Leszek Balcerowicz – Aron Bucholtz (ur. 19 stycznia 1947 w Lipnie) – marksistowski doktryner, wykładowca w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu...
6 downloads
6 Views
Leszek Balcerowicz – Aron Bucholtz (ur. 19 stycznia 1947 w Lipnie) – marksistowski doktryner, wykładowca w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR., komunistyczny ekonomista i polityk, wicepremier i minister finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego (1989–1991), Jana Krzysztofa Bieleckiego (1991) i Jerzego Buzka (1997–2000), poseł na Sejm III kadencji (1997–2000), prezes Narodowego Banku Polskiego (2001–2007). Drugi przewodniczący Unii Wolności (1995–2000). Kawaler Orderu Orła Białego.
Ponosi główną odpowiedzialność za aferę Art.-B oraz aferę Przekształceń Własnościowych.
O latach młodzieńczych wiemy tyle, że uprawiał biegi długodystansowe. Potem rozpoczął studia w Szkole Głównej Planowania i Statystyki.
SGPiS dzisiaj SGH, to jedna z „renomowanych” szkół w Polsce. Ale w latach sześćdziesiątych, nie cieszyła się wielką renomą, ponieważ była kuźnią PRL-owskich kadr. W środowisku naukowym SGPiS była traktowana z przymrużeniem oka chociażby dlatego, że już nazwa mówiła jaki ustrój mają budować jej absolwenci. Szkoła Główna Planowania i Statystyki była szkołą centralnego planowania czyli ręcznego sterowania gospodarką.
To właśnie dzięki temu centralnemu planowaniu wielu mieszkańców Polski musiało używać w toalecie Trybuny Ludu zamiast papieru toaletowego, takie to było planowanie. A więc już na etapie wyboru uczelni Balcerowicz dokonuje jasnego wyboru ideologicznego. Chce należeć do elity centralnie planującej budowę socjalizmu.
Balcerowicz podejmuje studia na kierunku Handel Zagraniczny, który był obiektem westchnień młodych karierowiczów PRL. Po ukończeniu tego kierunku (i obowiązkowym zapisaniu się do PZPR) można było liczyć na pracę w którejś z central handlu zagranicznego a w ówczesnych czasach taka robota to było Eldorado.
Jeszcze przed ukończeniem studiów tj. w 1969 roku młody Balcerowicz zgłasza akces do PZPR i po rocznym stażu zostaje przyjęty w poczet członków tej organizacji (nr legitymacji 6165).
W marcu 1968 roku Polska Zjednoczona Partia Robotnicza „oczyściła” swoje szeregi z osób pochodzenia żydowskiego. Wiele z nich wyemigrowało, wielu straciło pracę. Działania te były inspirowane i organizowane przez Moskwę. To było w roku 1968 a już rok później Balcerowicz zapisał się do PZPR, by zrobić szybką karierę. Najpierw na SGPIS.
W roku 1978 jego kariera wchodzi w nowy okres. Zaproponowano mu nowe miejsce pracy i wyższe stanowisko w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR. Czy rozwiązał jakiś problem marksizmu nie wiadomo.
Nadchodzi rok 1989 i „okrągły stół”. Komuniści oddają władzę polityczną swoim partnerom z opozycji (oczywiście z tej opozycji, z którą komuniści chcieli rozmawiać) a sobie pozostawiają władzę ekonomiczną (jakoś mało się dzisiaj pisze o spółkach nomenklaturowych). Potrzebny jest ktoś, kto swoim nazwiskiem będzie firmował trudne reformy gospodarcze a zarazem będzie wiedział komu należy być posłusznym. To rola dla Leszka Balcerowicza.
Balcerowicz prezentuje tzw. „plan Balcerowicza”, którego autorem w rzeczywistości jest Jeffrey Sachs z Harvardu. Balcerowicz daje tylko polskie nazwisko, użyteczne aby tubylcy nie zadawali pytań o suwerenność, samostanowienie, interesy ekonomiczne społeczeństwa itp. Kto nie wierzy, niech poszuka w zachodniej prasie czegoś na temat planu Balcerowicza. Niewiele tego znajdzie. Znacznie więcej można przeczytać o planie Jeffreya Sachsa.
J. Sachs przywiózł plan, który miał doprowadzić do transformacji polskiej gospodarki (plan nieudany, ale to już inna sprawa) i przekazał go do realizacji Leszkowi Balcerowiczowi.
Przekształcenie polskiej gospodarki w rynkową jest korzystne dla państw Zachodu samo w sobie, ale dodatkowo ustawiono transformację tak, by skorzystali również inwestorzy z USA. W końcu Jeffrey Sachs i inni „doradcy” nie przyjeżdżali do Polski za własne pieniądze.
Już w 1993 r. zachodni ekonomiści pisali wprost, że plan Balcerowicza zakończył się porażką i dlatego uruchomiono machinę propagandową, która miała przekonać Polaków, że w rzeczywistości był to wielki sukces. Jeśli sukces był wielki to i jego autor musiał być Wielkim Ekonomistą. Machina propagandowa zadziałała tak skutecznie, że po pewnym czasie sam Balcerowicz uwierzył w swoją wielkość. Uwierzyć w wielkość Balcerowicza było tym łatwiej, że każdy, kto ośmielił się publicznie go skrytykować otrzymywał łatkę „oszołoma” i „księżycowego ekonomisty”. To spowodowało, że nawet w środowisku akademickim niechętnie mówiono o błędach popełnionych przez Balcerowicza (właściwie: przez Sachsa). Ważniejszy był jednak inny skutek przylepiania krytykom łatki „oszołoma”. Świadomość narażenia się na ostracyzm ze strony elit powodowała, że krytyką Balcerowicza zajmowali się tylko ci, którzy mieli niewiele do stracenia a więc przede wszystkim ludzie spoza establishmentu. Dzięki temu łatwo było wytworzyć przekonanie, że każdy kto krytykuje Balcerowicza to prostak i nieuk. Tym bardziej, że do tej krytyki zabierali się przeważnie straceńcy czyli ludzie odważni ale niekoniecznie dysponujący argumentami merytorycznymi.
Zachodnia finansjera poklepuje Balcerowicza po plecach i przyznaje nagrody, Gazeta Wyborcza pisze peany, Lepper opluwa. Jak w takich warunkach nie uwierzyć w swój własny geniusz? Dlatego tak bardzo się irytuje, gdy ktokolwiek sugeruje, że mógłby stanąć przed komisją śledczą. I co z tego, że zasiadał w radzie fundacji, którą finansowały podległe mu banki? Może zwykłemu śmiertelnikowi by nie wypadało ale Balcerowiczowi to uchodzi.
Jednym z ważnych elementów "planu Balcerowicza" była ustawa o uporządkowaniu stosunków kredytowych. Wprowadzała ona tzw. "zmienną stopę oprocentowania" kredytów. Jeśli na przykład umowa z bankiem opiewała na 4 procent rocznie, to zmienna stopa oprocentowania sięgała 40 procent miesięcznie. Stawiało to kredytobiorców w bardzo trudnej sytuacji, powodowało bankructwa. Jednocześnie, Balcerowicz wprowadził wysokie oprocentowanie lokat terminowych w bankach komercyjnych. Sięgały one 100 procent. Trzecim elementem tej operacji było zamrożenie kursu walutowego; za dolara płacono 9 500 złotych.
W ten sposób uruchomiony został osobliwy przepływ pieniędzy. Kredytobiorcy, a warto pamiętać, że w tamtym okresie kredyty brali bogatsi chłopi i drobni przedsiębiorcy, a więc zalążek przyszłej polskiej klasy średniej, więc ci kredytobiorcy byli bezlitośnie drenowani przez banki przy pomocy opisanej już zmiennej stopy oprocentowania. A co się dalej działo z wydrenowanymi w ten sposób pieniędzmi? Otóż finansiści, głównie ze wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, przyjeżdżali do Polski z dolarami, wymieniali je po 9 500 złotych za sztukę, pieniądze umieszczali na lokatach, a po upływie roku - odbierali je w ilości dwukrotnie powiększonej, wymieniali je na dolary po tym samym kursie 9,5 tysiąca i wracali do domu.
Potem słychać było, że chcieli przyznać Leszkowi Balcerowiczowi Nagrodę Nobla.
Plan Balcerowicza miał też następstwa polityczne w postaci przetrącenia kręgosłupa zalążkowi polskiej klasy średniej, która po tym uderzeniu nie może dojść do siebie aż po dzień dzisiejszy. To wyeliminowało potencjalną konkurencję dla komunistycznej nomenklatury, która po tzw transformacji ustrojowej, korzystała z kasy ukradzionej za pośrednictwem spółek nomenklaturowych, pod osłoną "surowych praw stanu wojennego", wprowadzonego przez generała Jaruzelskiego
Swą przyspieszoną karierę w 1989 r., awans na wicepremiera i ministra finansów, Balcerowicz zawdzięczał tylko i wyłącznie protekcji prawej ręki premiera Mazowieckiego, jego zausznika - ekonomisty Waldemara Kuczyńskiego. Początkowo ofiarował się tylko z rolą doradcy Kuczyńskiego i sam był zaskoczony swym nieoczekiwanym awansem. Zawdzięczał go głównie temu, że kolejno odmówiły cztery pierwsze osoby, którym zaproponowano stanowisko ministra finansów we wrześniu 1989 r., a Balcerowicz urząd ten przyjął. Tym gorliwiej podjął się realizacji importowanego ze Stanów Zjednoczonych do Polski planu Sorosa-Sachsa, w Polsce znanego pod fałszywą nazwą "plan Balcerowicza".
W rzeczywistości cały plan był pomysłem słynnego amerykańskiego lewicowego miliardera George'a Sorosa, przybyłego z Węgier do USA giełdowego spekulanta żydowskiego pochodzenia. O tym, że cały rzekomy plan Balcerowicza był w istocie dziełem Sorosa, możemy dowiedzieć się również z nieostrożnej enuncjacji W. Kuczyńskiego, zausznika Mazowieckiego, ministra przekształceń własnościowych w jego rządzie. Jak wyznał Kuczyński w książce "Zwierzenia zausznika" (Warszawa 1992, s. 82-83): "Soros przyjechał z planem reformy gospodarki polskiej, zwanym planem Sorosa. To była kombinacja szokowej operacji antyinflacyjnej z restrukturyzacją naszych firm". Balcerowiczowi jako wicepremierowi nadzorującemu polską politykę gospodarczą przypadło zaś tylko zadanie firmowania tego wszystkiego i uwiarygodniania polityki służącej gospodarczym celom Zachodu.
Celom tym służyła doktrynersko realizowana polityka gospodarcza Balcerowicza, skupiająca się głównie na walce z inflacją, przy zaniedbaniu wysiłków na rzecz wzrostu gospodarczego i pobudzania eksportu. Jednym z najszkodliwszych elementów tej polityki było nastawienie na przyśpieszoną gruntowną prywatyzację polskiego przemysłu i banków, stanowiącą faktyczną wyprzedaż za bezcen.
Wsparcie dla Balcerowicza stanowiły zachęty do jak najszybszej terapii szokowej lansowane już latem 1989 r. przez współdziałającego z Sorosem amerykańskiego ekonomistę Jeffreya Sachsa, który reklamował się w Polsce jako ten, który z dnia na dzień zwalczył w Boliwii ogromną inflację. Obiecywał tę samą terapię w Polsce, zapominając uprzedzić, że jego boliwijski sukces dokonał się kosztem ogromnego bezrobocia, buntu boliwijskich robotników, wprowadzenia w Boliwii stanu wyjątkowego i internowania przywódców związkowych. O tym wszystkim milczano w najbardziej wpływowych mediach z Gazetą Wyborczą na czele, chętnie za to nagłaśniając obietnice Sachsa szybkiej terapii szokowej. Szczególnie kłamliwa pod tym względem była informacja w "Gazecie Wyborczej" z 24 sierpnia 1989 r., zamieszczona pod znamiennym tytułem: "Cud gospodarczy w Polsce?". Sachs obiecywał tam m.in.: "Likwidujemy całkowicie inflację w ciągu sześciu miesięcy. Stopa życiowa zacznie wzrastać za pół roku (...) Nie dajcie sobie wmówić, że radykalny program gospodarczy wymaga cierpień i wyrzeczeń".
Nader szybko okazało się, że ta terapia szokowa doprowadziła do wielkiego pasma cierpień i wyrzeczeń przeważającej części społeczeństwa, z korzyścią dla gromady cwaniaków polskich i zagranicznych. Pisał o tym amerykański krytyk terapii szokowej, noblista z dziedziny ekonomii, prof. J. Stiglitz.
Dzięki skokowym podwyżkom cen państwo zagrabiło wieloletnie oszczędności obywateli. Straciły wartość zbierane przez wiele lat wkłady na mieszkania. Państwo zgarnęło większą część oszczędności dolarowych, szacowanych w 1988 r. na 7-15 miliardów dolarów amerykańskich (por. S. Dąbrowski, Logika postkomunistów, "Nowy Świat", 13 stycznia 1993 r.).
Przypomnijmy dane o rozmiarach podwyżek cen w 1990 r. Według tekstu "Gazety Wyborczej" z 29 stycznia 1991, opartego na danych GUS, średnie ceny w 1990 r. były siedmiokrotnie wyższe niż w 1989 roku. Chleb średnio podrożał 13 razy, makaron 22 razy, ceny mebli, naczyń kuchennych, lodówek wzrosły 8-10 razy. Ceny podstawowych artykułów często stały się wyższe niż w krajach EWG. W tym samym czasie miesięczne wynagrodzenie mieszkańca Polski odpowiadało 2-dniowym zarobkom Niemców.
Jak wielkie rozmiary przybrało skokowe zubożenie polskiego społeczeństwa w efekcie terapii szokowej, dokumentowała książka o polityce społecznej wydana w 1995 r. pod redakcją prof. Juliana Auleytnera. Według niej, w 1990 r. przeciętne płace spadły o 24 %, realna wartość przeciętnej emerytury i renty o 19 %, a dochody netto z rolnictwa na 1 pracującego o 63 %. Rolników szczególnie dotknęło otwarcie przez Balcerowicza granic na produkty rolne z zagranicy, w dużej mierze dotowane przez rządy zachodnie i sprowadzane do Polski po dumpingowych cenach.
Dzięki wpływom starej nomenklatury tzw. plan Balcerowicza, reklamowany jako nowa, rewolucyjna reforma gospodarcza, był faktycznie tylko odmianą stosowanych przez rządy PRL "operacji dochodowo-cenowych". Z tą różnicą, że tamtych nie udało się zrealizować ze względu na opory społeczeństwa. Balcerowiczowi zaś to powiodło się kosztem ograbienia społeczeństwa z oszczędności i zubożenia wielkiej części ludności. Udało się dlatego, że mógł skorzystać z poparcia społeczeństwa dla rządu Mazowieckiego.
Naród naiwnie zawierzył ówczesnemu kierownictwu Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, które twierdziło, że plan Balcerowicza to jedyny skuteczny program naprawy gospodarczej, niemający rzekomo żadnej alternatywy. Tak uzyskano przyzwolenie społeczne dla drastycznego planu, którego władzom PRL nie udałoby się zrealizować ze względu na opór Narodu. Jak szczerze wyznawał na łamach "Prawa i Życia" 10 marca 1990 r. były minister handlu wewnętrznego w rządzie M. Rakowskiego, Marcin Nurowski, "realizacja takiego programu gospodarczego w naszym wykonaniu doprowadziłaby do gigantycznej awantury w kraju".
Plan Sorosa zyskał entuzjastyczne wsparcie byłych prominentów reżimu komunistycznego - od byłych ministrów PRL-owskich Nurowskiego i Mieczysława Wilczka, po byłego wicepremiera w rządzie Rakowskiego - Mieczysława Sekułę czy byłego rzecznika rządu Jaruzelskiego - Jerzego Urbana. Stara nomenklatura partyjna stanowiła trzon kadry kierowniczej w gospodarce, wprowadzającej plan Sorosa. Postarano się też o zablokowanie potrzebnych reform strukturalnych, od reformy banków począwszy, po restrukturyzację przemysłu, które były by niekorzystne dla starej kadry partyjnej. Oni wspierali mnożące się spółki nomenklaturowe. Zadbali również o nieprecyzyjne i wadliwe przepisy w różnych dziedzinach, tak aby ułatwić dokonywanie aferowych manipulacji (vide: afera FOZZ, afera z rublem transferowym, tytoniowa, ziemniaczana etc.).
Balcerowicz ponosi lwią część odpowiedzialności za brak kontroli, który ułatwił te afery przy współudziale osób na wpływowych stanowiskach gospodarczych. Rzecz znamienna: w 1989 r. zniesiono karę konfiskaty majątku za nadużycia gospodarcze. Cwaniacy z zagranicy i wysoko uplasowani w aparacie gospodarczym ludzie starej nomenklatury wykorzystali szanse spekulacji i drenażu dolarów z Polski dzięki utrzymywaniu przez półtora roku kursu dolara do złotego na sztywnym, niezmienionym poziomie.
Dawni komunistyczni działacze byli siłą dominującą w ministerstwie kierowanym przez Balcerowicza, wszechwładnym resorcie finansów. Na najwyższych szczeblach tego ministerstwa zastępcami w randze wiceministrów byli, obok bezpartyjnego (choć dawniej członka PZPR) Marka Dąbrowskiego, trzej wiceministrowie z PZPR: Janusz Sawicki, Andrzej Podsiadło i Jerzy Napiórkowski. Ogromną część dyrektorów i naczelników stanowili również członkowie PZPR. Podobnie układały się stosunki w innych resortach gospodarczych podległych Balcerowiczowi, gdzie PZPR-owcy stanowili dominującą część kierownictw ministerstw. Szczególnie wymowna była sytuacja w obsadzie pozycji w tak kluczowej sferze życia gospodarczego jak banki. Dominowały tam postacie ze starej PZPR-owskiej nomenklatury typu były członek Biura Politycznego KC PZPR, a w 1990 r. prezes Narodowego Banku Polskiego Władysław Baka czy były minister rządów PRL-owskich, a w 1990 prezes Banku PKO Marian Krzak, prezes Pekao SA Marian Kanton i jego zastępca Janusz Czarzasty, Bogusław Kott - prezes Big Banku, Krzysztof Szwarc - prezes Banku Rozwoju Eksportu, czy też Andrzej Wróblewski - przewodniczący Rady Nadzorczej Banku Śląskiego, minister finansów w rządzie Mieczysława Rakowskiego.
Fachowcy z "Czerwonej oberży"
Teoretyk Balcerowicz nie mający zielonego pojęcia o praktyce funkcjonowania gospodarki, był uzależniony od swych PZPR-owskich pomagierów. Byli oni usłużni ale nie bezinteresownie. Zajmując kierownicze stanowiska, wykorzystywali dostęp do najtajniejszych informacji gospodarczych dla przyśpieszonego tworzenia fortun dla siebie i "kolesiów".
Wpływowe zachodnie, a zwłaszcza amerykańskie, kręgi gospodarcze, a także MFW, gorąco popierały "dogadanie się" z czołowymi komunistami w Polsce i na Węgrzech, w oparciu o zabezpieczenie sobie nawzajem realizacji podstawowych celów na zasadzie wzajemności. Dla przywódców komunistycznych celem tym było utrzymanie w swych krajach centralnych pozycji, zwłaszcza w życiu gospodarczym, po rozpoczęciu transformacji systemowych. Dla Zachodu najważniejsze w Europie Środkowej było dalsze spłacanie zadłużenia z czasów komunistycznych. Jak zwykle dla Zachodu pieniądz miał większe znaczenie niż względy moralno-wolnościowe.
Balcerowicz nieprzypadkowo stał się gwarantem spłaty polskiego zadłużenia wobec Zachodu. Jeszcze w 1989 r. stanowczo twierdził w Sejmie, że trzeba jak najszybciej spłacać komunistyczne długi, aby nie wywołać zaniepokojenia zachodnich bankierów. Rzecz w tym, że w latach 1989-1990 istniała zmarnowana przez Balcerowicza szansa całkowitego anulowania polskich długów wobec Zachodu. Była na to koniunktura ale szybko się skończyła ze względu na niechęć Balcerowicza. Usłużność Balcerowicza wobec MFW i czołowych przedstawicieli amerykańskiego establishmentu przyniosła mu profity.
Zachodnie naciski na rzecz utrzymania dominacji Balcerowicza w polskim życiu gospodarczym miały uzasadnienie w fakcie jego służalczości wobec zachodnich lobby finansowych. I to nie tylko amerykańskich.
Członkiem Rady Ekonomicznej przy prezesie Rady Ministrów, w 1990 r. był ówczesny gubernator banku centralnego Izraela Michael Bruno.
Był on wtajemniczony w najgłębsze tajniki polskiej gospodarki, takie jak planowane zmiany kursu złotego do dolara - wiadomość na wagę złota dla spekulantów. W liście do Balcerowicza wysuwał on swoje sugestie w tej sprawie. Kto nie wierzy, niech zajrzy do książki Balcerowicza "800 dni". Czy za takie zjawiska, jak dopuszczenie cudzoziemca do kluczowych polskich tajemnic finansowych, nie należało postawić Balcerowicza przed Trybunałem Stanu?
Balcerowicz, jako wicepremier i minister finansów, był odpowiedzialny za bałagan w podlegającym mu resorcie. Jakże wymowne pod tym względem były informacje zawarte w zamieszczonym 18 sierpnia 1991 r. w "Tygodniku Gdańskim" wywiadzie z dyrektorem Anatolem Lawiną, wysokim urzędnikiem Najwyższej Izby Kontroli. Powiedział w nim m.in.:
"Najbardziej niebezpieczne jest dojście do przekrętów finansowych na wielką skalę. Tak jest w bankach, przedsiębiorstwach handlu zagranicznego, w Ministerstwie Współpracy z Zagranicą. A Ministerstwo Finansów? Nie znam żadnej sprawy, która by była tam rzetelnie udokumentowana i załatwiona... Ministerstwo Finansów robi wszystko, by zatuszować sprawę nadużyć i bałaganu".
Kierownictwo resortu finansów z Balcerowiczem na czele było bezpośrednio odpowiedzialne za zaniedbania w funkcjonowaniu systemu bankowego, który już w 1989 r. powszechnie oceniano jako skandaliczny (np. wywiad z prof. Antonim Kuklińskim dla "Życia Warszawy" z 9 grudnia 1989 r.). Sam Balcerowicz przyznał, że "system bankowy jest przedmiotem uzasadnionej krytyki". Potem jednak minął rok bez naprawy tego systemu, aż doszło do afery Art. B, która obnażyła skutki opóźnienia reformy bankowości, za co odpowiedzialność ponosi Balcerowicz.
W 1991 r., pod koniec gospodarczej dyktatury Balcerowicza, powszechnie mówiono o jego odpowiedzialności za fatalny stan systemu bankowego. W tej prawie krytyką pod adresem ministra finansów wychodzili nawet liberałowie z partii Jana Krzysztofa Bieleckiego. Donald Tusk wypowiadając się w imieniu KLD w 1991 r., stwierdził, że liberałowie mają obiekcje do Balcerowicza jako "ministra finansów, z powodu dysfunkcjonalności systemu bankowego" (T. Roguski "Liberałowie liczą na sukces", "Rzeczpospolita", 4 września 1991). Potem ten sam Tusk poszedł w zaparte, by bronić Balcerowicza.
Leszek Balcerowicz ponosi główną odpowiedzialność za aferę Art.-B oraz super aferę Przekształceń Własnościowych.
Kiedy Bagsika postawiono przed sądem, on, prezes NBP, nie zrobi...