~ 1 ~
~ 2 ~
Rozdział 1
- Otwórz, Abigail. – Głos Sama Fleetwooda był niebezpiecznie niski.
Abby Barnes widziała jak gwałtownie stawał się coraz bardzi...
5 downloads
8 Views
~ 1 ~
~ 2 ~
Rozdział 1
- Otwórz, Abigail. – Głos Sama Fleetwooda był niebezpiecznie niski.
Abby Barnes widziała jak gwałtownie stawał się coraz bardziej zirytowany jej
odmową, ale to nie miało znaczenia. Skończyła z robieniem tych bzdur. To już zaszło
stanowczo za daleko. Od wielu dni wtykał jej w usta jakieś rzeczy. Po prostu nie mogła
już tego znieść. To była jej sypialnia, nie jakaś cela więzienna. Był jej mężem, a nie
strażnikiem. Ręka Abby bawiła się czasopismem leżącym na kołdrze. Musiała
wymyśleć jak poradzić sobie z Samem.
- Nie. – Naprawdę był tylko jeden sposób, żeby sobie z nim poradzić. Samowi
trzeba było to jasno wyłożyć. Wiedziała, że na jej twarzy widnieje upór. Zerknęła na
niego, rzucając mu najbardziej zdecydowane spojrzenie, jakie miała w repertuarze.
Skrzyżowała ramiona i oparła się o wezgłowie łóżka. Nadszedł czas postawienia się.
Nie spędzi już niż z nim ani dnia więcej w ten sposób. Skończyła mu się
podporządkowywać.
- Na boga, przysięgam, Abby, że jeśli nie otworzysz tej swojej ślicznej buzi i mnie
nie wpuścisz, przerzucę cię przez kolano – obiecał Sam. Jego przystojna twarz nabrała
zabawnego odcienia czerwieni.
Abby pruderyjnie podciągnęła kołdrę. Usadowiła się na miłą, długą walkę.
- Nie sądzę, by Jackowi spodobał się pomysł, żebyś przerzucił mnie przez kolano,
Sam. Miałeś się mną opiekować. – Jack Barnes był legalnym mężem Abby. Pobrali się
w cywilnej ceremonii sześć miesięcy temu. Razem z Samem, stworzyli szczęśliwą
trójkę. Jack był samcem alfa, a poza tym Domem w każdym sensie tego słowa. Abigail
była bardziej niż szczęśliwa będąc jego poddaną. Jack dobrze się nią opiekował, tak
samo zajął się Samem.
Niebieskie oczy Sama zwęziły się i przechylił głowę przyglądając jej się przez
chwilę.
- To właśnie próbuję robić. Próbuję się tobą opiekować tak jak prosił Jack. To ty
jesteś niezwykle uparta. Daj spokój, dziecino. Nie chcesz być pełna? – Ostatnie pytanie
było zadane z niskim warknięciem.
~ 3 ~
Abby przewróciła oczami. Nie zamierzała się poddawać tylko dlatego, że użył
swojego seksownego tonu.
- Jestem dostatecznie pełna, Sam. Nie potrzebujesz mnie wypełniać. Jest w
porządku. Jestem idealnie zadowolona, więc wypełniłeś swój obowiązek. Dlaczego nie
pójdziesz zobaczyć, czy Jack nie potrzebuje pomocy? Byłeś ze mną w łóżku przez trzy
dni. Więcej nie zniosę. – A jeśli Jack Barnes się nie zgodzi, może sam przyjść jej to
powiedzieć.
- Brałaś równie dużo, co ci dawałem, Abigail. – Sam pochylił się agresywnie. –
Benita zrobiła rosół i zjesz go. Powinien być dobry na przeziębienie. – Wyciągnął
jeszcze raz łyżkę. – Otwórz.
- Nie. – Abby wróciła do czytania czasopisma.
Abigail Barnes widziała to tak, że była na dobrej drodze do wyzdrowienia. Infekcja
bakteryjna, która usadowiła się w jej płucach, prawie zniknęła dzięki antybiotykom. Już
nie kaszlała, a jej umysł był jasny. Była zmęczona, ale czuła się lepiej. Teraz musiała po
prostu przekonać Sama, żeby się od niej odczepił. Bawił się w pielęgniarkę od kilku dni
i to zaczynało doprowadzać ją do szału. Sama była pielęgniarką przez dziesięć lat i ani
razu nie naprzykrzała się pacjentowi w sposób, w jaki robił to Sam.
Sam wstał. Usunął tacę z łóżka i stanął nad nią. Abby spojrzała na mężczyznę,
którego w myślach nazywała mężem numer dwa. Jednak mimo, że w tej chwili była na
niego zirytowana, nie mogła powstrzymać westchnienia. Sam Fleetwood był
wspaniałym mężczyzną. Miał piaskowe włosy, które kręciły się nad uszami. Jego
niebieskie oczy były najbardziej rzucającą się cechą na jego przystojnej twarzy, na
której były również zmysłowe usta. W tej chwili też jego tors przykuł jej uwagę. Nie
miał na sobie nic, oprócz znoszonych Levi’sów, co pozostawiało jego idealnie
wyrzeźbioną pierś na wstrzymujący serce widok. Abby chciała wyciągnąć ręce i
przebiec nimi w dół jego torsu do jego sześciopaka i niżej, ale miała zadanie do
wykonania.
- Odejdź, Sam – powiedziała lekceważąco, jakby nie chciała przewrócić go na łóżko
i zabawić się z nim. To tylko nagrodziłoby jego apodyktyczne zachowanie, powiedziała
sobie.
Teksański akcent Sama był wyraźny, gdy tłumaczył jej swój punkt widzenia.
- Wydajesz się nie rozumieć porządku rzeczy, Abigail. Pozwól mi wytłumaczyć
sobie trochę geometrii. Wydajesz się myśleć, że jesteśmy trójkątem, z Jackiem na górze
~ 4 ~
i sobą i mną na równych płaszczyznach na dole. My nie jesteśmy trójkątem. Jesteśmy
prostą linią, kochanie. Jack może być głową naszej rodziny, ale ja góruję nad tobą i tak
właśnie ma być. Jack wydaje mi polecenia, a ja wydaję polecenia tobie.
Abby poczuła jak jej oczy się zwężają. Sam ani trochę nie miał w sobie żyłki
dominacji. Jack mógł być głową ich rodziny, ale niech ją szlag, jeśli Sam nie był na tym
samym poziomie, co ona. Sam był jej kumplem zabaw. Sam był jej najlepszym
przyjacielem. Nie był jej właścicielem.
Abby podniosła się na kolana na dużym łóżku. Miała na sobie śliczny zielony
komplet koszulkę z majtkami. Kiedy pochyliła się do przodu, nie mogła nie zauważyć
wyraźnego zainteresowania Sama jej piersiami, podskakujących bez wsparcia stanika.
Odezwała się niskim głosem, żeby wiedział, że jest poważna.
- Czy to prawda, Samuelu Fleetwood? Czy myślisz, że samo bycie mężczyzną daje
ci prawo górowania nade mną?
To go zatkało. Jego ręce powędrowały do jego szczupłych bioder. Wydawało się, że
zastanawia się nad odpowiedzią, ale potem wszystko i tak poszło źle.
- Tak, Abby, tak myślę. W tym związku to ja jestem mężczyzną i powinnaś mnie
słuchać.
Abby cisnęła poduszką w jego głowę.
- Ty jesteś mężczyzną? Kogo chcesz nabrać? Jack jest mężczyzną. Ty jesteś… –
Zatchnęła się próbując znaleźć opisujące go słowo. Sam był śmieszny i zabawny. Nie
był nalegający w żaden sposób oprócz seksualnego. Sam był tym pobłażliwym.
Rozstrzygnęła prawdę. – Jesteś Samem w tym związku, a to znaczy, że podążasz za
poleceniami Jacka tak jak ja. – Podążali za poleceniami Jacka, kiedy nie mogli znaleźć
drogi do obejścia ich. Chociaż ostatnio, przyznała, nie było zbyt wielu poleceń do
podążania.
Sam wpatrywał się w nią i Abby zaczęła mieć odczucie, że cała ta poranna
konfrontacja poszła bardzo źle. Jej serce zmiękło do mężczyzny, który tworzył jedną
połowę jej świata.
- Kochanie, nie wyszło jak należy – spróbowała.
Sam zrobił krok w tył. Jego przystojna twarz była wykrzywiona. Machnął ręką na
jej obawy.
~ 5 ~
- Nie ma sprawy, skarbie. Zrozumiałem wiadomość. Czujesz się lepiej. Nie
potrzebujesz niańki. Pójdę się ubrać i znajdę sobie jakąś pracę. Jack był sam od kilku
dni. – Odwrócił się, by wyjść.
Abby wystrzeliła z łóżka w jednej chwili. Zarzuciła ramiona wokół pasa Sama,
wiedząc, że nigdy nie zrobiłby nic tak niegrzecznego jak wyrwanie się z jej uścisku.
Przez chwilę stał nieruchomo, a potem kontrolę przejęły jego instynkty. Odprężył się
przy niej, a jego ręce zawinęły się wokół jej ciała i odnalazł plecy.
- Naprawdę czujesz się lepiej? – Jego pytanie było odpowiedzią.
Abby nie zakpiła, jeszcze nie.
- Czuję się jak gówno, Sam, ale nie w psychicznym sensie. Nie powinnam była tak
do ciebie mówić. Jestem dla mnie bardzo ważny. Przecież wiesz, że cię kocham.
Zaśmiał się miękko.
- Wiem, że mnie kochasz, Abby. Nie pogrywałabyś tak ze mną, gdybyś mnie nie
kochała.
Pocałowała dobrze wyrobione mięśnie na jego łopatce. Pachniał mydłem i jakimś
męskim zapachem, którego nie bardzo potrafiła określić.
- Nie jesteś taki twardy, żeby to znosić. Kocham cię, Sam. Jack też cię kocha. –
Abby dokładnie wiedziała, gdzie leży niepewność Sama.
Mimo, że nie było legalnego sposobu, by poślubić Sama, uważała się za jego żonę.
Jack i Sam posiadali razem bardzo lukratywne ranczo hodowlane. Od lat byli
przyjaciółmi i partnerami. Jack dorastał w sierocińcu. Sam spędził połowę swoich
nastoletnich lat w tej samej grupie, do której przydzielony był Jack. Od dnia, kiedy się
spotkali, byli nierozłączni. Dzielili ze sobą dom, interesy i teraz żonę. Sam chciał
więcej. Chciał prawdziwego trójkąta, nie tylko pary przyjaciół dzielących się kobietą.
- Wiem – powiedział, ale mogła usłyszeć smutek w jego głosie.
W dniu ich ślubu, Jack przyjął na siebie kulę przeznaczoną dla Abigail. Spędził
jakiś czas w szpitalu i miał długi okres rekonwalescencji. Ale Abby nie była taka
pewna, czy emocjonalnie doszedł już do siebie. Był bardzo bliski śmierci. Jako
pielęgniarka, widziała, co w obliczu własnej śmiertelności mogą zrobić ludzie. Dla
niektórych ludzi, to było niczym przebudzenie. Odkrycie, że nie są nieśmiertelni,
zachęcało ich do robienia rzeczy, jakich nigdy wcześniej by nie zrobili. Była też inna
część społeczeństwa, która się wycofywała. Jack zachowywał się trochę jak oni.
~ 6 ~
Nie było tak, że trzymał się na uboczu. Był w tym wszystkim bardzo życzliwy.
Powiedział jej, że ją kocha. Kochał się z nią każdej nocy i niemało poranków. Ale
czegoś brakowało. Abby wiedziała, że tu chodziło o tę szokującą dominację, jaką Jack
zawsze wcześniej wprowadzał do sypialni. Jack lubił rządzić, ale znalezienie się blisko
śmierci i bycie przez dłuższy czas słabym, wydawało się, że go pokonało w sposób, w
jaki Abby się nie podobało. To również spowodowało, że zaprzestał małych
eksperymentów w ich zabawach, jakie on i Sam dzielili przed tym incydentem. Sam był
blisko dostania tego, czego chciał, a teraz wydawało się to być odległe o milion mil.
- On po prostu potrzebuje czasu – powiedział Sam.
- Albo potrzebuje dobrego, mocnego kopa w dupę. – Abby otarła się o plecy Sama.
Przesunęła dłońmi w dół jego torsu na przód jego dżinsów. Jego kutas już był sztywny,
ale nie było to zaskakujące. Leciutka bryza mogła sprawić, że Sam dostawał erekcji. To
był jedna z tych rzeczy, które w nim kochała. Zawsze był gotowy do działania.
Przykryła tego dużego kutasa Sama i poczuła jak westchnął.
- Zamierzasz mu go dać, skarbie? – Głos Sama stał się niski i ochrypły. Przycisnął
się do jej rąk.
Abby pochyliła się mocniej. Mogła poczuć gorąco wydobywające się z ciała Sama.
- Sądzę, że nasz Dom potrzebuje przypomnienia, kim jest. Kiedy ostatni raz cię
ukarał? Trzy tygodnie temu zostałam u Christy do trzeciej nad ranem i zapomniałam
zadzwonić. Już panikował zanim mnie znalazł. Czy przerzucił mnie przez kolano i dał
klapsa? Nie, bardzo uprzejmie poprosił, żebym następnym razem zostawiła kartkę,
kiedy zamierzam się spóźnić. Poważnie? To nie jest mężczyzna, którego poślubiłam.
Chodzi jak Jack, wygląda jak Jack, ale ja chcę powrotu prawdziwego Jacka.
Sam potrząsnął głową. Abby wiedziała, że również martwił się o ich Doma.
- Próbowałem z nim rozmawiać, ale zawsze mówił, że z nim wszystko w porządku.
Nie był w pokoju zabaw od miesięcy. Psioczyłem na ten temat, a on stwierdził, że teraz
jest żonaty i powinien okazywać ci więcej szacunku. Ożeniłem się z tobą, ponieważ
chciałem robić z tobą te wszystkie sprośne rzeczy. Kocham cię i też cię do diabła
szanuję. Szanuję to jak jesteś mądra, jak jesteś zabawna i również szanuję twoje
zdolności do obciągania.
Abby się uśmiechnęła.
- Dobrze wiedzieć. – Spoważniała szybko, gdy zastanowiła się nad problemem. Jack
z czymś się zmagał. Ale jeszcze nie był gotowy o tym mówić. Może to, czego
~ 7 ~
potrzebował to mały wstrząs. Chociaż nie chciał tego przyznać, Jack uważał Sama za
swojego, tak jak wierzył, że Abby należy do niego. Sam był tak samo uległy, co ona.
Kiedy Dom traci kontrolę, to do jego poddanych należało zmusić go, by ją odzyskał.
Żadne z nich tak naprawdę nie było zadowolone z obecnej sytuacji i nie będą, dopóki
sprawy nie powrócą do ich poprzedniego stanu dziwnej normalności.
- Widzisz, jesteś po prostu niegrzeczną dziewczynką, Abigail Barnes. – Sam jęknął,
kiedy jego ręce sięgnęły za nią. Przykrył jej pośladki, przytulając ich ciała do siebie. –
Stąd czuję, że coś knujesz. Lepiej niech to będzie coś dobrego, dziecino. Kiedy do nas
wróci, nie sądzę, żeby wrócił potulnie.
- Och, Sam, mam zamiar sprawić, że ten facet zaryczy – obiecała Abby. Przestała
go pieścić i obeszła wkoło. Spojrzała w jego niebieskie oczy. – Myślałam nad tym i
doszłam do kilku wniosków. – Opadła na kolana. Nadszedł czas, żeby mu udowodnić,
że zdecydowanie jest warta jego szacunku. Czas choroby się skończył. Tak samo
skończyła z siedzeniem i czekaniem na Jacka, żeby przeszedł przez to, przez co musiał.
Wiedziała, że stąpa po cienkiej linie. Prawdopodobnie nagrabi sobie klapsów na całe
życie. Na szczęście, naprawdę lubiła klapsy. Jej ręce ruszyły w górę ud Sama, by bawić
się zapięciem jego dżinsów. – Zniosę wszystko. Ale najpierw, obiecałeś, że mnie
wypełnisz.
Sam z szarpnięciem rozpiął dżinsy. Spuścił je do kolan, uwalniając swojego dużego
pięknego kutasa. Abby wzięła go w rękę i pogłaskała miękką skórę okrywającą jego
twardość. Już wylał się przedwytryskiem. Perłowa kropla już na nią czekała. Zebrała ją
językiem i westchnęła.
- Znasz mnie. – Sam wsunął ręce w jej włosy. – Nie lubię rozczarowywać damy.
***
Jack Barnes ściągnął buty na wycieraczce zanim wszedł do domu. Był marzec i od
tygodnia bez przerwy padało. Pogoda na zewnątrz pasowała do jego ogólnego nastroju,
chociaż ani razu nie odczuł złego samopoczucia. To był ogólny niepokój, którego nie
mógł się pozbyć. Ściągnął kurtkę i powiesił kapelusz zanim zamknął drzwi.
- Jest pan dziś wcześniej, panie Barnes. – Powitał go znajomy głos. Benita, jego
długoletnia gospodyni, stała w drzwiach prowadzących do kuchni. W jednej ręce miała
~ 8 ~
marchewkę, w drugiej nóż. To był jego zwyczaj przychodzić na lunch w południe.
Usiądzie ze swoim najlepszym przyjacielem i ich żoną. Dzisiaj przyszedł trochę
wcześniej ze względu na otrzymaną wiadomość. Nie mógł na nią odpowiedzieć, dopóki
nie znajdzie się w zaciszu domu. Było zbyt głośno, by dzwonić do kogokolwiek z
grzbietu konia w środku burzy.
- Nie przejmuj się mną, Benito. – Jack kiwnął do niej głową i ruszył przez dom. Nie
będzie miał dzisiaj czasu, żeby usiąść i zjeść. – Później wezmę sobie kanapkę. –
Zatrzymał się i cofnął. – Czy Abby już lepiej je? – Nie cierpiał tego kaszlu, jaki miała
kilka dni temu.
Starsza kobieta uśmiechnęła się promiennie. Jack wiedział, że bardzo lubiła nową
panią domu.
- Sądzę, że dzisiaj rano znajdziesz swoją żonę czującą się znacznie lepiej. Zrobiła
piekło panu Fleetwood’owi. Nie będziecie w stanie już dłużej zatrzymać ją w łóżku.
Jack kiwnął głową. Abby się wyleczyła i dobrze się z tym czuł. Mała myśl
przepłynęła przez jego umysł.
Nie wyleczyłaby się, gdybyś przywiązał ją do łóżka.
Natychmiast jego fiut stwardniał. Skrzywił się i odpuścił. To mogło być coś, czego
chciał, ale to nie było coś, co potrzebowała Abby. Musi brać do końca te antybiotyki, a
będzie dobrze. Tak właśnie powiedział mu lekarz. Powinien słuchać ludzi, którzy
ukończyli medycynę. Zaczął ponownie iść do swojego biura.
- Co myślisz na temat trójkątów, Sam? – Usłyszał śmiech Abby, gdy szedł
korytarzem.
Sam jęknął i Jack tylko mógł zgadnąć, co robił jego partner.
- Kocham je, laleczko. Trójkąty są najlepsze. Nie przestawaj. Boże, Abby, tak
dobrze cię czuć…
Jack się zatrzymał i słuchał przez chwilę. Jego fiut stał się bardziej twardy, gdy tak
podsłuchiwał słodkie odgłosy ssącej Abby i zadowolonego obciąganiem Sama. To był
ten rodzaj rzeczy, za którym tęsknił, żeby się przyłączyć. Powinien wkroczyć do pokoju
i zażądać, żeby Abby zdjęła jego ubranie i też się nim zajęła. Minęły dni, odkąd zatopił
się w ciasnej cipce swojej żony. Jak dotąd była zbyt chora na zabawy. Teraz, mógł
wejść do tego pokoju i spokojnie oznajmić, że chce aby Sami i Abby dołączyli do niego
w pokoju zabaw. Chciał, żeby Sam związał Abigail, a potem on związałby Sama. Oboje
~ 9 ~
jego mali poddani byliby związani i gotowi na jego przyjemność. Mógłby spędzić to
deszczowe południe na dyscyplinowaniu ich, a potem nagrodziłby ich za uległość.
Pragnął tego tak bardzo, że prawie nie mógł złapać oddechu.
Jack wciągnął powietrze do płuc i otrząsnął się z tych myśli. Kiedy zaczął myśleć o
Samie w tych kategoriach? Sam zawsze podążał za prowadzeniem Jacka, ale ślub
zmienił coś w Jacku. Tak naprawdę, sporo rzeczy się zmieniło.
Odwrócił się od sypialni i zmusił się do ruszenia dalej korytarzem. Wciąż słyszał
kochanie się Sama i Abby. Chciał do nich dołączyć, ale jego kontrola była w strzępach.
Powinien tam wpaść, zacząć wydawać rozkazy i przejąć kontrolę w sposób, w jaki
zawsze robił. Był samolubnym draniem, wiedział o tym. Lepiej pozwolić im się
zabawić.
Sam praktycznie wyskoczył z pokoju. Serce Jacka zatrzymało się na widok jego
starego przyjaciela w niczym więcej jak tylko w dżinsach. Głowa Sama się obróciła,
kiedy zamykał drzwi.
- Wrócę, skarbie. – Zatrzymał się i popatrzył na Jacka. – Cześć. Abby chce trochę
wody.
Jack kiwnął głową i się odwrócił. Samowi łatwo było być szczęśliwym. Nie miał
całej odpowiedzialności świata na swoich barkach. Jack chciał tej odpowiedzialności.
Potrzebował jej, łaknął jej, ale czasami trudno było podjąć decyzje. Ciężko było
dźwigać wszystko samemu, ale nie mógł, nie będzie obciążał Sama i Abby swoimi
problemami.
- W takim razie powinieneś zająć się jej potrzebami. Już czuje się lepiej?
Ręka Sama się uniosła i prawie dotarła do ramienia Jacka, ale w końcu opadła z
powrotem. Zabawny Sam wydawał się być niemal przygaszony. Potrząsnął głową, ale
ponownie na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech.
- Tak lepiej, Jack. Do diabła, jest wręcz swawolna. Chodź dołącz do nas. Przecież
wiesz, że ja sam nie wystarczę, żeby zadowolić tę kobietę.
Ręka Jacka była na drzwiach. Niech to szlag, nie mógł. Jego kontrola była w
strzępach po bezsennych nocach. Gdyby do nich dołączył mógłby skrzywdzić swoją
żonę. Albo przynajmniej, jego wymagające zachowanie sprawiłoby, że w końcu ich
żona by odeszła. Musiał pamiętać, jak była słaba. Rozległo się trzaśnięcie, kiedy Benita
zatrzasnęła drzwi od kuchni. Te drzwi potrzebowały naprawy i Jack to wiedział, ale to
~ 10 ~
nie powstrzymało go od podskoczenia. Za każdym razem, gdy słyszał tego rodzaju
dźwięk, widział broń w dłoni Ruby Echols i czuł kulę uderzającą w jego pierś.
- No chodź, Jack, zabawmy się – namawiał Sam.
- Nie, do cholery. – Słowa wyszły bardziej szorstko niż zamierzał, ale spocił się
teraz, a panika była przy powierzchni. Musiał być sam, uspokoić się, wymyśleć jak
delikatnie ma kochać się ze swoją żoną. Musiał zignorować pragnienie zupełnego
zdominowania jej. – Niektórzy z nas muszą pracować.
Usta Sama zamknęły się w zaciętą linię.
- No cóż, nie będziemy zatrzymywać cię od twojej cennej pracy. Zajmę się Abby.
To właśnie robię od kilku dni.
- No właśnie widzę. – Jack uciekł do swojego biura. Nienawidził sam siebie za ten
wyraz na twarzy Sama, ale nie mógł go zawołać.
Jego biuro było zimne i ciemne. Nawet nie odsłonił zasłon. Jack usiadł na biurku i
wyciągnął telefon. Musiał pomyśleć o czymś innym niż o tym jak wkurzony musiał być
Sam. Jego szczęka się zacisnęła. Może to on powinien być tym wkurzonym. Kiedy Sam
przewracał się z ich żoną, Jack był tym, który nie mógł w nocy spać. Kiedy Sam
dostawał pocałunki od Abby, Jack dostawał od niej zaniepokojone spojrzenia. Gniew
był lepszy niż litość, tak rozbrzmiewało w jego głowie. Wystukał numer na szybkim
wybieraniu, myśląc jednocześnie o wiadomości, jaką Julian Lodge zostawił mu na
poczcie. To było dość tajemnicze, nie było nawet powitania tylko to, Zadzwoń do mnie
jutro, Jackson. Głos Juliana był lapidarny i napięty z rozdrażnienia. Na krawędzi.
Julian Lodge był facetem, który wyciągnął Jacka Barnesa z ulicy. Został
wprowadzony do klubu bogaczy przez kochankę, która doceniła kontrolę Jacka.
Pomyślała, że dobrze będzie pasował do podziemnej śmietanki, znanej jako Klub. Julian
wprowadził Jacka, jako jednego z rezydujących Domów. Szybko stał się najlepszy w
tym miejscu. Klub obsługiwał klientelę lubiącą styl życia poddany/Dom i menage. Jack
nauczył się wszystkiego, co tamten wiedział o tym jak zadowolić kochanka, pracując
tam kilka lat. Zdobył coś więcej niż tylko seksualną wiedzę. Chociaż Julian był tylko
kilka lat starszy od Jacka, Julian był mu mentorem. Julian pokazał mu jak radzić sobie
samemu. Wziął ostrego dzieciaka z ulicy i nauczył go, że bezwzględność była czymś
więcej niż tylko pięścią. Od Juliana, Jack nauczył się świetnej sztuki rewanżu.
Jego ojciec by...