Klucz do raju Tytuł oryginału: Living Next Door to Alex
ROZDZIAŁ PIERWSZY
R
S
Dźwięki pięknej sonaty Brahmsa na for...
4 downloads
19 Views
626KB Size
Klucz do raju Tytuł oryginału: Living Next Door to Alex
ROZDZIAŁ PIERWSZY
R
S
Dźwięki pięknej sonaty Brahmsa na fortepian i wiolonczelę wypełniły Wielką Sień w pałacu Ingham Lacey. Zasłuchana Sarah Law siedziała nieco oddzielona od gości średniowieczną zbroją i wpatrywała się w gobelin, wiszący na przeciwległej ścianie. Był na nim Aleksander Wielki łaskawie przyjmujący Dariusza, pokonanego króla Persów, oraz jego rodzinę. Gobelin był bardzo stary, więc laik z trudem rozróżniał szczegóły. Lecz Sarah, dzięki temu, że doskonale znała sztukę średniowiecznych tkaczy, zauważała więcej niż inni. Nawet widziała, że zwycięzca wyraźnie zainteresował się kobietami zdanymi na jego łaskę. Nagle poczuła czyjś wzrok na sobie. Powoli odwróciła głowę i za rzędami słuchaczy dostrzegła jasnoszare oczy lśniące pod ciemnymi brwiami w ledwo widocznej twarzy. Dyskretnie rozejrzała się po zapełnionej sali i lekko uśmiechnęła. Była zadowolona, że koncert na cele dobroczynne zainteresował tak dużo osób. Sień była wielka jedynie z nazwy, więc koncerty przynosiły dochód tylko wtedy, gdy udało się sprzedać wszystkie bilety. Wielka Sień od wieków stanowiła serce Ingham Lacey, prawie nie zmienionego od czasów Wojny Dwóch Róż. Akustyka była tu doskonała, więc co jakiś czas Wielka Sień ożywała i zapełniała się melomanami i muzyką. Zabrzmiały oklaski. Sarah wymknęła się z sali ponieważ
R
S
chciała jeszcze raz sprawdzić, czy wszystko należycie przygotowano dla gości. Na siedemnastowiecznym, dębowym stole czekały miniaturowe kanapki, orzeszki, woda mineralna, wino i soki owocowe. Personel stał wyczekująco na wyznaczonych miejscach. W związku z nieobecnością kustosza, pułkownika Newby'ego, Sarah oraz rządca, Jack Wells, czynili honory domu. Witali wychodzących z koncertu gości, zamieniali z nimi kilka słów i zapraszali do stołu. Niebawem zrobiło się tłoczno, więc Sarah zaczęła zachęcać najbliżej stojących, aby odetchnęli świeżym powietrzem. Sama też wyszła na taras i zapatrzyła się na sierp księżyca, widoczny na ciemniejącym niebie. Nagle usłyszała za plecami: - Jestem wprost zachwycony. Obejrzała się i spojrzała w te same oczy, które zauważyła podczas koncertu. - Muzyką? - spytała uprzejmie. - Muzyką też. Trzeba przyznać, że artystki grają cudownie. Ale miałem na myśli cały wieczór: doskonałą muzykę, sporą kwotę na rzecz dzieci, szczególną atmosferę tego pałacu i romantyczny księżyc na dodatek. Aż tyle dobrego za cenę jednego biletu. - Staramy się wszystkim dogodzić-rzekła Sarah z miłym uśmiechem. Nieznajomy patrzył na nią z nie ukrywanym zainteresowaniem. Był potężnie zbudowany, miał czarne, falujące włosy, nieco skośne oczy i wydatny nos. - Lubi pani Brahmsa? - Bardzo. Ale Szostakowicza też, więc z niecierpliwością czekam na drugą część. - Przywołała kelnera z tacą. - Proszę się poczęstować.
R
S
- Chętnie, ale pod warunkiem, że i pani się napije. - Nieznajomy wziął szklankę soku. - Przyjechałem samochodem - rzekł w ramach wyjaśnienia. - Czy może pani zdradzić, co jest na gobelinie, który przykuł pani uwagę. Ja tam nic ciekawego nie widzę. Sarah rozejrzała się. Uznała, że nigdzie nie jest potrzebna, więc może gościowi poświęcić kilka chwil. - Jest to spotkanie Aleksandra Wielkiego z rodziną Dariusza. Jeśli dobrze się przyjrzeć, widać, jakim okiem Aleksander spogląda na kobiety. Nieznajomy błysnął olśniewająco białymi zębami. - Zawsze myślałem, że zainteresowania tego wodza szły w zupełnie innym kierunku. - Widocznie artysta puścił wodze fantazji. - Dopiła sok i odstawiła szklankę. - Przepraszam, ale muszę zapytać, czy artystki czegoś nie potrzebują. Życzę panu głębokich wzruszeń przy Szostakowiczu. Jednak wbrew oczekiwaniom nie rozkoszowała się w pełni muzyką Szostakowicza, ponieważ jej uwagę rozpraszały myśli o przystojnym nieznajomym. Po zakończeniu koncertu nie mogła wraz z Jackiem Wellsem żegnać gości, gdyż musiała dotrzymać towarzystwa artystkom. Niechętnie opuściła salę. Wróciła wspomnieniami do początków swego pobytu w Ingham Lacey. Przed trzema laty podjęła tu pracę jako dyrektor pałacu i całego ośrodka, chociaż wiedziała, że jest za młoda na takie stanowisko. Gości, szczególnie płci męskiej, zawsze traktowała z dystansem i bezosobową uprzejmością. Zresztą rzadko budziła siew niej żywsza sympatia do odwiedzających. Tym razem jednak miała ogromną ochotę pogawędzić z wysokim nieznajomym o wyjątkowym uroku
osobistym. Niestety, zanim artystki skończyły kolację, wszyscy goście, łącznie z najprzystojniejszym, odjechali.
R
S
Nazajutrz, od samego rana, gruntownie sprzątano cały pałac. Wszystko musiało być gotowe przed dwunastą, ponieważ w południe otwierano Ingham Lacey dla zwiedzających. Sarah osobiście sprawdziła wyznaczone komnaty. Przekonała się, że wszystko i wszyscy są na swoich miejscach. Kiosk był odpowiednio zaopatrzony w pamiątki, jakie turyści najczęściej kupują. O pierwszej zjadła kanapkę, napiła się kawy i poszła do domku, który zajmowała. Jej dom i trzy inne pamiętały czasy Elżbiety Pierwszej. Obok niej mieszkał ogrodnik z rodziną, a dwa przeznaczono dla wczasowiczów. Te ostatnie dopiero niedawno wyremontowano i oddano do użytku. Sarah zajrzała tam teraz, aby sprawdzić, czy wszystko przygotowano jak należy. Nie miała żadnych zastrzeżeń, ponieważ podłogi błyszczały jak lustra, dywany były wyczyszczone, a meble wywoskowane. Westchnęła, gdy przypomniała sobie, że w jednym domku dla pięciu, a nawet siedmiu osób, przez dwa tygodnie będzie mieszkał tylko jeden człowiek. Nie chodziło jej o wpływy, ponieważ opłatę pobierano za cały domek, niezależnie od tego, ile osób w nim mieszkało. Jednak gość, który niebawem miał przyjechać, nie był zwykłym wczasowiczem; reprezentował konsorcjum, do którego należała cała posiadłość. Ingham Lacey zbudowano i otoczono fosą w czternastym wieku. Od tamtego czasu pałac był wielokrotnie przebudowywany, lecz zawsze pozostawał w rękach prywatnych. Dopiero w latach osiemdziesiątych tego stulecia przeszedł na własność spółki przemysłowej. Nowi właściciele zatrudnili liczny, wy-
R
S
soko kwalifikowany personel i otworzyli podwoje historycznej budowli dla publiczności. Pałac bardzo wiele zawdzięczał młodemu szkockiemu żołnierzowi nazwiskiem Mackenzie, który podczas drugiej wojny światowej przyjechał na urlop do hrabstwa Kent. Pewnego dnia, wędrując po okolicy, ujrzał Ingham Laeey i zachwycił się nim od razu. Po zakończeniu wojny ożenił się z kobietą, pochodzącą z okolicy. Cały majątek, jaki były żołnierz posiadał, wystarczyłby na jeden bilet autobusowy do Londynu... i na nic więcej. Jednak Mackenzie miał dużo samozaparcia oraz silnej woli. Dzięki temu założył i z biegiem lat rozwinął spółkę transportową. Nigdy jednak nie zapomniał o pięknym Ingham Laeey. Jego syn, Alexander, poszedł w ślady ojca, a nawet go prześcignął. Do usług autobusowych wkrótce dołączył lotnicze. Kiedy dowiedział się o bezpotomnej śmierci właściciela Ingham Laeey, wykupił posiadłość dla Mackenzie Holdings. Mackenzie senior dożył spełnienia swych marzeń. Teraz zaś jego wnuk, też Alexander, zapowiedział dwutygodniowy pobyt w Ingham Laeey. Sarah wiedziała od swojej siostry Jańe, że najmłodszy Alexander Mackenzie ma ogromne powodzenie u kobiet. Córka jej przełożonego, Camilla, bardzo ładna dziewczyna, przez pewien czas była z nim związana. Jane interesowała się owym romansem i informowała siostrę o jego przebiegu. Romans skończył się jak i poprzednie, chociaż podobno trwał znacznie dłużej niż inne. Camilla była prawie pewna, że doprowadzi ukochanego do ołtarza. Po rozstaniu ukoiła żal dopiero na zamorskich wojażach. Obecnie tenże sam Alexander Mackenzie miał spędzić dwa tygodnie na terenie posiadłości. Wiadomość o jego
R
S
przyjeździe oczywiście wywołała wśród personelu plotki i domysły. Sarah zbywała je lekceważącym wzruszeniem ramion, lecz wieczorami zastanawiała się, czy i gdzie szukać pracy. Mówiono, że Mackenzie Holdings zamierza zamknąć pałac i przerobić go na hotel lub centrum konferencyjne, a na dwustu hektarach, należących do majątku, założyć park krajobrazowy. Sarah pracowała w Ingham Lacey od trzech lat i była zachwycona wszystkim, łącznie z domkiem, który jej przydzielono. Chętnie zostałaby w tym miejscu dłużej. Miała cichą nadzieję, że utrzyma posadę, jeżeli pokaże się z najlepszej strony. Nie wiedziała jednak, jakie Alexander Mackenzie ma zamiary. Usłyszała, że zajechał samochód, więc wyszła przed dom. Z trudem ukryła rozczarowanie, gdy zobaczyła, że przyjechało małżeństwo z dzieckiem. - Państwo Henderson? - spytała uprzejmie. - Witam w Ingham Lacey. Czy mieli państwo wygodną podróż? Proszę za mną. Pokazała młodym ludziom mniejszy domek, dała klucze i poinformowała, że z wszelkimi pytaniami mogą zwracać się do niej lub do pana Jacka Wellsa. Wróciła do siebie bardzo spięta, więc dla relaksu zabrała się do rozwiązywania krzyżówki. Akurat ją skończyła, gdy rozległ się dzwonek. W drzwiach stanęła oko w oko z mężczyzną, z którym rozmawiała w przerwie koncertu. - O, dzień dobry - powiedział przybyły i twarz mu się rozpromieniła. - Co za niespodzianka! Skierowano mnie do dyrektora, pani Law... - To ja - rzekła nieco speszona. - Nazywam się Mackenzie. - Mężczyzna wyciągnął rękę
R
S
na powitanie. - Czy naprawdę pani tu wszystkimi rządzi? Nastawiłem się na to, że spotkam osobę starszą, w czarnej sukni z plikiem papierów i pękiem kluczy. - Pokazać panu pęk moich kluczy? - Sarah uśmiechnęła się blado. Zrobiło się jej przykro, że człowiek, którego wzięła za uroczego melomana, nazywa się Alexander Mackenzie. To zdecydowanie wszystko zmieniało. Wyjęła klucze z szuflady biurka i powiedziała chłodno: - Pozwoli pan do tego domku obok. Pokażę panu mieszkanie. Wprowadziła gościa prosto do bawialni. - Proszę uważać na głowę - ostrzegła - bo jak pan widzi, sufit jest bardzo niski. Przechodząc do kuchni, osoby, wysokie mogą sobie nabić guza. Mężczyzna stanął pośrodku pokoju, wyprostował się i poczuł, że głową dotyka pułapu. - Czy często musicie wzywać pogotowie? - spytał, patrząc na Sarah z góry. - Na szczęście nie. Ale już było kilka guzów. Mackenzie rozejrzał się i pokiwał głową z aprobatą. W oknach wisiały lniane zasłony w deseń z róż. Między oknami stało biurko, pod ścianami kanapy obite pąsowym materiałem w paski, a na środku pokoju stół. - Bardzo mi się tu podoba - pochwalił. Sarah nie przyznała się, że pokój umeblowano według jej wskazówek. Zaprowadziła gościa do skromnie urządzonej jadalni i wskazała przejście do kuchni. - Tutaj trzeba szczególnie uważać. Kuchnia jest mała, ale wyposażona we wszystko, co trzeba. Otworzyła szafki, pokazała, jak korzystać z kuchenki i zmywarki.
R
S
- Palenie oczywiście jest zabronione. W każdym pomieszczeniu zainstalowano alarmy. Uprzedzam, że gdy rozdzwonią się alarmy w pałacu, słychać je również tutaj. I na odwrót. - Kiedy należy brać nogi za pas? - spytał Mackenzie, udając przerażenie. - Po drugiej serii. Ale proszę się nie bać. Tak dobrze nas przeszkolono w obronie przeciwpożarowej, że wszystkich uratujemy. A teraz proszę na piętro. Schody wiodły wprost z bawialni na półpiętro. - Te drzwi są do sypialni i łazienki dla najmłodszych gości. W dużej sypialni na piętrze stało olbrzymie łoże z baldachimem zrobionym z tego samego materiału, jakim był obity szezląg przy oknie. W nogach łóżka stała stylowa ława ze schowkiem, a w rogu pokoju komoda i lustro. Dębowa szafa też była stylowa. We wnękach okiennych stały wazony i porcelanowe figurki. Pokój zwykle wywoływał okrzyki zachwytu, lecz Alexander Mackenzie nie powiedział ani słowa. Na koniec zaprowadziła gościa do niewielkiej sypialni na poddaszu. Poinformowała, że w komodzie leży sznurowa drabinka na wypadek pożaru. Kiedy wrócili na parter, powiedziała: - Mam nadzieję, że pan tu wypocznie. Jeśli będzie pan czegoś potrzebował, wie pan, gdzie mieszkam, ale w ciągu dnia trudno mnie zastać w domu. Pan Wells, rządca, na ogół jest gdzieś pod ręką, a ogrodnik, mieszkający w tamtym domku, na pewno chętnie oprowadzi pana po całym terenie. Gość nadal nic nie mówił, więc poczuła się nieswojo. Spojrzała na niego z ukosa. - Ma pan jakieś pytania? - Czy są ograniczenia dotyczące pałacu i ogrodu? - spytał Mackenzie, wyglądając przez okno.
R
S
- Wczasowicze są mile widziani w pałacu w godzinach otwarcia i dniach dla publiczności, natomiast w ogrodzie codziennie aż do zmierzchu. Ale przecież pan, panie Mackenzie - dodała z powagą - nie jest zwykłym gościem, więc te przepisy pana nie obowiązują. Jeśli zechce pan obejrzeć pałac przed południem, to oczywiście dostanie pan klucze. - Nie boi się pani, że wyniosę coś cennego? - Wszystko należy do pana - a raczej do spółki — więc pytanie chyba jest retoryczne - odparła Sarah oschłym tonem, ale zaraz uśmiechnęła się, aby złagodzić ostrość słów. -Tylko proszę przyznać się, co pan zabiera, żebym mogła odnotować. - Przecież tylko żartowałem. - Ja też. - Spojrzała na zegarek. - O, zrobiło się późno. Mackenzie zatarasował drzwi. - Jeszcze chwila. Czy może pani mi doradzić, gdzie najlepiej się stołować? Chyba jest w okolicy jakiś lokal, prawda? - Oczywiście. - Sarah wzięła dwie broszury, które leżały na biurku. - W zielonej znajdzie pan szczegóły o Ingham Lacey oraz innych miejscach, które warto zwiedzić. W brązowej są bary, gospody i restauracje. - A co pani poleca? - spytał Mackenzie, zaglądając jej przez ramię. Sarah odsunęła się od niego. - Jeżeli lubi pan solidne, tradycyjne jedzenie, radzę pójść do „The Roebucka", tu we wsi. Czy to wszystko? Jeśli nie ma pan więcej pytań, pożegnam pana i wrócę do pracy. Zbliża się; pora, kiedy zamykamy. Życzę panu miłego pobytu w Ingham Lacey. - Dziękuję. Mam nadzieję, że będzie samą przyjemnością. Sarah uśmiechnęła się tak czarująco, że Mackenzie napytał przyciszonym głosem:
R
S
- Jak pani ma na imię? - Sarah. - Ja jestem Alex, w odróżnieniu od ojca Alexandra. - Zapamiętam. Pożegnała się i wróciła do siebie. Napiła się soku, zamknęła dom na klucz i poszła do pałacu przez ogród, w którym jeszcze spacerowali ostatni turyści. Gdy o zmierzchu wracała do domu, nagle zauważyła, że tylko w jej oknach jest ciemno. Zrobiło się jej tak przykro, że aż przystanęła. Pierwszy raz poczuła się samotna. Dotychczas nigdy nie ciążyła jej samotność. Miała ciekawą, absorbującą pracę i odpowiadało jej życie w cichej, lesistej dolinie. Jane kpiła z siostry, że zaszyła się na wsi, na co Sarah zawsze odpowiadała, że mieszka zaledwie sto kilometrów od Londynu. Jednak, mimo stosunkowo niedużej odległości od stolicy, w Ingham Lacey żyło się jakby w innym świecie. Prędko otrząsnęła się ze smętnych myśli, włączyła pralkę i zasiadła do pisania. Musiała odpowiedzieć na listy osób, które chciały przyjechać na wakacje, a domki były już zarezerwowane na cały sezon. Nie miała nastroju do gotowania, więc zjadła sałatę i ser, czytając przy tym gazetę. W prognozie pogody zapowiadano ciepłą noc, więc postanowiła powiesić pranie na zewnątrz. Wzięła latarkę oraz kosz z bielizną i poszła na tył ogrodu, gdzie były specjalne sznury. Z przyjemnością oddychała czystym, pachnącym powietrzem. Powiesiła pościel i ręczniki i zapatrzyła się na wygwieżdżone niebo. Ogarnął ją zachwyt dla piękna przyrody. W tej chwili nie pamiętała ponurej jesieni i mroźnej zimy. Czuła wyraźniej niż kiedykolwiek, że pokochała to miejsce i że chce w nim zostać
R
S
na stałe. Wiedziała, że w Ingham Lacey zawsze będzie potrzebny dyrektor, niezależnie od wprowadzonych zmian. Poza tym uważała, że ma też wystarczające kwalifikacje, aby pracować w ośrodku konferencyjnym lub wczasowym. Zamyślona ruszyła w stronę domu, lecz nagle kątem oka dostrzegła jakąś postać pod drzewem. Stanęła, przestraszona. - To tylko ja - odezwał się Alexander Mackenzie. - Wyszedłem, żeby zapalić, cygaro i podziwiać tę piękną noc. - Dobry wieczór. A ja, żeby powiesić pisanie. - Nie ma pani porządnej pralki z suszarką? - zdziwił się Mackenzie, biorąc od niej kosz. - Suszarka zżera mnóstwo prądu, więc przy takiej pogodzie wolę korzystać ze świeżego powietrza. - Zerknęła na Alexa i dodała: - Gdyby pan chciał coś suszyć, sznur dla gości jest tam. - Pokazała palcem. - Tyle że państwo Hendersonowie pewno nie zostawią ani kawałka wolnego. - I tak bym nie skorzystał, bo nawet nie pomyślałem o praniu tutaj. Zabrałem wystarczająco dużo rzeczy, żeby mieć na cały pobyt. Czy to źle o mnie świadczy? Sarah roześmiała się, lecz nic nie odpowiedziała. W milczeniu doszli do domków. Mackenzie odprowadził ją aż pod drzwi. - Czy mogę panią o coś zapytać? - odezwał się, wpatrzony w jej twarz widoczną w świetle padającym przez okno. - Słucham. - W aktach nie znalazłem żadnych bliższych danych o pani. Intryguje mnie, dlaczego zdecydowała się pani na pracę w Ingham Lacey. Sarah przestraszyła się, że Mackenzie stawia jej kompetencje pod znakiem zapytania.
R
S
- Nie bardzo rozumiem, o co panu chodzi - powiedziała niepewnie. - Powiem wprost. Jest pani młoda, wykształcona i bardzo atrakcyjna, a mimo to pracuje z dala od świata. - Uważam, że mam szczęście, bo znalazłam pracę, która mi odpowiada... i do której mam kwalifikacje. - Wiem. Wszystko tu idzie jak w zegarku. Raczej to my mamy szczęście, że pani u nas pracuje. Ale zastanawiałem się, czy ma pani jakieś plany na najbliższą przyszłość. - Czyli inną pracę na oku? Nie, nie mam żadnych takich planów. Wątpię, czy znalazłabym coś, co by mi bardziej odpowiadało. Mackenzie uśmiechnął się lekko. - Widzę, że chcąc być dobrze wychowanym, niezbyt jasno się wyraziłem. Chodziło mi o to, czy ma pani kogoś, kto mógłby ją stąd odciągnąć. Sarah nie lubiła osobistych pytań, lecz w tym wypadku uznała, że Mackenzie ma prawo coś więcej o niej wiedzieć. - Nie - odparła krótko, - To dziwne. - Mackenzie zamyślił się. - Wczoraj przy. łapała mnie pani na tym, że się jej przyglądałem. Od razu zwróciłem uwagę na piękny profil i bujne włosy, odcinające się na tle kamiennej ściany. Potem widziałem, jak pani doglądała wszystkiego podczas antraktu. Intryguje mnie, w którym wcieleniu jest pani bardziej sobą - jako marzycielka czy jako dyrektor? - Na pewno w tym drugim. - Oczy Sarah błysnęły w ciemności. - Patrząc na gobelin, myślałam tylko o tym,.że nie chciałabym go czyścić, bo to musi być trudne i żmudne zajęcie. Dobranoc panu.
ROZDZIAŁ DRUGI
R
S
Następny dzień, bez zwiedzających, znowu przeznaczono na gruntowne sprzątanie. Sarah nadzorowała innych, lecz sama też nie próżnowała i własnoręcznie odkurzała najcenniejszą porcelanę z Derby i Chelsea. Pracowała w pokoju kredensowym, jedynym pomieszczeniu, w którym było dostatecznie jasno. Do tego zajęcia potrzebowała dużo światła, aby dokładnie widzieć każdy szczegół delikatnych figurek i nic nie utrącić niebacznym ruchem. Około jedenastej przyszedł Jack Wells, emerytowany strażak po pięćdziesiątce, postawny i spokojny, solidny i niezawodny. To on dbał o bezpieczeństwo obiektu oraz nadzorował robotników podczas remontów i renowacji. Wellsowie zajmowali stróżówkę przy bramie, ale pod nieobecność kustosza Jack nocował w jego mieszkaniu. - Pan Mackenzie pyta, czy znajdziesz czas, żeby oprowadzić go po pałacu. Sarah ostrożnie położyła odkurzoną figurkę na filcu, uniosła głowę i zapytała: - Powiedział, kiedy chce zwiedzać? Jack uśmiechnął się porozumiewawczo. - Łaskawie zostawił to do twojej decyzji. Wiesz, na mnie on zrobił korzystne wrażenie. - Nie przeczę, że jest sympatyczny, ale żałuję, że to Alex Mackenzie.
R
S
- Alex? - Tak mi powiedział. - Mówił ci coś o planach związanych z Ingham Lacey? - Nie. Może po południu czegoś się dowiem. Powiedz mu, proszę, że będę wolna od drugiej. Do lunchu chyba zdążę odkurzyć wszystkie figurki. - Wyprostowała zgarbione plecy. - Mam do ciebie prośbę. Czy pozwolisz mi skorzystać z bawialni? Może pan Mackenzie zechce omówić jakieś sprawy służbowe, więc tam byłoby najwygodniej. - Całe mieszkanie jest do twojej dyspozycji. - Wells wzruszył ramionami. -1 tak przychodzę dopiero późnym wieczorem, bo Liz nie chce się tu przenieść. Wiedziałem, że jest uparta, ale nie myślałem, że aż do tego stopnia. Zapiera się rękoma i nogami i nie chce tu spać. - Boi się Neda Frome'a? - Na to wychodzi. - Jack pogardliwie wydął usta. - Kiedy państwo Newby wyjeżdżają, zawsze tu nocuję i jeszcze nigdy nie natknąłem się na ducha tego rojalisty. Sarah odłożyła kolejną figurkę. - A ja marzę o tym, żeby go poznać. Jeżeli się pojawi, nie zapomnij o mnie. No, zbliżam się do końca. Powiedz panu Mackenzie, że tutaj będę na niego czekać. Alex Mackenzie zjawił się punktualnie o drugiej. Sarah podniosła wzrok znad pięknego wazonu z Derby, który właśnie czyściła. - Witam. Jak przeżył pan pierwszy dzień? Obyło się bez guza? - Jakoś się udało. - Gość błysnął zębami w szerokim uśmiechu. - Ale czuję, że mi garb rośnie. Pod koniec pobytu będę wyglądał jak Quasimodo. Sarah obrzuciła spojrzeniem smukłą sylwetkę w sporto-
R
S
wym ubraniu - Mackenzie był prosty jak struna. Odłożyła wazon i umyła ręce nad kamiennym zlewem. - Proponuję zwykłą trasę dla turystów i zwykłe tempo. Potem, jeżeli zechce pan przyjrzeć się czemuś dokładniej, wrócimy i odpowiem na szczegółowe pytania. Sprzątanie już zakończone, więc będzie pan mógł spokojnie wszystko obejrzeć. - Czy, zanim zaczniemy, mogę o coś poprosić? - Słucham. - Wolałbym, żebyśmy mówili sobie po imieniu - powiedział Mackenzie bez żenady.-Zgadza się pani? - No dobrze. -Sarah uśmiechnęła się czarująco. - A teraz zaczynamy wycieczkę. Starała się zapomnieć, że przystojny mężczyzna u jej boku nie jest zwykłym turystą, jakich setki przewijały się przez Inghafn Lacey. Po chwili istotnie zapomniała. Jej troska o pałac, osobiste zaangażowanie oraz wszechstronna wiedza o obrazach, porcelanie i meblach zaimponowały gościowi. Mackenzie uważnie słuchał i rzadko o coś pytał, ponieważ komentarze Sarah mu wystarczały. Zwiedzili cały pałac, poczynając od czternastowiecznej krypty, a na siedemnastowiecznym salonie kończąc. Po obejrzeniu części dla zwiedzających, Sarah zaprowadziła gościa do prywatnego skrzydła, w którym znajdował się apartament, obecnie zajmowany przez kustosza. - Napije się pan herbaty? - zapytała uprzejmie. Bawialnię zaprojektowano w osiemnastym wieku, lecz później nieco zmodernizowano. Tutaj atmosfera była zupełnie inna, dużo przyjemniejsza niż w pięknym wprawdzie, ale chłodnym gabinecie. Tam wszystko było cenne i nie do zastąpienia, więc można było chodzie tylko wąskim przejściem
R
S
na środku. Bawialnią była niższa i urządzona wygodnie. Stały w niej miękkie kanapy i wygodne krzesła; stoliki z fotografiami, biblioteczki pełne książek. Pokój tonął w promieniach słońca. Alex przystanął na progu, mówiąc: - Tu jest zupełnie inaczej, ciepło i przytulnie. Reszta pałacu jest bardzo piękna, ale dość ponura, nawet przy takiej pogodzie. - Światło jest wrogiem konserwatora. - Więc jak walczycie z nieprzyjacielem? - Nakładamy pokrowce. Zazwyczaj meble zamawiane do takich pałaców przychodziły z całym kompletem pokrowców. Na szczęście tutejsze zachowały się w doskonałym stanie. Mamy skórzane pokrowce na wszystkie złocone meble, a bawełniane na krzesła i kanapy. I specjalne na żyrandole. Proszę pamiętać, że z tych pokoi korzystano tylko podczas pobytu właścicieli. Przez większą część roku meble nakryte były pokrowcami, a pokoje zamknięte. Podobnie jest teraz zimą. I głównie dzięki temu tak wiele zachowało się do naszych czasów. Poszła do kuchni przygotować herbatę. Kiedy wróciła, Mackenzie stał przy oknie zapatrzony na fosę, drzewa i rozległe trawniki. - Mieszkanie w takim otoczeniu musi być czystą przyjemnością - rzekł, nie odwracając głowy. - Zgadłem? - Tak. Ja wciąż jestem tak zachwycona, jakbym wprowadziła się dopiero wczoraj. Postawiła tacę na stoliku, usiadła i nagle poczuła się bardzo zmęczona. Była wyczerpana głównie psychicznie, gdyż niepokoiła się o los Ingham Lacey. I o swoją przyszłość. Alex usiadł obok niej i wziął filiżankę z herbatą, ale podziękował za ciasto, które przysłała Liz Wells.
R
S
- Przepraszam, ale nie jadam słodyczy. - Bacznie przyjrzał się swej towarzyszce. - Widzę, że jesteś zmęczona. Sarah wypiła kilka łyków herbaty. - Za bardzo się angażuję - rzekła. - Mam nadzieję, że nie zanudziłam cię szczegółami. - Wręcz przeciwnie. Słuchałem z prawdziwym zainteresowaniem. - Odstawił filiżankę. - A teraz czas porozmawiać o czymś innym. Musimy wyjaśnić to i owo. Jestem pewien, że wszyscy zastanawiają się, dlaczego tu przyjechałem i jakie mam - a raczej mamy - plany wobec Ingham Lacey. Sarah skinęła głową i powiedziała: - Od domysłów aż się roi i co jeden to lepszy. Poczynając od ośrodka konferencyjnego, a kończąc na parku na wzór Disneylandu, tyle że nie z bajek a ze średniowiecza. Alex skrzywił się z niesmakiem. - Nic dalszego od prawdy. - Spojrzał na nią poważnym wzrokiem. - Zdaniem naszej spółki - a głównie ojca i moim - zabytek tej klasy co Ingham Lacey musi być zachowany dla potomności. I taki, w największym skrócie, jest nasz plan. Nie będziemy wprowadzać żadnych zmian, chyba że coś będzie absolutnie konieczne ze względu na stan budynków. Wszystko będzie robione zgodnie z duchem epoki, aby nie naruszyć stylu pałacu. Jak zapewne wiesz, mój ojciec od samego początku, czyli już przez dziesięć lat, jest w stałym kontakcie z najlepszymi konserwatorami w kraju. Wszelkie prace będą przeprowadzane w taki sposób, żeby jak najmniej przeszkadzać turystom. Sarah odprężyła się i odetchnęła z ulgą. - No, to kamień spadł mi z serca. Nagle zasępiła się. - Ale co wobec tego znaczy twoja wizyta? Trudno uwie-
R
S
rzyć, że ktoś taki, jak ty wybiera samotne wczasy na wsi, wprawdzie pięknej, z uroczymi widokami, ale jednak wsi. Oczy Alexa błysnęły podejrzanie. - Ktoś taki, jak ja...? - powtórzył. - Jak mam to rozumieć? - Po prostu większość naszych wczasowiczów przyjeżdża z rodzinami. W Ingham Lacey jest cisza i spokój - wyjaśniła speszona. - Mnie też się przyda wytchnienie od zgiełku i gwaru. Przez ostatni rok stale jeździłem po świecie, więc mam dość podróży. Kiedy ojciec zaproponował, żebym rozwiązał jedną kwestię w Ingham Lacey, przystałem z największą ochotą. - Jaką kwestię? - Pułkownik Newby radził, żebym od razu ci powiedział, jak sprawy stoją - rzekł Alex oficjalnym tonem. - Z nim już wszystko przedyskutowaliśmy. On nadal chce być kustoszem, ale jego żonie stale dokucza artretyzm, więc mieszkanie tutaj jest dla niej coraz bardziej uciążliwe. Ja mam znaleźć optymalne rozwiązanie. Sarah wpatrywała się w niego z napięciem. - Państwo Ńewby mają dom we wsi - zauważyła - i mogliby tam się przenieść. Jest niedaleko stąd, więc to nie powinno przeszkadzać pułkownikowi w pełnieniu obowiązków kustosza. - Racja. Ale w związku z zastrzeżeniami w polisie ubezpieczeniowej ktoś musi mieszkać tu na stałe. - Alex zamyślił się. -I to jest kwestia, którą mam rozwiązać bez naruszania, jeśli to możliwe, dotychczasowego stanu. Chcemy, żeby pułkownik został. Chociażby dlatego, że podczas drugiej wojny jego ojciec był dowódcą jednostki, w której służył mój dziadek. Ale nawet jeśli odrzucimy względy osobiste, trzeba przy-
R
S
znać, że pan Newby jest doskonałym administratorem. Ma wyjątkowe kompetencje i dlatego zarząd pragnie go zatrzymać. - Więc jak chcesz rozwiązać problem? - Jeszcze nie wiem. Spędziłem tu zaledwie jeden dzień, więc daj mi trochę czasu. Ale niech cię głowa nie boli, bo przed odjazdem na pewno będę wiedział, co zrobić. - Wstał i wyciągnął rękę. - Dziękuję za oprowadzanie i za to, że poświęciłaś mi tyle czasu. Dzięki tobie pałac ożył, a ja wiele się nauczyłem. Sarah uścisnęła podaną dłoń. Ze zdumieniem poczuła, że jest twarda, z odciskami. - Było mi bardzo miło - powiedziała uprzejmie, choć niezupełnie zgodnie z prawdą. - Mam nadzieję, że choć trochę się przydałam. Alex nie wypuszczał jej dłoni ze swojej. - Nawet bardzo. Czy moglibyśmy obejrzeć również to skrzydło? - Oczywiście. Pokazała mu wszystkie pokoje, umeblowane tak samo gustownie i wygodnie jak bawialnią. Tym razem niewiele mówiła. Chciała, żeby gość obejrzał wszystko spokojnie i ocenił bez sugestii z jej strony. Kiedy wrócili do pokoju kredensowego, Mackenzie wylewnie podziękował. - Przeze mnie zmarnowałaś mnóstwo czasu, ale mam nadzieję, że mi łaskawie wybaczysz. Czy dziś musisz skończyć czyszczenie tego wazonu? - Tak. Chcę wykorzystać, że jest wyjątkowo dobre światło. Tu jest go najwięcej w całym pałacu. - O, więc światło bywa i sprzymierzeńcem, a nie tylko wrogiem?
R
S
- Owszem. - Sarah uśmiechnęła się. - Dziękuję za wprowadzenie w sprawę. Dziś będę spać spokojnie, bo nie przyśni mi się żadne mroczne średniowiecze. - Cieszę się. Mówiono mi, że pod każdym względem bijesz na głowę swoje poprzedniczki. Dlatego w naszym interesie leży, żebyś była zadowolona. Do widzenia. Obserwowała go przez okno, gdy wracał do domu. W progu automatycznie pochylił głowę, aby nie zahaczyć o futrynę. Sarah rozbawiło to, że tak prędko się przyzwyczaił. Wróciła do pracy bez entuzjazmu i odetchnęła, gdy ją wreszcie skończyła. Postawiła wazony w gabinecie na stolikach przy kominku. Sprawdziła, czy wszystko zostało zabezpieczone na noc i wyszła z mocnym postanowieniem, że zje porządną kolację. Rano rozmroziła filet z łososia i obrała ziemniaki, więc teraz wrzuciła je do wrzątku i poszła się wykąpać. Zasiadła do kolacji zadowolona, że nie musi martwić się o przyszłość i nagle uświadomiła sobie, że nie zapytała, czy może przekazać innym to, czego się dowiedziała. Wellsowie i Sewellowie mieli prawo wiedzieć tyle samo; co ona. Tim Sewell od dawna martwił się o los swego wypieszczonego ogrodu. Przy kawie długo nad czymś myślała. Wreszcie podjęła decyzję. Przebrała się, zaplotła wilgotne włosy, pomalowała usta i wyszła. U Alexa paliło się światło, więc zapukała, lecz nikt nie odpowiedział. Westchnęła niezadowolona i wróciła do domu. Wzięła kosz i poszła zdjąć pranie. Wracając, zauważyła, że samochód Mackenziego stoi przed domem, co oznaczało, że właściciel jest gdzieś w pobliżu. Rozejrzała się i w oddali dostrzegła ledwo widoczne światełko. Cygaro!
R
S
\ Odniosła kosz i wyszła przed dom. - Panie Mackenzie... Alex, czy możemy chwilę porozmawiać? - Dobry wieczór. Cała przyjemność po mojej stronie. Zapraszam do mnie. - Dziękuję. W pokoju od razu zauważyła nieład: gazety rozrzucone na stoliku, otwartą książkę na kanapie. Alex uśmiechnął się z widoczną przyjemnością. - Mam whisky, piwo i białe wino - wyrecytował. - Co sobie życzysz? - Chętnie napiję się wina. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy Alex zgarbił się, żeby nie zawadzić głową o futrynę. Przyniósł butelkę wina i napełnił dwa kieliszki. Sarah bez wstępu wyjaśniła, dlaczego przyszła. - Zapomniałam zapytać, czy mogę innym powiedzieć o twoich planach... a raczej o braku planów. Bardzo to wszystkich interesuje. - Nie mam nic przeciwko temu, żebyś im powiedziała. I tak będę rozmawiał kolejno ze wszystkimi, ale możesz od razu ich uspokoić. - Doskonale! - Uśmiechnęła się z wdzięcznością. - Niedawno zaczęłam rozglądać się za inną pracą... Jaka ulga, że nie muszę kontynuować poszukiwań. Trudno byłoby o podobną posadę. Alex zmarszczył brwi. - Nigdy nie było mowy o, żadnych zmianach. Skąd więc te plotki? - Znikąd, jak zawsze. Ale wiadomo przecież, że stare pałace potrzebują jakichś dodatkowych atrakcji, żeby przyciągnąć
R
S
turystów - a to muzeum powozów, a to stadnina, albo jeszcze coś innego. Plotki zaczęły się z chwilą, gdy przyszła wiadomość, że przyjeżdżasz. No i wymyślano coraz dziwniejsze rozwiązania. W oczach Alexa pojawiło się rozbawienie. - To się ojciec ucieszy! Już widzę jego minę, gdy usłyszy o stadninie i lekcjach jazdy tutaj! Ojciec darzy to miejsce takim samym uczuciem jak dziadek. Kiedy byłem mały, często mnie tu przywoził, ale wtedy to była prywatna posiadłość i należało wcześniej uzyskać pozwolenie na zwiedzanie. Teraz czasami zagląda tu i kręci się wśród turystów. Matka woli przyjeżdżać tylko na koncerty. Na ten ostatni nie mogła, więc ja skorzystałem z biletu. - Z tego, co mówisz, wynika, że musiałam widzieć twoich rodziców. - Była zaskoczona, że nie zauważyła mężczyzny, do którego Alex zapewne był bardzo podobny. - Oczywiście. - Alex uśmiechnął się filuternie. - Matka uprzedziła mnie, że dyrektor zrobi na mnie duże wrażenie. Przyznaję, że udał się jej dowcip. Bardzo mnie zaskoczyłaś, bo spodziewałem się kogoś starszego... - Mam trzydzieści lat - przerwała mu Sarah. - Przypuszczam, że długo się zastanawiano, zanim mnie zaangażowano. Na szczęście miałam kwalifikacje odpowiadające wymaganiom - magisterka z historii sztuki oraz dyplom z zarządzania. Poza tym można powiedzieć, że nie obyło się i bez pewnej protekcji. W zarządzie był szkolny kolega mojego narzeczonego. Alex drgnął na dźwięk ostatniego słowa. - Dlaczego twojemu narzeczonemu zależało na tym, żebyś dostała tę posadę? - zapytał po chwili krępującego milczenia. - Czy on też chciał tu pracować?
R
S
- Skądże! Był wykładowcą uniwersyteckim, a ja jego studentką. Alex nachmurzył się. - Mówiłaś, że nie jesteś z nikim związana. - Bo nie jestem. Już nie. - Czy wolno zapytać dlaczego. Sarah zawahała się przez moment, lecz odparła: - No, ostatecznie. Jego obecna żona też była jego studentką. Martin starał się, żeby mnie tu przyjęto, bo gryzło go sumienie, że chce ożenić się z Isobel. - Zauważyła wyraz dezaprobaty na twarzy Alexa. - Dlaczego nagle opowiadam historię mojego życia? Widocznie albo wino jest zbyt mocne, albo ty umiesz wyciągać na zwierzenia. Przepraszam. - Nie ma za co - pospiesznie zapewnił Alex. - Po prostu odpowiedziałaś na moje pytanie. Kochałaś tego człowieka? - Skrzywił się. - Wybacz. Jestem dziś wyjątkowo wścibski. Sarah pokręciła głową. - Nie. Rozumiem, że chcesz bliżej poznać pracowników. No więc, podkochiwałam się w moim nauczycielu od początku studiów. Martin jest przystojnym intelektualistą, błyskotliwym, z wdziękiem - to niebezpieczne połączenie, gdy uczy się nastolatki. W dodatku indywidualnie. Tak mi zawrócił w głowie, że rzuciłam mojego chłopca i wypadłam z normalnego życia studenckiego - zakończyła ze smutną miną. Alex przyglądał się jej z napięciem. - Długo to trwało? - Stanowczo za długo, Martinowi nie spieszyło się ze ślubem, bo według niego byłam za młoda. Twierdził, że mamy czas. - Uśmiechnęła się ironicznie. - Byłam naiwna, prawda? Chciałam jednak najpierw mocno stanąć na nogi, więc myślałam, że on popiera moje ambicje. Po zrobieniu magisterki
R
S
zapisałam się na kurs zarządzania. I kiedy ja zawzięcie wkuwałam, mój ukochany czarował następną studentkę. Zwykła kolej rzeczy. - Nie domyślałaś się niczego? - Trochę go podejrzewałam. Ale wmawiałam sobie, że wszystko się zmieni po ślubie, gdy będziemy razem na stałe, a nie tylko dwa, trzy razy w miesiącu. - Pokręciła głową w zadumie. - Taka ofiara ze mnie. - Jaki był koniec? - Na horyzoncie pojawiła się Isobel. Wyróżniała się spośród innych nie tylko tym, że była piękna i inteligentna, ale przede wszystkim początkowo całkiem nieczuła na urok Drydena. W końcu stało się to, co zawsze, ale tym razem Martin nieprzytomnie się zakochał. Alex miał coraz bardziej ponurą minę. - Właśnie wtedy dowiedzieliśmy się o posadzie tutaj - ciągnęła Sarah beznamiętnie. - Martin pomógł mi za to, że zachowałam się przyzwoicie i zwolniłam go z danego mi słowa. Prawdę powiedziawszy, nie czułam, że zachowuję się przyzwoicie. Najchętniej bym go udusiła. - W jej oczach pojawiły się groźne błyski. - Ale Isobel była w ciąży, więc stanęłam przed faktem dokonanym. Oddałam pierścionek i usunęłam się. Muszę Martinowi oddać sprawiedliwość i przyznać, że zależało mu na mnie. Nie tak jak na Isobel, ale robił, co mógł, żebym dostała pracę, która była idealna dla mnie. - Jaki wspaniałomyślny! -syknął Alex. Sarah poczuła się, jakby jej zdjęto wielki ciężar z ramion i dodała spokojnie: - Nigdy nikomu o tym nie mówiłam. - Nawet rodzinie? - Powiedziałam tylko, że Martin postanowił ożenić się z
R
S
inną. Ojciec tak się wściekł, że chciał mu wygarbować skórę, ale matka odwiodła go od tego zamiaru. - Szkoda, bo należało się draniowi. Kto w zarządzie jest jego znajomym? - Nigel Bairstow. Nigdy go nie poznałam. - Za to ja znam - rzekł Alex. - Nie nazwałbym go bratnią duszą. - Twoim rówieśnikiem też chyba nie jest. Martin był i nadal jest... dwadzieścia lat starszy ode mnie. - Masz do niego żal? - Teraz już nie. Po pewnym czasie zrozumiałam, że nie pasowaliśmy do siebie. Wyobraź sobie, że widuję nie tylko Martina, ale i Isobel, i ich dzieci. Ojcostwo zmieniło Martina nie do poznania; rzucił pracę i jest na utrzymaniu żony, która pisze poczytne romanse historyczne. - Jesteś naprawdę wielkoduszna. - Szare oczy Alexa zrobiły się zimne jak stal. - Ja w podobnej sytuacji nie zdobyłbym się na taki gest. Sarah wstała. - Kiedy poprosiłam o rozmowę, nawet mi przez myśl nie przeszło, że zacznę przed tobą wylewać żale. Rano będę na siebie wściekła. Alex uśmiechnął się serdecznie. - Nie warto. Cieszę się, że-przyszłaś. Miałem ogromną ochotę zaprosić cię na lampkę wina, ale się bałem. Bo pewnie byś mi powiedziała, że nie wypada ci spoufalać się z wczasowiczami. Prawda? - Święta prawda. Pierwszy raz mi się to zdarzyło. - Skrzywiła się przesadnie. - No, ale pan Alexander Mackenzie nie jest przeciętnym wczasowiczem. - Tylko Alex - wtrącił Mackenzie z naciskiem. - Za
R
S
późno, żeby wracać do oficjalnej formy. Poza tym ja na pewno nie będę myśleć o tobie jak o pani Law. Sarah nagle uśmiechnęła się przekornie. - Jack i ja jesteśmy znani jako Law and Order*. - Aż tak źle z wami? - Niektórzy twierdzą, że jestem gorsza od dozorcy niewolników. - Spoważniała. - Jeszcze raz dziękuję za rozwianie moich obaw. Przyznam się, że wcale nie miałam ochoty się przenosić. - Masz zagwarantowaną pracę u nas tak długo, jak zechcesz zostać - zapewnił Alex. - A gdy wyjdziesz za mąż i założysz rodzinę. - To mało prawdopodobne - przerwała. - Tylko ktoś naprawdę wyjątkowy mógłby mnie stąd zabrać. - Wyciągnęła rękę na pożegnanie. - Dobranoc. Dobrze, że zebrałam się na odwagę i przyszłam. - Ja też się cieszę. - Alex przytrzymał jej dłoń w swojej. - Zapraszam na następne spotkanie. Odprowadził ją do domu i uprzejmie zaczekał, aż wejdzie do środka. *Law and Order (j ang.) - prawo i porządek (przyp. red.).
ROZDZIAŁ TRZECI
R
S
Nazajutrz przez cały dzień nie spotkała Alexa. Zaraz rano powiedziała współpracownikom, że nie będzie żadnych istotnych zmian. Zapanował radosny nastrój. Wszyscy ogromnie się ucieszyli i ze zdwojoną energią zabrali do pracy. Tim Sewell orzekł, że należy uczcić tak dobrą wiadomość i zaprosił Sarah oraz Wellsów na kolację. Wieczór był ciepły, więc siedzieli w ogrodzie i popijali poncz owocowy z odrobiną wódki, którą Janet Sewell dolała, gdy dzieci poszły spad. Siedząc w towarzystwie małżeństw, Sarah poczuła w sercu lekki żal, że jest sama. Pomyślała, że byłoby przyjemniej, gdyby i ona miała partnera. Do domu odprowadzili ją Wellsowie. Była im wdzięczna, a jednak myślała o Mackenzim. Po pożegnaniu znajomych przywołała się do porządku. Tacy mężczyźni jak Alex nie byli dla niej. Niewiele o nim wiedziała, tylko tyle, ile usłyszała od siostry. I przed jego przyjazdem nigdy nie zaprzątała sobie nim głowy. Teraz sama przekonała się, ile on ma wdzięku i dlaczego zasłużył na opinię uwodziciela. Skrzywiła się niezadowolona. Nie miała zamiaru powtórnie wpaść w sidła pożeracza serc. I nie mogła sobie darować, że opowiedziała mu o sprawach, o których nikomu nie mówiła. Nie pojmowała, dlaczego tak się Stało. Wykąpała się, lecz nadal była dziwnie niespokojna. Czuła,
R
S
że nie zaśnie, więc usiadła na parapecie okna w sypialni i tęsknym okiem zapatrzyła się w dal. Niebo było usiane gwiazdami, a z pól dolatywał zapach bzu, głogu oraz skoszonej trawy. Skuliła się i zwiesiła głowę. Po raz pierwszy od zerwania z Martinem czuła się osamotniona i winą za taki stan rzeczy obarczyła Alexa. Zaniepokoił ją fakt, że tak reagowała z powodu nieznanego mężczyzny. Nagle jej nozdrza podrażnił zapach tytoniu, więc wychyliła się z okna. Mackenzie stał przed domem, paląc cygaro. Widocznie wyczuł jej wzrok, gdyż spojrzał w jej stronę. Natychmiast przybiegł i stanął tuż pod oknem. - Zejdź na dół - rzekł półgłosem, aby nie słyszeli sąsiedzi. - Muszę się z tobą spotkać. Sarah ogarnął niepokój. Pospiesznie ubrała się i zeszła na dół. Alexa nie było przed domem; szedł drogą wiodącą na pola. Dogoniła go za pagórkiem, gdzie nikt nie mógł ich ani widzieć, ani słyszeć. - Co się stało? - spytała zdyszana. - Nic. Teraz już wszystko w porządku - odparł Alex. Objął ją i zachłannie pocałował. Po chwili zaskoczenia Sarah odsunęła się i odepchnęła go tak mocno, że się zachwiał. - Panie Mackenzie! - syknęła, nie posiadając się z oburzenia. - Nie podpisywałam zgody na to, że będę zabawką dla gości. Odwróciła się na pięcie, żeby odejść, lecz Alex schwycił ją za rękę. - Przepraszam! Wybacz! Jeśli chcesz, padnę na kolana, żeby cię błagać o rozgrzeszenie. Chociaż nie czuję się winny. Wszystko przez tę noc, księżyc, miejsce jakby zaczarowane. Kiedy zobaczyłem cię w oknie... - Urwał, niecierpliwie
R
S
wzruszając ramionami. - Normalnie nie postępuję tak impulsywnie. Sarah nieco ochłonęła. W porę sobie przypomniała, że lepiej nie obrażać się na człowieka, który może pozbawić ją pracy. - Przyjmuję przeprosiny i żegnam. - Nie odchodź... - Alex przysunął się, a Sarah pomyślała, że jest zupełnie inny niż Martin. Martin! Dumnie uniosła głowę. - Czy pańskie zachowanie, panie Mackenzie, ma związek z moimi wczorajszymi wynurzeniami? Nie mogę odżałować, że tak się rozgadałam. Pan widocznie uważa, że potrzebuję pocieszenia. A może - dodała, patrząc podejrzliwym wzrokiem - chce pan mnie wypróbować, żeby sprawdzić, do jakiego stopnia jestem gotowa spoufalać się z wczasowiczami? Alex wypuścił jej rękę, jak gdyby go parzyła. - Mylisz się - wycedził z niesmakiem. - Po prostu chciałem cię pocałować, i tyle. To chyba normalny odruch u normalnego mężczyzny. Wczoraj też miałem na to ochotę, co zresztą chyba zauważyłaś. Jesteś dojrzałą i inteligentną kobietą... - .. .zatrudnioną w Ingham Lacey - dokończyła Sarah lodowatym tonem. Atmosfera zrobiła się bardzo nieprzyjemna. - Podejrzewasz mnie o to, że chciałbym ten fakt wykorzystać? Przysięgam, że nie jestem takim typem. - Nie wiem, jakim pan jest typem. Chcę tylko dać do zrozumienia, że chociaż bardzo sobie cenię pracę tutaj, nie zrobię wszystkiego, żeby ją zatrzymać. Odwróciła się i zaczęła biec. Była tak wzburzona, że nie uważała, więc potknęła się i przewróciła.
R
S
Mackenzie podbiegł, wziął ją na ręce i zaniósł do domu. Położył ją na kanapie i sprawdził, czy nie złamała ręki lub nogi. - Boli cię coś? - spytał ponurym głosem, dotykając jej głowy. Sarah odepchnęła go i usiadła. - Ucierpiała moja godność osobista i to mnie bardzo boli, ale poza tym nic więcej - powiedziała ostro. Przez chwilę patrzyli na siebie gniewnym wzrokiem, po czym oboje jednocześnie wybuchnęli śmiechem. - Opętało mnie szaleństwo letniej nocy - mruknął Alex. - Nie widzę innej przyczyny mojego zachowania. - Podobno koniecznie musiałeś się ze mną spotkać - przypomniała Sarah, wyciągając resztki siana z włosów. - Pamiętam. Ale teraz już wiesz dlaczego. Kiedy siedziałaś w oknie, przypominałaś niedostępną księżniczkę w wieży. Byłem pewien, że nie wpuścisz mnie do środka, więc zwabiłem cię na pole. - W świetle lampy oczy zalśniły mu srebrnym blaskiem. - Chciałem uczcić piękno tej nocy pocałunkiem pod gwiazdami. Nic więcej. - Skrzywił się, udając rozpacz. - Wydało się! Już teraz wiesz, że jestem nieuleczalnym romantykiem. Nie zdradzisz mojego sekretu? - Może - odparła z przekornym uśmiechem. - Będziesz mogła mnie szantażować wiedzą o tej mojej słabości - rzekł Alex przytłumionym głosem i przysunął się bliżej. Wiedziała, że chce ją pocałować. Co gorsza, sama tego pragnęła, ale nie mogła ulec pokusie po tym, jak wcześniej się zachowała. - Nie masz zamiaru wstać? - spytała na pozór obojętnie. - Dlaczego wciąż klęczysz?
R
S
Alex zwinnie podniósł się z klęczek i usiadł tuż obok niej. - Miło mi, że znowu jesteśmy po imieniu. - Wyciągnął źdźbło trawy z jej włosów. - Czy na chwilę mogłabyś zapomnieć, że jesteśmy związani z Ingham Lacey? - Dlaczego? - spytała, z trudem panując nad drżeniem głosu. - Nie udawaj, że nie wiesz. Objął ją i pocałował. Tym razem nie stawiała oporu, więc całowali się coraz goręcej. Wreszcie, gdy zabrakło im tchu, odsunął się, musnął dłonią jej policzek i wstał. Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy, po czym Alex bez słowa odwrócił się i wyszedł. Sarah nie mogła zasnąć, Do rana przewracała się na łóżku i przeklinała Alexa za to, że zakłócił jej spokój. Poprzedniego wieczoru otworzyła przed nim serce, a teraz niemal straciła głowę pod wpływem namiętnych pocałunków. Doszła do wniosku, że nie tylko on jest romantykiem. Ona również uległa urokowi gwiaździstej nocy przepojonej zapachami kwiatów i ziół. Czuła się niespokojna i nie bardzo wiedziała, czego pragnie. Przysięgła sobie jednak, że do końca pobytu Alexandra Mackenzie'ego w Ingham Lacey ani na chwilę nie zapomni, że on należy do zarządu spółki, która ją zatrudniła, więc może także zwolnić. Rano okazało się, że niepotrzebnie się martwiła. Kiedy przyszła do pracy, Alex Mackenzie i Jack Wells byli pogrążeni w rozmowie z brygadzistą ekipy, która miała zająć się remontem wschodniej elewacji pałacu. Mackenzie zauważył ją pierwszy, uśmiechnął się swobodnie i powiedział: - Dzień dobry, pani Law. Piękna pogoda, prawda?
R
S
- Dzień dobry, panie Mackenzie. Pogoda doskonała. Witaj, Jack. Odetchnęła z ulgą. Cieszyła się, że wypadki poprzedniego wieczoru zostały zapomniane i stosunki znowu były bardziej oficjalne. Postanowiła, że dołoży starań, aby tak zostało. - Wiesz, Jack, mam propozycję - powiedziała, uśmiechając się do obu panów. - Jeżeli chcesz, możesz wracać na noc do domu, a ja tu będę czuwać. Liz pewnie ma już dość tego, że zaraz po kolacji znikasz. Na twarzy Wellsa odmalowało się zdumienie. - Mówisz poważnie? - Jak najbardziej. Mnie nie odstrasza ewentualna wizyta Neda Frome'a. - Kto to taki? - spytał zaintrygowany Alex. - Młody rojalista, który zjawił się tu pewnego dnia podczas wojny domowej - wyjaśnił Jack. - Był ranny, więc ukryto go w bezpiecznym, ale ciasnym zakamarku. Niebawem do pałacu wpadli żołnierze Cromwella, szukający zbiega. Przez kilka godzin nikt nie mógł zająć się rannym. Kiedy wreszcie wróg odjechał, było już za późno - Frome zmarł z upływu krwi. Legenda głosi, że od czasu do czasu się pojawia. - Na pewno nie boi się pani? - Nie - odparła Sarah. - Duchy mi nie przeszkadzają. A na wypadek przyjścia intruzów z krwi i kości jest doskonały system alarmowy. Jack, naprawdę chętnie cię zastąpię przez kilka nocy. - Ale gdyby ktoś jednak się zakradł, proszę dzwonić na alarm - rzekł Alex z kamienną twarzą. - Zaraz przybiegnę na ratunek. - Mamy bezpośrednie połączenie z policją - uspokoił go
R
S
Wells, wyraźnie zadowolony z propozycji Sarah. - Jest też telefon komórkowy, więc pomoc może tu być w kilka minut. - A więc sprawa załatwiona. Żegnam panów, bo wzywają mnie obowiązki. Jak zwykle w dni, kiedy nie wpuszczano zwiedzających, jej zadanie polegało na dopilnowaniu, by wszystko doskonale odkurzono i wyczyszczono. Sprzątanie było bardzo czasochłonne. Sama tylko boazeria wymagała pracy czterech kobiet, a akurat jedna zachorowała, więc Sarah zabrała się do ścierania kurzu. Była zadowolona, że ma konkretne zajęcie i nie może myśleć o niepokojącym Aleksie Mackenzim. Po pracy zjadła skromną kolację, zapakowała najpotrzebniejsze rzeczy, zamknęła swój domek na dwie zasuwy i wróciła do pałacu. Szła powoli, podziwiając Ingham Lacey w promieniach zachodzącego słońca. Chwilę porozmawiała z Timem i Janet, pielącymi ogród oraz z Hendersonami, którzy wyszli z dzieckiem na spacer. Kiedy weszła na kamienne schody wiodące do prywatnego skrzydła, zauważyła, że palą się wszystkie lampy. Miło jej było, że Jack pomyślał o niej i chciał, aby czuła się raźniej. Cieszyła się, że w pałacu będzie bezpieczniej, a na pewno dalej od Alexa Mackenzie'ego. Zadzwoniła do rodziców, przeczytała kilka artykułów i właśnie chciała się położyć, gdy odezwał się telefon. Podniosła słuchawkę przekonana, że dzwoni Jack i drgnęła, gdy usłyszała głos Mackenzie'ego. - Dzwonię, żeby zapytać, czy wszystko w porządku - powiedział Alex. - W jak najlepszym - odparła chłodno. - Mam wyrzuty sumienia, że to przeze mnie. - Co mianowicie? - Nocowanie w domu nawiedzanym przez ducha.
R
S
- Zawsze chętnie tu nocuję. Jest idealny spokój. - I nie ma obawy, że przyjdzie jakiś natręt. - Ja tego nie powiedziałam. - Ale na to wychodzi. Po prostu boisz się, że najbliższy sąsiad posunie się za daleko. Mackenzie mylił się, ponieważ Sarah raczej bała się samej siebie. - Nieprawda. Po prostu czułam, że Jack ma już dość spania tutaj. - Rozumiem go... Sarah, zapisz sobie mój numer. Proszę cię. Najlepiej niech będzie w pamięci aparatu telefonicznego, żeby w razie czego wystarczył ci jeden ruch. Natychmiast przybiegnę. - Nie przesadzaj. Mam telefon i do Jacka, i do Tima. - Obaj cały dzień ciężko pracowali, więc należy im się wypoczynek - przerwał Alex niecierpliwym tonem. - Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy, dzwoń do mnie. Zapisz numer! Zirytował ją rozkazujący ton Mackenzie'ego, ale mimo to zanotowała numer. - Już mam, ale na pewno nie zakłócę ci spokoju. Już niejeden raz tu spałam i nic się nie działo. - Wierzę, że nie boisz się duchów, ale może zakraść się złodziej. A to całkiem inna para kaloszy. Jeśli, odpukać w nie malowane, coś się stanie, nie licz tylko na siebie. - Przecież przeszkolono mnie, jak postępować w razie niebezpieczeństwa - odcięła się ostro. - A teraz wybacz, ale chciałabym skorzystać ze spokoju, jaki tu mam. Dziękuję - dodała z ociąganiem - że o mnie myślisz. - Nie ma za co. Powiedziałem ci, że jestem romantykiem. Błędny rycerz zawsze spieszy na ratunek, gdy dama znajdzie się w opresji.
R
S
Sarah roześmiała się i życzyła mu romantycznych snów. Spędziła w pałacu dwie noce, po czym Jack uparł się, że wróci na posterunek. - Liz twierdzi, że sumienie ją zagryzie - oświadczył trzeciego dnia. - Dziś ty będziesz spała w swoim łóżku, a ja będę tylko marzył o moim. Wieczorem, gdy wracała do domu, było parno, wisiały ciężkie chmury i zanosiło się na burzę. Zapukała do Hendersonów, żeby im przypomnieć, gdzie są latarki. - Świeczek nie ma co szukać - dodała z przepraszającym uśmiechem. - Nie wolno ich używać ze względu na zagrożenie pożarem. Pożegnała ich i zauważyła Alexa. - Dobry wieczór - zawołała. - Powtarzam ostrzeżenie. Jeśli wysiądzie prąd, można zapalić latarkę, ale nie wolno używać zapałek ani świec. - Wiem bez mówienia. Ta chałupka w mgnieniu oka poszłaby z dymem. - Mam obowiązek przypominać. - Doskonale wywiązuje się pani z obowiązków. - Uśmiechnął się i zrobił perskie oko. - Jesteś zadowolona, że wracasz do siebie? - Tak. Ale tam też było mi dobrze. W pierwszej chwili domek wydawał się dużo mniejszy niż zwykle. Ale to był jej własny dom! Nie, poprawiła się. Dom należał do Mackenzie Holdings i mogła z niego korzystać tylko dopóty, dopóki pracowała w muzeum. Przykro jej było, że w związku z tym musi trzymać przystojnego przedstawiciela spółki na dystans. Po godzinie zerwała się burza, ale nie wyłączono prądu. Przed dziesiątą już przestało padać. Sarah długo siedziała w
R
S
oknie, z przyjemnością oddychała świeżym, wilgotnyńi powietrzem i obserwowała przepływające chmury. Rano, zaraz gdy wyszła z domu, natknęła się na Alexa w koszulce i szortach. - Dzień dobry. Jesteś dziś bardzo zajęta? - Dzień dobry. Nie będzie zwiedzających, więc jak zwykle sprzątamy. A o co chodzi? - Chciałbym zabrać cię na lunch, bo muszę przedyskutować kilka kwestii służbowych. Przyjmujesz zaproszenie? - Przed dwunastą nie mogę wyjść - rzekła po chwili namysłu. - Czy wpół do pierwszej wystarczy? Alex uśmiechnął się triumfalnie. - Nawet i pierwsza, bo zdążę więcej potrenować. Do zobaczenia. Sarah postanowiła, że ładnie się ubierze i starannie umaluje. Chciała pięknie wyglądać, niezależnie od tego, jakie sprawy Alex Mackenzie zamierzał omawiać.
ROZDZIAŁ CZWARTY
R
S
Około południa wróciła do domu i spędziła prawie całą godzinę przed lustrem, aby się upiększyć. Chciała podkreślić wszystko, czym natura tak hojnie ją obdarzyła. Po zerwaniu z Martinem Drydenem straciła wiarę w siebie. Przez długi okres nie zwracała uwagi na to, w co się ubiera i jaką ma fryzurę: Niepostrzeżenie jej gust się zmienił i zanim ponownie zainteresowała się strojami, podobało się jej zupełnie co innego niż dawniej. Zaczęła ubierać się tradycyjnie i coraz rzadziej rozpuszczała włosy. Na ogół upinała je w kok, który, jej zdaniem, bardziej pasował do poważnego stanowiska, jakie zajmowała. Teraz starannie wyszczotkowała włosy i spięła na karku misterną, srebrną spinką, którą razem ze srebrnymi kolczykami niedawno dostała od siostry. Ubrała się w powiewną, seledynową suknię w kremowe i pomarańczowe kwiatki, na nogi włożyła beżowe sandały. Była gotowa, gdy dwie minuty przed pierwszą usłyszała pukanie do drzwi. Pomyślała, że człowiek, który przychodzi tak punktualnie na pewno nie lubi spóźniania się innych. Uśmiechnięta poszła otworzyć. Widząc zachwyt w oczach Alexa, uśmiechnęła się jeszcze promienniej. - Wyglądasz bosko - zawołał Alex. Miał jasne spodnie, kremową koszulę i sweter, zarzucony na ramiona. - Wiesz, dowiedziałem się, że jakieś dziesięć kilometrów stąd jest do-
R
S
skonała gospoda, „The Pheasant". Gdzieś koło lasu, ale nie bój się, nie zabłądzę, bo Jack narysował mi mapkę i powiedział, jak dojechać. - Dobrze, że nie czekasz, żebym ja pokazała ci drogę. Nigdy tam nie byłam. - To nic. I tak mam zaufanie do ciebie i liczę na twoją orientację w terenie. - Wyprowadził samochód na wąską drogę przed Ingham Lacey. - No, Sarah Law, ruszamy w świat. Na miejsce dojechali bez kłopotu. Okazało się, że „The Pheasant" jest niewielką, starą gospodą zbudowaną z drewnianych bali. Wokół stolików przed wejściem stały beczki z kwiatami. Alex wszedł do środka, natomiast Sarah usiadła przy stoliku i zapatrzyła się na pola oraz pastwiska ze stadami owiec. Odprężyła się i postanowiła cieszyć się z wycieczki. Miała niewiele okazji* aby zwiedzać okolicę, więc teraz chciała to w pełni wykorzystać. Alex wrócił, niosąc piwo, szklanki oraz jadłospis. Usiadł i pociągnął łyk piwa. - Uwielbiam jeść w takich miejscach - powiedział zadowolony. - Nawet jeżeli potrawy nie są nadzwyczajne. Towarzystwo - skłonił się lekko - i otoczenie najzupełniej mi wystarczają. Sarah przejrzała menu i orzekła: - Jedzenie chyba nie ustępuje widokowi. - Jack twierdzi, że. wołowina i ostrygi są tu naprawdę wyśmienite. - No, to na pewno są, bo Jack lubi dobrze zjeść. Zastanawiam się, czy wziąć krewetki w sosie Szechuan. - Zrobiła żałosną minę. - Zawsze przy jedzeniu krewetek brudzę się i wyglądam jak nieboskie stworzenie. - Czy to ważne?
R
S
- Niezbyt. - Roześmiała się wesoło. - Ale lepiej poprosić o dodatkowe serwetki, bo jednak decyduję się na to kłopotliwe danie. Krewetki przyniesiono razem z dodatkowymi serwetkami oraz miseczką gorącej wody. Sarah zabrała się do jedzenia, ale czuła się nieco skrępowana. Z zazdrością patrzyła na Alexa, który nie był niczym zażenowany i jadł z wielkim apetytem. Zaczęli rozmawiać i z coraz większym ożywieniem poruszali wciąż nowe tematy. Alex szczegółowo wypytywał, na czym polega praca Sarah w Ingham Lacey, potem opowiedział, jaka jest jego rola w Mackenzie Holdings. - Skończyłem architekturę, ale nie pracuję w swoim zawodzie. Okazało się, że mam niebywały talent do rozwiązywania problemów, więc się przekwalifikowałem. Jeżdżę na inspekcje do naszych zakładów i sprawdzam, czy wydajność jest taka, jak być powinna. Jeżeli nie, proponuje niezbędne zmiany. - I osobiście pilnujesz, czy są wprowadzane w życie? - Na ogół tak, chociaż czasami zmiany są minimalne, więc nie warto. Zdarza się jednak, że siedzę w jednym miejscu pół roku albo i dłużej, gdy chcę mieć pewność, że mój pomysł zostanie wprowadzony. - Wzruszył ramionami. - Tyle jeżdżę, że w domu czuję się jak w hotelu. Nawet zacząłem myśleć o przeprowadzce. Chciałbym znaleźć miejsce, w którym byłbym u siebie. Na razie czuję się tak tylko u rodziców. Sarah odsunęła talerz i wytarła stolik wilgotną serwetką. - Masz coś na oku? - Oparła się wygodnie i westchnęła z rozkoszą. - Dziękuję za wspaniałą ucztę. Ale byłam głodna! - Najlepszym tego dowodem jest spustoszenie, jakie zrobiłaś. - Alex popatrzył na nią prowokująco. - Owszem, już
R
S
coś wpadło mi w oko. Między innymi dlatego cię tu przywiozłem. Chciałbym omówić... - Teraz i akurat ze mną? - Sarah zmarszczyła czoło. Przecież nic nie wiem na temat mieszkań i domów w Londynie. Alex nie odpowiedział, ponieważ podeszła kelnerka. Po jej odejściu usiadł wygodniej, wyciągnął nogi przed siebie i utkwił wzrok w owcach na pastwisku. - Mój pomysł... jeśli zyska aprobatę... polega na tym, że chcę złapać dwie sroki za ogon. Otóż najprostszym rozwiązaniem problemu związanego z pilnowaniem Ingham Lacey będzie, jeśli ja się tam wprowadzę. Sarah oniemiała z wrażenia. - Czy... czy mówisz poważnie? - wykrztusiła po chwili. - Nigdy nie mówiłem poważniej. - Spojrzał jej prosto w oczy. - Masz jakieś zastrzeżenia? - Ja... jasne, że nie. Ja tu i tak nie mam nic do powiedzenia. Alex pokręcił głową. - Wręcz przeciwnie. Choćby dlatego, że jesteś bardzo przywiązana do pałacu, o czym sam się przekonałem. Wszędzie się kręciłem, co na pewno zauważyłaś... - Fakt. Trochę trudno cię nie dostrzec. Alex roześmiał się i wokół jego oczu pokazały się kurze łapki. - Aż tak rażę wśród zwiedzających? - Nie razisz, ale twoja obecność jest zauważalna. Prawie wszyscy robią zakłady na temat twoich zamiarów. - Wydęła policzki. - Ale nikomu do głowy nie przyszło, że chcesz tu mieszkać. - Przyznaję, że przyjechałem tylko z zamiarem sprawdze-
R
S
nia, czy można usprawnić konserwację i remont. Czy trzeba nająć dodatkowych ludzi. Ale wszystko, dzięki tobie, idzie jak z płatka. Dowiedziałem się, że w każdej chwili znajdziesz dodatkowych/ robotników we wsi. I że zimą sama czyścisz zbroje i konserwujesz obrazy. - Widzę, że nie próżnowałeś - rzekła Sarah sucho. - Chcę powiedzieć, że nie znalazłem nic, co należałoby skorygować. No, może Timowi Sewellowi przydałby się kolejny pomocnik. I wystarczy jedno twoje słowo, żebyśmy poszukali kogoś, kto tobie ułatwi życie. Po chwili milczenia Sarah powiedziała z namysłem: - Podczas studiów i później na kursie nauczyłam się, jak ratować porcelanę i obrazy, ale nie umiem artystycznie cerować. Przydałby się ktoś, kto to potrafi, bo kotary w chińskiej sypialni wymagają fachowej ręki, Z resztą zadań doskonale sobie radzimy. - Chyba tak. - Alex spojrzał na nią z ukosa. - Ale nie otrzymałem odpowiedzi na postawione pytanie. Jak się zapatrujesz na to, żebym ja zamieszkał w pałacu? Sarah celowo nie odpowiedziała od razu, ponieważ taka perspektywa wytrąciła ją z równowagi. Co innego bowiem Alex Mackenzie jako sąsiad na dwa tygodnie, a zupełnie co innego na stałe. - Mówiłeś, że bez przerwy jesteś w rozjazdach - zaczęła z wahaniem. - Co będzie podczas twojej nieobecności? - Filie Mackenzie Holdings są rozrzucone głównie w pobliżu Londynu, więc stąd też nie będzie daleko. Zresztą, gdybym miał dom, do którego się chętnie wraca, nie jeździłbym tak dużo. A podczas mojej nieobecności byłyby dyżury, podobnie jak teraz. - Wstał i dodał: - Idę zamówić kawę, więc masz jeszcze chwilę do namysłu.
R
S
Sarah zapatrzyła się w dal. Nie miała złudzeń co do tego, że jej zdanie się liczy, ale była Alexowi wdzięczna za uprzejmość, za to, że zaprosił ją na lunch, aby spokojnie powiedzieć o swoich zamiarach. Doszła do wniosku, że projekt ma niewątpliwe plusy. Pogrążona w myślach nie zauważyła, że Mackenzie wrócił. , - Ale się zamyśliłaś! Przepraszam, że to tak długo trwało. Jest kolejka, więc wolałem sam wziąć kawę, a nie czekać, aż kelnerka ją przyniesie. Sarah w milczeniu posłodziła kawę. - No i jak? - zniecierpliwił się Alex. - Do jakiego wniosku doszłaś? Spojrzała na niego poważnym wzrokiem. - Dziękuję, że najpierw mnie poinformowałeś o swoich zamiarach. To ładny gest z twojej strony, bo przecież i tak nie ma znaczenia, co ja o tym sądzę. - To nieprawda. Chciałbym wprowadzić się do Ingham Lacey tylko pod warunkiem, że ty mój projekt zaaprobujesz bez zastrzeżeń. Wiem, ile pałac dla ciebie znaczy. I, co ważniejsze, jak wiele ci zawdzięcza. Tylko serdeczna troska ludzi, których nadzorujesz... i inspirujesz... może utrzymać go w tak doskonałym stanie. - Jesteś bardzo uprzejmy. - Po prostu stwierdzam fakt. Sarah postanowiła zakończyć temat. - Wiesz, pamiętam wyraz twojej twarzy, gdy zobaczyłeś widok rozciągający się z okna bawialni. Odniosłam wrażenie, że to miejsce urzekło ciebie tak samo jak mnie. Więc mam nadzieję, że będzie ci tu dobrze. Alex odetchnął z ulgą. - Dziękuję - rzekł półgłosem. - Teraz wiem na pewno, że
R
S
będzie. - Wstał i wyciągnął rękę. - Przejdźmy się po okolicy. Chodź. Szli wąską ścieżką między żywopłotem i drzewami a drewnianym ogrodzeniem, za którym pasło się stado owiec. Słońce przypiekało, lecz w cieniu drzew było chłodno. Ścieżka miejscami zwężała się i wtedy musieli iść gęsiego. Niebawem zaczęła dość stromo opadać. Alex wziął Sarah za rękę, uśmiechnął się nieco ironicznie i wymownie spojrzał na jej sandały. - Przepraszam, nie wiedziałem, że tu tak stromo. Sarah bez słowa zdjęła sandały i bosymi stopami z przyjemnością dotknęła rozgrzanej ziemi. - O, słyszę wodę - ucieszyła się. Ścieżka wiodła do strumyka szemrzącego pod zieloną kopułą z liści. Znaleźli się w uroczym, zaczarowanym zakątku, jakby w baśniowym świecie. Słychać było jedynie szmer potoku u stóp i szum liści nad głową. Alex rozłożył sweter na ziemi. - Jakie to dziwne - szepnął. - Co jest dziwne? - spytała rozmarzona Sarah. - To, że tak naturalnie czuję się w twoim towarzystwie. Poznaliśmy się zaledwie tydzień temu, a mam wrażenie, że znamy się od lat. Sarah roześmiała się perliście. - Czy to komplement? Jeśli tak, to dziękuję. - Zerknęła na niego spod rzęs. - Może spotkaliśmy się w innym wcieleniu? - Może. Ciekawe, kim wtedy byliśmy. - Ty byłeś jaśnie panem, a ja twoją poddaną. - Chyba raczej odwrotnie: ty jaśnie panią, a ja chłopem. - Ujął jej dłoń i zamknął w swojej. - Ale może byliśmy sobie równi. Jak teraz.
R
S
- Wcale nie jesteśmy równi. Ty w dużym stopniu jesteś dziedzicem, a ja wprawdzie niezupełnie poddaną, ale jednak siłą najemną. Alex mocniej zacisnął palce wokół jej dłoni. - Nic podobnego, proszę pani. Prowadzenie Ingham Lacey nie jest fizyczną pracą. Z każdym dniem wzrasta mój podziw dla tego, co robisz. Coraz wyraźniej widzę, jak wszechstronne jest twoje zadanie. Nie bądź za skromna. - Wcale nie jestem. - Sarah uwolniła rękę. - Czuję się bardzo dumna z tego, co robię. Przez długą chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Alexowi mocno pociemniały oczy, a Sarah czuła się tak, jak gdyby stała na skraju przepaści. Chciała wstać, lecz Alex ją przytrzymał. - Zostań - szepnął takim tonem, że jej serce zaczęło gwałtowniej bić. - Wyglądasz jak driada albo nimfa, nierzeczywista zjawa. - Ale jestem bardzo rzeczywista - zaprzeczyła, wstając. Alex poderwał się i schwycił ją za rękę. - Nie masz pojęcia, jak żałuję, że cię wtedy pocałowałem - wyznał przytłumionym głosem. - Nie mogę spać, bo marzę o tobie, pragnę cię całować, coraz więcej i więcej. Objął ją i pocałował, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Nagle usłyszała głosy w pobliżu, więc się odsunęła. Wzięła, sandały i ruszyła przed siebie w chwili, gdy zza zakrętu wyszli ludzie z plecakami. Nieznajomi pozdrowili ich i poszli dalej. - Do diaska! - krzyknął Alex i schwycił ją za rękę. Gdzie tak pędzisz? Oczy Sarah ciskały błyskawice. - Czy zwabiłeś mnie tu, bo... żeby...?
R
S
- ...zalecać się do ciebie? - dokończył Alex. - Nie, to jakoś samo przyszło. - Zalecanki na łonie przyrody dobre są dla nastolatków, ale nie dla poważnych ludzi - syknęła. - A szkoda. - Alex skrzywił się. - Ale zostańmy tu jeszcze chwilę. Proszę cię. Sarah rozbroił wyraz jego twarzy, więc przystanęła. Oparła się o drzewo i zapatrzyła w wodę toczącą się po omszałych kamieniach. Odezwała się, starannie dobierając słowa: - W umowie o pracę nie ma klauzuli, że muszę zachowywać się bez zarzutu, ale jednak jest coś takiego w podtekście. Wobec tego nasze kontakty muszą być tylko i wyłącznie służbowe. Alex popatrzył na nią zezem. - Czyli, jeśli się wprowadzę, będziemy się widywać tylko służbowo? To chciałaś powiedzieć? - Tak. Uśmiechnął się smutno i rzekł: - Widzę po oczach, że ci przykro. Dobre i to. - Trochę przykro. - Czy to znaczy, że prywatnie nie masz nic przeciwko moim zalotom? Sarah zawahała się, więc wziął ją w ramiona. - Wobec tego będę grzeszył, póki jest okazja – szepnął. Pocałunek był tak namiętny a jednocześnie delikatny, że ciało Sarah przebiegł rozkoszny dreszcz. Alex przytulił ją jeszcze mocniej. Jego pieszczoty tak ją rozpaliły, że zapomniała, gdzie się znajduje. Raptem Alex odsunął się, ona zaś poczuła się tak, jakby spadła z niebotycznej Wysokości. Stali wpatrzeni w siebie, z trudem chwytając oddech. - Straciłem głowę - rzekł Alex przytłumionym głosem.
R
S
- Dobrze wiesz, jak bardzo cię pragnę. I nie jestem ci obojętny, prawda? Przyznaj się. Sarah odwróciła wzrok. - Co z tym fantem zrobimy? - spytał natarczywie. - Nic - szepnęła. Alex odwrócił ją ku sobie. - Nic? Co znaczy nic? Chcesz mi wmówić, że wszystko mi się tylko przywidziało? - Nie. - Wiesz doskonale - rzucił namiętnym szeptem - że gdybyśmy nie byli tutaj, nigdy bym cię nie puścił. Uczciwie ostrzegam, że nie odpowiadam za siebie. Tak cię pożądam, że musisz być moja! - Doprawdy? - Sarah dumnie potrząsnęła głową. - Ile razy mam powtarzać, że to nie wchodzi w grę? Czy wyobrażasz sobie, co ludzie powiedzą, jeśli wyjdzie na jaw, że zabawiam się z dziedzicem Mackenzie Holdings? - Sarah Law, może dla pani to zabawa - krzyknął oburzony - ale dla mnie to miłość! - Miłość! Alexandrze Mackenzie, myli pan uczucie z pożądaniem! Alex popatrzył na nią nieprzyjaznym wzrokiem. - Doskonale wiem, co mówię - powiedział niebezpiecznie spokojnie. - Zaraz ci zademonstruję różnicę. Chciała go odepchnąć, lecz złapał ją za ręce i przycisnął do drzewa. Całował ją brutalnie i tak długo, że była bliska uduszenia. Raptem odsunął się i popatrzył ze złośliwym uśmiechem na ustach. - To było pożądanie - syknął jadowitym tonem. - Nie igraj ze mną! Może pan profesor był potulnym barankiem, ale ja jestem zupełnie inny.
R
S
- Rzeczywiście - wycedziła z nie skrywaną pogardą. Martin pochodził ze skromnej rodziny i do wszystkiego doszedł ciężką pracą. Ty urodziłeś się i wychowałeś w dostatku, więc masz przewrócone w głowie. Alex spojrzał na nią z niesmakiem. - Urodziłem się w dostatku, nie przeczę, ale wychowywano mnie tak, jakby nam się nie przelewało. Chcesz wiedzieć, dlaczego jestem zbudowany jak atleta? Bo mnie zapędzano do najcięższej pracy. W czasie wakacji pracowałem jako robotnik, tragarz, murarz. Łopata wcale nie jest mi obca. Zagoniono mnie do roboty, zanim pozwolono skończyć studia. Krótko mówiąc, moja pani, wprawdzie nigdy nie martwiłem się o posadę, ale musiałem harować jak wół, żeby na nią zasłużyć. - Nagle odwrócił się i rzucił: - Wracamy.
ROZDZIAŁ PIĄTY
R
S
W drodze powrotnej panowało przykre milczenie, przerywane jedynie wtedy, gdy Sarah przypominała, gdzie należy skręcić. Jej gniew ustąpił miejsca przygnębieniu. Nie miała wątpliwości, że obraziła Alexa. Podejrzewała, że romantyk skrywający się pod szorstką powłoką poczuł się dotknięty do żywego i natychmiast wziął odwet. Rozumiała, że tak przystojny mężczyzna jest przyzwyczajony do innej reakcji na swe zaloty. Przygryzła wargę speszona, gdy przypomniała sobie namiętne pocałunki. Zerknęła spod rzęs na swego towarzysza. Ze zdumieniem dostrzegła, że i on spojrzał na nią ukradkiem i już nie ma tak zaciętego wyrazu twarzy. Alex zatrzymał samochód na poboczu. Odwrócił się w stronę Sarah i dostrzegł jej wrogie spojrzenie. - Nie bój się, nie rzucę się na ciebie - rzekł ze złością. - Bardzo ładnie z twojej strony - mruknęła z ironią w głosie. - Przepraszam, że straciłem panowanie nad sobą i tak paskudnie się zachowałem. - Wściekłeś się i tyle. - To żadne usprawiedliwienie. Chciałbym, żebyśmy zawarli pokój. Sarah miała ochotę powiedzieć coś ostrego, lecz zdrowy rozsądek wziął górę. Opanowała się.
R
S
- Jeżeli faktycznie masz zamiar się przeprowadzić, lepiej żebyśmy nie byli na wojennej stopie - mruknęła.. Alex uśmiechnął się krzywo. - Tym bardziej, że wcale tego nie pragnę. Proponuję, żebyśmy spróbowali jeszcze raz. Sarah zrobiła zdziwioną minę. - Mam nadzieję - ciągnął Alex - że z czasem lepiej się poznamy. Nawet nie podejrzewasz, jak mnie pociągasz. Jesteś bardzo piękna, ale to nie tylko to. Jeszcze nigdy żadna kobieta tak na mnie nie działała. I dlatego zachowałem się jak gbur, gdy przypisałaś mi tak niskie motywy. To nie w moim stylu, przysięgam. - Wierzę. Była prawie pewna, że nigdy nie spotkał się z oporem i w związku z tym nie wiedział wszystkiego o swoim „stylu". - Dziękuję - odparł Alex z powagą. - Zapiął pas i włączył silnik. - Bądź tak dobra i po powrocie poproś wszystkich, żeby zebrali się w Wielkiej Sieni. Czas, żebym im powiedział o moich planach. Kiedy stanęli przed domem, mruknął; - Zapewniam cię, że mówiłem poważnie. - O czym konkretnie? - Na razie wystarczy mi twoja przyjaźń, ale uczciwie ostrzegam, że pragnę więcej. Sarah spojrzała mu prosto w oczy. - Obawiam się, że w którymś momencie źle mnie zrozumiałeś. Zgadzam się tylko na przyjaźń i to musi ci wystarczyć. - Przyszłość pokaże. Na razie chcę spotkać się ze wszystkimi o szóstej. To nie będzie długo trwało. Wróciła do domu miotana sprzecznymi uczuciami. Była zadowolona, że ma trochę czasu i zdąży się uspokoić. Prze-
R
S
brała się w zieloną spódnicę i bluzkę w biało-zielone paski, ciasno związała włosy i poszła do pracy. O szóstej wszyscy byli już na miejscu. Alex krótko, ale serdecznie powitał przybyłych i bez wstępu powiadomił o tym, że postanowił zamieszkać we wschodnim skrzydle. Zapewnił, że to będzie jedyna zmiana i że wszystko inne pozostanie po staremu. - Właściwie będzie tylko jedna drobna różnica - dodał po namyśle. - Skoro będę stale na miejscu, pułkownik Newby, pani Law albo pan Wells będą mogli mnie bezpośrednio informować o ewentualnych problemach. Jak państwu wiadomo, mój ojciec pragnie zachować Ingham Lacey w jak najlepszym stanie dla przyszłych pokoleń. Budowla jest stara, ale przy państwa zaangażowaniu i pod ich czujną opieką na pewno przetrwa długie lata. - Czyli tak sprawy stoją - szepnął Jack do Sarah. - Tak. Ciekawa jestem, czy on ma pojęcie, jak tu potwornie zimno jesienią i zimą. Nawet teraz jest chłodno, a przecież to maj. - We wschodnim skrzydle jest dużo cieplej. Poza tym on nie wygląda na człowieka, którego odstraszy byle chłód. Sarah nic nie odrzekła, gdyż właśnie podszedł do nich Alex. - Spotkanie odbyło się błyskawicznie i gładko - pochwalił go Jack. - Uważałem, że im prędzej wyjaśnię sytuację, tym lepiej - rzekł Alex. Wymownie spojrzał na Sarah, która zrozumiała, że jego słowa odnoszą się również do tego, co zaszło między nimi. - Przepraszam panów, ale muszę ich opuścić. Jack, ja wszystko pozamykam i sprawdzę. Ty zaraz idź do domu, bo przecież niedługo musisz wrócić z powrotem na noc.
Odeszła przekonana, że Alex cieszy się z tego, iż poniekąd zmusił ją do odwrotu.
R
S
Życie w Ingham Lacey płynęło ustalonym trybem, z tym że Sarah prawie na każdym kroku spotykała Alexa, który wszystkim żywo się interesował. Jego kontakty z personelem były swobodne, niewymuszone. Stopniowo wszyscy go zaakceptowali, a nawet polubili, szczególnie starsze pracownice, które wychwalały go pod niebiosa. Byli sąsiadami, więc z konieczności widywali się codziennie i poza pałacem, lecz Sarah dbała o to, żeby nie powtórzyło się poprzednie szaleństwo. Na wszelki wypadek pranie wieszała wcześnie rano, a wieczorem odwiedzała Liz Wells albo pilnowała dzieci Sewellów. Natomiast, jeżeli musiała spędzić wieczór w domu, zawsze przynosiła sobie pracę na wypadek, gdyby Alex zechciał ją odwiedzić. On jednak nie przychodził. Utrzymywała się piękna, słoneczna pogoda, więc przyjeżdżało wielu turystów. W kiosku i kawiarni zawsze panował gwar i tłok. Pewnego dnia, już godzinę przed otwarciem pałacu, przyjechała wycieczka szkolna, a w parku siedzieli studenci, szkicujący domki. Któregoś wieczoru Sarah wracała po pracy bardziej zmęczona niż zwykle. Przed domem natknęła się na czekającego na nią Alexa. - Dobry wieczór. Wyglądasz na bardzo zmęczoną - powiedział, patrząc na nią ze współczuciem. - Wejdziesz do mnie na chwilę? Chcę się poradzić w pewnej sprawie. - Ja mam radzić tobie? - spytała szczerze zdumiona. - Tak. Czy możesz poświęcić mi trochę czasu? - Jeśli to takie pilne... - W pokoju panował przyjemny chłód.
R
S
- Napijesz się wina? - Z przyjemnością. - Opadła na kanapę zadowolona, że wreszcie może usiąść. Alex wrócił z kuchni, przy drzwiach nisko się schylając. - Widzę, że dbasz o głowę. - Muszę, bo czasem się przydaje. W pierwszym tygodniu stuknąłem się trzy razy, ale teraz chodzę jak automat. - Przyjrzał się jej z troską. - Dlaczego jesteś taka zmordowana? Mieliście komplet gości? - Tak. I wszyscy chcieli wszystko wiedzieć. Jest to bardzo przyjemne, ale zarazem męczące. - Zerknęła spod oka. - Jakiej rady potrzebujesz? Słucham. - Chciałbym, żebyś mi pomogła. Naprawdę. Bo postanowiłem zaprosić wszystkich na kolację. Byłbym wdzięczny, gdybyś poleciła mi kogoś, kto przygotuje zimny bufet. Chcę w ten sposób się pożegnać i podziękować wszystkim za pomoc oraz współpracę. W przyszłym tygodniu wyjeżdżam i nie wrócę, dopóki Newby się nie wyprowadzi. Myślę, że gdzieś w połowie czerwca zjadę z całym majdanem. - Rozumiem. - Sarah napiła się chłodnego, orzeźwiającego wina. - Czy zaplanowałeś coś konkretnego na ten wieczór? My korzystamy z usług różnych ludzi, zależnie od rodzaju przyjęcia. Gdy ma być na małą skalę, prosimy Liz, która jest wyborną kucharką. - Nie wątpię, ale ona też będzie gościem, więc. lepiej zaangażować kogoś innego. Ułożenie menu zostawiam tobie. Coś na zimno i może jakaś zapiekanka. - Uśmiechnął się pod nosem. - To ostatnie dla ojca, bo ja nie przepadam. - Twoi rodzice też przyjadą? - Kiedy im powiedziałem o moich planach, uparli się, ze muszą przyjechać. - Lekko wzruszył ramionami. - Ciekaw
R
S
jestem, jak się ostatnio czujesz. Mam nadzieję, że doceniasz moje nienaganne zachowanie. - Byłam tak zajęta, że nie bardzo zauważyłam. - No, wiesz! - Alex tragicznym gestem załamał ręce. Zraniłaś mi serce. Moja nienaturalna cnotliwość naprawdę zasługuje na pochwałę. - Bardzo przepraszam. Od dziś się poprawię i będę notować każdy dzień zachowania bez zarzutu. Alex spoważniał i zapytał cicho: - Wybaczyłaś mi moje poprzednie grzechy? Sarah nie chciała udawać, że nie rozumie, o co chodzi. - Prawie. - Zupełnie straciłem panowanie nad sobą, a to zdarza się niezmiernie rzadko. To tak gwoli wyjaśnienia. Długo patrzyli sobie w oczy. - Postanowiłam wyrzucić ten incydent z pamięci - szepnęła Sarah. - Postaram się zapomnieć. - Ja też. - Alex skrzywił się, jakby obrażony. - Chciałem wcześniej jeszcze raz cię przeprosić, ale zrobiłaś się nieuchwytna. Sarah odstawiła kieliszek i wstała. - Dziękuję, ale muszę już iść. Sewellowie zaprosili mnie na wieczór. - Wiem, bo mnie też. - Roześmiał się, widząc, że zmieniła się na twarzy. - Czy już obmyślasz jakąś wymówkę? Miała ogromną ochotę zrezygnować z pójścia. Wieczór z Alexem Mackenzim, nawet w towarzystwie innych, niósł niebezpieczeństwo. - Nie mogę, bo obiecałam zrobić sałatkę owocową. Zawsze umawiamy się, co kto przyniesie. Ty, jako szef- dodała z niewinną miną - możesz przyjść z pustymi rękoma.
R
S
- To mi się upiekło- mruknął, odprowadzając ją do drzwi. - Pomóc ci zanieść sałatkę? - Nie, dam sobie radę. Poza tym wolałabym, żeby nas razem nie widywano - powiedziała bez ogródek. - Po powrocie z lunchu z tobą zauważyłam kilka znaczących spojrzeń. Uspokoiło się, więc wolę nie budzić licha. Lepiej, jeżeli pójdziemy osobno. - Z tego wniosek, że wcale mi nie przebaczyłaś. - Jedno z drugim nie ma nic wspólnego - rzuciła ostro, lecz się zreflektowała i dodała łagodniejszym tonem: - Jeśli mam być zupełnie szczera, wolę, żeby pod żadnym pozorem nie łączono mojego nazwiska z twoim. Tak będzie lepiej. Alex nachmurzył się. - Twoje słowo jest dla mnie rozkazem - rzekł, przesadnie się kłaniając. - Cieszę się - odparła Sarah w tym samym duchu i odeszła z wysoko uniesioną głową. Na przyjęcie ubrała się w białe spodnie, zieloną, ażurową bluzkę i żółte sandały. Włosy lekko podpięła złotymi grzebykami. Wyjęła sałatkę z lodówki i zapakowała do koszyka. Przed domem natknęła się na Hendersona. - Dobry wieczór. Jak dobrze, że jeszcze panią zastałem. Przed chwilą dostaliśmy wiadomość, że teściową zabrano do szpitala. W związku z tym musimy skrócić pobyt i chcemy jeszcze dzisiaj wyjechać. - Bardzo mi przykro - powiedziała Sarah ze współczuciem. - Proszę nie sprzątać, tylko zostawić wszystko tak, jak jest. Czy mogę państwu w czymś pomóc? - Nie, dziękujemy. - Henderson uśmiechnął się blado. Damy sobie radę, tyle że przez Emmę będziemy pakować się trochę dłużej.
R
S
- Ja mogę się nią zająć - postanowiła Sarah. - Tylko zaniosę koszyk i zaraz wracam. - Ależ nie... Nie chciała słuchać dłużej. Zaniosła koszyk i obiecała Janet, że wróci po odjeździe Hendersonów. - Jaka pani uprzejma - powiedziała pani Henderson, niepewnie patrząc na jej strój. - Pomoc jest nieoceniona, ale boję się o pani spodnie. Proszę uważać. - Od czego jest pralka? - Sarah wzięła kwilącą Emmę. - Zabiorę ją do siebie, żeby państwu nie przeszkadzać. Dziecko wybuchnęło płaczem i przez kwadrans nie chciało się uspokoić. Sarah chodziła po pokoju, śpiewając kołysanki i piosenki, zapamiętane z dzieciństwa. Wreszcie Emma uspokoiła się, a znużona Sarah przysiadła na kanapie. Po pewnym czasie uchyliły się drzwi i zajrzał Alex. - Uf! Skończyliśmy wreszcie przenoszenie bambetli szepnął. - A ty jeszcze żyjesz? - Ledwo, ledwo, ale żyję, a dziecko zasypia. Długo to jeszcze potrwa? - Już możesz oddać im ich skarb. Po odjeździe Hendersonów Sarah odetchnęła z ulgą. - Żal mi ich, bo tak niefortunnie zakończył im się urlop. Skąd ty wiedziałeś, że wyjeżdżają? - Od pani Sewell. Wróciłem, żeby pomóc. Ale w porównaniu z tobą nic nie zrobiłem. - Ja też nie zdziałałam nic wielkiego. I przyznam ci się w tajemnicy, że bałam się tego beczącego malucha. Emma pewnie to czuła, ale na szczęście zmęczyła się płaczem i obie się uspokoiłyśmy. - Na pewno czuła doświadczoną rękę - rzekł Alex z peł-
R
S
nym przekonaniem. - Jesteś gotowa? Idziemy razem czy wolisz, żebym przyszedł pięć minut po tobie? - Teraz to już bez znaczenia. - Sarah obojętnie wzruszyła ramionami. - Tylko się poczeszę, bo Emma wczepiła mi się we włosy, jakby je chciała wyrwać: Pewno wyglądam jak straszydło. - Skądże! Potargana jesteś jeszcze bardziej czarująca. Alex błysnął zębami w uśmiechu. - Poczekam przed domem, bo mam ochotę na cygaro. Kiedy przyszli, wszyscy pochwalili ich za dobry uczynek. Sarah usiadła obok Liz Wells, a Alex zaproponował, że pomoże przy pieczeniu kiełbasek. - Ale on jest zbudowany! - szepnęła Liz z podziwem. - Słyszałam, że kobiety za nim szaleją. - Pewnie tak. - Jest nie tylko przystojny, ale na dodatek ma dużo wdzięku. To niebezpieczne połączenie. A tobie on się podoba? - Owszem. Liz parsknęła śmiechem, lecz wyczuła, że należy zmienić temat. - Wino jest dziś doskonałe - pochwaliła Sarah. - Alex takie przyniósł - poinformował Jack. - Jako swój wkład. - Dużo lepsze niż to, na jakie nas stać - dorzucił Tim. Wieczór udał się pod każdym względem. Alex najpierw z entuzjazmem obracał kiełbaski nad ogniem, a potem usiadł na trawie u stóp Liz i Sarah. - Znakomite - rzekł po pierwszych kęsach. - Ciekawe, czy mi tak smakuje, bo sam przygotowałem, czy z powodu miłego towarzystwa i wspaniałego otoczenia.. - Wszystko się na to składa - powiedziała Liz z przekonaniem.
R
S
Spotkania u Sewellów zawsze były udane, głównie dzięki atmosferze, jaką Janet i Tim umieli stworzyć. Niewątpliwie jednak przyczynił się do tego i piękny majowy wieczór, z niebem zaróżowionym po zachodzie słońca. - Tu jest naprawdę cudownie - szepnął Alex, patrząc z zachwytem na płonące niebo. - Ale jesienią często deszcz leje jak z cebra, a zimą są zadymki - powiedział Jack. - Jest zimno i ponuro. - Chcesz mnie odstraszyć? - Nie. - To dobrze. Bo jak już raz coś postanowię - spojrzał znacząco na Sarah - nie można mnie od tego odwieść. Sarah udała, że nie rozumie podtekstu słów. Wstała, mówiąc: - Pomogę Liz. Wiem, że nie lubisz słodyczy, więc przyniosę ci kawałek sera. Alex spojrzał na nią z przekornym błyskiem w oku. - Raz mogę zrobić wyjątek. Zjem to, co i ty. - Ona zawsze je jedno i to samo. - Jack roześmiał się wesoło. - Dostaniesz... - Nie mów - przerwał Alex. - Wolę niespodziankę. Sarah podpiekła banany, aż popękały skórki. Położyła dwa na talerzykach, resztę na półmisku, posypała wszystkie cukrem oraz cynamonem. Liz dołożyła własnoręcznie zrobione lody waniliowe. Alex zjadł swoją porcję w mgnieniu oka. - Pycha! Taki deser mógłbym jeść codziennie. Jack na chwilę odszedł, więc Sarah i Alex zostali sami. - Naprawdę ci smakowało, czy tylko pochwaliłeś z uprzejmości? - Nie lubię być nieszczerze uprzejmy - odparł Alex z
R
S
ironicznym półuśmiechem. - Sama się o tym przekonałaś, nie pamiętasz? Na ogół mówię, co myślę. Nie mam skomplikowanej duszy. Sarah parsknęła śmiechem. - Myślałby kto! Alex też się roześmiał. Wstał i wziął talerzyki. - Naprawdę. Jestem taki w środku jak na zewnątrz. Odniosę talerzyki, to może jeszcze coś dostanę. Tego wieczoru więcej nie rozmawiali w cztery oczy. Jack i Liz pożegnali się pierwsi. - Zanim pójdę w pałacowe pielesze, muszę odprowadzić ukochaną żonę do domu - mruknął posmutniały Jack. - Za żadne skarby nie mogę jej namówić, żeby się przeniosła do pałacu. - W nocy moja noga tam nie postanie - powiedziała Liz zdecydowanym tonem. - Za dnia to co innego. - Naprawdę wierzysz, że Ned Frame tylko czeka na ciebie? - zaciekawiła się Janet. - Bo ja wiem…- odparła Liz. - Ludzie twierdzą, że nie tylko on tam łazi. Wszyscy ucichli. Osobliwe milczenie przerwał Jack, mówiąc: - No, moja droga, idziemy. - Objął żonę. - Jeszcze trochę, a zacznę bać się własnego cienia. Sarah i Alex też chcieli się pożegnać, lecz Janet i Tim zatrzymali ich siłą. - Posiedźcie jeszcze trochę - nalegała Janet. - Później możecie nas zostawić z duchami. Jest jeszcze tak wcześnie, że nawet gwiazdy się nie pokazały. - Dobrze mi tu- westchnął Alex. - Nawet nie wiecie, jaki to luksus, gdy człowiek może pieszo wrócić do domu. To miejsce jest zaczarowane.
R
S
- Ja w pełni doceniam to, że tu mieszkam - powiedział Tim. - Urodziłem się niedaleko stąd, ale nigdy nie myślałem, że mnie tutaj zatrudnią. Po studiach pracowałem w Penshurst i Hever Castle, ale po cichu marzyłem o pracy ogrodnika w Ingham Lacey. - Szczęściarz z ciebie - rzekł Alex półgłosem. - Niewielu ludzi ma wymarzoną pracę, w której się wyżywa. - Mnie też się udało - powiedziała Sarah, wstając. - Chociaż nie jest to sama rozkosz. Na przykład jutro trzeba wyfroterować wszystkie podłogi, bo dziś już fatalnie wyglądały. Alex też się podniósł z miejsca. Podziękowali gospodarzom za miły wieczór i pożegnali ich. We wszystkich domkach było ciemno. Zewsząd otaczał ich mrok. Nagle rozległo się pohukiwanie sowy. Sarah wzdrygnęła się, a Alex zaśmiał z cicha. - Wystraszyłaś się, że to duch? - Nie. Znam pohukiwanie sowy, ale w nocnej ciszy jest to niesamowity głos. - Zerknęła spod rzęs i dodała: - Miło mi, że tak dobrze się bawiłeś. Mam nadzieję, że żołądek nie rozboli cię po takim obżarstwie. - Nigdy mnie nie boli. - Alex błysnął zębami w szerokim uśmiechu. - Najchętniej zjadłbym wszystkiego co najmniej po dwie porcje. Sarah wybuchnęła śmiechem. - Dobranoc, łakomczuchu. - Dobranoc. - Alex wziął ją za rękę i zajrzał wymownie w oczy. - Tak trudno mi rozstać się z tobą. Czy zaprosisz mnie do siebie, gdy przysięgnę, że zachowam się jak anioł? - Boję się, że źle zrozumiesz zaproszenie. - Proszę tylko o kilka minut w twoim towarzystwie, o nic więcej.
R
S
Po krótkim namyśle Sarah lekko wzruszyła ramionami. - Niech ci będzie. Napijemy się kawy. Ale potem naprawdę koniec, bo mam ciężki dzień za i przed sobą. - Rozumiem, że najlepiej, gdybym od razu grzecznie się pożegnał, ale... ale obiecałaś mi kawę. Poszli prosto do kuchni. Alex usiadł przy stole i rozejrzał się ciekawie. - Jest większa, niż przypuszczałem. W porównaniu z pokojem. - Lepiej, żeby pokój był większy, ale trudno. Tam siedzę tylko wtedy, gdy oglądam telewizję albo coś czytam. A tu mam również i biuro. - Wskazała komputer stojący w kącie. - To niezbyt typowe wyposażenie kuchni, ale stąd jest widoczny pałac... - A z pokoju go nie widać? - Popatrzył na nią badawczym wzrokiem. - Ty chyba nieprzytomnie zakochałaś się w Ingham Lacey. Można wiedzieć, czy w twoim sercu jest jeszcze choć trochę miejsca dla czegoś... lub kogoś... innego? - Można - odparła dość opryskliwie. - Jest miejsce dla rodziców, siostry i przyjaciół. Latem nie mogę widywać ich zbyt często, ale od października sytuacja się zmienia i wtedy się spotykamy. - To dobrze - rzekł Alex sucho. - Wiem, że jestem wścibski, ale czy to znaczy, że jest jakiś mężczyzną... albo nawet kilku? Ktoś, kto daje ci wolne na lato, a potem nie może bez ciebie żyć? Sarah nalała kawy i usiadła. - Mam kilku znajomych, ale nigdy nie wiem, czy akurat któryś z nich się nie ożenił. Czasami ktoś ze znajomych wpada w sobotę lub niedzielę i jedziemy gdzieś na obiad. Od czasu
R
S
do czasu mam kilka wolnych dni, nawet latem, i wtedy na ogół ja wyjeżdżam. - Bardzo dobrze się składa. Gdy będziesz w Londynie, mogłabyś spotkać się i ze mną. Czy coś stoi na przeszkodzie? - Tylko ostrożność i zdrowy rozsądek, nic poza tym - odparła bez wahania. Alex odchylił się na krześle. - Dlaczego uważasz, że to taki kiepski pomysł? - Nie jest kiepski, ale i tak nic z tego. - Czemu? Nie powiesz mi, że mnie nie lubisz. I nie zaprzeczysz, że fizycznie bardzo do siebie pasujemy. Do diaska, tak cię pragnę, że aż w głowie mi się mąci. Nie, nie bój się. Obiecałem przecież, że nie zepsuję wieczoru. - Uśmiechnął się z żalem. - Ale szkoda. - Czego szkoda? - Chociażby czasu. Jesteś moim ideałem. Uważam, że kobieta powinna być taka jak ty. Piękna, ale nie zwariowana na punkcie urody, inteligentna i zawodowo kompetentna, a jednocześnie serdeczna i życzliwa. Przekonałem się dzisiaj, że jesteś dobra. I posiadasz coś, co sprawia, że tak do siebie pasujemy. - Uśmiechnął się rozmarzony. - Trochę w tym tajemnicy, a trochę praw fizyki. - Aha - rzekła Sarah lodowatym tonem, mimo że zalała ją fala gorąca. - Czyli że to wszystko było lekcją fizyki, tak? - Już raz ci tłumaczyłem, więc proszę, nie wracajmy do tego. Ja rozmarzyłem się pod gwiaździstym niebem, a dla ciebie mój pocałunek był wyrazem prymitywnego pożądania. Więc się wściekłem, a że nie wypadało dać ci klapsa... - Znowu to samo w kółko Macieju. Przed chwilą mówiłeś, że czegoś szkoda. Dokończ. - Wydaje mi się, że skoro jesteśmy ludźmi wolnymi, bez
R
S
zobowiązań, i dobrze nam z sobą, warto byłoby z tego skorzystać. Przyjemności nigdy nie za wiele. Chyba nikt nie będzie miał ci za złe, że czasem pojedziesz ze mną na kolację. Prawda? - Jasne, że nie. Nawet niektóre osoby będą zachwycone. Tylko, jak je przekonać, że nas nic nie łączy? - Czy tylko o to ci chodzi? - Alex uśmiechnął się zadowolony. Czuł się bliski zwycięstwa. - Przecież to twoje życie i nie musisz oglądać się na innych. - Teoretycznie nie muszę - przyznała poirytowana. Nie mogła przyznać się, że wcale nie chodzi o opinię innych, lecz o to, że nie chce stracić spokoju ducha, jaki znalazła w Ingham Lacey. Była przekonana, że niezależnie od tego, w jakie słowa Alex sprawę ubiera, chodzi mu po prostu o zwykły romans. Ona zaśnie miała zamiaru powtórnie przeżywać tego, przez co przeszła po rozstaniu z Martinem. Bała się, że tym razem mogłoby być jeszcze trudniej. - Kiedy dasz się zaprosić na kolację? - spytał Alex, kładąc rękę na jej dłoni. Sarah spuściła oczy. Ciekawa była, czy już jakaś kobieta zdobyła się na to, aby odmówić prośbie uwodzicielskiego Alexandra Mackenzie'ego. - Zastanowię się - szepnęła. Alex odsunął się, rozczarowany. - O, piękna istoto bez serca! Przy tobie chyba nabawię się kompleksów - mruknął z wyrzutem. - Na pewno nie brakuje kobiet, które cię z tego wyleczą. - Nie narzekam - przyznał otwarcie. - Lubię towarzystwo kobiet, ale... ale z żadną nie jestem związany. Gdyby było inaczej, nie doszłoby do tej rozmowy. - Uśmiechnął się kwaśno. - Jesteś pierwszą kobietą, która musi się zastanowić nad
R
S
tym, czy może przyjąć moje zaproszenie na kolację. - Staram się być oryginalna - powiedziała Sarah chłodno. - A teraz naprawdę musimy się pożegnać, bo jutro czeka mnie mnóstwo pracy. Alex wstał z ociąganiem. - Mam wyrzuty sumienia, że jeszcze ci trochę doszło w związku z sobotnim przyjęciem. Może poproszę kogoś innego o pomoc? - Nie, to naprawdę drobiazg. Przez całe lato i tak co sobotę coś organizujemy. - Dziękuję. - Pocałował ją w policzek. - Może jeszcze się spotkamy, ale jeśli nie, to do zobaczenia w sobotę o ósmej. - Ja muszę stawić się wcześniej. Jack i ja mamy obowiązek być w pałacu, gdy jest ktoś obcy. Dostawcy, z którymi się umówiłam, są bardzo rzetelni, ale i tak lepiej, żeby ktoś miał na wszystko baczenie. - Więc ja też postaram się wcześniej przyjść. Dobranoc. Popatrzył na nią ze smutkiem i po chwili wahania jednak objął ją i gorąco pocałował. - Nie wiadomo, kiedy znowu nadarzy mi się taka okazja... Teraz już naprawdę idę. Śpij i marz o mnie. Dobranoc.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
R
S
Sarah spędziła niespokojną noc i wstała z pierwszym brzaskiem. Poszła do pałacu dużo wcześniej niż zwykle i zabrała się do porządków. Gdy przyszły sprzątaczki, chciała pomóc im w pracy, ponieważ zależało jej, żeby wszystko na pewno było gotowe przed dwunastą. - Same też zdążymy zrobić, naprawdę -powiedziała jedna z kobiet, patrząc na Sarah z dezaprobatą. - Nie wypada i nie ma sensu, żeby pani pociła się i brudziła. Sarah jednak czuła, że musi popracować fizycznie, gdyż tylko dzięki temu zdoła się uspokoić. Mimo protestów sprzątaczek zabrała się energicznie do przecierania parkietów mieszaniną parafiny i octu. O dziesiątej wszystkie podłogi lśniły jak lustro, więc wzięła prysznic, przebrała się i zasiadła przy telefonie. Chciała się upewnić, że dostawcy przywiozą wszystko, co zamówiono na pożegnalną kolację. Nawał zajęć nie pozwalał jej zastanawiać się nad uczuciami wobec Alexa. Na szczęście nie widziała go nigdzie przez cały dzień, a wieczorem, aby go nie spotkać, wróciła do domu przez ogród i kuchnię. Cieszyła się, że tak zręcznie unikała go przez cały dzień. Po skromnej kolacji zaniosła telewizor do sypialni. Łudziła się, że jeżeli na parterze będzie ciemno, nikt jej nie odwiedzi.
R
S
Nikt, to oczywiście Alex. Zdawała sobie sprawę z tego, że unikanie spotkania z nim jest tchórzostwem i nawet trochę było jej wstyd. Lecz Alex stanowił poważne zagrożenie dla spokoju ducha, który z takim trudem osiągnęła. Przed jego przyjazdem czuła się w Ingham Lacey bezpieczna jak u Pana Boga za piecem. Była dumna z tego, że bez emocji widuje Martina i Isobel i sądziła, że już nic nie zakłóci jej równowagi. A tymczasem wystarczyło jedno spojrzenie szarych oczu Alexa, nie mówiąc o pocałunkach, żeby poczuła się zagrożona. Nagle poderwała się i podeszła do okna. Zdawało się jej, że znalazła wyjście z sytuacji. Skoro bała się Alexa jako sąsiada, nie pozostawało nic innego, jak złożyć wymówienie. Wprawdzie, ze względu na innych, wypadało zostać do końca sezonu, ale to kwestia kilku miesięcy. Dopiero teraz jasno uświadomiła sobie, że pomysł, aby od czasu do czasu jechać z Alexem na kolację, jest nie do przyjęcia, ponieważ... Po prostu dlatego, że się zakochała. Zrozpaczona zakryła twarz dłońmi. Nie mogła sobie darować, że łudziła się, iż panuje nad sytuacją, gdy tymczasem beznadziejnie się zakochała. Alexowi na pewno chodziło jedynie o sporadyczne spotkania, trochę pieszczot i... i w końcu nie tylko samych pieszczot. Musiała uczciwie przyznać, żel ona, po raz pierwszy od rozstania z Martinem, też pragnie tego wszystkiego. Tyle że chciałaby, aby to była podstawa trwałego związku. Związku na całe życie. Czuła coraz większe przygnębienie. Zgarbiła się i niewidzącym wzrokiem zapatrzyła w niebo. Wiedziała, że skoro
jest zakochana w Aleksie, nie będzie ryzykować i spotykać się z nim w cztery oczy lub jeździć na kolację we dwoje.
R
S
Nazajutrz rano gorączkowo pracowała przez dwie godziny, po czym powiedziała Jackowi, że wychodzi i nie będzie jej do czwartej, najdalej piątej. - W porządku. Gdzie się wybierasz? - Do Tunbridge Wells. Muszę kupić to i owo. Ale na pewno będę na miejscu, gdy przyjadą dostawcy. Umówiłam się z nimi na szóstą. - Dobrze. Tymczasem ja wszystkiego dopilnuję. Życzę udanych zakupów. Uważaj na drodze. - Zawsze jeżdżę bardzo ostrożnie. Do zobaczenia. Szła już na parking, gdy dogonił ją Alex. - Dzień dobry. Jak się czujesz? Nie ma żadnego poślizgu z przyjęciem? Wiesz, wczoraj byłem w Londynie i bardzo późno wróciłem. Sarah zirytowała się, ponieważ to oznaczało, że niepotrzebnie przed nim uciekała. - Nigdy nie mamy poślizgów - odparła chłodno. - Jedzenie dostarczą przed szóstą. Przyjadę na czas i wszystkiego dopilnuję. - Dokąd się wybierasz? Na długo? - Nie mam pojęcia. Ale spokojna głowa, na pewno wrócę. Alexowi podejrzanie zalśniły oczy. - Zostań jeszcze chwilę. Nie widziałem cię przez trzydzieści sześć godzin! Czy wiesz, że w słońcu masz wokół głowy miedzianą aureolę? - Nie wiem, co mam wokół głowy, ale czuję, że w środku mózg mi wysycha - odparła bez polotu. - Więc im prędzej pojadę, tym lepiej. Na razie.
R
S
Niedbale machnęła ręką na pożegnanie i odjechała z niebezpiecznie dużą szybkością. Chciała jak najprędzej znaleźć się poza zasięgiem wzroku Alexa. Wyczytała bowiem w jego oczach, że myśli o pocałunkach przy blasku księżyca i ma ochotę na to samo w pełnym słońcu. Wyjazd do Tunbridge Wells nie był ucieczką z Ingham Lacey. Sarah postanowiła kupić nową, wieczorową suknię, aby pięknie wyglądać,, gdy powie Alexowi, że nie zostaną kochankami. Zastanawiała się przez chwilę, czy postąpiłaby inaczej, gdyby spotkali się w innych okolicznościach. I doszła do wniosku, że wtedy też zachowałaby się podobnie. Nie chciała romansu, ponieważ rozpacz i depresja były zbyt wysoką ceną za kilka dni czy nawet miesięcy szczęścia. Znała tę cenę z własnego doświadczenia. Wróciła do domu z pustą portmonetką, lecz przekonana, że zabłyśnie urodą. Nie tylko kupiła sobie kosztowną toaletę, ale poszła również do najdroższego fryzjera. Jedwabna suknia, na którą od razu zwróciła uwagę, była przeceniona. Widząc wahanie klientki, ekspedientka zapewniła, że obniżono cenę jedynie ze względu na to, że suknia kolorystycznie odpowiadała bardzo niewielu osobom. Według niej czekoladowy odcień wyglądał smutno przy przeciętnej urodzie, lecz doskonale podkreślał kolor oczu Sarah i jej mlecznobiałą karnację. Suknia była prosta, pod szyję, ale bez rękawów. Ekspedientka rozpływała się w zachwytach, a Sarah czuła, że toaleta jest jakby wymarzona dla niej. Po powrocie do domu zasiadła przed lustrem. Starannie pomalowała rzęsy, nałożyła złotawe cienie na powieki i umalowała usta.
R
S
Przypięła klipsy w kształcie bursztynowej łezki i przyjrzała się sobie krytycznym okiem. Na szczęście była zadowolona z efektu i poczuła, że może ruszyć na podbój świata. Weszła na zwodzony most, w chwili gdy zegar na wieży wybijał godzinę szóstą. Prawie jednocześnie zajechała furgonetka. Sarah ucieszyła się, że dostawcy przyjechali punktualnie i wobec tego nie będzie miała czasu na żadną rozmowę. Alex otworzył jej drzwi i stał, nie mogąc wymówić ani słowa. Zachwyt w jego oczach był dostateczną nagrodą za wszystkie starania Sarah, aby go oczarować. - Ale olśniewasz urodą... - szepnął wreszcie. - Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie. - Dżentelmen nie pozwala damie stać w drzwiach - odezwał się ktoś w głębi korytarza. - Doprawdy wstyd! Obok Alexa stanął mężczyzna nieco niższy i tęższy, o płowych włosach i bystrych, niebieskich oczach. Sarah często widywała go wśród zwiedzających. - Wiem, że mam przyjemność powitać panią Sarah Law. - Mężczyzna wyciągnął rękę na powitanie. - Jestem Alexander Mackenzie. Niejednokrotnie widzieliśmy się tutaj. - Rzeczywiście. Tym bardziej miło mi pana poznać. - Sarah uśmiechnęła się czarująco. - Szkoda, że nikt mi nie powiedział, kim pan jest. - Lubię występować incognito. Pozwoli pani, że przedstawię ją mojej żonie. Alex, zabieram panią Law, a ty sprawdź, co dostawcy przywieźli. Alex z trudem oderwał oczy od Sarah. - Dobrze. Już idę otworzyć im drzwi. Alexander Mackenzie zaprowadził Sarah do bawialni. Jego
R
S
żona siedziała z nogami na kanapie. Na widok gościa odłożyła książkę, włożyła pantofle i wstała. Miała na sobie prostą, błękitną suknię. Blond włosy, lekko przyprószone siwizną, okalały piękną, młodzieńczą twarz. - Będąc tu nieoficjalnie, widziałam panią wiele razy, więc miło mi, że wreszcie poznajemy się oficjalnie. - Uśmiechnęła się serdecznie. - Jestem pełna podziwu dla tego, co pani robi w Ingham Lacey. - Dziękuję; -Sarah uścisnęła podaną dłoń. - Oczywiście ja też państwa dawno zauważyłam. Ale nie uwierzyłabym, gdyby mi ktoś powiedział, że państwo są rodzicami Alexa. Wyglądają państwo zbyt młodo, żeby mieć takiego syna. - O, od razu podbiła pani serce mojej żony. - Alexander Mackenzie roześmiał się zadowolony. - Ellen zastawiła na mnie sidła zaraz na pierwszym roku studiów. - Sandy najchętniej wmawiałby wszystkim, że już jako dziecko musiał stanąć na ślubnym kobiercu - westchnęła jego żona. - Nie było aż tak źle. Ale pobraliśmy się zaraz po ostatnich egzaminach, czyli bardzo młodo w porównaniu z tym, co teraz jest w modzie. Ostatnie słowa usłyszał Alex, który akurat wszedł. - Nawet nie wiecie, jakim utrapieniem są rodzice wyglądający jak rodzeństwo. Przepraszam, że muszę przerwać wynurzenia, ale dostawca chce rozmawiać z Sarah. - Już idę. - Proszę szybko wracać. Napijemy się szampana - powiedział Alexander Mackenzie. - Niech pani innym zostawi pracę. Czy pozwoli pani, że będę mówić jej po imieniu? - Będzie mi bardzo miło. Przeprosiła i poszła do kuchni. Czekała na nią młoda ko-
R
S
bieta, która już kilkakrotnie była w Ingham Lacey i we wszystkim się orientowała. Sarah zajrzała jeszcze do jadalni, po czym wróciła do bawialni. Zastała tylko Alexa, który wyglądał przez okno. - Mama poszła poprawić makijaż, a ojciec jest na dziedzińcu, gdzie wdał się w rozmowę z Jackiem Wellsem. - Podał jej kieliszek szampana i znów stanął przy oknie. - Cudnie dziś wyglądasz - szepnął. - Moi rodzice są tobą oczarowani. - Ja nimi też, chociaż mnie zupełnie zaskoczyli. Okazuje się, że nic o tym nie wiedząc, znałam twoich rodziców z widzenia. Myślałam, że ty jesteś kopią ojca. - Jestem rzekomo kubek w kubek podobny do dziadka. A ojciec do babki, czyli do swojej matki. - Byłeś oczkiem w głowie dziadka? - Tak, choć pozornie to szorstki człowiek. - Alex wzruszył ramionami. - Pewnie z miłości był dla mnie jeszcze surowszy niż dla innych. Moje siostry są podobne do matki, ale ja jestem stuprocentowym Mackenzim. Dziadek dopilnował, żebym zaczął pracę od najcięższej i najgorszej. Nic mi to nie zaszkodziło, tylko niepotrzebnie musiałem udowadniać, że nie jestem maminsynkiem. W jednej bójce nawet złamano mi nos... Czasami irytuje mnie to, że, jak powiadasz, jestem następcą tronu. Wcale mi się nie uśmiecha taka rola. Na szczęście ojciec jest w doskonałej formie i tak zaangażowany w pracę, że jeszcze długo nie abdykuje. Ma dopiero pięćdziesiąt trzy lata. Czyli na razie mam względny spokój. - Wolałbyś robić coś innego? - Powiem ci, ale tylko pod warunkiem, że nie będziesz się ze mnie śmiała. - Obiecuję. - Chciałem być artystą. Marzyło mi się malowanie, cyga-
R
S
neria, mansarda, życie o głodzie i chłodzie, ale ze sztuką przez duże S. No, wiesz, co ci będę mówił... - Skrzywił się komicznie. - Ale ojciec mnie wyśmiał. - Co powiedział? - Że jeśli naprawdę chcę, wolna droga. Ale skoro wykosztował się na moje studia, na zachcianki nie da ani grosza. - I to cię ostudziło? - A skąd! Byłem już spakowany i gotów do drogi, gdy dziadek dostał wylewu. Może ze złości? Miał sparaliżowane obie nogi i jedną rękę, ale nie język. Na moje nieszczęście! Tak długo wiercił mi dziurę w brzuchu, aż mu uległem. - Kochałeś go? - Tak. Ale babcię jeszcze bardziej. Uśmiechnął się smętnie. - To ona sprawiła, że zostałem. Nie owijając w bawełnę, powiedziała, że dziadek może lada dzień umrzeć. - I tak się stało? - Nie. Żył jeszcze na tyle długo, że zdążyłem zainteresować się pracą, do jakiej mnie zmuszono. Szczególnie konserwacją dzieł sztuki. Z czasem zbladły moje marzenia, żeby być drugim Jacksonem Pollockiem. Delikatnie dotknął obnażonego ramienia Sarah. - Ale nie zarzuciłem malowania. Wakacje spędzam w Prowansji, Konwalii, wśród wzgórz i jezior. - Pokażesz mi kiedyś swoje obrazy? - spytała cicho i odsunęła się, ponieważ w korytarzu rozległy się kroki. - Już nawet o tym myślałem, ale wiem, co byś mi odpowiedziała, gdybym cię zaprosił na oglądanie moich prac. Sarah zrozumiała aluzję i roześmiała się perliście. Rozmowę przerwało wejście rodziców Alexa.
R
S
Państwo Mackenzie oraz ich syn okazali się przemiłymi gospodarzami. Serdecznie witali gości i zapraszali do stołu. Ellen Mackenzie podbiła wszystkich ujmującym sposobem bycia. Chodziła od jednej grupy gości do drugiej i z każdym umiała porozmawiać. Interesowała się dziećmi personelu, pytała o postępy w nauce. Kilku osobom pokazała zdjęcia swoich wnucząt. - To półdiablęta mojej siostry - objaśnił Alex przy oglądaniu kolejnej fotografii. - Czas najwyższy, żebyś i ty miał choć jedno - zauważyła jego matka. Alex mruknął coś o szampanie i czym prędzej wyszedł. - Mój syn jest niemożliwy! - zirytowała się pani Mackenzie. - Zmyka jak zając, gdy tylko wspomni się o małżeństwie i dzieciach. My w jego wieku mieliśmy już troje. Sandy Mackenzie żartobliwie pogroził żonie palcem. - Daj mu spokój. To są sprawy, w które lepiej nie ingerować. My byliśmy wyjątkiem. Teraz ludzie nie chcą pobierać się tak młodo. Sarah poczuła się zażenowana, więc przeprosiła i chciała odejść, lecz pani Mackenzie ją zatrzymała. - Proszę zostać ze mną i porozmawiać. Niech mąż zajmie się gośćmi. Ja muszę na chwilę usiąść. - Szkoda, że nie włożyłaś butów na jeszcze wyższych obcasach - dobrodusznie mruknął Sandy Mackenzie. Panie usiadły przy oknie. - Trzy lata temu byłam święcie przekonana, że praca tutaj jest zbyt trudna i odpowiedzialna dla tak młodej osoby - powiedziała Ellen Mackenzie. - Ingham Lacey jest stosunkowo małym pałacem i chyba
R
S
tylko dlatego zaryzykowano i powierzono pracę osobie niedoświadczonej. - Chyba nikt inny nie wkładałby w nią tyle serca, co pani'. - Jest pani bardzo uprzejma. - To nie żadna uprzejmość, lecz prawda. - Pani Mackenzie uśmiechnęła się filuternie. - Celowo nie powiedziałam synowi, ile pani ma lat. Był bardzo zaskoczony. Sarah roześmiała się swobodnie. - Wiem. Powiedział mi, że spodziewał się starszej pani w czarnej sukni z pękiem kluczy. Ja nie noszę czarnej sukni, ale pęk kluczy mam imponujący. - Pani Wells nie ma słów uznania. Wiemy, że pani robi znacznie więcej niż poprzedniczki. - Dla mnie to prawdziwa przyjemność. Zresztą dzięki temu wiem, ile czasu oraz energii pochłania każde zadanie i czega mogę wymagać od ludzi. Niektóre rzeczy potrafię zrobić tylko ja, bó nikt inny nie jest odpowiednio przeszkolony. Pani Mackenzie popatrzyła na nią zamyślona. - Hmm... A co na to sympatia? Nie przeszkadza mu, że gra tylko drugie skrzypce? - Nikt nie gra drugich skrzypiec. Mam rodziców, siostrę oraz kilku znajomych i z nimi utrzymuję kontakt. A latem i tak jestem tu uwiązana. - Piękna kobieta nie powinna odcinać się od świata. - Kiedy mnie takie życie odpowiada - zapewniła Sarah, zanim przypomniała sobie, że postanowiła złożyć wymówienie. W tej chwili wszedł Alex. - Zapraszam panie do stołu. Mamo, jest tyle frykasów, że znowu przytyjesz. - Zerknął na Sarah i dodał: - Moja rodzicielka jest okropnym łakomczuchem.
R
S
- Synu, więcej szacunku dla matki. - Pani Mackenzie groźnie zmarszczyła brwi. - Alexandrze, czy chcesz powiedzieć, że jestem za gruba? - Jakżebym śmiał? - Alex mrugnął do Sarah. - Pełne imię oznacza, że mama się gniewa. - Czasami muszę. - Pani Mackenzie wzięła syna pod ramię. - Idziemy. Wieczór był bardzo udany i wszyscy doskonale się bawili. Szczególnie ci, którzy byli w prywatnym skrzydle po raz pierwszy, więc dla nich dodatkową atrakcją było oglądanie apartamentu. Przyjęcie zakończyło się tuż po północy. Janet i Tim Sewellowie pożegnali się pierwsi, a za nimi kolejno wychodzili inni. Wszyscy serdecznie dziękowali gospodarzom. Sarah zdziwiła się, że rodzice Alexa wracają do Londynu. - Proszę się nie martwić, odwiezie nas kierowca – uspokoiła ją Ellen Mackenzie. - Dziękuję za udany wieczór i mam nadzieję, że niezadługo znowu się spotkamy. - Na następny koncert zarezerwuję dla państwa najlepsze miejsca. - Myślę, że spotkamy się jeszcze przed koncertem. Skoro Alex się tu przeprowadza... Sandy, nie patrz tak na mnie! - Kochanie, zapominasz, że Alex już dawno jest dorosły i nie potrzebuje opieki. Wszedł Alex z wiadomością, że zajechał samochód. - Dziękuję, synu. - Ojciec uścisnął go. - Wieczór udał się nadzwyczajnie. Cieszę się, że chcesz poznać wszystkich pracowników i... - Idziemy, Sandy - ponagliła go żona. - Pani Sarah musi jeszcze sprawdzić, czy nic nie zginęło. - No, to już nas nie ma. - Alexander Mackenzie wyciąg-
R
S
nął rękę do Sarah. - Moja droga, jesteś chyba ideałem. Wszyscy cię chwalili. - Dziękuję. - Odprowadzę rodziców i zaraz wracam - rzekł Alex. Przyszedł, kiedy w jadalni sprawdzała srebrną zastawę. - Mam nadzieję, że nic nie brakuje. - Na razie wszystko się zgadza. - Podała mu spis. - Szybciej skończymy, jeśli ty będziesz czytał, a ja tylko sprawdzała. Uporali się prędko, ponieważ nic nie zginęło. - Uf! - Sarah odetchnęła z ulgą. - Nareszcie koniec. - Jeszcze raz serdecznie ci dziękuję - powiedział Alex. - Nikt by tego lepiej nie zorganizował. Rodzice są tobą oczarowani, a ja dozgonnie wdzięczny. Wyjął coś z kieszeni! - Przyjmij to jako dowód mojego uznania. Wzięła paczuszkę z ociąganiem. - Po co prezent? - Nie marudź, tylko otwórz. Nie daję ci drogich klejnotów. Może nawet będziesz się śmiała, że to taki drobiazg. Sarah wyjęła miniaturę w złoconej ramce i patrzyła na nią zdumiona. Obrazek przedstawiał popiersie anioła w ciemnozielonej szacie. Jego bujne, rude włosy spływały na ramiona i między ledwo zarysowane skrzydła. Na pierwszy rzut oka mogła to być kopia fragmentu obrazu Millaisa, gdyby nie to, że piękny, marzycielski profil odcinał się na tle szarej, kamiennej ściany. - To ja! - szepnęła zdumiona. - Jakim cudem....? - Moja praca - rzekł Alex, dziwnie onieśmielony. - Prawdziwe dzieło sztuki! Oczywiście nie mówię o sobie - dodała czym prędzej - ale o obrazie. Postawiła go pod lampą i jeszcze raz uważnie obejrzała.
R
S
- Kiedy go namalowałeś? - Postanowiłem cię namalować od razu, gdy cię ujrzałem. - Alex stanął obok i popatrzył na obraz. - Tak cię widziałem na koncercie... oczywiście bez skrzydeł. Oto masz dowód, jak spędzałem wolny czas na wakacjach. Podoba ci się? - Bardzo. Jest absolutnie cudowny! Impulsywnie ucałowała go w policzek. Alex błyskawicznie ją objął i namiętnie pocałował w usta. - Aż dziw, że przez cały wieczór wytrzymałem - szepnął. Sarah pomyślała ze smutkiem, że to ich ostatni pocałunek, ale poddała się ogarniającym ją uczuciom. Alex całował ją czule i delikatnie. Oddawała pocałunki namiętnie, zapominając o danej sobie obietnicy. W pewnym momencie wziął Sarah na ręce i zaniósł na kanapę. Objął ją, mocno przytulił i szepnął: - Nie odpychaj mnie. - A mam taką możliwość? - spytała ze śmiechem. - Niewielką... Nie mogłem się doczekać, kiedy wszyscy wreszcie sobie pójdą. Chciałem być tylko z tobą i robić to... i to... Po chwili uniósł głowę, spojrzał w jej rozmarzone oczy i poprosił: - Nie wracaj do domu. Spędź tę noc ze mną.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
R
S
Odpowiedziała na jego prośbę w sposób wymowniejszy niż jakiekolwiek słowa. Słyszała wprawdzie jakiś głos, ostrzegający przed pułapkami miłości, lecz łudziła się, że jedna, jedyna noc nie spowoduje komplikacji. Alex był zupełnie inny niż Martin i bardzo go pragnęła. Jednocześnie czuła, że wzbudza w nim pożądanie graniczące z szaleństwem. Gdy pieszczotliwym gestem dotknęła jego muskularnej piersi, niecierpliwie zrzucił koszulę. Objęła go za szyję, pocałowała i przyciągnęła do siebie. Całowali się długo, zachłannie. Nagle Sarah odsunęła go i chciała wstać. - Gdzie idziesz?—zapytał Alex przytłumionym głosem. - Nigdzie. Zdjęła suknię i buty i wyciągnęła ręce. - Chodź..- szepnęła. Alex na moment przestał oddychać, po czym porwał ją w ramiona i zaniósł do sypialni. - Nie wierzę, że to prawda - szeptał jej do ucha. - Takie szczęście. A może to tylko sen? - Jestem z krwi i kości, a nie żadną senną marą. Możesz mnie dotknąć i sprawdzić. Alex natychmiast posłuchał rady. Jego pieszczoty i pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, a słowa coraz gorętsze. Sarah ogarnęło podniecenie, jakiego nigdy nie zaznała w ramionach Martina. Pieszcząc potężne, rozpalone ciało
R
S
Alexa i słuchając gorących, miłosnych wyznań, przeżywała niewysłowioną rozkosz. Zajrzał księżyc i chłodnym blaskiem oświetlił ich rozpalone ciała. Przez kilka minut leżeli bez ruchu, ciasno spleceni w uścisku. Potem znowu ogarnęło ich pożądanie, jeszcze większe niż poprzednio. Tym razem Alex bardziej panował nad sobą. Jego pieszczoty i pocałunki nie były tak niecierpliwe, lecz tym bardziej podniecające. Sarah czuła, że ogarnia ją nieznane szaleństwo. Po długim czasie Alex odsunął się nieco i natychmiast zasnął, z głową na jej piersi. Sarah leżała wsłuchana w jego spokojny oddech i wpatrzona w srebrny, księżyc. Przebiegła myślami upojne chwile, starając się wszystkie zapamiętać. Potem zaczęła ostrożnie, powoli odsuwać się. Gdy głowa opadła mu na poduszkę, Alex mruknął coś przez sen, lecz się nie zbudził. Sarah wysunęła się z łóżka, zabrała swoje rzeczy i na palcach wymknęła się z sypialni. Bawialnię oświetlał księżyc oraz lampy przed oknami, więc nie musiała zapalać światła. Ubrała się, wzięła torebkę oraz miniaturę od Alexa i cicho, przez kuchnię, wyszła z pałacu. Czuła się jak złodziej, skradający się w złych zamiarach. Minęła kładkę na tyłach pałacu i poszła okrężną, mniej uczęszczaną ścieżką. Wolała nie iść przez ogród włoski, ponieważ pamiętała, że jeżeli ktokolwiek wejdzie na trawnik, natychmiast zapalają się specjalne światła. Chcąc tego uniknąć, skręciła w bok. Rzadko tędy chodziła i normalnie bałaby się iść sama w nocy, lecz teraz była tak spięta, że prawie nie słyszała podejrzanych szmerów i szumów dzikiego ogrodu. Potykała się w ciemności i raz niemal się przewróciła, ale jednak bezpiecznie dotarła do ogródka koło domu. Weszła przez kuchnię i gdy zamknęła za sobą drzwi, poczuła się wy-
czerpana. Poszła prosto do sypialni, rzuciła się na łóżko i zasnęła kamiennym snem, równie głębokim jak sen Alexa.
R
S
Ranek wstał ponury, gdyż niebo było zaciągnięte chmurami. Sarah obudziła się z bólem głowy i zaczęła żałować, że w nocy uległa pokusie. Teraz zdawało się jej, że nic, nawet niewysłowione szczęście w ramionach Alexa, nie było warte takiego uczucia przepastnego smutku, jakie ją ogarnęło. Bała się, że wpadnie w czarną rozpacz. Czym prędzej wzięła gorący prysznic, potem zimny i poczuła się nieco lepiej. Włożyła białą bluzkę oraz granatową spódnicę i związała włosy w ciasny węzeł. Podczas śniadania nie mogła przełknąć ani kęsa chleba, tylko wypiła kilka filiżanek herbaty. Zrezygnowana zaczęła sprzątać ze stołu. Gdy zauważyła przechodzącego przez park Alexa, uskoczyła w bok. Alex przystanął, spojrzał w stronę jej domu, jakby miał zamiar przyjść, lecz po krótkim namyśle zawrócił do siebie. Sarah pospiesznie się umalowała i wybiegła z domu, jakby ją ktoś ścigał. Wystraszyła się, że Alex ogoli się, przebierze i przyjdzie do niej. Podejrzewała, że po tak cudownie upojnej nocy nie będzie zachowywał się dyskretnie i czekał na zaproszenie od niej. Wiedziała, że nie tylko on ponosi winę za to, co się stało. Oblała się szkarłatnym rumieńcem na wspomnienie swego szaleństwa. Martin, który niejednokrotnie wymawiał jej zbytnią pruderię, byłby zdumiony jej zachowaniem. Nie bardziej jednak niż ona sama. Alex okazał się wspaniałym kochankiem i sprawił, że przeżyła upojne chwile. Na samo wspomnienie rozkoszy, jakiej zaznała w jego ramionach, serce zaczęło jej mocniej bić. Ale jednocześnie zabolało ją, że nie jest jedyną kobietą w jego życiu. Nie chciała być jedną z wielu. Pamiętała nie tylko to,
R
S
co mówiła o nim Jane, ale i słowa jego matki. Nie miała wątpliwości, że niezależnie od tego, jak dobrze byłoby im razem, Alex prędzej czy później odszedłby, aby szukać nowych wrażeń. Wolała nie czekać, aż to się stanie. Wyszła kuchennymi drzwiami i przemknęła się do pałacu tą samą drogą, jaką obrała w nocy. Nie chciała, żeby Alex zobaczył ją przez okno. Dotarła nie zauważona i od razu poszła do wschodniego skrzydła. Wszyscy wiedzieli, że Mackenzie postanowił zastąpić Wellsa i spać w mieszkaniu pułkownika. Nikt jednak nie powinien się dowiedzieć, że i ona spędziła tam czas prawie do świtu. Zdejmując pościel i ścieląc łóżko, starała się nie myśleć o tym, co tu niedawno przeżywała. Rozejrzała się po pokoju i dostrzegła coś błyszczącego na podłodze. Schyliła się i zamarła, ponieważ na dywanie leżał klips. Jej bursztynowy klips! Zdenerwowana, na czworakach przeszukała całą sypialnię, lecz drugiej łezki nie znalazła. Wyniosła pościel do kuchni i zabrała się do sprzątania bawialni. Tutaj też szukała klipsa, ale nigdzie nie mogła go znaleźć, więc w końcu zrezygnowała. Zamykała już mieszkanie, gdy nadszedł Jack. - Dzień dobry - powiedział zaskoczony jej obecnością. - Ale z ciebie ranny ptaszek. - Zauważyłam, że Alex wrócił do siebie, więc przyszłam trochę tu uładzić, zanim przyjdą sprzątaczki. Zapomniałeś, że jutro wraca pan Newby? - Uśmiechnęła się. - Przyjęcie było na medal, prawda? - Tak. - Jack bacznie się jej przyjrzał. - Ale ty wyglądasz, jakbyś miała kaca. - Wypiłam dwa kieliszki szampana - powiedziała lekkim tonem. - O jeden za dużo.
R
S
Argument nie przekonał Jacka. - Wyglądasz naprawdę nieszczególnie. Jeżeli źle się czujesz, nie udawaj siłaczki i powiedz otwarcie. Jakoś damy sobie radę. - Mój drogi, nie rozpieszczaj mnie. Ale obiecuję, że powiem, jeśli poczuję się kiepsko. Wiedziała jednak, że będzie pracować cały dzień i dopiero wieczorem wróci do domu. Za żadne skarby nie chciała ani być sama z myślami, ani narazić się na spotkanie z Alexem w cztery oczy. Około pierwszej oprowadzała grupę turystów po kaplicy, gdy wszedł Jack i oficjalnym tonem oznajmił: - Przepraszam, pani Law, ale pan Mackenzie prosi o chwilę rozmowy. Sarah przeprosiła gości i wyszła z kaplicy. - Czy powiedział, o co chodzi? - spytała zaniepokojona. - Niebawem wyjeżdża, więc chce się pożegnać. Do zobaczenia po południu. Drzwi domu Alexa stały otworem. Kiedy Sarah zapukała, Alex przybiegł i niemal wciągnął ją do środka. - Dlaczego mnie unikasz? - zapytał i schwycił ją za ręce. - Mizernie wyglądasz. Boli cię głowa? - Nie. Po prostu za mało spałam - odparła bez zastanowienia i zaraz najchętniej ugryzłaby się w język. Alex uśmiechnął się zadowolony. - A ja spałem jak zabity aż do siódmej. Ty pewnie wyszłaś o świcie, co? - Tak. Chciał ją objąć i pocałować, lecz Sarah się odsunęła. - Żałujesz, że się zapomniałaś? - Niezupełnie. - Spojrzała mu prosto w oczy. - Nie jestem bez winy za to, co się stało, ale...
R
S
- Czy musi być jakieś ale? - Zapewniam cię, że takie zachowanie nie leży w moim charakterze. Alex pokiwał głową ze zrozumieniem. - Wiem, nie musisz mi mówić. - Skąd wiesz? - To jasne jak słońce. Dla mnie od pierwszej chwili wszystko było niebiańską rozkoszą nie tylko dlatego, że jesteś rozkosznie niedoświadczona. - Niedoświadczona? - Tak. Przyznaj się, że nigdy, nawet ze swym ukochanym profesorem, nie przeżyłaś... - Przestań! - rzuciła ostrym tonem. - Analizowanie moich doświadczeń seksualnych, lub ich braku, jest po prostu niesmaczne. - Szarpnęła ręce. - Jack powiedział, że chcesz się ze mną zobaczyć, bo wyjeżdżasz. Alex sposępniał. - Zgadza się. Ojciec każe mi jutro skoro świt stawić się we Frankfurcie. Lecę popołudniowym samolotem i dlatego chciałem się z tobą zobaczyć. Czy sądziłaś, że nie oddam kluczy i wyjadę bez pożegnania? - Nie - odparła, spuszczając wzrok. - Ale to by ci bardziej odpowiadało, prawda? - Podszedł do biurka i wziął klucze. - Proszę. Możesz sprawdzić, czy wszystko jest na miejscu, czy nic się nie stłukło lub nie zginęło. Sarah uprzejmie podziękowała, nie podnosząc oczu. Alex patrzył na nią smutnym wzrokiem. - Nie myślałem, że jestem aż tak naiwny - mruknął posępnie. - Wczoraj zdawało mi się, że to początek, ale widocznie się pomyliłem.
R
S
- Mówiłeś kiedyś o przyjaźni, ale chyba raczej chodziło ci o znajomość opartą głównie na takich kontaktach jak wczorajsze. - Pewnie w głębi duszy i tego chciałem - przyznał ponurym głosem. - Nie przeczę, że jestem przeciętnym, normalnym mężczyzną... Ale moglibyśmy przeżyć coś zupełnie wyjątkowego, jakieś spotkanie dusz i ciał. Z mojego punktu widzenia byłoby to wzniosłe. No, cóż... - Wzruszył ramionami i rzucił Sarah zimne spojrzenie stalowych oczu. - Jeśli ty masz inne zdanie, nie będę się napraszał. Życie jest za krótkie. - A świat pełen kobiet. - Zgadłaś. Żegnam cię i jeszcze raz dziękuję za przygotowanie przyjęcia. - Ja dziękuję za prezent. A może chcesz go z powrotem? - Nie. Zatrzymaj sobie na pamiątkę. - Uśmiechnął się gorzko. - Nie powinienem był malować cię jako anioła. Tylko diablica pozwoliłaby na to, co się stało, jedynie po to, żeby mnie odtrącić. - Pozwoliła? - powtórzyła zaskoczona. - Oczywiście. Przecież w każdej chwili mogłaś powiedzieć „nie". Ale... jeśli oczywiście się nie mylę... pragnęłaś mnie tak samo, jak ja ciebie. Nie martw się, nic ci nie grozi. Zapamiętaj sobie jednak, że gdybym wiedział, że to ma być tylko jeden raz, nawet bym cię nie dotknął. - Przykro mi, że się zawiodłeś. - Pewnie oboje się zawiedliśmy. - Ruszył w stronę drzwi, rzucając przez ramię: - Zdaje się, że ktoś kiedyś powiedział: „Lepiej kochać i stracić, niż nigdy nie kochać". - Tennyson. - Chyba nie wiedział, co mówi - mruknął, składając niski ukłon. - Żegnam panią.
R
S
Po jego odjeździe Sarah napisała wymówienie, które postanowiła wręczyć pułkownikowi zaraz po jego przyjeździe. Zdawała sobie sprawę, iż nie jest to najmilszy sposób powitania i że Newby nie będzie zadowolony. Nie było jednak wyboru, ponieważ nie mogła mieszkać w pobliżu Alexa. Nie miała złudzeń i wiedziała, że jej odejście spowoduje kłopoty. Mówiono jej, że przed trzema laty z trudem znaleziono zastępstwo. I nawet kiedy ją zaangażowano, poprzedniczka jeszcze przez kilka tygodni nadzorowała prowadzenie pałacu, oddanego w bardzo młode ręce. Obecnie Sarah nie była już tak młoda i niedoświadczona, ale nie czuła się o wiele mądrzejsza. Szczególnie w sprawach uczuciowych. Podejrzewała, że po dwutygodniowej znajomości z Alexem wróci do równowagi z jeszcze większym trudem niż po kilkuletnim romansie z Martinem. Pułkownik Newby był, pomimo dość szorstkiego sposobu bycia, wyjątkowo łagodnym i dobrodusznym człowiekiem. Po przeczytaniu podania o zwolnienie z pracy spojrzał na Sarah, jakby nic nie zrozumiał. - Dlaczego chce pani odejść? Co się stało? Wszyscy byliśmy przekonani, że jest pani tu szczęśliwa. - Byłam naprawdę bardzo zadowolona. Ale czas, żebym spróbowała czegoś nowego. Pułkownik pokręcił głową. - Takie zaskoczenie. Przyznam się, że wpadłem w euforię, gdy mi powiedziano, żernie będzie żadnych zmian i że Mackenzie junior tu zamieszka. Ale czułem, że nie może być aż tak dobrze. - Zasmucił się. - Nigdy bym nie przypuszczał, że akurat pani zgotuje mi taką niespodziankę. - Przepraszam, ale tak się złożyło. Oczywiście zostanę do końca lata, aż znajdzie się zastępstwo - obiecała, ponieważ
R
S
miała coraz większe wyrzuty sumienia. - Zresztą i tak muszę mieć czas na szukanie innej posady. Newby spojrzał na nią przerażony. - Czy to znaczy, że pani rezygnuje, nie mając w perspektywie żadnej pracy? Sarah spuściła oczy. - Tak - odparła cicho. - To dość nagła decyzja. - Rozumiem. A właściwie nic nie rozumiem. - Znowu pokręcił głową. - Może jeszcze pani namyśli się i zmieni zdanie, zanim będzie za późno... - Zawahał się. - Ale wymówienie, niestety, muszę od razu przesłać, gdzie trzeba. - Oczywiście. - Westchnęła ze smutkiem. - Przepraszam, że tak niemiło pana powitałam. Jak czuje się pańska żona? - Jak zwykle lepiej, gdy wygrzeje się w słońcu. Tak się cieszyła, że rozwiązano problem z mieszkaniem i że będę nadal pracował. - Skrzywił się. - Twierdziła, że nie wyobraża sobie, jak wytrzyma z emerytem, siedzącym cały czas w domu. Sarah mimo woli się roześmiała. - Moja mama to samo mówiła, kiedy ojciec przechodził na emeryturę. A teraz stale narzeka, że widuje go jeszcze mniej niż dawniej, bo znalazł sobie mnóstwo różnych zajęć. - I jak tu kobietom dogodzić! - Starszy pan spojrzał na Sarah poważnym wzrokiem. - Jeszcze wczoraj gotów byłem dać głowę, że pani jest inna.
ROZDZIAŁ ÓSMY
R
S
Rano Sarah powiedziała najbliższym znajomym, jaką decyzję podjęła. Żal Wellsów i Sewellów był szczery i tak duży, że poczuła się jeszcze gorzej. Głównie dlatego, że w stosunku do przyjaciół naprawdę miała wyrzuty sumienia. Powtarzała sobie uparcie, że nie ma wyboru i musi odejść, lecz te argumenty wcale jej nie uspokajały. Niekiedy osaczały ją wątpliwości. Oficjalnie jako powód rezygnacji z pracy podała argument, że postanowiła się przenieść, zanim na dobre zapuści korzenie w Ingham Lacey i zechce zostać aż do emerytury. Nie mogła wyznać, że boi się, iż ulegnie pokusie i zwiąże z Alexem Mackenzim. Nie chciała, aby wszyscy byli świadkami nie tylko samego romansu, ale i jego niechybnego końca. Wolała odejść, by uniknąć takiej ewentualności. - Grozi mi, że utknę tu na zawsze - powiedziała lekkim tonem. Liz Wells spojrzała na nią przenikliwym wzrokiem. Doświadczenie z córkami podpowiadało jej, że prawdziwy powód, dla którego Sarah odchodzi, być może zupełnie różni się od tego, który podaje. Przez dwa tygodnie Sarah żyła w napięciu. Bała się przyjazdu Alexa i ewentualnego nagłego spotkania. Nie wątpiła, że skoro, rozstali się w gniewie, ponowne spotkanie będzie raczej niemiłe.
R
S
Kiedy w końcu Alex przyjechał, zaistniała sytuacja była więcej niż niezręczna. Sarah sprawdzała właśnie, czy w mieszkaniu zostawionym przez pułkownika Newby'ego wszystko jest w idealnym porządku, gdy nagle usłyszała głos Alexa w korytarzu. Nie miała czasu się wycofać. Na jej widok Mackenzie stanął w progu jak wryty i walizki wypadły mu z rąk. - Dzień dobry - bąknęła speszona. - Nie wiedzieliśmy, że przyjedziesz tak wcześnie. - Dzień dobry. - Alex uśmiechnął się ironicznie. - Czy oddelegowano cię jako komitet powitalny? Sarah nie odpowiedziała na tak złośliwe pytanie. Sytuację rozładowało wejście pułkownika, który spytał żartobliwym tonem: - Sprawdza pani, czy zostawiłem wszystko tak, jak zastałem? Alex skinął na kogoś w głębi korytarza. - Chodź, moja droga, przedstawię cię pani Sarah Law. Weszła szczupła blondynka w obcisłych dżinsach i skąpej, szkarłatnej bluzce. - Dzień dobry. - Odsunęła grzywę jasnych włosów, opadających na oczy i krzyknęła zdumiona: - Ojej, myślałam... - ...że to będzie starsza pani - dokończył Alex. - Wszyscy popełniają ten błąd. Ale pozory mylą, wiem coś o tym. - Nie bądź złośliwy. - Dziewczyna wyciągnęła rękę i przedstawiła się: - Felicity Morton. - Witam w Ingham Lacey - powiedziała Sarah, siląc się na serdeczny ton. - Brrr! - Felicity wzdrygnęła się. - Strasznie ponuro w tych starych murach. - Bo tu straszy - wtrącił Alex z ironicznym uśmiechem na ustach.
R
S
- Naprawdę? - dziewczyna trwożliwie się rozejrzała. - Tak. Dawno temu pewien dzielny, ale ranny żołnierz wyzionął tu ducha. - Alex zwrócił się do Sarah. - Prawda, że nocami Ned Frame chodzi po domu w zakrwawionej koszuli? - Absolutna nieprawda. Bzdura! - zaprzeczył pułkownik, biorąc Felicity za rękę. - Proszę nie opowiadać takich rzeczy naszym gościom. , - Taka wprawdzie jest legenda - odezwała się Sarah - ale ja spędziłam tu wiele nocy i ani razu nie widziałam ducha Neda Frome'a. Innej zjawy też nie. Rozczarowałam panią, prawda? A teraz przeproszę państwa, bo jeszcze wszystkiego nie zrobiłam. Gdyby ci czegoś zabrakło - zwróciła się do Alexa - wiesz, gdzie mnie szukać. - Przywiozłem wszystkie niezbędne rzeczy, więc chyba nie będę musiał nikomu zawracać głowy. Sarah zrozumiała podtekst jego słów. Pożegnała się i wyszła powoli, mimo iż miała ochotę biec co sił w nogach. Poszła do pokoju kredensowego, pozornie, aby dokończyć pracę nad obrazem, a naprawdę, żeby wrócić do równowagi. Wielokrotnie wyobrażała sobie powrót Alexa, lecz nigdy nawet przez myśl jej nie przeszło, że nie przyjedzie sam. Zresztą, nawet gdyby pomyślała o takiej ewentualności, nie wzięłaby pod uwagę młodziutkiej dziewczyny. Pomyślała z goryczą, że widocznie Alex, jak wielu mężczyzn, jest czuły na wdzięk pierwszej młodości. Być może łudził się* że, podobnie jak Pigmalion, wyrzeźbi z Felicity swój ideał kobiety. Usiłowała skupić się nad pracą. Normalnie zajmowała się obrazami pod koniec roku, lecz wiedziała, że tej zimy będzie już gdzie indziej. Aby oderwać myśli Od tych dwojga, którzy przyjechali, włączyła kasetę z ariami operowymi. Niewiele to pomogło. Ze złością rozmyślała o tym, że Alex
R
S
błyskawicznie znalazł sobie towarzyszkę. Nagle zamarła i niewidzącym wzrokiem wpatrzyła się w trzymaną martwą naturę. Poraziła ją myśl, że jej znajomość z nim była jeszcze krótsza, a wiadomo, jak się skończyła. Doszła więc do wniosku, że nie ma prawa potępiać młodziutkiej dziewczyny. Otrząsnęła się i wróciła do przerwanej pracy. Wkrótce zajęcie tak ją zaabsorbowało, że nie usłyszała kroków. Zorientowała się, że ktoś wszedł, dopiero gdy na obraz padł cień. - Tak? - spytała, nie podnosząc głowy, ale drgnęła, gdy usłyszała znajomy głos: - Jack powiedział, że tutaj cię znajdę. Opanowała się najwyższym wysiłkiem woli. Wyłączyła magnetofon i odwróciła się. - Czyżbyś jednak czegoś potrzebował? - spytała uprzejmym, ale obojętnym tonem. - Tak. Wyjaśnienia. Po jakie licho złożyłaś wymówienie? Ojciec jest przekonany, że to przeze mnie. No i ma rację. Uciekasz, bo ja się wprowadzam. - Zostaję do końca lata, więc trudno mówić o ucieczce - zauważyła rzeczowo. - Jak zwał, tak zwał. Odchodzisz, bo ja tu będę mieszkał, prawda? - Tak. Stanęła przed nim wyprostowana, z dumnie uniesioną głową i śmiało spojrzała mu w oczy. - Kiedy podjęłaś tę idiotyczną decyzję? Czy przypadkiem nie w nocy po przyjęciu? - Nie. Alex patrzył na nią z niedowierzaniem. - Nie? - powtórzył. - Więc kiedy? Po moim wyjeździe?
R
S
- Trudno mi powiedzieć, w którym dokładnie momencie, ale na pewno w piątek. - Przed przyjęciem? - spytał zdumiony. - Tak. Z ponurą satysfakcją zauważyła, że zrobił się purpurowy ze złości. - To po kiego diabła - wybuchnął - pozwoliłaś mi się kochać? - A dlaczego nie? - Nie zgrywaj się. - Alexowi niebezpiecznie zalśniły oczy. - Lepiej powiedz mi szczerą prawdę. Przecież nie użyłem siły ani żadnych niecnych sztuczek. Widziałem, że ty też tego chcesz. Chyba że mnie zwiodłaś, bo jesteś najsprytniejszą aktorką na świecie. - Nie jestem żadną aktorką. Czuła, że bierze odwet za upokorzenie, jakiego doznała, gdy zobaczyła Alexa z Felicity. - Więc powiedz mi wreszcie dlaczego - nalegał, podchodząc bliżej. Lodowate spojrzenie Sarah powstrzymało go w pół kroku. - No, mów - zażądał. Sarah niedbale wzruszyła ramionami. - Z ciekawości, jeśli koniecznie musisz wiedzieć. - Z ciekawości! - Alex z trudem nad sobą panował. - Jeśli nawet tak było, jestem pewien, że zaspokoiłem więcej niż tylko ciekawość. - Przyznaję - powiedziała spokojnie, tym samym wytrącając mu broń z ręki. - Było to ze wszech miar bardzo pouczające doświadczenie. - Usłyszała jakieś głosy. - Ktoś idzie. - To Newby oprowadza Fliss po pałacu. Niebawem weszła zziębnięta dziewczyna z pułkownikiem.
R
S
- Brrr! Co za lodownia - powiedziała z pretensją w głosie. - Toż tu wszędzie zimno jak w psiarni, A jak jest zimą? Starszy pan zaśmiał się rozbawiony. - W pałacu powietrze jest bardzo orzeźwiające, ale tam, gdzie mieszkałem, było przytulnie., - Nie wierzę. Felicity zerknęła na martwą naturę i jej twarz się rozjaśniła. - Pani potrafi robić coś takiego? Alex, spójrz! - Pani Law jest bardzo utalentowaną osobą - rzekł Alex bez zająknienia i wziął dziewczynę pod rękę. - Idziemy, Fliss, bo mam ochotę napić się herbaty. Czy państwo dadzą się zaprosić? - Nie, dziękujemy. Po ich wyjściu pułkownik dyskretnie ziewnął i powiedział z ulgą w głosie: - Na dziś koniec. Do zobaczenia jutro rano. Sarah zrobiła porządek, umyła ręce i poszła na codzienny obchód. Na parterze spotkała Wellsa. - Już tu sprawdziłem. - Jack zerknął na nią z ukosa. - Liz zaprasza cię na kolację: Przyjdziesz? - Jeśli można, wolałabym wpaść kiedy indziej. Podziękuj Liz i powiedz, że muszę nadrobić trochę zaległości. A poza tym wyjątkowo przygotowałam sobie potrawkę, którą wypada zjeść. Już czeka, wystarczy odgrzać. - Wobec tego zapraszamy na piątek. - Serdecznie dziękuję. Zamknęli drzwi na wszystkie zamki i ruszyli do domu. - Wiedziałaś - zagadnął Jack nieśmiało - że Alex nie przyjedzie sam? - Skądże! - Sarah zdobyła się na uśmiech. - Ładna dziewczyna, prawda?
R
S
- Niebrzydka, ale dla niego trochę za młoda. - To już nie nasze zmartwienie. - Nasze nie, ale twoje może tak. - Moje też nie. Do jutra. Nie zapomnij podziękować Liz. Wykąpała się i zasiadła do kolacji. Myślała, że nie będzie miała apetytu, a tymczasem, zjadła aż dwie porcje potrawki. . Zdążyła sprzątnąć ze stołu i zaparzyć kawę, gdy rozległ się przeraźliwy dźwięk. Serce w niej zamarło, ale tylko na ułamek sekundy. Wiedziała przecież doskonale, jak się zachować podczas alarmu. Przeszła tyle ćwiczeń, że działała automatycznie. Pamiętała, że Jack natychmiast pobiegnie do pałacu, a do niej należą domki. Zajrzała do wszystkich pomieszczeń u siebie i przekonała się, że nigdzie nikt nie zaprószył ognia. Wzięła więc zapasowe klucze, na wypadek gdyby nie zastała wczasowiczów, i pobiegła sprawdzić, jak wygląda sytuacja w innych domkach. Po drodze zobaczyła nadbiegającego Tirria Sewella. - U nas wszystko w porządku! - krzyknął. - Dobrze. - Otworzyła drzwi większego domu. - Zajrzyj tutaj, a ja sprawdzę, czy nie ma ognia w tamtym. Strażacy powinni się zjawić lada moment. Nigdzie nie było zagrożenia, więc razem pobiegli do pałacu. Po drodze spotkali Liz. - Jack już tam jest! - krzyknęła zasapana. Tim pobiegł do Jacka, a Sarah i Liz po specjalne tace i bibułki do porcelany. Wpadły do gabinetu i gorączkowo zaczęły pakować bezcenne figurki. Wynosiły pierwszą partię, gdy zjawiła się Felicity. - Gdzie się pali? - spytała przejęta dziewczyna. - Spraw-
R
S
dziłam całe mieszkanie i nigdzie ani iskierki. Pożar jest w pałacu? - Nie wiadomo - rzuciła Sarah ostrym tonem. - Gdzie Alex? - Pojechał do Sevenoaks. - Pomoże nam pani? - Oczywiście. Przybiegła Janet Sewell. - Przydam się do pomocy? Co mam robić? Wiecie, gdzie się pali? - Nie. Wracamy do gabinetu. - Biegnąc na górę, Sarah objaśniała, co i jak pakować. Zanim przyjechali strażacy, panie zdążyły wynieść całą porcelanę i część lżejszych mebli. Strażacy rozbiegli się po domu, aby fachowo go przeszukać od dachu po kryptę. Kilku zostało na dole, z wężami w pogotowiu. Zabronili wchodzić do pałacu, więc Sarah i Liz usiadły na trawniku, ciężko dysząc. - Ciągle sobie obiecuję, że zacznę się gimnastykować wykrztusiła Liz. - Teraz już naprawdę zabiorę się za siebie. - Ja też - szepnęła zasapana Janet. - Jak się pani czuje? - zwróciła się do Felicity. - Doskonale. - A ty, Sarah? - Jestem niespokojna. Czekam, żeby powiedzieli, co włączyło alarm. Nadjechał Alex. Wyskoczył z samochodu, krzycząc: - Co się tutaj dzieje?! - Włączyły się alarmy przeciwpożarowe - odparła Sarah - ale nie wiadomo, gdzie się pali. Na razie mamy niczego więcej nie wynosić. - Pomagałam, jak tylko umiałam - pochwaliła się Felicity. 98
R
S
- Uf, ale chce mi się jeść i pić. - Uśmiechnęła się przymilnie do Alexa. - Mam nadzieję, że w lodówce jest trochę mięsa, bo to, co przywieźliśmy, niestety spaliłam. Miałam kłopoty z kuchenką. - Zauważyła, że wszyscy patrzą na nią z napięciem. - Nie umiem gotować, ale chciałam zrobić niespodziankę... - Urwała zaniepokojona, ponieważ Alex zaklął pod nosem i pobiegł do pałacu, - Co ja takiego powiedziałam? Dlaczego... - Czy... czy było dużo dymu? - zapytała Sarah cicho. - Trochę, ale bez ognia. Otworzyłam okna... - Nagle zrozumiała, co się stało i w jej oczach pojawiło się przerażenie. -Nie! Ja... Czy... - Tak. Felicity skuliła się. Alex wyszedł1 z roześmianymi strażakami. Pożegnał ich i wrócił do pań. - O, Boże! - Przerażona dziewczyna załamała ręce. - On mnie udusi. Koniec ze mną. - To był przypadek - mruknęła Sarah, wstając z trudem. - Wszystko w porządku? - zwróciła się do Alexa. - Tak. Bardzo panie przepraszam. Felicity dygotała ze zdenerwowania, ale odważnie powiedziała: - Ja powinnam przeprosić. Nie wiedziałam, że to przeze mnie włączyły się alarmy... - Właściwie moja wina - rzekł Alex, usiłując opanować gniew. - Widocznie nie dość dokładnie wszystko wyjaśniłem. - Pani Felicity dzielnie nam pomagała - powiedziała Sarah na obronę młodej dziewczyny. Liz i Janet przytaknęły. - Jestem paniom ogromnie zobowiązany. - Alex rzucił okiem na przedmioty, leżące na trawniku. - Widzę, że dużo
R
S
by ocalało, gdyby to naprawdę był pożar. - Uśmiechnął się z wysiłkiem. - Teraz kolej na moje mięśnie. Zaniosę wszystko z powrotem, a panie mogą odpocząć. - Ja ci pomogę - szepnęła Felicity. - Ani mi się waż! - Alex rzucił jej wrogie spojrzenie. - Marsz do domu. Dziewczyna posłusznie odeszła, ze zwieszoną głową i opuszczonymi ramionami. Sarah zrobiło się jej żal. - Nie bądź taki ostry. Jest bardzo młoda i nie wiedziała, co robi i czym to grozi. - Im prędzej się przekona, jakie są skutki bezmyślności, tym lepiej. Człowiek od dziecka powinien uczyć się odpowiedzialności. Żeby nie było niepotrzebnych przykrości - dodał, wymownie patrząc na Sarah, Przyjrzał się zmęczonym, spoconym kobietom. - Jeszcze raz serdecznie paniom dziękuję. Zasłużyły panie na odpoczynek, więc Jack, Tim i ja wszystko zaniesiemy z powrotem. - Porcelana jest pod moją specjalną opieką - oświadczyła Sarah zdecydowanym tonem - i nie mogę jej zostawić. W tej chwili podeszli Jack i Tim. Janet i Liz pożegnały się i oddaliły. - Jack - ostro zaczął Alex - pomóż mi przekonać Sarah, że może nam zostawić wnoszenie porcelany. Ku jego zaskoczeniu Jack i Tim jednocześnie pokręcili przecząco głowami. - Ostatecznie mogę zanosić tace na górę - powiedział Jack - ale nie wyjmę ani jednego cacka. Sarah pasy by ze mnie darła, gdyby coś się wyszczerbiło albo stłukło. A Tim pomaga z dobrego serca, bo do jego obowiązków należy tylko ogród. - I już serce mi się kroi na widok trawnika. - Sewell
R
S
spojrzał w niebo. - Zapowiadali deszcz, więc nie gadajmy, tylko bierzmy się do dzieła. Zanim wniesiono wszystko z powrotem, zrobiło się dość późno. - Sarah, zostaw ustawianie porcelany na rano - zarządził Alex. - Widzę, że ledwo trzymasz się na nogach. Sarah pokręciła głową. - Jutrzejszy dzień jest dla zwiedzających, więc muszę wszystko przygotować już dzisiaj. - Pomogę ci - zaofiarował się Jack. - A ty, Alex, idź do Felicity - rzekła Sarah. - Tak ją ofuknąłeś, że biedaczka miała łzy w oczach. - Nic jej nie będzie, jeśli sobie popłacze - warknął Alex. - Ale pójdę zobaczyć, czy znowu czegoś nie zmajstrowała. - Powiedz jej, że naprawdę nie mamy do niej pretensji. Bardzo dzielnie nam pomagała. Jack i Tim nagle przeprosili i wyszli. Alex i Sarah zostali sami w półmroku salonu. - Zostaw to wszystko - rzekł Alex z pasją. - Jesteś blada jak ściana i masz podkrążone oczy. - Taką mam urodę, że zawsze jestem blada, gdy się zgrzeję. - Poważnie spojrzała mu w oczy. - Zabieram się do pracy, a ty wracaj do Felicity. - Czy bardzo cię zaskoczyło, że przyjechała? - zainteresował się Alex. - Owszem - przyznała spokojnie. - Ale osobiście sprawdziłam, że w mieszkaniu jest idealny porządek, więc nic więcej mnie nie obchodzi. - Wiem, wiem - wycedził Alex przez zaciśnięte zęby. Już przedtem dałaś mi to do zrozumienia. A zatem dobranoc. Pracowali wytrwale, ale jednak minęła północ, zanim
R
S
wszystko znalazło się na swoim miejscu. Jack odprowadził Sarah do domu. Od razu wbiegła do sypialni i zaciągnęła zasłony, aby nie widzieć okien w mieszkaniu Alexa. Nie chciała wiedzieć, kiedy ci dwoje zgaszą światło w sypialni. Myślała ze złością o tym, jak Felicity może udobruchać Alexa za to, iż spowodowała fałszywy alarm. Rano bolały ją wszystkie mięśnie, ale oczywiście poszła do pałacu. Nadchodzący pracownicy chcieli usłyszeć ze szczegółami o wydarzeniach poprzedniego dnia. Kobiety najbardziej interesowały się Felicity, ale nie miały odwagi zapytać wprost. Sarah nie zaspokoiła ich ciekawości. Potwierdziła jedynie, że dziewczyna, chcąc wywietrzyć kuchnię, nieświadomie włączyła alarm. Ani Alex, ani Felicity nie pokazali się przed południem. Sarah i Newby obeszli cały pałac i sprawdzili, czy nic nie uszkodzono i czy wszystko jest na swoim miejscu. - Wszystko się zgadza - ucieszył się pułkownik. - Wobec tego daję pani urlop na dziś i jutro. Podczas mojej nieobecności nie miała pani ani chwili dla siebie. Nie przyjmuję żadnego sprzeciwu! Sarah nie miała najmniejszej ochoty się sprzeciwiać. Bez dyskusji przyjęła propozycję i uśmiechnęła się z prawdziwą wdzięcznością. - Nie przeczę, że chętnie odpocznę. - Należy się pani odpoczynek. Szczególnie po wczorajszej bieganinie. - Pokręcił głową niezadowolony. - Powinienem być z wami, ale pan Wells zadzwonił do mnie, gdy było już po wszystkim. - Przepraszam. Tak się zdenerwowałam, że nie pomyślałam o panu. A co gorsza, nie sprawdziłam pana mieszkania. Myślałam, że pan Mackenzie to zrobi.
R
S
Starszy pan przyjrzał się jej uważnie i zapytał: - Czy ma pani jakieś kłopoty? - Nie. Odżyję, gdy się porządnie wyśpię. Dała Jackowi telefon do siostry, spakowała się i pojechała do Londynu. Do rodziców było za daleko. Poza tym chciała być sama, a Jane akurat bawiła we Włoszech. Sarah miała klucze do jej mieszkania i mogła z niego korzystać bez sper cjalnego zaproszenia.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
R
S
Po drodze musiała zrobić zakupy, więc na miejsce zajechała późnym popołudniem. Samochód wolała zostawić na strzeżonym parkingu, mimo iż nie był pod samym domem. Walizka i torby z zakupami na szczęście nie były ciężkie. Jane zajmowała mieszkanie w suterenie starej kamienicy przy cichej, bocznej uliczce. W bawialni panował nieopisany bałagan. Jane w pracy była bacdzo zorganizowana i tam władała żelazną ręką, lecz w domu była dość nieporządna, Sarah postawiła torby i walizkę przy drzwiach i otworzyła okno. Zakasała rękawy i zabrała się do sprzątania. Wyrzuciła zwiędnięte kwiaty, pozbierała rozrzucone gazety, poukładała poduszki na kanapie. W kuchni było stosunkowo czysto. Schowała prowiant do lodówki i zaparzyła kawę. Po filiżance aromatycznego napoju poczuła przypływ energii, więc jeszcze sprzątnęła sypialnię. Jane widocznie pakowała się w pośpiechu; wszędzie leżały porozrzucane części garderoby. Sarah pochowała czyste rzeczy do szafy, a brudne wyniosła do łazienki. Wzięła pierwszy lepszy kryminał, napuściła pełną wannę wody i z rozkoszą zanurzyła się aż po szyję. Po kąpieli przygotowała kanapki i włączyła telewizor. Czuła, że zaczyna się odprężać, gdy nagle przypomniała sobie
R
S
Felicity Morton. Skrzywiła się, chociaż nie żywiła już żadnych nieprzyjaznych uczuć wobec młodej dziewczyny. Nadał jednak miała pretensję do Alexa. Zastanawiała się, czy to, że przywiózł rywalkę, było perfidnym aktem zemsty z jego strony. Być może chodziło mu jedynie o to, aby ją wytrącić z równowagi... i tego dopiął. Zacisnęła pięści, gdy pomyślała, że Felicity jest od niej nie tylko ładniejsza i szczuplejsza, ale i o dziesięć lat młodsza. A zatem już drugi mężczyzna w jej życiu znalazł sobie partnerkę młodszą od niej. Aby przerwać niemiłe rozmyślania, zadzwoniła do rodziców i powiedziała im, gdzie jest. Obiecała, że następne wolne dni spędzi z nimi. Później zadzwoniła do Bena Ferrisa, z którym utrzymywała kontakt jeszcze od studenckich czasów. Umówili się na kolację. Ben był projektantem mody. Ubierał się ekstrawagancko, prowadził samochód z szybkością zapierającą dech w piersi i uparcie powtarzał, że wcale nie zamierza się żenić. Jego znajomość z Sarah była czysto platoniczna, ale już dawno się z tym pogodził. Był bardzo miłym kompanem i wieczór z nim zawsze sprawiał Sarah dużą przyjemność. Pobyt w Londynie sprawił, że wróciła do Kent w doskonałym nastroju, mimo iż dwa dni wcześniej nie uwierzyłaby, że to jest możliwe. Newby powitał ją z ojcowskim uśmiechem na twarzy. - Wygląda pani świetnie, zaraz widać, że udało się pani odpocząć. Przyznam się, że martwiłem się o panią. Miałem niemiłe wrażenie, że coś panią dręczy. Jest pani gotowa do pracy? Zamówię kawę i od razu zabierzemy się do omawiania planów związanych z koncertem.
S
Ani jedno słowo nie padło na temat Alexa czy Felicity. Dopiero od Jacka Sarah dowiedziała się, że goście wyjechali tuż po niej. - Alex wraca jutro, ale bez panny Morton - zakończył Jack, umykając wzrokiem. - Znowu miałem nocny dyżur; - Ludzie są dziwni - powiedziała Sarah obojętnym tonem. - Warto jej było przyjeżdżać na tak krótko? - Nie wiem. Ale zmieńmy temat... czy pamiętasz, że masz zaproszenie na dzisiejszą kolację? Liz zapowiedziała, że nie przyjmuje żadnych wykrętów. - Wcale nie mam zamiaru się wymawiać. - Sarah uśmiechnęła się ciepło. - Przyjdę z prawdziwą przyjemnością. Liz zawsze potrafi wyczarować coś smakowitego, a ja nie mam ani trochę talentu kulinarnego. - I tak masz ich za dużo - oświadczył Jack poważnie. - Natura hojnie cię obdarowała, więc nie narzekaj. Umawiamy się na ósmą, dobrze?
R
W sobotę prawie do południa Sarah odkurzała tapicerkę w gabinecie. Murarze starali się jak najmniej kurzyć, lecz i tak pył wdzierał się wszędzie. Nawet pod pokrowce. Wolała więc osobiście odkurzać najcenniejsze meble. Miała niewielki odkurzacz ręczny i zbierała kurz przez siatkę, żeby nie wciągać luźnych nici tapicerki. Praca była żmudna i czasochłonna, lecz efekt od razu był widoczny. Po zakończeniu odkurzania Sarah obeszła cały pałac. Zauważyła, że wszystkie boazerie błyszczą, co oznaczało, iż Liz wytrwale pracowała, gdy ona przebywała w Londynie. Westchnęła ze smutkiem na myśl, że będzie musiała rozstać się z ludźmi, tworzącymi wyjątkowo zżyty zespół. Wie-
R
S
działa, że tego będzie jej brakować w nowym miejscu pracy, lecz kości zostały rzucone i nie było odwrotu. Wysłała już podania do National Trust, English Heritage i nawet do walijskiego Cadw. Tym razem nie mogła liczyć na znajomości, ale dzięki zdobytemu doświadczeniu protekcja nie była tak konieczna jak poprzednio. Przed odejściem z Ingham Lacey chciała doprowadzić do końca kilka prac, które wcześniej zaplanowała. Między innymi tę, którą przerwał przyjazd Alexa i Felicity. Po skromnym lunchu wróciła do pałacu, włączyła magnetofon i zajęła się obrazem. Starała się skupić na tym, co robi, lecz uparcie powracało pytanie, dlaczego pobyt młodej dziewczyny był tak krótki. Zaczęła podejrzewać, że Alex zawsze bezceremonialnie pozbywa się kobiet. Była więc zadowolona, że odsunęła się od niego, nie czekając, aż się nią znudzi. Jej rozmyślania przerwał Jack. - Zawsze wiadomo, gdzie cię szukać - powiedział, stając w drzwiach. Sarah spojrzała na niego pytającym wzrokiem. - Pracusiu, czy ty nie potrafisz bezczynnie posiedzieć nawet w sobotę? - Pochylił się nad obrazem. - Trzeba przyznać, że wydobyłaś całe piękno tego pejzażu. - Ja też tak uważam - przyznała bez fałszywej skromności i dodała: - Wczorajsza kolacja była wyborna. Zdradź mi, jakim cudem nie tyjesz przy takim wspaniałym jedzeniu? Nie rozumiem. - Jakoś się udaje. Wiesz - chrząknął zakłopotany - przyszedłem do ciebie z prośbą. - Słucham. - Czy mogłabyś mnie zastąpić na nocnym dyżurze? - Odwrócił wzrok. - Alex zadzwonił, że coś mu wypadło i przy-
R
S
jedzie dopiero jutro. A dziś jest nasza rocznica ślubu i z tej okazji wybieraliśmy się do „The Pheasant". Przedwczoraj zarezerwowałem stolik. Nie mogłem przewidzieć, że Alex zmieni plany. Pułkownika wolałbym nie fatygować. - Załatwione. - Sarah poklepała go po dłoni. - Oczywiście, że będę tu spała. Życzę wam udanego wieczoru. - Serdecznie ci dziękuję. Wróciła do pałacu z kanapkami, które chciała zjeść podczas filmu kryminalnego. Policja akurat ścigała mordercę, gdy zadzwonił telefon. Zirytowała się, że ktoś przeszkadza w najciekawszym momencie, ale wyłączyła telewizor i podniosła słuchawkę. Drgnęła nerwowo, gdy usłyszała głos Alexa. - Sarah? - zdziwił się Mackenzie. - Myślałem, że Jack będzie na dyżurze. Dlaczego zmiana? - Dziś przypada rocznica ich ślubu - odpowiedziała względnie opanowanym głosem. - Prosił mnie, żebym go zastąpiła. - Dlaczego nic mi nie powiedział? - Alex zamilkł na chwilę. - Dzwonię z prośbą... Nie mogę znaleźć skoroszytu z kilkoma ważnymi dokumentami. Ostatnia nadzieja, że go zostawiłem w sypialni. Gdybyś była tak uprzejma i się rozejrzała... Może leży gdzieś na wierzchu? - Już patrzę. - To zwykły, szary skoroszyt. - Poczekaj chwilę. Odłożyła słuchawkę i poszła do sypialni. Prawie natychmiast zauważyła zgubę, wystającą zza fotela. - Już znalazłam. Czy mam ci przysłać? - Nie. Bardzo ci dziękuję. - W głosie Alexa zabrzmiała ulga. - Najważniejsze, że wiem, gdzie jest. Proszę cię, włóż go do nocnego stolika.
R
S
- Dobrze. Dobranoc. - Sarah! - zawołał Alex. - Nie odkładaj słuchawki. Jak się czujesz? Czy odpoczęłaś choć trochę? - Wyjazd dobrze mi zrobił i czuję się świetnie. - Gdzie byłaś? - W Londynie. - Spotkałaś się z jakimś znajomym? - Tak. - Ja też byłem w stolicy. Gdybym wiedział, jak się z tobą skontaktować, byłbym zadzwonił. - Wyjechałam głównie po to, żeby chociaż na jeden dzień oderwać się od Ingham Lacey. - Myślałem, że nie możesz bez niego żyć. - Tak było przed twoim przyjazdem. - Więc moja obecność jest ci aż tak niemiła? - Nie. Ale skoro i tak odchodzę... - Nie musisz mi przypominać. - Alex zawahał się. - Powiedz mi, po kiego diabła rezygnujesz? Co ja takiego zrobiłem? Jeśli to przez Felicity, mogę wyjaśnić... - Nic nie musisz wyjaśniać. To naprawdę nie moja sprawa. - Rozumiem. Przepraszam, że zakłóciłem ci spokój. Dobranoc. Alex nie tylko przeszkodził jej w obejrzeniu filmu, ale i popsuł humor. Nie włączyła już telewizora, lecz dokończyła książkę. Bała się, że nie zaśnie, ale jednak całą noc przespała kamiennym snem. Następnego dnia od samego rana zanosiło się na upał, więc ubrała się w tę samą suknię, w której była na pamiętnym lunchu z Alexem. Wiedziała, że czeka ich poważna, choć niemiła rozmowa, a mimo to chciała wyglądać atrakcyjnie.
R
S
Po południu jak zwykle przeszła się po wszystkich komnatach, odpowiadając na pytania osób, które zainteresowało coś szczególnego z historii Ingham Lacey. Najwięcej chciał wiedzieć pewien starszy pan, którego pasjonował okres krótkiego panowania Edwarda Szóstego. Rozmowę o śmierci młodego króla przerwało wejście pani Haynes. - Przepraszam, pani Law, ale jakiś pan chciałby się z panią zobaczyć. Sarah przeprosiła miłego turystę i odeszła z panią Haynes. - Czy się przedstawił? - Nie. Ale powiedział, że jest pani znajomym. Będzie czekał na ławce niedaleko mostu. Sarah stanęła na moście i dłonią osłoniła oczy. Z najdalszej ławki podniósł się wysoki mężczyzna, który prędkim krokiem ruszył w stronę pałacu. - Martin! - zawołała zdumiona. - Dzień dobry. - Na powitanie pocałował ją w policzek. - Zrobiłem sobie urlop od rodziny. Martin Dryden nadal był przystojnym mężczyzną o młodzieńczej sylwetce i niewielu siwych włosach. Nie wyglądał na lat pięćdziesiąt. Tylko w jego oczach można było wyczytać lekkie znużenie. Ubrany był w szary garnitur i białą koszulę, rozpiętą pod szyją. - Jaka miła niespodzianka. - Chociaż raz sam, bez Isobel i dzieci. Nie zrozum mnie źle - dodał z wdziękiem, któremu kiedyś nie mogła się oprzeć. - Bardzo ich kocham, ale od czasu do czasu jednak muszę odetchnąć. Może byłoby mi łatwiej, gdybym założył rodzinę dużo wcześniej. - Aż dziw, że tego nie zrobiłeś. Tyle dziewcząt się w tobie podkochiwało.
R
S
- Przesada - mruknął Dryden, ale dumnie wypiął pierś. - Ty byłaś pierwszą, która oczarowała mnie na stałe. - Do czasu Isobel. - Tak. - Martin posmutniał i westchnął. - Wierz mi, że nigdy nie chciałem sprawić ci przykrości. - Wierzę. Poszli do ogrodu włoskiego. Martin jak zwykle chciał popatrzeć na antyczne rzeźby z Grecji i Rzymu. Turys'ci spacerowali lub siedzieli na ławkach i podziwiali piękny pałac, zielone ogrody, złote pola. - To wyjątkowo urokliwe miejsce - rzekł Martin. - Rozumiem, że niechętnie stąd wyjeżdżasz. Usiądźmy na chwilę i pogadajmy. Ty mi powiesz, co zdarzyło się u ciebie, a ja pochwalę się moimi maluchami. I pokażę kilka zdjęć tych geniutay. - Wiem, że uwielbiasz swoje dzieci. - Nie ukrywam,, że je kocham. Ale głównie dlatego, że dochody mojej wspaniałej żony pozwalają na opłacenie niani. Dinah jest nadzwyczajna. Nie wyobrażam sobie, co byśmy bez niej zrobili. - Nagle bacznie przyjrzał się Sarah. - Co ci jest? - Nic. A co ma być? - Wiem, że zachowałem się wobec ciebie paskudnie, ale naprawdę zawsze, mi na tobie zależało. I dobrze cię znam, więc widzę, że coś jest nie tak. Przez mężczyznę? Sarah uśmiechnęła się smutno. - Wszystko, co złe, to przez was. Ale poradzę sobie. - Nie wątpię. Wiem, że jesteś bardzo zaradna. A jednocześnie tak piękna, jakbyś wyszła z ram jakiegoś obrazu Millaisa... - Zauważył, że drgnęła nerwowo. - Co takiego powiedziałem? Pamiętam, że lubiłaś jego malarstwo. Chociaż dziś bardziej przypominasz „Florę" Eyelyna de Morgana...
R
S
- Myślałam, że przestałeś wygłaszać wykłady. Ja też się trochę zmieniłam. - Widzę. Fizycznie bardzo na korzyść, jeśli to jakieś pocieszenie. Jesteś wyjątkowo atrakcyjną kobietą, szczególnie gdy słońce rozpłomienia ci włosy. Ale coś mi się zdaje, że twój wewnętrzny płomień przygasł. Czy mogę ci jakoś pomóc? Doradzić coś, wesprzeć moralnie czy choćby postawić ci kawę i ciastko? Sarah spojrzała na zegarek. . - Zaczekaj tu parę minut. Powiem Jackowi Wellsowi, że znikam na godzinę. Zapraszam cię do siebie, bo dostałam przepyszne ciastka z polewą orzechową, które same rozpływają się w ustach. Ale, ale. Czy Isobel wie, że tu przyjechałeś? - Prawdę powiedziawszy, to głównie jej pomysł. Wiesz, ona często myśli o tobie. Na początku jej wyrzuty sumienia wobec ciebie były chwilami silniejsze niż miłość do mnie, - A teraz, jak sytuacja wygląda? Martin zaśmiał się ironicznie. - Jesteśmy bardzo cywilizowanym trójkątem. A może sześciokątem, jeśli wliczyć dzieci? - Nie żartuj! Powiedz Isobel, że podobała mi się jej ostatnia książka. Chociaż byłam wściekła, bo zmarnowałam pół nocy; musiałam ją przeczytać jednym tchem, tak mnie wciągnęła. W drodze do domu powiedziała: - Jeśli się nie pogniewasz, posiedzimy w kuchni. Zostawimy drzwi otwarte i dzięki temu będzie trochę więcej powietrza niż w pokoju. O tej porze już nie powinno być turystów, więc nikt się nie zapędzi, myśląc, że mój domek też jest do zwiedzania. Przy herbacie i ciastkach powspominali dawne czasy oraz
R
S
znajomych, a potem Martin z dumą opowiadał o dzieciach i pokazywał zdjęcia. - Ojej - powiedział nagle - byłbym zapomniał. Miałem zaprosić cię na wieczór literacki u szanownych Drydenów. Świętujemy podpisanie kontraktu z telewizją. - To rzeczywiście okazja. Przekaż Isobel moje gratulacje. Z przyjemnością was odwiedzę. - Isobel przyśle ci oficjalne zaproszenie. - Spojrzał na zegarek i westchnął. - Niestety, czas na mnie. Wiem, że jestem śmieszny, ale lubię kąpać moje urwipołcie. Czy mogę przed wyjazdem skorzystać z łazienki? Zaprowadziła go na górę i wróciła do kuchni. - Sarah! - usłyszała za plecami. W drzwiach stał Alex. - Czy mogę coś dla ciebie zrobić? - spytała, wstając. - Dobrze wiesz, że możesz. Zrobił ruch, jakby chciał podejść i ją objąć. Nagle zamarł, ponieważ do kuchni wszedł Martin, trzymający coś w ręku. - Znalazłem tę uroczą miniaturę na toaletce... - Martin - przerwała mu Sarah - pozwól, że przedstawię ci pana Alexandra Mackenzie. Alex, to pan Dryden. Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie i wymienili zwyczajowe grzeczności. - Nie chciałbym przeszkadzać - rzekł Alex oschłym tonem. - To nic ważnego. Żegnam państwa. - Wszedłem w bardzo nieodpowiednim momencie - powiedział Martin, gdy zostali sami. - Kim jest ów Alex Mackenzie, który cię pożerał wzrokiem? Sarah zaczęła sprzątać ze stołu. - Ingham Lacey należy do Mackenzie Holdings.
R
S
- Aha. A ty wpadłaś w oko temu Mackenzie'emu. - Przyjrzał się jej uważnie. - I on tobie. - Ale wymyśliłeś! - Wiem, co mówię. W takich sprawach nigdy się nie mylę. Sarah nagle rzuciła ścierkę, którą wycierała filiżankę, i wybuchnęła płaczem. Martin objął ją, przytulił i głaszcząc po głowie, starał się uspokoić. - Przepraszam - szepnęła po dłuższej chwili. - Dopiero teraz sobie uświadomiłem, że nigdy nie widziałem twoich łez, nawet gdy... - ...rzuciłeś mnie dla innej - dokończyła bezlitośnie. - Niemiła prawda, ale prawda. - Odgarnął jej włosy z czoła. - Czy zakochałaś się w tym raptusie, który miał ochotę mnie pobić? - Tak - szepnęła ledwo dosłyszalnie. - Więc o co chodzi, ptaszyno? Przecież on też cię kocha. - Ależ skąd! - Sarah opanowała się. - Jemu chodzi tylko o romans. Teraz jest mi trochę ciężko, ale to nic. Boję się, że z biegiem czasu sytuacja stałaby się nie do zniesienia. - Spojrzała Martinowi w oczy. - Przemawia przeze mnie doświadczenie. - Niestety, dobrze wiem, jakie. - Sposępniał. - Tym razem mogłoby być inaczej. Sarah pokręciła głową. - Jego matka twierdzi, że on ucieka na sam dźwięk słowa „małżeństwo". Wiesz, zrobił mi na złość i przyjechał tu z ponętną blondynką, w dodatku bardzo młodą. - Podły drań! Ale może chodziło mu tylko o to, żebyś była zazdrosna? - Jeśli tak, to dopiął swego. - Wskazała miniaturę. - Jest z wykształcenia architektem, a z zamiłowania artystą. On to namalował.
R
S
- Naprawdę? Doskonała robota. Ciekawym, gdzie cię widział tak rozmarzoną. - Podczas koncertu. W przerwie zamieniliśmy kilka słów, ale wtedy nie wiedziałam, kim on jest. - Miłość od pierwszego wejrzenia? - Przestań! Można by pomyśleć, że to ty piszesz romanse, a nie twoja żona. - Przepraszam. I naprawdę czas na mnie. - Pocałował Sarah w policzek. - Nie zapomnij i przyjedź do nas. Masz z kim? - Zapytam Bena Ferrisa. Pamiętasz go? Martin zamyślił się. - To ten najprzystojniejszy i najgroźniejszy z moich rywali? - Westchnął z rezygnacją. - No, niech będzie. Daj mi jego adres, wyślemy mu zaproszenie. Po odjeździe Drydena Sarah wróciła do pałacu, obeszła komnaty na piętrze i pogasiła światła. Przechodząc obok zwierciadła, spojrzała na siebie i pomyślała, że wygląda jak zjawa. Nagle drgnęła, ponieważ dostrzegła w lustrze drugą postać. - Nareszcie cię znalazłem - odezwał się Alex. - Przestraszyłeś mnie. - Myślałaś, że wreszcie zjawił się Ned Frome? - Nie. Nie wierzę w upiory z przeszłości. - Przepraszam, że wpadłem do ciebie w niestosownej chwili, ale miałem ważny powód. Chciałem oświadczyć... Sarah z wrażenia przestała oddychać. - Słucham. - Nie tutaj. Czy mbgła byś przyjść do mnie, gdy już wszystko sprawdzisz i pozamykasz? Chciałbym, żebyś spokojnie wysłuchała tego, co mam do powiedzenia.
R
S
- Dobrze. Jack chyba sprawdził parter, więc przyjdę za jakieś dziesięć minut. Zanim skończyła obchód, była mocno podenerwowana. Ledwo zapukała, Alex otworzył drzwi, jakby za nimi stał i czekał. - Napijesz się czegoś? Kieliszek wina? - Wolałabym sok owocowy. - To siadaj, a ja skoczę do kuchni. Wrócił z sokiem pomarańczowym i piwem. Nalał szklankę soku i podał Sarah. - Dziękuję. Chętnie się napiję, bo dzień był wyjątkowo gorący. - Pod wieloma względami... Czy dawni wielbiciele regularnie cię odwiedzają? - Tylko Martin. Innych widuję w Londynie. On jest historykiem sztuki, a jego żona pisze romanse historyczne. Kiedyś przyjechali tu po materiały do książki, której akcja rozgrywa się w szesnastym wieku. - Ale dzisiaj przyjechał sam - przerwał Alex. - Tak. - Dlaczego był w twojej sypialni? - wykrztusił przez ściśnięte gardło. - Nie uważasz, że to moja sprawa? - zapytała spokojnie. Alex patrzył na nią zimnym wzrokiem. - Służbowo mogłaby być i moja. Flirty personelu w godzinach pracy są naganne. - Niedługo już nie będę „personelem", więc to chyba nieważne. - A jeżeli nie damy ci referencji? Sarah dumnie uniosła głowę. - To nie. Prosić nie będę.
R
S
Zapadło przykre, przedłużające się milczenie. Alex nagle wstał i zapytał uprzejmie: - Napijesz się jeszcze soku? Sarah najchętniej odmówiłaby, lecz nadal męczyło ją pragnienie. - Proszę. Drżącą ręką podała szklankę. Alexowi też drżała ręka, co było niejakim pocieszeniem i dowodem, że jest zdenerwowany. Niecierpliwym ruchem przeczesał włosy. - Przepraszam cię - mruknął, - Gadam jak obrażony dziedzic. Wiadomo, że jesteś doskonałym pracownikiem i dostaniesz referencje... same pochwały... w każdej chwili. Sarah odprężyła się, - Dziękuję - powiedziała oschłym tonem. Alex nie spuszczał z niej oczu. - Ale mam nadzieję, że nie będą ci potrzebne. Przyznaj się otwarcie, że to przeze mnie rezygnujesz. Ingham Lacey jest za małe dla nas dwojga, prawda? - Tak - szepnęła. - Czy zostaniesz, jeżeli ja odejdę? Zapadło jeszcze dłuższe i jeszcze cięższe milczenie. Sarah z trudem ukryła rozczarowanie, że nie usłyszała tego, czego się spodziewała. - Znowu będzie problem z mieszkaniem - rzekła ze spokojem. - Nie będzie, jeśli ty je zajmiesz. Odstawiła szklankę i pochyliła się lekko do przodu. - Czy to oznacza, że mam tu zostać na stałe? - Tak. To pomysł mojego ojca - odparł chłodno. - A raczej matki. Twoje wymówienie wytrąciło ojca z równowagi. Według niego jesteś ideałem na to stanowisko. Twierdzi, że
R
S
ludzi kompetentnych można znaleźć, ale osoby z takim zaangażowaniem jak twoje nie. - Miło mi, że tak sądzi. Alex skrzywił się. - Więc matka błyskawicznie rozwiązała całą kwestię. Ja się wyprowadzam, ty wprowadzasz, a twój domek zajmie pomocnik ogrodnika. - Gdzie ty będziesz mieszkał? - Z powrotem w Chelsea. No, pani Law? Jaka jest pani decyzja? Dasz mi odpowiedź od razu, czy chcesz sprawę przemyśleć? - Wolałabym się zastanowić. Dam ci odpowiedź jutro, dobrze? - Ale wcześnie rano, bo o siódmej muszę stąd wyjechać, żeby zdążyć na posiedzenie w Londynie. Sarah wstała. Alex odprowadził ją do drzwi. - Dobranoc. - Dobranoc. Przez moment łudziła się, że weźmie ją w ramiona. Nie drgnął jednak, lecz stał z dłońmi zaciśniętymi w pięści, patrząc na nią ponurym wzrokiem. Wyszła na korytarz, postąpiła kilka kroków i odwróciła się. - Na odchodnym powiem ci, że Martin poszedł do łazienki z wiadomych powodów. Drzwi do sypialni były otwarte, więc zauważył miniaturę. - Uśmiechnęła się lekko: - Zachwycił się nią, a to nie byle co. Pamiętaj, że jest historykiem sztuki.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
R
S
Punktualnie o siódmej rozległo się pukanie do drzwi. Sarah wyskoczyła z łóżka jak z procy. Zbiegła na dół boso, potargana, w rozpiętej podomce. Otworzyła drzwi eleganckiemu Alexowi w ciemnym garniturze i olśniewająco białej koszuli. - Dzień dobry - powiedziała zasapana. - Obudziłam się bardzo wcześnie i jeszcze raz zasnęłam. - Z trudem opanowała ziewnięcie. - Wejdź. Alex uśmiechnął się lekko. - Dziękuję. - Przepraszam, ale jeszcze częściowo śpię. - Czy część, która nie śpi, jest na tyle przytomna, żeby udzielić mi odpowiedzi, po którą przyszedłem? - spytał żartobliwym tonem. - Tak. Chętnie zostanę tutaj na warunkach, jakie wczoraj podałeś. Kiedy mam się wprowadzić? - Kiedy chcesz. Wczoraj spakowałem swoje manatki i już zaniosłem do samochodu. Tak czy owak chciałem się wyprowadzić, niezależnie od twojej decyzji. Mieszkanie jest już twoje. - Spojrzał na pałac otulony poranną mgłą i rzekł posępnie: - To był romantyczny poryw, a nie praktyczne rozwiązanie. - Czuję się winna... Jakbym to ja cię wyrzucała. - Powinnaś czuć się winna z innego powodu. Dlatego, że mnie odrzuciłaś, tym samym zamykając dla mnie bramy raju.
R
S
- Jego usta wykrzywił nieprzyjemny grymas. - Do diaska, co ja wygaduję? Tutaj nawet inaczej się wyrażam! Czas, żebym wrócił na ziemię. Do widzenia. Może spotkamy się na jakimś koncercie... - Może - szepnęła. - Do widzenia. - Sarah... - Alex przysunął się. - Felicity... - Daj spokój. To twoje życie prywatne i mnie nic do niego. Alex zacisnął usta, odwrócił się i odszedł bez słowa. Sarah poszła przygotować śniadanie. Pomyślała ze smutkiem, że, oto zaczyna się pierwszy dzień bez Alexa i pustka w życiu. Po raz drugi musiała pogodzić się z wielką stratą. Nastrój poprawił się jej, gdy zobaczyła, z jaką radością wszyscy przyjęli wiadomość, że nie opuści Ingham Lacey. Skorzystała ze szczerze zaofiarowanej pomocy i prędko przeniosła się do mieszkania we wschodnim skrzydle. Większość rzeczy ułożyła w szafach w mniejszej sypialni, a w pozostałych pokojach położyła na wierzchu po kilka drobiazgów. Liz, która pomagała rozpakowywać walizki, spytała zaintrygowana: - Dlaczego nie będziesz spać w dużej sypialni? - Bo, po pierwsze, mam nieodpowiednią pościel na tamto łóżko, a po drugie, tutaj jest przytulniej. W dodatku widać domki, więc jeżeli zatęsknię za moim, będę mogła na niego popatrzeć. Liz miała minę pełną powątpiewania. - Stamtąd też byś go widziała, bo okna wychodzą na obie strony. - Ale i tak wolę ten pokój. - Podziwiam, że nie boisz się tu spać. - Liz poczuła zimny
R
S
dreszcz, przebiegający po krzyżu. - Ja bym tu nie nocowała za żadne skarby. - Jestem odważna jak lew - powiedziała Sarah z przekąsem. - Powinnaś się z tego cieszyć, bo teraz zawsze będziesz miała Jacka w domu. A to wcale nie byłoby takie pewne, gdyby Alex tu mieszkał. - Ciekawe, dlaczego tak nagle się rozmyślił. Na początku patrzył na ciebie takim płomiennym wzrokiem, że... Po co ta Felicity tu przyjechała, skoro zaraz odjechała? - Nie wiem. - Sarah wzruszyła ramionami. - Nie moja sprawa. - Skoro tak mówisz. - Liz wyjrzała przez okno. - Jaki tu błogi spokój, gdy nie ma zwiedzających. -^ Odwróciła się i jej wzrok padł na toaletkę. - Skąd masz to cudo? Kto je namalował? - Znajomy, który maluje w wolnych chwilach. - Nie jesteś mu obojętna, skoro widzi cię jako anioła. Czy to jeden z tych wiernych wielbicieli, których odwiedzasz w Londynie? Sarah mruknęła coś niezrozumiałego i zaczęła wkładać swetry do szuflady. - Ty też masz szansę być aniołem - powiedziała głośniej. - Zrobisz kawę? Dwa tygodnie później odbywał się kolejny koncert. Sarah miała nadzieję, że wśród melomanów będzie Alex. Witała wszystkich serdecznie, ale czuła się coraz bardziej spięta. Pięć minut przed koncertem zaczęła ogarniać ją rozpacz. Nagle zauważyła rodziców Alexa. Przyjechali bez syna. - Dzień dobry. - Pani Mackenzie mocno uścisnęła dłoń Sarah. - Uroczo pani wygląda w tej sukni.
R
S
- Ja też serdecznie witam - odezwał się jej mąż. - Bardzo się cieszę, że zostałaś. To była jedynie słuszna decyzja. Jak się mieszka? - Doskonale - odparła Sarah zgodnie z prawdą. - Życzę państwu pięknych wrażeń. Do zobaczenia w przerwie. Sama, niestety, nie mogła poddać się urokowi muzyki. Niewidzącym wzrokiem wpatrywała się w gobelin i usiłowała opanować rozczarowanie. Wyrzucała sobie, że jest nielogiczna, ponieważ odrzuciła Alexa, a mimo to łudziła się, że on przyjedzie. Podczas antraktu Alexander Mackenzie podszedł do niej ze słowami: - Mój syn prosił o przekazanie wiadomości. Sarah poczuła, że oblewa ją fala gorąca i błogosławiła naturę za to, że obdarzyła ją karnacją, która nic nie zdradza. - W jakiej sprawie? - Znalazł osobę, która potrafi artystycznie cerować. To był drugi cios w samo serce. - O... - zająknęła się Sarah - tak... cieszę się, że pamiętał. Kiedy tu przyjedzie? - Dopiero zimą - powiedziała Ellen Mackenzie. - W tej chwili pracuje w jakimś zamku na północy i tam skończy dopiero na jesieni. - Bacznie przyjrzała się Sarah. - Widać po pani zmęczenie, więc chyba jednak ma pani trochę za dużo pracy. - Ale i dużo satysfakcji. - Sarah zwróciła się do Alexandra Mackenzie, pytając: - Czy zauważył pan, jak wygląda elewacja? - Tak. Specjalnie przyjechaliśmy wcześniej, żeby to zobaczyć. Widać, że robotnicy są Solidni. - Pracują nawet po godzinach, bo chcą wykorzystać sprzyjającą pogodę.
R
S
Tego wieczoru położyła się bardzo późno, lecz długo nie mogła zasnąć. Dręczyła ją świadomość, że nieobecność Alexa jest złym znakiem. Aby oderwać się od bolesnego tematu, zaczęła przypominać sobie przyjęcia u Drydenów. Isobel posiadała niewątpliwy talent do organizowania wieczorów, które długo zostają w pamięci. Poza tym, mimo że młodsza, napisała już dwie poczytne powieści i miała troje udanych dzieci oraz męża wciąż tak zakochanego jak przed ślubem. Sarah poczuła ukłucie zazdrości i ciężko westchnęła. Nagle ogarnęło ją uczucie pustki. Żałowała, że nie zdecydowała się na romans z Alexem. Po dwóch tygodniach tęsknoty za nim doszła do wniosku, że mogliby spotykać się tylko w Londynie. Dzięki temu ona byłaby szczęśliwa, a w Ingham Lacey nikt nie wiedziałby o romansie. Dopiero teraz uznała, że nawet krótkie chwile szczęścia byłyby warte depresji po rozstaniu. Powinna była przystać na warunki, jakie Alex postawił. Nagle przebiegł ją zimny dreszcz. Uświadomiła sobie bowiem, że jest to jedyny człowiek, jakiego w życiij naprawdę pragnęła. I nawet jeżeli pewnego dnia spotka kogoś równie atrakcyjnego, na pewno będzie go porównywała z Alexem. W piątek przez cały dzień była zajęta, ponieważ przyjechało wyjątkowo dużo turystów. A wieczorem sama musiała wszystko sprawdzić i pozamykać. Czuła się tak zmęczona, że nawet nie miała siły przygotować kolacji. Wzięła kilka krakersów, usiadła przy oknie i obserwowała Janet oraz Tima, zajętych podlewaniem ogrodu. Tim ją zauważył i krzyknął głośno: - Wybieramy się dziś do rodziców. Czy jesteś pewna, że nie będziesz mnie potrzebować i mogę zostać do jutra?
R
S
- Oczywiście. Bawcie się dobrze! Usadowiła się wygodnie w fotelu, zapatrzyła w sierp księżyca i zamyśliła. Przymknęła oczy i zdrzemnęła się.. Ze snu wyrwał ją jakiś podejrzany dźwięk. Rozejrzała się na wszystkie strony. Po pierwszym momencie zdenerwowania prędko się opanowała. Przypomniała sobie, że Ned Frome rzekomo nigdy nie robił hałasu. Pojawiał się na krużganku i znikał, przechodząc przez ścianę. Postanowiła jednak sprawdzić przyczynę hałasu. Szybkim krokiem przeszła wszystkie komnaty, wyszła na krużganek, nawet zeszła do krypty. Nerwy miała napięte do ostatnich granic, lecz przekonała się, że nigdzie nie ma żadnego intruza, ani z krwi i kości, ani z zaświatów. Odetchnęła z ulgą, gdy wróciła do mieszkania i zamknęła drzwi na klucz. Zapaliła wszędzie światła i zajęła się kolacją. Nagle znowu usłyszała podobny dźwięk. Tym razem zorientowała się, że dochodzi z zewnątrz, więc wyjrzała przez okno. W pobliżu bramy stał człowiek w kombinezonie i kapeluszu, nasuniętym na oczy. - Dave, to ty? - zawołała. Mężczyzna wyciągnął rękę w stronę parkingu, więc pomyślała, że wyjeżdża. Zanim zjadła kolację, zrobiło się dość późno, lecz wiedziała, że i tak od razu nie zaśnie. Ostatnio źle sypiała. Położyła się do łóżka z książką, ale po przeczytaniu dwóch rozdziałów odłożyła ją i zgasiła światło. Zasnęła z myślą, że nazajutrz nie będzie zwiedzających, więc będzie miała wolne popołudnie. Zbudziła się w zupełnych ciemnościach. Westchnęła niezadowolona, przewróciła się na drugi bok i zamknęła oczy. Nagle usłyszała bardzo osobliwy dźwięk i poczuła, że jeżą się jej włosy. ,
R
S
Usiadła, nasłuchując. Tym razem nie miała wątpliwości, że słyszy zgrzyt metalu o kamień i sapanie z wysiłku. Zrozumiała, dlaczego jest ciemno choć oko wykol: nie paliła się żadna lampa na zewnątrz. Po cichutku wysunęła się z łóżka i zadzwoniła do pułkownika. - Słucham? Czy coś się stało? - Przepraszam, że pana budzę, ale zgasły wszystkie światła, a od strony ogrodu włoskiego dochodzą jakieś podejrzane odgłosy. - Jacka nie ma, prawda? - Wyjechał. Tim też. Starszy pan zaklął pod nosem. - Już się ubieram i jadę. Proszę wezwać policję. Zadzwoniła na policję, narzuciła podomkę i cicho, po omacku wyszła kuchennymi drzwiami. Ostrożnie przeszła przez most. Brama koło kiosku była zdjęta z zawiasów, a na ziemi widniały ślady pojazdu. Sarah poczuła narastającą złość, która dodała jej odwagi i sił. Podparła bramę sztabami, aby utrudnić złodziejom ucieczkę. Nagle usłyszała szum za plecami. Odwróciła się, w chwili gdy z mroku wyłonił się czarny kształt. Nadjeżdżała furgonetka ze zgaszonymi światłami. Niewiele myśląc, Sarah podbiegła i rozłożyła ręce. Rozległ się pisk hamulców; samochód gwałtownie skręcił i wpadł na bramę. Otworzyły się drzwi, których uderzenie powaliło Sarah na ziemię. Furgonetka przewróciła się i coś się z niej wysypało z wielkim hukiem. W tej samej chwili pod bramę zajechały wozy policyjne i samochód pułkownika Newby'ego". Starszy pan przybiegł pierwszy i pomógł Sarah wstać. - Czy coś się pani stało? - spytał zdenerwowany. - Odprowadzę panią do domu,..
R
S
- O, nie. Najpierw muszę wszystkiego się dowiedzieć. Kilku policjantów prowadziło już trzech młodych mężczyzn, którzy się wyrywali i zachowywali dość agresywnie. Sierżant podszedł do Sarah. - Jak się pani czuje? Już wezwałem lekarza. - Czuję się dobrze, więc doktor nie jest mi potrzebny. - Lepiej niech panią zbada. - Co z samochodem? - Jest uszkodzony, odholujemy go. Dzięki pani złodzieje nie zdążyli uciec. Wygląda na to, że żaden eksponat nie został uszkodzony, gdy samochód się przewrócił. - A co ukradli? Rzeźby? Posągi? - Nie - uspokoił ją pułkownik. - Głównie urny. Samochód był przeładowany i dlatego wywrócił się, gdy panią wyminął. - Kim są złodzieje? - Hersztem jest miejscowy chłopak - odpowiedział sierżant. -Zbałamucił dwóch młodszych od siebie, bo zapewniał, że wszystko pójdzie gładko. Teraz wszyscy zawodzą jak dusze potępione. Herszt jest elektrykiem. Pracuje w firmie, która zakładała nowe oświetlenie i dlatego wiedział, jak je wyłączyć. Sarah jęknęła, a mężczyźni spojrzeli na nią zdziwieni. - Człowiek w kombinezonie i kapeluszu! Ale jestem tępa! Przecież widziałam go wieczorem. Myślałam, że to brygadzista i go zawołałam, ale on tylko pomachał mi ręką. - To ci cwaniak - mruknął policjant. - Wziął samochód ojca, zabrał kumpli i przyjechali całkiem pewni, że tu nikogo nie będzie. - Czuję się jak patentowany osioł. Jak mogłam spokojnie spać i nic nie słyszeć?
R
S
- Przecież się pani obudziła - pocieszył ją pułkownik. - Proszę nie robić sobie wyrzutów. Gdyby nie pani, złodzieje odjechaliby z łupem. - Nagle roześmiał się pod nosem. - A to dobre! Przecież pani śmiertelnie ich wystraszyła. - Jakim cudem? - To miejscowi, którzy znają legendę o duchu z pałacu. Kiedy nagle przed maską zobaczyli białą postać, z przerażenia stracili głowę. Tylko szkoda, że pani na tym ucierpiała. Po chwili sierżant poszedł na parking, a pułkownik odprowadził Sarah do domu i przygotował herbatę. Niebawem przyjechała lekarka, która stwierdziła, że Sarah nie ma żadnych poważnych obrażeń. Opatrzyła ranę na skroni, zabandażowała zwichnięty nadgarstek i dała pastylki przeciwbólowe. Poradziła, aby pacjentka przez kilka dni się nie przemęczała. - Chyba nie powinienem zostawiać pani samej - rzekł pułkownik, gdy lekarka odjechała. - Nic mi nie będzie, naprawdę - zapewniła Sarah, - Proszę spokojnie wracać do domu. Po jego wyjściu położyła się, włączyła radio i zgasiła lampkę. Niebo zaczynało różowieć, więc pomyślała, że nie zaśnie. Tymczasem zbudziła się dopiero koło południa. Przy łóżku siedziała pani Haynes. - Dzień dobry. Jak się pani czuje? Newby zadzwonił do mnie, więc wzięłam zapasowe klucze i przyszłam. - Tak mi przykro, że popsułam pani wolny dzień - zmartwiła się Sarah. - Miałabym do pułkownika żal, gdyby mnie nie zawiadomił - powiedziała pani Haynes zdecydowanym tonem. - Wygląda pani nieszczególnie, więc zaraz zrobię coś do jedzenia. - Czy wie pani, co tu się działo?
R
S
- Tylko z grubsza. Przy śniadaniu opowie mi pani wszystko ze szczegółami. Pani Haynes nie tylko podała śniadanie, ale posprzątała w pokojach, a nawet przygotowała sałatkę na lunch. Newby przyszedł po południu z bukietem pięknych róż. - Dzień dobry. Żona przesyła serdeczne pozdrowienia wraz z różami z naszego ogrodu. Sarah wtuliła twarz w kwiaty. - Ale zapach. Serdecznie dziękuję. - Żona bardzo się o panią martwi, ale nie może przyjść, bo fatalnie się czuje. - To przykra wiadomość. Wybiorę się do państwa z wizytą po niedzieli. Czy można? - Oczywiście. Żona bardzo się ucieszy. Ale najpierw musi pani nabrać sił. Sarah czuła się doskonale i jedyną oznaką nocnej przygody było podbite oko. Upierała się, że następnego dnia stawi się do pracy. Po wyjściu pułkownika zajrzał Tim. - Jak się masz? Dopiero co wróciłem i dowiedziałem się o nocnej wizycie. Pech, że mnie akurat nie było. Pod wieczór znowu przyjechała doktor Parker, aby zbadać pacjentkę. Gdy rozległo się natarczywe pukanie do drzwi frontowych, lekarka pożegnała się i powiedziała, że wpuści gościa. Alex wpadł do pokoju jak burza. - Sarah! Jak się czujesz? - To ty? Co za niespodzianka! - Sarah wstała. - Jak... jak to miło, że przyjechałeś. - Newby zawiadomił ojca, ojciec mi powiedział, a ja wskoczyłem do samochodu i jestem. - Popatrzył na nią spod
R
S
nastroszonych brwi. - Co ci strzeliło do głowy, żeby po nocy wychodzić ż domu? Miejże rozum, kobieto, przecież oni mogli cię zabić! Sarah nie lubiła, kiedy zwracano się do niej per „kobieto", lecz tym razem nie zareagowała. - Nie chciałam pozwolić złodziejom uciec. Jestem częściowo za wszystko odpowiedzialną. - Nie warto ryzykować życiem - rzucił Alex i podszedł dwa kroki bliżej. Sarah odsunęła się i usiadła na kanapie. - Okazało się, że to ja napędziłam rabusiom stracha, a nie oni mnie. Myśleli, że jestem upiorem. - Jesteś tak blada, że trochę przypominasz zjawę. - Alex usiadł obok, wziął ją za ręce i ścisnął tak mocno, że aż zabolało. - Sarah... obiecaj mi, że nigdy nic podobnego nie zrobisz. - Obiecuję. Teraz sama widzę, że zachowałam się bezmyślnie. Ale nie było ani Jacka, ani Tima, więc nie mogłam biernie czekać, aż złodzieje wszystko wywiozą. - Twojemu ukochanemu pałacowi nic nie może się stać - mruknął Alex. Sarah udała, że nie dostrzega sarkazmu w jego słowach. - To byli tutejsi chłopcy, początkujący przestępcy. Źle załadowali wóz i dlatego się przewrócił. - Dzięki Bogu nie na ciebie... - Dlaczego dziękujesz Opatrzności za mnie? Alex patrzył na nią w milczeniu, nieodgadnionym wzrokiem. Puścił jej ręce i się odsunął. - Zmartwiłbym się, gdyby samochód przejechał naszego pracownika. Sarah przygryzła wargę i odwróciła wzrok.
R
S
- Ładnie, że przyjechałeś. - Miły jestem, prawda? - mruknął ironicznym tonem. Szczególnie, że widzę, jak reagujesz, gdy się do ciebie zbliżam. - Zerknął na nią z ukosa. - Tym razem przynajmniej była u ciebie kobieta... - Jeśli wracasz do wizyty Martina… - Oczywiście, że chodzi mi o niego. - Przyjechał, żeby zaprosić mnie na wieczór literacki u nich w domu. Alex zrobił zdumioną minę i spytał podejrzliwie: - Tacy biedni, że nie mają telefonu? - Mają, ale Isobel dała mężowi wolne na pół dnia. - Utrzymujesz wyjątkowo dobre kontakty z człowiekiem, który cię rzucił dla innej. Oczy Sarah błysnęły gniewnie. - Jesteśmy ludźmi kulturalnymi i nadal się lubimy. Pozostaliśmy przyjaciółmi... - Mnie by to nie wystarczyło! - Niby co? - Gdybym był twoim ukochanym... choćby i bardzo krótko... nie mógłbym zadowolić się przyjaźnią. - Zauważył, że Sarah drgnęła. - Od pierwszej chwili, gdy tylko cię ujrzałem, wiedziałem, co z nami będzie. Nie próbuj mi wmówić, że nie czułaś tego samego. Dlaczego nie chcesz się do tego przyznać? - Zapomniałeś o Felicity? - Tę sprawę mogę zaraz wyjaśnić. - Nie musisz. W twoim życiu zawsze będzie jakaś Felicity. - Na litość boską, wysłuchaj mnie choć raz do końca! - krzyknął Alex. - Kocham cię i chcę, żebyśmy razem przeszli przez życie. Felicity przyjechała tu, bo...
R
S
- ...chciałeś mi pokazać, że nie przejmujesz się moją odmową. Alex pobladł i wpatrywał się w nią bez słowa tak długo, że aż poczuła się nieswojo. - Teraz rozumiem - szepnął wreszcie. - Co rozumiesz? - Że to nie ma nic wspólnego z Felicity. Odrzuciłaś mnie, zanim ją zobaczyłaś, prawda? - Wstał i spojrzał na nią zimnym wzrokiem. - Myślisz, że skoro nigdy nie byłem dłużej związany z żadną kobietą, jestem niezdolny do trwałego związku. I nie chcesz mnie pokochać, ponieważ boisz się, że pewnego dnia potraktuję cię jak Martin. Sarah zerwała się na nogi. - Nie podoba mi się taka psychoanaliza, ale w jednym masz rację. Rzeczywiście myślę, że jesteś niezdolny do trwałego związku. Twoja matka powiedziała, że wystarczy jedno słowo o małżeństwie, a czmychasz, gdzie pieprz rośnie. - Skoro powołujesz się na taki autorytet, nie mam nic do powiedzenia. - Spojrzał na zegarek. - Późno się zrobiło. Rodziców ucieszy wiadomość, że nic ci się nie stało. - Przekaż im moje podziękowanie za troskę. Jestem ci bardzo wdzięczna, że przyjechałeś. Alex wzruszył ramionami. - Znowu postąpiłem impulsywnie... ale po rycersku. Nawet chciałem wspaniałomyślnie zaproponować, że tu zanocuję, bo wtedy mogłabyś pojechać do rodziców. - To bardzo ładny gest, ale niepotrzebny. Jutro wracam do pracy. - Czyli niczego ode mnie nie chcesz? Sarah pomyślała, że chce, i to bardzo wiele. Alex nagle podszedł i wziął ją w ramiona.
R
S
- Nieważne, czego ty chcesz. Ja chcę tego. Pocałował ją gwałtownie i gorąco. Sarah nie miała siły go odepchnąć, więc poddała się pieszczotom. Wreszcie Alex uniósł głowę. - Kochana, zaufaj mi. - To znaczy? - spytała cicho. - Czego chcesz ode mnie? - Wszystkiego. - Usiądźmy, bo nie mogę długo stać. - Przepraszam - szepnął Alex. - Powinienem być delikatniejszy. - Nie jestem sobą i... - ...dzięki temu możemy porozmawiać. - Gdyby nie moje wczorajsze postępowanie, wcale byś nie przyjechał. - Nie jestem taki pewien. - Wziął jej dłoń w swoją. - I tak się wybierałem. - Dlaczego? Na koncert nie przyjechałeś. - Rozczarowałaś się? - Po prostu myślałam, że przyjedziesz i tyle - mruknęła, odwracając wzrok. - Matka opowiadała mi, że wyglądałaś bardzo pięknie. - Uśmiechnął się krzywo. - Stale o tobie napomyka. - Porozmawiajmy szczerze. Mówisz, że mnie kochasz... - Nie tylko mówię, ale kocham naprawdę. Jak mam cię o tym przekonać? Teraz ty powiedz prawdę. Jakie są twoje uczucia w stosunku do mnie? - Takie jak twoje wobec mnie. Alex porwał ją w ramiona. - Zaczekaj! - Nie chcę czekać. Chcę cię zanieść do łóżka i... - Nie tutaj.
R
S
- O co ci chodzi? - Gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach, wszystko wyglądałoby inaczej. Gdybyśmy mieszkali w Londynie, moglibyśmy spotykać się do woli. Nie byłoby świadków, tak jak tutaj. - Do czego zmierzasz? - Chcę powiedzieć, że nie będę już walczyć z uczuciem. Nie mogę dłużej udawać, że nie chcę tego samego, co ty. Ale nie tutaj. Będę przyjeżdżać do ciebie. Dzięki temu... jeżeli... kiedy to się skończy, nikt nic nie będzie wiedział. Będę mogła nadal tu pracować, a ty... - .. .znajdziesz sobie drugą Felicity - dokończył z goryczą i zerwał się jak oparzony. - Widzę, że mówimy różnymi językami. Sporadyczne spotkania pewnie byłyby upojne, ale od razu z nich rezygnuję. Ja inaczej widzę nasz związek. - Jak? - szepnęła, czując ogarniającą ją rozpacz. - Powiedz, czego chcesz. - Myślałem,, że wyraziłem się dość jasno - rzekł z pasją. - Ale widocznie nie słuchałaś, co mówiłem. Wobec tego odchodzę, zanim powiem coś, czego później będę gorzko żałował. - Alex! - krzyknęła. Wstała tak gwałtownie, że zakręciło się jej w głowie, więc schwyciła się krzesła. Alex podbiegł, by ją podtrzymać. - Idź do łóżka. Sama!- Czy mogę w czymś ci pomóc? - Nie. Nic mi nie potrzeba. Tylko muszę odpocząć, żeby jutro być w lepszej formie. - Więc żegnam - rzucił Alex przez zaciśnięte zęby.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
R
S
Przez kilka dni w rozmowach powracano do kradzieży, lecz powoli zainteresowanie tym tematem zmalało. Natomiast Sarah stale była nieobecna myślami i wszystko robiła niby automat. Nie mogła sobie darować, że nieomal narzuciła się Alexowi, a on ją odtrącił. Czuła się upokorzona. - Wiesz co - odezwała się Liz któregoś ranka, gdy razem sprzątały - od czasu tej nocnej przygody jesteś zupełnie nie w sosie. Czy teraz boisz się spać Sama? Jack podejrzewa, że jednak wysiadły ci nerwy. - Powiedz mu, że całkiem się myli. Przez dwa dni czułam skutki upadku, ale teraz nic mnie nie boli. A nerwy zawsze miałam jak postronki. Liz spojrzała na nią z powątpiewaniem i po krótkim namyśle powiedziała: - Podobno Alex cię odwiedził. - Owszem. Państwo Mackenzie zmartwili się wiadomością o kradzieży, a że sami nie mogli przyjechać, wysłali syna. Zaproponował mi, żebym pojechała do rodziców, a on tu zostanie kilka nocy. - Dlaczego nie skorzystałaś? - Wolałam nie wyjeżdżać, żeby się nie rozkleić. Wiadomo, że po upadku z konia najlepiej od razu wsiąść na drugiego. A nerwy naprawdę mam w porządku.
R
S
- Dobrze, że chociaż w sobotę wyjeżdżasz. Dokąd się wybierasz? - Na przyjęcie. - Wystąpisz w tej szałowej, brązowej kreacji? - Nie. Jane pożyczy mi suknię, która na nią jest trochę za ciasna. Ich rozmowę przerwał Jack. - Sarah, był do ciebie telefon. - Kto dzwonił? — spytała na pozór spokojnie, mimo że poczuła przyspieszone bicie serca. - Pan Ben Ferris. Prosił, żebyś się z nim skontaktowała. - Dobrze. Już kończę. Ben był skruszony i bardzo ją przepraszał. - Kochana, czy wybaczysz mi, jeżeli się wycofam i nie pójdę na przyjęcie u Dryderiów? - Co się stało? Rozchorowałeś się? - Nie. - Ben zawahał się. - Lepiej powiem prosto z mostu. Otóż spotkałem dziewczynę, bez której nie wyobrażam sobie życia. Zaczęła pracować u nas tydzień temu, a ja już poza nią świata nie widzę. Jestem gotów zgodzić się na wszystko. Na ślub, dzieci, niedzielne obiady z jej rodziną... Otóż Laura zaprosiła mnie do siebie akurat na ten sam dzień, kiedy jest przyjęcie u Drydenów. - A ty bałeś się powiedzieć, że umówiłeś się z inną? — Sarah roześmiała się. -Mój drogi, nie mogę zrujnować ci życia. Oczywiście idź do Laury. Oboje będziemy się bawić, tyle że każde z osobna. Po odłożeniu słuchawki ogarnął ją smutek. Ben był ostatnim ze znajomych, którzy bronili się przed trwałym związkiem. Przykro jej się zrobiło na myśl, że już nigdy nie spędzą beztroskiego wieczoru we dwoje.
R
S
Kremoworóżowa suknia z szyfonu okazała się idealna. Doskonale podkreślała piękno karnacji Sarah i jej płomiennorudych włosów. - Wyglądasz czarująco - zawołała na powitanie Isobel. I pomyśleć tylko, że nie tak dawno byłam szczuplejsza od ciebie. Isobel nie była już tą nieziemsko wiotką istotą, która podbiła serce Martina Drydena. Obecnie przypominała raczej matkę ziemię niż nimfę wodną. Ale jej olbrzymie, zielone oczy i gęste, ciemne loki były równie piękne jak dawniej. - Zdradzę ci w tajemnicy - dodała przyciszonym głosem - że moje zaokrąglone kształty zwiastują, iż świat niedługo ujrzy kolejnego Drydena. - Serdecznie gratuluję. - Prosiliśmy, żebyś przyjechała przed innymi - dodał Martin - bo chcieliśmy tylko z tobą podzielić się tą radosną wiadomością. - Zaprowadził panie do salonu. - Tutaj nasze pociechy jeszcze nie zdążyły niczego zniszczyć. - Myślałam, że zobaczę dzieci. Mogę iść do nich na chwilę? - Szkoda tej pięknej sukni. Lepiej poczekaj, aż będą w łóżkach. - Dobrze, uzbroję się w cierpliwość. Wiecie, będę sama, bo Ben rzucił mnie dla innej. - Dziwne, że nie zrobił tego wcześniej. Podkochiwał się w tobie od studiów,, więc czas najwyższy, żeby albo zaprowadził cię do ołtarza, albo na stałe związał się z inną kobietą. - Nigdy nie mówiliśmy o małżeństwie! - Bo może ty nie chciałaś - zauważył Martin. - Wiem, że jego uczucia wcale nie były platoniczne. Wiadomość, że Ben ją kochał, zdecydowanie poprawiła
R
S
Sarah nastrój. Niebawem zaczęli przyjeżdżać kolejni goście, głównie ze świata kultury i nauki. Sarah poznała aktorkę, grającą w nowym serialu telewizyjnym. Z przyjemnością porozmawiała z tymi, których już kiedyś spotkała u Drydenów. Przy kolacji siedziała obok Maxa Lawsona, zajmującego się historią średniowiecza. Lawson z zainteresowaniem wypytał Sarah o jej pracę i umówił się z nią na zwiedzanie Ingham Lacey. Twierdził, że pierwszy raz spotkał tak piękną przewodniczkę. Przez cały czas prawił jej urocze komplementy. Sarah bawił niewinny flirt. Kiedy wstali od stołu, powiedziała Lawsonowi, że musi poprawić makijaż, lecz obiecała, że zaraz wróci. - Tak naprawdę to chcę zerknąć na dzieci - szepnęła do Isobel. - Pozwalam ci iść, ale tylko na chwilę. - Dziękuję. Jamie siedział na łóżku, obłożony książeczkami. - Ciocia! - krzyknął uradowany. - Nie wolno mi iść na dół - poskarżył się. - Poczyta mi ciocia? - Z przyjemnością. - Sarah zsunęła pantofle i usiadła obok malca. - Jaką historyjkę wybrałeś? Poczytam ci, ale pod warunkiem, że uśniesz. - Dobrze. Przeczytała prawie dwie bajki, zanim Jamie zasnął Wyszła na palcach i zajrzała do pokoju bliźniaczek, po czym zeszła na półpiętro i włożyła pantofle. Gdy się wyprostowała, krzyknęła zdumiona, ponieważ stanęła twarzą w twarz z Alexem. Zamknęła oczy, myśląc, że śni, lecz gdy je otworzyła, Alex nie zniknął. Położyła palec na ustach i zeszli niżej. Przy schodach stała kanapa i stolik z lampą.
R
S
- Usiądźmy na chwilę - powiedział Alex, Sarah skwapliwie skorzystała z propozycji, gdyż czuła, że uginają się pod nią nogi. - Pani Dryden powiedziała, że poszłaś do dzieci. Dałem jej słowo honoru, że ich nie obudzę, więc łaskawie pozwoliła mi wejść na górę. Sarah zrobiła zdziwioną minę. - To wyjaśnia, dlaczego byłeś na górze, ale wcale nie mówi, jak się tu w ogóle znalazłeś. Mam nadzieję, że jakimś cudem zostałeś zaproszony. - Oczywiście. - Obrzucił ją uważnym spojrzeniem od stóp do głów. - Pani Dryden przysłała mi oficjalne zaproszenie. - Dziwne, że ani słowem nie wspomniałeś o tym, gdy ostatnio się widzieliśmy. - Miałem zaprzątniętą głowę czym innym. A poza tym, gdybym ci powiedział, pewnie byś nie przyjechała. - I to by ci chyba bardziej odpowiadało, co? O ile pamiętam, nie rozstaliśmy się w wielkiej przyjaźni. - Istotnie. Ale to wcale nie znaczy, że było łatwiej. - Co łatwiej? - Być z dala od ciebie. - Sam tego chciałeś. - Też coś! Do diaska, przynajmniej nie przekręcaj faktów. - Z trudem się opanował i dodał spokojniej: - To nie miejsce na takie tematy. - Odrzuciłeś moją propozycję - syknęła Sarah, nie mogąc opanować złości. - Dziwisz się? - Spiorunował ją wzrokiem. - Nikt mnie tak nie obraził! - Obraził? Nikomu przed tobą nic takiego nie zaproponowałam... i nigdy więcej tego nie zrobię.
R
S
- Tym lepiej. Tylko patentowany głupiec dałby się na to złapać. - Skrzyżował ręce na piersiach i wbił wzrok w ścianę. - Przez ciebie zachowuję się jak stary osioł. Ten twój profesor pewnie też tak sądzi. - A on z jakiej racji? - Widział przecież miniaturę. - Spojrzał na Sarah spode łba. - Powiedziałaś, że to moje dzieło? - Tak. Wstydzisz się, że namalowałeś mój portret? - Nie. Ale przedstawienie ciebie jako anioła niezbicie świadczy, że źle oceniłem twój charakter. - Co potwierdziło się w życiu! Alex wyglądał tak, jakby miał ochotę schwycić ją i gwałtownie potrząsnąć. - Sama to powiedziałaś - syknął - i wiesz. Urwał, ponieważ usłyszał, że ktoś wchodzi na schody. To pan domu przyniósł butelkę wina i dwa kieliszki. Alex wstał. - Skoro jest pan bez samochodu - rzekł Martin - może pan pić. - Dziękuję - odparł Alex chłodno. - Przyjechałem taksówką prosto z dworca. - Stół jest zastawiony. Proszę się częstować. - Dziękuję, ale jadłem w pociągu. - Alex zdobył się na zdawkowy uśmiech. - Rozumiem, że świętują państwo kolejny sukces pańskiej żony. - Nawet dwa sukcesy - poprawił Martin.-Sarah wyjaśni, bo ja, niestety, muszę wracać do gości. Państwo wybaczą. - O jakich sukcesach on mówił? - spytał Alex, napełniając kieliszki. - Isobel spodziewa się kolejnego dziecka. - A ile już mają?
R
S
- Troje. Chłopca i dwie dziewczynki, bliźniaczki. - Nieźle. - Martin ma pięćdziesiąt lat, więc nie mają na co czekać. - A jego żona? - Jest rok młodsza ode mnie. - Sarah wypiła łyk szampana. - Kończyłam studia, gdy ona wróciła po ciężkiej chorobie. Była wtedy smukła jak trzcina, nie to, co teraz. - W twoim głosie zabrzmiała nuta złośliwej satysfakcji. - Jestem tylko człowiekiem. - Ja też - rzekł Alex z goryczą, zapatrzony w kieliszek. - W przeciwnym wypadku nie gnałbym tutaj, żeby cię tylko zobaczyć. - Gnałeś? - szepnęła ledwo dosłyszalnie. - Jak szalony. Poza tym chciałem zobaczyć ten twój kulturalny trójkąt. Jeśli mam być szczery, wolę panią domu niż jej męża. - Isobel podoba się wszystkim mężczyznom. - Jesteś zazdrosna? - Już nie. Nawet ją lubię, chociaż może to dziwne. Cieszę się z jej sukcesu pisarskiego. A dzieci uwielbiam. Nagle spojrzała podejrzliwie. - Dlaczego przysłała ci zaproszenie? Macie wspólnych znajomych? - Nie. Po prostu zadzwoniła do biura, przedstawiła się i zaprosiła mnie. Twoja obecność miała być przynętą. Sarah prychnęła pogardliwie. - Dziwię się, że nie rzuciłeś słuchawki na sam dźwięk mojego imienia. Alex spojrzał jej w oczy. - Podziękowałem bardzo uprzejmie i powiedziałem, że
R
S
przyjdę z prawdziwą przyjemnością. Chciałem być wcześniej, ale nie zdążyłem na pociąg. Gdybym nie musiał tydzień siedzieć w Szkocji, odezwałbym się wcześniej. - Po co? - Bo muszę z tobą porozmawiać. Ale teraz nagle sobie uświadomiłem, że, zanim poważnie porozmawiamy, muszę coś zrobić. Sarah łudziła się, że to oznacza, iż weźmie ją w ramiona i pocałuje, ale on widocznie nie to miał na myśli. - Czy jutro masz dyżur? - zapytał po długiej chwili milczenia. - Tak. - A mogę przyjechać na podwieczorek? - Proszę - odparła zaskoczona. Pomyślała, że pragnie czegoś więcej, niż tylko pić herbatę w jego towarzystwie. Uśmiechnęła się lekko. - Co cię bawi? - To moja tajemnica - odparła, wstając. - Chyba powinniśmy wrócić do gości. Isobel zaprasza ciekawych, a nawet fascynujących ludzi. - Spojrzała spod rzęs. - Chociaż nikt nie mógłby być większą niespodzianką niż ty. Z twarzy Alexa zniknęło napięcie. - Przyznaj się, że myślałaś, że jestem duchem. - Tak. Gdyby nie śpiące dzieci, krzyknęłabym ze strachu. Ned Frome nie mógłby bardziej mnie wystraszyć. - Ja jestem z krwi i kości. - Wiem aż za dobrze - szepnęła. - Obserwowałem cię, gdy czytałaś książkę. - I jak ci się podobała historyjka? - Niestety, już kończyłaś. Zazdroszczę temu maluchowi.
R
S
- Czego? - Ostatnio jakoś źle sypiam. Może i mnie przydałaby się bajka na dobranoc. - Hmm... tego... Chodź, przedstawię cię kilku osobom. - Przyszedłem ze względu na ciebie, więc nikt mnie nie interesuje. Ale będę bez zarzutu, choćby tylko z wdzięczności dla pani Dryden. Isobel zauważyła ich, ledwo weszli, i zapoznała z kilkoma osobami. Alex rozmawiał ze wszystkimi uprzejmie, ale widać było, że myślami jest gdzie indziej. Sarah nagle zorientowała się, że dwie piękne kobiety bacznie ich obserwują. Okazało się, że są znajomymi Alexa. Alex przedstawił im Sarah, ale po chwili przeprosił, mówiąc, że musi poszukać gospodarzy. Podszedł do Isobel i uśmiechnął się ciepło. - Serdecznie pani dziękuję za zaproszenie. Isobel spojrzała na Sarah z triumfem na twarzy. - Zdziwiłaś się, że on też tu jest? - spytała półgłosem, gdy Alex żegnał się z jej mężem. - Tak. - Trochę się wtrąciłam, ale nie żałuję. Pamiętaj, że u mnie, i w życiu, i w książkach, wszystko musi skończyć się szczęśliwie. - Trochę za wcześnie prorokujesz - rzekła Sarah sucho. - Chcesz się ze mną założyć? - Isobel uśmiechnęła się do Alexa. - Tak się cieszę, że jednak pan zdążył. - Ja jeszcze bardziej - powiedział Alex, patrząc na Sarah. - Proszę nas znowu odwiedzić. - Dziękuję. O, słyszę dzwonek. To pewnie taksówka po mnie. Sarah, gdzie twój płaszcz? Sarah zerknęła na niego z ukosa.
R
S
- Mam jechać z tobą? - Oczywiście. Uśmiechnęła się do Isobel i Martina i powiedziała, wzruszając ramionami: - Widzę, że chcąc nie chcąc muszę wracać do domu. Dziękuję ci, Isobel. Zawsze długo pamiętam wasze przyjęcia, a tego nigdy nie zapomnę. - Chcemy, żeby goście dobrze nas wspominali - rzekł Martin. - Dobranoc państwu. Kiedy wyszli, Sarah spojrzała na Alexa z wyrzutem. - Panie Mackenzie, czy nie za bardzo się pan rządzi? Przecież mogłam nie mieć ochoty tak wcześnie wyjść albo mogłam od razu wracać do Ingham Lacey. - Pani Dryden zdradziła mi, że nocujesz u siostry - powiedział Alex spokojnie. - Podrzucę cię w drodze do domu. Gdzie siostra mieszka? Sarah uznała, że nie warto się kłócić i posłusznie podała adres. Zresztą, gdy tylko usiedli, Alex objął ją i nie pozwolił powiedzieć ani słowa. Pocałunek trwał tak długo, że bała się, iż się udusi, lecz była gotowa zapłacić nawet taką cenę, byle tylko być z Alexem. Kiedy zupełnie zabrakło im tchu, Alex odsunął się i długo patrzył jej w oczy. Przed domem Jane poprosił taksówkarza, aby zaczekał. Odprowadził Sarah, lekko pocałował i szepnął: - Do jutra. Zbudziła się o bladym świcie. Skreśliła kilka słów do siostry, która jeszcze spała, napiła się kawy i po cichu wyszła. Wracała do Kent z mocnym postanowieniem, że jeszcze tego samego dnia ostatecznie rozmówi się z Alexem. Do-
R
S
szła do wniosku, że życie istotnie jest za krótkie, aby rozdrapywać dawne rany lub bać się nowych. Przez pół dnia padał kapuśniaczek, lecz po południu wyjrzało słońce. Sarah starała się nie patrzeć na zegarek, lecz godziny wyjątkowo się wlokły. Po lunchu jak zwykle obeszła komnaty, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w należytym porządku. Towarzyszył jej Jack. W pewnej chwili uśmiechnął się znacząco i powiedział: - Liz jest ciekawa, czy udało się przyjęcie. A ja nie muszę pytać, bo to widać po blasku twoich oczu. - Ale jesteś bystry! Powiedz Liz, że wieczór był wyjątkowo udany i doskonale się bawiłam. Stała akurat przy kiosku, gdy zauważyła nadchodzącego Alexa. Rozpromieniła się na jego widok, lecz uśmiech zamarł jej na ustach, gdy zza zakrętu wyszedł wysoki młodzieniec w towarzystwie dwóch smukłych kobiet. Jedną z nich była Felicity. - Dzień dobry, Sarah. - Alex schwycił ją mocno za rękę. - Chciałbym, żebyś poznała moją siostrę, Ionę. Sarah zdobyła się na uprzejmy uśmiech i wyciągnęła rękę, którą siostra Alexa mocno uścisnęła. - Mama tyle o pani opowiada, ale ja nie bywam w tych stronach, więc dotąd nie miałam okazji poznać pani. Jej słowa zaniepokoiły Sarah. Nie rozumiała, dlaczego siostra Alexa chciałaby ją poznać. - Dzień dobry - powiedziała Felicity. - Jak się pani czuje? - Dziękuję, dobrze. Ale pracy mam po uszy. - Słyszałam o włamaniu. - Felicity wzdrygnęła się. - Ja bym nie była taka odważna. - To nie odwaga - sprostował Alex ponuro. - Sarah, to jest Harry Warner. Pani Sarah Law rządzi tutaj żelazną ręką.
R
S
Sarah z trudem opanowała irytację i uśmiechnęła się do młodego człowieka. - Witam. Tak naprawdę rządzi tutaj pułkownik Newby. Ja jestem tylko dyrektorem. - Żartuje pani - powiedział szczerze zdumiony Warner. - Nikt nie chce wierzyć, że to prawda. Alex spojrzał w stronę kawiarni. - Warto tam iść czy jest duży tłok? - Podwieczorek zjemy u mnie - oświadczyła Sarah zdecydowanym tonem. Nie miała ochoty iść do lokalu. Spojrzała na siostrę Alexa. - Proszę tędy. W domu poczuła się pewniej. Poprosiła gości do bawialni, a sama wyszła do kuchni. Kiedy wróciła z gotową herbatą, Alex poderwał się i wziął tacę. - Dziękuję. Postaw, proszę, na stoliku pod oknem. Czy mogę panią prosić o pomoc? - zwróciła się do Felicity. - Pani wie, gdzie jest kuchnia, więc czy zechciałaby pani przynieść ciastka? - Już idę. - Jestem zachwycona samym pokojem - powiedziała Iona - i bajkowym widokiem z okna. Te domki są bardzo malownicze. - Jeszcze niedawno mieszkałam w jednym z nich. - Tam chyba było przyjemniej. Tu w nocy musi być trochę strasznie. - Czy widziała pani tutejszego ducha? - spytał Harry z nadzieją w głosie. - Jeszcze nie. Ale i tak bym nie pozwoliła, żeby mnie stąd wypłoszył. Za dobrze mi tu. - Uśmiechnęła się do Felicity, która wróciła z ciastkami. --Dziękuję. Proszę się częstować.
R
S
- Fliss, czy przed przyjazdem wiedziałaś, że tu straszy? - zainteresował się Harry. - Skądże. Potem Alex był taki wściekły, że z chęcią się wyniosłam. - Przez ciebie pałac mógł się spalić - mruknął Alex. - Nie musisz mi przypominać. Rumienię się za każdym razem, gdy to sobie przypomnę. Harry roześmiał się i ją objął. - Szkoda, że mnie tu nie było. Sarah patrzyła na nich, nic nie rozumiejąc. - Czy dostanę herbaty? - szepnął Alex. - Tak... przepraszam. - Dziwne, że Alex nie dał ci porządnie w skórę - odezwała się Iona. - Mnie się dostawało za mniejsze grzechy. - Bzdury wygadujesz - zaperzył się Alex. - Tylko raz ci przyłożyłem, pod koniec studiów. Bo wyobraźcie sobie - dodał w ramach wyjaśnienia - dobrała się do mojego komputera i skasowała mi część pracy magisterskiej. Iona skrzywiła się komicznie. - Nie może mi tego zapomnieć. Rodzice stanęli po jego stronie, bo rzekomo zasłużyłam na karę. - Iono Morton! - zawołała przerażona Felicity. - Jak mogłaś coś takiego zrobić? Bałaś się go potem? - Panicznie, bo długo czułam pośladki. Teraz, braciszku, mógłbyś lepiej mnie potraktować i dać mi jeszcze filiżankę herbaty. - A ty zapamiętaj - rzekła Felicity, zerkając na Alexa kosym okiem - że nie życzę sobie, żeby twój okrutny brat zabierał mnie ze szkoły. Zachował się wobec mnie jak tyran. - Dziwisz się? - spytała Iona. - O mały włos puściłabyś z dymem aż pięć wieków historii.
R
S
- Przecież niczego nie spaliłam! - Ale przez ciebie wszyscy się niepotrzebnie napracowali. Sarah i pan Wells nawet do późnej nocy - rzekł Alex, groźnie marszcząc brwi. - Wiem, i ogromnie mi było przykro. Harry, przestań się śmiać! - To było doskonałe ćwiczenie - spokojnie powiedziała Sarah. - Przed przyjazdem strażaków zdążyliśmy wynieść najcenniejsze rzeczy, łącznie z meblami. - Wszystko przeze mnie - odezwała się Iona. - Niepotrzebnie prosiłam Alexa, żeby zabrał Fliss ze szkoły. Nie przypuszczałam, że będzie tyle ambarasu. - Miałem więcej, niż myślisz - mruknął Alex - ale nie mogłaś przewidzieć, że tak się stanie. - Czy to moja wina, że dzieci miały świnkę? - Rodzice nie mogli po mnie przyjechać, bo pojechali na konferencję - wyjaśniła Felicity, zwracając się do Sarah. - Iona miała zabrać mnie do siebie na sobotę i niedzielę, więc przysłała po mnie swojego okropnego brata. Przysięgam, że nigdy i nigdzie z nim nie pojadę! - Amen - zakończył Alex. - Ja zaoferowałem pomoc - wtrącił Harry - ale pani Morton z niej nie skorzystała. - Już widzę minę dyrektorki, gdybyś ty po mnie przyjechał. Jej uczennice powinny być niewinne i nie znać żadnych chłopców. - Zupełnie się z nią zgadzam - rzekł Alex. - Mam już siedemnaście lat! - obruszyła się Felicity. Sarah słuchała owych przekomarzań z coraz lżejszym sercem. Wszystkie podejrzenia okazały się niesłuszne. Felicity była szwagierką siostry Alexa!
R
S
- Czy zaparzyć jeszcze herbaty? - zapytała. - A może napiją się państwo wina? - Czyżbyś chciała coś uczcić? - spytał Alex ze znaczącym uśmiechem. - Owszem - odparła spokojnie, Iona wstała i dała znak młodzieży. - Wracamy. - Uśmiechnęła się do Sarah. - Miło mi, że wreszcie się poznałyśmy. Dziękuję za podwieczorek. Alex serdecznie ucałował siostrę. - A ja dziękuję, że przyjechałaś. - Zapraszam panią na dłuższą wizytę - powiedziała Sarah. - Naprawdę warto obejrzeć pałac. - Dziękuję. Chętnie skorzystam - zapewniła Iona. - Więc do zobaczenia. Gdy zostali sami, Alex spojrzał na Sarah z wesołymi iskierkami w oczach. - Nawet nie zapytałaś, dlaczego nie jadę z nimi. Czy to znaczy, że pozwolisz mi tu przenocować? - Nie - odparła bez mrugnięcia okiem. - Pewnie przyjechałeś osobno, więc możesz osobno odjechać. Alex objął ją i przytulił. - Nie dręcz mnie, kobieto. - Nie lubię, kiedy się do mnie mówi „kobieto". - Więc jak mam się do ciebie zwracać? Pani Law? Kochanie? Najdroższa? - To ostatnie jest najlepsze. - A czy w ogóle musimy mówić? - spytał, zaglądając jej w oczy. - O jednym tak. Dlaczego wcześniej nie wyjaśniłeś, kim jest Felicity? - Próbowałem kilka razy, ale nie pozwoliłaś mi dokoń-
R
S
czyć. Zresztą dziewczyna wcale nie jest ważna, bo odrzuciłaś mnie, zanim dowiedziałaś się o jej istnieniu., - To prawda - przyznała cicho. - Chodź. - Alex usiadł i wziął ją na kolana. - Teraz mi wytłumacz, bo chcę wreszcie znać prawdę. - Przecież już wszystko wiesz. - Sarah spojrzała mu prosto w oczy. - Zanim tu przyjechałeś, wiedziałam, że jesteś zatwardziałym kawalerem i nie masz zamiaru się żenić, bo wolisz skakać z kwiatka na kwiatek. Słowa twojej matki tylko to potwierdziły. Mimo to tak się w tobie zakochałam, że tej jednej nocy nie mogłam oprzeć się pokusie. I to, co przeżyłam, było... wspaniałe, nieporównywalne z niczym innym. Dlatego postanowiłam zdusić miłość w zarodku, żeby serce mi nie pękło po rozstaniu. - To, co matka powiedziała, było prawdą do momentu, gdy ciebie spotkałem. Skąd biedaczka mogła wiedzieć, że swymi słowami odstraszy jedyną kobietę, z którą chciałem być do końca życia? - A chcesz nadal? Alex żachnął się zniecierpliwiony. - Jak mam cię o tym przekonać? Wiesz, że nie będę błagał... - Nie musisz. Chcę tego samego i to na twoich warunkach. - Warunkach? Co ty wygadujesz? - Prawdę powiedziawszy, sama nie wiem. Myślałam, że chcesz, żebyśmy byli razem. Mieszkali pod jednym dachem i tak dalej. - Ludzie, którzy się kochają, na ogół mieszkają razem. Kochasz mnie choć trochę?
R
S
- Tak. - Pocałowała go gorąco. - Kocham cię do szaleństwa. - Ja ciebie jeszcze bardziej. Tylko o tobie myślę i tylko ciebie pragnę. Czy inaczej zachowywałbym się jak zadurzony uczniak? - Zaśmiał się niewesoło. - Wykorzystałem Felicity, żeby wzbudzić w tobie zazdrość. To też sztubackie posunięcie, Kiedy pojechałem po nią, była w szkolnym mundurku, brzydkim, nietwarzowym. Po drodze wstąpiliśmy na lunch i wtedy poszła się przebrać. Oniemiałem, gdy wróciła w obcisłych dżinsach i skąpej bluzce, Dopiero wtedy wpadłem na ten podły pomysł, żeby ją tu przywieźć. - Ty potworze! - syknęła Sarah, udając gniew. - Byłam tak zazdrosna, że najchętniej bym jej oczy wydrapała. - A ja miałem złośliwą satysfakcję. - Alex pocałował ją zachłannie. - Chciałem, żeby serce zabolało cię tak mocno, jak mnie, kiedy mi powiedziałaś, żebym sobie poszedł w siną dal. Ale nie wytrzymałem i potem przyjechałem... a u ciebie akurat był Dryden. - Myślałam, że rzucisz się na niego z pięściami. - Niewiele brakowało... - Odsunął ją nieco. - Nie podoba mi się ten twój profesor. A jego żona to nie taka znów dobra wróżka. Zaprosiła mnie na przyjęcie, bo chce, żebyś wreszcie z kimś się związała i żeby jej mąż przestał do ciebie wzdychać. - Dlaczego więc przyjąłeś zaproszenie, skoro tak go nie cierpisz? - Nie wiesz, że tonący brzytwy się chwyta? - A gdyby cię nie zaprosili, to co? - I tak przyjechałbym tu dzisiaj z siostrą i Felicity. Harry'ego nie brałem pod uwagę, ale on i Fliss są jak papużki nierozłączki. Zresztą warto było go przywieźć choćby po to,
R
S
żeby zobaczyć wyraz twojej twarzy, gdy na nich patrzyłaś. Ale zostawmy ich w spokoju. Lepiej mi powiedz, że mnie kochasz. Sarah zrobiła to tak żarliwie, że długo nie było słychać ani słowa. Wreszcie Alex odsunął się i powiedział, z trudem łapiąc oddech: - Teraz porozmawiamy. - Nie. - Sarah przytuliła się. - Chodźmy do łóżka. - Nie kuś! Najpierw musimy omówić te jakieś warunki. Co proponujesz? - Nic, bo znowu mnie wyśmiejesz - powiedziała z wyrzutem i z płonącymi oczyma. - No, bo proponowałaś spotkanie raz na sto lat, gdy akurat oboje będziemy mieli trochę wolnego czasu. Sarah przygryzła wargę. - A jakie rozwiązanie ty widzisz? - Zamieszkam tu, jak pierwotnie planowałem. Tyle że z tobą i nie w tym mieszkaniu. - Nie rozumiem. - Ojciec dokupił trochę ziemi i zaangażował człowieka, który będzie zastępcą pułkownika. To kawaler, więc chętnie tutaj zamieszka. - A ja gdzie? - Ze mną. - To już słyszałam, ale gdzie? - Niecierpliwiła się coraz bardziej. Alex uśmiechnął się tajemniczo. - Ojciec kupił również dom. Ten nad rzeką, w Hopford... - Mill House? - Oczy Sarah zrobiły się okrągłe ze zdumienia. - Byłam tam raz czy dwa. Dom jak marzenie.
R
S
- Może być nasz, jeśli tylko zechcesz. - Alex przytulił ją i popatrzył na jej zarumienioną twarz. - Ale wyjaśnijmy parę szczegółów. Po pierwsze, mnie chodzi o związek na całe życie. Jeśli nie chcesz wziąć ślubu, dobrze, ale jeśli się pobierzemy, jeszcze lepiej. Tylko o jednym pamiętaj: czekałem na ciebie przez całe życie i teraz już nie spuszczę, cię z oka. Mówię poważnie. I dlatego dobrze się zastanów, zanim się zgodzisz. Sarah przez chwilę udawała, że się namyśla. Wreszcie spojrzała na niego oczyma pełnymi miłości. - Chyba jakoś to przeżyję - szepnęła. Alex obsypał ją pieszczotami, po czym wziął na ręce i wstał. - Czy uprzedziłem - spytał między jednym pocałunkiem, a drugim - że ciągle będziemy się kochać? - Nie zdążyłeś - szepnęła. - Ale to cudowna perspektywa. - Dobrze, że się zgadzamy. Od pierwszej, wspólnie spędzonej nocy Sarah marzyła o tym, żeby pogodzili się w taki sposób. Teraz spełniło się jej marzenie. Kiedy po długim czasie chwilę leżeli spokojnie, nagle coś sobie przypomniała, wysunęła się z ramion Alexa i wyskoczyła z łóżka. - Gdzie idziesz? - We mnie też drzemie romantyczna dusza, więc mam dla ciebie prezent. Poza tym muszę przynieść podomkę. Przecież nie mogę tak paradować. - A to dlaczego? - Alex rozejrzał się po sypialni i dodał: - Gdzie są twoje rzeczy? - W drugiej sypialni, Chyba się domyślasz, czemu nie chciałam spać tutaj.
R
S
Alex wyciągnął ręce i szepnął przytłumionym głosem: - Chodź do mnie. - Zaraz. Włożyła podomkę, wyjęła z szuflady niewielkie pudełko i wróciła. Alex pokazał zaciśniętą pięść.. - Jak już mowa o romantykach… - Odchylił palce. Na dłoni leżała bursztynowa łezka. - Nosiłem ją stale przy sobie, żeby się upewniać, że tamta noc mi się nie przyśniła. - Naprawdę? Sarah objęła go i namiętnie pocałowała. - Gdybym wiedział, że tak okażesz radość, już dawno bym ci o tym powiedział. A to co? - zapytał, otwierając pudełko.- Klucz! - Symbol. Miałam zamiar dać ci, gdy byłeś u mnie po włamaniu. Chciałam, żebyśmy byli razem, ale wtedy ty mnie odtrąciłeś. - Ale baran ze mnie! Klucz... Widzę, że ty też w szkole przerabiałaś Blake'a. - Oczywiście. I to nie tylko dwa wiersze na krzyż. Wspomniałeś o bramach raju, a ja od razu wiedziałam, z jakiego to utworu. - Myślałem, że wpadłem na coś oryginalnego, ale, niestety, już wszystko przed nami powiedziano. Nie szkodzi. - Spojrzał na filigranowy kluczyk. - Najważniejsze, że dostałem klucz do raju. - Wiedziałam, że w lot zrozumiesz. - Przecież jestem bardzo bystry. - I jaki skromny! - Najbardziej to jestem głodny. - Popatrzył na Sarah
R
S
wzrokiem pełnym nadziei. - Kochanie, czy masz coś do jedzenia? - Wyobraź sobie, że przygotowałam kolację. - Wiedziałem, że warto się w tobie zakochać. Co dostanę? - Befsztyki. Ale tym razem obędzie się bez dymu.