BIBLIOTECZKA MŁODZIEŻY SZKOLNEJ. 42. Morawska Z. Koronacja Zygmunta Augusta. . • 43. Lenartowicz T. Wybór poezji. 44. Kondratowicz L (Wł. Syrokomla). ...
16 downloads
37 Views
2MB Size
BIBLIOTECZKA MŁODZIEŻY SZKOLNEJ. 42. 43. 44. 45. 46. 47. 48. 49. 50. 51. 52. 53. 54. 55. 56. 57. 58. 59. 60. 61. 62. 63. 64. 65. 66. 67. 68. 69. 70. 71. 72. 73. 74. 75. 76. 77. 78. 79. 80. 81. *2.
Morawska Z. Koronacja Zygmunta Augusta. .• Lenartowicz T. Wybór poezji. Kondratowicz L (Wł. Syrokomla). Wybór poezji. Hoffrcamwa Kiom. Wybór powiastek. — Dziennik Franciszki Krasińskiej. — Listy Elżbiety Rzeczyckiej. Chrzaszezewska Jadwiga. Upał. — Sosna. Krakowowa Paulina. Wybór powiastek. Andarsan H. Kwiaty Idalki. — Coś. — Len. Anderson H. Cień. — Śpiewak z pod strzechy. Amicis E. Na tonącym okręcie. — W szpitalu. — Od Apeninów do Andów. Kipling R. Kot, który chodził własnemi drogami. — Słoniątko. — Ankus KrólewsKi. — Toomai od słoni. Asnyk A. Wybór poezji. Ujejski K. Wybór poezji. Anozyc Wł. L. Daleka podróż dwóch piesków pokojowych. — Świerszcz. — Błędne ogniki. — Rozbitki na wyspie Jan Mayen. Zaleska M. J. Cztery prządki. — Robotnicy P. Jakóba. — Gwiazdka. — Najlepsza zabawa. Zaleska M. J. Wiewiórka. — Pogrzeb szczura. Teresa Jadwiga. Stacho. — Pogrzeb ostatniego Jagiellona. — Wolna elekcya. Sienkiewicz H. Grunwald. (Ustęp z Krzyżaków). — Zdobycie Kamieńca. (Ustęp z Pana Wołodyjowskiego). Niewiadomska C. Z życia Mickiewicza. — Dotrzymuj słowa. — Koledzy. — Samolub. — Noc sierpniowa. Daudet A. Napad szarańczy. —Tajemnica majstra Antoniego. Andersen H. Królowa Śniegu. — Matka.. — Anioł. — Sosna. Zaleska M. J. Wesele zięby. Zaleski Józef Bohdan. Wybór poezji. Pol Wincsnty. Pieśń o ziemi naszej. Wasilewski Edmund. Wybór poezji. Sienkiewicz H. Jurand ze Spychowa (z Krzyżaków). Demolder E. Kwiaciarka. Mała służąca.
BIBLIOTECZKA MŁODZIEŻY SZKOLNEJ 103 A
CECYLJA NIEWIADOMS'
LEGENDY, PODANIA 1 OBRAZKI HISTORYCZNE w>
II
P/M' /s
CHROBRY WYDANIE DRUOIE
=
&
,
/
-12 h N A K Ł A D G E B E T H N E R A I WOLFFA WARSZAWA KRAKÓW
•
LUBLIN • ŁÓDŹ O. GEBETHNER I SPÓŁKA
i\
Biblioteka Narodowa Warszawa
Bolesław Chrobry od r. 992-1025.
30001003443373
Ï.&.T55
>Mî> % - M i l WSZELKIE PRAWA PRZEDRUKU I PRZEKŁADU ZASTRZEŻONE. O d DRUK W. L. ANCZYCA I SPÓŁKI W KRAKOWIE, a a
1919
W nurtach Elby i Sali, wśród dnieprowych wód tali Kto to słupy żelazne tam bije? I z za Karpat wyżyny po Bałtyku głębiny Czyje godła i znaki lśnią czyje? To Bolesław, mąż chrobry,1) ludów swoich pan dobry, Ale straszny na zdrajcę i wrogi. Złączył braci Lechitów, i jak orzeł z błękitów, Precz daleko rozpuścił swe drogi. Za trud ciężki, znój krwawy, kupił bratnie Morawy, Wydarł Niemcom Luzatów dziedziny; Potem na Ruś daleką, gdzie gród stary nad rzeką, 2 Poszedł zbierać rycerskie wawrzyny. ) Lecz choć w murach Kijowa tyle skarbów się chowa, Drogie szaty i droższe klejnoty, On nic nie wziął tym razem, tylko miecza żelazem, Jak pan, wyciął po bramie ich Złotej. x
) Chrobry — mężny, waleczny. ) Wawrzynowymi (laurowymi) wieńcami ozdabiano głowy zwycięzców. Zbierać wawrzyny — zdobywać sławę. s
k 4
-
A gdy z wrogów pogromu wrócił wreszcie do domu I do pochwy miecz schował zszczerbiony, W nowej Gniezna świątyni biskup królem go czyni, Czoło wieńcząc mu złotem korony. Lata jeszcze żył potem, już nie miecza łoskotem, Lecz mądrością swą głośny po świecie; A gdy wreszcie legł w grobie, naród chodził w żałobie, Niby smutne po ojcu swym dziecię. Marja Unicka.
W podziemnym zamku. Na Wawelu nad Wisłą gród prastary, od wieczny, niegdyś zamek królewski. U stóp góry szeroko rozkłada się miasto i pły nie ulicami we wszystkich kierunkach. Życie w niem tętni od samego świtu ciężkim turkotem wozów, dzwonkami tramwajów, gwizdkami fabryk, gwa rem robotników, ruchem młodzieży szkolnej, wy stawami sklepów. Miasto żyje, weseli się, płacze, zabiega, walczy, tryumfuje lub skarży się głośno» jaśnieje cnotą lub krwawi występkiem, — żyje. A stary, stary zamek na wysokiej górze pa trzy na to od wieków, poważny, milczący. Czego on nie pamięta! Te wielkie komnaty, w których śpi echo tysiącznych odgłosów: chrzęstu rycerskiej zbroi, szczęku mieczów, pokrzyków groź nych, tryumfalnych pieśni, i rozpaczliwych żalów i cichego jęku. Wszystko to brzmiało w tych mu rach milczących, — a dzisiaj gdzie te głosy? Obok zamku świątynia, niby skamieniała mo dlitwa całych wieków. Półmrok w niej zamyślony,
5
poważny i cichy. Z grobowców i pomników patrzą marmurowe twarze wielkich synów ojczyzny, któ rzy oddali jej życie, — ich czyny opiewają mil czące napisy. Na środku srebrna trumna, jak ołtarz ofiarny, który dźwigają czterej aniołowie, — to szczątki męczennika, patrona tej ziemi. * I wielka cisza. •• Niekiedy uroczyście z katedralnej wieży ozwie się głos spiżowy starego Zygmunta, lecz i te dźwięki zda się przepojone tęsknotą jakąś, głęboką zadumą, nie tak, jak ongi kiedy »w przepaści błękitu wylał pierwszy hymn Bogu, jak chóry aniołów, Głos leciał w górę w pełnych, brzmiących kołach, I wstęgę dźwięków jak piorun rozwinął, Rozbudził echa po gór chmurnych czołach I do stóp Boga zapłynął!« (Wasilewski.) A pod Wawelem groby. Milczące podziemia, gdzie nie przenika ani promień słońca, ni echo życia, które wre na ziemi. Tu wieczna ciemność i wieczne milczenie. Wtedy tylko zaświeci słaby blask pochodni i słychać ciche szepty i stąpania, gdy ktoś z żyjących pragnie spoj rzę» na te szczątki wielkiej przeszłości i minionej chwały. »Tutąj śpią króle-mocarze, Poigrał czas z ich potęgą, W proch chrobre rozsypał twarze I pleśni opasał wstęgą;
— 6 — A w ich zbutwiałej prawicy Rdzewieje klinga szablicy. (Wasilewski.) To ludzie widzieć mogą. Ale głębiej pod ziemią, w pieczarach niezna nych, gdzie nie postała nigdy stopa śmiertelnika* jest inny zamek królewski, wspanialszy. Nie budowała go ręka człowieka, nie ludzkde siły wzniosły olbrzymie sklepienia i potężne kolum ny. Szereg komnat jaśnieje też nieziemskiem świat łem, w którem igrają tęcze z purpury i złota, lśnią iskry stali i błyski żelaza. Ściany tam zdobią tarcze i sztandary, prastare karabele, hełmy i pancerze; z kosztownych rękoje ści bije blask drogich kamieni i tysiącem barw świetlnych mieni się w powietrzu. Pośrodku stoły dębowe, złotogłowiem zasłane, na nich miód stary w kosztownych puharach. Dokoła stołu zasiedli królowie, w godowych szatach, w płaszczach purpurowych, korony na ich czołach, wyraz powagi na licu, a berło władzy w dłoni. Siedzi Lech stary, Krakus, Wanda, Piast koło dziej, Mieczysław z krzyżem, Chrobry ze Szczerbcem u boku, Krzywousty z Zora wiem, którym gromił wrogów w 47 bitwach, Łokietek, co 3 razy na tron wracał, Król chłopów i Jadwiga, Jagiełło, dwóch Zygmuntów, Stefan Batory, Sobieski, pogromca Tur ków i obrońca wiary, i wielu innych, o twarzach mniej jasnych, mniej królewskiem spojrzeniu. Siedzą i gwarzą o tern, co słychać na ziemi; czasem łza błyśnie w zmartwiałej źrenicy, czasem rozświetli ją uśmiech radości, strzeli z niej pro-
WÊÊÊÊÊM mień dumy, lub ból ciężki, głuchy posępnym cie niem zasępi oblicze. Cóż to za odgłos aż tu zbudził echa, aż kró lowie powstali z purpurowych tronów i zgodnym hymnem wtórzą ziemskiej pieśni? — To głos Zyg munta tak potężnym dźwiękiem wydzwonił —jak co roku — uroczystą chwilę Narodzenia Dzieciątka w Betleem. Przebrzmiała pieśń z ostatniem uderzeniem dzwonu, echo w oddali milknie, — królowie znowu zasiedli u stołu, tylko Bolesław Chrobry, na Szczerbcu oparty, stoi i czeka. Zatętniała ziemia, zachrzęściały pancerze, sły chać głuche uderzenia: ktoś kołacze do wrót pod ziemnego zamku. Wielki król ruszył z miejsca i dąży ku wyj ściu: wszak to jego rycerze, jego nieśmiertelni to warzysze bojów i chwały. Dotknięciem Szczerbca rozwarł potężne po dwoje i stoi przed nimi w blasku nieśmiertelnym. Tak patrzą na się chwilę. Hufiec rycerzy w żelaznych zbroicach, na że lazem okutych koniach, w oznaczonej godzinie sta nął przed swym wodzem, oczekuje rozkazu. — Czy już czas, królu, panie nasz? — pytają. — Nie wybiła jeszcze godzina, rycerze moi, wojownicy moi! — odpowiada Bolesław. I zapadają się ciężkie zapory, odcięły znowu wodza od rycerzy, i hufiec zbrojny spieszy napowrót, skąd przybył. Spieszy ku Tatrom śnieżnym i uśpionym. Tam W głębokiem podziemiu pod sennym Giewontem,
— 8 — a może w Kościeliskiej pod Pisaną (bo tego nikt nie zbada z żyjących na świecie), śpi rycerstwo Chrobrego. W zbroi i z mieczem w dłoni śpią tak od wieków, wsparci o grzywy swych koni. I tylko raz do roku, kiedy dzwon Zygmunta uderzy godzinę Narodzenia Pana, a pierwsza gwiaz da zabłyśnie na niebie, słychać w podziemiu głu chy chrzęst i łoskot. To rycerstwo dosiada żelaz nych rumaków i spieszy do Krakowa, by w pod ziemnym zamku stanąć na chwilę przed obliczem wodza i z ust jego usłyszeć rozkaz. Dotąd odsyła ich wódz ukochany na dalszy sen-spoczynek, — ale może już dzisiaj wybiła go dzina, bo mówi przecież stara przepowiednia, że gdy na całym świecie wybuchnie wojna święta, wtedy Bolesław Chrobry zbudzi swych rycerzy. Wyjdą z tatrzańskich pieczar niezwyciężone za stępy, a Wielki Król nie schowa już Szczei^bca do pochwy, dopóki na całej ziemi nie zapanuje pokój, miłość i szczęście.
Bracia Zmartwychwstańcy. Rycerze Chrobrego piękną zostawili pamięć, skoro lud oczekuje na ich przebudzenie, by spra wiedliwość zapanowała na ziemi, — w znacznej jednak mierze jest to zasługą ich wodza. Bolesław nagradzał męstwo, sile i odwadze dawał szlachetne pole walki w obronie kraju, ale zarazem wymagał karności, karcił nieposłuszeństwo, a dla występnych bardzo surowym był sędzią.
-
9
Jest naprzykład podanie, iż w czasie pokoju rozmieszczone po grodach królewskich rycerstwo przez swawolę czy chciwość zaczęło napadać po dróżnych, wydzierając im własność, a nawet i życie. W owych czasach było to rzeczą zwyczajną, w Niemczech rycerze bogacili się taką zdobyczą, ale Bolesław, mądry i sprawiedliwy monarcha, na wieść o tem uniósł się gniewem. On kocha swych rycerzy, ale nie rozbójników, mordujących bezbronnego i słabszego. On chce, aby kraj jego był bezpieczny, gościnny dla swoich i dla obcych. Wszakże po to budował drogi, aby zachęcić do przyjazdu kupców, ułatwić tak po trzebny handel. Swawolna napaść odstraszy każdego, a ileż razy staje się przyczyną wojny, odwetu, klęski? To też surowo skarcił te rozboje i na przy szłość zagroził śmiercią winowajcy. Czy to nie wiedząc o tem, czy przez lekko myślność dwaj bracia, młodzi rycerze, dopuścili się znowu rabunku. Sądzili pewno, że się to ukryje. Nie ukryło się jednak. Król surowy i zapal czywy rozkazał obu natychmiast ściąć głowy. Niech ten przykład odstraszy innych. W milczeniu wysłuchali groźnego wyroku. Nikt nie odważył się prosić za nimi, bo król w gnie wie nie znosił żadnego oporu. Więc szli oddać głowy za chwilę swawoli, młodzi, zdrowi, odważni. Żaden z nich nie miał jeszcze lat 20. Upłynęło lat parę. Król uczlował z drużyną przed nową wyprawą. Ze wszystkich stron ściągali do niego rycerze,
—
10
—
a wszyscy pełni męstwa i odwagi. Bolesław witał przybyłych gościnnie, spoglądał na nich z dumą i miłością: oto obrońcy kraju, towarzysze trudów, jego chwała i sława; za ojczyznę oddają krew i ży cie, weselą się dzisiaj, a iluż nie wróci do domu? Przy stole gwar panował: liczono obecnych, mówiono o tych, którzy jeszcze nie przybyli, ktoś wspomniał o ukaranych młodzieńcach. Szkoda ich: byli młodzi i odważni, kochali kraj i króla, mogli być pożyteczni. Marnie zginęli. Król westchnął głęboko i zasępił oblicze. Spostrzegła to królowa i spytała: — Czy radbyś, mężu, widzieć ich jeszcze przy życiu ? — Tak — rzekł Bolesław — szkoda krwi i sił młodych, niechby je oddali na służbę krajowi. Wtedy królowa schyliła się do nóg mężowi, wyznając, że ocaliła młodzieńców, że dotąd żyją, ukryci w klasztorze, pokutując surowo za swe prze winienie. — Chcesz im przebaczyć, panie? Wszystko w twojej mocy... Król był rad i wzruszony; żonę uściskał, po słał gońca po uwięzionych, a gdy stanęli przed nim pełni skruchy, przebaczył winy, kazał dobijać się sławy, wiernie służąc ojczyźnie. I pozyskał w nich dzielnych rycerzy, których dla tego dziwnego zdarzenia zwano powszechnie: bracia zmartwychwstańcy.
—
11
Wykupienie ciała św. Wojciecha. Gdy św. Wojciech zamordowany został przez Prusaków, którym niósł światło nauki Chrystusa, Bolesław Chrobry postanowił wykupić ciało mę czennika i złożyć w Gnieźnie, w kosztownym gro bowcu. Tym sposobem pragnął oddać cześć świętemu i pozyskać jego błogosławieństwo dla kraju. Posłał więc rycerzy z bogatymi dary w zło cie, srebrze, tkaninach, broni. Złożono je na wa dze, a na drugiej szali zwłoki świętego. Ku zdumieniu jednak chrześcijan i pogan szala ze złotem i srebrem podniosła się w górę, jakby nic nie ważyła w porównaniu z ciałem mę czennika. Dorzucają na nią, co kto ma przy sobie, ale daremnie: to są tylko d a r y , o f i a r a przecież wię cej u Boga ma znaczenia, więcej nieskończenie waży. Jakże więc spełnią rozkaz swojego monarchy? Wtem wysuwa się z tłumu uboga wdowa, chrześcijanka. Tak gorąco pragnęła, by ciało świę tego wykupione zostało z rąk niewiernych i uczczone pogrzebem chrześcijańskim, — tak gorąco tego pragnęła! Gdyby miała skarby, oddałaby je za nie, oddałaby tak chętnie, — możeby przeważyły szalę? Ale nic nie ma. Oto dwa pieniążki, cały jej mają tek; dwa pieniążki, w ciężkim trudzie zarobione, może na chleb dla dzieci, — niech je Bóg przyj mie, bo więcej nic nie ma; oddałaby przecież choćby życie własne, gdyby potrzebne było.
12
-
Rzuca małe pieniążki na szalę pełną złota, — niewielka to ofiara, ale prosto z serca, a Bóg serca nasze ocenia. I oto cud! Szala ze złotem opada, opada do samej ziemi. Zdejmują srebro, złoto, dwa pieniążki wdowy mają tę samą wagę, co ciało świętego, bo także są ofiarą.
Cesarz Otto III w Gnieźnie. Pielgrzymka cesarza Ottona III do Gniezna nie jest podaniem, ale faktem historycznym, ma jącym jednak wiele cech podania, ponieważ po czątkowo przechowały się o tem zdarzeniu tylko ustne opowieści. Za panowania Bolesława Chrobrego przypadał rok 1000 od Nar. Chr. Ludzie wyobrazili sobie, że w tym właśnie roku nastąpi koniec świata, i sta rali się przygotować na straszliwy sąd ostateczny przez odpokutowanie tu na ziemi za popełnione grzechy. Każdy poczuwał się do jakiejś winy, więc by oczyścić duszę, sypano hojne jałmużny, fundo wano klasztory i kościoły, odprawiano pielgrzymki do miejsc świętych. Dowiedziawszy się o męczeństwie św. Woj ciecha, cesarz niemiecki, Otto III, postanowił odbyć pielgrzymkę do jego grobu w Gnieźnie, aby wy modlić sobie odpuszczenie grzechów i błogosła wieństwo. Ale przy tej sposobności chciał także poznać polskiego księcia Bolesława, o którego wa leczności i rozumie wiele mu opowiadano.
—
13
-
Dowiedziawszy się o tem, Chrobry postanowił jak najświetniej przyjąć najpotężniejszego w Europie monarchę, ażeby mu okazać zarówno bogac twa swego kraju, jak siłę zbrojną i swoją powagę. Już na granicy Polski oczekiwano gościa, i gdy ukazał się cesarz w licznym orszaku duchowień stwa i rycerzy, natychmiast przystąpili do niego przewodnicy, aby w nieznanym kraju wskazać mu najlepsze drogi lub przeprowadzić przez olbrzymie puszcze. Wkrótce pojawiły się poczty rycerskie. Były to mniejsze i większe oddziały, prowa dzone przez możnych panów i wodzów, złożone z ludzi rosłych, silnych i wytrwałych, w żelaznych zbrojach, lśniących w blasku słońca, w piórami zdobnych hełmach, przepysznych pancerzach, uzbro jeni w miecze, kopje, topory, z jaskrawo malowanemi tarczami. Oddziały te towarzyszyły cesarzowi w dalszej podróży aż do Gniezna. Przybywało ich coraz więcej, coraz inaczej zbrojnych. Po obu stronach drogi widział Otto te drużyny i podziwiać je musiał. Czuł się otoczonym dokoła wielką siłą doskonałego rycerstwa i rozu miał, jaką korzyść przynieść może podobny sprzy mierzeniec, jak niebezpiecznym byłby wróg tak silny. Gdy dano znać, że cesarz zbliża się do Gniez na, sam Bolesław z najokazalszą drużyną wyje chał naprzeciwko, aby powitać dostojnego gościa i wprowadzić go do stolicy. U bram Gniezna cesarz zsiadł z konia, ponie waż pragnął pieszo ^odbyć resztę drogi. Podanie
-
14
—
mówi, że z tego powodu Bolesław kazał suknem, a nawet czerwonem, wysłać ulice Gniezna, po któ rych szedł pobożnie do świętego grobu ówczesny opiekun całego chrześcijaństwa. W kościele pośród świateł zapalonych stała srebrna trumna kosztownej roboty ze szczątkami św. męczennika. Cesarz padł na kolana i modlił się długo, ze skruchą i żarliwością. Gdy opuścił świątynię, Bolesław, jako gościnny gospodarz, zaprosił gościa do zamku swojego na ucztę. Zamek czy pałac, a właściwie dom obszerny, był drewniany, — komnaty duże, by pomieścić mogły zawsze liczne rycerstwo Bolesława. Teraz przy brano je bardzo odświętnie. Na ścianach rozwieszono kosztowne kobierce, umajono je zielonością, a wśród gałęzi lśniły po złociste zbroje, pancerze i kolczugi, czyli koszulki z drobnych żelaznych kółek, hełmy ze spuszczonemi przyłbicami, różnobarwne tarcze, miecze o rę kojeściach wysadzanych drogimi kamieniami, włócz nie z proporczykami barwnymi, kosztowne rzędy na konie. Według wielkości komnat poustawiano w nich stoły dębowe, obrusami białemi lub kobiercami za słane, a na nich umieszczono misy, półmiski, dzbany, puhary, kubki, najrozmaitszej wielkości i kształtów, wszystkie ze złota i srebra. Na misach i półmiskach leżały pieczone i go towane potrawy: wołowina, wieprzowina, baranina, drób domowy i ptactwo, zwierzyna leśna: sarny,
15
-
jelenie, dziki, zające, kasza, chleb biały i razowy. W dzbanach i puharach złocił się miód i wino, piwo i kwasy rozmaite. Pod ścianą stały beczki z napojami, a przy nich podczaszowie i mnóstwo pachołków do nale wania i roznoszenia dzbanów. Inni Irzymali olbrzymie pochodnie, które o zmroku błysną krwawym ogniem. Spojrzał cesarz dokoła i zdumiał się znowu. Nielada to bogactwa były przed nim, nie lada kto posiadać mógł skarby podobne! Rozpoczęła się uczta. Znikały stosy zwierzyny i ptactwa, dolewano miodu i wina, zabłysły wese lem oczy, rozjaśniły się wszystkie twarze, a choć nie wszyscy mogli porozumiewać się z sobą z po wodu różnicy języka, gwarno stawało się w izbach. W najokazalszej komnacie, na purpurowem krześle siedział cesarz w koronie i cesarskim stroju. Obok Bolesław, dalej duchowieństwo, niemieccy goście, polscy dostojnicy, książęta. Tłumacze pomagali do rozmowy, —• najbieglejszy stał za krzesłami cesarza i Bolesława. Cesarz dopytywał ciekawie o wszystko: o wiel kość kraju, podbite ziemie, ich bogactwo, ludność, jej zajęcia, grody, liczbę rycerslwa. Bolesław od powiadał chętnie: chciał, aby cesarz mógł ocenić jego siły. Gdy skończyła się uczta, Chrobry rozkazał dworzanom zdjąć ze ścian kosztowne zbroje i ko bierce, zebrać ze stołów złote i srebrne naczynia, i wszystko zanieść do komnat cesarskich w poda runku dla jego dworu.
16
17
Ale nazajutrz, gdy po nabożeństwie cesarz znowu przybył na ucztę, zastał dworzec przybrany niemniej świetnie, a po uczcie znów wszystko otrzy mał w hojnym darze. Cesarz opuszczał Gniezno dnia trzeciego. Prze cie za takie przyjęcie odwdzięczyć się po cesarsku wypadało, — a przytem wiedział teraz, że Bole sław jest sąsiadem, którego pomoc bardzo może mu się przydać, to też zapragnął szczerze się z nim zaprzyjaźnić. «
i z licznym pocztem rycerstwa odprowadził go aż do granic swej ziemi.
Więc za bogate dary złożył Bolesławowi w ofierze święte relikwie, — ustanowił w Gnieźnie arcybiskupa polskiego, a tym sposobem uwolnił polskie duchowieństwo od zależności względem ar cybiskupa niemieckiego, — wreszcie na znak przy jaźni i braterstwa zdjął z głowy własną koronę i na głowę Chrobrego ją włożył, nazywając go imieniem króla. — Nie godzi się tak potężnego władcę nazy wać hrabią, jako swego sługę — powiedział — ży czę ci pomyślności, królu Bolesławie. Nie była to koronacja, gdyż ta odbywała się w kościele i stanowiła obrządek religijny, ale dar cesarski upoważniał Bolesława do uroczystej ko ronacji. Bolesław musiał być zadowolony: przyjaźń z cesarzem i dla niego była pożądaną: zabezpie czony od Niemców, mógł teraz spokojnie rozsze rzać swoje państwo, łącząc w jedną całość bratnie słowiańskie ludy. Więc odwdzięczył się znowu wspaniałymi upo* minkami, szczerze okazywał Ottonowi przyjaźń
—
Jak Bolesław Chrobry wojował z Niemcami. Mieczysław I nie mógł wojować z Niemcami: wiedział doskonale, że ich nie pokona, że jest na to za słaby. Dlatego przyjął opiekę cesarza i uda wał wiernego sługę, a uczył swoich sztuki wojo wania. I Bolesław nie miał ochoty do walki z tak potężnym nieprzyjacielem. Przyłączał sąsiednie sło wiańskie plemiona, Pomorzan, Wiślan około Kra kowa, zajął i Kraków, lecz z Niemcami starał się zawsze o zgodę. Tymczasem kraj urządzał i powiększał za stępy rycerstwa: gromadził ludzi, zbroił, wynagra dzał hojnie i uczył posłuszeństwa i karności. Miał rycerstwa wcale niemało, ale cesarz miał więcej, o, daleko więcej! Więc rad był bardzo z przyjaźni Ottona, i szczerze go zmartwiła wieść o jego śmierci. Bo następca Ottona był zupełnie inny. Dumny Niemiec nie chce przyjaźni z jakimś tam obcym władcą, wymaga od Bolesława posłuszeństwa, żąda hołdu, tembardziej, że polski książę che? zagarnąć Czechy, które go na tron zapraszają. Cesarz Henryk II pozwoli Bolesławowi zasiąść i na czeskim tronie, ale pod warunkiem, że sam będzie jego zwierzchnikiem. Niech Bolesław go
—
18
-
uzna swoim panem i przysięgnie mu wierność, — to właśnie znaczy: hołd złoży. Wtedy może pano wać i w Czechach i w Polsce jako cesarski sługa i poddany. Bolesław odmówił hołdu: żadnego pana nie uzna nad sobą, jest królem niezależnym wszystkich słowiańskich plemion od Karpat aż do morza Bał tyckiego, pod jego berłem połączonych. Więc musiała zacząć się wojna. Chrobry jed nakże umiał sobie radzić. Nie zastępował wcale drogi cesarzowi, spie szącemu do Polski. Niech przyjdzie, niech go szuka. Niech przebrnie z swem rycerstwem nieprzejrzane puszcze, pełne srogiego zwierza, bagien, drzew zwa lonych; niech sobie szuka drogi wśród pustkowia i tonie w nieprzebytych moczarach i błotach; niech pali wreszcie te liche osady, opuszczone przez lud ność, gdzie nawet, żywności nie znajdzie. Tu zasko czy go zima, a mróz, głód i trudy lepiej od mie cza zniszczą te zbrojne zastępy, uczynią łupem żar łocznego ptactwa. Tutaj, dumny cesarzu, napróżno szukasz Bo lesława. Obejrzyj się za siebie: on w twojem własnem państwie broi w twej nieobecności. Rzeczywiście »lis chytry«, »gad obmierzły», jak go nazywali Niemcy, przeszedł tymczasem Odrę i wzywa do powstania Słowian, zdawna tu za mieszkałych i w niemieckiej jęczących niewoli. — Bracia! — wola — powstańcie. Przyszedłem wam na pomoc. Nauczę, jak się bronić i będziecie wolni. Nie potrzebował tego dwa razy powlarzać,
—
19
—
kiedyż może być dogodniejsza pora ? Cesarza nie ma, wojsko zabrał z sobą, nigdy nie będzie łatwiej wypędzić tych ciemiężycieli. Więc zabierają grody, powstaje Miśnia, Łużyce, Morawy, niby pożar kraj cały ogarnia pow stanie, Niemców precz wypędzają aż za Łabę, Elbę. Aż dowiedział się cesarz Henryk, gdzie szu kać Bolesława. Wraca pospiesznie, ale już trochę zapóźno. Teraz dopiero zaczęła się wojna i trwała blisko lat 14. Różnie się tam zdarzało, naturalnie, ale cesarz wkońcu poprosił o pokój, bo nie mógł walczyć dalej. Zjechali się z Bolesławem w Budziszynie i pra wie wszystkie ziemie, które Bolesław zagarnął, przy Polsce pozostały. Na mapie naszego kraju za Chro brego najlepiej to widać, jak daleko posunęła się tutaj granica. Ale nie zabraliśmy kraju niemieckie go, tylko słowiańskie ludy odzyskały wolność. A prócz tego zdobyła Polska niepodległość. Już nie marzy cesarz o hołdzie, pragnie tylko spo koju, wypoczynku po długiej walce. Pokój w Budziszynie zawarto 1018 r.
Żelazne słupy. — Szczerbiec. — Rycerstwo. W nurtach Elby i Sali, wśród dnieprowych wód fali kto to słupy żelazne tam bije? To Bole sław, mąż chrobry, ludów swoich pan dobry. Tak mówi stare podanie: po rozszerzeniu graV
—
20 —
nic państwa swego po Elbę i Ossę w Niemczech, a po Dniepr na wschodzie, na znak swej władzy rozkazał Bolesław w dna tych rzek słupy żelazne powbijać. Trudno odgadnąć, co oznaczać ma to podanie. Nie wydaje się prawdopodobnem, aby Bolesław rzeczywiście taki ślad panowania swego chciał zo stawić. Nietrwały byłby i bezużyteczny. Prędzej i noże oznacza wiarę w trwałość jego czynów ry cerskich i sławy wojownika. O zdobyciu Kijowa mówi znów podanie, że wjeżdżając do miasta, na znak władzy król ude rzył dobytym mieczem w t. zw. Złotą Bramę, skut kiem czego miecz się wyszczerbił. Szczerbiec istniał rzeczywiście, — jako miecz pamiątkowy zwycięskiego wodza, używany był pod czas koronacji królów polskich. Wogóle rycerskich podań mamy z tych cza sów wiele. Nietylko sam Bolesław zasłynął mę stwem i odwagą, — wymagał tego od swych wo jowników i słusznie był z nich dumny. Opowiadają np., iż podczas wyprawy na Ki jów zabito konia pod jednym z rycerzy. Koń padł, przygniatając jeźdźca, który nie mógł powstać tak prędko z powodu ciężkiej zbroi. A tymczasem obskoczyli go nieprzyjaciele. Widząc niebezpieczeń stwo, rycerz odcina strzemię na długim rzemieniu i walczy niem tak skutecznie, że część wrogów pierzcha, a jednego z nich bierze jeńcem. Na pa miątkę tego czynu otrzymał na tarczy znak strze mienia (herb) i przezwisko Strzemieńczyka. Inny rycerz uderzał znowu z taką siłą, że
-
21
-
miecz pękł mu na dwoje. Król, walczący obok, podał mu natychmiast inny, i ten jednak pękł rów nież, a mimo to rycerz wyszedł z walki zwycięzcą. Ten miał odtąd przezwisko Trzaska, a na tarczy dwa złamane miecze. Te podania wskazują, w jaki sposób często powstawały t. zw. herby, t. j . znaki, którymi się rycerze odróżniali, jak my dziś nazwiskami, ponie waż były one dziedziczne i dzieciom przypominały chlubne czyny przodków. Siła i waleczność wówczas były w wielkiej cenie, gdyż od nich zależało bezpieczeństwo kraju. Król potrzebował ciągle odważnych i silnych ludzi, bo jego wojownicy ginęli w nieskończonych bo jach, w których krew przelewali, oddawali życie. Młode życie, pełne nadziei. Lud kmiecy patrzał na tych obrońców z ufno ścią, czuł się pod ich strażą bezpieczny, a gdy któ rego zbrakło, układał legendy, gdyż łatwiej byłowierzyć w sen wiekowy, niż w śmierć tych ludzi, w żelazo zakutych, potężnych, jak bogowie. Dlatego wojsko Bolesława śpi dotąd w głębi Tatr.
W klasztorze. Poranek, wiosna, dzień ciepły, słoneczny. Wszystko tchnie wonią, świeżością i szczęściem: poważne lasy gwarzą z cicha listeczkami, mienią się kwieciem łąki, zielenieją zboża, pluszcza rybki w błyszczącej, migotliwej fali, brzęczą owady, śpie wają ptaszęta — tysiące głosów, barw, blasków
— 22 — i woni, cała natura śpiewa cudowną pieśń wiosny: dzięki Ci, Panie, za życie, za nowe, piękne, jasne, słoneczne życie! Pośród lasów na wzgórzu cichy klasztor. Wysokie wieże strzelają ku niebu, dźwięczny głos dzwonu z wysokiej dzwonnicy płynie daleko na wioski i lasy, — w małym kościółku cisza, tylko przed ołtarzem migocze lampka drobna, tylko przez wysokie okna wpadają smugi złocistego światła, krzyżują się i łamią, i stubarwne tęcze rzucają na filary i ściany świątyni. A za kościółkiem ogród, murami zamknięty, w murach okienka małe, na krzyż kratowane to klasztor. W ogródku kwitną drzewa owocowe, trochę kwiatów, warzywa i zioła lecznicze na starannie uprawnych grządkach. A zreszią pusto. Czasem po ważkiej ścieżce przesunie się w milczeniu cicha -•postać zakonnika; czasem usiądzie w cieniu rozło żystej lipy, — czasem zaroi się mały ogródek od tych postaci, schylonych na grzędach, pracujących zawsze w milczeniu, spokojnie, wytrwale. W murach klasztoru także powaga i praca. Wzdłuż korytarza szereg małych celi, z których każda samotnem jest mieszkaniem mnicha. Tu twarde łoże, krzyż wielki na ścianie, niekiedy sto lik — cały sprzęt stanowią. A dalej wielkie sale, także ciche i poważne: to miejsca wspólnej pracy warsztaty, uczelnie. Tutaj z pobożną pieśnią wyrabiają sukna, szyją habity, przybory kościelne, — tam oprawiają księgi, tu robią koszyki, owdzie drewniane sprzęty.
— 23 — W innej komnacie uczy się gromadka chło piąt. Nie mają książek, tylko niewielkie tabliczki, woskiem pokryte, i cienkie pałeczki. Używają ich jednak rzadko, dla zapisania trudniejszego słowa, daty. Tylko nauczyciel książkę ma w ręku. Książkę łacińską. Czyta głośno zdanie, wyraźnie wymawia jąc każdy wyraz, — potem tłumaczy zwolna, ob jaśnia. Gromadka powtarza za nim każde słowo. Gdy zdanie zrozumieli, powtórzyli, powinni je już umieć, zapamiętać. Nauczyciel tłumaczy nowe. Żaden z nich nie ma książki, a dlaczego? Bo książka w owych czasach to rzecz bardzo droga. Chodźmy na chwilę do bibljoteki klasztornej. Ogromne księgi stoją tu na półkach podobnych do szafy, osłoniętych z góry i z boków, leżą na wy sokich drewnianych pulpitach, przykute do nich srebrnymi łańcuchy. Klasztor bogaty: jest ich wię cej niż 201 Ale jakie to książki! Wielkie, grube, ciężkie. Oprawa drewniana ze srebrnem okuciem, albo cała ze srebrnej blachy, — niekiedy pozłacana lub z kości słoniowej, wysadzana drogimi kamieniami, zamy kana na srebrne klamry. Cenne muszą być książki, gdy takiej sukienki uznano je godnemi? Bardzo cenne. Otwórzmy je dną. Nie z cienkiego papieru jej poważne karty, lecz z pięknego, grubego pargaminu, czyli gładko wyprawnej skóry. Taka kartka się nie rozedrze, est mocna i trwała. A litery? Niepodobne także do dzisiejszych:
— 24
-
gotyckie, ozdobne, wielkie, rysowane ręką bardzo starannie i z niemałą sztuką. Kaligrafia w owych czasach zaliczała się do nauk wyższych. A koło liter jakież misterne rysunki, obrazki, malowidła. Widać, że ten, co pisał, kochał swoje dzieło, że nie żałował pracy, aby j e uczynić pięk nem, doskonałem, choć musiał wszystko stwarzać, zacząwszy od wzoru, a skończywszy na farbach, które sam wyrabiał z kwiatów, liści i soków roślin. Oto widzimy kilku pracowników, zajętych przepisywaniem. Siedzą na nizkich ławkach, zwró conych do okna, skąd więcej światła wpada do komnaty, trochę mrocznej, pomimo że słońce na świecie. Przed każdym biała karta pargaminu, czarny inkaust, ') miseczki z farbami, pióra, pendzelki, no żyki, — a każdy zatopiony w swojej pracy, po suwa ręką zwolna, ze skupieniem myśli, z natę żoną uwagą. Upływają minuty i godziny, w sali milczenie, cisza, na każdej karcie coraz więcej znaczków, na bladych twarzach zapał lub zmęczenie, lecz pra cują gorliwie dla dobra klasztoru, dla nauki, dla przyszłości. Szczęśliwy ten, kto po długich latach takiej pracy doczeka radosnej chwili, że zbiorą jego kartki pargaminu, złączą je razem w kosztownej oprawie, i siwowłosy starzec ujrzy ukończone dzieło, nad którem przepracował całe życie. A iluż to nie dokończy swojej pracy? Oczy ») Rodzaj gęstego atramentu.
-
25
-
odmówią posłuszeństwa, sił zabraknie. Wtedy nowy pracownik prowadzi ją dalej, a niezawsze do końca. Więc myśląc o tem, pracują wytrwale w wiel kiej klasztornej sali, gdzie ukradkiem przenika złoty promień słońca, choć tchnienie wiosny płynie przez kraty okienne i przynosi wieść o tem, co tam szu mią drzewa, jak słońce złoci łany, jakie niebo piękne, jak cudny ten świat Boży.
Co Bolesław Chrobry zrobił dla Polski. Bolesława Chrobrego nazywają także Wielkim, zastanówmy się dlaczego, co wielkiego dla kraju zrobił. 1. Zobaczmy na mapie państwo Mieczysława I, a potem Bolesława. Chyba ze sześć razy większe. Jakim sposobem? Połączył on w jedną całość sąsiednie pań stewka pokrewnych plemion słowiańskich, które były tak słabe, że niezawodnie wkrótce stałyby się łupem sąsiadów, a pod berłem polskiego króla bez żadnej krzywdy dla ludności, utworzyły wielkie i po tężne państwo, mogące już obronić się od Niemców. Pokrzywdzeni czuli się tylko kniaziowie tych ludów, bo im wydarto władzę. A nie mogli zrozu mieć, że to było koniecznością, jedynym sposobem obrony. Bolesław w swojem państwie dał im naj wyższe urzędy: wojewody, kasztelanów, podkomo rzych i t. p. To późniejsi wielcy panowie, wiel może, którzy się uważali za równych królowi.
— 26 — 2. Bolesław nietylko powiększył państwo pol skie, lecz rozumiał, że dać mu trzeba granice na turalne, trudne do zdobycia dla sąsiadów, — dla tego kraj rozpostarł od gór aż do morza, od Kar pat do Bałtyku, a na zachodzie i wschodzie chciał oprzeć go o wielkie rzeki Dniestr i Łabę. 3. Przez zwycięskie walki z Niemcami uczynił Polskę państwem niezależnem, jakiem nie b)ła dotąd. 4. Wewnątrz to państwo urządził rozumnie i zagospodarował. Ustanowił urzędników, pobudo wał grody, połączył je drogami, podniósł dobrobyt kraju, dbał o sprawiedliwość dla wszystkich, wy magał posłuszeństwa i porządku. 5. Szerzył w Polsce oświatę, sprowadzając uczonych mnichów i zakładając klasztory. Zakon nicy nietylko pisali pierwsze książki, ale uczyli ludność gospodarstwa, zakładali sady, wprowadzili znajomość różnych rzemiosł i dawali przykład pracy. Tym sposobem z małego kraiku, jaki po ojcu odziedziczył, zrobił państwo wielkie, silne, nieza leżne, rządne i dążące do oświaty. Czy więc zasługuje na to, aby go nazywać Wielkim? Poeta Był Był Pod
Niemcewicz tak o nim pisze: to król dobry, w boju tylko srogi, sprawiedliwy i karał swawole, nim bezpiecznie i kmiotek ubogi Orał swe pole.
— 27
-
Źle bez mądrego i wielkiego króla. Kilka lal upłynęło od śmierci Chrobrego, a już Polski poznać nie można. Gdzie ciche wioski i bo gate drogi, kwitnące łany, spokojni mieszkańcy, we sołe śpiewy i zabawy? Zamiast tego dokoła ruiny i zgliszcza: oto ko ściół spalony, krzyż połamany wśród gruzów, ślady chat, trupy, wycie wilków i stada wron, kraczących jak na pobojowisku. To Polska. Co się stało? Zabrakło prawicy Chrobrego i jego mądrej woli. Zaraz z tego zaczęli korzystać sąsiedzi, każdy pragnął odzyskać, co utracił, rozpoczęła się wojna. Syn Chrobrego, Mieczysław, stanął odważnie do walki, ale upokorzony, pokonany, z łaski cesarza wrócił na iron jako lennik, z rozpaczy wpadł w szaleństwo, umarł młodo. Więc kraj został bez pana, bo choć zostawił młodziutkiego syna, matka Niemka wywiozła go zaraz do Niemiec, oddała do klasztoru. A w Polsce bezkrólewie. Niema władzy, niema porządku i każdy chce rządzić. A ukryci poganie szepczą, że winna temu nowa wiara. Obrazili się starz}' bogowie i przez zemstę oddali nas w moc nieprzyjaciół. Wyszli z odwiecznych lasów, gdzie się kryli dotąd, i wzywają lud na obronę starych bogów. Precz z krzyżem, co nam nieszczęście sprowadził! I płoną wioski, grody i kościoły, giną chrze ścijanie, bo nie mają wodza, a gdzie walczą, tam walka bratobójcza.
— 28 —
29
A poganie znaleźli wodza, który im obiecuje cześć dawnych bogów przywrócić. To Masław. Osiadł w Płocku niby w stolicy, i garną się do niego ci, co chcą panować, co się lękają gwałtu i pragną bezpieczeństwa. Niechże starzy bogowie wrócą, jeżeli z nimi lepiej. Trwało to lata całe. Masław czuł się coraz mocniejszy: lud go słucha, kto mu odbierze władzę? Ciemny to musiał być człowiek, choć chytry: chrześcijan nienawidził lub udawał, że nienawidzi, żeby mieć za sobą pogan, i niewiadomo, czy mógł sobie wyobrażać, że stawi czoło Niemcom ? A tu właśnie od strony Niemiec jedzie drogą orszak rycerstwa, księża z krzyżem i młody, strojny pan na czele, o twarzy dobrej i łagodnej. To Kazimierz, wnuk Chrobrego, powraca do kraju, ażeby go ratować od ostatniej zguby. Odna leźli go polscy rycerze w klasztorze, błagali, by wrócił. Niemcy dali mu pomoc, bo po matce to wnuk cesarski i liołdownik cesarza, inaczej być teraz nie może. W każdym razie przynosi ład i spokój. Wieść o nim wia'.r chyba roznosi po kraju, bo na drodze coraz liczniejsze witają go radośnie tłumy. »A witaj nam, witaj, miły hospodynie!« — rozlega się pieśń, płynie, brzmi po całym kraju, a echo ją powtarza aż do dzisiaj. Tylko Masław poddać się nie chce: łudzi się nadzieją, że stworzv sobie państwo na Mazowszu. Postanowił bronić się w Płocku, nie uznać księcia ani jego wiary.
Więc musiało wreszcie przyjść do krwawej bitwy. Masław zginął. Mazowsze wróciło do Polski, ale nie wróciły granice Chrobrego ani jego potęga. Szczęściem narodu jest mądry i wielki mo narcha.
BIBLIOTECZKA MŁODZIEŻY SZKOLNEJ, 83. Demolder E. Sąsiedzi. 84. Pape-Carpentier M. Historya siwka. — Dwa koty. 85. Szymanowski W. Jan Gutenberg. 86. — Lew Ganovy. — Salvator Rosa. 87. — Gustaw Waza. 88. — Anna księżniczka Bretanii. 89. Rogalski L Młodość Sobieskich. 90. Amicis E. Mali niewidomi. — Mały pisarz florencki. 91. KitUng R. Kaa na polowaniu. 92. Andersen H. Dziecię Elfów. — Polny kwiatek. 93. Zaleska M. J. Bajeczki babuni. — Podsłuchana rozmowa94. Anczyc Wł. L Motyle i gąsienica. — Wiatr i kwiaty. 95. Sienkiewicz H. Łowy w puszczy. — Na niedźwiedzia(z Krzyżaków). 96. Zmorski R. Wieża siedmiu wodzów. 97. Bukowiecka Z. Kazimierz Wielki. 98. — Nasi praojcowie. 99. Dyakowski B. Ó świstaku, który za życia już mieszkał w Muzeum. i (KI. Dyakowski B. Z życia termitów. lui. Hoffmanowa KI. Cztery powiastki. 102. Niewiadomska C. Legendy, podania i obrazki historyczne. 1. Czasv przedchrześcijańskie. , 103. — II. Chrobry. 104. - III. Bolesław Śmiały, Krzywousty i jego synowie. 105. - IV. Leszek Biały. - Bolesław Wstydliwy/ 106. — V. Łokietek. — Kazimierz Wielki. 107. Dickens H. Wigilja Bożego Narodzenia. Przekł. C. N. !08. — Ryszard Whittington i jego kot. Opr. C. N. Hor 109. Dynowska M. Noc wigilijna. Obraz sceniczny. — W y wierszyków. i 10. Lenartowska E. Czyżyk. — Król gościem u węglarza. U l . Zmorski R. Baśń o sobotniej górze. — Z podań śląskich. î 12. Anezyc Wł. L Bitwa pod Grunwaldem. — Śmierć Warneń czyka. — Stefan Czarniecki. 3. — Baśnie norweskie. 4. Rośny J. 20.000 lat temu. 5. Lagerlof Selma. Legendy o Chrystusie. — Noc Bożeg»Narodzcnia. — Dziecię z Betleem. 116. Bogusławska M. Trzy powiastki: Młody Juhas. — Prze stępstwo Władka. — Krzyż Babuni.