Penny Jordan Ucieczka do szczęścia Tłumaczenie: Wanda Jaworska ROZDZIAŁ PIERWSZY Harriet skrzywiła się z niezadowoleniem, uprzytomniw...
12 downloads
19 Views
970KB Size
Penny Jordan
Ucieczka do szczęścia Tłumaczenie: Wanda Jaworska
ROZDZIAŁ PIERWSZY Harriet skrzywiła się z niezadowoleniem, uprzytomniwszy sobie, że nie zdąży przed zmrokiem. Sama była sobie winna, gdyż wyjechała z Londynu później, niż planowała, a w dodatku po drodze zatrzymała się i wstąpiła do baru przy autostradzie. Oceniła, że zanim dotrze do celu, którym był niedawno nabyty wiejski dom z ogrodem, upłynie dobre pół godziny, a już zrobiło się ciemno. Wcześniej Louise, jej siostra, na wieść o wyprowadzce z Londynu orzekła prosto z mostu, że Harriet zwariowała. – Zostawić metropolię dla jakiejś zabitej dechami wsi na końcu świata? – Louise była zdumiona i jednocześnie zdegustowana. Cóż, nic dziwnego, stwierdziła w duchu Harriet, skoro mimo więzów krwi miały zupełnie różne upodobania i na dobrą sprawę niewiele je łączyło. Wspominając reakcję Louise, poczuła, że ogarnia ją dobrze znany niepokój, który pozostał jej z początkowego okresu po śmierci rodziców. Wówczas jako starsza o cztery lata od Louise zrozumiała, że to ona odpowiada za siostrę i powinna się nią zaopiekować najlepiej, jak potrafi. Mimo że miała dopiero dwadzieścia dwa lata, postanowiła zapewnić jej stabilny i bezpieczny byt. Zrezygnowała z planów nauczania za granicą i podjęła pracę w Londynie. Po paru miesiącach, które minęły od czasu pogrzebu, Harriet za swoją połowę spadku nabyła niewielki dom w niecieszącej się wzięciem dzielnicy Londynu. Natomiast Louise, która była uparta i miała buntowniczą naturę, oświadczyła, że swoją część spuścizny przeznacza głównie na opłacenie drogiego kursu dla modelek. Była niewątpliwie piękną dziewczyną, ale Harriet starała się odwieść ją od tego pomysłu, doskonale zdając sobie sprawę, że siostrę do zawodu modelki ciągnie wyłącznie przekonanie o wspaniałym życiu w blasku fleszy. Uważała, że brakuje jej wytrwałości i predyspozycji koniecznych do osiągnięcia sukcesu w tak hermetycznym i zawistnym środowisku, które zmusza do nieustannej rywalizacji. Siostra jednak nie zamierzała wysłuchać jej argumentów ani zrezygnować ze swoich planów i po prostu uciekła z domu. Przez sześć miesięcy nie dawała znaku życia, a wszelkie próby odnalezienia jej spaliły na panewce. Nie dość, że Harriet bała się o los siostry, to gnębiło ją poczucie winy, iż nie potrafiła sprostać sytuacji i zapobiec takiemu rozwojowi wypadków. Gdy po rozlicznych nieudanych próbach odnalezienia siostry Harriet zaczęła organizować własne życie i osiągnęła stabilizację zawodową, ucząc angielskiego w renomowanej szkole średniej, kiedy znalazła paru przyjaciół i zaczęła się spotykać z jednym z kolegów, Paulem Thorbym, ni z tego, ni z owego w jej domu pojawiła się Louise i oznajmiła, że właśnie wróciła z Włoch, gdzie pracowała jako modelka. Nie okazała najmniejszej skruchy z powodu własnego postępowania ani nie przeprosiła za to, że tak długo się nie odzywała, jakby nie zdawała sobie sprawy, jak
bardzo Harriet niepokoiła się o nią, nękana najgorszymi przeczuciami. Mówiła tylko i wyłącznie o sobie i własnych planach, ale Harriet była zbyt szczęśliwa z powrotu siostry, by czynić jej wymówki. Louise poinformowała ją, że wychodzi za mąż za Guida, bogatego Włocha, którego poznała w Turynie, dodając beztrosko, że wróciła do Londynu tylko po to, aby kupić suknię ślubną. Dowiedziawszy się, że siostra zna swojego wybranka zaledwie sześć tygodni, Harriet błagała ją, żeby wstrzymała się z zamążpójściem, ale jak zwykle Louise ani myślała jej słuchać. W rezultacie stanęli przed ołtarzem w Turynie po dwumiesięcznej znajomości. Harriet od razu polubiła szwagra, ale martwiła się, czy siostra przyzwyczai się do życia z teściami i dużą rodziną męża. Paul Thorby przypomniał jej jednak, że Louise jest dorosła i całkowicie zdolna do podejmowania samodzielnych decyzji. Paul był miłym mężczyzną, ale łatwo było go rozdrażnić, jeśli nie poświęcało mu się całkowitej uwagi. Był jedynakiem, a kiedy zaprosił Harriet do domu, żeby przedstawić ją swojej matce, Sarze Thorby, zorientowała się, że nigdy nie znajdzie z nią wspólnego języka. Miała wówczas dwadzieścia cztery lata i nie była zadowolona z dotychczasowego życia. Przypomniała sobie o dawnych marzeniach o podróżowaniu i odkrywaniu świata, które miała zrealizować, zanim zacznie karierę zawodową i na dobre się ustabilizuje. Śmierć rodziców z oczywistych względów pokrzyżowała jej szyki, ale nie widziała powodów, dla których nie mogłaby wrócić do swoich pragnień, skoro Louise została mężatką. Pół roku później właśnie zamierzała oznajmić Paulowi, że ich związek nie będzie tak trwały, jak on się tego spodziewał, i opowiedzieć mu o podróżniczych planach, kiedy nagle, bez uprzedzenia, do Anglii wróciła Louise. Oznajmiła, że na dobre rozstała się z Guidem. Niemile zaskoczona, Harriet usiłowała nakłonić siostrę do powrotu do męża, ale okazała się nieugięta. Znalazła adwokata i wszczęła procedurę rozwodową, informując Harriet, że zamieszka w jej domu, co bez zwłoki uczyniła. Kiedy Guido przyjechał do Londynu, żeby się z nią zobaczyć, zamknęła się w swoim pokoju, którego nie chciała opuścić. W tej sytuacji Harriet nie pozostawało nic innego, jak rozmówić się ze wzburzonym Włochem. Z zarzutów, które sformułował wobec żony, wywnioskowała, że miłość Guida do jej siostry wygasła tak samo nagle jak uczucie Louise do niego. Żadne z nich nie wydawało się zmartwione rozpadem małżeństwa. Guido wrócił do Turynu, a Louise ulokowała się w większym z dwóch pokoi gościnnych w domu Harriet. Paul, który nie lubił Louise, przekonywał Harriet, żeby znalazła siostrze inne lokum, jednak ona miała zbyt miękkie serce, a poza tym Louise nie była w najlepszej formie. Ona, która niemal od urodzenia uchodziła za piękność, była coraz bardziej mizerna i źle się czuła. Kiedyś, jeszcze jako nastolatka, Harriet zazdrościła młodszej siostrze urody, którą odziedziczyła po babce ze strony ojca. Podobnie jak ona, miała gęste jasne włosy o złocistym odcieniu, ciemnoniebieskie oczy i nieskazitelną porcelanową cerę. Natomiast Harriet wdała się w rodzinę matki. Nie była tak smukła i wysoka jak siostra. Miała ciemne włosy, prawie czarne, z tak osobliwym czerwonawym połyskiem,
aż Paul raz spytał ją z wyraźną dezaprobatą, czy aby ich nie farbuje. Jedynie oczy były tak samo intensywnie niebieskie jak u Louise, wyraźnie wyeksponowane na tle jasnej skóry i ciemnych włosów. Harriet nie miała złudzeń co do własnej urody. Zdawała sobie sprawę, że dla mężczyzn nie jest nawet w części tak pociągająca jak Louise, ale też wcale jej na tym nie zależało. Wrodzona powściągliwość i nieśmiałość powstrzymywały ją przed przyjęciem propozycji, które czynili jej chłopcy, kiedy jeszcze była nastolatką, a później studentką. Związkowi z Paulem brakowało ekscytacji i namiętności, a Harriet podświadomie zachowywała się z rezerwą, nie dopuszczając do zbliżenia, gdyż snuła niedorzecznie romantyczne sny na jawie o mężczyźnie, który ją porwie i rozpali w niej te wszystkie emocje, których zabrakło w znajomości z Paulem. Tłumiła jednak te pragnienia, wmawiając sobie, że taki na poły przyjacielski związek najbardziej jej odpowiada. Zastanawiała się właśnie, kiedy powiadomić Louise, że zamierza sprzedać dom i wyjechać do pracy za granicę na czas bliżej nieokreślony, gdy pękła bomba. Siostra oświadczyła, że jest w ciąży. Podkreśliła przy tym, że nie tylko nie chce wrócić do Guida, ale nawet poinformować go o swoim stanie. Harriet usiłowała ją przekonać do przemyślenia tej decyzji, ale siostra zareagowała tak histerycznie, że tego zaniechała. Louise wciąż z nią mieszkała, a po urodzeniu bliźniaków nie kryła, że nie zamierza niczego w tej sytuacji zmieniać. Harriet nie oponowała, bo przecież nie mogła wyrzucić z domu siostry z dwójką małych dzieci. Zaprotestowała, gdy Paul zasugerował, że powinna skłonić Louise do opuszczenia mieszkania. Wpadł w złość i przez dwa tygodnie się do niej nie odzywał. W końcu przerwał milczenie, a wtedy ona mu oznajmiła, że z jej punktu widzenia ich związek się zakończył. W następnych latach w jej życiu nie było czasu na żadnego mężczyznę, bo musiała się zaopiekować siostrą i jej dziećmi i naturalnie wspierać ich finansowo. Jako matka Louise okazała się równie nieodpowiedzialna jak w innych życiowych rolach. Jednego dnia rozpieszczała bliźniaki, by następnego niemal ich nie zauważać. Po porodzie nie wróciła do pracy, choć najwyraźniej nie brakowało jej pieniędzy, skoro mogła pozwolić sobie na atrakcyjne stroje, gdy umawiała się z mężczyznami. Harriet kochała bliźniaki, ale musiała przyznać, że nie są łatwymi dziećmi. Siostra nie nauczyła ich dyscypliny i nie pozwoliła, żeby uczynił to ktokolwiek inny. Harriet nie miała łatwego życia, ale nie skarżyła się w odróżnieniu od Louise, która z niezrozumiałego powodu obwiniała ją za swoje wczesne małżeństwo i przyjście na świat bliźniaków. Potem, akurat po dziewiątych urodzinach dzieci, doszło do całkiem niespodziewanych i zdumiewających wydarzeń. Oto jedno z wydawnictw zainteresowało się książką autorstwa Harriet. Od kiedy sięgała pamięcią, zawsze coś sobie, jak to nazywała, „gryzmoliła”. Pewnego dnia artykuł, który przeczytała w gazecie, zainspirował ją i zachęcił do spędzania długich zimowych wieczorów nad dopracowywaniem i wygładzaniem opowieści przygodowej, którą napisała z myślą o bliźniakach. Właśnie ten tekst zna-
lazł uznanie w oczach redaktorów wydawnictwa, które zamówiło u Harriet cztery następne książki dla dziecięcego czytelnika. Drugą niespodzianką była zapowiedź Louise, że wychodzi za mąż po raz drugi, tym razem za Amerykanina, który zabierze ją i bliźniaki do Kalifornii. Harriet podejrzewała, że siostra wdała się w nowy romans, ale miała ich już tyle, że nawet przez myśl jej nie przeszło, że ten będzie poważniejszy niż poprzednie. Louise była tak spragniona adoracji jak osoba uzależniona od narkotyków bądź alkoholu, a kiedy aktualny mężczyzna nie okazywał jej podziwu, zwykle przestawała się nim interesować. Tym razem jednak wszystko wskazywało na to, że będzie inaczej, że wreszcie spotkała mężczyznę na tyle silnego, by ją okiełznać i sprostać jej wymaganiom. Wzięli naprędce ślub i Harriet nawet nie miała sposobności przekazać im swoich dobrych wieści. Zresztą Louise zawsze była tak pochłonięta własnymi sprawami, że nie miała czasu ani ochoty na wysłuchiwanie siostry. Od prawie dziesięciu lat Harriet wspierała finansowo siostrę i jej dzieci, a tu nagle została uwolniona od tego ciężaru, który zresztą chętnie znosiła, po części z miłości do siostry i bliźniaków, po części nękana wyrzutami sumienia – wciąż wierzyła, że to z jej winy Louise uciekła z domu i zawarła pospieszne małżeństwo z Guidem. Brzemię odpowiedzialności zostało zdjęte z jej barków – wreszcie była wolna! Nie lubiła Londynu i miejskiego życia, zdecydowanie wolała wieś. Pociągał ją region na pograniczu Anglii i Szkocji, więc kiedy Louise wyjechała z dziećmi i nowym mężem do Kalifornii, Harriet udała się na północ. Spędziła wspaniały tydzień na licznych wędrówkach. Rozkoszowała się spokojem i poczuciem swobody, uwolniona od troski o los Louise i bliźniaków. Nareszcie mogła snuć plany na przyszłość, mając świadomość, że da się je zrealizować. Szybko podjęła decyzję o sprzedaży domu w Londynie i przeniesieniu się na północ. Przyszło jej do głowy, że może zbyt szybko, ale nie żałowała tego kroku. Na dom natrafiła przez przypadek. W trakcie jednej z wycieczek pewnego słonecznego popołudnia przejechała samochodem przez niewielką wioskę w dystrykcie Ryedale na północy hrabstwa York i w odległości mniej więcej półtora kilometra od wsi zauważyła umieszczone obok szosy ogłoszenie „Na sprzedaż”. Postanowiła sprawdzić ofertę i podążyła zarośniętą wąską drogą, którą co najwyżej mogły niekiedy przejeżdżać furmanki. W pewnej chwili jej oczom ukazał się wiejski dom, ulokowany bezpiecznie i zacisznie za wysokim żywopłotem. Natychmiast wróciła do hotelu i zadzwoniła do pośrednika sprzedaży nieruchomości, a już pod koniec tygodnia zobowiązała się do zawarcia umowy kupna. Uczciwy pośrednik zwrócił jej uwagę na mankamenty posiadłości. Leżała na pustkowiu, z dala od ludzi, dom nie był podłączony do głównej sieci, ogród zapuszczony i zarośnięty, a ponadto należało przeprowadzić kompleksowy remont instalacji elektrycznej i wodno-kanalizacyjnej. Nic jednak nie zdołało odwieść Harriet od raz podjętej decyzji. Zakochała się w tym domu od pierwszego wejrzenia i jak każdy zakochany patrzyła na obiekt miłości przez różowe okulary. Niemniej dokonała dokładnych oględzin posiadłości. Niewielki dom, przysadzisty w formie, był zbudowany z kamienia. Solidność konstrukcji nie budziła żadnych wąt-
pliwości. Miał trochę za małe okna, a pokoje nie były zbyt wysokie, ale w ocenie Harriet nie stanowiło to poważnego mankamentu. Dzięki zwyżce cen londyńskich nieruchomości, nawet tych położonych w mniej atrakcyjnych dzielnicach, sprzedała dom od ręki za stosunkowo dużą kwotę, której większą część postanowiła zainwestować, aby mieć stały niewielki dochód w okresie, gdy postara się sprawdzić, czy uda się jej utrzymywać z pisania książek, czy też jej pierwszy literacki sukces był jedynie szczęśliwym trafem. Kiedy przedstawiła swoje plany dyrektorowi szkoły, w której pracowała, nie okazał entuzjazmu. Zwrócił jej uwagę na ryzyko związane z tak poważną życiową zmianą. Przestrzegł, że tam, dokąd się udaje, niełatwo będzie znaleźć posadę nauczycielki, a w obecnym miejscu pracy są możliwości awansu. Harriet nie zamierzała go słuchać. Do tej pory była ostrożna, przezorna i miała na uwadze dobro siostry, a potem także jej dzieci. Los sprawił, że musiała zrezygnować z własnych marzeń i planów, by troszczyć się przede wszystkim o innych. Niebawem skończę trzydzieści pięć lat, pomyślała, i najwyższa pora, bym wreszcie ułożyła sobie życie zgodnie z moimi upodobaniami, skoro los dał mi tę szansę, być może jedyną. Okazałabym się niemądra, gdybym jej nie wykorzystała, uznała w duchu. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek przedtem czuła się tak szczęśliwa, chociaż, musiała to uczciwie przyznać przed sobą, zarazem przejęta i zdenerwowana tak zasadniczą zmianą. Pośredniczący w sprzedaży domu agent polecił Harriet firmę, która miała usprawnić system wodno-kanalizacyjny. Tymczasem została zainstalowana nowa kuchnia, w jednym z pokoi urządzono nową łazienkę, założono także centralne ogrzewanie. Wraz z nastaniem jesieni Harriet wyjechała na północ, by rozpocząć nowe życie. W ostatnim geście sprzeciwu wobec dotychczasowego stylu życia pozbyła się skromnych bluzek i spódnic, które nosiła, pracując w szkole, i wybrała się na zakupy. Zaopatrzyła się w dżinsy i grube wełniane swetry w jaskrawych kolorach i w zabawny deseń. Zrezygnowała z praktycznych zielonych kaloszy, które poleciła jej ekspedientka, dowiedziawszy się, gdzie zamieszka, na rzecz pary błyszczących czerwonych botków, pasujących niemal idealnie do jasnoczerwonej budrysówki z kapturem. Pełna zapału i poczucia wolności, Harriet postanowiła, że nie będzie ulegać niczyim sugestiom, a jedynie własnemu osądowi oraz swoim wyborom. Jadąc na północ, uśmiechała się do siebie nieco sarkastycznie. Czy aby w wieku trzydziestu pięciu lat nie jest za późno na bunt tak charakterystyczny dla okresu wczesnej młodości? Nawet jeśli to tylko bardzo skromny bunt… Tak czy inaczej, wątpiła, aby w zaciszu niewielkiego wiejskiego domu, w dodatku położonego na uboczu, miała okazję spotkać wiele osób, które z dezaprobatą przyjęłyby wybrane przez nią barwne ubrania. Oczywiście, pomyślała, miło byłoby zawrzeć bliższe znajomości, a nawet zadzierzgnąć przyjaźnie. W Londynie nigdy nie było ku temu okazji. Nauczyciele z jej szkoły byli albo młodsi od niej i w wolnym czasie chcieli się dobrze bawić, albo starsi, zaabsorbowani sprawami rodziny. Z kolei ona w większości była zajęta rozwią-
zywaniem problemów siostry. Louise dąsała się za każdym razem, kiedy Harriet zwracała jej uwagę, że ma prawo do czasu wolnego, więc koniec końców, prowadzenie własnego życia, niezależnego od bliźniaków i siostry, okazało się tak trudne, że zrezygnowała z wszelkich prób. Gnębiły ją wyrzuty sumienia, że nie tęskni za siostrą i dziećmi. Louise wyjechała, nawet nie próbując zachęcić jej do złożenia wizyty w Kalifornii. Harriet miała nadzieję, że tym razem małżeństwo siostry okaże się trwałe. W jej nowym domu była tylko jedna duża sypialnia, dwa mniejsze pokoje zostały połączone w jeden dzienny, a trzeci przerobiono na łazienkę. Tak, jest wolna po raz pierwszy od śmierci rodziców. Mogła pisać, marzyć na jawie, cieszyć się spokojną okolicą… Robić to wszystko, na co od tak dawna miała ochotę. Nagle musiała przerwać te rozmyślania i zahamować tak gwałtownie, że zapiszczały opony jej małego volkswagena. Dosłownie w ostatniej chwili ominęła mężczyznę, który niespodziewanie wybiegł zza drzew przy drodze, i zatrzymała samochód. Zareagowała odruchowo na nieoczekiwane pojawienie się przechodnia, tak jakby to zrobił każdy kierowca, ale teraz, kiedy nieznajomy szedł w jej stronę, uświadomiła sobie, że postąpiła nierozsądnie. Tym bardziej że zbliżający się mężczyzna miał na sobie jedynie bardzo skąpe slipy. Na ile zdołała dostrzec w zapadającym zmroku, był cały mokry i kipiał ze złości. Właśnie chciała zablokować drzwi samochodu, ale nieznajomy okazał się szybszy. Otworzył je gwałtownym ruchem i wrzasnął z furią. – Trixie, co ty, do cholery, wyprawiasz?! Udał ci się twój głupi kawał, a teraz może byłabyś tak uprzejma i oddała mi ubranie! Harriet poczuła, że dwie silne ręce chwytają ją bezceremonialnie za ramiona. Znieruchomiała z przerażenia, ale niemal w tej samej chwili ręce cofnęły się i wprawdzie usłyszała słowa przeprosin, ale wypowiedziane wciąż wściekłym tonem. – Przepraszam, wziąłem panią za kogoś innego. Ona ma samochód tej samej marki i w takim kolorze, co pani wóz – powiedział i natychmiast dodał ze złością: – Trixie, mógłbym cię udusić gołymi rękami! Zaraz umilkł, widocznie starając się powściągnąć gniew; czoło przecięła głęboka zmarszczka. Mimo że twarz wykrzywiał mu grymas złości, dało się zauważyć wyraziste regularne rysy. Był wysoki – liczył na pewno ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, jak oceniła pobieżnie Harriet. Miał szczupłe muskularne ciało i ciemne włosy, teraz niemal przyklejone do głowy, jak gdyby dopiero co pływał, na co zresztą wskazywała skóra ociekająca wodą i brak ubrania poza slipkami. Ale jaki mężczyzna przy zdrowych zmysłach pływałby tu teraz po ciemku? Zatopiona w myślach, nagle sobie uświadomiła, że ją przeprosił, choć szorstko i niezbyt uprzejmie, wyjaśniając, że pomylił ją z inną osobą jeżdżącą takim samym volkswagenem. Utkwiła w nim wzrok z niejakim zakłopotaniem, czując, że się czerwieni na myśl o nasuwającym się związku między jego nagością a pomyłką co do jej osoby. Ta druga kobieta z pewnością była jego kochanką i najwyraźniej byli tutaj razem, a potem
ona odjechała, zostawiając go samego. Wytrącona z równowagi zaistniałą sytuacją, Harriet nagle poczuła, że ogarnia ją smutek. Dotarła do niej niepożądana i mało budująca prawda, że nigdy nie doświadczyła i prawdopodobnie już nie doświadczy interludium, jakie może doprowadzić do namiętnej kłótni, która najwyraźniej wywiązała się między kochankami. Oceniła mężczyznę na trzy bądź cztery lata starszego od siebie i zastanawiała się, jak wygląda jego kochanka. Na pewno jest atrakcyjna, wyrafinowana. Ile może mieć lat? Dwadzieścia parę? W tej samej chwili zorientowała się, że mężczyzna pyta, czy nie mogłaby go podwieźć. Ostrożność, która cechowała ją przez całe dotychczasowe życie, natychmiast uruchomiła w jej mózgu dzwonki alarmowe. Co prawda, nieznajomy wydawał się niegroźny, jednak nie powinna wpuszczać go do auta. – Proszę wybaczyć – zaczęła skonsternowana, żałując, że nie udało się jej na czas zablokować drzwi. – Jestem pewna, że pańska… dziewczyna wkrótce wróci – dodała, chcąc złagodzić odmowę. Zdawała sobie sprawę, że widać po niej, iż się waha i nie jest pewna własnej decyzji. Tymczasem mężczyzna znowu wpadł w gniew, o czym świadczyły zaciśnięte mocno usta. Patrzył na nią przez chwilę w milczeniu, po czym rzucił: – Moja co?! Trixie nie jest moją dziewczyną, tylko bratanicą. Nie doszło do nieudanej schadzki kochanków, jeśli to ma pani na myśli, lecz nastąpiła rozmyślna manipulacja. – Skrzywił się i dodał: – Zdaję sobie sprawę, że okoliczności nie przemawiają na moją korzyść. Rzeczywiście w tej sytuacji trudno uwierzyć, że jestem szanowanym członkiem tutejszej społeczności. Czy jednak wyglądam na takiego idiotę, który idzie popływać z dziewczyną w zimny jesienny wieczór, a potem pozwala jej odjechać ze swoim ubraniem? To dobre dla nastolatków, a nie dla dorosłych. Ku zaskoczeniu Harriet, mężczyzna wydawał się bardziej poirytowany jej całkiem naturalną pomyłką w ocenie natury jego kłopotliwej sytuacji niż odmową podwiezienia. Teraz, gdy przypatrzyła mu się dokładniej, zorientowała się z wyrazu jego twarzy, że prawdopodobnie jest człowiekiem o despotycznej naturze, przyzwyczajonym do kontrolowania sytuacji, a nie do tego, aby być uzależnionym od innych. Odwrotnie niż ja, pomyślała, ale tym razem zamierzała być stanowcza. Niezależnie od tego, jak wiarygodny i przekonujący mógł się wydawać nieznajomy, byłaby głupia, gdyby go podwiozła, uznała w duchu. Zadrżała, myśląc o tym, jaki los mógłby ją spotkać, gdyby on nie okazał się takim, jakim się na pozór wydawał. Na szczęście nie wyłączyła silnika, a kiedy obejrzała się nerwowo przez ramię, sprawdzając, czy nie pojawi się na pustej drodze inny samochód, mężczyzna odgadł jej myśli. – Na litość boską, kobieto! Czy wyglądam na gwałciciela?! – powiedział z nieukrywaną irytacją. Spojrzenie, którym ją obrzucił, wskazywało, że nawet gdyby miał niecne zamiary, to raczej nie wybrałby jej na swoją ofiarę. Harriet była wyczulona na wszelkie oznaki własnego braku seksapilu, zwłaszcza że do Louise mężczyźni ciągnęli jak pszczoły do miodu. Zaczerwieniła się aż po nasadę włosów. – Skąd mogę wiedzieć, nigdy żadnego nie spotkałam – odparła nieuprzejmie. Mężczyzna rzucił jej jadowite spojrzenie, pod którego wpływem poczuła się nie-
pewnie. – Przepraszam, ale nie mogę pana podwieźć – dodała, chcąc nieco złagodzić wcześniejsze słowa. – Musi pan to zrozumieć. Może kogoś powiadomić… Policję? Tym razem wzrok nieznajomego był jeszcze bardziej zjadliwy. Wiatr się wzmógł i nawet we wnętrzu auta dało się odczuć przenikliwy chłód. Nic dziwnego, że stojący na dworze niemal nagi mężczyzna zaczął się trząść, a jego ciało pokryło się gęsią skórką. Harriet o mało nie zmiękła. Opiekuńcza i wrażliwa natura, która tak często brała w niej górę wobec siostry, znowu dała o sobie znać. Już miała zaproponować pomoc, gdy nieznajomy się wyprostował, a oczy rozbłysły mu gniewem. – To nie będzie konieczne – oświadczył krótko, po czym lekko skłonił głowę i dodał sarkastycznie: – Tak bardzo lubię w kobietach tę ich empatię i zrozumienie. Harriet sięgnęła po klamkę, żeby zamknąć drzwi, ale nieznajomy podniósł rękę, by ją powstrzymać. Nieoczekiwanie zetknęli się palcami, co podziałało na ciało Harriet zupełnie niezależnie od jej woli niczym impuls elektryczny. Zastygła w bezruchu, a serce zaczęło jej trzepotać niczym u przerażonego królika. – Nie sądzi pani, że gdybym chciał zrobić pani coś złego, to już bym to uczynił? Przecież bez trudu mógłbym panią obezwładnić. Wie pani cholernie dobrze, że nic jej nie grozi z mojej strony – dodał z lekką goryczą. – Niestety, podobnie jak inne przedstawicielki swojej płci, najwyraźniej lubi pani dręczyć dla samego dręczenia. A ja prosiłem tylko o drobną przysługę w ekstremalnej dla mnie sytuacji. Poczucie winy Harriet wzrastało z każdym wypowiedzianym przez niego słowem. Już miała oznajmić, że zmieniła zamiar, gdy mężczyzna bez uprzedzenia cofnął rękę i zatrzasnął drzwiczki auta, pozostawiając ją z nieoczekiwanym uczuciem osamotnienia i tęsknoty. Zanim się otrząsnęła, odwrócił się i oddalił w kierunku, z którego przyszedł. Jeszcze przez krótką chwilę widziała w świetle reflektorów jego sylwetkę, po czym znikł jej z pola widzenia. Uświadomiła sobie, że jest jak w transie. Nacisnęła pedał gazu i ruszyła przed siebie. Pół godziny później, gdy serce wciąż jeszcze nie odzyskało zwykłego rytmu, jechała przez wieś, rozglądając się za wąską drogą, która prowadziła do jej nowego domu. Wahała się, czy jednak nie powiadomić policji o incydencie z nieznajomym, ale doszedłszy do wniosku, że to mogłoby wprawić go w zakłopotanie, a nie przynieść mu ulgę, zrezygnowała z tego pomysłu. Zakłopotanie… Cóż, to ona powinna być zakłopotana, nie on, pomyślała, przypominając sobie, jak była zszokowana, widząc go prawie całkiem nagiego. To dziwne, że widziani na plaży mężczyźni w skąpych spodenkach nie robią na nikim wrażenia, podczas gdy w innym otoczeniu ten sam widok… Przypomniała sobie, jak trudno było jej patrzeć nieznajomemu w twarz, nie zdradzając zażenowania, które czuła, mając go przed sobą niemal nagiego. To on powinien być skrępowany, nie ona. Harriet zmarszczyła brwi, skręcając w drogę prowadzącą do jej domu. A co do tego, że to jego bratanica była odpowiedzialna za tę sytuację… Zmuszona była przyznać, że zarówno jego wściekłość, jak i słowa potwierdzały, że mówił prawdę. Najwyraźniej nieznajomy nie ma zbyt dobrej opinii o płci żeńskiej, pomyślała. Dla-
czego? Zważywszy na jego wygląd, pomyślałaby raczej, że otaczał go wianuszek uwielbiających go kobiet. W tym momencie w świetle reflektorów ukazały się kontury domu. Zapadł zmrok i znowu Harriet pożałowała, że wyjechała z Londynu tak późno. Przyjazd do nowego domu, gdzie nikt jej nie witał, miał w sobie coś przygnębiającego, zwłaszcza że budynek był pogrążony w ciemności. Pośrednik poinformował ją, że kiedyś ten niewielki dom, stanowiący część większej posiadłości, zajmował miejscowy leśniczy, ale po jego śmierci nieruchomość podzielono i od półtora roku nikt w nim nie mieszkał. Dodał, że większą część ziemi kupili dwaj lokalni farmerzy, a dwór i położone wokół niego grunty nabył miejscowy biznesmen. Otworzywszy drzwi wejściowe i zapaliwszy światło, Harriet odetchnęła z ulgą. Przytulny niewielki hall pomógł jej pozbyć się poczucia osamotnienia i wyrzutów sumienia, które nie dawały jej spokoju przez całą drogę od chwili rozstania z nieznajomym. Wyrzuty sumienia… Właściwie dlaczego miałyby ją nękać? Przecież zaproponowała, że zawiadomi policję. Stała przez chwilę, przypominając sobie gorzkie spojrzenie, jakie jej rzucił nieznajomy, krótką oskarżycielską uwagę pod adresem jej płci, i pocieszyła się, że niezależnie od tego, kim jest, z pewnością mieszka na tyle daleko, że nie grozi jej następne spotkanie. Było jeszcze stosunkowo wcześnie, zaledwie dziesiąta wieczór. Mimo długiej jazdy samochodem Harriet miała na tyle energii, żeby wyjąć z samochodu bagaż i ustawić maszynę do pisania w kuchni, na specjalnie w tym celu kupionym solidnym stole. Nawet zaczęła przelewać na papier początek opowieści, który przyszedł jej do głowy, kiedy wnosiła rzeczy. Meble przywieziono wcześniej, przed paroma dniami. Firma trudniąca się organizowaniem przeprowadzek, którą wynajęła, rozmieściła je dokładnie tak, jak to Harriet zaplanowała. Ostatnie dni, które spędziła w londyńskim hotelu, były dość męczące, ale w przeddzień wyjazdu miała umówione spotkanie z wydawcą, nie było więc sensu jechać do nowego domu po to tylko, żeby niedługo potem wracać do Londynu na dwie godziny. Jak zwykle pisanie pochłonęło ją całkowicie i dopiero po dwóch godzinach spędzonych przy maszynie uświadomiła sobie, że bolą ją plecy i nadgarstki, a całe ciało przenika chłód. Tłumiąc ziewanie, starannie poskładała zapisane kartki i wstała od stołu. Pora spać, zdecydowała. Rano przeczytam to, co napisałam. Tłumiąc następne ziewnięcie, upewniła się, że drzwi są zamknięte na klucz, i udała się na piętro do sporego pokoju z cudownym widokiem na okoliczne wzgórza, o czym przekonała się wcześniej, w trakcie oglądania domu przed kupnem. Przywiezione z Londynu nowoczesne łóżko wydawało się całkowicie nie na miejscu w tradycyjnym wnętrzu. Gdy tylko będę miała więcej czasu, postanowiła, odwiedzę miejscowe sklepy z meblami i postaram się znaleźć coś bardziej odpowiedniego. Pokój wymagał czegoś staroświeckiego – łoża przykrytego pikowaną narzutą, do którego trzeba by się wspinać, na którym piętrzyłyby się miękkie poduszki, obleczone w pachnące lawendą bawełniane powłoczki.
Wokół panował spokój, w odróżnieniu od Londynu, gdzie ruch uliczny zdawał się nie ustawać nigdy. Louise powiedziała jej pogardliwie, że zwariuje w takiej ciszy i najpóźniej za pół roku będzie znowu w Londynie, ale Harriet wiedziała, że nic podobnego się nie zdarzy. Dopiero co tutaj przyjechała, a już stwierdziła, że jest coś niewyobrażalnie kojącego i uspokajającego w niewyraźnych, przytłumionych odgłosach domu. Już wyczekiwała z niecierpliwością, co jej przyniesie nowe życie. Zmarszczyła czoło, myśląc, że szkoda, iż musiała natknąć się na tego mężczyznę. Dający się odczuć jego lekceważący stosunek do niej, a także gorzkie słowa o kobietach potrąciły w niej strunę, której nie była w stanie uciszyć. Poczuła się tak, jak gdyby była odpowiedzialna za sprowokowanie tego lekceważenia, jak gdyby on patrząc na nią, uznał, że czegoś jej brak jako kobiecie. Było to absurdalne przypuszczenie, zważywszy na to, że nie taił, iż gardzi kobietami jako takimi. Zastanawiała się jeszcze przez chwilę, dlaczego zaprząta sobie myśli nieznajomym, aż wreszcie zasnęła. Obudziła się nagle, skonsternowana snami, które nie dawały jej spokoju przez całą noc. Oto śniła o tym, że przechadza się wzdłuż rzeki, zaabsorbowana obserwacją jej prądu, wsłuchuje się w szum wody, po czym nagle skręca za róg i widzi idącego z przeciwka mężczyznę. Ma on na sobie dżinsy i bawełnianą koszulę, a kiedy się zbliża, patrzy na nią z góry, a ona uświadamia sobie z przerażeniem, że jest całkiem naga. Instynkt każe się jej ukryć, ale jest na to za późno. Mimo szumu rzeki słyszy jego kpiący głos. „Teraz twoja kolej… Popatrz, jak wyglądasz…” Harriet usiadła w pościeli, starając się zignorować symboliczne znaczenie snu. Na dworze padał deszcz, ciężkie krople uderzały o szyby. Może dlatego wydawało się jej, że we śnie słyszy szum rzeki? Zła na siebie, że incydent, który już dawno powinna wyrzucić z pamięci, wciąż zaprząta jej uwagę, uznała, że pora wstać. Firma, która przewiozła jej dobytek, zaopatrzyła ją w zapas jedzenia, ale potrzebowała kilku rzeczy i musiała się udać po zakupy do najbliższego miasteczka. Przede wszystkim jednak powinnam zjeść śniadanie i dopiero potem zaplanować cały dzień, zdecydowała, nastawiając ekspres do kawy. Wypiła dwa kubki kawy i zjadła grzankę, po czym postanowiła, że mimo deszczowej pogody przejdzie się po najbliższej okolicy. U podnóża jej ogrodu rozciągało się pole, skąd biegła ścieżka prowadząca od wioski prosto na wzgórza. Harriet nie zamierzała wędrować aż tak daleko, ale uznała, że świeże powietrze dobrze jej zrobi i pozwoli odzyskać jasność myślenia. Wciągnęła czerwone kalosze, jaskrawożółtą ceratową kurtkę z kapturem i wyszła z domu. Nasiąknięty wodą grunt okazał się grząski, była więc zadowolona, że przezornie zaopatrzyła się w gumowce. Furtka ogrodowa odskoczyła z głośnym skrzypnięciem, kiedy ją otworzyła. Harriet skierowała się przez łąkę do ścieżki prowadzącej przez pola.
ROZDZIAŁ DRUGI Spacerowała już prawie pół godziny, nie spotkawszy nikogo, rozkoszując się ciszą i pustką tak wspaniałą w porównaniu do zgiełku londyńskich ulic i przypadkowej ciżby przechodniów. Już dawno przekonała się, że można czuć się o wiele bardziej samotnym, przebywając w tłumie niż w odosobnieniu. Wiedziała, że Louise nie podzielałaby jej odczuć. Życzyła siostrze jak najlepiej. Czuła intuicyjnie, że tym razem Louise znalazła mężczyznę, który potrafi uporządkować jej życie i nadać mu właściwy kierunek. Nieprzemakalna kurtka i kalosze skutecznie chroniły od deszczu i zimnego wiatru. Harriet uśmiechała się z nostalgią, przypominając sobie, jak w Londynie planowała, że godziny wolne od pisania spędzi na przekształcaniu zarośniętego ogrodu w sekretny romantyczny zakątek, o jakim zawsze marzyła. Zanosiło się, że cały dzień będzie dżdżysty, a to znaczyło, że zamiast tracić czas na spacery, powinna zasiąść do maszyny. Na ukończenie pierwszej z czterech zamówionych książek wydawca wyznaczył jej stosunkowo odległy termin, ale to nie znaczy, że ma zostawić pisanie na ostatnią chwilę. Znacznie lepiej podejść do zadania systematycznie i wygospodarować czas na korektę, stwierdziła w duchu, uznając, że czas wracać. W ciągu najbliższych dwunastu miesięcy czeka ją wiele pracy wewnątrz domu, jeśli chce przekształcić go w taki, jaki sobie wymarzyła, ale postanowiła wstrzymać się z urządzaniem go do nadejścia zimy. Czyżbym zmieniała się w niemal archetypową starą pannę, o co tak często pomawiała mnie Louise? – zadała sobie w duchu pytanie. Samotnie żyjąca kobieta, zajęta własnym domem i ogrodem. Za trzy miesiące skończy trzydzieści pięć lat. Na pewno nie jest stara, ale i nie pierwszej młodości, a wiek to w końcu sprawa psychiki. Jednak podczas gdy mężczyzna trzydziestopięcio-, a nawet czterdziestoletni mógł być uważany za atrakcyjnego partnera, to nawet współcześnie kobieta w takim wieku jednak wypadała z obiegu. Zatrzymała się i stwierdziła, że tak czy inaczej, nie wiadomo dlaczego i w jaki sposób obraz wysokiego ciemnowłosego nieznajomego, ociekającego wodą, utkwił jej w pamięci. Bardzo męskiego i rozgniewanego mężczyzny, który najwyraźniej nie widział w niej kobiety pociągającej, lecz raczej obiekt irytacji i pogardy. Czy naprawdę nie mogła go podwieźć, zwłaszcza że znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia? Czy wręcz nie powinna spełnić dobrego uczynku wobec osoby potrzebującej pomocy? Okazać uprzejmości, a nawet współczucia? Czy zmieniła się w płochliwą singielkę o wybujałej wyobraźni, która uważa, iż każdy napotkany mężczyzna stanowi potencjalne zagrożenie? Czy zdziwaczała, latami żyjąc w celibacie, nadzwyczaj rzadko biorąc udział w życiu towarzyskim, obarczona wieloma obowiązkami i odpowiedzialnością za los siostry, a później także jej dzieci? Harriet nie spodobały się meandry, którymi krążyły jej myśli, uznała je za irracjo-
nalne. Oczywiście, że postąpiła słusznie, odmawiając przysługi nieznajomemu. Policja za pośrednictwem mediów nieustannie ostrzegała kobiety przed niebezpieczeństwem, jakie czyha na nie właśnie w takich sytuacjach jak ta, która zdarzyła się jej ostatniego wieczoru. Nie powinna mieć sobie nic do zarzucenia, a jednak… Niespodziewanie z zadumy wyrwał Harriet duży zabłocony labrador o ciemnobrązowej sierści, który wypadł na nią zza zarośli. Za nim ukazała się niewysoka, szczupła rudowłosa dziewczyna, z gołą głową mimo deszczu, ubrana w znoszoną wyświechtaną ciemnozieloną kurtkę, wyblakłe dżinsy i ciemnozielone gumowce. – Do nogi, Ben! – zawołała do psa. Na widok Harriet zrobiła wielkie oczy. – Och, nie wiedziałam, że ktoś tu jest. Myślałam, że Ben poczuł zająca. Nigdy ich na szczęście nie chwyta, ale i tak mam dość kłopotów, żebym jeszcze musiała całe rano uganiać się za nim po okolicy. Och, nie! Ben! Leżeć! Ben, najwyraźniej zwierzę towarzyskie, ani myślał się dostosować do polecenia i rzucił się entuzjastycznie na Harriet, o mało jej nie przewracając, po czym polizał ją w dłoń. Nie miała nic przeciwko psim pieszczotom. Kochała psy, ale w Londynie nie było warunków ani możliwości, żeby wziąć na stałe psa. Tutaj to zupełnie co innego… – Bardzo panią przepraszam – kajała się dziewczyna, biegnąc ku Harriet, żeby wyzwolić ją od swojego namolnego ulubieńca. Miała szeroko rozstawione orzechowe oczy, zadarty nos i uśmiech rozświetlający twarz. Wyglądała na szesnaście, siedemnaście lat i jak wydawało się Harriet, charakteryzowała się rodzajem bystrej, niemal intuicyjnej inteligencji współgrającej z jej zachowaniem. Delikatnie odepchnęła psa i przytrzymała go za obrożę. – Ojej, proszę popatrzeć, co zrobił z pani kurtką – zauważyła wyraźnie zmartwiona dziewczyna. Cały przód ceratowej kurtki nosił ślady zabłoconych psich łap, ale Harriet nie zwróciła na to zbyt wielkiej uwagi. – Nie szkodzi, przecież to się zmyje. Nie ma o czym mówić – odparła. – Dzięki Bogu choć za to – odparła z rozbrajającą szczerością dziewczyna. – Tylko tego mi potrzeba, by ktoś poskarżył się na mnie Riggowi. I tak tkwię po uszy w kłopotach. – Przewróciła teatralnie oczami i zachichotała. – Właśnie teraz powinnam być w swoim pokoju i rozmyślać nad popełnionymi grzechami. Słyszała pani kiedykolwiek coś tak archaicznego? Z Rigga naprawdę rzadki okaz. Wciąż mu powtarzam, że nie jestem dzieckiem. – Zacisnęła usta i przybrała uparty wyraz twarzy. Ten widok uruchomił w pamięci Harriet niejasne wspomnienie. Zmarszczyła na moment czoło, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, dziewczyna znowu się odezwała. – A tak w ogóle, to jestem Trixie Matthews, a to jak się pani prawdopodobnie domyśliła, Ben. Trixie. Harriet pomyślała, że to nieczęsto spotykane imię, a usłyszała je już dwa razy w ciągu niecałych dwudziestu czterech godzin. Czyżby zbieg okoliczności? Chyba jednak nie. A może? Czy dziewczyna jest bratanicą mężczyzny, który wyszedł na drogę, mając na sobie jedynie slipki, nalegał, by go podwiozła i odnosił się
do niej z taką złością? Ogarnęła ją przemożna pokusa, żeby się tego dowiedzieć. Nie powinno to być trudne, uznała, zważywszy na ufną i szczerą naturę dziewczyny, ale Harriet miała osobisty kod moralny, a zadanie pytań, które przemykały jej przez głowę, niewątpliwie by go naruszyło. Zresztą, czy to ważne? Epizod zeszłego wieczoru należał do przeszłości, a i tak była niezadowolona, iż za bardzo absorbował jej myśli. Uśmiechnąwszy się uprzejmie, choć z lekkim pobłażaniem do dziewczyny, odwróciła się, by wrócić do domu. Był to uśmiech, który przez lata doprowadziła do perfekcji, żeby trzymać ludzi na dystans, ale dziewczyna najwyraźniej nie była tego świadoma, bo podążyła jej śladem. Ben węszył w zaroślach, korzystając z nieuwagi swojej opiekunki. – Zatrzymała się pani we wsi? – spytała Trixie. – Nie mieliśmy tego roku dużo lata. – Skrzywiła się. – Wciąż mówię Riggowi, że potrzebuję prawdziwych wakacji. – Posłała Harriet figlarny uśmiech i dodała: – On jest taki nadęty i staroświecki. Masę dziewczyn w moim wieku mieszka samych, nie mówiąc już o tym, że jeżdżą na wakacje z przyjaciółką i jej mamą. Masę dziewcząt tak, zgodziła się w duchu Harriet, ale nie dziewczyny takie jak ta, której każde słowo i gest świadczy o tym, jak jest rozpieszczana i chroniona. – Gdzie pani mieszka? W Staple? – dopytywała się Trixie. Staple był starym wiejskim pubem, pamiętającym czasy, kiedy wioska leżała na szlaku ciągnącym na południe Anglii, dokąd pasterze pędzili stada hodowane na tutejszych wzgórzach. – Nie. Właściwie to nie jestem tutaj gościem – odparła Harriet. – Przeprowadziłam się z Londynu na stałe. – Tutaj?! – Trixie nie posiadała się ze zdumienia. – Aha, to pani musiała kupić stary domek leśniczego. Rigg mówił, że został sprzedany nauczycielce. – Byłam nauczycielką, teraz już nie uczę w szkole – wyjaśniła Harriet, nie bardzo wiedząc, dlaczego to robi. Nie dodała, czym się teraz zajmuje. Trixie uśmiechnęła się szeroko. – Bogu dzięki, w przeciwnym razie Rigg starałby się panią namówić do udzielania mi dodatkowych lekcji podczas wakacji. Ma obsesję na punkcie mojego wolnego czasu i wciąż wyszukuje mi jakieś zajęcia. A to tylko dlatego, że moi rodzice skończyli Oxford. Powtarzam mu, że oni byli wybitnie inteligentni, ale pod tym względem nie jestem do nich podobna. Czy nie uważa pani, że w wieku prawie osiemnastu lat jestem dostatecznie dorosła, żeby pojechać na wakacje z przyjaciółką i jej mamą? Dlaczego Rigg tak się ciska?! – dodała z oburzeniem. Harriet podejrzewając, że kryje się za tym coś, o czym nie wie, mogła jedynie załagodzić sprawę. – Być może, ale skoro nie wyraził zgody… – Nie wyraził zgody? Trudno by tak określić jego reakcję. Myślałam, że eksploduje – powiedziała posępnie Trixie. – A to wszystko z powodu głupiego nieporozumienia. Próbowałam mu wytłumaczyć, co się stało, ale nie chciał słuchać, więc usiłowałam mu pokazać, jak łatwo można źle zinterpretować okoliczności. Jednak zamiast zrozumieć, co starałam się mu udowodnić, zaczął się wściekać. Oczy dziewczyny pałały oburzeniem. Harriet, mająca za sobą doświadczenia
z Louise, nagle poczuła przypływ sympatii dla jej opiekuna. Niełatwo ponosić odpowiedzialność za taką osobę jak Trixie. Dziewczyna znowu westchnęła. – Chyba już pójdę, zanim odkryje, że wyszłam z domu. Oczywiście, nie byłby taki, gdyby nie… gdyby nie był takim mize… mizu… – jednym z tych mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet – dokończyła szybko. – Chciałaś powiedzieć, mizoginem. – Harriet podsunęła właściwe słowo. – No tak. A wszystko dlatego, że przed laty pewna kobieta go rzuciła – wyjaśniła Trixie z typowo młodzieńczą pogardą. Harriet wiedziała, że nie powinna tego wszystkiego słuchać, a tym bardziej zachęcać dziewczyny do dalszych wynurzeń, choć trudno jej było opanować ciekawość. – Przyznaję, to nie było miłe, bo wycofała się w ostatniej chwili – dodała Trixie. Harriet zaczęła mieć wątpliwości, czy nie błędnie rozpoznała tożsamość stryja rozżalonej dziewczyny. Nie mieściło się jej w głowie, że jakakolwiek kobieta mogłaby porzucić mężczyznę, którego spotkała zeszłego wieczoru na drodze. Znalazły się już w pobliżu domu, więc Harriet świadoma, że powinna była powstrzymać zwierzenia swej przypadkowej towarzyszki już jakiś czas temu, uśmiechnęła się do niej i skinęła lekko głową. – Miło było cię poznać – powiedziała. – Mam nadzieję, że stryj nie będzie się bardzo gniewał, kiedy stwierdzi, że cię nie ma. – Och, Rigg się nie gniewa – odparła z westchnieniem dziewczyna. – On tylko patrzy na ciebie tak… no wiesz, jakbyś była najnędzniejszą istotą pod słońcem. Myślę, że naprawdę jestem dla niego ciężarem. Przynajmniej tak uważa pani Arkwright, nasza gospodyni. Rigg jest dla niej wszystkim, a mnie ma za nic. Słyszałam, jak mówiła do męża – on jest u nas ogrodnikiem – że Rigg to święty człowiek, skoro wziął mnie do siebie po śmierci moich rodziców. – Święty! – prychnęła. – Raczej diabeł. Nie jest w stanie zrozumieć, że mam prawie osiemnaście lat i jestem dorosła. Nawiasem mówiąc, podoba mi się pani strój – dodała ni z tego, ni z owego. – Rigg by się wściekł, gdybym kupiła sobie coś podobnego. Skrzywiła się wyraźnie niezadowolona z własnego praktycznego i odpowiedniego na pobyt na wsi ubioru i wtedy dotarło do Harriet, że gdyby miała na sobie dawne londyńskie rzeczy, dziewczyna nie byłaby wobec niej tak śmiała i otwarta. Poczuła się trochę winna. Nie powinna była pozwolić Trixie aż na tak daleko posunięte zwierzenia. Rigg… Nietypowe imię. Korciło ją zapytać, skąd się wzięło, ale choć była pewna, że Trixie powiedziałaby jej wszystko, powstrzymała ciekawość. Rozstały się przy furtce. Później, kiedy Harriet pracowała nad zarysem nowej książki, coraz trudniej było jej stłumić chęć umieszczenia w pobocznym wątku postaci wzorowanej na tej szczupłej dziewczynie z orzechowymi oczami i płomiennymi włosami, tak ufnej i bezpośredniej w sposobie bycia, i jej stryja potwora. Koniec końców, uległa pokusie i zanim zapadł wieczór, okazało się, że fabuła książki potoczyła się w zupełnie innym kierunku, a główny wątek został zdominowany przez nowo wprowadzone do akcji osoby. Przed czwartą po południu przypomniała sobie nagle, że miała się wybrać po zakupy. Miasteczko znajdowało się jednak dobre trzy kwadranse jazdy od jej domu,
a na dziś wystarczy jedzenia. Spojrzała na telefon, usiłując obliczyć różnicę czasu między Anglią a Kalifornią i zastanawiając się, czy nie powinna zadzwonić do Louise, by się upewnić, czy jest szczęśliwa. Zdecydowała, że jednak nie zatelefonuje, bo w końcu Louise jest dorosła i ma męża, którego obowiązkiem jest się o nią troszczyć. To dziwne, ale ilekroć myślała o siostrze, niezmiennie odczuwała, że powinna się nią opiekować, mimo że Louise była bardziej odporna psychicznie niż ona. Znacznie łatwiej adaptowała się do nowych sytuacji, o wiele lepiej potrafiła sama o siebie zadbać pod względem emocjonalnym. Harriet odsunęła maszynę. Przeniknęło ją nieznane dotychczas uczucie szczęścia. Wolność bycia tym, kim się chce, robienia tego, na co ma się ochotę. Żadnych roszczeń w stosunku do własnego czasu i uczuć, brak konieczności przedkładania potrzeb innych ponad swoje. Odczuwała obcy jej dotąd rodzaj hedonistycznej satysfakcji. W przypływie nowej energii włożyła gumowce i ceratową kurtkę po raz drugi tego dnia i wyszła do ogrodu, gdzie spędziła godzinę na usuwaniu chwastów z zarośniętej ścieżki, biegnącej wzdłuż ogrodu aż do furtki, zanim gęstniejący zmierzch kazał jej wrócić do domu. Była tak głodna, że od razu po powrocie wzięła kąpiel, po czym zabrała się do przygotowywania posiłku. Chmury deszczowe sprawiły, że na dworze zrobiło się ciemno prędzej, niż można by się spodziewać. W radiu podano, że deszcz utrzyma się przez parę dni. Harriet położyła się do łóżka ze świeżo wydaną książką jednego ze swoich ulubionych autorów, ale nie była w stanie skupić się nad tekstem. Wciąż wracała myślami nie tylko do Trixie Matthews, ale przede wszystkim do nieoczekiwanego spotkania z jej stryjem. W pierwszej chwili zwrócił się do niej imieniem Trixie i dopiero po sekundzie uzmysłowił sobie pomyłkę. W jego głosie gniew mieszał się z rezygnacją. Biedak, pomyślała, musi mu być niełatwo ponosić odpowiedzialność za nastolatkę o tak nieokiełznanym temperamencie. Lekki uśmiech błądził na jej wargach, kiedy zastanawiała się, jak nawet tak sprytna i zaradna dziewczyna jak Trixie zdołała skłonić mężczyznę takiego jak Rigg do rozebrania się aż do slipów, nie mówiąc już o tym, że zostawiła go bez ubrania i środka transportu. Cóż, supermarkety są wszędzie takie same, uznała ze znużeniem Harriet, odbierając paragon w kasie i wyjeżdżając z wózkiem na zmoczony jesiennym deszczem parking przed sklepem. Gdyby pogoda była bardziej sprzyjająca, może by pozwiedzała miasteczko, ale nie dość, że lało, to jeszcze wiał lodowaty wiatr, przenikający do szpiku kości. To tyle, jeśli chodzi o dojrzałą urodzajność jesieni, pomyślała cierpko, ładując zakupy do bagażnika i wyjeżdżając z parkingu. Gdy wracała do domu, wzgórza wydawały się ponure i obce. Nawet w ciepłym wnętrzu samochodu przeszedł ją dreszcz. Nie zazdrościła tym, którzy tego dnia pracowali na wzgórzach, gdzie owce chroniła przed deszczem ich gruba wełna, ale
pasterze i psy mieli znacznie gorzej. Wieś była opustoszała. Pośrednik, z którego usług skorzystała, poinformował ją, że we wtorki wszystko zamyka się wcześniej. Uśmiechnęła się do siebie. Mieszkając w Londynie, niemal zapomniała, że coś takiego jest możliwe. Zatrzymała się przed przejściem, przepuszczając starszego mężczyznę, który zmierzał do staroświeckiej budki telefonicznej. Wiatr omal jej nie przewrócił, gdy zajechawszy przed dom, wysiadła, żeby otworzyć drzwi. Po wejściu do środka rzuciła klucz do drzwi i torebkę na stół w kuchni i wybiegła do auta po zakupy. Trzask tylnych drzwi, który usłyszała, biegnąc do samochodu, nie zwrócił jej uwagi, dopóki nie wróciła objuczona torbami i nie stwierdziła, że nie może ich otworzyć. Nie wpadając w panikę, postawiła torby na ziemi i spróbowała ponownie, ale w tej samej chwili uzmysłowiła sobie, że zatrzasnęła drzwi, nie zablokowawszy uprzednio automatycznego zamka, klucze są w środku, a ona z zakupami na zewnątrz. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się z niedowierzaniem w drzwi, aż wreszcie uprzytomniła sobie, że jest przemoknięta do suchej nitki. Nie było możliwości dostania się do domu, tym bardziej że nauczona londyńskim doświadczeniem z pewnością przed wyjściem zamknęła wszystkie okna i drzwi frontowe. Co zatem w tej sytuacji zrobić? Zatelefonować do pośrednika? Może mieć zapasowe klucze. Jeśli nie, to może poleci jej jakiegoś ślusarza. Przeklinając w duchu własną nieuwagę, wzięła torby i ponownie wstawiła je do bagażnika, szczęśliwa, że nie zdążyła dołączyć kluczyków samochodowych do kluczy od domu. Najbliższy telefon znajdował się we wsi i na samą myśl, że pozbawiona kluczyków od samochodu musiałaby wędrować pieszo trzy kilometry w taką pogodę, mając na sobie cienki żakiet i półbuty, ponownie przeszedł ją dreszcz. We wsi nie było żywego ducha, budka telefoniczna stała pusta. Najpierw musiała dowiedzieć się w informacji telefonicznej o numer agenta, na szczęście pamiętała jego adres i nazwisko. Zgłosiła się sekretarka, która serdecznie współczuła Harriet i poinformowała ją, że szef wyszedł i nie wróci przed upływem godziny. – Proszę chwilkę zaczekać – dodała, gdy Harriet już miała odwiesić słuchawkę. – Wydaje mi się, że zapasowy klucz jest przechowywany we dworze, bo właściciel miał oko na ten dom, kiedy stał niezamieszkany. Mam tam zadzwonić i się dowiedzieć? Harriet podziękowała, ale nie skorzystała z uprzejmości sekretarki, wyjaśniła, że ma samochód i od razu pojedzie do dworu, bo tak będzie szybciej. Wiedziała, gdzie to jest, ponieważ agent pokazał jej imponującą kutą bramę z żelaza zaledwie parę kilometrów od jej domu. Pospiesznie udała się do auta, modląc się w duchu, żeby zapasowy klucz, który znajdował się we dworze, nie został już zwrócony pośrednikowi. Odetchnęła z ulgą, że nie zmieniła jeszcze zamka, co zamierzała zrobić. Przeklinając w duchu własną głupotę, pojechała z powrotem do wsi, mijając po drodze wejście do własnej posiadłości. Dojechała do pomalowanej na czarno imponującej bramy z kutego żelaza ze złoconymi szpicami. Mężczyzna, który kupił dwór w dość opłakanym stanie, był najwyraźniej prawie tak samo obcy tutaj jak ona. Wpływowy biznesmen, którego przodkowie pochodzili
z tej części świata, jak ją poinformował pośrednik. Dodał, że mężczyzna nie tylko kupił dwór i wprowadził się do niego, ale również przeniósł tutaj swoje interesy, otwierając nową fabrykę na terenie przemysłowym pod miastem. „Ma coś wspólnego z komputerami” – powiedział, a Harriet była zadowolona, że nie poinformowała go, w jaki sposób zarabia na życie. Oczywiście, agent nie miał złych zamiarów, ale najwyraźniej nie mógł się powstrzymać od opowiadania o swoich klientach, a ona wciąż nie była pewna, czy jej druga książka okaże się na tyle dobra, by mogła siebie przedstawiać jako pisarkę. Musiała wysiąść z auta, aby otworzyć bramę, i stwierdziła z ulgą, że nie ma żadnych elektronicznych zabezpieczeń, które uniemożliwiałyby jej wejście i skazywały na całkowite przemoknięcie. Cienki żakiet odpowiedni na przejście z parkingu do supermarketu nasiąkł wodą, bluzka, którą miała pod spodem, była wilgotna. Dżinsy też przemokły, gruba tkanina urażała skórę, ilekroć musiała zmienić bieg. Dwór nie okazał się tak imponującą siedzibą, jak to sobie wyobrażała, ale długim i niskim budynkiem, pochodzącym mniej więcej z tego samego okresu, co jej dom. Jednak nawet z mokrymi kamiennymi ścianami w ciemnozielonym kolorze wydawał się urokliwy. To bardzo tutaj pasujące, charakterystyczne piękno budowli na moment zaparło jej dech w piersiach, tak że zapomniała o mokrym ubraniu, irytującej sytuacji i zakłopotaniu z powodu zakłócania spokoju mieszkańcom tej posiadłości. Gdy szła w stronę starych dębowych drzwi, nagle pozazdrościła temu, kto tutaj mieszka, przy czym nie ze względu na rozmiary domostwa i jego odosobnienie, ale z powodu cudownej i niespodziewanej aury spokoju i szczęścia. Była już prawie u drzwi, gdy otworzyły się i zobaczyła przed sobą znajomą uśmiechniętą twarz Trixie, w dodatku zupełnie niezaskoczoną jej widokiem. Ben, brązowy labrador, powitał Harriet z właściwym sobie entuzjazmem, a jego opiekunka niemal wciągnęła ją do środka. – Tak się cieszę, że przyjechałaś – powiedziała, tym razem zwracając się do Harriet bezpośrednio jak do równolatki. – Umierałam z nudów. – Przewróciła oczami i zachichotała. – Rigg zabronił mi wychodzić z domu. Stały w pięknym kwadratowym hallu, wyłożonym boazerią. W rogu znajdował się ogromny kamienny kominek, na którym właśnie płonął ogień. Ben, powitawszy Harriet, położył się przed nim, westchnąwszy z wyraźnym zadowoleniem. Sfatygowane dębowe schody prowadziły wzdłuż jednej ze ścian na podest z galerią, ściany klatki schodowej były ozdobione malowidłami wyglądającymi na bezcenne oryginały. Okna przysłaniały ciężkie zasłony z adamaszku, których gruba tkanina nadawała pomieszczeniu przytulny charakter. Harriet zorientowała się poniewczasie, że stoi na zabytkowym dywaniku, który z całą pewnością nie był przeznaczony do tego, żeby dotykały go czyjeś mokre i prawdopodobnie wciąż zabłocone buty. Odruchowo zaczęła się usprawiedliwiać, ale Trixie tylko się roześmiała. – Chodźmy, nie mogę się doczekać, żeby przedstawić cię Riggowi. Zawsze zrzędzi, że nie mam przyzwoitych przyjaciół. Harriet zmartwiała na myśl o kłopotliwej dla niej sytuacji. Przypuszczała, że właściciela, który prowadzi interesy i zapewne ma liczne zajęcia, nie będzie w domu.
A jeśli jest tym samym mężczyzną, którego spotkała tamtego wieczoru w niecodziennej i krępującej dla obojga sytuacji, to nie ma najmniejszej ochoty widzieć się z nim ponownie, zwłaszcza w tych okolicznościach – nie jako zaproszony i mile widziany gość, lecz petent. – Och, nie… Proszę, nie trzeba niepokoić stryja – zwróciła się do dziewczyny, chwytając ją za rękę. – Prawdę mówiąc, nie przyjechałam do ciebie, Trixie – dodała. – Nawet nie wiedziałam, że tu mieszkasz. Choć powinnam była się domyślić, uznała w duchu. Zachowanie Trixie i to, czego się od niej dowiedziała, wskazywało, że pochodzi z zamożnej rodziny, a po tym, co usłyszała od agenta o właścicielu dworu, powinna była skojarzyć jedno z drugim i odgadnąć, że to musi być dom, w którym mieszka Trixie. Nic dziwnego, że stryj nie chciał, by tamtego wieczoru Harriet zawiadomiła policję. Dziewczyna posłała jej chmurne spojrzenie. – Nie przyszłaś do mnie? – spytała. Harriet szybko wyjaśniła, co ją sprowadza. – Zadzwoniłam do pośrednika nieruchomości, od którego kupiłam dom, i jego sekretarka powiedziała mi, że zwykle tutaj był zapasowy klucz. Trixie zmarszczyła czoło. – Nic o tym nie wiem – powiedziała niepewnie. – Będę musiała spytać Rigga. W tej samej chwili Harriet usłyszała aż za dobrze jej znany męski głos. – O co będziesz musiała mnie spytać? Nie zastanawiając się, co robi, Harriet obróciła się na pięcie i ruszyła do drzwi, ale serce w niej zamarło, gdy zobaczyła stojącego przed nią mężczyznę. Wyglądał znajomo, a równocześnie całkiem obco w eleganckim garniturze i nieskazitelnej białej koszuli. Ciemne włosy, tym razem suche i wyszczotkowane, podkreślały wybitnie męskie rysy twarzy. – To Harriet – przedstawiła ją Trixie. – Zatrzasnęła drzwi domu i przyszła, bo myślała, że u nas jest zapasowy klucz. Gdy mężczyzna przesunął po Harriet lekceważącym spojrzeniem, pomyślała, że może jej nie poznał. Była rozczarowana, że choć on wywarł na niej tak niezatarte wrażenie, ona najwyraźniej nie pozostawiła żadnego śladu w jego pamięci. Po chwili znowu zwrócił wzrok na Trixie. – Postaraj się o trochę bardziej logiczne wyjaśnienie – zasugerował spokojnie. Choć dziewczyna lekko się skrzywiła, było oczywiste, że czuje respekt przed stryjem. – To jest Harriet – powiedziała. – Poznałyśmy się tamtego… wczoraj. Mieszka w dawnym domu leśniczego. Harriet, to mój stryj. – Dziękuję – odrzekł Rigg. – Panna Smith i ja już się poznaliśmy. Harriet lekko się spłoszyła. Pomyliła się, sądząc, że on jej nie poznał, ale skąd zna jej nazwisko? – Och, naprawdę? – Trixie rzuciła im zdziwione spojrzenie. – Nie powiedziałaś mi, że znasz Rigga. – Być może ten epizod nie jest dla niej wart wspomnienia. – Rigg uprzedził odpowiedź Harriet. – Panna Smith była nieszczęsną ofiarą twojego idiotycznego zacho-
wania tamtego wieczoru. Miała nieszczęście prowadzić samochód tej samej marki i tego samego koloru, co twój. Kiedy wynurzyłem się z wody i zobaczyłem, że jedzie w moim kierunku, myślałem przez moment, iż się opamiętałaś. Harriet spojrzała na Trixie i zauważyła, że ona ledwie tłumi śmiech. Najwyraźniej jej stryj nie podzielał tego rozbawienia. Patrzył na nie obie z ponurą miną. – Och, nie! To ty nie chciałaś podwieźć Rigga? – Dziewczyna patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami, ale po sekundzie rozbawienie wzięło górę. – To zadziałało, Rigg! – Najwyraźniej nie posiadała się z radości. – Poszlaki… Założę się, że Harriet nie uwierzyła i… – Panna Smith uznała, że jestem albo lunatykiem, albo gwałcicielem lub jednym i drugim! – przerwał jej ostro Rigg. – Och, jesteś dzielna! – zachwyciła się Trixie. – Odmówiłaś mu podwózki. – Oczy jej się śmiały. Harriet nie mogła podzielać niewinnego rozbawienia dziewczyny. Rigg był tym, który nadaremnie prosił ją o przysługę, a teraz ich role się odwróciły, i to ona potrzebowała jego pomocy. Zapragnęła, żeby stał teraz przed nią ktokolwiek inny, byle nie ten mężczyzna o surowym, nieprzyjemnym wyrazie twarzy. A jeszcze bardziej pragnęła, żeby nieposłuszna pamięć nie podsuwała jej postaci, którą ujrzała w świetle reflektorów samochodu – tego samego mężczyzny, tyle że mającego na sobie jedynie slipki. – Przepraszam, że pana niepokoję, ale według pośrednika nieruchomości miał pan zapasowy klucz do domu leśniczego, więc chciałabym zapytać, czy nadal go pan ma.
ROZDZIAŁ TRZECI Harriet domyśliła się odpowiedzi, zanim ją usłyszała. Stało się to w chwili, gdy oczy Rigga rozbłysły zadowoleniem, a w miejsce surowej miny pojawiło się coś na kształt uśmiechu satysfakcji. Nie była zaskoczona słowami, które padły z jego ust. – Niestety, moja sekretarka parę dni temu włożyła go do koperty i odesłała wspomnianemu przez panią agentowi. Prawdopodobnie przesyłka wciąż znajduje się na poczcie. Harriet nie miała wątpliwości, że Rigg mówi prawdę. Nie zniżyłby się do kłamstwa w jakimkolwiek celu, nawet takim jak odpłacenie komuś pięknym za nadobne. Zmarszczyła brwi, skupiając się nie na obserwującym ją mężczyźnie, lecz na własnych natrętnych myślach. Jak to możliwe, że jego obecność tak silnie na mnie działa? Dlaczego tak się dzieje, mimo że wie, co z niego za człowiek? Nie była zadowolona z własnej reakcji. Rozbudzone emocje były niebezpieczne. Zorientowawszy się, że oboje – Rigg i Trixie – z uwagą na nią patrzą, przywołała na twarz uśmiech, którym posługiwała się, chcąc utrzymać nieznajomych na dystans. Zauważyła, że dziewczyna odebrała to ze zdziwieniem. – Ależ, Rigg, na pewno możesz coś zrobić – powiedziała Trixie, przenosząc wzrok ze stryja na Harriet i z powrotem, jakby wyczuła, że między nimi zapanowało szczególne napięcie. – Nie ma potrzeby – zaprotestowała szybko Harriet. – Przypuszczałam, że jest niewielka szansa, iż znajdę tu zapasowy klucz, ale na wszelki wypadek postanowiłam sprawdzić. Odwróciła się do wyjścia świadoma zarówno własnego opłakanego wyglądu, kontrastującego ze schludnością i elegancją obserwującego ją mężczyzny, jak i swoich reakcji. Czyżby Rigg Matthews pociągał mnie seksualnie i dlatego odczuwam podniecenie? – zadała sobie w duchu pytanie i od razu stwierdziła, że to nonsens. Cofnęła się myślami w przeszłość, do tych nielicznych okazji, kiedy spotykała się z mężczyznami, do Paula, z którym znała się nieco dłużej. W stosunku do żadnego z nich nie była w stanie wykrzesać z siebie nawet odrobiny ekscytacji, mimo że pragnęła ją odczuwać. Już przed laty pogodziła się z tym, że nie jest kobietą zdolną do obudzenia w sobie reakcji seksualnej. A teraz, w najbardziej nieoczekiwanych i niefortunnych okolicznościach doświadczyła jej aż nazbyt wyraźnie wobec nieprzychylnie nastawionego do niej mężczyzny, którego dopiero co poznała. Starała się za wszelką cenę zapanować nad swoim ciałem, ale jej umysł był skupiony wyłącznie na tych bulwersujących doznaniach. Zesztywniała, niezdolna się poruszyć, i dopiero lekki dreszcz, który przebiegł jej ciało, uwolnił ją od chwilowego paraliżu. Była dziwnie słaba, a w głowie czuła pustkę. Jak to dobrze, że stoję odwrócona do niego plecami, uznała w duchu.
Myśl o upokorzeniu, którego by doznała, gdyby on zorientował się, jak bardzo jest podniecona, zmobilizowała ją do szybkiego podejścia do drzwi. Chciała jak najprędzej wyzwolić się z obecności Rigga. Nawet się nie zorientowała, że Trixie za nią podąża, dopóki dziewczyna nie chwyciła jej za rękę, uniemożliwiając otwarcie drzwi. – Zaczekaj. Jestem pewna, że Rigg coś wymyśli – powiedziała, patrząc błagalnie na stryja. Harriet zorientowała się, że mimo narzekań i pomstowań na brata ojca Trixie kocha go i szanuje, a nawet całkowicie na nim polega. Twarz dziewczyny wyrażała niezachwiane przekonanie, że cokolwiek zdarzy się jej w życiu, stryj wybawi ją z każdej opresji. Harriet poczuła lekkie ukłucie zazdrości, przypominając sobie, jaka była w jej wieku. To Louise była ulubienicą rodziców, a ona od najmłodszych lat uczyła się walczyć o swoje. Cóż, samodzielność bardzo się w życiu przydaje, pomyślała. – To bardzo uprzejme z twojej strony – odezwała się, stając przy drzwiach – ale jestem pewna, że twój stryj zgodzi się ze mną, że nie może zrobić o wiele więcej niż ja. Nieświadomie przybrała rzeczowy ton, jakim zwracała się w szkole do uczniów. Zachowywała się uprzejmie, ale powściągliwie. – Trzeba tylko znaleźć ślusarza – dodała niefrasobliwie. – Pojadę do Hawick i… – Nagle zaczęła się trząść i kichać raz po raz. Przeziębienie! Tylko tego jej brakuje! W milczeniu sięgnęła do kieszeni po chusteczkę. – Mógłbym coś zaproponować – usłyszała chłodny głos Rigga. – Przypomniałem sobie, że w domu leśniczego jest małe okienko na strychu. – Rzeczywiście – przyznała Harriet. Odwróciła się zaskoczona, spojrzała na niego i od razu tego pożałowała. Mimo całej surowości i wyniosłości był wprost niewiarygodnie przystojnym mężczyzną. Odruchowo pomyślała o głupiej dziewczynie, która nie chciała zostać jego żoną, ale natychmiast skarciła się w duchu. Dobre serce i wspaniałomyślny umysł to znacznie ważniejsze atrybuty niż uroda, a z tego, co dotychczas zauważyła, Rigg nie ma ani jednego, ani drugiego. – Chciałem zasugerować, żeby włamać się przez to okno. Oszczędziłoby to pani czasu – powiedział, taksując ją wzrokiem od góry do dołu w sposób, który boleśnie uświadomił jej własny wygląd. Wyobraziła sobie, jak musi się prezentować – z potarganymi mokrymi włosami, czerwonym nosem, w przemoczonych dżinsach przyklejonych do nóg. Zadrżała, nie wiedząc, czy z zażenowania, czy z przemoczenia i zimna. Widziała, że Rigg zacisnął usta – niewątpliwie z niesmakiem – i nagle przypomniała sobie, jak go zostawiła stojącego prawie nago, zziębniętego i przemoczonego. Zrobiło się jej nieprzyjemnie, ale zmusiła się do jeszcze jednego uprzejmego uśmiechu. – Strych… Tak, cóż, dziękuję. Spróbuję to zrobić. Spojrzenie, jakie jej rzucił, sprawiło, że poczuła się tak, jakby była rówieśnicą jego podopiecznej. – Tyle że nie bez drabiny i kogoś, kto ją przytrzyma – zauważył natychmiast, po czym nie odwracając od niej wzroku, dodał: – Trixie, pójdź do kuchni, proszę, i spy-
taj panią Arkwright, czy nie mogłaby przygotować gorącego drinka dla naszego gościa. – I jak gdyby przewidując, że Harriet zaprotestuje, ciągnął: – A potem zaprowadź gościa na górę i znajdź jakieś suche rzeczy. Tymczasem Tom i ja pojedziemy do domu leśniczego i zobaczymy, czy uda nam się wejść do środka. W ten sposób jednym celnym uderzeniem zostałam sprowadzona do roli dziecka młodszego od Trixie, a równocześnie uświadomiono mi własny brak wyrozumiałości i chęci pomocy, pomyślała Harriet. Skonsternowana i zła, zastanawiała się, czy Rigg z premedytacją pozwolił jej myśleć, że zamierzał wziąć odwet, nie udzielając jej wsparcia, po to, by za chwilę mieć tym większą satysfakcję, demonstrując własną szlachetną naturę. Niezależnie od motywów jego postępowania będzie ostatnią idiotką, jeśli przyjmie ten akt dobroczynności. Już miała mu to oznajmić, ale znowu zaczęła kichać. Zanim wytarła nos, Rigg wyszedł, a Trixie udała się do kuchni. Pół godziny później Harriet przyjrzała się smętnie swemu odbiciu w lustrze. Miała na sobie za dużą bluzę od dresu, którą dała jej Trixie, i obcisłe dżinsy. Włosy już wyschły, ale były tak miękkie po deszczu, że nie mogła z nimi nic zrobić, jedynie pozwolić, by spływały na ramiona jedwabistą bezładną falą. Pani Arkwright tak bardzo nalegała, żeby spróbowała jej cudownie rozgrzewającej i sycącej zupy, że w końcu nie oparła się zaproszeniu. Gospodyni Rigga okazała się serdeczną kobietą. Wyznała Harriet, że panienka jest trochę niesforna, ale że pan Matthews jest najlepszym pracodawcą, z jakim kiedykolwiek miała do czynienia. Wyczuwając, że starsza pani chciałaby się czegoś o niej dowiedzieć, Harriet poczuła się zobligowana do powiedzenia jej paru słów o sobie. – Londyn. – Pani Arkwright potrząsnęła głową. – Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego ktoś chce mieszkać w takim miejscu. Tutaj można oddychać pełną piersią, jeśli pani wie, co mam na myśli. Harriet wiedziała i zwierzyła się starszej pani, jak bardzo była podekscytowana, mogąc spełnić wreszcie marzenie o zamieszkaniu na wsi. Właśnie opowiadała pani Arkwright o tym, jak małżeństwo Louise umożliwiło jej sprzedaż domu w Londynie i przeniesienie się na północ, gdy do kuchni wróciła Trixie. Wyszła tylko na chwilę, żeby odebrać telefon od koleżanki. – Opuściłaś Londyn? – zdziwiła się. – Chyba oszalałaś – dodała bezceremonialnie. Harriet uśmiechnęła się, a pani Arkwright potrząsnęła głową. – Dzwoniła Eva – poinformowała Trixie. – Jej mama chce wiedzieć, czy pojadę z nimi na ferie świąteczne. Powiedziałam, że wciąż próbuję przekonać do tego wyjazdu stryja, by uzyskać jego zgodę. – Ależ, panienko, dobrze wiesz, że pan Rigg na to nie pozwoli – zauważyła gospodyni. – Nie mam mu tego za złe – dodała, zwracając się do Harriet. – Pani Soames obraca się w dość oryginalnym towarzystwie, jeśli tak to można określić. Trixie mruknęła coś zdegustowana. – Cały kłopot ze stryjem polega na tym, że on nie pojmuje, na czym polega nowoczesne życie – zwróciła się do Harriet. – Wciąż tkwi w mrokach średniowiecza. Pamiętając sprzeczki z Louise, Harriet natychmiast poczuła solidarność z Riggiem, którego rozumiała aż za dobrze. Nie była z tego zadowolona. Nie chciała na-
wiązać żadnej więzi z tym mężczyzną, gdyż intuicja ostrzegała ją, że zajmowanie nim własnych myśli może się okazać niebezpieczne. Poza tym było oczywiste, że Trixie ma w sobie jakiś wrodzony wdzięk i słodycz, których brakowało jej siostrze. – Nie martw się – pocieszyła ją Trixie, niewłaściwie interpretując przyczynę jej zmarszczki na czole. – Stryj znajdzie jakiś sposób, żeby wejść do twojego domu. – Wyjrzała przez okno kuchni i się skrzywiła. – Patrz, ale leje. Prawie nie mieliśmy lata, a w zeszłym tygodniu John Beard powiedział, że czeka nas ciężka zima. Był pasterzem, ale już jest na emeryturze – wyjaśniła. – Tak bym chciała, żeby Rigg pozwolił mi pojechać z Evą i jej mamą na narty. Potrzebuję wakacji! Harriet roześmiała się, ale pani Arkwright zachowała powagę. – Jeśli o to chodzi, to raczej pan Rigg potrzebuje wakacji – zauważyła. – Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby z nami pojechał. – Trixie wzruszyła ramionami. – Spytałam, czy mógłby, ale wiesz, jaki on jest. Odparł, że ma za dużo pracy! – Nic dziwnego, że twój stryj nie ufa pani Soames – oznajmiła gospodyni. – Pozwoliła, żeby jej partner odwiózł cię do domu, a z tego, co mówią, wyglądało na to, że przedtem wypił. Nie dziwię się panu Riggowi, że był zły, zwłaszcza że pani Soames obiecała osobiście przywieźć cię do domu o jedenastej. Tymczasem wróciłaś o drugiej nad ranem, a poza tym to ufałabym temu jej przyjacielowi tyle co wściekłemu psu – dokończyła prosto z mostu. Nastąpiła długa chwila kłopotliwego milczenia. Trixie buntowniczo popatrzyła na panią Arkwright. – Myślę, że musiał być jakiś powód, dla którego pani Soames nie odwiozła Trixie do domu o czasie – odezwała się spokojnie Harriet, aby rozładować napiętą atmosferę. – Tak, był! – wtrąciła gwałtownie dziewczyna. – Ale nietrudno również zrozumieć – kontynuowała Harriet – że twój stryj mógł być zaniepokojony i zły. Trixie znowu zmarkotniała. Harriet uzmysłowiła sobie, że to nie jej sprawa, i zamilkła. Znieruchomiała, słysząc zajeżdżający samochód. – To na pewno Rigg. – Trixie natychmiast pobiegła do drzwi. – Mam nadzieję, że udało mu się włamać. Harriet też żywiła taką nadzieję. Kiedy obaj mężczyźni weszli do kuchni, natychmiast powędrowała spojrzeniem ku Riggowi. Na lewej ręce miał niewielkie skaleczenie, a do rękawa kurtki przylgnęła pajęczyna. Wstała z krzesła, mimowolnie spięta. – Udało ci się wejść? – Trixie zwróciła się do stryja, uprzedzając jej pytanie. – Tak – odparł Rigg, po czym oświadczył rzeczowym tonem, patrząc na Harriet: – Będzie pani musiała założyć zasuwę do okna na strychu, jak już je pani naprawi. Nie jestem pewien, czy ubezpieczenie pokryje koszty. – Sięgnął do kieszeni i z ponurą miną wręczył jej klucze. – Zabiliśmy okno, więc przez najbliższe dni woda nie będzie przeciekać, ale radzę jak najprędzej się nim zająć. Prognoza dla rolników na następny tydzień przewiduje wichury. Harriet wzięła od niego klucze, czując się niczym dziecko, któremu udzielono reprymendy. Musiała zebrać się w sobie, by móc cokolwiek powiedzieć. – Dziękuję za pomoc – odezwała się w końcu. – Zostawienie niezabezpieczonego
zamka było nierozsądne i wynikło z pośpiechu. Nie jestem całkowicie pozbawiona rozumu. Oczywiście, że naprawię świetlik najszybciej, jak to będzie możliwe. Zauważyła, że Rigg wciąż ma marsową minę, choć kilka sekund zajęło jej uświadomienie sobie, że nie patrzy na jej twarz, lecz na ciało. Natychmiast wyobraziła sobie, jak musi wyglądać w pożyczonym ubraniu, z rozpuszczonymi w nieładzie włosami – raczej jak trzydziestopięciolatka niepotrzebnie przebrana za nastolatkę niż rozsądna kobieta. Kiedy brała od niego klucze, ich palce na ułamek sekundy się zetknęły i znowu odniosła wrażenie, że przebiegł ją prąd. Trixie mówiła coś do stryja na temat niedawnej rozmowy telefonicznej, a on odwrócił głowę i spojrzał na Harriet. Natychmiast się odsunęła i poszła w stronę drzwi. Im prędzej znajdzie się u siebie, z dala od jego burzącej jej spokój obecności, tym lepiej. Będzie musiała oddać Trixie jej rzeczy, to jasne, ale najpierw do niej zatelefonuje, żeby przyjechać do dworu wtedy, gdy Rigga nie będzie. Bratanica opisała go jako mizogina, mężczyznę niecierpiącego kobiet. Nie ulegało wątpliwości, że jest inteligentny i z pewnością zdaje sobie dobrze sprawę, jak oddziałuje na przedstawicielki płci pięknej. Harriet nie chciała sprawić wrażenia, że jej wizyty zostały zaaranżowane specjalnie po to, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Niezmiennie przewrażliwiona na punkcie własnego wyglądu i braku seksapilu wyobraziła sobie, co mężczyzna tak atrakcyjny jak Rigg, w dodatku wykształcony i bogaty, może myśleć o takiej kobiecie jak ona. Po ukończeniu trzydziestu lat aż nadto często wysłuchiwała drwiących uwag Louise na temat braku partnera i życia seksualnego, by żywić jakiekolwiek złudzenia na temat tego, jak ją postrzegają inni. Wpędzona przez rodziców w kompleksy na tle swojej kobiecości w przeciwieństwie do młodszej siostry, nie zdawała sobie sprawy, że to jej chłodny dystans w stosunku do otoczenia w ogóle, a mężczyzn w szczególności, a nie, jak była przekonana, brak seksapilu doprowadził do tego, że pozostawała samotna. Zauważyła, że kiedy przestawała się kontrolować i częściowo się odsłaniała, ujawniając subtelną kobiecość i wrażliwość, stawała się bardziej atrakcyjna dla mężczyzn, bo przemawiała do ich prymitywnego instynktu myśliwego. Spostrzegła, że Rigg ponownie przeniósł uwagę z bratanicy na nią i że znowu zmarszczył brwi. Uznała w duchu, że niewątpliwie czeka niecierpliwie, żeby opuściła jego dom. Ku jej zdumieniu, okazało się, że jest w błędzie. – Odwiozę panią – zaproponował. – Robi się ciemno i choć zamknęliśmy drzwi na klucz, to w dzisiejszych czasach nie można być niczego pewnym. Nie wiadomo, kto może się czaić w pobliżu. Deska, którą założyliśmy okno, nie stanowiłaby przeszkody dla ewentualnego intruza. Harriet zwróciła na niego wzrok i zaprotestowała: – Och, nie, na pewno nic złego się nie wydarzy. I tak już sprawiłam panu dostatecznie dużo kłopotu. – To na nic – ostrzegła ją Trixie. – Stryj ma wybujałe przekonanie, że kobiety same nie dają sobie rady. Uniosła wojowniczo brodę, ale najwyraźniej Rigg nie zamierzał podjąć dyskusji, bo podszedł do drzwi. Harriet nie miała wyjścia; musiała przyjąć jego propozycję.
Kiedy zmierzali każde do swojego samochodu – on, jak zauważyła, jeździł praktycznym dużym range roverem – miała ochotę przeprosić go za to, że nie pomogła mu tamtej nocy na drodze, ale nie była w stanie znaleźć słów, które zabrzmiałyby w tej sytuacji właściwie. Czuła się niezręcznie w jego obecności, bała się, że w jakiś sposób Rigg odgadnie przyczynę jej nienaturalnych reakcji. Nie pojmowała, co się z nią dzieje. Całe to zachowanie było do niej niepodobne, a on na pewno jej do tego nie zachęcał. Wręcz przeciwnie. Była dobrym kierowcą, ale teraz niedokładnie wrzuciła bieg i rozległ się przeraźliwy zgrzyt. Poczerwieniała ze wstydu, świadoma, co Rigg może sobie o niej pomyśleć. W końcu ruszyła. Niebo było zaciągnięte deszczowymi chmurami, na dworze gwałtownie pociemniało. Gdy dojechała na miejsce, ukryty wśród drzew dom wydawał się ciemny i opuszczony. Zadrżała lekko, zatrzymując się przed wejściem. Pomyślała, że nazajutrz przede wszystkim musi dorobić zapasowe klucze. Wysiadając z auta, zobaczyła, że Rigg idzie w jej stronę. Nadal spięta, z trudem zmusiła się, by mu formalnie podziękować za pomoc, jednak musiała odwrócić wzrok, ponieważ nie była w stanie spojrzeć mu w twarz. Miał uzasadnione powody, żeby nie przyjść jej z pomocą, a jednak to uczynił. Wyjął z samochodu latarkę i oświetlił okno w dachu. – Wydaje się, że wszystko w porządku – zaczął – ale jeśli wolałaby pani, żebym wszedł i sprawdził, to… – Nie, nie, nie ma takiej potrzeby – przerwała mu szybko, cofając się o krok tak gwałtownie, że potknęła się o kamienną krawędź przy ścieżce i straciła równowagę. Rigg zareagował błyskawicznie. Rzucił latarkę i podtrzymał Harriet, chwytając ją za ramiona w chwili, kiedy niemal dotknęła ziemi. Podniósł ją bez najmniejszego wysiłku, jakby była małym dzieckiem, co nie powinno jej dziwić. Wiedziała, że pod drogim garniturem kryje się sprawne i muskularne ciało. Na moment zacisnął palce na jej ramieniu. W świetle reflektorów range rovera widać było jego pochyloną głowę i zaciśnięte usta. Harriet odniosła wrażenie, że patrzy na nią z niechęcią. – Jest pani całkiem bezpieczna – oznajmił z przekonaniem. – Mimo że bratanica zapewne nakreśliła pani nikczemny obraz mojego charakteru, zapewniam, że z mojej strony nic pani nie grozi. Nie mam zwyczaju czynić czegokolwiek bez akceptacji kobiety. Najłatwiej i najprościej byłoby go zapewnić, że ona niczego takiego się nie obawia, ale zamiast tak postąpić, z jakiejś absurdalnej i niewytłumaczalnej przyczyny Harriet zaczęła się bezradnie trząść. – Żartowałem – powiedział oschle Rigg, po czym dodał niespodziewanie: – Przepraszam, jeśli panią przestraszyłem. Puścił ją ostrożnie i cofnął się o krok, przez co poczuła się jeszcze bardziej niezręcznie. – Mam prawie trzydzieści pięć lat, zebrane życiowe doświadczenie i potrafię prawidłowo ocenić sytuację – oświadczyła.
Zacisnęła usta, a on przez chwilę skupił na nich wzrok. W efekcie Harriet miała wrażenie, że jej serce zatrzymało się na kilka sekund. Rigg uniósł brwi. – Sądzę, że w dzisiejszych czasach żadna kobieta nie może być pewna, iż wiek chroni ją przed taką napaścią – zauważył sarkastycznie. – Nie to miałam na myśli – rzuciła nieopatrznie Harriet. – Nie? A co w takim razie? Jak, na litość boską, mogła wmanewrować się w taką sytuację? – Chodziło mi o to – zaczęła – że nie wygląda pan na mężczyznę, który by musiał uciekać się do przemocy, żeby… żeby… – Urwała speszona. – A jednak nie wpuściła mnie pani do samochodu, chociaż znajdowałem się w sytuacji godnej pożałowania – przypomniał jej cierpkim tonem. – To było co innego – zaprotestowała. – Wtedy pan był… – Nagi? – podpowiedział. – Obcy – sprostowała pospiesznie. – A teraz nie jestem. Rozumiem. Zatem to nie obawa przed nieprzewidywalnością mojej płci jako takiej wywołała pani obiekcje, lecz ja, a raczej moje dotknięcie. Harriet wpatrywała się w Rigga, zastanawiając się, jak udało im się przejść od bezpiecznej i neutralnej konwersacji do ryzykownej i prowokującej. – N… nic podobnego – wyjąkała, ale ten protest zabrzmiał bardzo słabo. – Naprawdę nie musi się pani niczego obawiać, niezależnie od tego, że niewątpliwie jest pani atrakcyjna – kontynuował Rigg. – Zapewniam, że nie mam zwyczaju wymuszać zainteresowania ze strony przedstawicielek pani płci. Nazwał ją atrakcyjną! Zaskoczona Harriet w milczeniu wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami. Gdy wreszcie otrząsnęła się ze zdumienia, spostrzegła, że Rigg oddalił się w stronę range rovera. Dlaczego tak ją ocenił? Zdecydowanie nie robił wrażenia bawidamka, który prawi zdawkowe komplementy. Wręcz przeciwnie, wyglądał na poważnego, niezbyt towarzyskiego mężczyznę, a z ust jego bratanicy dowiedziała się, co sądzi o kobietach. Niezależnie od tego, jak bardzo Harriet starała się o tym zapomnieć, to pytanie nurtowało ją przez cały wieczór, długo po tym, jak wypakowała zakupy, przygotowała sobie kolację i usiadła z książką. Kupiła ją, ponieważ zapowiadało się, że pochłonie jej uwagę bez reszty, a tymczasem wciąż w myślach wracała do użytego przez Rigga określenia.
ROZDZIAŁ CZWARTY Rano Harriet obudziła się lekko zaniepokojona, czy aby nie jest przeziębiona, ale okazało się, że na szczęście nie ma żadnych objawów wskazujących na niepożądane skutki wczorajszego przemoknięcia. Początki kataru już minęły. W nocy deszcz ustał, ale niebo wciąż zasnuwały ołowiane chmury. Porywisty wiatr zrywał z drzew liście, które wirowały w powietrzu. Najwyraźniej jesień zagościła na dobre. Jesień – czas nostalgii, okres oczekiwania na nadejście zimy. Może ta pora roku odpowiada za mój stan psychiczny, a nie Rigg, czego się obawiała, zastanawiała się Harriet. Był to kuszący kierunek rozważań, ale i niebezpieczny. W nocy podjęła decyzję, że nie pozwoli sobie na rozmyślania o Riggu ani o swoich reakcjach na jego obecność. Zanim będzie za późno, powinna skierować myśli ku istotnym sprawom. Na co za późno? – zreflektowała się, jedząc śniadanie. Za późno na opamiętanie się, na wyrzucenie go z myśli i z serca? Odłożyła grzankę, która nagle przestała być chrupiąca i smakowała niczym kawałek kartonu. Zakochać się w jej wieku, zaledwie po dwóch przelotnych spotkaniach? To całkiem niemożliwe! Przecież jest dojrzałą kobietą, a nie nastolatką. Najpierw szybki spacer, a potem do pracy, postanowiła. W ten sposób przegna głupie i niepożądane myśli oraz emocje, które zupełnie niepotrzebnie zdominowały początek jej upragnionego nowego życia. Kiedy znalazła się na dworze, ucieszyła się, że włożyła ciepłą budrysówkę, choć jej jaskrawy czerwony kolor wydawał się teraz raczej dziecięcym gestem sprzeciwu wobec jej dawnych zwyczajów i poprzedniego stylu życia. Może tutaj kryło się rozwiązanie zagadki jej zachowania. Może emocjonalnie stała się nastolatką, którą tak naprawdę nigdy nie była. Ta myśl ją rozbawiła. Odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się do siebie. Oddychała głęboko, pozwalając, żeby czyste, ostre powietrze wypełniało jej płuca. Jakaż to rozkosz po Londynie. Nagle z wysokiej trawy tuż przed nią wyskoczył zając i w pierwszej chwili przestraszył Harriet, po czym przywołał skojarzenie z Benem, labradorem Trixie. Zawsze lubiła zwierzęta. Może powinna przyhołubić psa lub kota. Louise była uczulona na sierść, więc w dzieciństwie nie miały żadnych zwierząt. Tak, dobrze byłoby mieć psa. Zanim wróciła do domu, temperatura spadła o parę stopni, a wiatr się wzmógł. Szklarz, do którego rano zadzwoniła, obiecał wstawić szybę w oknie na strychu najszybciej, jak to możliwe. Zaparzyła sobie kawę, nękana wyrzutami sumienia, że zażywa niezdrowej przyjemności, racząc się kawą z kofeiną i obiecując sobie, jak to robiła regularnie, że przestawi się na bezkofeinową. Wiedziała jednak doskonale, że najprawdopodobniej to nigdy nie nastąpi.
Prawdziwym luksusem było teraz dla niej to, że we własnym domu mogła swobodnie zasiąść do maszyny do pisania. Już nie musiała tego robić po kryjomu, jakby to był jej największy sekret, ani się spieszyć z powodu licznych obowiązków rodzinnych i zawodowych. Zawsze zazdrośnie strzegła swojej pasji, starając się znaleźć chwilę, kiedy mogła zamknąć się w pokoju i skupić na pisaniu. Teraz maszyna do pisania stała wygodnie na solidnym kuchennym stole, który Harriet kupiła specjalnie po to, aby przy nim zasiadać do pisania. Kiedy uniosła głowę znad maszyny, patrzyła prosto w okno, za którym rozciągał się gąszcz ogrodowej roślinności. W czasie szybkiego lunchu składającego się z zupy i razowej bułki rozmarzyła się, wyobrażając sobie, jak następnego lata będzie wyglądał jej ogród. Nie mogła się doczekać dnia, w którym zajmie się pracami ogrodowymi. W Londynie miała mały ogródek, wyłącznie użytkowy. Oddała go bezinteresownie dzieciom, wierząc, że im będzie bardziej potrzebny. Tutaj wokół domu rozciągał się prawie akr ziemi, którego część stanowił kiedyś dobrze utrzymany ogród warzywny. Miała nadzieję, że uda się go przywrócić do dawnej świetności. Co prawda, nie była doświadczoną ogrodniczką, ale miała mnóstwo zapału i chęci. Wyobrażała sobie, jak będzie wyglądał nierówny żywopłot, kiedy zostanie starannie przycięty, a w donicach i na rabatach pojawią się różnobarwne kwiaty tak cudownie utrwalane przez Helen Allingham, znaną akwarelistkę oraz ilustratorkę, żyjącą na przełomie XIX i XX wieku. Skarciwszy się w duchu za trwonienie czasu na sny na jawie, wróciła do pracy. Wydawca zaakceptował wstępny zarys nowej książki, pozwalając, by puściła wodze fantazji. Już po chwili była tak pochłonięta pracą, że nie zorientowała się, iż ma gościa, dopóki drzwi do kuchni nie otworzyły się i na progu nie stanęła Trixie. – Przepraszam – zaczęła z uśmiechem – ale w nieskończoność pukałam do frontowych drzwi, a wiedziałam, że jesteś, skoro przed domem stoi samochód. – Przyniosłam twoje rzeczy – dodała, wręczając Harriet plastikową torbę. – Przyszłabym wcześniej, ale Rigg wciąż wydziwia. – Skrzywiła się. – Mówił, że powinnam najpierw zatelefonować, na wypadek gdybyś nie życzyła sobie odwiedzin. Naprawdę, on czasami jest zbyt staroświecki. Nie pozwala mi pojechać z Evą i jej mamą. Uważa, że pani Soames nie jest na tyle odpowiedzialna, żeby się nami opiekować, bo lubi wychodzić z domu i się bawić. Opiekować! Też coś! Mam osiemnaście lat, no, prawie osiemnaście! Harriet przezornie powstrzymała się przed stwierdzeniem, że prawie osiemnastolatki potrzebują dokładnie takiej samej, a może i staranniejszej opieki niż dzieci. – Chciałabym, żebyś z nim porozmawiała – oznajmiła Trixie. – Ja? – Przecież jesteś nauczycielką. Będzie musiał przyznać, że wiesz, co mówisz, że się na tym znasz. Harriet westchnęła nad naiwnością i zaufaniem dziewczyny, która zdawała się nie mieć żadnych wątpliwości, że ona jest po jej stronie. Nic dziwnego, że Rigg nie chce oddać jej pod opiekę kobiety, której, jego zdaniem, poczucie odpowiedzialności pozostawia wiele do życzenia.
– Myślę, że twój stryj nie jest typem mężczyzny, który pozwoliłby, aby ktoś wpływał na jego oceny – odparła stanowczo, starając się nie ulec prośbie malującej się w oczach Trixie, tak podobnych do oczu Rigga. – Och, ale on cię naprawdę lubi. Harriet podejrzewała, że dziewczyna widzi to, co chce widzieć, a także pozwala sobie na drobną manipulację, aby osiągnąć swój cel. – Nie mogę rozmawiać z twoim stryjem na ten temat, ponieważ, mówiąc szczerze, sądzę, że ma wszelkie powody, żeby nie godzić się na wyjazd z panią Soames – wyjaśniła. Zauważyła, że Trixie zmarkotniała. – Sama się zastanów – dodała. – Na pewno potrafisz zrozumieć, jak bardzo stryj musiał się zdenerwować, dowiedziawszy się, że pani Soames wysłała cię do domu z mężczyzną, którego nie znał. Co więcej, z mężczyzną, który pił, zanim usiadł za kółkiem. Nastąpiła krótka chwila milczenia. – Tak. Rozumiem, że mógł być zły, ale gdyby pozwolił mi wyjaśnić, zmieniłby zdanie! Pani Soames późno wróciła, bo zatrzymał ją klient. Ona jest dekoratorką wnętrz i nie może lekceważyć zleceniodawców. Poza tym stwierdziła, że ma tylko tyle paliwa w baku, żeby rano dojechać do stacji benzynowej. Wtedy jej facet Maurice zaproponował, że mnie odwiezie, a ona uznała to za doskonałe rozwiązanie. – Trixie westchnęła i wydęła wargi. – Oczywiście sprawę pogorszyło to, że Rigg postanowił pojechać po mnie do pani Soames i że Maurice omal na niego nie wjechał tuż za bramą. Oskarżył go, że prowadzi samochód po pijanemu. Był wściekły. Maurice jest młodszy od pani Soames i myślę, że Rigg obawiał się, że on spróbuje mnie podrywać, ale jestem pewna, że nie miał takiego zamiaru. Byłam zła na stryja, bo potraktował mnie jak dziecko, którym nie jestem! Dlatego w niedzielę postanowiłam dać mu nauczkę i wmanewrować go w sytuację, w której ludzie błędnie by go ocenili, tak by się przekonał, jak to jest zostać ośmieszonym! Umilkła i rzuciła Harriet szelmowskie spojrzenie, po czym dodała: – Opowiedział mi, że wziął twój samochód za mój. Założę się, że wpadł w furię. Żałuję, że nie widziałam, jak się ciskał. – Nie ma czego – zapewniła ją Harriet. – Jak ci się udało zmusić go do rozebrania się i wskoczenia do wody? – spytała, nie mogąc oprzeć się chęci zaspokojenia ciekawości. Trixie roześmiała się. – Och, to nie było trudne. Nienawidzi jeździć jako pasażer, więc siedział z zamkniętymi oczami. Zahamowałam i krzyknęłam, że widziałam, jak ktoś tonie. Nie wahał się ani chwili. Wiedziałam, że tak będzie. Harriet zaczęła się zastanawiać, czy Trixie zdaje sobie sprawę, jakie ma szczęście, że jest w jej życiu ktoś tak odpowiedzialny i troskliwy. – Jak tylko wskoczył do rzeki, natychmiast odjechałam. Muszę przyznać, że założyłam, iż znajdzie go któryś z tutejszych mieszkańców. Przez myśl by mi nie przeszło, że to będzie ktoś obcy. Znowu się zaśmiała i spytała: – Naprawdę pomyślałaś, że mógł okazać się gwałcicielem? Ależ on się wściekał!
– Wyobrażam sobie – odparła automatycznie Harriet, ale zanim zdążyła powiedzieć, co o tym wszystkim sądzi, rozległ się odgłos zajeżdżającego przed dom samochodu. Tym razem usłyszała dzwonek i podeszła do drzwi frontowych. Trixie stanęła obok niej. Kobieta, którą Harriet ujrzała, otworzywszy drzwi, najwyraźniej była dobrą znajomą Trixie, bo dziewczyna powitała ją szerokim uśmiechem. – Jestem Nora Fellows, żona pastora – przedstawiła się z lekkim uśmiechem. Harriet zaprosiła ją do środka. – Słyszałam, że się pani tutaj wprowadziła – dodała. – Tworzymy niewielką społeczność, w dodatku dość rozrzuconą po okolicy, więc staramy się w miarę możliwości utrzymywać ze sobą kontakty. Jeśli pani woli samotność, to proszę śmiało powiedzieć. Niekiedy małe społeczności mogą się wydawać klaustrofobiczne. Jednak dzisiejsza wizyta ma konkretny cel. Otóż w tym tygodniu przypadają sześćdziesiąte urodziny mojego męża i z tej okazji wydajemy w sobotę po południu przyjęcie. Zaproszona jest cała wieś, a więc i pani. Proszę wybaczyć, że zawiadamiam z tak krótkim wyprzedzeniem. Harriet, wzruszona uprzejmością i serdecznością pani Fellows, podziękowała jej za zaproszenie. – We wsi organizowali zbiórkę na prezent – poinformowała ją Trixie po wyjściu pastorowej. Harriet postanowiła dowiedzieć się na poczcie, czy nie jest za późno na dołożenie się do wspólnego podarku. – Co piszesz? – zainteresowała się Trixie, zerkając na stół w kuchni i odruchowo wyjmując z koszyka jabłko. Jest tak przyjazna jak mały psiak i zarazem bardzo wrażliwa, oceniła Harriet. Nic dziwnego, że Rigg uważa, iż bratanica powinna mieć opiekę w postaci kogoś bardziej odpowiedzialnego i ostrożnego niż pani Soames. – Książkę – odparła. Trixie spojrzała na nią z podziwem. – Jesteś pisarką. Wspaniale. Bardzo chciałabym pisać – powiedziała z rozmarzeniem. – Wydawało mi się, że mówiłaś, iż jesteś nauczycielką. – Tak, ale raczej byłam – przyznała Harriet. – Jeśli zaraz nie wrócę do pracy, to obawiam się, że moja kariera jako pisarki może trwać bardzo krótko. Trixie zrozumiała aluzję i skierowała się do drzwi. Po chwili jednak przystanęła i spytała: – Mam powiedzieć Riggowi, że u ciebie wszystko w porządku? – Tak, proszę – odrzekła Harriet. – Aha, mam przecież twoje rzeczy, które mi pożyczyłaś. Wypiorę je i oddam ci jak najszybciej. – Nie ma sprawy! – Trixie uśmiechnęła się i zniknęła za drzwiami. Ileż sprzeczności w tym Riggu, pomyślała Harriet po upłynięciu godziny, gdy w końcu doszła do wniosku, że jednak wizyta Trixie uniemożliwiła jej skupienie się na pracy. Nie ulega wątpliwości, że jest surowy, wyniosły i powściągliwy. Mogłaby przysiąc, że jej nie lubi. A jednak zadał sobie trud wysłania do niej bratanicy, aby upewniła się, czy nic jej nie jest.
Czyżby szczerze się o nią troszczył? Wątpliwe. Jego zachowanie wynika raczej z głębokiego poczucia odpowiedzialności, cechy, którą zdążyła już zauważyć w jego stosunku do podopiecznej. Dla Harriet było oczywiste, że choć Trixie buntuje się przeciwko stryjowi, to kocha go i ufa mu bezgranicznie. Zastanawiała się mimo woli, czy dziewczyna, która porzuciła Rigga, kiedykolwiek żałowała tej decyzji. Trudno bowiem wyobrazić sobie, żeby jakakolwiek kobieta nie chciała zostać żoną takiego mężczyzny jak Rigg. Dość, napomniała siebie, parząc świeżą kawę. Jeśli nie chcesz z powrotem znaleźć się przed klasą pełną dwunastolatków, lepiej zabierz się do pracy. Pozostała część tygodnia upłynęła Harriet spokojnie i pracowicie. Trixie odwiedziła ją tylko raz, o ona przy okazji zwróciła pożyczone ubranie. Szybko się zorientowała, że dziewczyna jest samotna i że szuka wsparcia dorosłej osoby w swej kampanii mającej na celu przekonanie stryja, żeby wyraził zgodę na wyjazd na narty z przyjaciółką i jej matką. Po tym jednak, czego Harriet dowiedziała się na temat stylu życia pani Soames, była raczej skłonna utwierdzić Rigga w jego decyzji, a nie wystąpić w roli oponentki. Możliwie najłagodniej wytłumaczyła Trixie, dlaczego uważa decyzję stryja za słuszną. – Ależ wkrótce skończę osiemnaście lat! – obruszyła się Trixie. – To, że mama Evy jest otoczona mężczyznami i ma dużo pieniędzy, nie znaczy, iż będę ją naśladować. Potrafię sama zdecydować, co jest dla mnie dobre – dodała. – Oczywiście – zgodziła się Harriet. – Czasami, niezależnie od tego na ile dorośli się czujemy, możemy wplątać się w sytuacje, których wolelibyśmy uniknąć, bo nie mamy jeszcze na tyle doświadczenia, żeby wiedzieć, jak postąpić. Trixie była inteligentną dziewczyną i zamiast się obruszyć, zastanowiła się nad tymi słowami. – Chodzi ci o to, że pozwoliłam Maurice’owi się odwieźć, choć raczej powinnam zadzwonić po Rigga? – Właśnie. – Harriet skinęła głową. – Cóż, tak naprawdę nie chciałam jechać z Maurice’em. – Trixie się skrzywiła. – W nim jest coś… Nie umiem tego określić, jest taki… trochę odpychający, jeśli wiesz, co mam na myśli. Jednak Rigg nie musiał aż tak się wściekać. Wyszłam na kompletną idiotkę. Eva powiedziała, że Maurice i jej mama pękali ze śmiechu. Uważa, że mój stryj jest potwornie staroświecki. – Eva? – zdziwiła się Harriet. – A co ty o tym sądzisz? Najważniejsze jest samodzielnie oceniać ludzi i sytuacje, mieć własne zdanie, a przynajmniej powinno tak powinno być. Stryj może ci się teraz wydawać trochę apodyktyczny, ale wierz mi, on chce jedynie twojego dobra. Twarz Trixie spochmurniała. – Zapewniam cię, nie jestem częścią spisku dorosłych przeciwko nastolatkom – powiedziała Harriet, widząc jej minę. – Gdybym uznała, że Rigg jest przesadnie surowy w stosunku do ciebie, nie kryłabym tej opinii, ale zastanów się nad tym. Przecież i tobie nie do końca odpowiada styl życia mamy Evy. – Nie – zgodziła się z lekkim wahaniem Trixie. – Jednak to nie znaczy, że z tego
powodu nie mogę się z Evą przyjaźnić. Zamieszkały w naszej okolicy zaledwie przed kilkoma miesiącami i Eva nie ma wielu przyjaciół. Poza tym – dodała tęsknie – bardzo chciałam pojechać na narty. Zanim moi rodzice zginęli, Rigg każdej zimy jeździł z nimi na narty. Tamtego dnia, gdy rodzice zginęli, został w domu, bo czekał na ważny telefon. Zjeżdżali nartostradą i akurat zeszła lawina. Harriet odruchowo wyciągnęła rękę i położyła dłoń na ręce Trixie. – To musiało być dla ciebie straszne – powiedziała ze współczuciem. – Było, ale jeszcze gorsze dla Rigga. Musiał ich zidentyfikować i wszystko załatwić. – Trixie wstała i zaczęła niespokojnie krążyć po kuchni. – To mój najbliższy krewny, kocham go, ale z powodu interesów często wyjeżdża. Wolałabym chyba, żeby był żonaty. Chciałabym mieć kuzynów, ciocię. Wchodziły na niebezpieczny grunt. Harriet intuicyjnie wyczuwała, że Rigg miałby jej za złe, gdyby wykorzystując zaufanie, jakim obdarzyła ją jego bratanica, wtrącała się w ich prywatne sprawy. – Cóż, twój stryj nie jest starcem. Może się z powodzeniem ożenić – zauważyła, chcąc zakończyć ten wątek rozmowy. Jednak ta uwaga nie okazała się trafna, ponieważ Trixie natychmiast gwałtownie zaoponowała. – On się nie ożeni! Kiedy Gemma go rzuciła, złamała mu serce. Poprzysiągł sobie, że więcej nie zaufa żadnej kobiecie. Harriet nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby ten opanowany, powściągliwy mężczyzna dał się ponieść aż takim emocjom. – To stało się przed moim urodzeniem, wkrótce po ślubie rodziców. Mama mi o tym opowiadała – ciągnęła Trixie, ignorując próby Harriet powstrzymania jej przed dalszymi zwierzeniami. – Gemma była piękna, występowała jako modelka. Rigg oszalał z miłości. Mama i tata dopiero co się pobrali, a Rigg właśnie skończył uniwersytet. Wszyscy mieszkali w Londynie. Mama opowiadała mi, że Gemma była skończoną pięknością, ale jeśli chodzi o charakter… Myślę, że mama ucieszyła się, że nie wzięli ślubu. Wówczas Rigg nie zarabiał wiele. Powiedział moim rodzicom, że zamierzają z Gemmą się pobrać, a potem, na parę dni przed ślubem, przyszedł do nich i oznajmił, że ona wychodzi za innego mężczyznę, którego poznała w świecie mody, znacznie starszego od niego i bardzo bogatego. – Na twarzy Trixie pojawił się wymowny grymas. – Mama opowiadała, że Rigg był zdruzgotany. Myślę, że to było bardzo romantyczne, a ty? „Romantyczne”? – zdziwiła się w duchu Harriet. – Wcale tak nie uważam – odparła rzeczowo. – Jeśli chcesz znać moją opinię, to myślę, że twój stryj miał szczęście, że tak to się skończyło. Jeśli ożeniłby się z Gemmą, prawdopodobnie byłby bardzo nieszczęśliwy. Trixie spojrzała na nią spod zmarszczonych brwi. – Byłaś kiedyś zakochana? – spytała zaciekawiona. – To znaczy tak naprawdę, do szaleństwa, namiętnie. – Nie – odrzekła krótko Harriet. Nie zamierzała ujawniać Trixie niedostatków swojej natury ani przyznawać, że nie jest typem kobiety, która potrafi wzbudzić w mężczyźnie niepohamowaną na-
miętność. – Nie zakocham się, dopóki nie skończę przynajmniej trzydziestu lat – oświadczyła Trixie. – Uważam, że żadna kobieta nie powinna poświęcać się mężczyźnie, dopóki nie zrobi czegoś ze swoim życiem, nie sądzisz? – Uważam, że nie należy angażować się w długotrwały związek, zanim nie pozna się dogłębnie samego siebie i nie decyduje o swoim życiu. To nie jest dobry pomysł, bez względu na to, czy dotyczy mężczyzny, czy kobiety – odparła Harriet. – Najpierw chcę się ustawić zawodowo – wyjawiła Trixie. – W dzisiejszych czasach kobieta musi mieć pewność, że potrafi być niezależna finansowo, a nie polegać na kimś, kto by ją utrzymywał. Zgadzasz się ze mną? – Owszem. To rozsądne, by kobieta była samodzielna finansowo i mogła sama się utrzymać – przyznała Harriet. – Zamierzasz kiedyś wyjść za mąż? – spytała Trixie, zmieniając temat. – Raczej tego nie oczekuję – odparła szczerze Harriet. Nie dodała, że choć teraz była w wieku, kiedy małżeństwo oparte na wspólnych zainteresowaniach i wyznawanych wartościach, zbudowane na wzajemnej akceptacji i przyjaźni, powinno być dla niej ważniejsze niż namiętność, jakaś jej zbuntowana cząstka tęskniła za silnymi emocjami i podpowiadała, że jeśli miałaby nigdy ich nie doświadczyć, to równie dobrze może pozostać samotna. Po wyjściu Trixie wróciła do pisania, ale strzępy rozmowy wciąż do niej wracały, kusząc nowymi wątkami. A gdyby tak napisać powieść dla dorosłych? Czy to zbyt ambitny zamiar? Może i tak, ale takie wyzwanie pobudziło jej wyobraźnię. Jesień zadomowiła się na dobre. Wichury, przed którymi ostrzegał Rigg, nadciągnęły w piątek wczesnym rankiem, tłukąc w drzwi i okna domu. Obudziły Harriet wtuloną w kołdrę na dużym staroświeckim łóżku, które dopiero co nabyła. Odczuwała nieznaną jej dotychczas, niemal dziecinną przyjemność, gdy tak leżała w cieple, spokojna i bezpieczna, a na zewnątrz szalał i wył wiatr. Nie spodziewała się, że zamieszkanie na wsi da jej tyle radości. Nie dość, że mogła sama regulować czas pracy, to jeszcze czuła się zdrowsza i szczęśliwsza niż w minionych latach. Dobrze rozumiała Rigga, który przeniósł firmę z Londynu na pogranicze Szkocji. Rigg. Jedyny wąż w jej nowym raju. Nie, poprawiła się, raczej to jej natrętny nawyk ciągłego wracania do niego myślami jest owym przysłowiowym wężem. Po śniadaniu, nie bacząc na pogodę, udała się do wsi, aby kupić kilka znaczków. W tygodniu Harriet była na poczcie, żeby się przedstawić, a teraz chciała zapytać o zbiórkę na prezent urodzinowy dla pastora. Urzędniczka zwróciła się do niej po imieniu, po czym uśmiechnęła się z aprobatą i poinformowała ją, że jest jeszcze czas na dołożenie się do wspólnego podarunku. – Pastor chciałby mieć komputer – wyjaśniła. – Nie spodziewa się, że go od nas dostanie – dodała ze śmiechem – a my na pewno nie moglibyśmy sobie pozwolić na jego kupno, gdyby nie pomoc ze strony Rigga Matthewsa. Nawet załatwił kurs szkoleniowy dla pastora. Będziesz na przyjęciu? Harriet przytaknęła. Louise wyśmiałaby ją, wiedząc, że sprawia jej przyjemność włączanie się w życie wsi. Siostra bywała tylko na ekskluzywnych imprezach, na
których roiło się od sławnych ludzi w strojach od najmodniejszych projektantów. Zdecydowanie różniły się gustem, upodobaniami oraz zainteresowaniami. Od czasu ślubu siostry Harriet napisała do niej dwa razy, ale wciąż nie otrzymała odpowiedzi. Miała świadomość, że powinna bardziej tęsknić za Louise i bliźniętami, ale wizyty bratanicy Rigga sprawiały jej znacznie więcej radości niż kiedykolwiek towarzystwo siostry. Trixie zwierzyła się jej, że po ukończeniu szkoły zamierza studiować na uniwersytecie, ale wciąż nie podjęła decyzji, jaki kierunek wybrać. Harriet przyszło do głowy, że Rigg znacznie lepiej doprowadził bratanicę do pełnoletności niż ona siostrę. Wracała do domu, rozkoszując się wiatrem, zauważając zmiany w krajobrazie, wskazujące, że nieuchronnie zbliża się zima. We wsi organizowano obchody z okazji rocznicy spisku prochowego zawiązanego po to, by 5 listopada 1605 roku uśmiercić króla Jakuba I Stuarta. Bilety na imprezę sprzedawano na poczcie i Harriet pod wpływem impulsu kupiła jeden z nich. Nigdy nic nie wiadomo, pomyślała, może znajdzie tam inspirację do powieści. Szybki spacer pobudził jej wyobraźnię, więc przez całe popołudnie nie wstawała od maszyny do pisania. Do przerwania pracy zmusiły ją dopiero obolałe nadgarstki. Na poczcie zaopatrzyła się w kilka magazynów ilustrowanych i wieczór spędziła na przeglądaniu projektów wystroju mieszkań. Wszystkie podstawowe prace remontowe zostały wykonane, ale czekało ją jeszcze urządzenie wnętrz. Jednak wyszukane propozycje, które znalazła w pismach, nie przypadły jej do gustu. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie swój pokój dzienny, w którym znalazłaby się zachęcająca do relaksu wygodna sofa i miękkie fotele, wprost idealne do zagłębienia się w nich z książką w ręce. Okna pokoju wychodziły na północ, należałoby więc urządzić go w ciepłych kolorach brązu i terakoty, doszła do wniosku Harriet. W wyobraźni już go meblowała i dekorowała, gdy ni z tego, ni z owego w jej wizji pojawił się siedzący na brzegu sofy Rigg. Poirytowana, zadała sobie w duchu pytanie, co się z nią dzieje, u licha, skąd te idiotyczne fantazje? Czyż nie ma dostatecznie dużo spraw na głowie? Dlaczego uparcie powracają do niej te absurdalne sny na jawie? Zła na siebie, wstała z kanapy. Dawniej, kiedy Louise i bliźniaki za bardzo dawały się jej we znaki, znajdowała wytchnienie w domowych zajęciach, choćby w myciu podłogi w kuchni. Może teraz ta metoda okaże się równie skuteczna i usunie Rigga z jej myśli? Po półgodzinie podłoga w kuchni lśniła niczym lustro, a Harriet nadal zastanawiała się, czy naprawdę w wieku trzydziestu pięciu lat powinna snuć marzenia o nieosiągalnym mężczyźnie. Skoro nie może się ich definitywnie pozbyć, to dlaczego wybrała właśnie Rigga? Dlaczego? Czy rzeczywiście warto zadawać sobie to pytanie? Żadna kobieta, która za pierwszym razem zobaczyłaby go w całej okazałości, tak jak jej się to zdarzyło, nie pozostałaby obojętna na jego męski urok. W przeszłości bardzo męscy przedstawiciele przeciwnej płci niezmiennie budzili w niej lęk. O dziwo, w przypadku Rigga nie odczuwała obaw. On ją wręcz fascynował, a także drażnił i absorbował jej uwagę. A im więcej o nim wiedziała dzięki zwierzeniom Trixie, tym bardziej była pod jego wrażeniem.
Te wszystkie groźne oznaki były aż nadto wyraźne. Byłaby niemądra, gdyby postanowiła je zignorować. Rigg się nią nie interesował, a nawet gdyby… Krążyła niespokojnie po kuchni, walcząc z kolejną pokusą puszczenia wodzy fantazji i wyobrażenia sobie, jak by to było być pożądaną i kochaną przez takiego mężczyznę jak Rigg. Po raz pierwszy od czasu przyjazdu na wieś nocny wypoczynek zakłóciły jej niepokojące sny, z których nie zdołała się wyzwolić. Rano obudziła się poirytowana i zmęczona. Właśnie miała zmusić się do zjedzenia śniadania, kiedy rozległ się dzwonek telefonu. Przekonana, że to Trixie, szybko podniosła słuchawkę i nagle zmartwiała, usłyszawszy znajomy męski głos. – Harriet, tu Rigg, wiem, że wybierasz się po południu na przyjęcie z okazji urodzin pastora – powiedział rzeczowo. – Pani Fellows poprosiła, żebyśmy zajechali po ciebie i zabrali naszym samochodem. Tam jest bardzo mało miejsc parkingowych i będzie wygodniej, jeśli zjawi się mniej aut. O której chciałabyś wyjechać? Harriet potrzebowała dłuższej chwili, by zebrać myśli. Była zszokowana. Dopiero co w nocy śniła o Riggu, a tu słyszy jego głos. Ucieszyła się, że wkrótce go zobaczy, choć radość zmalała, gdy sobie uprzytomniła, że zatelefonował do niej nie z własnej inicjatywy. Zła na siebie, że daje się ponieść niedorzecznym fantazjom, nie była w stanie wydobyć głosu. – Harriet? Jesteś tam? – usłyszała. – Tak – bąknęła i wreszcie wzięła się w garść. – Nie myślałam o konkretnej godzinie – odparła z takim spokojem, na jaki ją było stać. – Dostosuję się do ciebie i Trixie. Gdyby nie dodał zastrzeżenia o braku miejsc parkingowych, musiałaby odrzucić jego propozycję. Może zakochać się w nim jak ostatnia idiotka, ale dopilnuje, by nikt się o tym nie dowiedział. Bądź co bądź, ma swoją dumę. Duma? A czy nie jest uważana za wadę, a nie zaletę? – Dobrze, czy w takim razie możemy się umówić na wpół do czwartej? – spytał Rigg. – Będę gotowa. Odkładając słuchawkę, stwierdziła, że ściskała ją tak kurczowo, aż pobielały jej palce. Osiemnastoletnia Trixie ma więcej zimnej krwi i jest bardziej zrównoważona psychicznie niż ja, pomyślała ze wstydem Harriet. Może to sprawa wieku, uznała, odsuwając śniadanie, którego żołądek nie był w stanie strawić. Tak, w tym musi się kryć odpowiedź, w moim wieku, uznała w duchu, nalewając kawę do kubka. Najwyraźniej przechodzę coś w rodzaju kryzysu wieku średniego, bo przeżywam teraz to, czego nie doświadczyłam w młodości. Uspokojona, że znalazła wytłumaczenie całkiem obcych sobie odczuć, Harriet poszła na górę po płaszcz. Powinna była wczoraj pojechać do Hawick po zakupy, ale tak się złożyło, że tam nie dotarła. Będzie musiała załatwić to dzisiaj. Wiatr ustał, jasnoniebieskiego nieba nie przesłaniały chmury, w promieniach słońca liście połyskiwały złociście i rdzawo. Udało się jej znaleźć miejsce na parkingu przed sklepem. Zakupy w miasteczku odbywały się niespiesznie, znacznie spokojniej niż w Londynie. Nawet w supermar-
kecie dziewczęta przy kasach znały imiona klientów i zamieniały z nimi parę uprzejmych słów. Tutejszy akcent brzmiał przyjemnie w uszach Harriet . Powoli wracała do samochodu, ciesząc się słońcem i miłą dla niej małomiasteczkową atmosferą. W pewnej chwili jej wzrok przyciągnęła wystawa niewielkiego butiku. Podeszła bliżej, żeby przyjrzeć się jasnoczerwonej garsonce z dzianiny. Spod długiego żakietu wystawała krótka spódnica. Całość została uszyta z tkaniny ozdobionej wzorem i szeroką satynową wstążką przy żakiecie. Podczas gdy Harriet stała, podziwiając gustowny zestaw, obok zatrzymała się kobieta i popatrzyła na komplet z równym zachwytem. – Śliczny, prawda? – zwróciła się do Harriet tak samo przyjaźnie, jak czynili to inni członkowie tutejszej społeczności. – Jan zawsze ma piękne rzeczy, ale muszę powiedzieć, że ten zestaw jest klasą samą w sobie. Ma pani szczęście, że to pani kolor, poza tym jest pani bardzo zgrabna – dodała z westchnieniem nieznajoma, przesuwając wzrokiem po swojej pulchnej sylwetce. Uśmiechnęła się jeszcze raz i odeszła. Harriet nie potrzebowała nowych ubrań, a nietrudno było się domyślić, że elegancka garsonka na pewno jest droga. Nie przyszło jej do głowy, żeby ją kupić, dopóki nieznajoma nie podsunęła jej tego pomysłu. Nie nosiła rzeczy w tym stylu, a mimo to weszła do sklepu. Natychmiast podeszła do niej ekspedientka. – Jest pani zainteresowana kompletem z wystawy? – zapytała. – Mamy tylko ten jeden egzemplarz, i to w bardzo małym rozmiarze. – Popatrzyła niepewnie na Harriet. – Sama nie wiem – dodała. – Jaki numer pani nosi? Ocieplana budrysówka, którą Harriet miała na sobie, była luźna i w związku z tym ukrywała sylwetkę. Kiedy Harriet ją zdjęła, oczy ekspedientki rozbłysły z radości. – O tak, będzie pasować idealnie! – wykrzyknęła, szybko zdjęła garsonkę z wystawy i zaprowadziła Harriet do przymierzalni. Rzeczywiście komplet okazał się jak uszyty na miarę, stwierdziła Harriet, przeglądając się w lustrze. Kolor podkreślał jasną cerę i dodawał soczystego odcienia ciemnym włosom o miedzianym połysku. Co więcej, w połączeniu ozdobnej góry zapinanej pod szyję z wąską, krótką spódnicą było coś bardzo szykownego. Zestaw nie miał w sobie nic prowokacyjnego, a jednak gwarantował, że nosząca go osoba przyciągnie spojrzenia. Ignorując głos rozsądku, Harriet przebrała się w swoje rzeczy i zanim zdążyła się oprzeć impulsowi, powiedziała ekspedientce, że kupuje garsonkę. Była tak droga, jak przewidywała, ale uznała ten wydatek za w pełni uzasadniony. Miała bardzo mało ubrań wyjściowych. Zapewniając siebie, że nie kupiła tego kompletu po to, by Rigg mógł ją w nim zobaczyć, skierowała się do samochodu. Spędziła w Hawick więcej czasu, niż zamierzała. Otworzyła radio i w drodze do domu nuciła do wtóru piosenki, wzbraniając się przed przyznaniem sama przed sobą, że jej dobry humor łączy się z perspektywą rychłego spotkania z Riggiem.
ROZDZIAŁ PIĄTY O trzeciej po południu Harriet była ubrana i gotowa do wyjścia. Umyła włosy, starannie je upięła i spojrzała w lustro. Zobaczyła osobę różniącą się zasadniczo od tej, którą była na co dzień. Czyżby tylko jej się wydawało, że wygląda młodziej i łagodniej? Skarciła się w duchu za takie myśli i zeszła na dół. Jak zwykle przed spotkaniem z Riggiem była spięta. Kartka urodzinowa leżała na stoliku obok torebki, klucz już tkwił w zamku. Podejrzewała, że Rigg nie jest mężczyzną, który lubi na kogoś czekać. Kiedy minęło wpół do czwartej, a on się nie pojawił, jej napięcie wyraźnie wzrosło. Za dwadzieścia czwarta zaczęła się zastanawiać, czy nie powinna do niego zadzwonić, kiedy przez okno zauważyła zajeżdżający z impetem przed dom czerwony volkswagen. Trixie wyskoczyła z auta i popędziła do drzwi. – Przepraszam za spóźnienie – rzuciła od progu. – Nawiasem mówiąc, Rigg nie mógł przyjechać – dodała, gdy Harriet zamykała drzwi i szła za nią do samochodu. – Wynikły jakieś kłopoty w fabryce. Harriet wsiadła do auta i zapięła pas, mając nadzieję, że jej twarz nie odzwierciedla targających nią emocji. Rozmyślnie nie zadała pytania, czy Rigg weźmie udział w przyjęciu. Sama jestem sobie winna, że tak się czuję, uznała w duchu. Ostrzegała się, żeby nie dać się prowadzić snom na jawie. Przecież to oczywiste, że Rigg nie jest nią ani trochę zainteresowany. – Stryj prosił, aby przekazać, że cię przeprasza – powiedziała Trixie, zmieniając bieg z godną pozazdroszczenia zręcznością. Jest dobrym kierowcą, ostrożnym, ale zdecydowanym, zauważyła Harriet. Zresztą Rigg nie pozwoliłby bratanicy wyjechać na szosę, gdyby nie był pewien jej umiejętności, nawet jeśli – jak twierdziła – zamykał oczy, gdy jadąc z nią samochodem, siedział na miejscu pasażera. Nie potrafię przestać myśleć o Riggu, skarciła się w duchu Harriet i poczuła znajomy ucisk w żołądku. Zamknęła oczy. – Dobrze się czujesz? – zaniepokoiła się Trixie. – Bardzo zbladłaś. – Wszystko w porządku – skłamała niepewnie Harriet. – A tak w ogóle, to podoba mi się twój komplet. Świetnie ci w tym kolorze. Bardzo bym chciała nosić czerwień, ale z moimi włosami to niemożliwe. W poniedziałek znowu do szkoły! – jęknęła. – Na szczęście nie każą nam chodzić w mundurkach. Wkrótce zajechały przed plebanię i zaparkowały obok innych samochodów. – Pastor jest super – stwierdziła nieoczekiwanie Trixie, kiedy szły w kierunku drzwi. – Czasami trochę roztargniony, ale nie żaden dewot, jeśli wiesz, co mam na myśli. Harriet uśmiechnęła się, słysząc tę charakterystykę. Krótko czekały na otwarcie drzwi i w progu stanął mężczyzna. Zmrużył ciemne oczy, spojrzał z wyraźnym zain-
teresowaniem na Harriet, po czym z uśmiechem zwrócił się do bratanicy Rigga: – Witaj. Stryj nie przyjechał? Nieważne. Wejdźcie, ale najpierw przedstaw mnie swojej przyjaciółce. – Harriet, to Dan, syn pastora. Dan, to Harriet, nasza nowa sąsiadka. – Trixie dopełniła formalności. – Nowa sąsiadka? Wspaniale! W takim razie nie będę kłusownikiem na terenie Rigga, jeśli cię wykradnę, czyż nie, Harriet? Jest nieco młodszy ode mnie, oceniła, nie odpowiadając na pytanie. Poza tym atrakcyjny, pewny siebie i, jak podejrzewała, zna się na kobietach. Wie, jak się im przypodobać. Gdyby go spotkała w Londynie, byłaby pod wrażeniem, teraz jednak, niezależnie od tego, że był atrakcyjny fizycznie, choć nieco zbyt chłopięcy jak na mężczyznę koło trzydziestki, nie czuła absolutnie nic, kiedy bezczelnie jej schlebiał i nalegał, że osobiście przedstawi ją ojcu. Pastor powitał ją serdecznie i Harriet od razu domyśliła się, dlaczego Trixie go lubi. Miał w sobie ujmującą łagodność i delikatność. Zastanowiło ją, jak to możliwe, że taka bezpretensjonalna, skromna para jak Fellowsowie mogli spłodzić pewnego siebie światowego syna. Pastor odszedł na moment, żeby im przynieść coś do picia, i w tym czasie Trixie przekazała jej kilka informacji dotyczących jego rodziny. – Dan wykłada na uniwersytecie w Newcastle – powiedziała. – Pani Fellows powtarza, że chciałaby, aby się ożenił, a Rigg twierdzi, że on za bardzo lubi rozkochiwać w sobie studentki, żeby być z jedną kobietą. On naprawdę cię podrywa – dodała po części rozbawiona, po części zdziwiona. Harriet się uśmiechnęła. – Nie, po prostu ma taki styl bycia. Poza tym skoro upodobał sobie studentki, to raczej mało prawdopodobne, żeby się mną zainteresował. Z jakiegoś powodu Trixie nie wydawała się zadowolona z faktu, że Dan zwrócił uwagę na Harriet. Ona sama podejrzewała, że Dan jest typem mężczyzny, który odruchowo flirtuje z każdą kobietą. Słuchając go jednym uchem, gdy prawił jej komplementy, obserwowała Trixie i odetchnęła z ulgą, stwierdziwszy, że to nie osobiste zainteresowanie nim sprawiło, że w oczach jej młodej przyjaciółki pojawił się błysk dezaprobaty. W miarę upływu popołudnia, gdy oboje przylgnęli do niej niczym dwa psy do kości, rozbawienie Harriet ustąpiło miejsca irytacji. Była pewna, że Dan z premedytacją drażni się z Trixie, choć nie miała pojęcia, w jakim celu to robi. Było oczywiste, że dziewczyna nie zamierza zostawić jej samej z Danem, a on z sobie wiadomego powodu robił wszystko, żeby się jej pozbyć. Uznawszy, że ma dość, właśnie zamierzała zaproponować bratanicy Rigga, żeby opuściły przyjęcie, kiedy żona pastora podeszła do nich i spytała, czy Trixie nie pomogłaby jej zebrać pustych talerzy i kieliszków. Dziewczyna odchodząc, rzuciła Danowi gniewne spojrzenie. – Dzięki, mamo – mruknął Dan, kiedy obie odeszły. – A teraz, skoro pozbyliśmy się twojego osobistego anioła stróża, zdradź mi, co też ten Rigg wymyślił? Kazał jej ciebie pilnować? – Rigg? – zdziwiła się Harriet i lekko zarumieniła. – Specjalnie się z nią drażniłeś.
Nie możesz jej winić, że na to zareagowała. – Ani za chronienie osobistej i prywatnej własności jej stryja? – spytał prowokująco. Harriet spurpurowiała. Była zażenowana i jednocześnie zła. – Wyciągasz bezpodstawne wnioski – stwierdziła oschle. – Rigg jest moim sąsiadem, to wszystko. Nie jestem jego własnością, ani jego, ani żadnego innego mężczyzny – podkreśliła z gniewnym błyskiem w oku. Chciała zademonstrować, co myśli o tej jawnie seksistowskiej uwadze. Jak w dzisiejszych czasach mężczyzna, który uczy młodych ludzi, ma czelność insynuować kobiecie, że jest czyjąś własnością? Rzuciła mu surowe spojrzenie, podejrzewając, że drażni się z nią w taki sam sposób jak z Trixie, ale on już na nią nie patrzył. Zamyślony błądził wzrokiem gdzieś ponad jej ramieniem. – Myślę, że skłamałaś – rzekł w końcu. – Jeśli między wami dwojgiem nic nie ma, to dlaczego Rigg patrzy na mnie tak, jakby chciał wbić mi nóż między żebra? Rigg… tutaj… Harriet mocniej zabiło serce. Z trudem się pohamowała, żeby nie odwrócić głowy. Instynktownie opuściła powieki, chcąc ukryć wyraz oczu przed obserwującym ją mężczyzną. – Coś ci się roi – powiedziała, wzruszając ramionami. – Rigg nie jest mną zainteresowany. – Dowiedź tego i zjedz ze mną jutro kolację – zaproponował. Nie zdołała się opanować i otworzyła usta ze zdumienia. Rozejrzała się po pokoju, by się upewnić, że nie jest jedyną pełnoletnią kobietą przed pięćdziesiątką. Nie pojmowała, czym tłumaczyć zainteresowanie Dana. Zamknęła usta i przeniosła na niego spojrzenie. Wciąż jeszcze zastanawiała się nad sensownością zaproszenia Dana, gdy zauważyła szeroki uśmiech, który pojawił się na jego twarzy. – Witaj, Rigg – powiedział pogodnie. – Jednak ci się udało. Właśnie namawiałem twoją uroczą sąsiadkę, żeby wybrała się ze mną na kolację. Harriet nie musiała się odwracać, żeby wyczuć chłód bijący od stojącego za nią Rigga. Była świadoma, że w ten czy inny sposób wywołała jego dezaprobatę wobec swojego postępowania. Może dlatego, że nie towarzyszy Trixie? Ale przecież jego bratanica jest bezpieczna w tym godnym szacunku towarzystwie. – Drinki są serwowane w jadalni – dodał Dan. – Niestety, nie mogę zostać – powiedział Rigg. – Wpadłem tylko, żeby złożyć życzenia twojemu ojcu. W poniedziałek Trixie zaczyna zajęcia w szkole, więc muszę ją zabrać i razem wyjdziemy. A co ze mną? – zadała sobie w duchu pytanie Harriet. Czyżby zapomniał, że przyjechała z jego bratanicą? Hamując gniew, najspokojniej, jak zdołała, odwróciła się do Rigga. – A więc i ja się pożegnam – oświadczyła. – Wychodzisz? – zdziwił się Dan, wyraźnie niezadowolony. – Przyjechałam z Trixie – odrzekła, będąc już myślami gdzie indziej. – Przecież ja mogę cię odwieźć – zaproponował Dan. Trzymał w ręku pełny kieliszek wina i Harriet nie orientowała się, ile wypił i ile zamierza wypić. Uśmiechnęła się i potrząsnęła głową.
– To bardzo miło z twojej strony, ale nie chcę ci psuć przyjęcia. Świadoma obecności Rigga, skierowała się do wyjścia, ale Dan chwycił ją za rękę i przytrzymał, gdy próbowała się wyrwać. – Nie zapomnij o naszej randce jutro wieczór, dobrze? – powiedział łagodnym tonem. – Przyjadę po ciebie o wpół do ósmej, zgoda? Nie chcąc mu odmawiać przy Riggu, uśmiechnęła się w milczeniu. Zauważyła, że Rigg się niecierpliwi, a kiedy wyswobadzała rękę z dłoni Dana, on już się odwrócił i zmierzał w stronę pastora i jego żony. – Miło cię widzieć – ucieszył się pastor. – Niestety, wpadłem tylko na chwilę. Wymienili uprzejmości. Harriet usunęła się na bok, starając się odszukać wzrokiem Trixie. Ulga, która odmalowała się na twarzy dziewczyny na widok Rigga, nieco ją zaskoczyła. Tymczasem dziewczyna błyskawicznie znalazła się przy stryju. Wydawało się, że jest zadowolona, że już wychodzą. Wsunęła jedną rękę pod ramię Rigga, drugą chwyciła dłoń Harriet. Na dworze zrobiło się chłodniej, żywopłoty pokrył szron. Na niebie bez jednej chmurki lśniły gwiazdy, powietrze było czyste i ciche. Harriet oddychała głęboko, ale lekko zadrżała, gdy przeniknął ją chłód nocy. Trixie puściła jej dłoń i pospieszyła do swojego auta. Rozległ się warkot volkswagena i Harriet ruszyła w jego kierunku, ale ku jej zdziwieniu znikał z parkingu. Odprowadziła go wzrokiem, nie bardzo wiedząc, co o tym myśleć. – Wszystko w porządku – uspokoił ją Rigg, stając obok. – Powiedziałem Trixie, że ja cię podrzucę. Zbyt speszona, żeby zapytać, dlaczego tak zdecydował, patrzyła na niego w milczeniu. Przy każdym oddechu z jej ust wydobywały się kłębuszki pary, zimny wiatr sprawiał, że chcąc nie chcąc, zziębła. Nie wzięła okrycia wierzchniego. Obserwując ją spod zmarszczonych brwi, Rigg stanął tak, żeby osłonić ją przed wiatrem, ale Harriet stwierdziła, że znajdują się zdecydowanie za blisko siebie. Przeszedł ją nagły dreszcz tym razem niemający nic wspólnego z chłodem. Miała nadzieję, że Rigg nie zorientuje się, jaka jest tego przyczyna. – Musiałem zostawić range rovera przy głównej drodze. Możesz pójść czy wolisz… – Urwał, spoglądając z powątpiewaniem na jej wysokie obcasy. Pamiętając, w jakim stanie jest podjazd pod plebanię, Harriet zrozumiała jego obiekcje. – Mogę iść – odparła zdecydowanie. Pomyślała, że w ruchu mniej zmarznie, niż stojąc w oczekiwaniu, aż Rigg podjedzie samochodem. Odwróciła się od niego i ruszyła przed siebie, aby udowodnić, że nie skłamała, ale nie przewidziała, iż on natychmiast znajdzie się przy niej i chwyci ją za rękę. Odruchowo przyciągnął ją do siebie, ale bez żadnego seksualnego podtekstu, raczej zrobił to tak, jakby ujął dłoń bratanicy. Harriet zacisnęła zęby, zła na siebie, że silnie zareagowała na bliskość Rigga. Była tak oszołomiona, że zapomniała patrzeć pod nogi i wdepnęła prosto w głęboką koleinę pełną wody. Niespodziewany kontakt z zimną wodą sprawił, że zabrakło jej tchu, a gdyby Rigg nie zacisnął palców na jej ramieniu i jej nie podtrzymał, niechybnie straciłaby równowagę i upadła.
– Nic ci nie jest? – spytał. Gwiazdy dawały tyle światła, że powinnam spostrzec kałużę i ją ominąć, pomyślała Harriet. Rigg patrzył na nią spod zmarszczonych brwi, wskutek czego zaczerwieniła się z zakłopotania i odwróciła głowę, chcąc uniknąć jego badawczego spojrzenia. – Nic – odparła lakonicznie. – Gapa ze mnie, powinnam patrzeć pod nogi. – Zapewne miałaś głowę zaprzątniętą czym innym – zauważył. Harriet natychmiast stała się czujna i rzuciła na niego okiem, w obawie że domyślił się, w jakim jest stanie i dlaczego, ale jego następne słowa ją uspokoiły. – Cóż, jeśli nie chcesz iść jutro na kolację, utykając, to radzę patrzeć, gdzie stajesz, a nie rozmyślać o Danie. Najpierw poczuła ulgę, ale już za chwilę wpadła w złość. Rigg traktował ją tak, jakby była nierozgarniętym podlotkiem. Musiała się siłą powstrzymać, żeby mu nie powiedzieć, by ją zostawił, a ona sobie poradzi i jakoś dostanie się do domu. W tym momencie dotarli do końca podjazdu i zobaczyli znajomą sylwetkę granatowego range rovera, nie było więc sensu nie skorzystać z podwózki. Czuła, jak woda chlupocze w bardzo drogich pantoflach. Wątpiła, by przetrwały bez uszczerbku zetknięcie z lodowatą kałużą, i powiedziała sobie, że dobrze jej tak, to kara za głupotę. Jedno, czego nie mogła zarzucić Riggowi, to braku manier, stwierdziła, kiedy otworzył jej drzwi od strony pasażera. Zaparkował na lekkiej pochyłości, więc mierząc wzrokiem odległość od ziemi do siedzenia pożałowała, że nie włożyła dłuższej spódnicy. Miała nadzieję, że Rigg obejdzie samochód i otworzy drzwi od strony kierowcy, więc nie będzie widział, jak ona gramoli się na siedzenie, ale najwyraźniej odgadł jej kłopoty. – Myślę, że będzie łatwiej, jeśli cię podniosę – zaproponował, zanim zrobiła jakikolwiek ruch. Nie zdążyła zaprotestować, a już chwycił ją w pasie zdecydowanym ruchem i uniósł. Harriet była szczupła, ale prawie zawsze dziwiło ją, że groteskowi bohaterowie ekranu mężnie unoszą w ramionach swoje bohaterki bez choćby lekko przyspieszonego oddechu. Nowoczesne kobiety były zbyt praktyczne i wyzwolone, by uważać siebie za delikatne, lekkie jak piórko istoty chwytane na ręce przez jurnych siłaczy. Tym bardziej zaskoczyła ją łatwość, z jaką Rigg ją podniósł. Kiedy posadził ją w fotelu pasażera, spadł jej z nogi pantofel. – Masz mokre stopy – zauważył lekko ganiącym tonem. – Tak – odrzekła oschle. – To się zdarza, jeśli brodzi się w kałuży, nie mając na nogach gumiaków. Zauważyła, że się uśmiecha. Na ten widok jej serce przyspieszyło rytm w sposób absolutnie nieproporcjonalny do tego, co było tylko przelotną reakcją na jej słowa. – Jak tylko ruszymy, włączę ogrzewanie – powiedział. – Przynajmniej wyschną ci stopy. Lepiej ściągnij pantofle – poradził, odwracając się i przechodząc do drzwi od strony kierowcy. Harriet nagle poczuła się osamotniona, bo pozbawiona ciepłego dotyku jego rąk.
Zaczęła się zastanawiać, jak by to było, gdyby te ręce znalazły się na jej nagiej skórze jako ręce kochanka. Szybko zganiła się w duchu i spróbowała skupić na sprawach bardziej przyziemnych, jak choćby odwołanie spotkania z Danem. Był atrakcyjnym mężczyzną, zasługującym na zainteresowanie ze strony kobiet, ale jej nie pociągał. Zamierzała spędzić dzień na zaprojektowaniu wystroju dziennego pokoju w nowym domu. W okresie, kiedy utrzymywała Louise i bliźniaki, musiała sama zajmować się remontami i odnawianiem mieszkania. Po pierwszych nieudanych próbach przyklejenia tapet i pomalowania drzwi stwierdziła, że taka praca dostarcza jej pewnej satysfakcji i radości. W nowym domu znajdowały się dwie ciemne wnęki po obu stronach podmurówki kominka, więc chciała znaleźć w okolicy kogoś, kto mógłby w nie wbudować szafy. Po ich zamontowaniu spróbuje sama je pomalować. Range rover ruszył i po chwili poczuła ciepło z uruchomionej automatycznie klimatyzacji. Podsunęła palce pod strumień gorącego powietrza. Mimo że w domu miała kominek zarówno w pokoju dziennym, jak i w sypialni, zainstalowała również centralne ogrzewanie. Tego wieczoru była bardzo zadowolona, że się na to zdecydowała. Po niebie sunął otoczony gwiazdami sierp księżyca, rozświetlając warstwę szronu pokrywającą żywopłoty i ciągnące się za nimi pola. Zerknęła na Rigga. Widząc, że pewną ręką prowadzi samochód, mogła czuć się bezpieczna. Trixie nazwała go mizoginem. Czy naprawdę od czasu porzucenia go przez narzeczoną w jego życiu nie było żadnych kobiet? Wydawało się to nieprawdopodobne. Harriet podejrzewała, że jest mężczyzną zdolnym do bardzo intensywnej namiętności, ale niewykluczone, że rozmyślnie tę stronę swojego życia ukrywał przed młodą i naiwną bratanicą, którą opiekował się w zastępstwie nieżyjących rodziców. Dlaczego miałby chcieć się żenić? Nie byłby jedynym mężczyzną preferującym różnorodność w swoim życiu, a niewątpliwie jest dostatecznie bogaty, żeby móc pozwolić sobie na każdą zachciankę i przyjemność. Jechali przez wieś, zbliżając się do zakrętu przed domem Harriet. Błotniste koleiny przed wejściem zmieniły się teraz w zamarznięte wertepy. Kiedy Rigg zaparkował przed frontowymi drzwiami, rozbłysły niedawno zainstalowane światła alarmowe. Uprzejmość kazała mu wysiąść, obejść auto i otworzyć drzwi ze strony Harriet. Tymczasem ona włożyła wilgotne pantofle. Tym razem Rigg nie musiał jej pomagać, chociaż z rozdrażnieniem stwierdziła, że jednak bardzo by chciała, żeby uczynił to ponownie. Zachowuję się niczym nastolatka ogarnięta obsesją na punkcie idola, pomyślała kpiąco, by zyskać dystans do siebie, ale wiedziała, że to nieprawda. W sposób dla niej niepojęty i całkowicie zaskakujący zakochała się w Riggu, a im lepiej go poznawała, tym jej emocje zyskiwały na intensywności, mimo że na różne sposoby tłumaczyła sobie, że powinna je powściągnąć i wycofać się z tej niebezpiecznej sytuacji. Podziękowała Riggowi, nie zwracając ku niemu oczu, znalazła klucze i poszła do drzwi, ale ją zatrzymał, kładąc rękę na jej ramieniu, i odwrócił ku sobie.
– Byłbym zapomniał. W przyszłym tygodniu Trixie obchodzi urodziny i tak jak zawsze wybieramy się na kolację. Chciałaby, żebyś w tym roku do nas dołączyła. Znajdziesz czas? W pierwszej chwili Harriet zaniemówiła. Ton, jakim się posłużył, zdawał się wskazywać, że jej towarzystwo z takiej okazji uważa za zbędne. W związku z tym już miała odmówić, ale ku jej zdziwieniu Rigg dodał: – Trixie bardzo zależy, żebyś uczestniczyła w kolacji, to dla niej dużo znaczy. Bardzo cię polubiła. – A jej przyjaciółka Eva Soames… – zaczęła Harriet i urwała, zauważywszy, że Rigg zmarszczył czoło. – To nie jej liga – odrzekł Rigg. – Eva jest nowoczesną młodą kobietą, która wolny czas spędza na dyskotekach. Harriet mimo wszystko chciała odmówić, ale uznała, że nie mogłaby zrobić przykrości młodej przyjaciółce. Nawet przez myśl by jej to nie przeszło. – Skoro Trixie tego chce… – zawahała się. – I to bardzo – potwierdził Rigg. Już się zbierał, ale jeszcze się zawahał i powiedział: – Nawiasem mówiąc, chyba powinienem ci podziękować. Harriet nie bardzo wiedziała, co ma na myśli, i musiało to znaleźć odbicie na jej twarzy, bo Rigg dodał: – Za to, że mnie poparłaś w sprawie wyjazdu Trixie w góry z Evą i jej matką. Harriet wzruszyła ramionami, lekko zakłopotana. Zastanawiała się, czy Rigg przypadkiem nie myśli, że starała się pozyskać jego względy za pośrednictwem Trixie, ale szybko zaniechała tego przypuszczenia. Jest wyraźnie przewrażliwiona. Może i jest w nim idiotycznie zakochana, ale niezależnie od tego, co o nim myśli, uczucia nie zmienią jej poglądu w tej sprawie, nawet jeśli są zgodne z jego opinią. – Z tego, co słyszałam o pani Soames od Trixie, wynika, że masz rację, nie chcąc powierzyć jej opiece bratanicę. Nie zdołasz jednak ustrzec jej przed wszystkim, co ją w życiu czeka. – Uważasz, że właśnie to staram się robić? – Rigg skrzywił się nieznacznie. – Może i trochę przesadzam, ale to duża odpowiedzialność zostać z dnia na dzień jedynym opiekunem nastolatki. – Rzucił Harriet pytające spojrzenie. – Opowiadała ci o śmierci rodziców, prawda? – Tak. Wydaje mi się, że uporała się z tą tragedią. Miała szczęście, że był ktoś bliski, kto się nią zajął. To na pewno pomogło jej w tym nieszczęściu. – Zawsze mieliśmy dobry kontakt – wyjaśnił Rigg. – Robert, mój brat, był ode mnie o dziesięć lat starszy i obaj znaleźliśmy się w podobnej sytuacji jak Trixie. Nasi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, kiedy studiowałem na uniwersytecie. Robert właśnie miał się żenić z Jen. Gdy wyceniono rodzinny majątek, okazało się, że pieniędzy jest mniej, niż przypuszczaliśmy. W tej sytuacji nosiłem się z zamiarem przerwania nauki, ale Robert nalegał, żebym został na uniwersytecie. Nie tylko wspomagali mnie z Jen finansowo przez lata studiów, ale stworzyli mi dom, do którego zawsze mogłem wrócić. Rigg zamilkł, najwyraźniej wracając pamięcią do tamtych lat. – Musiało to być dla nich trudne – odezwał się po dłuższej chwili. – Młode małżeń-
stwo, obarczone odpowiedzialnością za osiemnastoletniego studenta. Bardzo się wtedy do siebie zbliżyliśmy. Kiedy zginęli, straciłem nie tylko brata i bratową, ale w ich osobach również najlepszych przyjaciół. Niezależnie od okoliczności, chciałem uczynić dla Trixie wszystko, co w mojej mocy, ale kiedy sobie przypominam miłość i wsparcie, jakie dali mi Jen i Robert, to dochodzę do wniosku, że daleko mi do nich. Jestem nadopiekuńczy dlatego, że czuję, iż powinienem chronić Trixie, tak jak oni by to robili. Jestem im to winien. – Ona jest bardzo wrażliwą i dojrzałą dziewczyną – zauważyła Harriet. Ogarnęło ją wzruszenie, do oczu napłynęły łzy. Rigg mówił szczerze i spokojnie, bez zbytniej emfazy, a jednak jego słowa bardzo ją ujęły, poruszyły w niej czułą strunę. – Może jest wrażliwa i dojrzała – przyznał Rigg – ale są sytuacje, z którymi na razie sobie nie poradzi, bo nie ma doświadczenia. Nie chcę, żeby stykała się z paniami pokroju pani Soames. Nie jestem głupi. Trixie jest bardzo atrakcyjną dziewczyną, która wkrótce zechce zasmakować życia we wszystkich jego odcieniach, ale wolałbym, żeby te eksperymenty dzieliła z młodymi ludźmi w jej wieku, a nie z takimi, których spotkałaby w kręgu pani Soames. Narzeka, że traktuję ją jak dziecko. Próbowałem jej wytłumaczyć mój punkt widzenia, lecz bez większego sukcesu, jak zapewne zauważyłaś. W ostatnich tygodniach stosunki między nami były dość napięte, a kulminację stanowił ten nieodpowiedzialny incydent nad rzeką. Przerwał i utkwił wzrok w ziemi. – Miałaś rację, odmawiając mi pomocy – dodał po chwili, zmieniając temat. – Byłem tak wściekły, że… – A tu okazało się – wpadła mu w słowo Harriet – iż zabrakło winowajczyni. Musiałeś wpaść w furię, stwierdziwszy, że w samochodzie jest jakaś nieznajoma, a nie Trixie. – Furia to jedno. Ta mała jędza z premedytacją wpędziła mnie w potencjalnie najbardziej żenującą sytuację, jaką zdołała wymyślić. – Chciała dowieść czegoś, co było dla niej ważne – zauważyła Harriet. – Uhm. Choć będę za nią tęsknić, niecierpliwie czekam, żeby skończyła szkołę. Na uniwersytecie będzie miała okazję zawrzeć nowe przyjaźnie, poszerzyć swoje horyzonty. Wiem, że czasami się tutaj dusi. Problem w tym, że jej szkoła jest oddalona od nas o trzydzieści dwa kilometry. Eva jest jedyną osobą w jej wieku, która mieszka w naszej okolicy i z którą może się spotykać w wolnym czasie. – Wydaje mi się, że jesteś niesprawiedliwy wobec Trixie, jeśli uważasz, że Eva może jej narzucić własne poglądy. – Ona nie, ale styl życia jej matki i jej znajomków nie jest odpowiednim przykładem dla Trixie i dlatego… – Urwał, widząc, że Harriet trzęsie się z zimna. – Trzymam cię tu na dworze – zreflektował się – a ty przemarzłaś. Wejdźmy do środka. Sprawdzę, czy wszystko w porządku. Wstępując za nim na schodki, Harriet poczuła pełnię szczęścia. Po raz pierwszy rozmawiali ze sobą jak potencjalni przyjaciele, a nie przeciwnicy. Gdy wkrótce się żegnali, podziękowała Riggowi za odwiezienie do domu. Postanowiła nie przywiązywać zbyt dużej wagi do niedawno zakończonej rozmowy. Rigg martwił się o bratanicę i w tej sytuacji było czymś naturalnym, że powiedział jej aż tyle, tym bardziej że Trixie ją polubiła.
W kuchni ściągnęła mokre pantofle i spojrzała na nie zdegustowana. Podejrzewała, że kiedy wyschną, nie nadadzą się do włożenia. Były drogie, ale na myśl o rękach Rigga, podtrzymujących ją i sadzających w samochodowym fotelu, uznała, że doświadczenie przyjemności, jaką sprawił jej jego dotyk, było warte zniszczenia pary butów. Głupia jesteś, zganiła się w duchu, ścieląc łóżko. Pozwalasz sobie na snucie nierealnych fantazji na podstawie najmniejszych możliwych oznak. Sensowniej będzie, jeśli przestaniesz bujać w obłokach i skoncentrujesz się na rzeczywistości. Prawda jest taka, że z pewnością Rigg nie jest mną zainteresowany jako kobietą.
ROZDZIAŁ SZÓSTY Rano, jak tylko Harriet zjadła śniadanie i odebrała na poczcie zamówione gazety, zatelefonowała do domu pastora. Odebrała jego żona, której podziękowała za zaproszenie na przyjęcie. Następnie wyjaśniła, że ma dla Dana pewną wiadomość. Okazało się, że wyszedł, więc postanowiła przekazać tę informację pani Fellows wraz z prośbą o powtórzenie synowi. – Dzisiaj wieczorem mieliśmy pójść razem na kolację – powiedziała. – Niestety, nie będę mogła. Czy byłaby pani tak uprzejma i przeprosiła syna w moim imieniu? – Pożegnała się i z wyraźną ulgą odłożyła słuchawkę. Resztę przedpołudnia spędziła na czytaniu prasy, zajęciu, któremu zawsze chętnie się oddawała. Po własnoręcznie przygotowanym lekkim lunchu odłożyła gazety i wyszła przed dom, żeby umyć samochód. Na dworze panował przejmujący chłód, a porywisty wschodni wiatr zrywał z drzew ostatnie jesienne liście. Była zadowolona, że włożyła ciepłą kurtkę. Gdy umyła wóz, wstawiła go do garażu i zamknęła na klucz bramę wjazdową. W czasach londyńskich niedzielne popołudnie dla siebie stanowiło rarytas, nie mogła więc pojąć, dlaczego teraz czuje się niespokojna i samotna. Może powinna sprawić sobie psa? Ale jakiej rasy? Nie chcąc ulec kuszącej myśli, że najlepiej mógłby jej w tej sprawie poradzić Rigg, skupiła się na nadrobieniu zaległych prac domowych, na które nie miała czasu w tygodniu. O szóstej wieczorem włączyła radio i ze zdziwieniem usłyszała, że na północy Szkocji należy się spodziewać opadów śniegu. Temperatura przez cały dzień stopniowo się obniżała, więc stojąc przy kominku, rozkoszowała się bijącym od niego ciepłem. Była zadowolona, że nie musi się przebierać i jechać na spotkanie, na które nie miała najmniejszej ochoty. Jutro poniedziałek, Trixie rano wybierze się do szkoły. Jakie to dziwne, pomyślała Harriet, nie tak dawno też jeździłam do szkoły, tyle że nie jako uczennica, ale nauczycielka. Lubiła uczyć, lecz duża i przeładowana londyńska szkoła ją przytłaczała. Choć obecnie odczuwała brak kontaktu z uczniami, zdecydowanie wolała obecny tryb życia, nie mówiąc o tym, że pisanie stanowiło jej pasję. Z niejakim poczuciem winy zaplanowała miły wieczór dla siebie. W lodówce czekała pizza z delikatesów w Hawick, jedna z tych okropnie tuczących, które poleciła jej Trixie. Zamierzała ją zjeść przy kominku, słuchając nowej płyty Vivaldiego, którą kupiła przed wyjazdem z Londynu. A do tego uraczyć się lampką dobrego czerwonego wina. Kiedy po godzinie wniosła do pokoju dziennego zastawioną tacę, stwierdziła, że ciepły blask ognia z kominka daje wystarczająco dużo światła. Zaciągnęła zasłony i tonący w półmroku pokój stał się jeszcze bardziej przytulny. Pizza była smaczna i sycąca, ale tak rujnująca sylwetkę, jak to obiecała Trixie. Harriet zamknęła oczy, głębiej usiadła w fotelu i poddała się magii muzyki.
– Wyprowadzisz wieczorem Bena? Trixie podniosła wzrok znad książki i lekko zmarszczyła brwi. – Już czas? – spytała z westchnieniem. – Myślałam, że raczej… Nie pojmuję, dlaczego jakikolwiek nauczyciel miałby żądać pogłębionej analizy stylu pisarstwa Trollope’a w charakterze pracy semestralnej. To po prostu sadyzm. – Trudno ci idzie? Chcesz, żebym wyszedł z Benem? – spytał Rigg. – A mógłbyś? Za to ja przygotuję herbatę. W weekendy musieli sobie radzić sami, ponieważ pani Arkwright spędzała wolny czas z rodziną. Wprawdzie miała dorosłe dzieci, ale chętnie przebywała z wnukami. – Patrz na niego, co za leniwy pies – zauważyła Trixie, pocierając bosą stopą grzbiet leżącego przed kominkiem Bena. – Myślisz, że on chce wyjść? Na te słowa uszy labradora drgnęły. – Przestań go męczyć. – Rigg wstał. – Chodź, Ben, idziemy na spacer! Labrador natychmiast zerwał się na nogi i ochoczo pospieszył za nim do tylnego wyjścia. Rigg wciągnął gumiaki i włożył kurtkę. Gdy tylko znaleźli się na zewnątrz, pies wyskoczył do przodu, węsząc w zaroślach. Była zimna noc – chwycił mróz, wiatr był porywisty. Wyglądało na to, że Ben dobrze wie, dokąd chce iść, bo ruszył znajomą ścieżką przez pole w stronę pasa lasu, okalającego dom od strony szosy. Po drugiej stronie lasu znajdował się dom Harriet. Rigg zastanawiał się, czy miło upływa jej czas na randce z Danem. W ciągu minionych lat nawiązywał krótkotrwałe związki z kobietami, oparte wyłącznie na więzi fizycznej, a nie emocjonalnej. Nie planował samotnie iść przez życie, ale nie udało mu się trafić na kobietę, z którą chciałby się trwale związać, a potem wziął pod swoje skrzydła osieroconą bratanicę i jakoś tak zeszło. Za półtora roku skończy czterdzieści lat. Wydawało mu się to wręcz nieprawdopodobne. Usłyszał entuzjastyczne szczekanie Bena i zawołał go, uznając, że czas wracać do domu, zanim stanie się zbyt sentymentalny. Labrador nie wracał, więc Rigg poszedł dalej ścieżką, którą pobiegł Ben. Kończyła się ona niewielkim wzniesieniem, za którym między drzewami widział bryłę domu Harriet. W jednym oknie paliło się światło. Zmarszczył czoło. Światło? To dziwne. Przecież Harriet była umówiona na spotkanie. Przywołał półgłosem Bena i ruszył w stronę dawnego domu leśniczego, coraz bardziej zaniepokojony. Wydawało się nieprawdopodobne, że ktoś mógłby się włamać, ale w dzisiejszych czasach przemoc i przestępczość zdarzały się wszędzie, więc takie obawy były jednak uzasadnione. Nawet tutaj, w spokojnej części kraju, dochodziło do napadów rabunkowych. Ostatnio przybrały na sile w małych miejscowościach. Policja podejrzewała szajkę z Newcastle. Kilka osób słyszało, że Dan umawiał się z Harriet. Dopiero co przybyła z Londynu i choć nie była bogata, na pewno nie była też biedna. W miarę zbliżania się do domu przez głowę przebiegały mu coraz czarniejsze myśli. Ben szedł posłusznie u nogi. Rigg wychowywał go od szczeniaka i choć Trixie rozpieszczała swojego ulubieńca, pies bardzo dobrze wiedział, kiedy powinien słuchać opiekuna. Rigg przeszedł wzdłuż frontu domu, zobaczył, że okna pokoi są ciemne, a jasno
oświetlona jest tylko kuchnia. Zajrzawszy do środka, zorientował się, że nic nie świadczy o obecności intruza. Odruchowo sięgnął do gałki u tylnych drzwi i ze zdziwieniem stwierdził, że się obraca, co oznaczało, że drzwi nie są zamknięte na klucz. Poważnie zaniepokojony, pchnął je i wszedł do środka. Płyta się skończyła i nagła cisza obudziła Harriet z drzemki. Przeciągnęła się i zaczęła wstawać, gdy nagle usłyszała czyjeś kroki w kuchni. Przestraszyła się, bo uświadomiła sobie, że nie zamknęła na klucz tylnych drzwi. W Londynie nawet przez myśl by jej nie przeszło, żeby tego nie zrobić. Na dodatek telefon znajdował się właśnie w kuchni. Zastanawiała się przez chwilę, czy zdoła otworzyć zamknięte na klucz drzwi frontowe i uciec, zanim dogoni ją intruz, ale doszła do wniosku, że nie. Klucz od frontowego wejścia znajdował się w kuchni. Za późno teraz żałować, że nie sprawiła sobie psa, tak jak zamierzała, im większego i ostrzejszego, tym lepiej. Usłyszawszy, że ktoś zmierza w stronę pokoju dziennego, rozejrzała się w panice dokoła, szukając czegoś, czym mogłaby się bronić. Jedyne, co wpadło jej w oczy, to pogrzebacz. Chwyciła go, nerwowo ściskając w dłoni, zaschło jej w ustach z emocji, ale kiedy drzwi się otworzyły, ku ogromnej uldze zobaczyła znajomą wysoką postać Rigga. Pogrzebacz wypadł jej z ręki. – Rigg! – Harriet! Chórem wymówili swoje imiona i równocześnie zamilkli. – Co ty tu robisz? – Myślałem, że wyszłaś na spotkanie. Znowu zamilkli jak na komendę. – Wybacz to najście. – Rigg pierwszy przerwał ciszę. – Musiałem cię bardzo przestraszyć. Kiedy szedłem na spacer z Benem, spostrzegłem światło w oknie, a myśląc, że cię nie ma, postanowiłem sprawdzić, co się dzieje. – W porządku – odparła Harriet. – Jestem ci wdzięczna, że zwróciłeś na to uwagę. Odwołałam spotkanie z Danem. – Odwróciła się i zaczęła nerwowo trajkotać nie tyle z powodu ulgi, jaką odczuła, ile z racji obecności Rigga, który stał o kilka kroków od niej. – Dan z góry założył, że się zgodzę, a nie chciałam wprawiać go w zakłopotanie, odmawiając w obecności gości. Nagle silnie zadrżała. – Jesteś w szoku – orzekł Rigg. – Usiądź na chwilę, przygotuję ci drinka. – Nie trzeba, nic mi nie jest – zapewniła go Harriet. – Dzięki Bogu, że zorientowałam się, że to ty. Popatrzyła na leżący na podłodze pogrzebacz i nagle uświadomiła sobie, że mało brakowało, a poważnie zraniłaby Rigga. Zaczęła drżeć jeszcze bardziej, zasłoniła twarz dłońmi, jakby chciała ukryć targające nią emocje. Rigg wziął Harriet w ramiona i uspokajał, delikatnie kołysząc, podczas gdy ona wciąż rozpamiętywała, co by się stało, gdyby uderzyła go pogrzebaczem. – Nie myśl o tym. To się nie zdarzyło, a mnie nic się nie stało – powiedział, zgadując, czym Harriet się kłopocze.
– Bardzo cię przepraszam – powiedziała niepewnie, unosząc głowę z jego ramienia i próbując go odepchnąć. W tym momencie oblała ją fala gorąca, na skórze poczuła gęsią skórkę, uniosły się maleńkie włoski na karku. Wiedziona przemożnym pragnieniem, wsunęła ręce pod kurtkę Rigga i oparła je na miękkiej tkaninie koszuli. Pod palcami poczuła ciepłe atletyczne ciało. Zapragnęła sięgnąć pod koszulę, dotknąć muskułów, przeciągnąć palcami po obojczyku, przytulić usta do wgłębienia pod szyją. Rigg pachniał czystym świeżym powietrzem, lasem i czymś jeszcze, piżmowym i bardzo zmysłowym. Korciło ją, żeby wtulić twarz w jego pierś i wdychać ten magiczny zapach, posmakować skóry językiem i wargami. Ogłuszona siłą własnego pożądania, patrzyła na niego pociemniałymi oczami. Próbowała się cofnąć, przerażona, że Rigg wyczuje, co się z nią dzieje, i będzie tak samo zbulwersowany jak ona, ale jej na to nie pozwolił. Niespiesznie opuścił ramiona i położył dłonie na jej biodrach. Czy uczynił to niezwykle zmysłowym ruchem, czy tylko sobie wyobraziła? Oszołomiona i jednocześnie speszona, rozpaczliwie usiłowała wyzwolić się z wyimaginowanej wizji i wrócić do rzeczywistości. Ona pożąda Rigga, ale on nie musi podzielać jej pragnień. Utkwiła wzrok w zacienionej ścianie ponad jego ramieniem i dwa razy głęboko zaczerpnęła powietrza, starając się uspokoić oddech. – Harriet. Rigg wymówił jej imię łagodnie i zareagowała odruchowo, przenosząc wzrok na jego twarz. To był błąd. Oczy Harriet znajdowały się prawie na tym samym poziomie, co jego usta. Obserwowała, jak po raz drugi wymawia jej imię, i bezwiednie lekko rozchyliła wargi. To istne szaleństwo, pomyślała, a mimo to spojrzała mu w oczy. Starała się zapanować nad wzburzonymi emocjami, ale nagle serce w niej zamarło, gdy zobaczyła, w jaki sposób Rigg na nią patrzy. Wiedziała ponad wszelką wątpliwość, że zamierza ją pocałować. Mogła go powstrzymać, odsunąć się, gdy pochylał głowę i przyciągnął ją do siebie. Mogła to uczynić, tylko po co, skoro marzyła o tym, by znaleźć się w jego ramionach. Przeszedł ją rozkoszny dreszcz, gdy musnął wargami jej usta. Nawet nie zdając sobie z tego sprawy, wydała stłumiony jęk i przez ułamek sekundy Rigg się zawahał, ale gdy Harriet się nie wycofała, ujął w dłonie jej twarz i mocno pocałował w usta. Całowała się z mężczyznami, ale nie wiedziała ani sobie nie wyobrażała, że pocałunek może wzbudzić takie doznania, jakich teraz doświadczała. Kiedy Rigg wsunął palce w jej włosy, ściśle do niego przylgnęła, otoczyła go ramionami i oddała mu pocałunek, wkładając weń nagromadzone w niej emocje. W pewnym momencie Rigg oderwał wargi od jej ust i odgarnął jej włosy, by móc smakować skórę szyi. Drżała, kiedy delikatnie przesuwał po niej ustami, a po chwili krzyknęła z rozkoszy i przylgnęła wargami do jego piersi widocznej w rozcięciu koszuli. Dopiero kiedy Rigg cofnął się gwałtownie, jakby jej dotyk go palił, Harriet odzyskała trzeźwość umysłu i uświadomiła sobie, co najlepszego robi. Natychmiast wysunęła się z objęć Rigga i odwróciła do niego plecami, żeby nie mógł zobaczyć objawów jej podniecenia.
Czuła, że się do niej zbliża, i cała się spięła. Boże, proszę, niech on nic nie mówi. Niech sobie pójdzie. Wyglądało na to, że jej modlitwy zostały wysłuchane, bo usłyszała, że Rigg zatrzymał się i powiedział: – Lepiej już pójdę. Nie zapomnij zamknąć drzwi na klucz. Harriet nie odwróciła się, dopóki nie była całkowicie pewna, że Rigg opuścił jej dom. Dopiero wtedy pobiegła do kuchni, tak jak jej polecił. Zamknęła drzwi i się o nie oparła, trzęsąc się cała jak w febrze. Co, u licha, ją opętało? Co też on musiał sobie pomyśleć? Przesadna reakcja na coś, co prawdopodobnie było w jego intencji jedynie zdawkowym uściskiem, była jednoznaczna i nie pozostawiała żadnych wątpliwości. Poczuła się zażenowana, a Rigga prawdopodobnie wprawiła w niemałe zakłopotanie. Przypuszczalnie nie mógł się doczekać, żeby wyjść. Zareagowała na niego tak, jakby była spragniona seksu. Ukryła twarz w dłoniach, paląc się ze wstydu. W nocy niewiele spała, a gdy udało się jej zdrzemnąć, kręciła się niespokojnie. Obudziła się w poniedziałek rano z pulsującym bólem w skroniach. Kiedy w łazience spojrzała w lustro, skrzywiła się z niesmakiem na widok swojej wymizerowanej twarzy. W głowie wciąż przewijały się jej niczym film obrazy z tych minut, kiedy Rigg trzymał ją w ramionach. Potwierdzały to, co już wiedziała. Odpowiedź na to, co z jego strony było przypuszczalnie tylko chwilowym impulsem, odruchową męską reakcją na fakt, że ją obejmuje, była zdecydowanie przesadzona. Nic dziwnego, że pospiesznie wyszedł. Ośmieszyła siebie, to pewne. Natomiast jego wprawiła w zakłopotanie. Czy na pewno? Czy mężczyzna, który postawiony przez niemądry żart bratanicy w krępującej sytuacji zareagował jedynie wściekłością, mógł być zażenowany jej gorliwością w oddawaniu pocałunku? Harriet była w rozterce. Przez cały dłużący się dzień nasłuchiwała, czy nie rozlegnie się dzwonek telefonu albo, co gorsza, dzwonek u drzwi, chociaż zdawała sobie sprawę, że ostatnie, co zrobiłby Rigg, to pojawił się w jej domu. Późnym popołudniem rozbolała ją głowa i odezwał się żołądek. Nie miała pojęcia, jak zdoła spojrzeć Riggowi w twarz. Mogła tylko żywić nadzieję, że on zignoruje to, co się zdarzyło. Za każdym razem, gdy wspominała, co zaszło między nimi, czerwieniła się z zażenowania. Tłumaczyła sobie, że nie ma sensu roztrząsać teraz czegoś, o czym najlepiej zapomnieć. Przecież Rigg mógł opacznie zrozumieć przyczynę jej zachowania i złożyć ją na karb strachu, który ją ogarnął, gdy usłyszała, że ktoś wszedł do domu. Czyżby? Zbulwersowane spojrzenie, jakie jej rzucił, zanim odwrócił się i wyszedł, świadczyło o czymś innym. Była zadowolona, że Trixie wróciła do szkoły i w związku z tym raczej nie wpadnie z wizytą, choć brakowało jej paplaniny młodej przyjaciółki. Później, kiedy się przekonała, że każda próba zabrania się do pracy kończy się pogniecioną kartką papieru lądującą w koszu na śmieci, przypomniała sobie, że umówiła się z Trixie i Riggiem na urodzinowy obiad. Utkwiła niewidzący wzrok w przestrzeń, zastanawiając się, jak zdoła znieść widok Rigga, i szukając w myślach pretekstu, który by jej pozwolił wykręcić się od
spotkania. Może pilna wizyta u wydawcy? Ale to by znaczyło, że musi spędzić weekend w Londynie. Poza wszystkim chodziło o Trixie. Rigg wyraźnie powiedział, że bratanica bardzo chciała, żeby im towarzyszyła, a Harriet nie zamierzała jej zawieść. Prędzej czy później i tak się z nim spotka. To nieuniknione. Może jeśli się postara zachowywać tak, jakby nic niewłaściwego się nie wydarzyło, zdoła go przekonać, że nie ma o czym mówić. Może Rigg uzna, że po prostu ona tak reaguje na pocałunek mężczyzny. A niezależnie od tego, co sobie pomyśli, na pewno odczuje ulgę, że nie przywiązała do tego pocałunku nadmiernego znaczenia. Przez cały wieczór nie była w stanie podjąć ostatecznej decyzji. Wahała się między schowaniem głowy w piasek i unikaniem spotkań z Riggiem a silnym poczuciem lojalności i odpowiedzialności, które stanowiło nieodłączną część jej natury. Wiedziała, że odmawiając udziału w uroczystości urodzinowej, sprawiłaby Trixie ogromny zawód. Przygotowując się do spania, przypomniała sobie, że miała poradzić się Rigga w sprawie psa. Teraz to niemożliwe. Z pewnością uznałby, że wynalazła pretekst, aby się z nim zobaczyć. Mogła być niemądra na tyle, by się zakochać, ale miała swoją dumę i wzdrygała się na samą myśl, że Rigg mógłby ją niesłusznie posądzić o to, iż zastawia na niego sidła. Noc minęła Harriet niespokojnie, obudziła się zmęczona. Był mroźny poranek i mimo funkcjonującego bez zastrzeżeń centralnego ogrzewania miała wrażenie, że przemarzła do szpiku kości. Pijąc poranną kawę, wzięła kubek w obie dłonie, jak gdyby jego ciepło mogło przeniknąć w głąb jej ciała. Mimowolny rzut oka w lustro potwierdził jej samopoczucie – twarz miała bladą i ściągniętą. Jesteś śmieszna, skarciła się w duchu. Beznadziejną miłość można tolerować u nastolatki, ale nie przystoi ona kobiecie w moim wieku. Najwyższy czas wziąć się w garść, zająć myśli czymś innym. Owszem, ośmieszyła się, zrobiła z siebie idiotkę, ale nieustanne roztrząsanie tego, co się stało, jest niepotrzebną torturą i stratą czasu. Zdarzyło się i teraz najlepsze, co może zrobić, to własnym zachowaniem przekonać Rigga, że mimo namiętnej reakcji na pocałunek zapomniała o tym incydencie. Harriet miała parę spraw do załatwienia. Należało kupić prezent dla Trixie oraz na poczcie nadać listy. Jeśli nadal zamierza zmienić wystrój salonu, to trzeba nabyć farby i tapetę. Do wczoraj praca nad książką posuwała się zgodnie z planem, może więc pozwolić sobie na małą przerwę. Pamiętając, że darmowa gazeta lokalna jest dostarczana z listami w sobotę rano, przetrząsnęła zawartość drucianego kosza, którego używała zamiast tacki na korespondencję, i ją wyciągnęła. Czy nie zamierzała, kiedy się tutaj przeprowadzała, pomyszkować trochę po okolicznych sklepach, kupić solidne, wygodne meble rustykalne? Z lokalnej gazety dowiedziała się, że w jednym z pobliskich miasteczek odbywa się tego dnia targ bydlęcy. Nigdy nie była na takim targu, więc uznała, że może to
być interesujące. Przebrała się i sprawdziwszy, czy na pewno są zamknięte na klucz zarówno drzwi frontowe, jak i tylne, wsiadła do auta i ruszyła przed siebie. Miasteczko, do którego się wybrała, leżało w dolinie otoczonej wzgórzami. W promieniach słońca domy z kamienia przybrały nasyconą złotą barwę. Panował duży ruch i Harriet nie po raz pierwszy poczuła zadowolenie, że ma niewielki samochód, który łatwo zaparkować. Przechodząc obok księgarni, zwróciła uwagę na leżącą na wystawie książkę o dziejach miasteczka. Zaciekawiona, weszła do środka i kupiła książkę. W bocznej uliczce znalazła przytulną kawiarenkę. Usiadła nad filiżanką kawy i zagłębiła się w lekturze. Nie miała pojęcia, że dawniej w miasteczku znajdował się duży i bardzo bogaty klasztor. Dowiedziała się, że większość miejscowych starych domów zbudowano z kamienia pozyskanego ze zniszczonego klasztoru po jego rozbiórce nakazanej przez Henryka VIII. Podobnie jak wiele miasteczek pogranicza szkockiego, i to miało krwawą i gwałtowną przeszłość. Jak głosi legenda, kiedyś nocowała tutaj Maria Stuart, królowa Szkotów. Uśmiechnięta kelnerka, która podała Harriet kawę, ochoczo poinformowała ją, jak dojść do targu bydlęcego. – Sprzedają tam miejscowy ser i jajka, a także świeże warzywa, i to znacznie taniej niż w supermarkecie – powiedziała. Harriet podziękowała, włożyła płaszcz i wyszła z kawiarni. Za chwilę jej wzrok przyciągnęła galeria sztuki, usytuowana zaledwie o parę kroków od kawiarni. Zatrzymała się, żeby przyjrzeć się obrazowi wystawionemu w witrynie. Sportretowany mężczyzna, odziany na czarno, o ostrym zdecydowanym profilu, mógłby być Riggiem, choć miał na sobie ubiór z XVI stulecia. Ruszyła dalej. To śmieszne, pomyślała, przecież przyjechałam tutaj, żeby nie myśleć o Riggu. Bez trudu trafiła na targ i skierowała się w stronę straganów rozmieszczonych w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Kupiła ser i jajka polecane przez kelnerkę z kawiarni, a także trochę lokalnych warzyw. Dokoła rozlegały się głosy z typowym miejscowym akcentem. Mimo obecności wielu osób i zaaferowania panująca na targu atmosfera działała odprężająco na Harriet, która dobrze pamiętała gorączkowy chaos, charakterystyczny dla ulic Londynu. Niezależnie od tego, ile przeżyć emocjonalnych może ją kosztować zamieszkanie tutaj, nie sposób zaprzeczyć, że z jej punktu widzenia okolica i jej mieszkańcy mają w sobie coś magicznego. Sprzedawcy ze straganów, przy których się zatrzymywała, uśmiechali się do niej ciepło i zamieniali z nią parę miłych słów. Przystanęła na chwilę na końcu targu i zwróciła uwagę na starszego mężczyznę stojącego przed pubem zlokalizowanym na niewielkim placu. Najwyraźniej wygrzewał się w zimowym słońcu. Podniosła wzrok i zobaczyła sfatygowany szyld – „Ręka poganiacza”. Ta miejscowość, podobnie jak wiele innych, leżała na szlaku, którym ciągnęli poganiacze bydła, kiedy schodzili ze swymi stadami ze wzgórz. Popatrzyła na witrynę miejscowego agenta nieruchomości i przeczytała zawiadomienia o nadchodzących aukcjach. Jedno dotyczyło wyposażenia kilku farm i domów, więc zanotowała datę. Marzyła o staroświeckim kredensie i jeśli to możliwe o równie starym serwisie
obiadowym, charakterystycznym dla dawnych domów farmerskich. Takie rzeczy osiągały zawrotne ceny w Londynie, gdzie ostatnio panowała moda na kuchnie w stylu rustykalnym, choć obowiązkowo wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt. Być może tutaj nie będą aż tak drogie. W miasteczku znajdował się także niewielki park, prowadzący na dawne tereny klasztorne. Harriet spędziła tam trochę czasu, karmiąc dzikie ptactwo. W pewnym momencie uprzytomniła sobie, że jeszcze nie kupiła prezentu dla Trixie. Okolica słynęła z wełen i tweedów. Przypuszczała, że Trixie raczej nie jest amatorką ubrań z tweedu, natomiast na pewno będzie się jej podobać coś z wełny. Pamiętała, że miasto szczyciło się zakładem wełniarskim z własnym sklepem fabrycznym. Znalazła go na peryferiach – odnowiony budynek z malowniczym kołem wodnym. Sklepik znajdował się tuż obok. Dziewczyna obsługująca klientów była miła i uczynna. Prawdopodobnie miała niewiele ponad dwadzieścia lat, jasną cerę, brązowe włosy i piwne oczy o bursztynowym odcieniu, w których tańczyły wesołe ogniki. Harriet wytłumaczyła, o co jej chodzi. – Myślę, że mamy coś odpowiedniego – odparła z uśmiechem ekspedientka. – Ogromnie mi się podobają. Są dziełem tutejszego projektanta – dodała, otwierając szufladę jednej z szaf stojących pod ścianą. – Każdy model jest inny i raczej drogi. Wróciła do lady i ostrożnie rozłożyła sweter, na którego widok Harriet zaparło dech w piersiach. – Proszę dotknąć – zachęciła ekspedientka. – To tutejsza wełna. Niezwykle miękka. Rzeczywiście, pomyślała Harriet. – Może pani kupić u nas pasujące do swetra czapkę i szalik. Oczami wyobraźni Harriet ujrzała Trixie w swetrze, czapce i szaliku. Mogła wybrać te pasujące kolorystyką do jej cery i włosów. – Jaka jest cena kompletu? – spytała, wiedząc, że niezależnie od odpowiedzi i tak go kupi, bo żeby nie wiem jak długo szukała, nie znajdzie niczego lepszego. Sprzedawczyni miała rację. Te rzeczy były drogie, ale warte swojej ceny. Dziesięć minut później Harriet z reklamówką w ręku wróciła na główną ulicę po dekoracyjny papier i kartę urodzinową. Osiemnaste urodziny to szczególna okazja. Była nieco zaskoczona, że Trixie nie chce urządzić imprezy dla przyjaciół, ale Rigg jej wyjaśnił, iż zdecydowała się zaczekać z tym do czasu ukończenia dwudziestu jeden lat, czyli zgodnie z prawem osiągnięcia pełnoletności. Uradowana, że znalazła prezent, który na pewno będzie się podobał Trixie, skierowała się w stronę parkingu, uznając, że decyzja o przyjeździe tutaj była słuszna. Czuła się bardziej zrelaksowana i optymistycznie nastrojona, jeśli chodzi o uporanie się z problemami związanymi z jej uczuciami do Rigga. Skręciła za róg i stanęła jak wryta. Zbladła, a serce zaczęło jej bić przyspieszonym rytmem. Zobaczyła Rigga idącego z naprzeciwka o parę metrów od niej, zwróconego do towarzyszącego mu mężczyzny i pogrążonego z nim w rozmowie. Najchętniej od razu odwróciłaby się na pięcie i uciekła, zanim Rigg ją zauważy. Jeszcze moment, a on podniesie głowę i ją zobaczy. Sparaliżowana obawą, wstrzymała oddech, ale Rigg i jego towarzysz, nawet nie patrząc w jej stronę, skręcili w boczną uliczkę i znikli jej z oczu.
Harriet zamrugała powiekami, utkwiwszy wzrok w pustej ulicy. Czy naprawdę widziała Rigga, czy tylko go sobie wyobraziła? Serce wciąż biło przyspieszonym rytmem i kręciło się jej w głowie. Udało się jej dotrzeć do samochodu, ale musiała parę minut odczekać, zanim była w stanie uruchomić silnik i ruszyć w drogę do domu. Dlaczego nie potrafi panować nad emocjami? Czemu nie jest w stanie usunąć ze swojego życia niechcianej i niebezpiecznej miłości? Z jakiego powodu nie może się zachowywać jak dojrzała kobieta, którą przecież jest? Miała blisko trzydzieści pięć lat, a w tym przypadku zachowywała się niczym nastolatka. To nie może tak trwać. Muszę znaleźć sposób na kontrolowanie emocji, postanowiła, inaczej coraz trudniej będzie mi normalnie funkcjonować. Ale jaki?
ROZDZIAŁ SIÓDMY Przez cały tydzień Harriet starała się być tak zaabsorbowana rozmaitymi sprawami i pracą, by przestać roztrząsać swoją reakcję na pocałunek Rigga i emocje, jakie w niej wzbudził, a także zadręczać się pytaniem, jak to możliwe, iż się tak beznadziejnie zakochała. Ten sposób nie całkiem się sprawdził. Każdego wieczoru, kiedy wyczerpana całym pracowitym dniem kładła się do łóżka, licząc na zasłużony wypoczynek, spotykał ją zawód. Nie mogła zasnąć, a gdy wreszcie udało się jej zdrzemnąć, rzucała się niespokojnie, śniąc o Riggu i bardziej intymnych pieszczotach. Była tym zaskoczona, bo nie uważała się za kobietę szczególnie zainteresowaną seksem i zmysłową. Mężczyźni, z którymi się umawiała, nie wprawiali jej w taki stan, jak czynił to Rigg, w dodatku nie zabiegając o jej względy. Do jedynego pocałunku doszło przez zbieg okoliczności. Leżąc bezsennie, zamykała oczy i pozwalała sobie odpływać daleko od rzeczywistości i nie tylko wspominać, jak czuła się w ramionach Rigga, ale również wyobrażać sobie, co by było, gdyby jej nie wypuścił z objęć. Skóra pokrywała się jej kropelkami potu, kiedy próbowała kontrolować niesforne myśli, zdecydowanie bardziej odpowiednie dla młodej dziewczyny na progu przebudzenia seksualnego niż dla dorosłej kobiety. Tyle że jako młoda dziewczyna nie przeczuwała, że można pragnąć tak jak teraz, odczuwać pożądanie na granicy fizycznego bólu. W czwartek po południu stwierdziła posępnie, że jedyną dobrą stroną całego nieszczęsnego epizodu był fakt, że więcej czasu poświęcała pracy nad książką. Na ogół powoli i ostrożnie przenosiła na papier myśli i ważyła słowa, tymczasem obecnie błyskawicznie nadawała kształt temu, co było zaledwie mglistym zarysem, niejasną ideą. Opowieść rozrastała się w zadziwiającym tempie. To, co zaczęło się od niewyraźnego pomysłu, rozwijało się tak szybko, że chwilami czuła się niemal zdominowana przez akcję powieści. Uznała, że jeśli tak dalej pójdzie, to będzie musiała porozmawiać na ten temat z wydawcą. Zdawała sobie sprawę, że wydawnictwo może nie być zainteresowane obszerną historią, w dodatku napisaną z myślą o dorosłych, a nie o dzieciach, a mimo to nie ustawała w pracy, jakby była poddana presji. Czytając fragmenty napisane w ciągu mijającego tygodnia, spostrzegła, że główny bohater jest bardzo podobny do Rigga. To nie fair, pomyślała. Nawet jeśli nie w pełni świadomie wyposażyła bohatera w niektóre cechy charakteru Rigga, to postąpiła jak intruz wkraczający w prywatne i strzeżone obszary jego życia. Jednak po chwili uznała, że jest przewrażliwiona. Nawet jeśli książka kiedykolwiek ujrzy światło dzienne, istnieje bardzo małe prawdopodobieństwo, by Rigg ją przeczytał. Skupiła się więc na pisaniu. Właśnie była w trakcie rozwijania kolejnego wątku, gdy zadzwonił telefon. Po-
czątkowo chciała go zignorować, ale kiedy sobie uprzytomniła, że ktokolwiek to jest, najwyraźniej nie zamierza się rozłączyć, wstała i podniosła słuchawkę. Usłyszawszy głos Rigga, doznała wrażenia, że prąd elektryczny przeszedł przez jej całe ciało. Mocniej ścisnęła słuchawkę, ale się nie odezwała. – Harriet, jesteś tam? Halo?! W ustach jej zaschło, a serce zaczęło tłuc się w piersi. Zmobilizowała się i odparła: – Tak, jestem. O dziwo, udało się jej zapanować nad głosem, chociaż cała trzęsła się z emocji. – Dzwonię w sprawie sobotniego spotkania – oznajmił Rigg. – Nie ma sensu się wybierać dwoma samochodami, skoro tak blisko mieszkasz. Podjedziemy po ciebie o wpół do ósmej. Harriet zawahała się. Wiedziała, że im mniej czasu spędzi w towarzystwie Rigga, tym łatwiej zniesie wspólny wieczór, ale równocześnie zdawała sobie sprawę, że nie wypada się jej upierać, że przyjedzie własnym autem, skoro jest ich gościem. – Dziękuję. Będę czekać – odrzekła. Zastanawiała się, czy Rigg obawia się tej soboty tak samo jak ona. Tempo, w jakim odsunął ją od siebie w niedzielę wieczorem, świadczyło aż nadto wymownie, że nie odpowiadała mu jej namiętna reakcja na pocałunek. Czyżby się domyślił, co kierowało jej zachowaniem, czy doszedł do wniosku, że dała się chwilowo ponieść zmysłom? Miała nadzieję, że to drugie. Nie wiedziała, jak by wytrzymała, gdyby się zorientował, że jest w nim zakochana. „Zakochana” – jakkolwiek szczeniacko to brzmiało, w jej uczuciach nie było nic młodzieńczego, wręcz przeciwnie. – Zamówiłem stolik w restauracji hotelu położonego na obrzeżach Hawick – powiedział Rigg. – Tamtejsze wieczory z dancingiem cieszą się dużą popularnością. W odpowiedzi Harriet mruknęła coś niewyraźnie. – A zatem widzimy się w sobotę o wpół do ósmej – zakończył Rigg. – Tak… w sobotę o wpół do ósmej – powtórzyła. Jeszcze długo po odłożeniu słuchawki wpatrywała się w przestrzeń za oknem. Wieczór z dancingiem. Myślała, że po prostu zjedzą kolację. Kusiło ją, by podnieść słuchawkę, zadzwonić do Trixie i powiedzieć, że nie może im towarzyszyć, ale to nie wchodziło w rachubę. Urodziny Trixie wypadały w piątek, więc mając pewność, że Rigg będzie w fabryce, gdzie produkuje się części do komputerów według jego projektów, pojechała do niej późnym popołudniem. Trixie właśnie wróciła ze szkoły i powitała ją z radością. Pokazała kartki i podarunki, które dostała od koleżanek. – Eva obchodzi osiemnastkę w całonocnej dyskotece – powiedziała, kiedy Harriet wręczyła jej prezent. – Raczej nie ma szans, żeby Rigg pozwolił mi w ten sposób uczcić urodziny. – Skrzywiła się wymownie. – Chciałabym, żeby puścił mnie z nimi na narty. Mama i tata kochali narty i zabierali mnie ze sobą. Kilka razy wraz z Riggiem spędziłam część wakacji, ale nigdy na nartach. Przez moment wyglądała na przygnębioną, ale zaraz się rozpromieniła, zobaczywszy, co podarowała jej Harriet.
– Och, jakie to śliczne – zachwyciła się, gładząc miękką dzianinę i unosząc sweter przed sobą. – Proszę spojrzeć, pani Arkwright – zwróciła się do gospodyni. – Czyż to nie cudo? Zaczęła podskakiwać dokoła, trzymając przed sobą sweter. – Zawsze o takim marzyłam, ale one są bardzo drogie – dodała, nie posiadając się z radości. – Niech no tylko Eva zobaczy! Och, jesteś kochana. – Odłożyła sweter i chwyciła Harriet w ramiona. W oczach Harriet pojawiły się łzy wzruszenia. Mocno uścisnęła młodą przyjaciółkę. W jej rodzinie bardzo rzadko ktoś uzewnętrzniał uczucia. Ojciec był wyniosłym, zamkniętym w sobie człowiekiem, natomiast matka była kapryśna i niecierpliwa. Nawet Louise, która regularnie wypraszała u Harriet pieniądze na kupowanie rzeczy dla bliźniaków i siebie, na które nie mogła sobie pozwolić, ani razu nie zareagowała na jej hojność czymś więcej niż słówkiem „dzięki”. – Nie mogę się już doczekać, kiedy to włożę. – Trixie pogładziła z zachwytem miękką wełnę. – Kiedy co włożysz? Harriet odruchowo cofnęła się w ciemniejszy kąt przy drzwiach na dźwięk głosu Rigga. Nie słyszała, jak wchodził. Wniósł ze sobą zapach zimnego powietrza. Ciemne włosy zmierzwił mu silny wiatr, ruchy miał gibkie i szybkie, kiedy zrzucał z siebie kurtkę. – Kiedy co włożysz? – powtórzył. – To – odparła Trixie, wyciągając przed siebie sweter. – Harriet mi go sprezentowała na urodziny. – Aha, Harriet. Czy jej się wydawało, czy rzeczywiście w głosie Rigga zabrzmiała nuta niezadowolenia? Nie była w stanie spojrzeć mu w twarz. – Cieszę się, że ci się podoba – powiedziała cicho. – Muszę wracać do domu. – Och, nie! – zaprotestowała Trixie. – Pani Arkwright upiekła dla mnie tort. Zostań, zjemy razem. Rigg, powiedz, żeby została. „Powiedz, żeby została”. Harriet była przekonana, że Rigg nie miał na to najmniejszej ochoty. Zapewne tak jak ona nie może się już doczekać, by opuściła jego dom. – Nie mam żadnej władzy nad Harriet – zwrócił się do bratanicy. – Jeśli ma jakieś pilne sprawy do załatwienia, to nie powinnaś jej zatrzymywać. – Och, chyba nie masz, prawda? – spytała szybko Trixie, rzucając Harriet pełne nadziei spojrzenie. – W końcu dziś są moje urodziny. Nie zdołała się oprzeć jej prośbie. – Cóż, ja… – Dobrze, zostajesz. Harriet zerknęła na Rigga, ale stał do niej tyłem, mówiąc coś do pani Arkwright. – Zatem chodźmy – powiedział, odwracając się. – Pani Arkwright poda tort w salonie. – W salonie? – zdziwiła się Trixie. – Przecież zawsze pijemy herbatę w twoim gabinecie.
– Nie dzisiaj – odparł zdecydowanie Rigg, przechodząc dalej i otwierając drzwi. Salon zajmował niemal całą długość domu. Wysokie okna wychodziły na ogród. W kominku buzował ogień. Harriet zauważyła, że rozległe pomieszczenie było również ogrzewane przez dyskretnie umieszczone kaloryfery. – Ten pokój był już urządzony, kiedy kupowałem dom – powiedział Rigg. Jego głos zabrzmiał tuż przy jej uchu, co spowodowało, że lekko się napięła. Czy on pamięta, jak na niego zareagowała? Czy możliwe, że dostrzega, jak na nią działa, stojąc tak blisko? Zbyt blisko, uznała, czując, że ogarnia ją fala gorąca. – Jest bardzo przyjemny – pochwaliła, ganiąc się w duchu za banalność tego stwierdzenia. Najwyraźniej Rigg robił, co mógł, żeby zignorować niedzielny incydent, powodowany dobrym wychowaniem lub chcąc jej subtelnie dać do zrozumienia, żeby nie spodziewała się po nim zbyt wiele. Powinna odwołać się do własnego zdrowego rozsądku i odpowiedzieć mu taką samą obojętnością. Ale czy osoba zakochana kieruje się rozsądkiem? To wątpliwe. – Przyjemny? – Trixie zmarszczyła nos. – Coś mi się zdaje, że bardzo podobają ci się te wszystkie starocie. Zatoczyła ręką łuk, wskazując obite adamaszkiem wygodne krzesła i sofę, miejscami wysiedziane i wyblakłe, co zdaniem Harriet tylko dodawało wnętrzu uroku. Bez nich salon robiłby wrażenie zbyt surowego i za obszernego. Zajmował większą część skrzydła dobudowanego w późniejszym czasie do dawnego budynku. Sufit zdobiły ornamenty, podobnie jak na sfatygowanym dywanie. – Chciałam, żeby Rigg to wszystko wyrzucił, ale się nie zgodził. – Trixie zrobiła wymowną minę. – Rzeczywiście mnie się tu podoba – powiedziała Harriet. – Ten pokój ma duszę. Zaczerwieniła się lekko, widząc potępiające spojrzenie Trixie. Ku jej zdziwieniu Rigg powiedział: – Mam takie samo zdanie w tej kwestii. Ten dom, zanim go kupiłem, należał od pokoleń do tej samej rodziny. Salon został urządzony przez teściową poprzedniego właściciela. Nietrudno byłoby znaleźć projektanta, który by go odnowił i zmienił wystrój, ale czułem, że te meble bardzo tu pasują. Widać było, że Trixie miałaby ochotę się z nim spierać, ale zanim cokolwiek powiedziała, weszła pani Arkwright, pchając przed sobą staroświecki stolik na kółkach, a na jego blacie ustawiony pięknie udekorowany tort urodzinowy, a także półmisek tartinek, duży dzbanek herbaty i talerz z ciasteczkami. Trixie uśmiechnęła się na widok miny Harriet. – To wina Rigga – powiedziała. – Ma fioła na punkcie, jak to nazywa, „popołudniowej herbaty”. – Brak umiaru mogę z całego serca polecić. – Rigg podziękował pani Arkwright i zwrócił się do Harriet: – Mogłabyś pełnić honory pani domu? Kiedyś to był test umiejętności towarzyskich młodej dziewczyny, jeśli została poproszona o taką usługę. Srebrny dzbanek okazał się ciężki, ale nalewało się z niego doskonale. Obserwując złocisty płyn napełniający filiżanki i rozpoznając jego zapach, Harriet odruchowo spytała: – Earl Grey?
– A cóż by innego? – odparł z uśmiechem Rigg. – Osobiście wolę herbatę w torebkach – wtrąciła przekornie Trixie. Przyniosła otrzymane karty urodzinowe i prezenty do salonu i zaczęła je pokazywać Riggowi. Właściwie powinnam się czuć skrępowana i nie na miejscu, stwierdziła w duchu Harriet, obserwując stryja i bratanicę, podczas gdy sączyła wyborną herbatę, a jednak niczego podobnego nie odczuwała. Teraz, kiedy minęło zaskoczenie spowodowane nieoczekiwanym zjawieniem się Rigga i jej serce odzyskało zwykły rytm, przepełniło ją uczucie zadowolenia. Odniosła wrażenie, że przebywa z ludźmi, których towarzystwo nigdy się jej nie sprzykrzy. Mimo kpinek ze zwyczaju stryja Trixie z zapałem zabrała się do pałaszowania tartinek i ciasteczek. Była szczupłą dziewczyną o niespożytej energii i Harriet ucieszyła się widząc, jak zajada z apetytem. Louise była niejadkiem, narzekała, że musi dbać o figurę, przez co Harriet czuła się łakomczuchem i miała poczucie winy, kiedy siostra odmawiała jej uczestniczenia w skąpych posiłkach. – Cóż, nadszedł czas, żeby pokroić tort – oznajmiła w pewnym momencie Trixie, wstając. Rigg powstrzymał ją ruchem ręki i zniknął za drzwiami. Po chwili wrócił, prowadząc ze sobą panią Arkwright i jej męża oraz niosąc butelkę szampana. Gospodyni trzymała w dłoniach tacę z pięcioma kieliszkami. Twarz Trixie rozjaśniła się radością, kiedy stryj uroczyście otworzył szampana i napełnił kieliszki. – Twoje zdrowie, droga jubilatko – powiedział z czułością, unosząc kieliszek w stronę bratanicy. Pozostali poszli za jego przykładem. Harriet wiedziała, że Rigg myśli o swoim bracie i bratowej, rodzicach Trixie, którzy nie mogą być tu teraz z nimi i świętować urodzin córki. Panująca w salonie atmosfera się zmieniła. Harriet poczuła łzy pod powiekami i w spontanicznym odruchu zwróciła się do Rigga, wyciągając w jego kierunku kieliszek. Widziała smutek w jego oczach i zapominając o własnym zakłopotaniu, popatrzyła na niego ze szczerym współczuciem. – Muszę pokroić tort. – Trixie przerwała zalegające w salonie milczenie. Rigg od razu poweselał. – Chcesz powiedzieć, że po tych wszystkich kanapkach i ciasteczkach masz jeszcze miejsce na tort? – zauważył z lekką kpiną. Pani Arkwright i jej mąż uścisnęli Trixie i złożyli życzenia, wręczając jej upominek, który zaczęła rozwijać z zaciekawieniem i radością. Jest taka ciepła i serdeczna, pomyślała Harriet, obserwując tę scenę. Każdy, kto się z nią kontaktował, musiał to odczuwać. To rzadki dar, który Rigg najwyraźniej wysoko sobie cenił. Odczekał, aż rozdzielono tort, sięgnął do kieszeni i teraz on wręczył bratanicy podarek – płaskie prostokątne pudełeczko, w którym, jak się domyślała Harriet, musiało się znajdować coś z biżuterii. Trixie wzięła je niepewnie. – Przecież dałeś mi już prezent – zauważyła. – Mówiłeś, że samochód ma być pre-
zentem na osiemnaste urodziny. – I był – odparł spokojnie Rigg. – Ten tak naprawdę nie jest ode mnie – dodał, wskazując na bilecik przyczepiony do puzderka. Trixie przeczytała go w milczeniu, po czym drżącymi palcami zaczęła rozwijać upominek. Otworzyła pudełeczko i z jej ust wyrwał się okrzyk zdumienia i radości. – Och, patrz, Harriet, to perły mojej mamy – powiedziała ze łzami w oczach. Harriet ponownie ogarnęło wzruszenie. Jakiż to wspaniały gest ze strony Rigga, pomyślała, że obdarował bratanicę w ten sposób. – Kazałem je oczyścić i przewlec – wyjaśnił, ale Trixie już rzuciła mu się w ramiona. – Och, kocham cię! – zawołała. Patrząc, jak Rigg tuli do siebie bratanicę, Harriet zyskała pewność, że od tej chwili ten wspaniały mężczyzna na zawsze pozostanie w jej sercu. Kiedy wypuścił Trixie z objęć, Harriet odstąpiła o krok i odwróciła się, nie chcąc, żeby Rigg zobaczył wymowny wyraz jej twarzy. Zakochała się w Riggu, co już samo w sobie było błędem. Przynajmniej próbowała sobie tłumaczyć, że to uczucie, choć bolesne, jest niczym nieznośny wirus grypy, który pomęczy ją przez pewien czas, po czym szybko minie. Niestety, okazało się, że się pomyliła. Uczucie nie było przelotne i nic nie zapowiadało, żeby miało wkrótce obumrzeć. Przeciwnie, będzie kochać Rigga do końca życia. Zadrżała tak gwałtownie, że o mało nie rozlała szampana. – Harriet jest zimno – zauważyła Trixie. Na czole Rigga pojawiła się zmarszczka. – Ależ nie. Nic mi nie jest – skłamała Harriet. – Niestety, naprawdę muszę już iść. Wpadłam tylko po to, żeby wręczyć prezent jubilatce. – Och, nie, proszę, zostań… – zaczęła Trixie, ale Rigg przerwał jej jednym ostrzegawczym słowem. – Trixie. Zamilkła i spojrzała na niego. – Ma własne życie – dodał. – Wiesz o tym. Jestem pewien, że czekają ją znacznie ważniejsze sprawy niż spędzanie wieczoru z nami. Harriet o mało nie zaprzeczyła, jednak się powstrzymała. Trixie rzuciła jej zamyślone spojrzenie, ale więcej nie nalegała. Dobre maniery nakazywały, żeby Rigg odprowadził ją do samochodu, więc była szczęśliwa, że Trixie do nich dołączyła. Przebywając z nim sam na sam, niezmiennie czuła się skrępowana i speszona. Kiedy otwierał drzwiczki auta, przypadkowo dotknął jej ręki, a żegnając się z nią, pochylił ku niej głowę. Do Harriet momentalnie wróciły emocje, których doznała w niedzielę, widząc jego usta zbliżające się do jej warg. Odjeżdżając, wciąż jeszcze drżała, zastanawiając się, jak mogłaby się wykręcić z jutrzejszej kolacji w hotelowej restauracji. W nocy budziła się co chwila, podobnie jak przez cały ostatni tydzień, nękana krótkimi snami, w których pojawiał się Rigg. Rano była zmęczona i wyczerpana, miała podkrążone oczy, czuła ucisk w skroniach. W sobotę przed południem uzmysłowiła sobie, że jeśli ma uczestniczyć w kolacji z dancingiem, to powinna kupić coś stosownego do włożenia na takie specjalne spo-
tkanie. W przeszłości bardzo rzadko miała okazję uczestniczyć w życiu towarzyskim i nie posiadała odpowiedniego stroju. Powiedziała sobie, że wyłącznie przez próżność myśli o zakupie. Przecież nadal ma czarną spódnicę z aksamitu, do której od biedy dobrałaby jakąś górę. Tyle że elegancka spódnica jest wyjątkowo nieefektowna, pomyślała. Czy gdyby Rigg nie brał udziału w kolacji, to wybrałaby się po zakup nowego stroju? – zastanawiała się pół godziny później w drodze do Hawick. Zacisnęła ręce na kierownicy, niemal gotowa zawrócić. Nie uczyniła jednak tego i znalazła się w Hawick. Od razu podjechała do butiku, w którym kupiła czerwony komplet. Ta sama młoda dziewczyna powitała ją z szerokim uśmiechem. Harriet wyjaśniła, dokąd się wybiera, po czym dodała: – Nie chcę niczego nadzwyczajnego czy zbyt efektownego. Nie jestem do końca pewna, co byłoby odpowiednie na tę okazję. – Cóż, o tej porze roku nie polecałabym niczego z dekoltem, radziłabym raczej wybrać elegancką suknię z zabudowaną górą – odparła ekspedientka i dodała: – Ten hotel ma klientelę, która wyznacza bardzo wysokie standardy ubioru. – Zauważyła wyraz twarzy Harriet i uśmiechnęła się życzliwie. – Wiem, o co pani chodzi, proszę się nie martwić. Rozumiem, że nie chce pani stroju tak wyszukanego, że włoży go pani tylko raz, a potem będzie wisiał w szafie. Właśnie przywieziono świąteczną dostawę, więc mogę pani zaproponować parę rzeczy. Koniec końców, Harriet wybrała ciemnoniebieską suknię. Przylegająca do ciała góra została uszyta z weluru, a rozkloszowany dół z tafty, przy czym miał pod spodem tiulową halkę. Początkowo stwierdziła, że sukienka jest za krótka i zbyt młodzieżowa, ale ekspedientka roześmiała się tak szczerze, że Harriet dała się przekonać, iż będzie dla niej odpowiednia. Mimo niewielkiego okrągłego wycięcia pod szyją i długich rękawów, było coś w kroju tej sukni, co czyniło ją zaskakująco prowokacyjną. Zbyt prowokacyjną jak dla mnie? Harriet wahała się, ale już było za późno. Ekspedientka starannie opakowała suknię w bibułkę i włożyła do kartonowej torby. – Jeśli potrzebuje pani pantofli, to parę metrów dalej jest dobry sklep obuwniczy, mają tam duży wybór – dodała. Westchnąwszy lekko z powodu własnej tak obcej jej ekstrawagancji, Harriet przyznała w duchu, że rzeczywiście powinna kupić pantofle. Jedyna para bucików, jaką miała, nadających się do wieczorowej sukni, była w czarnym kolorze. Bez trudu znalazła sklep polecony przez ekspedientkę i kupiła nie tylko parę granatowych pantofli z satyny na wysokim obcasie, ale również wieczorową torebkę. Pomyśleć, że to wszystko tylko na jedną okazję, pomyślała w drodze do domu. Nie mogła jednak pójść w starej aksamitnej spódnicy. A właściwe dlaczego nie? W końcu nosiła ją ostatnio siedem razy z rzędu w czasie świąt i nawet do głowy jej nie przyszło, żeby ją zastąpić czymś innym. Cóż, uznała ostatecznie, kolacja z dancingiem to jednak zdecydowanie co innego niż imprezy szkolne, na których poprzednio bywała. Niezależnie jednak od tego, jak bardzo starała się zracjonalizować nowe nabytki, zdawała sobie sprawę, że kupiła suknię z myślą tylko o jednej osobie – o Riggu. Emocje, które naiwnie uważała za właściwe nastolatkom, nie przemijały wraz
z postępująca dorosłością. Okazało się, czego osobiście doświadcza, że można się zakochać w każdym wieku i stracić głowę jak młoda dziewczyna, choć już się nią nie jest. Mimo że miała sporo czasu, dwadzieścia po siódmej jeszcze nie była całkiem gotowa. Umyła i wysuszyła włosy, zrobiła makijaż, włożyła suknię, ale spojrzawszy w lustro, doszła do wniosku, że wygląda, jakby próbowała udawać znacznie od siebie młodszą kobietę. Uniosła zdecydowanym ruchem włosy, chcąc upiąć je w węzeł, jaki zawsze nosiła, ucząc w szkole, ale jej palce, tak zwykle zręczne, nagle odmówiły wykonywania poleceń. W rezultacie wciąż jeszcze zmagała się z fryzurą, gdy usłyszała zajeżdżający samochód Rigga. Speszona własnym niecodziennym wyglądem, obawiała się, że Rigg rzuci na nią okiem i od razu się zorientuje, jakie uczucia ona ukrywa. Dała więc spokój włosom, pozwalając im spłynąć na ramiona, przejechała po nich szczotką, chwyciła torebkę i zbiegła na parter. Zamykając drzwi na klucz, usłyszała dzwonek przy bramie. Nie miała odpowiedniego płaszcza na wieczór i chwyciła moherowy żakiet, który kiedyś własnoręcznie zrobiła na drutach dla Louise. Siostra uznała, że w kolorze kremowym jest jej nie do twarzy, i nigdy go nie włożyła, chociaż namówiła Harriet do kupna tej nieprzyzwoicie drogiej wełny. Skończyło się więc na tym, że żakiet wylądował w szafie i aż do tego dnia czekał, by go włożyła. Nie zdając sobie sprawy, jak udatnie miękka wełna harmonizuje z jej włosami i cerą, podkreślając odcień skóry i dodając łagodnej kobiecości, Harriet owinęła się żakietem. Otworzyła drzwi i zobaczyła przed sobą uśmiechniętego Rigga. Zamknąwszy dom, podbiegła do range rovera, bojąc się, żeby z uprzejmości nie komplementował jej wyglądu. Miała wrażenie, jakby na sukni było wypisane, że jest fabrycznie nowa, a on od razu się domyśli, dlaczego ją sobie sprawiła. Podeszła do tylnych drzwi auta, ale kanapę zajmowała Trixie i nieznany Harriet młody człowiek. Zawahała się, zmieszana widokiem niespodziewanego czwartego uczestnika uroczystości, ale Rigg już otworzył drzwi od strony pasażera. Nie pozostawało jej nic innego, jak wsiąść do środka. Trixie powitała ją entuzjastycznie i przedstawiła swojego towarzysza. – Harriet, to Jonathan Walker. Właśnie zaczął pracować u Rigga i nie zna tu jeszcze prawie nikogo. Dopiero co skończył Oxford i teraz mi o nim opowiada. Młody człowiek uścisnął dłoń Harriet. Jonathan Walker okazał się sympatycznym młodzieńcem, entuzjastycznie podchodzącym do pierwszej pracy. Wydawał się szczęśliwy w nowym otoczeniu. Harriet dowiedziała się, że wynajmuje mieszkanie w małej wiosce w pobliżu fabryki i że nie pierwszy raz spotyka się z Trixie. Fakt, że spędzą wieczór w czwórkę, dodawał spotkaniu pewnej intymności, uznała w duchu Harriet nie bez obaw. Obaj panowie mieli na sobie wieczorowe ubrania, a Trixie śliczną sukienkę z niebieską górą i czarną spódnicą w jasnoniebieskie kropki. Szyję ozdobiła perłami mamy. Narzekała, ale bez przekonania, że nie weźmie udziału w całonocnej imprezie w dyskotece, gdzie świętowała urodziny Eva. Nie
wydawała się przesadnie zmartwiona, że taka impreza jest nie dla niej. Po trzech kwadransach dotarli na miejsce, do dużego wiejskiego domu, otoczonego, jak przypuszczała Harriet, wspaniałymi ogrodami. Rigg zaparkował przy samym wejściu. Wysiedli z auta i Jonathan podał ramię Trixie. Harriet nie pozostawało nic innego, jak pójść u boku Rigga. Jonathan i Trixie szli razem zgodnym tempem, z pochylonymi ku sobie głowami, prowadząc ożywioną rozmowę, ona zaś starannie się pilnowała, żeby dzieliło ją od Rigga dobrych kilkadziesiąt centymetrów. Zbliżając się w stronę oświetlonego wejścia do hotelu, zastanawiała się, jaki rodzaj męczarni zafundowała sobie na nadchodzący wieczór.
ROZDZIAŁ ÓSMY Zostawili okrycia wierzchnie w szatni, po czym zaprowadzono ich do niedużej zacisznej sali, gdzie podano aperitif. Nie było tu baru, tylko stoły, a wokół nich fotele i sofy, ustawione w taki sposób, żeby siedzący mogli cieszyć się ciepłem ognia płonącego na kominku. Sala tonęła w półmroku, dyskretnie oświetlona bocznymi lampami. Umiejętnie dobrane barwy wystroju przydawały temu wnętrzu ciepła i przytulności. Kelner w mgnieniu oka podał im ręcznie wypisaną kartę koktajli. Harriet z aprobatą obserwowała, że Trixie wybrała taki, w którym było znacznie więcej owoców niż alkoholu. Sama zamówiła wodę Perrier. Domyślała się, że do posiłku będą pili wino, i nie chciała ryzykować niepotrzebnych sensacji zdrowotnych. Ogólnie rzecz biorąc, bardzo rzadko sięgała po alkohol, a poza tym pamiętała, że po dwóch kieliszkach wina, które wypiła na przyjęciu u pastora, miała kłopoty z żołądkiem. Rigg też wybrał wodę, a Jonathan dotrzymał towarzystwa Trixie, decydując się na napój egzotyczny. Bratanica Rigga nie była tak nieśmiała jak Harriet w jej wieku. Swobodnie rozmawiała i żartowała z Jonathanem, pytając go o dom i przyjaciół, najwyraźniej niezmieszana tym, że, jak się okazało, ma dziewczynę, która jeszcze studiuje w Oxfordzie. – Twój stryj wspomniał, że zamierzasz pójść na uniwersytet – powiedział w pewnym momencie. – Tak, ale wątpię, żebym dostała się do Oxfordu – odparła Trixie, krzywiąc się lekko. – Tata i Rigg studiowali w college’u Magdalen w Oxfordzie. Myślę, że ja obniżę rodzinną poprzeczkę. Jonathan zwrócił się do Rigga i zaczął go wypytywać o jego lata uniwersyteckie, a tymczasem Trixie pochyliła się ku Harriet. – Podoba mi się twoja suknia – powiedziała z uznaniem. – Kupiłaś ją w Londynie? Zajęty rozmową z Jonathanem, Rigg ich nie słuchał, a jednak Harriet była bardzo świadoma jego obecności. – Nie… nie w Londynie – odparła. Wolałaby, żeby Trixie nie zaczęła się dopytywać, kiedy i gdzie kupiła suknię, odetchnęła więc z ulgą, kiedy pojawił się kelner z drinkami i dziewczyna zmieniła temat. O wpół do dziewiątej pojawił się szef kelnerów i poinformował, że za chwilę zostanie podana kolacja, więc wszyscy ruszyli w stronę otwartych na oścież podwójnych drzwi, prowadzących do sali restauracyjnej. Wysokie, sięgające podłogi okna, zajmujące jedną ze ścian, wychodziły na oświetlony taras. – Latem się je otwiera i goście mogą się przechadzać po tarasie – wyjaśnił Rigg, zwracając się do Harriet.
Znowu bezwiednie dobrali się w pary, a kiedy kelner wskazał im ich stolik, Rigg podał ramię Harriet i poprowadził ją na miejsce. Nawet przez welur rękawa jego dotyk palił jej skórę, w ułamku sekundy gorąco objęło całe ciało. Natychmiast się odsunęła, a Rigg cofnął ramię i odstąpił od niej o krok, zaciskając usta. Na każdym stoliku leżało wypisane ręcznie menu, lecz Harriet nie była w stanie podzielać entuzjazmu Trixie, kiedy je czytała. Ostatnie, na co miałaby aktualnie ochotę, to jedzenie, ale byli tutaj ze specjalnej okazji i nie mogła młodej przyjaciółce popsuć urodzinowej kolacji. Mimo protestów żołądka zmusiła się do przełknięcia kilku kęsów kolejnych dań, ale zrezygnowała z podanych na koniec serów. Obserwowała z przyjemnością, że Trixie dobrze się bawi. Okazało się, że choć Jonathan na święta wyjeżdża do domu, to wracając, przywiezie swoją dziewczynę i siostrę. Zerknął na Rigga i zasugerował, że może Trixie miałaby ochotę pokazać im okolicę. Harriet zastanawiała się, czy z tego powodu Rigg zaprosił go na kolację. Być może uważał, że siostra Jonathana będzie odpowiedniejszym towarzystwem dla jego bratanicy niż Eva Soames? Jeśli tak, to trudno się dziwić. Trixie już jej wyjawiła, że Eva nie zamierza studiować, tylko po zakończeniu szkoły średniej rozejrzeć się za pracą. Harriet pomyślała, że to kolejna przyczyna, dla której Rigg nie życzy sobie, aby bratanica znalazła się pod nadmiernym wpływem Evy i jej matki. Towarzyszyło jej wrażenie, że posiłek nigdy się nie skończy, a z każdą upływającą minutą była coraz bardziej spięta i skrępowana bliskością Rigga. Kiedy przyszedł czas na kawę, ogłoszono, że w sąsiedniej sali odbędzie się dancing dla wszystkich, którzy chcieliby spróbować swoich sił na parkiecie. Trixie aż podskoczyła, oczy jej rozbłysły, chwyciła za rękaw Rigga i powiedziała: – Chodź, chcę zatańczyć. Stryj powstrzymał ją, zauważając stanowczo: – Harriet jeszcze nie skończyła kawy. Zakłopotana Harriet szybko odsunęła filiżankę, mówiąc, że nie będzie piła kawy. Nie zamierzała przedłużać spotkania, ale nie chcąc popsuć rodzinnej uroczystości, musiała się dostosować do reszty towarzystwa. Zmuszając się do uśmiechu, wstała od stołu. W trakcie kolacji Rigg prawie się do niej nie odzywał. Takie zachowanie tylko potwierdzało to, co Harriet już wiedziała: że jej obecność jest mu niemiła. A jednak kiedy wstała, on też się podniósł, a gdy przechodzili do sali znajdującej się piętro wyżej, podał jej ramię. Mimo intymności tego gestu dzieliło ich około trzydziestu centymetrów. Inaczej niż w przypadku Trixie i Jonathana, którzy szli parę kroków przed nimi, stykając się ramionami, z głowami pochylonymi ku sobie. Byli pogrążeni w rozmowie, a między Harriet i Riggiem panowało milczenie. To wszystko przez moje głupie zachowanie w zeszłym tygodniu, pomyślała Harriet. Gdyby nie doszło do pocałunku, a ona nie zareagowałaby tak zmysłowo, mogliby z Riggiem zostać przyjaciółmi. Doszła do takiego wniosku, ponieważ wyczuła, że chciałby dzielić z nią swoje zatroskanie o Trixie i porozmawiać o swoich problemach z kimś dorosłym. Niestety, ta szansa przepadła, a właściwie ona ją zaprzepaściła. Kątem oka zerknęła na twarz Rigga, surową, niemal gniewną, do pewnego stopnia przypominającą tę, którą ujrzała wtedy, kiedy podszedł do jej samochodu
pamiętnego wieczoru. Mogła zdobyć jego przyjaźń, ale teraz on najwyraźniej czuł gniew i żywił do niej urazę. Czyżby się obawiał, że jest na tyle głupia, by snuć nierealne plany związane z tym jednym pocałunkiem? Czy uważał, że nie jest dostatecznie inteligentna, żeby rozeznać się w prawdzie? Odczuła ulgę, kiedy dotarli na miejsce i mogła wreszcie się od niego odsunąć, na co Rigg zareagował zaciśnięciem warg i złym błyskiem w oczach. – Chodźcie już! – zawołała w ich stronę Trixie i Harriet szybko ruszyła w jej kierunku. Prawie wszystkie stoliki ustawione wokół parkietu były zajęte, co potwierdzało jej wcześniejsze wrażenie, że hotel cieszył się renomą i popularnością. Kobiety, z których większość była mniej więcej w jej wieku, były tak elegancko ubrane, że zdała sobie sprawę, iż czarna aksamitna spódnica wyglądałaby w tym otoczeniu na sfatygowaną i zupełnie nie na miejscu. Pomyślała, że dobrze się stało, iż zdecydowała się na zakup wieczorowej sukienki i dodatków do niej – przynajmniej pod tym względem mogła dobrze się czuć. Wśród gości były również większe grupy osób w różnym wieku, także rówieśników Trixie, wyglądające na rodziny. Muzyka była wyraźnie tak dobrana, żeby zadowolić każdy gust. Trixie tańczyła z zapałem, na początku ze stryjem, później z Jonathanem, który najpierw Harriet zaprosił na parkiet. Pomyślała, że to sympatyczny młody człowiek, który najwyraźniej miał dobry kontakt ze swoim pracodawcą i który czuł się trochę samotny w nowym dla niego środowisku, z daleka od przyjaciół i rodziny. Harriet podejrzewała, że Rigg zaprosił go na urodzinową kolację bratanicy nie tylko dlatego, aby zapewnić jej odpowiednie wiekiem towarzystwo, ale również przez wzgląd na podwładnego. Trixie na pewno nie brakowałoby partnerów do tańca. Jako jeden z pierwszych poprosił ją wysoki chłopak od sąsiedniego stolika. Harriet oceniła, że jest mniej więcej w tym samym wieku, choć ze sposobu, w jaki dziewczyna się do niego odnosiła, było jasne, że uważa go za niedojrzałego. Kiedy chłopak odprowadził ją do stolika i zaczerwieniony z zakłopotania, wyjąkał podziękowania, Trixie zwróciła się do stryja. – Jeszcze nie tańczyłeś z Harriet. Zanim Harriet zdołała cokolwiek powiedzieć, Rigg podniósł się z krzesła. – To przeoczenie, które chciałbym nadrobić, jeśli wyrazisz zgodę – zwrócił się do Harriet. Wstała z oporami. Wiedziała, że nie wypada jej odmówić, podobnie jak Riggowi nie wypadało nie poprosić jej do tańca. To jasne, że nie miał ochoty z nią tańczyć, ale bratanica nie pozostawiła mu wyboru. Kiedy prowadził ją na parkiet, tempo muzyki się zmieniło, światła przygasły i zespół zaintonował zmysłowy powolny kawałek. Pozostałe pary przytuliły się do siebie i zaczęły kołysać w rytm muzyki. To muzyka dla zakochanych, pomyślała speszona Harriet, instynktownie zwiększając dystans między sobą a Riggiem. – Coś nie tak? – spytał. – Ja… nie możemy tego tańczyć. – Zaczerwieniła się, mówiąc te słowa.
Zauważyła, że Rigg zacisnął usta. Nie wiedziała, czy z powodu zniecierpliwienia, czy z irytacji. Rzucił jej ponure spojrzenie. – Cóż, wrócić do stolika też nie, prawda? Nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż wziął ją w ramiona i trzymając nieznośnie blisko siebie, zaczął poruszać się w rytm muzyki. Dobrze tańczył i w innych okolicznościach Harriet byłaby w siódmym niebie. Tymczasem musiała się trzymać w ryzach, a nie jak inne znajdujące się na parkiecie kobiety wtulać w partnera. Ramiona miała sztywne, dłoń oparła o bark Rigga, starając się zachować przestrzeń między nimi, co nie było łatwe. Zapewne on nieraz tańczył, przytulając do siebie partnerkę, więc nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo ona jest spięta. Nie miał również pojęcia, że Harriet, przewrażliwiona na punkcie jego zachowania, mogła opacznie zinterpretować sposób, w jaki ją trzymał. Jedną rękę położył u nasady jej pleców, drugą na karku. Z coraz większym trudem przychodziło Harriet kontrolowanie własnego ciała. W pewnym momencie zaczęła drżeć tak, że stało się to wyczuwalne. W pierwszej chwili miała wrażenie, że Rigg mocniej ją chwycił, później jednak, kiedy powiedziała sobie, że to tylko gra jej wyobraźni, rozluźnił palce, odsunął się od niej o krok, tak że dzieliła ich teraz przestrzeń co najmniej dwudziestu centymetrów. Muzycy zaczęli grać następny kawałek, równie sentymentalny i zmysłowy jak poprzedni. Harriet spodziewała się, że Rigg wypuści ją z objęć, po czym wrócą do stolika, a on odetchnie z ulgą po spełnieniu obowiązku, ale ku jej zaskoczeniu tak się nie stało. Odsunęła się więc i powiedziała cicho: – Dajmy sobie spokój, dobrze? Przecież to jasne, że nie chcesz ze mną tańczyć. O Boże, dlaczego to powiedziała? Czemu nie poskarżyła się, że jest zmęczona albo że może Trixie chciałaby z nim zatańczyć? Co jej strzeliło do głowy, żeby się wyrwać z taką uwagą? Zaczęła już iść w stronę stolika, ale Rigg chwycił ją za rękę. – Zaczekaj. Skąd, u licha, przyszło ci do głowy, że nie chcę z tobą tańczyć?! Przez cały wieczór Harriet wydawało się, że Rigg jest na nią zły, i myślała, iż wie, z jakiego powodu. Cóż, to nie jej wina, że tutaj jest. Została zaproszona. Jeśli on choć przez moment myślał, że zamierza ich oboje wprowadzić w zakłopotanie, przypisując jego pocałunkowi coś więcej niż… – Nie odpowiedziałaś mi, Harriet – przypomniał jej obcesowo. – Stwierdziłaś, że to jasne, że nie chcę z tobą tańczyć. Myślałbym raczej, że jest odwrotnie, ale mniejsza z tym. Dlaczego twoim zdaniem nie uważam cię za odpowiednią partnerkę do tańca? Co ją podkusiło, żeby zacząć tę rozmowę? Ona, zawsze taka uważna i ostrożna, bez wahania igrała z ogniem. On był zły, to fakt, i być może miał ku temu powody. Zachowała się głupio. – Spójrz na inne pary – powiedziała. – Ta muzyka jest dla… zakochanych. – Serce się jej ścisnęło. – Ja… my… – Dla zakochanych – powtórzył Rigg. – A my nie jesteśmy w sobie zakochani, jak tego z dużym trudem dowiodłaś, starając się za wszelką cenę trzymać ode mnie na dystans. Zdziwiła ją nuta rozgoryczenia, pobrzmiewająca w jego głosie.
– Zachowałeś się tak samo – odparła, nieroztropnie przeciągając rozmowę. – Choćby teraz, zanim przestaliśmy tańczyć, ty… Rigg zaklął pod nosem. Harriet nigdy przedtem nie słyszała, żeby tak się wyrażał, nawet owej nocy, kiedy odmówiła mu pomocy. – Naprawdę chcesz wiedzieć, dlaczego to zrobiłem? – spytał wyzywająco. – A więc dobrze, chodź tu, pokażę ci. Zanim zdążyła go powstrzymać, pociągnął ją ku sobie, zamknął w ramionach i przycisnął do siebie. Nieprzygotowana na takie zachowanie, nie zdołała go powstrzymać. Było już za późno na wymuszenie choćby niewielkiej przestrzeni między ich ciałami. Przez welurową tkaninę sukni czuła jego rozpalone ciało. Jej piersi opierały się o jego klatkę piersiową i kiedy poruszał się zmysłowo w rytm muzyki, poczuła, że twardnieją jej sutki. Serce zaczęło jej bić jak oszalałe. A może to było jego serce? – To dlatego stworzyłem dystans między nami – szepnął Rigg wprost do jej ucha, zsuwając ręce wzdłuż jej pleców i przyciskając ją do siebie tak, że nie mogła nie poczuć, jak bardzo jest podniecony. – Zszokowana? – spytał. – A czy nie wolno mi reagować na bliskość kobiety, którą uważam za godną pożądania? A może uważasz, że takie namacalne dowody powinny być zastrzeżone dla sypialni? Pożądanie jest sprawą kłopotliwą, prawda? Właśnie wtedy, kiedy wydaje nam się, że osiągnęliśmy wiek, w którym potrafimy je kontrolować, okazuje się, że ono kpi sobie z naszego zarozumialstwa. To dlatego chciałem, by dzieliła nas pewna przestrzeń, Harriet. Zdążyłaś dać mi do zrozumienia, że jako mężczyzna jestem dla ciebie odrażający, a nie chciałem nas bardziej żenować przez… – Wcale nie uważam cię za odrażającego – przerwała mu. – To ty mnie nie chcesz… Na moment oboje zamilkli. – Gdybyśmy znajdowali się nie tutaj, lecz w miejscu, które zapewniałoby nam prywatność – odezwał się Rigg – tobym ci pokazał… – Urwał, bo Harriet się zaśmiała. Ujął w dłonie jej twarz, zaglądając jej głęboko w oczy. – Myślałaś, że co chcę powiedzieć? – spytał. – Że pokażę ci, jak bardzo się mylisz? Wyraz twarzy ją zdradził. – Mógłbym to zrobić. Harriet, czy ty naprawdę nie dostrzegasz, jak bardzo cię pragnę? Tutaj… teraz… Przez cały tydzień rozmyślałem o tobie, pragnąłem cię, ale traktowałaś mnie chłodno, z dystansem. – Zmarszczył czoło. Taniec dobiegł końca, lecz żadne z nich tego nie zauważyło, dopóki nagle nie rozbłysły światła, omal ich nie oślepiając. – Nie możemy tutaj o tym rozmawiać. Musimy się spotkać sam na sam – zaproponował Rigg. – Jutro czy w przyszłym tygodniu, kiedy Trixie wróci do szkoły? – spytała niepewnie Harriet. – Nie, dzisiaj, po kolacji. Podrzucę Jonathana i odwiozę do domu Trixie, a potem przyjadę do ciebie – odparł. – Tylko po to, żeby porozmawiać – zaznaczył. Ku swemu zaskoczeniu pomyślała, że nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby nie ograniczyli się do rozmowy. – Tak, w porządku – odrzekła.
Do końca wieczoru Harriet miała wrażenie, że unosi się nad ziemią. Rigg jej pragnie! Podczas gdy inni rozmawiali i tańczyli, ona przeżywała bez końca chwile spędzone w ramionach Rigga. Dochodziła pierwsza w nocy, gdy opuścili restaurację. Tym razem w drodze na parking Harriet trzymała się blisko Rigga, a kiedy przechylił się ze swego siedzenia, żeby zapiąć jej pas, przeszedł ją ekscytujący dreszcz. Przypadkowo musnął dłonią jej pierś. Usłyszała stłumione westchnienie i wiedziała, co je spowodowało. Była zadowolona, że w samochodzie jest ciemno. Dzięki temu nie było widać, że się zaczerwieniła. W dodatku sterczące sutki stały się widoczne pod welurem sukienki. Wiedziała, że gdyby byli sami, Rigga nic by nie powstrzymało przed ujęciem jej piersi w dłonie, a może dotknięciem ich ustami. Ponownie przebiegł ją dreszcz. Nie mogła wiedzieć, jak by zareagowała, ponieważ nigdy wcześniej nie zaznała intymności takiej pieszczoty. Milczenie, jakie zapanowało między nią a Riggiem, było odmienne od tego, którego doświadczyła wcześniej. Była pełna oczekiwania, podekscytowana, ale równocześnie odczuwała pewną obawę. W końcu dla niej to była ziemia nieznana. Czy Rigg uzna za dziwny czy niemożliwy do zaakceptowania fakt, iż będzie jej pierwszym kochankiem? Najpierw podwieźli Jonathana do jego mieszkania w Hawick. W związku z tym, że zwolniło się miejsce z tyłu wozu, Harriet zaproponowała, że się przesiądzie, ale senna i zmęczona Trixie wolała zostać sama i wygodnie się rozłożyć. W tej sytuacji Harriet została na przednim siedzeniu, rozkoszując się bliskością Rigga. Kiedy podjechali pod jej dom, wziął od niej klucze i odprowadził ją do drzwi, ale zachował dystans. – Gdybym teraz cię dotknął, nie byłbym w stanie się powstrzymać – wyjaśnił, jakby czytał w myślach Harriet. – Zaczekaj na mnie, dobrze? Niedługo wrócę. Parę minut potem stała na środku kuchni, ze wzrokiem utkwionym w przestrzeń. Ocknęła się, kiedy zegar wybił pół godziny. Uprzytomniła sobie, że powinna zapalić ogień w kominku w pokoju dziennym, aby mogli w cieple usiąść i porozmawiać. Jednak najpierw musi zmienić sukienkę, jeśli nie chce ryzykować, że ją powala. Ile czasu jej zostało? Powinna się pospieszyć.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Minęło pół godziny, potem następne pół godziny, ogień na kominku przygasł. Gdzie podział się Rigg? Dlaczego tak długo nie przyjeżdża? Harriet czuwała do trzeciej w nocy, aż w końcu uznała, że nie doczeka się Rigga. Przygnębiona, poszła na górę i wyciągnęła się na łóżku. On jej nie chciał i nie chce, uznała w duchu. Udawał zainteresowanie i kłamał, że jej pragnie, żeby sobie z niej zakpić. Nie ma co, dobrze bawił się moim kosztem, doszła do wniosku. Rozsądek podpowiadał, że się myli, ale gdyby rzeczywiście tak sprawy się miały, to Rigg powinien być teraz w jej domu. Nie dość, że go nie było, to nawet nie zatelefonował. Popatrzyła tęsknie na aparat i już miała sięgnąć po słuchawkę, ale duma powstrzymała ją przed podniesieniem jej i wystukaniem numeru telefonu Rigga. Po godzinie, kiedy wreszcie zasypiała, usłyszała zajeżdżający pod dom samochód. Nie miała czasu się ubrać, naciągnęła szlafrok na nocną koszulę i boso zbiegła na parter, żeby otworzyć drzwi. Nagle zorientowała się, że Rigg może opacznie zinterpretować fakt, że ona ma na sobie nocną koszulę i szlafrok. – Uznałam, że już nie przyjedziesz, więc się położyłam – powiedziała. – Obudziłam się na odgłos samochodu. – Przepraszam – odparł Rigg. – Może nie powinienem był przyjeżdżać o tej porze, ale już wychodziłem, kiedy zadzwonił mój agent ze Stanów. Chciał porozmawiać na temat dużego zamówienia, które otrzymał. Sprzedaż za ocean to dla nas nowe i atrakcyjne przedsięwzięcie. – Nasze spotkanie mogło zaczekać – przyznała Harriet, widząc, jak bardzo on jest zmęczony. – Wystarczyło mnie tylko powiadomić – Może i mogło, ale ja nie mogłem. Masz rację, powinienem był zatelefonować, jeszcze raz przepraszam. Nie zastanawiając się, co robi, Harriet postąpiła krok ku Riggowi w tej samej chwili, w której on ruszył ku niej, i wpadła wprost w jego otwarte ramiona. Kiedy przygarnął ją blisko do siebie, miała tylko czas, by się zdziwić, że tak szybko i nierówno bije jej serce, zanim ją pocałował. Nie wahał się ani sekundy, zdecydowanie zawładnął jej ustami jak mężczyzna domagający się tego, co do niego należy. Kolana ugięły się pod Harriet, bo przez chwilę poczuła się słaba pod wpływem przebiegającej przez jej ciało fali gorąca. Jednak zaraz potem ogarniające ją przemożne pragnienie stopienia się z ukochanym w jedno dodało jej sił. Dlaczego przedtem nie wiedziała, że podobne odczucia są możliwe? – przemknęło jej przez głowę. Rigg pogłębił pocałunek, a tym samym dał Harriet znak, że pragnie ją posiąść. Przytuliła się do Rigga, który, nie przerywając pocałunku, zsunął ręce i dłońmi objął jej pośladki. Przycisnął ją do siebie tak, że poczuła, jak bardzo jest podniecony, co sprawiło, iż zapragnęła natychmiast zaspokoić własne pragnienie. Niespodziewanie Rigg oderwał usta od jej warg i rozluźnił uścisk, jakby nagle uświadomił sobie, do czego zaprowadzą ich namiętne pieszczoty. Odsunął się od
Harriet, choć nie wypuścił jej z objęć. – Przy tobie zachowuję się jak nastolatek, a nie mężczyzna przed czterdziestką – stwierdził samokrytycznie. – Zdarza mi się to po raz pierwszy. Harriet wychwyciła poważną nutę, pobrzmiewającą w jego słowach – Mnie też – wyznała. – Prawdę mówiąc… – Zadrżała nieznacznie. Rigg zauważył to i ujął jej dłoń. – Ty drżysz. Zimno tutaj – stwierdził. – W pokoju dziennym powinno być jeszcze ciepło, bo wieczorem rozpaliłam ogień – powiedziała, dobrze wiedząc, że nie zziębła, tylko drżała z powodu bliskości Rigga. – Tam możemy porozmawiać. Przechodząc do pokoju, trzymali się za ręce. Okazało się, że ogień jeszcze się tlił, więc Rigg szybko go rozniecił i dodał więcej drew. Po chwili wnętrze wypełniło się miłym zapachem dymu. Otaczała ich głęboka nocna cisza. W takich okolicznościach powinnam być spokojna i odprężona, pomyślała Harriet, a tymczasem odczuwam silne pożądanie. Nie zapanuję nad nim, jeśli Rigg znowu mnie dotknie. Jednak tego nie zrobił. Usiadł w fotelu i zaczął bez wstępów. – Nie będę udawał, że nie jestem zaskoczony. Sądziłem, że już dawno minęły dni, kiedy byłem zdolny spontanicznie i gwałtownie reagować na kobietę, tak jak to się stało wobec ciebie. Harriet niespokojnie poruszyła się w fotelu. Nie to chciała usłyszeć, nie takie beznamiętne, niemal niechętne przyznanie się do odczuwania pożądania. Oczekiwała, że Rigg powie, iż jego pragnienia są zarówno natury fizycznej, jak i emocjonalnej. Oczekiwała płomiennego wyznania miłości, które pozwoliłoby jej wyjawić własne uczucia. Niestety, tak się nie stało… Nagle poczuła się tak, jakby ktoś wylał jej na głowę kubeł zimnej wody. Rigg mówił o reakcjach swojego ciała, a ona pragnęła wyznania miłości. Wstała z fotela i zaczęła niespokojnie krążyć po pokoju. Nie była w stanie na niego spojrzeć. Wiedziała, że jeśli to zrobi, rozklei się i wyjawi mu swoje uczucia. Rigg obserwował ją spod zmarszczonych brwi. – Myślę, że to nie jest dobry pomysł – powiedziała. – Akceptuję, że mnie pragniesz, ale… – Ale? – powtórzył Rigg. – Boję się – odparła szczerze Harriet po namyśle. – Nie jestem przyzwyczajona do tego rodzaju sytuacji. Ja… – Nie sądzisz, że ze mną jest dokładnie tak samo? – nie pozwolił jej dokończyć, przerywając bezceremonialnie. – Na litość boską, dobiegam czterdziestki, dawno minęły lata, kiedy spodziewałem się doświadczyć czegoś podobnego. Podniósł się z fotela i zaczął krążyć po pokoju niczym drapieżnik zamknięty w klatce. – Zakochać się od pierwszego wejrzenia. Omal nie zwaliło mnie to z nóg – wyjawił wzburzony, odwrócony plecami do Harriet. „Zakochać się” – powtórzyła w duchu słowa wypowiedziane przez Rigga, zaskoczona i jednocześnie szczęśliwa. On mnie kocha, powoduje nim nie tylko pożądanie fizyczne. – Pomyślałem, że przeżywam kryzys wieku średniego, a tymczasem… – Urwał.
– Nie możesz mnie kochać… – powiedziała niepewnie Harriet. Rigg odwrócił się błyskawicznie. – Nie? A niby dlaczego? Oblała się rumieńcem. – Rigg, ja… – zaczęła. – Posłuchaj, dajmy sobie spokój z analizowaniem, dobrze? Lepiej cieszmy się prezentem, jaki nieoczekiwanie otrzymaliśmy od losu. Dajmy się ponieść chwili. – Niezależnie od tego, dokąd to nas zaprowadzi – dodała Harriet najbardziej niefrasobliwie, jak zdołała. Po chwili milczenia Rigg odparł: – Przecież wiemy dokąd. – Może ty tak, ale ja nie mam doświadczenia w takich sprawach. – Harriet uśmiechnęła się niepewnie. – Uważasz, że ja mam? Od czasu przejęcia opieki nad Trixie praktycznie żyję w celibacie. Nie masz pojęcia, jaka to odpowiedzialność wychowywanie nastolatki. Zapomina się o wszelkich potrzebach, nawet seksualnych. Tego, co czuję do ciebie, nie da się stłumić ani odrzucić. To jest coś odmiennego, szczególnego. Wyciągnął rękę i splótł palce z palcami Harriet, na co jej ciało natychmiast zareagowało. – Coś, czego żadne z nas nie doświadczyło od długiego czasu – dodał łagodnie. – Coś, czego ja nie doświadczyłam nigdy przedtem – sprostowała Harriet. – To mnie przeraża. Nie przywykłam do takich doznań. W moim życiu nie było dotychczas nikogo, kto wyzwoliłby we mnie takie emocje i… – Uciekła spojrzeniem w bok i po chwili dodała: – Zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach i w moim wieku to dziwne, ale do tej pory nie miałam kochanka. Skierowała wzrok na twarz Rigga i ujrzała, że uśmiecha się z czułością, ale widać było, że za tym uśmiechem kryje się satysfakcja z jej wyznania, które mile połechtało jego męskie ego. Oddech uwiązł jej w gardle, gdy wyczytała z jego oczu radość, iż tego, co ich połączy, ona doświadczy po raz pierwszy. Mimo wszystko była zdenerwowana, niepewna i za wszelką cenę chciała mu okazać, że dla niej to nie jest wyłącznie chwilowa przygoda, a z drugiej strony, była zbyt dumna, żeby poprosić go o słowa otuchy, których tak bardzo pragnęła. – Nie mam wprawy, by poradzić sobie z… – Chciała powiedzieć „odrzuceniem”, ale w ostatniej chwili zmieniła zamiar. – Z tego typu rzeczami – dokończyła bez większego przekonania. – To nie sprawa wprawy. – Rigg przesunął kciukiem po dłoni Harriet, przyprawiając ją o szybsze bicie serca. – Kocham cię i pożądam. Chcę cię natychmiast wziąć w ramiona i pokazać, co czuję. Pragnę dotykać twojego ciała i jednocześnie wyczytać z twoich oczu, że wiesz, iż oddałem ci serce. Chcę poznać dotykiem każdy najmniejszy fragment twojej skóry, zarys twoich piersi, krągłość brzucha, aksamitną gładkość ud, a potem chcę czuć to wszystko pod moimi ustami. Słuchając głosu Rigga, odniosła wrażenie, że czuje na sobie jego dłonie, że już ją pieści. Usiłowała nie wydać z siebie dźwięku, który by ją zdradził, ale nie zdołała pohamować westchnienia.
– Harriet – powiedział nagle schrypniętym głosem i natychmiast znalazła się w jego ramionach. Całował ją tak, jak to sobie często w minionym tygodniu wyobrażała, lecz rzeczywistość przerosła jej fantazje. Nie zaprotestowała, kiedy wsunął ręce pod jej szlafrok, szukając piersi. Nie miała już ciała młodej dziewczyny, ale wciąż było gładkie i jędrne. Rigg pospiesznie rozwiązał wstążkę u jej nocnej koszuli, by ją ściągnąć. Nie czuła zażenowania, gdy ukazały się jej obnażone piersi – kremowe i pełne. Czy to tylko gra jej wyobraźni, czy naprawdę piersi nabrzmiały, a sutki sterczały, jakby błagając o pieszczotę? Przemożne podniecenie i silna potrzeba zaspokojenia, których doświadczała po raz pierwszy, zawładnęły bez reszty Harriet. Rigg delikatnie zaczął wodzić kciukiem wokół jej sutka, a jej ciało natychmiast zareagowało na tę nienachalną pieszczotę. Spięta, podekscytowana, obserwowała powolne rytmiczne ruchy kciuka. – Rigg… – zaczęła nieswoim głosem, nie będąc zdecydowana, czy to protest, czy błaganie. On wydawał się wiedzieć. Wydał z siebie zduszony dźwięk, przechylił do tyłu jej głowę i ustami powędrował wzdłuż szyi aż do widocznego pod skórą pulsującego tętna. Wyglądało na to, że Rigg doskonale rozpoznał moment, gdy Harriet utraciła nad sobą kontrolę. Poddała się zmysłom, ulegając pożądaniu, jakiego dotychczas nie znała. Rigg opadł na fotel i pociągnął ją za sobą, po czym wziął do ust jej sutek, a po chwili uczynił to samo z drugim, oba pobudzając i pieszcząc. Harriet wygięła się w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Rigg zaczął gładzić jej udo, a potem przesunął dłoń wyżej, docierając do źródła kobiecej rozkoszy. Nadal ustami zmysłowo pieścił jej pierś, a palcami doprowadzał na skraj ekstazy. Pojękiwała cicho, a w pewnym momencie krzycząc, wyznała, że go pragnie. Już nie było odwrotu. Natura wzięła górę, pozbawiając Harriet zdolności analizowania sytuacji. Podpowiedziała jej, do czego jest przeznaczona, do czego się urodziła. Już nie mogła i nie chciała się wycofać. Najwyraźniej Rigg też uważał, że powinni doprowadzić do końca to, co zaczęli. I tak znaleźli się nadzy przed kominkiem. Tym razem Harriet mogła oglądać nagiego Rigga bez skrępowania, nie tak jak to miało miejsce poprzednio. Nie musiała odwracać oczu od ciemnej linii owłosienia, przebiegającej przez brzuch i niknącej pod paskiem spodenek. Nie miał przed nią nic do ukrycia i mogła napawać się jego męskością. Nie czuł się ani zakłopotany, ani rozbawiony jej brakiem doświadczenia, wahaniami i powściągliwością przemieszaną z silną potrzebą spełnienia. Przeciwnie, wydawał się w pełni świadomy, co ona czuje. Ujął jej dłoń i powoli, z namysłem, położył na swojej męskości, rozprostowując jej skurczone palce i przytrzymując je w swoich. Pokazywał jej, że jej dotyk wywołuje w nim drżenie i prowokuje do krzyku, podobnie jak to się dzieje w jej przypadku. Po jego wcześniejszym wyznaniu, że bardzo jej pożąda, Harriet spodziewała się, że od razu zacznie się z nią kochać pospiesznie i niecierpliwie. Tymczasem uwodził ją łagodnie, stopniowo. Umiejętnie pieścił i podniecał do momentu, kiedy ku swemu zdumieniu omal nie eksplodowała na długo przed tym, zanim w nią wszedł i rytmicz-
nymi ruchami doprowadził do miłosnej ekstazy zarówno ją, jak i siebie. Gdy oboje wrócili do rzeczywistości, Rigg powiedział: – Nie chciałem ci sprawić bólu, ale nie mogę obiecać, że zawsze będę taki delikatny. Niesamowicie mnie podniecasz, nawet nie potrafię wyrazić jak bardzo. – Skoro tak, to pokaż mi, jak bardzo mnie pragniesz – odparła, zaskoczona swoimi słowami. Za drugim razem, czując w sobie jego męskość, wiedziała, że dopiero teraz doświadcza prawdziwego pożądania. Natychmiast entuzjastycznie poddała się miłosnemu rytmowi i dostosowała do niego tak, że doznała rozkoszy nieporównywalnej do tej, którą przeżyła poprzednio. Po wszystkim leżała naga i nasycona w ramionach ukochanego, marząc o tym, żeby zostali z dala od zgiełku świata, sami, tylko we dwoje. W pewnym momencie Rigg się od niej odsunął. – Muszę iść – powiedział z żalem. – Niczego bardziej bym nie pragnął, jak zostać z tobą, trzymać cię w ramionach przez całą noc i czekać, aż się przy mnie obudzisz. Niestety, to niemożliwe. Otulona szlafrokiem, Harriet obserwowała, jak on się ubiera. Na myśl, że ją opuszcza, miała ochotę zapłakać jak porzucone dziecko. Rigg sprawiał wrażenie przygnębionego. Pochyliwszy się nad Harriet, ujął w dłonie jej głowę, odwracając tak, by spojrzeć jej w oczy. – To nostalgia po euforii rozkoszy – powiedział, pocałował ją w usta i wstał. – Dziś muszę pojechać do fabryki w sprawie zlecenia od Amerykanów – dodał. – Zadzwonię, jak tylko będzie to możliwe. – Pocałował ją jeszcze raz i skierował się do drzwi. Dochodziła szósta rano. Ile godzin upłynie, zanim go znowu zobaczy? – zastanawiała się Harriet. Poszła na górę i wyciągnęła się na łóżku, z głową wypełnioną myślami o ukochanym, z sercem pełnym miłości. Okazał się cudownym kochankiem – uważnym, czułym, a także bardziej namiętnym niż jakikolwiek mężczyzna z jej marzeń, kiedy zorientował się, że ona tego oczekuje. Maleńkie ślady na skórze, widoma oznaka jego namiętności, zaczęły ciemnieć. Nie były bolesne, ale przypominały jej chwile zmysłowych uniesień i znowu zaczęła tęsknić za Riggiem. Żadne z nich nie pomyślało, żeby się zabezpieczyć. Harriet była jednak pewna, że w tych dniach nie powinna zajść w ciążę. A nawet jeśli… Wyobraziła sobie, że nosi w łonie dziecko Rigga, i ta myśl sprawiła jej radość. Rigg. Tak bardzo go kocha. Czy on darzy ją równie silnym uczuciem? Nie powinna żywić wątpliwości, usiłowała się ich pozbyć, zła na siebie, że w ogóle dopuściła do ich powstania. Oczywiście, że Rigg ją kocha. Przecież wyznał jej uczucie. Owszem, wyraził je słowami, ale czy rzeczywiście je czuje? Czy kocha ją tak samo jak ona jego? Czy chce spędzić z nią życie, uczynić z niej żonę czy zachować jako kochankę? Harriet nie była w stanie zasnąć. Dręczył ją strach i niepewność; liczyła godziny do telefonu od Rigga. Nie wystarczyło jej, że kochał się z nią czule, potrzebowała zapewnień, że pragnie ją mieć na zawsze, że chce, by zajęła trwałe miejsce w jego życiu jako żona, matka jego dzieci. Ile czasu upłynie, zanim zadzwoni? Usiłowała przewidzieć, kiedy może spodzie-
wać się telefonu. Na pewno nie przed południem, a nawet nie przed lunchem. To zależy, jak długo będzie musiał zostać w fabryce. Z jej punktu widzenia za długo, całe wieki. Cóż, będzie musiała uzbroić się w cierpliwość i jakoś przetrwać.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Minęło południe, a Rigg wciąż nie zatelefonował. Harriet starała się uspokoić, powtarzając sobie, że południe to najwcześniejszy możliwy termin, kiedy mógłby się z nią skontaktować. Być może odezwie się w czasie lunchu, pomyślała, z trudem opierając się chęci podniesienia słuchawki, żeby zadzwonić do niego do domu. O pierwszej była tak spięta, że zaczęły ją boleć wszystkie mięśnie, a o drugiej, dręczona najgorszymi podejrzeniami, była już niemal chora. O trzeciej znała prawdę. Rigg nie zamierza zadzwonić. W ciągu niecałych dwudziestu czterech godzin przeszła od stanu rozpaczy do euforii, przez całą gamę emocji, po czym znów wróciła udręka, tyle że tym razem bardziej dojmująca i bolesna. Dręczyła się z powodu odrzucenia, pogardy dla samej siebie, samotności i świadomości, że kocha, a jej miłość nie zostanie odwzajemniona. Rozpaczliwie usiłowała sobie powiedzieć, że może być konkretna przyczyna, dla której Rigg się nie odezwał. Albo miał inną ważną rozmowę telefoniczną, albo załatwiał sprawy zawodowe. Jednak w tej sytuacji zdrowy rozsądek przegrywał z emocjami. Wiedziała swoje: Rigg nie zadzwonił, bo w świetle dnia obietnice uczynione w nocy przestały mieć dla niego moc obowiązującą, podobnie jak dla innych mężczyzn Harriet uważała się za osobę dostatecznie inteligentną, by móc odróżnić pożądanie i namiętność od miłości. Jako nastolatka szybko się zorientowała, czego chcieli od niej chłopcy, z którymi się umawiała, gdy wyciskali na jej ustach niezdarne pocałunki i próbowali wsuwać ręce pod jej bluzkę czy sweter. Potem jako osoba dorosła przyzwyczaiła się postrzegać siebie jako kobietę, która nie wzbudza pożądania, do czego po części przyczyniła się sama w odruchu samoobrony. Poza tym, pytała siebie z goryczą, jeśli ma być szczera wobec siebie, czy nie pragnęła i nie kochała Rigga tak bardzo zeszłej nocy, że nie była w stanie się zastanawiać nad motywami jego postępowania? Łudziła się, iż on kocha ją tak jak ona jego. O zmierzchu porzuciła wszelką nadzieję, że on jeszcze się z nią skontaktuje. Rigg jest inteligentny, przenikliwy. Musiał wiedzieć, co ona myśli, co czuje i przeżywa, czekając na telefon od niego. Było tylko jedno wytłumaczenie faktu, że się z nią nie skontaktował, a mianowicie postanowił jednoznacznie dać do zrozumienia, iż nie zamierza kontynuować tego, co ich połączyło minionej nocy. Mimo to Harriet nie żałowała, że się z nim kochała. Gdyby mogła cofnąć czas o dwadzieścia cztery godziny, na pewno nie zrezygnowałaby z ani jednej sekundy, którą spędziła w ramionach Rigga. Nie mógł ofiarować jej miłości, ale dał jej rozkosz, jakiej nie potrafiłaby sobie wyobrazić. Sprawił, że pozbyła się kompleksów, bo potrafiła go rozpalić i zaspokoić. Dzięki niemu zyskała świadomość własnej kobiecości, odkryła swoją zmysłowość, której istnienia u siebie nawet nie podejrzewała. Podczas aktu miłosnego okazał jej zarówno czułość, jak i pożądanie. Czy to jego wina, że ona miała nadzieję na coś więcej?
Jeśli nie był w stanie jej pokochać, to może lepiej, że zachował się tak, a nie inaczej. Może aż do ostatniej nocy nie uświadamiał sobie, jak bardzo ona go kocha. Wprawdzie wspomniał o miłości, ale niewykluczone, że jego wyobrażenie uczuć różniło się od jej pojmowania miłości. Niewykluczone też, iż wyczuł, że chciałaby trwałego związku, i dlatego się wycofał. Harriet doszła do wniosku, że to mało prawdopodobne, by kiedykolwiek poznała prawdę. Kiedy nad ranem po rozstaniu z Riggiem przygotowywała się do spania, stwierdziła, że żal wywołany zniknięciem kochanka tak szybko po miłosnych uniesieniach nie ulotni się z godziny na godzinę. Wiedziała, że nadchodzącej nocy nie zmruży oka, analizując bez końca każde wypowiedziane przez nich słowo, każdy gest, szukając najmniejszej oznaki wskazującej, że w zaistniałej sytuacji powinna być przygotowana na trwały żal i nieukojoną tęsknotę. Wcześniej, świadoma własnych uczuć, obawiała się spotkania z Riggiem, ponieważ nie chciała ich ujawnić. Ówczesny lęk był niczym w porównaniu z odczuwanym obecnie strachem. Tak jak przewidywała, noc minęła bezsennie. Na długo przed świtem wiedziała, że jedynym sposobem zapewnienia sobie, iż nigdy więcej nie zobaczy Rigga, jest wystawienie na sprzedaż domu i opuszczenie tej okolicy. Na samą myśl o tym łzy napłynęły jej do oczu. Czuła się tak samotna jak nigdy w przeszłości. Rozum wziął jednak górę nad emocjami. Wiedziała, że to decyzja nieodwołalna, że musi pozbyć się domu i znaleźć inne miejsce do życia. O szóstej rano wstała, usiadła przy stole w kuchni i wzięła w ręce dymiący kubek świeżo zaparzonej kawy, tym razem jednak aromatyczny napój nie dodał jej energii. Była rozkojarzona, słaba, jakby przebyła dotkliwy szok, co w gruncie rzeczy nie było dalekie od prawdy. Wydawało się, że upłynęły wieki, zanim zegar wybił dziewiątą i Harriet mogła zadzwonić do pośrednika, który pomógł jej nabyć dom. Nie krył zdziwienia, kiedy mu oświadczyła, że zamierza wystawić niedawno kupiony dom na sprzedaż. Nie zaskoczyła jej reakcja agenta. Przecież była pełna entuzjazmu, kupując tę posiadłość – zachwycona domem, okolicą i nową sytuacją życiową. Wyczuwając, że jest zaciekawiony motywami jej postępowania, przedstawiła wersję mającą niewiele wspólnego z rzeczywistością. – Wie pan, zaczynam się tutaj czuć trochę odcięta od świata. Dom leży na uboczu. Wolałabym jednak mieszkać bliżej ludzi. – Cóż, rozumiem pani argumenty – zgodził się pośrednik. – Nie radziłbym jednak teraz przystępować do sprzedaży To nie jest dobry okres na takie transakcje. Posiadłość jest dość szczególna i musi znaleźć się na nią amator. Nawet po remoncie i przeróbkach, które pani wprowadziła, wątpię, żeby zwrócił się pani koszt nabycia domu i poniesione wydatki, jeśli będzie pani nalegała na szybką sprzedaż. Na wiosnę to co innego… „Na wiosnę”. Harriet poczuła się tak, jakby została ułaskawiona od kary śmierci. Ścisnęła w dłoni słuchawkę. Bardzo chciałaby się zgodzić ze zdaniem agenta, pozwolić sobie na zgubną radość pozostania. Zgubną, bo przecież jeśli nie wyjedzie, trudno będzie się jej wyleczyć z miłości do Rigga. Nie może okazać słabości, postanowiła, ani się wahać. Jeśli pozostanie tutaj do wiosny, to może wpaść w pułapkę oczekiwania, że pewnego dnia stanie się cud
i Rigg przejrzy na oczy. Nie powinna do tego dopuścić, musi wziąć się w garść i być konsekwentna. Odetchnęła głęboko i oświadczyła zdecydowanie: – Nie chcę czekać do wiosny. Jestem przygotowana na pewną stratę finansową. Wyczuła, że pośrednik, starszy pan, powściągliwy i pełen rezerwy, był zaniepokojony, więc by uprzedzić jego ewentualne dalsze obiekcje, dodała szybko: – Jeśli wolałby pan, żebym zwróciła się do kogoś innego, to nic nie stoi na przeszkodzie. – Nie ma takiej potrzeby. Przez kilka następnych dni nie będzie mnie w biurze. Może moglibyśmy się spotkać w piątek rano, żebym omówił z panią szczegóły i dokonał pomiarów? Przecież zna wszystkie rozmiary pokoi! Harriet miała ochotę krzyczeć ze zniecierpliwienia. Wyczuwała jednak, że dyskutowanie z agentem zagra na jej niekorzyść, zgodziła się więc na zaproponowany termin spotkania. Piątek. Pięć długich dni czekania, rozmyślań, wspomnień. Pięć dni masochistycznej radości z tortury, jaką będzie przebywanie w pokoju dziennym, gdzie się kochali. Nie mogąc znieść myśli o pozostaniu w domu, o tęsknocie za Riggiem, opłakiwania tego, co minęło, a co, jak miała nadzieję, będzie trwać wiecznie, wzięła kluczyki samochodowe i zamknąwszy drzwi, wsiadła do auta. Spędziła cały dzień, jeżdżąc bez celu po okolicznych wioskach, miasteczkach, po pustych drogach, wspinających się serpentynami na wzgórza, ponure i jałowe w oczekiwaniu na zimę. Nie miała pojęcia, ile kilometrów przejechała, i choć mówiła sobie, że zwiedza okolice w poszukiwaniu miejsca, do którego mogłaby się przeprowadzić, wiedziała, że tak naprawdę chodzi jej jedynie o to, aby choć po części stłumić ból spowodowany świadomością, że Rigg nie odwzajemnia jej miłości. Zatrzymała się tylko w porze lunchu w niewielkim miasteczku, mówiąc sobie, że powinna coś zjeść. Zaparkowała przed starym, nieco zaniedbanym pubem. W środku panowała przytulna atmosfera, która natychmiast ją przytłoczyła. Zjadła zaledwie kęs zamówionej kanapki i wyszła, nie mogąc znieść widoku gości zasiadających przy innych stolikach. Nie było tu samotnych, każdy miał towarzystwo. Przy kominku siedziała jakaś para całkowicie pochłonięta sobą. Wyglądali na kochanków i na ich widok Harriet poczuła taki ból, że obawiała się, iż zasłabnie. Kelnerka popatrzyła na nią z niepokojem i omal się nie potknęła, poruszona rozpaczą widoczną w jej oczach. W środę, patrząc na swoje odbicie w lustrze, Harriet przekonała się, że ciągła udręka odbiła się nie tylko na jej psychice, ale również na wyglądzie. Wiedziała, że straciła parę kilogramów, ale nie zdawała sobie sprawy, że aż tak wyostrzyły się rysy jej twarzy. Doszła do wniosku, że jeśli nie chce, by ludzie zaczęli się zastanawiać, co się z nią dzieje, musi spróbować wziąć się w garść. Problem jednak polegał na tym, że choć usiłowała zachowywać się rozsądnie, nie była w stanie ani jeść, ani spać. Przestała również wyczekiwać telefonu. Choć zamierzała poszukać zapomnienia w pracy, siedziała nieruchomo przy maszynie do pisania, wpatrując się w przestrzeń i myśląc o Riggu zamiast o swoich bohaterach.
Nagle panującą w domu ciszę przerwał przeraźliwy dzwonek telefonu. Przez chwilę patrzyła na aparat, jak gdyby nie była pewna, do czego służy. W końcu podniosła się z krzesła i sięgnęła po słuchawkę. Ruchy miała spowolnione jak lunatyk czy ktoś będący pod wpływem narkotyków. Zmartwiała, kiedy usłyszała w słuchawce niespokojny głos Trixie. – Harriet, to ty? Och, proszę, przyjedź! Potrzebuję twojej pomocy. Harriet… – powtórzyła po sekundzie, a w tle rozległ się odgłos przypominający szloch. Nie ulegało wątpliwości, że coś się stało. Harriet nie traciła czasu na zbędne pytania. – Już jadę – powiedziała. – Będę za jakieś dziesięć minut. Dojazd do domu Rigga zajął jej dokładnie siedem minut. Zatrzymując się na wysypanym żwirem podjeździe, Harriet uzmysłowiła sobie, że jeszcze nigdy w życiu nie prowadziła samochodu bardziej brawurowo. Nie miała pojęcia, co się wydarzyło, ale podejrzewała, że Trixie wdała się w awanturę z Riggiem, być może z powodu swojej przyjaźni z Evą, i koniecznie chciała o tym porozmawiać. Musiało stać się coś naprawdę poważnego, pomyślała Harriet, skoro Trixie nie pojechała do szkoły. Podczas rozmowy telefonicznej szlochała, więc Harriet nie była zaskoczona, kiedy drzwi domu otworzyły się gwałtownie i Trixie rzuciła się w jej kierunku. – Dzięki Bogu, że jesteś! – zawołała. – Rigg zapowiedział, żeby nikogo nie powiadamiać, ale pani Arkwright i jej męża nie ma w domu. Udało mi się zaprowadzić go na górę i zasnął. To znaczy, myślę, że śpi. Harriet patrzyła na nią, nie rozumiejąc, o co chodzi. – Och, szybko, proszę. – Trixie wzięła ją za rękę i pociągnęła za sobą. – Martwię się o niego. W szpitalu powiedzieli, że to może być wstrząśnienie mózgu, ale odesłali go do domu. Sądziłam, że wszystko w porządku, ale kiedy weszliśmy do środka, on stracił przytomność. Były w hallu. Przerażona Harriet już wiedziała, o kogo chodzi. – To było straszne – opowiadała Trixie. – W niedzielę rano obudziłam się i zastałam na stole kartkę od Rigga, że musi jechać do fabryki, a potem przyjechała policja z wiadomością, że został napadnięty. Ktoś próbował włamać się do fabryki, myśląc, że tam nie ma nikogo, stryj usiłował go zatrzymać i został pobity. Już wtedy chciałam do ciebie zadzwonić, ale policjanci nie dali mi czasu. A w szpitalu musiałam czekać całe wieki na doktora, który powiedział mi tylko tyle, że Rigg jest nieprzytomny. Harriet była w szoku. Rigg leżał nieprzytomny w szpitalu, a ona nie miała o tym pojęcia. Nic dziwnego, że się nią nie skontaktował. – Dlaczego wcześniej do mnie nie zatelefonowałaś?! – zwróciła się z pretensją do Trixie. – Stryj mi nie pozwolił – odrzekła. – W poniedziałek odzyskał przytomność i kiedy przyszłam do szpitala, zapytał, czy dzwoniłaś. Odparłam, że nie, i zapytałam, czy chce, bym cię powiadomiła o tym, co się stało. Powiedział, że lepiej nie. Byłby na mnie wściekły, gdyby wiedział, że tu jesteś, ale nie miałam pojęcia, do kogo się zwrócić. Już było dobrze, a tu…
W oczach Trixie pojawiły się łzy i Harriet, sama przerażona, zaczęła ją uspokajać. – Przede wszystkim musimy wezwać lekarza – oświadczyła. Ku jej zaskoczeniu dziewczyna nie była w pełni przekonana do tego pomysłu. – Może lepiej najpierw go zobacz – zasugerowała. – A nuż odzyskał przytomność i nie trzeba będzie niepokoić lekarza. Harriet popatrzyła na nią, nie kryjąc zdziwienia. – Ależ, twój stryj miał wstrząśnienie mózgu. Jest niezwykle ważne, żeby zbadał go specjalista. To może być sprawa życia albo śmierci. – On nienawidzi szpitali, a za lekarzami nie przepada. Był wściekły, kiedy po odzyskaniu świadomości nie puścili go od razu do domu, tylko zatrzymali na badania. Myślę, że powinnyśmy trochę zaczekać. Teraz, kiedy tu jesteś, mniej się denerwuję. Stryj był w okropnym nastroju, kiedy po niego pojechałam. Zupełnie jakby nie był sobą. – Mówiłaś, że nie chciał, żebyś mnie zawiadomiła. Wyjaśnił dlaczego? – Harriet nie mogła się powstrzymać od zadania tego pytania. – Och, mówił coś o tym, by cię nie niepokoić, bo masz własne życie. Takie tam rzeczy… Zauważyłam, że na pewno chętnie byś nam pomogła, ale wpadł w furię. Nie życzył sobie, aby bratanica się ze mną skontaktowała, bo właśnie zdecydował, że więcej nie chce mieć ze mną do czynienia? – zastanawiała się Harriet. – Uważam, że jednak powinnyśmy wezwać doktora – oznajmiła zdecydowanie. – To jest konieczne, zważywszy na to, że lekarze zdiagnozowali wstrząśnienie mózgupodkreśliła, widząc uparty wyraz twarzy Trixie. – Może po prostu zrobiło mu się słabo. Dlaczego nie pójdziesz na górę i nie zobaczysz? Proszę… Harriet spojrzała na nią bezradnie. – Nie znam się na chorobach. Nie potrafię stwierdzić, co mu jest. – Wiem, ale poczułabym się lepiej, gdybyś na niego spojrzała. Był w sypialni, kiedy zasłabł. Udało mi się go położyć do łóżka, ale jego lewa ręka wygląda dziwnie. Harriet poddała się, widząc, że Trixie nie ustąpi. – Dobrze, ale obiecaj mi, że zaraz potem zgodzisz się na wezwanie lekarza. W przeciwnym razie nie pójdę na górę – zastrzegła się Harriet. – W porządku. – Trixie się rozpromieniła. – Tędy. Dziewczyna ma imponującą zdolność odzyskiwania równowagi ducha, pomyślała Harriet, idąc za nią na piętro. Jeszcze parę minut temu tonęła we łzach, a teraz jest tak radosna, jakby jej stryjowi nic się nie stało. Natomiast ona czuła ucisk w żołądku. Lęk o Rigga przezwyciężył opór przed naruszeniem jego prywatności, nawet jeśli on sam, nieprzytomny, nie byłby świadom jej obecności. Nie chciał jej, jasno dał to do zrozumienia. A teraz może sobie pomyśleć, że jest tak gruboskórna, iż nie zdaje sobie sprawy, jak on się czuje. Co gorsza, rozmyślnie próbuje na siłę wedrzeć się w jego życie. – To jego pokój. – Trixie pchnęła ciężkie dębowe drzwi i przytrzymała je, żeby Harriet mogła wejść do środka Znalazłszy się w środku, zobaczyła zarys całkowicie ubranego Rigga, leżącego na brzuchu na zasłanym narzutą łóżku. Podeszła bliżej, żeby na niego spojrzeć, i wtedy
rozległo się trzaśnięcie drzwi. Odwróciła się, aby coś powiedzieć Trixie, ale jej już nie było. Zdumiała się i w tym momencie usłyszała dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Niemożliwe, pomyślała, ale podeszła do drzwi i usiłowała przekręcić gałkę. Były zamknięte. Czyżby ta dziewczyna zwariowała? Co ona, u licha, wyczynia? Harriet obracała gałką, ale drzwi nie ustępowały. – Trixie, co ty wyrabiasz?! – zawołała. Zza drzwi nie padła odpowiedź, za to od strony łóżka odezwał się rozespany głos. – Trixie, myślałem… Rigg odwrócił się na plecy. – To ty – mruknął, ukrywając zaskoczenie i przybierając obojętny wyraz twarzy. – Twoja bratanica zadzwoniła do mnie i poprosiła, żebym przyjechała – wyjaśniła zakłopotana Harriet. – Powiedziała mi, że straciłeś przytomność. Martwiła się, że to może być wstrząśnienie mózgu. – Naprawdę? I dlatego znalazłaś się przy moim łóżku? Wydawał się zły, co więcej, jego głos zabrzmiał szyderczo. Harriet zaczerwieniła się, odgadując, co Rigg mógł sobie pomyśleć, a czego się obawiała. Oto w jego ocenie uchwyciła się tej wymówki, żeby się z nim spotkać. – Trixie była bardzo zdenerwowana, gdy rozmawiała ze mną przez telefon – dodała. – Nie miałam pojęcia, co się stało. Sądziłam, że się pokłóciliście. – I pojawiłaś się tu powodowana kobiecą solidarnością? Myślałem, że cię znam, ale tak nie jest, prawda, Harriet? Usiadł na brzegu łóżka. Spostrzegła plaster na lekko obrzmiałej skroni Rigga, ale nie zauważyła żadnych innych oznak wskazujących, że coś z nim jest nie w porządku. Nie wyglądał ani nie zachowywał się jak ktoś, kto dopiero co doznał wstrząśnienia mózgu. Przeciwnie, prezentował się jak ktoś całkiem zdrowy i sprawny. Harriet zaczęła podejrzewać, że Trixie użyła podstępu, by ją zwabić, a następnie rozmyślnie przyprowadziła ją do pokoju Rigga, gdzie ich zamknęła. – Wydawało mi się, że jesteś rzadkim wyjątkiem wśród swojej płci – kontynuował z goryczą Rigg. – Miałem cię za kobietę, która woli żyć sama niż z mężczyzną, któremu nie jest w stanie oddać serca. Nie mogłem wprost uwierzyć w swoje szczęście, kiedy cię poznałem. Popełniłem błąd – zakochałem się w mirażu, w kobiecie, która nie istnieje. W dzisiejszych czasach chyba tylko skończony głupiec może dać wiarę, że kobieta po trzydziestce jedynie z własnego wyboru pozostaje sama – kontynuował. – Pomyliłem się, uznając, że w twoim przypadku to sprawa uczuć, gdy tymczasem w rzeczywistości wolność liczy się dla ciebie w życiu najbardziej. Harriet wpatrywała się w niego, nie wierząc własnym uszom. Te gorzkie oskarżenia tak bardzo kłóciły się ze wszystkim, co sobie wyobrażała, że musiało upłynąć parę dobrych minut, zanim dotarł do niej sens słów Rigga. Z mocno bijącym sercem podeszła o krok bliżej łóżka, potem o następny i jeszcze jeden. Wszystko się w niej buntowało przeciw temu, co robiła, ale równocześnie coś ją pchało naprzód. Dotąd nie odważyła się niczego żądać od drugiego człowieka – ani zrozumienia, ani wsparcia, a już na pewno nie miłości. Tymczasem obecnie zamierzała to uczynić i nic nie mogło jej przed tym powstrzymać. – Obiecałeś, że zadzwonisz. Czekałam – powiedziała niepewnie. Rigg zmarszczył czoło.
– Ja też, do diabła! – wybuchnął. – W każdym razie będąc w szpitalu, poprosiłem, żeby do ciebie zadzwonili i dali ci znać, co się stało. Dałem im twój numer – osiemset siedemdziesiąt dwa trzysta dwa. Harriet czuła, że jeśli nie zostanie tu, gdzie stoi, jeśli uniesie nogę, pofrunie pod sufit ze szczęścia. Ostrożnie, jakby obawiała się, że coś uszkodzi, zauważyła: – Mój numer to osiemset siedemdziesiąt dwa trzysta trzy. Przez chwilę wpatrywali się w siebie w milczeniu. – Nawet nie próbowałaś się ze mną porozumieć – odezwał się z wyrzutem Rigg. – Pytałem Trixie, czy dzwoniłaś. – Jak mogłabym? – Harriet popatrzyła na niego wyzywająco. – Wychodząc, obiecałeś, że się ze mną skontaktujesz. Tylko z jednego powodu mogłeś tego nie zrobić. – Jakiego? – Po długim namyśle doszłam do wniosku, że zmieniłeś zdanie albo nawet uznałeś, że zapragnęłam od ciebie więcej, niż chciałeś mi dać. Nastąpiła chwila pełnej napięcia ciszy. – Myślałaś, że z premedytacją cię uwiodłem i że zamierzałem cię rzucić? I to po tym, co między nami zaszło?! Harriet zwiesiła głowę, niezdolna wydobyć z siebie słowa. – Nawet gdybym ci nie wyznał, że cię kocham, nawet gdyby sposób, w jaki przeżywaliśmy akt miłosny, nie świadczył o moim zaangażowaniu, to na pewno wiedziałaś, że zwykła przyzwoitość kazałaby mi po pewnym czasie sprawdzić, czy nie jesteś w ciąży. Harriet nawet nie brała takiej możliwości pod uwagę. – Myślałaś, że będę się z tobą kochać, a potem odejdę jak gdyby nigdy nic? – Nie. Natomiast przyszło mi do głowy, że nie uświadamiałeś sobie, jak bardzo cię kocham, i że chcę zająć stałe miejsce w twoim życiu, a nie zaistnieć w nim tylko na krótko – odparła Harriet, zbierając się na odwagę. – O mój Boże – jęknął Rigg. – Chodź tutaj. Drżąc lekko, Harriet zbliżyła się do łóżka, a Rigg podniósł się i wziął ją w ramiona. – Kocham cię – oświadczył. – Chcę dzielić z tobą resztę życia. Pragnę, byś została moją żoną, matką moich dzieci. Jeśli nie powiedziałem ci tego wtedy, gdy się kochaliśmy, to przepraszam. Nie masz pojęcia, jak się czułem, gdy znalazłem się w tym cholernym szpitalu, a ty się ze mną nie skontaktowałaś. Byłem pewien, że gdy tylko otworzę oczy, zobaczę ciebie przy sobie. Trixie, niech ją licho, wciąż mówiła o tym, żeby dać ci znać, tym samym sypiąc mi sól w rany. Pocałował Harriet najpierw delikatnie, potem już bardziej namiętnie. – Czy powinieneś to robić? – spytała, odsuwając się nieco od Rigga. – Po zapaści? – Jakiej zapaści? – zdziwił się Rigg. – Trixie zadzwoniła do mnie spanikowana, błagając, żebym przyjechała. Opowiedziała mi o napaści na ciebie, o wstrząśnieniu mózgu, które orzeczono w szpitalu, a także o tym, że po powrocie do domu straciłeś przytomność. Chciałam wezwać lekarza, ale mi nie pozwoliła. – Nic dziwnego, bo nie straciłem przytomności. Naszpikowali mnie w szpitalu prochami przeciwbólowymi, po których chciało mi się spać, i doradzili, żebym w domu
porządnie wypoczął. Niestety, te wszystkie środki nie uśmierzyły bólu, którego ty mi przysporzyłaś. Harriet rzuciła okiem na drzwi. – Czy Trixie wie o nas? – spytała. – Głowiłem się nad tym w szpitalu. Chyba się domyśliła. Podejrzewam, że cała okolica wie, jak bardzo cię kocham. Zauważył, że Harriet spogląda w stronę drzwi z wymowną miną. – O co chodzi? – spytał. Wyjaśniając mu postępowanie Trixie, spodziewała się, że będzie zirytowany sposobem, w jaki jego bratanica nimi manipuluje, ale Rigg tylko się roześmiał. Wiele to mówiło o jego charakterze. Harriet uznała, że gdyby uważniej analizowała postępowanie Rigga, a nie własne wątpliwości i wahania, nie doszłaby do wniosku, że mu na niej nie zależało. – Kiedy możemy się pobrać? – zapytał Rigg, zbliżając wargi do jej ucha. – Im prędzej, tym lepiej. Jestem za stary na odbywanie nocnych wycieczek do twojego domu, a poza tym chcę się budzić rano obok ciebie. – Przed Bożym Narodzeniem, ale z jednym zastrzeżeniem – odparła Harriet. – Każdym – zgodził się ochoczo Rigg. – Miesiąc miodowy spędzimy na nartach. – Nie wiedziałem, że jesteś zapaloną narciarką – zdziwił się Rigg. – Nie jestem – odrzekła z uśmiechem Harriet. – Uważam, że Trixie zasługuje na nagrodę za swój wysiłek, prawda? Śmiali się jeszcze po dziesięciu minutach, gdy Trixie ostrożnie przekręciła klucz, otworzyła drzwi i weszła do środka, niosąc tacę, na której stała butelka szampana i trzy kieliszki. Pół godziny później butelka była pusta, a data ślubu ustalona. – Dzięki Bogu wszystko załatwione – stwierdziła Trixie. – Naprawdę, wy dwoje zachowujecie się jak dzieci. Jonathan i ja zauważyliśmy już w sobotę, że coś jest między wami. Gdy zostali sami, Harriet przypomniała sobie, o co chciała zapytać Rigga. – Ta dziewczyna, z którą miałeś się ożenić – zagadnęła. Rigg wyglądał na zakłopotanego. Powtórzyła mu więc to, czego dowiedziała się od Trixie, o niedoszłym ślubie, o tym, jak bardzo to przeżył. Ku jej zdziwieniu Rigg się roześmiał, po czym wyjaśnił: – Zaręczyny zostały zerwane za obopólnym porozumieniem, bez żalu żadnej ze stron. Skąd Trixie przyszło do głowy, że kiedykolwiek cierpiałem na skutek nieodwzajemnionej miłości? Pojęcia nie mam. Byłem za młody, żeby odróżnić zadurzenie od miłości. Zaręczyliśmy się, ale szczęśliwie oboje na czas dorośliśmy na tyle, by zrozumieć, że to, co nas połączyło, nie wystarczy, aby stworzyć trwały związek. Pokochałem tylko jedną kobietę w życiu i ty nią jesteś – dodał. Ślub Harriet i Rigga odbył się na tydzień przed Bożym Narodzeniem. Z kościoła wrócili do domu białą od śniegu drogą. Pod wysoką choinką piętrzyło się więcej prezentów, niż Harriet kiedykolwiek wcześniej widziała. Podarek dla Trixie do ostatniej chwili trzymali w tajemnicy. Kiedy wręczyli jej ko-
pertę, patrzyła na nią przez chwilę, po czym otworzyła ją w milczeniu i dopiero na widok zawartości jej twarz rozjaśniła się uśmiechem szczęścia. – Bierzecie mnie ze sobą! – zawołała radośnie, podbiegając do nich i ściskając ich oboje. – Cóż, Harriet uznała, że zasłużyłaś na nagrodę za wtrącanie się w nie swoje sprawy – powiedział Rigg. – A skoro nie mogę się zgodzić na twój wyjazd z Evą Soames, pomyśleliśmy, że nasza wspólna eskapada na narty może być formą rekompensaty. – Harriet, jesteś wielka! – wykrzyknęła zachwycona Trixie. – Całkowicie się z tym zgadzam, moja droga pani Matthews – szepnął Rigg do nowo poślubionej żony.
Tytuł oryginału: Brea king Away Pierwsze wydanie: Harlequin Boo ks, 1990 Redaktor serii: Dom inik Osuch Oprac owanie redakc yjne: Barbara Syc zewska-Olszewska Korekta: Lilianna Mieszc zańska © 1990 by Penny Jordan © for the Polish edition by HarperC ollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2017 Wydanie niniejsze zostało opublikowane na lic enc ji Harlequin Boo ks S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukc ji części dzieła w jakiejkolwiek form ie. Wszystkie postac ie w tej książc e są fikc yjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzec zywistych – żywych i umarłych – jest całkowic ie przypadkowe. Harlequin i Harlequin Gwiazdy Rom ansu są zastrzeżonym i znakam i należąc ym i do Harlequin Enterprises Lim ited i zostały użyte na jego lic enc ji. HarperC ollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należąc ym do HarperC ollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właścic iela. Ilustrac ja na okładc e wykorzystana za zgodą Harlequin Boo ks S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone. HarperC ollins Polska sp. z o.o. 02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25 www.harlequin.pl ISBN 978-83-276-3054-4 Konwersja do form atu MOBI: Legim i Sp. z o.o.
Spis treści Strona tytułowa Rozdział pierwszy Rozdział drugi Rozdział trzeci Rozdział czwarty Rozdział piąty Rozdział szósty Rozdział siódmy Rozdział ósmy Rozdział dziewiąty Rozdział dziesiąty Strona redakcyjna