Gena Showalter Mroczny Sekret Rozdział I Strider, dozorca demona Porażki kopniakiem otworzył masywne drzwi fortecy w Budzie, którą dzielił z grupą bra...
20 downloads
31 Views
974KB Size
Gena Showalter
Mroczny Sekret
Rozdział I Strider, dozorca demona Porażki kopniakiem otworzył masywne drzwi fortecy w Budzie, którą dzielił z grupą braci i sióstr, nie z racji krwi lecz z powodu okoliczności, no i oczywiście dlatego, że sprawiało mu to ogromną przyjemność. Był, cholernie dumny z siebie. Wygrał. Po tym jak schwytał ich wroga i przehandlował za jeden z czterech artefaktów, niezbędnych do zniszczenia Puszki Pandory. Nie wspominając już o tym, że prawie zjadły go owady, ale w końcu mu się udało, wygrał. I psiakrew jeśli nie był gotowy na świętowanie. - Jestem królem świata, chodźcie i ogrzejcie się w mojej chwale. – Jego głos wypełnił całe foyer, próżno czekając na odzew. Nikt nie odwzajemnił powitania. Ciągle jeszcze szczerząc zęby w uśmiechu, przesunął do wygodniejszej pozycji kobietę zwisającą bezwładnie na jego ramieniu . Wygodniejszej dla niego oczywiście. Była wrogiem ścigał ją długo i wytrwale, głównie dlatego, że zrobiła z niego idiotę. Nie potrafił już się doczekać, kiedy powie wszystkim, kim była. Wyprostował się dumnie i czekał na nagrodę jak dziecko. Zawołał. - Tatuś jest w domu. Jest tu ktokolwiek? Ponownie, zero odpowiedzi. Uśmiech zbladł mu trochę na twarzy. Psiakrew. Kiedy przegrywał wyzwanie, zmagał się z bólem, przez wiele dni. Kiedy wygrywał..., bogowie, to było prawie jak seksualny odlot, energia buzowała w jego mięśniach, ogrzewając go i wzmacniając. Będąc w takim nastroju domagał się towarzystwa . I piekło, jak to możliwe, że 12 wojowników i ich żeńskie towarzyszki, mieszkające tutaj, nie czekali, by go powitać? Nawet jeśli byli cholernie zajęci, powinni zauważyć jego przejście przez bramę, jakieś pięć minut temu? Nie zrobili tego zdał sobie sprawę. Ale prawda była taka, że zasłużył sobie na to, powinien sobie zasłużyć. Siedem dni minęło odkąd po raz ostatni pisał lub zadzwonił. Technicznie, rzecz biorąc nie popełnił żadnego błędu. Był trochę za bardzo zajęty polowaniem, i rozkoszą z tym związaną, by zawracać sobie głowę takimi bzdurami jak telefon. Poza tym miał ją. Wiedział jak wielkie poruszenie wywoła jej pojawienie się w tym miejscu. Dobra, fajnie, niech tak będzie. Prawda była taka, że nikt nie chciał się z nim zobaczyć. Cóż, teraz będzie mógł zatroszczyć się o swój mały interes. - Dzięki kochasie. Jesteście najlepsi. Naprawdę. - A teraz możecie się wszyscy wypchać. Strider ruszył naprzód. Na pocieszenie, wyobraził sobie minę swojego więźnia, kiedy się ocknie i odkryje że siedzi zamknięta w celi cztery na cztery metry. Uśmiechnął się szeroko. Zaraz potem jego spojrzenie padło na wystrój domu. Uśmiech zamarł na jego wagach. Nie było go przecież tylko parę tygodni, i sądził, że wszystko zastanie po staremu, na swoim miejscu. Cały ten koszmarny wystrój, który uważał, za jakże sobie bliski, twardy kamień i cegły. Teraz podłoga była z białego, błyszczącego marmuru
przetykanego bursztynowego żyłkami. Dodatkowo, ceglaste ściany, mieniły się wypolerowanym drewnem różanym. Wcześniej wijące się schody były czarne, teraz błyszczały nieskalanym złotym blaskiem, podobnie jak żyrandole zwisające z sufitu. W rogu stało białe obite, aksamitem krzesło, pchnięte pod ścianę. Poza tym pełno było różnych dziwnych błyskotek, naczyń, mis, za szklaną gablotą. Żadnej z tych rzeczy nie było tu wcześniej. Wszystkie te zmiany zaszły w przeciągu zaledwie miesiąca? Wydawało się być niemożliwe, nawet jeśli Tytani postanowili się rozerwać i wpaść tutaj. Być może dlatego że ci sami bogowie byli z reguły bardziej skoncentrowani na morderstwach i intrygach, niż nad dekorowaniem wnętrz. Chociaż być może... być może Strider powinien gratulować sobie doskonale wykonanej pracy. Być może wdarł się do niewłaściwego domu? Co już wcześniej mu się zdarzało. Gdyby tak było, miałby nie lada kłopot. Nie było bowiem żadnego logicznego wyjaśnienia dla niezwykłego bagażu, jaki ze sobą ciągnął. Nie wspominając już o tym, że nie miał jak wyjaśnić krwi na swoich rzeczach. Nah, zdecydował sekundę później. To było właściwe miejsce. Musiało być. Wzdłuż ściany przy schodach wisiało zdjęcie Sabina, dozorcy demona Zwątpienia. Nagiego. Tylko jedna osoba miała mięśnie tak potężne jak Sabin, lub coś w tym rodzaju. Anya bogini Anarchii, która była związana z Lucienem, dozorcą demona Śmierci, zadbała o to. Dziwna para, jeśli ktoś chciał znać zdanie Stridera, tyle, że nikt nie chciał go znać, więc zatrzymał je dla siebie. Poza tym lepiej było siedzieć cicho, niż stracić ulubioną część ciała. Anya nie była miła dla nikogo, kto próbował jej ubliżać, lub dogryzać. Nieważne z jakiego powodu. - Yo, Tor Tor, - zawołał ponownie. Torin, dozorca demona Zarazy nigdy nie opuszczał fortecy. Zawsze tu był, obserwując wszystko przez kamery, zabezpieczając dom, przed ewentualną inwazją. Z początku nie było żadnej odpowiedzi, tylko echo jego głosu i Strider zaczął się martwić. Czyżby coś strasznego się tu wydarzyło? Całkowite wykasowanie demonów? Jeśli tak, dlaczego sam ciągle jeszcze tu był? A może Kane, dozorca demona Katastrofy, miał kolejny wypadek… Kroki były coraz bliżej i bliżej, zalała go wielka ulga. Spojrzał na schody, Torin zatrzymał się na stopniach. Zamrugał szybko widząc go, jego białe włosy powiewały dookoła jego diabelskiej twarzy, a zielone oczy błyszczały jak szmaragdy. - Witam w domu, - Torin powiedział. – Wyglądasz jak gówno. - Ładne powitanie. - Nie pisałeś, nie dzwoniłeś a chcesz dostać kwiaty? - Tak, właśnie chcę. - Palant. Torin ubierał się na czarno, od głowy, aż po stopy. Jego ręce był schowane w czarnych rękawiczkach, mających chronić innych przed jego śmiertelnym dotykiem. By uratować rodzaj ludzki przed śmiercią. Choć i tak było to niewykonalne. Nawet pojedynczy dotyk skóry Torina do innej skóry wywoływał plagę. Jego demon pompował jakiś rodzaj trucizny do jego żył, tak, że każdy, nawet pojedynczy dotyk, wywoływał
katastrofę. Nawet jeśli chodziło o Stridera. Ale nieśmiertelni tak jak on nie mogli umrzeć z powodu małego kaszlu/gorączki/krwawych wymiotów. Nie to, co ludzie, którzy mogli przestać istnieć, gdyby jakaś globalna zaraza rozprzestrzeniła się na świecie i nie została w porę powstrzymana. Strider przekazałby chorobę każdemu, kogo by dotknął, na szczęście nie zależało mu na zbytnim spoufalaniu się z ludźmi. - Więc, wszystko tutaj w porządku? – Strider zapytał. – Wszyscy zdrowi? - Teraz chcesz wiedzieć? - Tak. - Palant. Cóż w większości wszystko jest w porządku. Znaczna większość naszych ukrywa się gdzieś razem z artefaktami i szukają ostatniego artefaktu. Ci którzy zostali, polują na Galena. – Torin zszedł kilka kolejnych stopni, zatrzymując się gwałtownie na podeście, przypominając sobie o zachowaniu dystansu. Jak zawsze. Jego spojrzenie prześlizgnęło się do kobiety, zwisającej bezwładnie z ramienia wojownika. – Więc jesteś kolejnym z nas, który się zakochał? Gnojek! Myślałem, że masz więcej rozumu. - Proszę. Nic mnie nie łączy z tą wściekłą suką. – Kłamstwo. Coś ścisnęło go w żołądku, pożądał jej coraz bardziej i bardziej. I nienawidził siebie coraz bardziej I bardziej. Mogła być chodzącym seksem, ale była też śmiercią, czekającą na niego. Idealne męskie wargi wygięły się w ironicznym uśmiechu. - Tak samo mówił Maddox o Ashlyn, a Lucien o Anyi, Reyes o Danice, Sabin… - Okej, okej kapuję. – Strider przewrócił oczami. – Możesz się już zamknąć. – Mimo iż punkowa dziewczyna robiła na nim wrażenie, nigdy nie byłby tak głupi, by zaryzykować z nią cokolwiek. Lubił kiedy jego kobiety były uległe. Kłamca. Lubisz właśnie tę. Taka jaka jest. Miał nadzieję, że potrafi oszukać swego demona, ale… Nawet teraz, na jedną myśl o niej jego ciało ożywało. Torin skrzyżował dłonie na piersi. – Więc kim ona jest? Człowiekiem z nadnaturalnymi zdolnościami? Boginią? Harpią? Faceci tutaj nie mieli specjalnego wyboru pomiędzy kobietami z mitów albo legend. Kobiety były znacznie potężniejsze niż ich demony. Ashlyn słyszała głosy z przeszłości, Anya mogła wywoływać pożary samą tylko myślą (pomijając inne jej zdolności), Danika zaglądała zarówno do nieba jak i do piekła, a żona Sabina, Gwen… cóż miała swoją mroczną stronę, którą mogłeś obejrzeć tylko na chwilę przed śmiercią. Bolesną śmiercią. - Mój przyjacielu, to, co mam tutaj jest jak dobrze się orientuję łowcą. – Strider klepnął dziewczynę w pośladki jak gdyby mucha usiadła na nich, a on nie mógł żyć, ani sekundy dłużej, bez zabicia jej. To proste działanie przypomniało mu, że ona nic dla niego nie znaczy. Tak przynajmniej mu się wydawało. Nie powiedział przyjacielowi, kim łowczyni była, mimo, że wcześniej był tak podniecony na myśl o wyznaniu im tego. Zupełnie nie wiedział dlaczego tak było. Naprawdę nie wiedział. Był zmęczony, to wszystko, i nie zamierzał właśnie teraz zmierzać się z chwałą, która mu przypadnie. Jutro, po bardzo długim odpoczynku, wszystko im wyjaśni. Dziewczyna nie zareagowała na jego klaps, ale nie oczekiwał po niej żadnej reakcji.
Wielokrotnie ją narkotyzował, kiedy tak ją ciągał z jednego kąta świata do drugiego. Z Rzymu do Grecji, potem do Nowego Jorku, potem do L.A. aż w końcu do Budapesztu, wprowadzając tym samym jej przyjaciół w niezłe zamieszanie i uniemożliwiając im odszukanie jej. Coś czego wcześniej nigdy nie robił. Wygramy! Jego demon roześmiał się. Psiakrew, racja, wygramy. Zadrżał z radości. - Łowczyni? – Cała radość uciekła z twarzy jego przyjaciela, światło w jego szmaragdowych oczach zamieniło się w ostre sztylety. . - Obawiam się, że tak. – Łowczyni, ich najwięksi wrogowie. Fanatycy pragnący ich zniszczyć. Bękarty uważający ich za skończone zło. Największe jakie kiedykolwiek chodziło po tej ziemi. Dupki, które winiły ich za wszystkie nieszczęścia świata. Najlepsze w tym wszystkim było to, że byli swego rodzaju organizacją militarną, a Strider zamierzał posłać do piekła ich szefa w swoim czasie. - Nie powinieneś jej tu przyprowadzać, - Torin przypomniał mu. – Teraz Sabin będzie koniecznie chciał z nią porozmawiać. - Porozmawiać, - czyli torturować ją za pomocą umysłu Sabina. – Wiem, że będzie chciał. To dlatego ciągle jeszcze żyje. – Wiedziała różne rzeczy na temat bogów, i potrafiła zrobić kilka niemożliwych rzeczy, jak zdematerializować się przed nim i uciec z jego bronią. Coś, co tylko anielscy wojownicy potrafią robić. A ona nie miała skrzydeł. Poza tym, dziewczyna miała temperament. Strider chciał wiedzieć, jak wiele ona wie i jak zrobiła, to, co zrobiła. Co więcej nie chciał być tym, który zdecyduje o jej przyszłym losie. Za każdym razem, kiedy patrzył w tę jej piękną twarz zaczynał się wahać. Wahanie rodziło coraz większe pożądanie. Z każdym dniem coraz bardziej walczył ze sobą, by jej nie pocałować. Sabin nie dałby mu spokoju z takim gównem. Sabin jeździłby po nim przez cholernie długi czas, za takie gówno. Strider nie miał wyboru, musiał oddać ją w ręce swoich przyjaciół i zapomnieć. Ponieważ… Jego ręce zacisnęły się w pięści. Ponieważ ta kobieta, była chodząca atrakcyjnością… Zazgrzytał zębami, szczęka zaskrzypiała tak mocno, że impuls bólu przetoczył się po jego mózgu. Zachowywał się tak samo, za każdym razem, kiedy myślał, o tym, co zrobił. Ta kobieta pomogła zabić jego przyjaciela, Badena, dozorcę demona Niedowierzania. Strider nie mógł i nie potrafił wybaczyć tego faktu. To wszystko wydarzyło się tysiące lat temu, ale ból w środku nadal był żywy, jakby to się stało tego ranka. Razem z jego przyjacielem umarł kawałek jego własnej duszy. Nie potrafił jej tego zapomnieć, co zresztą skwapliwie okazywał jej podczas całej podróży do fortecy. Litość nie była czymś, co posiadał w nadmiarze. Dla nikogo. A szczególnie dla niej. Myślał, że zabił ją, dawno temu. Całe centurie temu. Przywołał przed oczy obraz jej roztrzaskanego ciała, jej blond włosów rozwiewanych przez skały. Bulgotanie jej ostatniego oddechu. Tylko, że teraz, ciągle jeszcze była żywa, wpędzając go w obłęd. Być może jednak ją zabił. Być może ona ożyła. A być może jej dusza wepchnęła
się w inne ciało. Lub co gorsza, była bardziej nieśmiertelna niż on był i znała jakiś sposób na uzdrowienie się. Nie wiedział, co to było i prawdę mówiąc nie dbał o to. Jedyne, co miało znaczenie, to czy była tą samą Hadiee z Grecji? Cóż, kazała się nazywać Haidee. Z Hadiee na Haidee. Ewidentnie przerobiła swoje imię. Nie żeby to cokolwiek jej dało. On nazywał ją Ex, (skrót od Egzekutorki Demonów) i tym właśnie dla niego była. Dowód na jej zbrodnie był widoczny w jej oczach. Zimnych i szarych. Przypatrujących się mu z wrogim wręcz uprzedzeniem i dumą. Jej głos za każdym razem kiedy mówiła o tamtej fatalnej nocy. Podobał mi się sposób w jaki jego głowa toczyła się po podłodze. Atobie nie? No i te tatuaże na jej plecach. Tatuaż przedstawiający wyniki jej potyczek. Haidee 1, Lords 4. Zasługiwała na wszystko, co on i Sabin będą w stanie jej zrobić. - Zabieram ją do lochów, - powiedział sam nie dowierzając, jak wiele niesmaku i żalu było w jego własnym głosie. Ruszył do przodu, potrząsając ramieniem – Jeśli byłbyś tak kochany, poinformuj Zwątpienie że… - Nie, nie mogę, Strider kochaniutki. Jest coś, co powinieneś zobaczyć. – Dziwna obawa i strach, towarzyszyła temu oświadczeniu. Strider zatrzymał się, jego stopa zawisła w powietrzu. Ciągle jeszcze za bardzo oszołomiony, odwrócił się na pięcie, stając na wprost Torina. Strach zakiełkował w jego umyśle, kiedy tylko dostrzegł nienaturalnie bladą skórę przyjaciela. – Mówiłeś, że wszystko jest w porządku? Co się stało? Torin potrząsnął głową. - Nie sposób to wyjaśnić, dopóki tego nie zobaczysz. A poza tym powiedziałem, w większości przypadków wszystko jej w porządku. Teraz chodź. - Dziewczyna… - Przynieś ją. Będzie bezpieczna, przekonasz się. – Torin machnął ręką i ruszył do góry, biorąc po dwa stopnie jednocześnie. Ze ściśniętym sercem, Strider ruszył do góry, z Ex przewieszoną przez jego ramię. Jeśli się obudzi… Odetchnął głęboko, przerażony chęcią posiadania jej. Żołądek skręcił mu się z bólu aż do kości. Walczyłaby z nim, na tyle na ile byłaby w stanie. Szkoda, że narkotyki były tak oszałamiającą bronią. Dobra walka mogłaby nieźle uspokoić jego nerwy. Co było na tyle ważne, że Torin nie chciał by poświęcił kilka minut i zamknął pod kluczem, tego obrzydliwego łowcę? Jego myśli rozproszyły się na chwile, kiedy wszedł na piętro. Jedyne, co był w stanie zrobić, to patrzeć. Anioły. Tak wiele aniołów. Nic dziwnego, że dom został przedekorowany. Inwencja anielska, i tak dalej. Co było jeszcze bardziej dziwne, bo aniołowie nie znosili ich. Stali wzdłuż jednej ze ścian, każdą wolną przestrzeń pomiędzy nimi wypełniały skrzydła. Białe, obsypane złotem, skrzydła wojowników. Ich dziwne zapachy wypełniały powietrze. Mieszanina orchidei, czekolady i szampana. Wszyscy byli smukli i wysocy, żaden z nich nie miał mniej niż sześć stóp wzrostu. Nosili białe długie szaty, a ich umięśnione sylwetki spokojnie mogły rywalizować z mięśniami Stridera. Mężczyźni, idealnie wysportowani i wyszkoleni, tylko do jednego do zabijania demonów.
Kiedy tylko dopadli swoją ofiarę, tworzyli z powietrza świetlisty miecz, przynajmniej tak mu mówiono, że potrafią to zrobić. Założył, że właśnie z tego powodu tutaj byli. Przyglądał się im ,szukając w ich twarzach odpowiedzi. Dwudziestu trzech, ale nikt z nich nie wydawał się pełnić obowiązki dowódcy. Trzymali oczy szeroko otwarte, ich miny były poważne, dłonie trzymali za plecami. Nie wydawali żadnego dźwięku, nic, nawet nie oddychali. Psychicznie ich obecność wprawiała go w … trans. Było to cholernie kłopotliwe i wkurzające, nawet dla niego. Ich hipnotyczny magnetyzm oszałamiał go, niczym narkotyk. Mieli bardzo różne kolory włosów. Od czarnych poprzez brązy do jasnych, prawie białych jak śnieg. Ale jego ulubione były złote. Takie czyste, jak woda, takie królewskie niczym skąpane w promieniach słońca. Prawie jak żywe. Mogli nie chcieć go zaatakować, mogli, go nawet nie widzieć, ale śmierć i tak promieniowała od nich. Coś ścisnęło jego gardło. Strider zamrugał, Torin wrócił na korytarz. Jego przyjaciel stał po środku piętra. Prawdopodobnie czekał, aż Strider ochłonie na widok tylu aniołów. To dopiero było krępujące. - Dlaczego? – Zapytał. Torin zrozumiał. – Aeron i William zabrali Amuna do piekła na bardzo ryzykowną misję. I wyciągnęli stamtąd Legion. Żyje, gojąc się, ale Amun… Strider zatrzymał się, miał ochotę ze złości walnąć pięścią w ścianę. Dozorca demona Sekretów miał nowy głos w swojej głowie. Był z Amunem przez setki lat. Przez eony, co oznaczało niezliczone milenia. Wiedział, że demon wojownika wsysał w siebie mroczne głosy, myśli i najmroczniejsze tajemnice, każdego, kogo dotknął. Wszystko to było straszne dla Amuna, uciążliwe i upokarzające. A jeśli Amun był w piekle, demony wędrowały po jego myślach, raniąc je, kalecząc i niszcząc jego duszę. Mroczne szepty i okrutne obrazy wypełniały go całego, kształtując go na nową przerażającą istotę, jaką w istocie nie był. Lub raczej, zabijając to kim był. - Aniołowie? – Strider zaskrzypiał. Yah, wiedział, że było niegrzecznie dyskutować jak gdyby ich tutaj nie było, ale po prostu nie dbał o takie bzdury. Nie kochał zbyt wielu ludzi, ale kochał każdego dozorcę demona zamieszkującego tę fortecę. Może nawet kochał ich bardziej niż samego siebie. - Oni chcą go zabić, ale… - Kurwa, nie! – Wrzasnął. Nikt nie dotknie jego przyjaciela. Stracą swoje ręce… wszystkie swoje kończyny, wszystkie organy, a kiedy już się zmęczy torturowaniem ich, stracą również swoje życie. Poruszył ramieniem, na którym zwisała ciągle jeszcze Ex. Nie zastanawiając się ani chwilę, opuścił ją na podłogę, wyciągnął ostrze i ruszył na przód. Porażka oszołomiona i ogarnięta szałem zabijania śmiała się. Wygraj! - Stój! – Torin wyrósł przed nim, unosząc ramię do góry, gotowy w każdej chwili go powstrzymać, mimo to i tak zachował od niego dystans. – Pozwól mi skończyć,
psiakrew, oni chcą go zabić, powinni go zabić, ale nie zrobili tego. I nie zrobią. Jeszcze. Psiakrew, powietrze zaciskało się wokół jego szyi. Strider zmusił się, by zignorować pętlę ściskającą jego gardło. Wygraj? Jego demon jęczał. Żadne wyzwanie nie zostało rzucone. Dlatego mógł się wycofać unikając bolesnych konsekwencji. Oh, wydawało mu się, że dosłyszał jęk zawodu - Dlaczego w takim razie, tu są? – Warknął żądając odpowiedzi. Zielone oczy zniknęły pod zasłoną rzęs, kiedy Torin spuścił głowę, przestępując z nogi na nogę. Jego usta to otwierały się to zamykały, w końcu jednak odezwał się. – Amun nie tylko wchłonął nowe myśli i wspomnienia. On wchłonął w siebie nowe demony. Setki nowych demonów. - Co? Jak do kury jest to możliwe? Żyję z nim przez setki lat i jakoś nigdy nie próbował wchłonąć mojego demona. - Ani mojego. Ale nasze to Wysocy Lordowie potrafią związać się z ludźmi. Tamci, byli zwykłymi sługusami i jak wiesz oni nigdy z nikim się nie wiążą. Piekło, on jest teraz o wiele bardziej niebezpieczny niż dotyk mojej skóry. Aniołowie chronią go. Utrzymują go przy życiu i pilnują, by nie opuszczał tego miejsca i nie robił sobie krzywdy, ani nikomu innemu. Strider zaklął. Amun nigdy się nie odzywał, w obawie, że wyjawi sekrety innych. Przez setki lat nieświadomie kradł wspomnienia innych i nikt nie był w stanie się przed nim ochronić. Wszystko to obciążało jego umysł stając się ciężarem nie do zniesienia. Czy naprawdę był aż taki niebezpieczny. Nie! Strider nie mógł w to uwierzyć. - Wyjaśnij to lepiej, - zażądał, dając Torinowi koleją szansę na wytłumaczenie co się z nim dzieje. Od kiedy połączyli się kilka miesięcy temu po kilku wiekach bycia osobno, wiedział że Torin używał swego uśmiechu i żartów, by zamaskować swoją samotność, tyle, że Strider widział jak bardzo Zaraza potrafił być gwałtowny. Tym razem nie zrobił nic takiego. – Zło emanuje z niego. Wystarczy tylko wejść do pokoju, a poczujesz to od razu. Zobaczysz obrazy. – Zadrżał. – Złe rzeczy. I nie będziesz w stanie zapanować nad tym, ani przerwać tego. Zło przylgnie do ciebie na wiele dni. Strider nadal nie przejmował się tym i nadal nie wierzył w to. – Chcę go zobaczyć. Torin nieznacznie pokiwał głową. – Ale dziewczyna… - Zamarł… Nim Strider zdążył obrócić się do dziewczyny, zobaczył jednego z aniołów podnoszącego ją z podłogi i układającego ją sobie w cieple jego ramion. Anioł ruszył prosto do sypialni mieszczącej się tuż obok pokoju Amuna. Stridor ruszył naprzód, zagradzając drogę niebiańskiej istocie. Mógłby poradzić sobie z tym aniołem, w końcu nie był Lizanderem, dowódcą wojsk anielskich. Problem polegał na tym, że to były bardzo rozumne istoty, potrafiące przeniknąć jego myśli na wskroś. Mogli się dowiedzieć, jak wiele nienawiści i złości nosił w sobie do tej kobiety. Mogli odkryć, że życzył jej śmierci. Mogli również odkryć, że była niewinną kobietą w potrzebie, potrzebującą troskliwej opieki. Amun był znacznie ważniejszy niż jakaś tam łowczyni. Strider pozostał, więc na miejscu.
- Wiedz, że ona jest gorsza niż demony. – Powiedział, ostrym tonem. – Więc jeśli chcesz ją chronić, będziesz musiał jej pilnować niczym Amuna. Ale nie zabijaj jej, Ostatnie zdanie powiedział, nim zdążył się nad nim zastanowić. Nie, żeby mieli taki zamiar. – Ona … ma informacje…, które mogą być nam potrzebne. Anioł zatrzymał się tuż przed Striderem. Jak u Torina jego oczy były zielone. W przeciwieństwie do Torina, nie było w nich żadnego cienia. Tylko czyste światło, trzaskające, intensywne… gotowe by uderzyć w każdej chwili. - Wyczuwam jej chorobę. – Jego głos był głęboki, lekko chropowaty. – Upewnię się, że nie opuści fortecy. I że będzie żyć. Jak na razie. Infekcja? Strider nic nie wiedział o infekcjach, ale ponownie, nie obchodziło go to. – Dzięki. – Piekło, nigdy nie sądził, że będzie dziękował zabójcy demonów za cokolwiek? Cóż, może poza Olivią, Aerona. Potrząsnął głową, Wyparł Ex i wszystko inne ze swoich myśli i pomaszerował za Torinem. Na końcu holu, ostatnie drzwi po prawej, Torin zatrzymał się, głośno wciągając powietrze, zaraz potem przekręcił gałkę. – Bądź ostrożny wewnątrz. – Powiedział wchodząc do środka, pozwalając by Strider wszedł tuż za nim, nie dając mu jednocześnie czasu na zastanowienie się. Pierwsze, co Strider zauważył, to powietrze. Duszące i mroczne, prawie mógł poczuć zapach siarki i czerwonego popiołu. A potem dźwięk… och, bogowie, dźwięki. Krzyki wdzierały się do jego uszu, raniąc je, niszcząc, dźwięki, które nie sposób było zapomnieć. Tysiące tysięcy demonów tańczyły razem tworząc przyprawiającą o zawrót głowy kakofonię dźwięków. Pochylił się nad łóżkiem, patrząc w dół. Amun leżał na wierzchu materaca, trzymając się kurczowo za uszy i jęcząc. Nie, Strider zrozumiał kilka chwil później, te dźwięki nie pochodziły z ust Amuna. One wydobywały się z jego ciała. Amun był cicho, choć jego usta były otwarte w niemym krzyku. Jego ciemna skóra była podrapana i porozcinana, aż do krwi. Jako nieśmiertelny wojownik, bardzo szybko się leczył. Ale rany, które miał na sobie, sprawiały wrażenie, jakby nie mogły się zagoić, lub co gorsza, jakby je raz po raz sam sobie rozdzierał. Tatuaż motyla, znak jego demona, był kiedyś owinięty dookoła jego prawej łydki. Tylko, że teraz ten tatuaż przemieszczał się. Przesuwając do góry, wzdłuż jego nogi, falując na jego żołądku, łącząc się z setką innych drobnych motyli wyrytych na jego skórze, aż w końcu zniknął na jego plecach. Jak to się stało? Dlaczego? Stridor potrząsając głową, koncentrując się na twarzy przyjaciela. Twarz Amuna była zapadnięta, uszy krwawiące, a oczy obrzmiałe. Wielkie niczym piłeczki golfowe, przesiąknięte krwią. Skóra wokół nich była obrzmiała i porozdzierana. Och bogowie. Żołądek ścisnął się Striderowi z bólu, płacz ugrzązł gdzieś w gardle. Wiedział, co te rany wokół oczu oznaczały. Amun próbował je sobie wydrapać. By zatrzymać obrazy tworzące się wewnątrz jego głowy? To było ostatnie, o czym zdążył pomyśleć Strider. Ostatnia myśl, jaką zdołał kontrolować. Ciemność okryła go gęstym całunem, napełniając jego myśli strasznymi
obrazami, raniąc go i niszcząc. Noże i różnego rodzaju broń była przyczepiona do jego ciała. Powinien jej użyć, teraz, zaraz, wyciągnąć ją i ciąć. O tak ciąłby, siebie, Amuna. Aniołów wewnątrz tego pokoju. Krew płynąca, gęstniejący szkarłat. Kości pękałyby jak zapałki. Głowy spadałyby na podłogę, śmierć i zwątpienie. Mógł pić krew i jeść kości, i nic nie mogło go powstrzymać. Nie, on mógłby kąpać się w tych krzykach, zadawać ból. Mógłby rozkoszować się terrorem i przemocą. A potem śmiałby się, o tak, śmiałby się. Śmiał się głośno, a dźwięk ten wydał mu się najpiękniejszą muzyką. Porażka nie wiedziała jak zareagować. Demon zajęczał, potem zapiszczał, aż w końcu wycofał się do wnętrza umysłu Stridera. Bał się? Bać się! Coś silnego i twardego ścisnęło jego ramiona i szarpnęło go do tyłu, odciągając go od wrzeszczącej ciemności, wprost do światła. Bardzo jasnego światła. Jego oczy płonęły. Łzy kapały mu ciurkiem po twarzy, ale obrazy w jego głowie nadal były żywe i wyraźne. Nie dało się ich wymazać, ani spalić. Strider zamrugał kilkakrotnie. Ciągle jeszcze drżał od nadmiaru przemocy, jego dłonie krwawiły, ponieważ porozcinał je sobie wyciągając noże zza paska. Właściwie ciągle jeszcze je ściskał, tnąc dłonie jeszcze głębiej, aż do kości. Ból był surowy, ale oczyszczający. Powoli otworzył dłonie, ostrza upadły na podłogę z głośnym stukotem. Jeden z aniołów zatrzymał się tuż za nim, kolejny przed nim. Jarzyli się wokół niego, niczym dwa słońca. Uparcie walczył, o jeden czysty haust powietrza, potem drugi. Dzięki bogom. Nie było już siarki, ani popiołu. Tylko zapach znienawidzonej i jakże ukochanej rosy. Znienawidzonej, ponieważ zapach ten pochodził z anielskich istot. Czy tak właśnie wyglądała egzystencja Amuna? Strider spróbował, zaledwie tylko skubnął, to z powodu czego jego przyjaciel tak cierpiał, mroku i terroru, który trwał w nim każdego dnia, każdej nocy. Nikt nie był stanie wyobrazić sobie jak ciężko jest zmierzyć się z takim okrucieństwem. Być może nawet sam Amun? - Wojowniku? – Anioł przed nim przemówił. - Ciągle jeszcze jestem sobą, - powiedział. Kłamca. Być może już nigdy nie będzie taki sam. Spojrzał ponad ramieniem anioła i zobaczył Torina. Spojrzeli po sobie znacząco, nim ponownie Strider skierował swoją uwagę na anioła. – Dlaczego do diabła tutaj stoisz? Niech ktoś cię zmieni. - Warknął nisko. Gardło Stridera było wyschnięte na wiór, odarte aż do krwi, słowa ślizgały się po jego podniebieniu jak potłuczone szkło. – I do cholery zabierzcie go na czwarte piętro. On potrzebuje dobrego jedzenia. Potrzebuje leków. Dwaj aniołowie spojrzeli po sobie dokładnie tak jak Strider i Torin kilka chwil wcześniej. W ich spojrzeniu pełno było walki i cierpienia. W końcu jeden z nich, poruszył się z wolna i opuścił sypialnię Amuna. Ten który został powiedział. – Był już na czwartym piętrze, wcześniej. Kilka razy faktycznie. Ale to nic nie dało. Wyrywał sobie kroplówki z ciała. Jedyne co możemy zrobić, to skuć go i pilnować by żył. Troszczymy się o niego, dbamy o niego. Myjemy
jego zęby. Kąpiemy go. Czyścimy jego rany. Troszczymy się o niego na wszelkie możliwe sposoby. - To co robicie nie wystarcza. – Strider powiedział. - Jesteśmy otwarci na każdy pomysł, jaki masz. Oczywiście nie był w stanie na to odpowiedzieć. Być może znowu mógł kontrolować własne myśli, ale jak Torin mówił chęć do zabijania, do wyrządzania krzywdy niewinnym nie opuściła go całkowicie. Była na nim niczym warstwa szlamu przyklejona do jego skóry. Miał wrażenie, że nie byłby w stanie zmyć z siebie tego co poczuł i zobaczył, nawet gdyby zdarł z siebie całą skórę. Jak Amun miał to przetrwać? Rozdział II W chwilach jasności, Amun wiedział, kim jest, co zrobił i jakim potworem teraz się stał. Chciał umrzeć, całkowicie, szczęśliwie, ale nikt nie chciał okazać mu litości i zakończyć jego mękę. Nie ważne jak bardzo się starał, a starał się. Nie był w stanie sam siebie skrzywdzić tak mocno, by jego ciało umarło. Tak, więc walczył, by wydrzeć z własnej głowy mroczne obrazy i zniszczyć straszne impulsy bombardujące go głowę. Niemożliwe do wykonania, wiedział, że przegra. Było ich zbyt wiele, były zbyt silne i kawałek po kawałku paliły jego nieśmiertelną duszę, niszcząc jego ostatnie przebłyski własnej woli. Nie żeby miał nad nimi jakąś kontrolę. Walczył każdą cząstką samego siebie. Aż do samego końca. Gdyby udało mu się wygrać…przegonić obrazy…demony… Przeszyły go dreszcze. Wiedział, co może się stać, mógł poczuć jak umiera jego wola i mózg. Mógł poczuć słodki smak zniszczenia w swoich ustach. Słodki… tak… W każdej kolejnej chwili, tracił cząstkę siebie. Tak wiele obrazów wirowało w jego głowie, potop różnych wspomnień, nie wiedział, które należą do niego, a które do demonów, albo ich ofiar. Porwania. Morderstwa. Przepełniał go zachwyt dla każdej z tych czynności. Ból. Trauma. Śmierć. Paraliżujący strach niszczył go całkowicie. Jedyne, co wiedział, to, że ogień otaczał go z każdej strony, paląc jego skórę, pokrywając bąblami jego gardło. Tysiąc drobnych pluskiew krążyło w jego żyłach, ucztując na nim. Zapach gnicia wypełniał jego nos, i wżerał się w każdą jego komórkę. Te…. Martwe ciała gromadziły się dookoła niego, na nim, uderzając w niego, paląc go… nagle zrozumiał. Wpadł w pułapkę. Dusił się. Pomocy! Krzyczał wewnątrz własnej głowy. Niech ktoś mi pomoże! Ale nikt nigdy go nie usłyszał. Godziny mijały, może dni. Jego siła słabła, aż w końcu osłabł zupełnie. Był spragniony. Och bogowie, jakże był spragniony. Potrzebował czegoś, cokolwiek, by zmyć ogień z własnych ust.
Proszę! Pomocy! Nadal nikt nie przychodził. To była jego kara. Miał tutaj umrzeć. Zanim powróci do życia, i będzie cierpiał jeszcze mocniej. Desperacja na nowo rozpaliła jego walkę, ale to tylko pogorszyło sytuację. Zbyt wiele ciał, dusiło go , wciągając w bezkresne morze smrodu, zgnilizny i beznadziei. Nie było żadnej drogi ucieczki. Naprawdę miał tutaj umrzeć. Ale wtedy otoczenie się zmieniło, ponownie. Patrzył z góry na dół, na stos ciał, na których stał kołysząc się i szczerząc zęby z zadowolenia. To ciało również miało wkrótce umrzeć. Pomyślał, przyglądając się duszy kobiety, którą trzymał w swoich ramionach. Dusze w piekle były tak rzeczywiste jak ludzkie ciała na ziemi. Przez siedemdziesiąt dwa lata trzymał ją skrępowaną grubymi łańcuchami. Była zupełnie bezbronna, a on ciął ją kawałek po kawałku, dręcząc ją. Śmiał się, kiedy błagała go litość, na moment zwiódł ją obiecując łaskę, lecz był tylko wybieg, odwleczenie wyroku i skazanie jej na jeszcze większe cierpienie. Zmusił ją, by oczekiwała na śmierć, patrząc, co robił jej rodzinie. Tak wiele zabawy… Łzy kobiety nigdy nie robiły na nim wrażenia, zamierzał cieszyć się jej cierpieniem, przynajmniej przez kolejne siedemdziesiąt lat. Niestety ona umarła, zbyt wcześnie. Oh, dobrze. Był Męką, a tysiące innych dusz oczekiwało na jego uwagę. Dlaczego miałby opłakiwać stratę tej jednej? Pozbył się jej ciała, odrzucając je na bok. Wylądowała wokół innych skręcających się w mękach śmiertelników. Czekał, nasłuchując. Jeden z jego ulubieńców był głodny, puścił go patrząc jak skrada się do ciała, ucztując na nim. Z radością patrzył jak jej kości trzaskały, a pożerające się stworzenie syczało, kiedy ktoś próbował mu wyrwać smakowity kąsek. Jaki piękny obrazek stworzył. Łuskowaty diabełek i niegrzeczny człowiek, który krzyczał w niebogłosy nim pozwolił jej umrzeć. Nim z nią skończył. Och cóż, ponownie pomyślał. Jej dusza już wkrótce uschnie, materializując się gdzieś w niekończących się głębinach i jeśli będzie miał szczęście uda mu się ją znowu odnaleźć, tylko po to by dalej ją torturować. Wciągnął głęboko powietrze, w końcu odwrócił się i odszedł. W następnej chwili, Amun był na zewnątrz piekła, oślepiony porywem wiatru, furią i smutkiem. Nie był już Męką, ale człowiekiem. Dziewczynką. Kucała w kącie, miała nie więcej niż dwanaście lat, szorstki materiał, który pokrywał jej ciało miał w sobie coś z dawnej przeszłości. Łzy płynęły po jej policzkach, strach ściskał jej pierś. Była brudna, blada, słoma stanowiła jej jedyne źródło pociechy. - Czyżbyś już zapomniała, jak cię ocaliłem? – Twardy męski głos zapytał. Grek. Antyczny Grek. Jego obute stopy zaszeleściły, kiedy stanął przed nią. Jego twarz była pokryta bliznami po ospie, okrągły brzuch wystawał spod szaty. Na imię miał Marcus, ale ona mówiła na niego “Zły Człowiek”. Tak, on uratował ją, ale bił ją także. Kiedy mu schlebiała, dostawała jedzenie, dbał o nią. Kiedy tego nie robiła, zapominał o niej, zamykając ją pod kluczem i strasząc,
że sprzeda ją, jako niewolnicę. Nie chciała należeć do nikogo. Wyrwał ją z jej chatki, gdzie mieszkała. W jakiś sposób wiedział o terrorze, który wypełniał każdy jej sen, budząc ją z koszmaru. Obiecał jej pomoc. Z jakiś powodów, znienawidziła go od pierwszego spojrzenia, tak jak nienawidziła wszystko dookoła siebie, swojej chaty, świata, jednak desperacko wierzyła mu. Teraz po raz pierwszy zapragnęła uciec. - Już zapomniałaś, jak cię ocaliłem? Jak zło chciało twojej śmierci, jak straszyło cię, że powróci, by znowu cię nękać? Nie każ mi pytać raz jeszcze. - Ni..e. Nie zapomniałam, - odpowiedziała w tym samym języku, słowa drżały w jej gardle. Serce galopowało szaleńczo. - To dobrze. Wolałbym, byś nie zapomniała, jak to zło cię zakaziło. Ani czym to zło było. Nie rozumiała tej części o zainfekowaniu, ale reszta nadal wirowała w jej głowie. – On był Lordem. - A kto zabił twoją rodzinę? - Lordowie. – Jej głos brzmiał już o wiele silniej, a błysk okaleczonych ciał przesunął się w jej umyśle. Wspomnienia szybko się zmieniły. „Zły Człowiek” zniknął z wizji. Była w innym miejscu, kilka tygodni wcześniej. - Obiecano, cię komuś, - morderca odezwał się, jego głos był dziwnie nienaturalny, przysunął się bliżej do niej, stykając prawie ze sobą ich ciała. To on był złem, coś w jego głosie wywoływało lód wkradający się do jej duszy. Nagle wszystko się zmieniło. Mężczyzna nie miał już twarzy. A jego stopy nie dotykały ziemi. Był wysoki i szczupły, czarna szata zawijała go od stóp do głowy, chroniąc go w każdym calu, i kołysząc się wokół niego. – Powinni byli dotrzymać obietnicy. - Kim jesteś? – Zapytała, przerażona i zdrętwiała. Po raz pierwszy przytrafiło jej się coś podobnego, nie rozumiała tego i nie potrafiła sobie z tym poradzić. - To kim jestem nie ma znaczenia. Liczy się tylko to, kim ty jesteś. – Powiedział wyciągając po nią ręce, planując najwyraźniej ją pojmać. Walczyła z nim, dopóki miała siłę. Kiedy nie mógł jej obezwładnić, ciął ją nożem, raniąc delikatne organy życiowe. Ból, który natychmiast ją wypełnił, był nie do zniesienia. A mimo to, pomimo tego bólu, coś dziwnego przeciekało do niej. Zimno, które nie wynikało, ze zdrętwienia i zbliżającej się śmierci. To zimno rosło wewnątrz niej. A potem lód skrystalizował się na jej skórze, wsysając się w jej pory, lecząc ją. To, co widziała nie mogło być prawdziwe. Nie mogło być realne, prawda? Stworzenie przekroczyło próg jej chaty, ciągnąc ją za sobą. Sięgnęła do góry, drapiąc jego twarz, ale i tak nie udało jej się go zobaczyć. Jęknął w agonii, takiej samej jak ona chwilę wcześniej. Przez kilka długich sekund żadne z nich nie mogło się poruszyć. Być może zostali razem zamknięci w kostce lodu? Chwilę później puścił ją, zatoczyła się do tyłu, krwawiąc. Nadal była oszołomiona i przerażona, tym, co się stało, a może, co się nie stało? -Jak zamierzasz mi zapłacić za Lordów, nasza droga Hadiee? – „Zły Człowiek” zapytał, na powrót stając się sobą. Wizja zniknęła. Nie cierpiała go równie mocno, jak nie cierpiała tamtego zła.
Odpowiedź kotłowała się wewnątrz ich głowy. Tego jednego nie mogła zapomnieć, było to jej częścią, tak samo jak jej ręce i nogi. Być może, ponieważ otaczała się niewidzialną tarczą, niczym zbroją. Tarcza zapewniała jej bezpieczeństwo, przed nimi wszystkimi. - To mordercy. Wszyscy zasługują na śmierć. Cisza, a potem miękkie palce lekko zmierzwiły jej włosy. – Dobra dziewczynka. Jeszcze ciebie wytrenuję. Kilka sekund później obrazy w głowie Amuna zmieniły się. Zrozumiał, że nie był już dłużej w jej umyśle, drążąc jej wspomnienia, teraz widział ją o wiele starszą. Leżała niewinnie zwinięta w kłębek, na łóżku, skąpana w świetle. Było coś znajomego w jej imieniu, nawet, jeśli wiedział, że się nie zmieniła. Hadiee kiedyś, Haidee teraz. Było coś znajomego w jej otoczeniu, ale jego umysł odmówił udzielenia mu odpowiedzi. Miała postrzępione włosy, sięgające do ramion, połyskujące smugami różowych pasemek. Jej twarz była uosobieniem kobiecości, wbrew srebrnemu kolczykowi, przecinającemu jej brew. Być może właśnie, dlatego, że jej idealne jasne brwi wyginały się w misterny łuk. Rzęsy ciemne niczym skrzydła kruka, lekko falowały, zakrywając idealnie wyrzeźbione kości policzkowe. Walczyła, by się obudzić, jakby wyczuwała, że ją obserwuje i jednocześnie nie wyrażała zgody, by robił to dalej. Jej delikatny nos prowadził do warg, przypominających mu kwitnące róże. Jej skóra wydawała się być wiecznie zarumieniona, jak gdyby przez cały czas przebywała na słońcu. Nie, to nie to, pomyślał natychmiast. To nie był tylko pocałunek słońca, to coś rozświetlało ją od wewnątrz, tysiące drobnych diamencików przebijało się przez jej skórę. Nie tak jak u Harpii, których skóra jaśniała wszelkimi kolorami tęczy. Ta kobieta, Haidee, ona nie błyszczała. To piękno było wewnątrz niej. Mógł patrzeć na nią w nieskończoność. Była jego pierwszym przebłyskiem raju, po tym, co wydawało się być koszmarem. Ale oczywiście nawet to zostanie mu odebrane. Walczył z obrazami, na nowo wypełniającymi jego umysł. Złote płomienie owijały się wokół niego, dym dusił go, gęste powietrze zapowiadało obecność jego demona. Miasto przed nim płonęło, chaty płonęły jak pochodnie, drzewa padały, nic nie ocalało. Matki krzyczały na swoje dzieci, ojcowie leżeli twarzą do dołu, w kałużach krwi, ostrza wystawały z ich pleców. Wszyscy oni mieli na sobie ten sam rodzaj odzieży, co mała Hadiee- teraz Haidee, przypomniał sobie. Ciemne, wytarte, lniane, szorstkie łachmany, teraz splamione krwią. Nie był jedynym, który oglądał te zniszczenia. Jedenastu wojowników dookoła niego, ich oczy błyszczały jasną czerwienią, a skóra połyskiwała łuskami. Takimi samymi, jak u kreatur czających się dookoła. Kreatury miały wielkie rogi, niczym ostrza wystające z czasek. Kły wystawały z ich ust, sącząc truciznę, która natychmiast zabarwiała mięso na pomarańczowo. Posoka pokrywała ich torsy i gardła, z nozdrzy wydobywał się ostry dym. Ich dłonie zaciskały się dookoła mieczy, a ich umysły najeżdżały jego umysł. Więcej, płomieni, więcej krzyków, więcej śmierci. Dopiero, kiedy cały świat byłby zlany krwią i kośćmi tych śmiertelników, byliby zadowoleni. Spełnieni.
Za wyjątkiem… Amun nie chciał zabijać. Chciał wrócić do tej małej dziewczynki. Chciał trzymać ją w swoich ramionach i powiedzieć jej, że wszystko będzie dobrze i że ochroni ją przed „Złym Człowiekiem”. Chciał wrócić do tej kobiety. Chciał zawinąć się wokół niej i usłyszeć jak mówi, że wszystko będzie w porządku, i że tylko ona może go ochronić przed demonami. I zrobi to. Wróci do niej. Amun walczył, by jej dosięgnąć. Nie dbał, że skóra pękała, a kości się łamały. Nie, on radośnie powitał ból. Polubił go nawet. Być może za bardzo. Nie przejął się, kiedy płomienie pognały do niego, setki języków wypełnionych kwasem, atakowało go. Powitał ten ból, ponieważ z tym nowym doznaniem, pluskwy z jego ciała wreszcie zniknęły. Uciekały po nim, sunąc po łóżku, spadając w dół. Łóżko. Tak, był na łóżku, pomyślał mgliście. Nagle mógł poczuć prześcieradło leżące pod nim, każde nacięcie na skórze, każdy rozerwany mięsień, bolał go bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Gorzej, coś uciskało na jego nadgarstki i kostki, uniemożliwiając wypłynięcie pluskiew na zewnątrz. Bandyci, chociaż komórka, którą posiadał, krzyczała, by walczył, zmusił się, by przestać szarpać. Odetchnął ciężko, rozumiejąc, że powietrze tutaj, było gęste i brudne. Poczuł zapach gnicia i czegoś jeszcze, coś przypominające ziemię. Wibrujące pulsowanie życia. Tuż obok płomieni mógł poczuć najsłodszy pocałunek chłodnego lodu, kojącego jego oparzenia, dającego mu siłę. Kto był za to odpowiedzialny? Próbował otworzyć oczy, ale jego powieki, były szczelnie zamknięte. Zmarszczył brwi. Dlaczego jego powieki były zaklejone? I jeszcze ta stal… łańcuchy, pomyślał, kiedy mgiełka oszołomienia zaczęła znikać. Związano go, trzymano jak więźnia. Dlaczego? Przerażająca chwila jasności. Syczał ogarnięty zgrozą, setki koszmarnych myśli i wspomnień kształtowało się w jego głowie. Chociaż nie chciał, pamiętał. Był Amunem, dozorcą demona Sekretów. Kochał i stracił. Zabijał, ale także chronił. Nie był zwierzęciem, brutalnym zabójcą, już nigdy więcej. Był mężczyzną. Nieśmiertelnym wojownikiem, który chronił to, co należało do niego. Poszedł do piekła, doskonale znając konsekwencje, ale też ignorując je. Ponieważ nie mógł patrzeć jak jego przyjaciel Aeron cierpi, doprowadzając się do szaleństwa, wiedząc, że jego przybrana córka została uwięziona w piekle, i torturowana. Dlatego Amun poszedł, a setki demonów i innych dusz utknęły złapane w pułapkę wewnątrz niego, szukając teraz desperacko, drogi ucieczki. Teraz był w domu, i chciał umrzeć. Musiał umrzeć. Był zagrożeniem dla swoich przyjaciół, dla świata. Powinien umrzeć. Nie będzie żadnego pocieszenia. Haidee. Nie otrzyma od niej pociechy, od kobiety, którą się stała, ponieważ nie mógł sobie pozwolić, by opuścić ten pokój, jego sanktuarium. Jego trumnę. Będąc tego świadomym, płakał jeszcze głośniej. Czy kiedyś, dawno temu spotkał jej duszę w piekle, ukradł jej wspomnienia? A może natknął się na nią lata temu, jej głos zagubił się w ciemnym, ciernistym błocie jego umysłu. Nie wiedział.
To był koniec. Płomienie. Krzyki. Zło. Po raz kolejny demony, krzyki i zło walczyło o przejęcie nad nim kontroli. Dusząc go. Amun wiedział, że nie będzie w stanie powstrzymać ich na długo. Żądali, tak mocno żądali by się podporządkował… skupił się na ziemskich perfumach i chłodnym wietrzyku. Głowa automatycznie odwróciła się w lewo, śledząc ten niewyobrażalny zapach unoszący się w powietrzu. Prowadzący od jego sypialni… to pokoju obok? Moc. Spokój. Zbawienie. Być może mógłby wyjść z tego pokoju, pomyślał nagle. Być może mógł poczuć się bezpiecznie. Jeden mały łyk zbawienia, taki nagi smak, oszroniona morela, sok tak słodki i ratujący jego gardło. Musiał tylko… płomienie, krzyki, zło… wydostać się stąd. Musiał walczyć. Płomienie. Pośród jęków i grzmotów wewnątrz jego umysłu, szarpnął się próbując zerwać więzy. Krzyk. Ciało już rozpadało się na kawałki, kości rozsypywały się w pył. Zło. Nie mógł się uwolnić. Mógł się tylko szarpać, zrozumiał. Nic więcej mu nie pozostało. Płomienie. Krzyki. Zło. Kiedy tylko z powrotem upadł na materac, roześmiał się bezgłośnie. Nawet to stracił. W końcu był zgubiony. Nie mógł nawet wezwać swoich przyjaciół. Jedno pojedyncze słowo, jeden dźwięk i wszystko wewnątrz niego wydostanie się na zewnątrz, jego opór przeciwko złu wewnątrz niego, nie zdałby się już na nic. PłomienieKrzykiZło… Bliżej…bliżej…teraz… Odurzający zapach nadziei, po raz kolejny zawładnął jego ciałem. Jeżeli on nie może opuścić tej sypialni, by dostać się do sąsiedniej, być może on…ona…oni mogliby przyjść do niego. Zło ponownie pochwyciło go w swe szpony, Amun mógł już tylko krzyczeć bezgłośnie i wołać .Chodź do mnie! Rozdział III Przyjdź do mnie! Zdesperowany męski głos, najechał zmysły Haidee Aleksander, wywołując ogień, wokół jej lodu, odciągając ją od słodkiego snu, co całkowitej świadomości. Wykonała nagły ruchu, siadając i dysząc, dzikie spojrzenie nerwowo galopowało. Umysł szybko pracował, robiąc rozeznanie w sytuacji, jak to robiła przez ostatnie kilka dni, od czasu, kiedy została schwytana przez demona. Nieznana sypialnia, jedno okno, jedne drzwi, oferowały póki co, tylko dwie możliwości ucieczki. Drzwi polakierowane na wysoki połysk, miały kilka zadrapań wokół klamki, co
świadczyło, że były używane. Prawdopodobnie były zamknięte lub zablokowane, okno, miało grubą szybę, pokrytą niewyraźnymi smugami, może od Patków. Szyba nie była pęknięta, ani rozbita. Okno, było dużo lepszym pomysłem. Była sama. Musiała działać, teraz. Spiesząc się bardzo, Haidee, zepchnęła nogi z łóżka i stanęła. Kolana natychmiast ugięły się pod nią, zbyt słabe, by utrzymać jej wagę. Nienormalne. Zwykle budziła się cicho i w ciągu pięciu kolejnych sekund była gotowa, do przebiegnięcia maratonu. Tylko w ten sposób mogła przetrwać. Ta słabość… Jak długo była wyłączona? Poruszyła się ociężale, ciało drżało i trzęsło się próbując znaleźć równowagę. Powtórzyła sobie w myślach wydarzenia z ostatnich tygodni. Została złapana przez Porażkę, demona, na którego sama polowała. Przewoził ją z miejsca na miejsce, próbując zgubić jej chłopaka, Mika i jego ludzi. Łowców, takich samych jak ona. Nie myśl o tym właśnie teraz. Stracisz czas. Uciekaj. Tylko to ma teraz znaczenie. Postawiła stopę przed siebie, kierując się do okna. Powoli uspokajała się. Przez wszystkie dni, Porażka nigdy nie zostawiał jej samej. Nie ufał jej na tyle, by puścić ją samą do łazienki, albo pozwolić się jej wykąpać. Samej. Gdzie więc teraz był? Dwie opcje. Albo Porażka spotkał się w końcu ze swoim przeznaczeniem i poległ, ryzykując nadmiernie, albo, ktoś ukradł mu ją. Następna myśl: jeśli, ktoś ją ukradł, mógł ją równie dobrze porzucić. Może chciał, by znała ich zamiary, dobre, czy złe. Tak. Porażka nadal ją miała, niezależnie od tego gdzie byli. Drzwi i okno, były prawdopodobnie szczelnie zamknięte, tylko po to, by zaryzykowała uruchomienie alarmu, kiedy tylko dotknęłaby jednego z nich. Czy armia demonów wpadłaby tu, polując na nią? Prawdopodobnie. Ale nie dbała o to. Musiała spróbować. Bezczynność była wbrew jej naturze. Haidee chwyciła krawędź okna i pchnęła. Psiakrew. Nic, żadnego ruchu. Nie tylko dlatego, że jej ręce były równie słabe jak kolana, ale ponieważ okno było zapieczętowane. Nie miała racji, myśląc o alarmie. Jeszcze. Będzie musiała znaleźć inne wyjście. I znajdzie je. Bywała już w o wiele gorszych sytuacjach i dawała sobie radę. Piekło. Przeklinając głośno, wyjrzała na zewnątrz, by zorientować się, gdzie jest i jakie przeszkody będzie musiała pokonać, kiedy już opuści to miejsce. Słońce świeciło jasno, ostre promienie kłuły ją w oczy. Starła palcami łzy cisnące się pod powieki. Nie mogła sobie pozwolić na żadną słabość. Jej więzienie było wysoko, na szczycie góry, solidna brama i wysokie ogrodzenie broniło wejścia na teren. Już wcześniej miała do czynienia z podobnym ogrodzeniem. Wiedziała, że nie miała żadnej szansy, by wspiąć się po nim i przejść na drugą stronę. Umarłaby, nim zdołałby zrobić, choć kilka kroków. Ogrodzenie było pod napięciem. Setki drzew rosło dookoła, każde bujne i zielone, ich ramiona wysoko pieły się do góry. Gałęzie mogłyby ją ukryć przed wścibskim wzrokiem, w czasie, gdy będzie szukała sposobu na ominięcie bramy. A jeśli okaże się, że nie ma sposobu na ominięcie
bramy, wówczas spróbuje się na nią wspiąć. Nawet, jeśliby to oznaczało dla niej śmierć. Wszystko było lepsze od pozostania tutaj i pozwoleniu, by demony ją torturowały. Ok. Nowy plan. Rozbij szkło, wyskocz przez okno i spróbuj jakoś wylądować. Tak, dobrze. już dawno nie była tak szczęśliwa. Haidee okręciła się w pokoju, jej kroki nadal były rozchwiane i niepewne. Ciągle jeszcze była pod wpływem narkotyków, które Porażka wielokrotnie wstrzykiwał jej w żyły. Skoncentruj się kobieto. Obszerny pokój mieścił o wiele więcej niż ogromne łóżko z baldachimem, pokryte białą kapą, spadającą aż na podłogę. Mała sofa w kwieciste wzory, idealna dla dwóch osób, do tego szklany stolik i inne drobne mebelki. Z sufitu zwisał kryształowy żyrandol. Nic czym mogłaby rzucić. Po lewej stronie stało wypolerowane biurko i idealnie do niego dobrane krzesło. Żadne bibeloty nie spoczywały na jego wierzchu, a szuflady były puste. Po prawej ogromne lustro, w hebanowej oprawie. Wszystko mocno zamontowane do ściany. Następną rzeczą jaką dotknęła były drzwi. Tak jak podejrzewała, były zamknięte na klucz. Dysząc wściekle, kopnęła w ramę łóżka. Ciężkie drewno nie ruszyło się z miejsca nawet o cal. Psiakrew. Zaskamlała wściekła, pocierając bolącą stopę. Nagle dostrzegła coś, na co nie zwróciła wcześniej uwagi. Psiakrew. Psiakrew. Psiakrew. Luksus i bogactwo, otaczało ją z każdej strony, coś na co sama nigdy w życiu nie mogłaby sobie pozwolić. I żadnej tej przeklętej rzeczy nie mogła użyć do ucieczki. I co do cholery miała teraz zrobić? Przyjdź do mnie! Tortury, głos wypełniony bólem przygniatał jej zmysły, jego słowa miały w sobie ogień, w dziwny sposób ogrzewając ją. Głos? Ogrzewając ją? To mogła być halucynacja, jednak w swoim bardzo długim życiu, widziała już tyle dziwnych i niesamowitych rzeczy, że wolała poczekać i przekonać się o co w tym wszystkim chodzi. - Kto to powiedział? – Zażądała, walcząc z nową falą zawrotów i automatycznie sięgając do ostrzy, które miała zawsze przytwierdzone na udach. Odpowiedziała jej tylko cisza i nie miała przy sobie żadnej broni. Porażka zabrał wszystkie jej noże, broń i trucizny. Głupio myśląc, że w ten sposób może nad nią zatriumfować. Jednak nie udało się mu to. Próbował ją złamać, nieważne jakim kosztem, i nieważne, co będzie musiał poświęcić, ważne by wygrał. Nie, żeby udało mu się ją złamać. Powinien się już nauczyć, że Haidee nie można złamać. Przyjdź do…mnie… Coraz słabszy głos, przepełniony rozpaczą. Ponaglający ją. To nie była halucynacja, pomyślała. Nie mogła być. Tamto ciepło… Więc kim on był? Więźniem jak ona? Było coś dziwnie znajomego w jego głosie. Jakby słyszała go już wcześniej i zapamiętała. Tylko nie mogła sobie przypomnieć gdzie. Czy był łowcą? A może spotkali się na jakimś treningu? Podczas jednego z setek spotkań, w których uczestniczyła? Przyjdź… Jej uszy skurczyły się z żalu. Odwróciła się idąc za głosem, zdecydowana pomóc mu, jeśli tak jak podejrzewała był łowcą.
Przyjdź…proszę… Tam. Zmarszczyła brwi. Ściana. Czy on był po drugiej stronie? Fakt, że go słyszała, zdawał się potwierdzać, że był blisko. Powoli zbliżyła się do ściany. Przyłożyła ręce do gładkiej powierzchni, szukając jakiejś szpary, luki… w końcu opadła na kolana, dostrzegając przy podłodze szparę, małe pęknięcie pomiędzy listwą a podłogę. Szpara na wylot. Jasny strumień światła wypływał z tamtąd łącząc się z czernią, przenikając przez ścianę. Ominął jej koszulkę i spodnie, w końcu padł na jej odsłonięty przegub. Kiedy jednak tylko ją dotknął, zaskrzeczała, gwałtownie wciągając powietrze… i odsuwając się czym prędzej od tego miejsca. Co na… piekło? Czy właśnie spotkała jednego z demonów, obnażonych, bez ludzkiego płaszczyka? Czy ta wymęczona istota, która tam leżała, wołała ją? Prawdopodobnie. Walczyła przez dłuższą chwilę sama z sobą. w końcu wrzasnęła cicho. - Chrzań się. Nie opuszczę tego mężczyzny, tam za ścianą. Zazgrzytała zębami, wstając na nogi i podchodząc do ściany. Zeskrobała paznokciami po tapecie, ostrożnie ją odrywając ją i szukając jakiejś szczeliny. Skrobała gorączkowo ścianę, szukając luki, aż w końcu znalazła zarys drzwi. Żadnej gałki. Oczywiście. Skrobiąc ścianę dookoła, odsłoniła cały zarys drzwi. Teraz musiała tylko znaleźć miejsce w którym demony zagipsowały miejsce po gałce i bingo… Poskrobała na prawo, kuląc się od wpływem ostrego dźwięku. Gips puścił, opadając na jej dłonie i podłogę. Bingo. Podrapała głębiej, usuwając tyle ile się dało. Pół godziny zajęło jej odsłonięcie całości. Zaraz potem jej ciało ponownie zalał lód, otaczając ją z każdej strony. Zadrżała gwałtownie, jeszcze bardziej się spiesząc. Za szybko zużyła całą swą energię, wiedziała, że nie będzie w stanie pozostać na nogach zbyt długo. Kiedy siły zupełnie ją opuszczą, chciała być na zewnątrz, razem z tym mężczyzną. Haidee zacisnęła dłonie na klamce i szarpnęła. Drzwi drgnęły zaledwie o ułamek cala. Walcząc z rozczarowaniem, szarpnęła ponownie i znowu nic. Bierz się do roboty, Aleksander, mruknęła. Możesz to zrobić. Głęboki oddech…wytrzymaj… Szarpnęła zapierając się z całej siły. Coś głośno chrupnęło, przez chwilę bała się, że to jej kręgosłup pękł. W końcu, rzeczywiście coś się poruszyło. Niedużo, ale wystarczająco. Kiedy tylko drzwi się zatrzymały, straciła oddech i padła na kolana. Ostre światło zakłuło ją w oczy. Szybko jednak zmusiła się, by spojrzeć w wąską szczelinę, którą sobie stworzyła. Zalał ją słodki zapach zwycięstwa. Zerwała się na nogi, mimo iż kolana buntowały się przy każdym kroku, parła na przód. Wepchnęła się w szparę, z całej siły przeciskając. Koszulka, którą miała na sobie, rozdarła się z głuchym zgrzytem, zaczepiając o poszarpane drewno. Zignorowała to, przeciskając się dalej. Kiedy tylko złapała równowagę po drugiej stronie, zamarła przygotowując się na atak. Nic jednak się nie stało. Cała sypialnia była mieszaniną światła i mroku. Na jedynym łóżku leżał mężczyzna, skręcając się i wijąc z bólu. Chwyciła gwałtownie powietrze, dostrzegając dym unoszący się wokół niego. To było równie piękne jak przerażające. Ocean rozkruszonych czarnych diamentów na jego skórze, płonące iskierki w jego rubinowych oczach, patrzących prosto na nią,
oczekujących, potępiających. Kły, długie, ostre. Spojrzała niżej. Czas szybko biegł. Z jakiejś przyczyny, patrzenie na niego, na jego ranne ciało, twarz wykrzywioną bólem, sprawiało, że miękły jej kolana. Zmusiła się, by ponownie skupić na mężczyźnie, jednocześnie ostrożnie do niego podchodząc. W chwili, kiedy zbliżyła się do niego, zrobiło jej się niedobrze, żółć zalała jej gardło, prawie straciła ostatni posiłek. Jeden owoc i kawałek chleba, który tak niechętnie Porażka jej dała. Tyle ran… Co demon mu zrobił? Odarł go ze skóry? Spalił go? On… Och, Boże. Och drogi Boże. Jej oczy rozszerzyły się z przerażenia, szybko zakryła usta dłońmi. Nie. Nie! Wbrew rzuconemu ciału, obrzmiałej, prawie nie do rozpoznania twarzy, wiedziała kim był. Mika. Jej chłopak. Ta sama ciemna skóra, to samo teraz jakże mocno poranione, umięśnione ciało. Te same atramentowe włosy, gładko opadające na czoło. Nic dziwnego, że rozpoznała ten maltretowany głos. Och, Boże. Demon musiał go złapać, kiedy Mika podążał ich śladem, próbując ją uwolnić. Łzy kapały z jej oczu, zamieniając się od razu w małe sopelki i spadając na podłogę. Szlochała wpatrując się w niego. Śniła o tym mężczyźnie na długo przed tym nim go spotkała. Kochała go na długo przed tym nim go poznała. Sadziłaby, że zwariowała, gdyby nie fakt, że była absolutnie pewna, że już go kiedyś spotkała. Nie, nie, tylko nie panikuj. Tylko spokojnie. To Mika. Mogła tylko myśleć, o Mice. Potrzebował jej. Siedem miesięcy temu, odkryła, że nie był tylko wytworem jej wyobraźni. Był rzeczywistością. Sądziła, że to jakiś znak, przeznaczenie. Misja w Rzymie, do której wyznaczono ich oboje, upewniła ją w tym jeszcze bardziej. A potem on zaprosił ją na kolację, potwierdzając, że ciągnie go do niej równie mocno jak ją do niego. Zgodziła się bez żadnego wahania. Dotąd żył tylko w jej myślach, marzeniach. Nie było między nimi jeszcze żadnej więzi, żadnego zjednoczenia. Była przeklęta na wieki, a jednak próbowała zmusić go do tej więzi. Być może dlatego, że widziała w swoich wizjach ich wspólną przyszłość. Wiedziała, że tylko on mógłby dać jej szczęście i skruszyć lód, który tak głęboko ją okrywał. Tak więc pozostała z nim, uparcie wierząc, że wkrótce narodzi się pomiędzy nimi uczucie. Ale to się nigdy nie stało. I chociaż nadal się ze sobą spotykali, coś pomiędzy nie grało, a Haidee powoli zaczynała się wycofywać. Nawet się z nim nie przespała. A teraz… Jedyne co mogła do nie go czuć… to współczucie. Teraz już nigdy nie będą razem. Nagle ją olśniło, jakby odnalazła jakiś brakujący fragment układanki. Wypełniało ją ogromne poczucie winy. Nie była dobrym człowiekiem. Nie dbała o niego. Narażała jego życie, żądała, by rzucił wyzwanie Lordowi Zaświatów tylko dla niej. A teraz być może on umrze z jej powodu. - Och kochanie, - zmusiła się by nie chrypieć wysuszonym gardłem. – Co on … oni ci zrobili? Cofnęła się o krok, patrząc jak syczące cienie odsuwają się od jego ciała, od niej, jakby bały się być blisko niej. Postanowiła nie zaprzątać sobie nimi uwagi. Tak delikatnie jak tylko była w stanie, wysunęła jedną z dłoni Miki z łańcucha, którym miał skrępowane nadgarstki. Ilość krwi jak wypływała spod łańcucha, przestraszyła ją. Pogniecione kości
wystawały z rozerwanej skóry. Przełknęła szybko żółć cisnącą się do ust. Czy będzie w stanie wyzdrowieć po tym wszystkim? Czy ktokolwiek był w stanie wyzdrowieć? Na szczęście jej dotknięcie zdawało się wyciszyć jego poranione ciało. Nie zraniła go jeszcze bardziej. Faktycznie ciało przestało się tak trząść, w zasadzie to uspokojony leżał na materacu. Haidee przeszła na drugą stronę uwalniając jego drugi przegub. W międzyczasie uwolniła również jego kostki. Delikatny uśmiech przesunął się po jego wargach. Oddychała szybko, patrząc jak zwija się z bólu, by po chwili uspokoić się całkowicie. Był ranny, ale żył. Czy będzie wdzięczny jej chociaż za to? Być może już nigdy nie będzie w stanie więcej walczyć. To nie miało w tej chwili żadnego znaczenia. Musiała go uratować. Największy problem tkwił w tym, że nie była w stanie sama go nigdzie przenieść. Był dla niej zbyt ciężki. A sam z całą pewnością nie był w stanie nigdzie pójść. A ona nie miała wystarczającego wykształcenia, by poskładać jego połamane kości. Co z kolei nie oznaczało, że mogła go tak po prostu tutaj zostawić. Przyjrzała mu się uważnie, modląc o rozwiązanie. Zamiast tego, dostrzegła coś, co wypchnęło z jej płuc wszelkie powietrze. Bękarty! Ze wszystkich okrutnych rzeczy, które mu zrobili, to było najgorsze. Oznakowali go. Ogromny, postrzępiony motyl, symbol ich demonów widniał na jego ciele. Wszystko po to, by sobie z niego zadrwić. - Każę im zapłacić za to skarbie. – Jej dłonie zawinęły się w pięści, gotowe uderzyć. – Przysięgam. Dźwięk jej głosu sprawił, że drgnął, szukając jej. Próbował nawet wyciągnąć do niej ramię. Ruch ten jednak okazał się całkowicie niemożliwy do wykonania. Jego ręka opadła bezwładnie. Kilka sekund później jednak spróbował znowu. Haidee przysunęła się do niego, łagodnie odsuwając włosy z jego czoła, dokładnie tak jak lubił. Pierwszy kontakt z jego ciałem, poraził ją ogromem gorąca bijącego z niego. Lód, który był od dawna nieodłącznym towarzyszem jej istnienia, topniał. Kropelki wody kapały na podłogę. Mika natychmiast się uspokoił, gorący pot na jego skórze wysechł, jak gdyby wchłaniał lód z jej ciała. Nic podobnego nigdy wcześniej się im nie zdarzyło. Uczucie to wprawiło ją w zakłopotanie. A może to był jakiś efekt uboczny, tego, co mu zrobili? Bękarty! Pomyślała znowu, jej zęby zazgrzytały o siebie. W tym życiu, czy następnym dopadnie ich i ukarze za to. Wzrok nagle jej się pogorszył, mgła zasnuła jej umysł, osłabiając ją, pogrążając w wielkim zmęczeniu. Zmusiła się by odegnać to uczucie. Nie mogła opaść z sił. Nie teraz, nie kiedy Mika jej potrzebował. Haidee? Jego głos ją zaskoczył, szybko jednak się otrząsnęła. – Jestem tutaj, skarbie. Jestem tutaj. Westchnienie zadowolenia, odbiło się w jej umyśle. Delikatny szept pogłaskał ją, chociaż jego wargi nawet nie drgnęły. Niemożliwe. Prawda? - Mika? W jaki sposób, ty do mnie mówisz? Słodka, słodka, Haidee. Znowu, jego usta nie poruszyły się, ale i tak go usłyszała. Wiedziała, że nie wyobraziła sobie jego głosu. Nie mogła. Słyszała go jeszcze nim weszła do tego pokoju.
Co mogło jedynie oznaczać…Jej oczy rozszerzyły się pod wpływem szoku. On mówił wewnątrz jej głowy. Przez cały ten czas mówił wewnątrz jej umysłu. To również było nowe i nigdy wcześniej się im nie zdarzyło. Zaniepokoiło ją to znacznie bardziej niż gorąco w jego ciele. Jak on to zrobił? Jak Lordowie mogli wywołać u niego coś takiego? Będzie musiała później się nad tym zastanowić. – Pójdę się teraz rozejrzeć za jakąś bronią, okej? Jakąkolwiek. – Jeśli będzie w stanie w ogóle iść. Jej mięśnie drżały, a krew wypełniła się już znanym ciężarem. – Zaraz potem poszukam sposobu, by… Nie, proszę nie odchodź. Jakaś panika była w jego głosie. Potrzebuję cię. Proszę. - Nie opuszczę tego pokoju, przysięgam. Bez ciebie nigdzie nie pójdę, obiecuję, ale teraz… Nie! Nie, nie, nie! szeptał szybko, jego ciało ponownie się napięło. Musisz zostać. - Okej skarbie, okej. Jestem tutaj. Zostanę. – Łagodnie obiecała, nim zdążyła się zastanowić nad konsekwencjami tej decyzji. Nie żeby miało to jakieś znaczenie. Prędzej podałaby swoją rękę, na srebrnej tacy Porażce, niż pozwoliłaby, by ten mężczyzna cierpiał jeszcze bardziej. – Nie ruszę się z tego miejsca. Obiecuję. Potrzebuję cię, powtórzył znowu, ledwie słyszalnie. - Miałeś mnie, zawsze mogłeś na mnie liczyć. – Przesunęła się ostrożnie biorąc w swoje dłonie jego rękę, uważając, by nie sprawić mu więcej bólu, oferując pocieszenie. Nie chciała widzieć go w takim stanie. Nigdy. Nie mogła jednak nic na to poradzić. Mika i tak pewnie by nie przeżył, gdyby próbowała go podnieść i wyciągnąć z łóżka. Tym sposobem, kiedy demony wrócą, a wrócą, z całą pewnością nie pozwolą jej przy nim pozostać. Będzie musiała z nimi tutaj walczyć, by ocalić siebie i powstrzymać ich przed dalszym ranieniem go. Tak, z całą pewnością, będą ją atakować i zabiją. Zacisnęła szybko usta, myśląc o tym, co zdarzyło się jej po tym jak ostatnim razem umarła. O bólu gorszym niż rany cięte, niż postrzały, niż spalenie żywcem. Wszystko to mogło znowu do niej wrócić. Powiedziała sobie, że nie będzie myśleć o tym co się wydarzyło, kiedy umarła, ale i tak nie mogła przestać. Nawet kiedy strach opanował ją tak wielki, że pozbawił tchu, i zjadał ją żywcem, pochłaniając ją całkowicie. Gdyby udało jej się zabić, któregokolwiek z Lordów, byłby stracony na zawsze, a ona mogłaby i tak wrócić do swego życia, co prawda tracąc wszystkie dobre wspomnienia, z których zbudowała swe obecne życie, zachowując jedynie nienawiść i gniew. To był bardzo bolesny proces, krzyczałaby i modliła się o ostateczną śmierć dla siebie. Proces, który nauczył ją jak uciec przed własną śmiercią. Ale tym razem… chętne umrze, chętnie, z zapałem, zabierając ze sobą tak wielu Lordów jak tylko się da. A wtedy znowu będzie mogła wrócić po resztę z nich. Tylko wtedy będzie mogła pomścić Mikę. Rozdział IV Amun otwierał oczy. Albo próbował to zrobić. Co było trudne, biorąc pod uwagę fakt, że jego powieki, były albo posklejane, albo zaszyte. I być może faktycznie były, zaszyte. Jeśli jeden z jego przyjaciół mu to zrobił, zamierzał mu się odwdzięczyć.
Kontynuował nerwowe szarpanie się, aż w końcu poradził sobie, by rozdzielić odrobinę powieki. Natychmiast jego źrenice zapłonęły żywym ogniem, łzy kapały po policzkach, wszystko dookoła wydawało się mu być zamazane. Gorzej jedno spojrzenie na okno, uświadomiło mu, że światło dzienne pali jego oczy, niczym lasery. Obrócił głowę, daleko od światła, studiując otoczenie najlepiej jak potrafił. Zmarszczył brwi, przeklinając bezgłośnie, co z kolei zaowocowało, tym, że z popękanych ust na nowo zaczęła sączyć się krew. Był we własnej sypialni, ale…w ścianie na wprost była wielka dziura prowadząca, do pokoju obok. Dziura, której on nie zrobił i jeśli się nie mylił, jego przyjaciele również. Uważał jednak, że powinno się go zapytać o zgodę, nim przerobiono jego pokój w ten sposób. Jak się tutaj, w każdym bądź razie znalazł? Ostatnią rzecz jaką zapamiętał, to że był w głębiach piekła, paląc się w ogniu, walcząc ze złymi demonami i obrywając cięgi zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Myśli demona i ludzkie bombardowały jego umysł, pustosząc go. Ciągle były w nim, zrozumiał, chwilę później. Ciemność i mrok, ciągle tam były, wirując w jego umyśle, choć pozostając jakby w uśpieniu, bojąc się ujawnić i zawładnąć nim. Dlaczego? Kobiecy jęk pogłaskał jego uszy, zmuszając go do większej koncentracji. Amun zesztywniał, skupiając się ponownie na materacu, obok niego. Albo przynajmniej na tym, co powinno być materacem. Obok niego była kobieta. Bardzo piękna kobieta, zwinięta w kłębek, tuż obok niego. Zwrócona twarzą do niego, jej oddech owiewał jego twarz. Jedno z jej ramion leżało na jego brzuchu, palce jednak tuliły jego serce. Jak gdyby nie chciała pozwolić mu się poruszyć. A może chciała w ten sposób kontrolować pracę jego serca? Ta dłoń, była wytatuowana, od przegubu, aż po same ramię. Zobaczył ludzkie twarze, każda jaśniała miłością i życiem. Były także liczby. A może to były daty? Jeśli tak, kilka z nich, było nie w tej kolejności. Były też imiona: Mika, Viola, Skye. I słowa: Ciemnośćzawsze przegrywa ze światłem i kochałeś i byłeś kochany. Znał ją. W jakiś sposób, znał ją. Jak… Odpowiedź natychmiast zalęgła się w jego umyśle. Haidee z jego wizji, mała dziewczynka, za którą tak tęsknił, którą chciał pocieszać i kobieta za której dotykiem tęsknił. Była tutaj. Skąd się tu wzięła? Podniósł rękę, by pogładzić jej blade, przykurzone włosy, przyklejone do policzków. Mięśnie zacisnęły mu się z bólu, kości skręciły się w agonii, na znak protestu. Co do diabła się mu stało? Tak ostrożnie jak tylko się dało, poruszył rękę, przysuwając ją do swojej twarzy i przyglądając się jej z uwagą. Miał ochotę zakląć, widząc swoje zniszczone ciało. Był skuty łańcuchami, być może torturowany. Przez łowców? To znaczyłoby, że dziewczyna też tam była i jego przyjaciele uratowali ją razem z nim, prawda? Wściekłość zalała jego myśli, zmusił się jednak, by ponownie skupić wzrok na dziewczynie. Nie poruszyła się, spała tak spokojnie Ciemne cienie pod oczami psuły idealne piękno jej twarzy. Kilka plam brudu, znaczyło jej policzki, niewielkie siniaki na szczęce kłuły go w oczy. Oznaki użycia siły, ale nie tortur. Wściekłość nieco osłabła.
Wszystko z nią w porządku. Obronisz ją. A raczej będzie w stanie ją chronić do czasu, aż wyzdrowieje i będzie musiał pozwolić jej odejść. Był zbyt niebezpieczny, by być z kimś. Nie na dłuższy czas. Ale tym czasem ona była jego. Nagle zerwała się siadając. Jej spojrzenie prześlizgiwało się dookoła. – Kto to powiedział? – Nie czekając zsunęła nogi z łóżka i pobiegła go okna. Co ona robiła? Haidee, poprawił się w myślach. Nie powinien tak głośno myśleć, przynajmniej nie w ten sposób. Musi się poprawić. Jak gdyby słysząc jego myśli, odwróciła się do niego. Perłowe oczy studiowały go od stóp do głowy. – Och dziecinko. Wyglądasz dużo lepiej. Dzięki Bogu. Dziecko. Nazwała go dzieckiem. Pierwsza pieszczota, jaką od bardzo dawna usłyszał pod własnym adresem. Wchłonął ją niczym boski nektar. - Nie zamierzałam zasnąć. Przepraszam. – Ruszyła w jego stronę. – Musimy się stąd wydostać. Czy możesz chodzić? Nie wydaje mi się. Obie kości udowe były złamane, jeśli nie pokruszone. Za dobrze rozpoznawał ostry ból w mięśniach. Poza tym on był w domu. Nie chciał go opuszczać. - Okej, pomyślimy, o innej drodze. – Mówiąc to cały czas skanowała pokój. Sadziłam, że będę musiała walczyć, broniąc twojego łóżka, ale oni nie wrócili. – Posłała mu ciepły uśmiech. Równie przelotny jak promień słońca. – Ich błąd… Zamrugał. Po raz drugi już odpowiedziała na coś, czego nie powiedział na głos. Ty…mnie słyszysz? - Tak. Wiem, to strasznie niesamowite. – Jej spojrzenie ciągle ślizgało się po pokoju. W poszukiwaniu broni? Drogi ucieczki? – Ja również byłam tym zaskoczona. Nie wiem jak to się stało, ale cieszę się z tego. Gdyby nie usłyszała, że jesteś tak blisko, uciekłabym bez ciebie. Nikt nigdy nie słyszał go w ten sposób. Nikt. To on był tym, który wiedział, co myślą inni, uwięziony w ich krępujących myślach i wspomnieniach. Jak ona to zrobiła? Czy mogła usłyszeć wszystko? Wszystkie sekrety, buszujące wewnątrz jego głowy? Czy mogła usłyszeć piski jego demona? Czy mogła usłyszeć, co o niej myślał? - Czy możesz znowu, coś nie powiedzieć? – Zapytała łagodnie. Próba. Pozwolił by odpowiedź ukształtowała się w jego umyśle, i zmusił się, by zatrzymać ją dla siebie. - Możesz? – Nalegała. Wyciągnęła dłoń, dotykając delikatnie szwów na jego ustach. Chłód bijący z jej skóry, zachwycił go. Nie usłyszała, zrozumiał, nawet kiedy zadrżał pod jej jedwabistym dotknięciem. Co za cudowna chwila. Zachowywała się, jakby go znała…lubiła go. Dziecko, pomyślał oszołomiony. Nie, ciągle jeszcze nie mogę mówić. Wypchnął słowa do niej, czekając na jej reakcję. Wściekłe westchnienie uciekło z jej warg. – Bękarty, co oni zrobili z twoją krtanią? Bękarty? To oznaczało, że słyszała tylko to co chciał. Dzięki bogom. Nikt, zwłaszcza tak niewinny człowiek jak ona nie powinien słyszeć co jest wewnątrz jego
głowy. Nikt, zwłaszcza taka kobieta, nie powinna wiedzieć, jaki mrok kryje się w jego umyśle. - Pamiętasz, co ci się stało? – Zapytała. – Jak się tu znalazłeś? Potrząsnął głową, powoli, by nie otworzyć więcej ran. Problem w tym, że był całkowicie zmaltretowany i każdy ruch, nawet najmniejszy rozdzierał jego strupy. - Okej. – Westchnęła smutno. Jej dłoń nadal spoczywała na nim , jak gdyby nie mogła oderwać się od niego. - Powiem ci co wiem. Próbował pokiwać głową, by ją zachęcić, ale tylko skrzywił się z bólu. - Bądź cicho dziecinko, - powiedziała karcąc go niczym kwoka niesforne pisklę. – Słuchaj i staraj się nie panikować. – Wciągnęła głęboko powietrze, potem powoli je wypuściła. - Lordowie Zaświatów nas uwięzili. Jesteśmy w ich fortecy na wzgórzu. Być może w Budapeszcie. Nie widziałam nic, dookoła, co pozwoliłoby mi to potwierdzić. Chociaż, czemu ryzykowali przyprowadzając nas tutaj, nie wiem. Być może, dlatego, że część z nich uciekła, ukrywając dwa artefakty. Myślisz, że dlatego nas tu przywieźli? Bo chcieli nas odciągnąć od ich nowej kryjówki? Artefakty. Były cztery i wszystkie potrzebne do zniszczenia Puszki Pandory, by uratować jego i jego przyjaciół. Poza śmiercią przez dekapitację, tylko to pudełko miało tak wielką moc, że mogło wydrzeć demona z ciała człowieka, wypuszczając jednocześnie oszalałe demony na świat. Ta kobieta wiedziała, że dwa artefakty były tutaj: Wszechwiedzące Oko i Klatka Przymusu, na dodatek podejrzewała, że Lordowie będą wściekli, że Amun, mógłby się znaleźć w ich pobliżu. Ona nie wiedziała, że on był Lordem, zrozumiał. Czy ona myślała, że był… łowcą? Tak jak… ona? Cały ten jej wstręt do Lordów i gniew, sprawił, że wydało się to mu prawdopodobne. Ale jeżeli go znała, dlaczego nie wiedziała, kim był? I jeśli była łowcą, dlaczego jego przyjaciele umieścili ją w jego pokoju? Jego spojrzenie ponowni uciekło do dziury w ścianie. Być może jego przyjaciele nie wiedzieli, że ona tutaj była. Ale… Była pewna że go zna i on również ją rozpoznawał. Przynajmniej tak mu się zdawało. Znał jej imię Haidee. Nawet śniąc widział jej śliczną, udręczoną twarz. Wiedział, już że się spotkali, oddziaływali na siebie jakiś dziwny sposób. Pytanie jakie należało zadać, to nie gdzie, tylko kiedy się spotkali? Przynajmniej choć jeden raz jego demon nie rzygał odpowiedziami. To było strasznie mylące i wkurzające, że tym razem bękart nie chciał mu pomóc. Być może oszukała, go twierdząc że się znają, tylko po to, by chciał jej pomóc. Tylko po co to robiła? Dla Artefaktów? Czy ktoś inny poza łowcami mógł pragnąć je zdobyć? Jego żołądek skręcił się w wielki supeł. Był tylko jeden sposób, by dowiedzieć się prawdy o tej pięknej kobiecie i niestety po raz kolejny zaśmiecić sobie mózg. Sposób bardzo niebezpieczny, a konsekwencje tego mogły być jeszcze gorsze. Nie chciał iść tą drogą, ale nie wierzył, by miał inne wyjście. Normalnie mógł przeczytać myśli każdej osoby, dookoła niego, tylko, że jak do tej pory nic od niej nie usłyszał, a na domiar złego to ona słyszała jego. Dlatego musiał pogłębić więź pomiędzy nimi, złamać bariery, którymi się otaczała, posiąść jej umysł i poznać jej wspomnienia. Miał zamiar być bardzo ostrożny. Nie pozwoli swojemu demonowi wyczyścić jej
umysłu do czysta-to by bardzo skomplikowało sytuację. Sekrety lubiły się bawić, kraść ludzkie wspomnienia, pozostawiając ofiary zupełnie czyste. Amun zamierzał przestać, jak tylko poczuje, że diabeł będzie chciał to zrobić. Chyba, że okaże się być łowcą, wtedy pozwoli mu na wszystko. Zacisnął zęby przed falą bólu. Bólu, który miał lada chwila nadejść, dźwignął się na ramionach. Bogowie ostry ból przeszył jego ciało, gorszy niż ogień, gorszy niż oczekiwał. Kiedy był już wystarczająco wysoko, pozwolił by jego dłonie opadły na Haidee. - Cokolwiek robisz, zatrzymaj się, - upomniała go. – Zranisz się. Właśnie w tym momencie jęknął wewnątrz swego umysłu. Potrzebował… chwili… tylko chwilki. Musi… - Co musisz? Czego potrzebujesz dziecinko? Powiedz mi, a ja zadbam o to? Dziecko, znowu nazwała go dzieckiem. Chciała się zając nim. I faktycznie to robiła. Dbała o niego. Nie mógł się teraz cofnąć, nie ważne jak bardzo podobał mu się sposób w jaki go traktowała. Chcę dotknąć twoich skroni, poprosił. Natychmiast zalało go poczucie winy. Właśnie zmusił ją by stała się przed nim całkowicie bezbronna. Czy ona miała jakiekolwiek pojęcie, co on może jej zrobić? - Odrobina perwersji, co? - zachichotała. Pomyślała, że on w ten sposób chce zapomnieć o własnym bólu. Nie zrobiła tego, co jej kazał, zamiast tego jej wzrok spoczął na jego twarzy. Amun również wbił swój wzrok w jej usta, wyobrażając sobie jakie to by było uczucie, gdyby wepchnęła swój język do jego ust. Jego ciało natychmiast zareagowało, krew się ogrzała, męskość pomiędzy nogami stwardniała. Psiakrew! Po prostu…potrzebuję…skronie. - Okej, okej. Pomogę ci. Ona nie zdawała sobie sprawy. Jej dłonie owinęły się dookoła jego nadgarstków, takie chłodne i cudowne. Uniosła jego dłonie bez żadnych pytań. Po co? Dlaczego? Ufała mu absolutnie. Kiedy jego ręce dotknęły jej skroni, przycisnęła je mocniej do swojej skóry, zmniejszając odległość pomiędzy ich ciałami. - W ten sposób? Tak. Tyle zaufania. Zbyt wiele. Powiedział sobie, że powinien być tym zdegustowany, nie zachwycony. Była tak blisko. Miała takie białe żeby. Jeszcze raz jego ciało zareagowało. Chciał poczuć te zęby na sobie, nisko… przesuwające się po swoim członku. Chciał czuć jej dłonie bawiące się jego jądrami. Chciał jej języka smakującego jego esencję. Muszę kogoś przelecieć, powiedział sam do siebie. Wargi Haidee drgnęły. – Chcesz to zrobić teraz? Jestem zaproszona, mam nadzieję, powiedziała chichocząc. Gówno. Usłyszała go. I chciała do niego dołączyć. Chciała go wewnątrz siebie, kołyszącego się, dającego im obojgu satysfakcję. Nie myśl o tym teraz. Zapomniał już, że chciał ją poznać i nauczyć się czegoś o niej. Poza tym mogła kłamać, udając chętną, co niestety podejrzewał. - Nie będę, jeśli ty też tego nie będziesz robić, - powiedziała chichocząc. Co?
- Myśleć o uprawianiu seksu. Psiakrew. Musi się zamknąć. Słyszała każdą jego niekontrolowaną myśl. Jak jego przyjaciele to znosili? On stale czytał ich umysły i znał każdą ich myśl, nawet te prywatne, perwersyjne i przeważnie bardzo pornograficzne. Rzadko się za to na niego złościli i nigdy nie starali się mu uprzykrzyć życia. Za to bardzo próbowali ukryć przed nim swe prawdziwe myśli i uczucia. Ukryć je przed jego demonem. Tylko, że nie było na to żadnego sposobu. Był winny przeprosiny, każdemu w tym domu. Amun zmusił się by zamknąć oczy i uspokoić swój umysł. Robił to już tysiąckroć razy przedtem. Proces ten był dla niego tak naturalny, jak oddychanie. Robił to dla Sabina, którego uważał za swojego lidera. Robił to dla ich sprawy. Wyłączył swój umysł i ciemność owinęła się wokół niego, a wtedy skoncentrował się na odbieranych bodźcach. Jej skóra była chłodna i miękka. Jej zapach był tak nieziemski. Mógł usłyszeć jak przez pory w jej skórze wypływa jej esencja. Skupił się na jej chłodnym oddechu, pozwalając by demon również poczuł to co on i… Kolory wybuchły pod jego powiekami przeganiając czerń. Nagle wszystkie obrazy zaczęły przybierać wyraźne kształty. Zobaczył jasne, lazurowe niebo, bujną zieloną łąkę, nietkniętą czasem i ludzką ręką i kamienie, srebrne kamienie. Drzewa pozbawione liści, z gładkimi i poskręcanymi gałęziami, oraz… Dwie małe dziewczynki, biegnące i śmiejące się radośnie. Obie ubrane były w różowe, płócienne szaty, jasne loki, opadały im na plecy. Serca obu wypełniała miłość. Sekrety zamruczały w radości. Amuna zaskoczyła taka reakcja demona. Sekrety nie przepadały zazwyczaj, za tak słodkimi wspomnieniami. Dlaczego diabeł tak do cholery się o nie troszczył? Obraz nagle się zmienił, noc zastąpiła dzień. Pozostała tylko jedna z dziewcząt. Starsza, z szarymi oczyma, w których promieniała ogromna radość. Radość tym większa, że nie spodziewała się już jej zaznać. Jej twarz jaśniała słoneczną opalenizną, błyszczała zdrowiem, a jej policzki były zaróżowione. Nosiła lnianą lawendową szatę. Kwiaty w tym samym kolorze miała wpięte we włosy. Te loki…wstążki, otaczająca ją poświata księżyca. To była dawna Haidee, Amun zrozumiał. Stała oparta o krawędź werandy, patrząc na krystaliczny staw, poniżej. Nie miała żadnych tatuażów, żadnych pasemek we włosach, ani żadnych kolczyków. Była niewinnością. Promieniała optymizmem i radością. - Denerwujesz się mój cukiereczku? – Kobiecy głos zapytał tuż za nią. Haidee odwróciła się zaskoczona i wyrwana ze swych rozmyślań. – Kocham kiedy wołasz mnie w ten sposób, - odpowiedziała szczerze. – Zwłaszcza, kiedy wiem, jak na początku mnie nie znosiłaś. - Tak, ale to się przecież szybko zmieniło, nieprawdaż? - Tak, i tak. Jestem zdenerwowana, ale podniecona również. Mówiły po grecku, a właściwie to starożytną greką. Amun niedawno słyszał już słowa wypowiadane w tym języku. Ale gdzie? Kiedy? Cała scena nadal bawiła Sekrety, demon trwał, ograbiając Haidee ze wspomnień, taplając się w nich. Dziewczyna była nadal niczego nie świadoma. Zaraz potem rozległo się mruczenie. Amun już wiedział. Demona znalazł odpowiedzi. Żadne nowe obrazy nie pojawiły się. Jeszcze, ale to co odkrywał demon, odkrywał również Amun. Zawsze. Więc
między jednym a drugim uderzeniem serca już wiedział, że mała Haidee i Haidee śpiąca w sypialni, tuż obok niego, to ta sama osoba. Ta sama kobieta. Kobieta odpowiedzialna za… śmierć Badena. Zrozumienie tego zajęło mu zaledwie kilka sekund. Amun zobaczył włosy Badena zakrzepłe od krwi, przyklejone do jego głowy. Głowy pozbawionej reszty ciała. Zobaczył Haidee-Hadiee, którą kiedyś była z rozpuszczonymi włosami, nagą, skapaną w promieniach księżyca, z nienawiścią promieniującą od niej, spryskaną szkarłatem krwi jego przyjaciela. Zobaczył jej przyjaciół, łowców walczących z Badenem. Przerażenie zawładnęło nim. kobieta której pożądał pomogła zabić jego przyjaciela. Kobieta, którą chciał chronić, która jak sądził mogła ugasić ogień w jego duszy, która spała niczym dziecko u jego boku, zniszczyła jedynego człowieka, na którym mu zależało. Przyjaciela, który pomógł mu zapanować nad własnym demonem, który uczył ich nie zabijać ludzi. Człowieka który zwykł mawiać: chronić ludzi, nie ranić ich. Baden był pierwszym, który odnalazł samego siebie w ciemności. Badem był tym, który pomógł im zrobić to samo. Baden…Baden… pierś Amuna ścisnęła się z bólu. Nie zrobił nic, nie wydał z siebie żadnego dźwięku, kiedy coraz to nowsze demony opanowywały go i niszczyły. Teraz po raz pierwszy od dawna miał ochotę krzyczeć. Baden. Odszedł na zawsze przez tę kobietę. Każdy z wojowników kochał Badena, każdy uważał go bardziej za brata niż kompana. Na tym właśnie polegało piękno tego wojownika. Jego zdolność do zniewalania każdego wokół siebie. Co było cudem, biorąc pod uwagę, że jego demon był Niedowierzaniem. Teraz Amun trzymał zabójcę Badena w swoich rękach. Mocniej ścisnął jej skronie. - Wszystko w porządku? – Haidee zapytała głosem przepełnionym słodyczą. Zmieszał się jeszcze bardziej, zaskoczony jej słowami. Jak to było możliwe? Ona umarła. Prawda? Tak. Tak. Umarła. Łowcy użyli jej jako Przynęty, wystrojonej, pięknej lalki, wysłanej Badenowi pod drzwi i proszącej go o pomoc. A ona zwabiła go prosto na rzeź. Reszta Lordów przybyła na odsiecz, na krótko przed tym nim Baden stracił swoją głowę. Mimo, że atakowali, przybyli za późno. Amun pamiętał krew i krzyki. Pamiętał Porażkę kroczącą zwycięsko z głową Haidee oddzieloną od ciała, podobnie jak to się stało z ciałem Badena. Nie, nawet nieśmiertelny nie mógł po czymś takim wyzdrowieć. Inaczej Baden były nadal żywy, inaczej przyjaciel już dawno powstałby z martwych. Zamiast tego dusza przyjaciela została złapana w pułapkę, gdzieś w niebiosach. Przerażenie na nowo go wypełniło. Amun nie chciał tego wiedzieć, nie chciał mieć jej wspomnień, uwięzionych wewnątrz siebie już na zawsze. Wściekłość. Najchętniej zniszczyłby fortecę, jak niegdyś Maddox, dozorca demona Furii. Nie mógł jednak tego zrobić nie niszcząc ich domu, i ciepła jakie w nim było. Jego ręce zsunęły się z Haidee i opadły do boków. Jej przeszłość znikła, podobnie jak jego własna i mógł już tylko się na nią gapić. Na jej obecną wersję, nienawidząc jej i świadomości tego co zobaczył. Jednak mimo iż zalewała go nienawiść i wściekłość, nie potrafił przestać jej pragnąć.
Jego ciało nie dbało po prostu, o to, co zrobiła. Różowa końcówka języka błysnęła pomiędzy jej zębami, kusząc go. Drobinki lodu iskrzyły się wokół niej, różowe pasma we włosach, wydawały się mu być czystą fantazją. Wyglądała niczym baśniowa wróżka, która cudem znalazła się w ich świecie. Koszulka ściskała jej piersi, podkreślając napięte sutki. – Co to było? – Zapytała cicho, nieświadoma zmian jakie w nim zaszły. Co masz na myśli? Warknął głośno w myślach, nim zdążył się zastanowić co robi. - …wspomnienia. Mnie jako dziecko, a potem już jako dorosłej na werandzie. Zobaczyła, to co on zobaczył. To nie zdarzyło się nigdy wcześniej. Mimo tego nie zrobiła żadnej wzmianki na temat Badena, chociaż tak naprawdę, to Amun nie widział dokładnie twarzy swego przyjaciela, prawda? Nie, nie było dokładnego obrazu Badena, tylko przelotny błysk jego twarzy. Nie zauważyła tego, pochłonięta innymi wspomnieniami. Nie wiedziała, że Amun widział to wszystko, nie była w stanie przygotować się na to, co może jej zrobić Lord w odwecie. A miał zamiar zemścić się na niej. Ukarać ją, chciał ją zranić. Mocno. Ciągle jeszcze nie dostrzegała jego mrocznego odbicia. Szare oczy zamrugały kilkakrotnie. Haidee potrząsnęła głową. – Wspomnienia, które dawno temu utraciłam. Traciła? Życia. Jak wiele razy już żyła? Więcej niż jeden raz? Czy miała zakończyć tutaj coś, co rozpoczęła wieki temu? Zabić wszystkich, których kochał? Jak się tutaj dostała? Dlaczego nie próbowała go do tej pory zabić? Dlaczego tarkowała go z taką sympatią? Nigdy wcześniej nie spotkał się z czymś podobnym. Zawsze znał prawdę. Zawsze wiedział, co dzieje się wokół niego, nawet to, co chciano przed nim ukryć. Ta niepewność doprowadzała go do jeszcze większego szaleństwa i wściekłości. Odpowiedzi, to po pierwsze, zdecydował szybko. Gdyby tylko jeszcze miał pojęcie, jak je zdobyć. - Cokolwiek zrobiłeś… jak zrobiłeś…- Głos miała ściśnięty wzruszeniem. – Dziękuję ci. Drżącą dłonią starła samotną łzę. – Dziękuję ci. Wiedziałam, że miałam siostrę, ale nie pamiętałam jak ona wygląda. Kolejna zaskakująca wiadomość. Czy mógł ufać, choć jednemu słowu wypowiadanymi przez jej oszukańcze usta? - Mam pewien pomysł,…choć nie jestem go pewna. – Powoli uśmiechnęła się, pokazując białe ząbki i radość w oczach. – Być może… kiedyś, kiedy będziemy bezpieczni, będziemy mogli zrobić to znowu? Mogłabym dowiedzieć się o wiele więcej. Uśmiech, który mu posłała nie powinien zrobić na nim żadnego wrażenia, powinien go zignorować i myśleć o zemście. Tymczasem zassał go jednym tchem, zatracony w nim całkowicie. Szarość w jej oczach ustąpiła błękitu, policzki zaróżowiły się jeszcze bardziej, a ciało ogrzało się. Palce go świerzbiły, by to sprawdzić, by ją dotknąć. A jeśli jej ciało było tak wybornie chłodne jak policzki? Ledwo panował nad sobą, myśląc o tym. Powinien przestać. Nie wolno mu się tak w niej zatracić. Nie będzie jej błagać o dotyk. - Co? – Zapytała nagle niepewnie. W końcu zauważyła zmianę w jego zachowaniu. – Nigdy przedtem nie patrzyłeś na mnie w ten sposób. Jak patrzę na ciebie? Jakby chciał ją zakłuć nożem? Zrobi to. Wkrótce. Dla
Badena. Dla innych, którzy, ciągle jeszcze rozpaczali po stracie przyjaciela. - Jak bym była… jadalna. – Pochyliła się do niego, opierając swoje piersi o jego tors. Jej chłodny oddech owiewał jego ucho. – Podoba mi się to, - szepnęła mu do ucha. Mógł tylko siedzieć, marząc o tym, by ją chwycić i trzymać, a potem dusić. Niestety był rozpaczliwie pewien, że nie był w stanie tego w ogóle zrobić. Jego bezużyteczne ciało nie chciało z nim w tej kwestii współpracować. Ona jednak jakby nie zauważała tej palącej potrzeby zabicia jej. Ostrożnie oparła się na rękach. - Okej. Nie możemy jeszcze odejść, co oznacza, że musimy się lepiej przygotować. Być może… być może, moglibyśmy się tutaj zabarykadować. To mogłoby nam dać trochę czasu. Odejść? Zamierzała z nim odejść? Bez artefaktów, o których wspominała? Bez próby wyciągnięcia z niego jakichkolwiek informacji? To nie miało żadnego sensu. Chyba że… Przygotowywała się na coś. Na jego egzekucję? - Lordowie. – Zeskoczyła szybko z łóżka. – Będę musiała zamknąć drzwi pomiędzy pokojami. – Mówiąc to pognała do ściany. Zaczepiła dłonie dookoła drzwi i pociągnęła. Stopniowo dziura zamknęła się. Haidee przepchnęła komodę, zastawiając wejście. Tyle, że Amun wiedział, że tak prowizoryczne zabezpieczenie nie powstrzyma nikogo przed wejściem do jego sypialni. Nikogo z siłą Lorda. To samo zrobiła z drzwiami do sypialni. Amun obserwował ją uważnie, nadal nie mając ani odrobiny więcej pojęcia o co w tym chodzi, niż kiedy buszował po jej głowie. Być może nawet bardziej wszystko się zagmatwało. Była wyraźnie skupiona na chronieniu go. Wbrew temu, kim i czym był. - Jeśli nadal będziesz goił się tak szybko, możemy spróbować z nimi powalczyć, kiedy już tu przyjdą, a potem możemy uciec. Wiem, wiem, że nasze motto, to umrzeć, jeśli będzie taka konieczność, i zabrać przy tym ze sobą tak wielu Lordów ile się tylko da, ale pomyślałam, że tym razem o tym zapomnę. W końcu zawsze możemy tu wrócić, prawda? Nienawidzisz Lordów? Zapytał tylko po to, by w końcu zrozumieć, o czym ona mówi. - Nienawiść, to dość łagodnie powiedziane, nie sądzisz? – Nie próbowała nawet zablokować swojego umysłu przed nim. Mówiła prawdę. Wstrząs. Dlaczego? - Mam swoje powody, tak jak ty masz swoje. – Próbowała szarpnąć lustrem. Czy chciała zbić taflę i jego odłamków użyć, jako sztyletów? Nie będziemy o nich rozmawiać, pamiętasz? Nie, nie pamiętam. O czym teraz do cholery ona mówiła? W końcu zrobiła sobie przerwę i spojrzała na niego. – Nie pamiętasz swojej… naszej przeszłości? Ona sądziła, że mieli jakąś wspólną przeszłość? Nie. A powinienem? Ostrożnie, tylko ostrożnie. Zamrugała szybko, jakiś groźny błysk zalśnił w jej oczach. – Przysięgam na Boga, dziecinko, że zapłacą, za wszystko, co ci zrobili. Dziecko, znowu. Zamierzała szukać zemsty za jego rany? Nadal nie mógł, nie powinien mięknąć, ale coś tutaj bardzo nie pasowało. Niewiedza ponownie wprawiła go
we ściekłość. Ona nie udawała, że go lubi. Naprawdę go lubiła. A kiedy Amun patrzył wstecz, na własne emocje, zrozumiał, że Sekrety nie wyczuwały w niej żadnej złośliwości. Ani nic podobnego. I chociaż jego demon był szalenie niesłowny i zmienny, Amun wiedział, że w tej kwestii diabeł się nie mylił. Haidee zacisnęła palce dookoła ramy lustra, tak mocno, aż zbielały jej kłykcie. Po kilku sekundach głęboko oddychając puściła drewno i wyprostowała się. Co robisz? Zapytał. - Potrzebujemy broni. – Jej spojrzenie okrążyło pokój, szukając czegokolwiek do wykorzystania jako broń. Ruszyła do przodu, najpierw zajrzała do jego łazienki, potem zanurkowała do jego szafy. Miał mnóstwo borni w pokoju, ale wiedział, że żadnej z nich nie znajdzie. Nikt nie był w stanie ukryć tak przedmiotów jak Amun. Co chciał by były niewidoczne, pozostawało niewidoczne. Wkrótce wyszła z szafy z jedną z jego koszul, owiniętą dookoła jej pięści. I to by było na tyle, nic innego nie znalazła. A jednak satysfakcja promieniowała z niej. Przeszła przez pokój, podchodząc do lustra. Uderzyła mocno, - to miejsce musi należeć do jednego z nich, - powiedziała. – Szafa pełna jest ubrań. – Lustro pękło po drugim uderzeniu, pozwoliła opaść materiałowi na podłogę. Jednego z nich, tak właśnie powiedziała. Zważyła w dłoni dwa odłamki lustra, obróciła się z nimi do światła. Włożyła jego do tylnej kieszeni spodni. Hiadee. Zadrżała, jak gdyby się przestraszyła. – Przepraszam, - szepnęła. – Co mówiłeś? Kim, ja… jestem? - Nie pamiętasz również swojego imienia? – Zmarszczyła brwi, patrząc na niego. – Masz na imię Mika. Spotykaliśmy się ze sobą, przez ostatnie siedem miesięcy. Mika, jak imię z jej tatuażu. Mika jej…dziecko. To właśnie za niego go brała? I jestemłowcą? - Tak. Jak ty? -Tak. – Tak łatwo się przyznała, bez lęku. Chyba, że była niewiarygodnie dobrą aktorką, zdolną oszukać demona. W przeciwnym wypadku, musiała naprawdę wierzyć, że on jest Miką. Łowcą. Węzeł ścisnął żołądek Amuna, niczym ostrza wbijające się w jego ciało. Tak, to było to. Była jego wrogiem. Musi ją zabić, nim ona odkryje prawdę o nim. Zanim zechce z nim walczyć musi być sprawny, by móc się przed nią bronić. Tylko, że ona właśnie zamknęła ich oboje wewnątrz jego pokoju, skutecznie łapiąc siebie w pułapkę. Jedyne co musiał zrobić, to zawołać ją do siebie i zacisnąć dłonie dookoła jej ładnej szyi i dusić ją tak długo, aż padnie martwa. Mógł okazać się zbyt słaby, by to zrobić, ten jeden gest mógł sprawić mu wiele bólu, ale nie dbał o to. Nie mógł. Haidee, zaskrzeczał wołając ją w swoim umyśle. - Tak? Nie rób tego, część jego samego płakała. Była słodka i śliczna. Bardzo słodka.
Sekrety również zapiszczały, pragnąc wrócić do niej, do jej umysłu, pragnąc jej wspomnień, ale nie jej śmierci. Inna część Amuna przywoływała wydarzenia sprzed kilku chwil, jej słowa: umrzyj, jeśli to konieczne, ale zabierz ze sobą tak wielu Lordów ilu zdołasz. W chwili, w której ona zrozumie, że on nie jest Miką, stanie się dla niego zagrożeniem. Wyciągnął dłonie, gardząc sobą, ale… dla własnego bezpieczeństwa, musiał udawać, że jest łowcą. Jeśli nie uda mu się jej zabić, nikt nie będzie w stanie jej powstrzymać przed skrzywdzeniem go. Zdecydowanie wysunął podbródek do przodu. Chodź tutaj. Rozdział V Głośno oddychając, i będąc ciągle jeszcze pod wpływem narkotyków, Hiadee podeszła do łóżka. Położyła jeden z ostrych odłamków lustra na nocnym stoliku, tuż obok głowy Miki a drugi wepchnęła pod jego poduszkę. Nigdy nie zaszkodzi mieć dwie bronie zamiast jednej. Zaraz potem przeszukała nocny stolik, zaskoczona, że nie pomyślała o tym wcześniej. Wewnątrz znalazła mnóstwo słodyczy. Pastę do zębów, płyn do ust, maść z antybiotykiem, bandaże i nawilżone chusteczki. Żadna z tych rzeczy nie miała sensu. Czy Lordowie zamierzali torturować Mikę, pokazując mu przedmioty, których nie mógł mieć? Dobrze, ona im pokaże. Wykorzysta to wszystko, pomagając Mice i sobie doprowadzić się do ładu. Umyje Mikę, dokładnie od stóp, do głowy, nawet bardzo intymnie, na samą myśl o tym zarumieniła się. A potem posmaruje maścią jego dłonie, tak delikatnie jak tylko zdoła. Obserwował ją, ciemnymi oczyma, cicho i bezszelestnie. Nienawidziła myśli, że nie pamiętał tego co było między nimi. Nie żeby było tego dużo, ale przecież dogadywali się przez ostatnie miesiące. Chcieli poznać się jak najlepiej nim zdecydują się na seks, chcieli zapomnieć o przeszłości i o tym co powiedzą ludzie na ich widok razem. Dlaczego on się na to zgodził, nie rozumiała tego. Kiedyś myślała, że próbował złagodzić w ten sposób jej płochliwą naturę. Teraz jednak była pewna, że nalegał na to, bo nie wierzył w ich związek. Nic ich nie miało ze sobą łączyć, poza wzajemną sympatią. Ale to się zmieni, przysięgła sobie. Podążył za nią aż tutaj. Dla niej zniósł te straszliwe tortury. Zasłużył sobie na wszystko, co mogła mu ofiarować. I musiała mu to dać. Teraz. Jak tylko skończyła go opatrywać, schowała wszystko z powrotem do szafki. – Uważaj, te ostre odłamki, mogą pociąć twoją skórę, kiedy będziesz je trzymał, powiedziała do niego łagodnie. – A tak dużo krwi już straciłeś…- Jej głos zamarł. Nie chciała przypominać mu o jego kruchości. Był żołnierzem, bardzo silnym, tym wyznaniem mogła niepotrzebnie zmusić go do wysiłku, a tego nie chciała. – Co ja mówię, użyjesz ich jeśli będzie to konieczne, okej? Może i mógłby się goić w zastraszająco szybkim tempie, w sposób w jaki ona nie mogła wyjaśnić. Co nie zmieniało faktu, że nadal martwiła się o niego. Został poturbowany również umysłowo, w najgorszy możliwy sposób. Był teraz zupełnie innym człowiekiem.
Już teraz widziała w nim pewne zmiany. Zawsze żył szybko i intensywnie. Jakiś osobliwy mrok zawsze otaczał go, odstraszając innych. Wszystko dookoła niego zamierało i skwierczało, kiedy tylko wypowiadał choć jedno słowo. Nawet ona. Bała się tego żaru i płomieni. A teraz ta jego gwałtowność i ciemność znikła. Tak naprawdę to rozjaśniał jej nastrój. Wcześniej myśl o spaniu z nim przerażała ją. Czuła jak gdyby coś było nie tak…coś. Coś bardzo strasznego… I być może gdyby wiedziała, co to było, mogłaby o tym z nim porozmawiać, powiedzieć mu również o swej przeszłości. Nigdy wcześniej nie mówiła mu że już kiedyś żyła i umarła. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by komuś powiedziała, co się wydarzyło po tym jak umarła. Nikt nie wiedział, że żyła dłużej niż dwadzieścia kilka lat, na co wskazywał jej wygląd. Nikt nie wiedział, że żyła setki lat, nie potrafiąc przypomnieć sobie tego co było wcześniej, poza krwią, bólem i śmiercią. To dlatego była tak wytatuowana, by móc pamiętać dobre rzeczy które jej się przytrafiały. Nikomu nie ufała na tyle, by o tym powiedzieć. Po pierwsze nie ufała ludziom. Nigdy. Nawet Mice w pełni nie ufała. Po drugie zabijając demona mogła się zdemaskować, że poosiada jakieś nadprzyrodzone moce, a to z kolei naraziłoby ją na podejrzenia że sama została zainfekowana demonem. Po trzecie im mniej ludzie wiedzieli o niej, tym łatwiej było im się pogodzić z jej śmiercią, lub czy czymś podobnym. Sądziła, że mogłaby polubić myśl o wyznaniu wszystkich swoich sekretów temu mężczyźnie. Nawet jeśli był jej w tej chwili odleglejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Nawet jeśli wydawał się jej być twardszy niż kiedykolwiek przedtem, nawet jeśli nie zważał na ból. Coś jednak ich łączyło, coś czego nie było wcześniej pomiędzy nimi. Był taki łagodny w stosunku do niej. A ona chciała się nim opiekować i pragnęła go. Kiedyś również jej pragnął. Ale tamto pragnienie gasło pod wpływem jego wahania. Teraz nic nie stało na przeszkodzie, by wziął od niej to czego pragnął. Gdyby go teraz odtrąciła, okazałaby się cholernie głupia. Wszelkie jej instynkty walczyły ze sobą. Tak delikatnie pieścił jej policzki. Zaszło w nim kilka zmian fizycznych, zrozumiała to patrząc na niego. Jego wargi wydawały się być pełniejsze, ale to mogło być złudzenie, po otrzymanych ranach. Jego rzęsy były zdecydowanie dłuższe i oczy o wiele czarniejsze niż kiedyś. Nie była w stanie rozróżnić tęczówki. Jego ramiona były szersze a mięśnie brzucha bardziej rozbudowane. Wiedziała, że Lordowie oznakowali go ich motylem. Co jeżeli zrobili coś o wiele więcej? Co jeżeli wpuścili w niego jakiegoś demona i teraz to jego znak Mika nosił na sobie? W ustach jej zaschło, kiedy tylko dotarło do niej, że jest to bardzo prawdopodobne. Galen, lider łowców znalazł sposób, by łączyć ludzi z demonami. Być może Lordowie również go znali? Haidee. Zamrugała jak tylko jego głos przedarł się przez jej myśli. Być może jednak wiedział, że z jego głową było coś nie tak. Wiedział i nie miał pojęcia jak jej to
powiedzieć. Czy bał się, że odwróciłaby się od niego, gdyby dowiedziała się, że został opętany? Haidee, powtórzył. - Przepraszam, zamyśliłam się, odrobinę. – Przysunęła się bliżej niego, doki ich biodra się nie dotknęły. On skrzywił się, ale podciągnął do pozycji siedzącej. Był tak blisko, że mogła poczuć gorąco bijące z jego skóry. Takiej ilości ciepła nigdy wcześniej nie spotkała. Kolejna różnica. Nigdy wcześniej nie był taki ciepły. Wcześniej płonął, ale w zupełnie innym sensie. Inaczej pewnie już dawno by z nim spała, nie obawiając się, że będzie skwierczeć. Teraz jego ciało było wyborne, teraz miała ochotę się ogrzać w jego cieple. Haidee ponownie trzasnął. Znowu zamrugała. Musiała przestać się tak od niego umysłowo oddalać. – Przepraszam, potrzebujesz czegoś dziecko? Chcę cię dotknąć. Tym razem bez problemu sam uniósł dłonie przyciskając je do jej skroni. Więcej jego ciepła otoczyło jej ciało, niczym przewód włączony do kontaktu. Zadrżała i oprała się o jego ręce, mrucząc z zadowolenia. Zaskoczenie przemknęło przez jego oczy, migocząc teraz czerwonymi iskrami. Och tak, pomyślała miała rację. Był opętany. I wiedział o tym. I nie oczekiwał, że będzie go dalej pożądać. Biedne kochanie. Jak gdyby kiedykolwiek wcześniej była w stanie go zdradzić. Nie mógł nic poradzić na to, co się wydarzyło i nie mogła go przecież z tego powodu odrzucić. Poza tym jej wojna z Lordami nigdy nie tyczyła się ich demonów, tylko ich czynów. Mika nie zakaził jej. Nie zabił jej rodziny. Krew z ciała matki i ojca płynęły gęstym strumieniem. Oboje byli martwi i bezbronni. Otrząsnęła się z przykrych wspomnień, nim ból zdołał ją powalić na kolana. - Jeśli, oni zrobili, ci coś strasznego…coś złego…ja pomogę ci przez to przejść. – Powiedziała łagodnie kładąc na nim dłonie. Musiała go dotknąć. – Nie stanę przeciwko tobie w konfrontacji z Galenem i Stefano. Nie zdradzę cię. Nie ważne co się stanie. A jeśli zaczniesz robić dziwne rzeczy… straszne rzeczy. – Jak na przykład zabijanie bez powodu. – Zajmę się tobą osobiście. Miłosierdzie. Zrobi wszystko, by oczyścić jego ciało z demona. Nienawidziła siebie za to, ale prawdopodobnie zrobiłaby to w każdym swoim życiu. Zrobiłaby wszystko, co konieczne, by ocalić niewinne istoty, przed losem jaki przypadł w udziale jej rodzinie. Nawet jeśli oznaczałoby to zniszczenie jedynej szansy na szczęście. - Rozumiesz, co mówię do ciebie? – Zapytała łagodnie. Zaskoczenie zabłysło w jego oczach, maleńkie drobne bursztynowe igiełki pojawiły się w ciemnych tęczówkach. Na szczęście czerwień znikła. Coś złego, czyli... Jego głos dryfował przez nią. Opętanie…przez demona. Spiął się.Powiedz mi wszystko. Jak się tutaj dostałaś. Jakie są twoje cele? Przynajmniej nie uciekł od niej, skoro już znała prawdę. Ani nie wydawał się być z tego powodu przestraszony. Dobrze. – Okej, - położyła sobie jego dłonie na kolanach, ściskając je kurczowo. Nie protestował. – Demon Porażki, jeden z najwstrętniejszych demonów, pośród Lordów, zwany Strider…Na pewno pamiętasz go ze zdjęć, które nam pokazywano, co?
Mika tylko zamrugał do niej. Haidee kontynuowała. – Był w Rzymie. Miał Płaszcz Niewidzialności. Spostrzegliśmy go i ścigaliśmy. Ale udało się mu mnie schwytać. – Gorycz zalęgła się w jej głosie. Była łatwym łupem. – Sądzę, że chciał mnie zabić, a potem nie wiedzieć czemu zmienił zdanie. Kilka razy przyłapałam go jak patrzył na mnie… no wiesz… jakby mnie pragnął, ale brzydził się tego. On mnie szczerze nie cierpi. W każdym bądź razie przywiózł mnie tutaj, i położył w pokoju obok ciebie. Ja usłyszałam twoje wołanie, a potem pazurami wydrapałam sobie drogę w ścianie do ciebie. Nic nie odpowiedział, ale jego twarz była nadal napięta. Jak długo już tu był? Zdumiała się, poczucie winy rozlało się w jej wnętrzu. Powinna bardziej walczyć ze Striderem. Powinna uciec i znaleźć Mikę, nim go dopadli i pobili. Cierpiał z jej powodu. Nigdy wcześniej nie zrobiła czegoś takiego, ale na Boga musiała spróbować. – Mika? – Nie spuszczała wzroku z jego pięknej twarzy, nawet przysunęła się bliżej. Położyła ich splecione dłonie na jego talii i pochyliła się do niego… jeszcze… miękko i łagodnie dotknęła ustami jego ust. – Tak bardzo mi przykro, z powodu tego, co ci zrobiono. Początkowo nie zareagował. Ani na jej słowa, ani na pocałunek. Nie zrobił nic, nie odsunął się od niej, ani nie przybliżył się by pogłębić pocałunek. Nagle zesztywniał, jego palce zacisnęły się na jej dłoniach. Potem zaciągnął głęboko powietrze, jakby chciał wessać jej zapach do środka . Potem przechylił głowę, a jego usta się otwarły. Nie tylko na powitanie jej, ale po to by ją zachęcić. Jęcząc przesunęła językiem po jego wargach, po jego zębach, drażniąc go i rozbudzając jeszcze bardziej. Smakował miętą, zapewne od pasy do mycia zębów ale też narkotykami. Kusił ją, żądając więcej aktywności. Jej oddech stał się płytki, sutki stwardniały, a każda komórka w ciele tliła się płonąc w najsłodszym rodzaju ognia. Więcej pomyślała. Jego język spotkał jej, tańcząc z nią, posuwając się to do tyłu, to do przodu. Jego bokserki niebezpiecznie się napięły. Jęknął, naciskając na nią bardziej, wpychając w nią swój język, jakby to ich usta miały odbyć stosunek. Całowała go już wcześniej. I za każdym razem była rozczarowana. Tym razem było inaczej. Jej podniecenie gwałtownie wzrastało i błogostan zalewał jej ciało. Jej palce powędrowały do góry, wplątując się w jego włosy. Miękkie, jedwabiste włosy, niczym u dziecka. Więcej, tym razem to on pomyślał, lub raczej zawarczał w jej głowie. - Och tak. – Więcej. Nie chciała, by to się skończyło. Jej umysł był wypełniony złymi wspomnieniami. Ponownie połknęła jego egzotyczny smak, przeszłość zniknęła, była tylko ta chwila, dreszcz rozkoszy i przyszłość. Tak dobrze. – Nie chcę cię zranić. Nie pozwól mi ciebie zranić. Jedyne co może mnie zranić, to jeśli przestaniesz mnie całować. Pocałunek wywołał w nim falę adrenaliny, bo jedyne co pamiętała, to że w jednej chwili nie miał siły jej podnieść, by w następnej, wciągnąć ją na siebie i zmusić, by usiadła na nim okrakiem. Jego twarda męskość napierała na jej łono. Chwytała gwałtownie powietrze.
Dobrze. To już nie było odpowiednie słowo. Ziemia mogłaby się zatrząść pod nimi, a ona nie byłaby w stanie się poruszyć. Za każdym razem, gdy na niego naciskała, za każdym razem, gdy się łączyli ciałami, jęczała wyginając się z rozkoszy. Wszystko w niej krzyczało z przyjemności, uderzającej w nią niczym sztorm o brzeg. Więcej. - Proszę. – Jej głos był niczym więcej niż tylko kwileniem. Jedna z jego dłoni ześlizgnęła się z jej pleców, opadając na jej pośladki i ściskając je. Skóra do skóry, rozżarzona podnieceniem. Druga ręka sunęła po jej kręgosłupie, zaciskając się na jej szyi. W następnej chwili, przerzucił ją przez siebie, przyciskając do materaca, i przygniatając ją swoim ciałem. Nawet na moment nie przerwał pocałunku. Jego język cały czas wibrował w niej. Jej ciało powoli skręcało się w rozkosznym bólu. Naparł na nią mocniej ocierając się o jej łechtaczkę, dłonią unosił jej pośladki, przyciskając do swego naprężonego rdzenia, tylko po to, by ślizgać się po niej. Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś podobnego. Nie w ten sposób. Nie powinniśmy tego robić. Dla niej było już za późno, by martwić się tym co się dzieje wokół nich. – Potrzebuję cię. Tak. Kiedy indziej śmiałby się z tego jak łatwo można było go przekonać, by zmienił zdanie, tyle, że w tej chwili dbała tylko o jedną rzecz. O orgazm. Jej paznokcie skrobały po jego plecach prawdopodobnie raniąc go aż do krwi. Próbowała uspokoić się, nim naprawdę wybuchnie i zrobi mu krzywdę, ale nie potrafiła. Rozkosz zawładnęła nią… kierowała… rozmiękczała jej mózg. - Potrzebuję…- Chciała mieć swoje nogi zaciśnięte, ciasno, wokół jego talii. Bawił się jej piersiami, przesuwając brodawkę pomiędzy swymi palcami. Nawet przez koszulkę i stanik czuła jego gorąco. – Potrzebuję… Mnie. Potrzebujesz mnie. Amun był stracony. Umieścił swoje dłonie dookoła jej szyi, gotowy strzaskać jej kark. Spojrzała na niego tymi swoimi szarymi oczyma, różowe włosy opadły na jej czoło, wargi lekko się rozchyliły. Mówiła o chęci ratowania go… jakaś mroczna część jego samego chciała się oprzeć, zaprzeczyć jej słowom. Tyle, że nie mógł nic odczytać w jej głowie i nienawidził tego. A potem oparła się o niego w jakiś taki niewinny sposób. Nikt nigdy wcześniej nie zrobił nic takiego, nikt go nie przepraszał, za ból, który znosił. Wtedy zapomniał wszystko. Był bezsilny, jedyne, co mógł zrobić to przycisnąć swe wargi do jej. Potem zaciągnął się jej zapachem. Potrzebował jej, musiał ją posiąść. Właśnie ją. Wziąć wszystko. Dać wszystko. Nie rozumiał swoich pragnień. Jeszcze ich nie rozumiał, i jakoś nie przejmował się tym. W chwili, kiedy ich języki przeplatały się ze sobą, jego ciało stało się burzą, a ta kobieta była jego wytchnieniem, jego kotwicą. Teraz ,wszystkie demony, wewnątrz niego, tak wiele głosów, myśli i pragnień kłębiło się szaleńczo, niezdolne by pozostać w tyle jego umysłu. One nie lubiły jej,
próbowały trzymać się od niej z daleka. Wyczuwał ich poruszenie, ich strach, ale ciągnęło je do niej równie mocno jak jego samego. Opierały się. On się nie opierał. Dawał to czego chciała. Walczył jednak, by spętać demony i trzymać je w jednym miejscu, tak jak Haidee trzymał kurczowo w swoich ramionach, chroniąc się w jej dekadenckim chłodzie, głaszcząc jej skórę. Wiła się w przyjemności jaką dawały jej jego ręce. Demon swoim zwyczajem popędzał go. Właśnie wtedy zrozumiał, że nie troszczył już się o to, że była łowcą. Nie dbał o to, że zamierzała zaszkodzić jego przyjaciołom. Ani o to, że zaszkodziła jego najlepszemu przyjacielowi. To było…konieczne. Ona smakowała jak Woda Życia znaleziona w niebiosach. Czysta, świeża, krucha. I kiedy wciągała w siebie jego język przestał już myśleć o tym, że musi był łagodny, namiętność w nim rozszalała się na dobre. Nie dbał już o to, czy jakaś myśl wycieknie z jego umysłu. Liczyło się tylko jedno, posiadanie jej. Całkowicie, zupełnie. Oderwał dłonie od jej pośladków, przesuwając na jej brzuch. Majtki. Bawełna. Wilgotna. Jak miło. Moja, pomyślał, absolutnie nie troszcząc się o konsekwencje tej myśli. Będzie się martwił tym później. Jutro, być może. Tutaj, teraz, była jego. Zdesperowany, by poczuć jak najwięcej, by dotknąć jej kwiatu kobiecości, odsunął majtki na bok. Była więcej niż wilgotna. Gotowa. Bogowie, ależ go pragnęła… Jęknęła głośno. Amun zesztywniał na moment rozkoszując się jej reakcją. Jego palce skoncentrowały się na Haidee, na jej wilgotnych fałdkach. Rozchylając jej wilgotne płatki, dotknął jej łechtaczki. Krzyknęła głośno, odrywając biodra od materaca i wypychając je do góry. Paznokciami drapała jego plecy. O tak dobrze. Lubisz to. Nie musiał pytać, wiedział to. - Tak, proszę. Więcej. Słysząc jak go błaga. Pytał dalej. Czego pragniesz? Czego potrzebujesz? Co jeszcze lubiła? - Ciebie. Właśnie ciebie. – Oczy miała zamknięte, językiem oblizywała usta. Och tak, była równie spragniona i podniecona jak on. Czy wcześniej też tak było? Między nami? Na moment zesztywniał. Nie chciał wiedzieć. Nie chciał… - Boże nie. Wcześniej było okropnie. Pocałował ją gorąco, nagradzając za taką odpowiedź. Amun nie był jak Strider, opętany na maxa, pragnący mieć kobietę tylko dla siebie. Nigdy wcześniej nie był tak gwałtowny przy kobiecie. Nigdy nie wymagał, by była tylko dla niego. Faktycznie nie miał kobiety od setek lat. Zawsze wiedział, co one myślały… o nim… jaki jest…czego od niego chciały… to było zbyt straszne. Więc skoncentrował się na wojnie z łowcami, bo był w tym naprawdę dobry. W zabijaniu. Ale Haidee… Chciał być najlepszy. Tylko dla niej. Nie chciał, by myślała o Mice, chciał być od niego dużo lepszy. Nie chciał, by myślała o jakimkolwiek innym mężczyźnie poza nim samym. Poza Amunem. - Jesteś…zdumiewający.
Zamierzam uczynić cię tak szczęśliwą, jak tego chciałaś. Amun utorował sobie drogę do jej gardła, liżąc i ssąc jej skórę. Aż sięgnął po jej sutek. Przegryzł jej koszulkę, wciągając mały pąk, do swych gorących ust, zaraz potem wepchnął swój palec głęboko do jej płci. Kolejny krzyk przeszył powietrze. Każdy mięsień w jego ciele zacisnął się, smakując to uczucie. Święte piekło, jak mocno go ściskała udami. Nasienie wyciekło ze szczeliny w jego kogucie, tak bardzo jej pragnął. Dodał drugi palec, posuwając ją mocno, na wylot. Skręciła się pod nim, błagając o więcej. Demony krzyczały rozpaczliwie, schwytane wewnątrz niego. Próbując rozpaczliwie pozostać w środku, jak najdalej od niej, mimo iż ciągnęła go za włosy, mocno, jakby chciała wypuścić je wszystkie na zewnątrz. A jednak chowały się przed nią, odsuwając się nawet od jego umysłu. Haidee głowa opadała na boki. – Tak dobrze…tak blisko…właśnie…więcej… jeszcze trochę…i będę mieć…potrzebuję…Proszę! Bestie szalały wewnątrz niego, szamocząc się. Nie mógł pozwolić im zbliżyć się do niej. Nie żeby one chciały być blisko niej, mimo to, ciągle jeszcze walczyły o wolność. Powinien zatrzymać to, szaleństwo, ale musiał jej skosztować. Potrzebował jej skosztować, zasmakować jej. Jego życie już nic nie byłoby warte, gdyby tego nie zrobił. Dyszała, białe kropelki lodu unosiły się dookoła niej, pokrywały jej skórę, kiedy przesuwał się wzdłuż jej ciała w dół. Osobliwe. Ledwie to zauważył. Jej pot zamieniał się w lód? Jej koszulka powędrowała do góry, biały bawełniany biustonosz, płaski brzuch i malutki pępek. Wspaniała. Jak kobieta mogła być tak doskonała? Rozpruł jej majtki, torując sobie drogę do jej płci. Lizał jej pępek. Zadrżała, ściskając go mocniej kolanami. Gdyby był człowiekiem połamałaby mu kości. Całował jej ciało, zsuwając się coraz niżej. Kolejna bariera. Nie mógł sobie pozwolić na żadne przeszkody. Chwycił materiał jeansów rozdzierając go i odrzucając na bok, podobnie jak majtki. Wtedy znowu spojrzał na nią. Drobny trójkąt bladych włosów. Cała błyszczała i pachniała. Dla niego. Gotowa. Święte piekło pomyślał znowu. Nic nigdy nie smakowało tak dobrze. Kolejny krzyk uciekł z jej ust. Puściła go, by chwycić się oparcia łóżka. Zaskakujące jak demony się uciszyły, ledwo zdawał sobie sprawę z ich obecności. Pozwolił im wrócić do swej kryjówki. Klamka w drzwiach zagrzechotała. Amun był ledwie świadomy możliwości wtargnięcia kogoś do środka. Niefrasobliwe. Grrrr. Niebo i piekło zaszło na siebie, prowadząc go prosto do upadku. Zużywając go. Posiadając go. Grrrr. Klamka znowu zagrzechotała. Tym razem jakaś jasna myśl przetoczyła się po jego głowie. Ktoś zamierzał wejść do jego sypialni. Przyjaciele? Wróg? Bez znaczenia. Będzie musiał zaczekać, aż skończy ją kosztować. W przeciwnym razie intruz zapłaci mu za to. Boleśnie.
Haidee musiała wyczuć jego rosnący niepokój, gdyż otworzyła oczy i powiedziała. – Co ty… słowa zmarły na jej ustach. Gwałtownie chwyciła powietrze. – Twoje oczy. One są zupełnie czerwone. Świecą się. To czego nie powiedziała, to demon. Wiedziała, że był opętany. Nieważne co sobie myślała, jakie było jego imię, zamierzała go chronić przed łowcami. Cóż będzie musiała to teraz udowodnić. Nie było czasu na uświadomienie jej. Ktoś nadchodził. Amun uderzył ręką w nocny stolik, łapiąc odłamek lustra. Haide zerwała się na nogi, również chwyciła odłamek szkła, ten spod poduszki. Próbowała jakoś doprowadzić swoją zrujnowaną odzież do ładu. Drzwi ponownie skrzypnęły. Chwilę później osoba pod drugiej stronie zabrała się zdecydowanie do rzeczy. Drzewo zaprotestowało, pękając pod silny kopniakiem. Groźnie patrząc Strider wkroczył do środka, z nożami w obu rekach. Wszystkie demony wewnątrz Amuna zatańczyły szaleńczo. Haidee uciekła z jego myśli, Męka… ukarz… krew… ból… cierpienie… musi cierpieć. Musi. Nagle coś innego uderzyło w niego. Coś, co nie miało nic wspólnego z jego demonami. Instynkt. Myśl. Gwarancja. Będzie chronić dziewczynę. Jej smak ciągle jeszcze był w jego ustach, potrzebował tego więcej. Musiał mieć więcej. Jeśli zostanie zraniona nie będzie miał jej więcej. Źle. Ta myśl była zła, okropna, ale nie mógł się powstrzymać. Instynkt posiadania żądał tego od niego. Chodź! Krzyczał w myślach do wojownika, ale Strider go nie słyszał. Nie dbał o to, czy go słyszy, czy nie. Kiedy Strider zauważył Amuna i Haidee wijących się na łóżku, splecionych ze sobą, nie uwierzył. Mrugał szybko, niedowierzając. Szczęka mu opadła. I jeśli się nie mylił, Amun był wściekły na niego. Ochroni ją, Amun pomyślał patrząc na przyjaciela. Nie ważne jakim kosztem. - Ty suko, - wojownik warknął do Haidee. – Co na piekło mu zrobiłaś? Rozdział VI Haidee skoczyła na trzęsących się nogach. Oddychała płytko. Jak powiedziała, ostre linie szkła przecięły jej skórę, krew natychmiast zaczęła kapać na podłogę. Ledwie zauważyła taki drobiazg. Nie czując jej pod sobą, Mika uderzył twarzą w materac, chrząknął. Ale nie poświęciła mu żadnej uwagi. Nie mogła. Nie jeśli chciała go wydostać z tej fortecy żywego. I gówno. Demon nie mógł ich nakryć w gorszej sytuacji. Pożądanie ciągle jeszcze szumiało w jej żyłach, osłabiając jej kończyny i ciało. Jej pierś unosiła się szybko a wszystkie mięśnie płonęły. Być może mogła sobie z tym poradzić. Być może mogła to zlikwidować, gdyby nie umysł, który ciągle reagował jak po gigantycznej mieszaninie środków uspokajających i afrodyzjaków. Mogła winić tylko Mikę za to. Jego pocałunki były niczym masaż serca dla jej
duszy. Prawie udało mu się ją przywrócić do życia. Sprawić, by zapomniała, o tym , co było, o wszystkim co przeżyła. Sprawił, że zignorowała własny instynkt. Jedyne co mogła zrobić, to myśleć o nim. O jego dotyku, o jego smaku. O jego języku chlupoczącym pomiędzy jej nogami. Boże dzięki jego pieszczotom, zupełnie przestała myśleć. W ciągu tych kilku sekund przestała być człowiekiem, a stała się zwierzątkiem skupionym tylko na własnych odczuciach. Teraz nie czas, by to rozpamiętywać. Drzwi były otwarte, dając widok na szeroki korytarz. Mika, albo ona, jedno z nich mogło uciec. Drugie musiałoby pozostać, i zmierzyć się z demonem. Jak dobrze pójdzie, Mika zrozumie, co powinni zrobić. - To nie było mądre, że przyszedłeś tu sam, - powiedziała, by zadrwić sobie z demona. Czego się dowiedziała o nim, przez ten czas, który spędzili razem? Łatwo wpadał w gniew, a emocje go osłabiały. – Jesteś gotowy na śmierć? – Po raz pierwszy nie zareagował. Jego spojrzenie pędziło od niej do Miki i z powrotem. Promieniował mieszaniną wściekłości i niedowierzania. Mika się nie poruszył. Dlaczego Mika się nie poruszył? Psiakrew. Gdyby się ruszył, mogłaby zaatakować. Porażka musiałaby z nią walczyć. Mika był zbyt słaby, by z nim wygrać. Otworzyła usta, by wyzwać Porażkę, ale zaraz je zamknęła. Wyzywała już Porażkę kilkakrotnie, podczas ich podroży. Założę się, że nie będziesz w stanie mnie złapać, jeśli mnie wypuścisz? Więc pozwolił jej odejść. A potem złapał ją bez najmniejszego trudu. Założę się, że nie możesz stać bez ruchu, podczas, gdy ja będę cię kłuć nożem? Więc pozwolił jej kłuć się nożem. I prędzej padłby na podłogę z utraty krwi, niż dał jej wygrać. Zaraz potem dźgnął ją nożem w udo, uniemożliwiając jej ucieczkę, w czasie, kiedy on sam się uleczał. Zaskoczył ją wtedy. Ciągle drżała na myśl o tym, do czego był zdolny. Jego determinacja by wygrać każde rzucone wyzwanie dawała mu siłę, a ona nie zamierzała go w tej chwili wzmacniać. Więc kiedy tak stali na przeciwko siebie, szykując się do walki, Haidee musiała bardzo uważać, by nie rzucić mu wzywania. Nawet jeśli tym wyzwaniem miała być przegrana walka. Popełniła już kiedyś ten błąd. Tylko raz. Założę się, że nie potrafisz przegrać z dziewczyną w walce na pięści? Pozwolił jej, by okładała go pięściami, zupełnie z nią nie walczył. Dlatego w jego umyśle, przegrał z dziewczyną. Uciekła mu, w czasie, kiedy on walczył o oddech, po tym jak przyłożyła mu w tchawicę. Zaraz potem ruszył jej tropem, a kiedy już w końcu ją złapał, związał ją od stóp do głowy, niczym indyka w Święto Dziękczynienia i zaczął ją narkotyzować. Gdyby spróbowała wtedy jeszcze coś powiedzieć, przysiągł wyciąć jej krtań. - Co do diabła mu zrobiłaś? – Porażka powtórzył, śmiertelnie poważnie. - Co ja mu zrobiłam? – Przyjęła pozycję do ataku, rozstawiając nogi i uginając je w kolanach, gotowa w każdej chwili do skoku. Zimno przeciekło przez jej skórę, skraplając się na jej wierzchu. Z każdym kolejnym wdechem, mleczna mgiełka otaczała jej postać. Właśnie w takiej chwili opłakiwała utratę ciepła płynącego z ciała Miki.
Nadal nie wiedziała, dlaczego marzła w ten sposób. Ciągle jeszcze tego nie wiedziała. Jedyne co wiedziała, to że w zależności od jej emocji i odczuć, stan ten bądź się nasilał, bądź słabł. –Ja? – Warknęła. – Co do cholery, ty mu zrobiłeś? - Jeśli go zraniłaś…- Mięsień zadrżał na jego szczęce, tuż poniżej niebieskiego oka. Jeśli go zraniła? To jakiś żart! – To ma być zabawne? – Jeden krok, drugi, ruszyła ku niemu, zdecydowana rzucić się na niego. Nie! Szybciej, niż ktokolwiek mógł pomyśleć Amun zeskoczył z łóżka i pobiegł za dziewczyną, rzucając się na opętanego przyjaciela, przewracając ich oboje na podłogę. Ręce i łokcie poszły w ruch. Potoczyli się po podłodze, walczyli, atakując się nawzajem, dziko, niczym zwierzęta. Nigdy wcześniej nie widziała Miki walczącego tak nieczysto. Atakował oczy demona, jego tchawicę, gardło i pachwinę, uderzając go pięściami ile sił. Porażka tylko uchylał się przed ciosami, lub pozwalał się bić. Nie atakował, jakby nie chciał wyrządzić mu szkody. Dlaczego? Nigdy wcześniej nie widziała czegoś podobnego, by Lord Zaświatów się wycofywał. A to co robiła Porażka było… Coś było nie tak. Musiało tak być. Haidee stała zdrętwiała, obserwując tę krwawą łaźnię, żołądek skręcał się jej ze strachu, co powinna zrobić. Widać było, że Mika nie był tak słaby jak się jej wydawało. Tak jak on nie uciekła z pokoju, została patrząc. Boże pomóż, nie mogła wyjść stąd bez niego. Co miała robić? Gdyby rzuciła się między nich, mogłaby niechcący pociąć Mikę, zamiast Lorda. Ruszali się tak szybko, skręcając się ze sobą, to odskakując. I gdyby przez przypadek zadała cios Mice… Psiakrew, co do diabła powinna zrobić? Zdumiała się nie znajdując odpowiedzi. - Co do diabła się tu dzieje? – Porażka warknął pomiędzy ciosami. – Zatrzymaj się, Amun, musisz się zatrzymać. Amun? Słyszała już to imię wcześniej, wiedziała, że należało do jednego z Lordów, ale nie mogła połączyć imienia z twarzą. A ponieważ znała na pamięć imiona wszystkich Lordów i ich twarze, wiedziała, że to mogło oznaczać tylko jedno. Tylko jednemu nieśmiertelnemu wojownikowi, łowcy nigdy nie zrobili zdjęcia, ani nawet żadnego szkica jego twarzy. Nie żeby nie próbowali. Robili zdjęcia ale wszystkie wychodziły nieczytelne i zamazane. Jego portrety zaś były tylko bazgraniną nieczytelnych linii. Amun był tym spośród Lordów o którego istnieniu zapominałeś, w chwili, gdy cię opuszczał. Był jedynym spośród Lordów, o którym wiedzieli najmniej. Być może dlatego, że Amun był opętany przez demona Sekretów. Co tak naprawdę było o nim wiadomo? Tylko tyle, że był wysoki, dobrze umięśniony, miał ciemne włosy i ciemne oczy. Żadna inna informacja o Lordzie nie utrwaliła się przez te wszystkie stulecia. Czy Amun umarł, a jego demon został włożony do Miki? Czy Mika nosił w sobie teraz demona Sekretów? Czy po to właśnie Lordowie wybrali Mikę? By złączyć go z
demonem? Nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Te czerwone oczy… spoglądające na nią z takim głodem… wściekłością. Zadrżała patrząc na nich. Kolejny grzech, który nagromadził się na jej ofiarnym stosie. Kolejny powód, by nienawidzić Lordów. Czy chcieli pojmać kogoś, kto najbardziej przypominał fizycznie ich przyjaciela Amuna? Prawdopodobnie. Jakże rozbawieni musieli być, kiedy postanowili ulokować demona w ciele łowcy. Nie myśl o tym, nakazała sobie. Wydostań się z tego bagna. Haidee potrząsnęła głową, oczyszczając swój umysł. Z radością stwierdziła, że mgła wokół niej przerzedziła się. Mężczyźni stali teraz na nogach, mierząc się groźnie, by w końcu rzucić się na siebie. Tynk spadał ze ścian, meble przewracały się, a oni walczyli zaciekle, obijając się po pokoju. Byli rozmytą plamą ruchu, walczyli nieczysto, agresywnie, niczym zwierzęta szarpiące się o przekąskę. Wióry z mebli ścieliły się na podłodze, wśród kropel krwi. Krew płynęła rzeką pomiędzy jej matką a ojcem. Oboje byli bezradni, bezsilni… martwi. Znowu musiała potrząsnąć głową, by pozbyć się przykrych wspomnień. - Amun! – Porażka warknęła. – Na bogów! Do cholery jestem twoim przyjacielem. Co ty na piekło wyprawiasz? W następnej chwili myśli Miki uderzyły w nią. Musi zabić. Ochronić. Musi. Słowa były wypowiadane leniwie, z długimi pauzami. Natychmiast zrozumiała, że słabł. Jego rany się otwierały, krew kapała po pokoju. - Ona jest łowcą, - demon warczał oburzonym głosem, - i jest moim więźniem. Moja! Przemknęło przez jej głowę. Nie twoja. Nigdy twoja. Moja, by ją chronić. Czy Porażka mogła go usłyszeć? Chyba nie. Inaczej nie biegaliby po sypialni i nie zniszczyliby jej doszczętnie. Głos Miki był niczym drut kolczasty, nasączony trucizną. Ale wówczas Mika zmienił tok myślenia. Muszę się zatrzymać. Dlaczego ja to robię?Przecież kocham tego faceta. Źle, źle, bardzo źle. Chwilę później jego myśli znowu wróciły na dawny tor. Zabić. Musi zabić. Musi mieć pewność. Mika warknął nisko, dźwięk ten przeszył jej umysł na wskroś i uderzył w zaskoczoną Porażkę. Ponownie drzazgi posypały się na podłogę. Czerwień zalała oczy Porażki, sękata maska odrażających kości ukazała się tuż pod jego skórą. Skręcał się z wściekłości, pomyślała. Rozdarty pomiędzy swym demonem a Miką. - Wygraj, - zawarczał, jego głos był ciężki i mroczny. Był zdecydowany. Gówno. Znała tę minę. Już nie będzie się hamował, odpychając Mikę. Teraz będzie walczył, by wygrać. Zmniejszył odległość, rzucając się do przodu. Z prędkością wiertarki pneumatycznej wyrzucał przed siebie pięści. Ani razu nie chybił. Mika słabł, jego nogi drżały, oczy zaczynały puchnąć, głowa opadała to na jedną, to na drugą stronę, w zależności od tego z której pięści Porażka akurat uderzał. Fakt, że Mika wytrzymywał już tak długo, był zdumiewający, tyle, że lada moment mógł paść. Oby wcześniej Porażka nie zdążyła zniszczyć jego już i tak poranionego ciała. Musiała zaryzykować, nawet jeśli oznaczało to zranienie Miki. Nie było innego sposobu.
Co oznaczało, że musiała wsunąć się przed niego i wziąć na siebie kilka ciosów, nim sama zdąży oddać. Ale to nie był dla niej problem. Lepiej, żeby ona umarła, nawet jeśli on był teraz opętany. Tak, był opętany, ale nie był zły. Te pocałunki… nie, on nie był zły. I jeśli miała umrzeć dzisiaj, wróciłaby znowu, pamiętając go, nie pocałunek, bo dobre rzeczy zawsze jej wymazywano z pamięci, ale z całą pewnością zapamiętałby tę walkę. Zawsze pamiętała krew, ból, strach. Przypomniałaby sobie to. Gdyby jednak Mika umarł, odszedłby od niej na zawsze. Haidee zesztywniała, przygotowując się do skoku, wyczekując odpowiedniej chwili. Myśli nagle uderzyły w nią i zatrzymała się. Jeśli Mika odwróci się, może ją uderzyć… nawet jeśli to będzie przypadek. Och Boże. Gdyby umarła, nie zapamiętałby dlaczego to zrobił, tylko sam fakt, że to zrobił. A wtedy, kiedy by już w końcu wróciła, pragnęłaby go odszukać i zabić, tak jak to planowała w stosunku do reszty Lordów. Gdyby przeżył starcie z demonem, staliby się wrogami. Porażka uderzyła mocno Mikę, powodując, że ten zaczął charczeć. Warto było teraz zaryzykować, zdecydowała natychmiast. Zachwiał się… upadając. W ostatniej chwili Haidee skoczyła naprzód, obejmując talię Miki i odrzucając go od tyłu z całej siły. - Przykro mi dziecinko. - Kiedy upadł na kolana, daleko od niej, użyła tej samej siły, by zakręcić się, zanurkować i walnąć pięścią w pachwinę Porażki. Kontakt. Jęknął, pozbywając się całego tlenu z płuc, zgiął się w pół. Wtedy użyła swego kawałka szkła i cięła go mocno przez żołądek. Żadnej litości. Prostując się dołożyła mu jeszcze w podbródek, jego głowa poleciała do tyłu. Chrząknął, tryskając krwią przez zęby. Wycelowała ostrzem w jego gardło, ale zdążył się wykręcić i ostrze trafiło go tylko w ramię. Jego wściekłe spojrzenie wylądowało na niej. Mógł ją uderzyć, właśnie wtedy. Ale nie zrobił tego. Silne ręce chwycił ją w tali i podrzuciły do góry. Znalazła się w powietrzu, młócąc wściekle kończynami, zdumiona, co się właśnie stało. Broń wypadła z jej ręki i wtedy uderzyła o materac, uświadamiając sobie, gdzie jest. Mika był na tyle świadomy, że wiedział kim ona jest i na tyle silny, że postanowił ją odsunąć sobie z drogi. Zrobił swoje. Okej, ale teraz ona zrobi swoje. Jak tylko przestała podskakiwać na łóżku, zeskoczyła na podłogę, wyprostowując i zamierzając ponownie ochronić Mikę. Tylko, że on stał teraz okrakiem nad Porażką, uderzając demona raz za razem pięścią w twarz. Pomiędzy kolejnymi ciosami Porażka jęczała i skomlała. - Przegrana… przegrana…, nie bogowie, nie przegrana. Przez kilka długich chwil mogła tylko mrugać, patrząc jak Mika kończy z nim. Wbrew urazom, wbrew ranom, wygrał. Pokonał nieśmiertelnego. Mój mężczyzna. Poważnie? Zamierzasz już teraz cieszyć się ze zwycięstwa? Haidee zmusiła się do ruchu i pognała do Miki. Zacisnęła rękę na jego ciągle jeszcze uderzającej pięści. Mógł ją przegonić, odepchnąć daleko, uderzyć. Ale nie zrobił tego. Odwrócił się do niej, prezentując jej świecące na czerwono oczy. Zmęczone oczy. Udręczone. Nie chciałem go zranić…nie mogłem się zatrzymać…nie mogłem mu pozwolić cięskrzywdzić… Dlaczego nie mogłem mu pozwolić cię skrzywdzić?
Słowa odbiły się w jej umyśle. Nie chciał go zranić. Dlaczego nie chciał go zranić? Z powodu swego demona? Czy demon próbował go przekonać że lubi Lordów? Bez znaczenia, pomyślała. Zastanowią się nad tym później. Tak jak nad innymi rzeczami. - Chodź, idziemy. Nie chcemy uwolnić teraz jego demona. – Chwyciła go za rękę ciągnąc do siebie. Boże ależ był ciężki. – Musimy odejść, nim inni nadejdą. – Wściekną się, kiedy zobaczą, co się stało z ich przyjacielem. Nie chciała, by ukarano Mikę za to. A ukaraliby go. Nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Nawet jeśli aktualnie należał do ich grupy. Poprowadziła go do wyjścia, najpierw jednak musiała objąć go w talii i podtrzymać. Potykał się o własne nogi, ledwie mając siłę stać. - Możesz to zrobić, dziecinko. Chodź. Dokąd… idziemy? - Jeśli będziemy mieć szczęście i nikogo nie będzie w pobliżu, wydostaniemy się na zewnątrz. – Ciągnąc go do drzwi, trzęsła się, a pot ciekł jej po plecach. Krwawił obficie, coraz mocniej zwisając w jej ramionach. Skąd miała jeszcze siły, by go trzymać, nie wiedziała. Jedyne co potrafiła zrobić, to kilka kolejnych kroków w prawo. Nie mieli szczęścia. Oczy rozszerzyły jej się ze zdziwienia, potknęła się. Mika jęknął, prawie upadając. Podtrzymała go jednak. Byli otoczeni, ale nie przez demony, tak jak tego oczekiwała. Uzbrojeni wojownicy zapełniali cały korytarz, biało złote skrzydła, rozpościerały się za ich plecami. Mimo nachmurzonych min, każda twarz nosiła w sobie promieniujące piękno. Tak…piękne…tak majestatyczne…oślepiające. Nie mogła zbyt długo na nich patrzeć. Nieważne jak bardzo próbowała, nie mogła na nich patrzeć. Wspaniali… Aniołowie. Ci mężczyźni byli aniołami. Być może jednak ona i Mika mieli szczęście. Być może Galen przysłał posiłki, by ich ratować. - Pomóżcie nam, - błagała. – Demony nas schwytały i próbujemy uciec. Śliczny ciemnowłosy mężczyzna wyszedł na przód, twardym spojrzeniem zatrzymał ją w miejscu. – Powiedziano nam, że mamy tutaj czekać. – Jego głos był jak jego twarz. Zmysłowym wietrzykiem, egzotyczną pieszczotą. – Tak właśnie zrobiliśmy. Mówiono nam, byśmy nie przeszkadzali, cokolwiek wydarzy się w tamtym pokoju. Nie przeszkadzaliśmy. Ale teraz przyszliście do nas. Teraz możemy się wtrącić. Zrozumienie jego słów, było niczym cięcie nożem. Aniołowie, nie zostali przysłani przez Galena. Oni pomagali demonom. Przerażenie zalęgło się w niej, chwilę później, Mika został wyrwany z jej ramion. Nie zdążyła zobaczyć jak aniołowie się poruszyli, w jednej chwili wydawało się że stali przed nią, by chwilę później, niczym połyskliwa mgiełka wyrwać z jej ramion Mikę. Z okrzykiem oburzenia, kopnęła anioła stojącego przed nią w pierś. Potknął się kilka kroków do tyłu. Zdeterminowana sięgała po Mikę. Jej głos musiał wstrząsnąć ścianami i przebić się przez opary bólu mężczyzny, gdyż dwaj aniołowie ciągnący go
schodami w dół, zamarli zaskoczeni, a Mika otwarł obrzmiałe oczy. Kiedy tylko spostrzegł jak daleko jest od niej, zaryczał. Głośno i długo, ale tylko ona wydawała się go słyszeć. Nikt inny nie poświęcił mu najmniejszej uwagi, nikt inny nie skulił się na ten dźwięk. Kiedy tylko ruszyła w jego kierunku, jeden z aniołów, chwycił ją. Kręciła się i wiła, walcząc o wolność. Kawałek dalej, Mika również walczył z aniołami. Wkrótce okazało się, że dwoje aniołów, to za mało, by go utrzymać. Wkrótce obezwładniono i ją. Zaraz potem wszyscy aniołowie skierowali całą swoją uwagę na wojownika. Wszyscy, bo jeden nie był w stanie go pokonać. Haidee! Haidee! Nim mogła go do sięgnąć, anioł zacisnął mocniej wokół niej swe dłonie. Nagle oddychanie stało się rzeczą najważniejszą. Mimo to, nie przestawała walczyć. Mika również się nie poddał, ale i tak w końcu znieśli go na dół do holu. – Wrócę po ciebie, - krzyczała. – Przysięgam, że wrócę! Rozdział VII Strider był cholernie ranny. Dosłownie wszędzie, a najbardziej ucierpiały jego jelita. Być może dlatego, że Eks cięła go ostrzem od brzucha, aż po pępek, wpychając je mocno aż po kręgosłup. Aniołowie musieli powpychać mu flaki do środka. Pozszywali go i pielęgnowali przez trzy dni kiedy to targała nim gorączka. Zagoiłby się wcześniej, gdyby wygrał walkę z Amunem i Eks jak porządny facet. Ale tak nie zrobił. Przegrał. I tak jego ból wzrósł tysiąckroć a on sam był tak cholernie słaby, że nie miał siły nic zrobić. Nawet mówienie było dla niego upokarzające. Ciągle był jeszcze przykuty do łóżka, wsparty na poduszkach. Ale przynajmniej wróciła już mu świadomość. Jego demon siedział cicho, zbyt przestraszony, by wychylić swoją głowę z cienia. Strider i Porażka muszą szybko wygrać jakieś wyzwanie, jeśli chcą wrócić do zdrowia. Torin usiadł na krześle w kącie pokoju, Zacharel, jeden z aniołów Lizandera oparł się o ścianę koło łóżka Stridera. Oboje go obserwowali, czekali. Bardzo niecierpliwi. Czy nie mogli mu chociaż pozwolić cierpieć w spokoju? Ten pokój, zawsze był jego sanktuarium, strefą ściśle prywatną, tymczasem kiedy otworzył oczy, zobaczył Torina siedzącego nieopodal niego, przyglądającego mu się z zaciekawieniem. Zacharel stał dokładnie w tym samym miejscu, co wcześniej. Stał i patrzył na niego uważnie. - Co się stało? – Zacharel zapytał. Jego głos hipnotyzował, nawet kiedy go karcił. Na poły śpiewny, na poły delikatny, wprawiający zakłopotanie, jednocześnie zimny i pozbawiony uczuć. Tak jak jego oczy. Żywe, zielone niczym nefryt. Takie oczy powinno się zapamiętywać na całe życie. Jaka szkoda, że anioł nie był jak Torin, z tym jego niegodziwym poczuciem humoru. Zamiast tego w jego oczach był lód. W środku pustka. Żadnych emocji, nic. Nic dobrego, nic złego, nic poza spiralną otchłanią pustki. Strider spotkał już w swoim długim życiu, kilka dziwacznych istot, myślał, że widział już wszystko… ale ten tutaj…nie. Nigdy wcześniej nikogo takiego nie spotkał.
Jego nic nie mogło zdenerwować. Strider był pewien, że mógłby ugodzić anioła w serce, a Zacharel nadal patrzyłby na niego tym swoim wzrokiem. - Demonie skoncentruj się. Co się stało? – Zacharel, ponownie. Nawet nie podniósł głosu. Niewiarygodne. Beznamiętne. - Do diabła, Strider. – Torin warknął. – Otwórz że wreszcie te przeklęte usta i powiedz chodź parę słów. Zrobisz to w końcu, czy nadal będziesz się gapił na anioła jak na smakowitą przekąskę? Policzki Stridera zapłonęły czerwienią. Odpowiedziałby, gdyby tylko był w stanie sklecić jakieś porządne zdanie. I nie, Zacharel na to również nie zareagował. - Poszedłem do pokoju dziewczyny. Ale jej tam nie było, zobaczyłem gdzie się skryła. Zdarła tapetę ze ściany i odnalazła pod nią stare wejście do pokoju Amuna. Zaryglowała się tam. Więc poszedłem do jego drzwi, ale one również były zastawione. Więc je wykopałem. – Oczekiwał znaleźć ciało Amuna bez głowy, albo Haidee usidloną mocą demonów Amuna. Poczuł ogromną wściekłość i rozczarowanie…rozpacz. Mimo tego nie dał się porwać zazdrości, którą poczuł, kiedy odkrył prawdę. Zazdrość, która aż go rozsadzała. Po pierwsze nie był atrakcyjny dla Eks. Po drugie Amun był jego przyjacielem. Powinien go chronić przed tą podstępną kusicielką. - I? – Torin pytał dalej zirytowany. - On nie spał, był sobą. – Przynajmniej na krótko, jak tylko Strider zbliżył się do dziewczyny, Amun Demonicznie Opętany powrócił. – Zaskakujące czarne zjawy odeszły, znikły. – Nie wspomniał, że tamten Amun leżał na Eks, a jego dłoń była w jej spodniach, a twarz promieniała przyjemnością. Jej twarz również. Tyle przyjemności. Nie walczyła z wojownikiem. Zachęcała go, błagała o więcej. Sztuczka, Strider pomyślał. Pewnie planowała omamić Amuna fałszywym poczuciem bezpieczeństwa, a potem zabić. Ale kiedy Strider zbliżył się do niego, zdecydowany ją powstrzymać od skrzywdzenia przyjaciela, Amun zaatakował go. I kiedy Strider próbował bronić się przed jego ciosami, Eks również go zaatakowała. By pomóc Amunowi. I co to do cholery miało znaczyć? Nie rozumiał tego do tej pory, był zbyt zajęty przeżyciem, by się wtedy nad tym zastanawiać. Teraz mógł to zrobić. Eks chciała odejść z Amunem. Co oznaczało, że zaplanowała go porwać i zabrać do łowców, by ci mogli go zabić. Tylko, że to i tak nie wyjaśniało, dlaczego Amun jej bronił, ani dlaczego wojownik dotykał ją tak intymnie. Strider znał pięknisia, bardzo długi czas. Razem walczyli, odnosili zwycięstwa i zbierali cięgi. To Amun z reguły zabezpieczał tyły Stridera. Amun niewiele spał, był najbardziej zdystansowanym spośród wojowników i czasami był nudny jak gówno. Zawsze można było na nim polegać. Był niczym opoka, zawsze na miejscu i zawsze w gotowości. Nie był skłonny do wybuchów, był najbardziej rozsądnym facetem jakiego Strider znał. Strider prędzej wziąłby kulę na siebie niż stał i patrzył jak jego przyjaciel obrywa. Co więcej bronił tej morderczej suki, i próbował wbić to Striderowi siłą do głowy,
zamiatając nim podłogę. Amun musiał jej nie rozpoznać. Piekło, a kto mógł? Minęły całe stulecia, ona nie wyglądała już jak niewinna panienka potrzebująca wsparcia silnego wojownika. Żyjąc tak długo i bywając w wielu dziwacznych miejscach nie raz spotykali kobiety o imieniu Haidee. Fakt, że w jakiś dziwny sposób została przywrócona do życia, mógł oznaczać, że jego przyjaciel mógł mieć trudności ze zrozumieniem kim ona była. Część Stridera cieszyła się z takiego wyjaśnienia. Inna jego część, tak której nie cierpiał, wściekała się na samą myśl, że kto dotykał jego kobiety. Zaplanowałeś, oddać ją w ręce Sabina. Pamiętasz? Tak i być może zrobiłby to. A być może nie. Strider nie zdradził jeszcze Torinowi jej prawdziwej tożsamości. Sam nie wiedział, dlaczego jeszcze tego nie zrobił. Owszem powiedział, że była łowcą, ale ten jeden istotny szczegół opuścił. Okej, być może, to nie była dobra decyzja. Być może wysiłki Eks w stosunku do Amuna były prawdziwe, nie fałszywe. W dniu, kiedy Strider ją złapał, zdążył przelotnie tylko przyjrzeć się jej chłopakowi i mimo iż tamten leżał na piachu, podobieństwo do Amuna było uderzające. Fakt, leżał, a jego twarz była nieźle obita i nabrzmiała. Ale twarz Amuna wyglądała w tej chwili bardzo podobnie, niewykluczone, że pomyślała, że ci dwaj byli jednym i tym samym. Gdyby tak było, gdyby wzięła Amuna za swego faceta, to oznaczałoby, że chciała porwać Amuna nie dla łowców, ale by go uratować. Czy zrozumiała prawdę, o tym kim jest Amun, kiedy Strider wypowiedział jego imię? A może była zbyt oszołomiona? - Na miłość boską! – Torin wrzasnął wyrzucając ramiona do góry i odciągając go od ponurych myśli. – Co się z tobą dzieje Strider? Wojownik spojrzał w nachmurzoną minę przyjaciela. – Goję się. Być może nie widzisz przepaści w moim żołądku. - Nic ci nie jest. A teraz gadaj. Amun spojrzał w twoje oczy podczas walki, nie czujesz żadnych złych pragnień? – Zacharel zapytał, wracając do tematu, który najbardziej ich interesował. Bójka? To łagodne określenie dla tego co go spotkało. – Racja, nie czuję żadnych złych ciągot. – Ani wtedy, ani teraz. Torin przejechał dłonią obleczoną w rękawiczkę po swojej zmęczonej twarzy. – Cóż, cienie wróciły. Wróciły natychmiast, jak tylko aniołowie przykuli go z powrotem do łóżka. I teraz jest gorzej. Pogarsza się z godziny na godzinę. Cicho jęczy, szarpiąc się. - Ale czuł się świetnie, kiedy wchodziłeś do jego sypialni? – Zacharel nalegał. Czy naprawdę musiał to powtarzać? – Tak. - Z dziewczyną? Gówno! – Tak, psiakrew. Z Dziewczyną. Zacharel nie zareagował w żaden sposób na wybuch Stridera. Oczywiście. - W czasie, gdy byłeś poza fortecą, próbowaliśmy egzorcyzmów, paląc go i sprawdzając jak blisko może zbliżyć się do śmierci, mając nadzieję, że duchy i demony przestraszą się i uciekną same z niego. Ale nie zrobiły tego. Próbowaliśmy nawet chmury oczyszczającej. - Czego? - Nie pytaj, - Torin powiedział sucho.
- Ale, – Zacharel kontynuował, - żadna z tych rzeczy nie przyniosła efektu. Jeśli stałeś tam i patrzyłeś na niego, a mimo to nie czułeś potrzeby zrobienia czegoś złego, dziewczyna musiała dokonać czegoś niemożliwego. Zmusiła demony do uległości. To oznacza, że jest kluczem. Zmieszanie spowodowało, że brwi Stridera podjechały do góry. – Kluczem? Kluczem do czego? - Do uzdrowienia Amuna. On jej potrzebuje. Musi być z nią. Zarówno Torin jak i Strider gapili się na anioła. Torin pierwszy się otrząsnął. – Ona jest łowcą. – Złość i furia zabrzmiała w jego głosie. - Tylko, że to nie miało żadnego znaczenia ani dla demonów, ani tym bardziej dla Amuna. – Zacharel spojrzał na niego krytycznie. – Gdzie twoja radość, twój przyjaciel ma szansę przeżyć. Słowo szansa zabrzmiało jak groźba, choć powinni się cieszyć. Najpierw Strider zrujnował sypialnię Amuna, a teraz anioł powiedział wprost o śmierci ich przyjaciela. Twierdzili, że dali Lordom wystarczająco dużo czasu, by wyleczyć Amuna, niestety nie udało im się go uzdrowić. Zjawy zaczęły już wyciekać z ciała Amuna, próbując uciec aniołom i wydostać się na światło dzienne. Strider nie dopuściłby do tego. Nie pozwoliłby również skrzywdzić Amuna. Ale tak naprawdę to nie chciał pozwolić, by Eks była blisko niego. - W dniu, w którym przybyłem, powiedziałeś, że kobieta jest zakażona. Co miałeś na myśli mówiąc to? – Zapytałby o to już dawno, ale po pierwszej wizycie u Amuna, jego gardło było zdarte do krwi, a skóra paliła go żywym ogniem. - Nie udzielono mi pozwolenia, by przekazać wam te informacje. Zacharel musiał kogoś słuchać? Wstrząsające. – Kto musi wyrazić na to zgodę? - Lizander. Oczywiście. Gruba ryba. – Cóż, gdzie on teraz jest? - Ze swoją Bianką. Spierali się, więc w końcu oddał je we władanie swoją chmurę. Nikt nie może im przeszkadzać, niezależnie od powodu. Dookoła ich pałacu są neony świetlne, mówiące o tym. Ok. Strider naprawdę nie rozumiał z tego ani słowa. Pałac w chmurach? Dlaczego Bianka miałaby władać czymś takim? Nikt nie był większy, ani silniejszy od Lizandera. Nikt za wyjątkiem Stridera, oczywiście. Blanka była całkowicie oddana Lizanderowi, a z tego co wiedział, żadna Harpia nie mogła wyrządzić krzywdy swemu małżonkowi , co jednak nie oznaczało, że nie mogła go zdominować. Cóż, prawdopodobnie Lizander chciał być zdominowany. Aha. Teraz Strider zrozumiał, co Zacharel miał na myśli. Byli zajęci seksualnymi szaleństwami, a Lizander oddał Biance kontrolę. Mogą ich nie zobaczyć przez następne kilka lat. Jednego co Strider nauczył się o Harpiach, to ,że kiedy raz dasz im władzę, łatwo z niej nie zrezygnują. Szczęśliwy Lizander. Strider mógł sam skosztować Harpii, przynamniej tak mu się wydawało. Bianka miała dwie siostry. Taliyah i Kaie. Taliyh była lodową księżniczką, równie beznamiętną, jak Zacharel, Strider nigdy się nią nie interesował. Cóż, Kia, ona była inna, była niczym ognie greckie. Był nią zainteresowany, do momentu, kiedy przespała się z Parysem, dozorcą Rozpusty. Strider zdecydował wtedy dłużej nie interesować się nią.
Kto mógłby współzawodniczyć z przeklętym demonem seksu? By być uczciwym, Strider miał dość tego całego współzawodniczenia w seksie. Opętany przez Porażkę, musiał być najlepszym kochankiem jakiego kobieta kiedykolwiek miała. A to bywało męczące. Nie było przecież nic złego w tym, że facet leżał sobie spokojnie na plecach, pozwalając by kobieta zrobiła mu dobrze. Tylko, że kiedy Porażka się budziła, demon wył „wygraj”, a jeden taki krzyk potrafił zniszczyć cały jego miłosny zapęd. - Zamknij się do diabła! – Bękart nawet teraz śmiał przeszkadzać Striderowi w jego myślach. - I… znowu się wyłączył. – Torin zaszemrał. - Wcale nie. – Strider warknął. – Powiedz mi chociaż, - zwrócił się do anioła. – Czy dziewczyna może być zakażona czymś, o czym nie chcesz nam powiedzieć, a to coś może zainfekować Amuna? Pogorszyć go? Na dłuższą chwilę zapadła cisza, anioł analizował pytanie. I choć trudno w to uwierzyć, z jego strony nie było żadnej reakcji emocjonalnej. – Nie. W porządku, w takim bądź razie Strider może zapomnieć o „infekcji dziewczyny”. Przynajmniej na razie. - W takim bądź razie co zrobimy z Amunem i dziewczyną? Torin zapytał odchylając się na swoim krześle. Założył nogę na nogę, ręce położył na kolanie. Przypadkowa poza, gdyby nie napięte linie wokół ust. Zacharel popatrzył na dozorcę demona Zarazy, jak gdyby postradał rozum, odkąd opętał go demon. – Przetestujemy naszą teorię, oczywiście. Położymy ją z powrotem w pokoju Amuna. - Piekło nie! – Strider warknął. Wcale nie dlatego, że igiełki zazdrości rozszalały się w jego ciele, zamieniając krew w kwas. – On jest bezbronny, a ona może go zranić. - Nie zrobiła tego przedtem. - Co wcale nie oznacza, że będzie ponownie oswojonym żbikiem. - Jeśli sprawy z nim dalej będą tak wyglądały, zabiję go.- Słowa wypowiedziane spokojnie, Strider nie miał żadnych wątpliwości, że Zacharel zrobi to co powiedział. – Twój wybór. Zadowoli mnie każda decyzja. Tak naprawdę to nie miał żadnego wyboru. Bękart. Wiedział o tym doskonale. - Będę musiał uprzątnąć pokój Amuna i usunąć… - Gówno. – Wszystko za wyjątkiem łóżka. – Z doświadczenia wiedział, że wszystko może być wykorzystane jako broń. – W oknie trzeba będzie zamontować żelazne kraty. – Łowczyni była przebiegła i sprytna. Wystarczy spojrzeć co zrobiła z jego żołądkiem, przy pomocy zwykłego kawałka szkła. Na samą myśl żołądek skręcił się w bólu, strupy naciągnęły się. - Być może powinniśmy również połamać jej ręce. – Torin zasugerował, wstrząsając swoją uwagą Stridera. To on z reguły bywał tym rozsądnym. – Nie chcę ryzykować, że będzie próbowała go udusić, albo wydrapać mu oczy, kiedy będzie leżał bezbronny. Zacharel wzruszył ramionami, przyciągając wzrok Stridera do swoich potężnych mięśni.
Wojownik zaklął zirytowany. Co było z nim nie tak? Przecież nie interesował się mężczyznami? – Nie zrobiła tego przedtem, - anioł zauważył. - Co wcale nie oznacza, że teraz będzie oswojonym żbikiem, - Torin powtórzył naśladując kpiący ton Stridera. - Dlatego właśnie sądziła, że może z nim uciec. – Strider zmusił się, by to powiedzieć. Gdzieś głęboko w środku nie podobała mu się myśl o ranieniu jej. Jejku, z dnia na dzień głupiał coraz bardziej. - Tym razem musi zrozumieć, że nie ma szansy uwolnić się. Musi wiedzieć że jest bezbronna i zdana na naszą łaskę. Oczy Torina rozszerzyły się. – Zgadzasz się by puścić ją wolno w pokoju Amuna? Łowcę? Przecież kłuła ciebie w żołądek? Czyżbyś naćpał się Prozacu? - Nie, nie zgadzam się puścić ją wolno. – Psiakrew. – Świetnie, połamiemy jej ręce. Nie zamierzał sprzeczać się o jej procesy lecznicze. Dostała od niego to na co sobie zasłużyła, ale tą wiedzę będzie musiał zatrzymać dla siebie. - Tę kwestię akurat należy rozważyć. – Zacharel powiedział. – Amun by dotrzeć do niej zdemolowały fortecę, prawie wszyscy moi wojownicy byli potrzebni, by go obezwładnić. Jeśli ją zranisz, on się postawi. A jeśli on się zbuntuje, to wydaje mi się, że wielu członków tej rodziny ucierpi. Ale cóż znowu wybór należy do ciebie. Jak wspaniałomyślnie, pomyślał Strider. Zacharel miał dar do rozdzierania twoich decyzji zaledwie kilkoma słowami. Ale Torin on mógł przeforsować tę sprawę. Jeszcze. Póki co ból głowy ponownie przeszył czaszkę Stridera i spłynął niżej. Zacharel irytował go i miał ogromną ochotę zirytować go również, lub przynajmniej wywołać w nim jakąś reakcję. - Gdybyśmy zdecydowali jednak, że chcemy tego, zrobiłbyś to, to znaczy połamałbyś ją? - Oczywiście, - Zacharel wyrzucił z siebie szybko. Strider zamrugał zaskoczony. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Szuranie stóp, być może, trochę pomruków, na pewno. – Jesteś aniołem. Nie powinieneś przypadkiem być obrońcą ludzkości, czy coś w tym rodzaju? - Ona nie jest dokładnie ludzka. - Więc kim ona jest? – Pytanie wypłynęło z jego ust, chciał wiedzieć, kim ona jest. - Nie mam pozwolenia, by ci powiedzieć. Strider musiał ugryźć się w policzek, by powstrzymać warczenie. Kiedy Lizander w końcu wypełznie z łóżka Bianki, Strider odbędzie z nim długą pogawędkę. Podejrzewał że każde swoje słowo zaakcentuje nożem. - Nie uszkodzimy jej, - Strider powiedział w końcu. – I mam jeszcze jeden mały warunek. Chcę być tym, który odeskortuje ją do Amuna. Jak tylko będzie w stanie chodzić. Cholera nie lubił myśli, że ktoś inny mógłby położyć na niej swoje łapska. Ona była… nie jego. - Chcę też kamer w pokoju, - wyrzucił z siebie szorstko. – Będziemy kontrolować co się tam dzieje przez dwadzieścia pięć godzin na dobę. Torin pokiwał głową, minę miał prawie zadowoloną. – Umieszczę kamery i będę ich nagrywał przez cały czas.
Kamery były ukryte w całej fortecy, właśnie ze względu na łowców, również za bramą. Ponadto były też pułapki. Ale ich sypialnie były czyste. Wszyscy się na to zgodzili. Jeśli wróg byłby w stanie sforsować pułapki i inne zabezpieczenia, a potem wedrzeć się do ich pokojów, znaczyłoby to że Lordowie zasłużyli sobie na śmierć. Tak, prywatność była ważna. Jeśli Amun kiedykolwiek odzyska wszystkie zmysły, wścieknie się na wieść o kamerach. Ale lepsza jego furia, niż śmierć. Zacharel wyprostował się. – Poinformuję moich ludzi o naszych planach. – Z tym słowami okręcił się i z wdziękiem tancerza wyszedł. Tancerza? Poważnie? Policzki Stridera zapłonęły, dużo bardziej niż wcześniej. Odprężył się, dopiero kiedy Torin nie skomentował jego rumieńców. Westchnął opadając na poduszki, dopiero teraz zrozumiał jak bardzo był spięty obecnością anioła. Teraz wreszcie miał swoją sypialnię dla siebie. Kolekcja borni wisiała na ścianie. Wszystko od starożytnych mieczy po współczesną broń palną. Jedyną rzeczą wiszącą na jego ścianie i nie będącą bronią, był portret nad jego łóżkiem. Nie, to nie byłą prawda. Portret też był bronią. Uwodzenia. Na portrecie Strider był zupełnie nagi i śmigał przez chmury niczym anioł zemsty. Trzymał misia w jednej ręce i pęk różowych wstążeczek w drugiej. Anya dała mu prawie naturalnej wielkości to paskudztwo jako żart. Ale śmiała się tylko ona. On kochał tę przeklętą rzecz. - Gdzie są inni? – Zapytał w końcu. – Wcześniej powiedziałeś mi, że ich nie ma, ale nie powiedziałeś dokładnie, gdzie są. Myślałem o tym i zrozumiałem, że niepotrzebnie się ukrywają. Nie ma potrzeby utrzymywać artefaktów z dala od fortecy. Łowcy wcale nie pukają do fortecy. Słowo, na ulicy jest zupełnie pusto. Co jest w sumie dziwne, chociaż Kronos mówił, by się nimi nie martwić, kiedy ostatni raz z nim rozmawialiśmy, więc się nie martwię. Co oznacza, że ty również się tym nie zamartwiasz. A to oznacza, że chłopcy wybyli z fortecy z zupełnie innego powodu. Racja? Torin westchnął teatralnie. – To w środku jest zbyt niebezpiecznie, z tymi aniołami, zabójcami demonów i z Amunem błąkającym się po ciemnej stronie. Aeron, Olivia, Legion, William i Gilly, jako jedyni zostali w fortecy. Nie dlatego, że ja potrzebuję pomocy, ale ponieważ byli zbyt słabi, by odejść. Poza tym, cóż Aeron czuje się winny za to co spotkało Amuna i odmawia opuszczenia fortecy. Nie żebyś okazał wdzięczność, któremukolwiek z nich za to, że cię odwiedzili. Bogowie, był wdzięczny, czyż nie? – Dzięki za zdołowanie mnie. Jak oni się czują? - Faceci zdrowieją po wizycie w piekle, a dziewczyny opiekują się nimi. Cóż, poza Legion, ona odmawia wstania z łóżka. Aeron musi być bardzo zmartwiony stanem Legion. Strider naprawdę powinien sprawdzić, co z nimi wszystkimi. Ostatnio był zbyt pochłonięty sobą. - Reszta załogi rozjechała się. – Torin powiedział, - a ja nie znam ich lokalizacji. Powiedziałem im, żeby mi nie mówili gdzie są, wystarczy jeśli raz dziennie będą
zgłaszać, że żyją. - Dlaczego nie chcesz wiedzieć, gdzie oni są? - Z twoim małym łowcą tutaj? Im mniej o nich wiem, tym lepiej. Prawda. – Cóż jakiekolwiek inne wiadomości, plotki? - Chcesz plotek, trafiłeś do właściwego miejsca. I właściwego człowieka. – Odrobina napięcia zniknęła z twarzy Torina. Zatarł ręce razem. – Ashlyn jest w ciąży. Strider przewrócił oczami. – Wiem, debilu. - Taa, ale, czy wiedziała, że nosi bliźnięta? - Nie chrzań? - Nie chrzanię. Chłopiec i dziewczynka. Ogień i lód, Olivia tak powiedziała. – Olivia anioł. Nie była jak ci zabójcy, przebywający aktualnie tutaj, ona przynosiła radość. Aeronowi, faktycznie, ale im również. I dobrze jej to wychodziło. Ten mroczny bękart nigdy nie był tak … uśmiechnięty. To było po prostu niesamowite. – Potrafisz sobie wyobrazić bliźnięta, być może półdemony biegające po tym domu? - Nie. – Strider nigdy nie spędził ani chwili w towarzystwie dziecka. Nie wiedziałby nawet jakby je potrzymać. Albo co do nich mówić. Albo co zrobić, gdyby któryś z nich obrzygał jego ulubiony miecz. Albo psiakrew, gorzej, nie potrafił wyobrazić sobie mieszkania poza fortecą bez swoich przyjaciół. - Oh a słuchaj tego. Gideon poślubił Scarlet, dozorcę Koszmarów. - Żartujesz sobie. – Zmienny Gideon? Żonaty? Scarlet była wspaniała. Taka śmiała, gorąca jak piekło. Potężna, również. A Gideon miał obsesję na jej punkcie, od samego początku, kiedy zamknęli ją w lochach. Ale małżeństwo? Czy każdy w tej fortecy pomału głupiał? Na to wyglądało. - Czy on nie mógł poczekać, aż wrócę, albo reszta? – Strider wymamrotał. – Co za przyjaciel. - Nikt z nas nie został zaproszony na to przyjęcie, jeśli kumasz o co mi chodzi? - Oby ta decyzja nie spędziła mu snu z powiek. – Strider prychnął. – Kapujesz? Koszmary? - Ha, ha. Stąpasz po cienkim lodzie, wiesz? - Hej, nie mam zamiaru przepraszać, za bycie sobą. Dlaczego się do mnie nie przyłączysz? Torin zignorował jego uwagę. – To niesamowite, nie uważasz? Dwa demony związane ze sobą, w jednym łóżku? Strider spojrzał na niego i mrugnął łobuzersko. – Nie mogę uwierzyć że właśnie ty to powiedziałeś? - Dlaczego? - Jedno słowo. Cameo i ty. Ok., więc trzy słowa. Torin zazgrzytał zębami. – Cokolwiek. Mówiliśmy Scarlet. Co znowu sprowadza mnie do plotek. Okazuje się, że ona jest córką… Rhei. Co? Rhei? On o tym nie wiedział? Strider był poza obiegiem bardziej niż mu się wydawało. Rhea była królową bogów, była też żoną Kronosa, obecnie w separacji. Suka pomagała Galenowi, liderowi łowców i dozorcy demona Nadziei. – Jak Gideon przyjął tę wiadomość? - Dobrze, próbował zabić swoją teściową. - Słodkie. Ale odsuńmy romantyczne gesty na bok, nasi chłopcy powinni staranniej wybierać sobie towarzyszki. Gwen jest córką Galena, Scarlet Rhei. Kto będzie
następny?Łowca? Zabójczyni Badena? Tak, był popieprzony. - Powiem ci co będzie dalej. – Torin rzucił. – Brat Lucyfera. - Powtórz. - Czy nikt ci tego nie powiedział? William jest spokrewniony z Lucyferem. A Lucyfer jest diabłem, gdybyś nie wiedział. - Powtórz. Wargi Torina zadrgały w uśmiechu. – Ja wiedziałem. Zbyt łatwo zgodził się pójść tam. I choć wzbraniał, to zbyt dobrze tam pasuje. Nie zapyta ponownie. Nie zapyta. – Jak? – Psiakrew. Pytanie uciekło mu, nim zdążył zacisnąć wargi. - Nie wiesz. William odmówił pozostać w piekle. Zbyteczne, by dodawać jak bardzo reszta tej historii jest pokręcona. Cóż w każdym bądź razie, jesteś z powrotem i jesteś prawie zdrowy, więc mogę zadać ci pytanie, które mam na języku od prawie trzech dni. Gdzie do diabła masz Płaszcz Niewidzialności? Przejrzałem twoje rzeczy, twój pokój, ale nie mogę go znaleźć. Och gówno. Teraz była jego kolej, by puścić wybuchową informację. – Gdzieś tam… Rozdział VIII Hiadee chodziła nerwowo po swojej celi. Nie miała pojęcia ile czasu minęło, odkąd wepchnięto ją do środka. Była sama. Wodę i jedzenie przyniesiono jej tylko raz. Owoce, orzechy i woda. Choć nie potrafiła tego wyjaśnić, wiedziała, że woda w zupełności wystarczała, by ją wzmocnić i poskromić jej głód. Och i tak. Jedzenie dostarczył jej kapryśny anioł, będący na usługach demonów. Teraz już z całą pewnością wiedziała, że była w fortecy demonów w Budapeszcie. Kiedy ciągnęli ją w dół do lochów, zdążyła jeszcze rzucić okiem, na pozostałości, po ostatnich atakach bombowych łowców na to miejsce. Nie brała udziału w tym bombardowaniu, ale wystarczająco dużo o nim słyszała. Pozostały czas spędziła myśląc o Mice-Amunie, jak go nazwała Porażka. Nie wiedziała, co mogło się z nim stać. Mogli go torturować, przenieść gdzieś, albo zabić. Ostatnia myśl wprawiła ją w histerię. Chwyciła się pazurami ściany, drapiąc o nią, aż do krwi. Szarpała i kopała kraty. Wrzeszczała i krzyczała, domagając się odpowiedzi, aż straciła zupełnie głos. Teraz, siedząc pogrążona w ciszy, jedyne, co mogła zrobić, to myśleć, w kółko i w kółko o nim. Porażka wołała na niego Amun. Czy on był Amunem, Lordem? Czy może był Miką, łowcą? Znał ją, wołał o pomoc. Co musiało oznaczać, że był Miką. Tylko, że z drugiej strony nie pamiętał niczego innego dotyczącego niej, ani ich wspólnej przeszłości. To oznaczało, że był Amunem. Argh! Zakołysała się do przodu i do tyłu. Zastanawiając się nad tym, czy był, czy nie, oszaleje, siedząc w tym zamknięciu. A może był mieszaniną ich obu? Bo przecież
oboje nie mogli wyglądać tak samo? A może mogli? Niezależnie od odpowiedzi, nie ruszy się stąd bez niego. Nawet, jeśli, gdzieś głęboko, jakaś część niej podejrzewała najgorsze. Że dwoje mężczyzn mogło wyglądać tak samo, szczególnie, jeśli zaangażowane były w to wyższe siły. To oznaczało, że on był Amunem, zawsze był, Amunem. A Mika, był zupełnie kimś innym, gdzieś tam na zewnątrz, szukając jej, a ona próbowała przekonać samą siebie, że jest inaczej, by usprawiedliwić swoje zachowanie, by nie czuć się winną. Tamten pocałunek… nie mogła przestać o tym myśleć. Mika nigdy nie pocałował jej w ten sposób. Gorąco, namiętnie. Desperacko. Wbrew niebezpieczeństwu, była z nim, pozwoliła mu, by ją rozebrał, wniknął w nią. Pozwoliłaby mu, by w nią wszedł, biorąc, dając. Przylgnęła do niego desperacko, błagając o więcej, o wszystko. Piekło, błagałaby, go na kolanach, byle tylko dostać więcej. Chciała złączyć się z nim i nigdy nie rozdzielić. Jakże szalone to było. Żaden pocałunek nigdy tak jej nie dotknął. Nigdy żaden człowiek, nie dotknął jej w ten sposób. Wcześniej, zawsze była z boku, spięta. Być może, dlatego, iż wiedziała, że wszyscy ci mężczyźni umrą, podczas, gdy ona będzie dalej wiecznie, trwać i wracać zza grobu. Być może, ponieważ, ciemność była w niej. Tyle ciemności. Żyła, będąc równie realna, jak lód płynący w jej żyłach, jak mróz przeszywający jej ciało i umysł. Mróz, który kazał jej gardzić, ludźmi, miejscami, życiem i śmiercią. Wszystkim. Po raz pierwszy nie musiała walczyć, by coś poczuć, ani żebrać o sympatię. Kiedy patrzyła na Amuna… Tak właśnie już teraz o nim myślisz? Amun? Tak. Zrozumiała. Teraz był już dla niej Amunem. Mika nie miał takich pełnych ust, ani szerokich ramion. Kiedy tylko popatrzyła na Amuna, jakaś zmysłowa świadomość wypełniła ją. Łącząc ich. Usłyszała jego głos, wewnątrz swojej głowy. I ta zmysłowa więź jeszcze się pogłębiła. I gdyby on naprawdę był Amunem, powinna czuć się winna, z powodu tego, co zdarzyło się pomiędzy nimi. Powinna być przerażona, że uległa wrogowi. Powinna być wstrząśnięta, że pozwoliła sobie całować go tak namiętnie, że pozwoliła mu lizać się pomiędzy nogami i że kochała to. Czuła ich, i pragnęła coraz więcej. Zapominając o fakcie, że Amun był wrogiem, a ona nie lubiła się oszukiwać. Gdyby tylko wszedł do jej celi, bez wahania rzuciłaby się mu w ramiona. Przejechała drążącymi dłońmi twarz. Co się stało z jej zdrowym rozsądkiem? Z jej samokontrolą? Z jej instynktem samozachowawczym? Mika był pierwszym chłopakiem od stuleci, do którego się zbliżyła i to tylko, dlatego, że śniła o nim. Tylko, że wcale nie potrzebowała go, bez niego nie czuła się zagubiona. Spuściła głowę, patrząc w dół na wytatuowane ramię. Jego imię, było głęboko wryte w jej skórę. M-i-k-a. obrysowała litery końcówką palca. Nic się nie wydarzyło, nawet puls jej nie przyśpieszył. Żadne pragnienie się nie pojawiło. Pomyślała o Amunie. Gęsia skóra wybuchła na całym jej ciele. Oblizała z ust, cieknącą ślinę. Widzisz? Reakcja. Zawsze. I to nie było dobre. Wcale nie było dobre. Co jeżeli ona nie…śniła o Mice? Co jeżeli śniła o Amunie? Czy to oznaczało, że Amun był jakimś jej złym wspomnieniem, próbującym wypłynąć na zewnątrz? Czy może był częścią jej przeszłości, czy był dobrym wspomnieniem?
Nic z tego nie miało sensu. Po pierwsze wizja mówiła, że ten mężczyzna, był jej kluczem do szczęścia. Po drugie, jak ktoś opętany przez demona, odpowiedzialny za zniszczenie jej życia, za śmierć jej rodziców i siostry, mógł przynieść jej szczęście? Zdesperowana zaczęła nerwowo przemierzać swoją małą celę, od jednej ściany, do drugiej. Lepsze pytanie: Jak mogła tęsknić za opętanym wojownikiem? Kolejna sprawa pomyślała. Nie wyobrażała już sobie życia bez niego. Życia. Bez niego. Słowa odbiły się w jej umyśle, potknęła się o własne stopy. Żołądek skręcił się w bolesny supeł. Nie, nie, nie. Celowo, żyła szybko, nie mając nic, domu, dobytku, przyjaciół. Wszystko po to, by mogła odejść w każdej chwili, nie oglądając się za siebie i nie żałując. Mogła żyć bez niego. Mogła. Był jej tajemnicą. Zagadką, którą musiała rozwiązać. Tylko tyle. Kolejna komplikacja, polegała na tym, że wojownik, za którym tęskniła, nie zechce jej, jak tylko odkryje prawdę o niej. Fakt, że ją pocałował, wcale nie oznaczał, że wiedział, kim ona jest i co zrobiła jego przyjacielowi, Badenowi. Kiedy to zrozumie, będzie chciał ją zabić, nie sprawiać jej przyjemność. Ale przecież wiedział, że jesteś łowcą. Powiedziałaś mu o tym. Taa. Łatwiej jest wybaczyć nietuzinkowemu łowcy, pomyślała, niż łowcy, który pomógł ściąć głowę ich przyjaciela i planował zrobić, to również innym. Odgłosy kroków, nagle rozbrzmiały w korytarzu. Haidee cofnęła się o krok, stając przed pośrodku celi. Napięła, czekając, bojąc się. Kilka sekund później, blond-włosy, niebieskooki dozorca demona Porażki, wyszedł zza zakrętu i zbliżył się do jej więzienia. Żółć zalała jej gardło. Jego ładna twarz, pozbawiona była wszelkich kolorów i jakichkolwiek emocji, ale żył. To było oczywiste. Chociaż serce waliło jej dziko, nie cofnęła się. Nie była tchórzem. - Jak się czujesz? – Zapytała, tylko po to, by go wyśmiać. – Brzuszek nie boli? Obie jego brwi podjechały do góry, oczy rozbłysły niebezpiecznie. Przyjrzał jej się od góry do dołu, uważnie, celowo, zatrzymując na jej piersiach, brzuchu i zwięczeniu ud. – Czuję się, jakbym był w stanie zrobić z tobą wszystko, czego zapragnę. – Spokojnie, rzeczowym tonem wypowiedziana groźba. – Cokolwiek. To nie była odpowiedź, której ona oczekiwała. Groźnie spojrzała na niego. Ale wówczas przypomniała sobie, że on po prostu nie potrafił w spokoju znosić żadnych docinków. On zawsze musiał górować. Tak. Doś żartów. - Gdzie jest wojownik? – Zażądała. – Ten, z którym byłam? - Masz na myśli, Amuna, dozorcę demona Sekretów? – Spokojnie, pewnie. – A może twojego chłopaka? Sekrety, tak powiedział. Dokładnie tak, jak podejrzewała. Te słowa wyjaśniały tak wiele. Węzeł w jej żołądku, skręcił się jeszcze bardziej. Ciągle jeszcze nie potwierdziła, ani nie zaprzeczyła, że wie, o czym on mówił. – Być może mówisz to, bo chcesz abym uwierzyła, że on występuje w przebraniu, jako łowca, podczas, gdy w rzeczywistości jest twoim przyjacielem. – Zaskrzypiała. – Albo może chcesz, abym znienawidziła mojego własnego chłopaka. Być może chcesz, abym go zraniła, a potem mnie wyśmiejesz. Będziesz ze mnie szydzić. - Dlaczego miałbym, tego chcieć, co? Jeżeli on jest moim przyjacielem, opętanym przez demona, jak ja. Powiedziałem ci już, że on nie jest twoim facetem, a ty i tak stałaś tam i broniłaś go. I jak myślisz, czy chciałbym, byś pilnowała mojego przyjaciela? –
Strider oparł ramię o kratę, ale jego spojrzenie pozostawało niewzruszone. – Ale jeśli on nie jest, twoim chłopakiem, dlaczego miałbym odmówić ci przyjemności zabicia go? Nawet, gdyby to miał być żart? Uniosła dumnie podbródek, znosząc jego docinki, nie dając się mu zastraszyć. – Dlaczego w takim bądź razie przyznałeś, że to twój przyjaciel? Naraziłeś go w ten sposób na niebezpieczeństwo. - Więc, twoim zdanie, powiedziałem że to Amun? Nie, nie zrobił tego. Zapytał ją tylko, o niego, prawdopodobnie próbując ją zmylić. – Nie dbam o to, kim on jest. – Tak, czy siak, należał do niej. Z tym faktem nie zamierzała się spierać ,nawet sama przed sobą. – Chcę go tylko zobaczyć i upewnić się, że z nim wszystko OK. - Chcę, chcę, chcę. – Potarł palcem podbródek. – Kto powiedział, że dostaniesz, to, czego sobie zażyczysz? Zazgrzytała zębami, w ostatniej chwili, hamując się prze pokazaniem mu, co o nim myśli. – Dlaczego tutaj jesteś, Porażko? - Dojdziemy do tego, za minutkę. Po pierwsze, mam do ciebie kilka pytań. - A ja mam zamiar odpowiedzieć na każde z nich. – Odpowiedziała złośliwie. - Tak, jeśli chcesz zobaczyć swojego…faceta ponownie. – Ostatnie słowa powiedział przez zęby. - Właśnie powiedziałeś mi, że nie dostanę, to, czego chcę. - Nie, nie zrobiłem tego. Przypomnij sobie. Zapytałem, kto ci powiedział, że dostaniesz, to, czego zapragniesz. Prawda. Bękart. Ale czy mogła ufać jego słowu? Lordowie Zaświatów, nie byli z tego znani. - Po tym, jak właśnie szydziłeś ze mnie, że już więcej go nie zobaczę, oczekujesz, że teraz uwierzę, iż odeskortujesz mnie do jego pokoju, jeśli dam ci odpowiedzi, w które i tak nie uwierzysz? – Lepiej przynieś tutaj Amuna, pomyślała, ale nie powiedziała, tego na głos. Nie było sensu wkładać mu kolejnego pomysłu do głowy, skoro i tak chciał ją do niego zaprowadzić. Wzruszył ramionami. – Masz rację, tylko wyśmiewam się z ciebie. Nie możesz mnie za to winić, prawda? Budzisz we mnie najgorsze instynkty, i wiem, że muszę ci oddać. Miała ochotę wrzasnąć, zmusiła się jednak, by siedzieć cicho. - Więc, - zaczął. – Robimy to? Odpowiedzi, w zamian za małe zwiedzanie? - Tak, - zachrypiała. Nie miała żadnej innej opcji na ucieczkę. Mógł ją okłamywać, ale była chętna zaryzykować swoje sekrety, jeśli mogłyby zaprowadzić ją do Amuna. I właśnie tego od niej oczekiwał, jej sekretów. – Dopracujmy kilka szczegółów, nim zacznę rzygać informacjami. Kiedy mnie do niego zabierzesz? Za kilka lat od teraz? – Ta sztuczka doskonale do niego pasowała. Mięsień zadrżał poniżej jego oka. – Zabiorę cię natychmiast, jak skończymy naszą rozmowę. - Jeśli masz zamiar dotrzymać słowa, - powiedziała unosząc podbródek. Mogła być gotowa zaryzykować wszystko, ale to nie oznaczało, że była głupia. Warunki ich umowy, należało ściśle określić. Tak na wszelki wypadek. Tylko, żeby to zrobić, musiał
znów go sprowokować. Kilka innych spraw musiała jednak dokładnie przemyśleć. Jego oczy zwęziły się w wąskie szparki. – Wyzwij mnie, więc. Wyzwij mnie i zapewnij sobie, że dotrzymam słowa. Już go tak wyzywała, a on i tak zawsze znajdował sposób, by ją ukarać. – Czy on w ogóle żyje? – Już zadając to pytanie miała ochotę płakać. Możesz żyć bez niego, przypomniała sobie. Tylko tego nie chciała. Och, Boże. Czy on już tyle dla niej znaczył? Wbrew temu, kim, lub czym był? Wbrew temu , jak bardzo może jej nienawidzić? - Tak, - Poraża odezwała się. – Żyje. Chociaż jego stan się pogorszył. Serce uderzyło szybko o jej żebra. – Jak dużo pytań? Musi być jakaś granica. Niedbale wzruszył ramionami. – Pięć. I lepiej, by twoje odpowiedzi, były prawdziwe. Skąd będziesz wiedzieć, czy takie są. Prawie to powiedziała, naśladując jego sposób wyśmiewania się z niej. Na szczęście nie zrobiła tego. Od wyniku tej potyczki wiele zależało. – W porządku. Ja… ja wyzywam cię, byś mnie zabrał do Miki- Amuna, po tym jak odpowiem na pięć twoich pytań. Zmrużył gniewnie oczy, na moment czerwień zalała jego źrenice. W końcu sztywno skinął głową. – Przyjmuję. – Zacisnął pięści. – Zadowolona? Widziała już taką reakcję wcześniej i rozpoznawała ją. Wiedziała, więc co oznacza, akceptację. – Jestem zadowolona, o ile to możliwe w mojej sytuacji. Czerwień w jego oczach nadal rosła, jak gdyby powiedziała właśnie coś prowokującego. I być może zrobiła to – jakiś inny facet mógłby odebrać jej słowa, jako zaproszenie, by zaspokoić ją fizycznie. Ale ten facet musiałby być bardziej męski i zaproszenie musiałoby, go bardzo ucieszyć, ale to nie była taka sytuacja. Dla Porażki nie była atrakcyjna. Był piękny, tak, ale nie było w nim takiej intensywności zmysłów jak w Amunie. Miała ochotę rzucić mu się do ust, za każdym razem, kiedy tylko na niego spojrzała - Jakie jest twoje pierwsze pytanie? – Zażądała. Nie zawahał się. – Kim do diabła ty jesteś? Nie udawała, że go źle zrozumiała. – Jestem człowiekiem. Szybko i mocno, niczym błyskawica, walnął pięścią w kraty, aż zatrzęsły się ściany. – Kłamiesz. Możesz zmaterializować broń z niewidzialności. To nie jest coś, co ludzie potrafią robić. Nie zareagowała w żaden sposób, na jego furię. – Jeśli mogę, dlaczego nie mogę sobie w tej chwili stworzyć broni? Wierz mi, gdybym mogła podcięłabym ci gardło od początku, do końca, a miałam do tego wiele okazji, podczas naszej długiej podróży. Zacisnął gniewnie szczęki, ale przynajmniej powstrzymał się przed dalszym atakowaniem krat. – Gładkie słówka. Prawie prawdziwe. Być może chciałaś się dostać, do mojej fortecy. - By zrobić co? Przyśpieszyć własne tortury? - Byłaś już raz Przynętą. Być może chcesz nią być znowu? - W takim razie jesteś idiotą przyprowadzając mnie tutaj. – Napadła na niego gwałtownie. Jego nozdrza zamigotały siłą gwałtownej furii, ale nie powiedział nic. - To nas do niczego nie zaprowadzi. – Powiedziała, tak spokojnie, jak tylko była w stanie. –Broń nie zmaterializowała się, kiedy byliśmy w dżungli. Ukryłam ją przed Tobą,
aż znalazłam okazję, by jej użyć. – I to niestety, na Boga była prawda. – A to oznacza, że ładny z ciebie głuptas. Odetchnął głęboko, by zagłuszyć narastającą furię. – Co za nagła poprawa. Kiedyś byłem tylko głupim idiotą. Rozbawienie pojawiło się na jego twarzy. Wstrząsające. Czy próbował znów wytrącić ją z równowagi? – Odpowiedziałam. Uczciwe, więc teraz drugie pytanie. Łagodność znikła natychmiast. W jego twarzy pozostał zaledwie cień wesołości. – Jeśli jesteś człowiekiem, dlaczego żyjesz? Patrzyłem jak umierasz. Co było bardzo miłe, jeśli chcesz wiedzieć. Zamordowałem cię w końcu, do cholery. - Zostałam ożywiona. – Nie wspomniała jak, ani jak wiele razu. A on nie pytał o to. – To już mamy dwa. Następne. Potrząsnął głową. – Nie skończyliśmy jeszcze z poprzednim. Jeśli zostałaś ożywiona, zgaduję, że musiało to się stać jakimś fantazyjnym sposobem, a mówiąc dokładnie, musiał pomóc ci w tym jakiś bóg. Tylko bóg ma taką moc, by ożywić ciało, po ścięciu. Choć i tak nie jestem pewien, czy to możliwe. Cisza zapadła pomiędzy nimi. Gapił się na nią ostro. Ona patrzyła w dal. - I? – Rozłożył szeroko ramiona, jakby był ostatnim facetem, przy zdrowych zmysłach na ziemi. - Co I? – Nie zadałeś pytania. Mięśnie na jego twarzy ponownie zadrgały. – Kto ci pomógł? Pomoc, nie była słowem, które ona by wybrała. Przekleństwo, być może. – Kreatura, bardzo podobna do ciebie. Tak sądzę. Nie widziałam tego, wiem tylko, że zareagowałam na to coś, jak tylko pierwszy raz mnie dotknęło. – To wszystko, co miała, do powiedzienia w tej sprawie. Nawet, jeśli miał inne pytania, do niej. – To już trzecie. Następne. – Dlaczego nie miał zamiaru pytać ją o łowców? - Rhea, - powiedział, jak gdyby to wyjaśniało wszystko. Haidee zrobiła obojętną minę, by pokazać, jak niewiele robi sobie z jego słów. Rhea była królową bogów. Tytanką. Haidee słyszała o niej. Oczywiste. Niewielka grupa łowców, czciła ją. Ale dlaczego Porażka uważał, że ta kobieta, była odpowiedzialna za jej przekleństwo? Albo „infekcja”, jak monstrum zwykło to nazywać? – Zostały jeszcze dwa pytania. Lepiej, żeby były dobre. - Kiedy zobaczyłem ciebie z… nim , całujących się, - prawie wypowiedział jego imię, zrozumiała, że w ostatniej chwili pohamował się, - byłaś zainteresowana nim jako mężczyzną, czy jako potencjalną drogą ucieczki? Ze wszystkich rzeczy, o które Porażka mógł ją zapytać, dlaczego wybrał akurat właśnie to? – Dlaczego do diabła się tym przejmujesz? Przesunął językiem po ustach. – Nie wierzę, by nasza umowa obejmowała pytania z twojej strony? Świetnie, niech ci będzie. – Jako mężczyzną. Zapadła cisza, nim zareagował w jakikolwiek sposób. Zaraz potem błysk furii zapłonął w jego oczach. Szybko się jednak opanował. -On zawsze był łagodny, wiesz. –Porażka powiedział cicho. – Rzadko, kiedy pokazywał temperament. Nigdy nie zranił, żadnego ze swoich przyjaciół. Był przerażony, tym, co mi zrobił. – Jak tylko zrozumiał, co właśnie powiedział, zmarszczył groźnie brwi i nachmurzył się. Jakby popełnił jakiś niewybaczalny błąd.
Udała, że tego nie zauważyła. – Masz jeszcze jedno pytanie. I pamiętaj, że jeśli mnie okłamałeś, przysięgam ponownie zapoznać twój kręgosłup z moim ostrzem. Gapił się na nią przez dłuższą chwilę, przyglądając się jej uważnie. Czy znalazł to, czego szukał, nie wiedziała. Wtedy odezwał się już zupełnie łagodnie. – Dlaczego pomogłaś zabić Badena, Haidee? Zassała gwałtownie powietrze. Ze wszystkiego, o co mógł ją zapytać, jak śmiał pytać właśnie o to? Jak gdyby nie rozumiał, nie znał odpowiedzi na to pytanie. Jak gdyby to nie on postanowił zniszczyć wszystko, co kochała stulecia temu. Jak gdyby nie cieszył się słysząc krzyki, ból i jęk jej zawodu. Nienawiść ponownie zalała jej ciało. Podeszłą ciężko do krat, na odległość ciosu. Nie zaatakowała go, chociaż rzucił jej właśnie wyzwanie. Nie poruszył się, tylko gapił się na nią. - Dlaczego pomogłam go zabić?- Zasyczała ostro, rzucając w niego słowami, niczym sztyletami. – Ponieważ odebrał mi to, co kochałam najbardziej. I nie próbuj kłamać i mówić, że tego nie zrobił, że pomieszało mi się, albo że źle pamiętam. Widziałam go. Byłam tam. - On… - Jeszcze nie skończyłam. Dlaczego jeszcze pomogłam go zabić? Ponieważ reprezentował, to, czym gardziłam najbardziej. Ponieważ zasłużył sobie na to i wiedział o tym. On chciał bym to zrobiła. I nigdy, przez wszystkie setki lat, nie żałowałam tego. Znowu cisza. Niebieskie oczy błyszczały znacznie bardziej niebezpiecznie niż wcześniej. Sięgnął do kieszeni. Haidee oczekiwała, ciosu nożem prosto w żołądek, ale nie zrobił tego. On tylko wsunął klucz do zamka. Drzwi do jej celi otwarły się piszcząc. – Z jakiegoś powodu poprzednio uciszyłaś … naszego chłopca. A teraz jest z nim gorzej i musimy wiedzieć, czy możesz zrobić to znowu. Uciszyć go. Go. Amuna. Więc, pomyślała, wściekle, Porażka przez cały ten czas planował zabrać ją do niego. Wcale nie musiała odpowiadać na żadne zakichane pytanie. Została oszukana, tylko po to, by się tego nie domyśliła. Jakim głupcem była. – I co to niby na znaczyć, że uciszyłam go? Jak źle jest z nim? Co do diabła mu zrobiliście? - Mam zabrać cię do niego, - demon poszedł dalej, ignorując ją. Jeśli był świadomy jej rozchwianych emocji, nie przejął się tym. – Ale jeżeli mu zaszkodzisz Haidee, zabiję cię. Zadam ci taki, ból, jakiego nie potrafisz sobie nawet wyobrazić. Porażka poprowadził ją w dół, korytarzem, prosto do sypialni Amuna. Korytarz nadal, był zapełniony wysokimi aniołami. Kiedy jednak usłyszała głos wojownika w swojej głowie, zapomniała o skrzydłach i wszystkim innym. Haidee! Pojedyncze słowo, wypełnione zawodzeniem. Potrzebuję ciebie… proszę… Jak długo o nią wolał? Dlaczego nie słyszała go wcześniej? Haidee! Odkryje te szczegóły później. Teraz on cierpiał, tyle było w nim bólu, nic poza pomocą nie miało znaczenia. Szarpiąc się z uścisku Porażki, pognała naprzód. Nikt nie próbował jej zatrzymać. Ani aniołowie, ani Lordowie. Oczekiwała, że drzwi do pokoju
Amuna, ciągle jeszcze będą rozerwane po kopniaku Porażki, ale ktoś sklecił na nowo drzwi i teraz ciężkie zasuwy broniły dostępu. Chwyciła gałkę, zamknięcie puściło. Dzięki Bogu, pognała do sypialni, szybko zatrzaskując drzwi za sobą. Próbowała zatrzasnąć zamek od środka, ale ktoś go usunął. Gówno! Kolejna sprawa, by o niej pomyśleć później. Drobny różaniec lodu skropił jej skórę, kolana ugięły się pod, nia, kiedy tylko odwróciła się na pięcie. Wtedy go zobaczyła. Leżał na wierzchu łóżka, tak jak ostatnim razem. W końcu znowu była z nim. Żył. Ale jak długo jeszcze? Było źle. Tak, jak powiedział Porażka, Amun ledwie przeżył ostatnie ciosy. Haidee…proszę… Słabiutko. Ból, wylewał się z jego słów. – Jestem tutaj, dziecinko. Jestem tutaj. – Coś kwaśnego zalęgło się w jej żołądku, kiedy ruszyła ku niemu. Jakaś część jej mózgu zauważyłam, że każdy skrawek mebla został usunięty z tego pokoju. Zostało tylko łóżko. Zamarła, a wszelkie niespokojne myśli uciekły z jej głowy, jak tylko stanęła przy łóżku i spojrzała na niego z góry. Jęczał wewnątrz jej głowy. - Wiem, wiem, że cierpisz. Haidee? Umęczony głos. - Tak, dziecko. Haidee jest tutaj. Westchnął głosem przepełnionym ulgą. Cienie powróciły, tańcząc dookoła jego ciała, raz za razem atakując je. Jego oczy były zamknięte i strasznie obrzmiałe, ręce obdrapane i skrępowane. Skrzydła jego motyla, poruszały się niespokojnie po jego ciele, to łącząc się, to oddzielając od innych motyli. Inne, mniejsze motyle tańczyły ponad nim, na jego udach, brzuchu, piersi, ramionach, znikając na jego plecach. W tej chwili, była absolutnie pewna, że mężczyzna, na którego patrzy, jest Amunem, a nie Miką. Co oznaczało, że Lordowie, nie skrzywdziliby go. Dzięki Bogu. Ulga zalała jej myśli. Co się z tobą dzieje? Zdumiała się znowu. Teraz, gdy mogła przestać się zamartwiać ewentualnymi torturami, dla Amuna, ani jego śmiercią, powinna skupić się na dwóch innych jakże istotnych faktach. Faktach, o których nie powinna zapominać. Ten mężczyzna nigdy nie był łowcą. Ten mężczyzna był jej wrogiem. Powinna go zabić. Powinna wziąć się w garść i nim zapadnie zmrok dopisać go do listy swoich zdobyczy. Jak Baden, Amun zasłużył sobie na każdą karę, jaką mogła mu wymierzyć. Samych podłych rzeczy dopuścili się ci mężczyźni w antycznej Grecji… ciągle to robili. Tylko, że nie była w stanie go sama skrzywdzić. Był zbyt poraniony, zbyt zmaltretowany. A wszystko, dlatego, że próbował ją chronić. Ale, jego nastawienie się zmieni. Wiesz, że tak będzie. W chwili, kiedy jego stan się poprawi, jego przyjaciele powiedzą mu, kim jesteś. A on rzuci się do twojego gardła szybciej niż zdążysz wyjąkać „ale ja ciebie oszczędziłam”. Później będzie się zamartwiać jego nienawiścią. Teraz ona, i Amun zostali ze sobą połączeni, na dobre i na złe. Później poszuka odpowiedzi na pytania, czemu i dlaczego. Być może mogła nawet przekonać samą siebie, że nigdy go nie spotkała. I wtedy być może… będzie w stanie przeciąć więzy ich łączące. Jeśli on sam nie zrobi tego pierwszy. Do tego czasu…
Zrobi wszystko, by uratować tego mężczyznę, dokładnie tak jak przedtem. Nawet, jeśli oznaczałoby to zdradę wobec łowców. Zdradę Mika, mógł potraktować osobiście. Ale nawet to nie mogło zmienić jej planów. Nagle zrozumiała, że jej związek z nim był skończony. Była zszokowana, tym, że nie odczuwa niezadowolenia z tego tytułu. Jeszcze bardziej wstrząśnięta tym, że nie chciała nic zmieniać, że chciała go o tym w końcu poinformować. Pragnęła innego mężczyzny, opętanego przez demona, a Mika zasłużył sobie na coś lepszego, niż to, co ona mogła mu dać. Westchnęła. Nagle wszystko stało się takie proste. Uniosła dłoń, odgarniając z czoła spocone włosy Amuna. Tańczące cienie, szeptały, skrzecząc, uciekając, byle dalej od niej, ukrywając się głęboko pod skórą Amuna. Wojownik odwrócił się do niej, szukając jej bliskości. Co ta ciemność reprezentowała? Co oznaczała? Zdecydowanie, coś bardzo złego, była tego absolutnie pewna. Amun oczywiście nienawidził tego, kuląc się, kiedy ostatnia nitka zła wniknęła w niego. Haidee, moja Haidee. Kolejne westchnienie, przemknęło przez jej głowę. Zamruczał z zadowoleniem. Nie opuszczaj mnie. - Nie opuszczę ciebie. – Jej głos drżał, kiedy kładła się obok niego i wzięła go w ramiona. – Będę tutaj tak długo, jak będziesz mnie potrzebował. W swojej własnej sypialni Torin, obserwował Haidee na jednym ze swoich komputerów. Haidee. Żywą. Kto by pomyślał? I dlaczego Strider mu nie powiedział? Pytania straciły sens, pomiędzy jednym a drugim uderzeniem serca. Jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Patrzył jak cienie uciekają, wycofują, byle dalej, poza zasięg jej rąk. Nigdy wcześniej nie widział nic podobnego i nie miał pojęcia, co to może oznaczać. Wiedział jedno. Ona nie była człowiekiem, nawet jeśli tak twierdziła. Żaden człowiek nie był w stanie przestraszyć demonów, tak jak jej się to właśnie udało. A one bały się jej. Ukryły się wewnątrz Amuna, przed nią, mimo, iż wcześniej próbowały wydostać się na świat. - Więc czym do cholery ona jest? – Zaszemrał. Groźnie patrząc, Strider władował sie do środka sypialni Amuna. Nie sądził, że Haidee będzie miała tak wielką ochotę, by dobrać się do nieśmiertelnego wojownika. I teraz Strider patrzył na nią, rozwaloną na łóżku, tulącą do siebie Amuna, głaszczącą jego brwi. Jak gdyby właśnie tam chciała być. Jak gdyby to był szczyt jej marzeń. Jak gdyby chciała pomagać Lordom. Ona myśli, że Amun jest jej chłopakiem, pamiętasz? To dlatego była taka zadowolona. Dlatego mu pomagała. - Eks? – Warknął o wiele głośniej niż zamierzał. Jej spojrzenie zsunęło się z Amuna i spoczęło na nim. Przygniatając go. - Co? – Nie było żadnego ostrzeżenia w jej głosie. W jednym pojedynczym słowie, zawarła więcej gniewu, niż on był w stanie wyrazić całym zdaniem. Jasno dała mu do zrozumienia, że by wyszedł i zostawił ich do cholery samych.
Jego zęby zazgrzytały o siebie, zazdrość zalała jego wnętrze. Zazdrość. Zazdrość o łowcę. Łowcę, którego zawsze planował zabić. Dlaczego nie mógł być po prostu szczęśliwy, że Amun ma wreszcie szansę na wyzdrowienie? Ponieważ Haidee planowała unieszczęśliwić Amuna. A jeśli ten wielki facet zakocha się w niej, może zechcieć porzucić swoich przyjaciół by być z nią. Co oznaczałoby dla niego największą porażkę. Ostatecznie ona i tak go zdradzi. Nie pozwolę, by to się zdarzyło. Przenigdy. Wygraj. Porażka powiedziała, wyczuwając wyzwanie. Wygram. Strider podniósł swoje obie ręce. W lewej trzymał strzykawkę. W prawej łańcuchy. Czekały na niego na korytarzu, ale ona była zbyt zajęta dostaniem się do pokoju Amuna, by je zauważyć. – Czy ty naprawdę, myślałaś, że puszczę cię wolno i pozwolę z nim być, po tym co zrobiłaś? Rozdział IX Amun starał się wydostać z zaplątanej sieci własnego umysłu. Powoli zmusił się, by otworzyć powieki. Pierwsze co poczuł, to smak oszronionych morel na ustach, ten sam cudowny chłód był wewnątrz niego, ochładzając ognie piekielne i wszelkie inne ziemskie zapachy, które wdychał nosem. Druga rzecz: światło słoneczne spływało na niego z okna, ciężkie zasłony rozdzielono, aby każdy pojedynczy promień wpadał do środka. Jego oczy natychmiast zaczęły palić i łzawić. Ale przynajmniej łzy obmywały go, ze złych wspomnień, pozwalając mu na nowo obejrzeć własny pokój. Trzecia rzecz: Strider siedział wygodnie rozwalony, na krześle ustawionym obok jego łóżka. Obserwował go z ponurą miną. Umysł wojownika był czysty i spokojny. Strider wiedział , że Amun może przeczytać każdą nawet pojedynczą jego myśl. Każdy tutaj, to wiedział. Właśnie dlatego każdy z nich musiał nauczyć się wyciszać własny umysł. Wszystko dlaczego, że Amun nie byłby w stanie zatrzymać strumienia napływających do niego myśli i sekretów. Ich najgłębszych sekretów, i nieważne jak bardzo tego chciał. Oni również musieli nauczyć się żyć w ciszy. - Jak się czujesz? – Strider zapytał, szorstkim głosem. Nawet jeśli nowe demony obijały się o jego czaszkę, Amun nie miał żadnego kłopotu ze zrozumieniem pytania. Próbował podnieść ręce, by zamigać odpowiedź, w stylu: gówniano, czuję morele i chłód, a cienie są gorsze niż ból. Tylko, że ramiona odmówiły mu posłuszeństwa. Dlaczego? Przekręcił głowę w lewo, przyglądając się swoim dłoniom. Postrzępiona skóra i zakrzepła krew. Place obrzmiałe, paznokcie zniszczone. Nagle wspomnienia zalały jego umysł. Sekrety czujnie podsyłały mu coraz to nowsze obrazy, ciesząc się pokazywaniem mu tego, o czym chciałby zapomnieć. Piekło. Inne demony. Ciemne błyski, podłe pragnienia. Haidee. Myśl, że powinien ją zabić i jego całkowita niezdolność by to zrobić. Smak nieba, jej ciało ocierające się o niego, jej ręce na nim, jej słodkie krzyki w jego uszach. Strider. Walka, krew. Nienawidził siebie, za to, że zranił przyjaciela i za to, że ochraniał łowcę. Nienawidził tego, że nie mógł dotknąć dziewczyny, kiedy go potrzebowała. A
potem powrót demonów, ich podłe pragnienia i żądania. Nie było żadnej Haidee obok niego. Żadnego nieba. Srogie oczekiwanie, lęk, obawa i wściekłość, wymieszały się z sobą, napełniając jego ciało siłą. Szarpnął się podnosząc do pionu. Sypialnia była zupełnie pozbawiona mebli. Nie dbał o to, że fala bólu zalała jego skronie. Gdzie ona była? Martwa? Ledwie o tym pomyślał, żołądek skręcił mu się z bólu. Nie, nie. Zapewniał rozpaczliwie samego siebie. Sekrety przytaknęły. Nie mogła być martwa. Ten zapach w pokoju należał do niej, nikt inny na świecie nie pachniał tak jak ona. Musi ją odnaleźć. Musi upewnić się, że wszystko z nią OK, że jej nie zranili. Nawet jeśli sam zamierzałeś ją zabić? Zignorował to proste pytanie i kontynuował eksperymentowanie z własnym ciałem. Sprawdzał na jak wiele może sobie pozwolić. Najpierw uniósł jedną nogę i poruszył stopą. Skrzywił się. Potem to samo zrobił z drugą nogą. Znowu się skrzywił. Kości już wróciły na swoje miejsce, ale nadal były złamane. - Prrr, - Strider zerwał się z krzesła, stając tuż obok niego. – Co do diabła zamierzasz zrobić? Masz leżeć i zdrowieć. Amun rzadko kiedy narzekał, na to, że nie może mówić. Cisza była jego świadomym wyborem. Ale właśnie teraz miał ochotę krzyczeć… dziewczyna, gdzie do diabła jestdziewczyna… ani trochę nie przejmując się tym, że sekrety mieszkające w jego wnętrzu wydostałyby się na zewnątrz, raniąc każdego, kto by je usłyszał. Nie fizycznie, ale umysłowo. A tego bólu nie dało się z niczym porównać. Wiedział o tym, aż za dobrze. Nawet wojownicy, którzy mieszkali razem z nim nie potrafiliby znieść wiedzy, że ktoś mógł pragnąć ich kobiety. Tak samo jak nie byliby w stanie tolerować innych okropności, które ich wrogowie planowali dla ich ukochanych. Przyjaźń łatwo by uległa zniszczeniu, zazdrość stałaby się ich nieodłączną towarzyszką, a paranoja czyhałaby na nich, na każdym kroku. Amun przez ostatnie tysiące lat, walczył z nimi. Uczył się dystansować do napływających obrazów i głosów, blokując ich dostęp do siebie. Nie pozwalając im zawładnąć sobą. Tylko, że nie potrafił się obronić przed tym, co wydarzyło się ostatnio. Nigdy wcześniej czegoś podobnego nie doświadczył i nie wiedział jak sobie z tym poradzić. Nie miał też pojęcia jak bardzo był teraz silny…nowe demony kuliły się wokół niego, w jego umyśle…czekając aż… Haidee. Jej imię szeptał w umyśle jak modlitwę, jego demon wyczuwał prawdę, nawet jeśli Amun starał się to przed nim ukryć. Czy była odpowiedzialna za jego stan? Teraz, tak samo jak za pierwszym razem? Wtedy po raz pierwszy skosztował oszroniałych moreli, zaraz potem wróciły mu zmysły. Teraz znowu czuł oszroniałe morele i jego zmysły ponownie powróciły. To nie mógł być zbieg okoliczności. Jego desperacja, by ją odnaleźć wzrastała. Przerzucił nogi przez materac, kości zaskrzypiały. Każdy mięsień w jego ciele zaprotestował, skręcając się i protestując. - Amun, psiakrew. Przez wiele dni byłeś przykuty do łóżka. Teraz musisz
wyzdrowieć, od ran które sam sobie zadałeś i od tych które powstały po naszych małych eksperymentach. Zatrzymaj się nim… Wymachując rękami i nogami na wszystkie strony, w końcu poruszył się z miejsca i stanął przed przyjacielem. Strider zmieszał się, zawstydzony własnymi myślami, ale Amun zignorował go. Drżącymi dłońmi starał się mu coś powiedzieć. Przepraszam że cięzraniłem. Przepraszam, że rzuciłem ci wyzwanie. Ale muszę ją odnaleźć. Gdzie oma jest? Jeśli ją skrzywdzili, na piekło nie wiedział, co byłby w stanie im za to zrobić. Nie wiedział w jaki sposób go tak dotknęła. Nie wiedział, dlaczego przejmował się tym, co jej zrobiono, i nie miało to nic wspólnego z tym , czy była odpowiedzialna za jego stan, czy nie. Sekrety szepnęły, nic jej nie jest. Pomimo niskiego głosu. Lord i tak był w stanie przekrzyczeć tysiące innych głosów w jego głowie. W tym samym czasie Strider rozsiadł sie ponownie na krześle. – Ona jest tam. - Jego ton był twardy i nieugięty, mimo to podbródkiem wskazał na lewo. Amun poszedł za jego wzrokiem i syknął z rozpaczy. Była na klęczkach, ramiona miała skute łańcuchami i uniesione ponad głową. Łańcuch był przyczepiony do sufitu, zmuszając ją tym samym do zachowania prostej postawy. Głowa bezwładnie zwisała na piersi. Długie, różowe włosy zakrywały częściowo brudną i zmazaną twarz. Ale nawet z tej odległości widział, że miała zamknięte oczy, ciemne rzęsy, gęstą falą zakrywały policzki. Jego wargi rozdzieliły się w cichym ryku, kiedy szarpnął się by ruszyć do przodu. Onaczuje się świetnie! Mięśnie drżały pod nim, kolana prawie odmówiły posłuszeństwa, a żołądek zbuntował się. Mimo to złość dodała mu siły. - Nafaszerowałem ją prochami, - Strider rzucił, zapobiegając wybuchowi jego agresji. – Wyliże się z tego. Ale to nie miało żadnego znaczenia. Co innego było ważne. Sam fakt, że coś jej zrobiono. Jak długo była tak spętana? Nieprzytomna? Bez pomocy? Amun potykając się dwa razy, w końcu zbliżył się do przyjaciela. Wyciągnął rękę do góry. Sekrety natychmiast zaczęły grasować w jego głowie. Bo był tak blisko dziewczyny? Strider wiedział o co mu chodziło ale potrząsnął głową. – Ona jest łowcą, Amun. Jest niebezpieczna. Nie. Była najlepszą rzeczą, jaka mu się przytrafiła. Pstryknął palcami nalegając. Wyzwałby Stridera, jeśli będzie musiał. Zrobiłby to, dla niej. - Psiakrew! Czy tobie już w ogóle nie zależy na własnym życiu? Znowu pstryknął palcami. - Świetnie, ale sam poradzisz sobie z konsekwencjami własnych czynów. Groźnie patrząc, choć być może Strider doskonale wyczuwał zdecydowanie Amuna, wojownik sięgnął do kieszeni i wyciągnął klucz. Rzucił ciężki metal w otwartą dłoń Amuna. Amun natychmiast ruszył do celi Haidee. Stawiał stopy o wiele wolniej niż chciał,
ale i tak go to nie powstrzymało. Sekrety, jak zauważył siedziały teraz cicho, przestały grasować, w skupieniu obserwowały całą sytuację. Tylko lata praktyki pozwoliły mu utrzymać szalejące emocje na wodzy. Przekręcił klucz, metal trzasnął, uwalniając ją z uwięzi. Upadła bezwładnie do przodu i z całą pewnością uderzyłaby o podłogę, gdyby Amun jej nie złapał. Jego ramiona zaprotestowały, skrzypiąc i skręcając się z bólu, ale zignorował to. W jednej sekundzie, kiedy ją dotknął, krzyki i głosy w jego głowie ucichły, jak gdyby demon bał się jej i przestraszony schował się w kącie. Łagodnie, tak łagodnie oparł jej głowę i ramiona o swoją pierś. Ponownie chłód jej skóry zachwycił go. Nic nie mógł na to poradzić, ale wspomnienie Haidee, ocierającej się o jego ciało, odżyło w nim na nowo. Surowe pragnienie, silne i gwałtowne w swej intensywności, opanowało jego ciało. Walczył z tym pragnieniem, i z potrzebą posiadania jej. Powoli podniósł się i kuśtykając położył ją do łóżka. Potem przykrył ją kocem i w końcu pozwolił sobie popatrzeć na nią. Była taka krucha, taka blada. Zapadnięte policzki, popękane wargi. Taka maleńka i tak bardzo niezdolna by obronić się przed jakimkolwiek atakiem. Nienawidził siebie za to, co zamierzał zrobić, ale musiał przywołać swego demona i odkryć wszystko, co jej zrobiono. Zobaczyć świat jej oczami. Poczuć jej emocje i lęki. Zobaczyć jak ją przeszukiwano, jak walczyła o siebie, o niego. Ponieważ myślała, że jesteś jej ludzkim chłopakiem. Gardził tym wspomnieniem. Czy wiedziała, teraz, kim był naprawdę? Czy walczyłaby z nim, gdy się obudzi? Wolał to, niż świadomość, że akceptuje go, bo bierze go, za innego mężczyznę. Chciał by go lubiła dla niego samego, lub wcale. Amun uspokoił się, jak tylko zrozumiał w jakim kierunku zmierzały jego myśli. Do zatrzymania jej. W ustach mu zaschło, poczuł się jak gdyby w ustach miał pełno odłamków szkła. Nie mógł. Nigdy nie będzie mógł jej zatrzymać. Kiedy jego przyjaciele dowiedzą się, co zrobiła, że jest tą, która pomogła zabić Badena. Zażądają jej głowy. Mógł spróbować rozmawiać z nimi o tym, ale faktom nie dało się zaprzeczyć. Doskonale też wiedział, że jeśli wybierze ją i postawi ponad swoich przyjaciół, nigdy mu tego nie wybaczą. Piekło, sam nigdy sobie, by tego nie wybaczył. Baden zasłużył na lepszy los. Oni zasłużyli na lepszy los. Nie myśl o tym teraz. Kręcąc głową, od nadmiaru myśli, wstał z łóżka i stanął naprzeciwko Stridera. Wojownik obserwował go z gniewnym błyskiem w niebieskich oczach. Ona jest więcej niż łowcą, pomyślał Strider. Doskonale wiedząc, że Amun go usłyszy. Jestodpowiedzialna za zabicie Badena. Amun zrozumiał, że wojownik chciał utrzymać tę szczególną rewelację, tylko pomiędzy nimi. Chociaż dziwne było, że nie powiedział tego na głos, biorąc pod uwagę, że nikogo oprócz nich nie było w pokoju. Ale i tak cieszył się z tego. Im mniej ludzi wiedziało, o niej, tym lepiej. Dłużej będzie bezpieczna. Rozmawiając w ten sposób, nikt ich nie będzie podsłuchiwał. Wtedy Sekrety poinformowały go, że Torin również wiedział. Tylko, że Strider o tym nie wiedział. Amun był wstrząśnięty, tym, że jeszcze nikt nie odważył się jej zabić.
Przerażenie wypędziło prawie z jego skóry chłodny smak jej pocałunku. Ponieważ żyła, Amun uważał, że był jedynym, który obmyślał, jak ją ukarać za jej przeszłe czyny. - I? – Strider zażądał. W odpowiedzi, Amun tylko pokiwał głową. Nozdrza wojownika zamigotały z oburzenia. – Wiedziałeś? Kolejne skinienie. - Nie powinienem być zaskoczony. Ty zawsze wszystko wiesz. Ale do cholery! Nadal traktujesz ją jak najcenniejszy skarb. – Gniewne słowa ciśnięte w niego z mocą. Strider przeczesał włosy. – Wybrałeś ją zamiast mnie, psiakrew. Nie było żadnej odpowiedzi, która mogłaby zostać dana, żadnych przeprosin. Oboje zamilkli, przyglądając się sobie w ciszy. Więc Amun zaczął podsłuchiwać myśli wojownika. Myśli, których wojownik nie zdołał zbyt szybko ukryć przed nim. Ona jest moja. By ją całować, by ją lizać. By ją zabić. Cokolwiek zdecyduję. Przeklinam ją za to że mnie tak spętała. Gardzę nią. Ręce Amuna zawinęły się w pięści. Moja. Chciał krzyczeć. Ale nie zrobił tego. Takie przyznanie, tylko zwiększyłoby jego poczucie winy. Trzymał więc wargi zasznurowane, i ściągnięte w wąską linię. Dlaczego jej nie skrzywdziłeś? – Zamigał sztywno. Ponieważ Strider również jej pragnął? Takie pragnienie było zupełnie niezgodne z wojennym nastawieniem do łowców. Chociaż tylko Sabin, ich lider, był w stanie postawić wojnę z łowcami, ponad własne szczęście. Tak więc wahanie Stridera miała podłoże gdzie indziej. A raczej dotyczyło czegoś zupełnie innego. Amun nigdy wcześniej nie czuł się zdolny do morderstwa, aż do tej chwili. Sama myśl o tym, że Strider mógłby położyć swe dłonie na Haidee… Wstyd…poczucie winy…piekło. Jego przyjaciel usiadł z powrotem na krześle i, nie spuszczając z niego wzroku, powiedział. – Nie wiemy jak, ale ona ucisza ciebie, oczyszcza twój umysł, nawet demony się jej boją. Tak. dokładnie tak jak podejrzewał. Haidee była odpowiedzialna za jego poprawę. Świadomość tego była równie denerwująca, co kojąca. - Ona musi być blisko ciebie, w tym samym pokoju, by…zrobić, co coś, co robi. – Strider mówił dalej. – Jeszcze nie wiemy jak ona to robi, ale przenosiliśmy ją w tę i z powrotem z tego pokoju, by ustalić granice jej mocy. Kiedy tylko wynieśliśmy ją na korytarz, twoja męka zaczynała się od nowa. Eksperymenty. Nagle wszystko miało sens. Czuł się w stosunku do niej zobowiązany, bo robiła coś, co przerażało jego demony, zmuszając je do uległości. Tylko jak to robiła? Czy może chodziło o dotyk jej skóry. Czy jego ciało pragnęło jej przez to rozpaczliwie, żądając czegoś czego wcale nie chciał czuć? To pytanie prowadziło do kolejnego, o wiele gorszego. Czy dawno temu Baden też to poczuł? Otwierając drzwi, w tamtą księżycową noc, kiedy znalazł Haidee na progu błagającą o pomoc? Wspomnienia natychmiast odżyły w jego umyśle. Wspomnienia Haidee.
Boję się, mówiła, odeskortuj mnie do domu, proszę. Jej wargi drżały, w oczach błyszczały łzy. Myślę, że tam na zewnątrz, ktoś czyha na mnie. Proszę. Odpychał od siebie te wspomnienia, nie chcąc iść tą drogą. Ale kolejne myśli, same zaczęły pojawiać się w jego głowie. Czy Baden również patrząc w jej śliczną twarz, po raz pierwszy od czasu opętania, poczuł spokój? Czy właśnie dlatego , tak łatwo się poddał, kiedy łowcy przyszli po jego głowę? Dość nerwowo zamigał. Czy ona może usłyszeć twoje myśli? - Nie, - Strider zamrugał zaskoczony. – A twoje może? Amun potaknął sztywno. - Czy ona może usłyszeć wszystko? Nawet twojego…demona? Inne demony? Nie, dzięki bogom. Tylko to, co pozwalam jej usłyszeć. Strider skrzyżował ramiona na piersi. Triumfalny błysk pojawił się w jego niebieskich oczach. – Możemy to wykorzystać, do naszych celów. Oczywiście wojownik natychmiast planował jak pokonać i podbić dziewczynę. – Sabin będzie… Amun syknął, nim zdążył się powstrzymać. Nie! Strider zamrugał szybko, zmieszany. Nie. Zamigał po raz drugi. Nie wspomnisz o tym Sabinowi. Ledwie powstrzymywał się przed dodaniem, nigdy. - Amun, wiesz, że nie mogę. Jeszcze nie teraz. Nie wspomnisz o niej teraz. Amun wybrał Sabina na swego przywódcę, kiedy mieszkali w niebiosach, chociaż to Lucien był och przywódcą. Nikt nie był takim strategiem jak Sabin. Nikt też nie był tak dziki. Nikt nie był bardziej stworzony do wykonywania brudnej roboty. Po tym jak otwarli Puszkę Pandory i zostali przeklęci, zepchnięto ich na ziemię. Wtedy to połowa z nich poszła za Lucienem. Druga połowa, zdecydowała się pójść za Sabinem. Amun nie zmienił swego zdania. Nie rozstał się z Sabinem, gdyż nikt, nie zaangażował się w wojnę z łowcami, równie mocno jak Sabin. Dziś po raz pierwszy od setek lat, pożałował tamtej decyzji. Amun często pomagał przyjacielowi torturować więźniów, by uzyskać informacje. Tyle, że nie cieszył się ich krwią i krzykami, jak Sabin. Znano go z tego, że robił to, co konieczne, by mogli przetrwać. Głęboko w kościach wiedział, że nieważne co powie. Sabin w chwili kiedy odkryje prawdziwą tożsamość Haidee, wkroczy do ich pokoju i spokojnie, bez żadnych obaw, pozbawi ją dumy, a jej umysł spokoju i woli życia. - Nie mam zamiaru ukrywać tego przed nim, Amun. – Strider powiedział. W jego głosie nie było żadnych emocji. Jego głos, był martwy, wyprany z wszelkich uczuć. Daj mi choć jeden dzień z nią. Dzień to za mało zrozumiał w następnej chwili. Nie, ponieważ pragnął jej. Och, tak pragnął jej. Bardziej niż powinien. Bardziej niż pożądał kogokolwiek innego. Nie zamierzał zaprzeczać temu faktowi. Nigdy wcześniej nie postawił nikogo ponad swoich przyjaciół, a zwłaszcza swojego wroga. Nie, dzień to będzie dla niego za mało, ponieważ nazywała go swoim kochaniem, a on tak strasznie chciał, by to była prawda. Przejechał dłońmi, po obrzmiałej twarzy. Ta pieszczota powinna zadać mu ból, zmniejszyć jego pragnienie. Tak się jednak nie stało. Musiał ją chronić, pomyślał. Przed
Sabinem. Przed nimi wszystkimi. Ona była odpowiedzialna, za powrót Amuna do zdrowia. Dlatego musiał trzymać ją w ukryciu jeżeli miał ją trzymać z daleka o innych, choćby tylko przez krótki czas, potrzebował określić ściśle pewne reguły. Jak chociażby żadnego wspominania, jak słodko leżała w jego ramionach,. Żadnego też więcej taplania się w jej cieple. I żadnego więcej całowania. Pierwszy raz miał być tym ostatnim razem. Nieważne jak soczyście smakowała, nieważne jak namiętnie rozkładała się przed nim. Nieważne jak bardzo tęsknił by utonąć w jej wnętrzu., by ślizgać się w niej, najpierw powoli, potem coraz szybciej, wpędzając ich oboje na sam szczyt. Gówno, nie przypuszczał, że tak bardzo będzie za nią tęsknił i psiakrew nie sądził, że tak bardzo jej pragnął. - Czego chcesz? Dnia? – Strider zażądał. – Jeden dzień nic nie zmieni. Poza tym Sabin nie zamierza jej zabić, wie, że ona jest odpowiedzialna za twój powrót do zdrowia. Sabin torturowałby ją. Amun zaś prędzej pieściłby swojego wroga, nawet jeśli był odpowiedzialny za śmierć Badena. Musiał to uczciwe przed sobą przyznać, może też dlatego, że łagodziła obrazy w jego głowie i ciemność w jego duszy. Był samolubny, tak. Kolejny powód, by jeszcze bardziej się znienawidzić. Ale nawet to nie mogło go powstrzymać. Kolejny powód by nienawidzić siebie? Amun zadumał się. Nie miał zamiaru nienawidzić siebie i nigdy wcześniej tego nie robił. Nie cierpiał wielu rzeczy, które był zmuszony robić, podczas swego nieznośnie długiego życia , ale nienawidzić? Nie. W przeciwieństwie do innych wojowników, nie żył przepełniony poczuciem winy z powodu swojej przeszłości. Zabijał niewiniątka? Tak. Równał miasta z ziemią? Tak. Ale był marionetką, w rękach swego demona. Demona, który pociągał za sznurki. Więc jak miał siebie winić za to? Ponieważ powinien być silniejszy? Tak uważali niektórzy spośród jego przyjaciół. Nie on. Nikt nie był wystarczająco silny by powstrzymać te demony. Ponieważ pomógł otworzyć Puszkę Pandory i zasłużył sobie na karę wiecznego potępienia? Prawie wszyscy Lordowie tak uważali, ale Amun tak nie myślał. Każdy popełniał błędy, a to był jeden z nich. Zapłacili już za tamten błąd. Teraz należało im się trochę odpoczynku.. A co z Haidee? Zdumiał się. Czy jej błąd też zostanie wybaczony? A może ona już zapłaciła za swój błąd? Jego szczęka zacisnęła się. Zignorował tamto pytanie, skupiając się na tym co w danej chwili było dla niego najważniejsze. Nie pozwoli, by wpadła w ręce Sabina. Kiedy nadejdzie odpowiedni moment Amun po prostu wywiezie ją z fortecy. A kiedy już raz odejdzie, nikt nie będzie w stanie go znaleźć. Jego demon mógł zrobić o wiele więcej niż kraść wspomnienia. Mógł dotrzymywać sekretów. Przekręcając ludzkie wspomnienia, nim w ogóle zostały stworzone. Jeśli Amun chciał zniknąć na zawsze, mógł zniknąć na zawsze. Mógł ukryć gdzieś Haidee, do czasu, aż nauczy się kontrolować nowe demony zamieszkujące jego ciało. A potem…potem, zupełnie nie wiedział, co miałby z nią zrobić. Przywrócić ją z powrotem? Taką miał nadzieję. Zrobi to co będzie trzeba. Modlił się za to. Ponieważ jeśli nie znajdzie odpowiedzi, których potrzebował, będzie związany z
Haidee na zawsze, niszcząc własnych przyjaciół. Plus, planował porozmawiać z Haidee. Muszę więcej dowiedzieć się na temat jej wpływuna mnie. - Z kogo próbujesz zrobić durnia? Z siebie, czy ze mnie? Oboje wiemy, że to kłamstwo. Nie myślisz w tej chwili mózgiem, mój przyjacielu. – Ostatnie słowa były warknięciem, Strider wyraźnie już tracił cierpliwość. – Chcesz ją pieprzyć i tyle. Cóż, Amun również osiągnął swój kres wytrzymałości. Oboje również wiemy, że ty też niemyślisz swoim mózgiem. Przez jedną krótką chwilę błysk zdziwienia odmalował się na twarzy Stridera, nim wojownik na nowo przybrał maskę obojętności. – Trzymaj się z dala o mojej głowy. Kontroluj swoje myśli, Amun zamigał. Wiem, że jej pragniesz. Teraz chcę usłyszeć jak siędo tego przyznajesz. Strider zazgrzytał zębami. – Świetnie. Pragnę jej. Ale nie mam zamiaru nic z tym zrobić. Nie mam zamiaru pozwolić, by to powstrzymało mnie przed wygraniem naszej wojny. – Przynajmniej nie próbował zaprzeczyć własnym uczuciom. – Czy możesz powiedzieć to samo o sobie? Amun tylko podniósł wysoko podbródek. Nie mogę nic powiedzieć. - Zabawne. Nie to miałem na myśli i doskonale o tym wiesz. Cóż tylko tyle ode mnie uzyskasz. - Świetnie, - Strider warknął wstając. – Odchodzę nim uda ci się sprowokować mojego demona. Masz swój dzień, ale gdybym był tobą, byłbym bardziej ostrożny. Przygotowany. Ale być może to ciebie się nie tyczy. Być może ty nawet chcesz umrzeć. Tak, widziałem, co sam sobie robiłeś. Ale wiesz co? Ani przez jeden moment nikt spośród nas nie był przygotowany na twoją utratę. Więc pomyśl o tym, zanim zaryzykujesz swoje życie dla naszego wroga, okej? Rozdział X Dwie sekundy po ty, jak Strider zabarykadował się w swojej sypialni, trzymał w dłoni telefon i pisał do Luciena. Sytuacja powoli zaczynała go już przerastać, limit idiotycznych sytuacji wyczerpał już dawno. Przy fortecy. Przyjdź po mnie. Teraz. Dobrze było mieć przyjaciele, który mógł się przerzucić w każde miejsce, samą tylko myślą. W ciągu pięciu sekund, jego przyjaciel zmaterializował się kilka stóp od niego. Lucien dyszał, jak gdyby ładował właśnie stos skrzyń. Krople potu pokrywały cały jego tors. Grzywa jego ciemnych włosów, opadała na pobliźniony policzek. Był bez koszuli. Jego motyli tatuaż zajmował całe jego lewe ramię. Jego rozpięte spodnie, ledwie wisiały na biodrach. Jakby tego było mało ogromne napięcie promieniowało z faceta. - Co na piekło wyprawiasz? – Strider zapytał. Zdążył już wyciągnąć broń i mógł łatwo zranić przyjaciela. Dobrze, nie zraniłby go.
Jedna z czarnych brwi Luciena podjechała wysoko do góry. – A co na piekło, wydaje ci się, że robiłem? Ok., Więc Lucien i Anya byli w łóżku. Przez jedną chwilę Strider przypomniał sobie jak zareagował, kiedy zobaczył Amuna i Haidee w łóżku, razem. Ale tym razem było gorzej. Przez swój sms zablokował koguta dozorcy demona Śmierci. Prawie. – Czy ktoś, kiedykolwiek powiedział ci, że nie powinieneś sprawdzać swoich wiadomości, gdy figlujesz w łóżku. - Tak. Anya, i uwierz mi, będzie kazała mi za to zapłacić. – Jego głęboki baryton był bardzo rozbawiony i podniecony, na myśl o łagodzeniu gniewu swojej kobiety. - A poza tym, nie ważne co robię, zawsze odbieram swoje wiadomości. Szczególnie, kiedy martwię się swojego przyjaciela pozostawionego w domu z kontyngentem aniołów, zwłaszcza, kiedy jeden z moich ludzi jest chory albo, kiedy łowca mieszka w moim domu. Sprawdzam nawet, kiedy nie otrzymuję wiadomości. Więc. Co się stało? Dlaczego mnie wezwałeś? Z Amunem dobrze? Strider wepchnął głębiej swoją 22 do kieszeni. – Z Amunem dobrze. Lepiej. To mój problem. Muszę wziąć sobie wolne na jakiś czas. Dla jego własnego zdrowia, ale przeważnie dla bezpieczeństwa Amuna. Amun podniósł kruche ciało Haidee i przytulił do swoich poranionych ramion. A potem zaniósł ją do swego łóżka. Ostrożnie położył się obok niej. Strider sądził, że przyjaciel nie zdawał sobie z tego sprawy, ale przez całą ich rozmowę delikatnie głaskał tę kobietę, jakby ta potrzeba na stałe wrosła w jego duszę. Wyzwanie zaczęło podnosić się z Striderze. Dla Haidee, przeklętej łowczyni. Gorzej, przeklętej zabójczyni. Chciał wygrać ją od Amuna i zażądać jej dla siebie samego. W jego umyśle zalęgła się potrzeba silniejsza niż wszystko „ moja, nie będę się nią dzielić”. Jeśli Strider tu zostanie, w końcu podda się. Nie będzie w stanie się temu oprzeć. Demon zadręczy go i w końcu będzie walczyć ze swym przyjacielem, ponieważ nie będzie już żadnej siły by go przekonać, by odpuścił to wyzwanie. A potem się znienawidzi. Nienawiść. Hu.. nigdy wcześniej siebie nie nienawidził. Jeżeli już, to lubił siebie, może nawet aż za bardzo. Raz nawet pewna kobieta oskarżyła go, że wykrzykuje własne imię kiedy szczytuje. Nie zaprzeczył temu, jednak następnym razem, kiedy spali ze sobą, upewnił się, że na pewno będzie wołała Strider w odpowiednim momencie. Cóż, kobieta nie doceniała jego poczucia humoru, i to był przysłowiowy gwóźdź do ich związku. Zresztą żył zbyt intensywnie, był zbyt wypaczony, zbyt wymęczony, by móc wiązać się kimś na dłużej. Ale co z tego. Bardziej lubił wzbudzać grodzę. Ktoś, kto nie był w stanie zobaczyć, jak bardzo był inteligentny, nie był wart, by być z nim, w każdym bądź razie. Haidee, chociaż… ona mogłaby go zrozumieć. Z jej siłą woli, jej odwagą, jej nieposkromioną duszą, mogli do siebie pasować. To kluczowa postać w zabójstwie Badena, a ty ciągle o niej myślisz. Upomniał sam siebie. To nie miało żadnego znaczenia dla Amuna. Dlaczego miałoby mieć dla niego jakieś znaczenie? Cholera! Nienawidził tej myśli.
Nienawidził. Słowo ponownie pojawiło się w jego słowniku. -…słuchasz mnie? – Lucien zapytał z rozdrażnieniem. - Przepraszam, - zaszemrał. – Powtórz. Wzdychając, Lucien ruszył ku łóżku i usiadł na jego krawędzi. Spojrzenie Stridera powędrowała za przyjacielem, rozpoznając mało przyjazne szczegóły po drodze. Nie sprzątał już od kilku dni, zbyt zajęty dbaniem o Amuna. Dlatego też jego ubranie walało się wszędzie, a słuchawki ipoda zwisały smętnie na nocnym stoliku, zawinięte wokół jego lampy. Jak na piekło się tam dostały? Och tak. Rzucił je ponad swym ramieniem, nie troszcząc się, gdzie upadną. - Torin pisał do mnie, że Amun czuje się lepiej, ale psiakrew, - Lucien warknął, jeszcze raz odciągając go od swych myśli. – Wystraszyłeś mnie tak, że pewnie postarzałem się o dziesięć lat. - Nie ma za co. Wieczność to trochę za długo, nieprawdaż? - Nie kiedy jesteś z właściwą kobietą. Strider poczuł uścisk zazdrości w żołądku, „właściwa kobieta”. Psiakrew, czy do reszty zgłupiał, zazdroszcząc każdemu. - Gadaj, - Lucien powiedział. – Pozwól sobie pomóc, cokolwiek to jest. - Nic, o czym warto by gadać. – Potrzebował zapomnieć o Haidee. Zatracić się w innej kobiecie, w jej cieple i wilgotności, w jej ciele. Idealna kobieta. Najlepiej ktoś bardzo niedoświadczony, chociaż nie dziewica. Ktoś, dla kogo musiałby tylko poruszać tyłkiem i zapewnić sobie wygraną. – Potrzebuję odpoczynku, to wszystko. - Wezwałeś mnie TERAZ, bo potrzebujesz przerwy? - Tak, ty wydajesz się być na wakacjach od tygodni. Niech ktoś inny ma trochę uciechy. Ciężka cisza zaległa pomiędzy nimi. Lucien przyglądał mu się uważnie. – Dobrze. Zabiorę cię, gdziekolwiek zechcesz. Ale dla dobra Torina musi cię najpierw ktoś zastąpić. On nigdy by się do tego nie przyznał, i pewnie nawet by temu zaprzeczył, ale potrzebuje pomocy tu w fortecy. Bogowie, jakże kocha swoich przyjaciół. Lucien nie zamierzał wypytywać go o nic więcej. Zamierzał tylko dać mu to czego Strider chciał - Ja…sam by to zrobił, Lucien kontynuował. – Ale jestem zajęty. Nie byłem na wakacjach, jak ci się wydaje. Chronię Klatkę Przymusu przed Rheą, w miejscu, gdzie nie może jej dosięgnąć. I nie mogę ci powiedzieć, gdzie to jest. Torin prosił bym nic nikomu nie mówił, tak długo, jak łowca jest w fortecy. Klatka była jednym z czterech artefaktów, niezbędnych do odnalezienia Puszki Pandory. Strider wiedział, że to nie był jedyny powód, dla którego Lucien nie chciał wrócić do fortecy. Królowa bogów, była wściekła, a Lucien nie chciał, by jego Anya znalazła się w pobliżu jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. Strider mógł tylko na to przytaknąć. – William jest tutaj, - powiedział. – On może… Lucien potrzasnął głową. – On jest bezużyteczny. Zbyt łatwo się nudzi, by na nim polegać. Zapomni o wszystkim, co ci obiecał, byle tylko znaleźć chwilkę i wyrwać się do miasta na małe co nieco…
Małe co nieco, tyczyło się kobiet, które chciał przelecieć. – Jest spokrewniony z Lucyferem, to, co coś znaczy. - Uwierz mi. Wiem z kim jest spokrewniony. –Lucien odpowiedział sucho. – To nie zmienia niczego. - Tak, ale on jest silny. Nikt nie będzie chciał jadać w towarzystwie… Lucien ponownie potrząsnął głową. – Nie. Jak powiedziałem, na niego nie można liczyć. Najpierw myśli o sobie, potem, jeśli w ogóle, o innych. - Wiem, - William nie był dozorcą demona. Był bogiem sam dla siebie, spędził lata zamknięty w Tartarze, więzieniu dla nieśmiertelnych, sypiając z nieodpowiednimi kobietami. Z sektami, tak naprawdę. Spał nawet z Herą, żoną króla bogów, za co został pozbawiony kilku swoich niezwykłych zdolności. Ale czego te zdolności się tyczyły, nigdy im nie powiedział. Strider lubił tego faceta, nawet jeśli, tak jak Lucien twierdził, był zapatrzony tylko w siebie. Nawet jeśli bez mrugnięcia okiem mógł ci wbić nóż w plecy, lub raczej w żołądek, jak tego doświadczył Lucien. Gość mojego rodzaju, zadumał się Strider. A skoro William nie był tutaj mile widziany, to może odszedłby razem z nim? Strider Zrobił mentalną notatkę, by pogadać z kumplem. Tak. Kto w takim razie pozostawał, by chronić fortecę? – Kane i Kameo, powiedział kiwając głową. – Katastrofa i Niedola. – Od kiedy z Amunem jest lepiej, mogą wrócić, gdziekolwiek są. Lucien pomyślał przez chwilę, poczym pokiwał w końcu głową. – Dobrze, powiedział. – Zdecydowane. - Jeszcze jednak rzecz. Potrzebuję ciebie, by skontaktować się z Sabinem. – Strider starał się mówić rzeczowo i spokojnie. – On musi wrócić, by spotkać się z łowczynią na osobności. Ale nie dzwoń do niego przed jutrem, okej? Podczas, gdy Torin zawsze pisał, Strider wzywał osobiście Luciena i Sabina i zdawał im relację ze zdrowia Amuna. Jedyne, czego im nie powiedział, to że łowczynią, była Haidee. Nie wiedział, czemu tego nie zrobił. Chciał to zrobić, już wiele razy, ale słowa same, jakoś zamierały na jego ustach. Jedyne co wiedział, to że nie powie im tego. Jeszcze. Tylko, że podobnie do niego, ledwie na nią spojrzą, odkryją całą prawdę. I kiedy to się stanie, Strider nie będzie już za to odpowiedzialny i nie straci zaufania Amuna. Tylko tyle, mógł zrobić, by chronić Amuna przed morderczymi zapędami tej suki. Gówno. Znowu zalała go potrzeba, by iść do pokoju Amuna i zrobić jej coś bardzo złego. Wygraj? Porażka zapytała. Och nie. Nie idziemy tam. - uznaj to za załatwione, - Lucien powiedział. - Dobrze, - odpowiedział, przeczesując ręką włosy. – Ponieważ ja naprawdę potrzebuję tej przerwy. Jeszcze raz Lucien nie zadał żądnych pytań. Tylko skinął głową. – Spakuj się, a ja tymczasem przerzucę naszych szczęśliwców z powrotem do domu. - Nie mam, czego pakować. – Miał broń, czyli to co najważniejsze.
Po raz pierwszy od kiedy zaczęli rozmawiać ,wargi Luciena rozchyliły się w uśmiechu. – Już dwa razy powiedziałeś, że potrzebujesz przerwy. Oboje wiemy , że nic nie zmieni się za dzień lub dwa. Nadal będziesz rozdrażniony i zmęczony. Tak więc chcę, byś zniknął na co najmniej dwa tygodnie i to nie jest prośba. Więc nie licz na wcześniejszy transport. Pakuj się więc. Śmierć nie czekała na odpowiedź Stridera. Po prostu zniknęła. Strider spakował się. William, jedyny palacz, jak te gnojki go nazywały, leżał na łóżku, podparty poduszkami. Przykrycie, okrywało jego nogi i talię, gardził nim. Tyle, że nie mógł go zrzucić, od kiedy młoda Gillian Shaw, zwana Gilly, lub też małą Gilly, siedziała obok jego łóżka. Była na tyle dojrzała, że mogła nazywać się dorosłą, w ludzkim pojęciu, chociaż miała dopiero siedemnaście lat. Siedziała przy jego łóżku, przygniatając go swoją obecnością, troszcząc się o niego i niepokojąc go. Zrobił wszystko, co był w stanie, by ją zniechęcić. Powiedziała, że nie chciałaby chodzić z facetem, który pali, więc on natychmiast zaczął to robić. Nawet teraz wypuszczał ze swoich ust obrzydliwą chmurę białego dymu, wydmuchując ją prosto w jej twarz. Zakaszlała delikatnie. Tragiczne, ale dym nie zdołał zmniejszyć jej urody. Duże szerokie oczy, swoim kolorem przypominały mu tabliczkę czekolady. Ostre kości policzkowe, podkreślały jej namiętność, do której zapewne była stworzona. Nos chochlika nieznacznie zadarty dopełniał całości. Bujne różowe wargi. A co najważniejsze to bujna kaskada włosów, opadająca jej na czoło. Z westchnieniem, zgasił końcówkę papierosa o popielniczkę. Być może był już czas, by zaczął pić? - Liam, - powiedziała miękko. Przezwisko, jakie mu wymyśliła. Zwrot, za który zabiłby każdego innego. Być może właśnie dlatego, że to ona go wymyśliła, pozwalał jej na to. Usiadła obok niego. Jej biodro, gorące, kobiece, przycisnęło się do niego. – Mam do ciebie pytanie. - Pytaj. – Nie potrafił jej niczego odmówić. Poza romansem. Nie tylko dlatego, że była zbyt młoda, ale ponieważ bardzo ją…lubił. Tak. To dopiero było szokujące. William, pan doskonały, przyjaźnił się z inną kobietą, niż Anya. Świat powinien się skończyć. Ale pod wieloma względami Gilly, była jego najlepszą przyjaciółką. Kiedy wrócił z piekła, niezdolny, by zająć się sobą, ona troszczyła się o niego. Przynosiła mu żywność, znosiła jego ponury nastrój, kiedy ból stawał się nie do zniesienia, a umysł był zbyt zmęczony, by jasno się wyrażać. Jeśli, lub kiedy Gilly osiągnie dojrzałość, może okazać się na tyle głupcem, że odważy się jej dotknąć i zniszczy ich przyjaźń. Otrzeźwiałaby od razu, rozumiejąc, jakim rodzajem faceta był. A on nie chciał jej rozczarować. Zasłużyła sobie na mężczyznę, który dałby jej cały świat. Jedyno, co William mógł jej dać, to ból. Więc miał się teraz nie angażować? Piekło nie. Nie teraz i nie później. Nie pozwoliłby sobie na skrzywdzenie jej. Nigdy. Bywał różny: flirciarzem, mordercą.
Zrogowaciały, czasami okrutny, mroczny, choć nikt w fortecy o tym nie wiedział, bywał też zawsze samolubny. Ale jej małe, krótkie życie, nigdy nie było łatwe. Była wykorzystywana seksualnie, i psychicznie. Uciekła z domu, żyła na ulicy, zajmując się sama sobą, kiedy jej bliscy powinni zapewnić jej bezpieczeństwo. Kiedy Danika i Reyes, dozorca demona Bólu połączyli się, przywieźli ją ze sobą. William od razu ją polubił. Potrzebowała kogoś, kto by się nią opiekował i William zdecydował się być tym kimś. Aż do tej pory. Co oznaczało, że musi zniszczyć tych, co zniszczyli jej niewinność. A potem znaleźć jej faceta, który będzie ją kochał. Co oznaczało, że musiał jej się opierać. To była ciężka walka. Ledwie się oparł , tonąc w jej spojrzeniu. Ona jednak znalazła w sobie dość odwagi, by zadać pytanie. – Jesteś przeklęty przez bogów, ale nie wiem jak jesteś przeklęty. Próbowałam czytać twoją książkę. Anya mi ją pożyczyła. Mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko temu, chociaż te strony były dziwne. Przedmiot, którego nienawidził bardziej niż czegokolwiek. Jego przekleństwo. Jedyną osobą, z którą kiedykolwiek dyskutował o swym przekleństwie, była Anya. I zrobił to tylko, dlatego, że byli sąsiadami w więziennej celi w Tartarze, a on potrzebował coś robić, by zabić czas w więzieniu. Kiedy później uciekli, popełnił błąd pokazując jej książkę i tłumacząc wszystko dokładnie, jak również pokazując jej jedyną szansę na ocalenie. Nie powinien się dziwić, że niegrzeczna bogini, ukradła mu książkę, ani że darła jej karty ilekroć wzbudził jej obrzydzenie. Nie powinien być też zaskoczony, że pozwoliła Gilly zerknąć do środka. Anya podobnie jak reszta, otaczała Gilly swoją opieką. Ale psiakrew, jego sekrety należały tylko do niego. - Liam? Opieranie się nie miało żadnego sensu. I bogowie, ależ był patetyczny. Czyżby nawet nie próbował walczyć? Chore. – Książka jest napisana kodem, - wyjaśnił. Karuzela zafundowana mu przez pieprzonego Zeusa. „Twoje zbawienie i przekleństwo”. Musiał znaleźć klucz do tego kodu. To było tam wewnątrz księgi, wiedział o tym, choć bał się tego. Jak niczego obawiał się złamać kod i rozszyfrować swoje przekleństwo. - Tak, ale, w jaki sposób zostałeś przeklęty? – Zapytała ponownie. Nie powinien jej tego mówić. Wiedział, co zamierzała. Znaleźć sposób, by go ocalić. Nadal. Powinna znać prawdę. Być może wtedy ostatecznie odsunęłaby się od niego. - Wiem tylko tyle, że kobieta, w której się zakocham, zdradzi mnie. – Zacisnął wargi razem. Kobieta, w której się zakocha zdradzi go dla całego zła, jakie powołał do życia. A stworzył wiele potworów. Ale tego nie miał zamiaru jej mówić. – Ona zabije mnie, dokończył. Co również było prawdą. Jej oczy rozszerzyły się, kiedy spojrzała na jego twarz. – Nie rozumiem. - Przekleństwo nie dotyczy całkowicie mnie. Dzielę je z tą kobietą. – Kimkolwiek ona jest. – Kiedy tylko się w niej zakocham, ona straci rozum. Będzie tylko myśleć o mojej zgubie, aż doprowadzi do tego. Kolejny żart, cholernego króla. Gówno. Inna rzecz, że teraz Zeus sam był więźniem.
William nigdy nie kochał i nie zamierzał nigdy się zakochać. W jego sercu było miejsce tylko dla jednej osoby. Dla niego samego. - Nigdy bym ciebie nie zraniła, - Gilly powiedziała miękko. I zanim zdążył wymyśleć, co powinien teraz powiedzieć, dodała. – Cofnijmy się trochę, okej? Książka zawiera wskazówki jak cię ocalić, tak? A ją? - Być może. – Łagodnie zachrypiał. – Nawet o tym nie myśl, cukiereczku. Przekleństwo związane jest z krwią, a to oznacza, że jedno z nas musi umrzeć. Jeśli ja ocaleję, to ten, kto mnie ocali, będzie musiał oddać za mnie życie. To nie może się stać. Rozumiesz? Nic nie powiedziała, ale też nie zaprzeczyła. Wyraz jej twarzy również się nie zmienił. To go przestraszyło. Myśl, że nawet śmierć nie mogła jej odstraszyć. Myśl, że wizja jej śmierci tak go przeraziła. Ostrzej niż zamierzał powiedział. – Bądź dobrą dziewczynką i idź trochę odpocząć. Masz sińce pod oczami, a ja bardzo tego nie lubię. W końcu. Reakcja. Jej usta zacisnęły się w wąską linię, którą tak dobrze znał i kochał. Upór. Kogokolwiek Gilly kiedyś wybierze, facet będzie miał z nią pełne ręce roboty. Biedny gnojek. Szczęśliwy gnojek. Martwy gnojek. William mógłby go zabić. W każdej chwili, dla zabawy. Nie, nie wolno, mu tak myśleć. - Nie jestem małą dziewczynką, - zaskrzypiała. – Więc przestań mnie tak traktować. - Jesteś małą dziewczynką, - powiedział przewracając oczami. Była, fakt. Wysunęła język, pokazując mu co o nim myśli. - Chłopcy w mojej szkole tak nie myślą. Nie zareagował na widok jej języka, ani na jej prowokacyjne słowa. – Chłopcy w twojej szkole są głupi. - Być może. Ale oni chcą mnie całować. Wściekłość momentalnie ścisnęła mu pierś. – Lepiej ich nie zachęcaj, mała dziewczynko, ponieważ zrobię im krzywdę, jeśli którykolwiek tylko spróbuje czegoś z tobą. Jesteś niegotowa na tego rodzaju stosunki. - I przypuszczam, że to ty będziesz decydować, kiedy będę gotowa? - Dokładnie. – Uśmiechnął się z przekąsem. – Tak naprawdę, kiedy dojdę do tego, że jesteś już wystarczająco dorosła poinformuję cię o tym. Do tego czasu, trzymaj swoje wargi razem, albo pożałujesz tego. - Czyżby? I mam czekać na twoje wskazówki, co? – Rzuciła gniewnie. – A jaki wiek jest twoim zdaniem wystarczająco zadowalający, co? I dlaczego wydaje mi się, że słuchając ciebie mogę tego pożałować? Mądrzejszy facet trzymałby usta zamknięte. – Trzy setki co najmniej. I wierz mi nie chcesz wiedzieć. - Po pierwsze jestem człowiekiem, - wrzasnęła. – Nigdy nie będę tak stara. - Wiem. – I wcale nie podobał mu się ten fakt. Mogła dożyć osiemdziesiątki, tylko jeśli wcześniej nie wpadnie pod samochód, albo nie zostanie zabita przez łowców. Psiakrew. Cholera jeśli panował pozostać tutaj na dłużej z Lordami, i walczyć w ich armii, będzie musiał mieć na nią oko. Gówno, będzie miał pełne ręce roboty.
- Po drugie, wcale się ciebie nie boję… A powinna się bać. Rzeczy które czynił przez lata…Rzeczy, które zrobi w najbliższych latach…- Zapomnijmy na razie o strachu. Dla twojej informacji, jesteś tylko słabym człowiekiem. A to kolejny powód, byś poszła odpocząć. – Lekko zepchnął ją z łóżka. – Idź, już stąd. Uderzyła o podłogę, natychmiast jednak zerwała się na nogi. Posłała mu długie spojrzenie. Pozwolił jej na to, doskonale wiedząc, co zobaczyła. Ciemnowłosego faceta, który złamał więcej serc niżby zdołał policzyć. Modlił się, by ona podobnie jak wszystkie inne przed nią, nigdy nie odkryła, że jego serce jeszcze nigdy nie zostało zdobyte. Nie chciał by patrzyła na niego, jak na wyzwanie, jak na kogoś, dla kogo warto zaryzykować. Jego telefon zabrzęczał, przerywając ciszę i oznajmiając, nadejście informacji. Spojrzała na telefon, a potem na niego. - Idź, powiedział z naciskiem. - Świetnie, - Warknęła wychodząc z pokoju, zostawiając Williama samego, z uczuciem pustki w sercu. Psiakrew pomyślał znowu. Kolejny sygnał zabrzęczał. Wypchnął Gilly z umysłu i chwycił mały czarny przedmiot, by przeczytać wiadomość. Strider pytał, „interesują się wakacje dla dwóch osób?” William parsknął odpisując, „romantyczna wycieczka dla dwóch osób? Wybacz, ale nie jesteś w moim typie. Kilka sekund minęło, nim nadeszła kolejna wiadomość. „Pieprz się. Jestem w typie każdego. Więc wchodzisz w to, czy nie? Ponieważ myślę o zaszyciu się w jakimś pierdolonym miejscu, gdziekolwiek by ono nie było. A ty byłbyś ekstra bagażem. Opuścić fortecę? Zostawić Gilly, jej mrok i piękne oczy? Odejść nie dając jej żadnej nadziei? To nie było coś, co mógłby jej zrobić. Odejść rezygnując z jej dociekliwych pytać i czułego dotyku? „Czy ktoś zostaje, by pilnować fortecy?” – Równie mocno jak chciał uciec, nie mógł zostawić jej bez pomocy. „ Kane i Kameo wracają. Ostatnia szansa. Wchodzisz, czy nie? Tym razem się nie zawahał. „Wchodzę”. „Wiedziałem, że nie możesz się mi oprzeć”. – Strider napisał. „Bądź gotowy za 5 minut”. Taa. „Lepiej za 10. Chcę zrobić sobie dla ciebie ekstra fryzurę. Wiem jak bardzo to lubisz. Strider: „Dupek”. Prychnął czerpiąc więcej zabawy z drażnienia Stridera niż z czegokolwiek innego w ostatnim czasie. „Wpadniemy gdzieś, nim zaczniemy się bawić? Strider: „Gdzie?” „Do pewnej małej miejscowości. Jedyne co musisz wiedzieć, to że planuję tam zabić rodzinę Gilly. Chciał już to zrobić, od bardzo dawna, ale mała wycieczka do piekła zmieniła jego plany. Demony, tam na dole prawie zjadły mu rękę i głupia kończyna dopiero teraz się zagoiła. Plus, że Amun obiecał pójść z nim i zdradzić Williamowi wszystkie najgłębsze sekrety mamusi i ojczyma Gilly, tylko po ty, by Will mógł uczynić ich drogę ku śmierci jeszcze bardziej przerażającą. Tylko, że Amun ciągle jeszcze był nie w formie i William już znudził się czekaniem. Strider: „Wchodzę. Ale teraz to już masz tylko 8 minut na wyszykowanie
włosków”. Strider był próżnym facetem, ale nie pytał dlaczego ani jak. William zrzucił okrycie i wstał, w myślach robiąc listę niezbędnych rzeczy do zabrania. Kilka ostrzy, ząbkowanych i nie, bat z dziewięcioma rzemieniami i torba z żelkami. Bogowie, ależ zapowiadała się dobra zabawa. Rozdział XI Haidee rozkoszowała się w znajomym cieple, kiedy sen przybrał realny kształt. Światło księżyca otaczało ją, stojącą na werandzie, patrzącą na staw. Świetliki unosiły się dookoła, niczym upadłe gwiazdy. Chłodny wietrzyk burzył jej misterną fryzurę i marszczył jej lawendową suknię ślubną, falującą wokół jej kostek. Ledwie mogła uwierzyć, że ten dzień w ogóle nastał. Solon faktycznie ją poślubił. Po trudnym początku i burzliwych zalotach, przysiągł kochać ją i wielbić przed całą jej rodziną i przyjaciółmi. Mimo, że był potężnym panem, synem potężnego rodu, a ona była biedna. A przecież mógł ją po prostu zatrzymać jako niewolnicę. Ale takie rozwiązanie było dla niego nie do przyjęcia, tak mówił. Nawet po jego śmierci. Z tego jednego powodu mogłaby się w nim zakochać, gdyby już od dawna go nie kochała. Był starszy od niej o szesnaście lat, nie mniej jednak silnie zbudowany. Widziała w nim tylko jego dobroć, nigdy nie podniósł na nią ręki w gniewie, nawet jeśliby sobie na to zasłużyła. Nigdy też nie pozwolił swoim gościom pastwić się nad nią. Zaczął się o nią troszczyć, wkrótce po tym, jak ją kupił na targu niewolników, jakieś jedenaście lat wcześniej. Była wtedy dzieckiem, zrozpaczonym po stracie rodziny, przerażonej swym nowym losem, odrętwionej dziwnym zimnem, które już nigdy jej nie opuściło. Zimno, które ratowało ją przed gwałtem, tak wiele razy. Większość bowiem mężczyzn nie mogła zmusić się by ją dotykać. Być może właśnie dlatego Solon nigdy nie żądał od niej seksualnych przysług w zamian za jego dobroć. Przynajmniej tak uważała. Aż do tamtego dnia, przed sześcioma tygodniami, kiedy to poprosił ją o rękę. - Czy jesteś zdenerwowana, mój cukiereczki? – Znajomy głos zapytał. Odwróciła się, serce zaczęło jej walić jak szalone. Leora, jej przyjaciółka, a od tego dnia bardziej służąca. Leora miała szare kręcone włosy, okalające jej pomarszczoną wiekiem twarz. Nosiła na sobie taką samą workowatą suknię, jak Haidee, kiedy jeszcze była służącą. Jeśli Leora tutaj przyszła, oznaczało, że nadszedł jej czas. A to oznaczało, że jej mąż wezwał ją, by przyszła do niego. Jej mąż. – Kocham, kiedy mówisz do mnie w ten sposób, - powiedziała szczerze. – Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak dawniej mnie nie lubiłaś. – Nikt jej nie lubił. Tak naprawdę, to nikt inny nigdy jej nie lubił. - Nie. Ale to się wkrótce zmieni, prawda? Tak. dokładnie tak jak z Solonem. – Tak właśnie będzie. I tak. jestem zdenerwowana, ale podniecona również. W końcu miała możliwość pokazać Solonowi jak bardzo jest mu wdzięczna. Leora wygięła brew w łuk. – A czy wiesz, co mężczyzna robi swojej żonie w ich noc poślubną?
- Tak. – Przynajmniej tak jej się zdawało. Trzymała oczy mocno zaciśnięte, kiedy straże na targu gwałcili niewolników. Krzyki… chociaż Haidee je słyszała, sama była równie zagubiona i pozbawiona oparcia jak inni. Walczyła mocno ze swymi łańcuchami, modląc się płacząc i nienawidząc własnego losu. Głęboko w środku wiedziała, że sypianie w Solonem nie będzie takie. Będzie dla niej czuły i cierpliwy. Zawsze był uprzejmy i wrażliwy, łagodził wszelkie obawy, które lęgły się w jej głowie. - W takim bądź razie nie będę cię dłużej zatrzymywać. – Leora powiedziała lekko się uśmiechając. – Twój mężczyzna czeka. Stara kobieta odwróciła się, jej kości skrzypiały, przy każdym ruchu. Wyprowadziła rozmarzoną dziewczynę rozświetlonym korytarzem ku łożnicy jej pana. Alabastrowe kolumny gięły się jedna po drugiej tworząc owalne sklepienie nad wejściem do jej przeznaczenia…bliżej i bliżej. W prawdziwym życiu Haidee krzyczała, płacząc nad losem niewinnej dziewczyny, starając się ją powstrzymać i zatrzymać w miejscu. – Nie! Nie wchodź tam. – Nie wiedziała, co doprowadziło ją do tego punktu wspomnień , ale wiedziała co czekało na nią za tymi drzwiami. – Zatrzymaj się! Proszę, zatrzymaj się! Żadna z kobiet nie poświęciła jej słowom uwagi. Bliżej… Haidee. Ciężki męski baryton wypełnił jej głowę. Jednakowoż twarde ramiona owinęły się wokół jej ciała, nieubłaganie nią potrząsając. Zbudź się. Haidee walczyła z głosem, tak samo jak walczyła ze snem. – Nie! Jej ramiona młóciły, nogi kopały. Jeśli mogła przeszkodzić sama sobie przed wejściem do tamtej sypialni, mogłaby oszczędzić sobie tysiąca lat poczucia winy i bólu. – Nie wchodź tam, proszę! Bliżej… Leora zatrzymała się. Posłała Haidee kolejny słodki uśmiech. W końcu dotarły do drzwi. Leora odsunęła się na bok. Drżąc , i niczego nie podejrzewając, Haidee weszła do … …jakiś zimny płyn… …zaciskała uroczo palce na ciężkiej zasłonie… …stała wyprostowana, na własnych nogach… Nim mogła wejść do pokoju zimna woda uderzyła w nią, mocząc ją od stóp do głowy, przywracając do rzeczywistości. Haidee parskała śliną, strząsając kropelki wody z ust. Trzepocząc powiekami, otwarła szeroko oczy. Zgodnie ze swoim zwyczajem oszacowała natychmiast otoczenie. Stała pod prysznicem. Nieznanym sobie. Obszerna kabina, pozłacane kurki. Spojrzała w dół. Ciągle jeszcze miała na sobie koszulkę, dżinsy i bieliznę, którą dał jej Strider nim skuł ją łańcuchami. Ciągle miała nagie stopy. Ciemne ramię oplatało ją ciasno w tali, utrzymując w pionie.
Zesztywniała, natychmiast zaczęła walczyć. Panika zalęgła się w niej, krew krążyła jak szalona, serce nerwowo waliło. Ale nie ważne, co robiła nie mogła uwolnić się z uścisku tego mężczyzny. Spokojnie. Tylko spokojnie. Wszystko w porządku? Głos Amuna. Ciężki, bezkompromisowy, ale też czuły. To on ją trzymał, zrozumiała. Natychmiast przestała walczyć i zawisła na nim, opierając głowę w zagłębieniu jego szyi. Skoro stał, znaczyło, że się uleczył. Miała ochotę rozpłakać się z radości. Przez ostatnie kilka dni, tkwiła uwięziona tuż obok jego łóżka. Wcześniej jego głupi przyjaciel, zabrał ją od niego i uwięził. Wiele dni przesiedziała w lochu, nie wiedząc co się dzieje, nim w końcu Porażka przyszedł po nią i przyprowadził do niego. Tyle, że stan Amuna, był dużo poważniejszy niż za pierwszym razem. O wiele poważniejszy. Teraz przynajmniej był świadomy. Na szczęście. Teraz ona była wolna. Teraz mogli się dotykać. Jakiś koszmar? zapytał. - Tak, - zmusiła się, by roześmiać, mimo kluchy w gardle. – Jak się tutaj dostaliśmy? – Później. Pomyślała, że to nie możliwe, by zarzekała się kiedykolwiek iż nie może spędzić z nim reszty swoich dni w łóżku, dotykając go i pragnąc by sam ją dotykał. To byłoby zbyt niebezpieczne. I być może tak właśnie myślała, a może nie? Ale nic nie wydawało się być tak realne jak ta właśnie chwila. Tyle, że kiedy jedno z jego ramiona cofnęło się od niej, pisnęła żałośnie. Ku jej zaskoczeniu nie odsunął się od niej, tylko sięgnął do kurków z wodą, chwilę później znowu ją trzymał, a ciepła woda popłynęła na nich silniejszym strumieniem. Powiedz mi o koszmarze, mówił, chwytając brzeg jej koszulki i podnosząc go. Mogła zaprotestować. Zamiast tego podniosła ramiona i pozwoliła, by materiał przesunął się ponad jej głową. Ta chwila była tak nierzeczywista, tak fantazyjna…tak niezbędna, jedyne czego pragnęła to iść dalej tą ścieżką, aż do samego końca. – Zobaczyłam wizję, tę którą wcześniej mi pokazałeś. Tę na werandzie. Myślałem, że to były dobre wspomnienia? Powiedział odpinając jej dżinsy i spychając aż do kostek. Potem podniósł ją do góry i wypchnął materiał poza krawędź brodzika. Została w staniku i samych tylko majtkach. - Zobaczyłam co się wydarzyło później. – Zaśmiała się gorzko. Jedną dłoń zacisnął dookoła jej talii, drugą sięgnął za jej plecy w poszukiwaniu mydła. Po dłuższej chwili, zaczął skrupulatnie namydlać jej skórę. Ale z początku wydawałaś się byćtaka szczęśliwa? Uparcie wracał do tematu, a ona musiała przyznać, że wbrew temu kim lub czym był, nigdy wcześniej przy nikim nie czuła się tak rozluźniona. Nie próbował jej wykorzystać, kiedy już ją rozebrał. Ostrożnie uważając na wszystkie jej zranienia i stłuczenia, mył ją i pielęgnował. - Tak, - powiedziała w końcu. Powiedz mi, powtórzył. Kiedy już jej skóra była wolna od brudu, wmasował szampon w jej włosy. Zapach drzewa sandałowego wymieszanego z parą, natychmiast wypełnił jej nozdrza. Otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale słowa same utknęły w jej gardle. Gdyby
teraz zaczęła mówić, musiałby wrócić myślami do przeszłości, do mroku, do tego dnia, który zmienił całe jej życie i jego. Cała intymność tej chwili wyparowałby w jednym momencie. A ona przecież rozpaczliwie potrzebowała tej chwili, potrzebowała tej ciszy. - Nie, - powiedziała w końcu. – Nie teraz. Później. Proszę. Nasz czas powoli się kończy. - Wiem. Oczekiwała, że będzie nalegał na odpowiedź, ale on tylko zanurzył jej głowę, pod ciepłym strumieniem wody, spłukując szampon z jej włosów. Doskonale rozumiał potrzeby kobiet, bo chwilę później w jego dłoni pojawiła się odżywka do włosów. Wmasował pachnący krew w każde pasmo na jej głowie, po czym znowu starannie spłukał jej włosy. Proszę. Cała czyściutka. - Dziękuję. Nie wyłączył wody, nawet się nie poruszył o milimetr. Po prostu nadal stał, trzymając ją, a silne palce kreśliły zmysłowe koła wokół jej pępka, jego podbródek spokojnie opierał się o wierzchołek jej głowy. Nadal nie próbował jej uwieść. Ani razu nie dotknął jej piersi, jego palce nigdy nie zaplątały się w pobliże jej płci, w miejsce, gdzie skóra stawała się o wiele bardziej wyczulona na dotyk. Rzeczywistość była o wiele lepsza. Ciągle jeszcze próbowała się opierać. Z wielu powodów, których powagę dostrzegała, a także z wielu innych, których jeszcze nie znała nie powinna mu ulegać. Ostatkiem sił jakie miała zmusiła się, by nie podnieść ramion do góry i nie zarzucić mu ich na szyję, nie wczepić dłoni w jego włosy. Resztką silnej woli powstrzymywała się przed pocałowaniem go. Co najważniejsze, on również jej nie pragnął. A biorąc pod uwagę fakt, że stała przed nim praktycznie zupełnie naga, okryta jedynie niewielkimi skrawkami bawełny, a on miał ją całą w zasięgu swoich rąk, była to szczera prawda. Nie próbował jej uwieść. Nagle wcale nie wydało się jej to pocieszające, choć jeszcze chwilę temu było. Czy on wiedział kim dokładnie była? Czy to dlatego już jej nie chciał? Nie. On nie mógł wiedzieć. Inaczej nie zajmowałby się nią z taką troską. Najprawdopodobniej zdecydował, że całowanie łowczyni, jakiejkolwiek łowczyni, byłoby błędem. - Amun, ja muszę…- zaczęła, kiedy on zesztywniał. Co też ona powiedziała? Znasz moje imię? Serce zabiło jej szybko. – Tak, - powiedziała sucho. Więc wiesz kim i czym naprawdę jestem. Oświadczenie faktu, nie pytanie. Wiesz, że niejestem twoim Miką. Nie było powodu, by zaprzeczyć prawdzie. – Tak, - kolejny szpet. I pomimo tego wszystkiego, pozwalasz mi tu stać i trzymać cię w ten sposób? Coś w jego głosie i słowach ostrzegło ją. Powtórzyła za nim. – Mimo tego wszystkiego. Och Boże, myliła się, pomyślała z przerażeniem. On wiedział. Wiedział, że była łowczynią, tak. Przecież sama mu o tym powiedziała. Teraz jednak on wiedział już
wszystko, same najgorsze szczegóły. Wiedział, o jej udziale w śmierci Badena. Dlaczego nie zabił jej do tej pory? W ustach jej zaschło, a kolana zaczęły drżeć pod nią. – Porażka, znaczy się Strider, powiedział, ci kim jestem. Powiedział, co zrobiłam. – Była dumna z siebie, z tego, że głos jej nie drżał, a słowa płynnie wypływały z jej ust. Nie, sam odkryłem prawdę. Byłaś Hadiee, teraz jesteś Haidee. Kimkolwiek byłaś,czymkolwiek jesteś teraz, byłaś tam, kiedy Baden został zabity. Przyznanie. – Czy wszystkich ludzi trzymasz tak jak mnie? – Zadała pytanie, nagle rozumiejąc, że to tylko cisza przed burzą. On tylko pokazał jej przyjemność, której mogłaby zaznać, ale straciła na nią szansę. Zaśmiała się z żalu i bólu, czy on nie wiedział, że ona sama chciała pozbawić się tej przyjemności. Że nigdy nie złamałby jej, że nie ważne co by zrobił, jej życie już i tak było piekłem. Amun otoczył ją ramionami, ich spojrzenia na moment się skrzyżowały, czarny ogień natychmiast ją pochłonął. Nagle przyszło kolejne zrozumienie. Próbował jej nie dotykać, ale oszukiwał tylko samego siebie i ją. Napięcie malowało się na jego twarzy, wokół jego oczu i ust. Jego wargi były zaciśnięte w wąską linię. Jego oddech stał się płytki a nozdrza szybko się poruszały. Czekaj? Czy on jej pragnął? Napięcie zniknęło z jego twarzy, pozostawiając szorstkie piękno, które wstrząsnęło nią do głębi. Jego skóra była jak najlepsza kawa, ciemna z dodatkiem śmietanki. Te wspaniałe ciemne oczy, otoczone długimi wachlarzami rzęs. Miał orli nos, iście królewski i dumny. Kości policzkowe wyraźnie rysowały się pod skórą. Wargi, które można by uznać za okrutne, gdyby nie ich błyszczący, różowy kolor i miękkość. Jego tors był nagi i idealny, gdyby nie ślady blizn na nim. Ślady pazurów. Czyżby jego własnych? Sutki miał małe i brązowe w kształcie paciorków. Wszystko poza tym składało się z mięśni. Silnego ciała wyrzeźbionego raczej na polu walki niż w siłowni. Miał na sobie spodenki, które nisko opadały na jego biodrach, odsłaniając iście pociągające pasmo ciemnych loków. Włosków wiodących ku jego pachwinie. Mogła dokładnie zobaczyć jak duża główka penisa wysuwa się spod materiału jego spodenek. Kilka kropl jego nasienia perliło się na czubku jego męskości. Przełknęła szybko, a jej spojrzenie ponownie wróciło do jego twarzy. Był delikatny, tak mówił Strider. Tylko, że ona jeszcze nigdy nie widziała, by ktoś miał tak dzikie spojrzenie. Jak mogłaś mnie z nim pomylić? - Jesteście do siebie bardzo podobni. Upiornie podobni. Czy on jest nieśmiertelny? Cisza. Wiesz, że jestem nieśmiertelny, prawda? Tak, wiem, ale on nie jest. Uwierz mi, wiedziałabym o tym. Był już nie raz ranny i zawsze goił się równie wolno jak ludzie. A więc nasze podobieństwo jest zwykłą ironią losu? Wątpliwe. Zostałem stworzony przezZeusa. W pełni przez niego stworzony. Często się zastawiałem jak król to robił? Wiem, żepatrzył w dół na ziemię, na twarze, które mu się spodobały i trach, tworzył kogośpodobnego. Ale moje stworzenie było tysiące lat temu, to moja twarz była pierwsza. - Sądzisz, że ktoś inny stworzył Mikę? Ktoś, kto zobaczył ciebie?
Tak. - Więc w jaki sposób jest człowiekiem? Istnieją bogowie, ludzie i półbogowie, oraz stworzenia je przypominające. Może byćczymkolwiek. - Być może Zeus widział zarówno twarze przeszłe jak i przyszłe i wybrał dla ciebie jedną z nich. A może Mika jest po prostu twoim synem, a ty wcale o nim nie wiedziałeś? Jestem pewna że miałeś wiele kobiet w przeszłości. Nie możliwe. - Dlaczego? Wpadki się zdarzają, nawet nieśmiertelnym. Nie byłem z nikim od bardzo dawna. Kilka stuleci. A jeśli on jest w moim wieku… Nie potrafiła ukryć ulgi. Nie był z nikim przez setki lat. Tak samo jak ona. – Och, być może jest potomkiem twojego syna. Być może jest właśnie jednym z tych niewytłumaczalnych istot. Albo być może… Ok., być może masz rację, zgodził się. W każdym razie nie ma to już żadnego znaczenia.gramy dla przeciwnych drużyn. - Prawda. To dlaczego zmieniłaś swoje imię? Zapytał nagle zmieniając temat. - Prosta zmiana pisowni pozwoliła mi nadążyć za zmieniającym się społeczeństwem. – Powiedziała. – Plus, jest więcej Haidee niż Hadiee i nie chciałam ułatwić jakimkolwiek demonom ściganie mnie. Jeśli chciałaś mieć spokój, trzeba było zrobić wszystko, by mniej rzucać się w oczy. Jego spojrzenie padło na jej włosy i tatuaże. Zesztywniała, pod wpływem jego oczywistej krytyki. Co ją miało obchodzić jego zdanie na temat jej wyglądu? Poza bólem w piersi nie przejęła się wcale. W jaki sposób nas połączono? Zażądał przeskakując na kolejny temat. Doskonałe pytanie. W jaki udało im się połączyć ciałami i umysłami? - Nie, nie wiem. – Jej policzki płonęły. Stoczyła już wiele bitw w swoim życiu, mimo to temu mężczyźnie ciągle udawało się ją zawstydzić. Dlaczego nie mogę cię skrzywdzić? Czy próbował? Ta myśl zachwiała nią. – Być może z tego samego powodu ja nie mogę skrzywdzić ciebie? Ale co to oznacza? Jesteś najsłodszą formą pokusy. Znam konsekwencje całowania ciebie. Dotykałem ciebiewszędzie, moimi palcami i chcę to zrobić znowu. Westchnienie ulgi wyślizgnęło się z pomiędzy jego warg, łagodząc odrobinę jego napięte rysy. Uspokajasz mnie. Chronisz mnie. Pokiwała głową. – Tak jak ty mnie. Przez jedną długą chwilę słychać było tylko stukotanie wody o porcelanę. Część jej była zadowolona, że wiedzieli o sobie nawzajem. Że nie będzie musiała bać się, że może odkryć jej sekrety. Inna część niej, nigdy nie była bardziej przestraszona. Oboje wiedzieli, że jeśli pójdą dalej tą drogą… pogrążą się nawzajem i już nie będzie żadnego wytłumaczenia dla ich zachowania. Dla ich głupoty. Ich przyjaciele winiliby ich i być może zaczęli nienawidzić. I po co to wszystko? Nie ważne co zrobią, mogą już nigdy nie być bardziej szczęśliwi niż w tej chwili.
Nagle jego dłonie ścisnęły jej biodra. Kolejne westchnienie wypłynęło z jej ust. Ich spojrzenia na nowo się zderzyły. Amun uniósł ją do góry i wepchnął pod lejącą się wodę. Chwilę później sam dołączyło niej. Nie zatrzymał się jednak, dopóki nie przecisnął jej do mokrej ściany wyłożonej białymi płytkami. I nawet jeśli ich ciała nie stykały się ze sobą, jego dłonie nadal spoczywały na jej tali. Skóra przylegała do skóry, ogień rozgrzewał ich wnętrza. Jej brodawki stwardniały domagając się jego uwagi. Wyglądał na bardzo zadowolonego. A nie powinien, biorąc pod uwagę że oboje stąpali właśnie na granicy szaleństwa. Zatrzymaj to nim będzie za późno, rozkazała sobie. Pojedynczy ruch ich ciał i będzie za późno. Wiedziała o tym, aż za dobrze, po ich ostatnim pocałunku… Położyła dłonie na jego piersi, wyczuwając rytm jego serca. Zbyt szybki rytm, dokładnie taki sam jak u niej. – Nie mogę być z tobą w ten sposób, dopóki nie porozmawiam z Miką. – Och Boże, czy ona naprawdę to powiedziała? Czy ona naprawdę próbowała właśnie utorować sobie drogę, by mogli być razem? Nawet na krótko? Poważnie, co do diabła był z nią nie tak? Powieki Amuna opadły lekko, przykrywając jego tęczówki. To powinno zmniejszyć jego magiczny wpływ na nią, ale nie zrobiło tego. Wątpiła, czy cokolwiek, było w stanie. Dlaczego? Pojedyncze słowo, wypowiedziane w gniewie, domagającego się natychmiastowej odpowiedzi. - Muszę mu powiedzieć, że między nami wszystko jest skończone. – To była jedyna honorowa rzecz, jaką mogła zrobić. Pomijając wszystkie jej błędy popełnione w przeszłości, nie chciała być oszustką i okłamywać Amuna, ani tym bardziej go opuszczać. Skończyłabyś swój związek z nim, dla mnie? Wojownika opętanego przez demona, któregoprzysięgałaś zabić? Zaśmiał się mrocznie. Nie jestem tak głupi jak ci się wydaje. Nie, to ona była głupia. Nigdy nie mogliby sobie zaufać nawzajem. Ale to i tak nie powstrzymało jej przed powiedzeniem, – tak. - Głupia, Widzisz? Chciała być z nim, desperacko, nawet jeśli powinna go teraz odepchnąć, część jej go potrzebowała i nie była w stanie już temu zaprzeczyć. Jego fałszywy uśmiech zniknął z ust. Twój związek nie powstrzymał cię, przedcałowaniem mnie, kilka dni temu. Teraz jego głos był warknięciem, frustracją, rozczarowaniem. - Nie wiedziałem jeszcze wtedy kim jesteś. Pomyślał chwilę nim skinął głową. Świetnie pozwolę ci na to. Tylko skąd mam wiedzieć,że to nie będzie jakaś sztuczka? Żadnego zaufania. Nie, żeby go za to winiła. – Nie będziesz wiedział. A w jaki sposób planujesz porozmawiać z Miką? - Zadzwonię do niego. – Jakże by inaczej? Krople wody ściekały po twarzy Amuna. I podczas tej rozmowy nie będziesz mówićjakimś kodem i nie podasz mu swojej lokalizacji? Uważasz, że on nie spróbuje wpaść tutaji odbić cię? Oczywiście, powinienem Wierzyć, że tak się nie stanie, a on nie spróbujeschwytać każdego, kogo znajdzie w tej fortecy. - Nie, - potrząsnęła głową. – Zamierzam mu tylko powiedzieć o zerwaniu. Nic
więcej nic, nic mniej. Spojrzał na nią groźnie, oczami demona i wojownika. Zaborczo, pierwotnie i bezradnie. Nikt nigdy nie patrzył na nią w ten sposób, jak gdyby była skarbem, najbardziej pożądanym na świecie, laską dynamitu zdolną eksplodować w każdej chwili. Tak bardzo chciała zacisnąć dłonie na jego ramionach, przesunąć je po jego plecach i drapać jego ciało. Wtedy poczuła jego dłonie na swej pupie. Chwycił ją zdecydowanie i uniósł do góry, zmuszając tym samym, by otoczyła go nogami w pasie. Jej ciało natychmiast przycisnęło się do sztywnej męskości. Tak mocno, że prawie oboje krzyknęli z rozkoszy. A ona była bliska błagania go o to. Ręce Amuna odsunęły się od niej, opadając wzdłuż jego boków, woda nadal spływała po jego ciele, zalewając jego twarz. Nic podobnego nigdy się nie zdarzy, Haidee, powiedział zdecydowanie. Zwykłepieprzenie nie jest warte poniesienia aż takich konsekwencji. Z tymi słowy opuścił ją i wyszedł spod prysznica. Surowość i okrucieństwo jego słów nie powinno ją zaskoczyć. Tak się jednak nie stało. Zranił ją. A ona była chętna spróbować powalczyć o ich los. On najwyraźniej jednak nie chciał. Być może nigdy nie chciał. Jego oczy były zimne, odległe kiedy powiedział „zwykłe pieprzenie”. Nic więcej nigdy by dla niego nie znaczyła. Zbyt wiele było pomiędzy nimi przeszkód. Chciała go nienawidzić. Boże jakże chciała go nienawidzić. Zamiast tego Haidee zrobiła coś, czego nie robiła od lat. Zaszlochała jak dziecko nad swoich parszywym losem. Rozdział XII Amun rozebrał się ze swoich mokrych spodenek, wytarł ręcznikiem i ubrał w dżinsy i podkoszulek, a potem czekał aż Haidee wyjdzie z łazienki. Nie musiał długo czekać, choć każda sekunda wydawała się wlec w nieskończoność. Kiedy weszła do sypialni miała irytująco spokojną twarz, mimo iż jej oczy były lekko zaróżowione i przekrwione. Czyżby …płakała? Ból natychmiast ścisnął mu pierś, prawie podszedł do niej, by ją wziąć w ramiona i przytulić. By ją uspokoić. Zacisnął dłonie w pięści. Nie mogła płakać. By to zrobić, musiałoby jej na nim, choć odrobinę zależeć. A nie zależało jej. Tylko, dlatego nie potrafił zmusić się, by uwierzyć, że choć jedna łza spadła z tych pięknych oczu. Więc dlaczego ból nadal ściskał jego tors? Zmusił się by przestać patrzeć w jej twarz. Puszysty biały ręcznik okrywał jej ciało, począwszy od piersi a skończywszy na udach. Oczywiście zdjęła stanik. Nie dostrzegał ramiączek od przeklętego biustonosza. Prawdopodobnie zdjęła również majtki. I tak były mokre. Tak cudownie mokre. Ból w piersi przeniósł się teraz w zupełnie inne partie jego ciała. Wiedział jak wyglądała pod ręcznikiem. Jej piersi idealnie pasowałyby do jego dłoni, płaski brzuszek i biodra idealnie zaokrąglone. Rozpaczliwie chciał ją chwycić i przycisnąć do swej
rozpalonej męskości, a potem wypełniać raz za razem. Nawet teraz kusiła go. Prawda? Piekło, zwłaszcza teraz. Ubranie leży na łóżku, powiedział do niej. Szybko też odwrócił się, nim zacząłby analizować powody dla których zostawił ją samą pod prysznicem, a teraz ganił szorstkim głosem. Ciągle jeszcze nie przestawało go dziwić, jak może z nią rozmawiać, nie wypowiadając ani jednego słowa. Właśnie to dziwne połączenie pomiędzy nimi, było powodem, dla którego chciał powiedzieć jej prawdę o sobie, i o tym, że wiedział o jej przeszłości. Zdecydował się odkryć przed nią swoje karty, nim sama zdążyłaby się domyśleć oczywistego. Poza tym miał nadzieję, że tym sposobem skłoni ją, by odsłoniła przed nim swoje karty. Nienawidził tego, że jego demon siedział cicho za każdym razem, kiedy jej dotykał. Sekrety były zawsze cicho, kiedy Amun zbliżał się do Haidee, dlatego też nie miał pojęcia, co też tak naprawdę dziewczyna myśli. Najbardziej irytujące było jednak to, że to właśnie Sekrety, jako jedyne mogły odkryć całą prawdę o niej. Amun mógł, co prawda pozwolić jej słyszeć swoje myśli, ale sam nie był w stanie usłyszeć jej myśli, tak jak to robił ze wszystkimi dookoła. Co nie oznaczało, że lubił, kiedy Sekrety kradły myśli wszystkich dookoła. Tak naprawdę to nienawidził siebie i demona za to. Z drugiej jednak strony, jaki pożytek z demona, skoro nie można wykorzystać jego największego daru? Na szczęście inne demony również nie miały na nią żadnego wpływu. Kurczyły się i uciekały w popłochu, za każdym razem kiedy jej tylko dotknął. Cichutkie kroki rozległy się tuż za jego plecami, a potem szelest ubrań. Och jakże chciał patrzeć jak Haidee się ubiera. Desperacko pragnął zobaczyć jej cudowne kształty, dumne piersi o różowych sutkach, sterczące w cienkim staniku. Piersi tak idealne w swym kształcie, idealne by je pieścić i ssać. I te dopasowane majtki… Zesztywniał, kiedy kolejna fala gorąca przetoczyła się przez niego. Pomiędzy jej wspaniałymi nogami, maleńkie miejsce okolone ciemnymi włoskami. Prawie upadł na kolana, prawie rzucił się na nią, pragnąc ją polizać, zerwać z niej ten niepotrzebny skrawek bawełny i ucztować na jej cudnym ciele, kosztować jej kobiecości. Bogowie, ciągle pamiętał jej słodycz. Znał smak nieba, który tylko na niego czekał. Musiał szybko zacząć myśleć o czymś innym, nim straci resztki kontroli nad sobą i rzuci się na nią, by ją wziąć. Nie mógłby jej wziąć. Tak jak jej powiedział pod prysznicem, nie mógł ponownie sobie pozwolić, by ją dotknąć. Oczyść swój umysł. Była tylko jedna rzecz, która gwarantowała mu obrzydzenie do niej i trzymanie rąk z dala od niej. Jej tatuaże. Sama myśl spowodowała, że ugryzł się w język aż do krwi. Pod prysznicem mógł przelotnie przyjrzeć się okropnym liczbom na jej plecach, i samo to wystarczyło, by zagotował się z wściekłości. Jeśli jakakolwiek część niego kiedykolwiek wątpiła, kim ona jest, tatuaże przekonały go całkowicie. Notowała wyniki. Śmierć Badena została wyryta na jej plecach. I czterech łowców, których przypuszczalnie Lordowie zabili. Nie był tego pewien, ale dowie się. Jak miał to odkryć, kiedy nadal mogła utrzymywać przed nim swoje własne sekrety, a jego demon milczał, nie wiedział? Ale, zamierzał się dowiedzieć. Być może mógłby spróbować wyciągnąć z niej tę informację uwodząc ją odrobinę. Uwodząc! Jego ciało natychmiast zareagowało, pragnąc jej jeszcze mocniej niż wcześniej. Uwodzenie było całkowicie związane z dotykaniem. Być może jego śluby
były przedwczesne? Być może powinien wykorzystać ją, by wyrównać szanse? Powinien móc ją mieć. Często. Tyle razy ile tylko jej zapragnie. Tak długo, aż w końcu da mu odpowiedzi, które go interesowały. Tak wiele razy aż rozpracuje ją całkowicie. Nagle zdał sobie sprawę, że nie nazwała go już „dzieckiem” od czasu, kiedy ponownie się spotkali, od chwili, kiedy ją obudził i umył, ponieważ ta pieszczota była wyraźnie zarezerwowana dla jej drogiej Miki. Czerwone kropki gniewu zamigotały mu przed oczami, podobnie jak pod prysznicem, kiedy wymówiła imię tego bękarta. Trzymaj się…trzymaj się. Powoli wciągnął powietrze do płuc. Mika równie dobrze mógł być jego potomkiem, tak jak Haidee mówiła. Intrygowało go to. Nigdy wcześniej nie myślał o posiadaniu rodziny. Jednakże posiadanie potomka, który byłby jego wrogiem…cóż ta myśl nie podobała mu się. Poza tym on nie był jak Mika. I na dodatek była jeszcze w tym wszystkich Haidee. I oboje jej pragnęli. Amun powinien był wziąć ją pod prysznicem, niezależnie od tego jak bardzo by protestowała. A wierzył, że jej protestowy byłyby bardzo słabe. Nie miał żadnych wątpliwości, że ona również go pragnęła. Jej powieki były przymknięte, a wargi rozdzielone, jakby walczyła o powietrze. Prawdopodobnie nie rozumiała tego, ale jej paznokcie wbiły się w jego skórę, kiedy położyła mu dłonie na piersi. Jej ciało płonęło, by połączyć się z jego. Być może, dlatego zareagował tak gwałtownie. Gniew, był jedynym uczuciem, na jakie mógł sobie pozwolić do tej kobiety. Przez ostatnie lata pieścił niewiele kobiet, dając im rozkosz, poświęcając im swoją uwagę i wierność. Nawet, jeśli one nie dawały mu tego samego i próbowały ukryć przed nim swe prawdziwe uczucia. Jak gdyby były w stanie to zrobić. Mimo to bardzo lubił patrzeć jak twarz kobiety jaśniała, kiedy dawał im szczęście. A jeszcze bardziej lubił myśl, że to on jest przyczyną ich szczęścia. Wiedział, że przyjaciele uważali, go za spokojnego i poukładanego. Normalnie taki właśnie był. Ale kiedy patrzył na tę kobietę, na swojego wroga,,. na nieoczekiwanego wybawcę, coś twardego i pierwotnego gotowało się w jego wnętrzu, coś bardzo trudnego do okiełznania i powstrzymania. Poczuł się jak przeklęty jaskiniowiec, pragnący zabrać swoją kobietę z dala od innych i ukryć ją przed resztą świata. Chciał przywiązać ją do swego łóżka i trzymać ją tam już na zawsze, gotową i chętną tylko dla niego. Pragnienie było ciemne i mroczne, podstępnie otaczało go, łamiąc jego wolną wolą, wlewając się w każdą komórkę jego ciała. Już nie był dłużej Amunem, był mężczyzną Haidee. A ten tytuł nie był tym, co mógł tolerować. Ciągle jednak uważał, że był na właściwej ścieżce. Gdyby ją miał, szybko zmęczyłby się nią. Jak mógł się nią nie zmęczyć, biorąc pod uwagę, kim i czym była? I kiedy już by się nią zmęczył, kiedy jej niezwykłość, jej smak, i zapach zmazałby się zupełnie z jego ciała , a on już by jej nie potrzebował, by poskromić swoje demony i zachować trzeźwość umysłu, byłby w stanie wypełnić swój podstawowy obowiązek i zabić ją. Ale do tego czasu… Będzie musiał niestety nadal ją chronić. Szelest ubrania ustał, zaraz też obrócił się i stanął naprzeciwko niej. Tylko, że mądry Lord nie pozwoliłby żyć łowcy wystarczająco długo, by ten zdążył się ubrać.
Haidee stała przy łóżku, dłonie zwisały po jej bokach. Jego spojrzenie wbiło się w nią i wiedział, że uważne przyjrzenie się jej będzie absolutnie konieczne. Musiał wiedzieć, czy nie ukryła broni, ani żadnych noży pod ubraniem. Różowa koszulka i dżinsy, które miała na sobie, należały do innej drobnej kobiety, do Gwen. Tyle, że na Haidee ubranie wisiało, mimo kobiecych kształtów, Haidee była bardzo szczupła. Irytacja dołączyła do jego emocji. W przeszłości, to Strider opiekował się nią, wojownik dawał jej do jedzenia zapewne tylko tyle, by zdołała przeżyć. A to oznaczało, że musiała zgubić sporo kilogramów. Ale teraz to Amun przejął nad nią opiekę i wszystko miało się zmienić. Niepotrzebne przysparzanie cierpienia nie było w jego stylu. Wytarła różowe włosy najlepiej jak umiała, ale i tak wilgotne strąki, moczyły jej koszulkę, odsłaniając delikatne ramiona. - Co teraz? – Zapytała szorstkim głosem. Nie drgnęła ani o milimetr, kiedy lustrował ją wzrokiem. Stała w bezruchu, pozwalając mu napatrzeć się dowoli. Być może również go studiowała, gorące spojrzenia na moment spotkały się ze sobą. Podobało mu się, że lubiła na niego patrzeć. Zwykle w porównaniu z Parysem, Striderem i do diabła nawet z Sabniem, kobiety dostrzegały w nim tylko szorstkość i no cóż…tajemniczość. Siadaj, powiedział do niej. Teraz porozmawiamy. - Więcej rozmawiania? – W jej głosie nie brzmiał entuzjazm. Tak porozmawiamy. Nie pozwoli, by go zirytowała, i pozbawiła kontroli nad sytuacją. Siadaj. Zaledwie niewielkie wahanie odbiło się na jej twarzy. W końcu jednak usiadła, na samym brzegu łóżka, składając ręce na swym łonie. Dziękuję. Teraz nastał czas, by pokazać jej resztę swoich kart. Jej reakcja zadecyduje o jego następnym posunięciu. Amun ugiął lekko nogi, przygotowany w każdej chwili na jej wybuch. - O czym będziemy rozmawiać? O mnie. Domyśliłaś się mojej tożsamości, ale wątpię, czy wiesz dokładnie, co to oznacza.Więc o to dam ci kilka szczegółów. Jestem opętany przez demona Sekretów. Czekał na jej reakcję, ale nic się nie wydarzyło. Pod prysznicem bawił się tylko detalami, tak naprawdę to nie przyznał wtedy, że jest opętany. - I? – Zażądała. Nie, nie, nie. Nie pozwoli, by go zirytowała. I zapewne wiesz o nieśmiertelnych, ale cowiesz o piekle i niebie? - Wiem, że istnieją. To na początek. Ostatnio zaryzykowałem wyprawę do piekła, by pomóc uratowaćprzyjaciela. Zadławiła się. – Uratowałeś innego demona? W pewnym sensie. Legion była demonem ale zawarła pakt z Lucyferem, o ludzkie ciało. Ciało, które ciągle jeszcze posiadała. Ona nie była…nie jest zła. Cóż nie tak do końca…ibyła torturowana. - Ona? Dostrzegł iskierki zazdrości w jej spojrzeniu, a może tylko chciał je dostrzec?
Tak. Przezte kilka dni, które spędziłem tam na dole, byłem narażony na myśli i pragnienia demonów. Kiedy nie powiedział nic więcej skinęła głową. Te myśli i pragnienia są teraz częściąmnie, niszczą mnie, nękają. - Jesteś obłąkany? Teraz to on potaknął głową. Tylko, kiedy jestem z tobą, mogę robić cokolwiek zechcę ikontrolować własne ciało i umysł. Ostrożność natychmiast pojawiła się na jej twarzy, mimo to nie zaatakowała go. – Dlaczego ja? Nie mam pojęcia. - Jakieś przypuszczenia? Westchnął. Być może z tego samego powodu mogę przerzucić swój głos do twojej głowy. - To akurat nic mi nie mówi. – Powiedziała marszcząc wargi. Jakże była w tej chwili piękna, chłodna księżniczka. Ta myśl kazała mu zmarszczyć brwi. Czy to się nam podoba, by czy nie jesteśmy w jakiś sposób ze sobą związani. Być może zpowodu tego co wiem o tobie, demony boją się ciebie. Być może boją się łowców. - Być może. Więc nienawidzisz tych myśli i pragnień? – Jej pytanie było miękkie i pełne nadziei. Dlaczego pełne nadziei? Ponieważ chciała wierzyć, że był kimś lepszym niż był w rzeczywistości. Tak. Brzydzę się nimi. Spojrzała w dół na swoje łono, gdzie jej dłonie spoczywały splecione ze sobą. Lekko poruszała palcami. Nie oczekiwał takiej reakcji, takiej ciszy. Nie po niej. Nie po tym co jej wyznał, o demonach zatruwających jego myśli. Czy udawała, bawiąc się z nim? Łudząc go fałszywą reakcją? Jeśli rzeczywiście tak było, co chciała osiągnąć? Powinien to wiedzieć, jego demon powinien wiedzieć. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej nienawidził tego, że nie mógł przeczytać jej myśli. Nienawidził, że za każdym razem kiedy sięgał do jej umysłu, widział ją uśmiechniętą, nienawidził, że słyszał jej śmiech. Nienawidził, ponieważ ten obraz pozostał już na zawsze wewnątrz niego. Nienawidził, że tak cholernie tęsknił za jej uśmiechem. Maleńkim, choćby tylko przelotnym. - Dlaczego mi to powiedziałeś? – Zapytała Ponieważ z powodu mojego nieszczęścia i więzi z tobą nie możemy tutaj pozostać.Stanowię zagrożenie dla moich przyjaciół, powiedział licząc, że będzie protestować. Dlaczego? Bo jeśli ona pozostanie dłużej w jednym miejscu, jej przyjaciele będą mieli większe szanse, by ją wytropić i odbić. A ty, no cóż, ty również stanowisz dla nichzagrożenie. Równie wielkie jak oni dla niej. A nie chciał, by jego ludzie ją tutaj znaleźli. Plus jego dwadzieścia cztery godziny z nią już prawie się skończyły i teraz każdy odgłos, każde kroki na korytarzu powodowały, że tężał z oczekiwania. Obawiał się, że w każdej chwili Sabin może wpaść do jego sypialni z bronią w ręku. - Tak, musimy stąd odejść, - odpowiedziała, powieki w końcu uniosły się i spojrzała na niego. – Więc dokąd proponujesz byśmy się udali?
Taki pragmatyzm był zachwycający. A w połączeniu ze słowami i jej ciepłym spojrzeniem wprost odurzający. Chcesz zostać ze mną? - Oczywiście. Tyle, że nie było żadnego oczywiście w ich sytuacji. Dlaczego miałby chcieć z nim pozostać? Podejrzenie natychmiast zrodziło się w jego duszy, a myśli wypełniły złymi przeczuciami. Prawdopodobnie chciała zaprowadzić go do swoich przyjaciół łowców, tak jak to zrobiła z Badenem. Dłonie Amuna zawinęły się w pięści. Tak mocno i gwałtownie, że kości zaskrzypiały w nagłym proteście. - Amun? – Spytała. Jego imię na jej wargach, kolejny afrodyzjak. Pójdziemy do miejsca, w którym będę wstanie oczyścić swój umysł ze złych myśli i pragnień. Jej oczy rozszerzyły się. – Możesz się ich pozbyć? – Kolejny raz nadzieja pobrzmiała w jej głosie, jakby naprawdę jej zależało. Samo brzmienie jej głosu usztywniło go i zaskoczyło . W czasie, gdy spałaś, rozmawiałemz kimś, kto powiedział mi co powinniśmy zrobić. Nie wspomniał tylko, że rozmowa wzbudziła w nim obrzydzenie i złość. - Musisz wrócić do piekła, - Zacharel powiedział, lekko kiedy Amun go odszukał. Co? Amun krzyczał w swoim umyśle. Zaraz jednak przypomniał sobie, że musi migać i jego ruchy stały się jeszcze bardziej nierówne. To z powodu mojej wyprawy do piekła,stałem się taki, jaki jestem. Wiec powrót tam nie jest dobrym rozwiązaniem. - Zabrałeś stamtąd demony, to teraz musisz je zwrócić z powrotem. Nie. Wzruszenie ramionami. – W takim bądź razie już na zawsze pozostaniesz skuty łańcuchami z kobietą śpiącą w twojej sypialni. Nie żeby to miało być długie życie. Bez jej duszy twoje demony ponownie cie pokonają a wtedy umrzesz z mojej reki. Jeśli pozbycie się demonów jest takie proste, dlaczego do tej pory nie zabraliście mnie zpowrotem do piekła? - Wcale nie mówiłem, że to będzie łatwe. Tak jak nie mówiłem że ci w tym pomogę. Musisz zabrać ze sobą dziewczynę. Nie, powtórzył. - Twój wybór. Ja nie mam żadnych obiekcji przed zabraniem twojej głowy. Niedorzecznością było spierać się z kimś tak pozbawionym wszelkich emocji jak anioł. Wjaki sposób mam je wyciągnąć z mojego ciała i nie wciągnąć nowych? Zacharel jednak odszedł już, nie oferując mu żadnej odpowiedzi. Dlaczego? Co miał Amun zrobić, kiedy już się tam dostanie? I jak długo miał tam pozostać? I dokładnie, dokąd miał iść w tym niekończącym się dole? Wskazał mi jedyny możliwy sposób na uwolnienie się od demonów. Muszę wrócić dopiekła, Amun powiedział do Haidee. - Wrócić do…piekła? Do miejsca gdzie płoną potępione dusze? Ostatnie słowo wyszeptała przerażonym głosem. Tak, a ty pójdziesz tam ze mną. Czekał aż zacznie protestować, aż będzie walczyć z nim. Ale nie zrobiła tego. Odprężył się nieznacznie. Tam na dole może nie być w stanie chronić jej i bronić wystarczająco mocno. Nie spalisz się przysiągł jej. Nie pozwolę
bypłomienie ciebie dosięgły. - Jeśli tam pójdziemy, - powiedziała drżącym głosem, - czy ktoś inny pójdzie także z nami? Powiedziała, jeśli, na to jedno słowo, Amun odetchnął z ulgą. Nie, pójdziemy tylko my. Rozpaczliwie potrzebowali wsparcia i pomocy. Bogowie wiedzieli, że ostatnim razem ledwie przeżył, a towarzyszyło mu dwóch doskonale wytrenowanych wojowników. Tyle, że tym razem nie mógł narazić swoich przyjaciół na takie nie bezpieczeństwo. Nie ze względu na demony i ze względu na Haidee. Chcesz by ktoś poszedł z nami? Jej usta zacisnęły się w cienką linię, jakby obraził jej uczucia. Nie, z całą pewnością nie. Musiałoby jej zależeć na nim, a tak przecież nie było, przypomniał sobie. - Czy pozwolisz mi…czy pozwolisz bym miała przy sobie broń? – Zduszone słowa wypłynęły z jej ust i Amun poważnie wątpił czy kiedykolwiek była równie zdenerwowana. Tak, ale jeśli spróbujesz mnie zaatakować oddam ci z nawiązką. Być może kłamał, być może nie. Miał tylko nadzieję, że nie będzie sprawdzać czy blefował. Cisza, jaka zapadła po jego słowach, była ciężka i uciążliwa. Dał jej czas by się zastanowiła. Prosił ją o bardzo wiele, a w zamian nie oferował jej prawie nic. Oczywiście mógł ją zmusić, gdyby odmówiła, wolał jednak sądzić, że świadomie przystanie na jego plan. - W porządku, - powiedziała w końcu.- Zrobię to. Pójdę z tobą. I nie będę z tobą walczyć. Jeszcze raz go zaskoczyła, tyle, że tym razem nie potrafił ukryć przed nią jak wielką poczuł ulgę słysząc jej słowa. Zaraz jednak podejrzenia ponownie go zalały. Co chciała zyskać, narażając się na niebezpieczeństwo, by on mógł odzyskać jasność umysłu? A może po prostu planowała zostawić go tam i zniknąć? Tak, pomyślał, to było dużo bardziej prawdopodobne. Była łowcą i wszelkie dostępne sposoby by zniszczyć demony, leżały w jej interesie. Łowca. Słowo jak bluźnierstwo odbiło się w jego umyśle. Skulił się, przestań ciągle mi otym przypominać. - O czym mam przestać ci przypominać? – Parsknęła, w sposób oczywisty obrażona jego dziwną reakcją. Niczym, zaszemrał. Prawie ją przeprosił. Musiał ugryźć się w język, by tego nie zrobić. Nigdy nie przerosiłby tej kobiety. Za nic. Miał w końcu jakąś dumę. Cóż nie będziemy marnować więcej czasu. Amun obrócił się na pięcie i ruszył ku drzwiom. Zapukał. Nim zdążył usłyszeć szelest jej ubrań, oznaczający, że Haidee wstała, zamek kliknął z drugiej strony, drzwi zaskrzypiały ukazując anielskiego wojownika. Zacharel. Czarne włosy i idealne szmaragdowe oczy, pozbawione jakichkolwiek emocji. Z jego pleców wyrastały potężne biało złote skrzydła. Miał na sobie jasną szatę, okrywającą całe jego ciało. - Tak, - wojownik anielski powiedział. To nie było powitanie, to nie było nawet pytanie, tylko zwykłe stwierdzenie faktów.
Chcemy skorzystać z twojej oferty transportu, Amun zamigał. Zacharel nie zareagował w jakikolwiek sposób. – Zorganizuję wszystko, co będzie potrzebne do wyprawy, bądźcie gotowi za pięć minut. – Z tymi słowy zamknął za sobą drzwi. Amun oparł czołem o chłodną fakturę drewna. Wróci do piekła, do miejsca, które poprzysiągł sobie nigdy więcej nie odwiedzić. W głębi jego ciemnego umysłu doszedł go cichy jęk Sekretów. Tysiące lat temu Sekrety walczyły, by uciec z tamtego miejsca i udało im się. A potem, to Amun odebrał im wolność. Przynajmniej pozostałe demony siedziały cicho, nie było żadnych jęków ani też oznak radości. Tam będą się obawiać kogoś o wiele bardziej potężnego niż Haidee. - Dlaczego nie możesz mówić? – Zapytał kręcąc się nerwowo w kółko. Z powodu swego demona, odpowiedział. W końcu wyprostował się i obrócił do niej. Przystanęła i jak zawsze był urzeczony delikatnością jej ciała i namiętnością ukrytą pod chłodną skórą. Bardziej niż kiedykolwiek przedtem zatęsknił za widokiem jej piersi, płaskiego brzucha i długich nóg. Te nogi. Nie powinien był ubrać jej w bluzę i dżinsy. Powinien ją ubrać w bezkształtny worek. - Ponieważ nosisz demona Sekretów, nie możesz mówić? Tak. Czy kiedykolwiek myślał, że znajdzie się w takiej sytuacji? Że będzie zdradzał swoje własne tajemnice łowcy? - Nie rozumiem. Dlaczego twój demon przeszkadza ci w mówieniu? Nie była przecież go ciekawa? Prawdopodobnie chciała po prostu zebrać informacje, by podzielić się nimi ze swymi ludźmi. Przez długą chwilę nie odpowiadał. Kiedy tylko otwieram usta, każdy sekret, każdemroczne wspomnienie, które ukradł mój demon, wydostaje się na zewnątrz, rujnującrodziny i niszcząc przyjaźnie. - Czyli umiesz mówić? Czy to ma jakieś znaczenie? Tak. - Ale zdecydowałeś się tego nie robić? Tak, psiakrew. Dlaczego chcesz to wiedzieć? Jego niespodziewany wybuch gniewu, wcale ją nie zdenerwował. – To… to...dobrze, że tak właśnie robisz. Do bardzo słodkie. Zamarł na chwilę, wpatrując się w nią bez słowa. - Czy nikt inny nie może usłyszeć twojego głosu? Wewnątrz swojej głowy, jak ja? Nie, tylko ty. Gorycz zakradła się do jego głosu i nic nie mógł zrobić, by to zamaskować. Nie, żeby chciał to zrobić. Niech to usłyszy. Niech wie. Ciemne rumieńce wstąpiły na jej policzki. Usiadła ponownie na materacu, dokładnie tak samo jak wcześniej składając dłonie na kolanach. - Więc jak to się stało, że tacy faceci jak wy przyjaźnią się z aniołami? Zmiana tematu. Madre z jej strony, głupie z jego, że powiedział jej tyle o sobie. Przyjaciółka poślubiła ich lidera. Co prawda Bianka twierdziła, że Lizander stanowi teraz jej własność ale Amun nie był pewien, czy Haidee byłaby w stanie zrozumieć zawiłości tego związku.
- Anioł i demon? Poślubieni? I to jak. Biorąc pod uwagę jak lodowaty i zimny był Lizander wcześniej, anioł wydaje się być odniesieniem bardzo nieadekwatnym do niego. Natomiast określenie Bianki mianem demona, było wręcz idealne. Jej dusza była mroczniejsza niż Amuna, jeśli to w ogóle było możliwe. W końcu była Harpią, równie uczciwą, co szkodliwą, a jednak przebywanie z nimi niosło wiele korzyści i radości. Przynajmniej dla Amuna. Przez bardzo krótki moment był nawet zainteresowany bliźniaczą siostrą Bianki, Kaią. Wojna stanęła im na przeszkodzie. Skoro mówimy już o aniołach, powinnaś wiedzieć, że wasz lider, Galen nie jest jednym znich. On… - Okej, ustalmy, że nie będziemy więcej rozmawiać ani o twoich przyjaciołach, ani o moich. To tylko nas rozłości, a powinniśmy skupić się na misji. Czyli uważała Galena za swego przyjaciela? Oczywiście, że tak, pomyślał chwilę później i miał ochotę coś zniszczyć. Lider łowców, chciał widzieć każdego z Lordów, wyłączając siebie samego, pojmanego i martwego. Z powodu Badena, Haidee musiała być największym skarbem dozorcy demona Nadziei. A jeśli Galen nie wiedział, kim była? Zęby, Amuna zazgrzytały o siebie. Ostatnio nader często to robił. Bardzo dobrze. Niebędziemy mówić o naszych przyjaciołach. - Ja po prostu nie chcę, byś my ze sobą walczyli, - powiedziała. – A poza tym, tak jak i ty wiem, że Galen nie jest serdecznym przyjacielem. - Czas się zbierać, - Zacharel przerwał im niskim głosem, nim Amun zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Chwilę później wpadł do środka, a Amun skoczył przed siebie i stanął przed Haidee, osłaniając ją, przed aniołem swoim ciałem jak tarczą. Drzwi ciągle były zamknięte, anioł po prostu wszedł do środka przechodząc przez nie, plecak zwisał na jego ramieniu. Cały czas potrafił to zrobić, dlaczego dopiero teraz ujawnił swój dar? - Zabiorę was do miejsca, w którym wasza podróż, musi się zacząć. – Zacharel powiedział i jak w przypadku wszystkich aniołów, niezaprzeczalna prawda pobrzmiewała w jego głosie. Nie mogli wątpić w ani jego słowo. – Ale musicie wiedzieć, że Lucyfer jest wściekły, bo udaremniono jego poszukiwania i tym samym zniszczenie ciebie, twoich przyjaciół i Legion. Będzie żądny krwi. Bądźcie ostrożni, nie ufajcie niczemu i nikomu. Nigdy tego nie robię. - Za wyjątkiem, być może siebie nawzajem, - anioł dodał. Anum spojrzał przez ramię, oczy jego i Haidee spotkały się. Zacharel skinął głową Amunowi. – Mogę ci tylko przysiąc, że twoja ostatnia podróż w zaświaty, była niczym w porównaniu, z tym, co cię teraz spotka cię. - Jeśli nadal zgadzasz się tam pójść musisz wiedzieć, że potwory o których tylko słyszałeś staną na twojej drodze. Haidee podeszła do Amuna. Chłodne dłonie spoczęły na jego plecach. Musiał zagryźć język, by powstrzymać jęk przyjemności. W końcu, kontakt. Miał wrażenie jakby od zawsze czekał na jej dotyk, nieważne, jaką częścią ciała go dotykała. Teraz oferowała mu pociechę…pocieszała go. Bogowie naprawdę był patetyczny. Nie pozwolisz, by jakikolwiek z moich przyjaciół poszedł za nami? Zamigał.
-Zgadza się. Zapewnię tobie i dziewczynie niezakłócony spokój, bez ich obecności. Amun wcale się nie obraził. Jeżeli ktokolwiek mógł utrzymać tych facetów tutaj, to tylko ten twardy i nieugięty anioł. Dzięki. - Teraz, coś co powinniście wiedzieć. – Złoty wietrzyk spłynął po skrzydłach anioła, pokrywając je gęstymi smugami złota, niczym rzeka. – Nim cokolwiek się zmieni, musicie przejść przez sześć królestw, by w końcu dotrzeć do bramy. A brama również będzie stanowiła przeszkodę do przebycia. Haidee stanęła bliżej Amuna, nie przerywając kontaktu z jego ciałem. - Jeśli wykonamy swoje zadanie, jak tutaj wrócimy? Zielone spojrzenie anioła przesunęło się do niej. – Kiedy ocalisz Amuna nie będziesz musiała się niczym martwić. Jeśli to ci się nie uda, nigdy tu nie powrócisz. Złowieszcze ostrzeżenie zadźwięczało w jego uszach. Zaraz potem Amun wzruszył ramionami. Uratują go, nie było innej opcji. - Znajdziemy sposób, - Haidee powiedziała. Ale jej dłonie i tak zadrżały na jego ciele. Co z bronią? Zamigał. A żywność? - Wszystko, czego będziecie potrzebować znajdziecie tutaj, - anioł rzucił Amunowi plecak, wykonany z delikatnej i dziwnie szorstkiej tkaniny. – Powodzenia wojowniku. W chwili, gdy dłonie Amuna zacisnęły się na szorstkich rzemieniach plecaka, wszystko dookoła znikło. Światło zmieniło się w mrok, białe ściany w twardy i postrzępiony kamień, spryskany szkarłatem krwi. Kości leżały dookoła, a temperatura powietrza i gruntu pod ich stopami natychmiast wzrosła o kilkaset stopni, przynajmniej tak im się wydawało. Pieczara zrozumiał, głęboko w ziemi. Poza tym nie było żadnego znaku, jakiejkolwiek obecności Zacharela, ani też żadnego delikatnego dotyku maleńkich dłoni na jego plecach. Panika natychmiast wypełniła jego serce. Amun okręcił się na pięcie. Potem ją dostrzegł. Odprężył się, ale tylko na kilka sekund. Haidee była kilka stóp od niego, przygarbiona, kucała nad ziemią i wymiotowała. Obok niej leżała szczoteczka do zębów, pasta i płyn do płukania ust. Amun nim zdążył pomyśleć, co robi był przy niej, pochylając się nad nią. Jedną dłonią odsuwał włosy z jej twarzy, drugą głaskał jej plecy pocieszając ją. Dokładnie tak jak ona wcześniej pocieszała go. Przerzucanie z jednego miejsca na drugiego zawsze wiązało się z nieprzyjemnymi odczuciami. Ale oni najwidoczniej przeskoczyli kilka lokalizacji. Anioł musiał wiedzieć jak ona zareaguje. Zawsze była tak silna i dzielna, ta dziwna słabość zapewne ją przerażała. To wkrótce minie, powiedział jej. Nawet, kiedy ją uspokajał nie przestawał zastanawiać się, czy przypadkiem nie zaraziła go toksyczną mieszaniną głodu, głupoty i niepotrzebnej czułości, na którą nigdy nie znajdzie odtrutki. Przepłukała usta i otarła je drżącą dłonią. – Dziękuję, że nie wykorzystałeś mojej słabości, - powiedziała. Nie jestem potworem Haidee. Jeszcze. - Wiem, - powiedziała słabo. – Inaczej nie byłoby mnie tutaj z tobą.
Najwidoczniej cierpiała na tę samą toksyczną chorobę, co on. A to nie wróżyło dobrze ich misji. Rozdział XIII - Zanim zaczniemy, zobaczmy, co mamy ze sobą. – Haidee powiedziała do Amuna, zaraz po tym jak wojownik zdezynfekował jej usta. Dwa razy. Zrobiło jej się niedobrze, jak tylko odsunęła się od niego tak, więc nie widziała jego reakcji. Trzymał na niej dłonie, przez cały czas. Czy żałował tego? Zwymiotowała przed nim. A może uznał, że to zabawne? Odpowiedziała na niego, gęsią skórką i lodem pod skórą. Czy był zadowolony z siebie? Nie zareagował na nią w żaden sposób, i poczuła się tym bardzo dotknięta, niezależnie jak bardzo było to głupie. On nie był jej chłopakiem, nie był też pieskiem pokojowym, był jej wrogiem, wykorzystującym ją, by samemu zaznać trochę ciszy. Tyle, że mógł powiedzieć cokolwiek, na przykład „wszystko okej?”, albo „ już dobrze?” Przecież sama zgodziła się pójść z nim do piekła. chciała zejść tu niego. I tylko z tego powodu była z nim tutaj sama. Z nieśmiertelnym wojownikiem, opętanym przez demona, z mężczyzną, który rozpalał jej ciało jak nikt inny. Z Dozorcą demona, który prawdopodobnie spróbuje ją zabić, jak tylko znajdą sposób, by uwolnić go od innych dręczących go demonów. Nieśmiertelny, którym powinna gardzić i gardziła, ale i tak nie potrafiła przekonać samej siebie, by go zranić, w żaden możliwy sposób. Wojownik opętany przez demona, za którym tak rozpaczliwie tęskniła. Marszcząc brwi, kucnęła przed plecakiem, który dał im anioł. Jej dłoń drżała nerwowo, kiedy rozpinała suwak. To, co zobaczyła, a raczej, to czego nie zobaczyła spowodowało, że parsknęła. - Jest pusty! Ziemia cicho zaskrzypiała, kiedy Amun kucnął tuż obok niej i wyrwał z jej rąk plecak, zaglądając do środka. Usłyszała jak warczy i przeklina cicho w myślach. Przeczesał dłońmi twarz, co oznaczało, że był wściekły. Anioł chciał wywieść nas w pole.Kłamał… nie mogę uwierzyć, że kłamał. - Cóż, - odpowiedziała podnosząc się. – My się nie poddamy. – Zbyt wiele już przeżyliśmy. Nie. Nie poddamy się. Ich spojrzenia skrzyżowały się, w jednej cudownej chwili porozumienia. Przynajmniej była to jedyna dobra strona ich położenia, pomyślała. Zobaczyła siłę i determinację w każdej linii jego twarzy, zdecydowanie błyszczące w jego oczach i potrzebę w jego miękkich wargach. Tylko, że nigdy się do niej nie zbliżał, nie dotykał jej. Pod prysznicem obiecał jej, że nigdy tego nie zrobi i oczywiście on zawsze dotrzymywał danego słowa. W zupełnej ciszy, Amun wstał na nogi i odsunął się jak najdalej od niej, niszcząc piękno tej chwili. Haidee wyprostowała się, ale znajome drżenie w ciele nie ustało. On wiedział, kim była, jeszcze nim zabrał ją pod prysznic, nim umył ją tak starannie. Pieścił ją i trzymał blisko siebie. Patrzył na jej wargi z takim utęsknieniem, jak gdyby nie mógł
istnieć ani sekundy dłużej, jeśli nie zatonie w jej ustach. Co zmieniło się od tego czasu? Fakt, że wspomniała o zerwaniu z Miką? Mężczyzna, który by jej naprawdę pragnął, ucieszyłby się z jej sugestii. Amun tymczasem z każdą chwilą coraz bardziej oddalał się od niej. Mężczyźni! Nigdy ich nie rozumiała. Chodź. Powiedział idąc na przód i nie oglądając się do tyłu. Chcę szybko opuścić tomiejsce. Jesteśmy tu już zbyt długo, dla mojego szalejącego umysłu. Byli w piekle, albo gdzieś bardzo blisko. Sama wątpiła czy kiedykolwiek zazna spokoju. - Jestem tuż za tobą. – Poszła za nim do wielkiej pieczary, pełnej pokruszonych kamieni. Ciągle trzymała w rękach pusty plecak. Nie było żadnego powodu by go zatrzymać, chociaż z drugiej strony mogli w nim przechować skały, a nawet kości, a potem użyć ich jako broni. A jeśli będą mieli szczęście i znajdą jagody, albo orzechy, będą mogli przechować w nim żywność na potem. Przeklęty anioł. Musi być demonem w przebraniu, tylko w ten sposób mógł ich oszukać. I jeśli jeszcze kiedykolwiek spotka tego bękarta, będzie wielce prawdopodobne, że wbije mu nóż w pierś. Faktycznie zaczynała się zastanawiać nad wszelkimi możliwymi sposobami torturowania go. Kolano w pachwinę, łokieć do policzka. Kopniak w czaszkę. Wkrótce jednak zaczęło ją to nudzić. Postanowiła się, więc skupić na Amunie i ich wędrówce. Niestety podróż była równie monotonna, co wycieczka metrem, sceneria ciągle ta sama, tyle że mięśnie i stopy coraz bardziej ją bolały. Buty nie były dopasowane do jej nóg, pęcherze szybko, więc potworzyły się na jej nogach. Ale i tak szła, bez słowa skargi, bardziej nienawidząc duszącej ciszy pomiędzy nimi, niż groźnego krajobrazu. Jeśli mieli odnieść sukces w uwolnieniu Amuna od jego demonów powinni współpracować, rozmawiać. Musiała, więc w jakiś sposób spróbować przebić się przez mur jego gniewu. Tak, więc zadała pierwsze pytanie, jakie przyszło jej do głowy. – Masz, dziewcznę? – Z chwilą, kiedy wypowiedziała te słowa, złość ogarnęła jej ciało. Sama myśl, że ten mężczyzn mógłby należeć do kogoś innego…kogoś kto miałby prawo go całować…pieścić, rozbudzać… Nie, powiedział, a ona natychmiast się odprężyła. Prawie miała ochotę rzucić się na niego i go dotknąć. Ale powstrzymała się, trzymając dłonie przy sobie, aż dotarli do wąskiego zakrętu. Ściany napierały na nich tak mocno, że praktycznie drapały ich ramiona. Chciała coś powiedzieć, ale wolała nie ryzykować jego gniewu. Milczała więc. Czy kiedykolwiek pocałowałaś Stridera? Pytanie niespodziewanie wypłynęło od niego, zaskakując nią, tym bardziej, że ton jego głosu wskazywał na gniew i ledwo hamowaną furię. - Nie! Nigdy. – Mogła porzucić swoje plany co do zemsty na Amunie, ale nie miało to nic wspólnego z jego przyjaciółmi. Ich nadal chciała zabić. Tylko Amuna chciała pocałować. Znowu. Wkrótce. Zdecydowanie tylko jego. Za wyjątkiem… Psiakrew, zostawiła w jaskini szczoteczkę do zębów i pastę. Jeśli zdarzy się im odrobinę zapomnieć, będzie smakowała…argh. Tylko, że jeśli sprawy będą nadal się tak toczyły, okazja może już nigdy się nie zdarzyć. Patrzyła wściekle na jego plecy, marząc
by, choć odrobinę podrapać je swoimi paznokciami. Z jego punktu widzenia nie była warta żadnego ryzyka. Jakaś część niej podziwiała go za to, że przyjaciele tak wiele dla niego znaczyli, iż potrafił zrezygnować nawet z kilku chwil przyjemności. Odetchnął głęboko. Czyżby go już nudziła? Dlaczego więc myślał o niej i Striderze? Ponownie miała ochotę wczepić się paznokciami w jego plecy. Przecież, jeśli nie podobała mu się myśl o niej i Striderze, całujących się musiało to coś znaczyć, prawda? Znowu nie mogła go nie podziwiać. Potrafił opanować się na tyle, by postawić obowiązki ponad własne pragnienia. W porządku, powiedział, tonem jakby się poddawał. - Co mogło podsunąć ci tak głupi pomysł, że mogłabym chcieć być ze Striderem? – Chciała zadać to pytanie bardzo delikatnie i używając odpowiednich słów. Nie chciała używać słowa głupi, ale wtedy przypomniało jej się jak Amun paskudnie traktował ją przez ostatnią godzinę i jej irytacja na niego wzrosła. Byłaś z nim sam na sam przez wiele tygodni. W dodatku byłaś zdesperowana, by sięuwolnić. Irytacja przekształciła się w gniew. – Potrafię bardzo się poświęcić, by osiągnąć zamierzony cel. Ale nigdy nie użyłabym mojego ciała, by coś zyskać. Nawet gdyby to miała być wolność. Na moment zapadła cisza, a potem… Zrobiłaś to z Badenem. No tak. miał rację i nie było nic, co mogła powiedzieć by się bronić. Wtedy była tak wypełniona furią i nienawiścią, że zrobiłaby wszystko, byle tylko zniszczyć, chociaż jednego z Lordów. I zrobiła to. Rozebrała się przed Badenem i chciała pójść z nim do łóżka w podziękowaniu, za to, że odeskortował ją do domu. Kiedy tylko przyjrzał się jej uważnie, kiedy tylko była pewna, że był nią zainteresowany a ona wystarczająco rozproszyła jego uwagę, dała znać czekającym łowcom. - Uczę się na własnych błędach, - powiedziała miękko. Zabicie Lorda nie było pomyłką, żałowała jednak sposobu w jaki do tego doszło. Skłamała Striderowi, że wtedy nic nie czuła. Żałowała bólu, jaki spotkał Badena, z jej rąk, choć był to jeden z powodów, dla których naraziła sama siebie na niebezpieczeństwo. To znaczyło, że pragnęła Amuna bardziej niż chciała się do tego przyznać. Zależało jej na nim. Tylko dlaczego? Tego nie wiedziała. Była dla niego atrakcyjna, tak. Przyznał to nie raz. W jakiś sposób czuła się z nim związana. Nie potrafiła przestać myśleć o jego ustach pomiędzy jej nogami. Coś nieznośnie ciągnęło ich do siebie. A poza tym zrobiłaby wszystko, by z nim pozostać. By mu pomóc i być z nim. Spędzić swój czas tylko z nim. Westchnęła. Co? Odwrócił się, by zapytać, co się stało, a jej spojrzenie natychmiast pożarło jego ciało. Pomijając szalejące emocje nie mogła oderwać od niego wzroku. Miał bardzo ciemną skórę, a pod nią cudowne mięśnie. Żadna blizna nie szpeciła już jego ciała, a jego jedynym tatuażem był teraz jego motyl. Nie widziała go, co oznaczało, że prawdopodobnie wrócił na jego nogę. Podziwiła ten piękny tatuaż i sposób w jaki przemieszczał się po jego ciele, zmieniając co rusz lokalizację. Zaraz jednak potrząsnęła
głową, nakazując sobie skupienie. Chciał z nią rozmawiać, nie mogła stracić tej okazji. - Śniłam o tobie, jeszcze nim cię spotkałam, - przyznała. – Tyle że nie wiedziałam kim, lub czym dodała w myślach, - jesteś. Dlatego zaczęłam spotykać się z Miką. Sądziłam że… Łopatki Amuna ścisnęły się do siebie, kiedy wojownik gwałtownie wyprostował się. Sądziłaś, że on jest mną? - Tak i zanim zaczniesz obrażać moją inteligencję, pamiętaj, że jesteście do siebie bardzo podobni. Więc skąd wiedziałaś, że śniłaś o mnie, nie o nim? Z powodu uczuć jakie Amun w niej budził. Z powodu więzi. Życia. Z powodu ognia, który go trawił, podczas, gdy ona od dawna czuła już tylko lód. Tylko, że gdyby się teraz do tego przyznała, stałby się przed nim zupełnie bezbronna. Dałaby mu władzę nad sobą, jeszcze większą niż tę którą już i tak nad nią miał. - Po prostu wiem, - tylko tyle mogła powiedzieć. – Gdybym ciebie nie uciszyła, zabiłbyś mnie, jak tylko byś dowiedział się kim jestem, prawda? – Próbowała utrzymać niewzruszony ton, ale drżące słowa i tak ją wydały. Straszliwa cisza na moment zapadła pomiędzy nimi. Zaraz potem: tak. Przynajmniej był uczciwy, ale to i tak bolało. Zabiłabyś go, gdyś o nim nie śniła. Prawda. Ale to i tak nie zdołało złagodzić ran. Przecież ją pocałował do diaska. Intymnie. Choćby, dlatego mógłby być odrobinę milszy. Zupełnie nielogiczne. Walcząc z własnymi myślami potknęła się o kamień i poleciała do przodu. Musiała chwycić się dłońmi talii Amuna, by zachować równowagę. I wtedy znowu to poczuła. Cudowne zdumiewające ciepło. Nie poruszył się, tylko zesztywniał. Utrzymaj dystans, Haidee. Jej imię wymówił jak by to było przekleństwo. Może i było. – Staram się Amun. Idziemy już od wielu godzin i nadal nigdzie nie doszliśmy. Jestem zmęczona, głodna i ach, tak przy okazji to ratuję przecież twój tyłek. Podpieranie mnie, kiedy się przewracam, to najdrobniejszy sposób, w jaki możesz spłacić swój dług wobec mnie. – Nawet, kiedy go beształa, powtarzała sobie, że musi bardziej uważać. Wyprostowała się, odrywając od niego dłonie i od razu zrobiło jej się smutno z tego powodu. Szybko, więc rozejrzała się dookoła, uważnie skanując teren i zastanawiając się, gdzie mogą być. Weszli do kolejnego korytarza, z wysokimi ścianami, obficie spryskanymi krwią. Podłoga z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej chyliła się ku dołowi. Siarkę coraz mocniej wyczuwało się w powietrzu, a z oddali dobiegało ciche kap, kap. Masz rację powiedział. Ja…przepraszam. Przeprosiny były wypowiedziane zduszonym głosem i tak jak powietrze śmierdziały siarką. Bez znaczenia. I tak je przyjęła. Wszystko było lepsze nić nic. Podobnie uważał jej żołądek. - Wiesz, dokąd idziemy? – Zapytała a jej głos odbił się od ścian.
Nie. Wypowiedziane zdecydowanie i jeśli się nie myliła w ten sposób kazał być jej cicho. Zaraz potem ją zaskoczył, odpowiadając na jej pytanie. Wszystko, co wiem, to że piekło jest na dole, więc kierunek w którym idziemy jest prawidłowy. Nawet głupia małpa to wiedziała, ale grzecznie trzymała buzię zamkniętą. Przed nimi pojawiła się kolejna pieczara. Wysoka, rozległa, o grubych ścianach. Wreszcie dokądś dotarli, pomyślała, gdy nagle coś zasyczało tuż za nią. Zaskamlała, okręcając się by spojrzeć to tyłu. Para zwężających się czerwonych ślepi jarzyła się, w okrągłej małej głowie. Rozwidlony język węża tańczył ponad ostrymi i ociekającymi jadem, kłami. Śliskie cielsko otaczało jej szyję. Próbowała krzyknąć, w głowie jednak tak jej się kręciło, że była w stanie ledwie cicho jęknąć. Jakimś cudem nadal stała. – Miły wąż, - szepnęła unosząc lekko dłonie. Stworzenie uczepiło się mocniej jej szyi. Wcale nie było miłe a jej refleks okazał się zbyt powolny by ją ocalić. Nagle dłoń Amuna błyskawicznym ruchem zacisnęła się tuż poniżej okrągłego łba węża, ściskając jego szyję i łamiąc jego ciało. Chwilę później otworzył dłoń, upuszczając ciało gada na kamienną podłogę. - Dzzziękuję, - wychrypiała. Zawroty głowy szybko ustąpiły, choć płuca ciągle jeszcze nerwowo wciągały tlen, a serce waliło jak oszalałe. Proszę bardzo. Teraz to ja uratowałem twój tyłek. Jego spojrzenie nie przesunęło się po niej, ani też nie pomasował jej szyi, jak go o to błagała w myślach. - Nawet się do niego nie zbliżyliśmy, wielki chłopcze. Wcale nie mówiłem, że tak było. A teraz chodź my dalej. Nie podoba mi się to miejsce. Ruszyli przed siebie. Haidee cały czas trzymała dłoń na jego talii, zbyt przestraszona, by go puścić. On, na szczęście wcale nie karcił jej za to. Nienawidziła węży. Nienawidziła. Nienawidziła. Nienawidziła. Być może właśnie dlatego że Hydrophis Belcheri kiedyś ją zabił, kwas z jego kłów wypełnił jej żyły. Krzyczała, zwijając się w straszliwych konwulsjach, szukając ratunku, którego i tak nigdy nie zaznała. Nawet śmierć nie była dla niej ukojeniem. - Pośpiesz się, mówiła. – Mnie również się tu nie podoba. Więc naprawdę ci się to nie spodoba, tak przynajmniej twierdzi mój demon. - Co? Właśnie weszliśmy do Królestwa Węży. Amun powiedział ostro. - Słodkie niebo. – Powiedz mi, że Królestwo Węży to taki słodki ogród i że spotkamy tu, najwyżej jednego lub dwa węże. Cóż Królestwo Węży to rzeczywiście słodkie miejsce. Ogród i spotkamy tu najwyżejjednego może dwa gady. Wiedziała, że kłamał, ale jego ciepły głos i tak spowodował, że jej wargi lekko zadrgały w uśmiechu. – Dobre, bardzo dobre. To, co jeszcze Sekrety ci powiedziały? – Rzuciła lekko, choć po jego następnych słowach, była prawie bliska ataku paniki. Że nie możemy patrzeć im prosto w oczy, bo są w stanie zahipnotyzować nas i wmówić nam, że naprawdę chcemy, by nas ukąsiły. Strach spłynął po jej kręgosłupie, teraz to miało sens. Zawroty głowy. Hipnoza.
Nienawidziła tracić nad sobą kontroli, ani tym bardziej nad własnym ciałem i umysłem. Przez wiele dni, tygodni była więźniem Stridera i musiała robić to, co on zechciał. Jakby tego było mało, za każdym razem, kiedy umierała, traciła cząstkę siebie, swoje wspomnienia i jedyne co jej pozostawało to nienawiść i chęć zemsty. Na długo przed tym, nim stała się marionetką zła, Grecy również ją zniewolili. - Nie jestem pewna, czy mogę to zrobić, - szepnęła. Po prostu udawaj, że węże to opętani przez demony wojownicy. Jestem pewien, że daszsobie radę. Ouć. Jego słowa, bardziej w nią uderzyły niż uścisk węża. Łzy momentalnie zagościły w jej oczach, zamrugała szybko, starając się je przepędzić. Żadnej słabości. Zwłaszcza, kiedy zamierzał ją tak traktować. Kiedyś mogłaby cieszyć się, że kazał jej traktować węże jak Lordów, dziś jednak nie było jej do śmiechu. - A dlaczego ty nie udajesz, że to niewinni ludzie? – Powiedziała miękko. On również zasłużył sobie na mały przytyk, nie zamierzała go tego pozbawić. Ponownie gęsta cisza zaległa pomiędzy nimi. W końcu westchnął i przyznał, że nie powinien był tego mówić. Przepraszam. Jeszcze raz. Drugie przeprosiny były dużo bardziej wzruszające niż pierwsze. Była nimi tak bardzo zaskoczona, że natychmiast zmiękła. – Ja również przepraszam. I rozumiem, dlaczego to powiedziałeś, - przyznała. – Odebrałam ci coś. Coś, co kochałeś. Tak. A my zabraliśmy coś tobie? Tak. Czekał, z nadzieją, że powie mu, o co dokładnie chodzi, ale nie zrobiła tego. Już wcześniej powiedziała, że nie zamierza dyskutować z nim o swojej przeszłości i zamierzała się tego trzymać. Nie było nic innego, co mógłby powiedzieć, by jeszcze bardziej złagodzić sytuację. Za to było milion rzeczy, o których mógł wspomnieć, by ją zranić. Nie pozwolę by coś ci się tutaj stało Haidee. Masz na to moje słowo. Znowu nią wstrząsnął. Była głupia, ale uwierzyła mu, być może tylko, dlatego, że jej potrzebował. Mógł jej nie lubić, ale wziął na siebie odpowiedzialność za nią. Kolejna rzecz, którą w nim lubiła. Im głębiej schodzili, tym gęstsza roślinność rosła. Aż w końcu nie było żadnej przerwy pomiędzy drzewami, gałęziami i ludźmi. Mila po mili brnęli w gęsty las. Ile węży mogło czaić się dookoła? Głodnych? Och Boże, znowu zrobiło jej się niedobrze… Nagle para zaczęła unosić się z głębi liści, ograniczając ich widoczność. Odetchnęła głęboko, poczuła siarkę i coś innego, słodkiego. Kolidujące ze sobą aromaty szybko przyprawiły ją o zawrót głowy. Czy znowu uległa hipnozie, tylko jeszcze o tym nie wiedziała? - Pomóż mi, - szepnęła cicho, nienawidząc swej słabości i tego, że ponownie straciła kontrolę nad własnym ciałem. Kolana uginały się pod nią. – Amun. W następnej chwili odwrócił się, szybko obejmując ją dłonią w talii . Co się dzieje? Powieki jej opadały. Już nie miała siły by dłużej utrzymać je otwarte. – Nie… wiem. Głowa…kręci mi się…- stał tak blisko niej. A ona nie była w stanie nawet
usłyszeć bicia jego serca. Nie mogła też poczuć ciepła jego ciała, tego zdumiewającego ciepła. To ambrozję czuć w powietrzu. Jest bardzo szkodliwa dla ludzi, ale ty nie jesteś… - Ludzka? Jestem. Nie rozumiem. Umarłaś. A teraz jesteś żywa. Nie możesz być człowiekiem. Zawroty głowy nasiliły się, ciągnąc ją w ciemność. Nie ważne jak bardzo walczyła, nie mogła się uratować. – Amun… Haidee słuchaj mojego głosu. Zostań ze mną. - Nie mogę… - Chciała mu powiedzieć, ale żaden dźwięk nie wypłynął już z jej ust. Jeśli zemdlejesz, rozbiorę cię i będę dotykał. Słyszysz mnie? Potraktuję to, jakozaproszenie, że mogę cię wziąć. Zanim zdołała, odpowiedzieć na jego propozycję. i dać mu do zrozumienia, że owe konsekwencje będą bardzo zachwycającą perspektywą, ciemność pochłonęła ją zupełnie. Psiakrew. Amun zaklął, szybko przerzucił sobie Haidee przez plecy, ledwie rejestrując jej niewielką wagę. Jedyne, co poczuł, to jej piersi przyciśnięte do swoich pleców, i to tylko, dlatego, że były bardzo chłodne, a sutki twarde jak kawałki lodu. Wisiała na nim nieskończenie długo, przynajmniej tak mu się wydawało. Wbrew grożącemu im niebezpieczeństwu, prawie się zatrzymał i zerwał ją z siebie, marząc tylko o tym by na nowo ją skosztować. By zmusić ją, by krzyczała jego imię i tylko jego imię. Sama przyznała, że umawiała się z tym bękartem Miką, bo błędnie brała go za niego. Walczył ze sobą, czy oprzeć ją o ścianę, zerwać jej spodnie, majtki i wejść w nią jak szybko tylko się da. Powstrzymał się. Pot perlił się na jego skórze. Musiał się powstrzymać. Niewygodny bagaż. Zamierzał wykorzystać ją do swych celów, użyć jej, jako narzędzia do odzyskania wolności. Zapomniał, już, z jaką delikatnością do niego pochodziła, i jaką słodyczą była. W jaki sposób reagowała na jego rany i skaleczenia. Sekrety nie potrafiły odczytać jej umysłu, natomiast były absolutnie przeświadczone, co do prawdomówności jej słów. Wierzyły we wszystko, co mówiła. Oczywiście demon uciekał za każdym razem, kiedy Haidee dotykała Amuna. Chłód, który tak zachwycał Amuna przerażał jego towarzysza. Wszystkich jego towarzyszy. Od opuszczenia fortecy inne demony nie próbowały przejąć nad nim kontroli. Dlaczego? Psiakrew pomyślał znowu. Ruszył do przodu. Bez znaczenia było dlaczego. Potrzebował tej kobiety i już. Parł ostro do przodu, rozgarniając liście i gałęzie byle tylko dalej. Musiał wynieść z stąd Hidee, inaczej to ją zabije. Jeśli on wyczuwał ambrozje w powietrzu i kręciła go w nosie, to jak mogła zareagować na nią Haidee? Jakie szkody mogła jej wyrządzić? Dzięki Madoxxowi dowiedział się, że ludzie nie tolerują ambrozji. To był narkotyk przeznaczony tylko dla nieśmiertelnych. Ich własna heroina. Haidee co prawda nie spożyła ambrozji, wdychała tylko gryzące dymy. Amun miał jednak nadzieję, że będzie z nią Ok. Ale czy była ludzka? Naprawdę w to wierzyła, i prawdę mówiąc wbrew wszystkiemu mogła być, nawet pomimo faktu, że powstała z martwych. Z cała pewnością jednak była czymś dużo więcej niż tylko człowiekiem i wiedziała o tym. Ten
jej nienaturalny chłód i zadziwiające połączenie z nim. Sposób, w jaki przepędziła jego demony. To wszystko wykraczało poza zwykłą śmiertelność. Za wszelką cenę musiał ją wydostać z tego lasu. I to tak szybko jak to tylko możliwe. Wszystko, co musiał zrobić, to odkryć przejście do następnego królestwa. Które jeśli się nie mylił będzie Królestwem Cieni. Niestety nadal jedyne, co widział, to drzewa, drzewa, drzewa. Przylegały do niego z każdej strony, niczym warstwa odzieży. Wkrótce dyszał ze zmęczenia. Zakręciło mu się w głowie. Mocniej chwycił Haidee . Nie dotykał jej skóra do skóry, tylko odzież do odzieży. Być może gdyby mógł jej dotknąć, gdyby tylko zsunął z niej spodnie i dotkał jej uda… jej temperatura pozbawiłby go zawrotów łowy w taki sam sposób w jaki pozbyła się jego demonów. Natychmiast dzwonki alarmowe rozległy się w jego głowie. Żadnego dotykania tej dziewczyny. Pojedyncze dotknięcie i spłoną od żądzy. Znowu. Gałęzie uderzyły go w twarz. Potrząsnął szybko głową, oczyszczając myśli. Ruch ten musiał obudzić Sekrety. Demon grasował teraz po jego głowie, pałając nienawiścią do tego miejsca. Nagle głosy dotarły do uszu Amuna. Podejdź bliżej wojowniku…Witaj w naszym domu…Nie zrobimy ci krzywdy…zbyt wielkiej… Myśli wkrótce wypełniły cały jego umysł. Smakujesz…tak dobrze. Glosy otaczały go z każdej strony. Węże zbliżyły się, osaczając go, gotowe uderzyć. By zabić. Nie mógł walczyć z nimi. Nie z Haidee przewieszoną przez ramię. Ona wzięłaby na siebie impet jego ruchów, jej ciało stałoby się tarczą, a na to nie mógł pozwolić. Nie wiedząc, co zrobić zatrzymał się. Położył ją na ziemi, plecak leżał tuż obok niej, osłaniając jej szyję i wrażliwe miejsca. Powoli, tak powoli wyprostował się, dwa ostrza błysnęły w jego dłoniach. Błysk ostrzy był niczym dzwonek do ataku dla węzy. Tuzin szkarłatnych oczu wpatrywało się w niego. Kły błyszczały, jasne, przeraźliwe. Napiął się. Węże rzuciły się do przodu. Rozdział XIV A to dopiero jazda, Strider pomyślał szczerząc zęby. Kilka godzin temu Lucien przerzucił go i Williama do Parysa. Do wojownika, nie miasta. I pomyśleć, że wieczór dopiero się zaczął a Parys już był dobrze odurzony swoją ambrozją. Więc zamiast zostawić go i zająć się polowaniem na rodziców Gilly, Strider i William postanowili zostać i zaopiekować się wojownikiem. Przynajmniej do rana, kiedy to ambrozja wywietrzeje mu z głowy. W imię braterskiej miłości i takie tam. Nie żeby Strider był odurzony, był trzeźwy. Leżał wygodnie rozwalony na leżaku, przy ogromnym basenie, w domu, który wynajmował Parys. W Dallas, Texsasie. Rozpusta wystrojony był w kowbojski kapelusz, niesamowite kowbojskie buty, rozpięte spodnie i oczywiście żadnej koszuli. Laluś był tak wypucowany, że mógłby uwodzić nawet krowy, czy coś takiego. Przynajmniej Parys zaprosił na imprezkę dziewczyny. Wszystkie były w bikini. Najpiękniejsze pływały w ogromnym basenie, śmiejąc się i grając w piłkę. Strider patrząc na nie szybko przypomniał sobie, że zawsze wolał kobiety z dużymi cyckami i
ostrym makijażem. Tyle, że był w stanie zapomnieć o tym wszystkim, za jedno troskliwe spojrzenie, jakim Haidee obdarzała Amuna. Powinna być jego. - Stawiam na tą rozebraną do pasa, - William powiedział do Stridera, odstawiając na bok swoje piwo przyprawione ambrozją. – I tą przepasaną nitką dentystyczną. – W ciągu ostatnich dziesięciu minut zmienił zdanie już pięciokrotnie. Fakt był ,że podobała mu się każda kobieta w zasięgu jego wzroku. - To są stringi debilu, - Parys zachichotał to Stridera. Położyli się wygodnie na leżakach w nonszalanckich pozach. Trzy koguty w kurniku pełnym kobiet. Dziewczyny pląsały przed nimi, śmiejąc się i chichocząc wokół basenu, niczym tancerki po parkiecie. Bogowie jakże podobały im się współczesne czasy, żadna z kobiet nie przejmowała się obecnością innych. - Jeśli to co ona ma pomiędzy pośladkami nazywasz stringami, to jak nazwiesz to co oplata jej sutki? – William zapytał. - Sznureczki – Parys powiedział, chichocząc w własnej pomysłowości. – I tak przy okazji ja już wygrałem. Odkąd sprowadziłem je tutaj, jestem zawsze zaspokojony, no i zarobiłem mnóstwo forsy na ich nagości. - Skąd je wytrzasnąłeś? – Strider zapytał rozbawiony. Język powoli mu się plątał. - W klubie striptizerskim. – Parys rzucił opróżniając butelkę do reszty. – Za pieniądze możesz mieć wszystko, czego zapragniesz. No może poza prażonymi Twinkies. Nigdzie nie mogę ich znaleźć. William potarł dwoma palcami podbródek. – Miałeś już je? - Prażone Twinkies? – Parys potaknął. – Tylko raz, ale nigdy nie zapomniałem tego uczucia. To jak niebo w ustach, chłopie. - Prażynki? – Parys nieślubny bękarcie.- Zirytowany William potrząsnął głową. – Miałem na myśli kobiety. Zirytowany Parys wzruszył ramionami. – Skąd mogę wiedzieć, czy te kobiety miały Twinkies? Dopiero, co je poznałem. - Wielcy bogowie. – William zazgrzytał zębami. – Czy je MIAŁEŚ! Czy spałeś z nimi? Z kobietami? Wcześniej? - Och. Pewnie. Miałem je. Dlaczego od razu o to nie spytałeś? - Wreszcie – William powiedział. – Jakiś postęp. Z powodu swego demona Parys nie mógł przespać się z żadną kobietą dwa razy. Jeśli przynajmniej raz dziennie nie zaliczył panienki tracił siły. Niska cena za potężny zastrzyk energii. - Jeśli dobrze pamiętam – Parys dodał. - Twój kogut zawsze pamięta. - Cóż, aktualnie nie rozmawiamy, więc… - I w ten sposób dochodzimy do kolejnej ślepej uliczki. – William westchnął przeciągle. – W przeciwieństwie do ciebie, ja jestem w stanie mieć każdą. - Jak gdyby którakolwiek wybrałaby ciebie przede mną. William parsknął. – Poczekaj tylko a sam zobaczysz. Będę miał każdą z nich i nim się obejrzysz będą jadły mi z ręki. - Tylko, jeśli znajdziesz prażone Twinkies – Parys sapnął. Strider przewrócił oczami. Egoistyczni debile. Każdy, kto ma oczy przecież widział, że on był od nich obu o niego przystojniejszy.
Jego demon natychmiast rozpoznał wyzwanie i przeciągnął się z gracją. Wygraj. Spokój kolego. Nie potrzebował dziś kłopotów. - Hej William - piękna blondynka figlująca w wodzie zamachała do nich. – Powiedziałeś, że będziesz chciał mnie przetestować jak tylko będę mokra. Cóż, jestem bardzo bardzo mokra.- Cmoknęła do wojownika znad basenu. – Chodź i skosztuj mnie. - Nie jesteś wystarczająco mokra, złociutka. Baw się dalej, a ja dam ci znać, kiedy będziesz gotowa. Przez cały ich czas pobytu tutaj, czyli do ładnych kilku godzin, William nie dotknął jeszcze ani jednej kobiety. Strider tak, wziął sobie dziewczynę w niebieskim skąpym stroju i włosami wysoko zaczesanymi do góry. Na czterdzieści pięć minut spuścił ze smyczy swoje seksualne pragnienia, ujeżdżając jej chętne ciało i sprawiając, że krzyczała i skręcała się z rozkoszy. Sprawił nawet, że błagała. Było oczywiste, że był najlepszym kochankiem, jakiego miała. Nie żeby kiedykolwiek wcześniej w to wątpił. Mimo to, czekał, przez kilka minut po tym jak już skończył się z nią kochać, oczekując na ból, jeśli ją zawiódł lub na rozkosz, jeśli jego wysiłki okazały się być skuteczne. Kiedy tylko on i Porażka zrozumieli, że mogą dodać kolejne nazwisko do bardzo długiej listy usatysfakcjonowanych kobiet, nie żeby pamiętali ich imiona, Strider mógł zaznać kolejnej rozkoszy. Tyle że wcale nie poczuł się lepiej, przeciwnie poczuł się gorzej. Jakby coś wydrążyło go od środka. Chwilę później dziewczyna zapadła w sen dzięki bogom. Gdyby zechciała z nim zamiast tego rozmawiać musiałby sobie obciąć uszy. Seks okej. Rozmowa nie. Powinien ją zostawić samą, by odpoczęła, ale nie troszczył się o nią aż tak bardzo. Zaniósł ją, więc z powrotem na dół i położył koło basenu, gdzie nadal spała. Facet nie powinien za bardzo się przejmować, ot jego motto życiowe. Nie stanowiła dla niego wyzwania i podobało mu się to. Lubił możliwość odprężenia się. Kiedy był z Eks wszystko było wyzwaniem, ciągle był spięty i w gotowości. Oczywiście czerpał z tego ogromną przyjemność, pokonując ją raz za razem. Im twardsza była, tym słodsze było zwycięstwo. Nie żeby mu zależało na tym gównie teraz. Nie tym razem chciał iść łatwiejszą drogą. Zasłużył sobie na to. Nawet jeśli łatwiejsza droga byłą do bani. - Parys dlaczego do nas nie dołączysz? – Brunetka jęknęła jedwabiście, mrugając jednocześnie kusząco do Stridera. Siedziała na brzegu basenu, stopy zanurzała w ciepłej wodzie. Zagryzła zmysłowo wargi, końcówką palca obrysowując naprężone sutki. – Chciałam dostać cię w swoje ręce od pierwszej chwili, kiedy powiedziałeś do mnie cześć. Kilka innych również westchnęło marzycielsko, jak gdyby one również pamiętały tak bzdurną rzecz. Jak gdyby słowo cześć wypowiadane przez Parysa było najbardziej pobudzającą kwestią na świecie? - Tym razem będę obserwował was wszystkie, - Parys powiedział mrucząc. – I jak możesz się domyśleć jestem totalnie rozpalony by cię dostać. Ale muszę zyskać trochę kontroli nad sobą, nim spróbuję cię, chociaż pocałować. Dziewczyny zachichotały. Takie gładkie teksty Parys mógł im prawić, nie raniąc uczuć żadnej z nich i robiąc dokładnie to, na czym mu zależało. Czyli na pozostaniu tam gdzie był i nie angażowaniu
się wcale. Tyle, że to czego pragnął było głupie, Strider pomyślał. Czy Parys zamierzał spędzić tę noc w samotności, nietknięty? I co to do cholery miało znaczyć? Czy już kompletnie pomieszało się mu w głowie? Gdzie się podziało słynne, choć tu kochanie i pobaw się ze mną? A może chciał by myśleli że jest napalony na te dziewczyny? Przynajmniej nalegał by były toples. Wygraj. Porażka przeciągnęła się z gracja podsuwając Striderowi myśl o ukradzeniu dziewczyny adorującej Parysa. Psiakrew, czy nie mogę mieć, choć jednej nocy dla siebie? Demon odpowiedział powarkując. Znaczy się piekło nie mógł. Dałem ci już jedno zwycięstwo dziś. Wygraj. Świetnie. Jedno więcej. Tyle że nie będzie to taka walka jakiej oczekiwał demon. Marszcząc brwi, Strider wskazał na najniższą kobietę w grupie. – Ty. Jej oczy rozszerzyły się z przyjemności. – Ja? Była nieznacznie starsza niż pozostałe, być może dobiegała już trzydziestki. Miała czarne włosy i zielone oczy. On wolał by była blondynką, ale miała kilka tatuaży na plecach. Ptaków, nie słów i twarzy, ale nie obchodziło go to. Nie zamierzał z nią rozmawiać, ani nic z tych rzeczy. Wiedział, czego chciał i nie było w tym nic złego. - Tak, ty. Choć tutaj złociutka. – Powiedział kiwając na nią palcem. Zachichotała i zeskoczyła z leżaka. Kilka innych dziewcząt rzuciło jej zazdrosne spojrzenie, kiedy podchodziła do niego i klapnęła na jego kolana. Pokiwał głową zadowolony. Teraz mu się pobadało. Jest twoja, ty mały bękarcie. Porażka uspokoiła się zadowolona ze zwycięstwa, znudzona jednak łatwością, z jaką się mu to udało. Strider westchnął. Dziewczyna wcześniej kąpała się w basenie, jej skąpy stój był ciągle jeszcze mokry. Otarła swój tyłeczek o jego przyrodzenie, pocierając go. Jej wielkie, naprawdę wielkie piersi, sterczały spod mokrego staniczka. Sutki miała stwardniałe. Wiła się na nim, próbując go pobudzić do pełnej gotowości. Nagle zapragnął trzymać buzię na kłódkę. Nie miał ochoty by się o niego ocierała nie miał też ochoty z nią gadać. Psiakrew niech szlag trafi jego cholerny magnetyzm seksualny. - Spokojnie - powiedział chwytając za jej biodra i upewniając się że zwolni. – Potrzebuję kilku minut by okiełznać podniecenie na twój widok. Powoli uspokoiła się. Okręciła się odrobinę spoglądając na niego spod długich rzęs. – Chcesz bym sobie poszła na chwilę? Pachniała brzoskwiniami i papierosami. – Faktycznie mogłabyś być dobrą dziewczynką i przynieść mi kolejne piwo z kuchni. – Zsunął ją ze swoich kolan, serwują jej przy tym klapsa w pośladki. – Potrzebuję chwili odpoczynku, albo nie będę w stanie nadążyć za tak piękną i utalentowaną kobietą jak ty. Gest ten bardzo ją zaskoczył. Spojrzała na niego obrażonym wzrokiem. – Piwo? - Tak i coś innego wieczorkiem, - dokończył szybko, dając jej okazji do dalszych pytań. – Grzeczna dziewczynka. - Dla mnie też weź jedno, złociutka, - Parys zawołał. – Tylko nie otwieraj, okej?
Rozdrażniona weszła do środka. Kuchnia była na prawo, tuż obok patio. Szklane drzwi umożliwiały im obserwację jej ruchów, kiedy otwierała lodówkę i sięgała po piwo. Czas, który upłynął nim wróciła na taras pozwolił jej się nieco uspokoić. Kiedy próbowała ponownie usiąść mu na kolanach, odebrał od niej piwo i popchnął ją leciutko w stronę basenu. – Obserwowanie ciebie jak pływasz jest najseksowniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałem. Pokaż mi malutki łabędziu jak nurkujesz i popływaj trochę dla mnie. - Ale myślałam że chciałeś… Jeśli jesteś pewien, że nie chcesz… - Jestem pewien. Ale ślinię się na samą myśl o tobie. Ścisnęła mocno łopatki i uniosła dumnie głowę, potem odwróciła się na pięcie i odeszła. Strider podrzucił Parysowi jego piwo. - Właśnie wpadłem na genialny pomysł – William powiedział jak tylko zostali sami. Cóż, jeśli tylko trzech facetów może być samych przy basenie pełnym półnagich striptizerek. Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Zadzwońmy do Maddoxa. Parys wrzucił odrobinę ambrozji do butelki i pociągnął spory łyk. Chwilę później zakrztusił się. Dopiero po kilku uderzeniach w mostek odzyskał oddech. – Chcesz mu złożyć propozycję? Staremu złemu Maddoxowi? Gówno Will. Dlaczego wcześniej nam nie powiedziałeś, że jesteś masochistą. Rozerwie cię na strzępy w chwili, kiedy wspomnisz o łóżku. Zapominasz, że związał się z Ashlyn. Spróbuj go ruszyć, a jego słodka pięść przestawi twoją twarz. William przewrócił oczami. Chwilę później wyciągnął telefon Parysa ze szlafroka zwisającego na leżaku. – Mam na myśli rozmowę idioto. Co się dzisiaj z tobą dzieje? Mózg ci uszkodziło, czy co? Będziemy bardzo subtelni, a potem zapytamy, co ma na sobie. Zakładam, że nikt wcześniej nie bawił się z nim w seks telefon. - Hej!- Parys zmarszczył brwi przypatrując się małemu czarnemu przedmiotowi. – Zostawiłem swój telefon w sypialni. - Wiem o tym. Tam właśnie go znalazłem, kiedy przeglądałem twoje rzeczy. – Jak zawsze William wcale nie był skruszony swoimi grzeszkami. – Więc kto ma teraz większe jaja i może zrobić wszystko, huu? Strider niczym dziecko w klasie uniósł dłoń do góry. – Och przestań, - Will warknął. - Ty już miałeś jedną dzisiaj. Chcesz więcej? - Dlaczego Maddox? – Strider zapytał. Jeśli ktoś był w stanie skopać im tyłek przez telefon, to właśnie dozorca demona Furii. Wojownik pewnie znajdzie sposób by ich dorwać jak tylko zrozumie cel, w jakim dzwonią i świństwa, które chodzą im po głowie. William uśmiechnął się szeroko, pokazując przy tym idealnie białe zęby. – Ponieważ on klnie najgenialniej spośród was wszystkich i budzi we mnie niesamowitą wesołość. Więc wchodzicie w to, czy nie? - Daj mi ten seks telefon? – Strider powiedział otwierając dłoń i machając w powietrzu palcami. - Seks telefon? – William roześmiał się głośno. – Zdajesz sobie sprawę jak śmiesznie się wyrażasz, kiedy jesteś zdenerwowany? A wiecie jak to mówią. Prawdziwy charakter mężczyzny poznajesz, w trudnych sytuacjach. Więc spojrzymy faktom w twarz. Jesteś delikatny jak niemowlę Strider i boisz się swojego kumpla. – Roześmiał się głośno. – Przegrałeś.
- Jestem wojownikiem, potężnym, wszechmocnym! Teraz nawet Parys się roześmiał. Strider wyrwał telefon z ręki Williama i zaczął wciskać klawisze. Tak Maddox był jak każdy z wojowników łatwo było go podkręcić i wkurwić. Co jednak o tym pomyśle sądził Parys? Strider nie wiedział i wcale nie chciał wiedzieć. Jeśli tym razem nie wygra, będzie musiał wyzwać gnojków na pojedynek. A tego nie chciał. Kilka sekund później zrozumiał że wykręcił zły numer, bo jakieś dziecko zapytało. – Yo czego? Szybko się rozłączył. Spróbował ponownie. Po pierwszym sygnale przełączył na głośnomówiący. Madox odpowiedział kilka sekund później, jego szorstki głos zgrzytał. – Co się dzieje Parys? Parys i William siedzieli na brzegu swoich leżaków, spoglądając na Stridera z nieskrywaną radością. Już dawno nie widział wojowników tak zrelaksowanych i pogodnych. Strider szybko zrozumiał że te wakacje były potrzebne im wszystkim. Nabrał powietrza w usta, potem zaczął pojękiwać, jak gdyby był spoconą kobietą, zaplątaną w zwoje śliskiego prześcieradła. Próbował nie śmiać się przy tym. - Parys? – Maddox zgłupiał. – Jesteś tam. Wszystko w porządku? Oboje wojownicy starali się nie śmiać. Dłońmi zatykali sobie usta, ale parsknięcia i tak wydostały się na zewnątrz. - Jesteś nagi, duży chłopcze? – Strider zapytał naśladując podniecony głos kobiety. – Bo ja jestem. Kolejne parsknięcia towarzyszyły jego słowom. - Strider? I nie zaprzeczaj. Rozpoznaję twój głos. Co ty do cholery robisz z telefonem Parysa? Sądziłem ,że jesteś w Rzymie. I co to ma znaczyć do cholery, czy jestem nagi, czy nie? Masz dokładnie dwie sekundy na wytłumaczenie się, albo sięgnę przez linię i wyrwę język z twoich ust… Zapadła, cisza, bardzo wymowna cisza. Potem…- Daj mi to, - głos oburzonej kobiety. Chwilę później już spokojnym głosem Ashlyn odezwała się. – Czy ty właśnie nie próbowałeś wykręcić numeru mojemu mężowi? - Tak proszę pani, - Strider wyjąkał, a dwóch facetów siedzących obok niego zawyło ze śmiechu, skręcając się na swoich leżakach. – Faceci muszą się czasami zabawić. Nawet gdyby to miało grozić im śmiercią. Więc? Jest nagi, czy nie? - Nie, dla waszej informacji, pracował na dworze. To miło ,że próbujecie go rozerwać, bo czasami nie robi nic innego tylko wali głową w mur. Śmiali się przez kilka minut. Nawet Ashlyn się roześmiała. – Och chłopcy jesteście niepoprawni. To przecież wcale nie było zabawne. Pewnie zniszczy kolejną ścianę w domu, nim się rozłączymy. - To dobrze, może w końcu wyjdzie z łóżka i zrobi coś innego. – Strider powiedział, będąc całkowicie świadomym, że Maddox wściekłby się za te słowa. - Poza sprawieniem mi przyjemności? – Ashlyn zachichotała. – Zmienisz zdanie ,kiedy go ponownie zobaczysz. Jest kłębkiem nerwówo. Cały czas martwi się o dzieci. Wszczyna bójki z każdym, kto stanie mu na drodze. Dwukrotnie nawet go już aresztowano. Zamierzamy wrócić do fortecy w przyszłym tygodniu. On was potrzebuje. Ponieważ, i proszę cię nie śmiej się kiedy ci to mówię. Ale jeśli zostanę z nim
odrobinę dłużej sam na sam, to zamorduję go we śnie. - Ale to przecież ty uratowałaś go przed klątwą? – Strider zachichotał. Dawniej Maddox umierał, co noc z ręki Reyesa, a Lucien był zmuszony odprowadzać go do piekła. Ashlyn złamała klątwę, uwalniając ich wszystkich, od tego przykrego obowiązku. - Czy odrobina spokoju i ciszy to aż tak dużo, o co proszę? – Powiedziała głośno. Potem nieco łagodniejszym tonem dodała. – Więc wszystko u was w porządku? - Nie bądź dla nich zbyt miła, - Maddox warknął gdzieś za jej plecami. – Powinnaś odpoczywać, a oni ci tylko przeszkadzają. - Och cisza – Zaszemrała. – Gdybyś sam stosował się do swoich słów, odpoczywałabym w każdej minucie mojego dnia. Tymczasem jak mam odpoczywać, podczas gdy ty niszczysz kolejny budynek? Poza tym tęsknię za nimi i mam ochotę z nimi pogadać. To zamknęło Maddoxowi buzię. Nie mógł zaprzeczyć słowom Ahslyn, ani tym bardziej niczego jej odmówić. - U nas porządku. Ja Will i Parys jesteśmy na wakacjach. - Razem? Strider potaknął. Rozparł się na leżaku w wygodnej pozie. Wolną rękę założył sobie za głowę. Zdumiewające, że nigdy wcześniej nie rozmawiało mu się tak łatwo z kobietą. - Więc wszystko u was okej? Nie pakujecie się więc w żadne kłopoty? - Poza dręczeniem Maddoxa? Nawet odrobinkę. Nie zapytał jej gdzie byli, ani co dokładnie robili. I nie zamierzał tego robić. Wolał nie wiedzieć. Czasami niewiedza była błogosławieństwem. Poza tym, gdyby kiedyś łowcy postanowili zdjąć głowy z ich tyłków nie miałby żadnych sekretów im do wyjawienia. Sekrety. Amun. Eks. Jego szczęka odruchowo zacisnęła się. Nie miałeś o nich myśleć, pamiętasz? – Jak się mają Stride i Stridette? – Mające się urodzić bliźniaki, jak je wojownik słodko po sobie nazwał. - On miał na myśli Liam i Liama, - William wrzasnął, uśmiechając się, chociaż cień smutku przemknął po jego twarzy. - Madd i Madder, kopią jak profesjonalni piłkarze, - odpowiedziała głosem pełnym miłości i sympatii. – Przysięgam, że będziemy mieć pełne ręce roboty, kiedy one wreszcie pojawią się na świecie. - A tak przy okazji, to zrujnowałaś nam doskonały kawalerski wieczór, słodkimi słówkami o dzieciach, wiesz? – William zaskrzypiał. - Poważnie - Parys przytaknął. Roześmiała się dźwięcznie. – Nie bardziej niż na to zasłużyliście sobie chłopcy. - Rozłącz się kobieto, - Maddox zagrzmiał. – Ktoś nadchodzi. - Uch, muszę kończyć, - powiedziała odkładając słuchawkę, nim zdążyli jej odpowiedzieć. Strider rzucił telefon Parysowi. – Myślisz że mogą mieć kłopoty? - Nieee – Parys schował urządzenie nim William zdążył mu je na powrót odebrać. – Ten, kto nadchodził, to prawdopodobnie Maddox we własnej osobie. - Taaa, on prawdopodobnie kładzie ją na plecy, gdziekolwiek są, po to by mógł sam mógł się wyszaleć. – William powiedział niedbale, dodając jeszcze po chwili. - Na
jej ciele, oczywiście. Zanim Porażka zdążyła podzielić się własnymi spostrzeżeniami, Strider szybko zmienił temat. – Więc co teraz będziemy robić? Zgodnie ze swoim zwyczajem uważnie przeskanował cały teren. Dziewczyny obserwowały ich zrozumiał szybko. Bawiły się, ale wyraźnie czekały na ich ruch. Puszczały w ich kierunku pełne zapału spojrzenia, jak gdyby już planowały potrójny ślub. - Zgaduję, że moglibyśmy porwać jedną lub dwie dziewczyny i zaszyć się z nimi z naszych sypialniach. – Parys nie brzmiał co prawda na zachwyconego własnym pomysłem, ale przynajmniej nie wypierał się swojej codziennej dawki energii. - Tak, William potwierdził. On z kolei faktycznie brzmiał przygnębiająco. Strider znał problem Parysa. Kobieta, której pragnął nade wszystko, jedyna, z którą był zdolny uprawiać dwa razy seks umarła w jego ramionach, zastrzelona przez swoich towarzyszy, łowców. Takich jak Eks. Tym razem Strider nie próbował nawet odcinać się od myśli o niej. Jeszcze. Czy była pośród tych, którzy strzelali? Prawdopodobnie. Nie było zimniejszej suki niż ona. Dosłownie. Nigdy wcześniej spotkał nikogo, kogo ciało byłoby tak zimne. No za wyjątkiem tych, których posłał wcześniej do kostnicy. Zresztą Eks też tam kiedyś wysłał. Czy była zimna, bo ciągle jeszcze była martwa? Czy była chodzącym trupem? Możliwość warta rozważenia. Później. Teraz chciał rozszyfrować niezwykłą ciemność kryjącą się w oczach Williama. To był dużo bezpieczniejszy temat. Czy był ktoś w życiu wojownika, kogo pragnął, a nie mógł mieć? Kogoś stracił? Czy to, dlatego wydawał się być jeszcze większym desperatem niż Strider? Poważnie, jak do tej pory nie dotknął ani jednej striptizerki. Nawet po to, by dać im klapsa. - Czy tylko ja jestem jedynym, który widzi martwą dziewczynę u stóp Parysa? – William rzucił włączając się do konwersacji. Strider i Parys zesztywnieli natychmiast. Marta dziewczyna? Strider pierwszy odzyskał głos. – Co masz na myśli? – Rozejrzał się uważnie, dookoła, ale nic nie dostrzegł. - To kawał? – Parys powiedział, ale nie było żadnej ulgi w jego głosie. - Żaden żart przysięgam. – William uniósł w geście niewinności dłonie do góry. – Pokazała się kilka minut temu i zaraz potem padła obok twojego krzesła. Laluś ma ręce owinięte wokół twojej kostki. – Jego spojrzenie pozostało w tym samym miejscu jakby nadal studiował jej twarz. – Ma ciemne włosy i umazaną brudem skórę. Nie to chyba są piegi. Nosi podartą białą szatę i czarne skrzydła wyrastają z jej pleców. Och ma takie ładne ręce. Tylko popatrz. Sądzę, że potrafi zrobić nimi wiele niegrzecznych rzeczy. Sekundę później Parys zerwał się na równe nogi. Dzikim spojrzeniem omiótł przestrzeń wokół leżaka. – Gdzie ona jest? Gdzie do diabła? Marszcząc brwi William patrzył dokładnie w miejsce gdzie Parys stał. – Stoisz nad nią. Hej dziewczyno? Dziewczyno? Nie sądzę, by on mógł cię zobaczyć, albo poczuć. Nie sądzę też by rzucanie się na niego w ten sposób mogło ci pomóc. Parys z głośnym jękiem upadł na kolana, klepiąc beznadziejnie ziemię wokół swoich nóg.
– Nie czuję jej. Jesteś pewien, że ona tutaj jest? Zdesperowany rzucał się po gładkich płytkach. - Yyy tak. – Brew Williama podskoczyła do góry. Zaraz jednak zrozumienie odmalowało się na jego twarzy. – Zgaduję, że nigdy nie mówiłem wam, że widuję martwych ludzi. Och i patrzcie, jest i Kronos. Król bogów. Oczy Stridera rozszerzyły się, kiedy zobaczył jaskrawe światło, zapowiedź pojawienia się króla. Nic jednak się nie wydarzyło, i Kronos nie ukazał się ich oczom, lub przynajmniej nie byli w stanie go dostrzec. Parys zesztywniał, furia kipiała z jego twarzy, obnażył zęby, złość wykrzywiła jego piękną twarz. Kronos dał im amulety by mogli ukryć się przed wścibskimi spojrzeniami bogów. Tylko, że król bogów chciał zawsze i wszędzie wiedzieć, co robią i gdzie są. Czy był w stanie ich dostrzec? A może widział tylko Williama? - Hej kolego. Jak ty to robisz? – William zamachał ręką. – Zabrałeś dziewczynę? – Cisza. – Łał świetny jesteś. Czy ona nie wyglądała jak dziewczyna? – Cisza. – Czy przypadkiem nie wyglądało na to, że ona próbuje uciec od ciebie? – Kolejna cisza. Widać nie przeszkadzało mu, że prowadzi tę dziwną konwersację sam ze sobą. – Okej, powiedział po chwili w pustą przestrzeń, do czegoś, czego oni nie widzieli. Ale obchodź się z nią delikatnie. Sądzę, że Parys ją lubi. Cóż żegnaj. Pomachał mu ręką na dowidzenia. Parys stał i słuchał coraz bardziej zdezorientowany. Po słowie żegnaj najpierw się roześmiał głośno, przerywając nieznośną ciszę zaraz potem rzucił się na Williama pięściami. Rozdział XV Haidee walczyła o wolność, szarpiąc się z grubą, peleryną ciemności. Do jej uszu dobiegały odgłosy chrząkania, jęki i syki. Ciężkie powieki z ledwością to wznosiły się to opadały. Zobaczyła jak przez mgłę wysokiego, umięśnionego wojownika, stojącego okrakiem nad nią, chroniącego ją. Amun. Jej słodki Amun. Wymachiwał szybko ręką, tnąc ząbkowanym ostrzem wszystko, co znalazło się w zasięgu jego ciosu. A było tego sporo. Cienkie spłaszczone ciała węży, zbroczone krwią leżały dookoła niej. Czerwone ślepia zastygłe w śmiertelnej pozie, wpatrywały się w nią, obnażone kły, były już teraz zupełnie bezużyteczne. Ciała nadal padały, Amun nie przestawał walić na lewo i prawo. Był to najdziwaczniejszy pokaz męskiej agresji i umiejętności, jaki kiedykolwiek widziała. Nie ważne jednak było, ile gadów zabił, całe mnóstwo ciągle podpełzało do nich gotowe wgryźć się w ich ciała, w jego nogi. Wielu już się to udało. Jego nogi i ramiona były pokryte drobnymi rankami, jego własna krew kapała, łącząc się z ich. Żaden z węży jednak nie ugryzł jej. Za każdym razem, gdy jeden z nich zbliżał się do niej, zarówno z przodu, jak i z tyłu, Amun dostrzegał go i zabijał. Chronił ją nawet za cenę własnego bezpieczeństwa, pozwalając wężom kąsać siebie, zamiast niej.
Powinna mu pomóc, zrobić cokolwiek, ale kończyny odmówiły jej posłuszeństwa. Wciągała szybko powietrze do płuc, słodkie, duszące powietrze próbowało ponownie zawładnąć jej ciałem. Ponownie letarg ogarniał jej myśli. Amun dyszał, pocił się, prawdopodobnie był już strasznie zmęczony i potrzebował jej. Oczy ponownie zamknęły się jej. Psiakrew, znowu ciemność ogarniała jej myśli. Kiedy po raz drugi Haidee udało się w końcu otworzyć powieki, zobaczyła wysokie skaliste ściany, umazane krwią, przedstawiające straszliwe obrazy. Nawet szybko rozglądając się po malowidłach dostrzegła, ciosy nożem, dwóch napastników i niezliczone ciała. Gorzej, kiedy spojrzała do góry, ujrzała ludzkie ciało, wiszące pod sufitem, i istoty pożerające jego gnijące mięso. Co za…piekło? Piekło. Słowo to odbiło się w jej umyśle, pobudzając jej pamięć. Tak, poszła do piekła z Amunem. Jej wyśnionym mężczyzną. Jej wrogiem. Jej obsesją. Jej głowa była tak ciężka, że nie była w stanie przesunąć jej choćby o cal. Zamiast tego spróbowała poruszyć oczami. Spojrzała trochę wyżej dostrzegając ciemną skórę i piękną twarz. Szedł trzymając ją w swoich ramionach i kołysał. Gapił się prosto przed siebie, wargi zaciskał kurczowo, w wąską buntowniczą linię. Musi cierpieć, pomyślała, a mimo to niósł ją w ramionach, uważając, by jej nie uszkodzić, ani nie potrącić. Taka czułość…taka delikatność. Taki kochany mężczyzna. Czy kiedykolwiek byłaby w stanie wymyśleć coś takiego? Próbowała otworzyć usta, by mu podziękować, by przeprosić, że nie była w stanie pomóc mu w Królestwie Węży, a faktycznie rzecz biorąc tylko mu przeszkadzała, jednak żadne słowo nie wypłynęło z jej warg. Usta odmawiały jej posłuszeństwa, letarg ciągle jeszcze władał jej ciałem. Psiakrew. Była mu coś winna. Musiał wyczuć jej wewnętrzną walkę, chociaż nie spojrzał w dół, ani nie zwolnił. Z łatwością odezwał się do niej chrapliwym głosem. Nie próbuj mówić. Śpij, lecz się. Tak. Tylko, że to ona powinna mu na to pozwolić. Choć raz powinien zdać się na nią, i odpocząć. Tyle, że chociaż chciała nie była w stanie tego dokonać. Zamknęła oczy pozwalając, by ciemność jeszcze raz ją otoczyła. Haidee wyciągnęła ramiona do góry, przeciągając się mocno. Wyprostowała wygodnie nogi. Gdzieś w zakamarkach swego umysłu wiedziała, że powinno być jej strasznie niewygodnie. Ale wcale tak nie było. Materac pod nią był miękki i pachniał tak wybornie, ziemią, dymem i kwiatami. I słodki Lord był tuż obok niej. Czuła jego ogień, po fali ciepła pieszczącego jej skórę. Tylko dwie rzeczy psuły ten luksus. Tępy ból ściskający jej skronie i gryząca pustka w jej żołądku. Obie wymagały uwagi. I to zaraz. Zamrugała kilkakrotnie, szybko otwierając oczy i szacując otoczenie. Leżała na łóżku z miękkich barwnych płatków. Wewnątrz mrocznej jałowej jaskini. Amun zerwał kwiaty i przyprowadził ich tutaj, by ją pocieszyć? Amun. Zadrżała, z radością stwierdzając, że serce może już jej prawidłowo bić. Pełna świadomość. Siedział ledwie kilka cali od niej, na wyciągnięcie ręki. Być może próbował jej zaufać. Ogień płonął przed nim, tworząc symfonię muzyki i ciepła. Siedział plecami do niej, wystawiając na jej widok swoją nagą skórę. Jak już wcześniej zauważyła nie miał
żadnych tatuaży, ani blizn. Widziała twarde, rozpięte mięśnie i grzbiet jego kręgosłupa. Miał też kilka ran i zadrapań. Od węży zrozumiała szybko. Węży przed którymi ją ratował. - Gdzie jesteśmy? – Zapytała zaskoczona surowością własnego głosu. Nie poruszył się, nawet nie drgnął zaalarmowany jej przebudzeniem . Jesteśmy pomiędzykrólestwami, przynajmniej tak mi się wydaje. Przynajmniej jesteśmy bezpieczni. Zrobiłemmałe rozeznanie i nie ma nic przed nami w promieniu mili. - Dzięki – powiedziała miękko. – Za wszystko. Pokiwał głową. Musisz mi o sobie opowiedzieć Haidee. Powoli obrócił się w jej stronę, jego biodro otarło się o jej ciało, teraz byli już bardzo blisko siebie. Nie byłem pewien, w jaki sposób ambrozja w powietrzu wpłynęła na ciebie. Nie byłem pewnie, czy powinienem spróbować oczyścić twe ciało z jej wpływu, czy zostawić cię tak jak jesteś. Wiedziała że powinna odpowiedzieć na to pytanie, ale nie potrafiła. Jeszcze nie teraz. Chciała rozkoszować się tą chwilą razem z nim, bez żadnych animozji. Był taki piękny, jego ciemne bezdenne oczy wpatrujące się w jej duszę. Jego wargi chociaż napięte, mogłyby zwabić każdą kobietę do upadku. Tak długo jak mogłaby mieć te wargi na swoim ciele, czuć jego język, smakować go, nic innego nie miało znaczenia. Był czymś więcej niż fizyczną doskonałością. Był odważnym wojownikiem, dbającym o jej bezpieczeństwo. Jak ktokolwiek mógł widzieć w nim zło? Uczciwie, czy kiedykolwiek byłaby w stanie go zranić? Nawet jeśli zdecyduje, że już nie będzie mu do niczego potrzebna i zechce ukarać ją za grzechy przeszłości? Nie będzie w stanie winić go za to. Chce tylko przetrwać, jak ona zawsze chciała. Co jeśli Baden był dokładnie taki sam jak on? Zdumiała się, i nagle żołądek podszedł jej do gardła, grożąc w każdej chwili opróżnieniem. Co jeśli pomogła zabić niewinnego człowieka? Nie żeby Baden zawsze był taki niewinny. Co jednak jeśli walczył ze swoją naturą, jak to robił osobnik przed nią? Co jeśli byli niewinni? Ból we wnętrznościach nasilił się. Strider spędzał z nią całe dnie, porwał ją co prawda, ale nie torturował jej, ani jej nie zranił, choć mógłby. Groził jej, ale wówczas ona również mu groziła. Sama nawet go uderzyła, i cięła go nożem. Oddał jej raz, nie tak zażarcie jak powinien. - Lordowie Zaświatów to czyste zło, - tak mówił Dean Stefano, współczesna wersja „złego człowieka”, pierwszego łowcy jakiego spotkała. Był prawą ręką Galena, który na szczęście, rzadko się pokazywał. Stefano interesował się tylko swoją armią. Powinni zostać wykorzenienie ,nim ta trucizna rozleje się jeszcze szerzej. Dla ciebie i tych których kochasz. Ile spośród waszych matek umarło na raka? Ile waszych nastoletnich córek zostało zgwałconych? Ilu małżonków was zdradziło? Oni specjalizują się w odbieraniu komuś życia, - mówił Stefano. - Zabicie demona nie jest morderstwem. Demony to zwierzęta, i one są w stanie wyrżnąć cała twoją rodzinę, bez bodaj jednego słowa skruchy. Jak głodujący lew, albo niedźwiedź. One atakują i niszczą bezmyślnie. Nigdy o tym nie zapominajcie. Gada po próżnicy myślała zawsze, kiedy słyszała tę gadkę. Haidee nie trzeba było przekonywać. Demon zabił całą jej rodzinę. Nie tylko raz, ale dwa razy. Zawsze przeklinała zły los, który jej ich odebrał i demony, bo demony były złe. A teraz, kiedy Amun siedział tak blisko niej, ogarnięty współczuciem dla niej, zobaczyła luki w swoim
rozumowaniu. Zło niszczyło. Ci mężczyźni nie zniszczyli jej, nawet kiedy dała im na to szansę jak gdyby zniszczenie w jej przypadku zawsze miało być ostateczne. Ileż to razy próbowała zniszczyć Izbę Lordów? Nie przejmowała się również jakimi metodami przyjdzie jej tego dokonać. Nie. Żal nagle ścisnął jej serce. Co jeśli to ona była tym złem? Mocna ręka ześlizgnęła się po jej kolanie i wróciła z powrotem do talii. Ciągle jeszcze opierała…się o masywną pierś Amuna, policzki migotały jej czerwienią. Łagodnie pieścił jej włosy, jak gdyby była jego ukochaną, jak gdyby jej stan emocjonalny miał tu jakieś znaczenie. Co się dzieje Haidee? Zapytał ponownie gładkim i delikatnym głosem. Nigdy wcześniej nie dyskutowała o swojej infekcji z inną żyjącą osobą. Nigdy. Nawet z Miką. Ale to był Amun. Jej Amun. Mimo palących łez, położyła dłoń na jego gorącej piersi, tuż nad szybko bijącym sercem. Uratował ją, zasłużył naprawdę. - Nie jestem do końca pewna – powiedziała. – Jestem ludzka, na pewno, ale jest we mnie coś jeszcze, coś zupełnie innego. Mogę umrzeć jak każda inna istota. Krwawię, choruję, cierpię, odczuwam głód. Tyle, że za każdym razem kiedy zostaję zabita wracam, dokładnie tak jak teraz. Umierałaś już wcześniej? Chodzi mi o to, że wiem, iż umarłaś kiedyś, ale czy potemrównież ci się to przytrafiło? Jego czuły głos mile łaskotał jej ciało. - Tak, więcej niż kilka. Straciłam rachubę ile razy i jak dawno temu. Nie ważne jak długo pozostaję w jednej inkarnacji. Zawsze pozostaję taka sama, nie starzeję się. Domyślam się że mój wiek zatrzymał się po mojej pierwszej śmierci. Co się dzieje po tym jak umierasz? Zadrżała. – To jest straszne. Wydaje ci się, że ból umierania jest najgorszy, ale to nieprawda. Ból odrodzenia, lub coś w tym rodzaju, jest o wiele gorszy, pustoszy. Czuję jak moje życie umyka, odpływam w ciemność, czas wydaje się być wiecznością i wtedy pojawia się światło…- Zadrżała ponownie. – Jasność pali mnie, głęboko, aż do duszy, ale nie ogniem, tylko lodem i moje ciało zaczyna się odradzać. Czuję się jak matka rodząca sama siebie. Moje kości krzyczą wypełnione kwasem, moja skóra naciąga się i rośnie. Wracam… Ciepłe palce zawinęły się dookoła jej karku, pieszcząc ją. Ponownie jego dotknięcie, było przepełnione czułością, jakby zdawał sobie sprawę jak wrażliwe w tej chwili jest jej ciało. Sutki natychmiast stwardniały jej, upodabniając się do drobnych paciorków, ból rozkwitł pomiędzy nogami. Jakże pragnęła tego mężczyzny. Dyskusja o przeszłości zawsze była trudna. Nigdy dotąd nie wyobrażała sobie, że będzie to robić w obecności opętanego wojownika. Istot które tak uparcie chciała wytępić. A jednak słowa płynęły gładko… - Kiedy w końcu ból minie, zawsze znajduję się w tym samym miejscu. W Grecji, w jaskini tuż obok wody. Nie pamiętam żadnej dobrej rzeczy, która mi się przytrafiła, ale jestem świadoma, że ukradziono mi jakieś wspomnienia. I nie ma to dla mnie żadnego sensu. Wiem tylko kim jestem. Pamiętam natomiast tylko każdą straszną rzecz, którą mi kiedykolwiek uczyniono i każdą okropność, której sama się dopuściłam. Amun ja zawsze jestem tak bardzo przepełniona nienawiścią. Przez pierwsze lata mojego nowego życia nienawiść jest jedną rzeczą która kieruje moimi czynami. Oparł swój podbródek ponad jej głową. Ciepły oddech natychmiast rozczochrał
jej włosy. Jak długo jesteś żywa tym razem? - Około jedenastu lat. Dlaczego nigdy wcześniej nam się nie pokazałaś? Powinna skłamać. Prawda zniszczy cudowność tej chwili. Tyle, że zasłużył sobie, by znać prawdę. Po tym wszystkim zasłużył sobie. - Podążałam za tobą, - przyznała. – Wiele lat temu, gdy byłeś w Nowym Jorku. Pomogłam spalić twój dom. Kilka miesięcy temu, tu w Budapeszcie, podczas strzelaniny, też tutaj byłam. Nie, chodzi mi o inne twoje życia. Jestem już tutaj bardzo długo, dlaczego dopiero terazpo praz pierwszy od czasów starożytnej Grecji cię spotykam. On nie zrozumiał do końca jej wyznania. Nie potrafił ogarnąć jak długo trwało nim wracała. – Pozostaję pod kontrolą nienawiści. A nawet potem, muszę czekać by móc wreszcie zaistnieć w społeczeństwie, by móc dołączyć do ludzi. Ci którzy znali mnie są już w tym czasie martwi. Skąd możesz wiedzieć kim oni są, jeżeli nie masz już swoich wspomnień? I jak możesz być nadal tamtą Haidee teraz, skoro tak wiele razy się odradzałaś, czy nikt nigdy cię nie rozpoznał? - Wracałam już tyle razy i tak wiele lat spędziłam w odosobnieniu, że mogę zawsze używać swojego imienia. Co do wspomnień, tworzę zapiski wewnątrz mojej jaskini, wszystkiego co najważniejsze w moim życiu. Zapisuję wszystko to, co powinnam zapamiętać. Gromadzę tam wycinki z gazet, fotografie, taki rodzaj pamięci podręcznej. To bardzo mądre. Jego szczerość rozgrzała ją bardziej niż dotyk. - Dziękuję. – Podniosła dłoń, przyciągając jego uwagę do jej tatuaży. Nigdy wcześniej nie zrobiła czegoś takiego. Nigdy wcześniej nie wyjaśniła mu co one oznaczają. Czyżby to oznaczało że ona i Amun mieli szansę by ich związek się rozwinął? Teraz? Jedno z nich musiało jako pierwsze okazać drugiemu zaufanie. - Widzisz to? – Zapytała ignorując własne wątpliwości. Wolną ręką zakreśliła koło wokół imion, twarzy i dat. Jego place zawinęły się dookoła jej przegubu. Obrócił jej rękę przyglądając się uważnie tatuażom, studiując ich wygląd. Potarł kciukiem imię Miki jak gdyby był w stanie tym gestem wymazać jego imię. Właśnie wtedy, dokładnie tak jak on marzyła by mu się to udało. Tak, powiedział. Widzę. - To jest moja pamięć podręczna. Początkowo nic nie powiedział. Potem jego oddech stał się nierówny i chropowaty. Zesztywniał. Nie mów mi nic więcej o tym w jaki sposób starczasz się przetrwać, okej? - Och, okej – powiedziała zmieszana. – Dlaczego? – Ponieważ czułby się zobligowany opowiedzieć o tym swoim przyjaciołom? A nie chciał tego? Tak, uprzytomniła sobie. Z całą pewnością nie chciał tego robić. Sama myśl o zdradzie jej sekretów powinna powalić ją na kolana, zamiast tego poczuła ulgę i przytuliła się mocniej do niego. Nadal bardzo starał się dbać o nią. Kim jest Zły Człowiek? Zapytał zmieniając temat. Słysząc to przezwisko zadrżała. – Jak się o nim dowiedziałeś?
Jego kciuk potarł jej szczękę, zadrżała. – Widziałem ciebie w swojej wizji. Stałaś na werandzie, tylko, że byłaś małą dziewczynką. Wszystko inne potrafię przeczytać z twojego umysłu, ale ciebie…widzę tylko urywki z twojego życia. Po pierwsze mógł odczytać umysł każdej osoby oprócz niej. To było dla niej niezwykłe zaskoczenie. W sumie to chciała by mógł odczytać wszystko z jej umysłu, wszystkie jej emocje i pragnienia. Jeśli ktoś mógłby jej pomóc przesiać własne wspomnienia, to tylko on. – Zły Człowiek, był pierwszym łowcą jakiego spotkałam. Znalazł mnie po tym jak moi rodzice zostali zamordowani. Rzeka krwi pomiędzy jej rodzicami. Oboje martwi. Och nie, żadną miarą nie chciała wrócić do tych wspomnień i przebrnąć przez nie jeszcze raz. – On uratował moje życie po tym jak…ktoś podobny do ciebie spróbował mnie zabić. Pomyślał, że mogę mu się jeszcze do czegoś przydać. – Zaśmiała się gorzko. – Mia rację, tylko jeszcze o tym nie wiedział. Byłam ledwie nastolatką, kiedy sprzedał mnie na niewolniczym targu, po tym jak mnie wytrenował. Ale nim umarłam pierwszy raz, zapamiętałam sobie jego lekcje na całe swoje życie i tak o to poślubiam łowców. Dlatego pomogłaś zabić Badena? Proste pytanie zadane głosem bez emocji. Żegnaj słodka chwilo wytchnienia. Jeśli cokolwiek mogło zrujnować ten moment i zaufanie pomiędzy nimi to właśnie to pytanie. Pokiwała głową, próbując ukryć łzy cisnące się do oczu. Kogo ci odebraliśmy, że doprowadziliśmy do tego, że tak bardzo nas znienawidziłaś? Znowu nie było żadnej emocji w jego głosie. Żadnego gniewu, żadnego potępienia. Co więcej miała wrażenie że pytając próbował ją rozgrzeszyć. Poznać powód jej działania. Nie miał pojęcia ile to dla niej znaczyło i jak głęboko dotknęło go jej pytanie. Nie mogła się powstrzymać. Złożyła chłodny pocałunek w zagłębieniu jego szyi. – Moich rodziców. Moją siostrę. Mojego męża. Męża? - Tak. Jego ramiona zacisnęły się wokół niej. Wcześniej wspominałaś, że tylko jeden z nas cięskrzywdził. Czy wiesz…czy wiesz który z nas to zrobił? To jego wahanie…on bał się, że to on był winny śmierci jej bliskich zrozumiała. – Nie widziałam dokładnie twarzy tego kto zabił moich rodziców i siostrę, ale wiem, że to nie byłeś ty, ani żaden z twoich przyjaciół. On jednak był opętanym przez demona wojownikiem. Chociaż co do mojego męża… - Westchnęła. – Nie jestem do końca pewna, kto jest za nią odpowiedzialny, ale pamiętam że widziałam twoich przyjaciół w noc jego śmierci. Przychylił głowę, szukając jej spojrzenia. Była smutna. Nic nie powiedział, tak samo jak ona. Wcześniej milcząc zaoferował jej swoje rozgrzeszenie, teraz ona zrobiła to samo dla niego. Pokiwał w zamyśleniu głową. Dziękuję powiedział. Jego dłoń powędrowała do jej włosów, przeczesując jej splątane pasma. Znasz historię jak zostałem dozorcą demona? - Myślę że tak. Ty i pozostali ukradliście Puszkę Pandory i otworzyliście ją, wypuszczając demony w niej uwięzione na świat. Bogowie zdecydowali ukarać was i słusznie, - nie mogła odmówić sobie tego komentarza. – Dlatego też związali was z demonami.
Fakt. - Dlaczego ukradliście tę puszkę? Zeus poprosił by Pandora chroniła puszkę, powinien poprosić o to nas. Wpadliśmy we wściekłość. - Impulsywni mężczyźni. – Czasami z powodu męskiej dumy upadały całe narody. Tak. Chcieliśmy dać nauczkę królowi bogów, pokazać mu naszą wartość. - I udało się wam? Prawie. Pokazaliśmy mu, jak głupi byliśmy. Walczyła by się nie roześmiać. Przynajmniej po tylu latach dostrzegał prawdę i godził się z nią. Podniósł pasmo jej włosów do nosa i odetchnął głęboko. Powód dla którego podniosłemtemat puszki jest taki, że demonów w puszce było więcej niż wojowników do ukarania zanieposłuszeństwo. Pozostali, którzy zostali związani z demonami to więźniowie Tartaru.Nieśmiertelni więźniowie dodał jeszcze. Ach domyślała się już dokąd zmierzał. – Więc ten kto zabił moich rodziców i siostrę mógł być więźniem Tartaru. Lub uciekinierem. Tak. - A ten kto zabił mojego męża, też był uciekinierem z Tartatu? Tego nie wiem. Chciałbym żeby było inaczej, ale…jeśli widziałaś nas tamtej nocy, to nadziewięćdziesiąt dziewięć procent my jesteśmy za to odpowiedzialni. Żadnego tłumaczenia, tylko brutalna szczerość. Pocałowała jego puls już po raz drugi, uświadamiając mu, że wcale nie odczuwa na niego wściekłości. Zapach drzewa sandałowego, jego zapach drażnił jej zmysły, przypominając ich wspólny prysznic. To z kolei przypomniało jej o ich niedokończonym pocałunku. Nadal tkwiła w jego ramionach, wystarczyło podnieść głowę do góry i przycisnąć wargi do jego ust. Czy widziałaś tamtego mężczyznę…czy widziałaś go od tamtej pory? Zamrugała. Skoncentruj się. Podczas gdy ona otwierała usta do pocałunku, i przygotowywała swoje ciało na rozkosz, on skupiał się na znalezieniu winnego śmierci jej rodziców, i uparcie odmawiał spojrzenia na nią. - Kilka razy. – Powiedziała, zaraz jednak poprawiła się. – Myślę że co najmniej ze sto razy. Kiedy? Gdzie? - W większości za każdym razem tuż przed śmiercią. – Przyznała. – Zawsze jego pojawienie oznacza zapowiedź końca mojego aktualnego życia, jak gdyby zatruwał je swoją obecnością. Widziała go już tyle razy i nigdy z nim nie walczyła. A chciała z nim walczyć aż do bólu. Tyle, że był po prostu cieniem, czarna szata tańczyła wokół jego chudych kostek, a jego nogi nigdy nie dotykały ziemi. Mógł ją przekląć. Ale nie mógł jej dotknąć, ani pozwolić by ona dotknęła jego. Wtedy zniknąłby. Muszę nad tym pomyśleć, Amun powiedział. Jej żołądek fiknął koziołka, policzki zarumieniły się z zakłopotania. Jeszcze raz Amun uniósł ją do góry, tym razem jednak położył ją na łóżku z płatków kwiatów. Natychmiast pożałowała stratę jego ramion. Muszę znaleźć ci coś do jedzenia.Bałem się, że węże mogą ci skrzywdzić, nawet będąc martwe, więc nie
przyniosłemżadnego jako posiłek dla nas. Zawsze troskliwy. – Chciałbym aby ten głupi anioł zapakował nam kilka butelek bogatych w proteiny wody – powiedziała bardziej zgryźliwie niż zamierzała. Tuż obok niej błysnęła paczka, jakby w odpowiedzi na jej żądania. Spojrzeli po sobie zaskoczeni. Marszcząc brwi, Amun pochylił się nad zawiniątkiem, poluźnił sznurki i zajrzał do środka. Jego zdziwienie jeszcze wzrosło, kiedy chwycił białą papierową torbę i wysypał jej zawartość na ziemię. Butelki z wodą mineralną pokulały się po posłaniu. Jego mina zmiękła, zdarzył się cud. Poproś o coś jeszcze rozkazał. Haidee poruszyła się ociężale na kolana, nie śmiejąc mieć nadzieję. – Chciałbym dostać kanapki i owoc. Po raz drugi paczka pojawiła się znikąd przed nimi. Pożywne sandwicze, każde w osobnym plastikowym pudełku. Zaraz potem pojawiły się jabłka, pomarańcze i banany. Haidee ślina napłynęła do ust. - Chcę mokre chusteczki, szczoteczkę do zębów i ubranie na zmianę. Chcę dostać jakąś broń i apteczkę podręczną – w miarę jak mówiła każda z pozycji pojawiała się tuż obok niej. Z lekkimi zawrotami głowy przejrzała żywność, którą dostali, wybierając dla siebie coś pożywnego. Najpierw wzięła kanapkę z szynką i jabłko. Wciągnęła ich cudowny zapach. Potem kolejną kanapkę i pomarańczę. Opróżniła dwie butelki wody. Każda kropla była jak dotyk nieba. I kiedy wreszcie skończyła, umyła zęby i przetarła zmęczoną twarz, dopiero wtedy spojrzała na Amuna. Oddech utknął jej w gardle. Światło pieściło go czule, nadając jego ciemnej skórze połyskliwy odcień. Odcień, którego nigdy wcześniej nie dostrzegła. Obserwował ją, z mieszaniną zaskoczenia i zmieszania na pięknej twarzy. Jabłko ledwie napoczęte ciągle jeszcze trzymał w dłoni. Oczywiście też zdążył już doprowadzić się do ładu. Jego twarz już nie była pokryta smugami brudu. - Pozwól mi zabandażować twoje rany – powiedziała spokojnie. Zmieszanie natychmiast znikło z jego twarzy, jego źrenice rozszerzyły się jakby zwietrzył zdobycz. Zamrugała zaskoczona. Co ona takiego powiedziała? Twoja troska o mnie jest miła, ale by mnie zabandażować, musiałabyś położyć na mnieręce. Chcę twoich rąk na sobie, ale z zupełnie innego powodu. - Ja…okej. Chodź tutaj. Rozkaz wypowiedział z taką mocą, że nawet przez myśl jej nie przeszło, by mu odmówić. Podpełzła do niego szybko, skracając odległość pomiędzy nimi. Odłożył jabłko na bok, ale jej nie dotknął. Po prostu patrzył na nią. Czekając. Wdychając. Podniosła również głowę, rozkoszując się jego zapachem. Drzewo sandałowe pachniało teraz o wiele intensywniej. Miała go zabandażować, prawda? Z wrażenia zaniemówiła. – Zapomniałam apteczki powiedziała. – Powinna być gdzieś tutaj. Zapomnij o apteczce. Masz mnie pocałować i to teraz, zaraz, Haidee. Ciepło z jego ciała otoczyło ją. Była prawie w ekstazie, kiedy powiedziała – tak. -
Wreszcie. Pocałunek. Tak za tym tęskniła. Wydawało się jej, że to było tak dawno temu. Pocałunek pomiędzy nami i nikim innym. - Tak – powiedziała. Zrób to, jego głos wprawiał ją w drżenie i wzywał ją do siebie. Właśnie wtedy zdała sobie sprawę że na jakimś poziomie on ciągle jeszcze walczył z pożądaniem do niej, dokładnie tak jak pod prysznicem, jak wtedy kiedy odwracał się do niej plecami, nawet wtedy, gdy ich języki tańczyły razem. Ciągle jeszcze starał się utrzymać pomiędzy nimi dystans. Nie mogła mu na to pozwolić. Jeśli ona może zaryzykować i go pocałować, on musi dać jej z siebie wszystko. Tylko to byłoby sprawiedliwie. - Nie pocałuję ciebie – powiedziała drżąc. Jego oczy zwęziły się do niebezpiecznych szczelin. – Mam na myśli, że nie zrobię tego, bo jestem tobie wdzięczna, ani dlatego, żeby cię zmiękczyć. Zrobię to, bo chcę tego. Ponieważ cię pragnę. Więc bądź gotów, ponieważ oczekuję tego samego po tobie. Jeśli nie możesz dać mi tego samego, odwrócić się i odejdź, teraz. Rozdział XVI Zrobię to ponieważ cię pragnę. Słowa Haidee miękko rozbiły się w głowie Amuna. Zatrzymał się czekając na nią. On sam nie zamierzał już się zatrzymywać. Nie powtórzy się już sytuacja spod prysznica, nie odrzuci jej, sądząc że bierze go za Mikę. Mogę dać ci to czego pragniesz powiedział zachrypniętym głosem. Rozchyliła wargi drżąc z podniecenia. Nie chciał już czekać. Z wygłodniałym jękiem rzucił się na nią, gniotąc jej usta. Jedną dłoń zacisnął na jej karku, drugą na jej pośladkach. Przyciągnął ją do swego ciała. Natychmiast otworzyła się na niego, witając twarde pchnięcia jego języka w swoich ustach. Kosztował miętę i jabłko, a wszystko to smakowało jak lody. Smak ten podsycił jeszcze jego pożądanie. Kiedy rozmawiali zamierzał zapytać ją o nienaturalny chłód jej skóry, ale kiedy mówiła o bólu i śmierci i skupił się tylko na tym. Nie znał jeszcze sposobu by ją uratować, ale znajdzie go. Poza tym musiał istnieć powód dla którego zawsze wracała. Jak wiele razy umierała? Zdumiał się. W jak rożny sposób. Nie znał szczegółów, ale podejrzewał, że ta wiedza zniszczyłaby go. Nie ważne co czyniła w przeszłości, nie zasłużyła sobie na cierpienie jakiego doświadczała. Zwłaszcza tak wiele razy. Ból w jej oczach kiedy opowiadała o tym jak odradzała się za w tym samym ciele… Nie chciał już nigdy więcej tego oglądać. I czy naprawdę mógł ją winić za nienawiść do niego i jego przyjaciół? Dozorca demona zabił jej męża i rodzinę. Amun zareagowałby tak samo, napadając na każdego odpowiedzialnego za tę zbrodnię. Kiedy Baden umierał Haidee wiedziała tylko, że Lordowie byli okrutni, szaleni i odpowiedzialni za każdy zbrodniczy uczynek. Oczywiste, że usiłowała ich zniszczyć. On zrobiłby jej to samo. Jej przyjaciołom również.
Teraz kiedy patrzył wstecz, odrzucając na bok gniew i uprzedzenia, był pewien, że znał prawdziwą Haidee. Straciła swoją rodzinę. On stracił przyjaciela. Nie zamierzał nienawidzić jej z tego powodu już ani chwili dłużej. Odkąd wywalczyła sobie drogę do jego sypialni, odkąd troszczyła się o jego rany, zasłużyła sobie na jego uczucie. Był jej to winien. Teraz pragnął jej całej. Nie powinien… Ale nie mógł zgodzić się mieć ani odrobiny mniej, musiał jej dotykać, tylko to się liczyło. Nic poza zaspokojeniem jej i swego własnego głodu. - Amun – zazgrzytała jego imię, sponiewieranymi wargami. – Ty…zatrzymałeś się. Dlaczego się zatrzymałeś się? Amun. Tak go nazwała. Podniósł głowę i spojrzał na nią. Jej usta były czerwone i obrzmiale. Różowy język poruszył się, by pochwycić jego usta. Jego penis zadrżał w odpowiedzi, zdesperowany by wypełnić jej śliskie wnętrze. Zacisnęła dłonie na jego ramionach, wbijając w nie paznokcie. Dyszał, pocił się, wbrew chłodnemu wietrzykowi napływającemu z jej ust. - Co jest nie tak? Wcześniej nazywałaś mnie baby, kiedy myślałaś, że jestem… Miką. Nawet teraz miał problem z wypowiedzeniem na głos jego imienia. Poza tym że był łowcą, za co go szczerze nienawidził, gnojek miał ją. Trzymał ją w ramionach, kosztował ją i Amun choć wiedział że to było irracjonalne gardził każdym mężczyzną który kiedykolwiek zaznał tej przyjemności. Jego przyjemności. Teraz mówisz do mnie tylko moim imieniem, dokończył mrocznie. Jej mina złagodniała. – Jedynym mężczyzną którego kiedykolwiek nazwałam baby to ty. Cóż, okej. Mogę się z tym pogodzić. Wrócił do jej ust czym prędzej. Ich języki natychmiast splątały się ze sobą. Ręce nerwowo błądziły po ciele, szukając i biorąc rozkosz. Objął dłońmi jej piersi, potarł zniecierpliwione sutki, które natychmiast stwardniały pod jego dotykiem. - Chciałabym, aby były większe – wychrypiała pomiędzy liźnięciami. Piersi? Dlaczego? - Mężczyźni wolą większe. Ktoś musiał ją zawstydzić zrozumiał, miał ochotę zabić. Ten mężczyzna lubi te. Ścisnął je delikatnie. Były małe, jak sama powiedziała, ale jędrne i kształtne. I naprawdę były najsłodszymi maleństwami jakie widział. Są doskonałe zasugerował. Natychmiast też zdjął jej koszulkę przez głowę i zerwał biustonosz. I faktycznie kiedy tylko materiał opadł zobaczył najpiękniejsze piersi, jakie kiedykolwiek widział, zakończone różowymi twardymi perełkami. Jesteś taka piękna. Brzmiał jak naćpany, ale nie dbał o to. - Dziękuję. Pochylił głowę i zassał jedną małą perełkę do ust. Była twardsza niż przypuszczał. Wciągnęła szybko powietrze, ale nie odepchnęła go od siebie. Przeciwnie, zaplątała palce w jego włosy i przycisnęła jego głowę do swojego ciała. Przerzucił swoją uwagę na drugą pierś, liżąc językiem ścieżkę wzdłuż gęsiej skórki którą pokryło się jej ciało. Zsuwał się niżej, wzdłuż jej brzucha. Drżała z rozkoszy,
za każdym razem, kiedy przesuwał się odrobinę niżej. Ponownie wpił się w jej wargi, kosztując jej rozkoszy i jęków. Kiedy wypowiadała jego imię. Kiedy błagała o litość. Kiedy błagała o więcej. Amun od bardzo dawna nie miał kochanki, i chociaż nie zapomniał jak to się robi, nigdy wcześniej nie był tak podniecony i zdenerwowany. Dotykaj, smakuj, posiądź na własność. Nawet gdyby był prawiczkiem, znalazłby sposób na sprawienie przyjemności tej kobiecie. Ponieważ sprawienie jej przyjemności było nie tylko kwestią pożądania, było koniecznością. Jej przyjemność była jego przyjemnością, i tak właśnie zamierzał postąpić. Dotknij…smakuj…tak smakuj. Wyprostował się przyciskając do siebie jej ciało. Musiał znowu ją skosztować. Chciał iść powoli, by poznać smak jej ciała w każdym najdrobniejszym szczególe. By poznać jej pragnienia, by odkryć co sprawia jej przyjemność. Ale przedtem pocałunek i trochę pieszczot. Namiętność pomiędzy nimi wzrastała. Dłonie wędrowały po sobie, paznokcie znaczyły ścieżki po ciele. Jego męskość ocierała się o jej uda, Haidee wyginała się do tyłu, przy każdym muśnięciu. Po tym wszystkim, co mu powiedziała, bał się że gdyby ją stracił, ocknęłaby się znowu, sama, w jakiejś przeklętej grocie w Grecji, nie pamiętając go. Nie pamiętając ich pocałunku, Oboje byli już bez koszulek, jej piersi ocierały się o niego, przy każdym wdechu. Pocałunek nie miał końca, języki plątały się ze sobą, tocząc namiętną walkę. Posiądź…na własność. Chwycił ją za pośladki, przyciągając do siebie, ocierając się o nią. To nie była gorączka, to jego krew płonęła, gnając z zawrotną prędkością po jego ciele. Krew tak gorąca, że mogłaby zabić każdego mężczyznę, ale kobieta którą trzymał w ramionach była chłodniejsza z każdą mijającą sekundą. Jej skóra była jak lód, usta jak śnieżna burza. Ssał jej chłodny język, wciągając do płuc zimne powietrze. Demony ukryły się w zakamarkach jego umysłu. Krzyczały przy każdym jej dotyku, jak gdyby raziła ich prądem, lub czymś podobnym. Każdy jeden, a bogowie były ich tysiące jęczał w jego głowie, robiąc wszystko, by przed nią uciec, by być jak najdalej od jej chłodnego ciała. W końcu pocałunek zwolnił i wtedy Haidee cofnęła się. – Wszystko w porządku? – Miękkie palce pogładziły jego policzek. Potrzebuję tylko chwilki… Amun zamknął oczy koncentrując się na swoim ciele, oddychał szybko. Każdy miesień w jego ciele drżał, demony szarpały jego kośćmi, próbując przebić się na wylot, próbując uciec. Ból rozszalał się po jego ciele. Zarówno z powodu demonów, jak i niezaspokojonego pragnienia. Nie był gotów, by się zatrzymać. - Mój wewnętrzny termometr czasami wymyka się mi się spod kontroli. Przepraszam. Nie chciałam tego, chociaż czułam to. Przepraszam – powiedziała raz jeszcze. – Postaram się to kontrolować, obiecuję. Nie przepraszaj powiedział nie zrobiłaś nic złego. Poza tym lubię to. Choć nie był do końca pewien dlaczego demony w jednej chwili były pobudzone, a w następnej siedziały zupełnie cicho. Zupełnie nie rozumiał w jaki sposób na nie wpływała, albo dlaczego tak na nią reagowały?
Zastanowi się nad tym później. Z chwilą kiedy Haidee odsunęła się od niego, powróciło ciepło i demony przestały się szarpać. Na razie był spokój. Chociaż nie, Sekrety nawet teraz siedziały cicho. Amun pomyślał, że jego towarzysz nie lubił tak gwałtownych zmian temperatur, ale gnojek będzie musiał polubić, ponieważ Amun planował mieć tę kobietę, niezależnie od tego jak bardzo demony będą protestować. Jego kobieta. Już samo brzmienie tego zdania bardzo mu się podobało. Była jego. Jego. I będzie ją miał. Na wszystkie możliwe sposoby. Jego przyjaciele mogą tego nie zrozumieć. Mogą nawet znienawidzić go za to, uznać za zdrajcę. Nie zamierzał jednak się tym przejmować. Jej los został nierozłącznie związany z jego. Zmiana w sposobie myślenia była bardzo radykalna, nawet jak dla niego i jeszcze nie do końca oswoił się z tym wszystkim. Co wcale nie zmniejszało jego pożądania. A przecież trzymał ją na swych kolanach, słuchał jej historii. Jej opowieści o bólu, stracie i rozczarowaniach. Być może nawet przeżyła zawód miłosny. Na samą myśl o tym coś się w nim burzyło. Zaczął pojmować prawdę. Byli do siebie tak bardzo podobni. Stale bombardowani przez wszystko, co najgorsze świat miał do zaoferowania: ludzi, miejsca, okoliczności. Zmuszeni znajdować radość w najprostszych rzeczach. Chciał tej kobiety i będzie ją miał. Być może spalały go uczucia. Pożądanie, do którego nigdy normalnie by się nie przyznał. Wstydem było pożądać wroga. Ale teraz tak nie myślał. - Być może najlepiej będzie jak się teraz zatrzymamy – szepnęła drżącym głosem. – Ciągle jeszcze nie mogę spać z tobą. Powieki Amuna drgnęły, ogień natychmiast wypełnił jego źrenice. Z jego powodu? - Tak. Nie potrafię oszukiwać. Zazgrzytał zębami z wściekłości Kiedy ostatni raz z nim spałaś? Z każdym wypowiadanym słowem gniew ogarniał jego ciało. - Nie zrobiłam tego. Ani razu. Gniew natychmiast wyparował. Czyż nie mówiła wczoraj że Mika jej pragnął. Zaczął wątpić we wszystko co usłyszał, ale biorąc pod uwagę, że Mika nigdy nie dotknął jej w ten sposób, musiała mieć na myśli inny rodzaj posiadania. Kiedy się z nim umawiałaś,sądziłaś że to ja przypomniał jej. - Tak. Amun chwycił jej biodra i przycisnął mocno do swego nabrzmiałego penisa. Więcoszukujesz mnie chcąc powiedzieć mu prawdę. Opuściła powieki, koncentrując się na rozkoszy. Kiedy on starał się uspokoić, ona zagryzała nerwowo wargi. – Być może tak, ale nadal chcę pozostać wobec niego uczciwa. Więc, żadnego seksu. Nie dopóki nie powiem mu że z nami koniec… Amun zdążył ją pocałować, nim skończyła mówić. Wściekłość na nowo wróciła. Całowanie, to też forma oszukiwania Haidee. Wiedział jak zareagowałby, gdyby przyłapał ją na całowaniu się z innym facetem. Krew popłynęłaby szerokim strumieniem. Jej ramiona obwisły, smutek pojawił się na jej twarzy. - Masz rację. Przepraszam. Wiem że masz rację. Po prostu sprawiasz, że jest mi
tak…gorąco. Cóż od teraz będę się powstrzymywać. Ostatecznie, aż…właśnie… aż. Zerwij z nim w swoim umyśle. Teraz. - W moim sercu i moim umyśle on i ja już zerwaliśmy ze sobą. Ale muszę mu o tym powiedzieć Amun. Zasługuje by wiedzieć. Wiem że mi nie uwierzysz, ale to dobry człowiek. Amun doskonale rozumiał tamtego gnojka. Sam zrobiłby wszystko by chronić swoją kobietę, nawet za cenę własnego życia, tylko po to by być z nią. A ona ciągle jeszcze nie potrafiła odejść od niego by być z Amunem. Podczas, gdy część niego podziwiała ją za tę lojalność, inna część chciała by była lojalna tylko wobec niego. Żadnego seksu, tak powiedziała a teraz dodatkowo jeszcze przez to co sam jej powiedział nie będzie również żadnego całowania. Cóż, więc wielcy bogowie, będzie robił wszystko inne. Groźnie patrząc chwycił ją za ramiona i popchnął na plecy. Upadła do tyłu, kolana poleciały do góry. Płatki kwiatów rozsypały się po jej bokach. Zanim zdążyła zassać powietrze on był już nad nią, rozkładając jej nogi na boki i układając się pomiędzy nimi. Nie oszukuj mnie Haidee. Nie oszukuj mnie. Proszę. Jęknęła, być może z bólu. Zaraz potem usiadła zdecydowanie. – Ja…ja…być może jestem straszna, ale potrzebuję, byś mnie pocałował. Proszę. Nie straszna. Doskonała. W tej idealnej chwili nie był w stanie odmówić jej niczego. Pocałować ją? Tak, nawet jeśli tym gestem miał złamać jej obietnicę. Ich usta znowu spotkały się w oszalałym uścisku, liżąc, ssąc, gryząc. Tak jak obiecała trzymała swoją temperaturę pod kontrolą. Ciągle zimna, ale nie lodowata. Jak ona to robiła, nie wiedział. Kiedy to się skończy, przyrzekł sobie, kiedy już pozbędzie się tych cholernych demonów, będzie ją miał. Całą. Jej chłód i jej słodkie ciało. Każdy jego przepiękny cal. Nawet jej serce. Będzie ją chronił jak swoją, pragnąc jej i potrzebując jej jednocześnie. Ale na bogów będzie jedynym, który będzie miał do niej prawo. Zerwał z niej dżinsy i zsunął w dół. Nie protestowała, nie próbowała go zatrzymać. Ufała, że nie przekroczy linii, którą im wytyczyła. Znowu zachwyciło go, że tak bardzo mu ufała, i ponownie nienawidził jej za to, że tak mało jej na nim zależało. Że nie była w stanie mu się oddać, że nie błagała go o więcej. Nienawidził siebie, że należał już do niej, że zdążył już się uzależnić od niej. Cóż będzie musiał to zmienić. Amun skubał, całował i ssał drogę do jej piersi, aż w końcu dotarł do jej sutek. Skręciła się pod nim, unosząc biodra do góry, zachłannie pożerając każde jego dotknięcie. Szybko wpił się ustami w jej pępek palce tymczasem łagodnie bawiły się koronką jej majtek. Druga dłoń powędrowała do jej ud. Rozsuwając je i głaszcząc spragnione ciało. Bawił się nią, drażnił, celowo omijając miejsce najbardziej spragnione jego dotyku. - Amun…baby…proszę. Teraz prosisz? Dobrze, bardzo dobrze. Właśnie tego chciał. Ciało ciągle jeszcze bolało go od z powodu niezaspokojenia. Wątpił więc, czy byłby w stanie przeżyć to spotkanie. Pot kapał po jego twarzy, od wewnątrz gorączka trawiła jego wnętrzności. Mam zamiar ponownie cię skosztować. Tym razem do końca. W końcu pocałował ją między nogami, pocierając gorącym językiem jej wilgotne majtki. Jej biodra wystrzeliły do góry, krzyknęła z rozkoszy. – Tak.
Dasz mi wszystko. - Taaaa…nie. – Zaszlochała - nie mogę. Wiem, ale wkrótce. - Wkrótce. Tak wkrótce! Słysząc obietnicę w jej głosie, zdarł majtki z jej pośladów i odrzucił je na bok. Przy pierwszym zetknięciu się języka z jej ciałem krzyknęła głośno. Smakował jej kobiecość, oszroniałą morelę…cudowne przypomnienie ich pierwszego spotkania. Jeśli wcześniej wydawało mu się, że płonie, teraz ogień trawił go całego. Penis twardy i gotowy napierał na materiał spodni, pompując jak gdyby był już we wnętrzu tej kobiety. Pociągnęła go za włosy, nie by go odsunąć od siebie, ale by go zachęcić. Polizał jej wnętrze, czując jak ścianki jej kobiecości zaciskają się wokół jego języka. Ssał jej soki, przełykając słodki nektar. Drażnił zębami łechtaczkę. Szybko zaczęła skręcać się z rozkoszy, wypychając biodra ku niemu, pięty wpiła w jego plecy, dociskając swe rozpalone ciało do jego ust. Połóż ręce ponad swoją głową, rozkazał, wielce zadowolony że może do niej mówić w myślach, nie przerywając tego co robi. - Dlaaaa…czego? Zrób to. Niepewnie puściła jego włosy i uniosła ramiona do góry. Złap skałę za tobą. Tym razem była posłuszna. Nie puszczaj. Chwycił jej uda, podniósł do góry i przekręcił, tak, by klęczała na ziemi. On sam leżał pod nią. Jej kobiecość napierała na jego twarz, absolutnie zdana na jego łaskę. To że trzymała się skały uratowało ją przed uderzeniem twarzą w twardy kamień. Nie uratowało ją jednak przed falą podniecenia. Jego usta wpiły się w jej ciało, język zatonął w jej wnętrzu, niczym penis. - Och Boże, Amun. – Drżała kołysząc się na nim. Tak mokro, tak doskonale. - Amun proszę, więcej, potrzebuję więcej. Jedną dłonią objął jej biodra przyciskając do swojej twarzy, drugą pocierał swoją męskość, udając, że uprawiają miłość. Ona pompowała na nim, w górę i w dół. On dopasowywał się do niej ruchem ręki. Tak przeklęcie dobrze. Czy kiedykolwiek doświadczył czegoś tak dobrego? Niemożliwe. - Pośpiesz się! Ja prawie…prawie…dochodzę…jeszcze…potrzebuję… Jego. Tak potrzebowała tylko jego. Puścił jej biodro, prawie przerywając pieszczoty. Zaraz jednak wbił się w nią dwoma palcami. Ciasno. Była tak ciasna, taka naprężona. Wsunął palce głęboko, tak głęboko jak tylko się dało. Krzyknęła wciągając go jeszcze głębiej. - Tam! – Krzyczała szczytując, spazmy wstrząsały każdym jej mięśniem. Opadała na niego próbując zatrzymać go w sobie.
Szczytowała zaciskając się kurczowo na jego palcach. Jej rozkosz natychmiast zepchnęła go w przepaść. Krzyknął, wybuchając, tryskając gorącym nasieniem na swój brzuch. Podniosła się na klęczkach dopiero, kiedy ostatni dreszcz opuścił jej ciało, kiedy ostatnia kropla zmoczyła jego skórę. Z trudem łapiąc powietrze, przerywając ich intymny kontakt, zsunęła się z jego dłoni. Oboje natychmiast jęknęli, rozczarowani brakiem dotyku. Opadła w dół na jego pierś, przytulając się do niego mocno. Pierwsza rozsądna myśl w jego głowie była, by oczyścić ich oboje. Gdyby tylko mógł poruszyć się choć odrobinę. Jego ramiona zacisnęły się dookoła niej. Trzymał ją mocno, zachłannie. Wiedząc, że już nigdy nie pozwoli jej odejść. W jego umyśle ciągle jeszcze, pożądanie mieszało się z pragnieniem posiadania. Nie mógł nic na to poradzić. Zaborczość. Była jego. Teraz…zawsze. Rozdział XVII Przez kilka godzin Amun i Haidee kolejno spali, jedli, całowali się i starali nie wspominać o przeszłości, o tym gdzie właśnie byli, ani też o tym, gdzie wkrótce będą musieli się znaleźć. Byli tylko mężczyzną i kobietą i nie przestawali się dotykać. Haidee była szczęśliwa, choć w głębi duszy wiedziała, że ten stan nie będzie trwał wiecznie. Radosna chwila skończyła się kiedy Amun wypuścił ją z ramion i ruszył, by rozpalić ognisko. Nie wrócił już do niej. Kucnął przy plecaku, zaglądając do jego wnętrza. Zaraz potem wyciągną z niego dwie białe szaty. Zesztywniał natychmiast. To szaty aniołów powiedział ostro. Nie oglądając się za siebie podał jej materiał. Szataumyje ciebie całą, nawet rozplącze twoje włosy, wystarczy, że podniesiesz kaptur. Czy prosta szata mgła zrobić aż tyle? Świetna rzecz. – Dziękuję. Proszę bardzo powiedział przeciągając szatę przez głowę. I psiakrew jeśli brudne plamy na jego szyi nie znikły natychmiast. Teraz mamy wszystko, czego potrzebujemy. - Myślisz, że teraz mamy wyrównane szanse? Mniej więcej. Tak oficjalnie… jakże tego nienawidziła. Dał jej rozkosz i najpotężniejszy orgazm w jej życiu, bawiąc się jej ciałem, łamiąc wszelkie jej wyobrażenia o seksie. Wypełnił jej ciało pasją i rozkoszą… pozbawiając ją kontroli nad własnym ciałem. Wybuchła ledwie panując nad lodem drzemiącym pod skórą. Jej ciało było drżącą plątaniną mięśni, zdolne tylko odczuwać i pragnąć. Żołądek jej drżał, skóra mrowiła przy każdym dotyku. Jego imię być może nie było wytatuowane na jej ramieniu, ale jego znak i tak był już wryty na niej. Dotykał ją bez żadnego wahania. To ją zdziwiło. Nie powstrzymywał jej przyjemności, nie opuścił jej tak jak ostatnim razem, zostawiając na krawędzi. Nawet jeśli gniewał się na nią. Nie, jego dotyk przepełniony był pragnieniem i pożądaniem. Pieścił ją jak gdyby była jego ukochaną nie wrogiem, w każdym tego słowa znaczeniu. Nie chciała być jego wrogiem. Nie teraz i nigdy więcej. Co nie zmieniało faktu,
że nie mogła znaleźć żadnego sposobu, by naprawić szkodę, którą mu wyrządziła. On nie zabił jej rodziny. Inny demon to zrobił. Nie był tym, który zabił jej męża, była co do tego pewna. To musiał zrobić inny demon. Prawdopodobnie jeden z jego przyjaciół. Jeśli jednak był to Amun, już go ukarała odbierając mu kogoś kogo kochał. Nienawidziła siebie za to. Pragnęła cofnąć czas, tak samo jak pragnęła nigdy nie wejść do sypialni męża w tamtą proroczą noc. Noc, która odmieniła jej życie. Ale nie mogła tego zrobić. Miała tylko nadzieję, że dzięki temu, będzie jej łatwiej pokazać Amunowi jak wielki ból odczuwała przez lata. Nie spowoduje to że on zapomni co mu zrobiła, ale być może będzie w stanie jej wybaczyć. Wzdychając Haidee włożyła szatę. Kilka sekund później zrozumiała, że Amun wcale nie żartował. Była czysta, jak nigdy w życiu, choć nie dotknęła jej nawet odrobina mydła. Zdumiewające. Jej spojrzenie uciekło do niego. Patrzył w ogień. W luźnej szacie powinien wyglądać jak mnich. Tymczasem wyglądał niegodziwie, zmysłowo i potężnie. Stanęła przed nim, resztkami sił starając się zapanować nad narastającym drżeniem. On nie patrząc na nią sięgnął do plecaka i wyciągnął morelę. - Chciałbym, abyś coś dla mnie zrobił – powiedziała. – Pomyśl o rozszerzeniu naszej cichej gry. Chwyciła rzucony jej owoc. W końcu spojrzał na nią. Ostrożność biła z jego ciemnych oczu. Jesteśmy tutaj już zbytdługo. Musimy stąd odejść. Nagle zaczął się spieszyć? Prawie. - Nie musimy robić tego zaraz. Gdyby zostali, mogłaby złamać swoje postanowienie. Cóż, w takim bądź razie dobrze. Haidee wzruszyła ramionami, jej podbródek powędrował do góry. - Widziałeś fragment mojej… nocy poślubnej. Czy mógłbyś… mógłbyś zobaczyć również resztę? Jego ostrożność wzrosła, smutek przemknął przez jego twarz. Nie mogę kontrolować,tego, co pokazuje mi demon, Haidee. - Ale mógłbyś spróbować? – Musiał spróbować. Myślę, że mnie nie rozumiesz. By pokazać ci cokolwiek, musiałbym użyć mojego demona. - Rozumiem to doskonale. Chciałabym byś spróbował. Przyglądał się jej uważnie. Czy mogę zapytać dlaczego? Spokojnie i cicho zapytał, choć całym ciałem był przeciwny temu. Nie chciał tego robić, nie po to, by ujrzeć ją wyczerpaną w ramionach innego mężczyzny. Czy w ten sposób planowała ukarać go za to kim był? - Możesz pytać, ale i tak ci nie powiem – nie chciała, by odmówił, a tak właśnie by się stało, gdyby znał prawdę. Gdyby nie błagalna nuta w jej głosie, nie zaufałby jej. Zrobił to jednak, bo postanowił ofiarować jej coś, czego nigdy żaden Lord nie ofiarował łowcy - ślepe zaufanie. Westchnienie przepłynęło przez jego umysł.
W porządku. Spróbuję. Zgoda zaskoczyła ją i jeszcze bardziej go zirytowała. Gotowa? Zaskrzypiał. - Tak – nie. Motyle tańczyły w jej żołądku. – Tak – powtórzyła zdecydowanie. Sztywną dłonią, Amun odłożył morelę na bok. Jego dłonie powędrowały do jej skroni. Jak zawsze dotyk jego dłoni rozgrzał ją. A teraz, kiedy tyle słodkich wspomnień przepływało przez jej umysł, wspomnień jego palców pomiędzy jej nogami, w jej wnętrzu, jego dotyk był najsłodsza torturą. Przysunęła się do niego tak blisko jak tylko się dało. Zatrzymała się dopiero, kiedy ich kolana zderzyły się ze sobą, a jego dziki zapach wypełnił jej nozdrza. Jeśli naprawdę zdecyduje się wejść do jej umysłu, zobaczy wszystkie bolesne przeżycia z jej długiego życia. Wspomnienia, które nigdy nie odeszły, na zawsze łamiąc jej wrażliwe serce. Potrzebowała jego siły. Skoncentruj się na oddychaniu, powiedział a ona spokojnie przyjęła jego wtargnięcie do swego umysłu. Zamknij oczy. Każdy z jej przyjaciół uznałby ją pewnie za głupią, bo zaufała demonowi, ale nie przejmowała się już tym. Amun zaufał jej, a ona nie mogła dać mu mniej. Jej powieki opadły, ukrywając jej spojrzenie. Powoli skupiając się na sobie, wciągała powietrze i delikatnie wypuszczała je przez nos. Grzeczna dziewczynka. Przy następnym wdechu poczuła coś… ciepłego i aromatycznego, dryfującego przez jej głowę, sunącego po jej umyśle, niczym wiatr po liściach na drzewie. Doświadczyła tego już wcześniej, ale wtedy oznaczało to narkotyki i letargiczną nieświadomość zbliżającej się ciemności. Teraz była świadoma tego co się dzieje i ze wszystkich sił, starała się nie wpaść w panikę. Prosiła go o to. Chciała tego. Opanowania nie starczyło jej jednak na długo. Demon pomyślała dziko. Serce waliło szaleńczo, obijając się o żebra i próbując wyrwać z piersi. Na ślepo sięgnęła w górę, chwytając Amuna za nadgarstek. Wciąż oddychała głęboko, jednocześnie zaciskając dłonie kurczowo na nadgarstkach Amuna, nie po to by go od siebie odepchnąć, ale po to, by pamiętać, że to właśnie on jest z nią. Przecież nie mógłby jej skrzywdzić. I by być uczciwym, demon nigdy tego nie próbował. Tak naprawdę, to demon pomógł jej, ukazując jej piękną twarz siostry, pokazując jej radosne minuty przed śmiercią męża. Dlaczego to stworzenie to zrobiło? Dlaczego pokazywało jej same dobre rzeczy? Czy zło nie powinno skupiać się tylko na złych wspomnieniach? Chociaż nie mogła znaleźć na to pytanie odpowiedzi, spróbowała odprężyć się. Kiedy tylko napięcie opuściło jej ciało, w umyśle zaczęły pojawiać się obrazy i mknąć przez jej umysł z ogromną prędkością. Raz jeszcze zobaczyła anielską twarz swojej malutkiej siostry, uśmiechającej się do niej, kiedy biegły przez łąkę. Niewinne i beztroskie chichoty odbiły się echem w jej umyśle, by po chwili zniknąć, a ich miejsce zastąpiło zimno i chłód. Obraz się przesunął – wracajcie! Krzyknęła w myślach, nie była jeszcze gotowa,
by rozstać się z siostrą. Ale wówczas zobaczyła dorosłą wersję siebie, stojącą na werandzie, w długiej, powiewającej, pachnącej lawendą sukni ślubnej. Złote loki błyszczały w blasku księżyca. To było to. Coś, co chciała pokazać Amunowi, ale było zbyt straszne by ponownie się z tym zmierzyć. - Czy jesteś zdenerwowana, mój cukiereczku? – jej służąca zapytała. Haidee obserwowała siebie, patrzyła jak odwraca się do Leory i odpowiada. Rozmowa wlokła się w nieskończoność. Kiedy wreszcie zamilkną? Kiedy wreszcie… Stara kobieta odwróciła się na pięcie i poprowadziła Haidee wzdłuż oświetlonego pochodniami korytarza, ku łożnicy męża Haidee. To było to, znowu pomyślała Haidee, zaciskając mocniej dłoń na nadgarstku Amuna. Wojownik delikatnie kołysał jej ciało. Dokładnie tak jak wcześniej lekko wyginając ją w łuk… dokładnie tak jak przedtem… kiedy chciał wejść do jej środka. Tym razem nie próbowała się przed nim bronić. Bliżej… Leora zatrzymała się i uśmiechnęła do niej. Haidee dotarła do drzwi, a służący stojący przed nimi otworzyli je dla niej. Prawdziwa Haidee miała ochotę zwymiotować, kiedy zobaczyła siebie wchodzącą do środka, swoje palce zaciskające się na materiale zasłony sypialni i odsuwające je na bok. Najpierw Haidee nie mogła zrozumieć tego co widziały jej oczy. Ale powonienie, och Boże ten zapach… metaliczny, miedziany, zmieszany z zapachem wnętrzności. Ona wiedziała co tak pachnie – śmierć. Białe ściany były skropione szkarłatem. Na podłodze leżało poćwiartowane ciało jej męża. Strach ścisnął jej gardło. Rzeź, nie było innego słowa, by określić to co się tu stało. Solon… poćwiartowany… jeden kawałek tam… drugi trochę dalej. Był wszędzie, szaleństwo wypełniło jej umysł, kolana zadrżały, uderzając o siebie, w głowie jej się zakręciło. Zimny oddech skropił jej skórę, krople lodu, kapały z jej ciała. Wtedy zobaczyła coś o wiele gorszego niż rzeź na podłodze. Pośrodku pokoju w kałuży jeszcze nie zastygłej krwi, stało stworzenie z jej koszmarów. Dokładnie tak samo jak wcześniej czarny kaptur zasłaniaj jego głowę, ukrywając przed nią twarz potwora. Ale wśród cieni dokładnie widziała jarzące się czerwone ślepia. Stwór powoli uniósł rękę, pojedynczy sękaty palec wysunął się w jej kierunku. Wściekłość pulsowała w każdej jego cząstce. I nienawiść, tak wiele nienawiści. Widok tej przeraźliwej postaci obudził ją z letargu, zaczęła krzyczeć. Jej wrzask wstrząsnął murami domu. Nie potrafiła przestać, nawet kiedy każdy kolejny okrzyk ranił jej gardło. Stworzenie popłynęło do niej i dopiero wtedy się uspokoiła. Był tak blisko niej… prawie przed nią. Cofała się tak długo, aż uderzyła o ścianę. Tuż przed tym nim zdążył ją pochwycić, drzwi od tarasu otwarły się z hukiem i uzbrojeni ludzie wpadli do środka. - Tam! – jeden z nich warknął. - Miałem rację! Demon jest tutaj! Demon? On? Skąd oni to wiedzieli? Rzucili się ku niemu gotowi porąbać napastnika, dokładnie tak samo jak demon uczynił to chwilę wcześniej jej mężowi. Och, mój Boże. Jej mąż. Może jednak ta kreatura
nie zabiła jej męża, w komnacie byli inni podobni do niego. Wychodzili teraz po kolei z cienia, ich oczy również błyszczały czerwienią. Stworzenie znikło nim ludzie zdołali go pojmać. Drzwi obok Haidee otwarły się z hukiem, upadła na kolana. Strażnicy ustawieni przed drzwiami sypialni Solona, wbiegli do środka. Było ich tak wielu, biegali w popłochu, próbując odkryć co się stało. W panującym zgiełku nikt jej nie dostrzegał. Rzuciła się do przodu, do ciała swojego męża, suknia natychmiast przesiąkła jego krwią. Gwardia zaatakowała ludzi na tarasie i cienie, winiąc ich za to co się stało. Metal świstał w powietrzu, miecze zderzały się ze sobą, krew tryskała, kości pękały, ludzie krzyczeli z bólu. Zaraz potem następny zastęp wojowników wpadł do pokoju. Oni również weszli tarasem. Byli więksi i dużo lepiej umięśnieni niż pozostali walczący. Ich oczy błyszczały czerwienią podobnie jak oczy kreatur, które zabiły Solona. - Więcej demonów! – ktoś krzyknął. - Musieli wejść za nami. - Łowcy – jeden z nowo przybyłych warknął, a w jego głosie odbiły się echa tysięcy głosów. Każdy z nich był udręczony. – Śmierć. Muszą umrzeć! Bitwa rozgorzała z nową mocą. Ostrza błyskały, ciało spadało koło ciała. Nikt nie był bezpieczny. Nawet stara Leora została powalona, a z jej piersi wystawał sztylet. Coraz więcej krzyków i jęków niosło się w powietrzu. Nie mogła złapać oddechu, a powinna… powinna. Uciekaj… tak, powinna uciekać. Coraz więcej służących wpadało do sypialni, tylko po to, by stać się kolejnymi krwawymi ofiarami. Oddychaj Haidee, oddychaj. Próbowała ukryć się, ale podłoga była zbyt śliska, by można było po niej przejść, za dużo ciał leżało na jej drodze. I wtedy ktoś chwycił ją za suknię na plecach i pociągnął do góry. Och Boże… To było to, jej koniec. Haidee napięła mięśnie, przygotowana na to co miało wkrótce nastąpić. Próbowała zdystansować się do sceny, udawać, że obserwowała tylko film. Ludzie umierający dookoła byli tylko aktorami, a ich ból był fałszywy. Kiedy scena zwolniła, lub być może dzięki Amunowi i jego demonowi zauważyła coś na co nigdy wcześniej nie zwróciła uwagi. Nagle walczący mieli twarze, imiona. Widziała Stridera – dozorcę demona Porażki, walczącego z dzikim zapałem, ćwiartującego łowców jednego za drugim. Zobaczyła Luciena – dozorcę demona Śmierci z jego różnokolorowymi oczami, zimniejszymi w tej chwili niż kryształki lodu wewnątrz niej. Wiele razy widywała go na zdjęciach i zawsze miał twarz pokrytą okropnymi bliznami. Tym razem nie było blizn na jego twarzy, jego wygląd jednak i tak stanowił zapowiedź śmierci, jakieś przedziwne piękną i śmiertelna groźba kryła się w jego ruchach. Krew kapała z jego ust, krew sługi, któremu chwilę wcześniej wydarł gardło zębami. Sabin, Kane, Kameo, Gideon, Paris, Maddox, Reyes i Baden. Rude włosy tego ostatniego faktycznie mieniły się niczym płomienie. Aeron na swych czarnych i ostrych jak noże skrzydłach. Wszyscy za wyjątkiem Torina i Amuna, byli w tamtej komnacie.
Nieprawda. Zrozumiała, gdy tylko spojrzała na mężczyznę trzymającego ją za szatę. Amun. Był tutaj. Trzymał ją. Taki ciemny i dziki. Nigdy wcześniej nie widziała go takim. Oczy żarzyły się w jego twarzy niczym dwa rubiny. Wargi lekko rozchylone, ukazywały upiorne wręcz zęby. Twarz miał pociętą, fragmenty kości wystawały z policzka. Zacisnął jedną dłoń wokół jej tali, paraliżując wszelkie jej ruchy. Jakby w ogóle mogła się poruszyć. Jej mięśnie były i tak sparaliżowane strachem. Nawet, kiedy łowca skoczył ku nim. Amun wysunął ją przed siebie. Łowca rzucił się ku nim, jednym szybkim pchnięciem podciął jej gardło od ucha do ucha. Krzyk agonii zabulgotał jej w gardle, ciało zadrgało wstrząsane spazmami śmierci. Ale nie spadła na podłogę. Amun ciągle jeszcze trzymał ją w ramionach. Potem obrócił się z nią i wtedy Haidee dostrzegła błysk niedowierzania w jego oczach, smutku i gniewu z powodu tego, co się stało. Zawsze wydawało się jej, że tamten mężczyzna, Amun użył jej jako swojej tarczy, dopiero teraz zrozumiała, że próbował oszczędzić jej bólu. Mimo wszystko. Nawet będąc opętanym przez swego demona. W wizji obwisła w jego ramionach zapadając się w ciemność. To było pierwszy raz, kiedy umarła. Wizja jednak nie znikła. Pamięć Amuna musiała podjąć wątek, kiedy ona umarła, gdyż walka w komnacie trwała nadal, chociaż ona już nie żyła. Patrzyła jak Amun rzuca się na mężczyznę, który ją zabił, jak rozrywa jego ciało na strzępy, dokładnie tak jak demon zrobił to z Solonem. Amun upewnił się że zadał swej ofierze wystarczająco dużo bólu. Łowca krzyczał coraz głośniej, z każdym wyrywanym fragmentem, błagając o litość. Ale litość nie była tym, co można było doświadczyć w tamtym pokoju. Ponieważ Amun był całkowicie skupiony na swym celu, inny łowca odważył się podejść do niego i skierować ostrze na jego głowę i na tyle na ile miał siły ciął go w szyję. Z głośnym rykiem Amun obrócił się do łowcy. Mężczyzna ponownie przygotował się do ataku, tnąc Amuna z lewej i z prawej. Tym razem uderzył mocniej, gardło Amuna pękło, krew trysnęła na wszystkie strony. Krew lała się, a on padł na podłogę tuż obok niej. Leżeli obok siebie, ich krew mieszała się pomiędzy ich ciałami, wsiąkając w skórę i rany. Łącząc ich od tego momentu? Widząc ich przyjaciela powalonego na podłogę reszta Lordów wpadła w jeszcze większy szał, mordując jeszcze bezlitośniej swoich przeciwników. Reszta gwardii i łowcy zostali zamordowani w najkrwawszej masakrze jaką widziały tamte czasy. I kiedy było już po wszystkim Lordowie najdelikatniej jak tylko się dało zabrali ciało Amuna z tamtego domu. W końcu wizja znikła i umysł Hiadee wrócił do teraźniejszości. Ciągle jeszcze siedziała przed Amunem, a kryształki lodu znaczyły jej skórę. Ale on zdawała się tego nie dostrzegać, jego dłonie ciągle jeszcze spoczywały na jej skroniach, będąc jedynym przebłyskiem ciepła jaki odczuwała w tej chwili. Z jękiem przerwał kontakt, drobne kryształki lodu rozprysły się dookoła. Miał
udręczoną minę i zaczerwienione oczy. Dziwne, że widok tych czerwonych oczu nie przestraszył ją. Przykro mi Haidee. Tak bardzo mi przykro. Jego głos był równie udręczony jak twarz. - Dlaczego? – nawet pojedyncze słowo drapało jej gardło. Krzyczała w swojej wizji, pewnie dlatego, zrozumiała. – Nie zrobiłeś niczego złego – powiedziała, nawet teraz była zdumiona faktem, ze rzeczywiście nic złego nie zrobił. Wręcz przeciwnie. Łowcy musieli ścigać demona. Nie wiem, czy to zakapturzone stworzenie zabiło twojegomęża czy ten z nas, który pierwszy wtargnął do sypialni za kreaturą, wiem tylko, że byłemczęścią tej grupy która przybyła jako ostatnia. Nie chciałem cię skrzywdzić powiedział zmieszany. Przysięgam na bogów, nie chciałem cię skrzywdzić. - Teraz to wiem – dokładnie tak jak wiedziała, że prawie umarł dla niej, przez swoją nieuwagę, opętany chęcią zemsty za jej śmierć. Boże jakże chciała by jej przebaczył, by oboje mogli zapomnieć o tym co się wydarzyło. To wszystko było nieszczęśliwym wypadkiem. Chciała zniszczyć tego mężczyznę bez powodu. Bo niby jaki miała powód. Tamtej nocy nie widziałem twojej twarzy. Zobaczyłem przerażoną kobietę i chciałemodsunąć ją z pola bitwy, zamiast tego użyłem ciebie jako tarczy. Nie umarłabyś gdybymzostawił cię na podłodze. Nie powinien czuć się winny z powodu tego co się stało i nie miała zamiaru pozwolić mu na to. - Nie wiesz, co by się wydarzyło Amun. Nie możesz… Nie próbuj sprawić, bym poczuł się lepiej. Nie próbuj mnie pocieszyć. Nie zasługuję na to.Nie zasługuję na to, by być tutaj z Tobą. Ty… mi pomagasz. Mi. Mężczyźnie , którywepchnął cię wprost na ostrze. Gorzki śmiech rozległ się w jego głowie. Amun załamał dłonie. Przez te wszystkie stulecia nie rozumiałem, dlaczego inni pozwalali by wyrzutysumienia opanowały ich umysły, by emocje rządziły ich ciałami. Nigdy nie pozwoliłemsobie na nic i dlatego jestem najgorszy z pośród nich. Z mojego powodu umarłaś. Zmojego powodu podążyłaś za Badenem. To nie była reakcja jakiej oczekiwała, ani taka jakiej chciała. - Amun ja… Odwrócił głowę, nie mogąc dłużej na nią patrzeć. Zaraz też wstał na nogi. Jeśli chcesz,bym wezwał anioła, znajdę sposób, by to zrobić. On może pomóc ci wrócić do twoich…przyjaciół. Nie musisz już iść ze mną. Nie musisz mi pomagać. - Nie opuszczę cię – powiedziała odrobinę wkurzona. – Przecież oboje widzieliśmy że nie próbowałeś mnie zabić, nie mówiąc już o tym, że to nie ty mnie zabiłeś. Chciałeś mnie chronić. Co więcej, to ja obwiniłam ciebie, kiedy… Słusznie mnie winiłaś warknął, podrzucając plecak do góry i rozkazując mu by znalazły się w nim czyste rzeczy dla nich . Zaraz potem rzucił jej parę dżinsów i koszulkę. Szaty sądobre gdy siedzisz w jaskini, nie kiedy idziesz na wyprawę. Musisz się przebrać.Odchodzimy stąd. - Słuchaj, pomyliłam się, niesłusznie winiłam ciebie… Nie będziemy już więcej o tym dyskutować. Przebierz się. Teraz. Nigdy wcześniej jej tak nie traktował, nawet kiedy por raz pierwszy odkryli kim są naprawdę i nie miała pojęcia w jaki sposób powinna rozumieć jego zachowanie. Trzask! I szata Haidee opadła na ziemię. Dziewczyna sięgnęła po nową odzież.
- Nie możemy odejść już teraz. Nie doki nie zrozumiemy na czym oboje stoimy – powiedziała łapiąc plecak i szepcząc do jego wnętrza rozkaz. – Powiedz nam jak bezproblemowo dotrzeć do następnego królestwa. Kiedy sięgnęła do wnętrza, znalazła tam małe żółte zawiniątko. Bez słowa Amun wziął od niej plecak i zarzucił sobie na ramię. Z każdą kolejną sekundą zdawał się być jeszcze bardziej odsunięty od niej. Nie rozumiała dlaczego tak się działo, przecież nie winiła go za to co się stało, ale dlaczego on winił sam siebie? Ponieważ zawiódł? - Amun - powiedziała próbując znowu go dotknąć. Musiała go dotknąć. Chodź powiedział wychodząc z jaskini i zmuszając ją by poszła za nim lub została z tyłu. Nieświadomie zacisnęła dłonie za zawiniątku. - Nie pozwolę byś mnie teraz tutaj zostawił – powiedziała wiedząc że nie może już jej usłyszeć, ale mógł za to doskonale poczuć jej emocje. Zmusiła się by odprężyć i powoli ruszyć za swoim mężczyzną, a on był jej mężczyzną, nie było co do tego żadnych wątpliwości, do czasu aż ponownie umrze, lub dotrą do nieznanych krain. Rozdział XVIII Wakacje były do bani. Strider siedział na miejscu pasażera w Caddy, którego ukradł William. Ze znudzoną miną wyglądał przez okno, spoglądając na szybko przesuwający się krajobraz i zachodzące słońce. To była droga do piekła. Po klęsce z niewidzialną dziewczyną, która była obsesją Parysa. Wojownik rzucił się na Williama, oskarżając go sprzyjanie bogom i utrudnianie odejścia dziewczynie od Kronosa. Rozdzielenie ich wymagało użycia całej siły jaką posiadał Strider - siły i sztyletu, którego nie chciał użyć na swym rozhisteryzowanym przyjacielu. Dużo później, już po krwawej walce, Parys wykopał Stridera i Williama ze swego roznegliżowanego rancza. Niestety zaraz potem Parys zrozumiał, że Sienna może ponownie spróbować uciec od Kronosa, a on bez Williama tego nie zobaczy. Tak więc obrażony Parys odszukał ich i razem z nimi postanowił ruszyć w dalszą drogę. Nie było to szczególnie trudne, nie zdążyli nawet dojść do bramy zewnętrznej. Kac po ambrozji był jeszcze gorszy niż te wakacje. Już wiele godzin jechali drogą przez pusty krajobraz. Przez większość tego czasu Parys wykrzykiwał pod adresem Kronosa groźby i oszczerstwa. W końcu, osłabiony utratą krwi zmęczył się i teraz spał cichutko na tylnym siedzeniu. Nim jednak zapadł w sen przysiągł zadzwonić do Luciena, dozorcy demona Śmierci i zmusić go, by przerzucił go do niebios kiedy już jego rany się zabliźnią. Parys szedł na łowy, po swoją kobietę. Ten rodzaj obsesyjnego pragnienia jednej tylko kobiety nie był mądry, ale Strider zdawał sobie sprawę, że sam już tą ścieżką z Ex kroczył. Tyle, że w przeciwieństwie do Parysa, zaniechał pragnienia tej kobiety i teraz był za to losowi wdzięczny. Gdyby dalej trwał na tej ścieżce musiałby walczyć o nią z Amunem. Walka z przyjacielem o kobietę była przede wszystkim głupstwem i złem na
wszelkim możliwym poziomie. Po pierwsze cenił sobie przyjaźń Amuna. Po drugie żadna kobieta nie była warta takiego kłopotu. Po trzecie łowczyni naprawdę nie była warta takiego zachodu. Po czwarte seks był tylko seksem. Mężczyzna mógł go wszędzie dostać, dowodem tego była przygoda na ranczu Parysa. Westchnął i skoncentrował się na zasranej scenerii. Drzewa, faliste wzgórza. I och atrakcja, jedyny sklepik w okolicy. - Zatrzymaj się – rozkazał. - Co? – Wiliam spojrzał na niego wyrzutem. – To nie pora na głupie żarty. Dopiero co mamy trochę ciszy i chcesz to wszystko zrujnować, przerwą na siusianie? Ależ ciebie dziecko. - Red Hotsy, lalusiu – zabiłby za ich kęs. – A teraz zamknij się i zwolnij. - Och misiaczku, powinieneś był tak mówić od razu. Samochód zjechał na prawo na drogę dojazdową prowadzącą do całodobowego sklepu. Przed sklepem pełno było ciężarówek i rodzin z dziećmi. William kciukiem wskazał na tył samochodu. - Co zrobimy z naszą śpiącą pięknością? - Nie zabije się przez tę krótką chwilę jak nas nie będzie. - Czy ty w ogóle masz w sobie jakieś instynkty samozachowawcze? – w niebieskich oczach błysnęła kpina. – Chodziło mi oto, czy jak się obudzi nie wpadnie na pomysł, buchnąć nasz samochód i zostawić nas tutaj? - Spoko, wtedy ukradniemy ciężarówkę i go dogonimy. Zawsze chciałem prowadzić coś tak dużego. - Lubię jak myślisz trzeźwo Strider chłopie. Być może rzeczywiście tak zrobimy. Zgodnie ze swoim zwyczajem, Strider nim wysiadł dokładnie zlustrował okolicę. Podczas jazdy, sądził, że ktoś będzie ich ścigał. Jak na razie mieli spokój. Ani razu nie dostrzegł nic podejrzanego. I szczerze mówiąc, był tym odrobinę rozczarowany. Oczekiwał, że chłopak Haidee podąży za nim. Gówno, facet przysiągł rozerwać Stridera na strzępy. Wszedł razem z Williamem do sklepu, a potem się rozdzielili. Oboje ciągle jeszcze mieli na sobie krótkie szorty, ale mieli też T-shirty i klapki, tak więc nie byli znowu tak kompletnie nieodpowiednio ubrani, chodząc pomiędzy regałami i biorąc to na co mieli ochotę. Mimo to ludzie gapili się. Być może z powodu ich wzrostu i ogromnej muskulatury, nikt w sklepie nie dorównywał im wzrostem. Być może z powodu broni rysującej się pod ich koszulkami. Albo być może dlatego, że William otworzył paczkę Doritos i zajadał się nimi, nie płacąc za nie. Trudno powiedzieć, dlaczego ludzie się gapili. - Widzisz gdzieś Gummy Bears? William krzyknął. Strider chwycił pięć pudełek Reds Hotsów. Przyciskając je do siebie uważnie przeskanował półki. - Nie, przykro mi stary – powiedział. Szybko złapał kilka Twinkies dla Parysa i wrzucił je na swój stos zakupów. Nie były pieczone, ale co tam. Kobiety zajadały się słodyczami, lecząc w ten sposób złamane serce, a Parys w tej chwili zdecydowanie zachowywał się jak emocjonalnie rozchwiana kobieta. Facet powinien im być wdzięczny za cokolwiek.
Strider prychnął gniewnie, sięgając do dystrybutora z wodą sodową. Parys zachowujący się jak kobieta. Co będzie dalej? Kiedy woda wzburzyła się dostatecznie mocno, odciągnął kurek i nalał wody do kubka. Upił łyk. Och, to było cholernie przyjemne. Nim skusił się po następny łyk, rzucił szybko okiem dookoła, sprawdzając gdzie jest William. Niestety jedyne, co dostrzegł to groźne spojrzenie Luciena i drobnego małego rudzielca, szamoczącego się pod jego silnym uściskiem. Skąpy stanik napinał się przy każdym jej ruchu, grożąc w każdej chwili wybuchem jej gigantycznych piersi. Miała na sobie dżinsy, tak skąpe, że było oczywiste iż nie nosi pod nimi żadnej bielizny. Miała długie, smukłe nogi, wystarczająco gibkie, by owinąć się dookoła jego bioder. Zaklął. - Kaia? – Strider zamrugał, pewien, że to jakiś senny koszmar. Ta Harpia była najgroźniejszą istotą na tej planecie i w dodatku była tutaj. Odstraszając swoim smrodem jego ekstra wakacje. I pomyśleć, że sądził, iż ta noc nie może być już gorsza. - Och pyszności. Rozkoszny, duży łyk. – pognała w jego kierunku, wyszarpując kubek z jego dłoni i opróżniając jego zawartość jednym tchem. Oczywiście nie czekała na pozwolenie. - Dzięki. To nie było wyzwanie, nie wyzwanie, mówił do swojego demona. Jeszcze nie było. Poraża przebudzona nasłuchiwała w jego głowie. Dzięki bogom, obudzone zwierzę, nie podburzało go do działania. Kaia zmarszczyła usta. - Yuck! Co to jest? Kwas do baterii? - To tylko niewielka odrobina sody jaką mieli w tym automacie – warknął wyciągając do niej rękę. – A teraz oddaj to i powiedz, co tutaj robisz? Cofnęła się o krok, uśmiechając szeroko i odsłaniając przy okazji ostre ząbki. – Moje. Okej, to było wyzwanie, jego umysł krzyczał. Pokonaj demon szalał, obijając się po jego czaszce, nalegając, by Strider coś zrobił. Pozwolił, by jego ręka opadała do boku. Wiedział, że Harpie mogły jeść tylko to co ukradły, albo to, na co zapracowały, wszystko inne zwracały w straszliwych konwulsjach. Tak, wiedział, że musiała to zrobić, ukraść mu picie. Wiedział też, że Harpie przywłaszczały sobie wszystko, co znalazły dookoła i Kaia zapewne uznała, że ten napój już jest jej. Jeśli jednak spróbuje popchnąć go raz jeszcze, będzie musiał zareagować. Demon nie popuści już mu. Czuł to, a żadną miarą nie miał ochoty wyzywać Harpii na oczach tych wszystkich ludzi. Takie rzeczy lepiej robić na osobności, gdzie nikt nie zauważy jak Harpia skopuje mu tyłek. O, tak upokorzenia lepiej znosić bez świadków. - Pytałem, ale zrobię, to raz jeszcze. Co tutaj robisz? – szybko, nim zdążyła odpowiedzieć, przerzucił swój wzrok na Luciena. – Co ona tu robi? Lucien westchnął przeciągle. - Była tak upierdliwa i wredna przez ostatnie dni, że nikt nie mógł z nią wytrzymać. Zadzwoniła do mnie, że się nudzi i żebym ją zabrał do ciebie, a ponieważ lubię
moje jądra tam gdzie są, postanowiłem spełnić jej kaprys. - Zabrać ją do mnie? – Strider uderzył się w pierś, by upewnić się kogo Lucien i Kaia rozumieli pod słowem „mnie”. – Dlaczego do mnie? Żadne nie odpowiedziało na jego pytanie. - Mój przyjacielu, życzę ci dobrej nocy. Teraz ona jest twoim zmartwieniem – Lucien powiedział pokazując Striderowi środkowy palec i papugując gest Anyi, kiedy była pewna, że postawiła na swoim. Zaraz potem odwrócił się i wyszedł ze sklepu, szukając zapewne jakiegoś cichego miejsca, by mógł bez świadków zniknąć. Strider spojrzał na Kaię, spuściła oczy, uśmiechając się do niego z miną niewiniątka. Podstępna kobieta. Gdyby nie starł się z nią w przeszłości, nie miałby pojęcia jak nieczysto potrafiła walczyć. A potrafiła wykorzystać każdą okazję, by walnąć go w jaja. Nawet teraz, będąc świadomy jej złośliwej natury, z trudem był w stanie oprzeć się jej niewinnej minie. Była tutaj z jakiegoś konkretnego powodu, który z całą pewnością nie przypadnie mu do gustu. Jedynym pocieszeniem było to, że naprawdę lubił na nią patrzeć. Gdyby bogowie mieli stworzyć idealną kobietę, byłaby nią Kaia. Miała zwodniczo delikatną budowę i długie rude włosy sięgające aż do talii. Przy tym wszystkim miała twarz niegodziwego chochlika, ostre jak u węża kły i ciało gwiazdy porno, oczywiście bez żadnych implantów, bo takowych nie potrzebowała. Na dodatek jej skóra, bogowie, jej skóra… Wszystkie Harpie miały taką skórę jak ona. Gładką niczym wypolerowany opal i obsypywaną diamentowym pyłem, połyskującą wszystkimi kolorami tęczy. Harpie musiały pokrywać matującym pudrem każdy cal swojej skóry, w przeciwnym razie ludzie jak tępi idioci stali wlepiając w nie wzrok, śliniąc się na ich widok. Strider tylko raz zaznał tego uczucia, podczas jednej z ich wspólnych potyczek, koszula Kai podjechała do góry odsłaniając fragment jej ciała. Trwało to raptem kilka sekund, ale wystarczyło, mu by zupełnie stracił kontrolę nad swoim ciałem i stał się bezwolną marionetką skoncentrowaną tylko i wyłącznie na jednej potrzebie, zdobycia jej. Na szczęście Kaia zdążyła się przykryć, nim zdążył się na nią rzucić. Zaraz potem pożądanie odeszło. Ostatecznie. Mimo to nadal chciał zedrzeć z niej ubranie i wziąć ją. Nie ma mowy, do stu diabłów, nie ma mowy, by spróbował to zrobić. Potrafiła być najsłodszą kobietą jaka chodzi po tym świecie, ale potrafiła też sprawić więcej kłopotu niż łowcy. Była doskonałym kłamcą i znakomitym złodziejem. Zabijała bez skrupułów i była silniejsza niż on. No i ciągle wprawiła go w zakłopotanie. Już za pierwszym raz kiedy odwiedziła w fortecy swoją siostrę Gwen, Strider zauważył jak wojownicy na nią patrzą, jakby była najsłodszym lizakiem do schrupania, jego natomiast ignorowali zupełnie. Kaia zdawała się tego nie dostrzegać, albo nie chciała tego widzieć, a on nie zamierzał walczyć z nią o ich sympatię. To była mądra decyzja. Nadal nie potrafił uwierzyć, że sypiała z Parysem. Parys! Ach, okej. Jej „potrzeba” by odnaleźć Stridera związana była raczej z byciem blisko Parysa i okazją do spędzenia z nim czasu, bez przyznawania się do swoich prawdziwych uczuć. Czy naprawdę chciała być z Parysem? Nie żeby to jakoś specjalnie martwiło Stridera, tyle, że nie lubił być wykorzystywany.
- Jeśli zjawiłaś się tutaj, by zastawić miłosne sidła na Parysa, to się spóźniłaś. On już wie, że Sienna bez wątpienia żyje i jest gdzieś na Olimpie. Chce po nią iść i uwolnić. Jeśli masz zamiar wzbudzić w nim zazdrość uganiając się za mną, to nie uda ci się ta… - Czy mógłby już się zamknąć? – warknęła Kaia porywając szybko ze stosu jego zakupów pudełko Red Hotsów i otwarła je z trzaskiem. Wyrwał jej opakowanie z rąk nim zdążyła zjeść cokolwiek i Porażka natychmiast nagrodziła go mrucząc z satysfakcją. - Hej! - Moje – wrzasnął. Tego było już za wiele. Nie zaatakowała go, zamiast tego oparła rękę o swoje idealne biodro. - Słuchaj. Nie zamierzałam rozgrywać spraw w ten sposób, ale potrafisz być takim dupkiem, że sam rozumiesz, musiałam. A Parys? Był tylko jednorazowym wyskokiem i wcale nie dlatego że nie mógł mnie już potem dotknąć. Yeah… co z tego że dał mi kosmiczny orgazm, nie spodobało mi się, że potem nie mogłam przestać o nim myśleć – spojrzała na niego groźnie. Szybko potrząsnęła głową. – Próbuję ci tylko powiedzieć, że wcale nie zjawiłam się tu, by się z nim spotkać. Chciałam zobaczyć się z… - Kaia, złociutka – krzyknął William przeskakując przez stoisko z wołowiną, byle tylko znaleźć się blisko niej. Strider zmarszczył brwi, choć nie był pewien dlaczego to zrobił. William uśmiechnął się szeroko uwalniając Harpię ze swego uścisku, jak gdyby Kaia była właśnie tym czego potrzebował dla zabicia nudy. - Czyżbyś pojawiła się tu by odstawić dla nas pokaz striptizu? - poklepał ją po pośladkach. - Prawie – powiedziała odrzucając gęste włosy na plecy, i przy okazji kradnąc z półki piwo. – Jestem tutaj by podziękować im, że utrzymują cię jeszcze przy życiu. Proszę powiedz mi, że oni nadal ci towarzyszą. William udał, że ściera łzę. - Wbijasz mi nóż w serce, mój cukiereczku. Nóż w serce. Bogowie ależ oni byli irytujący. William od miesięcy próbował dostać się do majtek Kaii. Ona oczywiście lubiła utrudniać mu to zadanie. Dodatkowy powód irytacji Stridera wynikał z faktu, że sam nigdy nie grał z Harpią w tę grę. Kaia zbyt często wodziła go za nos, rzucając mu wyzwania, poza tym wcale nie przejęłaby się tym, gdyby przegrał. Do diabła, mogło jej wręcz zależeć na tym, by przegrał, nawet jeśliby przegrana oznaczała dla niego tygodnie psychicznej agonii. Jej pragnienie wygranej, było równie intensywne jak jego. - Jesteśmy na wakacjach, Kaiu – gderał Strider . – Nie byłaś zaproszona. Machnięciem ręki zbyła jego słowa, jak gdyby nie były dość ważne, by ich posłuchać. - Gdzieś w środku wiedziałam, że chcieliście mnie zaprosić, więc ta-da! Oto jestem! Proszę nie dziękować. - To niesamowite jak dobrze nas znasz. A ty zapłać za to – William dorzucił Striderowi kilka rzeczy. – Będziemy na zewnątrz, koło samochodu. Początkowo Kaia nie poruszyła się, obserwując uważnie Stridera. Cokolwiek
chciała od niego dostać, jemu nie wolno było jej tego dać ponieważ pozwoliła pocałować się Williamowi i zamierzała wyjść z nim na zewnątrz. Harpia nawet nie próbując ukryć swego działania, wepchnęła kilka paczek Twinkies do kieszeni spodni i zaraz potem wyszła. Szczęka Stridera bolała go już od zaciskania zębów, nim doszedł do lady. Z jakiejś przyczyny ludzie schodzili mu z drogi. Nie musiał nawet stawać w kolejce. - Uch, musi pan zapłacić za to wszystko… za tamto również – młody kasjer zaczął jąkając się. Aż dziw, że miał w sobie tyle odwagi, by zwrócić wojownikowi uwagę. – Mnie tam jest to obojętne, ale mój szef ogląda taśmy z nagrań, a tamta mała pani brała… - Wiem, dodaj również to co zabrała. – Zapłacił i wyszedł na zewnątrz. Torba ze słodyczami obijała się o jego udo przy każdym kroku. Chłodne nocne powietrze nie zdołało poprawić jego podłego nastroju. Przynajmniej nie miał czasu, by myśleć o Eks. Prawie… niewielka pociecha. Choć być może trochę wyolbrzymiał swój pociąg do niej. gdyby naprawdę jej chciał, nie potrafiłby pójść do łóżka z inną kobietą, a to przecież zrobił kilka godzin wcześniej. Gdyby naprawdę jej pragnął walczyłby o nią ze swoim przyjacielem, a tego nie zrobił. Popatrz na Parysa. Facet potrzebował seksu do przetrwania, a nie zrobił tego z żadną ze striptizerek na ranczu. Niestety nawet ta myśl nie sprawiała, że poczuł się lepiej. Czuł się odtrącony przez Eks i przeklinał ją za to. Ponieważ go nie chciała. Ponieważ była kim… dla niego? Wyzwaniem? Wyzwaniem, którego nie pragnął. I nie będzie jej pragnął zdobyć! Psiakrew. Więcej nie pozwoli się tak sprowokować. Musi dać sobie z tym radę i wygrać, nim go to zabije. Jak tylko dotarł do samochodu zobaczył, że Kaia wślizgnęła się na jego miejsce na przednim siedzeniu. Złapał za klamkę tylnich drzwi tak energicznie, że prawie wyrwał je z zawiasów. Wepchnął się na siedzenie, zupełnie nie przejmując tym, że Parys ciągle jeszcze spał. I co do cholery tak tu pachniało? Cynamon? Zdecydował się wyładować swoją irytację na niej. - Musiałaś wylać na siebie tyle perfum? – kopnął w tył jej siedzenia, tak by wiedziała, że mówił do niej. Odwróciła się, by spojrzeć na niego, bezczelny uśmiech przylgnął do jej twarzy. Jakby chciała powiedzieć skoro nie noszę majtek po co mi perfumy? Zbyt dobrze wiedział, że tak było, a nie potrzebował by na głos potwierdzała mu jego domysły. Jesteś dupkiem, pomyślał i szybko zganił siebie za tę myśl. Och zamknij się. - I? - To nie żadne perfumy, ale odwiedziłam wcześniej piekarnię, to właśnie tam upolowałam Luciena. Dlaczego pytasz? Czy pachnę tak słodko? Nie psiakrew, pachniała tak, jakby potrzebowała by ją wylizać. Kaia w łóżku. Naga. Z nogami szeroko rozłożonymi. Jego umysł polubił ten obraz i piekło jeśli jego demon również. Podczas, gdy Strider prędzej umarłby niż przyjął to wyzwanie, jego demon nie miał takich oporów, chętnie przyjmując wszystkie wyzwania i karmiąc się nimi. Ale Strider nie miał zamiaru pójść tą drogą, nie z Kaią i nie dzisiaj, ani kiedykolwiek indziej. Kaia nie tylko wyzywała go więcej niż wszyscy inni razem wzięci,
ona po prostu nigdy nie dawała mu spokoju. Porażka zatarła ręce z radości. Strider zmarszczył brwi. Nie, nie, nie, do diabła nie. Nie pójdziemy tam. Ona jest Harpią. Z nią nie można wygrać. Będziemy cierpieć, wiecznie. Warczenie. Kwilenie. Gniew i obawa, wszystko to mieszało się w jego umyśle. Och, och, bogowie, proszę nie. To było coś więcej. Nawet jeśli jakaś część Stridera polubiła myśl o sparingu z Kaią, ponieważ mogłoby to przynieść mu dobrą zabawę, to przecież nie mógł pozwolić sobie na bycie z nią. W przeciwieństwie do swoich przyjaciół, on nie był zdolny by pójść do łóżka z kobietą, która skosztowała już jednego z jego przyjaciół. Nie było od tego żadnego odstępstwa. Nie potrafił się przełamać i już. Chociaż dla Eks chętnie zrobiłby wyjątek. Co oznaczało, że jego pragnienie by wygrać Eks było silniejsze niż zaborczość względem Kai. Porażka wydała z siebie kolejne warczenie a potem… jęk zawodu? Nie ma mowy. Jestem już tym zmęczony. Co najdziwniejsze jego demon bardziej przejmował się samym wzywaniem, nie kobietą której ono dotyczyło. Kaia w końcu odpuściła, odwracając się ponownie do przodu. William wjechał z powrotem na drogę, oczywiście całą swoją uwagę wojownik skupiał na Harpii. W ciągu następnej godziny Strider zdołał zjeść prawie wszystkie swoje cukierki i porządnie się wkurzyć. Wakacje były do bani. Na następnym postoju powinien olać swoich towarzyszy i samemu ruszyć w dalszą drogę. Do chwili kiedy Kaia zachichotała z czegoś co powiedział William, Strider zrozumiał, że pomysł z czekaniem na postój był idiotyzmem. Musi wydostać się z tego samochodu i to teraz, zaraz. Dalej pojedzie stopem. Taki rodzaj kobiecego śmiechu wybitnie grał mu na nerwach. Zgryźliwy… nie, nie, czarujący. Zdecydowanie potrzebował zdystansować się od Kaii. Być może wtedy przestałby o niej myśleć. Przestałby reagować na nią i zadręczać jej przeszłością. W końcu dopiero co próbował zakończyć jedne chore relacje, nie potrzebował, angażować się w kolejny dziwny układ. Plus ostatnim razem, to on zostawił Kaię samą, przerywając ich niezręczną grę. Fakt, że jego reakcja teraz na nią nie była równie silna jak wtedy, ale to wcale nie oznaczało, że tym razem, byłoby mu łatwiej. - Więc dokąd jedziemy? – Kaia wyrzuciła z siebie, nie spoglądając na żadnego z nich. - Nigdzie – odpowiedział szybko Strider. - By zabić rodzinę Gilly – wyrzucił z siebie od niechcenia William. Strider musiał pogadać z wojownikiem na osobności. Morale Willa względem niego było żenująco niskie. Żadnej męskiej solidarności i wystarczyła tylko sama obecność Kaii. Harpia posłała Striderowi naburmuszone spojrzenie. - Czy mogę wam pomóc? Proszę! Mogę? Być może tego nie wiecie, ale jestem bardzo dobra we wszelkiego rodzaju ostrzach i bardzo zręczna… - Hej, czyżbyś przeszukiwała moją torbę? – William powiedział. - Tak? – wzruszyła ramionami Kaia. – Nie ważne jaką masz broń, i tak umiem się nią posługiwać.
Strider nie był zachwycony tym pomysłem. - Nie będziemy używać żadnej broni. Będziemy skręcać im karki. Och, och! Możemy zagrać w grę? Kto rozwali więcej głów! - Nie, nie możemy, ponieważ ty nie możesz na pomóc – wyrzucił z siebie Strider w tym samym czasie kiedy William powiedział: - Będę bardzo rozczarowany jeśli nam nie pomożesz. Kaia uśmiechnęła się do niego szeroko. - Tylko spróbuj nie zniszczyć całej okolicy – powiedział jeszcze. – I nie słuchaj go więcej. Harpia ponownie spojrzała na Stridera, w jej oczach jednak nie płonął ogień, a to oznaczało, że bestia była nadal pod kontrolą. - Dlaczego jesteś taki zrzędliwy? - Nie jestem zrzędliwy. Kobiety zrzędzą. - Jesteś zrzędliwy – William potwierdził. - Jesteś zrzędliwy – powtórzył za nimi Strider jak papuga. Doskonale wiedział, że brzmiał jak rozkapryszone dziecko. Pochylił się do przodu opierając dłonie na kolanach. Do diabła było z nim nie tak? William prychnął, a Kaia nadal wpatrywała się w Stridera, czekając na jego odpowiedź. - Dobrze, zrzędliwy czy nie, mam wiadomość dla ciebie, która cię rozweseli – powiedziała harpia. Pochylanie się do przodu było głupotą z jego strony. Zapach cynamonu był jeszcze intensywniejszy, wwiercając się w jego nozdrza. Czy Kaia smakowałaby tak wybornie jak pachniała? Nagle ona zesztywniała. - Pachniesz brzoskwiniami, kobiecym potem – warknęła. Czyżby? Cofnął się wstecz pamięcią do striptizerki na ranczu Parysa. Czy naprawdę pachniał tamtą kobieta? Kii musiał nie spodobać się ten zapach, z jej oczu biła śmierć, jak gdyby planowała zabić tamtą kobietę. A może nie lubiła zapachu brzoskwiń? - Zrobię to. Zabiję cię! – Krew zdążyła już wypełnić jej białka, paznokcie urosły do rozmiaru szponów, wbijając się w tapicerkę samochodu. Dzikie przyczajone zwierzę, gotowe zaatakować. Szybko zrobił notatkę w umyśle. Pamiętaj nigdy nie jedz brzoskwiń przy Kaii. Wygraj? Porażka zasugerowała niepewnym głosem, nie będąc do końca przekonaną, czy powinna się bać, czy żądać wyzwania. Taaa powodzenia głupku. Ona zje ciebie na śniadanie i wypluje twoje wnętrzności przed lunchem. - Umyję się, okej? – powiedział, cofając się jednocześnie w głąb swego siedzenia, by zapach brzoskwiń już tak jej nie irytował. – Jaką wiadomość masz dla mnie? - Nie mogę go zabić – mówiła do siebie. – Nie mogę go zabić. Obiecałam to Biance, obiecałam, nie więcej niż 10 trupów dziennie, a przekroczyłam już swój limit w ciągu ostatnich pięciu dni. Nie mogę go zabić. Po tej krótkiej acz przerażającej przemowie czerwień zniknęła z jej oczu, a paznokcie wróciły do swego normalnego kształtu. Strider wyjrzał przez okno, z zamiarem policzenia drzew, niż patrzenia na rozłoszczoną Harpię. Starał się nucić coś pod nosem, ale nie bardzo mu szło. Lepiej
udawać znudzenie, albo spać niż znowu wzbudzać obrzydzenie. - Świetnie śpij – zaskrzeczała Kaia. W sumie to nie skrzeczała, a jej głos wrócił już do swej dawnej chropowatej formy, co sugerowało, że niebezpieczeństwo już minęło. - Wiedz tylko, że kiedy ty ucinasz sobie jakąś głupią drzemkę, omija cię opowieść o liczbie łowców jakich pokonałam w tym tygodni. - Świetnie – warknął, ona przynajmniej miała jakąś porządną zabawę. Czy rzeczywiście zabiła aż tylu łowców? – Dobra mów, ale jak znam życie twoja historia będzie zapewne tak nudna, że zdążę zasnąć nim ty skończysz opowiadać. - Och jesteś naprawdę złym chłopcem i nie zasługujesz na nagrodę, ale powiem ci, że łowcy złapali już twój ślad i tropią cię. - Zawsze ktoś mnie tropi. Westchnęła zirytowana. - Nie powiem ci też, że… Zaczął chrapać tak głośno, że jej słowa utonęły w tym odgłosie. Wydała z siebie skrzekliwy wrzask. A Strider roześmiał się w duchu. Uwielbiał te ich słowne utarczki i jej kobiecą irytację. - To jest to, słyszysz mnie Strider? Wyzywam cię! Byś mnie słuchał. Teraz. Tego właśnie w niej nie cierpiał. Jego demon oczywiście natychmiast ożywił się w jego głowie wietrząc okazję do wygranej. Strider popatrzył wściekle na Kaię. Cholerna Harpia niech będzie przeklęta na wieczność. Prędzej sczeźnie niż się umyje, ścierając z siebie zapach brzoskwiń, których tak nie cierpiała. - Wiedziałem, że to zrobisz. Wiedziałem że będziesz musiała mnie wyzwać. Jesteś najgorszą kobietą jaką kiedykolwiek spotkałem w życiu. Doskonale wiesz co się ze mną stanie kiedy przegram, mimo to ciągle mnie wyzywasz. Cień smutku przemknął po jej twarzy i zniknął, a Strider był pewien, że mu się tylko przywidziało. Harpie, a zwłaszcza ta jedna najbardziej krwiożercza, nie cierpiała i nie wiedziała co to smutek. - Wiesz że z łatwością możesz wygrać to wyzwanie. - Więc zaczynajmy. Mów – warknął. – Umieram dosłownie z ciekawości, by usłyszeć co masz mi do powiedzenia. Kaia przesunęła językiem po zębach, a wnętrzności Stridera skręciły się z przerażenia. Mogła przecież mu odmówić, mogła nie powiedzieć ani słowa skazując go na cierpienie. - Schwytałeś Haidee, a teraz jej chłopak i jego kumple ścigają ciebie. Już, koniec, powiedziałam. Wygrałeś. Zadowolony? Nie do kurwy nędzy! Wcale nie był zadowolony i wcale nie czuł że wygrał. Jego demon zresztą również. Żadna fala przyjemności nie przepłynęła przez jego ciało, tylko nęcąca potrzeba wygranej. Wszystko wewnątrz niego zamarło, serce, krew, płuca. Nie mówiła mu wszystkiego, to było oczywiste, chciała, by cierpiał. - Jest coś jeszcze! Powiedz mi! – zażądał. - Świetnie. Proszę bardzo. Podczas, gdy ty pieprzyłeś się, ja ścigałam jej chłopaka i jego kumpli. Są inni niż reszta łowców, a przynajmniej jej chłopak. Oni są… jacyś mroczni, gorsi niż ludzie, bardziej obrzydliwi, budzili we mnie odrazę. Dlatego też
postanowiłam porządnie ich zranić, nim skończę z nimi. Musielibyście to zobaczyć. Chwyciłam ostrze… - Zbaczasz z tematu Kaia. - Wcale nie, jestem dokładnie tam, gdzie byłam. Prawda? Ach tak, chłopak, nie mogłam za bardzo zbliżyć się do niego. On był taki mroczny i cwany, mam na myśli to, że udało mu się uniknąć mnie, co do tej pory jeszcze nikomu się nie udało. - Kaia! - W każdym bądź razie, on gdzieś tu jest i chce zemścić się na tobie za swoją sukę. - Jak blisko jest? Jej podbródek uniósł się nieznacznie. - Wystarczająco blisko, by mógł was zastrzelić w tamtym małym sklepiku. Dlaczego nie powiedziała im tego, kiedy jeszcze tam byli? Czemu nie dała im szansy, by go dopaść. Zamiast tego odstawiła szopkę, kradnąc jedzenie i każąc mu się pospieszyć. Potem jak gdyby nigdy nic gawędziła sobie w samochodzie z Williamem, a czas upływał. Prawdopodobnie chciała w ten sposób ukarać go, za niezbyt przychylne powitanie jej w grupie. Harpie to w końcu mściwe niszczycielki. Była najbardziej frustrującą kobieta jaką kiedykolwiek spotkał. Wbił paznokcie w kolana, powstrzymując w ten sposób pragnienie zaciśnięcia dłoni na jej chudej szyi. Gdyby się na to poważył, nie darowałaby mu tego, zmusiłaby go, by cierpiał. – Dlaczego za nim chodziłaś? Wzruszyła niedbale ramionami, co spowodowało, że jedno ramiączko różowego topu, który miała na sobie opadło odsłaniając kawałek apetycznej skóry. - Kiedy wszyscy opuścili fortecę, i rozpierzchli się po świecie, by ukryć artefakty i ich kobiety, zrobiło się strasznie nudno, więc poszłam za tobą. Założyłam, że jako jedyny nie będziesz się nudził i miałam rację. Cholera. Chyba stracił swoje wyczucie. Nigdy nie zrozumie tej pokręconej kobiety. - A tak przy okazji to ciebie również miło widzieć – powiedziała kąśliwie. – Kiedy porwałeś Haidee, a potem zabrałeś ją do fortecy, zostawiłeś całe mnóstwo śladów i krwi w tamtym motelu. Łowcy wrócili tam i zdemolowali cały budynek. Wzięłam sobie na cel ich lidera, ale gnojek uciekł mi. Powinieneś był go zabić, kiedy miałeś na to okazję, ponieważ tym razem ma ze sobą więcej ludzi. Przez cały czas deptają nam po piętach. - To faktycznie gorące wieści. Ale jak udało ci się spotkać z Lucienem? – zapytał William wtrącając się do rozmowy. - Utrzymuję kontakt z Anyą. Powiedziałam jej, że muszę pożyczyć sobie jej Lorda i zgodziła się. Za odpowiednią opłatą, oczywiście. – dodała lekko zagniewanym głosem. – Ktoś w tym samochodzie będzie musiał odwdzięczyć mi się tym samym. - Dżentelmen, przyjaciel… - William otworzył usta, chcąc zapewne powiedzieć, że chętnie zapłaci tę cenę, ale Strider uprzedził go. - Cokolwiek to ma być, biorę to na siebie – Czuł się winny i zobowiązany, a nie cierpiał tego uczucia.
- Dobrze, w takim bądź razie wisisz mi dziesięciominutowy francuski pocałunek. Zamrugał niepewny, czy dobrze zrozumiał. Oczekiwał, że będzie musiał dostarczyć jej serce łowcy, albo głowę. - Anya kazała ci pocałować się? - Tak i przy naszym następnym postoju oczekuję, że spłacisz swój dług. - Ja zapłacę – odezwał się William. – Opisz mi jak wyglądał ten pocałunek a odwdzięczę ci się podwójnie. Czy było też dotykanie? Było prawda? Ty mała niegrzeczna dziewczynko. Zakładałam, że było wam bardzo miło. - Spóźniłeś się mój drogi – powiedziała monotonnym głosem. – Strider już zgodził się, a ja przyjęłam jego ofertę. I nie, nie zamierzam nic opisywać, możesz tylko sobie wyobrazić jak seksownie było. Zapewniam cię jednak, że nawet twoja wybujała wyobraźnia nie jest w stanie sobie tego w pełni wyobrazić. Kłamała, musiała kłamać. Ale dlaczego miałaby kłamać w sprawie pocałunku? Co mogła zyskać zmuszając go do pocałowania siebie? Strider odchylił się na swoim siedzeniu, gapiąc się bezmyślnie w sufit samochodu. Żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła mu do głowy i wątpił by takowa istniała. Poza tym miał ważniejsze sprawy na głowie, niż chłopak Haidee. Jak blisko był ten sukinsyn? Wygraj! Porażka skrzeczała wewnątrz głowy. Wygraj. Wygraj. To już nie było pytanie, tylko stwierdzenie. Świetnie, gościa nie było nawet przy nim, a demon już żądał i akceptował wyzwanie. - Wyluzuj – powiedział do Williama już po raz drugi tej nocy. - Dlaczego? Przecież nie ma powodu. Kaia spojrzała na Stridera szczerząc się do niego. - Teraz mówisz jak wojowniczy demon, którego znam i kocham. - Nie ja, po prostu robię wszystko sam. – powiedział Strider. William miał Parysa by wykonać zadanie, a Strider nie zamierzał spędzić w towarzystwie Kaii więcej niż to było konieczne. Uśmiech nie zniknął z jej twarzy, chociaż jakiś cień gniewu przemknął po jej pięknym obliczu. Jakaś emocja, której nie potrafił nazwać. - Och naprawdę? Cóż powinnam powiedzieć, że jesteś gorszy niż rozwolnienie i nadszedł właśnie czas, że postanowiłeś to udowodnić. Wyzywam cię, byś pozwolił mi sobie pomóc. Wyzywam cię, byś zranił tamtego gnojka, więcej razy niż mnie się to udało, wyzywam cię, byś zabił więcej jego ludzi niż mnie się to udało. Fuck! Pomyślał nawet kiedy jego demon zaczął skakać z radości. Wygraj! Wygraj! Wygraj! Nienawidząc Kaii każdym fragmentem swego ciała, Strider sztywno skinął głową. Gra się rozpoczęła. - Kiedy to się skończy – powiedział miękko. – Zapłacisz mi za to. - Wiem o tym – powiedziała dziwnie przybitym tonem. Rozdział XIX Dwa monotonne dni marszu minęły już od dnia kiedy opuścili tamtą jaskinię.
Przez cały ten czas, myśli Amuna koncentrowały się tylko i wyłącznie wokół kwestii zapewnienia bezpieczeństwa Haidee. Na odpoczynek zatrzymali się ledwie kilka razy. Nigdy więcej nie rozmawiali o tym co wydarzyło się w przeszłości. O tym co jej uczynił, ani też o tym, co doprowadziło do tego, że tak bardzo nienawidziła jego przyjaciół, i pomogła zabić Badena. Nieważne jak bardzo Amun próbował wytłumaczyć sobie tamtą noc. Fakt pozostawał faktem, wepchnął ją prosto na ostrze. Krew lejąca się z jej ciała… agonia w jej oczach… Jego przyjaciele pamiętali ledwie skrawki tego co wydarzyło się w starożytnej Grecji. Wiedzieli, że palili, plądrowali, niszczyli. Nie zapamiętali żadnych szczegółów. On pamiętał, a raczej Sekrety, nie pozwoliły mu zapomnieć. Bardzo dobrze pamiętał gniew jaki odczuwał tamtego dnia, idąc za łowcami do domu tamtego bogacza. Ledwie kilka godzin wcześniej starli się z łowcami, przetrzebiając ich szeregi. Ale wtedy łowcy wycofali się, uciekli. Nie posiadając kontroli nad własnymi ciałami wojownicy poszli za nimi. Wszyscy bez wyjątku, byli ranni, pokaleczeni i krwawiący po wcześniejszym starciu, mimo to poszli, żadni zemsty. To czego nie rozumiał wtedy, ale dostrzegał teraz, to, że demony celowo zaciągnęły ich w tamto miejsce. To co widziała Haidee, było ledwie cieniem prawdy. W tamtym pokoju, był już jeden demon, łowcy przyszli właśnie za nim, oni podążyli za łowcami, pomagając w ucieczce tamtej kreaturze. Amun powinien znać tamtego demona, czuł jego wściekłość i pragnienie zniszczenia wszystkich obecnych w tamtym pokoju. Czy był to Galen? A może istota, która uratowała małą Haidee i nauczyła ją nienawidzić Lordów za śmierć jej rodziców? Zły człowiek? Być może nigdy tego się nie dowie i w sumie to nie dbał o to, liczył się fakt, że jego zachowanie tamtej nocy było równie podłe jak tamtego demona. Nie zasłużył, by być z kobietą idącą krok za krokiem, tuż za nim. Bez słowa skargi znoszącą trudy podróży przez jaskinie, tylko po to, by go uratować. Ciągnąc ją tutaj, naraził ją na ogromne niebezpieczeństwo, a nie zamierzał być odpowiedzialny za jej kolejną śmierć. Śmierci, której bała się każdą cząstką swego ciała. Przerażeniu, które wypełniało jej perłowe oczy, za każdym razem, kiedy opowiadała o ponownym odrodzeniu. Bólu i cierpieniu, które zsyłał na nią los, pozbawiając jednocześnie cząstki siebie. Zasłużyła sobie na życie w spokoju, w szczęściu, otoczona kochającą rodziną. Wszystko co kiedykolwiek kochała zostało jej odebrane. Kiedy ich umysły były połączone razem, wyczuwał w niej tysiące ukrytych wspomnień, które jak sądziła ukradziono jej. Były zakopane głęboko w jej podświadomości, ukryte nawet przed nim. Jego demon traktował jej umysł jak Świętego Grala i rozpaczliwie pragnął do niego wrócić. Amun chciał by wszystkie wspomnienia powróciły do jej małego ciała. Nie mógł jej jednak ponownie dotknąć, w ten sposób pogłębiłby tylko więź istniejącą pomiędzy nimi. Ponieważ…. Psiakrew! Nienawidził już samej myśli o tym. Musiał trzymać się od niej z daleka. Gdyby ponownie jej dotknął, gdyby tylko spróbował mógłby dotknąć również tych wspomnień związanych z Miką. Palce Amuna zacisnęły się na rękojeści noża, który trzymał w dłoni. czerwone
plamy migotały mu przed oczami. Haidee nie powinna nienawidzić siebie za to, że była z Mikąłowcą. Przy nim nie tarzałby się w wojnie, której nie powinna wcale poznać. Nie straciłaby życia, które z takim namaszczeniem starała się sobie od nowa zbudować. Będąc z Amunem znienawidziłaby siebie. Jak mogłaby tego nie zrobić? Oddając siebie Lordowi, zwiększyła tylko listę Rzeczy Których Nigdy Nie Powinna Była Robić! Będąc z nim ryzykowała, że ponownie straci życie, które od tak dawna starała się sobie poukładać. Nie było sposobu, by mogła być z nim i nie mieć jednocześnie nic wspólnego z jego wrogami. Musiała wyczuć lub usłyszeć kierunek jego myśli, gdyż westchnęła, a jej chłodny oddech owionął mu plecy. Najchętniej zdarłby z siebie koszulę, gorący pot nieustannie spływał mu po plecach, parząc jego skórę i mięśnie. Gdyby Haidee nie było z nim, nie wiedziałby co to chłodna bryza i faktycznie mógłby się obawiać, że spłonie w ogniu. - Czy możemy teraz porozmawiać? – spytała – O tym co się wydarzyło? Amun był chętny zrobić wszystko czego tylko sobie zażyczyła. Oprócz tego właśnie. Jeśli powie jej o tym jak bardzo czuje się winny, ona zrobi wszystko, by go pocieszyć. Problem polegał na tym, że każde jej słowo, jeszcze bardziej zwiększyłoby jego poczucie winy, ponieważ wiedział, że pocieszałaby go wbrew samej sobie. Miała prawo nosić w sobie urazę do jego przyjaciół i do niego samego. Tylko że ona chciała mu przebaczyć, rozgrzeszyć go. Chciała go… kochać. Wyczuwał tę potrzebę w niej. Czy to z powodu krwi, która ich połączyła? - Amun? Nie. - Uparciuch – powiedziała cmokając przy tym językiem. – Świetnie pomówmy zatem o czymś innym. Nie. - Proszę. Niezależnie od tego jaki był silny, nie potrafił oprzeć się temu słowu. Dobrze, o czym chcesz rozmawiać? - Znasz kilka moich sekretów, a ja nie znam żadnego z twoich. Powiesz mi coś o sobie, czego nikt inny nie wie? Gdyby jego przyjaciele usłyszeli to pytanie, przewróciliby oczami i parskając stwierdziliby, że Haidee w coś gra. W końcu była Przynętą, próbującą zdobyć wszelkie możliwe informacje o Lordach, by podzielić się nimi z łowcami. Amunowi nieźle by się oberwało, gdyby wiedzieli, że planował jej odpowiedzieć. Tylko, że on naprawdę jej ufał. Była jedyną osobą na świecie, której jego demon, nie mógł przeczytać, ani rozszyfrować i jedyną, która słyszała jego myśli. Skieruj mnie we właściwym kierunku. Jaki rodzaj sekretu chciałbyś poznać? Oddychała szybko jak gdyby nie oczekiwała, że jej odpowie, krople potu na jego skórze natychmiast zamarzały. Nie odezwał się, wolałby zamarznąć niż przerwać tę chwilę. Chłód na plecach przypominał mu jej dotyk, jego penis natychmiast się skurczył w bolesnym oczekiwaniu. Być może powinniśmy iść dalej od siebie powiedział po dłuższej chwili. Nie
odwrócił się, by zobaczyć jak zareagowała na jego słowa. Tak na wszelki wypadek, gdybyś się potknęła.Nie chciałbyś się przecież o mnie oprzeć, prawda? - Kiedy się potykam, wolę być blisko ciebie. Zawsze możesz mi pomóc, podtrzymać mnie. Logiczne wytłumaczenie. Psiakrew! Zwiększył tępo, ale ona również przyśpieszyła kroku. Kilka następnych minut upłynęło w absolutnej ciszy. Miał wrażenie jakby chodzili w kółko, jaskinie to zwężały się, to rozszerzały, prowadząc ich w dół i do góry, potem znowu w dół. Poza tym jednak nic się nie zmieniało. Nie było też żadnej innej drogi, ani możliwości. Przystanęli w kącie jaskini, Haidee nadal milczała. Napięcie pomiędzy nimi znowu wzrosło. Zastanawiał się, o co mogła chcieć go zapytać: o jego ostatnią kochankę? O jego plany względem niej? Musisz skierować mnie we właściwym kierunku powiedział. - Myślę – powiedziała, nie dostrzegając jednocześnie, że on się zatrzymał, potknęła się wpadając na jego plecy. – Widzisz, uratowałeś mnie, przed potłuczeniem się – powiedziała. Jego penis był w tej chwili już równie mocno twardy jak otaczające ich skały. Chciał sięgnąć do niej, położyć jej dłoń na swojej męskości. Zmusić ją, by głaskała go w górę i w dół. Być może zatrzymałaby się tuż przed tym nim by eksplodował. Opadłaby przed nim na kolana i zassała go do swych ust, głęboko… głęboko. Oczywiście ona wyprostowała się kończąc ten przyjemny dotyk, ale nie jego fantazję. Jęk prawie uciekł mu z ust. Nie myśl w ten sposób rozkazał sobie. - W jaki sposób? – zapytała zmieszana. Bogowie, musi być bardziej ostrożny. Przepraszam, mówiłem sam do siebie. - Dlaczego? O czym myślałeś? Żadną miarą nie powinien jej tego mówić. Nie wolno mu było jej tego powiedzieć. Jakisekret chcesz ode mnie usłyszeć? Chwila minęła nim w końcu się odezwała. - Ten. Chcę wiedzieć o czym myślałeś przed chwilą? Powinien był się domyśleć, że właśnie tego zażąda. Mógł jej odmówić, ale nie zrobił tego. Prosiła go o to, a on obiecał, że zdradzi jej jeden ze swoich sekretów. Nie był jednak w stanie opowiedzieć jej o tym, bez błagania jej o rozkosz. Będę musiał ci to pokazać. jeśli mi na to pozwolisz. - Okej. Kiedy mieszkał w niebiosach pomniejsza bogini zrobiła to z nim. Zdarzyło się to tylko jeden raz, ale kochał każdą sekundę tamtego uczucia. Niestety żadna kobieta później nie zechciała dotknąć go w ten sposób. być może dlatego, że nigdy nie odważył się o to poprosić, a kiedy próbował nakierować swoje kochanki do tej pozycji, opierały się. Był dość duży, więc rozumiał ich wahanie i nie naciskał. Tak więc przed Haidee tylko raz zaznał doskonałego seksu. Chociaż teraz sama myśl o Haidee ssącej jego członek, doprowadzała go do jeszcze większej ekstazy. - Czekam - powiedziała Haidee. I ona nazywała go uparciuchem. Okej moja maleńka.Tylko pamiętaj, że sama prosiłaś się o to. Pchnął swoją wizję w stronę jej umysłu, modląc się by zadziałało. Działało, jęknęła łapiąc głośno oddech.
- Amun – powiedziała z jękiem a może z pożądaniem? Amun ruszył przed siebie, ale Hadiee dogoniła go, kładąc mu dłonie na plecach, potem przesuwając je na jego przód, bawiąc się jego sutkami. Jej piersi przylgnęły do jego pleców. Tym razem spojrzał w dół, śledząc ruchy jej palców zmierzających ku dołowi. Święte piekło… ona naprawdę zgodziłaby się to zrobić, pomyślał, pełen lęku i poczucia winy, za głód, który obudził w ich ciałach, za pożądanie, które prawdopodobnie sączyło się już przez jego skórę. Dałaby mu bez wahania, to czego pragnął. Właśnie teraz, tutaj… Powinien ją zatrzymać, nie pozwolić jej na to. Nim będzie za późno, nim jego kogut wyskoczy ze spodni, a jej usta zacisną się na nim. Powinien ją powstrzymać… Nie! Nie, nie, nie powinien jej zatrzymywać… - Również o tym myślałam – powiedziała namiętnym szeptem. Jej dłoń miarowo pocierała jego męskość, przez materiał spodni. Oblizał się. Naprawdę? - Och tak, jesteś taki przystojny, za każdym razem, kiedy na ciebie spoglądam budzi się we mnie pożądanie. Jesteś wszystkim za czym tęsknię. Och bogowie. Był tak blisko eksplozji. A przecież nie zrobiła nic, poza głaskaniem go. Jeszcze chwila i spuści się na jej dłonie. Nagle wszystko się zmieniło. W jednej chwili stali otoczeni przez skaliste ściany, a do ich uszu docierało kapanie wody, chwilę później otaczała ich absolutna ciemność i cisza wysysająca wszystko. - Amun? – jej głos brzmiał cicho i niewyraźnie, ale dzięki bogom ciągle go słyszał. – Co się stało? Znaleźli się w Królestwie Cieni zrozumiał. Co za paskudne wyczucie czasu. Amun zatrzymał się nagle i Haidee potknęła się o niego, ale szybko objął ją ramieniem. Mimo wszystko nie podobała mu się myśl o zerwaniu kontaktu pomiędzy nimi. mocniej objął ją ramieniem, nie dopuszczając do tego, by się odsunęła od niego. - Co się dzieje? – szepnęła. Chwycił jej dłoń i uniósł do ust, szybko pocałował. Jej puls gwałtownie przyśpieszył. Pamiętasz co zwój mówił? Zwój z plecaka, kiedy poprosiła o dalsze instrukcje jak mają iść przez mroczne Królestwa i plecak dał im je. Tylko, że tamte instrukcje były zupełnie zagmatwane i nieczytelne dla nich. Musisz zobaczyć. Zobaczyć poprzez cienie? Z pewnością. Wyciągnął zwój z plecaka i rozwinął go. Zdumiewające jasne litery pojawiły się w ciemności. Światło? Oszałamiające. Minęła chwila i litery ukształtowały się w zdanie. Wszyscy z was. Kolejna zagmatwana podpowiedź. Zażądał by plecak dostarczył mu światło, mające rozjaśnić mrok, ale nic się nie zmieniło. Co oznaczało, że światło wcale nie miało być im potrzebne, by przetrwać w tej krainie. Amun ponownie zwrócił się do zwoju, przewijając go i żądając odpowiedzi, co też kryje się w cieniach dookoła nich. Jeszcze raz atrament rozbłysnął pod jego placami
ukazując odpowiedź. Śmierć. Wtedy zażądał kolejnego wyjaśnienia, co też oznacza zwrot „wszyscy z was”. Wszyscy z was. Zabawne. O co mogło chodzić? O niego? Całego? O jego ciało, kości? - Musimy zobaczyć i musimy użyć całej mnie lub ciebie – powiedziała drżącym głosem Haidee. – Ciągle nie wiem, co to oznacza? To bez znaczeni pomyślał, nie zamierzał jednak jej tego mówić. Trzymaj swoje palce zahaczone o pasek moich spodni. Cokolwiek się wydarzy, nie wolnonam się rozdzielić. - Dooo… brze. Przesunęła rękę z jego męskości na pasek. Dopiero wtedy Amun puścił jej ramię i sięgnął po nóż. Rozłożył ramiona szeroko, sądząc, że pozwoli mu to odnaleźć się jakoś w ciemności i ruszył przed siebie. Szybko zauważył, że ciemność znikała tuż za nimi, a w miejscu gdzie jeszcze chwilę temu stali pojawiały się niewielkie smugi światła. Smugi te krążyły po jaskini. Byłoby cudownie, gdyby nie obecność cieni tańczących wokół światła. Cieni posiadających kły. Coś ostrego przecięło mu rękę, szybko zaklął w myślach. Próbował wcisnąć Haidee za siebie, ale znowu coś przejechało po jego ręce i z całą pewnością były to czyjeś zęby. Haidee również dopadły, jęk dziewczyny niósł się daleko. Psiakrew! Co powinienem zrobić? Zapytał swego demona, podrzucając mu słowa „wszystkich zwas” . Nie pozwoli im się dopaść, nigdy, jakby to Strider powiedział, plecak i zwój były do bani. Początkowo Sekrety milczały. Śpiąc jeszcze? A może udając sen? Amun już miał się zdenerwować na swego demona, gdy nagle zrozumiał, że Sekrety szukały wyjścia z sytuacji, chwilę później Amun już wiedział, że powinien pójść za jasną smugą. Cienie nie mogły ich kąsać wewnątrz światła, tak przynajmniej twierdził jego demon. Amun patrzył jak światło to pojawiało się to znikało. Haidee, szybko, chodź za mną. Teraz! Amun skoczył wprost w jasną smugę światła. Haidee pozostała tuż za nim. Raz, dwa, trzy i przeskoczyli do następnego pasma . zaraz też skoczyli ponownie do następnej wstążki i do następnej. Kilka sekund przerwy i kolejny skok… To trwało wieki, a może tylko godziny? Amun wiedział, że Haidee była już zmęczona, czuł jej drżące ciało tuż za sobą. Świetnie ci idzie kochanie pochwalił ją. Nim zdążyła mu odpowiedzieć, ponownie otoczyła ich ciemność. Już nie było przebłysków światła obok nich. Nie było też kłów… dzięki bogom. Uspokoił się. Haidee przytuliła się do jego pleców. Mogli by tu pozostać, choć chwilę, odpocząć i zdecydować, co dalej. Nagle Sekrety poruszyły się w jego głowie, grasując niespokojnie i powarkując. Amun zrozumiał, że coraz więcej cieni zbliżało się do nich. Blisko… coraz bliżej…
Bądź gotowa powiedział do dziewczyny. - Na co? Na coś gorszego. Jeszcze nie wiedział, co to mogło być, ale był pewien, że lepiej było nie oglądać tego na własne oczy. Do ich uszu dotarł przeciągły gwizd, jakby szum wiatru, lub płacz umierających. Czy to były… krzyki? Zapach siarki i miedzi wypełnił mu usta a skóra mrowiała wyczuwając ostre kolce agresji w powietrzu. Demony powiedział. Cieniami były demony. Podobne do tych, które zamieszkiwały jego ciało. Czy demony wewnątrz niego skrzeczące teraz jazgotliwie, wezwały tych tutaj by ich zgubić? Najważniejsze to zapewnić bezpieczeństwo Haidee pomyślał. Miast iść do przodu, cofnął się kilka kroków, aż poczuł ścianę pod palcami, oparł o nią szybko Haidee, sam zaś stanął przed nią oferując jej jedyne schronienie jakie w tej chwili mógł. - Co robisz? Nie wolno mu było jej okłamać. Powinna wiedzieć z jakim niebezpieczeństwem ma do czynienia. Powiedziałem już ci, demony nadchodzą. Nie pozwolę im cię dosięgnąć. - Mogę pomóc ci walczyć – powiedziała, głosem wcale nie przestraszonym. Nie zaryzykuję, że coś może ci się stać. Groźne warczenie rozległo się tuż obok niego i kolejne, kolejne… Haidee zesztywniała. Podobnie jak Amun. Umysł wojownika nagle się zbuntował, a demony uwięzione w jego ciele rozszalały się na dobre, podsyłając mu widok jego rozrywanego i pożeranego ciała. Zarówno demony wewnątrz niego jak i te ukryte w ciemności były głodne i żądne krwi. Walka rozpoczęła się szybciej niż się tego Amun spodziewał. Z każdego kąta rzuciły się na niego mroczne kreatury, szarpiąc go i drąc jego ciało na strzępy. Amun walił na oślep, być może zranił kilka z nich, być może nawet zabił, ale jakie to miało znaczenie, przy setkach innych czekających, by go dopaść i pożreć. Rzucał się na boki nieustannie atakując i odpierając ciosy, kopiąc nogami i odpychając tych, którzy gryźli go przez materiał spodni. Tak samo jak cienie, te demony miały kły, tylko dużo dłuższe, ich pazury również były ostrzejsze. Ale przynajmniej ich zło zostawało poza nim, a Sekrety nie wsysały ich do środka. Pomimo szybkich ruchów ramion, kilka kreatur przyssało się do jego bicepsów. Poczuł jak tysiące kolczastych żądeł wgryza się w jego ciało. Ciepła krew spływała po jego torsie, a metaliczny zapach pobudził inne stwory do jeszcze większej furii. Odepchnął intruzów wgryzających się w jego ramię, oderwali się od niego razem z kawałkiem skóry i mięśnia. Zaczął tracić siły, w głowie mu szumiało, nie miał pojęcia co powinien dalej robić. Nie miał pojęcia gdzie znaleźć światło, ani jak wykorzystać owo „wszystko z was”. Chyba, że wszystko tyczyło się jego ciała podanego demonom jako szwedzki bufet. Kiedy Haidee krzyknęła, kreatury skoncentrowały się na kobiecie ukrytej tuż za nim, pragnąć skosztować choć odrobinę z jej ciała. Amun przestał koncentrować się na świetle i skupił na obronie kobiety ukrytej tuż za nim. Nikt nie będzie krzywdził jego kobiety. Nikt… a ci którzy tego spróbują, będą cierpieć. Jak tylko wściekłość zalała jego ciało i umysł, Amun z jeszcze większą determinacją rzucił się na stwory, gryząc je i kłując niczym rekin atakujący swoją ofiarę.
Chwycił jednego z nich zębami, szybko rozumiejąc, jak małe były to stworzenia i jak kruche. Złamał demona jednym kłapnięciem zębami i wypluł. Więcej… więcej… Sekrety nadal grasowały po jego głowie niczym zamknięte zwierzę w klatce, pragnące niszczyć, zabijać, ranić i wymazać całą świadomość z prymitywnych umysłów dookoła nich. Amun złamał w pół kolejnego małego demona, zbyt przestraszony, że kreatura mogłaby skrzywdzić Haidee. Dziewczyna krzyknęła słabo, a Amun zrozumiał, że i tak się spóźnił. Haidee była ranna, traciła krew podobnie jak on. Resztka opanowania, którą Amun jeszcze posiadał zniknęła w jednej chwili. Wojownik rzucił się na demony, rozszarpując jego gołymi rękoma. Stał się podobny do istot go atakujących, wyzbyty z wszelkich ludzkich uczuć. Stał się zwierzęciem. Amun schwycił kilka małych stworów, a Sekrety szybko zrobiły swoje, wysysając z prymitywnych umysłów wszelkie wspomnienia i myśli. Straszliwe obrazy i myśli szybko wypełniły umysł Amuna, nie dane im jednak było na długo pozostać w świadomości wojownika, szybko umknęły kryjąc się zakamarkach jego umysłu. Potrzebuję więcej! Amun wrzasnął do swego demona. Więcej! Sekrety natychmiast podesłały mu właściwe obrazy. Amun natychmiast też ujrzał demony w zupełnie innym świetle. Stwory były małe i bezwłose. Ich skóra była biała, a oczy różowe. Wyglądały, jakby nigdy nie oglądały światła. Kreatury patrzyły na niego z przerażeniem, uciekając w popłochu na widok jego czerwonych oczu. Wtedy Amun zrozumiał: wszystko z siebie oznaczało, że musi pokazać się im w pełnej krasie, jako demon i człowiek. Cały on. Takie proste, takie łatwe. Było mu wstyd, że nie odkrył tego wcześniej i nie uratował Haidee przed atakami. Sekrety nadał szalały w jego głowie strasząc stworzenia. Amun odwrócił się do Haidee i poraz pierwszy od setek tysięcy lat przemówił. Z jego ust nie popłynęły jednak tajemnice, sekrety, morderstwa i historie gwałtów. Z jego ust płynęły słowa słodkie i ciepłe, słowa matki do dziecka. - Muszę ci coś wyznać słodkie maleństwo – powiedział w antycznym języku, tym samym, w którym wychowała się Haidee. - Mama? – odezwała się drżącym głosem Haidee, zbyt przerażona, tym co słyszała z jego ust. Za każdym razem kiedy demon przemawiał przez niego, używał prawdziwego głosu osób, którym skradł Sekrety. Tak więc, to co Haidee słyszała, było naprawdę głosem jej matki. - Słuchaj uważnie, bowiem już nigdy więcej nie będziemy o tym rozmawiać. Jesteś wyjątkowa moje dziecko. Bardzo wyjątkowa. Cisza. Chwilę później zabrzmiał dziecinny głos. - Nie rozumiem? Kolejna pauza i powrót do matczynego głosu. - Przez wiele lat byłam bezpłodna, więc modliłam się i błagałam bogów, by pobłogosławili moje jałowe ciało owocem. I jednej nocy, która wydała się mi być snem, powiedziano mi, że muszę tylko zrzec się swych praw do mego pierworodnego dziecka i będę miała wiele, wiele dzieci. Zgodziłam się. To była najtrudniejsza decyzja jaką musiałam kiedykolwiek podjąć, ale byłam bardzo zdesperowana, by mieć potomstwo. Dziewięć miesięcy później urodziłaś się ty.
Kolejna pauza i głosik dziecięcy. - Ja? Ponownie głos matki. - Tak kochanie, ty. Zaraz potem przyszła na świat twoja siostra, a teraz kolejne maleństwo rośnie w moim brzuchu. Cisza. - Znowu będę miała siostrę? Cisza. - Tak kochanie, ale słuchaj mnie uważnie. Oni żądają zapłaty, chcą mi ciebie odebrać. Cisza. - Nie chcę was opuścić. Cisza. - I my nie chcemy cię stracić. Nie pozwolimy, by do tego doszło. Spakujemy nasz dobytek i odejdziemy, w inne bezpieczne miejsce. Nie mówię tego, by cię przestraszyć, tylko ostrzec, że jeśli ktoś kiedykolwiek zbliży się do ciebie i zechce zabrać od nas, uciekaj jak najdalej. Ukryj się i czekaj, aż cię odszukamy. Głosy nie milkły, matka długo jeszcze uspokajała dziecko, tłumacząc, że dziewczynka musi się ukryć i czekać. Reszta rodziny dołączy do niej jak już będzie bezpiecznie. Miłość i troska biła z każdego słowa matki. W prawdziwym życiu Haidee przytuliła się do Amuna. Jak przez mgłę pomyślała, że powinna wziąć jedno z ostrzy Amuna i bronić dostępu demonom do nich. Usta Amuna poruszały się dalej. - Chodź dziecko – powiedział głosem jej matki. Haidee szarpnęła go za ramię, wykorzystując chwilę ciszy jaka zapadła. - Proszę patrz cały czas na demony – szepnęła. Tylko jego czerwone spojrzenie powstrzymywało kreatury przed ponownym rzuceniem się na nich. Nie mógł odpowiedzieć. Nadal ciągnął swoją opowieść, relacjonując Haidee ostatnią noc jaką przeżyła ze swoją rodziną. Haidee tymczasem ciągnęła go wytrwale do przodu, aż cienie zniknęły im z oczu, a oni sami znaleźli się wewnątrz innej jaskini. Ta z kolei była pełna światła. Oboje upadli na ziemię, Amun ciągle jeszcze wyrzucając z siebie słowa nienależące do niego, niezdolny by przestać, lub zrobić coś innego. Jego umysłem bez reszty zawładnął demon, kolejne mroczne obrazy lęgły się w jego głowie. Obrazy zwiastujące zbliżającą się śmierć. Amun nie chciał iść tą drogą, nie chciał, by Haidee usłyszała krzyki swojej rodziny, ich błagania o litość. Walczył sam ze sobą, starając się przerwać niekończący się monolog. Najgorsze było jednak to, że Haidee patrzyła na niego oczyma pełnymi przerażenia, doskonale wiedząc jakie tajemnice przyjdzie jej usłyszeć. - Uderz … mnie… przerwij… - udało mu się wyjęczeć pomiędzy pauzami. – Proszę. - Nie. - Proszę. Drżała, sięgając po jeden z jego noży, uniosła ostrze wysoko i zamarła.
- Nie mogę, Amun. Po prostu nie mogę. - Proszę… musisz… nie ma innego sposobu… - jego oczy błagały ją. Umysł szalał, walcząc z napływającymi obrazami, krzykami, agonią. – Proszę – krzyknął nim odgłosy śmierci rozsadziły mu usta. - Przepraszam… - powiedziała uderzając go rękojeścią noża w skroń. Demon ciągle jeszcze miał nad nim kontrolę. - Jeszcze… Raz, dwa, trzy… uderzała w jego głowę raz za razem. - Przepraszam – uderzyła jeszcze mocniej. Dobra dziewczynka. Zdążył się jeszcze uśmiechnąć nim ogarnęła go ciemność, uspokajając jego demona. Rozdział XX Haidee położyła się tuż obok Amuna, zadowolona że może go obserwować i chronić, co do tej pory tylko on dla nie robił. Oddychał głośno, nawet kiedy demon zniknął już jego oblicza. Wyglądał niewinnie, niczym mały chłopczyk, zdumiała się. Długie rzęsy okalały jego powieki, miękkie wargi rozchyliły się lekko. Tylko zasuszona krew na jego skroni psuła ten idealny wygląd. Dobrze, że był nieśmiertelny i jego rany szybko się goiły. Był takim pięknym mężczyzną, nie powinien mieć blizn, a ni ran. Jej spojrzenie przesunęło się po jego policzku. Był zakrwawiony, a przecież nie powinien być? To nie była krew Amuna. Szybko spojrzała na swoją rękę. Ciągle jeszcze trzymała ostrze, musiała nim rozciąć sobie dłoń zrozumiała. Szybko upuściła nóż na kamienną posadzkę. Na jej dłoni było kilka świeżych cięć. Marszcząc brwi przeturlała się na bok. Lekko zakręciło jej się w głowie. Czyż nie było to dziwne? Czuła się całkiem dobrze, nie licząc kilku zadrapań i ugryzień. Prawdopodobnie jednak małe stworzonka wypiły o wiele więcej jej krwi, niż się spodziewała. Och ciągle jeszcze pamiętała ból jaki towarzyszył ugryzieniom ich małych ząbków. Jakby ich kły nasączone były jadem. Jeśli ona tak cierpiała, przy kilku tylko ugryzieniach, to co musiał czuć Amun chroniąc ją przed atakami? A jak ona mu się odpłaciła? Bijąc go do nieprzytomności. Chciał żebyś to zrobiła przypomniała sobie, chodź to i tak nie złagodziło jej winy. Być może dlatego, że w głębi duszy, pragnęła to zrobić. Za głos matki i siostry, za ich śmierć i cierpienie, za to że ponownie musiała być świadkiem ich śmierci i za pytania, które zalęgły się w jej głowie. Amun zawsze najpierw troszczył się o nią, przyjmując atak na siebie. Wiedział o czym mówił jego demon i zrobił to celowo. Dlaczego? Bo chciał by rozumiała że jest kimś wyjątkowym? Do tej chwili nie zdawała sobie sprawy jak wielki ciężar musiał dźwigać wojownik w swoim umyśle. Mówił że to najpodlejsze sekrety i zbrodnie, krzywdy wyrządzone innym. Że gdyby opuściły jego umysł, świat zalałby fala morderstw i samobójstw. Noszenie w sobie takiego zła wymagało nie lada odwagi i siły. - Co ja mam z tobą zrobić Amun? Szepnęła, nienawidząc, że pozwolił jej tak się
poranić tylko po to by ocalić ją przed dalszymi wyznaniami demona. Teraz już wiedziała po co należało oczyścić jego umysł. By był wolny, dla niego samego i tych których kochał. Wzdychając chwyciła plecak w dłonie, żądając niezbędnych rzeczy do oczyszczenia ich ran i jakiegoś posiłku. Zjadła szybko kanapkę z indyka, przegryzła jabłkiem i popiła butelką wody. Minęło kilka godzin, a Amun ciągle jeszcze się nie obudził. Czy to jej wina, bo za mocno go uszkodziła? Nie mogąc usiedzieć w miejscu, ruszyła na mały obchód przyglądając się ścianom. Nagle zdało jej się, że już gdzieś wdziała te skały. Zacharel przyniósł ich tutaj kilka nocy temu. W tamtej jaskini ściany również były spryskane krwią, a kości leżały w każdym kącie. Czyżby nie posunęli się ani odrobiny do przodu? Co do diabła? Czy każda jaskinia prowadził do tego samego miejsca? Zrobiło jej się ciężko na duszy. Amun nie zasłużył sobie na coś takiego. Jej Amun. Jedyny mężczyzna, który chciał jej dać to czego inni nie chcieli, chciał ją kochać, chciał dać jej przyszłość. Kiedy pchnął swoje marzenie do jej umysłu. Wizję jej klęczącej przed nim, jego spodnie opuszczone do kostek dłonie wplecione w jej włosy i jej usta zaciśnięte na jego męskości. Jej dłonie ściskające jego jądra i jęki wydobywające się z jego ust. Dar, którego nikt nigdy mu nie dał. Nagle poczuła niesłychaną potrzebę spełnienia jego marzenia. W chwili, kiedy ich umysły były ze sobą połączone wyczuła również coś innego. Poczucie winy i strach go otaczający. Strach, że może nie być w stanie dostatecznie ją chronić i że ponownie mogłaby umrzeć z jego powodu. I wina, że wcześniej się to stało, a teraz ściągając ją tutaj na dół, ponownie naraził ją na niebezpieczeństwo. Ponadto był w nim jeszcze lęk, że mogłaby żałować, tego co było pomiędzy nimi. Nie chciał by znienawidziła go, on sam nie potrafił już jej nienawidzić, bał się jednak ją skrzywdzić. Jedynym sposobem by nie stała jej się żadna krzywda i by nigdy nie żałowała tego że przyszła z nim tutaj, było zostawienie jej w spokoju. Tylko, że ona nigdy nie żałowała tego że z nim poszła. To było jedyne prawdziwe uczucie jakie towarzyszyło jej od bardzo dawna. Łowcy i tak zapewne uznaliby ją za zdrajcę i mieliby ją na celu, tak jak to robili z Lordami. Nie troszczyła się już jednak o to. A Mika? Cóż on zapewne też już odwrócił się od niej. Zapewne poczuł się zdradzony fizycznie i emocjonalnie, ale być może kiedyś zrozumie, że ich rozstanie było najlepszą dla niego rzeczą. Teraz kiedy poczuła już jak to jest być z Amunem chciała tylko więcej i więcej. Niezależnie od tego, co jeszcze przyjdzie jej zrobić, pod warunkiem że będzie mieć go obok siebie. Dosyć czekania na rozmowę z Miką. Nadszedł czas, by zakończyć tamten związek. Owszem nadal zamierzała z nim porozmawiać i powiedzieć mu że z nimi koniec, ale jej lojalność była teraz przy Amunie. Demon, wojownik, niezależnie od tego kim był zdobył jej uczucie i lojalność. Zasłużył sobie na to. Zasłużył sobie na jej wdzięczność i miłość. Nie miała jednak za
dużo czasu. Jak tylko Amun się obudzi zapragnie przerzucić ich do kolejnej jaskini. Wiedziała, że musi się pospieszyć, jeśli chce mu pokazać jak wiele on dla niej znaczy. Spojrzała szybko po sobie. Jej ubranie było podarte, oblepione brudem i zaschniętą krwią i prawdopodobnie pachniała jak zdechła pirania. Samo wytarcie się chusteczką nic tu nie pomoże zdecydowała szybko. Powinna się wykapać i to odkładnie. - Potrzebuję kąpieli – powiedziała do plecaka. – Prawdziwej kąpieli. Czy możesz mi tu zorganizować jakąś wannę, haaa? Trzask za jej plecami sprawił, że podskoczyła jak oparzona, szybko chwytając za sztylet. Tam gdzie kilka sekund temu, była twarda skała, teraz tryskała woda tworząc małe zagłębienie w kształcie wanny . Haidee potrząsnęła głową z niedowierzaniem. Jak … to się stało? W jaki sposób plecak był w stanie manipulować ziemią? Szybko postanowiła że nie będzie dłużej roztrząsać się nad tą sprawą. Ponownie schyliła się do plecaka. - Potrzebuję mydło, szampon i odżywkę do włosów – powiedziała. Plecak zawisł ciężko w jej dłoniach, sygnalizując, że jej żądania zostały spełnione. Haidee odłożyła potrzebne rzeczy na bok, poczym szybko rozebrała siebie i Amuna. Potrząsnęła wojownikiem gwałtownie aż w końcu otworzył powieki. Ciągle jeszcze się bała, że uderzyła go zbyt mocno. Jęknął w myślach, ale dzięki bogom z jego ust nie wydobył się już żaden dźwięk. Przynajmniej się obudził. - Shhh – powiedziała zakrywając jego usta dłonią. – Nie mów nic, dziecinko, okej? żadne z nich nie było jeszcze wystarczająco silne, by poradzić sobie z konsekwencjami kolejnego wybuchu. Jego oczy ciągle jeszcze były szkliste, kiedy spojrzał na nią. Co się dzieje? - Wszystko w porządku. Możesz stać? Weźmiemy kąpiel. Kąpiel? - Tak właśnie powiedziałam – uśmiechnęła się szeroko, wiedząc że wszystko będzie z nim okej. – Chodź duży chłopczyku, nóżka za nóżką. Poruszył się ociężale, jednak kiedy dotarł do wody jego kolana złamały się pod nim i wpadł głową prosto do wody. Haidee skoczyła za nim, wyciągając go na powierzchnię, nim się utopił. Jego oczy ponownie się zamknęły, a głowa opadła do boku. Haidee zachichotała opierając go skałę. - Śpisz mój ukochany? Tak mruknął ospale. Odrobinę. - Zamierzam umyć na oboje. Powiedz mi jednak jeśli zrobię ci krzywdę. Nie możesz mnie zranić. - Już jesteś ranny i… Jestem w twoich ramionach, nic mi nie będzie, obiecuję. Kochany mężczyzna. Próbowała być delikatna w końcu nie był jeszcze gotów na uwodzenie, które dla niego zaplanowała. Namydliła dłonie, myjąc jego szerokie ramiona,
tors, brzuch i silne uda. Krew w jej żyłach ogrzała się, kiedy jej wzrok sięgnął do najdelikatniejszych partii jego ciała. Jego skóra była jedwabista, mięśnie rysujące się pod nią, były ukształtowane w boju nie na siłowni. Była głodna jego ciała, dotyku i pieszczot jakie zamierzała mu dać. Ale przede wszystkim odczuwała przyjemność i dumę, że już nie należała do siebie, tylko do niego. Być może powinno ją to przestraszyć, zamiast tego, wprawiało ją w zachwyt. Amun prędzej by zginął niż pozwolił ją skrzywdzić. - Amun? Nie dał żadnej odpowiedzi. Biedne maleństwo, musiał zapewne znowu zapaść w sen. - Kocham twoje ciało – powiedziała głośno wiedząc, że i tak nie mógł jej usłyszeć. – Wiedziałeś o tym? Wszystko w tobie wydaje się być wprost stworzone dla mnie. Jakbyś został specjalnie uformowany dla nie. Chodzi mi o to, że gdybym miała wybrać sobie idealnego faceta, byłbyś nim ty. Niczego bym w tobie nie zmieniła. Prawdopodobnie nie jesteś w stanie w to uwierzyć, ale to prawda. Miała nadzieję, że pewnego dnia on poczuje do niej to samo. Po tym jak umyła jego włosy delektując się aromatem drzewa sandałowego, przechyliła mu głowę do tyłu, spłukując dokładnie pianę z każdego pasma. Kiedy już był czysty, potrząsnęła nim, budząc go. A może on nie spał przez cały ten czas? Jego oczy były szkliste i płonęły czerwienią. Zarumieniła się. - Możesz wyjść o własnych siłach? Tak. Z trudem wyszedł na brzeg, kładąc się na ziemi, jak tylko było to możliwe. Położył się jednak na boku, by mógł ją swobodnie obserwować. Twoja kolej na mycie powiedział. Strumień wody raźniej popłynął, kiedy myła się o stóp do głowy. Wbrew jej obawom woda podgoiła jej rany po ugryzieniach. Haidee? Amun powiedział kiedy tylko skończyła spłukiwać włosy. Przechyliła się przez krawędź prowizorycznego jeziorka i spojrzała na umięśnionego wojownika. Znowu miał przymknięte oczy, ale żadne napięcie nie malowało się już na jego twarzy. - Tak? Choć do mnie i przytul mnie. Przez długą chwilę mogła się tylko na niego gapić. Czy on właśnie poprosił, by go dotknęła? Nie, nie poprosił, zażądał. Słodki podstęp. - Co tylko zechcesz – powiedziała idąc do niego, nim zdąży zmienić zdanie. Naga i ociekająca woda poszła do niego. Nie zadała sobie trudu, wycieraniem swojego ciała, położyła się tuż obok niego, opierając głowę o jego ramię. Nie przysunął się bliżej, a ona nie dotknęła go. Złączyła tylko ich dłonie, sam już ten gest wystarczył by jego ciało zapłonęło, a jego prącie podskoczyło do góry, ocierając się o jej brzuch i napełniając jej wnętrze słodkim oczekiwaniem. Boże jakże miała ochotę wygiąć się w łuk i błagać, go by wszedł w nią i poruszał się gorączkowo. Nie zrobiła tego
jednak. Nawet kiedy ciepło jego ciała owinęło się wokół niej, dużo gorętsze niż to, które odczuwała w wodzie, kiedy jego ciało opierało się na niej. Zadrżała. Jeszcze nie, spokojnie. On ciągle jeszcze nie był gotowy na to by go uwiodła. Wkrótce… chociaż, Boże proszę oby jak najszybciej. - Nie jesteś na mnie zły, że obiłam twoją głowę? - zapytała. W gruncie rzeczy nie oczekiwała odpowiedzi. Ale miękki chichot w jej głowie uświadomił jej, że nie złościł się. Jestem ci wdzięczny za to, niestety ciągle jestem zbyt słaby by pokazać ci jak bardzojestem wdzięczny. Pokazać jej? Tak powiedział? - Cieszę się – powiedziała bez tchu. – Zaśnij teraz i odzyskaj swoje siły. Będziesz ich potrzebować – pocałowała wnętrze jego dłoni. – Będę tutaj, gdy się obudzisz – a tymczasem będzie robić z jego ciałem rzeczy których nie będzie w stanie nigdy zapomnieć. Nieświadomy psychicznego ataku na jego zmysły, który dla niego szykowała, Amun przymknął oczy, zapadając w głęboki sen. Obudził się gwałtownie, będąc pewien jednocześnie trzech rzeczy: jego ciało płonęło ogarnięte niesamowita gorączką, jego kogut był lodowato zimny i po trzecie kochał to uczucie. Poruszył się gwałtownie, przerażony, że mógł mieć erotyczny sen i zawstydzić tym Haidee. Dopiero kiedy zobaczył ją klęczącą pomiędzy jego nogami, liżącą jego męskość, jakby była porcją najznakomitszych lodów zrozumiał, że nie śnił. Jeszcze nie był zmieszany, ale prawdopodobnie wkrótce będzie. Chciał dojść. Rozpaczliwie. Sekrety milczały, ukrywając się w zakamarkach jego umysłu. Inne demony również milczały. Lodowaty dotyk musiał mocno je wystraszyć. Ukochana? Haidee zrobiła przerwę, podnosząc głowę i spoglądając na niego, a każda komórka jego ciała zapłakała z tęsknoty za jej dotykiem. Chłodny oddech musnął jego skórę, kiedy uśmiechnęła się do niego, jej piersi z twardymi jak sopelki lodu sutkami ocierały się o jego uda. -Tak dziecinko? – zapytała. Ja… ja… gówno, co miał jej powiedzieć? Jedyne co przychodziło mu do głowy do nie przerywaj. Nie mógł jednak pozwolić, by to zrobiła. Pożałowałby tego a on nie mógłby żyć z taką świadomością. - Obudziłeś się już nam nadzieję, tak całkowicie? I nie masz zamiaru już spać? Co najwyżej mogę umrzeć. - A więc jesteś taki słaby? Nie. Jej śmiech rozbrzmiał w jaskini. - Chcesz bym się zatrzymała? Tak. - Naprawdę?
Raz jeszcze polizała go po śliskiej główce. Amun jęknął krzycząc nie. Nie chcę byś sięzatrzymała. Och bogowie pomyślał. Tak musisz się zatrzymać. Dmuchnęła w szczelinę na czubku jego męskości. - Co jeśli nie chcę się zatrzymać? Och bogowie pomyślał znowu. Tortury… przyjemność… - Amun kochanie, powiedz tylko słowo a będę cię ssać tak mocno i głęboko, aż poczujesz, że moje gardo zaciska się wokół ciebie – kolejny chłodny oddech owionął jego męskość. – Myślę o tym od dawna, potrzebuję tego. Pragnę tego. Pozwól mi to zrobić. Jego opór rozpadł się na kawałki. Proszę zrób to. Możesz mnie potem obwiniać, nienawidzić, ale błagam nie zatrzymuj się,zrób to. Musiał to poczuć o konsekwencje będzie martwił się później. - Zrobię to – powiedziała jej palce przesunęły się wzdłuż jego członka w górę i w dół. – I obiecuję, że nie będę cię później winić. Wiedział, że powinien protestować, ale nie potrafił zapanować nad szalejącymi emocjami. Pot wstąpił mu na czoło, oddychał szaleńczo. Jeszcze nie zassała go ustami, ciągle tylko głaskała palcami, chłodny oddech owiewał jego skórę. Tak dobrze. Tak cholernie dobrze. To było jedyne słowo, jakie był w stanie wymówić. Dobrze. Dobrze. Zniżyła głos. - Winię cię tylko za to, że jesteś zbyt piękny, by ci się oprzeć. Bo myślisz o moim bezpieczeństwie nawet wtedy kiedy powinieneś zatroszczyć się o siebie. Bo jesteś mój. Mój wojownik… mój … demon. Słowa dotknęły go bardziej niż dotyk jej rąk. Zabijasz mnie ukochana. Zabijasz. Tak! Zabijasz! Proszę zabij mnie! Lada chwila i zacznie unosić biodra do góry, pchając się bliżej jej ciała, jej ust, niezdolny, by się zatrzymać. Uśmiechnęła się szeroko. - Połóż się na plecach kochanie i odzyskuj siły, dziecinko. Pozwól Haidee wykonać całą pracę. Nie położył się. Całe życie za tym tęsknił. Za nią, chciał zobaczyć jak go dotyka, właśnie w ten sposób. - Cokolwiek zapragniesz mój wojowniku… - jej wargi w końcu zamknęły się na jego śliskiej główce. Zajęczała z radości. Zimnym języczkiem przesunęła po wąskiej szczelinie, Amun musiał zacisnąć dłonie w pięści, by wytrzymać jej dotyk. W górę i w dół tak jak obiecała, brała go głębiej i głębiej, cal po calu. Nie wycofywała się nawet kiedy jego męskość wchodziła głębiej niż by może tego sobie życzyła. Haidee jęczała z satysfakcji, czuł jak jej usta zaciskają się na nim. Musiał zagryzać wargi, by nie wybuchnąć. Chłód bijący z jej ciała powinien uczynić go odrętwiałym i niezdolnym do seksu, jednak ogień buchający z jego ciała równoważył jej chłód i utrzymywał go w stanie ciągłego podniecenia. Szybko zaczął krzyczeć wewnątrz swego umysłu, próbując pohamować się przed eksplodowaniem do jej ust. Jego myśli popłynęły intensywnie do niej, chciał sunąć dłońmi po jej plecach, ugniatać palcami jej pośladki, wsunąć dłoń w jej śliskie wnętrze. Jeden palec, dwa, potem trzy, aż zacznie krzyczeć i wić się z rozkoszy, aż zacznie błagać o więcej.
Haidee jęczała, jej ciało drżało, usta miarowo zaciskały się na jego członku. - Tak – zazgrzytała. – Tak! Palce, głęboko! Serce Amuna zabiło szaleńczo. Czyżby pchnął swoje myśli do jej głowy? Prawdopodobnie. Cieszyło go to, chciał by wiedziała, jak bardzo jej pragnął. Haidee tymczasem jeszcze raz polizała jego męskość i uniosła się nad nim. Amun pogłaskał jej ramiona, i plecy. Próbował obrócić ją tak, by móc zaspokoić swoją fantazję, ale dziewczyna zaprotestowała. - Nie, ty pierwszy. Haidee. - Nie, potrzebuję chwili spokoju, by odzyskać kontrolę. Nie był pewien, czy chodziło jej o odzyskanie kontroli nad ciałem, czy lodem, tak czy siak nie troszczył się o to. Chciała go. Potrzebowała go, a on chciał ją skosztować. Musiał to zrobić. Szybko podsunął jej inny obraz do umysłu. Jego głowa pomiędzy jej nogami, jego usta zlizujące jej nektar, ssące jej łechtaczkę. Jego place pocierające jej sutki. Chciał rozsunąć jej nogi jak tylko szeroko się dało, by poczuła się tak bezbronna jak nigdy wcześniej. Chciał by przestała się kontrolować i błagała go więcej. Wziąłby wszystko, co mogła mu dać, a potem posiadłby ją. I wcale nie były delikatny, a ona nie pragnęłaby od niego delikatności. Chciałaby by ją ujeżdżał, ostro i bez zahamowań. Krzyczałby i płakała z rozkoszy. Drapałaby jego plecy ostrymi paznokciami, aż zostawiłaby na nich krwawe ślady. Kazałby jej zapomnieć męża i każdego innego mężczyznę z którym była. Tylko on powinien mieć dla niej znaczenie, tylko jego powinna pragnąć i tylko on powinien mieć do niej prawo. Każdy, kto spróbowałby dotknąć ją w ten sposób musiałby zginąć z jego ręki. Ona należy tylko do niego. Nikt nie może temu zaprzeczyć. - Och boże – zajęczała, jej ciało zaczęło drżeć. Ciągle powtarzam sobie, że powinienem zostawić cię w spokoju powiedział do niej w myślach. - Nie – zapłakała. – Nie rób tego. Ale nie mogę kontynuował. Pozwól mi ciebie skosztować. - Nie – powiedziała drążącym głosem. – Pozwól mi skończyć to co zaczęłam, ponieważ przysięgłam Bogu, że zapamiętasz tę chwilę do końca życia. Smakujesz tak cholernie dobrze – po tych słowach pochyliła głowę biorąc do ust całą jego długość. Amun w końcu pozwolił sobie na utratę kontroli. Wypchnął biodra do góry, wplątując dłonie w jej włosy. Hiadee ssała go dziko, jak gdyby nie była w stanie żyć już ani minuty dłużej bez jego nasienia. Wkrótce przestał zupełnie się kontrolować. Ogień szybko wypełnił jego żyły, paląc jego kości na popiół, rozsadzając go. Eksplodował tryskając w jej usta gorącymi kroplami. Jej policzki wypełniły się nasieniem. Przełknęła bez wahania, wylizując go do czysta. W końcu opadł z sił a jego organ teraz już bezużyteczny smętnie zwisł pomiędzy nogami. Uniosła go delikatnie ponownie liżąc, jakby mimo wszystko chciała pobudzić go do życia. Zamruczał zachwycony jej dotykiem. Kolejne spazmy przetoczyły się przez
jego ciało, pobudzając go natychmiast do działania. W końcu będzie mógł ją mieć całkowicie i zupełnie. Tyle, że Haidee chciała najpierw zadzwonić do Miki, a Amun nie mógłby jej tego odmówić. Nie po tym co właśnie dla niego zrobiła. Jakoś znalazł w sobie siłę, chwycił ją za ramiona i uniósł nad sobą, aż usiadła okrakiem na jego piersi. W jej oczach ciągle jeszcze błyszczała namiętność. Włosy splątane w nieładzie, cudnie zwisały wokół jej głowy. Nigdy jeszcze żadna kobieta nie patrzyła na niego w taki sposób jak ona i nigdy wcześniej nie pragnął żadnej tak jak jej. - Co robisz? – jęknęła. Wsunął dłoń pomiędzy ich ciała, wbijając palce w jej kobiecość. Natychmiast krzyknęła, odchylając się do tyłu. - Tak, tak, tak, proszę… Dokładnie tak jak sobie to wymarzył. Dwa palce ślizgały się wewnątrz niej. Była taka mokra, jej soki ściekały po jego palcach, mięśnie próbowały zamknąć się na nim i przytrzymać go. Tak właśnie kobieta powinna się czuć w chwili miłosnego uniesienia. Kciukiem potarł łechtaczkę, nadal nie przerywając nacisku. Była tak zdesperowana i w tak wielkiej potrzebie, że wybuchła gwałtownie i niespodziewanie. Jej krzyk odbił się echem od ścian, kolana ścisnęły jego pierś omal nie łamiąc mu żeber, paznokcie skrobały po jego skórze. I kiedy przymknęła oczy, delikatna warstewka lodu pokryła jej ciało. Amun dyszał równie mocno jak ona. Nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś podobnego. To nie było zwyczajne zaspokojenie głodu. Jego potrzeba była paląca i nieposkromiona. Pragnął więcej. Musiał mieć więcej. Teraz, zawsze. To co zrobiła Haidee zmieniło wszystko między nimi. Teraz nie był już tylko wojownikiem, był mężczyzną Haidee. I pomyśleć jaki wcześniej był głupi. By ją chronić, próbował odepchnąć ją od siebie. To była głupota, przyciągania między nimi nie dało się zignorować. Tutaj mogli być razem i tylko tutaj. W rzeczywistym świecie nie było to możliwe. Jego przyjaciele nie zaakceptują jej, wyśmieją go i odsuną się od niego. Dlatego też nie mogli być tam razem. Kiedy opuszczą piekło rozstaną się, a on nie będzie już więcej ingerował w jej życie. Jego ręce zacisnęły się w pięści. Bogowie jakże nienawidził samej tylko myśli, by być daleko do niej. Nie powinien jednak narażać jej na cierpienie. Powinna żyć szczęśliwie. Sekrety zakwiliły w jego głowie i Amun zmarszczył brwi. Czy demon bał się ją stracić? Wojownik wolał na razie nie zastanawiać się nad tą myślą. Kolejne kwilenie rozległo się w jego głowie. Zrozumienie przyszło szybko. To dlatego, że demon nie mógł przejrzeć jej umysłu do końca. Demon milczał, ale odpowiedz nie była już konieczna. Amun swoje wiedział. Nigdy dotąd nie rozmawiał ze swoim demonem, ale tym razem postanowił zrobić wyjątek. Musimy pozwolić jej odejść, dla jej własnego dobra. Być może Haidee wyczuła jego myśli, bo próbowała się podnieść, ale Amun przytrzymał ją blisko swego ciała.
Śpij ukochana szepnął, tuląc ją do swojej piersi. Porozmawiamy później. - Obiecujesz? - zapytała z ociąganiem. Tak. Nie dostrzegła smutku w jego głosie, położyła głowę na jego piersi i zapadła w głęboki sen. Rozdział XXI Coś twardego i nieubłaganego wytrąciło Haidee ze słodkiego snu. Ktoś nią potrząsnął. Zaklęła, szybko mrugając oczami. Amun spoglądał na nią z poważną miną. Położył palec na jej ustach, nie pozwalając jej, by powiedziała choć słowo. Jego głęboki głos, przesączony troską odbił się w jej umyśle. Ubierz się. Oczywiście, ktoś był tam na zewnątrz pomyślała sucho. Oboje zapomnieli że są w piekle i słodka chwila zapomnienia już dawno odeszła. Teraz ich poważna rozmowa będzie musiała zaczekać. Znowu. W trakcie kiedy ona wkładała biustonosz, majtki, dżinsy, koszulkę i buty, Amun uzbroił ją w noże. Hadiee z zaskoczeniem stwierdziła że jej życie w ciągu tych kilku dni radykalnie się zmieniło. Dawniej budziła się z pełną gotowością, ze świadomością, że powinna uciekać. Tera gdy niebezpieczeństwo było poważne przestała się pilnować. Zamiast gotowości bojowej wolała rozpamiętywać ostatnią noc, to jak ssała jego męskości i jak Amun wsuwał się w nią palcami. Zadrżała, zaraz jednak zmusiła się by skupić na tym, co zaniepokoiło Amuna, ale nic nie usłyszała. Przetarła oczy i zarzuciła plecak na ramiona. Szybko zmarszczyła brwi, kiedy do jej uszu dotarły ciche dźwięki. Co to było? Wiatr? Nie, pomyślała. Śmiech, słaby, ale niewątpliwie pochodził z wielu źródeł. Śmiech w piekle nie wróżył nic dobrego. Absolutnie nic dobrego. Spojrzała na Amuna ciekawa jego reakcji. Wyglądał na bardzo zaniepokojonego, ostrza trzymał w pogotowiu i podobnie jak wcześniej w grocie stał przed nią, by ją chronić. Miał na sobie czarną koszulę i czarne spodnie, wyglądał męsko i seksownie. Cicho ruszyła za nim. Wyczuł, że zbliżyła się i ostrożnie ruszył naprzód. Cały czas pozostawała tuż za nim, gdy opuszczali przyjazną im jaskinię wchodząc w skalisty korytarz, dokładnie tak jak to się działo wcześniej. Zamrugała kilkakrotnie, może jej się tylko przywidziało, że już tu byli? Karuzela? Szeptem zapytał Amun. On również dostrzegł podobieństwo krajobrazu. Cholerny cyrk, absolutnie nic nie było tutaj realne. Skaliste ściany szybko zniknęły, ustępując miejsca wolnej przestrzeni i temu co się zdawało być księżycową nocą. Gwiazdy migotały na aksamitnym niebie, chłodny wietrzyk owiewał ich twarze. Księżyc… niebo… gwiazdy? W jaskini? Skąd? Przestała się śmiać kiedy zobaczyła kilka skaczących ogników i brodatą kobietę, oraz pożółkniętego mężczyznę trzymających w dłoniach płomienie i przyglądającym się Amunowi i jej z jawną groźbą
w oczach. - Amun? Nie wiem powiedział odpowiadając na jej niewypowiedziane pytanie. Co do diabła się tudzieje? Dwóch ogromniastych mężczyzn przeszło tuż obok nich nie poświęcając im żadnej uwagi. Prowadzili ze sobą zwierzęta, słoń jęczał unosząc trąbę i odsłaniając ostre niczym u demona zębiska. Gorzej, były też skrzydlate lwy, dwa jednorożce z pianą na ustach i krokodyle z wystającymi z ich pleców nożami a nie łuskami. Każde ze zwierząt było przywiązane liną do człowieka i każde zażarcie walczyło o wolność. Szybko jednak uspokoiły się kiedy ich wygłodniałe spojrzenia spoczęły na Haidee i Amunie – mięsko. Hiadee zadławiła się. - Wcale się mi to nie podoba. Nie pozwolę by coś złego ci się stało. Taaa, dokładnie tak jak ja nie pozwolę, by coś złego stało się tobie pomyślała Haidee. Szli piaszczystą ścieżką, na końcu której stał niewielki stragan a może namiot? Wewnątrz siedział otyły mężczyzna obficie zlany potem. Nad jego głową połyskiwał neon: WSTĘP = JEDNO LUDZKIE SERCE. Teraz rozumiem powiedział Amun zdecydowanie. Dotarliśmy do Królestwa Zniszczenia. Kolejne królestwo? Prawie zajęczała. - Nie było go tutaj ubiegłej nocy – powiedziała. – Zauważyłabym je w drodze do naszej jaskini. Cóż, teraz tu jest. Nie było sensu zaprzeczać, tylko jak to było możliwe? I czy faktycznie muszą z Amunem w ogóle wędrować, by dotrzeć do kolejnego królestwa? Może królestwa po prostu do nich przychodzą ? Czy to było tutaj normalne? A czy cokolwiek jest normalne w piekle? Pomyślała kwaśno. Zatrzymali się przy straganie. - Chcesz biletów, czy nie? – spocony mężczyzna wycharczał niskim głosem. Drżąc Haidee otworzyła usta, by krzyknąć. Piekło nie!, ale słowa Amuna zatrzymały ją w miejscu. Powiedz mu tak. Psiakrew dlaczego? Warknęła w myślach, zbyt późno zdając sobie sprawę że ich umysłowe połączenie nie działa w obie strony. - Tak – zmusiła się by odpowiedzieć. – Chcemy biletów. Błyszczące czerwone oczy prześlizgnęły się po nich. Mężczyzna otwarł dłoń, ukazując im tępe, pokrwawione ostrze. - Najpierw muszę dostać wasze serca. - Jego serce nie jest ludzkie – szepnęła szybko Haidee wskazując na Amuna. Tłusty człowieczek skupił swoją uwagę na Haidee, oblizując krwiste usta. - Twoje jest. A za niego możesz zapłacić w inny sposób – pogłaskał się po męskości. – Rozumiesz co mam na myśli prawda? Amun zesztywniał, a gniew ogarnął jego ciało. Poproś plecak o to, co potrzebujemy powiedział głosem wypranym z wszelkich emocji.
Ściągnęła plecak z ramienia i powiedziała do niego cicho. - Potrzebuję dwa… - zadławiła się - dwa ludzkie serca. Sięgnęła do środka, rozpaczliwie zastanawiając się co też poczną, jeśli nic tam nie znajdzie. Prawie krzyknęła, kiedy jej dłoń trafiła na coś ciepłego, owiniętego w płótno. - Nie będzie płacenia w tamten sposób – powiedziała rzucając mężczyźnie zawiniątko. Człowieczek chwycił chciwe zawiniątko, i zerwawszy szybko materiał wyciągnął serca na wierzch. Chwycił po kolei każde w dłonie i ugryzł po kawałku z nich. Haidee przełknęła szybko ślinę starając się powstrzymać narastającą falę nudności. Mężczyzna pokiwał głową z satysfakcją. - Możecie przejść dalej – powiedział odsłaniając umazane krwią zęby. Haidee wzdrygnęła się widząc fragmenty jedzenia poutykane pomiędzy nimi. - Bawcie się dobrze – krzyknął jeszcze za nimi. – Mam przeczucie że wkrótce znowu się spotkamy i będę miał sposobność dobrze zapoznać się z twoim ciałem – powiedział do Haidee. Początkowo mogła się tylko na niego gapić. Kochał torturować kobiety i zwierzęta, widziała to w jego oczach. Nie mogła wydusić z siebie głosu, wiedziała tylko, że chciała zabić tego mężczyznę. Tak strasznie chciała go zabić. A dlaczego nie? Pomyślała, a jej skóra natychmiast skropiła się lodem. Miała na sobie mnóstwo ostrzy, wystarczyłoby jedno szybkie pchnięcie i po kłopocie. Nie możesz go zabić powiedział do niej Amun. Spojrzała na niego zdziwiona, skąd wiedział co planowała? Czy był w stanie jednak odczytać jej myśli? Albo jego demon był w stanie pomyślała szybko. Coś mignęło wewnątrz jej umysłu. Sekrety zrozumiała natychmiast, to one powiedziały jej z kim mają do czynienia, zdradzając upodobania mężczyzny do okrucieństwa. Demon przekazał jej tak samo jak przekazywał Amunowi, to co przeczytał wewnątrz umysłu tłustego strażnika. To dlatego jej ciało natychmiast ochłodziło się a Amuna ogrzało. Dokładnie tak jak kiedy kochali się. Amun ciągle jeszcze pozostawał zadziwiająco ciepły. - Idźcie i stańcie tam dalej – tłusty człowieczek zagdakał, przerywając jej myśli. Gówno warknęła w myślach. - Dlaczego nie mogę go zabić? Chodź powiedział do niej Amun splatając ich palce razem i ciągnąc ją byle dalej od tamtego mężczyzny, nim rzeczywiście zdecyduje się go zaatakować. W rzeczywistości Amun sam szykował się do ataku, błyskawicznie wyciągając nóż i wbijając go w pulchne ciało mężczyzny. Rozległo się głuche bulgotanie, potem charczenie, aż w końcu mężczyzna przewrócił się. Skóra szybko zamieniła się w popiół, kości i pozostałe wnętrzności stopiły w czarną maź. Odpowiadając na twoje pytanie nie mogłaś go zabić, bo ten przywilej należał się mnie. Amun wyprostował się rozglądając uważnie dookoła. Haidee ciągle jeszcze gapiła się na niego zdumiona.
- Dlaczego właśnie tobie należał się ten przywilej? – zapytała. Bo on planował znaleźć ciebie później i zrobić ci straszliwe rzeczy. - Skąd o tym wiesz? – zapytała, chodź znała już odpowiedź na to pytanie. Demon -to on mu powiedział. Już ci mówiłem, potrafię przeczytać każdy umysł, poza twoim. - Pamiętam o tym – powiedziała. – I dziękuję. Dziękuję? Znaczy się że nie jesteś na mnie zła? Właśnie zabiłem z zimną krwią? - Zła? Za pomszczenie mnie? Nie – widocznie już zdążył zapomnieć, że sama chciała utopić ostrze w tamtym mężczyźnie. – Myślę że jesteś słodki, choć nie zmęczyłeś się ani trochę zajebaniem tego gnojka. Ja przynamniej kazałabym mu zjeść jego własne flaki. Ciepły chichot przepłynął przez jej umysł. Amun szybko uścisnął jej ramię. On naprawdę oczekiwał iż obrazi się na niego za to, że zabił tamtego człowieka zrozumiała. Jak tylko będzie ku temu okazja będzie musiała opowiedzieć Amunowi co nieco o swoim życiu, o latach włóczęgi, zemsty i głupich wyborach. Wszystko w imię ogólnego dobra społecznego. Jak gdyby świat mógł być lepszym miejscem bez Amuna. Pozostali na żwirowej ścieżce jeszcze przez kilka minut. Hadiee raz por raz wypatrywała zwierząt, które spotkali wcześniej. Spodziewała się że wyskoczą nagle na nią z zamiarem pożarcia, nim tylko zrobi krok, ale Amun stał obok nie pozwalając jej się bać. Nawet lepiej, on nigdy nie rugał jej za jej brak koncentracji, jak to zazwyczaj czynił Mika. Dla niego misja zawsze była na pierwszym miejscu, uczucia na drugim. Kiedy śledziłeś zło, lub samemu uciekałeś przed złem, nie musiałeś się martwić o psychiczne rozterki i fizyczne zmęczenie. Nie miałeś nawet czasu by zastanawiać się nad losem niewiniątek wokół ciebie. Im większą pewność siebie przejawiałeś, tym mniejsze było prawdopodobieństwo, że twoje życie znajdzie się w rękach kogoś innego Amun był inny.. - Chodźcie! – kobieta z sąsiedniego namiotu zawołała na nich. – Powiem wam, co was czeka. Zapłacicie mi krzykiem. Haidee odpowiedziała nim zdążyła się zastanowić nad sensem słów. - Ja nie krzyczę. - Będziesz, och będziesz – sękaty palec pogroził jej. – Najlepiej nie idź dalej nienawistna dziewczyno. Śmierć, śmierć tam czeka na ciebie. I ból, tak wiele bólu. Wkrótce mi zapłacisz. Przepowiednia była prawie odzwierciedleniem tego co już do tej pory Haidee przeżyła w piekle. Umysł podpowiadał jej , że powinna rzucić się ku starej kobiecie i potrząsnąć nią porządnie, by zażądać odpowiedzi na prawdziwe pytania. Potrząsnęłaby porządnie starą suką pomyślała ruszając naprzód. - Och, zapłacę ci – warknęła. Jak przez mgłę poczuła dłoń Amuna na swoim ciele i to że przyciągnął ją do siebie. Nie dbała o to, i nie obchodziło jej. Próbowała wyrwać się z jego uścisku, ale Amun jeszcze mocniej przyciągnął ją do siebie. - Muszę iść do niej. Muszę… Nie słuchaj jej. Pamiętaj co powiedział na anioł. Nie ufaj nikomu. Wiele wysiłku kosztowało ją, by zwalczyć w sobie chęć i nie pójść do starej
kobiety. - Dziękuję, ci – powiedziała do Amuna. Nie ma żadnej potrzeby byś mi dziękowała Haidee powiedział. Idźmy dalej. Prowadził ją ścieżką, omijając skrzętnie wszystkie namioty i trzymając ją mocno za rękę. Podobnie jak Amun, Hadiee latami ścigała innych, dlatego wiedziała, czemu Amun tak mocno ją trzyma. Starał się ją ochronić przed innymi, nie dopuścić by ktoś mu ją odebrał, zablokować każdego potencjalnego przeciwnika. - Jaki jest plan? – spytała Podczas gdy ty gawędziłaś z tamtą staruchą dostałem wskazówki od naszegoniewidzialnego pomocnika, jak szczęśliwe opuścić to miejsce. - I? – spytała Musimy znaleźć Jeźdźców. - Jeźdźców? Nie rozumiem. Musimy znaleźć Jeźdźców powtórzył. Apokalipsy. - Och Boże drogi, żarty sobie prawda? – miała nadzieję, że naprawdę żartuje sobie z niej. Chciałbym, pomijając śmierć i kilka innych nieprzyjemnych rzeczy, które na nas tutajczekają, oni są naszą jedyną szansą. Przełknęła głośno ślinę. - Co masz na myśli mówiąc inne nieprzyjemne rzeczy? To oni nie są w stanie zapewnić nam bezpieczeństwa? Ku jej zaskoczeniu Amun zachichotał miękko. Nie mam najmniejszego pojęcia co mogą nam zrobić, zwój nic o tym nie wspominał. Alewiem że Jeźdźcy mają coś wspólnego z Williamem i… - Williamem? Nie spotkałaś go jeszcze. To nieśmiertelny, ktoś w rodzaju boga, ale stoi po naszej stronie. Naszej, powiedział to jak gdyby byli partnerami a nie wrogami. Jak gdyby ufał jej zupełnie. Jak gdyby nie patrzył już na nią jak na Łowcę, tylko na przyjaciela, ale jak na kobietę godną go. Wewnątrz niej rozlało się przyjemne ciepło. - Więc ci Jeźdźcy , oni w jakiś sposób są powiązani z tym Williamem, który jest po naszej stronie – powtórzyła. – Czyli pozostali Jeźdźcy powinni być również po naszej stronie? Miejmy taką nadzieję. Z jakiejś przyczyny jego słowa nie uspokoiły jej. Wrzask rozległ się po lewej stronie i zatrzymała się, by spojrzeć w tamtym kierunku. Spokojnie cicho szepnął Amun. Ktoś po prostu gra w ich grę-płaci krzykiem, to wszystko. Wszystko? Istoty stąd grały w kości, tak jak na powierzchni grywano w lotki, a nagrodami były ćwiartowane zwierzęta, których głowy walały się wszędzie dookoła. I chociaż ich ciała były już pozbawione czucia, usta ciągle jeszcze krzyczały i jęczały z bólu. Chłopczyk, który właśnie grał jedną z głów podskoczył radośnie do góry, jego kopytka zastukały o siebie, krzesząc piasek i wzbudzając tumany kurzu. Przegrany wręczył mu pięknego złotego ptak, rozpaczliwie próbującego uciec z pętającego go sznurka. Ptak szarpał się rozsypując czarodziejski pył. Uroda ptaka zaskakiwała i kłóciła
cię z brzydotą wszystkiego tu na dole. Chłopczyk łagodnie trzymał ptaka w obu dłoniach, szepcząc do niego czułe słówka. Złote skrzydła stopniowo zwolniły, trzepotanie ustało. Oczywiście chłopiec prawie natychmiast rzucił się na stworzenie i odgryzł mu głowę. Hiadee zacisnęła usta, by powstrzymać się przed krzykiem, szybko też odwróciła wzrok od graczy, którzy teraz z uwagą przyglądali się jej i Amunowi. Obcy szybko ruszyli w ich kierunku. Psiakrew. Nie powinna była zatrzymywać się by poobserwować jak grają. - Amun – szepnęła zażarcie. Widzę ich. Puścił ją dając jej tym samym również możliwość do walki, gdyby zaszła taka konieczność. Jeśli powiem ci byś biegła, pobiegniesz, ukryjesz się i nie wrócisz tu,rozumiesz? Oczywiście. Tylko, że ona planowała pomóc mu i pozostać na miejscu tak długo jak tylko się da. Pominęła więc milczeniem jego ostatnią uwagę, wyciągając ostrza z kieszeni spodni. Mężczyźni już prawie ich dogonili… byli wielcy… więksi nawet niż Amun, z przeźroczystą skórą, luźno przykrywającą ich kościste ciała i puste oczodoły. Kiedy zbliżyli się do nich na odległość kilkunastu metrów, Amun zesztywniał momentalnie i to wcale nie z gotowości do walki. - Możesz przeczytać ich umysły? – zapytała. Tak. Nie powiedział nic więcej, nie musiał, chwilę później wszystko było jasne. Zamiary mężczyzn były podłe i z całą pewnością tyczyły się niej. Haidee czuła to przez skórę. - Sześciu przeciwko dwóm. Zobaczymy czy możemy wyrównać nasze szanse – warknęła wyrzucając ostrza przed siebie. Pierwsze wbiło się w szyję jednego z napastników i zwaliło go na ziemię, drugie trafiło kolejnego w oczodół. Tten również z głośnym wrzaskiem przewrócił się. Kolejni czterej z wściekłym rykiem, nie zaprzątając sobie nawet głowy poległymi rzuciło się na Amuna i Haidee. Biegnij krzyknął do niej Amun. Nie zrobiła tego. Haidee teraz! Dobra powinna mu odpowiedzieć. - Nie zgadzam się, byś sam z nimi walczył. Jestem tu, więc ci pomogę. Warknął. Mężczyźni dopadli do nich, otaczając ich ścianą mięśni i niewypowiedzianej groźby. Nie byłoby pewnie tak źle, gdyby nie dwójka, którą powaliła wcześniej. Stwory powstały z ziemi i razem z pozostałą czwórką otoczyli Amuna i Haidee Szybko wyszarpnęła kolejne ostrze z nogawki spodni. Mężczyźni byli dużo bardziej wściekli niż jej się wydawało. Och gówno nagle do niej dotarło, ich nie dało się zabić. Strach prześlizgnął się po niej dusząc ją. - Chcemy dziewczynę – jeden z nich powiedział, a cała czwórka przesunęła chciwie wzrokiem po ciele Haidee lustrując jej piersi i zagłębienie pomiędzy nogami. - Cóż, mówiąc krótko nie możesz mnie mieć! – wrzasnęła. Prędzej by umarła. Znowu.
- Nie mówię do ciebie suko – mężczyzna warknął. Nie patrzył na nią tylko na Amuna. – Daj ją nam i możesz odejść dokąd chcesz – żywy. Zapłaci za znieważenie ciebie, przysięgam, Amun zwrócił się do Haidee. Najpierw jednakbądź mi posłuszna i zapytaj ich czy widzieli Jeźdźców. Była posłuszna, a kiedy jej słowa padły pomiędzy nimi, zaległa cisza i strach rozlał się w powietrzu, mrożąc im krew. Skóra obcych zrobiła szara. Czy Jeźdźcy faktycznie byli tak zdeprawowani, że nawet takie psychole się ich bały? Czy aż tak bardzo budzili grozę? - Zapomnij o tych których imienia się nie wymawia i powiedz nam co chcesz za nią – powiedział inny. Ci których imienia się nie wymawia? Mięsień zadrgał na twarzy Amuna. - Czy nie możesz mówić demonie? – warknął jeden z obcych. – Chcemy kobiety, teraz. Tak, bezbłędnie rozpoznali kim Amun był i wcale nie przestraszyli się go, w przeciwieństwie do Jeźdźców. W takim bądź razie dlaczego jeszcze nie zaatakowali Amuna? - Możesz dostać ją z powrotem, kiedy z nią skończymy – powiedział inny. Zaśmiali się gardłowo. - Chyba, że będzie w kawałkach, wtedy i tak zatrzymamy to co najlepsze, zawsze jednak możesz dostać to co z niej zostanie – zarechotał inny/ Biegnij Haidee wrzasnął Amun w umyśle. I tym razem zrób to. Nie czekał, by zobaczyć jak ona to robi. Szybko ruszył przed siebie, rzucając się na obcych. Jego ruchy były tak płynne, że był ledwie plamą na tle obcych. Jego ostrza błyszczały i opadały lub wnosiły się. Obcy skoncentrowali się na Amunie, śmiejąc się tym samym dziwnych śmiechem co wcześniej, otaczając go, kopiąc i raniąc. Haidee nawet gdyby chciała nie mogłaby rozróżnić które części ciała należały do Amuna, które do obcych. Poruszali się zbyt szybko. Krew czerwona i czarna pryskała na wszystkie strony. Chrząkania i parskania docierały do jej uszu. Wtedy Amun wylądował tuż przy jej stopach z twarzą pociętą na drobne wstążeczki. Chwilę później obcy znaleźli się tuż nad nim, ich mroczne spojrzenie zmusiło ją do cofnięcia się. Patrzyła na rannego Amuna i z każdą chwilą gęstniała w niej wściekłość tak wielka, niczym gigantyczna bryła lodu. Nikt nie miał prawa ranić jej mężczyznę. Nikt! Oddychała szybko, a z każdym kolejnym wydechem mroźna mgła wydostawała się z jej ciała. Spojrzeli na nią zaskoczeni, na jej iskrzącą się skórę, pokrytą lodem i kryształki lodu w jej włosach. Już dawno nie reagowała tak silnie, już nawet zapomniała, że jej ciało było do tego zdolne. Wypełniała ją tylko nienawiść. Tyle nienawiści. Nienawidziła tych ludzi, ani tego co planowali dla niej i dla niego. Nie mogła pozwolić, by żyli. Amun jakimś cudem, dał radę poderwać się na nogi, broń została wydarta z jego dłoni, więc walczył teraz okładając ich pięściami, z całą mocą jaką posiadał. Ale za każdym razem, kiedy on walił w jednego chcąc złamać mu kręgosłup, ten uskakiwał niczym cień, atakując Amuna z jeszcze większym rozmachem. Wtedy też jeden z nich zrozumiał, że Haidee została bez ochrony.
Uśmiechnął się do niej okrutnie. Zrobiło się jej niedobrze. - No chodź – wycedziła spokojnie, sama zadziwiona stanowczością własnego głosu. Puste oczodoły błysnęły czerwienią, w wąskich wargach błysnął długi rozwidlony język. Obcy chociaż zaskoczony jej nagłą zmianą zachowania i tak ruszył w jej stronę. Pchnął ją na ziemię, sam rzucając się na nią i próbując zedrzeć z niej dżinsy. Haidee pozwoliła mu się dotykać, sama zarzucając mu dłonie na ramiona i przyciągając go do siebie. Jego język wpychał się jej do ust, próbując ją ugryźć. Nie musiał się trudzić, sama chętnie tworzyła usta, serwując mu swój lodowy oddech, przepełniony nienawiścią oddech. Wrzasnął przerażony a może zaskoczony? Albo nawet z bólu? Chciała, by poczuł ból. I wtedy uspokoił się, niezdolny, by się poruszyć, dosłownie zamrożony, ale nawet wtedy nie było jej dość. Nie cierpiał wystarczająco. Zepchnęła go z siebie stając na nogi, jak przez mgłę dostrzegała nienaturalną bladość jego skóry i całkowite zesztywnienie ciała. Potrzebowała więcej. Więcej lodu, więcej nienawiści, więcej śmierci. Te stwory zasłużyły na śmierć. Jej umysł zablokował się skupiając tylko na jednej myśli: zasłużyli, zasłużyli, zasłużyli. Natychmiast rzuciła się w wir splątanych ze sobą ciał, chwytając kolejno każdego z nich i zacisnąwszy palce na ich bladych ciałach zamrażała ich na miejscu Więcej! Zasłużyli! To co się stało z tą trójką sprawiło, że reszta przyjaciół cofnęła się z przerażeniem, nie próbując nawet podejść do niej i Amuna. - Co … co zrobiłaś? - Kim ty jesteś? - Nie podchodź do żadnego z nas. Amun wstał na nogi, odsuwając się od niej nieznacznie. Jego mina była niewyraźna. Więcej! Zasłużyli! Ruszyła ku mężczyznom ale ci czmychnęli przestraszeni potykając się o własne stopy. Więcej. Zasłużyli. Haidee - Chodź – powiedziała. – Skosztuj mnie. Haidee. Głos Amuna roztopił w niej odrobinę lodu, ale nie nienawiść. Nienawidziła tych ludzi i wiedziała, że muszą umrzeć z jej rąk. Wyciągnęła rękę, tylko jedno dotknięcie, jedno pojedyncze dotknięcie i miałby to, na czym jej zależało. Zniszczenie, wszystkich. Jeszcze tylko ten jeden, a wtedy będzie mogła zniszczyć każdego kto stanie na jej drodze. Istoty uciekały przed nią, rozpierzchając się na wszystkie strony, byle tylko dalej od niej. Jeden z nich nie był jednak wystarczająco szybki, z łatwością poradziła sobie, by złapać go za kostkę. Uśmiechnęła się okrutnie. Skamieniał na jej oczach. Więcej. Zasłużyli. Zniszczenie napędzało ją do działania. Haidee ukochana poparz na mnie, proszę.
Lód znowu odrobinę stopniał i tym razem słowa Amuna sięgnęły nawet pokładów jej nienawiści, tłumiąc najzimniejsze myśli. Powoli obróciła się by stanąć naprzeciwko niego. - Czego chcesz? – mroźna wściekłość w jej własnym głosie zaskoczyła ją. Nienawiść nie powinna być skierowana przeciwko Amunowi. Ostatni stwór już uciekł kochana, możesz teraz do mnie wrócić powiedział. Wrócić do niego? Co miał na myśli? Przecież tu była, przed nim? Marszcząc brwi ruszyła ku niemu. Chciała nim potrząsnąć, uprzytomnić mu kim jest i gdzie jest. Ale on podobnie jak obcy cofał się przed nią. Ukochana, twoje oczy są zupełnie białe i nawet kiedy stoisz kilka metrów ode mniesprawiasz mi ból. Wróć do mnie, prawdziwa Ty. Potrzebuję ciebie. Coraz więcej lodu topniało w niej i nienawiści. Coraz dziwniejsze myśli rodziły się w jej głowie: raniła go? Nie chciała go ranić. Nigdy. Chciała go kochać. Kolana prawie się pod nią ugięły. Miłość? Czy naprawdę go kochała? Jak tylko pytanie odbiło się echem w jej głowie, runęła na ziemię porażona tym co jeszcze chwilę temu chciała mu zrobić. Nim jednak uderzyła o twarde podłoże Amun zdążył ją pochwycić i przytulić do piersi. Jesteś moja ukochana. Wiedziałem, że do mnie wrócisz Amun trzymał ją mocno i o dziwo wcale nie wyglądał jakby miał zmarznąć. Być może to ciepło jego ciała topiło w niej resztki lodu. - Przepraszam – powiedziała trzęsącym się głosem. – Ja wcale nie chciałam… Nie przepraszaj. Ocaliłaś nas oboje a teraz chodźmy dalej. Musimy się stąd wydostać nimreszta otrząśnie się z szoku i zapragnie na nas zemścić. - Szukacie Jeźdźców, prawda? Nie zaprzeczajcie, słyszałam – cienki głos odezwał się tuż za nimi. – Chodźcie, chodźcie. Ja poważę wam. Amun obrócił się z Haidee w ramionach i wtedy zobaczyli małą drobną kobietę, pół byka, pół człowieka. Drobnymi dłońmi pomachała do nich. - To będzie zabawne, powiedziała chichocząc – chodźcie a pokażę wam. – Ruszyła przed siebie, nie czekając na ich odpowiedź i nie patrząc nawet, czy za nią podążą. Musimy pójść za nią. Nie mamy innej możliwości. - Owszem mamy, możemy nie iść za nią - z ich szczęściem kobieta poprowadzi ich do gniazda żmij, piranii i olbrzymów skłonnych ich porozrywać na strzępy. Och nie, przecież już to przeżyli, zatem to co mogło ich teraz czekać, będzie jeszcze gorsze. Mój demon uciekł, w chwili kiedy przestałaś być sobą. W chwili kiedy… zimno wypełniłocię doszczętnie. Mój demon ciągle jeszcze milczy, dlatego nie mogę w żaden sposóbwyciągnąć z niego gdzie mogą być Jeźdźcy. Ta mała kobieta, to nasza jedyna możliwość.Tylko postaraj się mnie w żaden sposób nie uszkodzić, okej? Powiedział lekko kpiącym głosem. Czyżby Amun żartował sobie z niej? Nie, chyba nie, pomyślała. Nigdy wcześniej nie słyszała, by sobie żartował. I naprawdę niewielu mężczyzn z takim spokojem zniosłoby fakt, że ich kobieta okazała się być o nich silniejsza. - Y… nie nic ci nie zrobię. Dzięki kąciki jego ust podjechały do góry w ewidentnym uśmiechu. Przyśpieszył
kroku, podążając szybciej za dziewczyną bykiem. Ten jego uśmiech ogłuszył ją zupełnie. Był jeszcze piękniejszy kiedy się uśmiechał. Miłość pomyślała znowu. Ale przecież nie mogła go kochać. Po prostu nie mogła. Zawsze bardzo dbała o swoje serce i chroniła je przed zranieniem. Pożądała go owszem, troszczyła się o niego, chciała by był szczęśliwy, ale to wcale nie oznaczało, że go kochała. Miłość osłabiała, czyniła ciebie bezbronnym. Zwłaszcza miłość która była nieodwzajemniona. - Tutaj, tutaj – powiedziało stworzenie. Kobieta zatrzymała się przy największym z namiotów. – Oni są tutaj, oj będzie zabawnie. Właśnie teraz Haidee przypomniały się słowa starej kobiety: czeka cię tutaj ból, śmierć i krzyk. Wkrótce. Rozdział XXII PALILI CYGARA i grali w pokera. Amun nigdy przedtem nie widział czterech Jeźdźców Apokalipsy, ale pomimo tłumu demonów unoszących się dookoła nich od razu ich rozpoznał. Siedzieli dookoła stołu z drutu kolczastego, opary tytoniu otaczały ich. Trzej mężczyźni, jedna kobieta i wszyscy czterej byli istotami fizycznie doskonałymi. Nawet bardziej niż Zacharel, albo William. Przyglądał się im, zastanawiając się kim są: przyjaciółmi, czy wrogami? Kobieta miała lniane włosy, które falowały wokół jej tali, a opalizujące kosmyki iskrzyły się w jej włosach jej oczy natomiast były barwy najgłębszej purpury. Mężczyźni byli mieszaniną barw: jeden czarnowłosy, następny koloru piaskowego, jeszcze inny kompletnie łysy, skóra na jego głowie była opalona na jarzące złoto. Nosili ubrania bardzo podobne do Amuna: czarne koszulki i czarne spodnie. Byli odprężeni, śmiejąc się uwodzicielsko podczas odkrywania kart, a potem naigrywali się bezlitośnie z tych, którym się nie powiodło. Ten śmiech zabarwiał ich aurę na różne kolory. Amun nigdy przedtem nie widział czyjejkolwiek aury, ale oni byli niezaprzeczalni. Cienie owijały ich jak druga skóra, kobietę białym, jednego z mężczyzn czerwonym, następnego czarnym a innego blado zielonym. Brygada Tęczy pomyślał wojownik. Haidee przystanęła u jego boku, również spoglądając na Jeźdźców. Łapała powietrze z trudem. Szczęka Amuna zacisnęła się, mnie tylko mnie chciej zazgrzytał bezgłośnie. Sekrety natychmiast obudziły się w jego głowie, wychylając ze swojej kryjówki, zupełnie jakby już zimno go nie przerażało. Wcześniej, gdy Amun toczył walkę z sześcioma mężczyznami, którzy chcieli “pożyczyć” Haidee, a ona zamieniła się w chodzący lód Sekrety ukryły się głęboko wewnątrz niego. Włosy Haidee przemieniły się w sople lodu, skóra wyglądała jak kryształ a jej oczy... jej oczy straciły cały swój kolor. Zniewalało go jej piękno, była niczym królowa burzy zimowej a on był pełen respektu dla jej siły. Jego demon natomiast był przerażony, wycofał się więc tak głęboko w jego umysł jak tylko było to możliwe. Inne demony również czuły jej przyciąganie, nawet jeśli nie dotykała Amuna. Walczyli kuląc się przed nią i wrzeszcząc. Tak jak robili to przedtem, ale nigdy tak szybko czy z tak wielkim zdeterminowaniem, by być jak najdalej od niej.
Właściwie nie wiedział co ma z tym zrobić, ani co o tym myśleć. Cokolwiek nie pozwalało Haidee umrzeć ostatecznie, cokolwiek powoływało ją z powrotem do życia, musiało być odpowiedzialne za jej zmianę. Żaden zwykły człowiek nie mógł tego dokonać. To co jej zrobiono, cokolwiek to było, Amun ciągle jeszcze tego nie wiedział, a nie był pewien czy Sekrety miały wystarczające jaja by spróbować i dowiedzieć się. By to zrobić musieliby znowu połączyć się z jej umysłem. Jednak musiał poznać prawdę. Może gdyby znał odpowiedź, mógłby znaleźć sposób by ocalić ją od tortur bycia wskrzeszaną. Oczywiście to by oznaczało, że pewnego dnia umarłaby ostatecznie. Oczywiście nie był w stanie myśleć o tym, bez bólu. Ona była jego. I chciał ją mieć - całą. Jednak dopiero teraz uświadomił sobie, że zimno które odczuwał, kiedy byli razem, kiedy sprawiali sobie przyjemność mogło go zranić. Nie oznaczało to jednak, że miał zamiar pozwolić by coś tak niewielkiego jak zamrożenie na śmierć mogło powstrzymać go przed byciem z nią. Sam już przegrał wojnę ze swoim postanowieniem, że będzie trzymał się z dala od niej. Przynajmniej, podczas ich pobytu tu na dole. Na górze, mogliby rozdzielić się, świadomość tego, tylko zwiększała pragnienie by ją mieć. Wieczorem. Tak wieczorem wytrze z jej umysłu, dawnego chłopaka, i sprawi by już na zawsze zapamiętała tylko jego. Przynajmniej Sekrety nie piszczały, chociaż inne demony krzyczały, kiedy przystanęła u jego boku. To był początek. Sekrety były zbytnio skupione na Jeźdźcach i ich umysłach albo raczej, tego, co składało się na ich myśli i cieszyły się tą łamigłówką. Wewnątrz Białej głowy był dziwny brzęczący hałas, wrzask w środku Czerwonego, jęki wewnątrz Czarnego, i zupełna cisza wewnątrz Zielonego. - To ta, która zamroziła kongo - Czerwony powiedział tak po prostu. Cygaro zwisało z jego ust. Tłum w końcu zauważył Amuna i Haidee. Niektórzy warczeli i pokazywali zęby, inni oblizywali usta z radości, ale wszyscy wyszli z namiotu jakby ich stopy były w płomieniach. Tylko Jeźdźcy pozostali. Kongo - mężczyźni o wzroście powyżej siedmiu stop zatłukliby Amuna na śmierć, byle tylko móc zgwałcić i poćwiartować Haidee. Mężczyźni byli jednak wielcy jak małpy, z umysłem wielkości zapałki, więc nazwa pasowała jak ulał. - Myślę że zadałem ci pytanie wojowniku? - Czerwony podrzucił karty nad blatem stołu i odwrócił się, niebieskie oczy, najokrutniejsze jakie tylko istniały spojrzały na Amuna. Wrzaski wewnątrz głowy Amuna rozbrzmiały jeszcze głośniej. Sekrety ukryły się w norze przed nimi, ciągle jednak przeszukując myśli i zamiary Jeźdźców. - Czy ja usłyszę twoją odpowiedz? - Tak – powiedziała Haidee, odpowiadając za Amuna. W jej głosie była pewność siebie i żadnego strachu. Ale Amun wiedział lepiej, mógł poczuć emocje wylewające się z niej. Jego odważna dziewczynka była przerażona ale też zdeterminowana. - Ja to zrobiłam. Ja ich zamroziłam. Jeśli Jeźdźcy pomyślą o ukaraniu jej... Amun zacisnął swoje palce dookoła ostrza, kongo nie poradzili sobie, by mu ją ukraść, chociaż bardzo tego chcieli, im też na to nie
pozwoli. - Bardzo dobrze – powiedział Czarny, machając im z uśmiechem, co uspokoiło trochę mroczny nastrój Amuna. - Siadajcie, siadajcie. Oczekiwaliśmy was. Czyżby, na pewno? Amun musiał lepiej poznać ich umysły, jego Sekrety miałyby łatwiej w przebrnięciu poprzez panujący w głowach Jeźdźców, gdyby Haidee tu nie było. Problem jednak polegał na tym, że musieli być razem. Musiał być z nią, nie tylko po to, by chronić, choć tak na prawdę ona nie potrzebowała opieki i cholera ciągle był pod wrażeniem jej umiejętności, ale tak naprawdę ponieważ demony wewnątrz niego mogłyby skorzystać z jej nieobecności by dopaść go. Straciłby skupienie, powracając do stanu bezmyślności, horroru i bólu. Stań za mną i przyciśnij plecy do klapy namiotu, powiedział do niej ruszając do przodu. Delikatnie pchnął ją w tamtym kierunku. Masz broń? - Tak- odszepnęła. Nie spytała go o nic, choć wiedział że chciała. Ponownie zapragnął by połączenie myślowe działało w dwie strony, żeby mogła pchnąć głos wprost do jego głowy. Dlaczego do diabła nie mogła tego zrobić? Właściwie nie miałby nic przeciwko gdyby słyszał każdą jej myśl, i znać każde pragnienie którego doświadczała. Jej bezpieczeństwo było na pierwszym miejscu. Swobodnie zajął jedyne puste miejsce przy stole, Jeźdźcy przyglądali się mu z każdego kąta. Sam studiował ich twarze teraz bardziej uważnie, ich skóra była bez skazy, spojrzenie oczu czyste i rozbawienie malujące się na ich twarzach. Rozbawienie? Dlaczego? Amun znał odpowiedź w momencie, w którym Haidee zrobiła to co jej rozkazał i zwiększyła odległość pomiędzy nimi, ponieważ Sekrety natychmiast odsapnęły z ulgą i skupiły sie na trzech mężczyznach i kobiecie, w końcu przekopując się przez wrzaski, jęki i ciszę. - Tak tu cholernie nudno... - Większość zabawy już minęło... - Jaka szkoda że musimy go zabić... - Dziewczyna mogłaby być użyteczna, chociaż... Pozostałe demony rechotały wewnątrz głowy Amuna, niczym tysiące wiatrów w czasie burzy. Nie byli jednak aż tak głośni, żeby przytłoczyć myśli Amuna, i nie byli tak silni, czuł jedynie ich mroczne pragnienia. Och tak, mógł poczuć wszystkie te rzeczy, które chcieli mu zrobić. Skosztuj krew Jeźdźców, krzyczały. Za długo były pod kluczem, były zdesperowane i zdezorientowane. One także wyczuwały, że Haide była blisko, czuły zimno jej skóry, niczym niewidzialną pętlę, czekającą tylko, by ich pochwycić. Tak więc zachowywały się odpowiednio. Mógł sobie poradzić. - Chcesz bezpiecznie przejść przez to królestwo – powiedział Czerwony stwierdzając fakt. - Jak każdy inny musisz kupić sobie przejście – powiedziała Biała, jej głos był melodyjny i delikatny jak płatki śniegu. Czarny uśmiechnął się do niego, pokazując ostre zęby. - Mam nadzieję że jesteś na to gotowy?
Zielony, skinął tylko głową, nigdy nie mówiąc ani słowa. Tylko obserwował ich tajemniczym spojrzeniem. Przez chwilę Amun poczuł z nim siłę pokrewieństwa. Skinął do każdego z nich. - Zagramy o dwie ręce. – powiedział Czerwony. - Nie więcej, i nie mniej. Jeśli przegrasz, dasz mi rękę. I nie mam tu na myśli oklasków. Rozumiesz? Pod ścianą namiotu Haidee zadławiła się. Wszystko będzie dobrze, kochanie, powiedział do niej wyginając brew w łuk do swoich przeciwników. Zapytaj ich jeśli to oni przegrają ze mną, co nam dadzą?. Była posłuszna, choć jej głos był napięty. Mimo wszystko był z niej dumny. Była przestraszona ale nieugięta, przyzwyczajona do trzymania się w ryzach, ale pozwalała mu na dowództwo. Czerwony wzruszył jednym z masywnych ramion, jego spojrzenie ani na moment nie opuszczało Amuna. - Jeśli przegram osobiście wyprowadzę cię z tego królestwa. Sekrety wypuściły niepokojące westchnienie. Przez stulecia, Amun nauczył się rozpoznawać reakcje swojego demona i wiedział, że Sekrety wyczuwały coś złego ale jeszcze nie domyślały się, co to może być. No teraz naprawdę po negocjują. Zapytaj co się stanie z tobą? powiedział do Haidee. Co się stanie z tobą gdy wygram, i cosię stanie z tobą gdy przegram? Jeszcze raz była posłuszna, i wszyscy czterej Jeźdźcy uśmiechnęli się. - Dlaczego kobieta mówi za ciebie? - zapytała Biała głosem jak płatki śniegu, ignorując pytanie. Była nachmurzona, wyraźnie niezdolna by sama pomyśleć nad logicznym powodem jego milczenia. - Odpowiedzcie nam na nasze pytania – nalegała Haidee, ignorując słowa Białej. Dobra dziewczynka. Czarny przegrał grę w ukrywaniu rozbawienia i roześmiał się głośno. - Zatrzymamy cię tu bez względu na wynik, oczywiście. Amun zerwał się na nogi i wbił swój sztylet w środek stołu, sprawiając że stół zatrząsł się. - Czy chcesz żebym to przetłumaczyła? - zapytała Haidee z fałszywą słodyczą. Wybuch Amuna wcale ich nie rozgniewał, za to reakcja Haidee wielce rozśmieszyła . Chichocząc Czerwony zamachał ku Amunowi, by wracał na siedzenie. - Dobra, dobra. Dziewczyna będzie dzielić twój los. Jeśli stracisz rękę, ona także straci rękę. Jeśli wygrasz, ona wygra i odejdzie z tobą. Zadowolony teraz? Prawie. Powiedz im, że jeśli przegram pierwszą grę, mogą wziąć obie moje ręce ależadnej z twoich. Oczywiście, Haidee nie była posłuszna. Moje odrosną kobieto. W końcu. Powiedz im. Ona jednak milczała. Nie mógł odwrócić się i spiorunować jej wzrokiem mogliby podejrzewać, że komunikuje się z nią telepatycznie. Nie wiedząc, co jeszcze mógłby zrobić, zamigał mając nadzieję, że chociaż jeden z Jeźdźców znał ten język. Ku jego zdziwieniu cała czwórka znała, wszyscy zgodnie skinęli głowami. - Bardzo dobrze – powiedział Czerwony. - Weźmiemy obie twoje ręce i ani jednej
jej. Ale wtedy nie będzie powodu do drugiego rozdania. Będziemy mieli to, czego chcemy. Obu twoich rąk. Dlaczego chcieli je mieć? Wybierz inną nagrodę na drugie rozdanie. Może... moje stopy. Haidee warknęła nisko, niczym drapieżnik gotowy do skoku. Wiedział, że mogła słyszeć jego myśli, kiedy migał, ale nie mógł nic zrobić, by ją pocieszyć. - Nie zgadzam się na takie warunki. Zignorowali ją. - Tak - skinął głową Czerwony. - Twoje stopy będą miłym dodatkiem do naszej kolekcji. Akceptujemy. Zagramy zatem dwie rundy. - Amun – błagała Haidee. Amun podniósł rękę żeby zamilkła, mógł poczuć wrogość pulsującą z niej. Później będzie kazała mu zapłacić za swoje zachowanie. Grunt, żeby jej nic się nie stało. Do Jeźdźców zaś zamigał. Jakie są reguły? Popatrzyli po sobie nawzajem, szczerze wprawieni w osłupienie jego pytaniem. - Reguły? – zapytała Biała mrugając. Ok. Najwidoczniej Brygada Tęczowa żyła według swoich własnych zasad. Sekrety potwierdziły podejrzenia. Nagle Amun wiedział, że nie było żadnego Czarnego i Białego z nimi, tylko cienie szarości, i nie czuł już żadnego wahania by kłamać, oszukać czy wykiwać ich, byle tylko dostać to czego chcieli. Ufanie im w jakikolwiek sposób zagwarantowałoby jego przegraną. Użyj plecaka bywyprodukować nową talię kart, powiedział do Haidee. Kilka sekund później, była u jego boku. Sekrety zapiszczały, inne demony zawyły z bólu i znowu cisza wypełniła jego głowę. Gniewnie plasnęła talię kart w jego rękę i tupiąc cofnęła się do tyłu. Kiedy tylko oddaliła się od niego, wszystkie demony wyszły ze swoich kryjówek. Sekrety jednak były trochę przybite, bojąc się, że Haidee może wrócić w każdej chwili. Obawa nie była bezpodstawna, zrozumiał. Sekrety były częścią jego. Amun liczył na bestię i potrzebował go w jego najlepszej formie. Czerwony pochylił się do przodu, studiując nową stertę, jego palce zafalowały. W ułamku sekundy, Sekrety wchłonęły tyle informacji ile tylko było możliwe. William stworzył te istoty. Nic więcej demon nie mógł powiedzieć. Wszystko, co wiedział to, to, że oni oczyściły trochę ciemności z wnętrza Williama, a teraz nienawidziły go I ubóstwiały jednocześnie. Jeźdźcy byli zbyt niebezpieczni by móc przebywać na ziemi, dlatego przywiązano ich do podziemia, ale więzy te zaczęły zanikać w dniu którym William ich opuścił. Z każdą chwilą więzy stawały się coraz cieńsze. Każdy dobry gest przybliżał ich to wolności. Ponieważ jednak dobro nie było wpisane w ich naturę, ciągle musieli głowić się jak być miłym. Pewnego dnia, jednak będą wolni od tego miejsca. Pewnego dnia, wrócą do swego stwórcy. Do tego czasu, będą cierpliwie czekać na swój czas, zabawiając się najlepiej jak tylko umieją. Planowali użyć Amuna jako swojej zabawki i dręczyć jeszcze przez długi, długi czas. Nie mieli w planach by oszukiwać. To była ich dobroć dla Amuna, w ten sposób żyli przez te wszystkie stulecia. Stulecia. Tutaj, nie było żadnej przeszłości ani
przyszłości. Tylko teraźniejszość, krwawiąca i mroczna. Wiedzieli że Amun przyjdzie. Tak samo jak wiedzieli, że przegra. - Akceptuję wszystkie warunki – powiedział Czerwony. - Umowa stoi. Amun również skinął głową, na znak, że się zgadza. Miał Sekrety, mógł wygrać. Przynajmniej miał taką nadzieję . Kąciki ust Czarnego drgnęły, jak gdyby powstrzymywał się przed uśmiechem. - On nie pytał czy się zgadzasz, demonie. Mówił ci, że masz rozdawać karty. Amun ponownie kiwnął głową. Napięty, przetasował talię i rozdał karty. Wojownik grywał już wcześniej. Każdy kto był przyjacielem Stridera grał. Porażka żywił się zwycięstwem, w przerwach pomiędzy zabijaniem Łowców wyzywał swoich przyjaciół na pojedynki. Amun nie mógł pozwolić sobie na przegraną, nawet jeśli jego przeciwnicy będą grali uczciwie, on będzie musiał wygrać. Sekrety. Potrzebuję cię. Co oni mają? Nawet kiedy pytał, patrzył na swoje ręce. W porządku. Nie tak źle. Para ósemek by coś wyrzucić. Jeśli była gdzieś następna ósemka na stole, dając mu trzy, mogłaby przynieść mu pierwsze zwycięstwo. Jak zwykle, Sekrety nic do niego nie powiedziały, ale Amun już wiedział, że Biały i Czarny byli jego jedyną konkurencją przy stole. Biała miała asa i króla, a Czarny miał szansę na kolor. On również wiedział, że karta którą chciał dla siebie czekała na samym dnie tali. Amun cieszył się z obrotu sprawy i wygrania, tak jak chciał. Jego ekscytacja jednakże trwała krótko. Czarny pobił go z wyżej postawionym kolorem. Tak szybko i tak łatwo. Cholera. Jego żołądek zacisnął sie z lękiem gdy oparł się o krzesło. Jeśli ktokolwiek potrzebował jego ręki, to był nim właśnie Amun. Nie będzie mógł walczyć z Jeźdźcami kiedy mu je obetną. Miał przecież następną rundę do zagrania. Szczerzący zęby Czarny wyciągnął ząbkowane ostrze ze swojego buta. Ostrze było już pokryte krwią. - No dawaj. Zobaczmy nagrodę. - Jak on może grać następną rundę bez swoich rąk? - krzyczała Haidee. - Nie możesz tego zrobić. Ty… - Sądzę, że będziesz musiała zagrać następną rundę za niego - wtrąciła Biała bez żadnej litości. Nie! Amun mrugnął. Jeśli ona będzie blisko niego podczas następnej rundy, jego demon nie będzie mógł oczytać myśli Jeźdźców i ich kart. Mógłby stracić swoją przewagę-nie żeby to mu pomogło do tej pory. Odzież Haidee zaszeleściła jakby przesuwała się ze swojego miejsca. Zgodziłem się na to, powiedział jej. Jest dobrze. Będzie ze mną wszystko ok. Znajdę wyjście by grać. Przynajmmniej miał nadzieję. Chcę żebyś została tam gdzie jesteś. To jest teraznajważniejsza rzecz. Dzięki bogom, szeleszczenie ustało. Umieścił swoje ramiona na blacie stołu. Gideon dwa razy w swoim życiu miał odcięte ręce. Jeśli Gideon mógł przeżyć, Amun też mógł. Ubolewał tylko nad faktem że nie będzie mógł dziś wieczorem dotykać Haidee tak jak sobie to wymarzył. Zanim jednak miał czas ruszyć się, zaprotestować, albo zmienić zdanie, Czarny uderzył.
Huk. Metal przekroił kość jego lewego nadgarstka nim uderzył w stół z drutu kolczastego. Krew trysnęła, i ostry rozdzierający ból eksplodował w ręce Amuna, szybko rozprzestrzeniając się na całe ciało. Wydawało mu się, że słyszy krzyk Haidee, a potem miękkie ręce gładziły jego plecy, i kobiecy szept łagodnie przemawiał do jego uszu. Warto, pomyślał zadyszany i spocony. Nie mógł pozwolić im zabrać jednej z jej cennych rąk. - Proszę, nie rań go ponownie - płakała. - Proszę, weź moją. Nie rób tego… Czarny ponownie uderzył, zabierając następną rękę. Haidee wypuściła kolejny udręczony krzyk. Zawrót głowy przepływał przez niego, tak jak kolejna partia bólu, ale nie pozwolił sobie nawet na chrząknięcie. Ścisnął wargi i zatrzymał wszystko w środku, patrząc jak Biała podniosła luźne ręce i studiowała je. - Ładne i silne - powiedziała z satysfakcją. - Myślę, że to jego stopy wolę bardziej - powiedział Czerwony. - Moglibyśmy przejść mile w jego butach. Każdy członek Brygady Tęczy zaśmiał się. Powiedz im... powiedz im, żeby zaczęli… następną rundę powiedział z trudem łapiąc powietrze. Nie śmiał spojrzeć w górę - na nią. Szlochała, mógł poczuć lodowatą kapkę łez na swoim policzku. Te łzy odbierały mu odwagę, rozwścieczały go, a teraz to naprawdę nie był najlepszy czas by walczyć z Jeźdźcami. Haidee ignorując jego żądania, umieściła swoje ręce nad jego tryskającymi nadgarstkami i lodowaty blask rozprzestrzenił się, zatrzymując purpurowy przepływ i powodując, że Sekrety natychmiast uciekły w głąb umysłu Amuna… chowając się. Inne demony krzyczały tak długo dopóki Haidee nie skończyła. - Stare karty są pokryte krwią – powiedziała chwilę później, sięgająco plecaka i wyciągając z niego nową talię. - Tu jest nowy zestaw. Haidee wzięła nową talię i przetasowała. Drżała. Amun nie mógł znaleźć w sobie siłę by ją odesłać, nieważne jak rozpaczliwie potrzebował pomocy swojego demona. Drugie rozdanie zaczęło się chwilę później, ale jego mózg był zamglony a reakcje zwolnione. Nie był pewien w jaki sposób ciągle jeszcze pozostał na swoim krześle, ale pozostał. Nie był pewien jakie karty Jeźdźcy posiadali, albo nawet jakie karty on posiadał. Jego widzenie rozlewało się, zamazując numery i obrazy. - Co chcesz żebym zrobiła? - zapytała Haidee, lęk powiał z jej słów. - Tak – powiedziała Biała. - Powiedz nam wszystkim. Wiesz jak grać? Zapytał, ignorując Amazonkę. Haidee dała mu drobne skinienie. Spojrzał na swoje karty, chcąc odegnać otumanienie. Jego determinacja opłaciła się, i w końcu zobaczył to, co chciał. Lepiej niż oczekiwał. Skoncentrował się na kupce kart, ponownie patrząc aż jego wzrok przejaśnił się. Potrzebował asa serce i miałby królewski poker. Coś innego, i nie miałby niczego. Co mieli jego przeciwnicy? Nic potencjalnego czego on by nie miał, musiał popracować nad swoją przewagą. Nikt się nie zakładał, ponieważ nie grali o żadną stawkę, tylko o rezultat końcowy. Czas by to zmienić. Powiedz im, że chcemy podnieść pulę. Na moment zawahała się, w końcu jednak zrobiła to, o co poprosił ją Amun I
natychmiast każdy z czterech pochylił się do przodu, zainteresowany nową ofertą. Amun naszkicował swoje żądania dla Haidee, dziewczyna przez długą chwilę patrzyła na niego, jej oczy były szeroko otwarte a twarz blada. Zrób to! Pospieszył ją. - Mam dla was propozycję - powiedziała. - Jeśli przegracie, każdy z was będzie winny mojemu przyjacielowi rok usług, kiedy w końcu stąd wyjdziecie – co było możliwe o ile Amun się dobrze orientował. - A jeśli on przegra, to da wam więcej niż swoje stopy. Odda wam mnie. To nie jest to co powiedziałem, do cholery! wrzasnął Amun. Powiedział jej, że ofiaruje im siebie całego. Powiedz im, co naprawdę powiedziałem. Teraz. Potrząsnęła głową, rozwścieczając go. Jeźdźcy studiowali kupkę kart, oceniając jakie karty Amun mógł mieć. Chcieli wiedzieć jak blisko był pokera królewskiego-albo sądzili, że już go miał, skoro ryzykował wszystko. - Jeśli się zgadzacie - ciągnęła dalej. - Będziecie zwolnieni z poprzedniej umowy. Haidee, do cholery. Powiedz im, że nie mogą ciebie mieć! Jeśli tego nie zrobisz, ja tozrobię. Zacznę mówić, i wiesz co się wtedy stanie. Nie mógł jej stracić, z jakiegokolwiek powodu. Ona jednak milczała. Otworzył swoje usta. - Nowe warunki zostają zaakceptowane – powiedział Czerwony zanim Amun mógł wydobyć z siebie słowo. Już nie było odwrotu, stawki zostały postawione. Amun chciał wymiotować. Biała i Czarny spasowali, eliminując pięćdziesiąt procent konkurencji i opuszczając Czerwonego i Zielonego. Jak miał nadzieję reszta kupki kart była rozdana, i Czerwony niemal zanucił z satysfakcji. Zielony rzucił karty na podłogę i splunął na nie. Nie dostał tego, czego chciał. - Co ty masz? - zażądała Haidee od Czerwonego. Przekręcił jedną kartę, potem następną. Ful, Amun zrozumiał, królowa ponad dziewiątkami. Haidee zassała powietrze. Amun wygrał. Szczerząc zęby, rzuciła karty w Czerwonego. - Przegrałeś. Wy dwaj jesteście winni Amunowi rok usług. Litościwi bogowie. Dostał królewski poker. Wszyscy czterej Jeźdźcy groźnie na niego patrząc powstali na nogi, ich aura pulsowała jasno. Czerwony i Zielony nawet skoczyli na niego. Ale wszystko-mężczyźni, kobieta, dym i namiot-zniknęło w błysku, zanim cokolwiek mogło być zrobione. Jaskinia znów otaczała Amuna i Haidee. Byli sami, zrozumiał zanim mgiełka wróciła. Był bombardowany przez ulgę, i ta ulga oczyściła całą adrenalinę którą tak ciężko starał się utrzymać w sobie. Upadł niezdolny dłużej utrzymać swoją wagę. Dyszał mocno, pocąc się obficie, ból coraz to nowszymi falami zalewał jego ciało. Jak? pytał. Był pewien, że może wygrać finałową rundę tylko dzięki oszustwu. Nie żeby mu zależało. Chciał wiedzieć w razie potrzeby gdyby Jeźdźcy wrócili i wyzwali go. Haidee podeszła do niego, plecak położyła na jego brzuchu. - Anioł powiedział, że plecak da nam wszystko żeby przetrwać, więc poprosiłam
o talię kart które by rozdałyby się w taki sposób, by umożliwić ci wygraną, nawet po tym jak je przetasowałam. I teraz poproszę dosłownie o ręce dla ciebie - jak tylko to powiedziała, wepchała jego pokaleczone kikuty do środka. Ruch ten poraził go nowym bólem i Amun zemdlał nim odkrył skutek jej działania. Tłumaczenie – jagaaga1, beta – chomikowe_pisanki Rozdział XXIII STRIDER USADOWIŁ SIĘ na grubej dębowej gałęzi, otoczony przez bujne liście i ciemność. Chmury były ciężkie i szare tego wieczoru, zasłaniając księżyc i gwiazdy. Zapach w powietrzu zaś zwiastował deszcz. Idealna atmosfera by walczyć. Oczywiście, powiedziałby to samo, nawet gdyby słońce jasno świeciło. Planowanie zasadzki było dużo bardziej zabawne niż wakacje z nieśmiertelnym napaleńcem o wątpliwej moralności, odurzonym narkotykami wojownikiem szukającym swojej straconej kobiety i małą Harpią która szargała jego nerwy bez umiaru. William szybko zdecydował, że nie weźmie udziału w żadnej bitwie. Powiedział że nie będzie ryzykować żadnych obrażeń, kiedy miał ważniejsze rzeczy do zrobienia, niż takie gówno jak to. Czyli od rodzinnego domu Gilly dzieliło go naprawdę niewiele. Parys skończył właśnie dymać przypadkową nieznajomą, więc jego siła wróciła, a ciało zostało wyleczone. Był więc gotów do użycia broni i zapolowania na Głupich-Dupków, czyli Łowców jak ich teraz nazywał Strider. A Kaia, cóż, ta usadowiła się na sąsiednim drzewie naprzeciwko Stridera, czekając aż Łowcy ich znajdą. Zostawili im subtelny ale jawny ślad, znaczy się rozłożyli na dole obóz, zupełnie jak gdyby planowali zostać tu i pieprzyć się. Poniżej nich stał namiot, ogień spokojnie skwierczał, kiełbaski smażyły się na przenośnym grillu, było też trawnikowe krzesło z gumowym manekinem wylegującym się na nim. Skąd Kaia wytrzasnęła coś takiego, nie miał pojęcia i nie miał zamiaru pytać. To głupie coś wyglądało jak on i wyraźnie było pokłute nożem. I to wielokrotnie, w pachwinę. Pomyślał że mogła użyć kukły do ćwiczeń, próbując nowych chwytów i ciosów przed walką. Lub też próbowała wyładować na niej swój gniew, zamiast na nim. Tylko, czy kiedykolwiek zrobił cokolwiek by ją wkurzyć? No, oprócz dokuczania i drażnienia się z nią. Ale to było całkiem niedawno, a ona musiała mieć tę kukłę od tygodni. Miała tak dużo cięć. Nagle jego gałąź podskoczyła a liście zaszeleściły. Ugryzł się we wnętrze policzka. Nie musiał patrzeć, by wiedzieć, co się właśnie stało. Kaia zdecydowała się dołączyć do niego. Ciągle pachniała jak cynamonowe bułeczki, i ciągle ciekła mu ślinka za każdym razem gdy była blisko niego. - Masz swoje własne drzewo kobieto - wskazał. - Powiedziałaś że zostaniesz na swoim, a ja zostanę na swoim. - Taa, no cóż kłamałam - usiadła obok niego, kompletnie odprężona. - To się zdarza. Przyzwyczaj się do tego. Poza tym, twoje jest ładniejsze.
Nie pozwolił sobie na luksus by na nią spojrzeć. Jej rysy i już tak znał na pamięć. W myślach, zobaczył lśniącą czerwień jej włosów, niczym płomienie. Zobaczył szarozłote oczy obramowane długimi rzęsami tego samego koloru co czerwień jej włosów. Zobaczył chochlikowaty nos i wargi syreny. Zdecydowanie rozpraszała go samą swoją osobą. Jak tylko ta myśl przeszła mu przez głowę, natychmiast postanowił sobie, że nie dopuści do tego, by go rozpraszała. Chciał by jego demon zrozumiał tę wiadomość. Od kiedy Kaia znalazła się razem z nim w samochodzie, Porażka była wyjątkowo naładowana. Chętna, nerwowo podekscytowana, oczekując na nowe wyzwania. Harpia była godnym przeciwnikiem, silnym, odważnym i nieustraszonym. Pobicie jej byłoby dreszczem rozkoszy, w przeciwieństwie do innych zwycięstw, których kiedykolwiek doświadczył. Nie ważne jak wiele bitew widział, chciał tego, pragnął ją pokonać. Dobra, trochę gniewu Stridera wyciekło kiedy rozstawiali obóz. Była taka kobieco niepohamowana, tak zatwardziało agresywna, i podziwiał w niej te zalety. Ale to nie znaczyło że ją lubił. Gorąco jej spojrzenia przywróciło go z powrotem do rzeczywistości. Przyglądała się mu intensywnie. - Dlaczego tu jesteś? - zapytał sprawdzając, czy karabin leży wystarczająco blisko jego ręki. - Dlaczego poprosiłaś Luciena żeby mnie odnalazł? I powiedz tym razem prawdę. Westchnęła, jej ciepły oddech przefrunął ponad jego ramieniem. - Może chcę być z Parysem. - Niee. Spróbuj ponownie. Spałaś już z Parysem, i wiesz że on nie może cię znowu mieć irytacja wkradła się w jego głos, i nie wiedział dlaczego przejmował się tym, że prześliczna harpia z otwartymi ramionami wzięła jego przyjaciela do swojego łóżka? Nie była jego, nie miał żadnego powodu by rościć sobie prawa do niej. - Może chcę żeby William był zazdrosny? - Proszę – powiedział Strider, a jego irytacja znowu wzrosła. - Lucien powiedział, że specjalnie poprosiłaś o mnie, i wcale nie musisz wywoływać zazdrości u Wiliama. On od dawna chce oddać się w twoje ręce, nawet gdybyś tylko chciała wyrzeźbić kretyńskie Chińskie symbole na jego klacie… Przerwała mu najeżona. Zaczęła kwękać. - No dobra. Przyznaję, chciałam być z tobą. Harpie były powszechnie znane ze swoich kłamstw, zresztą sama to przyznała, ale w tym wypadku podejrzewał, że w końcu mówiła prawdę. Nie dlatego że był gorący i większość kobiet napalała się na niego. No dobra, był gorący i większość kobiet chciała go. Ale teraz musiał być jakiś inny powód. - Dlaczego? - nalegał. - I nie mów mi do cholery że jesteś znudzona, poza tym chcę też wiedzieć dlaczego śledzisz moich Łowców. - Twoich Łowców? – parsknęła niczym doświadczony wojownik. – Nie byli twoi, kiedy Ty ich nie śledziłeś. - Kaia proszę. Znowu westchnęła, kolejna pieszczota jej oddechu sprawiła, że jego członek stanął w gotowości. - Spójrz tylko. Nie wiesz tego, ale byłam na chmurce z Bianką kiedy
przyprowadziłeś kobietę Łowczynię do waszej fortecy. Wiem, że pragniesz jej i nienawidzisz siebie samego za to. Zesztywniał. Jeśli był jakiś temat gwarantujący pogorszenie jego nastroju, to była nim Haidee. - Jak się o tym dowiedziałaś ? - Ba, gdy jestem na chmurce, mogę obserwować kogo chcę - chciała jednak obserwować tylko jego. - Dlaczego mnie? - zażądał odpowiedzi. Kolejna pauza. - Ja... lubię cię - przyznała w końcu napiętym głosem . Słowa sprawiły że zesztywniał dla niej - ponownie. Było tak dużo tęsknoty w jej tonie, chciał zasłonić swoje uszy. - Jak przyjaciela, prawda? Nie potrzebował Harpii która go miażdżyła. Zwłaszcza teraz. Harpie były bardziej zdeterminowane niż zgraja zaciekłych byków. - Nie - powiedziała, patrząc się na coś, co było pomiędzy nimi. - Nie jak przyjaciela uwaga Porażki przeniosła się z nadchodzącej bitwy do Harpii. Wygranie jej sercabyłoby… Nie, ręce Stridera zacisnęły się w pieści. Nie. Nie chciał wygrać jej serca. Jej ciało, tak. Jego kogut stwardniał jeszcze mocniej, nagle zdesperowany by poczuć jej gładkość i miękkość kobiecości. Potrząsnął głową, gdy zrozumiał bieg swoich myśli. Jej ciała także nie chciał wygrać. Delikatnie, musi być delikatny dla niej. Jeśli zrani jej uczucia odpychając ją, pewnie podrapie mu twarz pazurkami. A sytuacja była przecież bardzo prosta. - Kaia spałaś z Parysem, jednym z moich najlepszych przyjaciół. - Popełniłam błąd - powiedziała chrapliwie. - Czy ty nigdy nie popełniłeś błędu? Ciągle śmierdzisz tą striptizerką którą zerżnąłeś. Tą która miała na sobie brzoskwiniowoperfumowany olejek do ciała. Nagle zrozumiał jej nienawiść do brzoskwiń. Ona jest-była o niego zazdrosna. Ta myśl nie sprawiła mu przyjemności. - Dobra, niech będzie, najwyraźniej popełniłem błąd i dlatego nie obwiniam cię za twoją pomyłkę. Ale nie będę z tobą sypiał - Porażka zaskomlała . Boisz się jej, pamiętasz syknął do demona. – Niektórzy faceci są w stanie się dzielić. Ja nie potrafię. - Ja… ja nie mogłabym być z kimś innym, gdy będziemy razem - szepnęła, a ból rozlał się po jego klatce piersiowej. Gdyby nie wiedział lepiej, pomyślałby że w tej chwili była... bezbronna. Ale wiedział lepiej. Harpie były twarde jak stal. Nic ich nie onieśmielało, nic ich nie rozmiękczało. Kiedy czegoś bardzo chciały po prostu to brały. Prawdopodobnie na tym właśnie polegał problem, patrzyła na niego jak na wyzwanie, jak na zwierzątko, które należy wytresować. Bogowie znał wystarczająco wiele kobiet, które przez stulecia próbowały go oswoić. Kobiet, które znając jego pragnienie zwycięstwa, potrafiły tylko rzucać mu
wyzwania, próbując go w ten sposób zatrzymać przy sobie. Nie udało się im. - To nie ma znaczenia - powiedział, ciągle używając tego delikatnego tonu. - To nie zmieni przeszłości. - Chcesz dzielić się z Amunem – powiedziała dygocząc. – Chciałeś jego kobiety. Wziąłbyś ją gdyby zechciała cię z powrotem. - Ale nie zrobiłem tego i nie zrobię. Jak myślisz dlaczego opuściłem fortecę? - No cóż – fuknęła. - Tak dla informacji, nie prosiłam żebyś mnie dobił. Ja tylko chciałam pójść z tobą na randkę, by lepiej cię poznać. Tak więc mogła bez gry wstępnej wskoczyć do łóżka z Parysem, ale Strider żeby wygraćnajpierw musi zjeść z nią kolacje?I nawet nie warz się tego brać jako wyzwanie, warknął na swojego demona. Bestia odeszła spokojnie, poprzestając na wkurzającym brzęczeniu, czekając aż Strider jej odpowie, czekając na reakcję Kaii. - Cofnijmy się trochę - powiedział. Może, jeśli zrazi ją do siebie wystarczająco mocno, jej pożądanie do niego przeminie. - Wiedziałaś że chciałem dopaść Łowców. - Tak. -I? - I zrozumiałam że nie podoba mi się to. Znowu nie był pewien czy kłamała. - Więc śledzisz Łowców ponieważ... . - Nie chciałam byś zawracał sobie nimi głowę. - Ponieważ... - Chciałam byś skupił się na mnie. Nie był tym uszczęśliwiony, a jakże. Kiedy wreszcie przestanie okłamywać sam siebie? - Mam umówić się z tobą, ale nie przespać. - Tak. - Nawet jeśli pragnę kogoś innego? - Tak - warknęła. Czas iść zabijać. - Będę z tobą szczery Kaia. Ostatecznie nie potrzebuję kobiety która będzie mnie wiecznie wyzywać – ta, tylko takiej która zanudzi go na śmierć, zdrowy rozsądek odezwał się natychmiast. Strider zignorował swój głupi zdrowy rozsądek. - Nienawidzę tego, co się dzieje gdy przegrywam, a przy tobie, wszystko będzie wyzwaniem – ekscytującym i nerwowo-wykańczającym. - Nie, ja nigdy… Podniósł rękę by ucichła. - Nie będziesz w stanie się powstrzymać. Zobacz gdzie jesteśmy, pomyśl o tym co robimy. Wyzwałaś mnie bym zabił więcej Łowców niż ty, na litość boską. - Zrobiłam to dla twojego własnego dobra - zaprotestowała. - Byłeś przygnębiony czy coś tam i nie pilnowałeś własnej skóry, co narażało cię na niebezpieczeństwo. Pomogłam ci do cholery! Może tak. A może nie. - Dobra, twoja pomoc umożliwi mi złapanie tego kogoś, kto był na tyle głupi, by mnie śledzić. Jednak twoja pomoc zniszczyła moje bardzo-wyczekiwane i konieczne wakacje. Cisza.
Nareszcie pozwolił sobie by na nią spojrzeć. Ciągle patrzyła na niego, te piękne szaro-złote oczy były szeroko otwarte i szkliste, jakby walczyła by powstrzymać łzy. Harpie płaczą? Nie, mało prawdopodobne. Była zawiedziona, że nie poszło tak jak chciała, pomyślał, ale to nie powstrzymało sakramenckiego bólu jaki rozlał się po jego klatce piersiowej. Nie zatrzymało to również fali winy i wyrzutów s umienia. Zranił ją. - Kaia - zaczął, zaraz jednak przerwał. Nie wiedział co miał dalej powiedzieć. W oddali, trzasnęła gałązka. Zarówno on jak i Kaia zamarli, nie próbując nawet oddychać. Czekali... czekali, ale do ich uszu nie dobiegły żadne inne dźwięki. To jednak nie oznaczało, że powinni się zrelaksować, bynajmniej. Należało się skoncentrować. Łowcy w końcu przybyli. Ilu ludzi przyprowadził z sobą facet Haidee ? Porażka znowu zaczęła brzęczeć, grasując w głowie Stridera, aż skupił się na bitwie. Wygraj, wygraj, wygraj, wygraj. Strider schylił się w stronę swojego karabinu opierając go o swój bok, szybko przestudiował okolicę noktowizorem. Urządzenie było zarówno błogosławieństwem jak i przekleństwem. Używając go mógł dostrzec wszystko co kryło się pod osłoną nocy, ale później nie mógł zobaczyć nawet gówna w jasnym świetle bez tego dziadostwa. Tam. Spostrzegł... sześciu mężczyzn zmierzających ku obozowi. Drobne dostrojenie ustawień noktowizora, i zobaczył... kolejnych sześciu kroczących z drugiej strony. Dwunastu żołnierzy zatem. Chyba że za nimi szli następni. Mógł się założyć o własną dupę że było ich więcej. Jego serce przyśpieszyło ożywione gorącą falą podniecenia. O wiele bardziej niż poskramiać Kaię, uwielbiał walczyć. Kochał napływ adrenaliny, świadomość, że był o krok od wygrania wojny z Łowcami. Gałąź na której siedział nagle zatrzęsła się lekko. Zacisnął kurczowo szczękę, kiedy liście zaszeleściły ujawniając jego lokalizację. Kaia tymczasem skoczyła w dół. Na szczęście nikt nie zauważył jej, ani jego. Wygraj, Porażka powiedziała. Wygraj! Wiem, zrobię to. Wrzask rozległ się w powietrzu. To harpia skrzeczała. Sekundę później, usłyszał puknięcie i świst. Głuchy dźwięk tłumika i świst kul. Potem były już tylko dźwięki uderzania w cel. Strider szybko wybrał sobie Łowcę na cel, jak tylko klatka piersiowa mężczyzny znalazła się zasięgu jego wzroku delikatnie nadusił spust karabinu. Rozległ się krzyk, potem chrząknięcie, i ofiara padła twarzą na ziemię. Reszta Łowców pognała do obozu, kilku zaatakowało ustawionego manekina. - To wszystko jest jakieś podejrzane - ktoś krzyknął. - Zasadzka? - ktoś inny powiedział. - Może. - Zachowajcie czujność. - Zawsze. - Rozejść się na boki, cokolwiek się ruszy, cokolwiek to będzie, strzelać by zabić. Nie chcę żadnego pieprzenia lub gadania o zwariowanych demonach. Chcę widzieć ich martwych. Dozorca Porażki zasługuje na śmierć.
- Nienawidzę bękarta - ktoś wymruczał. Rozległy się kolejne krzyki, jeszcze bardziej przeraźliwe i zdesperowane. Cholera Kaia musiała zatopić swe pazury w jakimś ciele. Niech to szlag. Nie mógł pozwolić by była lepsza od niego. Strider ustawił broń. Wystrzelił prosto w czyjąś w klatkę piersiową. Kolejny rzut oka i ponownie strzelił. Raz po raz powtarzał ten proces, szybko, bardzo szybko, zanim ktokolwiek zrozumie co on robi lub gdzie się ukrywa. Ciała układały się w stos dookoła jego drzewa. W końcu Łowcy odkryli jego położenie i spostrzegli go. Okrążyli drzewo dookoła. Strider skoczył, na szczęście tylko jedna kula trafiła go gdy skakał. Strzał przeszedł przez jego ramię, ale to było za mało by go spowolnić. Wygraj! Szykując się do walki, miał tylko jedno oko dobre, to drugie spowiło się mrokiem. Szybko policzył ilu Łowców pozostało wokół drzewa, rozglądając się za nim. Prawie natychmiast zaczęli strzelać do niego. Nim zdążył do nich dopaść trafiono go dwa razy: raz w ramię, drugi raz w brzuch. Strider zacisnął zęby, mentalnie zablokował dopływ bólu do mózgu. WYGRAJ! Odrzucił broń i chwycił za noże. Pistolety niosły ze sobą znacznie większe ryzyko. Strider ciął. Ktoś krzyknął. Znowu ciął i koś inny wrzasnął. Ostrze przeszło przez jego nadgarstek, ale Strider nie puścił swego noża. Szybko zamachnął się, zanurzając całą ostrą długość w ciele ofiary. Nóż przeszedł przez kręgosłup Łowcy. Śmiercionośny taniec trwał. Strider krwawił obficie ale ciągle miał energię. Wygrywał. Poradziłby sobie nawet gdyby miał rzucić kogoś w ogień, Krzyki, chrząknięcia, jęczenia i skowyt nasilały się. Ale w tym samym czasie jak ostatni Łowcy padali, Strider zaczął szybko tracić siłę. Nadal jednak uśmiechał się szeroko. Zrobił to. Wygrał. - Kto jest waszym tatusiem, suki? – wrzasnął. Porażka rechotała w jego głowie, podskakując do góry i na dół, upajając się zwycięstwem. Ciepło napełniło żyły Stridera, napompowując go. Jeszcze chwila, a poczułby każde jedno cięcie, opadłby całkowicie z sił, teraz jednak czuł się niezwyciężony. - Strider? - Kaia stanęła na linii jego wzroku. Ogień lizał ją, oświetlając jej piękną s kórę. Makijaż który zawsze musiała nosić zmazał się, gdyż migotała wszystkimi kolorami tęczy. W jednej sekundzie, jego kogut boleśnie stwardniał. To tylko seksualny szał powiedział sam do siebie. Nie chcesz jej. Nie naprawdę. Bogowie, jej skóra... jego usta już śliniły się by jej posmakować. Skoncentruj się, musisz się skoncentrować. Nie widział jej walczącej, ale słyszał wyniki. Jej włosy były poplątane, i krew spływała po jej policzkach i ramionach.
- No? - zażądał. - Jak to zrobiłaś? Nachmurzyła się słysząc jego zjadliwy ton, pokazała mu więc palcem za siebie. Już chciał zakląć, kiedy dostrzegł stos ludzi których pokonała. Nie musiał liczyć by wiedzieć że wygrała jego wyzwanie. Jego żołądek ścisnął się ze zgrozą oczekując na ból, który miał go zwalić na kolana, kwas który miał wypełnić jego żyły, niszcząc całą przyjemność. Jedna minuta minęła, potem następna. Nic się nie stało. - Nie zabiłam żadnego z nich - powiedziała, polerując pazurki. - Ja ich tylko związałam. Więc bądź moim gościem i czyń honory. Czekaj. Co? Pozwoliła mu wygrać? Niemożliwe. To nie było w stylu harpii. - Kaia… - Nie, nic nie mów. Wśród tych tam, nie ma faceta, który chce widzieć cię martwego, sprawdziłam. Powiedziałam ci, że jest przebiegły, tak więc nie wiem, gdzie on jest i co teraz robi. - Kaia - powtórzył znowu. Nie miał pojęcia co powinien teraz powiedzieć. Odwróciła się od niego, jakby nie mogła już patrzeć na niego ani sekundę dłużej Zostawię cię byś to dokończył. Żegnaj Strider. Zanim mógł powiedzieć jakiekolwiek słowo, jej już nie było, drobne skrzydła na jej plecach rozsunęły się a ona śmignęła z zadziwiającą szybkością, tak, że nigdy nie byłby w stanie jej dogonić. Stał tam przez dłuższą chwilę, spoglądając na kopiec nieprzytomnych ludzi. Nigdy wcześniej nie czuł się bardziej przegrany niż teraz i zupełnie nie wiedział dlaczego. Tłumaczenie - jagaaga1, beta – chomikowe_pisanki Rozdział XXIV Hiadee wiedziała, że śni. Skąd w takim bądź razie widziałaby oznaki życia u Amuna? Dlaczego miałby słyszeć jego myśli? Widziała go idącego przez zalaną słońcem sypialnię, której nie rozpoznawała, jego dłonie były zaciśnięte na skroniach, jakby próbował zagłuszyć nadmiar głosów szczebioczących w jego głowie. Głosy będące fragmentami skradzionych wspomnień ludziom. On sam potrafił żyć z głosami, ale jego przyjaciele nie byli zdolni ich słuchać, głosy i tajemnice raniły wszystkich dookoła. Z całą pewnością musiało być wojownikom ciężko słuchać wszystkich podłych oskarżeń jakie pod ich adresem przez stulecia wygłaszali ludzie. Grzechy i przewinienia o które ich oskarżali. Amun nie powinien był dzisiaj patrolować miasta w poszukiwaniu Łowców. Strider i Gideon mogli wywinąć się z tego zadania z powodu swych urazów, nie zrobili tego jednak, chociaż Amun wyczuwał ich zakłopotanie. Zaoferowali mu swoją pomoc, ale Amun nie przyjął jej, wyczuwając czekające ich na zewnątrz kłopoty. Na szczęście znalazł tylko trzech Łowców i zabicie ich nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Łowcy nie zamierzali atakować, demon Amuna natychmiast to
wyczuł. Oni chcieli tylko kobiety, ich Przynęty, chcieli, by była bezpieczna. Siedzieli czekając aż ona potwierdzi im, że jest bezpieczna. W chwili w której Amun zdał sobie sprawę, że zna ich myśli, zrozumiał, że będzie musiał wyczyścić ich umysły do cna, by poznać, gdzie miała się z nimi skontaktować. Nie podobało się mu to, ponieważ wtedy zobaczyłby świat oczami Łowców, dokładnie tak jak gdyby sam był Łowcą. - Amun – ktoś zawołał go stojąc na korytarzu. To był Sabin, czas rozpocząć przedstawienie. Amun podszedł do drzwi i zapukał, na znak, że usłyszał wołanie. Wspomnienia ciągle jeszcze krążyły w jego głowie, ale to co najważniejsze już Amun wiedział. Ona należała do Kane, dozorcy demona Katastrofy. Wojownik rzadko kiedy chodził na randki, za bardzo bał się zranienia innych, ale tej jednej ludzkiej kobiecie udało się całkowicie zawładnąć jego umysłem. Musiał z kimś porozmawiać, a Amun był tym który i tak dowiedziałby się prawdy. Nie dało się oszukać dozorcy demona Sekretów. Niestety również Amun był zawsze tym, który przynosił złe wieści. Początkowo wszyscy zaprzeczali, potem wściekali, w końcu jednak musieli zaakceptować fakty. Ale psiakrew, oni nie powinni musieć żyć w ten sposób. Nie powinni być zmuszeni żyć podejrzewając wszystkich o wszystko. Na moment Haidee przestała widzieć obrazy w głowie Amuna, jego myśli stały się czystsze. Teraz czuła tylko ciemność ale było drżenie brzucha, zdumiała się. Zanim mogła zrozumieć, o co w tym chodziło, obrazy w głowie Amuna powróciły, choć były teraz zupełnie inne. Teraz on bił jakiegoś mężczyznę, roztrzaskując mu ciało aż do kości. Człowiek wyglądał całkiem przeciętnie i błagał Amuna o litość, której jednak wojownik mu odmówił. Haidee nie musiała się dziwić dlaczego tak właśnie się stało. Będąc w głowie Amuna, podobnie jak on po prostu wiedziała pewne rzeczy. Wiedziała, co ten mężczyzna uczynił swej dziewczynie i kiedy już Amun zabił mężczyznę, Haidee wiedziała, że wykorzystał moc swego demona, by znaleźć dziewczynie bezpieczny dom. Głosy ponownie uspokoiły się i znowu coś połaskotało ją w brzuch. Cokolwiek to było, było ciepłe i miłe. Jednak ponownie nim mogła zorientować się, co też się dzieje obrazy powróciły zagarniając jej pełną uwagę. Tym razem zobaczyła Amun bez koszuli grającego w kosza z przyjaciółmi. Uśmiechał się szeroko za każdym razem, kiedy udało się mu uprzedzić manewr któregoś z przyjaciół. Oni zaś dogryzali mi żartując sobie z niego i podsyłając mu dla zmyłki fałszywe obrazy w swoich głowach. Gra toczyła się swobodnie, nikt nie wytyczał żadnych reguł, ani granic. Pełno było szturchańców i sprośnych komentarzy. Amun kochał tę chwilę. Nikt nie mógł go pokonać, ponieważ potrafił przewidzieć każdy ich ruch, nim w ogóle zdążyli go wykonać. Tylko Strider się nie poddawał, z uporem maniaka walcząc o każdą piłkę i dogodny rzut do strzału. Zawsze wtedy Amun udawał, że potyka się o własne nogi, lub gubi rytm, byle tylko dać przyjacielowi wygrać. Jego przeszłość była tak daleko różna od jej zdumiała się Haidee. Podczas, gdy ona zawsze była Łowcą, kierującym się zemstą i nienawiścią, on był kimś więcej niż tylko Lordem Zaświatów. To nie powinno być możliwe. Demon powinien być tylko demonem.
Zło powinno tylko niszczyć. Ale Amun potrafił być bardzo troskliwy i sprawiedliwy. Ale przede wszystkim nosił na swoich ramionach ogromny ciężar. Cierpiał za każdym razem, kiedy któremuś z jego przyjaciół działa się krzywda. To była miłość nie zło. Miłość. Słowo to odbiło się w jej umyśle. Być może dlatego że po raz pierwszy tak dogłębnie poczuła się połączona z Amunem, być może dlatego, że teraz nie był już w stanie zachować swoich sekretów tylko dla siebie. Kochała go, zrozumiała. Nie było sensu temu zaprzeczać. Był kim był i ona kochała go. Wojownikiem zawsze walczącym w to co wierzył i nigdy świadomie nie zgodziłby się nikogo zranić. Kiedy o kogoś dbał, robił to dogłębnie i całkowicie i nikt nie był w stanie podważyć jego przyjaźni. Och tak, kochała go. Ale co on czuł do niej? Chciała by o nią również się troszczył. Rozpaczliwie tego chciała. ponieważ jeśli mieli być razem, a modliła się by byli, jego przyjaciele mogliby wpaść w złość z tego powodu. Tak po prawdzie mówiąc to złość nie byłaby tu dobrym określeniem. Nie wątpiła że wpadną we wściekłość jak tylko się o tym dowiedzą. Ale jeśli Amun naprawdę ją kocha będzie w stanie wszystko wytrzymać. Tylko jak mogła prosić go by z jej powodu narażał się na gniew swoich przyjaciół? Jak miała go prosić, by dźwigał na swoich ramionach jeszcze jeden ciężar? Boże co za bałagan. Jeśli będą razem jej przyjaciele… nie, nie, nie to nigdy nie byli jej prawdziwi przyjaciele. Jej dawni współpracownicy polowaliby teraz również na nią. Oni nie byliby w stanie zrozumieć jak mogła pokochać demona. Jeszcze bardziej zależałoby im na tym, by skrzywdzić Amuna, tylko po to, by ją ukarać. Wiedziała, aż za dobrze dlaczego Amun udawał, że chce żyć bez niej. Nie mówił tego, by cierpiała, raczej nie chciał by musiała znosić szyderstwa. Robił to z troski o nią. Nie wiedział jednak, że tym, co sprawiało jej największy ból, to wizja życia bez niego. Ale dla niego nawet ten ból mogłaby znieść. Być może pewnego dnia, poczułby do niej to samo, być może pewnego dnia, sprawy pomiędzy nimi a jego przyjaciółmi ułożyłyby się inaczej. Być może nadejdzie taki dzień, kiedy będą mogli liczyć na siebie… wspierać siebie… być razem. Całe stulecia temu połączyła ich krew, tworząc między nimi więź silniejszą niż wszystko inne, silniejszą niż nienawiść i uprzedzenia. Należeli do siebie, była tego pewna. Musiała mu to tylko udowodnić. Tak, nienawidziła jego rodzaj przez stulecia. Tak planowała zranić ich wszystkich równie mocno jak ona sama została zraniona. Ale to już należało do przeszłości. Teraz chciała już tylko żyć przyszłością. Przyszłość… słowo echem odbiło się w jej głowie, zmuszając ją, by stanęła w prawdzie i przyznała, że nie było dla nich żadnej przyszłości. Nie powinna, nie wolno jej było prosić Amuna o opuszczenie przyjaciół. Nie miała prawa żądać, by z jej powodu zapomniał o nich, nawet jeśli twierdził, że będzie w stanie żyć bez nich. Jak mogła oczekiwać po nim czegoś podobnego? Ci wojownicy pomogli ukształtować go takim jakim był, cudownym i troskliwym mężczyzną. Potrzebował ich, a oni potrzebowali jego. Gdyby Amun dał jej szansę, zrobiłaby wszystko, by udowodnić mu to i
załagodzić sprawy pomiędzy nią a wojownikami. Po jakimś czasie, jeśli jego przyjaciele nadal nie byliby w stanie jej zaakceptować odeszłaby. Zrobiłaby to, dla jego szczęścia. Wszystko czego potrzebowała to szansa. Haidee zbudź się ukochana. Głęboki głos Amuna odbił się wewnątrz jej głowy, dużo głośniej niż w jej snach wybudzając ją absolutnie. Zamrugała kilkakrotnie. Kilka długich sekund musiało minąć, nim zdała sobie sprawę, gdzie jest i kiedy to się stało przeżyła szok. Stłumiony jęk wypełnił jaskinię. Gdzieś w oddali kapała woda. Leżała na wznak na płaskim kamieniu… wijąc się? Haidee ukochana, czy możesz mnie usłyszeć? Amun. - Tak – wycedziła wyciągając ramiona do góry i przeciągając się. Grunt pod nią był miękki, zupełnie jak gdyby leżała na poduszkach. Zadziwiające. Nareszcie, a teraz popatrz na mnie. - Gdzie jesteś? – znowu coś połaskotało ją w brzuch, powodując że jej ciało pokryło się gęsią skórką. Szybko powędrowała wzrokiem w dół, to co zobaczyła pozbawiło ją tchu. Amun, bez koszuli klęczał przed nią, jej nogi opierały się o jego uda. On miał na sobie spodnie, ona tylko majtki. Obie z jego rąk spoczywały na jej brzuchu, kreśląc kółka wokół jej pępka, zsuwając się w dół do majtek i jedynej części ciała, która ją w tej chwili bolała. - Masz ręce – to była pierwsza rzecz, jaką udało się jej wydusić. Kąciki jego ust podjechały do góry, ujawniając jak bardzo rozbawiła go ta uwaga. Tak mam swoje ręce i cieszę się że to zauważyłaś. To Haidee wepchnęła jego poranione członki do plecaka, modląc się o ulgę w bólu dla niego, na krótko przed tym nim Amun zemdlał. Płakała się i modliła na przemian. Płakała i modliła, raz po raz sprawdzając czy został uleczony, ale nic takiego nie miało miejsca. A potem zasnęła na nim. - Jak? Plecak spełnił twoje życzenie. Zajęło mu to trochę czasu, ale dłonie odrosły. Teraz jednakdość już o tym. Pamiętasz tamten dzień, kiedy obudziłaś mnie z ustami zaciśniętymi namoim kogucie? Jęknęła. - Tak. Jego oczy ściemniały, położył dłonie na jej udach, jak gdyby nie potrafił trzymać rąk z dala od niej. Jego spojrzenie skupiło się na jej kobiecości. Dobrze, a teraz nie możesz spierać się ze mną, to mój czas, by obudzić cię jak należy. Znaczy się miał na myśli skosztować cię… och tak proszę. Pochylił się jeszcze bardziej i chociaż nie zrobił jeszcze żadnego ruchu, całe jej ciało już drżało w oczekiwaniu, przygotowując się na jego dotknięcie. - Amun – zapiszczała. Najpierw powiedział siadając zadzwonisz do Miki. - Co? Amun podniósł mały czarny telefon komórkowy. Porosiłem plecak o telefon za pomocą którego będziesz mogła skontaktować się
zeświatem zewnętrznym. - Ale… okej, to znaczy dobrze – potrząsnęła głową. – Nie muszę… już nigdzie dzwonić ponieważ… Chciałaś do niego zadzwonić, więc tak zrób wyciągnął w jej stronę telefon zmuszając ją by go przyjęła. Gapiła się przez dłuższą chwilę na urządzenie nie pewna tego, czy Amun ufa jej na tyle, czy może ją testuje. Czy jeśli zaryzykuje rozmowę zrani Amuna? Czy myśli że nie chce być z nim, nim odbędzie rozmowę z Miką? Jak tylko skończysz rozmawiać ja zacznę cię dotykać powiedział zmysłowo, pozbawiając ją złudzeń co do planów względem niej. Chcę byś o tym wiedziała nim rozmówisz się zeswoimi przyjaciółmi. Pamiętaj też, że nie będziesz w stanie do nich wrócić. Oni wzgardzątobą. Czyżby dawał… jej szansę? Szansę której chciała? - Wiem – powiedziała miękko. Mogą nawet zacząć polować na ciebie. - To również wiem. I nie przeszkadza ci to? - Nie, bo chcę cię mieć. Och tak, będziesz mnie mieć jego oczy stały się dzikie. Wiem że kiedyś próbowałemwmówić sobie, że mogę cię mieć tylko na chwilę, ale teraz wiem, że chwila to za mało.Zamierzam znaleźć drogę powrotną i zatrzymać cię przy sobie. Teraz i na zawsze. Chciał jej teraz i zawsze, prawie nie mogła w to uwierzyć. Nie mówił o miłości i nie miała prawa tego do niego wymagać. Być może miłość przyjdzie z czasem. Na ten moment musiało wystarczyć jej to, co miała. Na co czekasz? Dzwoń. Być może jej ufał, być może ją testował. Niezależnie od powodów zdecydowała się zadzwonić. Wystukała numer i prawie krzyknęła kiedy sygnał rozbrzmiał przy jej uchu. Chciała już mieć to za sobą i zakończyć swoje sprawy z Miką. Jej poprzedni chłopak odpowiedział po drugim sygnale. - Co? - Mika? – zapytała niezdecydowanie. Utkwiła spojrzenie w Amunie, sondując jego reakcję. Wojownik nie patrzył na nią ,tylko gdzieś w bok, a jego twarz była nieczytelną maską. - Haidee? – zmieszanie odbiło się w głosie Miki, zaraz potem radość i gniew jednocześnie. – Gdzie ty jesteś? Powiedz mi i to zaraz – z każdym słowem jego głos nabierał siły. Nagle doświadczyła winy. - Tak żyję, ale nie powiem ci gdzie jestem. Ja… - Czy te bękarty kontrolują rozmowę? - Nie – nie tak naprawdę. – Słuchaj ja… - Powiedz mi gdzie jesteś i przyjadę po ciebie, jakoś cię wyciągnę. - Nie, nie dlatego dzwonię. Chciałam tylko byś wiedział. - Sądziłem że nie żyjesz – wtrącił po raz kolejny przerywając jej. Jego słowa brzmiały jak oskarżenie. – Opłakiwałem ciebie. Próbowałem ciebie znaleźć i uratować.
Powiedz mi psiakrew. Powiedz mi gdzie jesteś. - Nie, ale jestem żywa i to wszystko, co powinieneś wiedzieć. Musisz mnie wysłuchać, Mika musisz posłuchać tego co ci powiem. Ja… - Kto to jest? – senny kobiecy głos odezwał się gdzieś za Miką. Mika natychmiast zakrył telefon, zaraz potem odgłos szurania stóp powiedział Haidee że poszedł do innego pokoju. W tej samej chwili zrozumiała, że on z kimś sypiał. Mógł nawet z kimś sypiać kiedy się spotykali. Jakoś nie mogła się zmusić by ją to zabolało. Czy kiedykolwiek mu na niej zależało? Z drugiej strony lubił mieć ją w pobliżu. Jeśli jednak jej nie pragnął dlaczego spotykał się z nią? - Jeśli jesteś żywa, znaczy się, że im pomagasz – powiedział z wyrzutem. Nie musiała się zastanawiać nad tym, kogo miał na myśli. - Gdyby było inaczej, zabiliby cię choćby i teraz. - Tak – to wszystko co mogła odpowiedzieć. Niech myśli sobie o niej co chce. – Chciałam tylko zadzwonić i powiedzieć ci że z nami koniec. Nie chcę więcej się z tobą spotykać. Amun jak zauważyła napiął się, a jego palce zacisnęły się na materiale spodni. Nie miał pojęcia co odpowiadał jej Mika, ani jakie pytania jej zadawał. Mimo to nie miał zamiaru jej przeszkadzać. Ufał jej, teraz to zrozumiała. - Teraz to ty posłuchaj mnie, zasrana suko – odburknął Mika. Nagle tyle nienawiści pojawiło się w jego głosie, że Haidee momentalnie zamurowało. – Powiesz mi do diabła gdzie teraz jesteś, z kim jesteś i co do diabła robicie. Odnajdę cię, zabiorę to co moje, a potem podetnę twoje cholerne gardło i będę tańczyć w twojej krwi. Nie zasługujesz… Nim Mika skończył ją rugać Haidee rozłączyła rozmowę, była wstrząśnięta tym, co usłyszała i tym co się zdarzyło. Spojrzenie Amuna w końcu spoczęło na niej. Wojownik nic nie powiedział, nie zadał żadnego pytania, wziął tylko telefon z jej ręki i wyrzucił za siebie. Potem, ponownie nie mówiąc ani słowa, chwycił ją za biodra i zdarł z niej majtki, posyłając je za siebie, w ślad za telefonem. Ponownie pochylił się nad jej ciałem, wpatrując się w jej kobiecość. Łzy nagle wypełniły jej oczy. Jak Mika mógł powiedzieć jej coś takiego? Jak mógł nazwać ją cholerną suką, powiedzieć, że podetnie jej gardło. Suka, suka, suka. Był jej przyjacielem, czyż nie? Owszem oczekiwała, że Łowcy ją skreślą, ale nie tak szybko, tak gwałtownie. Trapisz się tym, że go straciłaś? zapytał Amun i chociaż jego słowa były miękkie, słyszała w nich furię i niepewność. - Nie – tym razem to ona nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. – Powiedział do mnie… heeeh… użył strasznego przezwiska i w ogóle mówił potworne rzeczy – nie chciała, by Amun kiedykolwiek myślał o niej w ten sposób. Nawet gdyby miał do tego prawo. Jak ciebie nazwał? zapytał wściekłym głosem. Haidee szybko zrozumiała, że gdyby Mika teraz wkroczył do pieczary, Amun zabiłby go bez wahania.
- Myślisz że jestem suką? Nie odpowiedział bez jakiegokolwiek wahania. Jego mina zmiękła. Myślę, że jesteśdoskonała, słodka… moja. Sądzę też, że Mika w żaden sposób nie może być ze mnąspokrewniony. To idiota. - Naprawdę? Nie myślisz o mnie źle? Naprawdę powiedział. Jesteśmy razem, tu i teraz i na zawsze, pamiętasz? - Pamiętam – odetchnęła z ulgą. Była z mężczyzną którego kochała. Tylko to miało znaczenie. – Amun? Tak? Kiedy w końcu ich spojrzenia się spotkały Haidee zaniemówiła. W jego spojrzeniu był ogień, usta przybrały intensywnie czerwony kolor a twarz napięła się w oczekiwaniu. Czy jego krew krążyła tak szybko jak jej? Jego cudnie ciemna skóra również napięła się w gotowości. Haidee nie mogła teraz dostrzec jego tatuażu, a przyrzekła sobie wylizać cały obrys motyla. Jego kogut był tak napięty, że wielka główka, zroszona już wilgocią wystawała zza paska od spodni. Zachłysnęła się z wrażenia. Znała jego smak i była od niego uzależniona. - Chcę ciebie szepnęła. Więc na bogów będziesz mnie mieć. Tak w końcu mieli uprawiać miłość. Jedyna przeszkoda stojąca im na drodze właśnie została wyeliminowana. Ale nawet gdyby nie rozmawiała z Miką, jeszcze tej nocy oddałaby się Amunowi. Taki śliczny pączek powiedział przyglądając się jej kobiecości. Taki mokry i cały dlamnie. Jego słowa podsyciły ją jeszcze bardziej. - Płonę dla ciebie, wszędzie. Jego ręce ześlizgnęły się na jej uda, rozkładając je jeszcze bardziej. Jego place szybo ześlizgnęły się na jej miękkie płatki, sunąc po nich, głaszcząc i zatapiając się w nich. Jeden, dwa, palce powolutku wsuwały się w jej szczelinę. Jak jedwab zachrypiał. Chciała więcej, więcej jego palców, ślizgających się, ale chciała też jego. Podniosła biodra błagając o więcej. Dał jej to czego chciała. Chwycił wargami płatki jej kobiecości, ssąc je zębami i przygryzając dokładnie tak jak tego chciała i tam gdzie potrzebowała. Pozwolił sobie wsunąć palce w nią tak głęboko jak tylko się dało. Dotknij swoich piersi zachrypiał. Chciałbym widzieć jak się nimi bawisz. Przez jedną chwilę chciała odmówić. Szybko jednak objęła je dłońmi ściskając nabrzmiałe brodawki, podczas gdy on obserwował ją. Nowa fala gorąca natychmiast wypełniła ją. - Chcę ciebie, chcę byś mnie wypełnił – wyszeptała. – Teraz… proszę. Długa chwila minęła nim skinął głową. Nie rzucił się na nią, ssąc ją i drapiąc, tylko przycisnął jej ciało do siebie. Jej biodra ściśle przylgnęły do niego, sutki ocierały się o jego tors. Jęknęła zachwycona. - Myślałam, że zamierzasz… Jestem tu. Pomyślałem, że muszę cię najpierw przygotować. Chwyciła gwałtownie powietrze. Dłonie wbiła w jego plecy, rozdrapując je
paznokciami. Jego usta szybko zassały jej sutek, wciągając go pomiędzy wargi i zęby. Żar który rozlał się po jej skórze był prawie nie do zniesienia, nie zrobiła jednak nic, by go odepchnąć. Amun ciągle jeszcze ssał i lizał jej sutki a ona wcale się nie bała. Amun był od niej większy, był naprawdę wielki, a ona? Był pewnie cięższy od niej o co najmniej sto funtów i o stopę wyższy. Ale właśnie teraz, kiedy szerokość jego ramion powinna ją przerazić, czuła się cudownie i bezpiecznie. - Zdejmij swoje spodnie – wysapała, wyginając się pod nim w łuk. Ssłodkie niebo jaką on był dla niej rozkoszą. – Pozwól mi ciebie poczuć. Nie. W chwili gdy to zrobię, będę w tobie. - To bardzo dobrze. Jestem przygotowana, przysięgam. Nie śpieszmy się kobieto. Przyzwyczaj się do mnie. Kochała kiedy mówił do niej nie przestając dręczyć jej brodawek. Zdawało się jej, że godziny minęły nim w końcu oderwał usta od jej piersi, zostawiając ślady swoich warg na jej zmaltretowanych sutkach. Jesteś taka piękna powiedział. - Amun proszę, więcej. Jesteś taka silna i odważna. Mówiłem już ci to? Moja. - Twoja – zaśmiała się. Chwyciła go za włosy, unosząc jego głowę do góry i zmuszając, by spojrzał jej w oczy. Był taki piękny i zrelaksowany zarazem. Jego oczy czarne niczym onyks przypatrywały się jej uważnie. Jakby nie mógł uwierzyć że z nią tu jest. - Pocałuj mnie – powiedziała. – Muszę poczuć twój smak w swoich ustach. Z jękiem przycisnął ją mocniej do siebie, jego język natychmiast zawładnął jej ustami. Smakował miętą i czymś słodkim. Czymś niezrównanie znajomym. Puścił jej uda, by chwycić jej twarz w swoje dłonie, Haidee natomiast zacisnęła dłonie na jego ramionach. Otarła się istotą swojej kobiecości o jego męskość, prawdopodobnie mocząc jego spodnie, nie troszczyła się jednak o to. Jej potrzeba była zbyt silna, jej umysł skupiony tylko a jednym celu. Wkrótce Amun stracił swoje słynne opanowanie, jego ruchy zrobiły się bardziej nieskoordynowane, biodra naciskały na nią, przygniatając ją do podłoża. Oddychał szybko pożerając każdą odrobinę chłodnego powietrza z jej ust. Pozwalając by jego język wykonywał w jej ustach te same ruchy co jego kogut na jej ciele. Haidee płonęła, takiego żaru wypełniającego jej ciało nie czuła już od lat. Tylko przy Amunie mogła zaznać trochę ciepła. Dziwnym jednak trafem podniecenie uwolniło również pokłady lodu w niej, sprawiając że w jednej chwili płonęła w ogniu i zalewał ją chłód. - Proszę – mogła tylko wychrypieć. Chciała być wypełniona i zaspokojona. Już dłużej nie była w stanie znieść tej palącej potrzeby. – Proszę dziecko – zacisnęła biodra wokół jego talii, zachęcając go. Dłonie wbiła aż do krwi w jego plecy, prawdopodobnie raniąc go. – Proszę daj mi więcej. Odsunął się nieznacznie od niej, a ona zajęczała. Nie puścił jej, przeciwnie, zsunął się między jej nogi liżąc ją. Jej krzyk zakłócił ciszę panującą w grocie, biodra wystrzeliły do góry. Raz po raz, on lizał i skubał, skubał i lizał.
Mógłbym robić tak do końca życia, ukochana. - Na zawsze. Nigdy nie będę mieć ciebie dość. - Nigdy – powtórzyła, choć był to zaledwie fragment tego co on powiedział, ale nie była w stanie wydusić z siebie więcej. Do tej pory zawsze trzymała chłód wewnątrz siebie nie pozwalając, by przeniknął na zewnątrz do Amuna. Ale Amun pchnął ją na samą krawędź, wywracając jej świat do góry nogami. Z głośnym krzykiem opadła na posłanie, jeszcze przez kilka nieskończenie długich chwil, nie będąc w stanie poruszyć się. Kiedy już oprzytomniała, uświadomiła sobie, że jej ciało dostało to czego pragnęło, ale jej umysł nie. Lód ciągle jeszcze kotłował się w niej… uświadamiając, że nie będzie absolutnie zadowolona dopóki nie da Amunowi wszystkiego. Amun szybko przewrócił ją na posłanie, co bardzo ją zaskoczyło. Nim zdołała chwycić powietrze on już całował jej plecy, jej tatuaże, przepraszając za to, co straciła. Bogowie, wyobrażałem sobie, że biorę cię w każdej możliwej pozycji, ale ten pierwszy razchcę byśmy na siebie patrzyli. Odwrócił ją z powrotem na plecy. Więc otwórz swoje oczykochanie a ja dam ci wszystko czego pragniesz. Haidee zrozumiała, że przez cały ten czas zaciskała kurczowo powieki. Spojrzała do góry, na mężczyznę, który wygrał jej serce. On również na nią patrzył, pot kapał z jego czoła. Palcami potarł jej łechtaczkę, jednocześnie drugą dłonią odpinał swoje spodnie, a ona znowu drżała, pragnąc więcej i więcej. Tym razem chciała osiągnąć całkowitą satysfakcję. Amun tymczasem nie tracił czasu na ściąganie spodni, jednym ruchem zerwał je z siebie. Gruba główka jego penisa sterczała dumnie czekając na pełne wniknięcie. Żyły na ciele Amuna napięły się, pot kapał z jego twarzy i szyi. Jesteś moja Haidee, cała moja. Już zawsze będę o ciebie dbać… i… i… nie narażę cię nażadne ryzyko… I nie przejmuj się, że możesz zajść w ciążę. Zostaw to wszystko mnie. Próbował ją uspokoić ale jakoś o to nie dbała. - Zrób to. Proszę. Potrzebuję cię. Pośpiesz się, umrę bez ciebie. Proszę Amun, pozwól mi dać sobie wszystko – proszę bogowie, niech się zgodzi i przyjmie to co chce mi dać. Nim jednak skończyła się modlić, Amun przycisnął się do niej całym ciężarem swego ciała. Haidee rozchyliła szeroko nogi, prawie płacząc z rozkoszy. Tak długo na to czekała, prawie całą wieczność. Setki lat minęły odkąd ostatni raz była z mężczyzną, nigdy jednak nie była tak podniecona jak teraz, nigdy nie pragnęła tak rozpaczliwie połączyć się z nikim. - Wszystko – powtórzyła. Wszystko zgodził się. Wtedy pocałował ją, całkowicie pochłaniając jej usta. Drżała, rozpaczliwie pragnąc czegoś więcej, chciała być cząstką niego, już na zawsze. A potem wszedł w nią. Moja, jesteś tylko moja. - Na zawsze. Zaczął się poruszać, coraz mocniej napierając na nią i wycofując się, rozciągając
ją. Unosiła się coraz wyżej i wyżej wprost ku granicy obłąkania. Przylgnęła do niego kurczowo, jakby bała się spaść. Zapomnij się kochanie. - Lód we mnie… - czekał tylko by zawładnąć jej ciałem. Zapomnij się. Nie dbam o to co się stanie. Potrzebuję całej ciebie, tak jak mi obiecałaś. Słyszała napięcie w jego głosie, on też był na krawędzi. W końcu jednak zrobiła to, o co ją prosił, rozluźniła się, pozwalając by to co było w jej wnętrzu uwolniło się spod jej kontroli. Otworzyła się całkowicie na niego. Satysfakcja natychmiast wypełniła jej ciało, dorównując dzikości ruchów Amuna. Jej dusza uwolniła się z ciała, szybując w niebiosa, gwiazdy mrugały przed jej oczyma, twarz Amuna zniknęła z jej pola widzenia. W jednej chwili wypełnił ją ogień, żar tak potężny, że palił wszystko na swej drodze. Lód wypełniający nią zderzył się z ogniem. Amun drżał, poruszając się coraz szybciej i szybciej, zapadając się w niej tak mocno jak ona w nim. I wtedy zaczął krzyczeć z nadmiaru rozkoszy, dochodząc ostatecznie. Pomyślała, jak przez mgłę, że nigdy wcześniej nie czuła takiego spełniania, zupełnie jakby do tej pory usychała z pragnienia i nagle ktoś dał jej skosztować życiodajnej wody. Czy już zawsze będzie czuć takie nasycenie? Ogień ciągle jeszcze ją wypełniał, przepędzając lód, który teraz przesiąkał do Amuna. Początkowo kochała to ciepło. Czekała na nie od tak dawna, było go jednak znacznie więcej niż przypuszczała, niż do tej pory zaznawała od Amuna, czyżby wyssała je z wojownika, a może to lód uciekł przed żarem chroniąc się u Amuna? Chwilę później Amun chociaż ciągle jeszcze jęcząc z rozkoszy, z niemym krzykiem zaczął łapać powietrze, gwałtownie odsuwając się od niej. Ale nawet kiedy już jej nie dotykał, wiedziała, że było dla niej za późno, żar dosłownie przelewał się przez jej ciało, z dawnego lodu nie pozostało nawet wspomnienie. Krzyczała z bólu i agonii, nie wiedząc, co też powinna teraz zrobić. Płomienie powinny rozświetlać ją zamiast tego ciągnęły ją w ciemność, mrok z którego nie potrafiła znaleźć wyjścia. Umierała, musiała umierać. Nigdy wcześniej nie doświadczyła takiego bólu. Kochanie, ach ukochana moja co się stało? Powiedz mi co jest ni tak? dłonie Amuna gładziły jej ciało, ale tym razem jego ręce nie były ciepłe, przeciwnie były zatrważająco zimne, niczym porcja mięsa w chłodni. Nie wiem co jest nie tak krzyczała, ale jej szczeka była zamknięta na klucz, ból który rozrywał jej ciało, uniemożliwił jej jakikolwiek ruch, nawet otwarcie ust. Ale jakimś cudem Amun usłyszał ją i odpowiedział. Nie wiem jeszcze ukochana, ale znajdę sposób, by ci pomóc. Pomóż mi proszę, w przeciwnym wypadku ja naprawdę umrę. Tak naprawdę to po raz pierwszy w życiu chciała teraz umrzeć. Znajdę sposób przysięgam na bogów to były ostatnie słowa jakie usłyszała nim ciemność w niej zgęstniała tak, bardzo, że przestała cokolwiek widzieć. Niczym ropa, mrok gęstą mazią otoczył ją.
Demony dotarło do niej. Demony Amuna były teraz częścią niej samej. Rozdział XXV Co na piekło on jej uczynił? Panika rozlała się po jego ciele. Fizycznie nigdy nie czuł się lepiej, mógł jasno myśleć, czuł się zaspokojony i odprężony. Chłód owszem, odczuwał zimno o wiele bardziej niż kiedykolwiek przedtem, ale ono go nie niszczyło, raczej studziło go, niczym zimna herbata w upalny dzień. Jednak jego kobieta teraz cierpiała. Jej piękna skóra była zarumieniona od przyjemności i od ognia, który szalał w jej wnętrzu. Wiła się w konwulsjach, raz po raz skrzekliwie wołając o pomoc. Obiecał jej pomóc, ale nie wiedział jak, a nie miał pojęcia o leczeniu, mógł jedynie zapytać plecak. Spojrzenie na torbę trochę go uspokoiło. Plecak dał mu ręce, więc może i teraz pomoże. Musi pomóc. Proszę o bogowie niech to będzie takie proste. Niech Haideeodzyska z powrotem swoje życie. Chwycił plecak tak mocno, że prawie rozerwał go na strzępy. Daj mi coś, by ją uratować. Niecierpliwie odczekał kilka długich sekund. Drżąc zerknął do środka – nic. Zupełnie nic tam nie było. Pomóż jej ponownie zażądał. Znowu nic się nie wydarzyło. Klnąc Amun potrząsnął plecakiem, ale nic z niego nie wypadło. Torba pozostałą pusta. To przecież nie oznaczało… to nie mogło znaczyć, że… Nie! Nie przyjmował do wiadomości, że Haidee nie będzie ocalona. Ona przeżyje to, niezależnie od tego co „to” było. Musiała przeżyć, bo on jej potrzebował. Nigdy wcześniej nikogo tak nie potrzebował. Nie chciał rozważać nawet, że mogła zostać ponownie ożywiona, Haidee tego nienawidziła, ból który towarzyszył jej powtórnym narodzinom, był niemożliwy do zniesienia. Nienawidziła też tracić wspomnienia. Musi utrzymać się przy życiu ponownie pomyślał. Była częścią niego, częścią jego duszy, jak miał żyć dalej bez niej? Nie wiedział. Wiedział jednak, że ją kochał. Kochał jej siłę i determinację. Jej odwagę, dowcip i sposób w jaki troszczyła się o niego. Kochał ją za to co robiła, by sprawić mu przyjemność i sposób w jaki się mu sprzeciwiała. Wystarczyło, by ją pocałował i już była gotowa przyjąć go. Żadna inna kobieta tak na niego nie reagowała. Lubiła kiedy ją dotykał i nie odczuwała z tego powodu żadnego wstydu. Lubiła też prosić o więcej. Sprawiła, że zapomniał że byli na misji, że poza ich dwójką istniało jeszcze cokolwiek. I wybrała go, chociaż znała konsekwencje swojej decyzji. Wiedziała co będzie jej grozić ze strony Łowców, kiedy zwiąże się z nim. A on nie zamierzał jej opuszczać. Początkowo myślał, że tak właśnie będzie, kiedy już ich misja w piekle dobiegnie końca rozstanie się z nią. Teraz wiedział, że nie będzie w stanie bez niej żyć. Musi ją zatrzymać, dokładnie tak jak jej powiedział, teraz i na zawsze. Gorąco zapiszczała. Gorąco, łzy kapały spod jej przymkniętych powiek, wysychając natychmiast na jej gorących policzkach. Mówiła wewnątrz jego umysłu. Początkowo zdawało się, że tylko to mu się przywidziało, teraz wiedział, że to była prawda. Ich więź stała się kompletna. Cokolwiek
trzymało ją z dala od jego umysłu roztrzaskało się w proch. Prawdopodobnie ponieważ przestali się pilnować kiedy się kochali. Czy mogła również odczytać jego myśli? Jeśli tak, będzie bezbronny wobec niej, ale jakoś nie dbał o to. Tak właściwie to cieszył się z tej więzi pomiędzy nimi, cieszył się z faktu, że nie będzie pomiędzy nimi już żadnych tajemnic. Nieważne, dobre, czy złe sekrety, wszystko od tej pory miało być wspólne. Dokładnie tak jak powiedziała, od tej pory należała cała do niego. Cała. Musiał ją uratować. Amun pochylił się nad nią, najdelikatniej jak tylko się dało, wziął ją w ramiona. Usiadł opierając się plecami o ścianę i przytulił ją do siebie. Początkowo walczyła z nim, być może każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał jej ból. Zaraz potem chłód z ciała Amuna zaczął przenikać jej ciało, łagodząc jej żar. Jęknęła opadając na niego, jęczała i płakała. Tak bardzo boli piszczała. Przesuwał dłońmi po jej twarzy i czole, próbując złagodzić jej gorączkę. Co się ze mną dzieje, Amun? Demony… Demony? Amun zamarł, ledwie oddychał. Owszem czuł przyciąganie do niej, owszem, kiedy się kochali w jakiś dziwny sposób ich ciała zaczęły się przenikać, a potem poczuł zimno i zapomniał o całej reszcie. One są wewnątrz… ciebie?Tak zakwiliła. Jak to się mogło stać? Zamknął oczy, przeszukując swój umysł i próbując odnaleźć w nim ślady podłych istot, które prawie zniszczyły jego życie, nim Haidee stanęła na jego drodze. Nie znalazł nic, żadne obrzydliwe pragnienia nie czyhały, by rzucić się na niego, żadne sekrety, nie pragnęły wydostać się na zewnątrz. Powinien być szczęśliwy, ale jedyne co czuł, to wściekłość. Na siebie. Raczej wolałby spędzić wieczność w piekle z demonami, niż skazać Haidee na jedną chwilę ze swoim przekleństwem. Psiakrew, musiał jej pomóc. Kolejna myśl poraziła go niczym piorun. Gdyby Sekrety go opuściły, umarły natychmiast. Sekrety były z nim sparowane i tylko razem mogli przetrwać. Bez swego demona Amun nie mógłby żyć. Sekrety wrzasnął przetrząsając zakamarki własnego umysłu. Po dłuższej chwili demon westchnął przeciągle. Ulga i radość rozlała się po ciele Amuna. I chociaż zimno Haidee stało się teraz częścią Amuna, przetrwali zachowując życie. W jaki sposób Haidee przejęła inne demony a Sekrety ocalały? Nie miał pojęcia, musiał spróbować dowiedzieć się tego, być może dzięki temu będzie w stanie ocalić Haidee. Musisz znaleźć odpowiedź, rozumiesz? W jaki sposób się to stało i jak jej pomóc? Sekrety natychmiast zapaliły się do poszukiwania odpowiedzi, przetrząsając umysł Haidee. Demon jednak nie robił tego jak by się mogło zdawać pod przymusem. Przeciwnie z zadziwiającą lekkością ślizgał się po jej wnętrzu, prawie z rozkoszą witając istoty mieszkające teraz w jej ciele. Co więcej nie napotkał na żaden opór, jakby ktoś celowo zostawił dla niego otwarte drzwi i okna. Widać dawna bariera strzegąca dostępu do jej pamięci zniknęła, śluza otwarła się. Cokolwiek demon chciał przeczytać, zrobi to bez najmniejszego problemu. Amun pływał w niekończącym się morzu wspomnień, szukając tego na czym mu zależało, odrzucając , to co było dla niego bezwartościowe. W końcu jego trud został
nagrodzony. Historia życia Haidee leżała u jego stóp niczym książka gotowa do obejrzenia. Po tym jak Lordowie zostali wykopani z niebios i zrzuceni na ziemię, Temida- grecka bogini sprawiedliwości zdecydowała że należy zrównoważyć skalę zła. Po tym jak demony zamieszkały na ziemi, światu należało dać innych oprawców – katów zdolnych zabijać Lordów. Egzekutorzy, których mogłaby kontrolować, demoniczne anioły, należące tylko do niej i słuchające tylko jej. Ponieważ jednak nie była w stanie stworzyć nowych istot w sposób w jaki robił to Zeus, Temida zmuszona była znaleźć inną drogę. Wtedy to usłyszała modlitwę rodziców Haidee i odpowiedź sama jej się nasunęła. Para była jałowa jak ziemia na pustyni i zdesperowana. W swej rozpaczy przystali na propozycję, którą im Temida złożyła. Bogini pobłogosławiła łono kobiety, sprawiając, że para mogła doczekać się potomka. Dziecko miało pozostać w rodzinie przez dziesięć lat, ale wraz z końcem dziesiątego roku życia, dziecko miało zostać oddane Temidzie, celem odpowiedniego wytrenowania. Rodzice Haidee nie przejęli się zbytnio słowami bogini, gdyż Temida obdarzyła ich wieloma dziećmi. Potomstwem, które mogli przy sobie zatrzymać. Rodzice próbowali zdystansować się do małej dziewczynki i skierować swoją miłość na pozostałe dzieci. Ale wystarczył jeden uśmiech tego małego aniołka i ich postanowienie słabło. Nie była jak inne dzieci, nigdy nie grymasiła, ani nie kaprysiła, zawsze była uśmiechnięta. Obserwowała świat dookoła niej w wrodzonym spokojem i troską. Kiedy nadeszły dziesiąte urodziny dziewczynki, rodzice szybko zrozumieli, że prędzej umrą niż pozwolą ją zabrać. Temida będąc boginią szybko przejrzała ich zamiary. Ponieważ rodzice Haidee przeszkodzili w wypełnianiu się nauki dziewczynki, musieli zginąć z rąk demona. Sprawiedliwości musiało stać się zadość. Bogini rozkazała dozorcy demona Nienawiści zabić całą rodzinę dziewczynki, nie wyłączając z tego Haidee, a potem zaplanowała poszukać sobie kogoś nowego i zacząć wszystko od nowa z innym dzieckiem. Tym razem jednak planowała zabrać dziecko tuż po urodzeniu. Nienawiść była więcej niż szczęśliwa mogąc zastosować się do życzenia Temidy. Po zamordowaniu rodziców Haidee i młodszej siostry, demon zwrócił swoją uwagę na dziewczynkę naznaczoną dotykiem bogini. Jednak kiedy już spojrzał w jej oczy, natychmiast przypomniał sobie w jaki sposób Temida planowała wykorzystać dziewczynkę . i dozorca demona szybko zrozumiał, że Haidee mogła go ocalić. Jeśli dziewczynka będzie w stanie zniszczyć demona wewnątrz niego, będzie wolny. Tak więc Nienawiść porwała Haidee, zamierzając ukryć ją przed światem, do czasu aż obmyśli w jaki sposób zrealizować swój plan. Jednak w chwili kiedy ją dotknął, skrawek lodu oderwał się od niej, raniąc go i sprawiając mu niewiarygodny ból. Zareagował instynktownie, zamierzając się nożem na nią, a potem uciekając od niej. Ból przebywania przy niej, był zbyt duży. Dni mijały i dopiero wtedy zrozumiał, że ona odcięła mały kawałek jego demona, dokładnie tak samo jak ludzie tracą kończyny. Demon doskonale wiedział co stało się z dozorcami, których rozdzielono ze swymi demonami… czas mijał a dozorca Nienawiści zdał sobie sprawę, że zamiast cieszyć się ze słabnącej więzi ze swym demonem, zapragnął odzyskać to co utracił. Jednak za każdym razem, kiedy zapragnął odszukać Haidee, okazywało się że dziewczynka umierała, nim jemu udawało się ją dopaść. Dokładnie tak jak gdyby Temida
mściła się na nim, za to, że nie zabił Haidee za pierwszym razem. Sekrety były zachwycone nadmiarem wspomnień, niczym dziecko odpakowujące prezent w Boże Narodzenie. Amun jednak nadal na wiele pytań nie znał odpowiedzi. W jaki sposób Haidee udało się wyrwać kawałek demona Nienawiści? Dlaczego dozorca Nienawiści nie umarł? Dlaczego Haidee nie miała pojęcia, że Nienawiść mieszka w niej? Czy nie słyszała demona wewnątrz siebie? Amun zawsze słyszał głos swego demona. Podobnie jego przyjaciele. Czy to Nienawiść była powodem, dla którego odradzała się i traciła pamięć? A może to Temida, ponosiła za to odpowiedzialność? W jaki sposób demon pozostawał w niej, kiedy umierała, skoro Baden uwolnił się od swojego w chwili śmierci? Aeron również rozłączył się ze swoim demonem po tym jak stracił głowę. Odpowiedź natychmiast przepłynęła przez umysł Amuna. Kawałek Nienawiści ukrył się głęboko wewnątrz niej, mieszając w jej życiu i zsyłając na nią nienawiść, był jednak zbyt mały, by móc kierować jej życiem w większy sposób. Dlatego Haidee nie zadawała sobie sprawy, że on jest w niej, a jego wpływ odbierała jako swoje własne emocje i pragnienia. To nie Nienawiść stała za ożywaniem Haidee, tylko Temida. Od pierwszych chwili, od momentu kiedy Haidee wyskoczyła z pobłogosławionego łona matki nie była w pełni ludzka. Podobnie jak dusze w piekle, ona nigdy naprawdę nie umierała. Różnica polegała na tym, że jej cielesna powłoka mogła nieskończenie istnieć na ziemi, jak dusze w piekle. Tyle informacji… zbyt wiele… i niewystarczająco dużo. W taki sam sposób w jaki ukradła kawałek Nienawiści, Haidee przejęła demony z ciała Amuna. Tyle, że nie wessała ich po kawałków, wchłonęła je całe. Na szczęście Sekrety, były potężnym demonem, sparowanym z Amunem niezniszczalną więzią, jaką inni nie posiadali. To nie zmieniało jednak faktu, że mogła zabrać od niego Sekrety i zabić go. Z jakiś jednak względów nie zrobiła tego. To oznaczało, że troszczyła się o Amuna i przejmowała tym, że mogłaby go skrzywdzić. Czy jednak nowe demony już na zawsze będą jej częścią? Nie! Nie! Nie wolno mu do tego dopuścić. Ale co mógł zrobić? Czekał aż Sekrety podpowiedzą mu, co powinien teraz zrobić, ale żadna odpowiedź nie pojawiła się w jego umyśle. Demon ciągle jeszcze błądził wewnątrz jej wspomnień. Haidee zwinęła się na jego kolanach w pozycji embrionalnej, gorące łzy kapały po jej policzkach. Kwiliła skręcając się w agonii. Nagle Amun zrozumiał ogrom jej tragedii. Była tylko małą dziewczynką, kiedy demon pierwszy raz ją zaatakował. Nienawiść przylgnęła do niej, karmiąc się jej cierpieniem, jej wspomnieniami o śmierci rodziców i wszystkich innych tragicznych zdarzeniach, które towarzyszyły jej za każdym razem kiedy umierała. Ten niewielki skrawek Nienawiści żył w niej niczym Sekrety w Amunie. Haidee zdążyła przyzwyczaić się do jego obecności, ale inne demony były dla niej nowością i cierpieniem. Amun miał tylko nadzieję, że demony nie zechcą związać się z nią na zawsze i będą raczej walczyć z tą więzią. W końcu Temida stworzyła Haidee jako egzekutora demonów, to z kolei oznaczało, że dziewczyna nosiła w sobie moc, by zniszczyć demony i ciemność wijącą się w jej wnętrzu. Wojownik miał tylko nadzieję, że
nawet jeśli Haidee jeszcze o tym nie wiedziała, to demony już wyczuły w niej tę moc. Nic dziwnego, że tak bardzo bały się jej chłodu. Nagle przepełniło go ogromne poczucie winy, w końcu zrozumiał, że to on był w pełni odpowiedzialny za jej cierpienie. Haidee ratowała go przed demonami, a on skrzywdził ją zrzucając na nią swoje brzemię. Gdyby nie kochała się z nią tak intensywnie, być może nie stałaby się jej krzywda. Haidee kochanie powiedział, przytulając ją mocno do siebie. Musisz mnie wysłuchać. Boli… jęczała. Tak bardzo boli. Wiem ukochana, ale walcz z bólem i słuchaj mnie. Możesz to zrobić? Zakwiliła. Potem, cichutko… tak. W jaki sposób możesz czytać moje myśli?Sądzę, że kiedy jeszcze demony były we mnie, ja sam zbudowałem w sobie niewidzialnąścianę, chroniącą innych przed nimi. Teraz, kiedy zabrałaś demony ode mnie, ścianarunęła. Musisz walczyć z nimi ukochana. Wyrzuć ich ze swojego ciała i skóry.Jak? Za każdym razem, kiedy zbliżam się do nich, uciekają.Przyprzyj ich do muru.Nie mogę!Możesz i musisz to zrobić. W jego głosie pojawiła się dziwna ostrość, zupełnie jakby starał się ją rozgniewać. Zrób to, albo oddam cię Striderowi. Jeśli wydaje ci się, że terazcierpisz, zobaczysz co będzie jak on się za ciebie zabierze. Będzie cię torturować, a jabędę mu kibicować. Potem będą kochał się z inną kobietą na twoich oczach. Każdy mięsień w jej drobnym ciele zesztywniał. Bękart syknęła. Wiem, spraw się dobrze, a będziesz mogła mnie ukarać za te słowa.P…óbuję. Jej ciało napięło się, potem wygięło w łuk. Oni uciekają… wiją się jak małe muchy…zawsze kiedy jestem blisko… próbują uciec. Nie, nie pozwolę im uciec, już nie… Krzyknęła przeciągle, jej ciało znieruchomiało, a wargi zsiniały. Haidee? Mówi do mnie. Powiedz mi co się dzieje. Cisza. Pod dłuższej chwili. Spycham ich, oni krzyczą, chcą uciec.Uciec, uciec, uciec.Doskonale kochanie, tak trzymaj. Jestem z ciebie taki dumny. Spychaj ich tak dalej. Położył swoje zimne dłonie na jej ciele, pomagając jej zwalczyć żar. Głaskał ją po całym ciele, równo rozprowadzając lód po jej skórze. Wypychaj ich z siebie, wyrzucaj, przecinajkażdą nić która cię z nimi łączy. Rozumiesz? Powoli jej skóra zaczęła ciemnieć. Nie tak, jakby się opaliła, czy nabrała złotego nalotu, tylko stała się ciemna, wręcz niezdrowo szara. To była jej sprawka, niszczyła demony wewnątrz siebie. Wycierała je, Amun mógł to poczuć -gniew pulsujący w niej. Uradowany jeszcze zwiększył tempo swoich ruchów, starając się dotykać ją wszędzie. Tak jest dobrze kochanie, wspaniale, właśnie tak, pozbądź się ich.Lód, tak! Potrzebuję go! Potrzebuję! Zaskrzeczała, ostrym niczym szpikulec głosem, raniąc jego bębenki. Ciemność, która zaczęła się z niej wylewać dryfowała w powietrzu niczym pyłki prochu, unosząc się coraz wyżej i wyżej i uciekając z jaskini. Paznokcie Haidee wbiły się w skórę Amuna niczym gwoździe raniąc go do krwi. Walczyła ostatkiem sił, rozpaczliwie starając się nie stracić kontaktu z jego skórą. W końcu dzięki bogom, wyczerpana zawisła w jego ramionach. Dygotała z wyczerpania i zmęczenia, z trudem oddychając tuliła się do niego. Amun cały czas do niej przemawiał, opowiadał o tym, co wyczytał z jej przeszłości, doskonale wiedząc, że chciała usłyszeć każdy nawet najmniejszy szczegół.
Przysięgał, że nie pozwoli już, by kiedykolwiek bogowie, demony, czy ludzie ją zranili. W końcu jej oddech uspokoił się. Podejrzewałem, że w jakiejś części jesteś boginią powiedział. Posłała mu smutny uśmiech. Prawie nie mogę tego znieść. Zostałam wybrana i zdradzonaprzez boginię sprawiedliwości, skazana na Nienawiść. Jakaś część mnie nienawidzi samejsiebie, tego, że choć całe życie walczyłam z demonami, sama jestem demonem. Co zaironia losu zaśmiała się gorzko. Nienawidzę tego, rozumiesz nienawidzę.Teraz tak wiele ma sens.Nikt nie może winić ciebie za to, co się stało.Może, ja winię samą siebie.Nie powinnaś.Chciałbym móc zaprzeczyć temu wszystkiemu, ale nie potrafię.Jesteś wspaniałą kobietą i to co dowiedzieliśmy się dzisiaj tego nie zmieni. Chciała zaprotestować, widząc jednak jego minę zmieniła zdanie. Dziękuję szepnęła. Za wszystko co zrobiłeś, za to, co powiedziałeś. Za to, że lubisz mniewiedząc kim jestem. Lubię? To co do niej czuł, było o wiele silniejsze niż przyjaźń, jednak teraz to nie był dobry moment na mówienie jej o tym. Śpij kochanie.Dobrze. Szarość powili znikała z jej ciała, ustępując migoczącej złotem skórze. Jej gorączka również zmalała, jakże się z tego cieszył. Praktycznie dusił się od żaru napływającego z jej ciała. Godziny mijały, Haidee spała, jej ciało zdrowiało, Amun jednak ciągle trzymał ją w ramionach. Choć był zmęczony nie pozwolił sobie nawet na odrobinę snu. Trzymał straż, pilnując ich przed ewentualnym niebezpieczeństwem. Szczególnie teraz, kiedy zdał sobie sprawę jak blisko był utracenia jej, musiał czuwać. Była naga i on był nagi, jej słodki zapach drażnił jego nozdrza. Jej drobne piersi naciskały na jego tors, nogi były splecione z jego. Głaskał jej uda, delektując się miękkością jej skóry. Zanim zdążył się zorientować chłód zniknął z jego ciała, a on zaczął płonąć z pożądania. Musiał potwierdzić swoją więź z nią, jej przynależność do niego. Ale Haidee była taka słaba. Potrzebowała więcej czasu na regenerację. Ostatnim razem seks prawie ją zabił. Nie zaryzykuje tego ponownie, nigdy więcej. Będzie z nią, będzie ją chronił i pieścił, ale nigdy więcej nie wejdzie w nią. - Nie jestem taka słaba – szepnęła a jej chłodny oddech połaskotał jego tors. – Nigdy nie będę zbyt słaba na to… Odetchnął szybko. W jednej chwili zrozumiał, że nic jej nie będzie. jego ramiona natychmiast zacisnęły się wokół niej tak ciasno, że bał się iż połamie jej żebra. Nie potrafił się jednak powstrzymać, przed tuleniem jej do siebie. Musiał upewnić się, że już nigdy więcej jej nie utraci. - Kochaj się ze mną – powiedziała unosząc lekko głowę i pocierając brodą o jego tors. – Przypomnij mi, że ciągle jeszcze żyję. Nie ukochana. Będziemy tylko tulić się do siebie. - Ale dlaczego? - czyżby obraził się na nią? Jego kogut skurczył się w odpowiedzi. Co jeśli inne demony nadal mieszkają wewnątrzmnie? Sekrety są Lordem, tamte demony, które zabrałaś ode mnie, były tylkopomniejszymi demonkami. Lordowie lubią małe demony, traktują je jak dzieci, opiekująsię nimi, na swój pokręcony sposób. - Ale tam były setki demonów.
Nawet tysiąc demonów nie może równać się z jednym Lordem. Westchnęła. - Prawdopodobnie masz rację. Czy ten kawałek Nienawiści ciągle jest w tobie? Zapytał. A może jego równieżzniszczyłaś? - To ciągle jest ze mną. Mogę poczuć jego emocje, słabe, ale zawsze. To dobrze. - Dobrze? Nie chcę cię stracić. Umrę jeśli rozdzieli się mnie z Sekretami, a teraz boję się, że tyrównież możesz umrzeć jeśli utracisz Nienawiść. Nawet jeśli to tylko mały kawałek. - Och… tak – powiedziała rozczarowana. – Zapomniałam o tym. Ból rozlał się po jego sercu. Czy to źle że zawsze będę demonem? - Nie, ani trochę – zarzuciła mu dłonie na szyję, obejmując go i naciskając jego miarowy puls. – Akceptuję ciebie za to jaki i czym jesteś. Jak tylko wypowiedziała te słowa zrozumiał jak bardzo na nie czekał. Pocałowała delikatnie jego mostek. - Ciągle jestem w szoku. Ale na Boga, to tak wiele tłumaczy. Dlaczego tak trudno jest mi nawiązywać relacje z ludźmi, kochać, dlaczego każdy kto mnie spotyka natychmiast przestaje mnie lubić. Dlaczego wszyscy dookoła mnie mają ponury nastrój. Przykro mi. Przykro, że przydarzyło się to właśnie tobie. - Mnie też powinno być smutno, naprawdę powinno być… ale to przyprowadziło mnie do ciebie, wiec… W podziękowaniu ucałował jej skroń. Zastanawia mnie w jaki sposób mogłaś zabraćkawałek Nienawiści, nie zabijając dozorcy demona. Dlaczego mogłaś wziąć Nienawiść anie zabrałaś ode mnie Sekretów? - Podejrzewam, że dlatego iż dozorca Nienawiści chciał bym go uwolniła, a potem zaczął cierpieć. Wtedy zmienił zdanie. Ty od początku nie chciałeś stracić swego demona, być może o to właśnie w tym chodzi. Być może. - A może dlatego, że jego chciałam zranić a ciebie nie. To wyjaśnienie bardziej mnie przekonuje. Nie zmienia to jednak faktu, że nie zamierzampozwolić, byś ponownie musiała przeżyć oczyszczenie. Marszcząc brwi uniosła się siadając okrakiem na jego udach. - Czyli palujesz trzymać nas z dala od siebie przez resztę naszego życia? Tak powiedział zirytowanym głosem. Chciał jej do diabła, opieranie się jej było prawie nie możliwe. Haidee kołysała biodrami zupełnie jakby miała zamiar jeździć konno, jej piersi ocierały się o jego tors. Nacisnęła na niego mocno, jedna z jej kształtnych brwi podjechała do góry. W końcu oparła dłonie o jego ramiona zupełnie jakby miała zamiar wstać. - Nie mogę uwierzyć Amun że zmuszasz mnie do wzięcia cię siłą. Haidee… W następnej chwili uniosła biodra do góry i opadła wbijając się na jego naprężoną męskość. Była mokra, przyjęła go więc bez najmniejszego trudu. Jego wargi rozchyliły się, błogi jęk uciekł spomiędzy nich. Westchnęła wbijając się w jego ciało paznokciami.
- Dziewczyna czasem musi zrobić to, co należy, by udowodnić swojemu facetowi, że tym co ją najbardziej krzywdzi to świadomość odrzucenia. Ale jak zgaduję ja nie jestem tą dziewczyną. Jak sądzę jestem pewnego rodzaju demonem, więc powinieneś oczekiwać po mnie tego rodzaju zachowań. Nie powinnaś… musisz… och bogowie… nie był w stanie się powstrzymać. Amun wygiął się do tyłu, wbijając się w nią jeszcze mocniej, tańcząc w niej. ochrypły krzyk wydobył się z jego ust, jego umysł natychmiast zablokował się z przerażenia, oczekując że setki głosów wyciekną z jego ust. Nic takiego jednak się nie stało. Zmusił się by pozostać jeszcze przez chwilę w bezruchu, nie racząc nawet mieć nadzieję. Jej kolana zacisnęły się na nim, piersi falowały unosząc się w górę i w dół, ciało drżało zachwycone posiadaniem go w sobie. Nigdy wcześniej nie wyglądała równie ślicznie pomyślał. Nigdy wcześniej nie wydawała się mu taka… nieokiełznana. Haidee szepnął do jej umysłu błagalnie. Nie wolno nam kroczyć dalej tą ścieżką.Musisz… zejść ze mnie… odsunąć się… musisz przestać do diabła. Nie przestała, przeciwnie poruszyła się jeszcze mocniej, obserwując go spod przymkniętych powiek. Jego dłonie zacisnęły się dookoła jej talii, była tak cudnie mokra i chłodna wewnątrz i teraz zabijała go. Z każdą kolejną mijającą sekundą tracił pewność siebie i przeświadczenie, że powinien się zatrzymać. W końcu puściła go, opierając się dłońmi o podłoże. Nie miał sił by ją odepchnąć, chociaż powinien. Przeklinając siebie w duchu, milczał uparcie, byle tylko jej nie zachęcić i nie skazać na ból. Haidee… szepnął błagalnie. - Trzymaj się dziecinko – wychrypiała. – Ja zajmę się resztą… Rozdział XXVI Całą pracę… Święte piekło, ona naprawdę zamierzała go zabić. Szczególnie biorąc pod uwagę, że nie było już więcej sekretów pomiędzy nimi. Teraz mogła swobodnie przeczytać jego umysł, tak jak on czytał jej, dlatego też wiedział, czemu chciała to zrobić. Czuła jego obawę i lęk przed dotknięciem jej ponownie w ten sposób. By znowu kochać się z nią. Bardziej jednak niż pragnienie złączenia się z nią, niż zaznania błogości ślizgania się w jej wnętrzu i trzymania jej kurczowo, kiedy będzie ją wypełniał pragnął jej bezpieczeństwa. Sekrety zaskrzypiały cicho. Wiesz co się wydarzy, jeśli ponownie ją… wezmę? Psiakrew! Warknął w myślach Amun. Demon ciągle jeszcze był zagubiony buszując po opustoszałym ciele wojownika i tarzając się w resztkach wspomnień Haidee, więc nie raczył więc mu odpowiedzieć. Ponownie opadła na niego a jego członek jeszcze głębiej wszedł w nią. Gdyby Amun był silniejszym mężczyzną odepchnąłby ją teraz. ale nie był. Był wojownikiem, który w końcu znalazł swoją kobietę, mężczyzną który chciał posiąść ją ciałem i duszą. - Będę poruszać się wolno, dobrze? – powiedziała ignorując jego słowa. Nie! Bogowie, tak! - Więc co mam powiedzieć, byś zmienił zdanie? Potrzebuję twojego ognia Amun, twojego ciepła – mówiąc to przesuwała się po wyprostowaniu Amuna. Jęczała wijąc się
na nim, drapała jego ramiona, jej sutki natychmiast stwardniały niczym małe perełki. – I wydaje mi się, że ty również potrzebujesz mojego chłodu, prawda? To drobne wahanie w jej głosie spowodowało, że natychmiast zrozumiał, iż ona również lękała się, że ją odepchnie, lub nie będzie jej więcej pragnąć. Bała się też, że może zranić Amuna lodem. Nie mógł pozwolić, by myślała tak źle o sobie. Chciał, by wiedziała jaką ma władzę nad nim. Wielu jego przyjaciołom nie spodobałby się myśl, że ich kobieta ma nad nimi jakąkolwiek władzę, ale Amun do nich nie należał. Przeciwnie, chciał by czuła się przy nim bezpieczna i pewna swej wartości. Chciał by mu ufała i wierzyła. Podczas, kiedy ona poruszała się na nim, on puścił jej biodra i chwycił jej dłonie, splatając ich palce. Spojrzała najpierw na ich dłonie potem w jego oczy. W jej perłowych źrenicach odbiło się zmieszanie. Oddał jej się całkowicie. Tym razem nie mam kondonu powiedział. Jej źrenice rozszerzyły się, kiedy zrozumiała sens wypowiedzianych przez niego słów. Oddał jej się, tak jak tego chciała. Ryzykował dla niej część swojego życia, za chwilę przyjemności z nią. - Czy masz coś przeciwko? – zapytała rumieniąc się. Nie. Natychmiast wyobraził sobie ją w ciąży, noszącą jego dziecko, rozpromienioną niczym Ashlyn Maddoxa i prawie doszedł w niej bez bodaj jednego pchnięcia. A ty? Powiedział zduszonym głosem. - Nie – szepnęła. W takim bądź razie ujeżdżaj mnie kochanie. Ugrzeję cię w moim ogniu, podczas gdy japopływam w twoim lodzie. Kiedy ona próbowała podnieść się na nim, by opaść na niego mocniej, on przycisnął ich dłonie do jej ciała, zatrzymując ją w miejscu i zmuszając, by poruszała się tylko swoimi biodrami. O właśnie w ten sposób. - Tak – powiedziała opierając się na swoich kolanach i ślizgając się po jego męskości. Teraz pocałuj mnie. Pochyliła się nad nim chwytając jego usta wargami. Chłód natychmiast wypełnił mu usta. Przycisnął ją do siebie spijając ten lód. Rozpaczliwie walczył sam ze sobą, z własnym pożądaniem i pragnieniem gwałtownego wypełnienia jej i zawładnięcia jej ciałem w najdzikszy z możliwych sposobów. Jego krew wrzała. Ciepło z niego przepływało do niej. Jej krew z kolei musiała być bardzo zimna, gdyż lód z niej przeciekał do niego. Oboje pławili się w ogniu i lodzie, uczucie było tak dekadenckie, że pozbawiało ich tchu. Za szybko powiedział, mimo iż ledwie się poruszali. Biodra ocierały się o siebie, jej łechtaczka tarła o jego penis. Wrażenie było wspaniałe, prawie bolesne. Tak… dobrze… Polizał zarys jej szczęki, jej ucho. Rozkoszny dreszcz spłynął po jej kręgosłupie, gwałtowniej naparła na niego. Znowu ją dotknął, a potem polizał jej szyję i miejsce, gdzie puls szaleńczo jej bił. - Amun?
Tak ukochana? Bogowie, nigdy nie zmęczy się słuchaniem swego imienia z jej ust. Wygięła się lekko, żwawiej poruszając biodrami, jej oddech stał się płytki. To były tortury, prawdziwe i niezaprzeczalne. Nigdy wcześniej nie zaznała czegoś takiego. - Ja… kocham cię – powiedziała. Co? Prawie nie uwierzył, że to powiedziała… - Kocham cię. Och ukochana. Była dla niego wszystkim. Po prostu wszystkim. Po tych słowach padły wszelkie jego bariery. Już nie był w stanie trzymać się z dala od niej, spowalniać jej ruchów. Przewrócił ją, puszczając jednoczenie jej ramiona i łapiąc jej kolana, a potem rozciągając je na boki, jak tylko się dało. Powiedz to znowu. - Kocham ciebie. Zamarł na chwilę, by zaraz wejść w nią do samego końca. Znowu. Krzyk wymknął się z jej ust. - Kocham ciebie Znowu. Wchodził w nią i wychodził. Mocno, ciężko, ostro. Ciepło wypełniało ją przeganiając lód. Patrzył w jej oczy, zachwycony tym że miał ją pod sobą. - Kocham ciebie – jej paznokcie wbiły się w jego plecy, raniąc go aż do krwi. Puścił jedną z jej nóg i umieścił pomiędzy swoimi. Jego jądra zaczęły uderzać o jej udo. Nowa pozycja sprawiła, że jeszcze mocniej się dotykali. Wkrótce zaczęła spazmatycznie wciągać powietrze. Była tylko rozkosz, żadnego bólu. Przyjemność zupełnie inna niż za pierwszym razem. Być może dlatego, że teraz wiedział, że go kocha. Posiadł jej serce, a ona trzymała w rękach jego. Byli bardziej ze sobą złączeni, niż pozwalały na to ich ciała. Ich dusze należały do siebie. Teraz i na zawsze. Ulga i zachwyt wylały się z niego, otulając ich oboje. Nie zastanawiając się wiele pochylił się nad nią, zaciskając usta na jej pulsie. Krzyknęła wyginając się pod nim. Uniosła biodra wysoko, byle tylko znalazł się głębiej w niej. Jednocześnie ścisnęła go biodrami, uniemożliwiając mu ucieczkę. Amun wybuchł porażony intensywnością swoich odczuć. Jego nasienie wypełniło ją, oznaczając na całe życie. Moja. Moja. Moja. Nie było między nimi już żadnych tajemnic. Ani dla niego, ani dla jego demona, ani tym bardziej dla Haidee. Nie mając już dłużej siły utrzymać się nad nią, opadł na jej ciało. Nie poskarżyła się, przeciwnie, położyła na ziemi, przyciągając go mocniej do siebie. Amun leżał na niej, starając się ostatkiem sił nie zdusić jej. Co nie oznaczało, że miał ochotę odsunąć się od niej. Nie, pragnął już zawsze patrzeć na nią i czuć to wyjątkowe połączenie pomiędzy nimi. Zraniłam cię? Miała przymknięte oczy. Długie rzęsy, opadały na jej policzki, niczym dwa
wachlarze. Nie powiedział. Zabiłaś zachichotał. Mam nadzieję, że moja kobieta jest zadowolona,nawet jeśli bardziej się napracowała ode mnie? Zamrugała, otwierając szeroko oczy. - A więc jestem twoją kobietą? Uśmiechnął się szeroko. Teraz i na zawsze. - Czy mógłbyś… - oblizała spuchnięte od pocałunków wargi. – Mógłbyś to powiedzieć słowami? Pogłaskał jej twarz tak delikatnie jak tylko potrafił. Sam pragnął usłyszeć te słowa, nic więc dziwnego, że ona również tego pragnęła. Nagle zrobiło się mu głupio, że do tej pory tego jej nie powiedział. Samolubnie cieszył się jej deklaracją, ze swoją jednak się nie spieszył. Kocham ciebie Haidee. Kocham cię do bólu. Jej ramiona spięły się, nagle cała zesztywniała. - I wybaczasz mi, to co zrobiłam? To co wydarzyło się wieki temu? To co działo się przez ostatnie stulecia? Ukochana, co mam ci wybaczyć? Zawładnął tobą twój demon, tak jak zawładnął mnąmój. Łzy spłynęły w dół po jej twarzy, mocząc jej szyję. - Mój demon – powiedziała. – Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tego. Ale to prawda. Zabrałaś kawałek nienawiści i umieściłaś go w sobie. On zrósł się z tobą,stając się jednością. Latami kierował twoimi czynami i myślami. Położyła dłoń na jego sercu. - Twoi przyjaciele nigdy w to nie uwierzą. Oni nigdy mnie nie zaakceptują. Chwycił palcami jej szczękę, zmuszając ją, by spojrzała mu w oczy. Po pierwsze jesteś ze mną. Więc albo zaakceptują ciebie ze mną. Albo stracą równieżmnie. - Ale ja nie chcę żebyś ich stracił potrzebujesz ich. Potrzebuję ciebie. - Co jeśli przypadkowo zabiorę inne demony? Nie zrobisz tego. - Skąd możesz być tego taki pewien? Dokładnie tak jak ze mną. Jeśli nie będziesz chciała tego zrobić, nie zrobisz tego. - Tak bardzo mi ufasz? Tak. Zarzuciła ramiona dookoła jego szyi, ukrywając głowę w zagłębieniu jego ramion. Chłodne łzy kapały na jego skórę. Łzy niczym kryształy łamiące mu serce. Szlochała. Co się stało ukochana? Chciałem cię rozbawić, nie zasmucić. - Jestem szczęśliwa. Nigdy wcześniej nie byłam. Jedynie przez ten krótki czas z rodzicami. Jeszcze zanim urodziła się moja siostra i rodzice zdecydowali się mnie zatrzymać przy sobie. Ale potem Nienawiść ich torturowała, a oni poprosili, by mnie zabrała. To bardzo mnie zraniło. Przy tobie wiem, że zawsze będziesz stawiał mnie na pierwszym miejscu, choć nie powinieneś. Wiem, że jeśli pozwolę ci to zrobić, będziesz
później nieszczęśliwy. Otoczył ramionami jej plecy, przytulając ją do siebie. Nieszczęśliwy? Dlaczego? Chyba nie planujesz mnie opuścić? - Nie głuptasie. Za dobrze mi z tobą. Roześmiał się ponownie. Tak długo jak będę cię miał, nie mogę być nieszczęśliwy. - Ale twoi przyjaciele… Zaakceptują ciebie, lub nie pomyślał. Sekrety milczały, być może demon wiedział jak zareagują, być może nie. Tak, czy siak Amun planował zrobić wszystko, by jego przyjaciele zaakceptowali jego kobietę. Jeśli tego nie zrobią, trudno. Wtedy Amun odejdzie. Będzie za nimi tęsknił i zawsze ich kochał, ale i tak odejdzie. Jeśli będą mu kazali wybierać pomiędzy nimi a Haidee stracą go. Bez wahania wybierze Haidee. Jego serce biło tylko dla niej. Żył dla niej. Była zdumiewająca. Przeżyła setki lat chwytając się jedynego sposobu jaki miała. Cechowała ją odwaga i waleczność jakiej brakowało większości ludzi. Nosiła w sobie część Nienawiści. Prawdopodobnie nie powinna była być w stanie go pokochać, ale ponownie nawet w twej kwestii okazała się być zdumiewająca. Jej miłość była silniejsza niż ciemność w niej mieszkająca. Trzymał ją blisko siebie, pieszcząc ją i szepcząc czułe słowa. Potem ucałował jej skroń. Chcę żebyś wiedziała, że nie zamierzam cię opuścić i nie będę żałować, że ciebiewybrałem. Teraz i na zawsze, tak jak mówiłem jesteś moja. - Jak możesz mnie kochać? – zapytała łkając. – Jak możesz mnie kochać? Właśnie to robię, jesteś częścią mnie. Dokładnie. Jej ramiona ponownie zacisnęły się wokół niego a z jej ust wydobyło się ciche westchnienie. - Twoje ciało zostało oczyszczone z demonów – powiedziała. – Już nie musimy dłużej pozostawać tu na dole. Miała rację. Powinien był to już dawno zrozumieć. Zabawne, przez cały ten czas myślał tylko o tym jak się stąd szybko wydostać, a teraz nie miał ochoty opuszczać tej jaskini. Być może powodem jego wahania, był fakt iż chciał swoją kobietę mieć trochę dłużej tylko dla siebie. Odpocznijmy jeszcze trochę powiedział. A potem znajdziemy sposób, by skontaktować sięz Zacharelem. Przyprowadził ich tutaj, więc niech znajdzie sposób by odeskortować ich z powrotem do fortecy. Jeśli nie, znajdą inny sposób. Nie było rzezy niemożliwych do wykonania. Wiedział o tym aż za dobrze. - Dobra – powiedziała. Zanim pójdziemy, użyjmy plecaka by poprosić o narzędzia potrzebne do wykonaniatatuażu. Chciał zetrzeć imię Miki z jej ciała i dodać swoje własne na każdej jej ręce, i każdym placu u nogi. Po to, by wiedziała do kogo należy. - Świetny pomysł. Twoim imieniem ozdobę swoje ramię. To ma być więcej niż imię ukochana. Cały akapit o tym jak bardzo mnie kochasz. Zachichotała.
Kim są pozostałe imiona na twojej ręce? Skye? Viola? - Skye kiedyś mnie uratował. Byliśmy uwiezieni i zdani na siebie podczas ucieczki. A Viola… ona jest opętana przez demona Narcyzmu. Widzisz te kropki? Walczyłyśmy ze sobą, ale nie pamiętam wyniku. Sekrety mogłyby mi w tym pomóc. Będziemy musieli wysłać do twojej jaskini notatki o mnie i zdjęcia. Jeśli znajdzie jakąś kamerę nagra jej film o sobie. Jego demon milczał nic nie mówiąc, nie potwierdzając i nie zaprzeczając jego planom. Ale Amun nie przejmował się tym za bardzo. Chciał by Haidee zapamiętała go nawet jeśli umrze. Z drugiej strony nie zamierzał dopuścić taka ewentualność się zdarzyła… - Kolejny dobry pomysł – powiedziała ziewając. Jej ciało ułożyło się na nim. Śpij kochanie. - Tak – powiedziała zapadając w sen. Chciał by każda noc tak właśnie się kończyła. Z Haidee nasyconą i zasypiającą na nim. Bezpieczną w jego ramionach. Chciał by zawsze budziła się przy nim. Kochaliby się i mówili sobie o swojej miłości. Rozdział XXVII PAZURY CIĘŁY O pobliską ścianę - Haidee - dziwne wycie jej imienia odbijało się, mieszając z szelestem jej szlafroka. Rzeka krwi pomiędzy jej matką a ojcem. Dwoje bezsilnych... martwych. Powieki Haidee z trudem otwarły się, lęk momentalnie zakręcił się w żołądku. Znała ten dźwięk, znała ten głos. To tylko koszmar, powiedziała sobie, albo następne królestwo z piekła. Nie ufaj nikomu i niczemu. Oprócz Amuna. Tej lekcji nauczyła się dobrze. - Mała Haidee - głos śpiewał, szeptał. - Wiem że jesteś gdzieś blisko. Mogę czuć twój zapach. Proszę niech to będzie następny koszmar albo królestwo z piekła, pomyślała zdesperowana. - Nie możesz się chować przede mną, mała Haidee. Masz coś mojego. Mojego, mojego, mojego. Hai… dee musisz mi to oddać. Rzeka krwi pomiędzy jej matką a ojcem. Dwoje bezsilnych... martwych. - Hai... dee... Chowałaś się już kiedy byłaś małą dziewczynką. Pamiętasz? Bo ja tak - krzyki, bełkotania. Błagania. - Twoja siostra kwiczała jak świnia, kiedy ostrze przebijało jej brzuch. Twoja matka błagała mnie bym przestał, bym cię zabrał. Twój ojciec, no cóż, on pierwszy umarł, czyż nie? Kuląc się, walczyła z falą wymiotów. Nie, nie koszmar, nie następne królestwo. Było za dużo radości w tym tonie. Za dużo prawdy by pamiętać. Nienawiść była tutaj. Jakimś cudem demon ją odnalazł. Przyszedł po nią. Znowu. Zaprzeczenie wyło w jej głowie - nie teraz, proszę nie teraz -skoczyła na nogi, dziko patrzyła przeszukując okolicę. Nie widziała go, ale to nie zmniejszało jej lęku. Ciągle była w jaskini, Amun leżał na posłaniu które dla nich zrobił. Obudził się czując
jak się poruszyła, albo usłyszał szyderstwa drania. Jego już zdążyły się otworzyć. Usiadł sztywno, wkładał na siebie spodnie i chwytał za dwa sztylety nie przerywając potrząsać głową, by oczyścić ją z resztek snu. Nie zadawał żadnych pytań. Może nie musiał. Odkąd kochali się po raz drugi, byli całkowicie dostrojeni do siebie, i prawdę mówiąc czuła jego emocje dla niej i słodką głębie jego miłości. - Haidee - Nienawiść była coraz bliżej. - Wychodź, wychodź gdziekolwiek jesteś. Rzeka krwi pomiędzy jej matką a ojcem. Dwoje bezsilnych... martwych. Nie. Nie, nie, nie. Wspomnienia jej nie pochłoną. Od kiedy spotykała się z Amunem, ledwie myślała o tej nocy i sądziła, że może w końcu jest wyleczona. Nie będzie nieuważna. Nie tym razem. Ubrała się szybko jak Amun, potem dosięgła broni. Wiedziała że ten dzień kiedyś nadejdzie. Tylko że nie spodziewała się że nadejdzie teraz. Nie było ostrzeżenia, nic nie zapowiadało nadejścia Nienawiści. Choć to nie była cała prawda. Stara wiedźma przy cyrku próbowała ją ostrzec, czyż nie? “Wkrótce” w końcu przybył. Amun ciągnął ją ku jedynemu wyjściu z jaskini, przycisnął ją do ściany, potem się obrócił i czekał, gotowy do ataku. Jego bark przycisnął środek jej klatki piersiowej, trzymając ją w miejscu. - Haidee dziewczyno. Martwa dziewczyno. Masz coś mojego. Nie umrzesz zanim ja tego nie zabiorę. Nie tym razem. Dosięgnę cię i tak. Rzeka krwi pomiędzy jej matką a ojcem. Dwoje bezsilnych... martwych. Jej zęby zazgrzytały o siebie. - Co ty planujesz? On nie jest jak twoi przyjaciele – szeptała do Amuna. - Nie jest człowiekiem w jakimkolwiek fragmencie. Wiem, Amun w końcu odpowiedział, jego głos był ciemny, groźny, ich myśli połączyły się. Sekrety wiedziały. On jest więcej niż nieśmiertelny. Jest dzieckiem bogini Temidy. To jej syn. Zawsze radujący się mogąc zabijać, zadawać cierpienie. Dlatego był wysłany do Tartaru. Haidee nie mogła ukryć nagłego ukłucia przerażenia. Nie przed Amunem. Oddychała płytko. Nienawiść była dzieckiem bogini. Bóg sam w sobie. Jak mogą pokonać boga? Sekrety mignęły obrazami Nienawiści przez głowę Amuna, co z kolei spowodowało że obrazy mignęły w jej głowie. Był szybki, za szybki, jego siła niespotykana. Haidee była jedyną osobą która kiedykolwiek odeszła od niego, i zrobiła to tylko dlatego ponieważ jej chłód go zaskoczył. Tym razem nie da się zaskoczyć. - Nie możemy z nim walczyć. Przegramy. Walczyłem z bogami przez cały czas gdy mieszkałem w niebie. - Tak, ale to było tysiące lat temu, i miałeś armię nieśmiertelnych za sobą. Teraz jesteśmy tylko ja i ty. On nas zarznie. Wymyślimy coś. Sekrety nie zgadzały się, i jego niepewność spłynęła na nią. - Nie ma znaczenia, co zrobimy, dzisiaj umrę - powiedziała zdecydowanie. Demon nawet nie próbował zaprzeczyć jej słowom. Niestety podobnie jak Amun Haidee nie była na to gotowa. Potrzebowała więcej czasu.
Nie. Nie, nie, nie umrzesz. Nie pozwolę ci. Równie mocno jak mogła wierzyć w obrazy podsyłane przez Sekrety, czuła wzrastającą panikę u Amuna. W jej własnym umyśle panował już chaos, musiała z tym walczyć z całej siły. Ktoś musiał pozostać spokojny. Ktoś musi wydostać Amuna z tego żywego. Dla niej już było za późno. - Posłuchaj mnie - gdy mówiła, zmusiła się sama do zaakceptowania swego losu. Umrze-jej sposobem-i będzie ranna. I co z tego. Robiła to wcześniej. Tym razem zrobi to dla Amuna. Nie miała innego wyboru. - Za kilka dni, znowu będę w swojej jaskini. Nie - pospiesznie zaprzeczyła, gdy jego spojrzenie spoczęło na niej. - Niczego nie mów. I nie... nie przychodź do mnie. Nie będę cię pamiętać, zaatakuję ciebie. Ale myślę – “mam nadzieję” - Będę śniła o tobie i kiedy znów Nienawiść usadowi się we mnie, przyjdę do ciebie. Będziemy znowu razem. Ty nie umrzesz. Nie tym razem. Pierwszy umrę. Tego bała się najbardziej. - Tylko... pozwól mu mnie wziąć - prosiła. - Słyszałeś go. On chce swojego demona z powrotem, i nie odejdzie bez niego. On nie odejdzie tak czy siak. Och, Amun. Uparty do szpiku kości. - Coś się zmieniło. Przedtem zawsze, utrzymywał dystans gdy mnie znajdywał, bał się mnie dotykać. Tym razem, myślę że już się nie boi. Boi się. Trochę. Ale nie wystarczająco. - Dobrze - zmusiła się by powiedzieć. - Tak mogę to zrobić. - Nie! Wiedziała że obraziła Amuna wojowniczą naturą, nie chciała jednak ryzykować jego życia. Ona wróci. On nie. - Amun posłuchaj mnie. Ja nie chcę żebyś z nim walczył. On jest pieprzonym bogiem. Półbogiem. I nie powstrzymasz mnie. - Nie ważne. Znasz wynik. Oboje znamy wynik. Twój demon nie jest… - Haidee... moje... moje, masz coś mojego - pogardliwy głos z jej przeszłości powiedział. Nienawiść ot tak sobie nie weszła do jaskini. On po prostu wszedł przez ścianę by stanąć na przeciw niej i Amuna. - Znowu razem, koniec końców. Złodziej nareszcie zapłaci za swoje grzechy. Wzięłaś coś mojego. Chcę to z powrotem. - Powtarzasz się – chciało jej się zwymiotować, jak tylko przeszłość zderzyła się z teraźniejszością,. Jak zawsze nosił czarną szatę z kapturem, jego twarz była plątaniną grubych, nieprzeniknionych cieni. Jego stopy płynęły powyżej gruntu, wszystko wokół niego, nawet wiatr był straszny. Nie zbliżaj się do niego, Amun warknął, odsuwając się od niej. I nie dotykaj mnie. Dobrze?Musimy jakoś zagadać, tylko wtedy uda się nam go rozszyfrować i pokonać, bez użyciaprzemocy fizyczne.Dobrze, powiedziała. Skłamała. Może. Nie była pewna. I dlaczego nie mogła dotykać Amuna? Kiedy jego ramiona napierały na jej, odczytywała jego umysł, i myśli jego demona. Teraz nic nie słyszała...
Amun skinął głową, by wiedziała że usłyszał jej odpowiedź nim połączenie zostało przerwane. Nienawiść nic nie mówił, zaledwie patrzył na nich. Niskie warknięcie wydobyło się z jego gardła. - Jesteście ze sobą. Demon i Łowca - słowa niosły aluzję ognia. - Nie zasługujesz na przyjemność, Haidee moja dziewczyno. Moja. Po tym co mi zrobiłaś, zasługujesz tylko na ból. - Co się stało tutaj to nie twój interes - powiedziała, podnosząc podbródek. Haidee, uważaj na słowa. Powiedziałem zagadać, nie rozwścieczyć.Dobrze, że ciągle mogli ze sobą rozmawiać. I co mogłabym powiedzieć żeby tkwił tutaj igadał bez końca. Zaraz zrobi to, po co przyszedł?Nie wiem. Zanim mogła odpowiedzieć, Nienawiść warknął groźnie. - Chcę , to co jest moje, i ty mi to dasz. Ręka Amuna napięła się, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch do przodu, chyba, że Nienawiść rzuci się wprost na nią. Prawie odepchnęła to ramię na bok, ale pamiętając jego rozkaz by go nie dotykać, nie zrobiła tego. Cholera jasna, chciała go uratować, nie oferować jako danie na obiad. - Nie masz dla mnie odpowiedzi, mała Haidee? Martwa Haidee? Nawet jeśli Amun ostrzegał ją, by była spokojna powiedziała. - Co jeśli zdecyduję się to zatrzymać? - nie chciała, by ten drań skupił uwagę na jej mężczyźnie. Nienawiść potrafił poruszać się bardzo szybko, zabijając za nim jego ofiara zdążyła bodaj mrugnąć. Do diabła, Nienawiść mógł przechodzić przez ściany, a to oznaczało, że mógł po prostu zaatakować Amuna od tyłu. - Na zawsze. Niech to szlag trafi, Amun przeklął. Czy ty masz zamiar doprowadzić go do szału? Ręce z pazurami zacisnęły się w pieści, wystając z długich rękawów czarnej szaty. - Dasz mi to co moje. Oddaj to natychmiast. - Nie - powiedziała z fałszywym spokojem. - Myślę że nie oddam. Wiatr zatrząsł dołem jego szaty. - Zmuszę cię. - Naprawdę? Więc dlaczego dotąd tego nie zrobiłeś? Wiatr, wiatr, bardzo dużo wiatru. Jeśli nie będzie ostrożna, drań może zaatakować, nie ma, znaczenia co zrobi lub powie. - Umrę jeśli ci oddam to co chcesz? - zapytała, udając że myśli nad czymś. Tak już lepiej. - Oddaj mi. Nie odpowiedział na jej pytanie. - Wiesz co? Jeśli tak bardzo chcesz z powrotem część swego demona, to przyjdź tu i go weź. Co? Amun krzyknął, wiatr rozkołysał całą pieczarę. Tak jak powiedziałam, on właśnie tego nie może zrobić inaczej już by to zrobił. Muszę mu wtym pomóc, właśnie to sobie przypomniałam. Ciemne napięcie pulsowało z poruszającego się ciała. - Haidee. Czy ty w jakiś sposób komunikujesz się ze swoim kochankiem?
Po raz pierwszy w ich sporadycznych, ale trwających przez stulecia spotkaniach, Nienawiść zdjął kaptur z głowy, uwalniając twarz od grubych cieni. Haidee przerażona wytrzeszczyła oczy. Był pokraczny. Jego skóra odpadała od ciała, przeżarta i zniszczona, na głowie brakowało mu większości włosów. Kilka chudych pasemek skręcało się w loczki. Coś wyglądające jak oczy, patrzało na nią przez dwa czarne dziury z beznadziei. - Ty przynajmniej nigdy nie byłeś moim kochankiem - wykłócała się. - Jesteś tego pewna? - przed jej oczami, jego skóra wygładziła się i ściemniała. Jego włosy urosły, stały się grube i czarne, połyskujące jak jedwab. Piękne brązowe oczy pojawiły się w bezdennych dziurach. Chwilę później przystojny Mika we własnej osobie stał przed nią. Prawie identyczny jak Amuna, ale bez skwierczącej aury. - Nie! - powiedziała potrząsając głową gwałtownie. - Nie! – Na pewno by wiedziała. Wyczułaby. Musiała być jakaś wskazówka. Coś, cokolwiek. No nie? chociażby fakt, że był złem. Ona i Mika nigdy nie byli kochankami. Tak naprawdę. On nie był Miką z którym byłaś, ukochana. Głos Amuna koił jej wzrastającą odrazę. - Tak - Nienawiść powiedział. - Znam cię lepiej niż ty samą siebie, i wiem, że chcesz widzieć tę twarz. Dlatego daję ci tę twarz. Kłamie, przysięgam ci. Ale zajmij go rozmową. Mój demon ciągle zagnieżdża się w jegogłowie i jesteśmy blisko, bardzo blisko odkrycia jak go pokonać. - Jak mnie znalazłeś? - warknęła. Nienawiść spiorunował ją wzrokiem, ale powiedział. - Telefon komórkowy, jak by inaczej? Kiedy usłyszałem twój głos, to była tylko kwestia godzin nim cię znajdę, gdziekolwiek spróbowałabyś się ukryć. Przyznaje, nie spodziewałem się że znajdę ciebie tutaj, dymającą się z innym demonem. - Więc jak to się stało że masz twarz Miki? Jak długo byłeś Miką? Gdzie jest prawdziwy Mika? Znajome wargi wykręciły się w uśmiech. - Być może byłem Miką przez cały ten czas. Nie, Amun powiedział. On stał się Miką kilka dni później po tym jak Strider cię porwał. Czy Sekrety pokazywały mu prawdę? Miała taką nadzieję, ponieważ wierzyła Amunowi. Zawsze. Co znaczyło, że ona nie całowała tej kreatury, w żadnym ze swych żyć. Tylko Mika. Jej ulga była wyraźna. - A gdzie teraz jest Mika...? - Czy jest martwy? Tak. Zabiłem go. I wiesz co? Kiedy on umierał, pokazałem mu twoją twarz - na ułamek sekundy, zobaczyła swoją własną twarz patrzącą na nią. Potem wrócił do obrazu Miki. - Powiedziałem mu jak bardzo nim gardziłaś. To jest prawda. Tak mi przykro. Martwy. Mika był martwy. I został zabity tak okrutnie, myśląc, że nienawidziła go. Nawet jeśli naprawdę nie kochała Miki, opłakiwała jednak jego stratę. Miał dużo wad, ale walczył w to co wierzył. - Nie masz nic do powiedzenia, martwa Haidee, zanim zabiję także tego
wojownika? I zrobię to, wiesz o tym. Zmuszę cię byś patrzyła-chyba że dasz mi to czego szukam. Teraz, teraz, teraz. Jej spojrzenie skoczyło do Amuna. Czy już wiesz jak go zabić bez walczenia z nim? Proszę, proszę, proszę. Mięsień zadrgał na Amuna szczęce. Nie. To wahanie... On kłamał. I nagle, nawet bez dotykania go, wiedziała, co ukrywał przed nią, coś przed czym próbował ją uchronić. Dlatego był tak zdesperowany by znaleźć inne wyjście. Nie mogła uwierzyć, że nie pomyślała o tym przedtem. Usunięcie demona z jego ciała kompletnie go zabije tak samo jak zabije ciebie. Czyż nie? Głowa Amuna odwróciła się w jej stronę, jego oczy rozbłysły nim ponownie skupił się na Nienawiści. Haidee. Nie możesz tego zrobić. Ponieważ są tylko dwie możliwości. Utkwisz zcałą Nienawiścią w sobie, być może nawet umrzesz przy tym, albo kiedy Nienawiść w końcuzłoży się z powrotem w całość, zniszczysz ją i wtedy umrzesz.Nie obchodzi mnie to. Jeśli umrę, wrócę.A ja nie chcę twoich rąk na nim. Ona także nie chciała swoich rąk na nim. Nie chciała dotykać stwora który zarżnął jej rodzinę. Dla Amuna, jednak zrobiłaby... cokolwiek. - No dobra. Jestem skłonna dać ci to co chcesz - powiedziała do Nienawiści. Haidee, Amun ostrzegał. Kontynuowała tak czy siak. - Bym mogła oddać ci twojego demona, będziesz musiał pozwolić mi się dotknąć. I jak wiesz, nie mogę dotknąć cię bez zranienia ciebie. Ten mały kawałek demona zranił ciebie wychodząc, prawda? Więc z pewnością zrani cię wchodząc w ciebie. Więc nie walcz ze mną, ok? - nie miała zamiaru wcale oddawać mu demona. Miała zamiar go wziąć. Całego. Nie ważne, co później stanie się z nią. Długa chwila minęła w ciszy, Nienawiść zesztywniał głowiąc się czy zaufać jej czy nie. Szybko jednak uświadomił sobie, że nie może mieć wszystkiego, skinął więc tylko głową. - Pozwolę ci się dotknąć. Ziarenko nadziei urosło w nie. Aż do… - Dopiero jednak, kiedy upewnię się, że mogę ci ufać - dokończył. – Jednak zdradź mnie, a twój wojownik umrze. Rozumiesz? Nadzieja natychmiast wyparowała z niej. Nie było więcej czasu by, coś wymyśleć. W jednej sekundzie Nienawiść stał na przeciw nich, a w następnej był za nimi, dokładnie tak jakby rozproszył się i scalił za nimi. Odepchnął ją z drogi, ostrożnie nie dotykając jej skóry, i uderzył potężną pięścią Amuna w głowę. Jej wojownik przechylił się na jedną stronę ale szybko wrócił do pionu i tak szybko jak mógł wyrzucił przed siebie ostrze. Nienawiść przewidział ruch i zdematerializował się, ponownie za Amunem. Znowu. Stworzenie nie miało broni, nie potrzebował ich przedtem, więc dlaczego teraz miałoby jej potrzebować? Zawsze używało swoich pazurów. Cięło pazurami w Amuna, skrobiąc wojownika kark. Amun zawył wewnątrz głowy, jednak żaden dźwięk się nie wydobył z jego ust. Wił się, zaatakował Nienawiść ponownie. Czarna szata zaszeleściła, gdy stworzenie
tańcząc uciekało z drogi, zaraz potem dziwaczny śmiech wypełnił jaskinię. - Jesteś silniejszy niż inni których zabiłem przez Hadiee , ale jak oni poniesiesz klęskę. Nie zgładzę cię, jednak. Nie, będę trzymał cię na krawędzi. A potem, gdy będę mieć mojego demona w całości, puszczę cię wolno. Kłamstwo. Wiedziała o tym. On nigdy nikogo nie puszczał wolno. Haidee spojrzała groźnie na stwora który był odpowiedzialny za tyle bólu. Był Nienawiścią w czystej formie. I ona miała cząstkę jego w sobie. Miała Nienawiść. Oddając się emocjom, pozwoliła by ją napełniły, zjadając ją. Lód zawsze wzburzał się wewnątrz jej rozkwitając w jej żyłach, obracając jej krew w szlam. Dobrze. Tak. To było jej zamiarem przecież. To było tym, czego bogini od niej chciała. Zniszczenie. Wojownicy ciągle walczyli, napadając na siebie, łącząc się, krew pryskała na boki. Amun był szybszy niż podejrzewała i radził sobie świetnie zadając ciosy. Prawdę mówiąc, im mocniej walczył tym był szybszy, aż do czasu gdy wydawało się mu, że przewiduje dokładnie gdzie Nienawiść może pojawić się ponownie. Wtedy to dostawał więcej ciosów i ran, niż jego przeciwnik. Ciągle. To nie powstrzyma jej od zrobienia tego, co ma być zrobione. Nareszcie, zakończy to. Mężczyźni wpadli z trzaskiem na skalistą ścianę jaskini, kurz otaczał ich. Jeden rzucał drugim, potem odskakiwali od siebie, by zaraz polecieć znów na siebie. Warczenia i burknięcia odbijały się echem, trzeszczenie połamanych kości. Powinna skoczyć pomiędzy nich. Cały swój żywot walczyła, by zostać przy życiu, unikając ukłucia śmierci i odrodzenia. Nie tym razem. Lepiej umrzeć niż pozwolić Nienawiści żyć. Lepiej umrzeć niż pozwolić by Amun został skrzywdzony. Zraniła go już wystarczająco. Kochała go mocniej niż jej własne życie. poza tym, do diabła, była coś winna jego przyjaciołom. Stracili już jednego z braci przez nią. Nie będzie powodem dla którego stracą Amuna. Chociaż drżała i wiedziała gdzieś głęboko, że to będzie bolało ją mocniej niż Nienawiść, Haidee skupiła się na Amunie. Na jego myślach. Nie dotykali się, ale był też zbyt zajęty by ją blokować, wkrótce więc usłyszała wir rozkazów z jego głowy, pogrążona w jego świadomości i wściekłości. Wiele chwil zajęło jej przesianie mnogości obrazów, by znaleźć to czego chciała. Nagle wiedziała, co Nienawiść planował. Patrzyła. Czekała. Amun był bardzo skupiony na swoim przeciwniku, zupełnie nie zwracając uwagi na jej wtargnięcie do swojej głowy. Haidee odliczała ciągle patrząc... ciągle czekając... w końcu rzuciła się do walki. Zaorała prosto w Nienawiść, jej ręce owinęły się w koło jego karku głowa przycisnęła do jego czaszki. Byli skóra przy skórze, gdy runęli na ziemię. Jeszcze lepiej, bo byli poza zasięgiem Amuna. W momencie w którym się zderzyli, ona rozpętała zimno. Nienawiść wrzasnął gdy lód uformował się na jego ciepłym ciele, łącząc ich, nie był zdolny by odskoczyć. Haidee, usłyszała Amuna krzyk w swojej głowie. Ściszyła go, koncentrując się całkowicie na zadaniu. By wziąć demony z Amuna, musiała przestać się pilnować. Musiała przestać walczyć z nim i pozwolić mu wejść, zapraszając go. Zrobiła teraz to samo, dla Nienawiści. Przestała pilnować dostępu do siebie. Nie walczyła już z nim więcej. Ale dozorca Nienawiści bronił się, szarpał, drapał ją, kłuł pazurami i rozrywał jej ciało. Nie zwracała
na to jednak uwagi. Chciała jego demona, i będzie go miała. Na początku, demon będąc kłębowiskiem ognia, ciemności i czerwonych oczu, uciekał od niej. Jej lód też prawie natychmiast w zetknięciu z nim topił się. Wytrzymała jednak, w spokoju czekając, aż demon przestanie przed nią się bronić i pozwoli jej wessać się całkowicie. Potem pochłonęła całą Nienawiść. Zamknęła ręce na wyostrzonych szponach. W pierwszym momencie kontaktu, ból przeszedł przez nią. Chciała przestać, odskoczyć tak daleko jak tylko mogła, ale jedynie co mogła zrobić, to zacisnąć mocnie dłonie na Nienawiści i głębiej wciągnąć go do swego ciała. I wygrać. Pomimo lodu, Nienawiść napierała na nią, walcząc. Ciągle trzymała go, wsysając demona w siebie. Potem lód zaczął się topić, opuszczając ją. Tak jak poprzednio, gorąco rozkwitło się w jej żyłach. Pajęczyna ognia płynęła przez jej żyły, zawroty głowy bombardowały ją. Ciemność, która była jej częścią niej od stuleci zapłakała zapraszając demona Lorda , który wślizgiwał się w nią po trochu. Nie musiała już dłużej zasysać. Demon teraz chciał wejść w nią, desperacko pragnąc znowu być w całości. Prawie koniec, pomyślała, poraniona, łzy spływały po jej policzkach. Nagle był ból innego rodzaju rozrywający jej kark i plecy spowił ją. Amun zaczął krzyczeć, możliwe że płakał, ale ledwie to zauważyła. Jej wnętrze było zbyt zajęte spalaniem się. Ktoś odciągnął ją od poprzedniego dozorcy Nienawiści. Nie protestowała, miała teraz demona w sobie. Demon biegał w jej umyśle waląc w jej czaszkę, wypełniając ją nienawiścią, zjadając ją. Haidee, ukochana. Proszę. Pozwól mi zobaczyć twe piękne oczy. Z trudem otwarła oczy spoglądając na Amuna wyłaniającego się ponad nią, skąpanego w czerwieni. Krew? Ale dlaczego krew nie żarzyła się tak jak przedtem? Ukochana, och, bogowie, ukochana. Nigdy nie wyglądał na tak udręczonego. Otworzyła usta by odpowiedzieć, ale coś ciepłego wyciekało z jej ust zamiast słów. Czy on nie żyje? Nie miała siły by pchnąć słowa do jego umysłu, ale jakoś słyszał ją. Tak, ukochana, nie żyje. Łzy połyskiwały na jego czarnych rzęsach. Jesteś smutny? Nie bądź smutny, dziecinko. Wygraliśmy. Próbowała dosięgnąć go, by zetrzeć te łzy, ale znowu nie miała siły. Och, ukochana. Miękkie palce gładziły jej czoło. Serce Haidee zwalniało, ledwie biło. Gdy lód powrócił, pomyślała, że mogłaby wygonić demona, czyż nie? Ona i Amun mogliby być razem. Amun obawiał się że, nie będzie zdolna do wygnania demona, dlatego na zawsze będzie musiał być częścią niej. Dla niego mogła się na to zgodzić. On... walczył z tobą. Zniszczył twoje gardło. Zamrugała, nie rozumiejąc. Ukochana, ty... zanikasz.Zanikam? Czerwony blask przyćmił jego twarz. Czy to oznacza że... Ja... umieram?Nie! Muszę coś zrobić. Musi być coś. Amun dał susa, ciągnąc plecak do niej. Trzęsącymi rękami, sięgnął do środka i wyciągnął bandaże, oraz inne rzeczy by ją uratować. Zostań ze mną, ukochana. Dobrze? Umierała. Próbowała go słuchać, naprawdę próbowała. Nie dlatego, że obawiała się bólu, ale dlatego że chciała być z tym mężczyzną na zawsze. Nie chciała zranić go obrazami
swojej śmierci tak samo jak w jej umysł wrosły obrazy jej umierającej rodziny. Walczyła z zimnem, ze słabością. I gdy tak walczyła, zrozumiała, że nie mogła zniszczyć demona, ponieważ wbijał się, kłami i pazurami w jej skórę, w jej duszę. Amun patrzył, przerażony. Haidee również była zdumiona, że nie musiała przyprzeć go do muru i zmusić do odejścia. Zaskoczona, że nie raniła bardziej. Ale kiedy bestia rzuciła się do wyjścia z jaskini, rycząc histerycznie, zrozumiała że nic już nie trzymało ją w tym ciele. Ciemność ciągnęła do niej. Jej organy umierały, lód który ją ratował teraz ją zabijał. Znała to uczucie aż za dobrze. Doświadczała tego setki razy przedtem. To był jej koniec. Kocham cię, powiedziała Amunowi. Nie przerywał bandażowania jej ran. Więc zostań tu do cholery. Walcz z tym. Haidee! Słyszysz mnie? Nawet nie waż się mniezostawić.Kocham cię, powtórzyła, nie była już w stanie więcej walczyć, pozwoliła by ciemność wciągnęła ją do reszty. Rozdział XXVIII AMUN WARIOWAŁ. Haidee umarła. Umarła. Jej serce zatrzymało się, jej zniszczone ciało znikało, jej oczy były zaszklone. W jej płucach nie pozostał już ani jeden oddech, mimo, że tlen w pompował jej klatkę piersiową od godzin. Jej krew miał na rękach. I wtedy zniknęła. Po prostu zginęła, jak gdyby nigdy nie istniała. Krzyczał przez wiele godzin a Sekrety krzyczały razem z nim. Kiedy Amun kochał się z Haidee po raz drugi, demon zrozumiał, że ona nigdy ich nie zrani, nieważne jak bardzo potężna była. Przeciwnie, będzie starała się, by żeby życie było dla nich lepsze. Uświadamiając sobie, ogrom miłości do niej, Amun miał ochotę wyć z rozpaczy. Nie tylko dlatego, że posiadała wiele sekretów, ale dlatego kim była. Nawet myśl że była pogromcą-demonów, katem- sprawiedliwości, nie stanowił dla niego problemu. Dla Sekretów była ulubionym placem zabaw. Jak Temida mogła skazać tak drogocenną kobietę na śmierć? Gdzie sprawiedliwość w tak potwornym działaniu? Nagle Amun poczuł się wielce szczęśliwy, że bogini obecnie gniła w Tartarze z resztą Greków. Po tym wszystkim, co zrobiła, zasłużyła na to i na więcej. Z drugiej strony, gdyby tego nie zrobiła, Amun nie miałby drugiej szansy na spotkanie z Haidee. Albo w ogóle nie miałby szansy jej poznać. Była darem. Jego darem. I on ją zawiódł. W każdy możliwy sposób, zawiódł ją. Dwa razy umarła z jego powodu. Nienawidziła umierać, obawiała się bólu, utraty pamięci. A jednak pozwolił jej umrzeć. Moja wina, pomyślał. Za pierwszym razem to był wypadek. Za drugim razem, pośpieszyła na łeb na szyję, rzucając się w niebezpieczeństwo by go uratować. Był zbyt skupiony na walce z przeciwnikiem, by odkryć jej plany. Głupi był. Był dozorcą Sekretów, do jasnej cholery! Powinien odgadnąć jej zamiary, i powinien ją zatrzymać. Kiedy zablokowała Nienawiść, Amun nie wiedział co robić ani jak ich rozdzielić. Sekrety wiedziały, że złamanie połączenia pomiędzy Nienawiścią a Haidee,
zraniłoby dziewczynę o wiele mocniej niż pozwalając jej zakończyć wciąganie demona do środka. Ale wtedy Nienawiść zaczął walczyć z nią, gryźć nią, rozszarpywać pazurami, i Amuna nie obchodził już jej ból-obchodziło go tylko by uratować jej życie. Rozciął ich. Ale było już za późno. Rana na karku Haidee była śmiertelna. Amun zaczął krążyć po jaskini. Jeśli wezwie anioła, Zacharel, prawdopodobnie eskortuje go do domu. Jego demon wiedział o tym, wyczuwając to teraz jakby ta wiedza zawsze tam była, ale Amun jeszcze nie mógł się zmusić by w to uwierzyć i zaakceptować. Tu po raz ostatni widział Haidee, ostatni raz trzymał ją w ramionach, kosztował, nie chciał jeszcze odchodzić, nie chciał pozbywać się słodkiego zapachu jej ciała, który ciągle jeszcze pozostawał w powietrzu, tak samo jak nie chciał pozbywać się chłodu otaczającego jego ciało niczym płaszcz. Potrzebował dobrze opracowanego planu. Bez ingerencji jego przyjaciół. Haidee powiedziała mu żeby nie próbował znaleźć jej jaskini. Zamierzał zignorować jej prośbę. Znajdzie tę cholerną jaskinię. Pomoże jej przejść przez falę nienawiści. Jeśli jeszcze posiadała jakąkolwiek drobinkę demona w sobie. Nie miał pojęcia jak się sytuacja przedstawiała. Stwór oderwany od niej powstał jak gdyby nic mu nie zrobiła. Ale czy naprawdę, nic mu nie brakowało? A Haidee, czy nie mając w sobie demona również by umarła? Powiedziała, że wróci do niego. Nawet bez tej małej cząsteczki demona, musi go zapamiętać. Nadzieja zalała jego serce. Po pierwsze, musi ją znaleźć. I zrobi to. Była gdzieś tam na zewnątrz. Jeśli by go nie będzie pamiętała, jeśli zapomniała o nim całkowicie, pozwoli jej odejść. Ale co potem? Co jeśli wróci do Łowców? Cóż wtedy po prostu pójdzie za nią i będzie strzegł jej na odległość. Już raz udało się im ją schwytać. Może zrobić to ponownie. Wszystko co musiał zrobić to dosięgnąć jej. Pewny podjętej przez siebie decyzji chwycił plecak przywołał Zacharela krzycząc w swoim umyśle. Kilka sekund później, dokładnie tak jak oczekiwał, anioł pojawił się. Żadne jaskrawe światło nie zapowiedziało jego nadejścia, tylko mrugnięcie, i skrzydlaty wojownik stał przed Amunem. Potężne skrzydła obsypane złotem wyrastały z jego pleców. Ciągle nosił białą szatę i czarne włosy gładko zaczesane do tyłu. Błyszczące zielone oczy obserwowały Amuna z satysfakcją. - I co jesteś uratowany. Tak, zamigał. Teraz zabierz mnie do mojej kobiety. Jego żądanie spowodowało jedynie potrzaśnięcie ciemnej głowy. Nic więcej. Nawet cień żalu, czy współczucia nie pojawił się na twarzy anioła. Żadnej emocji czegokolwiek. - Nie mogę tego zrobić. Ona jest martwa. Tak po prostu powiedział. Amun miał ochotę dźgnąć drania w serce. Odrodzi się w Grecji. Zabierzesz mnie do niej. Natychmiast. - Nie. Ona nie jest w Grecji. Tak. Jest. Ciągnąc beznamiętnie, anioł powiedział. - Kiedy wciągnęła resztę Nienawiści do środka, demon scalił się w jedną istotę.
Kiedy uwolniła go, uwolniła wszystko, nawet tę cześć która była trwale z nią połączona. To nie powinno się zdarzyć. A ponieważ była połączona z demonem, nie mogła żyć dłużej bez Nienawiści. Tak samo jak ty nie możesz żyć bez swojego demona prawda w głosie anioła była miażdżąca. - Ale to już wiesz. Amun ciągle jeszcze walczył z tą ideą. Ona żyje, mówię ci. Aeron umarł, ale potem żył. - Amun, Haidee już była martwa. Od dawna była tylko duszą, jak ci w niebie i w piekle. Duszą która teraz wygasła raz na zawsze, jej źródło życia odeszło. Nie! Jest gdzie tam. Jest żywa. Musi być. Dusze odradz ają się w piekle. Widziałemje. - Te dusze nigdy nie były połączone z demonem. Nigdy nie straciły demona. Nie! Powtórzył. Była pobłogosławiona przez boginię. - Boginię która później odwróciła się od niej. Haidee jest żywa, do diabła z tobą. Błogosławione jest błogosławione i nie możebyć odwrócone. - Tak jak ulubione nie może popaść w niełaskę i zostać wykopanym z niebios? To nie to samo, i dobrze o tym wiesz. Dlaczego ciągle powracała do życia po tymjak bogini odwróciła się od niej, co? - Ponieważ ciągle była sparowana z demonem. Tym razem, nie była. Mogę cię zabrać do jej jaskini, jeśli chcesz. Chociaż ostrzegam cię, jest pusta. Sprawdziłem tak dla pewności. Nie panikował. Jeszcze nie. Skoncentrował się na oddychaniu, na wciąganiu nadal-zimnego powietrza przez nos, pozwalając by wypełniło jego płuca, oczyściło umysł. Ale z każdym oddechem, jego demon-który chociaż nie lubił anioła, nie mógł pozostać z dala od jego głowy, poszukując odpowiedzi na swoje pytania-wreszcie dopatrzył się co było pożądaną fantazją Amuna, a co było rzeczywistością której wojownik się bał. Haidee nie wróciła do Grecji. Ona. Była. Martwa. Na zawsze. Zacharel mówił prawdę. Jak zawsze. Ryk prawie rozdarł Amuna głowę. Zasłonił uszy by zablokować wrzask. Nie pomogło. Krzyk demona dręczył go. Bębenki w uszach rozbiły się na kawałki. Krew pociekła na ramiona. W końcu upadł na ziemię, gorące łzy napływały mu do oczu. Nie. Nie, nie, nie. Nie mogła być martwa.Była martwa.Czeka na mnie w swojej jaskini.Nie czeka na mnie w swojej jaskini.Będzie mnie pamiętać.Nie będzie niczego pamiętać.Była martwa.Teraz, zawsze. Jakąkolwiek iluzję chciał stworzyć, jego demon natychmiast ją niszczył. Nienawidził za to swojego demona. Nienawidził tak bardzo, że równie dobrze w jego wnętrzu mógłby mieszkać demon Haidee – Nienawiść. Prawda... och, bogowie, prawda. Nigdy nic go tak intensywnie nie zraniło. Była martwa, była martwa, była martwa, i nic nie mogło mu ją zwrócić. Nie powinna umrzeć. On powinien umrzeć. Dlaczego on nie umarł? Pytanie zrodziło się w jego poranionym umyśle, popatrzył na anioła. Czy ty wiedziałeś, że ona może... że to może skończyć się w ten sposób, kiedy
nastu przyniosłeś? - Oczywiście – powiedział Zacharel bez jakiekolwiek wahania. - Jej śmierć była jedynym sposobem, by cię uratować. Żadnej reakcji. Jeszcze nie. Co masz na myśli? Wciągnęła demony z Amuna i ze sukcesem zniszczyła je, wszystkie, bez narażania Sekretów. Bez najmniejszego problemu wyzdrowiała po tym skomplikowanym oczyszczaniu. Aż do Nienawiści. Ale Nienawiść nie był częścią Amuna. Powinien był kazać jej odejść po tym jak go uleczyła. Och powinien był kazać jej odejść. Gdyby wtedy zawołał Zacharela... - Czy ty jeszcze nie zrozumiałeś? Nigdy nie musiałeś odwiedzać piekła, by uwolnić się od demonów. Musieliście tylko nauczyć się ufać sobie nawzajem. To był jedyny sposób, by Haidee odkryła swoje zdolności. To był jedyny sposób na to byś pozwolił jej być na tyle blisko, by mogła użyć swoich zdolności na tobie. Więc dlaczego posłałeś nas tutaj? Dlaczego? Wolałbym umrzeć. Ja nie ona. - Zostałeś tu posłany ponieważ nic tak szybko nie przyciąga ludzi do siebie jak niebezpieczeństwo. Poza tym mówiłem tylko jak uratować ciebie, nie Haidee. Tylko ciebie. Ale ona nie musiała umierać. Ruchy Amuna stały się nieskoordynowane. Mogliśmy stąd odejść nim Nienawiść znalazła ją. Nienawiść znalazł ją. Mogłeśzrobić nalot. - Ona i tak by umarła, niezależnie od tego, czy Nienawiść by ją znalazł czy nie. Kochała cię. Ostatecznie ta miłość osłabiłaby jej demona. Tak jak twój demon żywi się sekretami innych, jej żywił się nienawiścią. W końcu, ta miłość by ją zabiła. Nie. Kochała przedtem. Inni ją kochali. - Na pewno? Jesteś tego pewien? Ona nigdy wcześniej nie kochała. Inni też jej nie kochali. Co najwyżej potrafili przezwyciężyć niechęć do niej, może nawet troszczyli się o nią, ale żaden nigdy jej nie kochał z całego serca. Aż znalazłeś się ty. Sekrety nie znalazły żadnego oszustwa w tym wyznaniu. Więc to Amun zabił ją. Ponownie. Jego miłość do niej skazała ją na zgubę. Żyłaby gdyby ją opuścił, gdyby nie zgodził się, by z nim tu przyszła. Żyłaby, gdyby tak bardzo jej nie pragnął. Nienawidził sam siebie. Nienawidził również Zacharela. Manewrowali nią niczym pionkiem do szachów. Z góry skazali ją na śmierć. I dlaczego? By go ocalić. Haidee powinna żyć, nawet, gdyby miała nienawidzić go do końca życia. Teraz odeszła na zawsze, i on za to odpowiadał. Świadomość tego rujnowała go. Ta rana nigdy się nie zagoi, nie potrzebował Seretów, by to potwierdzić. Mógł zrobić już tylko jedną rzecz. Zabierz mnie do domu, zamigał. - Mniemam że jestem dziwnie... zakłopotany twoją reakcją. Nie spodziewałem się tego, ani nie rozumiem. Jedyne, co wiem, to że nie podoba się mi to, ale pewne sprawy powinny zostać ostatecznie załatwione. W mniej niż bicie serca, Amun otoczyła mgiełka. Zniknęły ponure skały jaskini, którą dzielił z Haidee, ich miejsce zajęły gładkie białe ściany jego pokoju. Ruszył do łóżka i usiadł na jego krawędzi. Anioł nie pojawił się ponownie, i to była jedyna dobra wiadomość . Amun najchętniej zabiłby go, za to że ukrył przed nim
całą prawdę i doprowadził do śmierci Haidee. I zabije anioła. Wkrótce, ale jeszcze nie teraz. Ten czyn mógłby przyśpieszyć jego własną śmierć. Na to też przyjdzie czas, wkrótce, bez żalu rozstanie się z przyjaciółmi. Tylko to mógł zrobić. Nie będzie żył bez Haidee, nie potrafił. POTYM JAK ZACHAREL POINFORMOWAŁ TORINA o tym, co się przydarzyło Amunowi I Haidee, zebrał resztę swoich aniołów i opuścił fortecę na dobre, ich praca dobiegła końca. Dozorca Zarazy przypatrywał się swoim przyjaciołom na kilku monitorach. Kamera z pokoju Amuna założona przez Stridera ciągle jeszcze była włączona, Torin więc miał czysty widok na przyjaciela. Wojownik mógł wrócić do normalnego życia, jednak daleko mu było bycia szczęśliwym. Smutek i udręka zdawał się przylgnąć do niego. Ciemna skóra stała się jeszcze mroczniejsza, oczy bardziej ponure niż Torin kiedykolwiek u niego widział. Torin ubolewał nad nim. Mimo, iż nie mógł zrozumieć jak Amun mógł zakochać się w takiej kobiecie, ciągle jednak ubolewał nad losem swego przyjaciela. Nie miał zamiaru go osądzać. Wystarczająco mocno Amun będzie musiał się tłumaczyć przed resztą. Jedyne, czego teraz potrzebował to współczucia i bezwarunkowego wsparcia. Wsparcia które Torin mu zapewni. Dawno temu, Torin zabił kobietę której pragnął. Adorował ją z daleka, w końcu poddał się i dotknął jej. Zwykłe dotknięcie palców na jej miękkim policzku, wkrótce po tym, musiał przyglądać się chorobie, która ją dopadła i zabiła. Nie był w stanie ją uratować. Odpowiedzialność za jej śmierć zatruła mu życie. Fakt był, że Torin jedynie pragnął kobiety, podczas gdy Amun kochał swoją. Dobra trudno było porównać ich sytuację.. Torin pociągnął się za płatek ucha. Wszędzie poza tym panował spokój. Łowcy gdzieś przepadli, nawet Rhea zniknęła. Czy wojownicy osądzą Amuna czy nie, Amun będzie ich potrzebował. Potrzebował rozgrzeszenia. To nie będzie łatwe, ale trzeba będzie spróbować . Tak więc Torin wziął komórkę i wysłał wszystkim taką samą wiadomość. “Amun wrócił, zdrowy. Anioł zniknął. Wracajcie jak najszybciej. On potrzebuje pomocy. Odpowiedzi napłynęły w ciągu kilku sekund po tym jak wysłał wiadomości. Wszyscy za wyjątkiem Williama zdecydowali się wracać do domu. “ Wracam. Z nim ok? Aeron.” “ Nadchodzimy. Coś nie tak? Lucien.” “ Wyrzuć mnie z twojej książki adresowej. William.” “ Zrobione. Gideon.” “ Cameo i ja właśnie wpadliśmy do miasta. Będziemy o 10. Kane.” “ Pozwól mi najpierw zająć się Ash. Maddox” “ Zrobione. Sabin.” “ Ja, Parys i Harpia jesteśmy w Stanach. Trochę może to potrwać ale wrócimy. Strider” “ Mamy ogon. Pokażemy się tak szybko jak tylko ich zgubimy. Reyes.” Zadowolony z pokazu lojalności w obliczu nadchodzącego kryzysu, Torin rozsiadł się na krześle i czekał. Rozdział XXIX PRZYJACIELE PRÓBOWALI ROZWESELIĆ Amuna, naprawdę próbowali. Ściskali go, klepali go po plecach, pocieszając, bo w końcu od tego są przyjaciele. Strider, walczył z Łowcami. Aeron bawił się ze swoją Olivią w chmurkach.
Lucien z Anyą ochraniał Klatkę Przymusu. Gideon, ciągle jeszcze bawił w podróży poślubnej ze swoją. Kane i Cameo, buszowali po mięście, wypatrując jakichkolwiek oznak wroga. Maddox, zabawiał się w nianię Ashlyn, której brzuch był już wielkości domu. Oczywiście zdaniem Ashlyn, nie Amuna. Sabin, błagał Jedyne Niewypowiedziane by oddali artefakt, którego Strider pozbył się tak bezsensownie. Reyes, chronił swoją Danikę, kiedy malowała zerkając w przyszłosć. Parys, dzięki ambrozji unosił się coraz wyżej i przygotowując na wojnę z niebiosami. Amun spędził z nimi dwa dni. Nikt nie wspomniał o Haidee. Wszyscy unikali rozmowy o niej. On sam siadając przy stole, zdecydował się zmienić to. Nie wiedzieli jeszcze, ale to była jego ostatnia kolacja z nimi. Jutro odejdzie z fortecy. Jutro wyzwie Zacharela. Jutro straci swoją głowę. Wiedział czego doświadczył Aeron po śmierci. Wiedział że dusza wojownika odeszła do następnego królestwa, do miejsca które stworzył Zeus. Królestwa do którego ciemność i demony nie miały wstępu. Baden tam był. Pandora także. Ale Aeron, Baden i Pandora umarli jedynie jako śmiertelnicy. Ich dusze nie zostały spalone na popiół, mieczem anioła. Taką śmierć Amun chciałby dla siebie. Na koniec. Całkowicie, zupełnie. Po pierwsze jednak chciał by wiedzieli jaka Haidee naprawdę. Żeby zobaczyli, to co on widział: słodycz i światło. Żeby zrozumieli, co było pomiędzy nimi. Chciał by wiedzieli co poświęciła dla niego i dlaczego to zrobiła. Tak więc, kiedy już nałożyli sobie czubate porcje na talerze zaczął mówić. - Haidee nie była potworem jak ją malowaliśmy. Była silna i odważna – powiedział. Rozmowy przycichły, biesiadnicy w szoku gapili się na niego . Amun nigdy dotąd nie zaczynał sam z siebie mówić. Od kiedy opętał go demon, Amun mówił przeważnie o cudzych wspomnieniach. Wojownik kontynuował nim jego demon zdecydowałby przejąć nad nim kontrolę i rozproszyłby sekrety ukrywane wewnątrz umysłu Amuna. - Miała wszelkie prawo nami gardzić. Demon zabił jej matkę, ojca, siostrę i męża. Demon taki sam jak my. Do cholery, może nawet jeden z nas zabił jej męża. Byliśmy tam kiedy się to stało. A potem ja pomogłem ją zabić. Ja, właśnie ja. Rzuciłem nią wprost na miecz mojego wroga. Co tu się dziwić, że wróciła dla nas. Dla zemsty. My robilibyśmy to samo. Na szczęście nikt nie próbował go zatrzymać. Nawet jego demon. - Ten sam demon który zabił jej rodzinę zaraził ją, dał jej kawałek siebie. Kawałek Nienawiści. Ponieważ była kimś więcej niż człowiekiem, potrafiła pokonać ciemne pragnienia demona. Potem znowu ją zabito, i znowu i znowu i znowu. Za każdym razem kiedy umierała z jej pamięci wymazywano każdy akt dobroci której doświadczyła, każdą miłą i radosną chwilę. Został jej tylko smutek, ból i nienawiść. I pomimo tego wszystkiego, pomimo bólu znalazła sposób, by mnie pokochać, by mnie ocalić... by umrzeć dla mnie. Taka jest właśnie kobieta, którą nienawidziliśmy przez cały czas. Kobieta, którą zraniliśmy pierwsi. Kobieta, która mogła pomóc zabić nas wszystkich, zamiast tego zdecydowała się nas ocalić zamiast siebie. Grube, ciężkie milczenie oplotło cały pokój. Sekrety ciągle jeszcze nie próbowały przemawiać przez niego. Być może w jaskini Haidee oczyściła również jego umysł ze wspomnień i cudzych sekretów. Być może demon opłakiwał odejście Haidee tak samo
jak on. Jego przyjaciele nadal gapili się na niego, n ie ruszając się, nawet nie mając śmiałości by oddychać. Ich myśli i emocje rosły intensywnie, zakłócając spokój. Jedni mu współczuli. Inni czuli się winni, że wcześniej potępiali Haidee. Tylko Sabin nie wypierał się własnej nienawiści. Ale Strider, Strider był najgorszy. Jej śmierć była najlepszym wyjściem z sytuacji. Ostateczniei tak by go zdradziła. Nie byłaby w stanie oprzeć się tak kuszącej myśli. I gdybyzraniła go, albo nas, Amun obwiniał by za to siebie. Nie byłby w stanie wybaczyćtego sobie. To wyznanie doprowadziło Amuna na krawędź. Do diabła. Nie. Amun nawet nie zdawał sobie sprawy że wystartował ze swojego siedzenia aż do chwili gdy zaciskał dłonie wokół szyi Stridera. Zaraz potem walnął nim o ścianę wzbijając tumany kurzu i tynku. - Co do kurwy, człowieku? - groźnie patrząc Strider zażądał gdy tylko stanął na nogi. - Jej śmierć była najlepszym wyjściem! Była przecudowna, do cholery z tobą. Zasługiwała by żyć. To ja powinienem był umrzeć. Nie ważne jak bardzo będziesz starał się zakamuflować swoją wypowiedź, nie zmienia to faktu, że nie obeszła cię jej śmierć. - Dobra. Dobra. Jak chcesz. Uspokój się. Ty masz swoje zdanie na ten temat, ja mam swoje. - Tylko moja opinia w tej kwestii ma znaczenie! - rycząc Amun ponownie wystartował znowu do Stridera. Upadli na podłogę okładając się pięściami. - Stać – rozkazał Lucien. – Natychmiast! - Daj im skończyć – powiedział Sabin. Amun przekręcił się. Jego pięści uderzały w Stridera, nogi kopały przyjaciela z całej siły. Strider, oczywiście, zaczął oddawać uderzenia. Potoczyli się po podłodze uderzając w stół. Talerze spadły rozbijając się na kawałki, jedzenie rozprysło się na boki. Obydwaj wiedzieli jak walczyć, w dodatku jak walczyć nieczysto. Wiedzieli gdzie uderzać, by zadać dotkliwy ból, jak złamać kość udową jednym ciosem, jak zmiażdżyć tchawicę i pozbawić płuca tlenu. Zrobili to wszystko i o wiele więcej. Mimo to ciągle jeszcze walczyli, nikt nie próbował ich rozdzielić. Amuna ręce spuchły od ciągłego zdawania ciosów, palce powoli traciły czucie. Kręciło się mu w głowie, czarne plamy migały mu przed oczami, ale nawet to nie spowolniło go. Kiedy z nim skończy, Strider głośno pożałuje swoich myśli i słów. Przyzna, że Haidee była wyjątkowa. Nos Porażki złamał się pod następnym ciosem Amuna. Krew lunęła. Szkarłatny strumień przypomniał Amunowi, co Nienawiść zrobił Haidee-kły demon które zaorały w jej piękną szyję-to wspomnienie tylko powiększyło głębię wściekłości wojownika. - Powiedz mi że doceniasz co dla nas zrobiła. Powiedz to! - Chcesz żebym kłamał? Była Łowczynią - Strider krzyczał, kilku zębów brakowało w jego szczęce. – Była zabójczynią. - My jesteśmy zabójcami! - następne uderzenie. Następny bezpośredni cios. Kolejne dwa zęby poszybowały w powietrzu. -Do cholery! - wściekłość Porażki również wzrastała, teraz to on kopnął kolanem Amuna w pachwinę. - Nie można było jej ufać. Ja to zrozumiałem to. Dlaczego ty nie możesz? Słowa wypowiadane były niewyraźne na skutek braków w uzębieniu Stridera. Amuna przełknął ból. Czy jakikolwiek ból fizyczny mógłby się równać z bólem,
który odczuwał od śmierci ukochanej? Zanurkował w sam środek Stride, posyłając wojownika na ziemię. W chwili uderzenia, Strider stracił oddech. Wojownik jednak musiał szybko wyzdrowieć, gdyż potoczyli się dalej, ciągle okładając się pięściami, aż uderzyli w jedną z nóg stołu i drewno ostrzegawczo chrupnęło. Amun uspokoił się, z rozczarowaniem patrzył na człowieka którego kiedyś nazywał bratem. - Ufałem jej bardziej niż komukolwiek. Bardziej niż tobie. - Strider pchnął Amuna na drugą stronę pokoju. - Jak możesz mówić… - Nie, nie będziesz nic mówić - jeszcze raz, zmniejszył odległość pomiędzy nimi. Żadnej litości. Sekrety wiedziały że Strider planował go kopnąć, Amun odskoczył mu z drogi, obrót, uderzenie i uskok. - Chciałeś ją, ale raczej torturowałbyś ją niż kochał. Zrujnowałbyś ją. - Nie - Jakoś Strider uchylał się przed uderzeniami. - Mógłbyś, mógłbyś, może byłbyś zdolny ją pokochać, ale tylko po tym jak byś ją złamał - nareszcie, kontakt, cios. Strider skulony, próbując złapać oddech tylko odpowiadał. - Czy ty nie widzisz co się dzieje? Ona jest martwa, ale ciągle nas rozdziela. Kocham cię. Odszedłem z fortecy dla ciebie. Żebyś mógł ją mieć. - Odszedłeś z fortecy dla samego siebie - żadnej litości. - Nie mógłbyś jej wygrać, i dobrze o tym wiesz - Amun kopnął go z kolana w podbródek, posyłając Stridera na inną ścianę. - Ożeniłbym się z nią, rozpieszczałbym ją, i oczekiwałbym od każdego że ją zaakceptuje. Ale nie ty, nieprawdaż? Była następnym wyzwaniem dla ciebie. Ale wiesz co? Odrzuciła cię, więc ot tak odszedłeś od niej bez mrugnięcia okiem. Teraz wszystko się zmieniło. Poczujesz ból. Wiesz dlaczego? Ponieważ ja wyzywam ciebie, przegrasz - z tymi słowami, Amun uderzył go. Uderzył tak mocno w żuchwę że pękła kompletnie. Uderzony Strider stracił przytomność. Ale nawet wtedy, fizyczny ból zalewał umysł Porażki. Amun kopał go nawet gdy wojownik leżał już na podłodze. Znowu i znowu. Ktoś chwycił go od tyłu i szarpnął nim, trzymając go mocno tak, że nie mógł zaczerpnąć powietrza. Nawet wtedy walczył. Jego kobieta została zlekceważona. Nie zatrzyma się póki nie uciszy gnojka na zawsze. A to nigdy nie miało nastąpić. - Idę za nią, - krzyczał. - Słyszysz mnie? Ja umrę z nią! I jeśli nie będziesz uważał na swoją głupią gębę, zabiorę cię również ze sobą! Strider wypuścił następny jęk, znacznie bardziej bolesny. Wojownik który trzymał Amuna musiał wyczuć jego determinację ponieważ zaprzestał go trzymać I zaczął go poskramiać. - Potrzebujemy ciebie - usłyszał. - Nie gadaj tak, dobra. - Przejdziesz przez to. - Nie. Nie! - jego ciało było już bardzo obolałe, osłabione, ale ciągle walczył, wściekłość wylewała się z niego. - Wszystko będzie dobrze, kolego. - Nie! - ścisnęli go mocniej. - Pozwól nam, pomożemy ci.
- Co jeśli pogadamy z aniołem? Co jeśli można coś zrobić? - Coś można jeszcze zrobić - warknął. Odejść. Ściskali go ciągle. Haidee, krzyczał wewnątrz swojej głowy. Wkrótce, będę z tobą. Będziemy... Jego myśli plątały się. Ruchy spowolniły. Znowu będziemy razem. Ciemność lunęła jak zatruta strzała. Przywitał tę burzę z otwartymi ramionami. Rozdział XXX - AMUN - delikatny głos wołał. Amun walczył przedzierając się przez ciemność, wywijał rękami zdeterminowany w okładaniu Stridera. Ten głos, taki znajomy, taki potrzebny. Na zawsze stracony. - Amun, dziecinko. Obudź się. Desperacja wzrosła, aż w końcu zdumiewające, był zdolny otworzyć oczy i to co zobaczył zaparło mu dech w piersi. Haidee. Jego piękna Haidee. Stała nad nim, spoglądając na niego tymi szaroperłowymi oczyma. Czyżby wojownicy zabili go tak jak tego chciał? zastanawiał się. Nie, nie byliby w stanie. Sekrety wewnątrz jego głowy, wzdychały z ulgą, próbując jednocześnie rozszyfrować zagadkę. Skąd się Haidee wzięła? Czy ja śnię? Nie śmiał znowu mówić. W razie czego. Nie popsułby tej chwili wydobywającymi się sekretami. Poza tym, jeśli ten moment był przesiąknięty kłamstwem, nie chciał wiedzieć. Zaczekaj. Nie mów mi. Zostań tam gdzie jesteś. - Nie, dziecinko. Jestem tu - pogładziła jego włosy przyklejone do czoła, Amun poczuł chłód jej dotyku. - Jesteśmy w twoim pokoju, w miejscu gdzie pierwszy raz się spotkaliśmy. Wpatrywał się w nią, zdecydowanie to musi być sztuczka. Jej różowe blond loki spływały na jej ramiona, jej usta były obrzmiałe w miejscu którym je przygryzała. Jej oczy płonęły miłością i ciepłem. - To nie jest sztuczka - powiedziała. - Jestem prawdziwa. Ale ty umarłaś. Widziałem jak umierałaś. Powiedziano, że nie możesz być więcejreanimowana przez Nienawiść. - Prawda. Tym razem reanimował mnie ktoś inny. Nie rozumiem. - Wszystko dobrze, choć sama również z ledwością to pojmuję. To co się stało ze mną, było podobne do tego, co stało się z Aeronem, ja tylko że nie potrzebowałam nowego ciała, ponieważ byłam już w formie duszy. W każdym razie, tak mi to wytłumaczono. Demony są złe, a anioły dobre. Na szczęście, radość, siła i tak dalej. Więc, skoro wzięłam kawałek Nienawiści, mogłam również wziąć kawałek jednego z od kogoś innego bez zabijania dawcy. I zrobiłam to. Najpierw od ciebie, a potem od kogoś innego. Ode mnie? - Och, tak. Wzięłam twoją miłość. Tylko trochę i pozbyłam się większości kiedy wymazywałam Nienawiść. Ale mały kawałek który zostawiłam, był wystarczający by przywrócić mnie z powrotem. Co jeszcze wzięłaś? I od kogo?
- Noo - masowała nabrzmiałe wargi. - Zacharel jest... dał mi następny kawałek Miłości. Zacharel? Anioł? Zazdrość zapłonęła w Amunie, ale szybko zanikła. Haidee była tutaj. Była żywa i razem z nim. Zacharel mógł sobie dzielić z nią co tylko chciał. - Tak. Anioł. Dlaczego? Dlaczego dał ci coś od siebie? I jak to możliwe że był dozorcą Miłości? Zatrzymała masowanie, jej wargi zadrżały w kącikach. - Zabawna historia. Najwidoczniej jest kilku dozorców jednej emocji, jednym z nich jest Zacharel. On trzymał część Miłości w słoiku na nocnym stoliku. Najdziwniejsza rzecz jaką kiedykolwiek widziałam. To było coś jak jego osobista Puszka Pandory, albo skrzynia pełna skarbów, czy więzienie. Powiedział że nie używał ich od bardzo dawna, a potem zaprosił mnie bym skosztowała małą szczyptę tego. Kilku z jego anielskich przyjaciół wzburzyło się z tego powodu. Tego. Słyszałam ich gadanie, że gest ten może to ściągnąć problem na niego, ale dość już o mnie, plotę same głupoty, nieprawdaż? Powiedz teraz ty coś? Po pierwsze, jestem winien aniołowi przeprosiny. I dziękuję ci. Po drugie, niemogę uwierzyć, że to się dzieje. Sięgnął w górę trzęsącą się ręką i pieścił jej policzek. Jej skóra była tak samo chłodna jak przedtem. Jest tutaj, pomyślał znowu. Naprawdę tutaj była. Tu, z nim. Żywa. I to była prawda którą Sekrety również odkryły. Nie była już dłużej Nienawiścią; była Miłością. Tak jak powiedziała. Radość szybko przyciemniła inne emocje. Amun podniósł się, jego ramiona ścisnęły ją tak mocno jak to było możliwe bez gniecenia jej żeber. Myślałem że cię straciłem, i to było więcej niż mógłbym znieść. Powiedz że mniepamiętasz. Wiedział że tak, ale chciał usłyszeć słowa. Proszę, powiedz mi. Wiemże pamiętasz, jesteś tu, ale tak jak ty chcę usłyszeć słowa. - Ach, tak - uściskała go mocno nim podniosła twarz i szeroko się uśmiechnęła. Pamiętam wszystko o tobie. Bogowie, Haidee. Przycisnął ją do siebie. Każda cząstka jego chciała dotykać każdej jej cząsteczki. Powiedz mi resztę. Co stało się z tobą... potem? Muszęwiedzieć. Sekrety ciągle rozszyfrowywały detale, ale Amun chciał to usłyszeć od swojej kobiety. Położyła głowę w zagłębieniu jego szyi, a potem położyła płasko dłoń na jego sercu. - Po tym jak umarłam, otworzyłam oczy i odnalazłam się-moją duszę, w jaskini. Był ze mną Zacharel. Zaczekaj. Może jednak nie przeproszę tego drania, mimo wszystko. Pozwolił mimyśleć że byłaś martwa nie ma żadnego sposobu by cię odnaleźć. Z jego powodu,nie zrobiłem nic innego tylko opłakiwałem ciebie. Prawdę mówiąc, chciałem gowyzwać rano i pozwolić mu żeby mnie zabił. Nie mogę bez ciebie żyć, Haidee. Kiedy powiedział jej “ teraz i na zawsze” miał właśnie to na myśli. - On nie kłamał Amun. Ja umarłam. Na krótki czas. Uwierz mi, był w szoku tak samo jak ty kiedy zostałam reanimowana. Odwiedził moją jaskinię, widzisz, coś co powiedziałeś naprawdę go poruszyło. Przynajmniej, tak myślę. Nie chciał wyjaśnić zbyt dużo. I jak wiesz nie mogę żyć bez ciebie. Więc nigdy więcej nie wpadnij na pomysł żeby za mnie umierać. Zawsze znajdę drogę by wrócić do ciebie. Przekręcił ją na plecy, przykrywając swoim ciałem.
Nie będę umierał za ciebie jeśli ty nie będziesz umierać za mnie, powiedział, szczęśliwy jak nigdy w życiu. Jego kobieta leżała w jego ramionach, przytulona do jego ciała. Ciągle jesteś nieśmiertelna, i możesz powracać znowu i znowu? - Zdecydowanie. Utkwiłeś ze mną na wieczność - owinęła ręce w koło jego szyi i pocałowała go w brodę. - A teraz, dosyć gadania o umieraniu. Pocałunek nie był wystarczający, jednak Amun nie naciskał na więcej. Jeszcze nie Jak się tu dostałaś? -Tak szybko jak Zacharel zrozumiał że przeżyję - powiedziała, wplątując palce w jego włosy. - Przyleciał tutaj ze mną. Jak podziękujemy aniołkowi? Jakoś nie wydaje się mi, że kosz owoców gozadowoli. Jej usta zadrgały w rozbawieniu. - Też mi się tak wydaje. Nie mógł się powstrzymać. Lizał drogę do jej ust, ciesząc się jej słodyczą, jej smakiem. Jej nogi rozeszły się w zaproszeniu i wszedł w nią głęboko, jego penis wydłużył się i stwardniał. Jęcząc, wygięła się w łuk, jej biodra mocniej napierały na niego. Lada chwila i stracą kontrolę. Jęcząc, Amun podniósł głowę. Policzki Haidee były zarumienione, wargi nawet bardziej niż nabrzmiałe. Nigdy nie wyglądała śliczniej. Reszta. Powiedz mi resztę. Jak moi przyjaciele zareagowali na ciebie? Jeśli cięobrazili, odejdziemy. Powiedziałem ci, że nie mogę bez ciebie żyć. Nie będę żyłbez ciebie. Rozbawienie Haidee wróciło. - Och, już mnie zaakceptowali. Więc już z nimi rozmawiałaś? Skinęła głową. - Nie oczekiwałam, że zostanę przyjęta z otwartymi ramionami, kiedy Zacharel podrzucił mnie pod frontowe drzwi. Nacisnął dzwonek i zniknął jak tchórz – ostatnie trzy słowa wykrzyczała, jakby złość dopiero co w niej się obudziła. - Ale kilka minut po tym, ten co nazywa się Torin wpuścił mnie do środka. Myślałam, że zostanę zaprowadzona prosto do lochu, ale nie. Zadano mi kilka pytań pytań, a potem przyprowadzono tutaj do ciebie. Myślę, że doszli do wniosku, iż raczej będą woleli ścierpieć mnie, niż widzieć cię rannego. Cofnij. Jakie pytania? - O wszystko, o co ty pytałeś i więcej. Jego uwagę przykuło słowo “więcej” Na przykład? Rumieniec plamił jej policzki. - Czy mogę uprawiać z tobą telepatyczny seks przy stole i czy wiem jak ugotować coś innego niż placki po węgiersku z sosem gulaszowym. Czy będę miała coś przeciwko nagim czwartkom i tak takie tam. W każdym bądź razie po tym jak zobaczyłam, że z tobą wszystko dobrze i że śpisz, zadałam im również kilka pytań. Jakich pytań? Powtórzył. Wzruszyła ramionami próbując zachować niewinną minę, nie Amun kupił tego. - Z kim walczyłeś? I co się stało Striderowi? Amun wygiął brwi, starając się nie roześmiać ? -Torin powiedział mi. Pomaszerowałam do pokoju Stridera, przygotowana na...
no, proszę nie bądź zły - powiedziała, sztywniejąc. - Miałam zamiar go dźgnąć. Kawałek Miłości we mnie chciał żebym wybaczyła mu, ale i tak ciągle chciałam to zrobić. Podoba mi się ta historia. Kontynuuj. Westchnęła. - Nie dźgnęłam go. Nie mogłam i tak już cierpiał, nie spał a jednak cierpiał i zgaduję, że dostałam więcej Miłości niż przypuszczałam. On i ja odbyliśmy małą pogawędkę. Teraz Amun zesztywniał. Czy on cię obraził? Jeśli tak... - Nie. Nic z tych rzeczy, przyrzekam - obrysowała palcami wzdłuż jego szczęki. Powiedział że nigdy więcej nie chce z tobą walczyć, nawet w Xbox. Powiedział że determinacja jak twoja jest rzadkością i cenną rzeczą i czymś przed czym ma respekt. Powiedział że kocha cię i pewnego dnia, pokocha mnie również. Jak siostrę. Ale nie mamy oczekiwać że to się stanie wkrótce. Naprawdę? - Tak. Naprawdę. To było zupełnie niespodziewane. W takim razie wybaczę mu. Może. Pewnegodnia, dodał. - Powinieneś - Jej mina stała się zacięta, determinacja wróciła. - Nie będę odpowiedzialna za więcej nienawiści. I dlaczego powinnam? Jestem Miłością! śmiała się. - Myślę że nie znudzę się to mówić. Masz rację. Wybaczę mu. - Dziękuję. Przykro mi za ten ból którego doświadczyłaś, ukochana. - Wiem, dziecinko - przestała go pieścić, umieszczając ręce na policzkach. Wiem. Tak samo mi jest przykro za ból którego ty doświadczyłeś. Ale będziemy na siebie uważać. Razem. Mam zamiar zrobić wszystko co w mojej mocy by cię uszczęśliwić, przysięgam. - Musisz czytać mi w myślach. Nareszcie, pocałował ją w taki sposób w jaki chciał od pierwszej chwili. Pocałunek, który był więcej niż pocałunkiem. Pocałunek który był obietnicą. Pocałunek który był na zawsze. Na zawsze. Oczywiście, na zawsze zostało przerwane przez niespodziewane wyważenie drzwi z zawiasów. Głośny huk zakłócił ciszę drzwi wypadły z trzaskiem. Amun i Haidee odskoczyli od siebie. Amun zdążył jeszcze chwycić nóż ze stolika nocnego nim stanął w gotowości bojowej zasłaniając swoją kobietę. Po chwili jednak uspokoił się gdy zobaczył drobną rudowłosą Kaię stojącą w progu. Być może jednak powinien poddać się panice. - Nie zrań go więcej, Sekrety - warknęła. Jej oczy były kompletnie czarne, Harpia przejęła nad nią kontrolę. – Tym razem zasłużył sobie na lanie, za to co zrobił, więc cię nie ukażę. Jednak zrób to jeszcze raz, choćby nie wiem z jak cholernie ważnego powodu, a będę musiała cię zranić. Bardzo. Nie musiał nawet pytać kim był ów “ on” . Ostrożnie skinął głową, Strider jestmoim przyjacielem i bratem, mimo wszystko. Kocham go. Tak samo... jak ty?
Kaia nie udzieliła mu żadnej odpowiedzi. Po prostu odeszła. - Kto to był? – zapytała Haidee. Amun spojrzał na nią i szeroko się uśmiechnął. Myślę, że to był upadek Stridera. Na czym skończyliśmy... - Byłeś w środku adorowania mnie. W środku oznacza że kiedyś będzie koniec. Co jeśli to, co czuję do ciebie jest na zawsze? - Udowodnij to - powiedziała z szerokim uśmiechem. Pocałował ją. Postaram się co najmniej pięć razy dziennie i prawdopodobnie więcej niż w nagie czwartki. Śmiała się. - Mam przeczucie że czwartek będzie moim ulubionym dniem tygodnia. Moim także, ukochana. Moim także. Mówiąc to zaczął jej udowadniać siłę swojego uczucia.
Koniec!