Bevarly Elizabeth
Dynastia z Bostonu 04
Skryty wielbiciel
PROLOG
sc
an
da
lo
us
Nie było wątpliwości, że w sur...
5 downloads
14 Views
488KB Size
Bevarly Elizabeth
Dynastia z Bostonu 04
Skryty wielbiciel
PROLOG
sc
an
da
lo
us
Nie było wątpliwości, że w surowe bostońskie zimy na ostrym dyżurze w szpitalu Boston General robiło się nieco luźniej. Lecz znaczyło to jedynie, że mniej ludzi musiało czekać na korytarzu, pomyślała Rita Barone, patrząc na tłum rojący się w izbie przyjęć tego zimnego poranka w początkach lutego. Prawie zaczynała żałować, że zgodziła się zamienić z koleżanką. Normalnie pracowała na oddziale kardiologicznym, który w porównaniu z ostrym dyżurem wydawał się ostoją spokoju. Z drugiej strony, Rita zaczynała swoją karierę właśnie tutaj, więc czuła się jak w domu. Co prawda w swoim prawdziwym domu nie musiała opatrywać spuchniętych odmrożeń ani wrośniętych paznokci. Kiedy Rita wracała do domu - wielkiego domostwa przy Beacon Hill, gdzie się wychowała, a nie kamienicy przy North End, którą dzieliła z dwiema siostrami rodzice dogadzali jej jak księżniczce. I prawdę mówiąc, w każdej chwili mogła zacząć życie księżniczki, jako że każde z rodzeństwa Barone otrzymało milion dolarów z funduszu powierniczego w dniu, gdy ukończyło dwadzieścia jeden lat. Lecz Rita - jakkolwiek niedorzecznie to zabrzmi - wolała życie pielęgniarki od pałacowych wygód. Teraz, po niemal trzech latach przepracowanych w Boston General, wiedziała, że dokonała właściwego wyboru. Odmrożenia i wrośnięte paznokcie - oto plany na dzisiaj, pomyślała cierpko, obejmując spojrzeniem bezdomnych tłoczących się w sali przyjęć. Miała wrażenie, że to ci sami ludzie, których widywała, gdy była tu zatrudniona na stałe. Lecz i sama niewiele się zmieniła, prawda? Nadal nosiła szary strój pielęgniarki i splatała ciemnobrązowe włosy w porządny warkocz. - Przepraszam, ale czekam już pół godziny - zaczepiła ją jakaś młoda kobieta, nachylając się nad kontuarem stanowiska pielęgniarek, jakby chciała sprawdzić, czy nie kryje się tam jakiś doktor. - Długo to jeszcze
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
potrwa? Rita uśmiechnęła się bez przekonania. - Nie powinno - odparła, nie do końca wierząc, że to prawda, lecz mimo to pełna nadziei. - Wszystko przez grypę. Zachorował nawet jeden z lekarzy, więc mamy braki kadrowe. No i oczywiście najpierw trzeba się zająć najpoważniejszymi przypadkami. Właśnie dostali zawiadomienie, że za chwilę zjawi się karetka. Jakiś bezdomny doznał zatrzymania akcji serca. Rita powiadomiła już oddział kardiologiczny i mieli przysłać swojego najlepszego specjalistę - doktora Matthew Graysona, legendę Boston General. Trzeba przyznać, że sławę zawdzięczał nie tylko talentowi chirurgicznemu. Zarówno wyglądem, jak i charakterem przypominał bohatera baśni - a mianowicie potwora z „Pięknej i Bestii". I to nie tylko z powodu odpychającego zachowania. Wydawałoby się, że z racji pracy na jednym oddziale Rita powinna go znać dość dobrze. Lecz jak się zdaje, nikt na kardiologii - i chyba w całym Boston General - nie zawarł bliższej znajomości z doktorem Graysonem. Choć sama Rita nie obawiała się kolegi, rozumiała, czemu inni uważali go za trudnego w kontakcie. Niekiedy bywał bardzo szorstki, a nawet w najlepszym nastroju trzymał się na dystans. Szramy pokrywające lewą stronę jego twarzy i szyi bynajmniej nie dodawały mu uroku. Nie wiedziała, skąd się wzięły - ani sam doktor, ani nikt inny o nich nie wspominał - nie ulegało jednak wątpliwości, że mężczyzna został naznaczony na całe życie. Czy jednak istotnie był taki Okropny, jak mówiono, Rita nie potrafiła stwierdzić. Fakt, zachowywał się z wyższością, lecz był oddanym profesjonalistą, który uratował wiele ludzkich istnień. Rita podziwiała jego kompetencje jako chirurga i sądziła, że mężczyzna ma powody, by się zachowywać tak, jak się zachowuje. W każdym razie jej nigdy nie potraktował nieuprzejmie. Prawdę mówiąc, starannie Rity unikał, co jej bardzo odpowiadało. Poza tym Ritę Barone niełatwo było przestraszyć. Jako niemal najmłodsze z ośmiorga dzieci szanowanej bostońskiej rodziny musiała się wcześnie nauczyć walczyć o swoje. Dorastała w towarzystwie
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
czterech starszych braci, niesfornych i niezależnych, którzy doświadczyli chyba każdego urazu znanego medycynie. Jakby przyciągnięty przez jej myśli, w tym właśnie momencie na oddział wszedł szybkim krokiem doktor Grayson. Biały fartuch powiewał za nim, odsłaniając ciemne spodnie, białą koszulę i krawat w dyskretne niebieskie wzory. - Zawał już przyjechał? - spytał ostro, nie tracąc czasu nawet na zwykłe „dzień dobry". - Zaraz będzie - odpowiedziała. Prawdę mówiąc, pomyślała, obserwując go ukradkiem, gdyby nie te blizny, byłby niezwykle przystojnym mężczyzną. Mierzył ponad metr osiemdziesiąt siedem wzrostu, więc górował znacznie nad Ritą mającą metr siedemdziesiąt. Jeśli dodać do tego atletyczną budowę, rozmarzone zielone oczy i kasztanowe włosy ze złotymi refleksami - nie wspominając już o drogich, doskonale skrojonych garniturach - przypominał gwiazdę Hollywoodu. Blizny w pewien sposób nawet dodawały mu uroku. Sprawiały, że wydawał się mniej idealny, bardziej ludzki. Rita Barone siedziała na swoim krześle na stanowisku dla pielęgniarek i udawała, że mężczyzna nie robi na niej najmniejszego wrażenia. Bo nie robił - jeśli nie liczyć faktu, że jej serce zaczęło bić mniej więcej cztery razy szybciej w chwili, gdy go zobaczyła. Nic w tym jednak dziwnego, uspokoiła sama siebie. Przecież lada moment zjawi się karetka. W tej właśnie chwili na zewnątrz szpitala zabrzmiał jej sygnał. Rita zerwała się z krzesła i wybiegła na zewnątrz z doktorem Graysonem następującym jej na pięty. Pielęgniarze już wtaczali do środka na wózku starszego mężczyznę, który krzyczał, wyrywał się i wymachiwał rękami. Był brudny, spostrzegła Rita, prowadząc małą procesję w stronę gabinetu, i wyraźnie przerażony. Odruchowo ujęła go za rękę. - Wszystko w porządku - zwróciła się do chorego, gdy znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu. - Wszystko będzie dobrze. Mężczyzna przestał się wyrywać i umilkł. Oddychał szybko i urywanie, a gdy spojrzał na kobietę, w jego bladobłękitnych oczach widać było lęk.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Kim... pani jest? - szepnął i skrzywił się z bólu. - Mam na imię Rita - odparła kojącym tonem, ujęła go za nadgarstek i dyskretnie zmierzyła mu puls. - Le... karka? - spytał z trudem. - Nie, pielęgniarka - odrzekła - ale mamy tu doktora. Jest pan w Boston General, dostał pan ataku serca. - Czy ja... - Skrzywił się znowu i jęknął. - Czy ja umrę? - spytał nagląco. - Nie - odparła równie stanowczo. - Wszystko będzie dobrze. Jak się pan nazywa? Przez chwilę przyglądał jej się czujnie, nadal niespokojny, lecz po chwili odparł cicho: - Joe. - Masz jakąś rodzinę, Joe? Powinnam kogoś zawiadomić? - pytała dalej, podczas gdy reszta personelu podłączała aparat EKG i tlen. Pokręcił głową. - Nie. Żadnej. - Po chwili wahania dodał: - Ale gdyby pani mogła... Złapał ją znowu za rękę. -Kiedy pani... tu jest... czuję się... spokojniej. Uśmiechnęła się znowu. - Dobrze, Joe. W takim razie zostanę z tobą. Skinął lekko głową. - To dobrze. I potem... jeśli się uda... niech pani... też nigdzie nie idzie. Poklepała go po dłoni. - Pracuję tutaj, Joe. I wiesz, czasem mam wrażenie, jakbym w ogóle stąd nie wychodziła. Uśmiechnął się lekko, lecz wyraźnie słabł coraz bardziej. Rita modliła się, żeby przeżył. Wyglądał na dzielnego człowieka, który wiele zniósł w życiu i nigdy się nie poddał. - Oto i doktor Grayson - powiedziała, wskazując głową lekarza stojącego po drugiej stronie łóżka. - Jest bardzo dobry. Absolutnie najlepszy specjalista, jakiego mamy. Podniosła wzrok i zauważyła, że lekarz przygląda się jej w skupieniu, jakby chciał o coś zapytać. Lecz zanim zdążył to zrobić, chory znowu zaczął się wyrywać. - Zabierzcie go... to nie... człowiek, tylko... jakiś potwór! Zabierzcie
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
go! - Joe, wszystko w porządku - powiedziała z naciskiem, chwytając go za ręce i przytrzymując mocno. - Doktor Grayson ci pomoże. To doskonały chirurg i wspaniały człowiek. Nikt ci nie zrobi krzywdy, przyrzekam. Jestem tutaj i będę cię chronić. Z jakiegoś powodu ta obietnica go uspokoiła. A może był po prostu zbyt słaby, by protestować dalej. Rita zdecydowała, że tym razem pozostawi obowiązki zawodowe swoim koleżankom, a sama zajmie się uspokajaniem Joe. Trzymała go za rękę i szeptała do niego kojąco. Z jakiegoś powodu czuła do niego wielką sympatię. Na pewno da sobie radę, skoro doktor Matthew Grayson się nim zajmie. Kto by sobie nie dał, mając takiego opiekuna?
Anula & polgara
ROZDZIAŁ PIERWSZY
sc
an
da
lo
us
Oddział kardiologiczny Boston General w modnej dzielnicy North End był cichy jak na piątkowy wieczór - bez wątpienia kapryśna kwietniowa pogoda zatrzymała potencjalnych pacjentów w domu. Dzięki temu Rita Barone mogła się wymknąć na pięć minut ze stanowiska pielęgniarek do poczekalni na kubek okropnej kawy z automatu. Tylko kawa mogła jej pomóc w przetrwaniu nocnej zmiany. Po trzech latach w Boston General pracowała prawie wyłącznie w dzień, z wyjątkiem okazji, kiedy musiała kogoś zastąpić - jak tego wieczoru - albo potrzebowała dodatkowych pieniędzy na prezenty. Nawet w takiej sytuacji nie lubiła bowiem korzystać z rodzinnej fortuny. Trzy lata, myślała, patrząc na napełniający się papierowy kubek. Dzisiaj przypada rocznica, uświadomiła sobie nagle. Rozpoczęła pracę jeszcze w szkole pielęgniarskiej, dokładnie dwa miesiące przed dyplomem w czerwcu i dokładnie miesiąc po swoich dwudziestych drugich urodzinach. Teraz, mając dwadzieścia pięć lat, jakby dla uczczenia tej rocznicy, trafiła na nocną zmianę. Zerknęła na zegarek i ponuro pokręciła głową. Minęły dopiero dwie godziny, a już chce jej się spać. Jak przetrwa następnych sześć? Wzięła pełny kubek i, niosąc go ostrożnie, wróciła na swoje stanowisko, gdzie go postawiła na biurku, by kawa trochę przestygła. W zamyśleniu wsunęła nieposłuszne pasmo włosów w gruby francuski warkocz i starła niewidoczną plamkę ze swojego szarego stroju. Dopiero kiedy sięgnęła po kartę pacjenta, zauważyła małą białą paczuszkę wetkniętą do swojej przegródki na wiadomości. Zaniepokoiło ją to. Nie zauważyła paczuszki, kiedy szła po kawę, więc ktoś musiał ją zostawić dosłownie przed momentem. Był to najwyraźniej prezent, zawinięty w połyskliwy papier i przewiązany złotą
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
wstążką. Lecz zamiast się ucieszyć, Rita poczuła lęk. Już trzeci raz znalazła tak zapakowany podarunek. Nigdy nie dołączono do nich żadnego bileciku. I znowu bardzo ją to zaniepokoiło. No, dobrze, dwa miesiące temu, w walentynki, była zachwycona. W zawiniątku znalazła broszkę: cynowe serduszko, niewiele większe od znaczka pocztowego, ze złotym plastrem, Uznała to za doskonały prezent dla pielęgniarki na kardiologii i natychmiast przypięła je sobie do kieszonki. Oczekiwała, że ofiarodawca ujawni się i zdradzi powód, dla którego ją obdarował. Oczywiście koledzy stwierdzili natychmiast, że Rita ma skrytego wielbiciela, a ona naturalnie uznała taki pomysł za śmieszny. Dorośli mężczyźni - i dorosłe kobiety - nie zachowują się w taki sposób. W szpitalu jednak zaszumiało od plotek. Kto to może być?, zastanawiali się wszyscy. Któryś z młodych stażystów? Nieśmiały współpracownik? Były pacjent? Drugi prezent pojawił się w ubiegłym miesiącu, w urodziny Rity. Tak samo zapakowany i też bez żadnego liścika. Kiedy go otwarła, licząc, że znajdzie jakąś informację, znalazła w środku tanią srebrną bransoletkę. Ucieszyła się, lecz także zaniepokoiła. Powiedziała sobie, że nie powinna się niczego bać i że najwyraźniej istotnie ma tajemniczego wielbiciela. Podobnie jak za pierwszym razem, zaczęła nosić drobiazg w nadziei, iż nieznajomy wcześniej czy później zechce się ujawnić. I znowu nikt się nie zgłosił. A teraz wielbiciel odezwał się znowu - w trzecią rocznicę jej pracy w szpitalu. Kimkolwiek był, uświadomiła sobie nagle, musiał pracować na oddziale i sporo o niej wiedzieć. Mimo to nie miała pojęcia, kto to mógłby być. Nie zauważyła żadnych oznak romantycznego zainteresowania ze strony współpracowników. Chyba że je przeoczyła. Jej siostry, Gina i Maria, zawsze powtarzały, że zbyt się skupia na pracy i nie dostrzega, jak wiele życie ma jej do zaofiarowania - włączając w to romanse. Rita niekoniecznie się z tym zgadzała. Praca istotnie była dla niej ważna; ważniejsza niż wszystko inne - oczywiście z wyjątkiem rodziny. Barone utrzymywali między sobą ścisłe stosunki i rodzina zawsze była
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
dla nich na pierwszym miejscu. Lecz zarazem Rita od dzieciństwa marzyła, by zostać pielęgniarką. W szpitalu pomagała ratować ludzkie życie. Czy istnieje coś wspanialszego i mającego większe znaczenie? Ratowanie własnego życia, odpowiadała zawsze w takich wypadkach Gina. I przeżywanie go, dodawała dźwięcznie Maria. Przy takich okazjach Rita przypominała siostrom pogodnie, że to praca jest jej życiem. I naprawdę wierzyła, że to wystarczy. Prowadziła pełną i bardzo satysfakcjonującą egzystencję, nie zawracając sobie głowy uwodzicielskimi sztuczkami i gierkami, niezbędnymi w romantycznym związku - szczególnie rozgrywającym się w miejscu pracy. Mimo to, pomyślała, ostrożnie wodząc palcem po nie otwartej paczuszce, miło byłoby się dowiedzieć, kto jej podrzuca prezenty. Przynajmniej spałaby spokojnie. Sprawdziła jeszcze raz, czy do zawiniątka nie dołączono bilecika, wzięła głęboki oddech i wolno odwinęła papier. Potem uniosła pokrywkę i odsunęła bibułkę. - Ojej - westchnęła cicho z podziwu, kiedy zobaczyła, co się znajduje w środku. Niewielkie serduszko z rżniętego kryształu mrugało do niej wesoło, rzucając odblaski we wszystkich barwach tęczy. Zapewne miało służyć jako przycisk do papieru, lecz uznała je za zbyt piękne dla tak przyziemnego celu. Kryształowe serce. Czy miało być symbolem jej zawodu; tego, że zajmuje się opieką nad tym delikatnym organem? Gzy też wyrażało uczucia ofiarodawcy? Jeśli tak, to czemu się nie ujawnił do tej pory? A jeśli... A jeśli jego motywy nie są uczciwe? - Czy nie ma pani nic do roboty, panno Barone, że urządza sobie pani przerwę na kawę? Rita aż się wzdrygnęła, słysząc to pytanie, nie tyle z powodu szorstkiego tonu, ile dlatego, że zostało zadane głosem doktora Graysona. Na dodatek do swego talentu znany był z poważnego podejścia do pracy. Oraz pogardy dla wszystkiego, co kojarzyło się z zabawą. Wysoki, ciemnowłosy i posępny. Tak myśleli o nim wszyscy lekarze i
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
pielęgniarki. Większość unikała go jak mogła, nie chcąc być celem jego oschłych uwag. Ritę jednak doktor zdecydowanie intrygował. Nikt nie rodzi się nietowarzyski i zrzędny, myślała. I nie mogła nie zadawać sobie pytania, co się wydarzyło w życiu doktora, że taki się stał. Zastanawiała się, czy szramy widniejące na jego twarzy mają z tym jakiś związek. Trzy najwyraźniejsze tworzyły niemal proste linie, długie na dziesięć centymetrów, przecinające policzek i sięgające szyi. Odruchowo zamknęła pudełeczko i ukradkiem wsunęła je z powrotem do swojej przegródki. Z jakiegoś powodu nie chciała, by doktor wiedział o istnieniu jej cichego wielbiciela. Potem zwróciła się w jego stronę. To był błąd, uświadomiła sobie natychmiast, ponieważ jej głowa znalazła się mniej więcej na wysokości jego pasa. - Doktor Grayson! - zawołała, podnosząc się gwałtownie z miejsca. Nie słyszałam, jak pan wszedł. - Najwyraźniej - odparł cierpko. Nadal przyglądał się jej ze zmarszczonymi brwiami, co jedynie dodawało mu uroku. Odpowiedziała mu więc najbardziej promiennym uśmiechem, jaki znalazła w swoim sporym arsenale. Wiedziała, że doktora zbija to z tropu. Pewnie dlatego, że sam nie umie się uśmiechać, pomyślała. Prawdę mówiąc, nigdy nie widziała, by to robił. Zgodnie z tym, czego się spodziewała, spochmurniał jeszcze bardziej. Rita uśmiechnęła się szerzej i na dodatek zatrzepotała rzęsami. I co pan na to?, pomyślała z tryumfem. Zamiast jednak dać się rozbroić, doktor nadal patrzył na nią poważnie. Punkt dla niego. - Przyjęliśmy nowego pacjenta; zaraz go przywiozą - rzucił takim tonem, jakby niczego nie zauważył. -. Niejaki pan Harold Asgaard. O siódmej rano ma operację, ale chcę, by całą noc był monitorowany. Ricie udało się jakimś cudem nie zasalutować, odpowiedziała jednak dziarsko: - Tak jest. Zajmę się tym. - Doskonale. - Coś jeszcze? - spytała, kiedy nie powiedział nic więcej. Wydawało się dziwne, że przyszedł jej wydać takie polecenie: była to zwykła procedura na oddziale kardiologicznym.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Doktor spojrzał na listę zadań, którą trzymał w ręce, po czym pokręcił głową. - Nie, to wszystko. Pani ma dzisiaj nocną zmianę? - spytał, stwierdzając oczywisty fakt. Wzrok wciąż trzymał wbity w kartkę, jakby nie chciał spojrzeć Ricie w oczy. - Tak - odparła. - W zastępstwie za Nancy? - Rosemary - sprostowała. - W porządku. Zapomniałem. Rita zerknęła na niego podejrzliwie. Doktor Grayson nigdy nie zapominał o niczym. I zwykle patrzył wszystkim w oczy. Co się z nim dzisiaj dzieje? Wydawał się trochę... nieobecny duchem. - Wszystko w porządku, doktorze? - spytała odruchowo. - Nie wydaje się pan sobą. Wbił w nią zaskoczone spojrzenie i dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, jak poufale się do niego zwróciła. Wszyscy wiedzieli, że doktor Grayson nie życzy sobie podobnego zachowania. Dał jasno do zrozumienia w ciągu minionych lat, że nie należy do osób rozmawiających o sprawach osobistych. Lecz Rita nie potrafiła się powstrzymać. Mimo to powinna była mieć więcej rozumu. - A jaki się wydaję? - spytał chłodno. - Ja nie... trudno powiedzieć... tylko, rozumie pan... nie taki jak zwykle i... - Czuję się dobrze, dziękuję - przerwał, zanim pogrążyła się bardziej. - A poza tym to moja prywatna sprawa - dodał sucho. Kolejny punkt dla strasznego doktora, pomyślała Rita. Zagryzła wargi, by powstrzymać ostrą odpowiedź, kiwnęła głową i spuściła wzrok. Zdążyła jednak zauważyć, że spojrzenie doktora zatrzymało się na jej ustach. Na pewno spostrzegł, że nie umie opanować złości, i pewnie ma ją za okropną neurotyczkę. Opanowała się natychmiast. - Przepraszam - rzuciła bez cienia skruchy w głosie. - Nie chciałam być wścibska. - Naprawdę? Pokręciła głową z przekonaniem. Czemu miałaby wtykać nos w prywatne życie doktora Graysona? Tylko dlatego, że intrygowała ją jego
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
niewytłumaczalna oschłość? Dlatego, że miał takie rozmarzone zielone oczy? Że wydawał się równie oddany pracy jak Rita? Dlatego, że ją ciekawił od dnia, kiedy zaczęła pracę na oddziale? Dlatego, że miał takie silne umięśnione ramiona? Że ogromnie go chciała zapytać o te szramy? I czy wspominała już o jego rozmarzonych zielonych oczach? Opanuj się, skarciła się ostro. Te oczy należą do doktora Matthew Graysona, szanowanego chirurga i znanego gbura, pewnie z dziesięć lat od ciebie starszego i dwa razy poważniejszego. Czyli kogoś zupełnie nie w twoim typie. - Naprawdę - odezwała się, przypominając sobie, że zadał jej pytanie. - Po prostu się zaniepokoiłam. Lekarz przyglądał się jej jeszcze dłuższą chwilę, aż przemknęło jej przez myśl, że jego również coś zaciekawiło w jej wyglądzie, po czym rzucił krótko: - Nie musi się pani niepokoić. Zanim zdążyła coś odpowiedzieć, obrócił się na pięcie i wyszedł. Trzy zero dla doktora. Rita jednak należała do rodziny Barone, a Barone zawsze mieli ostatnie słowo. Zawsze. Więc szepnęła cicho do jego pleców: - Proszę mi wierzyć, doktorze Grayson. Kiedy mówię, że nie będę się panem niepokoić, to nie będę. Nigdy. Punkt dla Barone. Nareszcie. Matthew Grayson zdołał jakoś dotrzeć do swego gabinetu, zanim ugięły się pod nim kolana. Dowlókł się do biurka i opadł bezwładnie na skórzany fotel, po czym oddychał ciężko dłuższą chwilę, czekając, aż uspokoi się nieco gwałtowne bicie jego serca. Potem zwymyślał sam siebie od głupców. Tym razem Rita Barone omal go nie przyłapała. Kiedy zauważył, że opuszcza stanowisko pielęgniarek, uznał, że zrobiła sobie dłuższą przerwę, więc nie śpieszył się z wkładaniem paczuszki do jej przegródki. Poza tym musiał zaczekać, aż druga pielęgniarka skończy rozmawiać z odwiedzającym i oboje sobie pójdą. Nie mógł ryzykować, że ktokolwiek go zobaczy w pobliżu stanowiska Rity. Tymczasem Rita wróciła już po paru minutach. Całe szczęście, że idąc korytarzem, całą uwagę skupiła na kubku z kawą. Gdyby podniosła
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
wzrok choć na chwilę, zauważyłaby go i bez trudu się domyśliła, kto zostawił prezent. Oraz dwa poprzednie. Niech go diabli, jeśli nie czuł się z ich powodu jak ostatni dureń. Kto widział, żeby mężczyzna trzydziestotrzyletni, ceniony chirurg i potomek jednej z najlepszych bostońskich rodzin postępował jak uczniak? Co, na miłość boską, skłoniło go do takiego zachowania? Wiedział oczywiście. I kiedy o tym pomyślał, poczuł się jak jeszcze większy dureń. Sprawiła to jedynie obecność Rity Barone na oddziale kardiologicznym Boston General. Doktor Grayson zwany Bestią (tak, wiedział, jak go przezywają współpracownicy) zadurzył się w jednej z pielęgniarek. I to nie w pierwszej lepszej, lecz młodej, ślicznej i pełnej radości życia. W pielęgniarce, która z pewnością byłaby wstrząśnięta i pełna odrazy, gdyby odkryła tożsamość wielbiciela. Piękna i Bestia. Co za banał. Odruchowo sięgnął do twarzy i przesunął palcem po bliznach, których nie potrafił usunąć nawet najzdolniejszy chirurg plastyczny. W ciągu minionych dwudziestu trzech lat Matthew przeszedł mnóstwo operacji. Naprawdę wyglądał nieźle, biorąc pod uwagę rozległość obrażeń. Fizyczne blizny prawie zniknęły. Jednak co do emocjonalnych. Te sięgały znacznie głębiej i okazały się o wiele boleśniejsze. Trudniej też je było usunąć. Choć Matthew zdawał sobie sprawę, że nikt nie jest doskonały, wiedział też, że jego niedoskonałości nie przypominają wad innych łudzi. Nie potrafił sobie wyobrazić, by ktoś taki jak Rita Barone - ktoś w jego oczach niemal doskonały - mógł znieść jego obecność. Zamknął powieki i ukrył twarz w dłoniach, licząc, że zdoła sobie wyobrazić coś innego niż ciemne, magnetyzujące oczy Rity i jej pełne usta. Wciąż jednak miał przed oczyma jej obraz i słyszał jej pełne zachwytu westchnienie, kiedy otworzyła pudełeczko. Poczuł, jak niespodziewanie wypełnia go dziwne ciepło. Podobał jej się prezent, uświadomił sobie i zalała go fala ulgi. I nosiła bransoletkę oraz broszkę, odkąd je dostała. Miał wrażenie, jakby to część jego zabierała ze sobą każdego dnia. Z pewnością musi z nim być coś nie w porządku, skoro rozkoszuje się takim ukradkowym związkiem; uczuciem, o którym nikt nie wie. Nie,
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
poprawił się natychmiast. Wcale nie stracił głowy na punkcie Rity Barone. Jest na to człowiekiem zbyt pragmatycznym i opanowanym. Podziwia ją, i to wszystko. Profesjonalnie. Z pewnością nie ma nic złego w docenianiu zawodowej kompetencji współpracowników. I nic niezwykłego, że nie potrafi jej o tym powiedzieć. Wielu ludzi ma problem z wyrażaniem uczuć; w rodzinie Graysonów czułostkowość nie była dobrze widziana. Podziwia Ritę Barone, powtórzył znowu w myślach. Szanuje jej oddanie pracy, docenia świetny kontakt z pacjentami. Na przykład z tamtym bezdomnym w ubiegłym roku. Uspokoiła go i towarzyszyła mu przez całą operację. Gdyby nie ona, mężczyzna z pewnością by nie przeżył. Grayson obserwował ją wtedy z zazdrością i głębokim wzruszeniem. To właśnie wtedy, w lutym, chciał coś zrobić, by jej dać do zrozumienia, jak bardzo docenia jej pomoc. Ponieważ nie lubił wyrażać uczuć słowami, postanowił jej podarować jakiś drobiazg. Kupił broszkę i napisał parę słów, lecz zapomniał je dołączyć do prezentu. Nie pamiętał też, że w dniu, gdy zostawił prezent, przypadały walentynki. Dopiero później, kiedy usłyszał plotki o tajemniczym adoratorze Rity, zrozumiał, co narobił. Teraz za nic by się nie przyznał, obawiając się kąśliwych komentarzy. Matthew nienawidził, gdy się z niego natrząsano. Istniały po temu powody, ale nikogo by one nie obchodziły. Wyrzucił więc bilecik i milczał. Oczywiście to nie wyjaśniało, czemu ofiarował jej następne dwa prezenty. I czemu znał datę jej urodzin oraz datę przyjęcia jej do pracy. I z pewnością nie wyjaśniało też, dlaczego je również podrzucił anonimowo. Cholera. Nie potrafił tego wyjaśnić. Jasne, że potrafisz, stwierdził w duchu ironicznie. Podziwiasz ją. Jako profesjonalistkę. I to wszystko. Nawet jeśli ma ciemne, magnetyzujące oczy, w których można zatonąć na zawsze. Och, daj spokój, skarcił sam siebie. Na starość robisz się sentymentalny. Czuł się stary w towarzystwie Rity Barone. Stary, szpetny i
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
przerażający. Dość tego! Ma poważniejsze sprawy, by o nich myśleć. Czeka go obchód, na jutro rano zaplanowano operację... Nie musi wspominać ciemnookiej i ciemnowłosej pielęgniarki, przy której czuje się jak dureń. Rita Barone jest jego współpracownicą, to wszystko. I jest zbyt młoda, piękna i radosna, by się zainteresować kimś tak starym, oszpeconym i przerażającym jak on. A nawet gdyby się zainteresowała - co wydawało się bardzo mało prawdopodobne - pochodziła z rodziny nuworyszy, podczas gdy on należał do starego bostonskiego rodu. Graysonowie przypłynęli do Ameryki na „Mayflower" i nie pozwalali o tym zapomnieć nikomu. Barone zjawili się znacznie później i dopiero niedawno zbili fortunę. I to na czym? Na lodach! Nie ma mowy, by jego rodzice kiedykolwiek zaakceptowali podobny związek. Szczególnie po skandalu z udziałem jednej z sióstr Rity, o którym krzyczały wszystkie brukowce. Chodziło o jakieś zdjęcia nadające się do magazynu dla panów, a nie przyzwoitej gazety, przypomniał sobie mgliście. A choć stare bostońskie rodziny kręciły nosem na skandale i plotki, ich samych nie powstrzymywało to od plotkowania o skandalach. Zresztą to i tak nieważne. Jego i Ritę dzieliło zbyt wiele, by było się czym martwić. Więc nie będzie się martwił. I nie będzie rozmyślał o jej ciemnych, magnetyzujących oczach.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ DRUGI
sc
an
da
lo
us
Rita ledwie trzymała się na nogach ze zmęczenia, kiedy dotarła do domu po północy. Nic dziwnego, że kamienica przy Paul Revere Way była ciemna i cicha, kiedy kobieta weszła po kilku schodach i otworzyła drzwi. Jej starsza siostra, Gina, wyprowadziła się w ubiegłym miesiącu po ślubie z Flintem Kingmanem, natomiast młodsza, Maria, pewnie gdzieś wyszła, co często się jej zdarzało. Prawdę mówiąc, w ostatnim czasie Maria bywała na mieście znacznie częściej niż zwykle, uświadomiła sobie Rita. Wydawało się to zastanawiające, bo siostra nie miała stałego przyjaciela ani dużego grona przyjaciół. Praca menedżera w firmie Baronessa Gelati przy Hanover Street pochłaniała ją niemal bez reszty. Zwykle przychodziła do domu długo przed Ritą. Tymczasem od jakichś trzech miesięcy wciąż się gdzieś wymykała, co mogło świadczyć, że w jej życiu pojawił się ktoś szczególny. Kiedy Rita weszła do holu na parterze, uświadomiła sobie, że rzeczywiście w domu nikogo nie ma. Najniższy poziom trzypiętrowego budynku służył siostrom jako coś na kształt wspólnego salonu, miejsce spotkań bez względu na porę dnia czy nocy. Ze swoimi drewnianymi podłogami, meblami w beżowych obiciach i błękitnymi akcentami sprawiał przytulne, lecz eleganckie wrażenie. W tej chwili jednak był pusty. Rita jak zawsze wróciła z pracy piechotą, wiedząc, że w piątkowy wieczór ulice North End zawsze są bezpieczne i pełne ludzi - nawet jeśli pada lekki deszcz, jak tego wieczoru. Zrzuciła płaszcz przeciwdeszczowy i przeczesała palcami wilgotne włosy, a potem ruszyła po schodach do swojego apartamentu na drugim piętrze. Kiedy się tam znalazła, powiesiła płaszcz na wieszaku i udała się prosto do kuchni, by
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
sobie zaparzyć wielki kubek herbaty rumiankowej. Zwykle nie była nocnym markiem, lecz tego wieczoru potrzebowała się odprężyć po stresach całego dnia, zanim się położy spać. Dlatego też przygotowała sobie długą, gorącą kąpiel z olejkiem lawendowym. Zbliżało się wpół do drugiej i właśnie zamierzała zgasić lampę przy łóżku, kiedy usłyszała, jak do domu wraca Maria. Odrzuciła przykrycie, wstała i boso pobiegła do drzwi. Odczekała chwilę, by mieć pewność, że siostra jest sama, i dopiero wtedy je otworzyła. Chodziło nie tyle o to, by nie przyłapać siostry w niezręcznej sytuacji, ile raczej by samej nie pokazać się komuś obcemu we wściekle różowej piżamie w seledynowe rożki lodów. W końcu wyszła na podest, przechyliła się przez poręcz i zawołała do siostry: - Hej, ty tam! Gdzieś się włóczyła? Dwa piętra niżej Maria podniosła głowę i uśmiechnęła się. Ciemne włosy spadały jej na ramiona, ciemne oczy lśniły wesoło nawet w półmroku klatki schodowej. - A ty czemu jeszcze nie śpisz? - odpowiedziała pytaniem. Rita zawahała się chwilę. - Znowu dostałam prezent. Uśmiech siostry natychmiast zniknął. - To już który? Trzeci? Rita skinęła głową. - I dalej nie masz pojęcia, kto ci je podrzuca? - Ani po co. - Zostawię tylko torebkę i zaraz do ciebie przyjdę - obiecała siostra. Rita podziękowała i wróciła do swojego pokoju. Parę minut później zjawiła się Maria, wciąż w wyjściowym stroju: czarnych spodniach do pół łydki i szafirowej koszuli z jedwabiu. Usiadła na obitej kwiecistym kretonem sofie naprzeciw Rity, która zajmowała fotel. Koronkowe firanki, dywaniki w kwiaty na drewnianej podłodze, wieńce z suszonych kwiatów i pastelowe akwarelki na ścianach nadawały pomieszczeniu kojący wygląd. Tego wieczoru Rita nie mogła się jednak odprężyć. - Nie zauważyłaś, kto go przyniósł? - spytała Maria bez wstępów. Rita pokręciła głową. - Naprawdę zaczynam się już niepokoić. Po co ktoś miałby to robić? - A co ci podpowiada instynkt? Zastanawiała się przez chwilę. - Nie wiem - wyznała szczerze. - Czasem mi się wydaje, że ten ktoś
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
jest po prostu nieśmiały i boi się, że go odrzucę. - A czasem? Rita poważnie spojrzała siostrze w oczy. - Że może wcale nie jest nieśmiały. Tylko... - nie dokończyła. - ...cię prześladuje? - dokończyła Maria. - Tak. Siostra nie wyglądała na przekonaną. - Bo ja wiem... - mruknęła. - Może jestem naiwna, ale założę się, że ktoś cię po prostu lubi, ktoś ze szpitala. To znaczy, czy prześladowca nie próbuje zwykle zastraszyć ofiary? Co dostałaś tym razem? Jeśli to nie był martwy królik albo lalka Barbie bez głowy, chyba nie masz się czego obawiać. Rita wyjęła pudełeczko z torebki i podała je siostrze. Maria otwarła je i westchnęła z zachwytu. - Piękne - powiedziała, wyjmując serce ostrożnie. - Tak, ale czy ma nawiązywać do mojej pracy, czy do uczuć tego gościa wobec mnie? - spytała Rita. - To Waterford - dodała Maria, nie odpowiadając na pytanie. - Co znaczy, że A: gość ma dobry gust, i B: dużo forsy. - Skąd wiesz, że to Waterford? - zdziwiła się Rita i podeszła bliżej. - Z boku jest wyryty mały konik morski. Widzisz? Teraz istotnie go spostrzegła. Nie rozumiała jednak, czemu ofiarodawca wydał tym razem tak wiele pieniędzy. Widziała broszki podobne do swojej w szpitalnym sklepiku po dziesięć dolarów, wiedziała też, że srebrna bransoletka nie mogła kosztować dużo więcej. Skąd ta nagła odmiana? - Okej, więc pierwszy prezent dostałaś na walentynki - mówiła tymczasem Maria - a drugi... - Zająknęła się nagle. - Właśnie do mnie dotarto. Walentynki. Klątwa rodzinna. Nic dziwnego, że się martwisz. Rita sapnęła ze złością i powiedziała sobie, że jej siostra jest głupia. Naturalnie wiele osób z rodziny Barone wierzyło w klątwę, którą Lucia Conti rzuciła na rodzinę dwa pokolenia wstecz, ale Rita nigdy się do nich nie zaliczała. Była na to zbyt rozsądna - lecz znała tę opowieść jak wszyscy, więc rozumiała, czemu niektórzy w nią wierzą. Kiedy Marco Barone, dziadek Rity i założyciel Baronessy Gelati,
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
przyjechał do Ameryki z Sycylii w latach trzydziestych, pracował jako kelner w Conti's, restauracji przy Prince Street należącej do przyjaciół jego rodziców. Mieli oni córkę imieniem Lucia, która rzekomo bardzo kochała Marca. Podobno wszyscy się spodziewali, że kiedyś dojdzie między nimi do małżeństwa. Marco tymczasem poznał i pokochał Angelicę Salvo, również pracującą w restauracji, i to z nią się ożenił. W dniu ich ślubu, w walentynki, Lucia rzuciła na nich klątwę. „Dziś zostajecie małżeństwem - oświadczyła - i przeklinam wszystkie rocznice tego wydarzenia. Od dziś niech każdy dzień walentynek będzie dla was nieszczęśliwy". Oczywiście nie w każde walentynki członków rodziny Barone spotykała jakaś katastrofa. Trzeba jednak przyznać, że wiele z nich przypadło na ten właśnie dzień. W pierwszą rocznicę ślubu Angelica poroniła swoje pierwsze dziecko. Kilka lat później ich synek, jeden z pary bliźniaków, został porwany ze szpitala, kiedy miał zaledwie dwa dni, i nigdy się nie odnalazł. Niedawno, w ostatnie walentynki, firma przeżyła ciężkie chwile podczas wielkiej uroczystości dla uczczenia nowego smaku. Ktoś dodał do lodów chili, rujnując całe przedsięwzięcie. Jeden z gości dostał nawet ataku alergii. Był to dla firmy cios, któremu nie zaradziła nawet taka czarodziejka jak Gina. Rodzina musiała zatrudnić specjalistę z zewnątrz, by uratował wizerunek firmy. Z drugiej strony, małżeństwo Giny ze wspomnianym specjalistą być może zdołało przełamać walentynkową klątwę. - Więc pierwszy prezent dostałaś na walentynki - zaczęła znowu Maria - drugi na urodziny. Ale dzisiaj... - Dzisiaj wypada trzecia rocznica mojej pracy w Boston General wyjaśniła Rita ponuro. - To wiele upraszcza - oświadczyła Maria tryumfalnie. - Znaczy, że ten ktoś pracuje z tobą i jest w szpitalu co najmniej od trzech lat. Rita wywróciła oczami. - Świetnie. I tak zostaje parę setek ludzi. - To powinien być ktoś, z kim pracujesz - upierała się Maria. - Poza tym i tak uważam, że to urocze. Takie romantyczne - dodała. - Romantyczne? - powtórzyła Rita, myśląc sobie, że to słowo
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
dziwnie brzmi w ustach absolwentki MBA, która większą część życia spędza w pracy. - Od kiedy to stałaś się romantyczna? Maria zarumieniła się lekko. - Wcale się nie stałam - zaprotestowała. - Myślę tylko, że ktoś się w tobie po prostu zakochał. Rita zmarszczyła brwi. - Siostrzyczko, dorośli ludzie się nie zakochują. - Oczywiście, że tak - odparła. - I co więcej, nierzadko są to poważni, silni mężczyźni. Idealizm w sam raz odpowiedni dla dwudziestotrzyletniej dziewczyny, pomyślała Rita z doświadczeniem swoich lat dwudziestu pięciu. Dzięki pracy na pogotowiu widziała znacznie więcej życia niż jej młodsza siostra i czuła się dojrzalsza. Jednak w głębi duszy też nie była przekonana, że tajemniczy adorator chce ją skrzywdzić. Ale nie mogła tego wiedzieć na pewno. - Nie mam pojęcia, co robić - podjęła. - Czy ten ktoś jest stukniętym psychopatą, czy też nie, nie chcę dostawać więcej anonimowych podarunków. Ale też nie wiem, jak go skłonić, żeby wyszedł z cienia. - Może powinnaś przestać nosić broszkę i bransoletkę. Kiedy cię bez nich zobaczy, zrozumie i się ujawni. - Czy ja wiem — mruknęła Rita w zamyśleniu. - A jeśli szukasz nowego domu dla tego serduszka... - dodała siostra z uśmiechem, wskazując pudełko. - Znam kogoś, kto je chętnie przyjmie. Rita też się uśmiechnęła i zabrała je siostrze. Nie była pewna czemu, ale chciała je zatrzymać. Tak jak nie do końca rozumiała, czemu codziennie nakłada bransoletkę i przypina broszkę. Może gdzieś w głębi duszy pochlebiało jej, że ktoś ją podziwia. Nigdy wcześniej się z tym nie spotkała. W szkole i college'u chadzała czasem na randki, lecz zawsze podejrzewała, że zapraszano ją, ponieważ należała do bogatej rodziny. Szczególnie odkąd skończyła dwadzieścia jeden lat i uzyskała dostęp do sumy złożonej na jej koncie. Do tej pory nie tknęła tych pieniędzy. Nie wiedziała, na co je użyje, ale nie czuła się stworzona do życia w wyższych sferach i uwielbiała swoją pracę. Może kiedyś, gdy doczeka się dzieci, podaruje pieniądze im? Tajemniczy wielbiciel najwyraźniej nie wiedział o jej fortunie, bo
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
inaczej natychmiast by się ujawnił i próbował zająć miejsce w jej życiu. Więc skoro chodziło mu o nią, a nie o pieniądze, nie mogła go nie polubić. Z drugiej strony, jeśli nieznajomy chciałby ją skrzywdzić, wystarczyło, by udał się za nią do domu i zobaczył, gdzie mieszka. Przekonałby się, że Rita często wraca samotnie, i bez trudu spostrzegłby, że zwykle jest sama. Po tej konstatacji odetchnęła głęboko parę razy i powiedziała sobie, że przesadza. - Masz już towarzysza na przyjęcie w przyszły weekend? - spytała tymczasem Maria, podnosząc się z fotela. - Nie zapomniałaś o tym, prawda? - dodała. Rita oczywiście zapomniała. - Przyjęcie w siedzibie zarządu firmy - przypomniała siostra. - Żeby ogłosić nowy konkurs i zatrzeć złe wrażenie po ostatniej wpadce. – Zmarszczyła brwi. - Zamierzasz się pokazać, prawda? - zwróciła się do Rity tonem, jakim matki mówią zwykle do histeryzujących dzieci. - Ma się stawić cała rodzina, żeby okazać poparcie. Musisz iść. Wiesz, że nie dadzą ci żyć, jeśli się nie pojawisz. - Dobrze, przyjdę - obiecała. - I masz kogoś do towarzystwa, prawda? - ciągnęła Maria tym samym tonem. - Bo wiesz, że rodzina nie da ci żyć, jeśli przyjdziesz sama? - powtórzyła z uśmiechem. Rita zamknęła oczy i stłumiła jęk. Maria miała rację. Starsze pokolenie Barone marzyło o wnukach i prawnukach i jasno dawało to do zrozumienia potencjalnym rodzicom tych wnuków i prawnuków. Jeśli tylko ktoś w wieku odpowiednim do małżeństwa pojawiał się samotnie na którymś z rodzinnych zgromadzeń, musiał wysłuchiwać całej litanii wyrzutów. Rita, która zawsze przychodziła sama, stawała się coraz większym problemem. Nie byłoby tak oczywiście, gdyby wstąpiła do klasztoru, jak zrobiła jej siostra Colleen. Powołanie zakonne było jedyną akceptowaną wymówką. - Mmmm, właściwie... - zaczęła, lecz nie skończyła zdania. - Rito - odezwała się Maria znowu tym matczynym tonem - więc
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
jeszcze nikogo nie zaprosiłaś? - Zapomniałam, okej? - I pewnie nie masz co na siebie włożyć? - No, cóż... - Doskonałe - stwierdziła Maria z udawanym opanowaniem. - W takim razie w poniedziałek wyjdę wcześniej z pracy i pójdziemy na zakupy. Mnie też przyda się coś nowego. Ale co do towarzystwa... zawiesiła głos znacząco. - Wiem. Coś z tym zrobię. Obiecuję - przyrzekła jej siostra. Chociaż nie miała pojęcia, jak tego dokona. To miało być wielkie, eleganckie i niezwykle szykowne przyjęcie. Konieczny był ktoś wytworny, dystyngowany, przystojny, wyrafinowany i z koneksjami. Ktoś taki jak... Z jakiegoś powodu niespodziewanie przed oczyma stanął jej doktor Grayson. Natychmiast odpędziła tę myśl. Nie ma mowy, żeby go o to poprosiła. Nie tylko nie mieliby o czym rozmawiać i męczyli się we własnym towarzystwie przez cały wieczór, ale na dodatek Rita nie zniosłaby, gdyby ciotka Sandra zaczęła ją wypytywać o plany małżeńskie w obecności doktora. Za nic. Mowy nie ma. - Znajdę kogoś - zapewniła znowu. Miała tylko nadzieję, że uda się jej dotrzymać słowa.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ TRZECI
sc
an
da
lo
us
Matthew znał wielu lekarzy, którzy odbywali obchody z samego rana - czasem jeszcze przed wschodem słońca. Sam do nich nie należał. Nigdy nie lubił wstawać wcześnie i w przeciwieństwie do wielu kolegów po fachu chętnie spotykał się z pacjentami w towarzystwie ich rodzin, kiedy mógł wyjaśnić wątpliwości albo uspokoić ich obawy. Rzadko zjawiał się więc na oddziale przed dziesiątą i zwykle jadał obiad dość późno. Ten poniedziałek nie różnił się od pozostałych dni niczym prócz tego, że obiadu nie zjadł w ogóle. Z jakiegoś powodu obchód zajął mu więcej czasu niż zazwyczaj - być może dlatego, że pani Haroldowa Asgaard miała o jakiś milion więcej pytań niż przeciętna żona pacjenta - więc dopiero po trzeciej Matthew znalazł wolną chwilę, by zajrzeć do stołówki. Wtedy jednak zdecydował, że wytrzyma jeszcze parę godzin i zje zamiast tego wczesną kolację. Tymczasem wpadł do szpitalnej kafeterii napić się czegoś i zobaczył Ritę Barone siedzącą samotnie przy jednym ze stolików w głębi. Nie jadła, za to pochłaniała jakąś grubą powieść. Jak zawsze miała na sobie szpitalny strój i włosy splecione w warkocz. Chociaż niekiedy nosiła je zwinięte w kok a la Grace Kelly, przypomniał sobie. Pierwszy raz przyszło mu do głowy, że nigdy nie widział jej z rozpuszczonymi włosami. Nigdy nawet nie widział jej w normalnym ubraniu - bo nigdy nie spotkał jej poza szpitalem. Lecz to nie dlatego ruszył w stronę jej stolika, kiedy kupił kawę. Nie, zrobił to, ponieważ... Do diabła. Nie umiał podać żadnego wytłumaczenia, uświadomił sobie, gdy stanął tuż obok. - Doktor Grayson - stwierdziła zdziwiona, podnosząc wzrok. - Dzień dobry, Rito - Odparł szorstko jak zwykłe, żałując w duchu,
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
że nie potrafi przybrać łagodniejszego tonu. Krępowało go, że wszystkie pielęgniarki zwracały się do niego po nazwisku, podczas gdy on mówił im po imieniu. Lecz jeszcze bardziej krępowałoby go, gdyby stosunki między nim i personelem stały się mniej formalne. Po prostu nie umiał się znaleźć w swobodnych sytuacjach. Rita czekała na dalszy ciąg, lecz on miał w głowie kompletną pustkę. Jedyne co mu pozostało, to gapić się w te ciemne, magnetyzujące oczy i próbować się nie zagubić do końca w ich bezdennej głębi, Rita jednak nadał patrzyła wyczekująco, więc gdy udało mu się w końcu zebrać myśli, powiedział pierwsze, co mu wpadło do głowy: - Czy to miejsce jest wolne? Zaraz potem przeklął siebie w duchu. Pytanie ujawniało aż za wiele na jego temat. Po pierwsze, że jest idiotą, bo odpowiedź była oczywista. Po drugie, że jest człowiekiem banalnym, bo pytanie było głupie. I co najgorsze, że zapewne chce ją poderwać za pomocą tego banalnego, idiotycznego pytania, bo po co innego mężczyzna miałby siadać obok kobiety, jeśli nie po to, by ją poderwać? Ściągnęła brwi zmieszana, zerknęła na puste krzesło obok i otaczające ich niezajęte stoliki, po czym znowu skupiła uwagę na nim. - Tak - odparła. - Nie jest zajęte. Gdyby odszedł teraz, naprawdę zrobiłby z siebie idiotę. Co nie znaczy, by chciał odrzucić zaproszenie. Żałował jedynie, że nie posiada żadnych umiejętności towarzyskich. Czuł się jak nastolatek. - Dziękuję - mruknął i usiadł naprzeciw Rity. Za skarby świata nie potrafił wymyślić nic, co mógłby powiedzieć. Zamknęła książkę i znowu popatrzyła na niego pytająco. - Och, nienawidzę jeść w samotności - oznajmił, by wyjaśnić swoje zdumiewające zachowanie. - I pić też - dodał pośpiesznie, spoglądając na swój kubek z kawą. Uśmiechnęła się do niego i coś w nim zaśpiewało z radości. Potem przyjrzała mu się z wahaniem, jakby nie była pewna, czy ma powiedzieć to, co myśli. - Ciekawe - odezwała się na koniec. - Bo zwykle jada pan sam. Stwierdzenie z pewnością by go zaniepokoiło, gdyby nie to, że skoncentrował się wyłącznie na płynących z niego konsekwencjach. Rita
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
zauważyła, że spędza wiele czasu samotnie. Zauważyła jego. Nie pojmował, dlaczego kobieta taka jak ona miałaby zwracać uwagę na kogoś jego pokroju. - To, że jadam i piję samotnie, nie znaczy, że to lubię odpowiedział. Kiwnęła głową ze zrozumieniem. - Więc proszę zostać, jak długo ma pan ochotę. Z przyjemnością dotrzymam panu towarzystwa. To też go zdziwiło. Lecz zanim zdążył zapytać, ona zaczęła mówić dalej: - Jestem już po pracy - wyjaśniła - ale czekam na siostrę. Idziemy razem na zakupy. Ostatnie słowo wypowiedziała, jakby to była najgorsza tortura pod słońcem. Matthew nie mógł się nie uśmiechnąć. - Nie lubi pani chodzić po sklepach? Skrzywiła się. - Powiedzmy, że istnieją zajęcia, które lubię bardziej. Na przykład specjalistyczne dyskusje o obyczajach godowych dżdżownic. Albo obserwowanie pleśniejącego sera. Tego rodzaju rzeczy. Zachichotał wbrew woli i znowu poczuł zdumienie, jakie to przyjemne. Naprawdę powinienem robić to częściej, pomyślał. Kłopot w tym, że rzadko miewał okazję. - Sądziłem, że miłość do zakupów jest zakodowana w chromosomie X - rzucił lekko. - Ach, doktorze Grayson - zażartowała w odpowiedzi - takie podejrzenia są chyba zakodowane w chromosomie Y. - Trafiony - uśmiechnął się szeroko. Co zdumiewające, Rita odpowiedziała uśmiechem. Kobiety rzadko robiły to w jego obecności. Być może dlatego, że rzadko dawał im powody. - Za to Maria nie tylko potrafi robić zakupy - ciągnęła swobodnie Rita - ale ma jeszcze doskonałe wyczucie mody, którego mi kompletnie brakuje. - A potrzebuje go pani, ponieważ...? Skrzywiła się jeszcze boleśniej. - Czeka mnie przyjęcie rodzinne - dokończyła. Zabawne, pomyślał,
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
wygląda na to, że ona też nie lubi rodzinnych zgromadzeń. - Nie czuje się pani dobrze w towarzystwie krewnych? - Nie, to nie to - wyjaśniła pośpiesznie. - Uwielbiam ich wszystkich. To wspaniali ludzie. Tylko... - Tak? - No, cóż, Barone to wielka rodzina... - zaczęła. Dla Matthew nie stanowiło to niespodzianki. Barone należeli do najbardziej znanych bostońskich rodów jako producenci wyśmienitych lodów o najróżniejszych smakach. Można je było dostać w wielkim wyborze niemal w każdym sklepie w mieście. Rodzina słynęła też z innych rzeczy, przypomniał sobie. Na przykład trwającej od lat wojny z rodem Contich. - ...no i w każdym razie potrzebuję sukienki - dokończyła Rita. Dopiero w tym momencie uświadomił sobie, że się zamyślił i stracił wątek - najpewniej dlatego, że się zapatrzył w jej magnetyzujące oczy. - Przepraszam, ale nie dosłyszałem... więc czemu wolałaby pani uniknąć tego przyjęcia? - Zdaje się, że tego nie powiedziałam, prawda? - uśmiechnęła się zmieszana. - Chodzi o te wszystkie wścibskie pytania, które się zawsze zaczynają przy takiej okazji. - Wścibskie pytania? - powtórzył. - No wie pan, te wszystkie ciotki chcące się koniecznie dowiedzieć, kiedy zamierzam wyjść za mąż i mieć dzieci, bo czas płynie i nie zawsze będę młoda, a po szpitalu kręci się tylu młodych, przystojnych lekarzy, więc czemu jeszcze żadnego nie złowiłam? Matthew (choć we własnej opinii nie zaliczał się do młodych i przystojnych lekarzy) z trudem powstrzymał się od spytania Rity o to samo - chociaż bardzo by chciał znać odpowiedź. Kobieta taka jak ona powinna mieć chociaż stałego przyjaciela. Zamiast tego wyraził jej swoje współczucie. - Też mam ten problem z moją rodziną - przyznał. - Tylko u mnie wygląda to jeszcze gorzej, bo dłużej wytrwałem w stanie wolnym. - Założę się, że pana pobiję - zapewniła z szelmowskim uśmiechem. Z jakiegoś powodu wcale go to nie rozbawiło. - Chciałem tylko powiedzieć, że moi krewni też by chcieli, żebym
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
się ożenił. Nie dodał jednak: „ale tylko z odpowiednią osobą". Cóż, dla Graysonów oznaczało to kogoś bogatego od pokoleń, z błękitną krwią w żyłach i z najlepszego towarzystwa. Kogoś pod każdym względem różnego od Rity Barone. - Obawiam się, że to jedna z tych rzeczy, które trzeba znosić, odkąd się dorośnie - dodał. Właśnie rozmyślał nad tym, że pierwszy raz za swojej pamięci spędził kilkanaście minut na przyjemnej, całkowicie naturalnej rozmowie, gdy zobaczył, jak Rita daje znak komuś na przeciwnym końcu sali. Obrócił głowę i zobaczył idącą w ich stronę młodą kobietę bardzo podobną do jego towarzyszki. Maria Barone (przypomniał sobie jej imię) w eleganckim szarym kostiumie i butach na niskim obcasie wyglądała jak uosobienie kobiety interesu. Stanęła przy stoliku i spojrzała najpierw z lekkim zdziwieniem na mężczyznę, potem znacząco na siostrę. Rita westchnęła z przesadną rezygnacją i przedstawiła ich sobie. - Maria Barone, doktor Matthew Grayson. - Miło mi pana poznać - odezwała się Maria serdecznie. Po czym zwróciła się do siostry: - Czemu nie poprosisz jego? Rita zamarła z przerażenia. - Mario! - syknęła groźnie. Jej siostra, nic sobie z tego nie robiąc, zwróciła się do doktora: - Rita potrzebuje eskorty na wielką fetę, jaką nasza rodzina urządza w ten weekend. W przeciwnym razie wszyscy będą się nad nią pastwić przez cały wieczór. Zawsze przychodzi sama i mam wrażenie, jakby nasi krewni stracili już nadzieję, że kogoś sobie znajdzie. Rita zarumieniła się jak piwonia i zakryła twarz dłońmi. - Osobiście nie widzenie złego w chodzeniu na przyjęcia bez towarzystwa - ciągnęła pogodnie Maria, nie zwracając najmniejszej uwagi na reakcję siostry. - Lecz Barone są bardzo tradycyjni. Szczególnie jeśli chodzi o małżeństwa i dzieci. Rita jęknęła głucho. - Nie oczekuję naturalnie, że pan ją poślubi i będziecie mieli ośmioro dzieci - dokończyła - ale skoro z nią pan gawędzi, zapewne się lubicie,
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
więc czemu Rita nie miałaby pana zaprosić? Z logicznego punktu widzenia miało to sens, pomyślał Matthew. Towarzysko wydawało się całkowicie do zaakceptowania. Tylko że było całkowicie niewykonalne. Ponieważ. Tak po prostu, do diabła! - Więc co na to powiesz, Rito? - spytała Maria. - Czemu nie zaprosisz doktora Graysona na piątek? Oczywiście jeśli nie ma innych zobowiązań. Tym razem jej siostra pokręciła tylko głową, nie odsłaniając twarzy. - I jeśli nie zaprosiłaś kogoś innego - zakpiła Maria, po czym wybuchnęła śmiechem. - Rita nigdy się z nikim nie umawia - wyjaśniła doktorowi. - No, Rito - ponagliła. - Go ty na to? Rita opuściła dłonie, spojrzała swojemu towarzyszowi prosto w oczy i uśmiechnęła się niepewnie. - Mam nadzieję, że miło było panu poznać moją siostrę oświadczyła. - Jutro przeczyta pan o niej w gazetach. W dziale nekrologów - dodała radośnie. - Proszę na nią nie zwracać uwagi. Nie chciała zrobić nic złego. W tym samym momencie Matthew odpowiedział: - Z chęcią się z panią wybiorę. Był nie mniej zaskoczony swoimi słowami niż Rita. Maria natomiast przyjęła je jako rzecz naturalną. - Widzisz? - zwróciła się do siostry. - Masz już partnera. Teraz trzeba ci kupić coś do ubrania. Podziękujesz mi później. Idziemy? Lecz Rita najwyraźniej nie słuchała. Wpatrywała się w skupieniu w lekarza. - Mówi pan serio? - spytała. - Naprawdę pan ze mną pójdzie? Matthew zdumiała jej reakcja. Dla niego było oczywiste, że żaden mężczyzna nie odrzuciłby zaproszenia kogoś takiego jak Rita. Chociaż prawdę mówiąc, zwykle unikał zgromadzeń, szczególnie jeśli miał się pokazać wśród obcych. Od czasów młodości nie czuł się wśród nich swobodnie. Blizny na twarzy nie szpeciły go teraz tak bardzo jak w przeszłości, był jednak czas, kiedy jego widok wywoływał u innych odrazę. Nie potrafił jednak odmówić Ricie - czy ściślej, jej siostrze. - Oczywiście, że tak - zapewnił. - Może być ciekawie. Poza tym
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Barone to znany klan. To zaszczyt uczestniczyć w takiej imprezie. Mówił prawdę. Cokolwiek powiedziałaby jego rodzina, Barone obracali się w najwyższych kręgach i finansowo nie ustępowali w niczym Graysonom. Więc może biorąc udział w przyjęciu, Matthew zdoła zmniejszyć nieco dzielącą ich przepaść. Starał się nie zastanawiać nad tym, dlaczego miałoby to być ważne. - O której po panią przyjechać? - zapytał, bo Rita nadal wpatrywała się w niego ze zdumieniem. A może przeraziła ją perspektywa spędzenia z nim całego wieczoru i szuka wymówki, by się wykręcić? Lecz w tym momencie się uśmiechnęła. I w tej chwili Matthew uświadomił sobie, że wstrzymywał oddech, czekając na jej odpowiedź. Odetchnął z ulgą. - Nie, to ja po pana przyjadę - odpowiedziała, rozpromieniona z zachwytu. - Przy takich okazjach rodzina podstawia limuzynę. Może być... siódma? Skinął głową. - Doskonale. Uśmiechnęła się znowu. Matthew wiedział, że nie powinien sobie robić wielkich nadziei, lecz jakoś zupełnie nie miał zamiaru słuchać głosu rozsądku. Rita podniosła się z miejsca i ruszyła do wyjścia. W drzwiach odwróciła się jeszcze raz i skinęła mu dłonią. Dopiero w tym momencie zauważył, że nie włożyła bransoletki. Zastanawiał się, co to może znaczyć.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ CZWARTY
sc
an
da
lo
us
Przez resztę tygodnia Rita czuła się, jakby stąpała po kruchym szkle a może rożki od lodów stanowiłyby w tym wypadku właściwsze porównanie? Za każdym razem, gdy spotykała doktora Graysona, próbowała udawać, że nic się między nimi nie zmieniło tylko dlatego, że miał wystąpić jako jej partner - to znaczy eskorta, poprawiła się szybko. Tylko że z jakiegoś powodu wszystko się zmieniło. Za każdym razem, gdy go widziała, robiło się jej gorąco, a wszystkie myśli umykały z głowy. Nie wiedziała, co powiedzieć, więc znajdowała jakąś wymówkę i zmykała jak najszybciej, zanim zrobi z siebie kompletną idiotkę. Zaczęła też zauważać różne rzeczy. Na przykład, że wsypywał do kawy stanowczo za dużo cukru jak na specjalistę od serca. Że miał długie i smukłe palce. Gdy to spostrzegła, nie wyobraziła ich sobie w czasie operacji, lecz robiące zupełnie inne rzeczy - rzeczy, o których stanowczo nie powinno się myśleć w przyzwoitym towarzystwie. Zwróciła również uwagę na jego szerokie ramiona i zapach wody kolońskiej - czysty, chłodny i męski. I na to, że jego rozmarzone zielone oczy, gdy padnie na nie światło, wydają się trochę niebieskawe. Więc gdy nadszedł piątkowy wieczór, sama już nie wiedziała, jak się powinna zachowywać - i wobec kierownictwa rodzinnej firmy, i wobec samego doktora Graysona. Na dodatek, kiedy stanęła przed lustrem i przyjrzała się swojemu odbiciu, stwierdziła, że strój, jaki wybrała dla niej siostra, niezupełnie przypomina to, co sama Rita chętnie włożyłaby na podobną okazję. Mała czarna może oznaczać tyle różnych rzeczy... Ta mała czarna była chyba najmniejszą, jaką Rita widziała w życiu. I nie wiadomo czemu teraz zdawała się jeszcze mniejsza niż w
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
przymierzalni sklepu Lord & Taylor. Mimo wysiłków Rity skraj sukienki wciąż podciągał się kilkanaście centymetrów powyżej kolan, dekolt wciąż zsuwał się kilkanaście centymetrów poniżej szyi, a rękawy ciągle spadały z ramion. Maria oświadczyła beztrosko, że tak właśnie powinno to wyglądać, lecz Rita nie mogła się opędzić od myśli, że sukienka może opaść znacznie niżej niż do ramion, nim wieczór dobiegnie końca. I w tym momencie przeraziła się najbardziej. Powiedziała sobie stanowczo, że nie ma mowy, by doszło do czegoś podobnego. Doktor Grayson jest człowiekiem zbyt dobrze wychowanym, by próbować flirtu z własną współpracownicą. A Rita dawno temu obiecała sobie, że jeśli odda się jakiemuś mężczyźnie, to tylko gdy będzie w nim szaleńczo zakochana. A nie kochała doktora Graysona. A już z pewnością nie kochała go szaleńczo. Strój był tak ciasny, że przylegał niczym druga skóra. Nie wiadomo czemu również ta myśl nie podniosła jej szczególnie na duchu. Włożyła perłowy naszyjnik, bransoletkę i kolczyki odziedziczone po babci Barone, a następnie czarne pończochy, które kazała jej kupić Maria - prawdziwe pończochy, takie które należy nosić z pasem, choć Rita protestowała, że tego rodzaju urządzenie jest archaiczne i niewygodne, a poza tym głupie. Maria jednak wyśmiała jej obiekcje i oświadczyła, że siostra nabierze dzięki nim pewności siebie i nie będzie się czuła skrępowana w towarzystwie doktora Graysona. Kiedy Rita spytała, skąd Marii przyszło do głowy, że czuje się skrępowana, ta uśmiechnęła się tajemniczo i dołożyła pończochy, pas oraz maleńki czarny biustonosz do reszty zakupionych rzeczy. Teraz więc Rita czuła się znacznie bardziej kobieca i uwodzicielska niż zazwyczaj. I, co dziwne, czuła się pewniejsza siebie. Maria powiedziała też, że siostra powinna sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa, skoro idzie na przyjęcie z „tym uroczym doktorem Graysonem". Ciekawe, że sama nigdy wcześniej nie myślałam o nim w ten sposób, zastanawiała się Rita, szczotkując włosy, bo tego wieczoru postanowiła ich nie związywać. Uważała doktora raczej za interesującego, in-
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
trygującego i tajemniczego. I, naturalnie, przystojnego. I, tak, seksownego. Ale nie uroczego. Był raczej... rozkoszny. Zamknęła oczy i odwróciła się od lustra. Doktor Grayson nie jest rozkoszny, powiedziała sobie stanowczo. Jest oschłym, zamkniętym w sobie kolegą z pracy. Więc czemu nagle poczuła ten sam leciutki dreszcz podniecenia? Odetchnęła głęboko, wyprostowała się i obiecała sobie, że nie ma powodu się denerwować. Spędzi wieczór w otoczeniu rodziny i przyjaciół, będzie szczęśliwa, rozbawiona i błyskotliwa. Nawet jeśli czuje ten leciutki dreszcz na myśl o doktorze Graysonie. Zarząd Baronessy Gelati mieścił się w budynku ze stali i szkła niedaleko Prudential Center przy Huntington Avenue. Wydaje się taki jak rodzina Barone, pomyślał Matthew: elegancki, odważny i stylowy. Rita opowiedziała mu krótko o historii firmy, kiedy jechali windą na najwyższe piętro, gdzie mieściły się biura kierownictwa i sala balowa. W centrum znajdowały się jedynie biura; fabryka stała pod miastem, a oprócz tego rodzina miała posiadłość w Harwichport na Cape Cod, gdzie często wyjeżdżali na wakacje. - Ja oczywiście rzadko tam bywam z powodu pracy - ciągnęła dalej Rita, kiedy wysiadali z windy. - Ale to piękne miejsce. Może kiedyś... Nie dokończyła zdania. Matthew zastanawiał się, czy zrobiła to, ponieważ nie zamierzała kontynuować znajomości z doktorem, czy też obawiała się jego odmowy. Ta ostatnia możliwość wydała mu się fascynująca. Podobnie jak sama Rita. Wciąż nie mógł się przyzwyczaić do jej odmienionego wyglądu. Jedyne określenia, jakie przychodziły mu do głowy, to: wspaniała, oszałamiająca, olśniewająca. Kiedy ją zobaczył na progu swojego domu, natychmiast poczuł ulgę, że wybrał swój najbardziej elegancki ciemny garnitur, białą koszulę i jedwabny krawat. Potem myślał już tylko o niej, jej delikatnej skórze, pełnych piersiach i długich nogach. I włosach. Nareszcie zobaczył je rozpuszczone. Proste, jedwabiste i gęste, spadały falą do połowy pleców. Wciąż walczył z chęcią, by ich dotknąć. I nie tylko ich. Istniało wiele miejsc na ciele Rity Barone, które z chęcią by dotknął. Ale nie teraz,
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
kiedy znajdowali się w otoczeniu rodziny, skarcił się natychmiast. Potem, gdy będą sami. Choć wybiega myślami za daleko. Jak dotąd Rita nie dała mu żadnego znaku, że zaprosiła go na coś więcej niż zebranie rodzinne, na które potrzebowała eskorty. Zorientował się, że milczy zbyt długo, więc nawiązał do jej ostatniego stwierdzenia, bo była to rzecz, która go zawsze intrygowała. - Czemu nie zaczęła pani pracować w rodzinnej firmie? - spytał. Dlaczego została pani pielęgniarką? Wzruszyła ramionami. - Sama nie wiem. Kiedy miałam pięć lat, dostałam w prezencie zestaw do zabawy w małą pielęgniarkę i od tej pory nie miałam wątpliwości, kim chciałabym być w przyszłości. Pewnie mogłabym zostać w firmie, ale interesy nie bardzo mnie ciekawią. Poza tym jest nas ośmioro rodzeństwa. Obawiam się, że rodzicom trudno byłoby znaleźć posady dla wszystkich. Na szczęście część z nas poszukała sobie innych zajęć. Mój brat Alex został komandosem, Colleen pracownikiem społecznym, moja kuzynka Claudia pracuje jako wolontariuszka. A kuzyn Daniel... -Uśmiechnęła się. - No cóż, Daniel został zawodowym poszukiwaczem przygód. Śmiało, doktorze. Lepiej przedstawię ich panu osobiście, zamiast ich obgadywać. Zrobiła krok naprzód, on jednak pozostał na miejscu. Niespodziewanie chwycił ją za nadgarstek i pociągnął do siebie. Zaskoczona, zachwiała się i wsparła dłonią o jego pierś, by nie upaść. Zadrżał pod tym dotykiem. - Co się stało? - spytała cicho, bez tchu. - Nigdzie z tobą nie pójdę, Rito - odparł - dopóki nie obiecasz, że przestaniesz mnie nazywać doktorem Graysonem. Mam na imię Matthew. Zawahała się na moment, rozchyliła lekko wargi, patrząc mu w oczy. Jej oczy były tak ciemne, głębokie i hipnotyzujące, że niemal zakręciło mu się w głowie. Myślał tylko o tym, by ją objąć i musnąć wargami pełne, uwodzicielskie usta - raz, drugi i trzeci. Nachylił się w jej stronę i... - D-dobrze, Matthew - odpowiedziała niepewnie. Czar prysnął,
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Grayson uświadomił sobie własne szaleństwo i cofnął się o krok. Przynajmniej zwróciła się do mnie po imieniu, pomyślał. Przeszli długim korytarzem, mijając biura, i znaleźli się w wielkiej, przeszklonej sali bankietowej, z której dobiegały dźwięki saksofonu, perkusji i klarnetów. Salę zastawiono roślinami w donicach, jarzącymi się od niewielkich światełek. Między nimi rozstawiono stoliki z eleganckimi przekąskami. W jednym rogu, obok grającego zespołu, tańczyło kilka par. W pomieszczeniu roiło się od gości. - Twoja rodzina zna się na urządzaniu przyjęć - skomentował z podziwem. - Jeszcze jak - uśmiechnęła się. - Och, popatrz, tam stoją moi rodzice. W takim razie zaczniemy od wierzchołka hierarchii, a potem przedstawię ci resztę. A kiedy skończę prezentację, będziemy się mogli zabawić. - Najpierw mi powiedz, kto się lokuje najniżej. - Ci, którzy mają najwięcej pracy i najmniej złudzeń - odparła żartobliwie. - Na przykład ja. To całkiem nieźle, pomyślał. Prawdę mówiąc, bardzo chętnie zakończy spotkanie w jej towarzystwie. Kiedy poznał matkę Rity, Moirę Reardon Barone, uświadomił sobie, że niepotrzebnie się obawiał komentarzy własnej rodziny. Zapomniał, że rudowłosa i zielonooka pani Barone jest córką byłego gubernatora Massachusetts. A poza tym przecież między nim i Ritą nic nie ma. Moira Barone, przekonał się, była również życzliwa, elegancka i bez dwóch zdań bardzo zainteresowana partnerem swojej córki. - Chirurg, tak? - spytała, spoglądając z aprobującym uśmiechem na Ritę. - No, no. Nie mieliśmy w rodzinie lekarzy. Do tej pory. - Mamo - rzuciła ostrzegawczo córka. - Go wydaje się dziwne - ciągnęła Moira Barone, nie zwracając na nią uwagi - bo jest nas spora gromadka. Doktor stanowczo by się nam przydał. - A oto mój ojciec - przerwała jej pośpiesznie Rita - Carlo Barone. Tato, przedstawiam ci doktora Matthew Graysona, który pracuje ze mną w Boston General.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Pan Barone przypominał córkę kolorem oczu i włosów. Z jego dumnej postawy i zdecydowania łatwo było odgadnąć, że to on jest duszą firmy. Już po paru minutach rozmowy można było docenić jego energię i kompetencję. Masz dobre układy z rodzicami - zauważył Matthew, kiedy opuścili starszych państwa Barone. Zawsze z ciekawością obserwował swoich rówieśników w kontaktach z krewnymi, bo jego własne relacje z rodziną były dość chłodne. Nie miał pewności, z czego się to brało, lecz Graysonowie po prostu trzymali się na dystans. I fizycznie, i emocjonalnie. - Mieli sporo praktyki, zanim się urodziłam - wyjaśniła wesoło. Jestem siódma z ośmiorga rodzeństwa. Ale to prawda, zawsze dobrze nam było ze sobą. Tato trzymał krótko chłopców, ale my, dziewczynki, mogłyśmy robić wszystko - dodała z kolejnym olśniewającym uśmiechem. Wzięli po kieliszku białego wina od przechodzącego kelnera i zbliżyli się do okien wychodzących na centrum Bostonu. Rita nie zwracała jednak uwagi na widoki, lecz stanęła twarzą do sali i pokazywała swemu towarzyszowi dalszych członków rodziny. - To mój kuzyn Derrick - wyjaśniła konspiracyjnym szeptem, wskazując na wysokiego, szczupłego mężczyznę o skwaszonym wyrazie twarzy. - Zawsze żartowaliśmy, że jest tym złym bliźniakiem. Daniel pokazała innego młodego człowieka, przystojniejszego i o nieco jaśniejszych włosach - to jego brat. Choć Daniel też nie jest aniołkiem. Mimo to ci dwaj różnią się od siebie jak dzień od nocy. Daniel jest świetny w sporcie i potrafi robić interesy. Derrick... - skrzywiła się próbuje, ale niezbyt mu wychodzi. Zawsze żył w cieniu brata. I dobrze o tym wie. - Ostro ze sobą rywalizują, prawda? - Raczej tak - odparła w roztargnieniu. Zaraz jednak się otrząsnęła. A ty? - spytała. - Jaka jest twoja rodzina? Świetnie, musiała zapytać właśnie o to, przemknęło mu przez głowę. Od czego zacząć? - Nieliczna i okropnie arystokratyczna - odparł krótko, licząc, że jej to wystarczy. Nie znał jej jednak.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Och, powinieneś siebie słyszeć - zachichotała. - Mówisz o nich tak, jakby co najmniej przypłynęli do Ameryki na „Mayflower". - No, cóż, prawdę mówiąc... Przestała się śmiać i spojrzała na niego ze szczerym zaskoczeniem. - Serio? - Obawiam się, że tak. - I pewnie już wtedy byli bogaci, tak? Skinął głową. - To niezwykłe. Ja sama jestem Amerykanką dopiero w drugim pokoleniu. Dziadek przyjechał tu z Sycylii w 1935 roku i pracował jako kelner, zanim założył własną firmę. Zdumiewające, że stoimy tu teraz razem. - Fakt - zgodził się. - Więc jacy oni są? Twoi bracia i siostry, kuzyni i rodzice? - spytała zaciekawiona. Poszukał w myślach jakichś możliwych do zaakceptowania określeń, lecz te, które mu przychodziły do głowy, nie były zbyt pochlebne: chłodni. Zamknięci w sobie. Dumni. Nudni. Mimo całej szlachetności pochodzenia w niczym nie przypominali uczuciowych, radosnych Barone. - Mam młodszą siostrę - oznajmił krótko. - Ach, więc jesteś pierworodny - zażartowała. - Co robi twoja siostra? Pracuje w rodzinnej firmie? Pokręcił głową. - Właściwie nie prowadzimy interesu, chociaż i tak odstaję od pozostałych. Mój ojciec jest bankowcem, matka księgową, a siostra maklerem giełdowym. Kuzyni, wujowie i cała reszta też zajmują się finansami. Rita wybuchnęła śmiechem. - Ceniony chirurg jako czarna owca? Jak mogłeś im to zrobić? - Nigdy nie twierdziłem, że jesteśmy interesujący - przypomniał. - Och, tego bym nie powiedziała - mruknęła cicho, unosząc kieliszek do ust. Chciał ją spytać, co miała na myśli, lecz w, tym momencie na scenie, opuszczonej chwilowo przez zespół jazzowy, pojawił się Carlo Barone, by zapowiedzieć Ginę Barone Kingman, specjalistkę od wizerunku
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
firmy. Gina była wyższa od siostry, miała jaśniejsze włosy i oczy. Jak prawie wszystkie kobiety na przyjęciu nosiła czarną suknię koktajlową, lecz odsłaniającą nieco mniej niż kreacja Rity. Przez parę minut mówiła o sytuacji firmy, wspomniała o porzuconej kampanii reklamowej nowego smaku, po czym zaprezentowała wszystkim swój nowy pomysł. - To, co trzymam w ręce - oświadczyła, unosząc w górę kilka kartek - to regulamin naszego konkursu, który jutro zostanie opublikowany w gazetach. Zachęcamy wszystkie osoby obdarzone pomysłowością i żyłką do eksperymentów kulinarnych, by stworzyły przepis na nowy smak. Rozległy się oklaski. - Wszystkie przysłane receptury - ciągnęła dalej Gina, kiedy znowu zrobiło się cicho - posłużą do wyprodukowania niewielkiej ilości lodów, po czym jury złożone z kierownictwa firmy... oraz naszej mamy - dodała z uśmiechem, wzbudzając kolejną falę aplauzu - wybierze spośród nich najlepszą. Twórca najlepszego przepisu otrzyma nagrodę w wysokości tysiąca dolarów. Wśród ogólnego zamieszania Matthew nachylił się do Rity i spytał cicho: - Więc zrezygnowali całkowicie z wprowadzenia tego nowego smaku? Szkoda. A propos, odkryliście, kto doprawił te lody? Pokręciła głową. - Nie mamy pojęcia. Niektórzy w rodzinie podejrzewają konkurencję, inni twierdzą, że to robota Con-tich. Słyszałeś o rodzinnej wendecie? - Chyba każdy w Bostonie o niej słyszał. Skinęła głową. - Ale ja nie jestem pewna. Sądzę, że to raczej sabotaż. Chociaż trudno mi uwierzyć, żeby przyzwoita firma uciekała się do podobnych metod. - Zdziwiłabyś się, do czego zdolni są ludzie - odparł. Coś w jego głosie ostrzegło ją, że nie powinna drążyć tego tematu. Szampan lał się strumieniami przez resztę wieczoru. A ponieważ panował swobodny nastrój i żadne z nich nie planowało prowadzić, oboje nie musieli go sobie żałować. I to zapewne było powodem, że Rita ośmieliła się zadać Matthew to okropne pytanie, kiedy nieco później
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
wyszli na taras. - Skąd masz szramy na twarzy? - wypaliła, zanim pomyślała, co robi. Natychmiast zasłoniła sobie dłonią usta. Nie rozumiała, co ją do tego popchnęło - chociaż prawdę mówiąc, zastanawiała się nad tym cały wieczór, od chwili gdy go zobaczyła, niepokalanie eleganckiego w kosztownym garniturze. Teraz ogarnął ją wstyd - nie dlatego nawet, że pytanie było nieuprzejme, lecz że mężczyzna cały stężał, gdy je zadała. - Przepraszam. Nie miałam prawa pytać. Proszę, zapomnij o tym wycofała się natychmiast. Zadrżała, widząc chłód w jego spojrzeniu. Zaraz potem wyraz twarzy Matthew złagodniał, jak gdyby dostrzegł jej reakcję. - Zmarzłaś. Nie powinniśmy byli tu przychodzić - powiedział łagodnie. Nim zdążyła zaprotestować, zanucił jej na ramiona swoją marynarkę. Rita chciała odmówić, lecz w momencie, gdy miękki materiał dotknął jej nagich ramion, poczuła zapadł Matthew. Miała niemal wrażenie, jakby mężczyzna ją objął. Nagle wcale nie chciała wracać do środka. Nagle nie było jej zimno - wręcz przeciwnie, poczuła narastającą w ciele falę gorąca. - Dziękuję- szepnęła cicho, otulając się mocniej. - I jeszcze raz przepraszam. To nie moja sprawa. - Fakt — odparł szybko. Lecz mówił w zamyśleniu, jakby się nad czymś zastanawiał. Westchnął głęboko. - To się zdarzyło tak dawno, że właściwie powinienem przywyknąć. - Ale nie przywykłeś? - Nie do końca. Widzisz, to był lew. Miałem wtedy dziesięć lat. Pojechałem z rodzicami na safari do Kenii. Pewnej nocy odszedłem od obozu - ciągnął spokojnie - choć wiedziałem, że to niebezpieczne. Noc była piękna; chyba nie zdawałem sobie sprawy, jak daleko zaszedłem. Lwica pojawiła się dosłownie znikąd. W jednej chwili wszystko było nieruchome, jak zaczarowane... - spojrzał jej w oczy - a w następnej walczyłem o życie. Ktoś w obozie usłyszał mój krzyk, rzucili się na pomoc z pochodniami i, co niezwykłe, lwica porzuciła zdobycz i uciekła. Najgorzej ucierpiały moje plecy i ramię. Jeśli myślisz, że twarz wygląda
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
źle, powinnaś zobaczyć resztę. Najwyraźniej musiało to dla niego zabrzmieć dwuznacznie, bo dodał szybko: - To znaczy nie, nie powinnaś. Chirurdzy zrobili, co mogli, ale... Nie dokończył. Kiedy na nią spojrzał, miała wrażenie, jakby z wielką niecierpliwością czekał na jej reakcję. Uśmiechnęła się lekko, nie wiedząc, co powiedzieć. - Uważam, że dokonali cudów - dodała. - Oczywiście, wyjściowy materiał był pierwszorzędny. Mógłbyś być gwiazdorem filmowym. - Nie wiem - spuścił wzrok jak zawstydzony nastolatek. - Cała historia brzmi jak jakiś kiepski film. I pół życia żałowałem, że nie jest jedynie filmem. To żadna przyjemność dorastać, wyglądając jak potwór. Milczał przez chwilę, jakby się zastanawiał, czy powiedzieć coś więcej. Po chwili spojrzał na gwiazdy i podjął: - Pamiętam, jak w ósmej klasie... w nowej szkole, bo z poprzedniej mnie wyrzucili za bójki... Ale ta była nowa i jak idiota łudziłem się, że może tym razem będzie inaczej. Poznałem pewną dziewczynę... była taka śliczna - uśmiechnął się lekko. - Jasne włosy, błękitne oczy, obcisły sweterek... ideał nastolatka. Ciągle kręciła się koło mnie. Tłumaczyłem sobie, że chce innie sobie obejrzeć, jak wszyscy inni, bo jestem dziwolągiem... - Matthew... - zaczęła Rita, on jednak już mówił dalej. - A potem pewnego dnia jej najlepsza przyjaciółka oświadczyła mi, że tamta mnie lubi i chce się ze mną spotkać. Byłem taki szczęśliwy. Więc poszedłem za salę gimnastyczną, gdzie niby miała czekać. Umilkł znowu, westchnął głęboko. - Żeby streścić sprawę w kilku słowach - dokończył - dziewczyna istotnie na mnie czekała. Ze swoim chłopakiem. Powiedziała, żebym się przestał na nią gapić, bo robi jej się od tego niedobrze. Resztę miał mi wyjaśnić jej towarzysz. Niestety, niewiele rozmawialiśmy, szybko przeszliśmy do czynów. Ą parę tygodni później musiałem odejść i z tamtej szkoły. I to by było na tyle - dokończył. - Życie i przygody potwora. Coś w duszy Rity zbuntowało się na to określenie. Przecież to niemożliwe, by Matthew naprawdę tak o sobie myślał.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Nie jesteś potworem - odparła. Zaśmiał się niewesoło. - Doprawdy? Zdaje się, że wszyscy w szpitalu tak właśnie myślą. - To nie z powodu twoich blizn - poprawiła go szybko. - Tylko przez twoje zacho... - Znowu zakryła sobie usta, przerażona tym, co powiedziała. - Nie jesteś potworem - powtórzyła z naciskiem. I jakby dla udowodnienia tego, sięgnęła do jego twarzy i delikatnie, końcami palców, przesunęła po szramach, które uważał za tak odrażające. W pierwszej chwili cofnął się, jakby chcąc uniknąć jej dotyku. Spróbowała jednak znowu i tym razem z jakiegoś powodu pozwolił jej to zrobić. - Nie jesteś potworem. Jesteś... Spojrzał jej prosto w oczy. Uświadomiła sobie, że w którymś momencie zbliżyli się i teraz stoją tuż obok siebie. Dotknął jej ręki. Rozwarła palce i przytuliła dłoń do jego policzka. Przysunęła się bliżej. Zdawało się jej, jakby straciła własną wolę; władzę nad nią przejął instynkt i mogła jedynie mu ulec. - Jesteś... - zaczęła znowu, lecz nie potrafiła znaleźć właściwych słów. Coś w sposobie, w jaki na nią patrzył, sprawiło, że zadrżała. A kiedy nakrył swoją dłonią jej dłoń, poczuła, jakby w jej wnętrzu naprężyła się niewidzialna sprężyna. Nie wiedząc do końca, czemu to robi, wspięła się na palce i lekko musnęła wargami jego usta. W chwili gdy ich wargi się zetknęły, w jej żyłach popłynął ogień. Wrażenie było tak nagłe, niespodziewane i tak gwałtowne, że cofnęła się odruchowo. Zwyczajny, doskonale niewinny pocałunek, zapewniła samą siebie. Nic więcej. Chciała udowodnić Matthew, że nie jest odrażający. Mimo to miała wrażenie, jakby ziemia zadrżała jej pod stopami. - Chyba powinniśmy wracać do środka. Będą nas szukać - rzuciła. - I rzeczywiście zrobiło się chłodno. Czuła się jak wstrętna kłamczucha, kiedy odwróciła się, nie czekając na odpowiedź, i ruszyła w stronę drzwi. Nie tylko dlatego, że była pewna, iż nikt z Barone nie będzie jej szukał, wiedząc, że zniknęła w towarzystwie przystojnego doktora. Dlatego, że nigdy nie było jej goręcej.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ PIĄTY
sc
an
da
lo
us
Reszta wieczoru wlokła się okropnie - przynajmniej Ricie. No, może z wyjątkiem tych paru momentów, kiedy przyłapywała Matthew na obserwowaniu jej płonącym wzrokiem, od którego - miała wrażenie zajmowała się ogniem. Zresztą jak coś tak przyziemnego jak przyjęcie w wyższych sferach może się wydawać interesujące po idealnym pocałunku, który wymienili na tarasie? Nie mogła dłużej sobie wmawiać, że nic dla niej nie znaczył. Pocałowała Matthew, bo ją pociągał. Więcej niż pociągał. Oczarował ją. Zafascynował. I to nie dopiero dziś wieczorem, lecz znacznie wcześniej. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że zwróciła na niego uwagę już w dniu, gdy zaczęła pracować na oddziale kardiologicznym. Fakt, bywał niekiedy szorstki i wyniosły. Lecz zawsze wyczuwała w nim delikatność. Teraz wiedziała, że się nie pomyliła. Przeżył w dzieciństwie straszne doświadczenie. Jak musiał się czuć, dorastając z takimi wspomnieniami, okaleczony na duchu i oszpecony? Nic dziwnego, że stał się oschły. Nigdy nie miał szansy nawiązać normalnych relacji z innymi. Chciała mu pokazać, że się go nie obawia. I że on nie musi obawiać się jej. Po powrocie na salę żadne nie wspomniało o pocałunku. Skrępowani, nie patrzyli sobie w oczy. Rita próbowała przekonywać samą siebie, że do poniedziałku, kiedy oboje wrócą do pracy, cała sprawa pójdzie w zapomnienie. Zresztą, myślała, do niczego przecież nie doszło... Jeden niewinny pocałunek... który odkrył przed nią wstrząsającą prawdę. Ich los był przesądzony. Już nigdy nie będą się czuli w swoim towarzystwie tak jak dawniej.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Choć i dawniej nie czuli się ze sobą swobodnie. Obawiała się przyznać, że Matthew Grayson zawsze ją pociągał. To był prawdziwy powód, dla którego zdecydowała się go pocałować. Powinna była wiedzieć, że wspomnienia o tym nie da się łatwo wymazać z pamięci. Nie, z czasem będzie się ono stawać coraz wyraźniejsze, coraz bardziej natrętne, aż w końcu będzie zmuszona je powtórzyć. - Chyba powinniśmy już iść - zauważyła o północy, gdy pozostali goście zaczynali się żegnać; naturalnie z wyjątkiem Barone, którzy zapewne chcieli się bawić do rana. Rozejrzała się za Marią, lecz co dziwne, nigdzie nie zauważyła siostry. Jeszcze dziwniejsze wydawało się to, że Maria nikogo nie przyprowadziła. - Mogę wrócić taksówką - zaofiarował się Matthew, najwyraźniej chcąc się uwolnić od jej obecności. - Nie ma takiej potrzeby - zapewniła, głównie dlatego, ponieważ nie chciała, by sądził, że istnieje jakikolwiek powód do zmiany planów. Kierowca i tak czeka. Matthew podał jej ramię. Rita ujęła je - z obawy, że w przeciwnym razie zostanie uznana za tchórza i ponieważ bardzo pragnęła go dotknąć - i razem ruszyli do wyjścia. W milczeniu zjechali na parter, bez słowa minęli hol i przez szklane drzwi skierowali się w stronę szeregu czekających limuzyn. W momencie gdy szofer zamknął za nimi drzwiczki, Rita stężała. Pierwszy raz od chwili pocałunku zostali z Matthew sami. Całkowicie sami, dzięki szybie z przydymionego szkła oddzielającej ich od kierowcy. Było tu znacznie ciszej, znacznie przytulniej - i znacznie ciemniej niż na tarasie, gdzie w każdej chwili mógł się zjawić ktoś obcy. Nie wiadomo czemu Rita natychmiast pomyślała o sprawach, nad którymi w ogóle się nie zastanawiała w drodze na przyjęcie. No dobrze, być może tkwiły one w jakimś ciemnym, ukrytym, spragnionym seksu zakątku jej mózgu. Może raz czy dwa w czasie zabawy przemknęło jej przez myśl, jak by to było kochać się z Matthew Graysonem na tylnym siedzeniu tego właśnie wozu. Wyglądał tak niezwykle pociągająco i seksownie w ciemnym garniturze, że nie mogła się oprzeć. Ale naprawdę zdarzyło się to zaledwie raz czy dwa i z pewnością było jedynie fantazją. Teraz
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
jednak, po pocałunku, zastanawiała się nad tym dłużej niż parę sekund - i znacznie realnej. Wielkie nieba, co się z nią dzieje? Chodzi o Matthew Graysona. Bestię Graysona z Boston General. Próbowała spojrzeć na sytuację realistycznie. Prawda, istniały powody, dla których odnosił się szorstko do innych. Niemniej pozostawało faktem, że tak się zachowywał. Z tego co wiedziała, prawdopodobnie nie był zdolny, by się zakochać. Ale z drugiej strony, zbeształa sama siebie, co ma do tego miłość? Z pewnością nie kochała doktora. Jakim cudem udało się jej przejść od szybkiego numerku w limuzynie do gołąbków, serduszek i marsza weselnego? Jedno nie miało z drugim nic wspólnego. - Ty zaczniesz, czy ja mam to zrobić? Niski, dźwięczny głos mężczyzny przeciął ciszę. Rita nie miała pojęcia, o co chodzi. - Co zacznę? - spytała niewinnie, licząc, że dzięki temu uniknie rozmowy na drażliwy temat. Powinna była mieć więcej rozumu. - W takim razie ja będę mówił - odparł sucho. - O czym? - zapytała znowu. - O tym, co się zdarzyło na tarasie. Że mnie... pocałowałaś. Rita zaczęła zaprzeczać. Chciała powiedzieć, że oboje brali w tym udział, wiedziała jednak, że to kłamstwo. Matthew bynajmniej się nie opierał, lecz było faktem, że to ona zaczęła pocałunek i ona go zakończyła. A teraz musiała wziąć za to odpowiedzialność. Pocałowała Matthew. I chciałaby umieć mu wytłumaczyć dlaczego. - Nie jestem pewna, czemu to zrobiłam - wyznała szczerze. - Po prostu - wzruszyła ramionami - zdawało mi się to właściwe w tym momencie. Nic nie odpowiedział, a jego twarz kryła się W cieniu, nie mogła więc odgadnąć jego myśli. Potem limuzyna przejechała obok ulicznej lampy i w jej świetle Rita dostrzegła na twarzy doktora... niepewność. Nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że to możliwe. Matthew Grayson zawsze wydawał się człowiekiem mającym odpowiedź na każde pytanie. Poczuła przypływ odwagi. Do chwili gdy się odezwał: - Więc gdybym tym razem to ja cię pocałował, co by się stało? I nagle świat zwariował. Fala gorąca objęła całe jej ciało - nie tylko z
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
powodu słów, lecz dlatego, że Matthew zdawał się gotów wprowadzić je w czyn. Przełknęła z trudem ślinę. - Czemu chciałbyś to zrobić? Wyczuła, że wzruszył w ciemności ramionami. - Po prostu wydaje mi się to właściwe w tym momencie. I w następnej chwili całował ją, a ona odwzajemniała pocałunki, czując, jak narasta w niej coraz większe pragnienie. Ujął jej głowę i przygarnął ją do siebie, gładząc lekko skórę ciepłą dłonią. Serce biło jej mocno w oczekiwaniu na to, co się stanie dalej. Wielkie nieba, pomyślała, co ja wyprawiam? Czemu tego nie przerwę? Czemu nie chcę tego przerwać? W jego pocałunku nie było nic z wahania, z jakim ona całowała go wcześniej. Przywarł do jej warg z pewnością siebie i determinacją. Całował ją tak, jak musi całować kobietę mężczyzna, który ją zna i wie, że jej pragnie - i wie, że może ją posiąść. Nikt nigdy nie całował Rity w taki sposób. Nie dlatego, że nikt jej tak nie pragnął, lecz ponieważ to ona nie pozwoliłaby się pocałować w taki sposób. Teraz jednak tego chciała. Och, jak bardzo. Instynktownie przechyliła głowę na bok, pozwalając, by pocałunki stały się głębsze. Dłoń Matthew przesunęła się, objęła jej policzek, zachęcając, by Rita rozwarła wargi. Uległa z ochotą, jęknęła z pożądania, gdy poczuła dotyk jego języka. Kolejna fala gorąca eksplodowała w jej brzuchu, objęła piersi. Wsunęła mu dłoń pod marynarkę, przylgnęła do boku. Kiedy to zrobiła, Matthew objął ją drugą ręką i przyciągnął jeszcze bliżej do siebie. Naparła na niego bardziej zdecydowanie, wsunęła mu dłoń we włosy, przesuwając palcami przez ich jedwabistą miękkość. Mężczyzna jęknął. To dodało jej śmiałości, znowu przechyliła głowę na bok. Tym razem jednak to ona zaczęła badać językiem jego usta. Wrażenie nie było podobne do niczego, co dotąd znała. Matthew smakował szampanem i kawiorem, oraz czymś gorzkim i męskim. Jedyne, o czym mogła myśleć, to to, że pragnie więcej. Nie była pewna, za czyją sprawą stało się to, co się stało, lecz w pewnej chwili okazało się, że siedzi mu na kolanach. Zrzuciła buty. Nagle miała ochotę pozbyć się znacznej części ubrania - więcej nawet,
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
chciała, by Matthew zrobił to samo. Wtedy mogliby poznać swoje ciała jeszcze lepiej. Wydawało się, że on podziela to pragnienie, bo poczuła, jak jego ręka przesuwa się po jej boku, biodrze i udzie i sięga brzegu sukienki. Nadal ją całując, zaczął odsuwać materiał coraz wyżej, cal po calu, aż w końcu jego palce dotknęły delikatnej skóry powyżej jedwabnej pończochy. W chwili gdy Matthew uświadomił sobie, czego dotyka, oderwał usta od jej ust i ciężko dysząc, spojrzał jej w twarz. - Naprawdę masz na sobie to, co myślę? Skinęła głową na potwierdzenie. Przez chwilę przyglądał się jej z uwagą, potem zaczął ją gładzić delikatnie po udzie. Każde dotknięcie budziło w niej leciutkie dreszcze rozkoszy, aż wydawało jej się, że lada chwila wybuchnie ogniem. - Nigdy nie spotkałem kobiety, która by je nosiła. To ją zaskoczyło. Mimo oschłości i poranionej twarzy była przekonana, że doktor Grayson miał wiele do czynienia z kobietami. Potem pocałował ją znowu w sposób dowodzący, że tak właśnie musiało być. A później przestała się nad czymkolwiek zastanawiać i tylko starała się ze wszystkich sił odwzajemnić pocałunek. Nadal gładził ją po udzie, teraz jednak podsunął dłoń wyżej, sięgając skraju jej koronkowej bielizny. Tu zatrzymał się na chwilę, jakby nie mając pewności, czy ona pozwoli mu na więcej. Rita przesunęła więc znowu palcami przez jego włosy i pocałowała go z nową energią. Wydawało się, że zrozumiał, ponieważ podsunął skraj sukni jeszcze trochę wyżej. Potem oderwał usta od jej warg i przycisnął twarz do zagłębienia jej szyi, a później leciutko uszczypnął ją zębami. Tym razem Rita jęknęła na głos z pożądania i przesunęła się tak, by móc się pełniej napawać pieszczotą. Siedziała teraz na nim okrakiem. Nachyliła się nad Matthew i zamiast go pocałować, musnęła leciutko jego wargi - raz, drugi i trzeci. Potem, nie mając pojęcia, co ją opętało, odchyliła się i odsunęła zamek sukienki. Bez słowa, nie odrywając wzroku od jej oczu, uniósł obie dłonie i ujął jej piersi. Po czym odsłonił jedną z nich i zaczął ją delikatnie gładzić. Rita zamknęła oczy, by tym lepiej czuć jego dotyk. A kiedy musnął
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
wargami jej skórę, westchnęła głośno i wczepiła mu palce we włosy. Nigdy w życiu nie doświadczyła równie niezwykłego wrażenia. Chciała, by trwało bez końca. - Weź mnie ze sobą do domu - szepnęła bez tchu. Nie miała pojęcia, skąd jej to przyszło do głowy - ani o co właściwie prosi. Wiedziała tylko, że nie chce się z nim jeszcze rozstawać, nie po tym wszystkim, co jej właśnie pokazał. Wiedziała, że chce, pragnie z nim być. Musi się dowiedzieć, co jeszcze może jej pokazać. Odsunął się gwałtownie, słysząc jej prośbę, a kiedy otwarła oczy, przekonała się, że Matthew wpatruje się w nią z napięciem. Nie potrafiła jednak odgadnąć jego myśli. - Jesteś pewna? - zapytał cicho. Skinęła głową z przekonaniem, choć wcale nie miała tej pewności. Przypomniała sobie złożoną sobie niegdyś obietnicę, że pierwszy raz będzie się kochać jedynie z kimś niezwykłym. Potem jednak uświadomiła sobie, że nigdy nie czuła się bardziej niezwykle niż w tej chwili. I to dzięki Matthew. Więc musiał być kimś niezwykłym. Był... hm, był mężczyzną, o jakim zawsze marzyła. Przystojnym, inteligentnym, seksownym i delikatnym. Będzie czułym kochankiem, pomyślała. Starała się nie zastanawiać, jak wiele miał praktyki w ciągu minionych lat, i skupiła się na swoich odczuciach w tym momencie. Przede wszystkim jednak pragnęła jego, może bardziej nawet, niż chciała to przed sobą przyznać. Oczywiście, zawsze przysięgała, że zrobi to pierwszy raz z mężczyzną, którego będzie kochała. Lecz miała już dwadzieścia pięć lat i nigdy nikogo nie obdarzyła prawdziwym uczuciem. Może żąda od życia zbyt wiele. Może wystarczy, jeśli będzie podziwiała, szanowała i pragnęła swojego pierwszego partnera. Matthew, orzekła w tym momencie, będzie idealny. Uniósł dłoń i odgarnął jej włosy z twarzy. - Jeśli cię zabiorę ze sobą, zamknę drzwi na klucz i będę się z tobą kochał przez całą noc. Ą jeśli to zrobię. Nie dokończył, tylko patrzył jej w oczy z napięciem. Nie była pewna, czy chce jej powiedzieć, że niczego to nie zmieni, czy też wręcz przeciwnie, nic już nie będzie takie jak dotąd. W tym momencie zupełnie
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
jej to nie obchodziło. Obchodził ją tylko on. - Rozumiem - szepnęła. W głębi ducha jednak wcale nie była tego pewna.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ SZÓSTY
sc
an
da
lo
us
Skinął wolno głową. Potem ostatni raz przesunął ręką po jej włosach, nachylił się, by pocałować jej pierś, a następnie z wyraźnym ociąganiem pomógł jej się ubrać. W chwili gdy limuzyna zatrzymywała się przed jego domem, Rita zsunęła się z jego kolan, obciągnęła sukienkę i włożyła buty. Matthew wysiadł z wozu z takim wdziękiem i swobodą, że nikt by się nie domyślił, co robił jeszcze przed chwilą. Rita, wręcz przeciwnie, drżała na całym ciele z powodu tego, co zaszło, i tego, co ją jeszcze czekało. Zdawało się, że mężczyzna rozumie jej uczucia, bo objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie, gdy tylko znalazła się na zewnątrz. Zapewnił kierowcę, że odwiezie Ritę osobiście, gdy wypiją pożegnalnego drinka, i poprowadził ją do drzwi mieszkania. Otworzył je szeroko i przepuścił ją przodem. Gdy oboje znaleźli się w środku, zamknął drzwi na klucz i z powrotem przyciągnął ją do siebie. Tym razem jego pocałunek był namiętny i władczy, sugerujący, że teraz wszystko rozegra się znacznie szybciej. Rozpiął zamek jej sukienki, równie szybko uporał się z biustonoszem, a następnie zaczął gładzić nagie plecy. Rita tymczasem zajęła się jego ubraniem. Zdjęła mu krawat, rozpięła koszulę i wraz z marynarką zsunęła mu z ramion. Na wpół nadzy stanęli przed sobą. Promień światła padał z lampy płonącej w salonie w głębi, oświetlając postać mężczyzny. Rita napawała się jego widokiem. Był szczupły i atletyczny, z pięknie rzeźbionymi mięśniami wyraźnie rysującymi się pod skórą. Przesunęła dłońmi w dół po jego ramionach, bicepsach, silnych przedramionach i dłoniach splecionych na wysokości pasa, a potem z powrotem w górę. Na lewym ramieniu wyczuła bliznę sięgającą niemal środka piersi. Zatrzymała na niej dłoń.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Nie - mruknął cicho, cofając się przed jej dotykiem. - Chcę zobaczyć, Matthew - odpowiedziała. Pokręcił głową. - Kobiety źle reagują na ten widok. Ustąpiła, lecz tylko dlatego, że nie chciała niszczyć zaufania, jakie właśnie rodziło się między nimi. Powiedziała sobie, że będą inne okazje, inne wspólnie spędzone noce. Nie była kobietą lubiącą przelotne kontakty i on z pewnością musiał o tym wiedzieć. Jeśli zamierzają się dzisiaj kochać to dlatego, że rozpoczynają coś razem. Będą inne okazje, powtórzyła w myślach. Udowodni mu, że nie jest taka jak inne. Mimo to nie mogła się powstrzymać od pytania: - Jak wiele było tych innych kobiet? Zadając je, nie potrafiła mu spojrzeć w oczy. Matthew ujął jej dłoń, którą nadal trzymała na jego ramieniu. Zamiast jednak ją wypuścić, przycisnął ją do ust. - Nie tak wiele, jak sądzisz - odpowiedział. Objął ją w talii, znowu przyciągnął do siebie i przywarł ustami do jej warg. Uległa mu całkowicie i przez długą chwilę pozwalała błądzić do woli po swoim ciele. Serce biło jej silnie, tłocząc krew tak szybko, że zakręciło się jej w głowie. Potem nagle ogarnęło ją pożądanie. Odwzajemniła pocałunek z żarem. Jęknął w odpowiedzi i poprowadził ją tyłem w kierunku salonu. Kiedy weszli, mignęły jej eleganckie skórzane meble, cenne dzieła sztuki i zegar szafkowy z kołyszącym się wahadłem oraz półki pełne książek. Podprowadził ją do sofy w kolorze wina. Rozpięła mu spodnie i zaczęła go pieścić. On wsunął palce pod jej figi i nie pytając o pozwolenie, zsunął je w dół. - Nie mogę dłużej czekać - szepnął. - Pozwól mi kochać cię teraz. Następnym razem, obiecuję, nie będę się tak śpieszyć. Skinęła głową i pozwoliła położyć się na sofie. Zaczął ją gładzić po udzie, a potem pieścić coraz śmielej. Raz za razem przesuwał dłonią po delikatnym ciele, aż Rita krzyknęła z rozkoszy. Znowu zaczął ją całować, nie przerywając pieszczot. Wreszcie uniósł jej biodra i wszedł w nią gwałtownie. Aż krzyknęła z niespodziewanego bólu. Matthew natychmiast się cofnął i uniósł ją do pozycji siedzącej. Przez długą chwilę
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
patrzył na nią w milczeniu, jak gdyby był bardzo rozgniewany z jakiegoś powodu. Potem jego twarz złagodniała. - Powiedz, że to nie jest twój pierwszy raz - rzucił. Obawiała się, że jeśli wyzna prawdę, on każe się jej ubrać i wyjść. A mimo całego bólu była to ostatnia rzecz, jakiej pragnęła. Dowiedziała się właśnie, jak wspaniale może być między kobietą i mężczyzną, i chciała się dowiedzieć więcej. Wciąż oddychając nierówno po niedawnym wstrząsie, spytała: - Dlaczego tak sądzisz? - Rito... - poprosił błagalnie, a potem odsunął ją od siebie. - Nie - zaprotestowała, zarzucając mu ramiona na szyję. - Proszę. Chcę, żebyś się ze mną kochał. - Ale... - Proszę - powtórzyła. - Tak, to jest mój pierwszy raz - przyznała. Ale nie chcę, żebyś przestawał. Przyglądał się jej w milczeniu długą chwilę, wyraźnie nie wiedząc, co robić. Na koniec odezwał się: - Nie chcę cię skrzywdzić. - Nie skrzywdzisz - zapewniła. Spojrzał na nią uważnie, jakby szukając odpowiedzi na jakieś pytanie. Potem, bardzo powoli, przygarnął ją do siebie znowu. Raz jeszcze zaczął ją całować, a po chwili uniósł jej biodra i wszedł w nią, tym razem wolno i ostrożnie. - Wszystko w porządku? - spytał. - Tak. Mówiła prawdę: nigdy w życiu nie czuła się lepiej. Prawda, nadal czuła lekki ból, lecz tym razem się go spodziewała. Stopniowo wchodził w nią coraz głębiej. Poczuła, jak narasta w niej napięcie, obejmując całe ciało. Na koniec wybuchło w serii potężnych fal rozkoszy, niepodobnych do niczego, co przeżyła do tej pory. Ciało Matthew znieruchomiało w tym samym momencie i razem osiągnęli szczyt. Przez chwilę leżeli potem w milczeniu. Przytuliła policzek do jego piersi, gdy tymczasem mężczyzna gładził ją w zamyśleniu po plecach. - Czemu mi nie powiedziałaś, że to twój pierwszy raz? - spytał cicho.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Zamknęła oczy, nie chcąc psuć tej chwili, lecz wiedziała, że mężczyzna czeka na odpowiedź. - Bo nie sądziłam, że to ma znaczenie - odparła. Kiedy milczał, uniosła głowę i przekonała się, że Matthew przygląda się jej z niedowierzaniem. - Nie sądziłaś, że to ma znaczenie? - powtórzył. Pokręciła głową i naraz uświadomiła sobie, że błędnie ją zrozumiał. Oczywiście dla niej było to ważne, nie sądziła jednak, by obchodziło jego. Naprawdę nie podejrzewała, żeby on był zainteresowany, czy to jej pierwszy raz, czy czternasty. Odchylił głowę i znowu mruknął niedowierzająco: - Nie uważasz, że to ma znaczenie. - Nie - sprostowała, wciąż jeszcze nie mogąc jasno sformułować myśli. - Myślę, że dla ciebie nie ma. Znowu popatrzył na nią, jakby nie wierzył własnym uszom. - Za kogo ty mnie masz? - spytał. - Coś takiego, z tobą, miałoby się dla mnie nie liczyć? Zaskoczyła ją gwałtowność, z jaką to powiedział. - Więc to ma znaczenie? - spytała, bojąc się choćby mieć nadzieję. Przyglądał się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zamiast jednak odpowiedzieć, sam zadał jej nowe pytanie: - Naprawdę musisz mnie o to pytać? Spojrzała zdziwiona. - Hm, tak - przyznała w końcu. Znowu patrzył na nią długo w zamyśleniu, potem pokiwał głową, jakby doszedł do niezwykle ważnego wniosku - choć nie miała pojęcia, czego mogłoby to dotyczyć. - Rozumiem - mruknął. - Matthew... - zaczęła, nie wiedząc, co powiedzieć dalej. A może wiem, pomyślała, gdy jego spojrzenie stało się chłodne i obojętne. Może tylko boję się powiedzieć, odsłonić tak bardzo przed nim właśnie teraz, gdy czuję się taka bezbronna. Nadal nie rozumiała do końca, co się wydarzyło tej nocy, lecz wiedziała, że doświadczyła czegoś niezwykłego i głębokiego, czegoś o poważnych konsekwencjach - czegoś, co może odmienić całe życie. I doświadczyła tego z mężczyzną, którego darzyła uczuciem - lecz nie
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
potrafiła jeszcze tego uczucia nazwać. Wiedziała, że gdyby spróbowała to zrobić teraz, wszystko by zepsuła. Milczała więc i tylko na niego patrzyła, licząc, że Matthew nie dostrzeże jej zmieszania. Licząc, że błędnie interpretuje jego zachowanie, bo wydawał się jej coraz chłodniejszy i bardziej odległy. Lecz była to prawda. Spojrzał jej prosto w oczy i oświadczył spokojnie: - Chyba powinnaś już iść. Poczuła się, jakby ktoś chlusnął jej w twarz lodowatą wodą. - Ale... - zaczęła. - Mówię poważnie - dodał, podniósł się z sofy i zaczął ubierać. Wezwę ci taksówkę. Była tak wstrząśnięta, że odruchowo również zaczęła szukać części swojej garderoby, chcąc się jak najszybciej okryć. - Matthew, co się stało? - spytała, zraniona do żywego. Kiedy odwrócił się w jej stronę, na jego twarzy malował się ból chyba równie wielki jak jej. - Ubieraj się - rzucił tylko. - Zadzwonię po taksówkę. Po czym wyszedł z pokoju. Skulona na tylnym siedzeniu auta, obserwowała przez okno nocne życie. Mimo późnej pory wiele barów było otwartych, a po ulicach kręcili się ludzie, zapewne wracający do domu po udanym wieczorze. Albo udający się na romantyczne spotkanie, pomyślała mimo woli. Jej kochanek odesłał ją do domu. Nie myśl o tym, rozkazała sobie, mocno zaciskając powieki. Zapomnij o wszystkim, co się wydarzyło, On pewnie już o tym zapomniał. Czekał w innym pokoju, aż taksówka podjechała, a potem pokazał jej drzwi. Dosłownie. Rita nadal nie miała pojęcia, co zrobiła, lecz musiało to być coś strasznego, skoro tak ją potraktował. Zawahała się w wejściu i ostatni raz spojrzała mu w twarz, lecz nic nie zdołała z niej wyczytać. Koszulę wciąż miał rozpiętą; nie mogąc się oprzeć impulsowi, Rita sięgnęła do jego piersi. On jednak cofnął się szybko i rzucił jej suche „dobranoc". Wyszła więc bez słowa. Kiedy kierowca zatrzymał się przed jej domem, sięgnęła po torebkę. Okazało się jednak, że nie ma potrzeby, Matthew zapłacił za jej
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
taksówkę po tym, kiedy wyrzucił ją z domu, rozmyślała Rita, stojąc na chodniku. Nie wiedziała, czy powinna się czuć wdzięczna, czy jeszcze bardziej dotknięta. Czuła się jedynie jeszcze bardziej zmieszana. Jedyne, o czym marzyła w tym momencie, to żeby zamknąć się w swoim mieszkaniu, zabarykadować drzwi i przez następne dwa dni udawać, że nigdy więcej nie wróci do pracy. Żeby tylko udało mi się wejść do środka, pomyślała. Wtedy będę mogła rozpłakać się na cały głos i nie dbać o to, co myślą inni. Jednak okazało się, że odmówiono jej nawet tej drobnej pociechy. Gdy stanęła w progu, w salonie na parterze zastała Marię, w prostej bawełnianej koszuli nocnej i z kubkiem jakiegoś napoju - pewnie kakao albo herbaty - w ręce. Obok siostry siedziała kuzynka Emily, wciąż jeszcze mająca na sobie dopasowaną suknię koloru kości słoniowej, w której wystąpiła na przyjęciu. W jej ciemnobrązowych oczach malował się smutek, a kubek z kawą stał zapomniany na stoliku obok. W głowie Rity natychmiast zadźwięczał dzwonek alarmowy, pozwalając odsunąć na dalszy plan myśli o doktorze Graysonie i ogromnym błędzie, jaki popełniła. Najwyraźniej wydarzyło się coś złego. - Co się stało? - zapytała. Zaniknęła drzwi i podeszła do nich szybkim krokiem. - Wszystko w porządku - zapewniła Maria. Rita przeniosła spojrzenie z siostry na kuzynkę. - Ale... Emily westchnęła zrezygnowana. - Po przyjęciu myślałam o różnych sprawach, które mnie ostatnio niepokoją, i doszłam do wniosku, że muszę z kimś porozmawiać. A wasz dom był najbliżej. Poza tym Emily i Maria zawsze się przyjaźniły. - Więc o co chodzi? Musi to być strasznie ważne, skoro nie mogło zaczekać do rana. Emily znowu westchnęła ciężko, sięgnęła po kubek, a potem zmieniła zamiar i usiadła prosto w fotelu. - Coś się dzieje w firmie - wyjaśniła. - Nie potrafiłabym jasno opowiedzieć, co takiego, ale coś wydaje mi się nie w porządku.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- To znaczy? - spytała Rita. Emily westchnęła. - Pewnie nie powinnam was niepokoić. To głupie. Tylko takie przeczucie. Widzicie... - Zastanowiła się chwilę, po czym bezradnie pokręciła głową. - Nie wiem - powtórzyła bezradnie. - Derrick dziwnie się ostatnio zachowuje i chyba coś wie, ale nic nie chce powiedzieć. Myślałam, że może Maria coś słyszała. Derrick, starszy brat Emily, był wiceprezesem działu jakości w fabryce firmy. Emily pracowała jako jego sekretarka. Dotychczas uchodzili za zgrany zespół. Rita spojrzała więc pytająco na siostrę, lecz Maria tylko pokręciła głową. - Powiedziałam Emily, że o niczym niezwykłym nie słyszałam: - Mówiłam, że to drobiazg. Nie powinnam była cię budzić mruknęła. - Nic się nie stało. I tak jeszcze nie spałam, Rita spojrzała na siostrę ze zdziwieniem. - To mi przypomina, że ja też miałam cię o coś zapytać. Maria podniosła wzrok zaniepokojona. - Ostatnio spędzasz mnóstwo czasu poza domem - ciągnęła dalej jej siostra. - I późno wracasz. Teraz Maria wydawała się zdecydowanie speszona. - Ja... ten... to znaczy... - Przełknęła ślinę i spuściła wzrok. - Miałam strasznie dużo pracy... z powodu tej afery z nowym smakiem, a teraz z konkursem. Rita kiwnęła głową, nie wierząc w ani jedno słowo. - Myślę, że kogoś masz - odparła spokojnie. Jej siostra oblała się rumieńcem. - Nie rozumiem, o co ci chodzi - wyjąkała. Rita i Emily spojrzały na siebie i wybuchnęła śmiechem. Rita nie sądziła, że po tym, co przeżyła tego wieczoru, będzie zdolna do podobnej reakcji. Lecz może żarty z siostrą pozwolą jej oderwać myśli od własnych trosk. - Spotykasz się z kimś, prawda? — zaatakowała. - I nie chcesz, żebyśmy o tym wiedziały. Maria przez moment wyglądała na ogromnie przygnębioną. Potem szeroko się uśmiechnęła i zamiast zdradzić imię swego tajemniczego wielbiciela, rzuciła tylko:
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Jest wspaniały. Spodobałby się wam obu. - Więc czemu go nam nie pokażesz? - chciała wiedzieć Emily. Uśmiech znikł z twarzy Marii. - Och, nie mogę. On jest... bardzo nieśmiały. Właśnie, nieśmiały. A same wiecie, jacy potrafią być Barone. Rita wiedziała. Dobrą część wieczoru spędziła na zastanawianiu się, co zrobić, by Matthew nie czuł się przytłoczony ich towarzystwem. Cholera, przemknęło jej przez głowę. Czy już zawsze będę o nim myśleć przy każdej okazji? - Coś mi mówi, że nie tylko o to chodzi - odezwała się na głos, nie próbując ukryć powątpiewania. - Ale nie będę cię dłużej dręczyć. I obiecuję nie wspomnieć o nim nikomu. Emily też obiecuje - dodała, spoglądając znacząco na kuzynkę. Liczę, że go przyprowadzisz, kiedy będzie na to gotowy - dodała z uśmiechem. Spoważniała jednak natychmiast, gdy usłyszała pytanie siostry: - A jak tam twój facet? Wyglądaliście z doktorem Graysonem jak dwa gołąbeczki. - Maria popatrzyła znacząco na zegar. - I też wróciłaś niezwykle późno jak na ciebie. I czy to nie biustonosz wystaje ci z torebki? Rita zerknęła z przerażeniem na torebkę, jedynie by się przekonać, że wszystko z nią w porządku. - Mam cię! - zaśmiała się tryumfalnie Maria. - Więc przyznajesz, że tam jest? - Nic podobnego - zaprotestowała Rita, a potem uśmiechnęła się mimo woli. Zajrzała do kubka siostry. - Zostało jeszcze trochę tego czegoś? - zapytała. Miała nadzieję, że to kakao, bo jak doskonale wiadomo, czekolada stanowi uniwersalne lekarstwo na wszelkie troski. Maria upiła łyk. - Chianti? Jasne. Rita roześmiała się znowu i poczuła, jak jej napięcie trochę opada. Gdyby jeszcze potrafiła uporządkować myśli i emocje, byłoby idealnie. Chianti, a potem długa gorąca kąpiel i dwa dni we własnym towarzystwie wydawały się w tej chwili świetnym pomysłem. Wiedziała, że kiedyś będzie musiała pomyśleć o poniedziałkowym ranku i spotkaniu z
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
doktorem Graysonem. Pomyślę o tym potem, obiecała sobie. Najlepiej w poniedziałek rano.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ SIÓDMY
sc
an
da
lo
us
Poniedziałek rano, pomyślał Matthew smętnie, wyglądając przez okno na świat skąpany w mżawce. I do tego pada. Pogoda odzwierciedlała idealnie jego nastrój. Ze stłumionym przekleństwem wstał i zaczął się przechadzać po gabinecie. Potem znowu podszedł do okna. Obiecał sobie, że do poniedziałkowego ranka podejmie decyzję. Albo uzna wieczór z Ritą za nieporozumienie i zapomni o całej sprawie, albo też wymyśli, jak jej wytłumaczyć, czemu się zachował niczym osioł, po czym zapomni o całej sprawie. Niestety, termin właśnie mijał, a on wciąż znajdował się w punkcie wyjścia. Nie potrafił tak po prostu usunąć z pamięci tego, co się wydarzyło, bo Rita była dla niego kimś zbyt ważnym. A jego odrażające zachowanie nie dało się niczym wytłumaczyć. To, w jaki sposób go oceniała, tak nim wstrząsnęło, że nie wiedział, jak zareagować. Naprawdę uważała go za kogoś nieczułego, dla kogo nie miało znaczenia, że ona - Rita Barone - wzięła go sobie na pierwszego kochanka. Nawet mimo szaleństwa, jakie wspólnie przeżyli, sądziła, że jest zimny i pozbawiony uczuć. Co znaczy, że mimo swoich zapewnień uważała go za potwora, bestię. Jak wszyscy w Boston General. Była przekonana, że nie jest zdolny odczuwać nic głębszego wobec innej ludzkiej istoty, kiedy w rzeczywistości to, co do niej czuł, to była... Nie chciał zastanawiać się nad tym teraz. A w każdym razie nie chciał się w to wgłębiać na tyle, by w pełni zrozumieć własne uczucia. Jedyne, o czym był w stanie myśleć przez cały weekend, to o pytaniu, które mu zadała: Więc to ma dla ciebie znaczenie? Zatem nie potrafiła odgadnąć. Nawet po tym, czego doświadczyli oboje, co ze sobą dzielili, nie zdawała sobie sprawy, co on do niej czuje.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Nie uświadamiała sobie, że on ją... A może naprawdę jestem potworem, pomyślał, zmieniając temat. Tylko potwór zachowałby się w taki sposób jak on tamtego wieczoru. Nie powinien był jej odsyłać, nie powinien był wzywać taksówki, by sobie ułatwić sprawę. Nigdy w życiu nie zachował się w taki sposób wobec kobiety. Działał odruchowo, kierując się gniewem i lękiem. Czuł złość, że Rita uznała go za człowieka bez serca, i bał się, że zdradzi się przed nią ze swoimi uczuciami, jeśli Rita zostanie dłużej. A teraz... Jęknął znowu i zaczął się przechadzać po gabinecie. Teraz Rita zapewne nie pozwoli się do siebie zbliżyć, by mógł jej wszystko wytłumaczyć. I szczerze mówiąc, nie mógł jej za to winić. Znowu zatrzymał się przy oknie i wyjrzał na szarą ulicę w dole. Ze swego miejsca widział wejście dla pracowników. Jak często w deszczowe poranki, czekał, aż pojawi się jasnożółta parasolka. Wiedział, że należy do Rity. Wszyscy inni woleli ciemne parasole, lecz ona wybrała taką, która odpowiadała jej słonecznej naturze. Po chwili rzeczywiście się zjawiła. Matthew zerknął na zegarek: za pięć siódma. Punktualna i uporządkowana jak zawsze. Gdyby mógł powiedzieć to samo o swoich uczuciach. Zapomnij o całej sprawie, Grayson, albo wytłumacz się i przeproś, powtórzył sobie kolejny raz. Tak czy inaczej musi porozmawiać z Ritą. Pracują razem, przypomniał sobie. Czy chcą, czy nie, będą się regularnie widywać. Rita czuła się poirytowana i nieprzyjemnie świadoma wszystkiego wokół, kiedy zajmowała miejsce na stanowisku dla pielęgniarek w poniedziałkowy ranek. Była oszołomiona i zdezorientowana z braku snu - nie zmrużyła oka przez cały weekend - i bolała ją głowa. Dopiero kiedy znalazła się we własnym łóżku, otulona kołdrą po samą szyję, uświadomiła sobie coś bardzo ważnego: ona i Matthew nie użyli żadnego zabezpieczenia. To, co się między nimi wydarzyło, pochłonęło ich tak całkowicie, że nawet nie pomyśleli o najważniejszej rzeczy. Szybko policzyła w myślach i doszła do wniosku, że w zasadzie nie musi się obawiać. Mimo to czuła się wstrząśnięta własną lekkomyślnością. Fakt, to był pierwszy raz, lecz niczego to nie usprawiedliwia. Na szczęście jej rytm biologiczny działał precyzyjnie jak zegarek. Szkoda,
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
że nie mogła powiedzieć tego samego o swoich emocjach. Każdy drobiazg mógł ją głęboko zranić. Kazała sobie zapomnieć o tym, co się zdarzyło w piątkowy wieczór, i uznać to za jeden z tych głupich błędów, jakie każdej kobiecie zdarza się popełnić raz w życiu. Raz, powtórzyła sobie z naciskiem. Wyciągnie wnioski z tego zdarzenia; od tej pory będzie się bardziej pilnować i nie pozwoli się wciągnąć w podobną sytuację. Szczególnie z człowiekiem takim jak Matthew Grayson, który w jednym momencie kocha się z kobietą, a w następnym dzwoni po taksówkę. - Rita. Na dźwięk głosu Matthew poczuła, że robi się jej słabo. Naprawdę nie była jeszcze gotowa na spotkanie. Z ociąganiem wstała z miejsca i obróciła się w jego stronę. Kiedy zobaczyła rozmarzone zielone oczy, kasztanowe włosy i szramy na twarzy, których dotykała z taką czułością - uświadomiła sobie, że zawsze jego widok będzie przywoływał bolesne wspomnienia i zawsze już będzie się zastanawiać, jak mogłoby im być razem. Miał na sobie jeden ze swoich ciemnych garniturów, tym razem jednak zapomniał o fartuchu. Wyglądał wspaniale i miała wielką ochotę go pocałować. Zamiast tego zebrała cały swój profesjonalizm i odpowiedziała: - Tak, doktorze Grayson? Drgnął nieznacznie, słysząc oficjalny tytuł, lecz zaraz się opanował. - Możemy porozmawiać chwilę? - spytał, z wyraźnym trudem zachowując rzeczowy ton. - Prawdę mówiąc, jestem bardzo zajęta. Zawsze po weekendzie mam sporo spraw do nadrobienia. - To nie potrwa długo. Zagryzła wargę, by nie odpowiedzieć czegoś w rodzaju: Ach, nie dłużej niż tamto w piątek wieczorem? Oboje poczuliby się tylko jeszcze bardziej skrępowani. Na dodatek Matthew bez trudu odgadłby, jak bardzo czuje się zraniona. A ostatnie, czego chciała, to by wiedział, jak bardzo jej na nim zależy - szczególnie jeśli nie odwzajemniał jej uczuć. - No, dobrze - zgodziła się, nie patrząc na niego. Nie spodziewała się, że odbędą rozmowę przy stanowisku pielęgniarek, gdzie kręciło się
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
mnóstwo ludzi, lecz mimo to drgnęła, kiedy musnął jej ramię, wskazując gestem, by za nim poszła. Nawet ten przełomy kontakt fizyczny sprawił, że poczuła, jakby przeskoczyła między nimi iskra elektryczna. Ruszyła za nim posłusznie. Zajrzał do poczekalni, lecz czekało tam dwoje chorych, więc ruszył dalej przed siebie. Na koniec otworzył drzwi magazynu na środki opatrunkowe i - zawsze nienagannie wychowany wpuścił ją przodem. Rita spojrzała znacząco na zegarek. - Czas start - oznajmiła sucho. - Rito... - zaczął. Lecz mimo zapewnień, że nie zamierza zabierać jej czasu, nie powiedział nic więcej. Kiedy na niego zerknęła, przekonała się, że przygląda się jej z mieszaniną udręki i tęsknoty. Jej chłód nagle zaczął topnieć, lecz natychmiast sobie przypomniała, jak ją potraktował. Jego udręka bierze się pewnie z obawy, by Rita nie zaczęła utrudniać mu życia. A jeśli do czegoś tęskni, to niewątpliwie do tego, by ich wzajemne relacje były znowu takie, jak przed paroma tygodniami. Zanim oboje popełnili ten monstrualny błąd. Po chwili wyrzucił z siebie szybko i niewyraźnie: - Przepraszam za to, jak się zachowałem w piątek wieczorem. Uniosła brwi ze zdumienia. - Co takiego? Westchnął ze zniecierpliwieniem, lecz patrząc jej prosto w oczy, powtórzył wolniej: - Przepraszam za swoje zachowanie. W piątek. Nie spodziewała się przeprosin. Raczej niezręcznych tłumaczeń i prośby, by o wszystkim zapomnieli. Może, pomyślała, jest jeszcze dla nas nadzieja. - Ale chyba powinniśmy spróbować zapomnieć o wszystkim i udawać, że nic się nie stało. Ścisnęło się jej serce. To tyle, jeśli chodzi o wspólne plany na przyszłość. To naprawdę nic dla niego nie znaczyło. - W porządku - rzuciła krótko. - To wszystko? - Podniosła zegarek do oczu. - Rzeczywiście nie trwało to długo, doktorze Grayson. A teraz, jeśli mi pan wybaczy... Do licha, poczuła, że do oczu napływają jej łzy. Ostatnie, czego
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
chciała, to by doktor Grayson zobaczył ją płaczącą. Obróciła się szybko i ruszyła do wyjścia, lecz złapał ją za nadgarstek. - Rito - szepnął znowu. - O co chodzi? - spytała cierpko, nie odwracając głowy. - Naprawdę mi przykro. Przytrzymał dłonią drzwi. Stała twarzą do nich, bojąc się na niego spojrzeć, żeby nie wybuchnąć głośnym płaczem. Matthew znajdował się tuż za nią, czuła jego zapach i ciepło jego ciała. - Przyjmiesz moje przeprosiny? - zapytał cicho. Wolno skinęła głową. - I zgadzasz się, że powinniśmy zapomnieć o piątku i udawać, że nic się nie zdarzyło? Przytaknęła znowu, choć wiedziała, że kłamie. Dlatego nie patrzyła na niego, kiedy oznajmiła: - Tak, powinniśmy zapomnieć. Oboje wypiliśmy za dużo szampana i trochę nas poniosło. Każdemu mogło się zdarzyć. Tyle tylko,,że zdarzyło się jej, Ricie Barone. Ą jej podobne rzeczy nie zdarzają się bez poważnych przyczyn - i konsekwencji. Gdyby tylko tym razem znała jedne i drugie, może doszłaby z tym do ładu. I potrafiła dalej z tym żyć. - Przepraszam - rzuciła - ale naprawdę muszę już wracać do pracy. Przez moment myślała, że mężczyzna nie pozwoli jej wyjść i zamiast tego podejdzie jeszcze bliżej. Poczuła się niemal rozczarowana, kiedy puścił drzwi i odsunął się o krok. Bez słowa wróciła na swoje stanowisko i zabrała się do pracy. Przekonała się, że gdy doktora Graysona nie ma w pobliżu, potrafi skupić się całkowicie na swoich zadaniach - tak samo jak do tej pory. Nie mogła się nadziwić tylko jednemu: jak wiele potrafi znieść ludzkie serce. Zgodziła się z nim. Matthew wrócił do swego gabinetu po obchodzie i opadł na krzesło przy biurku. Nigdy w życiu nie czuł się tak opuszczony. Przed chwilą skończył badać ostatniego z ponad dwudziestu pacjentów, lecz jedyne, o czym potrafił myśleć, to o Ricie Barone. O tym, jak spojrzała na niego chłodno, odwróciła się plecami i oświadczyła, że istotnie powinni
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
zapomnieć o całym incydencie. Z drugiej jednak strony, czego się, do cholery, spodziewał? Jak miała zareagować? Dobrze, że w ogóle zgodziła się z nim rozmawiać. Miała paść na kolana i błagać go, by dał im jeszcze jedną szansę? Przecież nic między nimi nie było, bo zniszczył to w zarodku. Och, kogo próbuje oszukać? Co sobie wyobraża? Związek między piękną, pełną życia Ritą Barone i Potworem z Boston General? Zapomnij o tym wszystkim, rozkazał sobie. Zapomnij o Ricie Barone i o tym, że dawałeś jej prezenty. Zapomnij, że kiedykolwiek ją kochałeś. Gdyby tylko to było takie łatwe. Coś mu mówiło, że nigdy nie zdoła całkowicie wyrzucić jej z pamięci. Ponieważ kochając się z nią, pozwolił jej stać się częścią samego siebie. I właśnie zaczynał podejrzewać, że nie będzie potrafił już bez niej żyć. W ciągu dwóch tygodni, jakie nastąpiły po oficjalnym zerwaniu z Matthew - chociaż w głębi ducha musiała przyznać, że nie można zerwać związku, który nigdy nie istniał - Rita robiła wszystko, by unikać doktora. Zamieniła się nawet na dyżury z pielęgniarkami z innych oddziałów - chociaż przez to trafiała w miejsca, gdzie niekoniecznie chciałaby się znaleźć, na przykład na oddział noworodków. Widok niemowląt przypominał jej, co wkrótce może czekać ją samą z powodu jej nieostrożności. Na szczęście wkrótce, się przekonała, że jej obawy były bezpodstawne. Dziwne, lecz w tym momencie oprócz ulgi poczuła też coś w rodzaju smutku. Powtarzała sobie, że to szaleństwo, lecz z jakiegoś powodu myśl o urodzeniu dziecka Matthew Graysona wcale nie wydawała się jej nieprzyjemna. Oczywiście byłoby wspaniale, gdyby ojciec zechciał dzielić z nią obowiązki rodzicielskie, przypomniała sobie brutalnie - co nie było możliwe, ponieważ znudził się nią zaraz po pierwszej wspólnie spędzonej nocy. Po dwóch tygodniach doszła do wniosku, że odsuwa jedynie w czasie nieuniknione. Dopóki nie zmieni oddziału albo szpitala, nie zdoła uciec przed doktorem Graysonem. A skoro nie zamierza się nigdzie przenosić, musi zaakceptować jego obecność. Musi stawić czoło świadomości, że oddała swoje serce człowiekowi, który nigdy nie zdoła docenić, co to znaczy. I musi następnym razem być
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
ostrożniejsza. Niemożliwe, pomyślała, kiedy niespodziewanie uświadomiła sobie to pewnego dnia pod koniec kwietnia. Czy naprawdę sprawy tak właśnie się przedstawiają? Czy rzeczywiście zakochała się w strasznym doktorze Graysonie? Zastanawiała się nad tym przez chwilę, popijając przedpołudniową kawę w szpitalnej kafeterii i patrząc na śnieżycę, która rozszalała się za oknem. Z trudem udało się jej dotrzeć do pracy, a prognozy podawały, że po południu ma być jeszcze gorzej. Taka jednak była wiosna w Nowej Anglii: ciepła i słoneczna jednego dnia, a następnego śnieżna i zimna. I zawsze nieprzewidywalna. Zupełnie jak doktor Grayson, pomyślała Rita. Więc się w nim zakochała? Stojąc tak, przyznała sama przed sobą, że to możliwe. Kochała doktora Graysona. Oddała serce człowiekowi, który go wcale nie chciał. Potwór, pomyślała. Wszyscy zawsze to powtarzali. Natychmiast jednak to cofnęła. W głębi ducha wiedziała, że Matthew wcale nie jest potworem. Inaczej nigdy by się w nim nie zakochała. Tamtego wieczoru nie zachowywał się jak potwór: był czuły, delikatny, namiętny. Więc dlaczego w pewnym momencie zamknął się w sobie? Rita postanowiła się nad tym nie zastanawiać. Nie będzie myśleć o nim ani o tym, co się wydarzyło. Musi o tym zapomnieć i zacząć żyć na nowo. Wracała na swoje stanowisko z przeczuciem, że zdarzy się coś złego może z przyczyny burzliwej pogody, a może z powodu własnych wzburzonych emocji. I rzeczywiście, kiedy zerknęła do swojej przegródki, zobaczyła przewiązaną złotą wstążeczką - nie paczuszkę tym razem, lecz herbacianą różę. Z ociąganiem sięgnęła po kwiat i głęboko wciągnęła silny, niemal narkotyzujący zapach. Z powodu złotej wstążki wiedziała, że to kolejny dar od tajemniczego nieznajomego. Czemu jednak dostała go właśnie tego dnia? I czemu była to właśnie róża? Z pewnością nie wypadała dziś żadna szczególna rocznica. W każdym razie nie taka, o której wiedziałby jej admirator, pomyślała. Tego dnia bowiem mijały dwa tygodnie od pamiętnej nocy spędzonej z Matthew. Wiedziała o tym, choć oczywiście wcale nie
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
liczyła dni. Uniosła drżącą dłoń do czoła, by złagodzić ból głowy, który nagle się pojawił. To szaleństwo, pomyślała. Muszę się dowiedzieć, kto to jest. Dopóki tego nie odkryję, nie będę się dobrze czuła w pracy. Roześmiała się mimo woli. Nie tylko tajemniczy wielbiciel nie pozwalał jej cieszyć się pracą. Przeszkadzała jej w tym przede wszystkim obecność doktora Graysona. Z cichym jękiem odłożyła kwiat i spróbowała nie myśleć o tajemniczym admiratorze ani o Matthew. Z jakiegoś powodu wydawało się jej jednak, że minie wiele czasu, nim jej się to uda.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ ÓSMY
sc
an
da
lo
us
Do trzeciej po południu, kiedy Rita kończyła zmianę, śnieżyca rozsrożyła się na dobre. Nikt nie zamierzał opuszczać szpitala, chyba tylko dla ratowania życia. Rita jednak nie chciała zostać, wiedząc, że w pobliżu kręci się jej sekretny wielbiciel. Weszła do szatni i zanim zaczęła się przebierać, położyła różę na ławce. Kwiat był przepiękny, pachnący i w pełnym rozkwicie, a przez kontrast z zimową aurą wydawał się jeszcze bardziej niezwykły. Już choćby z tego powodu postanowiła go zachować. Poza tym dostała go w szczególnym dniu - szczególnym dla niej, choć Matthew do tej pory najpewniej zapomniał o całym wydarzeniu. Dwa tygodnie, myślała przebierając się w codzienny strój. Naprawdę minęło tak wiele czasu? Pod wieloma względami zdawało się, jakby minęły wieki, odkąd kochała się z Matthew. Pod wieloma względami stała się zupełnie innym człowiekiem. Dwa tygodnie, kiedy starała się go unikać lub udawała, że wszystko w porządku, jeśli go spotykała. Dwa tygodnie, kiedy wspominała jego rozmarzone zielone oczy, wspominała dotyk jego warg i jego zapach. Dwa tygodnie, gdy czuła się bardziej samotna niż przez całe dotychczasowe życie. Lecz jej adorator nie mógł tego wiedzieć. Kto to może być?, pomyślała po raz tysięczny. Z powodu niepogody szpital był dziś prawie pusty; zjawiło się niewielu odwiedzających, a i personel był nieliczny. Gdyby nie przepracowała dwóch zmian jedna po drugiej, chętnie zostałaby dłużej. Czuła się jednak wyczerpana i wiedziała, że niewiele byłoby z niej pożytku. Lepiej więc, jeśli pójdzie do domu. Nie tylko po to, by odpocząć, lecz również by uciec przed tajemniczym wielbicielem. Opatuliła się starannie przed szalejącą na zewnątrz nawałnicą,
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
schowała troskliwie różę za pazuchę i wyszła na zewnątrz. Właśnie stała przed wejściem, nakładając oporne rękawiczki, kiedy ktoś zatrzymał się tuż obok. Zerknęła w górę i przekonała się, że to Matthew Grayson. Miał na sobie jasnobrązowy kaszmirowy płaszcz i szalik w kratkę starannie owinięty wokół szyi. Brązowe skórzane rękawiczki wyglądały na drogie i miękkie i nawet brązowa czapka robiona na drutach tylko dodawała mu elegancji. Rita nie mogła oderwać od niego wzroku. Co dziwne, zdawało się, że on również nie może się na nią napatrzeć. Przez długą chwilę stali bez słowa, ze śniegiem wirującym wokół jak gwiezdny pył. Na koniec Matthew odezwał się pierwszy, zrywając czar. - Nie masz chyba zamiaru iść piechotą w taką pogodę - rzucił. Wzruszyła ramionami. - Nie mam wielkiego wyboru. - To piętnaście kwartałów. Spojrzała na niego zaskoczona. - Skąd wiesz, gdzie mieszkam? Odwrócił wzrok zmieszany. Lecz jego odpowiedź brzmiała najzupełniej niewinnie, a wyraz twarzy nie zdradzał niczego: - Mam adresy i telefony wszystkich pracowników oddziału. Na wszelki wypadek - wyjaśnił. Na wypadek czego?, chciała zapytać, lecz zaraz skarciła się za nadmierną podejrzliwość. Było zupełnie zrozumiałe, że jako szef oddziału mógł potrzebować takich informacji. - Przepraszam - odezwała się. - Jestem przemęczona. Skinął głową. - Kolejny powód, żebyś zrezygnowała z wyprawy do domu. - Nie mogę tu zostać całą noc - mruknęła, wskazując ruchem głowy budynek szpitala. - Czemu nie? Jest jedzenie, kawa, łóżko, telewizor; wszystko, czego potrzeba do szczęścia. - Pewnie - mruknęła cierpko. - Kiepska kawa, szpitalne łóżka i na dodatek mogę spotkać kogoś, kogo nie chciałabym oglądać. Spojrzał na nią z lekką niechęcią. - Nie spotkasz - zapewnił chłodno. - Gdybyś zapomniała, mieszkam parę kroków stąd i właśnie wychodzę. Będziesz całkowicie bezpieczna. Dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, że opacznie zrozumiał
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
jej słowa. - Nie o ciebie mi chodzi - wyjaśniła pośpiesznie. - Tylko o mojego prześladowcę. - Prześladowcę? - powtórzył z niedowierzaniem. - O czym ty mówisz? - Może wcale nie zamierza mnie prześladować - wycofała się szybko. - Nie wiem, kto to jest. Ale czuję się przez niego... trochę niepewnie. I nie chcę się na niego natknąć, kiedy szpital jest prawie pusty i nikt nie usłyszy moich krzyków o pomoc. Patrzył na nią ze zdziwieniem. - Przykro mi, ale nadal nie rozumiem, o czym mówisz. - To długa historia - odparła nie całkiem zgodnie z prawdą. Przez chwilę przyglądał się jej bez słowa, jak gdyby rozważał jakąś kwestię o bardzo poważnych konsekwencjach, po czym zapytał cicho i dość niepewnie: - A może przyszłabyś do mnie, zamiast iść taki kawał do swojego domu? Brwi Rity podjechały do góry ze zdumienia. - Ja... - wyjąkała - ...n-nie jestem pewna, czy to dobry pomysł. Ale dziękuję za zaproszenie. Mruknął coś zniecierpliwiony. - Słuchaj, na nic nie liczę. Po prostu do mnie jest bliżej, więc jeśli nie chcesz zostać w szpitalu, to może niezły pomysł. I nie musiałbym się zamartwiać, w jaki sposób dotarłaś na miejsce. - Dzięki - powtórzyła. - Ale nie sądzę... - Rita - przerwał jej łagodnie, lecz stanowczo - do niczego nie dojdzie. Obiecuję. Proponuję ci to jako przyjaciel. Bo mam nadzieję, że nadal nim jestem. Nic nie odpowiedziała, bojąc się, że zdradzi ją tor głosu. Przyjaźnić się z Matthew Graysonem? Po tym. co ze sobą dzielili? Stał się dla niej kimś znacznie bliższym niż przyjaciel. Ale nie było powodu go o tym informować. - Mam wolną sypialnię - ciągnął dalej. - Jeśli chcesz, możesz się w niej zabarykadować i udawać, że ja nie istnieję. Będę ci wsuwał pod drzwiami liście sałaty, żebyś nie umarła z głodu - dorzucił z nieśmiałym
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
uśmiechem. To nie jest dobry pomysł, przemknęło jej przez głowę. Co będzie, jeśli burza przybierze na sile i Rita zostanie uwięziona sam na sam z doktorem na kilka dni? Bez wątpienia wcześniej czy później powie coś, czego nie powinna. I będzie się czuła jeszcze gorzej niż obecnie. - Poza tym - dorzucił mężczyzna, przybierając na powrót poważny ton - chcę usłyszeć więcej o twoim prześladowcy. - Możliwe, że to po prostu tajemniczy wielbiciel - rzuciła. Twarz Matthew straciła naraz wszelki wyraz. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz milczał. - Tajemniczy wielbiciel? - powtórzył w końcu. - Tak uważa większość pielęgniarek - wyjaśniła. - Pewnie słyszałeś plotki? Krążą od ostatnich walentynek. Wtedy dostałam pierwszy prezent: tę broszkę w kształcie serca, którą potem nosiłam. Może ją zauważyłeś. - Broszkę w kształcie serca? - powtórzył znowu z tym samym nieodgadnionym wyrazem twarzy. Rita wolno skinęła głową, myśląc sobie, że on zachowuje się trochę dziwnie. - Tak - odparła. - Potem dostałam srebrną bransoletkę na urodziny, a parę tygodni temu, w kolejną rocznicę mojej pracy w szpitalu, kryształowy przycisk do papierów. Był naprawdę piękny, ale bardzo drogi, więc zaczęłam się trochę bać. - Bać? - Mhm. A dzisiaj, ledwie parę godzin temu, podrzucił mi różę. W każdym razie myślę, że to on. Tylko że dzisiaj nie przypada żadna szczególna okazja. W każdym razie żadna, o której on by wiedział - poprawiła się szybko, nim zdążyła się powstrzymać. Lecz Matthew znowu patrzył na nią z wielką uwagą. On również pamiętał, dlaczego dzisiejsza data jest znacząca. Tak jak ona myślał o piątku sprzed dwóch tygodni. - Chodź ze mną, Rito - powtórzył raz jeszcze, z większym przekonaniem. Coś w jego głosie kazało jej się jeszcze raz zastanowić nad tą propozycją. Może to dobre rozwiązanie, pomyślała. Może teraz, kiedy
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
emocje trochę opadły, powinni ze sobą spokojnie porozmawiać, jakoś to zakończyć i wrócić każde do własnego życia. - Dobrze - zgodziła się. Prześladowca? To określenie wciąż na nowo wracało mu na myśl, kiedy wraz z Ritą przedzierali się przez zadymkę. I potem, kiedy przyrządzali wspólnie zaimprowizowaną kolację, i gdy ją jedli. Prawdę mówiąc, zapomniał o nim dopiero, kiedy zgasło światło i musiał poszukać świeczek. Kolacja przy świecach zdołała zwrócić jego myśli na inne tory, choć niekoniecznie było to lepsze rozwiązanie - ponieważ budziła romantyczne skojarzenia. Tak czy inaczej Matthew nie był zdolny myśleć o niczym innym - nie tylko z powodu blasku świec, lecz również dlatego, że Rita wyglądała pięknie i uwodzicielsko, i znowu znajdowała się pod jego dachem. A kiedy przyszło mu to na myśl, nie potrafił się nie zastanawiać, jak by to było kochać się z nią znowu. Zrobiłbym to lepiej tym razem, obiecał sobie. Byłbym czulszy, spokojniejszy i upewniłbym się, że zaspokoiłem wszystkie jej potrzeby. Co prawda nie wydawała się ostatnio niezadowolona, lecz tym razem byłoby jej jeszcze lepiej. I z pewnością tym razem nie wyrzuciłby jej z domu. Nie, gdyby kochali się znowu, na koniec objąłby ją mocno, szeptał jej do ucha czułe słowa i... I nigdy już nie pozwolił odejść. Uderzyło go to właśnie w chwili, kiedy przyglądał się jej w elegancko umeblowanej, lecz zazwyczaj bardzo pustej jadalni. Nie chce, by Rita kiedykolwiek go opuściła. Spędzili popołudnie na zwyczajnych, powszednich zajęciach, jakie zwykle wykonują razem małżeństwa gotowaniu, pogawędkach, wspólnym jedzeniu kolacji - i mimo skrępowania sprawiło to obojgu ogromną przyjemność. Nagle uświadomił sobie, jak bardzo samotne i puste jest jego życie bez kogoś, z kim mógłby je dzielić. Zdał sobie też sprawę, że jedyną taką osobą jest Rita Barone. Było w niej coś, co sprawiało, że czuł się... lepiej. Lepiej z samym sobą, z własnym życiem, z całym światem. Chociaż zepsuł wszystko, co było między nimi, nadal czuł się dobrze, mając ją obok siebie. Jedyne, co mu teraz pozostało, pomyślał, to spróbować wszystko naprawić. Dać im
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
jeszcze jedną szansę. Lecz po kolacji, kiedy siedzieli wygodnie przed kominkiem, popijając kawę z odrobiną dobrej irlandzkiej whiskey, słowo „prześladowca" znowu pojawiło się w jego umyśle. Cały czas Rita obawiała się, że za podarunkami, które otrzymywała, kryło się coś niebezpiecznego. Co powie, gdy odkryje prawdę? Nawet teraz nie ma o Matthew zbyt. wysokiego mniemania - co będzie, gdy dowie się dodatkowo, że to on ją prześladował? Z drugiej strony, czy Matthew ma prawo ją za to winić? Piękna, samotna kobieta w wielkim mieście nie może być dość ostrożna. Powinien był zdawać sobie z tego sprawę. Gdyby przez moment podejrzewał, że jej sprawi przykrość, już dawno by się ujawnił i wyjaśnił swoje motywy. To znaczy, zrobiłby tak, gdyby potrafił je wyjaśnić. Jasne, że potrafisz, zbeształ samego siebie, wpatrując się w płomienie. W ciągu minionych dwóch tygodni stało się to dla niego absolutnie jasne. Zostawiał jej podarunki, ponieważ chciał jej ofiarować coś znacznie większego - i obawiał się odtrącenia. Obawiał się tęgo, jak bardzo poczuje się poniżony, jeśli Rita odrzuci jego uczucie. Ponieważ w głębi duszy nie wierzył, by kobieta taka jak ona chciała mieć cokolwiek wspólnego z kimś jego pokroju. Ale cię nie odtrąciła, przypomniał sobie. Przyszła do twojego domu i kochała się z tobą. Z tobą i nikim innym. Nadal nie miał pewności, czemu Rita wybrała go na swojego pierwszego kochanka. Sądził, że zachowała ten zaszczyt dla kogoś szczególnego, kto wiele dla niej znaczył. Kogoś, z kim chciałaby spędzić resztę życia. Spojrzał w bok, na suszące się przed paleniskiem buty i płaszcze. Siedzieli na podłodze oparci o sofę, na której kochali się przed dwoma tygodniami, grzejąc stopy przy ogniu. Tamtej nocy był pełen namiętności i pożądania. Dziś, w tym samym miejscu i z tą samą kobietą, czuł jedynie zażyłość i spokój. Dziwne; miał wrażenie, jakby właśnie teraz dzielił z nią życie. I sprawiało mu to ogromną przyjemność. - Opowiedz mi więcej o tym prześladowcy - odezwał się, czując się
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
teraz spokojniejszy i nie tak wzburzony jak wcześniej. Chciał o tym porozmawiać. Chciał uświadomić Ricie, że nie musi się niczego obawiać, nie zdradzają zarazem tożsamości tajemniczego wielbiciela. A może jednak powinien jej powiedzieć? Mimo wątpliwości był o tym coraz bardziej przekonany. To jedyny sposób, by ją przekonać, że ofiarodawca ni miał złych zamiarów. Być może okazja pojawi się w trakcie rozmowy. Jeśli nie, będzie musiał wymyślić coś innego. Wzruszyła ramionami. - Właściwie wszystko ci już powiedziałam. Kto w szpitalu podrzuca mi prezenty. Nie wiem, kto to jest ani po co to robi. - Jesteś pewna, że to mężczyzna? - Jakoś nie wyobrażam sobie, by robiła to kobieta Proszę, nie żartuj sobie ze mnie - dodała z wyraźnym niepokojem. Obrócił głowę, by na nią popatrzeć. Odwzajemnił; spojrzenie. Ona się naprawdę obawia tego kogoś uświadomił sobie. Jakim cudem udało mi się tak to zaplątać? Chciał przecież jedynie zrobić jej drobna przyjemność. - Przepraszam - odpowiedział. Nie tylko za zlekceważenie twoich obaw, dodał w myśli, ale i za ich wywołanie. Za wszystko. - Naprawdę coraz mniej mi się to podoba - odezwała się, obejmując się ramionami, jakby nagle zrobiło się jej zimno. - Może ktoś po prostu chciał się odwdzięczyć za coś, co dla niego zrobiłaś - podsunął. To było logiczne, prawda? A poza tym brzmiało uspokajająco i pozwalało mu pozostać w cieniu. Rita jednak pokręciła głową. - Nie sądzę. Poza tym ostatnio nie mam na koncie żadnych dobrych uczynków. Robiłam wszystko jak zwykle. - Może dla kogoś znaczyło to bardzo wiele - upierał się, przypominając sobie zdarzenie z bezdomnym. On sam bez dwóch zdań uważał, że Rita zachowała się tamtego dnia wspaniale. Nigdy nie potrafiłby uspokoić drugiego człowieka w taki sposób, jak zrobiła to ona. - Może ten ktoś chce ci pokazać, że jesteś dla niego kimś
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
niezwykłym. Uśmiechnęła się trochę smutno. - Nie jestem niezwykła pod żadnym względem - stwierdziła zdecydowanie. Matthew uświadomił sobie wstrząśnięty, że Rita naprawdę w to wierzy. Wydawało jej się, że jest taka sama jak wszyscy. Nie dostrzegała tego, co dla niego było najbardziej oczywistą rzeczą pod słońcem. - Naturalnie, że jesteś - zapewnił odruchowo. Lecz potem zdecydował, że nie będzie się dłużej wycofywać. Co będzie, to będzie. Zwrócił się w jej stronę całym ciałem i dotknął jej policzka. - Rito - odezwał się, patrząc prosto w jej niewiarygodnie piękne oczy - jesteś najbardziej niezwykłą kobietą, jaką znam. I jeśli tego nie dostrzegasz, nic dziwnego, że nie wiesz, kim jest twój tak zwany prześladowca.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
sc
an
da
lo
us
Rita patrzyła na niego w migotliwym, złotopomarańczowym blasku ognia, ogromnie zaskoczona. - O czym ty mówisz? - spytała cicho. Zawahał się tylko na moment, zanim odpowiedział: - Że jesteś niezwykłą kobietą, Rito Barone. Chciała pokręcić głową na znak przeczenia, lecz przez to jedynie tym mocniej poczuła pieszczotę jego dotyku. Poczuła, jak ogarnia ją żar. - Naprawdę tak uważasz? - spytała niepewnie. Tym razem nie wahał się ani chwili. - Tak. Naprawdę. A potem, zanim się zorientowała, co on zamierza, nachylił się i pocałował ją w usta. Był to pocałunek niepodobny do wszystkich poprzednich, zarazem natarczywy i delikatny, zaborczy i poszukujący. Miała wrażenie, jakby Matthew próbował jej coś powiedzieć za jego pośrednictwem, lecz jego własne uczucia stanowiły plątaninę emocji, których sam nie rozumiał do końca. To dobrze, pomyślała Rita, odwzajemniając pocałunek w podobny sposób. Dobrze, bo dzięki temu stoimy na równi. Nie była pewna, dokąd ich to zaprowadzi, lecz z jakiegoś powodu wydawało się to właściwe. Zbyt długo żyła w poczuciu chaosu. Teraz nareszcie wszystko wróciło na swoje miejsce. Przez długą chwilę tylko się całowali. Matthew przesuwał wargami po jej ustach, po policzku i brodzie, jak gdyby chciał poznać zarys jej twarzy pod każdym kątem. Po pewnym czasie uniosła dłoń do jego głowy, przesunęła palcami przez jedwabiste włosy. Mężczyzna przysunął się bliżej, tak że udem do-tykał jej uda, a ramieniem ocierał się
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
o jej ramię Zaczął ją całować z coraz większą namiętnością, a w końcu zamknął ją w gorącym uścisku, pełnyn pasji. Nie, pomyślała Rita, gdy zdała sobie sprawę, co się dzieje. Nie pozwoli na to. Tym razem nie będzie się kochać z mężczyzną, który poprzednio odtrącił ją z taką szorstkością. Oderwała usta od jego warg, odsunęła się od niego, a potem wstała i podeszła do kominka, odwracając się do niego plecami, tak by patrzeć w płomienie zamiast w jego pełną pragnienie twarz. Jeden raz wystarczy, powiedziała sobie. Nie ma sensu zaczynać od nowa. Usłyszała, jak Matthew oddycha głośno za jej pl-cami, lecz pozostał na swoim miejscu. - Rita? - zapytał cicho. - Co się stało? W tym momencie uświadomiła sobie, że sama oddycha tak samo nierówno. Wciągnęła głęboko powietrze, by się uspokoić, i z trudem przełknęła ślinę. Wiedziała, że musi od niego uzyskać wyjaśnienie, czemu zaprosił ją znowu po tym, co wydarzyło się po przyjęciu. Nie wiedziała jednak, jak go o nie poprosić, by nie wydała mu się zrozpaczona i zmieszana. Tym bardziej że w tej chwili tak właśnie się czuła. - Matthew, mogę cię o coś zapytać? - odezwała się na koniec. - Naturalnie - brzmiała odpowiedź. - Tamtego wieczoru po przyjęciu... - zaczęła, lecz trudno jej było kontynuować. - Tak? - ponaglił. Po prostu go spytaj, nakazała sobie. - Po tym kiedy... - Znowu odetchnęła głęboko. - Kiedy... się kochaliśmy. - Tak? - Czemu... — Zapytaj go! - Czemu... kazałeś mi odejść? Usłyszała, że się poruszył, a potem stanął za jej plecami. Ogień rzucał tańczące cienie u jej stóp. Poczuła jego zapach. Kiedy się odezwał, jego głos był niewiele głośniejszy od szeptu. - Przepraszam. Nie powinienem był się tak zachowywać. - Ale dlaczego? - nalegała. Zawahał się na moment, zanim jej odpowiedział.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Bo sądziłaś, że nie przywiązuję wagi do tego, co się zdarzyło między nami. Sądziłaś, że nie jestem do tego zdolny. Obróciła się w jego stronę, kręcąc głową na znak protestu. - Nigdy czegoś takiego nie powiedziałam. Spojrzał na nią ze smutkiem. - Powiedziałaś. Wytężyła umysł, by sobie przypomnieć słowa, których wtedy użyła. Pokręciła głową z jeszcze większą stanowczością. - Nie. Powiedziałam, że nie sądzę, by fakt, że to mój pierwszy raz, miał dla ciebie znaczenie. - No właśnie - odparł. - Nie uważałaś, że docenię zaszczyt, jakiego mi udzieliłaś. - Ale... - Podczas gdy w rzeczywistości - ciągnął dalej, ignorując jej sprzeciwy - nic nie mogłoby mieć dla mnie większego znaczenia. - Ale... - A kiedy powiedziałaś, że twoim zdaniem nie powinno to mieć dla mnie znaczenia, poczułem się, jakbyś zgadzała się ze wszystkimi w szpitalu. Spojrzała na niego wstrząśnięta. - To znaczy? Wzruszył ramionami. - Że też uważasz mnie za potwora. Że uważasz, iż nie jestem w stanie nic do ciebie czuć. - Och, Matthew... - Prawdę mówiąc, poczułem się... Nie dokończył, lecz tylko patrzył na nią tak, jakby stanowiła odpowiedź na wszystkie jego modlitwy. Powiedz coś, zrób coś, okaż mu, jak wiele dla ciebie znaczy, ponaglała sama siebie. A potem zmusiła się, by przestać myśleć i skupić się jedynie na uczuciach. A jej uczucia w tej chwili nie pozostawiały wątpliwości. Ujęła delikatnie jego twarz w dłonie i przesunęła palcami po policzku ciepłym od ognia i pokrytym jednodniowym zarostem. A potem stanęła na palcach i przycisnęła usta do jego ust. Całowała go w taki sposób, żeby zrozumiał, jak bardzo go kocha, ponieważ wciąż jeszcze obawiała się wypowiedzieć to słowami. Miłość
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
nadal była dla niej uczuciem zbyt nowym, by je pojąć, zbyt kruchym, by się nim dzielić. Chciała jednak, by Matthew o nim wiedział. Dlatego całowała go w ten sposób, bo nie potrafiła wymyślić żadnego innego znaku. Zdawało się, że zrozumiał, bo po chwili objął ją w pasie, przyciągnął do siebie i zaczął całować z równym uczuciem, z takim samym pragnieniem i taką samą nadzieją. Serce Rity zabiło od wypełniających ją gwałtownych emocji. Nigdy wcześniej nie czuła nic podobnego, nawet podczas pierwszej nocy z Matthew. To było coś zupełnie nowego, niezwykłego. Niezwykłe, pomyślała, całując go mocniej. Tak samo mówił o niej, co mogło znaczyć jedynie, że mu na niej zależy. Lecz czy jego uczucia były równie silne jak jej? I czy chciał, by trwały zawsze, tak jak ona tego chciała? Ponieważ uświadomiła sobie w tym momencie, że już nigdy nie chce się z nim rozdzielać. Kiedy podciągnął jej sweter, przestała myśleć o czymkolwiek i uniosła ramiona, by tym łatwiej było mu go zsunąć przez ramiona i głowę. Odrzucił go niedbale na ziemię, a potem zrobił to samo z jej ciepłą koszulą. Następnie rozpiął biustonosz i zsunął go jej z ramion. Chciała osłonić piersi, bo nagle poczuła się przed nim całkowicie bezbronna, lecz powstrzymały ją uczucia, jakie dostrzegła w jego oczach - pragnienie, żądza, namiętność. Utkwił wzrok w jej piersiach. Obserwowała z bolesnym pragnieniem, jak wolno wyciąga dłoń w ich stronę. - Jesteś taka piękna - szepnął. Delikatnie, ostrożnie przesunął opuszkiem palca wokół sutka, a potem znowu i znowu, zataczając coraz mniejsze kręgi. Serce Rity biło coraz mocniej; mogła jedynie starać się zapanować nad oddechem. Na koniec ujął całą jej pierś w dłoń i nachylił się ku jej ustom, by ją znowu pocałować. Podczas gdy to robił, zdejmowała mu sweter, odrywając usta od jego warg tylko na chwilę potrzebną, by ściągnąć sweter przez głowę. Objęła go ramionami, a Matthew, nie przestając jej całować z rosnącą namiętnością, przytulił ją do swego nagiego torsu. - Pragnę cię, Rito - szeptał między pocałunkami. - Chcę się znowu z tobą kochać. Tak bardzo za tobą tęskniłem przez te dwa tygodnie. Co
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
noc śnię o tobie. O tym, kiedy byliśmy razem. Pamiętam twój zapach i dotyk, pamiętam każdą chwilę. Nigdy się tobą nie nasycę. Rozkazała sobie nie myśleć o jego słowach. Nie powiedział, że chce z nią być zawsze, tłumaczyła sobie. Mówił tylko, że chce z nią być znowu. Obiecała sobie, że kiedy następny raz będzie się kochać z mężczyzną, będzie to ktoś, z kim Rita zechce zostać do końca życia - i kto będzie pragnął tego samego. A potem pocałował ją znowu, tak długo i mocno, że ledwie pamiętała własne imię, nie mówiąc już o złożonych sobie obietnicach. Kiedy ją tak całował, pamiętała o ich pierwszym spotkaniu i o tym, jak się spotkali w rozbłysku pragnienia i namiętności. Tym razem pragnienie i namiętność wydawały się jeszcze większe. Pożądała go teraz znacznie bardziej. Wcześniej nie miała świadomości, za czym tęskni, jak dobrze może jej być. - Ja też cię pragnę - szepnęła, niepewna, kiedy postanowiła to wyznać, wiedząc tylko, że to prawda. - Och, Matthew, tak strasznie cię pragnę. Uśmiechnął się kącikiem ust. - Strasznie, tak? - powtórzył. Skinęła głową, patrząc w płomienie odbite w jego oczach. Czuła się pełna namiętności, rozpalona i gotowa na wszystko. - Doskonale - mruknął. A potem zaczął ją całować od nowa, aż wszelkie myśli pierzchły jej z głowy. Nie przerywając pocałunku, przesunął rękami po jej plecach, gładził łopatki, kręgosłup i żebra. Miała wrażenie, jakby w każdym nowym miejscu wybuchały niewielkie pożary nowego pragnienia. Badała jego ciało, gładząc delikatnie każde pasmo muskułów na szerokich plecach, umięśnionych ramionach i rękach. Nie mogła się nadziwić, że ich ciała, choć tak różne, tak doskonale się dopełniają. Teraz, pomyślała, kiedy wreszcie z ociąganiem oderwał usta od jej ust. Chciała go teraz, właśnie w tym momencie. Tutaj, naprzeciw kominka, gdzie żar płomieni odzwierciedlał ich wzajemne uczucie. Z jakiegoś powodu wstydziła się jednak rozbierać, gdy on się jej przyglądał, więc odwróciła się tyłem, rozpinając guzik u dżinsów. Zanim jednak zdążyła je zdjąć, Matthew podszedł od tyłu i przylgnął do jej nagich pleców, budząc w niej kolejną falę podniecenia. Przykrył jej
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
dłonie własnymi i szepnął jej do ucha: - Pozwól mi to zrobić. Zanim zdążyła mu coś odpowiedzieć, wtulił głowę w miękkie zagłębienie między szyją i ramieniem, przesuwając po nim rozchylonymi wargami. Rita zamknęła oczy, odchyliła głowę, by tym pełniej napawać się pieszczotą, a potem sięgnęła ręką za siebie i zanurzyła dłoń w jego włosach. Matthew jęknął cicho, po czym bardzo powoli odsunął zamek jej spodni. Następnie jedną dłonią objął jej pierś, drugą wsunął pod gumkę fig, sięgając palcami w dół. Rita westchnęła z rozkoszy. - Podoba ci się? - spytał z ustami przy jej szyi. - Tak... - szepnęła z wysiłkiem. - Proszę... jeszcze... Nie była pewna, ale miała wrażenie, jakby zaśmiał się cicho z zadowoleniem. Pieścił ją dalej, aż zacisnęła palce w jego włosach. Drugą ręką objęła jego przedramię, ponaglając go, by nie przerywał. - Pragnę cię - szepnęła znowu. - Proszę, kochaj się ze mną. To było zaproszenie, jakiego potrzebował. Bez ostrzeżenia zsunął jej dżinsy do kolan. Zaczęła się odwracać, lecz przytrzymał ją na miejscu. Potem sam się rozebrał, stanął za nią i wszedł w nią od tyłu. Nie spodziewała się tego. Teraz jednak ogarnęła ją fala namiętności. Pragnienia. Rozkoszy. Miała wrażenie, jakby stal się jej częścią, jakby należał do niej od zawsze. I była to prawda. Stał się jej częścią tamtej pierwszej nocy, kiedy się kochali. Ponieważ tamtej nocy się w nim zakochała. Całkowicie i nieodwracalnie. A może nawet wcześniej, przemknęło jej przez głowę. Może to właśnie dlatego zgodziła się z nim wtedy kochać: ponieważ gdzieś w głębi duszy, nie uświadamiając sobie tego, wiedziała już wtedy, że go kocha. Nagle przypomniała sobie coś, co ją niepokoiło po tamtym wieczorze. Coś na temat ważnych spraw, które zawsze należy brać pod uwagę. Coś na temat zabezpieczeń... Przed ciążą. - Matthew - szepnęła z wysiłkiem. - Musimy... przestać. Natychmiast. - O czym ty mówisz? - spytał zaskoczony, z głową na jej ramieniu. -
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
To niemożliwe. Naprawdę wcale nie chciała, by to się kończyło teraz, gdy oboje byli tak bliscy... Poczęcia dziecka. - Mogę zajść w ciążę - wyjaśniła po prostu. - Nie mam zabezpieczenia. - Ostatnim razem też nie miałaś - mruknął z całkowitym spokojem. Możliwe, że już jesteś w ciąży. Pokręciła głową. - Nie, ja... sprawdzałam. Mieliśmy wtedy szczęście. - Szczęście? Więc to nie było szczęście?, chciała go spytać, lecz w głowie miała zbyt wielki zamęt. - Nie chcę ryzykować znowu - dodała. Zawahał się, po czym skinął głową. Ostrożnie się wycofał i pocałował ją w ramię. - Na piętrze - wyjaśnił krótko. - W łazience. Przyjdź do mojego pokoju. I zniknął w ciemności. Rita parę razy odetchnęła głęboko, powtarzając sobie, że za bardzo kręci się jej w głowie, by mogła jasno myśleć. Mimo to zawinęła się w rubinowy szal leżący na sofie. Nie wiedziała, gdzie się znajduje sypialnia Matthew, ale była pewna, że gdzieś na górze. Weszła po schodach w słabym blasku padającym od kominka. Spojrzała w lewo, potem w prawo. Z jednego z pokojów na końcu korytarza padał słaby blask, więc skierowała się w tamtą stronę. Pokój był ciemny i urządzony po męsku. Na antycznej mahoniowej toaletce płonęła pojedyncza świeca, przykrycie na łóżku było zapraszająco odchylone. Kiedy weszła, Matthew znowu zbliżył się do niej od tyłu, objął ją i pocałował w kark. - Myślałem, że już nigdy nie przyjdziesz - mruknął cicho. Uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę, by go pogładzić po policzku. - To było tylko parę minut - wyjaśniła. - Parę wieków - sprostował. Wolno obrócił ją twarzą do siebie i zsunął jej szal z ramion. Potem objął ją, wolno prowadząc tyłem w kierunku łóżka. Dotknęła nogami
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
materaca, a potem upadła na plecy w rozjaśnioną blaskiem świecy ciemność. Przetoczył się na plecy, pociągając ją za sobą, tak że leżała na nim. Pocałował ją raz jeszcze, a potem podniósł, aż nad nim uklękła. - Teraz ty nadajesz tempo - szepnął. Położył jej ręce na biodrach i uśmiechnął się namiętnie i uwodzicielsko. A potem wolno wszedł w nią znowu. Zamknął oczy i ujął w dłonie jej piersi, kiedy zaczęła się poruszać wolno i ostrożnie. Oboje oddychali urywanie, ogarnięci coraz większym pożądaniem, aż wreszcie zamarli, osiągając równocześnie szczyt rozkoszy. Leżeli potem obok siebie, oddychając nierówno i z wysiłkiem. Przez długą chwilę milczeli oboje. W końcu Matthew podniósł się powoli. Rita wyciągnęła do niego rękę, obawiając się, że on zrobi to, co ostatnio: oświadczy jej, że powinna sobie iść. Wydawało się, że zrozumiał jej obawy, bo pogładził ją delikatnie po policzku i uśmiechnął się z odrobiną smutku. - Nie każę ci odejść - zapewnił. Zamknęła oczy, czując się bardzo głupio. Oczywiście, że nie. Choć z drugiej strony, skąd miała to wiedzieć? Z pewnością nie była szczególnie kompetentna w tego rodzaju sprawach. Leżała spokojnie, rozmyślając o tym, co się przed chwilą stało, i nie mogąc się nadziwić, jak to możliwe, że tym razem okazało się to jeszcze przyjemniejsze niż poprzednio. A potem Matthew znowu leżał obok niej w ciemnościach, jego ciepłe ciało obok sprawiało, że czuła się bezpiecznie i wygodnie. Leżał na boku z dłonią na jej piersi, gładząc ją delikatnie. Zadrżała z rozkoszy. - Zimno ci? - spytał. Pokręciła głową. - Nie, wcale - zapewniła. - Możemy się nakryć kołdrą, - Nie. Wolę tak jak jest. - Spojrzała na jego ciało. - Ma pan piękne ciało, doktorze Grayson. - Po ciemku - uściślił. - W dobrym świetle nie przypomina dzieła sztuki. Wiedziała, że myśli o swoich bliznach, a chcąc mu pokazać, że dla niej nie mają znaczenia, pogładziła go po ramieniu, pieszcząc delikatnie zniekształconą skórę. - Dla mnie jesteś piękny - powtórzyła.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Przez chwilę przyglądał się jej bez słowa, potem sięgnął po jej rękę. Pocałował z czułością jej wnętrze, po czym położył ją w tym samym miejscu, gdzie leżała wcześniej. Nic jednak nie powiedział, a jedynie przyglądał się Ricie w dalszym ciągu, jakby nie mógł uwierzyć, że istnieje naprawdę. Na koniec ujął w dłoń jej głowę, przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta. Pocałunek niósł zwykłą przyjemność, był gestem mającym jej pokazać, jak bardzo Matthew jest szczęśliwy, mając ją u boku. - Zostań u mnie do poniedziałku - zaproponował po długiej chwili. Zostań, aż skończy się zawieja. Rita poczuła, jakby jakaś chłodna dłoń zacisnęła się wokół jej żołądka. Chociaż ich związek był pełen miłości i pragnienia, wydawał się również bardzo nietrwały. Matthew chce ją tu mieć, póki nie skończy się śnieżyca, powiedziała sobie, lecz co będzie potem? - Dobrze - odparła, uśmiechając się z wysiłkiem. - Zostanę. Lecz w głębi ducha jej szczęście mieszało się z niepokojem. To prawda, chciała zostać z Matthew, aż uspokoi się burza. Ale burza jej uczuć nigdy nie miała się skończyć.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
sc
an
da
lo
us
Rita została w domu Matthew aż do późnego wieczoru w niedzielę, długo po tym, gdy zawierucha ucichła, długo po tym, gdy pługi śnieżne oczyściły ulice. Chętnie zostałaby jeszcze dłużej, lecz musiała wrócić do domu z dwóch powodów. Po pierwsze, czuła potrzebę uporządkowania swoich uczuć, zanim wróci do pracy. I po drugie, została zaproszona tylko na weekend. Przede wszystkim jednak musiała się dowiedzieć, co naprawdę czuje do Matthew. Rozumiała, że również on potrzebuje nieco czasu, by dojść do ładu z własnymi emocjami. Ich wspólny weekend pod wieloma względami stanowił ucieczkę od rzeczywistości. W poniedziałek rano wrócą do codziennego świata, znowu będą się spotykać w pracy. Rita chciała być przygotowana na wypadek gdyby Matthew postanowił wrócić do swych dawnych, szorstkich zwyczajów. Powtarzała sobie, że tak się nie stanie - szczególnie po tym, jak ją pocałował na pożegnanie na stopniach jej domu, dokąd ją osobiście odwiózł, a następnie włożył jej w ręce kryształowy wazon, w którym troskliwie umieścił różę. Ciekawe, że po początkowych wyjaśnieniach przez całe dwa dni nie zapytał o kwiat ani razu, dbał jednak o niego równie czule jak ona. Włożył różę do wody i postawił w nasłonecznionym miejscu. Za sprawą burzy śnieżnej znaleźli się oboje w zaczarowanym, niezwykłym świecie - teraz czekała ich próba, powrót do szarej rzeczywistości. Rita marzyła, by ich uczucia okazały się niezmienione w poniedziałkowy ranek. Tymczasem pierwsze, co zobaczyła po przyjściu do pracy, to notkę od Matthew wsuniętą do swojej przegródki. Nie będzie mnie dzisiaj, brzmiała wiadomość, ale spotkajmy się na kolacji o 19.00 w restauracji Darian. Musimy porozmawiać. Matthew.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Ostatnie zdanie mocno ją zaniepokoiło. O czym mają rozmawiać? Złożyła notatkę i schowała do kieszeni z drżącym sercem. Dziś wieczorem, powiedziała sobie, wszystko się wyjaśni. Rita nigdy wcześniej nie była w restauracji, którą wybrał Matthew. Darian uchodził za jeden z najbardziej eleganckich lokali w Bostonie, lecz ceny w nim znacznie przekraczały możliwości przeciętnej pielęgniarki. Prawda, Rita pochodziła z bogatej rodziny, ale nie zamierzała naruszać swojego kapitału z tak błahego powodu jak kolacja na mieście. Mimo to postanowiła włożyć swój jedyny elegancki strój odpowiedni na podobną okazję - maleńką małą czarną, którą nosiła na balu w rodzinnej firmie tamtego wieczoru, kiedy kochała się z Matthew po raz pierwszy. A ponieważ żywiła pewne nadzieje, że ten wieczór skończy się w podobny sposób, włożyła też bardzo elegancką bieliznę. Każdemu wolno marzyć, prawda? Aż do ostatniej śnieżycy była całkowicie pewna, że między nią a Matthew wszystko się skończyło, nim zdążyło się zacząć na dobre. Po pierwszej spędzonej z nim nocy uświadomiła sobie, jak bardzo by chciała, by się im udało. Zanim go zaprosiła na przyjęcie, lubiła go i podziwiała. Prawda, zachowywał się oschle i szorstko, ale zawsze wyczuwała, że ma to głębokie przyczyny; że Matthew przeżył coś, co pozostawiło po sobie głębokie ślady w jego psychice, nie pozwalając mu się zbliżyć do nikogo i nikomu zaufać do końca. Właśnie na przyjęciu odkryła jego tajemnicę. A kiedy zdała sobie sprawę, jak bolesne były jego rany - zarówno fizyczne, jak i psychiczne - jej szacunek dla niego jeszcze wzrósł. Zaczęła go też darzyć głębokim współczuciem, które z czasem przerodziło się w miłość. Tak wiele mieli ze sobą wspólnego. Oboje poważnie podchodzili do swojej pracy i całkowicie oddali się swemu powołaniu. Matthew miał błyskotliwe poczucie humoru, z którym niekiedy się zdradzał, zawsze wydawał się pewny siebie i umiał sprawnie kierować swoim życiem. Rita ze swej strony w niczyim towarzystwie nie czuła się równie dobrze jak z nim. Pamiętała, jak kiedyś, długo przed Bożym Narodzeniem, dla zabicia czasu podczas szczególnie nużącego dyżuru zabawiały się z innymi pielęgniarkami odpowiadaniem na pytanie: „Gdybyś musiała zamieszkać
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
na bezludnej wyspie z kimś ze szpitala, kogo byś wybrała?". Większość z jej koleżanek głosowała na paru szczególnie przystojnych stażystów, lecz kiedy nadeszła kolej Rity, ta zastanowiła się chwilę i oświadczyła, że prawdopodobnie wybrałaby doktora Graysona. Inni nie ukrywali zaskoczenia, że zgodziłaby się dobrowolnie spędzać życie w towarzystwie strasznego doktora. Broniła się wtedy, mówiąc, że na doktorze można polegać w trudnych sytuacjach, bo jest inteligentny, samodzielny i nie wpada w panikę. Nie powiedziała wtedy, że uważa go również za przystojnego i pociągającego, nawet mimo dystansu, z jakim odnosi się do wszystkich wokół. Pociągał ją już wtedy, uświadomiła sobie teraz. A im lepiej go poznawała, tym więcej zyskiwał w jej oczach. Dopiero jednak kiedy spędziła z nim noc, uświadomiła sobie w pełni, jak wiele doktor dla niej znaczy. Jak bardzo go pokochała. Nagle zrozumiała, że uczyniła go swoim kochankiem, ponieważ na jakimś głębokim, nieświadomym poziomie uważała go za kogoś prawdziwie niezwykłego. Kogoś, z kim chciała dzielić swoje życie. Ponieważ go kochała - już wtedy. Jedyne, co jej teraz pozostało, to ufać, że Matthew podziela choćby część tych uczuć. Nie miała pewności, co by zrobiła, gdyby się okazało, że on uznał to jedynie za przelotną miłostkę. Nie sądziła, by tak było naprawdę. Nie wydawał się jej typem człowieka, który pozwalałby sobie na tego typu powierzchowne, krótkotrwałe związki. Nie mogła jednak tego wiedzieć na pewno, póki nie otrzyma od niego jakiegoś znaku; póki Matthew nie da jej znać, że to, co się stało, ma dla niego równie wielkie znaczenie jak dla niej. Oczywiście zaproszenie do najdroższego lokalu w mieście to niezły początek, pomyślała, wchodząc do restauracji. Natychmiast zauważyła Matthew, czekającego przy wejściu ze wzrokiem utkwionym w drzwiach - jakby się obawiał, że jeśli choć na chwilę odwróci oczy, przegapi jej widok. Miał na sobie ciemny garnitur, białą koszulę i konserwatywny krawat o barwie burgunda. I chociaż parę dni temu doszła do wniosku, że woli go w swobodniejszym stroju, na przykład dżinsach i swetrze albo jeszcze lepiej, zupełnie bez niczego - na jego widok zrobiło jej się trochę słabo z wrażenia.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Był tak niewiarygodnie przystojny. I tak czarująco nieświadomy tego faktu. I taki delikatny. I taki słodki. Nie pojmowała, jak ktokolwiek może go uważać za potwora. Uśmiechnęła się odrobinę niepewnie, czując lekkie zdenerwowanie, choć nie wiedziała czemu. - Dzień dobry! - przywitała się cicho. Uśmiechnął się w odpowiedzi nieśpiesznym, swobodnym, bardzo pewnym siebie i niezwykle seksownym uśmiechem. W jej wnętrzu zabłysnął niewielki płomyczek, posyłając falę ciepła we wszystkie zakątki ciała. Westchnęła cichutko z zadowoleniem i podeszła do niego. - Wyglądasz pięknie - oznajmił zamiast powitania. Uśmiechnęła się szerzej. - Ty też nie najgorzej - odpowiedziała. Nachylił się i niespodziewanie pocałował ją w usta, czym ją kompletnie zaskoczył. Przelotny, spontaniczny objaw uczucia. Rita poczuła, jak cała topnieje. Nie był to szczególnie długi pocałunek, lecz Matthew złożył go publicznie, niczym oficjalne oświadczenie, że ta kobieta jest dla niego kimś ważnym. Z jakiegoś powodu poczuła ogromną radość. Oderwał się od jej ust z wyraźną niechęcią, lecz w tej chwili wróciła kelnerka, oświadczając, że ich stolik jest przygotowany. Matthew przytrzymał Ricie krzesło, a potem, zamiast usiąść naprzeciw, zajął miejsce u jej boku, jakby nie chciał, by dzieliła ich nawet szerokość stołu. Fala ciepła znowu ogarnęła ją całą. Natychmiast zjawił się kelner, by przyjąć zamówienie dotyczące win. Matthew zerknął przelotnie na kartę i poprosił o czerwone i zdecydowane w smaku. Wygląda, jakby się niecierpliwił, pomyślała Rita, obserwując go ukradkiem. Choć nie w taki sposób, jakby się spodziewał czegoś nieprzyjemnego. Miała wrażenie, że mężczyzna pragnie z nią coś przedyskutować - zresztą wspomniał o tym w liściku. W tej chwili uświadomiła sobie, że chodzi o coś niezwykle istotnego, lecz zdawało się, że Matthew nie wie, jak zacząć. - O co chodzi? - zapytała, chcąc mu ułatwić zadanie. - Co się stało? Wydawał się zdziwiony jej pytaniem. - Stało? - powtórzył. - Nic. Czemu pytasz? Wzruszyła ramionami. - Napisałeś mi, że musimy porozmawiać - przypomniała. - Sądziłam, że coś się wydarzyło. Nie odpowiedział, przyglądał się jej tylko w milczeniu długą chwilę.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Nagle ogarnęły ją wątpliwości; nie była już wcale pewna tego, co przed chwilą wydawało się jej tak oczywiste. A może istotnie się pomyliłam?, pomyślała. Jeśli dla niego to była przelotna przygoda? Jeśli Matthew wcale nie zamierza dziś wieczorem scementować ich związku, lecz wręcz przeciwnie, zakończyć go nieodwołalnie? - Nie chodzi o to, że musimy porozmawiać - wyjaśnił. - Chodzi raczej o to, że muszę ci coś dać. - Co takiego? - spytała zaniepokojona. Znowu popatrzył na nią w zamyśleniu, potem sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki. Jednak właśnie w chwili, gdy miał wyjąć to coś, zjawił się kelner z winem, po czym zaczął starannie rozstawiać kieliszki, a robił to z taką uwagą i tak wolno, że Rita miała ochotę go udusić. Na koniec, najwyraźniej zadowolony z efektu, uśmiechnął się do gości i skinął im głową: - Dam państwu jeszcze parę minut na przestudiowanie menu oznajmił cicho, obrócił się na pięcie i wreszcie się oddalił. Rita zwróciła całą uwagę na Matthew, lecz ten pilnie wpatrywał się w kartę. - Cielęcina wydaje się doskonała - stwierdził. Kobieta omal nie zazgrzytała zębami. Cokolwiek kryło się w jego kieszeni, najwyraźniej miało tam pozostać jeszcze przez jakiś czas. Wobec tego ona również zajęła się kartą i wybrała pierwsze, na co padło jej spojrzenie. - Kotlety jagnięce z rozmarynem - mruknęła, podnosząc wzrok na mężczyznę. - No więc? Zerknął na nią, jakby czymś zmieszany. Zaraz jednak jego twarz się rozpogodziła. - A, cielęcina. Mówiłem, że wydaje się niezła. Rita warknęła w duchu. - Nie, wcześniej. Rozmawialiśmy o czymś innym - przypomniała. - Naprawdę? - Naprawdę - przytaknęła, starając się opanować niecierpliwość. Miałeś... Zanim zdążyła dokończyć, kelner znowu wyskoczył jak diabeł z pudełka i oświadczył, że może przyjąć zamówienia. Wyrecytowała szybko swoje i potem z rosnącą irytacją
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
przysłuchiwała się, jak Matthew waha się między cielęciną i polędwicą. Na koniec zdecydował się na ni mniej, ni więcej, tylko medaliony wołowe. Kelner szczęśliwie pomknął tam, gdzie udają się wszyscy kelnerzy, gdy nie przerywają gościom w najmniej odpowiednim momencie. Korzystając z jego nieobecności Rita położyła oba łokcie na obrusie i nachyliła się w stronę Matthew, bezczelnie naruszając jego przestrzeń prywatną. - Przed cielęciną - uściśliła, starając się zachować cierpliwość zacząłeś mówić o czymś innym. Matthew otworzył usta, wyraźnie zamierzając oświadczyć, że nie pamięta, lecz Rita powstrzymała go, unosząc palec. - Powiedziałeś, że chcesz mi coś dać - przypomniała mu. - Coś, co właśnie zamierzałeś wyjąć i mi pokazać - dodała na wypadek, gdyby o tym też zapomniał. Pokiwał głową. - Racja. Nareszcie, odetchnęła Rita. - Ale może powinienem poczekać do deseru - dorzucił po chwili. Zacisnęła powieki i wolno policzyła do dziesięciu. - Nie - odpowiedziała wolno i spokojnie, otwierając oczy. Powinieneś mi to dać teraz. Kiedy napotkała wzrokiem jego spojrzenie, zauważyła, że w jego rozmarzonych zielonych oczach pojawiły się szelmowskie błyski, i zrozumiała, że Matthew cały czas świadomie ją prowokował. Uśmiechnęła się domyślnie. - No, śmiało - zachęciła, wyciągnęła w jego stronę rękę dłonią do góry i poruszyła palcami. - Zobaczmy, co to jest. Przyglądał się jej jeszcze chwilę, potem odchylił na krześle i znowu wsunął rękę do kieszeni. Lecz znów zawahał się przed wyjęciem tajemniczego przedmiotu. Wyglądał na odrobinę niespokojnego. Mimo to wolno wyciągnął rękę, trzymając w niej jakiś niewielki przedmiot w taki sposób, by Rita nie mogła go dostrzec. I znowu się zawahał. - Zamknij oczy - polecił. Prychnęła ze zniecierpliwieniem. - Po co? - spytała. - Po prostu tak zrób - odpowiedział. Posłuchała rozkazu,
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
wyprostowała się z rękami na kolanach i zamknęła powieki. Usłyszała cichy szmer. - W porządku - usłyszała głos Matthew, w którym wciąż pobrzmiewała lekka obawa. - Możesz je otworzyć. Pierwsze, co zobaczyła, to przystojną twarz, na której z całą pewnością malowało się teraz zaniepokojenie. Coraz bardziej zaciekawiona, spojrzała na stół. Na białym porcelanowym talerzu stojącym na białym lnianym obrusie leżało niewielkie białe pudełeczko. Niewielkie białe pudełeczko przewiązane złotą wstążką. Zupełnie takie, jak prezenty, które tajemniczy adorator-prześladowca wkładał do jej przegródki w szpitalu. - Co...? I wtedy zrozumiała. To był Matthew, od samego początku. To on podrzucał jej upominki. Gwałtownie podniosła głowę, by na niego spojrzeć, i w tym momencie zrozumiała powód jego niepokoju. Ponieważ to on był tajemniczym mężczyzną, którego się obawiała. Nawet gdy mu wyjaśniła, jak zaniepokojona, wręcz wystraszona się czuje, nie ośmielił się wyznać prawdy. I również teraz, kiedy poznała sekret, nie był pewien jej reakcji. Szczerze mówiąc, w tym momencie sama nie była jej pewna. - Więc to byłeś ty? - spytała. Skinął głową. A kiedy nadal patrzyła na niego bez słowa, westchnął ze zniecierpliwieniem i spróbował wyjaśnić. - Za pierwszym razem - zaczął - naprawdę chciałem ci jedynie podziękować za pomoc na ostrym dyżurze. Za to, jak sobie poradziłaś z tamtym bezdomnym. Pamiętasz go? Przytaknęła. - Owszem. Ale wypełniałam tylko swój obowiązek. Nie zrobiłam nic szczególnego. - Zawdzięczałem ci więcej, niż sądzisz - odparł. - Uspokoiłaś tego człowieka, dzięki czemu mogłem wykonać moją pracę. I powiedziałaś mu, że jestem świetnym chirurgiem. Absolutnie najlepszym. - Zawahał się przez mgnienie, po czym dodał: - I powiedziałaś mu, że jestem wspaniałym człowiekiem. A kiedy to mówiłaś, wyglądało, jakbyś naprawdę w to wierzyła.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Bo wierzyłam - zapewniła. Skinął głową. - Wiem. Dlatego czułem, że muszę ci podziękować. Bo nikt nigdy nie powiedział o mnie czegoś takiego. I z pewnością nikt nigdy w to nie wierzył. - Och, Matthew - szepnęła i serce ścisnęło się jej z żalu. - Kiedy zostawiałem ten pierwszy drobiazg - ciągnął dalej - zdawało mi się, że dołączyłem do niego liścik z wyjaśnieniem i podziękowaniem za twoją pomoc. Dopiero później, kiedy usłyszałem plotki o twoim tajemniczym adoratorze, uświadomiłem sobie, że przez niedopatrzenie nie dodałem listu. Dopiero po pewnym czasie dotarło do mnie, że cała historia zdarzyła się w walentynki. A kiedy wszyscy zaczęli plotkować o skrytym wielbicielu Rity Barone, było mi za bardzo wstyd, żeby się przyznać. - Bo wcale nie byłeś adoratorem - dokończyła. Pokręcił głową. - Nie. Ponieważ nim byłem. Spojrzała na niego zdumiona. - Ale... - Patrząc wstecz, dochodzę do wniosku, że podświadomie wcale nie chciałem ci wyrazić wdzięczności. Chciałem ci raczej dać ci do zrozumienia, że mi na tobie zależy. Bo istotnie tak było i nadal jest. Dlatego ofiarowałem ci następne prezenty. - Na urodziny? - zapytała, choć znała już odpowiedź. - Tak. - I w rocznicę rozpoczęcia pracy na oddziale? - Tak. - I różę też. - To było stwierdzenie, nie pytanie. - Nie byłem pewien, czy odgadniesz związek, bo wypadło to dwa tygodnie od dnia, gdy się kochaliśmy pierwszy raz. Ale się domyśliłaś dodał. - Też myślałaś o tamtym dniu. - Myślałam o nim codziennie - wyznała. - Ja też. Wolno pokręciła głową, ledwie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. - Ale skąd wiedziałeś, jakiego dnia przyszłam do pracy w Boston General? - zapytała. Westchnął głęboko, wpatrując się w nią uważnie. - Bo doskonale pamiętam ten dzień - powiedział spokojnie. - Byłem
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
na ostrym dyżurze, kiedy pojawiłaś się pierwszy raz. Pamiętam, że kiedy weszłaś do środka, cała sala nagle pojaśniała. I pamiętam każdy dzień, który upłynął od tamtej pory. Dzień, kiedy zaczęłaś pracę w szpitalu, był jednym z najważniejszych w moim życiu. Nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc tylko spytała: - Czemu? Nachylił się w jej stronę i nakrył jej dłoń swoją. - Ponieważ tego dnia pierwszy raz od dzieciństwa poczułem się szczęśliwy. Patrzyła na niego z niedowierzaniem. - Co takiego? Przytaknął. - Trwało chwilę, nim to do mnie dotarło, ale masz w sobie coś takiego, że kiedy cię zobaczyłem pierwszy raz, coś we mnie odżyło. A potem, kiedy nas sobie przedstawiano, zachowywałaś się, jakbyś nie dostrzegała moich blizn. Wiedziałem, że jesteś kimś niezwykłym. - Czemu miałoby być w tym coś niezwykłego? I czemu w ogóle miałabym cię unikać? - zdziwiła się. - Pamiętam, że gdy cię zobaczyłam, pomyślałam, jaki jesteś przystojny. Spojrzał podejrzliwie. - Nie mów, że nie zauważyłaś blizn. - Oczywiście, że je widziałam - odparła. - Ale nie miały dla mnie znaczenia. Znowu skinął głową. - I dlatego jesteś taka niezwykła - podsumował. - Prawdę mówiąc, myślę, że właśnie wtedy zacząłem się w tobie zakochiwać. Przez moment Rita była pewna, że się przesłyszała. Albo może źle zrozumiała jego słowa. - Ale... - zaczęła, nie ośmielając się mieć nadziei. - Otwórz pudełko - przerwał jej, jakby obawiał się usłyszeć jej odpowiedź. - Ale... - Proszę, Rito - ponaglił ją z lekką desperacją. - Otwórz je. To już ostatnie, obiecuję. - Spoważniał lekko. - Bez względu na to, co z tego wyniknie.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Chciała znowu zaprotestować, lecz coś w wyrazie jego twarzy ją uciszyło. Chciała powiedzieć, że ona też go kocha, ale się powstrzymała. Miała wrażenie, jakby było dla niego niezwykle ważne, by zajrzała do pudełeczka, zanim cokolwiek odpowie, więc znowu skupiła na nim uwagę. Biały sześcian długości jakichś pięciu centymetrów. Ostrożnie rozwiązała wstążkę i wyjęła z papieru czarną aksamitną szkatułkę. Taką jak na biżuterię, pomyślała odruchowo. Podniosła wzrok na Matthew i znowu otworzyła usta, by coś powiedzieć. On jednak uciszył ją gestem, wskazując pudełeczko. Uniosła pokrywkę drżącymi palcami i aż wstrzymała oddech, kiedy zobaczyła, co jest w środku. Brylant w kształcie serca na platynowej obrączce. Uniosła dłoń do ust. A kiedy podniosła wzrok na Matthew, poczuła, jak dwie wielkie łzy spływają jej po policzkach. - To... oświadczyny? - spytała słabo. Uśmiechnął się z nadzieją. Jednak zamiast odpowiedzieć, sam zadał pytanie: - A przyjmiesz je? - To zależy - odpowiedziała. Jego uśmiech lekko przybladł. - Od czego? - Od tego, czy rzeczywiście przed chwilą powiedziałeś to, co mi się wydawało. Wyglądał na zmieszanego. - O czym? Zebrała całą cierpliwość. - O tym, że się we mnie zakochałeś. Teraz wyglądał wręcz na wstrząśniętego. - Powiedziałem coś takiego? - zapytał. Kiwnęła głową ze ściśniętym sercem. - Zdawało mi się, że tak. Powiedziałeś, że kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy i nie zwróciłam uwagi na twoje blizny, zacząłeś się we mnie zakochiwać. - A - rzucił, wyraźnie skrępowany faktem, że Rita mu to przypomina. - Hm, właściwie nie powinienem był tego mówić. Rita poczuła, że robi się jej zimno. Jedyne, co zdołała z siebie wydobyć, to drżące „aha". - Przejęzyczyłem się - wyjaśnił Matthew. - Przepraszam.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Skinęła obojętnie głową, lecz w głębi ducha zastanawiała się, jak zdoła dotrzeć do drzwi wyjściowych. - Rozumiem - szepnęła. Równie cicho mężczyzna wyjaśnił: - Bo chciałem to powiedzieć dopiero teraz. Serce Rity zatrzepotało i poczuła, jak robi się jej gorąco. Spojrzała mu w oczy. - Co powiedzieć? - spytała słabo. Uśmiechnął się. - Że cię kocham. Że kochałem cię od lat, choć nie zdawałem sobie z tego sprawy, i że będę cię kochał do ostatniego tchu. I że chcę, żebyś przy mnie była kiedy będę wydawał ostatnie tchnienie. - Spojrzał jej natarczywie w oczy. - I co na to powiesz, Rito Barone? Zostaniesz moją żoną? Długą chwilę patrzyła na niego w milczeniu, na koniec, nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnęła się lekko. - A zawsze mi się wydawało, że jesteś takim poważnym człowiekiem. Spoważniał. - Bo tak jest. W każdym razie jeśli chodzi o to, że cię kocham. Rito, ja... - Matthew, ja... - odezwała się w tym samym momencie. Uśmiechnął się znowu, choć trochę niepewnie. - Ty pierwsza - polecił. Otarła najpierw jedno, potem drugie oko. - Och, nic takiego - rzuciła. - Chciałam tylko powiedzieć, że się zgadzam na twoją propozycję, to wszystko. Rozpromienił się cały. - Tylko tyle? Przytaknęła. - A zawsze mi się wydawało, że jesteś taka poważna. - Jestem - zapewniła pośpiesznie. - Jeśli chodzi o małżeństwo. Widzisz, mnie też się wydaje, że się w tobie zakochałam już dawno. Ja też cię kocham, odkąd cię poznałam. I chcę być z tobą przez resztę życia. Chyba to właśnie chciał usłyszeć, bo bez namysłu sięgnął po pudełeczko, które trzymała w dłoni, i wyjął z niego pierścionek, a potem wsunął jej na serdeczny palec. - Idealnie - mruknął z satysfakcją.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Po czym uniósł jej dłoń do ust i pocałował najpierw zewnętrzną, potem wewnętrzną stronę. Rita poczuła dreszcz, a potem znajome płomyki ogarniające całe ciało. Światło świec odbiło się od kamienia, posyłając wokół oślepiające błyski, złote, błękitne i pomarańczowe. Nie mogła się oprzeć myśli, że to symbol tego, jak promienna będzie ich wspólna przyszłość. - Mój brat Nicolas będzie taki szczęśliwy - rzuciła, poruszając dłonią, żeby brylant zalśnił jeszcze piękniej. - Zawsze chciał, bym wyszła za lekarza. Matthew zachichotał. - Zwykle to matki są najszczęśliwsze z tego powodu. - Och, mama też będzie zachwycona - zapewniła. - Podobnie jak wszyscy Barone. - Podniosła wzrok na Matthew. - A Graysonowie? zapytała. - Co powiedzą na to, że ich błękitna krew zmiesza się z pospolitszą? Spojrzał z wielką powagą. - Kiedy powiedziałem rodzicom o moich zamiarach - odparł - byli tak wstrząśnięci, że złamali żelazną regułę w naszej rodzinie. - Ojej - skomentowała. - To nie brzmi zachęcająco. Przytaknął. - Stracili opanowanie i... - odetchnął głęboko -...i się uśmiechnęli dokończył. - A potem zrobili coś naprawdę szokującego. Uśmiechnęła się szeroko. - Co takiego? Pokręcił głową z udawanym smutkiem. - Objęli się - wyznał. - A potem objęli mnie. To dopiero był widok dodał. - Ale rozumiesz, byłem pierwszy w kolejce do małżeństwa, a oni od dawna marzą o wnukach. Rita zaśmiała się. - Ojej, pewnie będziemy musieli im ustąpić w tej sprawie. W końcu dodała znacząco. - Bo przez jakiś czas chcę cię mieć tylko dla siebie. - Mnie to odpowiada, panno Barone - rzucił. - Wkrótce pani Barone Grayson - uzupełniła. Nagle coś sobie uświadomiła i uśmiechnęła się szerzej - Ojej. Właśnie mi przyszło do głowy, że jestem czwartą kobietą w rodzinie, która się zaręczyła w tym
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
roku. To chyba nowa tradycja rodzinna. A ponieważ rodzina Barone podchodzi do tradycji z wielkim szacunkiem, zastanawiam się, kto będzie następny. Matthew uścisnął delikatnie jej dłoń. - Nie mam pojęcia - odparł. - Wiem tylko, że cię kocham i nie mogę się doczekać, kiedy zaczniemy wspólne życie. - Ja też cię kocham - wyznała, patrząc na ich złączone ręce. - I myślę, że na deser możemy wrócić do ciebie na coś specjalnego. - Ale tutaj mają lody Baronessa - zaprotestował łagodnie. - Nie widziałaś w menu? Skinęła głową. - Bardzo je lubię, ale dzisiaj wieczorem wolałabym raczej coś innego. Uśmiechnął się domyślnie. - Co takiego? - Ciebie. - Hm, po co czekać z tym aż na deser? - Bo nie chcę, żeby nasz biedny kelner skończył u psychoanalityka wyjaśniła. - Biedak przeżyłby wstrząs, gdybyśmy nagle wyszli. Zdaje się, że traktuje swoją pracę bardzo poważnie. - Jeśli ma dobre ubezpieczenie - odparł Matthew - powinno pokryć koszty terapii. Wstał, wyjął z portfela gruby plik pieniędzy i rzucił na stół. - Ani słowa więcej - dodał stanowczo. - Nie chcesz zjeść kolacji? - spytała, kiedy odsunął jej krzesło, a potem złapał ją za rękę. - Wolę najpierw deser - wyjaśnił. - Mnóstwo de serów. Jak Rita mogłaby odmówić takiej propozycji' Ostatecznie należała do rodziny Barone. Całe życie powtarzano jej, że deser to najlepsza część posiłku Więc ruszyła do domu z Matthew, by razem z nim rozpocząć najlepszą część życia.
Anula & polgara