzdolniejszy niewątpliwie, obok samego premiera, polityk w rządzie Lloyda George’a, miał jednocześnie wyjątkowo słabą pozycję. Konserwatywna większość parlamentarnego zaplecza rządu, na czele z Bonarem Lawem, nie cierpiała go, pamiętając mu zdradę z 1904 roku. Opinia publiczna nie zapomniała mu Gallipoli. Miejsce Churchilla w rządzie zależało w zasadzie od dobrej woli Lloyda George’a. Ten chciał wykorzystywać energię i pomysły swego młodszego kolegi do gigantycznego zadania demobilizacji wielomilionowej armii po skończonej wojnie
i zarazem utrzymania zdolności do obrony poszerzonej jeszcze od konferencji wersalskiej strefy interesów Imperium Brytyjskiego. Churchill jednak miał także swój pogląd w kwestii Rosji, a ściśle mówiąc - komunizmu. Bolszewików uważał za największe cywilizacyjne zagrożenie. Chciał ich zwalczać, kiedy jeszcze - jak liczył - można było urwać łeb komunistycznej hydrze. Mógł pod tym względem liczyć na poparcie przynajmniej części środowisk konserwatywnych. Tak długo tylko, dopóki można było sobie wyobrazić realną szansę obalenia bolszewików środkami konserwatywnymi, to jest nienaruszającymi przyzwyczajeń, także geopolitycznych, brytyjskiej opinii publicznej. Było to możliwe, póki głównym narzędziem krucjaty antybolszewickiej, finansowanej i zaopatrywanej sprzętowo w miarę możliwości przez Wielką Brytanię, mieli być sami Rosjanie - „biali”. Kiedy ci pod koniec 1919 roku przegrali wojnę domową z „czerwonymi”, można było sobie wyobrażać już tylko mniej zachowawcze scenariusze likwidacji władzy sowieckiej w Moskwie. Bowiem albo wymagałoby to zaangażowania w pełnej, militarnej skali samej Wielkiej Brytanii (czego na Wyspach nikt nie chciał, a lewicowa opozycja doprowadziłaby wówczas wprost do wojny domowej), albo trzeba byłoby zacząć wspierać nowe „państwa pograniczne”, czyli na pierwszym miejscu Polskę, by poprowadziły ofensywę na Moskwę pod swoimi sztandarami, ożywiając jednocześnie resztki „białych”. Można by wreszcie postawić na Niemcy jako uznaną potęgę militarną, którą w takim wypadku należało przywrócić do działania przeciw „czerwonej” Rosji1171. Obydwa ostatnie, sprzeczne zresztą ze sobą, scenariusze Churchill rozważał serio. Obydwa nie miały niemal żadnego poparcia wśród ważnych polityków brytyjskich. Mimo to nas interesuje szczególnie jeden z nich, w którym dostrzeżone zostaje w końcu, to jest po utracie nadziei na walkę samych „białych” Rosjan, znaczenie krajów Europy Wschodniej, bezpośrednich sąsiadów Rosji. W tym scenariuszu musiała pojawić się Polska. Churchill nie był do niej uprzedzony. Przeciwnie, jako amator historii znał tradycje Sobieskiego (jednego z mistrzów sztuki operacyjnej czasów, kiedy na scenie europejskiej zabłysnął geniusz pierwszego diuka Marlborough Johna Churchilla), jako huzar doceniał także dawne tradycje kawaleryjskiej brawury Polaków. Polska nie była dla niego kompletną terra incognita. Był nawet osobiście na jej zachodnim krańcu w roku 1906, kiedy na zaproszenie cesarza Wilhelma II przyglądał się manewrom armii II Rzeszy na Śląsku. Przy okazji odwiedził wówczas siostrę swego bardzo nielubianego ojczyma (lady Churchill, po śmierci pierwszego męża, wyszła w 1900 roku za George’a Fredericka Myddletona Cornwallisa-Westa, rówieśnika swego syna), słynną księżnę Daisy Hochberg von Pless, panią na Pszczynie i Książu. Śląsk wtedy bardzo mu się spodobał1181. To nie czyniło z niego znawcy Europy Wschodniej, ale na pewno miał o niej większe pojęcie niż Lloyd George czy sekretarze premiera. I był gotów pod koniec 1919 roku postawić na Polskę i inne „państwa pograniczne” (albo na Niemcy!), jeśli tylko miałoby to pomóc w zatrzymaniu „bolszewickiej zarazy”. Dla Curzona zaś sprawa Polski była częścią innej układanki, takiej mianowicie, w której dałoby się osłabić nie tylko samych „czerwonych”, lecz także rosyjskie imperium jako takie, a ściśle mówiąc - jako głównego rywala Imperium Brytyjskiego w Azji Środkowej i Wschodniej. Decentralizacja, może federalizacja, a nawet obcięcie terytorium Rosji na strategicznie ważnych obrzeżach (gubernie nadbałtyckie czy Zakaukazie), w każdym razie umocnienie istniejących już Border States, państw pogranicznych (z Polską na czele) - to mogłoby być dobre rozwiązanie. Taka sugestia pojawiała się w memorandum opracowanym
w Foreign Office. Curzon zdecydował się puścić je w obieg w gabinecie Lloyda George’a 3 października 1919 roku, kiedy premier zaczął objawiać zniecierpliwienie dotychczasową, zgodną z koncepcją Churchilla polityką wspierania „białej” Rosji22. Dokument ten nie został dotąd zauważony przez żadnego bodaj badacza brytyjskiej polityki wobec Europy Wschodniej. Wart jest jednak uwagi: jako spójna, radykalnie różna od przeforsowanej ostatecznie przez Lloyda George’a, propozycja polityki Wielkiej Brytanii wobec problemu Rosji, bolszewizmu i „państw pogranicznych”. Jest to także propozycja odmienna od idei antybolszewickiej krucjaty Churchilla, często błędnie przedstawianej jako alternatywa dla prosowieckiego appeasementu premiera. Dokument ten należy koniecznie przypomnieć także jako swoisty debiut lorda Curzona w roli zwierzchnika Foreign Office (jeszcze nie formalnego, ale już nadzorującego pracę ministerstwa), który wypowiada się w sprawie polityki wschodnioeuropejskiej. Fascynujące jest, jak daleko koncepcje zawarte w owym debiucie odbiegają od stereotypowego skojarzenia, które przylgnie do lorda Curzona wraz z określeniem linii wyznaczonej w lipcu 1920 jako wschodniej granicy Polski. Przyjrzyjmy się więc, czego chciał lord Curzon, co rozważał serio jako najlepsze rozwiązanie sprawy rosyjskiej i polskiej zarazem jesienią 1919 roku. W kilkuzdaniowym wstępie do tajnego dziewięciostronicowego memoriału Curzon rekomenduje go jako przygotowaną przez „pewnego zdolnego członka Foreign Office” odpowiedź na postawione przez premiera zasadnicze pytanie o cele polityki brytyjskiej wobec Rosji!22 Autor memoriału zaczynał swój wywód od stwierdzenia, że w razie zwycięstwa Rosja „biała” będzie oznaczać nie przywrócenie pokoju i ładu, ale zaostrzenie konfliktów z sąsiadami, z odrodzoną Polską, z Finlandią, z krajami Zakaukazia, odnowienie tradycyjnego imperializmu rosyjskiego. Niemcy będą gotowe do pomocy takiemu partnerowi w „masakrze mniejszych państw” (the massacre of smaller States)!22 Mniej „reakcyjne”, bardziej demokratyczne odłamy ugrupowań antybolszewickiej Rosji, takie jak ośrodek Nikołaja Czajkowskiego czy byłego premiera Kiereńskiego, nie mają żadnego realnego znaczenia. Jeśli „reakcyjna” Rosja wygra i odnowi „jedną, niepodzielną” strukturę imperium, to wkrótce dojdzie do nowej rewolucji. Pokoju ani porządku nie będzie. Autor memoriału wzywa, by w świetle tych prognoz zastanowić się nad znaczeniem Polski, Finlandii i krajów nadbałtyckich. Kluczowe znaczenie ma Polska. W tekście memoriału pojawia się powtarzane potem w prasie brytyjskiej określenie Polski jako „osi”, wokół której powinna się obrócić wschodnioeuropejska polityka Londynu (Poland is the pivot on which our Eastern European policy ought to turn)!22!. Realizowaną dotąd koncepcję poparcia dla „białych” autor memoriału uznał za nieskuteczną i dlatego proponował rozważyć jej zmianę. Pierwszą taką możliwość stanowiłoby pozostawienie po prostu krajów Europy Wschodniej ich losowi. Wówczas zapewne Polska i inne kraje pograniczne zawrą pokój z bolszewikami, a ci szybko dobiją Denikina. Kiedy Anglia wycofa się z czynnej polityki wobec tego rejonu, klucz do przyszłości Europy Wschodniej przejmą jednak nieuchronnie Niemcy, przestrzega autor memorandum. Druga możliwość to zawarcie pokoju z Rosją sowiecką przez Londyn lub świadome zachęcenie krajów pogranicznych do zawarcia takiego pokoju z uwzględnieniem kilku zasad: uznania aktualnych granic, zaprzestania bolszewickiej propagandy, odnowienia wymiany handlowej, amnestii dla politycznej opozycji w Rosji. Autor memoriału zakładał (najwyraźniej z konserwatywnego, z pewnością bliskiego
samemu Curzonowi, punktu widzenia), że większość opinii publicznej w Wielkiej Brytanii nie zaakceptuje trwałego uznania systemu bolszewickiego, a także, że bardzo wątpliwe wydaje się dotrzymanie przez bolszewików jakichkolwiek warunków pokoju. Propaganda komunistyczna będzie cały czas penetrować sąsiednie kraje, podminowywać je wewnętrznie i prowokować zaburzenia pokoju międzynarodowego w Europie Wschodniej i Środkowej, co naturalnie zechcą wykorzystywać także, nastawione na rewizję traktatu wersalskiego, Niemcy. Wreszcie zawarcie pokoju z „czerwonymi” doprowadzi do zwrócenia przeciw zachodnim mocarstwom niesprzyjających bolszewikom Rosjan, którzy ostatnie nadzieje będą musieli zwrócić ku Niemcom. Trzecią możliwość stanowiłoby zawarcie sojuszu z Polską na warunkach sprzyjających dalszemu prowadzeniu przez nią walki przeciwko bolszewikom. Autor opracowania przyznaje, iż owszem, Londyn straciłby wtedy sympatię części nacjonalistycznie nastawionych antybolszewickich Rosjan, których nazywa ekstremistami, ale stwierdza zarazem, że albo straci się całą Rosję i jej przyszłość - poprzez uznanie niszczącego ją bolszewickiego reżimu - albo zaryzykuje się uzależnienie tej przyszłości od bezpośrednich zachodnich sąsiadów Rosji, zwłaszcza Polski i Finlandii. To najwyraźniej ma być mniejsze zło. By wzmocnić swój argument, autor dodaje, że owe kraje pograniczne, zwłaszcza Polska, mają zachodnie tradycje, zachodnią formację cywilizacyjną, podczas gdy sami „Rosjanie, tak bolszewicy, jak i antybolszewicy, wykazują na co dzień raczej cechy niestabilnego orientalizmu” (the Russians, Bolsheviks and non-Bolsheviks alike, are manifesting every day more the characteristics of unstable orientalism). Aby na dobre rozwiązać problem Rosji, autor rekomendowanego przez Curzona memoriału proponował zastanowić się nad rozciągnięciem na jej ogromny obszar zasady federacyjnej, stopniowo wprowadzającej faktyczną niepodległość, a w każdym razie maksymalną autonomię dla Syberii, Ukrainy, Białorusi - wszędzie tam, skąd uda się wyprzeć bolszewików. Wzmocnione przez ekonomiczną pomoc mocarstw zachodnich mogłyby przekształcić się w Stany Zjednoczone Rosji. Powodzenie tego projektu zależy od wsparcia ze strony mocarstw zachodnich!1231 Dlaczego jednak te ostatnie, a w szczególności Wielka Brytania, miałyby „inwestować” w taki projekt? Autor przedstawia dwa powody, które wynikają z oczywistego interesu brytyjskiego: 1. zapobiec przekształceniu Rosji w niemiecką kolonię, 2. zabezpieczyć wschodnie rubieże Europy przed anarchią. Niemcy, zauważa dalej, dążą niewątpliwie do zniszczenia Polski i są gotowe odwołać się w Rosji do tych samych „ciemnych sił”, które pomogły im już w czasie Wielkiej Wojny wygrać kampanię na froncie wschodnim. Niemcy będą osłabiać Polskę, także rozbudzając antagonizm polsko-żydowski, a zarazem popierając antypolską agitację na Litwie. „Dla nas wynika stąd wniosek - kontynuował autor memorandum - by wzmacniać Polskę wewnętrznie wszystkimi środkami, jakie mamy do dyspozycji, a także doprowadzić, pod naszym patronatem, do wciągnięcia Litwy w orbitę jej wpływów”1241. A zatem: Litwa powinna być w jakiejś formie związana z Polską. Ukraina tymczasem różni się nieco od Rosji pod względem językowym i narodowościowym, ale nie dość, by stworzyć naturalnie odrębne państwo. Skoro jednak traktat wersalski wyodrębnił z narodu niemieckiego Austriaków w oddzielnym państwie, to dlaczego nie można by wydzielić także Ukrainy z Rosji - po to, by uczynić ją elementem wspomnianej wyżej federacji, albo też utrzymać w sojuszu z Polską. Podobnie z Białorusi dałoby się stworzyć odrębne państwo, choć tendencje separatystyczne (w stosunku do Rosji) są tam mniej wyraźne
niż na Ukrainie. Syberię natomiast autor uznaje, ze względu na jej położenie geograficzne i sytuację ekonomiczną oraz społeczną, za naturalną kandydatkę do wyodrębnienia z Rosji i zauważa, że „siły Dalekiego Wschodu” (czytaj: Japonia) już przygotowują grunt pod takie rozwiązanie. Rozważając cały ten tak śmiały scenariusz, autor zakłada wprost, że Rosja nie rozwinęła dotąd stabilnego patriotyzmu, który stałby na przeszkodzie podobnym zmianom. Od czasów Piotra Wielkiego Rosję spajają wpływy niemieckie i niemiecka dyscyplina. Kiedy ta dyscyplina upadła, rozpadła się także sama Rosja, nie pomogło jej nawet prawosławie jako spoiwo ideowe22 Wszystkie te sugestie i propozycje służą uzasadnieniu tezy, że można i warto rozważyć zbudowanie nowej polityki brytyjskiej wobec Rosji. Jej zasadą byłaby decentralizacja byłego imperium Romanowów. Sto osiemdziesiąt milionów jego mieszkańców pozostawionych pod władzą bolszewicką albo manipulowanych przez żądne rewanżu za przegraną wojnę Niemcy - to wielkie zagrożenie dla Europy. Oczywiście, jeśli „biali” pokonają szybko bolszewików (czego na początku października 1919 roku nie można było wykluczyć), to mocarstwa zachodnie będą to musiały zaakceptować. Jeśli jednak podział Rosji przez linie frontów wojny domowej będzie się przedłużał, należałoby tę sytuację wykorzystać właśnie do zrealizowania scenariusza federalizacji czy decentralizacji. Trzeba w tym celu konsekwentnie umacniać Polskę. Należy zakładać, że w swej polityce zagranicznej wypracuje ona jak najlepsze stosunki z przyszłą Rosją. To oczywiście zależy od reżimu politycznego, jaki utrwali się ostatecznie w samej Rosji. Autor wyraża jednak nadzieję, że w końcu także w Rosji, i nawet w Niemczech, jeśli mocarstwom zachodnim uda się ustabilizować sytuację w Europie Wschodniej wedle podpowiadanego scenariusza, zwyciężą siły polityczne, które pogodzą się z nowym układem geopolitycznym i zrezygnują z militarnej agresji. Jeśli nie, to wojna pod hasłami rewanżu i zburzenia nowego porządku będzie nieunikniona. Niestety, podkreśla polecany przez Curzona autor, te siły rosyjskie, które polityka brytyjska popiera od ponad pół roku (Kołczak i Denikin), są na pewno nastawione na terytorialny rewanżyzm wobec sąsiadów, trudno więc uznawać je za zwolenników tak potrzebnej stabilizacji. Jeśli Kołczak i Denikin nie wygrają w ciągu najbliższych kilku tygodni, to najwyższy czas ich porzucić i postawić zamiast na nich na Polskę i pozostałe „państwa pograniczne”22 To sensowna alternatywa dla drugiej możliwości, jaka wtedy powstaje, to jest pokoju z bolszewikami. Pod kierunkiem Wielkiej Brytanii i w ramach przez nią określonych Polska i inne „kraje pograniczne” powinny w niedalekiej przyszłości zbliżyć się (rapprochement) z nową, już niebolszewicką Rosją, jaką pomogą stworzyć w walce z aktualnymi, „czerwonymi” panami Kremla. Wielka Brytania może odegrać nieocenioną rolę organizatora, a co najmniej rzecznika nowego porządku w Europie Wschodniej - układu między zrekonstruowaną (na zasadzie federacyjnej) Rosją a jej zachodnimi i południowymi sąsiadami. By ostatecznie uzasadnić tę propozycję, memorandum odwoływało się jeszcze do dwóch argumentów. Pierwszy, ekonomiczny, mówił o olbrzymim marnotrawstwie, jakim okazuje się wydanie dotąd blisko stu milionów funtów (w cenach z początku XXI wieku byłaby to równowartość od kilku do kilkunastu miliardów) na „białych” - bez widocznych pozytywnych efektów. Kilkaset tysięcy i jednoznaczne moralne poparcie wystarczyłoby do tego, żeby oprzeć nową politykę stabilizacji europejskiego wschodu na krajach bałtyckich i Polsce. Drugi argument był natury moralnej. Autor pytał retorycznie, czy można polegać na rosyjskim charakterze. I sugerował, iż w świetle dotychczasowych doświadczeń historycznych i współczesnych trudno
o pozytywną odpowiedź. Wielka Brytania nie ma też, podkreślał, żadnych zobowiązań wobec Rosji - to nie Londyn porzuci ewentualnie Rosję, to Rosja porzuciła na pewno wcześniej sprawę swej brytyjskiej sojuszniczki i wspólnotę z Europą Zachodnią, wycofując się z wojny z Niemcami i wybierając system bolszewicki. W tej sytuacji Wielka Brytania ma prawo zatroszczyć się o swoje interesy zarówno na wschodzie (interesy Imperium Brytyjskiego w Azji), jak i w Europie (utrwalenie porządku wersalskiego) i spróbować tak wpłynąć na Rosję, by ta dopasowała się lepiej do brytyjskich potrzeb. Memorandum kończyło się sugestią zwołania konferencji przywódców zachodnich mocarstw, którzy uzgodniliby szczegóły nowej „polityki wschodniej”1271. Za pośrednictwem analizowanego tutaj dokumentu Curzon wyraził swoją najbardziej dalekosiężną wizję: trwałego osłabienia imperialnej struktury Rosji. Aby nie mogła zagrozić znowu dominującej pozycji Imperium Brytyjskiego w Azji - od cieśnin czarnomorskich przez Zakaukazie, Persję i Afganistan do Indii i Tybetu - najlepszym, najtrwalszym rozwiązaniem mogła być właśnie federalizacja, czy jeszcze delikatniej mówiąc: decentralizacja, a w istocie rozbicie geopolitycznej spójności Rosji. W takiej perspektywie pojawiło się nieoczekiwanie poparcie dla idei silnej, zasadniczo kluczowej dla nowego systemu geopolitycznego, Polski, połączonej z Litwą, z wyodrębnioną z Rosji Ukrainą i nawet Białorusią. Oczywiście także z uznaną ostatecznie Finlandią, pozostałymi krajami bałtyckimi (niewymienione z nazwy w memorandum Estonia i Łotwa), jak również z nowymi państwami-buforami brytyjskich wpływów na Zakaukaziu - Azerbejdżanem i Gruzją. Był to scenariusz jakby wymarzony dla Piłsudskiego, zawierający wizję zasadniczej zmiany geopolitycznego porządku w całej Europie Wschodniej, którego „osią” stałaby się Polska: ze względu na swoje kluczowe położenie i wielkość, a także ze względu na swą rolę ekspozytury cywilizacyjnych wpływów Europy Zachodniej na wschodzie kontynentu. Ten scenariusz, powtórzę, napisano w Foreign Office, a na stół premiera skierował go sam lord Curzon. Poszukujący złowrogich planów rozbioru Rosji przez imperialistów zachodnich współcześni publicyści i nastawieni na obronę imperium historycy rosyjscy mogliby z ponurą satysfakcją cytować ten dokument jako gorący dowód na poparcie swych tez, choć byliby chyba zaskoczeni, że na „wielką Polskę” postawił lord Curzon. Nie mniej zaskoczeni, za to zachwyceni, mogliby być obrońcy idei polityki wschodniej Piłsudskiego. A więc jednak dałoby się uzyskać wsparcie brytyjskie? Zwolennicy takiej hipotezy znaleźliby dla niej wsparcie w jednym jeszcze, nieco bardziej znanym dokumencie. Stanowi go opublikowany w 1919 roku przez - wspominanego już w tej książce geografa i konserwatywnego posła - Halforda Mackindera traktat Democratic Ideals and Reality (Demokratyczne ideały i rzeczywistość). Znana jako pierwszy wykład anglosaskiej („atlantyckiej”) geopolityki, w którym pojawia się pojęcie Heartlandu, czyli „serca lądu” Eurazji, od którego kontroli zależy panowanie nad całym światem, książka Mackindera przedstawiała także zestaw argumentów na rzecz nowej polityki brytyjskiej wobec Europy Wschodniej. Znakomity geograf podkreślał, że nie wystarczą same szczytne ideały przyświecające Lidze Narodów, by zabezpieczyć pokój. Trzeba także zadbać o równowagę w tym zasadniczym miejscu, gdzie rozstrzyga się kwestia panowania nad światem. Skoro sen z powiek przywódcom zwycięskich mocarstw spędza wizja współpracy Rosji i Niemiec przeciwko porządkowi wersalskiemu, to może należałoby się zastanowić nad tym, jak rozdzielić
te dwa ośrodki potencjalnej destabilizacji. Jak uniemożliwić ich wspólne zdominowanie Heartlandu przeciwko mocarstwom zachodnim? Rozwiązaniem nie jest „zaspokajanie” Niemiec czy Rosji, ale ich rozdzielenie tym, co Mackinder nazywa „środkowym rzędem” (Middle Tier) niepodległych państw: Polski, Czechosłowacji, Węgier, Jugosławii, Rumunii, Bułgarii, Grecji. Polskę i Czechosłowację uznaje Mackinder za najważniejsze dla tego „środkowego rzędu”, który powinien jego zdaniem oprzeć się mocno o trzy morza: Bałtyckie, Czarne i Adriatyckie. Zapewnić narodom tego regionu równość szans, to zarazem dać szansę całemu systemowi pokoju europejskiego po Wielkiej Wojnie, przekonywał brytyjski geograf. Wierzył także, że ich umocnienie może stopniowo doprowadzić do ewolucji samej Rosji - w kierunku podziału wewnętrznego na federację niezależnych państw. Jak już o tym wspominałem w pierwszych rozdziałach niniejszej książki, Mackinder próbował również działań mających na celu przybliżenie takiego rozwiązania, podejmując się misji pośrednika między Piłsudskim a Denikinem na przełomie lat 1919 i 192022 Im wyraźniej było widać, że „biała” Rosja może sama nie rozwiązać problemu nowego porządku w Europie Wschodniej, tym mocniej narzucała się potrzeba poszukiwania innych jego rozwiązań. W związku z tym właśnie jesienią 1919 roku kurs polskich akcji na politycznej giełdzie w Londynie wydawał się istotnie wzrastać. Zauważa to między innymi Maria NowakKiełbikowa, podkreślając przyjęcie w grudniu przez Radę Najwyższą mocarstw - na wniosek brytyjski - deklaracji o znaczeniu silnej Polski na wschodzie Europy22 Znaczenie Polski dostrzegali w tym kontekście nie tylko Churchill i Curzon. Oficjalnie wtórował im także (przez chwilę) Lloyd George. Pod koniec listopada, podczas rozmowy z przewodniczącym delegacji amerykańskiej w Paryżu, zastępcą sekretarza stanu USA Frankiem Polkiem, powtórzył niemal słowo w słowo istotne tezy omawianego wyżej memoriału. Mówił wtedy o potrzebie uznania niepodległości „Gruzji, Azerbejdżanu, Besarabii, Ukrainy, prowincji bałtyckich i Finlandii, a może nawet Syberii”, choć zarazem nie wykluczył rozpoczęcia rozmów z bolszewikami. Kilka dni później ambasador amerykański w Londynie John William Davis informował Waszyngton o swojej rozmowie z lordem Curzonem, w której ten potwierdził, że rozważa możliwość uznania całej sieci nowych państw - od Estonii do Zakaukazia - w ramach antybolszewickiego sojuszu (możliwość akceptowaną przez przebywającego wtedy w Londynie Borysa Sawinkowa)22 Dlaczego więc ten scenariusz, z Polską jako centrum nowego układu politycznego, zniknął tak szybko z agendy Londynu? I jak? Tu powinniśmy przyjrzeć się swoistej grze, jaką wewnątrz własnego gabinetu poprowadził z prawdziwym taktycznym mistrzostwem premier Lloyd George. Z tez memoriału przedstawionego na początku października przez Curzona wykorzystał w zasadzie jedną: uzasadnienie rezygnacji z dalszej pomocy dla Denikina, czyli uderzenie w linię tak konsekwentnie bronioną przez Churchilla. Wysunięty przy tym argument finansowy: tyleśmy wyłożyli pieniędzy brytyjskiego podatnika - i co z tego mamy? - był najbardziej zabójczy, bo trafiał przecież do większości ministrów. W szczególności ważny był glos, próbującego przywrócić równowagę budżetową po gigantycznych wydatkach związanych z czteroletnią Wielką Wojną, kanclerza skarbu Austena Chamberlaina (podobnie jak Curzon - konserwatysty). Tym właśnie prostym argumentem finansowym mógł Lloyd George pozyskać najskuteczniej konserwatywną większość swego ministerialnego i parlamentarnego zaplecza, z Bonarem Lawem
na czele, przeciw dalszemu wspieraniu akcji antybolszewickiej!311.
Jak wspominał jeden z ministrów gabinetu Lloyda George’a: „Winston [Churchill], który dużo mówi, zazwyczaj w pobudzający i interesujący sposób, jest jedynym ministrem, który w ogóle próbuje krzyżować szpady z premierem, ale kiedy dochodzi do poważnego sporu, L.G. nie ma żadnego kłopotu z przełamaniem jego argumentów”. Lloyd George i Winston Churchill w 1907 roku.
To był cios w plecy Churchilla. Lloyd George umiał go zadać ręką Curzona. Dwa ministerstwa, najbardziej zainteresowane kwestią wschodniej Europy, Rosji, bolszewizmu, płynących stąd ewentualnych zagrożeń - Foreign Office i War Office - kierowane odpowiednio przez konserwatystę Curzona i liberała („zdrajcę” konserwatystów) Churchilla będą dalej toczyły spór o właściwą politykę na tym obszarze, zamiast wzajemnie się wspierać. Churchill, traktując bolszewizm jako fundamentalne zagrożenie dla Europy, dla europejskiej cywilizacji, na przełomie lat 1919 i 1920 będzie dostrzegał coraz wyraźniej znaczenie Polski jako ewentualnej zapory na drodze tego zagrożenia. Po kompromitacji swej polityki rosyjskiej (czyli po upadku
Denikina) okaże się jednak jeszcze bardziej bezsilny niż jesienią 1919 roku. Curzon natomiast skoncentruje się na obronie tego, na czym zależało mu najbardziej: przedpola brytyjskich interesów imperialnych w Azji Środkowej, na Zakaukaziu. Skoro upadła idea generalnej rozprawy z bolszewikami, chciał bronić przynajmniej tego odcinka. Churchill go nie popierał, bo osłona militarna Azerbejdżanu i Persji przed atakiem Rosji sowieckiej musiała kosztować: pieniądze i życie ludzkie. A jedne i drugie miał oszczędzać, by bronić się przed reputacją szalonego, nieliczącego się z kosztami „antybolszewika”. W tej sytuacji Lloyd George mógł z kolei łatwiej izolować pozycję Curzona. Ten, pod ciągłą presją premiera, tracił zainteresowanie Polską i śmiałymi planami zmiany geopolitycznego porządku całej Europy Wschodniej. Nie będzie już w ogóle wspominał o Ukrainie, Białorusi czy Syberii. Premier potrafił znakomicie wygrać antagonizm koncepcji politycznych i osobisty między Curzonem a Churchillem, żeby sparaliżować sprzeciw obydwu ministrów wobec wybranej ostatecznie przez siebie drogi do uznania bolszewików za głównych partnerów Wielkiej Brytanii na wschodzie Europy. Churchill zauważy to dopiero pod koniec maja 1920 roku, kiedy będą się już rozpoczynać rozmowy z delegacją bolszewicką w Londynie; i on, i Curzon uważali je za nieszczęście. Wypominając wtedy kierownikowi Foreign Office, że zgodził się, by premier storpedował prowadzoną przez Churchilla akcję antybolszewicką, w której opierano się na „białej” Rosji, pisał do lorda Curzona z goryczą: „To wielka szkoda, że nie umieliśmy rozwinąć żadnej wspólnej polityki między W.O. [War Office] i F.O. [Foreign Office]. [...] Nie ma żadnej efektywnej współpracy [między nami] ani wzajemnego poparcia”1321. Lloyd George chciał rozmawiać z bolszewikami już od dawna: właściwie od początku 1919 roku, kiedy wydawało się, że opanowali już na trwałe sytuację w centrum Rosji. Brytyjski premier uznał wówczas, że są już realnymi gospodarzami kraju i w związku z tym trzeba z nimi ustalić jakiś modus vivendi, pozwalający przywrócić pokój na wschodzie Europy. W lutym 1919 roku marzył, że do lata, najpóźniej do sierpnia, doprowadzi do wielkiej konferencji w Londynie, która dopełni dzieła konferencji wersalskiej1331. Musiał te marzenia odłożyć ze względu na ożywienie wojny domowej w Rosji i rysującą się od lutego do października 1919 roku nadzieję na sukces „białych” (najpierw Kołczaka, potem Judenicza i Denikina). Owe nadzieje przyciągnęły zarówno amerykańskich, jak i francuskich sojuszników z Rady Najwyższej mocarstw. Brytyjski premier musiał wtedy pozwolić Churchillowi na realizowanie polityki materiałowego wspierania „białych”. Ograniczał jednak systematycznie skalę tego działania, powołując się na rosnącą niepopularność takiej polityki. Krytykowali ją najgłośniej, w parlamencie i w prasie, liberałowie (zwłaszcza z opozycyjnej frakcji byłego premiera Asquitha), a także labourzyści. W zwycięstwie „białych” dostrzegano przede wszystkim groźbę restauracji „reakcyjnego” carskiego reżimu. Eksponowano dokonywane w strefie opanowanej przez Denikina pogromy antyżydowskie, negowano za to relacje o „czerwonym terrorze” jako przesadzone i niewiarygodne. Na tym liberalno-labourzystowskim skrzydle opinii brytyjskiej bolszewicy jawili się na pewno jako „mniejsze zło”. Pułkownik Josiah Wedgwood, przyjaciel i niedawny podwładny Churchilla z ministerstwa zaopatrzenia, który z partii niezależnych liberałów przeszedł właśnie do labourzystów, wyraził na forum Izby Gmin przekonanie, że dopiero bolszewicy przywracają „proces demokratyczny” w Rosji1341. Lloyd George tak daleko idącego przekonania nie podzielał, ale wykorzystywał rosnącą siłę sprzeciwu liberalnej i labourzystowskiej opozycji wobec „polityki interwencji”, żeby osłabić sprzeciw potencjalnych
konserwatywnych sojuszników Churchilla w gabinecie. Do koncepcji rozmów z bolszewikami wrócił w listopadzie 1919 roku, uzbrojony już nie tylko w argument finansowy przeciw idei dalszego wspierania „białych”, ale także w bardzo silny, coraz silniejszy, argument z obszaru polityki wewnętrznej: jeśli chcemy łagodzić spory wewnętrzne w kraju, ograniczać społeczne napięcia w samej Anglii, Walii i Szkocji (konfliktu w Irlandii i tak nie dało się uniknąć), nie możemy pozwolić sobie na politykę zagraniczną, której nie będzie dało się obronić w oczach większości wyborców. Ludzie chcą pokoju, powrotu niezwolnionych jeszcze ze służby żołnierzy do domu, chcą miejsc pracy. Do tych haseł nawiązał Lloyd George w swoim przełomowym przemówieniu, wygłoszonym w londyńskim Guildhall 8 listopada 1919 roku. Odciął się wtedy publicznie od polityki wspierania „białych”, czyniąc niejako odpowiedzialnym za nią wyłącznie Churchilla: dobry premier miał uzyskać korzystne dla burzy swoich siwych włosów „czarodzieja z Walii” czarne tło w osobie nielubianego ministra wojny. W swym przemówieniu Lloyd George zawarł wtedy przesłanki realizowanej w 1920 roku polityki appeasementu wobec Rosji sowieckiej. Pierwsza, znana nam już, finansowa: interwencja kosztowała nas krocie i nic nam nie przyniosła - ani pokoju z Rosją, ani handlu. Druga, odwołująca się do wyższości brytyjskiego modelu polityki, opartego na zasadach fair play: bolszewizm pokonamy nie na drodze militarnej, ale zwyciężymy jego pokusę w domu sprawiedliwością społeczną rządów, praworządnością, postępem, rosnącym dobrobytem. Pojawiała się też trzecia przesłanka: droga do ustabilizowania dobrobytu, a także pokoju społecznego w Wielkiej Brytanii miała prowadzić przez otwarcie handlu z Rosją. To miała być droga do „ucywilizowania” gospodarzy obecnej Rosji, do „zreformowania” bolszewików!350 Między 8 listopada 1919 a połową stycznia 1920 roku wszystkie trzy przesłanki adresowanego ku „czerwonemu” Kremlowi appeasementu umocniły się i scementowały w ogłoszony już całkowicie otwarcie program. W tym też czasie pojawi się i zniknie szansa na uwzględnienie koncepcji zgłoszonej przez Curzona w memoriale z początku października: idei potraktowania Polski i łańcucha „państw pogranicznych” jako alternatywnego punktu oparcia dla brytyjskiej polityki wobec Rosji. Czy stało się tak tylko dlatego, że Lloyd George Polski nie lubił, że uległ sile perswazji memoriałów Namiera i jego donosów na niewdzięcznych Polaków, bezczelnie wypominających mu skandaliczny flirt z panią Stevenson? Na pewno nie tylko dlatego. I chyba nie przede wszystkim dlatego. Po pierwsze, między październikiem a połową stycznia zmieniła się zasadniczo sytuacja w wojnie domowej w Rosji. Podstawą wyłożonego w memoriale firmowanym przez Curzona na początku października rozumowania było przekonanie, że wojna między „czerwonymi” a „białymi” przeciąga się i nie widać jej rozstrzygnięcia. W takim razie należało się zastanowić nad wprowadzeniem do rozstrzygnięcia tego beznadziejnego pata nowej siły: właśnie „państw pogranicznych” z Polską na czele, a przy okazji umocnić pozycję Imperium Brytyjskiego poprzez dodanie kilku nowych Border States (właściwie marchii, czy też przedmurzy opierających się teraz o Londyn, czy szerzej o Zachód) na strategicznej rubieży graniczącej z Imperium Rosyjskim. W styczniu 1920 roku było już jasne: bolszewicy wygrali walkę o Rosję, „biali” już się nie liczą. Można więc było albo uznać ten fakt i zacząć rozmawiać z bolszewikami, albo nadal próbować doprowadzić do obalenia komunistycznego systemu w Rosji, ale teraz w o wiele trudniejszych warunkach niż uprzednio, bo bez wyraźnego oparcia w samej Rosji. Szturm na bolszewizm prowadzony z zewnątrz, z nierosyjskich okrain, wymagałby obecnie nie tylko przezwyciężenia
geopolitycznych przyzwyczajeń, lecz także czegoś jeszcze bardziej namacalnego: kolejnych wielkich wydatków, w każdym razie na pewno nie tak małych, jak to optymistycznie przedstawiał memoriał z 3 października 1919 roku. Borys Sawinkow, którego Churchill będzie popierał dalej jako ostatnią szansę antybolszewickiej Rosji, a Curzon wymieniał jeszcze jako potencjalne oparcie dla idei owego memoriału w rozmowie z ambasadorem amerykańskim na początku grudnia, musiałby zaczynać walkę o Rosję z Polski, czyli - w wyobrażeniu brytyjskich mężów stanu - od zera. Czy warto do tego dopłacać, inwestować w tak niepewną akcję?22 Po drugie, w ciągu owych trzech miesięcy nieprzerwanie rósł opór przeciwko jakimkolwiek dodatkowym kosztom „egzotycznej” polityki zagranicznej, to jest takiej, która nie była uznawana za bezpośrednio dotyczącą interesu już nie Imperium Brytyjskiego (wtedy Curzon mógłby jeszcze bronić swoich pozycji), ale po prostu szarego obywatela Wielkiej Brytanii. W styczniu i kolejnych miesiącach 1920 roku lawinowo przybierała na sile krytyka liberalno-lewicowa skierowana przeciwko rządowi, a hasło odpowiedzialności za błędną - kosztowną, nieskuteczną i niesprawiedliwą - politykę wobec Rosji (bolszewików) coraz skuteczniej pełniło funkcję kija, którym opozycja mogła ten rząd okładać. Mogła nawet liczyć na rozbicie koalicji. Te polityczne koszty skłaniały najbardziej wpływowych konserwatywnych członków gabinetu do wyzbycia się ideowego wstrętu wobec perspektywy rozmów z bolszewikami, a w każdym razie do ukrycia go w obliczu groźby kryzysu koalicji. Tak w każdym razie rozumowali lider konserwatystów Bonar Law i kanclerz skarbu Austen Chamberlain, co pozwalało premierowi uzyskać zdecydowaną już przewagę nad wewnętrzną opozycją w gabinecie, rozbitą na dwa sprzeczne głosy: Churchilla i Curzona. I to wystarczyło do forsowania przez premiera nowej linii polityki wobec Rosji sowieckiej, tym bardziej że mógł odwołać się w tej kwestii do poparcia ze strony kilku innych ministrów, między innymi Roberta Horne’a (resort handlu), Herberta Fishera (edukacja), a także Erica Geddesa (transport)22 W grudniu 1919 roku Lloyd George musiał jeszcze uniemożliwić próbę wprowadzenia z zewnątrz, przez francuskiego sojusznika, koncepcji, która mogła odwlec nawiązanie rozmów z bolszewikami. Premier Georges Clemenceau, jedyny chyba polityk, który pozostał na firmamencie europejskim, zdolny równoważyć autorytet swego brytyjskiego kolegi, wysunął na trzydniowym spotkaniu w Londynie (11-13 grudnia 1919) propozycję zastąpienia nieudanej „interwencji” w Rosji defensywnym projektem opasania Rosji bolszewickiej przez „kordon sanitarny” państw pogranicznych. Tu można było na powrót rozważać rolę Polski jako kluczowego ogniwa w owym łańcuchu, choć rolę ograniczoną wyłącznie do biernej postawy: zbrojnego pogotowia wobec Rosji sowieckiej. Dla Clemenceau koncepcja „kordonu” była ważna ze względu na jego obawy, by sowiecka „zaraza” nie przedostała się do Niemiec i nie doprowadziła do połączenia między Moskwą i Berlinem. Dlatego zależało mu na umocnieniu Polski jako ściany rozdzielającej te dwa ośrodki potencjalnego geopolitycznego rewanżu w Europie. Ani państwa bałtyckie, ani kraje zakaukaskie (tak ważne z punktu widzenia lorda Curzona i interesów Imperium Brytyjskiego) nie obchodziły Clemenceau w ogóle. Lloyd George zgodził się wtedy na wspólną deklarację mówiącą o szczególnym znaczeniu silnej Polski dla europejskiego porządku, ale w londyńskich rozmowach z francuskim premierem 11 grudnia wyraził dość jasno swój sceptycyzm, stwierdzając ostrzegawczo, iż „Polacy zawsze byli bardzo kłopotliwym narodem w Europie” (Poles had always been a very troublesome people in
EuropeTo jest czas znanych nam już depesz Kerra do brytyjskiego posła w Warszawie, w których porte-parole Lloyda George’a tłumaczył, że trzeba Polaków ratować przed nimi samymi - przed ich niebezpieczną skłonnością do „imperializmu”, antagonizującą potężnych sąsiadów. Premier brytyjski obawiał się nieco, że Polska może stać się oparciem, ostatnim bez wątpienia, dla zwolenników idei dalszej walki z bolszewikami, dla fantazji Churchilla, dla ewentualnych francuskich zwolenników przekształcenia defensywnego kordonu sanitarnego w narzędzie ofensywy na Moskwę. Dlatego tak wyraźnie i stanowczo, o czym pisałem wcześniej, przekonywał polskiego ministra spraw zagranicznych Stanisława Patka, podczas rozmów 15 i 26 stycznia 1920 roku, że Wielka Brytania nie udzieli żadnej pomocy ofensywnym działaniom Warszawy i że w istocie Polska nie ma ze strony Rosji sowieckiej żadnych powodów do obaw^. Od 17 stycznia 1920 roku Lloyd George mógł czuć się zwycięzcą na wszystkich frontach swej uporczywej walki o utorowanie drogi do appeasementu w relacjach z Rosją sowiecką. W tym dniu Clemenceau przegrał, w upokarzający dla siebie sposób, wybory na urząd prezydenta Francji. Na szczycie europejskiej polityki był już tylko on - David Lloyd George, wychowanek walijskiego szewca. Bez Clemenceau koncepcja „kordonu sanitarnego” przestawała być już groźna dla planów brytyjskiego premiera. Nowy szef francuskiego gabinetu Alexandre Millerand będzie musiał dopiero zdobywać pozycję równorzędnego partnera w rozmowach o europejskiej polityce. Lloyd George już na początku stycznia ogłosił swoją aprobatę dla memoriału ekonomicznego doradcy rządu, Edwarda Wise’a, który przekonywał, że magazyny ze zbożem pod panowaniem bolszewików pękają w szwach i jak najszybsze przywrócenie handlu z Rosją taką, jaka jest (czyli „czerwoną”), stanowi najprostszą metodę uniknięcia głodu w Europie, a zarazem ożywienia gospodarki brytyjskiej, stworzenia w niej nowych miejsc pracy i wreszcie stopniowej reformy wewnętrznej w samej Rosji. 14 stycznia uzyskał zgodę premierów Francji (jeszcze Clemenceau) i Włoch (Francesco Nittiego) na przygotowanie przez Wise’a propozycji dalszej wspólnej polityki mocarstw w sprawie nawiązania kontaktów handlowych z Moskwą. Na zwołanych 16-19 stycznia w Paryżu naradach ministrów (między innymi z udziałem Bonara Lawa, Curzona, Churchilla, a także szefa sztabu imperialnego, feldmarszałka Henry’ego Hughesa Wilsona) Lloyd George triumfował. Ostatnie nadzieje Churchilla wiązane z Denikinem i misją Mackindera zostały zniweczone. Przy pomocy marszałka Wilsona i samego Churchilla premier sparaliżował zgłaszane przez Curzona zamiary aktywnej obrony Azerbejdżanu i Gruzji przed ofensywą sowiecką. Sam przekonywał, jak czytamy w dzienniku Wilsona, że „jeśli zostawimy Lenina w spokoju, to nie zaatakuje ani Gruzji, ani Azerbejdżanu, ani Polski czy Rumunii” (dodam na marginesie, iż Lenin decyzję o ataku na Azerbejdżan podejmie dokładnie siedemdziesiąt dni później, a pod koniec kwietnia większość tego kraju będzie już opanowana przez Armię Czerwoną; natarcie na Gruzję zostanie zahamowane na kilka miesięcy przez wojnę z Polską). Marszałek Wilson na naradzie ministrów z premierem 18 stycznia zanotował coś jeszcze: „Nie ma najmniejszej wątpliwości, że jeśli Lenin jednak zaatakuje Polskę, to nie otrzyma ona od nas żadnej pomocy”^. Pod koniec stycznia, już w Londynie, rząd brytyjski przyjął założenie swojego premiera, że nie będzie żadnej wojny z bolszewicką Rosją ani żadnych pieniędzy na działania ofensywne innych krajów przeciw niej. „Państwa pograniczne” muszą na własną odpowiedzialność wybierać między wojną a pokojem z „czerwoną” Moskwą. 10 lutego w przemówieniu na forum parlamentu
Lloyd George przedstawił swoje stanowisko opinii publicznej. Dla konserwatywnych posłów miał uspokajającą wiadomość: choć bolszewizmu nie można zniszczyć militarnie, to znacznie taniej i wygodniej da się to osiągnąć przez handel. Nie tylko rozłoży on od środka system bolszewicki w Rosji, ale podetnie również podstawy radykalizmu społecznego w Wielkiej Brytanii. Premier stanowczym gestem wyrzucał mrzonki o interwencji w Rosji na śmietnik historii, ale nie mniej ostro pożegnał nie tak dawno wysuniętą przez Clemenceau wizję „kordonu sanitarnego”. Przedstawił ją obrazowo w zdemonizowanej, ofensywnej postaci jako „postępujący pierścień ognia” (an advancing ring of fire) z Polską jako potencjalnie najniebezpieczniejszym elementem tego pierścienia. Powtórzył teraz przed Izbą Gmin, że nie ma żadnego bolszewickiego zagrożenia dla Polski czy całej Europy Środkowej, ani też dla Zakaukazia i Środkowego Wschodu. Do wyobraźni wszystkich słuchaczy miało przemówić nowe hasło premiera: „zwalczać anarchię dobrobytem” (to fight anarchy with abundance)^. O zaistniałych konsekwencjach tego hasła, zgodnych z zasygnalizowanymi przed chwilą przeczuciami marszałka Wilsona, przekonał się szybko Churchill jako zwierzchnik War Office. Już 7 lutego Kerr monitował go (w imieniu premiera), czy aby nie próbuje sprzedawać Polakom jakiejś broni. Sekretarz Lloyda George’a podkreślał, że byłoby to absolutnie sprzeczne z przyjętą polityką rządu. Churchill nie mógł się pogodzić z krótkowzrocznością polityczną swego premiera w stosunku do Rosji sowieckiej, z odrzuceniem rad ekspertów wojskowych, którzy podkreślali konieczność wzmocnienia Polski (najlepiej bronią z niemieckich arsenałów) wobec spodziewanej wojny z bolszewikami. Próbował nawet interweniować u Curzona, licząc, że zwierzchnik Foreign Office odpowie mu na retoryczne pytanie: „Dlaczego mamy być tym mocarstwem, które stanie między nimi [Polakami] a środkami ich samoobrony [przed bolszewikami]?”!42!. Zyskał tyle, że tego samego dnia, 9 lutego, premier zbeształ go publicznie na posiedzeniu gabinetu, kiedy minister wojny ośmielił się skrytykować nową, błędną, jego zdaniem, politykę wobec Rosji. Ostatecznie różnicę poglądów w tej kwestii Churchill wyłożył w odręcznym liście do Lloyda George’a, datowanym 24 marca 1920 roku. Minister wojny przedstawiał swoją wizję najważniejszych celów po zakończeniu wojny na zachodzie jako „pokój z niemieckim narodem, wojnę z bolszewicką tyranią”. Tymczasem premier miał zmierzać do pokoju z Rosją sowiecką „na najlepszych możliwych warunkach, aby uspokoić (appease) ogólną sytuację”, Churchill natomiast nie wierzył „w żadną realną harmonię między bolszewizmem a obecną cywilizacją”. Chciał przygotować Niemcy do roli nowego przedmurza zagrożonej cywilizacji. Polski w tej kalkulacji już nie wymieniał^. Widać, jak u progu wiosny 1920 roku Lloyd George wygrał bezapelacyjnie swoją batalię 0 otwarcie drogi do rokowań handlowych (a potem politycznych) z Rosją sowiecką. Dlaczego premier Wielkiej Brytanii wybrał taką drogę? Dlaczego dążył do niej z taką konsekwencją? Poszukując odpowiedzi na to ogólne pytanie, można na początek odwołać się przede wszystkim do dwóch założeń Lloyda George’a. Pierwsze wynikało z traktowania polityki zagranicznej jako przedłużenia i niejako dodatku do znacznie ważniejszych zagadnień polityki wewnętrznej. To zresztą założenie każdej niemal polityki w demokratycznych systemach, odpowiedzialnych przed wielopartyjnym parlamentem 1 opinią publiczną. Premier chciał utrzymać koalicję, która pozwalała mu rządzić, a zwłaszcza chciał zapewnić zgodę społeczną, konsensus większości brytyjskich obywateli. Ograniczanie
kosztów polityki zagranicznej na nieakceptowanym przez społeczeństwo froncie (w każdym razie nieuznawanym za dość ważny, by się na nim poważnie angażować) mogło zbliżyć do polityki zgody z rzeczywistymi gospodarzami Rosji większość brytyjskiej opinii: i konserwatystów (w każdym razie tych, którzy hołdowali zasadzie splendid isolation), i liberałów (niech sobie inni próbują swoich eksperymentów politycznych, zwłaszcza uznawanych za „postępowe”, jak długo dla nas, na Wyspach, nie są one niebezpieczne) oraz labourzystów, sympatyzujących z próbą wprowadzenia rządu robotników w Rosji - próbą, o której nie wiedzieli wiele. Na pewno skreślenie Rosji z listy palących problemów, które Wielka Brytania miałaby rozwiązywać swoimi pieniędzmi, a tym bardziej przy pomocy swoich obywateli, narażając ich życie - było wyjściem, które mogło się wydawać najwygodniejsze. Każda próba odsuwania bolszewików od władzy w Rosji z jakimkolwiek udziałem Wielkiej Brytanii wydawała się z tej perspektywy znacznie mniej zasadna. Fundamentem postawy appeasementu była więc demokracja, która - jak opisywał to już Tocqueville - nie sprzyja głębszemu namysłowi nad długoterminowymi problemami, jakie mogą się pojawić w polityce zagranicznej. Łatwiej przymknąć oczy i nie widzieć potencjalnego zagrożenia, które jest daleko i wydaje się nas nie dotyczyć. Kto przyjmuje taki punkt widzenia - jest lepszym, skuteczniejszym (w pozyskiwaniu poparcia obywateli) politykiem demokratycznym niż ten, który próbuje widzieć dalej i więcej od swoich wyborców. Na drugie założenie wizji Lloyda George’a zwrócił uwagę Richard Ullman, znakomity badacz brytyjsko-sowieckich stosunków tego okresu. Zauważył on coś, co nazywa handlową koncepcją stosunków międzynarodowych. Zakorzeniona w doświadczeniu walijskiego radcy prawnego, który nie miał czasu na zgłębianie historii, szczególnie innych narodów, zakładała istnienie w polityce międzynarodowej - tak jak w „życiu”, w stosunkach między firmami - konsumentów i producentów. To także brytyjska wizja narodu sklepikarzy (nation of shopkeepers). Najważniejsze jest zapewnienie dobrych warunków wymiany, handlu. Któż jak nie Brytyjczycy ma prawo uczyć innych, jak te warunki tworzyć, jak je wykorzystywać? Handel tworzy dobrobyt. Jeśli zatem uda nam się włączyć do niego tak potężnych producentów jak Niemcy (przemysłowych) i Rosja (główny na świecie eksporter żywności przed 1914 rokiem), a jednocześnie otworzymy dla naszej produkcji towarowej ogromny rynek konsumencki w Rosji (najlepiej zanim dostaną się tam Niemcy), to wszystko się dobrze ułoży. Lloyd George, zauważa także Ullman, nie myślał abstrakcjami, takimi jak „Anglia”, „Rosja”, „komunizm”, ale raczej widział stosunki międzynarodowe przez pryzmat konkretnych osób. Przyjedzie delegacja sowiecka, Krasin czy Kamieniew, to uda się ją oczarować (czy zmanipulować), tak jak udawało się to znakomicie z wytrawnymi przecież graczami, w rodzaju Curzona, Churchilla czy Asquitha w domu, a na arenie międzypaństwowej z prezydentem Wilsonem, premierem Clemenceau, nie wspominając o takich „płotkach”, jak Patek czy Grabski. Tam, czyli w Rosji sowieckiej, też są ludzie, którzy myślą tak jak my i mają te same słabości do wykorzystania. Przenosił zatem, nie on pierwszy i na pewno nie ostatni, doświadczenie z brytyjskiej sceny politycznej na politykę bolszewicką, próbując odróżnić w tej drugiej „umiarkowanych” od „jastrzębi” i wierząc, że z tymi pierwszymi można się dogadać, więc nie wolno ich zrazić22 Dodałbym do tych obserwacji uwagę, iż Lloyd George zakładał, że bolszewicy to barbarzyńcy, których przez handel, jak wszystkich innych barbarzyńców, można ucywilizować. Nie do poziomu brytyjskich obywateli zapewne, ale na pewno do poziomu normalnych uczestników europejskiej wymiany gospodarczej. Brytyjski liberał nie mógł zrozumieć, że sami bolszewicy
tak tego nie widzą. Nie był w stanie przyjąć do wiadomości tego, co lepiej pojmował na przykład wrażliwszy na doświadczenie historyczne Churchill - że różne ideologie i różne tradycje istotnie wpływają na ludzkie działania, na zbiorową politykę, że nie wszystko da się sprowadzić do jednego, wspólnego mianownika: handlu i powszechnej woli dobrobytu. Trzeba przywołać jeszcze jeden czynnik, mający coś wspólnego z „zawrotem głowy”, jaki dotknął postawionego na szczycie światowych spraw walijskiego radcę prawnego. Czując się „dyrygentem Europy”, potrzebował coraz mniej rad, które mogłyby zmienić sposób jego myślenia. On wiedział najlepiej. Skoro coś trafiło raz do jego wyobraźni, wolał znajdować u swoich sekretarzy, doradców, ministrów przede wszystkim to, co tej wizji odpowiadało, co ją potwierdzało. Jak zauważył raczej entuzjastycznie nastawiony wobec linii politycznej Lloyda George’a współczesny historyk Michael Fry, jego bohater w swej wizji powojennego porządku w Europie „wymagał od Francji i Niemiec, żeby pozwoliły wyobraźni przezwyciężyć pamięć. Wymagał zbyt wiele i zbyt szybko”1451. Tak, Lloyd George, chcąc wymazać pamięć, świeżą pamięć Wielkiej Wojny, chciał wymazać bolesną rzeczywistość - bo ta pamięć była częścią rzeczywistości - na potrzeby swojej wyobraźni, swojej wizji. W odniesieniu do Rosji, bolszewizmu i „krajów pogranicznych” chciał wymazać rzeczywistość agresywnej ideologii komunistycznej, gotowości i zdolności do podbojów w jej imieniu, jak również rzeczywistość obaw „krajów pogranicznych”, dominujących w nich elit narodowych, przed powrotem systemu zniewolenia czy podporządkowania wynikającego z odbudowy Imperium Rosyjskiego (niezależnie od jego ustrojowej formy). U tych, którzy te elementy rzeczywistości dostrzegali, on widział tylko ideologiczne uprzedzenia. W sobie nie dostrzegał żadnych. Miał pełno „idei transformacyjnych”, jak to określił Michael Fry, lecz bywał przy ich tworzeniu, a zwłaszcza wcielaniu w życie bardzo słabo poinformowany. I nie przejmował się tym. „Grzechem” jego wizji polityki międzynarodowej była nie tylko ignorancja, lecz przede wszystkim arogancja niedouczonego brytyjskiego liberała, który w przekonaniu o słuszności swojej idei, a także o naturalnej wyższości swojego punktu widzenia nad optyką „barbarzyńców” spoza Wysp, układa mapę świata, nie oglądając się na jego realne kształty. Był gotów te kształty zmienić. Ugoda z Rosją sowiecką mogła wzmocnić przekonanie o śmiałości własnej wizji, zaspokoić poczucie moralnej wyższości jej autora nad „owładniętymi ideologicznymi obsesjami” przeciwnikami, a zarazem dała się przedstawić w polityce wewnętrznej jako rozwiązanie najrozsądniejsze, bo niewymagające od własnego społeczeństwa (tych żądano co najwyżej od innych) żadnych ofiar. Pokój przez handel. Handel - cudzymi ziemiami i interesami - przez pokój. Z Leninem.
6. „Głos ludu” i jego reprezentanci Wybranej i realizowanej przez Davida Lloyda George’a polityki appeasementu wobec Rosji bolszewickiej i zarazem jego głębokiej niechęci wobec Polski w 1920 roku nie można zrozumieć w pełni, jeśli nie wysłuchamy jeszcze głosów, które najdonośniej komentowały tę politykę z ław Izby Gmin i z ulicy brytyjskich miast. Choć po wyborach w grudniu 1918 roku to konserwatyści byli partią najsilniejszą w obu izbach brytyjskiego parlamentu, to jednak w kwestii stosunku do Rosji Lenina i polskiego „imperializmu” najczęściej i najmocniej występowali przedstawiciele Labour Party oraz opozycyjni liberałowie. Zanim ich posłuchamy, warto uświadomić sobie, że choć opozycja wobec rządu miała w Izbie Gmin stosunkowo niewiele mandatów (to rezultat ordynacji), to pod względem liczby oddanych na nią głosów nie ustępowała tak znacznie koalicji rządzącej. Wystarczy powiedzieć, że Labour Party zdobyła poparcie blisko 2,1 miliona wyborców (21 procent ogółu), do czego można dorzucić jeszcze niecałe 120 tysięcy głosów oddanych na tak zwaną Independent Labour Party, sprzeciwiającą się wojnie w latach 1914-1918. Niechętni rządowi koalicyjnemu liberałowie pod wodzą byłego premiera Herberta Asquitha zdobyli blisko 1,4 miliona głosów. Jeśli nie liczyć wyborców z Irlandii, którzy nie byli specjalnie zainteresowani innymi sprawami niż własne, to można stwierdzić, że Labour Party i opozycyjni liberałowie reprezentowali właściwie blisko 40 procent społeczeństwa Wielkiej Brytanii. Mieli mandat do głośnego mówienia w ich imieniu. Tym bardziej że nastroje społeczne przesuwały się w kolejnych powyborczych miesiącach niewątpliwie na lewo, o czym świadczyły także rosnąca aktywność i siła związków zawodowych oraz coraz częstsze strajki. Wszystko, co mogło kojarzyć się wyborcom z zagrożeniem wojną, z kolejnymi ofiarami, także finansowymi, związanymi z polityką zagraniczną (niedotyczącą samego imperium), stanowiło doskonałą okazję dla opozycji do atakowania rządu. Najwięcej ataków było skierowanych pod adresem Churchilla, zwierzchnika departamentu wojny, którego wciąż oskarżano o próbę wciągnięcia Brytyjczyków w absurdalną „awanturę” w Rosji. Co najmniej od jesieni 1919 roku oskarżenia te cechowały się swoistą dynamiką, która prowadziła wielu autorów głosów krytycznych, zarówno w liberalnej oraz lewicowej prasie, jak i w samej Izbie Gmin, do pytania, czy nie można by ostatecznie oddalić groźby uruchomienia tego frontu nowej wojny przez nawiązanie rozmów z realnymi (czyli „czerwonymi”) gospodarzami Rosji. Tym bardziej że bolszewicy nie mogą przecież być tak okropni, jak ich przedstawia konserwatywna propaganda... Jakąkolwiek próbę rozważania pomocy dla Polski, by ta mogła choćby bronić się skuteczniej przeciw ewentualnemu najazdowi Armii Czerwonej, traktowano już na przedwiośniu 1920 roku jako przedłużenie niebezpiecznej i niesprawiedliwej (nie fair) polityki „interwencji” realizowanej przez Churchilla. Takie właśnie stanowisko przyjmowała ta część brytyjskiej opinii publicznej, którą reprezentowali labourzyści i opozycyjni liberałowie, a także takie organy prasowe, jak z jednej strony poważny, liberalny „Manchester Guardian”, a z drugiej radykalny, publikujący w istocie za bolszewickie pieniądze (jak się to okaże pod koniec sierpnia 1920 roku) „Daily Herald”, wydawany przez George’a Lansbury’ego, zdeklarowanego miłośnika Lenina z Independent Labour Party. Ta część opinii publicznej nie przyjmie do wiadomości, że wojna sowiecko-polska trwała faktycznie od początku 1919 roku i że zapoczątkowała ją ofensywa
Armii Czerwonej na Wilno. To Polska jawiła się jako agresor, który napadł Rosję sowiecką pod koniec kwietnia 1920 roku, by zrealizować swoje niskie, obrzydliwe imperialistyczne cele. Polska została uznana w tym momencie za zagrożenie dla pokoju - a błąd rządu, w którym wciąż pozostawał tak widoczny Churchill, polegał na tym, że nie umiał jej powstrzymać111. Żeby poznać szerszy kontekst londyńskich dyskusji z wiosny i lata 1920 roku nad stosunkiem do Moskwy i do Warszawy, warto przypomnieć, że w kwietniu Independent Labour Party rozpoczęła debatę nad wnioskiem o przystąpienie do III Międzynarodówki, utworzonej przed rokiem pod skrzydłami partii bolszewickiej w Rosji. Uznając, że trzeba dowiedzieć się więcej 0 nowym potencjalnym partnerze, postanowiono wysłać delegację do Kraju Rad. 27 kwietnia, dokładnie dwa dni po rozpoczęciu operacji kijowskiej Piłsudskiego i jednocześnie zapaleniu przez konferencję w San Remo zielonego światła dla rokowań handlowych z przedstawicielami Rosji sowieckiej, z Newcastle odpłynął statek z delegacją Labour Party oraz potężnego Kongresu Związków Zawodowych (Trade Union Congress TUC), aby „przełamać blokadę informacyjną”, jaka z winy rządu brytyjskiego miała oddzielać świat pracy Wielkiej Brytanii od „eksperymentu społecznego” w Rosji. Wśród pasażerów znaleźli się między innymi Tom Shaw, parlamentarzysta z Labour Party i działacz związku pracowników przemysłu włókienniczego, przewodniczący tego związku Ben Turner, inny działacz związkowy (ze związku pracowników stoczniowych) Albert Purcell, znana sufrażystka Ethel Snowden, żona wybitnego polityka Labour Party, konsekwentnego antymilitarysty Philipa Snowdena, a także wybitny filozof i matematyk Bertrand Russell. Podejmowani w czasie swej pielgrzymki do Rosji przez Cziczerina i członków Biura Politycznego partii bolszewickiej brytyjscy goście byli gotowi usprawiedliwić nawet „czerwony terror”, którego następstwa widzieli dookoła. Masowe egzekucje przeciwników politycznych nowego reżimu rozumieli jako „nieuchronną odpowiedź” na politykę „interwencji” Churchilla. Po powrocie do kraju w czerwcu 1920 roku nie stali się jednak w większości ambasadorami bolszewizmu. Jego siermiężne realia nie przypadły im do gustu, choć dostrzegli poprzez nie świt „nowej cywilizacji”. Woleli jednak trzymać się nadziei, że „prawdziwy socjalizm” uda się zbudować dopiero w Anglii. Na zjeździe Labour Party w Scarborough pod koniec czerwca okazało się, że wniosek o przystąpienie do III Międzynarodówki został odrzucony stosunkiem głosów 2 miliony 95 tysięcy do 225 tysięcy121. Podczas gorących debat od maja do sierpnia 1920 roku labourzyści pozostali wszakże nieugiętymi obrońcami Rosji Lenina 1 krytykami „imperialistycznej” Polski. Pierwsze salwy w tej dyskusji zostały oddane już 3 maja w czasie posiedzenia Izby Gmin. Głos zabrał komandor-porucznik Joseph Kenworthy, świeżo wybrany w wyborach uzupełniających reprezentant opozycyjnej partii liberałów (później przejdzie do Labour Party). Pytał przedstawiciela Foreign Office, czy na konferencję w San Remo zostali dopuszczeni przedstawiciele Rosji sowieckiej, sugerując stanowczo, że czas już najwyższy na otwarte stosunki z Moskwą. Trzy dni później poseł Labour Party, wspominany już wcześniej pułkownik Josiah Wedgwood, zapytał reprezentującego rząd Andrew Bonara Lawa, czy nie można by przekonać (zmusić) Warszawy do uznania, że żadne jej akcje militarne nie zmienią granicy wschodniej, jaką wyznaczyła w grudniu 1919 roku Rada Najwyższa mocarstw. Kapitan William Benn (podówczas opozycyjny liberał, później przejdzie do Labour Party) wzmocnił retoryczną wymowę tego pytania, stwierdzając, że brak wyraźnego sprzeciwu rządu brytyjskiego wobec tego polskiego aktu agresji oznacza w zasadzie przyzwolenie na nią. Bonar Law zapytał wtedy,
czy poseł Labour Party domaga się wypowiedzenia wojny Warszawie. Na kolejnym posiedzeniu Izby, 10 maja, pułkownik Kenworthy ponowił pytanie kolegów z opozycji, czy rząd brytyjski będzie się przyglądał bezczynnie przelewowi krwi, któremu winna jest Polska. Kapitan Benn zaś zainteresował się, czy czasem rząd Lloyda George’a nie stoi za depeszą gratulacyjną, jaką król Jerzy V skierował na ręce polskiego Naczelnika Państwa z okazji święta 3 Maja? Czy to nie jest zachęta do dalszej agresji?!3! Obrońcy Rosji sowieckiej w Wielkiej Brytanii szybko przechodzili od słów do czynów. 10 maja dokerzy odmówili załadunku na statek „Jolly George” dawno już zamówionych przez Polskę dostaw sprzętu wojskowego, o czym z niepokojem informował premiera Churchill!4!. Minister wojny był jednak bezsilny. Protesty i manifestacje przeciw Polsce oskarżanej o napaść na „państwo robotników” narastały z każdym dniem. 19 maja został opublikowany manifest grupy posłów Labour Party oraz działaczy związkowych potępiający „polski atak na Rosję” oraz przypisujący rządowi Lloyda George’a zamiar wspierania tego ataku. Rzecznik tej grupy posłów, jeden z liderów Partii Pracy, John Robert Clynes, występował poprzedniego dnia na wielkim wiecu pod hasłami walki z głodem. Głównym mówcą zgromadzenia był jednak były premier Herbert Asquith. Przywódca opozycyjnej partii liberałów pytał retorycznie, co Polska robi na terenach na wschód od Bugu, gdzie jest najwyżej 5 procent Polaków (statystyczne manipulacje Lewisa Namiera szybko upowszechniły się wśród liberalnej opinii za pośrednictwem „Manchester Guardian”). Bez ukrytej pomocy rządu brytyjskiego nie byłaby możliwa ta „agresywna i nieuzasadniona inwazja na Rosję” - stwierdzał, nawiązując wprost do sprawy „Jolly George” i zachęcając do dalszych protestów. Nie czekał długo. 20 maja związek kolejarzy wezwał swoich członków do odmowy załadunku czegokolwiek, co mogłoby pomóc Polsce w walce z „rosyjskim ludem”24 Ta ostatnia decyzja została podjęta przez związkowców w następstwie debaty, jaka odbyła się w Izbie Gmin właśnie 20 maja. Poruszając w niej wątek polsko-sowiecki, Donald Maclean, jeden z liderów parlamentarnej frakcji opozycyjnych liberałów, rozwinął tezy wygłaszane dwa dni wcześniej przez Asquitha. Mówił już bez wahania, że Polacy napadli na ziemie zamieszkane w 95 procentach przez Rosjan (chodziło mu o ziemie dawnej Rzeczypospolitej zamieszkane przez Litwinów, Białorusinów i Ukraińców) i wzywał rząd do zastosowania w obliczu owej „agresji” artykułu 11 paktu Ligi Narodów. Artykuł ten stanowił o konieczności podjęcia działań przez Ligę w wypadku naruszenia pokoju. A Polska stała się wrogiem pokoju światowego głosił lider liberałów z całą mocą. Wtórowali mu posłowie Labour Party, między innymi wspomniany już John R. Clynes. Bardzo stanowczo wsparł ich lord Robert Cecil, kuzyn i do niedawna zastępca lorda Balfoura w Foreign Office. Cecil był głównym inicjatorem utworzenia Ligi Narodów i gorącym zwolennikiem przejęcia przez nią funkcji nadzorcy stosunków międzynarodowych. Pełen moralnej pasji i poczucia własnej wyższości nad cynicznymi politykami (nie cierpiał Lloyda George’a), krytykował także radykalną lewicę (socjalistów). Z owych wyżyn wiktoriańskiej moralności oraz ignorancji w sprawach Europy Wschodniej przyszły laureat Pokojowej Nagrody Nobla w 1937 roku postanowił nie tylko potępić Polskę, lecz także zmobilizować rząd do wystąpienia przeciw niej na forum Ligi. Jeśli Polakom powiedzie się atak na Rosję sowiecką, to nie doprowadzi to do trwałego pokoju, tylko do dalszej anarchii, gorszej od bolszewickich rządów. Jeśli w odwecie bolszewicy zajmą Warszawę, problem anarchii zbliży się jeszcze bardziej do nas - wywodził lord Cecil. Skoro
najważniejszym celem jest pokój i odbudowa ekonomiczna Europy, trzeba obezwładnić, za pomocą Ligi Narodów, te siły, które pokój naruszają. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby Polska nie uzyskała żadnej zewnętrznej pomocy w walce z Rosją sowiecką, zwłaszcza ze strony sąsiadów, takich jak Finlandia czy Rumunia!0!. Przeciwko tym sążnistym tyradom racji Polski próbowali bronić posłowie konserwatywni Walter Guinness i Halford Mackinder, który - najlepiej w tej sprawie poinformowany po odbyciu niedawno misji na południe Rosji i do Warszawy - zwrócił uwagę, że Polacy wiedzą więcej o zagrożeniu ze strony sowieckiego imperializmu, niż mogą to ocenić jego koledzy posłowie z Anglii czy Szkocji. Występujący w imieniu rządu Andrew Bonar Law wyraził w sposób niezbyt porywający stanowisko samego premiera: pokój i handel doprowadzą do obalenia bolszewików. Rząd brytyjski nie da się wciągnąć w żadną awanturę wojenną. Polska miała prawo obawiać się ataku ze strony sowieckiej (liczne argumenty w tej sprawie Churchill próbował wkładać Bonarowi Lawowi do głowy bezpośrednio przed wystąpieniem w Izbie Gmin). Trocki i inni przywódcy sowieccy wprost mówili o planach podboju Polski. W związku z tym rząd brytyjski zgadzał się do początku 1920 roku na zaopatrzenie Polski w sprzęt wojskowy potrzebny do jej obrony. Nic więcej. Premier wielokrotnie przestrzegał Warszawę przed angażowaniem się w wojnę z bolszewikami. Wielka Brytania pomoże Polsce tylko wtedy, gdy ta zaoferuje Rosji sowieckiej uczciwy pokój, a Moskwa tę propozycję odrzuci. Teraz zaś Polska działa wyłącznie na własną odpowiedzialność. Bonar Law przypomniał jednak przy okazji, że trudno skłonić Ligę Narodów do działania w sprawie wojny sowiecko-polskiej, skoro strona sowiecka nie tylko nie uznaje Ligi, ale od trzech miesięcy nie wpuszcza delegacji, którą Liga próbowała wysłać do Moskwy. Lenin i Trocki nie są takimi entuzjastami Ligi jak lord Cecil czy poseł Clynes, ironizował Bonar Law. Mógł też dodać - ale jak zauważył komentator „Timesa”, nie uczynił tego - że w swych wzniosłych apelach lord Cecil nie dostrzegł w ogóle dokonującej się właśnie w tym samym czasie agresji Rosji sowieckiej na Armenię. Za to już następnego dnia odbył się kolejny wiec zwołany przez Labour Party i związkowców, tym razem pod hasłami poparcia dla Ligi Narodów. Występujący w roli głównego mówcy poseł James Henry Thomas uznał wypowiedź Bonara Lawa za przyznanie się rządu do militarnego popierania Polski i wezwał do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Związek kolejarzy, który reprezentował Thomas, przyłączył się tego dnia do ogłoszonego już wcześniej przez dokerów bojkotu wysyłki towarów do Polski2!.
Lord Robert Cecfl, jeden z architektów Ligi Narodów, późniejszy laureat Pokojowej Nagrody Nobla. W 1920 roku uważał Polskę za kraj zagrażający pokojowi w Europie i sprzeciwiał się udzielaniu jej jakiejkolwiek pomocy.
To także było istotne tło dla rozpoczynających się pod koniec maja rozmów Lloyda George’a z wysłannikiem Moskwy Leonidem Krasinem. Przystępując do nich, brytyjski premier uspokajał niemałą część brytyjskiej opinii publicznej (choć inną, konserwatywną, niepokoił tymi rozmowami). W czasie kolejnej debaty w Izbie Gmin, 7 czerwca, poseł James Henry Thomas, tak niedawno wzywający do nieposłuszeństwa, wyrażał w imieniu Labour Party poparcie dla premiera, a w każdym razie dla podjętych przez niego negocjacji z wysłannikami Lenina. Nareszcie! Lloyd George „prawidłowo odczytał życzenia wielkich mas [brytyjskiego] ludu” (had correctly interpreted the wishes of the great mass of the people), uznając, że nie należy popierać „mordestw i okropieństw popełnianych przeciw rosyjskiemu [bolszewickiemu] rządowi” (it was not necessarily endorsing the murders and outrages against the Russian governmentWtedy właśnie Lloyd George mógł wystąpić ze swoim znakomitym przemówieniem, w którym, kłaniając się posłom Labour Party i opozycyjnym liberałom, przekonywał zarazem swoich konserwatywnych koalicjantów, że warunki rozmów z delegacją z Moskwy zostały uzgodnione także z francuskimi sojusznikami i że najważniejszym powodem
podjęcia tych rozmów jest to, że Rosja ma zasadnicze znaczenie dla Europy (is essential to Europe) i od przywrócenia jej eksportu żywności zależy dobrobyt całego kontynentu. Wtedy także użył swego przewrotnego argumentu, iż skoro Polacy twierdzą, że znaleźli na Ukrainie zboże, to znaczy, że Rosja (Ukraina to jej prawowita część) ma co eksportować, zatem należy rozmawiać nie z Petlurą - aktualnie jeszcze gospodarującym w Kijowie - ale z Leninem jako faktycznym gospodarzem Rosji, a więc i prawowitym dysponentem płodów rolnych Ukrainy. Chęć przywrócenia handlu z Rosją pod bolszewickim panowaniem uzasadniał wolnorynkowym argumentem: możemy handlować nawet z ludożercami, jeśli tylko przynosi to zysk obu stronom i pożytek ogólny!2 Trudno było w dłuższej perspektywie utrzymać poparcie dla rozmów z Krasinem w całym parlamencie. Do części konserwatystów przemawiał fakt, na który szczególnie chciał zwrócić uwagę lord Curzon: nieprzerwanej ekspansji Armii Czerwonej na Zakaukazie. Kiedy posłowie Labour Party i związkowcy ekscytowali się „polskim imperializmem”, wojska sowieckie zajęły cały Azerbejdżan i zbliżyły do granicy Persji. „Times” opublikował 11 czerwca niepokojącą wiadomość: delegacja labourzystów i związkowców przywiozła z wycieczki do Moskwy nie tylko osobiste wrażenia, lecz także apel Lenina do robotników brytyjskich, by powstali przeciwko rządowi, który rzekomo wciąż skrycie wspiera Polaków i generała Wrangla na Krymie. Choć podczas zjazdu w Scarborough 23 czerwca członkowie Labour Party odrzucili propozycję wejścia do III Międzynarodówki, to równocześnie tak naprawdę wzywali do rewizji systemu wersalskiego przez włączenie do niego nowej umowy z Rosją sowiecką. Choć jeden z liderów partii, uczestnik wyprawy do Moskwy, Tom Shaw, odciął się od bolszewizmu, to zarazem jeszcze wyraźniej potępił „polski militaryzm”!12 W tym czasie Wojsko Polskie już dawno ewakuowało Kijów i szybko wycofywało się pod naporem Armii Czerwonej w stronę Bugu. Nowy polski rząd, sformowany przez Władysława Grabskiego, obiecywał podjęcie negocjacji z Rosją sowiecką. Zapowiadana wizyta Ignacego Paderewskiego, który miał odebrać doktorat honorowy w Oksfordzie, nie budziła w takich okolicznościach żadnego zainteresowania. Lud brytyjski, a w każdym razie jego reprezentanci z Labour Party i ze związków, chciał jak najszybszego pokoju z Rosją Lenina. O pomocy dla zagrożonej teraz już nawet w swoich etnicznych granicach Polski - słyszeć nie chcieli!11]. Taki był klimat politycznej debaty w Wielkiej Brytanii, kiedy na początku lipca zaczynała się międzynarodowa konferencja w Spa. Ta, na której Lloyd George w pokazowy wręcz sposób upokorzył Polskę i użył jej prośby o pomoc do wzmocnienia swej koncepcji przekształcenia rozmów handlowych z Krasinem w wielką konferencję polityczną z wysłannikami Moskwy najwyższego szczebla - konferencję o pokoju i o nowym porządku w Europie Wschodniej. W Izbie Gmin nader żywo komentowano przebieg i rezultaty konferencji. Na posiedzeniu 5 lipca lord Robert Cecil zainteresował się tym razem niesprawiedliwością, jaką polski imperializm wyrządza Litwie i Czechosłowacji. Współtwórca Ligi Narodów domagał się, by na konferencję do Spa nie zapraszać w ogóle polskich delegatów, jeżeli nie ma na niej przedstawicieli Litwy (pułkownik Kenworthy upomniał się wtedy o zaproszenie do Spa również delegacji sowieckiej). Cecil wyraził także obawy, czy rząd brytyjski nie poprze Polaków w ich sporze z Czechami o Cieszyn. Inny poseł konserwatywny (Cecil też pozostawał nominalnie konserwatystą) Patrick Malone, w duchu nieugiętej wendety przeciw zdrajcy Churchillowi, zajął uwagę Izby możliwymi knowaniami ministra wojny z „białymi” rosyjskimi generałami. Następnego dnia stali
komentatorzy sowiecko-polskiego konfliktu, komandor Kenworthy, pułkownik Wedgwood i John Clynes, dorzucili do tych głosów swoje obawy, czy rząd brytyjski, a konkretnie atakowany ze wszystkich stron Churchill, nie zamierza wspierać Polski, tak jak wspierał niegdyś „białych” Rosjan, albo może nawet prosić Niemcy o udzielenie pomocy Warszawie. Najbardziej stanowcze zaprzeczenia, jakie ogłaszał w imieniu rządu Bonar Law, nie mogły uspokoić opozycyjnych posłów. Żadnej pomocy dla Polski, żadnej nowej wojennej awantury przeciw Rosji sowieckiej! - to był stały już refren ich wystąpień122 Im bliżej Warszawy była Armia Czerwona, tym mocniej brzmiał ten refren. Coraz częściej również na ulicach brytyjskich miast, gdzie rozwijała się lawinowo wielka akcja manifestacji i strajków pod hasłami Hands off Russia! (Ręce precz od Rosji!). Zainicjowana już w 1919 roku, w proteście przeciwko Churchillowi i lansowanej przez niego idei pomocy dla Kołczaka i Denikina, akcja ta nabrała nowego, niespotykanego rozmachu w letnich miesiącach 1920 roku!13!. Podstawowym motywem tej masowej histerii było przekonanie, że przyjęcie jakichkolwiek zobowiązań przez rząd Lloyda George’a w sprawie obrony Polski, jej zagwarantowanej przecież traktatem wersalskim niepodległości, może wciągnąć Wielką Brytanię w nową wojnę. Po doświadczeniu Wielkiej Rzezi lat 1914-1918 to była na pewno groźba największa, najbardziej przerażająca, pobudzająca wyobraźnię milionów. Lewicowe sympatie do „rządu robotników” w Rosji sowieckiej były na ogół tylko dodatkiem do tej powszechnej obawy przed nowymi, własnymi ofiarami na dalekim froncie, „o którym nic nie wiemy”. Nie zmienią więc tego antypolskiego ostrza protestów robotniczych w Anglii żadne próby podejmowane przez Warszawę, żeby przypomnieć, że Polską, broniącą swej niepodległości, nie rządzą żadni „panowie”, ale - w każdym razie od 24 lipca - rząd z chłopem Wincentym Witosem jako premierem i socjalistą Ignacym Daszyńskim jako wicepremierem. Sama wizja pomocy Polsce, jakiejkolwiek Polsce, wydawała się groźna. Rosja sowiecka, przeciw której ewentualna pomoc miała być udzielana, musiała, w konsekwencji, wyglądać daleko mniej niebezpiecznie. Wydawało się, że zgoda z „czerwoną” Rosją, nawet kosztem Polski, nawet wbrew najbardziej oczywistym dowodom agresywnych, imperialistycznych celów ofensywy Armii Czerwonej, była najkrótszą drogą do ostatecznego rozwiania widma wojny. W każdym razie takiej wojny, która mogłaby dotyczyć angielskiego robotnika, brytyjskiego wyborcy, mieszkańca Wysp. Paradoksalnie, Lloyd George, wchodząc coraz głębiej w politykę prosowieckiego appeasementu, będzie musiał w ostatnich dniach lipca i w sierpniu 1920 roku bronić się przed częścią brytyjskiej opinii, zwłaszcza tą lewicową, że nie czyni tego dość energicznie. Można było to zauważyć już w czasie debaty nad jego dwuczęściowym wystąpieniem w Izbie Gmin 21 lipca, poświęconym analizie „polskiego kryzysu” i postępów brytyjskich negocjacji z Moskwą. Rzeczywiście premier grał umiejętnie na tych nastrojach, jakie opisałem przed chwilą, żeby zdobyć poparcie dla swej linii politycznej, żeby ukazać ją jako jedyną szansę na zachowanie pokoju także wewnątrz społeczeństwa brytyjskiego. Sam w swoim przemówieniu tego dnia zaznaczył wyraźnie niebezpieczeństwo wplątania Wielkiej Brytanii w wojnę o Polskę. Postraszył słuchających go posłów, żeby zaraz potem wystąpić w roli jedynego polityka zdolnego usunąć groźbę przez rozmowy z wysłannikami Lenina. Z takiej pozycji mógł odpowiadać następnie na głosy krytyki. Herbert Asquith znów ubolewał, że dopuszczono w ogóle do „polskiej awantury”, nie wykorzystując zawczasu Ligi Narodów. Premier odpowiadał ponownie, że bolszewicy na pewno nie chcą mieć nic wspólnego z Ligą Narodów i na pewno by się nie zgodzili na jej
pośrednictwo w sporze z Polską. Mocniej jeszcze postawił tę samą kwestię lord Cecil, który stwierdził, że rząd brytyjski zbiera teraz żniwo swej nieroztropnej polityki nieskutecznego powstrzymywania Polski przed walką z Rosją sowiecką. Zarzucił rządowi Lloyda George’a, iż ten „posuwa się za daleko w gwarantowaniu Polsce niepodległości” (The Government were now, perhaps, going too far in guaranteeing the independence of Poland). Zdaniem „idealistycznego” twórcy Ligi Narodów mocarstwa alianckie po prostu powinny były wcześniej zmusić Polskę do wyrzeczenia się militarnych zapędów w rozwiązywaniu swoich problemów z sowieckim sąsiadem. Teraz zaś nie powinny prowokować nowej, większej wojny nierozważnymi gwarancjami dla Polski, która tak zgrzeszyła przeciw zasadom Ligi Narodów. Pułkownik Wedgwood w imieniu Labour Party dołączył się do tego głosu ze swojej specyficznej perspektywy. Zastanawiał się głośno: co będzie, jeśli rząd Rosji sowieckiej zechce rozmawiać 0 rozejmie z Polską tylko pod takim warunkiem, że poprosi o taki rozejm sowiecki rząd Polski? 1 orzekł jednoznacznie: „To nie byłoby takie straszne” (That would not be so terrible a thing). Istotna była konkluzja, jaką z tego uspokajającego zdania wyprowadzał: że rząd brytyjski nie powinien w żadnym wypadku decydować się na udzielenie Polsce pomocy. Nawet w przypadku faktycznej sowietyzacji kraju nad Wisłą. Poseł Wedgwood zagroził nawet swemu premierowi: „Lud tego kraju nie zniósłby tego” (The people of this country would not stand it). Jeśli rząd zdecyduje się na pomoc Warszawie, nawet zajmowanej przez władzę sowiecką, lud brytyjski wyjdzie na ulicę... Tom Shaw, świeżo po swej wizycie w Moskwie, zagroził z kolei zasadniczą komplikacją sytuacji geopolitycznej, jeśliby Wielka Brytania zdecydowała się jednak pomóc Polsce przeciwko Rosji sowieckiej. Gdyby do takiej pomocy doszło, wtedy Rosja poda na pewno rękę Niemcom i Turcji jednocześnie, na zgubę interesów Wielkiej Brytanii i jej imperium. Rosja ma stabilny rząd, będzie wkrótce znów pierwszorzędną potęgą militarną - nie możemy jej zrażać, przekonywał poseł Labour Party. W Polsce natomiast zbliża się rewolucja przeciwko burżuazyjnemu rządowi, który odpowiada za awanturniczą politykę wobec wschodniej sąsiadki. Nie warto udzielać pomocy krajowi, który jest na krawędzi rozpadu, wojny domowej. Trzeba natomiast liczyć się z wielkim mocarstwem, które się właśnie odradza w nowej formie i może być albo partnerem Londynu, albo jego wrogiem. To była lekcja „realizmu”, jakiej reprezentant Labour Party udzielał premierowi rządu brytyjskiego^. Nie przytaczam tutaj zręcznych odpowiedzi samego Lloyda George’a na te i inne uwagi w czasie wielkiej debaty 21 lipca. Ustawiał siebie i swoją politykę, jak zwykle, w centrum. Dystansował się od tak daleko idących (przeciwko walczącej już o swoje życie Polsce) głosów swoich kolegów z parlamentu. Dalej chcę przedstawić pogłębioną analizę jego faktycznych posunięć dyplomatycznych z tego gorącego okresu. Można jej jednak dokonać tylko w kontekście tych właśnie, zacytowanych dosłownie wystąpień polityków brytyjskich, reprezentujących głos opinii publicznej, a w każdym razie jej poważnej części. To, że Armia Czerwona szykowała się właśnie do przekroczenia Bugu i szybkiego marszu na Warszawę, a dalej - przez jej trupa - na Berlin; to, że w Smoleńsku powstawał właśnie sowiecki rząd dla Polski, przedstawiony dwa dni po tej debacie Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski z Julianem Marchlewskim i Feliksem Dzierżyńskim, to nic nie znaczyło z punktu widzenia owych posłów Labour Party, idealistycznych zwolenników Ligi Narodów, tradycyjnych liberałów. Znaczenie miały pokój we własnym domu i poczucie własnej moralnej wyższości. Lord Cecil na następnym posiedzeniu Izby Gmin będzie z oburzeniem dopytywał się, czy Polacy, mimo zaleconego im rozejmu z Rosją sowiecką, nie
bronią się nadal na własnej ziemi. Odpowiadający w imieniu rządu Bonar Law musiał wtedy z zażenowaniem stwierdzić, iż obawia się, że tak (Tam afraid they are)22. Inny wybitny brytyjski mąż stanu, lord Edward Grey, przez jedenaście lat (1905-1916) sprawujący urząd zwierzchnika Foreign Office w liberalnych gabinetach, kończąc właśnie swą misję ambasadora w Waszyngtonie, zdecydował się specjalnym listem do lorda Cecila, opublikowanym w prasie amerykańskiej, przyłączyć do kampanii prowadzonej przez adresata tego listu przeciwko udzielaniu Polsce pomocy, w każdym razie przeciwko używaniu do tego Ligi Narodów. List, datowany 25 lipca, potwierdzał argumentację Cecila: skoro Liga nie została wykorzystana, żeby pohamować „nieostrożną i głupią” (reckless and foolish) - jak to z lubością, za samym Lloydem George’em, cytował lord Grey - ofensywę Polski, to nie wolno teraz narażać jej autorytetu, żeby obronić Warszawę przed skutkami owej ofensywy22.
Członkowie Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski (Polrewkomu). W środku siedzą: Feliks Dzierżyński, Julian Marchlewski, Feliks Kon. Białystok, sierpień 1920 roku.
Armia Czerwona szturmowała już bezpośrednio do przedmieść Warszawy, kiedy na posiedzeniu Izby Gmin 5 sierpnia komandor Kenworthy domagał się od obecnego na tej sesji Lloyda George’a, aby wymusił na Polsce udzielenie gwarancji, że nie będzie ona się dozbrajać
w trakcie oczekiwanego rozejmu, jaki podyktuje strona sowiecka. Pułkownik Wedgwood wyraził z kolei obawę (najzupełniej niesłuszną), czy aby rząd brytyjski nie będzie namawiał Czechosłowacji do udzielenia pomocy Polsce w tym momencie!12 Trzy dni później wydawany za pieniądze z Moskwy „Daily Herald” zagroził, że brytyjscy robotnicy obalą każdy rząd w swoim kraju, który odważyłby się zaatakować Rosję sowiecką. 9 sierpnia opozycyjna frakcja liberałów Asquitha złożyła w Izbie Gmin protest przeciwko możliwości wsparcia Polski przez Wielką Brytanię. Podczas zwołanej tego samego dnia specjalnej narady Labour Party jej uczestnicy ostrzegli, że udzielenie zbrojnej pomocy Polsce w tym momencie byłoby „niewybaczalną zbrodnią przeciw ludzkości” (intolerable crime against humanity). Zaczynała działać nowa forma nacisku wywieranego na rząd w tej sprawie przez Labour Party i związkowców, którzy koordynowali wszystkie protesty i strajki Council of Action (Rady Akcji) pod przewodnictwem Ernesta Bevina, działacza związku transportowców (ćwierć wieku później dojdzie do stanowiska kierownika Foreign Office w rządzie labourzysty Clementa Attlee). W kierownictwie owej Council of Action znaleźli się między innymi przywoływani już posłowie: Josiah Wedgwood i John Robert Clynes. Wydawało się - w każdym razie Leninowi że Anglia stoi na krawędzi rewolucji, której powodem miała być sama możliwość wypełnienia przez Wielką Brytanię zobowiązań przyjętych wobec Polski na konferencji w Spa, to jest obrony przed zaborem jej niepodległości!10!. Nad fenomenem tej zaciekłej wrogości wobec Polski, tej woli nieprzeszkadzania Armii Czerwonej w podboju sąsiednich, mniejszych krajów - bo, obok Polski, chodziło także o obojętność wobec podbitych w maju 1920 roku Azerbejdżanu i Armenii - zastanawiała się już wówczas część posłów, którzy nie byli może gotowi kruszyć kopii w tej sprawie, ale takiej postawie się jednak dziwili. „Skąd w demokratycznym ludzie tego kraju [czyli Wielkiej Brytanii] tyle wrogości w stosunku do Polski, narodu słusznie walczącego o swoją wolność?” (Why there is so much hostility to Poland, a nation rightly struggling to be free, from democratic people in this country?) - pytał jeden z konserwatywnych posłów w czasie debaty 3 sierpnia, z trudem przebijając się przez głosy posłów Wedgwooda, Kenworthy’ego i Cecila. Dlaczego ludzie, którzy w odróżnieniu od George’a Lansbury’ego i jego „Daily Herald” nie brali żadnych pieniędzy od bolszewików, nie byli nawet zwolennikami doktryny komunistycznej i często później będą kontynuowali swoje polityczne kariery w brytyjskim establishmencie, dochodząc w większości (Shaw, Clynes, Wedgwood, Thomas, Bevin) do ministerialnych stanowisk, z taką determinacją bronili koncepcji zgody z Leninem i byli gotowi żywcem pogrzebać Polskę tudzież inne kraje Europy Wschodniej, rzucając je w ofierze Armii Czerwonej? Odpowiedź Bonara Lawa, w imieniu rządu, na przytoczone przed chwilą pytanie rozbraja swoją szczerością: „Nie umiem powiedzieć” (I cannot say)!19]. W owych najgorętszych dniach pierwszej połowy sierpnia 1920 roku odpowiedzi na to pytanie szukał także doktor Harold Williams, wieloletni korespondent „Manchester Guardian” w Rosji, następnie korespondent wojenny we Francji i ponownie w Rosji w 1917 roku. W odróżnieniu od lidera konserwatywnej większości w Izbie Gmin tę odpowiedź znalazł. Warto ją przywołać. Otóż w obszernej, opublikowanej 10 sierpnia w „Timesie” analizie Williams zauważył, że te same koła, które wcześniej ujmowały się za „małymi, uciśnionymi” przez wschodnioeuropejskie imperia narodami, obecnie nie wahają się poświęcić losu tychże narodów na ołtarzu porozumienia z Rosją sowiecką. Brytyjscy liberałowie, uśpieni w swym poczuciu
bezpieczeństwa i dobrobytu, jakie wynika z warunków i działania instytucji, które ich otaczają i które uznają za naturalne, dają folgę swoim humanitarnym założeniom w wyobrażeniach na temat stosunków zewnętrznych. Nie wierzą w to, z czym Williams zetknął się osobiście w Rosji - w zło, w świadomie przyjętą i realizowaną z morderczą konsekwencją ideologię podboju i przemocy. Wierzą za to w moralną perswazję, zwłaszcza we własnym wykonaniu przecież ostatecznie nawrócą na stronę dobra nawet Lenina i Trockiego... Skoro ludzkość jest z natury dobra, tylko może w niektórych swych częściach zagubiona czy niedorozwinięta do poziomu angielskich liberałów, to największym zagrożeniem dla moralnego porządku może być tylko używanie przymusu, zwłaszcza przez własny rząd. Wojna jest oczywiście najgorszą formą przymusu. Rządowi brytyjskiemu nie wolno do tego zła przyłożyć ręki, nawet po to, żeby zatrzymać wojenną ofensywę bolszewików. Lenin znakomicie używa swej zbudowanej na międzynarodowych konfliktach propagandy, by przekonać „postępową opinię” - między innymi w Wielkiej Brytanii - że postęp polega właśnie na zaakceptowaniu ekspansji „nowej”, już nie „reakcyjnej” Rosji. „Reakcyjne” okazują się natomiast te narody, które w obronie swojej niepodległości ową ekspansję chcą powstrzymać, zwłaszcza zbrojnie. Liderzy Labour Party zmuszeni są do ciągłego ustępowania pod naciskiem ekstremistów w swoich szeregach, by nie stracić wpływu na robotnicze masy. I tak ludzie, którzy na pewno nie poparliby ideologii czy tym bardziej bolszewickiej rzeczywistości we własnym kraju, gotowi są akceptować jej narzucanie w innych krajach, tych dalekich (o których mało wiedzą...)22 Czy rzeczywiście, premier Lloyd George, który wyczuwał takie nastroje, umiejętnie nimi manipulował, a może i sam je podzielał (nad tym będę się jeszcze zastanawiał), był lepszym mężem stanu od Churchilla, jedynego człowieka w tamtym gabinecie, który chciał się przeciwstawić ideologii bolszewickiej i jej ekspansji? Wyrażający podobne przekonanie współcześni historycy brytyjscy, tacy jak Richard Toye czy Michael Fry, widzą w ukierunkowaniu polityki zagranicznej Lloyda George’a na ugodę z państwem Lenina - kosztem Polski (oni akurat tego kosztu nie dostrzegają) - dowód na „nowoczesność” i „demokratyczność” tejże polityki. Może potwierdzają w istocie trafność analizy doktora Williamsa sprzed dziewięćdziesięciu pięciu lat? Z pewnością ma rację inny współczesny badacz, Michael Hughes, kiedy zauważa, że pierwszy raz tak masowa obawa przed militarnym zaangażowaniem na kontynencie, przed wojną, która dopiero co pochłonęła życie setek tysięcy brytyjskich mężczyzn, w zasadzie odmowa rozważenia nawet wyboru opcji militarnej, sparaliżowała w dużym stopniu swobodę kształtowania polityki zagranicznej22 To na pewno był - podkreślam ten prosty, ale zasadniczy wniosek raz jeszcze - najważniejszy powód wyboru postawy appeasementu. I w 1920 roku wobec Rosji sowieckiej, i w 1938 wobec III Rzeszy. W obu przypadkach politykę taką najlepiej reprezentował David Lloyd George - tyle że w 1920 roku jako kierujący całą polityką brytyjską, a w latach 1938-1939 w mniej odpowiedzialnej roli, podobnej do tej, jaką wcześniej odgrywali posłowie Wedgwood, Kenworthy, Clynes czy Cecil. Czy odwołanie się do tego wspólnego mianownika „demokratycznej” obawy przed wojną jednak wystarczy, by wyjaśnić tak wielką i wyraźnie demonstrowaną niechęć do Polski i jej walki o niepodległość, do - szerzej rzecz ujmując - sprawy „małych narodów”, które nieoczekiwanie pojawiły się na mapie Europy w miejscu, gdzie „zawsze” były tylko wielkie imperia? Odpowiedzi na to pytanie musimy poszukać jeszcze głębiej - w dokumentach brytyjskich z lata 1920 roku.
7. Burza mózgu i jej „zaspokajanie (czerwiec-sierpień 1920) Rozmowy z sowiecką delegacją - na razie handlową - rozpoczęły się w Londynie 31 maja. Lloyd George miał wreszcie to, o co zabiegał niemal od początku 1919 roku, a co mógł przekształcić w realny program politycznego działania od stycznia 1920 roku. Gościł u siebie jednego z ministrów sowieckiego rządu, komisarza ludowego do spraw handlu zagranicznego Leonida Krasina, inżyniera-bolszewika, niegdyś specjalistę od przygotowywania bomb używanych w zamachach na najwyższych urzędników carskich i organizatora wielkich ekspropriacji w czasie rewolucji z lat 1905-1907. W latach pierwszej wojny światowej Krasin był dyrektorem fabryki firmy Siemens w Piotrogrodzie, w czasie rewolucji znów aktywnym bolszewikiem, jednym z negocjatorów pokoju brzeskiego, a następnie pokoju z Estonią111. Choć rozmowy z komisarzem ludowym miały się ograniczać formalnie do spraw handlowych, wiadomo było, że brytyjskiemu premierowi chodzi o coś więcej: o zasadniczy układ politycznoekonomiczny z Rosją Lenina, o wciągnięcie jej do tworzenia nowego porządku europejskiego, poprawionego w stosunku do systemu wersalskiego. W Wersalu Lloyd George musiał dzielić sławę twórcy nowego ładu międzynarodowego z prezydentem Wilsonem i premierem Clemenceau. Teraz mógł liczyć na pierwszoplanową rolę kreatora nowego ogólnoeuropejskiego ładu. Najbardziej widoczną przeszkodą na drodze do tego dyplomatycznego triumfu, po stłamszeniu opozycji we własnym rządzie (Curzona i Churchilla) oraz po chwilowym osłabieniu sprzeciwu Francji, wydawała się w maju 1920 roku już tylko Polska - jej samodzielna, sprzeczna z intencjami Lloyda George’a akcja militarna na Ukrainie, uprzedzająca przygotowywaną przez Rosję sowiecką ofensywę na odcinku białoruskim121. Jak już o tym wcześniej krótko wspominałem, 3 maja informację o takiej ofensywie przekazał premierowi Philip Kerr. Tego dnia znany ze swej przychylności wobec Rosji sowieckiej komandor Kenworthy przyprowadził do Kerra pewnego norweskiego biznesmena, rozwijającego swe interesy w Rosji. Tenże biznesmen, Jonas Lied, powołując się na swoje bliskie kontakty z Krasinem, pocieszył Kerra, a przez niego Lloyda George’a, że: po pierwsze, bolszewicy poradzą sobie wkrótce z Polakami i usuną tę przeszkodę na drodze ku Europie; po drugie zaś - że są zainteresowani jak najszybszym przekształceniem wąskiej koncepcji rozmów handlowych w Londynie w jak najszersze porozumienie polityczne z mocarstwami zachodnimi, pozwalające im ustabilizować swój system wewnętrzny. Największe wrażenie na sekretarzu premiera, a potem na jego pryncypale, zrobiła przestroga, chytrze umieszczona w „przesłaniu” norweskiego reprezentanta sowieckiej Moskwy. Lied zarysował wizję konfliktu dwóch frakcji w kierownictwie sowieckiej polityki zagranicznej: obok „umiarkowanych”, a więc zwolenników negocjacji i ostatecznego układu w Londynie (do nich miał się zaliczać oczywiście sam komisarz Krasin), są także niebezpieczni „radykałowie”, którzy negocjacje chcą zerwać (do nich zaliczeni zostali, i tak już obsadzony w takiej roli przez ówczesne brytyjskie media, wicekomisarz spraw zagranicznych Maksym Litwinow, a także sam szef tego komisariatu - Gieorgij Cziczerin). Co to będzie, jeśli „radykałowie” wezmą w Moskwie górę nad „umiarkowanymi”?131 Trzeba koniecznie zaspokoić oczekiwania strony sowieckiej w zbliżających się rozmowach, bo przecież grozi wciąż ten właśnie straszny scenariusz: zwycięstwo „radykałów”, „ideologów”
nad „pragmatykami”. By przekonać rozmówców o swoich najlepszych intencjach, o tym, że dialog z Londynem jest dla Moskwy opłacalny, trzeba było czymś płacić. Najlepiej Europą Wschodnią. W taki właśnie kontekst wpisują się przytaczane już wyżej słowa, jakie 21 maja wypowiedział w czasie lunchu z sekretarzem swego gabinetu Lloyd George - te o zasłużonej karze, jaką Polakom wymierza właśnie Armia Czerwona, słowa skomentowane przez Hankeya, że zapewne oznaczać to będzie po prostu zasłużony koniec Polski. W tym samym dniu główny ekspert ekonomiczny Lloyda George’a i pierwszy zwolennik tezy o życiodajnym znaczeniu handlu z Rosją sowiecką dla gospodarki europejskiej, Edward Wise, przedłożył premierowi notę, w której stwierdzał, że „Rosjanie [czyli Armia Czerwona] są całkowicie pewni co do swej zdolności pobicia Polaków”, a rozmowy z delegacją sowiecką trzeba będzie prowadzić z tym założeniem, iż to goście z Moskwy będą silni, będą dyktować swoje warunki!4]. Dziesięć dni później, już w czasie pierwszego spotkania z Krasinem, 31 maja, Lloyd George starał się przekonać swego sowieckiego rozmówcę, że całkowicie odcina się od „awanturniczej” polityki Polski i że siedzącego kilka miesięcy temu w tym samym fotelu, co obecnie ludowy komisarz handlu, polskiego ministra spraw zagranicznych (Patka) jak najsurowiej ostrzegał przed skutkami walki z Rosją sowiecką!5]. Przypomnę, że kiedy padały te słowa, Wojsko Polskie było nad Dnieprem, w Kijowie wciąż urzędował narodowy rząd ukraiński Symona Petlury, osadzony tam przez Polaków, a sowiecka ofensywa na północy, przez Białoruś, została skutecznie zatrzymana. Sytuacja militarna na froncie sowiecko-polskim w maju na pewno nie uzasadniała skreślania Warszawy jako istotnej siły w bardzo płynnej wciąż sytuacji geopolitycznej na wschodzie Europy. Stanowisko Lloyda George’a, jego sekretarzy i doradców wynikało jednak nie z analizy faktów, tylko z przyjętych założeń. Lloyd George całkowicie odrzucał te ewentualności, które w świetle militarnych sukcesów Polski w maju 1920 roku mogły także się zrealizować i zmienić istotnie położenie tak polityczne, jak i ekonomiczne w Europie Wschodniej. Rozważali je poważnie inni. Na przykład Churchill pisał o tym w omówionym już wcześniej memoriale z 11 maja, w którym pytał, czy nie lepiej byłoby zaczekać, aż wyjaśni się kwestia, kto efektywnie kontroluje „spichlerz Rosji” Ukrainę: czy bolszewicy, czy wspierany przez Polskę Petlura, aniżeli popierać stronę sowiecką jako „naturalnego gospodarza” Ukrainy. Tydzień później jeszcze mocniej zaakcentował swoje nadzieje, kiedy starał się przygotować argumenty do wystąpienia lidera Andrew Bonara Lawa przed Izbą Gmin na 20 maja. Nie tylko przypomniał, że Polska skierowała swe uderzenie na Ukrainę, aby uprzedzić przygotowywaną wcześniej ofensywę Armii Czerwonej na północy. Proponował również rozważyć, czy niepodległa, pokojowa Ukraina mogłaby okazać się zbawieniem dla nowego układu politycznego i gospodarczego w Europie Wschodniej. „Ukraińcom będzie bardzo trudno wprowadzić porządek w ich własnym kraju. Przy założeniu jednak, że rząd Petlury zdoła ustanowić i utrzymać odrębną cywilizowaną administrację, a także uruchomić dostawy zboża z Ukrainy, oraz że jej terytorium będzie osłaniane przez silną Polskę i otrzyma od niej pomoc, istnieją szanse, by w ciągu tego lata uzyskanie zadowalających warunków generalnego pokoju na wschodzie nie było niemożliwe”^. Na potencjalne konsekwencje majowych niepowodzeń Armii Czerwonej na froncie wojny z Polską zwracał także uwagę poseł Wielkiej Brytanii w Szwajcarii, donosząc do War Office, iż prezydent tego kraju przekazał mu pogłoskę krążącą wśród socjalistów „pozostających w kontakcie z Moskwą”, że Lenin i Trocki, przeczuwając zagrożenie swej władzy, są ponoć gotowi stworzyć gabinet
koalicyjny. To zaś, zakończył swój raport brytyjski dyplomata, „oznaczałoby pierwszy gwóźdź do trumny europejskiego bolszewizmu”^.
Symon Petlura (siedzi w środku) w salonce, która była siedzibą jego sztabu podczas wojny polsko-bolszewickiej. Tarnopol, 1919 lub 1920 rok.
Z punktu widzenia Lloyda George’a polskie sukcesy w wojnie z Rosją sowiecką były oczywistą przeszkodą w rozmowach z wysłannikami Lenina. Polska ofensywa budziła tylko rozdrażnienie. Pisał o tym Philip Kerr w liście do nowego ambasadora brytyjskiego w Stanach Zjednoczonych Aucklanda Geddesa, właśnie w kontekście rozpoczynających się rozmów z Krasinem. Rozwijają się one znakomicie, stwierdzał, „sprawy okropnie się jednak komplikują przez tę absurdalną polską ofensywę i przez fakt, że środek [politycznej] ciężkości w Moskwie wydaje się wciąż znajdować przy skrajnych komunistach, którzy są przeciw wszelkiemu kompromisowi w ich systemie”1^. Następująca po tych słowach tyrada przeciwko „tradycyjnej polityce Polaków, którzy nadymają się, aż pękną”, cytowana w rozdziale o amerykańskiej wersji appeasementu, wiązała się ściśle z owym zaniepokojeniem o los „frakcji umiarkowanych” na Kremlu. Przybierało ono już charakter obsesji. Dzień przed listem do Geddesa Kerr napisał notatkę z kolejnej rozmowy z norweskim „agentem” Krasina - Jonasem Liedern Ten znów siał niepokój w związku z rosnącą na szczytach władzy w Moskwie siłą tych, którzy nie chcą rozmawiać z kapitalistycznym Zachodem, lecz chcą go rozbić swoją komunistyczną propagandą. Lied zaoferował się nawet pojechać z tajną misją od Kerra (czyli Lloyda George’a), by na miejscu, czyli w Moskwie, zbadać, kto w istocie reprezentuje „frakcję umiarkowanych”, a przede
wszystkim jak ją wzmocnić24 Premier miał już jednak jasną koncepcję, jak tę wymarzoną „frakcję” umacniać: przez ustępstwa kosztem Polski. Tak żeby w negocjacjach z Londynem „czerwona” Moskwa mogła uzyskać więcej, a w każdym razie za cenę znacznie mniejszych wysiłków (militarnych, ekonomicznych i politycznych), niż kontynuując natarcia na Warszawę i podążając dalej - ku totalnej, ideologiczno-militarnej konfrontacji z Zachodem. W czerwcowych rozmowach z Krasinem (7 i 16) w zamian za sowiecką obietnicę zaprzestania zagrażającej koloniom brytyjskim wywrotowej propagandy w Azji Lloyd George gwarantował, iż nie będzie pomagał ani Polsce, ani Wranglowi. 16 czerwca w rozmowie z Krasinem premier znów przekonywał go, że nigdy nie popierał i nadal nie popiera Polski. Podkreślił wyjątkowo dobitnie, iż „kompletnie nie obchodzi go to, co Rosjanie robią w swoim własnym kraju swojemu własnemu narodowi. Obchodzi go tylko przywrócenie stosunków handlowych między Rosją a resztą Europy”. Za wszelką cenę22 Bolszewicy mogą robić, co chcą z poddaną im ludnością, to było powiedziane wprost. Otwarte pozostawało pytanie, co znaczy „ich własny kraj”. Czy nie kończył się on tam, gdzie do 1914 roku przebiegały granice Imperium Rosyjskiego - czyli na granicy Niemiec? Tym pytaniem Lloyd George na razie się nie martwił. Martwiło go coś innego, zwłaszcza raporty wywiadu, traktujące poważnie plotki, iż Lenin traci zaufanie do swego wysłannika do Londynu, że mówi się o spisku Krasina i Trockiego, mającym na celu obalenie bolszewizmu, co - jeśli zostanie odkryte - spowodować może aresztowanie Krasina, osłabienie „umiarkowanej grupy” bolszewików i przerwanie londyńskich rozmów22 Żeby do tego nie dopuścić, był gotów na dalsze ustępstwa, ale nie pozwalał mu na nie opór Francji. Lloyd George improwizował jednak bezbłędnie przy rozwiązaniu tego problemu zgodnie z generalną koncepcją wspierania „frakcji umiarkowanej” na Kremlu i ratowania pozycji Krasina jako jej „rzecznika”. Rząd brytyjski pod presją premiera posunął się tak daleko, że na konferencji ministrów 7 czerwca (między innymi z udziałem Lloyda George’a, Curzona, Churchilla, a także uczestniczącego w rozmowach z Krasinem Wise’a) uzgodnił treść ultimatum wobec Wrangla: jeśli ten podejmie ofensywę, wychodząc w stronę Ukrainy, poza swoje pozycje na Krymie, to Wielka Brytania całkowicie odetnie się od niego, wycofa swoją misję wojskową, nie udzieli mu najmniejszej pomocy ekonomicznej ani też dyplomatycznej w ewentualnych rokowaniach z Moskwą. Jeśli natomiast Wrangel nie będzie w tym momencie przeszkadzał Armii Czerwonej i pozostanie spokojnie na Krymie, to Wielka Brytania jest gotowa zaopatrywać jego wojsko w żywność. Powodem tego nacisku był następny punkt obrad konferencji ministrów sprawa polska. Polacy, już wtedy cofający się przed rosnącym naporem Armii Czerwonej, będą musieli szybko prosić o rozejm. Mogą jednak odwlekać ten moment, licząc jeszcze na jakiś sukces militarny. Ewentualna pomoc dla nich, jaką z pewnością byłaby ofensywa Wrangla, odciągająca część sił sowieckich na froncie ukraińskim, opóźniłaby polską prośbę o pokój pod adresem Moskwy22 To staje się najważniejsze w rozgrywce dyplomatycznej Lloyda George’a: pokonani Polacy muszą jak najprędzej poprosić o pokój. Wtedy brytyjski premier mógłby wystąpić w roli rozjemcy, który przekona Francję, że negocjacje handlowe powinny być jednak poszerzone do szczebla generalnej konferencji politycznej z Rosją sowiecką, bo tylko tak da się pomóc „szalonej” Polsce. Równocześnie jednak bolszewicy przez cały czas umiejętnie podbijali stawkę. Po spotkaniu
Krasina z Lloydem George’em 29 czerwca sporządzono listę „punktów, w których j e s z c z e nie osiągnięto porozumienia”. Punkt pierwszy brzmiał następująco: „1. Jeśli Wielka Brytania zaprzestanie wspierania wrogów Rosji, na przykład Wrangla i Polski, to rząd sowiecki powstrzyma się od operacji militarnych, czy też propagandy w Afganistanie, Indiach, Egipcie, Persji i Arabii oraz [zobowiąże się] do wycofania wszelkiego poparcia dla Turcji”112 Punkt był sformułowany ze zręcznością godną starej rosyjskiej szkoły dyplomacji i z rozmachem właściwym bolszewickiej wyobraźni. Wrangel i Polska byli już jednoznacznie zaliczeni do „wrogów Rosji”, od których mocarstwo zachodnie, Wielka Brytania, powinno się odciąć całkowicie. Byli jednak wymienieni tylko jako p r z y k ł a d y. Ta lista nie była zamknięta. „Czerwona” Moskwa, jeśli zechce, będzie mogła przedłużyć spis swoich „wrogów”, sąsiednich krajów w Europie Wschodniej. W ich sprawie także domagałaby się podobnego désintéressement ze strony układającego się z nią zachodniego mocarstwa. Tak jak czyniła to już teraz wobec Krymu i Polski. W zamian obiecywała rezygnację z możliwej agresji na tereny najwrażliwsze z punktu widzenia globalnych interesów Imperium Brytyjskiego - to mógł być także sposób na przekonanie zainteresowanego najbardziej tymi obszarami Curzona, by zaakceptował układ z Rosją. Tak naprawdę bolszewicy obiecywali zaprzestać akcji na terenach, na których nie mieli na razie najmniejszej nawet możliwości działania. Droga do Egiptu, czy nawet do Indii, była dla wpływów sowieckich naprawdę jeszcze bardzo daleka, ale groźba ich rozszerzenia okazała się już na tyle skuteczna, że można było, jak widać, używać jej jako argumentu na rzecz pozostawienia Europy Wschodniej Moskwie. Tak w istocie można ten niezwykły dokument interpretować: jako zapis pierwszej w negocjacjach między sowiecką dyplomacją a mocarstwem zachodnim propozycji, by Zachód uznał specjalną sferę wpływów Moskwy w Europie Wschodniej. Jako kluczowy element w tej strefie została wymieniona Polska (sprawę Wrangla, jako ostatniego reprezentanta „białej Rosji”, można uznać za kwestię „wewnątrzrosyjską”). Dwadzieścia jeden lat później, kiedy Anthony Eden jako sekretarz stanu Foreign Office w rządzie Churchilla, w grudniu 1941 roku, pojedzie rozmawiać z nowym sojusznikiem - Stalinem - o porządku politycznym po wojnie, usłyszy bardzo podobną propozycję. Dla nas, to jest dla Stalina, na razie tylko wschodnia połowa Polski, Litwa, Łotwa, Estonia, część Finlandii, a także oderwane od Rumunii Besarabia i Bukowina. Wy zaś, Brytyjczycy, możecie sobie utrzymać w swojej strefie wpływów Europę Zachodnią...114! Świat podzielony między mocarstwa na strefy wpływów. Do moskiewskiej prędko będą wchodzić kolejne kraje Europy Wschodniej - aż po Szczecin i Triest. Rosja (sowiecka) wskazuje swoich „wrogów” w „swoim” sąsiedztwie, jest gotowa się nimi „zająć” i żąda od zachodniego partnera pełnej zgody na ich podporządkowanie swoim wpływom i decyzjom. O tym, co usłyszał Eden od Stalina w Moskwie w grudniu 1941 roku, a co Stalin rzeczywiście uzyskał od Churchilla i Roosevelta w Teheranie w 1943 i Jałcie w 1945 roku, po raz pierwszy wspomniano w dokumencie z rozmów Krasina z Lloydem George’em pod koniec czerwca 1920 roku. Takie wstępne ustalenia miały być negocjowane dalej na konferencji politycznej w Londynie. Tego właśnie żądał Krasin: najpierw chciał oficjalnego zaproszenia politycznej delegacji Rosji sowieckiej (z Politbiura) do generalnych rozmów o nowym porządku w Europie i właściwym, czyli mocarstwowym miejscu Moskwy w tym porządku, a potem dopiero gotów był przejść do układów handlowych110!. Wiadomo było, że tego warunku Francja nie przyjmie - i o to także Krasin toczył grę, naszkicowaną przez Cziczerina i Politbiuro; trzeba było doprowadzić do kłótni
między Paryżem a Londynem, do pęknięcia w „imperialistycznym okrążeniu”. W takim nastroju sowiecki negocjator opuszczał Londyn na początku lipca, kiedy miał pojechać do Moskwy po ostateczną decyzję swoich zwierzchników: handel czy wojna? Lloyd George nie wiedział, jaką uzyska odpowiedź. Na początku lipca wychodził z rozmów z Krasinem wciąż z pustymi rękami. Nie było żadnych wiążących ustaleń w sprawie otwarcia handlu z Rosją. Koncepcja polityczna stosunków z Rosją sowiecką, jaką premier brytyjski lansował od ponad pół roku, mogła lec w gruzach. Wielkie zamysły „pokoju przez handel” i plany nowej międzynarodowej konferencji w Londynie mogły się ostatecznie rozbić o komplikacje wywołane przez Polskę. Złość Lloyda George’a na Polaków gwałtownie narastała. 10 czerwca Kerr, w imieniu swego pryncypała, pouczał posła brytyjskiego w Warszawie, by ten pamiętał, że Polacy „faktycznie nic nie zrobili, żeby uzyskać swoją wolność. 1...1 Sami stanęli po złej stronie, szaleńczo rzucając się w podboje i awantury”1161. Rumbold próbował bronić polskich racji. Stwierdzał, że w Polsce widać wszędzie bolszewicką propagandę i realne zagrożenie ze strony Moskwy dla niepodległości kraju. Sytuację Polaków pod tym względem porównywał do położenia człowieka, który mieszka w domu, gdzie w sąsiednim pokoju znajduje się niebezpieczny wąż. Czy można się im dziwić, że chcą odsunąć to niebezpieczeństwo jak najdalej? Kerr ripostował w imieniu Lloyda George’a z rozpoczynającej się właśnie konferencji w Spa, 4 lipca. „RITemierj mówi, że Polacy nie tylko okazali się skrajnie głupi 1to słowo zostało przekreślone przez Kerra i zastąpione łagodniejszym: «krótkowzroczni»), ale także świadomie zlekceważyli rady dawane im przez aliantów”. Teraz Lloyd George postawi im w Spa cztery warunki, jeśli w ogóle ma rozmawiać o jakiejkolwiek pomocy dla nich. Po pierwsze - muszą się o tę pomoc zwrócić, po drugie muszą też jak najszybciej prosić bolszewików o pokój, po trzecie - muszą się porozumieć z Litwą (czyli przekazać jej Wilno), po czwarte - muszą się porozumieć z Czechosłowacją (czyli zaakceptować dokonany zbrojnie przez Czechów zabór całego Śląska Cieszyńskiego, zamieszkanego w większości przez etnicznych Polaków), a także „zachować się rozsądnie” w sprawie Galicji Wschodniej i Gdańska (czyli pogodzić się z ich utratą...). Lloyd George przestrzegał posła w Warszawie Kerr - przyjmie etnograficzną Polskę jako jedyną, która b y ć m o ż e przetrwa w przyszłości1171. Ten bardzo interesujący list wskazuje, że już od początku lipca Lloyd George był gotowy rzucić Rosji sowieckiej na przynętę - do dalszych rozmów w Londynie - Galicję Wschodnią. Kerr musiał już w tym momencie sięgnąć po mapę rozmieszczenia grup etnicznych na ziemiach polskich, jaką naszkicował Namier w 1918 roku - tę, na której nie było w ogóle Wilna, a układ kolorów oznaczających miejsca, gdzie Polaków jest większość, odcinał precyzyjnie całą Galicję Wschodnią. Oczywiście oderwanie teraz od Polski Galicji Wschodniej musiałoby złamać formalne decyzje w tej sprawie podjęte 21 listopada oraz 22 grudnia 1919 roku przez Radę Najwyższą zwycięskich mocarstw, która ten obszar przyznała Polsce. Rewolucyjność kroku, który chciał zrobić Lloyd George, polegała jednak również na tym, że - powtórzę - premier rządu zachodniego mocarstwa zamierzał ofiarować przedstawicielom (nieuznanego jeszcze formalnie!) sowieckiego rządu Rosji terytorium, które n i gd y w c ze ś ni e j n i e w c h o d z i ł o w s k ł a d I m p e r i u m R o s y j s k i e g o. Nie było już nawet pretekstu, że jest to obszar, który Rosja - obecnie sowiecka - chce restytuować. Tu już naprawdę szło o handel - handel obcym terytorium.
Tę operację Lloyd George przygotowywał, raz jeszcze to podkreślę, całkowicie niezależnie od Foreign Office. Rumbold, który nie tak dawno snuł plany wyjazdu z placówki w Warszawie do Londynu, by przed rozpoczęciem wielkiej konferencji w Spa przekonać swoich zwierzchników do zajęcia przychylniejszego Polsce stanowiska, pod koniec czerwca stwierdzał w liście do swej stałej korespondentki (macochy Luizy Anny), że sprawa jest beznadziejna, gdyż premier przejął już całą europejską politykę od Foreign Office. Kilka dni później, w liście do Reksa (Reginalda) Leepera z Political Intelligence Department, zastanawiając się nad tym, jak Wielka Brytania mogłaby pomóc w tym trudnym momencie Polsce, stwierdzał z przygnębieniem, iż jego rząd jakby chciał zniechęcić Warszawę do dalszej obrony przed bolszewikami. „To wszystko wygląda tak, jakbyśmy świadomie chcieli osłabić Polaków i zachęcić bolszewików”22 Rumbold rozumiał jednak doskonale, że Rosja sowiecka nie chce tylko kawałka Polski, ale chce jej całej. Zastanawiał się, czy zgoda Wielkiej Brytanii na okrojenie terytorialne Polski wystarczy, żeby zatrzymać Armię Czerwoną. Lloyd George także nie był tego pewny, ale prowadził swoją grę dalej, licząc, że w Spa uda mu się przeforsować ofiarę terytorialną Polski, by móc ją rzucić na szalę negocjacji z Rosją sowiecką. Nie tracił nadziei, że wkrótce zostaną wznowione. Nastawienie premiera oddaje w bardzo interesujący sposób obszerny list, jaki w imieniu Lloyda George’a jego prywatny sekretarz skierował 5 lipca do ambasadora brytyjskiego w Waszyngtonie. Jak to już omawiałem w rozdziale o polityce amerykańskiej, Kerr pisał do Aucklanda Geddesa, że premier od dłuższego czasu próbuje doprowadzić do stabilnego układu z Rosją sowiecką, ponieważ uważa, iż żywność i surowce z Rosji są konieczne do odbudowy Europy, a także dlatego, że pokój przyczyni się do osłabienia bolszewizmu i utorowania drogi wpływom zachodnim do Rosji (to ukłon w stronę antybolszewickiej wrażliwości prezydenta Wilsona). Kolejny raz użył argumentu o rzekomym podziale wewnętrznym w sowieckim kierownictwie, w którym ścierają się „umiarkowani bolszewicy” i „wściekli ludzie” (wild men), odrzucający wszelki kompromis z Zachodem. I znów, także w tym kontekście, wprowadził wątek polski, by stwierdzić, jak niebezpieczne konsekwencje może mieć „imperialistyczna polityka Polaków”. Nie tylko dlatego, iż prowokuje zwycięstwo „wściekłych” w Moskwie, lecz także dlatego, że stawia mocarstwa zachodnie w trudnym położeniu. Przypomnę raz jeszcze konkluzję tego kapitalnego dokumentu: „Co się stanie, jeśli oni [bolszewicy] dojdą do Warszawy, nikt właściwie nie wie. [...] samo wyczerpanie, zarówno mentalne, jak i fizyczne, nieuchronnie doprowadzi do uspokojenia (appeasement) w Europie Wschodniej, a kiedy uspokoi się Europa Wschodnia, sądzę, że Zachód uspokoi się także”22
Uczestnicy konferencji w Spa, na pierwszym planie od lewej: David Lloyd George, lord Curzon, Alexandre Millerand, Francesco NittL Fotografia z lipca 1920 roku.
Appeasement jest celem. Może być rozmaicie rozumiany, ale droga do niego powinna być jak najkrótsza. Jeśli ma prowadzić przez trupa Polski - to trudno. A może nawet: tym lepiej. Tak właśnie, bardziej radykalnie niż sekretarz premiera, ujmował to szef sztabu generalnego imperium feldmarszałek Henry Wilson, zaproszony przez Lloyda George’a do rozmów w Spa. Jemu akurat nie chodziło nawet o „zaspokojenie”, ale o rozegranie tradycyjnie rozumianego interesu imperialnego Anglii - kosztem innych. Nie owijając w bawełnę, Wilson przekonywał swoich francuskich kolegów wojskowych, marszałka Focha i generała Maxime’a Weyganda, że nie warto w ogóle przejmować się losem tych „przeklętych małych państw” (these cursed smali
States), czyli wszystkich krajów, które powstały w Europie Środkowej i Wschodniej po upadku imperiów Romanowów i Habsburgów. 3 lipca przyznał: „Z mojego punktu widzenia nieistotne, czy to bolszewicy, czy bosze 1Niemcy1 zajmą Polskę, ponieważ JA CHCĘ 1podkr. w oryginale!, żeby Rosja i Niemcy zetknęły się i żeby w ten sposób zapewnić między nimi stałe tarcia i nieprzyjaźń. Nigdy nie wierzyłem w to, żeby Polska była w stanie utrzymać się między tymi dwoma wielkimi krajami”1201. Na rozpoczynającej się 5 lipca konferencji w Spa Lloyd George, Kerr i Hankey, odwołując się do „ekspertyzy” wojskowej takiego doradcy jak zacytowany tutaj marszałek Wilson, narzucili sojusznikom rozstrzygnięcia dotyczące oferty dla Rosji sowieckiej i, w pakiecie, warunki „pomocy” dla Polski. Borys Sawinkow, który próbował wciąż organizować do walki resztki Rosjan - czynnych przeciwników bolszewizmu, szukając do tego polskiego poparcia i pomocy właśnie Churchilla, w tym dramatycznym momencie pisał do całkowicie odsuniętego już na boczny tor brytyjskiego ministra wojny, że jeśli Polska upadnie, będzie to winą świadomej polityki aliantów, przede wszystkim Wielkiej Brytanii. „Wicher szaleństwa wieje przez Europę. Bolszewicy wiedzą, jak obrócić go na swoją korzyść”1211. Czuł ten wicher generał Tadeusz Rozwadowski, który 4 lipca przybył do Spa jako reprezentant polskich czynników wojskowych, zabiegający o poparcie materiałowe ze strony mocarstw. Już na spotkaniu z francuskim marszałkiem Fochem odczuł „jakąś sztywność i zmianę tonu wobec nas”. Trzy dni później marszałek Wilson tłumaczył polskiemu generałowi, że oczywiście rad byłby pomóc, ale Wielka Brytania ma już tyle zobowiązań militarnych (Mezopotamia, Persja, Egipt oraz Irlandia), że nic nie może dać. Sami nie mają już samolotów, więc „przesłać by ich teraz nam nie mogli”. Zapewniał oczywiście, że „rozumie dobrze, jak bardzo należy podtrzymywać Polskę obecnie”... Cynizmu i dwulicowości brytyjskiego marszałka Rozwadowski nie dostrzegał, podobnie jak tego, że dla Brytyjczyków liczył się jedynie interes imperium. Nieco naiwnie sądził, że niechęć do udzielenia pomocy Polsce wynika tylko z podszeptów „żydowskich doradców pana Lloyda George’a”. Stwierdzał jednak bez wahania - i powiedział to marszałkowi Fochowi - że jeśli za wyżebranie wsparcia dla polskiego wysiłku obronnego przed najazdem bolszewickim na Warszawę trzeba będzie płacić zgodą na okrojenie państwa polskiego do jego etnicznych granic, do niezdolnego do samodzielnego bytu ogryzka, „to nie pozostaje mi nic innego, jak opuścić Spa, wrócić do kraju i starać się tam spełnić mój obowiązek” - czyli walczyć samotnie przeciw Armii Czerwonej. Jednocześnie, w przygotowanym po angielsku memoriale przedłożonym obu marszałkom 7 lipca, Rozwadowski przestrzegał, żeby także politycy zachodni się nie łudzili negocjacjami z Moskwą: „bolszewicy odkryli swoje karty: zawrą pokój wyłącznie z bolszewicką Polską, rządzoną przez sowiecki reżim”1221. Lloyd George tymczasem ekscytował się pozytywną odpowiedzią Cziczerina na skierowane za pośrednictwem Krasina pytanie o możliwość prowadzenia dalszych rozmów sowieckobrytyjskich w Londynie. Otrzymał ją w Spa, 8 lipca. Hankey notował na bieżąco reakcję premiera: „To oznacza pokój z Rosją - bardzo ważny czynnik dla pokoju na całym świecie”. Sekretarz dodawał do tego swoje prywatne obawy: wielka konferencja w Londynie, na jaką się zanosi, może go pozbawić zasłużonego urlopu w sierpniu, a może nawet i we wrześniu, bo prędko się przecież nie uzgodni wszystkich kwestii granicznych w Europie Wschodniej1231. O szansach na zorganizowanie wymarzonej przez premiera konferencji pisał także Kerr
w obszernym informacyjnym liście ze Spa (w zasadzie w imieniu Lloyda George’a) do Bonara Lawa z 9 lipca. Miał to być kongres międzynarodowy - Rosji sowieckiej i jej „małych” sąsiadów - pod auspicjami Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch. Żeby przełamać opór Francji przeciwko negocjacjom politycznym z Moskwą Lenina, trzeba było przedstawić ideę Lloyda George’a jako jedyny sposób na ratowanie zagrożonej Polski i całego systemu wersalskiego, który może upaść, jeśli bolszewicy dojdą z bronią w ręku do Niemiec. Premier brytyjski musiał w tym celu eksponować beznadziejne położenie Polski, a zarazem zakładać (udawać?), że rozmowy polityczne z Rosją sowiecką pozwolą ją uratować22 W istocie chodziło o ratowanie nie Polski, tylko koncepcji pokoju z Rosją sowiecką. Nie będę tu omawiał ponownie przebiegu konferencji w Spa. Polskie wysiłki dyplomatyczne podsumowała niedawno Małgorzata Gmurczyk-Wrońska w monografii poświęconej dyplomatycznej karierze Stanisława Patka, głównego, obok premiera Władysława Grabskiego, reprezentanta Polski w rozmowach z Lloydem George’em, aktywność zaś samego brytyjskiego premiera na konferencji zinterpretował ostatnio Michael Fry22 Skupię się tylko na pewnych niewydobywanych dotąd wątkach negocjacyjnej strategii Lloyda George’a i Kerra, która miała doprowadzić w Spa do przełomu w konflikcie polsko-sowieckim i ostatecznego appeasementu, dopełniającego nowy porządek europejski po pierwszej wojnie światowej. Ocenić wypada najpierw aktywność uczestników brytyjskiej delegacji na trzech kluczowych spotkaniach poświęconych tym sprawom. 9 lipca, w spotkaniu z udziałem premiera Polski Grabskiego oraz delegacji francuskiej (premier Millerand, marszałek Foch, generał Weygand oraz tłumacz) uczestniczyli: Lloyd George, Curzon oraz Kerr. Z protokołu tego spotkania wynika, że Curzon ani razu nie zabrał głosu. Dwie trzecie dokumentu wypełniają tyrady samego Lloyda George’a. Spotkanie 10 lipca - narada nad kwestią ewentualnych negocjacji z Rosją sowiecką. Obok przedstawicieli Francji (trzy osoby, z Millerandem na czele), Włoch (dwie osoby, w tym minister spraw zagranicznych Carlo Sforza), Japonii (delegat na Konferencję Pokojową Sutemi Chinda) pojawia się, najliczniej reprezentowana, delegacja brytyjska: Lloyd George, Curzon, Kerr i Hankey. Głównymi interlokutorami byli premierzy Wielkiej Brytanii i Francji. Lord Curzon odezwał się raz, bardzo krótko, by przypomnieć zebranym, że Estonia zawarła już pokój z Moskwą. Najważniejsze spotkanie - to, na którym podyktowana została w istocie tak zwana linia Curzona - odbyło się tego samego dnia po południu, w podobnym składzie, tylko bez delegata japońskiego, za to w obecności premiera Grabskiego. Niemal cały protokół tego spotkania, przeszło 90 procent treści, wypełnia zapis swoistego przesłuchania Grabskiego, a właściwie wymuszenia, jakiego dokonuje Lloyd George na osobie polskiego premiera. Dwiema krótkimi uwagami włączają się do rozmowy Millerand oraz Sforza. Lord Curzon i tym razem wypowiadał się bardzo oszczędnie, tylko w kwestii Wilna: sugerował, że Polacy powinni powierzyć obronę tego miasta przed bolszewikami Litwinom, kwestię zaś jego przynależności pozostawić do rozstrzygnięcia Radzie Najwyższej Konferencji Pokojowej. Była to odpowiedź na stanowcze stwierdzenie Lloyda George’a, że ta sprawa w ogóle nie dotyczy Polski, ponieważ Wilno leży „daleko poza uzasadnionymi granicami Polski” i może być obszarem spornym wyłącznie między Litwą a Rosją... W najistotniejszym momencie tego przygnębiającego spektaklu Lloyd George wyciągnął na konferencyjny stół „etnograficzną mapę Polski” - taką właśnie, na której okazuje się, że nie ma Wilna. Kiedy Grabski pytał, jak ma wyglądać ta linia graniczna, na którą powołuje się brytyjski premier, „pan Kerr pokazał mu linię na mapie”
(niestety, mapa nie została dołączona do dokumentacji tego spotkania). Wreszcie Lloyd George wydał Kerrowi polecenie, by ten wprowadził ostatnie poprawki do przygotowanego już wcześniej przez premiera (czyli faktycznie przez samego Kerra) memoriału w sprawie warunków udzielenia pomocy Polsce, a więc i narzuconej w nim granicy, na którą miała wycofać się Polska w chwili rozejmu z Rosją sowiecką. Wilno miało zostać przekazane Litwinom, linia graniczna zaś w Galicji Wschodniej powinna być ustalona wzdłuż pozycji zajmowanych w dniu podpisania rozejmu!26]. Przypominam tutaj te szczegóły, by podkreślić raz jeszcze: Lloyd George w kwestii stosunków z Rosją sowiecką i wojny sowiecko-polskiej zdominował całkowicie nie tylko brytyjską politykę zagraniczną (co uwypukla niemal zupełna bierność sekretarza stanu Foreign Office w czasie decydujących spotkań), lecz także - przynajmniej w pierwszej połowie lipca 1920 roku w Spa - politykę zwycięskich w pierwszej wojnie światowej europejskich mocarstw. On był wyłącznym architektem rozwiązania, które podyktowano premierowi Grabskiemu w tejże miejscowości i przesłano do akceptacji następnego dnia, 11 lipca, sowieckiemu komisarzowi spraw zagranicznych. Kerr był jedynym jego istotnym pomocnikiem. Curzon - wyłącznie biernym „notariuszem”. „Moim celem jest pokój” - przekonywał Lloyd George swego francuskiego partnera na kameralnym spotkaniu z Millerandem 8 lipca - spotkaniu poprzedzającym wymienione przed chwilą oficjalne narady. A pokój doprowadzić ma do zmiany władzy w Rosji. Przez wojnę, za którą premier brytyjski obwiniał Polskę, tylko „umacnia się nie tyle komunistyczny rząd, ile komunistyczne elementy w rządzie”!27]. Lloyd George wyrażał pogląd, że rząd Rosji sowieckiej, rząd Lenina i Trockiego, nie jest komunistyczny, ale co najwyżej są w nim jakieś „komunistyczne elementy”. I one znikną, kiedy tylko uda się zawrzeć pokój. Zaoferowanie stronie sowieckiej bardzo poważnych nabytków terytorialnych kosztem państwa polskiego miało nie tylko dać nadzieję na uratowanie reszty „etnograficznej” Polski przed zupełnym zniewoleniem przez Rosję sowiecką (a przy okazji mocarstwa zachodnie, które przecież dopiero co traktatem wersalskim potwierdziły powrót Polski na mapę Europy, zachowałyby twarz). Miało to być argumentem na poparcie tezy, iż tak uzyskany pokój uczyni stopniowo z rządu Rosji sowieckiej wiarygodnego, stabilnego partnera także dla nieufnej wobec „komunizmu” Francji. Grabski poniżał się przed Lloydem George’em w sposób przygnębiająco podobny do prezydenta Emila Hachy, kiedy ten dziewiętnaście lat później, 14 marca 1939 roku, będzie jechał prosić Adolfa Hitlera o łaskę dla kadłubowej Czechosłowacji. Bilecik wizytowy polskiego premiera znajduje się wśród papierów i odręcznych rysunków Lloyda George’a z konferencji w Spa jak smutne trofeum...!28] Uniżona postawa polskiego polityka znakomicie ułatwiała grę brytyjskiemu premierowi - grę dla Moskwy. To dla niej był gotów utworzyć swoisty „protektorat polski”. Nawet jednak słaby i złamany przerastającą go sytuacją Grabski protestował przeciwko oddaniu Galicji Wschodniej. Grabsky made a slight protest about Eastern Galicia, zanotował Kerr 8 lipca, już po pierwszym spotkaniu^. Dwa dni później polski premier przypominał, że Rada Najwyższa już raz, pod koniec 1919 roku, przyznała Polsce Galicję Wschodnią, na co usłyszał od Lloyda George’a, iż „czerwona” kawaleria Budionnego już tam wkroczyła i wkrótce będzie pod Lwowem (brytyjski premier nazwał to miasto Lemburg - takie określenie zapewne ucieszyłoby polskiego pisarza fantastycznego Stanisława Lema, który właśnie we Lwowie w następnym roku miał przyjść na świat). W rzeczywistości Armia Czerwona była jeszcze
o kilkadziesiąt kilometrów od Galicji Wschodniej, a pod Lwów kawaleria Budionnego miała dotrzeć dopiero po miesiącu ciężkich walk.
Władysław Grabski, przewodniczący polskiej delegacji na konferencji w Spa. Fotografia z 1933 roku.
Rozstając się z Grabskim po brutalnej rozmowie 10 lipca, Lloyd George pozostawił go w przekonaniu, że linia demarkacyjna, jaką Polska musi przyjąć na wschodzie w zamian za
obietnicę alianckiej pomocy - w przypadku przekroczenia tej linii przez Armię Czerwoną - nie zabiera całej Galicji Wschodniej, ale - tak jak to powiedziano na tym spotkaniu - podzieli ją wzdłuż linii frontu. 10 lipca oznaczałoby to utrzymanie całej Galicji Wschodniej przy Polsce. I oto następnego dnia w imieniu lorda Curzona wysłano do Cziczerina depeszę radiową, której treść istotnie odbiegała od tych ustaleń. Rząd Wielkiej Brytanii proponował zawarcie rozejmu sowiecko-polskiego, z zaleceniem odstąpienia Polaków na linię, poza którą pozostawałyby Lwów i cała Galicja Wschodnia - oddane Sowietom. Tak bowiem określona została w tej depeszy „prawidłowa granica” Polski, choć zarazem powtórzone zostało - sprzeczne z tym stwierdzenie o możliwości wyznaczenia linii demarkacyjnej w Galicji tam, gdzie w chwili zawierania rozejmu będzie front pomiędzy walczącymi armiami22 Za tą dyplomatyczną sztuczką, mającą przekonać członków Politbiura do konferencji w Londynie, mógł stać tylko Kerr, „pan od map” na konferencji w Spa, jedyny konsultant Lloyda George’a w sprawach Europy Wschodniej. Sam premier swoją niezwykle forsowną kampanię propagandowo-dyplomatyczną w Spa przypłacił bardzo silnymi bólami brzucha, odczuwanymi już od pierwszego dnia rozmów z Grabskim (może stąd tak ostry ton Lloyda George’a w tych rozmowach?). Podejrzewano nawet atak wyrostka robaczkowego. 11 lipca z tego właśnie powodu nie brał już udziału w żadnych spotkaniach. Informujący o dolegliwościach swego szefa Hankey był coraz silniej rozzłoszczony perspektywą utraty swoich zasłużonych wakacji. Stwierdzał 11 lipca, że konferencja z Sowietami w Londynie jest już postanowiona i on będzie jej sekretarzem generalnym. Dodawał jednak na koniec, już bez dyplomatycznych formułek, iż bolszewicy mogą zwlekać z odpowiedzią (a więc też opóźnić konferencję), żeby zaczekać, „aż skończą z Polakami” (until they have finished off the Poles)^. Hankey nie musiał udawać, że wierzy w uratowanie Polski przez rokowania z Rosją sowiecką. Lloyd George i Kerr zastanawiali się natomiast, jak ogłosić publicznie warunki noty Curzona i przebieg wskazanej w niej linii granicznej, zanim Grabski wróci do Warszawy. Brytyjski premier chciał poinformować w jakiś pośredni sposób polskiego premiera o ostatecznym kształcie noty, która przecież dotyczyła reprezentowanego przez niego państwa i jego granic, a która bez uzgodnienia z nim tak istotnych „szczegółów” została już przekazana jako oferta do Moskwy. Czuł, że to nie będzie zręczne, zatem - poprzez Kerra - poprosił Bonara Lawa o zaprezentowanie warunków z owej „noty Curzona”... brytyjskiej Izbie Gmin przed połową lipca22 Czyja ma być Galicja Wschodnia? Kerr rozwiewał wszelkie wątpliwości w tej sprawie w rozmowie z Arnoldem Margolinem, przedstawicielem misji dyplomatycznej Ukraińskiej Republiki Ludowej w Londynie. 12 lipca sekretarz premiera wyjaśnił mu, iż „nie ma mowy 0 uznaniu przez aliantów niepodległości Ukrainy. Kwestia ukraińska jest obecnie wewnętrzną kwestią Rosji, która musi być rozstrzygnięta między narodem ukraińskim a Moskwą”. Kerr nie był jeszcze całkowicie pewny, czy Lenin przyjmie ofertę wyrażoną w nocie Curzona. Jeśli tak się stanie, na co liczył, wówczas to z Leninem trzeba rozmawiać o przyszłości Ukrainy (a więc 1 Galicji Wschodniej). Gdyby zaś Rosja sowiecka prowadziła dalej swą ofensywę w kierunku Niemiec, wówczas alianci będą musieli się jej przeciwstawić - i wtedy możliwe będzie rozwiązywanie kwestii ukraińskiej z ostatnim przedstawicielem „białej” Rosji generałem Wranglem. Na pewno nie z Polską22 Warto ten autorytatywnie wyrażony pogląd tutaj przywołać, żeby zrozumieć, iż wstawiona do noty Curzona z 11 lipca sugestia zaproszenia na
konferencję londyńską nie tylko Rosji sowieckiej, lecz także jej „małych” sąsiadów, w tym wymienionych w nocie oddzielnie „przedstawicieli Galicji Wschodniej”, nie miała żadnego znaczenia ani wartości dla Lloyda George’a. Gdyby Moskwa chciała uznać jakąś oddzielną Galicję Wschodnią albo oddzielną Litwę (nie sowiecką) - to jej sprawa. Natomiast Wielka Brytania rzeczywiście zobowiązywała się przeciwstawić tylko „polskiemu imperializmowi” wobec tych krajów... Brytyjski poseł w Warszawie wciąż nie rozumiał tego stanowiska. Jeszcze 15 lipca (a więc w dniu, kiedy „Times” ogłosił już treść noty Curzona sprzed czterech dni, tyle że zapewne gazeta nie dotarła jeszcze do Warszawy) Rumbold wysłał do Kerra list, w którym przekonywał go, że Galicja Wschodnia powinna jednak pozostać przy Polsce, także ze względów ekonomicznych. Stwierdzał, iż bez zasobów ropy naftowej występującej na tym obszarze Polska mogłaby mieć trudności w utrzymaniu faktycznej niepodległości. Z niezwykłą naiwnością, można powiedzieć, a w każdym razie bez należytego rozpoznania intencji własnego rządu, pisał do Kerra, że cieszy go zbliżająca się konferencja w Londynie, ponieważ z pewnością pozwoli ona na udzielenie przez Wielką Brytanię efektywnej pomocy Polsce. Dwa dni później Rumbold pisał już w liście do swej macochy, że bolszewicy mogą odrzucić zaproszenie Lloyda George’a do Londynu i zagrać va banque o połączenie z komunistami w Niemczech. „Wtedy musielibyśmy przyjść Polsce z pomocą, a to wciągnęłoby nas w wojnę z bolszewikami w obronie cywilizacji”. Sądził jednak, iż Moskwa przyjmie ofertę rządu brytyjskiego, ponieważ ma w swej ofensywie przeciw Polsce coraz większe trudności logistyczne i wygodniej jej będzie negocjować w Londynie, niż walczyć pod Warszawą1341. Rumbold uważał, że Wielka Brytania nie powinna się bezczynnie przyglądać, jak Armia Czerwona podbija Polskę, lecz czym prędzej odblokować dostawy sprzętu zastopowane przez Czechosłowację. Nad bardziej zdecydowanymi formami pomocy zastanawiał się też Churchill, pisząc już po konferencji w Spa, że nawet po zajęciu Warszawy przez bolszewików trzeba dalej bronić polskiego państwa - wesprzeć je artylerią, samolotami, dać broń i amunicję z niemieckiego demobilu, organizować pomoc innych zagrożonych krajów w Europie Wschodniej (Finlandii czy Rumunii)1351. Lloyd George z największą niecierpliwością czekał na odpowiedź z Moskwy na notę Curzona z 11 lipca. Hankey odnotowywał to napięcie w swej prywatnej korespondencji ze Spa. 13 lipca pisał, że jedynym powodem prowadzenia na tej konferencji negocjacji z Niemcami o reparacjach jest chęć utrzymania kontaktu z Berlinem, żeby nie wpędzić „Hunów”, zdesperowanych zbyt wygórowanymi żądaniami aliantów, w ramiona bolszewików. Podtrzymanie rozmów w Spa może przekona rząd sowiecki, by zamiast szukać sojuszu z Niemcami, zgodził się na konferencję w Londynie. W kolejnym liście ze Spa, z 16 lipca, sekretarz rządu brytyjskiego dawał upust swoim emocjom. To wszystko wina Polaków! „Polska jest beznadziejnym krajem. [...] Zamiast pozwolić bolszewikom postąpić z nią tak, jak na to zasłużyła, poprosiliśmy Sowietów [notą Curzona] o zgodę na rozejm pod warunkiem, że Polacy wycofają się na granicę etnograficzną. Żeby osłodzić przełknięcie tej gorzkiej pigułki Polakom, przyrzekliśmy im pomóc, gdyby bolszewicy odmówili zatrzymania swojej ofensywy - co też, w moim przekonaniu zrobią, chociaż P.[remier] i Kerr uważają, iż zaakceptują [naszą propozycję]. Jeśli jednak mam rację i bolszewicy wkroczą, nie sądzę, żebyśmy mogli ratować Polskę skuteczniej niż Denikina czy Kołczaka. Nie możemy wysłać żołnierzy - nie pójdą. Posyłać broń - to tylko pozwolić bolszewikom na jej zdobycie. W rezultacie, po chwilowym entuzjazmie, Polacy zakrzykną: Nous
sommes trahis! (Zostaliśmy zdradzeni!) i poddadzą się bolszewizmowi. Uważam, że lepiej byłoby zostawić Polaków, żeby cierpieli za swoją głupotę, aniżeli ich ratować, czynić taki wysiłek, który może okazać się wyłącznie nieskuteczny”636! Nie wiedząc, jaka będzie odpowiedź z Moskwy, Lloyd George chciał się zabezpieczyć przed zarzutem bezczynności wobec nadciągającego niebezpieczeństwa i 17 lipca, czyli dzień po sformułowaniu powyższego komentarza przez Hankeya, postanowił wysłać misję do Warszawy, formalnie z lordem d’Abernonem na czele, właściwie zaś z Hankeyem w roli swego najbardziej zaufanego przedstawiciela. Jakie były intencje Lloyda George’a, znów tłumaczy pełen wściekłości komentarz najbardziej zainteresowanego, czyli samego Hankeya. W swoim dzienniku zanotował na gorąco: „On [czyli premier] wie, że nie cierpię Polaków i gardzę nimi i że nie wierzę, aby w dłuższej perspektywie można było zrobić cokolwiek, żeby ich uratować, a wreszcie, że wątpię, aby warto ich było ratować. Wie, że według mnie, prędzej czy później, wspólna granica Rosji z Niemcami jest nieuchronna i że moim zdaniem powinniśmy zorientować naszą politykę na to, iżby to Niemcy, a nie Polskę, uczynić murem pomiędzy wschodnią a zachodnią cywilizacją. Wreszcie wie, że pragnę wakacji z moją rodziną po wszystkich tych latach pracy. Nalega jednak, żebym wyruszył w tę groteskową i mglistą misję”637! Jak wiadomo, 18 lipca wieczorem Lloyd George otrzymał odpowiedź Cziczerina na wysłaną tydzień wcześniej depeszę z notą Curzona. Choć tekst sowieckiego komisarza pełen był zjadliwych szyderstw, jak już o tym pisałem, a także odrzucał pośrednictwo brytyjskie (a tym bardziej Ligi Narodów) w rozmowach o rozejmie z Polską, to pozostawiał jednak odrobinę nadziei na podjęcie na nowo bilateralnych rozmów z rządem brytyjskim w Londynie „w celu osiągnięcia pełnego z nim porozumienia” (w celjach dostiżenija połnogo sogłaszenija s nim)638! Lloydowi George’owi to wystarczyło. Przypomnę, iż 20 lipca przekonał swój gabinet, że trzeba tę „szansę” rozmów z Moskwą wykorzystać. Curzon znów musiał wysłać notę do ludowego komisarza spraw zagranicznych Rosji sowieckiej, w której podtrzymane zostało zaproszenie na rozmowy do Londynu - choć już bez Polski. Odpowiedź Cziczerina z 23 lipca i kolejna skierowana trzy dni później do Moskwy nota, którą podpisał Curzon, utorowały ostatecznie drogę do zaproszenia nowej delegacji sowieckiej do Londynu - z zastępcą Lenina Lwem Kamieniewem oraz Leonidem Krasinem na czele. Wstępem do rozmów miało być jak najszybsze podpisanie rozejmu sowiecko-polskiego. Już 20 lipca potwierdzona została w związku z tym koncepcja wysłania misji alianckiej z lordem d’Abernonem (i Hankeyem) do Warszawy. Jej głównym zadaniem miało być jak najszybsze zmuszenie Polski do zawarcia rozejmu z Rosją sowiecką, aby ta kwestia nie opóźniała, a tym bardziej nie zagrażała wznowieniu rozmów brytyjsko-sowieckich w Londynie639! W historiografii zachodniej podkreśla się rzekomo istotny, pozytywny wkład owej misji w ostateczne zwycięstwo Polski nad Armią Czerwoną w sierpniu 1920 roku. W zabawny wręcz sposób prezentuje tę misję i samą inicjatywę Lloyda George’a jako najistotniejszy czynnik sukcesu Polaków w 1920 roku amerykański historyk Russell Bryant640! O tym jednak, jaki de facto był cel owej misji z punktu widzenia Lloyda George’a, mówią nie tego rodzaju apologetyczne opracowania, ale źródła. W szczególności te najważniejsze, jakimi pozostają listy Maurice’a Hankeya do premiera, zapiski w jego dzienniku, a wreszcie raport, jaki prawa ręka Lloyda George’a, a w tym wypadku jedyny istotny dla brytyjskiego premiera informator
z Warszawy, przesłał do Londynu. Warto się tej dokumentacji źródłowej przyjrzeć nieco bliżej. Hankey zaczynał swój udział w misji od spotkań w Paryżu (21-22 lipca) z premierem Millerandem, marszałkiem Fochem, a także byłym polskim premierem Ignacym Paderewskim. Z lubością zapisywał te uwagi złamanego sytuacją Paderewskiego, które odpowiadały jego własnemu nastawieniu: Polska jest już zgubiona, członkowie misji alianckiej powinni zadbać, żeby samoloty mogły ich szybko ewakuować z Warszawy, zanim wkroczą tam bolszewicy. Z jeszcze większą nadzieją odnotował pogłoski, jakie docierały do niego od francuskich oficerów, członków wojskowej części misji, iż socjalista Piłsudski może wkrótce obalić legalny rząd w Warszawie i zawrzeć błyskawiczny pokój z bolszewikami. Hankey komentował te pogłoski w liście do premiera z 23 lipca, w którym zauważył, że takie rozwiązanie, nawet gdyby przynieść miało sowietyzację Polski pod Piłsudskim, nie byłoby wcale złe. Mielibyśmy pokój, a zarazem nie mielibyśmy żadnych zobowiązań wobec Polski, która zerwałaby stosunki z aliantami zachodnimi^. Tu szczególnie wyraziście ujawniała się jedna z istotnych cech appeasementu: znużenie nadmiarem obowiązków, chęć pozbycia się problemu, odsunięcia go jak najmniejszym kosztem własnym w jakikolwiek sposób, byle mieć wreszcie święty spokój z „egzotycznym” utrapieniem. Następnego dnia Hankey informował Lloyda George’a o swoich wrażeniach z rozmowy, jaką wraz z lordem d’Abernonem i francuskimi współliderami misji Jeanem Jules’em Jusserandem oraz generałem Maxime’em Weygandem odbyli z prezydentem Republiki Czechosłowackiej Tomaszem Masarykiem podczas postoju w Pradze. W osobie czechosłowackiego męża stanu znalazł Hankey najdoskonalszego wyraziciela własnych myśli i poglądów w sprawie bezużyteczności wszelkiej pomocy dla Polski. Meldował więc swojemu premierowi, jak aktualną misję do Warszawy - zgodnie z życzeniami samego Lloyda George’a - rozumie i realizuje. Trzeba to zdanie koniecznie tutaj przytoczyć: „Przez całą tę podróż [do Warszawy] starałem się stopniowo wpoić moim kolegom - w szczególności lordowi d’Abernonowi i panu Jusserandowi oraz generałowi Weygandowi - tę ideę, że głównym celem naszej misji jest rozejm [z Rosją sowiecką] i ogólny pokój i że militarne wsparcie Polski, choć także ważne, stanowi tylko alternatywę, i to złą, w przypadku gdybyśmy nie zdołali uzyskać rozejmu”[42]. Rozmowa z Masarykiem dlatego była tak pożyteczna, że miała przekonywać kolegów Hankeya z misji do tego punktu widzenia. Prezydent Czechosłowacji stwierdził bowiem, że Polska jest już definitywnie pobita i pomóc jej nie można i nie warto. „Próbować ratować ją [Polskę], to byłoby marnowanie czasu i energii z naszej strony. Ani chwili dłużej! Alianci, podejmując próbę takiego ratunku, muszą nieuchronnie ponieść klęskę i przez to niepowodzenie stracą tylko prestiż i zdolność wpływania na sytuację”[43]. To było jedynie słuszne stanowisko, podkreślał Hankey. Z przyjemnością przekazywał także inne, całkowicie zgodne ze zdaniem Lloyda George’a opinie czechosłowackiego prezydenta. A więc: bolszewizmu nie da się pokonać bronią, można to zrobić tylko poprzez szerzenie zachodniej cywilizacji wśród rosyjskiego ludu. A do tego najlepszy jest handel. Bolszewicy na pewno wybiorą teraz negocjacje z Anglią... Prezydent Masaryk, stwierdziwszy, że bolszewicy za dziesięć dni będą w Warszawie, wyraził jednocześnie absolutny spokój co do przyszłości swojego kraju. Armia Czerwona nie zaatakuje Czechosłowacji, bo to kraj chłopów, drobnych rolników (a nie szlacheckich „panów” jak Polska, sugerował prezydent), a w dodatku jest to państwo „skrajnie demokratyczne” - demokracja zaś jest najlepszą barierą przeciw bolszewizmowi. Cokolwiek stanie się z Polską, Czechosłowacja
będzie trzymała się ściśle zasady nieinterwencji, nie będzie potrzebować żadnej osłony militarnej od strony nowej granicy sowieckiej (po zajęciu Galicji przez Armię Czerwoną), a jedynie może rozważyć wprowadzenie kordonu sanitarnego wobec grożącego od strony Polski tyfusu...1441 Odgrodzić się od Polski kordonem sanitarnym i zawrzeć, po jej podboju przez Armię Czerwoną, pokój z Moskwą - to najlepsze, najrozsądniejsze rozwiązanie „polskiego kryzysu”. Z takim nastawieniem osobisty reprezentant premiera brytyjskiego wraz z resztą członków misji międzyalianckiej wjechał w niedzielny poranek 25 lipca do Warszawy. Obszerny raport Hankeya z pobytu w Polsce przedstawiłem już w poprzedniej części tej książki. Tu warto przywołać kilka informacji i komentarzy wysyłanych na gorąco z Warszawy do Lloyda George’a i prywatnych uwag z listów do żony. Zaraz po przyjeździe kierownictwo misji - Hankey, d’Abernon, Jusserand oraz generałowie Weygand i Percy Radcliffe - spotkało się na roboczej naradzie z posłami i szefami misji wojskowych obu mocarstw w Warszawie: Rumboldem, de Panafieu oraz generałami Henrysem i Carton de Wiartem. Hankey z przykrością informował swojego premiera, że plan usunięcia Piłsudskiego, co miało „uzdrowić sytuację” w Polsce, jest nie do przeprowadzenia. Rumbold, de Panafieu, Henrys i Carton de Wiart zgodnie wytłumaczyli nowo przybyłym, że oznaczałoby to w tym momencie wojnę domową w Polsce. Szef francuskiej misji wojskowej generał Henrys posunął się nawet do zdecydowanej obrony polskiego Naczelnika Państwa i realizowanej przez niego polityki oraz strategii w wojnie z bolszewikami, co wręcz rozwścieczyło Hankeya. Trzeba jednak było ograniczyć się do pomysłu dodania Piłsudskiemu generała Weyganda jako swoistego nadzorcy, najlepiej jako formalnego szefa sztabu. Relacjonując złożoną tego samego dnia po południu wizytę u Piłsudskiego, Hankey opisywał go premierowi w najczarniejszych barwach, z lekką domieszką groteski. Stożkowata (conical) głowa z fryzurą w stylu niemieckim, ogromnym podbródkiem i takimiż wąsami - „to nie jest głowa, która by się panu podobała”1451. Co istotniejsze jednak, podkreślał sekretarz brytyjskiego rządu, Naczelnik Państwa nie bardzo chce się zgodzić na kontrolę ze strony alianckich oficerów. Tłumaczy się trudnościami językowymi, które uniemożliwią francuskim czy brytyjskim oficerom sprawne dowodzenie Polakami. Charakterystyczna jest odpowiedź, jakiej udzielił na to zastrzeżenie generał Radcliffe: „oficerowie brytyjscy dowodzili na całym świecie wojskami, które nie znały w ogóle angielskiego”1461. Reprezentanci Imperium Brytyjskiego czuli się wszędzie na świecie przynajmniej tak, jak u siebie w Sudanie... W Warszawie kłopot polegał na tym, że brytyjskich oficerów niemal nie było. Owszem, przybyło około sześciuset oficerów francuskich, ale jak na liczącą blisko milion żołnierzy armię polską nie było to i tak dość, żeby skutecznie przejąć kontrolę - zwłaszcza wobec wyraźnej niechęci Piłsudskiego do roli podkomendnego obcych rozkazodawców. Najgorsze jednak, że Piłsudski jasno dawał do zrozumienia, iż nie wierzy w możliwość rozejmu z Rosją sowiecką, a konkretnie w szczere intencje Moskwy. W swoim raporcie z tej rozmowy obecny przy niej generał Percy Radcliffe był gotów przyznać Piłsudskiemu rację. Hankey natomiast komentował owe obawy jak najbardziej krytycznie: to Polacy opóźniają zawarcie rozejmu, nie bolszewicy!1471 Premier brytyjski, po odebraniu 25 lipca telegramu Cziczerina ze zgodą na rozmowy w Londynie, naciskał teraz na swoich wysłanników w Warszawie, by jak najszybciej zmusili Polaków do zawarcia rozejmu z Rosją sowiecką. Hankey gratulował swojemu szefowi
wspaniałego sukcesu: przedstawiciele sowieckiego rządu zgodzili się przyjechać na rozmowy polityczne do Londynu. Pisał 28 lipca: „Wszyscy członkowie misji brytyjskiej odczuli od razu, że przyniosło to odprężenie (d e t e n t e) w całej sytuacji”[48]. Pojawia się tutaj, na wieść o samej już bliskiej perspektywie negocjacji z wysłannikami Lenina, słowo, które kiedyś będzie występowało równolegle z pojęciem appeasement - to właśnie detente, odprężenie w stosunkach między mocarstwami, między dwoma ideologicznymi blokami, które okazują w końcu gotowość do współpracy... Hankey oczywiście zauważał, że nie tylko Polacy, lecz także Francuzi nie podzielają entuzjazmu Brytyjczyków wobec takiej perspektywy. Polacy najwyraźniej obawiają się, dostrzegał angielski wysłannik, że będą płacili za to odprężenie; liczą, iż więcej uzyskają (na przykład w sprawie Galicji Wschodniej, której potencjalnej utraty, zapowiedzianej w nocie Curzona z 11 lipca, nie mogą przeboleć) nawet w dwustronnych rozmowach z bolszewikami niż przez pośrednictwo Londynu. Sam Hankey dawał wyraz swojemu pesymizmowi odnośnie do możliwości utrzymania przez Polaków Warszawy i Lwowa, już zagrożonych bezpośrednim atakiem Armii Czerwonej. Można dodać na marginesie, że pesymizm ten ugruntowała rozmowa, jaką przeprowadził tamtego dnia z Romanem Dmowskim. Lider Narodowej Demokracji nie wywarł na nim dobrego wrażenia - chory, ponury, przewidujący zwrot kadłubowej Polski pod rządami Piłsudskiego w stronę Niemiec. To nie pasowało do planów Lloyda George’a, zgodnie z którymi na froncie sowiecko-polskim jak najszybciej miał nastąpić rozejm. Jak pogodzić to z przekonaniem o rychłym podboju Warszawy przez Armię Czerwoną? Tego Hankey jeszcze nie wiedział649^ Jak już pisałem w poprzedniej części tej książki, aby nie zrazić całkowicie premiera Milleranda, Lloyd George zgadzał się w tym krytycznym momencie na pewne gesty wobec Warszawy, takie jak choćby obietnica uruchomienia portu gdańskiego (wbrew strajkowi tamtejszych portowców) dla dostaw sprzętu do walczącej o przetrwanie Polski. Takie gesty potrzebne były po to, żeby przez sprzeciw Francji nie doprowadzić do zablokowania rozmów planowanych w Londynie. Fenomenalna zdolność lawirowania Lloyda George’a między francusko-konserwatywną Scyllą a sowiecko-labourzystowską Charybdą okazała się na razie skuteczna. Kamieniew i Krasin mogli w końcu przypłynąć na brytyjskim niszczycielu do Anglii. Jak wiemy, 4 sierpnia rozmowy - z udziałem premiera, Kerra, Bonara Lawa i probolszewickiego doradcy Wise’a, za to bez Curzona i Churchilla - zostały podjęte na nowo. Armia Czerwona była już wówczas niemal na przedmieściach Warszawy. Teraz przydały się premierowi zapewnienia Hankeya, że Polska i tak jest skazana na stracenie. Sekretarz brytyjskiego gabinetu pisał o tym bez ogródek już 27 lipca, w liście z Warszawy do swej żony Adeliny. Szydząc w nim z barwnych postaci polskiego życia politycznego, które musiał poznać - na przykład z nowego chłopskiego premiera Wincentego Witosa - stwierdzał, że cała misja jest bardzo zabawna, ale „szczerze - to strata czasu” (frankly - waste of time). Jako zapowiedź nieuchronnego upadku Polski opisywał w tym samym liście wizytę w dzielnicy żydowskiej w Warszawie, na zaproszenie Rumbolda. Uznał, że wielki pogrom najdalej za kilka dni jest nie do uniknięcia (dodajmy: takiego wielkiego pogromu warszawskich Żydów dokonają dopiero dwadzieścia trzy lata później „cywilizowani” Niemcy). „Dzika Polska” nie jest nawet warta obrony - taki wniosek nasuwał się sam[50]. Jeszcze dobitniej Hankey stwierdzał to w omówionym już w poprzedniej części tej książki raporcie, który premier otrzymał w pierwszych dniach sierpnia. Przypomnę, że kończył się on jednoznacznym wnioskiem: Polska jest nie do utrzymania między Niemcami a Rosją. Trzeba
wycofać się z wszelkiej odpowiedzialności za jej los i zostawić jego rozstrzygnięcie wielkim sąsiadom Polski^51! Reginald Leeper informował w tym momencie brytyjskiego posła w Warszawie, iż w Foreign Office ścierają się opinie, czy wśród bolszewików zwycięży frakcja „umiarkowanych” i zostanie podpisany jakiś układ w Londynie, a Warszawa będzie oszczędzona, czy też raczej przeważy ten radykalny kierunek, którego zwolennicy chcą Polskę dobić i uzyskać wspólną granicę z Niemcami. Jeśli zwycięży ów drugi kierunek, stwierdzał Leeper, to nie mamy żadnych planów ratunkowych1^2! Lloyd George zabrnął w swoim zaangażowaniu w zgodę z Rosją Lenina tak daleko, że już nie miał wyjścia - musiał przyjąć założenie, że do tej zgody dojdzie. Alternatywy dla takiego scenariusza nie miał. Zauważył to również marszałek Wilson po rozmowach premiera z Lwem Kamieniewem 4 sierpnia. Lloyd George wysłał w pewnym momencie karteczkę do Churchilla, stojącego za drzwiami gabinetu, w którym toczyły się rokowania, iż zagroził swym sowieckim partnerom wysłaniem floty brytyjskiej na Bałtyk, jeśli Armia Czerwona nie przerwie natarcia na Warszawę. Kiedy Churchill powiedział o tym Wilsonowi, ten skomentował z politowaniem: po co grozić wojną bolszewikom, skoro pozbyliśmy się już wszystkich atutów w rozmowach z nimi. Nic im przecież nie zrobimy[53]. Churchill także stracił nadzieję. W obszernym memorandum z końca lipca dał wyraz swemu pesymizmowi. „Nic nie może teraz uratować Polski. Prawdopodobnie w dwóch etapach, pod takim czy innym kamuflażem, jej rosyjski zabór zostanie przyłączony do rosyjskiego systemu. Przypuszczam, że ten sam los szybko podzielą Litwa, Łotwa i Estonia”. Minister wojny zakładał, że w drugim etapie sowieckiej ekspansji nastąpi połączenie sił Moskwy z Berlinem. Radził w tej sytuacji spróbować odciągnąć Niemcy od „czerwonej” Rosji i zawrzeć z nimi sojusz w obronie zachodniej cywilizacji, choć na to pewnie nie zgodzi się Francja. Pozostaje w takim razie wycofać się w ogóle ze spraw kontynentu europejskiego i opierając się na sile brytyjskiej marynarki wojennej oraz lotnictwa, przyjąć, na wzór amerykański, postawę izolacjonizmu. W każdym razie, konkludował swój memoriał Churchill, „Jestem pewien, że naród brytyjski nie zamierza walczyć o Polskę, niezależnie od tego, co się z nią stanie. Ta nędzna pomoc, jakiej moglibyśmy jej w jakikolwiek sposób udzielić, nie zmieniłaby losu Polski, choć spowodowałaby bardzo poważne kłopoty u nas w kraju. [...] Możemy tylko podzielić nasz naród, nie udzieliwszy jednocześnie Polsce efektywnej pomocy”^. Pozostawało udawać, że wierzy się w możliwość pomocy Polsce poprzez wyjednanie łaski dla niej u przedstawicieli Moskwy. O swoistej desperacji brytyjskiego premiera, prowadzącej już nie tylko do oszukiwania Polaków, polityków francuskich czy własnych ministrów, lecz także samego siebie, świadczy to, że wraz z przyjazdem delegacji sowieckiej zaczęły trafiać do gabinetu premiera rozszyfrowane przez specjalistów z Ministerstwa Marynarki Wojennej depesze, które z Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych docierały do Kamieniewa i Krasina. Można z nich było wyczytać, jak wyglądały rzeczywiste intencje Moskwy: wykorzystać przekupioną lub zmanipulowaną prasę brytyjską („Daily News” i „Daily Herald”) i związkowy ruch protestów przeciwko wszelkiej pomocy dla Polski w celu pobudzania wywrotowych nastrojów w Anglii. Curzona można całkowicie ignorować. Rozmowy z Lloydem George’em należy prowadzić w taki sposób, żeby go skłócić z Millerandem i doprowadzić do rozbicia współpracy francusko-brytyjskiej^. Jak reagował premier brytyjski na te oczywiste
dowody złej woli swoich sowieckich rozmówców? Udawał, że nie ma tego problemu. W notatce dla szefa misji w Warszawie lorda d’Abernona, sporządzonej bezpośrednio po londyńskich rozmowach z Kamieniewem 4 sierpnia, premier (a raczej Kerr w jego imieniu) nakazywał wzmóc nacisk na rząd polski, by nie dać żadnego pretekstu stronie sowieckiej do kontynuowania napaści na Polskę. Tylko tak będzie można sprawdzić, czy Sowieci mają dobre intencje - jeśli Warszawa okaże maksymalną uległość wobec ich żądań. Jeżeli ktoś będzie winny zerwania londyńskich negocjacji, to może to być tylko Polska, jeśli będzie opóźniać rozmowy rozejmowe z Rosją, a już zwłaszcza, jeśli będzie „nierozsądna w sprawie warunków rozejmu” (unreasonable with regard to the terms of an armistice), jakie podyktują Sowieci1561. Lloyd George jeszcze 4 i 5 sierpnia udawał, że będzie groził Moskwie nową blokadą morską na Bałtyku, choć nie tylko marszałek Wilson, lecz także admirał David Beatty stwierdzali, że to może być bluff. Udawał też premier, że wezwie Czechosłowację do wsparcia Polski (z relacji Hankeya wiedział już doskonale, że nie ma na to najmniejszych szans), jeśli Rosja sowiecka nie przedstawi przeciwnikowi dających się przyjąć warunków rozejmu. Ale czekał faktycznie choćby na pozór woli kompromisu ze strony Kamieniewa czy Krasina, żeby przekonać Francuzów, iż idea rozmów z Rosją sowiecką w Londynie nie ma w istocie alternatywy1571. Aby zyskać wspomniane pozory, w czasie spotkań z Lwem Kamieniewem posuwał się coraz dalej: z pozycji rozjemcy w międzynarodowym konflikcie w stronę roli rzecznika interesów Kremla. 6 sierpnia, w czasie pięciogodzinnej dyskusji z delegacją sowiecką (ze strony brytyjskiej towarzyszyli premierowi Bonar Law, feldmarszałek Wilson, Kerr i przybyły już z Warszawy Hankey), Lloyd George zaproponował najdogodniejszą dla bolszewików formułę rozejmu. Marszałek Wilson był zdumiony zarówno ową formułą, jak i samym sposobem rozmowy premiera z tą, jak określił w swoim dzienniku Kamieniewa i Krasina, „łajdacką parą kanalii” (a villainous pair of scoundrels). Wiemy już, że Wilson nie był specjalnym sympatykiem Polski ani tym bardziej zwolennikiem udzielenia jej pomocy zbrojnej w sierpniu 1920 roku. Niemniej, zaraz po spotkaniu 6 sierpnia, zanotował te warte przytoczenia uwagi: „Byłem przerażony sposobem, w jaki L.G. mówił o Francuzach i odnosił się do nich przed tymi bandziorami [czyli Krasinem i Kamieniewem]. A także tym niemal służalczym nastawieniem, z jakim zabiegał 0 rosyjskie interesy i był wrogi wobec Polaków... Cały ton L.G. szokował mnie w najwyższym stopniu. Był na p r z y j a c i e l s k i e j stopie [podkr. w oryginale] z Kamieniewem i Krasinem. 1...] Było dla mnie całkiem jasne, że wszyscy trzej [Lloyd George, Kamieniew i Krasin] zakładali, i że L.G. zaaprobował, okupację Warszawy przez bolszewików”1581. Wyrazem tej aprobaty był przyjęty na spotkaniu projekt rozejmu od 9/10 sierpnia, który zatrzymałby na zajmowanych wówczas pozycjach obie armie - nacierającą na Warszawę Armię Czerwoną 1 broniące stolicy Wojsko Polskie. Ów dziesięciodniowy rozejm miałby umożliwić rozpoczęcie negocjacji polsko-sowieckich w Mińsku, na których ustalone zostałyby linia demarkacyjna oraz wstępne warunki pokoju. W tym czasie Wielka Brytania zobowiązałaby się wstrzymać wszelką pomoc dla Polski, w tym transport sprzętu wojennego przez Gdańsk, skłonić Francję do podobnego postępowania i powstrzymać Polaków przed jakimkolwiek wzmocnieniem ich frontu. W celu sprawdzenia wiarygodności tej oferty strona sowiecka miała otrzymać możliwość nieograniczonego kontrolowania portu gdańskiego i, jak to podpowiedział Hankey, wszystkich polskich połączeń kolejowych z zagranicą. Do noty wręczonej Kamieniewowi nie weszło jednak analogiczne żądanie pod adresem strony sowieckiej: aby ta dopuściła jakąś formę kontroli
alianckiej czy polskiej na zapleczu frontu Armii Czerwonej. Wielka Brytania przyjmowała zatem na siebie rolę gwaranta, że Warszawa będzie biernie oczekiwać na decyzję Lenina: czy zawrzeć pokój (i na jakich warunkach), czy raczej Polskę dobić przy użyciu wzmocnionych w czasie rozejmu oddziałów Armii Czerwonej. Moskwa miała udzielić odpowiedzi na tę propozycję do 8 sierpnia. Przekazując następnego dnia te warunki w depeszy do Rumbolda, premier zobowiązywał posła brytyjskiego do twardego ultimatum wobec polskiego rządu: albo akceptuje ową formułę, którą Lloyd George przedstawił Kamieniewowi, albo Wielka Brytania nie udzieli już Polsce żadnej pomocy^.
Generał Maxime Weygand na fotografii z 1930 roku.
Rumbold miał dość. Szykował poselstwo do ewakuacji do Poznania. Widział z bliska realne zagrożenie bolszewickim najazdem. Pisał w desperacji do swej córki: „W rzeczywistości cała ta sprawa jest bardzo tragiczna... Zastanawiamy się, co nasz rząd zamierza zrobić... Został oszukany przez bolszewików i przełknął więcej brudu [w negocjacjach z nimi], niż może to wyjść na zdrowie komukolwiek. Powinien wypowiedzieć wojnę Rosji... Ale - czy wypowie?”^. Zamiast takiej decyzji, Rumbold musiał odebrać kolejne polecenie z Downing Street, którego nie
rozumiał i nie akceptował. Tymczasem cudowna formuła rozejmu, podyktowana 6 sierpnia w Londynie, nie zadziałała i Armia Czerwona kontynuowała przez cały czas swoje natarcie już wprost na Warszawę. A Lloyd George, po spotkaniu z Millerandem 8-9 sierpnia w Hythe, zaproponował Polsce jedynie specyficzną „pomoc militarną”. Miała ona polegać na odebraniu naczelnego dowództwa Józefowi Piłsudskiemu, przygotowującemu właśnie ostatnie rozkazy do obrony stolicy, i przekazaniu zwierzchnictwa nad Wojskiem Polskim generałowi Weygandowi. Jeśli Polacy przyjmą takie zalecenie zachodnich aliantów i wykażą ducha walki przynajmniej dwudziestu dwóch swoich dywizji, choćby na linii Wisły, to zachodnie mocarstwa (Francja i Wielka Brytania) nie przyślą im co prawda żadnych żołnierzy czy samolotów, ale zobowiążą się „wywrzeć presję” na Rosję sowiecką, żeby ta „uszanowała polską niepodległość”. Lloyd George wciąż jednak podkreślał, że nie będzie to potrzebne, gdyż powinny się w końcu zacząć pokojowe układy polsko-sowieckie w Mińsku. Krótko mówiąc, poseł brytyjski w Warszawie miał tym razem przekazać rządowi polskiemu komunikat: wyrzućcie Piłsudskiego, a wtedy rozważymy jakieś formy „nacisku” na Rosję sowiecką. Najlepiej jednak podpiszcie jak najprędzej pokój z Moskwą - taki, na jaki zasłużyliście^. Tę sytuację Rumbold skomentował w liście do swej macochy wysłanym już po ewakuacji poselstwa z Warszawy do Poznania. Stwierdzał, że chce już wreszcie wyjechać z tego kraju, w którym nie może pełnić misji w zgodzie ze swoim zawodowym kodeksem. Foreign Office został całkowicie pozbawiony wpływu na brytyjską politykę wobec sowiecko-polskiego kryzysu. „Prowadzona tak jak obecnie, ponad głową Foreign Office, służba dyplomatyczna nie jest już miejscem dla człowieka uformowanego przez właściwą tradycję, w istocie obawiam się, czy służba temu rządowi jest odpowiednim zajęciem dla dżentelmenów”^62^. Na wspomnianym spotkaniu „ostatniej szansy” dla Polski, które 8 i 9 sierpnia Lloyd George odbył z Millerandem w pałacu Lympne w Hythe nad kanałem La Manche, ustalone zostało, że sojusznicy „nie ogłoszą ostatecznego zerwania z Rosją” (czyli przerwania rozpoczętych w Londynie negocjacji z Kamieniewem), dopóki nie będzie znany wynik polsko-sowieckich rozmów rozejmowych, które miały się rozpocząć w Mińsku. Kiedy „wyjaśniłoby się”, że warunki rozejmu, które narzuca strona sowiecka, są sprzeczne z niepodległością Polski okrojonej do jej etnograficznych granic (czyli takich, jakie wskaże Moskwa), a strona polska spełniłaby oczekiwania wymienione w instrukcjach dla Rumbolda, wówczas alianci rozważą możliwość wprowadzenia blokady Bałtyku. Zastrzeżono jednak od razu, że blokada może się okazać niemożliwa, jeśli Finlandia nie użyczy swoich portów i lotnisk, a już na pewno, jeśli Gdańsk wpadnie w ręce wroga, czyli sowieckie. Na żądanie Milleranda pojawiła się także wzmianka o możliwości wznowienia misji pomocniczej aliantów u boku generała Wrangla na Krymie. Zatem: jeśli Rosja sowiecka otwarcie przystąpi do likwidacji państwa polskiego (tak jakby już tego nie robiła, atakując bezpośrednio polską stolicę!), zachodni alianci może spróbują zablokować sowiecką flotę na Bałtyku, ale raczej z góry przewidują, że to im się nie uda. Może za to pozwolą przedłużyć agonię „białej Rosji” na Krymie. Taki, a nie inny był wydźwięk decyzji, do których ograniczyli się Lloyd George i premier Francji podczas ostatniej konferencji przed szturmem do Warszawy przez Armię Czerwoną^63! W takim też kontekście, poprzez kolejne ustępstwa, udawane groźby wobec Moskwy oraz stały nacisk na Warszawę, można lepiej odczytać tę decyzję, którą przedstawiłem już w poprzednim rozdziale: decyzję Lloyda George’a, by uznać warunki dla Polski, jakie Lew Kamieniew
przedstawił w parlamencie brytyjskim 10 sierpnia, za wystarczające. Wystarczające dla samej Polski, która miała je przyjąć, a także dla Wielkiej Brytanii, by kontynuować w Londynie rozmowy z delegacją sowiecką najwyższego szczebla na temat nowego porządku politycznogospodarczego w Europie. Przypominam, iż były to warunki oznaczające sowietyzację Polski. Świadczyło o tym najdobitniej przedstawione przez Kamieniewa żądanie demobilizacji Wojska Polskiego do zaledwie pięćdziesięciu tysięcy żołnierzy (z aktualnego pułapu około dziewięciuset tysięcy) i przejmowania jego uzbrojenia przez „milicję obywatelską”, czyli zalążek polskiej Armii Czerwonej, tworzony już zresztą na zapleczu sowieckiego frontu. Linia rozejmu miała być ustalona w tym miejscu, gdzie stały w danym momencie wojska, to znaczy na przedmieściach Warszawy. I te warunki Lloyd George nakazał posłowi brytyjskiemu w Warszawie zalecić rządowi polskiemu do przyjęcia jako słuszną, popieraną przez Londyn, podstawę pokoju między Rosją sowiecką a Polską6641. Generał Percy Radcliffe, brytyjski współkierownik militarnej części misji międzyalianckiej w Polsce, naocznie mógł przekonać się 11 sierpnia, jak przygnębiające wrażenie wywarła w Warszawie ta decyzja jego rządu, oznaczająca faktyczne oddanie Polski na pastwę Armii Czerwonej. „To, że [polski] rząd i armia walczyły niezałamane w tych warunkach, jest na pewno wartym odnotowania osiągnięciem” - zauważył w swym raporcie, pisanym już 1 września 1920 roku6654 Tymczasem nawet jeszcze 17 sierpnia, kiedy gazety informowały o bezpośrednim szturmie Armii Czerwonej do Warszawy i o krzepnącej polskiej obronie, rząd brytyjski trwał na stanowisku, iż „powinien czekać, dopóki sytuacja w Polsce nie rozwinie się na tyle, by mogła zostać w pełni stwierdzona dobra wiara lub jej brak ze strony rządu bolszewickiego”6661. Hankey nie miał wątpliwości: decyzja premiera z 10 sierpnia była słuszna. Pisał o tym do niego pięć dni później, kiedy Lloyd George wybierał się już na polityczne wakacje do Lucerny (wyjechał 18 sierpnia), gdzie chciał przekonać do swej polityki kapitulacji wobec Moskwy także włoskiego premiera Giovanniego Giolittiego. Słowa Hankeya miały go w tym zamiarze utwierdzić: „Nasze stanowisko [w sprawie Polski] wydaje mi się słuszne, logiczne, poprawne, odzwierciedlające przekonanie opinii publicznej naszego kraju i doskonale nagłośnione w prasie. Byłoby bardzo niesprawiedliwe wobec Polski pozwolić jej żywić jakiekolwiek iluzje i pozostawić jej jakieś wątpliwości co do naszej rzeczywistej postawy”6671. Hankey martwił się tylko, że stanowisko Francji, która 11 sierpnia zdecydowanie odcięła się od polityki appeasementu wobec Moskwy, może spowodować spadek zaufania bolszewików do zachodnich mocarstw, a zatem zniweczyć wciąż żywione przez Lloyda George’a nadzieje na rozmowy polityczne w Londynie. Ubolewał także, iż 10 sierpnia nie obiecano Kamieniewowi, że Wielka Brytania będzie gwarantowała rozbrojenie Polski - taka obietnica mogłaby podtrzymać zaufanie wysłanników Lenina. Teraz, jeśli Polacy odmówią spełnienia sowieckich warunków, Wielka Brytania powinna ostatecznie umyć ręce i wycofać d’Abernona i generała Radcliffe’a z Polski6681. Dwudziestego sierpnia trudniej było podtrzymać takie stanowisko. Polska wygrała samodzielnie wielką bitwę z Armią Czerwoną pod Warszawą. Wiadomości o klęsce sowieckiej operacji i odwrocie Armii Czerwonej docierały zarówno kanałami dyplomatycznymi - od d’Abernona i od Rumbolda, jak i drukowane w brytyjskiej czy francuskiej prasie. Już z Lucerny, gdzie dołączył do premiera, Hankey pisał do Rumbolda, iż cieszy się, że nadzieje posła
brytyjskiego w Warszawie się spełniły i że Polacy jednak zmobilizowali się na tyle, by odeprzeć najazd sowiecki od bram swojej stolicy. Przyznał, że osobiście w to nie wierzył, „ale z tak emocjonalnymi ludźmi jak Polacy wszystko jest możliwe”1691. Już jednak tego samego dnia stworzył w liście do lorda d’Abernona taką interpretację polityki prowadzonej przez swego premiera, która pozwalała mu raz jeszcze złożyć sobie samemu (i Lloydowi George’owi) gratulacje: to oni uratowali Polskę i Europę, wysławszy misję aliancką do Warszawy. Brytyjscy doradcy zmusili wreszcie Polaków do skutecznej obrony... Teraz jednak mają nowe zadanie, bowiem - jak pisał Hankey - premier obawia się, żeby Polacy nie zrobili się zbyt nieustępliwi w stosunku do bolszewików. Trzeba ich zmusić do jak najszybszego podpisania pokoju z Leninem, najlepiej na warunkach, które Wielka Brytania podsuwała już jako „sprawiedliwe, logiczne, poprawne” - czyli takich, które będą odpowiadały Moskwie. Pięć dni później Hankey raz jeszcze gratulował d’Abernonowi, tym razem w imieniu samego Lloyda George’a, zwycięstwa w bitwie warszawskiej. Do tego dołączona była osobista nota premiera do d’Abernona jako zbawcy Polski1701. Premier Wielkiej Brytanii nie mógł przyznać, że Polacy byli w stanie coś zrobić dobrze sami. Mogli zostać tylko ocaleni przed nimi samymi dzięki światłym radom z Londynu. Lloyda George’a zaślepiała jego głęboko zakorzeniona uraza do Polaków, którzy wciąż komplikują mu plany i psują piękne schematy europejskiego ładu, ustalonego z członkami bolszewickiego Politbiura.
Lord d’Abernon, lider brytyjskiej części misji sojuszniczej w Warszawie w 1920 roku. Fotografia niedatowana.
Dodam jednak, że sam odbiorca powinszowań premiera lord d’Abernon w swoich listach z Warszawy wysyłanych już po zwycięstwie podkreślał, że wygrana jest zasługą polskich żołnierzy i ich dzielnej walki, a także tego, kto ustalił mądry plan strategiczny operacji warszawskiej. Nie rozstrzygał, czy był to Piłsudski, czy szef sztabu generał Tadeusz Rozwadowski, czy jeszcze ktoś inny, ale nie pozostawiał wątpliwości, że był to ktoś z polskiego naczelnego dowództwa. Sam sobie zasługi nie przypisywał, był zbyt blisko bitwy warszawskiej, żeby nie wiedzieć, kto ją wygrał^. Także Churchill nie miał wątpliwości. Swoje pesymistyczne memorandum z końca lipca, kiedy zakładał nieuchronny upadek Polski, opatrzył pod koniec sierpnia dopiskiem: „Odłożone [do archiwum]. Szczęśliwie zdezaktualizowane przez wypadki. Polska uratowała sama siebie swoimi wysiłkami i, mam nadzieję, uratuje Europę swoim przykładem”^. Churchill apelował raz jeszcze do premiera, żeby ten ostatecznie zerwał rozmowy z Kamieniewem i Krasinem. Ich zła wola była już trudna do ukrycia - nawet przed najmocniej zamykającymi na nią oczy członkami brytyjskiego rządu (tym bardziej że
potwierdzały ją kolejne, odszyfrowane przez specjalistów z Royal Navy, coraz bardziej bulwersujące depesze, które w sierpniu kursowały między delegacją sowiecką a moskiewską centralą). Teraz Churchill pisał wprost: „Nikt nigdy nie myślał, że rosyjskie warunki dla Polski [z 9 sierpnia, przedstawione w brytyjskim parlamencie następnego dnia], nawet w formie, w jakiej zostały nam zaprezentowane, były uczciwe czy rozsądne”^. Co więcej, zwycięstwo Polaków minister wojny pozwolił sobie potraktować jako szansę na powrót do swojej idei walki z Rosją sowiecką. Bolszewicy nie mają ani żywności, ani żadnych korzystnych perspektyw handlowych, na jakie powołują się zwolennicy rokowań z nimi - przekonywał znów premiera. Jeśli chcemy handlu, postawmy na Wrangla, który jeśli mu pomożemy, wkrótce wyjdzie ze swego krymskiego przyczółka i opanuje Zagłębie Donieckie z jego węglem i surowcami mineralnymi. Z kolei Ukraińcy, dysponujący największym „spichlerzem” Europy Wschodniej, „nigdy nie pozwolą, żeby ich zboże zostało ukradzione przez bolszewików, kiedy mogą je wyeksportować na Zachód przez cywilizowaną i zwycięską Polskę”^. Lloyd George walczył jeszcze rozpaczliwie. Przecież przekonywał włoskiego premiera w Lucernie, że konferencja, której celem jest ustanowienie „normalnych stosunków” z Rosją sowiecką, jest wciąż potrzebna. Jeśli Francja już na pewno taką konferencję musiałaby zbojkotować, to Giolitti zobowiązał się wysłać włoskiego reprezentanta na rozmowy polityczne z delegacją Lenina. Premier włoski poinformował przy okazji Lloyda George’a, że właśnie zaprosił do Rzymu przedstawiciela Rosji sowieckiej. Wielka Brytania i Włochy miały razem (z Rosją Lenina!) izolować Francję... Zniecierpliwiony Lloyd George mówił 22 sierpnia do Giolittiego, „że najpierw trzeba usunąć Polskę z drogi” (that it was first necessary to get Poland out of the way), prowadzącej do politycznej konferencji Wielkiej Brytanii, Włoch i Rosji sowieckiej w Londynie... Ponieważ wiadomo już było powszechnie, także z prasy brytyjskiej, że strona sowiecka wykluczała ponad wszelką wątpliwość niepodległość kraju nad Wisłą, obaj premierzy musieli odnieść się w swojej dyskusji w Lucernie do tego faktu, a także do zwycięstwa Polaków w bitwie warszawskiej. Cynizm poniższej wymiany zdań jest tak porażający, że aby weń uwierzyć, trzeba przytoczyć oficjalny zapis tej rozmowy, sporządzony przez obecnego przy niej Hankeya: „Signor Giolitti powiedział, że to jest właściwy moment dla Polaków, żeby nalegali na niepodległość, to jest, kiedy odnieśli akurat zwycięstwo. Pan Lloyd George powiedział, że mogą tego nie zrobić [tylko chcieć walczyć dalej z Rosją sowiecką]. Jeśli Polacy nie zawrą pokoju [zgodnie z warunkami «zatwierdzonymi» przez Lloyda George’a 10 sierpnia], to właściwą polityką będzie nieinterweniowanie w tę walkę. Signor Giolitti powiedział, że byłoby dobrze dać Polakom znać, że teraz, kiedy ich miłość własna została już zaspokojona, powinni zaprzestać walki”^. A więc wcześniej nie było sensu nalegać na niepodległość Polski - rzecz stała się aktualna dopiero wtedy, kiedy sami Polacy wygrali militarne starcie z Armią Czerwoną. To zostało bez ogródek stwierdzone w rozmowie premierów brytyjskiego z włoskim, dwanaście dni po tym, kiedy ten pierwszy zarekomendował Warszawie rezygnację z niepodległości. Nie mniej istotna jest sugestia, że głupi Polacy stoczyli tę całą bitwę o swoją stolicę wyłącznie po to, żeby zaspokoić „miłość własną”. Już ją zaspokoili, zatem powinni natychmiast przestać walczyć z Armią Czerwoną, przestać wyganiać ją z polskiej ziemi, odpychać na bezpieczny dystans od polskiej stolicy. Przypomnę: 22 sierpnia Armia Czerwona wciąż była zaledwie sto kilometrów od Warszawy.
Jeńcy radzieccy maszerują przez Radzymin, 15 sierpnia 1920 roku.
Polska nie dała się „usunąć z drogi”. Co gorsza, powtórzę: pod nieobecność premiera w Anglii ujawnione zostały depesze, jakie w sierpniu wymieniały rząd sowiecki i jego delegacja w Londynie - dowody działalności wrogiej nie tylko wobec Polski, lecz także wobec Wielkiej Brytanii i jej rządu (między innymi finansowania przez bolszewików antyrządowej propagandy w „Daily Herald”)6761. Feldmarszałek Wilson i Churchill domagali się zdecydowanie wyrzucenia sowieckich delegatów z kraju. Wydawało się, że będą mogli dzięki temu zatrzymać probolszewicką politykę Lloyda George’a i pozyskać poparcie niektórych członków gabinetu: pierwszego lorda Admiralicji Waltera Longa, Curzona, a może nawet Austena Chamberlaina. Wierny sekretarz gabinetu Hankey donosił premierowi, że na posiedzeniu rządu 2 września przeważyło żądanie wydalenia delegacji sowieckiej z Londynu. Obawiał się jednak i przekazywał swoje obawy Lloydowi George’owi, że może to umocnić triumfującą postawę Francji i Polski, „które powiedzą: «Mówiliśmy wam, a teraz musicie ruszyć na wojnę z Rosją»”6771. O wojnie jednak nikt już poważnie nie myślał. Chyba nawet Churchill. Osłabła także działalność prosowieckich Councils of Action. Sukces Polski - odniesiony bez pomocy Wielkiej Brytanii - był faktem. Premier jednak musiał się w końcu cofnąć, zareagować na rzeczywistość, która zniweczyła jego plany. Po powrocie do Londynu odbył 10 września ostatnią rozmowę z Kamieniewern Ostentacyjnie krytykował go teraz w najostrzejszych słowach. Kamieniew
ułatwił sytuację, oświadczając, że wraca do Moskwy1781. To był koniec marzeń o wielkiej politycznej konferencji. Zostały tylko rozmowy handlowe z Krasinem i resztą sowieckiej delegacji, zakończone układem podpisanym 16 marca 1921 roku1791.
8. Koda Układ handlowy sowiecko-brytyjski został zawarty dokładnie dwa dni przed podpisaniem w Rydze pokoju sowiecko-polskiego, który zakończył wojnę lat 1919-1920. Polska ocaliła swoją niepodległość. Rosja sowiecka potwierdzała to w formalnym traktacie, którego znaczenie omawiam w dalszej części książki. Lloydowi George’owi nie było dane doprowadzić do wielkiego układu politycznego między Moskwą a Zachodem. Nie udało mu się wystąpić w wymarzonej roli gospodarza londyńskiej konferencji pokojowej („Wersalu 2”) z udziałem wysłanników Lenina. Próba dokonania przełomu prowadzącego w tym kierunku, jaką była zwołana w kwietniu 1922 roku, z inicjatywy brytyjskiego premiera właśnie, wielka konferencja międzynarodowa w Genui, z udziałem oficjalnej delegacji sowieckiej, na której czele stał sam komisarz ludowy spraw zagranicznych Gieorgij Cziczerin, także skończyła się niepowodzeniem. Moskwa wybrała wtedy strategiczne porozumienie z Berlinem - układ w Rapallo podpisany przez Cziczerina 16 kwietnia 1922 roku. W październiku tego samego roku kryzys wewnętrzny w koalicji rządowej, rezygnacja konserwatywnej większości z dalszej współpracy z koalicyjnymi liberałami położyły kres sześcioletniej karierze Lloyda George’a na stanowisku premiera. W ciągu pozostałych dwudziestu trzech lat życia „walijski czarodziej” nie miał już objąć żadnej funkcji rządowej. Stary lord Balfour wrócił jeszcze do gabinetu Stanleya Baldwina w latach 1925-1929 na honorowe miejsce lorda prezydenta Rady. Do spraw Europy Wschodniej, jak niemal do wszystkich innych, zachowywał dystans - do końca. Umarł w 1930 roku. Lewis Namier pozostał historykiem. W swoich esejach zajmował się jednak, jako komentator polityczny, regionem, którego mapy rysował w latach 1917-1920. O Polsce pisał z coraz mniejszym gniewem i uprzedzeniem. Przyjął pod wpływem swej drugiej żony, Rosjanki, chrześcijaństwo (w Kościele anglikańskim), co odsunęło go od syjonizmu. Bronił wciąż swego „dziecka”, linii Curzona, ale jednocześnie pisał o losie zagrożonej, a potem zniszczonej przez III Rzeszę i Związek Sowiecki II Rzeczypospolitej ze współczuciem. Należał do najbardziej stanowczych krytyków polityki appeasementu, prób „ugłaskiwania” Hitlera w latach 1936-1939 kolejnymi ustępstwami kosztem krajów Europy Wschodniej. Był uważany za najbardziej zaciekłego germanofoba w poważnej publicystyce brytyjskiej tych lat111. Umarł w 1960 roku. Philip Kerr zrezygnował z bezpośredniego wpływu na politykę wobec Europy Wschodniej już we wrześniu 1920 roku. Czynił to z pewną melancholią, którą przejmująco wyraża list, jaki wysłał wtedy do swego premiera, do Lucerny. Kerr udawał się na początku września na odpoczynek do swojej rodzinnej Szkocji po kilkunastu miesiącach nieprzerwanej, wytężonej pracy nad układaniem nowego ładu europejskiego. Prawdziwy akuszer linii Curzona przekazywał premierowi na odjezdnym swe rady i uwagi dotyczące aktualnych spraw międzynarodowych: „Obawiam się bardzo, że sytuacja europejska jest obecnie nie do opanowania w takim sensie, w jakim jeszcze w mijającym roku uznawaliśmy, że będzie można to zrobić. Europa Wschodnia jest już poza [naszą! kontrolą, ponieważ wydaje się całkiem jasne, że tak Polacy, jak i Rosjanie pójdą swoimi drogami i nie zaakceptują przewodnictwa aliantów. [...1 Z drugiej strony, ciężar, jaki spoczywa teraz na Wielkiej Brytanii, jest tak ogromny w Irlandii, Egipcie, Mezopotamii, Indiach, a także w środowisku robotniczym w kraju, że żaden rząd nie mógłby poświęcić
wystarczającej uwagi uregulowaniu spraw europejskich. [...] Kiedy wrócisz [z urlopu w Szwajcarii], powinieneś to jasno powiedzieć Francji i Włochom, że Wielka Brytania nie zamierza brać na siebie roli Atlasa”[21. Kerr, podobnie jak wcześniej Balfour w memoriale dla prezydenta Theodore’a Roosevelta z 1909 roku, widział teraz konieczność podzielenia się odpowiedzialnością za sprawy porządku światowego z innymi imperiami. Traktował ten etap jednak tylko jako uwerturę do budowy państwa światowego. Jako głównego winowajcę wciąż nawracającej w stosunkach międzynarodowych anarchii będzie wskazywać konsekwentnie zasadę suwerenności, niepodległości „małych” państw, podstawę realizowania ich „małych nacjonalizmów”[31. Wciąż, tak jak w latach 1919 i 1920, uważał, że trzeba zaspokoić apetyty „wielkich”, a więc przede wszystkim Niemiec, aby uzyskać choćby namiastkę porządku. Odwiedził Hitlera w 1935 i 1937 roku. Był entuzjastą appeasementu realizowanego kosztem Czechosłowacji przez rząd Neville’a Chamberlaina jesienią 1938 roku. Pisał wtedy, że „nie bardzo żałuje Czechów”. Ideologii Hitlera nie doceniał i nie rozumiał specyfiki totalitarnego państwa, tak jak wcześniej nie doceniał znaczenia ideologii i agresywnego postępowania totalitarnej Rosji sowieckiej. Dopiero w marcu 1939 roku zdecydował się przeczytać w całości Mein Kampf. Wtedy też, po ostatecznym rozbiorze Czechosłowacji, porzucił złudzenia co do polityki appeasementu wobec totalitarnego agresora^. To pozwoliło mu chyba lepiej wywiązywać się z funkcji ambasadora Zjednoczonego Królestwa w Waszyngtonie, którą pełnił od września 1939 roku do przedwczesnej śmierci w grudniu 1940 roku. Drugi z powierników Lloyda George’a - Maurice Hankey - służył także następnym premierom, jako sekretarz kolejnych gabinetów, aż do 1938 roku. Za zasługi podniesiony został w następnym roku do godności barona, a w rządzie wojennym Churchilla pełnił nawet (co prawda drugorzędne) funkcje ministerialne do roku 1941. W sprawach wschodnioeuropejskich wypowiadał się już rzadko. Ostatnią interesującą uwagę na ten temat można znaleźć w jego dzienniku z czerwca 1944 roku, gdzie zrelacjonował swoją rozmowę z innym, trzecioplanowym, bohaterem tej książki, generałem Janem Smutsem. Znów chodziło o „polsko-rosyjski spór” w kontekście nowego porządku światowego, jaki miał się wyłonić po zakończeniu drugiej wojny światowej. Tym razem, jakby nie pamiętając swoich uwag sprzed dwudziestu czterech lat, Hankey ze zgrozą stwierdzał, że Rosja Stalina chce zabrać, jak to ujął, „jedną trzecią Polski, jedną trzecią polskiej ludności [chodziło przecież o te tereny i tę ludność, które Hankey uważał w 1920 roku za absolutnie Polsce nienależne...], a także wszystkie kraje bałtyckie”, z pogwałceniem założeń formalnie przyjętej przez Stalina Karty Atlantyckiej. Dodał do tego pełną pesymizmu uwagę: „Jeśli pierwsza sprawa, jaką ma rozstrzygać układ pokojowy [czyli kwestia polskiej granicy wschodniej], ma być zdecydowana natychmiast dlatego, że Rosjanie są już w Polsce, ma być zdecydowana jednostronnie, i to siłą, to jaka jest nadzieja na rozumne rozstrzygnięcie pozostałych trzydziestu czy więcej kwestii, które trzeba uzgodnić w układzie pokojowym? I jaka jest nadzieja, że Brytania, USA i Rosja będą mogły trzymać się razem po wojnie?”[51. Hankey żył jeszcze długo. Umarł w styczniu 1963 roku, dziewięć dni po setnej rocznicy urodzin swego „pierwszego” premiera, Lloyda George’a. Kiedy Hankey rozdzierał szaty nad rozbiorem Polski dokonywanym siłą przez Stalina, „jego” ostatni premier - Winston Churchill - tak w 1920 roku współczujący Warszawie zagrożonej przez bolszewików, już zdążył ten rozbiór zaakceptować na spotkaniu ze Stalinem i prezydentem
Franklinem Delano Rooseveltem w Teheranie na przełomie listopada i grudnia 1943 roku. To wtedy właśnie Stalin powołał się, jakże skutecznie, na linię Curzona z noty sporządzonej przez Kerra w lipcu 1920 roku i uznawanej wówczas za oczywistą także przez Hankeya. Były sekretarz gabinetu Lloyda George’a miał tym razem jednak pełną świadomość, że w istocie o tych zmianach terytorialnych, o losie całych narodów Europy Wschodniej, decyduje wyłącznie naga siła agresywnego, totalitarnego imperium. I brak skutecznego oporu, w imię zasad (zasad Karty Atlantyckiej w tym wypadku), ze strony mocarstw zachodnich. Teraz tego nie pochwalał ani nie usprawiedliwiał. Może dlatego, że zmieniła się jego perspektywa: już nie patrzył na politykę od środka. Był jej zewnętrznym obserwatorem. Lord Curzon, którego nazwisko (tak niesłusznie) połączono z nowym terytorialnym porządkiem wprowadzanym przez Stalina w latach 1943-1945 w Europie Wschodniej, od dawna już wówczas nie żył. W 1922 roku, po odejściu Lloyda George’a, pozostał kierownikiem Foreign Office w nowym rządzie sformowanym przez Bonara Lawa. Kiedy ten ustąpił w następnym roku, ambicje Curzona, by zostać nowym premierem, nie zostały zaspokojone. Lord Balfour zasugerował królowi i liderom konserwatywnej większości innego kandydata: Stanleya Baldwina. Curzon służył więc nadal jako formalny kierownik brytyjskiej polityki zagranicznej, a w końcu lord prezydent Rady. Zmarł w marcu 1925 roku. Nie musiał się więc mierzyć z doświadczeniem nowego appeasementu lat 1936-1939 ani tym bardziej z budową nowego ładu światowego po kolejnej wielkiej wojnie. Tym, jak już wspomniałem, zajmował się jego szczęśliwszy kolega z gabinetu Lloyda George’a - Winston Churchill. Wobec istniejącej ogromnej literatury przedmiotu nie ma tu jednak potrzeby omawiania jego roli podczas kolejnych spotkań ze Stalinem i targów o ostateczny kształt Europy Wschodniej w Teheranie, Jałcie, Poczdamie, ani potem jako proroka zimnej wojny, zapowiadającego ją w mowie o żelaznej kurtynie, zapadającej od Szczecina do Triestu1^. Wspomnieć trzeba jeszcze koniecznie sir Horace’a Rumbolda. We wrześniu 1920 roku był już bardzo zmęczony. Jego wnioski i rady kierowane do Londynu odbijały się jak od ściany. W dodatku musiał jeszcze usprawiedliwiać wobec centrali Foreign Office dalsze operacje Wojska Polskiego (operację niemeńską) w walce z Armią Czerwoną, których celem było nie zaspokojenie „polskiego imperializmu”, ale uniemożliwienie powtórnego ataku sowieckiego na Warszawę. Narażał się tymi usprawiedliwieniami tylko na krytykę^7! Z ulgą przyjął więc przekazaną mu pod koniec września decyzję lorda Curzona, iż zostanie mianowany wysokim komisarzem Zjednoczonego Królestwa w Konstantynopolu. Wydaje się, że pośrednio jego wrażenia z opuszczanej placówki można poznać dzięki (niezwykle bliskiemu raportom Rumbolda z 1920 roku) obszernemu listowi Reginalda H. Hoare’a, nowego pierwszego sekretarza poselstwa w Warszawie. Pismo skierowane zostało do Kerra, czyli wciąż - za jego pośrednictwem - do Lloyda George’a, 17 marca 1921 roku, dokładnie w przeddzień podpisania traktatu ryskiego, a dzień po zawarciu w Londynie sowiecko-brytyjskiego układu handlowego. Hoare streszczał w nim pretensje Polaków do Londynu - o niezrozumienie ich roli w Europie Wschodniej i ich woli utrzymania niepodległości od obydwu wielkich sąsiadów, o opuszczenie Polski w kryzysie lata 1920 roku. List kończył się taką ogólną uwagą: „Polacy oczywiście popełnili wiele głupstw i wykazali się perwersyjnym talentem w nagłaśnianiu tych głupstw oraz ukrywaniu przed opinią publiczną poważnej rzeczywistej pracy, jaka została wykonana w tym kraju, pomimo gigantycznych trudności. Pamięć wspaniałej przeszłości była prawdopodobnie
głównym czynnikiem, który podtrzymał świadomość narodową: posłużyło to wielkiej sprawie i nie może być słusznie potępione, nawet jeśli prowadzi to do oskarżania Polaków 0 «buńczuczność»’,[8]. Rumbold opuszczał Warszawę ze świadomością, że śmiertelnym zagrożeniem europejskiego ładu może być nie owa, czasem drażniąca też jego, „buńczuczność” Polaków ani nie uporczywe przywiązanie do niepodległości, nazywane tak chętnie w Londynie polskim imperializmem, ale raczej realny, reprezentowany przez czteromilionową Armię Czerwoną imperializm, w nowej sowieckiej odmianie. Rumbold wyjeżdżał z Polski na pewno zmęczony, ale bogaty w doświadczenia, które jeszcze wykorzysta. W roli wysokiego komisarza w Konstantynopolu podpisywał w imieniu Imperium Brytyjskiego traktat lozański z Turcją w 1923 roku. Służył potem jako ambasador Zjednoczonego Królestwa w Madrycie (1924-1928), a w końcu w Berlinie. Tam widział, jak Hitler dochodził do władzy. Był pierwszym dyplomatą brytyjskim, który dostrzegł skalę tego niebezpieczeństwa. Bardzo szybko zrozumiał istotę totalitarnej ideologii opartej na kulcie przemocy, zachęcającej do nieograniczonej agresji. Doskonale pojął, że nie da się zwolenników takiej ideologii „zaspokoić” żadnymi ustępstwami, na które cywilizowana władza mogłaby się zgodzić. To właśnie przekonanie wyłożył w kwietniu 1933 roku w swoim raporcie z Berlina do centrali Foreign Office. To polityczny testament sir Horace’a: wielki sprzeciw wobec appeasementu1^. Rumbold umarł w 1941 roku, widząc skutki ustępstw wobec totalitarnych agresorów, przed którymi ostrzegał. David Lloyd George okazał się najbardziej konsekwentnym obrońcą tych ustępstw. Inaczej niż Kerr i Hankey, nie zmienił zdania nawet po wybuchu drugiej wojny światowej. Do Polski także, inaczej niż Namier, odnosił się do końca, niezmiennie, z nieukrywaną wrogością. Był najgorętszym rzecznikiem polityki appeasementu wobec Hitlera. Dawał temu wyraz w swych licznych artykułach i wystąpieniach w Izbie Gmin w latach 1933-1939, a także podczas osobistej pielgrzymki do kwatery Führera w Berchtesgaden we wrześniu 1936 roku. Z jeszcze większym podziwem opisywał po tej wizycie pozytywne przemiany, jakich w Niemczech dokonał Hitler George Washington III Rzeszy... Kiedy w marcu 1939 roku rząd Neville’a Chamberlaina postanowił zrezygnować z polityki appeasementu wobec Hitlera 1 udzielił gwarancji Polsce, Lloyd George zaprotestował. Stwierdził, że trzeba było poprosić najpierw o poparcie Stalina. 3 kwietnia 1939 roku w charakterystyczny dla niego sposób starł się z Churchillem na przyjęciu u sowieckiego ambasadora w Londynie Iwana Majskiego. Kiedy Churchill cieszył się z zerwania z polityką appeasementu, Lloyd George zaczął w obecności Majskiego podkreślać rzekomo beznadziejną słabość polskiej armii. Miało to uwypuklić głupotę decyzji brytyjskiego rządu, który chce udzielać gwarancji tak niezdolnemu do obrony państwu jak Polska. Polacy muszą czymś, a więc rozbiorem swojego terytorium, powrotem do linii Curzona, zapłacić za ewentualną pomoc Rosji (Związku Sowieckiego) przeciw Niemcom. To chciał przypomnieć z doświadczeń z 1920 roku dawny brytyjski premier^. We wrześniu 1939 roku, kiedy Hitler i Stalin, zgodnie z porozumieniem, jakie 23 sierpnia w ich imieniu zawarli Ribbentrop i Mołotow, napadli na Polskę, Lloyd George w swoich artykułach prasowych był w stanie potępić tylko ofiarę. Na próbę polemiki ze strony polskiego ambasadora w Londynie Edwarda Raczyńskiego odpowiedział jeszcze brutalniej. Choć Wielka Brytania już 3 września wypowiedziała formalnie wojnę Hitlerowi, ekspremier ogłosił, że
Brytyjczycy nie powinni walczyć o odbudowę Polski w jej „niesprawiedliwych” granicach ani 0 przywrócenie władzy „skompromitowanego reżimu”. 3 października, kiedy ostatnie oddziały Wojska Polskiego prowadziły jeszcze regularną walkę przeciwko Wehrmachtowi i Armii Czerwonej, Lloyd George wystąpił przed Izbą Gmin z apelem o rozważenie możliwości zawarcia pokoju z Hitlerem - już (znowu) na trupie zniszczonej właśnie Polski. Nawet Jan Smuts, tak niechętny wcześniej Polsce, był wystąpieniem Lloyda George’a zbulwersowany, nawet on nie wierzył w szczerość intencji pokojowych Hitlera po wrześniu 1939 roku. Zachwycony wystąpieniem byłego premiera był natomiast doktor Joseph Goebbels[111. Może gdyby Lloyd George odzyskał swój fotel szefa imperialnego gabinetu, mogłaby się odbyć w końcu wielka konferencja w Londynie - nie w sierpniu 1920, ale w grudniu 1939 czy w styczniu 1940 roku. Tyle że tym razem nie z Kamieniewem i Krasinem, ale z Mołotowem 1 Ribbentropem jako partnerami. Może uratowałoby to setki tysięcy Brytyjczyków przed śmiercią w nowej Wielkiej Wojnie? Wiemy, że na pewno nie uratowałoby dziesiątków tysięcy polskich cywilów, którzy już wtedy, przed końcem 1939 roku, zostali zamordowani przez żołnierzy Hitlera i Stalina. Czy uratowałoby pokój światowy i „zaspokoiłoby” hitlerowskie Niemcy oraz stalinowską Rosję? To pytanie, na które historia nie może udzielić ostatecznej odpowiedzi, choć dostarcza wiele przesłanek, by postawić przy takiej hipotezie bardzo dużo niewiadomych. Wiemy na pewno, że Lloyd George wciąż wierzył w appeasement. W 1940 roku premierem już jednak nie został, był tylko doskonałym kandydatem na brytyjskiego Petain^121. Nowy premier Winston Churchill dokonał innego wyboru. Zdecydował się na walkę, a nie na appeasement; przynajmniej wobec Hitlera. Paradoksalnie to Churchill, a nie Lloyd George, stanie się symbolem kolejnego rozdziału w historii prób „zaspokajania” - wobec imperium sowieckiego, wobec Stalina. Konferencja wielkiej trójki w Jałcie w lutym 1945 roku to ostatnie wielkie wydarzenie polityczne, które Lloyd George mógł odnotować w roli widza. Może z satysfakcją: „a nie mówiłem”? Jałty i oddania Europy Wschodniej Stalinowi już jednak nie komentował. Umarł w marcu 1945 roku. Kiedy rozważa się raz jeszcze motywację polityki, którą wybrał i reprezentował jako premier Wielkiej Brytanii już w latach 1919-1920, najpierw wobec pokonanych Niemiec, potem wobec Rosji sowieckiej, trudno nie dojść do wniosku, że najważniejsza była tu obawa przed nową wojną, przed nowymi ofiarami. Doświadczenie Wielkiej Wojny wstrząsnęło świadomością całych społeczeństw. Hasło „nigdy więcej wojny” brzmiało podówczas donośniej niż kiedykolwiek. Ono dawało najmocniejszą, demokratyczną w istocie legitymację wszelkim wysiłkom podejmowanym przez rządy, by widmo wojny odsunąć - przynajmniej od własnego kraju, od swoich obywateli. Potrzeba odbudowy ekonomicznej po gigantycznym wysiłku finansowym, który trzeba było ponieść, aby osiągnąć zwycięstwo w czteroletnich militarnych zapasach na światową skalę - to był drugi, także oczywisty, powód poszukiwania najkrótszych, najprostszych sposobów na ograniczenie kosztów polityki zagranicznej, aby móc skupić się na sprawach, które bezpośrednio interesowały masy obywateli: chleb, praca, mieszkania, opieka nad inwalidami wojennymi. Pokój i ekonomia, czyli - zgodnie z drugim angielskim znaczeniem tego słowa - oszczędzanie, to dwa fundamenty, na których wyrosły idea i praktyka polityki appeasementu. Ale nie jedyne.
Starałem się w tej części książki pokazać, jak polityka ta była (i jest) związana ze specyficzną optyką imperialnych elit zachodniego mocarstwa, z ich poczuciem względnej (albo nawet, jak u Balfoura, nieskończonej) wyższości umysłowej i moralnej nad oglądem świata, interesami i wrażliwością innych, usytuowanych „niżej” w umysłowo-moralnej hierarchii ludów. Ze swoistą mentalną geografią, w której centrum jest Londyn, któryś z jego najbardziej elitarnych klubów, nieco dalej intelektualne centra anglosaskich dominiów (Kanady, Australii, Związku Południowej Afryki) i Stanów Zjednoczonych, następnie „cywilizowane” kraje kontynentu europejskiego - z Francją, Niemcami, Włochami, a wreszcie „dzicy”, ale poważani ze względu na swą siłę przeciwnicy - imperia rywalizujące z brytyjskim. Wśród nich - na pierwszym miejscu - znajduje się Imperium Rosyjskie. Reszta nie jest warta zmarszczki na mapie w Whitehall. Po wygraniu wojny światowej, wraz z przyjęciem obowiązków głównego współorganizatora nowego globalnego porządku, trzeba było się jednak zająć także tą nieco irytującą, coraz wyraźniej zarysowującą się na mapie „resztą”, a więc krajami, których przecież w XIX wieku nie było. Na przykład tymi, które powstały między Rosją a Niemcami... Pojawił się problem kłopotliwych detali, jakichś egzotycznych, nieznanych i niewartych zapamiętania nazw miejscowych (taki „Lemburg” na przykład), linii granicznych, które trzeba było wytyczyć. Określać takie linie dało się albo poprzez odwołanie do racial distribution, czyli stosunków etnograficznych, albo do argumentów historycznych, albo do ekonomicznych. Zawsze można się było wyręczyć znającym się na rzeczy specjalistą, jak Namier albo Wise, nie przejmując się zbytnio głosami osób ostrzegających przed możliwymi uprzedzeniami czy brakiem bezstronności takiego specjalisty. Ważne było, czy dane dostarczane przez takiego eksperta pasują do ogólnego, przyjętego z góry, schematu rozwiązania kłopotów z „nową Europą Wschodnią”, czy nie pasują. W tym pierwszym przypadku można się było na nie powołać, w drugim należało je wyrzucić do kosza. Czy jedynym kryterium politycznym był wtedy interes własny imperium? Niektórzy historycy tak właśnie interpretują stosunek Brytyjczyków do Polski w latach 1918-1920. Rosyjski badacz stwierdził na przykład, iż Polska stała się „zakładniczką swoistego rozumienia przez Lloyda George’a równowagi sił na kontynencie”^. Okrawać Polskę, żeby nie umocniła się za bardzo jako klienckie państwo Francji. Równoważyć system przez wzmocnienie pokonanych Niemiec i blokować zarazem możliwość dominacji niemieckiej poprzez dopuszczenie z powrotem do granicy z nimi Rosji, choćby nawet zwyciężyła w niej nowa ideologia. Poznaliśmy przykłady takiego rozumowania - w pamiętnym memoriale Balfoura sformułowanym już pod koniec 1916 roku - i echa takiego sposobu myślenia u wszystkich niemal przedstawianych tutaj mężów stanu. To nic nadzwyczajnego - kierować się swoimi interesami. To nawet obowiązek polityków wobec reprezentowanej przez nich wspólnoty. Można jednak dostrzec tutaj coś więcej: specyficzny nawyk imperialny do dzielenia świata na strefy interesów, do podziału wpływów między „wielkich”. Z tej perspektywy Europa Wschodnia czy, jak później to zostanie nazwane, Środkowo-Wschodnia, nie była postrzegana na ogół jako ważna dla brytyjskich interesów. To był obszar „naturalnej” dominacji Niemiec albo Rosji^. Jak tę strefę wykroić, rozgraniczyć, żeby nie zagroziło to Zachodowi (na przykład w postaci strategicznego zbliżenia między Rosją a Niemcami) - oto cały horyzont rozważań o Europie Wschodniej w Londynie... Nie, jednak nie cały. Trzeba jeszcze dostrzec reakcję na nowe wyzwanie: system ideologiczny, który rzuca otwarcie rękawicę „staremu światu” i jego moralności. Czy owa nowość jest
dostrzeżona, czy przeoczona? Jakie z jej zaistnienia wyciąga się wnioski dla praktycznej polityki? Da się tych „nowych barbarzyńców” oswoić przez handel, ucywilizować, a może kupić przez rzucenie im na pożarcie takiego kawałka ziemi (wraz z zamieszkującymi go innymi, „dalekimi ludami, o których nic nie wiemy”), który może zaspokoi ich apetyty? Nawet życzliwie nastawiony do bohatera swojej monografii autor najnowszej analizy polityki Lloyda George’a, Michael Fry, zauważa, że brytyjski premier uległ złudzeniu, gdy uwierzył, podobnie jak jego sekretarz Kerr, w schemat: „umiarkowani” bolszewicy kontra „jastrzębie”, a przede wszystkim w możliwość zapewnienia zwycięstwa „umiarkowanym” poprzez prowadzenie wobec nich polityki appeasementu. Lloyd George na pewno nie docenił aspektu ideologicznego w nowym systemie, który zapanował nad Rosją. Nie wierzył w siłę totalitarnej ideologii. Wierzył, to także ważna przesłanka strategii „zaspokajania”, w zdrowy rozsądek. Przecież ostatecznie Lenin musi kierować się nim tak samo jak on, gospodarz Imperium Brytyjskiego...1151 Dlatego nie wierzył w to (czy może tylko nie do końca wierzył, a jedynie sugestywnie udawał, iż nie wierzy?), że Rosja sowiecka może być rzeczywistym zagrożeniem dla egzystencji swoich sąsiadów, że może z powodów ideologicznych nasilić jeszcze swoją imperialną ekspansję - zarówno w Europie Wschodniej, jak i w Azji. Inny współczesny historyk brytyjski uznał jednak, że to raczej Lloyd George, a nie jego ówczesny antagonista Churchill, rozumiał potrzeby odbudowy międzynarodowego ładu po pierwszej wojnie, iż miał „szersze spojrzenie na kwestię rosyjską”1161. Nową, sowiecką Rosję trzeba było przecież wciągnąć jak najszybciej do „rodziny europejskich narodów”, a raczej - ten pogląd wydaje się tutaj powtarzać - do nowego „europejskiego koncertu mocarstw”. Oczywiście obok Niemiec. Tego wymaga „polityka realna”. Historycy brytyjscy czy amerykańscy, a wśród nich George Kennan i Henry Kissinger, wyrażający ten pogląd, podzielają przekonania Lloyda George’a: między Rosją a Niemcami nie ma nic godnego uwagi - przynajmniej z punktu widzenia strażników ładu światowego1171. Świadczy to właśnie o głębokim zakorzenieniu polityki „zaspokajania” nie w szczególnych okolicznościach czasu - lat 1919-1920 czy potem 1938 1939 albo 1944-1945, ale we wspomnianej już „geografii mentalnej” wczorajszych i dzisiejszych elit politycznych Zachodu. A może jeszcze głębiej - zaryzykuję na koniec taką hipotezę - w mrocznych odmętach ludzkiej natury. Wspomniany na wstępie tej książki Antony Lentin wyróżnił, na podstawie stosunku anglosaskich elit politycznych do Niemiec po pierwszej wojnie światowej, dwa rodzaje appeasementu: moralny i pragmatyczny. Ten pierwszy, przypomnę, opierał się na wrażeniu niesprawiedliwości, która miała dotknąć pokonanego przeciwnika: pokonanego, ale jednak godnego i uznawanego za równorzędnego. Takiemu przeciwnikowi należy się postępowanie zgodne z zasadą fair play. Trzeba więc potraktować go jak najbardziej wspaniałomyślnie. A więc nie zabierać Niemcom Górnego Śląska, Pomorza, Gdańska - bo to przecież „niesprawiedliwe”. Tak jak nie wolno zabierać Rosji sowieckiej ziem Ukrainy, Białorusi, może nawet Litwy - bo to niesprawiedliwe; to przecież należy się każdej Rosji... Appeasement pragmatyczny odwołuje się z kolei do korzyści politycznych z podzielenia się odpowiedzialnością za porządek światowy z innym mocarstwem, choćby niezupełnie demokratycznym czy „cywilizowanym”, a zwłaszcza do korzyści ekonomicznych, jakie ma przynieść wciągnięcie wielkiego państwa i jego gospodarki do obiegu globalnej wymiany
handlowej (a przy okazji - wygranie wyścigu o intratne umowy na import surowców czy eksport własnych, wyżej przetworzonych produktów do owego mocarstwa, a więc w interesującym nas przypadku do Rosji). Tu pojawia się miraż wielkich zysków, niekiedy pozostający tylko mirażem, ale zawsze budzący najżywsze, bo odwołujące się do kieszeni emocje. Wydaje się, że Lloyd George reprezentował w sprawie Europy Wschodniej i sowieckopolskiego konfliktu 1920 roku postawę, która łączyła w swym uzasadnieniu hasła moralności i pragmatyzmu. Te pierwsze wzmacniał autentyczny idealizm Philipa Kerra, jego śmiałe plany zmiany porządku światowego w taki sposób, by wyeliminować zeń groźbę wojny, projekty odgórnego obezwładnienia „małych nacjonalizmów” przez zgodę wielkich imperiów, przy której korzystano by z mądrości anglosaskiego Commonwealthu. W przekonaniu o słuszności wyboru takiego kursu politycznego utwierdzały Lloyda George’a głosy z trybuny Izby Gmin: z jednej strony entuzjastów Ligi Narodów, jak lord Cecil, z drugiej zaś - zwolenników gry fair z bolszewizmem, jak pułkownik Kenworthy. Hasła pragmatyczne niosły ze sobą z kolei podpowiedzi czy to o geopolitycznym charakterze (lorda Balfoura), czy rzekomo ekonomicznym (Edwarda F. Wise’a), albo takie, które narzucał interes państwa - z perspektywy choćby sekretarza premiera (Hankeya). W istocie jednak politykę, jaką starał się przeforsować latem 1920 roku wobec Europy Wschodniej Lloyd George, można by chyba nazwać appeasementem niemoralnym. Jego najsolidniejszą, najgłębszą podstawą było bowiem założenie, że silni mają prawo pożerać słabszych. Jeśli chcemy bronić swojej siły, mamy prawo rzucać innych, słabszych, na pożarcie silnym, agresywniejszym od nas, ale mającym legitymację klubu silnych w ręku: nagą, stosowaną w praktyce przemoc. Lloyd George chciał na wymarzonej konferencji w Londynie powiedzieć wysłannikom Rosji sowieckiej: witajcie w klubie. I miał nadzieję, że Rosja Lenina, tak jak potem Niemcy Hitlera, zaakceptuje zasady działania klubu. Że to Rosję Lenina czy Niemcy Hitlera zaspokoi, a więc ocali pokój dla świata, dla Wielkiej Brytanii. Co z tego, że po wymazaniu Polski, Czechosłowacji czy całej Europy Wschodniej z politycznej mapy kontynentu ofiary są same sobie winne. Co najwyżej drażnią jeszcze swoją obecnością gdzieś w przedpokojach prawdziwej władzy, swoim wyrzutem przemyconym na marginesie głównego nurtu publicystyki... Kiedy do siły militarnej odwołują się słabsi - jak Polacy w swej ofensywie kijowskiej z kwietnia 1920 roku - możemy ich skarcić za ich imperializm. Kiedy robią to silniejsi, „prawomocni” członkowie klubu imperiów - wtedy musimy się z tym po prostu pogodzić. I przyznać, że agresor ma prawo do agresji (jak długo nie atakuje nas samych). Publicznie powiemy jednak, że nie mamy do czynienia z żadną agresją, że to, co robi silny ze słabszym, to jego naturalne prawo, może nawet „moralne”. Pasierbica Herberta Asquitha, porównując kiedyś Churchilla i Lloyda George’a, napisała, że „Winston wiedział, kiedy zachowuje się bez skrupułów, podczas gdy Lloyd George - nie”[181. Nie wiem, czy to obserwacja prawdziwa, gdy chodzi o obu premierów, ale ta uwaga wydaje się bardzo celna w odniesieniu do Lloyda George’a i wielu innych zwolenników appeasementu. Nie ma pełnego determinizmu w kształtowaniu takiej postawy. Przykładem tutaj przywoływanym jest sir Horace Rumbold, bardzo typowy przecież „egzemplarz” imperialnego dyplomaty, przedstawiciela politycznej elity anglosaskiego mocarstwa. Potrafił on jednak dostrzec niemoralność i zarazem polityczną krótkowzroczność polityki kapitulacji wobec
totalitarnej agresji, polityki udawania, że można z systemem takim, jaki pojawił się po raz pierwszy w Rosji w 1917 roku, prowadzić business as usual. Inni bohaterowie tego rozdziału spostrzegli to dopiero później, na przykładzie Hitlera albo Stalina, w 1939 czy 1944 roku. Niektórzy nie widzą tego do dziś.
CZĘŚĆ IV POLSKIE ANEKSY I PYTANIA
1. Lewa wolna - albo o appeasemencie Piłsudskiego Kto uratował sowiecką władzę od zguby? Pierwszy raz pytanie to, skierowane retorycznie przeciw Piłsudskiemu, padło 29 listopada 1919 roku. Sformułował je generał Anton Denikin w liście do polskiego Naczelnika Państwa. Dowódca sił zbrojnych Południa Rosji, czyli głównej części armii „białej” Rosji, który został właśnie pobity przez bolszewików, wysuwał następujące zarzuty: Piłsudski świadomie wstrzymał działania Wojska Polskiego na przeciwbolszewickim froncie na przełomie lata i jesieni roku 1919, kiedy wojska „białych” szły na Moskwę. Wstrzymał, bo chciał, żeby „czerwoni” pobili „białych”, bo uznał „czerwonych” za mniejsze zło z punktu widzenia polskiego interesu narodowego. I stało się, stwierdzał Denikin. Bolszewicy mogli przesunąć z uspokojonego w ten sposób frontu przeciwpolskiego 43 tysiące „bagnetów i szabel” - poważną siłę uderzeniową, którą przetrącili kręgosłup ofensywie „białych”, a następnie zepchnęli ich na brzeg Morza Czarnego. Lenin wygrał więc wojnę domową dzięki krótkowzrocznej decyzji Piłsudskiego. Polska zapłaci za to kiedyś, dodawał złowieszczo Denikin: zapłacą jej za to sami bolszewicy lub rosyjsko-niemieckie przymierze^. Rosyjski generał-emigrant doczekał tej chwili - we wrześniu 1939 roku. Swój zarzut powtarzał w okresie międzywojennym wielokrotnie. Pierwszy raz uczynił to publicznie w ogłoszonym w Berlinie w 1926 roku piątym tomie Oczerków russkoj smuty (Szkice z historii rosyjskiej wojny domowej) i w wydanym w tym samym roku w Paryżu oddzielnym szkicu Polsza i Dobrowolczeskaja armia (Polska i Armia Ochotnicza). Powtórzył również w 1937 roku w pamflecie Kto spas sowietskuju włast ot gibieli (Kto uratował sowiecką władzę od zguby) i po polsku: Sprostowania historii. Odpowiedź Polakom (Paryż 1937). Za nim kolejni Rosjanie - aż po Aleksandra Sołżenicyna - tę wielką winę przypisywali już nie tylko Piłsudskiemu, ale szerzej: Polakom i zaślepiającej ich antyrosyjskiej fobii, która kazała im wybrać raczej Lenina niż Denikina^. Historyczne polemiki rosyjsko-polskie mają swoją specyficzną logikę, nie zawsze zgodną z faktami, a często narzucającą skrajne interpretacje. Wielkie oskarżenie polityki Piłsudskiego i podjętych w jej ramach strategicznych decyzji, które rzeczywiście miały pomóc bolszewikom w utrwaleniu ich władzy, pojawiło się jednak szybko także w wewnątrzpolskiej debacie. Sformułowano je w nader konkretnym pytaniu: czy postanowienie o wstrzymaniu ofensywy na froncie przeciwbolszewickim u progu jesieni 1919 roku poprzedzone było jakimś tajnym układem Piłsudskiego ze stroną sowiecką? Takie pytanie zadali już we wrześniu 1920 roku, tuż po zwycięskiej bitwie warszawskiej, posłowie Związku Ludowo-Narodowego, kierując je do rządu polskiego na ręce marszałka Sejmu. Można by spróbować je zbyć przez odwołanie do szczególnej logiki wewnętrznej, rywalizacji piłsudczyków i narodowych demokratów. Ci ostatni - ktoś powie - byli wszak gotowi postawić każdy zarzut, byle tylko umniejszyć świeży triumf swojego arcywroga. A jednak mieli oni już w swoim ręku pierwszy argument: numer socjalistycznego organu niemieckiego „Zukunft”, w którym latem 1920 roku pojawiła się informacja o „pobycie komunisty Marchlewskiego-Karskiego u polskiego Naczelnika Państwa, o tajnej, niepisanej, ale niemniej dotrzymanej umowie i o wysłaniu kap. Brennera [sic! - powinno być Boernera] do bolszewików z zapewnieniem nieczynności wojsk polskich na przeciw rozprawy bolszewików
z rosyjskimi powstańcami”131. Odpowiedź na interpelację w imieniu Ministerstwa Spraw Wojskowych przedstawił pół roku później generał Kazimierz Sosnkowski, dopiero po zakończeniu polsko-sowieckiej wojny. Stwierdził, że posłowie ZL-N powołują się na „pogłoski 1...1 pozbawione jakiejkolwiek podstawy”, wstrzymanie zaś większych operacji wojennych przez polskie naczelne dowództwo w czasie największego nasilenia ofensywy białych armii na Moskwę i Piotrogród spowodowane było wyłącznie... zimową porą, wynikającym stąd złym stanem zaopatrzenia i warunkami pola walki 1w istocie chodziło o wrzesień i październik 1919 roku1”141. Dyskusja w Sejmie i w prasie (narodowo-demokratycznej) przycichła. Polska, wychodząca z wojny, po ponad studwudziestoletniej niewoli, miała więcej aktualnych problemów. Wspomniane przez ministra Sosnkowskiego „pogłoski” nie ucichły jednak całkowicie. Nie pozwoliła na to strona sowiecka. „Przeciek” do niemieckiego „Zukunft” latem 1920 roku nie był przecież przypadkiem. Zdecydowano o nim na posiedzeniu Biura Politycznego KC RKP(b). 4 maja 1920 roku - na pierwszym jego posiedzeniu po wznowieniu działań na froncie przez polską ofensywę - Lenin i towarzysze postanowili „zaproponować towarzyszowi} Marchlewskiemu, jeśli nie będzie miał nic przeciwko temu, by ogłosić drukiem umowy pogwałcone obecnie przez Piłsudskiego”151. Chodziło w istocie o skompromitowanie Naczelnika Państwa zarówno w oczach jego polskich współobywateli, którzy powierzyli mu obronę kraju przed sowieckim zagrożeniem, jak i w oczach antybolszewickiej opinii zachodniej. Latem 1920 roku, kiedy zwycięstwo Armii Czerwonej nad Wisłą wydawało się na wyciągnięcie ręki, pierwszy propagandysta sowieckiej dyplomacji Karol Radek wrócił do tego motywu, nadając mu nowy wydźwięk: jacy ci „biało-Polacy” głupi - mogli nas, „czerwonych”, rozgnieść już osiem miesięcy wcześniej, gdyby tylko pomogli „białym” Rosjanom; teraz sami leżą u naszych stóp... W podobnym duchu wróci kilka lat później do tego wątku przegrany wódz spod Warszawy, Michaił Tuchaczewski, w swoim Pochodzie za Wisłę161. Latem 1920 roku Józef Mackiewicz, osiemnastoletni wówczas kawalerzysta 13 Pułku Ułanów, cofającego się od Wilna do Warszawy, nie miał chyba wiele czasu, by zastanawiać się nad strategiczno-politycznymi uwarunkowaniami przebiegu wojny, w której uczestniczył. Pytanie, kto uratował sowiecką władzę, nie musiało być z perspektywy polskiego ułana w 1920 roku wcale oczywiste. Sowiecka władza została wszak odsunięta od Polski, pobita, wydawała się słaba, chwilowo przynajmniej niegroźna. Jej złowroga siła i znaczenie miały się ujawnić w całej pełni wtedy dopiero, kiedy ponownie ruszy na zachód, zagarniając kolejne ziemie i ludy pod swoje panowanie. Doświadczenie tej grozy, ogarnięcie konsekwencji przetrwania, a potem ekspansji bolszewizmu, stanie się wielkim tematem w twórczości autora Zwycięstwa prowokacji. Kiedy Józef Mackiewicz zatrzymał się nad otwartym grobem w Katyniu, pytanie o historyczną odpowiedzialność mogło nabrać nowego znaczenia. To był swoisty pomnik zemsty Stalina, zemsty bolszewizmu za upokorzenie przegranej wojny w 1920 roku. Ci sami oficerowie, którzy w sierpniu tamtego roku zagrodzili drogę Armii Czerwonej na Berlin, do Europy, teraz leżeli w rozkopanej ziemi podsmoleńskiego lasku: trup „białej Polski” z kulą NKWD w głowie. Józef Mackiewicz mógł być, powinien być, jednym z nich. Ale przez zbiegi okoliczności (w 1939 roku nie był żołnierzem, lecz dziennikarzem, i po 17 września nie znalazł się pod okupacją sowiecką,
tylko litewską) ten los został mu oszczędzony. Został świadkiem. Tylko czego? Chciał to dobrze, jak najgłębiej zrozumieć. Czy mogło być inaczej? Czy Polacy nie zapłacili rzeczywiście straszliwej kary za to, że zadowolili się tylko odepchnięciem bolszewizmu - chwilowym - od swych granic, ale nie zdecydowali się zaangażować w próbę jego zdławienia w zarodku? Wracało pytanie Denikina, wracało poczucie ironii historii, jakie sarkastycznie wyrażał w 1920 roku Karol Radek. W refleksji Mackiewicza owo pytanie dojrzewało powoli. Po raz pierwszy w rozwiniętej formie zadał je dopiero w artykule Nasza strona medalu, opublikowanym w londyńskich „Wiadomościach” w numerze z 6 maja 1956 roku. Postawił w nim tezę, iż Piłsudski świadomie odrzucił możliwość współdziałania z „białą” Rosją przeciw „czerwonej”, torując w istocie tej drugiej drogę do zwycięstwa. Spotkał się od razu z repliką historyka. Wybitny badacz polskiej i europejskiej dyplomacji czasu pierwszej wojny światowej Tytus Komarnicki odpowiedział, także na łamach „Wiadomości” (29 lipca 1956), w artykule Czy Piłsudski uratował bolszewizm? Wskazał na potrzebę uwzględnienia kontekstu międzynarodowego, zdecydowanie niesprzyjającego polskiej interwencji w rosyjską wojnę domową, a także na faktyczną słabość Polski, uniemożliwiającą jej realizację ambitniejszego zadania, wykraczającego daleko poza zabezpieczenie własnych granic i interesów. Argumenty odwołujące się do ówczesnych realiów nie przemawiały w pełni do Mackiewicza. On nie szukał w historii kontekstu, którym można wiele wytłumaczyć. Stawiał historii trudne (ahistoryczne?) pytania: o honor, o moralny aspekt politycznego wyboru, o sens takiej czy innej decyzji - nie z polskich czy rosyjskich, czy litewskich, czy jakichkolwiek innych narodowych, grupowych względów, ale ludzkich. Podejmował jednak polemikę ze swoimi adwersarzami także na czysto historycznym gruncie: czy realizm nakazywał rzeczywiście porozumiewanie się z Leninem w czasie szczytowego natężenia rosyjskiej wojny domowej? Do tego pytania wrócił Mackiewicz w opublikowanym w 1962 roku Zwycięstwie prowokacji. Argumentacja wspierająca tezę o tajnych porozumieniach między Leninem a Piłsudskim z 1919 roku była już wówczas bogatsza. W 1930 roku informację o takich rokowaniach opublikował amerykański dziennikarz, korespondent w Związku Sowieckim od 1923 roku, Louis Fisher. Podane w jego pracy The Soviets in World Affairs (Sowieci w polityce międzynarodowej, Londyn 1930) wiadomości udostępnił z kolei polskiej publiczności profesor Adam Krzyżanowski w 1936 roku671. W następnym roku wzbogacił je generał Tadeusz Kutrzeba w swej znakomitej monografii wyprawy kijowskiej. We wstępnym jej rozdziale, w którym odmalowywał polityczne tło wznowienia działań wojennych wiosną 1920 roku, Kutrzeba opisał tajne negocjacje z lata i jesieni 1919 roku. Sięgnął przy tym do dzienniczka prowadzącego je z upoważnienia Naczelnika Państwa kapitana Ignacego Boernera681. W 1959 roku, w tendencyjnie opracowanej książeczce, materiały dokumentalne ukazujące więcej niż kiedykolwiek dotąd szczegółów tych rozmów opublikował w Warszawie komunistyczny historyk Józef Sieradzki691. Mackiewicz miał więc solidny materiał historyczny na poparcie swej tezy wyłożonej w Zwycięstwie prowokacji. Wykorzystał go w dwóch fragmentach: „Piłsudski” i „Mikaszewicze”. Przypomnę zatem najkrócej te fakty, na które Mackiewicz mógł się już powoływać. Wojna polsko-sowiecka toczyła się w zasadzie od sylwestrowej nocy 1918 roku, kiedy Armia Czerwona podeszła pod Wilno, bronione przez polską Samoobronę. Regularny front
w tej wojnie uformował się w lutym 1919 roku na ziemiach litewsko-białoruskich. Pierwotnie (jeszcze w listopadzie 1918 roku) postawiono przed Armią Czerwoną zadanie torowania drogi dla sowietyzacji obszarów znajdujących się na zachodnich „okrainach” niedawnego imperium Romanowów, którędy prowadziła najkrótsza droga do centrum Europy, do Niemiec. To zadanie zostało odłożone na później wiosną 1919 roku, kiedy władza sowiecka poczuła zagrożenie ze strony „białych” armii: najpierw Aleksandra Kołczaka, a potem Antona Denikina. U progu lata 1919 roku bolszewicy szukali pieriedyszki na swoim zachodnim (przeciwpolskim) froncie, aby móc zebrać siły do rozprawy z wrogiem wewnętrznym. Wtedy właśnie pojawia się w Warszawie Julian Marchlewski (pseudonimy: Karski, Kujawski), wracający z Niemiec do Moskwy działacz niemieckiej, polskiej i rosyjskiej socjaldemokracji, ściślej jej bolszewickiego odłamu. Korzystając z dawnych kontaktów z polskimi socjalistami, którzy znaleźli się teraz w najbliższym kręgu Naczelnika Państwa, Marchlewski zaproponował negocjacje, mające doprowadzić do zakończenia konfliktu. Po wstępnych rozmowach prowadzonych przez Marchlewskiego z wiceministrem spraw wewnętrznych Józefem Beckiem (ojcem późniejszego ministra spraw zagranicznych) zyskał następnie w Moskwie (30 czerwca) akceptację KC RKP(b) dla swego pomysłu. Negocjacje, w których prawdziwą stawką było przerwanie konfliktu zbrojnego Polski i Rosji sowieckiej w zamian za ustępstwa terytorialne tej drugiej na obszarze litewskobiałoruskim, rozpoczęły się 22 lipca w Białowieży i trwały osiem dni. Poinformowany 31 lipca 0 ich wyniku Piłsudski nie zamknął drzwi do ich kontynuacji. Rząd wszakże podjął pod koniec sierpnia decyzję, iż wobec wielkich sukcesów „białych”, których ofensywa prowadzona przez generała Denikina wkroczyła od południa do centralnej Rosji, zbliżając się do Kurska i Orła, nie należy prowadzić dalszych rozmów z bolszewikami. Odpowiedzialność za ich kontynuowanie zrzucono na naczelne dowództwo (czyli Piłsudskiego). I naczelne dowództwo zdecydowało się tę odpowiedzialność ponieść: 11 października rozmowy zostały wznowione. Tym razem w Mikaszewiczach spotkała się delegacja sowiecka, z Marchlewskim na czele, z polską, kierowaną oficjalnie przez hrabiego Michała Kossakowskiego, uczestniczącego także w rozmowach w Białowieży. Mężem zaufania Piłsudskiego w tych negocjacjach był jednak kapitan Ignacy Boerner. Jemu właśnie Naczelnik Państwa udzielił odpowiednich instrukcji: za cenę faktycznego rozejmu, pozwalającego Armii Czerwonej skoncentrować się na rozprawie z Denikinem, bolszewicy powinni nie tylko zrezygnować z planów „rekonkwisty” ziem litewskobiałoruskich, lecz także zaprzestać atakowania wojsk ukraińskich Symona Petlury. Już jednak 13 listopada Piłsudski zanegował sens tych rozmów, wskazując w rozmowie z Kossakowskim, że w istocie chodziło mu o wzajemne wykrwawienie się w wojnie domowej Rosji „białej” 1 „czerwonej”: „dławcie się, bijcie się, nic mię to nie obchodzi, o ile interesy Polski nie są zahaczone”. To nie są słowa z powieści Mackiewicza, ale autentyczna wypowiedź Piłsudskiego podczas owej rozmowy[10]. Bolszewicy osiągnęli w tym czasie swój cel: rozbili Denikina - i do żadnych dalszych ustępstw terytorialnych, zwłaszcza w sprawie Ukrainy, nie byli gotowi. Pod koniec listopada tajne rozmowy w Mikaszewiczach zostały zakończone^.
Ignacy Boerner na fotografii z 1929 roku.
To właśnie jest historyczne tło oskarżenia, jakie stawia w Zwycięstwie prowokacji Mackiewicz. Postawę, którą najzwięźlej odzwierciedlał przytoczony wyżej cytat z rozmowy Piłsudskiego na temat sensu mikaszewickich rokowań, Mackiewicz przedstawił jako typową nie tylko dla polskiej elity politycznej lat 1918-1920. Nie piętnował samego Naczelnika Państwa, ale raczej ubolewał, iż nie udało mu się wznieść ponad tę postawę, która charakteryzowała także liderów polityki „białej Rosji”, niegotowych do żadnych, najmniejszych nawet ustępstw wobec ruchów niepodległościowych na nierosyjskich „okrainach” imperium w czasie wojny domowej ustępstw, za których cenę mogliby pozyskać ich współpracę przeciw wspólnemu, bolszewickiemu wrogowi. Pokazywał także, jak ta sama postawa była zauważalna w Finlandii, Estonii (będących naturalnym zapleczem dla innego z ośrodków „białej” Rosji - pod wodzą generała Nikołaja Judenicza), a także na Litwie, Ukrainie i w innych krajach wschodniej Europy, wstrząsanej niepokojami od 1914 roku. „Zacietrzewienie w dziedzinie interesów narodowych, połączenie radykalizmu narodowego z radykalizmem społecznym, narzucało powszechnie stosunek do bolszewizmu jako «mniejszego zła», które można wykorzystać do walki z sąsiednim
nacj onalizmem”[121. Mackiewicz jednak nie ograniczył się tylko do przypomnienia znanych już (przynajmniej w kręgu fachowców) informacji o tajnych rokowaniach w Białowieży i Mikaszewiczach oraz związanej z nimi „zdradzie” Denikina idącego na Moskwę; zdradzie sprawy walki z bolszewizmem przez Piłsudskiego w 1919 roku. Konsekwencji przyjęcia tej samej postawy w polityce dopatrzył się także w zawartym rok później preliminarium pokojowym, kończącym faktycznie wojnę polsko-sowiecką nagłą cezurą, kiedy ofensywa Wojska Polskiego zdawała się stwarzać nadzieję na nowy kryzys bolszewickiego systemu, a przynajmniej na wyszarpnięcie spod jego panowania większych terytoriów. I w tej decyzji, o podpisaniu rozejmu 12 października, widział połączenie krótkowzrocznego „polskiego interesu narodowego” ze stałą lewicową tendencją do lekceważenia bolszewickiego systemu i demonizowania „prawicowego zagrożenia” ze strony rosyjskiej kontrrewolucji: „tajemnica traktatu ryskiego, a raczej jego prowizorium, podpisanego już w październiku 1920 r., wynikała z obawy Piłsudskiego, aby owa «białogwardyjska reakcja» [dowodzący resztkami sił «białych» na Krymie i podejmujący w sierpniu 1920 ostatnią kontrofensywę generał Piotr Wrangel] nie zwyciężyła bolszewików jeszcze w ostatniej chwili...”6131. Do polemiki z tezami Mackiewicza, rzucającymi cień na wielkość i geniusz strategiczny ukochanego bohatera, wodza, do którego marzeń nie dorosła rzeczywistość, ruszył zaraz Józef Łobodowski. W dwóch obszernych artykułach na łamach londyńskich „Wiadomości” (Koncepcje wschodnie Piłsudskiego, w numerze z 7 czerwca 1964, oraz Kto uratował bolszewizm?, w numerze z 14 czerwca 1964) piewca idei polsko-ukraińskiej zgody odpowiedzialnością za wszelkie możliwe błędy lat 1919 i 1920 obciążył „reakcję” rodzimą (narodową demokrację) i zagraniczną („białych” generałów) oraz bierne społeczeństwo polskie, które nie chciało ponosić ofiar niezbędnych do prowadzenia aktywnej polityki wschodniej. Mackiewicz na tę polemikę nie odpowiadał szerzej. Kończył pisać nową powieść Lewa wolna. O ile w Zwycięstwie prowokacji wątek wojny 1919-1920 i pytanie o niewykorzystaną szansę antybolszewickiej współpracy narodów miało charakter niemal marginalny - na tle innych, jeszcze bardziej kontrowersyjnych tez, jakie stawiał autor - o tyle w Lewej wolnej ten właśnie wątek miał kluczowe znaczenie. Wypełniał polemiczną pasję i historiozoficzne przesłanie powieści. To, śmiem twierdzić, nie jest powieść o utraconym raju dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, który ostał się w pewnej przetrwalnikowej, ukazanej na pierwszych stronach tej książki, formie aż do końca Imperium Rosyjskiego. Raju zniszczonym przez rewolucję bolszewicką i nacjonalizmy. To jest powieść o utraconym honorze - honorze ludzkości, Polski i konkretnych ludzi. W ten temat ideowy wprowadza już na początku powieści dyskusja oficerów tworzącej się na przełomie lat 1918 i 1919 polskiej armii: „Czy dla honoru poświęcić interes ojczyzny, czy dla ojczyzny honor?”614]. Mackiewicz pokazuje, jak ten dylemat rozstrzyga się podczas podejmowania politycznych i strategicznych decyzji przez polskie dowództwo w wojnie lat 1919-1920 na wschodzie. I jak odciska się w losach bohaterów powieści. Na dwudziestu pięciu stronach (od 103 do 127) relacjonuje z dużą precyzją przebieg rozmów w Białowieży i Mikaszewiczach. Świadomie używa dla pozycji zajętej późnym latem i jesienią 1919 roku na froncie przeciwsowieckim przez Piłsudskiego i Wojsko Polskie określenia
boleśnie znanego z późniejszej historii Polski i Europy: drôle de guerre. Dziwna wojna, udawana przez pseudosojuszników, którzy nie chcą pomóc ginącej, a w słusznej sprawie walczącej ofierze. Tu ofiarą jest „biała” Rosja, jej pseudosojusznikiem, stojącym z „bronią u nogi” - Polska, a korzystającą z tego bestią - bolszewizm. Pojawienie się Armii Czerwonej u wrót Warszawy latem roku następnego wygląda w tej perspektywie jak sprawiedliwa kara za zbrodniczą ślepotę. Mackiewicz z rozpaczą konstatuje głupotę stanowiska Polskiej Partii Socjalistycznej, która nawet w lecie 1920 roku chce podkreślać, że Polska nie walczy z „władzą sowiecką”, tylko z Rosją. Ukazuje w tym krytycznym dla Polski momencie właśnie Rosję, „białą” Rosję, reprezentowaną wówczas przez szczupłe siły generała Wrangla na Krymie, jako jedynego aktywnego sojusznika Polski. I podkreśla z wyczuciem historycznej prawdy - jak bardzo do zmiany priorytetów bolszewickiego przywództwa przyczyniło się podjęcie działań ofensywnych przez Wrangla na początku sierpnia 1920 roku, wyjście jego armii poza obręb Krymu. Zdławić wewnętrznego wroga, nawet za cenę osłabienia armii idących na Warszawę i Lwów! Ta decyzja Lenina, która miała poważny (a niedoceniany w polskiej historiografii, zafascynowanej „geniuszem Wodza” - czy to Piłsudskiego, czy to, u jego wrogów, Weyganda, Sikorskiego lub Rozwadowskiego) wpływ na załamanie ofensywy Armii Czerwonej w bitwie warszawskiej, zostaje w powieści Mackiewicza specjalnie uwypuklona. Po to, by tym ostrzej mógł on postawić zarzut niewdzięczności wobec „białej” Rosji i zarazem zaniechania wspólnej, zasadniczej sprawy walki z bolszewizmem. Zaniechania już nie w 1919 roku, ale w 1920, po miażdżącym zwycięstwie w bitwie warszawskiej. I znów, jakby drażniąc się z polską wrażliwością historyczną, Mackiewicz używa w tej sprawie porównań - jakże czytelnych - z sytuacją z czasów drugiej wojny światowej. Jego bohaterowie pytają, retorycznie, o przyczyny zatrzymania następnej ofensywy polskiej, nazywanej niemeńską, aż do 21 września. Ten miesiąc przerwy, konstatują, jakże pomógł bolszewikom rozprawić się w tym czasie z Wranglem. Czy Polacy nie zatrzymali się, tak jak Stalin zatrzymał swe wojska pod Warszawą z początkiem sierpnia 1944 roku? To drastyczne skojarzenie podbudowane zostaje wyraźnie podsuwaną w narracji tezą, iż we wrześniu 1920 roku Armia Czerwona na froncie polskim była rzeczywiście w rozsypce. Wystarczyło jeszcze jedno, energiczne pchnięcie i... „do wiosny nie będzie bolszewików”. Piłsudski powstrzymał się jednak od tego pchnięcia. Jak grom z jasnego nieba spada decyzja 0 podpisaniu rozejmu 12 października. Mackiewicz wchodzi w tym miejscu w ostrą polemikę z kanonem historiografii i pamiętnikarstwa zwalniającym Naczelnego Wodza z odpowiedzialności za tę decyzję i spychającym ją w całości na intrygantów posłów negocjujących w Rydze rozejm, a przede wszystkim na reprezentanta narodowej demokracji Stanisława Grabskiego. Wprowadzone w końcowej partii powieści „polityczne rozmowy” wujów głównego bohatera pozwalają autorowi na uargumentowanie jego polemiki. Wobec pogłosek o zbliżającym się rozejmie w Rydze pojawia się teza, iż Piłsudski wcale nie musi ulegać „krzykaczom sejmowym”, domagającym się pokoju, tak na endeckiej prawicy, jak 1 socjalistycznej lewicy, ani nie musi zaakceptować manewrów Stanisława Grabskiego w Rydze, ale może pójść na przekór wszystkim dalej, w wojnę z bolszewikami. Szedł już tyle razy na przekór wszystkim. Teraz nie poszedł - bo nie chciał. Mógł teraz dobić bolszewizm, dopowiada w kolejnej rozmowie drugi z porte-parole autora, ale chciał, by to bolszewicy wykończyli ostatecznie „białą” Rosję, zepchnęli Wrangla do Morza Czarnego, co też nastąpiło pod koniec
października. To Piłsudski, jako Naczelny Wódz i Naczelnik Państwa, ponosi pełną odpowiedzialność za decyzję o przerwaniu walki z bolszewikami i warunkach rozejmu. W powieści opisano zaakceptowane w Rydze, haniebne postępowanie z ochotniczymi formacjami sojuszników Polski w walce z bolszewikami - oddziałami Rosjan, Kozaków, Ukraińców, „bałachowców” (żołnierzy białorusko-rosyjskich jednostek generała Stanisława Bułak-Bałachowicza) - rozbrojonymi i internowanymi na życzenie strony sowieckiej. I tu trudno było się oprzeć skojarzeniu z późniejszym, bardziej tragicznym losem podobnych formacji w drugiej wojnie, opisanym przez Mackiewicza w Kontrze... Rok 1920 pokazany nie jako wielkie polskie zwycięstwo, ale rok utraconego honoru. „Kiedy opadła groza, pogasły reflektory, odkryliśmy, że jesteśmy na śmietniku” - mogliby powiedzieć bohaterowie powieści Mackiewicza. Szukając po doświadczeniu tej wojny wózka dla dziecka, dziecka niepodległej już Polski, mogliby użyć tych właśnie pełnych goryczy słów wiersza Przebudzenie Herberta: „i nowe życie słało się nam pod nogi”. Dla większości opinii emigracyjnej, dla której II Rzeczpospolita była w jakiejś mierze rajem utraconym, taka gorycz, rewizja sensu 1920 roku, mitu założycielskiego owego raju, była trudna do przełknięcia. Dla strażników kultu Marszałka powieść Mackiewicza była kamieniem obrazy. Rodzajem zbiorowego protestu tego środowiska stała się wydana w następnym roku przez Stowarzyszenie Polskich Kombatantów praca W obronie prawdy historycznej. Głosy i opinie o książce „Lewa wolna”. Józef Garliński, Tadeusz Pełczyński, Kazimierz Iranek-Osmecki, Tadeusz Schaetzel potępili Mackiewicza jako pisarza polskojęzycznego, ale „czującego po rosyjsku, ściślej po białorosyjsku, patriotę Rosji carskiej”[15]. Autorzy recenzji, a było ich wiele, próbowali odpowiadać racjami, nie epitetami. Adam Pragier w „Wiadomościach” (Lewa zagrodzona, numer z 12 marca 1967) wyłożył argumenty najczęściej przywoływane dla obalenia tez Mackiewicza: Polska była zbyt słaba, by rozstrzygać o losach Rosji; „biali” generałowie ze swoją imperialną mentalnością, niegotowi do najmniejszych ustępstw wobec nierosyjskich ruchów narodowych, sami zniweczyli możliwość antybolszewickiej współpracy z nimi; wreszcie: w 1919 czy 1920 roku trudno było sobie wyobrazić i to, że bolszewizm w ogóle się utrzyma, i tym bardziej, jakie gigantyczne szkody wyrządzi ludzkości po okrzepnięciu w swej totalitarnej formie. Ergo - zarzuty Mackiewicza są nierealistyczne i anachroniczne. Na innym, ściśle wojskowym, gruncie polemikę podjął Bogusław Miedziński, współkierujący w 1920 roku wywiadem polskim na wschodzie. W trzeciej części swego cyklu artykułów publikowanego w paryskiej „Kulturze” bronił decyzji o wstrzymaniu polskich działań zaczepnych przeciw bolszewikom jesienią 1919 roku (i - tym samym argumentem - jesienią 1920): u progu zimy nikt przy zdrowych zmysłach nie puszcza się na wojnę manewrową w głąb Rosji (notabene Mackiewicz pozwolił wybrzmieć temu argumentowi także na kartach swej powieści, wkładając go w usta pułkownikowi Tadeuszowi Kutrzebie). Dodatkowo przypominał Miedziński, nie bez racji, iż w 1919 roku Wojsko Polskie miało za mało przeszkolonego żołnierza na szerzej zakrojone operacje zaczepne na wschodzie. Owszem, formalnie liczyło ono jesienią już sześćset tysięcy żołnierzy, ale w znakomitej większości „nieostrzelanego” rekruta^. Historia nie jest nauką eksperymentalną, w której moglibyśmy sprawdzić różne jej warianty, powtarzając jej doświadczenie przy zmianie jednego czynnika. Dlatego nie odpowiemy nigdy ponad wszelką wątpliwość na to pytanie, które w formie (hipo)tezy postawił Mackiewicz
w Lewej wolnej. Czy Piłsudski rzeczywiście uratował bolszewizm od zguby? Możemy tylko spekulować, na podstawie obecnej wiedzy, o okolicznościach toczącej się w Rosji wojny domowej w 1919 roku, sile jej stron, wadze polskiego czynnika na europejskim wschodzie w latach 1919-1920, wreszcie jego zależności od innych czynników, tak krajowych (politycznych, społecznych, ekonomicznych), jak i zewnętrznych (przede wszystkim postawy zwycięskich mocarstw ententy). Dodam więc do tej wymiany argumentów między stanowiskiem podtrzymywanym przez Mackiewicza a tym, które powtórzyli oponenci jego tezy, najkrótszy przegląd danych z historiografii współczesnej i przydatnych w ocenie tej kontrowersji. Na przełomie lata i jesieni 1919 roku, kiedy Denikin szedł na Moskwę, a wysłannicy Piłsudskiego kontynuowali tajne rozmowy z wysłannikami Lenina, siły zbrojne „białej” Rosji osiągnęły swój maksymalny stan liczebny 537 tysięcy żołnierzy, Wojsko Polskie liczyło nieco ponad 600 tysięcy (we wszystkich formacjach rozsianych po całym kraju), Armia Czerwona zaś... 3 miliony 538 tysięcy żołnierzy. Walczące z Denikinem sowieckie Fronty Południowy i Południowo-Wschodni otrzymały od września do listopada 1919 roku uzupełnienia - 325 tysięcy żołnierzy. To są fakty. Faktem też jest, że bezczynność Wojska Polskiego na froncie przeciwbolszewickim pozwoliła wówczas przesunąć dowództwu Armii Czerwonej z tegoż frontu około czterdziestu tysięcy żołnierzy do walki z Denikinem. Z zestawienia tych cyfr wynika jedno: szansa na przeważenie szali zwycięstwa na stronę „białych” przez Polskę była jesienią 1919 roku mała, natomiast przewaga liczebna „czerwonych” - olbrzymia1171. Ale i w tych okolicznościach wyrzut Mackiewicza zachowuje swą siłę: Polacy nawet nie spróbowali... Podobne rozumowanie można przeprowadzić w stosunku do tezy o szansie samodzielnego dobicia bolszewizmu przez Polskę jesienią 1920 roku. Formalnie przewaga liczebna Armii Czerwonej (nie oddziałów frontowych, ale wszystkich formacji) pozostawała podobna do tej z jesieni roku poprzedniego 4,5 : 1 (w milionach). Autor Lewej wolnej manipuluje nieco cyframi, by wykazać, że była jednak realna szansa całkowitego rozbicia Armii Czerwonej przez Wojsko Polskie. Państwo bolszewików rzeczywiście przeżywało zimą przełomu lat 1920 i 1921 głęboki kryzys ekonomiczny i społeczny, ale czy niewiele lepsza ekonomiczna kondycja Polski pozwoliłaby jej na prowadzenie kampanii zimowej przeciw Rosji? Tego pytania nie da się łatwo unieważnić. O stronę polityczną decyzji Piłsudskiego, by nie udzielać pomocy „białej” Rosji, spierać się łatwiej, ale rozstrzygnąć tę dyskusję trudniej. Co bardziej zawiniło: rzeczywiście nieugięty opór elity „białej” Rosji wobec perspektywy zapłacenia za pomoc ze strony Polski (czy innych krajów limitrofów, takich jak Finlandia, Estonia, Łotwa czy - z drugiej strony - Ukraina) jakimikolwiek odstępstwami od idei jedinoj, niedielimoj Rossiji (jednej, niepodzielnej Rosji) czy ideologicznie motywowana niechęć elit politycznych nowych (odrodzonych) państw, będących niedawnymi okrainami imperium, do współpracy z rosyjską „reakcją”?1181 Kwestia trudna do ostatecznego rozstrzygnięcia. O tym, że obie strony dramatu nazbyt były przywiązane do koncepcji egoistycznych „interesów narodowych”, przeszkadzających im dostrzec znaczenie wspólnego wroga ludzkości, pisał najbardziej przekonująco sam Mackiewicz. Zarzucić mu można do pewnego stopnia, iż zmarginalizował w swej powieściowej analizie polskiej polityki wschodniej lat 1919-1920 wątek oryginalnej próby porozumienia z Rosją: na warunkach Piłsudskiego. Chodzi o tak zwaną koncepcję trzeciej Rosji (nie „białej” i nie „czerwonej”, ale ludowej, antybolszewickiej, kierowanej przez Borysa Sawinkowa i od sierpnia
1920 roku za zgodą Piłsudskiego formującej swoje oddziały pod egidą Wojska Polskiego). Docenił ją bardziej po lekturze pamiętników jednego z konstruktorów tej koncepcji, najbliższego polskiego pomocnika Sawinkowa, Karola Wędziagolskiego (Barbara Toporska przygotowała je ostatecznie do druku). I ta koncepcja jednak mogła być przez niego potraktowana nie jako oferta realnej, polsko-rosyjskiej współpracy antybolszewickiej, ale raczej jako instrumentalne wykorzystanie karty rosyjskiej (raczej „blotki” niż „tuza”) w rozgrywce polskiego Naczelnika Państwa6191. Historyk może się też doszukać pewnych nieścisłości w politycznym wywodzie Lewej wolnej. Kiedy na przykład pojawia się w niej sugestia, że Francja gotowa była poprzeć we wrześniu i październiku 1920 roku dalszą ofensywę polską w głąb Rosji, warto stwierdzić, iż w świetle dzisiejszej wiedzy jest to teza trudna do utrzymania. Po pierwsze, stanowisko konsekwentnie wrogie wszelkiej akcji antybolszewickiej zajmował premier brytyjski David Lloyd George. Jak już wiemy z wcześniejszych rozdziałów tej książki, na owym tle doszło między Paryżem a Londynem do chwilowego kryzysu, kiedy 10 sierpnia 1920 roku Lloyd George zgodził się w gruncie rzeczy na oddanie zagrożonej Polski Sowietom. W odwecie francuski premier Alexandre Millerand nie tylko potwierdził zobowiązania Francji wobec Polski, lecz dodatkowo uznał rząd Południa Rosji, czyli władzę generała Wrangla na Krymie, co jeszcze bardziej krzyżowało plany Lloyda Geroge’a szybkiego porozumienia się ententy z bolszewikami. Mimo tego kryzysu, po obronieniu Warszawy przez Polaków, Paryż szukał ponownie zbliżenia z Londynem, nie widząc możliwości prowadzenia odrębnej polityki wschodniej. Trudno zatem mówić o gotowości poparcia przez Francję dalszej akcji antybolszewickiej, która połączyłaby siły Polski i Wrangla jesienią 1920 roku. Lloyd George zrobiłby wszystko, by taki pomysł storpedować. Trzeba także dodać, że owszem, na początku września pojawiały się ze strony francuskiej projekty zorganizowania takiego wspólnego frontu, a w każdym razie zachęty pod adresem Warszawy, by ta nie zawierała jeszcze pokoju z bolszewikami i pomogła umocnić się oraz przetrwać zimę Wranglowi. Jak potwierdza to świeżo opublikowana korespondencja dyplomatyczna i strategiczna przywództwa francuskiego z tego okresu, były to jednak tylko projekty sondażowe, wysunięte przez premiera Milleranda i systematycznie odrzucane przez francuskie dowództwo, czyli marszałka Ferdinanda Focha jako nierealistyczne. Sprowadzały się one do sugestii, by Polska nie przerywała wojny z Rosją sowiecką, ale zarazem nie przekraczała linii Bugu jako granicy ziem uznanych przez ententę za bezdyskusyjnie polskie. Z tego stanowiska Millerand wycofał się pod wpływem krytycznych uwag Focha, a przede wszystkim pod naciskiem z Londynu i z Rzymu idącego w polityce wobec Rosji całkowicie za sugestiami Lloyda George’a). Po spotkaniu 12 września z włoskim premierem Giovannim Giolittim w Aixles-Bains Millerand zrezygnował ze swych wcześniejszych sugestii i zaakceptował jako nieuchronną perspektywę pokoju polsko-sowieckiego6201. W powieści Mackiewicza znajdują się też (bardzo nieliczne zresztą) nieścisłości dotyczące faktów, których pedantycznie wyliczać nie ma sensu. Z jednym, bardzo interesującym wyjątkiem. Jako przejaw bojkotowania przez Piłsudskiego ostatniej szansy nawiązania realnego współdziałania z „białą” Rosją, reprezentowaną we wrześniu 1920 roku już tylko przez ośrodek krymski generała Wrangla, Lewa wolna ukazuje moment, gdy marszałek nie przyjął oficjalnego rosyjskiego wysłannika. W istocie Piłsudski przyjął przybyłego w tej roli do Warszawy generała Piotra Machrowa, i to bez zwłoki. Machrow przyjechał do Polski 4 (17) września, a już 8 (21)
września został przyjęty w Belwederze. By zrozumieć stosunek Piłsudskiego do „białej” Rosji, najlepiej przytoczyć streszczenie tej rozmowy, jakie zapisał na gorąco Machrow w raporcie dla Wrangla. „Ósmego września zostałem zaproszony do marszałka Piłsudskiego. Zaczęliśmy rozmowę po polsku. Piłsudski przyjął mnie niezwykle uprzejmie i od razu zaproponował rozmowę po rosyjsku. Wyraził zadowolenie, iż może widzieć u siebie przedstawiciela głównodowodzącego Armią Rosyjską [...], jeśli widzi przed sobą przedstawiciela tej Rosji, której od tak dawna szuka. Szuka trzeciej Rosji. Drugą Rosję - Kołczaka i Denikina - uważa za nie do przyjęcia dla siebie, ponieważ byli to reakcjoniści, którzy dążyli nie do stworzenia nowej Rosji, ale do przywrócenia tego, co tak ciążyło ludowi. I oto czeka on na trzecią Rosję, jak zrozumiałem, demokratyczną, odcinającą się od przeszłości, która tak ciążyła ludowi i której [powrotu] lud rosyjski nie pragnie. «Niech Pan rozważy - powiedział marszałek Piłsudski. - Byłem w wielu miastach i wsiach, które znajdowały się wcześniej pod władzą bolszewików. Ludzie przemienili się w zwierzęta walczące o kęs chleba; w niegdyś bogatej Rosji, karmiącej całą Europę - głód, mór, brud, nędza i ubóstwo. Umierają nie tylko żywi ludzie, ale i przedmioty - fabryki, zakłady, domy, drogi itd. Są jednak Rosjanie, i jest ich dużo, którzy idą z bolszewikami. Nie wierzę, że gonią ich do tego tylko karabinami maszynowymi, ale są też tutaj i inne motywy. Jestem pewien, że lud boi się - wie Pan czego? - powiedział, uczyniwszy długą pauzę, marszałek. - Powrotu przywilejów, którymi jedna klasa ludzi panowała nad innymi»”^23 Konkluzja rozmowy była negatywna: Marszałek odrzucił możliwość porozumienia wojskowego z wysłannikiem Wrangla, skoro ten nie miał pełnomocnictw politycznych. To, co uwidacznia jednak najwyraźniej zapis owej rozmowy, to cecha polityki polskiej pod kierunkiem Piłsudskiego, którą Mackiewicz wychwycił i skrytykował najdotkliwiej, najostrzej, idąc pod prąd dominującej opinii. Polska Piłsudskiego nie chciała porozumienia z „białą” Rosją nie tylko z powodu przywiązania obu stron do kategorii „interesu narodowego”, do zaciekłego sporu 0 terytoria. Nie tylko nacjonalizm piętnuje Mackiewicz w swym wielkim oskarżeniu historycznego błędu lat 1919-1920. Uderza nie mniej mocno w zaślepienie lewicową ideologią, która polskim (nie tylko zresztą polskim) socjalistom i Piłsudskiemu kazała widzieć większe zło w „białych” generałach aniżeli w bolszewizmie. I tu dochodzę wreszcie do tego, co najbardziej niezwykłe dla badacza wojny polskobolszewickiej w obcowaniu z tekstem Lewej wolnej. Otóż znajduję na kartach tej powieści sugestię, związaną ściśle z owym krytycznym wywodem, najostrzejszą w swej oskarżycielskiej wymowie, ale niepotwierdzoną dotąd w żadnym historycznym źródle. Sugestię, iż nie tylko latem 1 jesienią 1919 roku doszło do potajemnych rokowań między wysłannikami Piłsudskiego i Lenina, co budziło protesty i wywoływało zaprzeczenia jeszcze w okresie międzywojennym, a potwierdzone zostało ostatecznie, jak wspomniałem, w dokumentacji historycznej. W Lewej wolnej pojawia się hipoteza, że do takich rozmów doszło także we wrześniu 1920 roku, co doprowadzić miało do pospiesznego rozejmu i ułatwienia bolszewikom kolejnej, tym razem ostatecznej rozprawy z „białą” Rosją - z Wranglem. Kiedy w powieści pojawia się pytanie, dlaczego Wojsko Polskie w pościgu za Armią Czerwoną zatrzymuje się, nie zajmuje Mińska, pada następujący komentarz: „krążą pogłoski o jakichś rokowaniach. Czy być może?...”. Temat powraca jeszcze w rozmowie wujów Stefana i Jerzego: „czy doszło [...] do jakowychś tajnych porozumień pomiędzy Piłsudskim a Leninem, jak było rok temu, «szara eminencja» nie wie.
Wiele na to wskazuje”. Za pomocą tych sugestii Mackiewicz wyraźnie podważa podtrzymywaną przez zwolenników Marszałka stałą linię obrony decyzji o rozejmie i zatrzymaniu Wojska Polskiego w marszu na wschód: że to endecja była zła... albo do poświęceń niegotowe było społeczeństwo polskie. Wchodzimy w obszar niebezpiecznie bliski teoriom spiskowym. Czasem jednak się okazuje, że historyk może znaleźć i na takim terenie rudę dla swej pracy, z której powstaje obraz nie chorej wyobraźni, ale pewnego wycinka politycznej rzeczywistości. Tak stało się nieoczekiwanie w tym właśnie wypadku. Otóż, pracując w moskiewskim archiwum dawnego Instytutu MarksizmuLeninizmu (czyli centralnego archiwum partyjnego), w ogromnej kolekcji politycznej spuścizny Lenina, natrafiłem na korespondencję kierowaną w odpisie do niego właśnie - jesienią 1920 roku z Berlina. Formalnym adresatem był ludowy komisarz spraw zagranicznych Gieorgij Cziczerin. Nadawcą był Wiktor Kopp (1880-1930). Główny, nieoficjalny, wobec braku formalnych stosunków, przedstawiciel sowieckiej dyplomacji w Berlinie zabiegał od początku swej misji, to jest od czerwca 1919 roku, o nawiązanie porozumienia między Berlinem a Moskwą, które pozwoliłoby wspólnymi siłami obalić „polskie przepierzenie”. W 1920 roku to się jeszcze nie udało, co Kopp z goryczą konstatował w swych jesiennych raportach do Cziczerina i Lenina.
Jan Dąbski, przewodniczący delegacji polskiej podczas rokowań pokojowych w Rydze. Fotografia z 1931 roku.
Po klęsce Armii Czerwonej w bitwie warszawskiej trzeba było odłożyć te najbardziej ambitne plany. 2 września Polska i Rosja sowiecka zdecydowały się wznowić rozmowy rozejmowe, ustalając, że będą je prowadzić w Rydze. 16 września przybyła tam delegacja polska. 19 września odbyło się nieformalne spotkanie jej przewodniczącego Jana Dąbskiego z przewodniczącym delegacji sowieckiej Adolfem Joffem, dwa dni później zaś rokowania rozpoczęły się oficjalnie. Ich przebieg był jednak całkowicie nieprzewidywalny. Mogły być dla obu stron parawanem do przygotowania nowego, decydującego ataku. Armia Czerwona, koncentrująca się na ostatecznej rozprawie z Wranglem, nie była jednak do takiego ataku na froncie przeciwpolskim gotowa. Ale co zrobią Polacy? Czego zażądają? Te pytania najmocniej nurtowały sowiecką dyplomację i jej kierownictwo polityczne w drugiej połowie września 1920 roku. Na drugi dzień po rozpoczęciu rozmów w Rydze Adolf Joffe pisał, że „można na tym gruncie długo rozmawiać, lecz nie da się osiągnąć ani szybkiego pokoju, ani też rozejmu”^. I oto dziesięć dni później, 28 września, Wiktor Kopp raportuje z Berlina w arcyważnej sprawie do Cziczerina i Lenina. Zacytuję ten raport:
„Szanowny Gieorgiju Wasilijewiczu, dopiero co odbyłem rozmowę z Ryszardem Kunickim [1873-1960, działacz Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej, lekarz dywizjonu artylerii legionów, poseł na Sejm Ustawodawczy, członek Centralnego Komitetu Wykonawczego PPS od lipca 1920 roku; później organizator Kas Chorych; w latach 1948-1957 członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej], poseł warszawskiego sejmu, członek PPS. Kunicki przyjechał do mnie w imieniu Daszyńskiego [Ignacego, wicepremiera rządu, lidera polskich socjalistów i w tym czasie głównego współpracownika Naczelnika Państwa na forum sejmowym] z propozycją przyjazdu do Warszawy na spotkanie z Daszyńskim w celu przyspieszenia rozmów pokojowych. Na moje pytanie, czego konkretnie oczekuje Daszyński od osobistego spotkania ze mną w momencie, kiedy rozmowy pokojowe są już prowadzone w innym miejscu, Kunicki odpowiedział, że po pierwsze, Daszyński polecił mu wyjazd do Berlina tydzień temu, kiedy rozmowy się jeszcze nie zaczęły, a po drugie jednak, według Daszyńskiego, w czasie prywatnego spotkania, w półoficjalnej rozmowie łatwiej usunąć z drogi nagromadzone z obu stron nieporozumienia i rozwiać wzajemny brak zaufania oraz, co nie mniej ważne, można od razu określić niektóre warunki pokoju, których ustalenie w oficjalnym trybie wymagałoby długich rozmów. Wreszcie Daszyński uważa, że przekonawszy się na podstawie rozmowy ze mną o szczerości władzy sowieckiej, mógłby łatwiej i z większym sukcesem poprowadzić walkę z elementami sprzeciwiającymi się pokojowi (narodowi demokraci) i narzucić określoną taktykę delegacji [pokojowej w Rydze]. [...] Pośrednio, ale stanowczo zauważyłem, że Rosja bez wątpienia pragnie pokoju, ale dla niej warunkami sine qua non są: 1. Po pierwsze, rezygnacja Polski z jakichkolwiek prób realnego podjęcia, w tej czy innej formie, kwestii ukraińskiej. 2. Po drugie, rezygnacja Polski ze współpracy z Wranglem. 3. Po trzecie, wykazanie, że Polska także w dalszej perspektywie nie stanie się forpocztą Francji w jej walce z Rosją (wspomniałem o perspektywie wejścia Polski w skład Małej Ententy). Kunicki odpowiedział: ad primum: Polska zadowoli się faktem wzajemnego formalnego uznania niepodległości Ukrainy, «o powrocie do niedawnych błędów nikt już nie myśli, wszyscy zmądrzeliśmy»; poprzednia polityka «fantazji», megalomańskich kombinacji, powinna nieuchronnie ustąpić miejsca bardziej realnym troskom etc.; ad secundum: polski rząd nie uznał oficjalnie Wrangla i nawet jego przedstawiciel, generał Machrow, nie został przyjęty przez rząd; korpus [gen. Stanisława Bułak-]Bałachowicza (około trzech tysięcy ludzi), składający się głównie nie z rosyjskich ochotników, ale z Białorusinów-katolików, stanowi część Wojska Polskiego i jako taki będzie bez zwłoki zdemobilizowany w przypadku podpisania pokoju, ewentualnie w pierwszej kolejności. Co do Sawinkowa i Machrowa, to im nie dano prawa formowania w Polsce oddziałów, ale zajmują się tylko werbowaniem, które «ostatecznie» zostanie zakończone z chwilą osiągnięcia pokoju. Ad tertium: antagonizm wobec Czech, zaostrzony korzystnym dla Czech rozstrzygnięciem kwestii cieszyńskiej, utrudni wszelkie próby wciągnięcia Polski do wspólnej z Czechami kombinacji. Ogólnie Polska obecnie dąży, tak jak Łotwa i Estonia, do rzeczywistego, stabilnego pokoju z Rosją. Ze swej strony Kunicki zauważył, że dla Polski conditio sine qua non jest: 1. Niemieszanie się Rosji w uregulowanie kwestii granicy między Polską a Litwą. 2. Niemieszanie się w kwestię Galicji Wschodniej. Tych dwóch warunków «żaden polski rząd nie może się wyrzec». W sprawie propozycji Daszyńskiego, by spotkać się ze mną, odpowiedziałem wymijająco, mniej więcej w takim duchu: 1. [...] Byłoby to bardziej celowe i prostsze, jeśliby Daszyński wybrał się do Rygi i tam, na
miejscu, stworzył okazję do prywatnej rozmowy. [...] Pośrednio nadmieniłem, że ewentualnie mógłby w tym celu przyjechać do Rygi ktoś z Moskwy (wspomniałem nazwiska Radka, Marchlewskiego). [...] Odrzuciłem kategorycznie propozycję mojego wyjazdu do Warszawy, ale w nader warunkowej formie zauważyłem, że ewentualnie mógłbym spotkać się w neutralnym miejscu, na przykład w Gdańsku”^22 Zreasumujmy. Do najważniejszego przedstawiciela sowieckiej dyplomacji rezydującego w najbliższym sąsiedztwie Polski przychodzi wysłannik socjalistycznego wicepremiera polskiego rządu, proponując udział w poważnych rozmowach, podczas których ustalone zostałyby jak najszybciej warunki realnego pokoju między Polską a Rosją sowiecką. W wymianie argumentów widać wyraźnie, że obok kwestii ukraińskiej właśnie sprawa ewentualnej współpracy Polski z Wranglem budziła największe obawy i zastrzeżenia strony sowieckiej. I widać także, że w tej sprawie wysłannik z Warszawy gotów był całkowicie uspokoić swojego rozmówcę. Warto zauważyć, że do tej próby nowego poufnego kontaktu doszło już po dokonaniu z polecenia bolszewickiego kierownictwa przecieku informacyjnego w socjalistycznej prasie niemieckiej, dzięki któremu ujawnione zostały ustalenia z tajnych rozmów wysłanników Lenina i Piłsudskiego z 1919 roku. Ten fakt może być powodem, dla którego w roli mocodawcy Kunickiego występuje jedynie wicepremier Daszyński, chroniąc - na wszelki wypadek - autorytet Naczelnika Państwa. Czy jednak socjalistyczny wicepremier miał jakiekolwiek możliwości i ambicje prowadzenia własnej polityki zagranicznej - bez wiedzy i akceptacji Piłsudskiego? Pytanie to pozostaje otwarte. Podobnie jak inne, nie mniej frapujące: czy propozycja tajnych rozmów miała ciąg dalszy? Nie odnalazłem na to żadnych materialnych dowodów. Może poza wiele sugerującą przerwą w codziennych niemal raportach Koppa z Niemiec. Następny list do Cziczerina wysyła z Berlina dopiero 4 listopada. Gdzie i dlaczego sowiecki agent dyplomatyczny od zadań specjalnych zniknął po 28 września? Czy udał się na spotkanie z wysłannikami z Warszawy - do Gdańska lub gdzie indziej? Nie znając na te pytania ostatecznej odpowiedzi, możemy spróbować zestawić treść raportu Koppa z tej rozmowy z przebiegiem trwających w tym czasie rokowań o rozejmie i preliminariach pokoju w Rydze. 21 września rozpoczęły się one oficjalnie, jak wspomniałem wyżej. I w tym samym dniu Kunicki został wysłany do Koppa, do Berlina. Po pierwszych spotkaniach w Rydze strona sowiecka była zaniepokojona, że Polacy mogą realizować nakreślony w Paryżu (tego obawiał się Lenin) plan współdziałania operacyjnego z Wranglem przeciw Armii Czerwonej. Chcąc „zmiękczyć” stanowisko strony polskiej, Trocki rzucił 26 września propagandowe hasło „dyplomaci do Rygi, Armia Czerwona na Warszawę”. W istocie jednak to Wojsko Polskie było przygotowane do ofensywy i podjęło ją skutecznie w tak zwanej operacji niemeńskiej. 29 września, dzień po sondażowej rozmowie Kunickiego z Koppem, zdobyte zostają Pińsk, Słonim, Baranowicze. Na posiedzeniu Rady Obrony Państwa 1 października wicepremier Daszyński występuje z gwałtowną filipiką przeciw „soldatesce”, czyli zwolennikom dalszej wojny przeciw bolszewikom. 2 października Lenin poleca Joffemu, by ten zgodził się na granicę dającą Polsce linię kolejową Lida-Baranowicze, pod warunkiem że pokój będzie podpisany do 5 października. Wbrew mitowi utrwalonemu w relacji sekretarza polskiej delegacji, Aleksandra Ładosia, w jego wspomnieniach z lat 1936 i 1937 strona sowiecka nie godziła się jednak na żadne większe ustępstwa na terenie Białorusi, co też Joffe przekazał, jeszcze tego samego dnia, w poufnej rozmowie z przewodniczącym delegacji polskiej, Dąbskim.
5 października Dąbski przyjął ofertę Joffego: zgoda na kompromis w sprawie granicy w zamian za przyspieszenie rozejmu (tak by został zawarty do 8 października). Następnego dnia reprezentant Naczelnego Wodza generał Mieczysław Kuliński złożył w tej sprawie votum separatum - jego pryncypał nie wywarł jednak w następnych dniach najmniejszego nacisku, by zmienić decyzję o błyskawicznym zawarciu rozejmu. Protestował za to gwałtownie minister spraw zagranicznych Eustachy Sapieha, który skrytykował zwłaszcza brak w polskim stanowisku jakiegokolwiek zainteresowania uzyskaniem gwarancji, że Sowieci nie przerzucą szybko swoich wojsk z frontu polskiego przeciwko Wranglowi. Sapieha chciał przyjechać do Rygi poprowadzić dalsze rokowania, ale zatrzymał go stanowczy protest... wicepremiera Ignacego Daszyńskiego (Joffe nazywa go rzeczywistym „przywódcą partii pokojowej” już w telegramie do Cziczerina z 5 października). Podpisanie rozejmu odwlokło się jeszcze o cztery dni, ale jedynym istotnym tego powodem były już tylko spory o wielkość polskiego udziału w rezerwach złota w byłym Imperialnym Banku Państwowym^. Rozejm zawarto 12 października. Armia Czerwona bez żadnych przeszkód mogła skoncentrować swoje siły na definitywnej rozprawie z ostatnim przyczółkiem „białej” Rosji na Krymie. Polska była zajęta akcją generała Lucjana Żeligowskiego skierowaną na Wilno i jej politycznym usprawiedliwianiem. Czy do tego niewątpliwego sukcesu dyplomacji sowieckiej, jakim było szybkie zawarcie rozejmu w tak ważnym momencie i tak niewielkim kosztem, przyczynił się Jan Dąbski, który przyjął ofertę Joffego (ten wprost pisał do swego zwierzchnika w Moskwie, że Dąbski to pożyteczny „dureń”)? Czy przysłużył się temu sukcesowi, jak to często wskazują historyczne opracowania, najaktywniejszy członek delegacji polskiej w Rydze, Stanisław Grabski, którego „złowrogie manipulacje” miały na celu tylko jedno: ostateczne pogrzebanie federacyjnych planów Piłsudskiego? Czy też jest tu miejsce również na hipotezę o zakulisowych rozmowach, swoistych Mikaszewiczach bis, prowadzonych z inicjatywy albo Ignacego Daszyńskiego, albo samego Naczelnika Państwa?
J* oIWII PUC^CIAMI. SPORZIDZONO I P0D?IoAK0 « RTUZii, IWIA ifWOTASfsao pazdziłbi:ika tysiąc dzissi^cs*? rsnDZIBSTEOO ROEO.
Pieczęcie pod układem o zawieszeniu broni pomiędzy Polską a Rosją sowiecką, Ryga, 12 października 1920 roku. Na dokumencie widnieją podpisy: Jana Dąbskiego, Norberta Barlickiego, Stanisława Grabskiego, Witolda Kamienieckiego, Władysława Kiernika, Mieczysława Kulińskiego, Adama Mieczkowskiego, Leona Wasilewskiego, Ludwika Waszkiewicza i Michała Wichlińskiego oraz przedstawicieli strony sowieckiej.
Berlińska rozmowa Ryszarda Kunickiego z Wiktorem Koppem stanowi ślad, o który dopytywał się Mackiewicz w Lewej wolnej. Ślad, który pozwala stawiać nowe pytania o historię 1920 roku - historię, która jak zawsze okazuje się bardziej skomplikowana od prostych
schematów z podręczników i propagandowych legend. Historię, o którą warto się spierać. Ale nie o fakty jednak. W powieści Mackiewicza, jak w mozaice z kamyków, pozostało puste miejsce, a jego wypełnieniem jest wydarzenie, którego sam autor nie zdołał ustalić. Przypadkiem udało mi się odnaleźć trop, który doprowadził mnie do tego faktu. Czy wraz z tym odnalezionym śladem przyjąć musimy całą logikę układanki (interpretacji), jaką przedstawił Józef Mackiewicz w Zwycięstwie prowokacji i Lewej wolnej? Czy musimy przyznać, że Polska, że Piłsudski uratowali sowiecką władzę? Niekoniecznie, jeśli chodzi o 1919 rok. Tym mniej, jeśli chodzi 0 jesień 1920 roku. „Biała” Rosja była już za słaba: mogła co najwyżej utrzymać się jeszcze na Krymie lub poszerzyć przyczółek wokół niego. O wyprawie na „czerwoną” Moskwę trudno było w listopadzie 1920 roku nawet marzyć (marsz oddziałów związanych z Sawinkowem 1 Bałachowiczem, podjęty po podpisaniu rozejmu, zakończył się niedaleko za Mińskiem...)^. Trzeba jednak stwierdzić: „biała” Rosja w swej walce z Rosją bolszewicką na pewno nie otrzymała pomocy od Polski kierowanej przez Józefa Piłsudskiego. I przegrała. Na pewno nie tylko z polskiej winy. Ale czy tylko ona przegrała, czy przegrała także Polska? To było najważniejsze pytanie, jakie postawił w swej powieści Józef Mackiewicz. Niezwykłe postscriptum do tego pytania, zachętę do jego ponownego rozważenia, a zarazem jeszcze jeden dowód na to, iż prawda jest dużo ciekawsza od schematów, do których ją przykrawamy, znalazłem w zachowanej w rapperswilskim archiwum Mackiewicza korespondencji... Jędrzeja Giertycha z autorem Lewej wolnej. Ludzie, którzy znajdowali się na dwóch biegunach emigracyjnej myśli politycznej, radykalny narodowiec i radykalny antykomunista, z wzajemnym szacunkiem prowadzą korespondencyjny dialog. Obaj, co przypomniał Giertych, wojowali jako kilkunastoletni ochotnicy na frontach wojny w 1920 roku: Mackiewicz jako ułan, Giertych - w odwrotowym marszu piechura: od Białegostoku nad Wkrę. Może dlatego wywiązał się ten niezwykły dialog, a raczej zrodziła się refleksja nad myślą przewodnią powieści Mackiewicza. W liście wysłanym 23 września 1968 roku z Londynu Giertych pisał: „Zapoznałem się z Pana książką Lewa wolna. [...] Różnię się z Panem w większości poglądów na polską politykę, na sytuację światową, na przeszłość, wręcz na ludzkie życie. Ale są punkty, w których się ze sobą zgadzamy. Napisał Pan w swojej książce dużo o dopomożeniu przez Polskę (to znaczy przez Piłsudskiego) do powalenia Denikina. Napisał Pan także - czego nie wiedziałem, ale co mi trafia do przekonania - że Piłsudski umyślnie pospiesznie zawarł w 1920 roku rozejm i preliminaria pokojowe, by dopomóc bolszewikom do powalenia Wrangla. (Nie było dla mnie nigdy wątpliwości, że w zawarciu pokoju ryskiego, a przedtem preliminariów, rola Piłsudskiego była w istocie decydująca. Grabski, były członek PPS i przeciwnik Dmowskiego, uchodzący za narodowca, ale w istocie tylko półnarodowiec, przeprowadził w Rydze rokowania idące wbrew polityce Dmowskiego, który chciał przyłączenia do Polski Mińska, Bobrujska, Połocka, Kamieńca Podolskiego, Mozyrza i Dyneburga. Piłsudski sam sobie dobrał «delegację» sejmu [na rozmowy rozejmowe, a potem pokojowe w Rydze]). [...] Nie rozumiałem dotąd, czego Piłsudski w tym wszystkim właściwie chciał. Otóż dzięki Panu zrozumiałem: chciał powalić Wrangla. (Naturalnie także, i to było dla mnie zawsze jasne, że Piłsudski, pogodziwszy się z istotą
programu «wcielenia ziem wschodnich» do Polski, bo swój program federacyjny przegrał, chciał ten program [czyli inkorporacyjny] skompromitować i ograniczyć przez posłużenie się politykami sejmowymi małego kalibru, takimi jak Grabski czy Dąbski, i przez wyrzeczenie się Mińska, Kamieńca Podolskiego itp., i przez zwalenie winy za to na sejm). Byłem zawsze zdania, że powinniśmy byli pomóc Denikinowi: nie na wielką skalę, bo nie mogliśmy narażać interesów Polski dla Rosji, p o w i n n i ś m y b y l i p r z e d e w s z y s t k i m b r o n i ć i n t e r e s ó w w ł a s n y c h [podkr. prawdopodobnie Józefa Mackiewicza, czerwonym ołówkiem]. [...] Bolszewizm należało pomóc złamać. A j e ż e l i i d z i e o n a s z e n a r o d o w e i n t e r e s y [podkr. jak wyżej], Rosja biała, wbrew pozorom, byłaby o wiele mniej dla nas niebezpieczna od bolszewickiej. Przede wszystkim byłaby bardziej osłabiona, na wewnątrz podminowana i niemająca oparć zagranicznych, a więc skazana na szukanie z nami dobrych stosunków”^. Siódmego października 1968 roku Giertych wraca ponownie do tego tematu: „Uprzejmie dziękuję za łaskawy list. [...] Co do krucjaty antybolszewickiej. Normalnie każdy naród ma prawo, a nawet obowiązek, bronić przede wszystkim własnych interesów. Ale istnieją sytuacje, gdy ma się obowiązek wzięcia udziału w krucjacie. Ale udział taki nie może być samobójstwem i nie może być poświęcaniem się jednego narodu dla innych. Wysiłek musi być proporcjonalny do możliwości. Na przykład, nawet gdyby Polska była w obecnej chwili całkowicie wolna, nie miałaby obowiązku moralnego wyruszać z wyprawą na Kubę celem uwolnienia jej spod rządów komunistycznych. Ani z wyprawą do Biafry, by ratować naród Ibów przed wyrżnięciem go przez muzułmanów z Nigerii Północnej. Te sprawy są poza zasięgiem naszych możliwości - i naszych obowiązków. Tak samo, jeśli idzie o wojnę domową w Rosji, mieliśmy moralny obowiązek nie przeszkadzać «białym» Rosjanom w ich wysiłkach, a nawet (w imię sprawy ogólnochrześcijańskiej i ogólnoludzkiej) mieliśmy obowiązek pomóc im w tym zakresie, w jakim było nas stać na to bez popełniania samobójstwa. [...] Dobicie Denikina przez rozejm mikaszewicki - to była zbrodnia”^22 Józef Piłsudski zdecydowanie odrzucił takie rozumowanie: w imię inaczej niż przez Giertycha rozumianych „narodowych interesów”, ale także odwołując się do osobistych doświadczeń, swojej historycznej edukacji i mając w pamięci ideologiczną lekcję wrogości polskiego socjalizmu wobec starej, imperialnej Rosji. A my, dziś, zachęceni przez Mackiewicza, zastanawiamy się nad sensem jego decyzji.
2. Pytania o pokój ryski Znaczenie traktatu ryskiego dla Europy, w szczególności dla Europy Środkowej i Wschodniej, można interpretować w kilku kontekstach. Pokój na ogół lepszy jest od wojny. Pokój ryski oznaczał koniec konfliktów zbrojnych wyniszczających Europę Wschodnią od sierpnia 1914 roku i początek stabilizacji dla wielu milionów mieszkańców tego regionu. W tym sensie „domykał” on na pewno prawnomiędzynarodowe ramy nowego porządku, jaki w większej części Europy wprowadził już wcześniej traktat wersalski. Kraje, które utrzymały niepodległość w marcu 1921 roku, zachowały ją przez kolejnych siedemnaście, osiemnaście lat. Osiemnaście lat to mało czy dużo? Często, jak już wielokrotnie w tej książce wspominałem, ład wersalski porównuje się - na jego niekorzyść - z systemem wiedeńskim, używając jako kluczowego argumentu właśnie czynnika trwałości i elastyczności wprowadzanego traktatami pokojowymi systemu stosunków międzynarodowych. Główny zarzut, który jest wysuwany wobec systemu wersalskiego, sprowadza się wówczas do stwierdzenia, że dwa wielkie mocarstwa europejskie - Niemcy i Rosja - pozostały głęboko nieusatysfakcjonowane jego postanowieniami. To właśnie naraziło porządek wersalski na nieuchronny i stosunkowo szybki upadek. Traktat ryski jest w tej perspektywie na pewno negatywnym wzmocnieniem owego argumentu. Rosja (sowiecka) zaakceptowała przejściowo pokój i ustalone w nim granice, które w istocie nie odpowiadały jej żywotnym interesom i separowały ją od Niemiec. Gdyby Polska zadowoliła się rolą małego państewka, aneksu do Rosji - jak proponował to już lord Arthur Balfour w 1916 roku - może nie doszłoby do zantagonizowania dwu wielkich mocarstw wobec nowego systemu pokojowego po pierwszej wojnie światowej... Ostatnio profesor Giennadij Matwiejew przytoczył wyrażony w tym właśnie duchu komentarz polityka Imperium Brytyjskiego generała Jana Smutsa, traktując go jako argument na rzecz swojej stanowczo wyrażonej tezy: „W ten sposób 1czyli po podpisaniu traktatu ryskiego1 bezpośrednimi sąsiadami Polski do 1939 roku stały się Niemcy i republiki radzieckie/ZSRR uważające się za stronę obrażoną przez Polaków. Ponadto w granicach polskich znalazły się miliony Ukraińców i Białorusinów, którzy nie chcieli podlegać asymilacji ani etnicznej, ani państwowej, co istotnie osłabiało wewnętrzną jedność i zwartość Polski”111. Wobec takiego postawienia sprawy można zadać dwa pytania: 1. Jaka Polska nie „obrażałaby” „Niemiec i republik radzieckich/ZSRR”? 2. Ilu Ukraińców i Białorusinów poniosło śmierć pod rządami II Rzeczypospolitej, a ilu w tym samym okresie (1921-1939) w ZSRR? To są istotne pytania, na które trzeba odpowiedzieć, zanim podtrzyma się bezwarunkowo opinię o fatalnych skutkach pokoju podpisanego w marcu 1921 roku w Rydze. Czy powinniśmy bardziej „martwić się” podziałem Ukrainy i Białorusi, czy „pocieszać” tym, że w części polskiej - mimo wszystko - kilka milionów Ukraińców i Białorusinów nie było ofiarami ludobójczej polityki? A może w ogóle ta polityka nie miałaby szans na realizację, gdyby w Europie Wschodniej w 1920 czy 1921 roku zawarty został inny, uformowany na innych zasadach pokój? Czy powinniśmy podkreślić fakt niepogodzenia się Rosji sowieckiej i Niemiec
z nowym układem granic? Czy raczej wskazać na to, że na okres jednego pokolenia nie tylko Polska, lecz także Estonia, Łotwa, nawet (znajdująca się w sporze o Wilno z Polską) Litwa oraz Czechosłowacja, Węgry, Rumunia mogły rozwijać swą niepodległą państwowość, której w wojnie toczonej w 1920 roku kierownictwo Rosji sowieckiej chciało je pozbawić? Przypomnę zatem o innej możliwej opcji rozstrzygnięcia konfliktu sowiecko-polskiego. Koncepcję nowego rewolucyjnego porządku w Europie, o jakim latem 1920 roku marzyli członkowie Politbiura kierującego partią i państwem sowieckim, odsłania najkrócej cytowany już wcześniej telegram wysłany przez Lenina 23 lipca do Stalina, nacierającego wówczas wraz z Frontem Południowo-Zachodnim na Lwów. Jak było powiedziane, Lenin pisał, że trzeba jak najszybciej pobudzić rewolucję we Włoszech, a wcześniej zsowietyzować Węgry, Czechy i Rumunię. Stalin zaś następnego dnia odpowiadał twierdząco na tę propozycję i zachęcał, by rzucić wyzwanie całemu systemowi imperialistycznemu w Europie, dopóki ten jeszcze nie okrzepł po Wielkiej Wojnie lat 1914-1918^. Przewodniczący komisariatu do spraw narodowości, zanim ruszył pod Lwów, zdążył już zająć się opracowaniem teoretyczno-ustrojowych podstaw poszerzenia sowieckiego imperium. We wcześniejszym liście do Lenina zwracał uwagę, że przyszłe sowieckie Niemcy, sowiecka Polska, sowieckie Węgry czy sowiecka Finlandia nie powinny być od razu przyłączone do sowieckiej Rosji na takiej samej federacyjnej zasadzie jak Baszkiria czy Ukraina, ale zasługują na wprowadzenie dla nich zasady konfederacji, czasowo honorującej tradycje ich odrębności państwowej. Podniecony otwierającymi się przed nim perspektywami Lenin jeszcze 12 sierpnia nawoływał ze zniecierpliwieniem: „Z politycznego punktu widzenia jest arcyważne, aby dobić Polskę’,[3]. Głównym celem, do którego dążyło kierownictwo sowieckie latem 1920 roku w Europie Wschodniej i Środkowej było, powtórzę, dojście do najważniejszego ośrodka europejskiego przemysłu i proletariatu - do Niemiec - i podjęcie próby ich zrewolucjonizowania. Chodziło o wstrząśnięcie całym systemem wersalskim, a nawet o jego całkowite obalenie w imię rewolucji europejskiej. Pax sovietica na gruzach ledwie wzniesionego systemu wersalskiego tak można najkrócej określić tę formę nowego porządku. Traktat ryski, a w istocie już podpisanie preliminariów traktatu w październiku 1920 roku oznaczało formalne przekreślenie tego planu. Sam Lenin mówił o tym kilkakrotnie. Najobszerniej w swych publicznych wystąpieniach na zjeździe robotników i urzędników przemysłu skórzanego 2 października oraz na naradzie przewodniczących powiatowych, gminnych i wiejskich komitetów wykonawczych guberni moskiewskiej 15 października. Mówił wprost, że perspektywa sowietyzacji Polski i otwarcia drogi na Berlin oznaczała „kres całej polityki międzynarodowej, gdyż opiera się ona tylko na traktacie wersalskim, a traktat wersalski jest traktatem drapieżców i rozbójników”^. Już wcześniej Lenin mówił o tym dużo na IX Konferencji Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików) 22 września w Moskwie, gdzie musiał tłumaczyć towarzyszom przyczyny niepowodzenia. Stwierdził wówczas, że trzeba było podjąć się najambitniejszego zadania: zrewolucjonizowania całej Europy. Na przeszkodzie stał właśnie system wersalski, a jego najważniejszym filarem, którego nie udało się zburzyć, okazała się Polska. Trzeba było tymczasowo uznać jej istnienie, podobnie jak trzeba było tymczasowo pogodzić się z trwaniem systemu wersalskiego. Taki był cel pokoju z Polską, który to pokój Lenin był już wtedy gotów
podpisać^. Przywódcom sowieckim nasuwało się porównanie z pokojem brzeskim z marca 1918 roku[6]. Różnica między rokowaniami w Brześciu w 1918 roku a rozmowami w Rydze w latach 1920 1921 wydawała się wyraźna: traktat brzeski był całkowicie jednostronnym dyktatem narzuconym śmiertelnie zagrożonym władzom sowieckim. Pokój ryski w bez porównania większym stopniu był układem kompromisowym. Zestawienie pokoju z Polską po wojnie lat 1919-1920 z pokojem brzeskim miało jednak podwójny sens. Z jednej strony podkreślało ono wymuszony niepowodzeniem „rewolucyjnego szturmu” kompromis z („burżuazyjną”) polityką międzynarodową, której postęp czerwonego sztandaru przez Europę miał położyć kres. To była kolejna lekcja realizmu politycznego dla bolszewickiego kierownictwa. Trzeba było zaakceptować aktualne granice możliwości poszerzania rewolucyjnego imperium, pogodzić się z ograniczeniem własnych sił w walce o rewolucję światową (czy europejską) i zacząć budować je przed kolejnym starciem. Z drugiej strony, porównanie traktatu ryskiego z pokojem brzeskim przez sowieckich sygnatariuszy obu tych paktów miało przypomnieć, że ten pierwszy jest tylko czasowym układem, z którego - tak jak z uznania „dyktatu brzeskiego” - strona sowiecka wycofa się przy najbliższej nadarzającej się okazji. Traktat brzeski pozostał w mocy przez osiem miesięcy. Traktat ryski - stabilizujący zarazem cały system wersalski - przez osiemnaście lat. Może to także warto wziąć pod uwagę w ocenie sowiecko-polskiego pokoju? Tak patrzyli na to w każdym razie sami przywódcy i politycy Rosji sowieckiej w latach 1920 i 1921. Brali mianowicie pod uwagę to, że pokój na warunkach przyjętych w październiku 1920 roku i potwierdzonych w marcu 1921 niezmiernie utrudnia dalszy „eksport rewolucji” do serca Europy, a do Niemiec w szczególności. O to też właśnie najbardziej chodziło polskim czynnikom wojskowym w rokowaniach ryskich: o oddzielenie Rosji sowieckiej od Niemiec i od mogącej służyć za korytarz tych kontaktów Litwy. „Rosji dzisiejszej nie można uważać za państwo kierowane przez skłaniający się ku ekstremizmowi rząd; trzeba ją traktować przede wszystkim jako ośrodek ruchu komunistycznego” - pisał w analizie rokowań ryskich z 5 listopada 1920 roku generał Tadeusz Rozwadowski. Szef Sztabu Generalnego wyciągał z tego prosty wniosek: największym zagrożeniem dla Polski jest „każde zetknięcie Rosji [sowieckiej] z Niemcami”. Separowanie rosyjskiego ośrodka komunizmu od Niemiec - głównego celu jego rewolucyjnych planów w Europie, a zarazem najważniejszego potencjalnego partnera gospodarczo-strategicznej współpracy wzmacniającej „czerwoną” Moskwę - to zasadnicze zadanie geopolityczne, jakie pokój ryski miał wypełnić^. Znaczenie tego traktatu dla strony sowieckiej najdosadniej opisał Wiktor Kopp, główny negocjator i przedstawiciel „czerwonej” Moskwy w Berlinie od czerwca 1919 roku. W komentarzu skierowanym do komisarza ludowego spraw zagranicznych Gieorgija Cziczerina stwierdzał: „Jeżeli ze względu na kwestie polityki wewnętrznej zostaliśmy zmuszeni do pójścia na taki, raczej haniebny, układ z Polską, to nie ma co robić dobrodziejstwa z tej konieczności i zamykać oczy na to, że jesteśmy teraz oddzieleni podwójnym murem od Europy Zachodniej; jako międzynarodowy czynnik rewolucyjny tracimy w danym momencie poważną część naszych wpływów”^81.
Obrady delegacji polskiej i sowieckiej w pałacu Czarnogłowców w Rydze.
Traktat ryski oznaczał potwierdzenie ze strony Rosji sowieckiej, że (chwilowo) jakieś obce terytorium oddziela ją od Niemiec. Od 1917 do 1920 roku najważniejszym celem zewnętrznej aktywności ośrodka komunistycznego w Rosji było przebicie się przez to (jak to określił Stalin w artykule z listopada 1918 roku) „przepierzenie” (sńedostienije) - do Berlina. Dopiero w Rydze Rosja sowiecka uznała, że owo „przepierzenie” - czyli Polska, a wraz z nią także inne niepodległe kraje Europy Wschodniej i Środkowej, które Lenin ze Stalinem wymieniali w swej korespondencji z lipca 1920 roku - zaistniało na dobre. Z punktu widzenia sowieckiego kierownictwa i zwolenników idei rewolucji europejskiej oznaczało to przyznanie się do niepowodzenia^. £ąa \ u ^ niesympatyzujących z bolszewizmem, także dla niektórych Rosjan, było to odsunięcie koszmaru: spotkania „czerwonej” Rosji z „czerwonymi” Niemcami na zgubę „starej” Europy. Pisał o tym między innymi ostatni ambasador Rosji w Paryżu Wasilij Makłakow, komentując ostateczne wyniki wojny sowiecko-polskiej. W liście do swojego kolegi w Waszyngtonie, Borysa Bachmietiewa, stwierdzał, że polska pycha (polskaja spies’) została przebiegiem wojny pohamowana, co pozwala zakończyć konflikt względnie rozsądnym rozgraniczeniem terytorialnym, nie zaś pełnym upokorzeniem jednej ze stron. Za najważniejszy rezultat uznawał jednak to, że „zwycięstwo Polski nie dało się umocnić moralnie bolszewizmowi, nie mówiąc już o tym, że nie dało mu przeniknąć przez Polskę do Niemiec i zagotować od nowa europejskiej kaszy”^. Osobiście Makłakow starał się doprowadzić do efektywnej współpracy Polski z ostatnim ośrodkiem „białej” Rosji generała Piotra Wrangla. We wrześniu 1920 roku widział już, że tego celu nie udało się zrealizować. Zbliżający się koniec wojny sowiecko-polskiej oznaczał zarazem koniec nadziei dla Wrangla. Odrodzenie Rosji, której Makłakow chciał służyć, oddalało się w czasie. Dla rosyjskiego liberała, jakim był, najważniejsze pozostawało jednak przekonanie, że miejsce odrodzonej kiedyś Rosji jest w Europie. Dlatego ocalenie Europy przed komunistycznym przewrotem było dlań oczywistym
dobrem: dobrem, które można zawdzięczać takiemu, a nie innemu zakończeniu wojny sowieckopolskiej. Zupełnie inaczej utrzymanie się „polskiego muru” między rewolucyjną Rosją a Niemcami oceniał wybitny przedstawiciel, a raczej pionier innego ważnego w przyszłości nurtu rosyjskiej idei: książę Nikołaj Trubieckoj, współtwórca ideologii eurazjanizmu, tak ważnej w Rosji przełomu XX i XXI wieku. W liście do swego przyjaciela Romana Jakobsona, wysłanym w momencie podpisywania traktatu ryskiego, tak komentował jego fundamentalne znaczenie dla Rosji: „Proszę sobie wyobrazić na chwilę, że Armii Czerwonej udaje się przebić do Niemiec i dokonuje się w nich komunistyczny przewrót. Jakie ma to praktyczne następstwa? Oś świata natychmiast przenosi się z Moskwy do Berlina. Rzeczywiste państwo komunistyczne, jako wykwit romano-germańskiej cywilizacji, wymaga określonych kulturowych, socjalnych, ekonomicznych, psychologicznych itp. uwarunkowań, które istnieją w Niemczech, a nie istnieją w Rosji. Korzystając z tych przewag oraz z negatywnych doświadczeń rosyjskiego bolszewizmu, Niemcy stworzą wzorcowe państwo socjalistyczne, a Berlin stanie się stolicą wszecheuropejskiej, albo wszechświatowej «federacyjnej» republiki sowieckiej. Panowie i niewolnicy zawsze byli, są i będą. Są także w sowieckim ustroju, u nas w Rosji. We wszechświatowej republice sowieckiej panami będą Niemcy, ogólniej romano-germanie, a niewolnikami - my, to jest wszyscy pozostali. I stopień niewolnictwa będzie wprost proporcjonalny do «poziomu kulturalnego», czyli do oddalenia od romano-germańskiego wzorca”^. Wynik wojny sowiecko-polskiej w 1920 roku i traktat ryski jako szansa dla rosyjskiego eurazjanizmu, dla ocalenia odrębności Rosji (choćby komunistycznej), oddzielenia jej od Zachodu, od „romano-germańskiego” wzorca, który uzurpuje sobie prawa do uniwersalizmu? Owszem. Oddzielenie Rosji sowieckiej od Niemiec, potwierdzone w Rydze, istotnie wpłynęło na przejście od idei „światowej rewolucji” ku praktyce „budowania socjalizmu w jednym kraju”, a zatem bez wątpienia ku utrwaleniu izolacji „czerwonej” Moskwy od reszty świata, a nawet ku odnowieniu binarnej opozycji Rosja-Zachód (nazywany przez księcia Trubieckogo - w ślad za terminologią dziewiętnastowiecznego ideologa tej konfrontacji Nikołaja Danilewskiego cywilizacją romano-germańską). Kolejnych osiemnaście lat osamotnienia Rosji sowieckiej w roli centrum odseparowanego od reszty świata: systemu polityczno-ideowego, centrum odrębnej znowu „cywilizacji” - miało bez wątpienia wielkie znaczenie, jeśli rozważymy ten wariant „historii alternatywnej”, jaki ze zgrozą przedstawił książę Trubieckoj. Traktat ryski odsuwał jednak nie tylko wizję połączenia Rosji i Niemiec w jednej komunistycznej wspólnocie, w której Rosja mogła utracić przodujące miejsce. Skazywał również na niepowodzenie pierwszą próbę porozumienia Rosji sowieckiej z Niemcami na innych niż ideowe (komunistyczne) płaszczyznach. Tworzyć je mogła także geopolityka: współdziałanie dwóch imperiów kontynentalnych, wielkich przegranych, ale nie rozbitych w pierwszej wojnie światowej, przeciwko „peryferyjnym” mocarstwom zachodnim (Wielka Brytania, Francja, Stany Zjednoczone), które narzuciły swój porządek Europie. Wspólna walka z „dyktatem wersalskim”, porozumienie nie z komunistami niemieckimi, ale z kręgami skrajnie nacjonalistycznymi, najbardziej żądnymi rewizji powojennego systemu polityki międzynarodowej - to była druga linia polityki zewnętrznej Moskwy, wprowadzonej w życie w latach 1919-1920.
Głównym jej realizatorem był wspomniany już Wiktor Kopp, który obietnicą wymazania Polski z mapy i przywrócenia granicy z 1914 roku próbował latem 1920 roku związać „burżuazyjny” rząd w Berlinie i przedstawicieli kół nacjonalistycznych w Niemczech z Rosją sowiecką - przeciw Wersalowi. W tym kontekście znów warto przytoczyć jego komentarz na temat skutków pokoju z Polską. Już 7 września pisał z Berlina z żalem do ludowego komisarza spraw zagranicznych: „Nasze niepowodzenia na polskim froncie i czekający nas pokój z Polską, który wedle przypuszczeń tutejszych [czyli niemieckich] kręgów nie da Niemcom możliwości bezpośredniego kontaktu ekonomicznego z Rosją, doprowadziły do tego, że «idea orientacji wschodniej», jeśli nie zniknęła ostatecznie z politycznego horyzontu, to w każdym razie mocno przyblakła. [...] Podsumowując, można powiedzieć, że zostaliśmy w Niemczech odrzuceni na polu dyplomacji na pozycje wyjściowe, z początku bieżącego roku. Ta linia, którą realizowałem tutaj, to jest - związać z nami rząd niemiecki określonymi aktami formalnymi, jeszcze zanim rozstrzygnie się nasz konflikt z Polską i ententą - uległa oczywistemu rozbiciu”22 Po podpisaniu preliminariów pokojowych z Polską w Rydze Kopp dodawał w kolejnym liście do Cziczerina bardziej dosadny komentarz: „Pokój ryski ostatecznie rozbił nadzieje [niemieckich] kręgów nacjonał-bolszewickich na rewanż w sojuszu z nami”22 Jak wspomniałem już na wstępie, przy ocenie rezultatu wojny sowiecko-polskiej badacze, którzy patrzą na to zagadnienie z perspektywy 1939 roku, paktu Ribbentrop-Mołotow i jego fatalnych następstw, często wskazują w warunkach pokoju ryskiego istotną przesłankę późniejszej katastrofy. Porozumienie geopolityczne Rosji (w ideologicznej formie ZSRS) i „nacjonał-bolszewickich” - czyli narodowosocjalistycznych - Niemiec tłumaczone jest oczywistym niepogodzeniem się obydwu mocarstw z terytorialnymi ustępstwami na rzecz Polski, wymuszonymi na Niemczech w Wersalu i przyjętymi w Rydze przez Rosję sowiecką, a przede wszystkim „naturalną” niezgodą Moskwy i Berlina na ich odseparowanie przez polskie „przepierzenie”. Takie niebezpieczeństwo porozumienia Moskwy i Berlina - fatalne dla porządku ustalonego w Wersalu - rzekomo wynikłe „z winy” Polski i spowodowane jej wygórowanymi ambicjami, dostrzegali także współcześni, i to reprezentujący najróżniejsze orientacje polityczne. W ten właśnie sposób komentował w swoim dzienniku podpisanie preliminariów pokojowych w Rydze znakomity historyk rosyjski, profesor Uniwersytetu Moskiewskiego Jurij Władimirowicz GoTje22 Co ważniejsze, podobnie widział skutki pokoju na warunkach „ryskich” Lenin, który przedstawił je niezwykle otwarcie i przenikliwie w rozmowie ze szwajcarskim delegatem na II Kongres III Międzynarodówki, Jules’em Humbertem-Drozem. Lenin jakby odpowiadał w jej trakcie na narzekania Koppa: nic się nie stało, co się odwlecze, to nie uciecze. Porozumienie z Niemcami, chwilowo niezrealizowane, po ustabilizowaniu Polski w granicach „ryskowersalskich” będzie wręcz zagwarantowane i to gospodarze Kremla będą mogli swobodnie zdecydować, kiedy takie porozumienie z pałającymi żądzą rewanżu Niemcami „skonsumować”. Lenin mówił wprost: „Polska - posiądziemy ją i tak, jak wybije godzina, a zresztą projekty stworzenia «Wielkiej Polski» są wodą na nasz młyn, bo póki Polska będzie je snuła, póty Niemcy będą po naszej stronie. Im silniejsza będzie Polska, tym bardziej nienawidzić jej będą Niemcy, a my potrafimy posługiwać się tą ich niezniszczalną nienawiścią. [...] Niemcy są naszymi pomocnikami i naturalnymi sprzymierzeńcami, ponieważ rozgoryczenie z powodu
poniesionej klęski prowadzi ich do rozruchów i zaburzeń porządku, dzięki którym mają nadzieję, że rozbiją żelazną obręcz, jaką jest dla nich pokój wersalski. Oni pragną rewanżu, a my rewolucji. Chwilowo interesy nasze są wspólne. Rozdzielą się one, a Niemcy staną się naszymi wrogami w dniu, kiedy zechcemy się przekonać, czy na zgliszczach starej Europy powstanie nowa hegemonia germańska, czy też komunistyczny związek europejski”1151. Nietrudno ulec sile perswazyjnej tych słów, tej wizji, wyprowadzającej tak proroczo - rzec można - konsekwencje 1939 roku z warunków pokoju w 1920. Warto się jednak cofnąć do przywołanych wcześniej komentarzy Koppa. Sowiecki dyplomata ubolewał, że do geopolitycznego porozumienia na linii Moskwa-Berlin nie doszło już w 1920 roku. Przypomniał, że była na to już wtedy wielka szansa i że to właśnie pokój ryski ją pogrzebał. Hitler nie mógł być jeszcze stroną takiego porozumienia, jeszcze swej politycznej kariery nie zaczął. Ale „nacjonał-bolszewicy” (i patronujący im militaryści spod znaku generała Ericha Ludendorffa) byli już realną siłą w polityce, a przynajmniej wśród społeczeństwa niemieckiego. Nie wygrali w 1920 roku, wbrew nadziejom i pracy Koppa. Utrwalenie niepodległej, względnie silnej Polski, ustabilizowanie porządku wersalskiego na wschodzie Europy przez traktat ryski oraz uniemożliwienie bezpośredniego połączenia między Rosją a Niemcami przez tenże traktat wszystko to rzeczywiście osłabiało „orientację wschodnią” w polityce niemieckiej. Orientacja, nad którą pracował Kopp, oznaczała sojusz Berlina z Moskwą - nie tylko przeciw Polsce, lecz także przeciw Europie Zachodniej, przeciw zwycięskiej entencie. W polityce niemieckiej po 1920 roku owa orientacja miała swoją oczywistą kontynuację - od Rapallo w 1922 roku poczynając, poprzez kolejne układy polityczne i handlowe sowiecko-niemieckie. Nie ona dominowała w następnych kilkunastu latach, ale aż do 1933 roku przeważała zdecydowanie tendencja, by nie prowokować zwycięskich mocarstw zachodnich, tendencja do stopniowego „wpasowania” Niemiec do Europy wersalskiej. Kopp zdawał sobie sprawę z tego, że tak będzie: że w zasadzie coraz trudniej będzie wykorzystać Niemcy do owej ostatecznej walki przeciw Wersalowi, do owej Endkampf, o której mówił Lenin - walki koniecznej dla ostatecznego triumfu komunizmu1161. Przypominając ten scenariusz „historii alternatywnej”: sukcesu „orientacji wschodniej” w polityce niemieckiej i zbliżenia bolszewików w Rosji sowieckiej z „nacjonał-bolszewikami” w Niemczach już w 1920 roku, chcę poddać pod rozwagę jeszcze dwie kwestie. Skoro nad owym „scenariuszem” jak najbardziej realnie pracowano już w 1920 roku, a jego główny wykonawca tak, a nie inaczej ocenił konsekwencje traktatu ryskiego, może wolno spojrzeć na ów traktat jako na polityczny układ, który w istocie opóźnił o wiele lat fatalny w skutkach - nie tylko dla porządku wersalskiego, lecz także dla milionów istnień ludzkich - geopolityczny sojusz komunistycznej Moskwy z rewanżystowskim Berlinem. Jeśli w sierpniu 1939 roku doszło do paktu Stalina z Hitlerem, to czy rzeczywiście była to konsekwencja niedoskonałości wcześniejszego o blisko dziewiętnaście lat pokoju ryskiego, czy też raczej wynik błędów politycznych popełnionych nie w Rydze i nie w Warszawie czy w Moskwie pod koniec 1920 roku, ale także w innych stolicach europejskich w drugiej połowie lat trzydziestych? Sprawdźmy zatem, czy w owych stolicach - centrach władzy zwycięskich w pierwszej wojnie światowej mocarstw zachodnich - w drugiej połowie 1920 roku dostrzegano lepsze sposoby uporządkowania wschodnioeuropejskiego „bałaganu” aniżeli to, co ostatecznie wprowadził
pokój ryski. Oczywiście - tak. Zacznijmy od „scenariusza” alternatywnego, który można nazwać francusko-amerykańskim. Stany Zjednoczone wycofały się z czynnej polityki europejskiej w marcu 1920 roku, z chwilą kiedy Senat ostatecznie nie ratyfikował traktatu wersalskiego. Pozostawały tylko gesty. Przypomnę, iż wypadkową wpływów Borysa Bachmietiewa i inspirowanego przezeń Johna Spargo w Sekretariacie Stanu oraz zasadniczego nastawienia samego prezydenta Wilsona były w kwestii rosyjskiej dwa punkty: 1. Nieuznawanie zmian terytorialnych, naruszających integralność Rosji w granicach z 1914 roku (z wyjątkiem Finlandii i Polski - ale tylko do linii Bugu). 2. Nieuznawanie rządów bolszewickich nad Rosją. Do tych dwóch punktów istotnie sprowadzał się najważniejszy dokument dyplomacji amerykańskiej wydany w sprawie Rosji w 1920 roku: omawiana szeroko w pierwszej części tej książki nota Colby’ego z 10 sierpnia. Wobec toczącej się wojny sowiecko-polskiej wynikał z tego nastawienia następujący wniosek: nie wykraczać poza Bug, ale też nie zawierać pokoju z nielegalną, sowiecką władzą Rosji; zachować zbrojną gotowość do obrony przed Armią Czerwoną, albo też - to w najlepszym wariancie - udzielić czynnej pomocy ostatkom „białej” Rosji, czyli armii generała Piotra Wrangla na Krymie. Podpisane w październiku w Rydze preliminaria pokoju były oczywistym zaprzeczeniem wszystkich tych postulatów. Trudno się dziwić, że Bachmietiew zareagował jednoznacznie - w liście skierowanym do sekretarza stanu 14 października: „pakt zawarty w Rydze nie ma żadnej wartości [prawnej]. Rząd sowiecki nie jest uznawany przez żaden cywilizowany naród i nie ma uprawnień, by występować w imieniu narodu rosyjskiego czy dysponować rosyjskim terytorium. [...] Odrodzona Rosja nigdy nie zaaprobuje traktatu rozbiorowego, narzuconego przemocą w czasach niepowodzeń, ani też chłopska ludność zachodnich guberni Rosji [czyli terenów Białorusi i Ukrainy], w przeważającej części prawosławna, nie podporządkuje się dominacji polskich panów-katolików. Traktat ryski okazuje się w ten sposób brzemienny w niepokoje i konflikt - jest zagrożeniem dla przyszłego pokoju światowego”22 Tak oto potępiony został układ polsko-sowiecki (choć Stany Zjednoczone jednak ostatecznie zaakceptowały jego ustalenia) - ale czy realna była sugerowana alternatywa: ani wojna, ani pokój? Albo prowadzący do ostatecznego zwycięstwa nad Leninem sojusz Polski z Wranglem? Pytanie to wracało także, z większą siłą, we Francji, starającej się realnie oddziaływać na sytuację w Europie Wschodniej. Rząd Alexandre’a Milleranda - który pod koniec września 1920 roku zamienił fotel premiera na urząd prezydenta, ale nie utracił dominującego wpływu na politykę zagraniczną - w końcowej fazie wojny sowiecko-polskiej musiał w swoim stanowisku uwzględnić trzy sprzeczne wątki22 Pierwszy to tęsknota za starą Rosją - strategicznym sprzymierzeńcem przeciw Niemcom i jednocześnie terenem wielkich inwestycji finansowych kapitału francuskiego. Rosja Lenina i Trockiego nie wydawała się w 1920 roku dobrą kandydatką na sojuszniczkę w obronie wersalskiego porządku. Odrzucała także konsekwentnie pretensje francuskie do zwrotu zainwestowanych przed 1917 rokiem kapitałów. Stąd wynikać mogła tylko konsekwentna wrogość Paryża wobec „czerwonej” Moskwy, a zatem sprzeciw wobec pokoju z władzą bolszewicką i uznania jej za legalnego gospodarza Rosji. Mogła także wynikać - i w końcu
wynikała - skłonność do wspierania ostatniego przyczółka „białej” Rosji na Krymie. To wsparcie mogło być zachętą dla Polski do współpracy strategicznej z Wranglem. Stanowisko Paryża było więc bliskie temu, jakie prezentował Waszyngton. Istotny jest jednak także drugi wątek polityki wobec Europy Wschodniej: skoro raczej nie można liczyć na rychłe odbudowanie Rosji niebolszewickiej jako strategicznego partnera za wschodnią granicą Niemiec, to trzeba szukać tego, co po francusku wyrażało pojęcie une alliance de remplacement : sojusz zastępczy. Polska była taką właśnie sojuszniczką zastępczą. Powinna być możliwie silna, by wzmocnić poczucie bezpieczeństwa Francji. Takiej Polsce Francja gotowa była nieść dyplomatyczną, materiałową i instruktorską pomoc w wojnie z Rosją sowiecką. W dłuższej perspektywie jednak owa polska sojuszniczka nie powinna zbytnim rozszerzeniem na wschód alienować na przyszłość Rosji - nie przestawano bowiem liczyć na zawalenie się systemu komunistycznego i odnowę przymierza francusko-rosyjskiego. Trzeci motyw francuskiej polityki stanowiła chęć utrzymania wspólnego stanowiska z Londynem. Tylko że tam premier David Lloyd George realizował zupełnie odmienną politykę: szukania autentycznego porozumienia z realnymi gospodarzami Kremla, poskromienia tego, co brytyjski premier nazywał polskim imperializmem, oraz doprowadzenia do jak najszybszego pokoju w Europie Wschodniej. Pochodną połączenia tych sprzecznych tendencji były również sprzeczne sygnały kierowane we wrześniu 1920 roku z Paryża do Warszawy. Najlepiej świadczą o tym dwie depesze wysłane przez Milleranda tego samego dnia, 2 września, do posła francuskiego w Warszawie Hectora de Panafieu. W pierwszej francuski premier pisał o niedopuszczalności przekraczania przez wojsko polskie linii Bugu w pościgu za Armią Czerwoną. W drugiej nakazywał zachęcać polskie czynniki polityczne do zawarcia jak najszybszego sojuszu antybolszewickiego z Wranglem. 6 września francuski premier ostrzegał Warszawę przed „przedwczesnym pokojem” ( une paix prématurée) z Sowietami i zarazem pytał marszałka Ferdinanda Focha o ocenę podsuwanego przez Wrangla planu wspólnego z Polską uderzenia na Moskwę. Foch pomysł warunkowo poparł. Ostatecznie to generał Wrangel miał ocenić, na ile wojskom polskim wolno wyjść poza Bug - stwierdzała nota francuskiego MSZ z 8 września. Już jednak 12 września sekretarz generalny MSZ Maurice Paléologue, powszechnie uznawany za wiernego orędownika „białej” Rosji, wyraził wątpliwość, czy Francja może istotnie angażować się w tak ryzykowne przedsięwzięcie, jak wspólna ofensywa Wrangla i Piłsudskiego, skoro ten pierwszy znajdował się w tak „delikatnej sytuacji strategicznej”^. W efekcie nawet najbardziej sprzyjające odbudowie dawnej Rosji czynniki polityczne we Francji uznały w połowie września 1920 roku, że ich oczekiwania wobec Polski, by ta oddała swoje wojsko na usługi generała Wrangla, rezygnując zarówno z pokoju z Sowietami, jak i z jakichkolwiek zdobyczy terytorialnych poza linią Bugu, nie są realistyczne. Na spotkaniu z włoskim premierem Giovannim Giolittim w Aix-les-Bains 12 września Millerand przedstawił nowe stanowisko w sprawie pokoju z Rosją sowiecką. Uznał (wraz ze swym włoskim kolegą), że Polska może zawrzeć taki pokój - „umiarkowany, oparty na podstawie zasady narodowościowej” (une paix modérée sur la base du principe de nationalités). W tym punkcie Millerand zbliżał się do polityki brytyjskiej, ale zarazem jednak podkreślił, że Francja z władzą sowiecką nie zamierza wchodzić w żadne układy, nawet handlowe^.
Kropkę nad i postawił nowy premier francuski Georges de Leygues, który w specjalnej instrukcji do posła w Warszawie z 1 października polecił wyjaśnić, iż sugestię, jakoby Francja odradzała Polsce zawarcie pokoju z Rosją sowiecką, należy stanowczo odrzucić. Rada brzmiała ostatecznie tak: „Jeśli w negocjacjach w Rydze zostaną uzyskane warunki zasadnicze dla bezpieczeństwa i wolnego ustroju Polski, rząd francuski, tak jak wszyscy alianci, radzi Polsce, jak już to zrobił, aby podpisała pokój korzystny i umiarkowany”1211. Rozważana przez nas alternatywa dla realnie negocjowanego traktatu ryskiego, zakładająca niezawieranie pokoju z Rosją sowiecką, niewykraczanie poza linię Bugu i zarazem współpracę militarną z Wranglem, upadła zatem ostatecznie. Czy pomysł ten, pryncypialnie (ale tylko w teorii) wspierany z Waszyngtonu i rozpatrywany do połowy września nieco bardziej praktycznie w Paryżu, mógł liczyć na jakiekolwiek poparcie w Polsce? Owszem, był jeden polityk, który taką ewentualność dopuszczał. To jeden z dwóch, obok Jana Dąbskiego, wiceministrów spraw zagranicznych, Stefan Dąbrowski. Zdecydowany sympatyk narodowej demokracji i bliski współpracownik Ignacego Paderewskiego, żywiołowo wręcz nienawidził Piłsudskiego. W liście do Paderewskiego z 4 września stwierdzał, że nota Colby’ego z 10 sierpnia, zamykająca Polskę od wschodu w granicach etnograficznych, a zarazem wykluczająca rokowania z Sowietami, powinna być podstawą polskiej polityki wobec Rosji: „Powinniśmy stać na gruncie tej noty i załatwić sprawę z Sowietami w ten sposób (ni wojna, ni pokój), by ich nie uznać, skoro Zachód nie uznaje”. Przez „Zachód” wiceminister Dąbrowski rozumiał jednak tylko Stany Zjednoczone i Francję - zdawał sobie sprawę, że stanowisko Londynu jest wyraźnie inne. Już jedenaście dni później, notując swoje wrażenia z pożegnania delegacji wyjeżdżającej 10 września z dworca Wiedeńskiego do Rygi, Dąbrowski pisał, iż „uwozi 1ona1 z sobą pragnienie Polski i całego świata, by pokój mógł stanąć”1221. Przedstawiana w liście z 4 września koncepcja wspólnej dalszej walki z Wranglem przeciw bolszewikom została teraz „zdemaskowana” już wyłącznie jako wyjątkowo perfidny manewr Piłsudskiego, który może storpedować rokowania pokojowe... To, co nazwaliśmy roboczo „francusko-amerykańskim” scenariuszem alternatywnym wobec pokoju ryskiego, w połowie września okazało się, nawet dla tych niewielu zwolenników w Polsce, nie do zrealizowania. W istocie żadna partia, także przeważający w Sejmie Związek Ludowo-Narodowy, nie mówiąc już o socjalistach czy ludowcach, nie akceptowała takiego scenariusza nawet przez chwilę. Tym, co łączyło wszystkie polskie stronnictwa polityczne u progu jesieni 1920 roku, była jednoznacznie wyrażana wola pokoju. Tego bowiem wymagała koniecznie sytuacja społeczna i gospodarcza Polski. Różnice mogły dotyczyć warunków pokoju, ale pokój mogły dać tylko rokowania z realnym przeciwnikiem w wojnie: z Rosją sowiecką. Dla żadnej też istotnej siły politycznej w Polsce nie była do przyjęcia koncepcja granicy wschodniej na Bugu. Analizowany przez nas scenariusz był także nierealny dla jego drugiego obok Polski adresata: ostatniego ośrodka „białej” Rosji na Krymie. Choć we wrześniu nadzieje Wrangla rozbudziła na moment perspektywa wcielenia w czyn wspomnianego wyżej planu Focha, to jednak „Głównodowodzący Sił Południa Rosji” zdawał sobie sprawę, jak niechętna dalszemu przedłużaniu wojny we wschodniej Europie jest Anglia. Rząd w Londynie w zasadzie od końca 1919 roku odciął całkowicie pomoc finansową, a także dyplomatyczną dla „białej” Rosji. Nie
było zatem zaskoczeniem dla generała, że Londyn naciskał stanowczo i na Paryż, i na Warszawę, by jesienią 1920 roku nie odnawiać „awantury rosyjskiej”. Przysłany do Polski przedstawiciel wojskowy Wrangla, generał Piotr Machrow, skupiał swoje wysiłki na ułatwieniu formowania jednostek rosyjskich na terenie Polski i ich dołączeniu, a przynajmniej skoordynowaniu z działaniami armii na Krymie - na żadną inną formę „planu Focha” od końca września nie liczono. Już w informacji o swoim pierwszym spotkaniu z ministrem Eustachym Sapiehą, 19 września, Machrow przekazywał ten właśnie argument wysuwany przez Polaków: pokoju z Rosją sowiecką domagają się Anglicy. Sapieha zadał Machrowowi pytanie: „Jak długo trzeba przeciągać rozmowy pokojowe [w Rydze], aby dać armii generała Wrangla możliwość stanięcia na nogi i dalszej walki z bolszewikami bez aktywnej pomocy Polski?”. Późniejsze o dwa dni spotkanie Machrowa z Piłsudskim potwierdziło, że Polska musi zawrzeć pokój, a może tylko próbować przewlec negocjacje^22 Machrow powtórzył tę interpretację już po podpisaniu preliminariów pokoju w Rydze, w wywiadzie dla ukazującego się w Paryżu organu prasowego lewego skrzydła emigracji rosyjskiej „Obszczeje Dieło”. Stwierdził w nim, iż „Pokój Polski z Rosją sowiecką należy rozpatrywać jako wymuszony, do którego popychały Polskę dwie przyczyny: pierwsza - nacisk wywierany na Polskę przez zagraniczne rządy. [...] Druga przyczyna - skrajnie trudna sytuacja finansowa Polski”. Machrow wyraził przy tym nadzieję, że Polska wróci do czynnej współpracy z odnowioną, antybolszewicką „trzecią” Rosją, na pewno bowiem pokój z Sowietami nie będzie trwały. W takim samym przekonaniu umacniały przedstawiciela Wrangla w Warszawie także kolejne rozmowy z Piłsudskim, aż do marca 1921 roku^22 Tymczasem upadła jednak „biała” Rosja, wyparta w listopadzie 1920 roku przez Rosję „czerwoną” z ostatniego przyczółka na Krymie. Scenariusz „francusko-amerykańskiej” alternatywy dla pokoju polsko-sowieckiego zniknął wtedy ostatecznie z horyzontu realnej polityki. Czy był na owym horyzoncie wcześniej czymkolwiek więcej niż tylko mirażem antybolszewickich nadziei? Czy został „zmarnowany” przez Polskę, przez Piłsudskiego? Zostawiam te pytania uważnym Czytelnikom tej książki. Poważniejszą, realnie braną pod uwagę w 1920 roku alternatywę dla polsko-sowieckich negocjacji pokojowych uwieńczonych pokojem w Rydze zdawała się tworzyć koncepcja, którą próbował wcielić w życie David Lloyd George: główny obiekt analiz w tej monografii. Jego koncepcja appeasementu połączonego z zasadniczą (w odniesieniu do Europy Wschodniej) korektą systemu wersalskiego musiała jednak upaść wskutek zdecydowanego zwycięstwa militarnego Polski. Partner w londyńskich rozmowach z Lloydem George’em, Lew Kamieniew, rozumiejąc coraz lepiej skalę ustępliwości brytyjskiego premiera wobec sowieckiego nacisku na Polskę, już po klęsce Armii Czerwonej w bitwie warszawskiej z niepokojem donosił Cziczerinowi i Leninowi: „Jeśli nie zadamy natychmiastowego i decydującego ciosu na froncie, negocjacje w Mińsku [z Polakami na warunkach sowieckich wykluczających w istocie suwerenność Warszawy] przekształcone zostaną w przedłużającą się farsę i nie będziemy mogli mieć nadziei, że rząd brytyjski kiwnie palcem, aby autentycznie wesprzeć nasze militarne żądania [chodziło o żądanie rozbrojenia Wojska Polskiego i zastąpienia go Milicją Robotniczą]”^22 Oznaczało to po prostu, że jeden z czterech czynnych członków Politbiura partii bolszewickiej,
przewodniczący moskiewskiej organizacji partyjnej i szef delegacji w Londynie w jednej osobie, traktował w sierpniu 1920 roku rząd brytyjski jako faktycznego sojusznika, który popierał podważające niepodległość Polski postulaty strony sowieckiej w rokowaniach w Mińsku. Obawiał się tylko, aby niepowodzenia Armii Czerwonej nie osłabiły tak przychylnego Moskwie nastawienia Lloyda George’a. Wiadomo, że wskutek walnego zwycięstwa polskiego w sierpniu, odniesionego wbrew oficjalnym radom Londynu udzielanym w krytycznym momencie, upadał polityczny projekt brytyjskiego premiera. Można by go nazwać jeszcze jednym scenariuszem alternatywnym w stosunku do układu, jaki realnie stworzył pokój ryski i jego warunki. Jak ów scenariusz mógłby wyglądać, nie dowiemy się ostatecznie nigdy. Jestem w stanie przedstawić tutaj jednak jedną z jego bardziej interesujących wersji, jaką naszkicował kanadyjski historyk dyplomacji sowieckiej Richard K. Debo. W świetle znanej dokumentacji źródłowej nie ma on wątpliwości, że zwycięstwo sowieckie nad Polską oznaczałoby co najmniej sowietyzację Polski. Lenin i towarzysze z Politbiura mieliby następnie możliwość zawarcia układów z Niemcami (w duchu umów przygotowywanych latem przez Koppa) oraz z Wielką Brytanią - w każdym razie, gdyby Lenin zdecydował się zatrzymać falę sowietyzacji na granicy Niemiec. Na taką sytuację przygotowywał się Lloyd George. Jak o tym pisałem wcześniej, po 20 sierpnia spotkał się w Lucernie z włoskim premierem Giovannim Giolittim, który w swej linii politycznej wobec Rosji sowieckiej dał się już poznać raczej jako sojusznik Lloyda George’a niż Milleranda. Niedaleko, również w Szwajcarii, bawił wtedy także premier niemiecki Walter Simons. Lloyd George, wobec kryzysu związanego z upadkiem Polski, mógłby wystosować, wspólnie z Giolittim, apel do Simonsa oraz do Milleranda 0 natychmiastowe spotkanie na międzynarodowej konferencji. Na niej zostałyby uzgodnione warunki koniecznej rewizji traktatu wersalskiego - już wspólnie z przedstawicielami uznanej za równorzędne mocarstwo Rosji sowieckiej. Czy Francja, naturalnie niechętna takiemu rozwiązaniu - pyta retorycznie Debo - mogłaby mu się jednak opierać w sytuacji, kiedy miałaby przeciw sobie Wielką Brytanię, a na wschodzie zabrakłoby jej (po upadku Polski) jakiegokolwiek, nawet zastępczego sojusznika? Czy Paryż odważyłby się swoim sprzeciwem popychać Niemcy w otwarte szeroko ramiona „czerwonej” Moskwy? Odbyłaby się konferencja, tyle że w pełni „udana”, która byłaby połączeniem tego, co stało się w 1922 roku w Genui 1 w Rapallo^. Tylko czy taka konferencja, o jakiej myślał Lloyd George, choć mogła istotnie uwolnić Europę od widma kolejnej wielkiej wojny, przyniosłaby stabilizację? Kanadyjski historyk wyraził co do tego zasadniczą wątpliwość. Stwierdził, że sama siła polskiego nacjonalizmu, zepchniętego w nowej sytuacji do podziemia, byłaby prawdziwą piętą achillesową zarówno systemu sowieckiej dominacji, jak i całego nowego układu międzynarodowego w Europie Wschodniej. Rosja sowiecka nie miała jeszcze dość sił, uważa Debo, by sięgnąć swą ekspansją do środka Europy, do granic Niemiec. „Nieuchronna prawda wyglądała w ten sposób, że Moskwa działała zdecydowanie powyżej swoich możliwości. Rok 1920 to nie był 1945 (czy nawet 1939). [...] Piłsudski uczynił bolszewikom przysługę, wypędzając ich z Polski w 1920. W dłuższej perspektywie Rosja sowiecka prawdopodobnie skorzystała z tego rozgraniczenia terytorialnego [czyli postanowień pokoju ryskiego], które tak dobrze oddawało realny układ sił w owym czasie. Sowiecka Polska, która nie dałaby się podtrzymać od środka, ani też obronić przed zewnętrzną
agresją,
stałaby
się
potężnym
źródłem
słabości
1dla
Moskwy1,
poważnie
zagrażającym
wewnętrznej stabilności i bezpieczeństwu międzynarodowemu Rosji sowieckiej”1271. Scenariusz przedstawiony przez kanadyjskiego badacza zawiera dwa założenia, które były bliskie samemu Lloydowi George’owi. Jedno formułowane otwarcie - klęskę Polski, czyli pozbawienie jej głosu w nowym układzie politycznym w 1920 roku; drugie - przyjmowane po cichu - że strona sowiecka zagrałaby w owym scenariuszu tę rolę, jaką przypisze jej „walijski czarodziej”. Przypomnieć zatem warto raz jeszcze, że Lenin i jego współtowarzysze z Politbiura nie mieli wcale takiego zamiaru. To oni chcieli wykorzystać Lloyda George’a i prowadzoną przezeń grę; wcale nie zamierzali zatrzymywać się na granicy Niemiec. Wskazywały na to nie tylko cytowana wyżej korespondencja między Leninem a Stalinem z końca lipca, lecz także konkretne posunięcia z połowy sierpnia, takie jak przygotowywanie drukarni z czcionkami niemieckimi oraz „niemieckich towarzyszy”, którzy mieli ruszyć z nową falą propagandy - już za z a c h o d n i ą granicą Polski po upadku Warszawy1281. W tej perspektywie koncepcje Lloyda George’a okazywały się równie mało realistyczne jak „plany Focha”. Akceptujący najważniejsze polityczne założenia swego premiera w stosunku do Polski (pełna pogarda i lekceważenie) dowódca wojsk brytyjskich w Wolnym Mieście Gdańsku generał Richard Haking rozważał w połowie września scenariusz, w którym wojska sowieckie jednak opanowują Polskę i nie zatrzymują się na granicy z Niemcami, tylko idą dalej - realizować projekt rewolucji europejskiej. Haking uważał, że nawet w takiej sytuacji Anglia nie będzie chciała - a Francja nie będzie w stanie - interweniować poważnie i skutecznie. Przewidując najgorsze, Haking snuł wizję przyszłości, jakiej obawiał się twórca eurazjanizmu, kniaź Nikołaj Trubieckoj: rosyjski komunizm dociera do Niemiec. Zupełnie inaczej jednak niż Trubieckoj Brytyjczyk zakładał, że doktryna tak okropna jak komunizm może pasować tylko do „wschodnioeuropejskich barbarzyńców”, natomiast „cywilizowani Niemcy” strząsną ją z siebie szybko: „Nie ma jednak wątpliwości, że nawet gdyby ustanowiono reżim sowiecki w Niemczech, to byłby on bardzo krótkotrwały, a zdrowy rozsądek niemieckiego proletariatu przywróciłby bardziej uporządkowaną formę rządów. Zanim jednak by to się stało, Niemcy przeżyłyby gruntowny wstrząs 1...1, a Europa znalazłaby się w stanie większego zamętu niż kiedykolwiek”1291. By uniknąć takiej ostateczności, Wielka Brytania powinna machnąć ręką na Polskę i skupić już teraz wszystkie swe wysiłki na stabilizowaniu sytuacji w Niemczech oraz na wzmacnianiu ich rządu. I ta rada Hakinga była zgodna z opinią jego premiera. Na początku września Lloyd George zdawał sobie jednak sprawę, że wydarzenia w Europie Wschodniej wymknęły mu się spod kontroli. I to właśnie stanowi być może o najważniejszym sensie traktatu ryskiego. Bo choć często uznajemy go (słusznie) za dopełnienie systemu wersalskiego, to trzeba pamiętać, że nie został on podyktowany przez zwycięzców pierwszej wojny światowej. Nie narzucał porządku ustalonego przez mocarstwa zachodnie, ale był raczej wyrazem ich bezsilności. Z chwilą gdy Stany Zjednoczone odsunęły się w 1920 roku od spraw europejskich, a w relacjach między Londynem a Paryżem pojawiły się liczne rozbieżności dotyczące stosunku zarówno do pokonanych Niemiec, jak i do spraw rosyjskich (sowieckich) i wschodnioeuropejskich, pojęcie „Mocarstwa Sprzymierzone i Stowarzyszone”, które zdawało się gwarantować siłę nowemu, powojennemu ładowi, stawało się puste. Wielka Brytania,
dysponując ogromnym imperium, miała więcej kłopotów z jego utrzymaniem niż możliwości wykorzystania jego potęgi w Europie. Brytyjski Atlas podtrzymujący sklepienie wersalskiego nieba poszukiwał gorączkowo Herkulesa, z którym mógłby podzielić się tym ogromnym ciężarem. Lloyd George widział, że Francja w roli owego pomocnika nie wystarczy, nawet jeśli wesprą ją jeszcze Włochy. Dlatego szukał kandydatów na owych Herkulesów nowego ładu gdzie indziej - tam gdzie „zawsze” były mocarstwa: w Niemczech, choćby nawet pokonanych, i w Rosji, choćby nawet sowieckiej. To Rosja tradycyjnie odgrywała tę rolę na wschodzie Europy, przynajmniej z perspektywy stolic europejskiego Zachodu. Wielka Brytania konkurowała z Rosją gdzie indziej - w Azji. Tej konkurencji obawiała się nadal: w Turcji, na Zakaukaziu, w Afganistanie, Indiach22 W Europie Wschodniej rada byłaby podzielić się odpowiedzialnością za „porządek” właśnie z Rosją, także dlatego, by odciągać ją od spraw azjatyckich. Lloyd George zmierzał do tego, by ład wersalski zaczął przypominać bardziej ten z Wiednia 1815 roku, czyli taki, w którym decydują wyłącznie i dzielą się odpowiedzialnością za świat mocarstwa. Mniejsze zaś państwa, narody i ich aspiracje postrzegane są wyłącznie jako swoisty kłopot, z którym wielcy muszą sobie radzić. Zwycięstwo polskie pod Warszawą, a następnie negocjowany samodzielnie przez Polskę traktat pokojowy z Rosją sowiecką - to burzyło ową wizję Europy u zmęczonego Atlasa, budziło jego irytację, a później także resentyment. Z owego resentymentu wynika być może część przynajmniej gorzkich uwag, jakich zwłaszcza historycy anglosascy nie szczędzą systemowi wersalskiemu, tym bardziej zaś wersalsko-ryskiemu, którego Lloydowi George’owi nie udało się „zreformować” w duchu dawnego „koncertu mocarstw”. Być może w takiej perspektywie potrafimy zobaczyć lepiej szczególne znaczenie Rygi. Traktat nie spełnił oczywiście nadziei wszystkich narodów w Europie Wschodniej po pierwszej wojnie światowej. Niektóre z nich - zwłaszcza aspiracje ukraińskie i białoruskie - boleśnie podeptał22 Na tym polegała jego oczywista słabość. Łamał on jednak zasadę, iż tylko wielkie mocarstwa mogą decydować o kształcie międzynarodowego porządku - bez głosu państw mniejszych, w szczególności w Europie Wschodniej i Środkowej, gdzie imperialna mentalność rolę jedynych odpowiedzialnych gospodarzy przypisała Niemcom i Rosji. Polska, poprzez traktat ryski, torowała drogę do akceptacji przez mocarstwa aspiracji mniejszych państw do decydowania o swoim losie. Rosja sowiecka czuła się zmuszona, choćby tymczasowo, to prawo uznać. Mocarstwa zachodnie - przynajmniej w tym wypadku - również. Traktat ryski pozostaje w historii tej części Europy, którą widać z Zachodu zwykle jako obszar między Rosją a Niemcami, przykładem uznania suwerenności tego obszaru. Owa suwerenność miała trwać lat osiemnaście. Powtarzam to, po raz kolejny zawieszając pytanie: to dużo czy mało? Wolno mi także teraz prosić Czytelników raz jeszcze o rozważenie, czy przedstawione tutaj inne możliwości, jakie zamiast traktatu ryskiego rysowały się na horyzoncie politycznych wydarzeń i wyobraźni 1920 roku - mogły zapewnić ład bardziej stabilny, bardziej sprawiedliwy? Odpowiedź na to pytanie zależy od punktu widzenia. Poznaliśmy ich tutaj wiele, choć na pewno nie wszystkie. Do optyki Lenina, Koppa, Milleranda, Bachmietiewa, Wrangla, Piłsudskiego i innych obecnych w tym tekście trzeba by dodać jeszcze punkty widzenia Ukraińca Symona Petlury, Białorusina Wacłaua Łastouskiego, Żydów z Pińska czy ze Lwowa, Polaków pozostawionych za ryskim kordonem na niełasce sowieckiej policji
politycznej (CzK) i wielu innych... W marcu 1921 roku na pewno najwięcej zwolenników na obszarze, którego traktat ryski dotyczył, miał pogląd, że pokój jest lepszy niż wojna - wojna, która trwała na tym terenie ponad sześć lat. Czy trwały pokój, to wielkie dobro, może zagwarantować tylko siła, jaką dysponują największe mocarstwa? Czy znaczenie ma także relacja porządku wprowadzanego przez pokój do aspiracji i poczucia sprawiedliwości tych, których pokój dotyczy? W jakich proporcjach? To także pytania związane z oceną traktatu ryskiego. Nie potrafię udzielić na nie ostatecznej odpowiedzi. Próbuję tylko dostarczyć materiału do dyskusji nad nimi. Historyk może się w tym miejscu zatrzymać. I zastanowić.
Bibliografia (zestawienie ważniejszych wykorzystanych materiałów)
I. Archiwalia WIELKA BRYTANIA: National Archives, Londyn-Kew [NA]: Cabinet Papers Foreign Office [FO] War Office [WO]
National Archives of Scotland, Edynburg [NAS]: Philip Kerr Papers [PK]
Parliamentary Archives, London [PA]: Lloyd George Papers [LG]
Churchill College, Cambridge [CCC]: Churchill Papers [CHAR] Maurice Hankey Papers [HNKY]
Oxford University, Bodleian Library [OU-BL]: Horace Rumbold Papers
STANY ZJEDNOCZONE: Instytut Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku [IJP]: Akta Adiutantury Generalnej Naczelnego Dowództwa [AGND] Papiery gen. Tadeusza Rozwadowskiego Columbia University Library, Manuscript Collections - Bakhmeteff Archive, Nowy Jork: Evgenii Sablin Collection P.S. Makhrov Collection
Library of Congress - Manuscript Division, Waszyngton, D.C.: Bainbridge Colby Papers Breckinridge Long Papers
ROSJA: Rossijskij Gosudarstwiennyj Wojennyj Archiw, Moskwa [RGWA]: fond 104, Uprawlienije armiami Zapadnogo Fronta
Rossijskij Gosudarstwiennyj Archiw Socjalno-Politiczeskoj Istorii, Moskwa [RGASPI]: fond 5, op. 1 [sekretariat polityczny Lenina] fond 17, op. 2 [protokoły posiedzeń plenów KC RKP(b)] fond 17, op. 3 [protokoły posiedzeń Politbiura]
SZWAJCARIA: Archiwum Muzeum Polskiego w Rapperswilu [AMPR]: Spuścizna po Józefie Mackiewiczu
POLSKA: Zakład Narodowy Ossolińskich, Wrocław: rkps 16501/III: korespondencja gen. Kazimierza Sosnkowskiego II. Zbiory dokumentów i inne publikacje źródłowe American Reports on the Polish-Bolshevik War 1919-1920, ed. Janusz Cisek, Warszawa: Wojskowe Centrum Edukacji Obywatelskiej, 2010. The Austen Chamberlain Diary Letters. The Correspondence of Sir Austen Chamberlain with his Sisters Hilda and Ida, 1916-1937, ed. R.C. Self, Cambridge: Cambridge Univ. Press, 1995. Baranowski Władysław, Rozmowy z Piłsudskim 1916-1931, Warszawa: Biblioteka Polska, 1938. Begbie Harold, Mirrors of Downing Street: Some Political Reflections, London: Mills & Boon, 1920. Bolszewitskoje rukowodstwo. Pieriepiska. 1912-1927, red. A.W. Kwaszonkin, A.J. Liwszyn, O.W. Chlewniuk i in., Moskwa: Rosspen, 1996. Bonham Carter Violet, Winston Churchill as I Knew Him, London: Reprint Society, 1966.
The Churchill Documents, vol. 9: Disruption and Chaos, July 1919-March 1921, ed. Martin Gilbert, Hillsdale: Hillsdale Press, 1977. Curzon George N., Persia and the Persian Question, London & New York: Longmans, 1892. - Russia in Central Asia, London: Franz Cass, 1889. Dmowski Roman, Polityka polska i odbudowanie państwa, oprac. Tomasz Wituch, t. 2, Warszawa: PAX, 1988. Documents diplomatiques français, 1920 [DDF], t. 1 (10 janvier-18 mai), réd. J. Bariéty et al., Paris, Imprimerie Nationale, 1997; t. 2 (19 mai-23 septembre), réd. J. Bariéty et al., Paris, Imprimerie Nationale, 1999; t. 3 (24 septembre 1920-5 janvier 1921), réd. Anne HogenhuisSeliverstoff et al., Bruxelles, Peter Lang, 2002; Annexes (10 Janvier 1920-31 Décembre 1921), réd. Jacques Bariéty, Bruxelles: Peter Lang, 2005. Documents on British Foreign Policy 1919-1939 [DBFP], First series, vol. II, 1919, ed. E.L. Woodward, R. Butler, London: Her Majesty’s Stationery Office, 1948; vol. III, eds. E. [rnest] L.[lewellyn] Woodward, Rohan Butler, London 1949; vol. VII, 1920, eds. R. Butler, J. [ohn] P.[atrick] T.[uer] Bury, London: Her Majesty’s Stationery Office, 1958; vol. VIII, eds. R. Butler, J.P.T. Bury, London 1958; vol. XI, eds. Rohan Butler, J.[ohn] P.[atrick] T.[uer] Bury, London: Her Majesty’s Stationery Office, 1961. Dokumenty i materiały do historii stosunków polsko-radzieckich [DiM], t. 2, listopad 1918kwiecień 1920, oprac. Weronika Gostyńska i in., Warszawa: Książka i Wiedza, 1961. Dokumienty wnieszniej politiki SSSR, t. 2, red. G.K. Diejew i E.M. Żukow, Moskwa: Gosudarstwiennoje Izdatielstwo Politiczeskoj Litieratury, 1958; t. 3, red. G.A. Biełow, J.S. Garmasz i in., Moskwa: Gosudarstwiennoje Izdatielstwo Politiczeskoj Litieratury, 1959. Gregory John Duncan, On the Edge of Diplomacy: Rambles and Reflections, 1902-1928, London: Hutchinson, 1929. Headlam-Morley James, A Memoir of the Paris Peace Conference 1919, eds. Agnes HeadlamMorley, Russell Bryant, Anna Cienciała, New York: Barnes & Noble 1972. The Intimate Papers of Colonel House, ed. Charles Seymour, vol. 3, Boston: Houghton Mifflin, 1928. „Ja proszu zapisywat’ mieńsze: eto nie dołżno popadat’ w pieczat’”. Wystuplienija W.I. Lenina na IX konfierienciji RKP(b) 22 sientiabria 1920 g., oprac. A.N. Artizow, R.A. Usikow, „Istoriczeskij Archiw” 1992, Nr 1. Kerr Lothian [Philip], Pacifism Is Not Enough, Nor Patriotism Either, London: Oxford Univ. Press, 1935. Kniazjew G.A., Iz zapisnych kniżek russkogo intelligenta (1919-1922), „Russkoje proszłoje”, t. 5 (St. Petersburg) 1994. Komintern i idieja mirowoj riewoljucji. Dokumienty, red. J.S. Drabkin, D.G. Babiczenko, Moskwa: Nauka, 1998.
Lenin W.I., Nieizwiestnyje dokumienty 1891-1922, red. J.N. Amiantow i in., Rosspen, Moskwa 1999. - Połnoje sobranije soczinienij [PSS], t. 51, Moskwa 1965. Lenin Włodzimierz, Dzieła wszystkie, t. 41, maj-listopad 1920, Warszawa: Książka i Wiedza, 1988. Listy generała dywizji Kazimierza Sosnkowskiego do marszałka Józefa Piłsudskiego w okresie wyprawy kijowskiej (kwiecień-maj 1920 r.), oprac. Włodzimierz Suleja, „Przegląd Wschodni” 1992/93, t. 2, z. 1(5). Listy Józefa Piłsudskiego, wstęp i oprac. Kazimierz Świtalski, „Niepodległość”, t. 7 (po wznowieniu), Londyn-Nowy Jork 1962. Lloyd George David, War Memoirs, vol. 1, London: Odhams Press, [1935]. Lord Riddell’s Intimate Diary of the Peace Conference and After 1918-1923, London: Hodder & Stoughton, 1933. Machrow P.[iotr] S., W biełoj armii gienerała Denikina. Zapiski naczalnika sztaba Gławnokomandujuszczego Woorużennymi Siłami Juga Rossiji, St. Petersburg: Izd. Łogos, 1994. Mackiewicz Józef, Lewa wolna, Londyn: Polska Fundacja Kulturalna, 1965. - Zwycięstwo prowokacji, wyd. 2, Londyn: Kontra, 1983. Mackinder Halford, Democratic Ideals and Reality. A Study in the Politics of Reconstruction, London, Constable and Co., 1919. Mały Rocznik Statystyczny Polski, Londyn: Ministerstwo Informacji, 1941. [Namier Lewis], Nieznany list brytyjskiego historyka, oprac. Jan Pisuliński, „Zeszyty Historyczne” (Paryż), 2002, z. 141. N.S. Trubetzkoy’s Letters and Notes, ed. Roman Jakobson, The Hague-Paris, Mouton Publishers, 1975. Nicolson Harold, Diaries & Letters, 1930-1939, ed. Nigel Nicolson, London: Collins, 1966. Odbudowa państwowości polskiej. Najważniejsze dokumenty. 1912-styczeń 1924, red. Kazimierz Kumaniecki, Warszawa-Kraków: nakładem Księgarni J. Czerneckiego, 1924. The Papers of Woodrow Wilson, vol. 65, February 28-July 31, 1920, eds. A.S. Link, J.E. Little, Princeton: Princeton Univ. Press, 1991; vol. 66, August 2-December 23, 1920, eds. A.S. Link, J.E. Little, Princeton 1992. Papers Relating to the Foreign Relations of the United States [FRUS], 1920, Vol. III, US Government Printing Office, Washington, D.C., 1936; 1919, Russia, Washington 1937. Piłsudski Józef, Pisma zbiorowe, t. 5, red. Kazimierz Świtalski, Instytut Józefa Piłsudskiego, Warszawa 1937.
Polsko-sowietskaja wojna 1919-1920 (Rannieje nie opublikowannyje dokumienty i matierjały), red. Iwan I. Kostjuszko, cz. 1, Moskwa: Rossijskaja Akademija Nauk, Institut Sławianowiedienija i Bałkanistiki, 1994. Posły niesuszczestwujuszczej strany, w: „Sowierszenno liczno i dowieritielno!” B.A Bachmietiew - W.A Makłakow - pieriepiska 1919-1951,1.1 (awgust 1919-sientiabr’ 1921), red. Oleg W. Budnickij, Moskwa-Stanford: Rosspen-Hoover Institution, 2001. Pound/Joyce: the Letters of Ezra Pound to James Joyce, with Pound’s Essays and Articles about Joyce, ed. Forrest Read, New York: New Directions, 1970. Prawo międzynarodowe i historia dyplomatyczna. Wybór dokumentów, t. 2, red. Leon Gelberg, Warszawa: PWN, 1958. Romer Eugeniusz, Pamiętnik paryski, 1918-1919, Wrocław: Ossolineum, 1989. Rosyjski łącznik Naczelnika. Listy Karola Wędziagolskiego do Piotra Wandycza, wstęp i oprac. Andrzej Nowak, „Arcana” 2006, nr 70-71 (4-5). Russkaja wojennaja emigracija 20-ch-40-ch godow. Dokumienty i matierjały, t. 1 (1920 1922 gg), kn. 1 (Ischod), red. W.A. Zołotariew i in., Izdatielstwo Triada, Moskwa 1998. Sąsiedzi wobec wojny 1920 roku. Wybór dokumentów, oprac. Janusz Cisek, Londyn: Polska Fundacja Kulturalna, 1990. Selection of Smuts Papers, vol. IV, November 1918 - August 1919, ed. W.K. Hancock & Jean van der Poel, Cambridge: Cambridge Univ. Press, 1966. Sołżenicyn Aleksandr, Rasskajanije i samoograniczenije kak kategorii nacjonalnoj żyzni, w: Iz pod głyb. Sbornik statjej, red. Igor Szafarewicz, Paris: YMCA-Press, 1974 (tłum. pol. w: A. Sołżenicyn, Żyj bez kłamstwa. Publicystyka z lat 1973-1980, wybór i przekład A. Wołodźko, Editions Spotkania, Warszawa, [b.r.]). Sprawy polskie na konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 r. Dokumenty i materiały, red. Remigiusz Bierzanek i Józef Kukułka, t. 1-2, Warszawa: PWN, 1965, 1967. Stevenson Frances, Lloyd George. A Diary, ed. A.J.P. Taylor, London: Hutchinson, 1971. Suleja Włodzimierz, Dwa listy Stanisława Patka do Józefa Piłsudskiego ze stycznia 1920 roku. Przygotowywanie wyprawy kijowskiej, w: Idea Europy i Polska w XIX-XX wieku. Księga ofiarowana dr. Adolfowi Juzwence..., Wrocław: Ossolineum, 1999. Tajne rokowania polsko-radzieckie w 1919 r. Materiały archiwalne i dokumenty, oprac. Weronika Gostyńska, Warszawa: PWN, 1986. Toynbee Arnold J., Acquaintances, London: Oxford Univ. Press, 1967. The Trotsky Papers 1917-1922, ed. J. Meijer, t. 2 (1920-1922), The Hague-Paris, Mouton Publishers, 1971. Time of Troubles. The Diary of Iurii Vladimirovich Got’e - Moscow - July 8,1917 to July 23, 1922, transl., ed., and introd. by Terrence Emmons, Princeton: Princeton Univ. Press, 1988.
W obronie prawdy historycznej. Głosy i opinie o książce „Lewa wolna”, Londyn: Stowarzyszenie Polskich Kombatantów, 1966. War and Diplomacy. The Making of a Grand Alliance, ed. Oleg A. Rzheshevsky, Amsterdam: Harwood Academic Publishers, 1996. Wellington Arthur Duke, Supplementary Despatches, Correspondence, and Memoranda, vol. IX, London: John Murray, 1862.
III. Prasa „The Times”, grudzień 1919 - marzec 1921.
IV. Monografie, rozprawy, artykuły Addison Paul, Lloyd George and Compromise Peace in the Second World War, w: Lloyd George: Twelve Essays, ed. A.J.P. Taylor, London: Hamish Hamilton, 1971. Baker Mark, Lewis Namier and the Problem of Eastern Galicia, „Journal of Ukrainian Studies” 1998, vol. 23, nr 2. Bennett G.H., British Foreign Policy During the Curzon Period, 1919-1924, New York: St. Martin’s Press, 1995. Biernsztam M., Storony w grażdanskoj wojnie, 1917-1922 gg (Probliemy, mietodołogija, statistika), Otieczestwiennaja Bibliotieka, Moskwa 1992. Billington David P., Jr., Lothian. Philip Kerr and the Quest for World Order, Westport-London: Praeger, 2006. Biskupski Marian, The Wilsonian View of Poland: Idealism and Geopolitical Traditionalism, w: Wilsonian East Central Europe. Current Perspectives, ed. John S. Micgiel, New York: The Pilsudski Institute, 1995. Blouet Brian, Halford Mackinder: A Biography, College Station, Texas: A. & M. Press, 1987. Borzęcki Jerzy, Niełatwy kompromis: granica ryska w świetle rokowań w Mińsku i Rydze (II), „Arcana” 2005, nr 61-62 (1-2). - The Soviet-Polish Peace of 1921 and the Creation of Interwar Europe, New Haven & London: Yale Univ. Press, 2008. Brinkley George A., Allied Intervention in South Russia, 1917-1921, Notre Dame, Il.: Notre Dame Univ. Press, 1966. Bruski Jan Jacek, Petlurowcy. Centrum Państwowe Ukraińskiej Republiki Ludowej na wychodźstwie (1919-1924), Kraków: ARCANA, 2000. Butler James Ramsay M., Lord Lothian (Philip Kerr) 1882-1940, London: Macmillan, 1960. Carley Jabara Michael, Anti-Bolshevism in French Foreign Policy: The Crisis in Poland, „The
International History Review”, July 1980, Vol. 2, No. 3. - The Politics of Anti-bolshevism: the French Government and the Russo-Polish War, December 1919 to May 1920, „The Historical Journal” 1976, No. 19 (1). - Silent Conflict. A Hidden History of Early Soviet-Western Relations, Lanham: Rowman & Littlefield, 2014. Carroll Eber Malcolm, Soviet Communism and Western Opinion 1919-1921, Chapel Hill: Univ. of Northern Carolina, 1965. Cienciała Anna, Polityka brytyjska wobec odrodzenia Polski, „Zeszyty Historyczne” (Paryż), 1969, z. 16. Cienciała Anna, Tytus Komarnicki, From Versailles to Locarno. Keys to Polish Foreign Policy 1919-1925, Lawrance: Kansas University Press, 1984. Cisek Janusz, Kalendarium działalności Józefa Piłsudskiego. Uzupełnienie do „Kroniki życia Józefa Piłsudskiego 1867-1935”, Nowy Jork: Instytut Józefa Piłsudskiego, 1992. The Crimean War 1853-1856. Colonial Skirmish or Rehearsal for World War, red. Jerzy Borejsza, Warszawa: Neriton, 2011. Davies Norman, Lloyd George i Polska 1919-1920, Gdańsk: Wyd. Uniwersytetu Gdańskiego, 2000 (wydanie oryginalne tego artykułu w: „Journal of Contemporary History” 1974, t. 6). - Sir Horace Rumbold w Warszawie, 1919-1920, „Dzieje Najnowsze” 1971, R. III, z. 3. - Sir Maurice Hankey and the Inter-Allied Mission to Poland, July-August 1920, „The Historical Journal” 1972, vol. XV, No. 3. - White Eagle, Red Star. The Polish-Soviet War, 1919-1920, London: Orbis Books, 1983. Debo Richard K., Survival and Consolidation: The Foreign Policy of Soviet Russia, 1918-1921, Montreal & Kingston: McGill Univ. Press, 1992. Dugin Aleksandr, Osnowy gieopolitiki, Moskwa: Arktogeja-centr, 1997. Eberhardt Piotr, Twórcy geopolityki polskiej, Kraków: ARCANA, 2006. - Koncepcja Heartlandu Halforda Mackindera, „Przegląd Geograficzny” 2011, Vol. 83, No. 2. Egremont Max, A Life of Arthur Balfour, London: Collins, 1980. Fayet Jean-François, Karl Radek (1885-1939). Biographie politique, Bern: Peter Lang, 2002. Fiddick Thomas, Russia’s Retreat from Poland. From Permanent Revolution to Peaceful Coexistence, London-New York: St. Martin’s Press, 1990. Fry Graham Michael, And Fortune Fled. David Lloyd George, the First Democratic Statesman, 1916-1922, New York: Peter Lang, 2011. Gervais Céline, La politique de la France à l’égard de la Pologne et de l’URSS. À la lumière des archives du Quai d’Orsay, w: La guerre polono-soviétique 1919-1920, ed. Céline Gervais, Lausanne: L’Age d’Homme, 1975.
Gierowska-Kałłaur Joanna, Odczyt Marszałka Piłsudskiego wygłoszony 24 sierpnia 1923 roku w Wilnie, „Przegląd Wschodni”, 1998, t. V, z. 4 (20). Gierowski Józef Andrzej, Historia Włoch, Wrocław: Ossolineum 1985. Giertych Jędrzej, Letter to the Editor of „Polin”, „Polin. A Journal of Polish-Jewish Studies”, vol. 5: Oxford 1990. Gilbert Martin, Churchill. A Life, London: Pimlico, 2000 (wyd. polskie: Martin Gilbert, Churchill, przeł. Jerzy Kozłowski, Poznań: Zysk i S-ka, 1997). - Sir Horace Rumbold. Portrait of a Diplomat 1869-1941, London: Heinemann, 1973. - World in Torment. Winston S. Churchill 1917-1922, London: Minerva, 1990. Gilmour David, Curzon: Imperial Statesman, New York: Farrar, Strauss & Giroux, 1994. Gleason John Howes, The Genesis of Russophobia in Great Britain. A Study of the Interaction of Policy and Opinion, Cambridge: Mass., Harvard Univ. Press, 1950. Gmurczyk-Wrońska Małgorzata, Stanisław Patek w dyplomacji i polityce (1914-1939), Warszawa: Instytut Historii PAN - Neriton, 2013. Gray John, The Immortalization Commission. Science and the Strange Quest to Cheat Death, New York: Farrar, Straus and Giroux, 2011. Grif siekretnosti sniat. Potieri woorużennych sił SSSR w wojnach, bojewych diejstwijach i wojennych konfliktach. Statisticzeskoje issledowanije, red. G. F. Kriwoszejew, Moskwa: Wojennoje Izdatielstwo, 1993. Grigg John, The Young Lloyd George, London: Penguin, 2002 (wyd. 1 - 1973). - Lloyd George: The People’s Champion, 1902-1911, Oakland: Univ. of California Press, 1978. - Lloyd George: From Peace to War, 1912-1916, Oakland: Univ. of California Press, 1985. - Lloyd George: War Leader, 1916-1918, London: Penguin, 2002. Hague Ffion, The Pain and the Privilege. The Women in Lloyd George’s Life, London: Harper Press, 2008. Himmer Richard, Soviet Policy toward Germany during the Russo-Polish War, 1920, „Slavic Review” 1976, Vol. 35, No. 4. Hovi Kalervo, Alliance de Revers. Stabilization of France’s Alliance Policies in East Central Europe 1919-1921, Turku: Turku Univ., 1984. Hughes Michael, British Foreign Secretaries in an Uncertain World, 1919-1939, New York: Routledge, 2006. Hunczak Taras, Sir Lewis Namier and the Struggle for Eastern Galicia, 1918-1920, „Harvard Ukrainian Studies” 1977, Vol. 1, No. 2. Jędrzejewicz Wacław, Janusz Cisek, Kalendarium życia Józefa Piłsudskiego, t. 1 (1867-1918) i 2 (1918-1926), Wrocław: Ossolineum 1994.
Karpus Zbigniew, Wschodni sojusznicy Polski w wojnie 1920 roku. Oddziały wojskowe ukraińskie, rosyjskie, kozackie i białoruskie w Polsce w latach 1919-1920, Toruń: Wyd. Adam Marszałek, 1999. Kennan George F., Russia and the West Under Lenin and Stalin, Boston: Little Brown and Co., 1960. - Soviet-American Relations, vol. 2: The Decision to Intervene, Princeton: Princeton Univ. Press, 1958. Killen Linda, The Search for a Democratic Russia: Bakhmetev and the United States, „Diplomatic History”, Summer 1978, Vol. 2, No. 3. Kissinger Henry, Diplomacy, New York: Simon and Schuster, 1993 (wyd. polskie: Henry Kissinger, Dyplomacja, przeł. Stanisław Głąbiński, Grzegorz Woźniak, Iwona Zych, Warszawa: Philip Wilson, 2002). Kołmagorow K.N., D. Łłojd Dżordż i polskij wopros wo wriemia Pierwoj mirowoj wojny i Pariżskoj mirnoj konfieriencji, w: Bałtijskij region w istorii Rossiji i Jewropy, red. A.P. Klemieszczew i in., Kaliningrad: Izd. RGU im. Kanta, 2005. Komarnicki Tytus, Rebirth of the Polish Republic. A Study in the Diplomatic History of Europe, 1914-1920, Melbourne: Heinemann Ltd., 1957. Krzyżanowski Adam, Z historii stosunków polsko-sowieckich nazajutrz po wojnie światowej, „Przegląd Współczesny” 1936, t. 58, nr 73. Kukułka Józef, Francja a Polska po traktacie wersalskim (1919-1922), Warszawa: PWN, 1970. Kuromiya Hiroaki, Andrzej Pepłoński, Między Warszawą a Tokio. Polsko-japońska współpraca wywiadowcza 1904-1944, Toruń: Wyd. Adam Marszałek, 2009. Kutrzeba Tadeusz, Wyprawa kijowska 1920 roku, Warszawa: Gebethner i Wolff, 1937. Latawski Paul, The Dmowski - Namier Feud, 1915-1918, „Polin. A Journal of Polish-Jewish Studies”, vol. 2: Oxford 1987. - A Reply to Giertych, „Polin. A Journal of Polish-Jewish Studies”, vol. 5: Oxford 1990. Leczyk Marian, Komitet Narodowy Polski a Ententa i Stany Zjednoczone 1917-1918, Warszawa: PWN, 1966. Leinwand Artur, Polska a Denikin. Z dziejów stosunków między Polską a kontrrewolucją na południu Rosji w latach 1918-1920, w: Z dziejów wojny i polityki. Księga pamiątkowa ku uczczeniu siedemdziesiątej rocznicy urodzin prof. dra Janusza Wolińskiego, Wojskowa Akademia Polityczna im. Feliksa Dzierżyńskiego, Warszawa 1964. Lentin Antony, Lloyd George and the Lost Peace. From Versailles to Hitler, 1919-1940, New York: Palgrave-Macmillan, 2001. Lincoln W. Bruce, Mikołaj I, przeł. Henryk Krzeczkowski, Warszawa: PIW, 1988. Lundgreen-Nielsen Kay, The Polish Problem at the Paris Peace Conference. A Study of the
Policies of the Great Powers and the Poles, 1918-1919, Odense: Odense Univ. Press, 1979. Łaptos Józef, Francuska opinia publiczna wobec spraw polskich w latach 1919-1925, Wrocław: Ossolineum, 1983. Łukasik-Duszyńska Monika, Brytyjskie poselstwo donosi. Posłowie brytyjscy wobec stosunków Polski z państwami bałtyckimi 1920-1926, Warszawa: Wyd. Academica, 2008. Macfarlane L.J., Hands off Russia: British Labour and the Russo-Polish War, 1920, „Past and Present”, Dec. 1967, nr 38. Macmillan Margaret, Peacemakers. Six Months that Changed the World, London: John Murray, 2001. Malewski Józef [Włodzimierz Bolecki], Ptasznik z Wilna. O Józefie Mackiewiczu, Kraków: ARCANA, 1991. Materski Wojciech, Na widecie. II Rzeczpospolita wobec Sowietów 1918-1943, Warszawa: ISP PAN - RYTM, 2005. Matwiejew Giennadij F., Stosunki polsko-sowieckie w latach 1917-1921, w: Białe plamy, czarne plamy. Sprawy trudne w relacjach polsko-rosyjskich 1918-2008, red. Daniel Rotfeld, Anatolij Torkunow, Warszawa: Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, 2010. Mayer Arno J., Politics and Diplomacy of Peacemaking. Containment and Counterrevolution at Versailles, 1918-1919, New York: Alfred A. Knopf, 1967. Mazurek Mariusz, Great Britain, The United States and the Polish-Soviet Peace Treaty of Riga, 1920-1921, „Niepodległość” 1988, t. 21 (po wznowieniu). Michutina Irina W., Polsko-sowietskaja wojna 1919-1920 gg., Moskwa: Rossijskaja Akademija Nauk, Institut Sławianowiedienija i Bałkanistiki, 1994. Miedziński Bogusław, Wojna i pokój, cz. 3, „Kultura” 1966, nr 9. Marjorie Milbank Farrar, Principled Pragmatist. The Political Career of Alexandre Millerand, New York-Oxford: Berg, 1991. Namier Julia, Lewis Namier. A Biography, London: Oxford Univ. Press, 1971. Namier L.[ewis] B., Conflicts. Studies in Contemporary History, London: Macmillan 1942. - Facing East, London: Hamis Hamilton, 1947. Naylor John F., A Man and an Institution: Sir Maurice Hankey, the Cabinet Secretariat and the Custody of Cabinet Secrecy, Cambridge: Cambridge University Press, 2009. Neville Peter, The Foreign Office and Britain’s Ambassadors to Berlin, w: The Foreign Office and British Diplomacy in the Twentieth Century, ed. Gaynor Johnson, New York: Routledge, 2005. Ng Amy, Nationalism and Political Liberty. Redlich, Namier, and the Crisis of Empire, Oxford: Oxford Univ. Press, 2004.
Nowak Andrzej, Documents diplomatiques français - źródła do politycznej historii wojny polsko-sowieckiej w 1920 roku, „Dzieje Najnowsze” 2006, R. 38, z. 3. - Historie politycznych tradycji. Piłsudski, Putin i inni, Kraków: ARCANA, 2007. - Jak rozbić rosyjskie imperium? Idee polskiej polityki wschodniej (1733-1921), wyd. 2, Kraków: ARCANA, 1999. - „Jedna, niepodzielna” i „małe narody” Imperium. Formowanie i konsekwencje idei politycznej „białej” Rosji (jesień 1918 - wiosna 1919), „Przegląd Wschodni” 2000, t. 7, z. 1(25). - Mocarstwa zachodnie wobec niepodległości Ukrainy: wiosna 1920, w: Między Odrą a Uralem. Księga pamiątkowa dedykowana profesorowi Władysławowi A Serczykowi, red. Wojciech Wierzbieniec, Rzeszów: Wyd. Uniw. Rzeszowskiego, 2010. - Polityka wschodnia Józefa Piłsudskiego (1918-1921). Koncepcja i realizacja, „Zeszyty Historyczne” (Paryż), 1994, z. 107. - Polska i trzy Rosje. Studium polityki wschodniej Józefa Piłsudskiego, Kraków: ARCANA, 2001. Nowak-Kiełbikowa Maria, Polska - Wielka Brytania 1918-1923. Kształtowanie się stosunków politycznych, Warszawa: PWN, 1975. O’Connor Timothy E., The Engineer of Revolution: L.B. Krasin and the Bolsheviks, 1870-1926, Boulder: Westview Press, 1992. Officer Lawrence H., Samuel H. Williamson, Five Ways to Compute the Relative Value of a UK Pound Amount, 1270 to Present, MeasuringWorth, 2014: http://www.measuringworth.com/ppoweruk, dostęp: 2.02.2015. Pajewski Janusz, Dwie zachodnie opinie wobec koncepcji granic państwa polskiego (1917, 1919), w: Studia historica slavo-germanica, Poznań: Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, 1977, t. 6. Pałasz-Rutkowska Elżbieta, Polityka Japonii wobec Polski 1918-1941, Warszawa: Wyd. Nozomi, 1998. Parsadanowa Walentina S., Moskwa w 1920 godu, w: Stolica i prowincija w istorji Rossiji i Polszy, red. Boris W. Nosow, Institut Sławianowiedienija RAN, Moskwa 2008. Persil Raoul, Alexandre Millerand, 1859-1943, Paris: Société d’éditions françaises et internationales, 1949. Petracchi Giorgio, Da San Pietroburgo a Mosca. La diplomazia italiana in Russia 1861/1941, Roma: Bonacci, 1993. Piszczkowski Tadeusz, Anglia a Polska 1914-1939: w świetle dokumentów brytyjskich, Londyn: Oficyna Poetów i Malarzy, 1975. Porchet Alain, Obraz stosunków francusko-polskich w prasie francuskiej w latach 1919-1921,
w: Rok 1920 z perspektywy osiemdziesięciolecia, red. Andrzej Ajnenkiel, Warszawa: Wyd. Neriton, 2001. Radosh Ronald, John Spargo and Wilson’s Russian Policy, 1920, „Journal of American History” 1965, Vol. 52, No. 3. Rose Inbal, Conservatism and Foreign Policy during the Lloyd George Coalition 1918-1922, London: Frank Cass, 1999. Rose Norman, Lewis Namier and Zionism, Oxford: Clarendon Press, 1980. Roskill Stephen, Hankey. Man of Secrets, Vol. I (1877-1918), London: Collins, 1970; vol. II (1919-1931), London: Collins, 1972; Vol. III (1931-1963), London: Collins, 1973. Rusin Bartłomiej, Lewis Namier a kwestia „Linii Curzona” i kształtowanie się polskiej granicy wschodniej po I wojnie światowej, „Studia z Dziejów Rosji i Europy Środkowo-Wschodniej” 2013, t. 48. Ruotsila Markku, John Spargo and American Socialism, London: Macmillan, 2006. Russell Bryant F., Lord D’Abernon, the Anglo-French Mission, and the Battle of Warsaw, 1920, „Jahrbücher für Geschichte Osteuropas” 1990, Bd. 38, H. 4. Sakowicz-Tebinka Iwona, Imperium barbarzyńców. Rosja Aleksandra II w brytyjskich opiniach prasowych, Gdańsk: Wyd. Uniw. Gdańskiego, 2011. Schroeder Paul, The Transformation of European Politics 1763-1848, Oxford: Clarendon Press, 1994. Seegel Steven, Mapping Europe’s Borderlands. Russian Cartography in the Age of Empire, Chicago & London: Univ. of Chicago Press, 2012. Sieradzki Józef, Białowieża i Mikaszewicze. Mity i prawdy. Do genezy wojny pomiędzy Polską a RSFRR w 1920 r., Warszawa: Książka i Wiedza, 1959. Siergiejew Jewgienij, Dżordż Kurzon -posliednij rycar’ Britanskoj impierji, Moskwa: Towariszczestwo naucznych izdanij KMK, 2015. Singh Mehta Uday, Liberalism and Empire. A Study in Nineteenth Century British Liberal Thought, Chicago: Chicago University Press, 1999. Smith Daniel M., Aftermath of War. Bainbridge Colby and Wilsonian Diplomacy 1920-1921, Philadelphia: American Philosophical Society, 1970. Snyder Timothy, Sketches from a Secret War. A Polish Artist’s Mission to Liberate Soiet Ukraine, New Haven & London: Yale Univ. Press, 2000 (wyd. polskie: Timothy Snyder, Tajna wojna. Henryk Józewski i polsko-sowiecka rozgrywka o Ukrainę, przeł. Bartłomiej Pietrzyk, Kraków: Znak, 2008). Spence Richard B., Boris Savinkov: Renegade on the Left, Boulder: Colorado East European Monographs, 1991. Steiner Zara, The Lights that Failed. European International History 1919-1933, London:
Oxford Univ. Press, 2005. Szyszkin W.A., Stanowlienije wnieszniej polityki poslieriewolucjonnoj Rossiji (1917 1930 gody) i kapitalisticzeskij mir, St. Petersburg: Rossijskaja Akademija Nauk, SanktPetersburgskij Institut Istorii, 2002. Taylor Alan John P., The Struggle for Mastery in Europe 1848-1918, Oxford: Oxford Univ. Press, 1971. Tebinka Jacek, Wielka Brytania dotrzyma lojalnie swojego słowa. Winston S. Churchill a Polska, Warszawa: Wyd. Neriton, 2013. Toye Richard, Lloyd George & Churchill. Rivals for Greatness, London: Macmillan, 2007. Trusz M.I., Mieżdunarodnaja diejatielnost ’ W.I. Lenina. Zaszczita zawojewanij socjalisticzeskoj riewoljucji 1919-1920, Moskwa: Izd. Politiczeskoj Litieratury, 1988. Ullman Richard, Anglo-Soviet Relations, 1917-1921, vol. II: Britain and the Russian Civil War, Princeton: Princeton Univ. Press, 1968; vol. III: The Anglo-Soviet Accord, Princeton 1972. Venier Pascal, The geographical pivot of history and early twentieth century geopolitical culture, „The Geographical Journal”, December 2004, Vol. 170, No. 4. Wandycz Piotr, France and Her Eastern Allies 1919-1925. French-Czechoslovak-Polish Relations from Paris Peace Conference to Locarno, Minneapolis: Univ. of Minnesota Press, 1962. - Henrys i Niessel, dwaj pierwsi szefowie francuskiej misji wojskowej w Polsce 1919-1921, w: tenże, Polska a zagranica, Paryż: Instytut Literacki, 1986. - Pax Europaea. Dzieje systemów międzynarodowych w Europie 1815-1914, Kraków: ARCANA, 2003. - Secret Soviet-Polish Peace Talks in 1919, „Slavic Review”, Sept. 1965, Vol. 24, No. 3. White Patrick, Iron Curtain. From Stage to Cold War, Oxford: Oxford Univ. Press, 2007. White Stephen, Labour’s Council of Action 1920, „Journal of Contemporary History”, October 1974, vol. IX. Wilson Trevor, The Coupon and the British General Election of 1918, „The Journal of Modern History”, March 1964, Vol. 36, No. 1. Winid Bogusław, W cieniu Kapitolu. Dyplomacja polska wobec Stanów Zjednoczonych Ameryki 1919-1939, Warszawa: Wyd. PoMost, 1991. Wnuk Rafał, Za pierwszego Sowieta. Polska konspiracja na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej (wrzesień 1939 - czerwiec 1941), Warszawa: Instytut Pamięci Narodowej oraz Instytut Studiów Politycznych PAN, 2007. Woodward David R., The Origins and Intent of David Lloyd George’s January 5 War Aims Speech, „Historian”, November 1971, vol. 34, issue 1. Young Kenneth, Arthur James Balfour. The Happy Life of the Politician, Prime Minister,
Statesman, and Philosopher, 1848-1930, London: G. Bell & Sons, 1963. Zamoyski Adam, Rites of Peace. The Fall of Napoleon & the Congress of Vienna, London-New York: Harper, 2007 (wyd. polskie: Adam Zamoyski, 1815: upadek Napoleona i kongres wiedeński, przeł. Michał Ronikier, Kraków: Znak, 2010). Zaremba Piotr, Demokracja w stanie wojny. Woodrow Wilson i jego Ameryka, Warszawa: Wyd. Neriton, 2014. Zięba Andrzej A., Historyk jako produkt historii, czyli o tym, jak Ludwik Bernstein przekształcał się w Lewisa Namiera, w: Historyk i historia (studia dedykowane pamięci Prof. Mirosława Francicia), red. Adam Walaszek, Krzysztof Zamorski, Kraków: Historia Iagellonica, 2005. Zubaczewskij Władimir A., Politika Rossiji w otnoszenii wostocznoj czasti centralnoj Jewropy (1917-1923 gg.): gieopoliticzeskij aspekt, Omsk: Omskij Gosudarstwiennyj Piedagogiczeskij Institut, 2005.
Źródła ilustracji Narodowe Archiwum Cyfrowe - s. 52-53, 74-75, 87, 91, 126, 170, 283, 398, 411, 427, 457, 472 Library of Congress - s. 41, 46, 105, 222, 268, 277, 323, 362, 422 Ria Novosti/EastNews - s. 149 Sovfoto/UIG via Getty Images - s. 162 Hulton-Deutsch Collection/CORBIS - s. 243 Image Asset Management/EastNews - s. 339 Fot. Robert Sennecke/ullstein bild via Getty Images - s. 391 Zbiory Ośrodka „Karta” - s. 252, 371, 381 Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego - s. 306, 479 Centralne Archiwum Wojskowe - s. 490-491
Przypisy Motto il! Komentarz wypowiedziany przez brytyjskiego premiera na temat Polaków w rozmowie z delegacją związków zawodowych (TUC), domagającą się, by nie udzielać Polsce żadnej pomocy w walce z Rosją sowiecką. Lloyd George papers, Parliamentary Archive, London, F217/9 (Lloyd George - TUC deputation meeting, 22 July 1920).
Wstęp il! A. Lentin, Lloyd George and the Lost Peace. From Versailles to Hitler, 1919-1940 , New York 2001, s. 67-88. i2! Cyt. za relacjonującym na bieżąco tę wypowiedź Smutsa listem Austena Chamberlaina (kanclerza skarbu w rządzie Davida Lloyda George’a) do siostry Idy, z 9 VII 1919, w: The Austen Chamberlain Diary Letters. The Correspondence of Sir Austen Chamberlain with his Sisters Hilda and Ida, 1916-1937, ed. R.C. Self, Cambridge 1995, s. 116. 13] „The new Poland will include millions of Germans (and Russians) and territories which have for very long periods been parts of Germany (or Russia). It is reasonably certain that both Germany and Russia will again be great Powers, and that, sandwiched between them, the New Poland could only be a success with their good will. How, under these circumstances, can we expect Poland to be rather than a failure, even if she had that ruling and administrative capacity which history has proved she has not? [...] I think we are building a house of [sic!] sand”. List J. Smutsa do D. Lloyda George’a z 22 V 1919 na konferencji w Paryżu, w: Selection of Smuts Papers, vol. IV November 1918-August 1919, ed. W.K. Hancock & Jean van der Poel, Cambridge 1966, s. 185-186. [4! Cyt. za: Sprawy polskie na konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 r. Dokumenty i materiały, red. Remigiusz Bierzanek, Józef Kukułka, t. 1, Warszawa 1965, s. 225. [5! „Les droits que la Pologne pourrait savoir à faire valoir sur les territoires situés à l’est de ladite ligne sont expressément réservés”. Deklaracja Rady Najwyższej Mocarstw Sprzymierzonych w sprawie tymczasowych granic wschodnich Polski, 8 XII 1919, w: Odbudowa państwowości polskiej. Najważniejsze dokumenty. 1912-styczeń 1924, red. Kazimierz Kumaniecki, Warszawa-Kraków 1924, s. 175-177, toż w: Sprawy polskie na konferencji pokojowej w Paryżu..., t. 1, s. 255-257. [6! Zob. odpowiednie dokumenty w pokojowej w Paryżu..., t. 2, s. 344, 376.
cytowanym
zbiorze:
Sprawy
polskie
CZĘŚĆ I SEN O NIEPODLEGŁEJ I „POJĘCIA ŚWIATA
na
konferencji
1. Kłopot z polską niepodległością m Zob. np. George F. Kennan, Russia and the West Under Lenin and Stalin, Boston 1960, s. 156-161; Henry Kissinger, Diplomacy, New York 1993, s. 241-245. Warto jednak zauważyć, że w nowszej historiografii od tak uproszczonego poglądu odchodzą w swoich syntezach m.in. Margaret Macmillan, Peacemakers. Six Months that Changed the World, London 2001, s. 217 239, oraz Zara Steiner, The Lights that Failed. European International History 1919-1933, London 2005, s. 144-152. 12! Zob. szerzej na ten temat: Andrzej Nowak, Polska i trzy Rosje. Studium polityki wschodniej Józefa Piłsudskiego, Kraków 2001, s. 421-613. r 31 Por. tamże, s. 207-223. i41 Cyt. z raportu Wyndhama z rozmowy z Piłsudskim za: Tadeusz Piszczkowski, Anglia a Polska 1914-1939: w świetle dokumentów brytyjskich, Londyn 1975. r51 Zob. szerzej na ten temat: Andrzej Nowak, Historie politycznych tradycji. Piłsudski, Putin i inni, Kraków 2007, s. 221-247; tenże, Polska i trzy Rosje..., s. 397-419. r61 Cyt. za: Joanna Gierowska-Kałłaur, Odczyt Marszałka Piłsudskiego wygłoszony 24 sierpnia 1923 roku w Wilnie, „Przegląd Wschodni”, 1998, t. 5, z. 4 (20), s. 781 (autorka przytacza w całości znaleziony przez siebie w Bibliotece Litewskiej AN w Wilnie zapis przemówienia Piłsudskiego); streszczenie prasowe tegoż odczytu opublikowano w t. 6 Pism zbiorowych Piłsudskiego.
2. Granice władzy (i wyobraźni) zwycięzców: spojrzenie z Wersalu m Tymi słowami zadanie konferencji streścił prawny doradca delegacji amerykańskiej David Hunter Miller. Cyt. za: Arno J. Mayer, Politics and Diplomacy of Peacemaking. Containment and Counterrevolution at Versailles, 1918-1919, New York 1967, s. 8. r21 „Power involves will [...]: the will to spend, whether it be money or lives. In 1919 the will had been crippled among the Europeans; the Great War meant that the leaders of France or Britain or Italy no longer had the capacity to order their peoples to pay a high price for power”. Margaret Macmillan, dz. cyt., s. 7. [31 Tekst orędzia z 14 punktami Wilsona m.in. w: Leon Gelberg, Prawo międzynarodowe i historia dyplomatyczna. Wybór dokumentów, t. 2, Warszawa 1958, s. 11-13. [41 Zob. Roman Dmowski, Polityka polska i odbudowanie państwa, Warszawa 1988, oprac. Tomasz Wituch, t. 2, s. 86-87; por. Marian Leczyk, Komitet Narodowy Polski a Ententa i Stany Zjednoczone 1917-1918, Warszawa 1966, s. 215-220; Kay Lundgreen-Nielsen, The Polish Problem at the Paris Peace Conference. A Study of the Policies of the Great Powers and the Poles, 1918-1919, Odense 1979, s. 84-86. [51 Zob. Marian Biskupski, The Wilsonian View of Poland: Idealism and Geopolitical
Traditionalism, w: Wilsonian East Central Europe. Current Perspectives, ed. John S. Micgiel, New York 1995, s. 123-145. [6] Zob. M. Macmillan, dz. cyt., s. 79. W szerszy kontekst polityki amerykańskiej okresu prezydentury Wilsona znakomicie wprowadza monografia Piotra Zaremby, Demokracja w stanie wojny. Woodrow Wilson i jego Ameryka, Warszawa 2014. [7] „our moral obligations to Russia as an associate in the struggle against German imperialism, the impossibility of restoring normal conditions even in the United States while Russia remains in economic disorganization, and the danger to our own life and institutions which proceeds from the continued existence in Russia of an active center of pernicious political and social propaganda”. The Secretary of State [Lansing] to President Wilson, Memorandum reviewing the past attitude of the US toward Russia and making certain recommendations as to future policy, w: Papers Relating to the Foreign Relations of the United States [dalej jako: FRUS], 1920, vol. III, Washington, D.C. 1936, s. 442-443. [8] M. Macmillan, dz. cyt., s. 75; por. A. Mayer, dz. cyt., s. 328-329. [9] „Bolshevism [...] is a popular state of mind growing out of the war and past abuses. It is compounded of demoralization and protest. It furnishes many misguided recruits to the ranks of the Bolsheviki and imparts to their movement recurrent flushes of popular vitality which help to sustain it against the military attacks of its enemies. Bolshevism, thus conceived, is obviously not to be conquered by force. It is preeminently an economic and moral phenomenon against which economic and moral remedies alone will prevail”. FRUS, 1920, vol. III, s. 441. [10] „In the last few months the only reminder he [Piłsudski] has had that Poland was considered a member of the Allied group was when he was hampered by restrictions from Paris as to what he might or might not do. He said that he did not make any reproaches as nations have always been entirely selfish and it would have been a good deal of a departure if all the world had suddenly become kind and helpful to Poland unless they could see some direct interest in it. He said that he would continue to do the best he could to maintain order and keep up struggle against Bolshevism. He said there was no doubt a growing feeling in the country that the Allies had abandoned Poland and that she would do well to reach an understanding with Germany. Germany of course would like nothing better than to secure Polish friendship at the price of clothing, transportation, and possibly military suport”. Hugh Gibson, Diary, entry of November 5, 1919, Hoover Institution, Hugh Gibson Papers, box 70. (Bardzo dziękuję prof. Januszowi Ciskowi za udostępnienie mi tego interesującego dokumentu). [11] M. Macmillan, dz. cyt., s. 22. [12] „This Government is not in a position at the present moment to take any responsibility in advising Poland to adopt a specific policy toward Bolshevist Russia. For your own information, however, I feel that it would be most unfortunate if the Polish Government should conclude from the silence of this Government in the matter that there is implied such military and economic assistance as might determine the Polish Government in refusing to enter into armistice negotiations with Bolshevist Russia”. The Secretary of State [Lansing] to the Minister in Poland
(Gibson), telegram, February 5, 1920, w: FRUS, 1920, vol. III, s. 378. [13! Hiroaki Kuromiya, Andrzej Pepłoński, Między Warszawą a Tokio. Polsko-japońska współpraca wywiadowcza 1904-1944, Toruń 2009, s. 45-55; zob. także Elżbieta PałaszRutkowska, Polityka Japonii wobec Polski 1918-1941, Warszawa 1998, s. 37-42. [14! Najlepszym, zwięzłym opracowaniem zagadnienia rosyjskiego kierunku w polityce zagranicznej Włoch w 1920 r. wydaje się monografia Giorgia Petracchiego, Da San Pietroburgo a Mosca. La diplomazia italiana in Russia 1861/1941, Roma 1993, s. 255-290. [15! Warto przytoczyć prosty komentarz Piłsudskiego z 19 marca, wypowiedziany na spotkaniu z korpusem dyplomatycznym w Belwederze: „Les Américains sont souvent absents et les absents sont souvent tort”. (Amerykanie są często nieobecni, a nieobecni często nie mają racji). Cyt. za: Sir H. Rumbold to Earl Curzon, Warsaw, March 21, 1920, Documents on British Foreign Policy 1919-1939 [dalej jako: DBFP!, First series, vol. XI, eds. Rohan Butler, J.[ohn! P.[atrick! T.[uer! Bury, London 1961, s. 260. [16! Zob. stosunkowo obiektywną (inaczej niż w relacjach pamiętnikarskich samego Denikina i Wrangla) relację z tych wydarzeń: P.S. Machrow, W biełoj armii gienierała Denikina. Zapiski naczalnika sztaba Gławnokomandujuszczego Woorużennymi Siłami Juga Rossiji, St. Petersburg 1994, s. 180-213; por. także: George A. Brinkley, Allied Intervention in South Russia, 1917 1921, Notre Dame 1966, s. 235-245. [17! Zob. omówienie tej dyskusji: Auguste Gauvain, Les extérieure, „Journal des Débats”, 27 Mars 1920, s. 1.
Interpellations
sur
la
politique
[18! Zob. Halford J. Mackinder, Democratic Ideals and Reality. A Study in the Politics of Reconstruction, London 1919; por. Frank Sempa, The Geopolitics Man, „The National Interest”, nr 29, Fall 1992, s. 96-102; Alieksandr Dugin, Osnowy gieopolitiki, Moskwa 1997, s. 43-51. [19! Zob. A. Nowak, Polska i trzy Rosje..., s. 406-411. [20! „As regards the Poles, General Pilsudski had told him that he could probably advance to Moscow next Spring. [...! He saw that it would be necessary for him to go forward with some Russian element. [...! He could not trust the Bolsheviks to keep a treaty of peace into which they had entered. It was impossible, however, for him to retain the army permanently on the Beresina. Hence h e h a d n o a l t e r n a t i v e b u t t o s t r i k e a t t h e B o l s h e v i k s n e x t A p r i l o r M a y. Sir H.J. Mackinder agreed with General Pilsudski that a spectacular advance on Moscow was undesirable. His object should be rather to advance in the Ukraine, with the object of obtaining possession of the Donetz Basin. [...! In his conversations with General Pilsudski and General Denikin he [Mackinder! had made so much progress that he did not anticipate any great difficulty in arranging an agreement as to the eastern frontiers of Poland)”. Halford Mackinder, Notes of points supplementary to his memorandum of Jan. 21,1920, made by sir H.J. M. in reply to questions put to him at the Cabinet Meeting held on Thursday, Jan 29, 1920, at 11.30 a.m., w: Private Papers of Sir H.J. Mackinder Relating to His Mission to South Russia, National Archives [dalej jako: NA!, London-Kew, Foreign Office [FO! 800/251,
k. 3-4 (62-63). [21] „The salvation could only be found in a comprehensive policy such as was indicated in his [Mackinder’s] Memo. He would range up all the anti-Bolshevist States, from Finland to the Caucasus, giving them certain amount of support. [...] It was necessary to adopt the whole policy or to do nothing”. Tamże, k. 7 (66). [221Zob. informację Denikina dla H. Mackindera z 23 I 1920, Columbia University Library [Nowy Jork] [dalej jako: CUL] - Bakhmeteff Archive, E. Sablin Collection, box 18, t. re Nationalities Question, b.n.; por. także list Denikina do Mackindera z 14 I 1920, w: DBFP, First series, vol. III, eds. E.[rnest] L.[lewellyn] Woodward, Rohan Butler, London 1949, s. 792-793, jak również raport Mackindera: tamże, s. 768-786. [23] „[Mackinder:] The initial steps of such a policy would, I am persuaded, send a thrill through all the east of Europe, which in a month would wholly alter the moral of the people in that part of the world. [...] [Maurice Hankey, sekretarz rządu Lloyda George’a:] The immediate steps proposed in Sir Halford Mackinder’s Report did not meet with any support”. Cabinet Meeting, 6 (20), 29 I 1920, NA, Cabinet Papers [dalej jako: CAB] 23/20 (6 I-31 III 1920). [24] Szerzej piszę o tym w: Andrzej Nowak, Mocarstwa zachodnie wobec niepodległości Ukrainy: wiosna 1920, w: Między Odrą a Uralem. Księga pamiątkowa dedykowana profesorowi Władysławowi A Serczykowi, red. W. Wierzbieniec, Rzeszów 2010, s. 417-431.
3. Czy Piłsudski był narzędziem Paryża? Francja i polska polityka wschodnia (styczeń-kwiecień 1920 roku) [1] Zob. np. Michael Jabara Carley, The Politics of Anti-bolshevism: the French Government and the Russo-Polish War, December 1919 to May 1920, „The Historical Journal” 1976, No. 19 (1), s. 163-189; tenże, Anti-Bolshevism in French Foreign Policy: The Crisis in Poland, „The International History Review”, July 1980, Vol. 2, No. 3, s. 410-431; Kalervo Hovi, Alliance de Revers. Stabilization of France’s Alliance Policies in East Central Europe 1919 1921, Turku 1984. [2] Wokół tych pytań narosła już oczywiście obszerna literatura, do której w niniejszym opracowaniu się odwołuję, podejmując dyskusję z niektórymi jej tezami. Zob. (poza pracami wymienionymi w poprzednim przypisie) m.in. Piotr Wandycz, France and Her Eastern Allies 1919-1925. French-Czechoslovak-Polish Relations from Paris Peace Conference to Locarno, Minneapolis 1962, s. 104-185; Józef Kukułka, Francja a Polska po traktacie wersalskim (1919-1922), Warszawa 1970, s. 149-254; Céline Gervais, La politique de la France à l’égard de la Pologne et de l’URSS. À la lumière des archives du Quai d’Orsay, w: La guerre polonosoviétique 1919-1920, Lausanne 1975, s. 78-81; Józef Łaptos, Francuska opinia publiczna wobec spraw polskich w latach 1919-1925, Wrocław 1983, s. 55-75; Marjorie Milbank Farrar, Principled Pragmatist. The Political Career of Alexandre Millerand, New York-Oxford 1991, s. 261-278; Alain Porchet, Obraz stosunków francusko-polskich w prasie francuskiej w latach 1919-1921, w: Rok 1920 z perspektywy osiemdziesięciolecia, red. Andrzej Ajnenkiel,
Warszawa 2001, s. 276-287. £31 Zob. M.J. Carley, The Politics of..., s. 182. £4] Zob. omówienie rozmowy Clemenceau z Lloydem George’em na ten temat, 11 XII 1919, w: Richard Ullman, Anglo-Soviet Relations, 1917-1921, vol. 2, Britain and the Russian Civil War, Princeton 1968, s. 313-315. £5] Zob. oświadczenie dla prasy, przedstawione w tej sprawie przez przywódców mocarstw ententy 17 I 1920, w: DBFP, First series, vol. II, 1919, ed. E.L. Woodward, R. Butler, London 1948, s. 912. £6] Zob. Wacław Jędrzejewicz, Janusz Cisek, Kalendarium życia Józefa Piłsudskiego, t. 1, 1867-1918, Wrocław 1994, s. 74-74; szerzej na temat Milleranda zob. jego najnowszą biografię: M.M. Farrar, Principled Pragmatist...; por. także starsze opracowanie francuskie: Raoul Persil, Alexandre Millerand, 1859-1943, Paris 1949. £71 Władysław Baranowski, Rozmowy z Piłsudskim 1916-1931, Warszawa 1938, s. 157-158. £8] Zob. Anna Cienciała, Tytus Komarnicki, From Versailles to Locarno. Keys to Polish Foreign Policy 1919-1925, Lawrance 1984, s. 167-168. £9] Zob. M.J. Carley, The Politics of Anti-bolshevism..., s. 166-167, 188-189. r 101 Zob. protokół konferencji Lloyda George’a z Clemenceau oraz ambasadorami Stanów Zjednoczonych i Włoch w Londynie z 12 XII 1919, w: DBFP, vol. II, s. 744-748. £111 Zob. J. Kukułka, dz. cyt., s. 166-173; Piotr Wandycz, Henrys i Niessel, dwaj pierwsi szefowie francuskiej misji wojskowej w Polsce 1919-1921, w: tenże, Polska a zagranica, Paryż 1986, s. 49-70. £ 121 Cytat z listu Stanisława Patka do Józefa Piłsudskiego z 5 I 1920, cyt. za: Włodzimierz Suleja, Dwa listy Stanisława Patka do Józefa Piłsudskiego ze stycznia 1920 roku. Przygotowywanie wyprawy kijowskiej, w: Idea Europy i Polska w XIX-XX wieku. Księga ofiarowana dr. Adolfowi Juzwence..., Wrocław 1999, s. 44. £ 131 Tamże, s. 45-47 (list Patka do Piłsudskiego z 7 stycznia, relacjonujący przeprowadzoną w tym dniu rozmowę z Fochem). £ 141 Józef Andrzej Gierowski, Historia Włoch, Wrocław 1985, s. 556-565. £ 151 Zob. K. Hovi, dz. cyt., s. 38-39. £ 161 Zob. tamże, s. 47. £171 Tak też, trafnie, interpretował stanowisko Francji - i Anglii - poseł polski w Paryżu Maurycy Zamoyski w swojej depeszy do ministra Patka z 8 II 1920 - zob. Dokumenty i materiały do historii stosunków polsko-radzieckich £dalej jako: DiM], t. 2, listopad 1918kwiecień 1920, oprac. Weronika Gostyńska i in., Warszawa 1961, s. 579-580; zob. także raport
Zamoyskiego do MSZ z 12 II 1920 - o poinformowaniu Milleranda o wyczekującym na opinię mocarstw ententy stanowisku Warszawy w sprawie sowieckich ofert pokojowych dla Polski Instytut Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku [dalej jako: IJP], akta Adiutantury Generalnej Naczelnego Dowództwa [dalej jako: AGND], T. 21, t. 2, nr 2574. [18] Zob. wystąpienia premierów i decyzje Rady Najwyższej ententy w sprawie polityki „rosyjskiej” z 23 II 1920, w: DBFP, First series, vol. VII, 1920, London 1958, s. 143-153, 197 209, 216; por. szerzej na temat francuskich argumentów w tych dyskusjach: K. Hovi, dz. cyt., s. 36-39; M.J. Carley, dz. cyt., s. 169; M.M. Farrar, dz. cyt., s. 263-264. [19] Zob. J. Kukułka, dz. cyt., s. 150-152; J. Łaptos, dz. cyt., s. 58-62; A. Porchet, dz. cyt., s. 278-279; E. Malcolm Carroll, Soviet Communism and Western Opinion 1919-1921, Chapel Hill 1965, s. 60-72. [20] Ten właśnie aspekt nieufności francuskich kół wojskowych (Sztabu Generalnego i samego Focha) wobec pomysłów oparcia francuskiego bezpieczeństwa na wschodzie na Polsce i ich niewiary w możliwość przeprowadzenia przez nią skutecznych działań ofensywnych przeciw Rosji sowieckiej podkreśla i dokumentuje dobrze M.J. Carley, dz. cyt., s. 173, 177-178, 181; por. także J. Kukułka, dz. cyt., s. 163. Piotr Wandycz w swej pionierskiej monografii France and Her Eastern Allies... (s. 142) przyjmował założenie większej przychylności Focha dla Polski i jej planów na wschodzie, w odróżnieniu od polityków z Quai d’Orsay. Dokumentacja zgromadzona przez Carleya w tym akurat wypadku wydaje się przekonująca, tym bardziej że potwierdzają ją późniejsze - już z lata 1920 r. - niezwykle krytyczne wystąpienia Focha pod adresem Polski, parowane na ogół przez Milleranda i podległy mu MSZ. [21] Na temat konfliktu Pralona i Henrysa zob. P. Wandycz, Henrys i Niessel..., s. 54-57; por. M.J. Carley, dz. cyt., s. 171-166. [22] Instrukcję Milleranda dla Panafieu z 4 marca drobiazgowo omawia K. Hovi, dz. cyt., s. 47 49; także M.J. Carley, dz. cyt., s. 174-175. [23] „le désir de diminuer cette Russie renaissante de toutes les provinces où un mouvement nationaliste pouvait provoquer un séparatisme, et d’écarter ainsi la menace moscovite en interposant entre les gouvernements de la Vistule [sic!] et la Russie, la Blanche-Ruthénie et l’Ukraine orientale. [...] Les Polonais, hypnotisés par l’idée de la plus grande Pologne possible dont ils rêvent de pousser les frontières jusqu’à Smolensk et au Dnieper [...] consument toutes leurs énergies à soutenir un effort militaire qui dépasse dangereusement les capacités de leur pays. [...] Les ambitions mégalomanes qui animent ses dirigeants n’ont pas tardé à révéler l’aveugle égoisme de ce fédéralisme ad usum Poloniae”. M. de Panafieu [...] à M. Millerand, Varsovie, 6 mars 1920, w: Documents diplomatiques français, 1920 [dalej jako: DDF], t. 1 (10 janvier-18 mai), red. J. Bariéty et al., Paris 1997, s. 318, 320-321. [24] Zob. omówienie informacji H. Cambona przez M.J. Carleya, dz. cyt., s. 172. [25] Pismo M. Zamoyskiego do S. Patka z 18 III 1920, w: DiM, t. 2, s. 680. [26] Tamże.
[27] Zob. Meeting of the Supreme Council, San Remo, April 25, 1920, w: DBFP, First series, vol. VIII, eds. R. Butler, J.P.T. Bury, London 1958, s. 380-382. [28] „The last great effort of the interventionist campaign and the last important French commitment to the destruction of Bolshevism”. M.J. Carley, dz. cyt., s. 189; por. także s. 175. Podobne stanowisko w nowszej literaturze poświęconej roli Francji w polskiej polityce wschodniej w 1920 r. zajmuje C. Gervais, dz. cyt., s. 78-79. Merytoryczną refutację tych poglądów przedstawił najobszerniej K. Hovi, dz. cyt., s. 45-47. [29] Zob. J. Kukułka, dz. cyt., s. 170-171; por. K. Hovi, dz. cyt., s. 48-49.
4. Bezsilność: Waszyngton wobec imperium sowieckiego i zagrożenia polskiej niepodległości [1] „the possibilities of future trouble looms over the horizon from east and from west. Japan’s activities and her extension of dominion loom large as factors of trouble for sooner or later she will be in conflict with our affairs. In other hemisphere Bolshevism may become so strong it will over-run Poland, Czecho-Slovakia and Hungary. If it does - Italy is sure to join and Germany may side with Russia to escape the terrible penalties imposed by the Allies in the treaty. [...] If, as I expect, the Bolshevics make a military drive against Poland, are successful and continue their westward march nothing will stop them east of the Rhine and France may succumb. But that is in next year, - or after. Finis 1919”. Breckinridge Long Papers, Diary, 1919, Breckinridge Long Papers, Container 2, w: Library of Congress - Manuscript Division, Washington, D.C. [dalej jako: LC]. [2] Por. M. Biskupski, The Wilsonian View of Poland: Idealism and Geopolitical Traditionalism, w: Wilsonian East Central Europe. Current Perspectives, ed. J.S. Micgiel, New York 1995, s. 123-145. [3] Zob. Oleg W. Budnickij, Posły niesuszczestwujuszczej strany, w: „Sowierszenno liczno i dowieritielno!” B.A Bachmietiew - W.A Makłakow - pieriepiska 1919-1951, t. 1 (awgust 1919-sientiabr’ 1921), red. O.W. Budnickij, Moskwa-Stanford 2001, s. 51-79; Linda Killen, The Search for a Democratic Russia: Bakhmetev and the United States , „Diplomatic History”, Summer 1978, V)l. 2, No. 3, s. 237-256; Mariusz Mazurek, Great Britain, The United States and the Polish-Soviet Peace Treaty of Riga, 1920-1921, „Niepodległość” 1988, t. 21 (po wznowieniu), s. 59-63; George Kennan, Soviet-American Relations, vol. 2: The Decision to Intervene, Princeton 1958, s. 322-323; Bogusław Winid, W cieniu Kapitolu. Dyplomacja polska wobec Stanów Zjednoczonych Ameryki 1919-1939, Warszawa 1991, s. 63-67. [4] Zob. LC, Bainbridge Colby Papers, Correspondence, 3 A, May-August 1920, listy Colby’ego do Bachmietiewa z 13 VI 1920 z podziękowaniem za jego memoriały z 28 V i 7 VI „regarding the latest Polish advances” (dotyczące ostatniej polskiej ofensywy). [5] Zob. np. LC, Bainbridge Colby Papers, Correspondence, 3 A, May-August 1920, listy Johna Spargo do Colby’ego z 31 VII 1920; z 14 VIII - podziękowanie za notę w sprawie Rosji i Polski;
z 27 VIII - „Secretary Colby’s Advice to Poland”; por. Ronald Radosh, John Spargo and Wilson’s Russian Policy, 1920, „Journal of American History” 1965, Vol. 52, No. 3, s. 548-565; M. Mazurek, dz. cyt., s. 55-63, 98-99. [61 LC, Bainbridge Colby Papers, Correspondence, 3 A, May-August 1920, list Colby’ego do prezydenta Wilsona z 18 VII 1920, przekazujący dzień wcześniej apel ambasadora Hugh Gibsona. [71 „My dear Mr. Secretary: I hesitate to comply with Mr. Hugh Gibson’s suggestion because I think the time has passed when personal intervention on my part or suggestion to foreign politics would be of service, though I am deeply interested in everything that affects Poland and would be willing to do anything that I thought would be effective in assisting her”. LC, Bainbridge Colby Papers, Correspondence, 3 A, May-August 1920, list prezydenta Wilsona do Colby’ego z 20 VII 1920 w sprawie apelu ambasadora Gibsona. Por. The Papers of Woodrow Wilson, vol. 65, February 28-July 31, 1920, eds. A.S. Link, J.E. Little, Princeton 1991, s. 531. [81 „You will bear in mind that the Department’s information on many important phases of the situation is fragmentary and conflicting”. LC, Bainbridge Colby Papers, Correspondence, 3 A, May-August 1920, list Colby’ego do Johna W. Davisa, ambasadora w Londynie, z 2 VIII 1920. [91 Zob. tekst listu Lloyda George’a z 5 VIII do prezydenta Wilsona: The Papers of Woodrow Wilson, vol. 66, August 2-December 23, 1920, ed. A.S. Link, Princeton 1992, s. 46-47; por. list Philipa Kerra, osobistego sekretarza i najbliższego doradcy Lloyda George’a, do brytyjskiego ambasadora w Waszyngtonie Aucklanda Geddesa z 5 VIII 1920, z prośbą o przekazanie osobistego listu premiera Wilsonowi - National Archives of Scotland, Edynburg [dalej jako: NAS1, Philip Kerr Papers [dalej jako: PK1, GD 40/17/1402; LC, Bainbridge Colby Papers, Correspondence, 3 A, May-August 1920, list Colby’ego do prezydenta z 18 VIII 1920, przekazujący odebraną z ambasady brytyjskiej przesyłkę z listem Lloyda George’a z 5 VIII. [101 „As you know the P.M. has been trying for a long time to pave the way for a settlement with Russia, partly because he thinks that food and raw materials from Russia are necessary for the reconstruction of Europe, partly because he thinks that peace in Eastern Europe is necessary to the world, and partly because he is sure that the quickest way to killing Bolshevism is to put an end to war, and to give the Russian people a chance of resuming normal business and let Western influences one more into Russia. [...1 The situation is greatly complicated by the Polish crisis. The Poles, as everybody predicted, have not succeeded in smashing the Bolsheviks by their offensive. They have only exhausted themselves. Meanwhile the Bolsheviks have retaliated and look like achieving victory over the Polish army. What will happen if they get to Warsaw nobody quite knows.We shall have to save Poland somehow, but for the moment they must reap the harvest of the imperialist policy they have pursued. In any case, however, I think there is little doubt that we are drifting towards a settlement in Eastern Europe. There might be another final month or two of convulsion, but sheer exhaustion, both mental and physical, is bound to bring a general a p p e a s e m e n t [podkr. A.N.1 in Eastern Europe, and as Eastern Europe settles down I think the West will settle down too”. NAS, PK, GD 40/17/1397, list Kerra ze Spa do ambasadora Aucklanda Geddesa w Waszyngtonie, 5 VII 1920. Wcześniejsze mikrocytaty w tymże
akapicie pochodzą z listu Kerra do Geddesa z 11 VI 1920: tamże, GD 40/17/1395. mi „The Poles are the embodiment of perverse inefficiency. It is like trying to save a drowning man who does all the silly things he is wanted not to do and does nothing he is begged to do”. Cyt. za: The Papers of Woodrow Wilson, vol. 66, s. 46. r 12i Zob. LC, Bainbridge Colby Papers, Correspondence, 3 A, May-August 1920, informacja podsekretarza stanu Normana H. Davisa z 5 VIII 1920 o rozmowie z sekretarzem ambasady Włoch; por. Daniel M. Smith, Aftermath of War. Bainbridge Colby and Wilsonian Diplomacy 1920-1921, Philadelphia 1970, s. 64-70. Najlepszym zwięzłym opracowaniem rosyjskiego kierunku w polityce zagranicznej Włoch w 1920 r. wydaje się monografia Giorgia Petracchiego, Da San Pietroburgo a Mosca. La diplomazia italiana in Russia 1861/1941, Roma 1993, s. 255-290. [131 LC, Bainbridge Colby Papers, Correspondence, 3 A, May-August 1920, list Johna Spargo do Colby’ego z 31 VII 1920 wraz z załączonym memoriałem o stosunku do Rosji, bolszewizmu i „kryzysu polskiego”, a także list Spargo do J.A. Gade’a z 3 VIII 1920, w którym nadawca potwierdza, że przedłożył właśnie sekretarzowi stanu „a draft of a statement” w sprawie Rosji. [141 „It seems to me that we should stress on the maintenance of the integrity of Poland, and second, the integrity of Russia”. LC, Bainbridge Colby Papers, Correspondence, 3 A, MayAugust 1920, list podsekretarza Normana H. Davisa do Colby’ego z 7 VIII 1920. [151 „Our view is also that imperialism fosters rather than destroys the Soviet regime and the American Government which is the cradle of democracy must use every possible just and practicable means for preventing democracy from falling under the onrush of Bolshevism or under the struggle between Bolshevism and imperialism”. LC, Bainbridge Colby Papers, Correspondence, 3 A, May-August 1920, list Normana H. Davisa do Colby’ego z 7 VIII 1920. [161 „My dear Mr. President: The enclosed draft of a Note on the Polish situation has certainly one outstanding weakness. It is impossible to say what we will do [podkr. w oryginale], if anything. It is also pretty long, but there is a reason for saying almost everything that it contains. I hope you will not find it altogether inadequate”. LC, Bainbridge Colby Papers, Correspondence, 3 A, May-August 1920, list Colby’ego do prezydenta Wilsona, 9 VIII 1920. Pełny tekst samej noty z 10 sierpnia: Secretary of State to the Italian Ambassador (hr. Avezzano), w: Papers Relating to the Foreign Relations of the United States, 1920, vol. 3, Washington, D.C. 1936, s. 463-468; por. analizę noty w kontekście polskich stosunków z USA w owym czasie: B. Winid, W cieniu Kapitolu: dyplomacja polska wobec Stanów Zjednoczonych Ameryki, 1919-1939, Warszawa 1991, s. 64-72. [ 171 „Thank you. This seems to me excellent and sufficient. W.W.”. LC, Bainbridge Colby Papers, Correspondence, 3 A, May-August 1920, list Colby’ego do prezydenta Wilsona, 9 VIII 1920. [181 „It was here that the policy that came later to be known as c o n t a i n m e n t was actually launched”. Markku Ruotsila, John Spargo and American Socialism, London 2006, s. 116.
£191 Incydent omawia seria dokumentów w: Papers Relating to the Foreign Relations of the United States, 1920, vol. 3, s. 393-396, a także Daniel M. Smith, dz. cyt., s. 72. [20] Może nie całkiem jedynym, gdyż po nocie Colby’ego z 10 sierpnia jeszcze jednym śladem rzeczywistej reakcji Departamentu Stanu na agresję sowiecką na Polskę jest wystosowana 21 sierpnia stanowcza nota do rządu Polski, by zrezygnował z ekspansji kosztem Rosji... (sic! Armia Czerwona była jeszcze wciąż na zachód od Bugu). Jak to ujęto w komunikacie dla prasy amerykańskiej w sprawie tej noty, zobowiązano Polskę, „aby się powstrzymała od jakiejkolwiek agresji terytorialnej przeciw Rosji” (to abstain from any territorial aggression against Russia). LC, Bainbridge Colby Papers, Correspondence, 3 A, May-August 1920: „For the Press, August 25, 1920 (#2)”. [21] LC, Bainbridge Colby Papers, Correspondence, 3 A, May-August 1920, „A rough memo copy, ca. Summer 1920” [projekt apelu Spargo z sierpnia 1920]; maszynopisowa wersja apelu: „To the Russian Socialist Federal Soviet...”; list Spargo do Colby’ego z 25 VIII 1920 (omawiający szczegóły wykonania projektu po przybyciu do Europy, a przed spotkaniem z Brantingiem); Colby Papers, Correspondence, 3 B, September-December 1920, list Colby’ego do Spargo z podziękowaniem (i czekiem na 2500 dolarów) za dotychczasowe usługi; por. M. Ruotsila, dz. cyt., s. 118-121 (autor mylnie interpretuje projekt apelu, tak jakby jego adresatem miał być prezydent Wilson). [22] „I believe we are in substantial accord as to the folly of the Poles. I have been fearful that their enthusiasm following temporary military successes may lead to insistence upon territorial arrangements which will be a source of future trouble”. [...] As to Russia, I cannot but feel that Bolshevism would have burned out long ago if left alone”. Cyt. za: The Papers of Woodrow Wilson, vol. 66, August 2-December 23, 1920, ed. A.S. Link, J.E. Little, Princeton 1992, odpowiedź prezydenta Wilsona z 3 XI 1920 na list Davida Lloyda George’a z 5 VIII 1920, s. 308.
CZĘŚĆ II. POLSKI KRYZYS - KRÓTKI KURS 1. Między pokojem Lloyda George’a a pokojem Piłsudskiego (styczeń-kwiecień 1920) [1] Treść memoriału Balfoura z 4 X 1916 podaje D. Lloyd George, War Memoirs, t. 1, London [1935], s. 523-529; por. także Titus Komarnicki, Rebirth of the Polish Republic. A Study in the Diplomatic History of Europe, 1914-1920, Melbourne 1957, s. 60-63; relacja z rozmowy z płk. House’em z końca kwietnia 1917 r., w: The Intimate Papers of Colonel House, ed. Ch. Seymour, t. 3, Boston 1928, s. 43-46. [2] R. Ullman, dz. cyt., vol. 2, Britain and the Russian Civil War, s. 329 (tu również obszerne omówienie memoriału Wise’a, a także jego przekształcenia przez Lloyda George’a w oficjalną politykę Wielkiej Brytanii wobec Rosji, s. 317-332), i vol. 3 (The Anglo-Soviet Accord), s. 19.
131 Zob. tamże, t. 2, s. 332-339; na temat styczniowego „pojedynku” Lloyda George’a z Churchillem zob. także np. E.M. Carroll, dz. cyt., s. 32-43, jak również - z punktu widzenia Churchilla - Martin Gilbert, World in Torment. Winston S. Churchill 1917-1922 , Minerva-London 1990, s. 370-375. [4] Cyt. za: R. Ullman, dz. cyt., vol. 3, s. XX. r51 Zob. tamże, t. 2, s. 339-342; zob. także nowsze, również wartościowe opracowanie kanadyjskiego historyka: Richard K. Debo, Survival and Consolidation: The Foreign Policy of Soviet Russia, 1918-1921, Montreal & Kingston 1992, r. 10. r 61 Literaturę do tego zagadnienia przedstawiam w poprzednim rozdziale. r 71 Najszerszym i najbardziej rzetelnym omówieniem owych komentarzy w prasie brytyjskiej, niemieckiej, francuskiej i amerykańskiej jest książka E.M. Carrolla, dz. cyt., s. 21-48. r 81 Zob. telegram szyfrowy przedstawiciela wywiadu wojskowego „białej” Rosji w Londynie Aleksandra Abazy z 31 I 1920, w: Russkaja wojennaja emigracija 20-ch-40-ch godow. Dokumienty i matierjały, t. 1 (1920-1922 gg), kn. 1 (Ischod), red. W.A. Zołotariew i in., Moskwa 1998, s. 55-57. r 91 Raport do MSZ Jana Ciechanowskiego, radcy Poselstwa RP w Londynie, z 16 I 1920, w: DiM, t. 2, s. 536. r 101 Zob. Józef Kukułka, Francja a Polska po traktacie wersalskim (1919-1922), Warszawa 1970, s. 111; Michael Jabara Carley, The Politics of Anti-bolshevism: the French Government and the Russo-Polish War, December 1919 to May 1920, „The Historical Journal” 1976, No. 19 (1), s. 167-168 (tu omówienie rozmów Patka na Quai d’Orsay w ostatnich dniach grudnia 1919 r.); por. także Kazimierz Smogorzewski, Bolszewizm a rola Polski na wschodzie, „Gazeta Warszawska”, 13 I 1920, nr 13. Î111 Wszystkie cytaty w tym akapicie pochodzą z listu S. Patka do J. Piłsudskiego z 5 I 1920, cyt. za: Włodzimierz Suleja, Dwa listy Stanisława Patka do Józefa Piłsudskiego z Paryża ze stycznia 1920 roku. Przygotowywanie wyprawy kijowskiej, w: Idea Europy i Polska w XIX-XX wieku..., s. 42-44. r 121 List S. Patka do J. Piłsudskiego z Paryża z 7 I 1920, cyt. za: tamże, s. 48. r 131 Raporty Pralona ze stycznia i lutego 1920 r. omawiają szczegółowo M. Jabara Carley, dz. cyt., s. 170-172, a także A. Cienciała i T. Komarnicki, dz. cyt., s. 167. r 141 Cytowane określenia z zapisków osobistego sekretarza Lloyda George’a z rozmowy jego pryncypała z Patkiem 15 I 1920 r., cyt. za: Norman Davies, White Eagle, Red Star. The PolishSoviet War, 1919-1920, London 1983, s. 91. r 151 Zob. depesze H. Rumbolda do G. Curzona z 17 I (tu omówienie rozmowy ze Skulskim, przeprowadzonej tegoż dnia), 19 I i 23 I (tu relacja z rozmowy z Piłsudskim w tymże dniu), oraz H. Gibsona do R. Lansinga z 17 I i 18 I (relacja z rozmowy z Piłsudskim 18 I i ze Skulskim -
17 I) 1920, w: DiM, t. 2, s. 538-544, 546-550 i 556-558; na temat korespondencji Gibsona z Departamentem Stanu w tym okresie zob. także B. Winid, dz. cyt., s. 65-66. [161 Sprawozdanie lorda Hardinge’a z rozmowy Lloyda George’a z Patkiem z 26 I 1919, przekazane w telegramie lorda Curzona do H. Rumbolda z 27 I 1920, w: DBFP, vol. III, s. 804; zob. też DiM, t. 2, s. 563-564; rozmowę brytyjskiego premiera z Patkiem z 26 stycznia omawiają szczegółowo m.in. Maria Nowak-Kiełbikowa, Polska - Wielka Brytania 1918-1923. Kształtowanie się stosunków politycznych, Warszawa 1975, s. 193-195; E.M. Carroll, dz. cyt., s. 60-61; R. Ullman, dz. cyt., vol. 3, s. 25-27. [171 Cyt. z komentarza „Daily Telegraph” z 30 I, podobnie jak omówienie wywiadu Patka dla agencji Reutera, za: E.M. Carroll, dz. cyt., s. 61-62. [181 Zob. DBFP, First series, vol. XI, s. 202. [191 Zob. R.K. Debo, dz. cyt., s. 199. Debo przytacza charakterystyczny pod tym względem prywatny list Patka z końca stycznia, pełen entuzjazmu dla Milleranda i Focha, przedstawionych jako prawdziwi przyjaciele Polski (z tego listu pochodzą cytowane określenia). [201 Komunikat konferencji londyńskiej z 24 II 1920: zob. DBFP, First series, vol. VII, s. 217 218 (tamże, s. 205-206, jego pierwszy szkic przygotowany przez Lloyda George’a - w zasadzie bez zmian); por. R. Ullman, dz. cyt., vol. 2, s. 29-32 (za nim cyt. z „Timesa” z 25 II 1920); P. Wandycz, France and Her Eastern Allies..., s. 141. [211 J. Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. 5, red. Kazimierz Świtalski, Warszawa 1937, s. 145; zob. także relacje H. Rumbolda ze spotkania A. Carton de Wiarta z Piłsudskim z 9 lutego, a także z własnej audiencji w Belwederze (17 lutego) - w depeszach do Curzona z 10 i 23 II 1920, w: DBFP, First series, vol. XI, s. 215 i 227-228. [221 Zob. notę Patka z 13 III 1920 do H. Rumbolda, w: DiM, t. 2, s. 677-678 (tu mylnie podana data: 15 marca); streszczenie tejże noty zawarte jest w telegramie Rumbolda do Curzona z następnego dnia - DBFP, First series, vol. XI, nr 220. Treść noty polskiego ministra dla posłów mocarstw była jednocześnie przekazywana także przedstawicielom dyplomatycznym państw „kresowych”, to jest graniczących w Europie Wschodniej z Rosją. Patek przedstawił ją również 13 marca, m.in. na spotkaniu z dyplomatami rumuńskimi w sprawie omówienia pokoju z bolszewikami - zob. sprawozdanie z tego spotkania, IJP Archiwum Ogólne, Papiery gen. Tadeusza Rozwadowskiego, t. 2, nr 5, k. 1-2. [231 Zob. telegram Rumbolda do Curzona z 29 III 1920, w: DBFP, First series, vol. XI, nr 239, s. 266-267. [241 R. Ullman, dz. cyt., vol. 3, s. 35 (tu omówienie memoriału PID z 20 III 1920 r., przekazanego jako okólnik do gabinetu Lloyda George’a); por. także omówienie tego memoriału i komentarzy urzędników Foreign Office do niego w: A. Cienciała i T. Komarnicki, dz. cyt., s. 168-169. [251 Zob. Meeting of the Supreme Council, San Remo, April 25, 1920, w: DBFP, First series,
vol. VIII, eds. Rohan Butler, J.P.T. Bury, London 1958, s. 380-382.
2. Gra o Ukrainę (maj 1920) [1] Rozkaz NDWP z 8 V 1920, cyt. za: Tadeusz Kutrzeba, Wyprawa kijowska 1920 roku, Warszawa 1937, s. 57; zob. także list J. Piłsudskiego do L. Skulskiego z 6 V 1920, w: Listy Józefa Piłsudskiego, wstęp i oprac. Kazimierz Świtalski, „Niepodległość”, t. 7 (po wznowieniu), Londyn-Nowy Jork 1962, s. 106-107 i 110-111. [2] Ten i wszystkie pozostałe cytaty w powyższym akapicie: K. Sosnkowskiego z 6 V 1920, w: Listy Józefa Piłsudskiego..., s. 114-115.
list
J.
Piłsudskiego
do
[3] Listy generała dywizji Kazimierza Sosnkowskiego do marszałka Józefa Piłsudskiego w okresie wyprawy kijowskiej (kwiecień-maj 1920 r.), oprac. Włodzimierz Suleja, „Przegląd Wschodni” 1992/93, t. 2, z. 1(5), s. 111 (list Sosnkowskiego do J.P. z 12 V 1920). [4] „the Ukraine will become independent and the food will be there and not in the hands of the Bolsheviks [...] Europe will be faced with the possibility of Red rule from Vladivostok to the Rhine”. Cyt. za: Thomas Fiddick, Russia’s Retreat from Poland. From Permanent Revolution to Peaceful Coexistence, London 1990, s. 38; szerzej na temat Kerra i jego wpływu na Lloyda George’a zob. M. Macmillan, dz. cyt., s. 49-50; James R.M. Butler: Lord Lothian, Philip Kerr, 1882-1940, London-New York 1960, s. 63-83. Opinie Kerra i jego wpływ na Lloyda George’a przedstawiam obszernie w trzeciej części książki. [5] „In view of the apprehended world shortage of wheat, it would seem Britain to secure as large a share as possible of the wheat in the Ukraine. would also appear to indicate the desirability of securing as much of Ukraine as possible”. DBFP, First series, vol. 11, s. 316-317 (raport z 16 V 1920).
very desirable for Great The high price of sugar the stocks now in the Rumbolda do Curzona
[6] „would it not be better to wait and see what Government is likely to be in control at the end of the next harvest of the principal granary of Russia - the Ukraine?” Cyt. za: M. Gilbert, World in Torment... , s. 395. [7] Zob. tamże. [8] Zob. na ten temat: M. Nowak-Kiełbikowa, dz. cyt., s. 199-206; R. Ullman, dz. cyt., vol. 3, s. 55-58. [9] „It was desirable to resume trade with Russia [...] It was important to bear in mind that our trade relations should embrace not only the starving northern districts of Russia, but the richer food-producing areas, like the Ukraine”. NA, London-Kew, CAB 23/21 (8 IV-30 VI 20) Cabinet Meeting, 28 (20), 18 V 20. [10] Zob. NA, CAB 23/21 - Conference of Ministers, 28 V 1920; por. M. Gilbert, World in Torment. Winston S. Churchill 1917-1922, London: Minerva, 1990, s. 399 (jeszcze w memoriale z 21 maja Churchill zakładał możliwość ustabilizowania nowej sytuacji w Europie
Wschodniej, jeśli udałoby się Petlurze wytrwać w Kijowie przez najbliższe miesiące. Zob. E.M. Carroll, dz. cyt., s. 84-85). [11] Zob. NA, CAB 23/21 - Conference of Ministers, 7 VI 1920, Draft of Conclusions. [12] „I could give the House a telegram which came to me this morning from Poland, in which Poles say that they have come to the conclusion that there are considerable quantities of wheat for export in Ukraine alone”. Przemówienie Lloyda George’a w Izbie Gmin z 7 VI 1920. Cyt. za: „Times”, 8 VI 1920; toż w: Parliamentary Debates, 5th Series, House of Commons, vol. 130, columns 164 f.
3. W stronę linii Curzona (czerwiec-lipiec 1920) [1] Zob. NA, CAB 23/21, Conference of Ministers, 28 V oraz 3 VI 1920; por. dokumentację rozmów Lloyda George’a i członków jego gabinetu z sowiecką delegacją handlową w dniach 31 V-7 VI 1920, w: DBFP, First series, vol. VIII, s. 280-306. [2] „Russia is essential to Europe. Russia is essential to the world. [...] It is quite a new doctrine that you are responsible for the Government when you trade with its people. Were we responsible for the Tsarist Government in its corruption, its misgovernment, its pogroms [...]? We were not responsible for that, and yet we continued our relations. [...] We must take such government as we find elsewhere, and thank God how very happy we are here”. Przemówienie Lloyda George’a w Izbie Gmin z 7 VI 1920. Cyt. za: „Times”, 8 VI 1920; toż w: Parliamentary Debates, 5th Series, House of Commons, vol. 130, columns 164 f. [3] The Storm Breaks, „Daily Herald” (organ Labour, wspierany finansowo bezpośrednio z Moskwy, jak się okazało w skandalu ujawnionym już w sierpniu tego roku), 30 IV 1920; por. R. Ullman, dz. cyt., vol. 3, s. 89-132. [4] Zob. Dokumienty wnieszniej politiki SSSR, t. 2, red. G.K. Diejew i E.M. Żukow, Moskwa 1958, s. 638-661 (referat G. Cziczerina na posiedzeniu WCIK 17 czerwca 1920); W. I. Lenin, Połnoje sobranije soczinienij [dalej jako: PSS], t. 51, Moskwa 1965, s. 214-215 (instrukcja Lenina dla Cziczerina w sprawie rozmów w Londynie - z 11 VI 1920), 235 (notka w sprawie tychże rozmów z 9 VII), 236 i 438 (notka i list Lenina do L. Kamieniewa i Cziczerina z 10 VII). [5] Zob. DDF, Annexes (10 Janvier 1920-31 Décembre 1921), red. Jacques Bariéty, Bruxelles 2005, s. 289-291 (poświęcony Rosji fragment dyskusji między Millerandem a Lloydem George’em na konferencji w Boulogne 22 czerwca); por. DBFP, vol. VIII, s. 375-379 (toż w wersji angielskiej) i 323-328 (spór Lloyda George’a i Milleranda na tenże temat, 20 czerwca, na spotkaniu w Hythe); por. E.M. Carroll, dz. cyt., s. 79-96. [6] Analizowane m.in. w monografii M. Nowak-Kiełbikowej, dz. cyt., s. 210-231. [7] „He will go for an ethnographic Poland as the only kind of Poland which can possibly survive in the future”. Cyt. z listu Kerra do posła brytyjskiego w Warszawie Horace’a Rumbolda z 4 VII 1920 za: Martin Gilbert, Sir Horace Rumbold. Portrait of a Diplomat 1869-1941, London 1973,
s. 201. [8! Zob. np. Notes of a conversation with Marshal Foch [sporządzone przez sekretariat Lloyda George’a!, 8 VII 1920, DBFP, vol. VIII, s. 490-491. [9! Zob. DBFP, vol. VIII, s. 524-530 (brytyjski zapis spotkania delegacji brytyjskiej, francuskiej i włoskiej z Grabskim w Spa, 10 lipca); por. DDF, Annexes, 1920-1921, s. 390-394 (zapis francuski z tegoż spotkania). [10! „je ne peux pas risquer une demarche qui nous mettrait dans une situation dangereuse: je n’aurais pas sauvé la Pologne, et j’aurais compromis les interêts, dont j’ai la charge”. Millerand do Lloyda George’a w Spa, 10 VII 1920, w: DDF, Annexes, 1920-1921, s. 381. Przyczyny bierności Francji w Spa w sprawie polskiej analizuje m.in. Piotr Wandycz, France and Her Eastern Allies..., s. 153-160; por. także M. Milibank Farrar, Principled Pragmatist. The Political Career of Alexandre Millerand, New York 1991, s. 270-272. [11! Cyt. za: Władimir A. Zubaczewskij, Politika Rossiji w otnoszenii wostocznoj czasti centralnoj Jewropy (1917-1923 gg.): gieopoliticzeskij aspekt, Omsk 2005, s. 112; por. także Richard Himmer, Soviet Policy toward Germany during the Russo-Polish War, 1920, „Slavic Review” 1976, vol. 35, No. 4, s. 665-682. [12! Zob. DDF, Annexes, 1920-1921, s. 381 (Spa, 10 VII 1920); DBFP, vol. VIII, s. 564 565 i 582-583 (Spa, 12 i 13 VII). [13! Nota Cziczerina do Curzona z 7 VII, w: Dokumienty wnieszniej politiki SSSR, t. 3, red. G.A. Biełow i in., Moskwa 1959, s. 17. [14! Cyt. z diariusza Maurice’a Hankeya, sekretarza premiera, z 8 VII 1920 za: R. Ullman, dz. cyt., vol. 3, s. 144. [15! „the line provisionally laid down last year by the Peace Conference as the eastern boundary within which Poland was entitled to establish a Polish administration”. Treść noty Curzona do Cziczerina z 11 lipca 1920 r. opublikowana została po raz pierwszy 15 lipca (przedstawiona na żądanie posłów brytyjskich w Izbie Gmin, na posiedzeniu 14 lipca) w „Timesie” - i za tym źródłem (Polish Armistice Proposal, „Times”, 15 VII 1920, s. 9) podaję cytat. Została później opublikowana także w rosyjskim tłumaczeniu w: Dokumienty wnieszniej politiki..., t. 3, s. 54 55. [16! „La ligne dont il s’agit est une ligne minimum, à l’est de laquelle il existe des territoires mipolonais mi-russes [...! ce n’était pas pour lui une ligne definitive”. DDF, Annexes, 1920-1921, s. 382. [17! „He [Berthelot! pointed out that the line fixed by the Supreme Council in 1919 was a minimum line, hence it should not be treated as though it were a final line. If it were imposed upon Poland it should be made clear that it was a definitive line”. DBFP, vol. VIII, s. 516. [18! Zob. Sprawy polskie na konferencji pokojowej w Paryżu..., t. 2, s. 344, 376.
£191 Polish Armistice Proposal, „Times”, 15 VII 1920, s. 9; rosyjskie tłumaczenie noty Curzona z 11 lipca 1920, w: Dokumienty wnieszniej politiki..., t. 3, s. 54-55. £201 „the British Government and its Allies would feel bound to assist the Polish nation to defend its existence with all the means at their disposal”. Cyt. za: Polish Armistice Proposal, „Times”, 15 VII 1920, s. 9. O okolicznościach powstania noty z 11 lipca pisze obszernie R. Ullman (dz. cyt., vol. 3, s. 153-157), por. także N. Davies, White Eagle, Red Star..., s. 168-170. Spróbuję przyjrzeć się tym okolicznościom raz jeszcze, w następnej części książki.
4. Odpowiedź z Politbiura (lipiec 1920) £11 Ten właśnie aspekt zaniepokoił włoskiego reprezentanta w Spa, nowego ministra spraw zagranicznych w utworzonym w czerwcu rządzie Giovanniego Giolittiego, hrabiego Carla Sforzę. Wyrażając zaniepokojenie perspektywą zrewolucjonizowania Węgier, Sforza uznał jednak, że strategia „obłaskawiania” bolszewików wybrana przez Lloyda George’a jest najlepszym zabezpieczeniem przed spełnieniem tej groźby. Zob. DDF, Annexes, 1920-1921, s. 381 (Notes du secretariat français prises au cours d’une conversation interalliée..., Spa, 10 VII 1920). £21 Zob. telegram Litwinowa do Cziczerina z 14 VII 1920, w: sowietskaja wojna 1919-1920 gg., Moskwa 1994, aneks nr 13.
Irina
W.Michutina, Polsko-
£3] Zapiska G.W. Cziczerina W.I. Leninu otnositielno wozmożnych priedłożenij Polsze o mirie, 19 VI 1920, oraz Zapiska NKID ob otnoszenji RSFSR k Wostocznoj Galicji, 22 VI 1920, w: Polsko-sowietskaja wojna 1919-1920 (Rannieje nie opublikowannyje dokumienty i matierjały) £dalej jako: PSW], red. Iwan I. Kostjuszko, cz. 1, Moskwa 1994, s. 121-122 i 126-127. £4] Zob. notatkę Lenina na zapisce L. Kamieniewa dla Politbiura z 9 VII, a także listy Lenina do Politbiura z 9 VII, do L. Kamieniewa i Cziczerina z 10 VII oraz notatkę na liście Krestinskiego z 11 lipca; wszystkie dokumenty w: PSS (Połnoje sobranije soczinieniij), Moskwa 1965, t. 51, s. 438 oraz 235 i 236. £5] Zapiska Cziczerina z 13 VII 1920, w: PSW, cz. 1, s. 130-132. £61 Telefonogram Trockiego, 13 VII 1920, w: The Trotsky Papers t. 2 (1920-1922), 1971, The Hague, Mouton Publishers s. 228-229.
1917-1922,
ed. J. Meijer,
£71 Zapiska Kamieniewa z 13 VII 1920, w: PSW, cz. 1, s. 134-136. £8] Telegram Lenina do Stalina z 12 lub 13 VII 1920, w: W. I. Lenin, PSS, t. 51, s. 237-238. £9] Telegram Stalina do Lenina z 13 VII 1920, w: Bolszewistskoje rukowodstwo. Pieriepiska. 1912-1927, red. Aleksandr W. Kwaszonkin, Aleksandr J. Liwszyn, Oleg W. Chlewniuk i in., Moskwa 1996, s. 142-143. £101 Cyt. tamże, s. 143. £111 Zapiska Cziczerina dla Lenina z 14 VII 1920, w: PSW, cz. 1, s. 136-140.
i 121 Rossijskij Gosudarstwiennyj Wojennyj Archiw (Moskwa) [dalej jako: RGWA], fond 104 (Uprawlienije armiami Zapadnogo Fronta), op. 1 (Sekretariat Riewoljucjonno-Wojennogo Sowieta), dieło 8 s. (listy Lenina i in. do RWS Frontu Zachodniego z 13 VII-30 X 1920), k. 3 kopia telegramu Lenina do Unszlichta z 13-15 VII 1920. [13] RGWA, fond 104, op. 1, d. 8 s., k. 5 - odpowiedź Unszlichta z 15 VII 1920 na telegram Lenina. [14] Projekt tiezisow k Plenumu CK RKP(b), 16 VII 1920, w: W. I. Lenin. Nieizwiestnyje dokumienty 1891-1922, red. J.N. Amiantow i in., Moskwa 1999, s. 354-356. [15] RGWA, fond 104, op. 1, d. 8 s., k. 17-20 - Postanowlienija Plenuma CK po powodu noty Kierzona ot 16 ijulia 20 g. (wypis z protokołu dla komisarza politycznego Frontu Zachodniego, Ivara Smiłgi); Rossijskij Gosudarstwiennyj Archiw Socjalno-Politiczeskoj Istorii [dalej jako: RGASPI], Moskwa, fond 17, op. 2 (protokoły posiedzeń plenów KC RKP(b), d. 31 (protokół posiedzenia z 16 VII 1920), k. 1-2 (Postanowlienije Plenuma ot 16 ijulia 20 g.). Protokół Plenum z 16 VII (bez tez i kompletu postanowień) opublikowany został w: „Izwiestia CK KPSS” 1991, nr 1, s. 121-122. [16] Nota Cziczerina do Curzona z 17 VII 1920, w: Dokumienty wnieszniej politiki..., t. 3, s. 51 (cała nota: s. 47-53).
5. Pokój za wszelką (polską) cenę [1] Lord Riddell’s Intimate Diary of The Peace Conference and After 1918-1923, London 1933, s. 220-221 (zapiska z 18 VII 1920). [2] Depesza Curzona do Rumbolda z 19 VII 1920, w: DBFP, First series, vol. XI, s. 388. [3] „this might be a prelude to the union of the latter [the Soviet Russia] with the Bolshevik elements in Germany and the postponement of European peace”. NA, CAB 23/22 (7 VII-28 X 20) - Conclusion of a Meeting of the Cabinet, 20 VII 1920. [4] „[...] if she disappeared and were absorbed in Soviet Russia”. Tamże. [5] Na temat antypolskiego nastawienia Hankeya w lipcu 1920 r. zob. m.in.: R.K. Debo, dz. cyt., s. 225-226; por. także: Norman Davies, Sir Maurice Hankey and the Inter-Allied Mission to Poland, July-August 1920, „The Historical Journal” 1972, vol. XV, No. 3, s. 553-561; por. całkowicie odmienne ujęcie misji w: F. Russell Bryant, Lord D’Abernon, the Anglo-French Mission, and the Battle of Warsaw, 1920, „Jahrbücher für Geschichte Osteuropas” 1990, Bd. 38, H. 4, s. 526-547. [6] „that it [the conference in London] would bring Russia into relations with the Peace Conference and so pave the way to a better understanding between Russia and the outer world”. Cyt. za: DBFP, vol. VIII, s. 649-650 (telegram Curzona do Cziczerina, 20 VII 1920). [7] „[the Polish Government] have been urged by the Allies immediately to initiate negotiations
for armistice and for peace”. Cyt. za: DBFP, vol. VIII, s. 649-650 (telegram Curzona do Cziczerina, 20 VII 1920). [81 Zob. nota Cziczerina do Curzona z 23 VII 1920, w: Dokumienty wnieszniej..., t. 3, s. 61-62; odpowiedź brytyjska z 26 VII 1920, w: DBFP, vol. VIII, s. 662. [91 „They [Lloyd George and Kerr1 are formulating schemes which affect the lives of millions and the decisions of the world, and all this is done behind the scenes”. Cyt. za: Lord Riddell’s Intimate Diary..., s. 223 (zapiska z 22 VII 1920). [101 Politbiuro na posiedzeniu z 31 lipca 1920 r. upomniało Cziczerina za ujawnianie tych różnic w kierownictwie partii w korespondencji z innymi członkami Kolegium Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych - zob. RGASPI, fond 17, op. 3 (protokoły posiedzeń Politbiura), d. 99 (protokół posiedzenia z 31 VII 1920), k. 2. [111 RGWA, fond 104, op. 1, d. 8 s., k. 19 (telegram Trockiego do Stalina 1920); na temat decyzji Plenum KC RKP(b) z 17 VII 1920 m.in. w sprawie „polskich towarzyszy” zob. M.I. Trusz, Mieżdunarodnaja diejatielnost’ W.I. zawojewanij socjalisticzeskoj riewoljucji 1919-1920, Moskwa 1988, s. 272; PSS, t. 51, s. 242.
i Smiłgi z 17 VII publikacji portretów Lenina. Zaszczita por. W. I. Lenin,
[121 RGWA, fond 104, op. 15 (Uprawlienije Armiami Zapadnogo Fronta), d. 15 s. (23 VI-23 VII 1920), k. 165 (S. Kamieniew do dowódców Frontu Zachodniego i Południowo-Zachodniego oraz dowódcy 7. Armii, 20 VII 1920) i k. 168 (S. Kamieniew do dowódcy Frontu Zachodniego, 23 VII 1920). [131 Komintern i idieja mirowoj riewoljucji. Dokumienty, Moskwa 1998, s. 186 (telegram Lenina do Stalina, 23 VII 1920); Bolszewistskoje rukowodstwo..., s. 145 (telegram Stalina do Lenina, 24 VII 1920); RGASPI, fond 17, op. 3 (protokoły posiedzeń Politbiura), d. 96 (protokół posiedzenia z 23 VII 1920), k. 2 (polecenie dla Cziczerina w sprawie negocjacji z Polską i Anglią). [141 „Poland would soon cease to be a buffer [between Germany and Russia1 and would become a Red bridge of Social Revolution for the whole of Western Europe”. The Polish Crisis, „Times”, 26 VII 1920; zob. także NA, CAB 23/22 (7 VII-28 X 20) - Conference of Ministers, 26 VII 1920. [151 W. Churchill, The Poison Peril from the East, „Evening News”, 28 VII 1920. [161 Zob. DDF, Annexes, 1920-1921, s. 423-433 (Boulogne, 27-28 VII 1920); DBFP, vol. VIII, s. 649-668 (Boulogne, 27-28 VII 1920). [171 DDF, 1920, t. 2 (19 mai-23 septembre), red. J. Bariety et al., Paris 1999, s. 353. [181 „He is tall, but stoops so much about the shoulders as almost to have the appearance of a hunchback. [...1 His face is cadaverous with deep-set eyes [...1 He is by origin an Austrian Pole [...1 I believe he was in prison in Austria when the war broke out. Politically he is a Socialist. One of the junior ministers told me that P. had been a friend of Lenin”. NA, CAB 21/180,
Mission to Poland - Personal Report by Sir M. Hankey on His Visit to Warsaw [July-August 1920]. [19] „The continued existence of Poland between Germany on the one hand and Russia on the other is very problematical, even if she survives the present crisis [...]. We should pull out of all military responsibilities in Poland and leave Central and eastern Europe to work out its own fate without our intervention [...]. It is probably too late to use Germany as a military barrier against Russia. A more far-sighted policy would be to [...] use Germany as the bridge by which in the course of years British capital may be introduced to Russia and normal relations be restored”. Tamże. [20] „If a good bargain could be made with the Germans I should certainly be inclined to make it. The really important point in the whole Central Europe situation is to have German force enrolled against Bolshevism, and not unfriendly relations with it”. NA, CAB 21/180, Mission to Poland D’Abernon to Hankey, 12 VIII 1920. [21] NA, CAB 21/180, Mission to Poland - d’Abernon to Hankey, 9 VIII 1920. [22] „Poland, of course, is an ideal country to fight in. I have not seen any European general, particularly any general of cavalry, whose mouth has not watered on surveying it. [...] It occurs to me, indeed, that if the League of Nations is not altogether successful on the original lines, it might, by a slight alteration of its present constitution, select Poland as an arena for a trial by arms between selected teams of potential litigants”. Raport d’Abernona dla lorda Curzona, przedstawiony z misji w Polsce: War as It Is Waged in Poland and Notes on the Battle of Warsaw (NA, CAB 21/180, 28 VIII 1920). [23] Por. zwłaszcza Jerzy Borzęcki, The Soviet-Polish Peace of 1921 and the Creation of Interwar Europe, New Haven & London 2008, s. 88-103; Wojciech Materski, Na widecie. II Rzeczpospolita wobec Sowietów 1918-1943, Warszawa 2005, s. 87-90; M. Nowak-Kiełbikowa, dz. cyt., s. 240-244. [24] Stenogramy rozmów brytyjsko-sowieckich z 4 sierpnia 1920 r. w Londynie zostały opublikowane w: DBFP, vol. VIII, s. 669-680; por. także analizę tych rozmów w: R. Ullman, dz. cyt., vol. 3, s. 185-210. [25] Informacja o TKRP - Poland in Deadly Peril (from our Correspondent in Warsaw), „Times”, 4 VIII 1920, s. 10; depesza Milleranda do Cambona z 4 VIII 1920, w: DDF, 1920, t. 2, s. 376-377. [26] Nota Priedsiedatielja Dieliegaciji Sowietskogo Prawitielstwa w Londonie PremierMinistru Wielikobritanji Łłojd-Dżordżu - z 5 VIII 1920, w: Dokumienty wnieszniej politiki..., t. 3, s. 83-86. [27] Tekst listu Lloyda George’a z 5 VIII do prezydenta Wilsona: The Papers of Woodrow Wilson, vol. 66, August 2-December 23, 1920, ed. Arthur S. Link, Princeton 1992, s. 46-47. [28] Nota Colby’ego z 10 VIII 1920 - Secretary of State to the Italian Ambassador (hr.
Avezzano), w: Papers Relating to the Foreign Relations of the United States, 1920, vol. 3, Washington, D.C. 1936, s. 463-468; por. B. Winid, W cieniu Kapitolu: dyplomacja polska wobec Stanów Zjednoczonych Ameryki, 1919-1939, Warszawa 1991, s. 64-72. [291 Stenogram rozmów brytyisko-sowieckich z 6 sierpnia 1920 r. w Londynie opublikowano w: DBFP, vol. VIII, s. 681-707. [301 They were confronted with the definite fact that Poland had collapsed; that neither France, as he [Lloyd George1 understood, nor Britain could send troops. [...1 In a way, the most dangerous enemy of the Allies was the Poles. For instance, who really had any confidence in General Pilsudski. [...1 The trouble was that the Poles could not be trusted, and that Pilsudski was so powerful that he could not be removed. [...1 Moreover, the Poles were putting up no resistance at all; they were not attempting to fight”. Cyt. z wystąpienia Lloyda George’a na konferencji z premierem Millerandem 8 sierpnia 1920 r. w Lympne: British Secretary’s [czyli M. Hankeya1 Notes of an Anglo-French Conference, held on Lympne on Sunday, August 8, 1920, w: DBFP, vol. VIII, s. 713; analogiczny fragment w stenogramie francuskim: DDF, Annexes, 1920-1921, s. 434-438; por. NA, CAB 23/22 (7 VII-28 X 1920) - Summary of statement made by Lloyd George at Lympne. [311 Zob. DBFP, vol. VIII, s. 737 (stenogram z Lympne z 9 VIII 1920), s. 737-738; por. DDF, Annexes, 1920-1921, s. 438-440. [321 Zob. NA, CAB 23/22 (7 VII-28 X 1920) - Cabinet Meeting, 46 (20), 9 VIII 1920; NA, Foreign Office, 371/3919 - Tukhachevsky order from 2 July. [331 Bevin: „supposing the Polish people themselves agreed upon a Constitution which did not suit the Allied Powers?”. Lloyd George: „I do not care what the Constitution is. If they like to have a Mikado there, that is their business”. Oba cytaty za: Council of Action at Downing Street, „Times”, 11 VIII 1920, s. 12. [341 „The Allies should advise Poland to endeavour to negotiate an armistice and to make peace as long as the independence of ethnographic Poland is recognized”. Wystąpienie Lloyda George’a w Izbie Gmin 10 sierpnia, cyt. za: Parliamentary Debates, 5th Series, House of Commons, vol. 133, columns 254-272; por. House of Commons, „Times”, 11 VIII 1920, s. 12. [351 „the terms were not nearly so severe as had been imposed by the Allies upon Germany and Austria, and he did not think that Britain could make war in order to secure better conditions than these”. NA, CAB 23/22 (7 VII-28 X 1920) - Minutes of a Conference of Ministers held at the House of Commons, 10 August, 1920. [361 „If the terms were communicated to Paris there was the danger that they would be negatived by the French Government. [...1 France was passionately anti-bolshevist, and the French had had experience of communism. The present case had, however, nothing to do with communism”. Tamże. [371 „Beyond that I do not think it would be fair for us to go, because it would be taking the negotiations out of the hands of the Polish Government”. Wystąpienie Lloyda George’a w Izbie
Gmin 10 sierpnia, cyt. za: Parliamentary Debates, 5th Series, House of Commons, vol. 133, columns 271-272; por. House of Commons, „Times”, 11 VIII 1920, s. 12. [381 Zob. NA, CAB 21/180 - Mission to Poland - list d’Abernona do Hankeya z 12 VIII 1920. [391 Zob. DDF, 1920, t. 2, s. 423-424 (Millerand do H. de Panafieu w Warszawie, 11 VIII 1920, oraz do ambasadorów w Londynie, Berlinie, Rzymie, Waszyngtonie, Brukseli i Tokio - także z 11 VIII 1920). [401 „La Pologne s’en souviendra longtemps; s. 427 (Jusserand do Milleranda, 11 VIII 1920).
d’autres
peuples
aussi”.
DDF,
1920,
t.
2,
[411 Zob. np. Walentina S. Parsadanowa, Moskwa w 1920 godu, w: Stolica i prowincija w istorji Rossiji i Polszy, red. Boris W. Nosow, Moskwa 2008, s. 251-272; G.A. Kniazjew, Iz zapisnych kniżek russkogo intelligenta (1919-1922), „Russkoje proszłoje”, t. 5 (St. Petersburg 1994), s. 148-242; literackie, plastyczne wizje życia w miastach rosyjskich w 1920 roku dają m.in. takie arcydzieła, jak Szczurołap Aleksandra Grina czy opowiadania Jewgienija Zamiatina z tego okresu; sytuacja na wsi była w wielu regionach jeszcze gorsza. [421 Zob. An Anxious Situation, „The Times”, 29 VII 1920, s. 13. [431 NA, CAB 23/22, Minutes of a Conference of Ministers held at the House of Commons, 10 August, 1920.
CZĘŚĆ III. JAK PRACUJE MÓZG IMPERIUM? 1. Balfour, czyli odsuwanie chaosu [11 Zob. najpoważniejsze biografie: Kenneth Young, Arthur James Balfour. The Happy Life of the Politician, Prime Minister, Statesman, and Philosopher, 1848-1930, London 1963; Max Egremont, A Life of Arthur Balfour, London 1980. [21 „What the Russians are looking for everywhere is general power and influence, but as they have neither wealth nor commerce, nor anything that is desirable to anybody excepting 400,000 men, about whom they make more noise than they deserve, they can acquire these objects in a distant Court [...1 only by bustle and intrigue”. List do Henry’ego Wellesleya z 24 III 1815 Arthur Duke of Wellington, Supplementary Despatches, Correspondence, and Memoranda, vol. IX, London 1862, s. 606. [31 Zob. Paul Schroeder, The Transformation of European Politics 1763-1848, Clarendon Press, Oxford 1994, s. 523-538; bardziej szczegółowo na ten temat: Adam Zamoyski, Rites of Peace. The Fall of Napoleon & the Congress of Vienna, London-New York 2007, s. 329-344, 415-417; por. także interesującą polemikę z analizą Schroedera - Piotr Wandycz, Pax Europaea. Dzieje systemów międzynarodowych w Europie 1815-1914, Kraków 2003, s. 64-66.
[4] Szerzej na temat tego zjawiska zob. John Howes Gleason, The Genesis of Russophobia in Great Britain. A Study of the Interaction of Policy and Opinion, Harvard Univ. Press, Cambridge, Mass. 1950; o ostatnich przejawach tegoż fenomenu: Iwona Sakowicz-Tebinka, Imperium barbarzyńców. Rosja Aleksandra II w brytyjskich opiniach prasowych, Gdańsk 2011. [5] Zob. m.in. P. Schroeder, dz. cyt., s. 553-563, 639-662; W. Bruce Lincoln, Mikołaj I, przeł. Henryk Krzeczkowski, Warszawa 1988, s. 63-64, 121-122. [6] Zob. podsumowanie aktualnego stanu badań tej problematyki: The Crimean War 1853-1856. Colonial Skirmish or Rehearsal for World War, ed. Jerzy Borejsza, Neriton, Warszawa 2011. [7] Zob. P. Wandycz, Pax Europaea. Dzieje systemów międzynarodowych w Europie 1815 1914, Kraków: ARCANA 2003, s. 160-177. [8] Zob. np., poza wspomnianymi biografiami Balfoura, także opracowania historii dyplomatycznej: m.in. A.J.P. Taylor, The Struggle for Mastery in Europe 1848-1918, Oxford 1971, s. 413-416. [9] Zob. szerzej na ten temat: John Gray, The Immortalization Commission. Science and the Strange Quest to Cheat Death, New York 2011, s. 63-79. [10] Harold Begbie, Mirrors of Downing Street: Some Political Reflections, London 1920, s. 76-77. [11] Zob. omówienie tego dokumentu w: M. Egremont, dz. cyt., s. 250-251. [12] Cyt. z memoriału Balfoura The Peace Settlement in Europe z 4 X 1916 za: D. Lloyd George, War Memories, t. 1, London [1935], s. 524. [13] „it would be a theatre of perpetual intrigues between Germany and Russia, and that its existence, so far from promoting the cause of European peace, would be a perpetual occasion of European strife”. Tamże, t. 1, s. 525. [14] „even if such Poland were capable of playing the part of an efficient buffer State (which I doubt), I am not sure that a buffer State between Germany and Russia would be any advantage to Western Europe”. Tamże, t. 1, s. 525. [15] „The more Russia is made a European rather than an Asiatic Power, the better for everybody”. Tamże, t. 1, s. 526. [16] „this plan excludes certain territories which the large number of Poles for historic and social reasons would desire to include”. Arthur J. Balfour, Poland, October 1918 (Confidential), Parliamentary Archives (London), Lloyd George Papers [dalej jako: PA-LG], F/201/1. [17] „In Eastern Galicia, for example, and in parts of Lithuania, the wealthiest and most cultivated classes are of Polish origin, and though, so far as I can judge, this fact ought not to modify our policy at the peace Conference, we must not conceal from ourselves that, to divide Galicia and leave the Ruthenians who are in the majority in the Eastern half, to be joined to their
Little Russian kinsmen, would create a very painful feeling among many Polish patriots”. Tamże. [181 Tamże.
2. Lewis Namier - albo zemsta na (polskiej) mapie [11 „The percentage of Poles, as given on the Galician section of this map, includes the Jews, who are refused recognition as a nation, and of whom only a small fraction regard themselves as Poles”. Poland. Racial Distribution [mapa dołączona do memoriału Balfoura „Poland” z października 19181, tamże. [21 W szerokim kontekście porównawczym przedstawia to zagadnienie Steven Seegel, Mapping Europe’s Borderlands. Russian Cartography in the Age of Empire , Univ. of Chicago Press, Chicago & London 2012, s. 180-280; por. także Eugeniusz Romer, Pamiętnik paryski, 1918 1919, Wrocław 1989; Piotr Eberhardt, Twórcy geopolityki polskiej, Kraków 2006, s. 61-80. [31 Zob. Arnold J. Toynbee, Acquaintances, London 1967, s. 62-65. Najlepszym polskim wprowadzeniem do biografii Namiera jest studium Andrzeja A. Zięby, Historyk jako produkt historii, czyli o tym, jak Ludwik Bernstein przekształcał się w Lewisa Namiera, w: Historyk i historia (studia dedykowane pamięci Prof. Mirosława Francicia), red. Adam Walaszek, Krzysztof Zamorski, Kraków 2005, s. 149-174; z prac angielskich trzeba wymienić na pierwszym miejscu monografię Julii Namier, Lewis Namier. A Biography, London 1971; na temat wyboru tożsamości przez Namiera zob. zwłaszcza: Amy Ng, Nationalism and Political Liberty. Redlich, Namier, and the Crisis of Empire, Oxford 2004; Norman Rose, Lewis Namier and Zionism, Oxford 1980. [41 Okoliczności przeniesienia Namiera do Foreign Office przedstawia Norman Rose, dz. cyt., s. 11-13, o studiach w Balliol i ich znaczeniu dla Namiera pisze Amy Ng, dz. cyt., s. 67-70. Zob. także J. Namier, dz. cyt., s. XX. [51 Zob. m.in. Paul Latawski, The Dmowski - Namier Feud, 1915-1918, „Polin”, vol. 2: 1987, s. 37-49; zob. też polemikę pomiędzy tym autorem a Jędrzejem Giertychem w sprawie Namiera: tamże, vol. V: 1990, s. 303-326; Mark Baker, Lewis Namier and the Problem of Eastern Galicia, „Journal of Ukrainian Studies” 1998, vol. 23, nr 2, s. 59-104; Tadeusz Piszczkowski, Anglia a Polska 1914-1939 w świetle dokumentów brytyjskich, Londyn 1975, s. 49-62; Janusz Pajewski, Dwie zachodnie opinie wobec koncepcji granic państwa polskiego (1917,1919), w: Studia historica slavo-germanica, Poznań 1977, t. 6, s. 139-155; Bartłomiej Rusin, Lewis Namier a kwestia „Linii Curzona” i kształtowanie się polskiej granicy wschodniej po I wojnie światowej, „Studia z Dziejów Rosji i Europy Środkowo-Wschodniej” 2013, t. 48, s. 95-116. [61 „I do not believe in his judgement. He is a violent oponent of Dmowski & much of what he writes & says is colored by this dislike”. Cyt. za: M. Baker, dz. cyt., s. 68. [71 „written in a spirit of exaggerated hostility, making the worst of the Polish case wherever it is possible to do”. Cyt. za: tamże, s. 68-69, zob. także J. Pajewski, dz. cyt., s. 146; P. Latawski, dz. cyt., s. 43-46.
[81 „his attack on Dmowski and other Poles is, in spite of what he says, purely personal and quite unjust. [...1 I profoundly distrust Namier’s conclusions and statements and I think it would be very regrettable if you allowed yourself to be influenced by their plausibility”. Eric Drummond do Philipa Kerra, 6 IV 1917, National Archives of Scotland, Edynburg, Philip Kerr Papers [dalej jako: NAS-PK1, GD/40/17/872/2. Por. memoriał Namiera do Kerra z 2 IV 1917 w sprawie deklaracji Rządu Tymczasowego Rosji o niepodległości Polski, NAS-PK, GD/40/17/872/3. 191 List P. Kerra do E. Drummonda z 5 IV 1917, NAS-PK, GD/40/17/872/1. [101 Zob. list Namiera do Kerra z 22 XI 1917 oraz dołączone doń tłumaczenie artykułu z „Przeglądu Politycznego” (The Polish Question In International Politics), NAS-PK, GD 40/17/875. Na temat życia osobistego Lloyda George’a zob. najnowszą monografię Ffion Hague, The Pain and the Privilege. The Women in Lloyd George’s Life, 2008. [111 List Namiera do Kerra z 18 V 1919, wraz z dołączonym tłumaczeniem artykułu H. Korab Kucharskiego (What About the Eastern Frontiers?) z „Kuriera Warszawskiego” z 8 V 1919; por. także list Namiera do Kerra z 24 IV 1919, wraz z dołączonym doń artykułem Dmowski contra Lloyd George z piłsudczykowskiej „Gazety Polskiej” 1919, nr 156, oraz korespondencją H. Korab Kucharskiego Z kongresu z „Kuriera Warszawskiego” z 1 IV 1919 r. Oba materiały NAS-PK, GD 40/17/895 i 897. [121 Zob. zwłaszcza cytowane wyżej studia Tadeusza Piszczkowskiego, Marka Bakera, Bartłomieja Rusina, jak również prace Marii Nowak-Kiełbikowej, dz. cyt., s. 60-62; Anny Cienciały, Polityka brytyjska wobec odrodzenia Polski, „Zeszyty Historyczne” (Paryż), 1969, z. 16, s. 76-79; a wreszcie nieco tendencyjne opracowanie Tarasa Hunczaka, Sir Lewis Namier and the Struggle for Eastern Galicia, 1918-1920, „Harvard Ukrainian Studies” 1977, Vol. 1, No. 2, s. 198-210. [131 „The atmosphere of the Polish Parliament will be that of an East-European third-class railway-carriage”. L. Namier, The Polish Elections, NA, Foreign Office [dalej jako: FO1 371/3897/30573, 27 II 1919; zob. także James Headlam-Morley, A Memoir of the Paris Peace Conference 1919, eds. Agnes Headlam-Morley, Russell Bryant, Anna Cienciała, New York 1972, s. 70 (tu opinia Namiera o Paderewskim z wiosny 1919 r.); por. J. Namier, dz. cyt., s. 137 139 (tu uwagi o stosunku Namiera do Piłsudskiego), a także A. Ng, dz. cyt., s. 123-124. [141 Zob. przegląd tych pomysłów u A. Cienciały, dz. cyt., s. 84-86 oraz T. Hunczaka, dz. cyt., s. 204-205. [151 „Where I think we differ is that you on the whole are inclined to regard Bolshevism as a lesser evil than Polish Imperialism”. J. Headlam-Morley, dz. cyt., s. 36; por. M. Baker, dz. cyt., s. 79-81. [161 Artykuł Namiera [jako „A Correspondent”1, Polish Ambitions, „Manchester Guardian”, 21 IV 1919, s. 6; por. Norman Rose, Lewis Namier and Zionism, Oxford 1980, s. 15; por. także J. Namier, dz. cyt., s. 139-141. [171 „then you will have to adopt a different language if you want to think your own thoughts”.
L. Namier, Conflicts. Studies in Contemporary History, London 1942, s. 167 (wspomnienie z rozmów z Paderewskim w maju 1919 w Paryżu); zob. także na ten temat N. Rose, dz. cyt., s. 19-21. [18] Zob. Jan Pisuliński, Nieznany list brytyjskiego historyka, „Zeszyty Historyczne” (Paryż), 2002, z. 141, s. 225-232 (tu list Namiera do ojca z 31 X 1919); por. M. Baker, dz. cyt., s. 95-96; A. Zięba, dz. cyt., s. 169-172. [19] Zob. T. Piszczkowski, dz. cyt., s. 73-78; B. Rusin, dz. cyt., s. 101-105; M. Baker, dz. cyt., s. 92-93; J. Namier, dz. cyt., s. 146-147. [20] [L. Namier], East Galicia, PA-LG, F/202/1-16. [21] Zob. Sprawy polskie na konferencji pokojowej w Paryżu..., t. 2, s. 344 i 376. [22] Wszystkie cytaty w powyższych akapitach pochodzą z: [L. Namier], East Galicia, PA-LG, F/202/1-16. [23] „By signing the Treaty handing over to Poland East Galicia, a country of five million inhabitants of which four milion are bitterly hostile to the Poles, we should be binding ourselves for ever to support Poland’s imperial claim to Russian territory. [...] Shall we bind ourselves to stand by Poland if a conflict break out over East-Galicia in 1999?” [L. Namier], The Poles demand [...], NAS-PK, GD 40/17/910/1. Memoriał z odręcznymi poprawkami Namiera, bez daty, napisany zapewne pod koniec listopada lub na początku grudnia 1919 r. [24] [L. Namier], On December 4th [...], NAS-PK, GD 40/17/910/2. Memoriał pisany między 5 a 8 grudnia 1919 r. [25] [L. Namier], Polish Peace Terms, NAS-PK, GD 40/17/914. Memoriał ten, omawiany tu za kopią, która trafiła do Philipa Kerra, miał jak większość memoriałów Namiera wiele innych odpisów: w Foreign czy War Office. [26] „as a matter of fact the White Russians and Little Russians are branches of the Russian nation and the overwhelming mass among them never considered themselves anything else. They are bound up with Russia not merely by the social interest of the peasantry, but by tradition, language, culture and religion”. Tamże, s. 4. [27] „They [East-Galician Ukrainians] now recognise that no one but Russia can save them from the Poles, and that the problem of East-Galicia which hitherto loomed so enormously large before their short-sighted eyes is only part of the old struggle between Russia and Poland”. Tamże, s. 5. [28] Tamże, s. 6 i 7. [29] „the Bolshevik government in White Russia, however ludicrous, was milder and less cruel than the Polish. [...] They [the Poles] are the best hated men in the country and hated not merely by their specially chosen victims, the Jews, but the White Russians, Little Russians and Lithuanians alike”. Tamże, s. 10-11. [30] List przewodniczącego Konferencji Pokojowej, G. Clemenceau, do przewodniczącego
Delegacji Polskiej w sprawie zawieszenia decyzji o daniu [25-letniego] mandatu Polsce, 22 XII 1919, w: Sprawy polskie na konferencji pokojowej w Paryżu..., t. 2, s. 376. [311 Zob. J. Namier, dz. cyt., s. 147-148. [321 Namier wrócił po drugiej wojnie do sprawy linii Curzona, raz jeszcze uzasadniając jej przebieg zmanipulowanymi przez siebie danymi statystycznymi (zgodnie z którymi miało w II RP na wschód od tej linii być najwyżej 2,25-2,5 miliona Polaków; w rzeczywistości było ich co najmniej milion więcej, a według polskich statystyk: 5,3 miliona). Zob. L. Namier, Curzon Line, w: tenże, Facing East, London 1947, s. 109-113; por. Mały Rocznik Statystyczny Polski, Ministerstwo Informacji, Londyn 1941, s. 9-10; Rafał Wnuk, Za pierwszego Sowieta. Polska konspiracja na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej (wrzesień 1939-czerwiec 1941), Warszawa 2007, s. 13.
3. Dwaj sekretarze: Kerr i Hankey [11 Informacje o biografii Kerra czerpię z dwóch podstawowych opracowań: James Ramsay M. Butler, Lord Lothian (Philip Kerr) 1882-1940, London 1960, oraz znacznie dokładniejszego - David P. Billington, Jr., Lothian. Philip Kerr and the Quest for World Order, Westport-London 2006. [21 Zob. szerzej na ten temat: J.R.M. Butler, dz. cyt., s. 11-60. [31 „At present the P.M. is conducting the business of the Foreign Office with Kerr’s assistance. [...1 I said to him [Kerr1: ‘You have no real responsibility. If things go wrong, others have to take the consequences. All you have to do is walk out of Downing Street’”. Wypowiedź Churchilla za: Lord Riddell’s Intimate Diary of The Peace Conference and After 1918-1923 , London 1933, s. 223 [zapiska z 22 VII 19201; por. J.R.M. Butler, dz. cyt., s. 61-64, 80 (tu uwaga o „alergii” Lloyda George’a na dokumenty); D.P. Billington, dz. cyt., s. 54-55, 70-72. [41 Zob. dwie fundamentalne monografie: Stephen Roskill, Hankey. Man of Secrets, Vol. I (1877-1918), London 1970; Vol. II (1919-1931), London 1972; John F. Naylor, A Man and an Institution: Sir Maurice Hankey, the Cabinet Secretariat and the Custody of Cabinet Secrecy, Cambridge 2009, s. 8-94. W kontekście misji międzyalianckiej do Polski z lipca 1920 r. sylwetkę Hankeya - bez wykorzystania archiwum samego Hankeya - nakreślił w krótkim artykule także N. Davies: Sir Maurice Hankey and the Inter-Allied Mission to Poland..., s. 553 561. [51 Churchill College, Cambridge [dalej jako: CCC1, Churchill Papers [dalej jako: CHAR1, Cabinet papers and correspondence, 28 I 1920-24 V 1920, 22/2/70 (Churchill do Hankeya - list z 13 V 1920), 22/2/71-72 (odpowiedź Hankeya z 13 V 1920), 22/2/73 (list Churchilla do Hankeya z 15 V 1920). [61 S. Roskill, Hankey..., vol. II, s. 142. [71 David R. Woodward, The Origins and Intent of David Lloyd George’s January 5 War Aims
Speech, „Historian”, November 1971, vol. 34, issue 1, s. 22-59; por. D.P. Billington, dz. cyt., s. 52. [81 Zob. J.R.M. Butler, dz. cyt., s. 66-67; D.P. Billington, dz. cyt., s. 53. Misja Kerra w Bernie, warto dodać, była kontynuacją wcześniejszych tajnych rozmów sondażowych na temat ewentualnego pokoju, jakie w Genewie 18-19 grudnia 1917 r. prowadził Jan Smuts - wówczas uzgadniano rozwiązanie austropolskie, czyli połączenie terenu Królestwa Polskiego z Galicją (jeszcze nie dostrzegano problemu jej ewentualnego podziału) - jako odrębnego kraju pod panowaniem jednego z arcyksiążąt habsburskich. Zob. na temat tych rokowań: D. Lloyd George, War Memoirs... , vol. II, s. 1478-15489. [91 Omówienie i cytaty z listu Kerra - do jego przyjaciela z „przedszkola Milnera” i kwartalnika „The Round Table”, Lionela Curtisa (założyciela Royal Institute of International Affairs) z października 1919 za: J.R.M. Butler, dz. cyt., s. 68-70. [101 Zob. D.P. Billington, dz. cyt., s. 61-62. Por. Antony Lentin, Lloyd George and the Lost Peace. From Versailles to Hitler, 1919-1940 , New York 2001, s. 67-88. Warto dodać, że Kerr nie uwzględnił sugestii, jaką podsunął mu jego były mentor, lord Milner, w kwietniu 1919 r. Milner namawiał, by zamiast ostrzegać przed siłami chaosu, do których mogą przyłączyć się niepogodzone z klęską Niemcy, i proponować od razu politykę appeasementu wobec nich, wybrać inną strategię. Można by mianowicie oddzielić Niemcy Zachodnie (jak to podpowiadał już wówczas burmistrz Kolonii Konrad Adenauer) i niejako reedukować je pod opieką zwycięskich mocarstw. Niemcy Zachodnie - demokratyczne, bogate - mogłyby stać się stopniowo magnesem dla żyjącej jeszcze w 1919 r. wciąż pod wpływem pruskiego militaryzmu wschodniej połowy. Ten - zrealizowany rzeczywiście po 1949 r. - scenariusz nie przychodził do głowy Kerrowi, ponieważ (podobnie jak jego premier) uznawał za oczywiste, albo przynajmniej za łatwiejsze, porozumienie z Niemcami jako partnerami w dziele dźwigania Europy i świata z chaosu aniżeli ich przejściowe osłabienie poprzez podział. Zob. na ten temat D.P. Billington, dz. cyt., s. 63. [111 „I think it would be a fundamental and colossal mistake to be drawn into a war with Soviet Russia. I don’t see that it is any business of ours how the Russian people govern themselves provided they leave their neighbours alone”. List Kerra do Lloyda George’a, bez daty, ale atrybuowany 16 II 1919, Parliamentary Archives - London [dalej jako: PA1, Lloyd George Papers [dalej jako: LG1, F/89/2/17. [121 „Personally I doubt if Poland is of much value, as her people is unstable”. CCC, Maurice Hankey Papers [dalej jako: HNKY1, Diary, 20 VII 1918-3 XII 1922, 1/5/101 (zapiska z 29 XII 1919).
4. Właściwy człowiek na niewłaściwym miejscu: Horace Rumbold w Warszawie [11 Zob. Oxford University, Bodleian Library [dalej jako: OU-BL1, Horace Rumbold, Papers [dalej jako: RP1, dep. 26: Correspondence, May 1919-May 1920, k. 33 (nominacja Horace’a Rumbolda na posła nadzwyczajnego i ministra pełnomocnego w Warszawie z 15 IX
1919); por. przeliczenie wartości funtów - Lawrence H. Officer and Samuel H. Williamson, „Five Ways to Compute the Relative Value of a UK Pound Amount, 1270 to Present”, MeasuringWorth, 2014: http://www.measuringworth.com/ppoweruk, dostęp: 2.02.2015; zob. także Monika Łukasik-Duszyńska, Brytyjskie poselstwo donosi. Posłowie brytyjscy wobec stosunków Polski z państwami bałtyckimi 1920-1926, Warszawa 2008, s. 25-44 (bardzo pożyteczna analiza brytyjskiej służby dyplomatycznej, jej struktury i obiegu informacji w latach 1920-1926). [2] Zob. na ten temat w źródłowej monografii Martina Gilberta, Sir Horace Rumbold..., s. 142 144 (o spotkaniach z Polakami w Bernie). [3] „Puffed, powdered and curled: / Rumbold’s in Warsaw - / All’s right with the world” - cyt. za: M. Gilbert, Sir Horace Rumbold..., s. 181; zob. także Pound/Joyce: the Letters of Ezra Pound to James Joyce, with Pound’s Essays and Articles about Joyce, ed. Forrest Read, New York 1970, s. 151-153 (tu list Pounda do Rumbolda z 11 IV 1919, a także szersze naświetlenie całego incydentu). [4] Ostatni cytat - z listu Rumbolda do Kerra z 29 XII 1919 - NAS-PK, GD/40/17/911/3; opis pierwszej wizyty u Naczelnika Państwa: list Rumbolda do Charliego [?] z 23 X 1919, OU-BL, RP, dep. 26 (Correspondence, May 1919-May 1920), k. 49. Pobyt Rumbolda w Warszawie, choć bez istotnych dokumentów z osobistego archiwum posła, przedstawia N. Davies: Sir Horace Rumbold w Warszawie, 1919-1920, „Dzieje Najnowsze” 1971, R. III, z. 3, s. 40-54. [5] „In dealing with the Poles one has always to remember one thing and that is that they are not and do not consider themselves to be a new nation. They are conscious of the considerable part that Poland has played in the past [...] they are proud and sensitive”. List Rumbolda do Thomasa Rowlanda (zastępcy prywatnego sekretarza króla Jerzego V) z 1 II 1920, OU-BL, RP, dep. 26 (Correspondence, May 1919-May 1920), k. 146 (na kolejnych stronach tegoż listu - k. 147 148 - uwagi o niepodatności Polaków, poza grupą skrajnych socjalistów i częścią mniejszości żydowskiej, na hasła komunistyczne). [6] Zob. list Rumbolda do Kerra z 6 XII 1919 (tu wzmianka o potrzebie wsparcia pożyczki do Polski), OU-BL, RP, dep. 26 (Correspondence, May 1919-May 1920), k. 79; list Rumbolda do Hardinge’a z 16 XI 1919 (w sprawie delegacji parlamentarnej): tamże, k. 62; sprawę swoistego bojkotu towarzyskiego przeprowadzonego jednorazowo w stosunku do poselstwa brytyjskiego (z inicjatywy księcia Zdzisława Lubomirskiego) w grudniu 1919 r. wobec nastawienia Lloyda George’a w sprawie Galicji omawia M. Gilbert, Sir Horace Rumbold..., s. 185-187. [7] „Poland as yet has done little or nothing to establish the fact of its ability to maintain a modern progressive state, except that it clung to its nationality and endured terrible hardships for this cause. [...] Its best friends are those who resist the dreams of the Imperialists and encourage Poland to make good within a sphere which is indisputably Polish and which reduces both its grounds of quarrel with its neighbours and the numbers of non-Polish citizens [...] I think that the Poles misunderstand the PM’s [Prime Minister’s] attitude towards them. He is not in the least anti-Polish. He fully recognizes, however, the great difficulty of Poland’s position in Europe and its people’s inevitable want of practical experience in running a great state. [...] He [Lloyd
George1 is looking at the Polish problem, not merely in terms of 1919-1920, but in the light of a thousand years of European history, and of the inevitable fact that Poland’s neighbours, which today are prostrate, will ere long become strong, vigorous, and patriotic nations”. List Kerra do Rumbolda z 15 XII 1919, NAS-PK, GD 40/17/911/4, s. 1-4; toż w: OU-BL, RP, dep. 26 (Correspondence, May 1919-May 1920), k. 97-100. [81 Zob. E. Said, Warszawa 1991.
Orientalizm,
przeł.
Witold
Kalinowski,
wstęp
Zdzisław
Żygulski
jun.,
[91 „The Poles have still to make good, and I like to think that they will do so. Another 12 months should show how they are going to shape. If you ever have a fortnight or so off and wish to study this part of Europe, come out and stay with me”. List Rumbolda do Kerra z 29 XII 1919, NASPK, GD/40/17/911/3; toż w: OU-BL, RP, dep. 26 (Correspondence, May 1919-May 1920), k. 126-128. [101 „How long do you think the rest of Europe and the Western Powers will be able to refrain from also recognising the Bolshevists? The idea is repugnant to me as one living too close to the Bolshevists here not to see what an appalling regime theirs is. But, unless I am mistaken, things are working up for the recognition of the Bolshevists. This would be welcomed by our dear friends in the Labour Party at home, not to speak of others not belonging to the Labour Party. It will be another case of evil triumphing”. List Rumbolda do Franka [Lindleya1 z 2 II 1920, OUBL, RP, dep. 26 (Correspondence, May 1919-May 1920), k. 156. Por. listy Rumbolda do Richarda Dalberga-Actona, posła Wielkiej Brytanii w Finlandii, z 29 XII 1919 (tu m.in. nadzieja na współpracę Piłsudskiego z Denikinem na wiosnę następnego roku, a także informacja o rozmowie z Mannerheimem), OU-BL, RP, dep. 26 (Correspondence, May 1919-May 1920), k. 119-122; o współpracy Rumbolda z Mackinderem pisze M. Gilbert, Sir Horace Rumbold..., s. 189-191; zob. także list Hardinge’a do Rumbolda z 6 I 1920, wyrażający przekonanie (również Curzona), że bolszewizm jest niebezpieczny raczej w Azji niż w Europie. OU-BL, RP, dep. 26 (Correspondence, May 1919-May 1920), k. 129-130. [111 Sprawozdanie lorda Hardinge’a z rozmowy Lloyda George’a z Patkiem z 26 I 1919, przekazane w telegramie lorda Curzona do H. Rumbolda z 27 I 1920, w: DBFP, vol. III, s. 804 odpis tego dokumentu znajduje się także w papierach Lloyda George’a - PA-LG, F/202/1/6. [121 Zob. list Kerra do Rumbolda z 30 I 1920, NAS-PK, GD 40/17/911/4. [131 List Rumbolda do Hardinge’a z 1 II 1920, OU-BL, RP, dep. 26 (Correspondence, May 1919-May 1920), k. 142-145. [141 „Territories in question could be subject to a temporary mixed administration of Poles and local inhabitants under supervision of officials appointed by League of Nations.These territories would be held in trust for a reconstituted Russia, or if policy of Allies is to favour formation of autonomous States such as White Ruthenia and Ukraine, in trust for those States”. Telegram Rumbolda do lorda Curzona z 26 III 1920, OU-BL, RP, dep. 26 (Correspondence, May 1919May 1920), k. 185-186; por. wcześniejsze trzy telegramy Rumbolda do Curzona na temat polskich warunków pokoju z Rosją sowiecką, wszystkie z 14 III 1920, tamże, k. 181-184.
[151 „All our illusions have been gradually shattered. Czarists, Bolsheviks, anti-Bolsheviks alike have all proved to be infected with some ineradicable Oriental vice stamping them as a race alien to ourselves - so far behind our own standard of civilisation [...1 The terms which Poland has offered to Soviet Russia [...1 practically force on us a decision whether it is towards East or West that we intend to favour the orientation of the No Man’s Land which lies between the two”. The Polish Terms to Soviet Russia (memorandum Duncana Gregory’ego dla Curzona z 6 IV 1920), OU-BL, RP, dep. 26 (Correspondence, May 1919-May 1920), k. 181. Wątpliwość co do szans okcydentalizacji Rosji wyraził sam Rumbold w liście do Gregory’ego z 6 V 1920: „Your remarks about the Russians are very much to the point” (Pańska opinia o Rosjanach jest bardzo trafna). Tamże, k. 216. [161 Zob. tamże, k. 181-186. [171 „Namier on this occasion seems to have discharged all the venom of which he is capable. [...1 The Poles are suffering from the well-known saying give a dog a bad name [and hang him A.N.1, etc, etc. They have got a bad name and the irritating thing to me is that they so often prevent us from helping them as we would like to do”. List Rumbolda do Johna Duncana Gregory’ego z 10 IV 1920, OU-BL, RP, dep. 26 (Correspondence, May 1919-May 1920), k. 193-194. [181 List Hardinge’a do Rumbolda z 9 IV 1920, OU-BL, RP, dep. 26 (Correspondence, May 1919-May 1920), k. 188-190. [191 List Rumbolda do St Cyresa w Szwajcarii 26 (Correspondence, May 1919-May 1920), k. 214.
z
21
IV
1920,
OU-BL,
RP,
dep.
[201 „Poland is now a considerable country with a very determined man [Piłsudski1 at its head. He knows what he wants and will not easily be coerced”. Rumbold, Memorandum z 6 V 1920, adresowane do Duncana Gregory’ego, OU-BL, RP, dep. 26 (Correspondence, May 1919-May 1920), k. 219. [211 Tamże, k. 220-223. [221 Piszę o tym obszerniej w: A. Nowak, Polska i trzy Rosje..., s. 592-613. [231 Zob. The King’s greetings to Poland, „Times”, 7 V 1920, s. 14; por. list Rumbolda do Hardinge’a z 16 II i odpowiedź Hardinge’a z 4 III 1920 oraz prośbę Rumbolda o wykorzystanie okazji 3 Maja - wyrażoną w liście do Hardinge’a z 17 IV 1920 i podziękowanie z 14 V 1920 za doprowadzenie do telegramu i komentarz po wręczeniu depeszy gratulacyjnej króla Jerzego V: „I may say that I get on very well with Pilsudski. We talk very straightful to each other” (Mogę stwierdzić, że rozumiem się z Piłsudskim bardzo dobrze. Rozmawiamy ze sobą bardzo szczerze). OU-BL, RP, dep. 26 (Correspondence, May 1919-May 1920), k. 162-163, 176, 209-210 oraz 226-230 (stąd cytat). [241 „I will try to go home about the 1st July so as to catch some of the big-wigs before they go to the conference at Spa...”. List Rumbolda do Francisa Lindleya, brytyjskiego Wysokiego Komisarza w Wiedniu, z 31 V 1920, OU-BL, RP, dep. 26 (Correspondence, May 1919-May 1920), k. 236.
[2S] Telegram Rumbolda do Curzona z 12 V 1B20, OU-BL, RP, dep. 47 (kserokopie z Foreign Office), k. 212-2B. [26] H. Rumbold, Poland - Annual Report, 1919 (druk wewnętrzny, confidential, datowany 12 V 1920, liczący 47 stron), OU-BL, RP, dep. 27 (Correspondence, June-October 1920), k. 1-24. List Hankeya do Rumbolda, wysłany 20 VIII 1920 z Lucerny, tamże, k. 124. Rzekomo zaginiony. [27] CCC, HNKY, Diary, 20 VII 1918-3 XII 1922, 1/5/116-122 i 123-124 (zapiski Hankeya z 1 V 1920 z San Remo oraz z 14 V 1920 z zamku Lympne koło Hythe, należącego do związanego z rodziną Rotszyldów milionera brytyjskiego Philipa Sassoona, gdzie Lloyd George szczególnie chętnie odpoczywał). [28] „The Bolsheviks are pretty strong and in the course of a very few weeks they will smash the Poles by launching an offensive on the front north of the Pripet”. NAS-PK, GD/40/17/807/1, s. 1 (notatka Kerra dla Lloyda George’a z rozmowy z Jonasem Liedem z 3 V 1920). W notatce z 4 maja (GD/40/17/807/2) Kerr stwierdzał, że jeśli Polacy zostaną zmieceni, „Europa stanie w obliczu możliwości rządu Czerwonych od Władywostoku do Renu”. [29] Swoją obawę o wzmocnienie „ekstremistów” w bolszewickim Politbiurze i osłabienie „umiarkowanych” wyraził Kerr w notatce dla Lloyda George’a z drugiego spotkania z Liedem, już 10 VI 1920. NAS-PK, GD/40/17/807/813. [30] PA-LG, F/202/3/5 - E.F. Wise, Note on Economic Relations with Russia, 21 V 1920, s. 2. [31] „As Lloyd George put it to me at lunch on Friday: «They [the Poles - A.N.] have had one glorious year in which they have perpetuated all the wrongs of Germany, Austria, as well as the ancient Polish kingdom». I remarked, that it would probably be their last year - but it is not a pleasant prospect to have Germany neighbours to Bolshevist Russia”. CCC, HNKY, Diary, 20 VII 1918-3 XII 1922, 1/5/125 (zapiska Hankeya z 23 V 1920, relacjonująca rozmowę z Lloydem George’em z 21 maja).
5. Lloyd George i jego bezsilni ministrowie (Curzon i Churchill) [1] Podstawowe wiadomości na temat głównych etapów politycznej kariery Lloyda George’a opieram na fundamentalnej, czterotomowej monografii Johna Grigga (doprowadzonej do 1918 r.): The Young Lloyd George, London 2002 (wyd. 1 - 1973); The People’s Champion, 1902-1911, 1978; From Peace to War, 1912-1916, 1985; War Leader, 1916-1918, 2002; najbardziej drobiazgową analizę polityki Lloyda George’a w interesującym nas okresie przedstawił ostatnio Michael Graham Fry w książce And Fortune Fled. David Lloyd George, the First Democratic Statesman, 1916-1922, New York 2011 (zob. zwłaszcza s. 413-448); por. także Richard Toye, Lloyd George & Churchill. Rivals for Greatness, London 2007. [2] Zob. Frances Stevenson, Lloyd George. A Diary, ed. A.J.P. Taylor, London 1971, s. 187. 131 Zob. CCC, HNKY, Diary, 20 VII 1918-3 XII 1922, 1/5/116-122 oraz 123-124 (zapiski Hankeya z konferencji w San Remo z 1 V 1920 oraz z pobytu w Lympne z 14 V 1920).
[41 Św. Tomasz z Akwinu, O królowaniu - królowi Cypru, przekł. i komentarz Mateusz Matyszkowicz, Kraków 2006, s. 90-93. [51 „L.G.’s domination of the Cabinet is complete and wonderful. Winston, who talks a great deal, and usually in a stimulating and interesting way, is the only Minister who even tries to measure swords with him, but if it comes to a serious contest L.G. never has any difficulty downing him in argument”. Cyt. opinii Arthura Lee, od sierpnia 1919 r. ministra rolnictwa i rybołówstwa, za: Richard Toye, Lloyd George..., s. 196; zob. powyżej przypis 3 i 5 w trzecim rozdziale (Dwaj sekretarze: Kerr i Hankey) tej części książki. [61 Zob. Trevor Wilson, The Coupon and the British General Election of 1918, „The Journal of Modern History”, March 1964, Vol. 36, No. 1, s. 28-42. [71 „We are digging up the foundations of a very old world”. Cyt. za notatką z 10 IV 1919: F. Stevenson, Lloyd George..., s. 179; por. tamże s. 38 (notatka z 26 III 1915 - ze spotkania Lloyda George’a z Paderewskim w tym dniu). [81 Wszystkie te przykłady podaje Margaret Macmillan (prawnuczka Lloyda Geoge’a), znakomita badaczka polityki światowej początku XX wieku, w swej monografii Peacemakers. Six Months that Changed the World, dz. cyt., s. 49. [91 „Am I to understand that it is your proposal to depart from the principle of nationality and leave great numbers of downtrodden Poles under Prussian rule? [...1 Are you similarily prepared to make concessions in regard to German businesses in South Africa, which the Germans also complain of?” Cyt. z listu Lloyda George’a do Smutsa z 3 VI 1919 za: Selection from the Smuts Papers, vol. IV, Nov. 1918-August 1919, ed. W.K. Hancock and Jean van der Poel, Cambridge 1966, s. 218; por. tamże tekst memoriału Smutsa do Lloyda George’a w sprawie wschodniej granicy Niemiec z 22 V 1919, s. 185-186, a także odpowiedź Smutsa (z 4 VI 1919) na list Lloyda George’a, podtrzymującą radykalnie antypolskie stanowisko południowoafrykańskiego polityka, s. 219-220. [101 Norman Davies, Lloyd George i Polska 1919-1920, Gdańsk 2000, s. 12 (tu także cytat z listu Lloyda George’a do Paderewskiego) - wydanie oryginalne tego artykułu w: „Journal of Contemporary History” 1974, t. 6. [111 Związek idei liberalizmu brytyjskiego z imperializmem znakomicie przedstawił (na przykładzie stosunku do Indii, ale przykład ten jest równie instruktywny dla zrozumienia postawy liberałów brytyjskich wobec krajów Europy Wschodniej, o których losach przyszło im współdecydować po pierwszej wojnie) Uday Singh Mehta w książce Liberalism and Empire. A Study in Nineteenth Century British Liberal Thought, Chicago 1999. [121 N. Davies, Lloyd George..., s. 12-13. [131 Zob. zwłaszcza George N. Curzon, Russia in Central Asia, Franz Cass, London 1889; tenże, Persia and the Persian Question, London & New York 1892. [141 Podstawowe informacje o Curzonie zbiera znakomita najnowsza monografia Davida
Gilmoura, Curzon: Imperial Statesman, New York 1994; zob. także G.H. Bennett, British Foreign Policy During the Curzon Period, 1919-1924, New York 1995, zwłaszcza s. 62-69; interesująca jest również najnowsza, źródłowa monografia rosyjska: Jewgienij Siergiejew, Dżordż Kurzon - posliednij rycar’ Britanskoj impierji, Moskwa 2015. Kontekst porównawczy przedstawia syntetycznie Michael Hughes, British Foreign Secretaries in an Uncertain World, 1919-1939, New York 2006, zwłaszcza s. 17-32. [151 PA-LG, F/13/1 oraz F/13/2 - odręczny list Curzona do Lloyda George’a z 20 VII 1920 oraz odpowiedź premiera z 21 VII 1920 (przy okazji warto wspomnieć o osobistej niechęci Curzona do d’Abernona, narzuconego spoza kręgów Foreign Office do roli dyplomaty przez premiera por. M. Hughes, dz. cyt., s. 18-19). [161 Podstawowym opracowaniem biografii Churchilla pozostaje wielotomowa monografia Martina Gilberta. Tu warto polecić najbardziej nas interesujący tom IV: M. Gilbert, World in Torment... oraz jednotomowy skrót całości: M. Gilbert, Churchill. A Life, Pimlico, London 2000; (tłum. pol. Martin Gilbert, Churchill, przeł. Jerzy Kozłowski, Poznań 1997); por. także R. Toye, Lloyd George & Churchill..., jak również monografię Jacka Tebinki, „Wielka Brytania dotrzyma lojalnie swojego słowa”. Winston S. Churchill a Polska, Warszawa 2013 (pierwszemu okresowi kariery Churchilla - do upadku rządu Lloyda George’a w 1922 r. autor poświęca jednak tylko jedenaście stron, s. 9-19). [171 Zob. Winston Churchill, Russian Policy (memorandum War Office z 22 IX 1919), druk wewnętrzny War Office: PA-LG/F/202/1/10; por. M. Gilbert, World in Torment..., s. 344-345. [181 Zob. M. Gilbert, Churchill..., s. 181-182. [191 Druk Foreign Office, „Secret. Printed for the War Cabinet”, 3 X 1919, PA-LG/F/202/1/12. [201 Tamże, s. 1, wstęp podpisany syglem „C. of K.”, czyli Curzon of Keddleston. Nie ma pewności co do autora samego memoriału. Najbardziej prawdopodobnym kandydatem do tej roli wydaje się John Duncan Gregory (1878-1951), zawodowy dyplomata, w latach 1915-1919 na placówce w Stolicy Apostolskiej (wcześniej w Wiedniu i Bukareszcie), a następnie w centrali Foreign Office, na czele Departamentu Północnego, obejmującego Europę Wschodnią. Należał do tej grupy w Foreign Office, która nie podzielała antypolskich uprzedzeń Namiera. Poglądy Gregory’ego mogliśmy już poznać w omawianym wcześniej - w podrozdziale o Rumboldzie memoriale z 6 IV 1920 na temat polskich warunków pokoju z Rosją sowiecką. Zob. także John Duncan Gregory, On the Edge of Diplomacy: Rambles and Reflections, 1902-1928, London 1929. [211 Tamże, s. 1. [221 Tamże, s. 3. Podobne określenie pojawia się wcześniej w tajnym memoriale Foreign Office z 12 IX 1919. PA-LG/F/202/1/9: „Poland if unhampered [...1 and wholeheartedly assisted, is destined to play a role second only to Germany and France. Poland is the pivot on which our whole Eastern Policy ought to turn”. [231 „Secret. Printed for the War Cabinet”, 3 X 1919, PA-LG/F/202/1/12, s. 6.
[24] Tamże, s. 7: „The moral for us is to strengthen Poland internally with all the means at our disposal, and to bring about under our sponsorship the attraction of Lithuania to her orbit”. [25] Tamże, s. 7. [26] Tamże, s. 8: „It is then that the question on embarking on a real political stake in Poland and the Border States comes up for consideration”. [27] Tamże, s. 8-9. [28] Halford J. Mackinder, Democratic Ideals and Reality. A Study in the Politics of Reconstruction, London 1919, s. 205-210, 222-226. Zob. szerzej na temat koncepcji Mackindera: Brian Blouet, Halford Mackinder: a biography, College Station, Texas A&M University Press 1987; Pascal Venier, The geographical pivot of history and early twentieth century geopolitical culture, „The Geographical Journal”, December 2004, Vol. 170, No. 4, s. 330-336; Piotr Eberhard, Koncepcja Heartlandu Halforda Mackindera, „Przegląd Geograficzny” 2011, Vol. 83, No. 2, s. 251-266. Na temat jego misji do Denikina i Piłsudskiego zob. Private Papers of Sir H.J. Mackinder Relating to His Mission to South Russia, LondonKew, FO, 800/25. [29] Zob. M. Nowak-Kiełbikowa, dz. cyt., s. 161-162; por. N. Davies, Lloyd George i Polska 1919-1920, Gdańsk: Wyd. Uniwersytetu Gdańskiego, 2000, s. 62-63. [30] FRUS, 1919, Russia, Washington 1937, s. 126 (depesza F. Polka z Paryża do sekretarza stanu - R. Lansinga - z 29 XI 1919; stąd przytoczony cytat) oraz 128-129 (depesza J.W. Davisa z Londynu do sekretarza stanu z 3 XII 1919); por. R. Ullman, dz. cyt., vol. 2, s. 310-311. [31] Zob. na ten temat: M.G. Fry, dz. cyt., s. 414-415; Zara Stainer, The Lights that Failed. European International History 1919-1933, London 2005, s. 139-140. [32] Cyt. z listu Churchilla do Curzona z 22 V 1920 za: M. Gilbert, World in Torment..., s. 398: „It’s a gt pity that we have not been able to develop any common policy between W.O. & F.O. [...] there is no effective cooperation or mutual support”. Na temat rozprawy Lloyda George’a z antybolszewicką linią reprezentowaną przez Churchilla zob. zwłaszcza R. Ullman, dz. cyt., vol. 2, s. 294-304; M. Gilbert, World in Torment..., s. 320-364; M.G. Fry, dz. cyt., 413 418; R. Toye, dz. cyt., s. 200-213. [33] Zob. charakterystyczną wzmiankę na ten temat w: Lloyd George Family Letters 1885-1936, ed. Kenneth O. Morgan, Cardiff 1973, s. 190 (list z lutego 1919 r.). [34] Zob. M. Gilbert, World in Torment..., s. 276-277, 355-356; por. E.M. Carroll, dz. cyt., s. 21-48. [35] Zob. M. Fry, dz. cyt., s. 414-416. [36] Zob. FRUS, 1919, Russia, s. 129 (depesza J.W. Davisa z Londynu do sekretarza stanu z 3 XII 1919). Na temat Sawnikowa i projektu jego współpracy z Piłsudskim, jak również o jego kontaktach z Churchillem zob. A. Nowak, Polska i trzy Rosje..., s. 458-501; Richard B. Spence,
Boris Savinkov: Renegade on the Left, Boulder 1991, s. 255-273. [371 Zob. R. Ullman, dz. cyt., vol. 3, s. 456-462; M. Fry, dz. cyt., s. 414; G.H. Bennett, dz. cyt., s. 62-64; Inbal Rose, Conservatism and Foreign Policy during the Lloyd George Coalition 1918-1922, London 1999, s. 259-262. [381 Cyt. za: R.K. Debo, dz. cyt., s. 194. [391 Zob. M. Fry, dz. cyt., s. 417-418; por. szerzej: A. Nowak, Polska i trzy Rosje..., s. 437 444; Małgorzata Gmurczyk-Wrońska, Stanisław Patek w dyplomacji i polityce (1914-1939), Warszawa 2013, s. 92-99. [401 Sir Henry Wilson, Diary, w: The Churchill Documents, vol. 9: Disruption and Chaos, July 1919-March 1921, ed. Martin Gilbert, Hillsdale 1977, s. 1006: „There is not the least doubt that if Lenin does attack Poland she won’t get any assistance from us”; tam także fragment dziennika Wilsona na temat opinii Lloyda George’a o całkowitym braku zagrożenia dla „krajów pogranicznych” ze strony Rosji sowieckiej. Dodajmy, iż Wilson wyraził wtedy wątpliwość, dlaczego Lenin miałby nie zaatakować „państw pogranicznych”, skoro ma nawet prawo upomnieć się o nie jako o chwilowo tylko oderwane części Rosji. Uznający najwidoczniej rolę Lenina jako uprawnionego „zbieracza” ziem Imperium Rosyjskiego szef sztabu imperialnego Wielkiej Brytanii nie uzyskał jednak, jak sam pisze, żadnej odpowiedzi od swego premiera. [411 Zob. szerzej na temat politycznego przygotowania przemówienia 10 lutego i głównych jego wątków: M. Gilbert, World in Torment..., s. 379-381; M. Fry, dz. cyt., s. 418-423. [421 „Surely we are to refuse to allow the Poles to obtain these arms. Why should we be the one Power standing between them and their means of self-defence?” List Churchilla do Curzona z 9 II 1920, w: The Churchill Documents..., vol. 9, s. 1035; por. list Kerra do Churchilla z 7 II 1920 w sprawie zakazu sprzedaży broni dla Polski, PA-LG/F/9/2/7, s. 265. Obszerniej o sprawie zakazu sprzedaży Polsce broni z niemieckiego demobilu pisze R. Ullman, dz. cyt., vol. 3, s. 52 54. [431 „to make peace with Soviet Russia on the best terms available to appease the general situation, while safeguarding us from being poisoned by them. I do not of course believe that any real harmony is possible between Bolshevism and present civilization”. Odręczny list Churchilla do Lloyda George’a z 24 III 1920, PA-LG/F/9/2/20, s. 297-299; toż w kopii: CCC, CHAR, Cabinet papers and correspondence, 28 I 1920-24 V 1920, 22/2/60-63; zob. także Tom Jones (zastępca M. Hankeya w roli sekretarza gabinetu), Diary (zapiska z II 1920), w: The Churchill Documents..., vol. 9, s. 1035. [441 Zob. R. Ullman, dz. cyt., vol. 3, s. 463-466; zob. także M. Fry, dz. cyt., s. 659-660. [451 M. Fry, dz. cyt., s. 658.
6. „Głos ludu” i jego reprezentanci [11 Zob. wciąż podstawowe na ten temat opracowanie: E.M. Carroll, dz. cyt., s. 21-78; por.
M. Gilbert, World in Torment..., s. 423-424; Patrick White, Iron Curtain. From Stage to Cold War, Oxford 2007, s. 137-139. [21 Zob. P. White, dz. cyt., s. 209, tenże autor opisuje najobszerniej ową „pielgrzymkę” brytyjskich związkowców, labourzystów i Bertranda Russella do Rosji, s. 131-161 oraz 191 218. [31 Zob. relacje (częściowy stenogram) z obrad Izby Gmin 3 V 1920, w: „The Times”, 4 V 1920, s. 9; z 6 V - w numerze z 7 V, s. 7; z 10 V - w numerze z 11 V, s. 9. [41 List Churchilla do Lloyda George’a z 14 V 1920, w: The Churchill Documents..., vol. 9, s. 1097. [51 Treść manifestu posłów Labour i związkowców w: „The Times” z 19 V 1920, s. 15; oświadczenie związku kolejarzy w sprawie bojkotu dostaw do Polski - „The Times” z 22 V, s. 14; omówienie wiecu „Fight the Famine” z 18 V z udziałem J. Clynesa i H. Asquitha, tamże, nr z 19 V, s. 18. [61 Zob. stenogram z obrad Izby Gmin 20 V 1920, „The Times”, 21 V 1920, s. 9-12. [71 Zob. list Churchilla z 19 V 1920 w sprawie przygotowywanego wystąpienia Bonara Lawa w Izbie Gmin na temat wojny sowiecko-polskiej, w: The Churchill Documents..., vol. 9, s. 1099-1101; głosy Bonara Lawa oraz W. Guinnessa i H. Mackindera w debacie 20 V, „The Times”, 21 V, s. 11-12. Informacja o wiecu 21 V 1920 w Derby i decyzji związku kolejarzy o bojkocie towarów do Polski: tamże, nr z 22 V, s. 15. [81 Stenogram z posiedzenia Izby Gmin z 7 VI 1920, głos posła J.H. Thomasa, „The Times”, 8 VI 1920, s. 8-9. [91 Tamże, głos Lloyda George’a na posiedzeniu Izby Gmin 7 VI 1920. [101 Zob. relacje z postępów ofensywy Armii Czerwonej na Zakaukaziu w „The Times” z 10 VI 1920, s. 17; omówienie apelu Lenina do robotników brytyjskich, jaki przywieźli Tom Shaw i Ben Turner, w numerze z 11 VI 1920, s. 17; omówienie konferencji Labour w Scarborough, numer z 24 VI 1920, s. 16. [111 Wzmianka o zbliżającej się wizycie Paderewskiego w Anglii, „The Times” z 18 VI 1920. [121 Stenogram z posiedzenia Izby Gmin z 6 i 7 VII 1920, „The Times”, 7 VII 1920, s. 9 10 i 8 VII, s. 8-10. [131 Nie będę tutaj omawiał szerzej tego zjawiska, analizowanego już przez innych autorów. Zob. m.in. L.J. Macfarlane, Hands off Russia: British Labour and the Russo-Polish War, 1920, „Past and Present”, Dec. 1967, nr 38, s. 126-152. [141 Omówienie i częściowy stenogram debaty w Izbie Gmin 21 VII 1920 (w tym wszystkie cytowane glosy), „The Times”, 22 VII 1920, s. 16-18. [151 Omówienie i częściowy stenogram debaty w Izbie Gmin 27 VII 1920, „The Times”, 28 VII
1920, s. 9-10. [16] Omówienie listu Edwarda Greya do Roberta Cecila za: „The Times”, 28 VII 1920, s. 15. [17] Omówienie i częściowy stenogram debaty w Izbie Gmin 5 VIII 1920, „The Times”, 6 VIII 1920, s. 12-13. [18] Zob. Stephen White, Labour’s Council of Action 1920, „Journal of Contemporary History”, October 1974, vol. IX, s. 99-122 (tu, na s. 102, przytoczony cytat z narady Labour Party z 9 VIII 1920); por. także N. Davies, White Eagle, Red Star..., s. 177-181. Omówienie rezolucji Niezależnych Liberałów (Asquitha) z 9 VIII 1920 oraz składu Council of Action za: „The Times” z 10 VIII 1920, s. 10. [19] Omówienie i częściowy stenogram debaty w Izbie Gmin 3 VIII 1920, „The Times”, 4 VIII 1920, s. 12. [20] Zob. Harold Williams, Lenin’s World Plot, „The Times”, 10 VIII 1920, s. 9. [21] Zob. R. Toye, dz. cyt., s. 211-221; M. Fry, dz. cyt., s. 658-661; M. Hughes, dz. cyt., s. 30 32.
7. Burza mózgu i jej „zaspokajanie” (czerwiec-sierpień 1920) [1] Szerzej na temat Krasina: Timothy E. O’Connor, The Engineer of Revolution: L.B. Krasin and the Bolsheviks, 1870-1926, Boulder 1992. [2] Zob. szerzej na ten temat: A. Nowak, Polska i trzy Rosje..., s. 502-527 (tu dokładne omówienie planów militarnej ofensywy sowieckiej, przygotowanych przez Borysa Szaposznikowa, zatwierdzonych przez Trockiego w styczniu 1920 r. i wdrażanych w kolejnych miesiącach, z datą rozpoczęcia działań przez Białoruś ku Warszawie w maju). [3] NAS-PK, GD/40/17/807/1, notatka Kerra dla Lloyda George’a z 3 V 1920 ze spotkania z Liedem; NAS-PK, GD/40/17/807/2, notatka Kerra dla Lloyda George’a na temat Jonasa Lieda. [4] „The Russians are quite confident of their ability to beat the Poles”. PA-LG, F/202/3/5 E.F. Wise, Note on Economic Relations with Russia, 21 V 1920; por. cytowana wyżej zapiska Hankeya z 23 V 1920, relacjonująca rozmowę z Lloydem George’em z 21 maja: CCC, HNKY, Diary, 20 VII 1918-3 XII 1922, 1/5/125. [5] CCC, HNKY, Diary, 20 VII 1918-3 XII 1922, 1/5/127 - zapiska z 31 V 1920. [6] „It will be very difficult for the Ukrainians to establish order in their own country. But on the assumption that Petliura’s government manages to set up and maintain a separate Government of a civilised type capable of liberating the corn supplies of the Ukraine, and that that territory is sheltered and assisted in the task by a strong Poland, it ought not to be impossible to arrive at satisfactory conditions of a general peace in the East in the course of the present Summer”. Churchill do generałów Percy’ego Radcliffe’a i Williama Thwaitesa, 19 V 1920, The Churchill
Documents..., vol. 9, s. 1101; por. memoriał Churchilla dla Gabinetu z 11 V 1920, tamże, s. 1089. [71 „This [...1 would mean the first nail in the coffin of European Bolshevism”. Mr [Odo William1 Russell (from Berne) to Foreign Office, 27 V 1920 - NA, War Office [WO1, 157/775: South Russian Intelligence, May 1920, nr 39. [81 „things are fearfully complicated by this absurd Polish offensive and by the fact that the centre of gravitation in Moscow still seems to lie with the extreme Communists who are against any compromise in their system”. NAS-PK, GD/40/17/1395, s. 1-2, list Kerra do A. Geddesa z 11 VI 1920. [91 NAS-PK, GD/40/17/813, notatka Kerra dla Lloyda George’a ze spotkania z Jonasem Liedem 10 VI 1920. [101 „The Prime Minister said he was not concerned with anything that the Russians did in their own country to their own people. He was solely concerned to get trade re-established between Russia and the rest of Europe”. PA-LG, F/202/3/19, Interview between M. Krassin and the Prime Minister, held at 10, Downing Streeet, 16 VI 1920. [111 Zob. szerzej na ten temat: M. Fry, dz. cyt., s. 429-432; por. E.M. Carroll, dz. cyt., s. 90 93 (tu informacje na temat stanowiska prasy francuskiej wobec czerwcowych negocjacji z Krasinem). [121 NA, CAB 23/21, 8 IV-30 VI 1920, Draft conclusions of a Conference of Ministers, 7 VI 1920. 11 czerwca, wobec rozpoczęcia przez Wrangla ofensywy na północ od Krymu, ministrowie podczas narady przy Downing Street 10 przyjęli konkluzję, iż rząd brytyjski czuje się zwolniony z wszelkiej odpowiedzialności za los armii Wrangla i decyduje się wycofać swoją misję wojskową przy generale. Zob. tamże, Conclusions of a Conversation held at 10, Downing Street, 11 VI 1920. [131 „If Great Britain is to cease supporting the enemies of Russia, e.g. Wrangel and Poland, the Soviet Government is to abstain from their military operations or propaganda in Afghanistan, India, Egypt, Persia and Arabia, and to withdraw all support from Turkey”. PA-LG, F/202/3/16 Points upon which agreement has not yet been reached betweeen M. Krassin and the British Government”, 29 VI 1920. [141 Zob. War and Diplomacy. The Making of a Grand Alliance, ed. Oleg A. Rzheshevsky, Amsterdam 1996, s. 1-63 (tu dokumentacja rozmów Stalina i Mołotowa z Edenem z grudnia 1941). [151 PA-LG, F/202/3/24 - streszczenie rozmowy Krasina z Lloydem George’em z 1 VII 1920. [161 NAS-PK, GD 40/17/915, list Kerra do Rumbolda z 10 VI 1920. [171 NAS-PK, GD 40/17/915/2, list Rumbolda do Kerra z 18 VI 1920, a także GD 40/17/915/3, list Kerra do Rumbolda z 4 VII 1920 ze Spa.
[181 „It all looks as if we deliberately wished to weaken the Poles and to encourage the Bolsheviks”. OU-BL, RP, dep. 27: Correspondence, June-October 1920, k. 58 - list Rumbolda do R. Leepera z 9 VII 1920; por. tamże, k. 51-53, list Rumbolda do macochy z 27 VI 1920. [191 „What will happen if they [the Bolsheviks1 get to Warsaw nobody quite knows. [...1 In any case, however, I think there is little doubt that we are drifting towards a settlement in Eastern Europe. There might be another final month or two of convulsion, but sheer exhaustion, both mental and physical, is bound to bring a general a p p e a s e m e n t [podkr. A.N.1 in Eastern Europe, and as Eastern Europe settles down I think the West will settle down too”. NAS-PK, GD 40/17/1397, list Kerra ze Spa do ambasadora A. Geddesa w Waszyngtonie, 5 VII 1920. [201 „From my point of view I don’t mind either the Boches or the Bolsheviks over-running Poland AS I WANT Russia & Germany to be touching & thus to ensure constant friction & enmity. I never believed in Poland being able to stand between these great countries” - zapiska z dziennika H. Wilsona z 3 VII 1920, cyt. za: R. Ullman, dz. cyt., vol. 3, s. 141. [211 „A wind of madness is blowing over Europe. The Bolsheviks know how to turn it to account”. Borys Sawinkow do Churchilla, 8 VII 1920, cyt. za: The Churchill Documents..., vol. 9, s. 1139. [221 „The bolsheviks have shown their cards: they will only make peace with a bolsheviste Poland, under soviet regime...” [pisownia oryginalna1 - Polish Military Mission to the Supreme Allied Command, Spa, 7 VII 1920, IJP, akta Adiutantury Generalnej Naczelnego Wodza [dalej jako: AGNW1, Papiery gen. Tadeusza Rozwadowskiego, II, 2, s. 5. Pozostałe cytaty pochodzą z raportu gen. Rozwadowskiego do Naczelnego Dowództwa ze Spa z 7 VII 1920 - IJP, AGNW, 10/3, s. 1-3 (maszynopis), oryginalna wersja rękopiśmienna: IJP, AGND, Papiery gen. Tadeusza Rozwadowskiego, II. [231 „It means peace with Russia - a very great factor in the peace of all the world”. CCC, HNKY, 3/28 - korespondencja M. Hankeya do żony, list z 8 VII 1920 ze Spa, s. 28. Zob. także notę Cziczerina do Curzona z 7 VII 1920 w sprawie zgody na dalsze negocjacje sowieckobrytyjskie: Dokumienty wnieszniej politiki SSSR, t. 3 (1 VII 1920-18 III 1921), red. G.A. Biełow, J.S. Garmasz i in., Moskwa 1959, s. 16-17. [241 Zob. NAS-PK, GD 40/17/1207, list Kerra ze Spa do Bonara Lawa z 9 VII 1920. [251 Zob. M. Gmurczyk-Wrońska, dz. cyt., s. 169-180; zob. także M. Nowak-Kiełbikowa, dz. cyt., s. 212-217; M. Fry, dz. cyt., s. 431-438. [261 DBFP, vol. VIII, s. 502-506 (Notes of a Meeting held at the Villa Neubois, Spa, on July 9), s. 513-516 (British Secretary’s Notes on a Conversation held at the Villa Fraineuse, Spa, on July 10, at 10.30 a.m.), s. 524-530 (British Secretary’s Notes on a Conversation held at the Villa Fraineuse, Spa, on July 10, at 3 p.m.) por. wersje francuskie dwóch spotkań z 10 lipca: DDF, Annexes, 1920-1921, s. 379-383 i 390-394. [271 „these attacks upon Bolshevik Russia were simple strengthening not merely the Communist Government but the Communist elements in the Government”. DBFP, vol. VIII, s. 491 (Notes of
a conversation with Marshal Foch at Villa Neubois, July 8th). [28] Zob. PA - LG/F/100, notatki i materiały Lloyda George’a z konferencji w Spa. [29] NAS-PK, GD 40/17/1207, list Kerra ze Spa do Bonara Lawa z 9 VII 1920, s. 3. [30] Treść noty Curzona została podana do publicznej wiadomości 15 lipca: Polish Armistice Proposal, „Times”, 15 VII 1920, s. 9; rosyjskie tłumaczenie noty Curzona z 11 lipca 1920 w: Dokumienty wnieszniej politiki..., t. 3, s. 54-55. [31] CCC, HNKY, 3/28, korespondencja M. Hankeya do żony, list z 9 VII 1920 ze Spa, s. 29 („The P.M. after a magnificent series of successes at the Conference has gone to bed with a bad tummy ache. I hope it isn’t Appendicitis!”), oraz list z 11 VII ze Spa, s. 31 (stąd ostatni cytat). [32] NAS-PK, GD 40/17/1208, list Kerra ze Spa do Bonara Lawa z 11 VII 1920, s. 2. [33] „I told him that there was no question of the Allies recognizing the independence of the Ukraine. The Ukrainian question was for the present an internal Russian question to be settled between the Ukrainian people and Moscow”. NAS-PK, GD 40/17/816, notatka Kerra (dla Lloyda George’a) ze spotkania z A. Margolinem, 12 VII 1920; na temat samego Margolina i jego dyplomatycznych zabiegów o Ukrainę zob. Jan Jacek Bruski, Petlurowcy. Centrum Państwowe Ukraińskiej Republiki Ludowej na wychodźstwie (1919-1924), Kraków 2000, s. 154-158, 390 392, 409-413. [34] OU-BL, RP, dep. 27: Correspondence, June-Oct. 1920, k. 74-76 (list Rumbolda do Kerra z 15 VII 1920) i 79-81 (list Rumbolda do macochy z 17 VII 1920). [35] Zob. OU-BL, RP, dep. 27: Correspondence, June-Oct. 1920, k. 56 (list Rumbolda do R. Leepera z 9 VII); The Churchill Documents..., vol. 9, s. 1145-1146 (list Churchilla do gen. Charlesa Haringtona z 20 VII). [36] „Poland is a hopeless country. [...] Instead of leaving the Bolshevists to deal with her as she deserved, we have asked the Soviet to agree to an armistice on condition that the Poles retire to the ethnographic frontier. To gild the pill for the Poles we have promised to help them if the Bolshevists decline to stop - as in my opinion they will, though the P.M. & Kerr think they will accept. If I am right however & the Bolshevists come in, I don’t think we can save Poland any more than Denikin and Kolchak. We cannot send troops - they would not go. To send arms is merely for the Bolshevists to recapture them. Result - after a momentary enthusiasm the Poles will cry «nous sommes trahis» and go Bolshevists. I think it would have been better to leave the Poles to suffer from their folly rather than to make an effort to save them that can only prove ineffectual”. CCC, HNKY, 3/28, korespondencja Hankeya z żoną, k. 42-43, list ze Spa z 16 VII 1920, tamże, s. 34, list ze Spa z 13 VII 1920. [37] „He [Lloyd George] knows that I have both dislike and contempt for the Poles, and that I don’t believe, in the long run, anything can be done to save them, and finally that I am doubtful if they are worth saving. He knows that in my view it is inevitable sooner or later that Russia gets
a coterminous frontier with Germany, and that in my view we ought to orientate our policy so as to make Germany and not Poland the barrier between eastern and western civilization. Finally he knows that I want a holiday with my family after all these years of work. Yet he insists on my going off on this ridiculous and vague mission”. CCC, HNKY, 1/5, Diary, s. 131 - zapiska z 20 VII 1920, relacjonująca wydarzenia z 17 lipca. i381 Nota prawitielstwa RSFSR prawitielstwu Wielikobritanii, 17 VII 1920, w: Dokumienty wnieszniej politiki..., t. 3, s. 53. i391 Zob. NA, CAB 23/22 (7 VII-28 X 20) - Conclusion of a Meeting of the Cabinet, 20 VII 1920. Zob. także notę Cziczerina do Curzona z 23 VII 1920, w: Dokumienty wnieszniej politiki..., t. 3, s. 61-62; odpowiedź brytyjska z 26 VII 1920, w: DBFP, vol. VIII, s. 662. i401 F. Russell Bryant, Lord D’Abernon, the Anglo-French Mission, and the Battle of Warsaw, 1920, „Jahrbiicher fur Geschichte Osteuropas” 1990, Bd. 38, H. 4, s. 526-547; por. N. Davies, Sir Maurice Hankey and the Inter-Allied Mission to Poland..., s. 553-561. T411 Zob. PA-LG, F/57/6/7, list Hankeya do Lloyda George’a (wysłany z pociągu jadącego przez Niemcy do Pragi) 23 VII 1920; także F/57/6/5 i F/57/6/6, listy Hankeya do Lloyda George’a z Paryża z 21 i 22 VII 1920 (o rozmowach z Paderewskim); zob. również równolegle zapiski w dzienniku: HNKY, Diary loose pages, 1/6/133-140 (zapiski z 21-23 VII 1920). T421 „Throughout this trip I have been trying gradually to force the idea on my colleagues particularly Lord d’Abernon & M. Jusserand & General Weygand, that the main object of our mission is an armistice and a general peace, and that the military support to Poland, though important, is only an alternative and a bad one, if we cannot get an armistice”. HNKY, Diary loose pages, 1/6/133-142 (zapiska z 24 VII 1920). i431 „the Polish resistance had collapsed beyond possibility of repair [...] it was waste of time and energy on our part to try and repair it. Nay more! The allies, in making that attempt, must inevitably fail and would by their failure merely loose prestige and power to influence the situation”. Tamże. Por. niemal identyczna relacja ze spotkania z prezydentem Masarykiem w liście Hankeya do Lloyda George’a z Pragi z 24 VII 1920, PA-LG, F/57/6/8. i441 Zob. HNKY, Diary loose pages, 1/6/133-144-145 (zapiska z 24 VII 1920) oraz list Hankeya do Lloyda George’a z Pragi z 24 VII 1920, PA-LG, F/57/6/8, s. 3-5. i451 „It is not a head that you would like at all”. List Hankeya do Lloyda George’a z Warszawy z 26 VII 1920, PA-LG, F/57/6/9, s. 4. Interesujące porównanie z owym opisem daje wysłany tego samego dnia do Lloyda George’a list lorda d’Abernona, który także referował „drogiemu George’owi” wrażenia ze spotkania z Piłsudskim. Szef misji międzyalianckiej przedstawił stylizującego się na Napoleona polskiego Naczelnika Państwa jako niemal sobowtóra arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, zastrzelonego w 1914 r. w Sarajewie. Nienasycona ambicja, tyle że brak wielkich zdolności. „Podobnie jak większość Polaków nienawidzi Rosji nawet bardziej, niż kocha Polskę” (Like most of Poles he hates Russia even more than he loves Poland). List d’Abernona do Lloyda George’a z 26 VII 1920 z Warszawy, PA-LG, F/57/6/10.
Î461 „British officers all over the world had been commanding troops who knew no English at all”. List Hankeya do Lloyda George’a z Warszawy z 26 VII 1920, PA-LG, L/57/6/9, s. 5. Î471 List Hankeya do Lloyda George’a z Warszawy z 26 VII 1920, PA-LG, L/57/6/9, s. 6; por. NA, CAB 21/180 (Mission to Poland), Report on the Franco-British Mission to Poland. JulyAugust, 1920, by Sir Percy Radcliffe, s. 5 (zapiska z 26 VII 1920). Î481 „All the Members of the British Mission felt at once that it had brought about a detente [podkr. w oryginale] in the whole situation”. List Hankeya do Lloyda George’a z Warszawy z 28 VII 1920, PA-LG, L/57/6/11, s. 1. T491 Tamże, s. 9-11. i501 HNKY 3/28, 1920 z Warszawy.
korespondencja
Hankeya
z
żoną,
Adeliną,
s.
57-59,
list
z
27
VII
i511 Zob. NA, CAB 21/180, Mission to Poland - Personal Report by Sir M. Hankey on His Visit to Warsaw [July-August 1920]. Na temat antypolskiego nastawienia Hankeya w lipcu 1920 r. zob. także R.K. Debo, dz. cyt., s. 225-226. T521 OU-BL, RP, dep. 27: Correspondence, June-Oct. 1920, k. 103-205 (list R. Leepera do Rumbolda z 31 VII 1920). f531 Sir Henry Wilson, Diary, 4 VIII 1920, w: The Churchill Documents..., vol. 9, s. 11581159. T541 „Nothing can now save Poland. Possibly in two stages, under some camouflage or other, the Russian part of her will be re-absorbed in the Russian system. I apprehend that the same fate will speedily overtake Lithuania, Latvia and Esthonia. [...] I am sure the British nation is not going to fight for Poland whatever happened to her. The little paltry help that we could ever give anyhow would not offset the fate of Poland, although it would cause very great difficulties here at home. [...] We should only split our own nation without effectively aiding Poland”. W. Churchill, „Draft Cabinet memorandum” [przygotowany w końcu lipca 1920, wycofany 29 VIII 1920, w związku ze zmianą sytuacji w Polsce - A.N.], CCC, CHAR, 22/3: Official Cabinet papers, correspondence and notes, 8 VI-7 XII 1920, s. 17-26; toż w: The Churchill Documents..., vol. 9, s. 1190-1194. T551 Omówienie tych depesz i braku reakcji ze strony Lloyda George’a można znaleźć m.in. u M. Lrya, dz. cyt., s. 436-437. T561 Zob. PA-LG, L/57/6/15, Following from Prime Minister for Lord d’Abernon, 4 VIII 1920. [571 Zob. M. Lry, dz. cyt., s. 437-438. T581 „I was horrified at the way L.G. spoke of & referred to the Lrench in front of these cut throats. And also in [sic!] the almost servile way in which he looked after Russian interests & was hostile to the Poles... The whole tone of L.G. shocked me very much. He was with f r i e n d s [podkr. w oryginale] in Kamenev & Krassin [...] It was quite clear to me that all three knew, & that L.G. approved of the occupation of Warsaw by the Bolsheviks”. Cyt. z dziennika
feldmarszałka Henry’ego Wilsona z 6 VIII 1920 za: R. Ullman, dz. cyt., vol. 3, s. 276. i591 PA-LG, F/57/6/19, Following for Sir Horace Rumbold from Prime Minister, 7 VIII 1920; por. Draft Notes of a Conference held at 10. Downing Street, on Friday, August 6, 1920, DBFP, vol. VIII, s. 681-708. i601 „In reality the whole thing is very tragic... We are wondering what our Government are going to do... They have been flouted by the Bolsheviks and have eaten more dirt than is good for anybody... They ought to declare war on Russia... But will they?”. OU-BL, RP, dep. 27: Correspondence, June-Oct. 1920, k. 115 (list Rumbolda do córki z 5 VIII 1920). i611 PA-LG, F/202/2/3, Following for Sir Horace Rumbold from Lord Curzon (faktyczna redakcja Kerra), 9 VIII 1920. i621 „Run as it is now - over the head of the Foreign Office - the diplomatic service is no place for a man trained in proper tradition - in fact I doubt whether the Government service is a proper place for gentlemen”. OU-BL, RP, dep. 27: Correspondence, June-Oct. 1920, k. 122-123 (list Rumbolda do macochy z 18 VIII 1920). T631 NA, CAB 23/22 (7 VII-28 X 1920), nr 46 (20) z 9 VIII 1920 - Appendix II: Resolutions adopted by the British and French Delegation at the meeting at Lympne, 9 VIII 1920 oraz Annex: The Blockade and the Naval Measures... i641 Zob. Nota Priedsiedatielja Delegacji Sowietskogo Prawitielstwa w Londonie PremjerMinistru Wielikobritanji Łłojd-Dżordżu, 9 VIII 1920, w: Dokumienty wnieszniej politiki..., t. 3, s. 100-101; por. NA, CAB 23/22 (7 VII-28 X 1920) - Minutes of a Conference of Ministers held at the House of Commons, 10 August, 1920. i651 „That both the [Polish] Government and the Army should have fought an undismayed in these circumstances is surely a creditable performance”. NA, CAB 21/180 (Mission to Poland), Report on the Franco-British Mission to Poland. July-August, 1920, by Sir Percy Radcliffe, s. 5 (zapiska z 26 VII 1920), s. 19. T661 „the Government should wait until the situation in Poland had further developed, when the bona tides or otherwise of the Bolshevik Government would be fully established”. NA, CAB 23/22 (7 VII-28 X 1920), CAB 49 (20), Conclusions of a Meeting of the Cabinet, August 17, 1920. T671 „Our attitude appears to me to be just, logical, correct, representation of the entire public opinion of the country, and admirably voiced in the press. It would be very unjust to Poland to allow her to nourish any illusions, or to have left her in doubt as to our real attitude”. PA-LG, F/24/3/6, list Hankeya z 15 VIII 1920 do Lloyda George’a. T 681 Tamże. T691 „with an emotional people like the Poles all things are possible”. OU-BL, RP, dep. 27: Correspondence, June-Oct. 1920, k. 124 (list Hankeya do Rumbolda z 20 VIII 1920).
i701 NA, CAB 21/180 (Mission to Poland), list Hankeya do d’Abernona z 25 VIII 1920 oraz dołączona do niego odręczna nota z gratulacjami od Lloyda George’a. i711 NA, CAB 21/180 (Mission to Poland), list d’Abernona do Hankeya z 20 VIII 1920. W swoim raporcie dla Curzona z 28 VIII 1920 d’Abernon stawiał pod tym względem kropkę nad i: „The Polish plan was devised to give the possibility of an overwhelming Soviet defeat and of utilising to the full the qualities of the Polish troops which are thought to be superior for attack as compared with their qualities for defense. The result has been a most brilliant and overwhelming success, for w h i c h g r e a t c r e d i t i s d u e t o t h e P o l i s h c o m m a n d e r s w h o d e v i s e d t h e p l a n [podkr. A.N.], and to General Wygand who improved it’VNA, CAB 21 (180) (Mission to Poland), Lord d/Abernonto Earl Curzon, 28 VIII 1920. i721 „Put by. Happily superseded by events. Poland has saved herself by her exertions & will I trust save Europe by her example”. W. Churchill, Draft Cabinet memorandum [przygotowany w końcu lipca 1920, wycofany 29 VIII 1920, w związku ze zmianą sytuacji w Polsce], CCC, CHAR, 22/3: Official Cabinet papers, correspondence and notes, 8 VI-7 XII 1920, s. 17; toż w: The Churchill Documents..., vol. 9, s. 1190. f 731 „Nobody ever thought that the Russian terms to Poland, even in the form they were presented to us, were fair and reasonable”. PA-LG, F/9/2/41, list Churchilla do Lloyda George’a z 26 VIII 1920, s. 350-351. [741 Tamże, s. 353-354. [751 „Signor GIOLITTI said that this was just the right moment for the Poles to insist on independence, namely when they were in the hour of victory. Mr. a GEORGE said they might not. If the Poles would not make peace the proper course would be not to interfere in the struggle. Signor GIOLITTI said it would be a good thing to let the Poles know that now their amourpropre was satisfied they ought to stop fighting”. Notes of a Conversation held at [...] Lucerne, on Sunday, August 22, 1920, DBFP, vol. VIII, s. 765. Przytoczony w głównym tekście cytat 0 potrzebie „usunięcia Polski z drogi” także pochodzi z tej rozmowy, s. 764. T761 Sprawę odszyfrowanych depeszy i finansowania „Daily Herald” przez Moskwę sprzedaży carskich brylantów - omawia najobszerniej R. Ullman, dz. cyt., vol. 3, s. 265-314.
-
ze
T771 „[France and Poland] will say «We told you so, now you must go to war with Russia»”. PALG, F/24/3/8, list Hankeya do Lloyda George’a z 2 IX 1920. T781 Zob. szerzej na ten temat: M. Fry, dz. cyt., s. 441-445. T791 Zob. na ten temat - z perspektywy współczesnej historiografii rosyjskiej: W.A. Szyszkin, Stanowlienije wnieszniej polityki poslieriewolucjonnoj Rossiji (1917-1930 gody) 1 kapitalisticzeskij mir, St. Petersburg 2002, s. 101-113.
8. Koda HI Zob. np. L.B. Namier, Conflicts. Studies in Contemporary History, London 1942, s. 19-121;
tegoż, Facing East, London 1947, s. 52-65, 83-128. 121 „I am very much afraid that the European situation is now unmanageable in the sense which we have regarded it during the past year. Eastern Europe is already out of control for it is quite clear that both the Poles and the Russians will follow their own lines and will not accept the direction of the Allies. [...] On the other hand the burden on Great Britain is now so great, in Ireland, in Egypt, in Mesopotamia, in India, and in the Labour world at home, that no government can give the time necessary to the management of European affairs. [...] When you return you should make it clear to Lrance and to Italy that Great Britain is not going to take on the role of Atlas”. NAS-PK, GD40/17/1280, P. Kerr do Lloyda George’a, 2 IX 1920. i31 Zob. Lothian [Philip Kerr], Pacifism Is Not Enough, Nor Patriotism Either, London 1935. [41 Zob. na ten temat: J.R.M. Butler, Lord Lothian..., s. 212-237. T51 „If the first issue of the peace settlement, which had to be decided at once becausethe Russians were already in Poland, was to be settled unilaterally and by force, what hope was there of a reasonable settlement of the remaining thirty and more questions that had to be settled at the peace? And what hope was there that Britain, the U.S.A. and Russia could hold together after the war?” Cyt. z dziennika Hankeya z 2 VI 1944 za: S. Roskill, Hankey. Man of Secrets, vol. Ill (1931-1963), London 1973, s. 593. T61 Podsumowaniem stanu badań w tym zakresie jest najnowsza monografia Jacka Tebinki, „Wielka Brytania dotrzyma lojalnie swojego słowa”. Winston S. Churchill a Polska, dz. cyt. T71 Zob. min. OU-BL, RP, dep. 27: Correspondence, June-October 1920, k. 170-172, list Rumbolda do podsekretarza stanu PO, Charlesa Hardinge’a z 10 IX 1920, a także178-180, list Rumbolda do Johna Duncana Gregory’ego z centrali PO z 17 IX 1920. [81 „The Poles have, of course, done a good many foolish things and they have shown a perverse genius in advertising these follies and in concealing from the public eye the considerable amount of real work which has been done in this country in the face of enormous difficulties. The remembrance of glorious past was probably the main factor in keeping the national consciousness alive: it has served a great purpose and it cannot fairly be condemned even though it leads people to accuse the Poles of «panache»”. NAS-PK, GD 40/17/210, list R.H. Hoare’a do Kerra z 17 III 1921. [91 Zob. np. Peter Neville, The Foreign Office and Britain’s Ambassadors to Berlin, w: The Foreign Office and British Diplomacy in the Twentieth Century, ed. Gaynor Johnson, New York 2005, s. 110-114. [101 Opis przyjęcia u Majskiego w: Harold Nicolson: Diaries & Letters, 1930-1939, ed. Nigel Nicolson, London 1966, s. 393-395. Uli Zob. szerzej na ten temat: Paul Addison, Lloyd George and Compromise Peace in the Second World War, w: Lloyd George: Twelve Essays, ed. A.J.P. Taylor, London 1971, s. 361384; Anthony Lentin, Lloyd George and the Lost Peace. From Versailles to Hitler, 1919-1940 ,
New York 2001, s. 159-161. i 121 Zob. P. Addison, dz. cyt., s. 382-383. i 131 K.N. Kołmagorow, D. Łłojd Dżordż i polskij wopros wo wriemia Pierwoj mirowoj wojny i Pariżskoj mirnoj konfieriencji, w: Bałtijskij region w istorii Rossiji i Jewropy, red. A.P. Klemieszczew i in., Kaliningrad 2005, s. 86. i 141 Na ten aspekt polityki zachodnich mocarstw, zwłaszcza Wielkiej Brytanii, wobec interesującego nas regionu zwracają uwagę przede wszystkim Anna Cienciała i Tytus Komarnicki w książce From Versailles to Locarno... (zwłaszcza w podsumowaniu, s. 277-279). il51 Zob. M. Fry, dz. cyt., s. 445 i 660-661; podobnie R. Ullman, dz. cyt., vol. 3, s. 466-467. i 161 R. Toye, dz. cyt., s. 210-211. i 171 Zob. np. George F. Kennan, Russia and the West Under Lenin and Stalin, Boston 1960, s. 156-161; Henry Kissinger, Diplomacy, New York 1993, s. 241-245; M. Fry, dz. cyt., s. 659. i 181 „Winston knew when he was being unscrupulous, whereas Lloyd George did not”. Violet Bonham Carter, Winston Churchill as I Knew Him, London 1966, s. 163.
CZĘŚĆ IV. POLSKIE ANEKSY I PYTANIA 1. Lewa wolna - albo o appeasemencie Piłsudskiego III List gen. Antona Denikina do Józefa Piłsudskiego z 29 XI1919 (odpis tłumaczenia na polski), IJP, AGND, T. 31, t. 2, nr 5487 (odpis ten opublikowany został w tomie: Sąsiedzi wobec wojny 1920 roku. Mfybór dokumentów, oprać. J. Cisek, Londyn 1990, s. 42-43; por. szerzej na ten temat: A. Nowak, Polska i trzy Rosje..., s. 397-419. 121 Zob. Aleksandr Sołżenicyn, Rasskajanije i samoograniczenije kak kategorii nacjonalnoj żyzni, w: Iz pod głyb. Sbornik statjej, red. Igor Szafarewicz, Paris 1974 (tłum. poi. w: A. Sołżenicyn, Żyj bez kłamstwa. Publicystyka z lat 1973-1980, wybór i przekład A. Wołodźko, Warszawa [b.r.]). i31 Interpelacja posła [Janaj Zamorskiego i tow. ze Związku Ludowo-Narodowego do Rządu w sprawie rzekomej tajnej umowy między polskim a bolszewickim dowództwem [z 28 IX 1920], odpis w: Zakład Narodowy Ossolińskich, rkps 16501/III, korespondencja gen. Kazimierza Sosnkowskiego do Józefa Piłsudskiego, t. 2, k. 74. i41 Tamże, k. 75: Odpowiedź Ministerstwa Spraw Wojskowych z 22 IV 1921 do Marszałka Sejmu. i51 Rossijskij Gosudarstwiennyj Archiw Socjalno-Politiczeskoj Istorii (RGASPI, dawniej IMLInstitut Marksizma-Leninizma), Moskwa, fond 17, op. 3 [protokoły posiedzeń Biura Politycznego
KC RKP(b)], dieło 74 - protokół posiedzenia Politbiura z 4 maja 1920, punkt 7. i61 Wypowiedź Radka z połowy 1920 r. przytacza Artur Leinwand, Polska a Denikin. Z dziejów stosunków między Polską a kontrrewolucją na południu Rosji w latach 1918-1920, w: Z dziejów wojny i polityki. Księga pamiątkowa ku uczczeniu siedemdziesiątej rocznicy urodzin prof, dra Janusza Wolińskiego, Warszawa 1974, s. 37 (szerzej na temat roli Radka w propagandzie sowieckiej na terenie Niemiec latem 1920 r. zob. J-R Fayet, Karl Radek (18851939). Biographie politique, Bern 2002, s. 333-344); por. M. Tuchaczewski, Pochód za Wisłę, w: J. Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. 7, Warszawa 1937, s. 169. i71 Aleksander Krzyżanowski, Z historii stosunków polsko-sowieckich nazajutrz po wojnie światowej, „Przegląd Współczesny” 1936, t. 58, nr 73, s. 72-75. Î81 T. Kutrzeba, dz. cyt., s. 31-32. Î91 Józef Sieradzki, Białowieża i Mikaszewicze. Mity i prawdy. Do genezy wojny pomiędzy Polską a RSFRR w 1920 r., Warszawa 1959; dodam od razu, że najpełniejszy i stosunkowo rzetelnie opracowany zbiór dokumentów obrazujących przebieg owych negocjacji opublikowała już w ostatnich latach PRL-u Weronika Gostyńska: Tajne rokowania polsko-radzieckie w 1919 r. Materiały archiwalne i dokumenty, oprać. W. Gostyńska, Warszawa 1986. Wcześniej, bo już w 1965 r., pierwszą historyczną syntezę tego zagadnienia przedstawił Piotr Wandycz, w: tegoż, Secret Soviet-Polish Peace Talks in 1919, „Slavic Review”, Sept. 1965, \bl. 24, No. 3, s. 425-449. HOI Cyt. z diariusza M. Kossakowskiego z 13 XI1919 r. za: Tajne rokowania..., s. 177. Uli Szerzej omawiam rokowania z Białowieży i Mikaszewicz w pracy A. Nowak, Polska i trzy Rosje..., s. 307-326 i 378-420. i 121 Józef Mackiewicz, Zwycięstwo prowokacji, wyd. 2, Londyn 1983, s. 70. i 131 Tamże, s. 87. i 141 Józef Mackiewicz, Lewa wolna, Londyn 1965, s. 49-50. H51 W obronie prawdy historycznej. Głosy i opinie o książce „Lewa wolna”, Londyn 1966, s. 54 (T. Pełczyński). i 161 Bogusław Miedziński, Wojna i pokój, cz. 3, „Kultura” 1966, nr 9; na temat innych polemik i - życzliwych także - recenzji Lewej wolnej zob. J. Malewski [Włodzimierz Bolecki], Ptasznik z Wilna. O Józefie Mackiewiczu, Kraków 1991, s. 396-400. T171 Zob. M. Biernsztam, Storony w grażdanskoj wojnie, 1917-1922 gg (Probliemy, mietodołogija, statistika), Moskwa 1992, s. 44; Grif siekretnosti sniat. Potieri woorużennych sił SSSR w wojnach, bojewych diejstwijach i wojennych konfliktach. Statisticzeskoje issledowanije, red. G.F. Kriwoszejew, Moskwa 1993, s. 10-22. T181 Zob. Andrzej Nowak, „Jedna, niepodzielna” i „małe narody” Imperium. Formowanie i konsekwencje idei politycznej „białej” Rosji (jesień 1918-wiosna 1919), „Przegląd
Wschodni” 2000, t. 7, z. 1(25), s. 97-122; jedynym wybitnym przedstawicielem elit politycznych „białej” Rosji, który w pełni rozumiał potrzebę nawiązania współpracy z Polską, był ostatni ambasador Republiki Rosyjskiej w Paryżu, a następnie członek Rosyjskiej Konferencji Politycznej, tamże, Wasilij Makłakow. Zob. ostatnio opublikowane jego listy w tej sprawie: „Sowierszenno liczno i dowieritielno!” B.A Bachmietiew - W.A Makłakow. Pieriepiska 19191951 w 3-ch tomach, red. O.W. Budnickij, t. 1, Moskwa-Stanford 2001, s. 190 (list z 13 III 1920), 229-231 (list z 6 IX 1920). i 191 Zob. Archiwum Muzeum Polskiego w Rapperswilu [dalej jako: AMPR], Spuścizna po Józefie Mackiewiczu, I—1, t. 59: Twórczość literacka, Bruliony, brulion 5: zgłoszenie kandydatury Karola Wędziagolskiego do Nagrody „Wiadomości” w 1973 r.; t. 152: korespondencja z Karolem Wędziagolskim (zwłaszcza k. 13-15, listy K. Wędziagolskiego do J. Mackiewicza z 9 II 1964 i 21 II 1967); zob. także Rosyjski łącznik Naczelnika. Listy Karola Wędziagolskiego do Piotra Wandy cza, wstęp i oprać. A. Nowak, „Arcana” 2006, nr 70-71 (45), s. 82-108; na temat idei trzeciej Rosji, jej genezy i jej losów w 1920 roku zob. m.in. A. Nowak, Polska i trzy Rosje..., s. 458-501; Zbigniew Karpus, Wschodni sojusznicy Polski w wojnie 1920 roku. Oddziały wojskowe ukraińskie, rosyjskie, kozackie i białoruskie w Polsce w latach 1919-1920, Toruń 1999. r201 Documents diplomatiques français 1920, t. II (19 mai-23 septembre), réd. J. Bariéty et al., Paris 1999, s. 522-525, 532-535; por. szersze omówienie znaczenia tej dokumentacji Andrzej Nowak, Documents diplomatiques français - źródła do politycznej historii wojny polskosowieckiej w 1920 roku, „Dzieje Najnowsze” 2006, R. 38, z. 3, s. 145-151. T211 CUL, Manuscript Collections - Bakhmeteff Archive, P. S. Makhrov Collection, Box 5, file: „Otczety o politiczeskom położenii w Polsze, 1920-21 ”, P.S. Machrow - do P. Wrangla (raport za okres od 4 do 12 IX st. st. 1920). Raport ten streszcza, choć nie w tym akurat fragmencie, Janusz Cisek, Kalendarium działalności Józefa Piłsudskiego. Uzupełnienie do „Kroniki życia Józefa Piłsudskiego 1867-1935”, Nowy Jork 1992, s. 163-164. T221 Cyt. z raportu Joffego do Cziczerina z 17 IX 1920 za: Jerzy Borzęcki, Niełatwy kompromis: granica ryska w świetle rokowań w Mińsku i Rydze (cz. 2), „Arcana” 2005, nr 61-62 (1-2), s. 223. [231 RGASPI, fond 5, op. 1 [sekretariat polityczny Lenina], d. 2137: Pis’ma i dokładnyje zapiski połnomocznych priedstawitieliej RSLSR w Giermanii W.L. Koppa i J.Ch. Łutowinowa w NKID o położenii w Giermanii, o sowietsko-giermanskich wzaimootnoszenijachi po drugim woprosam wnieszniej politiki, naprawliennyje W.I. Leninu (11 VI 1920-1 X 1921), raport Koppa z 28 IX 1920, k. 48. T241 To skrótowe „kalendarium” rokowań ryskich odtwarzam za pracą Jerzego Borzęckiego (jedynego autora, który swą pracę o rokowaniach rozejmowych i pokojowych polsko-sowieckich w sierpniu-październiku 1920 r. oparł na archiwaliach moskiewskich): J. Borzęcki, Niełatwy kompromis..., s. 213-249. [251 O tej koncepcji i jej końcu zob. Andrzej Nowak, Jak rozbić rosyjskie imperium? Idee
polskiej polityki wschodniej (1733-1921), wyd. 2, Kraków 1999, s. 332-356. i261 AMPR. Spuścizna po Józefie Mackiewiczu, I—1, t. 124, Korespondencja wpływająca, k. 25, list Jędrzeja Giertycha do J.M. z 23 IX 1968 z Londynu. i271 Tamże, k. 27, list J. Giertycha do J.M. z Londynu z 7 X 1968.
2. Pytania o pokój ryski i 11 Giennadij R Matwiejew, Stosunki polsko-sowieckie w latach 1917-1921, w: Białe plamy, czarne plamy. Sprawy trudne w relacjach polsko-rosyjskich 1918-2008, red. Daniel Rotfeld, Anatolij Torkunow, Warszawa 2010, s. 77. 121 Zob. Komintern i idieja mirowoj riewoljucji. Dokumienty, Moskwa 1998, s. 186 (telegram Lenina do Stalina, 23 VII 1920): „sliedowało by pooszczrit’ riewoljuciju totczas w Italii. Moje liczno mnienije, czto dija etogo nado sowietizirowat’ Wiengriju, a możet byt’, także Czechiju i Rumynju”. Bolszewistskoje rukowodstwo..., s. 145 (telegram Stalina do Lenina, 24 VII 1920: „Tiepier’ nużno postawit’ wopros ob organizaciji wosstanija w Italii i w takich nie okriepszich gosudarstwach, kak Wiengrija, Cziechija (Rumynju pridietsia razbit’)”. i31 Zapiska Lenina do E. Skljanskiego (zastępcy przewodniczącego Rewwojenkomu RSFRS) z 12 VIII 1920, w: Polsko-sowietskaja wojna 1919-1920 (Rannieje nie opublikowannyje dokumienty i matierjały), red. Iwan I. Kostjuszko, cz. 1, Moskwa 1994, s. 180; toż w: W.I. Lenin, Nieizwiestnyje dokumienty 1891-1922, red. Jurij N. Amiantow i in., Moskwa 1999, s. 361-362. £41 Zob. W.I. Lenin, Soczinienija, izd. 4, Moskwa 1950, t. 31 (apriel’-diekabr’ 1920), s. 300301: „wsią mieżdunarodnaja politika etim uże koncziłas’, tak kak ona dierżałas’ na Wiersalskom dogoworie, Wiersalskij dogowor eto jest’ dogowor chiszcznikow i razbojnikow” (Riecz’ na sowieszczanii priedsiedatieliej ujezdnych,..., 15 X 1920); wyd. pol.: W. Lenin, Dzieła wszystkie, t. 41, maj-listopad 1920, Warszawa 1988, s. 338. i51 „gdie to około Warszawy nachoditsia nie centr polskogo burżuaznogo prawitielstwa i riespubliki kapitała, a gdie-to około Warszawy lieżyt centr wsiej tiepierieszniej sistiemy mieżdunarodnogo impierializma [...] Sowriemiennyj impierialisticzeskij mir dierżytsia na Wiersalskom dogoworie. [...] Polsza - takoj moguszczestwiennyj element w etom Wiersalskom mirie, czto, wyrywaj a etot element, my łomali wies’ Wiersalskij mir. My stawili zadaczej zaniatje Warszawy. Zadacza izmieniłas’. I okazałoś’, czto rieszajetsia nie sud’ba Warszawy, a sud’ba Wiersalskogo dogowora”. „Ja proszu zapisywat’ mieńsze: eto nie dołżno popadat’ w pieczat’”. Wystuplienija W.I. Lenina na IX konfierienciji RKP(b) 22 sientiabria 1920 g., oprać. A.N. Artizow, R.A. Usikow, „Istoriczeskij Archiw” 1992, Nr 1, s. 17-18. i61 O częstodiwości tych porównań w partyjnych debatach jesienią 1920 r. donosiły do Warszawy rapoty polskiego wywiadu. Zob. IJP, Papiery gen. Tadeusza Rozwadowskiego, II, Rosja Sowiecka (wiadomości do dnia 1-go listopada 1920 r.), s. 2-3.
i71 IJP, AGNW, t. 32, gen. T. Rozwadowski, Do Adjutantury Generalnej [Naczelnego Wodza], 5 XI 1920, s. 1-8. [81 RGASPI, fond 5, op. 1, je. chr. 2137 (Pis’ma i dokładnyje zapiski połnomocznych priedstawitielej RSFSR w Giermanii W.L. Koppa i J.Ch. Łutowinowa w NKID o położeniii w Giermanii, o sowietsko-giermanskich wzaimootnoszenijach i po drugim woprosam wnieszniej politiki, naprawliennyje W.I. Leninu, 11 VI 1920-1 X 1921), W. Kopp do G. Cziczerina, 17 III 1921, k. 66: „Jeśli po soobrażenijam wnutrienniej politiki nam priszłos’ pojti na dowolno-taki pochabnyj mir s Polszej, to niecziego iz nużdy diełat’ dobrodietiel’ i zakrywat’ glaza na to, czto otdieliennyje dwojnoj stienoj ot Zapadnoj Jewropy, my kak mieżdunarodnyj riewolucjonnyj faktor tierjajem dlja dannogo momienta dobruju dolju swojego wlijanija”. [91 Wracał do tego znaczenia traktatu ryskiego m.in. Lew Trocki w 1923 r., kiedy w związku z francuską okupacją Zagłębia Ruhry pojawiła się znowu perspektywa rewolucji nad Renem i Szprewą i tak dotkliwie dawał o sobie znać brak bezpośredniej łączności terytorialnej Rosji sowieckiej z Niemcami. Zob. Leon Trotsky, Lenin, London 1925, s. 140-141. [101 ..Sowierszenno liczno i dowieritielno!”. B.A Bachmietiew - W.A Makłakow. Pieriepiska, 1919-1951, t. 1 (awgust 1919-sientiabr’ 1921), red. O.W. Budnickij, Moskwa-Stanford 2001, t. 1, s. 231: „pobieda Polszy nie dała moralno ukriepitsia bolszewizmu, nie goworia uże o tom, czto nie dała jemu proniknut’ czieriez Polszu w Giermanju i zawarit’ snowa jewropiejskuju kaszu” (list W. Makłakowa z 6 IX 1920). nil N.S. Trubetzkoy’s letters and notes, ed. Roman Jakobson, Paris 1975, s. 15: „Priedstawtie siebie na minutu, czto krasnoj armii udatsia prorwatsia w Giermanju, i czto w etoj posliedniej proizojdiot kommunisticzeskij pieriewarot. Kakije prakticzeskije posliedstwija budiet imiet’ etot fakt? Os’ mira niemiedlienno pieriemiestitsia iz Moskwy w Bierlin. Nastojaszczeje kommunisticzeskoje gosudarstwo, kak porożdienije romanogiermanskoj ciwilizacji, priedpołogajet izwiestnyje kulturnyje, socjalnyje, ekonomiczeskije, psichołogiczeskije i t.d. usłowija suszczestwujuszczije w Giermanii, nie niesuszczestwujuszczije w Rossiji. Polzujas’ etimi prieimuszczestwami i otricatielnymi urokami russkogo bolszewizma, niemcy sozdadut obrazcowoje socjalisticzeskoje gosudarstwo, i Bierlin sdiełajetsia stolicej wsiejewropiejskoj iii daże wsiemirnoj ‘fiedieratiwnoj’ sowietskoj riespubliki. Gospoda i raby wsiegda byli, jest’ i budut. Oni suszczestwujut i pri sowietskom stroje u nas w Rossiji. Wo wsiemirnoj sowietskoj riespublikie gospodami budut niemcy, woobszcze romanogiermancy, a rabami - my, t. je. wsie ostalnyje. I stiepień rabstwa budiet priamo-proporcjonalna «kulturnomu urowniu», t. je. otdalieniju ot romanogiermanskogo obrazca” (list N. Trubieckogo do R. Jakobsona, Sofia, 7 (21) III 1921). T121 RGASPI, fond 5, op. 1, je. chr. 2137 (Pis’ma i dokładnyje zapiski połnomocznych priedstawitielej RSFSR w Giermanii...), k. 19 i 21: „Naszi nieudaczi na polskom frontie i priedstojaszczij mir s Polszej, kotoryj, po priedłożeniju zdiesznich politiczeskich krugow, nie dast Giermanii wozmożnosti nieposriedstwiennogo ekonomiczeskogo kontakta s Rossijej, pri wieli k toku, czto «idieja wostocznoj orientacji» jeśli nie okonczatielno isczezła s politiczeskogo gorizonta, to wo wsiąkom słuczaje silno pobliekła. [...] Podwodia itogi można
skazat’, czto my otbroszeny w Giermanii dipłomaticzeski na ischodnyje pozicji naczała tiekuszczego goda. Ta linja, kotoruju ja priesliedował zdies’, a imienno - swiazat’ giermanskoje prawitielstwo opriedielionymi formalnymi aktami po otnoszeniju k nam, jeszcze do togo, kak budiet ułożeń nasz konflikt s Polszej i Antantoj, potierpieła oczewidnoje kruszenije” (list Koppa do Cziczerina - z kopiami dla Lenina i Trockiego - z 7 IX 1920). i 131 Tamże, k. 52: „Riżskij mir razbił okonczatielno nadieżdy nacjonał-bolszewitskich krugow na riewansz w sojuzie s nami” (Kopp do Cziczerina - z kopiami dla Lenina i Trockiego - z 4 XI 1920). Całą grę polityczno-dyplomatyczną Koppa w Berlinie w 1920 r. najlepiej analizuje Richard Himmer, Soviet Policy toward Germany during the Russo-Polish War, 1920, „Slavic Review” 1976, Vol. 35, No. 4, s. 665-682. i 141 Time of Troubles. The Diary oflurii Vladimirovich Got’e - Moscow - July 8,1917 to July 23, 1922, transl., ed., and introd. by Terrence Emmons, Princeton 1988, s. 385: „17 [October 1920] [...] The peace has been signed. Only the territorial terms have been published so far: they are giving up half of \blhynia; half of Podolia; Grodno; Vilna; and part of Minsk province. If the Poles have indeed taken this, then in the future a union of Russia and Germany is naturally in order, and it will be directed against Poland. This is also very useful for the Ukrainians of the Pediura type: just don’t make friends with the Poles”. [151 IJP, AGNW, T. 29, L. Dz. 5239: raport mjr. Zygmunta Ołdakowskiego z 27 IX 1920 z Berna (odpis tłumaczenia pozyskanej przez polskiego agenta od Humberta-Droza wypowiedzi Lenina na język polski). Rzecz ciekawa, wypowiedź ta została następnie - bez podania źródła, czyli polskiego wywiadu - niemal dosłownie opublikowana w londyńskim „Timesie” (6 XI 1920, s. 1 - jako korespondencja z Helsinek). T161 Dlatego też jeszcze w lutym 1921 r. gorąco namawiał Cziczerina i Lenina, by odwlec podpisanie traktatu ryskiego i tym sposobem pomóc Niemcom w niezmiernie ważnej dla nich sprawie zbliżającego się plebiscytu na Śląsku. Kopp chciał za wszelką cenę podtrzymać żywotność słabnącej „orientacji wschodniej” w polityce niemieckiej. Główny negocjator sowiecki w Rydze, Adolf Joffe, odrzucał jednak te sugestie jako sprzeczne z najważniejszym interesem państwa sowieckiego, jakim w danym momencie był pokój. Zob. na ten temat depeszę Joffego do Lenina z 23 II1921, RGASPI, fond 5 [Lenin], op. 1, je. chr. 2134, k. 31. T171 „the pact concluded at Riga has no validity. The Soviet Government is not recognized by any civilized nation and has no authority to act in the name of the Russian people nor to dispose of Russian territory. [...] Restored Russia will never approve of a treaty of dismemberment forcibly imposed in times of adversity; nor will the peasant population, predominantly Orthodox, of the western provinces of Russia acquiesce to the domination of Polish Catholic landlordism. The Riga treaty is thus an act pregnant with disturbance and conflict - a menace to future world peace”. B. Bakhmeteff to the Acting Secretary of State, 14 X 1920, w: American Reports on the Polish-Bolshevik War 1919-1920, ed. Janusz Cisek, Warszawa 2010, s. 369-370. T181 Zob. P. Wandycz, France and Her Eastern Allies..., s. 104-185; Michael Jabara Carley, Anti-Bolshevism in French Foreign Policy: The Crisis in Poland, „The International History Review”, July 1980, Vol. 2, No. 3, s. 410-431; Kalervo Hovi, Alliance de Revers. Stabilization
of France’s Alliance Policies in East Central Europe 1919-1921, Turku 1984; Marjorie Milbank Farrar, Principled Pragmatist. The Political Career of Alexandre Millerand, New York-Oxford 1991, s. 261-278, a także najnowsze, oparte na archiwaliach postsowieckich opracowanie Michaela Jabara Carleya, Silent Conflict. A Hidden History of Early SovietWestern Relations, Lanham 2014, s. 1-46. 1191 DDF, 1920, t. 2, s. 547-548 (M. Millerand [...] à M. de Panafieu [...], 2 IX 1920, no. 1473 i 1476); s. 564-565 (M. Millerand à M. de Panafieu [...], 6 IX 1920); s. 565566 (M. Millerand à Maréchal Foch, 6 IX 1920); s. 573-576 (Note du Département: Politique de la France à l’égard de l’unité russe, 8 IX 1920); s. 587-588 (Note de M. Paléologue [...], 12 IX 1920). i201 DDF, 1920, t. 2, s. 588-590 (Résumé de la conference tenue à Aix-les-Bains [...], 12 IX 1920). i211 DDF. 1920, t. 3 (24 septembre 1920-15 janvier 1921), red. Anne Hogenhuis-Seliverstoff et al., Bruxelles 2002, s. 29 (M. Leygues [...] à M. De Panafieu [...], 1 X 1920: „[...] si les conditions essentielles à la sécurité et à la libre constitution de la Pologne sont obtenues dans les negotiations de Riga, le gouvernement français, comme tous les Alliés, conseille, comme il Ta déjà fait, à la Pologne de signer une paix avantageuse et modérée”). i221 Archiwum Akt Nowych w Warszawie, Archiwum Ignacego J. Paderewskiego, t. 791 (wrzesień 1920-marzec 1921), k. 12 (notatka Stefana Dąbrowskiego dołączona do listu do Ignacego Paderewskiego z 4 IX 1920), k. 52-55 (list S. Dąbrowskiego do I. Paderewskiego z 15 IX 1920). i231 CUL, Manuscript Collections - Bakhmeteff Archive, P.S. Makhrov Collection, Box 5, teczka: Otczety o politiczeskom położenii w Polsze, 1920-1921, [P.S. Machrow], Dokład o wojenno-politiczeskom położenii w Polsze za wriemia s 4-go po 12-oje Sientiabria 1920 g., s. 2: cyt. fragment rozmowy z 6 (19) IX: „Kn. Sapiega zadał mnie priamyj wopros: skolko wriemieni nużno tianut’ mirnyje pieriegawory, cztoby dat’ wozmożnost’ armii Gienierała Wrangiela proczno stat’ na nogi i biez aktiwnoj pomoszczi Polszy borotsia s bolszewikami”; s. 4-6 opis audiencji 8 (21) IX u Piłsudskiego. W teczce „Telegrams to Warsaw, Sept. 19201921” oraz teczce „Telegrams from Warsaw, Sept. 1920-June 1921” (w tej samej kolekcji Machrowa, Box 5) zawiera się całość najistotniejszej korespondencji między Wranglem a jego przedstawicielami w Konstantynopolu, Paryżu i Warszawie we wrześniu-listopadzie 1920 r., kiedy zapadały decyzje w Rydze. Jak z tej korespondencji wynika, podpisanie preliminariów pokojowych przez Polskę nie było dla Wrangla zaskoczeniem. T241 Polsko-russkije otnoszenija (Biesieda s gien. Machrowym), „Obszczeje Dieło”, 30 X 1920, nr 107: „Mir Polszy s sowietskoj Rossijej sliedujet razsmatrywat’ kak mir wynużdiennyj, k kotoromu Polszu tołkali dwie pricziny: pierwoje - dawlienije, okazywajemoje na Polszu inostrannymi prawitielstwami [...]. Wtoraja priczina - krajnie zatrudnitielnoje finansowoje położenije Poisz/’. Por. także relacje Machrowa z kolejnych spotkań z Piłsudskim: CUL, Manuscript Collections - Bakhmeteff Archive, P.S. Makhrov Collection, Box 5, teczka Otczety o politiczeskom położenii w Polsze, 1920-1921, [P.S. Machrow], Politiczeskij obzor
Polszy s 15 Diekabria 1920 g. po 15 Janwaria 1921 g., s. 9-12 oraz Politiczeskij obzor Polszy s 15 Janwaria po 10 Fiewralia 1921 g., s. 4-7. Szerzej na temat stosunku Piłsudskiego do koncepcji tzw. trzeciej Rosji zob. A. Nowak, Polska i trzy Rosje...; tenże, Polityka wschodnia Józefa Piłsudskiego (1918-1921). Koncepcja i realizacja, „Zeszyty Historyczne” (Paryż, 1994), z. 107, s. 3-22. i251 „If we do not strike an immediate and decisive blow on the front, the Minsk negotiations will become a long drown out farce and we need not hope that the British Government will move so much as a finger to give actual support to our military demands”. Parliamentary Archives (London), Lloyd George Papers, F/9/2/42, telegram Kamieniewa do Cziczerina z 28 VIII 1920 (tłumaczenie angielskie przejmowanych na bieżąco przez brytyjski wywiad korespondencji depeszowych między sowiecką delegacją w Moskwie a centralą). i261 R.K. Debo, dz. cyt., s. 409-412. i271 „The inescapable truth was that Moscow was badly overextended. Nineteen twenty was not 1945 (or even 1939). [... ] Piłsudski did the Bolsheviks a favour in driving them out of Poland in 1920. In the long run Soviet Russia probably benefitted from a territorial settlement which so accurately reflected the realities of power at that time. The existence of a Soviet Poland that could neither be sustained from within nor defended from external aggression would have been an enormous source of weakness, seriously endangering the internal stability and international security of Soviet Russia”. Tamże, s. 412. f281 Zob. na ten temat np. RGWA, fond 104 (Front Zachodni), god 1920, op. 15 (dopołnitielnaja), dieło 17: telegramy Ivara Smiłgi (komisarza Frontu Zachodniego), telegram Smiłgi do Trockiego z 14 VIII 1920. f 291 „There is little doubt, however, that even if a Soviet regime were established in Germany it would be very short lived, and the common sense of German proletariat would return to a more orderly form of government. Before this happened, however, Germany would again be shaken to her foundations [...] and Europe would be in a grater state of unrest than ever”. National Archives (Kew-London), Foreign Office: FO 371/3920 (Poland, Russo-Polish War), R. Haking, The Polish-Soviet Situation, 16 IX 1920. f 301 Znakomicie streszczał wszystkie te obawy artykuł londyńskiego „Timesa” - A Step Toward Peace, 28 VIII 1920. Na tych także, azjatyckich frontach ewentualnej rywalizacji z Rosją (sowiecką) koncentrował swą uwagę kierownik Foreign Office George Curzon - tak całkowicie bierny w istocie w sprawach Polski i Europy Wschodniej. f311 Choć nie była to wina „złowrogich knowań” narodowej demokracji i jej delegata w Rydze Stanisława Grabskiego, jak utrzymuje stworzona w obozie Piłsudskiego legenda, podtrzymywana do dziś nawet przez tak poważnych badaczy jak Timothy Snyder (Sketches from a Secret War. A Polish Artist’s Mission to Liberate Soviet Ukraine, New Haven & London 2005, s. 11-15; wyd. pol.: Timothy Snyder, Tajna wojna. Henryk Józewski i polsko-sowiecka rozgrywka o Ukrainę, przeł. Bartłomiej Pietrzyk, Kraków 2008). Legendę tę obalił ostatecznie w swej mistrzowskiej monografii przebiegu rokowań ryskich Jerzy Borzęcki, The Soviet-Polish Peace of
1921..., s. 130-133 i 153.