FILOZOFIA PRAKTYCZNA IV. Sbr, %eo6atd Ssiegier. -¡=S ~ — »■ — — 1 ~ - * b WIARA I WIEDZA WARSZAWA 1 W nowszych czasach często odzywają- się głosy, świ...
10 downloads
21 Views
2MB Size
FILOZOFIA PRAKTYCZNA IV. Sbr, %eo6atd Ssiegier. -¡= S ~ —
»■ — — 1 ~ - * b
WIARA I WIEDZA
WARSZAWA
1
W now szych czasach często odzywająsię gło sy, św iadczące o pew nym niezado woleniu z naszych uniw ersytetów i z w y kładan ych w nich nauk. a streszczające się w żądaniu, żeb y naukę zb liży ć do życia i bardziej niż dotychczas oddać na usługi życia. K iedy pom yślim y o naukach p rzy rodzonych i o iuli zw iązku z praktyczną m edycyną, albo naw et o tym , że obecnie pow ażnie zaczynają się zajm ow ać sprawą dodania do naszej w szechnicy szóstego w y działu, technicznego, t. j. połączenia poli tech niki ze starem i naszem i u niw ersyte tami, 1) m oglibyśm y zadać sobie pytanie c z y przez to w szystko scisły zw iązek nauki i ży c ia nie dość jeszcze je st ustalony i w y
2
kazany. in aczej jed n ak rzecz się ma w isto cie z pewną częścią nauk duchow ych, a w fi lozof ji trudno się d op atrzyć takiego zw ią z ku, jeśli wzrokiem naszym nie sięgniem y głęb iej. G d yb y to b yło praw dą, co N ietz sche o niej mówi: -) „W łaściw i filozofow ie są w ładcam i i prawodawcam i, icli poznanie je st tworzeniem, ich pragnienie p raw dy jest pragnieniem potęgi, “ w ted y m iałab y i filozotja z góry zapew niony skuteczny w pływ na życie, a je j zw iązek z życiem stalb j się wprost przewodnictwem . A le mniemam, że w lększą słuszność, niż Nietzsche, m a H egel, który się w yraża skrom niej, a conajm niej równie bystro ja k on: :l) „K ie d y filozofja na sza rym tle m aluje na szaro, w ted y jedna z po staci ży c ia się starzeje, a n akładając barw ę szarą na tło szare, nie p rzyw rócim y je j m łodości, lecz ty lk o ją poznam y; sowa Minerw y dopiero o zm ierzchu rozpoczyna sw ój lo t.“ P rzez to filozofja w rzeczy sa mej je st skazana na ostateczną rezygnację. Nie m oże przew odzić, lecz ty lk o iść ślada mi życia; nie m oże tw o rzyć i w sk azyw ać dróg, lecz ty lk o poznaw ać to, co je s t rze czyw iste, i con ajw yżej w yd ziela ć w nir l
3
k ry tyczn ie to, co rozumne, od tego, co nieroznmne, a poza tym conajw yżej, m acając liypotetyczn ie. lin ję spekulatyw ną pociąg ać dalej o kilka drobnych kroków. Jak W otan. zm uszona je st o sobie powiedzieć: „p rzyszłam patrzeć, a nie tw o rzyć “ Tej skromnej swej roli nie odgryw a z a pewne w żadnej dziedzinie ta k świadomie i ta k oczyw iście, ja k wobec religji. .Rzecz jasna, że nie jest powołaniem filozofji tw o rzy ć religję, lecz tylk o rozum ieć relig ję A jed n ak w łaśnie w ty m stosunku napoty kam y p ytan ia i zagadnienia, które g łęb o ko sięgają w kipiące naokół ży cie aktu al ne, które również poza kresem uczonej w ie d z y i badania odczuw ainy ja k o za g a dnienia. w których rozw iązaniu i roz strzygn ięciu przeto życie samo bierze bez pośredni udział. Tu w ięc zrozumienie staje się porozumieniem, i filozofja od ra zu staje na usługach życia, staje się p rak tyczn ą. C hciałbym to w y k a za ć na p rzykładzie; dlatego w ciągu tej godziny, kied y nowo obranemu rektorow i wolno w y pow iedzieć swe m yśli przed szerszym g ro
4
4 nem słuchaczy, pozw olę sobie roztrząsać jedno z pytań, czyli raczej głów ne pytanie, dotyczące filozofji religji, a obchodzące nas w szystkich, m ianow icie pytanie, ja k i jest w zajem ny stosunek wiary i wiedzy. 41 To roztrząsanie równocześnie pozw oli nam rzu cić okiem na różnego rodzaju trudności i potrzeby, do któ rych prow adzi w iedza, z których jednak znow u poszukuje w yjścia i znajduje w yjście; albowiem i w iedza— to m iecz, który nietylko ran y zadaje, lecz je również goi. K a ż d y z nas w ie, że stosunek w iary do w ied zy nie je st prosty, lecz nader zaw iły , m e je st na wskroś pokojow y, lecz częstokroć z a m ącony, po części w prost sprzeczny i w rogi. Nie m ożem y przeto om inąć p ytan ia i pow iedzieć: co jednem u do drugiego, co Atenom do Jerozolim y, co A kadem ji do Kościoła? 5) pozw ólm yż im spokojnie przechodzić obok i mimo siebie, czyli, ja k się w yra ża Strauss dobitnie: 6) „N iech w ierzący pozw ala w ie dzącemu, ja k ten tamtemu, spokojnie kro czyć sw oją drogą; m y pozostaw iam y im ich w iarę, niech oni nam pozostaw ią naszą filozof]ę!“ B y ło b y to najw ygodn iej, ale
5
jest tu rzecz niem ożliwa: ch o tb y dlatego że w iata i wiedza, a w ięc w ierzący i w ie dzący bynajm niej nie są ta k ściśle rozdziele ni i nie dają się ta k w yraźn ie rozdzielić, ja k pow yższe zdanie przypuszcza: w w ie rze samej tk w i, ja k zobaczym y, niem ała część w ied zy, a poniew aż w edle w yrażenia G oethego p rzy dzieleniu rzeczyw istości przez rozum zaw sze pozostaje reszta, to i naodwrót w ied zący jest zaw sze równo cześnie i w ierzącym , a przynajm niej może uiin być; a tym sposobem w każdym oso bniku wiara i w iedza dążą w ciąż do jedn o ści i zgodności. Przedew szystkim zaś— w iara i w iedza sku p iły się w dwóch w iel kich, dziejow ych potęgach, w iara w K o ś ciele, wiedza w nauce, które, ja k o potęgi, usiłują się u trzym ać jedna w obec drugiej na sw ym tra d y cy jn ym stanow isku i przytym chw ilow o muszą się spotykać jak o przeci wieństwa. W praw dzie niejednokrotnie nap otyka m y w dziejach okresy, w których to prze ciw ieństw o b yło załagodzone i zdaw ało się praw ie zupełnie nie istnieć. T a k było za czasów scholastyki, kied y teologja filozofję,
6
o wiara w iedzę p rzyjęła na służbę, ja k o ancilla, służebnicę, i vvydzieliła je j zadanie udowodnienia naukow ego tych rzeczy, które b y ły przedmiotem w ia iy religijnej. A le ju ż z samego p oczątku w yk aza ła nie bezpieczna książka A belarda „.Sic et non,'1 ż ę to b yła rzecz bardzo drażliw a, że z po mocą trad ycji historycznej równie dobrze m ożna dowieść ,n o n “ lnie;, ja k „sic“ (tak). A pod koniec okresu soholastycznego filuzotja, pozostająca na usługach teologji, doszla ostatecznie nawet do nieznośnej nauki o dw ojakiej praw dzie, wedle któ rej w teologji m ogło b y ć prawdą, co w filozofji było fałszem , i naodwrót. Jak Penelopa, rozpruła scholastyka o zm ierzchu swego schyłku kunsztowną tkaninę, którą w ciągu długiego dnia swego panowania i swego rozkw itu utkała. Innego rodzaju próbę pogodzenia oby dwu dziedzin napotykam y w wieku 1P, kiedy usiłowano zracjonalizow ać wiarę, upraszczając ją , porzucając cały szereg trudnych do utrzym ania posterunków i oszańeow ując się w trzech ideach zasadn i czych: B oga, wolności i nieśmiertelności.
7
A le p rzy ty m ludziom w ieku oświecenia relig ja ro zp łyn ęła się w rękach, a na je j m iejsce w stąp iła m etafizyka i moralność; i naodw rót K an f, ten wszech burzyciel, w skazał na trudności naw et w trzech po zostałych ideach zasadn iczych i zb urzył m etafizyką iciojonalistyczną, która w swej w iedzy ta k się czuła bezpieczną. A jeśli w iek oświecenia ch ciał obok ow ych trzech racjonalnych głów n ych artykułów , zacho wać, ja k o rzeczy nadprzyrodzone, jeszcze niektóre rze czy nadrozumowe, w tedy na rażał się na niebezpieczeństw o, że tę nadrozm nowość policzono mu za nierozum; a kto m iał w tym razie zakreślić granicę? K to m ógł rozum ow i raz na zaw sze p rzy kazać; „dotąd a nie d a le j“? O wiele gien jalniejsza b y ła trzecia i osta tnia próba załagodzenia sporu i w yrów n a nia przepaści próba H eglow skiej filozotji jreligji. W iara i w iedza podług H egla m ają tę samą treść, ty lk o form a ich je st inna: co w iara zaw iera w form ie w yobra żenia, to w iedza podnosi do form y pojęcia. Z d aw ało się, że cała trudność za jednym zamachem b y ła usunięta; form a w yobrażę-
8
8 nia stała się czarodziejskim zaklęciem , k tó re m iało w szelką biedę w yp arow ać ze św ia ta i dwóch przeciw ników na zaw sze z sobą ,r'o-odzićJ a które rzeczyw iście w ielu teo logom w ow yc ■ / ’kii-li iziiś : zaspo koiło sumienie i rzuciło z ło ty most ku w ierze kościelnej. K ied y jed n ak w raz ze Straussem na m iejsce „fo im y w yo b ra że n ia “ postawiono pojęcie „m y tu ,“ w ted y niebezpieczeństwo tego rozw iązania dla w iary od razu w yszło na jaw . A le i to p o m inąw szy, religji i ta k przez to d ziała się krzyw da: jeśli je j form a b yła niestosowna i m niejszą posiadała w artość, to i ona sama m iała m niejszą w artość niż wiedza i zasłu g iw a ła na usunięcie; tym sposobem nie m o żna rozdzielić treści i form y; tu taj również m ożna powiedzieć: „G d y spadnie purpura, i książę upadnie“ ; dlatego religja nie m ogła się zgo d zić na takie rozw iązanie. T o też przeszło zaledw ie kilka lat, g d y w sarnim łonie filozofji heglow skiej, ja k o przeciw ień stw o p raw icy i lew icy, w yb u ch ł spór za ż a r t j ; a zw ątp iw szy o w szelkiej m ożliwości rozw iązania, napisał Strauss p rzytoczone pow yżej słow a o w ierzącym i w iedzącym .
9
9 k tó rzy w edług niego powumi uę spokojnie m ijać na swej drodze. A jed n ak znaleziono ju ż dawno w ła ści w y w y ra z dla rozw iązania, choć me dla pogodzenia sprzeczności w ypow iedziano go w owej książce, której setną roczni cę właśnie w tych dniach obchodzim y, w Schleierm achera „ M owach o relig ji do w yk ształco n ych m iędzy je j lżyciela m i“i które były- ukończone w kw ietniu r. 1799 w Poczdam ie. 7) Sch o lastyk a i praw ow ierio ś ć protestancka, w iek oświecenia i filozorja h eglow cka— p rzyp u szczały, że religji i w iara są rzeczą m yślenia i w yobrażania, wie d z y i świadomości; stąd naturalnie w y n i k a ła trudność, że dw a rodzaje m yślenia, w iedza religijn a i św iteka, jednakow o sa m odzielne, sta ły obok siebie, a w ted y wciąż nastręczało się pytanie: czy jedn a ustąpi drugiej i podda się jej? c z y w w ynikach sw ych zg ad zają się z sobą, czy nie? A w ięc służebnictw o dla jed n ej albo dla drugiej strony — na t.o naturalnie ani jedna, an druga długo godzić się nie m ogły; sprze czności zaś, które z konieczności w ciąż się nasuw ały, czło w iek z lo giczn ym swym p o pędem do jednom yślności nie m ógł w ż a
10
1U den sposób długo znosić. W te d y w yk aza ł Nchleiermacher w yd aje nam się to dzisiaj prawie ja k b y jajk ie m K olum ba— że religia w swej treści i w swej istocie w cale nie je st rzeczą m yślenia, lecz raczej rzeczą nczncia. Uczuciem prostej zależności n azw ał je pó źniej nipco jednostronnie; •' i z p oczątku na zy w a ł to uczucie jeszcze z b y t rom antycznie „oglądaniem w szech św iata,“ ale w cią ż ju ż w yraźnie w sk a zyw a ł na ścisły zw iązek te go oglądania z uczuciem i uczuciu p rzyzn a w ał pierwszeństwo. Jeśli dalej rozm yślać będziem y nad tym określeniem uczucia, podanym przez Sclileierm acliera. to w n et dojdziem y dc wniosku, że w iedzący m oże mieć również religijne uczucia i poglądy, jak niew iedzący i nieuczony. Punkt w yjścia, powstawanie, będzie zapew ne u jednego i u drugiego in ne na to zgoda. W jednym zbudzi się uczucie religijne, być może, w chw ili, kiedj grad nielitościwie zn iw eczy pracę i na dzieję całego roku, k ied y on w działaniu przyrody uzna w ład ztw o W szechpotężnego i W szechm ogącego. W badaczu zaś zjaw i się w tedy, kied y je g o w iedza i dow cip sta
11
11 ną u swego kresu, kiedy ja k F aust w ober. D ucha Ziem i, uczuje się podobnym do ro baka, ryją ceg o się w prochu; albo najbar dziej filozoficznie w tedy, kied y obejmie w zrokiem całość, w spaniałą „concatenatio rerum “ w spraw ach przyrody, kied y poza w yjaśnienie św iata w yb iegać będzie m yślą ku zrozum ieniu św iata i zada sobie pytanie, ja k i sens i ja k i cel ma ta całość zw iązków p rzyczyn ow ych ; kiedy stanąw szy nad otchłanią przypadkow ości, jed n a k nie zechce u w .erzyć w coś zupełnie pozbawione go sensu l celu, w coś zupełnie przypadko wego. Odm ienny powód naturalnie inaczej zabarw i uczucia, ale re lig ijn y m i pobożnym m oże b y ć zarów no uczony, ja k nieuczony. T a k zupełnie proste nie je st jed n ak i to rozw iązanie. W sza k to ten. sam człow iek czu je i zarazem m yśli, i dusza nasza nie ma ta kich ró żn y ch szufladek, żebyśm y, ja k IL g e l słusznie się w yśm iew a, w jednej kie szeni m ogli nosić uczucie, a w drugiej m y ślenie. Tm bardziej p sych ologja naprow a dza nas na przekonanie, że intelektualizm nie ma racji, że nie w yobrażenie, lecz u czu cie je s t w łaściw ą podstaw ową fu n k cją du-
12
12 szy, ) tym bardziej uznać musimy je g o łą czność z w szystkiem i innemi funkcjam i psychicznemu, oraz przyznać, że uczucie z konieczności się też przeobraża i zgęszcza w w yobrażenia i m yśli, „Zam arłym uczuciem “ nazw ał m yślenie n a jg łę b szy z rom antyków , N m alis. To też k a żd y szczegółow y rodzaj uczucia, a w ięc i ów pogląd religijny, owo uczucie prostej zależno.sci, musi o d d ziaływ ać na m yśl naszą, musi je j nadaw ać swoiste zabarw ienie i odcień, musi przechodzić w w yobrażenia i myśli i w nich szukać ujścia. A tym sp o sobem otrzym ujem y i tutaj znów dwa r o dzaje m yślenia: w zględnie pozna wionę uczucia, m yślenie naukow e— sine ira et. stu dio jak ieg o h istoryk rzym ski w praw dzie raczej teoretycznie w ym agał, niż p ra k ty cznie je w ykon yw ał, oraz m yślenie, zabaiwione uczuciem , które nawel rozchodzi się w d w i'1 rożne formy , m yślenie artystyczn e i my ślenie religijne. Tam , w nauce, m am y oderwane m yśli, pojęcia i praw a; w religji i w sztuce— p oglądy i obrazy, znaki i sym bole, ja k to w yraźnie nam wy kazuje rzut oka na pisma proroków i apokaliptyków .
13
W każd ym jednak razie w religji nryśl i w yobrażenie je st rzeczą drugorzędną, wtórną; je j sądy są zaw sze przedew szystkim sadami uczucia, podyktow anem i przez uczucie, odpuwiadającem i potrzebom uczu cia, budującem i i nastrajaj ącemi uczucie; jedn a z n o w o ży tn y ch szkół teologicznych n a zy w a je dlatego sądami wartości. A le przez to pom ija się w łaśnie głów n e p y ta nie, a nie rozw iązuje się go, m ianowicie pytanie, na które w iara religijn a cal3 na cisk kładzie 1 k ła ść musi: czy ow ym po glądom i obrazom, ow ym sądom uczucia i w artości odpowiada rzeczyw istość, c zy w ięc są zarazem sądam i o bycie? W iara naturalnie na to p ytan ie odpow iada tw ier dząco; dla niej rów nież je st rzeczą n ajw a żniejszą nie to, że posiadają w artość, lecz to. że są praw dziw e. A le c zy w iara ma tu rację? czy rzeczyw iście są prawdziwe? T ego w łaśnie lilozolja pow innaby dov iesć. A le c z y ż ona ro zdoła uczynić? a przedew szystkim , c z y ona przez to znów się nie wyniesie ponad w iarę, a w iara nie będzie oddana niejako pod je j dozór i opie kę? W tym p rzyk rym położeniu, któie
14
u i filozofja, ja k o teorja poznania, usiłuje w yjaśn ić, nasuw a się rozw ażanie religijnoiilozoficzne i w skazuje jed yn ie m ożliwe w yjście z labiryntu p ła ta ją cych się tutaj i k rzyżu jących naw zajem ścieżek. Z a punkt w yjścia słu żyć nam m oże znane określe nie listu do Żydów : '-) „W ia ra jest pe w ną ufnością w to. czego się spodziew am y, i nie wątpieniem o tym , czego nie w id zim y.“ Przedm ioty wiary są niew idzialne, to zn a czy' zarazem : nie m ogą być przedmiotem wieęl/y i dowodzenia. A tego filozoficznie n ik t bysti zej nie pojm ow ał i w yraźniej nie zazn aczył, ja k K a n t, kiedy' w yk azał, że i owe tr z y idee podstaw ow e teologji ośw ie cenia — B ó g, wolność i nieśm iertelność— w rzeczyw istości n ig d y się nie pokazują, że ich b yt n ig d y też nie da się w ykazać niew ątpliw ie i bezsprzecznie przez wnioski rozum owe. Jeśli je d n a k filozofia -wzbrania się w y k a z a ć praw dziw ość tego, w co w iara w ierzy, uzy to znaczyć 'że w iara — to nic, że ow e sąd y w artości nie są praw dziw e, nie są sądami o bycie? K ant nie tylk o tego nie tw ierd ził, lecz naw et b y ł przekonany, że przez zburzenie starej m etafizyki i je j
15
15 pozornych dowodów w łaśn ie uczynił m iej sce i p rzy g o to w ał gru n t dla wiary'. : ) I w rze czy sam ej, lich y dowód zawsze szkodzi sprawie: w yd aje się. że sama spraw a została pobita, g d y tym czasem ty lk o spo sób je j dow odzenia okazał się słabym i kruchym . W łaśnie w^edy, gdy' w iara w to. co niew idzialne, n ig d y nie daje się zam ie nić av wiedzę, w łaśnie w tedy, i ty lk o v . te dy, pozostaje ona na wieki tym , c z y m je s t, — w iara. "W praw dzie i nauka m oże ze stanov. isaa swej wiedzy dojsc do p rzyjęcia czegoś nie w idzialnego; krok od w yjaśn ien ia św iata do zrozum ienia św iata i przez nią nieraz w filozofji b y ł uczyniony. A le tu mówimy w tedy, w przeciw staw ieniu do w iedzy, 0 „go łej, p ro stej“ wierze. u ) P oniew aż nie m ożna tego dow ieść, p ozostaje to dla w ie d zy ty lk o h ypotezą, a ja k o hypoteza, nosi w sobie niepewność, m ożliwość, że może też być inaczej, a nie tak, słowem , nosi w sobie w ątpliw ość. A le c z y to choć trochę je st podobne do tego, co człow iek relig ijn y n a zy w a wiarą 1 w co. w ierzy? C z y w łaśnie tu ta j nie w łą-
16
IG czarny *tego, co tam je st w yłączone? W ia ra naukow a je st przesiąknięta wątpieniem 0 sobie samej i o praw dziw ości tego, co t y l ko h yp otetycznie przyjm uje: w ątpić i badać z narażeniem się na błądzenie— to je j obo w iązek i je j praw o, to w prost w arunek je j życia i konieczność; dubito, ergo sum— m ożna tu i w tym znaczeniu p ow ied zieć;16) wiara religijna je st przeciw nie w y ższa nad w szelką w ątpliw ość; w ątpienie dla niej je st grzechem , błąd jest winą; je st ona w rzeczy samej pew ną ufnością, nie w ątpiącą o tym, czego oko ludzkie nie w id ziało, a ucho lu d z kie nie słyszało. D la nauki niem a spokoju 1 w ytchnienia, niem a zatrzym an ia się i kre su; dla je j badania niema w ędzidła i h a mulca: wiara przeciw nie odpoczyw a w pe wnym, gotow ym posiadaniu; a ufnością p rzyjm u je i p rzysw aja sobie i w ty m znajdu je swój cel i swój kres. D odajm y jeszcze, że św iat niew idzialny nauki je st czym ś zu pełnie nieokreślonym , ciem nym i za gad k o w ym , a w re lig ji przeciw nie czym ś żyw y m i w yraźn ym i zarazem osobistym, do k tó rego w ierzący ma zaufanie, iż zaspokoi j e go tęsknotę do nieskończoności; tam m yśli
17
17 i pojm uje wola.; tu serce i uczucie, tain me tafizyka, tu m istyka, i dlatego w łaśnie— tam m yśl jed n ostk i albo szczupłej szkoły, a tu zle w a ją cy się consensus w szystkich w iernych: w ierzy m y w szy scy w jednego B o g a !— T a k dochodzim y do n ajpon ętn iej szego zadania filozoji religji, do zagadnie nia o psych ologiczn ej gienezie w ia ry i tk w iącej w niej ufności i siły. U czucie nieskończonej tęskn oty, pro w adzące do w ia ry w coś nieskończonego, otrzym uje naturalnie samo coś z tej nie skończoności i w zniosłości, z tej s iły i w szechpotęgi, z tej doskonałości i św ięto ści, ja k ą p rzyzn aje swemu przedm iotowi, i tym sposobem samo staje się świętością, której naruszać ani sobie, ani innym nie nozw alam y. A ta w iara, chociaż w tej for m ie p ow stała i u kształto w ała się z początku zupełnie indyw idualnie w jednostce, jednak nie pozostaje w łasnością jednostki, lecz staje się spraw ą i w spólnym dobrem wielu, w yzn an iem pewnej relig ji, pew nego K o ś cio ła i gm in y religijnej. P rzez to stoi poza nią cała p otęga te j społeczności, poczucie m asy, która j ą w yzn aje i sw ym oddźw ię
2
18
1« kiem w zm acnia je j to n ,' stoi tra d y cja i przeszłość dziejow a, p rzekazu jąca j ą z po kolenia do pokolenia. T a społeczna strona w iary, którą p rzeciw staw iam y niebardzo słusznemu mniemaniu, ja k o b y re lig ja b y ła spraw ą p z y w atną każdego, 16) ta strona ma ogrom ną w a g ę p rzy m ierzeniu s iły wiary: w iara m a w sobie coś p o ryw ającego j e dnostkę; typ ow ym tego przykładem je st suggiestyjn e „B ó g tak ch ce“ w w ojnach k rzy żo w y ch . A zarazem łą c z y się ona z najsilniejszą potęgą w iążącą nas ludzi, ze zw ycza jem i o b yczajem — i to w d w oja kim kierunku. Im w yże j rozw inięta je st relig ja . tym mocniej tk w ią w niej korzenie poglądów ^ o raln y ch je j w yzn aw ców : w iel c y zało życiele religji b yli zarazem tw órca mi now ej, w yższej moralności; i dlatego w ią ż ą się z w iarą religijn ą o b yczaje i mo ralność; do pewnej form y uczucia re lig ij nego n ależy też pew na form a postępowania m oralnego; id e a ły moralne przez nie się k szta łtu ją , a tym sposobem sumienie staje się dla pobożnego głosem je g o B o ga , po tęg a dobra łą c z y się w nim z siłą w iary. A jeszcze przedtym człow iek niejako w ra-
19
dza się w swą wiarę; dlatego z młodości p rzy w yk liśm y do u ległego p rzyjm ow a nia w iary, ja k o czegoś substancjalnie w aż nego i posiadającego znaczenie. T a k w ięc •dla każdego z nas je st ona nabytkiem m ło dości w raz z całą pełnią wspom nień m ło docianych; od rodziców, z ust m atki do nas p rzyp łyn ęła, a dlatego podtrzym uje ją po w aga, lecz zarazem opromienia ją szczęście młodości i domu ojczystego, krzepi ją całe piękno i w szelkie dobro, któregośm y do św iadczyli w domu rodzicielskim i któreśm y z niego wynieśli, ja k o n iep o żyty skarb na cale życie. A w iara w ogóle daje. nam szczęście: nie tylko szczęście wspomnień dzieciń stw a i młodości, drgające w niej i odbrzm iewające, lecz również i szczęście, leżące, że ta k rzekę, w każdej chwili w niej samej. N iem a słowa praw dziw szego nad to, że w iara zbaw ia; w tym właśnie okazu j e się je j istota, ja k o czegoś uczuciowego: nieskończona tęsknota i fan tazyjn e kszta ł tow anie tej tęskn o ty w ob razy wspaniałe i świetne, rozszerzanie i podnoszenie duszy, w yzw olen ie i w ybaw ien ie z p ęt skończoności, ufne oczekiw anie spełnienia i za
20
spokojenia, m istyczne ukojenie i cisza w zje dnoczeniu z Bogiem , spokój posiadania i doj ścia do celu — to w szystko le ż y w wierze. A ponieważ uczucie zaw sze je st bardziej za chow aw cze n iż lotna m yśl, przeto zupełnie naturalnie w iara, przesiąknięta ta k bogatą treścią uczuciową i ta k głębokim uczuciem szczęścia, podnoszona najszczęśliw szem i doświadczeniam i osobistemi, ta k mocno się zrosła z człow iekiem , że je j sobie w yrw ać nie pozw ala i w a lc zy o nią, ja k o tnnry w arow ni. Skądże jed n ak mimo to pochodzi sra cie m iędy tą swoistą w iarą człow ieka reli gijn ego a zupełnie odmiennej n atu ry w ie dzą nauki? U czuciow e myślenie w obra zach, jak eśm y w iarę przedtym określili,— to jed n ak nie zupełnie w ystarcza do o k re ślenia istoty tej jednej strony w iary. Im głęb szą i szerszą je st religja, tym bardziej usiłuje również czysto logicznie zdać sobie sprawę ze swej treści i upew nić się — choć b y z początku ty lk o w celu obrony od ze w nętrznych zaczepek — o tef treści m yślo wo, słowem , staje się pouczającą-, ju ż jeden z pierw szych m yślicieli chrześcijańskich na
21
21 z w a ł chrześcijaństw o w prost filozofją. 17) P oniew aż zaś każda re lig ja jest dzieckiem sw ego czasu, stąd samo przez się w ynika, że do budow y tej sw ojej nauki, sw ego systematu. swej teologji w staw ia cegiełki, uzbie rane z prądów tego czasu, i z ty c h cegiełek buduje swój w izerunek świata; głów nie zaś z filozofji i liistorji zapo życza te c e giełki. A to właśnie je st ten punkt, w k tó rym z konieczności dojść musi do sprze czności i starcia. W iara, jak eśm y pow ie dzieli, je s t zachow aw cza; tego, co raz p r z y ję ła , trzym a się ze w szystkich sił serca; nauka przeciw nie j est ruchliw a i postępowa, je s t niezm ordowanie czyn n a i k rytyczn a , znajduje się w cią g łym ruchu i przem ianie, a tym sposobem starzeją się w łaśnie owe części składow e_w iąry, zapożyczone od w ied zy i nauki- T a k stało się np. w chrze ścijańskim p oglądzie na św iat z pierw iast kam i, pochodzącem i z filozofji Arystotelesaże b y dziś jeszcze je zachow ać, na to nie zg o d zi się ani filozofją, ani nauka przyrody, a ty m mniej nie dadzą się do tego zmusić. W ia ra przeciw nie, nie badająca i nie roz bierająca k rytyczn ie pochodzenia swego
22
22_ stanu posiadłości, w zbrania się to p rzy znać, i tym sposobem w yb u ch a spór. Ta w alka staje się też zw yk le bardzo prędko nam iętną i złośliv ą; naprzód wsku tek nieporozumienia, poniew aż w iara mnie ma, że zaczepki nauki d otyczą tego, co w niej je st treścią religijną, i nie uznaje, że nauka w rzeczy samej chce ty lk o odebrać napow rót m aterjał, którego w ierze dostar czyła , i na je g o m iejsce dostarczyć je j lep szego. A w tym tk w i ta k że pierw iastek osobisty. W ia ra etaji mi; łatw o nietole rancką; dzięki swej mocno zachow aw czej naturze nie chciałaby się pozbyć nam niejszęj drobnostki z tego, co posiada; w k a ż dym , k tó ry po nią sięga, w idzi zbrodniarza i grzesznika, poniew aż dla niej w szystk o jest jednakow o w ażne i niet3,kalne; dlatego też upiera się p rzy tym , co pod w z g lę dem religin ym je st obojętne, ja k g d y b y i to stanow iło dla niej kw estję życia. T a k np. w idei stw orzenia ca ły nacisk relig ijn y i cała w artość polega na zależności św iata, w je go bycie i własnościach, od nieskończo nej p rzy c z y n y świata; przeciw nie, w yob ra żenie sześciu dni tw orzenia jest. ty lk o uzm y-
23
słow ienieir tej trw ałej w artości, uzm ysło wieniem p rzestarzałym , które w obec nauki ostać się nie może; a jed n ak w iara upiera się i p rzy mm, ja k g d y b y ono b yło czym ś w ięcej nad w yobrażenie ludzkie i czasowe, czym ś w ięcej, ja k szatą antropomorficzną, p rzyo b lek ającą m yśl p raw dziw ie religijną. Odpowiedzialność za ta k ie niepotrzebne zaostrzanie przeciw ieństw a i za w yn ik a ją c y stąd b rak w yrozum iałości, ja k i cechuje nasze czasy, a zw łaszcza w iele jednostek w ykształconym i naszego czasu, w obec w szelkiej relig ji. spada zdaniem moim na naukę relig ji w naszych szkołach w y ż szych. Z e w nauce relig ji nie chodzi o w ie dzę i o masę m aterjału naukow ego, lecz o to, co pod w zględem religijn ym posiada w artość i znaczenie— o tym nasza m łodzież najczęściej w cale się nie dow iaduje i w ca le tego nie odczuwa. A le c zy ż m ożna się tem u dziw ić, kied y w regulam inach eg za m in acyjn ych dla nauczycieli religji p rzy w y ższy c h szkołach w cale niema wzm ianki o filozofji religji? Z drugiej jed n ak strony i nauka okazuje w obec w ia ry pew ną p ych ę i zarozum iałość,
24
ja k g d y b y wiara, u ży w a ją c przy sposobności starych kam ieni do swej budowy, b yła sa ma czym ś p rzestarzałym i p rzeżytym , czym ś niegodnym dojrzałego człow ieka i jego dojrzalszych m yśli. T y m sposobem g rz e szą—z jednej strony nietolerancją i duchem prześladow czym , z drugiej strony pychą, a rozdżw ięk staje się coraz to jaskraw szym , położenie coraz to bardziej naprężone. P ło mieni stosu, na którym Giordano Bruno w R zym ie, albo M ichał Servet w G enew ie położyli życie, ja k o m ęczennicy nauki, tak samo niepodobna puście wr niepam ięć, ja k obelżyw ych, grubi jań ski eh słów zm aterjalizowanej nauki o zacofanej w ierze w ęgla rzy. 18) Zdaje się, że pow ołaniem teologji nau kow ej je st podjęcie pośrednictwa w tym starciu, zw łaszcza, o ile naw iązu jąc swe starania do m yśli Schleierm acliera, postaw i sobie za zadanie, pogodzenie re lig ji z kul turą, zw łaszcza też, odkąd ta k pobożni m ężow ie, ja k R yszard R otlie, którego se tną rocznicę urodzin przed kilku miesiącami obchodzono, z całym przekonaniem ośw iad c zy li się za tą spraw ą. |,J) I w rzeczy samej,
25
25 stopniow e przekształcenie świata w yobra żeń religijnych, w yłączen ie z nich przesta rzałych pierw iastków w ie d zy — to w łaściw e zadanie i p raw d ziw a zasługa tej teologji: zw ła szcza pierw iastki, historycznie nieuza sadnione, śm iało i stanow czo pośw ięciła i odrzuciła. A le zato dostało się tej to, co często dostaje się peśrednikom: zadow olić nie m ogą ani jednej, ani drugiej strony; z obudwu stron doznają niechęci i napaści; ta k w tym razie ze strony K ościoła, któ ry ustępstw a teologji dla ku ltu ry i nauki u w a ża za z b y t daleko sięgające i niebezpie czne, albo w cale o żadnych ustępstw ach słyszeć nie chce; z tej w ięc strony o d zyw a j ą się skargi, że teologja zdradza religję na korzyść nauki, a w szyscy dobrze pam ię tam y, ile r a z y ksiądz n akazał milczenie profesorowi. A le i przedstaw iciele innych nauk z b y t łatw o lekcew ażą usługi, które ta k a teologja m oże im oddać, i przyjm u ją je niewdzięcznie: pod zasłoną tej teologji nauka może pracow ać stosunkowo dość spo kojnie; teologow ie część w alki biorą na sie bie, pracując nad przekształceniem i zmo dernizowaniem religijn ego poglądu na
26
26 św iat w ed łu g w yn ik ów badań history czn ych albo przyrodniczych- um ożliw iają im spokój, potrzebny do p racy, w yk on yw ając, ja k żyd zi w czasach Nehem jasza p rzy odbudow yw aniu m urów Jerozolim y, jedn ą ręką sw ą pracę, a podając im oręż drugą ręką. Z e jed n ak to przekształcenie w yobrażeń religijn ych w ogóle jak o ś się nie udaje i żół w im postępuje krokiem , to le ż y znów w sa mej naturze w iary. T u d ziała rów nież znane nam ju ż usposobienie zachow aw cze, nie pozw alające człow iekow i religijnem u zgodzić się na takie przekształcenie, z oba w y, żeb y całości nie narazić na szwank; nie chce on nic p ośw ięcić, bo w szystko zro sło się z je g o sercem, a przeto nie chce i nie umie słuchać głosu nauki i rozumu. K sią żę B ism arck kied yś pow iedział: „U czu cie w chw ili stanow czej je st silniejsze i w y trw alsze, niż rozum rozum nych.“ 20) T o spraw dza się nie ty lk o w polityce, lecz ró wnież i religji, i ona przedew szystkim , m a swe im ponderabilia. A w iara m a do tego słuszne praw o. N ow ego w yzn an ia niem o żna dowolnie sform ułow ać, niem ożna zro
27
27 bić. W iem y w p raw dzie z historji K ościoła i dogm atów , ja k bardzo po ludzku często odbyw ało się ostateczn e ustalenie w yzn ań ale nie są one mimo to czym ś dowolnym w nastroju i treści, lecz zw ycięskim w y n i kiem ostatecznym i koniecznym osadem prądu i rozw oju rzeczyw iście istniejącego, ruchu, dążącego do tego celu. P rzedew szystkim jednak, w ielkie nowatorstwa religijne w ym a ga ją w każdym czasie w iel kich bohaterów religijn ych . T u znowu Ichleierm acher w sw ych m owach w skazał na pojęcie gienjusza religijnego, zupełnie jeszcze przeoczone przez K an ta. M am y w ięc tutaj, ja k w e w szelkim dziejow ym sta waniu się, podw ójną g rę czyn n ika zbioro wego i indyw idualistycznego; do now otw o rów religijn ych potrzeba rzasów religijnie usposobionych i podnieconych, potrzeba również w odzów religijnie gienjalnych. D latego nie m ożna się spodziewać takiego przekształcenia w czasach, obojętnych pod w zględem religijn ym i w ogóle w ięcej zw ró conych ku pracom zew nętrznie ekstensy w nym , niż ku w ewnętrznem u cichemu skupieniu, do ja k ic h należą nasze czasy.
28
a tym bardziej brak nam gienjusza re lig ij nego, k tó ry b y nas porw ał i zjed n ał dla te go przekształcenia. A le ch ociażby naw et od czasu do czasu zaprow adzano takie zm iany i popraw ki, m o głyb y one jed n a k zaw sze ty k o na krótki czas sprow adzić pokój; bo w ieczn y pokój i tutaj, zarówno ja k w życiu p olitycznym , jeśli m a być czym ś w ięcej niż ideą kiero w niczą, je s t ty lk o u topją i pobożnym ż y czeniem. -l) N auka ustaw icznie postępuje naprzód, dlatego cegiełki, od_niej za p o ży czone, za każd ym razem prędzej c z y pó źniej muszą przestarzeć; stąd też nie m oże n ig d y utrw alić się stanow czy pokój m iędzy postępową nauką a nieruchomą wiarą; mo żna je od czasu do czasu zb liż y ć do siebie, m ożna je naw et niekiedy doprow adzić do zupełnej zg o d y i odpowiedniości; lecz po niejakim czasie znow u się oddalają od siebie i stają n ap rzeciw ko siebie, g o tow e do w alki; to w y p ły w a z ich w ła snej istoty; dlatego w alka m iędzy w iarą a w ied zą je s t koniecznością, a nie dow ol nością. D opóki to nie będzie powszechnie zrozum iane i przyznane, zaw sze jedn a stro
29
29 na będzie p rzyp isyw ała winę drugiej; kto tę konieczność zrozum ie, nie będzie ju ż się s k a rż y ł i przeklinał, ale p rzyjm ie ją ze spokojem i poddaniem, ja k o zrządzenie losu. A tu w łaśnie je s t punkt, w którym filo z o f j a re lig ji powinna w zią ć się do p ra k ty cznej pracy; tu le ż y m e ty lk o je j zadanie, ja k o nauki, lecz rów nież i je j zw iązek z żu ciem i usługa, ja k ą oddać m oże życiu; nie na to ona istnieje, a b y tw o rzyć religję, al bo, j a l ju ż nieraz od niej w ym agano, ab y relig ję zastąpić: “ ) tego ona nie m a i nie m oże czynić; pow tarzam y: filozofow ie nie są tw órcam i, a zatym nie są i założycielam i religji. L e cz rów nież nie je st icli p ow oła niem i zadaniem burzenie religji: i tego nie m ogą uczynić, i to je s t w yłączn ie dziełem założyciela, pow ołującego coś no w ego do życia, k tó ry w ystępuje ja k o pan i praw odaw ca z okrzykiem : „Słyszeliście, co powiedziano do ojców w aszych — j a zaś powiadam w am .“ Nie, filozofja religji, j a ko nauka, pow inna skromnie, ograniczając swój zakres, jed y n ie usiłow ać zrozumieć psychologicznie i historycznie p rzeja w y re-
30
30 lig ji \vc w szystkich je j postaciach, oraz w yk aza ć icli początek w istocie człow ieka: nie je st ona m etafizyką, lecz przedew szystkim psychologia religji. i:!) T o też nie m oże ona przeciw ieństw a w iary i w ied zy ani w yw o łać, ani usunąć ze świata; nie m oże też zaoszczędzić w alki jednostce, której w indyw idualnym rozw o ju um ysłu ta w alka się uświadom i i ogar nie duszę. A le m oże tej w alce odjąć zn a m ię w in y i przez to p rzyczyn ić się do spro w adzania pokoju. Praw da, że biorąc reli g ję za przedm iot dociekań historycznych i psychologicznych, otrząsam y z niej n ie m ało p y łk u kw iatow ego; gdzie chodzi o subtelną tkan kę ży c ia uczuciow ego, tam nauka, kierująca się rozumem, m oże niezręcznem i swem i palcam i niejedno popsuć; je j szarzyzn a na tle szarym ściera z przed m iotów rumieniec życia. Jest to rzecz nie unikniona: iilozofja religji, ja k każda nau ka, obraca się w ostrym , rozrzedzonym po w ietrzu n a jw y ższy ch szczytów , które nie każd}r zdoła znieść. L ecz rozpatrując relig ję ze stanow iska czysto naukow ego i usi łu jąc j ą zrozumie ć, przecież coś u czyn i
31
dla ży c ia ty c h , którzy' słuchają je j głosu, a za tym i dla ży c ia w ogóle. To życie je st zapełnione i rozdarte ow ym przeciw ień stwem w iary i wiedzy', ow ym w irem w alki, stąd w ybu ch ającej, ow ą nienawiścią, dzie lącą obie strony i zagłuszającą w nich p o czucie spraw iedliw ości— i nieraz się zdaje, że porozum ienie je st tu niem ożliwe. U si łu ją c zrozum ieć to przeciwieństw o i wy ka za ć je g o psychologiczną konieczność z sa mej istoty stron w alczących , nie usuw am y g o w praw dzie ze św iata i z ży c ia narodu, nie oszczędzam y ludziom , p atrzącym g łę biej i dążącym w yżej, ciężkiego brzemienia i ciężaru; ale w yryrw am y temu przeciw ień stw u żądło dowolności i um yślności, zło śliw ości i w iny; nie podżegamy' ognia i nie g asim y go, ale odbieramy' mu siłę niszczenia i zadaw ania nieuleczalnych cierpień; u c z y m y, że i w w irze w alk i jedn a je st ty lk o cno ta, tolerancja i cierpliwość. Ty'm sposobem i ta praca religijno-filozoficzna nie je st pro stą zabaw ką uczonego dowcipu, nie je st prostą w iedzą dla w iedzy; je st ona, ja k w szelka nauka, na usługach ludzkości, je st w spółpracow nictw em p rzy turkoczącym
32
w arsztacie czasu, je st pracą dla życia j e dnostki i dla ży c ia całego narodu, niestety tak smutnie nurtow anego i rozdartego przez to przeciw ieństw o. Ze lilozofow ie re lig ji na ty m ta k samo w ychodzą, ja k teologow ie, że w łaśnie z po wodu tej p racy pokojow ej uchodzą za nie bezpiecznych burzycieli pokoju, to nie po winno ich m artw ić i zb ija ć z tropu; stano w i to ty lk o jedną z kart, na których je st skreślona m artyro logja nauki. A le jednej . ze c z y pow inniśm y zaw sze w ym agać — nie dla siebie, lecz dla życia, na którego usłu gach je st nauka, i dla zachow ania zdrow ia tego życia: żeb y w a lk a m iędzy w iarą a wiedzą to czyła się na tym polu, na któ rym w zrosła, na gruncie duchowym . W ró żn y ch czasach i w różnych m iejscach w iara w z y w a ła na pomoc i uzbrajała ram ię świeckie, a przynajm niej chętnie p rzyjm ow ała w yzn aczanie różnorakich nagród za w iarę, które j ą zalecały dla zew n ętrzn ych korzyści. Ż e w skutek tego słońce i w ia tr nierówno b y ły podzielone, i w iedza b y ła pokrzyw dzona, nie było tc jeszcze rzeczą najgorszą: takie utrudnienie
33
staje się w ż y c iu duchowym często raczej w prost zyskiem i nie pow strzym uje postę pu. Nie, co przez to rzeczyw iście ponosi uszczerbek i narażone byw a na szwank, je st to w iara sama. W ia ra je st czym ś zu pełnie w ew n ętrznym i czym ś zupełnie szczerym ; jeśli z nią pow iążem y zew nętrzne korzyści, w ted y ona sama staje się zew nętrz ną i p ozb yw a się szczerości. „W ołanie: pa nie. panie!“ je s t karykaturą i śmiercią p raw dziw ej w iary. Jeśli zaś religja, ja k i nauka, ty lk o w ted y m oże oddaw ać życiu te usługi, ja k ie powinna mu oddawać, kie d y je st samą sobą, t. j. zupełnie praw dziw ą i zupełnie wolną, to trzeba ją też w ysta w iać na czyste św iatło p raw dy i wolności. T ym sposobem w iara i w iedza, jak kolw iek często i zaw zięcie ze sobą w alczą, jak o dzieci jednego ducha, sp otykają się osta tecznie mimo całego przeciw ieństw a we w spólnym żądaniu i w e wspólnej myśli, którą m ożem y w yrazić w następujących słowach: T y lk o praw da m oże nam dać wolność, a ty lk o w olność— prawdę.
34
D o p i s k i . 'i Tę myśl, już dawniej nieraz rozważaną, podda) niedawno dyskusji F . K le in w Rwym wykładzie p. t„Uniwersytet i wszechnica techniczna“, wygłoszonym na zjezdzie przyrodników w Dusseldorfie w r. 1898(zob. jego Rozprawy, str. 25-35). Głównie nas tu obchodzi, że i nasz strasburski kolega, prof. Dr. F . B ra u n , wcielił ją do swej mowy na urodziny cesarskie w r. 1899 „O fizykalnym sposobie badania“, na str. 29. Byłoby rzeczą bardzo pożądaną, gdyby wszechnica strasburska w tym nowym stuleciu energicznie za jęła się urzeczywistnieniem tego projoktu; tym sposo bem rozwiązałaby wielkie zagadnienie drogą jedynie odpowiednią, drogą próby. 2> F r N ietzsch e , Jenseits von Gut und Böse, Werke Bd. 7. str ldl i nast. 3) H e g e l w przedmowie do „Grundlinien der Philosophie des Rechts“, Werke Rd. 8, str. 20 i nast.
35
4) W mzstrząsaniu stosunków wiary i wiedzy w m ojej pracy „Religion und Religionen- (Stuttgart 1893), str. 36 i nast. znajduje się znaczna szczerba, na którą sam wskazałem w „Zeitschrift filr Philoso phic und pliilos. Kri tik“, tom 103, str. 198. i nast. Było dla mnie rzeczą pożądaną, że mogłem wypełnić tutaj tę szczerbę i całą kwestję omówić jeszcze raz szcze gółowo. Przy tym naturalnie nieraz korzysta łem ze swoich dawniejszych wywodów i niejedno wprost zapożyczyłem z tamtej pracy, jak również odsyłam do niej w celu bliższego uzasadnienia nie których szczegółów, tutaj tylko pobieżnie zazna czonych. *) J e rtu llia n u s, liber de praescriptione haereticorum, cap. 7 „Quid Athenis et Hierosolymis? Quid Academiae et Ecclesiae?1' 6) D • F r . S tra u ss, Die christliehe (ilaubenslehre in ihrer geschichtlichen Entwicklung und im Kampfe mit der modernen Wissenschaft, Bd. 1, str. 356. Do zrozumienia tego zdania nie dodaje nic no wego niemiła książka S. E ck a, D. Fr. Strauss (Stutt gart 1899): nawet jej złośliwość nie jest nową. 7) Dnia 15 kwietnia 1799 pisze Schleiermacher do Henryki Herz: „Dziś właśnie, 15 kwietnia, pocią gnąłem kreskę pod Religją, rano o wpół do dziesią tej“. (Aus Schleiermachers Leben in Brielen, Bd. 1, 2. Aufl. str. 208;.
36
Obok poczucia zależności stoi zawsze 8) i uczucie podniesienia duszy, ale uczucie zależności jest w religji rzeczą pierwsza. — Zresztą wiem na turalnie o tym. że ta nauka Sehleiermachera o uczu ciu, jako siedlisku i jako istocie religji, nie jest po wszechnie przyjęta. Zwłaszcza G u tb e rM w swej pra cy „Der Kampf urn die Secie“ C1899) niedawno oświadczył się bardzo ostro przeciw tej „religji uczu cia“. Dla niego religja jest wciąż jeszcze „przedewszystkiiu rozumnym poznaniem, wpływającym na wolę i uczucie“: wbrew Kantowi jest on przekona ny, że „filozofja chrześcijańska z przekonywającą jasnością dowodzi istnienia osobistego Boga“. 9) Co do tego, mogę odesłań czytelnika do m ojej książki „Das Gefiihl“ (Stuttgart 1893), w której usiło wałem uzasadnić pierwszeństwo uzzucia w życiu psychicznym. 10) W „Uczniach z Saisu“ (Schriften, 4. Ausg. str. 298) powiada N o u a lir. „Myślenie jest, tylko snem czucia, zamarłym ezneiem, blndoszarym, słabym ży ciem“. “ ) Tu możnabyjeszcze wywieść następującą myśl: dowieść tego, w co wierzy wiara, lilozolja nic może choćby dlatego, ze wiara w różnych religjach wie rzy w coś różnego. Czy i\ ięc ma dowodzić wszyst kiego i każdego? Naturalnie, że nie; ale wtedy mu siałaby pociągnąć przed swój sąd wszystkie religje i naprzód rozstrzygnąć, która z nich jest prawdziwą,
37
37 a przez to znowu postawiłaby się ponad religją. Ca ła ta pretensja do filozofji polega na pomieszaniu jej z apologietyką, która w rzeczy samej jest „ancilla theologiae“. *-j Ten przekład Lutra listu do Żydów 11, 1 nie jest wprawdzie dosłowny, ale zupełnie oddaje myśl oryginału i może dlatego w swej klasyczne) formie właśnie w tym miejscu służyć za odpowiedni punkt wyjścia. (V n lg a ta to miejsce tak podaje: „Ust autem fide0 sperandarum substautia rerum, argumentum non apparentium“. W ujek tłumaczy to wiernie i traf nie: „A wiara jest gruntem rzeczy tych, których się ¡spodziewamy, wywodem rzeczy nie widzianych“. Przyp. tłumacza). ,3) W słowach Kanta: „Musiałem znieść wie dzę, aby uczynić miejsce dla wiary" znajdują swój ostateczny wyraz jego wywody do dyalektyki trans cendentalnej, oraz rozdział o „mniemaniu, wiedzy i wierze“ na końcu Krytyki czystego rozumu. 1 4 1 Tutaj mój pogląd stanowczo się rozchodzi z poglądem S ry k a A d ickesa , rozwiniętym przezeń w rozprawie „Wissen und Ulauben“ Deutsche Rund schau. 13d. 94, styczeń 1898, str. 86—107). Zalicza on. metafizykę obok „religji objawionej“ do, wiary. We dług niego „metafizyka nie jest nauką i nigdy nią stać eię nie może“; „indywidualność jest. alfa i omegą wszelkiego poglądu na świat, a więc i metafizyki“. Ją stawiam przeciwnie metafizykę po stronie nauki, po
38
38 nieważ w niej jest zawarte pojęcie, że rzecz może się mień również inaczej, pojęcie bypotetyczności jej za łożeń. Dlatego jej „wiara“ różni 6ię « całe niebo od wiary religijnej. Metafizyka, jako trascendentna, jest. nawskroś hypotetyczjia i problematyczna, nawet dla metafizyka samego. Naturalnie, kto mniema, iż znalazł „prawdziwą filozofję“, jak J . K a fta n , w rozpra wie „Llas Christentum und die Philosophie“ (Lipsk 1895), tego metafizyka doprowadzi nietylko „do pro gu wiary chrześcijańskiej“, ale stanie on, jak Gutberlet, w samym jej środku, lecz właśnie przez to stanie poza filozoiją, jako nauką; jest on apologietą, nie filozofem. Zresztą Kaftan mimoto prawdziwiej określił istotę filozofji, niż Adickes: pisze on bowiem na str. 25: „Kilozofja zachowuje zawsze cos z wolne go, ruchliwego charakteru nauki. Nie może i nie po winna utrwalić się i związać. Jest i pozostaje zawsze gotowa prostować swe twierdzenia dla słusznych powodów i ustąpić lepszemu przeświadczeniu. Ta wolność, to ucho,zaweze i wszędzie otwarte, jest jej chlubą i zaszczytem. Naturalnie właśnie stąd pocho dzi to, co stanowi jej słabość (?), że zawiera coś hypotetycznego, że nigdy nie traci cechy ludzkiego mniemania i nigdy nie prowadzi do zupełnej pewnoś ci wewnętrznej“. Bez wątpienia doprowadziła Adickesa do jego poglądu Kantowska teorja postulatów; ale nie wydaje się mi rzecz» potrzebną wchodzić tu w tę teorję; należy ona też do tych części filozofji Kantowskiej, które trudno dają się pogodzić z najgłębszemi jej myślami zasadniczomi: porówn, A lb ert
39
39 Die Keligionsphilosophie Kants (Preibtirg 1899). Podobnie nie miałem też powodu do zajmowa nia s!ę w mej mowie „objawieniem“: dla filozofji religji niema „religji objawionej“, ponieważ znowu wie le religji rości sobie prawo do tego tytułu, lecz istnie je tylko wiara w objawienie; nam zaś chodziło jedy nie o wiarę, jako wiarę, a nie o ten lub ów przedmiot wiary: a wiec nie chodziło nain też o objawienie, jako przedmiot wiary, ani też o psychologię objawienia, która zresztą, jest bardzo interesująca. S ch w eitzer,
15) Naturalnie rozumiem dobrze, że u filozofa, wychodzącego z zasady „dubito, ergo sum“, u Kartezjusza. błąd, jako sprawa woli, stanowi winę.
40
40 masy. Słusznie nazywa H . J . H oltm ann , K. Rothes speculatives System (Freibnrg 1899) zdanie Renana: „Żyjemy reiigjsj innych- zlaniem „godnym uwagi“ , które bardzo wyraźnie wskazuje na „religijną spuś ciznę przodków i moralnego ducha wspólności, wy tworzonego przez religję“. 17i
Jitstin u s ,
Dialogu* emn Tryphone Judaeo 8.
18) K a ro l Vogt w swym spo. ^e z Rudolfem W ag nerem. Jego pismo polemiczne, zwrócone przeciw ko niemu (Giessen 1855) ma tytuł „Köhlerglaube und Wissenschaft“. 19) ° tym porówn. H oltm ann dz. przyf. Str. 248 i nast.
aoy W przemowie do Wiirtemberczyków w Kissingen. U H . von P oschin gera , Die Ansprachen des Fürsten Bismarck 1848- -1894 (Stuttgart 1895j słowa te brzmią: „W polityce narodowej serce zawsze jest silniejsze od rozumu... Serce jest właśnie silniej sze“. 21) Dziwna rzecz, że i A dickes wierzy w możli wość wiecznego pokoju między wiarą a wiedzą; przynajmniej na str. 105, wyżej przyt. dzieła po wiada- „Przez uznanie, że poza granicami nauk poszczególnych leży dziedzina wiary, stary spór między wiarą a wiedzą będzie ostatecznie zała twiony. Bez tego uznania może wprawdzie na stąpić krótkie zawieszenie broni, ale nie wie czny pokój“. Lecz nakoniec jednak dochodzi do po-
41
■41 dobitych wniosków, jak ja; na str. 106. powiada; _Kto dokonał togo podziału, dla tego między wiarą a wiedzą nietyiko nite zachodzi żadna rozterka, lecz będzie też unikał wszelkiej walki na gruncie wiaryNigdy nie przyjdzie lun na myśl dowodzić tara czegoś albo coś odpierać, przeklinać i głosić nauki jedynie zbawiające, wymuszać powszechne uznanie, zamiast spodziewać 6ię tylko przyznania dusz pokrewnych“. Vle znowu nadaje inny obrót swym myślom, mówiąc: „Tak mogłaby i z badań metafizycznych zniknąć zna czna część polemiki“: a nakoniec i on zmuszony jest zawołać, jak Strauss: „Niech każdy każdemu pozosta wi jego wiarę! My filozofowie teologom, ale i oni ii.uu“. Tym sposobem mści się na nim wszędzie po mieszanie metafizyki z wiarą religijną. 52) Tak w ostatni cli czasach zwłaszcza J . Btm w dwu rozprawach: „Die Grundfrage der Religion“. (Stuttgart 1895) i „Wie Christus urteilenund handeln wiirde, wenn er heutzutage unter uns lebte“ (Stuttgart 1896). Próbuje on zbudować „teologję, spo czywającą na naukach realnych, a więc przedmio tową“, zbudować religję palikową i podaje nawet — bardzo ciekawe—wyznanie, jako punkt zborny gmi ny takich chrześcijan moralnych i przyjaciół nauk (w drugiej rozprawie, str, 74 i nast.) Na to odpo wiada F r . P a u lse n w swym „Wstępie do iilozofji“ (Berlin 1892) na str. 322. zupełnie słusznie: „Filozofja nie jest religją i nie może jej zastąpić. Nie chce ona być wiarą, lecz wiedzą“. Że „każda filozofja zawiera w sobie również pierwiastek wiary, m ann
42
42 którego nauka, jako nauka, nie zawiera-—albo po wiedziałbym raczej ostróżniej: nie zawiera w tym samym stopniu, na to mogę się z nim zgodzić; z dni giej strony zarzucił też tymczasem albo przynaj mniej znacznie ograniczył swoje zbyt optymistycz ne nadzieje pokoju (tamże str. 13); mam tu na my śli przedewszystkim jego polemikę z Ottonem Willmasnem. *ł) L u d w ik F eu erbach , DarsŁellung, Entwicklung und Kritik der Leibuitz’schen Philosophie. Werke l!d. 5, str. 126: „Prawdziwe pośrednictwo filozolji z teologją bynajmniej nie polega na tym, żeby wyka zać, że podstawą dogmatów są myśli, prawdy rozu mowe“. Z teologją filozofia „nie może w ogóle mieć związku syntetycznego, lecz tylko gienetyczny. Jej pośrednictwo polega tylko na tym, żeby gienetycznie rozwinąć stanowisko, stanowiące podstawę teologji, stanowisku religji, i wykazać przez to, że tu stanowisko jest realne i posiada swą treść“.
KONIEC.
43