JOHN BRADSHAW Toksyczny wstyd JOHN BRADSHAW Toksyczny wstyd Jak uzdrowić wstyd, który cię zniewala Tłumaczyła Helena Grzegołowska-Klarkowska Tytuł ory...
78 downloads
236 Views
2MB Size
JOHN BRADSHAW Toksyczny wstyd
JOHN BRADSHAW Toksyczny wstyd Jak uzdrowić wstyd, który cię zniewala Tłumaczyła Helena Grzegołowska-Klarkowska
Tytuł oryginału: Healing the Shame That Binds You © 1988 John Bradshaw © Wydawnictwo „Akuracik" dla wydania polskiego ISBN-83-905084-9-4 Tłumaczenie: Helena Grzegołowska-Klarkowska Redakcja: Renata Durda Korekta: Stanisława Jakubiak-Adamik Projekt okładki: Studio Kwadrat Wszystkie prawa zastrzeżone. Bez pisemnej zgody Wydawcy nie wolno reprodukować ani przekazywać w żadnej postaci jakichkolwiek fragmentów niniejszej książki.
Warszawa 1997 wydanie pierwsze
Wydawnictwo Akuracik 02-679 Warszawa ul. Modzelewskiego 23 m.24f tel. /0-22/647-38-02
Druk i oprawa: „KRISMARK" Sp. z. o.o. ul. Chełmżyńska 36, 04-247 Warszawa, tel. (0-22) 610-34-26
Dedykacja Dla Nancy, mojej wspaniałej żony, która swoją bezwarunkową miłością uzdrawia mój toksyczny wstyd. Dla Brada, Brendy i Johna, moich wieloletnich przyjaciół (niegdyś dzieci). Wybaczcie mi, że tak często obciążałem nas swoim wstydem. DlaJacka, mojego ojca. Toksyczny wstyd odebrał ci życie i ukradł nam nasz wspólny czas.
Podziękowania Dziękuję Gershanowi Kaufmanowi za przełom, jakiego dokonał w badaniu wstydu. Jego książka, Shame (Wstyd), była dla mnie bezcennym źródłem wiedzy. To przede wszystkim ona pomogła mi nazwać po imieniu tkwiącego we mnie demona, toksyczny wstyd. Bez pionierskich wysiłków Kaufmana nigdy nie napisałbym tej książki. Anonimowemu autorowi książki pod tym samym tytułem, opublikowanej przez wydawnictwo Hazeldon^ zawdzięczam przyjętą przez siebie definicję zdrowego wstydu jako czegoś, co sygnalizuje nam nasze immanentne ograniczenia, jak również podział toksycznego wstydu na nadludzki i nie-dość-ludzki. Nie tylko oni dwaj pomogli mi lepiej zrozumieć dynamikę wstydu. Ważną rolę odegrali też Sheldon Kopp, Marilyn Mason, Merl Fossum i Terry Kellogg. Kip Flock, przyjaciel i'koterapeuta szkoleniowy z Los Angeles, bardzo mi pomógł doprecyzować przedstawione w tej książce koncepcje. Dyskutowaliśmy niezliczone godziny, starając się lepiej zrozumieć, czym jest wstyd i maksymalnie to pojęcie dookreślić. Chciałbym podziękować kolegom z Center for Recovering Families (Ośrodka Terapii Rodzin) w Houston, a zwłaszcza Mary Bell, za nieustające wsparcie. Dziękuję moim najlepszym przyjaciołom, Johnowi Daugherty, George'owi Pletcher i Wielebnemu Mike'owi Falls, za to, że zechcieli się ze mną podzielić swoim cierpieniem i wrażliwością. Dzięki ich akceptacji oraz temu, że mnie nie zawstydzali, i ja mogłem im wyznać swój toksyczny wstyd. Wspólnymi siłami udało nam się zmniejszyć wpływ toksycznego wstydu na nasze życie. Dziękuję moim wydawcom, Peterowi Vegso i Gary'emu Seidlerowi, za nieustające zaangażowanie i wsparcie. Jestem też wdzięczny Marie Stilkind za wnikliwą redakcję mojego tekstu i za to, że zachęcała mnie do większej ufności w mój własny styl pisania. Dziękuję również personelowi redakcji technicznej wydawnictwa Health Communications. Dianę Glynn i sekundująca jej nie mniej kompetentnie Jodee Blanco uczyniły o wiele więcej dla promocji mojej książki, niż nakazywały obowiązki. Ta książka nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie nadludzka cierpliwość Barbary Evans, która pracowicie, dniami i nocami, przepisywała mój maszynopis. Wnikliwość, z jaką zapoznała się z tym tekstem spowodowała, że była dla mnie nie tylko maszynistką, ale kimś więcej. I póki pamiętam (a nazbyt często zdarza mi się zapominać), swoją największą wdzięczność pragnę wyrazić mojej Sile Wyższej, której Łaska wyzwoliła mnie od toksycznego wstydu.
Spis treści Przedmowa
9
CZĘŚĆ I - PROBLEM Wiele twarzy wstydu
15
Źródła toksycznego wstydu
38
Kryjówki toksycznego wstydu
89
CZĘŚĆ II - ROZWIĄZANIE Wprowadzenie: Proces uzewnętrzniania
136
Przypowieść o człowieku uwięzionym w ciemnej jaskini
138
4
Proces wychodzenia z ukrycia i izolacji
139
5
Dwanaście Kroków przekształcających toksyczny wstyd w zdrowy wstyd
144
6 Jak oswobodzić zagubione wewnętrzne dziecko
152
7
163
Integracja wypartych części własnego Ja
8 Jak pokochać siebie
178
9
188
Uzdrawianie bolesnych wspomnień i zmiana obrazu siebie
10 Jak stawić czoła głosom wewnętrznym i jak je zmienić
205
11 Sposoby radzenia sobie z toksycznym wstydem w związkach z osobami bliskimi 12 Duchowe przebudzenie
227 243
Epilog
262
Dodatek
264
Załącznik
267
Bibliografia
270
Przedmowa "A nie wstydzili się." Księga Rodzaju
Dziesięć lat temu dokonałem jednego z tych przełomowych odkryć, które powodują, że całe dotychczasowe życie człowieka ulega zmianie. Nazwałem imieniu swego demona. Odkryłem "wstyd". Nazywając swój wstyd po imieuświadomiłem sobie ogrom jego destrukcyjnego wpływu na moje życie. Odkryłem, że przez całe życie byłem więźniem wstydu. Władał mną jak nałóg, Probowałem w najróżniejszy sposób go rozładowywać; maskowałem go barbardziej lub mniej subtelnie; przerzucałem go na rodzinę, pacjentów, studentów, To wstyd był nieświadomym demonem, do którego nigdy wcześniej się nie przyznawałem. Kiedy udało mi się wreszcie uświadomić, jakie mechanizmy rządzą moim własnym wstydem, zrozumiałem, że wstyd jest jedną z najpotęż niejszych sił destrukcyjnych w życiu człowieka. Kiedy wreszcie go nazwałem po imieniu, łatwiej mi go było okiełznać. Wstyd sam w sobie nie jest niczym złym. Wstyd to normalne, ludzkie uczu cie. Co więcej, by zostać w pełni człowiekiem, wręcz należy odczuwać wstyd. Wstyd określa nasze granice. Dzięki wstydowi nie przekraczamy granic wła snego człowieczeństwa, zdajemy sobie bowiem sprawę, że popełniamy błędy i będziemy je popełniać, że bez czyjejś pomocy nie poradzimy sobie w życiu. Wstyd uświadamia nam, że nie jesteśmy Bogiem. Na zdrowym wstydzie osa dza się poczucie pokory. Z niego wyrasta duchowość. Odkryłem natomiast, że wstyd - ta zdrowa skądinąd, ludzka emocja - prze kształca się niekiedy w sposób życia, potrafi zawładnąć tożsamością bez reszty. Kiedy wyznacznikiem tożsamości jest wstyd, człowiek nabiera przekonania, że jest ułomny, bezwartościowy. Wstyd, który przestał być ulotną emocją, a stał się głównym wyznacznikiem tożsamości, truje i dehumanizuje. Toksyczny wstyd jest udręką, zmusza więc człowieka do ukrywania go. W ten sposób rodzi się fałszywe Ja. Kto uważa, że jego prawdziwe Ja jest wadliwe, ułomne, potrzebuje Ja innego, pozbawionego tych cech - Ja fałszywego.
9
Przeistoczenie Ja prawdziwego w fałszywe jest równoznaczne ze śmiercią psy chiczną. Przyjęcie fałszywego Ja równa się utracie autentycznego człowieczeń stwa. Alice Miller nazywa ten proces tworzenia fałszywego Ja "mordowaniem duszy". Człowiek żyjący w świecie fałszu zawsze stara się być bardziej ludzki, lub mniej ludzki, niż jest naprawdę. Nie ma bardziej drastycznego przejawu gwałtu na własnej osobie niż toksyczny wstyd. Toksyczny wstyd tkwi u źródeł większości zaburzeń emocjonalnych. Jak pisze Gershen Kaufman: "Wstyd jest źródłem wielu złożonych i niepokojących stanów wewnętrz nych: depresji, poczucia wyobcowania, braku wiary w siebie, samotności prowadzącej do izolowania się od innych, zjawisk o charakterze paranoidalnym i schizoidalnym, natręctw, rozszczepienia Ja, perfekcjonizmu, głębokiego poczucia niższości, nieadekwatności lub przegranej, tzw. stanów z pogranicza nerwicy i.psychozy, oraz zaburzeń narcystycznych". Shame Toksyczny wstyd tak dalece zaburza funkcjonowanie autentycznego Ja, że sztuczne maski, które przybieramy po to, by go zasłonić, przekształcają się stopniowo w konkretne zespoły objawów klinicznych. Każdy z tych zespołów ma własny, charakterystyczny wzorzec. Toksyczny wstyd prowadzi do nerwicy, zaburzeń charakteru, przemocy politycznej, wojen i przestępczości. Nic tak człowieka nie zniewala, jak toksyczny wstyd. Jak powiada Pismo Święte, wstyd był główną przyczyną upadku Adama i główną tego upadku konsekwencją. W języku hebrajskim "Adam" znaczy "ludz kość". Adam jest więc symbolem wszystkich istot ludzkich. Wczytując się w Pismo Święte dochodzimy do przekonania, że Adam nie był z siebie zadowo lony. Chciał być kimś więcej, niż był. Chciał być nadludzki. Nie chciał zaak ceptować swoich podstawowych ograniczeń. Zatracił zdrowy wstyd. Jak suge ruje Biblia, przyczyną ludzkiej niewoli (grzechu pierworodnego) była chęć bycia kim innym, niż jesteśmy... bycia kimś więcej niż człowiekiem. W przy pływie toksycznego wstydu (pychy) Adam wyruszył na poszukiwanie sztucz nego Ja. I to go zgubiło. Upadłszy (porzuciwszy swoje prawdziwe Ja), Adam skrył się. "I zawołał Pan Bóg Adama, i rzekł mu: Gdzieżeś? Który odpowiedział: Usłyszałem twój głos w raju, i zlękłem się, przeto, żem jest nagi, i skryłem się" (Księga Rodzaju 3:9-10). Przed upadkiem, mężczyzna i kobieta byli nadzy "a nie wstydzili się" (Księga Rodzaju 1:25). Z chwilą, gdy postanowili być kim innym niż są, stali się nadzy i zawstydzili się. Nagość symbolizowała ich prawdziwe, autentyczne Ja. Byli kim byli i dobrze im było z tym. Nie mieli niczego do ukrycia. Byli w pełni, absolutnie uczciwi. W tym symbolicznym, metaforycznym opisie Adama i Ewy zawiera się opis kondycji ludzkiej. Jak się wydaje, najtrudniejszym zadaniem stojącym przed
10
gatunkiem ludzkim jest bezwarunkowa miłość i akceptacja samego siebie. Odrzuciwszy swoje "prawdziwe Ja", albo staramy się stworzyć Ja fałszywe, potężniejsze, albo rezygnujemy w ogóle z bycia człowiekiem. Tym samym skazujemy się na konieczność bezustannego maskowania i ukrywania nasze go prawdziwego Ja. To zaś jest podstawowym źródłem cierpienia każdego z nas. Tylko wtedy uda nam się odnaleźć szczęście i pokochać innych, gdy w pełni siebie pokochamy i zaakceptujemy. Bez całkowitej miłości i akceptacji siebie, jesteśmy skazani na wyczerpującą konieczność tworzenia coraz to no wych, fałszywych Ja. Życie w fałszu jest niezwykle pracochłonne i wyczerpu jące. Być może tak właśnie należy rozumieć sens biblijnego przekazu, że po upadku, mężczyzna i kobieta skazani zostali po wsze czasy na cierpienie pod czas wykonywania zwykłych, przyrodzonych im zadań, jakimi są rodzenie dzieci przez kobiety i praca mężczyzn. Jak uzdrowić ten chorobliwy wstyd? Gdzie szukać nadziei? O tym jest ta książka. Opiszę w niej swoją własną drogę ku uleczeniu toksycznego wstydu. Odbycie tej podróży, to najważniejsze ze wszystkich moich doświadczeń życio wych. Toksyczny wstyd jest wszechobecny. Działa podstępnie, jest potężny, wprawia w zakłopotanie. Jest mroczny i tajemniczy, i w tym tkwi jego potęga. W Części I spróbuję obedrzeć wstyd z tajemniczości: przyjrzymy się wspól nie jego wielu twarzom, powiemy skąd się bierze, opiszemy jego główne maski. Pokażę, w jaki sposób wstyd rodzi poczucie beznadziejności i bankructwo duchowe. W Części II omówię wszystkie znane mi sposoby łagodzenia toksycznego wstydu i przekształcania go z powrotem w zdrowy wstyd. Mam głęboką nadzieję, że każdy spętany toksycznym wstydem Czytelnik wykorzysta tę książkę do uwolnienia się od tego groźnego wroga.
Część
I
Problem
Rozdział 1
Wiele twarzy wstydu Dziecko uczy się wstydzić zanim jeszcze potrafi mówić. Dlatego bardzo trudno jest określić, czym jest wstyd. Jest on jedną z tych zdrowych, ludzkich mocy, które w pewnych okolicznościach przeradzają się w ciężką chorobę duszy. Możemy więc wyróżnić dwie postacie wstydu: wstyd zdrowy, ożywczy, oraz wstyd toksyczny, niszczący. Wstyd toksyczny jest niezwykle bolesnym przeżyciem wewnętrznym, spowodowanym nieoczekiwanym odsłonięciem. Jest głęboką raną wewnętrzną. Izoluje nas od nas samych i od innych ludzi. Pod wpływem toksycznego wstydu, wyrzekamy się siebie. To zaś wymaga przyjęcia maski. Toksyczny wstyd stroi się w rozliczne szaty. Najlepiej czuje się w ciemnościach i atmosferze tajemniczości. Właśnie dlatego, że wstyd jest mroczny, tajemniczy, wymykał się dotychczas badaniu. Ze względu na to, że toksyczny wstyd ukrywa się i maskuje, aby udało się nam go wytropić, musimy się nauczyć rozpoznawać jego liczne oblicza i ka muflujące zachowania.
Wstyd jako zdrowa ludzka emocja Słuchałem niedawno wywiadu z J o e Namathem. Bardzo otwarcie opowia dał o tym co go spotkało: jedna z wiodących radiostacji zatrudniła go w cha rakterze sprawozdawcy sportowego, po czym nie wpuszczała go na antenę. Sposób, w jaki o tym opowiadał zdradzał głębokie rozczarowanie. Otwartość i szczerość, z jaką o tym wszystkim mówił, bardzo mnie uderzyły - świadczyły o zdrowym wstydzie. Odniosłem wrażenie, że mówiący doskonale sobie zda je sprawę z tego, iż mimo licznych osiągnięć, ma też szereg poważnych ogra niczeń.
Wstyd jako przyzwolenie na bycie tylko człowiekiem Zdrowy wstyd informuje nas, że mamy swoje ograniczenia. Przypomina, że człowiek nie jest wszechmocny. Być człowiekiem znaczy mieć ograniczone
15
możliwości. Z definicji. Nikt z nas nie ma, i mieć nie będzie, nieograniczonej mocy. Nieograniczona moc, jaką nam obiecują liczni współcześni guru, to oszustwo. Wzywając nas do odkrywania w sobie nieograniczonej mocy, sobie tylko nabijają kabzy, nie nam. Przemawiają do naszego fałszywego Ja, "wstrzeliwują się" w nasz toksyczny wstyd. Człowiek nie jest istotą o nieskończonych możliwościach. Jest z natury ograniczony. Kto tego nie uznaje, naraża się na poważne kłopoty. Zdrowy wstyd sygnalizuje nam, gdzie leżą nasze granice. Jak każda emocja, jest energią wprowadzoną w ruch. Jak każda emocja, motywuje nas do zaspokojenia podstawowych potrzeb. Jedną z nich jest potrzeba nadania swojemu życiu określonej struktury. Aby potrzebę tę zaspokoić, tworzymy system granic, w ramach których możemy żyć bezpiecznie. Dzięki takiej strukturyzacji, życie nabiera określonych kształtów. Określiwszy swoje granice i nadawszy naszemu życiu określoną formę, czujemy się bezpiecznie i możemy bardziej efektywnie rozporządzać energią. Jest taki stary dowcip o człowieku, który "dosiadł konia i ruszył we wszyst kie strony świata". Bez odpowiednich granic nie uświadamiamy sobie wła snych ograniczeń i szybko tracimy orientację. Gnamy to tu, to tam, tracąc przy tym mnóstwo energii. Gubimy drogę. Popadamy w nałogi, bo nie wiemy, kiedy powiedzieć "dość"; nie potrafimy odmawiać. Zdrowy wstyd chroni nas przed utratą gruntu pod nogami. Jest żółtym światłem ostrzegawczym, przypominającym o naszych naturalnych ogranicze niach. Zdrowy wstyd wytycza człowiekowi jego podstawowe, metafizyczne granice. Jest energią płynącą z emocji, która sygnalizuje, że nie jesteśmy Bo giem - że błądziliśmy i błądzić będziemy, że bez pomocy sobie nie poradzimy. Zdrowy wstyd, to przyzwolenie na bycie tylko człowiekiem. Każdy człowiek czerpie osobistą moc ze zdrowego wstydu. Dzięki niemu zna swoje ograniczenia, może więc bardziej efektywnie dysponować energią. Wiedząc, jakie ma ograniczenia, łatwiej mu wytyczyć kierunek. Nie trwoni wtedy sił na walkę z wiatrakami, ani na zmianę tego, czego zmienić się nie da. Dzięki zdrowemu wstydowi koncentruje siły, zamiast je rozpraszać.
Wstyd jako stadium rozwoju Zdaniem Erika Eriksona, poczucie wstydu pojawia się w drugiej fazie roz woju psychospołecznego. Podstawowym zadaniem dziecka w fazie pierwszej jest osiągnięcie stanu podstawowej'ufności. Ufność musi zdobyć przewagę nad nieufnością. Najłatwiej zrozumieć, czym jest zdrowy wstyd, jeżeli najpierw zrozumiemy na czym polega faza rozwoju psychospołecznego, zwana fazą kształtowania ufności. Od momentu narodzin dziecko musi mieć pewność, że światu może zau fać. Pierwszymi przedstawicielami świata w życiu dziecka są rodzice. Dziecko
16
musi wiedzieć, że może liczyć na kogoś z zewnątrz, że ten ktoś będzie dostęp ny w sposób przewidywalny. Jeżeli matka dawała nam na ogół oparcie i za chowywała się w sposób przewidywalny, jeżeli nie skąpiła nam swych pie szczot i była dla nas lustrem, w którym mogliśmy zobaczyć i zweryfikować to co robimy - stworzyła warunki rozwoju poczucia podstawowej ufności. Czując się bezpiecznie i ufnie, zaczynamy tworzyć z rodzicami więź. Więź jest pomostem łączącym nas z drugim człowiekiem. Kto takiego pomostu nie ma, nie nabierze poczucia własnej wartości. Bez bliskiego kontaktu z drugim człowiekiem, nie wytworzy się u dziecka poczucie tożsamości. "My" wyprzedza "Ja". W najwcześniejszej fazie życia dziecka, jedynym źródłem samopoznania jest odbicie w oczach rodziców. Bez więzi interpersonalnej stanowiącej po most między dzieckiem a rodzicami - nie ma rozwoju.
Pomost miedzy ludźmi Ze wzajemnego zainteresowania i wspólnych, pełnych ufności doświad czeń, rodzi się stopniowo więź dziecka z matką. To, że zaczynamy oczekiwać wzajemności i na niej polegać, sprzyja rozwojowi ufności. W miarę rozwoju ufności zaczyna tworzyć się więź emocjonalna, dzięki której dziecko nie boi się podjąć ryzyka wyruszenia w dziewiczą podróż po świecie. Więź ta tworzy pomost między dzieckiem a matką. To właśnie ten pomost daje warunki do wzajemnego rozwoju i porozumienia. Doświadczenia, do których nabieramy zaufania i które uczymy się akceptować, pomost ten wzmacniają. Druga oso ba, matka, staje się dla nas osobą ważną w tym sensie, że zaczyna nam bardzo zależeć na jej miłości, szacunku i troskliwej opiece. Pozwalając sobie na to, by jej potrzebować, dajemy sobie tym samym pozwolenie na słabość. Gdy już dziecko nabierze podstawowego zaufania do świata, powstają warunki do rozwoju wstydu. Wstyd może być zdrowy lub chorobliwy.
Kształtowanie się zdrowego wstydu W wieku około 15 miesięcy zaczyna się u dziecka rozwój układu mięśnio wego. Zachodzi teraz potrzeba wypracowania równowagi między "trzyma niem się a puszczeniem". Początkowo cały wysiłek układu mięśniowego dziecka skoncentrowany jest na utrzymaniu równowagi w pozycji stojącej i podczas chodzenia. Gdy to się powiedzie, pojawia się potrzeba badania otoczenia. By móc badać otoczenie, dziecko musi się oddzielić od matki. Jak twierdzi Erikson, na tym etapie rozwoju podstawowym zadaniem psy chospołecznym jest osiągnięcie właściwej równowagi między autonomią a wstydem i zwątpieniem. Faza ta (trwająca od ok. 15 miesiąca do trzeciego roku życia)^ąj&wana jest fazą dwulatka-potwora. W tym wieku dziecko aktywnie pozffiji^swaj^iszystkiego chce dotknąć, wziąć do buzi, zbadać własnoręczrtf*>1&0(0tek ye^puparty. Wszystko chce robić po swojemu (ale zawsze w
zasięgu wzroku matki). Gdy czegoś mu się zabroni (a zdarza się to mniej więcej co trzy minuty), piekli się, złości. W tym okresie rozwojowym dziecko musi wszystko brać do ręki. Celowo powtarza określona czynność aż do znudzenia, by móc ją sobie bliżej przyswoić. Wszystko jest dla niego nowe przedmioty, dźwięki, zapachy. Musi je dopiero poznać, a robi to powtarzając wszystko w kółko.
Czego potrzebuje małe dziecko? Małe dziecko potrzebuje przede wszystkim stanowczej, lecz rozumiejącej matki, której własne potrzeby zaspokaja mąż; matki, która rozwiązała własne problemy z dzieciństwa i ma poczucie odpowiedzialności. Tylko taka matka jest dla dziecka dostępna i może zaspokoić jego potrzeby. Dziecko potrzebuje kogoś, kto będzie prawidłowo modelował zdrowy wstyd oraz inne emocje. Potrzebuje, by mu poświęcać czas i uwagę. Ale nade wszy stko potrzebuje solidnych granic. Potrzebuje matki, która mu te granice wska że. Kontrola zewnętrzna musi być stanowcza i rozpraszać wszelkie wątpliwo ści. Dziecko musi mieć" pewność, że ten nowy pęd do robienia rzeczy po swojemu, do autonomii, nie zniszczy interpersonalnego pomostu z matką. Jak pisze Erikson-. "Stanowczość jest dziecku potrzebna, ponieważ chroni je przed poten cjalna anarchią wynikającą z niewykształconego jeszcze wyczucia, co można a czego nie można, z braku umiejętności decydowania o tym, kiedy się trzymać, a kiedy puścić.
Childhood And Society U dziecka, któremu zapewniono ochronę poprzez stawianie stanowczych, choć pełnych miłości granic, któremu wolno było poznawać i badać świat i złościć się bez obawy, że mama przestanie je kochać (przerwie interpersonal ny pomost), wykształca się stopniowo zdrowy wstyd. Jego pierwszym przeja wem może być przejściowe skrępowanie z powodu zwykłej, ludzkiej porażki lub bojaźliwość i nieśmiałość w obecności kogoś obcego. Pojawienie się tego rodzaju wstydu pełni bardzo ważną rolę w rozwoju dziecka. Tworzy bowiem naturalną przeciwwagę dla nowoodkrytej autonomii, zakreślając jej granice. Zdrowy wstyd sygnalizuje, że nie jesteśmy wszechmocni. Przypominam sobie następującą sytuację. Miałem wygłosić odczyt na temat „granic natury ludzkiej". Szedłem właśnie w kierunku mównicy, gdy ktoś mi delikatnie zwrócił uwagę, że mam rozpięty rozporek. Oblałem się rumieńcem i strasznie zawstydziłem. Mój zdrowy wstyd upominał mnie, bym się zanadto nie zagalopował w swoich wywodach. Pascal kiedyś powiedział: "kto chce być aniołem, musi stać się bydlęciem". Św. Tomasz z Akwinu zaś powiedział, że człowiek jest istotą duchową, która
18
do pełnego rozwoju swojej duchowości potrzebuje ciała. Przypomina to aforyzm George'a Santayany: "By móc zostać duchem, trzeba wpierw zostać bydlęciem". Musimy poznać granice naszych możliwości - by stale nam przypominały, że jesteśmy ludźmi, nie istotami boskimi.
poczucie skrępowania i rumieniec jako przejawy wstydu Sytuacja krępująca, to taka sytuacja, w której daliśmy się zaskoczyć, w której zostaliśmy zdemaskowani w momencie, gdy nie byliśmy na to przygotowani. Czujemy w czyjejś obecności, że nie potrafimy sobie z czymś poradzić. Tym czymś może być nieoczekiwana fizyczna niezdarność, niezręczność interpersonalna, przejaw braku dobrego wychowania. W takich sytuacjach oblewamy się rumieńcem. Rumieniec jest przejawem zdrowego wstydu. Informuje, że zostaliśmy zaskoczeni, zdarzyło się coś nieo czekiwanego, zawstydziliśmy się mimowolnie. Jak pisze Helen Lynd: "Nasze uczucia zostały mimowolnie zdemaskowane; ktoś nas nakrył."
On Shame And The Search For Identity Rumieniec jest przejawem ludzkich ograniczeń. To, że potrafimy się oblać rumieńcem, pokazuje, że jesteśmy tylko ludźmi. Gdy oblewamy się rumieńcem, mamy ochotę "zasłonić twarz", "ukryć twarz", "wyjść z tego z twarzą", "zapaść się pod ziemię". Gdy pojawia się rumieniec, wiemy że popełniliśmy błąd. Po co byśmy się mieli rumienić, gdyby pomyłki nie były w życiu człowieka czymś naturalnym? Rumieniec, ten przejaw zdrowego wstydu, przywraca grunt pod nogami. Przypomina, gdzie leżą nasze podstawowe, ludzkie granice. Sygnalizuje, byśmy się zanadto nie zagalopowali, nie zachłysnęli własną doskonałością.
Nieśmiałość jako przejaw wstydu Nieśmiałość jest naturalną granicą chroniącą przed zdemaskowaniem lub zranieniem przez kogoś obcego. Gdy trzeba zagadnąć obcą osobę, niejeden z nas czuje się onieśmielony. Jesteśmy zażenowani, zaczynamy się jąkać lub mówimy nieskładnie. To z kolei może wywołać poczucie zawstydzenia. Nie śmiałość jest przejawem zdrowego wstydu, niechęci do ujawniania swoich słabych stron. Człowiek nieznany to, jak sama definicja wskazuje, ktoś nie-znajomy. Czło wiek nieznany, jak wszystko z czym się jeszcze nie zaznajomiliśmy, jest poten cjalnie zagrażający. Dlatego odczuwając wobec nieznajomego nieśmiałość, przejawiamy zdrowy wstyd. Jak każda emocja, nieśmiałość sygnalizuje, że powinniśmy uważać, mieć się na baczności, bo ktoś nas może skrzywdzić, trafić nas w czuły punkt. Nieśmiałość, to granica chroniąca nasze wnętrze w obecności osoby nieznajomej, obcej. 19
Kiedy natomiast nieśmiałość wynika z toksycznego wstydu, mogą się poja wić poważne problemy.
Podstawowa potrzeba drugiego człowieka jako przejaw wstydu Jest takie stare porzekadło: "Jeden człowiek to żaden człowiek". Sens jego jest taki, że człowiek potrzebuje drugiego człowieka, związków z innymi ludź mi, życia społecznego. Nikt z nas by sobie sam nie poradził. Potrzebujemy pomocy. Nikt nie jest na tyle silny, by się obyć bez miłości, bliskiego kontaktu z drugim człowiekiem, wzajemnego dialogu. W chwili narodzin jesteśmy związani z matką więzią symbiotyczną. My wyprzedzają. Od jakości tego pierwotnego związku bardzo wiele zależy. Mniej więcej po półtora roku, kiedy nabraliśmy już do siebie wzajemnego zaufania, zaczynamy odkrywać świat, testujemy naszą samodzielność. Na tym etapie rozwoju o naszych ograniczeniach przypomina wstyd. Wstyd i zwątpienie tworzą konieczną przeciwwagę dla dopiero co odkrytej autonomii. Każdy z nas będzie potrzebował rodziców jeszcze przez jakieś dziesięć lat, zanim nie usamodzielni się na tyle, by móc opuścić dom rodzinny. Bez pomo cy rodziców nie potrafimy zaspokoić potrzeb. Zdrowy wstyd ma nam przypo minać, że potrzebujemy pomocy. Sami sobie nie poradzimy. Żaden człowiek sam sobie nie poradzi. Potrzeb nie pozbędziemy się nawet wtedy, gdy nabie rzemy pewności, że sami coś potrafimy, nawet wtedy, gdy się całkowicie unie zależnimy. Pojawią się bowiem inne potrzeby - pokochania kogoś, rozwoju. Poczujemy potrzebę zaopiekowania się kimś oraz bycia komuś potrzebnym. Wstyd pełni rolę zdrowego sygnału, przypomina o potrzebie kochania innych i pozostania z nimi w troskliwym związku. Gdyby nie zdrowy sygnał płynący ze wstydu, stracilibyśmy kontakt z naszy mi podstawowymi potrzebami wynikającymi z zależności.
Wstyd źródłem twórczości i wiedzy Uczestniczyłem kiedyś w warsztacie psychoterapeutycznym prowadzonym przez Richarda Bandlera, jednego z twórców tzw. programowania neurolingwistycznego (NLP). Było to wstrząsające przeżycie. Jednej rzeczy nigdy nie zapomnę. Richard poprosił, abyśmy sobie przypomnieli taki moment w życiu, kiedy byliśmy absolutnie przekonani, że mamy rację. Po kilku sekundach przypomniałem sobie pewien incydent z moją żoną. Richard poprosił, byśmy sobie to wydarzenie najpierw dokładnie odtworzyli w pamięci, a następnie polecił "nakręcić na jego podstawie film": podzielić wydarzenie na sceny i wyświetlić na ekranie świadomości. Gdy już to zrobiliśmy, Richard polecił, byśmy ten film wyświedili wstecz, od końca do początku, a następnie wyświe tlili poszczególne sceny w innej kolejności: najpierw scenę środkową, potem
20
końcową itp. Na zakończenie poprosił, byśmy ponownie przeżyli to wydarzenie od początku do końca, tak jak za pierwszym razem, zwracając baczną uwagę na szczegóły oraz na to, czy nadał jesteśmy przekonani o swej racji. Gdy dobrnąłem wreszcie do ostatniego etapu tego ćwiczenia, całe wyda rzenie straciło pierwotny ładunek emocjonalny. Pierwotna intensywność prze życia ustąpiła niemal zupełnie. Ćwiczenie, które nam Richard pokazał, nazywa się fachowo "pracą submodalną", a polega na wewnętrznej reorganizacji wspomnień. Ale nie to było dla mnie najważniejsze. Najważniejsza była pewna uwaga Richarda na temat twórczości. Dla mnie bowiem, najpotężniejszą ze wszystkich ludzkich sił jest siła twórcza. Richard Bandler powiedział, że jednym z najważniejszych czynników blo kujących twórczość jest świadomość własnej nieomylności. Kiedy wydaje nam się, że mamy absolutną rację, zaprzestajemy poszukiwania nowych informaqi. Kto ma rację, ten jest czegoś pewien, a poczucie pewności tłumi ciekawość. U podstaw wszelkiego uczenia się tkwi ciekawość i zdumienie. Platon powie dział, że cała filozofia zrodziła się ze zdumienia. Kiedy jesteśmy czegoś abso lutnie pewni, wierzymy święcie w swoją rację, zaprzestajemy poszukiwań i tym samym odcinamy dopływ nowych informacji. Zdrowy wstyd - świadomość wrodzonych granic i ograniczeń - zawsze chroni przed przekonaniem, że wszystko już wiemy. Zdrowy wstyd działa ożywczo, ponieważ motywuje do poszukiwania nowych informacji i uczenia się czegoś nowego.
Wstyd źródłem duchowości Abraham Maslow, jeden z ojców psychologii humanistycznej, tzw. trzeciej siły w psychologii, napisał kiedyś: "Życie duchowe jest... cząstką ludzkiej esencji. Jest jednym z wyróżników natury ludzkiej... bez niego, natura byłaby niekompletna". The Farther Reaches Of Hurrian Naturę Czymże jest duchowość? Moim zdaniem, jest elementem stylu życia. Życie stale się przed nami rozpościera, stale się rozwija. Duchowość polega zatem na rozwijaniu potencjału, na wzroście. Mówiąc o duchowości, mamy na myśli miłość, prawdę, dobroć, piękno, obdarzanie innych, troskę. Duchowość koja rzy nam się z pełnią, spełnieniem. Duchowość, to najwyższa z ludzkich po trzeb. Motywuje do przekraczania siebie, do zakotwiczenia W stwórcy wszech świata. Większość z nas nazywa tego stwórcę Bogiem. Zdrowy wstyd jest niezbędnym fundamentem duchowości. Sygnalizując nam nasze podstawowe ograniczenia, przypomina, że nie jesteśmy Bogiem. Orientuje
21
nas ku wyższemu sensowi. Informuje o istnieniu czegoś lub kogoś potężniejszego od nas. Zdrowy wstyd to psychiczny fundament pokory.
Toksyczny wstyd Scott Peck nazywa nerwice i zaburzenia charakteru zaburzeniami odpowie dzialności. Pisze tak: "Neurotyk bierze na siebie zbyt wielką odpowiedzialność; człowiek cier piący na zaburzenie charakteru - zbyt małą. Gdy między neurotykiem a otoczeniem pojawia się konflikt, pierwszy automatycznie zakłada, że to on ponosi za to winę. Gdy w konflikt ze światem popada człowiek cierpiący na zaburzenie charakteru, automatycznie zakłada, że winien jest świat." The Road Less Traveled Każdy z nas ma w sobie coś z neurotyka i coś z osoby z zaburzeniem charakteru. Najważniejszy problem, przed którym stajemy wszyscy, to pro blem właściwych wyborów i prawidłowego ustalenia zakresu odpowiedzial ności. Aby móc żyć naprawdę uczciwie, kochać, zachować odpowiednią autodyscyplinę, musimy się liczyć z obiektywną rzeczywistością. Aby móc to zrobić, musimy - jak twierdzi Peck - "przejawiać gotowość do ciągłego samobadania i robić to kompetentnie". Do tego konieczny jest dobry kontakt z samym sobą. A tego człowiekowi spętanemu wstydem brakuje. Człowiek owładnięty toksycznym wstydem jest w nieustającym konflikcie z samym sobą. Toksyczny wstyd - wstyd, który zniewala - prowadzi do zaburzeń, zarówno neurotycznych, jak i charakterologicznych.
Neurotyczne objawy wstydu Czym jest ten wstyd, który ciebie zniewala? Skąd się wziął w twoim życiu? Gdzie się zgubił twój zdrowy wstyd? Toksyczny wstyd, wstyd, który zniewala, subiektywnie odczuwany jest jako wszechogarniające poczucie własnej niedoskonałości, ułomności. Toksyczny wstyd nie jest już emocją sygnalizującą ograniczenia, jest stanem istnienia, rdzeniem tożsamości. Jeżeli zawładnął tobą toksyczny wstyd, czujesz się bez wartościowy, przegrany, czujesz że nie stanąłeś na wysokości zadania jako człowiek. Toksyczny wstyd powoduje rozszczepienie Ja. Przypomina krwotok wewnętrzny. U podstaw toksycznego wstydu tkwi lęk przed zdemaskowaniem się przed samym sobą. Człowiek owładnięty wsty dem broni się przed ujawnieniem swego wewnętrznego Ja innym ludziom, ale co najważniejsze, broni też swego wewnętrznego Ja przed samym sobą. Toksyczny wstyd dlatego powoduje tak wielkie rozdarcie, że osoba nim owładnięta boi się bolesnego ujawnienia niepełnowartościowego Ja przed
22 L
samym sobą. W stanie toksycznego wstydu Ja gardzi własnym Ja, które stało się niegodne zaufania. Nie mając zaufania do własnego Ja, człowiek traci zau fanie do siebie w ogóle. Toksyczny wstyd jest wewnętrzną udręką, chorobą duszy. Jeśli nie mogę zaufać samemu sobie, nie jestem sobą. Toksyczny wstyd jest więc czymś paradoksalnym i sam siebie napędza. Wstydzimy się własnego wstydu. Człowiek prędzej przyzna się do tego, że czuje się winny, boi się, czuje się skrzywdzony, niż do tego, że się wstydzi. Toksyczny wstyd rodzi poczucie izolacji i całkowitego osamotnienia. Człowie ka owładniętego wstydem dręczy poczucie nieobecności, pustki. Toksyczny wstyd jest bardzo słabo zbadany. Łatwo go pomylić z poczu ciem winy. Freud zgłębił istotę lęku i poczucia winy, wstydem nie zajmował się prawie wcale. W opublikowanym niedawno w "New York Times" artykule pt. "Shame Steps Out of Hiding and into Sharper Focus" (Wstyd wychodzi z ukrycia na światło dzienne), Daniel Goleman pisze: "Ostatnimi czasy psychologowie - co prawda ze smutkiem i niejakim skrępowaniem - zajęli się wreszcie wstydem, silnym i powszechnym uczuciem, które nie wiedzieć czemu, umknęło do tej pory rygorom dociekań naukowych".
Wstyd jako element tożsamości - Wstyd uwewnętrzniony Każde ludzkie uczucie może ulec uwewnętrznieniu (internalized). Traci wtedy swój ulotny charakter i przekształca się w cechę charakteru. Zapewne znasz kogoś, kto zasługuje na miano "złośnika", lub kogoś kogo śmiało na zwałbyś "ponurakiem". W obu przypadkach uczucie, o którym mowa, prze niknęło charakter do cna, stało się podstawowym rysem osobowości. O tej osobie nie można już powiedzieć, że reaguje gniewem albo melancholią, ona jest gniewem (melancholią). Aby wstyd uległ uwewnętrznieniu, muszą zajść następujące warunki: 1. Identyfikacja z nierzetelnymi, owładniętymi wstydem modelami. 2. Silny uraz spowodowany porzuceniem oraz kojarzenie każdego uczucia, potrzeby lub popędu ze wstydem. 3. Połączenie oderwanych wspomnień w pełne wstydu zlepki. Proces uwewnętrzniania jest procesem powolnym, rozciągniętym w czasie. Zostaje uruchomiony wtedy, gdy każdych z trzech wymienionych wyżej procesów jest konsekwentnie wzmacniany.
Identyfikacja z owładniętymi wstydem modelami Identyfikacja jest jednym z wielu normalnych procesów psychicznych człowie ka. Każdy z nas odczuwa potrzebę identyfikowania się z kimś. Dzięki identyfikacji,
23
czujemy się bezpiecznie. Czując przynależność do kogoś silniejszego od nas, czerpiemy z niego poczucie bezpieczeństwa oraz ochrony przed złem. Potrzeba utożsamienia się z kimś, czucia się częścią większej całości, przy należności, to jedna z najbardziej podstawowych ludzkich potrzeb. Żadna inna potrzeba, z wyjątkiem potrzeby przetrwania, nie jest tak silna. Jej pierwszymi obiektami są rodzice lub inne osoby znaczące. Później jej adresatami będzie dalsza rodzina, grupa rówieśnicza, kultura, naród, cały świat. Innymi - choć nieco słabszymi - przejawami tej potrzeby są wierność wobec określonej partii politycznej czy kibicowanie wybranej drużynie sportowej. To dzięki naszej drużynie silnie odczuwamy sukces bądź porażkę. Ja sam od dzieciństwa wier nie kibicuję drużynie Uniwersytetu Notre Dame. I choć nigdy nie byłem w South Bend i nie studiowałem na tamtejszym uniwersytecie, do dziś pozosta łem jej namiętnym, oddanym kibicem. Gdy Notre Dame wygrywa, ja wygry wam. Gdy przegrywa, dostaję "bobu". To właśnie z powodu potrzeby przynależności ludzie bywają tak lojalni, wręcz fanatycznie wierni, jakiejś grupie... swojej grupie. Dziecko identyfikuje się z rodzicami. Gdy rodzice są spętani wstydem, z takimi właśnie rodzicami dziecko się utożsamia i w ten sposób stawia pierw szy krok w kierunku uwewnętrznienia wstydu.
Porzucenie: Dziedzictwo zerwanej symbiozy Wstyd podlega uwewnętrznieniu (przejęciu na własność) wtedy, gdy czło wiek zostaje porzucony. Termin "porzucenie" bardzo trafnie oddaje sytuację utraty autentycznego Ja i śmierci psychologicznej. Nie mając do dyspozycji właściwego lustra, dziecko nie wie, kim jest. Rolę niezbędnego w pierwszych latach życia lustra pełnią rodzice. Gdy rodzice dziecko porzucają, zabierają mu też i lustro. Rodzice zamknięci emocjonalnie (a tacy są wszyscy rodzice spętani wstydem) nie potrafią odzwierciedlać uczuć dziecka, ani zaświadczyć o ichtrafności. Małe dziecko porozumiewa się ze światem wyłącznie emocjonalnie, bez słów. Nie mając nikogo, kto mógłby odzwierciedlić nasze uczucia, nie wiemy, kim jesteśmy. Proces odzwierciedlania do końca życia odgrywa ważną rolę. Spróbuj sobie przypomnieć, jak bardzo czujesz się sfrustrowany, gdy z kimś rozmawiasz i nie możesz z nim nawiązać kontaktu wzrokowego (a któż z nas czegoś takiego nie doświadczył). Mówisz do niego, a on kręci się po pokoju albo nie odrywa oczu od telewizora. Do wykształcenia tożsamości potrzebny jest kontakt z osobą znaczącą, która postrzega nas mniej więcej tak samo, jak my sami siebie postrzegamy. Erik Erikson mówi wręcz, że tożsamość jest zjawiskiem interpersonalnym. Pisze o tym tak:
24
"Przez poczucie tożsamości własnego Ja rozumieć należy nabyte prze konanie, że naszej wewnętrznej identyczności i ciągłości... odpowiada identyczność i ciągłość naszego znaczenia dla innych". Childhood And Society Dziecko porzucone nie tylko pozbawione jest odzwierciedlania uczuć ze strony rodziców. Porzucenie równoznaczne jest też z: - lekceważeniem normalnych w okresie rozwojowym potrzeb dziecka, wynikających z jego zależności, - wszelkiego rodzaju złym traktowaniem, - wykorzystywaniem dziecka do zaspokajania ukrytych lub jawnych potrzeb rodziców lub systemu rodzinnego. Automatyczne reagowanie wstydem na pojawianie się uczuć Jednym z kluczowych czynników prowadzących do przekształcenia wsty du zdrowego w toksyczny jest automatyczne reagowanie wstydem na poja wianie się uczuć, potrzeb i naturalnych popędów instynktownych. Człowiek owładnięty wstydem to człowiek, który natychmiast czuje się zawstydzony, ilekroć odczuwa jakąś emocję, potrzebę, popęd. Podstawowymi czynnikami dynamicznymi w życiu człowieka są uczucia, potrzeby, popędy. Jeżeli swobo da ich wyrażania zostanie ograniczona przez wstyd, wstyd ten przenika czło wieka do szpiku kości.
Zlepki wstydliwych wspomnień W miarę narastania wstydliwych doświadczeń i prób ich odparcia, w banku ludzkiej pamięci gromadzi się coraz więcej tworzonych przez nie obrazów. Ponieważ ofiara tych doświadczeń nie miała możliwości przeżycia do końca bólu spowodowanego zerwaniem symbiotycznej więzi i nikt jej w tym nie pomógł, przykre emocje ulegają wyparciu, a proces żałoby pozostaje niedo kończony. Przechowuje ona w pamięci dźwięki i obrazy ze scen zawstydza nia. W miarę pojawiania się kolejnych zawstydzających doświadczeń do już istniejących śladów pamięciowych dołączają nowe. W ten sposób tworzy się cały zlepek wstydliwych wspomnień. Co gorsza, dziecko rejestruje zwykle w pamięci najbardziej drastyczne po stępki rodziców. Mama, tata, ojczym, macocha - każdy, kto się dzieckiem stale opiekuje - najbardziej dziecku zagraża wtedy, gdy niemal całkowicie traci nad sobą kontrolę. To te właśnie zachowania zostają najgłębiej utrwalone w syste mie alarmowym dziecka. Każde kolejne zawstydzające doświadczenie, które choć trochę przypomina tamten głęboki uraz, bez trudu uruchamia pamięć słów i scen kojarzących się z tamtym doświadczeniem. Stary zapis zostaje uzupełniony o ttowy. Z czasem powstaje zbitka wszystkich kolejnych zawsty-
25
dzających scen. Każda nowa scena zasila starą, na kształt staczającej się z wysoka kuli śniegowej, która w miarę upadku gromadzi coraz więcej śniegu. Z upływem lat bardzo niewiele trzeba, by uruchomić te zlepki zawstydzają cych wspomnień. Wystarczy jedno słowo, podobny grymas twarzy, analogicz na sytuacja. Czasem w ogóle nie jest do tego potrzebny żaden bodziec z zewnątrz. Wystarczy przywołać jedno dawne wspomnienie, by wyzwolić całe pokłady bolesnych przeżyć. Emocja wstydu uległa zamrożeniu, przeniknęła tożsamość bez reszty. Została głęboko uwewnętrzniona.
Wstyd jako autoalienacja i izolacja Człowiekowi wewnętrznie wyalienowanemu różne części własnego Ja wydają się obce. Jeżeli nigdy nie wolno ci było w domu okazywać złości, złość wyalienuje się z twojego Ja. Ilekroć poczujesz złość, pojawi się toksyczny wstyd. Ta część twojej osoby będzie musiała ulec wyparciu lub odcięciu. Uczucia gniewu nie można się pozbyć. Gniew jest energią, która chroni i pomaga przetrwać. Bez niej byłbyś popychadłem, człowiekiem, który stara się wszystkim przypodo bać. Im bardziej twoje uczucia, potrzeby i popędy podporządkowane są to ksycznemu wstydowi, tym większa część twojego Ja ulega alienacji. Jeżeli przesiąkłeś wstydem bez reszty, już nic ci się w sobie nie podoba. Czujesz się kimś niepełnowartościowym, gorszym, osobą przegraną. Gardzisz sobą, więc tracisz kontakt z własnym wewnętrznym Ja. A gardząc sobą, tracisz poczucie wewnętrznej jedności. Kiedy odczuwasz wstyd, odnosisz wrażenie, że ktoś cię ogląda z zewnątrz, czujesz się zdemaskowany i skarlały. Kiedy zaczynasz siebie traktować przedmiotowo, zwracasz oczy do wewnątrz i za czynasz się sobie bacznie przyglądać, badasz każdy szczegół swego zachowa nia. Taka krytyczna samoobserwacja jest męczarnią, rodzi bowiem dręczące poczucie skrępowania, które - jak pisze Kaufman - "zniewala i paraliżuje Ja". Paraliżująca autoobserwacja prowadzi do wycofania się, bierności, zaniku działania. Części Ja, które zostały odcięte od reszty kształtują nasze relacje z innymi. To one częstokroć są źródłem nienawiści i uprzedzeń. W subiektywnym do świadczeniu, odcięte fragmenty Ja odbierane są często jako osobowość roz szczepiona, czy nawet wieloraka, rzecz częsta u ofiar przemocy fizycznej lub seksualnej. Wewnętrzna alienacja, odcięcie fragmentów własnego Ja, wywołuje też poczucie nierealności. Człowiek odrealniony sprawia nieodparte wrażenie, że nigdzie do końca nie pasuje, że stoi obok i zagląda do środka. Wewnętrznej alienacji i izolacji towarzyszy chroniczna, niezbyt głęboka depresja. Przyczyną tej depresji jest smutek z powodu utraty autentycznego Ja. Najpoważniejszym,
26
najbardziej destrukcyjnym aspektem neurotycznego wstydu jest chyba właśnie odrzucenie własnego Ja.
Wstyd jako fałszywe Ja U podstaw neurotycznego wstydu leży lęk przed własnym Ja. Lęk ten po woduje, że człowiek ucieka przed samym sobą. Tworzy w tym celu Ja fałszy we. Ja fałszywe jest zawsze albo nazbyt albo nie-dość-ludzkie. Bywa perfek cjonistą albo flejtuchem, bohaterem rodzinnym albo rodzinnym kozłem ofiar nym. W miarę rozwoju fałszywego Ja, Ja autentyczne coraz bardziej się ukry wa. Po wielu latach kolejne mechanizmy obronne i fałszywe pozory tak się nawarstwiają, że człowiek nie wie już kim jest naprawdę. Fałszywe Ja potrafi przybierać skrajnie odmienne formy - od niedościgłego perfekcjonisty po pijaka z rynsztoka. Nie wolno o tym zapominać. Obaj robią wszystko co w ich mocy, by ukryć silną świadomość wyrwy we własnym Ja, dziury w duszy. 1 choć każdy z nich stosuje skrajnie różne z pozoru strategie kamuflażu, mechanizm jest ten sam: jest nim neurotyczny wstyd. Najbardziej paradoksalną cechą neurotycznego wstydu jest to, że może motywować zarów no do niezwykłych osiągnięć, jak i do funkcjonowania poniżej swoich możliwości, do zostania gwiazdą i nieudacznikiem, człowiekiem praworząd nym i łajdakiem, siłaczem i słabeuszem.
Wstyd jako współuzaleznienie Na temat współuzależnienia wypisano już morze atramentu. Wszyscy zga dzają się jednak co do jednego: u podstaw współuzależnienia tkwi utrata własnej osobowości. Osoba współuzależniona nie ma wcale własnego życia wewnętrznego. Szczęście może przyjść tylko z zewnątrz. Źródła dobrego sa mopoczucia i samopotwierdzenia leżą poza nią, nigdy w niej samej. Pia Mellody definiuje współuzaleznienie jako "dolegliwość polegającą na nieznajomości swojego autentycznego Ja lub na jego ukrywaniu, [która to nieznajomość] zniekształca poczucie tożsamości... ważności... wartości i łączności z innymi, a co za tym idzie, powoduje cierpienie i zniekształcenie relacji z innymi". Nie ma Zasadniczej różnicy między tą definicją, a przedstawionym wcześniej przeze mnie opisem uwewnętrznionego wstydu. Moim zdaniem najistotniejszym elementem współuzależnienia jest wstyd uwewnętrzniony.
Wstyd jako zaburzenie osobowości typu "borderline" Zdaniem Kaufmana, wiele wymienionych w DSM-III ( DSM-III - klasyfikacja zaburzeń psychicznych o międzynarodowym zasięgu; co kilka lat pojawiają się N kolejne, poprawione mutacje, (DSM-III-R, DSM-IV) [przyp. tłum.J kategorii Zaburzeń emocjonalnych bierze się z neurotycznego wstydu. Nie ulega wątpliwości, że niektóre typy zaburzeń mają związek z zespołami objawów
27
wstydu. Można do nich zaliczyć zależne zaburzenie osobowości, depresję kliniczną, schizoidalne zaburzenie osobowości i zaburzenie osobowości typu borderline. Zaburzenie osobowości typu borderline, zwane też osobowością pogranicza lub zaburzeniem osobowości z pogranicza nerwic i psychoz, charakteryzuje się m.in. brakiem stałości nastroju i emocji, obrazu siebie, relacji w stosunkach z otoczeniem Jestem przekonany, że pojęcie toksycznego wstydu jest pojęciem nadrzędnym, porządkującym całą gamę pozornie odległych definicji i podziałów psychologicznych. Zdaję sobie sprawę, że szczegółowe kategorie etiologiczne, oparte na precyzyjnych przesłankach teoretycznych, mają swoje zalety kliniczne i psychoterapeutyczne, uważam jednak, że stosowanie tego typu kategorii etiologicznych może niekiedy oddalać od celu, zamiast do niego przybliżać. Po przeanalizowaniu prac Jamesa Mastersona dotyczących zaburzeń oso bowości typu "borderline" oraz własnych doświadczeń po obejrzeniu jego filmów instruktażowych, doszedłem do wniosku, że różnica w sposobie lecze nia ludzi dotkniętych toksycznym wstydem i ludzi cierpiących na zaburzenia osobowości typu borderline są minimalne. Jestem przekonany, że opisywana przez Mastersona osobowość typu borderline jest syndromem neurotycznego wstydu. W skład tego syndromu wchodzą następujące, mniej lub bardziej powiązane objawy: 1. Zaburzenie obrazu własnej osoby; 2. Trudności z rozpoznawaniem i wyrażaniem własnych, odrębnych myśli, pragnień i uczuć oraz z autonomiczną regulacją poczucia własnej wartości; 3. Trudności z dochodzeniem swoich praw. Borderline Adolescent to Functioning Adult: The Test of Time
Wstyd jako podstawowa przyczyna i siła napędowa wszelkich uzależnień Neurotyczny wstyd jest podstawową przyczyną i siłą napędową wszelkich kompulsji i uzależnień. Mówiąc o kompulsjach i uzależnieniach, mam na myśli "patologiczny związek z jakimkolwiek doświadczeniem wpływającym na zmianę nastroju, o szkodliwych dla życia konsekwencjach". Trudno się oprzeć uzależnieniom, bez względu na ich rodzaj, gdyż u ich podstaw tkwi przekonanie o własnej niepełnowartościowości. Każde uzależ nienie - czy to polegające na przyjmowaniu określonych substancji, czy na oddawaniu się jakiemuś zajęciu (np. pracy, zakupom, hazardowi), jest próbą nawiązania bliskiego kontaktu. Pracoholik usiłuje nawiązać romans ze swoją pracą, alkoholik z alkoholem. Każdy z nich, próbując uciec przed samotnością i cierpieniem, jakie niesie wstyd, próbuje poprawić sobie nastrój. Każda próba poradzenia sobie z napięciami emocjonalnymi w sposób uzależniony wywołu-
28
je szkodliwe dla życia konsekwencje, które jeszcze bardziej potęgują wstyd. Dodatkowy wstyd dolewa oliwy do ognia, podtrzymując tym samym cykl uzależnienia. Rycina 1.1 pokazuje, w jaki sposób uwewnętrzniony wstyd pod syca proces uzależnienia, potęgując wstyd jeszcze bardziej i przygotowując tym samym grunt pod jeszcze silniejsze uwikłanie w niewolę toksycznego wstydu. Nałogowcy nazywają ten cykl błędnym kołem. Kiedyś piłem, by rozwiązać problemy wynikające z picia. Im bardziej pi łem, by uśmierzyć samotność i cierpienie wynikające z toksycznego wstydu, tym silniej się wstydziłem. Wstyd rodzi wstyd. Cykl ten uruchamia fałszywy system przekonań, wspólny wszystkim ludziom uzależnionym: nikt ich nie zechce ani nie pokocha takimi, jakimi są. W rzeczywistości oni sami nie potra fią siebie pokochać. Są sami dla siebie pośmiewiskiem. Głęboki, uwewnętrz niony wstyd zniekształca myślenie, sprowadzając je do następującego przeko nania: wszystko będzie w porządku pod warunkiem, że się napiję, zjem coś, prześpię się z kimś, zdobędę więcej pieniędzy, jeszcze ciężej popracuję itp. Wstyd, jak twierdzi Kellog, zmienia istotę ludzką w ludzkiego robota. Kryterium własnej wartości zawsze lokowane jest na zewnątrz, nigdy w sobie. Pierwszym krokiem w kierunku zmiany nastroju jest obsesyjne myślenie o swoim konkretnym uzależnieniu, ponieważ myśląc, odrywamy się od emocji. Etap ten trwa jakiś czas, po czym dokonuje się krok następny - wchodzimy w fazę zachowań rozładowawczych, czyli w rytualną fazę uzależnienia. Rytuałem może być pójście na wódkę z kolegami, obżeranie się potajemnie w ulubionej kryjówce, wyruszenie na podryw. Rytuał kończy się w momencie, gdy człowiek schleje się na umór, naje się do syta, osiągnie orgazm, przepuści wszystkie pieniądze itp. Teraz człowiek zaczyna się wstydzić tego, co zrobił, oraz uświadamiać sobie szkodliwe dla życia konsekwencje - ma kaca, zdradził, wdał się w poniżające kontakty seksualne, ma pusto w portfelu. Meta-wstyd jest formą przemieszcze nia afektu: wstyd dotyczący samego siebie zamienia się we wstyd z powodu własnego nieodpowiedzialnego zachowania i szkodliwych dla życia konsekwencji. Meta-wstyd utrwala spętaną wstydem tożsamość. "Jestem do niczego; coś jest ze mną nie tak" - powtarza człowiek w kółko, jak zdarta płyta. Im częściej to sobie powtarza, tym silniej utrwala w sobie fałszywy system przekonań. Toksyczny wstyd podsyca uzależnienie i odtwa rza sam siebie.
Wstyd a poczucie winy Należy wyraźnie odróżnić toksyczny wstyd od poczucia winy (które też bywa zdrowe lub toksyczne). Zdrowe poczucie winy jest emocjonalnym rdze niem sumienia. Jest uczuciem pojawiającym się wtedy, gdy zachowaliśmy się niezgodnie z naszymi przekonaniami i wartościami. Warunkiem odczuwania
29
30
winy jest przyswojenie sobie zasad. Poczucie winy rozwija się później niż wstyd. Według Eriksona, trzecie stadium rozwoju psychospołecznego poświę cone jest wypracowaniu równowagi między inicjatywą, a poczuciem winy. Dziecko wstępuje w to stadium po ukończeniu trzeciego roku życia. Z punktu widzenia rozwojowego, poczucie winy jest dojrzalsze od wstydu. Poczucie winy nie odbija się bezpośrednio na tożsamości, ani nie obniża poczucia wła snej wartości. Jego źródłem jest dobrze zintegrowany system wartości. Jak piszą Fossum i Mason: "Osoba przeżywająca poczucie winy powiada np.: „Widzę, że postąpiłem niezgodnie z moim systemem wartości i czuję się z tego powodu podle" lub „Żałuję konsekwencji swoich zachowań". Tym samym system wartości
ulega potwierdzeniu. Błędy można naprawić, można z nich wyciągnąć lekcję i się rozwinąć. Człowiek cxlczuwający winę cierpi, bo żałuje tego co zrobił i czuje się za to odpowiedzialny. Wstydząc się, człowiek cierpi
z powodu tego, kim jest. A gdy się wstydzi, hłędów naprawić nie może, bo wstyd wynika z tożsamości... a nie z zachowania naruszającego normy. Ze wstydu nie można wyciągnąć żadnej nauki. Wstyd nie otwiera żadnych perspektyw rozwoju, ponieważ potwierdza tylko negatywne mniemanie o sobie." (podkreślenia moje)
Hacing Shame Na ryc. 1.2. przeciwstawiono w sposób schematyczny: toksyczny wstyd, zdrowy wstyd, toksyczne poczucie winy i zdrowe poczucie winy. Najważniej sze w tym zestawieniu jest to, że toksyczny wstyd świadczy o poczuciu zasa dniczej ułomności. Nie ma żadnej możliwości naprawy, bo żadna zmiana nie jest możliwa. W ostatecznym rozrachunku, toksyczny wstyd jest równoznacz ny z poczuciem beznadziejności.
Zaburzenia osobowości wywodzące się ze wstydu Narcyzm James Masterson wymienia następujące podstawowe objawy narcystyczne go zaburzenia osobowości: "Pycha, skrajna koncentracja na sobie, brak empatii i zainteresowania innymi ludźmi mimo zabiegania o ich podziw i aprobatę".
The Narcissistic And Borderline Disorders Człowiek o osobowości narcystycznej bezustannie dąży do perfekcji we wszystkim co robi. Kieruje nim żądza bogactwa, władzy i urody, wciąż zabiega o pozyskanie ludzi gotowych potwierdzić i podziwiać jego wspaniałość. Pod
31
32
tą zewnętrzną fasadą czai się jednak, podszyta zawiścią i gniewem, pustka wewnętrzna. U źródeł tej pustki leży uwewnętrzniony wstyd.
Paranoja Obronna postawa paranoiczna służy radzeniu sobie z nadmiarem wstydu. Człowiek charakteryzujący się taką postawą stale ma się na baczności. Bezu stannie wyczekuje nieuchronnej, w jego przekonaniu, zdrady i upokorzenia. Całkiem niewinne zdarzenia interpretuje jako osobiste zagrożenie. Jest zawsze czujny. Człowiek o paranoicznym zaburzeniu osobowości, to - zdaniem Harry'ego Stacka Sullivana - "człowiek żyjący w poczuciu własnej, beznadziejnej ułom ności". Za swą ułomność paranoik wini jednak nie siebie, a innych- Własny wstyd, pogardę, lekceważenie rzutuje na zewnątrz. Typ paranoiczny nie potra fi się przyznać do żadnego występku, błędu, porażki. Wypiera się ich i przypisuje innym.
Osobowość antyspołeczna Ogólna charakterystyka przestępczości Alice Miller dowiodła w sposób przekonujący, że większość zachowań przestępczych należy do kategorii zwanej "acting-out" (tzw. zachowań rozładowawczych). Zachowania typu "acting-out" zwane są też niekiedy "odgrywa niem na nowo". Innymi słowy, przestępca zachowuje się wobec swojej ofiary mniej więcej tak samo, jak zachowano się w dzieciństwie wobec niego. Dziecko, które w dzieciństwie było ofiarą przemocy rodzinnej, czy dziecko porzucone, ma niezwykle silny kompleks ofiary. Próbuje sobie z nim poradzić w dwojaki sposób - przyjmując rolę ofiary i w kółko ją odgrywając na nowo lub też identyfikując się z oprawcą i krzywdząc wciąż niewinne ofiary (w taki sam sposób, w jaki było kiedyś krzywdzone). Nazywa się to "przymusem powtarzania". W książce pt. For Your Own Good (Dla twojego własnego dobra), Alice Miller opisuje drobiazgowo powyższy mechanizm na przykładzie młodociane go narkomana i dzieciobójcy. I choć nikt dotychczas nie udowodnił, że każdy zbrodniarz popełniając zbrodnię rozładowuje wstyd spowodowany tym, że sam był kiedyś skrzywdzony, wydaje mi się, że danych na potwierdzenie takiej hipotezy zgromadzono aż nadto. Na pewno nikomu nie udało się jeszcze zaproponować alternatywnego, zadowalającego wyjaśnienia odwiecznego problemu przestępczości. Nie ulega wątpliwości, że każdy przestępca czuje się wyrzutkiem społecznym i odczuwa ogromny toksyczny wstyd.
33
Przemoc fizyczna Człowiek stosujący przemoc fizyczną sam kiedyś był ofiarą upokarzającej przemocy, wobec której był bezsilny. Rodzice fizycznie upokarzający swoje dzieci i stosujący wobec nich przemoc fizyczną, zwykle sami byli w podobny sposób traktowani w dzieciństwie. Nigdy nie uporali się z własnym, uwewnętrznionym wstydem. Własne urazy z dzieciństwa tkwią w nich jak zadry, two rząc sieć wzajemnie powiązanych wspomnień. Dzieci z kolei stymulują te wspomnienia i, podobnie jak klasyczny bodziec warunkowy, zmuszają rodzi ców do odgrywania na nowo tych zamierzchłych, traumatycznych scen. Twór cy programowania neurolingwistycznego (NLP) nazywają te sceny "punktami zaczepienia" (por. Część II, rozdział 6). Zdaniem Kaufmana: "Rodzice przystępując do aktu przemocy wobec własnych dzieci przeżywają jednocześnie na nowo sceny, w których sami byli bici. Ale tym razem przeżywają je zarówno z własnej perspektywy, jak i z perspektywy swoich rodziców, których rolę teraz przejmują." Ale w jakim celu rodzice, którzy sami padli kiedyś ofiarą przemocy, znęcają się teraz nad własnymi dziećmi? Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy zrozumieć mechanizm identyfikacji. Mechanizm ten jednoznacznie wskazał Bettelheim, tworząc pojęcie "identyfikaq*i z agresorem". Dziecko maltretowa ne fizycznie i psychicznie przede wszystkim pragnie się jak najszybciej uwol nić od cierpienia, jakiego padło ofiarą. Przestaje więc się utożsamiać z samym sobą i w zamian zaczyna się utożsamiać z oprawcą, który je postawił w tak upokarzającej sytuacji. Usiłuje tą drogą posiąść jego siłę i moc. Identyfikując się z rodzicem, młody człowiek jest zarazem słabym, niedobrym dzieckiem i silnym rodzicem-napastnikiem. Wewnętrzny obraz stosującego przemoc rodzi ca przywołuje wspomnienie sceny z przeszłości i uruchamia proces identyfikaq'i z agresorem. Przemoc fizyczna uruchamia przymus powtarzania przeszłości poprzez stosowanie przemocy wobec siebie samego, współmałżonka lub dzieci. Uwewnętrzniony wstyd proces ten podtrzymuje. Zmusza do odgrywania wciąż na nowo scen z przeszłości. Zdarza się też, że ofiara przemocy na zawsze przyjmuje rolę ofiary. Martin Seligman przeprowadził rozległe badania nad tzw. "wyuczoną bezradnością". Upraszczając, można powiedzieć, że gdy dziecko jest bite w sposób przypad kowy i nieprzewidywalny, popada w bierność, traci poczucie wpływu na sytu ację. Wytwarza negatywny system przekonań. Przestaje wierzyć, że ma jakikol wiek wybór. Ale proces popadania w niewolę przemocy wyjaśnić można w inny, prost szy sposób. Im bardziej ktoś jest bity, tym silniej jest zawstydzany. Im silniej wstyd zostanie uwewnętrzniony, tym bardziej człowiek zaczyna wierzyć, że
34
jest niedoskonały i ułomny. Im to przekonanie silniejsze, tym mniejsza możli wość wyboru. Uwewnętrzniony wstyd burzy wewnętrzne granice. A bez nich człowiek jest bezbronny. przemoc seksualna Ludzie stosujący przemoc seksualną najczęściej są uzależnieni od seksu. Niekiedy odgrywają na nowo sceny, w których sami byli ofiarami przemocy seksualnej lub fizycznej. Każda przemoc seksualna rodzi poczucie bardzo in tensywnego, raniącego wstydu, którego końcowym efektem jest bardzo często rozszczepienie osobowości. Uwewnętrzniony wstyd jest bardzo silnym mechanizmem napędowym u ludzi dopuszczających się kazirodztwa i prze mocy seksualnej. Jak pisze Kaufman: "Sprawca przemocy najczęściej sam jest spętany wstydem. Akty przemocy są aktami mocy i zemsty. Rodzą się z poczucia niemocy, a podsyca je wstyd... w scenie przemocy odegrana zostaje, w sposób przetworzony, scena wcześniejsza, podczas której obecny agresor doprowadzony został przez innego oprawcę do podobnego stanu bezsilności i upokorzenia... Agresor myli ofiarę, obiekt swojej przemocy, ze sprawcą swojego wstydu. Pokonując i upokarzając swoją ofiarę, na pewien czas uśmierza własny wstyd."
Istnieje wiele form wykorzystywania seksualnego: kazirodztwo, molesto wanie seksualne, gwałt, oglądactwo, ekshibicjonizm, różnego rodzaju "świntuszenie", nękanie nieprzyzwoitymi rozmowami telefonicznymi. W każdym przypadku osoba niewinna staje się ofiarą aktu rozładowania wstydu i wiktymizacji przez agresora.
Pycha - defekt woli Toksyczny wstyd przybiera nieraz postać pychy. Pycha jest zaburzeniem woli, którego objawem może być zarówno narcystyczna wyniosłość, jak i bezradność. Każda z tych skrajności jest przejawem odrzucenia naturalnych, ludzkich ograniczeń. Każda z nich jest przesadna: jedna chce być bardziej ludzka, niż jest naprawdę, druga - mniej. Zauważmy, że i ta mniej ludzka, bezradna postać jest przejawem pychy. Osoba skrajnie bezradna twierdzi, że nic i nikt nie może jej pomóc. Nikt nie jest tak chory jak ja... Jestem "najlepszy/ najgorszy" na świecie. Pycha wynika z defektu woli. Główna przyczyną niepełnosprawności woli jest zawstydzanie sfery emocjonalnej. Gdy uczucia podlegają zawstydzaniu, a Ich wyrażanie jest blokowane, zahamowana zostaje intelektualna integracja znaczenia zdarzeń wywołujących emocje. Gdy wydarzy się coś, co wzbudza emocje, muszą one zostać rozładowane. W przeciwnym razie intelekt, rozum,
35
nie potrafi tej sytuacji prawidłowo ocenić i zrozumieć. Emocje zakłócają obiek tywizm myślenia. Jeżeli pod wpływem wstydu człowiek nie może wyrazić swoich emocji, energia w nich zgromadzona ulega zamrożeniu, a interakcja intelektu i woli zostaje zablokowana. Wolę zdefiniować można jako "przełożenie siły pragnienia na działanie". Wola porównywalna jest z apetytem. Oczyma woli są rozum i zdolność oceny (funkcje umysłu). Bez sprawnego umysłu, wola jest ślepa, pozbawiona treści. Bez konkretnej treści, wola zamienia się w samowolę. Ta zaś prowadzi do poważnych problemów. Oto niektóre z nich: • Wola zaczyna chcieć czegoś, co od woli nie zależy. • Wola usiłuje przejąć nad wszystkim kontrolę. • Woli się wydaje, że jest wszechmocna, a gdy okazuje się, że nie jest wszechmocna, zaczyna siebie postrzegać jako "bezradne stworzonko". • Wola chce czegoś, bo tak chce i już (impulsywność). • Wola popada w skrajności - działa na zasadzie "wszystko albo nic".
Toksyczny wstyd jako duchowe bankructwo W ostatecznym rozrachunku toksyczny wstyd jest problemem natury du chowej. Nazwijmy go "bankructwem duchowym". Jak sugerowałem wcześniej, duchowość jest kwintesencją ludzkiej egzystencji. Nie jesteśmy istotami mate rialnymi, które wybrały się w podróż duchową; jesteśmy istotami duchowymi, które do osiągnięcia pełnej duchowości muszą odbyć podróż po ziemi. Duchowość to pewien styl życia, dzięki któremu żyjemy pełniej, rozwijamy się. Mówiąc o duchowości mam na myśli rozwój, odkrywanie nowych obszarów, twórczość. Duchowość jest warunkiem zaistnienia, zwycięstwa nad nicością. Triumf istnienia to triumf bytu nad niebytem. Istnienie to grunt, po którym stąpa każda żyjąca istota.
Alienacja i dehumanizacja Toksyczny wstyd jest formą alienacji od siebie samego i prowadzi do wyobcowania. Ortega Y. Gasset, hiszpański filozof, używał terminu "alteracja" (otheration) do opisu procesu dehumanizacji. Człowiek, według Ortegi Y. Gasseta, to jedyna istota żywa, która żyje "od wewnątrz". Prawdziwie ludzki jest jedynie ten, kto posiada wewnętrzne Ja, które nim steruje. Zwierzęta żyją w nieustają cej czujności, stale mają się na baczności. Zorientowane "na zewnątrz", tam bowiem szukają pokarmu i stamtąd może nadejść niebezpieczeństwo. Człowiek, który utracił życie wewnętrzne staje się "zalterowany" i zdehumanizowany. Toksyczny wstyd z dwiema skrajnymi postaciami - nadludzką i nie-dośćludzką - wpływa na człowieka dehumanizująco. Konieczność podtrzymania sztucznego Ja, za którym można ukryć Ja autentyczne, zmusza do bezustannej
36
aktywności i pogoni za coraz to większymi osiągnięciami. Wszystko bowiem zależy od wyników, od osiągnięć. Istnienia nie mierzy się w oparciu o żadne kryteria zewnętrzne; istnienie jest samo w sobie wystarczającym uzasadnie niem. Istnieć, to czerpać soki z własnego, coraz bogatszego życia wewnętrzne go"Królestwo niebieskie jest w nas" powiada Pismo Święte. Człowiek owła dnięty toksycznym wstydem szuka szczęścia i potwierdzenia własnej wartości poza samym sobą, bo jego wnętrze jest ułomne i niedoskonałe. Człowiek owładnięty toksycznym wstydem jest duchowym bankrutem.
Beznadziejność jako przejaw wstydu - błędne koło Toksyczny wstyd tym się charakteryzuje, że nie ma na niego lekarstwa. Jeżeli jestem ułomny, niepełnowartościowy, pomyłką, to w niczym nie można mi pomóc. Takie przekonanie musi prowadzić do niemocy. No bo jak zmienić coś, co jest moją istotą? Toksyczny wstyd uruchamia też mechanizm błędnego koła. Wstyd rodzi wstyd. Na ryc. 1.1 pokazano, w jaki sposób ludzie uzależnie ni najpierw rozładowują uwewnętrzniony wstyd, a następnie wstydzą się swego skandalicznego zachowania.
Autonomia funkcjonalna Z chwilą, gdy toksyczny wstyd ulegnie uwewnętrznieniu, nabiera autono mii funkcjonalnej. Do jego uruchomienia nie jest już potrzebny żaden bodziec zewnętrzny, wystarcza czynnik wewnętrzny. Wystarczy sobie daną sytuację wyobrazić, a już pojawia się głęboki wstyd. Człowiek sam napędza spiralę wstydu wygłaszając wewnętrzne tyrady pod własnym adresem. Im większy wstyd, tym bardziej się człowiek wstydzi i refren się powtarza. Wstyd dlatego rodzi taką beznadziejność, że zapędza człowieka w kozi róg. No bo jeżeli człowiek jest z natury do niczego, to żadna naprawa nie wchodzi w grę. A jeśli w dodatku neurotyczny wstyd sam się napędza, to nietrudno zrozumieć, jakie sieje spustoszenie i jak bardzo niszczy duszę. Czytelnik zapewne zaczyna już rozumieć, jak dramatycznym przeżyciem było dla mnie odkrycie mechanizmu wstydu. By móc wstyd okiełznać, musi my poznać jego dynamikę i nazwać go po imieniu.
Rozdział 2
Źródła toksycznego wstydu System rodzinny Wprowadzenie Toksyczny wstyd podsycany jest przede wszystkim w bliskich związkach z osobami ważnymi. Jeżeli nam na kimś nie zależy, trudno mu będzie nas za wstydzić tym co mówi lub robi. Pierwszym potencjalnym źródłem toksyczne go wstydu są więc związki z rodzicami. Owładnięci wstydem rodzice, sami postępując bezwstydnie, swój wstyd cedują na dzieci. Kto sam siebie nie ceni, nie nauczy tego swego dziecka. Toksyczny wstyd jest zjawiskiem wielopokoleniowym. Przekazywany jest z pokolenia na pokolenie. Dwoje ludzi spętanych wstydem dobiera się i zawiera związek małżeński. Każde z nich wnosi w ten nowy układ wstyd wyniesiony z własnego domu rodzinnego. Osią małżeństwa staje się wstyd. Z tego wynikają różne konsekwencje, z których najważniejsza, to brak intymności. Ktoś, kto czuje się z natury ułomny i niepełnowartościowy, unika intymności, nie dopuszcza drugiego człowieka do siebie. Owładnięci wstydem małżonkowie stosują rozmaite strategie, by trzymać partnera na dystans: słabo się ze sobą porozumiewają, wdają się w niekończące się, bezproduktywne przepychanki, manipulują sobą nawzajem, walczą o władzę, wycofują się, oskarżają wzajemnie lub - idą na ugodę, czyli porozumiewają się co do tego, że nigdy nie będzie między nimi nieporozumień. Ta ostatnia strategia stwarza jedynie pozory bliskości. Gdy przychodzi na świat dziecko, cała zabawa zaczyna się od nowa. Powinnością rodziców jest dostarczenie dziecku właściwych modeli identyfikacji. Dziecko powinno się od nich nauczyć, jak być mężczyzną (kobietą); jak nawiązywać bliski kontakt z drugim człowiekiem; jak wyrażać i odwzajemniać uczucia; jak walczyć uczciwie; jak zaakceptować własne ograniczenia fizyczne, emocjonalne i intelektualne; jak porozumieć się z ludźmi; jak sobie radzić z niekończącymi się problemami, jakie niesie życie, i nie poddawać się im; jak
38
nabrać autodyscypliny; jak kochać siebie i innych. Tego wszystkiego rodzicie owładnięci wstydem nie potrafią. Po prostu nie wiedzą jak. Dziecko potrzebuje, by rodzice poświęcali mu swój czas, swoją uwagę. Kochać, to poświęcać komuś swój czas. To być do dyspozycji dziecka, troszczyć się o zaspokojenie jego, a nie własnych, potrzeb. Kiedyś spędzałem z moim synem dużo czasu. Często wyglądało to tak: ja oglądałem mecz w telewizji, a on bawił się w pobliżu. Gdy za bardzo hałasował, strofowałem go. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Ale tylko w sensie ilościowym, nie jakościowym. Kochać, to słuchać. Dziecko dokładnie wie, czego potrzebuje i mówi nam o tym bez owijania w bawełnę. Powinniśmy słuchać, co mówi do nas dziecko. Wymaga to sporej dojrzałości emocjonalnej. Tylko wtedy potrafimy dobrze słuchać, gdy nasze własne potrzeby zostały zaspokojone. Trudno kogoś słuchać, gdy sami jesteśmy w potrzebie. Nacisk potrzeb przypomina ból zęba. Gdy kieruje nami wstyd, koncentrujemy się wyłącznie na tym, co. nas samych boli. Rodzice zniewoleni wstydem, pełni niezaspokojonych potrzeb, w żaden sposób nie potrafią zaspokoić potrzeb dziecka. Ilekroć dziecko czegoś potrzebuje, rodzice je zawstydzają bo potrzeby dziecka wchodzą w konflikt z ich własnymi potrzebami. Z czasem dziecko dorasta. Lecz pod maską dorosłości wciąż ukrywa opuszczone, nienasycone dziecko. Innymi słowy, choć jest już dorosłe, ma "dziurawą duszę". Wszystkiego mu mało. Człowiek dorosły zadowala się tym, co ma, a jeśli chce czegoś więcej, przykłada się bardziej do pracy. Dorosłe dziecko zawsze jest niezadowolone z tego, co ma, bo wciąż nie zaspokoiło swych dziecięcych potrzeb. Ja sam początkowo w swoich kontaktach z dziewczynami zawsze posuwa łem się za daleko i pragnąłem zbyt wiele. Ledwo udało mi się poderwać dziew czynę, natychmiast - po pierwszej randce! - snułem plany małżeńskie. Ledwo się dziewczyna we mnie zakochała, domagałem się, by mnie traktowała jak matka. Niezaspokojone dziecko potrzebuje rodziców. Więc dorosłe dziecko traktuje osobę ukochaną jak rodzica, oczekując od niej troskliwej opieki. Morał jest taki: wstyd i wieczne niezaspokojenie małżonków rzutuje na całą rodzinę. Dzieci wychowujące się w takiej rodzinie, zamiast życiodajną miłość, czerpią z niej jałowy wstyd. Każda rodzina, a więc i rodzina zniewolona wstydem, działa zgodnie z regułami systemu społecznego. Gdy system jest dysfunkcjonalny, usztywnia się i zamyka. Każdy członek takiej rodziny pełni jak w transie wyznaczoną mu rolę, dbając o konieczną równowagę systemu. Po czym dziecko idzie do szkoły, uczęszcza do kościoła, przygotowuje się do życia w społeczeństwie. Każdy z tych systemów społecznych wnosi wła sny, niepowtarzalny wkład w proces indukowania toksycznego wstydu.
39
Historia Maxa* W całej swojej ponaddwudziestoletniej pracy terapeutycznej nie spotkałem chyba tragiczniejszej postaci niż Max. Max miał czterdzieści cztery lata, gdy się do mnie zgłosił. Z miejsca go polubiłem. Chyba nie było takiego człowieka, który by go nie lubił. Nigdy wcześniej nie zetknąłem się z podobnym problemem, jak ten, z którym do mnie przyszedł. Otóż, Max ciągle uciekał. Uciekł już dziewięciokrotnie. Nadchodził w jego życiu taki moment (zwykle wtedy, gdy bardzo dobrze mu się powodziło i presja sukcesu coraz bardziej zaczynała mu ciążyć), że pakował do samochodu kilka najniezbędniejszych drobiazgów i ruszał w drogę. Rzucał wszystko - ubranie, meble, rodzinę i pracę. Max był z zawodu handlowcem. Przy dziewiątej ucieczce porzucił piątkę dzieci. Żadne z nich nie miało jeszcze 17 lat. Dzieci zamieszkały z Maxem po jego rozwodzie z trzecią żoną. Trójka z nich pochodziła z pierwszego małżeństwa, czwarte z drugiego, piąte z trzeciego. Podczas rozmowy z Maxem wyraźnie wyczuwałem, że wiele w życiu wycierpiał. Jeszcze wyraźniej wyczuwałem jego wstyd. Całe życie Maxa było niejako metaforą uwewnętrznionego wstydu, ucieleśnieniem jego rozlicz nych obliczy, wytworem jego podstawowych źródeł. Było manifestacją jego najrozmaitszych kamuflaży. Podczas rozmowy ze mną Max uporczywie unikał kontaktu wzrokowego. Często się czerwienił. Był niezwykle skrępowany i czujny. Od czasu do czasu patrzył mi wyzywająco prosto w oczy i opowiadał rzeczowo o swoich wyczy nach, wyrażając jednocześnie surowe potępienie pod swoim adresem. Po czym popadał w zawiłe, graniczące z urojeniem, opisy swojej nadzwyczajnej odpowiedzialności i niezwykłych sukcesów. Gdy próbowałem delikatnie zakwestionować te obronne zaprzeczenia, bardzo energicznie odpierał moje insynuacje, a nieraz popadał w furię. Coraz wyraźniej uzmysławiałem sobie, jak bardzo jest zrozpaczony, przeraźliwie samotny, owładnięty wstydem rodzącym poczucie beznadziejności. Miał bystry umysł, był uzdolnionym handlowcem i inżynierem, a mimo to podczas ucieczek imał się najpodlejszych fachów. Pracował jako stróż, pomywacz, pomocnik śmieciarza, drwal, maszynista sceny, kucharz w barze szybkiej obsługi, a podczas ostatniego "odjazdu" (jak sam to nazywał) zbierał i sprzedawał w punkcie skupu puste opakowania po napojach. Mimo że kobietom się podobał, podczas "odjazdów" unikał ich i żył wstrze mięźliwie. Był wysoki (miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu) i przystojny. Gdy się do mnie zgłosił, cierpiał na impotencję, spowodowaną między innymi długoletnią izolacją, marihuaną, rozwiązłością. • Max jest symbolem, zlepkiem różnych postaci - prototypem toksycznego wstydu. Zestawiłem w jego osobie fragmenty tragicznego życia wielu owładniętych wstydem postaci autentycznych. Jedna z nich, tragiczna ofiara toksycznego wstydu, już nie żyje.
40
41
Zgodnie z kryteriami przytoczonymi przez Pata Carnes'a w książce pt. Out of the Shadows (Wyjście z cienia), Maxa należałoby zakwalifikować jako seksoholika pierwszego i drugiego stopnia. Seksoholikiein pierwszego stopnia jest ten, kto: Ma liczne romanse i wielu partnerów seksualnych; Masturbuje się kompulsywnie, korzystając przy tym niekiedy z materiałów pornograficznych; Wciąż poszukuje nowych przygód seksualnych, o charakterze homoseksualnym lub heteroseksualnym; Uprawia fetyszyzm, zoofilię, prostytucję. Do seksoholików drugiego stopnia zalicza się oglądaczy lub ekshibicjo nistów, ludzi nagminnie "świntuszących", nękających innych nieprzyzwoitymi rozmowami telefonicznymi. Carnes wymienia też trzeci stopied seksoholizmu, do którego zalicza kazirodztwo, gwałt i molestowanie seksualne. Poszczególne stopnie uzależnienia od seksu różnią się pod względem stopnia zniewolenia drugiej osoby i karal ności. W seksoholizmie drugiego i trzeciego stopnia zawsze obecna jest ofiara i zawsze czyn jest karalny. W czasie trwania trzech kolejnych małżeństw, Max miewał liczne romanse. Na początku drugiego małżeństwa oddawał się oglądactwu. Kiedy mi o tym opowiadał, czuł się głęboko upokorzony i zawstydzony. Pewnego razu prze siedział trzy godziny na drzewie tylko po to, by móc podglądać przez dwie minuty pewną młodą damę w bieliźnie. Swego czasu Max krążył też po zatłoczonych centrach handlowych, gdzie zaczepiał kobiety w nieprzyzwoity sposób. Zanim jednak zgłosił się do mnie na psychoterapię, zrezygnował zupełnie z kontaktów z kobietami. Czuł się osamotniony, nie utrzymywał z nikim bliskich stosunków. Pracę miał mało ciekawą - prowadził księgowość w sklepie z artykułami gospodarstwa domo wego. Wszystkie dzieci Maxa były uzależnione. Najstarsza córka miała dopiero 26 lat, a już miała za sobą jedno nieudane małżeństwo i zdążyła wyjść za mąż po raz drugi. Przyjęła na siebie rolę współuzależnionej opiekunki, która nie odróżnia miłości od litości. Dobierała sobie mężczyzn bez grosza przy duszy, pielęgno wała ich i stawiała na nogi. Drugim jej mężem był eks-dealer, który siedział w więzieniu we Francji za handel narkotykami. Dwaj synowie oraz córka z dru giego małżeństwa byli zaawansowanymi narkomanami, z poważnymi proble mami seksualnymi i interpersonalnymi. Najmłodszy syn, z trzeciego małżeń stwa, zanim skończył trzynaście lat, był czterokrotnie zatrzymywany przez policję za agresywne zachowanie pod wpływem alkoholu i narkotyków.
42
Max przychodził do mnie mniej lub bardziej regularnie przez siedem lat. Ilekroć wydawało mi się, że wreszcie robimy postępy, znikał (uciekał ode mnie). Zaangażowałem się w terapię Maxa o wiele silniej, niż nakazywał terapeutyczny rozsądek. Max uruchomił we mnie mój własny wstyd i moje własne współuzaleznienie. Tak bardzo chciałem mu pomóc, że za wszelką cenę pragną łem, by nasza współpraca zakończyła się sukcesem. We wrześniu 1974 roku Max zmarł w wieku 52 lat. Umarł dokładnie w tym samym wieku, co jego ojciec. W osobowości Maxa przebijał pewien rys megalomański, melodramatyczny, a przy tym był autentycznie wielkoduszny i szlachetny. Cierpienia innych wyzwalały w nim bezgraniczne współczucie. Umarł na rozedmę płuc w bocznej salce państwowego szpitala rejonowego. Na jego pogrzebie płakałem jak bóbr. Max był przedstawicielem wszystkich ludzi zniewolonych przez wstyd. Powiedziałem, że zmarł na rozedmę płuc. Tak naprawdę, to zmarł na toksycz ny wstyd. To uwewnętrzniony wstyd wpędził go we współuzaleznienie, w uzależnienie od substancji chemicznych i seksu. Max był prototypem Człowie ka z Toksycznym Wstydem. Całe jego życie, od początku do końca, pokazuje, jak rodzi się i działa ta diabelska siła. Różne fragmenty życia Maxa posłużą mi do scharakteryzowania źródeł to ksycznego wstydu, do których zaliczam: dysfunkcjonalną rodzinę pierwotną, modelujący wpływ spętanych wstydem rodziców, historię toksycznego życia rodzinnego sięgającą kilku pokoleń wstecz, problemy związane z porzuce niem, wpływ szkoły, religii i wspólnej nam wszystkim, upokarzającej kultury.
Rodzina dysfunkcjonalna Toksyczny wstyd rodzi się w kontaktach z innymi, przede wszystkim w związkach z osobami dla człowieka ważnymi. A najważniejszy dla każdego z nas jest związek, z którego się wywodzi - rodzina pierwotna. Znakomicie to ujęła Judith Bardwick: "Miejscem, w którym rodzą się najintymniejsze, najsilniejsze ludzkie przeżycia, jest małżeństwo, a więc rodzina. To w rodzinie czujemy się u siebie, od niej oczekujemy ochrony przed nieubłaganym losem, w niej uwieczniamy siebie poprzez dzieci i znajdujemy bezpieczną przystań. Materia, z której utkana jest rodzina, jest bardziej krwista, bardziej targana namiętnościami, niż ta, z której szyta jest przyjaźń, więcej też kosztuje." In Transition To w rodzinie po raz pierwszy dowiadujemy się, kim jesteśmy. To z nasze go odbicia w oczach rodziców budujemy rdzeń tożsamości. Od tego, czy rodzice byli zdrowi czy nie, zależał w dużej mierze nasz przyszły los. Ojciec Maxa, Jerome, był nałogowym alkoholikiem i kobieciarzem. Jerome był przesiąknięty wstydem. J e g o własny ojciec go porzucił i wychowywała go
43
matka-alkoholiczka, uprawiająca wobec syna emocjonalne kazirodztwo. Z tego, jak Max opisał swoją babkę, wynikało, że była potworem. Matka Maxa, Felicia, rozwiodła się z mężem zanim chłopiec skończył osiem lat. Od tej pory Max był zaniedbywany, emocjonalnie i materialnie. Rolę nie obecnego ojca przejął starszy brat, Ralph. Starsza siostra, Maxina, przyjęła na siebie rolę matki. Ralph i Maxina stali się dla Maxa Małymi Rodzicami. Rodzice Maxa pobrali się, gdy Felicia miała 17 lat, a Jerome 18, ponieważ w drodze była starsza siostra Maxa, Maxina. Felicia wychowała się w głęboko wierzącej rodzinie chrześcijańskiej. Rodzina zażądała, by Jerome Felicię poślu bił. Felicia była osobą niezwykle pruderyjną, tłumiącą emocje. Podobnie jak matka, wypierała potrzeby seksualne. Matka Felicii była wykorzystywana se ksualnie przez ojca (też alkoholika) i dwóch spośród dziewięciu braci. Nigdy nie uporała się z problemami związanymi z faktem, że padła ofiarą kazirodz twa. Swoją wstydliwą tajemnicę głęboko ukrywała przed światem. To Felicia, dziewczyna na pozór skromna i poprawna, odreagowała seksualną hańbę matki, zachodząc w ciążę w wieku 17 lat. Sama też była wykorzystywana seksualnie przez dziadka ze strony matki. Felicia odgrywała w życiu ojca rolę Zastępczej Żony (na poziomie emocjo nalnym). Gdy matka uciekła w hipochondrię, przyjęła na siebie rolę jego "ma łej kobietki" i powiernicy. Jerome z kolei pełnił rolę opiekuna emocjonalnego wobec własnej matki. Był jej "małym mężczyzną" i Zastępczym Mężem. Oboje rodziców Maxa pełniło więc rolę Zastępczych Małżonków, z czego wynika, że oboje byli ofiarami emocjonalnego kazirodztwa. Każde z nich przeżywało silny wstyd, było współuzależnione, i było nałogowcem. Matka Maxa była kobietą obowiązkową, ale zimną i wypraną ze zmysłowości. Max przyszedł na świat w pięć lat po ślubie rodziców. Nie był dzieckiem planowanym, ani też właściwie dzieckiem chcianym. Matka zaszła w ciążę przypadkowo. W teorii systemów rodzinnych (Sharon Wegscheider-Cruse) dzieci takie jak Max nazywane są Dziećmi Zagubionymi.
Rodzina jako system społeczny Zapewne zauważyłeś, że słowa Zagubione Dziecko, Zastępczy Mąż (Żona), Mali Rodzice, napisałem z wielkiej litery. Zrobiłem to po to, by pokazać, że są to sztywne role wynikające z potrzeb systemu rodzinnego. W swojej książce Zrozumieć rodzinę', oraz w serii programów telewizyjnych pod tym samym tytułem, zarysowałem z grubsza nową koncepcję, w której rodzina rozumiana jest jako system społeczny. Rodzina jako system rządzi się tymi samymi prawami, co każdy organizm społeczny. Pierwsze prawo funkcjonowania organizmów społecznych mówi, •John Bradshaw, Zrozumieć rodzinę. Rewolucyjna droga odnalezienia samego siebie, Instytut Psychologii Zdrowia i Trzeźwości PTP, Warszawa 1994
44
ze całość jest czymś więcej, niż sumą części. Rodzinę określa nie suma jej części, a ich wzajemna interakcja, związki między nimi zachodzące. Dobrą ilustracją tej holistycznej zasady jest organizm ludzki. Organizm jest systemem, składającym się z wielu podsystemów, takich jak układ (system) nerwowy, krążenia, hormonalny itp. Ciało ludzkie w sensie organizmu nie jest sumą części lecz wypadkową wzajemnych związków pomiędzy poszczegól nymi częściami. Jeżeli ktoś potnie moje ciało na kawałki, to nie będzie już ono moim ciałem. Gdybyś mi na przykład odciął nogi, a potem im się przypatry wał, nie skojarzyłyby ci się raczej ze mną. Każdy fragment większego systemu powiązany jest z innym fragmentem. Każda część jest w całości częścią, a zarazem częścią całości... Rodzina jako całość, jako organizm, jest czymś więcej, niż suma wszystkich jej członków z osobna. Rodzinę definiujemy poprzez związki zachodzące mię dzy poszczególnymi jej częściami, a nie jako sumę części. Rodzina, jak każdy system społeczny, ma swoje części składowe, swoje zasady, role i potrzeby, i to one definiują system. Najważniejszą częścią systemu rodzinnego jest małżeństwo. Gdy małżeń stwo jest zdrowe i funkcjonuje prawidłowo, rodzina też jest zdrowa i też funk cjonuje prawidłowo. Gdy szwankuje małżeństwo, szwankuje cała rodzina. Małżeństwo rodziców Maxa funkcjonowało skrajnie nieprawidłowo. Gdy najważniejszy składnik systemu funkcjonuje nieprawidłowo, zachwiana zosta je równowaga całego systemu. A zasada równowagi głosi, że gdy system traci równowagę, włącza się inna zasada, zasada homeostazy dynamicznej. W swoim programie telewizyjnym użyłem ruchomej zabawki zwanej mobi lem, by wyjaśnić, jak działa ta zasada. Gdy trącimy mobil w dowolnym miejscu, ruch rozprzestrzenia się. Wystarczy jeden fragment wprawić w ruch, a cały mobil zaczyna się ruszać. Mobil zawsze wraca do stanu spoczynku. W zdrowej, funkcjonalnej rodzinie "mobil" stale l e k k o się porusza. W rodzinie dysfunkcjonalnej zastyga w jednym, statycznym położeniu. Dzieci wychowywane w rodzinie dysfunkcjonalnej przyjmują na siebie sztyw ne role, zapewniając w ten sposób rodzinie konieczną równowagę. Dziecko niechciane stara się przywrócić równowagę rodzinną stwarzając jak najmniej kłopotu, służąc pomocą, doprowadzając wszystko co robi do perfekcji, zachowując się nadodpowiedzialnie lub starając się być jak najmniej widocz ne. Pełni rolę Zagubionego Dziecka. Piszę ją z wielkiej litery, by pokazać, że jest to rola dysfunkcjonalna. Zarówno Max, jak i jego starsza siostra, byli Zagubionymi Dziećmi. Z kolei brat Maxa, Ralph, był Gwiazdą Rodzinną, Bohaterem - dążąc do jak najwyż szych osiągnięć starał się przywrócić rodzinie, owładniętej wstydem i dotknię tej alkoholizmem, poczucie godności. Starsze rodzeństwo pełniło wobec Maxa rolę Małych Rodziców.
45
46
Jerome staczał się w alkoholizm coraz bardziej i w końcu porzucił swoje dzieci. Gdy systemowi rodzinnemu zabrakło ojca, jego rolę przejął Ralph, który stał się dla Maxa Małym Ojcem. W rodzinie zabrakło też Małżeństwa (podsta wowego składnika), więc i tym razem wkroczył Ralph, biorąc na siebie rolę Zastępczego Męża Felicii. Nikt w rodzinie nie zarabiał na utrzymanie, więc Ralph i Maxina przyjęli na siebie rolę Nadodpowiedzialnych Opiekunów. Gdy Max był mały, próbowano go chronić przed ojcem-alkoholikiem od stawiając do krewnych. Był więc Osobą Chronioną. W jego własnym odbiorze był to dowód opuszczenia. Zauważmy, że każda z tych ról ma za zadanie ukryć wstyd - to bardzo ważne. Ralph ukrywał swój wstyd pod płaszczem Gwiazdora. Jednocześnie, wy magając od Maxa perfekcji, dawał do zrozumienia, że nie czuje się zawstydzo ny. Traktował Maxa nadmiernie rygorystycznie, stale mu przypominając, co wolno, a czego nie wolno. Był dla Maxa źródłem bezustannego wstydu. Max kochał i podziwiał starszego brata. Chętnie przystawał na to, by brat cedował na niego własny wstyd. Ralph był również człowiekiem bardzo religijnym. Kształcił się na pastora. Skrywał swój własny wstyd pod płaszczem cnót religij nych, przenosząc go na Maxa, którego stale podsumowywał, i któremu wciąż prawił morały. Gdy w rodzinie dysfunkcjonalnej zrodzone ze wstydu uczucia lęku, bólu i osamotnienia nabierają dużej intensywności, jedna osoba, zwykle ta najbar dziej wrażliwa, staje się rodzinnym Kozłem Ofiarnym. Jej rola polega na łago dzeniu bólu wszystkich pozostałych członków rodziny. Początkowo rolę tę przejęła od Felicii Maxina. To ona stała się Kozłem Ofiarnym mamy. Później rolę Kozła Ofiarnego przejął Ralph, gdy jako dorastający chłopiec zaczął pić. Potem Ralph, zdjęty skruchą, wstąpił do seminarium duchownego. Rola Kozła Ofiarnego przypadła teraz Maxowi. Max zaczął pić i uciekać z domu, gdy miał 15 lat. Pierwsza dłuższa ucieczka trwała cztery dni i zakończyła się na plaży w Nowym Orleanie. Im częściej się te niezrozumiałe ucieczki powtarzały, tym bardziej rodzina skupiała na nim swoją uwagę. Dzięki nieustającym dyskusjom na temat Maxa, każdy członek systemu rodzinnego mógł uciec od własnego cierpienia. Max przypominał kozła ofiarnego z żydowskiego obrzędu Dnia Przebłagania. W tym obrzędzie pomazanego krwią kozła wypędzano na pustynię, by odpokutował ludzkie grzechy. Takim kozłem ofiarnym uczyniono Maxa. Poszedł na śmierć w sensie dosłownym, dźwigając brzemię wstydu kilku pokoleń swojej rodziny. Wszystkie role podejmowane przez członków rodziny Maxa miały jeden cel - utrzymać w ryzach cierpienie spowodowane alkoholizmem Jeroma i współuzależnieniem Felicii. W rodzinie funkcjonalnej role są elastyczne i każdy je może dowolnie wybierać. Każdy członek rodziny może z jakiejś roli zrezygnować. W rodzinie dysfunkcjonalnej role są SZTYWNE. Na ryc. 2.1 przed-
47
48
stawiono role pełnione przez poszczególnych członków rodziny, z której wywodził się Max. Listę tę uzupełniłem na podstawie swoich notatek o kilka ról dodatkowych. Zauważmy, że wszystkie role mają na celu ukrycie przepo jonego wstydem rdzenia rodziny. Każdy członek rodziny pełni swoją rolę w sposób sztywny, przez co system ulega zamrożeniu, pozostaje niezmienny. Rodzina dysfunkcjonalna żyje jak w transie. Każdy ukrywa swe prawdziwe, autentyczne Ja pod maską odgrywanej roli.
Rodzina przepojona wstydem a wielopokoleniowa choroba Jednym z najtragiczniejszych aspektów toksycznego wstydu jest fakt, że ciągnie się on z pokolenia na pokolenie. Dzieje się tak dlatego, że działa w tajemnicy i w ukryciu. Ponieważ jest ukrywany, nie może zostać przepracowa ny. Miarą choroby rodziny jest liczba jej tajemnic. Coś, czego rodzina się wsty dzi, trzymane jest w tajemnicy, choć zdarzenie to mogło mieć miejsce wiele pokoleń wstecz. Tajemnica może dotyczyć samobójstwa, zabójstwa, kazirodz twa, przerwania ciąży, nałogu, hańby publicznej, katastrofy finansowej itp. Każda tajemnica odreagowywana jest w zachowaniu. I na tym właśnie polega siła toksycznego wstydu. Człowiek automatycznie i nieświadomie broni się przed bólem i cierpie niem, jakie niesie toksyczny wstyd. Freud wskazał różne rodzaje mechani zmów obronnych - zaprzeczanie, idealizację rodziców, wyparcie i dysocjację uczuć. Najważniejsze w ich działaniu jest to, że nie wiemy czego nie wiemy. Zaprzeczanie, idealizacja, wyparcie, dysocjacja, to nieświadome mechanizmy ułatwiające przetrwanie. Gdy już raz zostały uruchomione, działają dalej nie świadomie. A ponieważ są nieświadome, tracimy kontakt ze wstydem, bólem i cierpieniem, przed którym nas osłaniają. Czego nie potrafimy odczuć, tego nie potrafimy uzdrowić. A nieuzdrowiony toksyczny wstyd przekazywany jest z pokolenia na pokolenie. Jak już mówiłem, rodzice Maxa oboje pochodzili prawdopodobnie z rodzin zniewolonych wstydem. Genogram Felicii przedstawiony został na ryc 2.2. Jej matka pochodziła z rodziny alkoholików o skłonnościach kazirodczych. Nosiła brzemię niewyleczonego wstydu. W fazach zaostrzenia nałogu grała rolę osoby współuzależnionej. Była hipochondryczką i cierpiała na agorafobię. Ojciec Felicii, pozwalając jej chorować, ułatwiał żonie kroczenie drogą wstydu. Narzucił też Felicii rolę Zastępczej Żony. Felicia była nieuleczoną, emocjonalną i fizyczną ofiarą kazirodztwa, wypierającą własną seksualność i dźwigającą na swoich barkach nierozwiązane problemy matki związane z kazirodztwem. Felicia Idealizowała ojca i ułatwiała mu głębokie współuzależnienie i pracoholizm. Wszystkie trzy siostry Felicii wyszły za mąż za osoby dysfunkcjonalne. Każda z córek Doris, matki Felicii, nosiła w sobie nieprzepracowaną, naznaczoną seksualizmem, wściekłość matki.
49
50
Felicia, leżąc chora w łóżku, bez przerwy mieszała mężczyzn z błotem. Max opowiadał, że gdy był jeszcze chłopcem, matka lubiła powtarzać bez przerwy: "Mężczyznom zawsze tylko jedno w głowie. Oni myślą penisem". Mówienie czegoś takiego w obecności młodego chłopca jest obelgą rzuconą w jego sferę seksualną. Ralph i Max byli ofiarami nieświadomej wściekłości Felicii w sferze seksualnej i jej pogardy dla mężczyzn. Zachodząc w ciążę z Jeromem, Felicia "odreagowała" nieprzepracowany wstyd matki na tle seksualnym. Max z kolei odreagował ponownie odreago wanie Felicii, robiąc w wieku 17 lat dziecko swojej pierwszej żonie, Bridget. Ralph też ożenił się dlatego, że jego dziewczyna zaszła w ciążę. Główne elementy genogramu Jeroma przedstawiłem na ryc. 2.3- Matka Jeroma w wieku siedmiu lat była świadkiem, jak jej własna matka spłonęła żywcem. Ojciec porzucił ją. Oddał ją na wychowanie dwóm znienawidzonym ciotkom, ona zaś buntowała się, wpadając w coraz to nowe tarapaty. Bardzo wcześnie rozpoczęła życie seksualne. Zawsze podejrzewałem, że swoboda seksualna jest w jej przypadku formą odreagowania faktu, że była wykorzystywana seksualnie. Max nie miał żadnych informacji o jej rodzinie, więc nie mogłem swojej hipotezy zweryfikować. Max babki nie znosił, a dziad ka nigdy nawet nie widział. Matka Jeroma wyszła za mąż w wieku 16 lat, lecz jej mąż zginął tragicznie przed trzydziestką. Pracował w elektrowni, gdzie został śmiertelnie porażony prądem. Matka Jeroma otrzymała z tego tytułu duże od szkodowanie. Przez następnych kilka lat piła i prowadziła hulaszczy tryb życia. Sprawiała wrażenie osoby genetycznie obciążonej alkoholizmem. Poślubiła ojca Jeroma będąc w ciąży, a on po siedmiu latach burzliwego małżeństwa rozwiódł się z nią. Jerome miał wtedy siedem lat. Od tej pory widział ojca tylko dwa razy. Pewnego razu przejechał autostopem prawie 500 kilometrów, by się z nim zobaczyć. Bardzo się jednak rozczarował, bo ojciec wsadził go w autobus i kazał wracać do domu. Drugim razem zobaczył przy padkiem w gazecie nekrolog ojca. Pojechał na pogrzeb, ale go stamtąd wypro szono. Powiedziano mu, że swoją obecnością tworzy niezręczną sytuację. Ojciec ożenił się bowiem po raz drugi i miał troje dzieci z drugiego małżeństwa. Jerome wychowywał się więc bez ojca. Mieszkał z matką-alkoholiczką i erotomanką, z którą relacje były bardzo skomplikowane. Matka uprawiała wobec niego emocjonalne kazirodztwo. A Max te wszystkie wielopokoleniowe wzorce porzucenia odreagowywał uciekając. Oboje rodzice Maxa, Jerome i Felicia, zostali porzuceni przez rodziców - Jerome przez ojca, Felicia przez matkę. Oboje, zamiast zaznać ze strony rodziców troskliwej opieki, byli przez nich wykorzystywani do zaspakajania własnych potrzeb. Max poznał pierwszą żonę, Bridget, w szkole średniej. Była dorosłym dzieckiem alkoholika, oczkiem w głowie tatusia. Była piękną i bystrą jedynaczką.
51
Nosiła brzemię wielopokoleniowych urazów obojga rodziców i grała rolę Gwiazdy Rodzinnej. Max był trzecim dzieckiem w rodzinie. Trzecie dziecko często "dziedziczy" dynamikę życia małżeńskiego rodziców. Max całkiem dosłownie powtórzył wzorzec rodziców - zrobił dziewczynie dziecko w wieku 17 lat i wcześnie się ożenił. Później, tak jak ojciec, porzucił własne dzieci. Czuł się tak samo samot ny i izolowany, jak rodzice w swoim małżeństwie. Bridget grała w swojej rodzinie rolę Opiekunki. Ojcem zaopiekowała się dosłownie, robiąc wszystko co mogła, by go wyrwać ze smutku, głębokiej izolacji i depresji. Zawsze była wesoła i w dobrym humorze. W szkole średniej była szefową kibiców drużyny szkolnej. Tak się ta rola utrwaliła, że Bridget straciła wszelki kontakt ze swoim autentycznym Ja. Pewnego razu Max poprosił mnie, bym z nią porozmawiał na temat ich najstarszej córki. Wcześniej podzieliłem się z Maxem przypuszczeniem, że Bridget odgrywa wobec córki rolę Osoby Ułatwiającej. Wielokrotnie wyciągała ją z tarapatów i bez przerwy dawała pieniądze, mimo że jej samej się nie przelewa ło. Podczas rozmowy z Bridget miałem nieprzyjemne wrażenie, że nie wiem z kim rozmawiam. Mówiła jak papuga i wciąż "grała". Ale robiła to tak perfekcyj nie, że nie miała pojęcia, że gra. System rodziny Maxa przedstawiony został na ryc. 2.4. Najstarsze dziecko w rodzinie wyraźnie grało rolę Zagubionego Dziecka, które daje z siebie wszystko, by każdego objąć troską. Pozostałe dzieci odreagowywały hańbę rodzinną. Dwaj synowie, drugi i trzeci, byli zaawanso wanymi alkoholikami. Czwarte dziecko piło i było lekomanem. Najmłodszy syn odreagowywał uwewnętrznioną wściekłość Maxa, łamiąc prawo. Mam nadzieję, że czytelnik wyczuwa już, jak potężna siła kryła się w wielo pokoleniowych wzorcach zachowania przodków Maxa. Że zauważył, w jaki sposób Max te wzorce odtwarzał, by je następnie przekazać własnym dzieciom. Pięciopokoleniowy genogram Maxa to pięć pokoleń alkoholizmu, fizycznego i emocjonalnego porzucenia, współuzależnienia. Powtarzają się przedwczesne ciąże, rozwody, powtórne i potrójne zamążpójścia. Ojciec Maxa, Jerome, porzucił syna dokładnie w tym samym wieku, w którym jego z kolei porzucił własny ojciec. Max umarł w tym samym wieku, co ojciec. Pięciopokoleniowa mapa rodzinna Maxa jest typowa dla rodzin kroczących drogą wstydu.
Oparte na wstydzie modele małżeńskie i rodzicielskie Z dotychczasowych rozważań powinno jasno wynikać, że głównym źródłem toksycznego wstydu jest system rodzinny wraz ze swymi wielopokoleniowymi wzorcami nieprzepracowanych tajemnic. Mówiąc dokładniej, rodziny te tworzą ludzie kroczący drogą wstydu, którzy odnajdują się i pobierają. Każdy z małżonków oczekuje od drugiego, że się zaopiekuje jego wewnętrznym dzieckiem i będzie mu ojcem (matką). Każdy
52
niespełniony i wiecznie nienasycony. A powodem są niezaspokojone potrzeby z dzieciństwa. Gdy dwoje dorosłych ludzi spotyka się i zakochuje, wewnętrzne dziecko każdego z nich zwraca się do drugiego, oczekując, że ten zaspokoi jego potrzeby. A ponieważ w stanie zakochania dochodzi do naturalnej fuzji, dwoje niespełnionych dzieci zlewa się w jedno, tak jak to się działo w symbiotycznej fazie wczesnego dzieciństwa. Każdy ma poczucie jedności i pełni. Stan zakochania zawsze ma charakter erotyczny, więc każdy z partnerów podczas kontaktu seksualnego przeżywa uczucia "oceaniczne". "Oceaniczna" miłość nie zna granic. Stan zakochania działa równie silnie, jak narkotyk. Daje poczucie pełni i ekstazy. Niestety stan ten nie trwa wiecznie. Ekstatyczna świadomość jest silnie wybiórcza. Kochankowie koncentrują się na swoich podobieństwach, a zara zem intryguje ich wzajemna nowość. Wkrótce jednak ujawniają się poważne różnice w przebiegu socjalizacji. Rodziny, z których małżonkowie się wywodzą, zaczynają podnosić swe zawstydzone głowy. No i zaczyna się walka! Kto kim się będzie opiekował? Czyje zasady rodzinne zwyciężą? Im silniej ktoś kroczy drogą wstydu, tym mniej ma tolerancji dla odmienności partnera. "Gdybyś mnie kochał, robiłbyś to po mojemu", nakłania jeden drugiego. Kargule i Paw iaki znowu wzięły się za łby.
Zasady rodzinne oparte na wstydzie W każdym systemie rodzinnym istnieje kilka kategorii zasad. Są więc zasa dy dotyczące uroczystości rodzinnych i życia towarzyskiego; wzajemnych pie szczot i seksu; chorowania i prawidłowej dbałości o zdrowie; sposobu spędza nia wakacji i wyboru zawodu; utrzymywania domu i wydawania pieniędzy. Ale najważniejsze chyba są zasady dotyczące wyrażania emocji, wzajemnego komunikowania się i pełnienia ról rodzicielskich. Toksyczny wstyd przekazywany jest dzieciom świadomie za pomocą zasad dotyczących dopuszczalnych sposobów zawstydzania. W rodzinach kroczą cych drogą wstydu funkcjonują zasady, które świadomie wywołują wstyd u wszystkich członków rodziny. Generalnie jednak, najbardziej zawstydzane są dzieci. Własny wstyd ukrywa się pod maską władzy. Władza jest często hierar chiczna. Tacie wolno wrzeszczeć na wszystkich. Mamie wolno wrzeszczeć na wszystkich z wyjątkiem taty. Najstarszemu dziecku wolno wrzeszczeć na wszy stkich z wyjątkiem mamy i taty, itd. Najmłodsze dręczy kota.
Zasady panujące w rodzinach dysfunkcjonalnych 1. Kontrola - Musisz zawsze kontrolować wszelkie interakcje, uczucia, zachowania... kontrola jest najważniejszą strategią obrony przed wstydem. 2. Perfekcjonizm - Wszystko, co robisz musisz robić prawidłowo. Zasada perfekcjonizmu zawsze odwołuje się do narzuconej odgórnie miary po-
53
prawności. Naczelną zasadą życiową jest zasada lęku przed złem i unikania zła. Każdy członek rodziny kieruje się w życiu uwewnętrznionym obrazem idealnym. I nikomu nigdy nie udaje się ideału osiągnąć. 3. Obwinianie - Ilekroć coś wyszło nie tak, jak zaplanowałeś, win za to siebie lub innych. Obwinianie to następna strategia obrony przed wstydem... gdy zawiedzie kontrola, obwinianie pozwala utrzymać równowagę w dysfunkcjonalnym systemie. 4. Odmowa pięciu swobód - Człowiek funkcjonuje w sposób pełny, gdy w pełni korzysta z pięciu swobód wskazanych po raz pierwszy przez Virginię Satir. Każda z nich dotyczy jednej z podstawowych władz człowieka: spostrzegania; myślenia i interpretowania; czucia; pragnienia i wyboru; wyobraźni. W rodzinach kroczących drogą wstydu zasada perfekcjonizmu wyklucza pełną ekspresję tych władz. Głosi ona bowiem, że nie wolno spostrzegać, myśleć, czuć, pragnąć czy wyobrażać sobie w taki sposób, w jaki to robisz. Masz korzystać z tych władz zgodnie z wymogami perfekcjonistycznego ideału. 5. Zasada trzymania języka za zębami - Ta zasada zabrania wyrażania w pełni jakichkolwiek uczuć, potrzeb, pragnień. W rodzinach kroczących drogą wstydu poszczególni członkowie pragną ukryć swe prawdziwe uczucia, potrzeby, pragnienia. Nikt więc nikomu się nie zwierza ze swego osamotnienia czy wewnętrznego rozdarcia. 6. Nie wolno ci się mylić - Kto się myli, ten ujawnia swe niedoskonałe, podatne na krzywdę Ja. Przyznanie się do błędu jest równoznaczne z narażeniem się na badawcze spojrzenia. Nie przyznawaj się więc do pomyłek, a gdy kto inny się pomyli - zawstydź go. 7. Nierzetelność - Nie oczekuj od nikogo rzetelności. Nikomu nie ufaj, a nigdy się nie rozczarujesz. Rodzicom nikt nie zaspokoił ich - naturalnych w okresie rozwoju - potrzeb zależnościowych, więc i dzieci nie będą mogły na nich polegać. Cykl nieufności się powtarza. Nikt tych zasad nie wypisuje na kartce i nie wiesza na drzwiach lodówki. Niemniej jednak zasady te obowiązują i rządzą stosunkami interpersonalnymi w rodzinach sterowanych wstydem. To one powodują, że cykl wstydu powta rza się w kolejnych pokoleniach. Zasady wychowawcze stosowane w większości rodzin zachodnich same w sobie generują ogromne pokłady wstydu. Jeśli do tego dochodzi jeszcze alkoholizm, kazirodztwo, przemoc fizyczna, rodzina staje się głęboko dysfunk cjonalna. Alice Miller zebrała te zasady pod ogólnym hasłem toksycznej pedagogiki. Zasady te stanowią, że: 1. Władzę nad nieletnim dzieckiem mają dorośli. 2. To oni ustalają, na podobieństwo bogów, co jest dobre, a co złe. 3. Za gniew rodziców odpowiada dziecko.
54
4. Rodziców zawsze należy kryć. 5. Uczucia dziecka wynikające z afirmacji życia stanowią zagrożenie dla autokratycznego dorosłego. 6. Wolę dziecka należy "złamać" jak najszybciej. 7. To wszystko musi się odbyć w bardzo młodym wieku, by dziecko "nie zauważyło" i nie mogło w związku z tym zdemaskować dorosłego. For Your Own Good Przekonanie o władzy absolutnej rodziców pochodzi z czasów monarchów i królów. Są to przekonania starsze od demokracji i Einsteina. U ich podstaw tkwi założenie, że światem rządzą odwieczne prawa. Świat działa według za sady deus ex machina, jak za Newtona i Kartezjusza. Taki światopogląd już wielokrotnie został podważony. Przyjęcie toksycznej pedagogiki uzasadnia stosowanie wysoce agresywnych metod tłumienia dziecięcej żywiołowości: bicia, kłamstwa, obłudy, manipula cji, taktyki straszenia, cofania miłości, izolacji, przymusu graniczącego z torturowaniem. Każda z tych metod rodzi toksyczny wstyd.
Wstyd jako stan istnienia Przemiana wstydu zdrowego w toksyczny nazywa się "procesem uwewnętrzniania". Ginie zdrowe uczucie wstydu, a na jego miejscu pojawia się stan, w którym człowiek zastyga w poczuciu własnej niedoskonałości i ułomności. W tę przemianę zaangażowane są trzy różne mechanizmy: 1) identyfikacja z prze pojonymi wstydem modelami; 2) uraz spowodowany porzuceniem i wstydem krępującym swobodne wyrażanie uczuć, potrzeb i popędów; 3) wyolbrzymia nie widzianych kiedyś sytuacji lub scen i tworzenie między nimi powiązań oraz zapamiętywanie zawstydzających wrażeń słuchowych i wzrokowych.
Uraz spowodowany porzuceniem Używam tutaj słowa "porzucenie" w znaczeniu o wiele szerszym, niż to się potocznie przyjęło. Najczęściej, gdy mówimy, że ktoś został "porzucony", mamy na myśli, że został "opuszczony fizycznie". Nie pomijam tutaj tego znaczenia, ale by móc nazwać tkwiące w nas demony, musimy dotychczasowy sens słów nieco rozszerzyć. Chciałbym więc rozciągnąć powyższy termin, by objąć nim również rozma ite formy porzucenia emocjonalnego, takie jak pozbawianie dziecka pieszczot, deprywacja jego potrzeb narcystycznych, tworzenie iluzorycznej więzi, pozbawianie dziecka możliwości zaspokojenia jego naturalnych z punktu wi dzenia rozwojowego potrzeb zależnościowych, wplątywanie dziecka w chory system rodzinny. Pod pojęciem porzucenia rozumiem też wszelkiego rodzaju przemoc wobec dziecka.
55
Alice Miller, w swojej doniosłej książce zatytułowanej The Drama of the Gifted Child (Dramat dziecka wybitnie uzdolnionego), opisuje pewien para doks - wielu dobrych, troskliwych, oddanych rodziców porzuca swoje dzieci. Miller opisuje też drugi, równie paradoksalny fakt: siłą napędową w życiu wielu ludzi wybitnie uzdolnionych, mających niezwykłe osiągnięcia i odnoszą cych wiele sukcesów, jest głęboka, przewlekła depresja, u źródeł której tkwi wstyd. Powodem tego wstydu, którym przesiąknięte jest ich prawdziwe, autentyczne Ja, było porzucenie w dzieciństwie. Wspomniałem o tym zjawisku już wcześniej, nazywając je "dziurą w duszy". Lektura prac Alice Miller znacznie pogłębiła moje rozumienie urazu porzucenia. Mimo że dla Miller pojęcie wstydu nie jest kluczowym pojęciem wyjaśniającym, nietrudno zauważyć, że opisując proces utraty autentycznego Ja i towarzyszącą temu procesowi depresję, opisuje zjawisko toksycznego wstydu, tyle że w inny sposób. Osoba porzucona pozostawiona jest sama sobie. Powodem porzucenia może być zarówno nieobecność fizyczna, jak i fizyczna obecność. Bycie porzuco nym przez kogoś, kto jest fizycznie obecny prowadzi do jeszcze głębszych zaburzeń.
Nieobecność fizyczna Przychodząc na świat, Max miał już dwa punkty na swoją niekorzyść. Był dzieckiem niezaplanowanym i w gruncie rzeczy niechcianym. Matka zaszła w ciążę przypadkowo. Dysfunkcjonalność jej małżeństwa pogłębiała się coraz bardziej. Jerome pił coraz więcej, a Felicia, usiłując jakoś nad nim zapanować, kilkakrotnie próbowała separacji. Podczas pierwszych ośmiu lat życia Maxa rodzice rozstawali się czterokrotnie. Podczas tych rozstań Max był trzykrotnie rozdzielany od rodzeństwa. Feli cia przenosiła się z Maxem do swoich dwóch sióstr, Ralph i Maxina natomiast mieszkali u matki Felicii. Dziecko potrzebuje życia uporządkowanego i prze widywalnego. Potrzebuje kogoś, na kim może polegać. Przypominam sobie, że gdy mój syn miał trzy lata, prosił mnie, bym mu poczytał przed zaśnięciem. Miał dwie ulubione bajeczki. Nudziło mnie powta rzanie w kółko tych samych bajek. Próbowałem przewracać po dwie strony na raz (stara sztuczka rodziców). Ale rzadko mi się udawało syna oszukać. W jego małej główce brak kawałka bajki graniczył z katastrofą. Zawalał mu się cały świat. Dramat dziecka stale rozdzielonego z rodziną jest nieporównanie większy. Taka sytuacja poważnie zaburza równowagę dziecka. Dziecko potrzebuje obecności obojga rodziców. By chłopiec mógł zerwać więź z matką, musi mieć ojca, do którego mógłby się przywiązać. Aby wytwo rzyła się między nimi więź, muszą przebywać razem, dzielić się swymi uczu ciami, przekazywać sobie ciepło, dotykać się nawzajem i okazywać chęć prze bywania ze sobą.
56
Ojciec Maxa bardzo rzadko bywał w domu. Albo był w pracy, albo pił. Maxowi poświęcał bardzo niewiele czasu. Małe dziecko nie rozumie, że jego tata jest chorym alkoholikiem. Dziecko ma ograniczoną zdolność logicznego myślenia. Gdy jest małe, rozumuje za pomocą uczuć. Dziecko jest z natury egocentryczne. To nie znaczy, że jest samolubne w potocznym tego słowa znaczeniu. Nie jest samolubne w sensie moralnym. Przed ukończeniem siedrniu-ośmiu lat (tzw. wieku rozumu), w ogóle nie myśli w kategoriach moral nych, a nawet po osiągnięciu tego wieku jego myślenie zdradza wiele cech zdecydowanie egocentrycznych. Przed ukończeniem 16 lat dziecko nie jest zdolne do zachowań czysto altruistycznych. Mówiąc, że dziecko myśli egocentrycznie, mam na myśli, że wszystko bie rze do siebie. Nawet śmierć któregoś z rodziców odnosi do własnej osoby, mówiąc np.: "Gdyby mnie mama naprawdę kochała, nie odeszłaby do Boga; zostałaby ze mną". Jeśli coś kochamy, poświęcamy mu czas. Gdy rodzice nie mają czasu dla dziecka, dziecko czuje się bezwartościowe. Czuje, że jest mniej warte, niż to, czemu rodzice poświęcają swój czas, czym się zajmują, ku czemu się kierują. Ponieważ dziecko jest z natury egocentrycz ne, wszystko interpretuje w sposób egocentryczny. Jeśli mama i tata są nie obecni, to widocznie ja się do tego przyczyniłem. Musi być ze mną coś nie tak, bo inaczej chcieliby ze mną być. Dziecko jest egocentryczne, bo nie zdążyło jeszcze wytworzyć granic wokół własnego Ja. Granice Ja są czymś w rodzaju wewnętrznej siły, za pomocą której człowiek chroni swoje wnętrze. Bez granic człowiek jest bezbronny. Mocne granice są jak drzwi z klamką wewnątrz. Słabe Ja przypomina drzwi, w których klamka znajduje się jedynie po stronie zewnętrznej. Ja małego dziecka jest jak dom bez drzwi. Dziecko jest egocentryczne z natury (a nie z własnego wyboru). Egocen tryzm pełni rolę tymczasowych drzwi z tymczasową klamką, z których dziecko korzysta, dopóki nie wytworzy mocnych granic. Mocne granice tworzą się wtedy, gdy dziecko utożsami się z rodzicami, którzy sami mają mocne granice i którzy przekazują je dziecku poprzez modelowanie. Dziecko nie ma żadnych własnych doświadczeń, więc jest skazane na korzystanie z doświadczeń, które mu przekazują rodzice. Identyfikując się z rodzicami, zdobywa zewnętrzne źródło wsparcia i wewnętrzny drogowskaz, który wskazuje, w którą stronę iść. Jeżeli na rodzicach polegać nie można, żaden wewnętrzny drogowskaz się nie rozwinie.
Porzucenie emocjonalne i brak zaspokojenia potrzeb narcystycznych Dziecko potrzebuje lustra i oddźwięku. Rolę tę pełnią rodzice. Pełnić rolę lustra, to znaczy być obecnym dla dziecka i odzwierciedlać w dowolnym
57
momencie jego prawdziwe Ja. Każdy z nas przez trzy pierwsze lata życia potrzebował by nas podziwiano i traktowano poważnie. Każdy z nas potrzebował by nas akceptowano takimi, jakimi byliśmy naprawdę. Alice Miller nazywa ten proces odzwierciedlania "dostarczaniem dziecku podstawowych zasobów narcystycznych". Warunkiem dostarczenia tych zasobów jest trafne odzwierciedlanie Ja dziecka przez rodziców posiadających dobrze wyodrębnione granice. Gdy warunek ten jest spełniony, rozwój dziecka przebiega zgodnie z następującą dynamiką: 1. Agresywne popędy dziecka nie zagrażają rodzicom, więc mogą ulec neutralizacji. 2. Rodzice nie czują się zagrożeni dążeniem dziecka do autonomii. 3. Rodzice nie zabraniają dziecku przeżywania i wyrażania zwyczajnych uczuć zazdrości, wściekłości, seksualności, buntu, ponieważ sami się ich nie wyparli. 4. Dziecko nie musi się przypochlebiać rodzicom, więc jego potrzeby mogą się rozwijać w dogodnym dla niego tempie. 5. Dziecko może polegać na rodzicach i korzystać z ich pomocy, ponieważ nie są z nim w symbiozie. 6; Dzięki temu, że rodzice są niezależni i mają dobrze wykształcone granice, dziecko może oddzielić siebie od podmiotowej reprezentacji. 7. Ponieważ dziecku wolno wyrażać uczucia ambiwalentne, może się nauczyć postrzegać siebie i matkę (ojca) jako kogoś, kto "jest i dobry i zły". Nie dzieli całości na części „dobre" i „złe". 8. Pojawiają się zaczątki prawdziwej podmiotowej miłości, ponieważ rodzice, kochając dziecko, traktują je jak odrębny podmiot. Drama of the Gifted Child A co się dzieje wtedy, gdy rodzice są pełni wstydu i własnych niezaspoko jonych potrzeb? Co się dzieje, gdy nie są w stanie zapewnić lustrzanego odbi cia dla narcystycznych potrzeb dziecka? Tym bardziej, że z faktu, iż rodzice kroczą drogą wstydu wynika wyraźnie, że nikt im nie dostarczył ich własnych, niezbędnych narcystycznych zasobów. Tacy rodzice są dorosłymi dziećmi, wciąż poszukującymi rodzica bądź obiektu dostępnego na każde wezwanie. Dla takich rodziców najodpowiedniejszymi obiektami narcystycznej gratyfikacji są własne dzieci. Sięgnijmy raz jeszcze do cytatu z książki Alice Miller: "Noworodek jest całkowicie zależny od rodziców, a ponieważ bez ich troskliwej opieki nie ma szans na przeżycie, robi co tylko może, by ich nie stracić. Już od pierwszego dnia życia wykorzystuje do tego celu wszystkie środki, będące w jego dyspozyq'i - jak drobna roślinka, która by przetrwać, zwraca się w kierunku słońca". Drama Of the Gifted Child
58
Dzieci przesiąkniętej wstydem matki zapewniają jej to wszystko, czego nie zapewniła jej własna matka. Dziecko jest zawsze do jej dyspozycji. Dziecko nie może uciec, tak jak uciekła matka. Potrzeby matki znajdują w dziecku oddźwięk; dziecko jest całkowicie skupione na matce, nigdy jej nie opuści; matka można nim dowolnie sterować; dziecko darzy matkę bezgranicznym podziwem i chłonną uwagą. Dziecko niezwykle trafnie spostrzega u rodziców tego typu potrzeby, jakby bezwiednie je wyczuwając. Przyjmując na siebie rolę osoby, która dostarcza przepełnionym wstydem rodzicom narcystycznej gratyfikacji, dziecko zapew nia sobie ich miłość i zamiast czuć się porzucone, czuje się potrzebne. Prawa natury ulegają w tym procesie odwróceniu. Zwykle rodzice zaspokajają potrzeby dziecka, a tymczasem to dziecko troszczy się o zaspokojenie potrzeb rodziców. W tym przejmowaniu przez dziecko roli opiekuna tkwi dziwny paradoks, albowiem dziecko, które wielkim wysiłkiem usiłuje zaskarbić sobie miłość rodziców i uniknąć porzucenia, jest faktycznie dzieckiem porzuconym przez rodziców. Gdy dziecko istnieje tylko po to, by zaspokajać potrzeby rodziców, nie ma nikogo, kto by odzwierciedlał jego własne uczucia i popędy i je pielęgnował. Każde dziecko wychowywane w takim otoczeniu jest dzieckiem śmiertelnie rannym, albowiem nie zostały zaspokojone jego narcystyczne potrzeby. A to się zdarza nawet w najlepszych rodzinach. Jak pisze Alice Miller: "Bardzo wielu ludzi cierpiących na zaburzenia narcystyczne miało wrażliwych i troskliwych rodziców, od których otrzymali wiele zachęty; a mimo to przeżywają głęboką depresję. Rozpoczynają [psycholanalizę] z przekonaniem, towarzyszącym im od dziecka, że dzieciństwo mieli szczęśliwe i chroniono ich przed krzywdą". Drama Ofthe Gifted Child Najczęściej te pozbawione narcystycznych zasobów istoty, to ludzie wielce utalentowani i uzdolnieni, o wybitnych osiągnięciach, odnoszący sukcesy w życiu, ludzie, których talenty i dokonania chwalono i podziwiano. Żaden postronny obserwator nie ma wątpliwości, że im się w życiu powiodło, że są silni i stateczni, pełni wiary w siebie. Nic bardziej błędnego. To prawda, że ludzie, pozbawieni niezbędnych zasobów narcystycznych we wszystkim co robią odnoszą sukcesy, a ich talenty i uzdolnienia budzą podziw, ale nic do brego dla nich z tego nie wynika. "Za tym wszystkim" - pisze Alice Miller - "czyha depresja, poczucie pustki i autoalienacji, przekonanie, że życie nie ma sensu." Niech no tylko zabraknie narkotycznej wielkości, niech tylko zblaknie ich gwiazda i noga im się powinie, a zaczyna ich nękać głębokie poczucie wstydu i winy.
59
Pracowałem z wieloma takimi osobami. Sam do nich należę. Bardzo trudno komuś, kto widzi jakie odnosimy sukcesy, zrozumieć jak bardzo w gruncie rzeczy jesteśmy przepojeni wstydem. Gdy byliśmy dziećmi, kochano nas za to czegośmy dokonali, co nam się udało osiągnąć, a nie za to, kim byliśmy. Porzucono nasze prawdziwe, autentyczne Ja. Mnie samemu dopiero po wielu latach udało się nawiązać łączność z moi mi prawdziwymi uczuciami - złością, zazdrością, smutkiem. Brak kontaktu z własnymi uczuciami spowodowany jest porzuceniem. Nie było nikogo, kto odzwierciedliłby nasze uczucia i tym samym je potwierdził. Dziecko tylko wtedy wie co czuje, gdy ma przy sobie kogoś, kto uczucia te w pełni akceptuje, nazywa, odwzajemnia. Kolejną negatywną konsekwencją porzucenia emocjonalnego jest utrata poczucia własnego Ja. Dziecko, które wykorzystywane było do zaspokajania cudzych potrzeb narcystycznych, uczy się ujawniać tylko to, czego od niego oczekują inni i w końcu przestaje odróżniać siebie od swoich działań czy dokonań. Zamienia się w "ludzkiego robota", pozbawionego świadomości swego autentycznego Ja. Jak pisze Winnicott, jego prawdziwe Ja "nie komunikuje się ze sobą samym". Opisałem ten stan wcześniej jako taki, w którym "już nie jestem w sobie". Rodzi on poczucie pustki, bezdomności, bezskuteczności. Ale najbardziej może destrukcyjną konsekwencją emocjonalnego porzuce nia dziecka jest coś, co Robert Firestone nazywa iluzoryczną więzią, Alice Miller zaś - trwałością więzi. Dziecko, które pozbawiono ważnego doświad czenia, jakim jest łączność z własnymi emocjami, uzależnia się od rodziców, najpierw świadomie, a później nieświadomie (identyfikując się z nimi wewnę trznie). Jak pisze Alice Miller: "Nie może polegać na własnych uczuciach, nie doświadcza prób i błędów, nie ma pojęcia, czego naprawdę chce, i jest w najwyższym stopniu od siebie wyalienowany." Drama Of the Gifted Child Taka osoba nie potrafi odseparować się od rodziców. Łączy ją z rodzicami iluzoryczna więź. W swojej fantazji (iluzji) ma łączność z rodzicami i jest głębo ko przekonana, że związek z nimi oparty jest na miłości. W rzeczywistości jest to stan fuzji i wplątania. Nie jest to prawdziwy związek, lecz rodzaj usidlenia. Ta iluzoryczna więź przeniesiona zostanie później na inne bliskie związki. Człowiek tkwiący w iluzorycznej więzi z rodzicami stale szuka potwierdze nia u partnera, u własnych dzieci, w grupach, do których należy. Zależny jest zwłaszcza od swoich dzieci. Człowiek tkwiący w iluzorycznej więzi nigdy nie znajduje z nikim prawdziwego porozumienia, jego związki z innymi nigdy nie są szczere. Nie posiada bowiem autentycznego Ja, z którym ktoś inny mógłby się związać. Stale w nim pobrzmiewa uwewnętrzniony głos rodziców, którzy
60
akceptowali go tylko wtedy, gdy postępował tak, jak oni sobie tego życzyli. Jego prawdziwe Ja, tak jak kiedyś on sam w dzieciństwie, próbuje się od tych głosów uwolnić. "Samotność domu rodzinnego" ustępuje miejsca "wewnętrz nej izolacji". Wszystko to razem wzięte produkuje nierzadko megalomana. Megalomana wszyscy podziwiają, megaloman bez podziwu żyć nie może. Gdy zawiedzie go talent, zawala mu się świat. Musi być doskonały, bo inaczej dopadnie go depresja. Lęk przed depresją jest często siłą napędową tych z nas, którzy obdarowani zostali największym talentem. Wielu wybitnie utalentowanych ludzi cierpi na poważną depresję. Inaczej być nie może, ponieważ u podstaw depresji tkwi zagubione, porzucone wewnętrzne dziecko. Jak pisze Alice Miller: "Człowiek wolny jest od depresji tylko wtedy, gdy samoocena oparta jest nie na posiadaniu określonych cech, a na autentycz nych uczuciach" (Drama Of the Gifted Child). Zjawisko porzucenia emocjonalnego ciągnie się z pokolenia na pokolenie. Z dziecka pozbawionych zasobów narcystycznych rodziców wyrasta takiż dorosły, który czerpie swe zasoby narcystyczne z własnych dzieci, tak jak czerpali z niego rodzice. Z takiego dziecka wyrasta dorosłe dziecko i kółko się zamyka. Rodzice Maxa pozbawieni byli własnych zasobów narcystycznych. Jerome czerpał zasoby narcystyczne z iluzorycznej więzi z alkoholem i seksem. Felicia w tym samym celu wykorzystywała przede wszystkim Ralpha. To on stał się Gwiazdą Rodzinną - moralizującym, wybitnym, bogobojnym pastorem. Maxina i Max byli oboje Zagubionymi Dziećmi. Felicia nie zaniedbywała co prawda swoich obowiązków wobec nich, ale nigdy nie była na tyle dostępna, by pełnić rolę lustra i potwierdzać ich emocje. Max tak samo postępował z własnymi dziećmi, z nich czerpał swe narcystyczne zasoby. Po każdej ucieczce z domu natychmiast biegł do nich, w poszukiwaniu wsparcia i pocieszenia. Źródłem wsparcia były przede wszystkim córki. Nigdy nie widziałem, by któreś z dzieci Okazało Maxowi złość, ból, urazę. Żadne z nich nie miało kontaktu z własnymi Uczuciami. Max bardzo się złościł, gdy mówiłem mu, że porzuca własne dzieci podobnie, jak jego porzucono. Dzieci Maxa też były przekonane, że miały szczęśliwe dzieciństwo. Na tym właśnie polega urojeniowy charakter sfrustrowanego narcyzmu. Ludzie porzuceni emocjonalnie w dzieciństwie zawsze opisują swe młode w sposób wyzbyty wszelkich emocji. Jak pisze Alice Miller: "Przytaczając swe najwcześniejsze wspomnienia, nie darzą tego dawnego dziecka żadnym współczuciem. Bardzo często mówią o nim pogardliwie i ironicznie, a nawet szyderczo i cynicznie. Ogólnie w tym co mówią brakuje jakiegokolwiek prawdziwego, emocjonalnego zrozumienia i autentycznego
61
uznania dla dziecięcych kolei losu i poza potrzebą osiągnięć nie dostrzegają żadnych innych, prawdziwych potrzeb. Tak dalece się utożsamili z dramatem swych najmłodszych lat, że bez trudu trwają w iluzji szczęśliwego dzieciństwa." Drama Oftbe Gifted Child Dzieci Maxa idealizowały i wielbiły ojca. Podtrzymywały urojenie szczęśli wego dzieciństwa. Max także nigdy nie gniewał się szczerze na swoich rodzi ców. Wściekłość wobec ojca dawała o sobie znać tylko wtedy, gdy się upił. Wobec matki nie odczuwał żadnego jawnego gniewu.
Porzucenie poprzez wykorzystywanie Każda postać wykorzystywania dziecka jest przejawem porzucenia. Gdy rodzice dziecko wykorzystują, zawsze chodzi o jakiś problem, który tkwi w nich samych, a nie w dziecku. Dlatego właśnie mówimy o wykorzystywaniu. Wykorzystując dziecko, rodzice je porzucają, ponieważ nie są wtedy do jego dyspozycji. Rzekomo robią to co robią dla dobra dziecka. Ale wcale nie o dziecko chodzi, a o rodziców. Ten rodzaj wzajemnych kontaktów prowadzi do głębokich zaburzeń i wznieca w dziecku poczucie wstydu. Ilekroć rodzice wykorzystują dziecko, zawstydzają je. Gdy dziecko jest małe, a więc z natury egocentryczne, czuje się odpowiedzialne za to, co je spotyka. "To niemożliwe, by rodzice byli szaleni czy chorzy emocjonalnie; więc widocznie ja jestem chory i zaburzony emocjonalnie" - wmawia sobie. Dziecko musi stale podtrzymywać idealizację rodziców. Myśli magicznie, egocentrycznie i nielogicznie. Jest całkowicie zależne od rodziców, bez nich nie potrafiłoby przetrwać. Dzięki idealizacji ma szanse na przetrwanie. Gdyby rodzice byli chorzy, szaleni, to jakie miałbym szanse na przetrwanie? Wina tkwi we mnie. To ja jestem szalony. Na pewno coś jest ze mną nie tak, bo w przeciwnym razie nie traktowaliby mnie w ten sposób. Dziecko nie ma szans. Każdy przejaw wykorzystywania wzmaga proces uwewnętrzniania wstydu. Jedne formy wykorzystywania zawstydzają silniej, inne mniej silnie.
Wykorzystywanie seksualne Nie ma bardziej zawstydzającej formy wykorzystywania niż wykorzystywa nie seksualne. Minimalne nawet jego przejawy rodzą wstyd, o wiele większy niż przy innych formach wykorzystywania. Wykorzystywanie seksualne jest bardzo rozpowszechnione. Szacuje się, że [w Stanach Zjednoczonych - przyp. tłum.] około 60 milionów osób padło jego ofiarą w takiej czy innej postaci. Świadomość tego problemu znacznie wzrosła w ciągu ostatnich trzydziestu lat. W przeszłości pod pojęciem ofiary wykorzystywania seksualnego rozumia no jedynie ofiarę kazirodztwa, rodem z "powieści kryminalnej", wobec której
62
dopuszczono się fizycznego aktu przemocy seksualnej. Dzisiaj pojęcie to rozumie się znacznie szerzej. W swojej książce Zrozumieć rodzinę przytoczyłem kilka przykładów wykorzystywania seksualnego, zaczerpniętych z praktyki Pil Mellody z ośrodka terapeutycznego Meadows w Wickenberg w stanie Arizona. Następujące zestawienie pochodzi z książki Zrozumieć rodzinę. Cała rodzina może się dopuszczać wykorzystywania seksualnego. Można wyodrębnić następujące jego rodzaje: 1. Fizyczne formy wykorzystywania seksualnego - Pod tym pojęciem należy rozumieć różne formy bezpośredniego kontaktu seksualnego. Zakres tych zachowań jest bardzo szeroki i obejmuje zabarwione erotycznie pieszczoty i pocałunki; wszelkie formy erotycznego dotykania; seks oralny i analny; masturbowanie ofiary lub zmuszanie jej do masturbowania osoby wykorzystującej; stosunek seksualny. 2. J a w n e wykorzystywanie seksualne - Zaliczamy tu oglądactwo i eks hibicjonizm, w domu lub poza domem. Rodzice często dopuszczają się tych form wykorzystywania seksualnego. Kryterium zaliczania danego zachowania do kategorii oglądactwa lub ekshibicjonizmu na terenie domu jest uzyskanie przez rodzica stanu podniecenia seksualnego. Niekiedy rodzice tak dalece wyparli własny seksualizm, że nie zdają sobie sprawy z tego, że ich zachowania mają podtekst erotyczny. Dziecko prawie zawsze czuje się wobec takich zachowań nieswojo. Jedna z moich klientek opowiadała mi, że gdy wychodziła z łazienki w samych majtkach, ojciec wodził za nią pożądliwie wzrokiem. Inni skarżą się, że w domu, a zwłaszcza w łazience, nie szanowano ich prawa do prywatności. Leczyłem już z tuzin pacjentów, którym matki myły genitalia do ósmego-dziewiątego roku życia. Zdarza się, że dziecko w obecności rodziców czuje się pobudzone seksualnie, ale tylko wtedy można mówić o wykorzystywaniu seksualnym, gdy do stanu tego doprowadzili rodzice. Od nich wszystko zależy. Nie mam tu na myśli przelotnych fantazji czy myśli seksualnych, które rodzice miewają na temat swoich dzieci. Mówię o sytuacjach, w których rodzice świadomie lub nieświadomie wykorzystują dziecko do osiągnięcia stanu podniecenia seksualnego. 3. Niejawne wykorzystywanie seksualne ( a ) Werbalne - Chodzi tu o niestosowne wypowiedzi o treści seksualnej, np. ojciec, lub inny ważny w życiu dziecka mężczyzna, nazywa kobiety "kurwami" czy "cipami" lub używa w stosunku do nich innych, uprzedmiotawiających nazw; matka, lub inna ważna dla dziecka kobieta, poniża mężczyzn seksualnie. Ten rodzaj wykorzystywania seksualnego ma miejsce również wtedy, gdy rodzice lub opiekunowie koniecznie chcą poznać wszystkie szczegóły osobistego, seksualnego życia
63
dziecka, wypytują je o seksualne detale o charakterze fizjologicznym lub o przebieg randek. Pozbawianie dziecka adekwatnej wiedzy na temat seksu również należy do tej kategorii. Kilka moich klientek podczas pierwszej miesiączki nie wiedziało, co się z nimi dzieje. Miałem trzy klientki, które do dwudziestego roku życia nie wiedziały, że mają pochwę! Rodzice rozmawiający o seksie przy dziecku, gdy jest ono jeszcze na to za małe, dopuszczają się jawnego wykorzystywania seksualnego. Przykładem jawnej przemocy seksualnej są też różne zabarwione erotycznie docinki rodziców na temat narządów płciowych dziecka. Dwóch moich klientów miało głębokie urazy spowodowane drwinami matek z ich małych penisów. Kilka moich klientek głęboko przeżyło docinki ojców lub ojczymów na temat rozmiaru ich biustu czy pośladków. ( b ) Nieprzestrzeganie granic - Do tej kategorii zaliczamy sytuacje, gdy dziecko jest świadkiem współżycia seksualnego rodziców, np. dlatego, że rodzice nie zamykają drzwi swojej sypialni. Kategoria ta obejmuje również pozbawianie dziecka prywatności. Inni wchodzą do łazienki, gdy dziecko z niej korzysta, bo nie zostało nauczone, że powinno zamykać drzwi na klucz albo mu tego zabraniano. Rodzice powinni dawać dziecku przykład i, po przekroczeniu przez nie pewnego wieku, nie obnosić się ze swoją nagością. Dzieci są cie kawskie. Między trzecim a szóstym rokiem życia zaczynają się przypatrywać ciału rodziców. Nagość wzbudza w nich obsesyjną nieraz ciekawość. Mama i tata, paradując na golasa przy małym dziecku, powinni zachowywać ostrożność. Nagość rodziców nie jest dla dziecka formą wykorzystywania seksualnego, pod warunkiem że rodzice nie są seksualnie pobudzeni. W takim wypadku, paradując nago, zachowują się co najwyżej dysfunkcjonalnie, ponieważ nie wytyczają dziecku seksualnych granic. Robienie małemu dziecku lewatywy także może być formą przemocy prowadzącą później do dysfunkcji seksualnej. Lewatywa jest wtargnięciem w ciało dziecka, przekraczaniem jego granic cielesnych. 4. Emocjonalne wykorzystywanie seksualne - Wynika z nieprawidłowej więzi międzypokoleniowej. Mówiłem już, że dzieci, wikłane przez rodziców w zaspokajanie ich własnych, niezaspokojonych potrzeb, przejmują utajone potrzeby systemu rodzinnego. W dysfunkcjonalnych m a ł ż e ń s t w a c h b a r d z o popularnym zjawiskiem jest zbytnie przywiązywanie do siebie dziecka przez jednego z rodziców. Rodzice
64
posługują się d z i e c k i e m do zaspokajania własnych p o t r z e b e m o c j o n a l n y c h . T e n rodzaj związku łatwo nabiera p o s m a k u romantycznego i podlega erotyzacji. Córka przejmuje rolę Małej Księżniczki Tatusia, syn - Małego Mężczyzny Mamy. W jednym i drugim przypadku, dziecko jest porzucone. Rodzice zaspokajają własne potrzeby kosztem dziecka. Dziecko potrzebuje rodziców, a nie męża czy żony. Pia Mellody definiuje zjawisko emocjonalnego wykorzystywania se ksualnego w sposób następujący: "O emocjonalnym wykorzystywaniu seksualnym mówimy wtedy, gdy dla jednego z rodziców związek z dzieckiem jest ważniejszy od związku z partnerem małżeńskim". Niekiedy oboje rodziców przywiązują do siebie dziecko. Leczyłem kiedyś klientkę, którą ojciec potrafił obudzić w środku nocy i zabrać ze sobą do łóżka w pokoju gościnnym. Robił to przede wszystkim po to, by ukarać żonę za odmowę współżycia seksualnego. Córka jako dorosła osoba miała poważnie zaburzoną tożsamość płciową. Niezdrowa więź międzypokoleniowa może się też wytworzyć między jednym z rodziców, a dzieckiem tej samej płci. W naszej kulturze najczęściej tworzy się między matką a córką. Matki często przeżywają zerotyzowaną złość - boją się i nienawidzą mężczyzn. Tego typu matki wykorzystują córki do zaspokojenia własnych potrzeb emocjonalnych i zarazem wpajają im wypaczony stosunek do mężczyzn. Ważne jest, kto czyje potrzeby zaspokaja - czy dziecko ma zaspokajać potrzeby rodziców czy też odwrotnie, rodzice są po to, by zadbać o potrzeby dziecka. Dziecko w sposób naturalny przejawia właściwe dla swojego poziomu rozwoju zachowania seksualne, ale nie ma to nic wspólnego z wykorzystywaniem seksualnym. O wykorzystywaniu seksualnym mówimy wtedy, gdy zachowanie osoby dorosłej wobec dziecka ma podtekst erotyczny. Zdarza się, że i starsze rodzeństwo wykorzystuje młodsze seksualnie. Przejawy wzajemnych zachowań seksualnych wśród rówieśników nie są natomiast na ogół przejawami wykorzystywania seksualnego. Dla uproszczenia można przyjąć ogólną, praktyczną zasadę, że gdy dziecko jest obiektem zachowań rozładowawczych o podtekście erotycznym ze strony innego dziecka, starszego o trzy-cztery lata, mamy do czynienia z wykorzystywaniem seksualnym.
Przemoc fizyczna Rózeczką Duch Święty dziateczki bić radzi. Ta trawestacja Pisma świętego niepamiętnych czasów usprawiedliwia, lub wręcz nakazuje, stosowanie wobec dzieci kar fizycznych. Przemoc fizyczna wobec dzieci (i kobiet) zakorzeniona jest w tradycji od dawien dawna.
65
Nic, z wyjątkiem wykorzystywania seksualnego, nie dorównuje przemocy fizycznej pod względem natężenia toksycznego wstydu, do którego prowadzi. Co więcej, przemoc fizyczna łatwo wchodzi w nawyk. Jak już mówiłem wcześniej, jest ona składnikiem całego zespołu objawów składających się na zaburzenie charakteru, które rozwija się na podłożu wstydu. Ludzie stosujący przemoc fizyczną są od niej dosłownie uzależnieni, a toksyczny wstyd, odczu wany podczas dokonywania aktów przemocy, jeszcze bardziej przemoc tę podsyca. Ludzie stosujący przemoc są spętani wstydem. Rodzice, którzy biją swoje dzieci charakteryzują się następującym zbiorem cech: są wyalienowani; mają negatywny obraz własnej osoby; są mało wrażli wi na to, co czują inni; zwykle sami byli bici; byli w dzieciństwie pozbawieni podstawowej, matczynej opieki; nikt ich nie kochał, ani nie pocieszał; czują, że nie mają do kogo się zwrócić po radę; stawiają dziecku zupełnie nierealistycz ne wymagania; oczekują od dziecka pocieszenia i pielęgnacji; gdy dziecko nie zaspokaja ich potrzeb, odbierają to jako przejaw porzucenia z jego strony i reagują gniewem i frustracją; traktują dziecko tak, jakby było o wiele starsze, niż jest naprawdę. Brakuje wiarygodnych danych na temat rozmiarów przemocy fizycznej. Istniejące statystyki obejmują tylko te przypadki, które zostały zgłoszone, po mijają natomiast przypadki, które nie trafiły do lekarza lub trafiły do lekarza, lecz nie zostały rozpoznane jako ofiary przemocy, oraz przypadki rozpoznane jako ofiary przemocy lecz niezgłoszone. Szacuje się, że zgłaszany jest zaledwie co dwusetny przypadek. Prawo do bicia dziecka uzasadniane jest twierdzeniem, że dzieci są własno ścią rodziców oraz przekonaniem, że dzieci są krnąbrne i że krnąbrność należy przełamać. Wstyd, jaki przeżywa ofiara przemocy fizycznej, czyni z niej niewolnika przemocy. Początkowo ofiara poddaje się, bo jest przerażona. Z czasem, w miarę powtarzania się aktów przemocy, traci coraz bardziej poczucie własnej wartości, a to z kolei zabija w niej wolność wyboru. Jak wygłodniałe dziecko, zbiera okruchy miłości. Ponieważ przemoc jest irracjonalna i impulsywna, często ma charakter przypadkowy i nieprzewidywalny. Właśnie ta przypadkowość tworzy podatny grunt pod rozwój czegoś, co Seligman nazywa "wyuczoną bezradnością". Wyuczona bezradność jest stanem psychicznego zagubienia. Człowiek już nie potrafi myśleć ani planować. Biernie akceptuje przemoc. Nie potrafię sobie wyobrazić bardziej bezdusznej formy destrukcji ludzkiego życia. W życiu rodzinnym dlatego tak często dochodzi do przemocy fizycznej, że założenia toksycznej pedagogiki zachęcają do stosowania kar cielesnych. Bicie wciąż jest uważane za skuteczną metodę wychowawczą. O powszechnej akceptacji kar fizycznych świadczy choćby to, że są one nawet tematem piosenek dla dzieci.
66
Przemoc fizyczna jest normą w wielu rodzinach dysfunkcjonalnych. Formy przemocy są przeróżne: lanie, zmuszanie dziecka do przynoszenia rodzicom narzędzi tortur (pasków, kabli elektrycznych itp.), kuksańce, uderzanie ręką, bicie po twarzy, szarpanie, targanie, duszenie, potrząsanie, kopanie, szczypa nie, łaskotanie; grożenie dziecku, że się je porzuci; straszenie więzieniem lub policją; zmuszanie do oglądania aktów przemocy wobec drugiego z rodziców lub rodzeństwa. Ten ostatni rodzaj przemocy jest rozpowszechniony w domach, w których mąż bije żonę. Dziecko będące świadkiem bicia matki, tak się czuje, jakby samo było bite. Bycie świadkiem przemocy jest równoznaczne z byciem ofiarą przemocy.
Przemoc emocjonalna Przemoc emocjonalna jest wszechobecna. Nie ma chyba takiego człowieka, który nie przeżyłby wstydu z powodu przemocy emocjonalnej. Toksyczna pedagogika (poisonouspedagogy) mówi wyraźnie, że emocje są oznaką słabo ści. Powinniśmy postępować racjonalnie i logicznie i nie poddawać się zgubnym wpływom emocji. Powinniśmy kontrolować wszelkie emocje, ale szczególnie silnie obwarowane tym nakazem są emocje agresywne i seksualne. Jak sądzę, zaledwie garstce ludzi we współczesnej Ameryce wolno było w dzieciństwie swobodnie wyrażać złość i/lub uczucia o zabarwieniu seksualnym lub była do takiej ekspresji zachęcana.
Wstydzenie się emocji ogranicza rozwój Emocje są jedną z podstawowych władz człowieka. Pełnią w życiu psy chicznym dwie ważne funkcje. Po pierwsze, nadzorują stan zaspokojenia pod stawowych potrzeb, sygnalizują, czy dana potrzeba została zaspokojona czy nie, informują o doznanej stracie. Bez napięć emocjonalnych nigdy byśmy nie poznali swych najżywotniejszych potrzeb. Po drugie, z emocji czerpiemy napęd, energię do działania. Emocja (e-mocja) to "energia w ruchu" *. Dzięki tej energii, staramy się zdobyć to, czego nam brakuje. Frustracja podstawowych potrzeb wyzwala gniew, który zmusza do walki lub ucieczki. Gniew potrafi wyzwolić ogromną energię. Potrzeba pośpieszenia bliźnim na ratunek nawet z największego fajtłapy wykrzesa potężnego olbrzyma. Smutek też jest rodzajem energii. Wyrzucenie go z siebie działa leczniczo. Pozbywszy się napięcia, wynikającego z bolesnej straty, łatwiej nam się uporać z szokiem i dostosować do realiów sytuacji. Smutek jest bolesny. Staramy się go unikać. Odreagowując skutecznie smutek, wyzwalamy energię związaną z
* W j. angielskim: motion - ruch, emotion - emocja
67
emocjonalnym cierpieniem. Tłumiąc go, zamrażamy cierpienie w sobie. "Rozpacz leczy" - głosi popularne hasło terapeutyczne. Strach wyzwala inny rodzaj napięcia. Napięcie to ostrzega, że zagrożone są nasze podstawowe potrzeby. Dzięki energii zrodzonej ze strachu, uczymy się lepiej różnicować, stajemy się mądrzejsi. Poczucie winy kształtuje sumienie. Poczucie winy informuje, że sprzenie wierzyliśmy się cenionym przez nas wartościom. Motywuje do wszczęcia dzia łania i do zmiany. Wstyd wskazuje nam nasze podstawowe ograniczenia. Ostrzega przed próbą ich przekroczenia - bycia istotą nadludzką lub nie-dość-ludzką. Radość, to stan ożywienia, który odczuwamy wtedy, gdy zaspokojone zo stały wszystkie nasze potrzeby. Gdy się radujemy, chce nam się śpiewać, bie gać, skakać ze szczęścia. Radosna energia sygnalizuje, że wszystko jest w porządku. Brak odzwierciedlenia ożywczej, ludzkiej mocy, jaką są emocje ("e-mocje"), prowadzi do utraty kontaktu z nimi. Rodzice nie mający kontaktu z własnymi emocjami są kiepskimi modelami dla swoich dzieci. Bez kontaktu, przygaszeni, psychicznie odrętwiali, sami nawet nie wiedzą, co czują. Tłumią własne emocje, więc tłumią je również u swoich dzieci. Co gorsza, uświęcone tradycje pedagogiczne stan ten utrwalają. Odmawia jąc dzieciom prawa do emocji, narażają je na wstyd. Emocje, jak głosi tradycyj na pedagogika, są przejawem słabości. W sukurs toksycznej pedagogice śpieszy religia. Do szczególnie silnie potę pianych emocji należy gniew. Gniew jest jednym z siedmiu grzechów głów nych. Kto je popełnia, idzie do piekła. Tymczasem nauka kościoła, w wersji niezniekształconej, głosi, że grzechem głównym nie jest gniew jako taki, lecz zachowanie spowodowane gniewnym osądem sytuacji: wrzeszczenie, przekli nanie, bicie, publiczna krytyka i potępianie, przemoc fizyczna. Takie zachowa nie jest z całą pewnością niedozwolone. Ale jego motorem jest nie tyle emocja, co sąd, opinia. Bardzo częstą reakcją otoczenia na gniew dziecka jest zawstydzanie. Jed nocześnie dzieci często są świadkami rozgniewanych, ciskających się ze złości rodziców. Aż nazbyt często dziecko dowiaduje się, że rodzicom wolno się gniewać, jemu nie.
Wstyd blokuje rozwój Zawstydzanie dziecka okazującego gniew ma dwojakiego rodzaju konse kwencje. Po pierwsze, gniew zaczyna się nieodłącznie kojarzyć ze wstydem. Ilekroć człowiek się gniewa, odczuwa wstyd. Po drugie, gniew, którego nie wolno było bez wstydu wyrazić, ulega wyparciu. Wyparcie jest jednym z pod stawowych mechanizmów obronnych osobowości. Raz uruchomione, działa
68
automatycznie i nieświadomie. Zepchnięty do nieświadomości gniew rodzi napięcie, które wszelkimi siłami próbuje się wydostać. Im częściej gniew jest wypierany, tym bardziej się nasila. Virginia Satir porównała kiedyś ten mechanizm do sytuacji, jaka powstaje wtedy, gdy zamyka się w piwnicy zgłodniałe psy. Im bardziej psy są głodne, tym usilniej starają się wydostać. Im usilniej starają się wydostać, tym czujniej trzeba ich pilnować. Wyparte napięcie rośnie coraz bardziej, aż w końcu zaczyna żyć własnym życiem. Przychodzi taki dzień, że już nie da się go dłużej spychać do nieświadomości, bo nie ma już gdzie, i wtedy wybucha. Człowiek, który dotychczas skutecznie swój gniew wypierał, nagle "traci kontrolę". Później, gdy już burza przeminie, mówi: "Doprawdy nie wiem, co mnie dziś napadło. Strasznie mnie poniosło." Napięcie spowodowane wypartym, niewyrażonym gniewem, którego czło wiek się w dodatku wstydzi, przechodzi w furię. Człowiek popada w furię, kiedy wstydzi się rozgniewać. Zawstydzanie dziecka, które się smuci, także prowadzi do nagromadzenia napięcia. Tym razem jednak, napięcie to przechodzi w nieukojony żal i bezna dziejną rozpacz, powodując niekiedy tendencje samobójcze. W naszej kultu rze powszechne jest wmawianie dziecku, że to wstyd płakać. Czasami, zamiast dziecko zawstydzać, próbuje się przerwać jego płacz przekupstwem lub nagrodą. Niekiedy rodzice narzucają dziecku swoisty limit czasowy, mówiąc: "Już wystarczy, dość się napłakałeś". Dziecko płaczące jest często wyśmiewane lub potępiane, a czasem wręcz bite. Słyszy wtedy od rodziców: "Poczekaj no tylko. Jak ci wleję, to dopiero będziesz miał powód do płaczu!" W analogiczny sposób zawstydza się dziecko, które się boi. Strach zawsty dzony, którego nie wolno było dziecku wyrazić, zaczyna żyć własnym życiem, przechodząc w nieopisane przerażenie lub kliniczną paranoję. Prawo do smut ku i strachu zależy często od płci dziecka i przypisanych danej płci ról społecz nych. Małemu chłopcu strach nie przystoi - chłopiec ma być mężny, nie wolno mu płakać. Dziewczynkom wolno się smucić, wolno się bać, byleby bez prze sady. W moim przekonaniu wzory zachowania narzucone przez współczesną kulturę traktują każdą bez wyjątku emocję jako coś wstydliwego. Nawet radość jest wstydliwa. Kiedy dziecko się cieszy, jest podekscytowa ne, rozhukane, przywołuje się je do porządku. Powiada mu się wtedy: "No co Się tak puszysz? Kto się wywyższa będzie poniżony". Lub: "Pomyśl lepiej o głodnych dzieciach w Afryce". Gdy dorośnie, będzie się wstydziło każdego przypływu radości, każdego sukcesu.
zawstydzanie przejawów popędu seksualnego silnie zniewala Żadna chyba sfera ludzkich zachowań nie spotyka się z tak silnym, patoloRlcznym zawstydzaniem, jak sfera płciowa, sfera najbardziej podstawowa dla
69
ludzkiej tożsamości. Płci się nie ma, ani nie uprawia, płcią się jest. Patrząc na drugiego człowieka, najpierw zwracamy uwagę na płeć. Płciowość jest najbar dziej podstawowym aspektem każdego stworzenia. Gdybyśmy ją wytłumili zupełnie, ludzkość wyginęłaby w ciągu 120 lat. Libido jest jedynym w swym rodzaju wcieleniem siły życia jako takiej. Zawstydzić popęd seksualny, to za wstydzić człowieka na wskroś. Sfera seksu wzbudza u wszystkich dzieci naturalną ciekawość. Doskonale pamiętam, co się ze mną działo, gdy chłopak z sąsiedniego domu powiedział mi, że mężczyzna wkłada kobiecie penis do pochwy. Zbaraniałem. Nie mo głem w to uwierzyć! Sfera seksu wzbudza w dziecku lęk i zakłopotanie. Dziec ko w sposób spontaniczny bada swoje narządy płciowe, a dziecięce zabawy seksualne są w pewnym wieku czymś zupełnie naturalnym. Chcąc pokazać, w jaki sposób uczy się dziecko wstydzić własnej płciowości, często opowiadam następującą historyjkę. Pewnego dnia trzyletni Józio bada swoje ciało i trafia na nos. Wskazuje go palcem i nazywa. Mama jest zachwycona. Dzwoni do babci i opowiada jej, jakiego genialnego odkrycia dokonał jej synek. Babcia czym prędzej przyjeżdża i prosi Józia o zademon strowanie nowej umiejętności; wnuczek, cały dumny, spełnia jej prośbę. Ile kroć wskaże palcem nosek i powie co to jest, wszyscy pieją z zachwytu. Z czasem zaczyna odkrywać coraz to nowe części ciała - uszy, oczy, łokcie, pępek... Aż którejś niedzieli, gdy cała rodzina zgromadzona jest w salonie (akurat przyszedł z wizytą ksiądz), mały Józio odkrywa swój penis!!! Jest cały podekscytowany. Myśli sobie - jeśli mój nos tak ich wprawiał w zachwyt, to zobaczymy, jak teraz zareagują! Wkracza więc do salonu i dumnie eksponuje swego ptaszka! ...Tak błyskawicznej akcji Józio jeszcze w życiu nie widział! Mama chwyta go za ucho i wyprowadza z pokoju tak szybko, że chłopczyk o mało się nie przewróci. Aż ją skręca ze złości. Jest wyraźnie wzburzona i mówi mu niedwu znacznie, że nie życzy sobie, by kiedykolwiek w przyszłości wystawiał się na widok publiczny. To jest surowo zabronione! Dziecko najsilniej uwewnętrznia zakazy rodziców wtedy, gdy są mocno wzburzeni. Im bardziej rodzice tracą nad sobą kontrolę, tym mocniej zagrożone jest poczucie bezpieczeństwa dziecka. Ten scenariusz powtarza się w różnych wariantach nawet w najlepszych rodzinach. Rodzice, których nauczono wstydzić się własnej płciowości, nie wiedzą, jak się zachować wobec naturalnych przejawów zainteresowania płcią u swoich dzieci. Gdy dziecko zaczyna się interesować tą sferą, rodzice okazują niezadowolenie, lub, co gorsza, oburzenie. Ogólne komentarze, typu: "To jest be", "Nigdy tego nie dotykaj", "Zachowuj się przyzwoicie - idź się ubierz" lub "Zasłoń ptaszka" dają dziecku do zrozumienia, że sfera płciowa jest czymś złym, brudnym, obrzydliwym, czymś, czego należy się wyrzec. Sfera seksualna zaczyna się kojarzyć ze wstydem.
70
Dziecko wychowujące się w takiej rodzinie (a któż z nas się nie wychowy wał?) nabiera przekonania, że erotyzm jest czymś wstydliwym. Mówiąc ogólnie, dorośli każą się dziecku wstydzić prawie wszystkiego, co w nim witalne, spontaniczne, popędowe. Gdy dziecko za bardzo wrzeszczy, czegoś chce, za głośno się śmieje, dorośli je poskramiają. Szczególnie częste przypadki nieprawidłowego z punktu widzenia pedagogicznego zawstydzania dziecka zdarzają się przy stole. Dziecko zmusza się do jedzenia, mimo że nie jest głodne. Zmusza się do jedzenia tego, czego nie lubi. Jeszcze dzisiaj nierzadko zmusza się dziecko za karę do pozostania przy stole, dopóki wszystkiego nie zje. Siedzenie samemu przy stole, gdy już wszyscy zjedli, to bardzo bolesna forma publicznego upokorzenia, zwłaszcza wtedy, gdy delikwentowi kibicuje naśmiewające się z niego rodzeństwo. Miałem klientów, którym tak głęboko utkwiły w pamięci upokarzające sce ny przy stole z dzieciństwa, że w wieku dorosłym tylko na stojąco lub w biegu byli w stanie coś przełknąć. Zawstydzanie sfery popędowej nakłada pętlę na samo jądro życia. Czyż można kazać przeżywać katusze żołędzi za to, że wy rasta z niej dąb lub zawstydzać kwiat za to, że kwitnie? Popędy są częścią naszego naturalnego wyposażenia biologicznego, więc nie można ich tłamsić. Spętane wstydem, zachowują się jak wygłodniałe psy, których ani na chwilę nie można spuścić z oka.
Wstyd - emocja naczelna Mówi się, że wstyd jest emocją naczelną, ponieważ gdy się u człowieka zadomowi, podporządkowuje sobie wszystkie inne emoq'e. Spętani wstydem rodzice nie dopuszczają żadnych przejawów emocji u swoich dzieci, ponie waż każdy przejaw emocji u dziecka wyzwala emocje u rodziców. Siła wypar tych emocji często nas przerasta - czujemy, że gdybyśmy im dali upust, zanad to by nas przytłoczyły. Boimy się też wstydu, jaki zostałby uruchomiony, gdyfcyśmy sobie pozwolili na ekspresję emocji. W uwewnętrznionym wstydzie Maxa wyróżnić można dwa podstawowe elementy: skojarzenie emocji ze wstydem oraz zablokowanie emocji. Max nigdy nie doznał przemocy fizycznej, z pewnością natomiast był wykorzystywany eksualnie. Był trzecim dzieckiem w rodzinie, więc rodzice na niego przenieśli swe problemy seksualne. I ojciec, i matka byli ofiarami kazirodztwa, przy czym konfliktów z tym związanych sami nigdy nie rozwiązali. Chociaż rodzina nigdy się do tego publicznie nie przyznawała, Jerome był kobieciarzem. Max kiJkakrotnie opowiadał, że w jego odczuciu, matka, czyli Felicia, często zachowywała się wobec niego uwodzicielsko. Nie ulega wątpliwości, że Felicia wykorzystywała Maxa emocjonalnie. Miotała wyzwiskami, porównywała go z innymi, wrzeszczała na niego, nie kryjąc przy tym pogardy i oburzenia. Co najważniejsze, stale zmuszała Maxa do troskliwej dbałości o jej własne uczucia.
71
72
Z jego uczuciami natomiast nie liczyła się wcale - wyrażała się o nich krytycznie i pogardliwie. Według relacji Maxa, potrafiła powiedzieć, na przykład: "Też mi powód do złości!" lub "A czego tu się bać?" albo "Natychmiast przestań płakać, bo ja ci dam powód do płaczu". Max nosił w sobie głęboki smutek. Mógłby płakać bez końca. Z czasem przekonałem się, że cała jego rodzina dźwigała na swoich barkach niewypowiedziany smutek kilku pokoleń. Siedząc naprzeciw Maxa czułem ten smutek fizycznie.
Lekceważenie rozwojowej potrzeby zależności dziecka jako przejaw porzucenia Gdy byliśmy dziećmi, nasze potrzeby musieli zaspokajać inni. Dziecko jest zależne od innych i ma wiele potrzeb. Przez piętnaście lat potrzebuje rodzi ców. Nikt poza rodzicami (lub opiekunami) nie może zaspokoić potrzeb wyni kających z jego dziecięcej zależności. Potrzeby te przedstawiono na ryc. 2.5. Dziecko potrzebuje przytulania i kontaktu cielesnego. Potrzebuje czyjejś twarzy, w której odbijałyby się jak w lustrze jego uczucia, potrzeby i popędy, twarzy, która by je potwierdziła. Dziecko potrzebuje, by ktoś ustalił granice i porządek w jego świecie. Potrzebuje też, by świat był przewidywalny. Potrzebuje bliskiego związku z drugim człowiekiem, opartego na wzajemnym zaufaniu; potrzebna mu jest pewność, że jest ktoś, na kogo może liczyć. Potrzebuje też własnej przestrzeni i prawa do odmienności. Potrzebuje zapewnienia bezpieczeństwa; odpowiedniej ilości pożywnego jedzenia, odzienia, dachu nad głową, właściwej opieki medycznej. Potrzebuje, by rodzice się nim zajmowali, poświęcali mu czas. Potrzebuje wskazówek w postaci technik i strategii rozwiązywania problemów.
Wstyd płynący z niezaspokojenia potrzeb blokuje rozwój Gdy rodzice lekceważą potrzeby rozwojowe dziecka, komunikują mu tym samym, że potrzeby te nie są ważne. Dziecko traci wtedy poczucie własnej wartości. Nie zasługuje na to, by ktoś się nim zajmował. Czuje się niepotrzeb ne. Długotrwałe pomijanie potrzeb dziecka powoduje u niego utratę przeko nania, że ma prawo na kimś polegać. Warunkiem zaspokojenia potrzeb wyni kających z zależności dziecka jest istnienie pomostu interpersonalnego i wza jemnej więzi między dzieckiem a rodzicami. Gdy rodzice porzucają dziecko, uchylają się od zaspokojenia jego potrzeb, burzą tym samym ten interpersonal ny pomost. Nie mając na kim polegać, dziecko nabiera przekonania, że nie ma do tego prawa. Napór potrzeb wyzwala poczucie wstydu. A ponieważ potrzeby, o jakich mowa, należą do podstawowych potrzeb człowieka, czyli tych, bez zaspokojenia których, nie będzie w pełni człowiekiem, musi je zaspokoić, choćby przez odrzucenie.
73
I tak, dziecko zaniedbywane przez rodziców może się nauczyć zwracać na siebie uwagę dokuczając im lub zachowując się niegrzecznie. Umierający z pragnienia wypije nawet wodę z kałuży. Znam takie dzieci, które prowokują lanie, by tylko zaspokoić potrzebę kontaktu cielesnego i stymulacji. Na temat strategii adaptacji przez odrzucenie (abortwe adaptation) napisano całe tomy. Dość powiedzieć, że niezaspokojenie potrzeb zależnościowych we właściwym czasie i właściwej kolejności powoduje zablokowanie rozwoju osobowości na tym etapie rozwoju. Dziecko uczy się przystosowawczych na danym etapie sposobów zmuszania otoczenia do zaspakajania jego potrzeb. Brak zaspokojenia potrzeb prowadzi z czasem do zaniku świadomości ich istnienia i w końcu człowiek w ogóle nie wie, czego potrzebuje. Dziecko opuszczone, którego naturalne potrzeby zależnościowe (deuelopmental dependency needs) nie zostały należycie zaspokojone, wyrasta na "dorosłe dziecko". Dorasta, wyglądem przypomina człowieka dorosłego, cho dzi i mówi jak dorosły. Ale pod tą fasadą ukrywa się małe, głodne, niezaspoko jone dziecko - stale nienasycone, ponieważ w jego dorosłym ciele wołają o zaspokojenie dziecięce potrzeby. U podstaw wszystkich kompulsywnych i uzależnionych zachowań tkwi nienasycone dziecko. U Maxa większość potrzeb uległa seksualizacji i dlatego Max był silnie uzależniony od seksu. Taki jest mechanizm każdej erotomanii. Opuszczenie dziecka prowadzi do jego uprzedmiotowienia, zwłaszcza wtedy, gdy w dodat ku jest wykorzystywane. Max był wielostronnie wykorzystywany - przez brata, który w ten sposób próbował sobie radzić z własnym wstydem, przez ojca, który porzucił go w sensie dosłownym, przez cały system rodzinny. Być wykorzystywanym to być uprzedmiotowionym. Ponieważ inni Maxa uprzedmiotowili, nie pozostało mu nic innego, jak tylko uprzedmiotowić samego siebie. Uwewnętrzniwszy narzucony z zewnątrz wstyd, Max sam zaczął sobą gar dzić, sam siebie krytykował, potępiał, wyszydzał. Odrzucił samego siebie. Uprzedmiotowienie siebie i innych prowadzi do utraty osobowości. Utraciw szy zdolność przeżywania siebie w swej osobowej pełni, utracił tym samym zdolność przeżywania innych w taki sposób. Max całymi godzinami uganiał się za kobietami. Miał obsesję damskich piersi. Kobieta jako osoba go nie interesowała. Wystawiał na szwank rodzinę i własną reputację, by tylko móc podglądać kobiety lub obmacywać im piersi w zatłoczonym pasażu handlowym. Innym objawem seksualizacji podstawowych potrzeb jest czerpanie szcze gólnej przyjemności z orgazmu. Wstyd spowodowany opuszczeniem jest prze nikliwie bolesny. Rodzi poczucie bezwartościowości, poniżenia, bezbronno ści. Podniecenie seksualne i orgazm są źródłem wielkiej, wszechogarniającej przyjemności, która potrafi zrekompensować brak zaspokojenia innych po-
74
trzeb. Kaufman, w następującym wzruszającym urywku, podsumowuje proces erotyzacji wszystkich pozostałych potrzeb: "Młody chłopak, który - nauczony doświadczeniem - przestał oczekiwać od rodziców zaspokojenia jakichkolwiek potrzeb emocjonalnych... stoi przed dylematem, ilekroć czuje się mało dojrzały, odzywają się jego potrzeby lub pod innym względem czuje się niepewnie. Jeżeli podstawowym źródłem dobrego samopoczucia była dla niego dotychczas masturbacja ... pojawienie się dowolnej potrzeby, nawet całkiem odległej od sfery seksu, wzbudzi w nim potrzebę masturbacji, ponieważ tylko masturbując się potrafi przywrócić dobre samopoczucie." Dowolna potrzeba okresu rozwojowego może się przekształcić, pod wpły wem obronnej konwersji, w potrzebę czegoś innego, np. jedzenia, pieniędzy, nadmiernej uwagi. U Maxa był to seks. Już w dzieciństwie zaczął kojarzyć potrzeby rozwojowe z popędem seksualnym. Doprowadziło to z czasem do erotyzacji potrzeb emocjonalnych. Ilekroć Max czegoś potrzebował, czuł się niepewnie lub odczuwał lęk, pojawiało się pragnienie seksualne. Max uporczywie szukał w teksie zaspokojenia potrzeb, których seks zaspokoić nie może.
.
Zmuszanie dziecka do zaspokajania jawnych i ukrytych potrzeb systemu rodzinnego jako przejaw opuszczenia
Już wcześniej scharakteryzowałem rodzinę jako system społeczny - opisa mi jej części składowe, reguły działania, podział ról, zasadę homeostazy dynamicznej. Pokazałem, w jaki sposób rodzina dysfunkcjonalna wykorzystuje wych członków do zapewnienia równowagi całości. Im bardziej system jest dysfunkcjonalny, tym sztywniejsze i bardziej zamknięte role narzuca swym członkom. W rodzinach, w których dysfunkcjonalność przybiera postać uzależnienia od środków odurzających, zaburzeń seksualnych bądź przemocy, potrzeby systemu są jawne. By zachować równowagę, system rozdziela swym członkom określone role. W każdej ze sztywnych ról ustanowionych w odpowiedzi na dysfunkcjonalność dziny kryje się jakaś forma opuszczenia. By móc pełnić rolę Bohatera Rodzinnego musiałem być silny - nie mogłem sobie nigdy pozwolić na ujawnienie lęku czy słabości. Bohaterowi strach nie przystoi. Role, jak w sztuce teatralnej, są z góry narzucone: z góry wiadomo, co wolno odczuwać, a czego nie wolno. Po kilku latach odgrywania roli Bohatera, nie bardzo już wiedziałem, kim jestem, podczas procesu zdrowienia musiałem się nauczyć, jak z tej roli zrezygnować. W tym celu musiałem się nauczyć wystawiać na ciosy. Musiałem się nauczyć, jak być zwykłym członkiem a nie przywódcą grupy, jak podążać za kimś zamiast
75
samemu przewodzić. Role rozdawane są po to, by utrzymać system w równowadze - jedynym celem ich istnienia jest system. W trosce o system rodzinny - o jego nierozerwalność i równowagę - dziecko rezygnuje z własnej rzeczywistości. Gdy dziecko jest porzucone, to bez względu na to, jaką konkretną postać to porzucenie przybiera, zerwany zostaje interpersonalny pomost łączący je z rodzicami i zanika więź oparta na intymności i wzajemności. Dziecko jest istotą bezcenną, z niczym nie porównywalną. Dziecko niecenione, niekochane, traci poczucie własnej bezcenności i niepowtarzalności. Gdy dziecko przesiąknie bez reszty toksycznym wstydem, poczucie to zanika całkowicie.
Zlepki obrazów Jest i trzeci sposób przyswajania wstydu. Polega on na przyswajaniu okre ślonych obrazów. Człowiek potrafi tworzyć wewnętrzny obraz osoby, która go zawstydza, miejsca, konkretnego przeżycia. Potrafi sobie również przyswajać obrazy słowne - ślady dźwięków. Wystarczy, by ktoś wypowiedział określone słowa, by uruchomiło się dawne przeżycie wstydu. Za pomocą języka i wyobrażeń, oderwane, wstydliwe przeżycia łączą się w jedną całość. Jak pisze Kaufman: "Wstydliwe sceny łączą się ze sobą i ulegają wyolbrzymieniu". W miarę, jak skojarzone ze wstydem słowa, obrazy i sceny stapiają się w jedno, zmienia się sens wstydu. Zamiast uczucia "wstydzę się" pojawia się teraz przekonanie, że "jestem niegodziwcem, człowiekiem pod jakimś ważnym względem ułomnym". Wstyd przestaje być jednym z wielu przelotnych uczuć, jest teraz podstawowym zrębem tożsamości. Wstyd uwewnętrzniony wprowadza człowieka w stan zamrożenia. Wstyd nie jest już krótkotrwałym sygnałem emocjonalnym, jest trwale zadomowionym, wszechobejmującym poczuciem własnej ułomności. Ta podstawowa świadomość własnej ułomności tworzy podstawę, która determinuje inne odczucia na swój temat. Z czasem to zasty głe przekonanie staje się coraz mniej uświadomione. I w ten sposób wstyd zaczyna być podstawowym wyznacznikiem poczucia tożsamości. Człowiek wkracza na drogę wstydu.
Autonomia funkcjonalna Wstyd uwewnętrzniony uruchamia się bez żadnych bodźców z zewnątrz. Do tego, by się pojawił, nie jest już potrzebne żadne zawstydzające wydarze nie interpersonalne. Pamiętam, że kiedyś poszedłem zapłacić mandat za prze-, kroczenie dozwolonej prędkości i odczułem przy tej okazji dotkliwy wstyd. Zmuszony byłem powiedzieć recepcjonistce na komendzie, za co wlepiono mi mandat. Ona traktowała mnie życzliwie, uśmiechała się do mnie, a ja się wstydziłem. Mój wstyd był niezależny od zachowania recepcjonistki.
76
Spirala wewnętrznego wstydu Ostatnią konsekwencją uwewnętrznienia wstydu jest coś, co Kaufman na zywa spiralą wewnętrznego wstydu, a charakteryzuje w sposób następujący: "Zdarza się coś, co uruchamia wstyd. Człowiek próbuje się na przykład do kogoś zbliżyć i zostaje odtrącony. Bliski przyjaciel wyraża się o nim krytycznie... i człowieka ni stąd, ni zowąd ogarnia wstyd. Zagląda w głąb siebie i całe wydarzenie nagle nabiera charakteru czysto wewnętrznego. Nierzadko towarzyszą temu bardzo wyraziste wyobrażenia. Uruchamia się błędne koło wstydu. Wstyd uruchamia kolejny wstyd, i tak bez końca. Człowiek w kółko odtwarza w swojej głowie zdarzenie, które cały ten cykl uruchomiło. Poczucie wstydu zalewa go coraz bardziej, porywając w swe odmęty inne, neutralne doświadczenia... aż w końcu pochłania go bez reszty. Efektem jest kompletny paraliż."
Efekt spirali jest jednym z najbardziej 'destrukcyjnych aspektów dysfunkcjo nalnego wstydu. Raz wprawiony w ruch wstyd aktywizuje wspomnienia innych wstydliwych doświadczeń, przez co jeszcze silniej się utrwala. Kiedy już wstyd zadomowi się w osobowości człowieka na stałe, wzmaga się znacznie lęk przed zdemaskowaniem. Zostać zdemaskowanym znaczy te raz, że inni dostrzegą, iż jesteśmy z gruntu bezwartościowi. Gdy inni nas zde maskują, zobaczą, że zło przeżarło nas nieodwracalnie do szpiku kości. Zaczy namy rozpaczliwie szukać sposobu obrony przed zdemaskowaniem. Tworzy my mechanizmy obronne i strategie przeniesienia wstydu na innych. Im te mechanizmy i strategie obronne są skuteczniejsze, tym gorzej sobie uświada miamy, jak bardzo się wstydzimy. Rekapitulując, uwewnętrznienie wstydu pociąga za sobą cztery poważne konsekwencje. Tworzy się tożsamość oparta na wstydzie; wstyd ulega spotę gowaniu i zamrożeniu; wstyd nabiera funkcjonalnej autonomii - do jego wzbu dzenia nie są już potrzebne bodźce zewnętrzne; uruchamia się spirala wstydu.
System oświaty Do ukończenia ósmej klasy Max chodził do prywatnej szkoły wyznaniowej, potem przeniósł się do państwowej szkoły średniej. Jego doświadczenia szkolne nie odbiegały od typowych doświadczeń uczniów większości dzisiejszych szkół. Zawstydzanie zawsze było integralnym elementem systemu oświaty. Osobom starszym szkoła dość powszechnie kojarzy się z siedzeniem w oślej ławce [w Ameryce; w Polsce odpowiednikiem jest raczej wyrzucanie za drzwi lub stanie w kącie - przyp. tłum.]. I choć w dzisiejszych placówkach oświatowych nie ma już raczej oślich ławek, nadal funkcjonuje wiele innych potężnych źródeł
77
toksycznego wstydu. Ja sam wykładałem w trzech różnych szkołach średnich i czterech wyższych uczelniach i doszedłem do wniosku, że system edukacji bardzo silnie przyczynia się do konsolidacji procesu uwewnętrzniania wstydu u osób, w których wstyd zaszczepiono w domu rodzinnym.
Perfekcjonizm Perfekcjonizm, zasada wpajana przez system rodzinny, jest zarazem jed nym z głównych winowajców w procesie wpajania toksycznego wstydu. Zasa dę perfekcjonizmu odnajdujemy też w religii i kulturze. Perfekcjonizm jest zaprzeczeniem idei zdrowego wstydu. Zakłada, że doskonałość jest osiągalna. Tym samym odmawia człowiekowi prawa do przyrodzonej skończoności, ponieważ nie przyjmuje do wiadomości, że ludzkie możliwości są z natury ograniczone. Człowiek często błądzi i jest to całkiem naturalne. Zasada perfek cjonizmu temu zaprzecza. Każda absolutyzacja normy lub standardu negującego rzeczywistość jest przejawem perfekcjonizmu. Norma absolutna staje się miarą wszechrzeczy wszystko do tej miary odnosimy, ona jedna stanowi kryterium oceny. W szkole standardem idealnym jest szóstka. Kto nie ma samych szóstek, oceniany jest niżej. Najniższą oceną jest pała. Pomyśl przez chwilę, co ta pała symbolizuje. Pała w dzienniku kojarzy się z wyobrażeniem słowa "niedosta teczny". Dziecko, które dostaje w szkole oceny niedostateczne, szybko nabie ra przekonania, że samo jest "niedostateczne" - jest skończonym osłem. Nie trudno nabrać w szkole takiego przekonania. "Złe" stopnie kojarzą się dziecku z byciem złym, niepełnowartościowym człowiekiem. Do tego wszystkiego, dzieci odnoszące niepowodzenia szkolne najczęściej miały wpojony wstyd zanim jeszcze poszły do szkoły. Wstyd jest często przyczyną niepowodzeń szkolnych. Niepowodzenia szkolne pogłębiają wstyd jeszcze bardziej. Toksyczny wstyd rodzi toksyczny wstyd. Czasami kariera szkolna dzieci przepojonych wstydem układa się całkiem inaczej. Przykładem takiego dziecka był Max. Max poszedł w ślady brata i siostry. W szkole był prymusem, miał same piątki i szóstki. Wybitne osiągnię cia i perfekcjonizm, to dwie najważniejsze maski toksycznego wstydu. Choć brzmi to paradoksalnie, prymusem i osłem szkolnym kieruje często ten sam mechanizm: toksyczny wstyd. Ja byłem w szkole prymusem. Od siódmej klasy począwszy, aż do końca szkoły byłem gospodarzem klasy. W klasie maturalnej redagowałem gazetkę szkolną i miałem szóstą lokatę w szkole. Wszystko dlatego, że grałem rolę Bohatera. Ilu dyrektorów szkoły średniej wezwałoby do siebie ucznia będące go gospodarzem klasy, redaktorem gazetki szkolnej, mającego szóstą lokatę w szkole, by mu powiedzieć, że powinien pójść do psychologa, bo ma problemy
78
spowodowane uwewnętrznionym wstydem? W klasie maturalnej byłem także notowanym alkoholikiem. Zacząłem pić w wieku 14 lat. Zanim doszedłem do klasy maturalnej miałem już za sobą kilka przerw w życiorysie. Ludzi o wybitnych osiągnięciach często napędza toksyczny wstyd. Ponieważ prywatnie czułem się człowiekiem ułomnym i niepełnowąrtościowym, publicznie musiałem udowodnić, że jestem w porządku. Temu służyły moje wyjątkowe osiągnięcia. Wszystko co robiłem, robiłem po to, by uzyskać potwierdzenie z zewnątrz. Moje samopoczucie zależało od tego, ile jestem w stanie osiągnąć. Ludzie sterowani toksycznym wstydem stają się robotami. Muszą być stale aktywni, bo tylko wtedy czują się w porządku. Akceptują siebie tylko wtedy, gdy coś osiągną. Miałem kiedyś takiego spętanego wstydem klienta. Chwalił mi się, że jest wart milion dwieście tysięcy dolarów. Był szkaradny. Brutalnie krzywdził swoją żonę. Ostentacyjnie ją zdradzał. Miarą wartości była dla niego ilość pieniędzy na koncie. Żadnego innego kryterium nie miał. Czując się wewnętrznie niepełnowartościowy, zmuszony był szukać potwierdzenia na zewnątrz. System szkolny promuje kryteria oceny inteligencji oparte na wstydzie. Pół biedy, gdyby ten system naprawdę mierzył inteligencję. John Holt twierdzi, że prawdziwym sprawdzianem inteligencji nie jest to, co człowiek potrafi wykle pać na pamięć na egzaminie, ani poziom zdobytych umiejętności, ale "to co człowiek robi, gdy nie wie, co zrobić". Zgadzam się z nim. Perfekcjonizm zmusza również do niezdrowej rywalizacji. Bywają oczywi ście i zdrowe formy rywalizacji. Są to te formy, które motywują do doskonale nia swoich umiejętności, do rozwoju. Natomiast system oparty na perfekcjonizmie - a taki jest system szkolny - zachęca do oszukiwania i jest źródłem dotkliwych cierpień. Wyniki uczniów często wiesza się w miejscu publicznym, by każdy mógł je zobaczyć. "Złe" stopnie wystawiają dziecko na pośmiewisko. Przymiotnik "zły" sprzyja przekształceniu wstydu w cechę charakteru. Każdy z każdym musi się zmierzyć w walce o to, kto lepiej wypadnie. Gubi się przy tym cały sens robienia czegoś wspólnie, sens współpracy.
Racjonalizm Szkoła kładzie jednostronny nacisk na kształcenie umysłu kosztem wycho wania całego człowieka. Uczy przede wszystkim logicznego myślenia i mate matyki, pomija natomiast prawie zupełnie sferę emocji, intuicji, twórczości. Zamiast kształcić pasjonujących, wrażliwych twórców, wypuszcza w świat papugi klepiące wiedzę na pamięć, nudnych konformistów. W ostatnich kilku dekadach wiele uwagi poświęcono badaniu prawej pół kuli mózgowej. Prawa półkula jest siedliskiem "myśli uwrażliwionej". Z myśli uwrażliwionej rodzi się muzyka i poezja. Prawa półkula działa holistycznie,
79
intuicyjnie. Jej tworzywem jest nie tyle pamięć, co wyobraźnia. Uczniowie mający naturalną skłonność do posługiwania się prawą półkulą narażeni są na kary. Słyszałem o genialnych uczniach, których boleśnie upokarzano za to, że poznają świat w sposób intuicyjny, uczuciowy. Nasze racjonalistyczne skrzy wienie każe nam odrzucać wyobraźnię i uczucia, traktując je jako coś wstydli wego. Pamiętam, że kiedyś podzieliłem się z nauczycielem swoją "intuicją" na temat omawianego problemu. Dowiedziałem się, że zgadywanie nie przystoi światłym umysłom. Kazano mi pójść do biblioteki i wyszukać prawidłowe dane. Szkoła damsi u dziecka pasję poznawczą i twórczość.
Zawstydzanie przez grupę rówieśniczą Przypominam sobie Arnolda, znakomitego księgowego. W szkole średniej najadł się niemiłosiernego wstydu. Problemem, z którym się do mnie zgłosił, był nadmiernie krytyczny stosunek do kobiet. Żadna mu nie odpowiadała. Gdy tylko z którąś zaczynało go łączyć coś bliższego, dostrzegał w niej wady. Był mistrzem w czepianiu się drobiazgów. Efekt był taki, że przekroczył już czterdziestkę, finansowo powodziło mu się nieźle, ale był rozpaczliwie samotny. Gdy Arnold był mały, ojciec, typ autorytarnego wojskowego, nieźle go zawstydzał. Dopóki był mały, miłość matki była na tyle jeszcze silna, by złago dzić negatywny wpływ ojca i uchronić syna przed zgubnymi wpływami wstydu. Ale w połowie drugiej klasy szkoły średniej rodzina przeprowadziła się do małego miasteczka i Arnold musiał zmienić szkołę. Mieszkańcami miasteczka byli ludzie dobrze sytuowani, podzieleni na kliki i koterie. Młodzież szkolna także była "przy forsie" i trzymała się swoich paczek. W rodzinie Arnolda nie przelewało się. Uczniowie w dziewięćdziesięciu pięciu procentach jeździli do szkoły własnymi, nowiutkimi samochodami. Arnold jeździł autobusem. Ledwo przekroczył próg szkoły, zrobiono z niego kozła ofiarnego. Dziewczęta się z niego śmiały, szydziły, stroiły sobie z niego żarty. Zdarzało się, że gdy czekał na autobus, obrzucano go workami foliowymi napełnionymi wodą lub torbami końskich odchodów. Trwało to do połowy klasy maturalnej. Przez dwa lata Arnold był niemal bezustannie zawstydzany. Była to dla niego prawdziwa udręka. Dziecko w szkole średniej wchodzi w okres dojrzewania [dzieci amerykań skie idą do szkoły o kilka lat wcześniej niż dzieci polskie - przyp. tłum.]. Okres dojrzewania zaś, to okres szczególnej wstydliwości i wrażliwości. Każdy to ksyczny wstyd zaszczepiony w dzieciństwie będzie w szkole średniej wysta-i wiony na próbę. Młodzież w okresie dorastania często szuka kozła ofiarnego. Kogoś, na kogo można zwalić, rzutować swój wstyd. Taki los przypadł Arnoldowi. Rówieśniczki bezlitośnie go poniżały i stąd wzięły się późniejsze problemy z kobietami.
80
Grupa rówieśnicza zachowuje się tak, jak wcześniej rodzice. Z tą tylko różnicą, że ten nowy "rodzic" jest o wiele mniej elastyczny i wyposażony jest w wiele par lustrujących oczu. Bardzo ważny jest wygląd fizyczny. Trądzik, słaby rozwój drugorzędnych cech płciowych, mogą stać się źródłem udręki. Kto nie chce z siebie zrobić pośmiewiska, musi się bezwzględnie dostosować do obowiązujących w grupie standardów ubioru. Brak urody lub pieniędzy pociąga za sobą nieraz katastrofalne skutki. Dziecko w szkole podstawowej także narażone jest na wstyd. Dzieci potra fią być okrutne, natrząsają się zwłaszcza z kolegów dotkniętych kalectwem. Dziecko zawstydza inne dzieci w taki sam sposób, w jaki samo było zawsty dzane. Jeżeli dziecko zawstydzane jest w domu, będzie chciało tę żabę podrzucić komuś innemu. Zacznie więc zawstydzać kolegów. Dzieci lubią dokuczać. Dokuczanie wywołuje silny wstyd. Spętani wstydem rodzice często dokuczają swoim dzieciom, te zaś przekazują swój wstyd dalej, dokuczając swoim dzie ciom. Najokrutniej dokuczać potrafi starsze rodzeństwo. Ze zgrozą nieraz słu chałem opowieści moich klientów o tym, jak dokuczali im starsi bracia lub siostry. Max tylko w szkole uniknął zawstydzania. Zmotywowany toksycznym wstydem, postanowił czegoś w życiu dokonać. Pracował wieczorami, by zaro bić na studia. Klepał ogromną biedę, by tylko zdobyć dyplom. W szkole czuł, że naprawdę czegoś w życiu dokonał. Niestety nawet największy sukces nie złagodzi uwewnętrznionego wstydu. Wręcz przeciwnie, im więcej człowiek dokona, tym wyższe sobie stawia poprzeczki. Toksyczny wstyd jest formą istnienia; ile by człowiek nie zrobił, nie zdusi go nigdy.
S y s t e m religijny Max odebrał sztywne i rygorystyczne wychowanie religijne. Już od małego wpojono mu, że urodził się z duszą nieczystą i jest nędznym grzesznikiem. Wmówiono mu również, że Bóg zna jego najskrytsze myśli i przygląda się wszystkiemu, co robi. Gdy Max miał dziewięć lat, został zawstydzony w sposób, który pozostawił w nim głęboki uraz. Pewien młody fanatyk z jego parafii przyłapał go na masturbacji w przykościelnej ubikaq'i. Zrobił piekielną awanturę. Wciągnął Maxa siłą do kościoła i kazał mu się położyć krzyżem przed ołtarzem i błagać Boga o przebaczenie. Wiele religii głosi wizję człowieka jako istoty marnej, splamionej grzechem pierworodnym. Grzech pierworodny powoduje - jak uczą niektóre gremia kościelne - że zło tkwi w człowieku już od urodzenia. Ten sposób interpretacji pojęcia grzechu pierworodnego prowadzi do rozwoju systemów wychowaw czych, których głównym celem jest zmuszanie dziecka do posłuszeństwa i przełamanie jego naturalnej skłonności do zła.
81
Karzący Bóg Max nieraz mówił, że ma nadzieję, iż Bóg wybaczy mu jego przewinienia. Mimo nietuzinkowego intelektu, uporczywie trzymały się go dość infantylne poglądy religijne. Wyobrażał sobie Boga jako buchaltera, z którym nigdy nie uda się wyrównać rachunków. Grzech pierworodny z góry skazuje człowieka na przegraną. Często zadaję sobie pytanie, jak to możliwe, by ktokolwiek naprawdę wie rzył w ogień piekielny. Życie Maxa było nieustannym pasmem udręki. Głos wewnętrzny bez chwili wytchnienia nakręcał spiralę wstydu. Czyż można so bie wyobrazić straszniejsze piekło? Czy sprawiedliwy, miłujący Bóg mógłby dopuścić do tego, by Max smażył się w piekle na wieczne czasy? No cóż, Max tak uważał, i bądź tu terapeuto mądry! Przekonanie, że Bóg zna wszystkie jego myśli i ukarze go za grzechy jeszcze bardziej wzmagał jego wstyd.
Odmawianie prawa do własnego zbawienia Jednym z najbardziej zdradliwych, chorobliwie zawstydzających wypaczeń, jakich dopuszczają się liczne doktryny religijne, jest odmawianie człowiekowi wpływu na własne zbawienie. Co to znaczy? To znaczy, że od ludzkiej woli nic nie zależy. Ludzkie działanie jest całkowicie bezwartościowe. Człowiek bez Boga jest nędznym robakiem. Dopiero łaska Boża może mu przywrócić ludzką godność. Człowiek sam z siebie w żaden sposób tego zrobić nie może. Ta myśl teologiczna jest wypaczeniem doktryny judeochrześcijańskiej. Więk szość wiodących interpretacji tej doktryny głosi, że człowiek ma duży wpływ na to, czy dostąpi zbawienia, czy nie. Św. Tomasz z Akwinu pisze w prologu do drugiej części swego dzieła, Summa Theologiae. "Po traktacie o Bogu zwra camy się ku człowiekowi, który jest Bożym obrazem o tyle, że i człowiek, jako i Bóg, ma władzę nad swym dziełem" (podkreślenie moje). Bardzo to mocne twierdzenie o ludzkiej przyczynowości. Wola człowiecza jest skuteczna. Aby doznać łaski, człowiek musi chcieć przyjąć dar wiary. Po przyjęciu tego daru, wola odgrywa ważną rolę w procesie oczyszczenia z grzechu. Według interpretacji wypaczonej, człowiek jest całkowicie ułomny i bez wartościowy. Bez Bożej łaski może tylko grzeszyć. Człowiek jest zhańbiony do szpiku kości.
Odmowa prawa do emocji System religijny generalnie niewiele uwagi poświęca ludzkim emocjom. Istnieją co prawda wyznania i sekty o dużym ładunku emocjonalnym. Poza tym, od czasu do czasu tworzą się spontanicznie rozmaite charyzmatyczne ruchy odnowy, starające się tchnąć w życie kościoła trochę ożywienia i wigo ru. Generalnie jednak, okazywanie emocji nie jest mile widziane.
82
Można wyróżnić dwa podstawowe typy struktur religijnych - apolliński i dionizyjski. Ani jeden, ani drugi, właściwie nie dopuszcza szczerej i zdrowej ekspresji uczuć. Religia typu apollińskiego jest niezwykle sztywna, stoicka, surowa. Niekie dy kładzie silny nacisk na aspekt intelektualny. Nie akceptuje żadnych przeja wów wylewności. Obrzędowość typu dionizyjskiego jest charyzmatyczna, kultowa, entuzja styczna. Pozornie zachęca do pełnej ekspresji emocjonalnej, w praktyce jed nak dopuszcza wyrażanie tylko niektórych uczuć. Podczas obrzędów dionizyjskich dochodzi do gwałtownych wybuchów emocji, nie są one jednak szczere. Gwałtowne przejawy religijności służą często jedynie temu, by dać upust emocjom. Człowiek je z siebie wyrzuca, lecz jest to przeżycie krótkotrwałe. Autentyczna ekspresja emocji, zwłaszcza gniewu czy uczuć erotycznych, jest zawsze niedozwolona. Religia ma swój udział w otaczaniu sfery seksu woalem wstydu. Niektórzy myśliciele Reformacji protestanckiej głosili wprost, że Grzechem Pierworodnym była chuć. W niektórych interpretacjach religijnych każde pragnienie ma charakter seksualny, w związku z czym każde silne pra gnienie jest z punktu widzenia religii niedopuszczalne.
Perfekcjonizm - scenariusz narzucony przez religię Religia, głosząc konieczność stałego dążenia do ideału, jest bardzo silnym źródłem wstydu. Na przestrzeni wieków posługiwano się rozmaitymi subiek tywnymi interpretacjami Bożego objawienia, by sankcjonować najróżniejsze nakazy i zakazy moralne. Posługiwano się Biblią, by usprawiedliwiać najroz maitsze oszczerstwa i oskarżenia. Perfekcjonizm religijny ustala, jakie zacho wania są dopuszczalne, a jakie nie. Religia narzuca własny scenariusz, zawie rający kryteria świętości i prawości. Dyktuje właściwy dla każdej sytuacji spo sób mówienia (kryteria "pobożnej mowy" są dokładnie ustalone), ubierania się, poruszania, postępowania. Każde odstępstwo od ustalonego wzorca jest grzechem. Perfekcjonizm z góry ustala, "jak to należy robić". Z góry określa, jak "miło wać bliźniego", jak "postępować cnodiwie". Nieważne, czy ktoś jest człowie kiem kochającym i cnotliwym, ważne, by "okazywał miłość", "cnotliwie się prowadził". Faryzeuszostwo i świętoszkowatość znakomicie tłumią toksyczny wstyd. Jakże często pomagają zrzucić z siebie brzemię wstydu i obarczyć nim innych.
Dewocja Każda kompulsja, każdy nałóg zmienia nastrój. Jedna z definicji nałogu mówi, że jest to "patologiczne przywiązanie do dowolnego przeżycia zmienia jącego nastrój, o szkodliwych dla życia konsekwencjach". Postawiłem wcze-
83
śniej tezę, że u podstaw każdego nałogu tkwi toksyczny wstyd. Dewocja wyra sta z toksycznego wstydu. Rozmaite zachowania o charakterze religijnym tłumią toksyczny wstyd. Istnieje wiele rodzajów praktyk religijnych pozwalających człowiekowi poczuć się lepszym: post, modlitwa, medytacja, służenie innym, przystępowanie do sakramentów świętych, "mówienie językami", biczowanie, cytowanie Biblii, czytanie Biblii, wymawianie imienia Jahwe lub Jezusa. Każda z tych czynności może poprawić nastrój. Tego typu doświadczenie może być niezwykle wzmacniające dla kogoś, kogo dręczy chorobliwy wstyd. Wyznawcy każdej religii twierdzą, że to oni są dobrzy, natomiast inni, spo za ich grona, są grzeszni, źli. Słysząc takie zapewnienie, raduje się dusza udrę czona toksycznym wstydem. Faryzeuszostwo jest zachowaniem bezwstydnym. Zdrowy wstyd zakłada, że pomyłki są dopuszczalne i nieuniknione (jak powiada Pismo Święte, czło wiek sprawiedliwy upadnie siedemdziesiąt siedem razy). Summa summarum, religia ma poważny udział w implantowaniu toksycz nego wstydu u wielu ludzi.
System kultury T.S. Eliot napisał: „Był to naród przyzwoity choć bezbożny. Jedyny pomnik, jaki po sobie zostawił, to droga asfaltowa i tysiąc posianych piłek golfowych". W tym urywku, w poemacie ,Jałowa ziemia", oraz w tomie poetyckim "Pieśń miłosna J. Alfreda Prufrocka", autor surowo oskarża współczesnego człowie ka, wytykając mu pustkę i bezsens. W Zrozumieć rodzinę porównuję społeczeństwo do chorego systemu ro dzinnego, funkcjonującego według zasad toksycznej pedagogiki. Zasady te, nie dopuszczając do głosu emocji, przygotowują grunt pod psychiczną pustkę, z której wyrastają nałogi. Zasady te wywodzą się z czasów, gdy panowali królowie. Są niedemokratyczne i opierają się na stosunku nierówności - takim, jaki obowiązuje między panem a niewolnikiem. Wymagają obsesyjnego porządku i posłuszeństwa. Są sztywne i tłumią żywotność. Dziecko grzeczne to dziecko potulne, taktowne, pozbawione egoizmu i całkowicie posłuszne. Wszelka żywotność, spontaniczność, swoboda wewnętrzna, niezależność, własna krytyczna ocena, jest niedopuszczalna. Rodzice, wcielając w życie te zasady - nawet w najlepszej wierze - siłą rzeczy sprawiają, że dziecko czuje się porzucone. Porzucenie rodzi toksyczny wstyd.
Kompulsywne społeczeństwo w sidłach nałogu Amerykańskie społeczeństwo jest w sidłach nałogu. Mamy 60 milionów ofiar wykorzystywania seksualnego, około 75 milionów ludzi poważnie do tkniętych skutkami alkoholizmu, i nie wiadomo ile jeszcze ofiar innych środ ków odurzających. Nikt nie potrafi obliczyć, jakie straty ponosi gospodarka z
84
powodu wpuszczania w obieg miliardów nieopodatkowanych dolarów po chodzących z nielegalnego handlu narkotykami. Ponad 15 milionów rodzin pada ofiarą przemocy fizycznej. Około 60% kobiet i 50% mężczyzn cierpi na zaburzenia odżywiania się. Nie ma żadnych danych na temat pracoholizmu i uzależnień seksualnych. Czytałem niedawno, że mamy 13 milionów nałogo wych hazardzistów. Jeśli to prawda, że wszystkie uzależnienia napędza wstyd, to nasze społeczeństwo jest przeżarte wstydem na wskroś. Kolejnym wskaźnikiem pustki i bezsensu, do których prowadzi wstyd, jest charakterystyczna w naszym społeczeństwie, gorączkowa hiperaktywność oraz kompulsywny styl życia. Wnikliwą diagnozę tego zjawiska przeprowadził Erich Fromm w książce The Ewlution Of Hope (Ewoluq'a nadziei). Jego zdaniem, nadaktywność świadczy o niepokoju i braku spokoju wewnętrznego. Powo dem tych stanów jest głęboki wstyd. Pozbawieni życia wewnętrznego, funk cjonujemy jak roboty. Chorobliwy wstyd nie pozwala nam zajrzeć w głąb siebie. Byłoby to zbyt bolesne. Zbyt beznadziejne. Jak pisze Sheldon Kopp: "Potrafimy zmienić rodzaj aktywności, nie potrafimy zmienić siebie". Skoro jestem istotą ułomną i bezwartościową, coś musi być ze mną nie w porządku. Jestem pomyłką. Jestem beznadziejny.
Mit sukcesu Ktoś kiedyś powiedział: "Na różnych etapach rozwoju różne są miary suk cesu. Dla małego brzdąca sukcesem jest nie zrobić siusiu w majtki. W dzieciń stwie i wieku dorastania - być lubianym. We wczesnej młodości - zostać pode rwanym. Później miarą sukcesu są pieniądze i prestiż. W wieku średnim zostać poderwanym. W wieku podeszłym - być lubianym. A u kresu życia - nie zrobić siusiu w majtki." W tej wyliczance trafną miarą sukcesu jest jedynie zdobycie pieniędzy, prestiżu i ludzkiej sympatii. W całej współczesnej literaturze amerykańskiej nie ma chyba wybitniejszej tragedii niż sztuka Artura Millera, Śmierć komiwojażera. Millerowi udało się ze zwykłego, szarego człowieka wykreować wielkiego, tragicznego bohatera arystotelesowskiego. Willy Loman jest symbolem amerykańskiego mitu sukcesu. Żyje w przekonaniu, że istnieją tylko dwa kryteria sukcesu - zdobycie powo dzenia i zbicie fortuny. Willy umiera w opuszczeniu i nędzy. Sam decyduje się odebrać sobie życie, by odzyskać pieniądze z funduszu ubezpieczeniowego i tym samym zaświadczyć, że odniósł sukces. Arystoteles w swojej Poetyce twier dzi, że siła wielkich bohaterów tragicznych tkwi w swoistej kombinaq'i szla chetności i tragicznej skazy. Willy jest człowiekiem szlachetnym. Gotów jest umrzeć za wiarę. Ale właśnie ta wiara jest jego tragiczną skazą. Willy święcie wierzy, że jeżeli tylko człowiek zarobi dużo pieniędzy i zdobędzie sympatię ludzką, odniesie sukces. Takie są kryteria powodzenia w życiu.
85
Drugim elementem mitu sukcesu jest nakaz bezwzględnego indywiduali zmu. Człowiek musi wszystko zdobyć sam. Ma być niezależny i tylko sobie wszystko zawdzięczać. W tym micie miarą powodzenia w życiu są pieniądze i ich symbole. Jeżeli więc człowiek przekroczył pięćdziesiątkę i niewiele zara bia, powinien się dotkliwie wstydzić. I czy nam się to podoba czy nie, pienią dze i sława nadal odgrywają w życiu człowieka decydującą rolę.
Sztywne role płciowe Sztywne role płciowe, nadal przez nasze społeczeństwo krzewione, to symbole doskonałości. Wmawia się nam, że jest coś takiego, jak "prawdziwy mężczyzna", "prawdziwa kobieta". Jeszcze nas na świecie nie było, a już do kładnie ustalono, jak powinien się zachowywać mężczyzna, a jak kobieta. Prawdziwy mężczyzna jest szorstki. Dużo robi, mało mówi. Jest milczący i zdecydowany. Prawdziwy mężczyzna nigdy nie okazuje słabości, emocji, wraż liwych punktów. Prawdziwy mężczyzna zawsze wygrywa. Nigdy nie pozwala przeciwnikowi uzyskać nad sobą przewagi. Prawdziwa kobieta jest towarzyszką życia prawdziwego mężczyzny. Opie kunką domowego ogniska. Istotą uczuciową, słabą i kruchą. Łagodzi konflik ty. W zamian oczekuje wiecznej "romantycznej miłości". Czeka na księcia z bajki, który przybędzie i wynagrodzi wszystkie wyrzeczenia, opiekując się nią do końca życia. Wiele osób twierdzi, że są to już role nieaktualne. Radzę więc przyjrzeć się uważnie, jak rodzice wychowują chłopców, a jak dziewczynki. Proszę zwrócić uwagę, w co swoje dzieci ubierają, a nade wszystko, jakie kupują im zabawki. Dziecięce zabawy przygotowują do pracy w wieku dorosłym. Nadal istnieje ścisły podział zabawek na te, które nadają się dla chłopców, i te, które nadają się dla dziewczynek. Zauważ, w jaki sposób "wyzwoleni" rodzice traktują córki, a w jaki synów. Nawet ich nie dotykają w ten sam sposób. Przepisy ról płciowych są sztywne i silnie różnicujące. Są też silnie zawsty-; dzające, w tym sensie, że stanowią karykaturę cech męskich i kobiecych. Są przejawem nadidentyfikacji z niektórymi tylko fragmentami nas samych. Nie dopuszczają żadnej możliwości dopełnienia, żadnej pełni. Każdy z nas miał ojca i matkę. Każdy z nas ma hormony męskie i żeńskie. O płci decyduje przewaga jednych albo drugich. Aby w pełni się rozwinąć, każda płeć musi do końca zintegrować w sobie cechy płci przeciwnej. Standardy narzucone przez sztywne role płciowe nie pozwalają człowiekowi uzyskać wewnętrznej pełni, nie dopuszczają wzajemnego dopełnienia się cech męskich i żeńskich. Stan dardy te powodują, że wstydzimy się tych części nas samych, które, zgodnie z przepisami roli, dozwolone są tylko płci przeciwnej. Mężczyzna, który ceniłby w sobie słabość, zostałby wyśmiany. Kobieta asertywna, zachowująca się p° męsku, przezywana jest babiszonem.
86
Mit fizycznej doskonałości W naszej kulturze obowiązują okrutne standardy fizycznej doskonałości. Standardy te są źródłem bolesnego wstydu u wszystkich, którzy od nich od stają. Kobieta doskonała (mężczyzna doskonały) to kobieta (mężczyzna) stu procentowa (stuprocentowy). Stuprocentowa kobieta (stuprocentowy mężczyzna) musi spełnić pewne ściśle określone warunki. Jeżeli ich nie spełnia, narażona (narażony) jest na silny wstyd. Stuprocentowa kobieta ma jędrne, krągłe piersi i takież pośladki, nosi stanik numer 38D i mierzy tyle samo w biodrach, co w biuście. Stuprocen towy mężczyzna jest proporcjonalnie zbudowany, muskularny i opalony. Idealna długość penisa - co najmniej 20 centymetrów. Te fizyczne ideały były, i są, źródłem nieopisanej udręki dla niezliczonych rzesz ludzi. Mam w swojej dokumentacji terapeutycznej mnóstwo przypadków mężczyzn i kobiet głęboko niezadowolonych z rozmiarów swoich genitaliów. Przez ostatnich dwadzieścia lat przewinął się przez mój gabinet tłum kobiet cierpiących i odrzuconych w szkole średniej z powodu płaskiego lub zbyt małego biustu. Tłum mężczyzn zaniepokojonych rozmiarem penisa zaludnia kolejne roczniki kart przebiegu terapii. Sfera seksu albo owiana jest tajemnicą, albo jest trywializowana. Przejawem tej drugiej postawy jest, tak powszechne w nocnych "talk-show" i standardowych kawałkach aktorów komediowych, natrząsanie się z czyichś "rozmiarów". Max miał obsesję zbyt małego penisa. Poza tym uważał, że niewielka blizna na wardze, pozostałość po uderzeniu piłką baseballową, bardzo go szpeci. W wieku dorastania miał trądzik. Czytał statystyki medyczne i wiedział, że penis przeciętnego mężczyzny ma w stanie erekcji 13-15 cm. Kobiety za nim szalały. Mimo to bardzo cierpiał z powodu swych mankamentów fizycznych i bardzo się ich wstydził. W naszym społeczeństwie zwyczaj porównywania siebie z mitycznym standardem stuprocentowej kobiety (stuprocentowego mężczyzny) jest jednym z głównych powodów wstydu związanego ze sferą seksualną.
Tłumienie emocji Kultura, w której żyjemy, kiepsko sobie radzi z emocjami. Lubimy, gdy ludzie się cieszą i nic im nie dolega. Już od małego uczymy się udawać zdrowych i szczęśliwych, bez względu na to, jak się czujemy naprawdę. Ja sam wielokrotnie mówiłem ludziom, że czuję się świetnie, nawet jeśli miałem wrażenie, że wali mi się cały świat. Często przypomina mi się Senator Muskie, który rozpłakał się podczas swojej kampanii prezydenckiej i tym samym zaprzepaścił szanse wygranej. Nikt nie chce przecież prezydenta, który nie panuje nad swoimi emocjami. Każdy woli takiego, który potrafi działać! Okazywanie emocji w
87
miejscu pracy jest niedopuszczalne. Szczera ekspresja negatywnych emocji wzbudza pogardę.
Mit swojego chłopa i równej dziewczyny Mit swojego chłopa i równej dziewczyny, to składniki mitu społecznego konformizmu. W zestawieniu z nakazem "szorstkiego indywidualisty", jednego z elementów Mitu Sukcesu, brzmi on dość paradoksalnie. No bo jak można być jednocześnie szorstkim indywidualistą, człowiekiem, który do wszystkiego dochodzi sam i konformistą? Być konformistą znaczy "nie wychylać się", "nie zakłócać równowagi". Być równą dziewczyną, swoim chłopem. Czyli sporo udawać. "Mamy być uprzejmi i mili. Lepiej być uprzejmym i miły (czytaj: kłamać), niż mówić prawdę. Kościół, szkoła, politycy, nagminnie uczą nieuczciwości (mówienia nie tego co myślimy, udawania, że coś czujemy, choć wcale tego nie czujemy). Gdy jesteśmy smutni, uśmiechamy się; śmiejemy się nerwowo, by ukryć rozpacz; śmiejemy się z kawałów, które wcale nas nie śmieszą; z uprzejmości mówimy nie to, co myślimy." Zrozumieć rodzinę Odgrywanie ról, udawanie, to rodzaj kłamstwa. Człowiek, który zachowuje się zgodnie z tym, co czuje naprawdę i zaburza tym samym ład i porządek, naraża się na ostracyzm. Człowiek kulturalny, to człowiek, który udaje i kłamie. Żyjąc w ten sposób, stajemy się wewnętrznie rozdarci. Uczymy się ukrywać i maskować toksyczny wstyd, przez co popadamy w jeszcze głębszą izolację, czujemy się jeszcze bardziej osamotnieni.
Rozdział 3
Kryjówki toksycznego wstydu "I zawołał Pan Bóg Adama, i rzekł mu: Gdzieżeś?" Jak czytamy w "Księdze Rodzaju", Adam, upadłszy, ukrył się. Chciał być kimś nadludzkim, tymczasem poczuł się nie-dość-ludzki. Przed upadkiem nie odczuwał wstydu; po upadku wstydził się. Trujący wstyd, to istna udręka. Kto się wstydzi, tego nęka ból płynący z własnego wnętrza, z samego jądra tożsa mości. Ból niezwykle przenikliwy.
Subiektywne przejawy toksycznego wstydu Toksyczny wstyd rozwija się wtedy, gdy najbardziej bezbronne, najmniej odporne na zranienie fragmenty Ja, zostają nieoczekiwanie odsłonięte, zanim jeszcze zdążyły się otoczyć ochronną barierą. Dziecko nie ma żadnego wpły wu na zdarzenia prowadzące do rozwoju toksycznego wstydu. Czuje tylko, że to, co w nim bezbronne, wystawione zostało na widok publiczny zanim je szcze zdążyło się do tego przygotować. Ludziom znajdującym się w szponach toksycznego wstydu często się śni, że znaleźli się w miejscu publicznym cał kiem nadzy albo że zdają egzamin, do którego nie zdążyli się przygotować. Ponieważ zawstydzające zdarzenie pojawia się znienacka, dziecko traci do siebie zaufanie. W miarę nawarstwiania się toksycznego wstydu, coraz mniej ufa własnym oczom, sądom, odczuciom i pragnieniom, czyli tym władzom umysłowym, z których człowiek zazwyczaj czerpie poczucie siły. Utrata zaufania do swoich władz umysłowych rodzi poczucie bezsilności. Fragmenty własnego Ja, które uległy zawstydzeniu zostają wyparte i nie są już odczuwalne jako własne. Ja ulega rozszczepieniu. Część Ja zostaje wyrzucona poza obręb Ja. Ulega uprzedmiotowieniu. Kiedy podlegam uprzedmiotowieniu, przestaję być „ w sobie". Nie jestem już dostępny własnemu doświadczeniu. Czuję się pusty w środku, obnażony. Jestem pozbawiony granic, nic mnie nie chroni.
89
Ryc. 3.1. Nawarstwianie mechanizmów obronnych chroniących przed toksycznym wstydem
90
Muszę uciekać, ukrywać się. Ale gdzie mam się skryć, skoro jestem całkowicie odsłonięty? Jestem osaczony. Napadną mnie znienacka i schwytają. Stale na mnie ktoś poluje. Myśliwy wciąż się skrada. Ani na moment nie mogę się odprężyć. Muszę stale mieć się na baczności, by nie dać się przypadkiem zaskoczyć. Jestem całkowicie osamotniony. W tym rozpaczliwym stanie nie sposób długo wytrzymać. Kiedy toksyczny wstyd przeniknie już człowieka na wskroś, uruchamiają się podstawowe, auto matyczne maski obronne, zwane przez Freuda pierwotnymi mechanizmami obronnymi ego. Raz utrwalone, mechanizmy te funkcjonują automatycznie i nieświadomie, nie dopuszczając do głosu prawdziwego, autentycznego Ja. Na tym fundamencie tworzy się fałszywa tożsamość. Człowiek zaczyna odgrywać po mistrzowsku rolę, jaką sam sobie narzucił. Unika kontaktu z bólem i roz paczą, które toczą go od wewnątrz. Z biegiem lat coraz mniej sobie uświada mia, że w ogóle czegoś unika. Kolejne warstwy strategii służących obronie przed rozdzierającym bólem, jaki niesie wstyd, przedstawione zostały na ryc. 3-1. Im bliżej obwodu koła, tym bardziej dana warstwa jest świadoma. Warstwy najgłębsze - przedstawiają ce mechanizmy obronne, role odgrywane w systemie rodzinnym, scenariusze życiowe - są nieuświadomione i funkcjonują w sposób zautomatyzowany. Każda warstwa ma przymus działania, każdy element tarczy ochronnej żyje własnym życiem.
Pierwotne mechanizmy obronne ego W sytuacji poważnego zagrożenia Ja uruchamia się automatyczny proces samoobrony zwany systemem pierwotnych mechanizmów obrony ego. Sy stem ten po raz pierwszy nazwał i opisał Freud. Każdy z nas stosuje od czasu do czasu mechanizmy obronne, w które wyposażyła nas natura. Z założenia nie powinny być stosowane stale, ale tylko w określonych sytuacjach. Dziecko jest istotą bezradną i bezsilną. Z chwilą przyjścia na świat, jego Ja jest niezróżnicowane. Każde dziecko musi wytworzyć wokół swego Ja odpowie dnie granice. Nabyć określone umiejętności. Mechanizmy obronne bardziej są potrzebne dziecku niż dorosłemu. Dopóki dziecko nie wytworzy silnych gra nic, posługuje się w razie zagrożenia Ja mechanizmami obronnymi. Dziecko, by móc wytworzyć odpowiednie granice, potrzebuje rodziców, którzy sami mają mocne granice. Rodzice, których osobowość ukształtowała się na bazie wstydu, takich granic nie mają. Kiedy człowiek żyje w przekonaniu, że jest z założenia ułomny i niepełnowartościowy, cały świat wydaje mu się ułomny i bezwartościowy. Toksyczny wstyd nie zna granic. A dziecko pozbawione ochronnych granic nie ma szans na przetrwanie. Życie bez granic porównać można do życia w domu pozbawionym drzwi, lub w kraju pozbawionym tak granic, jak i wojska, gotowego tych granic bronić.
91
Natura wyposażyła dzieci nie tylko w egocentryzm, ale i w pierwotne me chanizmy obronne, zastępujące granice. Dzięki mechanizmom obronnym, dziecko ma szansę wytrzymać sytuacje, które w przeciwnym razie byłyby nie do wytrzymania.
Zaprzeczanie i tworzenie iluzorycznych więzi Jednym z najprymitywniejszych mechanizmów obronnych jest zaprzecza nie. W obliczu zagrożenia dziecko zaprzecza temu, co się dzieje, albo zaprze cza, jakoby mu się z tego powodu działa jakaś krzywda, albo zaprzecza, jako by dana sytuacja miała jakikolwiek wpływ na jego życie. Pojęcie zaprzeczania, wprowadzone przez Freuda, rozwinął Robert Firestone. Jego zdaniem najprymitywniejszą postacią tego mechanizmu obronnego jest "iluzoryczna więź". Pod tym pojęciem rozumie on złudne przekonanie zawstydzanego dziecka, że łączy je z rodzicami silna więź. Paradoksalnie, im większa dziecku dzieje się krzywda, tym silniejsze złu dzenie więzi. Proces tworzenia silnej więzi dziecka z osobą, która je wykorzy stuje, to jeden z najbardziej zdumiewających aspektów mechanizmu induko wania wstydu. Rodzice, którzy krzywdzą swoje dziecko, zwykle robią to w sposób nieprzewidywalny, przypadkowy. Dziecko, któremu dzieje się krzyw da, traci poczucie własnej wartości i zaczyna się wstydzić. Im bardziej traci szacunek do samego siebie, tym mniejszą ma możliwość wyboru. Przekonane, że nie ma innej możliwości, dziecko trzyma się kurczowo krzywdziciela. Istotą iluzorycznej więzi (która naprawdę jest niewolą) jest złudne przekonanie, że druga osoba jest do naszej dyspozycji, kocha nas, chroni. Iluzoryczna więź przypomina fatamorganę. Gdy już raz się wytworzy, działa automatycznie i nieświadomie. Utrzymuje się przez wiele lat, mimo że już nie grozi żadne niebezpieczeństwo.
Wyparcie Gdy wydarzy się coś, co przekracza granice tolerancji człowieka, sygnali zują o tym silne emocje. Emocje to rodzaj energii-w-ruchu. Sygnalizują utratę czegoś, zagrożenie, stan nasycenia. Gdy ktoś, kogo kochamy odchodzi, smuci my się. Gdy coś nam zagraża, rzeczywiście lub potencjalnie, złościmy się lub się boimy. Radość sygnalizuje spełnienie, zaspokojenie potrzeb. Ilekroć dziec ko jest w taki czy inny sposób porzucane i przez to zawstydzane, złości się, smuci, ma poczucie krzywdy. Owładnięci wstydem rodzice wstydzą się wszel kich emocji, nie tolerują więc żadnych przejawów emocji u dziecka. Kiedy dziecko okazuje emocje, zawstydzają je. Dziecko uczy się wypierać emocje, dzięki czemu przestaje je odczuwać. Nie wiadomo dokładnie, na czym polega mechanizm wyparcia. Z pewnością wiąże się jednak z napinaniem mięśni, zmianą rytmu oddychania, rezygnacją z fantazji. Wyparcie emocji powoduje
92
uczucie odrętwienia. Cały mechanizm unikania emocji przypieczętowany zo staje zanikiem świadomości faktu, że się czegoś unika. Wymazywanie z pamięci subiektywnych doświadczeń Kaufman przypuszcza, że mechanizm obronny wyparcia jest bezpośrednio związany z zawstydzaniem emocji. Zdaniem tego autora, kiedy człowiek jest ciągle zawstydzany za okazywanie emocji, ucieka w świat, w którym wszelkie subiektywne przeżycia ulegają wymazaniu. Wymazywanie doświadczeń rów noznaczne jest z ich wypieraniem. Zanim emocja zostanie wyrażona, przeży wana jest wewnętrznie. Jak pisze Kaufman: "Kiedy zniewalający wstyd osiągnie takie rozmiary, ze nie tylko wstydzimy się emocji jako takich, ale również ich konsekwencji dla nas samych, może dojść do wytłumienia subiektywnego przeżywania emocji. W momencie, gdy Ja poczuje się nagle obnażone, choćby tylko przed samym sobą, może dojść do wymazania nie tylko czynnika wyzwalającego, ale też subiektywnego odbioru treści własnej świadomości". Wymazywanie subiektywnych doświadczeń służy ochronie Ja. Z czasem uczymy się nie tylko unikania wstydu, ale i uczuć, które wstyd ten wzbudzają. Uczymy się niczego nie odczuwać. Pojawia się stan psychicznego odrętwienia.
Dysocjacja Najbardziej brutalne formy zawstydzania - przemoc seksualna i fizyczna wyzwalają mechanizm obronny zwany dysocjacja. Te dwie formy przemocy powodują tak silny uraz, i wyzwalają tak przeraźliwy strach, że człowiek szuka natychmiastowej ulgi. Dysocjaq'a tłumi natychmiast wszelkie uczucia. Jest to mechanizm złożony. Zawiera w sobie elementy zaprzeczania i regresji, ale polega również na uruchamianiu bardzo silnych, rozpraszających uwagę, wyobrażeń. Ofiary kazirodztwa i przemocy fizycznej uciekają na czas dłuższy w świat marzeń na jawie. Doznają tak nieznośnego cierpienia i upokorzenia, że niemal dosłownie wychodzą ze skóry. Dlatego tak trudno leczyć ofiary przemocy fizycznej i seksualnej. Uczucia zostają, natomiast wspomnienia ulegają wymazaniu. Ofiara często czuje, że oszalała. Wydaje jej się, że żyje w nierealnym świecie. Pojawia się rozszczepienie osobowości, a niekiedy nawet tzw. osobowość wieloraka. Świadomość związku łączącego akt przemocy z reakcją ulega zerwaniu. Ofierze przemocy wydaje się, że to ona, a nie sytuacja, która ją spotkała, jest szalona, jest powodem do wstydu. Obronna dysocjacja może się pojawić nie tylko w odpowiedzi na przemoc seksualną lub fizyczną. Przemoc emocjonalna, głębokie urazy, przewlekłe cier pienie, także mogą uruchomić mechanizm dysocjacji. Dysocjacja bywa czasem nieodwracalna.
93
Przemieszczenie Mechanizmem bardzo podobnym do dysocjacji jest przemieszczenie. Leczyłem kiedyś kobietę, która miała ojca-alkoholika. Często się zdarzało, że w nocy, tuż po zamknięciu baru, ojciec przychodził do niej do pokoju i molestował ją seksualnie. Moja klientka często budziła się około trzeciej nad ranem, przekonana o obecności w pokoju jakiejś bliżej nieokreślonej postaci. Miewała też często koszmarny sen, w którym czarny potwór bodzie ją i tłucze czarnym kciukiem. Kiedy rozpoczynała terapię, nie wiedziała, że ojciec mole stował ją seksualnie, gdy była mała. Wiedziała natomiast, że później była wy korzystywana seksualnie przez mężczyzn znacznie od niej starszych. Terapię rozpoczęła w wieku 26 lat. Przystąpiliśmy do pracy terapeutycznej nad rodziną. Wprowadziłem klientkę w stan lekkiej hipnozy i podałem suge stię powrotu do dzieciństwa. Pojawił się natłok wspomnień na temat dziecięcej sypialni i ojca. Z początku wspomnienia te były bardzo ogólnikowe. Ale po wielokrotnych moich prośbach, by spróbowała sobie przypomnieć bardziej szczegółowo, co się wtedy wydarzyło, zaczęła szlochać ze wstydu i opowia dać, jak ojciec zmuszał ją do miłości oralnej. Drążyliśmy ten problem przez wiele miesięcy, aż w końcu udało się klientce zrekonstruować traumatyczne wydarzenia, które rozpoczęły się, gdy miała cztery i pół roku i trwały przez dwa i pół roku. Była ulubienicą ojca. Ojciec zagroził, że surowo ją ukarze, jeżeli piśnie komukolwiek słowo o tym, co się między nimi działo. Jednocze śnie w całej rodzinie tylko on okazywał jej ciepło i interesował się nią. Gdy klientce udało się wreszcie powiązać trapiące ją emocje z tamtymi wydarzeniami, ciemna postać (przemieszczony obraz ojca) zniknęła raz na zawsze i nigdy już się nie powtórzył koszmarny sen o potworze z czarnym kciukiem.
Depersonalizacja Inny mechanizm, blisko spokrewniony z przemieszczeniem, to depersona lizacja. Depersonalizaq'a jest reakcją na przemoc. Najczęściej pojawia się w kon taktach z osobą znaczącą, w obecności której jednostka traci poczucie realno ści własnego, subiektywnego Ja. W efekcie traci zdolność uświadamiania so bie tego, co przeżywa. W miarę powtarzania się aktów przemocy, dochodzi do całkowitej utraty poczucie realności siebie lub otaczającego świata.
Identyfikacja Ofiara przemocy często utożsamia się ze swoim oprawcą. Dzięki temu czu je się mniej bezradna i upokorzona. Każdy prześladowca kiedyś był ofiarą, która dla uporania się z poczuciem wstydu utożsamiła się ze swoim oprawcą.
94
J
Konwersja Mechanizm konwersji afektu i potrzeb przedstawiłem już wcześniej, poka zując jak Max, chcąc sobie zrekompensować doznane krzywdy i bolesne po rzucenie, zseksualizował większość swoich uczuć i potrzeb. Ale istnieją też inne sposoby wykorzystania mechanizmu konwersji do obrony przed toksycz nym wstydem. Oszustwa emocjonalne Wyjaśniłem już, w jaki sposób człowiek w miarę uwewnętrzniania wstydu coraz bardziej wypiera istotne aspekty swojej ludzkiej natury. Fragmenty we wnętrznych doświadczeń, które uległy odszczepieniu (uczuć, potrzeb, popę dów), próbują znaleźć ujście. Przypominają wygłodniałe psy, które zamknięto w piwnicy. Trzeba je za wszelką cenę uciszyć. Można to uczynić poprzez tzw. konwersję uczuć. Polega ona na tym, że uczucie zabronione lub wstydliwe zamieniamy na inne, bardziej akceptowalne lub mniej bolesne. Widzieliśmy już, jak ten mechanizm działa w przypadku uczuć o charakte rze seksualnym. Uczucia wstydliwe zastąpić można innymi uczuciami. Podob nie dzieje się ze złością. Złość często ulega wyparciu i zamienia się w uczucie łatwiejsze do tolerowania lub mniej przez rodzinę tępione, np. poczucie krzywdy czy winy. Zamiast odczuwać złość, człowiek odczuwa coś innego, bardziej strawnego. Trzyletni Jaś jest wściekły, bo mama obiecała mu, że go zaprowadzi do centrum zabawy, ale teraz próbuje się z tej obietnicy wykręcić. Chłopczyk wrzeszczy i tupie nóżkami i (jak to jest w zwyczaju u trzylatków) oznajmia mamie, że ją nienawidzi. Ale mama jest osobą współuzależnioną i dogłębnie zawstydzoną. Panicznie boi się złości, u siebie i u innych. Kiedy Jaś się złości, uruchamia w matce złość wobec własnych rodziców. A ponieważ emocja ta wyzwala w niej wstyd i poczucie winy, próbuje się z tym uporać zawstydzając syna. Wyjaśnia mu zatem, że gniewając się na nią, sprawia jej wielką przykrość. A ponieważ jeszcze jako mała dziewczynka nauczyła się złość przekształcać w smutek, zaczyna płakać. Kobiety często płaczą, kiedy się gniewają. A oto scenka z dzieciństwa mamy: tata się na nią gniewa, bo zamiast iść spać, ciągle się bawi w swoim pokoju. Tata zaczyna krzyczeć, ona w bek. Tacie robi się głupio, więc bierze córeczkę na ręce i ją przytula. Przynosi szklankę soku i kołysze ją do snu. Już jako mała dziewczynka mama Jasia zrozumiała, że rodzice smutek akceptują, więc nauczyła się przekupywać ich smutkiem. Złością niczego nie mogła zwojować. Więc gdy Jaś krzyczy, że ją nienawidzi, rozpłakuje się i mówi, że może się kiedyś tak zdarzyć, że on będzie jej potrzebował, a jej nie będzie. Może mu nawet zagrozić, że pójdzie sobie i umrze!
Biednemu Jasiowi grunt się usuwa pod nogami. Czuje się porzucony, jest przerażony, boi się, że mama go zostawi. Biegnie do niej, pełen poczucia winy. Świadomość gniewu znika, ustępując miejsca poczuciu winy. Ja sam przez większość życia ze strachu tłumiłem złość. Ilekroć zdarzyło mi się na kogoś rozgniewać, natychmiast zaczynałem się bać. Byłem wręcz prze rażony. Nawet jeżeli nikt mi nie zabraniał wyrażania gniewu, usta mi drgały, głos mi się załamywał, cały się trząsłem. Erie Berne, twórca analizy transakcyj nej, nazwał ten rodzaj odczucia "procesem konwersji". Ja to nazywam oszu stwem przemiany. Emocjonalne oszustwo to usankcjonowane przez rodzinę uczucie, którym zastępuje się uczucie nieakceptowane, wstydliwe. Konwersja somatyczna Istnieje jeszcze trzeci rodzaj konwersji, polegający na zamianie potrzeb i uczuć na taką czy inną formę ekspresji cielesnej bądź somatycznej. Potrzeby i uczucia można zamienić w niedomaganie ciała. Człowiek chory otaczany jest zwykle troskliwą opieką i nie musi ukrywać, że źle się czuje. Konwersja somatyczna jest szczególnie rozpowszechniona w rodzinach, w których choroba jest nagradzana, a człowiek chory otaczany troską. Jako dziecko cierpiałem na astmę. Kiedy nie chciało mi się iść do szkoły, często wywoływałem u siebie napad duszności. Szybko zrozumiałem, że w mojej rodzinie człowiek chory wzbudza wielkie współczucie. Chorowanie po to, by zwrócić na siebie uwagę, to bardzo powszechne zjawisko. Gdy człowie kowi nie chce się iść do pracy, dzwoni i mówi, że jest chory. Choroba skutkuje! Wszystkie choroby psychosomatyczne opierają się na konwersji emocji w objawy chorobowe. W rodzinie Maxa hipochondria ciągnęła się przez kilka pokoleń. Prababka ze strony matki nie wstawała z łóżka przez 45 lat. Matka, Felicia, stale się zmagała z wrzodami, zapaleniem okrężnicy i artretyzmem. Również Max miał obsesję choroby. W moim przekonaniu, aby doszło do konwersji uczuć i potrzeb w chorobę somatyczną, konieczne są określone predyspozycje genetyczne w postaci wie lopokoleniowej skłonności do określonych typów zaburzeń (np. astmy, artretyzmu) lub słabości określonego narządu. Współwystępowanie dwóch czynni ków - z jednej strony wrodzonej predyspozycji, z drugiej zaś strony modelo wania przez rodziców, któremu towarzyszy silne pozytywne wzmacnianie choroby somatycznej - gwarantuje niemal w stu procentach, że uczucia i po trzeby ulegną konwersji w chorobę somatyczną.
Projekcja Projekcja jest jednym z najprymitywniejszych mechanizmów obronnych. Najdrastyczniejsze formy projekcji, to urojenia i omamy psychotyczne. Czło wiek owładnięty wstydem skazany jest na projekcję. Wyparte uczucia, pra-
96
gnienia, potrzeby i popędy szukają ujścia. Towarzyszą nam przecież nieodłącz nie. Nie mogąc sobie z nimi poradzić, przypisujemy je innym. Złość, którą w sobie wyparłem, rzutuję na ciebie. Zapytam cię wtedy, dlaczego się gniewasz. Miałem kiedyś klientkę, która nienawidziła kobiet, a szczególnie kobiet pociągających seksualnie. Moja klientka pracowała w zakładzie chemicznym. Zajmowała kierownicze stanowisko. Pod sobą miała gromadę gruboskórnych kierowników nadzoru. Jej ojciec był typem twardziela. Lubował się w poniża niu żony, w domu i publicznie. Moja klientka była w dzieciństwie chłopczycą. Utożsamiała się z ojcem. Chodziła z nim na ryby i na polowania. Ojciec chełpił się, że w wieku dziesięciu lat "strzela nie gorzej niż facet". Ta kobieta całkowi cie odrzuciła wszystko, co w niej kobiece, seksualne. Wstyd, jaki odczuwała z powodu własnej płci, rzutowała na inne kobiety, wyrażając się z pogardą o ich seksualności i kobiecości. Projekcja włącza się wtedy, gdy wyparcie przestaje skutkować. Projekcja jest jednym z podstawowych źródeł wrogości i konfliktów międzyludzkich. Powoduje, że dzieci przypisują rodzicom wszechmoc, same zaś stawiają się na równi z całym światem. Christopher Morley tak maluje w swoim wierszu por tret dziecka: "Przyjazne ptakom, zwierzętom, pszczołom Równie bezwstydne jak drzewo... Z lubością odkrywasz kolejne zmysły Bez konsternacji, bez pretensji... W tych niewyszkolonych, przezroczystych oczach Nie widać sumienia, ani przejęcia Dziwne zagadki życia przyjmujesz bez mrugnięcia. Nie zatraciłeś jeszcze znamion Boskości... Och, niewinny skrzacie, byłeś kiedyś samą poezją."
Animizm i wszechmoc, to cechy dziecięcego egocentryzmu. Dziecko z łatwo ścią rzutuje te cechy na rodziców. Rodzice to Bogowie - są wszechmocni. Piaget, przyglądając się małym chłopcom grającym w kulki, zaczął ich wypyty wać, skąd się wzięły reguły tej gry. Odpowiedź, jaką usłyszał, urzekła go. Chłopcy byli przekonani, że reguły wymyślił tata. Piaget drążył więc dalej, pytając o dziadka i Boga. Chłopcy byli przekonani, że tata znał te reguły wcze śniej niż dziadek i Bóg. Skoro dziecko tak łatwo rzutuje na rodziców swoje poczucie omnipotencji, nietrudno zrozumieć, dlaczego w stosunkach między rodzicami a dzieckiem tak łatwo rodzi się wstyd. Bóg jest doskonały. Jeżeli rodzice wyrządzają dziec ku krzywdę, problem - zdaniem dziecka - nie tkwi w rodzicach (bo przecież Bóg jest doskonały), musi więc tkwić w nim.
97
Wtórne mechanizmy obronne Freud opisał również inną grupę mechanizmów obronnych, tzw. wtórnych. Pojawiają się one wtedy, gdy mechanizmy pierwotne są nie dość skuteczne. Dotyczy to zwłaszcza wyparcia. Wyparty wstyd grozi przedarciem do świadomości. Pojawia się lęk. Do walki z lękiem wprzęga się więc drugą linię obrony. W razie nieskuteczności pierwotnych mechanizmów obronnych, uruchomione zostają między innymi takie mechanizmy wtórne, jak: zahamowania, reakcja upozorowana, anulowa nie, izolacja, kierowanie agresji przeciwko sobie. /. Zahamowania Jeden z moich klientów, wielki samotnik, chodził czasem do dyskoteki. Ale kiedy próbował tańczyć, ogarniał go paraliż i nie mógł ruszyć z miejsca. Podjęliśmy pracę nad tym problemem. Po pewnym czasie przypomniał sobie pewien incydent związany z tańcem, który wydarzył się, kiedy miał 12 lat. Matka mojego klienta od czasu do czasu piła. Pewnego wieczora wróciła do domu lekko pijana. Miała ochotę się zabawić. Włączyła płytę i zaprosiła syna do tańca. Nie bardzo mu to wychodziło, więc matka zaczęła się z niego ] śmiać. W pewnym momencie mój klient miał erekcję. Matka to zauważyła i I zaczęła z niego drwić. Zawstydził się do szpiku kości. Późniejsze kłopoty z tańcem były przejawem obronnego zahamowania. Paraliż mięśni potrzebnych do tańca chronił go przed ewentualnym wstydem. 2. Reakcja upozorowana Reakcja upozorowana chroni przed przedarciem się do świadomości wy partej emocji, której pojawienie się mogłoby uruchomić wstyd. Reakq'a upozo rowana pojawia się wtedy, gdy wyparcie słabnie. Życzliwe usposobienie często maskuje ukryte okrucieństwo. Człowiek wstydzi się swoich okrutnych skłonności. Przeciwieństwem okrucieństwa jest życzliwość. Człowiek życzliwy nie zachowuje się okrutnie, więc nie musi się wstydzić. Ale w reakcji upozorowanej pewne elementy impulsu, który człowiek próbuje ukryć, za wsze wychodzą na jaw. White i Gilliland komentują to tak: "Życzliwość [pozorowana - przyp. tłum.] zawsze ma w sobie coś sztyw nego i niewłaściwego. Jest życzliwością narzucającą się, okazywaną zawsze, bez względu na to, czy zachodzi taka potrzeba, czy nie... Jest w niej coś z przymusu i ledwo skrywanego sadyzmu. Osoba pozornie życzliwa jest tak natrętna, że zabija swą życzliwością". Elements of Psychopatbology
98
r 3. Anulowanie Anulowanie przypomina zachowanie magiczne. Jego celem jest wymaza nie uczucia, myśli, zachowania, które mogłoby narazić człowieka na wstyd lub już naraziło. Leczyłem kiedyś studenta, któremu bardzo wiele czasu pochłaniały rozma ite rytualne zabiegi związane z nauką. Mimo że był człowiekiem wybitnie inteligentnym, zawalał studia z powodu tych rytuałów. Przed przystąpieniem do nauki całymi godzinami układał na biurku książki, długopisy, ołówki, no tatniki itp., dopóki nie ułożyły się w określony, skomplikowany wzór. Żaden przedmiot nie mógł dotykać innego przedmiotu. Zasady tej przestrzegał szcze gólnie rygorystycznie w odniesieniu do sporej kolekcji książek. Zauważyłem podczas terapii, że mój klient w ogóle stara się unikać dotyka nia czegokolwiek. Jak się okazało, gdy był jeszcze małym chłopcem, pochwalił się podczas wizyty pastora swoim penisem. Matka surowo go za tó ukarała. Innym razem matka nakryła go na masturbacji i spuściła mu potężne lanie. Później mu mówiła, że jeżeli będzie się masturbował, oślepnie (i mnie tak mówiono, ale w okresie dorastania gotów byłem zaryzykować). Rozbudowa ny rytuał, polegający na takim ustawianiu przedmiotów, by żaden do siebie nie przylegał, miał w sposób magiczny anulować pragnienie dotykania penisa i masturbacji. 4. Izolacja Dzięki mechanizmowi obronnemu izolacji, wstydliwa emocja lub popęd zamienia się w wypraną z emocji myśl. Jednostka zrzuca z siebie w ten sposób odpowiedzialność za wstydliwą emocję lub nieakceptowany popęd. Czytałem kiedyś o kobiecie - ofierze kazirodztwa - ogarniętej obsesją "pie przenia Jezusa". Była to osoba skądinąd pobożna. Co więcej, była na tyle inteligentna, by zdawać sobie sprawę z absurdalności tego pomysłu. Kobieta ta była w dzieciństwie przez cztery lata wykorzystywana seksual nie przez wujka, który zastąpił jej nieobecnego ojca. Pierwszy raz zetknęła się z wujkiem w wieku sześciu lat. Matka pracowała i zostawiała córkę pod opieką gosposi - osoby niezwykle surowej, rygorystycznie przestrzegającej zasad reli gijnych. Gosposia krzywdziła dziewczynkę emocjonalnie. Ta w napadzie zło ści zakwestionowała kiedyś słuszność zasad religijnych gosposi, za co została surowo skarcona. Wujek również bardzo ją złościł. Mimo to, w dzieciństwie bardzo go kochała, ponieważ tylko on okazywał jej miłość i przynosił prezen ty. Opisana tu kobieta nigdy nie przepracowała nękających ją konfliktów złości, poczucia winy, wstydu, miłości do wujka za to, że opiekował się nią jak ojciec. Nierozwiązane konflikty zrodziły obsesyjną myśl: "pieprzyć Jezusa". Myśl ta wyprana była z wszelkich emocji i odwracała uwagę od bolesnych, wstydliwych uczuć, których nie rozumiała.
99
Powyższy opis zamiany niezrozumiałych emocji w schemat myślowy jest dość drastyczny. Ale każda obsesyjna myśl może odwrócić uwagę od bolesnych emocji. 5. Kierowanie złości przeciwko sobie Mechanizm obronny zwany kierowaniem złości przeciwko sobie polega na zmianie adresata wrogich uczuć. Wrogość, odczuwana pierwotnie wobec drugiej osoby, kierowana jest do wewnątrz, przeciwko sobie. Jest to niezwykle częsty mechanizm u osób, które w dzieciństwie były okrutnie wykorzystywane i przez to czuły się porzucone. Dziecko nie jest w stanie przeżyć bez rodziców, kiedy więc rodzice je krzywdzą, nie okazuje im złości lecz zaczyna krzywdzić siebie. W skrajnej postaci mechanizm ten powoduje tendencje samobójcze (człowiek morduje sam siebie, jak mówią Francuzi): osoba skrzywdzona tak dalece identyfikuje się z prześladowcą, że próbuje go zgładzić, zabijając siebie. Inne powszechne przejawy działania tego mechanizmu, ale mniej drastycz ne, to obgryzanie paznokci, walenie głową w ścianę, skłonność do ulegania wypadkom i samouszkadzanie się. U człowieka dorosłego przejawami działania mechanizmu kierowania agresji przeciwko sobie są zachowania psujące dobre stosunki z innymi ludźmi lub powodujące straty finansowe. Istotą tego mechanizmu jest zmiana kierunku agresji: zaatakowanie prześladowcy nie wchodzi w grę, ponieważ byłoby to zbyt przerażające lub wstydliwe, więc ofiara kieruje swoją agresję przeciwko sobie. W miarę, jak człowiek dorasta, pierwotne mechanizmy obronne ustępują miejsca mechanizmom bardziej wyrafinowanym, czyli mechanizmom wtórnym: racjonalizacji, minimalizacji, wyjaśnianiu, sublimacji, kompensacji i wszelkiego rodzaju zachowaniom bezwstydnym, których celem jest przerzucanie własnego wstydu na innych. Spośród wszystkich strategii wprzęgniętych w walkę o przetrwanie, naj wcześniej pojawiają się pierwotne mechanizmy obronne, za to gdy człowiek próbuje uzdrowić zniewalający wstyd, te mechanizmy ustępują najpóźniej. Dlatego tak trudno je wykorzenić, że działają automatycznie i nieświadomie. Kiedyś były strategią najlepszą z dostępnych. Dzięki nim, nie postradałeś zmy słów. Dosłownie uratowały ci życie. Ale te życiodajne kiedyś mechanizmy obronne utrudniają później uleczenie toksycznego wstydu.
Fałszywe J a Jak już wspomniałem wcześniej, najgłębsza rana, jaką zadaje toksyczny wstyd, to pęknięcie, jakie powoduje w strukturze Ja. Kiedy już przywłaszczy my sobie wstyd, przestajemy go odczuwać, ponieważ przenika tożsamość beZ reszty. Przekonani o własnej ułomności i bezwartościowości, nie potrafimy n3
100
Ryc. 3.2. Mechanizm uwewnętrzniania wstydu (Modyfikacja schematu Ja Prywatnego/Ja Publicznego Roberta Su ob/ego)
101
siebie spojrzeć bezboleśnie. Musimy zatem wytworzyć fałszywe Ja. Fałszywe Ja, to druga linia obrony przed toksycznym wstydem. Wszystkie najważniejsze szkoły psychoterapii odwołują się do pojęcia fał szywego Ja. Szkoła jungowska używa terminu persona (maska). Zwolennicy analizy transakcyjnej nazywają fałszywe Ja dzieckiem zaadaptowanym. Bob Subby przeciwstawia Ja publiczne Ja prywatnemu. Istotę tej różnicy wyjaśnia za pomocą fantastycznego rysunku. Nieco zmodyfikowaną wersję tego rysunku przedstawia ryc. 3.2. Maleńki człowieczek, który robi się coraz mniejszy, to zawstydzone, autentyczne Ja. Postać większa, to Ja fałszywe (pu bliczne). W Piśmie Świętym jest przypowieść o Faryzeuszu, który był hipokrytą. Hipokryta, to po grecku aktor, ktoś kto udaje. Jezus nie lubił hipokrytów. Terapia est iest Training; The Forum now) polega na konfrontowaniu czło wieka z rolą, którą odgrywa, z jego melodramatem. Człowiek w swojej melodra ma tycznej roli odgrywa postać mityczną, nieprawdziwą. Proponuję podzielić fałszywe Ja na trzy kategorie: fałszywe Ja narzucone przez kulturę, scenariusze życiowe i role narzucone przez system rodzinny.
Fałszywe Ja narzucone przez kulturę W poprzednim rozdziale omówiłem w zarysie role seksualne, do których zmusza nas kultura, i zwróciłem uwagę na perfekcjonistyczne kryteria oceny, które nam te role narzucają. Tymczasem każdy z nas jest całkowicie wyjątko wy i niepowtarzalny, całkowicie nieporównywalny i niewymierny. Narzucanie komuś sztywnych ról seksualnych jest czymś głęboko upokarzającym. Jest rzeczą ważną, byśmy zrozumieli dynamikę tworzenia ról seksualnych. Socjologowie opisują ten proces pod hasłem "społeczna konstrukcja rzeczywi stości" (thesocial construction of reality). Jeżeli zrozumiemy, na czym ten proces konstrukcji społecznej polega, łatwiej nam będzie zrozumieć, dlaczego z taką łatwością godzimy się na te role i dlaczego budujemy na ich podstawie fałszywe Ja-
Społeczna konstrukcja rzeczywistości Każdy z nas przychodząc na świat trafia w pewien uporządkowany system społeczny, w którym sposób rozumienia rzeczywistości został już wcześniej "uzgodniony". Pojęcie "rzeczywistości uzgodnionej" (consensus reality), to pojęcie socjologiczne odnoszące się do produktu procesu społecznej konstrukcji rzeczywistości. Ludzie postępują w sposób nawykowy. Okoliczności życia (konieczność przetrwania) zmuszają człowieka do za chowywania się w sposób powtarzalny. Z czasem te wielokrotnie powtarzane sposoby zachowania przechodzą w nawyk. Zachowania nawykowe szybko stają się jedynymi, społecznie akceptowalnymi sposobami postępowania. Pod-
102
legają "społecznemu uzgodnieniu". Po pewnym czasie, te społecznie uzgo dnione, nawykowe sposoby postępowania "uprawomocniają się" (mówiąc językiem socjologów), zaczynają funkq'onować nieświadomie i nabierają sta tusu powszechnych praw rządzących światem. Akceptujemy te prawa. Dzięki nim świat staje się przewidywalny, czujemy się bezpieczni. Gdy ktoś je próbu je naruszyć, bardzo się denerwujemy. W rzeczywistości jednak światem nie rządzą żadne niezmienne prawa. Jak nas bezustannie poucza antropologia kulturowa, w innych kulturach ludzie zachowują się całkiem inaczej. "Prawa rządzące światem", wyprowadzone z uprawomocnionych społecznie nawyków, tó nic innego, jak "rzeczywistość uzgodniona", czyli to, co wspólnie postanowiliśmy nazwać rzeczywistością. W każdej kulturze ważnym elementem rzeczywistości uzgodnionej są wyobrażenia na temat istoty mężczyzny, kobiety, małżeństwa i rodziny. Już w chwili narodzin zadecydowano za nas, jak mamy postępować, by zasłużyć sobie na miano prawdziwego mężczyzny, prawdziwej kobiety. Te stereotypo we role znakomicie się przyczyniają do rozwoju tożsamości opartej na wsty dzie. Gdy zachowuję się jak prawdziwy mężczyzna, kultura mnie hojnie wyna gradza. Stereotypowe role nierzadko powodują, że wstydzimy się tych części naszego autentycznego Ja, które nie przystają do narzuconego przez rolę ideału. Role seksualne, które wyznacza nam nasza kultura [amerykańska - przyp. tłum.] uprawomocniły się w okresie ekspansji na zachód. Mężczyźni polowali i walczyli, kobiety opiekowały się dziećmi i dobytkiem. Nie mam żadnych wątpliwości, że role seksualne zdeterminowane są po części biologicznie. Ale funkcjonujące współcześnie przepisy ról płciowych daleko wykraczają poza jakiekolwiek biologiczne korzenie. Karykaturalnie wręcz je wypaczają. Co więcej, jak już wspomniałem, negują one oczywistą prawdę, że każdy mężczyzna i każda kobieta jest istotą androgyniczną. Każdy z nas jest produktem związku mężczyzny i kobiety. Każdy z nas ma hormony męskie i żeńskie. U człowieka zdrowego, między cechami tzw. męskimi i żeńskimi panuje równowaga. Role płciowe nie tylko bywają źródłem wstydu. Niekiedy szukamy w nich schronienia. Udając prawdziwych mężczyzn (prawdziwe kobiety), zatajamy przed sobą fakt, że w istocie nie wiemy, kim jesteśmy. Odgrywając swoją rolę aż do przesady, poprawiamy sobie nastrój i dzięki temu uciekamy przed uczu ciem bolesnego wstydu.
Scenariusze życiowe Pojęcie scenariuszy życiowych (life scriptś) wprowadził Erie Berne, twórca analizy transakcyjnej. Berne zauważył, że życie wielu ludzi jest głęboką trage dią, ponieważ pozbawione jest jakiejkolwiek możliwości wyboru. Podobnie jak aktorzy, odtwarzają narzuconą im przez scenariusz rolę. Zdaniem Berne'a,
103
życie większości ludzi jest banalne, melodramatyczne. O melodramatycznych scenariuszach życiowych pisał kiedyś Thoreau, charakteryzując w ten sposób cichą desperację, w jakiej żyją ogromne rzesze ludzi. Berne odniósł wrażenie, że bardzo niewielu ludzi żyje w sposób autentyczny. Scenariusze życiowe przypominają scenariusze filmowe czy teatralne. W każdym scenariuszu występuje określony typ bohatera. Scenariusz określa dokładnie, jakie uczucia bohater ma przeżywać, a jakich przeżywać mu nie wolno, jak ma w życiu postępować itp. Scenariusz tragiczny kończy się zwykle śmiercią cudzą lub własną; powolnym samobójstwem; zaliczeniem w poczet obłąkanych. Claude Steiner, psychoterapeuta stosujący analizę transakcyjną, wymienia trzy podstawowe scenariusze tragiczne: scenariusz człowieka bezrozumnego (szalonego), scenariusz człowieka wyzbytego miłości (zabijającego kogoś lub siebie) i scenariusz człowieka wyzbytego uczuć (uzależnionego). Każdy z tych tragicznych scenariuszy jest wynikiem zawstydzania jednej z podstawowych zdolności człowieka: zdolności poznawania, zdolności kochania, zdolności przeżywania emoq'i. Proces tworzenia scenariuszy jest procesem złożonym. Opiera się na okre ślonych wyborach, których człowiek dokonuje w wyniku określonych naka zów i zakazów, atrybucji, modelowania, doświadczeń życiowych.
Zakazy Autorem zakazów jest ukryte w rodzicach zawstydzone dziecko. Zakazy przekazywane są zwykle niewerbalnie. Przyjmują na ogół postać określonego komunikatu, np. nie bądź dziewczynką; nie bądź chłopcem; nie bądź osobą znaczącą; nie odnoś sukcesów. Każdy toksyczny scenariusz zawiera w sobie zakaz "nie bądź sobą". Zakazy zawstydzają nasze autentyczne Ja i prowadzą do wewnętrznego rozłamu.
Atrybucje Atrybucje są bardziej uświadomione niż nakazy i zakazy. Ich źródłem jest zwykle jakaś wypowiedź emocjonalnie krzywdząca. Komunikaty typu "Aleś ty głupi" albo "Brakuje ci piątej klepki" stwarzają podatny grunt dla rozwoju scenariusza człowieka bezrozumnego. Komunikaty typu: "Przecież kochasz braciszka, prawda?", "Mój mały synek nie mógłby nikogo tak nienawidzieć", sprzyjają rozwojowi scenariusza człowieka, który nigdy nie wie, czy kogoś kocha, czy nie. Komunikaty typu: "Wiem, że nie gniewasz się naprawdę" albo "Nie ma powodu do płaczu" podważają trafność przeżywanych emocji i rodzą zamęt w głowie. Niektóre atrybucje komunikowane są w sposób bezpośredni - np. mama rozmawia z przyjaciółką i nazywa twojego młodszego braciszka "moim grzecz-
104
nym synkiem", ciebie zaś "moim małym diabełkiem". Inne przykłady typo wych atrybucji rodzicielskich, to: "Zawsze będziesz miał kłopoty z nauką, wagą, złością itp.", "Nic dobrego z ciebie nie wyrośnie", "Zawsze byłaś egoistką. Niech Bóg ma w opiece tego, kto się z tobą ożeni", "Wszyscy mężczyźni w naszej rodzinie byli prawnikami", "Jeszcze się w naszej rodzinie nie zdarzyło, by jakaś kobieta się rozwiodła". Wszystkie tego typu komunikaty-scenariusze mówią nam, jacy jesteśmy lub jaką rolę powinniśmy w życiu odgrywać. Zawstydzają nasze autentyczne Ja i prowadzą do wewnętrznego rozłamu.
Modelowanie Mówiłem już o roli, jaką w dynamice procesu uwewnętrzniania wstydu odgrywa modelowanie przez rodziców. Ale nie tylko rodzice modelują okre ślone scenariusze życiowe. Źródłem wzorców życiowych mogą być także baj ki, filmy, telewizja, inne istniejące realnie postacie ze świata kultury lub osoby z rodziny. Kobiety, które miały w dzieciństwie niedostępnych, brutalnych oj ców mogą się np. magicznie utożsamiać z bohaterką "Pięknej i bestii" i odgry wać raz po raz główne sceny tej bajki, wychodząc za mąż za kolejne bestie. Kobietom często się wpaja magiczne przekonanie, że wystarczy poczekać, a książę z bajki na pewno kiedyś przybędzie. Magia odgrywa ważną rolę w życiu wielu spętanych wstydem ludzi. Tacy ludzie nieraz czekają przez całe życie na dobrą wróżkę z bajki, zadowalając się na co dzień marzeniami o tym, co będzie "kiedyś", "jeżeli tylko", "wtedy, gdy". Rozwój iluzorycznej więzi w dzieciństwie stwarza podatny grunt dla magicznych relacji przeniesieniowych z ludźmi, którzy też kiedyś wytworzyli taką iluzoryczną więź.
Doświadczenia życiowe Konkretne doświadczenia życiowe sprzyjają takiemu lub innemu podziało wi ról w scenariuszu życiowym. Jednym z decydujących czynników w proce sie tworzenia się scenariusza na życie jest sytuacja rodzinna. Jeżeli mama jest alkoholiczką, dziecko może wcielić się w rolę pomagacza lub ratownika. Jeżeli dzięki temu rodzice zaczynają zwracać na nie więcej uwagi lub je chwalić, rola ratownika utrwali się w jego scenariuszu życiowym. Inne dziecko zauważa, że rodzice bardziej się nim zajmują, kiedy choruje. W ten sposób rodzi się scenariusz na hipochondryka. Dziecko wychowujące się w rodzinie dysfunkcjonalnej, kroczącej drogą wstydu, może nabrać przekonania, że życie to niekończące się pasmo lęku i udręki. Później zawsze będzie się czuło nieswojo, kiedy wszystko idzie gładko.
Role narzucone przez system rodzinny Każdy w rodzinie pełni jakieś role. Tata i mama modelują role mężczyzny i kobiety, ojca i matki. Rodzice modelują sposoby okazywania sobie bliskości,
105
wytyczania granic, radzenia sobie z kłopotami, uczciwej walki, rozwiązywania problemów itp. Zadaniem dziecka jest rozwijanie w sobie ciekawości świata, zdobywanie wiedzy. W zdrowej rodzinie role pełnione są w sposób elastycz ny. Gdy mamie udało się upiec wspaniałe ciasto, staje się bohaterką. Bohater skie laury przejmuje córka, gdy zgłosi się na ochotnika do zmywania talerzy. Syn staje się bohaterem dnia, gdy zauważy, że z piekarnika wydobywa się dym i dzięki temu zapobiega pożarowi. Bohaterem jest tata, gdy zabiera rodzi nę na wakacje. Podział ról w rodzinie dysfunkcjonalnej opisałem dość szczegółowo już wcześniej. Zadaj sobie pytanie: "A jak ja funkcjonowałem w swojej rodzinie? Jaką ja musiałem odgrywać rolę, by rodzina nie rozpadła się?". Poza rolami już wymienionymi, w naszym Ośrodku Terapii Rodzin w Hou ston zaobserwowaliśmy jeszcze wiele innych ról, jakie narzuca system rodzin ny. Oto niektóre z nich: Rodzic Rodzica, Kumpel Taty (Mamy), Terapeuta Rodzinny, Gwiazda Taty, Gwiazda Mamy, Ideał, Święty, Ułatwiacz Mamy (Taty), Rozrabiaka, Ślicznotka, Sportowiec, Rozjemca, Sędzia, Ofiara Rodzinna, Pobożniś (Pobożnisia), Zwycięzca, Nieudacznik, Męczennik (Męczennica), Supermama, Supermąż (Superżona), Błazen, Supertata, Główny Ułatwiacz, Ge niusz, Kozioł Ofiarny Mamy (Taty). Warto porządnie się zastanowić nad tym, jakie pełniłeś role w systemie rodzinnym i nazwać je po imieniu. Może się okazać, że odgrywałeś nie jedną, a kilka ról. Każda rola wiąże się z określonymi odczuciami. Jeżeli nawet zrezy gnowałeś z pełnienia tej roli, odczucia pozostały. Może byłeś Dzidziusiem? Ślicznotką, która szybko przerodziła się w rodzinną Maskotkę? Po czym, dwa lata później, urodził się młodszy braciszek i zajął twoje miejsce? Mimo to, nadal czujesz się Maskotką. Przede wszystkim należy pamiętać, że odgrywając taką czy inną rolę, wyrzekamy się prawdziwego, autentycznego Ja. Rola jest Ja Fałszywym. W rodzinach dysfunkcjonalnych konieczność odgrywania okre ślonych ról wynika z potrzeb systemu rodzinnego. Służy zachowaniu równo wagi rodzinnej, zachwianej przez pierwotny główny czynnik stresujący. Pod stawowym źródłem stresu rodzinnego może być alkoholizm taty, lekomania mamy lub jej zaburzenia w zakresie odżywiania się, agresja taty, wykorzysty wanie seksualne dziecka przez rodziców, dewocja mamy itp. Każda rola służy do tego, by rodzina mogła sobie poradzić ze swoim cierpieniem i wstydem. Im bardziej człowiek wchodzi w rolę, tym bardziej się ona usztywnia. Im bardziej prawdziwe Ja zostaje zepchnięte do nieświadomości, tym silniej rozwija się stan wewnętrznego rozdarcia. Wstyd, który doprowadził do przejęcia określonej roli, ulega intensyfikacji w miarę odgrywania tej roli. Cóż za paradoks! Rodzin* narzuca swoim członkom określone role, by poradzić sobie ze wstydem* tymczasem odgrywanie ról utrwala wstyd i go nasila. Trafnie tę sytuację oddaje
106
r stare francuskie przysłowie: Im bardziej próbujesz coś zmienić, tym bardziej pozostaje niezmienne. Główny problem z rolami polega na tym, że są one całkowicie nieskutecz ne. Odgrywanie przeze mnie bohatera w niczym nie zmieniło sytuacji w mojej rodzinie. Była tak samo spętana wstydem, jak dawniej. Rodzina Maxa wcale nie stała się mniej patologiczna przez to, że odgrywał rolę Kozła Ofiarnego i Zagubionego Dziecka. Dla osoby spętanej wstydem zaletą ról jest ich sztywność i przewidywal ność. Trzymanie się roli wzmacnia poczucie tożsamości. Nawet Kozioł Ofiarny czerpie ze swej roli poczucie przewidywalności, nawet on może być kimś. Dlatego tak trudno ze swojej roli zrezygnować, zwłaszcza wtedy, gdy odgrywa się Bohatera, Opiekuna, Prymusa czy Gwiazdę. Wszystkie wymienione przed chwilą role pozwalają uciec od przykrych uczuć. Człowiek czuje się dobrze w roli opiekuna. Jeżeli opiekuję się tyloma osobami, to niemożliwe bym był człowiekiem ułomnym, niepełnowartościowym. Wmawiałem sobie coś takiego, kiedy przyjmowałem po 50 pacjentów tygo dniowo. Nie potrafiłem zrozumieć, że to co robię w żaden sposób nie upływa na to, kim jestem. Zawstydzony głos wewnętrzny woła: jesteś niedoskonały, niepełnowartościowy! Coś jest z tobą nie w porządku! I choćbyś pękł, niczego nie zmienisz. Odgrywając role narzucone przez dysfunkcjonalny system rodzinny, traci my kontakt ze swoim Ja realnym. Z czasem przestajemy sobie zdawać sprawę z tego, że gramy jakąś rolę. Zaczynamy wierzyć, że narzucona przez rolę ma ska to my. Zaczynamy wierzyć, że odczucia zadane przez rolę, to nasze własne uczucia. Rola wchodzi w nałóg.
B e z w s t y d n e style c h a r a k t e r u Trzeci poziom obrony przed toksycznym wstydem polega na odgrywaniu "bezwstydnego". Jest to bardzo powszechna strategia obronna u spętanych wstydem rodziców, nauczycieli, grzmiących kaznodziejów, polityków. Odgry wanie bezwstydnego polega na wykonywaniu szeregu różnych czynności służących uśmierzeniu wstydu i przerzuceniu go na innych. W analizie trans akcyjnej nazywa się to "przerzucaniem gorącego kartofla". Każde z tych zacho wań jest strategią obrony przed cierpieniem, spowodowanym przez toksyczny wstyd. Każde z nich poprawia nastrój i przechodzi z czasem w nałóg. Perfekcjonizm, dążenie do władzy i kontroli nad innymi, wściekłość, arogan cja, krytykowanie i oskarżanie innych, ocenianie i moralizowanie, pogarda, protekcjonalizm, opiekowanie się innymi, pomaganie, zawiść, sprawianie lu dziom przyjemności i wyświadczanie uprzejmości, to przykłady tego typu za chowań. W każdym z nich człowiek koncentruje się na innych i dzięki temu mniej się skupia na sobie.
107
Perfekcjonizm Źródła perfekcjonizmu tkwią w samym jądrze toksycznego wstydu, w bra ku granic. Perfekcjonista nie wie, co to zdrowy wstyd; nie ma żadnego wyczu cia granic. Perfekcjonista nigdy nie wie, kiedy powiedzieć "dość". Człowiek staje się perfekcjonistą, kiedy ceniony jest wyłącznie za to, co robi, a nie za to, że jest. Kiedy warunkiem akceptaq'i i miłości rodziców są dokonania (przy czym kryteria zawsze ustala kto inny). Dziecko nauczone jest, że ma wciąż przeć do przodu, bez chwili wytchnienia, bez jakiejkolwiek przerwy na przeżycie wewnętrznej radości, satysfakcji. Miara doskonałości perfekcjonisty jest zawsze nadludzka. I choćby nie wiem jak się starał, nie wiem jak dobrze wypadł, nigdy nie sprosta kryteriom. Perfek cjonista ocenia wszystko w kategoriach dobry-zły, lepszy-gorszy. To z kolei sprzyja moralizatorstwu i ferowaniu ocen. Prowadzi do nieustających porów nań. Jak pisze Kaufman: "Gdy na plan pierwszy wysuwa się perfekcjonizm, porównywanie siebie z innymi nieuchronnie kończy się własną porażką". Ciągłe porównywanie siebie z innymi jest jednym z najważniejszych sposo bów zawstydzania samego siebie. Człowiek stale sam sobie wymierza ciosy, które kiedyś wymierzali mu inni. Ferowanie ocen i nieustające porównania prowadzą do destrukcyjnej rywalizacji. Zamiast starać się najlepiej, jak potrafi, człowiek gra w „moje lepsze". Walka o to, by być lepszym od innych poprawia samopoczucie i wchodzi w nałóg.
Walka o władzę i zdobycie kontroli nad innymi Człowiek walczy o władzę, by móc innych kontrolować. Władza jest formą j kontroli. Kontrola jest wynaturzeniem woli. Już o tym mówiliśmy. Człowiek, który za wszelką cenę chce wszystko i wszystkich kontrolować, to człowiek, j który boi się swojej podatności na zranienie. Dlaczego? Ponieważ człowieka] podatnego na zranienie łatwo upokorzyć. Terry Kellogg kiedyś powiedział, że zawsze ma się na baczności, by przy padkiem nikt go nigdy nie zaskoczył. I mnie taka postawa była bliska. Przez I całe życie stale musiałem mieć się na baczności, przez co traciłem mnóstwo j czasu i energii. Bałem się, że ktoś mnie zdemaskuje. Bo gdyby mnie zdema skował, każdy by zobaczył, że jestem z gruntu niedoskonały i niepełnowarto-j ściowy. Kontrola ma nas uchronić przed wstydem, raz na zawsze. Kontrolujemyl więc własne myśli, wypowiedzi, uczucia, zachowania. Staramy się również! kontrolować je u innych. Kontrola wyklucza wszelką intymność. Swobodna! wymiana uczuć możliwa jest tylko między ludźmi sobie równymi. Gdy jeden j drugiego kontroluje, równość zostaje zachwiana.
108
Toksyczny wstyd wypędza nas z własnego wnętrza i stąd bierze się potrze ba kontroli. Dosłownie przyglądamy się sobie z zewnątrz. Traktujemy siebie przedmiotowo, uświadamiamy sobie własne braki i ułomności. Musimy się "wyprowadzić z własnego domu" i zamieszkać w ogródku, przed domem, stać czujnie na czatach, by nikt nie wtargnął do środka. Dążenie do władzy wynika z potrzeby kontroli. Władzę traktujemy jako bezpośrednią rekompensatę za poczucie ułomności. Kto ma władzę nad inny mi, ten jest mniej narażony na upokorzenie. Walka o władzę potrafi wypełnić całe życie. W swojej najbardziej neurotycznej postaci, uzależnia całkowicie. Człowiek walczący o władzę z pobudek neurotycznych cały swój wysiłek skupia na planowaniu, matactwach, intrygach, szachrajstwach, by tylko zdobyć stanowisko, które pozwoli mu się piąć w górę po kolejnych szczeblach sukcesu. Niektóre role społeczne i stanowiska z definicji dają władzę. Ludzie pragnący ukryć wstyd chętnie ich poszukują. "Gdybym tylko się zawziął i został lekarzem, nikt już by mnie nie traktował z góry" - wyznał jeden z moich klientów. Rodzice, nauczyciele, lekarze, prawnicy, kaznodzieje, rabini, politycy - to role dające władzę nad innymi. Ludzie opętani żądzą władzy zawsze starają się maksymalnie podporząd kować sobie innych. Często wybierają zawody stwarzające w sposób naturalny możliwość panowania nad innymi, a zabezpieczają się w ten sposób, że dobierają sobie na współpracowników osoby mniej pewne siebie, słabsze. W żaden sposób nie potrafią się władzą dzielić. Podział władzy implikuje równość, a człowiek żądny władzy tylko wtedy czuje się wartościowy, lepszy od innych, gdy nad innymi panuje. Dla człowieka uzależnionego od władzy, władza jest sposobem obrony przed dalszym wstydem. Panując nad innymi, można odwrócić role z okresu dzieciństwa. Władza umożliwia też aktywną zemstę. Rodzice, którzy sami byli zawsty dzani w dzieciństwie, w taki sam sposób traktują swoje dzieci. Odgrywają na nowo sceny wiktymizacji z własnego dzieciństwa - ale tym razem oni sami występują w roli prześladowców. Gdy prosimy takich rodziców, by opisali własne dzieciństwo, okazuje się, że często w dokładnie taki sam sposób byli wykorzystywani, porzucani.
Wściekłość Nie ma chyba bardziej naturalnej maski wstydu niż wściekłość. Można by ją zaliczyć do pierwotnych mechanizmów obronnych, gdyby nie to, że nie wszystkie dzieci się wściekają. Tylko niektóre dzieci reagują na zawstydzanie wściekłością. Inne ją tłumią lub kierują przeciwko sobie.
109
Obronna wściekłość z czasem przeradza się w trwały rys charakteru. Wście kłość działa w dwojaki sposób: trzyma innych na dystans i ułatwia przerzuca nie wstydu na innych. Ludzie tłumiący wstyd są często zgorzkniali i sarkastycz ni. Nikt nie czuje się dobrze w ich towarzystwie. Takie przejawy wściekłości, jak wrogość czy zgorzknienie, które służą po czątkowo jako strategie obrony przed dalszym wstydem, z czasem utrwalają się i zamiast być przejściową emocją, jedną z wielu, przeradzają się w trwały styl bycia. Wściekłość utrwalona, uwewnętrzniona, wywołuje zgorzknienie. Zgorzk nienie utrudnia prawidłową ocenę rzeczywistości, każe dostrzegać tylko to, co złe, przez co wpływa na człowieka destrukcyjnie. Władza w rękach człowieka targanego wewnętrzną wściekłością może rodzić przemoc i zbrodnie, zemstę i mściwość.
Arogancja Arogancja, to przesadne podkreślanie własnej ważności w sposób obraźliwy dla innych. Człowiek arogancki przesadza, by uciec od przykrych emocji. Na swoje ofiary wybiera osoby o mniejszej władzy, wiedzy lub doświadczeniu. W obecności aroganta - człowieka, który wszystko wie, wszystko może - ofiara czuje się gorsza, niepełnowartościowa. A czuje się tak dlatego, że brakuje jej wiedzy, doświadczenia, władzy. Dla każdego, kto dorównuje arogantowi wiedzą, doświadczeniem i władzą, ten jest arogantem, nikim więcej. Arogancja jest maską wstydu. Po wielu latach stosowania tej strategii, arogant traci kontakt z samym sobą, nie wie, kim jest naprawdę. Na tym polega jedna z największych tragedii maskowania wstydu-, człowiek nie tylko ukrywa się przed innymi, ukrywa się też przed samym sobą.
Krytykowanie i obwinianie Ze wszystkich metod zarażania innych wstydem, najpopularniejsze to kry tykowanie i obwinianie. Kiedy sam czuję się poniżony i upokorzony, krytyku-! ję i obwiniam innych i wtedy te przykre uczucia mniej mi doskwierają. Kiedy rozstrząsam szczegółowo cudze niedostatki, mniej się wstydzę sam (popra wiam sobie nastrój). Krytykowanie i obwinianie, to strategie obrony przed toksycznym wsty* dem. Skutecznie poprawiają nastrój. Przy długotrwałym stosowaniu, wchodź w nawyk. Stosowanie takich strategii wobec dziecka wywołuje w nim głębolf wstyd. Dziecko nie rozumie, że zachowanie rodziców ma podłoże obronne Kiedy mama ma pretensję do dziecka o to, że myśli wyłącznie o sobie, dziecfc dochodzi do wniosku, że jest niedobre. Tymczasem mama wrzeszczy, bo si wstydzi, że ma nieudane życie osobiste i małżeńskie, że zaniedbuje dom. Zamia5 powiedzieć: "Jest mi w tym momencie smutno, jestem niezadowolona", mów
110
"Myślisz wyłącznie o sobie". Krytykując i obwiniając dziecko, łagodzi własny wstyd. Tymczasem dziecko czuje się głęboko upokorzone.
Osądzanie i moralizowanie Skłonność do osądzania innych i moralizowania jest pochodną perfekcjonizmu. To sposób zapewniania sobie zwycięstwa w duchowej konkurencji. Kiedy potępiamy cudze grzechy i przywary, sami czujemy się lepsi, bardziej moralni. A ponieważ strategia ta bardzo poprawia nastrój, łatwo się od niej uzależnić. Człowiek, który radzi sobie z własnym wstydem za pomocą takich strategii, jak perfekcjonizm, moralizowanie i osądzanie innych, zachowuje się "bezwsty dnie". Jeżeli obiektem tych strategii jest dziecko, musi ono dźwigać wstyd rodziców. Rodzice, którzy tak postępują, nie tylko krzywdzą dziecko emocjo nalnie i duchowo, ale dopuszczają się poważnego duchowego nadużycia, ponieważ tylko Bóg jest doskonały; tylko Bóg nie odczuwa wstydu... Kto postępuje bezwstydnie, ten udaje, że jest Bogiem. Bezwstydni rodzice wszcze piają dziecku zniekształconą wizję Boga.
Pogarda Kiedy kimś gardzimy, ten ktoś wydaje nam się głęboko odrażający. Pogar da powoduje całkowite odrzucenie cudzego Ja. Rodzice, nauczyciele, moralizujący kaznodzieje, często okazują swym dzieciom i uczniom bezwstydną pogardę. Jeżeli osoba pełniąca ważną rolę w wychowywaniu dziecka (rodzic, nauczyciel) traktuje wychowanka z pogardą, ten nabiera przekonania, że jest odrażający i czuje się zdecydowanie odrzucony. Dziecko utożsamia się z rodzicami i uwewnętrznia wygłaszane przez nich słowa potępienia. W ten sposób uczy się samopotępienia. Dziecko jest całko wicie bezbronne. Identyfikacja zwiększa poczucie bezpieczeństwa. W ten spo sób dziecko uczy się potępiać innych w taki sam sposób, w jaki samo było potępiane.
Protekcjonalizm Protekcjonalizm polega na wspieraniu, ochronie, wyróżnianiu kogoś mniej od nas uprzywilejowanego, wykształconego, mającego mniejszą władzę, choć sam nas wcale do tego nie upoważnił. W ten sposób czujemy się od niego lepsi. Protekcjonalizm zawstydza. Jest bardzo subtelną formą przerzucania własnego wstydu na cudze barki. Pozornie temu komuś pomagamy - wspiera my go, dodajemy odwagi, faktycznie natomiast wcale mu nie pomagamy, ponieważ on czuje się zażenowany. Protekcjonalizm jest jedną z masek wsty du. Za protekcjonalną postawą zwykle kryje się pogarda i bierna agresja.
111
Opieka i pomoc Choć może się to wydawać dziwne, opieka i pomoc okazywana drugiemu człowiekowi nierzadko wzmaga u niego poczucie wstydu. System rodzinny często narzuca swym członkom rolę opiekuna. Pomocny opiekun tak napraw dę nikomu nie pomaga. Okazując pomoc innym, pomaga wyłącznie sobie. Poczucie ułomności i bezwartościowości rodzi poczucie bezsilności i bez radności. Pomagając innym, opiekując się nimi, łagodzimy te przykre odczu cia. Opiekując się innymi, sami czujemy się lepsi. Troskliwy opiekun opiekuje się sobą, nie dba o dobro osoby, którą obdarza swoją opieką. Opieka nad innymi odwraca uwagę od świadomości własnych braków, a to poprawia samopoczucie. Osoba, dla której opieka nad innymi, pomaganie innym, są wyłącznie stra tegiami obrony przed toksycznym wstydem, łatwo wchodzi w rolę ułatwiacza lub ratownika. Stosująca tę strategię żona alkoholika wcale mężowi nie poma ga. Przeciwnie, ułatwia mu picie i tym samym wzmaga jego toksyczny wstyd. Rodzice często pełnią rolę ułatwiacza lub ratownika wobec swoich dzieci. Wyręczają je w czynnościach, które zupełnie dobrze mogłyby wykonywać same. Dziecko czuje się przez to gorsze, ułomne. Osoba pełniąca rolę ratownika lub ułatwiacza okrada drugiego człowieka. Pozbawia go poczucia mocy i sukcesu, wzmagając tym samym toksyczny wstyd.
Nadmierna uprzejmość i dogadzanie innym Ludzie, którzy w zwykłych kontaktach osobistych i w związkach miłosnych starają się za wszelką cenę innym dogadzać, zawsze być uprzejmi, zachowują się bezwstydnie i przerzucają swój wstyd na innych. Neurotyczny mechanizm takiego zachowania opisali szczegółowo George Bach i Herb Goldberg w książce zatytułowanej Creatiw Aggression (Twórcza agresja). "Uprzejmość" niejednokrotnie pełni funkcję oficjalnej, narzuconej przez kulturę maski toksycznego wstydu. Uprzejmość jest integralnym elementem kultury amerykańskiej, na równi z macierzyństwem i szarlotką. Człowiek nadmiernie uprzejmy ukrywa się za obronną fasadą życzliwości, brata-łaty. Człowiekowi nadmiernie uprzejmemu nie chodzi o drugiego człowieka, lecz o własny wizerunek. Uprzejmość służy przede wszystkim do manipul wania innymi ludźmi i okolicznościami. Chroni przed bliskością i szczeryi kontaktami emocjonalnymi. Unikając intymności, człowiek ma pewność, i nikt się nie dowie, jaki jest naprawdę, nikt nie zauważy, że jest spętany wsty dem, ułomny, niepełnowartościowy. Cena, jaką człowiek płaci za nadmierną uprzejmość jest wysoka. Piszą tym Bach i Goldberg. Nadmierna uprzejmość prowadzi do autodestrukcj
112
pośrednio zaś, poniża innych, ponieważ wypływa z wrogości. Człowiek nadmier nie uprzejmy: 1. Tworzy atmosferę niesprzyjającą szczerym informacjom zwrotnym i w ten sposób blokuje własny rozwój emocjonalny. 2. Utrudnia innym rozwój, ponieważ nigdy nie daje szczerych informacji zwrotnych. Pozbawia ich w ten sposób realnego obiektu, któremu mogliby się przeciwstawić (co pozwoliłoby im nabrać większej pewności siebie). Każdy przejaw złości wobec człowieka uprzejmego rodzi poczucie winy i wstyd. Druga osoba kieruje więc swoją agresję do wewnątrz, przeciwko sobie, a to rodzi wstyd. 3. Nadmierna uprzejmość jest nieautentyczna i poważnie krępuje wzajem ne kontakty. Creative Aggression
Zawiść Richard Sheridan chyba miał rację pisząc, że "żadna namiętność nie zapu szcza w ludzkim sercu tak silnych korzeni, jak zawiść". Dante zaliczył zawiść do grzechów śmiertelnych. Jak czytamy u jednego z klasyków: "Zawiść, to udręka jaką zadają bliźnim ludzie sukcesu". Zawiść definiowana jest najczęściej jako "dyskomfort z powodu cudzej doskonałości lub pomyślności". Uczuciu dyskomfortu często towarzyszy jakaś forma ekspresji werbalnej, której celem jest zbagatelizowanie wartości drugiej osoby. Istnieje cała gama sposobów wyrażania zawiści - od jednoznacznego lekceważenia po subtelne insynuacje. Zwłaszcza te ostatnie powodują, że za wiść jest zjawiskiem niezwykle tajemniczym. Ze względu na to, że tak znakomicie potrafi się maskować, zawiść bywa czasem nierozpoznawalna. Człowiek zazdrosny potrafi ukryć to co czuje nie tylko przed innymi, ale i przed samym sobą. Słuchałem kiedyś publicznego wystąpienia człowieka, z którym mnie nie raz porównywano. Bardzo mi zaimponował jego sposób mówienia oraz to, co miał do powiedzenia. Przypominam sobie, że gdy opowiadałem później in nym o tym wystąpieniu, powiedziałem: "Jego siła i energia zrobiły na mnie duże wrażenie... choć muszę przyznać, że bardzo mnie zdziwiło, że tak często musi zaglądać do notatek". Gdyby mi ktoś kazał przysiąc, że mu nie zazdro szczę, przysiągłbym i wcale bym nie skłamał. W głębi duszy jednak zazdrościłem mu. Czepiałem się, bo chciałem anulo wać wszystkie pochwały, jakie wygłosiłem pod jego adresem. Byłem tak za zdrosny, że nie zwracałem uwagi na treść wystąpienia, koncentrowałem się wyłącznie na sprawach drugorzędnych, np. na tym, że czyta z notatek. Później, po głębszym zastanowieniu się, doszedłem do wniosku, że mówi zbyt teatral-
113
nie, zbyt egocentrycznie. Nie podobała mi się jego pewność siebie. Kiedy zazdroszcząc innym pomniejszamy ich zasługi, wyrażamy się o nich lekcewa żąco, często zwracamy uwagę właśnie na nadmierną pewność siebie. Świad czy to na ogół o projekcji własnego zadufania. Bardzo często, po wysłuchaniu mojego odczytu czy wykładu, ludzie pod chodzą do mnie i mówią: "To było świetne wystąpienie, ale czy nie zaczerpnął pan przypadkiem głównych tez z takiego to a takiego źródła?". Osoba, która wygłasza taką pochwałę przede wszystkim chce się pochwalić własną eru dycją. Pragnie też wzbudzić zazdrość u osoby, której sama zazdrości. Sama oczywiście nie przyzna się do tego, że próbuje umocnić własną wartość, podob nie, jak nie przyzna się do tego, że zazdrości wykładowcy. Istnieją jeszcze inne sposoby maskowania zawiści, np. podziw i zachłan ność. A propos podziwu, pamiętam, że kiedyś wspaniałomyślnie pochwaliłem kogoś, komu w głębi serca zazdrościłem. Poczułem z tego powodu wstręt do samego siebie. Po przeanalizowaniu sytuacji doszedłem do wniosku, że to co powiedziałem temu człowiekowi było niemal dokładnym przeciwieństwem tego, co naprawdę do niego czułem. Zamaskowałem swoją zawiść w sposób doskonały. Udałem, że czuję coś wręcz przeciwnego. Pięknie to wyraziła Leslie Farber: "Prawdziwy podziw jest niewymuszony, więc nie zawsze trzeba o nim mówić głośno. Zazdrośnik nie potrafi podziwiać, musi więc swój podziw wykrzykiwać publicznie. Im bardziej zapiekłe zazdrości, tym gorliwiej pozoruje podziw, zawstydzając swą namiętnością tych, którzy wyrażają się bardziej powściągliwie." Najmniej dojrzałym przejawem zawiści jest zachłanność. Kiedy komuś za zdroszczę, nie mogę odżałować, że ma coś, czego ja nie mam: mądrość, odwa gę, urok osobisty itp. Zazdrośnik żywi magiczne przekonanie, że wszystkie jego problemy znikłyby jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdyby tylko posiadał tę cechę. Współczesna reklama podsyca tę formę zawiści, przekazu jąc posthipnotyczną sugestię, że tyle jesteśmy warci, ile posiadamy. Pewność siebie, podziw, zachłanność, to maski zawiści, których celem jest ukrycie problemu podstawowego, czyli toksycznego wstydu. Świadomość czyjejś przewagi nad nami zmusza do krytycznej oceny siebie. Toksyczny wstyd uświadamia nam boleśnie własną małość. Cudza doskonałość wzmaga ból spowodowany wewnętrznym rozłamem. Zawiść w postaci zadufanego lekce ważenia innych chroni przed bólem płynącym z rozszczepienia Ja. Słowa po chwały, wygłaszane na oślep, potrafią bardziej upokorzyć niż słowa krytyki. Jak pisze Farber:
114
"[Pochwała ta] może wzbudzić w nim zawiść w stosunku do egzaltowa nego obrazu, który mu narzuciliśmy, uświadomić mu, jak wielka przepaść dzieli ten obraz od sposobu, w jaki sam siebie spostrzega i tym samym uzmysłowić mu jeszcze dobitniej jego własne niedociągnięcia." Dając upust swej zawiści poprzez wyrażanie podziwu dla drugiego czło wieka lub pewne siebie lekceważenie cudzej pewności siebie, zarażamy go własnym toksycznym wstydem. Zazdrosna zachłanność natomiast wynika z wmawiania sobie, że miarą naszej wartości są wyłącznie czynniki zewnętrzne.
Kompulsje/uzależnienia, ponowne odgrywanie dawnych urazów. Kompulsje/uzależnienia W książce Zrozumieć rodzinę opisałem długą listę kompulsji/uzależnień, z której wynikało, że ludzi uzależnionych jest znacznie więcej, niż się na ogół przypuszcza. Zbyt często opis uzależnień ogranicza się do alkoholizmu i narko manii. Tymczasem Pia Mełlody definiuje uzależnienie jako "każdy proces służący unikaniu lub usuwaniu nieznośnej rzeczywistości". Właśnie dlatego, że uśmierza nieznośne cierpienie, uzależnienie wysuwa się w życiu na pierwszy plan, usuwając całą resztę w cień. Tak bardzo jest nam potrzebne, że nie starcza już czasu i sił na inne dziedziny życia. Dlatego jest tak szkodliwe. Uwewnętrzniony wstyd rodzi nieznośny ból. Ból fizyczny jest równie nie znośny, ale czasami ustępuje. Człowiek chory zawsze ma nadzieję, że się wy leczy. Wstyd natomiast powoduje chroniczne wewnętrzne rozdarcie i chro niczną "żałobę" z powodu utraty autentycznego Ja. Stany te nie ustępują nigdy. Nie ma nadziei na wyleczenie, bo człowiek jest z natury ułomny. Taki już jest. Nie ma kontaktu ani ze sobą, ani z nikim innym. Jest całkowicie osamotniony. Żyje jak w samotnej celi, przeżywa nieustającą rozpacz. Szukasz ucieczki od tego nieznośnego bólu. Szukasz pomocy z zewnątrz, czegoś, co usunęłoby te potworne przekonania na swój temat. Szukasz czegoś lub kogoś, kto by cię wyrwał z tej nieludzkiej samotności. Szukasz czegoś, co by ci poprawiło nastrój. Istnieją setki sposobów poprawy samopoczucia. Każdy z nich może wejść w nałóg. Jeżeli skutecznie usuwa dręczące poczucie dyskomfortu, wkrótce stanie się dla ciebie najważniejszą rzeczą w życiu, żaden inny związek nie będzie dla ciebie tak ważny. Każdy wybrany przez ciebie sposób poprawy nastroju stanie się najważniejszym twoim związkiem. Kiedy dręczy cię fizyczny ból, gotów jesteś na wszystko, byle tylko go przerwać. Podobnie jest z bólem psychicznym.
115
Czy cierpiałaś kiedyś z powodu rwącego bólu zęba? Na niczym innym nie mogłeś się skupić. Byłeś całkowicie skoncentrowany na zębie. Wszystko byś oddał za receptę na środek przeciwbólowy. Żona, praca, rodzina - poszły w kąt, były nieważne. Wszystko, co uśmierza chroniczny ból psychiczny, całą resztę usuwa w ciert. A ponieważ jest to ból przewlekły, uzależnienie od środka uśmierzającego też będzie przewlekłe. Będziesz patologicznie uzależniony. Uzależnienie zniszczy ci życie. Zrobisz wszystko, by tylko poprawić sobie samopoczucie. Jeżeli ktoś będzie chciał ci to wybić z głowy, będziesz wymyślał różne cuda, by mu udowodnić, jak bardzo ci to jest potrzebne. Za nic w świecie nie przyznasz się, że ci to szkodzi. Będziesz święcie wierzył, że ci to służy, mimo spustoszenia, jakie sieje w twoim życiu (cóż za bałamutne urojenia). W taki sam sposób uzależniamy się od środków, za pomocą których usiłu jemy uśmierzyć toksyczny wstyd. Jeżeli pęta cię wstyd, czeka cię niechybnie uzależnienie. Uzależnienie, to wierzchnia warstwa obrony przed toksycznym wstydem. "Jednym z najbardziej dostrzegalnych przejawów wstydu jest uzależnienie" - piszą Fossum i Mason. Uzależnienie pozwala ukryć wstyd, ale zarazem go nasila, wstyd z kolei podsyca uzależnienie. Co więcej, uzależnienie jest zawsze chorobą całej rodzi ny. Genogram Maxa dobitnie o tym świadczy. Zacytujmy raz jeszcze słowa Fossuma i Masona: "Uzależnienie jest podsta wowym motorem życia rodzinnego - gwarantuje ciągłość systemu, a także wstydu... Każda próba konfrontacji rodziny z problemem uzależnienia urucha mia w niej wstyd".
Uzależnienie od pokarmu i substancji chemicznych Nie od wszystkich środków poprawiających samopoczucie równie łatwo się uzależnić. Stąd tak duże zainteresowanie uzależnieniem od środków che micznych i pokarmów.
Alkohol i inne środki odurzające Niektóre środki chemiczne mają własności uzależniające. Środki odurzają ce wpływające na czynność bioelektryczną układu limbicznego (tej części mózgu, która zawiaduje emocjami), np. alkohol, silnie uzależniają. Alkohol działa również pobudzająco, ponieważ rozhamowuje. Alkohol jest środkiem chemicznym, a zarazem środkiem wpływającym na zmianę nastroju. Długo trwałe picie alkoholu prowadzi do poważnych zmian metabolicznych. Alko holizm jest procesem postępującym. Można w nim wyodrębnić szereg faz. Co do tego wszyscy badacze tego zjawiska są zgodni. Rozważa się ostatnio moż liwość istnienia dwóch typów alkoholizmu. Typ pierwszy rozwija się w opaf ciu o wrodzoną, genetycznie uwarunkowaną predyspozycję do braku toleran-
116
cji na alkohol. Typ drugi jest wynikiem długotrwałego nadużywania alkoholu, panuje natomiast powszechna zgoda co do tego, że dzieci alkoholików mają 5 lub 9-krotnie większą szansę wpadnięcia w alkoholizm niż dzieci z rodzin, w których rodzice nie piją nałogowo. Jeżeli o mnie chodzi, to zarówno babka ze strony ojca, jak i ojciec mieli chyba genetyczne predyspozycje do alkoholizmu. Mój tata miał kłopoty z pi ciem począwszy od pierwszego kieliszka. Ja też mam chyba genetyczne pre dyspozycje do alkoholizmu. Miałem kłopoty już po pierwszym kieliszku. Po raz pierwszy "urwał mi się film" w wieku 15 lat. "Urwanie filmu" to forma amnezji. Po przekroczeniu określonego progu tolerancji nie pamiętamy, co się z nami działo. "Urwanie filmu" to poważne ostrzeżenie. Informuje o dużym prawdopodobieństwie wrodzonej predyspozycji do alkoholizmu. Doniesienia z badań genetycznych z pozoru podważają tezę mówiącą, że podstawową przyczyną uzależnień jest toksyczny wstyd. Nie ośmieliłbym się twierdzić, że nie było jeszcze takiego przypadku alkoholizmu, który uwarun kowany byłby wyłącznie genetycznie, twierdzę natomiast z ręką na sercu, że sam się nigdy z takim przypadkiem nie zetknąłem. Od 22 lat jestem aktywnym członkiem społeczności powracających do zdrowia alkoholików. Sam leczy łem około 500 alkoholików, przez cztery lata kierowałem w Los Angeles pro gramem badań nad narkomanią (Palmer Drug Abuse Program), a wcześniej przez dziesięć lat byłem konsultantem tego programu. Przez wszystkie te lata nie spotkałem nikogo, kto poza uzależnieniem fizycznym nie miałby jeszcze problemów związanych z porzuceniem i uwewnętrznionym wstydem. Przypu szczam, że to samo dotyczy osób uzależnionych od innych środków, tak obniżających napięcie (środków uspokających i nasennych) jak i pobudzają cych, halucynogennych, nikotyny i kofeiny. Podobnie jak Fossum i Mason, jestem przekonany, że uzależnienie jest czymś więcej niż wąską, dającą się jednoznacznie wyodrębnić "jednostką chorobową".
Zaburzenia odżywiania się Zaburzenia odżywiania się i uzależnienia pokarmowe też są wypadkową czynników genetycznych i nieprawidłowych sposobów radzenia sobie z emo cjami. Nie ulega wątpliwości, że zaburzenia pokarmowe rozwijają się na podłożu toksycznego wstydu. Klinicyści wyodrębniają zwykle cztery kategorie zabu rzeń odżywiania się: otyłość, anoreksję, bulimię i tzw. efekt jo-jo. Uzależnienie od pokarmu: Otyłość Z danych statystycznych wynika, że co najmniej 34 miliony Amerykanów (60% kobiet i 50% mężczyzn) ma nadwagę, według definicji podanej przez Fossuma i Masona, o otyłości mówimy wtedy, gdy człowiek ma ponad 7 kilo gramów nadwagi. Ludzie zwykle "usprawiedliwiają" swoją nadwagę i odsu-
117
wają od siebie świadomość jej szkodliwych dla życia konsekwencji. Używają w tym celu silnych obronnych racjonalizacji, powołując się między innymi na zaburzenia hormonalne, czynniki dziedziczne, procesy starzenia się, ciąże i porody, styl życia, konieczność dotrzymywania innym towarzystwa przy stole i (jak często mi wmawiała moja mama) grube kości. Nie ulega wątpliwości, że otyłość jest w jakimś stopniu uwarunkowana genetycznie. Ale nikt nie potrafi powiedzieć w jakim. Ograniczę się tu wyłącznie do uwarunkowań emocjonalnych. Jane Middelton-Moz, wybitna klinicystka spod Seattle, opisała kiedyś zaobser wowaną na lotnisku scenę pokazującą prawdopodobną genezę uzależnienia od pokarmu. Na fotelu leżało 18-miesięczne dziecko. Rodzice nie zwracali na nie uwagi, ponieważ ostro się kłócili. Ilekroć dziecko się odezwało, matka wtykała mu do buzi butelkę z sokiem. Ktoś zajął miejsce obok dziecka. Dziecko się przestraszyło. Matka zaczęła szperać w torebce, znalazła kolejną butelkę, tym razem z mlekiem, i wetknęła dziecku do buzi. Rodzice mieli na oko co najmniej po 10 kilo nadwagi. Rodzice tego dziecka modelują tendencję do przejadania się. Uczą je tłumić emocje i redukować napięcie za pomocą jedzenia (Children of Trauma: Rediscouering The Discarded Self Jane Middelton-Moz). Mechanizm otyłości wynika przynajmniej częściowo z wyuczonej w dys funkcjonalnej rodzinie strategii przetrwania, strategii polegającej na dogadza niu sobie. Człowiek otyły musiał się w dzieciństwie wstydzić takich emocji, jak złość lub smutek. Dręczy go więc poczucie osamotnienia i wewnętrzna pustka. Obżera się, by wypełnić pustkę (i brzuch). Kiedy człowiek się złości, czuje ssanie w dołku. Kiedy się naje, ssanie znika. Znika też złość. Człowiek nabiera; wtedy błędnego przekonania, że ssanie w dołku wynika z głodu, a nie ze złości, która domaga się ekspresji. Ludzie otyli udają często wesołych ij szczęśliwych. Maskują w ten sposób lęk przed wstydem, jaki odczuwaliby, gdyby ujawnili głęboki smutek lub złość. Większość diet, jakie próbuje się wciskać ludziom głęboko nieszczęśliwym, to jedna wielka bujda. Dziewięćdziesiąt pięć procent ludzi stosujących dietę w ciągu pięciu lat odzyskuje utracone kilogramy. Diety, to dobry przykład jednego z największych paradoksów toksycznego wstydu. Stosując dietę i tracąc nai wadze, ma się poczucie kontroli nad problemem. Jak już mówiłem wcześniej,! kontrola to jedna z najważniejszych strategii maskowania toksycznego wstydu.! Każda kolejna warstwa procesu maskowania wstydu ma na celu kontrolowanie! tego, co na zewnątrz, by to co ukryte nie wyszło na jaw. j Gdy sam próbowałem zidentyfikować demona, którego nazywam tutaj toksycznym] wstydem, bardzo mi w tym pomógł opis mechanizmu kontroli/rozluźniania kontroli,! przedstawiony przez Fossuma i Masona w książce pt. Facing Shame. i Ryc. 3-3. pokazuje zmodyfikowaną wersję tej koncepcji. Każda ludzka ak-J tywność zawiera elementy kontroli i rozluźniania kontroli. Kiedy byłeś dziec-j
118
119
kiem i uczyłeś się utrzymywać równowagę, musiałeś sobie przyswoić umiejęt ność trzymania się i rozluźniania mięśni. Później uczyłeś się (nie każdy co prawda) bardziej złożonych form równowagi, np. potrzebnych w tańcu. W tańcu napinamy się i rozluźniamy w ściśle określonej kolejności. Najpierw uczymy się poszczególnych kroków tanecznych. Początkowo sprawia nam to trudność i wymaga świadomej kontroli. Wkrótce jednak nie musimy już sobie przypominać kolejnych kroków, po prostu tańczymy. Wykonujemy kolejne kroki w sposób zautomatyzowany. Czynność napinania i zwalniania mięśni zlewa się w jedną, płynną całość i nawet sobie tego nie uświadamiając, tańczy my już fokstrota czy walca. Kiedy zdrowy wstyd ulegnie uwewnętrznieniu, zamienia się w toksyczny wstyd, który psuje równowagę i burzy granice. Popadasz w pychę. Albo jesteś najlepszy, albo jesteś "najlepszy z najgorszych". Gdy znajdziesz się w szponach toksycznego wstydu, stajesz się nadludzki (najlepszy z najlepszych) albo niedość-ludzki (funkcjonujesz poniżej swoich możliwości). Albo jesteś kimś niezwykłym, albo jesteś nędznym robakiem. Wszystko albo nic. Albo w pełni kontrolujesz sytuację (kompulsja), albo nie kontrolujesz jej wcale (uzależnie nie). Między kompulsja a uzależnieniem istnieją wzajemne powiązania. Jedno prowadzi do drugiego. Jak piszą Fossum i Mason: "Gdy mechanizm kontroli i rozluźnienia kontroli podszyty jest wstydem, każdy z tych przeciwstawnych biegunów ulega intensyfikacji... Wstyd powoduje, że mechanizm kontroli usztywnia się, staje się bardziej wymagający, trudniej wybacza, proces zwalniania kontroli zaś przebiega bardziej dynamicznie i bardziej autodestrukcyjnie. Im silniej człowiek kontroluje, tym bardziej, dla zachowania równowagi, musi rozluźnić kontrolę, a im bardziej w stanie rozluźnienia kontroli krzywdzi innych lub siebie, tym intensywniej później wzmaga kontrolę." Ten cykl naprzemiennego wzmacniania i rozluźniania kontroli jest dobrze widoczny przy dietach. Uzależnienie jest uzależnieniem. Uzależnić się, znaczy poddać się (łac. addicere). Człowiek uzależniony obsesyjnie się czemuś pod daje i dlatego powinien zrezygnować z próby zdobycia kontroli nad nałogiem. Powinien sobie uświadomić swą bezsilność i bezradność i się poddać. Poddać się, czyli przyznać, że nie ma kontroli nad swoim nałogiem, bo na tym polega nałóg (uzależnienie). Efekt jo-jo Objawy uzależnienia od jedzenia są często niewidoczne. Osoba cierpiąca na zaburzenie zwane efektem jo-jo obsesyjnie rnyśli o jedzeniu. Samo myśle nie o jedzeniu poprawia nastrój. Odwraca uwagę. Kiedy się człowiek beZ przerwy zastanawia, czy zjeść, czy nie zjeść, odrywa się od swoich emocji-
120
Sam od wielu lat cierpię na to zaburzenie. Ma ono charakter cykliczny. Przez dłuższy czas ruszam się, przestrzegam zdrowej diety bezcukrowej, po czym (zwykle po kilku miesiącach skutecznego kontrolowania wagi) daję się skusić na pączka lub kawałek ciasta. Zazwyczaj zdarza się to podczas dłuż szych wyjazdów z domu. Właśnie wtedy czuję się najbardziej osamotniony i bezbronny. Jem, by sobie wynagrodzić długie miesiące ciężkiej pracy. Gdy już raz się dorwę do słodyczy, przechodzę do etapu rozluźnienia kon troli. Zaczynam obsesyjnie myśleć o swojej wpadce. Przerwałem dietę. Więc nie zaszkodzi jeszcze coś przekąsić. Dzisiaj sobie pofolguję, a jutro znowu przejdę na dietę. No tak, ale jutro nigdy nie nadchodzi! Im więcej jem słody czy, tym większy mam apetyt na słodycze. Nie mogę przestać myśleć o słody czach. Stało się. Straciłem kontrolę. Faza ta trwa zwykle dopóty, dopóki nie zauważę, że rosną mi piersi! Wtedy już wiem, że najwyższa pora przejść na dietę, wziąć się za gimnastykę i odstawić cukier. Jak każdy człowiek cierpiący na kompulsję/uzależnienie, nie potrafię zachować umiaru. Wszystko albo nic. Anoreksja W naszym kraju coraz więcej kobiet głodzi się dobrowolnie. Nie ulega wątpliwości, że anoreksja jest jednym z najbardziej paradoksalnych i najbar dziej groźnych dla życia zaburzeń odżywiania się. W dobrze sytuowanych rodzinach, mających córki w wieku 13-25 lat, anoreksja jest niemal normą. W niektórych drogich szkołach prywatnych osiągnęła niemal rozmiar epidemii. Anorektyczki pochodzą zwykle z rodzin zamożnych, zdominowanych przez perfekcjonizm. Rodziny zamożne często zwracają dużą uwagę na prezentację właściwego wizerunku. Osoba szanowana, należąca do klasy wyższej, musi odpowiednio wyglądać. Powinna przestrzegać następujących zasad: ciążyć do perfekcji, nie ujawniać uczuć (obowiązuje zasada, że o pewnych rzeczach się nie mówi); ojciec - kontrolujący, nieustępliwy, często tyranizujący innych; matka - obsesyjna, całkowicie bez kontaktu z własnym smutkiem i złością; małżonko wie tylko pozornie sobie bliscy, za wszelką cenę chcący dobrze wypaść; cała rodzina panicznie boi się utraty kontroli; dzieci wprzęgane są w problemy rodziców, tworzą się patologiczne przymierza międzypokoleniowe. Możliwe są najrozmaitsze kombinacje tych czynników. Anorektyczka głodzi się i traci na wadze, by przejąć kontrolę nad rodziną. Jest metaforą patologii rodzinnej. Surowo siebie kontroluje, tłumi wszelkie emocje, stara się zawsze wypaść jak najlepiej, otacza się murem pozorów. Pełni w rodzinie rolę Służącej i Kozła Ofiarnego. Im bardziej rodzice obawiają się o jej życie, tym bardziej stają się sobie bliscy. Wczesna faza uzależnienia charakteryzuje się cyklicznym obżarstwem i gło dzeniem się oraz silnym pociągiem do słodyczy. Cyklom tym często towarzy-
121
szy przesadna tendencja do gimnastykowania się oraz depresja. W miarę po stępu choroby, dziewczyna coraz bardziej się głodzi, pomagając sobie środka mi przeczyszczającymi i prowokowaniem wymiotów. Fazom głodu towarzyszą duże zmiany nastroju i stanu świadomości. Anoreksja jest skrajnym przykładem podstawowego mechanizmu toksycz nego wstydu - odrzucenia własnego człowieczeństwa. Anorektyczki gardzą swoim ciałem, odrzucają je. Rezygnują też z życia popędowego i emocjonalne go. Odrzucają całą sferę seksualną i to w sensie dosłownym - mają słabo rozwinięte piersi, nie miesiączkują. Wyrzekają się sfery emocjonalnej poprzez odmowę jedzenia. Anorektyczki stawiają jakby znak równości między pokar mem a emocjami. Wstydzą się wszelkich emocji, więc odmowa jedzenia jest formą unikania toksycznego wstydu. Córka wciągnięta jest ponadto w konflikty emocjonalne matki. Między nią a matką nie ma ostrych granic. Matka często przerzuca na córkę wypartą złość i smutek z powodu nieprawidłowych relacji z mężem. Córka czuje się przy gnieciona tymi głęboko wypartymi emocjami matki (przypomnij sobie przy kład wygłodniałych psów). Głodząc się, odmawiając jedzenia, broni się przed zalewem emocji, z którymi nie potrafi sobie poradzić. Anoreksja jest zaburzeniem bardzo złożonym i z pewnością powyższe roz ważania nie wyczerpują wszystkich jej klinicznych mechanizmów. Chcę tylko pokazać, że u podłoża tego uzależnienia leży wstyd, którym przesiąknięty jest cały system rodzinny, i towarzyszące mu obronne strategie. Wiara, że można żyć bez jedzenia świadczy o całkowitym odrzuceniu swoich ludzkich ograni czeń, jest próbą bycia nadczłowiekiem. Bulimia Anorektyczki często radzą sobie z głodem popadając w bulimię (która polega na naprzemiennym przejadaniu się i przeczyszczaniu). Bulimia nie zawsze poprzedzona jest anoreksją, ani też nie jest zaburzeniem wyłącznie kobiecym. Na bulimię cierpi również wielu mężczyzn. U podłoża tego zaburzenia u męż czyzn tkwi dążenie do utrzymania sprawności fizycznej za wszelką cenę. Wie lu mężczyzn "uzależnionych od sprawności fizycznej" prowokuje wymioty, by utrzymać młodzieńczą sylwetkę. Zdaniem Kaufmana, bulimia, bulmia/anoreksja i anoreksja z całą pewno ścią rozwijają się na podłożu wstydu. Zarówno przejadaniu się, jak i przeczy szczaniu towarzyszy toksyczny wstyd. Podobnie jak Tomkins, Kaufman uwa ża, że obżeranie się jest czynnością zastępczą. Jest substytutem niezaspokojo nych, głęboko wstydliwych potrzeb interpersonalnych. "Kiedy odczuwamy wewnętrzną pustkę, pragniemy fuzji z drugim człowiekiem, rozpaczliwie chcemy, by ktoś nas przytulił, tęsknimy za
122
r tym, by ktoś nas chciał i podziwiał, ale nie możemy tych pragnień zaspokoić, ponieważ kazano nam się ich wstydzić i dlatego stały się tabu - zaczynamy jeść." Ale jedzenie nigdy nie uśmierzy tęsknoty, a im bardziej się tej tęsknoty wstydzimy, tym więcej jemy, by zagłuszyć wstyd. Metawstyd, wstyd z powodu tego, że obżeramy się po kryjomu, jest przejawem przemieszczenia afektu. Zamiast wstydzić się siebie, wstydzimy się tego, że za dużo jemy. Działa tu ten sam mechanizm, co w otyłości. W przypadku bulimii, w fazie obżarstwa wzmaga się wstyd aż do momentu uruchomienia fazy następnej, fazy przeczyszczania się. Teraz, nie dość że się człowiek wstydzi, to jeszcze czuje do siebie obrzydzenie i pogardę. Wymioty są czymś obrzydliwym. Sytuacje emocjonalnie obrzydliwe często wywołują mdłości. Mówimy: "Rzygać mi się chce", "Nie mogę tego strawić", "Nie mogę tego przełknąć". Na poziomie świadomym, osoba cierpiąca na bulimię prowokuje wymioty, by nie utyć. Na poziomie nieświadomym, wymiotuje, by się oczyścić ze wstydu, z powodu tego, że tyle zjadła. Wymiotując, dosłownie pławi się we wstydzie. Zdaniem Tomkinsa, osoba cierpiąca na bulimię prowokuje wymioty, by zintensyfikować afekt. Chce w ten sposób doprowadzić do takiego jego nasi lenia, by można go było rozładować. Wymioty nasilają poczucie upokorzenia i wstrętu do siebie. Toksyczny wstyd sięga zenitu i wybucha. Chory czuje się oczyszczony. Jak pisze Kaufman: "Przedłużając i intensyfikując poczucie upokorzenia, doprowadza się je do takiego natężenia, że się w końcu wypala". Wielu ludzi spętanych wstydem pozornie ma dobry kontakt z własnymi emocjami. Ludzie ci wyrażają emocje bardzo intensywnie. Ale, jak zauważa Cermak, wybuchy emocji mają na celu wyłącznie redukcję napięcia emocjo nalnego. Jest to dokładnie ta sama strategia, co opisana przez Tomkinsa strate gia intensyfikacji afektu - masochistyczna strategia redukcji poprzez intensyfi kację. Intensyfikacja może też działać w przeciwnym kierunku. Można intensy fikować emocje, dopóki nie nastąpi wybuch, albo można je wyciszać, aż do stanu kompletnego odrętwienia.
Uzależnienie od uczuć Nie trzeba jeść, ani zażywać substancji chemicznych, by poprawić samo poczucie. Wspomniałem już o oszustwach emocjonalnych, o zastępowaniu emocji niepożądanej inną - usankcjonowaną przez rodzinę - emocją. Każda emocja może wejść w nałóg. Najczęściej uzależniamy się od tej formy inten sywnej złości, którą zwykło się nazywać wściekłością.
123
Wściekłość jest jedyną emocją, która nie poddaje się kontroli wstydu. Wście kłość, to w istocie złość, której kazano nam się wstydzić. Złość, podobnie jak popęd seksualny, jest formą energii emocjonalnej służącej przetrwaniu. Złość służy samoobronie. Złość jest formą energii, której celem jest ochrona siebie. Ze złości czerpiemy siłę. Gdy zmuszani jesteśmy do wstydzenia się złości, zachowujemy się jak wygłodniały pies, którego nie można już zamknąć w piwnicy. Gdy wstyd staje się głównym rysem tożsamości, zaczynamy korzystać ze złości w sposób nieprawidłowy. Wystarczy, że ktoś lub coś uruchomi w nas poczucie wstydu, a złość przechodzi we wściekłość. Ucieka z piwnicy i zaczyna nas zaciekle bronić. I robi to skutecznie. Budzi postrach w otoczeniu.
Uzależnienie od wściekłości Gdy się wściekamy, poczucie wewnętrznego rozdarcia znika. Nabieramy mocy. Wszyscy wokół kulą się ze strachu. Znika poczucie ułomności, niepełnowartościowości. Dopóki nikt nas nie powstrzyma, wściekamy się, by sobie poprawić samopoczucie. Wściekłość jest strategią z wyboru. Od wściekłości można się uzależnić. W pierwszych latach małżeństwa byłem "wściekłoholikiem". Byłem zarażo ny toksycznym wstydem, więc nie miałem granic. Moją podstawową strategią redukcji wstydu było odgrywanie miłego, opiekuńczego Taty. Pozwalałem na to, by dzieci wchodziły mi na głowę. Dla nich rezygnowałem ze wszystkich własnych potrzeb poza potrzebą uchodzenia za wspaniałego, dobrego Tatę. Aż w końcu nie wytrzymywałem. Kielich się przelewał. I wtedy wrzeszczałem, darłem się, krzyczałem na żonę i dzieci. Teraz, gdy o tym piszę, nie mogę zrozumieć jak to możliwe, bym nie zda wał sobie wtedy sprawy z tego, że zachowuję się dysfunkcjonalnie i wyrzą dzam innym krzywdę. Tylko w taki sposób umiałem bronić swoich granic, swego przepojonego wstydem wnętrza. Przestałem wrzeszczeć, gdy żona i dzieci zaczęły mi stawiać opór. Opór otoczenia nie zawsze jednak potrafi prze rwać takie zachowanie. Jeżeli ktoś nie tylko na nas wrzeszczy, ale do teg jeszcze stosuje przemoc fizyczną, należy zachować ostrożność. Ja w każd" razie przestałem się wściekać. Już od dziesięciu lat nad tym pracuję. I zapew niam was, że można przestać się wściekać. Widziałem rodziny, które rozpadały się z powodu wściekłości. Pracowałe kiedyś z rodziną, w której osobą uzależnioną od wściekłości była matka Tyranizowała rodzinę, manipulowała nią, wściekała się, by postawić na sw~ im. Ojciec wszedł w koaliq'ę z najstarszą córką, która odgrywała wobec nie rolę Zastępczej Żony. Córka, ofiara emocjonalnego kazirodztwa, nigdy ni nawiązała zdrowej relacji heteroseksualnej, mimo że ukończyła już 29 lat. R dzinę nękał też szereg innych patologii. Struktura rodziny przypominała stru
124
r turę rodziny alkoholowej. Można było w niej dostrzec wszystkie typowe dla dysfunkcjonalnej rodziny role.
Uzależnienie od smutku, strachu, stymulacji, moralności religijnej i radości Każda emocja może wejść w nałóg. Większość z nas zna kogoś uzależnio nego od melancholii, lęku, strachu. Ja sam często mam do czynienia z ludźmi "uzależnionymi" od radości. Na ich obliczu zawsze maluje się zastygły uśmiech. Nigdy się nie złoszczą. Śmieją się, gdy innym wcale nie jest do śmiechu, poru szają wyłącznie tematy radosne i wesołe, nigdy smutne. Z kolei u osób uzależnionych od religii podstawową strategią poprawy nastroju jest przekonanie o własnej wyższości moralnej. Uzależnienie od religii przybiera w naszym społeczeństwie niepokojące rozmiary. Niewykluczone, że ze wszystkich uzależnień ono właśnie jest najbardziej szkodliwe, ponieważ w tym szczególnym przypadku niezwykle trudno jest się przedrzeć przez barierę iluzji i zaprzeczeń. No bo cóż może być złego w miłości do Boga, dobrych uczynkach i składaniu własnego życia w ofierze na ołtarzu ludzkości? Pisząc te słowa, przypominam sobie jedną z moich klientek, córkę pastora. Była przeżarta wstydem do szpiku kości. Nazywała siebie "nierządnicą z Babi lonu". Ojciec - spętany wstydem, przekonany o własnej wyższości moralnej pastor - całkiem ją porzucił. Nie miał dla niej czasu, tak był zajęty zbawianiem cudzych dusz i odgrywaniem roli Tego Wspaniałego. Wiele lat później, pod czas jakiejś konferencji, miałem okazję przyjrzeć się bliżej ojcu mojej klientki (i jego opasłej żonie). Nic się nie zmienił. Wciąż był nadętym, bierno-agresywnym bufonem. To bardzo niebezpieczny typ człowieka. Chowa swój wstyd pod maską protekcjonalnej wyższości moralnej i zaraża nim swoje dzieci i uczniów. Smutek jest wiernym towarzyszem tych, którzy przeraźliwie boją się okazy wać złość. Złość ukrywa się w cieniu smutku. W rodzinach dysfunkcjonalnych trudno przewidzieć, co się za chwilę zda rzy. Osoby wychowujące się w takich rodzinach są do tego przyzwyczajone, w związku z czym nabierają czasami przekonania, że życie to jedno wielkie pasmo ekscytujących wydarzeń. Ciągłe poszukiwanie stymulacji wchodzi im w nawyk (są uzależnione od stymulacji).
Uzależnienie od wstydu Każdy, kogo spętał wstyd, jest od toksycznego wstydu uzależniony. U źródeł każdej myśli, każdego zachowania tkwi wstyd. Wszystko co robi, robi po to, by uniknąć zdemaskowania. Ani na chwilę nie może sobie pozwolić na zdjęcie obronnej maski. Toksyczny wstyd jest o wiele groźniejszy niż zgłodniałe psy
125
zamknięte w piwnicy. Przypomina raczej stado atakujących nosorożców lub ławicę rekinów-ludożerców, których ani na chwilę nie należy spuszczać z oczu.
Uzależnienie od poczucia winy Uzależnić się można również od toksycznego poczucia winy. Kto cierpi na toksyczne poczucie winy, wmawia sobie, że nie ma prawa się wyróżniać. Nie ma prawa być tym, kim jest. Toksyczne poczucie winy zmusza do bezustanne go rachunku sumienia. Dla takiego człowieka życie nie jest tajemnicą, którą należy przeżyć, jest problemem, który należy rozwiązać. Toksyczne poczucie winy zmusza do ciągłej pracy nad sobą, do wnikliwej analizy każdego zdarze nia, każdej sprawy. Nie ma chwili czasu na odpoczynek, bo zawsze jest coś do zrobienia. Poczucie winy każe ciągle się nad czymś zastanawiać. Daje złudze nie siły, gdy w istocie człowiek jest bezsilny. "Doprowadziłem mamę do cho roby psychicznej", " To przeze mnie mama jest chora" - takie deklaracje są przejawem pychy.
Uzależnienie od myśli Od myśli i aktywności umysłowej też można się uzależnić. Myśli towa rzyszą każdemu uzależnieniu. Natrętne wracanie do tego samego tematu, myślenie w kółko o tym samym, to jeden z charakterystycznych elementów cyklu uzależnienia. A i samo w sobie może wejść w nałóg. Wspomniałem wcześniej o mechanizmie obronnym zwanym "izolacją". Skupianie się na jed nej i tej samej myśli, ciągłe rozmyślanie o czymś, pozwala uciec od przykrych emocji. Od abstrakcyjnego myślenia można się uzależnić. Mam kilka dyplomów, między innymi z filozofii. Poświęciłem wiele lat studiów zgłębianiu dzieł największych filozofów. Samo w sobie jest to zajęcie dość niewinne. Ale w moim przypadku, studiowanie filozofii, a później jej wykładanie, służyły ucieczce przed emocjami. Kiedy zagłębiałem się w Sum ma Theologiae Św. Tomasza z Akwinu, Krytykę czystego rozumu Emmanuela Kanta czy traktat o pozytywizmie logicznym Wittgensteina, zupełnie nie odczuwałem toksycznego wstydu. Jedną z najczęstszych form ucieczki od wstydliwych stanów ducha jest intelektualizacja. Można się uzależnić od konkretnych odmian tej strategii obronnej. Skłonność do nadmiernych uogólnień, do rozważania wszystkiego w kategoriach uniwersalnych, przenosi człowieka na poziom tak szeroki, tak abstrakcyjny, że traci kontakt z konkretną, specyficzną rzeczywistością bezpo średniego doświadczenia. Bujanie w obłokach znakomicie chroni przed przy krymi emocjami.
126
r Roztrząsanie szczegółów Jeszcze jedną formą intelektualnej ucieczki od przykrych emocji jest roz trząsanie szczegółów idetailing). Jest to jedna z ulubionych strategii osób obsesyjno-kompulsywnych. I znów przypomina mi się jedna z moich klientek. Podczas pierwszego spotkania skarżyła się, że ludzie uważają ją za straszną nudziarę. Poprosiłem, by mi opowiedziała coś więcej na ten temat. Oto nieco zmodyfikowana wersja jej relacji. "No cóż, szykując się do spotkania z panem postanowiłam się ubrać w niebieską, jedwabną sukienkę. Zapomniałam, że zaniosłam ją do pralni. Pral nia, z której dotychczas korzystałam bardzo się ostatnio popsuła. Kiedyś świet nie czyściła i była całkiem niedroga, ale niedawno zniszczyła mojemu synowi, Bobbiemu, dwie porządne marynarki. Swoją drogą, mówiąc szczerze, bardzo trudno zmusić Bobbiego do dbania o odzież. Pod tym względem jest taki sam jak ojciec. Obaj lubią wygodę i ubierają się byle jak. Mnie to nie przeszkadza, pod warunkiem, że nie rozrzucają swoich rzeczy po kuchni. Na tym punkcie mam fioła. W kuchni muszę mieć porządek. No bo przecież spędzam tam tyle czasu. Dziś rano mąż zostawił odkręcony słoik z mączką kukurydzianą. On lubi mączkę kukurydzianą drobno mieloną, natomiast Bobby woli tę starszą markę, tę od Weingartena... pan wie, tę co można było kiedyś..." Pozwolę sobie przerwać w tym miejscu. Jeżeli do tej pory się nie pogubiłeś, zaręczam, że gdybym ciągnął ten monolog dalej, na pewno nie wiedziałbyś już o co chodzi. Po piętnastu minutach czułem, że zasypiam. Nudziłem się jak mops!!! Przerwałem klientce i delikatnie zacząłem tłumaczyć, że obsesyjnie dzieli włos na czworo. Jest to rodzaj uzależnienia. Z czasem dowiedziałem się, że miała kompletnie zwariowanego ojca. Trzy mał ją w domu na muszce do trzydziestego drugiego roku życia. Wychowała się w małym miasteczku w Zachodnim Teksasie. Ojciec był tam szeryfem. Był całkowicie bezkarny. Agresywny, fizycznie i werbalnie. Oto jego ulubione powiedzenie: "Kobieta powinna trzymać buzię zamkniętą, a nogi rozwarte". Moja klientka była ofiarą przemocy fizycznej, emocjonalnej i seksualnej. Gdy wreszcie udało jej się wyrwać z domu, mówiła bez przerwy. Ciągłe mówie nie, drobiazgowe roztrząsanie wszystkich szczegółów, chroniło ją przed roz dzierającym wstydem i osamotnieniem. Charakterystyczną cechą osób współuzależnionych jest obsesyjne rozmy ślanie. Myślenie w kółko o mężu alkoholiku, uzależnionym kochanku, dziec ku, rodzicu, pozwala uciec od własnych przykrych emocji. Miłość silnie uza leżnia. Ludzie często zamieniają jedną nieudaną miłość na następną lub tkwią kurczowo w destrukcyjnych i wyniszczających związkach. Miłość bywa bar dzo silnym mechanizmem obronnym. Od miłości można się uzależnić.
1Z7
Uzależnienie od aktywności Kolejną strategią ucieczki od przykrych emocji jest aktywność. Wyjaśniłem już, na czym polega magiczny, rytualny mechanizm obronny zwany anulowa niem. Istnieje cały szereg rytuałów, obsesyjnie powtarzanych, służących redukcji lęku przed nieakceptowanymi pragnieniami, uczuciami, popędami. Do bardziej popularnych form aktywności tego rodzaju należą: praca, ro bienie zakupów, gromadzenie rzeczy, uprawianie seksu, czytanie, hazard, sport i gimnastyka, chodzenie na mecze, oglądanie telewizji, trzymanie w domu zwierząt, opiekowanie się zwierzętami. Same w sobie te rozmaite formy ak tywności nie są uzależnieniami. Stają się nimi dopiero wtedy, gdy ich uprawia nie zaczyna powodować szkodliwe dla życia konsekwencje. Każda z nich potrafi tak człowieka wciągnąć, że zapomina o przykrych emoq'ach. Bardzo poważną formą uzależnienia jest pracoholizm. Pracoholik spędza w pracy tysiące godzin, uciekając w ten sposób od bolesnej samotności i depresji. Czytałem kiedyś o pewnym eksperymencie, w którym uczestniczyło dziesięciu dyrektorów generalnych dużych firm. Zamknięto ich na długi, czterodniowy weekend w miejscu odosobnionym. Poproszono, by przez cały okres pobytu unikali wszystkiego, co mogłoby ich oddalić od własnych emocji. Nie wolno im było czytać, pić alkoholu, palić, oglądać telewizji, rozmawiać o interesach, korzystać z telefonu, uprawiać sportów itp. Już trzeciego dnia każdy z tych dynamicznych, superskutecznych dyrektorów miał głęboką depresję. Po trzech dniach każdy wszedł w kontakt z wewnętrzną pustką i samotnością. Jak się okazało, w wielu wypadkach dzieci tych dyrektorów miały poważne kłopoty narkotyzowały się, weszły w kolizję z prawem. Ci ludzie przerzucali swoją samotność i swoje cierpienie na dzieci. Mechanizm pozostałych rodzajów uzależnienia od aktywności jest podob ny. Każda z nich pozwala uciec od cierpienia i samotności, u sedna których tkwi toksyczny wstyd. Wszystkiemu winien jest toksyczny wstyd, ta czarna dziura, która wsysa i zmusza do coraz większych sukcesów.
Uzależnienie od woli Nieakceptowane emocje potrafią zakłócić naturalną harmonię między wolą a intelektem. Aby wola mogła podejmować właściwe decyzje, konieczne jest harmonijne współdziałanie różnych funkcji intelektualnych - percepcji, oceny, rozumowa nia. Dzięki tym procesom, wola informowana jest na bieżąco o dostępnych alternatywach. Kiedy energia płynąca z emocji ulega zamrożeniu i zostaje spętana przez wstyd, funkcje intelektualne ulegają poważnemu zniekształceniu i upośledzeniu. Wola nie dostrzega już alternatywnych rozwiązań, ponieważ pozbawiona została "oczu". Ślepnie. Nie ma już dostępu do danych ułatwiających
128
dokonywanie wyborów. A bez tych danych zmuszona jest polegać wyłącznie na sobie. Wola zaczyna sama sobą rozporządzać. Przed przykrymi emocjami zaczyna chronić patologiczne uzależnienie od własnej woli (samowola). W momentach impulsywnej samowoli zanika poczucie wewnętrznego roz darcia. Człowiek czuje się w kontakcie z samym sobą, jest silny, niepodzielny. Jak zauważa Leslie Farber, "Wola się uniezależnia". Uzależnienie woli od niej samej prowadzi do destrukcyjnej dla życia samowoli. Człowiek samowolny rozporządza swą wolą do woli. Staje się egocentryczny, ma obsesję kontroli, popada w skrajności i zaczyna chcieć rzeczy niemożliwych (traci kontakt z rzeczywistością). Samowola "nie zna granic". U podstaw każdego uzależnienia tkwi samowola. Każdy człowiek uzależ niony koniec końców uzależniony jest od własnej woli. W ruchu Anonimo wych Alkoholików mówi się wtedy: "Chcę czego chcę kiedy chcę". Mówi się też, że "samowola wymknęła się spod kontroli". Uzależniając człowieka od własnej woli, toksyczny wstyd doprowadza go do duchowego bankructwa. Dlatego w leczeniu zespołów chorobowych wy wołanych przez toksyczny wstyd konieczna jest również terapia duchowa. Po lekturze powyższych wywodów można odnieść wrażenie, że każdy jest od czegoś uzależniony. Stanton Peele nazwał uzależnienia "wielkim wspól nym doświadczeniem ludzkości". Ale gdyby każdy był ofiarą uzależnienia/ kompulsji i nie było takiej rzeczy, od której nie można się było uzależnić, słowo "uzależnienie" straciłoby wszelki sens. Moim zdaniem najważniejszym kryterium uzależnienia/kompulsji jest toksyczny wstyd. Nie każdy uzależnia się od substancji odurzających, uczuć, myśli, różnych form aktywności, ponie waż nie każdy znajduje się w niewoli wstydu. Niemniej jednak, kiedy widzę, co się dzieje w naszej kulturze, naszych szkołach, kościołach, rodzinach, do chodzę do wniosku, że toksycznym wstydem dotknięte są wielkie rzesze lu dzi. Kto wie, jak wielkie? Zresztą, czy to ważne? A może dlatego tak uporczywie próbujemy precyzyjnie ustalić statystykę uzależnień, że chcemy odwrócić uwagę od wstydliwości tego zjawiska? W swojej książce Zrozumieć rodzinę powołałem się na Satir i Wegscheider-Cruse. Według wstępnych szacunków tych autorów, 96% dzisiejszych rodzin kwalifikuje się do miana rodziny dysfunkcjonalnej. Nikt, kto podaje takie cyfry, nie sili się na dokładność (no bo niby skąd wiadomo, że właśnie tyle?). Przytaczając tego rzędu dane, autorzy chcą przykuć naszą uwagę; chcą nas zaskoczyć, przerazić. Dane statystyczne dotyczące uzależnień, które podałem wcześniej są chyba w miarę dokładne. Gdyby porównywalne statystyki osiągnięto dla polio czy ospy, ogłoszonoby epidemię. W porównaniu ze statystykami uzależnień, dżuma to pestka.
Ponowne odgrywanie dawnych urazów Jeszcze inną strategią maskowania toksycznego wstydu jest paradoksalne Zjawisko zwane ponownym odgrywaniem dawnych urazów (reenactments)
129
lub "acting out". Oto kilka przykładów takich zachowań: uporczywe wchodze nie w destrukcyjne, upokarzające związki, w których człowiek krzywdzony jest w taki sam sposób, w jaki krzywdzony był we wczesnym dzieciństwie; niektóre rodzaje przestępczości; krzywdzenie własnego dziecka w taki sam sposób, w jaki samemu było się krzywdzonym w dzieciństwie; napady paniki. Aby łatwiej zrozumieć tego rodzaju zachowania, przypomnijmy raz jeszcze, czym są emocje. E-mocja, to energia w ruchu, energia, która nami porusza, ludzkie paliwo. Emocje funkcjonują na podobnych zasadach, co czerwona lampka na tablicy rozdzielczej samochodu, sygnalizująca poziom oleju: emo cje sygnalizują potrzeby, utratę czegoś, stan nasycenia. Złość daje siłę; lęk i strach pomagają lepiej różnicować; smutek leczy; poczucie winy kształtuje sumienie; wstyd sygnalizuje, że nie jesteśmy wszechmocni i jest motorem roz woju duchowego. Zawstydzanie emocji prowadzi do ich wyparcia. Wyparcie wiąże się z napi naniem mięśni i spłyceniem oddechu. Określona grupa mięśni wprzęgnięta zostaje w blokowanie energii płynącej z emocji, której się wstydzimy. Czło wiek smutny często zastyga w fałszywym uśmiechu (reakcja upozorowana). Często zdarzało mi się uśmiechać, choć naprawdę było mi smutno. Kiedy energia zostaje zablokowana, przestajemy ją odczuwać. Ale jej natura się nie zmienia, nadal jest energią. Ma swoją dynamikę. Podawałem już przykład na silania się wypartej złości. Wyparta złość przypomina opisywane przez Virginię Satir głodne psy zamknięte w piwnicy. W podanym przykładzie złość wybucha, ponieważ już dłużej nie daje się stłumić. Odgrywając ponownie dawne urazy, rozładowujemy energię płynąca z emocji. Zachowanie, które sprowokowało kiedyś w przeszłości wstydliwe zdarzenie, ulega powtórzeniu z udziałem osób zastępczych, odgrywających na nowo scenę zawstydzania.
Odgrywanie na nowo sceny wiktyrnizacji Ofiary kazirodztwa często odgrywają na nowo sceny przemocy seksualn z dzieciństwa w kolejnych związkach emocjonalnych. Ofiara przemocy seksu alnej najpierw jest wykorzystywana, potem porzucana. Komunikat, jaki o trzy muje, jest następujący: tylko wtedy ktoś cię będzie chciał, tylko wtedy be dziesz coś warta, gdy będziesz uprawiać seks. Musisz być atrakcyjna seksual nie, musisz uprawiać seks. W przeciwnym wypadku będziesz nikim. Trzydziestoletnia Leander była dobrze prosperującą kobietą interesu. M! własną agencję. Mąż uważał, że powinna rzucić pracę i zająć się rodzenie dzieci. Zawstydzał ją werbalnie, groził, że zniszczy jej firmę. Leander niena dziła męża, który cztery razy w tygodniu domagał się seksu oralnego. Lean miała kochanka. Podczas rozmowy z mężem mojej klientki szybko zorien wałem się, jaką krzywdę wyrządza żonie. Mówił o niej tak, jak się zwykł mówi o przedmiocie. Powiedział, że może sobie robić co chce pod waru
130
r kiem, że cztery razy w tygodniu będzie z nim uprawiać seks oralny i urodzi mu dziecko. Kochanek Leander był znanym kobieciarzem. Terapia ciągnęła się długo. Zanim dobiegła końca, Leander zdążyła urodzić dziecko, zrezygnować z karie ry zawodowej i zaliczyć jeszcze kilku kochanków. W końcu się rozwiodła, nie przestała jednak zmieniać kochanków jak rękawiczki. Za każdym razem wybierała dobrze ustawionego w świecie, bogatego kobieciarza (seksoholika pierwszego stopnia). Za każdym razem kochanek najpierw ją obsypywał pre zentami, następnie wykorzystywał seksualnie i na koniec porzucał. Za każdym razem Leander odgrywała na nowo sceny seksualnego wykorzystywania przez ojca-pijaka. Od połowy szóstego roku życia aż do 10 roku życia Leander, była zmusza na przez ojca do stosunków oralnych. Była jego ulubienicą. Ojciec obsypywał ją prezentami. Od nikogo innego nie zaznała w dzieciństwie miłości. Leander zachowywała się niezwykle uwodzicielsko. Sposób, w jaki się ubierała powo dował, że każdy mężczyzna mimowolnie się za nią oglądał. Z czasem zrozu miała, że uwodząc mężczyzn rozładowuje wstyd. Uwodzicielski sposób bycia służył do tego, by uzyskać kontrolę nad sytuacją, w której wcześniej była bezsilna. Był próbą poradzenia sobie z nagromadzoną rozpaczą. Kiedy kolejny mężczyzna ją porzucał, mogła sobie pozwolić na uczucia, których w analogicznych sytuacjach w dzieciństwie nie wolno jej było przeży wać. Wolno jej było bać się porzucenia; płakać; złościć się i wściekać. Odgry wając raz po raz sceny z dzieciństwa, próbowała rozładować emocje, od których się psychicznie odizolowała. Na co dzień nie miała z tymi emocjami kontaktu. Często czuła, że jest szalona. Rozładowując stłumione emocje w odgrywanych na nowo scenach z przeszłości, czuła się mniej szalona. Alice Miller nazywa przymus powtarzania "logiką absurdu". Wiele osób doświadcza podobnego przymusu, choć na ogół w sposób mniej okrutny niż w opisanym przed chwilą przypadku. Znam człowieka, który miał niedostępną emocjonalnie matkę. Żenił się cztery razy. Za każdym razem wybierał kobietę emocjonalnie niedostępną. Niezliczone przykłady tego typu przymusu powtarzania przytacza Robin Norwood w swoim bestsellerze, Kobiety, które kochają za bardzo.
Zachowania
przestępcze
Alice Miller, w książce poświęconej przestępczości, opisuje przypadek wie lokrotnego mordercy dzieci, Jurgena Bartscha. Między rokiem 1962 a rokiem 1966, Bartsch zamordował czterech chłopców. Z pewnymi drobnymi wyjątka mi zawsze działał w ten sam sposób. Najpierw wabił chłopca do opuszczone go schronu przeciwlotniczego, niedaleko domu. Biciem zmuszał chłopca do posłuszeństwa, związywał go rzemieniem rzeźniczym, pieścił jego genitalia i
131
jednocześnie się masturbował, dusił go lub katował na śmierć, rozcinał mu brzuch, patroszył, wnętrzności zakopywał. Bartsch przyznał się w sądzie, że podczas ćwiartowania trupów doznawał orgazmu. Powyższa lektura wzbudza w czytelniku oburzenie i przerażenie. Robi się od niej niedobrze. Na pewno wykryto u tego człowieka przestępcze geny, patologiczny popęd seksualny, jakieś zboczenie? Zagłębiamy się w dalszą lektu rę. Autorka opisuje szczegółowo dzieciństwo Jurgena. I coraz bardziej skłaniamy się ku tezie autorki, że przestępcze zachowanie Jurgena miało bezpośredni związek z wydarzeniami z wczesnego dzieciństwa. Jak pisze Alice Miller: "Każda zbrodnia ma swoją ukrytą historię. Można ją wyczytać ze sposobu, w jaki zbrodnię wykonano oraz z pewnych szczegółów, dotyczących okoliczności przestępstwa." Pomińmy szczegóły. Nie są nam tutaj potrzebne. Bartsch był sierotą. Został zaadoptowany. Przybrani rodzice długo szukali właściwego dziecka. Jurgen całymi godzinami, w sposób wręcz rytualny, wyszukiwał swoje ofiary. W dzie ciństwie był bity. Wielokrotnie widziano na jego ciele masywne siniaki. Ojciec był rzeźnikiem. Matka biła go w tym samym pomieszczeniu, w którym ojciec ćwiartował tusze zwierzęce. Zamykała go potem w starej piwnicy. Trwało to sześć lat. Nie pozwalano mu się z nikim bawić. Matka wykorzystywała go seksualnie. Do 12-go roku życia kąpała go sama, pieszcząc przy okazji jego genitalia. W wieku ośmiu lat został uwiedzony przez 13-letniego kuzyna. W wieku 13 lat - przez nauczyciela. Każdy szczegół jego życia odcisnął się w jego zbrodniach. Rozładowywał nagromadzoną nienawiść na małych chłopcach. Wszyscy chłopcy nosili skórzane spodenki (takie same spodenki nosił Jurgen, gdy był mały). Jurgen ćwiartował swoje ofiary nożem rzeźnickim, tak jak ojciec ćwiartował mięso, podczas gdy matka go chłostała, biła, znęcała się nad nim. Kiedy matka kończyła go bić, często całowała go namiętnie w usta. Jurgen także całował swoje ofiary. Jurgen z początku był ofiarą, potem przestępcą. Wzbudza w nas oburzenie i przerażenie. "Nasze przerażenie powinna wzbudzić przede wszystkim pierw sza zbrodnia, ta, którą popełniono w ukryciu i której nigdy nie ukarano" pisze Alice Miller. Normalną reakcją krzywdzonego dziecka jest krzyk złości i bólu. Ale nie wolno mu się złościć. Gdyby się rozzłościło, zostałoby ukarane jeszcze moc niej. Nie wolno mu również ujawniać bólu. Więc wypiera swe uczucia, utożsa mia się z agresorem, a następnie wypiera wspomnienia doznanych urazów. Traci kontakt z pierwotną przyczyną swych cierpień, z pierwotnymi uczuciami złości, bezradności, zagubienia i bólu. Więc te potężne uczucia rozładowuje na innych (popełniając przestępstwa) lub na sobie samym (wpadając w narko manię, prostytucję, chorobę psychiczną lub popełniając samobójstwo).
132
Zacytujmy jeszcze raz słowa Alice Miller: "Człowiekowi, któremu nie wolno było uświadomić sobie krzywdy, jaka go spotkała, pozostaje tylko jeden sposób opowiedzenia o niej - powtórzenie." Każdy, kto nie przepracował własnych urazów z dzieciństwa, skazany jest na powtórzenie ich na własnych dzieciach, choć na ogół odbywa się to w sposób mniej drastyczny niż w opisanym przed chwilą przypadku. W naszym Ośrodku Terapii Rodzin mamy takie powiedzenie: "Albo to oddasz, albo przekażesz dalej".
Napady paniki Dokładna analiza zjawiska zwanego przymusem powtarzania uzmysławia nam jednoznacznie, że wszystko, co człowiek robi ma sens, nawet jeżeli po stępuje nieludzko lub dziwacznie. Każdy szczegół zachowania niedokończo nego i nie przeżytego do końca ulega powtórzeniu. Ewidentnym tego przykła dem są napady paniki. Jane Middelton-Moz nazywa napady paniki oknem przerażonego dziecka. Autorka przytacza dwa przykłady napadów paniki, będących powtórzeniem wcześniejszych urazów z dzieciństwa. Pierwszy, to przypadek kobiety uprawiającej jogging. Jeżeli podczas biegu przyśpieszenie tętna przekraczało określony pułap, wpadała w panikę. Imała się wielu różnych sposobów opanowania przerażenia, ąle na próżno. Wre szcie, przy pomocy Middelton-Moz, udało jej się dotrzeć do nierozwiązanego urazu z dzieciństwa, który był powodem napadów paniki. Kiedy była mała, mieszkała w biednej dzielnicy. Często bawiła się z bratem na ulicy. Nie było to bezpieczne, ponieważ w okolicy grasowały rozmaite gangi. Pewnego razu, doszło do tragedii. Jeden z gangów zaczął gonić ją i brata. Biegła co sił w nogach i udało jej się umknąć napastnikom. Brat nato miast miał mniej szczęścia. Napastnicy dopadli go i zabili. Kiedy ta kobieta, będąc już osobą dorosłą, zaczynała biegać podczas jog gingu z tą samą prędkością, jaką osiągnęła podczas tamtej tragicznej ucieczki, wracało przerażenie tamtych dramatycznych chwil, przeżywała na nowo roz pacz, której nigdy nie przeżyła do końca. (Children of Trauma: Rediscouering the Discarded Self, Jane Middelton-Moz). Middelton-Moz opisuje też inną kobietę, trzykrotną rozwódkę. Powodem rozwodu była zawsze jej patologiczna zazdrość. Nie była z natury osobą za zdrosną. Napady zazdrości występowały wyłącznie w sytuacjach rozłąki. Kie dy mąż musiał wrócić na noc do pracy lub wyjechać służbowo, dostawała ataku paniki. Zalewała się potem, trzęsła się, była przerażona. Kiedy mąż wra cał do domu, zaczynała go histerycznie oskarżać. Następnego dnia uświada miała sobie, jak bardzo przesadziła i było jej bardzo przykro. Middleton-Moz
133
pomogła pacjentce skojarzyć paniczny lęk z pewnym epizodem z dzieciństwa. Udało się odtworzyć scenę, którą pacjentka odtwarzała podczas ataków paniki. Kiedy była mała, mieszkała na środkowym wschodzie kraju. Ojciec praco wał w pobliskim miasteczku, po drugiej stronie rzeki. Pewnego dnia, kiedy ojciec był w pracy, spadł ulewny deszcz. Rzeka wylała i ojciec przez tydzień nie mógł wrócić do domu. Matka była alkoholiczką, a w wódkę zaopatrywał ją mąż! Podczas tygodniowej nieobecności ojca, sześcioletnia wówczas pacjent ka oraz jej czteroletni brat przeżyli gehennę. Matka miała delirium tremens! Każde rozstanie z mężem uruchamiało ten nierozwiązany uraz (After The Tears, Jane Middelton-Moz, Lorie Dwinell). Ten rozdział pokazał nam, jak wielkie spustoszenie sieje uwewnętrzniony wstyd. Toksyczny wstyd dlatego jest tak potężny, że jest mroczny i tajemniczy. Wyrzućmy z siebie tego demona. Stwórzmy odpowiednie programy edukacyj ne i terapeutyczne. Połóżmy kres sytuacji, w której wstyd zatruwa kolejne pokolenia rodzin. Stać nas na to, by społeczeństwo, szkoły, kościoły odkryły twórcze sposoby przeciwstawiania się mechanizmom prowadzącym do budowania tożsamości na wstydzie. Wszczęcie takich poszukiwań jest nakazem chwili. Dzięki nim, łatwiej nam będzie zapobiegać uzależnieniom.
Część II
Rozwiązanie
Wprowadzenie:
Proces uzewnętrzniania Jeżeli chcemy uzdrowić toksyczny wstyd, musimy go najpierw wydobyć na światło dzienne. Dopóki będziemy go ukrywać, niczego z nim nie zrobimy. Jeżeli chcemy go zmienić, musimy się z nim skonfrontować. Jak mówią terapeuci: "Bez przejścia nie ma wyjścia". Konfrontacja z własnym wstydem jest zabiegiem bolesnym. Naturalną re akcją na ból jest jego unikanie. Większość neurotycznych zachowań jest wyni kiem próby uniknięcia całkiem realnego bólu. Poszukiwania łatwiejszego wyjścia z sytuacji. Taka reakcja jest całkiem rozsądna. Ale, jak powiada Scott Peck: "Podstawową przyczyną wszelkich chorób psychicznych jest... skłonność do unikania cierpienia emocjonalnego". Co do wstydu zaś, to im bardziej go unikamy, tym bardziej się nasila. Nie uda nam się zmienić "uwewnętrznionego" wstydu, dopóki go nie "uzewnętrz nimy". Zabiegi zmierzające do redukcji wstydu są proste, ale trudne. Polegają przede wszystkim na tzw. uzewnętrznianiu (externalization). Uzewnętrznić, to znaczy: 1. Wyjść z ukrycia, czyli nawiązać kontakt z innymi ludźmi, wymienić szcze rze uczucia z osobami, które dla nas coś znaczą. 2. Spojrzeć na siebie oczyma co najmniej jednego akceptującego członka naszej n o w e j , w s p ó l n e j rodziny ( p r o c e s o d z w i e r c i e d l a n i a i odwzajemniania). Odbudować "interpersonalny pomost" (zerwany kontakt interpersonalny). 3- Przejść przed 12-stopniowy program powrotu do zdrowia. 4. Pracować nad redukcją wstydu, czyli "uprawomocnić" uraz porzucenia. Opowiedzieć o nim, opisać go (odkłamać go). Pisanie bardzo ułatwia uzewnętrznienie wstydliwych doświadczeń z przeszłości, wyrzucenie z siebie emocji, wyrażenie ich, lepsze ich zrozumienie, nawiązanie z nimi kontaktu.
136
5. Wydobyć z ukrycia zagubione wewnętrzne dziecko. Należy w tym celu nawiązać świadomy kontakt z wewnętrznym, podatnym na zranienia dzieckiem, który mieszka w nas. 6. Zapoznać się ze wszystkimi odszczepionymi częściami naszego Ja. Im bardziej je sobie uświadomimy (uzewnętrznimy), tym łatwiej nam będzie je ogarnąć myślą i scalić. 7. Podjąć decyzję o bezwarunkowej akceptacji każdej części siebie. Mówić sobie: "Kocham siebie za to, że...". Bardziej asertywnie wyrażać swoje potrzeby i pragnienia. 8. Wydobyć z ukrycia nieświadome wspomnienia z przeszłości i zlepki obrazów sytuacji, w których nas zawstydzano, nauczyć się różnych sposobów ich uzdrawiania. 9- Wykonywać ćwiczenia ułatwiające lepsze uświadomienie dotychczaso wego obrazu siebie i zmianę tego obrazu. 10. Uświadomić sobie, co mówią głosy wewnętrzne, nakręcające w nas spiralę wstydu. Wykonywać ćwiczenia, mające na celu ich przerwanie, zastą pienie ich głosami nowymi, pozytywnymi, podtrzymującymi. Uświadomić . sobie, jakie sytuacje interpersonalne najczęściej uruchamiają spiralę wstydu. 11. Wypracować konstruktywne sposoby radzenia sobie z ludźmi, którzy nas krytykują i zawstydzają - trening asertywności, stosowanie technik wykorzystujących punkty zaczepienia, służących uzewnętrznieniu wstydu. 12. Nauczyć się wyciszać za pomocą modlitwy i medytacji. Poprzez modli twę i medytację skoncentrować się na Sile Wyższej, w niej szukać oparcia. Wszystkie wymienione wyżej metody uzewnętrzniania wstydu zaczerpnięzostały z najważniejszych nurtów psychoterapii. Większość metod terapeunych dąży do ujawnienia i uświadomienia tego, co ukryte i nieświadome. Aby móc te techniki opanować, musimy je ćwiczyć. Musimy je systematyczpowtarzać, bo tylko wtedy będą skuteczne. Jeśli ty będziesz pracować i (metody) będą pracować.
Przypowieść o człowieku uwięzionym w ciemnej jaskini Był sobie raz człowiek skazany na śmierć. Zawiązano mu oczy i strącono do ciemnej jaskini. Jaskinia miała sto metrów kwadratowych powierzchni. Człowiekowi powiedziano, że z jaskini jest wyjście. Jeżeli je znajdzie, będzie wolny. Wejście do jaskini zatkano głazem. Pozwolono więźniowi zdjąć opaskę z oczu i poruszać się swobodnie w ciemnościach. Poinformowano go, że przez pierwszych 30 dni będzie dostawał chleb i wodę. Po upływie tego czasu żad nego jedzenia nie będzie już dostawał. Chleb i wodę spuszczano przez nie wielki otwór w suficie, na południowym krańcu jaskini. Odległość od podłogi do sufitu wynosiła ok. 5,5m. Otwór w suficie miał ok. 30 cm średnicy. Przez otwór wpadało bardzo słabe światło, sama jaskinia spowita była w ciemno ściach. Więzień zaczął chodzić i czołgać się po omacku po całej jaskini. Co jakiś czas natrafiał na kamienie. Niektóre były całkiem duże. Pomyślał, że gdyby mu się udało usypać kopiec z kamieni i miału, na tyle wysoki by sięgnąć sufitu, mógłby powiększyć otwór i przecisnąć się przez niego. Więzień miał 1,85 m wzrostu, mógłby jeszcze sięgnąć ponad głową jakieś 60 cm, kopiec musiałby więc mieć ponad 3 m wysokości. Więzień gromadził całymi dniami kamienie i miał. Po upływie dwóch tygo dni udało mu się usypać prawie dwumetrową górę. Gdyby mu się udało w ciągu następnych dwóch tygodni podwoić tę wysokość, zdążyłby uciec, zanim ustałyby dostawy jedzenia i picia. Ale kamieni zaczynało już brakować. Przystąpił więc do wykopywania ziemi z dna jaskini. Kopał i kopał, coraz intensywniej. Kopał gołymi rękoma. Po upływie miesiąca, góra miała prawie 3 m wysokości. Gdyby podskoczył, sięgnąłby otworu w suficie. Jego siły były już na wyczerpaniu. Pewnego dnia, gdy wydawało mu się, że już lada moment dosięgnie otwo ru, spadł. Był tak osłabiony, że nie mógł się podnieść. Po dwóch dniach zmarł. Strażnicy przyszli po ciało. Odsunęli wielki głaz zamykający wejście do jaskini. Światło wypełniło wnętrze jaskini. W jego blasku widoczny był duży, około metrowy otwór w ścianie. Było to wejście do tunelu, którym można było przejść na drugą stronę góry. To o tym wyjściu poinformowano wcześniej więźnia. Otwór znajdywał się w ścianie południowej, bezpośrednio pod otworem w suficie. Wystarczyło przejść ok. 60m na czworakach, by znaleźć się na wolności. Ale więzień tak się skoncentrował na słabym świetle wpadającym przez otwór w suficie, że nie przyszło mu na myśl, że mógłby poszukać innego wyjścia z ciemności. Wolność była w zasięgu ręki, ale spowita w ciemnościach.
Rozdział 4
Proces wychodzenia z ukrycia i izolacji "Jeden człowiek to żaden człowiek" Stare porzekadło
"Tyle w nas choroby, ile tajemnic" Hasło programu terapeutycznego Człowiek zarażony toksycznym wstydem jest przeraźliwie, nieludzko sav motny. Im bardziej się izoluje, tym mniejszy ma dopływ informacji zwrotnych. Tym mniejszą ma możliwość przyglądania się jak w lustrze w oczach innych ludzi. Jak wykazał Erik Erikson, proces kształtowania się tożsamości jest za wsze procesem społecznym. Tożsamość, według Eriksona, to "wewnętrzne poczucie identyczności i ciągłości, potwierdzone i odzwierciedlone przez co najmniej jedną osobę znaczącą". Jak pamiętamy, toksyczny wstyd rozwija się ' wtedy, gdy proces odzwierciedlania przez osoby znaczące jest zniekształcony obraz nas samych, jaki nam te osoby przekazują, jest skażony. Aby wyzdrowieć, musimy wyjść z izolaqi i ukrycia. Musimy znaleźć grupę fPSób znaczących, której możemy zaufać. Niełatwo to zrobić, gdy krępuje nas wstyd. Kiedy poradzono mi, bym się zgłosił do Anonimowych Alkoholików, za cząłem rozpaczliwie szukać hipnotyzera. Przerażała mnie perspektywa odsło nięcia się przed czyimś badawczym wzrokiem. Wstyd wtedy staje się chorobli wy, gdy jesteśmy wystawieni na ciosy przedwcześnie - zbyt nieoczekiwanie łub zanim zdążyliśmy się do tego przygotować. Czujemy się bezbronni i bezsil ni- Nic więc dziwnego, że lękamy się czyjegoś badawczego spojrzenia. Ale
139
jeżeli nie skonfrontujemy się z własnym, toksycznym wstydem, nie pozbędzie my się go nigdy... musimy wyjść z ukrycia.
Znaleźć grupę wsparcia Najłatwiej wyjść z ukrycia, kiedy znajdujemy oparcie w akceptującej grupie społecznej, z którą łączy nas prawdziwa bliskość. Bliskość jest tu elementem kluczowym. Wstyd przenika człowieka do głębi, więc aby się z nim uporać, musimy nawiązać głęboki kontakt z grupą. Skrywamy pod toksycznym wstydem najgłębsze tajemnice na swój temat; toksyczny wstyd jest wyrazem naszego przekonania, że w istocie jesteśmy nic nie warci. Tak nam ze sobą źle, że nie mamy odwagi mu się bliżej przyjrzeć, a co dopiero opowiedzieć o nim komuś innemu. Ale tylko wtedy dowiemy się, że nasze przekonanie na swój temat jest błędne, gdy pozwolimy innym wypowiedzieć się na ten temat. Dzięki pomocy innych, którzy nas kochają i akceptują, i do których mamy zaufanie, zaczniemy stopniowo zmieniać przekonanie na swój temat. Okaże się, że nie jesteśmy znowu tacy źli, że inni nas kochają i akceptują. Prawdziwa miłość uzdrawia i rozwija duchowo. Jeżeli mimo czyjejś miłości nie rozwijamy się, zwykle okazuje się, że jest to miłość pozorna. Prawdziwa miłość akceptuje bezwarunkowo. Mając czyjąś bezwarunkową akceptację, akceptujemy siebie w całości, żadnej swojej części nie musimy się wyrzekać. Jeżeli chcesz być w pełni człowiekiem, musisz zintegrować wszystkie części swojego Ja, których się wstydzisz i których się wyrzekłeś. Virginia Satir pisze o pięciu pochodnych bezwarunkowej miłości: swobo dzie postrzegania, swobodzie kochania (wyboru i pragnienia), swobodzie odczuwania emocji, swobodzie myślenia i wyrażania się, swobodzie wyobra źni. Każda z nich jest przyzwoleniem na korzystanie z naturalnych ludzkich władz. Człowiek w pełni zintegrowany, akceptujący siebie, widzi to co widzi i słyszy to co słyszy, a nie to, co powinien (lub czego nie powinien) widzieć i słyszeć. Jego myśli i sposób wyrażania się są autentyczne, nieskrępowane nakazami i zakazami. Czuje to co czuje, a nie to, co mu kazano czuć. Kocha (wybiera, pragnie) to co chce, a nie to co powinien (lub czego nie powinien). Jego wyobraźnia jest niczym nie skrępowana. Miłość bezwarunkowa, która akceptuje nas takimi, jakimi jesteśmy, pozwala nam akceptować siebie takimi, jakimi jesteśmy. Akceptując siebie, przezwyciężamy wewnętrzne rozdarcie, do jakiego do prowadził toksyczny wstyd. Akceptacja siebie jest źródłem osobistej siły. Ak ceptacja siebie jednoczy nas wewnętrznie. Kiedy siebie akceptujemy, cała nasza energia jest ześrodkowana i swobodnie możemy nią rozporządzać. Kiedy sie bie nie akceptujemy, stajemy się wewnętrznie rozdarci, wypowiadamy sobie wojnę. Kiedy siebie nie akceptujemy, wyobcowujemy się od samych siebie.
140
Zużywamy wiele energii na ukrywanie siebie przed samym sobą. Niewiele zostaje na uporanie się ze światem. Kiedy siebie akceptujemy, funkcjonujemy w pełni sprawnie. Toksyczny wstyd rozwinął się w kontaktach z bliskimi, więc do jego uzdro wienia też są potrzebne kontakty z bliskimi. To bardzo ważne. Jeżeli chcemy uzdrowić toksyczny wstyd, musimy zdobyć się na odwagę i nawiązać kontakt z kimś, kto nas nie będzie zawstydzał. Nie ma innej drogi. Nawiązanie dialogu, znalezienie wspólnoty - to dopiero początek pracy naprawczej. Ale bez nawiązania z kimś bliskiego kontaktu nie ma co zaczynać. Zdecydowanie największe sukcesy w uzdrawianiu ludzi spętanych toksycz nym wstydem mają grupy stosujące metodę Dwunastu Kroków. Pamiętaj! U podstaw wszelkich uzależnień tkwi toksyczny wstyd. Ruch Dwunastu Kro ków powstał dzięki odwadze dwojga ludzi, którzy odważyli się wyjść z ukry cia. Jeden alkoholik (Bill W.) zwrócił się do drugiego alkoholika (Doktora Boba). Jeden się drugiemu zwierzył z tego, jak bardzo siebie nienawidzi. Zga dzam się ze Scottem Peckiem, kiedy twierdzi, że decyzja tych dwojga, by wyjść z ukrycia, była jednym z najbardziej przełomowych wydarzeń naszego stulecia. Program Dwunastu Kroków zawsze realizowany jest w grupie. Najpierw musi się zebrać grupa. Jesteśmy z natury istotami społecznymi, więc bez odpowiedniego konte kstu społecznego nie znajdziemy szczęścia, ani spełnienia. Można to sformuło wać inaczej. Każdy człowiek ma potrzebę kochania i bycia kochanym. Potrze bujemy innych, potrzebujemy również, by inni nas potrzebowali. Są to podstawowe potrzeby człowieka. Bez ich zaspokojenia nie można być w pełni człowiekiem. Jeżeli chcemy uleczyć wstyd, musimy podjąć ryzyko i przyłączyć się do grupy. Musimy być gotowi odsłonić siebie. W ruchu AA wymaga się od alko holika, by na mityngach przedstawiał się w sposób następujący: "Nazywam się X. Jestem alkoholikiem". Nazwanie swego podstawowego problemu po imieniu jest warunkiem powrotu do zdrowia. Przedstawiając się w ten sposób, człowiek przyznaje, że jest bezsilny i bezradny. Przyznaje, że stanął twarzą w twarz ze swoim wstydem i się poddał. Akt poddania się jest kluczem do zrozumienia paradoksalnej prawdy, że tylko przegrywając, mamy szansę wygrać. Amerykanie wyznają filozofię suk cesu, więc trudno im to zrozumieć. Jak większość praw duchowych, i to pra wo kryje w sobie paradoks. Aby móc się w życiu odnaleźć, trzeba się najpierw zatracić. Dla człowieka spętanego wstydem brzmi to banalnie. Jeżeli chcemy odnaleźć w sobie żywotne, cenne jądro własnego jestestwa, musimy zrezygno wać z fałszywego, urojonego obrazu siebie, odrzucić mechanizmy obronne. Pod przykrywką neurotycznego wstydu kryje się podatne na zranienie, wrażliwe
141
J a . Jeżeli chcemy odnaleźć światło, nie powinniśmy unikać mroku. W zakamarkach toksycznego wstydu ukrywa się nasze prawdziwe Ja. Bez śmierci nie ma życia, bez ciszy nie ma dźwięku, bez rozluźnienia uchwytu nie ma możliwości przytrzymania się, bez ciemności nie ma światła. Nic nie robi na człowieku takiego wrażenia, jak widok oceanu zalewającego czystą, białą plażę w słoneczne południe. Kierujemy wzrok ku horyzontowi i jesteśmy oczarowani. Ale gdyby tylko do tego świat się sprowadzał, nigdy nie ujrzelibyśmy innego, równie spektakularnego widoku: rozgwieżdżonego nieba w przejrzystą noc. Aby można było ujrzeć gwiazdy, musi zapaść ciemność. Przytoczona na wstępie tego rozdziału przypowieść jest adaptacją historyj ki, która krąży wśród terapeutów. Jej treścią jest typowo ludzkie zachowanie. Zawsze szukamy rozwiązań w miejscach oczywistych. Nigdy nam nie przycho dzi do głowy, że być może wyjście spowite jest w ciemnościach. A tylko w mroku można znaleźć wyjście z toksycznego wstydu.
Czym się kierować przy poszukiwaniu grupy Poczucie intymności znaleźć można zapewne w wielu różnych grupach, nie tylko w grupach realizujących program Dwunastu Kroków. Można go szu kać w Kościele. Wielu ludziom udało się odnaleźć atmosferę bliskości i akcep tacji w grupie psychoterapeutycznej lub w terapii indywidualnej. Oto kilka najważniejszych spraw, na które należy zwrócić uwagę. * Grupa nie może oceniać, ani zawstydzać. Decydując się na wejście do grupy pamiętaj, że zawsze możesz ją opuścić, gdyby zbytnio ingerowała w twoją prywatność lub okazywała brak akceptacji. * Grupa nie może funkcjonować w sposób autorytarny, muszą w niej obowiązywać zasady demokracji. Tylko w takiej grupie każdy może się czuć sobą i ma prawo do własnej odmienności. Osoba spętana wstydem nigdy czegoś takiego dotychczas nie doświadczyła. * Lider grupy powinien modelować zdrowy wstyd. Nie może się zachowywać "bezwstydnie" (autorytarnie, perfekcjonistycznie, rygorystycznie). Postępowanie lidera powinno być spójne z tym, co głosi. Lider powinien postępować jak przewodnik, który wyprzedza grupę o kilka kroków i mówi, co ją czeka za następnym zakrętem. * Większość ludzi głęboko zawstydzonych odczuwa potrzebę taktownego dotykania i przytulania. Innymi słowy, nikt nie ma prawa przytulać ciebie bez twojej zgody. Grupa musi szanować twoje granice. Grupa powinna być miejscem, w którym dowiadujesz się, że jeżeli chcesz, by cię ktoś przytulił, musisz o to poprosić i że zanim ktoś cię przytuli, powinien ciebie zapytać, czy się na to zgadzasz. ' Większość z nas odczuwała we wczesnym dzieciństwie wielki niedosyt pieszczot i przytulania i bardzo z tego powodu cierpi. Zanim dziecko
142
nauczy się mówić, formą nawiązywania z nim kontaktu interpersonalnego są pieszczoty, przytulanie itp. Niemowlęta pozbawione pieszczot i bliskiego kontaktu z osobą dorosłą umierają na chorobę sierocą. Marcel Geber, członek specjalnej komisji ONZ badającej skutki niedoboru białka u dzieci ugandyjskich, stwierdził ze zdumieniem, że dzieci te w okresie niemowlęcym i wieku żłobkowym osiągają wyższe wskaźniki rozwoju umysłowego niż jakiekolwiek inne dzieci na świecie. Jak się okazało, matki tych dzieci stale je nosiły na rękach. Ciało dziecka było w ciągłym kontakcie z ciałem matki i w ciągłym ruchu. * I wreszcie, grupa musi stwarzać warunki do pełnej ekspresji wszelkich emocji. Jest to najważniejszy element dynamiki procesu grupowego. Każdy członek grupy musi mieć swobodę niepohamowanej, pełnej ekspresji uczuć, a zwłaszcza wstydu, ponieważ wstyd hamuje wszelkie pozostałe emocje z wyjątkiem złości. Ale, jak już mówiłem, złość człowieka spętanego wstydem zamienia się we wściekłość i jest przygniatająca. Kiedy istnieje możliwość s w o b o d n e j ekspresji emocjonalnej, uczucia dotychczas zablokowane stopniowo dochodzą do głosu. Chroniczny wstyd prowadzi do psychicznego odrętwienia. Na początku bardzo trudno jest człowiekowi wejść w kontakt ze swoimi uczuciami. Czuje się przytłoczony, zagubiony. Zanim poczuje się lepiej, musi najpierw poczuć się gorzej. Najważniejsze jednak, by w ogóle zaczął coś odczuwać. To, co czujemy w danym momencie, pozwala się czegoś dowiedzieć o sobie. Kiedy emocje tłumimy, tracimy ze sobą kontakt. Przystępując do nauki rozpoznawania i wyrażania emocji, lepiej się zanad to nie spieszyć. Nie mogliśmy się tego nauczyć wcześniej, ponieważ w dys funkcjonalnej rodzinie, w której się wychowywaliśmy, obowiązywała zasada <"trzymania języka za zębami" i brakowało odpowiednich wzorców. Z począt ku nasze emocje mogą nam się wydawać obce, straszne, wręcz przygniatające. ^Niektórzy muszą się nieźle napocić, zanim zaczną coś odczuwać. Na początku tfużsam fakt nauHązania kontaktu z własnymi emocjami łagodzi wstyd. Kiedy możemy komuś opowiedzieć o tym, co czujemy, dopuszczamy tym samym do głosu świadomość własnej bezbronności. Uzewnętrzniamy skrywany dotychczas {Wstyd. Wychodzimy z ukrycia. Robert Firestone, w książce zatytułowanej The Fantasy Bond (Iluzoryczna więź), pisze, że bez autentycznej przyjaźni i więzi z grupą nigdy nie nauczymy się funkcjonować w sposób w pełni ludzki. Przeciwieństwem przyjaźni i życia w grupie jest iluzoryczna więź. Każde uzależnienie, każdy neurotyczny zwią zek, jest formą iluzorycznej więzi, przejawem wycofania się z życia, egocentry zmu. Kto tak żyje, żyje w sposób nieludzki. Żyć naprawdę i rozwijać się można tylko w dialogu i wspólnocie z innymi.
Rozdział 5
Dwanaście Kroków umożliwiających przekształcenie toksycznego wstydu w zdrowy wstyd "Program Dwunastu Kroków jest dziś chyba najdynamiczniej rozwijającym się ruchem na świecie" Keith Miller Sin: Ouercoming The Ultimate Addiction
Program Dwunastu Kroków uratował mi życie. Nie potrafię więc obiektyw nie ocenić, w jakim stopniu nadaje się do uzdrawiania toksycznego wstydu. Nikt dziś nie wątpi, że program Dwunastu Kroków jest skuteczny w leczeniu uzależnień. Skoncentruję się więc na wyjaśnieniu, w jaki sposób, moim zdaniem, może być pomocny w uzdrawiania toksycznego wstydu. W Kroku 1 stwierdzamy. "Przyznajemy, że jesteśmy bezsilni wobec (tu wymieniamy konkretne uzależnienie) i nie radzimy sobie z życiem". W tym kroku mowa jest o najważniejszym aspekcie każdego wyrosłego ze wstydu syndromu - o jego funkcjonalnej autonomii. Ilustracją tego zjawiska jest stare porzekadło na temat alkoholu: Człowiek sięga po kieliszek. Kieliszek sięga po butelkę. Butelka sięga po człowieka.
144
Alkohol uzależnia chemicznie. Toksyczny wstyd jest wynikiem uwewnetrznienia wstydu narzuconego z zewnątrz. Raz uwewnętrzniony, toksyczny wstyd uzależnia tak samo jak substancja chemiczna. Drugie zdanie Kroku 1 zwraca uwagę na funkcjonalną autonomię kompulsji/uzależnień. W grupie wsparcia, którą prowadzę dla osób z kompulsjami/uzależnieniami, często powtarzamy, że toksyczny wstyd jest bytem samoistnym, że działa niezależnie od naszej woli. Jesteśmy wobec toksycznego wstydu bezsilni. Każdy, kto próbuje zerwać z nałogiem, doszedł w swoim życiu do punktu zwrotnego, ponieważ nie mógł dłużej znieść cierpienia, jakiego zaznał z powodu tego nałogu. Dzięki cierpieniu, uświadomiłem sobie, że jestem bezsilny i bezradny. Mia łem tylko jedno wyjście - przestać się ukrywać, poddać się. Musiałem stanąć twarzą w twarz ze swoim wstydem i cierpieniem. Cierpiałem tak dotkliwie, że gotów byłem na wszystko. Kiedy wreszcie przyznałem się, że cierpię, ujawnie nie bólu, smutku, samotności i wstydu nie sprawiało mi już kłopotu. A tego właśnie się bałem. Kiedy przyznałem się wreszcie, jak bardzo jest mi źle, ujrzałem w oczach słuchaczy akceptację i miłość. Zacząłem siebie akceptować. Zacząłem odbudowywać interpersonalny pomost. W Kroku 2 mowa jest o tym, że powinniśmy zaufać sile potężniejszej niż my sami: "Wierzymy, że siła potężniejsza od nas samych może nas uzdrowić". Przytoczyłem wcześniej opis Upadku z Księgi Rodzaju. Jak wynika z tego opisu, toksyczny wstyd, który Adama spętał, doprowadził do zerwania czterech różnych związków: związku z Bogiem; związku z samym sobą; związku z bratem i bliźnimi (Kain zabił Abla); związku ze światem (przyrodą). Program 12 Kroków pomaga te związki odbudować. Proces odbudowy zaczyna się w Kroku 2 od akceptacji siły potężniejszej od nas samych. W Kroku 3 mowa jest o tym, że: "Postanawiamy oddać się w ręce Boga, jakkolwiek byśmy Go nie rozumieli". Siła Wyższa nazwana została Bogiem, ale każdy rozumie Boga po swojemu. Znałem człowieka, który swoją Siłę Wyższą umieścił w dębie. Któregoś dnia przybiegł zaaferowany na mityng i oznajmił: "Przed chwilą ścięli moją Silę Wyższą!". Program 12 Kroków nie narzuca swoim członkom żadnego określonego pojęcia Boga. Odbudowa zerwanego związku z Bogiem ma ogromną moc uzdrawiającą. Toksyczny wstyd jest chorobą woli. Gdy wola jest chora, popada w pychę. Im bardziej człowiek spętany wstydem chowa się za obronnymi maskami, tym bardziej robi się "bezwstydny". Ukrywa swe pomyłki za zasłoną perfekcjoni zmu, kontroli, oskarżeń, krytyki, pogardy itp.... Człowiek bezwstydny udaje, Ze jest Bogiem. Ta zrodzona z pychy zabawa w Boga prowadzi do duchowej katastrofy. Do duchowego bankructwa. W Kroku 2 i 3 odbudowana zostaje • podstawowa zależność od Siły Wyższej. Człowiek unurzony w toksycznym wstydzie utracił wiarę w prawo do zależności. Powodem tej niewiary jest niezaspokojenie potrzeb zależnościowych w dzieciństwie w wyniku traumatycznego porzucenia. Gdy człowiek
145
zawierza Bogu swoją wolę i swoje życie, przywraca sobie prawo do zależno ści. Chodzenie na mityngi i zaufanie innym jest przejawem odwagi - człowiek odważył się znowu na kimś polegać. Zdrowy wstyd jest przyzwoleniem na bycie człowiekiem. Być człowiekiem, to mieć wrodzone ograniczenia. To być śmiertelnym, odczuwać potrzeby, popełniać błędy. Zdrowy wstyd przypomina nam, że nie jesteśmy Bogiem i że naprawdę potrzebujemy pomocy. Pierwsze trzy Kroki pozwalają przywrócić właściwy stosunek do Tego, kto dał nam życie. Przyznając się do własnej bezsilności i bezradności, wierząc, że siła od nas wyższa pomoże nam wrócić do zdrowia, wyrzekając się kontroli i zawierzając swoją wolę Bogu, jakkolwiek byśmy Go nie rozumieli - uzdrawia my wstyd i znajdujemy oparcie w swoim podstawowym człowieczeństwie. Rezygnujemy z bezwstydności, chorej iluzji kontroli, odgrywania Pana Boga. Kroki 1-3 pomagają wrócić do ludzi, pogodzić się z myślą, że więź z grupą jest nam potrzebna, że jesteśmy z natury ograniczeni. Scott Peck podał kiedyś następującą definicję choroby psychicznej i zdrowia psychicznego: choroba psychiczna, to unikanie rzeczywistości za wszelką cenę; zdrowie psychiczne, to pogodzenie się z rzeczywistością bez względu na cenę. Kroki 1-3 pozwalają wrócić do rzeczywistości. W Kroku 4 mowa jest o tym, że "wnikliwie i bez obawy robimy rachunek sumienia". W tym Kroku przystępujemy do odnowy stosunków ze sobą i z bliźnimi (związku drugiego i trzeciego w przekazie biblijnym o upadku człowieka). Broniąc się przed wstydem, wzdragaliśmy się przed odsłonięciem się przed kimkolwiek. Co gorsza, baliśmy się odsłonić nawet przed samym sobą. Jak już mówiłem, człowiek spętany wstydem utracił kontakt z samym sobą. Jest wya lienowany. Odbudowując stosunki z Bogiem, jakkolwiek byśmy Go nie rozumieli, i odsłaniając się szczerze i bezbronnie przed grupą, odnawiamy związek z sa mym sobą. Widząc odbicie siebie w szczerych, kochających oczach bliźnich, uczymy się akceptować siebie. Proces ponownego spotkania z samym sobą jest procesem powolnym, stopniowym. Dopiero po dwóch latach uczestnictwa w programie 12 Kroków zdecydo wałem się zrobić rachunek sumienia (Krok 4). Nie ma w tym nic złego. Każdy przechodzi do kolejnych Kroków w swoim tempie. Większość programów dwunastostopniowych gorąco zaleca nowym człon kom znalezienie sponsora. Sponsorem powinien być człowiek w miarę zdrowym emocjonalnie, u którego proces zdrowienia jest już zaawansowany. Sponsor modeluje zdrowe zachowanie i pełni wobec osoby realizującej swój własny program rolę stanowczego przewodnika.
146
Zanim mogłem przystąpić do rachunku sumienia, musiałem się uporać z pierwszymi trzema Krokami. Moja obronna intelektualizacja była bardzo silna. Byłem profesorem. Skończyłem trzy fakultety - psychologię, filozofię i teologię. Wykładałem kiedyś wszystkie te przedmioty na uniwersytecie. Raziła mnie prostota programu Dwunastu Kroków. Jednym z charakterystycznych elementów mojej obronnej fasady było odgrywanie roli spostrzegawczego intelektualisty, który dostrzega, jak przeraźliwie złożonym zjawiskiem jest ludzkie cierpienie. Piłem, by zagłuszyć tę świadomość. Jak już mówiłem przy innej okazji, była to jedna wielka bujda na resorach, subtelny kamuflaż, za którym ukrywałem swoje urojenia i zaprzeczenia. Abraham Low, twórca ruchu Recouery (Powrót do Zdrowia), dal mi kiedyś ważną lekcję. Powiedział mianowicie, że intelektualizacja problemów jest zabiegiem złożonym, ale łatwym, natomiast praca nad problemami jest zabiegiem prostym, ale trudnym. Spętani wstydem intelektualiści uwielbiają dyskutować, uwielbiają wszystko komplikować. Kiedy zdobyłem się wreszcie na to, by wyznać swoje grzechy, okazało się, że większość z nich wynika z picia i ze strachu. Zrozumiałem, że wszystkie moje problemy biorą się z poczucia niższości. Wtedy jeszcze nie rozumiałem mechanizmów wstydu. Wszystkie moje grzechy brały się z toksycznego wstydu. Robiąc rachunek sumienia, zrozumiałem, że moim podstawowym proble mem jest moralność, a nie amoralność. Kiedy po raz pierwszy próbowałem sporządzić listę swoich grzechów, umieściłem na niej długą wyliczankę niemo ralnych zachowań. Mój sponsor pomógł mi zrozumieć, że nieustannie roztrzą sam swój upadek moralny. Stale siebie spostrzegam albo jako kogoś nadludzkie go (wyjątkowego), albo jako kogoś nie-dość-ludzkiego (nędznego robaka). Ten sposób widzenia siebie wynikał z pychy. Nie potrafiłem dostrzec w sobie po prostu człowieka. Starałem się być bardziej ludzki niż jestem (a więc bezwstydny). Wyszedłem na człowieka nie-dość-ludzkiego (przepojonego wstydem). Człowiek, by być w pełni moralny, musi mieć sprawnie funkcjonującą wolę (swobodę wyboru). Każdy akt moralny wymaga rozumu, zdolności oceny, zdolności podejmowania decyzji. Myślę, że ludzie zarażeni toksycznym wsty dem znajdują się dopiero we wstępnej fazie rozwoju moralnego, ponieważ wolna wola nie funkcjonuje u nich jak należy. Fałszywe Ja nie korzysta ze wszystkich przyrodzonych człowiekowi władz umysłowych, z czego nie wynika, że człowiek przepojony toksycznym wstydem nie wyrządza innym całkiem realnej krzywdy. Ja ze swej strony na pewno krzywdziłem innych całkiem realnie. W Kroku 4 wziąłem na siebie odpowiedzialność za wyrządzone zło, ale jednocześnie zrozumiałem, na czym polega mój podstawowy problem. Kilka lat później, po głębszym zrozumieniu mechanizmów toksycznego wstydu, wróciłem do tego Kroku jeszcze raz. I wtedy zrozumiałem, że mój wstyd wyni ka w 95% z problemów związanych z porzuceniem. Kiedy sobie to uświado miłem, gotów byłem coś z tym zrobić. Świadomość, że wstyd, jaki w sobie
147
nosimy, w większości został nam "podrzucony" przez innych, pozwala spoj rzeć na siebie bardziej optymistycznie. Pamiętaj, że z chwilą, gdy zakończy się proces uwewnętrzniania wstydu (przyjmujemy go na własność), tracimy wszelką nadzieję, czujemy, że straciliśmy już wszelki wpływ na to, jacy jesteśmy. Cóż bowiem można poradzić na to, że jesteśmy z gruntu bezwartościowi, ułomni że jesteśmy całkowitą pomyłką? Krok 4 pozwala człowiekowi dostrzec szansę zaradzenia złu, jakiego się dopuścił. W Kroku 4 rozpoczyna się proces uzdrawiania toksycznego wstydu. Na tej kanwie może się teraz wykształcić zdrowe poczucie winy. Krok 5, 6 i 7 mówią o tym, że "Szczerze wyznajemy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi, nasze winy" (Krok 5), "Jesteśmy w pełni gotowi pozwolić Bogu, by naprawił wszystkie nasze wady charakteru" (Krok 6), "Pokornie prosimy Boga, by odpuścił nasze winy" (Krok 7). Omawiam te trzy Kroki łącznie, po nieważ każdy z nich jest częścią procesu wyrzeczenia się kontroli i pychy. Każdy jest krokiem w kierunku przyjęcia odpowiedzialności za swoje życie i wyrzeczenia się kontroli. Każdy jest aktem nadziei. W Kroku 5 wychodzimy z ukrycia. Przyznajemy się do wstydu. Zwierzamy się z niego Bogu i bliźniemu (opisujemy dokładnie nasze grzechy). Moim zdaniem, ten Krok nie tylko sprzyja lepszemu uświadomieniu grzechów, pomyłek, czasem zbrodni; pomaga też zrozumieć, że powodem naszych przewinień były defekty charakteru, tuszujące wstyd. Wyznając swoje grzechy, dopuszczamy do głosu bolesny wstyd i odsłaniamy się przed otoczeniem. Pozwalamy innym zobaczyć, jak źle nam było ze sobą. Przestajemy udawać, niczego już nie ukrywamy. Krok 6 jest aktem wiary i nadziei. Akceptujemy siebie już na tyle, by uwie rzyć, że Bóg naprawi nasze wady charakteru. A przynajmniej nie boimy się już o to poprosić, ponieważ wierzymy, że mamy prawo oprzeć się na czymś lub na kimś potężniejszym od nas samych. Zrezygnowaliśmy już z pełnego pychy złudzenia kontroli i z zabawy w Boga. Bez Boga sobie nie poradzimy. Potrze bujemy pomocy, wiemy o tym, prosimy o nią. Prośba o naprawę wad opiera się na założeniu, że jesteśmy tego godni. W Kroku 7 pokornie prosimy Boga, by odpuścił nam nasze winy. Pokora, z jaką o to prosimy świadczy o przywróceniu zdrowego wstydu. Wiemy, że zbłądziliśmy. Jesteśmy ludźmi i (jak każdy człowiek) popełniliśmy wiele błę-, dów. Ale wierzymy również, że można temu zaradzić. Możemy się zmieniać, | rozwijać. Możemy wyciągnąć wnioski z cierpienia i nieszczęść, które były naszym • udziałem. Po wykonaniu tego Kroku wrócił zdrowy wstyd. Zdrowy wstyd pozwolił mi uznać swoją winę. Poczucie winy kształtuje sumienie. Człowiek bezwstyd ny pozbawiony jest sumienia. To sumienie nam mówi, że zbłądziliśmy, że sprzeniewierzyliśmy się wyznawanym przez nas wartościom. Poczucie winy' motywuje do zmiany. Człowiek winny boi się kary i pragnie naprawić wyrzĄ'
148
dzone zło. Człowiek zawstydzony pragnie, by go ukarano. Kiedy udało mi się już nawiązać kontakt ze swoim poczuciem winy i swoim sumieniem, zapra gnąłem naprawić krzywdy, które wyrządziłem. Kroki 5-7 przywracają zerwaną łączność z samym sobą. Akceptujemy siebie już na tyle, by otwarcie przyznać, co złego zrobiliśmy. Na tyle już sobie ufamy, że nie boimy się prosić naszą Siłę Wyższą o pomoc. Jesteśmy już gotowi wziąć na siebie odpowiedzialność, naprawić krzywdy, pójść naprzód, rozwinąć się. W Krokach 8 i 9 staramy się naprawić zło, które innym wyrządziliśmy: "Sporządzamy listę wszystkich tych, których skrzywdziliśmy i wyrażamy goto wość naprawienia krzywd" (Krok 8), "O ile to tylko możliwe, naprawiamy krzywdy bezpośrednio, chyba że mogłoby to zaszkodzić danej osobie lub komuś innemu" (Krok 9). Pora teraz przejść do trzeciej zerwanej więzi, o której mowa w biblijnym przekazie o Upadku - więzi z innymi ludźmi. Jedną z najgorszych konsekwen cji toksycznego wstydu jest niezdolność do intymności. Bezpośrednim powo dem tej niezdolności jest głęboka nieszczerość tkwiąca u podstaw toksycznego wstydu. Ten, którego Ja jest zafałszowane, który wiecznie się ukrywa i pełen jest tajemnic, nie może sobie pozwolić na szczerość w kontaktach z innymi ludźmi. A poza tym, jak już mówiłem, człowiek spętany wstydem zawsze wiąże się z ludźmi sobie podobnymi. Hokeista rzadko się przyjaźni z zawodowym brydżystą. W każdym z tych sportów obowiązują bowiem inne zasady. Szukamy ludzi funkcjonujących według tych samych zasad co my. s Co do mnie, nie ulega wątpliwości, że w kontaktach z kobietami byłem tajemniczy, nieszczery i manipulatorski. Krzywdziłem kobiety, ponieważ trak towałem je przedmiotowo, jak zabawki. Okłamywałem, kochałem, a następnie porzucałem. Członkowie mojej grupy AA mówili mi, że traktuję kobiety okrutnie. Na początku programu poinformowali mnie, że w trakcie jego trwania nie powi nien się spotykać z kobietami. Zasada ta obowiązuje w większości grup reali zujących Program Dwunastu Kroków. Nie jest ona egzekwowana bezwzglę dnie i niejeden udany związek zawiązał się na mityngu. Ale toksyczny wstyd jest poważnym zagrożeniem dla tego typu kontaktów. Zwykle zaleca się ucze stnikom, by przez kilka lat unikali wchodzenia w bliskie związki emocjonalne. Ja tymczasem, już na samym początku programu powrotu do zdrowia za cząłem się spotykać z kobietami. A ponieważ byłem dorosłym dzieckiem alkoholika o całkowicie patologicznej strukturze osobowości, zawsze wybiera łem sobie kobiety poważnie zaburzone. Współczułem im. One bardzo szybko dawały się wciągnąć w moje neurotyczne manipulacje, dzięki czemu czułem się silny i mocny. Z czasem ich rozpaczliwa zależność zaczynała mi coraz bardziej ciążyć i je porzucałem. Postępowałem z nimi bardzo nieuczciwie i bardzo okrutnie. Z niewielkiego skaleczenia potrafi się czasem wywiązać roz-
149
legła, gnijąca rana. Kiedy grupa dała mi do zrozumienia, że traktuję kobiety okrutnie i wyładowuję na nich swoją bierno-agresywną wściekłość, całkowicie zbaraniałem! Dopiero po wielu latach zrozumiałem, że w sposób niezwykle destrukcyjny, bierno-agresywny, rozładowywałem w kontaktach z kobietami swą złość do matki. Tak długo odgrywałem swoje role, że nawet wykrywacz kłamstwa nie byłby w stanie stwierdzić, że sam siebie okłamuję. Były też inne ofiary, ofiary protekq'onalizmu i ułatwiania. Studenci, na których przerzucałem swój wstyd, zasłaniając się sutanną perfekcjonizmu i świętości. Najbardziej ucierpiał mój brat. Kiedy studiowałem w seminarium duchownym, przygotowując się do święceń kapłańskich, traktowałem swoje obowiązki seminarzysty niezwykle rygorystycznie. Potrafiłem klęczeć nieprzerwanie przez sześć godzin z rzędu, starając się o to, by nie drgnął mi ani jeden mięsień. Byłem niezwykle krytyczny, zarówno wobec siebie samego, jak i wobec bliźnich i rodziny. W stanie upojenia alkoholowego byłem bardzo agresywny. Niszczyłem sprzęty, nie szanowałem cudzych granic, ani praw. Zadaniem poczucia winy jest motywowanie do naprawienia wyrządzonych krzywd. Poczucie winy kształ tuje sumienie, zmusza do naprawienia krzywdy i do bycia lepszym człowie kiem. Kroki 10-12 służą podtrzymaniu nawiązanych ponownie więzi. Krok 10 mówi: "Robimy systematycznie rachunek sumienia i natychmiast przyznajemy się do popełnionych błędów"; Krok 11, że: "Poprzez modlitwę i medytację staramy się doskonalić świadomy kontakt z Bogiem, jakkolwiek byśmy Go nie rozumieli, modląc się jedynie o to, by Bóg nam wyjawił, czego dla nas pragnie i dał nam siłę temu sprostać"; a Krok 12, że: "Dzięki tym Krokom doznaliśmy duchowego przebudzenia, postarajmy się więc nieść tę nowinę innym i przestrzegać tych zasad we wszystkim, co robimy". Krok 11 utrwala i pogłębia więź z Bogiem. Sprzyja nawiązaniu z Nim świa domego kontaktu. Związek z Nim jest autentyczny. Zatoczyliśmy pełne koło wyszliśmy od zerwanych relacji z rodzicami, którzy nas porzucili i wszczepili nam wstyd, a skończyliśmy na przyjaźni z Bogiem, jakkolwiek byśmy Go nie rozumieli. Krok 10 pomaga podtrzymać kontakt z samym sobą, ze zdrowym wstydem, który nam przypomina, że błądzimy i błądzić będziemy. Mając trwały kontakt z naszą ludzką naturą i wynikającymi z niej ograniczeniami, uczymy się akceptować siebie. Przyznając się do błędów, przyznajemy się tym samym do tego, że jesteśmy podatni na zranienia i śmiertelni. To nas chroni przed pychą i bezwstydem. W Kroku 12 dowiadujemy się,' że celem, a zarazem końcowym efektem, Programu 12 Kroków jest duchowe przebudzenie. Że toksyczny wstyd, wraz ze wszystkimi jego maskami, prowadzi do duchowego bankructwa. Toksycz-
150
ny wstyd jest mordercą dusz. Prowadzi do alienacji, pozbawia życia wewnętrz nego i w e w n ę t r z n e g o spokoju. Każdy spętany wstydem człowiek tęskni za autentyczną ciszą wewnętrzną i autentyczną samotnością. Człowiek dojrzały d u c h o w o nie boi się ciszy i samotności. Cisza i samot n o ś ć uspokajają, są źródłem błogości. Życie d u c h o w e toczy się w ludzkim wnętrzu. Nie m o ż n a go dostąpić w świecie zewnętrznym. Życie d u c h o w e s a m o w sobie jest nagrodą, nie szuka poza sobą niczego. Kiedy uda n a m się już osiągnąć stan wewnętrznego uspokojenia i nawiązać świadomy kontakt z samym sobą, uczucie to wypełnia nas bez reszty. Prawda i miłość zawsze dążą do dobra i transcendencji. Starożytni filozofowie zaliczali dobro, prawdę, p i ę k n o i miłość do transcen dentalnych form istnienia. Krok 12 zachęca do niesienia dobrej nowiny tym braciom i siostrom, którzy nadal ukrywają się za maskami toksycznego wstydu. Nawołuje do przestrzega nia d u c h o w y c h zasad bezwzględnej uczciwości i służby innym we wszystkim co robimy. N a m a w i a do wcielania s ł o w a w czyn, do życia z g o d n e g o z głoszonymi zasadami, do tego, by pouczając innych, s a m e m u p o s t ę p o w a ć zgodnie z własnym nauczaniem. Nakłania do tego, by własnym życiem d a w a ć świadectwo autodyscyplinie w miłości i szacunkowi dla innych i zachęcać innych do naśladownictwa. Pokazując innym, że się s a m e m u o d b u d o w a ł o więź z Bogiem, sobą i bliźnimi, pokazujemy im tym samym, że jest jakieś wyjście. Jest jakaś nadzieja.
Rozdział 6
Jak oswobodzić zagubione wewnętrzne dziecko Ja także prawdopodobnie nigdy nie wyzwoliłabym się z pułapki, jaką jest przymus osłaniania rodziców... gdyby nie to, że udało mi się nawiązać kontakt ze swoim Wewnętrznym Dzieckiem. Zjawiło się, gdy byłam już niemłoda, prosiło, bym pozwoliła mu opowiedzieć swój sekret... stałam więc w otwartych drzwiach... bojąc się, jak to osoba starsza, ciemności... nie mogłam jednak zatrzasnąć drzwi i pozostawić je własnemu losowi, póki nie umrę... Podjęłam decyzję, która miała poważnie zaważyć na moim życiu... postanowiłam zaufać tej niemal autystycznej istocie, która przetrwała w osamotnieniu przez tyle dziesięcioleci. Alice Miller Pictures of Childhood W książce Zrozumieć rodzinę opisałem szczegółowo trzy odrębne fazy, przez które sam przeszedłem w trakcie procesu redukcji i uzewnętrzniania wstydu. Fazy te przedstawione są w sposób obrazowy na ryc. 6.1. Faza pierwsza, to faza powrotu do zdrowia. Dzięki wsparciu grupy oraz temu, że posłużyła mi jako pełne życzliwości lustro, w którym mogłem się przeglądać, odzyskałem poczucie własnej wartości. Odważyłem się wyjść z ukrycia i odsłonić swe wstydliwie skrywane Ja. Dzięki życzliwej akceptacji grupy poczułem się lepiej. Nawiązałem ponownie kontakt z samym sobą. Nie byłem już osamotniony, wewnętrznie wyalienowany. Dzięki grupie oraz in nym, ważnym dla mnie osobom, odtworzyłem zerwany kontakt z ludźmi. W procesie zdrowienia dochodzi do zasadniczej zmiany zachowania. Jeden rodzaj zachowania zastąpiłem innym. Przestałem pić i izolować się od innych. Zacząłem się dzielić swoimi doświadczeniami, poczuciem siły, nadziejąZacząłem z ludźmi rozmawiać i mówić im, co czuję. Nawiązałem kontakt z
152
r własnymi uczuciami. Zawierzyłem siebie swojej nowej rodzinie. Ale jeszcze we mnie tkwiło zależne, zawstydzone dziecko, które w nowej grupie szukało opieki i ochrony, którą dają zwykle rodzice. Mniej się wstydziłem, ale jednak się wstydziłem. Świadczyło o tym sztywne przywiązanie do pewnych zachowań, a także problemy w bliskich kontaktach z kobietami. Nadal miałem skłonność do kobiet, które mnie potrzebowały i nie potrafiłem odróżnić miłości od litości. Wchodziłem w związki, w których odgrywałem rolę ratownika, kobiety zaś uzależniały się ode mnie i postrzegały jako osobę wszechmocną. Zacząłem pracować po dwanaście godzin dziennie łącznie z sobotą. Coraz więcej paliłem, objadałem się słodyczami. Bez wątpienia udało mi się zatrzymać groźną dla życia chorobę zwaną alkoholizmem. Mniej się wstydziłem. Bardziej siebie akceptowałem. Ale nadal byłem kompulsywny, targały mną popędy. Nie byłem jeszcze wolny. Aby się uwolnić, musiałem przepracować swoje relacje z rodziną pierwotną. Dorosnąć i opuścić dom. Jak powiedział kiedyś Fritz Perls: "Życie polega na przejściu od stanu, w którym zmuszeni jesteśmy polegać na pomocy otoczenia do stanu samowy starczalności." Życie polega na uniezależnieniu się. Do tego potrzebny jest zdrowy wstyd. Przyjęcie odpowiedzialności za własne życie. Rodzice byli słabymi wzorami do naśladowania i nas porzucili. Dlatego nasza tożsamość została zbudowana na wstydzie. Z braku autentycznego Ja, trzymaliśmy się kurczowo rodziców w poczuciu iluzorycznej więzi z nimi, albo obwarowaliśmy się wysokim murem, by nikt nas nie mógł skrzywdzić. Te wczesne doświadczenia odcisnęły piętno na wszystkich późniejszych bliskich związkach. Werner Erhard, twórca kierunku terapeutycznego "est" powiedział kiedyś: "Dopóki nie zerwiemy więzi z rodziną pierwotną, nigdy nie uda nam się do końca z nikim związać". Odejść z domu znaczy przeciąć pępowinę, która nas łączy z rodzicami. A ponieważ wstyd, który nas dręczy, powstał przede wszy stkim w kontaktach z rodzicami, odejście z domu ma bardzo poważny wpływ na redukcję wstydu.
Odejście z domu Na czym to polega? J a k to zrobić? Odejście z domu, to drugi etap podróży w kierunku wewnętrznej integracji. Nazywam go Fazą Odkrywania. Główne zadanie, jakie staje przed człowie kiem w tej fazie, to nawiązanie kontaktu z cierpiącym, opuszczonym dziec kiem wewnętrznym, które zostało odtrącone wiele lat temu. Dziecko jest tą naszą częścią, w której gromadzi się zablokowana energia płynąca z emocji. Kiedy nas w dzieciństwie poważnie skrzywdzono, ta energia uległa bardzo silnemu zablokowaniu. Jeżeli więc chcemy nawiązać ponowny kontakt ze
153
154
zranionym, cierpiącym dzieckiem, musimy się cofnąć do czasów dzieciństwa i przeżyć na nowo uczucia, które zostały wtedy stłumione. Zablokowanie emocji poważnie upośledza zdolność myślenia i rozumowa nia. Zawęża pole widzenia. Zakłóca zdolność prawidłowego odbioru sytuacji i oceny określonych wydarzeń w życiu osobistym. (Co ciekawe, zablokowanie emocji nie upośledza myślenia spekulacyjnego, abstrakcyjnego). Z chwilą, gdy zdolność prawidłowej oceny rzeczywistości ulega wyłącze niu, wola, która jest organem wykonawczym osobowości, traci zdolność do strzegania alternatyw i oparcie w rzeczywistości. Zaczyna się panoszyć, zamie nia się w samowolę. Człowiek samowolny jest owładnięty pychą i nieokiełzna nym dążeniem do kontrolowania wszystkiego. Samowola, to ostatnia z serii katastrof, do których prowadzi toksyczny wstyd. Człowiek samowolny udaje, że jest Bogiem; samowola, to wola, która wymknęła się spod kontroli. Istnieje tylko jeden sposób uwolnienia zdolności prawidłowego myślenia i wyleczenia się z kompulsji - powrót do stłumionych emocji i ponowne ich przeżycie. Trzeba przeżyć jeszcze raz te sytuaq'e, które doprowadziły do za blokowania emocji. Trzeba re-edukować i skorygować niezaspokojone po trzeby wczesnodziecięce. Trzeba odbyć żałobę z powodu utraconego dzieciństwa. Przyczyną naszych kompulsji są stłumione emocje (lub nie przeżyta do końca żałoba). Albo odreagujemy stłumione emocje, albo będziemy skazani na ich ciągłe powta rzanie. Bywa, że kierujemy je przeciwko sobie, wpadając w depresję lub po pełniając samobójstwo, lub też rzutujemy na innych za pomocą rozmaitych strategii zrzucania z siebie winy. Jeżeli chcemy się wyleczyć z kompulsji, musimy opuścić dom i stanąć na własnych nogach. Mimo że zacząłem wracać do zdrowia, nie opuściłem je szcze domu. Nie dotarłem do źródeł toksycznego wstydu. Nie przepracowa łem swych najwcześniejszych urazów. Nie uporałem się z rodziną.
Praca nad urazami wczesnego dzieciństwa Każdy, kogo dręczy toksyczny wstyd, wychował się w patologicznej rodzi nie. Dzieci wychowywane w tego typu rodzinach bombardowane są bodźca mi w takim tempie, że nie potrafią sobie z nimi poradzić. Urazy związane z porzuceniem, bez względu na rodzaj, wzbudzają rozpacz, blokując jednocze śnie możliwość jej rozładowania. Przyglądałem się niedawno na lotnisku pewnemu mężczyźnie i jego małej córeczce. Siedziałem akurat u fryzjera, on siedział obok, na sąsiednim fotelu. Bez przerwy dziecko strofował. W pewnym momencie wygarnął jej, że spra wia mu same kłopoty, zupełnie tak samo jak matka. Domyśliłem się, że żyje z żoną w separacji albo się z nią rozwiódł. Wychodząc od fryzjera, mężczyzna wymierzył dziewczynce kilka klapsów. Dziewczynka rozpłakała się. Uderzył ją
155
jeszcze raz, a następnie zaciągnął do cukierni i kupił loda, żeby się uspokoiła. Ta dziewczynka, choć jeszcze bardzo mała, już wie, że nikt jej nie kocha, że to wszystko przez nią, że nie jest człowiekiem, że nikt się nie będzie liczył z tym, co czuje, za to ona ponosi odpowiedzialność za to, co czują inni. Mogę się tylko domyślać, że nie ma żywej duszy, która by przy niej usiadła, pozwoliła się wypłakać i powiedziała, że jej smutek jest w pełni uzasadniony. Dziecko wychowujące się w zdrowej, porządnej rodzinie, tak jak każdy, doznaje rozmaitych urazów, ale jednocześnie uzyskuje zapewnienie, że przy krość, jaką z tego powodu odczuwa jest w pełni uzasadniona. Alice Miller powtarza wielokrotnie, że "to nie urazy z dzieciństwa są przy czyną zaburzeń emocjonalnych, lecz niemożność ich wyrażenia". Kiedy dziecko zostaje odtrącone - zaniedbane, wykorzystane, wplątane w neurotyczne potrzeby rodziców - cierpi, czuje się skrzywdzone i jest oburzo ne. Dziecku trzeba pokazać, że ma prawo cierpieć. Trzeba mu pokazać, jak rozładować nagromadzone emocje. Trzeba mu dać na to odpowiedni czas i zapewnić wsparcie. Żadne dziecko, które zostało odtrącone przez rodziców, nie rozwinęłoby w sobie toksycznego wstydu, gdyby miało życzliwego sprzy mierzeńca, kogoś, kto mógłby "uprawomocnić" jego cierpienie i dać mu czas na uporanie się z nim. Znałem kiedyś pewną zdrową rodzinę, w której ojciec uległ na terenie domu poważnemu wypadkowi. Sześcioletni synek tego mężczyzny bawił się akurat w ogródku, kiedy usłyszał potężny huk. Pobiegł do ojca i zobaczył, że krwawi i jest ranny. Przeraził się. Ojciec kazał mu zadzwonić po pogotowie. Sąsiadka zaopiekowała się chłopcem, dopóki matka nie wróciła z pracy. Chło piec był w szoku. Matka zaprowadziła go do terapeuty dziecięcego. Chłopczyk bał się wejść do piwnicy, w której wybuchł kocioł. Był zły na matkę za to, że nie było jej wtedy w domu. Gniewał się na ojca za to, że wyjechał (do szpitala). Chłopczyk chodził przez kilka miesięcy na terapię, gdzie podczas symbo licznej zabawy odreagowywał nagromadzone emocje. Rodzice cieszyli się, że dziecko ma okazję wyrazić złość, którą wobec nich odczuwa. (Gdyby byli spętani toksycznym wstydem, nie pozwoliliby mu na ekspresję złości). Kiedy podczas terapii chłopiec zaczął pracować nad strachem, który odczuwał przed wejściem do piwnicy (w której zainstalowano tymczasem nowy kocioł), pod trzymywali go na duchu. Dzielili się z nim swoimi własnymi odczuciami.
Potwierdzenie trafności uczuć Istnieje kilka warunków, które trzeba spełnić, aby móc skutecznie zakoń czyć proces wychodzenia z rozpaczy. Człowiek musi uzyskać potwierdzenie, że uraz związany z porzuceniem w dzieciństwie jest realny, a nie urojonyJedną z najbardziej szkodliwych konsekwencji toksycznego wstydu jest to, że nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo jesteśmy smutni i źli. Nie odczuwa-
156
my rozpaczy, która w nas siedzi. Na przeszkodzie stoją fałszywe Ja i mechani zmy obronne. Te same mechanizmy obronne, którym zawdzięczamy prze trwanie w dzieciństwie, paradoksalnie przeszkadzają nam teraz w rozwoju. Jak powiedział kiedyś Fritz Perls: "Nic się nie zmieni póki nie stanie się tym, czym jest". Musimy się dogrzebać do zaskorupiałego żalu. Pamiętam, jak kiedyś moja babka ze strony ojca śmiała się ze mnie, bo dostałem histerii, kiedy ojciec oznajmił, że idzie się upić. Ojciec pokłócił się właśnie z mamą i wyszedł z domu wściekły, przysięgając, że idzie się schlać. Rozpłakałem się i wkrótce całkowicie przestałem nad sobą panować. Babka mnie wyśmiała i powiedziała, że powinienem się wstydzić. Nazwała mnie mazgajem i kazała wziąć się w garść. Nigdy tego nie zapomnę. Tłamsiłem w sobie ten żal przez wiele lat.
Wsparcie Wiadomo, że żal mija samoistnie pod warunkiem, że ktoś nam w tym pomoże. I w tym tkwi cała tragedia. Jane Middelton-Moz kiedyś napisała: "Wiemy, że smutek jest jedynym problemem na świecie, który mija samoistnie, pod warunkiem, że człowiek znajdzie odpowiednie wsparcie" (Jane MiddeltonMoz i Lorie Dwinell, Ąfter the Tearś). Przewlekły smutek bierze się stąd, że nie ma nikogo, kto mógłby potwier dzić realność tego uczucia i zapewnił wsparcie. Nikt nie powinien być skazany na smucenie się w samotności. Miliony z nas, dorosłych dzieci, próbowało to robić. Zasypialiśmy, zanosząc się od płaczu, z głową wciśniętą w poduszkę lub zamknięci w łazience. Niewyrażony żal jest podstawową przyczyną zespołu stresu pourazowego. Żołnierze powracający z frontu mają szereg pokrewnych objawów: napady paniki, poczucie psychicznego odrętwienia, nadwrażliwość na hałasy, deper sonalizacja, wzmożona potrzeba kontroli, koszmarne sny i zaburzenia snu. Wspólnym mianownikiem tych wszystkich objawów jest poczucie nierealno ści. Dzieci z rodzin patologicznych mają podobne objawy. Wszystkie są po chodną stłumionego żalu.
Emocje związane z "przepracowywaniem żalu" Człowiek potrzebuje nie tylko potwierdzenia trafności uczuć i wsparcia. Musi też mieć możliwość przeżycia emocji, których wcześniej nie wolno mu było przeżywać. W procesie "przepracowywania żalu" ujawniają się takie emocje, jak złość, skrucha, uraza, przygnębienie, smutek, osamotnienie. Proces "przepracowywania żalu" jest "pracą psychiczną", pracą którą trzeba wykonać. Trwa ona dłużej lub krócej w zależności od tego, jak silny był uraz. Aby doprowadzić tę pracę do końca, potrzeba czasu. W rodzinach dysfunkcjonal nych zawsze brakuje czasu.
157
W naszym Ośrodku Terapii Rodzin w Houston prowadzimy warsztat po święcony "pracy nad urazami z dzieciństwa". Trwa on cztery i pół dnia. Posłu gujemy się listą ról rodzinnych, aby łatwiej zrozumieć, jak doszło do utraty autentycznego Ja i utknięcia na poziomie Ja fałszywego. Kiedy człowiek zrozu mie, że zamordowano w nim duszę, rozpoczyna proces żałoby. Czasami jest tak silnie spętany wstydem, że nie potrafi wejść w kontakt ze swoimi emocjami. W takich wypadkach pomaga mu terapeuta. W miarę nawiązywania kontaktu z prawdziwymi, autentycznymi uczuciami, wstyd zaczyna ustępować. Po zakończeniu warsztatu, człowiek dalej pracuje nad swoim żalem, nieraz przez kilka lat. Istnieje wiele innych metod pracy nad urazami z dzieciństwa. Bez tej pracy nie można się pozbyć stłumionego żalu, ani towarzyszących mu konsekwencji - przymusu powtarzania i kompulsywnego stylu życia.
Doświadczenie korektywne Proces przepracowania żalu polega na przeżyciu na nowo urazu z prze szłości oraz na wyzwoleniu zagubionego wewnętrznego dziecka i jego po nownej integracji z Ja. Jednym z podstawowych źródeł toksycznego wstydu jest niezaspokojenie normalnych dla okresu rozwojowego potrzeb zależnościowych. Trzeba więc uświadomić sobie ponownie te potrzeby. Każda faza rozwoju jest inna, ma własne, specyficzne potrzeby i własną dynamikę. Niemowlę potrzebuje przede wszystkim bezwarunkowej miłości i "lustra". Potrzebuje zapewnień, typu: "Cieszę się, że tu jesteś. Witaj na świecie. Tak się cieszę, że jesteś chłopcem (dziew czynką). Chcę być blisko ciebie, trzymać cię w ramionach, kochać ciebie. Akceptuję twoje potrzeby. Poświęcę tyle czasu ile trzeba, by je zaspokoić". Oczywiście z początku rodzice powinni to wszystko komunikować dziecku niewerbalnie. Zaczerpnąłem te afirmacje z książki Pam Levin, Cycles Of Power. Podczas warsztatów poświęconych przepracowywaniu żalu, najchętniej pracuję z niewielką grupą (6-8 osobową). Grupa tworzy koło, jedna osoba siada w środku. Osoba siedząca w środku ustawia pozostałe osoby w takiej odległości od siebie, w której czuje się najwygodniej. Niektórzy chcą, by ich trzymać na rękach i kołysać. Inni wolą delikatne głaskanie. Jeszcze innym taka bliskość zagraża. Każdy sam ustala granice kontaktu. Kiedy osoba pracująca nad swoim żalem wyda już grupie odpowiednie dyspozycje, puszczamy taśmę z kołysanką. Grupa wypowiada osobie siedzą cej w środku przytoczone wcześniej afirmacje, jednocześnie ją dotykając, gła szcząc lub siedząc obok. Kiedy osoba siedząca w środku słyszy słowa, których nie usłyszała w dzie- ' ciństwie, a których tak bardzo potrzebowała, zwykle zaczyna szlochać. Te j
158 i
osoby, które były w dzieciństwie Zagubionymi Dziećmi, szlochają bardzo in tensywnie. Słowa chwytają za samo serce. Po zakończeniu ćwiczenia następuje omówienie. Zawsze staram się praco wać z grupą mieszaną, by osoba pracująca nad swoim żalem mogła usłyszeć głosy zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Często okazuje się, że szczególną przy jemność sprawił jej jeden głos, ten, którego nigdy nie słyszała w dzieciństwie. Zdarza się też, że jakiś głos nie budzi zaufania. Tak się dzieje na przykład wtedy, gdy osoba ta była wykorzystywana w dzieciństwie przez ojca lub mat kę. Każde z tych doświadczeń - poczucie wspólnoty z grupą, afirmacje, dotyk, wsparcie - działa korektywnie. Istnieje też wiele innych sposobów zaspokojenia niezaspokojonych w dzie ciństwie potrzeb. Bardzo przydatny jest przyjaciel, który zapewni wsparcie fizyczne (przytuli, pogłaszcze) oraz nakarmi (np. zaprosi do restauracji). Bar dzo dobry efekt dają również przyjemne doznania skórne, np. ciepła kąpiel, owijanie się ciepłym kocem, masaż. Przechodzimy następnie do potrzeb charakterystycznych dla dziecka dwutrzyletniego. Powtarzamy cykl ćwiczeń w grupie. Jedną z najważniejszych potrzeb dziecka w tym wieku jest potrzeba odrębności. Osoba pracująca siada tym razem poza grupą, ale nie za daleko. Zwykle proszę ją, by wróciła do okresu dzieciństwa, nad którym teraz pracuje i spróbowała sobie wyobrazić siebie z tamtego okresu. Wygłaszam afirmacje typu: "Wolno ci chodzić gdzie chcesz i badać otoczenie. Wolno ci się oddalić ode mnie. Nie opuszczę cię. Wolno ci testować swoje granice. Wolno ci się złościć, dostać ataku wściekło ści, powiedzieć nie. Wolno ci to wszystko robić, wolno ci to robić po swojemu. Jestem tutaj. Nie musisz się śpieszyć. Możesz poświęcić na to tyle czasu, ile zechcesz. Wolno ci ćwiczyć trzymanie za rączkę i puszczanie się rączki. Nie opuszczę cię." Kiedy już każdy kilkakrotnie wysłuchał wszystkich afirmacji, przechodzimy do omówienia ćwiczenia. Często dochodzi wtedy do ekspresji bardzo silnych emocji. Ludzie przypominają sobie sytuacje, w których zostali w dzieciństwie porzuceni, sytuacje dawno zapomniane. Niektórzy przystępują do dalszej pracy nad nieprzepracowanym żalem. W ramach warsztatu przechodzimy przez wszystkie kolejne fazy rozwoju, łącznie z okresem dorastania. Okres dorastania jest okresem szczególnie waż nym. Wiele osób doświadczyło w tym okresie bardzo bolesnego porzucenia i wstydu. Przypomnij sobie Arnolda. Proszę zwykle każdego, by napisał list do rodziców (lub jednego z nich), i wyliczył w nim wszystkie niezaspokojone w dzieciństwie potrzeby. Wayne Kritsberg prosi swoich klientów, by napisali list ręką, której nie używają na co dzień. I ja czasem tak robię. Pisząc ręką niedominującą, łatwiej się wczuć w sytuację dziecka. Podczas odczytywania listu w grupie wyzwalają
159
się bardzo silne emocje. Kiedy dana osoba przeczyta już swój list, proszę grupę, by przekazała jej informacje zwrotne na temat opisanych tam, niezaspokojo nych potrzeb. Pod koniec warsztatu proszę każdego uczestnika, by spotkał się ze swoim Zagubionym Dzieckiem. Nie potrafię nawet opisać, jak silny efekt wywołuje to ćwiczenie. Przygotowałem kilka kaset z nagraniami jego przebiegu. Nie da się tego opisać słowami. Przytoczę tylko ogólny zarys medytacji, z której korzysta my podczas tego ćwiczenia. Możesz ją sobie nagrać, a potem odtwarzać. Spróbuj puścić sobie w de taśmę z piosenką Daniela Kobiałki, "Going Home" (Powrót do domu).
Medytacja: Spotkanie z Zagubionym Wewnętrznym Dzieckiem Usiądź prosto. Odpręż się i skoncentruj na oddechu... Skup się przez kilka minut na oddechu... Skup się na powietrzu, które wdychasz i wydychasz... zwróć uwagę na różnicę między powietrzem, które wdychasz i powietrzem, które wydychasz. Skoncentruj się na tej różnicy... (jedna minuta). Wyobraź sobie teraz, że schodzisz z wysokich schodów. Schodź powoli, a ja będę liczył od dziesięciu w dół. Dziesięć... (dziesięć sekund). Dziewięć... (dziesięć se kund). Osiem... (dziesięć sekund) itp. Kiedy już zejdziesz na sam dół, skręć w lewo i wejdź w długi korytarz. Na prawo masz drzwi. Na lewo masz drzwi. Na każdej parze drzwi namalowany jest kolorowy znak... (jedna minuta). Skieruj wzrok na koniec korytarza. Widzisz tam silne światło... Przejdź przez to pole świada i cofnij się w czasie do ulicy, przy której mieszkałeś, zanim skończyłeś siedem lat. Przejdź tą ulicą do domu, w którym wtedy mieszkałeś. Zwróć uwagę na dach, na kolor ścian, okien, drzwi... Z domu wychodzi małe dziecko... Jak jest ubrane? Jakiego koloru ma buciki? Podejdź do dziecka... Powiedz mu, że jesteś postacią z jego przyszłości... Powiedz mu, że wiesz lepiej niż ktokolwiek inny, przez co przeszło... Przez jakie cierpienia, dowody porzucenia... upokorzenia... Powiedz mu, że jesteś jedyną osobą na świecie, której nigdy nie utraci. A teraz zapytaj, czy chciałoby z tobą pójść do twojego domu. Jeżeli powie, że nie, powiedz, że jutro znowu je odwiedzisz. Jeżeli powie, że chce z tobą pójść, weź je za rękę i zacznij się oddalać. Zaczynacie się oddalać. Wtem widzicie, że z domu wychodzi mama i tata... Machnij im ręką na pożegnanie. Oddalając się, zerknij przez ramię. Postacie taty i mamy robią się coraz mniejsze i mniejsze. W końcu znikają całkowicie... Skręć w boczną uliczkę. Widzisz, że czeka tam na ciebie twoja Siła Wyższa, czekają najbliżsi przyjaciele. Uściskaj ich wszystkich, wpuść swoją Siłę Wyższą do serca... A teraz odejdź i obiecaj swemu dziecku, że codziennie będziesz się z nim przez pięć minut spotykać. Wyznacz sobie określoną porę spotkań. Podejmij zobowiązanie, że zawsze będziesz się z nim o tej porze spotykał. Trzymaj swoje dziecko za rączkę-
160
pozwól, by się skuliło do rozmiarów twojej ręki. Schowaj je sobie do serca... A teraz przejdź w jakieś cudowne miejsce na dworze... Stań pośrodku i zastanów się nad tym wszystkim, co się przed chwilą wydarzyło. Nawiąż łączność duchową ze sobą, ze swoją Siłą Wyższą, z całym światem... A teraz skieruj wzrok ku niebu; biało-różowe obłoki układają się w kształt cyfry pięć... Piątka przechodzi w czwórkę... Czujesz ciepło w stopach, nogach... Czwórka zamienia się w trójkę... Czujesz ciepło w brzuchu, w ramionach. Trójka przechodzi w dwójkę; czujesz ciepło w dłoniach, twarzy, całym ciele. Za chwilę całkiem się obudzisz. Będziesz mógł działać w pełni świadomie. Dwójka przechodzi w jedynkę. Jesteś w pełni obudzony. Nie zapomnij tego przeżycia... Poszukaj fotografii siebie z dzieciństwa, najlepiej sprzed siódmego roku życia. Schowaj je do portfela albo do torebki. Postaw sobie na biurku, by ci przypominało o dziecku, które w tobie mieszka. Jak wynika z wielu badań, w każdym z was mieszka takie w pełni rozwi nięte dziecko. To ono jest w tobie najbardziej żywotne, najbardziej spontanicz ne. Nie zapominaj o nim. Niech ci stale towarzyszy.
Jak zaspokoić w wieku dorosłym niezaspokojone potrzeby z dzieciństwa Potrzeby z dzieciństwa odzywają się przez całe życie. Ilekroć przystępuje my do jakiegoś nowego przedsięwzięcia, dają o sobie znać potrzeby okresu niemowlęcego. Kiedy już się trochę oswoimy z nowym otoczeniem, odzywają się potrzeby z 2-3 roku życia. Chcemy teraz lepiej poznać otoczenie, ekspery mentować. Nasze dzieci, przechodząc przez kolejne okresy rozwojowe, sty mulują w nas potrzeby z dzieciństwa. Mamy więc okazję, już będąc ludźmi dorosłymi, zadbać o zaspokojenie potrzeb z kolejnych etapów rozwoju. W wieku dorosłym możemy świadomie aranżować sytuacje umożliwiające zaspokojenie potrzeb. Kiedy byłem dzieckiem, cierpiałem na brak opieki ojcowskiej. Dzisiaj mam grupę przyjaciół (mężczyzn), która daje mi wsparcie i jest dla mnie źródłem informacji zwrotnych. Nauczyłem się korzystać z tego, co mi dają inni. Dziecko jest wiecznie nienasycone. Im człowiek dojrzalszy, tym bardziej się cieszy z tego, co ma. To, co daje mi grupa przyjaciół, potrafię teraz traktować jako przejaw ojcowskiej troski. Jeżeli któryś z moich przyjaciół okazuje mi szczególną troskę, traktuję to jako przejaw opieki ojcowskiej. Podob nie interpretuję inne wydarzenia życiowe. Będąc dorosły, mogę zaspokajać swoje potrzeby w sposób bardziej specyficzny: być dla siebie dobry, szanować siebie, odnosić się do siebie życzliwie.
161
Potrzeba dotarcia do Wewnętrznego Dziecka potrzebą uniwersalną Każdy na swej drodze ku dojrzałej integracji musi odnaleźć w sobie Wewnętrzne Dziecko. Nikt nie miał doskonałego dzieciństwa. Każdy dźwiga na swoich barkach nierozwiązane, nieuświadomione problemy przodków. Wyprawa, której celem jest odnalezienie Wewnętrznego Dziecka, wymaga bohaterstwa. Podróż ku pełni dojrzałego człowieczeństwa wymaga heroicznej odwagi. Każdy z nas wystawiony jest po drodze na próby i męki. Według mitologii greckiej, Edyp zabił własnego ojca, Orestes uśmiercił własną matkę. Każdy, wyruszając w bohaterską podróż, musi opuścić dom rodzinny. Uśmier cenie rodziców symbolizuje proces opuszczania domu i dorastania. Odnalezienie Wewnętrznego Dziecka pozwala usunąć pierwszy kielich rozpaczy, grożący każdemu z nas. Ale to dopiero pierwszy krok. Dziecko osamotnione, zaniedbane, niezaspokojone, jest egocentryczne, słabe, przerażone. Zanim uda nam się wyzwolić potężną siłę duchową, która w nas siedzi, musimy się ciężko napracować.
j
Rozdział 7
Integracja wypartych części Ja "O przebiegu naszej drogi życiowej decydują... zamieszkałe w nas oblicza Ja. Stale nam o sobie przypominają - w marzeniach sennych i na jawie, zmiennych nastrojach i chorobach, w rozlicznych, nieprzewidywalnych i niewytłumaczalnych reakcjach na otaczający świat." Hal Stone, Sidra Winkelman
"Nie można dokonać transformacji wewnętrznej, nie ponosząc kosztów. Musiałem się pogodzić z myślą, że do końca swoich dni skazany będę na świadomość, iż wszystko, czym jestem, ma we mnie swoje przeciwieństwo. Nie pozbędę się swoich demonów, dopóki nie pogodzę się z tym, że wraz z nimi odfruną również anioły." Sheldon Kopp
Ukształtował mnie wstyd, więc musiałem się nieźle napracować, zanim udało mi się w pełni siebie zaakceptować. Aby móc siebie zaakceptować, musimy zaakceptować te wszystkie uczucia, potrzeby i pragnienia, których się wstydzimy. Człowiek spętany wstydem wstydzi się poprosić kogoś o pomoc; wstydzi się, gdy się gniewa, smuci, boi albo cieszy; gdy odczuwa podniecenie seksualne; gdy domaga się tego, co mu się słusznie należy. Wstydzi się, ponie waż wyrzekł się bardzo ważnych części siebie. Udajemy, że niczego nam nie potrzeba. Udajemy, że nie czujemy tego, co czujemy. Ileż to razy mówiłem ludziom, że czuję się świetnie, choć było mi smutno lub czułem się zraniony. Jeżeli wstydzimy się swojej seksualności, to albo ją tłumimy, starając się za wszelką cenę zachować czystość fizyczną i moralną, albo staramy się wszystkie inne uczucia i potrzeby zagłuszyć seksem. Części siebie, których się wyrzekliśmy, wracają najczęściej we snach lub rzutowane są na innych. Dotyczy to zwłaszcza sfery seksualnej i naturalnych popędów.
163
Oto kilka przykładów: * pewnemu mężczyźnie śni się, że znajduje się w klasie szkolnej. Grupa dziewcząt zaczyna się rozbierać. Jedna z nich pieści jego genitalia. Mężczyzna doznaje orgazmu. * śni mi się, że goni mnie dzikie zwierzę. * śni mi się, że do mojego domu próbuje się włamać złodziej w czarnej kominiarce. * pewnej kobiecie śni się, że jedzie samochodem. Wzdłuż drogi stoi szpaler ciemnoskórych muzułmanów i szczerzy do niej zęby w obleśnym uśmiechu. W każdym z tych snów pojawia się wyparty popęd. Sny są bardzo pomoc ne w procesie uświadamiania wypartych aspektów Ja. Te fragmenty Ja, które zostały wyparte, usiłują zwrócić na siebie uwagę w marzeniach sennych. Część Ja, która uległa wyparciu, jest formą energii. Może nią być emocja, pragnienie, potrzeba, której nie wolno nam było ujawnić. Energia z nią związana została wyparta, ale nie została zniszczona bezpowrotnie. Nadal żyje w nieświadomo ści. Jung nazwał wyparte części Ja cieniem. Dopóki tego cienia nie włączymy ponownie w obręb Ja, nie będziemy w pełni ludźmi.
Metoda dialogu miedzy wewnętrznymi głosami W książce pt. Embracing Our Selves (Obejmij wszystkie części siebie), Hal Stone i Sindra Winkelman prezentują bardzo skuteczną metodę przezwycięża nia autoalienacji, do której doprowadził toksyczny wstyd. Metoda ta opiera się ( na założeniu, że osobowość składa się z wielu cząstkowych "Ja". Każde z nich ] jest wynikiem naturalnego procesu wewnętrznego rozszczepiania, towarzy szącego procesowi dorastania. Rodzice nie są doskonali, nie potrafią więc akceptować nas w pełni, obdarzyć doskonałą, bezwarunkową miłością. Każdy z rodziców posługiwał się własnymi kryteriami oceny naszej wartości i wedle tych kryteriów nas rozliczał. W sposób naturalny odrzucał te aspekty naszej osoby, które nie pasowały do jego wizji świata. Uległy one odszczepieniu i w miarę upływu lat nabrały swoistej autonomii. Każda z tych odszczepionych części zaczyna żyć swoim odrębnym życiem i stale o sobie przypomina "w marzeniach sennych i na jawie, zmiennych nastrojach i chorobach, w rozlicznych, nieprzewidywalnych i niewytłumaczal nych reakcjach na otaczający świat". Każda mówi własnym głosem. Im lepiej je sobie uświadomimy, tym większy będzie nasz zakres swobody. Każdy z nas ma w sobie kilka takich głosów, ale człowiek spętany wstydem ma ich całe pokłady, tym większą więc ma potrzebę ich wzajemnej integracji. Każda część Ja, której się wyparliśmy, jest formą energii, więc wywiera na nas silny wpływ. Ludzie spętani wstydem czują ciągłe zmęczenie. Podtrzymy'
164
wanie sztucznych masek i ukrywanie wypartych części siebie wymaga wiele wysiłku. Mnie się to kojarzy z trzymaniem pod wodą plastikowej piłki plażo wej. Virginia Satir użyła metafory głodnych psów zamkniętych w piwnicy, których ciągle trzeba pilnować. Części Ja, które uległy wyparciu, bezustannie napierają, zmuszają do ciągłego podtrzymywania tendencji przeciwstawnych. Wyparte części Ja budzą w nas odrazę, ale zarazem pewną fascynację. Metoda Stone'a i Winkelman opiera się na założeniu, że każda nasza część jest dobra. Cóż może być bardziej podtrzymującego, mniej upokarzającego? Każdy aspekt ludzkiej osoby jest niezbędny do pełnego człowieczeństwa. Na jakiej podstawie mamy prawo orzekać, że któraś część jest lepsza od innej? Świadomość siebie, w całej swojej złożoności, opiera się na zasadach równości i demokracji. Metoda dialogu między wewnętrznymi głosami wymaga wielkiego zaanga żowania i wielu ćwiczeń. Jest metodą bardzo rozbudowaną. Mogę ją tutaj przedstawić tylko w ogólnym zarysie. Metoda dialogu zakłada, że świadomość nie jest realnym bytem lecz proce sem. Świadomości nie "osiągamy", świadomość realizujemy w życiu. Świado mość jest procesem płynnym, podlega ciągłej ewolucji. Można wyróżnić trzy odrębne poziomy świadomości: (1) stan świadomo ści, (2) doświadczanie podstruktur osobowości czyli głosów wewnętrznych, (3) ego. Stan świadomości, to zdolność "bycia świadkiem " czegoś bez ocenia nia tego, czego jesteśmy świadkiem. Podstruktura osobowości, to część Ja dana w doświadczeniu pod postacią wzorca energetycznego (fizycznego, emocjonalnego, umysłowego, duchowego). Człowiek wściekły doświadcza wypartego od lat, spętanego wstydem gnie wu. Wściekłość ogarnia go bez reszty, on i gniew to jedno (identyfikuje się ze swoim gniewem). Nie ma natomiast świadomości swego gniewu. Z chwilą, gdy uświadomi sobie, że się wścieka, będzie mógł doświadczyć swego gnie wu. Będzie mógł skorzystać z pomocy ego, które ułatwi mu uświadomienie tego, co dane jest w doświadczeniu. Ego jest organem wykonawczym psychiki - tym organem, który podejmuje decyzje. Ego czerpie wiedzę z pozostałych dwóch poziomów, poziomu stanu świadomości i poziomu wzorców energe tycznych danych w doświadczeniu. Stone i Winkelman piszą, że "w miarę postępu procesu świadomości, ego staje się bardziej świadome. Im bardziej ego jest świadome, tym lepiej potrafi podejmować autentyczne decyzje". Na tym polega uzdrawianie toksycznego wstydu. Pełna pychy, bezwolna wola, o której pisałem wcześniej, ugrzęzła w nieakceptowanych i wypartych emocjach. Im bardziej kryjemy się pod maską perfekcjonizmu, kontroli, chęci dogodzenia wszystkim, tym bardziej ego traci suwerenną władzę wykonawczą i utożsamia się z rolą Ochroniarza/Kontrolera.
165
Ochroniarz/Kontroler często próbuje uchodzić za Perfekcjonistę, Krytyka Wewnętrznego lub Tego Który Próbuje Wszystkim Dogodzić. Kiedy ego utoż sami się z jedną z tych ról, traci zdolność autentycznego wyboru. Ja sam nazywam tę identyfikację ego z Perfekq'onistą, Ochroniarzem/Kon trolerem, Wewnętrznym Krytykiem, Tym Który Próbuje Wszystkim Dogodzić Fałszywym Ja. Każdą z tych substruktur osobowości trzeba bezwzględnie odróż nić od ego, które jest autentycznym Organem Wykonawczym Osobowości. Identyfikacja z którąkolwiek z podstruktur osobowości równoznaczna jest z utratą autentycznej możliwości wyboru. Musimy więc nawiązać kontakt z energią daną w doświadczeniu i potraktować ją jako jedną z wielu wymagają cych integracji wzorców energii. Tylko wtedy będziemy mogli świadomie wybierać i działać w sposób spójny. Każda podstruktura osobowości jest czę ścią nas samych. Każda z nich jest wartościowa i zasługuje na akceptację. Wszystko co jest w nas, jest dobre. Trzeba sobie tylko uświadomić, że głos, który do nas przemawia, jest tylko głosem, niczym więcej. Cel, do którego zmierzamy, to obudzenie procesu świadomości i spowodowanie, by proces ten objął swym zasięgiem coraz szersze kręgi. Poniżej podaję krótkie streszczenie metody dialogu między wewnętrznymi głosami, której autorami są Stone i Winkelman. 1. Eksploracja podstruktur osobowości (systemów energetycznych) Podstruktury osobowości (sub-personalities) nazywane są również Głosami. Dialog między Głosami, to bezpośredni dialog między podstrukturami osobowości, bez ingerencji krytycznego, skrępowanego, czy surowego Ochroniarza/Kontrolera. Do każdej podstruktury osobowości zwracamy się bezpośrednio, z pełnym szacunkiem zarówno dla jej indywidualnej roli, jak i dla faktu, że stanowi jedynie fragment osobowości. Każda podstruktura osobowości ma sobie właściwy sposób przeżywania. Przestraszone Wewnętrzne Dziecko, na przykład, ujawnia się w postaci mdłości. Przejawy każdej podstruktury osobowości widoczne są również z zewnątrz. Poszczególne wzorce cielesne mają swoje wskaźniki somatyczne. Wielokrotnie obserwowałem, co się dzieje podczas moich warsztatów poświęconych pracy nad Wewnętrznym Dzieckiem. Ludzie na wysokich, kierowniczych stanowiskach zmieniają się na moich oczach: marsowe czoło, mocno napięte szczęki i policzki, ściśnięte usta, ustępują miejsca roześmianemu, odprężonemu dziecku o wielkich, zdziwionych oczach. 2. Oczyszczanie ego z naleciałości Metoda dialogu z wewnętrznymi Głosami oczyszcza ego z Kontrolera/ Ochroniarza i podporządkowanych mu przyległości. Nie zapominaj, że kontrola jest jedną z kryjówek toksycznego wstydu. Każdy w jakimś"
Iki
stopniu rozwija w sobie cechy Ochroniarza/Kontrolera, ponieważ każdy był kiedyś bezbronnym, podatnym na zranienia dzieckiem. Ale u osób spętanych wstydem, ego utożsamia się z Ochroniarzem Kontrolerem w sposób bezwzględny. Wzorzec energetyczny charakterystyczny dla Ochroniarza/Kontrolera przejmuje ster. Współpracuje z innymi podstrukturami o s o b o w o ś c i , np. z P o p y c h a c z e m , Krytykiem, Perfekcjonistą, Pośrednikiem Mocy, Dogadzaczem. Każda z tych pod struktur osobowości może funkcjonować niezależnie lub wszystkie mogą ze sobą współpracować w ramach ogólnego wzorca Ochrony/Kontroli. Kiedy funkcje ego zaczyna przejmować któraś z podstruktur osobowości, osoba prowadząca zwraca na to uwagę. Prosi osobę pracującą nad sobą w danym momencie o zmianę miejsca i rozpoczyna bezpośredni dialog z daną podstruktura. W ten sposób ego uczy się coraz lepiej różnicować, staje się coraz bardziej świadome. Zaczynamy sobie coraz lepiej uświadamiać kryjówki toksycznego wstydu. Ochroniarz/Kontroler, Krytyk, Perfekcjonista, to maski fałszywego Ja - dlatego fałszywego, że ego się z nimi utożsamia. Kiedy zrozumiemy, że te części Ja, czy mówiąc inaczej, podstruktury osobowości, po to się utrwaliły, by bronić wstydu, który nam wszczepiono, dojdziemy do wniosku, że nie należą do naszej prawdziwej istoty. Nie oceniajmy ich, nie mówmy, że są złe. Są po prostu cząstką nas samych, nie całością. 3. Wzrost świadomości Kluczowym momentem dialogu między wewnętrznymi Głosami jest moment odzyskania świadomości, dojścia do stanu, w którym "jesteśmy świadomi". Atmosfera, w której toczy się dialog dopuszcza do głosu każdą podstrukturę osobowości, dopuszcza do głosu ego - koordynatora i organ wykonawczy świadomości. W opisywanej tu metodzie, Stan Świadomości ma swoje odrębne miejsce - kiedy osoba pracująca nad sobą znajdzie się w tym stanie, przechodzi do innego miejsca, skąd może obserwować wszystko, co się w niej dzieje bez ferowania ocen. Bycie w Stanie Świadomości nie ma nic wspólnego ani z podejmowaniem decyzji, ani z działaniem. Osoba pracująca niczego nie zmienia. Stan świadomości, to nieruchomy punkt, w którym wszystko skrzętnie się notuje, wszystko akceptuje. Będąc w tym stanie, człowiek przygląda się, jasno i wyraźnie, dramatowi rozgrywającemu się między poszczególny mi substrukturami osobowości oraz między tymi strukturami a ego. Nie można tego ćwiczenia wykonywać samemu. Każdy z początku potrzebuje pomocnika. Jest to proces wspólny. Pomocnik i osoba pracująca współpracują ze sobą, wspólnie wyszukują kolejne podstruktury osobowości, wspólnie próbują zrozumieć, jakie one pełnią funkcje.
Z czasem osoba pracująca nad sobą nabiera wprawy, łatwiej dostrzega poszczególne wzorce energetyczne. Jej świadomość stale się rozszerza. Samemu natomiast można wykonać następujące ćwiczenie, będące nieco zmodyfikowaną wersją ćwiczenia zaproponowanego przez Stone'a i Winkel man. Nazwałem je "Zawieraniem pokoju ze wszystkimi poddanymi". Tytuł ten zaproponował Wielebny Mike Falls, Kapelan Kościoła Episkopalnego w Kole gium Stephena F. Austina w Nacogdoches w stanie Teksas.
Zawieranie pokoju ze wszystkimi poddanymi 1. Przypomnij sobie ludzi, których nie lubisz. Uporządkuj ich według intensywności niechęci, jaką do nich odczuwasz. Na pierwszym miejscu wymień tę osobę, która wydaje ci się najbardziej odrażająca, najbardziej godna pogardy. Pod każdym nazwiskiem opisz w paru zdaniach, co ci się w tej osobie nie podoba: jakie skazy charakterologiczne i moralne. 2. Przeczytaj teraz po kolei każde nazwisko. Zatrzymaj się przy każdej osobie, zastanów się, co ciebie w tej osobie odpycha. Spróbuj sobie przy okazji uświadomić, co sam czujesz. Która cecha wzbudza w tobie najsilniej poczucie własnej dobroci i wyższości moralnej? 3- Zdefiniuj każdą osobę na liście za pomocą jednej, najbardziej odrażającej cechy. Moja lista wyglądałaby tak: a. Józio Bombacki - pompatyczny megaloman b. Hermenegilda Kociubińska - agresywna, ma niewyparzony język c. Maksymilian Piszczałkowski - hipokryta (udaje że ludziom pomaga, robi to tylko dla pieniędzy) d. Eustachy Krętacki - fałszywy, udaje dobrego chrześcijanina e. Atanazy Wtórnicki - ciepłe kluchy, nie umie myśleć samodzielnie 4. Każda z tych cech osobowości jest cechą, którą wyparłeś, wzorcem energetycznym, którego za żadne pozory nie chciałbyś uznać za swój. Cechę, którą z sobie wyparłeś, przypisałeś komuś innemu. 5. Dla każdej wypartej cechy istnieje siła przeciwstawna. Twój Ochroniarz/ K o n t r o l e r się z nią utożsamia. Podtrzymywanie wyparcia nieakceptowanych cech pochłania wiele energii. Dlatego uczucia, które żywimy wobec wrogów są tak intensywne. Hal Stone porównuje tę siłę uczuć z tamą. Za tą tamą gromadzi się brudna woda, a w niej mnóstwo śmieci. Tę energię należy zreintegrować i wykorzystać bardziej konstruktywnie. Zatrzymaj się po kolei przy każdej osobie, którą umieściłeś na swojej liście i zapytaj sam siebie, czego mógłbyś się od niej nauczyć, czego mógłbyś się od niej dowiedzieć, gdybyś jej posłuchał uważnie? Osoba,
168
której tak nie lubisz pomoże ci lepiej sobie uświadomić, z którymi fragmentami siebie nadmiernie się utożsamiasz. Jeżeli o mnie chodzi, to od Józia mógłbym się dowiedzieć, że za bardzo mi zależy na tym, by być człowiekiem skromnym i pokornym, a mówiąc ściślej, by za takiego uchodzić. Dzięki Hermenegildzie dostrzegam, że zbytnio mi zależy na dogadzaniu innym oraz na tym, by się innym przypodobać. Maksymilian pomaga mi dostrzec w sobie nadmierną identyfikację z ideałem człowieka, który pomaga innym absolutnie bezinteresownie, nie oczekując niczego w zamian. Jest to ideał nieludzki. U jego podstaw tkwi toksyczny wstyd, który zmusza mnie do nadludzkiego wysiłku. Eustachy pomaga mi zrozumieć, że tak bardzo mi zależy na byciu idealnym chrześcijaninem, że czasami w ogóle nim nie jestem. Dzięki Atanazemu wreszcie, lepiej dostrzegam, że n a d m i e r n i e utożsamiam się z ideałem c z ł o w i e k a "silnego" i samodzielnego. Chcę być "silny, a więc nadludzki, nie akceptuję u siebie zwykłych ludzkich słabości, odrzucam zdrowy wstyd. 6. Zatrzymaj się jeszcze raz przy każdym nazwisku na liście. Porozmawiaj bezpośrednio z tą częścią siebie, którą odrzucasz. Zapytaj ją o zdanie. Zapytaj, co by się w twoim życiu zmieniło, gdybyś tę część zaakceptował. Pozwól, by do ciebie przemówiła. Posłuchaj, co ci ma do powiedzenia. Spróbuj spojrzeć na świat jej oczyma. Czy odczuwasz napływ świeżej energii? Na pewno podsunie ci wiele nowych pomysłów. A może zaproponuje nowe sposoby rozwiązania dotychczasowych problemów? "Przecież jej punkt widzenia był ci wcześniej niedostępny" - pisze Sidra Winkelman. Być może stwierdzisz ze zdziwieniem, że po wykonaniu tego ćwiczenia odczuwasz napływ świeżej energii. Wyciągasz z ukrycia część siebie, która wcześniej była głęboko schowana. To co było cieniem, staje się teraz światłem. Nie utożsamiaj się z tą częścią siebie, którą wcześniej wypierałeś. Gdybyś to Zrobił, popełniłbyś ten sam błąd, co wcześniej - utożsamiłbyś się z jedną czę ścią kosztem innej. Celem tego ćwiczenia jest nawiązanie kontaktu z tą częścią Biebie, która wcześniej była odrzucona, okryta hańbą. Gdy zaczniesz z tą czę ścią rozmawiać i słuchać, co ci ma do powiedzenia, wyzwolisz energię, która Wcześniej uwięzia w pętach wstydu. i-
Spotkanie części
Metoda Virginii Satir Osobą, która dokonała chyba największego przełomu w uzdrawianiu to ksycznego wstydu, jest Virginia Satir. Kiedy po raz pierwszy obserwowałem ją przy pracy z rodziną, zafascynowała mnie ilość ciepła i akceptacji, jaką potrafiła okazać każdemu z jej członków. Każdy, przyglądając się w niej jak w
169
wielkim lustrze, uczył się bardziej siebie akceptować. Im bardziej każdy siebie akceptował, tym bardziej się wszyscy do siebie zbliżali. To co robiła Virginia Satir było tak piękne, że się rozpłakałem. W książce zatytułowanej Your Many Faces (Masz wiele twarzy) Virginia wyłożyła podstawy techniki stosowanej przez psychoterapeutów w całym kra ju. Technika ta znana jest powszechnie pod nazwą "Spotkanie części". Różne szkoły psychoterapeutyczne stosują różne wersje tej podstawowej techniki. To, co przedstawię niżej, to moja własna modyfikacja tego niezwykle skutecz nego ćwiczenia. Z moich doświadczeń wynika, że działa ono skuteczniej w grupie niż w pojedynkę. Szczególnie godny polecenia jest wariant zapropono wany przez Joe'go Cruse'a i Sharon Wegscheider-Cruse.
Medytacja Ćwiczenie - Nagraj następującą instrukcję na magnetofon. Zamknij oczy... Skoncentruj się na oddechu. Przez następne dwie-trzy mi nuty koncentruj się wyłącznie na oddechu. Oddychasz rytmicznie, wdech wydech. Przed twoimi oczyma wyłania się teraz ekran. Na ekranie pojawia się cyfra siedem. Czarna siódemka na białym de lub biała siódemka na czarnym de. Skoncentruj się na siódemce. Jeżeli nie widzisz jej zbyt wyraźnie, spróbuj sobie wyobrazić, że malujesz ją palcem, słyszysz, jak głos wewnętrzny wypo wiada liczbę siedem. Jeśli możesz, zrób i jedno i drugie i trzecie. A teraz zobacz, namaluj, usłysz liczbę sześć; potem cztery, itp., aż dojdziesz do jedynki. Skoncentruj się na jedynce. Widzisz, jak jedynka powoli zamienia się w drzwi prowadzące do teatru. Drzwi się powoli otwierają. Wejdź do środka, a zobaczysz przed sobą piękny mały teatr. Rozejrzyj się po ścianach, spójrz na scenę... (pauza). Spójrz na spuszczoną kurtynę (pauza). Usiądź w pierwszym rzędzie i dotknij materiału, którym wysłany jest fotel... To twój ulubiony materiał. Siadając, czujesz go pod palcami. Rozsiądź się wygodnie... (pauza). Rozejrzyj się raz jeszcze, zaplanuj wnętrze teatru tak jak chcesz. Spójrz na kurtynę. Kurtyna zaczyna się podnosić... Czekasz w napięciu na rozpoczęcie spektaklu. Kurtyna już jest podniesiona. Na tylnej ścianie sceny wisi napis "Przegląd części... (tutaj umieść swoje imię)". Przypomnij sobie jakąś część siebie, którą naprawdę lubisz, i Tę część będzie odgrywał ktoś sławny, lub ktoś, kogo dobrze znasz. Osoba ta wchodzi na scenę. Lubię w sobie poczucie humoru. Na scenę wkracza BiU Cosby... Wszyscy biją brawo. Przypomnij sobie, co jeszcze w sobie lubisz. Powtórz poprzednią scenę. Lubię w sobie zdolność charyzmatycznego przemawiania i uczciwość. Na scenę wkracza John F. Kennedy. Powtarzaj tę j scenę, dopóki po prawej stronie estrady nie stanie pięć osób. A teraz przypomnij i sobie jakąś część siebie, której nie lubisz. Wprowadź ją na scenę pod postacią ; kolejnej sławnej lub dobrze ci znanej osoby. Nie lubię w sobie bałaganiarstwa j i nieuporządkowania. Widzę, jak wkracza na scenę jeden z moich niechlujnych
170
1
znajomych. Słyszę, jak go widzowie wygwizdują. Przypomnij sobie kolejną część siebie, której nie lubisz. Nie lubię w sobie tej części, która jest tchórzem. Widzę, jak wkracza na scenę Judasz Iskariota. Kiedy już po lewej stronie estrady stoi pięć nielubianych lub znienawidzonych przez ciebie części, wyobraź sobie, że na środek sceny wychodzi ktoś mądry i piękny. Może to być starzec z długą brodą, młody, promiennie uśmiechnięty Jezus, ciepła, opiekuńcza matka, ktokolwiek... Pozwól tej mądrej istocie wejść na scenę... A teraz widzisz, jak schodzi ze sceny i przychodzi po ciebie... Zbliża się do ciebie, a ty zwróć uwagę, co cię w niej najbardziej uderza... Słyszysz, jak zaprasza cię na scenę, zaprasza do przeglądu twoich części. Obejdź wokoło każdą ze swoich części; spójrz jej w oczy. W czym ci pomaga? W czym ci przeszkadza lub pod jakim względem ogranicza? Zapytaj o to przede wszystkim te części, których nie akceptujesz. Czego możesz się od nich dowiedzieć? Czego się możesz od nich nauczyć? A teraz wyobraź sobie, że wszystkie części ze sobą rozmawiają. Wyobraź sobie, że siedzą przy wspólnym stole i omawiają jakiś problem. Przypomnij sobie jakiś problem, który od pewnego czasu ciebie nurtuje. Co na ten temat ma do powiedzenia twój humor? W czym mógłby ci pomóc? W czym ci przeszkadza? W czym ci pomaga twój brak zorganizowania? A co by się stało, gdyby tej części po prostu nie było? Czy czegoś by ci ubyło? W jaki sposób chciałbyś tę część zmienić lub odrzucić? Zmodyfikuj ją w sposób dla siebie korzystny... Jak się z tym czujesz? A teraz obejdź następną swoją część. Powtórz to ćwiczenie dla każdej części po kolei. Zmodyfikuj ją, dopóki się z nią dobrze nie poczujesz. A teraz podejdź do każdej części po kolei i wyobraź sobie, że się z tobą stapia. Powtórz to ćwiczenie, dopóki nie zostaniesz sam na scenie ze swym mądrym towarzyszem. Twój mądry towarzysz mówi ci, że ten teatr, to teatr twojego życia. Będziesz mógł od czasu do czasu tu przyjść i dokonać przeglądu poszczególnych części siebie. Słyszysz, jak ta mądra istota mówi ci, że każda z tych części należy do ciebie, że wszystkie części się wzajemnie uzupełniają, zapewniając równowagę psychiczną. Podejmij decyzję, że żadnej z nich nie odrzucisz, że każdą z nich będziesz kochał i akceptował, że od każdej czegoś się możesz nauczyć... Widzisz, jak twój mądry towarzysz się oddala. Podziękuj mu za lekcję. Pamiętaj, że zawsze możesz go ponownie zaprosić... Zejdź ze sceny. Siedzisz w teatrze i patrzysz na scenę, na której rozgrywa się twoje życie. Uświadom to sobie. Zobacz oczyma swojej wyobraźni każdą, zmodyfikowaną część siebie. Każda z nich po kolei przepływa obok. Czujesz, że jesteś jednym organizmem o wielu aspektach, wielu wzajemnie na siebie oddziałujących częściach. Powiedz do siebie głośno: "Kocham i akceptuję siebie całego". Powtórz to jeszcze raz. Wstając i wychodząc z teatru, powtarzaj to sobie po cichu. Wyjdź drzwiami na zewnątrz. Odwróć się. Widzisz cyfrę jeden... czarną cyfrę na de białej kurtyny lub białą cyfrę na de czarnej kurtyny. Namaluj ją palcem. Usłysz ją, jeśli możesz. Zrób jedno, drugie, albo trzecie.
171
A teraz zrób to samo z dwójką. Z trójką. Czujesz, że wraca życie w palcach u rąk i stóp. Przez twoje nogi przepływa ciepło. Widzisz czwórkę. Czujesz ciepło w całym ciele. Widzisz piątkę. Teraz wiesz, że zaraz się obudzisz, będziesz w pełni świadomy. Widzisz szóstkę. Mówisz sobie: jestem w pełni świadomy. Rozejrzyj się dookoła. Widzisz siódemkę. Jesteś już w pełni rozbudzony.
Analiza marzeń sennych Jest jeszcze inny sposób pracy nad wstydliwymi, nieakceptowanymi czę ściami siebie. Polega on na integracji i interpretacji marzeń sennych. Pełne omówienie metod analizy marzeń sennych przekraczałoby rozmiary tego roz działu, a nawet książki. Chciałbym jednak omówić ten temat na tyle, by poka zać, że analiza marzeń sennych to bardzo skuteczna metoda reintegracji siebie. Wszyscy śnimy co noc. Z najnowszych doniesień z badań wynika, że co noc każdy z nas śni przez co najmniej półtorej godziny. Niektórzy śnią przez cztery godziny. Śnimy, by być na bieżąco ze swoim życiem. Co noc każdy z nas we śnie przypomina pracowników banku, pracowicie aktualizujących stan kont bankowych. Te części siebie, które odrzucamy za dnia, w nocy dobijają się, próbując zwrócić na siebie uwagę. Marzenia senne informują o wypartych częściach naszego Ja, o częściach, które próbują zwrócić na siebie uwagę, proszą, byśmy je przyjęli z powrotem. Sny informują też o potrzebie aktualiza cji pewnych części naszego Ja. Czasami śnimy o śmierci i umieraniu. Ten ro dzaj snów informuje o konieczności powrotu do czegoś, z czego zrezygnowa liśmy. Niekiedy sygnalizują, że zaczęliśmy coś nowego, weszliśmy w nowy, twórczy etap życia. Każdy potrafi sobie przypomnieć, co mu się śniło. Nie każdy natomiast o tym wie. Przygotuj sobie niewielki kartonik. Napisz na nim: "Zapamiętam swój dzisiejszy sen". Schowaj go sobie do kieszeni lub torebki. Zerknij na niego trzy-cztery razy w ciągu dnia i tuż przed zaśnięciem. Połóż sobie przy łóżku notes albo magnetofon. Natychmiast po przebudze niu, streść swój sen albo go nagraj, póki jeszcze masz go świeżo w pamięci. Zanotuj każdy szczegół, ponieważ w marzeniach sennych najważniejsze są szczegóły. Język snów, to język obrazów, a nie logicznie poukładanych myśli. Marzenie senne zawsze usiłuje nam powiedzieć o czymś, o czym nie wie świadomość. Jak powiada Talmud: "Sen to zaklejony list, którego adresatem jesteś ty sam"Interpretacja marzeń sennych to ciężka praca. Myli się ten, kto myśli, że szybko się z tym uwinie. Każdy zawarty w marzeniu sennym obraz z czymś się kojarzy. W każdym z tych skojarzeń tkwi cząstka nas samych. Wszystkie te cząstki musimy ze sobą powiązać i zaakceptować. Niektórzy, analizując ma-; rżenia senne popełniają błąd nadinterpretacji. Przykładem takiej nadinterpreta- j cji jest przekonanie, że rewolwer zawsze symbolizuje męski organ seksualny-1
172
r Na temat symboliki marzeń sennych napisano całe tomy. Można z nich skorzystać, natomiast nie należy się ich niewolniczo trzymać. Błędy pojawiają się również przy próbie integracji poszczególnych elementów marzenia senne go. Równie błędne jest zakładanie, że każdy element marzenia sennego przedstawia wypartą, niezrealizowaną cząstkę Ja jak i to, że marzenie senne nie zawiera żadnych skojarzeń natury symbolicznej. Prawidłowa analiza ma rzenia sennego polega na łączeniu interpretacji z integracją. Analiza marzeń sennych wymaga dużego zaangażowania i dobrego prze wodnika. Moim ulubionym przewodnikiem po marzeniach sennych jest Ro bert A. Johnson, analityk ze szkoły jungowskiej. Johnson napisał bardzo uży teczną książkę pt. Inner Work. Using Dreams and Active Imagination for Personal Growth (Praca nad wnętrzem. Marzenia senne i aktywna wyobraźnia jako narzędzia rozwoju osobistego).
Krok pierwszy: Skojarzenia Jeżeli zapisałeś już swój sen tak dokładnie, jak tylko potrafisz, z uwzglę dnieniem wszystkich szczegółów, możesz przejść do kroku pierwszego. Zano tuj pierwszy obraz, jaki pojawił się w marzeniu sennym. Pamiętaj, marzenia senne posługują się innym językiem niż logika potocznego myślenia. Śniło mi się, że pilotowałem samolot. Zapisuję: "Pilotuję samolot jednosilnikowy. Znajduję się na lotnisku Hobby. Próbuję wystartować w określonym kierunku, ale nie mogę się oderwać od ziemi. Próbuję zmienić kierunek. Okazuje się, że stale próbuję startować w dwóch krzyżujących się pod kątem prostym (+) kierunkach: z południa na północ oraz ze wschodu na zachód. W żaden sposób nie mogę wystartować." Notuję pierwszy obraz. wiającemu się w marzeniu skojarzenie. Dzięki temu, nieświadomość. Chodzi spontanicznie.
Pilotuję samolot (jednosilnikowy). Każdemu poja sennym symbolowi odpowiada jakieś nieświadome możemy rozszyfrować język, którym posługuje się o to, by pozwolić, by skojarzenia ujawniły się
Zadaj więc sobie pytanie: "Jakie uczucie wywołuje we mnie ten obraz? Jakie słowa lub myśli przychodzą mi do głowy, kiedy mu się przyglądam?". Zapisz dosłownie wszystko, co ci się spontanicznie kojarzy z tym obrazem. Każdy obraz nasuwa zwykle kilka różnych skojarzeń (por. ryc. 7.1). Po wyczerpaniu wszystkich skojarzeń, przejdź do następnego obrazu. W moim przypadku było nim lotnisko Hobby. Obraz może przedstawiać czło wieka, przedmiot, sytuację, barwę, dźwięk, mowę ludzką. Notuję obraz po środku kartki (ryc. 7.2). Po wyczerpaniu wszystkich skojarzeń, przechodzę do kolejnego obrazu. Skojarzenia do tego obrazu (skrzyżowanych pasów starto wych) przedstawia ryc. 7.3- Niemożność wystartowania prawie z niczym mi się nie kojarzy. Po prostu nie mogłem się oderwać od ziemi. Nie mogłem zrobić
173
Ryc. 7.1. Analiza marzenia sennego Mam to wszystko gdzieś
tego, co chciałem. Miałem też wrażenie, że "wpadłem w kanał", utkwiłem w miejscu. Pora teraz wybrać skojarzenia najbardziej adekwatne. W tym celu przeglą damy wszystkie skojarzenia i czekamy, aż któreś "zaskoczy", aż któreś z nich nabierze mocy, energii. Jak powiada Robert Johnson: "Aby dojść do sedna marzenia sennego, nale ży pójść śladem energii - zająć się tymi skojarzeniami, które niosą ze sobą falę energii". Pamiętaj, te części Ja, które uległy odszczepieniu, są silnie naładowa ne energią. Nie zawsze wiadomo do końca, które skojarzenie niesie ze sobą największy ładunek energetyczny. W takim przypadku należy dane skojarze nie pominąć i wrócić do niego później. Energia często ujawnia się dopiero przy powtórnym rozpatrzeniu. Jeżeli chodzi o moje marzenie senne, największy ładunek energetyczny zawierały następujące skojarzenia: Transcendencja, Seminarium, Toronto, Mandala, Utknięcie w Miejscu. Przejdźmy teraz do kroku drugiego.
174
Krok drugi: Poszukiwanie wewnętrznych mechanizmów obrazów sennych Celem tego kroku jest poszukiwanie związków między obrazami marzenia sennego, a własnym wnętrzem. Wracamy jeszcze raz do obrazów z marzenia sennego i zadajemy sobie pytanie: "Która moja część ujawniła się w tym obra zie? Która z moich części tak się czuje lub zachowuje? W którym fragmencie mojej osobowości znajduje się taka cecha?". Zanotuj wszystko, co ci przyjdzie do głowy. Życie wewnętrzne śniącego ujawnia się w większości marzeń sennych, choć nie we wszystkich. Należy więc wypisać przykłady z życia, korespondujące w jakiś sposób z tym, co się dzieje we śnie. Czułem, że utkwiłem w martwym punkcie. Kiedy przyśnił mi się ten sen, miałem około 45 lat. Wpadłem w kanał życiowy. Byłem wytrącony z równo wagi. Mandala jest symbolem równowagi i pełni. Stałem w miejscu. Nie wie działem, dokąd pójść. Materialnie powodziło mi się całkiem dobrze, ale nie odczuwałem z tego powodu satysfakcji. Byłem u szczytu kariery, ale czegoś mi brakowało. W tym śnie ujawnił się mój stan wewnętrzny, a jednocześnie był w nim ukryty klucz do rozwiązania moich problemów. Zagadką było słowo Toronto. W Toronto studiowałem w seminarium duchownym. Było dla mnie jasne, że ze słowem Toronto kojarzy się duchowość. A nie ulegało wątpliwo ści, że pod względem duchowym utkwiłem w martwym punkcie.
Krok trzeci: Interpretacja Zinterpretowałem swój sen jako głębokie potwierdzenie braku aktualnego spełnienia duchowego. Mimo że wykładałem teologię chrześcijańską, moje potrzeby duchowe nie były zaspokojone. Wpadłem w kanał, brakowało mi poczucia wewnętrznej harmonii.
Krok czwarty: Konkretyzacja marzenia sennego Uszanowałem swój sen. Zwierzyłem się najbliższemu przyjacielowi z tego, że czuję się duchowo wyjałowiony. Skoncentrowałem się na słowie Toronto. Obracałem je sobie w myśli i wróciłem wspomnieniami do czasów spędzo nych w seminarium duchownym. Ale byłem jeszcze daleki od rozwiązania zagadki. Pewnej nocy znów mi się przyśniło, że jestem w jednosilnikowym samolo cie. Tym razem bez trudu udało mi się wystartować. Poleciałem do Toronto. Pierwsza rzecz, jaka mi przyszła do głowy w momencie, gdy wysiadałem z samolotu, to wspomnienie opata Zakonu Trapistów, którego poznałem przed dwudziestu laty w Nowym Jorku.
176
Poddałem i ten sen analizie i zrozumiałem wreszcie, co mi podpowiada moja nieświadomość: kluczem do zablokowanej duchowości jest medytacja. Spotkanie z Trapistą bardzo mnie poruszyło. Kiedy kształciłem się na księdza, spędzałem wiele godzin na medytacji. Ale nie wyniosłem z tego wówczas żadnych korzyści. Później, po lekturze książki Roberta Johnsona pt. He [On], zrozumiałem że byłem wtedy jeszcze zbyt młody i zbyt niedoświadczony, by móc medytować. Johnson przytacza w swojej książce mit Parsifala. Według interpretacji tego autora, mit o poszukiwaniu Świętego Graala jest opisem drogi rozwoju męż czyzny. Podobnie jak Parsifal, każdy mężczyzna trafia w okresie dorastania do zamku świętego Graala, gdzie doznaje wspaniałej wizji, której nie potrafi jed nak jeszcze zrealizować ze względu na zbyt młody wiek. W Toronto kształciłem się na księdza. Pierwszy rok nowicjatu odbyłem w Rochester w Stanie Nowy Jork. Tam poznałem opata klasztoru Trapistów. Nig dy przedtem ani potem nie spotkałem człowieka o tak wielkiej sile duchowej. Z biegiem lat o nim zapomniałem. Aż w wieku 45 lat, kiedy nadszedł kryzys wieku średniego, moje sny zaprowadziły mnie z powrotem do Toronto i do opata klasztoru Trapistów. W międzyczasie miałem jeszcze kilka innych marzeń sennych, które po zwoliły mi w pełni zrozumieć sens tego ostatniego snu. Po kilku miesiącach zrozumiałem, że jeżeli będę gonił wyłącznie za pieniędzmi i prestiżem, moje życie będzie jałowe. Zrozumiałem, że jeżeli chcę ruszyć z miejsca, muszę za cząć medytować, rozszerzać zakres świadomości, żyć bardziej twórczo. Jednym z moich ówczesnych osiągnięć było członkostwo w radzie nadzor czej rafinerii nafty. Jedna moja część - część spętana wstydem - bardzo była z tego dumna. Pozostałe części czuły się tam nie na miejscu. Dzięki tym snom, zacząłem medytować. Niemal w tym samym czasie natknąłem się przypadkowo w Los Angeles na Dennisa Weavera. Akurat byłem z Kipem Flockiem na szkoleniu dla terapeu tów pracujących z narkomanami. Dennis miał tam wykład na temat medytacji. Dennis medytował od roku 1959 - czasami po kilka godzin dziennie. Był też liderem Ruchu Samorealizacji w Los Angeles. Bardzo mi zaimponował głębią osobowości i wewnętrznym spokojem, jakim emanował. Wkrótce zacząłem medytować. Moje życie bardzo się zmieniło. Na dowód wdzięczności za ten cykl snów pojechałem do Toronto. Odwie dziłem wszystkie stare kąty. Modliłem się i medytowałem w tej samej kaplicy, w której modliłem się i medytowałem wiele lat wcześniej. Odczułem ogromną różnicę. Dzięki moim snom, zawędrowałem w życiu bardzo daleko. Sny bar dzo mi pomogły uzdrowić wstyd.
Rozdział 8
Jak pokochać siebie "Nie szukaj miłości za wszelką cenę, nie szukaj jej za cenę utraty siebie. Najważniejszą, najbardziej podstawową miłością w życiu człowieka jest miłość samego siebie... W życiu poznasz wielu ludzi, ale tylko jednego nie utracisz nigdy - siebie". Jo Courdet Advice From A Fatiure Największym wrogiem toksycznego wstydu jest stwierdzenie "Kocham sie bie". To zdanie może stać się twoim najpotężniejszym orężem w walce o uzdro wienie toksycznego wstydu, który cię zniewala. Pokochaj siebie szczerze, a odmieni się twoje życie.
Podjęcie decyzji: Będę siebie miłował Scott Peck zdefiniował miłość jako "wolę podjęcia wysiłku na rzecz krze wienia własnego i cudzego rozwoju duchowego". Miłość, według tej definicji, jest aktem woli. Decyzją. Mogę podjąć decyzję, że będę siebie kochał, bez względu na to, co się wydarzyło w przeszłości i bez względu na to, jakie żywię wobec siebie uczucia.
Ćwiczenie: Nawiązanie łączności emocjonalnej z samym sobą Spróbuj wykonać następujące ćwiczenie. Wyobraź sobie, że siedzisz w swoim ulubionym fotelu. Rozsiądź się wygodnie, odpręż się. Zamknij oczy i wyobraź sobie, że siedzi naprzeciwko ciebie ktoś, kogo kochasz i szanujesz. (Nie wybieraj do tego ćwiczenia nikogo, z kim jesteś w konflikcie emocjonalnym.) Może to być mąż, żona, ukochany, ukochana, dziecko, rodzic, przyjaciel, bohater itpZamknij oczy i wyobraź sobie tę osobę. Poświęć na to trzy-cztery minuty...
178
A teraz spróbuj sobie uzmysłowić, co czujesz, kiedy wyobrażasz sobie, że osoba ta siedzi przed tobą. Kiedy ja wyobraziłem sobie, że siedzi przy mnie mój przyjaciel, poczułem napływ ciepłych uczuć, ożywienia i wdzięczności. Takie właśnie odczucia budzi we mnie związek z tą osobą. Zamknij teraz oczy i wyobraź sobie, że naprzeciwko ciebie siedzisz ty sam. Zostań z tym wyobrażeniem przez trzy-cztery minuty... Kiedy wykonywałem to ćwiczenie po raz pierwszy, zacząłem siebie kryty kować. Jeszcze dzisiaj mi się to zdarza, kiedy widzę swoje odbicie w lustrze. Co czułeś, kiedy wyobraziłeś sobie siebie siedzącego naprzeciwko? Jedna z moich klientek, z którą pracowałem niedawno, stwierdziła, że ma zbyt pyzate policzki i niezgrabną figurę. Większość z nas żywi wobec siebie jakieś nega tywne uczucia. Jeżeli twoja tożsamość zbudowana została na wstydzie i nigdy nie próbowałeś swego wstydu uleczyć, zaczniesz siebie w tym ćwiczeniu in tensywnie odrzucać. U źródeł toksycznego wstydu leży silny brak akceptacji siebie.
Bezwarunkowa akceptacja siebie Jeżeli chcesz w sobie zwalczyć te negatywne uczucia wobec samego siebie, podejmij decyzję, że będziesz siebie akceptował bezwarunkowo. Niech to będzie świadomy wybór. "Kocham siebie. Będę siebie akceptował bezwarunkowo". Powtarzaj te słowa na głos. Powtarzaj je często. Wyrażają one bezwarun kową miłość. Pamiętam bardzo wyraźnie moment, w którym po raz pierwszy w pełni siebie zaakceptowałem i bezwarunkowo pokochałem. Zrobiło to na mnie bardzo silne wrażenie! Przeczytałem później książkę na ten temat (Gay Hendricks, Learning to Love Yourself). Podczas swoich warsztatów, Hendricks zadawał uczestnikom proste pytanie: "Czy pokochasz siebie za to?". Czytając opis jednego z dialogów autora z uczestnikiem warsztatu, nie rozumiałem z początku o co chodzi. Przecież robimy wiele rzeczy nie zasługu jących bynajmniej na miłość. Ale Gay naciskał. Dana osoba opisywała kolejne zachowania i zaniedbania, a ten ponawiał pytanie: czy mimo to będziesz sie bie kochał? Aż wreszcie zrozumiałem o co mu chodzi. Mamy siebie kochać za to, kim jesteśmy, a nie za to co robimy. Zasługujesz na miłość, kropka. Jak wspominałem wcześniej, toksyczny wstyd wmawia człowiekowi, że jest z natury ułomny i bezwartościowy i zamienia go tym samym w robota. No bo przecież, jeżeli człowiek jest z natury ułomny i bezwartościowy, to czego by nie zrobił, nie zasłuży na miłość. Nie można zmienić swojej istoty. Jedna z najważniejszych lekcji, jakie sobie w życiu przyswoiłem, to umiejęt ność odróżniania tego, kim jestem od tego, co robię. Tak bardzo się starałem osiągać w życiu coraz lepsze wyniki. Ale ile bym nie osiągnął, zawsze czułem
179
w głębi, że jestem do niczego. Powodem był toksyczny wstyd. Jeżeli chcemy się przeciwstawić podszeptom wstydu, musimy się nauczyć mówić: "Kocham siebie bez względu na to, czy...". Jeżeli chcemy odmienić swoje życie, musimy się nauczyć mówić: "Kocham siebie bezwarunkowo". Do największych swoich sukcesów terapeutycznych zaliczam ten, który odniosłem w leczeniu pewnej kobiety, która miała kłopoty z nadwagą. Wyko nywałem z nią systematycznie następujące ćwiczenie. Moja klientka była prze konana, że ma ponad 12 kilogramów nadwagi. Gardziła swoim ciałem, stale siebie porównywała z innymi, używała do opisu siebie szeregu poniżających etykietek. Pracowałem z nią przez wiele miesięcy, starając się systematycznie podważać pejoratywne uwagi, jakie wygłaszała na swój temat. Ilekroć taką uwagę wygłaszała, zadawałem jej pytanie: "Czy decydujesz się na to, by to w sobie pokochać i zaakceptować?". Ponawiałem swoje pytanie bez względu na to, co o sobie mówiła. Powoli zaczęła akceptować siebie taką, jaka jest. Nie dawałem się wciągnąć w żadne dyskusje na temat diet, gimnastyki itp. Wiedziałem, że dopóki nie zaakceptuje siebie taką, jaka jest, nigdy się nie zmieni. Że dopóki nie przestanie siebie zawstydzać, nigdy nie schudnie. U podłoża jej problemu z tuszą leżał toksycz ny wstyd, więc potęgowanie wstydu tylko by oddaliło ją od rozwiązania pro blemu, a nie zbliżyło. Każde porównanie na własną niekorzyść, każda pejora tywna etykietka, uruchamiała spiralę wstydu. Uruchomienie spirali wstydu zwiększało toksyczny wstyd. Im większy odczuwała toksyczny wstyd, tym więcej jadła, by zagłuszyć wstyd. Przyklejając sobie pejoratywne etykietki i porównując się niekorzystnie z innymi, utrwalała tylko mechanizm nadwagi. Warunkiem uzdrowienia toksycznego wstydu jest akceptacja i pokochanie siebie. Miłość łączy. Podejmując decyzję, że będziemy siebie kochać bezwa runkowo, kładziemy podwaliny pod bezwarunkową akceptację siebie. Akcep tując siebie w całości, nawiązujemy łączność z samym sobą. Stajemy się wewnętrznie zjednoczeni. Dzięki temu odzyskujemy energię, którą dotychczas trwoniliśmy na "pilnowanie głodnych psów", czyli na niedopuszczanie do głosu tych części siebie, które uległy odszczepieniu. Nawet jeśli czegoś w sobie nie lubimy, możemy siebie pokochać. To tylko kwestia odpowiedniej decyzji. Często odczuwałem niechęć do swoich dzieci, ale z tego nie wynika, że je przestawałem kochać. Podejmij decyzję, że siebie pokochasz, a zaczniesz się do siebie inaczej odnosić. Kiedy pokochasz siebie, wzrośnie twoje poczucie własnej wartości. Wiele lat temu Sidney, Simon i Kirschenbaum napisali książkę pt. Values Clarification [Wyjaśnienie kwestii wartości]. Zdaniem autorów, by wartość można było nazwać wartością, musi spełniać siedem następujących kryteriów: Musi być wybrana dobrowolnie.
180
Wybór musi być dokonany po rozważeniu wszystkich alternatyw. Przy dokonywaniu wyboru musi istnieć pełna świadomość konsekwenq'i tego wyboru. Wybrana wartość musi być dla podmiotu cenna i bliska. Musi zostać ogłoszona publicznie. Nie może być wyłącznie deklarowana, musi być realizowana. Musi być realizowana systematycznie. Decyzję o pokochaniu siebie podejmujemy dobrowolnie. Jest to prosta decyzja. Alternatywą dla tej decyzji jest życie w upokorzeniu. Konsekwenq'e takiego życia są katastrofalne. Powiedz sobie na głos: "Kocham siebie". Podej mij decyzję, że będziesz siebie kochał i akceptował bezwarunkowo. Bardzo cię do tego zachęcam. Im częściej będziesz to przekonanie wcielał w życie, tym mocniej siebie pokochasz i tym bardziej będziesz siebie cenił.
Znajdź dla siebie czas, zajmij się sobą Kiedy już postanowisz, że będziesz siebie kochał, chętniej znajdziesz dla siebie czas, chętniej będziesz zajmował się sobą. Jak wynika z przytoczonej wcześniej definicji miłości zaproponowanej przez Scotta Pecka, miłość to ciężka praca. Kto siebie miłuje, ten się rozwija, podej muje wysiłek na rzecz krzewienia własnego rozwoju. Kto siebie miłuje, ten znajduje dla siebie czas. Ile czasu sobie poświęcasz? Czy znajdujesz czas na odpowiedni odpoczynek, na relaks, czy wręcz przeciw nie, zmuszasz się do pracy bez wytchnienia? Jeżeli jesteś typem "ludzkiego robota", na pewno nie dajesz sobie prawa do odpoczynku. Aby czuć się w porządku, starasz się coraz więcej osiągnąć. Gdy pokochasz siebie i zaakcep tujesz bezwarunkowo, pozwolisz sobie od czasu do czasu, by po prostu "być". Wykroisz sobie czas na to, by nic nie robić, nigdzie nie pędzić. Pozwolisz sobie na chwile sam na sam ze sobą, na chwile samotności, które pozwalają zregenerować siły. Znajdziesz czas na higienę osobistą, na ruch. Na zabawę i rozrywki. Na to, by wyjechać na urlop. Na lepszy seks. Nie będziesz sobie odmawiał radości, ani przyjemności. Kto siebie miłuje, siebie słucha. Słuchać siebie, to znaczy wsłuchiwać się w swoje uczucia, potrzeby, pragnienia. Zajmować się sobą. Być może będziesz musiał sobie przyswoić odpowiednie techniki nawiązywania łączności ze swoimi emocjami. Chodzić na zajęcia grupowe, na których będziesz otrzymywał informacje zwrotne. Zajmowanie się sobą wymaga autodyscypliny. Odpowiednia doza dyscypliny pozwala czerpać z życia więcej przyjemno ści (znowu nawiązuję tutaj do tego, co pisał Scott Peck). Gdy pokochasz sie bie, łatwiej ci będzie odroczyć zaspokojenie potrzeb do czasu, gdy trafi się coś bardziej sprzyjającego rozwojowi, niż doraźna ulga.
181
Kiedy piłem nałogowo (bo byłem spętany toksycznym wstydem), za nic w świecie nie potrafiłem odraczać gratyfikacji potrzeb. Jak większość dzieci wy chowanych w rodzinach patologicznych, zawsze się bałem, że jeżeli natych miast z czegoś nie skorzystam, później może dla mnie nie starczyć. Dyscyplina wymaga, by mówić prawdę i być odpowiedzialnym za swoje życie. Miłować siebie, to żyć w świecie realnym, a nie w świecie ułudy. Miło wać siebie, to zobowiązać się, że się będzie mówiło prawdę i żyło w sposób odpowiedzialny. Mówienie prawdy, życie w sposób odpowiedzialny, popra wia samoocenę. Lubię, gdy inni mówią prawdę i żyją odpowiedzialnie, więc dlaczego nie miałbym tego lubić u siebie? Społeczność ludzi powracających do zdrowia ma takie swoje powiedzon ko: "Póki tego nie poczujesz, udawaj, że to czujesz". Zamiast czekać, aż przyj dzie ochota na zmianę, trzeba czasami podjąć świadomą decyzję, że będziemy postępować tak, jakby ta ochota już przyszła. Podejmij więc decyzję, że poko chasz siebie. Powiedz to sobie głośno. Postępuj w taki sposób, w jaki postępo wałbyś, gdybyś siebie kochał i akceptował bezwarunkowo, a zaraz siebie bardziej pokochasz, bardziej zaakceptujesz.
Asertywność wobec siebie Kolejnym aktem miłości wobec siebie - aktem, który pozwoli ci bardziej siebie pokochać i uleczy twój toksyczny wstyd - będzie wzrost asertywności. Podstawą asertywności jest miłowanie siebie i poczucie własnej wartości. Aser tywności nie należy mylić z agresywnością. Agresywność na ogół wypływa ze wstydu. Człowiek agresywny pragnie wygrać za wszelką cenę, często za cenę upokarzania innych. Nie pokocha siebie ten, kto upokarza innych. Trening asertywności i wzrost asertywności bardzo skutecznie przyczyniają się do uleczenia toksycznego wstydu. Jeżeli wychowałeś się w rodzinie patologicznej, wpojono ci wstyd. Twoje potrzeby nie były zaspokajane. Zagłu szał je wstyd. Aż w końcu sam nie wiedziałeś, czego potrzebujesz. Nie umiałeś poprosić o to, czego ci było potrzeba, bo nikt cię nie nauczył, jak to robić. Twoje naturalne, dziecięce potrzeby zostały zlekceważone. Z czasem nabrałeś j przekonania, że na nikim nie możesz się oprzeć. Przestałeś wierzyć, że jesteś i kimś wyjątkowym i niepowtarzalnym i że masz swoje naturalne, ludzkie prawa. Trening asertywności uczy, jak te potrzeby zaspokoić. Uczy jak mówić "nie" i prosić o to, czego potrzebujesz. Uczy, jak wytworzyć nowe granice fizyczne, emocjonalne, wolicjonalne i intelektualne. O tym, jak się nauczyć nie poddawać się i zadbać o zaspokojenie słusznych potrzeb, możesz przeczytać w takich książkach*, jak: When 1 say No, 1 Feel *W literaturze polskiej o asertywności pisali: Elżbieta Królak , Jak mówić „nie"; Elżbieta Królak, Maria Król-Fijewska, TAZA. Trening Asertywnych Zachowań Abstynenckich; Maria Król-Fijewska, Stanowczo, łagodnie, bez lęku.
182
Guilty [Kiedy mówię „nie", czuję się winny) Manuela Smitha, Do You Say Yes When You Want to Say No? [Czy mówisz „tak", kiedy chciałbyś powiedzieć ^nie"?] Fensterheima, Your Perfect Right [Masz do tego p e ł n e prawo] Alberti'ego i E m m o n s a . O p i s a n e w tych książkach m e t o d y wymagają jednak systematycznego ćwiczenia. Każdy z nas musi stworzyć sobie własną Kartę Praw i dać sobie na te prawa pełne przyzwolenie. Manuel Smith sporządził następującą Listę Praw. Jeżeli chcesz, możesz ją uzupełnić. * Masz prawo do oceny własnych zachowań, myśli i uczuć i do wzięcia na siebie odpowiedzialności za ich uruchomienie i konsekwenq'e. * Masz prawo zachowywać się tak jak się zachowujesz, bez konieczności usprawiedliwiania się lub uzasadniania, dlaczego tak postępujesz. * Masz prawo sam ocenić, czy do ciebie należy ocena cudzych problemów. * Masz prawo zmieniać zdanie. * Masz prawo się mylić i brać na siebie odpowiedzialność za popełnione błędy. * Masz prawo powiedzieć "Nie wiem". * Masz prawo przeciwstawiać się ludziom bez konieczności liczenia na ich dobrą wolę. * Masz prawo podejmować nielogiczne decyzje. * Masz prawo powiedzieć "Nie rozumiem". * Masz prawo powiedzieć "Nie zależy mi na tym". When I Say No, I Feel Guilty Przypomnij sobie, jak bardzo kochałeś tę osobę, o której pomyślałeś pod czas ćwiczenia na początku tego rozdziału. Co byś zrobił, gdybyś zobaczył, że ktoś ją krzywdzi albo jej dokucza? Jak byś jej pomógł, gdybyś zauważył, że wyrządza sobie krzywdę lub siebie upokarza? Pomyśl, ile pracy i wysiłku poświęciłeś dzieciom, które kochasz. Czy gotów jesteś w taki sam sposób pokochać siebie? Jesteś tego wart, naprawdę. Jesteś niepowtarzalny. Jeszcze się nie narodził ktoś taki jak ty i nigdy się taki nie narodzi. Jesteś kimś wyjątko wym, niepowtarzalnym, bezcennym.
Rekonstrukcja błędów* Ludzie owładnięci wstydem za wszelką cenę próbują światu wmówić, że są nadludzcy, albo nie-dość ludzcy. Zasłaniają się w tym celu rozmaitymi maska mi. Człowiek o nadludzkich przymiotach nigdy się nie myli. Człowiek niedość-ludzki cały jest pomyłką. Kto chce siebie miłować, ten musi się nauczyć
* Większość materiału do tego rozdziału zaczerpnąłem z książki: Matthew McKay, Patrick Fanning
' If-Esteem.
183
zdrowego podejścia do błędów i pomyłek. W tym celu dobrze jest zrekonstru ować swoje błędy. Zrekonstruować błąd, to znaczy zmienić jego interpretację, spojrzeć na niego pod innym kątem. Zmiana kontekstu pozwala spojrzeć na dane wydarzenie inaczej, nadać mu nowe znaczenie. Zobaczyć błąd w innych ramach, to popatrzeć na niego chłodnym okiem, nie robić z igły wideł. Zamiast traktować pomyłkę jako totalną klęskę, można ją potraktować jako naturalny, cenny składnik życia. Taka jest funkcja zdrowego wstydu. Zdrowy wstyd opiera się na świadomości, że człowiek jest omylny i że błąd czy pomyłka może być okazją do nauczenia się czegoś lub ostrzeżeniem, że należy zwolnić tempo i zastanowić się na swoim postępowaniem.
Ostrzegawcza funkcja błędów Błąd można porównać z brzęczykiem w samochodzie, który ostrzega przed jazdą bez zapiętych pasów. Mandat za przekroczenie dozwolonej prędkości można potraktować jako ostrzeżenie: jedź wolniej, uważaj, jak prowadzisz. "Wpadka" tego rodzaju może czasami uratować życie. Chowający się za maską perfekcjonizmu toksyczny wstyd powoduje, że to, co powinno być ostrzeżeniem, zamienia się w oskarżenie. Człowiek owładnię ty toksycznym wstydem tak bardzo pochłonięty jest odpieraniem zarzutów wewnętrznego krytyka, że nie baczy na to, przed czym przestrzega go błąd. Nie traktuj błędu jako oskarżenia. Naucz się widzieć w nim ostrzeżenie. Zamiast się koncentrować na winie, spróbuj zobaczyć, przed czym cię ostrzega.
Błąd jako przyzwolenie na spontaniczność Kiedy pogodzisz się z myślą, że jesteś omylny i dasz sobie prawo do popeł niania błędów, twoje życie nabierze rozmachu i spontaniczności. Jednym z warunków twórczego podejścia do życia jest zdrowy wstyd. Wiedząc, że nie unikniesz pomyłek, będziesz z większą swobodą poszukiwał nowych infor macji i nowatorskich rozwiązań, mniej będziesz skłonny tkwić w błędnym przekonaniu, że zjadłeś już wszystkie rozumy. Lęk przed pomyłką zabija twórczość i spontaniczność. Powoduje, że czło wiek obchodzi się z innymi, jak z jajkiem. Boi się odezwać. Ten lęk przed ujawnieniem swoich myśli i uczuć trafnie ujęli McKay i Fanning: "Kto nie miał nigdy prawa palnąć głupstwa, ten nigdy nie odważy się powiedzieć prawdy, powiedzieć komuś, że go kocha, że cierpi, lub że chciałby go pocieszyć."
Uczymy się na błędach Jeszcze nikt się niczego nie nauczył bez popełnienia po drodze błędów. Każda nauka, to seria "kolejnych przybliżeń". Zwróć uwagę, w jaki sposób
184
dziecko uczy się chodzić. Uczy się na błędach, i to w sensie dosłownym. Po każdym kolejnym upadku próbuje jeszcze raz. Za każdym razem coraz lepiej łapie równowagę. Każdy upadek zbliża je do celu. Po iluś nieudanych próbach, umie już chodzić. Błąd czy pomyłka jest informacją zwrotną. Każdy błąd informuje, co je szcze trzeba poprawić. Poprawiając po kolei błędy, coraz skuteczniej rozwią zujemy problem. Sam uczę i wiem, że studenci, którzy boją się popełnić błąd, mają kłopoty z nauką. Boją się nowego materiału z obawy, że mogliby czegoś nie zrozu mieć. Po ukończeniu studiów, tego rodzaju studenci chwytają się pierwszej lepszej pracy. Niejednokrotnie trzymają się jej kurczowo do końca życia. Boją się zmienić pracę, ponieważ każda nowa praca, to nowe wymagania, koniecz ność przestawienia się. Nie chcą się szkolić, nie chcą doskonalić swoich kwa lifikacji, ponieważ paraliżuje ich świadomość nieuniknionych pomyłek. Bardzo pięknie ujmują ten problem McKay i Fanning: "Umiejętność dostrzegania w błędach i pomyłkach niezbędnych do nauki informacji zwrotnych uwalnia od napięcia i pozwala się skupić na stopniowym doskonaleniu nowych umiejętności. Błąd informuje, które rozwiązania są skuteczne, a które nie. W żadnym wypadku nie świadczy o wartości człowieka, ani o jego inteligencji. Błędy i pomyłki, to kroki zbliżające do celu."
Powszechne rodzaje błędów Oto dziesięć najczęściej spotykanych rodzajów błędów: 1. Błąd w danych. Źle zanotowałeś numer telefonu. Napisałeś 529-6158, a powinno być 529-6185. 2. Błąd w ocenie. Decydujesz się na kupno tańszych butów. Po sześciu miesiącach buty się rozlatują. 3. Niewinne kłamstwa. Mówisz szefowi, że jesteś chory, po czym idziesz do sklepu i wpadasz prosto na szefa. 4. Odkładanie na potem. Ciągle odkładasz wizytę u dentysty, aż wreszcie przychodzi niedziela, a ciebie boli ząb. 5. Zapominalstwo. Chciałbyś sobie sprawić przyjemność. Postanawiasz spędzić dzień na buszowaniu po sklepach, ale zapominasz portfela. 6. Zmarnowana okazja. Nie zdecydowałeś się na kupno złota po 48 do larów uncja. Teraz uncja kosztuje 432 dolary. 7. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu. Zjadłeś cały tort i przez całą noc wymiotowałeś. 8. Zmarnowany wysiłek. Piszesz książkę zatytułowaną "Miejsca w sercu", tymczasem wchodzi na ekrany film o dokładnie takim samy tytule (mnie się to zdarzyło).
185
9. B r a k realizacji celu. Nadeszła pora wyjazdu na wakacje nad morzem, a jeszcze nie zrzuciłeś zbędnych kilogramów. 10. Niecierpliwość. Ryba ucieka z haczyka, ponieważ za szybko chciałeś ją wciągnąć do łodzi. Można tę listę jeszcze wydłużyć, dopisując kolejne kategorie błędów. Błąd jest rzeczą ludzką, naturalnym towarzyszem gatunku homo sapiens. Wszystkie przytoczone wyżej przykłady mają jedną cechę wspólną: o tym, że popełnili śmy błąd przekonujemy się dopiero po fakcie. Jak piszą McKay i Fanning: "O błędzie mówimy wtedy, gdy dopiero później, po głębszej refleksji, żałujemy, że czegoś nie zrobiliśmy lub że czegoś nie zrobiliśmy inaczej." Najważniejsze w tej definicji jest to, że dopiero później, po fakcie, rozumie my, że należało coś zrobić inaczej. Zmiania kwalifikacji czynu jest wynikiem późniejszej interpretacji. Dopiero interpretacja po fakcie nadaje czynowi status błędu. Wszystko, co robimy w danym momencie jest funkq'ą aktualnego stanu świadomości. McKay i Fanning przytaczają następującą definicję stanu świadomości: "Stanem świadomości nazywamy stopień jasności, z jaką człowiek spostrzega i rozumie, świadomie lub podprogowo, wszystkie okoliczności i wymogi danej sytuacji." O tym, czy coś jest błędem czy nie, decyduje późniejsza interpretacja. Błąd nie powinien rzutować na samoocenę. Mówiąc, że dany wybór był "zły", bo taki wniosek ci nasunął późniejszy stan świadomości, karzesz siebie za coś, czego nie mogłeś uniknąć. Lepiej byłoby zatem określić błędne zaszłości mia nem "nieroztropnych", "bezużytecznych", "nieskutecznych". Używając tych terminów, trafniej oddajemy ówczesną ocenę sytuacji. Jeżeli chcesz unikać błędów w przyszłości, staraj się doskonalić stan świa domości. Jeżeli zauważyłeś, że masz szczególną skłonność do podejmowania błędnych decyzji, staraj się lepiej sobie uświadomić wszystkie okoliczności danej decyzji, zanim ją podejmiesz. To najlepsze, co możesz zrobić. Samo przysięganie, że już nigdy, przenigdy nie popełnisz tego samego błędu jest działaniem nieskutecznym. Jeżeli w twoim stanie świadomości nic się nie zmieni, nie unikniesz powtórzenia tego samego błędu w przyszłości. Powiedzenie sobie, że lepszej decyzji w danej sytuacji podjąć nie mogłeś, nie zwalnia od odpowiedzialności za popełnione błędy. Być odpowiedzialnym, to znaczy zaakceptować konsekwencje swoich dzia łań. Każde działanie prowadzi do określonych konsekwencji. Być człowie kiem bardziej odpowiedzialnym, to znaczy być bardziej świadomym konse kwencji swoich wyborów.
186
Im lepiej sobie uświadomimy, że steruje nami toksyczny wstyd, tym bar dziej będziemy świadomi okoliczności, w jakich podejmujemy decyzje, oraz konsekwenq'i tych decyzji. Człowiek spętany wstydem ma bardzo niski stan świadomości, ponieważ stłumione emocje upośledzają proces myślenia i pra widłowej oceny sytuaq'i. Uwewnętrzniony wstyd powoduje, że odbieramy rzeczywistość jednostronnie, to z kolei upośledza prawidłową ocenę sytuacji i prowadzi do błędnych wniosków. W miarę uzewnętrzniania i uzdrawiania wstydu, poprawia się zdolność oceny sytuaqi (stan świadomości). "Główka zaczyna pracować".
Nawyk rozważnej oceny sytuacji McKay i Fanning proponują w swojej książce proste ćwiczenie pt. "Nawyk rozważnej oceny sytuaqi". Zanim człowiek podejmie jakąkolwiek istotną de cyzję, powinien odruchowo zadać sobie kilka pytań na temat jej konsekwencji krótko- i długoterminowych: * Czy zetknąłem się już z podobną sytuaqą w przeszłości? * Do jakich negatywnych konsekwenqi doprowadziła mnie ta decyzja w przeszłości, a jeżeli nigdy dotychczas takiej decyzji nie podejmowałem, to czego mogę się po niej spodziewać? * Czy oczekiwane korzyści są na tyle duże, że warto się narazić na te konsekwenqe? * Czy znam jakieś alternatywne rozwiązanie o mniej dotkliwych konsekwencjach? Nawyk rozważnej oceny sytuacji jest przede wszystkim zobowiązaniem wobec samego siebie. Zobowiązuję się do zastanowienia się nad prawdopo dobnymi konsekwenqami każdego istotnego działania. Tym samym zobowią zuję się kochać siebie. Zobowiązuję się poświęcić pewną ilość czasu na rozważenie swoich wyborów i ocenę ewentualnych konsekwenqi tych wybo rów. Z wyborów, jakie podejmujemy utkana jest materia życia!
Rozdział 9
Uzdrawianie bolesnych wspomnień i zmiana obrazu siebie "Pewnego dnia świat zrozumie, że ludzie różnią się tyleż formą, w jaką przyoblekają swoje wspomnienia, co charakterem." Andre Malrawc
"Najmilej wspominać będziemy te chwile, kiedy nas kochano i akcepto wano bez względu na to, co robiliśmy." S. Kopp Mirror, Mask and Shadow "A teraz pokażę wam, jak zmienić dotychczasową historię życia" - oznajmił trener, David Gordon. Zatkało mnie. Pomyślałem sobie: "Chwileczkę. Wiem, że za pomocą odpowiednich decyzji możemy wpłynąć na to, co się stanie w przyszłości, ale zmienić przeszłość? No nie!"
Zmiana historii życia David Gordon uczył mnie zasad fascynującej metody zmiany zachowania zwanej programowaniem neurolingwistycznym (NLP). Techniki zmiany histo rii życia nauczyłem się podczas szkolenia NLP. Stosuję ją i modyfikuję od sześciu lat. Moim zdaniem, ze wszystkich przedstawionych w tej książce technik, właśnie ta najskuteczniej uzdrawia toksyczny wstyd.
188 A
Ćwiczenie, które za chwilę przedstawię jest adaptacją techniki NLP. Zatytu łowałem je "Oddawaniem gorącego kartofla". Aby je wykonać maksymalnie skutecznie, najpierw musimy sobie przypomnieć kogoś, kto nas w przeszłości zawstydzał lub przerzucał na nas swój własny wstyd. Może to być dowolna osoba - ojciec lub matka, pastor, nauczyciel, ksiądz itp.
Punkty zaczepienia ("kotwice") Technika "Oddawania gorącego kartofla" wykorzystuje zjawisko zwane przez terapeutów NLP "szukaniem punktów zaczepienia". Punkt zaczepienia działa jak przycisk w magnetofonie, którego włączenie powoduje odtworzenie kasety z nagraniem wspomnień z przeszłości (ancboring). Punkt zaczepienia uruchamia dawne wspomnienie, wraz z towarzyszącymi mu dźwiękami, obrazami, emocjami, a nawet smakami i zapachami. Takim punktem zaczepienia może być na przykład słowo. Pojawienie się określonego słowa uruchamia obrazy i odczucia z przeszłości. Jak wynika z ryc. 9 1 , re-prezentacja (powtórna prezentacja) rzeczywistości zapisanej w doświadczeniu możliwa jest tylko wtedy, gdy o tej rzeczywistości komuś opowiemy. Nie można wiernie przekazać swoich przeżyć. To co prze kazujemy innym, relacjonując jakieś wydarzenie z przeszłości, jest niczym in nym, jak tylko interpretacją tego wydarzenia na poziomie dwóch systemów reprezentacji: percepcji zmysłowej i intelektu. Najpierw poznajemy świat za pomocą zmysłów. Ze wszystkich form po znania, najbardziej bezpośrednie jest poznanie zmysłowe. Poznanie intelektu alne nigdy nie jest poznaniem bezpośrednim. Jak uczy filozof, Gottfried von Leibniz, źródłem pojęć (poznania intelektualnego) jest zawsze spostrzeżenie (poznanie zmysłowe). Zanim powstała jakakolwiek myśl, najpierw było do znanie zmysłowe. Zanim wykluje się myśl, najpierw musi się pojawić spostrze żenie - najpierw musimy daną rzeczywistość zobaczyć, usłyszeć, posmako wać, powąchać. Pojawienie się pojęcia uruchamia ślady pamięciowe wrażeń zmysłowych - wzrokowych, słuchowych lub kinestetycznych. Kiedy zaczynamy rozmawiać o toksycznym wstydzie, nieświadomie uru chamiamy w sobie wiele wspomnień. Te wspomnienia wtopione są często kroć w większą całość, w złożone zbitki obrazów. Kiedy wstyd ulega uwewnętrznieniu (przelotna emocja zamienia się w stałą postawę), tego typu obrazy pojawiają się bardzo często i uruchamiają spiralę wstydu. Spirala wstydu toczy się niezależnie od naszej woli. Żyje własnym życiem. Drugim czynnikiem uruchamiającym spiralę wstydu jest głos wewnętrzny. Głos wewnętrzny wyraża utrwalone przekonania na temat siebie i świata ze wnętrznego. Wpoili je nam spętani wstydem rodzice. Głos wewnętrzny, który uruchamia teraz spiralę wstydu, powstał w wyniku uwewnętrznienia głosu rodziców - głosu, który rozbrzmiewał kiedyś naprawdę, kiedy nas rodzice
189
190
zawstydzali. Ten głos odtwarzamy wciąż na nowo w swojej głowie, tak jak odtwarza się kasetę magnetofonową. Jak obliczyli speq'aliści od analizy trans akcyjnej, każdy z nas przechowuje w głowie około 25 tysięcy godzin takich "nagrań". Ćwiczenie zatytułowane "Oddawanie gorącego kartofla" polega na korzy staniu z kinestetycznych (dotykowych) punktów zaczepienia (zwanych po tocznie "kotwicami") do zmiany utrwalonych śladów pamięciowych. Inaczej mówiąc, polega na uleczaniu doświadczeń z przeszłości oraz na oddawaniu prawowitemu właścicielowi wstydu, który nam zaindukował lub na nas prze rzucił. Jak wiemy z opisów Pii Mellody, rodzice - "bezwstydnie" na nas wrze szcząc, oskarżając, krytykując, ferując pod naszym adresem oceny - przerzu cają na nas wstyd, przed którym sami próbują uciec. Zmuszają nas do wzięcia na swoje barki wstydu, którego sami nie potrafią udźwignąć. Sami postępują bezwstydnie, za to nas zawstydzają, a my ten wstyd od nich przejmujemy. Wierzymy, że sądy, jakie na nasz temat wygłaszają, rzeczywiście nas dotyczą. Tymczasem to co nam imputują wcale nie jest prawdą. Tak naprawdę próbują nam imputować swoje nieakceptowane przekonania na swój własny temat. W tym sensie musimy dźwigać za nich ich wstyd. Następujący cytat z książki Leslie Bandlera, jednego z twórców i pionierów NLP, przybliży nam trochę technikę, którą za chwilę przedstawię. "W swojej pracy terapeutycznej opieram się na następującym założeniu wyjściowym. Każdy człowiek, który chciałby się zmienić lub odczuwa taką konieczność, wyposażony jest we wszystkie potrzebne do tego środki i zasoby. Źródłem tych zasobów jest osobista historia życia. Wszystko, czego kiedykolwiek doświadczyliśmy, może się do czegoś przydać. Nie ma chyba takiego człowieka, który choćby raz w życiu nie poczuł się pewny siebie, odważny, stanowczy, odprężony. Zadaniem terapeuty jest doprowadzenie klienta do takiego stanu, by mógł sięgnąć do tych zasobów ilekroć zachodzi taka potrzeba. W tym celu Bandler, Grindler, Delozier i ja stworzyliśmy metodę, którą nazwaliśmy szukaniem punktów
r
zaczepienia (anchoring)."
They Lived Happily Ever Ąfter
Leslie wyjaśnia następnie, że skoro określony bodziec, np. usłyszana przypadkowo melodia, potrafi przywrócić pamięć dawno zapomnianego zdarzenia, to czemu byśmy nie mieli kojarzyć określonych wspomnień z określonym typem doświadczeń w sposób celowy, zamierzony? Robimy to w następujący sposób. Przywołujemy określone wspomnienie stykając jednocześnie kciuk i jeden z palców tej samej ręki. Tworzymy w ten sposób określone skojarzenie (określony układ palców kojarzy się automatycznie z danym wspomnieniem).
191
Kiedy już się to skojarzenie utrwali, wystarczy zetknąć kciuk i palec, a automa tyczne pojawi się wspomnienie. Nauczyliśmy się dowolnie przywoływać wspo mnienie. Podobną funkcję, jak ułożona z palców "kotwica", pełni język. Przypomi nam sobie, jak przed mniej więcej dziesięciu laty siedziałem z kolegą na jakimś zebraniu. W pewnym momencie zauważyłem, że kolega płacze. Zapytałem, co się stało. "Zdechł Bungo" - padła odpowiedź. Bungo, to jego pies. To że dorosły mężczyzna może płakać z powodu śmierci jakiegoś głupiego psa było dla mnie wówczas rzeczą niepojętą. Wyraz "pies" z niczym mi się wtedy osobiście nie kojarzył. Nigdy nie miałem psa. Kiedy byłem dzieckiem, bałem się psów (roznosiłem wtedy gazety)! Pies był moim osobistym wrogiem. Nie mogłem zrozumieć, jak można płakać z powodu śmierci psa, bo nigdy nie doświadczyłem osobiście przyjaźni, jaka może łączyć właściciela z psem. Jakieś osiem lat temu kupiłem swojemu synowi małego owczarka szedandzkiego. Nazwaliśmy go Kumplem. Zawsze, kiedy wracam do domu, Kumpel na mój widok wyskakuje pół metra w górę, po czym przewraca się na plecy i sika z radości (jeszcze nigdy mnie żaden z moich przyjaciół tak nie przywitał). Ile razy bym nie wszedł do domu, Kumpel szaleje na mój widok. Bardzo się do niego przywiązałem. Teraz już rozumiem, że można płakać po stracie psa, bo sam doświadczyłem psiej przyjaźni. Gdyby mi dzisiaj ktoś powiedział, że zdechł mu pies, wyraz "pies" natychmiast uruchomiłby we mnie całą masę przeżyć związanych z Kumplem. Słowo działa podobnie, jak kotwica. Potrafi uruchomić ślady pamięciowe dawnych doznań zmysłowych. Zacytujmy jeszcze raz słowa Leslie Bandlera: "Gdybym cię poprosił, byś wrócił pamięcią do takiego momentu w życiu, kiedy byłeś z siebie w pełni zadowolony, moje słowa wysłałyby cię w podróż po doświadczeniach z przeszłości... dobrze wiesz, że wystarczy sobie przypomnieć, jak się kiedyś z kimś kłóciłeś, by odczuć na nowo złość lub przypomnieć sobie mrożący krew w żyłach film czy wypadek, by znów cię obleciał strach. Inaczej mówiąc, aktualizując wspomnienie (doświadczenie generowane "od wewnątrz"), wzbudzamy na nowo wszystkie związane z tym wydarzeniem przeżycia." W tej wersji techniki NLP, którą ja stosuję, proszę osobę, z którą pracuję, by przypomniała sobie jakąś sytuację kojarzącą się ze wstydem i wykonała gest symbolizujący punkt zaczepienia (kotwicę). W tym celu wystarczy, by zamknęła oczy i wróciła pamięcią do sytuacji, w której ktoś (np. tata, mama, nauczyciel, ksiądz) przerzucił na nią swój wstyd. Jeden z moich klientów przypomniał sobie zdarzenie z drugiej klasy szkoły podstawowej. Chodził do katolickiej szkoły parafialnej. Na koniec roku szkolnego świadectwa rozdawał dzieciom proboszcz. Jeżeli któreś dziecko nie
192
otrzymało promocji do następnej klasy lub otrzymało ocenę mierną, ksiądz rzucał świadectwo na ziemię. Mój klient miał dysleksję (wówczas jeszcze niezdiagnozowaną). Nauka czytania sprawiała mu ogromne kłopoty. Z czytania Otrzymał ocenę mierną, więc cóż zrobił ten poczciwy ksiądz? Cisnął świadec twem o podłogę. Mój klient bardzo się zawstydził i poczuł się głęboko upoko rzony. Schylił się po świadectwo, ale nie mógł go podnieść (miał poobgryzane paznokcie). Cała klasa się z niego śmiała. Nie posiadał się ze wstydu. Poprosiłem klienta, by dotknął kciukiem lewej ręki środkowego palca. Bardzo szybko wytworzyło się skojarzenie między gestem a bolesnym wspomnieniem. (Bardzo łatwo wytworzyć odpowiednie skojarzenie pod warunkiem, że bolesne wspomnienie nie zostało wyparte). Zapytałem następnie mojego klienta, czy ma dzisiaj jakieś zasoby doświad czeń, których nie miał wtedy, a które pozwoliłyby mu wówczas lepiej sobie poradzić z opisaną sytuacją. Zastanowił się przez chwilę, po czym odpowie dział bez wahania: "Dzisiaj potrafię już lepiej wyartykułować swoje myśli, je stem bardziej asertywny". Powiedziałem: "Zamknij oczy i przypomnij sobie taką sytuację, w której powiedziałeś niedwuznacznie, co myślisz. Wspomnienie to może pochodzić z dowolnego okresu życia. Wypowiadasz się jasno i stanowczo, mówisz dokła dnie to, co chcesz powiedzieć." Klient próbował sobie przypomniać taką sytuację, a ja obserwowałem zmiany zachodzące w jego wyrazie twarzy. Szczęka się rozluźniła, na jego obliczu zaczęła się malować większa pewność siebie. Poprosiłem, by zetknął teraz kciuk i środkowy palec prawej ręki. Poprosiłem go następnie, by trzymał palce w tym położeniu przez 30 sekund i przeżył jeszcze raz sytuaq'ę, w której jasno i stanowczo wyraża swoją opinię. Po upływie trzydziestu sekund poprosiłem, by wziął głęboki oddech i się rozluźnił. Zachęciłem go teraz do skupienia się na innym przyjemnym wspomnieniu z przeszłości, ponieważ chciałem przejść od "zaczepienia" na sytuacji wyraźnego artykułowania swego zdania do następnego punktu zaczepienia, czyli asertywności. Po chwili powiedziałem: "A teraz przypomnij sobie sytuację, w której za chowałeś się asertywnie". Nie popędzałem go. Zależało mi na tym, by jak najszczegółowiej sobie przypomniał tę sytuację. Zapytałem: "Kto tam wtedy był? Jak był ubrany? A ty jak byłeś ubrany?". Kiedy zatopił się już we wspo mnieniach własnego asertywnego zachowania, poprosiłem go o powtórzenie znajomego gestu prawą ręką i o wytworzenie punktu zaczepienia dla asertyw ności, w taki sam sposób, w jaki zrobił to wcześniej dla werbalizacji myśli. Poleciłem mu wytrwać w tej pozycji przez 30 sekund. Następnie w&ął głęboki oddech i wrócił myślami do tego samego miłego wspomnienia, co wcześniej. Co nam się udało zrobić do tej pory?
193
1. Wytworzyliśmy punkt zaczepienia (kotwicę) dla wstydu (X). Skojarzyliśmy awanturę ze świadectwem w drugiej klasie z gestem lewej ręki (zetknięcie kciuka i jednego z palców). 2. Wytworzyliśmy punkt zaczepienia dla zasobów (Y). Skojarzyliśmy dwie umiejętności, którymi klient dysponuje dzisiaj, a którymi nie dysponował w drugiej klasie - umiejętność wypowiadania się i asertywność - z gestem prawej ręki (zetknięcie kciuka i jednego z palców). Czas teraz na rewizję wspomnień. Łatwiej zrozumieć, na czym ten proces polega, jeżeli przypomnimy sobie jedno z założeń cybernetyki. Założenie to mówi, że mózg i ośrodkowy układ nerwowy tak samo traktują wyraziste, bogate w szczegóły wyobrażenia i realne doświadczenie. Nie potrafią ich odróżnić. Większość ludzi umie się doprowadzić za pomocą odpowiednich wyobra żeń do stanu podniecenia seksualnego. Mimo nieobecności drugiej osoby, potrafi wywołać pełny repertuar doznań zmysłowych. Ludzie cierpiący na paranoiczne zaburzenie osobowości stale mają się na baczności. Stale czują się zagrożeni, choć przedmiot ich obaw jest wyłącznie wytworem fantazji i halucynacji. Ludzie normalni zamartwiają się bez potrzeby tym, co ich czeka w przyszłości (choć nic złego jeszcze się nie stało). Żyją z tego powodu w stałym stresie i napięciu. We wszystkich tych przykładach zachowaniem sterują wyo brażenia. Przejdźmy teraz do kroku trzeciego. Poprosiłem mojego klienta, by wrócił raz jeszcze do sceny ze świadectwem i wykorzystał zdobyte tymczasem zaso by - umiejętność ekspresji werbalnej i asertywność. Aby to zrobić, musiał uru chomić równocześnie oba punkty zaczepienia (kotwicę X i kotwicę Y). Popro siłem, by niczego w przebiegu scenki nie zmieniał z wyjątkiem własnego zachowania. Każdy miał się zachowywać tak samo jak przedtem, on zaś miał się skupić wyłącznie na własnej reakq'i na zachowanie księdza. Wolno mu było Zareagować w dowolny sposób, byle by korzystał z zasobów ekspresji werbalnej i asertywności. Zachęciłem go, by powiedział księdzu szczerze, co | do niego czuje. W takich sytuacjach podsuwam nawet klientowi pewne suge stie. W tej konkretnej sytuacji mógłbym np. podpowiedzieć coś takiego: Jak można się tak znęcać nad małym dzieckiem. Kto to widział, żeby tak upoka rzać małego brzdąca. Przecież się staram. Robię co mogę. Ksiądz daje zły przykład miłosierdzia Bożego itp. Ale najskuteczniej działają słowa wypowiedziane spontanicznie, głośno lub po cichu. Chodzi o wyzwolenie dobrej energii, o wyrażenie złości spowodo wanej zawstydzającą sytuacją. Na koniec proszę klienta, by oddał wstyd, który nosił w sobie przez tyle lat, prawowitemu, bezwstydnemu właścicielowi (symbolem wstydu może być npczarny, rozmokły worek). Symboliczne oddanie wstydu jest bardzo ważnym
194 A
elementem tego ćwiczenia. Kiedy już klient poczuje się lepiej, proszę go, by wziął głęboki oddech, rozluźnił się i otworzył oczy.
Dobrze wykształcone kotwice To ćwiczenie można wykonać samemu. Każdą scenkę należy powtórzyć kilka razy. Ja sam przerobiłem w ten sposób około setki wstydliwych wspo mnień. Niektóre scenki powtarzałem po dziesięć razy. Warunkiem powodze nia jest dobre zakotwiczenie zasobów. Tworzenie kotwic dla wstydu nie spra wia na ogół większych trudności, ponieważ bolesne doświadczenia z prze szłości są silnie naładowane emocjami. Natomiast tworzenie dobrze wykształ conych kotwic dla zasobów wymaga wiele czasu, ćwiczeń i cierpliwości. Oto kilka kryteriów, jakimi należy się kierować przy tworzeniu punktów zaczepie nia. 1. Aby wytworzyć dobrze wykształcony punkt zaczepienia (dobrą "kotwi c ę " ) , należy się skoncentrować na wspomnieniu szybko i łatwo d o s t ę p n y m . Należy wybrać skojarzenie o najwyższym ładunku energetycznym, wyzwalające najintensywniejsze emocje. 2. Aby wytworzyć dobrze wykształcony punkt zaczepienia (dobrą "kotwi cę"), należy wybrać odpowiedni moment. Robimy "kotwicę" (dotykamy kciukiem palca) w momencie, gdy napięcie osiągnęło apogeum (lub się do niego zbliża). 3. Dobrze wykształcony punkt zaczepienia to taki, który da się powtórzyć. Sprawdzamy to empirycznie. Jeżeli po zrobieniu kotwicy (dotknięciu kciukiem palca) pojawia się natychmiast scena z przeszłości i odczuwamy duże napięcie, możemy być pewni, że wytworzyliśmy dobrze wykształcony punkt zaczepienia. Najważniejsze jest kryterium trzecie. Przed przystąpieniem do korekty prze szłości, zawsze sprawdź przynajmniej raz, czy kotwica działa. Ta metoda fascynuje mnie z kilku powodów. Po pierwsze, osoba, która z niej korzysta czerpie nie z cudzych lecz z własnych, autentycznych zasobów, świadomość tego faktu wpływa szczególnie korzystnie na osoby współuzależnione, ponieważ tego typu osoby nie wierzą we własne siły i są przekonane, że może im pomóc tylko ktoś z zewnątrz. A przecież celem każdej terapii jest nauczenie człowieka korzystania z własnych zasobów. To nie terapeuta jest nośnikiem leczniczej siły lecz osoba, której próbuje pomóc. Każdy z nas dysponuje wszystkimi potrzebnymi do uleczenia toksycznego wstydu zasobami, tylko o tym nie wie, bo się wstydzi. » Po drugie, skuteczność tej metody łatwo sprawdzić. Pod koniec terapii poprosiłem klienta, o którym wcześniej była mowa, by się rozluźnił, zamknął oczy i wyobraził sobie, że wchodzi do klasy w dniu rozdania świadectw, poprosiłem, by uruchomił pierwszą kotwicę (ręka lewa), wrócił do skojarzonej
195
z tym gestem zawstydzającej sytuacji i opowiedział, czy coś się zmieniło. Obserwowałem uważnie jego twarz, starając się porównać to co widzę teraz z tym, co widziałem wcześniej. Mój klient oznajmił, że teraz przeżywa tę sytua cję zupełnie inaczej, niż wtedy. To samo i ja zauważyłem. Kiedy przystąpiliśmy po raz pierwszy do tego ćwiczenia, pacjent w mo mencie kojarzenia gestu kotwicy z bolesnym wspomnieniem spuścił głowę, zmarszczył brwi, zaczerwienił się i zaczął płytko oddychać. Kiedy po kilku sesjach powtórzyliśmy jeszcze raz to ćwiczenie, głowę trzymał prosto, oddy chał w sposób mniej wymuszony i już się nie czerwienił. Obiektywne wskaźni ki psychofizjologiczne potwierdziły relaq'ę pacjenta o zmianie sposobu prze żywania bolesnego doświadczenia z przeszłości. Opisane tu ćwiczenie można streścić w sposób następujący.
Oddawanie gorącego kartofla 1. Poświęć na to ćwiczenie od trzech do pięciu minut. Zamknij oczy i skoncentruj się na oddechu. Zwróć uwagę na różnicę między powietrzem, które wdychasz, a powietrzem, które wydychasz. Całkowicie się rozluźnij. 2. Wróć myślami do sytuacji z przeszłości, kiedy ktoś cię zawstydził. W momencie, kiedy odczujesz jeszcze raz przykrość lub dyskomfort, które wtedy odczuwałeś, dotknij kciukiem lewej ręki palca tej samej ręki. Wytrzymaj w tej pozyq'i przez jakieś 20 sekund... Weź głęboki oddech i rozluźnij palce. Skoncentruj się na czymś dobrze znanym, na przykład na domu, w którym mieszkasz. 3- A teraz zastanów się, czy posiadasz dzisiaj jakieś zasoby, których wtedy nie posiadałeś, a które pozwoliłyby ci lepiej poradzić sobie z tamtą sytuacją, gdybyś wówczas nimi dysponował. (Np. dzisiaj lepiej niż wtedy potrafisz artykułować swoje myśli. Dzisiaj jesteś bardziej asertywny. Dzisiaj masz oparcie w grupie). 4. Przypomnij sobie jakąś sytuację, w której skorzystałeś z tych zasobów (sytuaqę, która wydarzyła się naprawdę w dowolnym momencie życia). Spróbuj sobie przypomnieć tę sytuację jak najdokładniej. Jak byłeś ubrany? Jaki był kolor włosów tej osoby. Jakiego koloru miała oczy itp.? 5. Kiedy już poczujesz, że zaczynasz z tych zasobów korzystać (nabrałeś pewności siebie, zachowujesz się asertywnie), dotknij kciukiem prawej ręki palca tej samej ręki. Wytrzymaj w tej pozyqi przez 30 sekund... Weź głęboki oddech i rozluźnij palce. Powtórz to ćwiczenie jeszcze raz dla każdego zasobu, przy pomocy którego lepiej byś sobie poradził w tamtej zawstydzającej sytuacji. 6. A teraz wróć myślami do scen z życia codziennego (do swojej sypialni, swojego samochodu).
196
7. Wyobraź sobie teraz, że szykujesz się do powrotu do tamtej zawstydzającej sytuacji. Wyobraź sobie, że masz okazję tam wrócić z tymi zasobami, na których się teraz zakotwiczyłeś. Wyobraź sobie, że wykorzystujesz je do skorygowania tamtej sytuacji. 8. A teraz uruchom równocześnie obie kotwice (zetknij równocześnie kciuk i palec lewej ręki oraz kciuk i palec prawej ręki). Wróć do tamtego wstydliwego wspomnienia i skoryguj je. (Nie zmieniaj niczyjego zachowania poza swoim własnym). Zostań z tym, dopóki nie zmieni się twój odbiór tamtej sytuacji. Jeżeli sprawia ci to trudność, wróć do współczesności i poćwicz jeszcze tworzenie kotwic dla zasobów. A teraz wróć do tamtej sytuacji i wykorzystaj swoje nowe zasoby do jej zmiany. Nie zapomnij zwrócić prawowitemu właścicielowi wstydu, którego bezwstydnie unikał. 9. Odczekaj kilka minut, a następnie wróć jeszcze raz do tamtej sytuacji, ale już bez pomocy kotwic, i sprawdź, czy rzeczywiście coś się zmieniło w twoim subiektywnym odbiorze tej sytuacji. 10. Kiedy zmodyfikujesz już sposób odbioru przeszłości, przygotuj się do radzenia sobie z podobnymi sytuacjami w przyszłości. Wyobraź sobie analogiczną sytuację lub analogiczne okoliczności w przyszłości. Wyobraź sobie, że dysponujesz zasobami, nad którymi przed chwilą pracowałeś. Nie korzystaj już z kotwic. Spróbuj się nauczyć tej instrukcji na pamięć albo nagraj ją na magnetofon.
Zmiana obrazu siebie Kolejna technika, którą chciałbym przedstawić - technika bardzo skutecz na, której używam od wielu lat - nazywa się Zmiana Obrazu Siebie. Jej główne założenia sformułowali Stephen i Carol Lankton, wybitni uczniowie Miltona Ericksona (na którego inspirację się powołują). Lanktonowie opisują technikę zmiany obrazu siebie w książce pt. TheAnswer Within: A Clinical Framework of Erickson Hypnotherapy (Rozwiązanie tkwi w tobie: Kliniczny zarys hipnoterapii ericksonowskiej). Przedstawię teraz własną modyfikację tej techniki. Obraz własnej osoby funkcjonuje na podobnej zasadzie, co obiektyw apa ratu fotograficznego. To on decyduje o tym, jak spostrzegamy świat i w jakie Wchodzimy z nim interakcje. Obraz własnej osoby działa jak filtr: od jego dostawienia zależy zakres doświadczeń i dostępnych wyborów. Człowiek spę tany wstydem ma negatywny obraz siebie. Wydaje się sobie ułomny. Ale ponieważ przywdziewa różne maski, często o tym nie wie. Tak bardzo się utożsamia z Rolą, z narzuconym Scenariuszem, że nie docierają już do niego najskrytsze opinie na swój temat.
197
Zmiana obrazu siebie to ciężka praca. Podejdź do niej z miłością. Aby ją dobrze wykonać, musisz się jej poświęcić bez reszty i dużo ćwiczyć. Będzie ona polegała na wizualizacji. Wyjaśniałem już, na czym wizualizaq'a polega. Mózg i ośrodkowy układ nerwowy nie potrafią odróżnić rzeczywistości wyobrażonej (pod warunkiem, że jest wystarczająco wyrazista i szczegółowa) od rzeczywistości realnej. I dla tego wizualizacja działa skutecznie bez względu na to, czy w nią wierzysz, czy nie. Jeżeli masz sceptyczny stosunek do wizualizacji, najwyżej nie będziesz jej stosował. Ale jeżeli mimo sceptycyzmu postanowisz spróbować - zadziała na pewno. Jedno ostrzeżenie, zanim przejdziemy do ćwiczeń. Każdy potrafi percypować, natomiast nie każdy potrafi wizualizować. Niektórzy muszą się tego dopiero nauczyć. Umiejętność wizualizacji wiąże się w jakiś sposób z procesem tworzenia map poznawczych. Dziecko szybciej uczy się wizualizować, gdy rodzice mają bujną wyobraźnię i znajduje ona odbicie w języku, jakim się posługują rozmawiając z dzieckiem. Zanim zaczniesz używać wizualizacji do zmiany obrazu siebie, musisz so bie najpierw tę umiejętność przyswoić. Potraktuj pierwsze ćwiczenie jako wstęp do nauki wizualizacji siebie.
Wstępna rozgrzewka Najpierw musisz się rozluźnić. Wizualizacja działa najskuteczniej wtedy, gdy w mózgu pojawiają się fale alfa. Fale alfa pojawiają się tylko w stanie głębokiego odprężenia. W tym stanie zwiększa się podatność na sugestie. Nagraj na magnetofon następującą instrukcję: Usiądź wygodnie, koniecznie z podpartą głową. W pokoju nie powinno być ani za ciepło, ani za zimno. Skoncentruj się najpierw na oddechu. Skup się wyłącznie na oddechu. Zazwyczaj nie zwracasz uwagi na to, jak oddychasz, więc skupiając się na oddechu uświadomisz sobie coś, co zwykle przebiega nieświadomie. Zwróć uwagę na to, co się dzieje z twoim ciałem, kiedy oddy chasz... zwróć uwagę na powietrze, które wdychasz i które wydychasz... czym się różni jedno od drugiego? Skoncentruj się na tej różnicy... A teraz wyobraź sobie, że kiedy wypuszczasz z siebie powietrze, pojawia się biała chmurka podobna do tej, którą widzisz, kiedy na dworze jest zimno... Skoncentruj się teraz na czole. Sprawdź, czy odczuwasz tam jakieś napięcie, tchnij powietrze w to napięcie. A teraz wypuść z niego powietrze. Zwróć przy tym uwagę, co się dzieje z białą chmurką. Napięcie się w niej rozprasza, tworząc czarne krop ki. Wdychaj powietrze i je wydychaj, dopóki chmurka się całkiem nie oczy ści... A teraz skoncentruj się na obwodzie oczu. Sprawdź, czy odczuwasz tani jakieś napięcie. Wypuść z siebie to napięcie... A teraz skoncentruj się na mię śniach twarzy... wypuść z nich napięcie... A teraz skoncentruj się na mięśniach
198
karku... wypuść z nich napięcie... A teraz skoncentruj się na barkach... wypuść z nich napięcie. A teraz skoncentruj się na dłoniach i ramionach... wypuść z nich napięcie. A teraz skoncentruj się na klatce piersiowej... weź kilka głębo kich oddechów i wypuść z niej napięcie. A teraz skoncentruj się na brzuchu... wypuść z niego napięcie... A teraz skoncentruj się na pośladkach... wypuść z nich napięcie... A teraz na kolanach... wypuść z nich napięcie... a teraz na łydkach i kostkach... wypuść z nich napięcie. A teraz na stopach... wypuść z nich napięcie. A teraz cały się rozluźnij. Wyobraź sobie, że zamieniłeś się w trzcinę. Jesteś pusty w środku. Od czubka głowy aż po palce u nóg przepływa ciepła, złoci sta energia. Rozluźnia się każda twoja komórka. Nadal wdychasz powietrze i je wydychasz. Kiedy tak oddychasz, widzisz, że powoli zaczyna się wyłaniać na tle białego płótna czarna siódemka albo widzisz białą siódemkę na de czarnego płótna... wybierz to, co dla ciebie łatwiejsze... jeżeli masz kłopoty z zobaczeniem siódemki, najpierw ją narysuj, a dopiero potem przystąp do tego ćwiczenia. Przyglądaj się na przemian rysun kowi i cyfrze, którą widzisz oczyma wyobraźni. Kiedy już bez trudu widzisz Siódemkę... Wydmuchaj ją z siebie... A teraz wydmuchaj z siebie szóstkę, piątkę, czwór kę, trójkę, dwójkę, jedynkę. Skoncentruj się na jedynce. Widzisz, jak jedynka Zamienia się w płomień świecy. Płomień mieni się różnymi barwami - poma rańczową, czerwoną, żółtą, niebieską... Wejrzyj w sam środek płomienia; czujesz, jak bije z niego ciepło, słyszysz, jak skwierczy. A teraz płomień zamienia się w ciepły ogień kominka... Czujesz, jak bije z niego ciepło; czujesz jego zapach... słyszysz trzask ognia... Wyobraź sobie, że pieczesz w ogniu kiełbaski... Bierzesz kiełbaskę do ust... jej smak rozlewa się po języku, po kubkach smako wych... A teraz przepływasz na fali wyobraźni w ciepły, letni dzień... Spacerujesz ścieżką... (10-sekundowa pauza)... Czujesz, jak ciepły wietrzyk muska ci twarz... (10 sekund)... Po twojej lewej ręce rosną jabłonie, całe obsypane dużymi, czerwonymi jabłkami... (10 sekund)... Podchodzisz do drzewa i zrywasz jabłko... (l0 sekund)... Odgryzasz kawałek... jest pyszne, soczyste...A teraz widzisz drzewko pomarańczowe... (10 sekund)... Zrywasz z niego pomarańczę. Obierasz ją, pocierasz palcami wnętrze skórki... (10 sekund,... Czujesz, jak pachnie, czujesz Jej soczysty smak... (10 sekund)... W oddali widzisz całe łany żółtych kwiatów (10 sekund)... Zbliżasz się do nich, czujesz jak pachną... kaczeńce, dziewanna, żonkile ... Twoje ulubione kwiaty... Idziesz dalej, aż w końcu dochodzisz do białej, piaszczystej plaży... (10 sekund). Zdejmujesz buty i czujesz pod stopami czysty, biały piasek. Czujesz, jak przesypuje ci się między palcami u nóg. Podnosisz garść piasku i czujesz, jak się sypie między palcami... (10 sekund)... patrzysz w lewo i widzisz ścieżkę... (10 sekund)... Skręcasz w nią... Po obu stronach ścieżki rosną drzewa... (10 sekund)... Na drzewach siedzą ptaki...
199
słyszysz jak śpiewają, ćwierkają... (10 sekund). Słyszysz, jak w konarach drzew szumi wiatr... Ścieżka prowadzi do małego jeziora... Słyszysz, jak jego brzegi obmywa woda... (10 sekund)... Od czasu do czasu wyskakuje ryba... (10 sekund)... Po drugiej strony jeziora schodzi do wody stado krów. Słyszysz, jak muczą... (10 sekund)... Siadasz nad wodą... Rozluźnij się, wyobraź sobie, że podchodzisz do siebie, przyglądasz się sobie. Jakiego koloru są twoje włosy? Przyjrzyj się swoim oczom... uszom... nosowi... Przyjrzyj się całej postaci... Wyobraź sobie, że się odwracasz plecami... Spójrz, jak teraz wyglądasz... Odwróć się bokiem... Spójrz na siebie z profilu... A teraz widzisz, jak postać się oddala... Dalej siedzisz nad jeziorem i rozmyślasz nad swoim obrazem... Powoli zaczynasz liczyć od siódemki do jedynki... Wracasz do normalnego stanu świadomości... Zastanów się nad tym, co się przed chwilą działo. Czy trudno ci było ujrzeć swoją postać w całości? Większość ludzi głęboko zawstydzonych ma z tym kłopoty. Jeżeli trudno ci było zobaczyć siebie w całości, spróbuj wykonać następujące ćwiczenie:
Zapoznawanie się ze swoim ciałem Pierwszą część tego ćwiczenia wykonujesz z otwartymi oczami. Możesz ją wykonać kiedy chcesz. Stań przed długim lustrem. Przyjrzyj się uważnie swojej twarzy, czołu, brwiom, oczom, policzkom. Spójrz, jak się uśmiechasz. Przyjrzyj się ustom, piegom i znamionom, uszom, uczesaniu, barwie skóry. Uśmiechnij się. Zrób poważną minę. Przećwicz to kilka razy. Zostań ekspertem od własnej twarzy. A teraz powtórz to ćwiczenie z resztą ciała. Wodzisz wzrokiem coraz niżej. Zobacz, jak wygląda twoja szyja, jak wyglądają barki, ramiona, dłonie. Klatka piersiowa i brzuch, biodra, nogi. Odwróć się tyłem i spróbuj się obejrzeć od tyłu. Zwróć uwagę, jak stoisz. Wyprostuj się, a teraz się zgarb. Pomaszeruj w miejscu wymachując rękoma. Obejrzyj siebie na zdjęciach, w różnych pozach. Niczego nie oceniaj. Ani się nie zastanawiaj nad tym, co chciałbyś zmienić teraz nie pora na to. Kiedy nabierzesz pewności, że wiesz już dokładnie, jak wyglądasz, przejdź do kroku następnego. Tę część ćwiczenia wykonaj rano, zanim wstaniesz z łóżka. Zobacz oczyma wyobraźni, jak się budzisz. Słyszysz dźwięk budzika. Czujesz, jak w łóżku jest ciepło i przytulnie. Zacznij wstawać. Schowaj się z powrotem pod kołdrę. A teraz wstań. Poczuj pod stopami zimną podłogęRozejrzyj się po pokoju: spójrz na meble, na znajdujące się w pokoju przedmioty, ; na okno. Ubierz się. Poczuj na skórze fakturę materiału. Zobacz, jakiego kolo ru jest twoje ubranie. Wykonaj teraz rutynowe czynności higieniczne - umyj > zęby, umyj się, ogól się, uczesz włosy. Poczuj dotyk wody, poczuj zapach i kosmetyków, płynu po goleniu. Zwróć uwagę, czy coś cię boli. Staraj się ; wszystko odczuwać jak najwyraźniej. j
200
Pamiętaj, że nadal leżysz w łóżku. A teraz otwórz oczy i zrób to wszystko, co przed chwilą oglądałeś oczyma wyobraźni. Uświadom sobie, co czujesz, porównaj te wrażenia z wrażeniami, jakie towarzyszyły wizualizacji. Zwróć dokładną uwagę na wszelkie różnice między wizualizacją a realnym doświad czeniem. Wykonuj to ćwiczenie codziennie rano przez tydzień. Za każdym razem uzupełnij je o szczegóły, które poprzedniego dnia pominąłeś. Na pew no zauważysz po tygodniu, jak bardzo się wzbogaciły twoje wyobrażenia. Obraz, który się wyłonił po opanowaniu tego kroku, to Centralny Obraz Siebie (COS). Zamknij oczy i zobacz swój COS. Przećwicz to wiele razy. Mo żesz ćwiczyć o dowolnej porze dnia: w pracy, w autobusie, podczas przerwy obiadowej - ilekroć znajdziesz parę minut dla siebie. (Ale nigdy nie ćwicz podczas prowadzenia samochodu.)
Zmiana obrazu siebie Krok pierwszy: Uzupełnianie COS-u o nowe umiejętności W tym kroku będziesz się przyglądał uważnie swojemu COS-owi. Zasta nów się, co chciałbyś w nim zmienić (ale wybieraj tylko takie cechy, które poddają się zmianie - np. postawa ciała, napęd, sposób ubierania się, wyraz twarzy). Przypomnij sobie kogoś, kto uśmiecha się tak, jak i ty chciałbyś się uśmiechać. Widząc, jak się uśmiecha, zrób kotwicę (taką samą, jaką robiłeś podczas ćwiczenia z oddawaniem gorącego kartofla). A teraz zamknij oczy i zobacz oczyma wyobraźni swój COS. Spójrz na swoją twarz. Uruchom kotwicę kojarzącą się z upragnionym uśmiechem. Trzymaj palce w geście kotwicy, dopóki na twarzy nie pojawi się taki właśnie uśmiech. Przećwicz to wiele razy. Wkrótce wystarczy, że zamkniesz oczy, a zobaczysz na swojej twarzy pożądany uśmiech. Powtórz to dla innych cech, np. dla postawy, pewności siebie, umiejętności nawiązywania kontaktu wzrokowego, sposobu mówienia, sposobu poruszania się. Zobacz siebie takim, jakim chciałbyś być. Cięższego lub lżejszego o pięć kilogramów. Zachowującego się w pożądany przez siebie sposób, wystrzegaj się tylko negatywnej oceny i krytyki. To bardzo ważne. Jeżeli chcesz się zmienić w sposób radykalny, spróbuj podczas wizualizacji zobaczyć swój obraz idealny.
Krok drugi: Uzupełnienie COS-u o osobę ważną W tym kroku będziesz włączał w obręb COS-u osoby dla ciebie ważne. Kiedy zerwany został interpersonalny pomost z ważnymi dla ciebie osobami, zacząłeś swą tożsamość budować na wstydzie. Warunkiem rozwoju prawidło wej tożsamości jest możność przyjrzenia się w oczach co najmniej jednej waż nej dla ciebie osoby. Musisz więc znaleźć kogoś, komu ufasz, z którego opinią się liczysz, kogo będziesz mógł potraktować jak lustro.
201
Zamknij oczy i zobacz oczyma wyobraźni swój COS uzupełniony o nową cechę - o pełną przyjaźni ufność. Wejdź w siebie; zajmij swoje dawne miejsce; obdarz swoje oczy nowym wzrokiem; wyczuj palcami fakturę ubrania, które masz na sobie. A teraz widzisz, że zbliża się w twoim kierunku jakaś życzliwa ci osoba. Ona ciebie nie ocenia. Ona ciebie kocha. Możesz jej zaufać. Ale niech to będzie osoba, która zawsze powie ci prawdę, która nie będzie ci prawiła komplementów. Zacznij z nią rozmawiać. Słyszysz, jak komentuje twój nowy uśmiech, twoją dopiero co nabytą ufność. Rozpocznij z nią dialog. Zo bacz, jak cię darzy szczerym podziwem. Powiedz sobie: "Kocham swój nowy uśmiech, swoją nową ufność. Lubię przebywać ze swoim przyjacielem, a on lubi przebywać ze mną". Tego typu afirmacje znakomicie ułatwiają pracę nad zmianą obrazu siebie.
Krok trzeci: Trenowanie scenariuszy W tym kroku będziesz trenował rozmaite scenariusze związane z zachowa niami, które chciałbyś zmienić. Ja na przykład trenowałem zawzięcie scena riusz, który miał mi ułatwić wyleczenie się z chęci dogadzania innym. A robi łem to tak: Wyobraź sobie, że rozmawiasz z przyjacielem. Przyjaciel zaprasza cię na kolację do nowootwartej restauraq'i tajskiej. Mówi, że tam świetnie karmią. Czujesz, że zaraz przyjmiesz zaproszenie, by nie zrobić przyjacielowi przykro ści. Zwróć uwagę, jak reaguje twój organizm. Jesteś zmęczony. Nie smakuje ci tajska kuchnia. Przypominasz sobie, że kiedyś po egzotycznym, tajskim daniu o mało nie zwymiotowałeś. Nie przyjmujesz zaproszenia. Mówisz: "Dziękuję, jestem zmęczony i nie lubię tajskiej kuchni. Chętnie wybiorę się z tobą na kolację jutro, ale nie do tajskiej restauracji. Jeżeli chcesz spróbować tajskiej kuchni, będziesz musiał sobie poszukać innego towarzystwa". Wsłuchaj się uważnie w brzmienie swego głosu, kiedy wypowiadasz te słowa. Twój przyja ciel jest rozczarowany. Wyprostuj się, weź głęboki oddech i powiedz mu, że słyszysz, jak bardzo jest rozczarowany i że z przyjemnością wybierzesz się z nim do restauracji. Spójrz mu w oczy i powiedz, że nie chcesz go oszukiwać... A teraz widzisz, jak odchodzi. Zamykasz drzwi i mówisz: "Stać mnie na szcze rość w kontaktach z innymi. Stać mnie na to, by powiedzieć co czuję i na co mam ochotę. Mam prawo coś lubić i czegoś nie lubić. Kocham siebie za to, że mówię prawdę." Jest wiele takich scenariuszy, które możesz trenować. Możesz na przykład ćwiczyć mówienie "Kocham cię" komuś, komu od dawna chciałeś to powie dzieć; mówienie komuś "nie"; proszenie o podwyżkę; szukanie pracy; zwraca nie niechcianego towaru do sklepu; zapraszanie kogoś na randkę; spotykanie nowych ludzi; przemawianie. Wybieraj do tego ćwiczenia takie sytuacje, w których wcześniej ci przeszkadzał toksyczny wstyd.
202
Lanktonowie zalecają łączenie pozytywnych scenariuszy z silnym COS-em ^ celu wyrabiania nowych, pomocnych w zwalczaniu stresu psychicznego, nawyków. Wyobraź sobie na przykład, że w poniedziałek musisz pójść do banku z prośbą o pożyczkę. Na samą myśl o tym cały się napinasz. Czujesz ucisk w gardle i ssanie w dołku. Naucz się przy pierwszych objawach stresu koncentrować świadomie na silnym, pewnym siebie COS-ie i uruchamiać je den ze scenariuszy skutecznego radzenia sobie z sytuacją. Lanktonowie radzą powtórzyć to ćwiczenie dla co najmniej sześciu innych scenariuszy. W miarę utrwalania nawyku, zaczniesz go stosować nieświadomie i automatycznie. Zaczniesz reagować na sytuacje trudne w sposób pewny siebie i z pozytyw nym nastawieniem. Pamiętaj, że powodem ukształtowania się tożsamości opartej na wstydzie były głęboko zawstydzające wydarzenia i komunikaty werbalne. Zlepki wsty dliwych wspomnień łączą się ze sobą i wymykają kontroli świadomości. Ana logicznie działa pozytywne myślenie: z czasem wytwarza się na jego bazie pozytywna mapa poznawcza i ona przejmuje ster. Sposób zachowania jest konsekwencją sposobu widzenia świata. Badania wykazały to jednoznacznie.
Krok czwarty: Tworzenie obrazów pochodnych W tym kroku będziesz wyobrażał sobie pozytywny cel, do którego zmie rzasz i wymyślał nowe, konstruktywne sposoby jego realizacji. Lanktonowie zatytułowali to ćwiczenie "Tworzenie obrazów pochodnych". Polega ono na wizualizacji sytuacji, w której osiągasz upragniony cel, utożsamieniu się z tym wyobrażeniem i tworzeniu na tej podstawie nowych, pochodnych fantazji. Wróćmy do przytoczonego wcześniej przykładu moich wysiłków na rzecz prze zwyciężenia tendencji do sprawiania innym przyjemności wbrew sobie. Wy obraziłem sobie, że tego wieczoru mój przyjaciel do mnie zadzwonił, by mi powiedzieć, jak bardzo docenia szczerość, z jaką odmówiłem pójścia z nim tam, dokąd nie miałem wcale ochoty iść. Wyobraziłem sobie, że słyszę w jego głosie szacunek. Byłem bardzo zadowolony.
Krok piąty: Sięganie wyobraźnią w przyszłość W naszym ćwiczeniu nastawionym na zmianę obrazu siebie przechodzimy teraz do kroku ostatniego: "Sięganie wyobraźnią w przyszłość". Wyobraź so bie, że osiągnąłeś już cel, do którego zmierzasz. Lanktonowie wyjaśniają na czym to polega: "Klient wyobraża sobie, że przyszłość już nadeszła. Instruujemy go, by wyobraził sobie, jak się z tego powodu cieszy - by poczuł, że czegoś ważnego dokonał, był dumny z tego powodu, poczuł upragnioną bliskość itp., a następnie puścił wodze fantazji i zobaczył oczyma wyobraźni
203
wszystkie kolejne kroki, które doprowadziły go do urzeczywistnienia tego marzenia." Celem tego ćwiczenia jest próba retrospekcji: wychodząc od wyobrażenia upragnionego stanu przyszłego, analizujemy wstecznie zabiegi, które umożli wiły jego realizację. Wszystkie przedstawione tu techniki są bardzo skuteczne, bez względu na to, czy się w nie wierzy, czy nie. Wystarczy ćwiczyć. Ukrywanie wstydu po chłania wiele energii. Poświęć cząstkę tej energii na ćwiczenie technik wizua lizacji, a na pewno odczujesz w swoim życiu zmianę.
Rozdział 10
Jak ujarzmić i zmienić głosy wewnętrzne "Wszyscy żyjemy w transie posthipnotycznym, który nam zaindukowano we wczesnym dzieciństwie" Ronald Laing
"Ilość pracy, jaką trzeba włożyć w doprowadzenie się do stanu rozpaczy i uodpornienie się na rozpacz jest taka sama". Don Juan Joumey to Xtlan Zerknąłem na jej twarz. Bił z niej niemal anielski blask. Tak pięknej kobiety nigdy jeszcze nie leczyłem. Gdy szła korytarzem w kierunku mojego gabinetu, przyglądałem się z zachwytem tej drobnej, kobiecej, pełnej elegancji postaci. Była jedną z tych kobiet, o których Fra Angelico mawiał, że są zbyt piękne, by można ich było pożądać. Kiedy zaczęła o sobie opowiadać, pomyślałem w pierwszym momencie, że nie mówi poważnie, że deprecjonuje siebie tylko po to, by mnie zmusić do prawienia komplementów. "Jestem okropną matką. Moje dziecko nie zasłużyło sobie na takie trakto wanie. Chcą mnie wyrzucić z pracy. Nie potrafię się nauczyć obsługi kompute ra. Zawsze byłam tępa. Nie dziwię się, że mąż się ze mną rozwiódł. Powinnam była wyjść za Sidney'a. Był niewidomy. Nie musiałby mnie wtedy oglądać." I tak dalej i dalej, bez końca. Jej głos przybierał na przemian dwa różne tony. Jeden był gardłowy, chrapliwy, drugi - słaby, zawodzący. Nie mogłem się oprzeć Wrażeniu, że słucham nagrania, którego nie da się wyłączyć.
205
Leczyłem ją przez mniej więcej rok. Na imię miała Ofelia. Powoli wyłonił się obraz osoby porzuconej. Rodzony ojciec Ofelii był alkoholikiem. Porzucił rodzinę, gdy córka miała trzy lata. Pierwszy ojczym kilkakrotnie przypalał ją zapałkami, mówiąc, że tak samo będzie się smażyć w piekle. Brat ojczyma zabierał ją na przejażdżki i robił z nią "dziwne rzeczy". Tylko on się nią intere sował. Kupił jej kiedyś szczeniaczka (jedno z nielicznych miłych wspomnień z dzieciństwa). Matka pracowała w barze jako kelnerka. Stale na Ofelię pokrzy kiwała chrapliwym głosem. Matkę obwołano w klasie maturalnej najbardziej seksowną dziewczyną w szkole. Bez przerwy stawiała siebie córce za wzór. Kiedy Ofelia miała trzynaście lat, matka zwykła mówić: "Jak się nie postarasz i nie nabierzesz babskich kształtów, żaden chłopak się za tobą nie obejrzy. Ja w twoim wieku nosiłam stanik rozmiar 36C". Jeden z kochanków matki wyczy niał z nią różne cuda pod kołdrą. Kiedy Ofelia o tym opowiadała, było jej wyraźnie przykro, ale z drugiej strony miała poczucie triumfu nad matką. Ta kobieta była ofiarą okrutnej przemocy. Przeżyła głębokie upokorzenie. We wnętrzny krytyk stale o tym przypominał, uruchamiając wciąż na nowo spiralę wstydu.
"Głos
wewnętrzny"
Wewnętrzny krytyk (zwany przez Roberta Firestone'a "głosem wewnętrz nym", a często opisywany w literaturze pod różnymi innymi nazwami) prowa dzi ze sobą niekończący się, cichy dialog. Erie Berne porównuje ten głos do kasety magnetofonowej, na której nagrane zostały wypowiedzi rodziców. Jak się szacuje, każdy nosi w głowie około 25 tysięcy godzin takich "nagrań". Fritz Perls i Gestaltyści mówią o "uwewnętrznionych głosach rodziców". Aaron Beck nazywa je "automatycznym myśleniem". Mniejsza o nazwę. Każdy z nas nosi w swojej głowie głosy rodziców. U osób spętanych wstydem głosy te wypowiadają przede wszystkim treści negatywne i poniżające. Jak pisze Robert Firestone: "Ten 'głos' to podstępny, autodestrukcyjny proces toczący się mniej lub bardziej intensywnie w głowie każdego z nas. Jego genezy należy szukać w stłumionych wrogich uczuciach rodziców wobec dziecka. Nie my jesteśmy autorami reprezentowanych przez ten głos opinii na nasz temat." The Fantasy Bond Głos wewnętrzny próbuje człowiekowi wmówić, że jest bezwartościowy, zły, niegodny miłości. Podtrzymuje w nim obraz siebie jako złego dziecka. Na poziomie świadomym, głos przybiera postać myśli na swój temat. Ale na ogół jest na w pół tylko uświadomionym podszeptem lub w ogóle nie jest uświadamiany. Większość z nas w ogóle nie zdaje sobie sprawy, że ten głos stale w nas rozbrzmiewa. Uświadamiamy go sobie tylko w wyjątkowych, szcze gólnie wstydliwych sytuacjach. Popełniwszy jakąś gafę, mówimy wtedy: "Aleś"
206
ty głupi". Albo: "I znowu się nie popisałem. Ale ze mnie idiota". Przed ważną rozmową kwalifikacyjną nie daje nam spokoju, nęka nas myślami typu: "Skąd taka pewność, że sobie w tej pracy poradzisz? Jesteś zbyt nerwowy. Natych miast się na tobie poznają." Nie jest łatwo te głosy wyplenić. Jednym z głównych powodów trudności jest iluzoryczna więź, jaka utrwaliła się po zerwaniu pomostu interpersonalne go z rodzicami. Im dotkliwiej dziecko zostało porzucone (zaniedbane, wyko rzystane, wplątane w neurotyczną strukturę rodziny), tym silniejsza jest jego iluzoryczna więź z rodzicami (pisał o tym Robert Firestone). Warunkiem ukształtowania się iluzorycznej więzi jest idealizacja rodziców i rozwój przekonania, że jest się "złym" dzieckiem. Iluzoryczna więź pomaga dziecku przetrwać. Dziecko rozpaczliwie potrzebuje rodziców. To niemożli we, by rodzice byli źli. Gdyby byli źli (chorzy), dziecko by zginęło. Więc dziecko tworzy iluzoryczną więź z rodzicami (rodzice są dobrzy, to ja jestem niedobry). Iluzoryczna więź przypomina fatamorganę. Pozwala dziecku za chować złudzenie: będę miał co jeść, będę miał się na kim oprzeć. Po latach, choć dziecko dawno już opuściło dom rodzinny, głos wewnętrzny nadal pod trzymuje iluzoryczną więź. Głos zewnętrzny (wrzeszczący, karzący, pełen pre tensji) zamienia się teraz w głos wewnętrzny. I dlatego każda próba konfrontaq'i z głosem wewnętrznym i zmiany treści, które przekazuje, rodzi silny lęk. Ale, jak podkreśla Firestone, "bez lęku nie ma mowy o żadnej głębokiej prze mianie terapeutycznej". Przystępując do próby zmiany głosów wewnętrznych, musisz zdać sobie sprawę z ich niezwykłej siły. Dziecko, które uwewnętrznia głos rodzica, przej muje wraz z nim subiektywny obraz własnej osoby. Jeżeli tożsamość rodzica zbudowana została na wstydzie, będzie to głos nie tylko subiektywny, ale i wypaczony. Pamiętajmy również, że dziecko przejmuje od rodziców przede wszystkim "postawy manifestowane w momentach największej złości i naj większego odtrącenia, wraz ze skrywaną za nimi nienawiścią i chęcią poniże, nia" (Firestone). Dziecko wychowujące się w rodzinie spętanej wstydem musi uwierzyć, że jest złe, niegodne miłości. Nie ma innego wyboru. Nie rozumie przecież, że rodzice sami czują się upokorzeni, sami mają wiele niezaspokojonych potrzeb, a czasami są po prostu chorzy psychicznie. Głos wewnętrzny ma skłonność do generalizaq'i - jednostkową krytykę potrafi rozciągnąć na inne obszary życia. Powiedzmy, że matka radzi sobie z własnym wstydem wymagając od dziecka idealnego porządku i czystości (kompulsywny perfekcjonizm). Dziecko ten perfekcjonizm uogólnia. Będzie od siebie wymagało nie tylko perfekcyjnego Porządku i czystości, będzie w sobie tępić wszelkie złe nawyki i osobiste defekty. Będzie wyśmiewać, poniżać i wyszydzać siebie i innych tak, jak śmiewali, poniżali, wyszydzali je rodzice.
207
Głosu wewnętrznego nie należy utożsamiać z systemem pozytywnych wartości. "Wręcz przeciwnie" - pisze Firestone - "jego funkcja polega na prze kładaniu systemu wartości narzuconego z zewnątrz na zjadliwy i karcący atak, wymierzony przeciw samemu sobie". Nierzadko jest to głos pełen sprzeczno ści - najpierw do czegoś nakłania, by za chwilę to samo zachowanie potępić. Firestone przytacza szereg przykładów, które dowodzą, że "najbardziej patologiczną postać [tych głosów] obserwujemy u pacjentów z tendencjami samobójczymi lub morderczymi. Jak wynika z relacji tych pacjentów 'głosy' przybierają u nich postać halucynacji nakłaniających do wprowadzenia w czyn destrukcyjnych impulsów". W mniej patologicznych przypadkach, w których głosy reprezentują po prostu system wartości rodziców, mają one zwykle cha rakter karzący. Nie prowadzą do poprawy zachowania, wywołują tylko niena wiść do samego siebie. Jeśli nawet człowiek przyzna się do winy - powie że się pomylił lub źle ocenił sytuację - głos wewnętrzny odzywa się tonem pełnym wyrzutu i moralnej wyższości. Powiada na przykład: "Nie wystarczy przepro sić! Czy ty się nigdy niczego nie nauczysz? Jesteś niedorajdą. Spójrz prawdzie w oczy, nic z ciebie nie będzie. To, co teraz zrobiłeś dobitnie o tym świadczy". Głos wewnętrzny orzeka kategorycznie, że człowiek jest z gruntu ułomny i bezwartościowy i takim pozostanie. Genezy tego głosu należy szukać przede wszystkim w mechanizmach obron nych rodziców - mechanizmach wyrosłych ze wstydu, krępujących ich rozwój. Spętani wstydem rodzice nie akceptują własnych słabości, pragnień, emocji, swojej podatność na zranienie i dziecięcej zależności, więc ich nie akceptują również u swoich dzieci. Jak twierdzi Firestone, genezy głosu wewnętrznego należy szukać w "głęboko stłumionym pragnieniu, które pojawia się u rodzi ców ilekroć dziecko narusza ich mechanizmy obronne - pragnieniu wytępie nia u dziecka wszystkiego, co żywotne i spontaniczne". Nie zapominajmy, że spętani wstydem rodzice sami w dzieciństwie wiele się nacierpieli. Musieli wyprzeć swój ból, poniżenie, wstyd. Ze strachu przed utratą rodziców stłumili w sobie złość, jaką wobec nich odczuwali za to, że ich zawstydzali. Tę złość skierowali przeciwko sobie. Znienawidzili siebie. Nie uświadamiali sobie jednak swego bólu ani swego upokorzenia, ponieważ chroniły ich mechanizmy obronne. Każda próba ekspresji analogicznych uczuć u dziecka naruszyłaby ten system obronny. Rodzice nie mają wyboru. Aby uniknąć świadomości własnych niezaspokojonych potrzeb, własnego cierpie nia, muszą za wszelką cenę powstrzymać ekspresję potrzeb i cierpienia u dziecka.
208
Glos wewnętrzny jako ciąg automatyzmów myślowych Musisz się koniecznie nauczyć zwracać uwagę na wewnętrzny dialog, jaki ze sobą toczysz, na głosy wewnętrzne. Najbardziej destrukcyjną postacią głosu wewnętrznego jest automatyzm myślowy. Wyobraź sobie następującą sytuację: Rzecz się dzieje na meczu piłkarskim. Na stadionie jest tłum kibiców. W pewnym momencie jakaś kobieta głośno krzyczy, wstaje z miejsca, uderza w twarz siedzącego obok mężczyznę i wy biega ze stadionu. Scenę tę obserwowało kilka osób. Każda inaczej reaguje. Jakiś mężczyzna się przestraszył. Nastolatek się rozgniewał. Mężczyzna w śre dnim wieku czuje się przygnębiony. Terapeuta jest zaciekawiony. Ksiądz jest zażenowany. To samo wydarzenie wyzwala u różnych obserwatorów bardzo różne emocje. Dzieje się tak dlatego, że u każdego z nich uruchomił się inny automatyzm myślowy. Mężczyzna, który się przestraszył, często obrywał w dzieciństwie od matki, która strasznie przy tym na niego krzyczała. Obserwując scenę na sta dionie, słyszy ponownie wrzask matki: "Co ty masz w głowie zamiast mózgu?" "Kobiety bezkarnie biją mężczyzn. Moja siostra też mnie tłucze i uchodzi jej to bezkarnie. To niesprawiedliwe" - złości się nastolatek. "Czy wszyscy muszą się bez przerwy kłócić? Jakie to smutne" - zadumał się mężczyzna w średnim wiek (świeżo po rozwodzie). "Co on jej takiego powiedział, że ona w ten sposób zareagowała" - zastana wia się terapeuta. "Czy to nie była przypadkiem jedna z moich parafianek? Jakie to żenujące!" - myśli ksiądz. W każdym z tych przypadków emocję poprzedza myśl. Myśl, interpretacja zdarzenia warunkuje emocję. W naszych głowach stale kłębi się mnóstwo myśli. Wiele myśli pojawia się nieświadomie, automatycznie. Toksyczny wstyd powoduje, że człowiek skupia się wyłącznie na jednym rodzaju automatycznych myśli. Nie dopuszcza do głosu myśli przeciwstaw nych. Percepcja ulega zawężeniu: człowiek myśli jednotorowo i dostrzega tylko jeden aspekt otaczającej rzeczywistości. Aaron Beck nazywa to zjawisko "wybiórczą abstrakcją". Wybiórcza abstrakcja polega na dostrzeganiu w ota czającej rzeczywistości tylko jednego rodzaju bodźców kosztem wszystkich tanych rodzajów. Toksyczny wstyd zawęża percepcję rzeczywistości.
Konfrontowanie głosów wewnętrznych c
Mam nadzieję, że z tego, co powiedziałem do tej pory wynika jednoznacz n e , że negatywny głos wewnętrzny sprzyja rozwojowi i eskalacji toksycznego wstydu. Uruchamia i napędza spiralę wstydu. Głos wewnętrzny jest bardzo potężny. Jeżeli już raz się w człowieku zadomowi, zaczyna dominować i to-
209
ksyczny wstyd wkrótce uzyskuje funkcjonalną autonomię. Istnieje wiele tech nik konfrontacji i zmiany głosów wewnętrznych.
Adaptacja metody Firestone'a Robert Firestone był jednym z pionierów badań nad genezą i destrukcyj nym wpływem głosów wewnętrznych. Zaproponował szereg skutecznych metod służących uświadamianiu paq'entowi tych wrogich myśli. "Proces formułowa nia i werbalizacji negatywnych myśli łagodzi ich destrukcyjny wpływ na zachowanie pacjenta" - pisze Firestone. Celem pracy terapeutycznej nad głosami wewnętrznymi jest uzewnętrznie nie autokrytycznych myśli. Dzięki werbalizacji, pacjent lepiej sobie uświada mia mechanizm krytycznej napaści na siebie i uczy się, jak zastąpić negatywny stosunek do siebie podejściem bardziej obiektywnym, mniej oceniającym. Podczas werbalizacji karzącego głosu wewnętrznego wyzwalają się bardzo silne emocje, dzięki czemu pacjent doznaje emocjonalnego oczyszczenia i wglądu. Punktem wyjścia dla sformułowanej przez Firestone'a metody terapii gło sów wewnętrznych były obserwacje osób tak "normalnych", jak i neurotycz nych. Firestone zauważył, na przykład, że terapeuci, uchodzący za ludzi "nor malnych", złoszczą się i reagują obronnie na uwagi pod swoim adresem, jeżeli interpretują je jako przejaw krytyki lub dezaprobaty. "Natężenie reakcji obronnej nie korelowało na ogół z trafnością bądź nie trafnością informacji zwrotnej. Czynnikiem decydującym o sile reakcji była raczej zbieżność oceny otoczenia z własną negatywną oceną siebie". Innymi słowy, im intensywniej i gwałtowniej terapeuta się broni, z tym większym prawdopodobieństwem można domniemywać, że negatywna informacja zwrot na zbiega się z jego własną negatywną opinią o sobie. Firestone doszedł do wniosku, że "gdy sądy i oceny innych potwierdzają skrzywiony obraz siebie, uruchamia się obsesyjne myślenie". Nie dość, że sami się katujemy krytyczny mi, karzącymi myślami na swój temat, to jeszcze ktoś inny przypuszcza na nas analogiczny atak. Zaiste, bardzo to zagrażające.
Techniki uzewnętrzniania zawstydzających głosów wewnętrznych Techniki Firestone'a przystosowane są przede wszystkim do warunków psychoterapii indywidualnej i grupowej. Poniżej przedstawiam własną modyfH kację tych technik do warunków pozaterapeutycznych. Jak mówiłem wcze śniej, głosy wewnętrzne mają nad człowiekiem bardzo silną władzę i bardzo trudno z nich zrezygnować. Wyjaśniłem dlaczego tak się dzieje. Gdyby sif okazało, że podczas wykonywania przedstawionych poniżej ćwiczeń dochodzą do głosu bardzo silne emocje, z którymi nie potrafisz sobie poradzić, przerwij
210
natychmiast. To oznaczałoby, że potrzebna ci jest przy ich wykonywaniu fa chowa pomoc. Dzienniczek przesadnych reakcji Pierwsza technika, którą chciałbym zaproponować, zainspirowana została wprost wczesnymi badaniami Firestone'a dotyczącymi czynników uruchamia jących obsesyjny proces wewnętrznej samokrytyki. Polega ona na systema tycznym wypełnianiu dzienniczka obronnych, niewspółmiernych do sytuacji, reakcji. Najłatwiej wykonać to ćwiczenie w grupie, która zapewnia dopływ odpowiednich informacji zwrotnych, ale można je również wykonać samemu. Wystarczy uważnie obserwować swoje codzienne interakcje z innymi ludźmi. Codziennie, zanim położysz się spać, przypomnij sobie wydarzenia minio nego dnia. Co cię zdenerwowało? W jakich sytuacjach reagowałeś niewspół miernie do sytuacji? Jakie okoliczności towarzyszyły tym sytuacjom? Kto był wtedy obecny? Co ci powiedział? W jakim stopniu informacja, jaką ci przekazał jest zbieżna z tym, co sam sobie mówisz po cichu? Przykład. Szesnastego grudnia żona i ja rozmawialiśmy o remoncie mie szkania. Zauważyłem w pewnym momencie, że zaczynam mówić coraz szyb ciej i coraz głośniej. Rozpocząłem tyradę na temat moich rozlicznych obciążeń zawodowych. Słyszałem, jak mówię: "Nie oczekuj, że ja się tym zajmę. Ledwo sobie radzę ze swoimi podstawowymi obowiązkami". Odnotowałem później ten wybuch w swoim dzienniczku. Opisałem go tak: Data: Podmiot: Temat: Nadreakcja:
Środa, 16 grudnia, godzina 20:45. Żona. Omawianie remontu jednego z pokoi. Na słowa żony: "Będę potrzebowała twojej pomocy" odpowiedziałem, coraz bardziej wzburzony: "Nie oczekuj, że ja się tym zajmę itd." Głos wewnętrzny: Jesteś okropnym mężem. Niczego nie potrafisz załatwić. Jesteś godny politowania. Twój dom się rozlatuje. Co za niedorajda. Gdybyś był prawdziwym mężczyzną, potrafiłbyś wszystko sam naprawić, umiałbyś przeprowadzić remont. Gdybyś był dobrym ojcem, zająłbyś się domem. Praca nad głosami wewnętrznymi wymaga wiele czasu. Pamiętaj o tym. Najlepiej to robić wtedy, gdy jesteś rozluźniony i nikt ci nie przeszkadza. Wsłuchaj się bardzo uważnie w to, co sobie mówisz po cichu. Zapisz to, a następnie powtórz głośno. Wypowiadaj się spontanicznie. Kiedy zaczniesz mówić na głos, aż się zdziwisz, słysząc, jaki potok słów z siebie wylewasz.
211
Firestone, pracując z grupą, zachęca do wypowiedzi głośnych i nasyconych emocjami. Mówi więc osobie pracującej: "Powiedz to głośniej", "Wyrzuć to z siebie". I ja cię do tego zachęcam. Wyrzuć z siebie spontanicznie wszystko, co ci przyjdzie do głowy. Mów do siebie w drugiej osobie liczby pojedynczej. Poddaj się napięciu, jakie odczuwasz słysząc swój głos. Konfrontacja z głosem wewnętrznym Kiedy już wydobyłeś na jaw wszystko, co ci podpowiada twój głos wewnę trzny, możesz zacząć się z nim konfrontować. Staraj się podważyć to co mówi oraz to co ci dyktuje. Ja na przykład zanotowałem w swoim dzienniczku, że jestem dobrym mężem i zapewniłem rodzinie porządny dom. Nie muszę potwierdzać swojej męskości. Ciężko pracuję i stać mnie na wynajęcie ekipy remontowej. Nawet gdybym się znał na remontach, wynająłbym kogoś. Mam ważniejsze rzeczy do roboty. Na świecie żyje wielu wspaniałych stolarzy i konstruktorów budowlanych. Żyje też wielu wspaniałych ludzi pozbawionych takich umiejętności. Następnego dnia podejmujemy na nowo dialog ze swoim głosem wewnę trznym. Staramy się rozmawiać z nim emocjonalnie, ale i logicznie. Firestone uważa, że należy świadomie zaniechać realizacji nakazów głosu wewnętrzne go albo wręcz im się czynnie przeciwstawić. A co ja zrobiłem? Zamówiłem znajomego stolarza, powiedziałem mu dokładnie co ma zrobić i wyszedłem. Poszedłem pograć w golfa, cały dumny, że stać mnie na wynajęcie kogoś do remontu domu. Przypieranie wewnętrznego krytyka do muru Jest jeszcze inna metoda demaskowania zawstydzających głosów wewnę trznych. Stosują ją Gestaltyści. Na swój użytek zatytułowałem tę metodę "przy pieraniem wewnętrznego krytyka do muru". Każdy, kogo spętał wstyd, prowadzi ze sobą bezustanny, autokrytyczny dialog. Gestaltyści nazywają to "zabawą w zadawanie sobie tortur". Człowiek prowadzi ze sobą tę grę w sposób automatyczny, nieświadomy. Celem przyto czonego niżej ćwiczenia jest uświadomienie delikwentowi, w co gra, oraz wyposażenie go w środki sprzyjające samoakceptacji i lepszej integracji we wnętrznej. Zaczerpnąłem je z książki pt. Awareness [Świadoma koncentracja na sobie] Johna O. Stevensa. Usiądź wygodnie i zamknij oczy... teraz wyobraź sobie, że siedzisz naprze ciwko siebie i przyglądasz się sobie. Spróbuj siebie zobaczyć (wyobraź sobie na przykład, że oglądasz swoje odbicie w lustrze). Zwróć uwagę, jak ta postać siedzi. Jak jest ubrana? Jaką ma minę? A teraz zacznij tę postać po cichu krytykować, jakbyś o niej komuś opowia dał. (Jeżeli wykonujesz to ćwiczenie sam, opowiadaj na głos). Powiedz sobie,
212
co powinieneś robić, a czego robić nie powinieneś. Zaczynaj każde zdanie od słów "Powinieneś ", "Nie powinieneś " lub jakiegoś i c h odpowiednika. Staraj się sformułować jak najdłuższą listę zarzutów pod swoim adresem. Posłuchaj uważnie, jakim tonem je wygłaszasz. Teraz wyobraź sobie, że zamieniasz się ze swoim sobowtórem miejscami, wejdź w skórę sobowtóra i odeprzyj te zarzuty. Jak mu odpowiadasz na kryty kę? Jakim tonem odpowiadasz na zarzuty? Jak się czujesz, odpierając kolejne zarzuty?
A teraz zamień się z tą postacią jeszcze raz, znów wejdź w skórę krytyka. Zwróć uwagę na to, co mówisz i jak mówisz - jakich używasz słów, jakim mówisz tonem, itd. Zatrzymaj się co jakiś czas i wsłuchaj się po prostu w dźwięk wypowiadanych słów, w odczucia z nimi związane. Możecie się zamieniać rolami do woli, nie przerywajcie jednak dialogu. Za każdym razem zwróć uwagę, co się z tobą dzieje. Jakie fizyczne odczucia towarzyszą każdej z tych ról. A może krytyczny głos kogoś ci przypomina? Może wiesz, kto ci mówi: "Nie powinieneś ?" Na co jeszcze zwróciłeś uwagę? Kontynuuj ten wewnętrzny dialog jeszcze przez kilka minut. Czy do strzegasz jakieś zmiany? A teraz siedź spokojnie i przeanalizuj to, co się przed chwilą działo. Praw dopodobnie odczuwasz jakiś konflikt, jakieś wewnętrzne rozdarcie. Z jednej strony dostrzegasz w sobie część silną, krytyczną, autorytatywną, która nama wia cię do zmiany. Z drugiej strony dostrzegasz część słabszą, która przepra sza, robi uniki, szuka wymówek. Czujesz się wewnętrznie podzielony. Prze mawia przez ciebie i rodzic i dziecko. Rodzic, postać dominująca, stara się za wszelką cenę przejąć nad tobą kontrolę, "ulepszyć cię". Dziecko, postać pod porządkowana, stale próbuje jej się wymknąć. Być może rozpoznałeś w we wnętrznym krytyku głos któregoś z rodziców? Albo kogoś innego, kto stale czegoś od ciebie wymaga: męża, żony, szefa, innego autorytetu mającego nad tobą władzę? Głos wewnętrzny uaktywnia się przede wszystkim w chwilach słabości, Wtedy, kiedy czujesz się bezbronny, wystawiony na ciosy. Gdy już raz się uaktywni, uruchamia spiralę wstydu. Ta zaś, z chwilą, gdy została wprawiona |W ruch, przejmuje nad tobą kontrolę. Musisz się tego wewnętrznego dialogu koniecznie pozbyć, ponieważ to on jest jednym z głównych motorów braku akceptacji siebie i wewnętrznego rozdarcia. Opisane tu ćwiczenie służy uświadomieniu wewnętrznego dialogu. Bez tej świadomości nie pozbędziesz się go. W kroku drugim po kolei przekładamy każdy zarzut na konkretne zachowanie. Zamiast mówić: "Jesteś egoistą", powiedz: "Nie chciało mi się pozmywać". Każdy zarzut formułowany jest w sposób uogólniony i w tej postaci jest nieesłuszny. Każdy chce czasami postawić na swoim. Każdy ma takie obszary życia, w których czuje się niepewnie. Kiedy przekształcisz uogólnione zarzuty
213
(oceny, kryteria wartości) tak, by dotyczyły konkretnych zachowań, zaczniesz trafniej siebie spostrzegać. Obraz twojej osoby, który się wyłoni, będzie bar dziej wyważony, zintegrowany, łatwiejszy do zaakceptowania. W kroku trzecim bierzemy po kolei każdy uogólniony zarzut (ocenę, kryte rium wartości) i staramy się dobrać do niego twierdzenie przeciwstawne. Nie mów "Jestem egoistą". Powiedz "Nie jestem egoistą". Powiedz to na głos. Dobrze jest wygłosić to zdanie drugiej osobie - członkowi grupy, najlepszemu przyjacielowi, mężowi, żonie. Ale nie wybieraj do tego ćwiczenia osoby, która mogłaby cię zawstydzić.
Przerwanie potoku natrętnych, zawstydzających myśli Autorami tego ćwiczenia są Bain, Wolpe i Meichenbaum. Jest ono bardzo przydatne wtedy, gdy chcemy przerwać zawstydzającą myśl w zarodku lub przerwać potok natrętnych myśli uruchamiających spiralę wstydu. Ćwiczenie, które przytaczam poniżej jest moją własną adaptacją propozycji Josepha Wolpego. Kiedy pojawia się zawstydzająca myśl, należy ją ostro przerwać (dając ko mendę "Stop") i zastąpić inną, bardziej pozytywną myślą. Zawstydzające myśli dzielą się na trzy kategorie: samoponiżanie; myśli katastroficzne (których tre ścią jest przewidywanie niemożności poradzenia sobie z czymś); wyrzuty su mienia i rozpamiętywanie strat. Nieustające zamartwianie się przyszłymi chorobami i katastrofami powodu je chroniczny lęk. Ciągłe roztrząsanie "co by było gdybym nie zrobił tego czy tamtego" nieuchronnie puszcza w ruch spiralę wstydu. Podobny skutek mają samoponiżające twierdzenia typu "Jestem zbyt nieśmiały, by się z kimś zaprzyjaźnić, zadbać o swoje potrzeby itp." lub "Jestem taka głupia". Obsesyj ne rozmyślanie o swoich niepowodzeniach i ograniczeniach prowadzi do głę bokiej depresji. Im te myśli natrętniejsze, tym bardziej nasila się spirala wstydu. Celem opisanego tu ćwiczenia jest przerwanie tej spirali w zarodku. Zastanów się przez chwilę i zanotuj pięć najbardziej wstydliwych twierdzeń na swój temat. Oto lista, którą sporządziłem kilka lat temu podczas wykonywania tego ćwiczenia. 1. Masz obrzydliwie ciasne spodnie (obsesja nadwagi) 2. Jestem bardzo kiepskim ojcem (obsesja niewywiązywania się z obo wiązków rodzicielskich) 3. Chyba jestem ciężko chory (obsesja choroby fizycznej) 4. Nie warto - i tak umrę (obsesja śmierci) 5. Jesteś potwornym egoistą (obsesja niemoralności) Spróbuj wybrać takie myśli, które nachodzą cię raz po raz i niezmiennie cię zawstydzają. Uporządkuj je od najbardziej zawstydzającej (1) do najmniej za-
214
wstydzającej (5). Przyjrzyj się teraz uważnie stwierdzeniom 1-3. Wybierz to, nad którym chciałbyś popracować. Nie musi to być stwierdzenie najgorsze. Ważne natomiast, byś w tym ćwiczeniu odniósł sukces. Wybierz więc to stwier dzenie, które uda ci się, twoim zdaniem, pokonać. Do tych gorszych możesz wrócić później, gdy już nabierzesz pewnej wprawy. Jeżeli chcesz przerwać obsesyjne myśli, musisz powziąć silne postanowie nie, że zachowasz stałą czujność. Wstydliwe myśli nie znikają na skinienie ręki, trzeba je z siebie siłą wypędzić. W tym celu musisz się na danej myśli celowo skupić, by za chwilę je wyłączyć, wyrzucić z siebie. Aby przerwać obsesyjną, zawstydzającą myśl, należy wykonać cztery kolejne czynności. Oto szczegółowy opis tych czynności.
Krok pierwszy: Wyobraź sobie tę myśl Zamknij oczy i wyobraź sobie taką sytuację, w której zachodzi duże praw dopodobieństwo uaktywnienia tej myśli. Jeżeli trudno ci "zobaczyć" tę sytua cję, staraj się odczuć towarzyszące tej myśli emocje. Lub usłyszeć głos, który ci tę myśl przekazuje. Spróbuj odtworzyć tę sytuację jak najdokładniej: jak jesteś ubrany, jakie widzisz kolory, jakie czujesz zapachy, jakie przeżywasz emocje, jakie dźwięki wydają pojawiający się w tej sytuacji ludzie... A teraz spróbuj odtworzyć po kolei ciąg myśli, jakie cię wtedy nachodziły. Spróbuj się zanu rzyć w tym potoku słów. Zanim przejdziesz do kroku drugiego, postaraj się bardzo wyraźnie zobaczyć tę scenę. Jeżeli pojawił się wstyd, to dobrze wróży. Jeżeli udało ci się naumyślnie wzmóc wstyd, to znaczy, że uda ci się również naumyślnie go zredukować.
Krok drugi: Przerwanie myśli Każdą myśl można przerwać. Służą do tego odpowiednie techniki bazujące na zaskoczeniu. Bardzo przydatną pomocą jest budzik lub minutnik. Ja sam chętnie korzystam z magnetofonu. Włącz magnetofon i nagraj słowo STOP (gtośno). Nagraj je wielokrotnie, w różnych odstępach czasu (ale nie krótszych niż dwie minuty). Usiądź lub połóż się wygodnie i staraj się maksymalnie rozluźnić. Przedtem ustaw w pobliżu magnetofon. Zamknij oczy i wróć jeszcze : raz do sytuacji zawstydzania. Spróbuj ją odtworzyć z najdrobniejszymi szczegółami i wszystkimi typowymi dla niej skojarzeniami. Przypomnij sobie, jak ta scena wyglądała, kto tam był, co do siebie mówiłeś itp. Kiedy karcący głos wewnętrzny na dobre się rozkręci, włącz magnetofon. Kiedy usłyszysz słowo STOP (powinno być wypowiedziane głośno i energicznie), staraj się Zachować przez 30 sekund pustkę w głowie. A teraz wróć jeszcze raz do scenki. Zacznij się znowu pławić w bolesnych samooskarżeniach. A teraz włącz jeszcze raz magnetofon. Kiedy usłyszysz głośne STOP, staraj się jak najdłużej Wytrwać w stanie myślowej pustki. Jak długo ci się udało wytrwać w tym
215
stanie? Spróbuj jeszcze raz. Sprawdź, czy udało ci się o niczym nie myśleć przez całe 30 sekund. Pamiętaj, samooskarżenia wrócą na pewno. Więc musisz ciągle ćwiczyć. Wróć do obsesyjnej myśli, ale nie wyłączaj magnetofonu. Słowo STOP powinno rozbrzmiewać z różną częstodiwością. Na dźwięk tego słowa, staraj się przez całe 30 sekund o niczym nie myśleć. Powtarzaj to ćwiczenie wielokrotnie.
Krok trzeci: nauka przerywania myśli bez wspomagania Poszukaj sobie teraz takiego miejsca, gdzie nikt ci nie będzie przeszkadzał. Miejsca, w którym możesz bez skrępowania wrzeszczeć STOP. Nastaw budzik tak, by zadzwonił za trzy minuty. Wróć do swojej natrętnej myśli. Oddaj się jej bez reszty, ze wszystkimi towarzyszącymi jej emocjami. Gdy zadzwoni budzik, krzyknij głośno STOP i staraj się jak najdłużej nie wracać do bolesnej myśli... Nastaw jeszcze raz budzik i powtórz ćwiczenie; wróć do niepożądanej myśli... Jeżeli masz kłopoty z przerwaniem myśli, połącz hasło STOP z jedną z następujących czynności: podskocz do góry, strzel palcami, uderz linijką w blat biurka, podnieść rękę (tak jak podnosi ją policjant kierujący ruchem), albo strzel owiniętą wokół nadgarstka gumką-recepturką (moja ulubiona metoda)... Powtarzaj to ćwiczenie wiele razy, przerywając myślenie co trzy minuty. Kiedy już nauczysz się przerywać na trzydzieści sekund obsesyjną myśl, zacznij mówić STOP normalnym głosem. Włącz jeszcze raz magnetofon z na granym dźwiękiem budzika. A teraz wróć do natrętnej myśli. Kiedy usłyszysz dzwonek, powiedz słowo STOP normalnym głosem. Nadal możesz sobie po magać uderzając linijką, strzelając palcami lub gumką-recepturką. Powtarzaj to ćwiczenie, póki się nie nauczysz przerywać natrętną myśl na okres trzydziestu sekund. Kiedy już tę umiejętność dobrze opanujesz, zacznij jeszcze raz od początku, ale mów teraz szeptem. Powtarzaj, dopóki nie nauczysz się przery wać obsesyjnej myśli na dźwięk wyszeptanego słowa STOP. A teraz podawaj sobie komendę STOP bezgłośnie. Wyobraź sobie, że ją słyszysz w głowie. Możesz napiąć struny głosowe i poruszać bezszelestnie językiem. Ale nie korzystaj już z magnetofonu, ani z budzika. A teraz, gdy tylko pojawi się obsesyjna myśl, wypowiedz bezgłośnie słowo STOP. Chodzi o to, by przerwać myśl w zarodku, zanim uruchomi spiralę wstydu. Jeżeli czujesz, że musisz sobie pomóc z początku linijką lub gumką-recep turką, możesz to zrobić. Chodzi o to, byś umiał przerwać natrętną, zawstydza jącą myśl w dowolnym miejscu, nie zwracając na siebie uwagi. A teraz prze ćwicz bezgłośne wypowiadanie słowa STOP. Myśl sobie o czym chcesz. Gdy tylko pojawi się zawstydzająca myśl, wymaż ją ze świadomości.
216
Krok czwarty: Włączanie myśli zastępczych Potrafisz już przerwać zawstydzającą myśl w zarodku. Ale bez względu na to, jak sprawnie to robisz, nie utrzymasz stanu pustki w głowie przez więcej niż 30-60 sekund. Przyroda nie znosi pustki, więc jeżeli nie zaczniesz myśleć o czymś innym, pozytywnym, stara myśl wróci w ciągu 30-60 sekund. Jakimi myślami możesz tę pustkę zapełnić? Pomyśl np.: "To przykre, ale nie niebezpieczne"; "Doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny"; "Szybciej tego nie zrobisz. Rób to krok po kroku"; "Weź głęboki oddech, przerwij na chwilę, odpręż się"; „To się niedługo skończy; nic nie trwa wiecznie; Zostaw to wła snemu biegowi"; "Pożegnaj się z przeszłością; masz prawo o niej zapomnieć"; "Spróbuj w sobie znaleźć coś, co ci się podoba"; "Niedoskonałość nie hańbi"; "Przyznanie się do niedoskonałości wymaga wiele odwagi"; "Dokończ dzisiaj choć jedną rzecz, to wystarczy". To tylko kilka propozycji. Wybierz te, które ci się podobają, dodaj kilka od siebie. Jeżeli uczestniczysz w Programie 12 Kroków, znasz na pewno popular ne w tym ruchu hasła, typu: "Zostaw to Bogu", "Nie wszystko naraz", "Minie i to", "Zawierz to Sile Wyższej". Te nowe, pozytywne myśli mają swoją nazwę. Nazywamy je "myśleniem pozytywnym". Do ćwiczeń nad przerywaniem obsesyjnych myśli włączył je Meichenbaum (pod nazwą "Treningu uodporniającego na stres"). Zadaniem myślenia pozytywnego jest przypominanie człowiekowi, że po trafi sam się przeciwstawić wstydowi i spirali wstydu, przy czym skuteczniej sze są zwykle zapewnienia formułowane w drugiej osobie liczby pojedynczej. Formułując twierdzenie o sobie w drugiej osobie liczby pojedynczej, człowiek dystansuje się od swoich reakcji i sugeruje, że kontroluje sytuację z zewnątrz. Pamiętaj też, by myśląc pozytywnie skupiać się na faktach. Kiedy odczu wam ból w klatce piersiowej, powodem jest prawdopodobnie zgaga, a nie stan przedzawałowy nasłany przez Boga, by mnie ukarać za grzechy. Pamiętaj przede wszystkim, że oskarżający głos wewnętrzny utrwalał się całymi latami. Aby go zatrzymać, musisz ćwiczyć i powtarzać w kółko ciche zapewnienia. Jak każda sprawność, wymaga czasu i ćwiczeń. Nie od razu ci się uda. Więc nie zaczynaj od zadania najtrudniejszego, od myśli, która zawsty dza cię najgłębiej. Zacznij jak początkujący narciarz - od oślej łączki. Gorąco też polecam metodę gumki-recepturki. Kiedy tylko pojawi się niepokojąca myśl - powiedz bezgłośnie STOP i strzel gumką w przegub. A następnie pomyśl pozytywnie.
Metoda Alberta Ellisa i Aarona Becka Przedstawię teraz własną adaptację metody, którą wymyślili Albert Ellis i Aaron Beck. Wkład tej dwójki autorów w wyjaśnienie mechanizmu modyfika-
217
cji zawstydzających myśli i dialogów wewnętrznych jest nieoceniony. Nie podzielam co prawda przekonania Ellisa, że wszystkie emocje są bezpośre dnim produktem myśli lub komunikatów wewnętrznych, niemniej jednak wierzę w skuteczność proponowanych przez niego technik naprawy przesiąkniętego wstydem obrazu własnej osoby i jego pochodnych - błędów myślenia. Przesłanką dla uformowania się tożsamości opartej na toksycznym wsty dzie jest założenie, że jesteśmy z gruntu ułomni i niepełnowartościowi. Z tej błędnej przesłanki wynikają błędne wnioski. Te z kolei prowadzą do egocen trycznego, jednostronnego odbioru świata. Oto charakterystyka błędów w mysiemu typowych dla ludzi spętanych wstydem.
Błędy w myśleniu typowe dla ludzi spętanych wstydem Robienie z igły wideł Boli cię głowa? Na pewno masz raka mózgu. Szef prosi, byś się do niego zgłosił? Na pewno chce cię zwolnić. Brak granic i poczucia własnej wartości powoduje, że człowiek węszy wszędzie katastrofę. Wszystko może się zda rzyć. Czytanie w myślach Kiedy czytasz w cudzych myślach, z góry wiesz (nie mając po temu żad nych przesłanek), jak cię potraktują. "Poznaję po jego minie, że chce mnie zwolnić z pracy". "Skoro mnie o to pyta, widocznie myśli, że jestem niedojrza ły". Wszystkie te założenia formułowane są na podstawie intuicji, niejasnych podejrzeń, złego przeczucia, jednostkowych doświadczeń z przeszłości. Dzia ła tu mechanizm projekcji. Wyobrażasz sobie, że inni cenią ciebie równie nisko, jak ty sam. Ponieważ steruje tobą toksyczny wstyd, jesteś nastawiony wobec siebie krytycznie, zbyt łatwo siebie potępiasz. Zakładasz automatycznie, że i inni będą ciebie tak traktować. Branie wszystkiego do siebie Człowiek spętany wstydem jest egocentryczny. Przypomina kogoś, kto cierpi na chroniczny ból zęba. Gdy stale boli cię ząb, o niczym innym nie potrafisz myśleć. Koncentrujesz się wyłącznie na zębie. Jeżeli twoje Ja jest wewnętrznie rozdarte i kontakt z sobą sprawia ci ból, koncentrujesz się na sobie. Człowiek spętany wstydem bierze wszystko do siebie. Ilekroć młoda mę żatka dowiaduje się, że mąż jest zmęczony, wyobraża sobie że ma jej dość. Mężczyzna, słysząc jak żona narzeka na wzrost cen żywności, dopatruje się w jej słowach wymówki - nie potrafisz zarobić na rodzinę. Człowiek, który bierze wszystko do siebie, stale porównuje siebie z innymiWynika to z perfekcjonizmu. Perfekcjonizm rodzi wstyd. Zmusza do ciągłych
218
porównań. "On jest o wiele sprawniejszym organizatorem niż ja". "Ona siebie zna o wiele lepiej niż ja". "Jaką on ma głębię przeżyć. Moje emocje są bardzo płytkie". I tak bez końca. A wszystko dlatego, że założyłeś, że jesteś nic nie wart. Nadmierna generalizacja Skłonność do nadmiernych uogólnień wynika z pychy. Wystarczy, że raz zgubisz oczko, a już jesteś pewna, że nigdy nie nauczysz się robić na drutach. Raz dostałeś kosza, a już wiesz na pewno, że żadna dziewczyna ciebie nie zechce. W oparciu o jeden incydent, jedną drobną przesłankę, wyciągasz dale ko idący, ogólny wniosek. Nadmierna generalizacja prowadzi do formułowania twierdzeń uniwersal nych typu: "Nikt mnie nie kocha... Nigdy nie znajdę lepszej pracy... Zawsze będę musiał się męczyć... Dlaczego nic mi się nigdy nie udaje?... Gdyby wie dzieli, jaki jestem naprawdę, na pewno by mnie nie kochali..." O nadmiernej generalizacji świadczą jeszcze takie słowa, jak: wszystkie, każdy, wszyscy. Innym przejawem nadmiernej generalizacji jest tzw. nominalizaq'a. Nominalizacja polega na urzeczowieniu czegoś, co z natury jest procesem. "Moje małżeństwo jest chore" to przykład nominalizacji. Małżeństwo jest procesem, ma swoją dynamikę. Nie może być całe chore, chore są co najwyżej pewne aspekty pożycia małżeńskiego. Oto inny, klasyczny przykład, z którym zetkną łem się ostatnio. "Ten kraj schodzi na psy". "Ten kraj" to niezliczona liczba mechanizmów, procesów, ludzi. Niektóre z nich się temu panu nie podobają. Ale przecież całego kraju nie można sprowadzać do poziomu jednostkowego bytu. Nadmierna generalizacja prowadzi do postępującego zubożenia stylu życia. Prowadzi do podszytej pychą absolutyzacji, do wniosku, że szczęściem czło wieka rządzą te same, odwieczne prawa. Intensyfikuje wstyd. Myślenie w kategoriach albo-albo Kolejną konsekwencją pychy, do której prowadzi toksyczny wstyd, jest polaryzacja myślenia - myślenie w kategoriach czarno-białych, albo-albo. Główną cechą tego błędu myślenia jest przekonanie, że do wyboru są zawsze tylko dwie możliwości: polaryzaq'a na dwie skrajności. Nie ma żadnych możliwości pośrednich. Wszystko jest albo dobre albo złe, albo wspaniałe albo okropne. Najbardziej destrukcyjną konsekwenq'ą tego sposobu myślenia jest polaryzacja sądów na swój temat. Jeżeli nie zrobiłeś czegoś doskonale, bezbłędnie, jesteś do niczego. Błędy są niedopuszczalne. Miałem kiedyś klientkę, samotną matkę 2 dwojgiem dzieci. Postanowiła, że będzie matką doskonałą. Wystarczyło, że soś jej nie wychodziło lub była zmęczona, zaczynał się potok samooskarżeń: jest beznadziejną matką, czuje do siebie odrazę.
219
Przekonanie o własnej nieomylności Człowiek spętany wstydem stale musi sobie udowadniać, że ma rację. Jego postawa jest wybitnie obronna. Ponieważ nie daje sobie prawa do błędu, nie docieka, czy kto inny ma rację. Rację może mieć tylko on. Ta forma skrzywie nia myślowego napędza spiralę wstydu, ponieważ odcina dostęp do nowych informacji, do danych, które pozwoliłyby człowiekowi zmienić zdanie na swój temat. Myślenie w kategoriach nakazów i zakazów O "tyranii powinności" pisała Karen Horney. Myślenie w kategoriach naka zów i zakazów jest konsekwencją perfekq'onizmu. Człowiek kieruje się sztywną listą zasad mówiących, jak należy w życiu postępować. Zasad słusznych i niepodważalnych. Jedna z moich klientek była przekonana, że mąż powinien ją zabierać w każdą niedzielę na przejażdżkę. "Każdy kochający mąż powinien zabierać żonę na przejażdżkę za miasto, a potem na obiad do przytulnej re stauracji". Mąż tej kobiety nie miał na to ochoty, a więc był egoistą, który "myśli wyłącznie o sobie". Charakterystyczne dla tego skrzywienia słowa to: powinien, należy, musi. Człowiek ulegający temu skrzywieniu przysparza wie le cierpień, sobie i innym. Błędne przekonania na temat własnego wpływu na rzeczywistość Jedną z często spotykanych masek toksycznego wstydu są przekonania na temat możliwości kontroli rzeczywistości. U podstaw tych przekonań leży pycha. Zaburzają one myślenie w dwojaki sposób. Albo człowiek ma przekonanie, że nie ma na nic wpływu i sterowany jest wyłącznie przez czynniki od niego niezależne, albo odwrotnie, czuje się wszechmocny i odpowiedzialny za cały świat. Pierwsza postawa wynika z podstawowej niewiary w jakąkolwiek moż liwość realnej kontroli nad swoim życiem. Postawa druga, równie błędna, to przekonanie, że można wszystko i wszystkich kontrolować, że jest się za wszy stko i wszystkich odpowiedzialnym. Osoba żywiąca takie przekonanie dźwiga na swoich barkach cały świat i czuje się winna, gdy nie kręci się we właściwym kierunku. Oba przekonania podtrzymują spiralę wstydu. Wybiórcze przetwarzanie informacji Błąd myślenia polega w tym wypadku na wybiórczym koncentrowaniu się na jednym tylko elemencie sytuacji kosztem wszystkich pozostałych. Człowiek dostrzega tylko to, co potwierdza jego przekonanie o własnej bezwartościowości. Jeden z moich klientów, zdolny doradca od marketingu, przygotował dla szefa sprawozdanie. Szef był bardzo zadowolony ze sprawozdania i gorąco mojego klienta pochwalił. Przy okazji zapytał go, czy mógłby następne spra-
220
wozdanie złożyć nieco szybciej. Mój klient bardzo sposępniał. Zapytałem go, dlaczego tak zareagował. Jak się okazało, dręczyła go myśl, że szef go posądza o lenistwo. Przekonany, że jest z gruntu bezwartościowy, zupełnie nie zauważył, z jakim entuzjazmem szef go pochwalił. Filtrując w ten sposób informacje (przetwarzając je wybiórczo), człowiek wyolbrzymia jedne elementy kosztem innych, koncentruje się tylko na aspek tach negatywnych. To zaś uruchamia spiralę potężnego wstydu. Obwinianie, etykietowanie Obwinianie służy do ukrycia wstydu i przerzucenia go na innych. Pochodną tej strategii jest etykietowanie, formułowanie generalnych ocen. W tym sklepie spożywczym zawsze sprzedają nieświeży towar. Te ceny to zdzierstwo. Dziewczyna, która zachowuje się na randce niewyzywająco nadaje się tylko do podpierania ścian. Twój szef do głupek bez jaj. Obwinianie i etykietowanie innych służą odwracaniu uwagi od własnych cierpień i pomagają zrzucić z siebie odpowiedzialność. Zaburzają myślenie, uniemożliwiają uczciwe spojrzenie na siebie, tłumią bolesne emocje. Dopóki nie dopuścisz do siebie bolesnych emocji, nie będziesz miał motywacji do zmiany.
Uświadomienie błędów w myśleniu Cofnij się myślami do sytuacji, w której odczuwałeś kiedyś dotkliwy wstyd. A teraz wykonaj po kolei trzy opisane niżej zabiegi, które pomogą ci zobaczyć, jakiego typu zaburzeniom uległo w tej sytuacji twoje myślenie. Te zabiegi pomogą ci również zmienić twoją ocenę tej sytuacji. Oto one: 1. Opisz tę sytuację lub to zdarzenie. 2. Zidentyfikuj zaburzenia myślenia, jakim wtedy uległeś. 3- Zrewiduj swoje ówczesne myślenie i je zmień. Najwięcej problemów przysparza zabieg trzeci. Błędy myślenia utrwaliły się tak dalece, że trudno znaleźć bardziej logiczne rozwiązanie. Oto kilka propozycji sposobów korekty opisanych wcześniej błędów myślenia. Robienie z igły wideł Ten błąd najlogiczniej można skorygować dokonując realistycznej oceny prawdopodobieństwa wystąpienia przewidywanego zdarzenia. Jakie są szan se, że twoje obawy okażą się trafne? Jedna na tysiąc (0,1%), jedna na dziesięć tysięcy (0,01%), jedna na sto tysięcy (0,001%)? Czytanie w myślach Czytanie w myślach polega na fantazjowaniu, na wyobrażaniu sobie cze goś. Najlepiej zrezygnować zupełnie z próby domyślania się, co ludzie o nas
221
myślą. Traktuj wszystkie swoje interpretacje dotyczące innych ludzi jako rodzaj urojenia. Formułując takie interpretacje, używaj tego słowa wprost: "Wyobra żam sobie (roję sobie), że...". A przede wszystkim staraj się sprawdzić, jakie masz dowody na potwierdzenie swojego wniosku. Branie wszystkiego do siebie Szef się zachmurzył? Przełam opory i sprawdź dlaczego. Jeśli to możliwe, zapytaj go wprost. Przestań się porównywać z innymi. Nie wyciągaj żadnych wniosków, zanim nie zgromadzisz wystarczających dowodów. Nadmierna generalizacja Zwalcz ten błąd w następujący sposób. Wynotuj (w trzech oddzielnych rubrykach) wszystkie dowody potwierdzające trafność ogólnego wniosku, wszystkie dowody podważające jego trafność i wniosek alternatywny: Dowody potwierdzające mój wniosek
Dowody podważające mój wniosek
Wniosek alternatywny
Wpisz sobie na kartce następujące zdanie: "Nic nie jest do końca pewne". Postaw ją sobie na biurku. Sprawdź, czy na pewno masz rację mówiąc: wszy stko, każdy, nigdy, zawsze, nikt, wszyscy. Doprowadź te stwierdzenia do ab surdu, zadając sobie pytanie: Czy ja naprawdę nigdy, przenigdy...? Naucz się używać takich słów, jak może, czasami, często. Sprawdź, czy nie popełniasz błędu nominalizacji poprzez zadanie sobie pytania, czy mógłbyś to włożyć do szuflady? Ani małżeństwa, ani kraju nie włożysz do szuflady. Więc twierdzenia typu: "Moje małżeństwo jest chore", "Ten kraj schodzi na psy" nie mogą być prawdziwe. Są przejawem urzeczowienia. Myślenie w kategoriach albo-albo I tutaj przyda ci się kartka z napisem "Nic nie jest do końca pewne". Myśle nie w kategoriach albo-albo jest przejawem absolutyzacji. Człowiek spętany toksycznym wstydem myśli, że jest nadludzki lub nie-dość-ludzki. Takie my ślenie jest przejawem pychy. Nic nie jest czarne, ani białe. Świat jest szary. Staraj się przekładać wszystko na procenty. Jestem w 5% egoistą, ale poza tym jestem ciepły i życzliwy. Przekonanie o własnej nieomylności Dopuść do głosu zdrowy, zbawienny wstyd. Kiedy uważasz, że zawsze masz rację, przestajesz słuchać, przestajesz się uczyć. Kluczem do przezwycię żenia przekonania o własnej nieomylności jest słuchanie innych. Naucz się
222
aktywnie słychać, co mówią inni. Pionierem w uczeniu tej umiejętności był Carl Rogers. Słuchać aktywnie, to znaczy wsłuchiwać się nie tylko w treść tego, co ktoś nam mówi, ale także w ukryty za tą treścią proces. Słuchaj uszami, ale i oczyma. Naucz się przekazywać informacje zwrotne i sprawdzać, czy dobrze zrozumiałeś to, co usłyszałeś. Oto przykład. Pewien mężczyzna zaczął nawijać o swoim wspaniałym dzie ciństwie i cudownym ojcu. O tym, że ojciec pracował od świtu do zmroku. O tym, że tylko dlatego nie miał dla syna czasu, że musiał ciągle pracować. Tak był zapracowany, że nie znalazł nawet czasu, by przyjść na mecz, na którym syn walczył o puchar stanowy. Kiedy mój klient o tym opowiadał, zaczął mieć kłopoty z oddychaniem. Zaciskał pięści, unikał mojego wzroku. Powtórzyłem mu łagodnie, to co usłyszałem. I powiedziałem, co zwróciło moją uwagę, kiedy opowiadał o rozgrywkach o puchar stanowy. Zapytałem, co wtedy czuł. Odpowiedział: "Och, w porządku. Rozumiałem, dlaczego nie może przyjść. Ale przysiągłem sobie, że zawsze będę dla swoich dzieci dostępny, zawsze przyjdę, kiedy będą mnie potrzebowały". Wyczułem w jego głosie nutę gnie wu. Postanowiłem to sprawdzić. Mógłbym jeszcze wiele opowiadać o tym przypadku. Ale wystarczy powiedzieć, że słuchając i sprawdzając, czy dobrze rozumiemy to, co usłyszeliśmy, uczymy się widzieć rzeczywistość tak, jak widzą ją inni. Jeżeli chcemy dobrze uchwycić cudzy punkt widzenia, musimy ciągle sprawdzać, czy dobrze zrozumieliśmy. Jesteśmy przekonani, że mamy rację. Inni też są przekonani, że mają rację. Więc zawsze staram się zadać sobie pytanie: "Czego mogę się dowiedzieć słuchając, co kto inny ma do powiedze nia?". Myślenie w kategoriach nakazów i zakazów Naucz się traktować słowa powinien, należy, musi jak znaki ostrzegawcze. Wystrzegaj się tych słów, staraj się formułować swoje zasady i oczekiwania bardziej elastycznie, bo od każdej zasady są wyjątki, zawsze może się okazać, że zaszły jakieś szczególne okoliczności. Nadmierna sztywność zasad świad czy o chorobie psychicznej; oznaką zdrowia psychicznego jest elastyczność. Bez elastyczności nie ma wolności. Spróbuj znaleźć dla każdej głoszonej przez ciebie zasady trzy wyjątki. A teraz pomyśl, ile jest jeszcze wyjątków, o których ci się nawet nie śniło. Błędne przekonania na temat własnego wpływu na rzeczywistość Z wyjątkiem tego, co jest dziełem Stwórcy, za wszystko, co się z tobą dzieje odpowiedzialny jesteś ty. Jak mówiłem wcześniej, zarówno nerwice, jak i za burzenia osobowości są de facto zaburzeniami odpowiedzialności. Kto chce stąpać twardo po ziemi zamiast bujać w obłokach musi się nauczyć żyć odpo wiedzialnie i pozwolić, by i inni korzystali z tego przywileju. Zadaj sobie pytanie:
223
"Które z moich decyzji przyczyniły się do tej sytuacji? Jakie decyzje mogę podjąć teraz, by tę sytuację zmienić?" Pamiętaj, że szacunek dla innych nakazuje pozwolić im żyć po swojemu, przeżywać po swojemu, rozwiązywać samodzielnie swoje problemy. Wybiórcze przetwarzanie informacji Usuń ze swojego słownika takie wyrazy, jak straszne, okropne, obrzydliwe, horrendalne itp. Wypisz sobie na kartce następujące zdanie: "Nie wyolbrzy miaj. Poradzisz sobie. Wytrzymasz". Też mam swoje ulubione powiedzenie. Nauczyłem się go od Abrahama Low: "To przykre, ale nie niebezpieczne". Jeżeli chcesz uniknąć wybiórczego przetwarzania informacji, naucz się sku piać uwagę na innym aspekcie sytuacji. Zamiast w kółko myśleć o problemie, skoncentruj się na sposobach jego rozwiązania. Poćwicz szukanie rozwiązań w sytuacjach związanych z zagrożeniem, stratą. Skoncentruj się najpierw na temacie "Zagrożenie", "Strata". A teraz pomyśl o wszystkim, co ci zapewnia poczucie bezpieczeństwa, o wszystkim co posiadasz, a co jest dla ciebie cen ne. Obwinianie, etykietowanie Przyjmij odpowiedzialność za to co robisz i za swoje decyzje. Zajmij się własnymi problemami. Zamiast szukać źdźbła w oku bliźniego, skup się na belce we własnym oku. Jeżeli zauważysz, że zaczynasz kogoś etykietować, zastanów się, przed czym próbujesz uciekać. Jeżeli przed niczym nie uciekasz, spróbuj sformułować swój zarzut bardziej konkretnie, mniej globalnie. Mój szef często postępuje ostrożnie. Rzadko ryzykuje. Taki jest. Natomiast nazywa jąc szefa głupkiem bez jaj, dajesz wyraz swojej potrzebie rozładowania złości, jaką wywołuje w tobie konieczność tłumaczenia się przed szefem z tego, co robisz.
Modyfikacja głosów wewnętrznych a myślenie pozytywne Technika, którą teraz przedstawię, polega na praniu mózgu, w sensie pozy tywnym. Polega na zastąpieniu starych, negatywnie zabarwionych, krytycz nych i oceniających "taśm", zawierających treści głęboko zawstydzające, no wym, realistycznym, pozytywnym myśleniem na swój temat. Większość gło sów krytycznych wyraża nie twoją, a cudzą opinię - opinię subiektywną, ma jącą niewiele wspólnego z tym, jaki jesteś naprawdę. Kiedy zaczniesz myśleć j pozytywnie, zmieni się treść opinii, które wygłaszasz po cichu pod swoim adresem. Będziesz taki, jakim chciałbyś być. Oto jak przebiega to ćwiczenie. Zapisz codziennie jakieś pozytywne zdanie na swój temat. Powtórz je 15-20 razy. (Idealnie by było, gdybyś wykonywał to ćwiczenie dwa razy dziennie.) Kiedy już napiszesz to zdanie, poczekaj na
224
pierwszą spontaniczną reakcję. Zwykle reakcja jest negatywna. Odczekaj minutę, jeżeli nie ma żadnej reakcji, napisz to zdanie jeszcze raz. Reakcja ma ci uświadomić wszystkie negatywne, zawstydzające komunika ty, jakie wygłaszasz pod swoim adresem, a których nie jesteś świadomy. Celem wielokrotnego powtarzania tego samego stwierdzenia jest osłabienie mechanizmu kontroli wstydu. Pamiętaj, że często komunikaty, które najbar dziej nas poniżały powtarzane były wielokrotnie, np. "Weź przykład z brata (siostry)", "Jesteś niezdarą, jesteś leniwy, jesteś głupi itp." A tak wygląda sche mat tworzenia pozytywnych kontr-afirmacji: Aiirmacja Reakcja 1. Ja, , często jestem Za każdym razem czekaj na ciepły i życzliwy. pojawienie się pierwszej, spontanicznej reakcji 2. Ja, , często jestem Pierwsza reakcja. ciepły i życzliwy. 3- Ja, , często jestem Pierwsza reakcja. ciepły i życzliwy. 4. Powtórz to jeszcze raz. Pierwsza reakcja. Powtarzaj to ćwiczenie przez 21 dni. Stwierdzono empirycznie, że taki okres ćwiczeń zapewnia optymalne wyniki. C7o robić, by pozytywne myślenie odniosło pożądany skutek 1. Pracuj c o d z i e n n i e nad tą samą afirmacją. To ć w i c z e n i e daje najkorzystniejsze efekty tuż przed zaśnięciem, tuż po •przebudzeniu, a zwłaszcza w chwilach zniechęcenia. 2. Napisz każdą afirmacje 10-20 razy. 3- Powtórz każdą afirmacje - na głos i na piśmie - w pierwszej, drugiej i trzeciej osobie liczby pojedynczej: "Im bardziej ja, , siebie kocham, tym bardziej kochają mnie inni." "Im bardziej ty, , siebie kochasz, tym bardziej kochają cię inni." "Im bardziej on/ona, , siebie kocha, tym bardziej kochają go/ją inni. Zawsze uwzględniaj w afirmacji swoje imię. Jest rzeczą bardzo ważną, byś używaj również drugiej i trzeciej osoby, ponieważ w tych osobach formułowana była większość komunikatów, które utrwaliły w tobie to ksyczny wstyd. 4. Pracuj nad afirmacjami codziennie, dopóki nie zmienią stanu twojej świadomości. Łatwo rozpoznasz ten moment: zaczniesz reagować na nie pozytywnie i realizować swoje zamiary. 5. Nagraj swoje afirmacje i odtwarzaj je, kiedy tylko możesz. Ja często puszczam taśmę z afirmacjami w samochodzie (ale tylko poza miastem) i przed zaśnięciem. E>. Stań przed lustrem i powtarzaj swoje afirmacje na głos.
225
Powtarzaj je, dopóki nie ujrzysz w lustrze twarzy odprężonej, zadowo lonej. Powtarzaj, dopóki nie znikną wszystkie oznaki napięcia, wszystkie grymasy. 7. Staraj się łączyć wypowiadanie afirmacji z wizualizacją. Po pewnym czasie przeanalizuj swoje reakcje. Może się okazać, że ne gatywne treści wypowiadane przez głosy wewnętrzne układają się w jakiś schemat. A może usłyszysz głos, którego dotychczas nie znałeś? Spróbuj do każdego głosu dobrać pozytywną kontr-afirmację.
Afirmacje służące podwyższaniu samooceny 1. Ja, , siebie lubię. Jestem godny miłości. 2. Ja, , jestem z siebie bardzo zadowolony. 3. Ja, , sprawiam wiele zadowolenia innym i inni mi sprawiają wiele zadowolenia. 4. Ja, , sam o sobie decyduję i daję innym prawo do decydowania o sobie. 5. Ja, , mam prawo mówić ludziom "nie" i nie bać się, że z tego powodu przestaną mnie kochać. 6. Im bardziej siebie lubię, tym bardziej inni lubią siebie. 7. Ja, , jestem osobą atrakcyjną, zasługuję na miłość; im bardziej to w sobie dostrzegam, tym bardziej takim się staję. 8. Ja, , zasługują na to, by inni mnie doceniali bez względu na to, czy to czego dokonałem było trudne czy łatwe. 9- Ja, , jestem człowiekiem wartościowym nawet jeśli . 10.Ja, , mogę być z siebie zadowolony w obecności każdego człowieka. 11. Ja, , czuję się kochany i doceniony bez względu na to, czy ktoś jest przy mnie, czy nie. 12. Ja, , jestem kimś cennym i niepowtarzalnym, czy mi się to podoba czy nie.
Rozdział 11
Radzenie sobie z toksycznym wstydem w związkach z osobami bliskimi "Jedyny istotny problem to problem kontaktów międzyludzkich. Często zapominamy, że tylko w związku z drugim człowiekiem możemy znaleźć otuchę i radość". Antoine de Saint Exupety Wind, Sand and Stars Uczestnicy Programu 12 Kroków często powtarzają: "My nie tworzymy Związków; my bierzemy zakładników". Jest to oczywiście żart, ale jak wiele innych, podobnych żartów, pełni istotną funkcję - pomaga złagodzić cierpie nie, na jakie napotyka człowiek spętany wstydem, kiedy próbuje nawiązać intymny kontakt z drugim człowiekiem. Powiedziałbym, że problemy z intym nością to problem numer jeden u osób cierpiących na toksyczny wstyd. Bez gotowości podjęcia ryzyka zranienia nie ma mowy o intymności. In tymność zawsze wiąże się z ryzykiem odsłonięcia głęboko skrywanych części Siebie; ujawnienia najskrytszych uczuć, pragnień, myśli. Bliskość wymaga by cia sobą oraz bezwarunkowej wzajemnej miłości i akceptacji. A to z kolei wymaga wiary w siebie i odwagi. Odwaga wnosi w nasze związki nową pła szczyznę - prawdziwą głębię. Nie jest to płaszczyzna twoja ani moja, lecz nasza. Wszystko o czym mówiłem przed chwilą było dla mnie niedostępnie, kiedy byłem spętany wstydem. Nie miałem kontaktu z samym sobą. Ukrywałem się nie tylko przed tobą, ale i przed sobą. Byłem ludzkim robotem, ponieważ nie umiałem wniknąć w głąb siebie. Nie było tam nikogo. Byłem człowiekiem bez
227
tożsamości. Odrzucałem siebie, gardziłem sobą. Niczego tak się nie bałem, jak zdemaskowania. Nie mając własnego Ja, nie mogłem siebie nikomu ofiarować.
Problemy współuzależnienJa u Dorosłego Dziecka Jak już mówiłem wcześniej, współuzaleźnienie i toksyczny wstyd to w gruncie rzeczy to samo. Słowo "współuzaleźnienie" znakomicie oddaje istotę problemu. Zwrot "Dorosłe Dziecko" również bardzo pomaga zrozumieć istotę kłopotów w relacjach z innymi.
Dziecięce przywiązanie, niemożność przecięcia pępowiny Człowiek spętany wstydem, to człowiek, który przeżył uraz porzucenia. I dlatego, choć jest już dorosły, nadal pozostaje Dorosłym Dzieckiem, a jego związki z bliskimi cechuje współuzaleźnienie. Każdy jego związek zdominowany jest przez lęk przed porzuceniem - lęk spowodowany niemożnością przecięcia pępowiny, o której pisze Alice Miller. Związek opiera się na dziecięcym przywiązaniu. Sam jestem Dorosłym Dzieckiem, więc bardzo trudno mi się czegokolwiek pozbyć. Nadal trzymam notatki, które robiłem ponad trzydzieści lat temu, na pierwszym roku studiów! Latami gromadzę pudła pełne różnych szpargałów. Bardzo ciężko znoszę wszelkie zmiany. Ponieważ byłem dzieckiem porzuco nym, nie mogę się pozbyć lęku przed niedostatkiem. Czuję, że muszę chronić kurczowo to co mam, by przypadkiem nie okazało się później, że jest mi to potrzebne, a już tego nie mam. Z tego samego powodu mam kłopoty z odra czaniem gratyfikacji. Jeżeli natychmiast nie zaspokoję swoich potrzeb, później może się to okazać niemożliwe. Bardzo trudno było mi nauczyć się większej elastyczności w kontaktach z osobami bliskimi. Jakakolwiek rezygnacja z kontroli graniczyła z cudem. Było wykluczone, bym z kimkolwiek zerwał. Starałem się tak aranżować swoje relaq'e z innymi, bym był niezastąpiony, by druga strona nie mogła mnie opuścić.
Kontrola Kontrola jest wielkim wrogiem bliskości. Intymność z definicji wyklucza jakąkolwiek kontrolę jednego z partnerów przez drugiego. Chęć sprawowania kontroli wynika z defektu woli. Z chęci wpływu na coś, co jest poza naszym wpływem. Nikogo nie zmienisz. Nie naprawisz swoich rodziców, męża, żony, kochanki czy kochanka, dziecka. Nie masz kontroli nad tym, jak żyją, nie uśmierzysz ich cierpień.
Neurotyczne zaplątanie Kiedy osoba szukająca pary pozbawiona jest własnego, autentycznego Ja. wyrusza na poszukiwanie kogoś pasującego do jedynego Ja, jakie zna - do Jaj fałszywego. Ofiara szuka prześladowcy, bo żadnego innego związku nie za-j
228
znała. Na p o d o b n y c h zasadach prześladowca szuka ofiary. Ja sam pełniłem w swojej rodzinie dwie role: Zastępczego Męża Mamy i Opiekuna Rodziny. D o świadczenia, jakie wyniosłem z pełnienia pierwszej z tych d w ó c h ról, zmusza ły mnie do szukania kobiet, którymi mógłbym się zaopiekować. W każdym nowym związku z kobietą szukałem możliwości odtworzenia iluzorycznej więzi. Iluzoryczna więź jest pułapką. Jest formą wplątania się w neurotyczne potrze by partnera, rodzajem współuzależnienia. Po utworzeniu iluzorycznej więzi potrafimy żyć w jednym tylko, określonym typie związku, który odtwarzamy na n o w o z każdym kolejnym partnerem czy partnerką. Jest tylko jeden sposób wyplątania się z pułapki iluzorycznej więzi: przepraco wanie pierwotnego urazu i uwolnienie wewnętrznego dziecka, czyli przeżycie do końca żałoby. Fiksujemy się na iluzorycznej więzi, ponieważ nie przepracowaliśmy do końca urazu porzucenia i z tego p o w o d u nasze autentyczne Ja zatrzymało się w rozwoju, zostało zablokowane. Każda próba przeżycia na n o w o iluzorycznej więzi jest niczym innym, jak tylko rozpaczliwą próbą przeżycia do końca żałoby po stracie poniesionej w dzieciństwie. Za każdym razem wybieramy kogoś, kto przypomina osobę, która nas porzuciła, z nadzieją, że tym razem uda nam się uporać wreszcie z urazem sprzed lat. Każdy nowy partner czy partnerka przypomina jedno z rodziców lub oboje na raz. Narzucamy partnerowi czy partnerce rolę rodziców w nadziei, że tym razem uda się rozwiązać konflikt i zacząć normalnie żyć. Ale nie jesteśmy już dziećmi, więc nigdy nam się to nie uda. Jest tylko jedno wyjście. Przeżyć do końca uzasadnione cierpienie, czyli doprowadzić do końca proces żałoby. Wymaga to rezygnacji z fałszywego Ja i opuszczenia d o m u rodzinnego. Jeżeli tego nie zrobimy, nigdy nie odnajdzie my prawdziwego Ja. Nadmiar mocy, znaczenia i oczekiwań Związek łączący dziecko z dorosłym jest z natury związkiem niedojrzałym. Dziecko przypisuje dorosłemu nadmierną m o c i wpływ. Dziecko p o r z u c o n e szuka troskliwego opiekuna. Dorosłe dziecko oczekuje od partnera zaspoko jenia wszystkich potrzeb, których nie zaspokoili rodzice. Jest to oczekiwanie nierealistyczne. Partner tego zrobić nie może. Naturalną konsekwencją tego stanu rzeczy jest rozczarowanie i złość. Rzutowanie na partnera wypartych a s p e k t ó w w ł a s n e g o Ja Jedną z najbardziej szkodliwych cech związków, w jakie wchodzą spętani wstydem partnerzy jest tendencja do wzajemnego rzutowania na siebie tych aspektów własnego Ja, które uległy wyparciu. Znakomitym przykładem tego zjawiska jest film „Czułe słówka", w którym p o k a z a n o po mistrzowsku wzajemne przyciąganie i odpychanie wypartych aspektów Ja dwojga partnerów, Mężczyzna (gra go Jack Nicholson) w pełni utożsamia się z tą częścią siebie,
229
która uosabia nieokiełznany, impulsywny, egoistyczny seksualizm. Kobieta (Shirley McLaine) - wdowa i sąsiadka mężczyzny - wypiera swój seksualizm, jest perfekcjonistką, osobą nadmiernie kontrolującą i moralizującą. Każda z tych postaci jest uosobieniem doprowadzonego do skrajności toksycznego wstydu. Jack Nicholson jest nie-dość-ludzkim rozpustnikiem. Shirley McLaine jest nadludzka, świętsza od papieża. Oboje wpadają z jednej skrajności w drugą - to przyciągają się, to odpychają. Po drodze każde z nich dowiaduje się czegoś od drugiego. W koricu, wspólnymi siłami, każde odnajduje tę część siebie, której wcześniej się wyrzekło. Ona dopuszcza do głosu swój seksualizm, on zaś odkrywa w sobie rozważnego, troskliwego opiekuna. Jak wynika z moich obserwacji z terapii par, które wzajemnie siebie niszczą, partnerzy kontaktują się ze sobą przede wszystkim na poziomie nieświadomych, wypartych aspektów Ja. Wielkoduszni mężczyźni żenią się z kobietami samolubnymi; perfekcjonistki wychodzą za mąż za bałaganiarzy; kobiety opiekuńcze zakochują się w mężczyznach emocjonalnie niedostępnych. Zamiast dostrzegać w wadach partnera wyparte aspekty siebie i wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski, każde z partnerów broni się przed reintegracją wypartej części siebie, przystając na to, by to partner je ujawniał. A ponieważ mąż ujawnia te aspekty, których nie akceptuje w sobie żona, żona zaś ujawnia cechy, których nie akceptuje w sobie mąż, każdy z partnerów potępia w drugim to, co sam u siebie wyparł. Podstawowym warunkiem scalenia wszystkich części siebie jest pełna sa moakceptacja. Pełna integracja Ja jest oznaką zdrowia psychicznego. Warun kiem pełnej samoakceptacji jest akceptacja każdego aspektu siebie, co jest równoznaczne z bezwarunkową miłością.
Przyciąganie-odpychanie Opisałem wcześnie ćwiczenie zatytułowane "Zawieranie pokoju ze wszyst kimi poddanymi". Pewną modyfikację tego ćwiczenia opracował Wielebny Mike Falls. Mike jest księdzem episkopalnym i kapelanem Kolegium Stephena F. Austina w Nacogdoches w stanie Teksas. Prowadzi psychoterapię od ponad dwudziestu lat. Jest bardzo zdolnym terapeutą, obdarzonym wspaniałą intu icją. Gdy zgłasza się do niego klient z problemami małżeńskimi, zadaje mu często następujące ćwiczenie. Prosi klienta o przekartkowanie dużej liczby pism ilustrowanych, wycięcie zdjęć wszystkich osób, które mu się podobają, i naklejenie ich na duży arkusz bristolu. Następnie prosi o powtórzenie tych czynności dla zdjęć osób, do których czuje niechęć lub odrazę. Zbiór zdjęć atrakcyjnych obrazuje te części Ja, z którymi klient się silnie utożsamia, zbiór zdjęć nieatrakcyjnych - te części Ja, które klient odrzuca. Kiedy klient już wie, które aspekty siebie odrzuca, może podjąć z nimi dialog (por. rozdział 4). Często korzystam z tej metody. Wyniki są rewelacyjne.
230
Dobrze jest wybierać w tym ćwiczeniu zarówno zdjęcia osób tej sami płci, jak i osób płci przeciwnej. Mężczyźni często wstydzą się swojej kobiecości, kobiety - męskości. Zdaniem Carla Junga, każdy człowiek ma swój "cień", zawierający między innymi cechy płci przeciwnej. Każdy jest wypadkową działania hormonów męskich i żeńskich. U mężczyzn dominują hormony męskie, u kobiet - żeń skie. Żeński cień mężczyzny to anima. Męski cień kobiety to animus. Pełnia człowieczeństwa wymaga integraq'i obu cieni, animusa i animy. Jak mówiłem wcześniej, sztywne role seksualne, jakie narzuca kultura, pro wadzą do kształtowania się fałszywego Ja - do nadmiernej identyfikacji z jedną tylko częścią siebie. Mężczyzna ujawniający cechy kobiece przezywany jest "lalusiem" lub jeszcze gorzej. Kobietę zachowującą się jak mężczyzna także czeka wiele upokorzeń. Wspomniałem już o filmie „Czułe słówka", filmie, który polaryzację cech męskich i żeńskich przedstawia w sposób bardzo dramatyczny. Chciałbym teraz wspomnieć o innym filmie, w którym problem ten przedstawiony został równie znakomicie. Tym filmem jest .Afrykańska królowa" z Humphrey'em Bogartem i Katharine Hepburn. Bogart, to skrajne uosobienie męskości, Hepburn zaś, to skrajne uosobienie kobiecości. Każdy z bohaterów wyparł cechy płci przeciwnej. Film pokazuje dynamikę przyciągania i odrzucania wypartych części Ja. W końcu każdy z bohaterów dopuszcza do głosu odrzuconą dotych czas część i włącza ją w obręb Ja. Pod wpływem energii, której uosobieniem jest partner, każdy z bohaterów ulega transformacji. Oba filmy nagrodzone zostały Oskarem. Ciekaw jestem, w ilu filmach, laureatach tej nagrody, pokazane zostało to uniwersalne dążenie do wewnętrznej integracji.
Niebezpieczne związki Wiele sytuacji pojawiających się w bliskich relacjach z innymi sprzyja indu kowaniu wstydu, niektóre mniej, inne bardziej. Krytyka i odrzucenie sprawiają ból każdemu, ale szczególnie boleśnie odczuwa je człowiek spętany wstydem. Reakcje na krytykę i odrzucenie omówię nieco później, teraz natomiast chciałbym przedstawić kilka najbardziej typowych powodów wprawienia w ruch spirali wstydu. Dobrze by było, gdyby każdy z nas nauczył się przewidywać tego * typu sytuacje i potrafił je zażegnać.
Rozmowy z rodzicami Pierwsza bliska relacja w życiu każdego człowieka, to relacja z rodzicami, więc każdy kontakt z rodzicami to potencjalne ryzyko uruchomienia spirali Wstydu. Jeżeli należysz do osób głęboko upokorzonych w dzieciństwie przez rodziców, miej się na baczności, nawet gdy prowadzisz z nimi tylko luźną pogawędkę. Jeżeli jesteś teraz w terapii, pilnie się przykładasz do pracy nad
231
wstydem i masz już za sobą drugi etap procesu zdrowienia, powinieneś być odporny na manipulacje ze strony rodziców. Jeżeli jeszcze nie doszedłeś do tego etapu, grozi ci duże niebezpieczeństwo. Nawet zwykła rozmowa telefo niczna potrafi uruchomić wdrukowane w dzieciństwie głosy.
Kontakty z autorytetami Większość dzieci wychowanych w rodzinie alkoholowej boi się autoryte tów. Powodem lęku są zazwyczaj upokorzenia, na jakie narażali je rodzice, ale pewien wpływ mogły mieć również doświadczenia szkolne. Znam pewnego profesora psychologii, który zawsze odczuwa wstyd, kiedy widzi przejeżdżają cy radiowóz policyjny. Dlaczego? Dlatego, że jak był mały, mama straszyła go policjantem. Mówiła, że jak będzie niegrzeczny, przyjdzie policjant i wsadzi go do więzienia. Bardzo wiele matek straszy w ten sposób swoje dzieci. Wielu spętanych wstydem ludzi już na sam widok szefa lub innego przedstawiciela władzy odczuwa nieuzasadniony wstyd.
Kontakty z nowymi ludźmi Wstyd często towarzyszy kontaktom z nowymi ludźmi. Najczęściej objawia się tym, że zaraz po pożegnaniu, człowiek zaczyna sobie robić wyrzuty. Karcą cy głos wewnętrzny natychmiast zaczyna wypominać: "Aleś bracie namotał!", "Bardziej nie mogłeś tego zepsuć?", "Nawet nie potrafisz gęby otworzyć". Każdy nowy kontakt jest niebezpieczny, ponieważ zmusza do otworzenia się przed kimś, przed kim nigdy jeszcze się nie otwieraliśmy.
Kłopoty z własną i cudzą złością Większość ludzi spętanych wstydem ma kłopoty z wyrażaniem złości. Nie wie, jak ją wyrazić i jest bardzo nieodporna na agresywną manipulację. Przy pominam sobie pewnego człowieka, którego bardzo nie lubię. Pochwaliłem go kiedyś, a on ni z tego ni z owego przypuścił na mnie całkiem bezsensowny atak. Inni świadkowie tego zdarzenia nie mieli wątpliwości, że on mi po pro stu zazdrości. Ja go chwalę - on na mnie z pyskiem. Ja mu jedno - on zrozumiał całkiem co innego. Całymi tygodniami rozmyślałem o tym, co się wydarzyło. Chciałem do niego zadzwonić i się pogodzić, ale się powstrzymałem. Aby. sobie pomóc, zacząłem myśleć pozytywnie. Przecież nic złego nie zrobiłem. Problem tkwi w nim, w jego historii życia, a nie we mnie.
Gdy ktoś nam lub my komuś sprawimy przykrość Boimy się sprawić komuś przykrość, ponieważ sami wiele wycierpieliśmyGdy ktoś nam sprawia przykrość, często nie umiemy sobie z tym poradzićSzczególnie bezbronne w takich sytuacjach są osoby, których rodzice, chcąc
232
wymusić pożądane zachowanie, stosowali strategię manipulowania poczuciem winy- Rodzice spętani wstydem często tak postępują. "Nie macie dzieciaki pojęcia, jaką przykrość sprawiliście ojcu", "Taką mi sprawiłeś przykrość. Chyba ci nigdy tego nie wybaczę". Ludzie często sprawiają innym przykrość wyłącznie po to, by nimi manipulować. Przyzwyczaili się, że wszystko musi przebiegać po ich myśli. W zdrowym związku każdy z partnerów bierze odpowiedzial ność za to co robi. Jeżeli sprawiłem ci przykrość, wiem, że w jakimś stopniu przyczyniłem się do tego. Ale wiem również, że przykrość jaką odczuwasz wynika po części z tego, jaki jesteś i co cię w życiu spotkało.
Reakcja na sukces Karl Menninger, w książce pt. Man Against Himself, opisuje przypadki lu dzi, którzy załamali się nerwowo po osiągnięciu życiowego sukcesu. Niektórzy nawet popełnili samobójstwo. Człowiek spętany wstydem jest przekonany, że nie ma prawa do szczęścia. Wydobywający się z głębi głos toksycznego wstydu podpowiada, że dopóki tyle jest na świecie cierpienia, tyle nędzy, nie ma prawa się bogacić, cieszyć itp. To przekonanie nie ogranicza się tylko do sfery materialnej. Każde wyróżnienie może uruchomić toksyczny wstyd. Nierzadko przyczynia się do tego cała rodzina. Ktoś, kto wyłamał się z dysfunkcjonalnej rodziny i ułożył sobie życie, często wstydzi się swojej inności, wstydzi się, że jemu się udało, a innym nie. Pamiętaj, że w dysfunkcyjnej rodzinie nikt nie ma prawa się wyłamać, nikt nie ma prawa porzucać sztywnych, narzuconych raz na zawsze ról.
Przejawy miłości, "głaski" Osoba spętana wstydem ciężko znosi pochwały i komplementy. Gdzieś tam w głębi duszy odzywa się głos toksycznego wstydu i woła: "Nie masz prawa do miłości, nie masz prawa skupiać na sobie tyle uwagi". Jeżeli rzetelnie wykonałeś ćwiczenia przedstawione w rozdziale 5, wiesz już, że jesteś godny miłości. Jeżeli kochasz siebie bezwarunkowo, nie będziesz miał kłopotów 2 akceptacją pochwał i przejawów miłości, ponieważ wiesz, że ci się słusznie należą.
Krytycyzm Wiele lat temu próbowałem napisać książkę wyjaśniającą, jak żyć z osobą, która nas bez przerwy krytykuje. Dobrnąłem do połowy i przerwałem. Nigdy nie udało mi się tej książki dokończyć. Czułem, że krytyka jest zmorą kontak tów międzyludzkich i że trzeba pomóc ludziom się przed nią bronić. Nie ulega wątpliwości, że dla ludzi spętanych wstydem krytyka jest czymś odrażającym, Jest przyczyną licznych cierpień. Ale z drugiej strony ludzie spętani wstydem
233
mają szczególną skłonność do krytykowania innych, ponieważ w ten sposób mogą przerzucić na nich swój wstyd. Nigdy nie uznawałem czegoś takiego, jak "konstruktywna krytyka". W gru pach, w których uczestniczę, nikt nikogo nie krytykuje. Przekazujemy sobie natomiast informaq'e zwrotne. Pod tym pojęciem rozumiem wnikliwą obserwaq'ę, opartą na faktach empirycznych, całkowicie pozbawioną interpretacji. Informaqe zwrotne są niezwykle użyteczne w pracy grupowej natomiast kry tyka - przynajmniej tak ja to rozumiem - jest zawsze subiektywną interpretacją, opartą na osobistym doświadczeniu, obciążoną osobistą historią życia. Jako taka jest całkowicie bezużyteczna. Gorąco zachęcam wszystkich ludzi spęta nych wstydem do zaniechania krytyki oraz do korzystania z opisanych niżej technik radzenia sobie z krytyką ze strony innych ludzi. Podstawowa zasada brzmi: NIGDY się nie tłumacz, kiedy ktoś cię krytykuje („Tłumaczą się tylko winni"). Kiedy się bronisz, dajesz sobie wcisnąć toksycz ny wstyd. Omówię teraz szereg technik radzenia sobie z krytyką bezpośre dnią.
Mącenie Mącenie jest adaptacją jednej z technik stosowanych w treningu asertywno ści. Manuel Smith używa innej nazwy: tumanienie. Kiedy ktoś cię krytykuje, powiedz "masz raqę", "pewnie masz rację", "może masz raqę" albo coś w tym rodzaju. Nie broń się. Wpuść krytykę jednym uchem i wypuść drugim uchem. Powiedzmy, że rozmawiasz z matką przez telefon. Ona ci mówi: "Twoje dzieci w ogóle się nie słuchają. Jak pójdą do szkoły, zaczną się kłopoty". Odpowiadasz: "Masz raqę. Zaczną się kłopoty w szkole". Przyznajesz matce rację. Ona na to: "No to kiedy wreszcie zaczniesz je trzymać krótko?" Na co ty odpowiadasz: "Kiedy zajdzie taka potrzeba". Przyznałeś matce rację, ale zamąciłeś - nie złożyłeś żadnych jednoznacznych deklaraq'i.
Wyjaśnianie W tej technice przypierasz osobę, która cię krytykuje do muru i ujawniasz jej prawdziwe intenq'e - wykazujesz, że tak naprawdę chodzi jej o przerzuce nie wstydu na ciebie. Wyobraź sobie taką sytuację. Żona mówi: „Chyba nie masz zamiaru zakładać tych brązowych spodni?". Odpowiedz: "A co ci się w moich brązowych spodniach nie podoba?". Bez względu na to, co powie, prosisz o wyjaśnienie. Jeżeli powie "Wyglądają tandetnie", odpowiedz "A co masz przeciwko tandetnym spodniom?" albo "Co ci się nie podoba w tandet nych spodniach?". Tymi pytaniami zmusisz swego krytyka do spojrzenia na sytuację z punktu widzenia dorosłej części osobowości. "Dorosłe" myślenie to myślenie, którego nie zakłócają wyparte emocje. "Dorosły" stara się myśleć logicznie i obiektywnie.
234
Ta technika prowadzi zwykle do osłabienia napaści. Konsekwentnie drążąc "wykurzasz" z krytyka jego rzeczywiste intencje. W istocie dręczy go jakiś osobisty problem albo chce ukryć wstyd i przerzucić go na ciebie. Opisana technika nie zawsze jest skuteczna. Żadna technika nie jest skuteczna w stu procentach. Ale im więcej technik sobie przyswoisz, tym większy będziesz miał wybór asertywnych reakq'i na krytykę.
Konfrontacja Konfrontację należy rozumieć dosłownie. Konfrontujesz się z osobą, która ciebie krytykuje. Konfrontacja jest przejawem asertywności. Staraj się tylko trzymać następujących reguł: 1. Odwołuj się do własnych odczuć. Mów co widzisz i słyszysz, jak daną sytuację interpretujesz, co czujesz, czego chcesz. 2. Mów w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Weź odpowiedzialność za to, co spostrzegasz, czujesz, chcesz, jak daną sytuację interpretujesz. 3. Nie oceniaj. Mów o zaobserwowanych zachowaniach. 4. Patrz drugiej osobie prosto w oczy. Musisz to przećwiczyć. Jeżeli ktoś się bardzo wstydzi, radzę mu, by patrzył rozmówcy nie w oczy, a między oczy. Sam niedawno skorzystałem z tej techniki. Kupiłem sobie właśnie nowe BMW ze składanym dachem. Nigdy jeszcze nie miałem tak drogiego samocho du. Kiedy byłem dzieckiem, w domu się nie przelewało. Trochę się tego wsty dzę. Wstydzę się, kiedy znajdę się w towarzystwie ludzi bogatych. Czuję się gorszy, czuję że do nich nie pasuję. Tak samo się czuję, kiedy kupię sobie coś drogiego (np. nowe BMW), zwłaszcza w towarzystwie ludzi biednych. Bardzo się staram to przełamać, ale jeszcze mi się zdarza odczuwać wstyd. Pochwaliłem się swoim nowym samochodem komuś z rodziny. Usłyszałem w odpowiedzi taki oto wątpliwy komplement. "Ale piękny. Kosztował pewnie tyle, że cała rodzina mogłaby się za to przez rok wyżywić". Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Zacząłem się wstydzić. Odezwał się mój głos wewnętrzny: "Mogłeś kupić samochód o połowę tańszy, a resztę pieniędzy rozdać biednym i potrzebującym". Ciężko pracowałem nad swoimi głosami wewnętrznymi. Więc skontrowałem po cichu: "Kocham siebie za to, że uczciłem swoje życie nowym, wspaniałym samochodem". Po czym zwróciłem się do krewnego i powiedziałem: "Kiedy tak mówisz, myślę sobie, że jest ci przykro, że tak dobrze mi się powodzi. To, że mi się dobrze powodzi wzbudza w tobie wstyd. Przykro mi, że się wstydzisz. Pozwól, że ci prześlę egzemplarz mojej nowej książki poświęconej uzdrawianiu wstydu". W tym momencie mój krewny zaczął wygłaszać długą przemowę obronną. Stwierdził, że jestem przewrażliwiony, że nie chciał mi robić przykrości i że źle go zrozumiałem. Bardzo się cieszy, że mam nowy samochód. Zasłużyłem sobie na niego. Powiedziałem, że też tak uważam i
235
odjechałem! Konfrontacja doprowadza czasami adwersarza do wściekłości. W takich wypadkach mówimy: "Z przyjemnością z tobą porozmawiam, jak się uspokoisz" i wychodzimy. Kiedy ktoś nas obraża, wycofanie się świadczy o asertywności.
Metoda Porucznika Columbo Inspiracją dla tej metody były błazeństwa bohatera telewizyjnego serialu detektywistycznego, Porucznika Columbo. Detektywi bywają najróżniejsi. Columbo jest rozmemłany, zaniedbany. Ciągle zadaje jakieś pytania. Tak się zachowuje, jakby bał się ludzi, których przesłuchuje. Sprawia wrażenie nierozgarniętego głupka. Ale w tym szaleństwie jest metoda. Nie umknie jego uwadze najdrobniejszy, najbardziej niepozorny szczegół. Sprawdza każdą najdrobniejszą informację. Jest mistrzem detalu. Na czym polega metoda Porucznika Columbo w konfrontacji z krytyką? Na udawaniu głupiego i zadawaniu mnóstwa pytań. Więc mówisz tak: "No do brze, pozwól że sprawdzę, czy dobrze cię rozumiem... mówisz, że powinie nem zmienić fryzurę... A co ci się w mojej fryzurze nie podoba?". Pada odpo wiedź, a ty dalej ciągniesz swoje, w ten sam sposób. Chodzi o to, by dotrzeć do źródła, by zdemaskować subiektywizm krytyka. Zwykle nie chodzi tak naprawdę o twoją fryzurę, lecz o czyjś toksyczny wstyd. W metodzie Poruczni ka Columbo zamiast się bronić, starasz się doprowadzić drugą osobę do zrzu cenia maski "krytycznego rodzica".
Przyznanie się do winy Jeżeli rzeczywiście postąpiłeś źle i nie ma co do tego żadnej wątpliwości, przyznaj się. Jeżeli rozlałeś mleko, powiedz "Tak, rozlałem mleko". Nic więcej. NICZEGO NIE DODAWAJ. Nie mów "Ale ze mnie idiota". Przypomnij sobie, co mówi Krok 10 Programu 12 Kroków: "Natychmiast przyznajemy się do popełnionych błędów". Ten Krok chroni przed nawrotem toksycznego wsty du. Podtrzymuje zdrowy wstyd. Popełniamy błędy i będziemy je popełniać. Nie musimy się przed nikim tłumaczyć. Błędy to rzecz ludzka.
Pokrzepianie się Ta technika dobrze się sprawdza podczas rozmów z rodzicami. Ale można ją stosować podczas rozmowy z każdym, kto nas krytykuje. Chętnie ją stosuję, kiedy rozmawiam z kimś przez telefon. Kiedy mój rozmówca zaczyna mnie krytykować, zasłaniam ręką słuchawkę i mówię na głos: "Bez względu na to, co mi powiesz i co mi zrobisz, pozostanę wartościowym człowiekiem." Po wtórz to zdanie kilka razy. Możesz jeszcze skojarzyć tę afirmacje z odpowiednim wyobrażeniem (ro biąc "kotwicę"). Wypowiadając powyższe zdanie, wyobraź sobie, że stoisz
236
wyprostowany przed swoim rozmówcą i patrzysz mu prosto w oczy. Kiedy poczujesz przypływ siły, zetknij palec i kciuk lewej ręki. (Może być i prawa), wytrwaj w tym geście, dopóki nie poczujesz się silny i mocny. Jeżeli kiedyś w przyszłości szef lub inna ważna osoba zrobi ci burę, zrób "kotwicę" i spójrz jej prosto w oczy, a usłyszysz swój krzepiący głos.
Pocieszanie Używam tej metody ilekroć zdarzy mi się kogoś niechcący skrzywdzić. W tej metodzie nie chodzi o to, by siebie obwiniać czy usprawiedliwiać, ale o to, by druga osoba mogła swobodnie rozładować emocje. Postępujemy dokładnie tak samo, jak przy aktywnym słuchaniu. Powiedz my, że zostawiłem swój samochód na podjeździe do garażu i poszedłem po biegać. Po powrocie do domu zastaję żonę zdenerwowaną i wściekłą. "Przez ciebie spóźnię się do dentysty. Trzeba było zapytać, czy nie będę chciała wyprowadzić samochodu z garażu". Na to ja: "O rany, słyszę, że jesteś zdener wowana i wściekła. Już przestawiam samochód." Albo: "Widzę, że jesteś stra sznie rozżalona", "Wiem, jak bardzo musiałaś się zdenerwować". Pocieszanie jest przejawem odpowiedzialności. Komunikujemy drugiej osobie, że rozumiemy, że niechcący ją skrzywdziliśmy i wyrażamy skruchę (w rozsądnych granicach). Nie potępiamy siebie. Unikamy w ten sposób urucho mienia spirali wstydu. Nieumyślne sprawianie innym przykrości to rzecz ludz ka.
Ostatnia deska ratunku: Robienie wody z mózgu Lepiej nie stosować tej techniki w kontaktach z najbliższymi. Stosuj ją wte dy, gdy wyczerpałeś już wszystkie inne możliwości, ale bez powodzenia i chcesz, żeby ktoś się wreszcie od ciebie odczepił. Możesz z niej korzystać także wtedy, gdy czujesz się bezbronny, ale nie masz siły podjąć otwartej konfrontacji lub poprosić osoby, która ciebie krytykuje, o uzasadnienie swoich pretensji. Na czym ta technika polega? Na użyciu jakiegoś słowa mało zrozumiałego lub zmyślonego, nie pasującego do kontekstu sytuacji. Wyobraź sobie na przy kład, że przedłużyłeś sobie przerwę obiadową i kolega z pokoju robi ci z tego powodu wyrzuty. Nie masz ochoty z nim się kłócić, chcesz uniknąć konfronta cji. Taka sytuacja zdarza się nie pierwszy raz i zawsze kończy się bezproduk tywną pyskówką. Więc patrzysz koledze prosto w oczy i mówisz: "Żebyś wie dział, bracie, jakie dzisiaj były manierystyczne korki!" Na dźwięk nieznanego słowa lub słowa użytego w innym niż zwykle kontekście, słuchacza zatyka. Na jego twarzy maluje się zakłopotanie. Rozpaczliwie próbuje zrozumieć, co chciałeś przez to powiedzieć. A ty się po prostu uśmiechnij i wróć spokojnie do swoich zajęć.
237
Kiedy używasz tej techniki, stajesz się znów na chwilę psodiwym dziec kiem. Na widok zakłopotania malującego się na twarzy rozmówcy, rozpiera cię radość. Panujesz nad sytuacją. Pamiętaj, że krytyka jest maską wstydu. Krytykując ciebie, twój rozmówca próbuje przejąć nad tobą panowanie. Tech nika robienia wody z mózgu pozwoli ci zachować kontrolę nad sytuacją. Za miast się bronić, pozwól sobie na drobną satysfakcję. Żadna technika nie jest skuteczna zawsze i wszędzie. Jeżeli nie uda ci się powstrzymać krytyki jedną techniką, sięgnij po inną. Im większy masz arsenał technik, tym łatwiej ci będzie odeprzeć czyjąś próbę wciskania wstydu.
Odrzucenie Nic tak człowieka nie upokarza, jak odrzucenie, bez względu na to, kto to robi i komu. Ale dla człowieka spętanego wstydem odrzucenie jest wyrokiem śmierci. Każdy, kto zbudował swoją tożsamość na wstydzie, siebie odrzuca. Jeżeli do tego jeszcze odrzuci go ktoś z zewnątrz, potwierdza to tylko najgor sze obawy: jest człowiekiem ułomnym i bezwartościowym. Jeżeli ktoś nas odrzuca, widocznie nas nie chce, nie kocha. Odrzucenie przybiera różne natężenie: od opryskliwości ekspedientki w sklepie po odtrącenie przez najukochańszą osobę. Odrzucenie boli. Fizycznie i emocjonalnie. Jak nóż wbity w samo serce. Tylko raz porzuciła mnie ukocha na kobieta. Za nic w świecie nie chciałbym tego przeżyć jeszcze raz. Towarzy szyłem dziesiątkom pacjentów w żałobie po utraconej miłości. Każda z opisanych wyżej technik może się przydać w leczeniu złamanego serca. Im skuteczniej ktoś uleczył ból zadany przez rodziców i zrzucił z siebie pęta iluzorycznej więzi, tym łatwiej mu będzie się uporać z odrzuceniem. Dla kogoś, kto jeszcze nie zerwał iluzorycznej więzi i nadal jest wplątany w neuro tyczne potrzeby rodziny, odrzucenie jest wyrokiem śmierci. W tym bowiem wypadku, godzi ono w cierpiące, opuszczone dziecko, które nie doprowadzi ło jeszcze do końca procesu żałoby po utraconym dzieciństwie. Gorąco ci więc polecam przepracowanie urazów z dzieciństwa. Kiedy to zrobisz, łatwiej zniesiesz ewentualne rozstania w przyszłości. Warunkiem sku tecznego radzenia sobie z rozstaniami i samotnością jest dokończenie procesu separacji od rodziców i ksztakowania własnej, odrębnej tożsamości. Gorąco polecam wszystkim książkę Judith Viorst, Necessary Losses [Konieczne rozstania]. Viorst omawia w niej tzw. filozofię rozstania. Przyjęcie tej filozofii ułatwia pogodzenie się z myślą, że rozstania są nieodzownym elementem kondycji ludzkiej. Nosiłem się kiedyś z zamiarem napisania podobnej książki. Chciałem ją zatytułować "Rozpaczam, więc jestem". Chciałem w niej pokazać, że jednym z warunków udanego życia jest umiejętność przeżywania rozpaczy. Wszystko w życiu ma swój kres. Życie jest rozłożonym w czasie pożegnaniem. Gdy coś się
238
kończy, rozpaczamy. Koniec żałoby oznacza ponowne narodziny. Kto chce być w życiu szczęśliwy, musi się nauczyć doprowadzać do końca proces żałoby. Człowiek odrzucony, przeżywający z tego powodu żal lub rozpacz, potrze buje dwóch rzeczy: wsparcia społecznego i czasu. Potrzebuje obecności bli skiej, kochającej osoby. Potrzebuje lustra, w którym mógłby lepiej zobaczyć to, co czuje. Potrzebuje potwierdzenia trafności tych uczuć. Dobrze mieć nie jedną, a kilka takich osób. Dlatego szczególnie polecam grupę realizującą Program 12 Kroków lub inną grupę wsparcia. Każda rozpacz ma swoją dynamikę, przechodzi przez szereg faz: fazę szo ku, zaprzeczania, targowania się, złości, żalu i poczucia winy, smutku, poczu cia zranienia, poczucia osamotnienia itp. Przejście przez wszystkie te fazy wymaga czasu. Najgorsze, co możesz zrobić, to pchać się natychmiast w nowy związek. Skutki takiej decyzji mogą się okazać tragiczne. Wejście w nowy związek przyklepuje tylko rozpacz. Rozpacz, która nie została przeżyta do końca, gromadzi się i nawarstwia. Przeżycie do końca rozpaczy spowodowa nej odrzuceniem wymaga czasu. Staraj się w tym okresie mieć przy sobie kogoś, kto otoczy cię troskliwą opieką, kogoś, na kim mógłbyś się oprzeć. Pamiętaj - jeśli nawet ktoś cię porzucił, nadal jesteś człowiekiem wartościo wym i bezcennym. Pamiętaj wreszcie, że twój "uwewnętrzniony wstyd" powstał dlatego, że w dzieciństwie opuścili cię najbliżsi. Nic gorszego ci się już nie może przytrafić. To najgorsze odrzucenie masz już za sobą - i żyjesz/ Zostałeś porzucony, kiedy byłeś jeszcze małym, potrzebującym, niedojrzałym brzdącem. I żyjesz! Więc i teraz nie zginiesz.
Montowanie syreny alarmowej Drobne przejawy odtrącenia lub lekceważenia są chlebem powszednim nas wszystkich. Życie codzienne obfituje w takie sytuacje. Próbując sobie z nimi lepiej poradzić, stosuję własną modyfikację techniki opisanej po raz pierw szy przez Terry Kellogga. Polega ona na zamontowaniu w głowie czegoś na kształt "syreny alarmowej", ostrzegającej przed wstydem (przypomina ona nie co opisaną wcześniej "kotwicę"). Kiedy ktoś cię zlekceważy, pominie, skrytykuje lub ordynarnie odtrąci, zrób coś takiego: 1. Wyobraź sobie, że masz w głowie syrenę alarmową. Żeby ją włączyć, wystarczy pociągnąć za ucho (wszystko jedno które). Pociągasz za ucho i natychmiast włącza się alarm, który wrzeszczy wniebogłosy: "Wstydź się, Wstydź się, Wstydź się, Wstydź się, Wstydź się, Wstydź się". Jeżeli już go słyszysz, głośno i wyraźnie... 2. Powiedz sobie - "Och, to tylko przelotne uczucie... W gruncie rzeczy jestem człowiekiem wartościowym..." Powtórz to kilka razy. Wyrzucisz
239
w ten sposób z siebie wstyd. Zapobiegniesz przekształceniu przelotnego uczucia w trwałą postawę. Uczucia pojawiają się i znikają. Po chwili ulatują i już ich nie ma. 3. Zadzwoń do co najmniej jednej osoby z grupy wsparcia (jeżeli możesz, umów się z nią na spotkanie). Poproś, by ci powiedziała, że jesteś dobry i kochany. By cię utwierdziła w tym przekonaniu. Powiedz jej tak: "Powiedz mi, że jestem kochany i wspaniały". Odbuduj w ten sposób interpersonalny pomost. Przyzwyczaj się do włączania "syreny alarmowej", ilekroć ktoś cię zlekce waży lub skrytykuje bezpodstawnie. Dobrze by było, gdyby ci to weszło w nawyk. Odkąd sam zacząłem tak robić, zauważyłem że reaguję coraz mniej przesadnie na przejawy lekceważenia.
Bez pracy nie ma miłości Próbowałem jeszcze wielu innych sposobów usunięcia wstydu ze swoich relacji z ludźmi. Poświęciłem setki godzin na naukę i doskonalenie skutecz nych technik porozumiewania się. Uczestniczyłem kilkakrotnie w treningach asertywności i zajęciach doskonalących samoświadomość. Dzięki wszystkim tym zabiegom dzisiaj mam o wiele lepsze kontakty z ludźmi niż dawniej.
Podróż we dwoje Jeszcze raz powtarzam: miłość to ciężka praca. Miłość wymaga zaangażo wania. Decyzji, że wytrwamy w niej bez względu na to, co się stanie. Dziesięć lat temu o mało się nie rozwiodłem. Gdybym to zrobił, popełniłbym tragiczny błąd. Pamiętasz co mówiłem wcześniej o megalomanii ludzi spętanych wsty dem? O tym, że kierują się zasadą wszystko-albo-nic? Jeżeli coś nie idzie po mojej myśli, odchodzę! Wszystko albo nic! To, co się stało z moim małżeństwem jest chodzącym przykładem trafności wniosków, do jakich dochodzi Susan Campbell w swojej książce The Couples Journey (Podróż we dwoje). Susan zebrała w tej pracy wyniki długotrwałych badań nad parami o ponaddwudziestoletnim stażu małżeńskim. Każda para w swojej drodze ku wzajemnej bliskości przeszła przez te same fazy i kryzysy.
Faza zakochania Każda para najpierw była w sobie zakochana (faza zakochania). Charakte rystyczną cechą tej fazy jest brak granic, wzajemne przenikanie się, poczucie oceanicznej mocy. Nie było takiej przeszkody, której nie można pokonać! Kiedy się kochankowie pobrali, przeszli do fazy następnej, fazy walki o władzę.
240
Faza walki o władzę W tej fazie granice zostają odbudowane. Nie ma już fuzji różnic. Dochodzą do głosu zasady wyniesione z domu. Pawiaki i Kargule przystępują do walki o dominację. Teraz dopiero partnerzy zaczynają dostrzegać dzielące ich różnice. Dopiero teraz dochodzą do głosu odmienne zasady dotyczące pieniędzy, seksu, chorowania, życia towarzyskiego, uroczystości rodzinnych, prowadzenia domu i - gdy pojawi się dziecko - wychowywania dzieci. W większości badanych przypadków ta faza trwała 10 lat. Po niej nadszedł okres stabilizacji. Przez jakiś czas był spokój, wszystko biegło ustalonym rytmem. Ale lata płynęły, małżonkowie posuwali się w latach, dzieci wyfrunęły z domu i zaczął się proces indywidualizacji (inditńduatioń), a wraz z nim - faza trzecia.
Akceptacja wypartych części Ja i osobistej odpowiedzialności za swoje życie W tej fazie każde z małżonków wstępuje na drogę poszukiwania siebie, dojrzewania do przyjęcia odpowiedzialności za swoje życie i szukania sensu życia. Każde z nich zaczyna powoli akceptować w sobie wyparte cechy płci przeciwnej. Mąż godzi się ze swoją kobiecością (anima), żona - ze swoimi cechami męskimi (animus). Każde z małżonków dopuszcza do głosu twórcze ciążenie do samorealizacji. Każde z nich zbliża się coraz bardziej do stanu wewnętrznej harmonii i pełni i przechodzi do nowej, niezwykle owocnej fazy - fazy stabilnej intymności.
Faza stabilnej intymności Każde z małżonków osiągnęło już stan wewnętrznej harmonii i pełni, więc może teraz być z partnerem, bo tego chce, a nie dlatego, że musi (bo partner jest mu potrzebny do zaspokojenia potrzeb). Nie ma już potrzeby wzajemnego łatania dziur. Wzajemna więź nie jest już więzią iluzoryczną, wynikającą z niezaspokojonych potrzeb, jest więzią z wyboru. Partnerzy darzą siebie teraz miłością bardziej bezinteresowną. Dają, bo chcą dawać. Intymność wnosi się na wyższy poziom, przypomina trochę fazę zakochania. Pojawia się wzajemna fascynacja wyjątkowością i niepowtarzal nością partnera, głęboka przyjaźń, więź oparta na głębokim szacunku i podzi wie. Spróbujmy zrekapitulować charakterystyczne cechy tej fazy. Są to: zdrowy konflikt; umiejętność negocjacji i uczciwej walki; cierpliwość, ciężka praca, gotowość podjęcia ryzyka bycia niepowtarzalną jednostką. A przede wszyst kim gotowość otwarcia się na miłość, ale miłość podporządkowaną pewnym zasadom.
241
Morał z tego wszystkiego jest taki: proces dochodzenia do miłości i intym ności jest procesem długotrwałym i dynamicznym. Podlega falowaniu, nazna czony jest konfliktami, szukaniem własnej odrębności. Ale warto przez niego przebrnąć. Bo, jak powiedział St. Exupery, "tylko w związku z drugim człowie kiem możemy znaleźć otuchę i radość".
Rozdział 12
Duchowe przebudzenie "Stworzyłeś nas bowiem jako skierowanych ku Tobie. I niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie." Św. Augustyn Przekształcenie toksycznego wstydu w zdrowy wstyd otwiera drogę do duchowości. Zdrowy wstyd podpowiada, że nasze możliwości są ograniczone; bez pomocy sobie nie poradzimy; nie jesteśmy Bogiem. Poza nami jest coś lub ktoś potężniejszy. Duchowość ma swoje źródło w zdrowym wstydzie. Świadomość własnych ograniczeń rodzi świadomość istnienia jakiejś siły potężniejszej niż my sami. W programach opartych na 12 Krokach mówi się o "Sile Wyższej" lub o "Bogu, jakbyśmy Go nie rozumieli". Ja osobiście nazywam tę Siłę Wyższą Bogiem. Wierzę w Boga osobowego. Szczytem ludzkich możliwości jest wspólnota w miłości rozwiniętych w pełni osobowości. Jeżeli Bóg jest Siłą Wyższą, musi uosabiać coś więcej niż pełnia ludzkich możliwości. Wierzę, że istotą duchowości jest osobiste zjednoczenie z Bogiem osobowym i że do tego zjednoczenia prowadzi związek z Jezusem Chrystusem. Człowiek spętany wstydem nie zazna "duchowego przebudzenia", dopóki nie dokończy procesu "uzewnętrzniania" wstydu. Dopóki tego nie zrobi, jego Ja pozostanie wewnętrznie rozdarte i wyalienowane.
Stan pełnej świadomości Wszystkie omówione w poprzednich rozdziałach ćwiczenia miały jeden cel: zrekonstruować ego i skupić rozproszoną energię. To bardzo ważny etap drogi ku pełnej świadomości. Ale ego to jeszcze nie prawdziwe Ja. Całokształt ludzkiej świadomości często przedstawia się tak, jak na ryc. 12.1. Najmniejsze, środkowe kółeczko to ego, czyli ta część, która wyznacza podstawowe granice psychospołeczne człowieka. Charakteryzuje ją zawężony stan świadomości ograniczony tylko do tego zakresu funkcjonowania, który wiąże się z tożsamo-
243
Ryc. 12.1. Pełny zakres ludzkiej świadomości
ścią psychospołeczną. Głównym zadaniem ego jest przetrwanie: zabezpiecze nie podstawowych potrzeb życiowych i zależnościowych. Gdy ego jest silne, nie obawiamy się niezaspokojenia podstawowych potrzeb. Potrafimy sobie zapewnić dostateczną ilość pożywienia, odzieży, ciepła, miłości, bezpieczeń stwa. Bez silnego ego człowiek ginie. Koło następne, zwane osobistą nieświadomością (podświadomością), to magazyn doświadczeń, aktualnych i przeszłych. Tutaj zmagazynowane zostały również nieakceptowane uczucia, potrzeby i popędy. Wszystkie części nasze go Ja, które spowite zostały w toksyczny wstyd i wyparte, zepchnięte zostały do nieświadomości. Wszystkie nasze cząstkowe Ja zamieszkują podświado mość. Carl Jung nazywa podświadomość cieniem. Warunkiem poszerzenia zakresu świadomości jest scalenie wszystkich fragmentów cienia (wszystkich Ja cząstkowych). Wtedy dopiero możliwe jest osiągnięcie pełni świadomości (zewnętrzny obwód koła na ryc. 12.1). Stone i Winkelman nazywają ten po ziom samoświadomością. Psychologowie transpersonalni nazywają go paraświadomością lub wyższym stanem umysłu. Dopiero na tym poziomie czło wiek jest w pełni sobą. Człowiek, który osiągnął wyższy stan świadomości inaczej spostrzega i przeżywa świat. Przechodzi do poziomu odkrycia. Na tym poziomie odkrywa swoje nowe (niekoniecznie lepsze) Ja. Poziom odkrycia zaliczyłem na ryc. 6.1 do Fazy III.
244
Duchowe przebudzenie Wyższy poziom świadomości, to inaczej "duchowe przebudzenie". Mówiąc o duchowym przebudzeniu mam na myśli rozwój i poszerzanie samoświado mości. Mówiąc o duchowości mam na myśli pełnię rozwoju i integraq'i osobo wości. Dążenie do osiągnięcia wyższego stanu świadomości przed osiągnięciem integracji niższego poziomują (ego) jest i niebezpieczne i nieskuteczne. Mówiąc 0 procesie integracji ego, mistrzowie duchowi często używają metafory podróży w głąb pustyni. Jak uczy Pismo Święte, przed przystąpieniem do pracy nad swoim rozwojem duchowym, Jezus przebywał na pustyni przez 40 dni i 40 nocy. Mistycy mówią w takim wypadku o "mrocznej nocy duszy". Mroczna noc duszy, to faza przygotowawcza, poprzedzająca wejście na "drogę zjedno czenia". Droga zjednoczenia, to droga do stanu błogości - do prawdziwego spotkania z Bogiem. Duchowi mistrzowie powiadają również, że jeżeli integracja ego nie została jeszcze zakończona, nie będziemy mogli pójść dalej. Proces integracji ego polega głównie na uwalnianiu energii zamrożonej w wyniku zatrzymania procesu rozwoju. Dopóki ta energia się nie oswobodzi, dopóty będzie nas ciągnęło z powrotem na niższy pozjom świadomości. Jak wiesz, jednym z głównych przejawów tego zjawiska jest przymus powtarzania. Niedokończona integracja ego może powodować nawet przymus powtarzania w sferze duchowości (spiritual reenactmenf).
Przymus powtarzania w sferze duchowości Jak już mówiłem wcześniej, pobożność i poczucie moralnej wyższości by wają czasem maską toksycznego wstydu. Niektóre pochodne pobożnej wyższo ści moralnej, to perfekcjonizm, ferowanie ocen i skłonność do obwiniania innych. Jeżeli chcę się dowiedzieć, czy czyjaś duchowość jest autentyczna czy nie, stosuję następujące, niezawodne kryterium: sprawdzam na ile towarzyszy jej skłonność do obwiniania i ferowania ocen. Wiele lat temu przysłuchiwałem się z ciekawością grzmiącym wystąpie niom dwóch kaznodziejów, Jima Bakkera i Jimmy'ego Swaggarta. Zacząłem analizować ich wypowiedzi. I co zauważyłem? Dzielili ludzi na dwie kategorie, "my i "oni". Ich słowa były pełne oskarżeń i potępienia. Zawsze dostrzegali źdźbło w oczach bliźniego, nigdy nie zauważali belki we własnym oku. Obaj uciekali przed wstydem. W końcu nierozwiązane konflikty wokół wstydu znalazły u nich ujście w aktach przemocy seksualnej. Jeden i drugi oceniał 1 oskarżał innych, by zatuszować własne, nierozwiązane konflikty i własny nieprzepracowany wstyd. Obaj odgrywali przywódców duchowych, ale żaden nie zintegrował swego ego.
245
Jeżeli twoje podstawowe potrzeby nie zostały zaspokojone, to choćbyś nie wiem ile się modlił, ile zrobił dobrych uczynków, potrzeby te będą się ciągle odzywać, dopóki ich nie zaspokoisz. Jak to było u mnie? Był taki etap w moim życiu, kiedy byłem już od dziesię ciu lat trzeźwym alkoholikiem, wykładałem teologię, zaczytywałem się w dzie łach dawnych mistrzów duchowych, a mimo to nie mogłem się uwolnić od kompulsji, Skupiałem się kompulsywnie na sferze duchowej. Nie uleczyłem jeszcze zranionego Wewnętrznego Dziecka. Nadal próbowałem rozpaczliwie wypełnić dziurę w duszy - byłem w tych poszukiwaniach sensu "nienasyco ny". Nie miało to nic wspólnego ze zdrową tęsknotą za Bogiem, o której pisał ćw. Augustyn. Kiedy człowiek poszukuje duchowości za wszelką cenę, jest to
246
wskazówka, że nie zaspokoił jeszcze podstawowych potrzeb rozwojowych. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że święci, to istoty kompulsywne. Ale przy bliższym badaniu okazuje się, że w ich tęsknocie do Boga nie ma cienia przymusu. Potrzeba Boga jest u nich potrzebą wyższego rzędu. Nie wynika z deficytu lecz z dążenia do samourzeczywistnienia. To dążenie poja wia się dopiero wtedy, gdy potrzeby niższego rzędu zostały odpowiednio zaspokojone. Ryc. 12.2 przedstawia moją własną modyfikację hierarchii ludz kich potrzeb Abrahama Masłowa. Dolna część piramidy przedstawia dziecięce potrzeby zależnościowe. Maslow nazywa je potrzebami wynikającymi z braku, deficytu. Zaspokoić je może tylko ktoś z zewnątrz. Jeżeli nie zostaną zaspokojone, energia, którą człowiek miał czerpać z ich gratyfikacji, ulega zamrożeniu, co rodzi napięcie. To napięcie stale daje o sobie znać w postaci projekcji i przymusu powtarzania. Zdaniem Masłowa, potrzeby podstawowe układają się w określoną hierar chię. Dopóki jesteś głodny, jest ci zimno, nie masz dachu nad głową, nie będziesz sobie zaprzątał głowy takimi sprawami, jak porządkowanie doświad czeń czy poszukiwanie stymulacji. Analogiczna hierarchia panuje wśród po trzeb wyższego rzędu - potrzeb samorealizacji. Dopóki twoje ego nie dokoń czy wszystkich przypisanych mu zadań, nie będziesz poszukiwał prawdy, ani kontemplował Boga. Potrzeba duchowości jest jedną z najważniejszych po trzeb człowieka. Jej zaspokojeniu służy rozwój ego. Poziom wyższy uzasadnia istnienie poziomu niższego. Ego jest platformą, z której człowiek startuje ku poziomowi wyższemu. Kiedy ego jest spętane wstydem, boi się utraty kontroli. Nigdy nie osłabia czujności, by nigdy nie zostać zaskoczonym. Gdy ego jest silne, można osłabić kontrolę i poznawać nowe obszary. Bez osłabienia kon troli nie ma rozwoju. Medytacja, jedno z narzędzi służących poszerzaniu świa domości, wymaga silnego ego. Będzie jeszcze a tym mowa. Aby móc skutecz nie medytować, trzeba zrezygnować z kontroli ego. Silne, dobrze zintegrowa ne ego można porównać do rakiety odpalającej, która wynosi człowieka w przestworza wyższego stanu świadomości.
Medytacja Jedną z dróg prowadzących do wyższego stanu świadomości jest medyta cja. Medytacja pozwala ostatecznie przezwyciężyć toksyczny wstyd. Celem medytaq'i jest bezpośrednie spotkanie z Bogiem. Pewien przedsmak tego sta nu daje miłość fizyczna. Prawdziwa miłość daje pewne wyobrażenie o tym, jak wygląda zjednoczenie z Bogiem, źródłem wszystkich innych form zjednocze nia. Medytacja prowadzi do błogiego zjednoczenia z tym źródłem wszelkiej jedności.
247
Techniki medytacji Istnieje wiele rodzajów medytacji. Każdy z nich wykorzystuje określone techniki. Ale pamiętaj, że żadna technika nie jest celem samym w sobie. Medy tacja nie ma żadnego "celu" w potocznym tego słowa znaczeniu. Medytacja to szukanie bezpośredniego kontaktu z Bogiem. Rozmaite tech niki mają to po prostu ułatwić. Podstawowym warunkiem zjednoczenia z Bogiem jest "wyciszenie". Każda technika medytacji służy "wyciszeniu". Istnieje wiele różnych technik - na prostej koncentracji na oddechu począwszy, a skończywszy na wirującym tańcu derwiszów. Istnieją jeszcze formy pośrednie: mandale, mantry, muzyka, sztuki rękodzielnicze, wizualizacja, masaż. Wybór techniki zależy od osobistych preferencji. Nie ma technik lepszych i gorszych. Każda służy oderwaniu myśli od konkretnych spraw i pochłonięciu całej świadomej uwagi. Każdy może osiągnąć stan pustki myślowej, czyli wyciszenia. Wymaga to jednak długotrwałych ćwiczeń. W stanie wyciszenia uruchamia się inna, nie wykorzystana dotychczas właściwość umysłu - intuicja. Intuicja prowadzi do bezpośredniego poznania Boga. Co do tego wszyscy mistrzowie duchowi są raczej zgodni. Wiedza intuicyjna bywa różnie nazywana: "świadomością jed noczącą", świadomością Boga, wyższym stanem świadomości itp. W każdym razie w tym stanie człowiek nawiązuje bezpośrednią łączność z Bogiem. W tym stanie poznaje również siebie, takim, jakim jest naprawdę. Ta "wiedza" jest niczym nie upośredniczona. Ta wiedza jest źródłem nowych wglądów, prowadzi do oświecenia.
Trzy drogi wiodące do wyższego stanu świadomości Przedstawię teraz w zarysie trzy drogi wiodące do wyższego stanu świado mości (trzy medytacje). Nagraj je na magnetofon - będą wtedy jeszcze skutecz niejsze.
Nowe spojrzenie na życie oczyma cudownego dziecka Wprowadzenie: Mit o cudownym dziecku Na ryc. 3.1 przedstawiłem kolejne warstwy masek toksycznego wstydu. W samym środku rysunku znajduje się mały romb. Symbolizuje on coś, co Wayne Kritsberg nazywa "Cudownym Dzieckiem". Cudowne dziecko, to psychiczna energia, która oparła się działaniu toksycznego wstydu. Gdy dopuścisz do głosu zranione wewnętrzne dziecko i się o nie zatroszczysz, uwolnisz cudow ne dziecko. W miarę zaspokajania niezaspokojonych w dzieciństwie potrzeb, zauwa żysz, że fragment twojego autentycznego Ja przetrwał, że nie całe Ja uległo
248
zniszczeniu. To ten właśnie fragment namówił cię do kupna tej książki, to on zachęca cię do uzdrowienia toksycznego wstydu. Cudowne dziecko, to ta część, która mimo bólu potrafi się śmiać; mimo toksycznego wstydu potrafi się cieszyć i przeżywać cenne chwile. Cudowne dziecko, to część, o której powiada Pismo Święte, kiedy cię nawołuje do upodobnienia się do "małego dziecka". Cudowne dziecko, to jądro twojej esencji. To o nim, moim zdaniem, mówią mistrzowie Zen, kiedy nawołują do wejścia w stan "początkującego umysłu". Dzięki cudownemu dziecku jesteś sobą. Kiedy poeta, Gerard Manley Hopkins, pisze; "Jestem tym, co robię, po to przyszedłem na świat", odwołuje się do tego podstawowego źródła energii psychicznej. Jako teolog dostrzegam w cudownym dziecku obraz i podobieństwo Boga, część Boską. Kiedy Bóg cię tworzył, mógł swoją Boską naturę objawić w bardzo różny sposób. Ty jesteś jednym z nich. Takie myślenie, to myślenie mityczne. Mit jest formą nadawania sensu by tom transcendentalnym. Kiedy mówimy o Bogu, posługujemy się mitami i symbolami. Nie ma innego sposobu mówienia o Bogu. Pytania o Boga nie można pominąć. Zdrowy wstyd domaga się, byśmy to pytanie zadali. Jak po wiada św. Augustyn: "Lecz biada, jeśli się o Tobie milczy! Choćby najwięcej wtedy mówił człowiek, niemową jest". O Bogu nie można nie mówić. Paul Tillich zwykł strofować swoich uczniów za sprowadzanie rozmów o Bogu do poziomu symbolu. Symbol współtworzy rzeczywistość, którą próbuje opisać. Symbol lepiej ogarnia całość niż logiczne rozumowanie. Ponad połowa Starego i Nowego Testamentu operuje symbolami (odwołuje się do wizji, marzeń sennych, przypowieści, psalmów itp.). Symbol to naturalny dla mitu środek wyrazu. W micie, w który ja wierzę, każdy z nas jest odrębnym, niepowtarzalnym stworzeniem Bożym, ucieleśnieniem jakiegoś aspektu Bożego Zamysłu. Każdy z nas przyszedł na świat, by dać świadectwo tej niepowtarzalnej cząstce Bożego Planu. Aby to uczynić, musimy być sobą. Im bardziej jesteśmy sobą, tym bardziej upodabniamy się do Boga. Aby być prawdziwie sobą, musimy zaakceptować nieśmiertelną misję, którą mamy do spełnienia, zaakceptować swoje przeznaczenie. W tym celu musimy zamanifestować w sposób w pełni ludzki to co w nas stworzone zostało na podobieństwo Boga. Ja wybrałem drogę Jezusa Chrystusa, ponieważ nikt tak dobrze jak On nie pokazał, jak to zrobić. Cudowne dziecko wie, co jest nam przeznaczone. Gdy się pozbędziemy toksycznego wstydu, odzyskamy do niego dostęp i będziemy mogli kontynu ować podróż ku pełnej samorealizacji i prawdzie. Uraz porzucenia zepchnął nas z tej ścieżki. Zgubiliśmy drogę. Cudowne dziecko zachęciło nas do powro tu do zdrowia. Kiedy doprowadzimy do końca proces żałoby, wznowimy podróż. Scalimy ponownie ego, ustanowimy granice. Ukształtujemy w ten sposób naszą ludzką tożsamość. Ale nawet w pełni ukształtowana, pozytywna,
249
pełna afirmacji życia tożsamość podlega ograniczeniom społecznym i kulturo wym. Jest ograniczona czasowo, językowo, stanem świadomości. Za to nasze prawdziwe, autentyczne Ja jest trwałe, nieśmiertelne. Przeżyje wszelkie zmiany. Przeżyje jako cudowne dziecko. Zachęcam cię, byś za pośrednictwem cudownego dziecka poszerzył swoją świadomość. Cudowne dziecko żyło dotychczas w ukryciu, pora teraz pozwo lić mu się rozwinąć. Pomoże ci w tym następująca medytacja.
Medytacja cudownego dziecka Poszukaj miejsca, w którym nikt ci nie będzie przeszkadzał. Wyłącz telefon. Usiądź wygodnie w pozycji wyprostowanej, nie krzyżuj rąk i nie zakładaj nogi na nogę. Wybierz taką porę, kiedy nie jesteś zbyt zmęczony. Medytacja przebiega najskuteczniej, gdy mózg produkuje fale alfa i theta, charakterystyczne dla pośredniego stanu świadomości, między snem a czuwa niem. Ten stan jest dla medytacji najkorzystniejszy. Nagraj
na
magnetofon
następujący
tekst:
Skoncentruj się najpierw na oddechu... Oddech to życie. Oddech symboli zuje najbardziej fundamentalny rytm życia, rytm trzymania się i puszczania uchwytu. Wdychasz... i wydychasz... wyobrażasz sobie ocean, którego fale się unoszą (wdech), bałwanią i rozlewają (wydech). Posłuchaj, jak brzmi ocean, kiedy obmywa falami brzeg, wsłuchaj się w jego potęgę... (dwie minuty)... A teraz skoncentruj się wyłącznie na oddechu... (jedna minuta)... Na powietrzu, które wdychasz i wydychasz... Zwróć uwagę czym się różni powietrze wdy chane od powietrza wydychanego... Czy powietrze, które wdychasz jest zimniejsze czy cieplejsze?... A powietrze, które wydychasz?... (jedna minuta)... A teraz tchnij powietrze w czoło i zwróć uwagę, czy czujesz tam jakieś napięcie... Wypuść z siebie to napięcie... Powtórz to jeszcze raz... A teraz tchnij powietrze w okolice oczu; jeżeli czujesz tam jakieś napięcie, wypuść je z siebie... Powtórz to jeszcze raz... A teraz tchnij powietrze w okolice ust i szczęk; jeżeli czujesz tam jakieś napięcie, wypuść je z siebie... Powtórz to jeszcze raz. To samo zrób dla karku, barków, ramion, rąk i palców, klatki piersiowej, brzucha, pośladków, kolan, łydek, stóp i palców u nóg... A teraz rozluźnij się cały... Rozluźnij każdy mięsień, każdą komórkę... Wyobraź sobie, że jesteś pusty w środku, jak trzcina... Tchnij w siebie ciepłe, złociste światło słoneczne, poczuj, jak przepływa od czubka głowy, przez całe ciało, aż do palców u nóg... Powtórz to kilka razy... A teraz wyobraź sobie, że stoisz u podnóża trzech schodków prowadzących do drzwi... Włóż wszystkie swoje troski do świedistej, słonecznej kuli... ulep taką kulę... Umieść w niej wszystkie swoje zmartwienia i zakop... Będziesz mógł je później wykopać... Wejdź po schodkach i otwórz drzwi... Za drzwiami widzisz trzy następne schodki, prowadzące do następnych drzwi. Ulep następną
250
kulę ze światła słonecznego, umieść w niej wszystkie swoje sztywne przekonania i przesądy i zakop... Będziesz mógł je później wykopać... Wejdź po schodkach i otwórz drzwi... Za drzwiami widzisz trzy następne schodki, prowadzące do następnych drzwi... A teraz złóż ręce i ulep następną kulę. Umieść w kuli swoje ego. Uwzględnij wszystkie swoje Role... Wkładaj je po jednej do kuli... A teraz otwórz drzwi i wyjdź na ganek... Wyobraź sobie, że spoglądasz w przestworza... Patrz prosto przed siebie, w świado układające się w kształt schodów... Kiedy zobaczysz już wyraźnie schody, spójrz na ich szczyt... Zobaczysz tam swoje cudowne dziecko... dziecko zaczyna schodzić do ciebie po schodach. Spróbuj je zobaczyć ze wszystkimi szczegółami. Jak jest ubrane? Dziecko się do ciebie zbliża. Spójrz mu w twarz... Zwróć uwagę, jakie ma oczy... jakie włosy. Kiedy dziecko stanie już na ganku, obejmij je... Poczuj łączność z tą potężną cząstką siebie... Porozmawiaj z nim... Wyobraź sobie, że macie okazję zrobić wspólny przegląd życia... Wróć do momentu poczęcia... W jakim stanie emocjonalnym była twoja matka?... A ojciec?... Spójrz na ich związek i na swoje poczęcie oczyma Boga. Zapytaj swoje cudowne dziecko o cel... Po co przyszedłeś na świat? Kim jesteś? Na czym polega twoja wyjątkowość, twoja niepowtarzalność?... Jaki niepowtarzalny aspekt Boga reprezentujesz?... Co cię różni od wszystkich innych istot ludzkich?... Cokolwiek ci odpowie twoje cudowne dziecko, zaakceptuj to... Być może odpowie ci słowami... a może symbolem lub wieloma różnymi symbolami?... A może silną emocją?... Cokolwiek to będzie, zaakceptuj to... nawet jeśli tego nie rozumiesz. Jeżeli cudowne dziecko powie ci jasno i wyraźnie, w jakim celu tu przyszedłeś, spójrz pod tym kątem na swoje życie... Zwróć uwagę, na wszystkie osoby ważne, które zaważyły w jakiś sposób na twoim życiu. Być może ktoś, kto w przeszłości miał na ciebie ujemny wpływ jest integralną częścią Bożego planu? A może ktoś, kto miał na ciebie kiedyś pozytywny wpływ nie ma już większego znaczenia z punktu widzenia twojego przeznaczenia? Zrób przegląd wszystkiego, co cię w życiu spotkało, krok po kroku... z punktu widzenia cudownego dziecka... dociągnij film z całego życia do chwili obecnej... Zastanów się, co teraz czujesz... Uświadom sobie obecność Wewnętrznego Dziecka... Poczuj jedność swego życia, jego spójność... Spójrz na swoje życie z szerszej perspektywy... Spójrz na całe swoje życie... inaczej niż kiedykolwiek przedtem... (jedna minuta). Przytul swoje cudowne dziecko... Umów się z nim na spotkanie (niebawem)... Słyszysz, jak twoje dziecko ci mówi, że przyszło tu po to, by ci wskazać drogę... Twoje dziecko jest twoim sprzymierzeńcem... zawsze z tobą trzymało, kiedy ci było źle... teraz nadszedł czas dojrzewania i rozwoju... Widzisz, jak dziecko powoli zaczyna wchodzić po magicznej, świetlnej drabinie... Poświęć dwie minuty na refleksję nad tym, co się stało... Śnisz teraz sen o integracji... Twoje życie jednoczy się, zmierza do jednego celu... jesteś gotowy poświęcić się temu celowi... A teraz śnij swój sen przez całe dwie minuty - dla
251
nieświadomości to cała wieczność (dwuminutowa pauza w nagraniu)... A teraz wróć myślami do pokoju, w którym siedzisz... Zalewa cię błogie poczucie własnej wartości... Powiedz sobie, że jesteś niepowtarzalny... (10 sekund)... i nigdy nikt taki już się nie narodzi... (10 sekund)... Podejmij silne postanowienie, że wyruszysz teraz w świat i będziesz się dzielił z innymi... (10 sekund)... Wyjdź drzwiami i zejdź ze schodów... Odkop kulę słoneczną, w której schowałeś swoje ego... Połącz się ponownie ze swoim ego... Wracasz teraz do normalnego stanu świadomości... Wychodzisz kolejnymi drzwiami i schodzisz ze schodów... zastanów się, czy chcesz odkopać swoje dawne przekonania i przesądy... Jeśli tego chcesz, wyjmij je z kuli słonecznej... Jeśli nie, wyjdź trzecimi drzwiami, zejdź ze schodów i zatrzymaj się... zastanów się, czy chcesz odkopać swoje troski i zmartwienia... Pamiętaj, że wiele trosk, to lęki wynikające z mądrości... Dobrze jest się pewnych rzeczy lękać... zastanów się, czy chcesz odzyskać wszystkie troski, czy tylko niektóre... Wyjmij z kuli słonecznej te, które chcesz odzyskać... resztę zostaw w spokoju... Przejdź w jakieś cudowne miejsce i spójrz w niebo... Białe obłoki układają się w kształt cyfry trzy... Czujesz ciepło w stopach i dłoniach; czujesz ciepło w całym ciele... czujesz, że budzi się w tobie każda komórka, każdy mięsień. Znika obłok z cyfrą trzy i pojawia się nowy obłok, w kształcie cyfry dwa... Wracasz do normalnego stanu świadomo ści... Znika obłok z cyfrą dwa i pojawia się nowy obłok układający się w kształt cyfry jeden... Gdy ujrzysz jedynkę, otwórz oczy. Jesteś już w pełni rozbudzony... Po każdej medytacji posiedź przez parę minut zanim wstaniesz. Pomyśl o tym, co się przed chwilą działo. O niektórych elementach tej sytuacji przypo mnisz sobie być może później. Medytacja jest głębokim przeżyciem wewnętrz nym. Z początku może ci się wydać czymś obcym, a nawet dziwnym. Życie wewnętrzne ma swój własny język. Jest to język obrazów, symboli i odczuć. Kiedy byłem spętany wstydem, rzadko zaglądałem do swojego "górnego zamku". Za bardzo byłem skoncentrowany na obronie, za bardzo się obawia łem zdemaskowania, by zejść z murów obronnych i wejść do środka. Nie opuszczałem dziedzińca. Medytacja wymaga czasu i ćwiczeń. Byłem megalomanem, byłem impul sywny, więc pragnąłem natychmiastowych efektów. Chciałem, by wrota się rozwarły i ukazał się w nich Bóg...Moje cudowne dziecko często ściąga mnie na ziemię. Wskazuje mi drogę. Zapytałem je kiedyś, jak powinienem postąpić, by rozwiązać swój duchowy dylemat. Odpowiedziało: "Posprzątaj najpierw biurko!" Bardzo mnie ta odpowiedź rozczarowała. Chciałem usłyszeć, że po winienem wstąpić do zakonu Trapistów albo pościć przez siedem dni. A ono mi kazało uporządkować biurko! Tymczasem duch chodzi prostymi ścieżkami. Prostymi, ale niełatwymi. Droga intelektu (ego) jest złożona i kręta. Analizo wanie i intelektualizacja wreszcie, to zabiegi złożone, ale łatwe.
252 i
Odpowiedź na pytanie o cel życia jest zwykle bardzo prosta. Jeżeli o mnie chodzi, mam być sobą. Moim przeznaczeniem jest bycie sobą. Jest to jedyna rzecz w życiu, która nie wymaga ode mnie wysiłku. Być sobą, to znaczy ko chać siebie w opisany wcześniej sposób. To znaczy również kochać innych, ponieważ bez pragnienia rozwoju (czyli miłości) nie pokocham siebie.
Spojrzenie na siebie oczyma Siły Wyższej To będzie krótka medytacja. Wystarczy na nią poświęcić 10-15 minut. W tej medytacji będziesz mógł na siebie spojrzeć oczyma wyższego stanu świado mości lub Siły Wyższej. Odwołaj się w tej medytacji do Boga, tak jak Go rozumiesz. Nagraj na magnetofon następującą instrukcję: Zamknij oczy i skoncentruj się na oddechu... (10 sekund)... Skoncentruj się na powietrzu, które wdychasz... i które z siebie wydychasz. Zwróć uwagę, czy między powietrzem wdychanym, a powietrzem wydychaniem zachodzi jakaś różnica... Czy powietrze, które wdychasz jest chłodne?... Czy powietrze, które wydychasz jest ciepłe?... Staraj się jak najdokładniej odczuć różnicę... (30 se kund)... A teraz weź kilka głębokich oddechów... wdech... wydech... zaczyna się wyłaniać cyfra pięć... (20 sekund)... A teraz cyfra cztery... (20 sekund)... A teraz cyfra trzy... (20 sekund)... A teraz cyfra dwa... (20 sekund)... A teraz cyfra jeden. Cyfra jeden podchodzi do drzwi. Drzwi się otwierają... (10 sekund)... Widzisz, długi, kręty korytarz, prowadzący do pola świada... Idziesz tym kory tarzem. Po obu stronach znajdują się drzwi... Na każdej parze drzwi jest nary sowany jakiś znak... Idź w kierunku świada... (10 sekund). Przechodzisz przez to pole świada i wchodzisz do bardzo starego kościoła lub świątyni... Rozejrzyj się po tym świętym miejscu... (20 sekund)... Usiądź wygodnie i pozwól, by wszedł do kościoła lub świątyni pod symboliczną postacią Bóg lub Siła Wyższa... uświadom sobie, że postać ta uosabia prawdę, piękno, dobro i miłość... Wyobraź sobie, że możesz wypłynąć ze swej cielesnej powłoki i zespolić się z tą postacią... Gdy ujrzysz siebie naprzeciwko, zrób "kotwicę" (zetknij kciuk i palec prawej ręki). Trzymając palce w geście kotwicy, zrób co następuje: Wyobraź sobie, że to ty jesteś swoją Siłą Wyższą. Ty jesteś Stworzycielem życia, miłości i wszystkich istot ludzkich. Patrzysz na moment tworzenia. Wi dzisz siebie oczyma czystej Miłości. Widzisz siebie całkowicie, doskonale. Zaczynasz w sobie zauważyć cechy, których nigdy wcześniej nie dostrzegłeś... (20 sekund)... Dowiadujesz się, co w Tobie ceni najbardziej twoja Siła Wy ższa... (20 sekund)... Czujesz się całkowicie i bezwarunkowo akceptowany... (30 sekund)... Zapamiętaj to wszystko, co twoja Siła Wyższa w tobie ceni i co w tobie kocha (zwłaszcza te aspekty, których sam nie dostrzegłeś), wróć po woli do własnej powłoki cielesnej. Bądź całkowicie sobą. Rozluźnij gest kotwi cy. Odczuj miłość i wartość, którą uosabiasz. Podziękuj swojej Sile Wyższej i
253
opuść świątynię. Zbliżając się do wyjścia, widzisz na zewnątrz przecudną przyrodę. Podejdź do niej. Jesteś częścią wszechświata. Masz prawo tu być... (30 sekund)... Spójrz w niebo, a zobaczysz obłoki układające się w kształt cyfry jeden - Powiedz sobie, że nigdy nie zapomnisz tego wspaniałego uczu cia. Obłok zamienia się w cyfrę dwa - potem trzy - czujesz ciepło w dłoniach i stopach. Czujesz ciepło w całym ciele. Obłoki przybierają kształt cyfry cztery. Wracasz do normalnego stanu świadomości. Widzisz cyfrę pięć i otwierasz oczy...
Pustka myślowa - Doprowadzenie do stanu wyciszenia Celem tej medytacji jest wzrost świadomości "istnienia". Wzrost świadomo ści istnienia daje poczucie zjednoczenia z całym światem. Nie ma już stanu separacji. Gdy nie ma separacji, nie ma żadnego zewnętrznego obiektu, do którego musisz zmierzać. Suzuki Rashi, mistrz medytacji, powiedział kiedyś: "Dopóki medytujesz w jakimś celu, nie jest to prawdziwa medytacja". W prawdziwej medytacji po prostu pozwalamy sobie "być", nic więcej. Im mniej myślimy i robimy, tym bardziej po prostu jesteśmy. A ponieważ Bóg, tak jak ja go rozumiem, jest czystym Istnieniem, wejście w stan istnienia jednoczy nas z Bogiem. W tej medytaq'i będziesz odczuwał czysty, niczym nie zmącony stan istnie nia. W takich momentach człowiek czuje się otwarty, przestronny, ponieważ nie odczuwa żadnych osobistych potrzeb, sensów, ani interpretacji. Ta wielka przestrzeń, to stan wyciszenia. Dzięki medytacji możemy wejść w kontakt z tą szerszą przestrzenią, z ciszą. Zwykle w poszukiwaniach osobistego sensu omijamy tę przestrzeń, więc podróż tam może doprowadzić do radykalnej zmiany stylu życia. Mówiąc językiem wstydu, wchodząc w tę przestrzeń, po rzucasz czujność, porzucasz postawę obronną. Dzięki medytacji możesz po czuć, bardziej niż dotychczas, że żyjesz. Poczucie to nie wiąże się z żadną konkretną formą aktywności, ale z tym, kim jesteś. Mówiąc słowami Jacąuelyn Smali: "Nie masz niczego do roboty; masz po prostu być sobą". Dojście do stanu wyciszenia i pustki myślowej wymaga autodyscypliny. Można ten proces porównać do kropli wody, która drąży skałę. W miarę upływu lat, skały ubywa. Oto jedna z technik prowadzących do stanu pustki myślowej. Rozpocznij od tych samych czynności, od których rozpocząłeś medytację Cudownego Dziecka. Aby osiągnąć stan pustki myślowej, musisz podążać za swoją świadomością, gdziekolwiek by cię ona nie zaprowadziła. Skoncentruj się najpierw na oddechu. Pozwól myślom swobodnie przypływać i odpływać. Gdybyś zauważył, że zaczynasz się koncentrować na jakiejś myśli, skoncentruj się świadomie na oddechu. Skoncentruj się najpierw na wrażeniu przepływu powietrza przez nozdrza. Poczuj dotyk powietrza w nozdrzach. W której części nozdrzy czujesz dotyk
254
powietrza wdychanego, a w której części czujesz dotyk powietrza wydychane go... Zauważ, czy powietrze jest ciepłe czy zimne... Tchnij powietrze w czoło i zauważ, jakie odczuwasz wrażenia... A teraz zwróć uwagę na wszelkie wrażenia, jakie odczuwasz w okolicach ust... karku i barków... Skoncentruj się tylko na tym wrażeniu, na niczym więcej... Powtórz to z pozostałymi częściami ciała. Żadnej części nie omijaj... Być może okaże się, że w niektórych z nich niczego nie odczuwasz... Skoncentruj się na tych częściach. Jeżeli nadal niczego nie czujesz, przejdź dalej... Gdy dojdziesz do palców u nóg, zacznij jeszcze raz od początku... Konty nuuj to ćwiczenie przez 10 minut... A teraz skoncentruj się na całym ciele. Czujesz, że twoje ciało jest składnicą różnych wrażeń... A teraz wróć do po szczególnych części - skoncentruj się na oczach, ustach, karku itp. I jeszcze raz uświadom sobie ciało jako całość. Zauważ, jak bardzo jesteś teraz spokojny... całe ciało opanował głęboki spokój... przejdź do którejś części, a następnie wróć do tego uczucia spokoju... Staraj się nie poruszać żadną częścią ciała... Jeżeli poczujesz potrzebę poru szenia się, nie poddawaj się, uświadom sobie tylko tę potrzebę jak najinten sywniej. Z początku może to być bardzo przykre. Możesz się napiąć. Uświa dom sobie to napięcie... Zostań z nim, dopóki nie zniknie... (jedna minuta). A teraz wyobraź sobie, że wchodzisz do świątyni... Podejdź do okrągłego ołtarza, stojącego na glinianej podłodze... Pod ołtarzem zakopana jest księga. Wiesz gdzie ona jest... Wykop ją i zacznij przeglądać, dopóki nie trafisz na stronę, która cię wciągnie... Być może na tej stronie narysowany jest jakiś znak... Być może ten znak wzbudzi w tobie silną emocję... a może zaczniesz coś czytać... Zrób to co zechcesz, a następnie włóż księgę z powrotem na miejsce... Opuść świątynię patrz jak ją opuszczasz... zwróć jeszcze raz uwagę na otrzymany symbol, emocję, komunikat - zobacz to na ekranie. Jeżeli przy czytaniu księgi pojawiło się jakieś uczucie, obserwuj, jak się ono przyobleka w konkretny kształt. A teraz wejdź w kontakt z tym symbolem, uczuciem, komunikatem... (1 minuta)... A teraz ściemnia się wokół coraz bardziej, zapada kompletna ciemność... Spójrz w tę ciemność...(l minuta)... A teraz widzisz wśród ciemności płomień świecy... Płomień coraz bardziej jaśnieje, zaczyna rozświedać wszystko dookoła... widzisz wielką przestrzeń wypełnioną czystym, białym świadem; pozwól się przez to światło wciągnąć... Płyniesz przez to świado... O niczym nie myślisz. Nie ma tam niczego, jest tylko wielka przestrzeń, pustka... Wpływasz w tę "nicość"... (3 minuty)... Powoli ukazuje się na horyzoncie cyfra jeden; potem cyfra dwa. Bardzo powoli wyłania się cyfra trzy, cyfra cztery, pięć, sześć; gdy zobaczysz cyfrę siedem, otwórz oczy. Zostań przez kilka minut ze swoimi myślami. W stanie "pustki myślowej" nie ma żadnych treści myślowych. Nastaje cisza. Cichną wszystkie głosy wewnętrzne. Wyłączasz umysłowy jazgot. Umysł pustoszeje, na niczym się nie koncentruje (na żadnej rzeczy). Znajdujesz się w
255
stanie czystego istnienia. Istnienie jest istotą wszystkich stworzeń - ludzi, zwie rząt, drzew. Każde z tych stworzeń jest specyficzną formą istnienia. Każde jest rzeczą. Gdy umysł zapada w stan nicości, sięga poza wszystkie rzeczy ku istocie rzeczy. W tym stanie wykraczasz poza wszelką formę istnienia. Docierasz do czystego istnienia. Więc gdy wchodzisz w stan nicości, docierasz do sedna wszystkiego. Jednoczysz się z istnieniem jako takim. Jednoczysz się ze wszystkim.
Stan świadomości jednoczącej - Błogostan Doszedłeś do stanu, w którym świadomość wszystko jednoczy. W tym stanie nie ma żadnych podziałów, żadnej odrębności. Wszystkie podziały zostały zniesione. Istnieje jedność przeciwieństw. Załamały się wszelkie pozory. Dostrzegasz łączność między wszelkimi stanami świadomości. Stan ten zwany jest również błogostanem. Jest to stan niezmąconej radości i spokoju. Wszystko ulega transformacji. Wykroczyłeś poza swoje ego. Nie stałeś się przez to lepszy; stałeś się inny. Wydaje ci się teraz, że wszystko, co się w twoim życiu działo było doskonałe. Tak musiało być. Wszystkie części układanki do siebie pasują.
Pełna integracja ego Doszedłeś do stanu, który Erik Erikson nazywa pełną integracją ego. Jest to stan pełnej, bezwarunkowej akceptacji. Jak pisze Erikson, "Człowiek akceptuje swój jedyny i niepowtarzalny cykl życia, wie że inaczej być nie mogło... osoba zintegrowana gotowa jest bronić godności swego stylu życia przed wszelkimi zakusami" (Childhood and Society). Gdy osiągniesz stan pełnej integracji ego będziesz mógł powiedzieć z ręką na sercu: "Gdybym miał przeżyć swoje życie jeszcze raz, przeżyłbym je zupeł nie tak samo!" Stan pełnej integracji ego jest stanem całkowitej samoakceptacji. Toksyczny wstyd został bezpowrotnie przezwyciężony. Nic tego stanu nie zakłóci. Pragniesz go. Jak powiada Thomas Wolfe: "Jest ci tu lepiej niż w domu".
Synteza przeciwieństw W stanie błogości nie dostrzegasz już przeciwieństw. Nie ma podziału na "my" i "oni". Jest jedność. Granice ego, które z takim trudem budowałeś, umożliwiają ci teraz przekroczenie wszelkich granic. Naiwny mistycyzm Cu downego Dziecka przekształcił się w refleksyjny mistycyzm dorosłego. Ty i wszelkie stworzenie to jedno. Wszelkie podziały są iluzoryczne.
Siła Wyższa Zarówno mistycy, jak i fizycy twierdzą, że w stanie błogości uzyskujemy dostęp do Siły Wyższej. Poczucie więzi ze wszystkim co świadome jest źródłem potężnego, niewyobrażalnego wcześniej, zastrzyku wglądu i mądrości. Aby dostąpić tej mądrości, musisz spełnić tylko jeden warunek: musisz w pełni
256 A
rozluźnić kontrolę ego. W grupach realizujących Program 12 Kroków powiada się wtedy: „Zostaw to - oddaj to Bogu" albo "Powierz to Sile Wyższej". Oba te hasła zachęcają do rozluźnienia kontroli ego.
Przewaga umysłu nad materią Fizyka kwantowa uczy też, że zarówno umysł, jak i materia, to formy energii. Materia charakteryzuje się mniejszym promieniowaniem; wibruje z mniejszą częstodiwością. Umysł (świadomość) to energia o wyższej częstodiwości; potrafi materię przesłonić, silnie na nią wpływa. Przykładem może być psychokineza. Tysiące ludzi nauczyło się od Delores Kieger sztuki łagodzenia bólu przez nakładanie rąk. Czynnikiem leczniczym jest tu silna koncentracja oraz bardzo duża wrażliwość kinestetyczna. Każdy może się tego nauczyć. Siłą umysłu można oddziaływać na świat zewnętrzny (za pośrednictwem wyobraźni). Można w ten sposób pomnażać bogactwo, można też uzdrawiać.
Modlitwa Bardzo duży wpływ na bieg wydarzeń ma modlitwa. Gdy się modlimy, prosimy Boga, jakkolwiek byśmy Go nie rozumieli, naszą duchową Siłę Wy ższą, o wstawiennictwo. W modlitwie zawierzamy swoje prośby Bogu, rezy gnujemy z kontroli i doznajemy przypływu dziecięcej wiary i ufności. Świado mość intencjonalna Każda świadomość jest intencjonalna. Czyli zmierza do jakiegoś celu. "Nic nie kroczy bez celu", jak powiada poeta. Jak już mówiłem wcześniej, wszystko co człowiek robi ma sens, nawet jeżeli zewnętrznemu obserwatorowi wydaje się to nader dziwaczne. W wyższym stanie świadomości wszystkie świadomo ści cząstkowe jednoczą się, by realizować wspólny plan. Wielu fizyków i psy chologów transpersonalnych uważa, że życie każdego z nas toczy się według określonego "planu". Patrząc wstecz na swoje życie, często widzimy ten plan bardzo wyraźnie. W wieku 12 lat potrafiłem już przewidzieć wiele przyszłych zdarzeń. Z biegiem lat coraz lepiej rozumiem, że wystarczy się usunąć w cień, rozluźnić kontrolę, a wszystko samo się ułoży. Jak mówi Barry Stevens, "nale ży płynąć z prądem". Ego ma ograniczony ogląd sytuacji, ego widzi tylko drzewa, a nie widzi lasu. Więc "zostaw i zawierz to Bogu".
Do niczego się nie przywiązuj Mistrzowie duchowi i święci zawsze starali się do niczego nie przywiązy wać, twierdząc, że przywiązanie rodzi cierpienie. Tylko to, z czym czujemy się emocjonalnie związani, rodzi ból i cierpienie. Nic nie trwa wiecznie, więc przywiązując się do czegoś emocjonalnie, zawsze narażamy się na cierpienie. Zalety tej postawy dobrze ilustruje film „Grek Zorba". Zorba za wszelką cenę chciał zbudować konstrukcję ułatwiającą spuszczanie bali drewnianych
257
ze stromej góry. Poświęcił się temu bez reszty. Po wielu miesiącach ciężkiej pracy nadszedł dzień próby sprawności konstrukq'i. Spuszczono bale. Nabrały takiego rozpędu i zaczęły spadać z taką siłą, że konstrukcja się zawaliła. Zorba przyglądał się oniemiały. Wreszcie dotarło do niego, co się stało. I zaczął się śmiać! Nie mógł się powstrzymać od śmiechu. A potem zaczął tańczyć! Tańczył i tańczył! Śmiał się i tańczył. Zawładnął nim wielki, kosmiczny chichot, wielki kosmiczny taniec. Z punktu widzenia "świadomości jednoczącej" pojedyncze zdarzenia nie mają żadnego znaczenia. Ważny jest całoksztak. W tym całokształcie tkwi prawdziwa mądrość. Jak powiada poeta, "z samo lotu lepiej widać ścianę wspinaczkową". Łatwiej zrozumieć część, gdy ogarnie się całość. "Dopiero gdy poznasz stan najwyższy naprawdę zrozumiesz stany niższe", powiedział Sn Aurobindo. W stanie błogości widzimy całość, przestajemy się do czegokolwiek przywiązywać. Błogość duchowa rodzi i inne owoce, np. pogodę ducha, umiłowanie sa motności, chęć służenia innym. Każdy inaczej z tych owoców korzysta - zależy to od indywidualnych predyspozycji.
Pogoda ducha Pogodę ducha porównać można do "swobodnej jazdy w uprzęży" (Robert Frost). Gdy osiągniesz pogodę ducha, życie będzie łatwiejsze, bardziej sponta niczne. Nie będziesz musiał bez przerwy wszystkiego analizować i roztrząsać. Nie będziesz chciał za wszelką cenę wszystkiego zrozumieć. Będziesz reagował mniej przesadnie, osłabisz czujność. Będziesz się cieszył każdą chwilą, akceptował to, co ci życie przyniesie. Nie będziesz się już bał, że czegoś dla ciebie zabraknie, nie będziesz już impulsywny, nie będziesz dążył do natych miastowej gratyfikacji. Otworzysz się na bogactwa, jakie niesie w każdym momencie życie. Będziesz widział to co widzisz, słyszał to co słyszysz. Bę dziesz wiedział czego chcesz i czego potrzebujesz, nie będziesz się obawiał niezaspokojenia potrzeb. Gdy osiągniesz pogodę ducha, zaczniesz znów pa trzeć na życie oczyma dziecka: każda łąka, każdy strumyk, każdy powszedni widok będzie miał smak nowości. Ludzie pogodni kochają cały świat. Życia nie trzeba uzasadniać, samo jest wystarczającym uzasadnieniem.
Samotność Każdy z nas żyje na tym świecie sam. Tak już jest. Taka jest prawda życio wa. Ale samotność może wpływać ożywczo, może też życie zatruć, wszystko zależy od nastawienia. Toksyczny wstyd rodzi toksyczną samotność, ponieważ Ja jest rozdarte. Ożywcza samotność jest owocem błogości duchowej. Zrodzona jest z więzi z Bogiem, więzi prowadzącej do bezpośredniego samopoznania. Kto dostąpił bezpośredniego samopoznania, ten siebie kocha, akceptuje i ceni.
258
Gdy siebie kochasz i cenisz, lubisz przebywać z samym sobą. Cenisz sobie samotność. Im więcej radości czerpiesz z samotności, tym bardziej jej pra gniesz. Pragniesz, by i twoi bliscy czegoś podobnego doznawali. Stajesz się mniej zaborczy, chronisz samotność własną i cudzą. Dobrze to rozumiał Goethe, kiedy pisał: "Z chwilą, gdy małżonkowie pogodzą się z myślą, że nawet najbliższych dzieli nieskończona przepaść, mogą już żyć cudownie obok siebie, pod warunkiem że pokochają dzielące ich różnice, co umożliwi im dostrze żenie tej drugiej CAŁOŚCI na de nieba. Dobre małżeństwo to takie mał żeństwo, w którym każde z małżonków czyni drugiego stróżem swojej samotności "
Człowiek tylko wtedy dobrze będzie znosił samotność, gdy wzmocni swoje ego, a zwłaszcza gdy przepracuje do końca "pierwotny uraz z dzieciństwa". Tylko wtedy, gdy praca zostanie doprowadzona do końca możliwa będzie akceptacja własnej odrębności. To lęk przed separacją (odrębnością) podtrzy muje iluzoryczną więź. Iluzoryczna więź jest złudzeniem; złudzeniem, że ro dzice zawsze będą cię chronić. Gdy zaakceptujesz swoją odrębność i swoją samotność, uwierzysz, że two je ego jest na tyle silne, by się tobą zaopiekować. Jest na tyle silne, że bez ludzi nie zginiesz. Bez tej wiary nie uda ci się medytować. Gdy dzięki medytacji dostąpisz uczucia wspaniałej więzi z Bogiem, poznasz, kim jesteś naprawdę. Zrozumiesz, że jest takie miejsce, w którym nigdy nie jesteś sam. Mając taką świadomość, będziesz pragnął samotności.
Służenie innym W stanie błogości duchowej znikają wszystkie sprzeczności życiowe. Im lepiej poznasz uroki samotności, tym bardziej będziesz pragnął pomóc innym w osiąganiu wyższego stanu duchowości. Zacytujmy słowa Kena Wilbera: "Poznając intuicyjnie i wiedząc, kim jesteś naprawdę, zobowiązujesz się tym samym, by i innym dopomóc w odnalezieniu siebie. Bo, zgodnie ze złożonym przyrzeczeniem, ślubujesz, że będziesz dążył do wyzwolenia wszystkich istot, choćby ich było nieskończenie wiele." Ken Wilber No Boundaries
Służyć możesz i w inny sposób. Możesz na przykład zobowiązać się do czczenia Boga zgodnie ze swoimi przekonaniami religijnymi. Być może ze chcesz wrócić do religii i na łono Kościoła - z nowym spojrzeniem, bardziej świadomie. Biorąc udział w nabożeństwach wcielisz w życie to, co ci nakazuje
259
twoja religia. Będąc członkiem kościoła, możesz uczestniczyć w upamiętnia niu dzieła Bożego. Odtwarzając symbolicznie pamięć zbiorową swoich przod ków, poczujesz więź z przeszłością i żywą tradycją. Tym co czynisz, zapewnisz ciągłość historii. Służąc innym troszczysz się o nich i przekazujesz im to, co sam otrzymałeś. Krok 12 zachęca do pomagania tym, którzy jeszcze są spętani toksycznym wstydem, w duchowym przebudzeniu. Każdy, kto wyszedł z mroku powinien nieść kaganek innym, wystrzegaj się prawienia morałów. Dawaj dobry przykład. Wcielaj w życie prawdy, które głosisz. Nie ma tu żadnych guru. Są tylko ci, którzy doszli trochę dalej niż inni. Robiąc z kogoś guru, zrzekasz się mocy, którą posiadasz. Miłość i służba innym powinny płynąć z miłości siebie i służby sobie. Ojcowie Dominikanie mają przepiękne motto: "Przekaż innym to, co sam przemyślałeś". Nie możemy dać nikomu czegoś, czego sami nie mamy. Jeżeli sami jesteś spętany wstydem, trudno oczekiwać, by twoje dzieci nauczyły się od ciebie poczucia własnej wartości. Nie możemy poprowadźmy swoich klientów tam, gdzie sami nie byliśmy. Służba innym to cenny owoc i prawdziwy dowód duchowej błogości. W stanie błogości sprawdzają się słowa Paula Claudela: "Bez żadnego ze swych bliźnich... nie mogę się obejść... Każdy, nawet największy skąpiec, najbardziej plugawa prostytutka, najnędzniejszy pijaczyna, kryje głęboko w sercu duszę nieśmiertelną, która dąży do świętości. Dusza ta, pozbawiona świada dziennego, musi chwalić Boga w nocy. Gdy mówię - słyszę, że i oni mówią. Gdy klęczę - słyszę jak płaczą. Każdy z nich jest mi potrzebny. Tyle jest istot żywych, co niezliczonych gwiazd na niebie... i wszystkich potrzebuję, by chwalić Boga. Wiele jest żywych dusz i z każdą z nich czuję łączność w tym najświętszych z miejsc, gdzie odmawiamy wspólnie Ojcze Nasz".
Poczucie mocy Błogość wyzwala poczucie mocy. Dziecięce przekonanie, że już na zawsze pozostaniemy ofiarami, ustępuje miejsca dziecięcej spontaniczności i optymi zmowi. Dopuszczamy do głosu wyobraźnię, potencjał twórczy. Nie godzimy się już na rolę ofiary. Pragniemy twórczo ksztakować swoje życie. Nie boimy się ryzyka. Chcemy realizować swoje pragnienia. Za chwilę zamkniesz tę książkę. Mam nadzieję, że już udało ci się w dużej mierze uzdrowić wstyd, który cię zniewala. Że dopuściłeś do głosu ograniczo ne lecz imponujące możliwości, jakie kryją się w twej ludzkiej naturze. Żeby sobie uprzytomnić, jak wspaniały jest ten potenq'ał, wystarczy spojrzeć na to, ile dokonał człowiek. Wielkich muzyków ograniczały prawa muzycznej gamy, a mimo to tworzyli muzykę niebywale różnorodną.
260
Wielkich malarzy ograniczały ramy płótna, ale wystarczy przejść się po salach muzealnych, by przeżyć wiele wspaniałych doznań estetycznych. Ludz ka natura jest ograniczona, ale w ramach tych granic zdarzy się jeszcze wiele cudów. Jednym z tych cudów jesteś Ty!
Epilog U źródeł wstydu leży lęk przed odsłonięciem się. Odsłaniając swój wstyd przed innymi, odsłaniamy przed samym sobą tajniki duszy. A jak pisze autor książki pt. Shame (Wstyd): "U źródeł wstydu tkwi lęk przed odsłonięciem się przed samym sobą: kiedy się wstydzimy, odkrywamy to co w nas najbardziej delikatne, najbardziej intymne, najbardziej podatne na zranienia". W tym sensie, uzdrawiając toksyczny wstyd, doznajesz objawienia. Wstyd płynie z samego rdzenia osobowości, więc kiedy dopuścisz go do głosu, do wiesz się, kim jesteś naprawdę. Za wstydem ukrywa się prawdziwe Ja. Ale wstyd nam to prawdziwe Ja również objawia. Proces uzdrawiania toksycznego wstydu prowadzi do rewolucyjnych zmian życiowych. Kiedy wejdziesz w autentyczny kontakt ze swoim toksycznym wstydem, będziesz chciał coś z nim zrobić. Ale to wymaga gotowości do wyjścia z ukrycia. Zamiast pławić się w nieszczęściu, trzeba się z nim zmierzyć. Przestać tłumić ból, dopuścić go w pełni do głosu. Dopiero wtedy pojawi się motywacja do zmiany. I na tym polega rewolucja. Toksyczny wstyd, oraz towarzysząca mu pycha (której przejawem jest chęć bycia kimś nadludzkim lub nie-dość-ludzkim), wynika z braku akceptacji swo jej ludzkiej skończoności. Trzeba wiele odwagi, by być człowiekiem, ponieważ być człowiekiem to znaczy być istotą niedoskonałą. Po raz pierwszy zwrócił na to uwagę Alfred Adler, kiedy mówił o "odwadze bycia niedoskonałym". Zgoda na bycie niedoskonałym wymaga odwagi. Rodzina, szkoła, religia, kultura wyrosły z perfekcjonizmu. P r ó b o w a ł e m to w tej książce p o k a z a ć . A perfekcjonizm prowadzi w sposób nieunikniony do toksycznego wstydu. Perfekcjonizm powoduje, że zawsze przystawiamy do siebie jakąś miarę, ska zując się tym samym na wieczne niezadowolenie. Perfekcjonizm nie zna granic,
262
nie ma końca. Nigdy nie dosięgniesz ideału. Walka z systemami wyrosłymi z perfekcjonizmu wymaga odwagi. Ale warto ją podjąć! Jeżeli odważysz się zaakceptować swoją niedoskonałość, czeka cię życie pełne humoru i spontaniczności. Kiedy się pogodzisz z tym, że błędy i pomył ki wynikają z ograniczoności ludzkiej świadomości, przestaniesz się obchodzić z życiem jak z jajkiem. Mniej się będziesz bał ryzyka, zaczniesz swobodniej poznawać świat, staniesz się bardziej twórczy. A co najważniejsze, będziesz się częściej śmiał. Niewykluczone, że najważ niejszą oznaką uzdrowienia toksycznego wstydu jest poczucie humoru. Tylko ktoś, kto realizuje w pełni swą ludzką naturę potrafi się śmiać z tego, co go spotyka, z innych, z siebie. Tylko człowiek, który odnalazł złoty środek mię dzy dwiema skrajnościami - nadludzką i nie-dość-ludzką - potrafi się śmiać. Żeby ten środek odnaleźć, trzeba umieć balansować między paradoksami. Humor opiera się na absurdzie - śmieszą nas absurdalne zestawienia. Mieć poczucie humoru, to znaczy podchodzić do życia z mniejszą powagą. Jak trafnie zauważa Walter 0'Connell: "Humor pojawia się wtedy, gdy człowiek znajduje rozwiązanie paradoksu". Każdy ludzki paradoks ma dwa krańce. Kie dy uda nam się te krańce ponownie połączyć, wraca energia, wraca nadzieja żniwo humoru. Wraca też poczucie dystansu i umiaru. Dzięki temu możemy się śmiać z własnej megalomanii i z własnych wad. Ciesz się każdą chwilą. Daj sobie do tego prawo. Prowadź swego konia w zaprzęgu, ale rozluźnij cugle, powiada Robert Frost. Dąż do stanu oświecenia. Kiedy w twojej duszy wszyst ko się rozjaśni, będzie to sygnał, że dobrnąłeś do celu!
Dodatek
Kilka uwag dla psychoterapeutów Dotkliwy brak współczesnych badań nad wstydem coraz bardziej dociera do naszej świadomości. Pisze o tym Joseph Campos, psycholog rozwojowy z uniwersytetu stanowego w Illinois: "Nasza wiedza na temat wstydu jest bardzo uboga. Wstyd ciągle pozostaje dla psychologów emocją nieznaną". Ten stan rzeczy bardzo utrudnia skuteczną psychoterapię ludzi dotkniętych wstydem. Problem ten sygnalizuje Dr Donald Nathanson, psychiatra z Uniwersytetu Hahnemanna w Filadelfii: "Co do tego, że problem wstydu istnieje, panuje w psychoterapii milcząca zgoda. Natomiast wielu terapeutów nie docenia jego roli". Na ostatnim dorocznym zjeździe Amerykańskiego Towarzystwa Psychia trycznego dr Nathanson prowadził warsztat pt. "Rola wstydu w psychoterapii". Jedną z pierwszych badaczek problemu wstydu w psychoterapii była Hel len Błock Lewis, psycholog z Uniwersytetu Yale. Lewis przeanalizowała 180 protokołów z sesji psychoterapeutycznych i stwierdziła m.in.: "Gdy terapeuta pomijał podczas terapii przejawy wstydu u pacjenta, stan pacjenta długo nie ulegał poprawie lub nawet się pogarszał. Natomiast gdy terapeuta dostrzegał wstyd pacjenta i pomagał w jego przepracowaniu, terapia była krótsza. Spostrzeżenia dr Lewis potwierdzają moje własne doświadczenia, zarówno w roli pacjenta, jak i terapeuty. Miałem taki okres w życiu kiedy, zrozpaczony i bezradny, zgłosiłem się do psychiatry. Przez trzy miesiące grzecznie brałem wszystkie zaordynowane środki uspokajające i nasenne. Po sześciu miesiącach wylądowałem w szpitalu stanowym w Austin. Mam poważne wątpliwości, czy stosując metody tradycyjnej psychiatrii można skutecznie leczyć zespoły zaburzeń, w których etiologii znaczącą rolę odgrywa toksyczny wstyd. Być może dokładniejsze poznanie mechanizmów toksycznego
264
wstydu doprowadzi do powstania nowych, bardziej odkrywczych metod leczenia. Punktem wyjścia do dalszych rozważań może być przedstawiona poniżej tabela, w której w sposób bardzo schematyczny porównuję i przeciwstawiam toksyczny wstyd i toksyczne poczucie winy. Cały problem jest niewątpliwie bardziej złożony, ale nawet z tego prostego zestawienia widać, że inaczej powinno się leczyć wstyd, a inaczej poczucie winy. Tabela zawiera kilka ogólnych wskazówek dotyczących terapii toksycznego wstydu. Warunkiem koniecznym skutecznej terapii jest odbudowanie zerwane go "pomostu interpersonalnego". Jest to prawdopodobnie najbardziej kluczowy moment całej terapii. Martin Buber już dawno zauważył, że najważniejszym czynnikiem uzdra wiającym, bez względu na model terapii, jest relacja "Ja - Ty". Z chwilą, gdy zawiązany zostanie bliski kontakt interpersonalny, klient otwiera się na nieoceniającą akceptację terapeuty. Moim zdaniem osoby cierpiące na toksyczny wstyd powinny jak najszybciej trafić do grupy terapeutycznej. Bez względu na specyfikę objawów, kontakt z grupą jest niezbędny. Żadna terapia indywidual na nie zapewni klientowi tak silnego poczucia bycia osobą "ważną", "potrzebną", jaką daje grupa. Na przewagę psychoterapii grupowej zwrócił uwagę Cermak. Grupa - zda niem Cermaka - "stwarza odpowiednie warunki do spontanicznego ujawnia nia problemów wynikających ze współuzależnienia". Człowiek zachowuje się w grupie mniej więcej tak samo, jak w życiu. Jeżeli w realnym życiu jest nieuf ny, kontrolujący, krytykancki, chce wszystkim dogodzić itp., to i w grupie będzie się tak zachowywał. Uczestnicy grupy stopniowo zaczynają lepiej rozu mieć mechanizmy swoich zachowań, dostrzegać leżące u ich podłoża nieświa dome strategie obrony przed toksycznym wstydem. Grupa zaczyna pełnić rolę laboratorium, w którym uczestnicy eksperymentują z nowymi, odmiennymi formami zachowania. (Diagnoza i terapia współuzależnienia). Największym sprzymierzeńcem terapeuty jest Program 12 Kroków. Mam nadzieję, że rozdział poświęcony skuteczności tego programu dla redukcji toksycznego wstydu choć trochę wyjaśnia dlaczego. Moim zdaniem dobrze byłoby skonstruować specyficzne warianty Programu 12 Kroków, dostosowa ne do wszystkich syndromów toksycznego wstydu. Na ten temat krąży już trochę dowcipów. Na przykład ten: "Próbowano zwołać mityng anonimowych paranoików, ale nikt nie chciał zdradzić miejsca spotkania!" Mówiąc poważnie, rzeczywiście trudno byłoby stworzyć grupę działającą wg modelu 12 Kroków dla "wstydliwych" z zaburzeniami osobowo ści. Ale przecież zaburzenia osobowości w ogóle trudno poddają się leczeniu, bez względu na to, jaki model terapii się stosuje. Mogę was zapewnić, że wielu
265
alkoholików cierpi na zaburzenia osobowości, a mimo to znakomicie sobie radzi w AA. Praca z ludźmi, u których tożsamość ukształtowała się na bazie wstydu, powinna przebiegać dwutorowo. Z jednej strony należy zmierzać do zmiany zlepków wstydliwych wspomnień wizualnych, z drugiej zaś strony należy pra cować nad słuchowymi śladami pamięciowymi, czyli nad wewnętrznymi gło sami, które uruchamiają spiralę wstydu. Bardzo wiele sobie obiecuję tutaj po metodach stosowanych w programowaniu neurolingwistycznym. I na koniec chciałbym skierować kilka słów do tych wszystkich klinicy stów, którzy wzdragają się na dźwięk słowa "duchowy". Żadna metoda lecze nia uzależnień nie może się pochwalić takimi sukcesami, jak Program 12 Kro ków. Krok 12 tego Programu mówi bardzo wyraźnie, że dopóki nie dozna się "duchowego przebudzenia", nie ma mowy o powrocie do zdrowia. Miliony osób uzależnionych doszły do tego etapu i choćby z tego powodu każdy szanujący się badacz powinien się zainteresować kwestią duchowości i uwzględnić ją w swoich dociekaniach naukowych. Toksyczny wstyd jest prze jawem bankructwa duchowego (wyjaśniłem wcześniej, co przez to rozumiem). Aby uzdrowić wstyd, trzeba rozbudzić duchowość.
267
Wydawnictwo „AKURACIK" wydało również Terence T.Gorski i Merlene Miller. Jak wytrwać w trzeźwości". Wyd „AKURACIK", Warszawa 1995 Terence T.Gorski „Sygnały ostrzegawcze". Wyd .AKURACIK", Warszawa 1995 Terence T.Gorski i Merlene Miller. „Rodzina Uzdrowiona". Wyd .AKURACIK", Warszawa 1996 Anna Muszyńska „Niepokótj i zmartwienie". Wyd. .AKURACIK", Warszawa 1996 Terence T.Gorski „Zapobieganie nawrotom picia - krótka terapia" - ćwiczenia. Wyd .AKURACIK", Warszawa 1996 Praca anonimowa „12 kroków dla dorosłych dzieci" z uzależnionych i innych rodzin dysfunkcyjnych. Wyd. ,Akuracik", Warszawa 1996 Praca anonimowa „Modlitwy do 12 kroków czyli jak wyjść na prostą". Wyd. ,Akuracik", Warszawa 1996 John M. Kelly „Wychodzenie z mgły" - Poradnik na pierwsze 90 dni trzeźwienia. Wyd. .Akuracik", Warszawa 1996
268
Kasety AUDIO: Ewa Woydyłło i Wiktor Osiatyński „Rozmowa o 12 krokach* Wyd. „Akuracik", Warszawa 1997
Kasety VIDEO: Ewa Woydyłło „Rzecz o alkoholizmie'' - wykład. Wyd. .Akuracik", Warszawa 1995 Wiktor Osiatyński ^Alkoholizm jako choroba " - wykład. Wyd. „Akuracik", Warszawa 1995 Praca zbiorowa „Przebudzenie" Wyd. .Akuracik", Warszawa 1995 Anna Muszyńska Jak zapobiegać nawrotom picia" cz I, cz II, - wykłady. Wyd. „Akuracik", Warszawa 1996
Zapowiedzi wydawnicze na rok 1997: Ewa Woydyłło „Wybieram wolność" - wznowienie. Wyd. .Akuracik", Warszawa 1997 Wiktor Osiatyński „Grzech czy choroba" - wznowienie. Wyd. .Akuracik", Warszawa 1997 Chris Thurman „Kłamstwa w które wierzymy" Wyd. .Akuracik", Warszawa 1997
269
BIBLIOGRAPHY Autor wyraża swe uznanie i wdzięczność za następujące książki i gorące je Czytelnikowi poleca. Alberti, Robert, Emmons, Michael. YourPerfectRight. San Luis Obispo, California: Impact Publishers. Bach, George, Goldberg, Herbert. Creatwe Aggression. New York: Doubleday & Co. Bandler, Leslie. They Lived Happily Ever After. Meta Publications, 1978 Beck, A.T. Cognitwe Therapy and Emotional Disorders. New York: New American Library, 1979. Carnes, Pat. Out of the Shadows: Understanding Sexual Addiction. Irvine, California: CompCare Publications. Cermak, Timmen. Diagnosting and Treating Co-dependence. Minneapolis, Minnesota: Johnson Institute. Dwinell, Lorie, Middelton-Moz, Jane. After the Tears. Pompano Beach, Florida: Health Communications, 1986. Ellis, Albert, A New Guide to Rational Liuing. North Hollywood, California: Wilshire Books, 1975Erikson, Erik H. Childhood and Society. New York: W.W. Norton. Faber, Leslie. The Ways of the Will oraz Lying, Despair, Jealously, Envy, Sex, Suicide, Drugs and the Good Life. New York: Harper Colophon, Harper & Row. Firestone, Robert. The Fantasy Bond. New York: Humań Sciences Press. Forward, Susan. Betrayal of Jnnocence. New York: Penguin Books. Fossum, M, Mason, M. Facing Shame. New York: W. W. Norton. Hendricks, Gay. Learning toLoue Yourself. Englewood Cliffs, New Jersey: Prentice Hall. Johnson, Robert. Inner Work. New York: Harper & Row. Kaufman, Gershen. Shame: The Power of Caring. Cambridge, Massachusetts: Schenkman Books. Kopp, Sheldon. Mirror, Mask and Shadow. New York: Bantam Books. Kritsberg, Wayne. Adult Children of Alcoholics Syndrome: From Discovery to Recovery (1986) and Gifts for Personal Growth and Recovery (1988). Pompano Beach, Florida: Health Communications. Lankton, Stephen, Lankton, Carol. The Answer Within: A Clinical Framework of Ericksonian Hypnosis. New York: Brunner/Mazel. Lynd, Helen Merrell. On Shame and the Search for Identity. Eugene, Oregon: Harvest House Publications. Norwood, Robin. Women Who Love Too Much. New York: St. Martin's Press, 1985. Maslow, Abraham. The Farther Reaches of Humań Naturę. Esalen.
270
Masterson, James. The Narcissistic and Borderline Disoorders. New York: Brunner/Mazel. Meichenbaum, D. Cognitive Behatńor Modification. New York: Plenum Press. McKay, Matthew, Davis, Martha, Fanning, Patrick. "Thoughts and Feelings." The Art of Cognitiue Stress. New Harbinger Publications. McKay, Matthew, Fanning, Patrick. SelfEsteem. New Harbinger Publications. Middelton-Moz, Jane, Dwinnel, Lorie. After the Tears. Pompano Beach, Florida: Health Communications, 1986. Middelton-Moz, Jane. Children of Trauma: Redisconering The Discarded Self. Deerfield Beach, Florida: Health Communications, 1989. Miller, Alice. Pictures of Childhood. Toronto: Collins Publishers. Peele, Stanton, Brodsky, Archie. Love and Addiction. New York: Signet: New American library. Satir, Virginia. Conjoint Family Therapy: YourMany Faces. Pało Alto, California: Science & Behavior. Simon, S.B., Howe, L.W., Kirschenbaum, H. Values Clarification: A Handbook of Practical Strategies for Teachers and Students. A & W Visual Library. Smali, Jacąuelyn. Transformers. Marina del Rey, California: Devors Publishers. Smith, Manuel. WhenISayNo, I Feel Guilty. New York: Bantam Books. Stevens, John O. Awareness. Real People Press. Stone, Hal, Winkelman, Sidra. Embracing OurSelves. Marina del Rey, California: Devors Publishers. Subby, Robert. Lost in the Shuffle: The Co-dependent Reality. Pompano Beach, Florida: Health Communications, 1987. Viorst, Judith. Necessary Losses. New York: Simon & Schuster. Wegscheider-Curse, Sharon. Choicemaking (1985) oraz LearningtoLooe Yourself (1987). Pompano Beach, Florida: Health Communications. White, Robert, Gilliland. Elements of Psycbopathology. The Mechanisms of Defense. San Diego, California: Grune & Stratton. Whitfield, Charles, L. Healing the Child Within. Pompano Beach, Florida: Health Communications. Wilber, Kenneth. No Boundary. Boston: Shambhala Publications. Woititz, Janet G. Adult Children of Alcoholics. Pompano Beach, Florida: Health Communications. Wolpe, J. The Practice of Behatńor Therapy. New York: Pergamon Press.