Szczere wyznania Adriana Alberta Mole'a, Margaret Hildy Roberts i Susan Lilian Townsend Sue Townsend Szczere wyznania Adriana Alberta Mole'a, Margaret Hildy Roberts i Susan Lilian Townsend Z angielskiego przełoŜyła Hanna Pawlikowska Ilustrował Jerzy Rozwadowski KsiąŜka i Wiedza Tytuł oryginału: True Confessions of Adrian Albert Mole, Margaret Hilda Roberts and Susan Lilian Townsend i część: Adrian Mole and the Smali Amphibians z: Adrian Mole from Minor to Major Copyright © 1984, 1985, 1986, 1987, 1988, 1989, 1991 by Sue Townsend Opracowanie graficzne: Jerzy Rozwadowski Redaktor: ElŜbieta Kobusińska Redaktor techniczny: Krystyna Kaczyńska Korekta: Ewa Dmowska, Ewa Dlugosz-Jurkowska © Copyright for the Polish editioń by Wydawnictwo „KsiąŜka i Wiedza", Warszawa 1993 Wyd. 1. Obj. ark. druk. 16,5 Skład wykonano w systemie ,,Poltype" w „KiW" Druk i oprawę Trzynaście tysięcy sto sześćdziesiąta publikacja ,,KiW" ISBN 83-05-12647-1 Druk i oprawa: Szczecińskie Zakłady Graficzne AL Wojska Polskiego 128 PRZEDMOWA AUTORKI Najmilszy Czytelniku, od czasu skandalu wywołanego sprawą tzw. pięciu krasnoludków w łóŜku (chociaŜ ja dalej utrzymuję, Ŝe było ich tylko czterech) z rzadka jedynie odwiedzam cywilizację. Co drugi wtorek skromne zapasy dowozi mi wózek zaprzęŜony w osła. Palę zebranym na wrzosowiskach torfem, a wodę czerpię ze studni usytuowanej szczęśliwie w odległości zaledwie trzech mil od mojej chaty. Zaspokaja to moje potrzeby. CóŜ znaczy dla mnie sława. CóŜ takiego mi dało uŜywanie perfum Joy? Nic, prócz dodatkowych ukąszeń komarów podczas pobytu za granicą. Odwiedzający mnie czasami goście przywoŜą nowiny z błyskotliwej sceny literackiej Londynu. Czasem teŜ przywoŜą zamówienia. W ten sposób zarabiam na skromne Ŝycie, jakie sobie wybrałam. Ta ksiąŜka stanowi zbiór szkiców i artykułów z ostatnich kilku lat. Znalazły się tu takŜe nie publikowane dotychczas materiały, na przykład Korespondencja więzienna pomiędzy A. Mole'em i Barrym Kentem. Jak równieŜ trochę wierszy A. Mole'a (zamieszczonych tu jedynie dlatego, Ŝe autor groził podjęciem śmiertelnej głodówki, jeśli się nie zgodzę). Taktyka szantaŜu stosowana przez A. Mole'a okazała się na tyle skuteczna, Ŝe jemu przypadła lwia część tej ksiąŜki. Muszę jednak podkreślić, Ŝe nie jest to „ksiąŜka Mole'a", bo mam w niej udział zarówno ja, jak i Margaret Hilda Roberts. Chata Starej Wiedźmy Szczyt Wzgórza Czarne Wrzosowisko okolice Buxton
kwiecień 1989 NOTY O AUTORACH TEKSTÓW Adrian Albert Mole. Był wydawcą i głównym autorem tekstów pisma „Głos MłodzieŜy" w szkole średniej im. Neila Armstronga. Później wiersze jego ukazały się w „Leicester Mercury" i „Skegness Herald". Tom wierszy zatytułowany Niesforna kijanka wydała na koszt autora oficyna Vanity Publishers Ltd w 1987 roku. Aktualnie pisze powieść o wschodnich Midlandach pod tytułem Spójrzcie! Płaskie wzgórza mojej rodzinnej ziemi. Adrian Mole mieszka w Leicester ze swoim psem. W 1986 roku uzyskał rekordowe odszkodowanie od niedoszłej pisarki Sue Townsend, która opublikowała jego dzienniki jako własny utwór literacki. Margaret Hilda Roberts. Te fragmenty dziennika znaleziono między kartkami KsiąŜki kucharskiej dla dziewcząt na wyprzedaŜy staroci z bagaŜnika samochodu w Grantham w pewien świąteczny poniedziałek 1988 roku. Niestety, nic nie wiadomo o Margaret Hildzie Roberts ani o tym, co się z nią stało. Istnieje przypuszczenie, Ŝe fragmenty dziennika pochodzą z lat trzydziestych. Susan Lilian Townsend. W pewnym okresie cieszyła się sławą, ale popadła w zapomnienie po zamieszaniu w skandal „pięciu krasnoludków w łóŜku" w 1989 roku, za co skazano ją na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Popularna prasa szeroko rozkolportowała komentarz sędziego: „Pomyśleć, Ŝe kobieta w pani wieku mogła zniŜyć się do poziomu krasnoludków". Od czasu owego skandalu mieszka samotnie na ponurym wrzosowisku w pobliŜu Buxton. Twierdzi, Ŝe jedyne jej towarzystwo stanowi rodzina kulików i olbrzymi grzyb w rogu pokoju. Ma czterdzieści trzy lata. Susan Lilian Townsend. W pewnym okresie cieszyła się sławą, ale popadła w zapomnienie po zamieszaniu w skandal „pięciu krasnoludków w łóŜku" w 1989 roku, za co skazano ją na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Popularna prasa szeroko rozkolportowała komentarz sędziego: „Pomyśleć, Ŝe kobieta w pani wieku mogła zniŜyć się do poziomu krasnoludków". Od czasu owego skandalu mieszka samotnie na ponurym wrzosowisku w pobliŜu Buxton. Twierdzi, Ŝe jedyne jej towarzystwo stanowi rodzina kulików i olbrzymi grzyb w rogu pokoju. Ma czterdzieści trzy lata. Adrian Albert Mole Adrian Albert Mole BOśE NARODZENIE ADRIANA MOLE'A Wigilia Coś dziwnego zrobiło się z BoŜym Narodzeniem. Nie jest takie jak w czasach dzieciństwa. Prawdę mówiąc, nigdy nie minął mi szok spowodowany odkryciem, Ŝe rodzice okłamywali mnie rokrocznie na temat istnienia świętego Mikołaja. W wieku lat jedenastu traktowałem świętego Mikołaja jak samego Boga, który wszystko widzi i wszystko wie, tyle Ŝe w przeciwieństwie do Boga nie ponosi odpowiedzialności za róŜne paskudztwa typu trzęsienia ziemi, głód czy wypadki samochodowe. LeŜałem w łóŜku pod kocami (jak prymitywnie brzmi dzisiaj słowo „koc", kiedy wszyscy tak dobrze poznaliśmy zalety kontynentalnych kołder), serce mi się tłukło, a dłonie wilgotniały od potu w radosnym oczekiwaniu na dziewiczy album „Beano". WyobraŜałem sobie olbrzymiego, dobrodusznego Mikołaja, który patrzy ze swoich niebiańskich sanek na nasz ślepy zaułek i powiada do swoich elfów: „Dajcie Adrianowi Mole'owi w tym roku coś przyzwoitego. To dobry dzieciak. Nigdy nie zapomina opuścić deski sedesowej". Ach... ta dziecięca naiwność. Niestety, osiągnąwszy wiek dojrzały (16 lat, 8 miesię10 On n
n cy, 22 dni, 5 godzin i 6 minut), wiem doskonale, Ŝe rodzice biegają teraz po centrum miasta z szaleństwem w oczach, ogarnięci typową paniką konsumentów, i powtarzają z desperacją: „Co by tu kupić dla Adriana?" Czy więc moŜna się dziwić, Ŝe Wigilia straciła cały swój groźny urok? 2.15 w nocy. Właśnie wróciłem z naboŜeństwa. Jak zwykle przeciągnęło się ponad miarę. Mama zaczęła się nerwowo kręcić juŜ po pierwszej godzinie kolęd w wykonaniu Ŝon młodych spółdzielców. Bez przerwy szeptała: „Muszę za chwilę iść do domu, bo ten cholerny indyk do rana się nie rozmrozi". Przedstawienie szopki po raz kolejny zrujnowała obecność w kościele Ŝywego osła. Osioł nigdy nie potrafi się zachować i zawsze powoduje niemałe kłopoty, więc zupełnie nie rozumiem, dlaczego pastor nas na to naraŜa. Wiadomo, Ŝe jego szwagier prowadzi jakieś schronisko dla osłów, ale co z tego? Trzeba jednak przyznać, Ŝe naboŜeństwo było cholernie wzruszające. Nawet dla mnie, choć jestem zagorzałym egzystencjalistą nihilistycznym. BoŜe Narodzenie Niezła kolekcja prezentów, zwaŜywszy, Ŝe ojciec jest bezrobotny. Dostałem szary sweter z suwakiem, o który prosiłem. Mama oświadczyła: „Jeśli chcesz 12 wyglądać jak szesnastoletni Frank Bough, to proszę bardzo, moŜesz to nosić!" Słownik Oksfordzki pomoŜe mi wzmocnić siłę moich wypowiedzi. Ale najlepszym prezentem jest elektryczna golarka. JuŜ trzy razy się goliłem. Mam golenie tak gładkie jak kule bilardowe. Ktoś powinien kupić podobny prezent dla Leona Brittaina. Minister przypominający gangstera, który całą noc spędził w nowojorskim komisariacie, nie przyczynia się do podniesienia prestiŜu Wielkiej Brytanii. O 11.30 pojawili się ci cholerni Sugdenowie, krewni mamy z Norfolk. Wyciągnąłem więc rodziców z łóŜka, a potem udałem się do swojego pokoju, Ŝeby czytać rocznik „Beano". Chyba ostatnio się wyrobiłem i jestem zbyt oczytany, bo bardzo mnie zawiódł poziom zamieszczanych tam dowcipów. Wyszedłem ze swojego pokoju akurat na świąteczny obiad i musiałem podjąć rozmowę z Sugdenami. W ciągu minuty opowiedzieli mi z przeraŜającymi detalami o cyklu rozwojowym ziemniaka odmiany król Edward, od bulwy aŜ do frytki. Jednak moje wypowiedzi na temat przemysłu skórzanego w Norwegii nie zainteresowały ich w najmniejszym nawet stopniu. Prawdę mówiąc, robili wraŜenie znudzonych. JuŜ taki mój pech, Ŝe mam w rodzinie filistynów. Obiad był, jak zwykle, spóźniony. Mama nigdy nie opanowała sztuki koordynacji poszczególnych składników posiłku. Zawsze przygotowuje sos, zanim kartofle w piekarniku zaczną się rumienić. Poszedłem 13 do kuchni, Ŝeby wesprzeć ją radą, ale spoza kłębów pary rozległ się wrzask: „ZjeŜdŜaj stąd natychmiast!" Kiedy wreszcie obiad był gotowy, okazał się całkiem niezły, tyle Ŝe przy stole brakowało błyskotliwej wymiany zdań, nikt nie powiedział Ŝadnego kawału. Chciałbym, prawdę mówiąc, jadać obiad w BoŜe Narodzenie w towarzystwie Neda Sherrina. Jego rodzinie cholernie się poszczęściło. ZałoŜę się, Ŝe boki zrywają ze śmiechu. Sugdenowie nie popierają picia, toteŜ za kaŜdym razem kiedy moi rodzice ośmielili się choćby spojrzeć na butelkę alkoholu, tamci zaciskali usta i siorbali herbatę. (Owszem, moŜna to robić równocześnie. Widziałem na własne oczy.) Wieczorem rozegraliśmy chaotyczną partyjkę kart. Dziadek Sugden wygrał od ojca cztery tysiące funtów. Potem nastąpiły nie kończące się Ŝarty na temat weksla, który ojciec powinien wystawić dziadkowi, ale ojciec
oświadczył mi w kuchni: „Nie mam najmniejszego zamiaru podpisywać Ŝadnego papierka, bo ten zachłanny zgred zaciągnie mnie do sądu, zanim się spostrzegę!" Sugdenowie wcześnie pokładli się spać na naszych pordzewiałych łóŜkach polowych. O świcie wyjeŜdŜają do Norfolk, poniewaŜ boją się kartoflanych kłusowników. Teraz juŜ wiem, dlaczego mama jest uparta i ma skłonności do naduŜywania alkoholu. To po prostu rezultat ogłupiającego dzieciństwa wśród pól kartoflanych w Norfolk. 14 Drugi dzień świąt BoŜego Narodzenia Obudził mnie o świcie zardzewiały ford escort dziadka Sugdena, który nie chciał zapalić. Wiem, Ŝe powinienem zejść na dół i pomóc go pchać, ale wydawało mi się, Ŝe babcia Sugdenowa nieźle sobie z tym radzi. Chyba dlatego, Ŝe od tylu lat przerzuca worki kartofli. Rodzice udawali, Ŝe jeszcze śpią, ale wiedziałem, Ŝe to nieprawda, bo z ich sypialni dochodziły odgłosy niepohamowanego śmiechu, a kiedy silnik Sugdenów zaskoczył i escort wyturłał się w końcu za zakręt naszego zaułka, wyraźnie usłyszałem strzelający korek od szampana i brzęk kieliszków. Nie mówiąc juŜ o głośnych „na zdrowie". Zasnąłem znów, ale o 9.30 obudził mnie pies lizaniem, więc wziąłem go na spacer w okolice domu Pandory. Na podjeździe nie było volva jej ojca, co oznaczało, Ŝe nie wrócili jeszcze od bogatych krewnych. Po drodze spotkałem Barry'ego Kenta, który kopał piłkę w ścianę domu starców. Wydawał się pełen jak najlepszych • intencji, pewnie w związku ze świętami, więc przystanąłem, Ŝeby z nim porozmawiać. Zapytał, co dostałem na gwiazdkę, odpowiedziałem mu i spytałem go o to samo. Wydawał się zmieszany i wyjaśnił: „Niewiele dostałem w tym roku, bo tata wyleciał z roboty". Kiedy zapytałem, jak do tego doszło, powiedział: „Nie mam pojęcia. Ojciec twierdzi, Ŝe to pani Thatcher zabrała mu robotę". Na to ja: „Jak to, 15 osobiście?" Barry wzruszył ramionami i powiedział: „No, w kaŜdym razie ojciec tak uwaŜa". Barry zaprosił mnie do siebie na herbatę, więc poszedłem, Ŝeby udowodnić, Ŝe nie Ŝywię juŜ do niego urazy z powodu pieniędzy, które zwykł ode mnie wyłudzać. Kwaterunkowy domek Kentów wyglądał z zewnątrz bardzo ponuro (Barry wyjaśnił, Ŝe magistrat od lat obiecuje naprawę płotu, drzwi i okien), ale wnętrze prezentowało się cudownie. Wszędzie zwisały ozdobne łańcuchy z papieru, zakrywając niemal kompletnie wszystkie pęknięcia w ścianach i suficie. Pan Kent znalazł na skwerku wielką gałąź, pomalował ją białą świecącą farbą i wetknął do pustej puszki po farbie. Moim zdaniem ta gałąź znakomicie zastępowała choinkę, ale pani Kent oznajmiła ze smutkiem: „To naprawdę nie to samo, zwłaszcza jeśli wiadomo, Ŝe nie moŜemy sobie pozwolić na prawdziwą plastykową choinkę". JuŜ miałem powiedzieć, Ŝe ta improwizowana choinka jest bardzo modernistyczna i nowoczesna, jednak zdąŜyłem w porę się powstrzymać. Zapytałem dzieci Kentów, co dostały na gwiazdkę, i otrzymałem odpowiedź: „Buty". Musiałem więc obejrzeć je z udawanym podziwem. Nie miałem zresztą wyboru, poniewaŜ dzieci bez przerwy podtykały mi buty pod nos. Pani Kent oświadczyła ze śmiechem: „A my z męŜem wręczyliśmy sobie po paczce fajek". Jak ci wiadomo, drogi dzienniczku, nie popieram palenia, rozumiem jednak doskonale, Ŝe w BoŜe Narodzenie chcieli sprawić sobie nawzajem trochę 16 17 17 przyjemności, więc nie wygłosiłem swojego antynikotynowego wykładu. Nie miałem zamiaru zadawać więcej pytań i grzecznie podziękowałem za paszteciki... z mojego miejsca doskonale widziałem pustą spiŜarnię.
W drodze do domu zastanawiałem się, w jaki sposób moi rodzice mogli zdobyć się na przyzwoite prezenty dla mnie. W końcu mój ojciec i pan Kent stali się niewinnymi ofiarami kultury robotów, która przedkłada maszyny nad ludzi. Wyjaśniło się to, kiedy wchodziłem przez kuchenne drzwi. Ojciec właśnie mówił: „Paulino, ale jak, do cholery, zapłacę kolejny rachunek karty kredytowej?" A mama na to: „George, będziemy musieli coś sprzedać, bez względu na wszystko musimy zachować chociaŜ jedną kartę kredytową, poniewaŜ nie moŜemy Ŝyć jedynie z zasiłku dla bezrobotnych i z pomocy opieki społecznej". A więc boŜonarodzeniowa zasobność mojej rodziny ma bardzo krótkie nogi. Wszystko na kredyt. Po południu poszliśmy do babci na świąteczną herbatę. Siorbała leguminę z owocami i ze śmietaną i narzekała gorzko na BoŜe Narodzenie w klubie „Zimozielonych". „Wiedziałam, Ŝe nie powinnam była tam pójść. Ten przeklęty komunista Bert Baxter upił się skandalicznie czekoladkami z likierem i nucił sprośne teksty podczas śpiewania kolęd". „Mamo, powinnaś przyjść do nas. PrzecieŜ cię zapraszałem", wtrącił się ojciec. 18 A na to babcia: „Prosiłeś mnie tylko raz, a poza tym byli u was Sugdenowie". Ta uwaga dotknęła mamę. Sama zawsze krytykuje 19 swoją rodzinę, ale nie moŜe znieść, kiedy robi to ktoś inny. Przyjęcie skończyło się katastrofą, kiedy stłukłem niebieski talerz porcelanowy w chińskie wzory, który babcia miała od wielu lat. „Nie wiecie nawet, ile ten talerz dla mnie znaczył", oświadczyła. Chciałem pozbierać skorupy, ale babcia odepchnęła mnie końcem zmiotki. Poszedłem do łazienki, Ŝeby się uspokoić. Po dwudziestu minutach mama zaczęła walić w drzwi. „Adrianie, idziemy do domu. Babcia właśnie wytłumaczyła ojcu, Ŝe sam jest winien swojemu bezrobociu". Wszedłem do duŜego pokoju. Między ojcem a babcią panowało milczenie równie solidne i nieprzeniknione jak szwedzkie okna. Kiedy przejeŜdŜaliśmy koło domu Pandory, zauwaŜyłem, Ŝe palą się ozdobne lampki na jodle w ogrodzie, więc poprosiłem rodziców, Ŝeby mnie wysadzili. Na mój widok Pandora początkowo wpadła w zachwyt. Szalała wprost, gdy zobaczyła prezent, który jej kupiłem (szczerozłota bransoletka z magazynu Tesco za dwa funty i czterdzieści dziewięć pensów), ale po chwili trochę się uspokoiła i zaczęła opowiadać ze szczegółami o świątecznym przyjęciu. Stale wspominała chłopaka 0 nazwisku Crispin Wartog-Lowndes. Podobno jest doświadczonym wioślarzem i w pierwszy dzień świąt przewiózł ją łódką na drugi brzeg jeziora. A w trakcie wiosłowania przytaczał cytaty z dzieł Percy'ego Bysshe Shelleya. Z opowieści Pandory wynikało, Ŝe jezioro spowijała mgła. Wpadłem w milczącą furię zazdrości 1 wyobraziłem sobie, Ŝe wpycham pod wodę arysto20 kratyczną gębę Crispina Wartog-Lowndesa tak długo, aŜ odechciewa mu się Pandory, BoŜego Narodzenia i Shelleya. PołoŜyłem się do łóŜka o pierwszej wyczerpany przeŜyciami dnia. Prawdę mówiąc, kiedy tak leŜałem w ciemności, oczy nabiegły mi łzami, zwłaszcza na wspomnienie pustej spiŜarni Kentów. KORESPONDENCJA MOLE—MANCINI 1 stycznia 1985 Od Hamisha Manciniego 196 West Houston Street Nowy Jork, N. Y. Cześć Aidy,
jak się miewasz, dziecinko?... Jak bąble?... Czy Twoja gęba dalej przypomina powierzchnię księŜyca? Ale nie martw się, znam lek. W nocy potrzesz gębę ciałem zdechłej Ŝaby. Czy macie w Anglii Ŝaby?... Czy Twoja stara posiada mikser?... Dobra, daję Ci przepis: 1. Poszukaj zdechłej Ŝaby. 2. WłóŜ ją do miksera (koszmar, ale nie musisz na to patrzeć). 3. Wciśnij guzik na 30 sekund (nie musisz teŜ słuchać). 4. Wlej otrzymaną ciecz do słoika. 5. Umyłeś juŜ mikser, co? 6. Wieczorem przed snem (ale najpierw umyj zęby) trzyj tym płynem gębę. Skutkuje! Ja mam teraz buźkę gładką jak pupcia niemowlęcia. Hej! wspaniale było czytać Twój dziennik, nawet te niepochlebne kawałki o mnie. Mimo wszystko, stary kumplu, wybaczam Ci, bo nie byłeś przy zdrowych zmysłach, kiedy to pisałeś. Ale mam parę pytań: 1. Kto to jest Malcolm Muggeridge? 2. Na Boga, co to spodenki na wf? 3. Czy „Morning Star" to gazeta komuchów? 4. Gdzie jest Skegness? Co to takiego skała Skegness? 5. Znak „V"? Jak Churchill, ten wojenny przywódca? 6. Woodbines?... Czy Bert Baxter pali kwiatki? 7. Zasiłek rodzinny?... Czy to jakiś dar towarzystwa dobroczynnego? 8. Kto to Kevin Keegan? 9. Karta Barclay, co to takiego? 10. Jaki jest pudding Yorkshire? 22 11. Rozgłośnia? 12. Dwadzieścia pięć pensów to ile w dolarach? 13. Czy Mars to czekoladka? 14. Czy Sainsbury to jakiś ekstra supermarket? 15. Chyba się domyślam, co to za magazyn „Big and Bouncy"..., ale czy moŜesz mi podać trochę dokładniejszych informacji? 16. Bovril... to brzmi obrzydliwie. No nie? 17. „Zimozieloni"?... Proszę, wytłumacz. 18. Wydział Opieki Społecznej? 19. Czy poprawczak to więzienie? 20. Kupiłeś mamie „Black Magie" — to znaczy, Ŝe jest czarownicą, czy co? 21. Gdzie leŜy Sheffield? 22. Co to jest Habitat? 23. Radio Cztery, czy to lokalna stacja? 24. Mała matura? 25. Noddy?... czy to ten niedocof w małym samochodziku? 26. Zasiłek... opieka społeczna? 27. Sir Edmund Hilary?... czy to Twój krewny? 28. Alma Cogan... to śpiewaczka? 29. Lucozade?... czy się upiłeś? 30. O co chodzi z tymi kasztanami? 31. Kim był czy jest Noel Coward? 32. Co to kalosze? 33. Kto to jest Tony Benn? 34. Czy Rodzina Archerów to radiowy serial o Robin Hoodzie? 35. Co-op to sklep prowadzony przez komuchów? 36. Czy VAT to jakiś podatek?
37. Jeść chapati!... Czy to przypadkiem nie „kapelusz" po francusku? 38. RóŜ... masz na myśli rumieniec? 39. Czy owczarek alzacki to to samo co niemiecki? 40. Co to rasta? Przyślij jak najszybciej wyjaśnienia! Twój niesłychanie stary kumpel Hamish 23 PS. Mama w klinice im. Betty Ford. Całkiem dobrze jej idzie, wyleczyli ją ze wszystkiego prócz kleptomanii. Leicester, 1 lutego Drogi Hamishu, dzięki za długi list, ale na przyszłość proszę Cię, nie zapominaj przykleić znaczka na kopercie. Ty jesteś bogaty, a ja biedny; nie stać mnie na to, Ŝeby dopłacać do Twojej bazgraniny. Jesteś mi winien 26 pensów. Bardzo proszę, przyślij je natychmiast. Nie jestem aŜ w takiej rozpaczy z powodu mojej cery, Ŝebym musiał się uciekać do smarowania twarzy puree z Ŝaby. Prawdę mówiąc, Hamish, Twoje rady przyprawiły mnie o mdłości, a zresztą mama nie ma miksera. JuŜ zupełnie przestała gotować. Radzimy sobie z ojcem, jak umiemy. Cieszę się, Ŝe lektura moich dzienników sprawiła Ci przyjemność, choć tak wiele realiów jest Ci zupełnie nie znanych. Niniejszym załączam słowniczek, Ŝebyś mógł się dokształcić. 1. Malcolm Muggeridge: intelektualista, który stale pokazuje się w telewizji. Trochę jak Gore Vidal, tyle Ŝe ma więcej zmarszczek. 2. Spodenki na wf: majteczki gimnastyczne noszone na lekcjach wychowania fizycznego. 3. Tak, „Morning Star" to komunistyczna gazeta. 4. Skegness to nadmorskie uzdrowisko proletariatu. Skała Skegness to podłuŜny cukierek. 5. Znak „V" oznacza... wypchaj się! 6. Woodbines: krótkie, piekielnie mocne papierosy. 7. Zasiłek rodzinny: niewielka suma, jaką rząd wypłaca wszystkim rodzicom. 8. Kevin Keegan: genialny piłkarz, juŜ na emeryturze. 9. Barclaycard: plastykowa karta kredytowa. 10. Yorkshire pudding: ciasto minus kiełbaska. 11. Rozgłośnia: kwatera główna BBC. 12. Sam sobie oblicz. 13. Tak, Mars to czekoladka, i to bardzo dobra. 24 14. Sainsbury to miejsce, gdzie nauczyciele, pastorzy i im podobni dokonują zakupów Ŝywności. 15. „Big and Bouncy": wysłałem Ci jeden numer. Schowaj przed swoją mamą. 16. Bovril: poŜywny bulion na wywarze mięsnym. 17. „Zimozieloni": klub dla wapniaków powyŜej 65 lat. 18. Wydział Opieki Społecznej: rządowy ośrodek pomocy nieszczęśliwym, pechowym i ubogim. 19. Poprawczak: więzienie dla nastolatków. 20. Black Magie: ciemne czekoladki. 21. Sheffield: poszukaj na mapie. 22. Habitat: sklep z tanimi, modnymi meblami. 23. Radio Cztery: stacja BBC, która dostarcza masowemu odbiorcy brytyjskiemu wiadomości ze świata polityki, kultury i sztuki. 24. Mała matura: egzaminy. 25. Noddy: fikcyjna postać z dzieciństwa. DrŜę na samo wspomnienie. 26. Zasiłek, opieka społeczna, to jak wasza pomoc socjalna.
27. Sir Edmund Hilary: pierwszy facet, który wszedł na Everest. 28. Alma Cogan: śpiewaczka, niestety, juŜ nie Ŝyje. 29. Lucozade: napój bezalkoholowy. śłopią go inwalidzi. 30. Kasztan: okrągły, błyszczący, brązowy orzech. Owoc kasztanowca. Brytyjskie dzieci przewlekają sznurek przez środek i urządzają bitwy polegające na rozbijaniu jednego kasztana o drugi. Dzieciak, którego kasztan się rozwali, przegrywa. 31. Noel Coward: dowcipniś, śpiewak, dramaturg, aktor, autor tekstów. Zapytaj matkę, ona prawdopodobnie go znała. 32. Kalosze: gumowe buty. Nosi je królowa. 33. Tony Benn: eks-arystokrata, obecnie zagorzały polityk socjalistyczny. 34. Rodzina Archerów: radiowy serial o mieszkańcach angielskiej wsi. 35. Co-op: sieć sklepów spoŜywczych zarządzanych zgodnie z socjalistycznymi zasadami. 36. VAT: podatek. Plaga drobnych przedsiębiorców. 37. Chapati: to nie jest kapelusz po francusku! To płaski chleb hinduski. 25 38. RóŜ: moŜesz to nazywać rumieńcem. Ja to nazywam róŜem. 39. Owczarek alzacki, owszem, jest znany takŜe jako niemiecki. PrzeraŜający bez względu na nazwę. 40. Rasta to członek sekty rastafarian. Zazwyczaj naleŜą do niej Murzyni. Zaplatają włosy w warkoczyki i palą nielegalne substancje. Praktykują skomplikowany uścisk dłoni. Słuchaj, Hamish, moja cierpliwość się wyczerpuje. JeŜeli jest jeszcze coś, czego nie rozumiesz, to bardzo Cię proszę, poszukaj w encyklopedii, zapytaj matkę albo jakiegokolwiek przygodnego anglofila. I błagam Cię... błagam... odeślij moje dzienniki. Bardzo bym nie chciał, Ŝeby się dostały w niepowołane ręce, a co gorsza, ręce Ŝądne zysku. Obawiam się szantaŜu; jak Ci wiadomo, w moich dziennikach pełno jest seksu i skandali. Więc proszę Cię, w imię naszej trwałej przyjaźni... odeślij mi dzienniki! Hamish, pozostaję Twoim pokornym, wiernym i oddanym sługą i przyjacielem A. Mole LIST DO BBC Leicester, 14 lutego Szanowny Panie Tydeman, w odpowiedzi na Pańską prośbę posyłam Panu mój najnowszy wiersz. Proszę mnie zawiadomić odwrotną pocztą, czy zamierza Pan nadać ten wiersz. Nasz telefon jest wyłączony (znowu). Pozostaję Pańskim najpokomiejszym i najuniŜeńszym sługą A. Mole DrŜąc Pandoro, Jestem jeszcze młody (Skórę znaczą dzioby) Ledwo od ziemi odrosłem Lecz wołam do ciebie Wielkim głosem! O, wspaniała dziewczyno, Z cerą w rozkwicie Co chętnie słuchasz „Godziny pytań" Spójrz tutaj Gdzie stoję DrŜąc Jak nabrzmiały gruczoł. 27 ADRIAN MOLE W „PIRACKIM RADIU CZTERY" Sztuka, kultura, polityka A)jLwp<Łewi 4.3$5
Chciałbym podziękować BBC za zaproszenie mnie do wystąpienia w Radiu Cztery. NajwyŜsza pora, Ŝeby dawać rano trochę kultury. Zanim naprawdę zacznę mówić, chciałbym wykorzystać tę okazję, by uspokoić moich rodziców, Ŝe udało mi się dotrzeć tutaj bezpiecznie. Cześć mamo, cześć tato! Pociąg był w porządku. W drugiej klasie pełno, więc usiadłem w pierwszej i udawałem wariata. Na szczęście kontroler miał wariata w rodzinie, więc okazał się wyrozumiały i posadził mnie na stołku w dyŜurce straŜnika. Jak wam wiadomo, jestem introwertykiem, więc udawanie szalonego ekstrawertyka przez godzinę i dwadzieścia minut zupełnie mnie wykończyło. Ucieszyłem się, kiedy pociąg wparował w monolityczne otchłanie stacji St. Pancras. Prawdę mówiąc, to z tym wparowa-niem niezupełnie tak było, bo tata wie, Ŝe para została ostatecznie wyparta i jest juŜ tylko erotycznym wspomnieniem miłośników kolei Ŝelaznej. W kaŜdym razie wziąłem taksówkę, taką czarną z wysokim dachem, jak mi ojciec radził. Wsiadłem i powiedziałem: „Proszę mnie zawieźć do BBC". Kierowca zapytał: „Do którego BBC?" tak niegrzecznie, Ŝe juŜ miałem na końcu języka uwagę: „Nie podoba 28 Ikofo ida/i/nus y mi się ton pańskiego głosu", ale się powstrzymałem i wyjaśniłem: „Mam wystąpić w Radiu Cztery". A on na to: „Całe szczęście, Ŝe nie w telewizji, z taką twarzą". Pewnie chodziło mu o kawałki zielonego papieru toaletowego przylepione na skaleczeniach przy goleniu. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć na tę okrutną uwagę, więc siedziałem cicho i obserwowałem 29 0L nfoijod oSafoui po fezsłjSiM siułoj^tmp 'obimoui uissbim -BU — ApUIM Z XlUSllp3IsXM Ap3I}[ y ApUlM feuiOM} -AAV Op 31UUI {BMOJ3IJ[S I >JIUpOAV3Zjd AuOZOZSJBUIOd 'Ajbjs aiuui Azjd jsojAm luiaiz pods -uauoz 5 uibui '5i pod apsil j im of^ i^soji auzoi| o§ folUZBJ/CMfBU 3Z OUITUI ' (Bitu oq 'uiAujbj3U3§ 3pA\Bid 'AjCl^l • -B^BJ3U3§ O§3lStlJp Op 31S {lOC \JOZOm AuBI0OpO{Ul I BJ[IUU3IZp JOjnB UBupy ui3iS3f" :({ToAMqoBz stu arara f3rauifBuAq tlSO{§ O§3f UO1 Oq) 'ssissf uii?( Aj y" :{BjXdBz -B[BJ3U3§ szanpunui a\ iui {izpoaSBZ iusoi§zoj uiBjq qoAupAVBis op •5j(MOsu3dop5Td 5; nDuo:>i m uisjzbjbuz 3Z 'OSOUIOpBIM 310 AzS3pt\ OU/VV3d BU 3^B 'ppiM 3{B3 m 5is ui3{BjqBg Azoszj i bjjo^zsuAj op 3IZBJ UlApZB>( M ;s3f o; oq 'iBizpsiModpo iui oo '03izp3iA\od 5§OUI 3I{\J 5lZS3J ^BUIAZJIBZ Aq3Z 'VU3łBlZp3TMOd X BMOSU3dop5lS3tZp09ld 313UOUII AjOU?lUBq SMOlUtlJOUpsf BAvp nui ui3{bq jMosuad o5id psaizpjajzo i Ąunj BMQ 3lAVOl§ M pSSIUI 31U 5lS OJ 'UI3I/W "¦JMOSUad C)5ld pS3IZpj31ZD I AjUTlJ BMp 91UUI {BMOJZSO5| pZBpZjd U3J 3]B 'ouiBui 'zsAzasi/ttn sifsi ipspd bjbj iui
— poprowadził mnie przez labirynt krętych korytarzy. Przypominało to Ministerstwo Prawdy George'a Orwella z tej jego ksiąŜki 1984. Nic dziwnego, Ŝe prezenterzy zawsze się spóźniają do pracy. Wreszcie, zdyszani i wyczerpani, dotarliśmy pod drzwi studia B 198. Trochę się niepokoiłem o starego przewodnika. Prawdę mówiąc, obawiałem się, Ŝe będę musiał zastosować metodę usta—usta, tak kiepski był jego stan. UwaŜam, Ŝe BBC powinno zadbać o to, Ŝeby na kaŜdym piętrze znajdował się zapas tlenu dla starszych pracowników, nie od rzeczy byłaby takŜe wykwalifikowana pielęgniarka. Na dłuŜszą metę opłaciłoby się to BBC, nie musieliby ciągle zmieniać pracowników, zbierać na wieńce i tak dalej. Słyszeliście o tym facecie z BBC, z którym prowadziłem korespondencję, o tym producencie Johnie Tydemanie. No więc, on jest potwornie niechlujny. Wygląda tak, jak pisze. Wiecie, broda i grube okulary w rogowej oprawie. Chyba nie muszę nic dodawać. Mamo, tatusiu, muszę juŜ przestać do was mówić, bo on daje mi przez szybę jakieś prymitywne znaki. To tyle o poziomie wykształcenia w BBC! Och, byłbym zapomniał. Czy wysłaliście do Wytrzeszcza Scrutona to usprawiedliwienie, Ŝe zaatakował mnie „jeszcze nie nazwany" wirus? Jeśli nie, to zanieście je do szkoły natychmiast po mojej audycji... Dziękuję, wiecie przecieŜ, Ŝe nie wyraził zgody na mój dzisiejszy przyjazd tutaj. Jak moŜna tak się zachować? Pozbawić jednego z czołowych intelektualistów szkoły moŜliwości 31 3IU BJUITl mp ijdioms nzozssap ifzoaąuiB foi^pojs I BpSOU|OA\AjJ BUJOMBMS -BsuiqBig Liado OBfBqonjs iporaa 3iu fepśąpo atu op i qoAujBJt\jjn5[3iu izpti] rao fezo^uz 3IU DIU [ /faO j{UOZp3A\ 3IU BSIDUBJJ 313SIAVAZOO BU ni UIBIU) 9IU0DEg ¦qoBA\:jsdn{§ qoXuqopod uiAj o i majSBUi BUBMOJBtusod 5uojjs bu BpBds 3zsmbz ą3\\\o oSazoBjp 'uiXj o 'iAV?[ruq qDBU30 o BfBiMBiuzoj iujBjn;jn>[9TU 3izpnq iznouBjj O} bs aŜ BqAqo Honb sws du df o§9Avo 5[Biq iuiiu z 3IA\OUIZOJ M B '5fziM3|3; BJ"BpBJ§O O§njp }KqZ Oq '3 fepBjq bCbjm a^njzs i 5jni{njj bu Bosfoiui bui siu \pilOXĄ M 'izptlj DBUZOdzOJ BUZOUI 3ZSMBZ BqOS 3Z OBfBZDBJS I MO>[IU131UIS OJO5J 3IS 3BO5jJ[ SBZO 3iqos BfBiujsdAM 3iu(3izpBUZ9q 3JOJJJ 'jbzjsimz nuioizod op LuisLqiizs3z ijjnizs i ^Jnj|ti5i zsg 3uzbav 3iuj3ioq3 3UZBA\ OZpjBq BS BJ[tHZS I BJtUJtl^ 3Z '3|S/(UI 05lAV OJSJ S3i>iBf bCbui Az^ 'BJ[njzs t OIAYCUI SIJBJlo p ¦o§3uqopod JS9J3ZS "BAUSZid) IJJ1B1OU S3IZp§ tlj UIBUI 5uzobz zbjsj znf BqAq3 " oiupszjdod jjbj"5[bj fnssjpBBz i >[BJ Op" 3pj3dO?[ BU OBSldBU i sonjzs o 3gg m biustayoui V '°°H P° '
fiuuiodBz 3iu Czuję się więc w obowiązku promować artystyczność, gdziekolwiek się znajdę. Jeśli spotykam osoby niewykształcone, wciągam je w rozmowy filozoficzne. Zadaję 33 im pytanie: „Dlaczego tu jesteśmy?" Czasami otrzymuję odpowiedź humorystyczną. W zeszłym tygodniu na przykład zadałem takie właśnie pytanie skromnemu sprzedawcy na targu. A on na to: „Nie wiem jak ty, bracie, ale ja tu opylam marchew". Takie osoby zasługują na politowanie. My, ludzie o wyŜszym poziomie intelektualnym, nie powinniśmy jednak oceniać ich zbyt surowo, ale raczej skierować ich delikatnym kuksańcem do teatru zamiast na wyścigi konne. Raczej do galerii sztuki niŜ do sali gry w bingo. Do miejscowego towarzystwa madrygalistów, a nie do dyskoteki. Wiem, Ŝe znajdą się cynicy, którzy powiedzą: „Co moŜna zwojować, skoro Anglią rządzą filistyni?" I tym cynikom odpowiadam: „Tak, moŜliwe, Ŝe aktualnie rządzą nami filistyni, chciałbym jednak skorzystać z okazji i pomówić o partii politycznej, którą załoŜyłem. Nazywa się Ruch Mole'a. Na razie jesteśmy nieliczni, ale pewnego dnia nasze wpływy ogarną cały kraj. Kto wie, czy nasza partia nie stanie się partią rządzącą. Ja mogę zostać premierem. Czy to całkiem nie do pomyślenia? Pani Thatcher była kiedyś skromną gospodynią domową i matką. Więc jeśli ona mogła, to dlaczego nie ja? Ruch Mole'a powstał w drugi dzień świąt BoŜego Narodzenia 1985 roku. Wiecie, jak to bywa w ten dzień. JuŜ obejrzało się prezenty, zjadło się całego indyka, głupkowaci krewni spierają się o testament cioci Ethel i o to, dlaczego Normanowi nie naleŜy się stary odrapany zegar, panuje ogólne uczucie ennui 34 (nawiasem mówiąc po francusku ennui znaczy „nudy na pudy"). Tak, ennui unosi się w domu jak zatęchły dym z papierosów. W kaŜdym razie był to drugi dzień świąt BoŜego Narodzenia i wpadła do mnie Pandora Braithwaite, moja dziewczyna, Ŝeby złoŜyć mi spóźnione Ŝyczenia świąteczne. Rodzina zabrała ją na święta do hotelu, poniewaŜ pani Braithwaite oświadczyła, Ŝe zwariuje, jeśli przyjdzie jej raz jeszcze spojrzeć na tyłek indyka. No więc wymieniliśmy prezenty, ja dałem Pandorze popielniczkę w kształcie ryby, którą zrobiłem w szkole na zajęciach z ceramiki, a ona dała mi talon do Marksa i Spencera, Ŝebym mógł czymś zastąpić moje stare kalesony. Poszła w nich guma... więc... podziękowaliśmy sobie wzajemnie i całowaliśmy się przez jakieś pięć minut. Nie chciałem posunąć się za daleko, bo moglibyśmy skończyć jako młodociani rodzice... i to w roku egzaminów dojrzałości. Nie byłoby to w porządku wobec dzieciaka, gdybyśmy oboje się uczyli... no... o czym to ja mówiłem? Aha, kiedy skończyliśmy się całować, zacząłem mówić o moich aspiracjach, Pandora zapaliła tego swojego cuchnącego francuskiego peta i słuchała mnie z wielką uwagą. Mówiłem z pasją o pięknie i elegancji i o tym, Ŝeby przywrócić dawny ruch lokalny na kolei. Grzmiałem przeciwko wieŜowcom i ośrodkom rekreacyjnym. Na koniec zapytałem: „Pandoro, moja ukochana, czy pomoŜesz mi w dziele mojego Ŝycia?" A Pandora omdlewającym ruchem przemieściła się na moim łóŜku 35 i oznajmiła: „Nie powiedziałeś mi jeszcze, co ma być dziełem twojego Ŝycia, cherf\ Stanąłem nad nią i oświadczyłem: „Pandoro, dzieło mojego Ŝycia to pogoń za pięknem zwycięŜającym brzydotę, za prawdą triumfującą nad kłamstwem, za sprawiedliwością, która dosięgnie bogaczy przywłaszczających sobie wszystkie pieniądze". Pandora pobiegła do łazienki i gwałtownie wymiotowała, tak dramatyczny skutek wywarła moja przemowa. Prawdę mówiąc, i mnie trochę zamgliły się oczy i kiedy ona rzygała, obejrzałem swoją twarz w lustrze szafy: zauwaŜyłem zdecydowaną zmianę na lepsze. Zamiast niedorosłej niepewności pojawiło się dojrzałe samozadowolenie.
Pandora wyszła z łazienki ze słowami: „O BoŜe, mój najmilszy, nie mam pojęcia, co z tobą będzie". Wziąłem ją w ramiona i uspokoiłem co do mojej przyszłości. „Droga przede mną moŜe być kamienista, lecz jeśli trzeba, pójdę po niej boso". Naszą aluzyjną rozmowę przerwało wejście mamy z bardzo przyziemnym pytaniem, ile łyŜeczek cukru ma wsypać do kakao Pandory. Kiedy mama juŜ zeszła na dół, zwróciłem się do Pandory z okrzykiem rozpaczy: „Och, ocal mnie od petite bourgeoisie i jej głupich trosk o napoje!" Usiłowaliśmy kontynuować rozmowę, ale tym razem przerwał ją ojciec obrzydliwymi pochrząkiwaniami z łazienki. On jest taki nieokrzesany! Nie potrafi umyć twarzy bez wydawania odgłosów przypominających dwa guźce parzące się u wodopoju. Nigdy nie pojmę, jak mogłem być poczęty przez niego. 36 Prawdę mówiąc, czasami myślę, Ŝe to nie przez niego. W pewnym okresie mama bardzo się przyjaźniła z pewnym poetą. Nie był to pełnoetatowy poeta, w ciągu dnia hodował larwy, ale nocami, po zamknięciu larw, wyciągał bloczek papieru Basildon Bond i pisał wiersze. I to całkiem niezłe, jeden wydrukowano nawet w miejscowej gazecie. Mama wycięła ten wiersz i zachowała... niewątpliwie tak postępuje zakochana kobieta. Kiedy mama przyniosła nam kakao, wypytałem ją dokładnie o związek z poetą od larw. „Chodzi ci o Erniego Crabtree?", uściśliła udając niewinność. „Tak", odparłem i pytałem dalej z naciskiem: „Bardzo go przypominam pod wieloma względami, prawda?" A na to mama: „W Ŝadnym wypadku. On był dowcipny, mądry, niekonwencjonalny. I zawsze potrafił mnie rozśmieszyć. Miał takŜe sześć stóp wzrostu i był oszałamiająco przystojny". „Więc czemu nie wyszłaś za niego?", nalegałem. Mama westchnęła i usiadła na moim łóŜku obok Pandory. „Bo nie mogłam znieść tych larw. W końcu postawiłam ultimatum. Ernie — powiedziałam. — Albo ja, albo larwy. Musisz wybrać. No i wybrał larwy". Usta jej zaczęły drŜeć, więc wyszedłem z pokoju i na podeście schodów zderzyłem się z ojcem. Chciałem ostatecznie rozstrzygnąć kwestię mojego rodzica, toteŜ zapytałem go o Erniego Crabtree. „O tak, Ernie dobrze się urządził. W kręgach rybackich nazywają go królem larw. Ma całą sieć wylęgarni larw i rezydencję ze sforą dobermanów w parku... tak, tak... poczciwy 37 stary Ernie". „Czy dalej pisze wiersze?", dopytywałem się. „Słuchaj, synu — ojciec pochylił się tak nisko, Ŝe widziałem dokładnie trzydziestoletnie blizny po trądziku — wyciągi z jego konta są czystą poezją. Wcale nie musi sam tego pisać". Ojciec połoŜył się do łóŜka, zdjął podkoszulek i sięgnął po bestseller, który czytał od kilku dni. (Ja sam z zasady nigdy nie czytam bestsellerów. To praktyczna zasada. Jeśli coś podoba się masom, to mnie z pewnością nie przypadnie do gustu.) „Tato, a jak wyglądał Ernie Crabtree?", zapytałem. Ojciec połoŜył otwartą ksiąŜkę grzbietem do góry, zapalił tego swojego obrzydliwego papierosa i powiedział: „Niski, tłusty facet ze szklanym okiem, w rudej peruce... A teraz zjeŜdŜaj, bo czytam". Wróciłem do swojego pokoju, gdzie Pandora i mama prowadziły jedną z tych przygnębiających modnych konwersacji tak typowych wśród kobiet. Powtarzały się słowa: „niespełnienie", „potencjał", „toŜsamość". Pandora bez przerwy wyskakiwała ze „środowiskiem", „soc-joekonomiką" i „szowinistyczną postawą". Wyjąłem z szuflady piŜamę, dając tym samym do zrozumienia, Ŝe pragnę połoŜyć kres tej konwersacji, ale Ŝadna z nich nie pojęła aluzji, więc musiałem się przebrać w łazience. Kiedy wróciłem, pokój wypełniał dym francuskich papierosów, a one perorowały na temat Wspólnego Rynku i znaczenia tego, co określały jako „kwoty mleka". Starałem się wypełnić czas porządkując biurko i składając ubranie, ale w końcu byłem zmuszony 38 ~ffl Zcl
wślizgnąć się do łóŜka, podczas gdy wokół mnie (z dwu stron) toczyła się konwersacja. Kiedy doszły do rakiet z głowicami atomowymi, musiałem się wtrącić i błagać o multilateralny pokój. Na szczęście pies wdał się na ulicy w bójkę z gromadą kundli, więc mama musiała pobiec i oddzielić go od pozostałych czworonogów kijem od szczotki. Wykorzystałem tę okazję, by porozmawiać z Pandorą. „Kiedy gawędziłaś bezmyślnie z moją mamą, formułowałem waŜne idee. Postanowiłem stworzyć partię". Na to Pandora: „Partię przebierańców?" Krzyknąłem: „Nie. Tworzę partię polityczną. Prawdę mówiąc, raczej ruch. Pod nazwą Ruch Mole'a. Składka członkowska wyniesie dwa funty rocznie". Pandora zapytała, czego moŜe oczekiwać za te dwa funty rocznie. Odparłem: „Interesującej konwersacji, stymulacji i tak dalej". Otworzyła juŜ usta, Ŝeby zadać następne pytanie, więc zamknąłem oczy i udawałem, Ŝe zasnąłem. Usłyszałem skrzypnięcie butów z wy39 wślizgnąć się do łóŜka, podczas gdy wokół mnie (z dwu stron) toczyła się konwersacja. Kiedy doszły do rakiet z głowicami atomowymi, musiałem się wtrącić i błagać o multilateralny pokój. Na szczęście pies wdał się na ulicy w bójkę z gromadą kundli, więc mama musiała pobiec i oddzielić go od pozostałych czworonogów kijem od szczotki. Wykorzystałem tę okazję, by porozmawiać z Pandorą. „Kiedy gawędziłaś bezmyślnie z moją mamą, formułowałem waŜne idee. Postanowiłem stworzyć partię". Na to Pandora: „Partię przebierańców?" Krzyknąłem: „Nie. Tworzę partię polityczną. Prawdę mówiąc, raczej ruch. Pod nazwą Ruch Mole'a. Składka członkowska wyniesie dwa funty rocznie". Pandora zapytała, czego moŜe oczekiwać za te dwa funty rocznie. Odparłem: „Interesującej konwersacji, stymulacji i tak dalej". Otworzyła juŜ usta, Ŝeby zadać następne pytanie, więc zamknąłem oczy i udawałem, Ŝe zasnąłem. Usłyszałem skrzypnięcie butów z wy39 dłuŜonymi noskami, kiedy Pandora na palcach skierowała się do drzwi, otworzyła je i schodziła po schodach. W ten sposób narodził się Ruch Mole'a. Następnego ranka obudziłem się, a w głowie mi huczał epicki poemat. Jeszcze przed umyciem zębów siedziałem przy biurku, bazgrząc gorączkowo. Przerwałem sobie raz, kiedy zjawił się jakiś facet, ale odmówiłem nabycia encyklopedii i wróciłem do biurka. Wiersz ukończyłem o 11.35 rano czasu Greenwich. Oto on: Adrian Mole Przyjęcie tłuszczy Jedzenie stało na stole Alkohole czekały w barze Chipsy w szklanej czarze Ogórki tkwiły w słoju. Oczekiwano poetów. Artyści przysłali słowo Ci od pianin i fletów Wnieśli leguminę cytrynową. Powieściopisarze podróŜowali Z dalekich mglistych krain Dziennikarze wędrowali Przez głębie ruchomych piasków. Tłuszcza się kłębiła Za bankietową salą Lśniącą od zaproszeń Jak dwudziestoletnie łono. A jednak progu nie przekroczyli W biesiadzie obfitej nie uczestniczyli Bojąc się tego, co zdarzyć się moŜe Jeśli naraŜą się bestii. Tłuszcza się zmęczyła I siadła na ziemi 40 Bawiąc się wzajemnie historiami swymi Dopóki na zegarze czwarta nie wybiła. Rysowali swoje portrety Ktoś pieśń zanucił Ale nie zapomniał na końcu dorzucić „Oczywiście, to nie potrwa długo". Artyści i poeci I ci, co ksiąŜki piszą
Muzycy i dziennikarze I Nouvelle Cuisine kucharze Przysłali wieść, Ŝe się nie zjawią Bo nie mogą opuścić miasta Spotykają przy drinkach waŜna persony Więc nie mogą przyjechać. Ogórków nie spróbowano Ani ziemniaczanych chipsów Chablis nie odkorkowano Precli nie schrupano. Ale ludzie dalej czekali Przez sto milionów dni I Ŝeby szybciej mijał czas Pisali i wystawiali sztuki. Wyrzeźbili ładny wzór Na tafli drzwi Namalowali śliczne obrazy Na zimnej betonowej posadzce Śpiewali harmonijnym chórem 0 epickim wyczekiwaniu. 1 nagle sza!... Czy to samochód? Czy dźwięk skrzypiącej furtki? To rzeźbiarze na Ŝwirze To poeci z dzikim wzrokiem Szybko otwierają szeroko drzwi śeby wpuścić do środka dziennikarzy. Och!- Witamy w naszym gronie! Myśleliśmy, Ŝe się juŜ nigdy nie zjawicie 41 I ze smutku zjedliśmy wszystko Nie zostawiając nawet okruszyny Bo podczas oczekiwania Tłuszcza nabrała odwagi Weszła do pomieszczenia I upragnione rzeczy zagarnęła. I poeci i rzeźbiarze I artyści i kucharze I kobiety muzykalne I męŜczyźni literaci śurnaliści i aktorzy I śpiewacy wyćwiczeni Stali bez końca czekając na początek bankietu. Mole w Moskwie Obudziłem się o szóstej rano. OstroŜnie wyszedłem z łóŜka, bo rozpostarł się na nim pies i spał na grzbiecie z łapami do góry. Początkowo myślałem, Ŝe zdechł, ale sprawdziłem mu tętno i okazało się, Ŝe Ŝyje, więc po prostu wyślizgnąłem się spod ciepłego futra. Pies jest juŜ cholernie stary i potrzebuje duŜo snu. Zmierzyłem sobie tors i barki i umyłem się dokładnie w zimnej wodzie. Przeczytałem gdzieś (chyba w jednym z artykułów pana Paula Johnsona), Ŝe „zimna woda robi z człowieka męŜczyznę". Ostatnio trochę się niepokoiłem o swoją męskość. Chyba gdzieś po drodze załapałem za duŜo Ŝeńskich hormonów. Byłem w tej sprawie u lekarza, ale jak zwykle nie okazał najmniejszego zrozumienia. Zapytałem, czy mógłby usunąć część moich Ŝeńskich hormonów. Na to doktor Grey zaśmiał się straszliwym, gorzkim śmiechem i udzielił mi tej samej rady co zawsze: Ŝebym pograł trochę w rugby i wystawił głowę na kopniaki. Kiedy wychodziłem z gabinetu, powiedział: „I nie chcę cię tutaj widzieć co najmniej przez dwa miesiące". „Nawet gdybym cięŜko zachorował?", zapytałem. „Zwłaszcza gdybyś cięŜko zachorował", wymamrotał. PowaŜnie zastanawiam się, czy nie złoŜyć na niego skargi; te wszystkie zmartwienia źle wpłynęły na moją poetycką wydajność. Kiedyś potrafiłem napisać co 43
najmniej cztery wiersze na godzinę, teraz zaledwie trzy na tydzień. Jeśli nie będę uwaŜał, kompletnie utracę zdolność pisania. Powodowany rozpaczą, pojechałem pociągiem do Krainy Jezior. Uroda tego miejsca oszołomiła mnie, choć ze smutkiem stwierdziłem, Ŝe przed moimi oczami nie błyskały Ŝonkile, jak to się zdarzało Wiłliamowi Wordsworthowi, staremu poecie jezior. Zapytałem zgrzybiałego kmiota, dlaczego nie ma nigdzie Ŝonkili. Odpowiedział: „PrzecieŜ jest lipiec, chłopcze". Więc powtórzyłem głośno i wyraźnie (facet był niechybnie półgłówkiem): „Wiem o tym, ale dlaczego nie kwitną Ŝonkile?" „Bo jest lipiec!", wrzasnął. Rozstałem się więc z tym nieszczęsnym niedocofem. To smutne, Ŝe nie moŜna pomóc takim beznadziejnym przypadkom geriatrycznym. Obwiniam o to rząd. Odkąd wpuścili truciznę na szczury do zbiorników wody pitnej, większość dorosłej populacji zbzikowała. Usiadłem na głazie, na którym siedział kiedyś Wordsworth, ekscytowała mnie świadomość, Ŝe moje dŜinsy dotykają teraz tego samego miejsca, co niegdyś jego moleskinowe spodnie. Jakiś prymityw nabazgrał: „Co to ten Wordsworth?" Inna, bardziej wyrobiona ręka dopisała niŜej: „Bezmyślny wandalu, jakim prawem profanujesz ten cenny kamień, który znajduje się tutaj od miliona lat. Gdybym miał cię pod ręką, sprałbym cię na kwaśne jabłko. Geolog". Ktoś inny dodał pod spodem: „MoŜesz mnie sprać. Masochista". 44 ' Zjadłem kanapki z tuńczykiem, popiłem niskokalorycz-nym napojem pomarańczowym, obszedłem wokół jezioro, usiłując znaleźć natchnienie, ale do południa nic się nie wydarzyło, więc schowałem pióro i zeszyt do plastykowej torby i pobiegłem na stację, Ŝeby zdąŜyć na powrotny pociąg do Midlandów. Jtu mam Trzeba mojego pecha, Ŝeby znaleźć się w przedziale z nadmiernie aktywnymi dwuletnimi bliźniakami i ich kompletnie wyczerpaną matką. Gdy bliźniaki nie szalały na podłodze, stawały przy mnie i wpatrywały się szatańskimi oczkami bez mrugnięcia powieką. Kiedyś było moją ambicją posiadanie domu na wsi pełnego dzieciaków jak z reklamy napoju Hovis. 45 WyobraŜałem sobie, jak obserwuję je z okna mojego gabinetu, bawiące się pomiędzy Ŝniwiarzami na kombajnach. Pandora, ich matka, woła: „Cicho... Tatuś pracuje", dzieci tymczasem posyłają mi całusy tłustymi paluszkami i biegną szybko do kuchni z kamienną posadzką, by zjeść ciasteczka, które Pandora właśnie wyjęła z pieca. Jednak po doświadczeniach z szalonymi bliźniakami postanowiłem nie rozsiewać własnego nasienia. MoŜe nawet zapytam rodziców, czy mógłbym zostać wysterylizowany na osiemnaste urodziny. Po powrocie do domu pobiegłem do Pandory, Ŝeby ją poinformować o zmianie planów na przyszłość. Pandora oświadczyła: „Au contraire, cheri, jeŜeli nasz długotrwały związek będzie jeszcze istniał. Chciałabym mieć jedno dziecko, kiedy skończę czterdzieści sześć lat. Dziewczynkę. Będzie piękna i niezwykle uzdolniona. Dam jej imię Liberty". Ja na to: „Ale czy narządy rodne kobiety zdolne są do reprodukcji w wieku czterdziestu sześciu lat?" Pandora oświadczyła: „Mais naturellement, cheri, a zresztą zawsze jeszcze pozostaje dziecko z probówki". Do pokoju wszedł pan Braithwaite i powiedział: „Pandoro, musisz się zdecydować, czy jedziesz do Rosji czy nie". Pandora na to: „Nie, nie mogę zostawić kota". Po czym straszliwie się pokłócili. Nie wierzyłem własnym uszom. Pandora rezygnowała z wyjazdu na tydzień do Rosji z ojcem, poniewaŜ jej stara cuchnąca kocica miała po raz czwarty mieć 46 kociaki! W przerwie awantury zdąŜyłem wtrącić: „Oddałbym prawą nogę, Ŝeby móc pojechać do kraju, w którym urodził się Dostojewski".
Jednak pan Braithwaite nie zareagował zaproszeniem do towarzyszenia mu w podróŜy. Co za małostkowość! Spółdzielnia Mleczarska podarowała mu dwa bilety, Ŝeby zapoznał się z systemem dystrybucji mleka w Moskwie. (Pani Braithwaite odmówiła wyjazdu, poniewaŜ niedawno zapisała się do SDP.) Był więc wolny bilet. A ten tępy zgred pozbawiał mnie cudownej moŜliwości studiowania rewolucji na gorąco. Kiedy pan Braithwaite poszedł do ogrodu i z furią kosił trawnik, Pandora oznajmiła: „Ty pojedziesz do Rosji". Pracowała nad ojcem przez cały tydzień. Odmawiała jedzenia, nastawiała aparaturę stereo na cały regulator. Codziennie zapraszała na herbatę swoich przyjaciół „Aniołów Piekła". Zaprzyjaźnione punki przychodziły na kolacje, a ja prawie codziennie zasiadałem z nimi do rodzinnego śniadania. W końcu tygodnia pan Braithwaite był załamany, a pani Braithwaite błagała go, Ŝeby zabrał mnie za „Ŝelazną kurtynę". Kiedy Pandora urządziła w ogrodzie koncert muzyki reggae, ustąpił wreszcie. Przyszedł do nas o jedenastej rano w niedzielę, więc wyciągnąłem rodziców z łóŜka i odbyliśmy naradę przy kuchennym stole. Rodzice z entuzjazmem zgodzili się na mój tygodniowy wyjazd do Rosji. Mama oznajmiła: „George, to wspaniale, po wyjeździe Adriana moŜemy mieć po raz drugi miodowy miesiąc". A ojciec: 47 „Tak, moja mama zajmie się małą. A my będziemy mogli lepiej się poznać, prawda Paulino?" Przez chwilę rozczulali się nad sobą, po czym znowu skupili uwagę na aktualnych sprawach, jako Ŝe pan Braithwaite, świadom mojego podróŜniczego dziewictwa, przyniósł formularz paszportowy, który wypełniłem starannie pod jego nadzorem. Zrobiłem tylko jeden błąd. W rubryce „płeć" wpisałem „jeszcze nie", zamiast „męŜczyzna". Przewróciliśmy dom do góry nogami w poszukiwaniu mojej metryki, aŜ wreszcie mama przypomniała sobie, Ŝe ów dokument oprawiony w ramki wisi we frontowym pokoju babci. Wysłaliśmy ojca po metrykę, a tymczasem pan Braithwaite zabrał mnie do automatu, Ŝeby zrobić zdjęcia do paszportu. Po drodze w samochodzie próbowałem przybrać odpowiedni wyraz twarzy. Chciałem, Ŝeby zdjęcia pokazywały prawdziwego Adriana Mole'a. Pełnego ciepła i mądrości, a jednak tajemniczego i nie pozbawionego zmysłowości. Fotografie miały mi sprawić zawód. Wyglądałem jak pryszczaty małolat z szaleństwem w wyłupiastych oczach. Kiedy juŜ wszyscy, poza mną oczywiście, naśmiali się do woli, mama niechętnie wypisała czek na piętnaście funtów, następnie pan Braithwaite parokrotnie sprawdził dokumenty, po czym zapakował je do duŜej koperty. Podczas tych wszystkich czynności bacznie obserwowałem pana Braithwaite'a, bo w końcu będzie to mój towarzysz podróŜy i współlokator przez cały tydzień. Czy zniosę wstyd pokazywania się w towarzystwie męŜczyzny 48 w szerokich spodniach i tabaczkowej kamizelce? Za późno! Kości zostały rzucone! Los nas połączył. Kiedy pan Braithwaite wychodził ściskając moje dokumenty, powiedział: „Adrianie, obiecaj mi, przysięgnij, daj słowo honoru, Ŝe w czasie tego tygodnia w Moskwie nie wypowiesz ani jednego słowa na temat przemysłu skórzanego w Norwegii". Całkiem osłupiały odparłem: „Oczywiście. Jeśli z jakiegoś powodu czuje się pan dotknięty moimi miniwykładami o przemyśle skórzanym w Norwegii, to naturalnie nawet o nim nie wspomnę". Na to pan Braithwaite: „AleŜ w najmniejszym stopniu nie czuję się dotknięty twoimi nieustannymi monologami na temat norweskiego przemysłu skórzanego, uwaŜam jedynie, Ŝe są po prostu wyjątkowo nudne". Po czym wsiadł do samochodu i pojechał złoŜyć moje papiery w biurze paszportowym. Gdyby to się działo w filmie, to liście fruwałyby po ekranie, przewracałyby się strony dziennika, a niewidzialna ręka zrywałaby kartki z kalendarza. Ale Ŝe to tylko ja opowiadam, więc wystarczy powiedzieć, Ŝe czas mijał, aŜ zwykłą pocztą nadszedł paszport i wiza. W
dniach poprzedzających wyjazd otrzymałem teŜ liczne rady. Babcia: „Jeśli Rosjanie będą chcieli ci pokazać kopalnię soli, to odmów i powiedz, Ŝe wolałbyś raczej zobaczyć fabrykę butów". Mama poradziła mi, Ŝebym nie wspominał, Ŝe w wieku lat czternastu wykluczono ją ze Związku Młodych Komunistów (komitet w Norwich) za bratanie się z amerykańskimi Ŝołnierzami. Pandora wyraziła Ŝyczenie, Ŝebym jej nie 49 kupował naszyjnika z jasnego bursztynu, poniewaŜ woli ciemny bursztyn, a pan O'Leary z naprzeciwka poradził mi, Ŝebym w ogóle nie jechał. „Rosjanie to bezboŜni poganie", oświadczył. Pani 0'Leary powiedziała: „To prawda, ale odnosi się to takŜe do ciebie, Declan, ponad dwa lata nie byłeś na mszy". Najgorszą częścią podróŜy do Rosji była jazda autostradą Ml. Parę razy volvo pana Braithwaite'a omal nie zostało wciągnięte pod wielką cięŜarówkę. Prawdę mówiąc, na wysokości Watford Gap pana Braithwaite'a poniosły nerwy i kierownica przeszła w kompetentne ręce pani Braithwaite. Po raz pierwszy w Ŝyciu miałem lecieć samolotem, oczekiwałem więc objawów współczucia i prób podniesienia na duchu ze strony stewardesy stojącej w drzwiach samolotu. Powiedziałem: „To mój pierwszy raz, więc moŜe będę potrzebował specjalnej opieki w czasie lotu". Kobieta odpowiedziała łamaną angielszczyzną: „Więc nie spodziewaj się jej ode mnie, Angliku, będę zajęta prowadzeniem samolotu". Pan Braithwaite zbladł, kiedy mu powiedziałem, Ŝe pilotem jest kobieta. Po czym przypomniał sobie, Ŝe jest przysięgłym feministą, i oświadczył: „Bardzo dobrze". Lot przebiegł spokojnie poza tym, Ŝe zapiąłem sobie pasy na szyi. PasaŜerowie koncentrowali się na ukrywaniu lub jedzeniu czosnkowej kiełbasy i śmietankowych herbatników, które podano na lunch, oŜywili się trochę na widok wódki; 50
kiedy wylądowaliśmy na lotnisku pod Moskwą, niektórzy byli juŜ obrzydliwie pijani i nie reprezentowali odpowiednio Zachodniego Społeczeństwa Kapitalistycznego. Lotnisko było kiepsko oświetlone, panował na nim bałagan, zwłaszcza kiedy przyszło do odbierania bagaŜu. Prawie wszyscy mieli walizki od Marksa i Spencera, wynikły więc liczne spory; trzeba było uciekać się do otwierania bagaŜu na miejscu i przeglądania bielizny, aŜ prawowici właściciele rozpoznali swoje gacie z wycięciem w kształcie Y lub jedwabne kalesony. W ciemnym kącie hali przylotów stała duŜa blondyna z tabliczką „Intourist". Wokół tłoczyło się pięćset osób zarzucając ją pytaniami. Pan Braithwaite beczał: „Przyjechałem się zapoznać z systemem dystrybucji mleka, nazywam się Ivan Braithwaite, czy jestem we właściwym miejscu?" DuŜa blondyna cisnęła tabliczkę na podłogę, klasnęła w ręce i zawołała: „Wszyscy cudzoziemcy mają się uspokoić. Mam wraŜenie, Ŝe jestem w moskiewskim zoo. Siadajcie na walizkach i czekajcie". Czekaliśmy, czekaliśmy, tymczasem przepaliło się więcej Ŝarówek i w gęstniejącym mroku pojawiły się cztery osoby z tablicami. Na jednej napisane było „Syberia", na drugiej „Moskwa". Na następnej tablicy tylko „Mleko". Stanęliśmy z panem Braithwaitem pod tą tablicą, w końcu dołączyli do nas dwaj niemieccy hodowcy mlecznych krów, trzej emerytowani mleczarze angielscy i amerykańska rodzina cierpiąca na dysleksję, 51 która odczytała napis na tablicy jako „Mińsk". Zaproszono nas do autokaru, a przewodnik udzielał wyjaśnień na temat mijanych przedmieść Moskwy. 52
Córka amerykańskich dyslektyków wyjrzała przez okno i powiedziała: „To straszne... gdzie na miłość boską są sklepy?" Na to jej matka: „Skarbie, jesteśmy na przedmieściach, sklepy są w centrum". Nie widać było rzeczywiście Ŝadnych sklepów, chociaŜ jeden z angielskich emerytowanych mleczarzy wypatrzył mleczarnię i triumfował z tego powodu, co wywołało pierwszy uśmiech na twarzy przewodniczki. Hotel, w którym się zatrzymaliśmy, był monolityczną budowlą. Roiło się w nim od wszystkich moŜliwych narodowości. Nasza przewodniczka przekrzykiwała wielojęzyczny gwar. „Proszę o cierpliwość, kiedy będę walczyła o wasze klucze. Jeśli gdzieś zginę, pytajcie o Rosę. To nie moje imię, ale wystarczy. Moje rosyjskie imię jest zbyt trudne dla waszych niewprawnych języków". Zasnąłem na marmurowej posadzce, a parę godzin później obudził mnie brzęk cięŜkiego metalowego klucza tuŜ przy moim uchu. Sprawdziwszy, czy nie ma w pokoju ukrytych mikrofonów, połoŜyłem się do łóŜka w bieliźnie. Babcia ostrzegła mnie, Ŝe za kaŜdym lustrem ukryta jest kamera telewizyjna, więc nie bawiła mnie myśl, Ŝe niewidzialni obserwatorzy naśmiewaliby się z moich angielskich genitaliów. Pan Braithwaite usnął natychmiast na sąsiednim łóŜku, ale ja nie spałem, wsłuchiwałem się w odgłos tramwajów za hotelowym oknem i układałem w myślach wiersz. 53 '31UBMOS3J3}UIBZ C>BZBJ[O JSBIUIBZ 3[sAui3zjd uiijjssmjou o oSnjp JPSOUZDI|O5[O §3iqz A/WIJS3ZDZS BZ OO ¦"UI3l§3A\JOJSj 3IS AjOJ>[ 'BpBISBS O§9I§njp Op 03IM 3IS UI3JI0OJMZ feqos sz Aiusijaiui siu zazad Auist|btavbuizo^i aDAajy av Avo§3iq 3iuAzjj[s oidnjj Xqsz 'Aa\?(SOj^[ op 'apBzs foiSnjp a\ AuzAzdzŜui >{oqo uis^pBisn '5a\bj{ AofefBftdod psTunuiojj fef ijBiupdAAY i '9IUBPBIUS BU afoui av fsuuBJod op ui3{idfeisAzjd ojsidop i aousizuj av azajsnj bu ^iuzosj ui9{IS91a\bz uibs simjjsoj^ m ui3{Xq 33IM y \4ui3Jozo9]M ouzod 'azjqop ais MBa" iaisspss bu 5>[1j 3JB '3IUBMJOd JSAUI BU IUI O{ZSXzjd lJlMqD f3ZSMJ3ld BUBd DZ3|BUZ U13{§OUI 3IU 3IZp§IU m \AzsKziv,/ao} uibm dpŜq oum og UI3IM0p od fefBzfepod ai EU3JBUI 9ZSBM 3Z OUB|pO AuoSbM 3ZSBM ipBJO5( BU 5lS o|B4\iubjj o 'o Iś się od stołu i wyszedł, zostawiając nie dojedzone śniadanie. Skandynawowie to dziwnie kapryśna rasa. Przewodniczka Rosa wkroczyła do jadalni i poleciła, Ŝeby jej podopieczni zebrali się w autokarze. Rodzina amerykańska, trzej mleczarze, dwaj niemieccy farmerzy i ja mieliśmy zwiedzać Moskwę. Na Kreml przypadło dziesięć minut. W tym czasie amerykańska dziewczyna zdąŜyła sprzedać aparat fotograficzny, botki i parasolkę jakiemuś niezadowolonemu, jojczącemu młodzieńcowi, który narzekał na swój kraj, dopóki nie dostał w łeb od Rosy. „I tak Ŝaden kraj by cię nie przyjął. Jesteś obrzydliwym miałkim przestępcą". Chyba miała na myśli drobnego przestępcę, bo młodzieniec wydawał się wyjątkowo nierozgarnięty. Potem wsiedliśmy z powrotem do autokaru, pojechaliśmy obejrzeć Teatr
Wielki, Stadion Olimpijski, rezydencję ambasadora brytyjskiego i muzea, co zajęło czas do obiadu. Mleczarze, Artur, Arnold i Harry, przetoczyli się przez hali narzekając, Ŝe nie obejrzeli Ŝadnej mleczarni. Coś, co pili, bynajmniej nie było mlekiem, lecz pewnie wódką. Rosa wdała się w gorący spór z amerykańską rodziną, która domagała się podania daty wyjazdu do Mińska, toteŜ nie dochodziły do niej szaleńcze bredzenia mleczarzy. Na obiad przysiadłem się do starych angielskich arystokratek, które uskarŜały się, Ŝe z niezrozumiałych powodów przez cały dzień objeŜdŜały ośrodki dystrybucji mleka. Wyłoniły delegację, która domagała się od Rosy wycieczki na przedstawienie baletu. 55 Popołudnie było wolne, więc poszedłem na spacer do parku im. Gorkiego w poszukiwaniu turystów. Było tam mnóstwo Rosjan, którzy spacerowali zupełnie tak samo jak Anglicy. Niektórzy lizali łody, inni rozmawiali i śmiali się, a jeszcze inni opalali się w bieliźnie, przykleiwszy na nos banknoty rublowe, Ŝeby się uchronić przed poparzeniem. Rzeczywiście, było tak gorąco, Ŝe musiałem wrócić do hotelu, by zdjąć kominiarkę, futrzaną czapkę mamy, mitenki, obszerne palto, cztery swetry, koszulę i dwa podkoszulki. Wieczorem zawieziono nas do opery, gdzie usnąłem, podobnie jak większość Rosjan, a amerykańska dziewczyna sprzedała słuchawki marki Sony. Pan Braithwaite wrócił bardzo późno, bardzo pijany. Wódka nie daje zapachu, ale nie miałem wątpliwości. Bez słowa połoŜył się do łóŜka i głośno chrapał. Byłem przeświadczony, Ŝe jest szpiegiem. Podobna sytuacja powtarzała się przez trzy dni, które spędziliśmy w Moskwie. Rano po obudzeniu znajdowałem kartkę od pana Braithwaite'a, byłem więc zdany na łaskę „Intouristu". W owym czasie bąbelkowałem juŜ kulturą i tęskniłem za odrobiną angielskiej apatii i wulgarnego materializmu. Ostatniego popołudnia w Moskwie postąpiłem bardzo odwaŜnie. Zapuściłem się do wnętrza mar-murowo-świecznikowego metra, usiłując znaleźć moskiewskie centrum handlowe. WłoŜyłem monetę pięciokopiejkową do automatu, wziąłem bilet i oto56 czył mnie przepych marmurów i złoceń. Pociągi jeździły co trzy minuty, uwoŜąc mnie i tłumy Rosjan spieszących do sklepów. Przyciągałem zaciekawione spojrzenia (pryszczata cera naleŜy w Rosji do rzadkości), choć większość pasaŜerów czytała grube intelektualne ksiąŜki z zabawnym drukiem albo uczyła się koncertów fortepianowych Czajkowskiego. Udało mi się wydostać na zewnątrz i znaleźć sklepy. Cztery godziny później wróciłem do hotelu z olbrzymią rosyjską lalką, która miała wewnątrz trzydzieści coraz mniejszych lalek. Pandora dostanie największą lalkę, a ojciec najmniejszą. Kiedy wszedłem do hotelowego hallu, zobaczyłem pana Braithwaite'a. Siedział na kanapie obok lubieŜnie wyglądającej Rosjanki, ubranej w jaskrawozielony kostium ze spodniami i buty na platformach. Igrała erotycznie z szerokimi nogawkami spodni pana Braithwaite'a; zauwaŜyłem, jak złapał jej rękę i lizał wnętrze dłoni. BoŜe! Co za obrzydliwy widok! Miałem ochotę zawołać: „NiechŜe się pan weźmie w garść, panie Braithwaite, w końcu jest pan Anglikiem". Na mój widok odskoczyli od siebie. Przedstawił mi Rosjankę jako Larę, eksperta od chorób krowich wymion. Uśmiechnąłem się ozięble i zostawiłem ich samych, bo nie mogłem znieść widoku nagiej chuci w ich podstarzałych oczach. Trzy ruble w skarpetce paliły mnie jak ogień, więc zdjąłem but, wyciągnąłem pieniądze i przywołałem taksówkę. „Proszę mnie zawieźć na grób Dostojewskiego", wykrzyknąłem. Taksówkarz zapytał, 57 ile mam pieniędzy. „Trzy ruble", odpowiedziałem. „To nie wystarczy, skarbie, Dostojewski jest pochowany w Leningradzie". Pogratulowałem mu dobrej angielszczyzny, wślizgnąłem się z powrotem do hotelu i spakowałem rzeczy przygotowując się do powrotnego lotu.
58 Lara była na lotnisku. Dała panu Braithwaite jeden goździk. Odbyły się przewlekłe lizania dłoni, wzdychania i rozmowy o „duszach". Pan Braithwaite podarował Larze numer „Tygodnika Hodowcy Bydła Mlecznego", dwie pary skarpetek od Marksa i Spencera, rolkę papieru toaletowego i paczkę maszynek do golenia Bic. Lara szlochała Ŝałośnie. Na lotnisku Gatwick czekała pani Braithwaite i Pandora. Kiedy szliśmy w ich stronę, pan Braithwaite westchnął głęboko jak bohater Czechowa i powiedział: „Adrianie, pani Braithwaite moŜe nie zrozumieć sprawy Lary". Ja zaś: „Panie Braithwaite, ja teŜ tego nie rozumiem. Romansowanie z kobietą ubraną w jaskrawozielony spodnium i buty na platformach przekracza moją wyobraźnię". Podczas tej rozmowy przeszliśmy za barierkę i znalazłem się w ramionach Pandory. W Anglii. Och, Leicester! Leicester! Leicester! Mole o stylu Ŝycia Często wspominam moją naiwną młodość i wtedy na mojej dojrzałej, ale dziobatej twarzy pojawia się uśmiech. Z trudem rozpoznaję tamtego naiwnego chłopca. Pomyśleć, Ŝe kiedyś uwaŜałem Evelyn Waugh za kobietę! Oczywiście teraz, po zdaniu kilku egzaminów „małej matury", jestem znacznie bardziej wyrafinowany i doskonale wiem, Ŝe gdyby Evelyn Waugh jeszcze Ŝył, byłby bardzo, moŜna powiedzieć: śmiertelnie, dumny ze swojej córki Auberon, poniewaŜ Evelyn jest naturalnie ojcem Auberon, nie matką, jak kiedyś przypuszczałem. Od czasu do czasu przeglądam swoje wczesne dzienniki i opłakuję utraconą niewinność. Mając lat trzynaście i trzy czwarte, uwaŜałem, Ŝe wystarczy po prostu Ŝyć. Naprawdę nie wiedziałem, Ŝe nie moŜna ograniczyć się tylko do Ŝycia. Potrzebny jest jeszcze styl Ŝycia. A więc moja dzisiejsza pogadanka dotyczyć będzie stylu Ŝycia, ze szczególnym uwzględnieniem mojego własnego. Opiszę jeden typowy dzień. Przedstawię moich przyjaciół i rodzinę. Wspomnę mimochodem o moim sposobie odŜywiania, nawykach higienicznych i stylu ubierania. Zatrzymam się dłuŜej nad moimi gustami w dziedzinie literatury i sztuki. Po tej pogadance będziecie mieli ogólny ogląd mojego stylu Ŝycia. 60 Nawiasem mówiąc i a propos, „ogląd" to zaledwie jedno z tysięcy słów w moim słowniku i przy odrobinie szczęścia moŜe uda mi się zapoznać masy słuchaczy z jeszcze innymi niezwykłymi słowami. Mam bowiem wyraźną świadomość obowiązku kształcenia i dostarczania rozrywki szerokiej brytyjskiej publiczności za pośrednictwem Radia Cztery. Bo jakŜe moŜe ona powstać i przejąć władzę, jeśli nie rozumie języka władzy? Czy raczej władzy języka? Moi rówieśnicy mówią, Ŝe jestem prawdziwym dyktatorem mody, chociaŜ miłość mojego Ŝycia, Pandora, twierdzi, Ŝe określeniem „dyktator mody" posługują się wapniaki i ludzie, którzy jedną nogą stoją juŜ w krematorium. Na przykład mój sposób ubierania wywołuje idiosynkrazję. W istocie jest bardzo osobisty. PoniewaŜ radio to nie telewizja, opiszę więc, jak jestem ubrany. Zacznę od głowy i będę posuwał się w dół, Ŝeby uniknąć nieporozumień. Na głowie mam kominiarkę zrobioną na drutach przez stareńką, ale manualnie sprawną babcię. Noszę kominiarkę, poniewaŜ ojciec rokrocznie odmawia włączenia ogrzewania przed pierwszym listopada. Nie zwraca uwagi na to, Ŝe angielskie lato juŜ nie istnieje. Jak zwykle jest samolubny i myśli jedynie o rachunku za gaz. Schodzimy niŜej. Na szyi mam jedwabny fular, który naleŜał poprzednio do mojego nieŜyjącego dziadka. To szczęśliwy fular. Dziadek miał go na sobie w Epsom i wygrał na wyścigach konnych pół 61 korony (cokolwiek to znaczy). Moja koszula, czego się bynajmniej nie wstydzę, a co raczej napawa mnie dumą, pochodzi z dobroczynnej wyprzedaŜy na rzecz CND. Musiała kiedyś
naleŜeć do kanadyjskiego drwala, który zdaniem mojej mamy nadmiernie się pocił. Zapach mi nie przszkadza, przywykłem do niego, choć inni czasem narzekają. Pod spodem mam podkoszulek z nadrukiem „Kocham Cliffa Richarda". Pozostałość z okresu, kiedy byłem młody i głupi. Nigdy nie rozpinam guzików kanadyjskiej koszuli. Na nogach mam dyrektorskie spodnie sztuczkowe kupione na wyprzedaŜy u Woolworthsa przed likwidacją sklepu. I dalej, szpanerskie adidasy, które podarował mi mój najlepszy przyjaciel Nigel. Nieszczęsny Nigel cierpi na rodzaj obsesji: nie moŜe się powstrzymać od kupowania sportowego obuwia. Wynika to z róŜnych przyczyn: a) jako pierwszy w naszym małym mieście musi mieć najmodniejszą rzecz; b) powodowany wewnętrzną pasją, Nigel zawsze tak mocno zaciąga sznurowadła, Ŝe się zrywają. Wtedy zwykle oddaje mi buty, twierdząc, Ŝe ponowne sznurowanie to za duŜy kłopot. Moja zbiedniała rodzina Ŝeruje na porywczości Nigela. Wszyscy chodzimy w jego starych-nowych butach. Nawet babcia nosi jedną parę. Są na nią za duŜe, ale dzięki starczej mądrości znalazła na to sposób wypychając palce papierem toaletowym. Pod adidasami mam parę starych skarpetek, jedną białą, jedną czarną. Nie, nie, proszę nie myśleć, Ŝe jestem 62
roztargnionym geniuszem, który nie zauwaŜa, co zakłada na nogi. MoŜe nawet jestem geniuszem, ale nie roztargnionym. Nie, to jest wybór całkiem świadomy, wręcz symboliczny. Biała skarpetka oznacza moją wewnętrzną czystość i moralność, poniewaŜ jestem przeciwny przemocy, rakietom Polaris i okrutnemu traktowaniu kur niosek. Czarna skarpetka symbolizuje zło w mojej duszy, jak na przykład chęć pójścia na całość z Pandorą czy fantazjowanie na temat wysadzenia w powietrze wieŜowców (naturalnie bez mieszkańców 0 samobójczych na ogół skłonnościach). Stanowię więc chodzącą dychotomię. Dźwigam na moich stopach problemy świata. Oczywiście tłuszcza nie pojmuje nawet tak oczywistego faktu. Krzyczą: „Ech, nosisz skarpetki nie do pary!" Na te prymitywne uwagi odpowiadam spokojnie: „Nie, przyjacielu, to twoje skarpetki są nie do pary". Niektórzy odchodzą w pełnym zdziwienia zamyśleniu, choć, prawdę mówiąc, nie wszyscy. A teraz ozdoby osobiste. Noszę pozłacany łańcuszek 1 medalion. W medalionie są resztki zasuszonego jesiennego liścia. Ten liść symbolizuje kruchość człowieczej doli. Dała mi go w jesiennym porywie Pandora. Na lewym nadgarstku noszę miedzianą bransoletkę, która, mam nadzieję, uchroni mnie przed artretyzmem na starość. Na prawym nadgarstku noszę plastykowy wodoodporny zegarek, w którym mogę, gdybym poczuł taką potrzebę, nurkować na głębokość stu stóp. 63 Mam jeszcze jedną ozdobę, o której wiem tylko ja i pewna osoba. Jest to maleńki tatuaŜ na intymnej części ciała. Zawiera słowa: „Mama i tata" i pochodzi z okresu kryzysu w ich małŜeństwie. Teraz Ŝałuję własnej porywczości, poniewaŜ ten tatuaŜ uniemoŜliwi mi przez długie lata opalanie się na golasa. ToteŜ kiedy juŜ zostanę poetą-milionerem, będę się wylegiwał na mojej greckiej wyspie jako jedyny z plaŜowiczów w spodenkach kąpielowych. Jednak dom na greckiej wyspie to kwestia przyszłości. Moje obecne miejsce zamieszkania to bliźniak na przedmieściu w Midlandach. I podobnie jak wielu innych Brytyjczyków mieszkam oddzielony jedynie ścianką działową od intymnych sekretów jakiejś rodziny. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego to się nazywa ścianka działowa, bo ilekroć sąsiedzi wydają przyjęcie, przechodzi przez nią kaŜdziusieńki odgłos bankietowy. Otwieranie butelek z tonikiem, wrzucanie wiśni do koktajlu, błahe rozmowy kobiet, rzyganie męŜczyzn. Jeśli więc celem ścianki działowej miało być oddzielenie hałasów przyjęcia w jednym domu od domów sąsiednich, to muszę powiedzieć brytyjskim budowniczym: „Panowie, to się wam nie udało".
A teraz opiszę wam, jak wygląda mój typowy dzień. Pies budzi mnie zazwyczaj koło siódmej. Jest juŜ cholernie stary i ma słaby pęcherz. Więc ubrany w kalesony i podkoszulek otwieram mu drzwi kuchenne, Ŝeby mógł podnieść nogę na trawniku naszych najbliŜszych sąsiadów. Robię sobie kawę i piję ją 64 w łóŜku czytając budujące dzieło literatury. Aktualnie czytam Wittgenstein Primer T. Lowesa, magistra Trinity College, Dublin. Czasami dla rozrywki sięgam po coś mniej wyczerpującego intelektualnie, jak Walizka na skrzydłach, osobiste wspomnienia stewardesy, opracowane i poprzedzone wstępem przez Gerarda Tikella. Ale moŜe się zdarzyć, Ŝe nawet wspominki stewardesy okaŜą się zbyt skomplikowaną lekturą o tak wczesnej porze. Wtedy w poszukiwaniu jeszcze lŜejszej rozrywki sięgam do starych roczników „Beano". Mam teraz małą siostrzyczkę, która zwykle wypełza ze swego łóŜeczka o siódmej trzydzieści ciągnąc za sobą mokrą pieluszkę. Pakuje się do mojego pokoju i coś tam paple, na co reaguję oziębłym: „Rosemary, idź obudzić rodziców". Odmawiam banalizowania jej imienia i nie nazywam jej „Rosie". Wychodzi ode mnie na chwiejnych nóŜkach i wali piąstkami w drzwi sypialni rodziców. Przytłumione przekleństwa świadczą o tym, Ŝe juŜ nie śpią, więc zrywam się z łóŜka i biegnę zająć przed nimi łazienkę. LeŜę w wannie ignorując zarówno walenie w drzwi, jak i błagalne prośby. Potrzebuję tej chwili spokoju, zanim rozpocznę dzień. Zresztą to nie moja wina, Ŝe jedyna ubikacja znajduje się w łazience. Wiele razy powtarzałem ojcu, Ŝeby załoŜył dodatkową ubikację na dole. Po starannej toalecie, zakończonej obfitym polaniem się ojcowskim płynem po goleniu i wodą Yardley mamy, wychodzę z łazienki, kłócę się z rodzicami, 65 w łóŜku czytając budujące dzieło literatury. Aktualnie czytam Wittgenstein Primer T. Lowesa, magistra Trinity College, Dublin. Czasami dla rozrywki sięgam po coś mniej wyczerpującego intelektualnie, jak Walizka na skrzydłach, osobiste wspomnienia stewardesy, opracowane i poprzedzone wstępem przez Gerarda Tikella. Ale moŜe się zdarzyć, Ŝe nawet wspominki stewardesy okaŜą się zbyt skomplikowaną lekturą o tak wczesnej porze. Wtedy w poszukiwaniu jeszcze lŜejszej rozrywki sięgam do starych roczników „Beano". Mam teraz małą siostrzyczkę, która zwykle wypełza ze swego łóŜeczka o siódmej trzydzieści ciągnąc za sobą mokrą pieluszkę. Pakuje się do mojego pokoju i coś tam paple, na co reaguję oziębłym: „Rosemary, idź obudzić rodziców". Odmawiam banalizowania jej imienia i nie nazywam jej „Rosie". Wychodzi ode mnie na chwiejnych nóŜkach i wali piąstkami w drzwi sypialni rodziców. Przytłumione przekleństwa świadczą o tym, Ŝe juŜ nie śpią, więc zrywam się z łóŜka i biegnę zająć przed nimi łazienkę. LeŜę w wannie ignorując zarówno walenie w drzwi, jak i błagalne prośby. Potrzebuję tej chwili spokoju, zanim rozpocznę dzień. Zresztą to nie moja wina, Ŝe jedyna ubikacja znajduje się w łazience. Wiele razy powtarzałem ojcu, Ŝeby załoŜył dodatkową ubikację na dole. Po starannej toalecie, zakończonej obfitym polaniem się ojcowskim płynem po goleniu i wodą Yardley mamy, wychodzę z łazienki, kłócę się z rodzicami, 65 którzy stoją pod drzwiami na skrzyŜowanych nogach, i schodzę na dół na śniadanie. Odgrzewam sobie mroŜonego croissanta, robię filiŜankę earl greya sans mleko i zasiadam do studiowania wiadomości ze świata. Kupujemy „Guardiana" i „The Sun", więc jestem doskonale zorientowany w ostatnich wydarzeniach dotyczących „ochrony wielorybów", a takŜe w rozwoju biustu panny Samanthy Fox. Moi rodzice są ofiarami thatcheryzmu, co oznacza, Ŝe Ŝadne z nich nie pracuje, więc mogą godzinami przesiadywać przy śniadaniu. Rosemary je tak obrzydliwie, Ŝe zawsze wstaję od stołu, zanim zabierze się do swojej owsianki.
Idę do siebie na górę, pakuję ksiąŜki i pomoce naukowe i udaję się do college'u. Ignoruję kolegów, którzy zazwyczaj tłoczą się w korytarzach, zaśmiewając się z pijackich rozrób poprzedniego wieczoru. Zmierzam prosto do klasy i spokojnie studiuję, zanim zaczną się zajęcia. Bo chociaŜ jestem intelektualistą (prawdę mówiąc, niemal geniuszem), to równocześnie nie jestem bardzo zdolny i muszę się uczyć więcej niŜ inni. KaŜdą przerwę spędzam z Pandorą. Zwykle rozmawiamy o wydarzeniach na świecie. Pandora zawsze ubiera się na czarno, na znak ubolewania nad światem. Przez co bezmyślni koledzy, a takŜe — co odnotowuję ze smutkiem — część grona nauczycielskiego nazywa ją „Zbzikowaną Braithwaite". Zazwyczaj razem wracamy do domu i po drodze odwiedzamy Berta Baxtera, który jest teraz najstar66 szym człowiekiem na liście wyborców. Pandora wyprowadza owczarka alzackiego Szablę na tereny rekreacyjne w poszukiwaniu łupów, podczas gdy ja oporządzam Berta i słucham jego nieskoordynowanych bredni o Leninie i „konieczności proletariackiego powstania" (Bert postanowił nie umierać, dopóki nie zobaczy upadku kapitalizmu, więc, niestety, wygląda na to, Ŝe pozostanie wśród nas jeszcze przez jakiś czas). Po uspokojeniu, nakarmieniu i napojeniu Berta i Szabli idziemy z Pandorą do domu. Rozstajemy się na rogu naszego zaułka, ona 67 maszeruje w kierunku wysadzanej drzewami alei do wolno stojącego, pełnego ksiąŜek domu, a ja udaję się do mojego, opisanego poprzednio, znacznie okropniej-szego miejsca zamieszkania. Kiedy wchodzę do kuchni, nie wita mnie ciepły zapach domowych wypieków. Więc sam produkuję ów zapach piekąc placuszki. Podaję tutaj przepis, jednak zanim rzucicie się po papier i ołówek, nie zapominajcie, Ŝe ten przepis jest moją, Adriana Mole'a, własnością. Więc jeśli chcecie piec paluszki według tego przepisu, musicie przysłać mi pieniądze. Ciastka A. Mole'a Składniki 4 uncje mąki lub ekwiwalent w innym systemie wagowym 2 uncje masła lub ekwiwalent j. w. 2 uncje cukru lub ekwiwalent j. w. 1 jajko (jajko pozostaje tylko jajkiem w kaŜdym systemie) Sposób przygotowania Ubić wszystkie składniki. Natrzeć tłuszczem brytfannę. WłoŜyć do niej masę. Nastawić temperaturę piecyka na nr 5. Poczekać, aŜ ciastka urosną. To powinno trwać dwanaście minut, ale trzeba otwierać drzwiczki co trzydzieści sekund. Chrupiąc ciastka własnego wyrobu, prosto z piecyka, odpoczywam po całym dniu. Czasami o tej porze poświęcam chwilę uwagi Rosemary. Wczoraj wieczorem zbudowałem jej z klocków lego wieŜę poczty głównej, ale kiedy się na chwilę odwróciłem, Rosemary ją 68 rozwaliła zaśmiewając się bezczelnie w środku gruzowiska. To jej 'typowe zachowanie. Jestem pewien, Ŝe wyrośnie na osobę niezrównowaŜoną psychicznie. JuŜ teraz nie moŜna sobie z nią dać rady. Wyciąga wszystko z szuflad, kręci gałkami telewizora, wrzuca zabawki do klozetu, a kiedy napotka jakiekolwiek przeciwności, wpada we wściekłość. Nalegałem, Ŝeby rodzice poszli z nią do Poradni Dziecięcej, zanim będzie za późno, ale mama zawsze bierze ją w obronę. „Adrianie, Rosie jest zupełnie normalna. Wszystkie dzieci w tym wieku zachowują się jak Attyla, wódz Hunów. Jak ci się zdaje, dlaczego tyle matek bierze środki uspokajające?" Wczesnym wieczorem staram się obejrzeć jeden czy dwa popularne seriale. UwaŜam, Ŝe dla nas, intelektualistów, bardzo waŜne jest zachowanie kontaktu z kulturą
masową. Nie moŜemy zamykać się w wieŜach z kości słoniowej, co naturalnie nie dotyczy przypadku, kiedy owe wieŜe mają na dachu antenę telewizyjną. Rodzice usiłują ratować swoje małŜeństwo grając co drugą środę w badmingtona. Poza tym wieczorami tłoczą się w domu, więc zmuszony jestem siedzieć w swoim pokoju albo wychodzić. Naprawdę nie potrafię zrozumieć, jak mogą znieść swoje towarzystwo. Ich rozmowy ograniczają się do narzekań na brak pieniędzy i utyskiwań na pensje, których zresztą i tak nie otrzymują. Mam wobec nich niewielkie wymagania. Wszystko, czego oczekuję, to fiolka multiwitaminy raz na tydzień, 69 czysta pościel i uprzejmość. Nie chciałbym jednak, Ŝebyście w tym momencie wyłączyli odbiorniki w przekonaniu, Ŝe nie jestem przywiązany. do rodziców. W pewien sposób są mi bardzo bliscy. I nie moŜe być inaczej. Mieszkamy w niewielkim domu. A oni mają pewne zalety. Ojciec po kilku kieliszkach wódki staje się całkiem dowcipny, a matka jest znana jako pocieszycielka męŜatek. Prawdę mówiąc, mama właściwie organizuje lokalną grupę kobiet. Czytałem gdzieś, Ŝe dla rodziny bardzo waŜne jest utrzymanie fizycznego kontaktu, więc przechodząc koło któregoś z rodziców zawsze staram się poklepać go po ramieniu. To nic nie kosztuje, a chyba sprawia im przyjemność. Jednak 0 ósmej, kiedy pokój wypełniają kłęby dymu, usprawiedliwiam się i wychodzę, Ŝeby wychynąć na świat zewnętrzny. Czasami spotykam się z Barrym Kentem i gwarzymy sobie o tym, który z jego przyjaciół ma sprawę w sądzie, a który jest w domu poprawczym. Od czasu do czasu rozmawiamy o wierszach Barry'ego. Podczas ostatniego pobytu w poprawczaku nauczono go czytać 1 pisać. To był bardzo postępowy poprawczak, w którym rezydował nawet poetastypendysta. Więc zamiast pracować w kamieniołomach, Barry musiał rozbierać bezokoliczniki i składać je z powrotem. Niektóre jego rzeczy są zupełnie dobre, oczywiście prymitywne, ale Barry jest w zasadzie oficjalnie uznany za głupka, więc niby czego moŜna od niego oczekiwać. Ale przynajmniej utrzymuje się ze swojej poezji. Pod 70 -4 pseudonimem Baz Poeta Skinów odwiedza puby i festiwale rockowe i wykrzykuje przed publicznością te swoje poezje. Czasami słuchacze odpowiadają mu krzykiem i dochodzi do walki. Barry zawsze zwycięŜa. W drodze do domu wstępuję do Pandory, która zazwyczaj siedzi pochylona pod lampą kreślarską przygotowując się do egzaminów. Na ścianie nad jej biurkiem są dwa napisy, wykonane róŜowym świecącym markerem: „Dostać się do Oksfordu albo umrzeć" i „Dostać się do Cambridge i Ŝyć". Po kaŜdym z nich następuje pięć wykrzykników. Dzielimy się z Pandorą filiŜanką kakao, a jeśli rodziców nie ma w domu, pijemy gin z tonikiem. Potem całujemy się namiętnie przez jakieś pięć minut, a jeśli to wieczór ginu, to nawet dłuŜej, i wtedy wracam do domu naładowany ukrytą erotyką. W takich przypadkach z przyjemnością witam deszcz. Nic lepiej nie łagodzi frustracji seksualnej jak zimny prysznic. O jedenastej jestem w łóŜku razem z psem. Czytam. Na nocnym stoliku stoi filiŜanka kakao i herbatnik na dobre trawienie. Nie jest to sposób Ŝycia, jaki wybrałem dla siebie. Mając wolny wybór zdecydowałbym się na mieszaninę Ŝycia towarzyskiego księcia Andrzeja i księcia Edwarda, pracy zawodowej Teda Hughesa i Ŝycia uczuciowego Wham lub Micka Jaggera. Ale przynajmniej mam jakieś Ŝycie. Niektórzy nawet tego nie mają. I znajduję się na skraju, na samym krawęŜniku dwupasmowej drogi Losu. Czy pójdę w kierunku Londynu, sławy i uwagi środków przekazu? Czy teŜ 71
udam się w inną stronę, w stronę prowincji, gdzie aby zobaczyć swoje nazwisko w druku, będę musiał się uciekać do korespondencji z lokalną gazetą? Przychodzi mi na myśl trzecia moŜliwość. Mogę zatrzymać się na rondzie i pozostać w zawieszeniu, nieznany, nie opiewany. Nie chcę jednak obciąŜać cię, miły słuchaczu, moimi introspektywnymi rozwaŜaniami. Zresztą i tak muszę juŜ kończyć — zaczęło padać, a moje dŜinsy wiszą w ogródku. NAGRODZONE WYPRACOWANIE MOLE'A ł O radości!... O rozkoszy!... Wreszcie moje nazwisko weszło do literatury. Moje wypracowanie zatytułowane Dzień z Ŝycia stewardesy zdobyło drugą nagrodę w konkursie Brytyjskich Linii Lotniczych na twórczość literacką. Na tę nagrodę składają się: zakładka do ksiąŜek w kształcie samolotu Concorde z pozłacanym autografem Melvyna Bragga, fartuszek stewardesy ofiarowany przez Towarzystwo Pomocy Zdesperowanym Stewardesom i pięćdziesiąt funtów. Przytaczam dla potomnych moją nagrodzoną pracę. Dzień z Ŝycia stewardesy Napisał A. Mole śonkil Storme otworzyła omdlewające niebieskie oczy i spojrzała na zegarek. „O psiakrew", wykrztusiła. Zegarek wskazywał siódmą, a śonkil powinna być o siódmej piętnaście na lotnisku Heathrow, gdzie czekał na nią samolot Concorde. śonkil wyciągnęła smukłą białą rękę i podniosła słuchawkę telefonu. Drugą ręką pieściła orchideę, która stała przy łóŜku w słoiku po dŜemie. „Cześć, Brett", powiedziała do słuchawki... „Tu śonkil, kochanie. Jestem spóźniona, wyczerpała mnie nasza namiętna noc i zaspałam". W słuchawce rozległ się męski chichot Bretta. 73 „W porządku, śonkil", zaśmiał się rubasznie. „Powiem pasaŜerom, Ŝe na pasie startowym jest śnieg. Nie śpiesz się, najdroŜsza". śonkil odłoŜyła słuchawkę i zapadła w poduszki, ciągle jeszcze przesiąknięte zapachem brylantyny Bretta. Zastanawiała się, czy uda jej się kiedykolwiek wyjść za Bretta, kapitana Concorde'a, i czy wymówka z ośnieŜonym pasem startowym będzie dobrze widziana. W końcu był lipiec. Zastanawiając się nad tym śonkil wzięła prysznic pod prysznicem i ubrała się w garderobie. Wkrótce, juŜ zadbana, wsiadała do swojego sportowego maserati z otwartym dachem, odprowadzana gapiowatym wzrokiem szarych przechodniów. Chwilę później wdrapywała się po schodkach Concorde'a, chwiejąc się w butach na wysokich obcasach. W drzwiach samolotu czekał Brett, który obdarzył ją francuskim pocałunkiem. PasaŜerowie wcale nie mieli im tego za złe, a nawet wiwatowali z entuzjazmem. Pogodny Amerykanin wykrzyknął: „Niech pana Bóg błogosławi, kapitanie!" Brett błysnął męskimi zębami, przeszedł na przód samolotu i włączył silnik. śonkil chodziła uśmiechając się do pasaŜerów i otwierając puszki kawioru. Wkrótce strzelały wokół korki od szampana, po czym pasaŜerowie popadli w otępienie. Lot przebiegł gładko i bez zakłóceń. Kiedy znaleźli się w Nowym Jorku, Brett poprosił śonkil, Ŝeby została jego Ŝoną. Po zbadaniu krwi w celu wykrycia ewentualnych chorób Brett i śonkil wzięli ślub w windzie Empire State Building. Wkrótce trzeba było zawrócić Concorde'a do Londynu. śonkil była cholernie dumna z nowej złotej obrączki, a Brett prowadził samolot lepiej niŜ kiedykolwiek. Kładąc się do łóŜka tego wieczoru śonkil mówiła do siebie: „Ale mam szczęście! Pomyśleć, Ŝe o mało nie zostałam nauczycielką gospodarstwa domowego". Spojrzała na czarne lśniące włosy Bretta na poduszce firmy Laury Ashley i uśmiechnęła się. To był najwspanialszy dzień w jej Ŝyciu. Koniec Copyright na cały świat by A. Mole LoL fan
SPRAWA SARY FERGUSON Mam dosyć czytania o tym, jaki przystojny jest ksiąŜę Andrzej. Według mnie przypomina tych durniów, którzy uczą się w college'u murarki i sztukatorstwa, a jego kark wprost się prosi o kozioł do noszenia cegieł. I te wielkie, białe, bezlitosne zęby! Przenika mnie dreszcz, kiedy pomyślę, jak skubią bezbronną szyję Fergie. Niektóre kobiety lubią wysokich, dobrze zbudowanych męŜczyzn, którzy potrafią pilotować helikopter, mają wielkie konto w banku i złote karty kredytowe Couttsa. Jednak ja osobiście uwaŜam, Ŝe Fergie się marnuje wiąŜąc się z nim. Panna Sara Ferguson urodziła się po to, Ŝeby zostać Ŝoną Adriana Mole'a. Napisałem jej o tym, błagając równocześnie, Ŝeby przed 23 lipca zmieniła zdanie. Dotychczas nie otrzymałem odpowiedzi. Musi się okrutnie zmagać z sobą z powodu tej decyzji. „Bogactwo, splendor i rozgłos u boku księcia Andrzeja czy nędza, wspaniałe Ŝycie wewnętrzne i słuchanie poezji u boku Adriana Mole'a". Niełatwy wybór. Saro Ferguson, o Saro Ferguson Twoje imię nie schodzi mi z ust Nie wychodź za Andy'ego, on ma krzywe nogi 76 / Przyjedź do Leicester, przyjedź i wyjdź za mnie! Porzuć pałac, złap taksówkę Będę czekał przy wyjeździe z M1. Pojedziemy do mojego domu, poznasz rodziców Wiem, Ŝe polubicie się z moim psem. Nie przyszedł dzisiaj list od Sary Ferguson. Zadzwoniłem do pałacu Buckingham, ale jakiś lokaj (bez wątpienia w peruce i wypudrowany) odmówił połączenia mnie z Sarą. Powiedział: „Panna Ferguson nie przyjmuje telefonów od nieznajomych". A ja na to: „Słuchaj, człowieku, ja nie jestem nieznajomym, panna Ferguson jest moją bratnią duszą". Mógłbym prawie przysiąc, Ŝe lokaj wymamrotał: „I krowa teŜ", zanim cisnął słuchawkę. Nie pozostaje mi nic innego, jak pojechać do pałacu Buckingham i rozmówić się z Sarą osobiście. Wysłałem telefonogram do mojej rudowłosej miłości: „Saro, przyjeŜdŜam do Ciebie. Spotkamy się u bram pałacu w samo południe. Twój, kochający nieodparcie, Adrian Mole (18 i 14). PS. Będę w ciemnych okularach, z plastykową torbą od Marksa i Spencera w ręku". Paląc Buckingham, godzina 13.30 Nie przyszła. Zapytałem policjanta na koniu, czy Sara jest w domu. Powiedział: „Tak, królowa matka udziela jej lekcji machania ręką". Zapytałem, czy 77 doręczyłby jej kartkę ode mnie, ale jego uwagę zaprzątnęła grupa podekscytowanych turystów japońskich, którzy starannie wymierzali konia i zapisywali wymiary. Bez wątpienia skopiują go i zaleją świat tanimi policyjnymi końmi. Czy my, Anglicy, kiedykolwiek się czegoś nauczymy? Wróciłem pociągiem do domu na ponurą prowincję. Stara gruba kobieta snuła nieprzerwany monolog na temat swoich planów na dzień ksiąŜęcego wesela. Chciałem głośno krzyknąć: „Stara gruba wariatko, dwudziestego trzeciego będziesz się wpatrywała w pusty ek'ran, bo nie będzie Ŝadnego ksiąŜęcego ślubu. Odwołaj zamówienie na dwa tuziny chrupiących bułeczek i skrzynkę napojów z bąbelkami". Miałem ochotę wykrzyknąć te słowa, ale oczywiście nie zrobiłem tego, ludzie wzięliby mnie za zwariowanego nastolatka, opętanego myślą o Sarze Ferguson, co oczywiście nie jest zgodne z prawdą. Sara jeszcze nie odpowiedziała na mój list. MoŜe zabrakło jej znaczków pocztowych?
; ii kpCet, Zapytałem listonosza, czy jest coś do mnie z pałacu Buckingham. Odpowiedział: „CzyŜby Ted Hughes wykorkował? I ty masz być następnym poetą-laureatem? Jeśli tak, to czy mogę złoŜyć ci moje najszczersze gratulacje?" 78 4 Nic dziwnego, Ŝe Anglia schodzi na psy, jeśli taki jest poziom urzędników państwowych. 19.00. Dziś wieczorem Pandora Braithwaite zadzwoniła z Leningradu. Zapytałem, jak jej idzie nauka rosyjskiego. Odpowiedziała: „Zadziwiająco dobrze. Włączyłam się rano do wyjątkowo pouczającej dyskusji w kolejce po brukiew. Robotnicy i intelektualiści dyskutowali o ukrytym symbolizmie Wiśniowego sadu. Wygłosiłam opinię, oczywiście po rosyjsku, Ŝe wiśnie to patriarchalne jaja matuszki Rossii, co dowodzi, Ŝe Czechów był dwupłciowy". Zapytałem, jak zareagowali na tę interpretację geniusze zgromadzeni w kolejce po brukiew. Pandora powiedziała: „Och, ci cholerni wieśniacy niczego nie zrozumieli". Głos jej zaczynał zamierać na linii, więc krzyknęła: „Adrianie, najmilszy, nagraj mi na wideo ksiąŜęcy ślub". Połączenie zostało przerwane, utraciłem Pandorę. hJA,oftk j IZ Upx.tx Moja Sara była dziś rano na pierwszej stronie gazety w nieprzyzwoicie wydekoltowanej sukni. Ten baran Andrzej całkiem otwarcie zezował w jej dekolt. Kiedy Sara zostanie moją Ŝoną, będę nalegał, Ŝeby nosiła swetry pod samą szyję. W tej kwestii zgadzam się z muzułmanami. Nie ma listu. śadnej nadziei, ślub juŜ jutro. Nie będę oglądał. Będę się snuł po ulicach pogrąŜony w rozpaczy. O BoŜe! O Saro! 79 Dzień ślubu mojej Sary Saro! Saro! Saro! Dziś rano tak długo szlochałem w poduszkę, aŜ pierze się pozlepiało w gruzły przypominające kawały zepsutego kurczaka. W końcu wstałem, ubrałem się na czarno i przygotowałem sobie proste, ale poŜywne śniadanie. Mama zeszła na dół i powiedziała przez dym z papierosa: „Co się stało z twoją twarzą?" Odpowiedziałem spokojnie, z wielką godnością: „Mamo, jestem w najgłębszej rozpaczy". „Dlaczego? Czy znowu dokuczają ci hemoroidy?" Zaniosła się kaszlem. Wyszedłem z kuchni kręcąc z politowaniem głową i mówiąc równocześnie sotto voce: „Panie, zmiłuj się nad filistynami, z którymi przyszło mi Ŝyć, bo nie wiedzą, co mówią". Usłyszał to ojciec i skomentował: „Patrzcie, jaki się zrobił religijny!" Minąłem babcię zmierzającą do naszego domu. Niosła tacę, na której piętrzyły się ciasteczka z lukrowanymi inicjałami FA. Babcia była w swoim najlepszym ubraniu, na kapeluszu chwiały się pióra egzotycznych, dawno wymarłych ptaków, na rękach miała siatkowe rękawiczki, przy bluzce broszkę w kształcie lisich pazurów. Była nieprzytomnie uszczęśliwiona. Zawołała: „Adrianie, mój skarbie, jak się masz, nie pocałujesz babci?" Pocałowałem jej szorstki 80 Co71 81 policzek i odszedłem, Ŝeby nie dostrzegła łez w moich oczach. Zaskrzeczała: „Wszystkiego najlepszego w dniu ksiąŜęcego ślubu, Adrianie". Minąłem sklep kooperatywy z wiszącą do góry nogami flagą brytyjską i świątynię sikhów, gdzie flaga wisiała prawidłowo. Kupiłem pamiątkowy kubek z Andym i Fergie i
zamalowałem wielkoszczęką twarz Andrzeja czarnym markerem, po czym usiadłem na brzegu kanału, włoŜyłem do kubka kilka kwiatów i napisałem ostatni list do Sary. Droga księŜno Saro, wkrótce znudzi Cię ten głupiec, którego poślubiłaś (robi na mnie wraŜenie osoby, która zagarnia dla siebie całą kołdrę). Jak tylko poczujesz się chociaŜ trochę znuŜona jego towarzystwem, pamiętaj, Ŝe czekam na Ciebie tu, w Leicester. Nie mogę Ci ofiarować bogactw (chociaŜ mam 139 funtów i 37 pensów na ksiąŜeczce Towarzystwa Budowlanego), mogę Ci za to obiecać intelektualne pogawędki i moje ciało, które jest niemal całkowicie nieskalane i o wiele młodsze od ciała Twojego męŜa. A więc, Saro, nie będę Cię dłuŜej zatrzymywał, bo pewnie mąŜ natrętnie dopomina się, Ŝebyś zwróciła na niego uwagę. Pozostaję, o Pani, najniŜszym i najpokorniejszym sługą Adrian Mole KORESPONDENCJA MOLE—KENT Barry Kent ITKSR Pawilon 2 Dom Poprawczy dla Młodocianych Przestępców Ridley-Upon-The-Dour Lincolnshire Leicester, 2 kwietnia 1987 Drogi Baz, miło było zobaczyć Cię we wtorek. Dobrze Ci w więziennym uniformie. Kiedy wyjdziesz, powinieneś ubierać się w niebieskie rzeczy. A takŜe, Baz, niepalenie chyba Ci słuŜy, Twój oddech nie jest tak odpychający jak zwykle. Dlaczego nie rzucisz na dobre? Przykro mi, ale mam złe wieści, jednak ktoś musi Ci to powiedzieć: Twoja narzeczona Cindy Ŝyje z Garym Fulbrightem, kulturystą. Pamiętasz go? W 1985 roku wygrał zawody „mister Musie". Cindy za cztery miesiące spodziewa się jego dziecka. PoniewaŜ domyślam się, Ŝe ta wiadomość Cię zaszokowała, więc dam Ci trochę czasu na przyjście do siebie. Baz, Cindy nie jest warta Twojej miłości, więc nie opłakuj jej, na miłość boską. Zawsze ma brudne paznokcie i zupełnie nie umie się ubrać. Nigdy nie zapomnę, jak wyglądała na pogrzebie Twojego ojca w tym czarnym gumowym uniformie (w poobdzieranych szpilkach i podartych siatkowych rajstopach). A co więcej, Baz, jej moŜliwości intelektualne równe są inteligencji wysuszonej gumki recepturki. Rozmawiałem z nią kiedyś o polityce bliskowschodniej i uświadomiłem sobie, Ŝe Arafat to dla niej arabski odpowiednik Kiplinga — rodzaj zagranicznych herbatników. Przejdźmy do innych tematów. Nigel przesyła pozdrowienia, chciałby Cię odwiedzić, ale nie jest pewny, czy nie rozpłacze się na widok więziennej furty. Przypuszcza równieŜ, Ŝe jego wygląd mógłby zaskoczyć Twoich obecnych kolegów i narazić Cię na 83 nieprzyjemności w celi. Teraz jest łysym buddystą, nosi pomarańczowe szaty i takieŜ dodatki (bez względu na pogodę). Ale mimo tych zmian zewnętrznych jest to ten sam stary Nigel, chociaŜ, niestety, wyrzucono go z banku; obawiam się, Ŝe w tym kraju wciąŜ trwają prześladowania religijne. Poza tym wszystko po staremu, prowincjonalne Ŝycie toczy się monotonnie przez godziny, dni, miesiące, lata. Baz, myślę, Ŝe przyszła pora, Ŝebym rzucił bibliotekę. Czytelnicy odnoszą się z pogardą-do wypoŜyczanych ksiąŜek. Wczoraj znalazłem plasterek bekonu w Słowniku filozoficznym. Najwyraźniej posłuŜył jako zakładka. Dalej w tej samej ksiąŜce znalazłem list do mleczarza: Drogi Mleczarzu, byłbym niesłychanie wdzięczny, gdyby Pan począwszy od dzisiaj zechciał zostawiać dodatkowe pół litra odtłuszczonego mleka. To znaczy, Ŝe począwszy od dziś (wtorek) chciałbym, Ŝeby dostarczał Pan dwie półlitrowe butelki odtłuszczonego mleka dziennie. Mam
nadzieję, Ŝe podzieli Pan moją radość z powodu powrotu mojej Ŝony. Wiem, jaką przyjemność sprawiały Panu i jej wasze poranne pogawędki w drzwiach. Obawiam się, niestety, Ŝe nie jestem równie miły w kontaktach z ludźmi jak moja Ŝona. Jednak podziwiam bez zastrzeŜeń Pańskie osiągnięcia w dostarczaniu nam mleka bez względu na pogodę i jeśli w przeszłości robiłem wraŜenie nadąsanego i niekomunikatywnego osobnika, to bardzo mi przykro. Wczesny ranek nie jest dla mnie najprzyjemniejszą porą dnia. Prześladuje mnie pewien powtarzający się koszmarny sen: prowadzę wykład w auli pełnej studentów i nagle, w połowie wykładu, uświadamiam sobie, Ŝe jestem nagi. MoŜe Panu zdarzają się równie niespokojne noce? Z okna sypialni sprawił Pan na mnie wraŜenie człowieka rozsądnego. Ma Pan inteligentny wygląd. Niech się Pan nie obraŜa, Panie Mleczarzu, ale wydaje mi się, Ŝe nie jest Pan zbytnio wykształcony, dlaczego więc nie miałby Pan tego nadrobić buszując po naszych dobrze zaopatrzonych półkach? MoŜe Pan poŜyczyć kaŜdą ksiąŜkę — oprócz pierwszych wydań, które wymagają bardzo delikatnego 84 traktowania. W normalnych warunkach sugerowałbym ludziom cierpiącym z powodu braku wykształcenia korzystanie z biblioteki, ale personel naszej dzielnicowej wypoŜyczalni to kretyni. Niech się Pan zastanowi nad tą propozycją i napisze „tak" lub „nie" na dole tej strony. Serdeczne pozdrowienia Richard Blythe-Samson (nr 19) Nie. Winniście mi za sześć tygodni. Mleczarz. No więc, Baz, juŜ kończę. Mam nadzieję, Ŝe nie wieźmiesz sobie zbytnio do serca wiadomości o Cindy, ale ktoś musiał Ci to powiedzieć, a kto zrobiłby to lepiej niŜ Twój stary kumpel Adrian „Mózgowiec" Mole PS. Dziś są moje urodziny. Mam dziewiętnaście lat i Bóg mi świadkiem, mam dosyć tego Ŝycia. Pawilon 2 9 kwietnia 1987 Hej, Mózgowiec, Cindy mi pisała i mówi, Ŝe to kłamstwa o niej i o Garym Fulbricie, mówi, Ŝe nie jest w ciąŜy, tylko przybyło jej na wadze, bo robi w sklepie z gorącymi ziemniakami, i przysięga na głowę swojego psa, Ŝe dalej mnie kocha i czeka na mnie. Nie była u mnie, bo miała migrenę, tesz miałeś nerwy, Ŝeby ją krytykować, czasami siebie obejrzyj w lustrze. Słyszałem okropne rzeczy na temat Pandorry, Ŝe robi to ze wszystkimi i tesz z Chińczykami i Jugosłowianami. Jeden klawisz tutaj ma syna w Oksfordzie, on zna Pandorre i mówi, Ŝe ona jest kórwa, dlaczego pisałeś mi to wszystko o mleczarzu, to g... warte, chcę wiedzieć, co się dzieje z chłopakami na wolności, czy Spig ma juŜ wyrok, czy Marvin wyszedł za poręczeniem i tak dalej, wcale nie pisz jak masz pisać głupstwa, a jeśli chcesz mnie znowu odwiedzić ubierz się porządnie, wstydziłem się ostatnio i oberwałem duŜo śmiechu od chłopaków po widzeniach. Powiedziałem im, Ŝe nie jesteś całkiem tego ale i tak dostałem. Ze 85 mną w celi jest grubas co się nazywa Cliffton nie ma się gdzie ruszyć kiedy stanie proszę o przeniesienie. On jest w pierdlu mistrzem pierdzenia. Góry Fulbright Cię szuka nie daj się wciągnąć Baz 18 kwietnia 1987 Drogi Baz, jak śmiesz twierdzić, Ŝe Pandora jest śmieciem? Widuje się z Chińczykami, Rosjanami i Jugosłowianami, poniewaŜ uczy się w Oksfordzie chińskiego, rosyjskiego i serbskochorwackiego. Nie ulega wątpliwości, Ŝe przyjmuje ich do późnych godzin w swoim pokoju, ale moŜesz mi wierzyć, Baz, Ŝe nie odbywa z nimi stosunków seksualnych. Wiem na pewno, Ŝe Pandora jest dziewicą. W przeciwieństwie do Ciebie i Cindy mój związek z Pandorą jest absolutnie czysty. Gdyby nie była dziewicą, pierwszy bym o tym wiedział. Nie będę więcej komentował układu Cindy—Gary, poza tym Ŝe widziałem ich w sklepie Mothercare;
kupowali wannę dla niemowlęcia i dwa staniki dla matek karmiących, ale od tej pory mam zamknięte usta. Przykro mi, Ŝe uwaŜasz część mojego ostatniego listu za bzdury. Myślałem, Ŝe zabawi Cię notatka dla mleczarza i Ŝe oderwie Cię od aktualnych okoliczności. Ale nie dziwię się, Ŝe jesteś rozgoryczony. Dwa lata więzienia za uszkodzenie ligustrowego Ŝywopłotu to duŜy wyrok. Ostatnio boję się nawet zakasłać na ulicy, bo moŜe to podpadać pod ustawę o porządku publicznym. Baz, od tak dawna nie przysłałeś mi Ŝadnego wiersza. Mam nadzieję, Ŝe nie zaprzestałeś bazgrania. Masz rzadki rodzaj muskularnego talentu, którego nie wolno Ci zmarnować. Kiedyś miałeś popłatne zajęcie jako „Baz Poeta Skinów" w kręgu klubów poetyckich. Dlaczego nie wykorzystasz tej okazji, Ŝeby napisać nowy zbiór? Twój Adrian „Mózgowiec" Mole 86 87 12 maja 1987 Drogi Mózgowiec Zapuszkowany Dobra. Zrobiłem to Uszkodziłem Ŝywopłot Złamałem parę witek Opadło kilka liści śywopłoty odrastają. Powiedzieli, Ŝe chodzi o Ŝywopłot W sądzie, świadkowie Ja nic o tym nie wiem Upadłem, napity Schwyciłem to zielone Wpadłem, podrapałem się I juŜ nie mogłem wstać. Właściciel Ŝywopłotu zadzwonił 997 Był to stary facet Gdyby mnie podniósł, to Poszedłbym sobie. Ale przyszli gliniarze „No, Baz, połamałeś Ŝywopłot To przestępstwo, wandalizm, niszczenie" Bezmyślne Słowo, parę łodyg, trochę zielonych Liści. I tak wymagał przycięcia. „Nie będę oskarŜał" powiedział starzec Było jednak za późno Ruszyła machina prawna Nie mogła juŜ stanąć Dopóki więzienna furta Nie zamknęła się za mną „Przestępcze uszkodzenie Ŝywopłotu" Tu się ze mnie śmieją Psychopaci mają więcej szacunku Starzec był w sądzie Nie był szczęśliwy. Patrzył na mnie Na ławie oskarŜonych. Jego twarz mówiła: „Nie jestem szczęśliwy"
Pozdrowiłem go jak MęŜczyzna męŜczyznę I przepadłem. Baz Kent (Poeta Skinów) rf^Tj^^w^r^TTJT??^7] 89 30 czerwca 1987 Drogi Baz, wiem, Ŝe nie pisałem do Ciebie od kilku miesięcy, ale byłem bardzo pochłonięty moim dziełem Kijanka, które mam nadzieję opublikować albo w „The Literary Review", albo w „The Leicester Mercury", zaleŜnie od tego, kto więcej płaci. Kijanka to rymowany opis trudnego przeobraŜenia kijanki w Ŝabę. Dotychczas napisałem dziesięć tysięcy słów, a rzeczona kijanka ciągle jeszcze kręci się w kanale. Więc Ty, Baz, jako poeta rozumiesz moje problemy. Cały czas, kiedy nie śpię — oprócz godzin spędzanych w cholernej bibliotece, gdzie muszę zarabiać na Ŝycie — poświęcam na pisanie. Nie dbam o jedzenie, odpoczynek czy gorące kąpiele. Od miesięcy nie zmieniłem ubrania (prócz bielizny i skarpetek), cóŜ mnie obchodzi drobnomieszczański blichtr. W pracy były skargi na mój wygląd. Wczoraj pan Nuggett, zastępca głównego bibliotekarza, powiedział: „Mole, daję ci wolne popołudnie. Idź do domu, wykąp się, umyj głowę i przebierz się w czyste rzeczy!" Odpowiedziałem (z godnością): „Panie Nuggett, czy mówiłby pan do Byrona, Teda Hughesa, Larkina tak, jak mówi pan do mnie?" Zatkało go. Potrafił jedynie powiedzieć: „UŜywasz złego czasu w odniesieniu do Teda Hughesa, poniewaŜ jeśli nie wydarzył się tragiczny wypadek ani nagła choroba, to według mego rozeznania pan Hughes znajduje się w gronie Ŝywych". Co za pedant! Twój wiersz „Zapuszkowany" jest całkiem niezły. Muszę juŜ kończyć, wzywa mnie Kijanka. Cześć! A. Mole PS. Cindy nazwała dziecko Carlsburg. ADRIAN MOLE WYPROWADZA SIĘ Z DOMU j {$ eae/rufca. Dziś wieczorem dokładnie przyjrzałem się sobie w lustrze. Zawsze chciałem wyglądać inteligentnie, ale muszę przyznać, Ŝe w wieku lat dwudziestu i trzech miesięcy robię wraŜenie kogoś, kto nigdy nawet nie słyszał o Jungu czy Updike'u. W zeszłym tygodniu poszedłem na party i jakaś szesnastolatka czuła się w obowiązku zrobić mi wykład o Gertrudzie Stein. Usiłowałem jej przerwać i wyjaśnić, Ŝe jestem obznajomiony z panną Stein, ale zakrztusi-łem się pomidorowo-serową pizzą i okazja przepadła. A więc lustro pokazało mi, jaki jestem. Ciemnowłosy, ale nie na tyle, bym się wydawał interesujący; brak mi celtyckiej chmurności. Oczy mam szare, rzęsy średniej długości, nic ekscytującego. Nos orli, ale jest to raczej nos rzymskiego centuriona niŜ senatora. Usta wąskie. Jednak nie wskazują na okrucieństwo, bo w kącikach troszkę się wykrzywiają. Ale mam wyraźnie zarysowaną brodę. Nieźle, zwaŜywszy na moje angielskie geny. Od wczesnej młodości wydawałem fortunę na moją cerę. Wcierałem setki chemikaliów i toników w pryszczatą warstwę naskórka, ale, niestety, wszystko bez skutku. Sharon Bott, moja obecna dziewczyna, określiła 91 kiedyś moją cerę jako „bąbelkowate prześcieradło, które chroni materac, kiedy ktoś robi pod siebie". Z przytoczonego powyŜej fragmentu wypowiedzi Sharon widać wyraźnie, Ŝe słabo włada językiem ojczystym, toteŜ wziąłem na siebie cięŜar jej dokształcania. Jestem jak Henry Higgins, a ona jest moją Elizą Dolittle.
Jest tego warta. Ma wymiary 42—30—38 cali. To duŜa dziewczyna. Niestety, obwód jej uda wynosi trzydzieści cali, a obwód nogi w kostce piętnaście. Ale czyŜ nie takie dokładnie jest Ŝycie? Wszak najpiękniejsze i najbardziej egzotyczne miejsca na ziemi są równieŜ siedliskiem komarów. Doskonałość nie istnieje, prawda? Madonna jest tu oczywiście jedynym wyjątkiem. W kaŜdym razie sugerowałem Sharon, Ŝe wyglądałaby wspaniale w spódnicach do ziemi, ale odpowiedziała mi: „Co ty sobie wyobraŜasz, do cholery? śe jestem pieprzoną królową Wiktorią?" Wkrótce nadejdzie lato i prześladuje mnie koszmarne przekonanie, Ŝe Sharon kupi i nałoŜy spódnicę mini. W moim śnie bierze mnie pod rękę i idziemy po zatłoczonej centralnej ulicy miasta. Ludzie przystają i gapią się prychając z dezaprobatą. Trzyletni dzieciak wskazuje palcem na Sharon i woła: „Patrz, jakie ta pani ma grube nogi!" W tym momencie budzę się z bijącym sercem, oblany potem. MoŜe was zastanawia, jak to moŜliwe, Ŝe ja, Adrian Mole, prowincjonalny intelektualista pracujący w bibliotece, mam jakikolwiek związek z Sharon Bott, 92 prowincjonalnym tępakiem pracującym w pralni.. Wyjaśnienie jest proste: seks. Nabrałem zdecydowanego zamiłowania do tej działalności i trudno by mi było teraz się odzwyczaić, skoro juŜ raz zacząłem. Oboje z Sharon byliśmy niewinni, kiedy się poznaliśmy, co jest zbyt korzystnym zbiegiem okoliczności, by przejść nad tym do porządku dziennego. ZwaŜywszy, jak AIDS i opryszczka pustoszą świat. Nasz związek zaczyna się i kończy na seksie. Rozmowa ze mną nudzi Sharon, a mnie nudzą jej wypowiedzi, więc satysfakcji w tym zakresie szukamy gdzie indziej. Sharon wraca do swojej matki i pięciu sióstr, a ja do Pandory Braithwaite, która jest prawdziwą miłością mojego Ŝycia. Kocham Pandorę od 1980 roku. Dwa lata temu kaŜde z nas poszło swoją drogą, Pandora do Oksfordu, by studiować rosyjski, chiński i serbsko-chorwacki, a ja do biblioteki w mieście mojego urodzenia, Ŝeby stemplować ksiąŜki. Wybrałem pracę w bibliotece, bo chciałem pogrąŜyć się w literaturze. Cha! Cha! Biblioteka, w której pracuję, mogłaby z powodzeniem zastępować kwaterę główną lokalnego Towarzystwa Filistynów. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się w pracy rozmawiać o literaturze, nigdy. Ani z personelem, ani z wypoŜyczającymi. Spędzam dni na zdejmowaniu ksiąŜek z półek i wkładaniu ich z powrotem na półki. Czasami przerywają mi to zajęcie ludzie korzystający z biblioteki zadając idiotyczne pytania: „Czy jest Jackie Collins?" 93 Na co odpowiadam, rozejrzawszy się uprzednio po bibliotece, z przesadną uwagą: „Nie sądzę, proszę pani. Wydaje mi się, Ŝe mieszka w Hollywood". ~'\f 94 Na co odpowiadam, rozejrzawszy się uprzednio po bibliotece, z przesadną uwagą: „Nie sądzę, proszę pani. Wydaje mi się, Ŝe mieszka w Hollywood". 94 Czasami odwiedza mnie w pracy mama, choć wydałem ścisłe polecenia, Ŝeby tego nie robiła. Mama nie potrafi mówić cicho, a jej śmiech mógłby pobudzić do Ŝycia nawet główkę kapusty. Swym wyglądem zwraca uwagę, a obecnie, kiedy dobiega czterdziestego trzeciego roku Ŝycia, sprawia wraŜenie wręcz ekscent-ryczki. Mama nie ma wyczucia koloru. Nosi espadryle. W lecie i w zimie. Nie przejmuje się zakazem palenia i śmiało wchodzi w drzwi z napisem „Tylko dla personelu". Ojciec nigdy nie odwiedza biblioteki. Twierdzi, Ŝe na widok tylu ksiąŜek robi mu się niedobrze.
Niestety, dalej mieszkam w domu z rodzicami (i z pięcioletnią siostrą Rosie). Ten menage a ąuatre współistnieje w ponurej atmosferze. Przez większą część dnia czuję się jak bohater sztuki Czechowa. W ogródku przed domem nawet mamy wiśnię. Przewędrowałem wszystkie ulice w poszukiwaniu własnego, taniego mieszkania. Dałem ogłoszenie do miejscowej gazety. Pisarz poszukuje pokoju, najchętniej na poddaszu. Nie palący, stateczny. Czysty. Referencje. Komorne najwyŜej 10 funtów tygodniowo. Otrzymałem trzy zgłoszenia. Pierwsze, od starszej pani, która ofiarowała mi bezpłatne mieszkanie w zamian za pomoc w karmieniu trzydziestu siedmiu kotów i dziewięciu psów. Drugie, od anonimowego 95 osobnika, który pragnął mi „dokładnie przepchać kichę". I trzecie, od pana QZ Diablo. Poszedłem obejrzeć pokój oferowany przez pana Diablo. Jak tylko otworzył drzwi, wiedziałem, Ŝe nie chciałbym mieszkać w jego sąsiedztwie. Brody zawsze mnie irytują, a broda pana Diablo opadała kaskadą z podbródka i kończyła się rzadkimi kosmykami gdzieś w okolicy pępka. Pozwoliłem się jednak zaprowadzić po rozchwianych schodach na górę. Pokój znajdował się na ostatnim piętrze. Umeblowanie składało się z łóŜka i konstrukcji przypominającej ołtarz. Na haczykach na ścianie wisiały fioletowe peleryny. Pan Diablo oświadczył: „Oczywiście, będę potrzebował tego pokoju na nasze zebrania w czwartkowe wieczory. Kończymy wkrótce po północy, czy nie będzie to panu przeszkadzało?" „Obawiam się, Ŝe będzie", powiedziałem. „Wolałbym mieć pokój wyłącznie dla siebie". „MoŜe pan do nas dołączyć", zasugerował z nadzieją. „Stanowimy przyjemną grupę, choć naszym przekleństwem jest diaboliczne o nas wyobraŜenie". Patrzyłem na czerwoną plamę na róŜnobarwnym dywanie, którego wzór mógł zaprojektować jedynie szaleniec, najprawdopodobniej w pracowni za wysokim murem domu wariatów. „To tylko krew zwierzęca", wyjaśnił QZ spokojnie wskazując duŜym palcem u nogi na plamę. „Nie wierzymy w ofiary z ludzi", dodał pocieszająco. 96 Zachowałem się jak człowiek nieśmiały i tchórzliwy mówiąc: „Zastanowię się nad tym". „Tak, koniecznie", zgodził się gospodarz. I sprowadził mnie po schodach na dół, ku wolności. Jakoś nie miałem ochoty włóczyć się po ulicach w czwartkowe wieczory ani teŜ okrywać się fioletową peleryną i mruczeć zaklęć nad ofiarą zwierzęcą w otoczeniu przyjemnej grupy. Więc nie zamieszkałem pod dachem pana QZ Diablo. To działo się w zeszłym tygodniu. Dziś wieczorem mama zapytała: „Słuchaj, kiedy się wyprowadzisz z domu? Chcielibyśmy wynająć twój pokój". Moja mama nie jest zwolenniczką taktownego postępowania. Okazało się, Ŝe przesłała swoją ofertę na ogłoszenie uczelni i zdecydowała się wynająć pokój dwóm studentom. Przyniesie jej to dochód w wysokości siedemdziesięciu funtów tygodniowo. O pięćdziesiąt funtów więcej niŜ otrzymuje ode mnie. NiemoŜliwe współzawodnictwo. Dwaj studenci (inŜynierii) wprowadzają się do mojego pokoju w piątek po południu. W tym celu teŜ zostało zakupione nowe pojedyncze łóŜko i oskarŜycielsko oparte o ścianę mojej sypialni. Dzisiaj nie mogłem się skoncentrować w pracy. Główna bibliotekarka, pani Froggatt (gruba pięć-dziesięciolatka o cerze i rysach borsuka chorego na Ŝółtaczkę) powiedziała w porze obiadowej: „Mole, przeniósł pan wszystkie ksiąŜki Jane Austen z działu 97 klasyki angielskiej do działu romansów. Czy moŜe pan to wytłumaczyć?" Warknąłem: „Moim zdaniem to prawidłowa klasyfikacja. Powieści Jane Austen to nic innego jak brukowe romanse czytane przez snobistycznych bezmyślnych kretynów". Skąd mogłem wiedzieć, Ŝe
„Jane Austen, jej geniusz i znaczenie w Anglii lat pięćdziesiątych" to temat pracy dyplomowej pani Froggatt z literatury angielskiej napisanej wiele lat przed moim urodzeniem? Jak juŜ wcześniej wspomniałem w moim dzienniku, nigdy nie rozmawiamy w bibliotece ani o ksiąŜkach, ani o pisarzach. Po południu wezwano mnie do gabinetu pani Froggatt. Poinformowała mnie, Ŝe biblioteka redukuje personel w związku z restrykcjami finansowymi ze strony rządu. Zapytałem, ile osób będzie musiało odejść. „Tylko jedna", odpowiedziała wielbicielka Jane Austen, „a poniewaŜ przyszedł pan tu jako ostatni, więc musi pan odejść jako pierwszy". Bezdomny i bezrobotny! , dh cWufccc Kiedy wróciłem do domu po pracy, gdzie szkalowano mnie i unikano (okazało się, Ŝe cały personel biblioteki lubi Jane Austen), poszedłem do swojego pokoju i odkryłem, Ŝe mama wyprzątnęła moją szafę z zabawkami. Nigdzie nie mogłem znaleźć Pinky'ego, mojego szaro-róŜowego królika! Wpadłem do kuchni, gdzie mama podejmowała sąsiadów herbatą. Spojrzałem jej prosto w oczy przez gęste kłęby papierosowego dymu 98 i zapytałem: „Gdzie jest Pinky?" „W pojemniku na śmieci przed domem", wyjaśniła. Zachowała się na tyle przyzwoicie, Ŝe spuściła oczy. Wiedziała doskonale, Ŝe wyrządziła krzywdę i mnie, i Pinky'emu. „Jak mogłaś?", zapytałem zimno. Wyszedłem z domu. Z czarnej plastykowej torby na śmieci wystawały wyleniałe uszy Pinky'ego. Wyciągnąłem go, otrzepałem z kurzu, przeszedłem z powrotem przez kuchnię i trzasnąłem drzwiami. Kiedy wbiegałem po schodach, słyszałem za sobą kaskady kobiecego śmiechu. Pinky jest dokładnie w moim wieku. Kupił go mój pijany ojciec w dniu moich urodzin. Pinky ma i zawsze miał tylko dwie nogi, co nie przeszkadza, Ŝe jest królikiem. Zupełnie nie rozumiem, jak komukolwiek mogło w ogóle przyjść do głowy, Ŝeby się go pozbyć. Spakowałem walizkę. Pinky'ego wepchnąłem do plastykowej torby. Poszedłem do kuchni i zwróciłem się do mamy: „Odchodzę. Przyślę po moje ksiąŜki". I wyszedłem. Mieszkanie z Sharon i ośmioma pozostałymi członkami rodziny Bottów to prawdziwy koszmar. Mam sypiać na sofie w duŜym pokoju, ale Bottowie nigdy nie docierają do łóŜek. Gromadzą się w duŜym pokoju, rozmawiają, krzyczą, kłócą się i oglądają na wideo brutalne filmy. Kilkoro Bottów, wśród nich i Sharon, poszło spać o trzeciej nad ranem, ale reszta została tocząc hałaśliwą dyskusję o niemowlętach, 99 antykoncepcji, menstruacji, śmierci, pogrzebach, o cenie lodów, o Klemencie Freudzie, o ludziach na księŜycu, 0 psach, kotach, chomikach, o róŜnych bólach 1 dolegliwościach, o ciuchach (nie obyło się bez przymiarek). Po godzinie złośliwego plotkowania na temat kobiety, o której nigdy nawet nie słyszałem, 0 nazwisku Cyntia Bell, zamknąłem oczy i udawałem, Ŝe śpię. Czy zwrócili choćby najmniejszą uwagę na tę aluzję i rozeszli się do łóŜek? Nic podobnego. „Śmieszny szczeniak, prawda?", zapytała pani Bott. „Co teŜ nasza Sharon w nim widzi?" CzyŜby mówiła o mnie? „On jest podobno cholernie mądry", wyjaśniła najstarsza córka Marjorie, „choć jak dotychczas nie widzę Ŝadnych tego dowodów. Siedzi tylko, a wygląda jak gamoń". „LubieŜny gówniarz", oznajmiła Farah, najmłodsza z panien Bott. „Sara twierdzi, Ŝe moŜe to robić cztery razy w ciągu nocy". „Co robić?", zaskrzeczała pani Bott, „nawlekać igłę?" Cała familia Bottów gruchała i gdakała jeszcze przez jakiś czas, aŜ wreszcie głośno człapiąc po schodach rozeszła się do łóŜek. Zaczynało świtać, kiedy wyciągnąłem się na sofie i zasnąłem. O szóstej rano pan Bott, nieśmiały i, co zrozumiałe, bardzo spokojny człowiek, wszedł do duŜego pokoju
1 włączył telewizor. „Mam nadzieję, Ŝe nie przeszkadzam", oznajmił uprzejmie. 100 „Absolutnie nie". Po tych słowach wstałem, wziąłem z przedpokoju walizkę i wyszedłem na chłodne powietrze poranka. Rozpocząłem pierwszy etap drogi do Oksfordu, gdzie zamierzałem rzucić się Pandorze na szyję i błagać 0 schronienie. Do mieszkania Pandory dotarłem w porze obiadowej. Nie zastałem jej. Miała akurat zajęcia. W domu był natomiast młody człowiek o omdlewających ruchach 1 nazwisku Julian Twyselton-Fife. Uścisnęliśmy sobie dłonie. Miałem wraŜenie, Ŝe dotykam wypchanej gumowej rękawicy. śeby podtrzymać rozmowę, zapytałem go, co robi w Oksfordzie. „Och, po prostu bujam się", powiedział niedbale. „Nie mam zamiaru zdawać egzaminów dyplomowych. To dobre dla tych, co zamierzają pracować". Zaproponował mi kawę po turecku. Zgodziłem się, nie chcąc robić wraŜenia prowincjusza. Kiedy podał tę kawę, poŜałowałem swojego kompleksu niŜszości. Zapytałem, czy mieszka z Pandorą. „OŜeniłem się z nią. Pandora jest panią Twyselton-Fife. Uczyniłem jej tę uprzejmość w ubiegłym tygodniu. Pandora wyznaje zwariowaną teorię, Ŝe pierwsze małŜeństwo naleŜy jak najszybciej mieć za sobą, więc zamierzamy się wkrótce rozwieść. Nie kochamy się", dodał. „Prawdę mówiąc, wolę przedstawicieli mojej własnej płci". „To się dobrze składa", wtrąciłem, „poniewaŜ ja zamierzam zostać drugim męŜem Pandory". Pinky wysunął się z plastykowej torby. „Kim jest to boskie stworzenie?", zaryczał TwyseltonFife. Przycisnął Pinky'ego do wytweedowanej piersi. „To Pinky", wyjaśniłem. „Och, Pinky, ale jesteś śliczny, prawda? No, nie zaprzeczaj, drogi panie, przyjmij komplement", zapiał. Weszła Pandora. Wyglądała inteligentnie i uroczo. „Dzień dobry, pani Twyselton-Fife", powiedziałem. „A więc juŜ wiesz?" „Czy mogę tu zostać?", zapytałem. „Oczywiście", odpowiedziała. A więc tak się sprawy mają. Teraz znalazłem się w menage a trois. Przy odrobinie szczęścia moŜe się to wkrótce przerodzić w menage a deux. Na zawsze. Sobota, 18 czerwca Dziś rano zadzwoniłem do domu. Telefon odebrał jeden z inŜynieryjnych lokatorów. „Martin Muffet. Słucham". „Martin Muffet?", powtórzyłem. „Tak, i proszę sobie oszczędzić Ŝartów typu bufet i tak dalej". „Chciałbym mówić z moją matką, panią Mole". „Paulino", wrzasnął, zanim rąbnął słuchawką o stół w przedpokoju. Usłyszałem zgrzyt zapalniczki, a potem głos mamy: 102 „Adrianie, gdzie jesteś?" „W Oksfordzie". „Na uniwersytecie?"
<
JAl* Ą
i
0 /9^ $%/ 103
1
„Nie, nie studiuję na uniwersytecie, tego zaszczytu mi odmówiono. Gdybym w porę dostał komplet encyklopedii dla dzieci, to moŜe..." „Och, nie zaczynaj znowu. To nie moja wina, Ŝe nie zdałeś matury..." „Jestem tu u Pandory i jej męŜa". „MęŜa?" Mogłem sobie wyobrazić wyraz twarzy mamy. Musiała mieć minę wygłodniałego psa, któremu ofiarowano befsztyk z polędwicy. „Kto? Kiedy? Dlaczego?", dopytywała się mama. Gdyby doszło do nieprawdopodobnej sytuacji, Ŝe wydawcy Who's Who zapytaliby ją o ulubiony sposób spędzania czasu, musiałaby odpowiedzieć zgodnie z prawdą: „Moją główną rozrywką jest plotkowanie". „Czy rodzice Pandory wiedzą, Ŝe wyszła za mąŜ?", wypytywała mama w dalszym ciągu bardzo podniecona. „Nie", odpowiedziałem. I po namyśle dodałem: „Ale chyba juŜ niedługo się dowiedzą, prawda mamo?" Po południu poszliśmy z Pandorą po zakupy. Julian Twyselton-Fife leŜał pogrąŜony w lekturze Rocznika Misia Ruperta. Kiedy wychodziliśmy, zawołał: „Kochani, nie zapomnijcie o miodzie". Jak tylko znaleźliśmy się na ulicy, powiedziałem Pandorze, Ŝe musi natychmiast wystąpić do sądu 104 o rozwód. „W tej chwili, bez najmniejszej zwłoki", zaofiarowałem się towarzyszyć jej do kancelarii adwokackiej. „W sobotę po południu nie pracują", wyjaśniła. „Grają w golfa". „Więc w poniedziałek rano", powiedziałem. „Mam zajęcia", słabo oponowała Pandora. „To w poniedziałek po południu", nalegałem. „Idę na herbatę z przyjaciółmi", odrzekła. „We wtorek rano?", podsunąłem. Przeszliśmy w ten sposób wszystkie dni tygodnia. Wydawało się, Ŝe Pandora ma kaŜdą chwilę zajętą. W końcu nie wytrzymałem: „Pandoro, przecieŜ chcesz wyjść za mnie, prawda?" Pandora pomacała kabaczek (byliśmy akurat w sklepie z warzywami). Westchnęła i oświadczyła: „Prawdę mówiąc, kochanie, to niezupełnie. Nie zamierzam ponownie wychodzić za mąŜ, dopóki nie skończę trzydziestu sześciu lat". „Trzydziestu sześciu!", jęknąłem. „Ale do tego czasu ja mogę strasznie utyć, wyłysieć, stracić zęby!" Pandora spojrzała na mnie i powiedziała: „Teraz teŜ specjalnie nie przypominasz Adonisa, prawda?" Pragnąc jak najszybciej wyjść ze sklepu zwaliłem w pośpiechu całą stertę pomarańcz. Powstało zamieszanie (wiele starszych pań zareagowało na toczące się pomarańcze, jakby były to ręczne granaty) i nie zauwaŜyłem, kiedy Pandora zniknęła. Wybiegłem ze sklepu. Nagle poczułem na ramieniu 105 cięŜką rękę i usłyszałem gromki głos. Był to właściciel sklepu. „Uciekamy bez płacenia, co? JuŜ mam dosyć studentów rozkradających mi sklep. Tym razem składam skargę. Wieczór spędzisz w komisariacie, mój chłoptasiu!" Ze zgrozą stwierdziłem, Ŝe w kaŜdej dłoni trzymam pomarańczę. Zostałem oskarŜony o kradzieŜ w sklepie. Mam zrujnowane Ŝycie. Będę figurował w rejestrze skazanych. Nigdy nie dostanę pracy w administracji państwowej. Pandora podtrzymuje mnie na duchu. Czuje się cholernie winna, bo wtedy wybiegła ze sklepu i zapomniała zapłacić za funt kabaczków, sałatę, słoik musztardy i rzeŜuchę.
Nic się nie zmieniło. Bogatemu diabeł dzieci kołysz^, a biednemu wiatr w oczy. MOLE W DEPARTAMENCIE OCHRONY ŚRODOWISKA e _, dO /ctxc
Teraz problemy ze sprzątaczkami! Podobno Brown zostawił kaŜdej z nich w kuble notatkę z poleceniem pozbycia się wszystkich środków czyszczących typu Mr Sheen czy Pledge. Pani Sprogett, która sprząta w naszym pokoju, była wściekła na Browna. „Chce, 109 M opuściła deskę i oznajmiła: „Lubię ją, jest ciepła i wygodna i zostanie tutaj!" Zacząłem przeglądać ogłoszenia o pracy w „The Independent". Ąroda, ii L^col Brown rozesłał okólnik do wszystkich wydziałów, w którym nakazuje usunięcie aerozoli z całego budynku. Jutro ma być przeprowadzona kontrola. Maszynistki są w fatalnych nastrojach i groŜą buntem. Przez cały dzień rozgrywały się Ŝałosne sceny, bo pracownicy usiłowali zatrzymać swoje dezodoranty i pojemniki z lakierem do włosów. O czwartej Brown ogłosił zwycięstwo. Tłum spoconych i potarganych urzędników opuścił budynek. Niektórzy wznosili w górę zaciśnięte pięści i wygraŜali dziurze ozonowej czy teŜ brakowi takowej. Jedno albo drugie. fiiąiefc , li liptc*, Dzień zdobycia Bastylii Teraz problemy ze sprzątaczkami! Podobno Brown zostawił kaŜdej z nich w kuble notatkę z poleceniem pozbycia się wszystkich środków czyszczących typu Mr Sheen czy Pledge. Pani Sprogett, która sprząta w naszym pokoju, była wściekła na Browna. „Chce, 109 Ŝebyśmy się cofnęły do czasów lawendowego wosku". Starałem się uzmysłowić tej biednej kobiecie powagę sytuacji, ale wykrzyknęła: „Wielka mi rzecz, jakaś dziura!" S Dziś rano dokonałem szokującego odkrycia. Nasza tak zwana mahoniowa deska klozetowa wykonana jest całkowicie ze sklejki. Zadzwoniłem do salonu z wyposaŜeniem łazienek i poinformowałem ich, Ŝe w świetle zarządzenia o handlu popełnili wykroczenie. ZaŜądałem zwrotu pieniędzy. !Eo'Yiie.c^Ua.tti. y /L lipce*. Poszedłem do gabinetu Browna, Ŝeby poinformować go na bieŜąco o ostatnich odkryciach związanych z deską, ale go nie zastałem. Zawieszono go w czynnościach, pozostawiając mu pełne wynagrodzenie, aŜ do czasu zakończenia śledztwa w sprawie świadomego zaniedbania i okrucieństwa wobec fikusa. sj__
22222222222222222222222$ Susan Lilian Townsend 2222222222222222222222$ Tydzień pierwszy Lot na Majorkę opóźniony. Umundurowany trzynas-tolatek nie chce przyjąć mojej karty pokładowej. Ja: Dlaczego? Chłopiec: Coś nie działa w samolocie. Ja: Ale co dokładnie? Chłopiec: Nie wiem. Ja: Jak długo...? Chłopiec: Nie wiem.
Przepowiadam temu młodzieńcowi błyskotliwą przyszłość. Na przykład posadę rzecznika prasowego MSZ. W hali odlotów jest co najmniej dwieście wolnych miejsc siedzących, jednak większość moich współpasaŜerów zaczyna ustawiać się w kolejce przed biurkiem. Dlaczego? Wszyscy dostaliśmy numerowane miejsca w samolocie. W odległości kilku metrów znajduje się kawiarnia, ale zaledwie kilka osób decyduje się wystąpić z szeregu i skorzystać z tego udogodnienia. Niektórzy stoją godzinę i dziesięć minut trzymając cięŜki ręczny bagaŜ. Za nic nie postawiliby cięŜarów na podłodze! Nie potrafię wytłumaczyć tego perwersyjnego zachowania inaczej niŜ powszechną nerwicą lotniskową. Kto powiedział, Ŝe Anglików nie moŜna 114 poprowadzić do rewolucji? Wystarczy zawieźć ich na lotnisko, a pójdą za kaŜdym przywódcą i zatkną głowy wrogów na ostrzach pik szybciej, niŜ ktokolwiek zdąŜy wymówić „karta pokładowa". W końcu znaleźliśmy się w samolocie. Siedząca obok mnie para w średnim wieku ubrana jest w tweedy, omawiają plany na BoŜe Narodzenie. Kogo mają
Przebrałam się z angielskich wełen w bermudy mojej córki. Spojrzałam w lustro. Najpierw przód: nie najgorzej, Townsend. Potem z tyłu: groteskowy widok, Townsend. Zdejmij te szorty, kobieto! Dwanaście pięter niŜej spacerowały po ulicy Hiszpanki w eleganckich kostiumach i butach na wysokich obcasach. Przejrzałam moje wakacyjne ubrania. CzyŜby ja117 kaś szalona osoba, Ŝywiąca do mnie urazę, włamała się poprzedniej nocy do mojego domu i wyrzuciła wszystkie starannie podobierane rzeczy zastępując je tą dziwaczną zbieraniną? Jak inaczej wytłumaczyć fakt, Ŝe w mojej walizce znalazła się beŜowa lniana spódnica do kostek, espadryle ozdobione świecidełkami, dwie wieczorowe torebki. Pokrwawione niebie-skopomarańczowe sandały. Suknia plaŜowa rozmiar szesnaście (noszę dwanaście). Haremowe spodnie z nadrukowanymi hiszpańskimi słowami (pewno nieprzyzwoitymi)? I skąd tutaj stary szkolny sweter mojej córki? Wyszłam na spacer w espadrylach ozdobionych świecidełkami, bawełnianym piŜamowym kostiumie i z wieczorową torebką przewieszoną przez pierś. Przy wyjściu z hotelu spadły mi okulary słoneczne i rozbiły się na chodniku. Przeszłam dwadzieścia pięć metrów i usiadłam przy kawiarnianym stoliku. Jakoś złoŜyłam do kupy okulary, zamówiłam kawę i pogrąŜyłam się w lekturze przewodnika Majorka, wydanie angielskie, autorzy Antonio Cammpana i Juan Puig-Ferran. „Drodzy Przyjaciele i Czytelnicy, jeŜeli cierpicie lub wydaje wam się, Ŝe cierpicie na neurastenię, jesteście ogłuszeni i zmęczeni hałasem naszej nowoczesnej cywilizacji i pragniecie szybciej znaleźć się w miejscu, gdzie nie mielibyście nic do roboty; jeŜeli interesy wypełniły cyframi ten obszar waszego mózgu, który przeznaczony jest na to, co nazywamy inteligencją; jeśli kino uszkodziło wasz organizm optyczny i migotanie stało się chroniczne; jeśli niepokój i nerwowość nie pozwalają wam Ŝyć, 118 a pragnęlibyście zaznać odrobinę odpoczynku, do którego ma prawo kaŜdy na tym świecie, kto nikomu nie wyrządził krzywdy — to podąŜcie za mną na wyspę, gdzie zawsze króluje spokój, męŜczyźni nigdy się nie spieszą, kobiety nigdy się nie starzeją, gdzie nie marnuje się słów, gdzie słońce gości dłuŜej niŜ w innych miejscach, a Pan KsięŜyc porusza się wolniej, senny od bezczynności. Ta wyspa, drodzy Czytelnicy, to Majorka. Santiago Rusinol". Posługując się „organizmem optycznym" zauwaŜyłam liczne taksówki z napisem librę za przednią szybą. Zatrzymałam jedną z nich i podałam nazwę Palma Nova. Miałam powody, Ŝeby odwiedzić Palma Nova, moja córka spędziła tam dwa tygodnie w lipcu. Od tej pory nie przestawała o tym mówić. Podobno barman hotelowy rozebrał się do naga, wpadł do windy i zanim zamknęły się drzwi, wykrzykiwał: „Kto mnie zechce?" Ponoć nie było chętnych. Potem wydarzył się incydent z parą w podróŜy poślubnej, która stoczyła walkę na pięści w hotelowej jadalni (on kazał jej sprzedać konia po powrocie do Anglii, ona odmówiła twierdząc, Ŝe kocha konia bardziej niŜ jego). Najgorsze były jednak hordy pijanych młodych Europejczyków, którzy przez dwadzieścia cztery godziny wyśpiewywali here we go, here we go. Kiedy jedni zasypiali śpiewając, inni wstawali z łóŜek i podejmowali śpiew. NaleŜy pamiętać, Ŝe działo się to w lipcu. Kiedy zjawiłam się w Palma Nova w październikowe popołudnie, najgłośniej zachowywali się robotnicy 119 Jfitc
?! śpiewający przy budowie nowych domów. PlaŜe były opustoszałe, podobnie jak bary i kawiarnie. W sklepach Ŝadnych klientów. Po alejach spacerowało kilkoro 120 starszych ludzi. Zaczęłam brodzić przy brzegu, woda była czysta i ciepła. Nie mogłam się oprzeć pokusie i postanowiłam popływać. Nie miałam ręcznika, ale okazało się to bez znaczenia. PołoŜyłam się na piasku i po dziesięciu minutach wyschłam. Z obu stron. Kiedy o szóstej po południu słońce zaszło malowniczo i błyskawicznie, wsiadłam w autobus do Palmy. Zawiózł mnie do centrum miasta, gdzie zabłądziłam. Moim zdaniem najwaŜniejsze to zabłądzić w nieznanym mieście, człowiek musi wtedy chodzić i odkrywać nowe miejsca we własnym, naturalnym tempie. Trzeba jednak mieć przy sobie pieniądze na powrót do domu, dobrze jest teŜ pamiętać nazwę hotelu. Zawędrowałam do starej części miasta i odkrywałam z przyjemnością kręte zaułki i wąskie uliczki pełne sklepików. Powietrze przepełniał zapach skóry. W Palmie jest niemal tyle samo sklepów z butami co w Leicester, więc czułam się jak w domu. W końcu espadryle ze świecidełkami zaczęły mnie uwierać, więc zatrzymałam taksówkę przy ulicy Jaime III, która jest w Palmie odpowiednikiem Regent Street, i wróciłam do hotelu. Kolację zjadłam w chińskiej restauracji, w której nie podawano pałeczek. Wszystkie potrawy polanę były obficie sosem firmy Lee & Perrins. W drzwiach stał Chińczyk i ściskał dłonie przybywającym gościom. Miał dosyć zdrowego rozsądku, by nie próbować tego z wychodzącymi. Kiedy otworzyły się drzwi do kuchni, 121 zobaczyłam hiszpańskie kucharki pochylone nad patelniami wok. Tak zakończył się pierwszy dzień. Dzisiaj przeszłam trzynaście mil. Zajęło mi to osiem godzin. Chciałam obejrzeć katedrę, cudowną budowlę, która dominowała nad zatoką. Ale ostatecznie nie dotarłam do samej katedry, jedynie na taras kawiarni połoŜonej naprzeciwko. Nie miałam ochoty stracić ani chwili gorącego słońca, szłam więc wzdłuŜ promenady podziwiając kwitnące krzewy i drzewa. Zatrzymałam się na pustej plaŜy, Ŝeby popływać, obserwowana bacznie przez trzech wiekowych ogrodników, którzy rozsypywali nasiona trawy na poboczach drogi i polewali je wodą. Kiedy pływałam, wydawali zachęcające okrzyki (tak mi się przynajmniej wydawało), a kiedy odchodziłam pozbierawszy swoje rzeczy, machali rękami na poŜegnanie. W tym momencie przyplątał się do mnie mały biały pies. Boję się większości angielskich psów z powodu ich nieobliczalnego temperamentu, ale przybłędy na Majorce okazują jedynie dobroduszną ciekawość. Od czasu do czasu staczają między sobą walki, ale nigdy nie widziałam, Ŝeby naprzykrzały się ludziom, pominąwszy oczywiście rzeźników, przed których sklepami spędzają długie godziny. Idąc skrajem zatoki rozmawiałam z wynędzniałym psem. Powiedziałam mu, Ŝe teŜ jestem samotna i przez 122 ostatnie trzydzieści sześć godzin wymieniłam z ludźmi zaledwie parę słów. Wydawał się pełen zrozumienia. Razem pokonywaliśmy kanały nawadniające i mosty. Chodziliśmy po bocznych drogach mijając zamknięte na głucho wille letniskowe. Kilka przeraŜających mil szliśmy wzdłuŜ ruchliwej dwupasmowej szosy, aŜ znaleźliśmy drogę prowadzącą do morza. Zatrzymaliśmy się w restauracji i zamówiliśmy wspaniałą paellę. Byłam jedynym gościem. Pies przez chwilę siedział pod stołem Ŝebrząc o resztki, po czym zasnął. Właściciel zmusił
mnie, Ŝebym wypiła z nim drinka. Chciał mi powiedzieć, Ŝe wielokrotnie był w Londynie, który uwaŜa za „bardzo dobre miejsce". Zapytał mnie, czy mój mąŜ „umarł". Powiedziałam, Ŝe nie. Zapytał więc, czy mój mąŜ „poszedł". Powiedziałam, Ŝe nie. Wreszcie z wielkim trudem udało mi się od niego uwolnić i wyszłam zostawiając śpiącego psa. Bez zatrzymywania się doszłam aŜ do Can Pastilla, nadmorskiego uzdrowiska o szerokich, piaszczystych plaŜach, pełnego sklepów i kawiarni i dogodnych przejść dla pieszych. Wspominam owe przejścia, poniewaŜ wzdłuŜ tej części wybrzeŜa przebiega dwupasmowa szosa. Dwie stare Angielki spacerowały po plaŜy trzymając się pod rękę i wyznawały zadawnione urazy. „John przez czterdzieści lat był stale poirytowany". „Ron tak samo, tyle Ŝe przez czterdzieści jeden". Widok tych starszych dam w jesiennym słońcu sprawił mi przyjemność. Niemal widać było, jak 123 dobrzeją ich zartretyzowane stawy, jak się prostują plecy, jak brązowieją twarze. Wielu emerytów pływało i opalało się na plaŜy, a potem wieczorem upijało w barach. Wędrowałam dalej. W którymś miejscu Can Pastilla przechodziło w Arenal. Kiedy zapadła noc, z barowych piwnic zaczęły dobiegać straszliwe dźwięki elektrycznych organów. Arenal naleŜał do starców niemieckich. Spacerowali po chodnikach, trzymając się za tłuste ręce i zastanawiając się, co by teŜ zjeść. Ja zjadłam kolację w ogródku włoskiej restauracji: tysiąc pesetów za zupę, chleb, sałatę, tagliatelli, dwie lampki torresa, wytrawnego białego wina, butelkę wody mineralnej i trzy filiŜanki kawy z mlekiem. Wieczór był ciepły, jedzenie dobre, więc doszłam do wniosku, Ŝe podoba mi się na Majorce. Złapałam autobus do Palmy (75 peset) i o dziewiątej trzydzieści byłam juŜ w łóŜku. Dzisiaj poszłam w przeciwnym kierunku, do Illetas. Za moim hotelem w Palmie wsiadłam w autobus i dwadzieścia minut później znalazłam się w raju. W Illetas spędzają urlopy ludzie bogaci. Wille i hotele są tu wspaniałe, a roślinność jeszcze bardziej bujna. Pięłam się w górę, to znowu schodziłam w dół dróŜką wśród wzgórz, aŜ trafiłam na drogowskaz „Do plaŜy". Przeszłam przez furtkę i znalazłam się w ogrodach Edenu. Minęłam kobietę, która mokrą szczotką czyściła okiennice letniskowej willi, a potem skierowa124 łam się w dół krętą ścieŜką w cieniu palm i hibiskusów, przez których liście prześwitywało nienaturalnie niebieskie morze. Zobaczyłam przed sobą młodego męŜczyznę, wzięłam go za ogrodnika przycinającego krzaki; ich liście drŜały gwałtownie, a wokół sypały się szkarłatne płatki. Widząc, Ŝe się zbliŜam, wyszedł zza krzaka. To, co trzymał w ręku, nie przypominało sekatora, lecz coś całkiem innego. Stanęłam jak wryta. On zaś usiadł na podwyŜszonym skraju ścieŜki. W pobliŜu nie było nikogo. „Schowaj to", powiedziałam po angielsku rzeczowym tonem. Odsunął ręce i wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć: „Widzisz, w jakim jestem stanie, cóŜ mogę poradzić". Krzyknęłam: „Sefiora!" do kobiety czyszczącej okiennice. Nie zareagowała, moŜe była to seńorita. Młody człowiek kontynuował nie cierpiące zwłoki manipulacje. Nie wiedziałam, gdzie zwrócić oczy, ale byłam zbyt przeraŜona, by stanąć do niego tyłem, nie zamierzałam jednak dopuścić, by uniemoŜliwił mi dojście na plaŜę. „Niedobry chłopak", powiedziałam. Nagle na ścieŜce pojawiła się trójka biegnących dzieci. Zanim zdąŜyłam temu zapobiec, zobaczyły młodzieńca. Zawróciły z drogi. Mała dziewczynka zaczęła płakać. W tym momencie juŜ się wściekłam. Wrzasnęłam na młodzieńca, który uciekał podtrzymując jedną ręką dŜinsy, a drugą... Minął dzieci, które narobiły wrzasku. Po ścieŜce z trudem wspinał się stary ogrodnik. 125
ZauwaŜył przeraŜenie na mojej twarzy. Usiłowałam mu wytłumaczyć przyczynę. Ogrodnik wykonał domyślne gesty, by pokazać, co jego zdaniem się wydarzyło (trochę zbyt domyślne, prawdę mówiąc), zauwaŜył młodzieńca i pobiegł w jego stronę, coś gwałtownie wykrzykując. Zeszłam w dół cudowną ścieŜką i znalazłam idealną zatoczkę. W plaŜowym barze gitarzysta wygrywał serenady dla niemieckiej rodziny. Ojciec rodziny wtórował mu dzielnie mimo kompletnego braku słuchu. śona i dzieci wydawały się zaŜenowane, usiłowali zatuszować to fałszowanie śpiewając bardzo głośno. Ale gitarzysta z niezwykłym okrucieństwem przedrzeźniał ojca. Wszyscy się naśmiewali, ze mną na czele, co przyznaję ze wstydem. W końcu wybrałam się popływać, potem się opalałam. W zieleni stoków schodzących na plaŜę zauwaŜyłam grupkę samotnych męŜczyzn. Byli kompletnie ubrani i wypatrywali młodych kobiet opalających się bez staników. Jeden zszedł nawet na dół i zaczął robić zdjęcia. Niemiecki ojciec rodziny gwałtownie się temu sprzeciwił i facet pobiegł jak niepyszny w górę po stoku. Zostałam na plaŜy do zachodu słońca, a potem wsiadłam w autobus do Palmy, gdzie hiszpańskie dzieci biegały jak oszalałe z girlandami słodyczy na szyi. Obchody dnia Wszystkich Świętych. Szczęśliwa, zagubiłam się w tłumie na dwie godziny, po czym wróciłam do hotelu i minąwszy najgrubszego Hiszpana, który właśnie przyjechał, udałam się do swojego pokoju i połoŜyłam się spać. 126 j Najgrubszy Hiszpan ma szczupłą i piękną Ŝonę, która biega między śniadaniowym bufetem w hotelowej restauracji i gębą męŜa. Przynosi mu pełne talerze, miseczki, szklaneczki i filiŜanki, aŜ wreszcie zaspokoi jego apetyt. Wtedy pomaga mu wstać i wychodzą z jadalni. On, ona i ja wraz z trzydziestoma czterema innymi osobami mamy zamówioną wycieczkę autokarową. Jedziemy obejrzeć hodowlę pereł w Manacor, groty Dracha w pobliŜu Porto Cristo i warsztaty obróbki drewna oliwnego. Nasz przewodnik jest młody, Ŝoną, 127 przystojny i cyniczny. Informuje tonem pełnym goryczy, Ŝe „ruch na lotnisku Palma w tym roku wyniósł jedenaście milionów". Ma na myśli turystów. Martwią go takŜe poskręcane drzewa oliwne. „Proszę spojrzeć, woła. To straszne! Wieśniacy nie mają pojęcia, jak się z nimi obchodzić. Są stare, wynędzniałe". Po drodze mijamy bar pod nazwą „Reagan", poprzednio „Carter", a jeszcze wcześniej „Kennedy". Czy któregoś dnia zmieni nazwę na ,,Quayle"? Zaledwie po dwudziestu minutach jazdy autokar zatrzymuje się przed gigantycznym sklepem z upominkami i piwnicą z sherry. Lubię sklepy, jak kaŜda kobieta, ale tutaj nie ma absolutnie nic do kupienia. Następnie przystajemy przed farmą pereł w Manacor, ale jest niedziela i poza dwójką smutnych pracowników nie ma nikogo. Mijamy puste stoły, leŜą na nich niedbale porzucone fartuchy dziewcząt, które z pewnością pragnęły jak najszybciej zapomnieć o perłach. Przewodnik zachęca nas, by odwiedzić tutejszy sklep. Ja ńic nie kupuję, perły zbyt silnie kojarzą mi się z królową i panią Thatcher. Czekam więc na zewnątrz, na słońcu. Jedziemy do Porto Cristo. Przewodnik namawia nas na lunch w pewnej restauracji (lunch nie jest wliczony w cenę wycieczki). Postanawiam pójść gdzie indziej — do restauracji za rogiem. Zjadam poleconą przez kelnera rybę, która składa się głównie z ości. Przypomniawszy sobie o problemach królowej matki, porzucam rybę i wyruszam na spotkanie z morzem. Następne pół godziny spędzam siedząc na cyplu, 128 otoczona słodko pachnącym tymiankiem. Morze jest głęboko w dole. Zupełnie spokojne i zachwycające. Siedzę i macham nogami nad krawędzią skały, nie ma nikogo, kto by powiedział „odsuń się od urwiska". Potem oglądam groty Dracha. Stopnie i podłoŜe są bardzo
śliskie, starszy pan przede mną przewraca się i rozbija sobie głowę, syn klęka przy nim ze wzruszającą troską. Niewiele mam do powiedzenia o samej grocie. Grota jak grota. Nie kupuję teŜ nic w warsztacie obróbki drewna oliwnego. Czy naprawdę jestem tą samą kobietą, którą niemal z pistoletem przy skroni trzeba było wyrzucać z wolnocłowego sklepu na lotnisku w Moskwie? Owszem. Nabrałam doświadczenia. NaleŜy podróŜować z minimalnym bagaŜem. Drewno oliwne jest bardzo cięŜkie. Kolację zjadłam w hotelowej restauracji. „Solo?", zapytał Maitre D. „Tak", odpowiedziałam. Zabrzmiało to jak przyznanie się do niepowodzenia. Usiadłam za filarem i obserwowałam, jak Najgrubszy Hiszpan je kolację. Ma uroczą twarz i zegarek marki Rolex. Jlonie-ohuaZek.} Z JU/JLojp-acicL Czekam na autobus do Calvii. Jakiś męŜczyzna zatrzymuje samochód tuŜ koło mnie. Mówi: „Jestem Antonio, a jak tobie na imię?" Jak idiotka odpowiadam: „Susan". Antonio: Dobrze, teraz jesteśmy przyjaciele. Teraz 129 oei O UIB{IAVOUipO Z31UMOJ 3JB 'AlUJBd Op ttl§Ojp 3AVO{Od" BU 3IUUI 3IZ3IA\pod 3Z '{BAYOUOdOjdBZ ApSJM UIBJIMOUipO Ul3lUBMO5j5lZp -od z npouoouiBS }jiuzB§Bq poAvop bu IUI BUq3ZJlOd AZO '{B;AdBZ O§9ZDB|p OUIOpBIM 31U I uiasBM uiAjSBiuins z jfijSuy Azsjbjs aiura op fpazspoj •ouuiiz 5is ojiąoaz fo^sozs o azozsaf uibj uib^zoj9j§ Ad bu uiAumo{3 bu uiAA\osnqoiriB ojMod op bmoio§ uiB{Aq o§9A\o{piMBJd 3fnzB>[SAV 3iu qoiu z Z UI3JB§3Z 5lS BIUZOJ^M Z 3IUZ3BJ 'jtlUIUI BT3S3IZpBMp IUI Od J3DBd§ 'UIOMOtUZOi o' t!J(Z33;SBIUI 0§3f0UI o§o>[iu o{Aq 3iu UIBJ UIBJBllDSfAzjJ SIUllOp A\ UlAuOZOfOd 'IUIB3IUU9IJJO iZ Z UI3I>[ZD31SBIUI UlAzOOJtl 1S3J" BIAJB3 oiuo;uy 'BiuszpiAv oq :uBsn§ 'iuszpiM oq :oiuojuy oiuo;uy 'zs^ Ax :uBsn§ 'Bidnj§ ssjssf :oiuoiuy •oiuojuy 'p ui3iA\od 3ifv[ :uBsns ^UBsng 'pB?[OQ[ :oiuojuy ui3snqoitiB 5pBf :ubstis •npoipouiBs op Cbpbism 'uBsng 'j(bx :oiuo}iry o§3uqopod om 'oiuo;uy '3ifv[ : •oiuoauy npoqDouiBS op BpBiSM na przystanku. Teraz ulice wypełniły się rozgadanymi mieszkańcami Calvii. Niedorozwinięty młodzian przemierzał w tę i z powrotem główną ulicę wydając nieartykułowane okrzyki. Podszedł do mnie, zmusił mnie do wstania i wskazywał uparcie na podnóŜe wzgórza. Usiadłam, znowu zmusił mnie do wstania. Znowu usiadłam. W końcu dał za wygraną i odszedł chwiejnym krokiem. O siódmej trzydzieści sprzedawca artykułów Ŝelaznych powiedział mi, Ŝe autobus nie podjeŜdŜa na plac. W drodze powrotnej wyrusza od podnóŜa wzgórza, co mi usiłował wytłumaczyć ów niedorozwinięty młodzian. Ośmieliłam się wejść do baru tylko dla męŜczyzn i poprosiłam barmana o pomoc. Uprzejmie zadzwonił po taksówkę i postawił mi cointreau z lodem na koszt firmy. Mieszkańcy Calvii są wyjątkowo sympatyczni. Po powrocie do Palmy poszłam do chińskiej restauracji. Jimmy Young śpiewał w tle: „Usiłowali nam wmówić, Ŝe jesteśmy za młodzi".
Zmieniłam pokój w hotelu. Mam teraz balkon wychodzący na zatokę. Widok jest czarowny. Przy śniadaniu siedzę w otoczeniu co najmniej dwudziestu pustych stołów. Jednak para Anglików wybiera stolik tak blisko mnie, Ŝe muszę przesunąć krzesło, Ŝeby mogli usiąść. Oboje mówią z wyraźnym akcentem wyŜszej klasy średniej. 131 Ona: To wszystko, co jesz? Tylko owoce? On: Tak. Ona: Widziałeś, Ŝe są gotowane jajka? 132 4 On: Jajka? Ona: Tak, w małym koszyczku koło tych niby bułek. On (najwyraźniej kłamie): Widziałem, ale nie chcę jajka. Ona (zdumiona): Clive, przecieŜ zawsze jesz gotowane jajko! On: Dzisiaj nie chcę jajka. Ona: Źle się czujesz? On (zły): Czuję się doskonale. Ona: Czy mam przynieść kawę° On: Nie, jeśli to prawdziwa kawa. Ona: Prawdziwa. On: To nie będę pil. Ona: Przez całe dwa tygodnie? On: Tak, przez całe cholerne dwa tygodnie. Ona: Och, Clive, nie bądź taki, nie pierwszego dnia! On: Dlatego, Ŝe nie chcę tego cholernego gotowanego jajka? Clive ma na nogach czarne skarpetki i sandały. Gdybym pracowała na lotnisku, skonfiskowałabym mu te skarpetki przy odprawie celnej. Obiad zjadłam w Palmie na PlaŜa Major. Nagle powiał silny wiatr rozrzucając po marmurowej posadzce parasole, obrusy i turystyczne menu (475 peset). Kiedy zajadam moją paellę, stary męŜczyzna pyta, czy chcę, Ŝeby mi wyczyścił buty, i pokazuje pudełko czarnej pasty. Odmawiam, mam niebieskie zamszowe pantofle. W starej części miasta znajduję śliczną skórzaną 133 torbę. Kupuję ją. Jest tak piękna, Ŝe zamierzam wystawić ją na pokaz. Wstęp jeden funt. Tylko w niedzielę. Nie wolno wprowadzać psów. Nie wolno wprowadzać dzieci. Nie wolno fotografować. Przed kolacją wypijam drinka w hotelowym barze. Anglik o wyglądzie komiksowego oszusta pyta, czy lubię piosenkę Kiedy mija czas. „Oczywiście, odpowiadam. Kto jej nie lubi?" „Więc poproszę, Ŝeby orkiestra ją zagrała, kiedy będzie pani jadła kolację". Wychodząc z jadalni słyszę, jak ktoś zawodzi do mikrofonu Musisz to zapamiętać. Umykam do windy, zanim facet z twarzą oszusta zdąŜy wstać z barowego stołka. Tydzień drugi Porto Soller opadct-
Manuel, recepcjonista hotelowy, mówi, Ŝe pociąg do Porto Soller na zachodniej stronie wyspy odjeŜdŜa o pierwszej. Jednak taksówkarz, który wiezie mnie na stację, kłamliwie twierdzi: „śadnych pociągów dzisiaj, zimowy rozkład. Zawiozę bardzo tanio, 2700 peset". Znana jestem z łatwowierności, więc się zgadzam i ruszamy w najbardziej podniecającą górską jazdę, 134 podczas której kierowca wskazuje co bardziej interesujące widoki, jak na przykład samochody na dnie przepaści. Jednak sam jedzie bardzo ostroŜnie po szalonych, poskręcanych drogach i słuŜy mi za przewodnika i nauczyciela hiszpańskiego. Pyta mnie takŜe, czy mój mąŜ nie Ŝyje. „Mam nadzieję, Ŝe Ŝyje", odpowiadam i śmieję się trochę za głośno i za długo. Tęsknię za śmiechem i rozmową. „Ma pani dzieci?", pyta. „Tak, czworo", odpowiadam. „NiemoŜliwe", mówi uprzejmie. Masz rację, skarbie, odpowiadam w myślach. Po półgodzinie zaczynamy zjeŜdŜać w dół i kierowca wyjaśnia, Ŝe duŜe miasto w dolinie przed nami to Soller, a zbudowano je w głębi lądu, Ŝeby uniknąć ataków piratów. Potem jedziemy półtora kilometra na wybrzeŜe do Porto Soller. Natychmiast nabieram sympatii do tego niewielkiego letniska, do palm, czystych plaŜ, do posezonowych niemieckich autostopowiczów w wysokich butach, którzy dzierŜą w rękach długie turystyczne kije. Rozkoszny tramwaj terkocze pomiędzy portem a miastem wśród gajów pomarańczowych i cytrynowych i bujnych ogrodów. Tramwaj zatrzymuje się przed najpiękniejszą na świecie stacją kolejową. Prócz innych cudów jest tu bar obrośnięty winoroślą, dobrze chodzący zegar i kapitalne zielono-złote malowidła na peronie. Mam wielką ochotę na kilka pozłacanych głów anielskich, które zobaczyłam na wystawie w pobliŜu 135 w stacji, ale sklep zawsze wydaje się zamknięty. Mieszkańcy Soller paradują w kaloszach, bo mŜy drobny deszczyk. Za 175 peset kupuję kilo mandarynek razem z liśćmi. Wypijam kawę za 100 peset i łapię tramwaj z powrotem do Porto Soller. Podsłuchuję rozmowę dwóch angielskich kobiet interesu: „Problem w tym, Ŝe David stawia za duŜo przecinków". „Jak na dyrektora finansowego", dodaje jedna z nich. , 5 JLLąŁ.oyim,
straszna, a miejscowi ludzie odnosili się z niechęcią do niej i jej otoczenia. Nie przywykli do widoku kobiety w spodniach palącej cygara. Jej opis Valldemosy i okolic w Zimie na Majorce jest tak doskonały, Ŝe mój nigdy mu nie dorówna, mogę jedynie namawiać do przeczytania ksiąŜki i odwiedzenia Valldemosy. Otoczone wysokim murem ogrody przy celach mnichów są wyjątkowo zachwycające. }
Po nalaniu kawy przychodzi pora na cel naszego spotkania: scenariusz. Wyjmuje go z aktówki, waŜy w rękach. Robi zaaferowaną minę. „Oczywiście, to jest za długie, powiada. Trzeba usunąć sceny na plaŜy". 139 PISANIE DLA TELEWIZJI W zeszłym roku poddałam się w przychodni przyszpitalnej badaniu wydolności końcówek nerwowych. Przyczepiono mnie do maszyny, a palce i przedramiona poddano serii elektrycznych wstrząsów. Lekarka miała wiedeński akcent, a technik odpowiedzialny za aparaturę przez cały czas milczał. Kiedy zamykałam oczy (a robiłam to dość często), wyobraŜałam sobie, Ŝe jestem w hitlerowskich Niemczech, dzielnie znoszę tortury. Kiedy dwugodzinna próba dobiegła końca, przysięgłam sobie, Ŝe juŜ nigdy więcej. Podobne odczucia mam pisząc dla telewizji. Dlaczego się na to naraŜam? Zawsze zaczyna się przyjemnie — zazwyczaj od obiadu czy kolacji w dobrym lokalu. Producent wciąŜ dolewa mi wina. Nie wspomina o projekcie, dopóki nie pojawi się kawa. Do tej pory cała rozmowa toczy się na temat domu, który właśnie odnawia. Opowiedział mi juŜ o swoim strasznym dzieciństwie, o swoich uczuleniach, o dzieciach zdradzających przestępcze skłonności. Przeprowadził mnie przez kolejne rafy swojego pierwszego małŜeństwa. Od czasu do czasu pozwala mi wtrącić jakieś zdanie. Po nalaniu kawy przychodzi pora na cel naszego spotkania: scenariusz. Wyjmuje go z aktówki, waŜy w rękach. Robi zaaferowaną minę. „Oczywiście, to jest za długie, powiada. Trzeba usunąć sceny na plaŜy". 139 „Ale — oponuję — przecieŜ to ma tytuł PlaŜa i akcja rozgrywa się na plaŜy". „PlaŜe zawsze nastręczają trudności — wyjaśnia. — Piasek w obiektywie. A gdyby tak dać tytuł PoleT Następnie przez dwadzieścia pięć minut mówi o korzyściach przeniesienia akcji na pole. Człowiek łapie się na tym (pomimo ukończenia całodobowych kursów, jak zachować pewność siebie), Ŝe godzi się na tę idiotyczną propozycję. 140 „A teraz — powiada producent — postaci. Tom nie wydaje mi się wiarygodny". „Dlaczego? — pytam. — Tom jest angielskim robotnikiem zakochanym w kobiecie z klasy średniej, spotykają się na plaŜy, to znaczy na polu". Producent mówi: „Myślę, Ŝe Tom powinien być Amerykaninem, turystą amerykańskim". Wiercę się na krześle i jednym haustem wypijam koniak, na który poprzednio nie miałam ochoty. Producent mówi przez dziesięć minut o tym nowym amerykańskim Tomie. „Oczywiście, w tej sytuacji Tom nie moŜe być śmieciarzem, zatrudnionym w magistracie, prawda? MoŜe mógłby mieć bardziej atrakcyjną pracę, dziennikarz, aktor, makler giełdowy?" Z Ŝalem kartkuję swój maszynopis i przypominam sobie, Ŝe połowa akcji toczy się w miejskiej zajezdni śmieciarek w Clacton-Next-The-Sea. Jak moŜna przenieść te sceny w inne, bardziej atrakcyjne miejsca? Producent ma gotową odpowiedź: „Umieść to w hrabstwie Cork w Irlandii". Ten ostatni szokujący pomysł sprawia, Ŝe najpierw mam ochotę zaŜądać kolejnego koniaku, potem uciec z restauracji razem z maszynopisem, ale w końcu nie ruszam się z miejsca. Słyszę, jak wyraŜam zgodę na przerobienie scenariusza. Pole, z Amerykaninem Tomem w roli głównej i akcją osadzoną w hrabstwie Cork w Irlandii. Co więcej, obiecuję skończyć przeróbkę za pięć dni, bo producent wyjeŜdŜa na urlop (tak się 141 fefoui bu 3is sfBpBU amjBapi sz ' bzstuOjJ icsppo i AzpŜraaid aipon bjSoui o^jA} AqAp§ !fejnjao; ;s9f icuitu" z apAz az '5is bzj3tavz i 5?]3J bz aiu buoz 'Ap|Boj op 5is bzobjAm jusonpoid '2961
folStUp ' IJBS AV ?[DOQ Z UOXIQ 3lUBjd BU l LC6\ A\ §UU9JJ3-^ /A 9ZJJB3J /A jf j Auoz Bp5fpz m 5is 5ftujBdM ui3qo3irasn uiAuozs -niuAM 2 "3MOSBid l>(UpAAV B{SOIUAZJJ "lpBJnBJS3J AV 9IS B{IAVBfz 3IUSBJM O§91BJQ I5[J9;Bqoq pfOUI 5[OJ 3oqo Bjuaonpojd buoz az 'aiąos p 3TS AzS -po AjSIUtlUIO^l B>[S1AVZBU 3IU3lU3IUlAM O 5qSOid ltBZUBaq BJBD BS3Z.H OJ BZ BUIAV BZOJBqO ^DBjd Op fof 3IU3ZDZSndop3lU bu bui 6.101Ą 'AzuBjq m n>(sids npoMod z O ZTlf BJ§ 3TU 3|B 'B^JO^B JSSf 3Z 'l OUSO{§ ZBUI njOZ03IA\ O§ BU ldJ3I3 ¦UI3ZSniJBU33S JS3f 3Z 'BZDpBIMSO 'BJfUApUO^ BJJSIU 'BlU33IipOid buoz B5JIJO1S op 5is BpBisAzad spusuioui 01 3iu tlZDZS ' UIB|S3J5[O BJO;5[ 'BpUBUiy 3Z \tBJtliq po BjBp Z" IUIBJ(qOJ3Zjd pBU OBMOOBldod av jjsuiop bui sz ' bohaterkę. Daję jej tę rolę i natychmiast tego Ŝałuję. Wychodzę z restauracji (zapłaciwszy rachunek) i rozglądam się za taksówką. Nie mam ochoty jechać taksówką, jedynie rzucić się pod koła, ale prześladuje mnie pech, nie nadjeŜdŜa Ŝadna taksówka,więc idę do domu, siadam do biurka i jak przystało na solidną firmę, zabieram się do przeróbek. ROSJA Kiedy powiedziałam młodszemu synowi, Ŝe wybieram się do Rosji, zmruŜył oczy i zapytał: „Znowu?" Wyszedł w jakiejś tajemniczej nastolatkowej sprawie, a po powrocie oznajmił: „Wcale bym się nie zdziwił, gdyby po twojej śmierci powiedziano, Ŝe naprawdę nie byłaś pisarką (okrucieństwo młodości), ale szpiegiem". Bardzo mnie to rozśmieszyło. Szpiegostwo jako zawód wydaje mi się równie interesujące i poŜyteczne jak projektowanie derek dla koni w piśmie „Mój Kucyk". W moim idealnym świecie odbywałby się doroczny zjazd szpiegów w wielkim hotelu. Sekrety wymieniano by otwarcie w barach i w foyer, co byłoby znacznie wygodniejsze od czajenia się na rogach ulic, a na dłuŜszą metę takŜe duŜo tańsze. Mój syn stał się podejrzliwy, poniewaŜ miała to być moja trzecia wizyta w Rosji. Po raz pierwszy pojechałam na grób Dostojewskiego. Zakochałam się w nim w podatnym na wraŜenia wieku lat czternastu. Gdyby Ŝył w 1961 roku, stałabym przed jego domem, Ŝebrząc o autograf i o kosmyk włosów z brody. Po raz drugi pojechałam z męŜem w zimie. Wycieczka nazywała się „Miasta Złotego Pierścienia". Piątka Anglików przedzierała się przez zaśnieŜony pejzaŜ w olbrzymim autokarze wypełnionym spalinami. Paliwo często zamarzało w zbiorniku i kierowca odmraŜał je podpalając pomiętą „Prawdą". Nikt mi nie uwierzy, 144 145 ale czasami jadaliśmy jak królowie. Obejrzeliśmy takŜe dziewięćdziesiąt milionów ikon — mój mąŜ cierpiał na ikonofobię i jedyną kurację po powrocie stanowiło odwiedzenie działu sztuki Woolworthsa. Moja ostatnia wizyta miała miejsce w maju. Byłam gościem Towarzystwa BrytyjskoRadzieckiego. Jedynym powaŜnym minusem okazał się fakt, Ŝe znalazłam się w towarzystwie
innych pisarzy. Celem wizyty miały być rozmowy przy okrągłym stole z członkami Związku Pisarzy Radzieckich. Na ogół boję się pisarzy, przeraŜają mnie ich badawcze spojrzenia, toteŜ zwykle unikam takich spotkań. Zgodziłam się jednak, poniewaŜ chodziło 0 Rosję. Formularze wizowe zostały złoŜone. Z przeraŜeniem przeczytałam listę towarzyszących mi pisarzy. Paul Bailey, Alan Bennett, Timothy Mo, Craig Raine 1 Christopher Hope. Nie budzili mojego sprzeciwu jako ludzie — nigdy się z nimi nie zetknęłam — ale byli pisarzami. Spotkaliśmy się na lunchu w siedzibie Towarzystwa Brytyjsko-Radzieckiego przy Grosvenor Place. John Roberts, szef towarzystwa, przedstawił nas Annę Vaughan, która miała być naszą matką, przewodniczką, tłumaczką, organizatorem wycieczek i dostarczycielką rajstop. Podczas lunchu podsłuchałam, jak Timothy Mo mówił: „Mam nadzieję, Ŝe uda mi się trochę ponurkować". „W Moskwie?", pomyślałam. Przypomniało mi to mojego przyjaciela, który dostał wezwanie do pośredniaka, gdzie poinformował urzęd146 nika, Ŝe nie pracował od wielu lat, poniewaŜ nie chce wyjeŜdŜać z Leicester, choć jest poławiaczem gąbek. Kiedy wsiedliśmy do samolotu Timothy Mo zauwaŜył głośno: „O, to ten samolot, któremu stale odpadają jakieś kawałki". To niezbyt gramatyczne stwierdzenie wywarło piorunujące wraŜenie na Alanie Bennetcie, który nie lubi latać w potencjalnej metalowej trumnie. W końcu przemówił do nas pilot, Dave Platt. Pan Bennett nadstawił uszu. W zdecydowanie zbyt pogodnym tonie Dave poinformował o trudnościach wyprowadzenia samolotu z hangaru, o tym, Ŝe teraz czekamy w kolejce i wkrótce wystartujemy. Kłykcie dłoni pana Bennetta przybrały niezdrowy kolor. Zostawiłam ksiąŜki w walizce. Nie miałam do czytania nic prócz „Highlife". Przestudiowałam wszystkie artykuły i z rozpaczy zabrałam się do ogłoszeń. Szczególnie jedno przykuło moją uwagę: „Bezpieczeń-• stwo, nadzór, przeŜycie; aktówka, która widzi wszystko". I drugie: „Ochrona prywatności: nie pozwól wspólnikom czy małŜonkowi zakłócać swojej prywatności. Ochraniacz prywatności VL34 wykrywa mikrofony i nadajniki, które juŜ teraz mogą być zainstalowane w twoim pokoju hotelowym, biurze, domu czy samochodzie". Przyglądałam się współpasaŜerom i zastanawiałam się, czy cierpieli na taką paranoję, by taszczyć do Moskwy ochraniacze prywatności. Sufit w hali lotniska Szeremietiewo ozdabiają tysiące brytfanek do pieczenia, pozbawionych dna, jedynie w niektórych znajdują się Ŝarówki. Spotkaliśmy nasze tłumaczki, Galinę i Ninę, a w końcu takŜe Christophera Hope'a, który wracał z innej konferencji pisarzy, z Wiednia. Wyszliśmy po omacku z ciemności i wciągnęliśmy w płuca rosyjskie powietrze: mieszaninę spalin dieslowskich, ścieków i czegoś słodkiego. MoŜe „słodkie" sobie wymyśliłam, poniewaŜ kocham ten kraj. W drodze do Moskwy Galina pokazała nam, gdzie zatrzymały się niemieckie czołgi, jedynie dwadzieścia kilometrów od miasta, podczas tego, co Rosjanie nazywają Wielką Wojną Ojczyźnianą. Następnego dnia podsłuchałam jedną Angielkę, która mówiła: „Do tej pory powinni juŜ zapomnieć o wojnie". Jakby strata dwudziestu milionów ludzi była drobiazgiem, dającym się porównać z cięŜkim przypadkiem wietrznej ospy. śyje jeszcze całe pokolenie czczące pamięć krewnych i przyjaciół, którzy walczyli przeciwko faszyzmowi i nigdy nie powrócili do domów. Wielka Wojna Ojczyźniana pozostaje wspomnieniem Ŝywym. Przeszłość jest dalej teraźniejszością. Na kaŜdym pomniku wojennym w Rosji leŜą codziennie świeŜe kwiaty.
Nasz hotel był jednym z siedmiu monolitycznych budynków wzniesionych na rozkaz Stalina, które miały reprezentować siedem ramion komunistycznej gwiazdy. Nasze ramię gwiazdy nazywało się Ukraina. CięŜka i masywna budowla górująca nad rzeką Moskwą pasowałaby do jakiegoś strasznego miasteczka z komiksu. Jak zwykle nie obyło się bez zamieszania z rezerwacją 148 i pierwszą noc trzeba było spędzić we wspólnych pokojach. Alan Bennett i Paul Bailey dzielili apartament, w którym stał nawet fortepian i olbrzymi stół. Zasiedliśmy przy tym właśnie stole do kolacji złoŜonej ze słonych paluszków, cukierków z lukrecją, wódki cytrynowej i szampana. Musieliśmy się wzmocnić po wizycie na placu Czerwonym, gdzie spędziliśmy pół godziny skręcając się ze śmiechu przed wystawami GUM-u, największego domu towarowego w Moskwie. Alan Bennett stwierdził: „Ale w końcu co moŜna zrobić z paroma tuzinami opakowań herbatników? To byłoby cięŜkie zadanie nawet dla najsławniejszego dekoratora wystaw". Zaliczyliśmy nasz pierwszy seans skręcania się ze śmiechu. Zresztą większość czasu spędziliśmy zgięci w pół, jak mała grupka garbusów płaczących ze śmiechu i tupiących nogami. W rezultacie wielu Rosjan stwierdzało: „UwaŜaliśmy Anglików za zimnych, pełnych rezerwy, a wy wszyscy jesteście tacy weseli". Nie tyle weseli, ile histeryczni. W toku podróŜy wielu z nas jakby cofało się w czasie. W efekcie po powrocie do Anglii zachowywałam się jak sześciolatka; potrzebowałam pomocy przy zawiązywaniu sznurowadła. Kiedy zjedliśmy juŜ ostatniego cukierka z lukrecją, pod fortepianem przebiegł szczur, więc poŜegnaliśmy panów Baileya i Bennetta i udaliśmy się do łóŜek. Pierwsze spotkanie w Związku Pisarzy Radzieckich stopniowo nabierało surrealistycznych tonów. Po prezentacjach i krótkich przemówieniach przystąpiliśmy 149 OSI o fefsBd z {imoui uiajoj •9pB.njo.miq >[A;iB AłU9tu§B.ij ousojg ui9ZBJ uiA} 3\v> '9J9zb§ {A ' "UI9J9S 1 feMOMJ3SUO?l B}[UAZS Z Aizbjbuz apjs bu uii?[js/fasM apazjj ' 3TUZDBUZ O{B§3iq9Zld 3IU9Zp3ISOd BI -y(AV i {Bjsa\ uiajOjj pozudvu 'pozudvu 'p fafOMS 1BUI91 BU O3(1OJ>[ 9IS oAq oj 'uappo i^b; ssizpg znf 9is nui aiMAzojodn AosAzsm tiduo>{ a b;Azo {bzobz i {BIUI a^ 'g ais '9IUUOJ "Biup 5fs9s bmoouojj bu 5jbs bu 09IM. 'O§9UUl DTU Z9^ 9IS O{IAVBtbd 9IU 'OBIMOUI 91U 5lS BA\B>{ EUpBZ 0IUpiqO OUIIUI bu AuisiizsAm iu9ia\^zo ozpjBg bu 9A\J9Zid {BAVOUOdojdBZ BUzAzOZSpi§UB BUUB§BU91U 'UIDJS BU iuogqo ojbjsoz ' znf 9zaqop ozpjBq ooqo '
qosods bu osopsgzjd Az^" ifsn^sAp n^ui9i op przez wiele lat dominowali w Związku Pisarzy Radzieckich. Powiedział, Ŝe były to suche drzewa uniemoŜliwiające wzrost nowych. Nie chcieli odejść na emerytury i nie zamierzali umierać. Tłumaczka Katia, specjalistka od Joyce'a, mówiła z takim przejęciem o moŜliwościach otwierających się teraz przed pisarzami, jakby pióro juŜ drŜało jej w ręku. Moim ulubieńcem był poeta, niski, wybladły i sepleniący. Kiedyś wykładał matematykę, ale po dziesięciu latach znudziło go dodawanie i przerzucił się na pisanie humorystycznych wierszyków. Inny pisarz był fizykiem atomowym, ale nie okazało się to zajęciem tak romantycznym, jak się spodziewał, więc rozpoczął znacznie trudniejszą karierę dramaturga. Zapytałam, ile satyrycznych ksiąŜek opublikowano w okresie panowania Stalina na Kremlu. „Jedną", usłyszałam w odpowiedzi. Trudno było nie darzyć szacunkiem i podziwem naszych radzieckich kolegów. Wytrwali w oczekiwaniu, Ŝe nadejdzie ich czas, i oto juŜ prawie nadchodził, a my mieliśmy zaświadczyć, Ŝe zaczyna się odwilŜ. Dla porządku muszę oficjalnie stwierdzić, Ŝe zdaniem Timothy'ego Mo kolor skóry Sacharowa jest naturalny. Przydałoby się, Ŝeby jadł więcej otrąb, sugerowała pielęgniarka Townsend. Jednego wieczoru byliśmy na kolacji w prywatnej restauracji prowadzonej przez kooperatywę, gdzie zazwyczaj jadają członkowie związku. W pewnej chwili wkroczyło hałaśliwe towarzystwo i usiadło przy 151 sąsiednim stoliku. Podstarzali męŜczyźni, piękne kobiety. Jednym z nich był Jewtuszenko, Billy Fury rosyjskiej poezji. (Gwiazda w latach sześćdziesiątych, objeŜdŜał wtedy Wielką Brytanię w skórzanej opry-chówce, pamiętacie?) Jewtuszenko wygląda na wynisz152 czonego, włosy, które niegdyś spadały mu na oczy, sterczą teraz jak u zbudzonego przed chwilą niemowlęcia. Pił, zanim się zjawił w restauracji, i nie przestał po przyjściu, zdecydowanie nie. Mówił coraz głośniej, a oczy jego towarzyszy stawały się coraz bardziej mętne. Obrócił się na krześle, „Angielka, daj papierosa". „Jeśli dasz mi wina", powiedziałam. Podałam mu papierosa i pusty kieliszek. Ale kieliszek pozostał pusty. Później, znacznie później, gdy czekaliśmy z Christopherem Hopem na ulicy na taksówkę, z eleganckiego samochodu wysiadła pisarka ze swoim towarzyszem. Wcześniej tego dnia pojawiła się przy okrągłym stole dyskusyjnym w sukni włoskiego projektanta mody i mówiła nuŜąco długo o swoim Ŝyciu i pracy. Paul Bailey puścił w obieg kartkę: „Bardzo zarozumiała". Rozpoznała wytwornego Christophera Hope'a. „Przyjdzie Robert Redford", oznajmiła mu z entuzjazmem. Najwyraźniej jej boŜyszcze przebywało w Moskwie i obiecało dołączyć do grupy Jewtuszenki, w której teraz znalazł się równieŜ wielki reŜyser Zbrodni i kary, od niedawna przebywający w Rosji po powrocie z wygnania. Nie pojawiła się Ŝadna taksówka, więc wróciliśmy z Christopherem do restauracji i dostaliśmy na pocieszenie butelkę wina, której nam poprzednio odmówiono. Krzesła Roberta Redforda i towarzyszącej osoby stały puste i tak juŜ pozostało. Wystawił ich do wiatru. Jewtuszenko zachowywał się jeszcze bardziej hałaśliwie, jego towarzysze coraz spokojniej. Zaczął krąŜyć 153 po sali rycząc wiersze. Zatrzymał się przy naszym stoliku. „Daj mi więcej papierosa", zaŜądał. Dostał drugiego papierosa. „Palę go, Ŝyję, niszczę go", oznajmił. Następnego dnia pojawił się w „Prawdzie" artykuł Jewtuszenki o alkoholizmie. Na wieść o tym oboje z Christopherem zanosiliśmy się od śmiechu.
Podczas całej wizyty byliśmy uprzywilejowanymi gośćmi i jeździliśmy wszędzie przydzielonymi nam samochodami. Craig Raine powiedział: „BoŜe, czuję się winny siedząc w tej limuzynie, a wy?" Na to Alan Bennett: „Owszem, ale o tym się bez trudu zapomina". Samochody zapewniały nam większą swobodę ruchów. Wybraliśmy się na targ, gdzie przystojny Gruzin-straganiarz podarował mnie i Annę po jednym czerwonym goździku. Jedno przedpołudnie spędziliśmy w galerii obrazów. Dwa obrazy Matisse'a, Pracownia malarza i Martwa natura ze złotą rybką, promieniowały blaskiem i prostotą. Bardziej surowy, ale szalenie ludzki był obraz Van Gogha Więźniowie na spacerze. Przed galerią utworzyła się wielka kolejka po bilety na zapowiedzianą wystawę Salvadora Dali. W pobliŜu przechadzał się pedał z trwałą ondulacją, ręką na biodrze i wyzywającym spojrzeniem myśliwego. Samochody zawiozły nas na cmentarz, gdzie leŜy wielki i poczciwy Czechów. Galina zapytała straŜnika przy bramie, czy moŜemy wejść. „Nie", odpowiedział krótko. „Ale ja mam tutaj szóstkę brytyjskich pisarzy", zaprotestowała. 154 po sali rycząc wiersze. Zatrzymał się przy naszym stoliku. „Daj mi więcej papierosa", zaŜądał. Dostał drugiego papierosa. „Palę go, Ŝyję, niszczę go", oznajmił. Następnego dnia pojawił się w „Prawdzie" artykuł Jewtuszenki o alkoholizmie. Na wieść o tym oboje z Christopherem zanosiliśmy się od śmiechu. Podczas całej wizyty byliśmy uprzywilejowanymi gośćmi i jeździliśmy wszędzie przydzielonymi nam samochodami. Craig Raine powiedział: „BoŜe, czuję się winny siedząc w tej limuzynie, a wy?" Na to Alan Bennett: „Owszem, ale o tym się bez trudu zapomina". Samochody zapewniały nam większą swobodę ruchów. Wybraliśmy się na targ, gdzie przystojny Gruzin-straganiarz podarował mnie i Annę po jednym czerwonym goździku. Jedno przedpołudnie spędziliśmy w galerii obrazów. Dwa obrazy Matisse'a, Pracownia malarza i Martwa natura ze złotą rybką, promieniowały blaskiem i prostotą. Bardziej surowy, ale szalenie ludzki był obraz Van Gogha Więźniowie na spacerze. Przed galerią utworzyła się wielka kolejka po bilety na zapowiedzianą wystawę Salvadora Dali. W pobliŜu przechadzał się pedał z trwałą ondulacją, ręką na biodrze i wyzywającym spojrzeniem myśliwego. Samochody zawiozły nas na cmentarz, gdzie leŜy wielki i poczciwy Czechów. Galina zapytała straŜnika przy bramie, czy moŜemy wejść. „Nie", odpowiedział krótko. „Ale ja mam tutaj szóstkę brytyjskich pisarzy", zaprotestowała. 154 „I co z tego? A ja jestem czytelnikiem. Nie moŜecie wejść". Podziwialiśmy jego komiczną reakcję, ale kiedy juŜ przestaliśmy się śmiać, doprowadziła nas do furii ta pseudoobowiązkowość — niczym u personelu na. stacji kolejowej w Brighton. Mogliśmy jedynie popatrzyć przez kraty, myśląc o tym, jak bardzo ubawiłby ten Ŝart samego Czechowa. Spotkaliśmy Melvyna Bragga, który pracował jako portier w hotelu Ukraina, po czym udaliśmy się na dworzec, by wsiąść w nocny pociąg do miejscowości Orzeł w centralnej Rosji. Mieszkało tam wielu waŜnych pisarzy — aczkolwiek raczej krótko, większość z nich popędziła bowiem do Moskwy natychmiast po ogłoszeniu drukiem pierwszej ksiąŜki. Przywitali nas przedstawiciele Związku Pisarzy Radzieckich i zawieźli do motelu Szipka połoŜonego w brzozowym lesie. Po śniadaniu zwiedzaliśmy miasto. Nasza przewodniczka, w podkolanówkach i czółenkach, z zapałem pokazywała zbieg dwu rzek, pomnik bohaterów z czasów wojny i tak dalej, ale byliśmy zmęczeni po szaleństwach poprzedniej nocy spędzonej w pociągu i nie bardzo potrafiliśmy się skupić. Orzeł był okupowany, a potem kompletnie zniszczony przez armię niemiecką. Teraz jest to przyjemne, zadrzewione miasteczko, gdzie ludzie przyjeŜdŜają wypocząć i zregenerować siły. Mnie jednak nie był pisany odpoczynek w Orle. Paul Bailey, lubujący się w dobrodusznych Ŝartach,
przedstawił mnie pisarzom w Orle jako femme louche. Od tej pory nie miałam spokoju. Syberyjski 155 B{Aq Bfso-a azjod pusazoM ijB} o pmb]v[ 0L'9 o 'oubj /{uisijBqo3fAzjj AAV5jsop\[ op a\ouz AuisijpojyW uiBjiqnjod o§ siusjbzs zBMSiuod 'jbz ozpjBq 08 im ojA"g iup ajsjzd zszid {bmojoho i a\cubuio:>[ Biuszsfejfn bu -UIBZS 91§BU uizpo§ ZB OUSO{§ 3IS {BIUIS ^UlSlJld I XiBUIOJ[ SBU bu Auisi|BAvAj§po i nfoijod oSafoui op 3IS O5{;sXzSM fSłBlMSIZp O BUBSBpBU BJBTUBdSM B{BM3]dS •i?[p3AV op o 5is iJPCł5! Iuu! 'H^Z39B1 3izpn| fo SBZOpOJ 9Z 9IS qoAoBfBO5j}[S Z3Zjd AfBJSOZ DOUIod O BIUBJOM UO?[ 3lUBpBJ§O ZIU O§3ZSJO§ TISOJ po 3IUUI BJBMOJBJIl q0B>[MOUB|O}lpod M. o^zsop 'AMO5JDO 3UBA\OJOU§IZ {BTUI qDIU Z U9p3f 'nSB[ Op 3IUUI {BU§BpBZ IUIBZJ3JSBd IUlAuBqOOJfBZ lUlAuUI BlUOMp Z ZBJM----1}[JSOUI 30BflU§ BAVp BS 3ZJOTZ3f BU B 'MOJBIM^ qOIJ{IZp OU{3d 3IZp§ 'nOSfelUI UlAuMOJBZO — BAV3IU3I§jnX T15[JBfBlU AV 31SBZ0 ĄV "OOUI BUZOIUOUISp {BIUI BJ3Od T5JSI(s[ 'MC ZBJOO 5tS BTUBIMBfod 5JBIUI AY IUIBppiqpiA\ lUItOUI Z 3IS UlBJBMSIUinZOJOJ ItttBdpMOp 3TUUI OAZOBJ {BA\B}S3Zjd 3IU B}3O j3tis" :oqDn a\ iiu {Bzosf BiyA\qo oo w ruchu, na stacji kłębiły się tłumy. Minęliśmy gigantyczną poczekalnię, w której zajęte były wszystkie plastykowe krzesła i nikt się nie odzywał. Zrobiło to wielkie wraŜenie na Christopherze Hope'ie. Stanowiło teŜ wielkie przeciwieństwo rozwrzeszczanych, przemieszczających się mas ludzkich na zewnątrz, z nieforemnymi tobołami i dziećmi dokładnie okutanymi w wełny. Przy wejściu stał jeden policjant — czyŜby w pojedynkę potrafił tak zastraszyć setki ludzi, Ŝeby skłonić ich do absolutnego milczenia? Poszliśmy do Teatru Wielkiego, gdzie oglądaliśmy najbardziej zachwycającego umierającego łabędzia w wykonaniu panny Larisy, ulubienicy Moskwy, 0 której mówiono, Ŝe zbliŜa się do sześćdziesiątki. Jej ramiona wibrowały jak struny fortepianu. Wreszcie przy akompaniamencie zawodzących i płaczących skrzypiec osunęła się na ziemię. Było to piękne 1 doskonałe, nigdy tego wieczoru nie zapomnę. Umówiłam się na spotkanie z moim tłumaczem, ale nie doszło ono do skutku, poniewaŜ pomylił wtorek z czwartkiem. Tłumaczy Dziennik. Jak mówi pan Bennett: „Piątek, więc wstałem i poszedłem do szkółki niedzielnej". Zostaliśmy zaproszeni na pogrzeb Kima Philby'ego, obiecaliśmy, Ŝe pójdziemy, po czym termin uległ zmianie, a my wyjechaliśmy do Lwowa na Ukrainę. Spotkaliśmy się tam z licznymi pisarzami, podziwialiśmy piękne miasto. Odwiedziliśmy katedrę, wypełnioną starymi kobietami, wiele z nich klęczało. Smutek 157 niemal dał się dotknąć. Był to dzień Wniebowstąpienia, uprzejma starsza kobieta zaczęła wyjaśniać Alanowi Bennettowi historię wniebowstąpienia. Alan słuchał, jakby nic o tym nie
wiedział. Wtedy wtrąciła się niesympatyczna starsza kobieta i zwróciła mu uwagę, Ŝe siedzi w niedopuszczalnej pozycji, załoŜywszy nogę na nogę. Po czym zwymyślała przyjemną starszą 158 kobietę za to, Ŝe z nami rozmawia. Później spacerując po mieście zobaczyliśmy tę niesympatyczną starszą kobietę modlącą się przed zamkniętymi drzwiami kościoła. Wyglądała na bardzo nieszczęśliwą. Mieliśmy spotkanie z burmistrzem Lwowa, potęŜnym, przystojnym męŜczyzną, świadomym obowiązku ocalenia i odnowienia wielu pięknych budowli zdobiących miasto. Alan Bennett rozwaŜał moŜliwość przeniesienia się do Lwowa po przejściu na emeryturę. Spotkaliśmy brudnego męŜczyznę w łachmanach, opowiedział nam 0 dawnym obozie koncentracyjnym, połoŜonym na zachód od Lwowa. Zginęły tam setki tysięcy ludzi. Zapytałam naszą przewodniczkę o męŜczyznę w łachmanach. „To fanatyk, wyjaśniła, od czasu wojny poświęcił się studiowaniu losu śydów. Sam jest śydem, profesorem historii". Nie akceptowała starego obdartego męŜczyzny. Pisarze we Lwowie byli szczególnie mili i gościnni. Jedliśmy uroczysty obiad, przy akompaniamencie kwartetu smyczkowego złoŜonego z dziewcząt, które rumieniły się, kiedy biliśmy brawo. Rozmowa na końcu stołu, gdzie siedzieli panowie Raine, Bennett 1 Bailey, zeszła na seks. Ich śmiechy zwróciły uwagę Ŝony przewodniczącego Lwowskiego Związku Pisarzy. Wyjaśniłam: „Rozmawiają o seksie". „Och — powiedziała — duŜo mówią, mało robią". Wyjątkowo jadowity komentarz w ustach tak łagodnej z pozoru kobiety. W drodze powrotnej Timothy Mo nadawał sygnał 159 SOS prosto do ucha pana Bennetta. Pan Bennett juŜ i tak się pienił, poniewaŜ siedząca przed nim kobieta opuściła dźwignię awaryjnego wyjścia, Ŝeby powiesić sweter. Po takiej prowokacji pan Bennett obrócił się do pana Mo i powiedział: „...z powrotem do Hongkongu, ty skośnooki durniu!" Pan Mo śmiał się bez opamiętania. Panu Mo nie spodoba się to, co powiem, ale uwaŜam, Ŝe jest bardzo miłym człowiekiem. Pan Raine, mistrz poezji erotycznej, tęsknił za rodziną w Anglii, a pan Bailey, niedoszły aktor, za swoim psem. Pan Bennett, zapomniawszy o etykiecie geniusza, Ŝałował, Ŝe nie umie tańczyć, zaś pan Hope wygłaszał powaŜne uwagi na temat tragikomedii Rosji i układał plany powrotu. Annę Vaughan i jej wspaniały mąŜ Andy (spec od zmieniania filmów w aparacie fotograficznym) wracali myślami do stresów przeprowadzki. Zakochałam się w kaŜdym z piątki moich towarzyszy w róŜnych chwilach i z róŜnych powodów. Mam nadzieję, Ŝe wszyscy oni zrozumieją lepiej niŜ ktokolwiek inny, iŜ ten nędzny opis rosyjskiej podróŜy jest tendencyjny, niedokładny i stanowi jedynie moją wersję prawdy. Istnieje pięć innych wersji i czekam na ich przeczytanie niemal tak samo niecierpliwie jak na kolejną wyprawę do Rosji. DLACZEGO LUBIĘ ANGLIĘ Lubię mieszkać w Anglii, bo wszędzie indziej jest obco i cudzoziemsko. Mówię jedynie po angielsku. Zarzuciłam francuski w szkole na rzecz biegów przez płotki w druŜynie sportowej. Jeszcze teraz, po wielu latach, kiedy słyszę język francuski, instynktownie podnoszę nogę i rzucam się w kierunku niskiego ogrodowego muru. Nie chciałabym jednak, Ŝeby ktokolwiek pomyślał, Ŝe nie lubię zagranicy. Lubię. Zagranica oznacza przygodę, róŜne niebezpieczeństwa i wspaniałe jedzenie, ale zagranica jest takŜe męcząca, myląca i pełna cudzoziemców, którzy informują, Ŝe bank jest czynny, chociaŜ to nieprawda. Jako ateistka interesuję się naturalnie angielskimi kościołami, a jako mieszkanka miasta namiętnie kocham angielską wieś. ChociaŜ chętnie przyznaję, Ŝe „lepiej wygląda w telewizji niŜ w rzeczywistości", jak to określiło pewne miejskie dziecko w czasie wycieczki zorganizowanej przez słuŜby społeczne. ZróŜnicowane uroki angielskiego pejzaŜu doceniłam dopiero po dwóch dniach jazdy przez szwedzkie lasy sosnowe. Drugiego dnia rano, rozpaczliwie spragniona nowości, zaczęłam
liczyć martwe renifery na poboczu drogi. Po południu przestałam Ŝałować reniferów, a późnym wieczorem opuściło mnie poczucie winy z powodu posiadania dwóch sosnowych kredensów. Prawdę mówiąc, kiedy zobaczyłam dębowe kredensy 161 na wystawie Habitatu, pomyślałam przede wszystkim, Ŝe Terence Conran musiał być na samochodowym urlopie w Szwecji i po powrocie do Anglii rozesłał zwięzłe memorandum: „Koniec z sosną, wprowadzamy dąb". Lubię angielską pogodę, która, podobnie jak wiejski pejzaŜ, nieustannie zwraca na siebie uwagę. Zaczęłam pisać ten artykuł w pokoju wypełnionym palącym słońcem, a teraz zerwał się silny wiatr i pokój zrobił się ponury. 162 Lubię rezerwę Anglików, poniewaŜ nie jestem specjalną entuzjastką rozmów z obcymi ludźmi w pociągu, chyba Ŝe, co zrozumiałe, dochodzi do sytuacji kryzysowej typu „krowa na torze", powodującej godzinne opóźnienie. W takim przypadku i ja, i moi współpasaŜerowie z rozkoszą opowiemy historię swego Ŝycia kaŜdemu, kto będzie chciał nas wysłuchać. Lubię sposób reakcji Anglików na kataklizmy: wystarczy odciąć dopływ wody, a będziemy cierpliwie stali w kolejce po kolana w śniegu. Wystarczy wtrącić nas do pełnych szczurów cudzoziemskich więzień, wyjdziemy stamtąd mruŜąc oczy w nagłym świetle dnia i stwierdzimy, Ŝe brutalnie wyglądający straŜnicy to „przyzwoici faceci, którzy dobrze nas traktowali". ZałoŜę się, Ŝe gdzieś wisi przypięta do brudnej ściany kartka pocztowa: „Mojemu przyjacielowi i pogromcy Pedro od Jima Wilkinsona z celi 14". Najbardziej przeze mnie ukochana Anglia to oczywiście Anglia mojego dzieciństwa, kiedy zabawy dzieci na ulicy nie prowokowały sąsiadów do pisania petycji. Kiedy dzieci sepleniąc błagają: „Opowiedz nam o dawnych czasach", fantazjuję na temat pól i Ŝywopłotów, i chwil, kiedy samochód pojawiający się na pozbawionej asfaltu ulicy wyciągał nas z prefabrykowanych domków i wzbudzał dyskusje. Jestem szczęśliwa, Ŝe Ŝyję w kraju, który produkuje róŜne rzeczy: wspaniałe sztuki teatralne, ksiąŜki, literaturę, :hirurgów, kardiologów, ogrodników i „Private Eye". Proszono mnie o sprecyzowanie, dlaczego lubię 163 Anglię za pomocą najwyŜej siedmiuset słów. Gdybym miała napisać, dlaczego nie lubię Anglii, potrzebowałabym tysiąca słów, ale byłoby to, podejrzewam, zadanie znacznie łatwiejsze. Krytykowanie własnego kraju jest przywilejem i prawem pierworództwa, podobnie jak nawoływanie do rewolucji. Zapytałam przyjaciela, gdzie chciałby mieszkać, gdyby dany mu był podobny wybór i wystarczająca ilość pieniędzy. Odpowiedział posępnie: „Nie ma innego wyboru". Przyjaciółka zapytana, czy udałaby się w podróŜ dookoła świata, odpowiedziała: „Nie, pojechałabym raczej w jakieś przyjemne miejsce". Mając wybór pomiędzy śmiercią a wygnaniem, zawsze wybrałabym wygnanie, ale czułabym się bardzo, bardzo nieszczęśliwa, Ŝe muszę wypisać się z klubu. Margaret Hilda Roberts SEKRETNY DZIENNIK MARGARET HILDY ROBERTS LAT 14 i Va Ojciec sprytnie dostrzegł lukę na rynku papieru toaletowego; w domach analfabetów nie kupują gazet, więc ojciec sprzedaje powiązane sznurkiem paczki za pensa i ćwierć. Pierwszą partię wystawił na sprzedaŜ o ósmej rano, rozeszła się juŜ o dwunastej trzydzieści. Pani Arkwright kupiła sześć wiązek, wyjaśniając przy tym: „Moje robaczki wszystkie mają dziury w podeszwach". KomiwojaŜer z Londynu przyszedł po uncję tytoniu do fajki i przekazał plotkę, Ŝe przyszły socjalistyczny rząd ma wprowadzić do szkół bezpłatne mleko. Ojciec tak zbladł, Ŝe aŜ musiał
usiąść. Kiedy przyszedł do siebie, powiedział: „Margaret, socjaliści postanowili zrujnować drobnych sklepikarzy". A ja na to: „Tatusiu, to ciebie nie dotyczy, masz ponad sześć stóp wzrostu". Ojciec i komiwojaŜer wybuchnęli śmiechem, nie wiem dlaczego. Jeśli ci obrzydliwi socjaliści kiedykolwiek przejmą władzę, odmówię picia bezpłatnego mleka. Kto jest tak biedny, Ŝe nie moŜe sobie pozwolić na mleko, musi się bez niego obyć. } % mcuoc o Angela Pork-Cracklin przysłała do sklepu posłańca z zapytaniem, czy włączyłabym się jako czwarta do 166 mieszanego debla, który ma być rozegrany dziś wieczorem na korcie jej rodziców. Ojciec wpadł w zachwyt (od lat stara się zdobyć zamówienie Pork-Cracklinów na earl greya). Wyjaśniłam, Ŝe nie umiem grać w tenisa. Zdjął fartuch, pobiegł do biblioteki i przyniósł Podstawy tenisa na trawie. Kazał mamie wyciągnąć singera i uszyć strój do tenisa, a sam w przerwach w obsługiwaniu klientów przećwiczył ze mną parę uderzeń. Stare puszki od herbatników posłuŜyły za rakiety, a czerstwe ciastka za piłki. Do czwartej udoskonaliłam serw na linię kortu (maszynka do krojenia bekonu); pracowałam właśnie nad back-handem, kiedy przyszła mama, Ŝebym zmierzyła strój. Popsuła wszystko okrzykiem: „AleŜ tu bałagan. Okruchy i dŜemy na mojej podłodze". Ojca jednak nie wyprowadziło to z równowagi. Po prostu wysłał matkę na zaplecze, Ŝeby wyczyściła moje tenisówki. O szóstej umiałam juŜ na pamięć reguły gry w tenisa, a o siódmej trzydzieści pobiłam Angelę Pork-Cracklin 6:0, 6:0. Angela pobiegła do duŜego domu i odmówiła wzięcia udziału w mieszanym deblu. W ten sposób straciłam okazję, Ŝeby poruszyć sprawę zamówienia na earl greya. Po powrocie do domu zastałam ojca zajętego cięciem gazet na kwadraty. Usiedliśmy na chwilkę, Ŝeby omówić mój triumf. Dołączyła do nas mama, kiedy juŜ pocięła strój do tenisa na ściereczki do kurzu. W ten sposób bardzo przyjemnie spędziliśmy czas przed połoŜeniem się do łóŜek. 167 , # mcda. o Wstałam o piątej. Przez dwie godziny rozwiązywałam cudowne matematyczne równania, potem obudziłam mamę i kazałam jej przygotować śniadanie. Naprawdę straszny z niej śpioch. Gdybym na to pozwoliła, leŜałaby w łóŜku nawet do siódmej trzydzieści! Rano kościół i szkółka niedzielna, potem obiad (lunch, Margaret, lunch!), potem popołudniowa szkółka niedzielna, kolacja i wieczorem znowu do kościoła. Zwyczajna niedziela poza nadzwyczajnym wydarzeniem, jakim było przyłapanie mamy na gorącym uczynku nieprzestrzegania sabatu. O czwartej weszłam do małego pokoiku i zastałam ją czyszczącą buty. Natychmiast zawołałam ojca, zszedł na dół i przyłapał mamę z pastą cherry blossom w jednej dłoni i szmatką do czyszczenia w drugiej. Błagała o wybaczenie, ale ojciec się nie ugiął i nie pozwolił jej pójść z nami wieczorem do kościoła. Jej nieobecność na pewno wywoła plotki wśród członków kongregacji, ale zasady są po to, Ŝeby ich przestrzegać. Inaczej zapanuje anarchia. 3 w.euoc a Hurra! Zaczyna się kolejny tydzień szkoły. W naszej klasie jest nowa dziewczyna. Nazywa się Edwina Slurry. Wydaje się bardzo ambitna, ale będzie musiała się cięŜko napracować, Ŝeby odebrać mi pozycję prymuski. Zapytałam mamę, czy mogę przestać nosić kaftanik Liberty. Straszna niewygoda z guzikami, 168 kiedy się przebieram po zajęciach sportowych. Ma się naradzić z ojcem i powiadomić mnie o decyzji.
Byłam u dyrektorki, Ŝeby zapytać, czy mogę się zwolnić z zajęć artystycznych. Całe to babranie się z farbą i papierem jest czystą stratą czasu, zwłaszcza Ŝe mogłabym zająć się pracą. Pani Fossdyke powiedziała: „Margaret, celem zajęć artystycznych jest rozbudzenie wraŜliwości, a ze wszystkich moich uczennic tobie jest to najbardziej potrzebne, i to w przyspieszonym trybie". Nie bardzo rozumiem, o co jej chodziło, bo nie ulega wątpliwości, Ŝe jestem najrozsądniejszą dziewczyną w szkole. wccćct , ii ynjaja, Edwina Slurry podlizuje się wszystkim aŜ do obrzydliwości. Niektóre mniej odporne dziewczyny nabrały zwyczaju chodzenia z nią pod rękę po korytarzach. Po południu lady Olga Wasteland miała odczyt dla całej szkoły. Temat: „Okropności wojny". Mówiła o wstrząsie, jakiego doznała, kiedy sobie uświadomiła, Ŝe zabrakło w sklepach modnych pończoch. , {Z iai. Spotkanie w MłodzieŜowym Klubie Metodystów zepsuła walka pomiędzy bandą Priora a przyjaciółmi Cecila Parkhurstą. Zwalili dzbanek z herbatą i stłukli 169 I cukiernicę. UwaŜam, Ŝe juŜ najwyŜszy czas zakazać bandzie Priora wstępu do klubu. Odkąd zostali członkami, powodują jedynie zamieszanie. Cecil zachował się jak przystało na dŜentelmena i wyprowadził mnie z sali, Ŝeby się upewnić, Ŝe Prior i jego kumple nie będą mi dokuczać. PołoŜyłam się do łóŜka dosyć przygnębiona, więc Ŝeby sobie poprawić humor,czytałam ulubione stronice z WyŜszej matematyki, tom czwarty. Zadanie „Omów XXYYZZ = ZZYYZZ" nieodmiennie prowokuje mnie do głośnego śmiechu. Jednak Ŝycie nie składa się jedynie z przyjemności, zgasiłam więc światło, powtórzyłam dwieście razy „chrząszcz brzmi w trzcinie" i usnęłam. - , 43 vna^cL NajdroŜszy dzienniku, bez Cecila moje Ŝycie nie ma Ŝadnego sensu, Ŝadnego znaczenia. JakŜe za nim tęsknię! Och, Cecil, gdyby tylko udało się znaleźć sposób na to, Ŝebyś został z powrotem przyjęty do przyzwoitego towarzystwa w Grantham! Nie wystarczają mi sekretne spotkania, gdy co tydzień zamawiasz brylantynę. Dlaczego nikt nie chce mi zdradzić, jakie popełniłeś przestępstwo? Co takiego zrobiłeś? Muszę kończyć, bo jest północ i zamierzamy z ojcem przeprowadzić remanent. Mama juŜ poszła do łóŜka z filiŜanką ovaltiny. Pracuje tylko szesnaście godzin dziennie. Wcale się nie stara. Porozmawiam o tym z ojcem. 170 3 nad ranem. Właśnie wróciłam z lasu, gdzie Cecil się ukrywa. Zaniosłam mu brylantynę, co wynagrodził mi wątłym uściskiem dłoni; w kaŜdym razie wydaje mi się, Ŝe coś, co uścisnęłam, to jego dłoń. Było zbyt ciemno, Ŝeby dokładnie widzieć. a Jestem w niełasce. Ojciec zauwaŜył, Ŝe brakuje słoików brylantyny. Jaka byłam głupia sądząc, Ŝe tego nie spostrzeŜe! Ojciec tak się wściekł, Ŝe posądził mnie o romans z Arnoldem Arkwrightem, który szpachlą rozprowadza na włosach brylantynę. Byłam właśnie w połowie liczenia setek tysięcy ozdób do tortu, ale niesprawiedliwe oskarŜenie ojca tak mnie oburzyło, Ŝe się pomyliłam i musiałam zacząć wszystko od początku. PołoŜyłam się do łóŜka dopiero o piątej. Ojciec grzmiał dzisiaj z ambony niezwykle surowo. Potępiał zawodowy kler, który uparcie miesza się do polityki (zakamuflowana aluzja do Monsignora Kenta, który wypisuje petycje do magistratu w sprawie latarni przy Church Lane). Po niedzielnym obiedzie wręczyłam ojcu pieniądze, które odkładałam na lekcje wymowy. „Ojcze, to za ukradzioną brylantynę". Odpowiedział: „Doceniam ten gest, moja córko, zatrzymaj jednak te pieniądze. Jeśli chcesz
do czegoś dojść, musisz opanować odpowiednio wytworną wymowę, z leciutkim seplenieniem". 171 Mama wtrąciła: „Chyba waŜniejsze jest grasejowa-nie". I wybiegła z chichotem do małego pokoiku, zarzuciwszy sobie fartuch na głowę. Popatrzyliśmy z ojcem na siebie w kompletnym osłupieniu. |6 iykucc W szkole wszyscy są dla mnie wyjątkowo okropni. Poszłam do dyrektorki na skargę, ale nawet nie okazała zrozumienia. Powiedziała: „Za duŜo pracujesz, Roberts, Ŝyczę sobie, Ŝebyś przez kilka dni nie przychodziła do szkoły". Zaprotestowałam, Ŝe beze mnie szkoła nie moŜe istnieć. Dyrektorka warknęła: „Roberts, idź do domu i oddaj ten list rodzicom". Szanowni Państwo Roberts, zachowanie Margaret bardzo mnie niepokoi. Jest schludna, czysta i opanowana. Pracuje wyjątkowo duŜo. Jest najlepsza ze wszystkich przedmiotów, prócz zajęć artystycznych (jak Państwu wiadomo, uwaŜa je za bezsensowne). Potrafi walczyć o wyniki na wychowaniu fizycznym, wspaniale szyje i zawsze ma nienagannie wyczyszczone buty. Jest to w zasadzie uczennica, z której powinniśmy być dumni, zamęcza jednak mój personel nieustannym domaganiem się większej ilości zajęć. Zajmuje się juŜ dystrybucją atramentu, mleka i prowadzeniem dziennika. Jest kapitanem klasy, druŜyny i szkoły. W czasie przerw zazwyczaj pracuje w szklarni, ostatnio w czasie lunchu wykonała oznakowania na szkolnym boisku hokejowym, co bardzo dotknęło naszego ogrodnika. Dziś przyszłam do szkoły wcześniej i zastałam ją w toalecie, gdzie wycierała podłogi. MoŜna by pomyśleć, Ŝe to bardzo chwalebne, ale ta jej mania pracy nie przysparza jej sympatii koleŜanek. Czy ma jakieś 172 dla rrmk p0 kłopoty w domu? Czy moŜe w ten sposób rekompensuje brak uczuć i zainteresowania ze strony Państwa? Przepraszam, Ŝe Państwa tym wszystkim niepokoję, ale martwię się czasami o przyszłość Margaret. Jest ambintą i zdolną dziewczyną, 173 musi się jednak nauczyć tolerować tych, którzy nie są tak absolutnie doskonali. Dyrektorka Szkoły dla Dziewcząt Kesteven i Grantham PS. Czy macie Państwo w sklepie czekoladki orzechowe? Jeśli tak, to poproszę o dwie torebki po ćwierć funta. Przyjdę po nie w środę o 16.59 (proszę, Ŝeby Margaret nie było w tym momencie w sklepie). Z góry dziękuję. Ojcu trzęsły się ręce, kiedy pakował czekoladki. „Geniusze nigdy nie znajdują uznania we własnym kraju", powiedział. Mama zaproponowała na jutrzejszy wieczór wyprawę do wesołego miasteczka. Nie mam ochoty iść, ale ojciec upiera się, Ŝe matka nie moŜe iść sama, więc pójdę. Ąf] W wesołym miasteczku było pełno rozbawionych cuchnących roboli-niedocofów. Lokatorzy pani Ark-wright, Ginger Shinnock i Roy Batterfree, próbowali się zmierzyć z siłaczem Wielkim Benem. Wielki Ben obserwował ich wysiłki z ironicznym uśmiechem. Poinformował, Ŝe aby uruchomić dzwony, wystarczy jedynie wytęŜyć siły, a młotki uderzą w cel. Howe, wiejski przygłup, jeździł dodgem po torze samochodowym w sposób wyjątkowo groźny i chaotyczny, co chwila wpadał na inne samochody. Pracownik wesołego miasteczka
wskoczył na tył dodge'a i powoli odciągnął go na bok. Biedny kretyn, matka nie powinna go wypuszczać samego. Zostawiłam moją mamę wrzesz174 ¦ czącą na diabelskim młynie i poszłam do namiotu Madame Du Cann, Ŝeby mi przepowiedziała przyszłość. Ciągle nie mogę się otrząsnąć po przepowiedniach Madame Du Cann. „Pewnego dnia będziesz najpotęŜniejsza w kraju", powiedziała. „Królowa?", wyszeptałam z zapartym tchem. „Nie, znacznie więcej", 175 wycharczała. Wytarłam spocone dłonie, a najej twarzy pojawił się nagle wyraz przeraŜenia. „Co takiego?", wykrzyknęłam. „Nie, nie! To zbyt straszne!", zaskrzeczała. „Idź do domu, nieszczęsna, skazana istoto!" Co jeszcze zobaczyła? Muszę się dowiedzieć. Wyślizgnęłam się ze sklepu i zaczęłam się dobijać (to nie takie łatwe ze względu na brezent) do namiotu Madame Du Cann. Na mój widok wykrzywiła czerstwą, ogorzałą twarz. W końcu, kiedy trochę mojego bilonu zmieniło właściciela, zgodziła się powiedzieć mi wszystko. „Wyjdziesz za niewielkiego, łysego męŜczyznę o słabym wzroku, który zapłodni cię, i powijesz dwójkę dzieci z jednego jaja. Dziewczynka nie sprawi ci Ŝadnego kłopotu, ale chłopiec wyrośnie na prawdziwego potwora. Jego imię będzie związane z europejską walutą (Frank?), postawi cię w trudnej sytuacji patronując akcji planowania rodziny i wędrując po pustyni, aŜ w końcu zrujnuje twoją karierę. Bo — i na tym polega przekleństwo — będziesz ślepo kochała tego potwora i nigdy nie zauwaŜysz Ŝadnych jego błędów". Upadła cała drŜąca na stolik karciany, a ja wróciłam do domu i bardzo dobrze spałam. Jakbym w ogóle mogła zrobić TO z męŜczyzną, choćby raz! Obudziłam się o czwartej rano wypoczęta po 176 półtoragodzinnym śnie. Dla rozrywki przeczytałam Wprowadzenie do chemii, zapamiętując co trudniejsze wzory. Jednak Ŝycie nie moŜe i nie powinno być nieustannym pasmem przyjemności, więc o piątej wstałam i pomogłam ojcu rozwadniać napoje. Z dwu tuzinów oryginalnych opakowań udało nam się uzyskać jeszcze dodatkowy tuzin. Ojciec, który jest dobrym metodystą, wyjaśnił mi, Ŝe nasze działania były absolutnie moralne. Sztuczka Jezusa z rybami i bochnami chleba stanowi tu szlachetny precedens. /d&faotoL . Z i nncUdDzisiaj wydarzyła się straszna rzecz. Wiejski autobus zderzył się ze Snootym, koniem Angeli Pork-Cracklin. Autobus przekoziołkował i znalazł się na polu brukwi. Biedny Snooty ma uszkodzoną pęcinę, równieŜ wielu przedstawicieli klasy robotniczej zostało zabitych i rannych. Wysłaliśmy z ojcem kartkę do Angeli z wyrazami współczucia z powodu obraŜeń odniesionych przez jej ukochane, czysto rasowe zwierzę. Wkrótce odbędą się wybory do rady parafialnej, więc ojciec uwaŜa, Ŝe byłoby wskazane, Ŝebym odwiedziła rannych w wiejskim szpitalu. Zadzwoniłam do siostry przełoŜonej, by ją poinformować o zamierzonej wizycie, ale ku mojemu zdumieniu nie chciała się na nią zgodzić. „AleŜ moja dobra kobieto, umówiłam się w szpitalu z przedstawicielami lokalnej prasy", zareagowałam opryskliwie. „A niech się tu zjawi nawet redaktor Biblii. Moi 177 r ^
pacjenci są jeszcze w szoku i nie moŜna ich odwiedzać", oznajmiła. .? Ojciec zadzwonił do członka zarządu szpitala, który przypadkiem jest nam winien pięć funtów i dziesięć ¦ szylingów za słodkie sherry, i drzwi szpitala natychmiast się przede mną otworzyły. Sfotografowano mnie z Arnoldem Grimboldem (podwójna amputacja), z Mabel Spiggs (pęknięcie czaszki) i z Hedem Noddym (wielorakie złamania), a przypadkowo takŜe z Nigelem Lawlessem (otyłość i inflacja). Pacjenci nie okazywali mi szczególnej wdzięczności z powodu odwiedzin, nie zrozumieli teŜ moich Ŝarcików na temat koni zwykłych i mechanicznych. Obiecałam, Ŝe przyjdę ponownie w środę. j ŹZ incu-a. W nocy Arnold Grimbold popełnił samobójstwo. Zostawił wyjaśnienie: „Nie wyobraŜam sobie, jak 178 przetrzymałbym środę". Przypuszcza się, Ŝe ma to związek z terminem zmiany opatrunku na jego kikutach. Co za słabeusz! Grantham nie poniosło Ŝadnej straty, nawet nie odczuje jego braku. Poprosiłam o zwrot do sklepu winogron, które mu wczoraj zaniosłam. Wstałam o piątej i pomogłam ojcu rozwodnić ocet. NałoŜyłam z powrotem kapsle na butelki, a potem wzięłam cudowną zimną kąpiel. W drodze do szkoły o mało nie najechał na mnie jakiś straszny robol na rowerze. Skarciłam go surowo. Tłumaczył się niezdarnie, Ŝe przez chwilę rozluźnił uwagę wyczerpany wielomilową jazdą w poszukiwaniu pracy. Wyjaśniłam mu, Ŝe nie da się w Ŝaden sposób usprawiedliwić faktu, iŜ nie potrafi się trzymać prostej i wąskiej dróŜki. Zapisałam jego nazwisko. Utrzymywał, Ŝe nazywa się Tebbit, ale mam wątpliwości. Wyglądał wyjątkowo podejrzanie, miał bardzo dziwne oczy. Takim ludziom powinno się zabronić rozmnaŜania. Po wyjątkowo przyjemnej lekcji matematyki uznałam, Ŝe jako dyŜurna mam obowiązek pouczyć pierwsze klasy, jak waŜne są nienagannie czyste paznokcie. Niektóre dziewczynki zaczęły pochlipywać, więc zatrzymałam je dłuŜej i wyjaśniłam dokładnie konieczność panowania nad emocjami. Szkolny obiad (przepraszam, lunch, czyja kiedykolwiek się tego nauczę?) był niepotrzebnie ekstrawagancki. Naliczyłam po dwie rodzynki w kaŜdym calu kwad179 081 " :{Bizp3iAvO(j "łapani bu {BMBpazjds 3izp3q ani ApSiu znf az 'Aoiu}9iqo op BDfo uiBjisnuiz BZ A\CSU9d 0S3ZS JS3f BUUIAY Z jq§UM>}JV ]UBd 3Z 'UIB{Aj5{pO lU3IU3ZBJ3Zjd Z m nofo uiB{§ouiod ndajjfs np3tu?juiBZ oj IIUI911D Z f3A\OUIOp AOBid f3ZSlBIUBdSA\ 9Z3ZS3I" BlUBiqBjpO Op AlllZpog AJ3JZ0 BU mBJpBISBZ 'AVC»[ -3ldXA\ qDAAVOUlOp Z fouOZO{Z 'llbBlO^ fo^BlUBdSM OJ nuiop op 5§ojp av uiB^zstu i ZJBM§ AV IUI {BA\O>[3IZpod SUIJJJ3J aiuojj feupBJ}[ jujoąoazaą az 'ouiopBiM oSaMO^utuaisod oSszsbu uiAj o obavoiu -JOJUIOd >[9ZBIA\OqO (OMS BZ UIB{BUZI1 OśI lufBjs fo{BiuBdsM nzTjąod a\ 5is {pśj"^ 5uodo 9Z '{BMBptl UI3ZBJ UlXj ';!iq31 ^CS BA\AZBU 9Z '^ 'bjsdbj o§3} i^bj nfBJ^s bu uiB{AzoBqoz '(31U1OUIBS 31?{Aavz j[bI) nuiop op uibjzs Od IUI BJBZB5J I B}IZpO§Z 31U 5lS 3>[npBULIB]/\[ BUUBd 3|B Ojoa?! moistj AjusuiSbjj
Ca B[p 3Z 'UIB{BA\OUOdOidBZ -BSU3>J0IQ f3AVOJ3MOJ Z B{pOJAV OZ3I/WS -p\[ BUUBd 5lS 3p>{3j 3iAvp DBi 5is op uiBjBisnui mupn{od oj od 5>jf3io?f 3fnuiBq oq iusuo; ^S niuApnq ta kobieta jest wdową z pięciorgiem dzieci". Odrzekłam, Ŝe udzielając kredytu nie pomoŜe pani Ark-wright oduczyć się beztroskiego postępowania. Zaproponowałam, Ŝe sama do niej pójdę upomnieć się o sześć pensów, ale ojciec przypomniał mi, Ŝe dochodzi północ, a jeszcze nie porąbaliśmy i nie przynieśliśmy do sklepu drewna na podpałkę. (Prognoza pogody w ostatnim dzienniku BBC zapowiadała znaczne ochłodzenie.) Wreszcie o drugiej połoŜyłam się do łóŜka, wyrecytowałam sto razy „stół z powyłamywanymi nogami". Teraz odłoŜę juŜ ołówek i będę spać. k/fedtUcumi 181 , 21 Ua, LeŜałam aŜ do szóstej. Potem wstałam i energicznie natarłam się pumeksem. Odsłoniłam zasłony i zobaczyłam, Ŝe słońce świeci jasno. (Rodzi się w mojej głowie podejrzenie, Ŝe nie naleŜy ufać BBC.) Szybko porąbaliśmy z ojcem drewno, Ŝebyśmy mieli na podpałkę, i wysłaliśmy mamę do kuchni. Musi przygotować trzysta jabłek w polewie toffi, które nadziejemy na patyczki. Drogi dzienniczku, trochę się martwię o mamę. Z kaŜdym dniem robi wraŜenie coraz bardziej znerwicowanej. Nie wiem zupełnie, jaki moŜe być tego powód. Ma przecieŜ te swoje wypieki, obowiązki w sklepie i pełnię Ŝycia towarzyskiego w kościele, więc nie rozumiem, o co jej chodzi. Ilekroć się do niej zwrócę, zaczyna się jąkać, wykrzywiać i cofa się przeraŜona. Zaczęła takŜe nosić ogromny krucyfiks. htifdcL , Z5 /mxua. Poszłam do pani Arkwright i udało mi się wydostać od niej trzypensówkę. Zatrzymałam się chwilę na jej niedomytym progu tłumacząc, w jaki sposób powinna ograniczyć wydatki na dom. Powiedziałam, Ŝe moŜna na przykład doskonale zastąpić herbatę parząc wysuszone liście pokrzyw. Pani Arkwright oświadczyła, Ŝe nadeszły cięŜkie czasy dla Anglii, skoro nie moŜna sobie pozwolić na filiŜankę herbaty. Odpowiedziałam, Ŝe naszym wspólnym obowiązkiem jest ponoszenie 182 ofiar na rzecz przemysłu zbrojeniowego. Z kolei pani Arkwright zapytała z sarkazmem, czego ja się wyrzekam jako córka sklepikarza. Odrzekłam, Ŝe nie smaruję juŜ wazeliną łydek obtartych od kaloszy. Mama wieczorem strasznie cuchnęła czosnkiem. CzyŜby przechodziła na katolicyzm? Posterunkowy Perkins przyszedł do sklepu zameldować, Ŝe rowerzystę Tebbita zatrzymano w komisariacie na trwające trzy dni przesłuchania, ale wypuszczono, go nie wysuwając Ŝadnego oskarŜenia. Trochę mnie zirytował ten oczywisty dowód policyjnej beztroski, ale Perkins dodał: „Kiedy skończyliśmy rewidowanie roweru, szprychy były w odpowiednim stanie, więc proszę się nie martwić, panno Roberts, Tebbit nie będzie juŜ jeździł po drogach hrabstwa Lincoln i niepokoił młodych dam. Nie ma mowy. Będzie musiał pchać ten swój rower przez całą drogę powrotną do wielkiego Londynu". Wszyscy uśmialiśmy się szczerze, a ojciec zaprosił Perkinsa nSTiliŜankę herbaty przy maszynce do krojenia bekonu. Nie siedział długo, bo, jak wyjaśnił, w sadach właśnie dojrzały owoce, ma więc pełne ręce roboty; łapie młodych złodziejaszków i porządnie naciera im uszu.
Po jego wyjściu zrobiliśmy z ojcem codzienny remanent i stwierdziliśmy ze zgrozą, Ŝe brakuje puszki łososia i małego opakowania ciemnego chleba. 183 Mama twierdzi, Ŝe posterunkowy Perkins wsunął je do kieszeni, w której trzyma pałkę, i Ŝe zrobił to wychodząc ze sklepu. Ojciec kazał jej się połoŜyć do łóŜka, poniewaŜ ośmieliła się rzucić cień na nienaganny korpus policyjny. Mimo wszystko zniknięcie łososia i chleba to potęŜny cios. Niezbędne będą daleko posunięte oszczędności; 184 spędziliśmy więc z ojcem całą noc na mieleniu kredy, którą następnie wsypaliśmy do worka z mąką. Wstałam o świcie, Ŝeby napisać pracę o cząstkach magnetycznych. Sprawiło mi to tyle przyjemności, Ŝe 0 mało nie spóźniłam się do szkoły. Po szkolnym obiedzie (po lunchu, Margaret, po lunchu!) wezwano mnie do dyrektorki. Zaskoczyły mnie jej słowa: „Margaret, nie mam ci nic do zarzucenia, jeśli chodzi o wyniki w nauce, ale bardzo proszę, Ŝebyś starała się traktować Ŝycie trochę mniej powaŜnie. MoŜe spróbowałabyś się zaprzyjaźnić z którąś z uczennic twojej klasy?" Zwróciłam jej uwagę, Ŝe w szkole nie ma dziewcząt mojej klasy, na co wymamrotała: „Niezupełnie o to mi chodziło" i kazała mi wyjść. Po szkole powaŜyłam i popaczkowałam porzeczki 1 rodzynki do sklepu, a potem spędziłam dwie bardzo relaksujące godziny nad równaniami matematycznymi. W sali metodystów odbywało się spotkanie, na które wzięłam funt pokruszonych biszkoptów ofiarowanych przez ojca, i spędziłam wieczór na pogawędce z przebywającym tu z wizytą rosyjskim popem. Szalenie przystojny i inteligentny, byłam więc zachwycona propozycją, Ŝe odprowadzi mnie do domu. ZbliŜaliśmy się do sklepu rozmawiając o samowarach, aŜ nagle przygwoździł mnie do swojej piersi w niedźwiedzim uścisku, szepcząc lubieŜne i rewolucyjne sugestie natury osobistej. Z wrzaskiem pobiegłam do sklepu. Nic nie 185 powiedziałam ojcu, ale juŜ nigdy, do końca Ŝycia, nie zaufam Ŝadnemu Rosjaninowi. Wzięłam do łóŜka termofor z zimną wodą, Ŝeby się ukarać za ukradziony rodzynek. Spędziłam przygnębiający poranek pochylona nad atlasem; zadanie z geografii polegało na tym, Ŝeby odnaleźć i odrysować Wyspy Falklandzkie. Po dokładnym przeszukaniu całego wybrzeŜa Szkocji i okolic przypadkiem spojrzałam w dół na lewy róg mapy i znalazłam je u wybrzeŜy Argentyny! O siódmej wieczorem złamałam daną sobie obietnicę. DrŜącą ręką zamknęłam drzwi na klucz, wyciągnęłam z szafy ukryte pudło, przebierałam się i przyjmowałam najrozmaitsze pozy przed lustrem. Korona ciągle zsuwała mi się z głowy. Musiałam teŜ dwukrotnie robić przerwy, by przyfastrygować watę do gronostajowego płaszcza. Wydaje mi się, Ŝe juŜ niemal do perfekcji doprowadziłam królewski gest ręki. Nie mam juŜ Ŝadnych wątpliwości, Ŝe pochodzę z rodziny królewskiej. Wdzięczna jestem, Ŝe zaadoptowali mnie zwykli, poczciwi sklepikarze, ale Ŝycie prostych ludzi to nie dla mnie. Muszę poznać moje prawdziwe parantele. 186 Szanowny Królu,
przejdę prosto do rzeczy i zapytam, czy Pan lub ktoś z bliskich krewnych odwiedził Grantham piętnaście i pół roku temu. A jeśli tak, to czy temu komuś zdarzyło się „wpaść" na pulchną, raczej prostą kobietę o przyjemnej twarzy? Pytam dlatego, Wasza Królewska Mość, Ŝe jestem latoroślą tej poczciwej kobiety. Moje rysy mają pewne hanowerskie cechy, które nie występują w fizjonomii Ŝadnej z gałęzi „rodziny". Mówiąc jasno: jestem przekonana, Ŝe pochodzę z rodziny królewskiej. Na razie mieszkam z dobrymi, poczciwymi sklepikarzami, ale naprawdę, Sire, naleŜę do Pańskiej rodziny. Wiem, Ŝe jest Pan bardzo zajęty, jednak byłabym wdzięczna za szybką odpowiedź, od tego zaleŜy moja przyszłość. A propos, moŜe Pan liczyć na moją całkowitą dyskrecję. Nie ma niebezpieczeństwa, Ŝe wypaplę naszą tajemnicę przyjaciółkom — nie mam przyjaciółek. Kreślę się Margaret Hilda Roberts (dopóki nie otrzymam od Pana innych informacji) PS. Gdyby zaszła potrzeba zamówienia ceremonialnych szat itp., to noszę rozmiar 14 na kaftaniku Liberty, a 12 bez. PPS. Czy powinnam zacząć lekcje konnej jazdy? Jeśli tak, to czy mam jeździć na damskim siodle czy okrakiem? NajdroŜszy dzienniczku, biedny ojciec zarzucany jest skargami na jakość produktów spoŜywczych. Rano przyszła do sklepu pani Arkwright i wykrzykiwała: „Roberts, twoje jaja są nieświeŜe! Jej przeklęty robotniczy akcent zgrzytał mi w uszach. „Ale nic dziwnego — ciągnęła — bo twoje kury są nędzne i wyleniałe od Ŝarcia rybich łbów". 187 I Gm. Dołączyła do niej pani Pork-Cracklin, która oskarŜała ojca o sprzedawanie zepsutego sera. Biadoliła znacznie bardziej wyrafinowanym tonem: „Moi wczorajsi goście dzwonili dziś rano, kaŜdy ze swojej toalety, wyraŜając podejrzenie, Ŝe to pański ser jest przyczyną ich uwięzienia w toalecie". 188 U/Ldn/c Dołączyła do niej pani Pork-Cracklin, która oskarŜała ojca o sprzedawanie zepsutego sera. Biadoliła znacznie bardziej wyrafinowanym tonem: „Moi wczorajsi goście dzwonili dziś rano, kaŜdy ze swojej toalety, wyraŜając podejrzenie, Ŝe to pański ser jest przyczyną ich uwięzienia w toalecie". 188 Pani Arkwright ojciec pozbył się groŜąc, Ŝe poinformuje władze o wynajmowaniu przez nią pokojów. Jednak wobec pani Pork-Cracklin zachowywał się w sposób niezwykle uniŜony — podarował jej pudełko lukrowanych słodyczy i puszkę earl greya. A potem padł na kolana i błagał o wybaczenie. Rozgrzeszyła go wspaniałomyślnie, po czym wdzięcznie wysunęła się ze sklepu i wsiadła do swojej limuzyny. Dziś rano dostałam następującą kartkę od Cecila: Chatka Las Głusza Mags, Staruszko, dałabyś radę przynieść mi nowy słoik brylantyny dziś wieczorem? To „Ŝycie na wolnym powietrzu" okropnie wpływa na moje włosy. Mags, mój skarbie, moŜe mogłabyś teŜ wstawić się za mną u moŜnych Grantham — mam zupełnie dosyć tego Ŝycia w głuszy, rzeczywistej i metaforycznej. Chyba juŜ odpokutowałem za niewielkie potknięcie w zeszłym roku. To jedynie dowód, Ŝe w moich Ŝyłach płynie czerwona krew (a w ołówku jest grafit). CzyŜ nie poprowadziłem MłodzieŜowego Klubu Metodystów do zwycięstwa w ostatnich wyborach?
Beze mnie byłabyś nikim, podawałabyś herbatę, zamiast rozkoszować się waŜną funkcją przewodniczącej (skrzydła młodzieŜowego). Dobra, Staruszko, muszę juŜ kończyć, pora wykąpać się w strumieniu, a potem muszę odbudować mój szałas, który rozleciał się w nocy. Twój, pełen miłości i oddania Cecil Parkhurst PS. Czy moŜesz przynieść duŜy słoik? 189 Wieczorem widziałam Cecila! Siedzieliśmy w jego prymitywnym szałasie przy świecy, którą przyniosłam w majtkach. Opowiedział mi ponurą historię o tym, jak został okrutnie uwiedziony przez dziewczynę, która potem zamiast zachować się przyzwoicie i wyjechać na dziewięć miesięcy do Szwajcarii, została na miejscu i publicznie obnosiła swoją hańbę. Biednego Cecila wypędzono za to z Grant-ham (ojciec zabronił wymieniać jego nazwisko w sklepie). Przysięgłam Cecilowi, Ŝe nie spocznę, dopóki nie zostanie mu przywrócone wysokie stanowisko w klubie młodzieŜowym. Zapytałam, co jeszcze umie. Powiedział: „No, byłem niezły w majsterkowaniu przy kolejce elektrycznej". Caurcufźzd, Z oz^ufcaDziś rano widziano mamę w towarzystwie pani Arkwright: podziwiały nawzajem swoje faruchy. Ojciec ostrzegł mamę przed nawiązywaniem zbyt zaŜyłych stosunków. Powiedział: „Jako chrześcijanka masz obowiązek unikać bezboŜników". A mama: „Wynoś się, wsadź lepiej łeb do beczki z marynatą, ty nadęty sztywniaku". I to w obecności pani Arkwright! Ojciec natychmiast wysłał mamę na górę. Kiedy zatrzasnęła za sobą drzwi sypialni, powiedział do mnie: „Margaret, niech to będzie dla ciebie nauczką. Trzymaj się z dala od klasy 190 DDDDD DDDDDD robotniczej. Nie tylko zatruwają atmosferę, mają teŜ zgubny wpływ na słownictwo". Wieczorem, jako przewodnicząca MłodzieŜowego Klubu Metodystów, zaproponowałam, Ŝeby powierzyć Cecilowi załoŜenie nowej instalacji elektrycznej w pomieszczeniach klubu; w ten sposób zostanie szefem od elektryczności. Było kilka głosów sprzeciwu, ale propozycja przeszła i do Cecila został wysłany goniec (Wriggley Ridley), by go poinformować, Ŝe skończył się okres odosobnienia w głuszy. 191 3 c/wfufcct Mama zastrajkowała. Cały dzień przeleŜała w łóŜku czytając Madame Bovary i jedząc pomadki. Nie poruszały jej Ŝadne słowa ani działania ojca. Domaga się pensji za pracę w sklepie! Z pewnością skończy w Domu dla Umysłowo Chorych w Grantham. To tragedia dla nas wszystkich. Ojciec moŜe być zmuszony do zatrudnienia pomocy w sklepie i w domu. Czy w takiej sytuacji będziemy mogli pozwolić sobie na przejazd do domu wariatów raz w tygodniu? Mama oprzytomniała. Rano zeszła na dół, jak zwykle. O jej buncie nie rozmawiamy. Niedziela, 5 czerwca Przeglądając rachunki natknęłam się na nową pozycję: „Pensja pani Roberts — sześć pensów tygodniowo". A więc wygląda na to, Ŝe ojciec skapitulował w obliczu strajku. Oburzające! To jest coś, czego nie zrobiłabym nigdy. Przenigdy. Nie dostaliśmy jeszcze odpowiedzi od monarchy. Bardzo nam się to nie podoba. Kiedy zostaniemy królową, przypomnimy sobie tę obelgę. Zemścimy się na naszych królewskich kuzynach. Tron! Tron! Tron! KORESPONDENCJA NIEDOSZŁEJ KRÓLOWEJ
Droga Claire, jestem kobietą po sześćdziesiątce, Ŝoną znacznie starszego męŜczyzny. Nasze dzieci dawno juŜ wyfrunęły z gniazda. Mam bardzo trudną, ale ciekawą pracę w pełnym wymiarze godzin. Mieszkam w kilku komfortowych domach. Prowadzę bogate i urozmaicone Ŝycie towarzyskie. JeŜdŜę duŜo po świecie i spotykam interesujących i wpływowych ludzi. Mówię z wytwornym akcentem i mam liczne uzdolnienia. Gnębi mnie jednak następujący problem: nikt mnie nie lubi. Wiem to z całą pewnością. Gdziekolwiek się pojawię, ludzie się puszą, wdzięczą i uśmiechają do mnie, ale robią to ze strachu, co widać w ich oczach. Claire, jestem taka nieszczęśliwa. Co mi radzisz? Rozmiar Czternaście z Westminsteru Drogi Rozmiarze Czternaście, no i proszę. Jesteś w kłopocie, co? Czy moŜliwe, Ŝe masz nieświeŜy oddech? A moŜe Twoje ciało wydziela nieprzyjemny zapach? A moŜe po prostu jesteś zbyt dobra we wszystkim? Co byś powiedziała: na publiczne niepowodzenie? Czy brałaś pod uwagę potoczną wymowę? Wspominasz, Ŝe mąŜ jest znacznie od Ciebie starszy. Czy to znaczy, Ŝe nie łączą was juŜ cieple, pełne miłości stosunki? JeŜeli tak, to dlaczego nie spróbujesz oŜywić jego poŜądania? Są teraz na rynku wspaniałe róŜnokolorowe prezerwatywy, które mogłyby nieco urozmaicić wasze małŜeńskie współŜycie. Claire Droga Claire, 1. cztery psy ze stołecznej policji obwąchiwały mnie na okoliczność oddechu i odorów cielesnych i uznały, Ŝe nie wydzielam Ŝadnych zapachów; 193 2. próbowałam juŜ publicznej klęski — liczba bezrobotnych w tym kraju wynosi cztery miliony; 3. czasami się zapominam i w trakcie gorącej debaty mój wytworny akcent staje się pospolity; 4. sprowadziłam prezerwatywy i dałam je męŜowi ze słowami: „To do sypialni, kochanie", a on nadmuchał i powiesił je nad łóŜkiem. Co mam robić? Rozmiar Czternaście z Westminsteru Drogi Rozmiarze Czternaście, wiem juŜ, kim jesteś. Jeśli chcesz mieć przyjaciół, musisz podać się do dymisji. Nie ma innego wyjścia. Claire Drogi Erneście Grzanko, jak śmiesz marnować mój czas; czyŜ nie wiesz, Ŝe jestem de facto królewską osobistością? W swoim czasie dostałam wiele Ŝałosnych i płaczliwych listów typu otrzyj-mi-oczy-podaj-michusteczkę, ale twój naprawdę bije wszelkie rekordy. Szczerze mówiąc, nic mnie nie obchodzi, Ŝe twoja stara matka zmarła w ubiegłym roku z powodu znacznego spadku temperatury ciała, ani to, Ŝe twój pryszczaty przygłupi kilkunastoletni syneczek chuligan nie pracował od ukończenia szkoły. A wiadomość, Ŝe twoja Ŝona czekała sześć lat na usunięcie obrzydliwej zaraŜonej macicy, nie robi na mnie Ŝadnego wraŜenia. Na Boga, czy nie masz ostrego noŜa? Człowieku, wykaŜ trochę inicjatywy, poŜycz z biblioteki podręcznik chirurgii (pospiesz się, bo zamierzam sprywatyzować biblioteki), wymyj stół kuchenny, połóŜ Ŝonę na wznak i zanurkuj śmiało. (Tylko najpierw umyj ręce.) Informujesz mnie tym swoim strasznym robotniczym charakterem pisma, Ŝe od ponad roku przecieka muszla w twoim cuchnącym klozecie, a szczury regularnie harcują w duŜym pokoju. Ty Ŝałosny robolu, czy naprawdę nie przychodzi ci do głowy najprostsze rozwiązanie? Wytresuj szczury, Ŝeby wykonywały nieskomplikowane
194 sztuczki, jak przeskakiwanie przez puszki z fasolą w sosie pomidorowym itd., pobieraj opłatę za wstęp i oglądanie przedstawienia, a zyski pozwolą ci przespacerować się do sklepu z artykułami sanitarnymi, gdzie zamówisz sobie całe wyposaŜenie do łazienki. To zaleŜy wyłącznie od ciebie. Ośmielasz się twierdzić, Ŝe nie mam kontaktu z prawdziwymi ludźmi, i radzisz, Ŝebym „skoczyła w pociąg i pojechała na pomoc". Po pierwsze, panie Grzanka, moim męŜem jest „prawdziwy człowiek". Wbrew pozorom Denis nie jest ani robotem, ani istotą pozaziemską, ani stworzeniem wodnym, które wypełzło z głębi jeziora. Po drugie, prędzej spędziłabym noc z gorylem Guy (tak, wiem, Ŝe nie Ŝyje), niŜ wsiadła w jedno z tych podłych rozklekotanych urządzeń, Ŝeby odwiedzić was na waszej kupie ŜuŜlu. Nie mamy ze sobą nic wspólnego. Nienawidzę łasic, odchodów, gołębi, sklepików na rogu - • iL ^V. i grubych, brzydkich ludzi, którzy nie potrafią mówić pełnymi zdaniami i nie mogą zrozumieć, jak działa Międzynarodowy Fundusz Walutowy. I wreszcie na końcu listu bredzi pan o swoim zasiłku, nazywając go „jałmuŜną" i ,.obrazą godności". To ostatnie bardzo mnie rozśmieszyło. Co pan dostał na gwiazdkę? Prenumeratę pisma „Marksizm Dzisiaj"? Słuchaj, pasoŜycie, czy nie rozumiesz, Ŝe o to-właśnie chodzi? Nie potrzebujemy juŜ ciebie i tobie podobnych. Dotarło? Posłuchaj mojej rady: wywal węgiel z wanny, nalej wody i utop się. H. M. Thatcher NB. Do osobistego sekretarza Rupert, trochę to wygładź, dobrze? Drogi Panie Grzanka, Pani Premier z największą troską odniosła się do Pańskich trudności. Rozpatruje szczegółowo rozliczne kwestie, które poruszył Pan w swoim liście. Z powaŜaniem Rupert Niedźwiadek ooooooooooooooooooo Adrian Mole i zwierzątka ziemnowodne ooooooooooooooooooo , d? Up-cta, Ojciec przed chwilą zadzwonił do mnie do biura i oświadczył, Ŝe jego zdaniem matka ma romans z lokatorem Martinem Muffetem. Zapytałem, na jakich dowodach opiera swoje podejrzenia. „Dziś rano zastałem twoją matkę w łóŜku Martina Muffeta", powiedział. Twierdziła podobno, Ŝe sprawdzała ciepłotę kołdry. Czy uda mi się kiedyś uciec od permanentnych domowych tragedii rodziców? Napisałem do matki przypominając jej o obowiązkach rodzicielskich. Oksford Poniedziałek, 17 lipca Mamo, ojciec zadzwonił do mnie dziś o jedenastej rano trochę poruszony. Był pod wraŜeniem nieprzyjemnego widoku, bo zastał ciebie obok Martina Muffeta w łóŜku wyŜej wymienionego. Twoje wyjaśnienia o sprawdzaniu „ciepłoty kołdry" wydają mi się w tej sytuacji niezbyt zadowalające. (Zwłaszcza Ŝe dręczą nas upały nie notowane od 1976 roku; w nocy było 93°F, czyli 34t. Musiałem zdjąć piŜamę.) Kiedy mieszkałem w domu, uskarŜałem się nieustannie na to, Ŝe moja kołdra jest cienka, ale ani razu nie wślizgnęłaś się do mojego łóŜka, Ŝeby to dokładniej sprawdzić. Jesteśmy z ojcem przekonani, Ŝe Twoje stosunki z Martinem Muffetem mają charakter seksualny. ChociaŜ trudno mi zrozumieć, jak moŜesz się zdobyć na zaŜyłość z człowiekiem, który ma przy łóŜku dzieła zebrane Wilbura Smitha. (A propos, nigdy mi nie podziękowałaś za tom Listów Kafki,
który posłałem Ci na urodziny.) Czy muszę Ci przypominać, Ŝe masz w domu małe dziecko, czyli moją niewinną siostrę Rosie? Sprawy domowe i intelektualne zatrzymują mnie w Oksfordzie, ale jak tylko załatwię swoje sprawy, pospieszę do domu i spróbuję uporządkować cały ten bałagan. 198 Proszę, Ŝebyś do mojego przyjazdu postarała się zapanować nad tą niewczesną, starczą namiętnością Twój syn Adrian PS. Pozwól sobie przypomnieć, Ŝe Muffet ma zaledwie dwadzieścia dwa lata, a Ty czterdzieści pięć. , Xl lip
200 Hałasy w rurach Trzeci Świat Dziura ozonowa Dziurawe buty Lodówka u kresu Ŝywota j 2H lip. Zdarzyło się najgorsze! Zepsuła się lodówka i dwa litry lodów wypłynęły w nocy z kartonowych opakowań, zalewając jedzenie na niŜszych półkach. Pandora zastała mnie klęczącego i szlochającego nad główką sałaty. Powiedziała: „Adrianie, na miłość boską, popatrz na to z dystansem", ale wyjaśniłem jej, Ŝe nie mogę sobie pozwolić na wyrzucanie jedzenia, zwłaszcza teraz, kiedy stoję w obliczu finansowej ruiny. „Ale rozmawiamy teraz o główce sałaty, która ma juŜ dziesięć dni, i o kilku rozciapcianych pomidorach!" I dodała: „Adrianie, chyba zdajesz sobie sprawę, Ŝe grozi ci załamanie nerwowe". A ona wie coś na ten temat — większość jej przyjaciół albo właśnie przechodzi załamanie, albo rekonwalescencję, albo pisze o tym ksiąŜkę. Ani słowa od Sharon Bott. W^ofek. , 25 tipyca. Dziś rano otrzymałem poniŜszy list od Martina Muffeta. Poprawiłem tylko niezliczone błędy ortograficzne. 201 Drogi Adrianie, dobra, no więc nie zgadzamy się z sobą — ty i ja — no i co z tego? Wiem, Ŝe mną gardzisz, bo studiuję inŜynierię. Coś Ci powiem, bracie. Ja za to pogardzam tzw. intelektualistami, słabosilnymi, co to cały dzień pierdzą w stołek i czytają ksiąŜki, kapujesz? Sprawy między mną a Twoją matką Ciebie nie dotyczą. Ona jest dorosłą kobietą. ZałoŜyłem nowe uszczelki we wszystkich kranach i przewiesiłem drzwiczki w kuchennych szafkach. Odpowietrzyłem teŜ wszystkie kaloryfery i zreperowałem kosiarkę do trawy, a Twoja matka moŜe teraz uŜywać piecyka gazowego nie zginając się wpół. Twój ojciec jest leniwym draniem i Ty teŜ. Czy zdajesz sobie sprawę, Ŝe kiedy się tu wprowadziłem, w tym domu nie było nawet śrubokręta? Całe szczęście, Ŝe mam własną, dobrze wyposaŜoną skrzynkę z narzędziami. Pewnego dnia zostanę Twoim ojczymem, więc lepiej, Ŝebyśmy się dogadali. Twój tata szuka mieszkania. Wczoraj wieczorem odbyliśmy długą rozmowę we trójkę i doszliśmy do wniosku, Ŝe tak będzie najlepiej. Chcemy wziąć ślub w grudniu (oczywiście nie z Twoim ojcem, mam na myśli siebie i Twoją matkę). Spodziewam się, Ŝe do tej pory zdołasz przełknąć pigułkę. Najlepsze Ŝyczenia Martin Muffet (lokator) PS. Wilbur Smith to moŜe nie Kafka, ale powiedz mi, czy Kafka słyszał o prawie dŜungli? Czy wiedziałby, jaką bronią się posłuŜyć, Ŝeby powalić słonia z odległości pięciuset kroków? Akurat! Przeczytałem Pandorze te kretyńskie bazgroły przez drzwi łazienki. Ku mojemu zdziwieniu wzięła stronę Muffeta! „Zgadzam się z Muffetem. Nie mam juŜ cierpliwości do Kafki, jest taki niemęski". Julian Twyselton-Fife przeszedł obok i wyszeptał: „Nasza ukochana Pandora bardzo się zmienia, Aidy. 202 Zadaje się z tymi bykami z sali gimnastycznej Rocky'ego. Przewiduję kłopoty!" „To twoja Ŝona", warknąłem. „Zabroń jej tam chodzić". „Akurat!", westchnął Julian. „śyjemy w okresie postfeministycznym, prawda? Robisz się podobny do 203 bohaterów Wilbura Smitha. Niedługo zaczniesz paradować w stroju safari".
To śmieszne, Ŝeby brudzić trzy zmiany bielizny pościelowej na tydzień. Gdybym spał w jednym łóŜku z Pandorą, oszczędzilibyśmy na proszku do prania. Mówiłem o tym juŜ wielokrotnie, ale ostatnio kiedy o tym wspomniałem, powiedziała: „Masz obsesję na temat prania. Zrobiłeś mi scenę z powodu jednej zagubionej chustki do nosa". „Jeśli usłyszę coś jeszcze na temat tej niebieskiej chustki do nosa, to zwariuję", wtrącił Julian. Zamknąłem się, ale mówiąc szczerze, kochany dzienniczku, jestem wyjątkowo zmartwiony. Ta chustka naleŜała do kompletu siedmiu róŜnokolorowych chustek na kaŜdy dzień tygodnia. Pandora twierdzi, Ŝe najwyŜszy czas nauczyć się kultury. Utrzymuje, Ŝe dzisiaj nikt juŜ nie uŜywa obrzydliwych zasmarkanych szmat. Powinna to wytłumaczyć panu Brownowi z Departamentu Ochrony Środowiska. śona go porzuciła, poniewaŜ nie pozwalał jej uŜywać pieluszek jednorazowych. A)a3JtoLcc } Z 9 Hp^a, Odwiedziłem dziś ojca w jego nowym mieszkaniu. Bardzo oszczędnie umeblowane. Pojedyncze łóŜko, aparatura stereo, stolik z bambusa, dwa plastykowe krzesła postawione jedno na drugim i wysoki fotel, 204 przeznaczony dla osób cierpiących na bóle kręgosłupa. „MoŜe się przydać, jeśli kiedyś będzie mi dokuczał krzyŜ", oświadczył ojciec. Siedziałem na jednym z plastykowych krzeseł usiłując wymyślić, co mógłbym mu powiedzieć, jakieś słowa pociechy czy coś w tym rodzaju, ale nic nie przyszło mi do głowy. Ojciec rozejrzał się wokół i oznajmił: „Nie bardzo jest się czym pochwalić po dwudziestu latach małŜeństwa, co?" Zaproponował mi puszkę piwa Pils, ale odmówiłem. (Po kilku łykach czuję, jak zamieniam się w piwnego chuligana, staję się zagroŜeniem dla pobliskich budek telefonicznych.) „Czy nie masz białego wina?", zapytałem. „Białego wina", przedrzeźniał. „Oczywiście, Ŝe jest białe wino, całe skrzynki, a moŜe wolałbyś szampana?" I ciągnął dalej: „A co byś powiedział na odrobinę kawioru do szampana i truskaweczki ze szklarni, i pieprzone profitrolki, i dobry serek Stilton i obesrane pieczywo od Carra?" Potem rozmawialiśmy o przetasowaniach w gabinecie w ubiegłym tygodniu. Pani Thatcher odrzuciła sir Geoffreya Howe'a jak zuŜytą torebkę herbaty. Sir Geoff juŜ nie jest ministrem spraw zagranicznych. Został nim facet o nazwisku John Major. Nikt w Anglii nie słyszał o kimś takim, a co dopiero mówić o zagranicy, więc nie przepowiadam mu drugiej kariery. Wygląda jak pan Pratt, zastępca dyrektora mojego Towarzystwa Budowlanego. Ten, który odmówił mi stuprocentowej poŜyczki na hipotekę. 205 Poczekaj tylko, Pratt. Kiedy będę mieszkał w wiejskiej rezydencji, gdzie po moim własnym stawie będą pływały flamingi, zaproszę cię na koktajl na tarasie. Będę się skręcał ze śmiechu patrząc, jak ci szczęka opadnie ze zdziwienia. Oprowadzę cię po całym domu, Pratt, pokaŜę liczne łazienki przy sypialniach, wspaniale wyposaŜoną salę gimnastyczną i basen z biczem wodnym. Będziesz Ŝałował, Pratt, Ŝe okazałeś tak małą wiarę w moje talenty poetyckie. Twoje stwierdzenie: „Nigdy nie słyszałem o bogatym poecie", świadczy o monumentalnej ignorancji. A co powiesz o bestsellerze sir Kingsleya Amisa Pijąc kakao z Wendy Copel Pewnego dnia stanę się najbardziej znanym poetą w Anglii. Opus Niesforna kijanka jest prawie skończone, a moja eksperymentalna powieść Spójrzcie! Płaskie wzgórza mojej rodzinnej ziemi posuwa się zadowalająco. Następny krok to znalezienie agenta literackiego. Zastanawiam się, kto reprezentuje księcia Karola. Rocznik Pisarze i artyści informuje, Ŝe agentem naszego następcy tronu jest osobnik o nazwisku sir Gordon Giles. Napisałem do niego proponując moje prace. Szanowny sir Gordon Giles,
niniejszym przesyłam Panu próbki dwóch utworów, nad którymi pracuję. Opus Niesforna kijanka i eksperymentalna 206 powieść Spójrzcie! Płaskie wzgórza mojej rodzinnej ziemi. Chciałbym, Ŝeby działał Pan w moim imieniu i sprzedał wyŜej wymienione utwory: Kijankę firmie Faber and Faber, a Spójrzcie! do Weidenfelda. Co do finansów, to nie stać mnie na to, Ŝeby zaproponować Panu zwyczajowe dziesięć procent. Co by Pan powiedział na pięć? Moje dzieła rozejdą się w wielkiej liczbie egzemplarzy, więc nie straci Pan. Proszę przysłać umowy na adres mojej pracy: A. A. Mole Wydział Traszek Sekcja Zwierzątek Ziemnowodnych Departament Ochrony Środowiska 18-21 Lord David Cecil Street Oksford OXI 7SD PS. Proszę nie telefonować z gratulacjami. Mój bezpośredni przełoŜony pan Brown nie pozwala nam przyjmować prywatnych telefonów (chyba Ŝe dotyczą śmierci bliskiego krewnego). Aktualnie nie mam telefonu w miejscu zamieszkania z powodu dotychczasowych naduŜyć moich współlokatorów. Proszę mi wybaczyć ten fioletowy atrament, ale zabrakło mi zielonego, którego zazwyczaj uŜywam. Dziś rano dostałem następujący list: Adrian Mole Wydział Traszek Departament Ochrony Środowiska Oksford Sir Gordon Giles Associates 372 Doughty Street Londyn Szanowny Adrianie Mole'u, dziękuję za przysłanie mi dwóch rękopisów utworów Niesforna kijanka i Spójrzcie! Płaskie wzgórza mojej rodzinnej ziemi. Niniejszym odsyłam je Panu. Szczerze mówiąc, pański rękopis jest nie do odczytania. Mikroskopijne literki i zielony atrament bynajmniej tego nie ułatwiają. Czy zdaje Pan sobie sprawę, Ŝe nie nalepił Pan wystarczającej liczby znaczków na swoją dość nieforemną (i niewątpliwie cięŜką) paczkę? Bez względu na intencje jest Pan nam winien funta i siedemdziesiąt pięć pensów. Pomijam straty z powodu oglądania nieprzyjemnych przedmiotów wyłaniających się spomiędzy kartek rękopisu, takich jak: skórki od bekonu, bilety autobusowe, dziewicza paczka prezerwatyw, zasuszony kwiat... Obawiam się, Ŝe pańska powieść jest zbyt eksperymentalna, by zainteresować szerokie rzesze czytelników, a fakt, iŜ nie zawiera samogłosek, czyni ją miejscami kompletnie niezrozumiałą. Proponuję, Ŝeby wysłał Pan Niesforną kijankę do Działu Historii Naturalnej BBC, Whiteladies Road, Bristol. MoŜe oni będą wiedzieli, co z tym zrobić. Ja nie wiem. Moje najlepsze Ŝyczenia Sir Gordon Giles, agent literacki A więc juŜ wiem, gdzie się podziały prezerwatywy. Warto zauwaŜyć, Ŝe ich nie odesłał. Królowa matka kończy dzisiaj osiemdziesiąt dziewięć lat! Niech ją Bóg błogosławi! Jakaś Alison Watt odsłoniła wykonany przez siebie portret królowej matki. Wprost brak mi słów. Głowa królowej wygląda jak brukiew. Panna Watt ma dwadzieścia trzy lata. To wystarczy za komentarz. Ja takŜe jestem eksperymentalnym artystą, ale wyznaczam sobie pewne granice: 208
Szanowny Adrianie Mole'u, dziękuję za przysłanie mi dwóch rękopisów utworów Niesforna kijanka i Spójrzcie! Płaskie wzgórza mojej rodzinnej ziemi. Niniejszym odsyłam je Panu. Szczerze mówiąc, pański rękopis jest nie do odczytania. Mikroskopijne literki i zielony atrament bynajmniej tego nie ułatwiają. Czy zdaje Pan sobie sprawę, Ŝe nie nalepił Pan wystarczającej liczby znaczków na swoją dość nieforemną (i niewątpliwie cięŜką) paczkę? Bez względu na intencje jest Pan nam winien funta i siedemdziesiąt pięć pensów. Pomijam straty z powodu oglądania nieprzyjemnych przedmiotów wyłaniających się spomiędzy kartek rękopisu, takich jak: skórki od bekonu, bilety autobusowe, dziewicza paczka prezerwatyw, zasuszony kwiat... Obawiam się, Ŝe pańska powieść jest zbyt eksperymentalna, by zainteresować szerokie rzesze czytelników, a fakt, iŜ nie zawiera samogłosek, czyni ją miejscami kompletnie niezrozumiałą. Proponuję, Ŝeby wysłał Pan Niesforną kijankę do Działu Historii Naturalnej BBC, Whiteladies Road, Bristol. MoŜe oni będą wiedzieli, co z tym zrobić. Ja nie wiem. Moje najlepsze Ŝyczenia Sir Gordon Giles, agent literacki A więc juŜ wiem, gdzie się podziały prezerwatywy. Warto zauwaŜyć, Ŝe ich nie odesłał. ,4 Królowa matka kończy dzisiaj osiemdziesiąt dziewięć lat! Niech ją Bóg błogosławi! Jakaś Alison Watt odsłoniła wykonany przez siebie portret królowej matki. Wprost brak mi słów. Głowa królowej wygląda jak brukiew. Panna Watt ma dwadzieścia trzy lata. To wystarczy za komentarz. Ja takŜe jestem eksperymentalnym artystą, ale wyznaczam sobie pewne granice: 208 Ŝadnych eksperymentów z najbardziej powaŜanym członkiem naszej rodziny królewskiej. 0 królowo matko Jedyny przypadku Czy naprawdę niebieskie oczy masz Twój urok i wdzięk 1 pomarszczona twarz (nie dokończone, znudziło mi się) 2 nad ranem. Pandora nie wróciła jeszcze z sali gimnastycznej. Jeśli nie będzie uwaŜać, zrobi się tak muskularna jak kulturysta. Nareszcie! Ukończone dzieło Niesforna kijanka. LeŜałem w łóŜku myśląc o seksie, kiedy przyszło mi do głowy zakończenie. A więc! Kręcąca się, wijąca, zmysłowa Mieszkanko stawów i kanałów PręŜ się, pręŜ do światła i powietrza! O stworzenie Darwina, skacz, skacz na ląd! Hop, hop, hop, mieszkasz w Anglii! Powstań, Ŝabo! Powstań! Nie jesteś juŜ kijanką! Twoja podróŜ skończona, forma odmieniona. Transfiguracja. Idź! Idź! Idź! Wyskrzecz światu swoje przesłanie! Koniec Nie lubię fałszywej skromności, a więc kochany dzienniczku, wyznaję otwarcie, Ŝe uwaŜam to za niewątpliwe dzieło geniusza. Pewnego dnia dzieci będą zdawały z tego egzaminy. MoŜe powinienem wysłać tekst do Andrew Lloyda Webbera. Byłby wspaniały musical. Na pewno! Kijanka rozpaliłaby West End. Obsada Kijanki: Mama Kijanki Julia McKenzie Ojciec Kijanki Stephen Fry Mała Kijanka Madonna śabi Mędrzec Bernard Levin Pytanie: czy Bernard Levin naleŜy do związku zawodowego aktorów Eąuity? Odwiedziłem dziś dom mojej matki. Nie nazywam juŜ tego miejsca swoim domem. Muffet je całkowicie zmienił. Matka ma teraz do dyspozycji więcej półek niŜ w podręcznej bibliotece. Wszystko działa. Korek w umywalce w łazience jest przymocowany łańcuszkiem. Muffet
zawsze trzyma w ręku narzędzie i rozgląda się, co by skrócić, podłuŜyć, dokręcić czy poluzować. Mama chodzi za nim jak pudel podczas konkursu tresury na wystawie psów. Nie mogę na to patrzeć. Dalej podtrzymują swój idiotyczny zamiar pobrania się. Muffet poprosił mnie na druŜbę! W odpowiedzi roześmiałem się ironicznie. Rosie sama zaprojektowała swoją suknię druhny. Wprost nie do wiary wulgarną. 211 Rozkosz pederasty. RóŜowy szyfon spięty satynowymi pączkami róŜ, gołe ramiona. Na ten dzień powinien zmartwychwstać Nabokov! Nie mogę się zmusić, Ŝeby spać pod jednym dachem z mamą i Muffetem, więc wprosiłem się na nocleg do babci. Nie upłynęły nawet dwie minuty, jak przekroczyłem próg, a juŜ babcia zaciągnęła mnie do kuchni i zmusiła do podziwiania kolejnego dzieła rąk Muffeta: kompletu szafek. Czy ten człowiek musi się do wszystkiego wtrącać? Wolałem starą kuchnię babci, bez wpasowanych szafek, czego nie omieszkałem jej wyraźnie powiedzieć. Otworzyła katalog Littlewoodsa i pokazała mi strój, jaki zamówiła na ślub. Będzie go spłacała przez ponad dwa lata. Zastanawiam się, czy firma Littlewoods zdaje sobie sprawę z ryzyka. Babcia nie jest najzdrowsza, w kaŜdej chwili moŜe zejść. Przed powrotem do Oksfordu wpadłem do Berta Baxtera. Wędrowny pedikiurzysta właśnie obcinał mu paznokcie u nóg. Na mój widok Bert powiedział: „No, niech mnie diabli, jeśli to nie jest panicz Mole! Kiedy się pozbędziesz tych cholernych pryszczy?" Pedikiurzysta, wystraszony karzeł z brudnymi paznokciami, zapytał, czy nie potrzebuję pedikiuru. Odmówiłem wzruszając ramionami. Kiedy karzeł wyszedł, przygotowałem Bertowi posiłek: kanapkę z buraczkami i puszkę ciemnego piwa. Jadł i pił ze zwykłym dla niego brakiem manier. Potem zaczął wspominać swoją zmarłą Ŝonę Queenie. Obaj popad212 liśmy w sentymentalny nastrój i Bert wyznał, Ŝe „nie moŜe się doczekać spotkania ze swoją dziewczynką". Szabla stracił całą wojowniczość (razem z zębami). Nawet jego szczekanie stało się znacznie cichsze. Nigdy nie widziałem psa, który osiwiałby w takim tempie. Zmartwiłem się teŜ, Ŝe tak bardzo schudł. ObroŜa zwisa mu na szyi jak pierścień wokół Saturna. Faks dla pana Johna Tydemana, szefa sekcji dramatu radiowego Data: 9 sierpnia Liczba stron: 739 Temat: Spójrzcie! Płaskie wzgórza mojej rodzinnej ziemi Przesyłam moją powieść. Proszę ją natychmiast przeczytać i zaadaptować dla radia. Moja stawka: tysiąc funtów. Proszę to nadać przed 20.30; babcia punktualnie o 20.35 odkłada aparat słuchowy. A. Mole id p Rozgłośnia Radiowa Drogi Adrianie Mole'u, chłopcze, czy postradałeś rozum? Zablokowałeś mój fax na całe osiem godzin. Nie przesyła się faxem 739 stron rękopisu. Pakuje się go elegancko i powierza poczcie. Albo ty sam, albo mój fax połknął wszystkie samogłoski w powieści Spójrzcie! Rękopis zawiera same spółgłoski, a samogłoski zdarzają się tak rzadko, Ŝe moŜna w ogóle pominąć ich istnienie. Spodziewasz się tysiąca funtów! Bardzo mnie to rozśmieszyło. 213 Ja nie adaptuję sztuk, jestem w BBC szefem Działu Dramatu. Kieruję polityką repertuarową, zachęcam młodych pisarzy itd. Jeśli chcesz przerobić swoją bezsamogłoskową powieść na słuchowisko, musisz tego dokonać sam. Twój (ledwo, ledwo) John Tydeman PS. WyjeŜdŜam do Australii. Nie będzie mnie przez jakiś czas.
? dl Kijanka odrzucona przez BBC w Bristolu. Pewnego dnia gorzko tego poŜałują, głupkowaci filistyni. Wysłałem tekst do Craiga Raine'a, który jest szefem Działu Poezji w Wydawnictwie Faber and Faber. Na pewno zrozumie, Ŝe usiłuję samodzielnie przenieść angielską poezję w dwudziesty pierwszy wiek. Miałem szczęście, w szufladzie Browna było akurat dosyć znaczków. Dzisiaj zmarł Harry Corbett, twórca marionetki Sooty. k , 4.2 Pracowałem właśnie nad projekcją liczby traszek (1995), kiedy do mojego pomieszczenia wpadł Brown i zaczął toczyć pianę z powodu znaczków pocztowych. Literalnie oskarŜył mnie o kradzieŜ! Od dzisiaj kaŜdy pracownik Działu Traszek, zanim dostanie znaczki, musi podpisać się w ksiąŜce, podać przeznaczenie i cel przesyłki. Znaczki przechowywane są teraz w zamkniętej skrzynce, do której klucz ma jedynie Brown. 214 ¦ Dziwię się, Ŝe nie wynajął agencji Securicor do pilnowania tej idiotycznej skrzynki przez całą dobę. Bardzo to dla mnie niewygodne. Brown ma słaby pęcherz i chodzi do toalety co najmniej dziesięć razy na dzień. Zazwyczaj w tym momencie pilnie potrzebuję znaczka. Teraz będę musiał kupować znaczki na poczcie. NajwaŜniejsze, Ŝeby moje rękopisy były czytane. Wiem, Ŝe to tylko kwestia czasu, i tak zostanę odkryty. Rząd sprzedaje naszą wodę, to przecieŜ musi być nielegalne? JeŜeli chmura oberwie się nad moim domem Ą/pvtoLoue ncurzą 215 i deszcz spadnie na mój ogród, to czy ta woda naleŜy do mnie, do Boga, czy do pani Thatcher? Interesująca kwestia prawna. MoŜe napiszę w tej sprawie do Johna Mortimera od sławnego Rumpole'a. To na pewno zainteresuje jego prawniczy umysł. Mógłby przedstawić ten problem w jednym z epizodów swojego zabawnego serialu. Oczywiście zastrzegę sobie prawa autorskie. Naprawdę, muszę koniecznie znaleźć sobie agenta literackiego. Wczoraj wieczorem widziano Pandorę wsiadającą do cadillaca Rocky'ego Livingstone'a. Poinformował mnie o tym pan Brown. Jest wrogiem cadillaców z powodu duŜego zuŜycia paliwa. Wysłałem Spójrzcie! do Eda Victora, który jest agentem Iris Murdoch. Nie wątpię, Ŝe to doceni. W końcu oboje z Iris interesujemy się światem metafizycznym. MałŜeństwo księŜniczki Anny skończone! Kapitan Mark Phillips wyprowadził się z głównej części Gatcombe House do domku z prefabrykatów na terenie posiadłości. Mam nadzieję, Ŝe zabrał ze sobą aparaturę stereo. Interesująca sprawa: pies Jacka Woolleya w Rodzinie Archer ów nazywa się Kapitan. 216 Dzisiaj po przyjściu z pracy do domu zaskoczył mnie widok Rocky'ego, monolitycznego kulturysty, który siedział przy stole i trzymał w swoich łapach wielkości głowic atomowych kanapkę z ogórkiem. Wstał, kiedy wszedłem, ale natychmiast poprosiłem, Ŝeby usiadł. Nie chciałem, Ŝeby mnie przytłaczał swoim olbrzymim wzrostem. Pandora wyjaśniła: „Rocky i ja jesteśmy zakochani". Rocky wstydliwie pochylił głowę i spojrzał na Pandorę; przysięgam, drogi dzienniczku, Ŝe w jego oczach naprawdę płonął ognik miłości. Jakoś udało mi się wymamrotać: „Cieszę się ze względu na ciebie", po czym z trudem wyszedłem z pokoju i rzuciłem się na łóŜko. Miałem wizję, Ŝe Rocky dławi się skórką ogórka (Pandora nigdy ich nie obiera), albo Ŝe z powodu uczulenia na ogórki umiera straszliwie spuchnięty, otoczony przez bezradnych, zaskoczonych lekarzy.
Trzysta tysięcy Szkotów nie zapłaciło podatku pogłó-wnego. Pani Thatcher nigdy nie ośmieli się wprowadzić tego podatku w Anglii. Byłoby to polityczne samobójstwo. Pandora jest u siebie w sypialni. Słyszę, jak Rocky błagają swoim zadziwiająco wysokim głosem: „Ale to juŜ dziesięć dni. Myślałem, Ŝe mnie kochasz, Pan". Słyszę teŜ, jak mu odpowiada: „Kocham cię, Rocky, ale wolę zachować swoje ciało dla siebie. A teraz śpij". Cha! cha! cha! cha! 217 Dziś rano Julian się wściekł, bo nie mógł się dostać do łazienki, gdzie ma wszystkie kremy i toniki. Rocky pluskał się w wannie jak Moby Dick. Julian przyszedł do mojego pokoju i usiadł na brzegu łóŜka. Wyznał, Ŝe małŜeństwo z Pandorą przestaje być zabawne. „Chyba się z nią rozwiodę", powiedział. Bardzo go do tego namawiałem. List od Barry'ego Kenta: Cześć! W przyszłym tygodniu dostaję przepustkę, przyjadę do Ciebie, dobra? Kup jakieś piwo. Czy słyszałeś o facecie co sie nazywa Blake napisał naprawdę mocne wiersze. Jeden to Tiger Tiger. W zeszłym tygodniu odwiedził mnie Nigel. JuŜ nie jest buddyjskim mnichem, przyłączył się do „Socjalistycznego Robotnika", zmusił mnie do kupienia tego pisma. Piszę dla nich wiersz. Cześć! Baz Barry Kent moŜe być znany w kręgu czytelników poezji (Baz Poeta Skinów), co nie przeszkadza, Ŝe jest durniem. KaŜdy, kto liznął chociaŜ odrobinę wykształcenia, wie, Ŝe wiersz Ruperta Blake'a nosi tytuł Tyger! Tyger! Y nie i. Wysłałem z pracy telefonogram do Kenta, Ŝeby nie przyjeŜdŜał w przyszłym tygodniu. 218 Cześć Baz, Ŝałuję, ale jadę na obrączkowanie traszek w przyszłym tygodniu. Więc nie będzie mnie tutaj. Tyger nie Tiger! Cześć! Aidy Nasz dom składa się teraz z Juliana Twyseltona-Fife, Pandory Braithwaite, Rocky'ego (Olbrzyma) Living-stone'a, Barry'ego Kenta i mnie, Adriana Mole'a. Zapomniałem, Ŝe zgodnie z regulaminem więźniom nie wolno doręczać telefonogramów itp., a takŜe nie poleciłem British Telecom, Ŝeby umieścili na kopercie numer więzienny Barry'ego Kenta — w rezultacie on sam zjawił się tutaj. Stłoczeni jesteśmy wszyscy w jednym wspólnym pokoju, małej kuchence, dwóch sypialniach, w schowku i łazience. NaleŜę do osób, którym potrzebna jest przestrzeń Ŝyciowa. Dzielenie schowka z Barrym Kentem napawa mnie obrzydzeniem. On zajmuje całą podłogę, nawet nie mam gdzie postawić kapci. A do tego jeszcze czyta w nocy. Ale kochany dzienniczku (oszalałbym, gdybym nie mógł ci się zwierzyć), tak naprawdę, to do wariacji doprowadza mnie fakt, Ŝe Barry'ego zaakceptowały kręgi literackie Oksfordu! Te jajogłowe mięczaki zaprosiły go na wszystkie moŜliwe uroczystości. On, Barry Kent!!!, był na kolacji w jadalni college'u Pandory! Pandora powiedziała, Ŝe profesorowie uznali go za „absolutnie cudownego". Bluzgał teŜ tą swoją ohydną poezją 219 w studentów na seansach po 75 funtów! Dzięki Bogu, Ŝe jutro wraca do więzienia. Oto czym uraczył wczoraj wieczorem najbardziej wyrafinowane umysły tego kraju, wśród burzliwych aplauzów i próśb o autograf: Wykształcenie
No i co? No więc wiecie róŜne rzeczy No więc jesteście mądrzy I co? Wiecie, jak wsadzić nogę w drzwi? Jak ukraść samochód? Jak wylewać wiadro z celi? Jak wzniecić bunt? Nie wiecie nic! Nic! Nic! Wy. Nie. Wiecie. Nie wiecie Nic! -tfeoc Dziś rano mama zadzwoniła do biura. Brown przyszedł do mojego pomieszczenia i oświadczył, Ŝe pozwoli mi odebrać telefon, poniewaŜ rozmowa ze mną jest dla mojej mamy „sprawą Ŝycia i śmierci". śycia czy śmierci? JeŜeli śmierci, to kto umarł'.' A jeśli Ŝycia, to czy Sharon Bott uznała, Ŝe jestem ojcom jej nie narodzonego dziecka? Krew odpłynęła mi z twarzy, Brown musiał mi pomóc wstać i podprowadzić mnie 220 do narzędzia mego przeznaczenia, czyli do telefonu. Kiedy podniosłem słuchawkę, nie odzywałem się przez dłuŜszą chwilę, rozkoszując się moją niewinnością, niewiedzą, dotychczasową beztroską egzystencją. Och, jakŜe słodkie było Ŝycie! Jak zmarnowałem te nieliczne cenne chwile! Brown warknął: „No dalej, Mole, mów". Ja {słabo): Halo? Mama: Kto mówi? Ja: Twój syn. Kto umarł? Babcia? Mama: Nikt nie umarł. Ja: A więc chodzi o Ŝycie. Przysięgała, Ŝe bierze pigułki... Będę płacił na utrzymanie dziecka, ale nie oŜenię się z nią... Mama: Na miłość boską, co ty pleciesz? Chciałam się tylko zapytać, czy chcesz goździk czy róŜę? Ja: Goździk czy róŜę? Mama: No właśnie. Brown niecierpliwie przerzucał w kieszeni bilon, a ja usiłowałem zrozumieć, co oznaczają botaniczne brednie mamy. Czy ona oszalała? Czy ja? RóŜa? Goździk? A moŜe mówiła szyfrem? Mama: Pospiesz się, Adrianie. Martin jest pod zlewem i czeka na klucz zaciskowy. Ja: Klucz zaciskowy? Mama {skrzekliwie): Goździk czy róŜa? Ja: Jak mogę zdecydować? Nie wiem, w jakim kontekście... Mama {rozjuszona): W butonierce! W butonierce! Co chcesz do swojej cholernej butonierki? 221 Ja: Nie mam Ŝadnej butonierki. Mama: Nie bądź śmieszny, oczywiście Ŝe... Ja: Moja budrysówka zapina się na kołki. Mama: Nie przyjedziesz w tej koszmarnej kurtce na mój ślub! Brown usiadł za biurkiem i udawał, Ŝe czyta sprawozdanie Wpływ uszkodzenia warstwy ozonu na populację fraszek w Anglii, Szkocji i Walii. Ja: Muszę juŜ kończyć... Mama {spieniona): A więc goździk czy róŜa? Odpowiadaj! Jedno albo drugie! Ja: Nie mogę zdecydować w tej chwili, tu chodzi o estetykę... Mama {wrzeszcząc): Odpowiadaj! Brown zmarszczył brwi i chrząknął. Zaczął machinalnie rysować coś na okładce sprawozdania. Rysunek przypominał rakietę wycelowaną w koło. W środku koła Brown
napisał AM. Czy był to skrót od ante meridiem, przed południem, czy moje inicjały? CzyŜby ten rysunek oznaczał, Ŝe Brown pragnął mojej śmierci? Ja: Dobrze, niech będzie róŜa. Mama: Dziękuję! OdłoŜyłem słuchawkę, a Brown rzucił się na mnie (nie dosłownie, nie tak, jak zrobiłby to lew czy jaguar) ze słowami: „Od tej chwili nie wolno ci dotykać tego telefonu. Gdyby nawet cała twoja rodzina wylądowała na oddziale reanimacji, będziesz się dowiadywał o stan zdrowia jej członków z publicznego telefonu!" 222 Nie mógłbym wytrzymać wieczorem w domu, więc poszedłem do kina na Annie (dowód rozpaczy). Zjadłem dwie olbrzymie tutki praŜonej kukurydzy, trzy batony Bounty, jednego loda, dwa gigantyczne hot-dogi, ćwierć funta toffi i wypiłem jeden napój. Jutro odbije się to na mojej cerze, ale nic mnie to nie obchodzi. Nawet kiedy mam stosunkowo nieskalaną cerę i tak nie wpływa to w sposób widoczny na moje Ŝycie, najwyraźniej nie jestem pociągający dla kobiet, a męŜczyźni zdają się nie zauwaŜać mojego istnienia. Ciekaw jestem, co robię źle? Czy mam nieświeŜy oddech? Czy powinienem uŜywać dezodorantu? A moŜe nie potrafię się ubierać? Czy powinienem przestać chodzić w plastykowych butach? Minąłem pub pełen nieokrzesanych męŜczyzn, roześmianych i poklepujących się po plecach, rozprawiających o męskich sprawach. BoŜe, jak im zazdrościłem! KaŜdy z nich ma głęboko w nosie przyszłość angielskiej poezji. Nigdy nie byłem sam w pubie. Zawsze mam uczucie, Ŝe wkraczam na obce terytorium. Czy jestem normalnym męŜczyzną? A moŜe jestem obojnakiem? Czy czeka mnie kupowanie bielizny w damskim dziale Marksa i Spencera? JltUcfaUela , dS JakŜe się uśmiałem z wczorajszego zapisu na temat mojej płci! Nigdy nie mógłbym nosić damskiej bielizny. Trzeba ją godzinami prasować. Te wszystkie koronki 223 i falbanki! Rocky nie nosi ani kalesonów, ani slipów, ani szortów bokserskich. Nosi specjalne torebki na paskach, któregoś dnia dziesięć takich torebek suszyło się na wieszaku w łazience i jeszcze starczyło miejsca na koszulkę trykotową Pandory z nadrukiem Precz z podatkiem pogłównym. Siostra Juliana jest prawnikiem, nazywa się Davina Belling. Poinformowała go, Ŝe małŜeństwo z Pandorą moŜna uniewaŜnić, poniewaŜ nie zostało skonsumowane. Pandora będzie musiała się poddać badaniom lekarskim w celu stwierdzenia, Ŝe w dalszym ciągu jest dziewicą. Davina Belling nie udziela porad bezpłatnie; bratu dała dziesięcioprocentową zniŜkę. Według Juliana postąpiła tak dlatego, iŜ piętnaście lat temu zrzucił jej lalkę Tiny Tears ze skały w Bea-chy Head. Wielki BoŜe! Kobiety mają niewątpliwie dobrą pamięć. Pan Honecker, przywódca partii komunistycznej wschodnich Niemiec, został dziś wyrzucony z urzędu. Wschodni Niemcy mają go dosyć. Chcą obalenia berlińskiego muru. Biedni głupi idealiści! Mur nie zniknie za ich Ŝycia. Ani za mojego. OzwarteH 3 U Szabla nie Ŝyje, przejechał go wózek z mlekiem. Rano Bert zadzwonił do biura. Na szczęście Brown był akurat w toalecie i wiedziałem, Ŝe nie wróci co 224 najmniej przez pięć minut, bo wziął ze sobą „Daily Telegraph". Mogłem więc złoŜyć Bertowi najszczersze kondolencje. Obiecałem, Ŝe odwiedzę go podczas weekendu i osobiście pochowam Szablę w ogródku. Do mojego przyjazdu będzie w lodówce u weterynarza... Pandora bardzo się przejęła tą wiadomością. To nas zbliŜyło na krótką chwilę. Nigel Lawson, kanclerz skarbu, podał się do dymisji. Pokłócił się z panią Thatcher przy śniadaniu. Jest zazdrosny, bo kręci się tam taki profesor, Alan Waters. Posadę Lawsona dostał
John Major. Podobno ojciec Johna Majora rzucał noŜami w cyrku. Ciekawe, czy John Major dźgnął Lawsona noŜem w plecy? Cha! cha! cha! Rocky zarwał sosnowe łóŜko Pandory. Jest okropnie zła. Za jego sprawą poszły juŜ wszystkie spręŜyny w kanapie i uchwyty przy drzwiczkach do szafek. Po prostu ten facet nie zdaje sobie sprawy z własnej siły. ŁyŜeczki do herbaty gną się w jego rękach. Zasłony i karnisze lecą na podłogę. Drzwi wypadają z zawiasów. Odebraliśmy z Pandorą od weterynarza pudło z zamroŜonym ciałem Szabli. Potem pojechaliśmy taksówką do bungalowu Berta, gdzie czekały na nas moja mama i pani Braithwaite. Bert ubrany był w ślubny garnitur i najwyraźniej płakał, bo oczy i nos 225 miał w kolorze cukierków na kaszel (Halls). Kiedy wszyscy pili herbatę, poszedłem do ogródka wykopać grób. Naturellement nie było szpadla, więc musiałem uwijać się w kurzu i szarpać ziemię ogrodową motyką. Wkrótce byłem brudny, spocony i kompletnie wyczerpany. Nie jestem wieśniakiem o zrogowaciałych dłoniach. Mam zdolności tylko artystyczne i intelektualne. Bert podjechał na wózku inwalidzkim do kuchennego wejścia i krzyczał: „Pospiesz się, ty leniu. Szabla zaczyna się psuć!" Przeklinałem dzień, w którym po raz pierwszy zobaczyłem Berta. Przysparzał mi jedynie kłopotów. To przez niego zawaliłem końcowe egzaminy. Kiedy koledzy z klasy powtarzali materiał przy kreślarskich lampach, ja pomagałem Bertowi, wycinając mu odciski albo odnosząc puste butelki do sklepu monopolowego. Dlaczego, BoŜe, dlaczego? Dlaczego ja? W końcu jakoś udało mi się wykopać dół. Musieliśmy we trójkę wynieść Berta do ogródka. „Jak lej po wybuchu pieprzonego pocisku", powiedział zjadliwie na widok wykopu. „Chodziło mi o prawdziwy, podłuŜny grób". Powstrzymałem się od komentarza, choć z Ŝalu nad sobą oczy wypełniły mi się łzami. Na szczęście Pandora uznała moje błyszczące oczy za wyraz smutku z powodu Szabli, ścisnęła mi dłoń i powiedziała: „No juŜ dobrze, mój mały. Wykopałeś mu wspaniały dół, to znaczy grób". 226 Byłem niemal zadowolony, Ŝe Szabla nie Ŝyje. Kocham Pandorę. Puściła moją dłoń, włoŜyliśmy Szablę do dołu, a potem wszyscy po kolei rzucali ziemię. Na wierzch pani Braithwaite wysypała worek kompostu firmy John Innes. Wtedy mama wetknęła w tę mieszankę kilka cebulek Ŝonkili i na tym się skończyło. Weszliśmy do domu na drinka, kobiety piły wódkę z niskokalorycznym tonikiem, a męŜczyźni piwo Newcastle Brown z puszek. Dręczyła mnie myśl o tym, Ŝe mam zostawić Berta, ale z drugiej strony dręczył mnie teŜ sam Bert, więc wyszedłem. Pandora obiecała, Ŝe następnego dnia znowu do niego wpadniemy. Jezus! Kiedy Bert zamierza umrzeć? Musi być najstarszym człowiekiem w Wielkiej Brytanii. Jak go poznałem, miał osiemdziesiąt sześć lat, a to było juŜ tyle lat temu. Jak mogłem napisać powyŜsze słowa? Dzisiaj Bert był smutny i Ŝałosny, naprawdę nie czuję do niego nienawiści. Tyle tylko, Ŝe czasami budzi we mnie wstręt. Napisałem wiersz o Szabli, mam nadzieję, Ŝe Bertowi się spodoba. Szabla Nieustraszony Szabla, groźny i wierny Owłosiony przyjaciel człowieka Naprawdę powinieneś się rozglądać Dostrzegłbyś tę powolną spółdzielczą Furgonetkę. 227 Wiem, Ŝe to straszny wiersz, ale Bert się nie zna i ma to w nosie. List od Eda Victora, agenta literackiego: Szanowny Panie Mole, czy jest pan powaŜny? Czy to jakiś Ŝart? W pańskiej powieści brakuje wszystkich samogłosek. Czy to efekt zamierzony, czy teŜ cierpi Pan na rzadką odmianę dysleksji?
Przysłał mi Pan rękopis napisany zielonym atramentem, najeŜony spółgłoskami i oczekuje Pan, Ŝe przeczytam ten cholerny tekst? Słuchaj Pan, ja jestem człowiekiem bardzo zajętym. Mam do umeblowania domy, muszę zdąŜyć na samoloty. Jednym z moich autorów jest Douglas Adams. Mam pełne ręce roboty, rozumie Pan? Kup Pan sobie maszynę do pisania. Najlepsze Ŝyczenia Ed Dziś wieczorem na dorocznym, choć opóźnionym ognisku poparzyłem sobie rękę. To wszystko przez Rocky'ego. On jest bardzo religijny i stwierdził, Ŝe „nie byłoby w porządku, Ŝeby urządzać ognisko w niedzielę". Ja na to: „Przypuszczam, Ŝe Bóg ma gdzieś to, kiedy my, ziemianie, puszczamy swoje fajerwerki". Rocky wrzasnął: „Hej, człowieku, hamuj swój język. On cię słyszy, rozumiesz?" Spojrzał przy tym w górę, jakby się spodziewał zobaczyć Boga marszczącego groźnie brwi, poniewaŜ jakaś ziemska istota uŜyła słowa „gdzieś". 228 Jak to juŜ od pewnego czasu przepowiadałem, runął mur berliński! Niemcy obu rodzajów, komuniści i niekomuniści, tańczyli na ulicach. Wylewali szampana (moim zdaniem wielkie marnotrawstwo) i długo w noc nie kładli się spać. Światowi przywódcy są zachwyceni, wszyscy prócz pana Kohla, niemieckiego kanclerza, który obawia się, Ŝe wschodnich Niemców ogarnie szaleństwo w sklepach. A propos sklepów, na wszystkich wystawach są choinki. To zły znak. W dzień BoŜego Narodzenia będę juŜ pasierbem Martina Muffeta. , 41 liAtojo-a. aćcc Dzisiaj podano informację, Ŝe pasza angielskiego bydła jest skaŜona ołowiem. OpróŜniłem lodówkę z wszelkich produktów krowiego pochodzenia. Mleko wylałem do sedesu. (Zlew znowu jest zatkany.) Moi wspołlokatorzy dostali szału, poniewaŜ nie mieli mleka ani do herbaty, ani do płatków kukurydzianych. Nikt mi.nawet nie podziękował za ratowanie Ŝycia. Marzę o jakimś innym mieszkaniu. Zadzwoniłem do Rosie z Ŝyczeniami urodzinowymi, ale była z Muffetem w kinie. Dziś Niedziela Pamięci. Obserwowałem starych męŜczyzn maszerujących przez centrum Oksfordu. Na znak szacunku zdjąłem kominiarkę. 229 Barry Kent wyszedł z więzienia. Dzisiaj zjawił się tutaj, sprzedawał cegły z berlińskiego muru. Rocky kupił cztery. Na pytanie, dlaczego to robi, wyjaśnił: „Człowieku, to historia. Dam je kiedyś swoim dzieciom". Pandora podniosła głowę znad Notatek z podziemia Dostojewskiego w języku rosyjskim i powiedziała: „Dzieciom?" Tylko jedno słowo, ale jak ona to wypowiedziała! Wszystkim trzem męŜczyznom dreszcze przebiegły po plecach. Rocky pierwszy przyszedł do siebie i wyjaśnił: „No tak, Pan, kiedyś chciałbym mieć dzieci". „Nie ze mną, kochany. śadnego seksu, jestem Brytyjką". Roześmiała się dziko i z powrotem pogrąŜyła się w lekturze. Musiałem wyjść z domu. Barry Kent wystąpił w telewizji. Kobieta w wielkich kolczykach przeprowadziła wywiad z tym zwalistym kretynem na temat jego idiotycznej poezji. Był to jedynie Ŝałosny program o sztuce lokalnej, ale kobieta zachowywała się tak, jakby miała przed sobą nowego Mesjasza! Kent zaklął dwukrotnie, co musiało zostać wyciszone. Widzowie jednak na pewno zauwaŜyli, Ŝe usta Kenta wypowiadały czteroliterowe słowo. Napisałem do telewizji, Ŝeby zabronili Kentowi pokazywać się na naszych ekranach. 230 OXai.eH } 3.4 } A Od Craiga Raine'a przyszła widokówka z Leningradu. Przytaczam w całości jej treść: Panie Mole, Niesforna kijanka to kompletne gówno.
Nie odesłał mi maszynopisu. Obudziłem się zlany potem. A jeŜeli Craig Raine zamierza zatrzymać Niesforną kijankę i opublikować ją pod swoim nazwiskiem? Sklep Wyoming Homepride zlekcewaŜył przepisy dotyczące handlowania w niedzielę. Jestem zdecydowanie przeciwny otwieraniu sklepów w niedzielę. Ale skoro przechodziłem koło jednego ze sklepów W. H., wstąpiłem i kupiłem przepychacz do zlewu. Brown porządnie mnie zwymyślał. British Telecom naskarŜył na mnie z powodu telefonogramu, jaki przed wiekami wysłałem do Kenta. Zniosłem obelgi jak męŜczyzna. Ale kiedy pozwolił mi wyjść z gabinetu, poszedłem do mojego pomieszczenia i rozpłakałem się. Janice Conlon (Wydział Ozonu) usłyszała, Ŝe 232 płaczę, przyszła i poklepała mnie po ramieniu. To sprawiło, Ŝe rozszlochałam się jeszcze bardziej, więc otoczyła mnie ramionami i przycisnęła do (całkiem niebagatelnego) biustu. Poczułem, jak porusza się moja męskość i rwie wzwyŜ na powietrze. NajwyŜszy czas! Komu jesteś potrzebna, Pandoro Braithwaite? Janice zaprosiła mnie do chińskiej restauracji. Mam jeden dzień, Ŝeby się nauczyć jeść pałeczkami. p Ćwiczyłem przez całe rano, posługując się dwoma ołówkami i kawałkiem sera oblanym marynatą Brans-tona. %' 'crcCa-' , 1 9 JuŜ nigdy nie odezwę się do Janice Conlon. Roztrąbiła w całym Wydziale Ozonu, Ŝe wypiłem wodę z miseczki do mycia rąk, a palce wypłukałem w filiŜance sake. Nigdy o tym nie zapomnę. Ou>xa/fLt!L , p Dzisiaj Wydział Traszek skręcał się ze śmiechu, kiedy dotarła tu wiadomość o moim gastronomicznym faux pas. Nawet Brown obdarzył mnie jednym z tych swoich ohydnych półuśmiechów, kiedy spotkaliśmy się przed lunchem przy urynałach w męskiej toalecie. „Mole, nie zapomnij umyć rąk przed wyjściem. Chyba mamy gdzieś filiŜankę sake". Cha! cha! cha! Brown. Ho! ho! ho! O rany, szefie, co za 233 dowcip! Wcale nie jest pan taki zabawny! Proszę wstać, Brown, i przyjąć nagrodę za Najzabawniejszy Dowcip Roku! Uwaga, Les Dawson, pora ustąpić, pojawił się następca! •M-ąŁtliL , i cyfuxLvucL Mówiąc szczerze, kochany dzienniczku, wcale bym się nie zmartwił, gdyby którejś nocy zniknęły wszystkie traszki na całym świecie. Mam ich powyŜej uszu. Poprosiłem Browna o przeniesienie. Ostatnio znalazłem się naprawdę w strasznej sytuacji: praca (nudna) seks (nie istniejący) Ŝycie domowe (monotonne) intelekt (czytam na nowo Czarną piękność). Nie mogę się juŜ od Ŝycia niczego spodziewać. Rocky proponował, Ŝebym zaczął chodzić do jego sali gimnastycznej, ale jak mógłbym publicznie pokazywać swoje ciało? To śmieszna propozycja. Czy Kafka robiłby pompki? Czy A. N. Wilson pluskałby się w jacuzzi? Czy Osbert Sitwell wymachiwałby ręcznikiem pod prysznicem? Nie, sale gimnastyczne zdecydowanie nie nadają się dla literatów mojego typu. Czasami zazdroszczę Rocky'emu; on przez całe Ŝycie przeczytał tylko dwie ksiąŜki {Roar\ Wilbura Smitha i Kodeks drogowy Jej Królewskiej Mości). śyje jedynie w świecie obrazów i dźwięków. Nie spędza mu snu z powiek niepokój o Palestyńczyków. 234 List od mamy:
Kochany Adrianie, czy juŜ zdecydowałeś, w co się ubierzesz na ślub? Ostrzegam Cię, chłopcze, Ŝe jeśli się pojawisz w tej okropnej budrysówce, osobiście ukręcę Ci głowę. MoŜe skorzystałbyś z tej swojej dziewiczej karty kredytowej i kupił sobie nowy garnitur? Granatowy, marynarka na trzy guziki, bez rozcięć, spodnie z mankietem i zakładkami z przodu. Jasnoniebieska koszula w delikatne prąŜki i jedwabny krawat (czerwony lub róŜowy). Czarne mokasyny, czarne skarpetki. Co Ty na to? Czy przygotowałeś juŜ swoją mowę? Pamiętaj o tym, Ŝeby pochwalić wygląd panny młodej i druhny, podziękować gościom za przybycie i przeczytać telegramy. Nie bredź tylko o tym cholernym Kafce ani o norweskim przemyśle skórzanym. Powitaj Martina jako członka rodziny; serdeczny męski uścisk dłoni na pewno spotka się z ogólną aprobatą i pomoŜe przekonać rodziców Martina, Ŝe ich syn postępuje słusznie (nie powiedział im, Ŝe mam czterdzieści pięć lat i dzieci). Chcę zaprosić Pandorę, Juliana i Rocky'ego. Czy zrobisz to w moim imieniu? Jeśli spotkasz Barry'ego Kenta, teŜ go zaproś. Bardzo chciałabym mieć na weselu sławnego gościa. Czy widziałeś go w telewizji, jak rozmawiał z MeWynem Braggiem? Prawda, Ŝe był wspaniały? (Kent, nie Bragg). Ucieszyłam się bardzo, Ŝe jego ksiąŜka No i co? znalazła się na piątym miejscu listy bestsellerów w „Sunday Times". Na pewno sprawiło Ci to wielką przyjemność. To przecieŜ Ty go zachęcałeś do pisania, prawda? Twoja Paulina (mama) J 0 Jason Donovąn, Kylie Minogue, Bros, Bananarama i Wet Wet Wet nagrali nową wersję Czy oni wiedzą, Ŝe jest BoŜe Narodzenie? Cały dochód z tej płyty przeznaczyli na głodujących w Etiopii. Zapłaciłbym duŜe pieniądze, Ŝeby tego nie słuchać. Wysłałem pięć funtów do Oxfamu. ZaŜądałem pokwitowania. LeŜę w łóŜku z grypą, która szaleje w Wielkiej Brytanii jak poŜar w buszu (australijskim). Julian jest bardzo uczynny. Poszedł do Bootsa i kupił mi butelkę Night Nurse i paczkę dropsów Tunes (o smaku czarnej porzeczki). ZuŜyłem juŜ dwie rolki papieru toaletowego do wycierania nosa. Julian zadzwonił równieŜ do biura i poinformował Browna o mojej niedyspozycji. Brown nie okazał współczucia. Poprosił 236 jedynie Juliana o przekazanie mi wiadomości, Ŝe mogę być „oddany pod sąd z powodu kradzieŜy znaczków pocztowych stanowiących własność rządu Jej Królewskiej Mości". Nowy kłopot. ek , ii i 0 9.00 Jestem zbyt chory, Ŝeby pisać. ZuŜyłem juŜ cztery rolki papieru. Problem: musiałem wydalić co najmniej dwa galony smarków. Skąd się to wszystko bierze i gdzie jest magazynowane? 16.00 Udało mi się zjeść herbatnika. 17.00 W łóŜku pełno okruchów, ale jestem zbyt słaby, Ŝeby się ich pozbyć. Wszyscy mnie opuścili. Pandora na zajęciach, Rocky w sali gimnastycznej, a Julian robi zakupy świąteczne. Dramaturg rządzi Czechosłowacją! Facet o nazwisku Vaclav Havel został zaprzysięŜony jako prezydent tego kraju. Miejmy nadzieję, Ŝe nie przekształci kryzysu w dramat. , 1% Na śniadanie zjadłem trochę zupy mlecznej i zaczęło mi się wydawać, Ŝe się z tego wygrzebię. Ale sytuacja była krytyczna. Znajdowałem się o krok od śmierci, ale cofnąłem się znad przepaści. To doświadczenie uczyniło mnie lepszym. Zstąpił na mnie spokój. Spojrzałem na wszystko z perspektywy. Przestałem się wreszcie zajmować drobiazgami. 15.45 Gdzie się podział mój brązowy grzebień? Kto 237
dsim 'mo^zobuz osouzoi|o>to bu ?BqonjS3Zid aiuui Aqaz Banią op B{izpoqoAzjd 3if\[ pji 'o8njp {BAVOioqo 3izp$q 3z 'sfsiz ¦3dAj§ bu Aaoąo uA\ojg "AoBjd op uiajpazsod I"t3istzq 9|>jAa\z ziu faizpjBą AjBMBjspo fof fep$q Azsn oaiuinzojz o§a; Aiuazoui ara bj" i A^oo^i 'umpf Ŝis jjbj o§9zdb|q 'izpaiModpo \as\TS\xifa.i\o ara pod 31U OOU -\oi\o fof feqOS BZ B{3USBZJJBZ I I5JU3IZB} Op B|§3iqO(J "BSOJM 0§3Up3f IUB 3IAVOJ§ BU BUI 3I[\[ 'yCSBJ3UI tUO[OJf ASOJM 3fOAVS AjOJJS fouiBS Op ZB B{§AZJJSO BJOpUBJ ( •31U3ZOJ§BZ l?[ououi 'BJ}AjBfiq B{qonqAM njassM bu {BpB^M 3IU Aq3Z 'O§ -jojsjjo tA \ qoA;s3izpn/vvp jbj z 3p3i5[BZ uitoms m siz b 'MOJtuiujBS ?3iM3izp bui A^ooy '3§puj(3S uZOBMIzp 'AA\OU B{ldnj{ BJOpUBJ ^ p 'oidn?[ soo urausiuiMod Az3 OBjqn od m 3is uibui 3iu Bf b 'mupo§Aj uiAjzsAzjd m ztif buzAzoz5ui ojjbI" i 0S3ZS Z3Zjd BIU3iq3ZJ§ O§ go wziął? Strzegłem tego grzebienia przez sześć lat, jako chłopiec i jako męŜczyzna. I Ślub juŜ w przyszłym tygodniu, a ja nie mam się w co ubrać. Czy powinienem coś kupić, czy wypoŜyczyć? Pandora kupiła nowy, dziwaczny komplet u Miss Selfridge, Rocky ma dziewięć garniturów, a Julian idzie w swoim Ŝakiecie z lat dwudziestych i w oksfor-dzkim krawacie. Poprosiłem go, Ŝeby nie wkładał monokla. Gdyby na weselu wybuchła bijatyka, monokl mógłby stanowić dodatkowe zagroŜenie. Pandora ostrzygła aŜ do samej skóry swoje piękne włosy koloru melasy. Nie ma na głowie ani jednego włosa. Pobiegła do łazienki i zatrzasnęła za sobą drzwi, ale widziałem wyraźnie jej łysą czaszkę błyszczącą w świetle Ŝarówki, kiedy przeszła obok kuchennych drzwi. Całą noc szlochała rozdzierająco, ale nie chciała mnie wpuścić. Wsunąłem pod drzwi kartkę: „Kolacja gotowa. Czy chcesz na deser konserwowe gruszki?", ale nie otrzymałem odpowiedzi. Dlaczego tak się oszpeciła? Julian, Rocky i ja nie moŜemy tego zrozumieć. Teraz uszy będą jej odstawały bardziej niŜ zwykle. Dzisiaj poszedłem do pracy. Brown chory na grypę. Mam nadzieję, Ŝe będzie chorował długo, powstaną komplikacje itd. Nie przychodziła do biura policja, Ŝeby mnie przesłuchać na okoliczność znaczków, więc 238 pomyślałem, Ŝe moŜe Brown zdecydował się nie wnosić oskarŜenia. Postanowiłem posłać mu kartę z Ŝyczeniami szybkiego powrotu do zdrowia. Kolejka na poczcie wylewała się na zewnątrz, więc wróciłem do biura i wziąłem znaczek z jego pudła, przykleiłem na kartkę i pobiegłem do skrzynki, Ŝeby zdąŜyć przed czwartą, kiedy wybierają listy. lifźoreCl , i3 (Wu
wszystkie przerwały zakupy, Ŝeby przyglądać się mojemu upokorzeniu. Kiedy podałem datę urodzenia babci i panieńskie nazwisko matki, kierownik uwierzył, Ŝe rzeczywiście jestem Adrianem Molem, urodzonym w Leicester, i posunął się tak daleko, Ŝe pozwolił mi kupić granatowy garnitur, niebieską koszulę i czerwony jedwabny krawat. Powiedział: „Musimy być czujni, proszę pana". Odrzekłem, Ŝe ja teŜ będę bardzo czujny i postaram się nigdy więcej nie przyjść do jego sklepu. Ale powiedziałem to cicho, do siebie. Kierownik mógłby bez trudu odebrać mi zakupy. Robi wraŜenie typa, który byłby do tego zdolny. Pandora chodzi w wełnianej czapce z pomponem. Jej uszy, tak jak się obawiałem, przypominają naleśniki przylepione po bokach czaszki. Odmawia podania powodu swojej szalonej decyzji. Mówi jedynie: „Musiałam to zrobić". ' 6 Bardzo mnie swędzi głowa. Drapałem się całą noc. Pan Patel, nasz dostawca gazet, przyszedł dzisiaj wcześnie rano z rachunkiem. Powiedział, Ŝe nie 240 wyjdzie, dopóki nie dostanie pieniędzy. Z przeraŜeniem zobaczyłem, Ŝe chodzi o 143 funty i 9 pensów! Cotygodniowe płacenie rachunków naleŜy do obowiązków Juliana; najwyraźniej ich nie dopełnił. Zrobiłem panu Patelowi herbatę, posadziłem go w kuchni, potem zapukałem do pokoju Juliana, wszedłem i zapytałem, gdzie się podziały pieniądze na gazety. „Wydane, mój drogi, wydane. Kupiłem sobie buty u Gucciego. Nie mogłem się im oprzeć. Przykro mi". Zapytałem pana Patela, czy zamiast pieniędzy przyjąłby mokasyny od Gucciego, ale spojrzał na mnie jak na idiotę i oświadczył: „Buty mam, potrzebne mi pieniądze". Pojawił się Julian w szlafroku a la Noel Coward i powiedział: „Panie Patel, to nie są buty, to jest dzieło sztuki. W tych butach będzie pan królem oksfordzkich gazeciarzy. Pewno zostanie pan prezesem stowarzyszenia sprzedawców gazet lub czegoś podobnego". Na to pan Patel: „Proszę o 143 funty. Daruję te 9 pensów". „Staruszku, nic nie mogę poradzić", wyjaśnił Julian z uśmiechem. „Wszystkie moje aktywa się rozeszły. Jestem kompletnie spłukany. Bankrut". Rozległ się odgłos spuszczanej wody i w kuchni zjawił się Rocky, lewą kieszeń spodni miał bardzo wypchaną. Czy był to objaw porannego podniecenia seksualnego, czy teŜ owa buła składała się z pieniędzy? Wyjaśniłem Rocky'emu sytuację za pomocą monosylab. 241 „A więc Julian jest złodziejem. Miał nasze pieniądze na gazety, a wydał je u Gucciego. Tak nie moŜe być, Jule. Powinienem ci przysporzyć trochę powaŜnych kłopotów", gaworzył neandertalczyk. Julian uciekł do łazienki, gdy tylko Rocky zaczął się do niego zbliŜać. Potem pan Patel ukrył się w kącie pod osłoną trzykrotki, kiedy Rocky szedł z kolei w jego stronę. „Jaka duŜa ta szkoda, panie Patel?", zapytał wyjmując z kieszeni gruby zwitek banknotów. Pan Patel wreszcie wyszedł. ZdąŜyłem jeszcze odwołać zamówienie na większość naszych czasopism i gazet. Odpadły: „Spectator", „Economist", „Listener", „Body Builder", „The Stage", „Punch", „Vogue", „Elle", „Fast Car", „Guardian", „Sun", „Daily Maił", „Interiors". Zostały: „Independent", „Mirror", „Lon-don Review of Books", „Viz" i „Private Eye". Pandora zgodziła się czytać „Marxism Today", „Interiors" i „Vogue" w sklepie W. H. Smitha. Julian miał czelność paradować dzisiaj w butach od Gucciego. Jest zupełnie pozbawiony wstydu. Dzień ślubu mamy
Pierwszego szoku doznałem na wieść o tym, Ŝe ojciec został zaproszony do urzędu i na przyjęcie. Kolejnym szokiem było zetknięcie się oko w oko z martwym lisem na szyi babci. Rocky przywiózł nas z Oksfordu swoim wystrzałowym samochodem. Jest 242 to tak olbrzymi samochód, Ŝe moglibyśmy śmiało rozegrać wewnątrz partię badmingtona. Zaparkowaliśmy przed magistratem na podwójnej Ŝółtej linii i weszliśmy do środka czekając na naszą kolej. Babcia wyciągnęła chusteczkę, pośliniła ją, a potem zagiętym rogiem wycierała mi z twarzy sadze. Powiedziała: „W tym garniturze wyglądasz jak prawdziwy przystojniak". Wszyscy cofnęli się o krok, kiedy do sali ślubów wkroczył Rocky (Olbrzym) Livingstone, po czym natychmiast wykonali krok do przodu na widok Juliana wymachującego cygarniczką. Rodzice Pandory stali z Bertem Baxterem. Państwo Singh rozmawiali z państwem O'Leary o ostatnich oburzających poczynaniach śmieciarza, a rodzice Martina Muffeta ze smutnymi minami stali samotnie w rogu. On jest jedynakiem. Rodzice mamy zostali zaproszeni, ale się nie zjawili. Byli zbyt zajęci biciem indyków w Norfolk. Przyszła urzędniczka udzielająca ślubów, przyjemna pulchna kobieta w fioletowej sukni w liściaste wzory. Wskazała ręką na drzwi, w których pojawiła się mama z Muffetem, a za nimi Rosie (wyglądała jak rozkapryszona Lolita). ZauwaŜyłem, Ŝe kilka twarzy wykrzywił grymas: twarz ojca, pani i pana Muffetów. Muffet miał na sobie odraŜający garnitur (w kolorze łososiowego róŜu), białą koszulę i czerwony krawat w kropki. Wzrostem (wysoki) i wagą (chudy) przypominał skałę Skegness. Mówiąc prawdę, dzienniczku, mama wyglądała staro. Próbowała nadrobić to makijaŜem i strojem — kremowy kostium, czarne 243 dodatki, miękki kapelusz itd. — ale nic nie mogło zatuszować spustoszeń dokonanych przez czas. Wyglądała na matkę Martina Muffeta. Wystąpiłem z grona gości i dołączyłem do ślubnego orszaku. Czułem na swoich plecach spojrzenia wszystkich zgromadzonych, więc próbowałem nie drapać się w głowę (której swędzenie od kilku dni doprowadzało mnie do szaleństwa). Urzędniczka coś recytowała i zanim zdąŜyłem się zorientować, juŜ trzeba było złoŜyć podpisy i przekazać matce i ojczymowi moje pełne hipokryzji Ŝyczenia. Pani Muffet cicho szlochała w końcu sali. Bert Baxter powiedział głośno: „Jeśli zaraz nie znajdę się w klozecie, to się zleję". A Rosie, którą wziąłem na ręce, Ŝeby jej pokazać księgę ślubów, wrzasnęła: „Mamo, popatrz, Adrian ma robaki we włosach". Odsunęli się od nas wszyscy prócz mamy, która zaczęła oglądać moje włosy kępka po kępce. Powiedziała spokojnie, ale zjadliwie: „Twój cholerny łeb jest cały w gnidach! Niektóre juŜ nawet mają skrzydła. Trzymaj się z dala od Rosie!" Tak więc kiedy goście weselni bawili się w sali bankietowej Ligi Brytyjskiej, ja siedziałem w domu u babci, która nacierała mi głowę cuchnącym płynem o nazwie Prioderm. Babcia miała gumowe rękawice i bardzo nieprzyjemny wyraz twarzy. Nie widać mnie na Ŝadnym zdjęciu. Julian odczytał moją mowę, która została nagrodzona głośnymi śmiechami i oklaskami. (Nie powiedział, Ŝe naleŜą się mnie.) W toalecie doszło do niegroźnej walki między moim ojcem a panem Muffetem seniorem, ale nie 244 z pobudek osobistych — walczyli o ostatni skrawek błyszczącego papieru toaletowego. Rocky, Julian i Pandora przyjechali po mnie do babci. Wracaliśmy do Oksfordu w milczeniu. Samochód wypełniały śmierdzące opary płynu Prioderm, którego nie naleŜało zmywać przez dwadzieścia cztery godziny. Postanowiłem nie kontynuować mojego dziennika. Po co zapisywać takie nieszczęścia! Czemu miałoby to słuŜyć? 2 nad ranem. Pandora właśnie mi
wyznała, Ŝe zgoliła głowę, poniewaŜ miała straszne wszy. Nigdy, przenigdy jej nie wybaczę, Ŝe przekazała je mnie. Nigdy. Nigdy. Moja miłość do niej przeminęła. Kaput. $o%LMaLeH, i slacmLa dW Moje postanowienia noworoczne: 1. Skończyć Wojnę i pokój. 2. Pójść do dentysty z bolącym zębem trzonowym. 3. Wziąć lekcje prowadzenia samochodu. 4. Zmienić pracę. 5. Codziennie zapisywać wszystko w dzienniku. Dzisiaj Brown polecił mi zdjąć dekoracje świąteczne w moim pomieszczeniu. Powiedział, Ŝe ma „dosyć Ŝycia z koszmarnym widmem BoŜego Narodzenia". Brown nie uznaje BoŜego Narodzenia. Pierwszy dzień świąt spędził w Dungeness na klasyfikowaniu wodorostów morskich. 245 z pobudek osobistych — walczyli o ostatni skrawek błyszczącego papieru toaletowego. Rocky, Julian i Pandora przyjechali po mnie do babci. Wracaliśmy do Oksfordu w milczeniu. Samochód wypełniały śmierdzące opary płynu Prioderm, którego nie naleŜało zmywać przez dwadzieścia cztery godziny. Postanowiłem nie kontynuować mojego dziennika. Po co zapisywać takie nieszczęścia! Czemu miałoby to słuŜyć? 2 nad ranem. Pandora właśnie mi wyznała, Ŝe zgoliła głowę, poniewaŜ miała straszne wszy. Nigdy, przenigdy jej nie wybaczę, Ŝe przekazała je mnie. Nigdy. Nigdy. Moja miłość do niej przeminęła. Kaput. , 1 słycmLa. Moje postanowienia noworoczne: 1. Skończyć Wojnę i pokój. 2. Pójść do dentysty z bolącym zębem trzonowym. 3. Wziąć lekcje prowadzenia samochodu. 4. Zmienić pracę. 5. Codziennie zapisywać wszystko w dzienniku. Dzisiaj Brown polecił mi zdjąć dekoracje świąteczne w moim pomieszczeniu. Powiedział, Ŝe ma „dosyć Ŝycia z koszmarnym widmem BoŜego Narodzenia". Brown nie uznaje BoŜego Narodzenia. Pierwszy dzień świąt spędził w Dungeness na klasyfikowaniu wodorostów morskich. 245 Dzisiaj pierwsza lekcja jazdy. Moim instruktorem jest kobieta o nazwisku Vanessa Partridge. Nie jest spokrewniona z moim byłym najlepszym przyjacielem Nigelem Partridge'em, który słuŜy teraz w wojsku. Spodziewałem się, Ŝe na pierwszej lekcji będę jeździł po jakimś opuszczonym lotnisku czy czymś takim, ale pani Partridge kazała mi jeździć po drogach. Po drogach o duŜym ruchu. Czułem się jak Irańczyk w samobójczej misji. Irańczyków przynajmniej podnosi na duchu religia, a mnie jako ateiście nawet tego zabrakło. Ale kiedy dojechałem do pierwszego ronda, prosiłem Boga, Ŝeby ochronił mnie przed tymi wszystkimi strasznymi samochodami i cięŜarówkami. Zaczynam sobie jako tako radzić ze zmianą biegów, ale nabieram straszliwych podejrzeń, Ŝe naleŜę do tych, którzy skazani są na chodzenie pieszo przez całe Ŝycie. Pandora w zeszłym tygodniu zdała egzamin na prawo jazdy za pierwszym podejściem. Jeździ samochodem Rocky'ego,jakby uczestniczyła w Grand Prix. Więźniowie dalej siedzą na dachu Strangeways. Panią Thatcher trzeba powstrzymać, Ŝeby nie wdrapała się na dach i nie wybiła im tego z głowy. Vanessa ma absolutnie wspaniałe nogi. Kiedy uŜywa dodatkowych pedałów (co zdarza się dosyć często), 246
nie mogę oderwać oczu od jej nóg. Zapytałem, kiedy mam się zapisać na egzamin. Zrobiła niewyraźną minę i powiedziała: „Jeszcze nieprędko". Dlaczego? Wziąłem siedem lekcji po dziesięć funtów kaŜda. Moje zasoby finansowe są bardzo ograniczone. Ciągle jeszcze płacę za garnitur. Prawdę mówiąc, bank upomina się o ratę za ten miesiąc. &$&L, Jeszcze nie radzę sobie ze sprzęgłem i nie mogę przestać jeździć zbyt blisko krawęŜnika. Dzisiaj o mało nie skasowałem wózka z zakupami jakiejś emerytki. Vanessa rozjaśniła sobie pasemka włosów. A moŜe posiwiała przez noc? Dzisiaj, kiedy wróciłem z lekcji jazdy, czekał na mnie Brown. (Z biegami lepiej, ale dalej nie mogę się zmusić, Ŝeby cokolwiek wyprzedzić. Pełen szczęścia jechałem za roztrząsaczem kiszonki, ale wydaje mi się, Ŝe Vanessę to niecierpliwiło.) Brown oświadczył, Ŝe od ostatniego remanentu w 1989 (marzec) z szafy z zapasami zginęły dwie ryzy papieru conąueror formatu A4. Czy wiadomo mi cokolwiek na temat tego papieru? „MoŜe pojechał na urlop, moŜe znudziło mu się przebywanie w szafie", zaŜartowałem. Browna to bynajmniej nie ubawiło. 247 I , di waia. Craig Raine zwrócił mi rękopis Niesfornej kijanki. Gwoli ścisłości powinienem zaznaczyć, Ŝe po wielu telefonach i listach. Rękopis był w strasznym stanie, upstrzony uwagami Raine'a na marginesach. „Zabawnie pretensjonalne", „odurzająco filistyńskie" naleŜą do najmniej obraźliwych i najprzyzwoitszych komentarzy. Moja powieść Spójrzcie! znajduje się aktualnie w gabinecie głównego machera w Teatrze Narodowym Davida Aukina. Zasugerowałem, Ŝe łatwo da się zaadaptować na scenę. Idealna byłaby sala im. Oliviera. Obsada składałaby się ze 144 osób, potrzebowałbym całej orkiestry, jeziora, parku i pół tuzina Ŝywych jeleni. Nie widzę powodu, Ŝeby tego nie zrobić; angielskiemu teatrowi potrzebny jest wielki spektakl. Na papierze conąueror formatu A4 zrobiłem fotokopie rękopisu. Mam nadzieję, Ŝe wywrze to odpowiednie wraŜenie na panu Aukinie. Dzięki Bogu za cieplejszą pogodę. Vanessa zrezygnowała z ciemnych wełnianych rajstop na rzecz cienkich pończoch. Dzisiaj z trudem zapanowałem nad sobą, Ŝe juŜ nie wspomnę o tym cholernym, przeklętym samochodzie. Te lekcje jazdy szkodzą mi na głowę. Dzisiaj wróciła Spójrzcie! List pana Aukina był uprzejmy: 248 > Drogi Panie Mole, dziękuję za przysłanie mi maszynopisu Spójrzcie! Płaskie wzgórza mojej rodzinnej ziemi. Przeczytałem go z duŜym zainteresowaniem. Działamy jednak skrępowani ograniczeniami finansowymi i nie moglibyśmy zaangaŜować 144 osób obsady plus sześciu Ŝywych jeleni. śyczę powodzenia David Aukin PS. Wydaje się, Ŝe pański word processor trochę szwankuje. Czy odmawia drukowania samogłosek? Jestem dzisiaj niespokojny. Wczorajsze zderzenie z maszyną do smołowania rozstroiło mnie bardziej, niŜ myślałem. Cierpię na opóźniony szok. Zadzwoniłem do Vanessy, ale była u ortopedy, Ŝeby przywrócił normalny kąt nachylenia jej szyi. MoŜe powinienem jednak wpisać te samogłoski? Świat literatury najwyraźniej nie jest przygotowany na następnego Jamesa Joyce'a. Barry'ego Kenta poproszono o udział w audycji Z największą przyjemnością w Radio Cztery. Na wieść o tym rozpłakałem się. Zaprosił mnie na ten wieczór. Na widownię. Potrafię juŜ jeździć prosto. Vanessa dalej nosi gipsowy kołnierz. Nie cierpi go, ale ja lubię, kiedy kobieta ma coś białego przy twarzy. 249
kiecek , 29 Pandora ma teraz prawo mówić o sobie dr Pandora Braithwaite. I będzie to robić, kochany dzienniczku, będzie. Wykonałem manewr zawracania na trzy tempa. Za piętnastym podejściem. Zapytałem Vanessę, czy jej zdaniem nadchodzi juŜ chwila przystąpienia do egzaminu. Odpowiedziała pytaniem: „Jak blisko jest z Ziemi do Jowisza?" Nie miałem pojęcia, Ŝe ona interesuje się astronomią. 250 Dr Pandora Braithwaite i Rocky (Olbrzym) Living-stone pojechali na Barbados do rodziców Rocky'ego. Jego ojciec jest dyrektorem banku, a matka specjalistką od oceanów. Rocky jako jedyny z czwórki dzieci nie poszedł na uniwersytet. TakŜe jako jedyny został milionerem. Wczoraj otworzył swój piąty ośrodek sportowo-rekreacyjny w Grantham. Ceremonii otwarcia dokonał ktoś z Coronation Street. Kobieta, która pracuje w sklepie. Nie w spoŜywczym, tylko w tym drugim. Nie pamiętam, jak się nazywa, w kaŜdym razie tysiąc kobiet w średnim wieku zablokowało ruch w Grantham pragnąc zobaczyć na własne oczy Mavis? Doreen? Bet? Muszę przypomnieć sobie jej nazwisko. ti p -ccc Dwupasmowa droga. Pędziłem czterdzieści pięć mil na godzinę. , it Xip.ccL Sala teatralna w Oksfordzie, 19.30. Dziś wieczorem Barry Kent przebijał się przez nagranie audycji BBC Z największą przyjemnością. Sławny aktor i aktorka czytali jego ulubione fragmenty prozy i poezji. Ten aktor miał duŜą rolę w takim serialu telewizyjnym, gdzie występował holenderski policjant. Aktorka grała taką, co stale płacze w filmie o słuŜbie wiktoriańskiej. Na zakończenie Kent wyryczał swój wiersz Skórek. 251 Jak wymierzyć skórka kał? Jak sprawdzić, ile nasrał? Czy istnieje waga równa Na drobiny skórkowego gówna? BBC zgodziło się wyemitować słowo „gówno" pod warunkiem, Ŝe bardziej nieprzyzwoite słowa wyciszy. Obawiam się, Ŝe to świadczy o obniŜeniu poziomu. Kent ma wystąpić w audycji Płyty na bezludnej wyspiel Wykonałem zakręt na trzy tempa za piątym podejściem! Jestem zachwycony. Zacząłem oglądać uŜywane samochody z myślą o kupnie. Dostałem dziś kartkę od mamy i Muffeta. Z Hiszpanii. Kochany Adrianie, słońce, piasek, seks, sangria! Serdeczności Mama i Martin j %i Dzisiaj poszedłem odwiedzić ojca. Dostał od eks-Ŝony i Muffeta kartkę z identycznym tekstem. Jest wściekły, bo mama wpakowała mu Rosie. Rosie jest jeszcze bardziej wściekła, poniewaŜ nie zabrali jej do Hiszpanii. Ojciec nie zadaje sobie trudu, Ŝeby zabawić Rosie; kupił jej tylko komplet mazaków i ksiąŜeczkę do malowania. Dostawała szału z braku ruchu, więc zabrałem ją do kina na Bambi. Załamała się i szlochała tak rozdzierająco, Ŝe bileterka oświetliła latarką 252 szarpane płaczem ramiona Rosie i kazała jej się uspokoić. Warknąłem: „Moja siostra jest dobrą, wraŜliwą dziewczynką, jak pani śmie zmuszać ją do tłumienia uczuć!" Wygłosiłem bileterce pogadankę na temat nieuze-wnętrzniania uczuć, co moŜe prowadzić do zatwardzenia, wrzodów Ŝołądka i choroby psychicznej. Bileterka powiedziała: „Moim
zdaniem sam jesteś pomylony i jak nie zamkniesz japy, to znajdziesz się w gabinecie kierownika". Dzisiaj Rosie czepiała się moich nóg i błagała, Ŝebym ją zabrał do Oksfordu. Ojciec nawet nie próbował złagodzić tego wybuchu. Kątem oka oglądał w telewizji audycję religijną „Pieśni chwały". Uwielbia wykpiwać wierzących. Od dzisiaj będę codziennie dokonywał zapisu w dzienniku. Ciągle trwa susza. Anglia wygląda jak wypalona słońcem Tunezja. Irak dokonał inwazji na Kuwejt. Nie bardzo wiem dlaczego. Ale ma to jakiś związek z ropą. Ćwiczyłem ruszanie pod górkę. Staczałem się w dół równie często jak ludzie księcia Yorku w znanej piosence. Yanessa nabrała licznych nerwowych od253 ruchów, jest niewątpliwie głęboko znerwicowaną kobietą. Dlaczego zawsze mnie się takie trafiają? Zaczynam dochodzić do wniosku (nie bez oporów), Ŝe Vanessa jest niekompetentnym instruktorem. Robię bardzo niewielkie postępy. MoŜe ją porzucę i pójdę do Brytyjskiej Szkoły Samochodowej. Będzie mi brakowało Yanessy, ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: nie jest 254 dobra w swoim zawodzie. Ciągle jeszcze nie kwalifikuję się do dopuszczenia do egzaminu. Julian dostał pracę dokumentalisty w BBC. Przygotowuje audycję śycie w cieniu niepowodzenia. Zapytał, czy producent moŜe odbyć ze mną krótką rozmowę. Nie mam pojęcia,w jakim celu. Dziś rano napisałem do Vanessy tłumacząc jej, Ŝe postanowiłem nie opuszczać grona pieszych. To kłamstwo, ale nie chciałem jej sprawiać przykrości. Świadomość, Ŝe nic się nie udaje, musi być straszna. Pierwsza lekcja w szkole „Szybkie prawo jazdy". Mój instruktor nazywa się Dave Crooks. Wielki BoŜe! Co za brak cierpliwości! Jaka łatwość irytacji! Brak samokontroli! Wrzeszczał na mnie bez przerwy i ani razu nie zdjął nogi z dodatkowych pedałów. Kiedy zahamowałem gwałtownie przed wydziałem oświaty, wytarł brwi i zapytał: „Kto pana nauczył tak jeździć?" Kiedy mu powiedziałem, bardzo się zdziwił: „Nie rozumiem. Vanessa Partridge jest wspaniałym instruktorem. Niezwykle wysoki procent jej uczniów zdaje za pierwszym razem". 255 k , li Rozstałem się z Davem Crooksem. Powiedział: „Przykro mi, Adrianie, ale rzucam «Szybkie prawo jazdy». To zbyt niebezpieczne. Wolę uczyć skoków z opóźnionym otwarciem spadochronu". Dlaczego juŜ nie ma w Anglii ludzi z prawdziwym kręgosłupem? Pierwsza lekcja w szkole „Pewne prawo jazdy". Instruktorem jest stary zgred o nazwisku Harold Wainwright. Lekcja przerwana w połowie. Wainwright odjechał zostawiając mnie na dalekim przedmieściu. Coś dziwnego z tymi instruktorami jazdy! Czy ten zawód przyciąga szaleńców, czy niezdolni uczniowie doprowadzają ich do szaleństwa? Zadzwoniłem do „Pewnego prawa jazdy", Ŝeby złoŜyć skargę na nieprofesjonalne zachowanie pracownika, ale telefon odebrał Harold Wainwright. To jego firma. „Prawo jazdy", pierwsza lekcja. Od 12 do 13. Nazwisko instruktora Dave Singh. „Prowadź pewnie", instruktor pan Chan. „Zdasz jazdę", instruktor pan Abdul bin Salman. 256 Pan Salman odradził mi kupno uŜywanego samochodu. Powiedział: „To byłoby trochę przedwczesne, panie Mole".
l Rocky odszedł z inną kobietą! Pandora załamana. Wyjaśniłem jej, Ŝe Rocky to męŜczyzna pełnej krwi, któremu potrzebna jest świadomość, Ŝe jest atrakcyjny clobyu Aię pfotfcufai 257 i seksualnie poŜądany. „Krótko mówiąc, Rocky pragnie seksu, czego ty mu odmawiasz, więc nic dziwnego, Ŝe szuka go gdzie indziej, czyli u Carli Pick, recepcjonistki w jego nowym ośrodku w Market Harborough". Pandora zadzwoniła po taksówkę, w jej oczach było szaleństwo. Zapytana, dokąd jedzie, warknęła: „Do Market Harborough, i to jak najszybciej. Jestem doktorem, to nagły wypadek". Nie powiedziała przedsiębiorstwu taksówkowemu, Ŝe jest jedynie doktorem filozofii. p Moje plany spokojnego spędzenia czasu w domu na wstawianiu z powrotem samogłosek do Spójrzcie! spełzły na niczym, kiedy zjawili się Carla Pick i Rocky, który przyjechał po swoje woreczki ze sznureczkami. Pandora wychynęła ze swojego pokoju, a wyglądała jak wiedźma. Obrzuciła przekleństwami wszystkich obecnych (nie wyłączając mnie, co uznałem za niesprawiedliwość). Potem cisnęła Rocky'emu w twarz torebką-slipem, a Carli Pick powiedziała, Ŝe ma niewyparzoną gębę. I Ŝe pasuje do Rocky'ego (Olbrzyma) Livingstone'a, bo on pierdzi w łóŜku. Hej ho, hej nany no! Takie jest Ŝycie. A moŜe hay ho? 5 Mając w pamięci zeszłoroczny incydent na ognisku (jeszcze mam bliznę), postanowiłem zostać w domu i pracować nad ostatnim rozdziałem Spójrzcie! Pandora 258 poszła na party przy ognisku do profesora Cavendisha, znanego pijaka i dziwkarza. Nie mam pojęcia, jak on to robi. (Widziałem go w sklepie monopolowym; wygląda co najmniej na czterdzieści pięć lat.) Jest wyjątkowo niechlujny i ma bardzo zniszczoną twarz. Właśnie rzuciła go trzecia Ŝona. Wypisała dokładnie wszystkie powody, które ją do tego skłoniły. Ukazały się w niedzielnych „News of the World" pod tytułem Dzielny profesor moŜe siedem razy w ciągu jednej nocy. To dla mnie za duŜo — mówi Ŝona. Siedem razy w ciągu nocy! Właśnie dokonałem obliczeń. Ja zrobiłem to tylko pięć razy w ciągu dwóch lat. Od tej chwili będę prowadził dokładny zapis moich wyczynów. Niektórzy przepowiadają, Ŝe pani Thatcher złoŜy rezygnację. Jakby to w ogóle mogło wchodzić w grę! • ii List od mamy: Aidy, widziałam dzisiaj Sharon Bott z synem. Glenn wygląda dokładnie, ale to dokładnie jak ty: usta, nos, oczy, dziwacznie rosnące włosy — wszystko. Wiem, Ŝe to niezręczne pytanie, ale jestem babcią czy nie? UwaŜam, Ŝe powinnam to wiedzieć. Czy Ty coś przede mną ukrywasz? Martin przesyła najlepsze Ŝyczenia i pyta, kiedy nas odwiedzisz. Dlaczego nie masz telefonu jak normalni ludzie? Babcia chodzi teraz po zakupy z balkonikiem... Czy tęsknisz za panią Thatcher? Chciałabym, Ŝeby John Major zrobił coś ze swoimi włosami. Zaczesane do tyłu wyglądałyby wspaniale. Babcia znalazła w komórce trzy maski gazowe z czasów drugiej wojny. 259 Resztę listu wypełniła paplanina, poza końcowym fragmentem o tym, Ŝe pies za mną tęskni. To kłamstwo. W czasie poprzednich wizyt pies nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Psie, kaŜdy to potrafi. Od dzisiaj będę codziennie robił wpis do dziennika. o
Właśnie wpadłem na Sharon Bott w sklepie Wool-worthsa, gdzie nabywałem świąteczne prezenty. Był z nią dziwnie wyglądający dzieciak o jajowatej głowie. „Glenn, powiedz Adrianowi dzień dobry". Pochyliłem się nad wózkiem, a dzieciak obdarzył mnie głupkowatym uśmiechem. Czy Glenn jest owocem moich wysiłków? Czy jego Ŝycie powstało z mojego nasienia? Muszę to wiedzieć. Dzieciak ssał głowę Ŝółwia Ninja. Wyglądał, jakby miał wszystkiego dosyć. o Premier, pan John Major, próbuje negocjować z facetem, który rządzi Irakiem. Niektórzy panikarze przepowiadają wojnę. To śmieszne! śyjemy w czasach nowoŜytnych. Wojna naleŜy do średniowiecza. Nie ma potrzeby prowadzenia wojny. Teraz, kiedy mamy faksy. JuŜ muszę kończyć, profesor Cavendish wyszedł z sypialni Pandory. Obiecał przeczytać Spójrzcie! i Kijankę. 260 Resztę listu wypełniła paplanina, poza końcowym fragmentem o tym, Ŝe pies za mną tęskni. To kłamstwo. W czasie poprzednich wizyt pies nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Psie, kaŜdy to potrafi. Od dzisiaj będę codziennie robił wpis do dziennika. Właśnie wpadłem na Sharon Bott w sklepie Wool-worthsa, gdzie nabywałem świąteczne prezenty. Był z nią dziwnie wyglądający dzieciak o jajowatej głowie. „Glenn, powiedz Adrianowi dzień dobry". Pochyliłem się nad wózkiem, a dzieciak obdarzył mnie głupkowatym uśmiechem. Czy Glenn jest owocem moich wysiłków? Czy jego Ŝycie powstało z mojego nasienia? Muszę to wiedzieć. Dzieciak ssał głowę Ŝółwia Ninja. Wyglądał, jakby miał wszystkiego dosyć. Premier, pan John Major, próbuje negocjować z facetem, który rządzi Irakiem. Niektórzy panikarze przepowiadają wojnę. To śmieszne! śyjemy w czasach nowoŜytnych. Wojna naleŜy do średniowiecza. Nie ma potrzeby prowadzenia wojny. Teraz, kiedy mamy faksy. JuŜ muszę kończyć, profesor Cavendish wyszedł z sypialni Pandory. Obiecał przeczytać Spójrzcie! i Kijankę. 260 To są moje postanowienia noworoczne: 1. Zostanę pisarzem, którego dzieła będą publikowane. 2. Zdobędę nagrodę Bookera. 3. OŜenię się z Pandorą. 4. Będę codziennie zmieniał skarpetki. 5. Odejdę z Departamentu Ochrony Środowiska. 6. Przestanę wyrzucać do zlewu fusy od herbaty. 7. Będę pracował nad pokojem na świecie. 8. Będę zwracał kasety wideo w terminie. 9. Zdam egzamin na prawo jazdy. 10. Przejdę na odtłuszczone mleko. 11. Zapuszczę brodę. 12. Przed zdjęciem butów będę rozwiązywał sznurowadła. 13. Będę się starał okazywać większą tolerancję wobec tępych i upośledzonych członków społeczeństwa, zwłaszcza wobec rodziców. 14. Zdecyduję, czy Bóg istnieje czy nie. SPIS TREŚCI Przedmowa Autorki............5 Noty o autorach tekstów..........7 ADRIAN ALBERT MOLE........9
BoŜe Narodzenie Adriana Mole'a......10 Korespondencja Mole—Mancini......22 List do BBC.............27 Adrian Mole w „Pirackim Radiu Cztery" ... 28 Sztuka, kultura, polityka........28 Mole w Moskwie...........43 Mole o stylu Ŝycia...........60 Nagrodzone wypracowanie Mole'a......73 Sprawa Sary Ferguson..........76 Korespondencja Mole—Kent........83 Adrian Mole wyprowadza się z domu.....91 Mole w Departamencie Ochrony Środowiska............ 107 SUSAN LILIAN TOWNSEND.......113 Majorka..............114 Pisanie dla telewizji...........139 Rosja...............144 Dlaczego lubię Anglię..........161 MARGARET HILDA ROBERTS......165 Sekretny dziennik Margaret Hildy Roberts lat 14 i U.............166 Korespondencja niedoszłej królowej.....193 ADRIAN MOLE I ZWIERZĄTKA ZIEMNOWODNE...........197 10/20 znakomite pismo dla MYŚLĄCEJ MŁODZIEśY => Porusza problemy polskich nastolatków => Rozwija zainteresowania i pasje => Publikuje twórczość młodzieŜy => Przedstawia gwiazdy filmu i muzyki => PrzybliŜa świat Pytaj w kioskach o 10/20 > Dla sklepików szkolnych proponujemy 20 % rabatu. > Pojedyncze egzemplarze przesyłamy za zaliczeniem pocztowym. Pokrywamy koszty przesyłki. > Kupony prenumeraty z premią w kaŜdym numerze. Nasz adres: 10/20 MAGAZYN NASTOLATKÓW 01-633 Warszawa ul. Gdańska 2/67 Wydawnictwo AGABET Serdecznie pozdrawiamy Redakcja 10/20