Leanne Banks Król z Chicago PROLOG „Wesołych świąt. Jesteś nowym władcą Altarii", mogłaby powiedzieć matka Daniela. Był styczeń. W Chicago, za oknami ...
3 downloads
11 Views
516KB Size
Leanne Banks Król z Chicago
PROLOG
„Wesołych świąt. Jesteś nowym władcą Altarii", mogłaby powiedzieć matka Daniela. Był styczeń. W Chicago, za oknami wysokiego apartamentowca, w którym mieszkał Daniel Connelly, padał śnieg. Syn próbował zrozumieć znaczenie słów matki. Nie każdy mężczyzna w Ameryce był synem dawnej księżniczki. Emma Rosemere Connelly zrzekła się ksią żęcego tytułu przed trzydziestu pięciu laty, wychodząc za ojca Daniela. Syn zawsze zwracał się do niej zwy czajnie, per „mamo". Na zawsze jednak zachowała w sobie królewski sposób bycia, wpojony jej, kiedy była księżniczką Altarii. Nawet w tej chwili, przybita tragi czną wiadomością o śmierci najbliższych - ojca i brata, którzy zginęli w wyniku wypadku jachtu - panowała nad sobą. Siedziała sztywno obok męża na brązowej skórzanej kanapie. - Obawiam się, że musisz mi to powtórzyć, mamo - odezwał się Daniel, zagłębiając się w ulubionym fotelu. Matka ujęła jego dłonie i pochyliła się naprzód, patrząc synowi w oczy. Uśmiechnęła się smutno. - Opowiadałam ci dużo o Altarii - przypomniała. - Byłeś tam kilka razy.
6 Daniel przytaknął, przypominając sobie niewyraźne obrazy z dzieciństwa. - Pamiętam, że Altaria to piękna wyspa leżąca niedaleko wybrzeża Wioch - odpowiedział. - Jest tam wspaniała plaża. Ale jak mógłbym zostać nowym władcą tego kraju? - Prawo Altarii stanowi, że tron dziedziczą tylko mężczyźni. Mój ojciec i brat nie żyją... - powtórzyła Emma, ściskając mimowolnie ręce Daniela. Mąż po łożył dłonie na jej ramionach, żeby poczuła, iż ma w nim oparcie. Grant Connelly dorobił się wielkiej fortuny w przemyśle włókienniczym. Był opanowany jak mało kto. - Mój brat miał tylko jedną córkę, Catherine - ciągnęła Emma. Danielowi przypomniały się plotki, jakie słyszał o swoim wujku, księciu Marku. - Nie chcę źle mówić o zmarłym - zaczął - ale, czy jesteś pewna, że wujek Mark nie miał więcej dzieci? Zdaje się, że przejął się na dobre swoją życio wą rolą księcia playboya... Grant wydał nieartykułowany odgłos, coś pomię dzy kaszlnięciem a wybuchem śmiechu. - Danielu! - skarciła go matka, robiąc kwaśną mi nę. - Mark miał swoje słabości, ale nigdy w życiu nie pozostawiłby samemu sobie własnego dziecka. Jesteś prawowitym następcą tronu Altarii. Daniel miał już trzydzieści cztery lata i nigdy w życiu nie wyobrażał sobie, że mógłby zostać kró lem małego państewka. Urodził się i wychował w Chicago. Zawsze uważał za oczywiste, że przeżyje
7 życie w Ameryce. Popatrzył na ojca. Grant Connelly odziedziczył po przodkach fabrykę tekstylną i prze kształcił ją w wielką korporację, notowaną na liście pięciuset największych przedsiębiorstw w Stanach Zjednoczonych. Biznes pasjonował go. Grant miał talent do nieustannego rozwijania firmy i pomnażania rodzinnego majątku. Daniel nie odziedziczył tego po nim. Owszem, odnosił sukcesy - w sportach, podczas studiów; także i teraz, jako wiceprezes do spraw mar ketingu Connelly Corporation. Zawsze miał jednak poczucie niedosytu. Chciał czegoś więcej, czegoś in nego. Czyżby tego? Być królem?! Podniósł wzrok i popatrzył na rodziców. - Mam być królem?! Ojciec pokiwał głową i powiedział: - Masz cechy dobrego przywódcy. Jeśli tylko uwa żasz, że powinieneś zająć się kierowaniem państwem, zrób to. To musi być twój dobrowolny wybór. Matka znów ścisnęła dłoń Daniela. Spojrzała na niego z dumą, która mieszała się z troską. - Rozważ starannie swoją decyzję - poradziła. Mój ojciec pragnął dla Altarii wszystkiego, co najle psze. Założył Instytut Rosemere do badań nad zwal czaniem raka. Ta placówka to nie tylko wspaniałe mauzoleum mojej matki. Dzięki niemu w Altarii pro wadzi się teraz nowoczesne badania naukowe. Kiero wanie państwem nie będzie łatwe. Kiedy raz się na to zdecydujesz, odmieni to twoje życie na zawsze.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Erin Lawrence z niecierpliwością czekała na chwi lę, kiedy zobaczy materiał, nad którym ma zacząć pracować. Jego wysokości może nie spodobać się, że jest materiałem do opracowania, jednak taka była pra wda. Erin poprawiła kapelusz i pokazała dokumenty strażnikowi pilnującemu wysokiego apartamentowca, gdzie mieszkał Daniel Connelly. Przyleciała wieczo rem, już po zapadnięciu zmroku. I tak na pierwszy rzut oka widać było, jak bardzo Chicago różni się od Altarii, do której była przy zwyczajona. Kiedy wysiadła z windy i zadzwoniła do drzwi mieszkania Connelly'ego, serce zabiło jej szybciej. Wzięła głęboki oddech. Za chwilę pozna następcę tronu Altarii, który wkrótce zostanie koronowany na króla. Rozległo się szczekanie psa. Po długim czasie otworzył jej wysoki mężczyzna o zwichrzonych wło sach i intensywnie zielonych oczach. Był w samych spodniach podkreślających kształt jego wąskich bio der. Miał muskularną klatkę piersiową. - Dzwoniła pani? - spytał niedbale.
9 - Może pomyliłam... - Erin zamilkła, nie mogąc oderwać oczu od półnagiego człowieka. Jego klatkę piersiową porastały włosy. Nie wyglądał na skrępo wanego swoim niekompletnym strojem. Sprawiał wrażenie mężczyzny, który wie, jak należy zająć się ciałem kobiety. Właśnie przed takimi przestrzegały Erin wszystkie wychowawczynie. To do tego rodzaju mężczyzn wymykają się w nocy przez okno zepsute dziewczyny... Oderwała w końcu spojrzenie od wspaniałego cia ła, które zobaczyła, i ponownie sprawdziła numer mieszkania. Zgadzał się. Zrozumiała, kogo widzi, i przełknęła ślinę. - Wasza wysokość? - upewniła się. - Ach, to pani jest Erin Lawrence, specjalistka od królewskiej etykiety. Daniel zmierzył ją wzrokiem, oceniając jej figurę. Widać było, że patrzy pod określonym kątem, po męsku, a przy tym robił to w sposób, który oddziały wał na kobiety bardzo silnie. Erin wstrzymała na chwilę oddech, aż Connelly znowu spojrzał jej w oczy. Wydawał się odrobinę rozbawiony. - Nie jestem pewien, dlaczego, ale myślałem, że ma pani przyjechać o wcześniejszej godzinie. - Oczywiście, wasza wysokość. Bardzo przepra szam. Mój samolot był opóźniony. - Zdarza się - odparł swobodnym tonem Daniel. Otworzył drzwi szerzej. - Proszę, niech pani wejdzie. Przepraszam, że nie jestem odpowiednio ubrany. Miałem dzisiaj dziewięć spotkań, więc szykowałem
10
LEANNE BANKS
się już do pójścia spać. Niech pani nie boi się psa. Zamknąłem Jordana w zagrodzie. - Jordana? - Nazwałem go tak na cześć Michaela Jordana, najlepszego koszykarza pod słońcem, który, niestety, nie gra już w Chicago Bulls. Erin postanowiła dowiedzieć się czegoś na temat amerykańskiej ligi koszykówki, o której nie miała po jęcia. - Jedna z zasad etykiety głosi, że król powinien iść przodem - odezwała się w końcu. - Nikt nigdy nie powinien być odwrócony tyłem do króla. - Coś takiego... - Daniel popatrzył na nią jeszcze raz. - Faktycznie, taka osoba mogłaby się potem okropnie wstydzić... Erin zaczerwieniła się. Miała nadzieję, że Connelly tego nie widzi. - Proszę przodem, wasza wysokość. Daniel skinął głową. Przeprowadził Erin przez lu ksusowo urządzony salon, w którym stały nowoczes ne fotele i kanapa z brązowej skóry oraz dębowe ławy. Weszli do świetnie wyposażonej kuchni. Connelly wyciągnął z lodówki karton z mlekiem. - Napije się pani czegoś? Może zrobić kanapkę? - spytał. On zupełnie nie zdaje sobie sprawy ze swojej po zycji! pomyślała Erin. Zastanawiała się, jaki będzie Daniel, kiedy zasiądzie na tronie. Jeżeli kiedykolwiek do tego dojdzie. Nie robił wrażenia człowieka, które mu zależy na karierze, na tym, żeby być kimś waż-
KRÓL Z CHICAGO
11
nym. Popatrzyła na jego szerokie ramiona i złapała się na tym, że na moment się rozmarzyła. Powróciła do rzeczywistości. Przyszły król proponował właśnie, że zrobi jej coś do picia albo przygotuje kanapkę. Tak nie mogło być. - Nie, dziękuję, wasza wysokość. - Gzy nie obrazi się pani, jeśli spytam, ile ma pani lat? Zesztywniała. - Dwadzieścia dwa, wasza wysokość. Connelly skrzywił się odrobinę. - Czy musi pani tytułować mnie „waszą wysoko ścią"? - Tak należy się zwracać do króla. Daniel westchnął. - No, dobra. Pociągnął łyk mleka prosto z kartonu. Erin rozsze rzyła oczy w przerażeniu. Zauważył to i uśmiechnął się. - Niech się pani nie martwi. To był ostatni łyk. - Wyrzucił pusty karton do śmieci. Nie komentowała jego zachowania. Przez lata, któ re spędziła w najlepszych szwajcarskich szkołach z internatem, nauczono ją nie mówić za dużo. Stał przed nią człowiek, który miał wkrótce zostać królem Altarii. Był przystojnym, wspaniale zbudowanym Amerykaninem, bardzo atrakcyjnym mężczyzną; i nie miał absolutnie żadnego pojęcia o królewskiej etykiecie. Jego przodkowie z Altarii musieli przewra cać się w grobach.
12
ŁEANNE BANKS
Niech Bóg ma w opiece Altanę. I ją, Erin Lawrence. - Nie jestem do końca pewien, jakie jest pani za danie - odezwał się Daniel. - Mam przedstawić waszej wysokości zasady kró lewskiej etykiety, a także dowiedzieć się jak najwię cej o osobistych upodobaniach, pod kątem odpowied niego przygotowania pałacu. - Co to za etykieta? - Jej tradycje sięgają minionych wieków. Poleco no mi poinformować waszą wysokość, jak powita go lud Altarii i jakich reakcji będzie oczekiwać. Daniel westchnął znowu i przesunął dłonią po twarzy. - To znaczy, że mam brać lekcje etykiety... Będę musiał robić to zaraz po tym, jak skończę na dany dzień analizować plan rozbudowy pewnego lotniska albo budżet Może spróbuje się pani przyzwyczaić przez parę dni do nowej strefy czasowej, i wtedy coś ustalimy, dobrze? - Jestem gotowa natychmiast podjąć swoje obo wiązki, wasza wysokość. - Wie pani co, niech się tu pani spokojnie urządzi; porozmawiamy o wszystkim jutro albo pojutrze, do brze? Erin miała wrażenie, że przyszły król próbuje ją zbyć. Nie można było na to pozwolić. Swoje zadanie otrzymała od ojca, który był ministrem spraw zagra nicznych Altarii. Wprawdzie przyjęła je niechętnie z obawą i niepokojem, który od zawsze był przekleń stwem jej życia. Nie mogła jednak zawieść ojca.
KRÓL Z CHICAGO
13
- Moje informacje mogą się waszej wysokości przydać. Mój ojciec jest ministrem spraw zagranicz nych Altarii, dzięki czemu mam wgląd w meandry życia politycznego kraju. Daniel popatrzył na Erin jeszcze raz. - Dobrze. Zatelefonuję do pani, kiedy uporam się z niecierpiącymi zwłoki sprawami. Życzę miłego po bytu w Chicago. - Dziękuję, wasza wysokość. - Czy aby na pewno nie napije się pani czegoś? Czuła się zakłopotana natarczywą gościnnością przyszłego króla. - Nie, dziękuję - odparła. Daniel skinął głową i sięgnął do telefonu. - Zadzwonię do strażnika, żeby wezwał dla pani taksówkę. - Och, nie trzeba. Mogę to zrobić sama. - Nie wątpię, że da pani radę, ale moja prywatna etykieta nie pozwala na wysłanie młodej kobiety sa mej na ulice Chicago bez zorganizowanego transportu od drzwi do drzwi. Czyżby był dżentelmenem? pomyślała z radością Erin. Od lat otaczali ją ludzie przejmujący się przede wszystkim własną pozycją. Nie wiedziała, co ma od powiedzieć. - Dziękuję, wasza wysokość - szepnęła. Poleciwszy zamówić taksówkę, Daniel odprowa dził Erin do drzwi. - Mówi pani z brytyjskim akcentem - stwierdził. - Dlaczego?
14
LEANNE BANKS
- Chodziłam do szwajcarskich szkół z internatem, gdzie wychowawczyniami były Angielki. - Ma pani podobny sposób bycia, jak moja matka. - Uważam to za wielki komplement. W istocie, byłam w tej samej szkole, w której niegdyś kształciła się matka waszej wysokości. Naród Altarii zawsze kochał i podziwiał księżniczkę Emmę. - Mimo że zrzekła się tytułu, aby wyjść za nie okiełznanego amerykańskiego nuworysza? - Jeśli nawet formalnie zrzekła się tytułu, w ser cach Altaryjczyków zawsze będzie księżniczką. Daniel zachichotał. - Jest pani bardzo dobra. Czy aby nie jest pani przypadkiem specjalistką od public relations? - Znajomość tej dziedziny wchodzi w zakres wie dzy wymaganej na moim stanowisku. Ale, jak już wspomniałam, jednym z moich zadań jest poznanie upodobań waszej wysokości, aby dobrze czuł się w pałacu w Altarii. - Nie mam wygórowanych wymagań. Do szczę ścia wystarczy mi mecz Chicago Bulls i chicagowski hot-dog. Erin zamrugała oczami. Próbowała wyobrazić so bie szefa kuchni pałacowej przygotowującego chica gowskiego hot-doga. - Odnotuję to, wasza wysokość. - Nie wątpię. Dobranoc. Dwa dni później Daniel odsłuchiwał pocztę głoso wą. Skrzywił się. Trzy wiadomości nagrała Erin Law-
KRÓL Z CHICAGO
15
rence. Dziewczyna, w której sposobie bycia nie było nawet cienia kokieterii. Miała atrakcyjne kształty. Za chowywała się tak elegancko, że Daniel przekornie wyobrażał ją sobie nagą i poddającą się szaleństwu zmysłów. Niezła laska, myślał. Z drugiej strony, ro biła wrażenie niewinnej. Dziewczyny, którą można było skrzywdzić. Nie próbował specjalnie odkładać rozpoczęcia spotkań z nią, jednak nagła przemiana z wiceprezesa do spraw marketingu w króla Altarii wymagała od niego mnóstwa pracy. Aby nie było bezkrólewia, zwyczajowo możliwie jak najszybciej po śmierci kró la koronuje się jego następcę. Wydawało się dziwne, że minister spraw zagranicznych Altarii przekazał Gonnelry'emu, iż nie są jeszcze gotowi na jego przy jęcie. Daniel postanowił zaczekać cierpliwie z zada niem pytań, jakie miał na ten temat, a na razie zająć się tym, co musiał zrobić w Chicago. Trzeba by ło uporządkować sprawy w pracy i przygotować wszystko, co było potrzebne do wyjazdu. Zerknął na swój wypełniony co do minuty rozkład dnia, który wpisywał do elektronicznego organizato ra. Nie był z nikim umówiony na kolację. Zadzwonił więc do hotelu, w którym mieszkała Erin. - Dziękuję, że wasza wysokość dzwoni - odezwa ła się na jego powitanie, oficjalnym, choć miłym tomm. Daniel zastanawiał się, co musiałby zrobić, żeby panna Lawrence stała się mniej opanowana. Ciekawe, jaką nosi bieliznę, przyszło mu do głowy. Odsunął jednak tę myśl.
16
LEANNE BANKS
- Przepraszam, że dzwonię dopiero teraz - powie dział. - Byłem zawalony robotą; dzisiaj zresztą jest tak samo. Może zjemy razem kolację? Zamówię pizzę. Możemy spotkać się u mnie. Nastąpiła dłuższa pauza. - Ma pani jakiś problem? - Nie, wasza wysokość - odparła panna Lawrence tonem zdradzającym niechęć. - Słyszę w pani głosie, że jednak jest jakiś kłopot. O co chodzi? - Próbuję w tej chwili określić, czy jest to dopu szczalne, żebym udzieliła waszej wysokości lekcji etykiety w prywatnym apartamencie króla. - Czy nie mówiła pani, że lekcje powinny odby wać się w warunkach, gdzie zapewniona będzie pry watność? - Tak jest, wasza wysokość, ale... - Potrzebuje pani przyzwoitki, czy co? - Absolutnie nie - zapewniła panna Lawrence. Przyjdę na kolację. O której powinnam się zjawić? - To będzie późno. O dziewiętnastej trzydzieści. - Oczywiście, wasza wysokość. Przyjdę o dziewiętnastej trzydzieści. Connelly odłożył słuchawkę i jęknął. W tym mo mencie drzwi jego gabinetu otworzyły się i wszedł jego brat, Brett - Co słychać, wuwu? - zagadnął, uśmiechając się pod nosem. - Już masz kłopoty ze sprawami króle wskimi? Daniel zmarszczył brwi.
KRÓL Z CHICAGO
- Co to za „wuwu"? - Skrót od „wasza wysokość". Dziennikarze coś zwąchali. Wszyscy domagają się wywiadu z tobą. Myślę, że dam radę jeszcze trochę ich powstrzy mać. Brett był z natury wyjątkowo wygadany. Dlatego też znakomicie nadawał się na funkcję wiceprezesa do spraw public relations Connelly Corporation, którą zresztą pełnił. Był bardzo zadowolony z tego, jak po trafi rozmawiać z dziennikarzami, tak że pisali i mó wili o firmie dobrze. A poza tym cieszył się niepo miernie ze swojej reputacji playboya. Daniel od paru lat miał już tego dosyć. - Myślisz, że Justin nadaje się do przejęcia obo wiązków wiceprezesa do spraw marketingu? - spytał Brett. Justin miał w porównaniu z nimi purytańskie zasa dy. Był spokojnym, odpowiedzialnym człowiekiem, a przy tym bardzo pragnął wspiąć się wyżej po dra binie zarządzania Connelly Corporation. - Justin będzie znakomity na moim stanowisku, a w każdym razie zrobi wszystko, żeby być jak naj lepszym - odparł Daniel. - Będzie nam cię brakować, ale... - ...ale nie wykop mnie, proszę, za drzwi - do kończył za Bretta Daniel, chichocząc złośliwie. Bra cia Connelly zawsze współzawodniczyli ze sobą, czy to w pracy zawodowej, czy w sporcie. - Byłeś znakomity jako szef marketingu - po chwalił go Brett. - Naprawdę. Ale i tak zawsze mia-
18
LEANNE BANKS
łem wrażenie, że chciałbyś robić coś innego. Rozu miesz... Myślisz, że znalazłeś teraz to coś? Daniel był zdumiony tym, ile Brett był w stanie wyczytać z jego zachowania. Przytaknął. - Tak sądzę. Muszę wierzyć, że to dar losu dla mnie. Zawsze chciałem zrobić w życiu coś ważne go, niekoniecznie ważnego dla przemysłu tekstyl nego. - W takim razie Altarianie mają szczęście, że do nich polecisz. - Nie wiem. Coś mi się zdaje, że minister spraw zagranicznych Altarii wcale nie nalega na mój szybki przylot. Z opóźnieniem udziela mi odpowiedzi na py tania, które mu zadaję. Przysłał za to swoją córkę. - Daniel nie był w stanie całkowicie powstrzymać nerwowego uśmieszku. - Córkę? A po co?
- Żeby nauczyła mnie królewskiej etykiety. Brett zamrugał oczami, a potem parsknął śmie chem. - Będzie starała się nauczyć cię wszystkiego, cze go nie chciało ci się uczyć od mamy! - skomentował. - I jeszcze więcej; nie mam najmniejszych wątpli wości. - Daniel machnął ręką. - Naprawdę, nie mam na to w tej chwili czasu. Z drugiej strony nie chcę być niegrzeczny. - Jaka ona jest? - Dobrze ułożona cnotka. Ale ma obłędne ciałko - dodał. - Wypukłości wszędzie, gdzie trzeba. Brett wyszczerzył zęby w wilczym uśmiechu.
KRÓL Z CHICAGO
19
- To może będziesz jednak miał z tych lekcji ko rzyści uboczne! Daniel pokręcił głową. - Wątpię - odparł. - Jeszcze nigdy nie spotkałem kobiety, która byłaby tak zdeterminowana, żeby zro bić ze mnie ideał. Erin dźwigała pudełko z dużą pizzą, dwa grube tomy na temat królewskiej etykiety oraz album przed stawiający zdjęcia królewskich mundurów. Obróciła się bokiem do drzwi i wcisnęła łokciem guzik dzwon ka. Dostawca pizzy wszedł do budynku akurat razem z nią. Uparła się, że to ona zawiezie pizzę klientowi i odebrała ją. Daniel otworzył. Erin znów poczuła się zaszoko wana bardzo wysokim wzrostem następcy tronu. Jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia. - Pomogę pani!... - zaproponował. Sięgnął po ciężkie książki, kiedy z pokoju wybieg ło coś dużego i brązowego. Skoczyło na Erin, która... runęła na podłogę. - Jordan, do nogi! - Pies wycofał się. Erin, pomimo bólu, odruchowo ściskała pudło z pizzą. - Przepraszam - powiedział Daniel. - Pies poczuł pizzę i dostał świra. Wariuje z powodu wszystkich gości, którzy byli u mnie w tym tygodniu. Connelly lekko podniósł Erin; był bardzo silny. Zaniósł ją na kanapę. Niezwykle się czuła, przyciś nięta do jego muskularnej piersi. Nie przypominała
20
LEANNE BANKS
sobie, kiedy ostatni raz ktoś ją niósł, ojciec czy kto kolwiek. Poczuła dziwną, nieokreśloną przyjemność. Zafascynowało ją to na moment. Daniel próbował zabrać z jej rąk pizzę. - Może już pani ją puścić - odezwał się, marsz cząc brwi. Erin zaczerwieniła się, wciąż roztrzęsiona. - Przepraszam, wasza wysokość. Connelly popatrzył na nią, zdziwiony. - To niezwykłe, że nie wypuściła pani pudełka, kiedy wpadł na panią Jordan. Zamrugała oczami. - To chyba kwestia ćwiczeń - wyjaśniła. - „Poru szaj się z godnością, ale jeśli już się potkniesz, nie upuść tacy". - Pani nauczycielka byłaby teraz dumna... - Po stawił pizzę na zestawie kina domowego i warknął do psa: - Nie dostaniesz dzisiaj pizzy! Tak się nie traktu je damy! Erin przyjrzała się skruszonemu Jordanowi. Był olbrzymi, miał ciemne, ufne oczy i ogromne łapy. - Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek widziałam psa tej rasy - powiedziała, zaciekawiona. Jordan wy glądał jak skrzyżowanie niedźwiedzia brunatnego z buldogiem. Daniel podrapał psa za uszami. - To kundel. - Wyszczerzył zęby w kuszącym uśmiechu. - Ja też jestem mieszańcem. W połowie księciem z Altarii, a w połowie - amerykańskim re beliantem!
KRÓL Z CHICAGO
21
Ma rację, pomyślała Erin, tyle że jest znacznie ładniejszy od swojego psa. Westchnęła. Nie wiedziała, co wstrząsnęło nią bar dziej - to, że wpadł na nią Jordan, czy to, że Daniel zaniósł ją na kanapę. Opanowała dziwne uczucie, które ją ogarnęło, i przypomniała sobie o książkach. Skup się na pracy, a nie na ciele jego wysokości! zbeształa się. Spojrzała w stronę drzwi i zobaczyła książki na podłodze. Poruszyła się, żeby wstać z kanapy i poczuła ukłu cie bólu. Miała podarte pończochy, a jedno z jej kolan krwawiło. W tym momencie zobaczył to także Da niel, który wrócił z pokoju, gdzie zamknął psa. Zaklął i skoczył ku Erin. Ostrożnie dotknął jej nogi. - Cholera! Pójdę po środek przeciwbakteryjny i bandaż. Erin pokręciła głową. - Nie trzeba. - Ale Connelly'ego już nie było. Zer wała się i pobiegła za nim. - Wasza wysokość, to niezgodne z etykietą... - Daniel nie słuchał jej jed nak. Zatrzymała się w drzwiach łazienki, niepewna, co robić dalej. Connelly wyjął z szafki z lekarstwami kilka przed miotów. Zmoczył myjkę. - Niech pani wróci na kanapę - powiedział, patrząc wzrokiem pozbawionym jakiejkolwiek kokieterii. - Ale, wasza wysokość... - Nie ma sensu protestować - mruknął, wycho dząc szybko z łazienki. - Mój pies rzucił się na panią i jestem za to odpowiedzialny.
22
LEANNE BANKS
Erin posłusznie poszła za Danielem i usiadła z po wrotem na kanapie. - Wasza wysokość, to doprawdy nie jest odpo wiednia sytuacja - tłumaczyła. - A co byłoby odpowiednie? Gdybym rozkazał zająć się pani kolanem służącemu? - Tak jest, wasza wysokość. Ewentualnie, gdybym zajęła się nim sama. Connelly pokręcił głową i ukląkł przed nią. - Nie uważam za słuszne ani jednego, ani drugie go. Jestem królem i wykorzystuję to, postępując po swojemu. - Popatrzył na zranione kolano, a potem w oczy swojej rozmówczyni. - Musi pani ściągnąć pończochy. Serce Erin zakołatało. Zobaczyła, że następca tro nu patrzy stanowczym wzrokiem. Wstrzymała więc oddech, otworzyła usta, potem je zamknęła. W końcu odchrząknęła i spytała: - Czy wasza wysokość mógłby się odwrócić? spytała, zawstydzona. Connelly zrozumiał, o co jej chodzi, wzruszył ra mionami i odwrócił się. - Proszę bardzo. Niech pani powie, kiedy będzie pani gotowa. Nigdy - pomyślała Erin, ściągając pończochy drżącymi dłońmi. Widziała przed sobą przerażoną twarz nauczycielki z ostatniej szkoły, gdzie szlifowa no jej dobre maniery. Ojciec powierzył jej trudne zadanie, nigdy jednak nie wyobrażała sobie, że znaj dzie się w tak niezręcznej sytuacji.
KRÓL Z CHICAGO
23
- Jest pani gotowa? - spytał Connelly. - Tak, wasza wysokość - odpowiedziała niechęt nie. Daniel odwrócił się i zbliżył dłonie, aby zająć się zranionym kolanem. Machinalnie napięła mięśnie. - Boli? - upewnił się, podniósłszy wzrok. - Chyba tak. Trochę - wybąkała, cały czas zdając sobie sprawę, że oto jej przyszły król klęczy właśnie przed nią. Zamknęła oczy i zaczęła oddychać głębo ko, wyobrażając sobie Szwajcarię i padający cicho śnieg. Kiedy Daniel dotknął jej uda, miała wrażenie, że zarówno ją, jak i jego ogarnął nastrój specyficznej intymności. Miał delikatne dłonie. Oczyścił jej ranę i posmarował maścią przeciwbakteryjną. Owinął ko lano bandażem. Erin otworzyła oczy i zobaczyła, że Connelly patrzy na jej polakierowane paznokcie u nóg. Odruchowo zacisnęła palce, aby schować pa znokcie. Daniel przesunął dłoń w dół jej łydki, co wywołało u Erin dziwne odczucie. - Stopy pani zmarzną - powiedział. - Dam pani jakieś skarpetki. - Podniósł się. Popatrzył na nią z góry przez chwilę, podczas któ rej Erin wydało się, że świat wiruje. Wstrzymała od dech. Wzrok następcy tronu spoczął na kilka sekund na jej ustach. Jej serce omal się nie zatrzymało. Con nelly pokręcił głową, jakby zastanawiał się, czy po całować Erin, a potem opanował się. - Skarpetki - przypomniał sobie. - Może nie będą w pani guście, ale na pewno będzie pani cieplej. -
24
LEANNE BANKS
Zmrużył oczy. - Ale przecież nie będzie pani chciała wracać do hotelu z gołymi nogami. Dam pani spodnie od dresu i bluzę. Przeraziła się. Miała nosić ubrania następcy tronu? Jak to się stało, że pozwoliła, aby sytuacja do tego stopnia wymknęła jej się spod kontroli? - Dziękuję bardzo, wasza wysokość, ale naprawdę nie trzeba. - Trzeba, trzeba. Jest zimno i znajdujemy się w Chicago. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wy szedłby na ulicę z gołymi nogami. Chociaż to wstyd, żeby zakrywać takie nogi... Tym razem serce Erin przyspieszyło. Jak miała wykonać swoje zadanie, zachowując odpowiedni dystans do następcy tronu i, zgodnie z zaleceniem ojca, sprytnie zniechęcić Connelly'ego do przyjęcia korony? On traktował ją jak człowieka, a nie instru ktorkę etykiety. A przede wszystkim sama nie była w stanie zachować przy nim spokoju i równowagi psychicznej. Daniel działał na nią tak elektryzująco, że aż ją porażał.
ROZDZIAŁ DRUGI
Erin siedziała w obszernym dresie na kanapie Da niela. Trudno jej było w tym stroju zachować elegan cki wygląd. Wyprostowała się. - Przyniosłam waszej wysokości kilka książek zaczęła. - Ta jest najbardziej kompletnym podręczni kiem królewskiej etykiety. Mam jeszcze drugą. Oprócz tego wzięłam album ze zdjęciami mundurów wojskowych, jakie wasza wysokość będzie nosił na różne okazje. Niektórzy z nas mają lepszą pamięć wzrokową niż słowną. - Obawia się pani,że lepiej może mi pójść z książ ką z obrazkami? Miała nadzieję, że nie obraziła następcy tronu. - Ciekaw jestem, co pani o mnie mówiono - ode zwał się Daniel. Ojciec powiedział o nim Erin kilka rzeczy, których nie mogła powtórzyć. Odparła więc: - Wiem, że wasza wysokość ma trzydzieści cztery lata i jest wiceprezesem do spraw marketingu Con nelly Corporation. Poinformowano mnie, że w colle ge`u był stypendystą, ze względu na wyniki w grze w football amerykański. Wiem też, że wasza wyso kość jest na wskroś amerykański. A, co najważniej-
26
LEANNE BANKS
sze, jest najstarszym synem księżniczki Emmy, czyli prawowitym następcą tronu Altarii. Wreszcie, że zgo dził się porzucić życie typowego Amerykanina i zo stać królem naszego kraju. Daniel skinął głową. - Czy wie pani, że ukończyłem uniwersytet North western i mam magisterium z zarządzania oraz z fi lozofii? Ma pani w hotelu laptop? - Mam. - Jeśli chce pani dowiedzieć się więcej, Northwe stern ma swoją stronę internetową. Erin miała poczucie, że bardzo niedokładnie opi sano jej następcę tronu. - Zajrzę do niej. Connelly spojrzał na album z mundurami. - Jak rozumiem, do obowiązków króla należy między innymi uczestniczenie w różnych wydarze niach w przedstawionych tu mundurach? - Tak. Tradycyjna oprawa daje ludziom szczegól ny rodzaj poczucia bezpieczeństwa. - Jasne. Czy w pałacu pracuje ktoś, kto będzie wiedział, który mundur powinienem włożyć? - Oczywiście. Wasza wysokość będzie miał za wsze do dyspozycji przynajmniej dwóch garderobia nych. Pomyślałam jednak, że, ponieważ wasza wyso kość będzie ubierał się zdecydowanie inaczej niż do tychczas, zechce zostać na ten temat poinformowany. Daniel zamknął album. - Wszystko mi jedno, co będę nosił, jeśli tylko nie będą to różowe spódniczki albo coś podobnego. -
KRÓL Z CHICAGO
27
Uśmiechnął się. - Chciałbym za to dowiedzieć się czegoś o Altaryjczykach. Sprawy nie przybierały zamierzonego przez ojca Erin obrotu. Powiedział jej, że jeśli nie zdoła zniechę cić Connelly'ego do przyjęcia korony, powinna prze konać go, iż funkcja króla jest głównie reprezenta cyjna i nie ma dużego znaczenia politycznego. - O Altaryjczykach? - powtórzyła Erin. - Tak. Jak opisałaby pani naród, z którego pani się wywodzi? - Altaryjczycy są mili i troskliwi - powiedziała, przypominając sobie tych wszystkich rodaków, któ rzy pracowali przy obsłudze turystów. Pozostali zaj mowali się rolnictwem, uprawiając głównie owoce i warzywa. - Mamy silne tradycje rodzinne. Ponie waż Altana to mała wyspa, oddalona od większych ośrodków, niewielu mieszkańców jest dobrze wy kształconych. - Dlaczego? - Nie mamy w kraju ani jednej szkoły wyższej. - Czemuż to? - Nigdy nie mieliśmy. Każdy, kto chce, żeby jego dzieci miały wyższe wykształcenie, musi wysłać je na studia na kontynent europejski. - To znaczy, że jeśli ktoś jest inteligentny i ambit ny, ale zbyt biedny, żeby wyjechać za granicę, nie ma sposobu na zdobycie wykształcenia? Erin pokiwała głową. - Tak. Biedniejsi robią to, co ich ojcowie i matki. - Co na to parlament?
28
LEANNE BANKS
- Nasz parlament jest konserwatywny. Daniel skrzywił się. Nie podobało mu się to, co słyszał. - Jak pani myśli, jakiego króla chcieliby Altaryjczycy? Erin nie była pewna, co powiedzieć. Cieszyła się, że następca tronu interesował się narodem Altarii, a z drugiej strony pamiętała o zaleceniach ojca. Nie chciała jednak kłamać. - Myślę, że obywatele naszego państwa czekają na króla, który, szanując tradycję, dałby im nadzieję na lepszą przyszłość. Nawet w Ameryce rozumiecie siłę tradycji i jej znaczenie w trudnych czasach. Altaryjczycy są bardzo dumni z dynastii Rosemere, która włada wyspą od wieków. Chcieliby zatem króla, który ceni tradycję, a zarazem wyznacza kierunki przyszłości. Daniel pokiwał głową. - Z tego wynika, że muszę przejść kurs historii Altarii. Powiedziała pani, że orientuje się w mean drach polityki kraju. Co mówią parlamentarzyści na temat objęcia tronu przez Amerykanina? Erin poczuła skurcz w żołądku i odwróciła wzrok. - Oficjalne stanowisko głosi, że parlament cieszy się, iż jest następca tronu, który chce go objąć. Wielu posłów dziwiło się, że wasza wysokość zgodził się pozbawić prywatności i osobistej wolności, co wiąże się z pełnieniem funkcji króla. Daniel westchnął, wstał i podszedł do okna, - Rodzice wpoili nam - mnie i mojemu rodzeń stwu - że wszyscy mamy obowiązki do wypełnienia.
KRÓL Z CHICAGO
29
Gdybym nie podjął się moich obowiązków, nie był bym w stanie patrzeć na siebie w lustrze. Pracowałem w Connelly Corporation, ale zawsze czułem, że po winienem robić coś innego. Nie przyszło mi do głowy, że mam być królem, ale spadło to na mnie teraz i zdaje mi się, że to jest wyzwanie, którego zawsze pragnąłem. - Popatrzył na nią. - Jestem Connellym, i dam z siebie wszystko. Erin zrozumiała, że Daniel Connelly ma silną oso bowość, o którą nie podejrzewał go jej ojciec. - Mówiła pani o oficjalnym stanowisku parlamen tu. Jakie jest nieoficjalne? - spytał. Erin była w kropce. Musiała postępować zgodnie z instrukcjami ojca, ale... Zastanawiała się, jak jed nocześnie zachować wierność ojcu i własnym zasa dom moralnym. - Zarówno oficjalnie, jak i nieoficjalnie parlament nasz jest strażnikiem tradycji i zachowuje się bardzo konserwatywnie. - Zręczny sposób powiedzenia, że Altaryjczycy boją się objęcia tronu przeze mnie. - Nie powiedziałam niczego takiego. - Nie musiała pani. - Connelly spojrzał na Erin z ukosa. - Pani także się mnie boi. Ściślej rzecz biorąc, czuję się wytrącona z równo wagi, pomyślała Erin. - Skądże znowu! - odparła, czując, że to nie do końca prawda. - Ani trochę? - Daniel usiadł koło Erin na kana pie. Znów poczuła nerwowy skurcz w żołądku.
30
LEANNE BANKS
- Może odrobinę. Wasza wysokość nie jest do kładnie taki, jak się spodziewałam. - A czego się pani po mnie spodziewała? - Doprawdy, nie jestem osobą o odpowiedniej po zycji, żeby mówić takie rzeczy... Daniel zirytował się. - A skoro jestem królem i chcę wiedzieć? - Czy to rozkaz, wasza wysokość? - A potrzebuje pani w tej sprawie rozkazu? - Tak. - W takim razie to rozkaz. Co jest we mnie innego niż pani się spodziewała? Erin wzięła głęboki oddech; miała ochotę zapaść się pod ziemię. - Wasza wysokość jest o wiele inteligentniejszym człowiekiem, niż sądziłam. To przez to stypendium za grę w football amerykański... - Northwestern jest uniwersytetem o bardzo wy sokim poziomie i stawia się tam jednakowe wymaga nia naukowe wszystkim studentom, także drużynie piłkarskiej. - Och! - Co jeszcze? - Zdziwiło mnie poczucie honoru waszej wysoko ści. Nie spodziewałam się takiego zainteresowania altaryjskim narodem. Nie wyobrażałam sobie, że wa sza wysokość może być tak wrażliwy na sytuację drugiego człowieka... Wasza wysokość słucha tego, co mówię. - To wszystko panią zdziwiło?
KRÓL Z CHICAGO
31
Erin w milczeniu pokiwała w głową. - Dlaczego miałbym pani nie słuchać? Wzruszyła ramionami. Ileż to razy miała wrażenie, że jej ojciec patrzył przez nią, a nie na nią? - Nie wiem. Chyba po prostu nie jestem przyzwy czajona do takiego traktowania. Daniel zmarszczył brwi, rozważając, co oznaczają słowa dziewczyny. - Jeszcze coś? - Wasza wysokość jest wyższy, niż go sobie przedstawiałam. - I przystojniejszy, dodała w myśli. - Jaki jest średni wzrost Altaryjczyków? - Trudno mi powiedzieć. Na pewno są niżsi. Connelly zachichotał. - A co we mnie pani nie zdziwiło? - Wasza wysokość jest bardzo amerykański, za chowuje się nadzwyczaj nieformalnie i jest skrajnie mało zainteresowany nauczeniem się reguł króle wskiej etykiety. - Wyrzuciwszy z siebie to wszystko, Erin uspokoiła się. - Ma pani rację. Żeby być sprawiedliwym, po wiem, czego ja nie spodziewałem się po pani... Wie działem wprawdzie, że jest pani córką ministra spraw zagranicznych, ale i tak wyobrażałem sobie, że jest pani znacznie starsza. - Starsza? - Kobieta około pięćdziesiątki, w butach ortope dycznych, denerwująco pedantyczna i sztywna. Słowa następcy tronu zabolały Erin. Zawsze uważała, że jest pedantyczna i sztywna. - Zamiast tego - kon-
32
LEANNE BANKS
tynuował - zobaczyłem niebieskooką blondynkę o fantastycznych nogach, denerwująco pedantyczną i sztywną. - Uśmiechnął się zalotnie. - Ale może by cie dbającą o eleganckie formy zachowania pedantką jest istotnym elementem pani pracy. Ciągle wyobra żam sobie, jaka pani jest, kiedy pani nie pracuje. - Daniel położył dłoń na jej dłoni i delikatnie rozwarł jej złożone razem palce. - Może z czasem się do wiem. Serce Erin zadrżało. Półtorej godziny później wróciła do hotelu. Przej rzała stronę internetową uniwersytetu Northwestern i zaczęła chodzić w tę i z powrotem po pokoju. Zadzwonił telefon. Wiedziała, że dzwoni jej ojciec. - Czy spotkałaś się z tym Amerykaninem? - spy tał bez żadnych wstępów. - Tak, dziś wieczorem spotkałam się z jego wyso kością. - Jak postąpiły sprawy? Nieszczególnie, pomyślała. - Stwierdziłam, że otrzymałam nieadekwatne informacje o naszym następcy tronu - odpowie działa. - To znaczy? - Z tego, co mi powiedziano, miał być niezbyt inteligentnym człowiekiem. - Bo nie jest. To piłkarz. - Ojcze, ten człowiek ukończył z wyróżnieniem jeden z najlepszych uniwersytetów.
KRÓL Z CHICAGO
33
- To jeszcze nie oznacza, że może zostać władcą Altarii. - Oczywiście. Może zostać władcą Altarii tylko dlatego, że jest najstarszym żyjącym męskim przed stawicielem dynastii Rosemere. Równie dobrze mó głby mieć, na przykład, osiemnaście lat, i także zo stałby królem. Ale okazuje się, że to inteligentny, trzydziestoczteroletni mężczyzna o sporym doświad czeniu życiowym. - Osiemnastolatkiem byłoby łatwiej sterować! burknął pan Lawrence. - Czy sądzisz, że będziesz w stanie zniechęcić go do przyjęcia korony? Erin ogarnęły sprzeczne uczucia. Częściowo rozu miała, dlaczego jej ojciec żywił taką rezerwę wobec Connelly'ego. Był to Amerykanin, człowiek o zniko mej wiedzy na temat historii Altarii, nie rozumiejący znaczenia tejże historii. Ojciec obawiał się, że po objęciu tronu Daniel burzy spokój panujący na wy spie. Tymczasem Connelly z determinacją mówił 0 tym, że bycie królem to jego życiowe wyzwanie, któremu zamierzał sprostać. - Nie wiem, ojcze. Usłyszałam od jego wysokości, że postrzega objęcie tronu jako swój obowiązek i sprawę honoru. Ojciec milczał. Był to jawny sygnał dezaprobaty. Erin zamknęła oczy. - Czyżbyś przechodziła na jego stronę? - spytał cicho pan Lawrence. - Nie - odparła krótko. Zastanawiała się jednak, jak rozstrzygnie konflikt moralny, w którego obliczu
34
LEANNE BANKS
stanęła. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy ojciec był dale ko, a ona spotykała się z Danielem Connellym. - Pamiętaj, Erin, że nawet jeśli Connelly okazał się dobrym człowiekiem, nie znaczy to, że będzie dobrym królem Altarii. Idź już spać, moje dziecko. Zatelefonuję znowu. Erin wyjrzała przez okno i popatrzyła na świecące setkami światełek wieżowce Chicago. Skuliła się. Oj ciec nazwał ją dzieckiem. Od lat już nie czuła się jak dziecko. Jej matka umarła, kiedy Erin była malutka. Pamiętała tylko łagodny sposób bycia matki, jej śmiech, delikatny dotyk, zapach perfum. Od dzieciństwa mieszkała w internatach przy szkołach, w związku z czym szybko dorosła. Była zmuszona polegać tylko na sobie. Wiele lat skrywała swoje poczucie samotności. Teraz miała wreszcie szansę nawiązać bliższe relacje z ojcem i nie wiedzia ła, czy będzie w stanie do tego doprowadzić. Popatrzyła na za duży o wiele numerów dres, który wciąż miała na sobie. To dziwne, pomyślała. Miała uczu cie, jakby ktoś ją przytulał, otaczając ze wszystkich stron. Zastanawiała się, jak by się czuła w ramionach Daniela. I jaki byłby dotyk jego ust na jej ustach i skórze. Co za bezsensowne myśli! zmitygowała się. Szy kując się do snu, powtarzała sobie: - Jego wysokość, jego wysokość... Próbowała nie myśleć o Connellym, lecz nie mog ła. Nie była w stanie zapomnieć jego delikatnego do tyku, spojrzenia, troski...
KRÓL Z CHICAGO
35
- Przepraszam, że telefonuję w ostatniej chwili, ale czy nie poszłaby pani ze mną dziś wieczorem na bal charytatywny? - powiedział przez telefon Daniel następnego ranka. Erin zastanowiła się, czy przyjęcie tego zaprosze nia pozostaje w zgodzie z zadaniem, jakie miała do wykonania. - Co to za bal, wasza wysokość? - spytała. - To jedna z akcji charytatywnych, w których mo ja rodzina bierze czynny udział. Obiecałem, że będę; zanim okazało się, że mam zostać królem. Powiedzia łem matce, że i tak się zjawię, tyle że nie wezmę udziału w prowadzeniu balu. Przyjedziemy tam później niż inni i wyjdziemy wcześniej. Zgadza się pani? - Dlaczego akurat mnie wasza wysokość za prasza? - Mógłbym pójść z inną kobietą, ale wówczas cały wieczór spędziłbym na unikaniu rozmowy o moich planach na przyszłość. Wkrótce opuszczę świat, w jakim się obracałem, i trafię do innego. Pani najlepiej rozumie moją sytuację. Zatem - tak czy nie? Erin była rozradowana. Przeraziła się jednak. - Nie wzięłam ze sobą niczego odpowiedniego, co mogłabym włożyć na bal. - W Chicago jest zatrzęsienie sklepów. Niech pani kupi coś na mój rachunek. I proszę nie zapomnieć o płaszczu. Bal zaczyna się o ósmej. Przyjadę po pa nią o wpół do dziewiątej.
36
LEANNE BANKS
- Dobrze, wasza wysokość - odparła Erin, zasta nawiając się, co będzie się działo dalej. Dziesięć godzin później Connelly zapukał do drzwi Erin. Gdy je otworzyła, aż dech jej zaparło na widok Daniela w czarnym smokingu, takimże płasz czu, oraz białym, kaszmirowym szalu. Nie miała teraz przed sobą amerykańskiego parweniusza. To był ele gancki mężczyzna - do tego, niebezpiecznie przy stojny. Obrzucił ją wzrokiem. - Widzę, że doszła pani do siebie, panno Lawrence - odezwał się rmękkim głosem. - Bardzo pięknie pa ni wygląda. - Dziękuję, wasza wysokość... - Erin ugryzła się w język. O mało nie odpowiedziała uwagą, która by łaby absolutnie nie na miejscu. Daniel uśmiechnął się nieznacznie. - Czyżby nie było wolno prawić komplementów królowi? - spytał. Zaczerwieniła się po uszy. Connelly patrzył na nią, jak gdyby miał ochotę ją zjeść. - Nie, oczywiście. Ale podlegam waszej wysoko ści - wyjaśniła. Daniel skinął głową ze zrozumieniem. - Jak zatem komplementuje się króla w odpo wiedni sposób? Erin próbowała się pozbierać. - Jeśli wolno mi wypowiedzieć się na ten temat, wasza wysokość wygląda dziś wieczorem nader szy kownie.
KRÓL Z CHICAGO
37
- „Nader szykownie". To brzmi, jak słowa z dzie więtnastowiecznej powieści. Zapewne nie będzie od powiednie, jeśli powiem, ze wygląda pani tak atra kcyjnie, że Chicago może znowu zapłonąć na pani widok? To on tak wygląda, pomyślała Erin. - Rzeczywiście, nie będzie, wasza wysokość odparta. - Ale nie ma pani nic przeciwko temu, żebym ostrzegł straż pożarną o pani pojawieniu się? - O moim pojawieniu się? - Tak. - Connelly patrzył na nią takim wzrokiem, że aż się zlękła.
ROZDZIAŁ TRZECI
Daniel przeprowadził Erin przez wielki hol hotelu, w którym odbywał się bal. Weszli do windy. - Nie zostaniemy długo - odezwał się. - Od paru lat z trudem znoszę podobne uroczystości. Wolałbym robić cokolwiek, niż tylko pokazywać się ludziom. - Proszę o wybaczenie, ale wasza wysokość zdaje sobie sprawę, że pokazywanie się ludziom podczas oficjalnych uroczystości będzie ważne dla Altaryjczyków? - Wiem. Mogę ubrać się odpowiednio do okazji i pojawić się gdzieś. Ale rozumiem także, że rolę króla określa osobowość człowieka noszącego koro nę, wizja, jaką ma przed sobą. Zamierzam tyle samo czasu przeznaczać na działanie, co na sprawy repre zentacyjne. Erin znowu dziwnie się poczuła. Jej ojciec miał diametralnie różną koncepcję roli Daniela Connelly'ego jako króla. Patrzyła na silnego, dynamicznego mężczyznę, który stał koło niej, i zastanawiała się, jak zdoła przekonać go, że ma być przede wszystkim postacią papierową. To było niemożliwe. Zwłaszcza że sama nie była już wcale przekonana, że tak powin-
KRÓL Z CHICAGO
39
no się stać. Powstrzymała myśli siłą woli. Musiała wykonać powierzone zadanie. Daniel minął główne wejście na salę balową i powiódł Erin bocznym korytarzem do tylnych drzwi. - Zdecydowaliśmy, że zwrócę na siebie mniejszą uwagę, jeśli nie zostanę oficjalnie zapowiedziany. Dziennikarze będą musieli sami mnie odnaleźć. Erin mimowolnie pokręciła głową. - O co chodzi? - O nic, wasza wysokość. Daniel westchnął. - Nie chcę tego robić, ale... rozkazuję pani mówić wszystko, co pani będzie sobie myśleć przez cały dzisiejszy wieczór. - Jak to? - Erin popatrzyła na niego z przeraże niem. - Przez cały wieczór? - Tak. Proszę mi powiedzieć, dlaczego pokręciła pani głową, kiedy powiedziałem, że dziennikarze bę dą musieli mnie odnaleźć? Zamknęła oczy, zawstydzona. - Muszę, wasza wysokość? - Tak. - Gdyby wasza wysokość chciał nie zwracać na siebie uwagi, musiałby fizycznie zmaleć i stać się mniej inteligentnym. Oraz wyglądać bardziej zwy czajnie. Wasza wysokość przyciąga uwagę od razu, kiedy gdzieś wchodzi. - Jesteś o wiele fajniejsza, kiedy mówisz szczerze - mruknął jej do ucha Daniel. - Chodźmy.
40
LEANNE BANKS
Zaciągnął Erin do wielkiej sali wypełnionej pięk nie ubranymi ludźmi. Na końcu pomieszczenia grała cicho orkiestra. Podłoga była marmurowa, na ścia nach znajdowały się ogromne lustra, z sufitu zwisały kryształowe żyrandole. Z boku stały stoły z przeką skami i ciastkami, kelnerzy roznosili tace z szampa nem. Erin pamiętała przyjęcia, na których bywała z oj cem. Miała za zadanie pokazać się w chwili, kiedy ich przedstawiano, a potem zniknąć. - Mogę być sama, podczas gdy wasza wysokość będzie odbywał niezbędne rozmowy - odezwała się, wysuwając rękę z dłoni Daniela. - Jak to? - zdziwił się. - Jestem pewna, że są tu ludzie, z którymi wasza wysokość powinien porozmawiać. - Czy jest jakiś powód, dla którego nie możesz również z nimi rozmawiać? Erin była zmieszana. Pokręciła głową. - Nie, ale myślałam, że wasza wysokość zaprosił mnie na przyjęcie, aby zwyczajowo pojawić się w to warzystwie kobiety... - Nie. Zaprosiłem cię, żeby być w stanie znieść ten wieczór. Przede wszystkim ułatwisz mi to, prze stając tytułować mnie „waszą wysokością". Jeśli kto kolwiek to usłyszy, od razu zaciekawi się, o co cho dzi. Chyba musisz udawać, że mnie lubisz. Erin kolejny raz poczuła skurcz w żołądku. Zaczę ła nerwowo wyginać palce. - Jeśli mogę spytać, wasza... Co mam robić?
KRÓL Z CHICAGO
41
W jaki sposób powinnam udawać, że... cię lubię? Z determinacją powstrzymywała przerażenie. Wzruszył ramionami. - A bo ja wiem? O, idzie mój brat, Brett. Masz okazję poćwiczyć. - Dobrze, że przyszedłeś - powitał Daniela Brett, poklepując go po ramieniu. - Jak ci idzie powstrzymywanie dziennikarzy? Daniel rozejrzał się uważnie. - Jest tu paru; ale mają specjalne identyfikatory i czerwone róże w klapach. Któż może oprzeć się róży? - Sprytne - pochwalił Daniel. - Poznajcie się. To jest mój brat, Brett, a to Erin Lawrence. Brett jest wiceprezesem do spraw public relations Connelly Corporation. Zobaczył, że Brett, znany podrywacz, omiótł Erin spojrzeniem, w którym widać było aprobatę. Daniel wiedział, że nie pozwoliłby mu jej skrzywdzić. Brett uniósł dłoń Erin, ucałował ją i wymówił: - Enchante, mademoiselle. - Merci beaucoup, wasza wy... - zaczęła i urwa ła, przerażona. Popatrzyła na Daniela. - Przepra szam... - Pokręciła głową. - To odruch. - Lata szkolenia... - skomentował z sarkazmem w głosie Daniel. - Ależ miło mi, kiedy nazywają mnie „waszą wy sokością" - odparł Brett. - Zwłaszcza kiedy robi to tak piękna młoda kobieta. Daniel zirytował się.
42
LEANNE BANKS
- Przepraszam cię na chwilę - powiedział do Erin. - Zamienię kilka słów z bratem. - Odeszli z Brettem na bok. - Odczep się od niej - poradził Daniel. - To młodziutka dziewczyna. - Bez przesady - odparł Brett. - Nie jest aż tak młodziutka. Ma bardzo seksowny akcent. A przede wszystkim ciało... - Ma dopiero dwadzieścia dwa lata i całe życie spędziła w szkołach z internatem. To prawie tak sa mo, jakby została wychowana w klasztorze. Brett uniósł brwi. - Co ty opowiadasz? Chcesz przekonać mnie czy siebie samego? Siebie samego, przyznał w myślach Daniel. Ostat nią rzeczą, jakiej w tej chwili potrzebował, był ro mans z instruktorką królewskiej etykiety. Ale działała na niego tak, że... - Jak czuje się mama? - zmienił temat. Brett spoważniał. Emma Rosemere Connelly była w żałobie po nagłej śmierci ojca i brata. - Świetnie panuje nad sobą - odpowiedział Brett. - Tylko nie patrz jej w oczy przez zbyt długi czas. Daniel rozejrzał się i zobaczył swoich rodziców. - Tata nie odstępuje jej na krok - zauważył. - Tak - zgodził się Brett. - To sprawi, że łatwiej dojdzie do siebie. - Jak również fakt, że zdecydowałeś się zostać królem Altarii. Daniel chciał jak najszybciej dokończyć swoją
KRÓL Z CHICAGO
43
przemianę i wejść w nową rolę; wiedział jednak, że takie rzeczy trwają długo. - Wracaj do gości - odezwał się. - Dzięki, że przyszedłeś. Zdaję sobie sprawę, że znalazłeś się w nietypowej sytuacji i musisz dziwnie się ostatnio czuć. Ale jeśli będziesz bystry, zdołasz zaznać trochę radości z Erin Lawrence. - Prędzej zrobi się lato w styczniu, niż zacznę słu chać twoich rad w kwestii relacji damsko-męskich. - Niezła torpeda - zakończył Brett, po czym od szedł szybko, aby uniknąć gniewu brata. Daniel westchnął i wrócił do Erin. - Widzę moich rodziców. Chodźmy się przywitać. Uniosła dłoń do ust. - Z twoją matką? Z księżniczką Emmą? - Owszem. Ale pamiętaj, nie tytułuj jej „waszą wysokością". Ruszyli przez tłum. Emma Rosemere Connelly miała na sobie czarną sukienkę. Większość obecnych zwracała uwagę przede wszystkim na urodę i elegan cję byłej księżniczki, Daniel zobaczył jednak smutek w jej oczach. Ścisnęło mu się serce. Pocałował matkę w policzek. - Pięknie wyglądasz - powiedział. Uśmiechnęła się. - Będę za tobą tęsknić. - Popatrzyła na Erin. - To pani musi być tą kobietą, która nauczy mojego syna królewskiej etykiety. To wspaniale. Miło mi panią poznać. Erin chciała dygnąć, ale Daniel ją przytrzymał.
44
LEANNE BANKS
- To dla mnie wielki zaszczyt poznać waszą w... - Uśmiechnęła się. - ...panią. Cieszy się pani ogro mnym szacunkiem w szkole, którą ukończyłam. - Nie zawsze tak było - odparła Emma ze smut nym uśmiechem. - Kiedyś nauczycielki były zrozpa czone moim brakiem zainteresowania lekcjami pro tokołu i etykiety. Doprawdy, niezwykłe, jak ludzie zmieniają swoje zapatrywania... A to mój mąż, Grant. Ojciec Daniela przywitał się z Erin i pokręcił głową. - Jest pani taka młoda! A ma pani przed sobą tak trudne zadanie. - Popatrzył na Daniela. - To samo sobie pomyślałam - dorzuciła Emma. - W obcym kraju musi pani czuć się samotna. Umów my się koniecznie na obiad w restauracji. Zatelefonu ję do Daniela i uzgodnimy wszyscy odpowiedni ter min. - Dziękuję! - szepnęła oszołomiona Erin. Daniel poprowadził ją dalej. Wziął z jednej z tac dwa kieliszki szampana; jeden z nich podał Erin. - Pij. Jako córka ministra spraw zagranicznych mu siałaś poznać w życiu mnóstwo ważnych osobistości. - Rzeczywiście. Ale twoja rodzina jest taka miła! Od razu widać po twoich rodzicach i bracie, że cię kochają; tak samo, jak widać, że ty kochasz ich. Cięż ko wam będzie, kiedy wyjedziesz do Altarii. Daniel odwrócił wzrok. Erin miała rację. Nie mó wił tego nikomu, ale kiedy rozważał przyjęcie przez siebie korony, najtrudniejsze dla niego było to, że będzie musiał opuścić wszystkich bliskich ludzi,
KRÓL Z CHICAGO
45
wszystkich, którym ufał. Nie wiedział, czy w Altarii będzie mógł ufać choćby jednej osobie. Popatrzył na Erin i odparł: - Myślę, że w znacznym stopniu dlatego postano wiłem tam wyjechać, że postrzegam to jako mój obo wiązek względem całej rodziny. Naszych relacji nie zmieni nic, ani żadne tytuły, ani to, że będę mieszkał za oceanem. Wzrok Erin zapłonął. Popatrzyła w posadzkę. Da niela zaciekawiło, co też ona myśli. - Powiedz, co myślisz. - Słucham? - Powiedz, co myślisz - powtórzył. - Próbuję wyobrazić sobie, jak to jest, kiedy ma się taką rodzinę jak twoja; rodzinę, w której wszyscy się kochają. - Czy ciebie i twojego ojca nie łączą podobne więzy? Daniel spojrzał Erin w oczy i zobaczył w nich cierpienie z powodu zupełnej samotności. Aż odwró cił wzrok, przestraszony, że wyczytał z nich za dużo. - Oczywiście - skłamała, bez przekonania i zbyt późno. Connelly postanowił rozważyć to wszystko potem. Kiedy nie będzie już musiał przemyśleć setek innych rzeczy, jakie miał do zrobienia. Dopił szampana i po patrzył na Erin. - Źle ci idzie praca. - Słucham?!... - Miałaś ułatwić mi wytrzymanie tego balu.
46
LEANNE BANKS
- Nie wpadłam na to, jak to zrobić. Co najbardziej podoba ci się podczas tego rodzaju uroczystości? - Zastanawianie się, jakim sposobem wyjść jak najwcześniej. A tobie co najbardziej podoba się na podobnych balach? - Zgadywanie, z czego zrobione są wszystkie wy myślne przekąski. I czasem tańczę walca. - To chodźmy jeść. Nie jestem dobry w tańczeniu walca. - Daniel wziął Erin za rękę i poprowadził w stronę stołów. - Ależ będziesz musiał tańczyć walca - powie działa z naciskiem. - Przy wielu okazjach wszyscy będą oczekiwać od ciebie, że poprowadzisz pierwszy taniec. - To zatrudnię królewskiego przedstawiciela do spraw walca - zażartował Connelly. Zachichotał na widok dezaprobaty w oczach Erin. Wziął ze stołu jedną z przekąsek i uniósł ją do ust. Erin przytrzymała jego rękę. - Cała zabawa polega na tym, żeby zgadnąć, co jest w przekąsce, zanim się ją zje. - Myślałem, że potem. - To byłoby zbyt łatwe. Chyba że jedzenie jest wyjątkowo wstrętne. ...To mi wygląda na kraba z grzybami. - Zgadzam się. Jęknęła. - Ty musisz zaproponować inne rozwiązanie. - Ale zabrałaś mi najlepsze. - Daniel wzruszył ramionami.
KRÓL Z CHICAGO
47
- Niczego nie zabrałam. - Zobaczmy, czy masz rację. - Zbliżył przekąskę do jej ust. Była zaskoczona, ale otworzyła usta. Wi dząc ruch jej języka, Daniel poczuł podniecenie. Pró bowała zjeść przekąskę elegancko, ale ten widok za działał na Connelly'ego jak silny bodziec seksualny. Teraz miał ochotę kusić Erin. Chciałby od razu roz puścić jej włosy, powiedzieć coś takiego, żeby się roześmiała, a potem rozsmarować jej szminkę po ca łej twarzy, całując ją do utraty tchu. Zdołał się powstrzymać, powtarzając sobie, że Erin ma dopiero dwadzieścia dwa lata, że jest o dwanaście lat młodsza od niego. Przełknęła przekąskę i oblizała usta. Daniel poczuł kolejny przypływ podniecenia. Widok jej różowego języka nasunął mu natychmiast wyobrażenie rzeczy, o których nie powinien myśleć. - Zgadłam. To krab z grzybami - powiedziała. Ja wybiorę następną zagadkę. - Pokazała na tacę z ciastem. - Teraz ty pierwszy. - Co tu zgadywać! To ptysie. - Ale nie wiadomo, co jest w środku. Może być wszystko. Daniel podniósł ciastko i przyjrzał mu się. - Ten ptyś przypomina mi ciebie. Widać, jak wy glądasz z zewnątrz, ale ciągle zastanawiam się, jaka jesteś w środku. - Popatrzył Erin w oczy. Czasami spoglądał na nią niczym na małą dziewczynkę, która się zgubiła. To znów miał ochotę ściągnąć z niej ubra nie i poznać sekrety jej ciała.
48
LEANNE BANKS
Odwróciła wzrok, jakby bała się, że Connelly wy czyta z niego zbyt wiele. - Nie jestem aż taka skomplikowana - mruknęła i popatrzyła na niego znowu. - Nie zgadniesz, co mo że być w ptysiu? - Masa karmelowa. - Daniel uniósł ciastko do ust Erin. Otworzyła usta i je zjadła. - Skąd wiedziałeś, że w środku będzie karmel? - Znam upodobania mojego ojca. Specjaliści od menu zawsze starają się zrobić mu przyjemność. - A ty co najbardziej lubisz? - Rozmaite rzeczy. - Zbliżył się do nich jeden z dziennikarzy. - Widzę człowieka z różą. Chodźmy do tamtego pokoiku. Przeszli do małego, słabo oświetlonego pomiesz czenia; Daniel zamknął drzwi. Za oknami widniały światła miasta, przez głośnik w suficie dobiegały dźwięki muzyki. Serce Erin biło mocno. Znalazła się sam na sam z Connellym. Wprawdzie nie po raz pierwszy, jednak dotąd dzieliła ich niewidzialna przegroda formalnego sposobu zwracania się do siebie i zachowania. Dawa ła ona Erin poczucie bezpieczeństwa. Tego wieczora Daniel przełamał tę barierę. Traktował Erin jak ko bietę, z którą się umówił, a nie jak pracownicę. Miała odwieść go od zamiaru przyjęcia korony, ponieważ nie byłoby to dobre dla Altarii. Tymczasem, im więcej się o nim dowiadywała, tym bardziej wąt piła w to założenie. Dziś widziała, jak czule odnosił się do matki i jak droczył się z bratem. Tak bardzo
KRÓL Z CHICAGO
49
zawsze brakowało Erin prawdziwej rodziny. Czuła na sobie wzrok Daniela. Ledwie była w stanie oddychać. Usłyszała pierwsze dźwięki walca i wpadła na pe wien pomysł. - To walc - odezwała się. - Mogę nauczyć cię tańczyć. Musisz umieć tańczyć walca, kiedy zosta niesz królem Altarii. - Będziesz mnie uczyć? - spytał Connelly, biorąc ją za dłoń, a drugą ręką obejmując w talii. Jego bliskość działała tak silnie, że Erin miała wąt pliwości, czy dobrze zrobiła. Odchrząknęła i wbiła wzrok w lewe ramię następcy tronu. - Tak. Walc liczy się na trzy. Raz-dwa-trzy, razdwa-trzy... Daniel powoli naśladował ruchy jej stóp. Po chwili, prowadził. Erin popatrzyła na niego podejrzliwie. - Myślałam, że nie umiesz tańczyć walca... - Powiedziałem, że nie jestem w tym dobry. Czy sądzisz, że Emma Rosemere Connelly nie udzieliła pierworodnemu synowi kilku lekcji tańca towarzy skie, mimo że wolał grać w piłkę? Erin uśmiechnęła się, wyobrażając sobie Daniela jako nastolatka, broniącego się przed lekcjami tańca. - Ale tańczysz walca całkiem dobrze jak na człowieka, który tego nie lubi. Muzyka zwolniła tempo. Daniel nachylił się ku Erin i szepnął: - Może potrzebowałem odpowiedniej partnerki.
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Zanim zostanę królem Altarii, mam przed sobą jeszcze tyle rzeczy do zrobienia - powiedział Daniel Brettowi trzy dni później. Omawiali właśnie nową strategię marketingową Connelly Corporation. Chcę je robić. - O co ci chodzi? Daniel był zniecierpliwiony. Zmęczyło go już prze dłużające się zawieszenie pomiędzy dwoma światami. - Sprawy nie postępują tak, jak bym chciał - wy jaśnił. - Gdyby wszystko zależało ode mnie, byłbym już w Altarii. Tymczasem ojciec Erin, minister spraw zagranicznych, ciągle odpowiada na moje pytania z dużym opóźnieniem, żeby tylko mnie tu przytrzy mać jak najdłużej. - Wiesz, że nie da się wszystkiego załatwić w je den dzień. - To jasne. Ale nie mogę załatwiać niczego, nie mając potrzebnych danych. Mówię ci to, bo muszę zmniejszyć zaangażowanie w pracę w firmie. Poin formuję o tym w przyszłym tygodniu mojego zastę pcę. Brett pokiwał głową.
KRÓL Z CHICAGO
51
- Wiesz, że informacja o twojej koronacji będzie pierwszą wiadomością w dziennikach. Daniel wziął głęboki oddech. Zdawał sobie spra wę, że gdy tylko dziennikarze zwietrzą, co się święci, jego życie zmieni się w dramatyczny sposób. - Bycie na świeczniku to podstawowe zajęcie kró la. Podobnie jak zachowywanie się według reguł ety kiety, której próbuje mnie nauczyć nasza idealnie uło żona panna Lawrence. - W tym momencie Daniel podniósł wzrok i zobaczył za plecami Bretta wcho dzącą Erin. Uraził ją. Nie powinien był wyładowywać na niej swojej frustracji, ale od czasu balu Erin tyle razy nazwała go „waszą wysokością", że miał tego dość. - Wrócimy jeszcze do tej rozmowy - powiedział. - Dlaczego... - zdziwił się Brett, nie widząc Erin, która znajdowała się za jego plecami. - Dzień dobry, panno Erin - przerwał dobitnie Da niel. - Och. - Brett zmitygował się. - Porozmawiamy później. Informuj mnie o rozwoju sytuacji. Cześć, Erin - rzucił na odchodnym. - Dzień dobry, wasza wysokość - mruknęła Erin. - Wasza wysokość... - odezwała się do Daniela lo dowatym tonem. - Z całym szacunkiem, prawdopo dobnie zapomniał pan, że mieliśmy się spotkać przed lunchem na godzinę. - Rzeczywiście, zapomniałem - przyznał Daniel. - I obraziłem panią teraz. Przepraszam. - Nic podobnego. Moim obowiązkiem jest zacho-
52
LEANNE BANKS
wywanie się w obliczu waszej wysokości w jak naj bardziej przykładny sposób i bez wątpienia miał wa sza wysokość powody, aby wypowiedzieć sformuło waną przez siebie opinię. Niestety, dotychczas nie zdołałam przekazać, jak ogromne znaczenie przy peł nieniu funkcji króla Altarii ma szacunek do tradycji oraz postępowanie zgodnie z etykietą. Chłód w głosie Erin wywołał u Daniela wyrzuty sumienia. Czuł się, jakby zadał ból ufnemu, bezbron nemu zwierzątku. Potarł twarz dłońmi. - Ma pani rację. Nie przywiązuję do tradycji tak wielkiej wagi jak pani. Ale nie wolno mi z tego po wodu pani ranić. Oczy Erin rozszerzyły się. - Ależ wasza wysokość mnie nie... - Zraniłem - przerwał. - I nie podoba mi się to. Musimy zawrzeć pakt. - Pakt? - Do niczego nie dojdziemy, jeśli oboje będziemy upierać się przy swoim. Będę próbował zrozumieć, dlaczego ta etykieta jest taka ważna, jeśli pani zasta nowi się, jak przenieść do Altarii część mojego świata. - Nie jestem pewna, co wasza wysokość ma na myśli... - Erin zmarszczyła brwi. Daniel rzucił pióro na biurko, sfrustrowany. - Chodzi mi o to, że postaram się patrzeć na spra wy z pani punktu widzenia, a pani niech próbuje patrzeć z mojego. - Jak to możliwe? Niewiele wiem o życiu waszej wysokości.
KRÓL Z CHICAGO
53
Connelly nie był w stanie znieść, kiedy Erin tak go tytułowała. - Z konieczności będzie pani musiała spędzać ze mną trochę czasu poza godzinami nauki - powiedział. - Wprowadźmy taką zasadę: nie będzie pani więcej tytułować mnie „waszą wysokością", chyba że roz mawiamy akurat o królewskiej etykiecie. - Z całym szacunkiem zaznaczam, iż, tytułuję wa szą wysokość odpowiednio. - Może to i zgodne z etykietą, ale potwornie mnie irytuje. - Proszę o wybaczenie, ale musi wasza wysokość wiedzieć, że w Altarii wszyscy będą go tak tytułować. - Chyba że poproszę, aby zwracali się do mnie inaczej - prawda? - Tak, wasza wysokość... - To proszę tak do mnie nie mówić. Mówmy sobie po imieniu. Jestem Daniel. - Tak jest... Dobrze, Danielu. - Erin patrzyła gniewnie. - Dziękuję ci, Erin. Jutro sobota. Przyjadę po cie bie około jedenastej przed południem. Włóż dżinsy. - Nie mam. W szkołach z internatem nie pozwa lano nam tak się ubierać; mój ojciec także tego nie aprobuje. - Cóż, szkoły już skończyłaś, taty tu nie ma. Mu sisz włożyć swobodne ubranie, żeby nie wyróżniać się spośród wszystkich tam, dokąd pojedziemy. Kup ze dwie pary dżinsów i co tam będzie do nich paso wało; na mój rachunek.
-54
LEANNE BANKS
Erin skinęła głową. Kiedy odbędzie się nasza następna konsultacja w sprawie królewskiej etykiety? - spytała z determi nacją. - Jutro, po powrocie. - Daniel był przekonany, że sobotnia wycieczka będzie dla niej równie okropna, jak lekcje etykiety dla niego. Następnego ranka Daniel zajechał pod hotel Erin swoim samochodem terenowym. Wybiegła z bu dynku, w dżinsach i grubym swetrze. Miała rozpu szczone włosy, które spadały jej gęstą falą na ra miona. - Dzień dobry, Danielu! - powiedziała, patrząc bazyliszkowym wzrokiem. - Witaj, Erin. - Nie mógł oderwać spojrzenia od włosów swojej instruktorki. Wsiedli do samochodu i ruszyli. - Dobrze ci w takim stroju - pochwalił. Panna Lawrence z niedowierzaniem uniosła brwi. - Mój ojciec dostałby furii, widząc mnie dzisiaj. - Czy twój tata jest aż tak surowy, czy też boi się, że musiałby odganiać od ciebie mężczyzn siłą? - Jak to: odganiać mężczyzn siłą? - Gdybyś zawsze nosiła rozpuszczone włosy i przestała zachowywać się wzorowo, musiałabyś opędzać się od mężczyzn. Erin umilkła na chwilę. - Jak dotąd nie miałam takiego problemu... Poza tym, mój ojciec doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie jestem idealna. Powiedziałeś, że w twojej ro-
KRÓL Z CHICAGO
55
dzinie obowiązuje duch współzawodnictwa. Powinie neś rozumieć dążenie do perfekcji. - Mój ojciec zawsze mnie uczył, że jest różnica między usiłowaniem bycia idealnym a robieniem wszystkiego, co w twojej mocy. Możesz wiele zdzia łać, jeśli robisz wszystko, co się da. Ale próby osiąg nięcia perfekcji sprawiają tylko, że jesteś wiecznie nieszczęśliwa. Erin popatrzyła na Daniela i westchnęła w duchu. Tak bardzo chciałaby, żeby jej się nie podobał. Gdyby go nie lubiła, znacznie łatwiej by się jej pracowało. To, co powiedział na temat perfekcji, przemawiało do niej, mimo że nie zgadzało się z naukami wpojonymi jej przez ojca. Nie była w stanie dłużej odnosić się do Connelly'ego z dezaprobatą. - Masz ogromne szczęście, że twoi rodzice byli dla ciebie takim oparciem - powiedziała. - Mówiłaś to już kilkakrotnie. Jaka jest twoja mat ka? - Umarła, kiedy byłam malutka. Ojciec zawsze miał bardzo absorbującą pracę. Dlatego większość życia spędziłam w szkołach z internatem. Daniel zamyślił się. - Miałaś niełatwe życie - skomentował. Nie chciała, żeby jej współczuł. - Uzyskałam najlepsze możliwe wykształcenie odparła. - To nie takie złe. Connelly skinął głową, ale nie wyglądał na prze konanego. Zajechali na tyły jakiegoś starego bu dynku.
56
LEANNE BANKS
- Gdzie jesteśmy? Zamiast odpowiedzieć, wziął Erin za ręce, popa trzył jej w oczy i oznajmił: - Nie miałaś takiego oparcia w rodzicach jak ja. Ale wiedz, że zasłużyłaś na nie w nie mniejszym stopniu. Poczuła skurcz w żołądku. Connelly miał silny charakter, a jednocześnie był delikatnym mężczyzną. Od tak dawna marzyła, żeby ktoś powiedział jej coś takiego jak to, co usłyszała teraz. - Hej, Danielu! - zawołał jakiś mężczyzna, burząc nastrój niezwykłej chwili. - Otwieraj bagażnik. - Bagażnik? - powtórzyła Erin, patrząc na Danie la w zmieszaniu. - Co będziemy robić? - Jesteśmy przy jadłodajni dla bezdomnych, pro wadzonej przez jeden z kościołów. Zbieram dary od pobliskich restauracji, w sobotę rano kupuję kanapki. Karmimy potrzebujących. Erin patrzyła w oszołomieniu na mężczyzn, któ rzy wyładowywali żywność z terenowego samo chodu. - Zajmujesz się tym co sobotę? - upewniła się. - Od czterech lat. - Daniel wysiadł, otworzył drzwi od strony Erin i podał jej rękę. - Wyglądasz na zaskoczoną. - Nie wiedziałam, dokąd jedziemy, ale nie spo dziewałam się czegoś takiego. Connelly przesunął dłonią po pasemku jej włosów. - Lubię konkretne działanie. Żołądek Erin kolejny raz dał znać o sobie. Ojciec
KRÓL Z CHICAGO
57
nie byłby zadowolony z tego, co powiedział następca tronu. - Co mam robić, żeby wam pomóc? - spytała. - Możesz się przyglądać; nie musisz nic robić. - Daniel sięgnął po wielką tacę kanapek. - Ale ja chcę! Przystanął i przyjrzał jej się uważnie. - Dobrze. Ale musisz wiedzieć, że są tu różni lu dzie. Absolwenci college'ów, całe rodziny bezdo mnych, kilku alkoholików. Książąt tu nie spotkasz. Poczuła się urażona. - Nie jestem snobką. - A o mało co pomyślałbym, że jesteś. - Może i jestem stanowcza w sprawie reguł kró lewskiej etykiety, ale snobką nie jestem - zapewniła. - Rozumiem. Jeśli chcesz pomóc, przedstawię cię szefowi jadłodajni. - Weszli na salę pełną stołów przykrytych białym papierem. Erin, która szła z tyłu, zwróciła uwagę na długie nogi i prężne pośladki Da niela, rysujące się pod dopasowanymi spodniami. Zreflektowała się. Następca tronu podobał jej się fi zycznie tak, że wodziła za nim wzrokiem! Czuła się skonsternowana. Nadszedł wysoki mężczyzna o krzaczastej brodzie i sympatycznych oczach. Klepnął Connelly'ego po plecach. - Dobrze cię widzieć! - Ciebie też. Przyprowadziłem dzisiaj gościa. Po znajcie się. To Joe Graham, a to - Erin Lawrence. Erin chce, żebyś przydzielił jej jakąś pracę.
58
LEANNE BANKS
- Miło mi pana poznać - odezwała się Erin. Joe rozpromienił się. - Mnie również. Mów mi Joe. Podoba mi się twój akcent... i na pewno ucieszy wszystkich innych. Nie musisz nic robić, wystarczy, że będziesz mówić przez najbliższe dwie godziny! Daniel jęknął. - Słucham? - zdziwiła się Erin. - Joemu podoba się twój akcent - wyjaśnił, zbli żywszy się do niej. - Działa podniecająco na wszyst kich mężczyzn w tym kraju. Jest seksowny. Erin nie posiadała się ze zdumienia. Pokręciła głową. - Wcale nie jest seksowny. - Ściszyła głos. - Nie jestem seksowna. - Powiedziała to bardziej do siebie samej niż do Daniela. Zdawała sobie sprawę, że jest nieskończenie bardziej doświadczony od niej. Popatrzył na nią uważnie. - Kto ci tak powiedział?! - zdziwił się. - Nikt. Ale nikt dotąd nie powiedział mi także, że jestem seksowna. - Hm - chrząknął. Nie wiedziała, jak ma to rozu mieć. Przydzielono ją do rozlewania zupy do misek. Inni podawali talerze z kanapkami i kubki z kawą. Zgod nie z tym, co powiedział Daniel, po darmowe jedze nie przychodzili najróżniejsi ludzie. Erin zamieniała z nimi kilka słów, ciesząc się, że jest przydatna i że ludzie doceniają jej wysiłek. Kiedy kolejka zaczynała robić się coraz krótsza, Joe wydał radosny okrzyk i oznajmił:
KRÓL Z CHICAGO
59
- Przyjechała ekipa telewizyjna! Uśmiechajcie się ładnie, żebyśmy dostali jak najwięcej datków! Już są na schodach! Daniel natychmiast przyskoczył do Erin i rzucił: - Musimy iść! Nie chcę, żeby mnie rozpoznano. Ani ciebie. - Zobaczyli, że drzwi, którymi weszli, blokuje gromada ludzi czekających na wolne stoliki. - Chodźmy tam! - rzucił i pociągnął Erin za sobą. Weszli do korytarzyka, gdzie było troje drzwi. Dwoje okazało się zamkniętych. Trzecie otworzyły się. - Jest! - ucieszył się Daniel, ale zajrzawszy do środka pomieszczenia, zmarszczył brwi. - Ten scho wek będzie musiał nam wystarczyć - powiedział. Ekipa telewizyjna nie powinna być tu zbyt długo.
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Dlaczego musimy aż ukrywać się w schowku? - spytała stanowczym tonem Erin. Nie podobała jej się ta sytuacja. - Daniel! Danielu, gdzie jesteś?! - odezwał się z dala jakiś głos. - Dlatego - skwitował Connelly i wepchnął Erin do środka. Skoczył za nią i zamknął drzwi. W scho wku panowała absolutna ciemność. Znowu wołano Daniela. Erin poczuła, że łapie ją wpół, a drugą dłonią zasłania jej usta. - Zachowuj absolutną ciszę przez najbliższe kilka minut! - szepnął. Obejmował Erin. Zapewne przewidział, że może poczuć się nieswojo, zamknięta z nim sam na sam w ciemności. Czuła, że coraz bardziej traci dystans do niego. Stała w milczeniu i wdychała jego zapach, czując jego męską siłę. Stał tak blisko niej. Słychać było kroki, to bliżej, to znów dalej. - Chyba już wyszli - odezwał się po pewnym cza sie. - Ale lepiej zaczekajmy jeszcze trochę, aż odjadą. Dobrze się czujesz? - Tak. - Nie wiedziałem, czy nie masz klaustrofobii -
KRÓL Z CHICAGO
61
wyjaśnił cicho. Takim samym tonem mógłby prze mawiać do ukochanej, w łóżku. Erin zrobiło się go rąco. - Zawsze lubiłam ciasne pomieszczenia - odpo wiedziała. - Czułam się w nich bezpieczniej. Daniel przesunął palcami po jej włosach. - Czasem, kiedy na ciebie patrzę, zastanawiam się, jaka byłaś jako mała dziewczynka. Erin kolejny raz poczuła skurcz w żołądku. Nie mogła powiedzieć, żeby jej dzieciństwo było straszne, jednak zawsze brakowało jej poczucia przynależno ści, tego, że jest komuś potrzebna. Emocje ścisnęły ją za gardło. - Czy od zawsze dążyłaś do tego, żeby być ide alną? - Próbowałam, chociaż, oczywiście, nigdy nie by łam. - W ciemności łatwiej im było rozmawiać. Za wsze myślałam, że kiedy będę idealna, ktoś... - Ur wała. - Ktoś co? - Ktoś będzie chciał, żebym z nim ciągle była. I że wtedy nie będę musiała być sama. - Po policzku Erin spłynęła łza. Dobrze, że Daniel tego nie widział. Chciała się cofnąć, ale jego dłoń przycisnęła ją moc niej. Znów poszukał dłonią jej włosów, i natrafił na mokry policzek. Zatrzymał dłoń. Westchnął. Przesu nął palcem po jej wargach i brodzie, a potem delikat nie pocałował ją w usta. Czule przesuwał wargami po jej ustach, pomagając sobie dłonią, którą przytrzymy wał z tyłu jej głowę. Miała wrażenie, że mówi jej
62
LEANNE BANKS
w ten sposób, iż nie musi być samotna. Ani idealna, przynajmniej w tym momencie. Dotknął językiem jej języka. Serce Erin zabiło gwałtownie. Mruknął z zadowolenia i przywarł lekko udami do jej bioder. Zaczął całować ją namiętnie, powoli, kusząco. Poczuła narastające ciepło. Instynktownie objęła go za szyję i wtedy jej piersi przylgnęły do muskularnej klatki piersiowej Daniela. Wsunął dłonie pod jej sweter i pieścił ją delikatnie. - Kto powiedział ci, że nie jesteś idealna? - sze pnął, po czym całował ją znowu, tym razem gwałtow nie, spragniony jej ust. Erin zakręciło się w głowie. Cofnęła się trochę; bra kowało jej powietrza. Wziąwszy kilka głębokich odde chów, pomyślała o tym, że całuje się z przyszłym kró lem. Przeraziła się. Zasłoniła usta i szepnęła: - Boże, co ja robię?! - Robisz to świetnie! - odparł Daniel. Zaczerwieniła się, znowu błogosławiąc panujące ciemności. Cofnęła się, na ile było to możliwe w cias nym schowku, i natychmiast poczuła żal, że to, co się działo, zostało przerwane. - Czy myślisz, że możemy zapomnieć o tym, co przed chwilą robiliśmy? - spytała. - Nie... - odpowiedział po dłuższej chwili mil czenia. Ton jego głosu pozostawał kuszący. - A czy myślisz, że będziemy mogli udawać, że zapomnieliśmy? - zapytała Erin, bliska rozpaczy. Daniel nachylił się i znów lekko przesunął palcami po jej włosach.
KRÓL Z CHICAGO
63
- Nie. - To co zrobimy? Całowałam następcę tronu Alta rii, który niedługo zostanie królem! - Można to tak opisać - zgodził się. - Ale spróbuj spojrzeć na to inaczej: całowałaś mnie, Daniela. A ja całowałem ciebie. Następnym razem nie będziemy tego robić po ciemku. Ekipa telewizyjna już pojechała. Daniel i Erin opu ścili budynek jadłodajni i przenieśli się do mieszkania Connelly'ego, gdzie odbyli kolejną lekcję królewskiej etykiety. Daniel dotrzymywał swojej części umowy i słuchał Erin uważnie. A nie było to proste, gdyż cały czas widział jej usta. Przypominał mu się ich smak i dotyk. W pewnej chwili spojrzała na niego niecierpliwie. - Czy powinnam powtórzyć? Tego by tylko brakowało! - pomyślał i szybko po kręcił głową. - Powiedziała pani, że mam pozwalać, aby mnie formalnie zapowiadano, zanim zbliżę się do kogokol wiek spoza dworu. Obywatele Altarii będą kłaniać mi się, oraz zwracać się do mnie per „wasza wysokość". Mam pytanie: jak powinienem reagować* jeśli ktoś zapomni się ukłonić? - To zależy całkowicie od waszej wysokości. Król Thomas po prostu ignorował osoby, które nie okazały mu należnego szacunku. - A zatem nie będzie się ode mnie oczekiwać, żebym ich zrzucał ze skały?
64
LEANNE BANKS
Erin zjeżyła się. - Rzeczywiście, nie będzie się tego oczekiwać. - Może powinienem kazać im wykąpać Jordana - drwił Daniel, pokazując skinieniem głowy drzemią cego przed kominkiem psa. Erin popatrzyła z niedowierzaniem. - Czy wasza wysokość zamierza sprowadzić ze sobą do pałacu tego psa? - Oczywiście. Nie mogę sprowadzić najbliższych i nie wiem czemu. Przypuszczam, że na początku nie będę miał zbyt wielu przyjaciół... Z wyrazu pani twa rzy odczytuję, że król Thomas nie miał psa. - To prawda, nie miał. - Spojrzała z powątpiewa niem na ogromne zwierzę. - Wygląda pani tak, jakby zastanawiała się nad sposobem nauczenia Jordana zasad królewskiej ety kiety. Niech pani go źle nie ocenia. Wyszkolenie go może okazać się łatwiejsze niż uczenie mnie. Erin zacisnęła usta. - Proszę powiedzieć głośno, co pani myśli. - Przyszło mi na myśl, że faktycznie Jordana mo że mi być łatwiej uczyć, jeśli tylko będę miała zawsze na podorędziu odpowiednio duży kawałek pizzy. - A mnie nie wystarczy pizza - rzucił Daniel, wy obrażając sobie Erin nagą na jego łóżku. Odwróciła wzrok. - Nie wątpię, wasza wysokość. Connelly stłumił westchnienie. - Założę się, że woli pani psy niż koty. - W istocie, zawsze chciałam mieć psa, ale
KRÓL Z CHICAGO
65
w szkołach, gdzie byłam, nie pozwalano na inne zwierzęta niż złote rybki. A mój ojciec zawsze był zbyt zajęty, żeby zajmować się zwierzęciem. - Niech zgadnę. Marzyła pani o pudlu. - Doku czał jej celowo, żeby wytrącić ją z jej sztywnego sposobu bycia. Uniosła brodę. - Pudle są bardzo inteligentne. - I nadęte. - Nie linieją i nie ślinią się. - Gdyby nie była pani taka młoda, znowu bym panią pocałował. - Nie jestem taka młoda! - odparła Erin, po czym posmutniała. - Ale przeczucia waszej wysokości są trafne, bo całowanie mnie byłoby całkowicie nieod powiednie. - Dlaczego? - Ponieważ służę waszej wysokości. - A gdybym wyrzucił panią z pracy? Przeraziła się. - Nie może wasza wysokość! To znaczy... - Czy ja się pani nie podobam? Spojrzała na niego, a potem odwróciła wzrok. - Nie powiedziałam tego. - To znaczy, podobam się pani. - Tego także nie powiedziałam. Ale... - Więc...? Erin westchnęła. - Z pewnością nie muszę mówić, że wasza wyso kość jest bardzo atrakcyjnym mężczyzną.
66
LEANNE BANKS
- A jak działam na panią? - Wasza wysokość nie powinien oddziaływać na mnie w żaden sposób. To niedopuszczalne. - Tak jak nie było dopuszczalne to, żeby miała pani pudla? Ale i tak chciała pani go mieć, prawda? W oczach Erin widać było, że skrywa wiele myśli. - Jest bardzo duża różnica pomiędzy waszą wyso kością a pudlem. Daniel znowu dotknął jej włosów. - Trudno mi się z tym nie zgodzić - odparł. Przy ciągnął ją do siebie i nachylił się. - Nie wydam pani polecenia pocałowania mnie. Nie będę wykorzysty wał mojej pozycji w taki sposób. Erin zamknęła oczy. - Nie powinnam całować waszej wysokości! To nie w porządku. - Z wielu powodów! dodała w my śli, targana sprzecznymi uczuciami. Oczekiwano, że z następcą tronu będą ją łączyć jedynie więzy zawo dowe. Poza tym, gdy całowała się z Danielem, a na wet tylko zaprzyjaźniała się z nim, czuła się nielojalna względem ojca. Ojciec nie zna Daniela, myślała. Gdyby go znał... Przeraziła się. Wiedziała, że gdyby go znał, nadal by go nie lubił. Ojciec chciał takiego króla, którym bę dzie mógł dyrygować. A Connelly nie da sobą dyry gować nikomu. Czuła się sfrustrowana. Zastanawiała się, czy potrafiłaby stać się tak niezależna jak on. Tak śmiała. Daniel wyzwolił w niej takie pragnienia. Jak mogłaby odwrócić się do niego plecami? Ale... jak mogłaby tego nie zrobić?
KRÓL Z CHICAGO
67
- Muszę już iść - odezwała się w końcu. Następca tronu wpatrywał się w nią intensywnym spojrzeniem. Wróciwszy do hotelowego pokoju, postanowiła od razu położyć się spać. Nakryła kołdrą głowę, w której kłębiły się myśli o jej ojcu, Danielu i o niej. Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Spojrzała na zegar i od razu wiedziała, że to ojciec dzwoni. Spyta ją, jak postępuje praca. Czy udało jej się odwieść Connelly'ego od przyjęcia korony, albo doprowadzić do te go, że postępuje pod jej dyktando. Telefon dzwonił i dzwonił. W jaki sposób mogłaby przekonać ojca, że Daniel jest człowiekiem honoru i że będzie szczerze troszczył się o mieszkańców Al tarii? Że jego panowanie może okazać się bardzo pomyślne dla kraju, gdyż jest jednocześnie silny i wrażliwy? Telefon umilkł. Erin zakryła twarz. Czuła, że zna lazła się w opałach. Przekonywanie ojca wydawało jej się wystarczająco trudne. Jak mogłaby jeszcze wy jaśnić następcy tronu, że nie powinien się z nią wią zać, skoro sama sobie nie bardzo potrafiła to wytłu maczyć? Daniel polecił Erin, żeby przyjechała do niego do pracy w poniedziałek po to, aby poznać z bliska świat, który opuszczał. Wysiadłszy z taksówki, popa trzyła w górę, na nowoczesny, szklany wieżowiec Connelly Corporation. Świadczył o bogactwie rodzi-
68
LEANNE BANKS
ny założycieli firmy i o sukcesach przedsiębiorstwa. Hol wyłożony był mahoniem. Na ścianach widniały fotogra fie Connellych, którzy wnieśli wkład w rozwój firmy. Im więcej czasu Erin spędzała z Danielem, tym bardziej ciekawa była jego rodziny ze strony ojca. Wjechała na piętro, na którym pracował Daniel. Za biurkiem recepcjonistki wisiała piękna akwarela przedstawiająca jedną z plaż Altarii. Erin wyobraziła sobie Daniela na tej plaży. Nie było to trudne. Gorzej pasował do królewskiego pałacu... Daniel wyłonił się z wylotu korytarza. Miał na so bie ciemny, wełniany garnitur, który podkreślał jesz cze szerokość jego ramion i wzrost. Pomachał ku niej. - Chodź! - odezwał się. - Pokażę ci moje biuro. Potem zamierzam wygłosić małe oświadczenie. Zaskoczyło ją, jak naturalnie Connelly czuje się zarówno w roli wyluzowanego miłośnika sportu, jak i sprawnego biznesmana. Być może dlatego nie mar twił się specjalnie o to, jak wypadnie w roli króla. Zapewne swoje umiejętności przywódcze doszlifo wał podczas lat pracy w firmie. - Czy dział marketingu zajmuje całe piętro? spytała Erin. - Dwa piętra. Poza tym to tylko główna siedziba Connelly Corporation. Nasze biura marketingu są rozsiane po całym świecie. - Weszli do sekratariatu Daniela. Siedziała w nim młoda kobieta o włosach koloru miodu i zielonych oczach. - To jest Erin Law rence. A to Kimberly Lindgren, moja asystentka. Bły skotliwa, inteligentna, szybka.
KRÓL Z CHICAGO
69
Kimberly popatrzyła na Daniela z wdzięcznością, a jednocześnie powątpiewaniem. - Tak mnie chwalisz... Czy to dlatego, że chcesz mi zlecić pracę w nadgodzinach? Connelly zachichotał. - Nie, dzisiaj nie. - Miło mi panią poznać - powiedziała Erin. Była pod wrażeniem śmiałości asystentki i jej swobodnego zachowania. - Mnie również. Ma pani śliczny akcent. - Dziękuję. Erin i Daniel weszli do wielkiego, luksusowo urzą dzonego narożnego gabinetu. Widok z okien zajmu jących całe dwie ściany zapierał dech w piersiach. - Jak tu pięknie! - zachwyciła się Erin. - Przy jemnie pracować tu co dzień. - Jezioro Michigan. Zawsze uwielbiałem piękne widoki. - Daniel pogładził ją po brodzie i popatrzył jej w oczy. - A tu mam inny piękny widok. Erin znowu poczuła skurcz w żołądku. Nie mogła przejmować się tym, czy była atrakcyjna dla następcy tronu. Ale przejmowała się. Targana sprzecznymi emocjami, złożyła ręce i wyglądała prz:ez okno. - Musi być bardzo trudno porzucić: to wszystko i wyjechać do Altarii, nawet po to, żeby być królem. Zostawić rodzinę, ojczyznę, to... - Wykonała szeroki gest ręką. - Nasza rodzina posiada wiele dóbr, ale nie całe jezioro Michigan... - I tak nie wiem, jak możesz zrezygnować
70
LEANNE BANKS
z wszystkiego, co znasz, na rzecz Altarii. Żyjesz tu w otoczeniu kochającej rodziny, współpracowników, przyjaciół. W Altarii będzie zupełnie inaczej... - Erin wyobrażała sobie wrogie nastawienie jej ojca do Da niela. - Wiem, że nie wkroczę w przyjazne mi środowi sko. To nie pierwszy raz, kiedy będę musiał pokonać swoich przeciwników. Za to mogę zmienić bieg wydarzeń w Altarii na lepsze. - Mówił to z taką pewno ścią siebie, że mu wierzyła. - Niedługo nie będę tu pracował. Dlatego powiadomię dzisiaj o wszystkim Kimberly. - Czy jesteś pewien, że to dobre posunięcie? My ślałam, że nie chcesz jeszcze ogłaszać swoich planów. - Nie wyjawię ich wszystkim, tylko jej. Moja naj bliższa współpracowniczka powinna znać moje za mierzenia; wymaga tego uczciwość względem niej. Nie będzie musiała długo utrzymywać tajemnicy. Daniel wcisnął guzik interkomu. - Kimberly, czy mo głabyś, proszę, wejść na chwilę do mojego gabinetu? - Już idę, Danielu. Erin zagryzła wargi. - Czy wszyscy Amerykanie są w tak bezpośred nich relacjach z szefami? - spytała. - Ja tak wolę - wyjaśnił Connelly. - Czy ty może jesteś zazdrosna? Erin zaczerwieniła się. - Absolutnie nie. Po prostu nie jestem przyzwy czajona do równorzędnego traktowania szefów przez ich pracowników.
KRÓL Z CHICAGO
71
- Kimberly jest bardzo atrakcyjną i inteligentną kobietą, ale nie mam zwyczaju romansować ze swoi mi asystentkami. - Tak samo, jak uniknąłeś romansowania ze mną!... - wypaliła Erin i natychmiast przeraziła się własnej śmiałości. - Boże, co ja powiedziałam! Daniel uśmiechnął się złowieszczo i podszedł bliżej. - Musisz zrozumieć, Erin, że ty jesteś inna. W jakim sensie inna? - chciała się dowiedzieć, po wstrzymała się jednak przed wygłoszeniem tej kwestii. - I nie jesteśmy jeszcze tak związani, jak bym tego chciał. Daleko nam do tego. - Danielu? - odezwała się od drzwi Kimberly. Spoglądała dziwnie to na swojego szefa, to na kobie tę, która go odwiedziła. - Zamknij, proszę, drzwi - powiedział Connelly. - Siadaj. To, co ci powiem, jest ściśle poufne. Chcę, żebyś wiedziała, ponieważ czeka cię tutaj okres przej ściowy, podczas którego będziesz musiała pracować więcej i ograniczyć liczbę wolnych dni. Za kilka tygodni przestaję pracować w Connelly Corporation. - Jak to?! - Kimberly nie posiadała się ze zdumie nia. - Ale przecież jesteś członkiem rodziny Connel lych! Co będziesz robił? - Pokręciła głową. - Nie wyobrażam sobie, kto mógłby cię zastąpić. - Mój brat, Justin. Opuściła głowę. - Justin. On jest taki... poważny. - Tak. Gdyby pozostawić go samemu sobie, za pracowałby się na śmierć. Chciałbym cię prosić, żebyś
72
LEANNE BANKS
pilnowała, aby mój brat od czasu do czasu dał sobie spokój i odpoczął. - Jakim sposobem?! - Nie wiem. To będzie wymagało od ciebie trochę twórczego myślenia... - Co ja mam powiedzieć? Jesteś fantastycznym szefem. Tyle się od ciebie nauczyłam! Czy mogę spy tać, dlaczego odchodzisz? - Przeprowadzam się do Altarii. Po śmierci moje go dziadka i wuja tron przechodzi na najstarszego męskiego przedstawiciela rodziny królewskiej. Kimberly aż wstała z wrażenia i zasłoniła usta dło nią. - O Boże! To znaczy, że masz zostać królem! Kró lem Altarii. To mała wysepka, prawda? Przypusz czam, że zajęcie króla nie różni się aż tak bardzo od pracy jednego z wiceprezesów Connelly Corpora tion... Naprawdę, nie wiem, co powiedzieć... - Po patrzyła na Erin. - Czy pani będzie jego nową asy stentką? - Niezupełnie. - Musi pani wiedzieć, że Daniel jest fantastycz nym szefem. Jestem pewna, że zostanie świetnym królem. - Oczywiście... - Niesamowite! - Panna Lindgren znowu zwróci ła się do Daniela. - Moje gratulacje! Król... Ha, znam króla! Będzie nam cię wszystkim strasznie brakowa ło!... - Głos asystentki zadrżał. Daniel ujął dłonie Kimberly.
KRÓL Z CHICAGO
73
- Dziękuję ci. Pamiętaj, musisz zachować to w ta jemnicy. - Dobrze. - I nie zapomnij pomyśleć nad organizacją pracy z Justinem. - To zajmie trochę czasu... - Ruszyła w stronę drzwi. - Król. I Justin jako szef... Wciąż oszołomiona, wyszła. Daniel spojrzał na Erin. - Powiedz, co pomyślałaś. - Muszę? - Tak. Westchnęła. - Działasz na ludzi tak, że są ci oddani. Jak chcesz to osiągnąć we wrogo nastawionym środowisku poli tycznym? - Chcesz powiedzieć, że w Altarii nie ma nikogo, kto byłby mi szczerze oddany? Erin powoli pokiwała głową. - Ciągle spotyka się jakąś osobę, o której wiado mo, że można będzie jej zaufać - oznajmił Daniel. - Zanim znajdę się w Altarii, zamierzam mieć przy sobie co najmniej jedną osobę godną zaufania. - Mus nął palcem jej brodę. - Osobę, która będzie po mojej stronie. Było jasne, że miał na myśli Erin. Chciał móc jej ufać, liczyć na jej lojalność i oddanie. Nie zdawał sobie sprawy, o co prosi.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Erin siedziała naprzeciw Daniela w jego ulubionej restauracji w centrum miasta. Panował w niej duży hałas i ruch. Wrócili właśnie z meczu Chicago Bulls. Erin była już zmęczona roztrząsaniem problemów, jakie narosły wokół Daniela i niej. Postanowiła za miast tego nacieszyć się tego wieczora jego towarzy stwem. Zapomnieć, że on zostanie wkrótce królem. Na stoliku przed Erin stało na wpół wypite amery kańskie piwo. Czekała na pierwszego w swoim życiu chicagowskiego hot-doga. - I jak podobał ci się mecz? - zagadnął Daniel. - Koszykarze są bardzo wysocy - powiedziała Erin, próbując pochwalić mecz w jakiś sposób. I bardzo szybko biegają z piłką. - Ale? - Daniel zawsze był w stanie odczytać jej stan ducha. - Mecz nie był zbyt ekscytujący. Tylko dwie krót kie bójki, zaraz przerwane. Connelly popatrzył w zdumieniu, po czym wybu chnął śmiechem. - Jesteś żądna krwi! - Nie jestem - zaprzeczyła, uniósłszy brodę. Nie bawi mnie gromada mężczyzn w workowatych
KRÓL Z CHICAGO
75
szortach biegająca w tę i z powrotem po sali gimna stycznej, żeby wrzucić piłkę do kosza. Nic nie ryzy kują. W rugby prawie zawsze ktoś łamie nogę albo ma wybity ząb. Daniel wypił łyk piwa. Wydawał się rozbawiony. - Czy w Altarii gra się w rugby? Skrzywiła się. - Tak, ale nie mogę powiedzieć, żeby nasze dru żyny były na profesjonalnym poziomie. Anglicy na zywają nas mięczakami. - To trzeba zmienić. Kelnerka przyniosła hot-dogi i frytki. - A więc to jest słynny, nieszczęsny hot-dog po chicagowsku... - skomentowała Erin, przyglądając się daniu. - Muszę zapamiętać, żeby dobrze opisać go szefowi kuchni pałacowej. Wygląda na to, że zawiera kiełbaskę wołową, musztardę, przyprawę wzmacnia jącą smak, cebulę, podłużny kawałek ogórka konser wowego i cząstki pomidora. - I sól selerową - dorzucił Daniel, podnosząc hot-doga. Ugryzł kęs. - Sól selerową... - powtórzyła Erin, obserwując w przerażeniu sposób, w jaki następca tronu je hot-doga. Trudno było zjeść coś takiego elegancko; za wartość wydostawała się z bułki. Erin zastanawiała się, jak zaleciłaby zjeść podobną potrawę panna Emily Philpott, jej najbardziej szanowana wychowawczy ni. - Hot-doga nie je się nożem i widelcem - odezwał się Daniel. - Będziesz musiała się pobrudzić. Śmiało!
76
LEANNE BANKS
- Słucham? - Odważ się i weź go w palce, a potem ugryź. Du ży kęs. Założę się, że dasz radę. Erin wiedziała, że Daniel nie tyle próbuje ją ośmie lić, co sprowokować. Wyszłoby mu na dobre, gdyby na złość jemu wzięła jednak do rąk nóż i widelec. Jednak nie zrobi tego. Spróbowała rozkoszować się hot-dogiem. Uniosła go powoli, otworzyła szeroko usta i ugryzła. Był pyszny. I bardzo brudził. Oblizała wargi i jadła. Pierwszy kęs, drugi, trzeci. Skończywszy, popatrzyła na Daniela, oblizując się po raz kolejny. - Zrobiłam to. - Zwróciła uwagę, że Connelly wpatruje się w jej usta. Sięgnęła po serwetkę. - Ubru dziłam się? Pokręcił głową i wypił długi łyk piwa, niemal nie odrywając od niej wzroku. - Czy ktoś mówił ci już, że masz niesamowite usta? Machinalnie oblizała je, a wtedy Daniel aż jęknął. - Nie. Nie mogę powiedzieć... - Urwała, bo Da niel wpatrywał się w nią takim wzrokiem, że Erin znów zrobiło się gorąco. Wzrok Daniela był zapra szający, zwiastował to, co zakazane. Patrzyła, jak jej towarzysz wypija kolejny łyk pi wa; ukradkiem obserwowała jego usta. Przypomniało jej się to rozsadzające umysł uczucie, jakie przeżyła, kiedy całował ją w ciemnym schowku. Próbowała je zapomnieć, ale wyobrażenie tamtej sytuacji nawie dzało ją. Wzięła głębszy oddech.
KRÓL Z CHICAGO
77
- Hot-dog był bardzo dobry. - Wypiła kilka łyków piwa, mając nadzieję, że w ten sposób ostudzi swój pobudzony organizm. Nie pomogło ani trochę. - Będziesz jadła frytki? Pokręciła głową. Nie zmieściłaby w sobie już ani kęsa jedzenia. - No, to chodźmy. - Connelly rzucił na stół parę banknotów. Wziął Erin pod rękę i otworzył przed nią drzwi restauracji. Ruszyli w stronę zaparkowanego w dużej odległości samochodu. Nagle lunął deszcz. Daniel pociągnął Erin do wejścia jakiegoś hotelu. - Zaczekaj tutaj, a ja podjadę po ciebie - powiedział. Stanowczo pokręciła głową. Nie chciała, żeby my ślał, że jest słaba i zadziera nosa. Poza tym wolała zmoknąć razem z Danielem. - To niedaleko. Nie rozpuszczę się - powiedziała. - Jesteś pewna? - Tak. - Wyciągnęła go na deszcz. - Czy jesteś za stary, żeby biegać? - rzuciła. - Jeszcze nie! Pognali przez ulewę. Świszczał zimny wiatr. Erin przeżyła wprawdzie niejedną zimę w Szwajcarii, jed nak charakterystyczny dla Chicago wicher i marzną cy deszcz zmroziły ją do kości. Zanim znalazła się w samochodzie, szczękała zębami. Daniel wskoczył za kierownicę i natychmiast włą czył ogrzewanie na maksimum. - Trzęsiesz się z zimna - skwitował. - Mówiłem ci, żebyś zaczekała, a ja pobiegłbym po samochód.
78
LEANNE BANKS
- Nie jest ze mną tak źle. Connelly nie był o tym przekonany. Szybko zajechał pod swój apartamentowiec. Wje chali na piętro i znaleźli się w mieszkaniu Daniela, gdzie przywitał ich Jordan. Daniel pogłaskał psa, po czym zaczął ściągać z Erin mokrą kurtkę. - Musisz się rozgrzać - powiedział, pocierając jej ramiona. Zrzucił swoją kurtkę, zaprowadził Erin na kanapę i okrył jej ramiona ręcznie tkanym, wełnia nym kocem. Była oszołomiona jego troskliwością. Zapalił ogień w gazowym kominku i usiadł koło niej. - Lepiej ci? Przytaknęła, nie mogąc oderwać spojrzenia od jego oczu. Błyszczało w nich światło płomieni, a może co innego... Może to była siła Daniela, nie tylko fizycz na i nie tylko psychiczna. Erin wiedziała na pewno, że jest nim zafascynowana. - Podobasz mi się, kiedy jesteś mokra - powie dział, unosząc jej wilgotne włosy. Aż się skuliła, uświadamiając sobie, jak musi wy glądać. - No pewnie! - mruknęła, niedowierzając. - Mówię poważnie. Podoba mi się, jak w tej chwi li wyglądasz. To było niezwykłe. Erin z pewnością nie wygląda ła w tej chwili idealnie, a jednak jej widok sprawiał Danielowi przyjemność. Spojrzała na niego z powąt piewaniem.
KRÓL Z CHICAGO
79
- Dlaczego? - Wyglądasz tak, jakby można było cię dotknąć. - Znów zaczął pocierać jej ramiona wielkimi dłoń mi. - Wyglądam jak zmokła kura. -I tak się czuła. - Nie. - Spojrzał jej w oczy i pogładził ją po po liczku. - Wyglądasz tak, jakbyś nie miała zamiaru się pogniewać, kiedy cię przytulę. Albo pocałuję. Serce jej zadrżało. Nie mogła oderwać wzroku od jego zielonych oczu. Nie wiedziała dlaczego, ale Daniel poruszył w niej strunę, której nigdy przedtem nikt nie dostrzegł. W tym momencie Erin porzuciła wszelką rezerwę. Daniel nachylił się powoli i objął ją. Czuła się tak, jakby znalazła coś, czego od zawsze pragnęła. Uczu cie to było tak silne, że aż łzy napłynęły jej do oczu. To niemożliwe! próbowała powiedzieć sobie w my śli. Ale wdychając jego zapach, tonąc w jego ramio nach, miała wrażenie, jakby na świecie istniał tylko Daniel. Poczuła bicie jego serca. Wysunęła ręce spod koca i oplotła je wokół jego tułowia. Obejmowali się tak długą chwilę. W końcu Daniel delikatnie uniósł jej brodę i powoli zbliżył usta do jej warg. Musnął je i cofnął się na chwilę. Widać było, że nie zamierza na tym poprzestać. Serce Erin waliło jak młotem. - Czy jesteś pewna, że to mądre? - spytała, chwy tając się ostatniej racjonalnej myśli. - Z całą pewnością - odparł, znów muskając ją
80
LEANNE BANKS
ustami. - To przeze mnie zmarzłaś i moim obowiąz kiem jest ogrzać cię. - Już to zrobiłeś. - Mogę ogrzać cię bardziej. - Pociągnął ją ku so bie, tak że usiadła okrakiem na jego udach. Było to bardzo nieodpowiednie, ale zanim Erin zdążyła zareagować po swojemu, Daniel zaczął ją całować. Robił to powoli, jakby od niechcenia, a jed nocześnie z przekonaniem. Zatraciła się w jego sma ku i dotyku. Pochyliła głowę, żeby było łatwiej się całować, a on mruknął z zadowolenia. Pocałunek trwał i trwał; Daniel nie mógł nasycić się smakiem jej ust. I Erin pragnęła czegoś więcej, choć nie wiedziała, jak się do tego zabrać. Poczuła w ciele jakby narastającą niecierpliwość. Daniel całował ją coraz namiętniej. Poczuła, jak jego dłonie wsuwają się pod jej sweter i dotykają pleców. - Masz taką mięciutką skórę... - szepnął. Przesu wał teraz palcami po jej klatce piersiowej, tuż pod biustonoszem. Wstrzymała oddech. Jej piersi napięły się, ale Da niel cofnął ręce. Ponownie zbliżył dłonie do jej biu stonosza. Wsunął palec pod materiał i zaczął przesu wać nim po dolnej części jej piersi. W końcu rozpiął jej biustonosz. I wtedy jego ręce od nalazły jej piersi. Poczuła narastające gorąco. Nie mogła usiedzieć. Poruszyła biodrami. Cofnął się odrobinę. - Podoba ci się? - Pieścił delikatnie jej piersi, za taczając palcami duże kółka.
KRÓL Z CHICAGO
81
- Tak, ale... - Ale... - Zbliżał stopniowo palce do wrażliwych, napiętych sutków. Zagryzła wargi i zamknęła oczy. Przesunął palca mi po sztywnych sutkach. Jęknęła. Teraz zaczął pie ścić je dwoma palcami. Poczuła elektryzującą przy jemność. Instynktownie przejęła inicjatywę w cało waniu. Daniel zawtórował jej, pieszcząc jej usta tak, że w końcu poczuła, jakby się rozpływała. Wtedy Daniel ściągnął jej sweter przez głowę i odrzucił biustonosz. Chłonął łapczywie wzrokiem widok jej piersi. Zrzucił swój sweter i przycisnął tors do jej biustu. Światło kominka tańczyło na jego skórze. Erin przesunęła palcami po jego ramionach i klatce pier siowej, rozkoszując się widokiem silnych mięśni. Zła pał ją za pośladki i uniósł, a potem wziął jeden z sut ków do ust. Erin czuła pożądanie, jakiego nie doznawała jesz cze nigdy w życiu. Nie uważała się za atrakcyjną seksualnie. Tymczasem usta Daniela zmieniły to. Teraz poczu ła, że Daniel rozpina jej pasek i spodnie. Jej serce biło tak mocno, że miała trudności z oddychaniem. - Co ty robisz? - Chcesz, żebym przestał? - Głos miał spokojny, ale jego oczy płonęły. - Chcesz? Pokręciła głową. Natychmiast uniósł ją tak, żeby mógł ściągnąć jej ubranie. Była podniecona i niespokojna. Zadrżała.
82
LEANNE BANKS
- Zimno ci? - spytał. Znów pokręciła głową, a on przyciągnął ją do sie bie. Jego dżinsy były szorstkie, za to dłonie gładkie, silne i delikatne. - Od dawna chciałem zobaczyć cię taką! - powie dział. - Nie znasz mnie od dawna... - Chciałem cię taką zobaczyć od dnia, kiedy się poznaliśmy. I nie tylko zobaczyć! Zaczął ją znowu całować, dotknął intymnych czę ści jej ciała. Poczuła w sobie charakterystyczny skurcz. Szybko oddychała. Daniel popatrzył na nią. - Co się stało? Pokręciła głową, ale ciało zdradziło ją. Dostała czkawki. Zamknęła oczy. To było utrapienie jej życia - czka wka, której dostawała zawsze, kiedy jej nerwy były napięte. Dlaczego teraz?! myślała. Wzięła jeszcze je den oddech i znowu czknęła. - To okropna... - czknęła jeszcze raz - ...skłon ność, ale zazwyczaj jestem w sta... - czknęła - ...w stanie ją stłumić. - Chcesz wody? Pokręciła głową. - Woda mi... nie pomaga. To na pewno przez majtki. Daniel patrzył w osłupieniu. - Przez majtki?! Erin czuła się upokorzona. Zasłoniła twarz dłońmi.
KRÓL Z CHICAGO
83
- Czy możesz zostawić mnie na moment? Wtedy mi przejdzie. Daniel podał jej koc, żeby się okryła. Zamknęła oczy. Po kilkunastu sekundach zdołała wyobrazić so bie pogrążoną w padającym cicho śniegu Szwajcarię i czkawka ustała. Z ociąganiem spojrzała na Daniela. Patrzył na nią, zaciekawiony. Serce znów zaczęło jej bić szybciej. Miał zmierzwione włosy, usta opuchnięte od cało wania. - Zazwyczaj jestem w stanie powstrzymać czka wkę - odezwała się. - Zawsze kiedy byłam za bardzo czymś podekscytowana... - Odwróciła wzrok. - Do stawałam czkawki. - To znaczy, że podnieciłem cię tak mocno, że dostałaś czkawki? - Daniel był jednocześnie zdziwio ny i rozbawiony. - To wcale nie jest śmieszne! - zbeształa go. Przyciągnął ją do siebie. - Przecież nie żartuję z ciebie. Skoro dobrze cię zrozumiałem, to znaczy, że powiedziałaś mi wielki komplement. Ale o co ci chodziło z tymi majtkami? Erin zarumieniła się. - Chyba dostałam czkawki przez to, że zdjąłeś mi majtki. - Hm, czy to ci się zwykle zdarza przy ściąganiu majtek? - Nie. Daniel przyjrzał jej się uważnie. - Ile razy zdejmowano ci majtki? - spytał.
84
LEANNE BANKS
- Zdejmuję je codziennie! - Pytam o to, ile razy zrobił to mężczyzna. Zagryzła wargi i osłoniła się ciaśniej kocem. - Obawiam się, że to nie twoja sprawa. - Moja. Dlatego, że chcę zrobić znacznie więcej, niż tylko zdejmować z ciebie bieliznę.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Daniel siedział, sfrustrowany, patrząc, jak Erin cią gle zagryza wargi. - Wiedziałem, że nie jesteś doświadczona, ale nie wiedziałem, że... - Przez większą część życia otaczały mnie kobiety - odpowiedziała. - Miałam kilka sposobności, żeby być z mężczyzną, ale... - Wzruszyła ramionami. - Ale co? - Nigdy nie zdarzyło się, żebym chciała... Chrząknęła. - Nie spotkałam nikogo, z kim chciała bym być tak blisko - wyznała. Daniel czuł, że powinien postępować z nią ostroż nie. - Nie poczyniliśmy wobec siebie żadnych zobo wiązań - przypomniał, starając się mówić jak najłagodniej. - Oczywiście, że nie! - odpowiedziała, jakby sło wo „zobowiązania" przeraziło ją. - To byłoby głupie, biorąc pod uwagę twoją przyszłość. - W takim razie, jak tłumaczysz to, że... pozwo liłaś, bym zdjął ci...? - Nie przeanalizowałam tego dokładnie. To zbyt
86
LEANNE BANKS
skomplikowane. Prawdopodobnie najmądrzejsze by łoby dla mnie nie zbliżać się do ciebie, ale... - Ale? Popatrzyła mu w oczy. - Ale ja tego chcę. Serce zabiło Danielowi mocniej. Okropnie iryto wała go sytuacja, w której widział, że to on musi być osobą postępującą racjonalnie, podczas gdy Erin wy woływała w nim pragnienia, które nie zanikały. Nie był w stanie przestać myśleć o tym, że Erin, pod jego kocem, nie ma na sobie niczego. - Jestem o wiele bardziej doświadczony niż ty wyznał zarówno jej, jak i sobie samemu. - Oczywiście. Ośmielę się powiedzieć, że, aby ci dorównać, musiałabym chyba zacząć swoje ekspery menty seksualne w wieku dwóch lat. - Dwóch to przesada - odparł sucho. Uniosła w niedowierzaniu brwi i zmieniła odrobi nę pozycję. Daniel miał pełną świadomość tego, że poruszyła się, siedząc na nim okrakiem. Jęknął. Popatrzyła mu w oczy, a potem zrzuciła z siebie koc. Daniel upajał się widokiem jej nagości - bielutkiej skóry, jędrnych piersi, smukłej talii, szerokich bioder. Zaczął smakować usta Erin. Pozwoliła mu na to, a on wyobrażał sobie bardziej intymny kontakt, którego tak silnie pragnął. Erin byłaby mokra i napinałaby mięśnie... Aż zadrżał, wyobrażając to sobie. Przesunął palcami po jej skórze i dotknął piersi.
KRÓL Z CHICAGO
87
Pociągnął Erin za sobą, a następnie wsunął rękę mię dzy jej uda. Zesztywniała. - Na razie chcę cię tylko dotykać... Jesteś taka wilgotna. Otwórz się dla mnie, malutka. Otwórz usta - prosił. Znów zaczął ją całować, jednocześnie pieszcząc ją w intymnym miejscu. Zaczęła wydawać ciche wes tchnienia, była bliska orgazmu. - Och, Danielu! - jęknęła. Oddech Erin uspokajał się; popatrzyła na niego. Z jej oczu można było wyczytać seksualną satysfa kcję. Przesunęła dłonią po piersi i brzuchu Daniela, i sięgnęła do paska jego spodni. Zatrzymał jej rękę. - Nie dziś - powiedział, z niezadowoleniem uświadamiając sobie, że za chwilę czeka go zimny prysznic, a nie gorące ciało Erin. - Nie jesteś go towa... - Słucham? - Nie jesteś na to gotowa. Dalszy ciąg wywołałby u ciebie straszną, nie dającą się przerwać czkawkę. Cofnęła rękę. - Nie jestem dzieckiem. - Nie powiedziałem, że jesteś, ale fakty są fakta mi. Będziesz doznawała tego uczucia pierwszy raz. Daniel usiadł na kanapie. - Czas iść spać - powiedział. - Powinnaś położyć się we własnym łóżku. - Ponieważ Erin ociągała się, sięgnął po jej sweter i naciągnął go jej na głowę.
88
LEANNE BANKS
Zmrużyła oczy. - Czy ty może jesteś jednym z tych mężczyzn, którzy pobudzają kobietę, a potem nie dają jej tego, czego potrzebuje? Daniel zaniemówił na chwilę na to oskarżenie. - Nie. Zachowuję się racjonalnie i próbuję być dżentelmenem, ale utrudniasz to, i to bardzo. Ubieraj się! - wycedził przez zaciśnięte zęby. Erin stęknęła ze złości, zebrała resztę ubrań i po szła do łazienki. Daniel zaklął pod nosem i potarł twarz dłonią. Wiedział, że dobrze postępuje. To nie powinno odbyć się ot tak sobie, na fali chwilowego pobudzenia. Poza tym to nie była przypadkowa kobieta, tylko Erin Law rence. Erin, w której psychice słabość przeplatała się z determinacją i siłą. Oddziaływało to na Daniela w trudny do wyjaśnienia sposób. W każdym razie, ogromnie pragnął, żeby mu ufała, i aby on mógł ufać jejZałożył sweter. Erin wróciła do pokoju. Patrzyła wzrokiem jednocześnie zmysłowym i gniewnym. - Wezwę taksówkę - rzuciła. - Nie. - Daniel sięgnął po jej kurtkę. - Nie ma potrzeby... - Jest! - przerwał, podając jej ubranie. Ze zbuntowaną miną Erin wsadziła ręce w rękawy kurtki, a potem ruszyła za Danielem do jego samo chodu. Znowu padało. Podczas krótkiej jazdy do ho telu nie odzywała się ani słowem; nawet nie spojrzała na Daniela.
KRÓL Z CHICAGO
89
Cierpiał w milczeniu, aż w końcu, gdy zatrzymał samochód przed wejściem do hotelu, powiedział: - Po raz pierwszy zobaczyłem cię nagą... Odwróciła wzrok. - Najwyraźniej jestem nie dość piękna. - Jak to? - To trochę upokarzające, kiedy jest się jedyną osobą z pary, która... za bardzo się ekscytuje. Daniel patrzył na Erin w zdumieniu, a potem spojrzał w niebo, szukając tam pomocy. Przeleciały mu przez myśl chyba wszystkie przekleństwa, jakie słyszał. Odli czył do dziesięciu, odwrócił się ku Erin i zapytał: - Czy ty naprawdę myślisz, że nie byłem podnie cony? Wzruszyła ramionami. - Nie dość, żeby... Zaklął pod nosem, a potem przyciągnął ją do siebie i pocałował. Pocałunek był ostentacyjnie namiętny; choć i tak odsłaniał ledwie wierzchołek góry lodowej odczuwanego przez Daniela pożądania. - Jak myślisz, jestem podniecony czy nie?! - spy tał cicho, kładąc jej rękę na swoim kroczu. Spojrzała na niego, zaskoczona. - Chcę tego... Ale nie chcę cię skrzywdzić. - To co zamierzasz robić? - szepnęła. - Musimy dojść do tego powoli. - Uniósł dłoń i pogłaskał ją po włosach. - Nie odprowadzę cię na górę, do pokoju, bo jeśli zobaczę cię w pobliżu łóż ka... - Przycisnął usta do jej ust. - Słodkich snów.
90
LEANNE BANKS
Dwa dni później, wieczorem, gdy znów siedzieli w samochodzie Daniela, Erin złożyła drżące ręce. Daniel zauważył to. - Nie denerwuj się. - Dotknął na chwilę jej dło ni. Stali akurat na czerwonym świetle. - Większa część mojej rodziny jest przyjaźnie nastawiona do ludzi. - Nie wątpię. Ale świadomość, że będę jadła ko lację z księżniczką Emmą, która jest dla nas, Altaryjczyków, niemal legendą, paraliżuje mnie. - Jestem synem legendy? - zażartował Daniel. Spojrzeli na siebie i przypominało im się niepełne zbliżenie, jakie przeżyli. Erin nie mogła już więcej próbować zaprzeczać temu, jak niezwykłym mężczy zną jest Daniel. Miała trudności z wypieraniem się silnych uczuć, które czuła do niego. Starała się to robić, aby zachować choć odrobinę dystansu do całej sytuacji. - Daleko zaszliśmy... - odezwał się Daniel. Erin zagryzła wargi. - Masz rację. Wybacz, że nie zachowuję należne go szacunku wobec ciebie. - O nie, tylko nie to! Nie zaczynaj znowu! Prze cież nie chcę, żebyś traktowała mnie jak swojego króla. - Ale powinnam waszą wysokość tak traktować. Daniel zatrzymał samochód na poboczu, przyciąg nął Erin do siebie i zaczął całować. Gdy przestał, wzięła głęboki oddech, żeby odzyskać równowagę psychiczną.
KRÓL Z CHICAGO
91
- Myślę, że minęliśmy już etap relacji podwładny - zwierzchnik, nie uważasz? Pokiwała głową. - A co będzie, kiedy znajdziemy się w Altarii? Wszyscy będą oczekiwać, że... - Tym zajmiemy się później - odparł Daniel i wje chał z powrotem na ulicę. Erin poczuła ból w piersi, wyobraziwszy sobie, jak wszystko będzie musiało się zmienić, kiedy przeniosą się do Altarii. Była pewna, że Daniel przyjmie koronę, i że będzie władał we własny sposób. Za to jej przyszłość nie była pewna. Kiedy ojciec dowie się, że nie doprowadziła do realizacji jego planów względem Connelly'ego, będzie roz czarowany. A gdyby kiedykolwiek dowiedział się, że zakoch... Odsunęła myśl, która ją przerażała. Omal nie dostała czkawki. Boże, dopomóż! Będzie musiała poradzić sobie z tym wszystkim, kiedy na dejdzie czas. Daniel zajechał na podjazd pięknego, starego, wielkiego domu z czerwonej cegły. - Oto i mój rodzinny dom - powiedział. - Jest piękny i bardzo duży. - Oboje rodzice chcieli stworzyć liczną rodzinę; wiedzieli więc od zawsze, że potrzebny im będzie duży dom, żeby ją pomieścić. - Ile masz rodzeństwa? - Erin zawsze ciekawiło to, jak to jest, gdy ma się dużą rodzinę. - Ośmioro. - Próbuję wyobrazić sobie, jak wygląda życie, gdy
92
LEANNE BANKS
masz tyle braci i sióstr. Człowiek nigdy nie jest sa motny. - Nigdy nie jest sam! - rzucił z goryczą Daniel. - Ale nie zamieniłbym żadnego z nich za wszystkie królestwa Europy, tak samo jak moi rodzice. Mimo że każde z nas w swoim czasie dało im się we znaki. - Uniósł rękę i dotknął włosów Erin. - Ty też dałaś mi się we znaki. Erin patrzyła na niego, zdumiona. - Ja? Przecież zanim zmusiłeś mnie, żebym prze stała zwracać się do ciebie tak, jak należy, zachowy wałam się absolutnie poprawnie. Daniel uśmiechnął się filuternie. - Kiedy ty wreszcie zrozumiesz, że najbardziej podobasz mi się, kiedy zachowujesz się absolutnie niepoprawnie? Zanim mogła odpowiedzieć, wysiadł i otworzył jej drzwi. - Jesteś gotowa? - Podał jej rękę. - Tak - odpowiedziała, choć denerwowała się. Daniel zaprowadził ją do drzwi domu i zadzwo nił. Otworzył służący, natychmiast ich wpuszcza jąc. Na środku olbrzymiego holu znajdowała się spiralna klatka schodowa prowadząca na piętro, z sufitu zwisał wielki żyrandol. Służący odebrał od nich płaszcze. Erin natychmiast pomyślała, że Da nielowi nie będzie przeszkadzała majestatyczność pałacu królewskiego. Do holu weszła z wrodzoną elegancją i gracją Em ma Rosemere Connelly.
KRÓL Z CHICAGO
93
- Jesteś - odezwała się. Daniel przytulił ją. - Nie widywaliśmy cię ostatnio zbyt często. - Byłem zajęty szykowaniem się do nowych zadań - wytłumaczył się. - Oczywiście. Wiem, że nie zobaczę cię długo, kiedy odlecisz do Altarii. - To przesada. Samolot taty jest w stanie przele cieć Atlantyk. - Daniel mrugnął do Erin. - Poza tym, z tego, co mówi Erin, Altaryjczycy bardzo się ucieszą z wizyty księżniczki Emmy. Dopiero teraz Emma zauważyła Erin. - Proszę o wybaczenie! - powiedziała. - Powin nam była natychmiast się z panią przywitać. Widzę, że mój syn jest tak samo niepoprawny jak zawsze. To odziedziczył po ojcu. Od lat próbuję go ucywilizo wać, ale możliwości matki są ograniczone. Podzi wiam pani wytrwałość. Obawiałam się, że upór Da niela może doprowadzić do tego, że odleci pani do Altarii pierwszym samolotem. Erin roześmiała się, zaskoczona otwartością Emmy. - Dziękuję pani za tak uprzejme powitanie - od parła. - Przyznam, że musiałam długo negocjować z Danielem, żeby móc wykonywać swoją pracę. Da niel ma silny charakter. Emma rozpromieniła się. - Rzeczywiście Daniel musi zawsze postawić na swoim. Ma silny charakter - powtórzyła, uradowana. Popatrzyła na syna. - Musiałeś ją oczarować. - Jestem nieodrodnym synem swojej mamy - sko mentował.
94
LEANNE BANKS
- Niewątpliwie - zgodziła się Emma, uśmiechając się po królewsku. Ruszyła z Erin i Danielem wzdłuż holu. - Tak się cieszę, że zdołaliście oboje przyjechać. Podejrzewam, że Daniel nie pozostanie w Chicago już zbyt długo. Przykro mi, Erin, że trafiła pani akurat na jeden z najmniej sympatycznych, pod względem pogody, miesięcy. Pamiętam klimat Altarii. Często tęsknię za tamtejszą ciepłą zimą... Wszyscy zgromadzili się w salonie. Ściany były wyłożone boazerią, stały wzdłuż nich regały z opra wionymi w skórę książkami; wokół wisiały trofea myśliwskie. Ojciec Daniela rozmawiał akurat z młodą kobietą. Zobaczył wchodzących i uniósł szklaneczkę. - Wiwat król! - zawołał, patrząc poważnie, choć z uśmiechem. - Wiwat! - odpowiedzieli inni i otoczyli Danie la. - Kiedy wylatujesz? - spytała jedna z jego sióstr. - Co zrobisz z Jordanem? - chciał się dowiedzieć jeden z braci. Daniel uniósł ręce i roześmiał się. - Chwileczkę! - zawołał. - Jeszcze nie jestem pe wien, kiedy wylatuję, ale, gdy to nastąpi, zabiorę Jor dana ze sobą. Poza tym, chciałbym wam przedstawić Erin Lawrence. Erin, znasz już Bretta. - Erin skinęła głową w stronę Bretta. - To jest mój brat Drew ciągnął Daniel, wskazując na wysokiego mężczyznę o niebieskich oczach. - Pełni funkcję wiceprezesa do spraw oddziałów zagranicznych Connelly Corpora-
KRÓL Z CHICAGO
95
tion. Jest ojcem sześcioletniej córki, która wykazuje wielki talent do komputerów. - Miło mi panią poznać - odezwał się Drew, po dając Erin rękę. - To moja siostra Maggie - kontynuował Daniel, przytulając długowłosą szatynkę. - Kończy studia; jest z nas wszystkich najmłodsza. - Zawsze „najmłodsza" - jęknęła Maggie. Popa trzyła badawczo na Erin. - Jeśli wolno spytać, czym się pani właściwie tutaj zajmuje? - Uczy Daniela królewskiej etykiety - odpowie dział Brett, wyraźnie rozbawiony. - O, rany! Proszę przyjąć moje wyrazy współczu cia - skomentowała Maggie. - Maggie to nieznośny bachor - odciął się Daniel. Może i tak, ale spostrzegawczy, pomyślała Erin. - Bardzo mi miło panią... ciebie poznać. Co stu diujesz? - spytała. - Zarządzanie i historię sztuki - odparła Maggie takim tonem, jakby wymienione przez nią dziedziny były w oczywisty sposób powiązane. - Ja też interesuję się sztuką. Chciałabym dowie dzieć się więcej o twoich studiach. Maggie uśmiechnęła się. - To może mama pozwoli nam siedzieć przy stole obok siebie. - A ja muszę już iść - odezwała się kobieta o ele gancko przystrzyżonych krótkich, czarnych włosach i smutnych oczach. - Umówiłam się wcześniej na ko lację z Johnem Parkerem.
96
LEANNE BANKS
- Czy to jeden z biznesmenów, z którymi współ pracuje tata? - upewnił się Daniel. - Tak. - Siostra stanęła na palcach i przytuliła go. - Króluj w prawdzie i pięknie. Nie przepracowuj się. - Popatrzyła na Erin. - Bardzo mi miło panią poznać. Jestem Tara, siostra Daniela. Przykro mi, że nie mogę zostać. - Cieszę się, że panią poznałam, choć szkoda, że widzimy się tylko przez chwilę. Mam nadzieję, że przyjemnie spędzi pani wieczór - odparła Erin. W oczach Tary pojawił się dziwny błysk. Zacisnęła usta. - Dziękuję. Będę się starać. - Odwróciła się i po szła, machając na pożegnanie Danielowi. - Tara straciła parę lat temu męża, w katastrofie kolejowej - wyjaśniła Emma. - Do tej pory nie do szła jeszcze do siebie. Grant Connelly objął żonę. - Kiedyś odzyska radość życia - próbował ją po cieszyć. Jednak w oczach obojga rodziców Tary widniał smutek. Erin zazdrościła rodzinie Connellych spaja jących ją więzów miłości. Nie zdawali sobie sprawy, jak cenny to skarb. Grant podał rękę Erin. - Cieszymy się, że mogła pani przyjechać. Em ma nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby nie zdo łała umówić pani na wizytę. Instynkt macierzyński przeważa u niej nad królewskim wychowaniem. Nie mogła znieść myśli, że nie ugości pani, podczas
KRÓL Z CHICAGO
97
gdy znajduje się pani tak daleko od domu. Matkuje wszystkim. Emma zaczerwieniła się. - Przesadzasz. - A czy nie zapraszałaś córki Marka? - Catherine powiedziała, że chętnie nas odwiedzi, kiedy tylko uporządkuje sprawy ojca. Oczywiście, że ją zapraszałam. To moja bratanica. Wiem, że nagła śmierć jej ojca oraz dziadka jest dla niej okropnym przeżyciem. - Pani także przeżywa żałobę... - wtrąciła cicho Erin. Emma ujęła jej dłoń. - Dziękuję bardzo za współczucie. Będę bardzo tęsknić za Danielem, jednak trochę będzie mnie po cieszała świadomość, że mój syn kontynuuje chlubne tradycje dynastii Rosemere. Jestem wdzięczna za każ dą pomoc, której jest mu pani w stanie udzielić. Erin doznała poczucia winy. Gdyby Emma Rose mere wiedziała, że ojciec Erin pragnie, aby Daniel nie został królem... - Czego się pani napije? - spytał Grant. - Chętnie napiłabym się białego wina. Nadeszła służąca i obwieściła, że obiad podany. Zebrani przeszli do długiej jadalni, pięknie udekoro wanej lustrami i obrazami. Przy obiedzie Maggie usiadła koło Erin. Rozma wiały o sztuce i studiach Maggie. Erin natychmiast znalazła w niej bratnią duszę. Nie zapominała jednak o obecności Daniela, który siedział z jej drugiej stro-
98
LEANNE BANKS
ny. Widać było, że swobodnie się czuje w otoczeniu rodziny. Rozmawiał i śmiał się. Erin przyszło go gło wy, że Daniel czuje się swobodnie w każdej sytuacji. Zawsze pozostaje sobą, prawdziwym mężczyzną, po myślała, wpatrując się w niego. - Nie gap się tak! - zbeształ ją szeptem. Zawsty dziła się i opuściła wzrok na talerz. - Maggie opowia da ci o sztuce - odezwał się głośno - ale czy mówiła ci także o swoim umiłowaniu prędkości? - Prędkości? - Gdybym była mężczyzną, nie mieliby z tym problemu - obruszyła się Maggie. - Mam lamborghi ni. Moi bracia woleliby, żebym jeździła czymś, co ma słabszy silnik. - Ma to niejaki związek z mandatami za przekra czanie dozwolonej prędkości - wtrącił Grant. - Zazwyczaj udaje mi się uniknąć mandatu; wy starczy, że porozmawiam z policjantem - odparła Maggie. - Niesamowicie jeździ się tym autem. Gdy byś kiedyś chciała się przejechać, zapraszam! Erin uśmiechnęła się radośnie. - Bardzo bym chciała. - Zobaczymy - mruknął Daniel. - Obiad był, jak zwykle, wspaniały. Dziękuję. Pokażę Erin dom. Zaprowadził ją na piętro. Na ścianach wisiały fo tografie i olejne portrety członków rodziny. Można było zobaczyć dumnego króla Thomasa i spokojną królową Lucindę. Czarującego księcia Marka, w wie ku kilku lat. Młodą księżniczkę Emmę, bardzo piękną, patrzącą zdecydowanym spojrzeniem. Zdjęcie ślubne
KRÓL Z CHICAGO
99
Granta i Emmy. Oprowadzając Erin, Daniel opowia dał o swoim dzieciństwie i wczesnej młodości. W końcu zaszli do małego gabinetu o dużym oknie. Zgasił światło. - Popatrz - powiedział, pokazując rosnące na zewnątrz krzaki bukszpanu, oświetlone tysiącami bia łych światełek. Przypominało to Erin krainę z bajki. - Śliczne! - zawołała. - Od dawna tak to wyglą da? Bawiłeś się w tych krzakach jako mały chłopiec? Daniel skinął głową. - Zawsze tak było, odkąd sięgam pamięcią. Kiedy byliśmy mali, bawiliśmy się w tych krzakach z ro dzeństwem w chowanego. Kiedy podrosłem, chodzi łem tam czasami w poszukiwaniu samotności. Erin poczuła nagły impuls. - Czy możemy tam pójść teraz? - Jest mróz. - Boisz się, że się przeziębisz? - Nie. Martwię się o ciebie. - Potrafisz mnie rozgrzać. - Rzeczywiście. Włóżmy więc płaszcze i chodźmy.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Znaleźli się wśród krzewów, otoczeni mikroskopij nymi białymi żaróweczkami i zimnym, nocnym po wietrzem. Stali w samym środku gęstwiny. Było zim no. Niebo przypominało aksamitną zasłonę, wyszy waną diamentami. - Jak tu pięknie! - odezwała się Erin. Daniel objął ją, aby było jej cieplej, i odpowie dział: - To wspaniała noc, by wybrać sobie gwiazdę i powiedzieć życzenie, jeśli wierzysz w takie rzeczy. - A ty wierzysz? - Doświadczenie nauczyło mnie, że jeśli chcesz, żeby coś się stało, samemu musisz to sprawić. Ale mój ojciec wywodzi się z Irlandii, więc znam tradycyjną wiarę w szczęście i magię. Erin podniosła wzrok i natychmiast pomyślała mnóstwo życzeń. Takich, które miała od zawsze i o których wiedziała, że są niemożliwe do spełnienia. Chciałabym być z moją mamą przez wiele lat, my ślała. Chciałabym, żebyśmy byli bliżsi sobie z oj cem... Zdawała sobie sprawę, że z każdym dniem wykonanie powierzonego przez ojca zadania staje się mniej realne. Jednak w ramionach Daniela czuła się
KRÓL Z CHICAGO
101
bezpieczniejsza i mniej samotna niż kiedykolwiek dotąd. Zastanawiała się jedynie, o co ona mogłaby wzbogacić tak silnego człowieka. Wydawało się, że Daniel nie potrzebuje niczego, a co dopiero jej. Zamknęła oczy. Chciałabym, pomyślała, żeby mnie potrzebował. Całe życie chciała być komuś po trzebna. - Mam życzenie - odezwał się Daniel. - Jakie? - Chcę, żebyś dotknęła ustami moich warg. Erin stanęła na palcach i zaczęła go całować. My ślała przy tym, że chce robić z Danielem więcej, na wet jeśli ojciec wyrzeknie się jej przez to na zawsze. Mając tę świadomość, zatraciła się w pocałunku. Wsunęła ręce pod jego płaszcz, on przycisnął ją moc niej do siebie. Poczuła gorąco, pomimo mroźnego wieczoru. Całowała go tak, że Daniel cofnął się od robinę, oparł się czołem o jej czoło i powiedział: - Przez ciebie chcę znacznie więcej niż pocałunku. Serce Erin stanęło na moment. Poczuła się jak na rozstaju dróg, gdzie, po wybraniu jednej z nich, nie będzie już powrotu. Zadrżała i podjęła decyzję. Wią zały ją z Danielem silne uczucia, mimo że rozsądek mówił, iż nie ma nadziei na trwały związek z następcą tronu Altarii. - Wybrałeś właściwą gwiazdę - powiedziała. Następnych kilka minut minęło jak przewijana na podglądzie scena z filmu. Szybko pożegnali się z ro dziną Connellych i pojechali do mieszkania Daniela. Niewiele rozmawiali, ale Daniel spoglądał na Erin
102
LEANNE BANKS
wzrokiem przepełnionym pożądaniem. Podczas każ dego postoju na czerwonym świetle całował ją na miętnie. Kiedy tylko znaleźli się w mieszkaniu, ściągnął z niej płaszcz i sukienkę, jakby nie mógł dłużej znieść tego, że jej nie dotyka. Złapał ją wpół i zaniósł do sypialni. Erin czuła się, jakby całe życie czekała na tę chwi lę. Daniel położył ją na łóżku, wyjął z szuflady pre zerwatywy i zrzucił ubranie, odsłaniając muskularne ciało. Zadrżała, gdy zobaczyła, jak duże rozmiary ma jego członek. Daniel popatrzył na Erin, położył się, opierając na łokciach i spytał: - Jesteś pewna, że tego chcesz? Powstrzymała panikę. - Tak - powiedziała. Zaczął ją całować. - Masz fantastyczne piersi. - Pieścił je ustami. Dłonie Daniela wędrowały po ciele Erin, dociera jąc do najczulszego miejsca. - Jesteś taka piękna. Cała. Dotykaj mnie... Erin przesunęła powoli palce po ciele Daniela, schodząc coraz niżej. Teraz pieścili się oboje dłońmi; Daniel pokazał Erin, jak ma to robić. W końcu oznajmiła, że chce poczuć go w sobie. Nałożył prezerwatywę. Zaczęli się kochać. Daniel zdawał sobie sprawę, że sprawia Erin ból. - Jak się czujesz? - Dziwnie się czuję od dnia, kiedy cię poznałam...
KRÓL Z CHICAGO
103
Popatrzył na nią z czułością. - Jesteś taka słodka. Sprawiasz, że chcę się tobą opiekować. Zajmować się... pod każdym względem. Powoli zaczął się poruszać i całował Erin. Jego ruchy stawały się szybsze. Erin poczuła rosnącą falę rozkoszy. Jeszcze nigdy nie czuła się tak spełniona. Została u Daniela całą noc. Rano kochali się zno wu, a potem poszli pod prysznic. Najchętniej nie wy chodziliby z łóżka przez cały dzień. Daniel zdawał sobie sprawę, że był mężczyzną, który pozbawił Erin dziewictwa. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale miał ochotę ją chronić. Próbowała ukrywać przed nim swoje lęki, ale wiedział już dobrze, jak łatwo ją skrzywdzić. Nie miał zamiaru tego robić. Czuł, jak wielkim zaufaniem go obdarzyła. Pod zwykłym dla niej chłodnym sposobem bycia skrywała czułe wnętrze. Ta kobieta potrzebowała po czuć się sobą, odkryć swoją prawdziwą osobowość, wydobyć ją na zewnątrz. Daniel chciał jej w tym pomóc. Spojrzał na jej nagie ciało i znowu miał ochotę na seks. - Dlaczego tak mi się przyglądasz? - spytała. - Podziwiam, jaka jesteś piękna. - Nie jestem doskonała. - Mam nadzieję, że już przerobiliśmy temat do skonałości. Ale... w tym wypadku, muszę się z tobą nie zgodzić... Cholera, tak bym chciał zrobić to je szcze raz.
104
LEANNE BANKS
- Czy to cię przeraża? - Nie, ale nie chcę, żeby cię potem bolało. - Ale całować mnie chyba możesz? - zażartowała Erin, przyciągając go do siebie. - Nie! - jęknął Daniel, kiedy zaczęła namiętnie go całować. Przesuwała dłońmi po jego ciele. Erin opuściła dłoń i zaczęła pieścić jego członek. - To niedobrze, że ty masz takie doświadczenie, a ja nie... Chcę być bardziej doświadczona. - Cało wała Daniela po piersi. Przesuwała usta w dół. Z ust Daniela dobył się stłumiony jęk. - Erin, co ty robisz? Był tak zaszokowany jej odwagą, że przez chwilę nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Uniosła głowę. - Powiedz, czy dobrze mi idzie, bo chcę, żeby było ci jak najprzyjemniej. Powróciła do poprzedniej czynności, pieszcząc go tak wspaniale i z takim zapałem, że musiał odsunąć się od niej, kiedy doznawał orgazmu. Dwa dni później zadzwonił Brett. Świat, w którym dotychczas żył Daniel, zaczął walić się jak domek z kart. Żądni sensacji dziennikarze zwiedzieli się o tym, co miało nastąpić. Daniel Connelly miał udzie lić swojego pierwszego wywiadu jako przyszły król Altarii. Erin była z niego bardzo dumna. Postanowił bez namysłu, że wywiad ma najpierw zostać nadany przez telewizję i radio w Altarii, a dopiero potem w Stanach Zjednoczonych. W ten sposób uczynił gest
II
KRÓL Z CHICAGO
105
w kierunku Altaryjczyków. W wersji programu, którą wyemitowano tylko w Altarii, przy Danielu pojawiła się Emma, na znak ciągłości dynastii oraz jej tradycji. Reporter z Altarii okazywał odpowiedni szacunek oraz rezerwę wobec następcy tronu; Amerykanka była bardziej dociekliwa. Daniel przez cały czas zachowy wał spokój i pewność siebie. - Dlaczego odnoszący sukcesy amerykański bi znesmen postanowił przyjąć głównie reprezentacyjną rolę króla maleńkiego kraju, egzotycznej wysepki? - spytała. - Ten biznesmen podjął decyzję, kierując się nieco staromodnymi powodami: honorem rodziny oraz odpowiedzialnością. Nie zgadzam się z panią, że fun kcje króla są głównie reprezentacyjne. Zakres działań króla zależy od osoby, która została królem. Reporterka wydawała się zdziwiona. - Doprawdy? A zatem, czy ma wasza wysokość jakieś konkretne plany królowania? Erin zdenerwowała się na dziennikarkę, ale Daniel odpowiedział gładko: - Byłoby niewłaściwe, gdybym przyjął koronę z zamiarem zmienienia wszystkiego. Altaria radziła sobie od wieków bez moich pomysłów. Z drugiej jed nak strony czułbym się nieodpowiedzialny, gdybym nie spróbował niczego zrobić. W tej chwili analizuję możliwość rozbudowy lotniska na Altarii. Ożywiłoby to zarówno ruch turystyczny, jak i gospodarkę wyspy. Zamierzam rozważyć, w jaki sposób otworzyć w Al tarii pierwszą szkołę wyższą. Chcę także dokonać
106
LEANNE BANKS
audytu wszystkich agend rządowych, w tym Instytutu Rosemere, ufundowanego przez moją rodzinę. Erin wiedziała, że jej ojciec musi być w tym mo mencie bliski omdlenia; mimo to czuła się zainspiro wana tym, co powiedział Daniel. - Jest znakomity - szepnął jej w ucho jeden z pra cowników działu public relations Connelly Corpora tion. - Ma talent do rozmów z dziennikarzami. Chyba urodził się do bycia królem. - To prawda, urodził się... - mruknęła Erin, i w tej chwili znowu uświadomiła sobie, że jej relacja z Danielem wkrótce ulegnie dramatycznej zmianie. Serce jej się ścisnęło. - Nie zamierza więc pan tylko nosić królewski strój? - upewniła się tymczasem dziennikarka. Daniel uśmiechnął się. - To absolutnie nie do pomyślenia. - Proszę powiedzieć mi coś o Instytucie Rosemere. - Instytut ten został ufundowany przez mojego dziadka, zmarłego niedawno tragicznie króla Thoma sa, w celu rozwoju i promocji badań naukowych: te chnicznych oraz medycznych. W szczególności po tym, jak moja babka umarła na raka, w Instytucie Rosemere prowadzi się zakrojone na dużą skalę ba dania nad zwalczaniem nowotworów. Daniel potrafił wykorzystać swój czar i inteligen cję, i świetnie radził sobie z pytaniami. Jego powaga, wyraz namysłu, jaki przybierała jego twarz, a jedno cześnie jego bezpośredniość na pewno będą zjedny wać mu ludzi.
KRÓL Z CHICAGO
107
Kiedy wywiad dobiegał końca, Erin była już pew na, że Connelly jest najlepszym kandydatem na króla Altarii. Kiedy zdjął z klapy marynarki mikrofon i pożeg nał się z dziennikarką, rozejrzał się po studiu i zawo łał: - Erin? Serce zabiło jej żywo. Pomachała mu dłonią. Zobaczył ją, uśmiechnął się i podszedł do niej. - Jestem głodny po pojedynku z tą diablicą mruknął. - Wolisz chicagowskie hot-dogi czy pizzę? - A nie powinniśmy teraz być ostrożniejsi? - Od jutra rana - ocenił Daniel. Erin natychmiast zaczęła odliczać sekundy dzielące ich od następnego ranka. - Mamy przed sobą jeszcze jedną noc bez śledzących nas dziennikarzy. Nie zmarnuję jej - obie cał. Erin i Daniel korzystali z każdej minuty tego po południa i wieczora. Kupili na wynos hot-dogi. Con nelly karmił Erin w najbardziej prowokujący sposób, jaki była sobie w stanie wyobrazić. Nie pozostawała mu dłużna, jedząc w podobnym stylu. Szybko więc zapomnieli o jedzeniu. Daniel wstał wcześnie. Obudził Erin, ponaglał ją, żeby szybko się ubrała. Wyprowadzili Jordana na krótki spacer. - Mamy dziś słoneczny dzień - odezwał się Da niel, gdy szli, trzymając się za ręce. - Mroźny i słoneczny.
108
LEANNE BANKS
- Rozgrzeję cię. - Zwolnił i pocałował Erin. - Będziesz miał dzisiaj zbyt wiele spotkań, żeby zdążyć mnie rozgrzać - powiedziała łagodnym to nem. - Nigdy nie będę zbyt zajęty, żeby cię rozgrzać, Erin. Nie zapominaj o tym - podkreślił. Znów złapał ją za rękę i ruszyli dalej. Kiedy wyszli zza rogu, rozległ się odgłos, jakby w starym samochodzie strzeliło coś w gaźniku. Dźwięk ten przeszył powietrze. Rozbiła się szyba w oknie, tuż ponad Erin. Spojrzała w górę, wystra szona. - Na ziemię!!! - wrzasnął Daniel, popychając ją mocno. Rozległ się drugi strzał, a potem pisk opon. Czarny samochód odjechał szybko. Erin ogarnęło przerażenie. Skuliła się przy Da nielu. - Daniel? - odezwała się nagle. Serce jej zamarło - nie odpowiadał. Odwróciła ku sobie jego twarz i... omal nie zemdlała. Jego czoło krwawiło.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Kilka godzin później Erin siedziała z Danielem w jego mieszkaniu. Uspokoiła się trochę. Wcześniej przesłuchała ich oboje policja, potem mężczyźni z ro dziny Connellych odbyli prywatne spotkanie. W tej chwili za drzwiami mieszkania czuwał gwardzista z Altarii. Daniel popatrzył na Erin. - Kula ledwie rozcięła mi skórę... Erin zrobiło się niedobrze. - Byłeś zakrwawiony. Ranili cię. Przytulił ją. - Ty też mogłaś zostać ranna. - Ocaliłeś mi życie! - W oczach Erin zebrały się łzy. - Jeszcze nigdy nie byłam tak przerażona! - Co by było, gdyby został poważnie trafiony? myślała. Gdyby naprawdę go straciła?! Mimo że wiedziała, iż Daniel nigdy nie będzie z nią, nie mogła znieść myśli o jego śmierci. Zaczęła drżeć. Daniel cofnął się trochę. - Trzęsiesz się! Przestań. Nic ci się nie stało i mnie nic nie jest. A poza tym zapadła decyzja - jutro ty i ja lecimy do Altarii. - Kto podjął tę decyzję? Gwardia?
110
LEANNE BANKS
- Gwardia, moi bracia, ojciec i ja. Czas, żebym dokonał kolejnych kroków na drodze przeistaczania się w króla. Wolałbym udawać przed wszystkimi i so bą, że to było przypadkowe ostrzelanie przez młodych zwyrodnialców, ale... - Pokręcił głową. - Ale to zbyt dziwny zbieg okoliczności, żeby pró bowano cię zabić następnego ranka po nadaniu wie czorem wywiadu z tobą. - Najwyraźniej ktoś nie chce, żebym został kró lem. Erin przeraziła się. Pomyślała o swoim ojcu. Wie działa jednak, że nie posunąłby się do zbrodni. - Dlaczego? - Nie wiem. Nie mogę tracić czasu na rozmyślanie o moich przeciwnikach. Tym zajmie się gwardia. Mam do zrobienia dużo ważnych rzeczy. Erin pokręciła głową. - Mogłeś zginąć! Przyjmujesz to tak spokojnie? Nie wahasz się teraz, czy zostać królem? - Nie. To mnie jeszcze utwierdza w przekona niu, że dokonałem słusznego wyboru. Parę osób mówiło mi, że kompetencje króla Altarii są ogra niczone, a funkcje - głównie reprezentacyjne. Że król nie ma możliwości, żeby wiele zdziałać. Jed nak jeśli tak jest, to dlaczego ktoś chce mnie za mordować? Erin, Daniel i kilku członków gwardii królewskiej polecieli nazajutrz wyczarterowanym samolotem do Altarii. Erin nie miała pojęcia, co się zdarzy po ich
KRÓL Z CHICAGO
111
przybyciu na wyspę. Wiedziała tylko, że jej relacje z Danielem zmienią się dramatycznie. Gdy wylądowali, była noc. Tak zaplanowano, żeby zwrócić na ich przylot jak najmniej uwagi. I tak jed nak wieść o nim musiała się rozejść, gdyż przed lot niskiem stał wielki tłum mieszkańców oraz kilka li muzyn. Ludzie trzymali powitalne transparenty. - Będziemy szli razem - powiedział Daniel do Erin. - To wykluczone. - Dlaczego? Poza tym, że to „nieodpowiednie". - To powinno wystarczyć - odparła, targana emo cjami. - Nie chcę, żebyś musiał odpowiadać dzienni karzom na jakiekolwiek pytania dotyczące mnie. - Po wywiadzie, jakiego udzieliłem w Chicago, poradzę sobie z każdym pytaniem. - Bardzo cię proszę: nie! - nalegała. - Uparłaś się? - Wolę to nazwać w ten sposób, że mam w tej sprawie stanowcze zdanie. - Uśmiechnęła się. - Mu sisz przywitać się ze swoimi poddanymi. Ucieleśniasz ich związki z przeszłością i nadzieje na przyszłość. Sama twoja obecność będzie dla nich źródłem wiel kiej ulgi. - Dobrze. Ale musisz pojechać ze mną do pałacu. Erin pokręciła głową. - Nie ustąpię - powiedział Daniel. - Jeśli potrze bujesz oficjalnego zadania, to jesteś dworskim po słańcem i twoim pierwszym obowiązkiem jest zawieźć do pałacu Jordana oraz zorganizować dla
112
LEANNE BANKS
niego wszystko, co trzeba. Powiedziano mi, że nie będzie musiał zostać poddany kwarantannie. - Jordana?! - Tak. Chcę, żeby w pałacu przez dwadzieścia cztery godziny na dobę były przynajmniej dwie istoty, które są po mojej stronie. Jordan i ty. - Daniel poca łował Erin. - Czy masz dla mnie jakieś ostatnie, kon kretne instrukcje związane z etykietą, zanim wyjdę? Czy krawat dobrze leży? Erin poprawiła mu krawat zesztywniałymi palca mi. Daniel może próbować z tym walczyć, ale to był początek końca ich związku. - Pozwól im kłaniać się tobie - poradziła. - Pra gną okazać ci szacunek. Będziesz wspaniałym królem. Daniel popatrzył na nią poważnie. - Do zobaczenia w pałacu. Jordan nie chciał współpracować. Erin musiała wy słać jednego z gwardzistów po befsztyk, aby przeko nać ogromne psisko do tego, żeby z nią poszło. Po rzuciła próby zaciągnięcia go z powrotem do klatki, w której przebył Atlantyk. Jordan warczał na każdego nowego człowieka, jakiego widział. W końcu uspo koił się na tyle, że wszedł z Erin do limuzyny. Kiedy jechali do pałacu, z początku pies zachowywał się w miarę spokojnie, ale potem zaczaj sapać i wyć. Był wyraźnie zaniepokojony i tęsknił za Danielem. Erin trudno było go za to winić. Gdy wysiedli, wyprowa dziła Jordana na krótki spacer. Akurat wtedy, kiedy
KRÓL Z CHICAGO
113
wracali do pałacu, zajechała kawalkada samochodów wioząca następcę tronu. Gdy wysiadł, Erin ledwie była w stanie utrzymać psa na miejscu. Wył i szcze kał. Daniel spojrzał w ich stronę i zawołał: - Proszę go przyprowadzić! Jordan ciągnął Erin za sobą, aż dotarli do jego pana. Pies zaczął podskakiwać z radości. Connelly głaskał go i przemawiał do niego łagodnie. Popatrzył na gotycki pałac, pokiwał głową, a potem spojrzał na Erin. - Wygląda na to, że powinniśmy zmieścić tu ekspertkę od królewskiej etykiety i posłańca. - Tak jest, wasza wysokość - odpowiedziała Erin, zdając sobie sprawę, że pracownicy dworu przyglą dają się im. - Nie zaczynaj znowii. - Muszę - wytłumaczyła szeptem. - Wszyscy oczekują ode mnie takiego sposobu zwracania się do ciebie. Daniel skrzywił się. - Nie podoba mi się to - burknął. - Jeśli wasza wysokość wybaczy, nie musi się to waszej wysokości podobać. - Chodźmy już. - Wasza wysokość musi iść przodem. Daniel powstrzymał się przed wypowiedzeniem kilku przekleństw. Chciał przystosować się do nowej sytuacji. Dawno już nauczył się, jak ważna jest umie-
114
LEANNE BANKS
jętność adaptacji. Po wydarzeniach ostatnich kilku dni Erin musiała odgrywać przed ludźmi rolę króle wskiej poddanej. Daniel rozumiał jednak, że to mądre postępowanie. Odźwierny przywitał go ukłonem. Daniel podał mu rękę. W oczach mężczyzny widać było błysk zasko czenia, choć zachował nienaganną postawę i milcze nie. Przewodnik oprowadził następcę tronu po zamku. Mimo zmęczenia, Daniel przyglądał się wspaniałym sztukateriom, gobelinom, posadzkom z czerwonych kafli, na których leżały wschodnie dywany. Przedstawiono mu piętnaścioro pracowników dworu. Pozwolił im ukłonić się grzecznie, po czym podał każ demu rękę. Poprosił administratora pałacu o pokój dla Erin. Dotarłszy do swoich prywatnych komnat, odesłał straż i służbę. Mimo łagodnych sprzeciwów admini stratora, polecił, aby Erin przyprowadziła Jordana. Ściągnął marynarkę i krawat i rozejrzał się. Salon był nadzwyczaj elegancki, umeblowany pięknymi, zabyt kowymi przedmiotami. Było w nim jednak zbyt ciemno, jak na potrzeby Daniela. W gabinecie znaj dowały się regały pełne oprawionych w skórę książek oraz wspaniałe biurko. Musiał używać go dziadek Daniela. Poczuł skurcz w żołądku, wyobrażając sobie swo jego dziadka siedzącego za tym biurkiem i wszyst kich jego królewskich poprzedników. Zdawał sobie teraz w pełni sprawę z tego, kim został. Dynastia Rosemere panowała w Altarii od wieków. Władcy wy-
KRÓL Z CHICAGO
115
spy odznaczali się troską o los poddanych, łagodno ścią i honorem. Daniel był zdeterminowany konty nuować rodzinne tradycje. Kątem oka zauważył Jordana, obwąchującego swój nowy dom. Spostrzegł i Erin. Szukała czegoś w małej lodówce. Daniel ucieszył się na jej widok. - Czy masz ochotę na kanapkę? - spytała. - Przed twoim przyjazdem musieli zapełnić lodówkę. Widzę tu szynkę, indyka, pieczeń i ser. - Mam ochotę na pocałunek - powiedział. Erin wydała mu się piękna, łagodna i uosabiała wszystko, czego od dawna potrzebował, choć nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Kiedy się uśmiechnęła i podeszła do niego, trudne sprawy wydały się mniej obciążające, a zmęczenie - mniej dokuczliwe. Pocałowała go. Przytulił ją, ciesząc się z dotyku jej ciała. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. - Przecież powiedziałem im, żeby sobie poszli! - jęknął Daniel. Jordan zaszczekał na przybysza. - Powinieneś odpowiedzieć - upomniała Erin, głaszcząc Daniela po policzku. - Przytrzymam Jor dana. Daniel otworzył i zobaczył wysokiego, chudego jak patyk, łysiejącego mężczyznę. - Wasza wysokość, nazywam się Gregor Paulus. Byłem asystentem księcia Marka. Błagam o wyba czenie za moje wtargnięcie. Nie mogłem zostać przedstawiony waszej wysokości wcześniej, ponie-
116
LEANNE BANKS
waż zamawiałem dla waszej wysokości kolację, którą właśnie przyniosłem. Czy mogę wejść? Paulus z pozoru zachowywał się jak uosobienie grzeczności, jednak równocześnie nie miał w sobie rezerwy charakterystycznej dla pozostałych pracow ników dworu. Wydawało się, że lubi postawić na swoim. Daniel pomyślał jednak, że może tak mu się tylko wydaje, gdyż jest zmęczony lotem i wszystkim, co się działo. - Proszę bardzo, i dziękuję, Gregor. Paulus wszedł i omal nie upuścił tacy, gdy zaczął na niego szczekać Jordan. - To pan Gregor Paulus, a to Erin Lawrence, moja ekspertka od królewskiej etykiety oraz posłaniec przedstawił sobie nieznajomych Daniel. - To mój pies, Jordan - dodał. Paulus przywitał się grzecznie z Erin i ostrożnie wyciągnął rękę w kierunku psiego łba. Najwyraźniej nie był miłośnikiem psów. Nie spuszczając Jordana z oka, przeszedł na drugą stronę pokoju. - Chciałem osobiście powitać waszą wysokość powiedział. - Wiem, że wasza wysokość wprowadzi w pałacu wiele zmian, i chciałbym powiadomić, że jestem do dyspozycji o każdej porze. Daniel zastanowił się, czy nie poprosić Paulusa o wyprowadzenie Jordana, ale pomyślał, że byłby to zły pomysł. - Jestem pełen uznania wobec tak uprzejmego za pewnienia - powiedział. - Będę cię wzywał w razie
KRÓL Z CHICAGO
117
potrzeby. To bardzo miłe z twojej strony, że przygo towałeś kolację. Dzisiaj planuję jak najszybciej poło żyć się spać. Paulus skłonił głowę, wciąż zerkając na Jordana. - Rozumiem, jednakże, gdyby wasza wysokość potrzebował czegokolwiek, choćby najdrobniejszej rzeczy, proszę wzywać mnie bez wahania. - Po tych słowach kamerdyner wyszedł tyłem. - Czy mnie się tylko zdawało, czy ten facet trochę się narzucał? - zapytał Daniel. - Odzywał się z wzorcową grzecznością i szacun kiem... ale rzeczywiście, ma w sobie coś, co mnie zaniepokoiło. - I nie spodobał mu się Jordan. Można wiele powiedzieć o człowieku na podstawie tego, czy lubi psy. Chciałbym... żebyś została ze mną na noc - zakończył niespodziewanie Daniel. Spodziewał się protestu. Rzeczywiście, Erin pokręciła głową. - To nie byłoby odpowiednie. Boże broń, żeby służba od początku zaczęła plotkować na nasz temat. Nie mogę pozwolić, żebyś... Daniel zaczął całować Erin, zamykając jej w ten sposób usta. W końcu nie miała już ochoty protesto wać. Następnego ranka, kiedy Daniel jadł śniadanie w jednej ze swoich komnat, zadzwonił telefon. - Cholera, lepiej, żeby nie zawracali mi głowy codziennie od rana - zagderał - bo inaczej każę za strzec ten numer przed wszystkimi. Halo?
118
LEANNE BANKS
- Cześć, Danielu, tu Brett. - W glosie Bretta sły chać było niepokój. - Słucham. - Dobrze, że mnie wreszcie połączyli. Dzwoniłem już dwa razy, ale nie zgodzili się mnie połączyć, bo , jego wysokość śpi". - Będę musiał im powiedzieć, żeby łączyli tele fony od członków mojej rodziny. Jakie masz wie ści? - Raczej niedobre, chociaż jeszcze wszystko roz pracowujemy. Mamy podejrzenia, że król Thomas i książę Mark zostali zamordowani. - Co?! - Tak. Wydaje nam się, że ta katastrofa jachtu to wcale nie był wypadek. Zatrudniliśmy detektywa. Nazywa się Albert Dessage. To Francuz; wkrótce przyleci do Altarii. Zamachem na ciebie również zaj muje się detektyw, z chicagowskiej policji. Nazywa się Elena Delgado. Daniel analizował to, co usłyszał od brata. Dlacze go ktoś chciałby zamordować króla Thomasa? zasta nawiał się. Nie znał dobrze swojego dziadka ze strony matki, jednak wydawało mu się, że Thomas był czło wiekiem o silnym charakterze i dobrym królem. - Jesteś tam? - odezwał się znowu Brett. Daniel potarł twarz dłonią. - Tak. Zastanawiam się, komu tu mogę ufać. - Uważaj na siebie. Miej oczy dookoła głowy! - Będę uważał. - Jak wygląda pałac?
KRÓL Z CHICAGO
119
- Stary, ciemny... Ale za to na dworze dwadzie ścia trzy stopnie i mam fantastyczny widok na plażę. - A u nas jest minus dziesięć i pada śnieg. - To przyjedź z wizytą! - Daniel roześmiał się. - Nie mogę. Muszę zajmować się tą panią dete ktyw. To straszna jędza! Będę kończyć. Uważaj na siebie! - Dzięki. Informuj mnie o rozwoju sytuacji. Daniel rozłączył się, podszedł do Erin i przytulił - Cieszę się, że jesteś tu ze mną - powiedział. - Co się stało? - Im więcej dowiaduję się o tym, co się tu dzieje, tym bardziej jestem przekonany, że nie mogę ufać ludziom, którzy mnie otaczają. Wiem tylko, że mogę ufać tobie. Erin westchnęła i spuściła głowę. - Aż tak źle nie może być - powiedziała. - Muszą być jacyś ludzie oprócz mnie, którym możesz zaufać. Daniel uśmiechnął się smutno. - Będzie dobrze, ale na razie sytuacja nie jest bez pieczna. Król Thomas i książę Mark zostali zamordo wani. Mnie także próbowano zabić. To niezbyt przy jemne. - Jak to: król Thomas został zamordowany?! Erin nie wierzyła własnym uszom. - To okropne! Je śli to prawda, jego mordercy mogą chcieć zabić i cie bie! - Pobladła. - Danielu, musisz być bardzo ostroż ny!... - Będę.
120
LEANNE BANKS
Daniel wiedział, że Erin martwi się o niego. Kiedy ją poznał i zachowywała się tak sztywno, nie przypu szczał, że ta kobieta tak mocno na niego podziała. Wydawała mu się na to zbyt młoda, zbyt niedoświad czona. A teraz czuł, że to dobrze, że z nią jest. Popa trzył jej w oczy. Zastanawiał się, czy Erin zdaje sobie sprawę, że z dnia na dzień staje się dla niego coraz ważniejsza. - Król Thomas nieczęsto kontaktował się bezpo średnio z ludźmi. Zachowywał tradycję oraz królewską godność i pokazywał się raczej podczas oficjal nych uroczystości - mówił do następcy tronu premier Altarii, podczas ich pierwszego spotkania w pałaco wej sali posiedzeń rządu. Wokół siedziało dwanaścio ro pracowników kancelarii premiera oraz pałacowej. - Zgadzam się, że oficjalne wystąpienia są ważne dla ludzi - odpowiedział Daniel, myśląc, że jeśli pre mier jeszcze raz powtórzy „król Thomas robił tak a tak", on chyba złamie któreś z zabytkowych krze seł. - Ponieważ jednak obywatele Altarii jeszcze mnie nie znają, sądzę, że byłoby dobrze umożliwić im bliższy kontakt z królem. Powinni mnie poznać i ja powinienem poznać ich. Premier, Louis Gettel, odchrząknął i poprawił kra wat. Był powściągliwym w sposobie bycia, inteligen tnym mężczyzną w średnim wieku. - Czy wolno mi zapytać waszą wysokość, jak za mierza poznać obywateli Altarii? - spytał. - Chciałbym odwiedzić parę szkół i gospodarstw
KRÓL Z CHICAGO
121
rolnych. Zaprosić do pałacu właścicieli różnych firm, aby mogli opowiedzieć o swoich problemach. - Pre mierowi zaczęła drgać lewa powieka. Daniel miał ochotę zażartować, że na wiosnę zaplanował w pałacu zbiorowe orgie; powstrzymał się jednak. - Już popro siłem znajomego o przeanalizowanie możliwości przedłużenia pasa startowego lotniska. Proszę także o kompletny audyt oraz analizę stanu bezpieczeństwa wszystkich agend rządowych, w tym Instytutu Rose mere. Premier skłonił głowę. - Polecenie waszej wysokości zostanie wypełnio ne. Asystenci przydzieleni do tych zadań... - Sam będę nadzorował wykonanie tej pracy przerwał Daniel. Gettel uniósł brwi. - Jak wasza wysokość sobie życzy. - Czy mogę być z panem szczery? Mężczyzna był wyraźnie zaskoczony. - Oczywiście, wasza wysokość. - Według wszelkich danych, jest pan znakomitym premierem. Altana ma szczęście, że pracuje pan dla jej dobra. - Cóż, bardzo dziękuję... - Na twarzy Gettela od malował się wyraz radości oraz ulgi. - Nie mam zamiaru być premierem, nie jestem także królem Thomasem - ciągnął Daniel. - Chcę na tomiast być najlepszym królem. Premier zamrugał oczami, jakby każde kolejne zdanie Connelly'ego zaskakiwało go. W jego oczach
122
LEANNE BANKS
znów pojawił się niepokój. Uśmiechnął się nieznacz nie. - Niczego więcej nie możemy od waszej wysoko ści oczekiwać - powiedział. Daniel wyciągnął rękę. Uścisk premiera był silny i pewny. Connelly nabrał nadziei, że może na jego drodze nie leżą same kłody. Po spotkaniu z Gettelem poszedł poszukać Erin. Chciał opowiedzieć jej o nim. Rozmawiała z kimś w jednej z sal. Kiedy się zbliżył, usłyszał: - Cieszę, się, że wróciłaś cała i zdrowa - mówił mężczyzna. - Wygląda na to, że udało ci się wykonać zadanie. To musi być ojciec Erin, pomyślał Daniel. Był ciekaw ministra spraw zagranicznych. Przyspieszył kroku. - Ojcze, wydaje mi się, że nie... - Nie musisz być aż taka skromna. Widać, że sta łaś się dla niego osobą niezbędną. Jestem pewien, że wyperswadowałaś mu pomysły wszelkich znaczą cych zmian, jakie zamierzał wprowadzić. - Ojcze, naprawdę nie uważam, żebym... - Wprawdzie nie udało ci się znaleźć sposobu na odwiedzenie go od przyjęcia korony, jednak nie od stępuje cię na krok, słuchając twoich zaleceń. Dokład nie tak chciałem. Daniel intensywnie myślał. Czy ojciec Erin zapla nował coś wspólnie z córką? Czy ona świadomie sta rała się osiągnąć jakiś cel? Czy cały czas go oszuki wała? - Ojcze, Daniel Connelly jest...
KRÓL Z CHICAGO
123
- Jestem z ciebie bardzo dumny. Daniel poczuł wściekłość. Wszedł do komnaty i spojrzał Erin w oczy. Wzdrygnęła się z przerażeniem i pobladła. W jej spojrzeniu malowało się poczucie winy. Daniel czuł się okropnie. Popatrzył na ministra spraw zagranicznych i rzucił: - Panie ministrze, nie poznaliśmy się jeszcze... Jestem Daniel Connelly. Ojciec Erin był chudym, niskim, lekko łysiejącym człowiekiem. Przeraził się tak, że nie zdołał tego ukryć. Skłonił się nisko. - Witam waszą wysokość! - Chciałbym powiedzieć - oznajmił Daniel - że pańska córka może i stała się dla mnie osobą niezbęd ną, jednak nigdy w życiu nie postępowałem według niczyich zaleceń, z wyjątkiem zaleceń mojego ojca. I to nie przyszło mu łatwo. - Popatrzył na Erin. - Wy gląda na to, że zaufałem niewłaściwej osobie! - Po tych słowach wyszedł.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Erin pognała za Danielem, roztrzęsiona. Usłyszała, że ojciec woła: - Erin, wracaj natychmiast! Nie mogła ani chwili dłużej udawać, że zgadza się z ojcem, nawet jeśli oznaczało to, że nigdy nie staną się sobie bliscy, za czym tak tęskniła. Myślała przede wszystkim o Danielu. Jej serce i przekonania były po jego stronie. Czuła się strasznie. Doszedł do wniosku, że zawiódł się na niej. - Danielu! - zawołała. - Błagam cię, stój! Pozwól mi wytłumaczyć...! Powoli odwrócił się, patrząc z pogardą. - Masz dwie minuty. Spieszę się na następne spot kanie - powiedział, otwierając drzwi do komnaty pro wadzącej do prywatnych apartamentów. Dwie minuty! Erin była bliska paniki. Wpadła za nim do salonu. Jakby wszystkiego było mało, bała się, że dostanie czkawki. Daniel popatrzył na nią kamien nym spojrzeniem. Wzięła głęboki oddech. - Rozumiem, jak musiałeś odebrać moją rozmowę z ojcem, jednak nie słyszałeś wszystkiego.
KRÓL Z CHICAGO
125
- Nie jestem pewien, czy chcę usłyszeć wszystko - odparł Daniel, zakładając ręce na piersi. Erin zagryzła wargi. - To prawda, że ojciec prosił mnie, abym zniechę ciła cię do przyjęcia korony. On boi się zmian; a po nieważ jesteś Amerykaninem, bał się, że zupełnie nie nadajesz się na króla Altarii. Nie przeczę, że bardzo chciałam zadowolić go, ponieważ nigdy w życiu nie byliśmy sobie tak bliscy, jak bym tego pragnęła. Po leciałam więc do Stanów z zamiarem przekonania cię do rezygnacji z tronu. Jednak kiedy cię lepiej pozna łam, przestałam zgadzać się z ojcem. - Erin nerwowo wykręcała ręce. - Była to dla mnie ogromnie stresu jąca sytuacja. Czułam się nielojalna wobec ojca i... wobec ciebie. - Nie musisz się już tym niepokoić, Erin - od parł lodowatym tonem Daniel. - Twoja gra skoń czona. Wszystko się wydało. Jesteś taka sama jak wszyscy inni. Wiem już, że nie mogę na tobie po legać. Erin czuła, że serce jej pęka. Zamknęła oczy. Da niel mylił się, ale jak miała go o tym przekonać?! - Czy chcesz, żebym opuściła pałac? - spytała przez łzy. - To zależy od ciebie. - Głos Daniela brzmiał obo jętnie. - Ponieważ lepiej niż inni znam niektóre twoje upodobania, uważam, że powinnam spróbować uła twić ci adaptację w pałacu na tyle, na ile tylko będę mogła.
126
LEANNE BANKS
- To twój wybór. - Connelly spojrzał na zegarek. - Jeśli wybaczysz, muszę już iść. Erin była załamana. Z poczuciem klęski poszła do swojego pokoju i usiadła na łóżku. Łzy napłynęły jej do oczu. Jak to się stało, że wszystko potoczyło się tak źle? Ale przecież cały czas wiedziała, że to, co robi, nie skończy się dobrze! Nawet gdyby Daniel nie usłyszał tej strasznej rozmowy, podczas której mówił właściwie tylko ojciec Erin, i tak miał zo stać królem. Musiałby wybrać sobie na żonę kobie tę innego stanu. A przecież nigdy w życiu Erin nie czuła się tak bezpiecznie, tak potrzebna, jak przy Danielu. Aż się skrzywiła, przypominając sobie jego rozwścieczone oblicze. Skuliła się. Siedziała tak, a łzy płynęły jej po policzkach. W końcu dostała czkawki. Trwało to jakiś czas. Poczuła się kompletnie wyczerpana. Daniel już nigdy jej nie przytuli. Nigdy nie spojrzy na nią płomiennym wzrokiem. Ta świadomość wzbu dziła w niej nową falę łez. Tymczasem zadzwonił telefon. Zastanawiała się, kto może dzwonić. Daniel? Ojciec? Postanowiła nie odbierać. Nie była w stanie rozmawiać z ojcem. Wstydziła się, że w ogóle zgodziła się odwieść Da niela od zamiaru przyjęcia korony. Nie mogła uda wać, że jest inaczej. Ojciec byłby wściekły, gdyby usłyszał, że okazała się tak nielojalna. Czuła ucisk w gardle. Straciła zarówno Daniela, jak i ojca. Co dziwne, znacznie mniej martwiła ją
KRÓL Z CHICAGO
127
utrata dobrych relacji z ojcem niż to, że tak bardzo zraniła Daniela. Był to człowiek silnego charakteru, jednak znalazł się w trudnej sytuacji, a ona utrudniła mu ją jeszcze bardziej. Był na nią taki wściekły, patrzył z takim chłodem w oczach! Wyobrażała sobie, jak bardzo zdradzony musiał się czuć. Czkawka nie przechodziła. Irytowała Erin; wyob raziła więc sobie Szwajcarię i padający cicho śnieg. Nie pomagało. Wtedy przyszedł jej na myśl inny ob razek. Zimny, rozgwieżdżony wieczór. Daniel i ona, stojący pośrodku kępy krzewów bukszpanu, oświet lonych setkami malutkich, białych światełek. Zabola ło ją serce. Nigdy nie zapomni tamtego czarownego wieczoru. Czkawka minęła. Erin otworzyła oczy. Daniel nigdy jej nie pokocha. Była jednak w stanie sprawić, żeby w tym momencie jego życie było trochę łatwiejsze. Znała go jak nikt inny w Altarii. Wiedziała, co robić. Po południu wypełnionym spotkaniami z różnymi osobami z rządu, Daniel powrócił do królewskich ko mnat. Wreszcie mógł posiedzieć trochę w samotno ści. Rozluźnił krawat, wszedł do gabinetu - i zastał Erin za swoim biurkiem. Natychmiast nabrał podejrzeń. - Co ty tu robisz? - spytał. Spojrzała na niego niepewnie. - Układam rzeczy waszej wysokości. - Wskazała na książki, które przed chwilą postawiła na polce.
128
LEANNE BANKS
Rzeczywiście, były to książki, które przywiózł ze sobą z Chicago. Uspokoił się odrobinę. - Wiedziałam, że natychmiast wpadnie wasza wy sokość w wir spotkań i innych obowiązków, pomy ślałam więc, że najlepiej będzie, jeśli rozpakuję choć część rzeczy. Dzięki temu może być waszej wysoko ści łatwiej poczuć się tu u siebie. - Mówiąc, ustawiała na biurku fotografie rodzinne Connelly'ego. - Czy odpowiada to waszej wysokości? Nawet w tej chwili denerwowało go, że Erin tak go tytułuje. Popatrzył na jej ciało i przypomniało mu się, co czuł, kiedy trzymał ją w ramionach. Pomimo złości, poczuł podniecenie seksualne. Odwrócił wzrok, z odra zą do samego siebie. - Tak. Dziękuję - powiedział. Usłyszał westchnienie i popatrzył jej w oczy. Zo baczył w nich smutek i żal. Szybko opanowała się, tylko jej ręce drżały jeszcze chwilę. - Pozwoliłam sobie namówić dla waszej wysoko ści posiłek. Jeden z sekretarzy powiedział mi, o jakiej porze prawdopodobnie zakończą się spotkania. Po myślałam, że wasza wysokość może być głodny. - Słusznie. - Za plecami Erin stała srebrna taca z pokrywą. - Wspaniale. Przyniosłam również „Kronikę Alta rii" - to najważniejsza gazeta na naszej wyspie - oraz „The Wall Street Journal". Zaprenumerowałam dla waszej wysokości także gazetę z Chicago, ale zacznie przychodzić dopiero w przyszłym tygodniu. Jest tu również do dyspozycji telewizja satelitarna z ponad
KRÓL Z CHICAGO
129
stu kanałami; jeden z nich to stacja z Chicago. Zleci łam także ogrodnikom budowę wybiegu dla Jorda na... Daniel zamrugał oczami, usłyszawszy, jak dużo Erin zdążyła dla mego zrobić. Zdjęła go ciekawość. - Dlaczego to robisz? - spytał. Wzruszyła ramionami. - Jako pałacowy posłaniec powinnam dbać o wszelkie wygody waszej wysokości. - Wykonujesz swoją pracę, tak? Wykonywałaś także przydzieloną ci pracę, kiedy starałaś się znie chęcić mnie do przyjęcia korony, a przynajmniej przekonać, że król pełni jedynie funkcję reprezenta cyjną. Erin pobladła. Westchnęła i odpowiedziała: - Bez wątpienia nie byłam odpowiednią osobą do wykonania tego zadania. Być może dlatego nie zdo łałam go wykonać, że nabrałam przekonania, iż jego wypełnienie nie posłuży dobru Altarii. Mam nadzieję, że na obecnym stanowisku będę pracować znacznie skuteczniej. - Dygnęła grzecznie. - Smacznego obia du, wasza wysokość. - Po tych słowach wyszła. Daniel był targany sprzecznymi emocjami. Zobaczył ustawione przez nią rzeczy. Rodzinne fotografie nigdy nie były dla niego tak cenne jak w tej chwili. Jego książki stały na półce obok książek jego dziadka, króla. Erin wiedziała dokładnie, co ułatwi Danielowi życie. Zastanawiał się, czy próbowała od zyskać jego zaufanie. Natychmiast odrzucił tę możliwość. Rozważył, czy
130
LEANNE BANKS
nie powinien jej zwolnić. Przecież nie mógł już jej zaufać. Był przerażony faktem, że pozwolił, aby stała się dla niego tak ważna. Zaburczało mu w brzuchu. Postanowił odłożyć na chwilę na bok myśli o Erin i zjeść obiad. Podniósł pokrywę i zobaczył posiłek swoich marzeń. Krwisty befsztyk, ziemniaki i fasolka szparagowa, do tego bu telka piwa! Zaniósł tacę na kanapę i włączył telewi zor. Stwierdził, że jako pierwszy kanał Erin ustawiła stację z Chicago. Naprawdę zadbała o to, żeby czuł się tu wygodnie i swojsko. Ścisnęło mu się serce. Ale i tak nie zapomni stra sznych słów jej ojca. Nigdy. Przez następne dwa dni Connelly miał mnóstwo zajęć, od rana do wieczora. Kiedy wracał do swoich komnat, zastawał zimne piwo i upominek. Ostatnio była nim obręcz od kosza do koszykówki. Przymo cowano ją ponad stojącym koło biurka koszem na śmieci. Tego wieczora był na uroczystej kolacji w domu premiera. Wrócił wyczerpany. Chciał tylko odpocząć, nic więcej. Jednak wszedłszy do swoich komnat, stwierdził, że nie ma Jordana. Skrzywił się i wyjrzał na korytarz. Nadszedł Gregor Paulus, kłaniając się dwornie. A niech go! pomyślał Daniel. Ciągle kręci się w po bliżu. - Dobry wieczór, wasza wysokość - odezwał się Paulus. - Czym mogę służyć?
KRÓL Z CHICAGO
131
- Szukam mojego psa. - Panna Lawrence wyprowadziła go na spacer. Mówiła, że szczekał i wydawał się samotny. Czy po winienem ich tu sprowadzić? - Kamerdyner nie wy dawał się tęsknić do tej perspektywy. - Nie, nie trzeba. Przyda mi się mały spacer. Wychodząc z pałacu, Daniel pomyślał, że wcale nie chce zobaczyć Erin. Nie tęsknił za nią wcale, mimo że nie widział jej przez ostatnie dwa dni. Chciał zobaczyć Jordana. Co go obchodziła jakaś tam kształtna, niebieskooka blondynka mówiąca z brytyj skim akcentem. Zanim ją zobaczył, usłyszał jej głos. - Nie martw się - przemawiała łagodnie. - Zoba czysz. Za kilka dni będzie gotowy twój wybieg, żebyś mógł bawić się na dworze. Będziesz kopał dziury w ziemi i doprowadzał do szaleństwa pałacowych ogrodników. - Daniel nie mógł powstrzymać uśmie chu. Erin siedziała koło Jordana na trawie, głaskała go i mówiła do niego: - Powinieneś tylko może po wstrzymywać się odrobinę, kiedy król przyjmuje go ści, wiesz? - Pociągnęła nosem. - Chyba przydałaby ci się kąpiel i jakieś psie perfumy. Miętowe. - Jesteś także wyprowadzaczką królewskiego psa? - zażartował Daniel. Jordan zerwał się z radosnym szczekaniem i po ciągnął za sobą Erin. Connelly nachylił się i pogłaskał wierne zwierzę. - Miałeś trudny dzień, stary? Ja też. - Daniel po czuł, że musi spojrzeć na Erin. Miała na sobie bardzo
132
LEANNE BANKS
kobiecą, różową sukienkę i ściskała z całych sił smycz Jordana. Daniel poczuł skurcz w żołądku. Po wiedział sobie, że to od jedzenia. - Możesz spuścić go ze smyczy. - Czy wasza wysokość jest pewien? Już parokrot nie miałam trudności z przywołaniem go z powro tem. Daniel zdziwił się. - Jak to? Ile razy go wyprowadzałaś? - Kilka, kiedy waszej wysokości nie ma, Jordan wyje i szczeka. Connelly pokiwał głową. Nie chciał czuć się poru szony troską Erin o jego psa i o niego samego. - Możesz go spuścić. Wróci, kiedy na niego za gwiżdżę. - Powinnam nauczyć się gwizdać. - Spuściła psa ze smyczy, a ten natychmiast pobiegł przez pałacowy trawnik. Daniel obserwował Jordana, stojąc koło Erin. Fi zycznie odczuwał jej obecność i drażniło go to. - Jak dajesz radę założyć mu obrożę? - Kuszę go stekiem. Słowo „kuszę" natychmiast przywołało w wyobraźni Daniela erotyczne wspomnienia. Uniósł dwa palce i zagwizdał. Jordan od razu przy biegł i usiadł z wyciągniętym jęzorem, dysząc. Erin patrzyła w zdumieniu. - To niesamowite! - skomentowała. - Jak ci się... jak się to waszej wysokości udaje? Czy mógłby po kazać mi, jak się gwiżdże?
KRÓL Z CHICAGO
133
Daniel zagwizdał jeszcze raz, ciszej. Jordan przekrzywił łeb. Erin przyjrzała się ustom Daniela. - A zatem wkłada się palce wskazujące w kąciki ust. - Uniosła palce. - A co mam robić z językiem? Daniel musiał powstrzymać jęk, tak intensywne wspomnienie erotyczne go naszło. Aby stłumić podnie cenie seksualne, spróbował skupić się na gwizdaniu. - Język układa się w „V" i przyciska do dolnej wargi. Erin spróbowała, ale nie udało jej się zagwizdać. Powtórzyła próbę. Daniel patrzył na jej pełne usta. - Spróbuj jeszcze raz. Język trzeba dociskać jed nocześnie do dolnych zębów. Erin spróbowała po raz trzeci i westchnęła z nie zadowoleniem. - Obawiam się, że muszę poćwiczyć. - Cóż, nie nauczyli cię gwizdać w szkole dobrego wychowania. - Daniel nie był w stanie powstrzymać rozbawionego tonu. - Nie nauczyli mnie tam wielu rzeczy... Popatrzyli sobie w oczy. Daniel znów poczuł skurcz w żołądku, widząc zmysłowe spojrzenie Erin. To za jego sprawą zaczęła tak patrzeć. To on nauczył ją tego, czego nie uczyły wychowawczynie w szkołach dla dziewcząt. Poczuł mimowolne samozadowolenie i pożądanie. Coś ta kiego! Pożądał jej wciąż, mimo że go oszukiwała.
134
LEANNE BANKS
Następnego dnia przekazano Erin polecenie sta wienia się w jednej z sal audiencyjnych. Zastanawia ła się, czy Daniel polecił szefowi królewskiej kance larii wyrzucić ją z pracy. Czuła w związku z tym oba wę, a zarazem i ulgę. Myśl o utracie kontaktu z Da nielem była dla niej nieznośna. Z drugiej strony, wolała nie musieć dłużej cierpieć z powodu okazy wania przez niego złości czy pogardy. Wszedłszy do sali, zobaczyła kilku sekretarzy, straż i szefa królewskiej kancelarii. Uważała, że Da niel słusznie wyznaczył na to stanowisko Anthony'ego Mullera. Myślała, że może wybierze Gregora Pau lusa, który wyraźnie starał mu się przypochlebić. Po winna jednak była wiedzieć, że Daniel mianuje na tak ważne stanowisko człowieka, którego sam uzna za najodpowiedniejszego. Anthony Muller był niewiele starszy od Daniela. Ukończył college w Stanach Zjednoczonych. I nie był lizusem. Mówił prawdę, kiedy się go o coś spytało. Skinął głową w stronę Erin, a potem odezwał się do wszystkich: - Proszę o uwagę. Chcę was poinformować, że spotkał was zaszczyt towarzyszenia przyszłemu kró lowi, gdy po raz pierwszy oficjalnie pokaże się pod danym. Nastąpi to dziś po południu. Rozległ się stłumiony szmer podniecenia. Erin zdu miała się. Dlaczego Daniel ją wybrał? Być może chciał zabrać Jordana i potrzebował kogoś, kto będzie go prowadził... - Niektórzy z was słyszeli o pożarach, które ostat-
KRÓL Z CHICAGO
135
nio zniszczyły kilka gospodarstw rolnych - ciągnął szef kancelarii, Jego wysokość zamierza odwiedzić pogorzelców, aby okazać im swoje moralne wsparcie. Wyruszamy punktualnie o pierwszej. Proszę przybyć tu kwadrans wcześniej w celu otrzymania szczegóło wych instrukcji. Kiedy zebrani wychodzili, Muller skinął na Erin. - Jego wysokość życzy sobie, aby służyła mu pani podczas wyjazdu za konsultantkę do spraw etykiety. Erin skinęła głową. Była zdziwiona, że Daniel chce od niej czegokolwiek. Jakiś czas później znalazła się w jego komnatach. Connelly narzekał na ubranie, które miał włożyć: - To idiotyzm, żeby jechać w garniturze na farmę, przy temperaturze dwudziestu siedmiu stopni Celsjusza. - Istotnie może się tak wydawać, ale to jednak potrzebne. To pierwsze oficjalne wyjście waszej wy sokości i najlepiej zrobić na wszystkich dobre wra żenie. - Mam nadzieję, że nie muszę zakładać korony. - Skądże! Wasza wysokość otrzyma koronę dopie ro podczas koronacji. Dzisiaj będzie wokół mnóstwo dziennikarzy... - Zamierzam podawać rękę wszystkim, z którymi będę się spotykał. - Proszę im tylko najpierw pozwolić okazać sza cunek. Uważam, że wasza wysokość wybrał znako mitą okazję na pierwsze publiczne wystąpienie. Oby watele, których dzisiaj wasza wysokość odwiedzi, będą zaszczyceni jego obecnością.
136
LEANNE BANKS
- Byliby bardziej zadowoleni z nowych sto dół... - mruknął Daniel, poprawiając krawat. Spoj rzał na zegarek. - Czas na nas. Premier wysyła z nami swoją siostrzenicę. Mówi, że byłyście ra zem w tej samej szkole z internatem. To Christina Whitestone. - Przez krótki czas - odparła Erin. Pamiętała Christinę. Została usunięta ze szkoły za wykradanie się późnymi wieczorami na spotkania z chłopcami. Była bardzo rozpustna. Prawdopodobnie zaplanowała uwiedzenie Daniela. A może, co jeszcze gorsze, do prowadzenie do tego, żeby się z nią ożenił. Erin ogar nęła zazdrość. - Co o niej wiesz? - spytał Connelly. Wyszli z królewskich komnat. Wiem, że to zdzira! pomyślała Erin. Wzięła oddech i powiedziała: - Nie znam jej zbyt dobrze. Byłyśmy w tej samej szkole jedynie przez krótki czas. Daniel zatrzymał się w miejscu i przyjrzał się Erin. - Co o niej wiesz? Chciałbym usłyszeć prawdę. Mam dość kłopotów ze znalezieniem w pałacu osób, którym mógłbym zaufać... - Doprawdy, nie jestem jej bliską znajomą, wasza wysokość. Znam tylko opinie o niej. Daniel uniósł brwi. - A jaką ma opinię? - Kobiety rozwiązłej. Uśmiechnął się pod nosem. - Co za pocieszająca wiadomość - skomentował,
KRÓL Z CHICAGO
137
ruszając dalej. - Myślałem, że powiesz, iż panna Whitestone interesuje się szpiegostwem politycznym. - Jestem głęboko przekonana, że szpiegostwo po lityczne to ostatnia rzecz, jaka mogłaby zaintereso wać Christinę... Erin od razu w tłumie dworzan zauważyła Christi nę, która miała na sobie sukienkę podkreślającą każdą krągłość jej ciała. Zobaczywszy Daniela, uśmiechnęła się dwuznacznie i dygnęła w sposób, który dokładniej uwidocznił następcy tronu jej biust w powiększonym dekolcie. Erin miała nadzieję, że nie widać, jak zielenieje z zazdrości.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Odwiedziny Daniela w pierwszym gospodarstwie nie mogłyby przebiegać lepiej, jeśli nie liczyć wybu chającego raz po raz ostrego śmiechu Christiny. Da niel pozwolił chłopu ukłonić się z głębokim respe ktem, po czym natychmiast sam okazał mu swój sza cunek, podając mu rękę i pytając o spaloną farmę, po której chodzili wraz z królewską świtą. Przed odjazdem następcy tronu rolnik powiedział, jak bardzo jest wdzięczny sąsiadom za okazaną mu pomoc w postaci darowanych materiałów oraz fizy cznej pracy przy odbudowie zniszczonej stodoły. Erin natychmiast wiedziała, co zrobi Daniel. - Czy mógłbym do nich dołączyć? - spytał. Chłop patrzył na niego w zdumieniu, zawstydzony niezwykłym pytaniem przyszłego króla. - Wasza wysokość! Nie śmiałbym... Nie mógł bym nawet... - Ojciec nauczył mnie posługiwać się młotkiem - zapewnił Connelly. - Zawsze przydaje się jeszcze jedna para rąk. - Zaczął ściągać marynarkę. Erin przyskoczyła do niego i spytała: - Czy wasza wysokość jest pewien tego, co robi? - Odebrała mu marynarkę.
KRÓL Z CHICAGO
139
- Absolutnie pewien - odparł Daniel, ściągając krawat i rozpinając górne guziki koszuli. - Mówiłem, że nie ma sensu, żebym wkładał garnitur. Do następcy tronu podszedł Anthony Muller. - Nie chcemy, żeby wasza wysokość się zranił - szepnął. Daniel popatrzył na niego. - Rozumiem, że to grzeczny sposób zwrócenia mi uwagi, żebym przypadkiem nie uderzył się młotkiem. Ale sądzę, że dam sobie radę. Proszę powiedzieć członkom mojej świty, że jeśli chcą się przyłączyć, dwór pokryje wydatki za pralnię. Christina i kilku sekretarzy patrzyli ze zdumie niem, jak przyszły król dołącza do oniemiałych chło pów budujących stodołę. Fotografowie robili zdjęcie za zdjęciem. Erin podeszła do chłopek podających mężom soki i wodę. Daniel wypił szklankę wody, stojąc pod pracujący mi na dachu rolnikami. Pot spływał mu po szyi. Jego biała koszula przykleiła się do muskularnego ciała; była teraz prawie przezroczysta. Erin patrzyła na nie go jak zahipnotyzowana. Nagle usłyszała krzyk, spojrzała w górę i zobaczy ła spadający na Daniela młotek. Nie puszczając trzy manej tacy, rzuciła się naprzód, żeby odepchnąć na stępcę tronu na bok. Jednocześnie uniosła rękę, aby odtrącić młotek. Drugą wciąż ściskała tacę. Młotek uderzył ją w głowę trzonkiem. Poczuła doj mujący ból. - Erin! - krzyknął Daniel.
140
LEANNE BANKS
Przez chwilę nic nie widziała. Czuła, że omdlewają jej ręce. - Taca! - wymamrotała odruchowo. Zachwiała się, a potem poczuła, że pada. Kiedy odzyskała przytomność, zobaczyła nad sobą twarz Daniela. - Czy upuściłam tacę? - szepnęła, krzywiąc się z bólu. Nadbiegli chłopi i członkowie świty. Jeden z gwar dzistów zabrał półprzytomną Erin z rąk następcy tro nu i zaniósł ją do limuzyny. Connelly zajrzał do samochodu i spytał: - Jak się czujesz?!... - Nic mi nie jest... - Bolało ją bardzo, ale i tak czuła się upokorzona. - Chyba nie nadawałabym się na baseballistę. Tego też nie nauczyłam się w szkole dobrego wychowania. - Co z twoją głową? - pytał poważnie Daniel. Ostrożnie dotknęła głowy i poczuła powiększa jącego się guza. - Nic takiego - skłamała. - Pewnie mam tylko małego siniaka. Przepraszam za zamieszanie. Daniel dotknął jej głowy. - Masz guza. Zawiozą cię do pałacowego lekarza. Erin zaczerwieniła się ze wstydu. - Absolutnie nie ma takiej potrzeby. Daniel zwrócił się do gwardzisty: - Proszę zawieźć ją do pałacu i dopilnować, żeby zbadał ją lekarz. - Jak wasza wysokość sobie życzy.
KRÓL Z CHICAGO
141
Pomimo protestów Erin, Daniel zamknął drzwi limu zyny. Pomyślała, że nadspodziewanie szybko świetnie poczuł się w roli człowieka wydającego rozkazy. Zbadawszy Erin, lekarz polecił przynieść jej obiad do pokoju i nakazał położyć się. Powiadomił, że co parę godzin będzie ją budził, aby sprawdzać stan jej zdrowia. Pomyślała, że traktują ją jak dziecko. Zasnę ła jednak, pomimo włączonego światła. Kilka godzin później obudził ją jakiś dźwięk. Zo baczyła stojącego koło łóżka mężczyznę. Przeraziła się tak, że chciała krzyczeć, ale nie była w stanie. - To ja, Daniel - powiedział mężczyzna, zbliżając się tak, żeby mogła zobaczyć jego twarz. Z ulgą opadła na poduszkę. - Omal nie umarłam ze strachu. - No, to masz za swoje. Ja też omal nie umarłem ze strachu, kiedy postanowiłaś zderzyć się głową z młotkiem. - Nie mogłam pozwolić, żeby ów młotek trafił ciebie. I nie miałam gdzie odstawić tacy. Daniel zachichotał, co sprawiło Erin radość. - Trudno ci wypuścić cokolwiek z rąk - powie dział. Zamknęła oczy i przycisnęła dłoń do czoła. - To przez to szkolenie. Chociaż pewnie wolałbyś, żeby nauczyli mnie, jak zrobić unik przed lecącym młotkiem. Albo gwizdać na palcach. Daniel położył rękę na jej dłoni. Erin przestała na chwilę oddychać. Jak dobrze! Tak bardzo brakowało jej jego dotyku!
142
LEANNE BANKS
- Co, tak naprawdę, z twoją głową? - W porządku... - Pomyślała, że jeśli nie będzie się ruszać, Daniel zostanie może jeszcze chwilę. - Dziękuję ci, że uratowałaś mnie przed młotkiem. Jesteśmy teraz kwita. - Jak to: jesteśmy kwita? - Pomogłem ci ujść kuli, a ty mnie - młotkowi. Erin pokręciła głową. - Ten młotek prawdopodobnie by cię nie zabił. - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że Christina ma tak denerwujący śmiech? - Myślę, że większość mężczyzn raczej jej nie słucha, tylko patrzy na jej inne... walory. Prawdopo dobnie premier ma nadzieję, że dostrzeżesz w niej kandydatkę na królową. Wprawdzie jest... - Erin szu kała możliwie najgrzeczniejszego słowa - wyjątkowo doświadczona erotycznie, jednak ma znakomite po chodzenie. Mógłbyś trafić gorzej. - Poczuła niesmak. Daniel uniósł dłoń Erin do ust. - Czemu rozmawiamy o Christinie? - spytał reto rycznie. - Ty zacząłeś. Usiadł na łóżku. Wpatrywał się w twarz Erin. - Nie wiem, co mam z tobą zrobić - mruknął. Najpierw mnie oszukujesz, a potem ratujesz przed spadającym młotkiem. Erin poczuła ucisk w gardle. - Nie miałam zamiaru cię oszukiwać... - zaczęła, ale Daniel położył palec na jej ustach i pokręcił głową. - Lepiej już nic nie mów.
KRÓL Z CHICAGO
143
Było jej okropnie smutno. Widziała, że Daniel wciąż walczy z bólem, jaki mu zadała, i z gniewem. - Czy kiedykolwiek będziesz w stanie mi przeba czyć? - szepnęła. Popatrzył na nią przeciągle. W końcu pokiwał głową. - Będę w stanie ci przebaczyć, ale... ufać ci - to co innego. Zdawała sobie sprawę, że straciła coś bardzo cen nego. - Czy czujesz to samo, co ja? - spytała. Skinął głową i zbliżył wargi do jej ust. Zamknęła oczy i wdychała jego zapach, czuła dotyk jego warg. Otworzyła usta, chcąc sprawić Danielowi przyje mność. Zastanawiała się, czy jest możliwe okazać mu miłość w tak przekonujący sposób, żeby poczuł to w swoim sercu. Całowali się namiętnie. Erin włożyła dłoń we wło sy Daniela. W odpowiedzi wsunął dłonie pod cieniut kie ramiączka jej koszuli nocnej i zaczął pieścić jej piersi. Natychmiast poczuła, że jej sutki sztywnieją. - Powinienem przestać - powiedział i cofnął się trochę. - Na pewno bardzo boli cię głowa. - Nie boli. - Wsunęła Danielowi dłonie pod ko szulę. - Czy zdajesz sobie sprawę, że wszystkie ko biety nie mogły dzisiaj oderwać od ciebie wzroku. Były pod wrażeniem twoich szerokich ramion i wspa niałych mięśni. Uśmiechnął się nieznacznie.
144
LEANNE BANKS
- Nie przyszło mi to do głowy. Nie wiedziałem, że zwróciłaś uwagę na moje ciało. Erin omal nie jęknęła. - To najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek po wiedziałeś. - Dlaczego? Nigdy nie mówiłaś słowa na temat mojego ciała. - Hm, myślałam, że wyrażałam swoją opinię czy nami. Daniel zmrużył oczy. - A co myślisz na ten temat w tej chwili? - Chodź tu bliżej, to ci pokażę. Zaczęli się kochać, ale nagle Daniel wycofał się. - Co się stało? - spytała. - Nie mam prezerwatywy - powiedział głosem, który wskazywał na to, że targają nim sprzeczne uczucia. Zamknął oczy, a potem odsunął się od Erin. - Nie powinienem był tego robić - mruknął. Rozumiała, że zawiódł się na niej, że był na nią zły. Jego fascynacja nią minęła. Ale najokropniejsze było dla niej to, że Daniel żałuje tego, co z nią robił. - Powinieneś już iść - szepnęła, powstrzymując płacz. Czuła, że popatrzył na nią, ale nie podnosiła wzroku. - Śpij, Erin. Poczekała, aż wyjdzie, a potem ukryła twarz w po duszce i płakała. Wiedziała, że nie będzie już w stanie spojrzeć na Daniela. Pozostawało jej tylko jedno musiała opuścić pałac.
KRÓL Z CHICAGO
145
Przez następne dwa dni Daniel unikał Erin. Miał tyle pracy, że nie było to trudne. Wyrzucał sobie sła bość. Nie powinien był kochać się z nią tamtej nocy, jednak nie zdołał opanować pożądania. Nawet i teraz walczył z powracającą bez przerwy chęcią zobacze nia jej. Trzy dni bez Erin to było zbyt długo. Trzeciego dnia rozglądał się za nią, ale nie zauważył jej ani razu. Podczas wieczornego obiadu, przy którym zała twiał ważne interesy, od niechcenia spytał o Erin Anthony'ego Mullera. Szef królewskiej kancelarii wzruszył ramionami. - Zrezygnowała z pracy. Przedwczoraj. - Słucham?! Muller musiał zauważyć niezadowolenie Daniela. - Przepraszam, sądziłem, że wasza wysokość o tym wie. Panna Lawrence wyprowadziła się z pa łacu i zatrudniła się w jednym z miejscowych biur turystycznych. - W biurze turystycznym?! Czy nie przeprowadzi ła się do ojca? - Nie. Wynajęła małe mieszkanie na drugim końcu miasta. Firma, w której się zatrudniła, dobrze prosperuje. Zajmują się cateringiem dla biznesmenów, przewodnic twem górskim, urządzaniem przyjęć na plaży. Daniel poczuł, że krew napływa mu do głowy. - Przyjęcia dla biznesmenów na plaży?! To mi pachnie usługami towarzyskimi! Muller przestąpił z nogi na nogę. - Z tego, co wiem, ta firma nie prowadzi żadnej nielegalnej działalności.
146
LEANNE BANKS
Connelly uspokoił się odrobinę. - Chciałbym, żeby pan zbadał rozkład zajęć panny Lawrence oraz podał mi jej nowy adres. Proszę zająć się tym natychmiast. Nie był w stanie przełknąć ani kęsa więcej. Zaraz po zakończeniu obiadu, który ciągnął się jeszcze go dzinę, szef kancelarii przekazał następcy tronu zamó wione informacje. Większość z nich nie podobała się Danielowi. Tego wieczora Erin prowadziła ognisko na plaży. Myśl o niej pośród tych wszystkich facetów była dla Daniela nieznośna. Zastanawiał się, dlaczego nie wróciła do ojca, ale podejrzewał, że nie rozmawiali już ze sobą. I prawdo podobnie Erin okropnie z tego powodu cierpiała. By ło jasne, że pragnęła bliskiej relacji z ojcem. A mimo to poddała się uczuciom do Daniela. Zdawał sobie z tego sprawę. Miał teraz prawdziwy zamęt w głowie. Erin została wysłana do Stanów Zjednoczonych z zadaniem prowadzenia z nim fał szywej gry. I prowadziła ją. Ale jednak nie dokonała tego, co najwyraźniej zlecił jej ojciec. Zastanawiał się, czy to dlatego nie mieszkała teraz z ojcem. Ku własnemu zdumieniu czuł, że chce chronić Erin. Pomyślał o tym, jak się kochali. O jej przeraże niu, gdy kula drasnęła jego czoło. O głębokim bólu malującym się na jej twarzy, kiedy ją odrzu cił. O tym, z jaką determinacją starała się zrobić wszystko, żeby czuł się w pałacowych komnatach jak w domu. Chciał, żeby wróciła.
KRÓL Z CHICAGO
147
Wydał polecenia Mullerowi. Siedzieli akurat w li muzynie. - Nie mogę powiedzieć, żeby niezapowiedziane pojawienie się waszej wysokości na odbywającym się dziś na plaży przyjęciu było dobrym pomysłem - po wiedział otwarcie Muller. - Dziękuję za szczerą opinię. Czy powiadomiłeś gwardię, gdzie się udaję? - Tak. Dowódca gwardii jest nadzwyczaj niezado wolony. - Przeżyje to. Anthony westchnął. - Czy wasza wysokość jest pewien, że chce to zrobić? - Najzupełniej. Erin pomyślała, że jeśli będzie musiała tańczyć z jeszcze jednym mężczyzną, chyba zacznie krzy czeć. Ognisko buzowało, szumiało morze, kwartet smyczkowy grał żywą ludową melodię. Kwartet nareszcie zrobił przerwę. Erin zerknęła ukradkiem na zegarek. Jeszcze czterdzieści pięć mi nut i będzie mogła wrócić do swojego mieszkania i paść na łóżko. Dzień i noc nawiedzały ją myśli o Danielu, ale mimo to poczuła się wolna, kiedy przeprowadziła się do własnego mieszkanka. Miała pracę i nie była od nikogo zależna. Znowu zaczęli grać. Do Erin podszedł kolejny mężczyzna i z uśmiechem zapytał:
148
LEANNE BANKS
- Zatańczy pani? Powstrzymała westchnienie i pozwoliła złapać się za rękę. Nagle, w połowie utworu, bawiący się ludzie za częli pokazywać na plażę. Erin obejrzała się przez ramię, ale nie wiedziała, o co chodzi, gdyż tańczyła akurat od wrócona plecami do wskazywanego kierunku. Po chwili zobaczyła patrzącego na nią Daniela. Serce jej zadrżało, pomyliła się i nastąpiła swojemu partnerowi na nogę. Chrząknął, niezadowolony. Daniel podszedł i poklepał mężczyznę w ramię. Ten spojrzał na niego, zirytowany. - To mój taniec! Czekałem cały wieczór. Zbliżył się jeden z królewskich gwardzistów. - Chciałbym przedstawić następcę tronu Altarii. Oczy tańczącego z Erin biznesmena omal nie wy szły z orbit. - Następca tronu?! To pan ma zostać królem Al tarii? - Tak. - Daniel wyciągnął rękę. - A pan jak się nazywa? - Bob Fuller... - Miło mi cię poznać, Bob. Podoba ci się tutaj? - Pewnie. Jest super. Ciepło, plaża, kobiety... Zerknął na Erin. Uśmiech Daniela stracił szczerość. - Czy pozwolisz, że dokończę ten taniec? Fuller spojrzał na Erin. - Proszę. Daniel natychmiast objął Erin.
KRÓL Z CHICAGO
149
- Co ty tu robisz, u licha?! - Pracuję. Taniec należy do mojej pracy. - Czeka na ciebie zajęcie w pałacu. - Zwolniłam się. - Serce Erin waliło jak młotem. Connelly wyglądał tak, jakby w myślach Uczył do dziesięciu, żeby nie wybuchnąć gniewem. - Mówię o pracy na innym stanowisku - powie dział. - Jakim? Wyprowadzaczki królewskiego psa i na łożnicy? Przeraziła się własnych słów. Chyba przesadziła. - Musimy porozmawiać - odpowiedział Daniel. - Jedziesz ze mną. - Nie mogę. Potrzebuję tej pracy. - Rezygnujesz z niej. - Nie wydaje mi się... - A ja to wiem. - Connelly wziął Erin na ręce i poniósł ją przez plażę. Wokół rozległy się chichoty. - Co ty wyprawiasz?! - syknęła, gdy brnął z nią przez piasek w kierunku czarnej limuzyny. - Powiem ci, kiedy dojedziemy do pałacu. Podczas krótkiej jazdy Erin siedziała z założonymi rękami, na znak buntu. Tym razem Daniel posunął się za daleko. Wiedziała, że wyrzucają za to z pracy, i to była jego wina. Kiedy limuzyna zatrzymała się, Daniel wysiadł i otworzył drzwi od strony Erin. - Chcę wrócić do swojego mieszkania - powie działa. - Nie masz prawa trzymać mnie siłą w pałacu. Daniel sapnął i zaklął pod nosem.
150
LEANNE BANKS
- Skoro robisz trudności... - Po tych słowach za rzucił ją sobie na ramię. Erin krew napłynęła do głowy. - Natychmiast mnie postaw! - syknęła. - Postaw mnie! Przynosisz wstyd nam obojgu! - Wcale się nie wstydzę. - Daniel niósł ją przez wielki hol. - No, postaw mnie... - Erin czuła, że traci pano wanie nad sobą. - Post... - Dostała czkawki. - No i zobacz, co zrobi... - Czknęła znowu. Daniel opuścił ją niżej i niósł dalej, tylko w mniej nieeleganckiej pozycji. Popatrzył na nią i powiedział: - Chcę sprawić, żebyś miała czkawkę do końca życia. - Co ty wygadujesz?! - Chcę się z tobą ożenić. Erin zamrugała oczami, wstrzymując oddech. Ser ce także prawie jej zamarło. Tylko czkawka trwała. - Przecież nie możesz się ze mną ożenić - szepnę ła. - Bo mi nie ufasz. - Zmieniłem zdanie. Już prawie zmieniłem. Zagryzła wargi. - Nie wyobrażam sobie, żebym miała jakikolwiek wpływ na tak zdecydowanego człowieka jak ty. - W takim razie musisz zastanowić się nad swoją wyobraźnią. Erin umilkła, jedynie czkawka jej nie przechodziła. Czuła się, jakby świat wykonał pół obrotu. Wszystko się zmieniło. Na lepsze. Patrzyła na Daniela i zasta-
KRÓL Z CHICAGO
151
nawiała się, czy można fizycznie znieść taką eksplo zję nadziei i miłości. - Chcę, żebyś była ze mną cały czas - odezwał się znowu Daniel. - Niech ci będzie! Sprawię ci nawet pudla. Dla Erin pudel był w tym momencie ostatnią rze czą, która mogłaby jej przyjść do głowy. Daniel spoglądał teraz poważnie. - Kiedy na ciebie patrzę, chcę rzeczy, których nig dy dotąd nie pragnąłem - mówił. - Chcę kochać cię i ochraniać do końca życia. Pragnę mieć z tobą dzieci i wychowywać je. Chcę przeprowadzić Altarię w no wą erę dobrobytu, z tobą przy boku. Ale przede wszystkim, Erin, chcę przeżywać z tobą każdy dzień mojego życia. Erin... Powiedz coś! - Tak! - szepnęła, i w tym samym momencie ofia rowała Danielowi swoje serce. Zastanawiała się, jak to się stało, że przez całe życie czuła się jak tułacz, a teraz odnalazła dom. - Tak!... - powtórzył Daniel, jakby nie wierzył do końca w jej wypowiedzianą pod wpływem emocji odpowiedź. - Tak - powtórzyła z całym przekonaniem. Wyjdę za ciebie. Będę stała przy twoim boku. Uniosła dłoń i dotknęła silnie zarysowanej szczęki Daniela. - Będę cię kochać. Zawsze! - Nie miała naj mniejszych wątpliwości, że tak się stanie.
EPILOG
Erin i Daniel pobrali się tydzień później na wielkim trawniku przed pałacem. Królewscy doradcy odra dzali tak wielki pośpiech, ale Connelly uparł się. Dłu gi miesiąc miodowy trzeba było odłożyć do czasu koronacji, lecz dla Erin nie miało to wielkiego zna czenia. Wiedziała, że Daniel martwi się trwającym śledztwem w sprawie śmierci króla Thomasa i księ cia Marka i że nie spocznie, dopóki mordercy nie zostaną wykryci i ukarani. Pomimo wątpliwości Erin, Daniel chciał, żeby jej ojciec był obecny podczas ceremonii ślubu i na we selu. Tłumaczył jej, że będzie miała wówczas poczu cie jedności rodziny, którego przez całe życie jej bra kowało. Przez chwilę Erin i jej ojciec spoglądali na siebie dziwnie, jednak wyczuła, że ojciec pragnie pojednać się z nią tak samo silnie, jak ona z nim. Po ślubie i przyjęciu życzeń od gości, które były transmitowane przez zagraniczne stacje telewizyjne, Erin i Daniel wymknęli się do Dunemere - położonej na plaży willi Rosemere'ów. Erin wiedziała, że będą tam jeździć wielokrotnie, w poszukiwaniu prywatno-
KRÓL Z CHICAGO
153
ści. Willa cała tonęła w kwiatach przysłanych przez rodzinę Connellych. Młoda para była bardzo szczę śliwa. Erin nigdy nie marzyła, że kiedyś poczuje się tak kochana. Popatrzyła na męża odpoczywającego po miłos nych uniesieniach. - Kocham cię - powiedział. Widać było w jego oczach, że mówi prawdę. - Chce mi się płakać ze szczęścia za każdym ra zem, kiedy mi to mówisz. Daniel uśmiechnął się. - Czy to lepsze niż czkawka? Roześmiała się. - Chyba tak. - Przesunęła palcem po jego szczęce. Pomyślała o ślubach, które dopiero co sobie złożyli. - Czasami myślę, że nie rozumiem twojej decyzji. Nie wiem, dlaczego mnie wybrałeś - powiedziała. - Czemu zechciałeś ożenić się akurat ze mną? Daniel odwrócił wzrok. - Od pierwszej chwili, kiedy tylko cię poznałem, czułem, że mogę ci ufać. Erin poczuła skurcz w żołądku. Zamknęła oczy. Wciąż ciężko jej było myśleć o tym, jak głęboko zraniła Daniela. - Popatrz na mnie - odezwał się, całując ją deli katnie. - Nawet po tym, kiedy usłyszałem tę wa szą straszną rozmowę, twoją i ojca, w głębi serca czułem, że jednak mogę ci ufać. I było to trafne prze czucie... Ofiarowałem ci siebie, moje życie, moją przyszłość.
154
LEANNE BANKS
Do oczu Erin napłynęły łzy. - Czy wiesz, że dzięki tobie stałam się najszczę śliwszą kobietą na świecie? - Erin... Ja dopiero zacząłem...