AMANDA QUICK
Przełożyła
Alicja Skarbińska
DC
BOK)
Wydawnictwo Da Capo
Warszawa
Tytuł oryginału
RECKLESS
Copyright © 1992 by Jayne A. Krentz
Koncepcja ...
9 downloads
11 Views
AMANDA QUICK
Przełożyła
Alicja Skarbińska
DC
BOK)
Wydawnictwo Da Capo
Warszawa
Tytuł oryginału
RECKLESS
Copyright © 1992 by Jayne A. Krentz
Koncepcja serii
Marzena Wasilewska
1
Ilustracja na okładce
Robert Pawlicki
Opracowanie graficzne
okładki
Sławomir Skryśkiewicz
For the Polish translation
Copyright © 1994 by Alicja Skarbińska
For the Polish edition
Copyright © 1994 by Wydawnictwo Da Capo
Wydanie II
ISBN 83-86133-41-4
Druk i oprawa:
Drukarnia GS
Kraków, tel./fax (12) 65-65-902
W świetle księżyca wyglądał doskonale.
Gabriel Banner, hrabia Wylde, w srebrnym blasku oświet-
lającym łąkę przypominał tajemniczego i niebezpiecznego
bohatera legendy.
Phoebe Layton zatrzymała konia na skraju lasu i wstrzy-
mała oddech, patrząc na zbliżającego się hrabiego. Zacisnęła
palce na lejcach, usiłując powstrzymać drżenie rąk. Musiała
wziąć się w garść, udawała się przecież na poszukiwania.
Potrzebowała pomocy błędnego rycerza i nie miała
wielkiego wyboru. W gruncie rzeczy Wylde był jedynym
znanym jej mężczyzną, który posiadał niezbędne kwalifika-
cje. Musiała go jednak najpierw przekonać, aby przyjął jej
propozycję.
Od wielu tygodni pracowała nad projektem całego
przedsięwzięcia. Aż do dzisiejszego wieczoru hrabia, samo-
tnik i odludek, uporczywie ignorował jej zagadkowe listy.
Zdesperowana Phoebe zmieniła taktykę. Usiłując wyciągnąć
go z pustelniczego gniazda, zwabiła go w pułapkę przy
pomocy jedynej, kuszącej przynęty, jakiej nie mógł się
oprzeć.
Obecność Wylde'a tutaj, na pustej wiejskiej drodze
w Sussex, oznaczała, że Phoebe wreszcie się udało skusić go
na spotkanie.
Wylde nie wiedział, z kim ma się spotkać, w listach
bowiem Phoebe podpisywała się jako „Zamaskowana
Dama". Niestety, drobne oszustwo było w tym przypadku
niezbędne. Gdyby Wylde od początku znał jej tożsamość,
IM pewno odmówiłby pomocy. Phoebe musiała przekonać
5
AMANDA QUICK
go do podjęcia się poszukiwań, nim odważy się zdradzić,
kim jest. Była pewna, że kiedy Wylde wszystko zrozumie,
nie będzie miał do niej pretensji.
Phoebe nie widziała hrabiego dokładnie od ośmiu lat.
Jako szesnastolatka wyobrażała go sobie jako żywą legendę
- szlachetnego, mężnego rycerza wywodzącego się wprost
ze średniowiecznego romansu. W jej młodych oczach
brakowało mu tylko błyszczącej zbroi i miecza.
Doskonale pamiętała, kiedy widziała Wylde'a po raz
ostatni, choć zdawała sobie sprawę, że on jej wtedy nie
zauważył. Był zajęty planowaniem ucieczki z siostrą Phoebe,
Meredith.
Teraz, kiedy Wylde się zbliżał, oczekiwała go z niecier-
pliwością. Niestety przez woalkę, w bladym świetle księżyca
zbyt mało mogła zobaczyć, by stwierdzić, czy bardzo się
przez te lata zmienił.
Na pierwszy rzut oka wydawał się wyższy. Szczuplejszy.
W jakiś sposób twardszy. Pod opończą rysowały się szerokie
ramiona. Obcisłe spodnie podkreślały silny, muskularny
zarys nóg. Zawinięte rondo kapelusza rzucało posępny,
ochronny cień na twarz Wylde'a.
Nagle pomyślała z niepokojem, że to może wcale nie
być Wylde. Może czeka ją spotkanie z prawdziwym
łotrem czy rozbójnikiem. Poruszyła się niespokojnie w sio-
dle. Jeśli coś jej się stanie dziś w nocy, biedna rodzina
będzie mogła z pełnym uzasadnieniem umieścić na na
grobku Phoebe odpowiednią inskrypcję. Coś w rodzaju:
„W końcu poniosła karę za swą nieostrożność". Nadopie-
kuńczy krewni uważali, że Phoebe przez całe życie wpada
z jednych tarapatów w drugie. Tym razem mogła przebrać
miarę.
- Tajemnicza „Zamaskowana Dama", jak sądzę? - za-
pytał zimno Gabriel.
Phoebe odetchnęła z ulgą. Jej wątpliwości znikły
w mgnieniu oka. Rozpoznała niski, szorstki głos nawet po
ośmiu latach. Zaskoczyło ją natomiast to, że dźwięk jego
głosu przeszył ją dziwnym, niepokojącym dreszczem.
- Dobry wieczór, hrabio - powiedziała.
6
GlNEYRA
Gabriel zatrzymał czarnego ogiera j a k i ś metr od Phoebe.
- Otrzymałem pani najnowszą przesyłkę, madame.
S/a lenie mnie zirytowała, podobnie jak i poprzednie.
Phoebe z wysiłkiem przełknęła ślinę, kiedy zdała sobie
sprawę z jego kiepskiego nastroju.
- Miałam nadzieję, że pobudzę pańską ciekawość, sir.
- Odczuwam wielką niechęć do wszelkiego oszustwa.
- Ach, tak.
Serce jej zamarło. Wielką niechęć do wszelkiego oszus-
twa. Pomyślała, że być może popełniła poważny błąd
taktyczny wciągając w to Wylde'a. Dobrze, że wykazała na
tyle ostrożności, aby włożyć woalkę. Jeśliby poczynione
stania nie przyniosły żadnego rezultatu, wolałaby, żeby
Wylde nie wiedział, kim jest.
- Tym niemniej cieszę się, że postanowił pan przyjąć
moje zaproszenie.
- Zwyciężyła ciekawość.
Gabriel uśmiechnął się przelotnie, ale był to powierz-
chowny uśmiech zimnych ust. Wyraz jego oczu pozostawał
ocienioną tajemnicą.
- Od dwóch miesięcy jest pani cierniem w moim boku.
Spodziewam się, że zdaje sobie pani z tego sprawę.
- Przepraszam - powiedziała z przejęciem Phoebe. - Ale
prawdą jest, że moja sytuacja staje się coraz bardziej
niepokojąca. Trudno się z panem zobaczyć. Nie odpowie-
dział pan na moje pierwsze listy, a ponieważ nie bywa pan
w towarzystwie, nie przychodził mi do głowy żaden inny
pomysł, aby zwrócić pana uwagę.
- Postanowiła pani sprowokować mnie do tego stopnia,
żebym się w końcu z panią spotkał, czy tak?
Phoebe głęboko odetchnęła.
- Coś w tym rodzaju - przyznała.
- Powszechnie uważa się, że niebezpiecznie jest mnie
drażnić, moja tajemnicza Zamaskowana Damo.
W to nie wątpiła ani przez chwilę, lecz było już za
późno, żeby się wycofać. Posunęła się za daleko i nie mogła
już powstrzymać dalszego biegu wypadków. Prowadzi
poszukiwania i musi być odważna.
7
AMANDA QUICK Gonera
- Czyżby, hrabio? - Phoebe starała się mówić głosem
chłodnym i rozbawionym. - Nie miałam wyjścia. Proszę się
nie obawiać, jestem pewna, że kiedy usłyszy pan to, co
mam do powiedzenia, nie będzie pan żałował tego spotkania
i wybaczy pan moje drobne oszustwo.
- Jeśli przywiodła mnie tu pani, aby się pysznić swym
najnowszym tryumfem, ostrzegam, że nie lubię przegrywać.
- Tryumfem? - Phoebe zamrugała skrytymi za woalką
oczyma. Po chwili zdała sobie sprawę, że Wylde mówi
o przynęcie, jakiej użyła, by go tu ściągnąć. - Ach, tak, ta
książka. Jedźmy, hrabio. Z pewnością śpieszno panu, tak
samo jak mnie, obejrzeć rękopis. Nie oparł się pan mojemu
zaproszeniu, by go zobaczyć, choć to ja jestem nową
właścicielką.
Gabriel pogłaskał szyję ogiera dłonią w rękawiczce.
- Dzielimy, jak się wydaje, zainteresowanie średnio-
wiecznymi manuskryptami.
- To prawda. Jest pan zły, że to ja znalazłam Rycerza
i czarnoksiężnika i odkryłam, że jest na sprzedaż. Musi pan
jednak przyznać, że w moich poszukiwaniach wykazałam
się sprytem i przenikliwością. Manuskrypt był tu, w Sussex,
praktycznie rzecz biorąc, tuż pod pańskim nosem.
Gabriel skłonił głowę w uznaniu jej osiągnięć.
- Ma pani nadzwyczajne szczęście w tej dziedzinie. To
już trzeci taki rękopis w ciągu ostatnich tygodni, do którego
pani dociera przede mną. Czy mógłbym zapytać, dlaczego
go pani po cichu nie wywiozła, jak dwa poprzednie?
- Dlatego, że chciałam z panem porozmawiać. Pisałam
o tym w Ustach. - Phoebe zawahała się, po czym dodała
ciszej: - Szczerze mówiąc, pomyślałam także, że lepiej
będzie mieć dzisiejszej nocy opiekuna.
- Aha!
- Doszłam do przekonania, iż pan Nash jest bardzo
dziwnym człowiekiem, nawet jak na kolekcjonera starych
książek - mówiła dalej Phoebe. - Warunki, jakimi ob-
warował godzinę przekazania manuskryptu, sprawiły, że
poczułam się dość nieswojo. Nie lubię załatwiać interesów
o północy.
- Nash zachowuje się dziwniej niż zwykły, pocieszny
ckscentryk - przyznał Gabriel.
- Twierdzi, że jest stworzeniem nocnym, jak nietoperz.
Pisze w Ustach, że jego gospodarstwo działa według zasad
odmiennych od reszty świata. Śpi, kiedy inni pracują,
i pracuje, kiedy inni śpią. Bardzo dziwne, prawda?
- Bardzo dobrze pasowałby do wielkiego świata
- orzekł sucho Gabriel. - Większość towarzystwa bawi się
całą noc i śpi w dzień. Przypuszczam jednak, iż miała pani
rację, nie chcąc się z nim spotykać sam na sam o północy.
Phoebe uśmiechnęła się.
- Cieszę się, że popiera pan mój plan zabrania ze sobą
towarzysza.
- Popieram, choć przyznam, iż dziwią mnie nieco pani
obawy. Do tej pory nie przejawiała pani zbytniej ostrożności
ani roztropności.
Policzki Phoebe zaczerwieniły się.
- Kiedy wyrusza się na poszukiwania, należy być
śmiałym, hrabio.
- Zatem wyruszyła pani na poszukiwania?
- Owszem.
- Rozumiem. W tej sytuacji muszę się przyznać, że i ja
mam zamiar zająć się dziś pewnymi poszukiwaniami.
Chłodny dreszcz lęku przeszył Phoebe.
- Tak, hrabio? A czegóż one dotyczą?
- Nie tylko perspektywa obejrzenia manuskryptu Nasha
przywiodła mnie tu dzisiaj, Zamaskowana Damo.
- Doprawdy? - Być może plan jednak zadziałał, pomyś-
lała Phoebe. Może naprawdę udało jej się obudzić ciekawość
Wylde'a, tak jak na to Uczyła. - Ciekaw pan jest, co mam
do powiedzenia?
- Nieszczególnie. Ale chciałbym poznać mojego nowego
przeciwnika. Uważam, że należy znać swoich wrogów
mówił Gabriel, chłodno obserwując Phoebe. - Nie wiem,
kim pani jest, lecz od jakiegoś czasu zakłóca pani mój
spokój. Mam dość pani gier.
Phoebe znów poczuła się z lekka nieswojo. Pomyślne
zakończenie poszukiwań wydawało się bardzo odległe.
8 9
AMANDA QUICK
- Przypuszczam, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Jak
sam pan mówił, interesujemy się kolekcjonowaniem takich
samych książek i manuskryptów.
Skórzane siodło skrzypnęło, kiedy Gabriel podjechał
bliżej Phoebe.
- Czy pani ostatnie zwycięstwa sprawiły pani przyjem-
ność, moja Zamaskowana Damo?
- Oczywiście. - Phoebe uśmiechnęła się mimo zdener-
wowania. - Jestem bardzo zadowolona z moich ostatnich
zdobyczy. Są doskonałym nabytkiem do mojej biblioteki.
- Rozumiem. - Krótka pauza. - Czyż nie jest to z pani
strony nieostrożność zapraszać mnie na świadka pani
najnowszego zwycięstwa?
Znacznie bardziej nieostrożne, niż mógł przypuszczać,
pomyślała Phoebe.
- Jest pan jednym z bardzo niewielu ludzi w Anglii,
którzy potrafią właściwie ocenić moją zdobycz.
- Doceniam ją z całą pewnością. I to może się okazać
niebezpieczne.
Cugle w palcach Phoebe lekko zadrżały.
- Niebezpieczne?
- Powiedzmy, że uzyska pani manuskrypt od Nasha,
a ja go potem pani zabiorę siłą?
Phoebe zesztywniała. Nie przyszła jej do głowy taka
możliwość. W końcu Wylde był hrabią.
- Niech pan nie będzie śmieszny. Jest pan człowiekiem
szlachetnym. Nie zrobiłby pan czegoś takiego.
- Tajemnicze zamaskowane damy, które podstępem
odbierają dżentelmenom, takim jak ja, pożądane przed-
mioty, nie powinny się dziwić, kiedy wzmiankowani dżen-
telmeni tracą cierpliwość. - Głos Gabriela nabrał twardych
tonów. - Jeśli manuskrypt Nasha jest autentyczną czter-
nastowieczną legendą Okrągłego Stołu, jak on twierdzi,
chcę go mieć. Proszę podać swoją cenę.
Atmosfera stała się napięta. Phoebe z trudem powściąg-
nęła chęć zawrócenia konia i ucieczki do wiejskiej posiadłości
Amesburych, gdzie się zatrzymała. Ciekawe, pomyślała, czy
średniowieczni błędni rycerze też byli tacy cholernie trudni.
10
GlNEVRA
- Nie sądzę, aby mógł pan zapłacić moją cenę, sir
szepnęła.
- Proszę ją wymienić, a wtedy się przekonamy.
Phoebe oblizała wyschnięte wargi.
- Kiedy ja nie mam zamiaru sprzedawać manuskryptu.
- Jest pani pewna?
Gabriel podjechał bliżej. Jego ogier potrząsał łbem
i ciężko dyszał, następując na klacz Phoebe.
- Całkiem pewna - odparła szybko Phoebe. Po krótkiej,
obliczonej na efekt, chwili milczenia dodała:
- Mogłabym jednak, ewentualnie, dać go panu w pre-
zencie.
- Dać mi? - Gabriel był wyraźnie zdumiony takim
obrotem sprawy. - O czym pani, u diabła, mówi?
- Wyjaśnię to później. - Phoebe starała się uspokoić
zdenerwowaną klacz. - Już blisko północ. Za kilka minut
powinnam się zjawić w chacie pana Nasha. Jedzie pan ze
mną czy nie?
- Na pewno wypełnię swe obowiązki względem pani
rzekł ponuro Gabriel. - Jest już za późno, aby się mnie
pozbyć.
- Cóż, jedźmy zatem. - Phoebe dała sygnał klaczy
i ruszyła oświetloną blaskiem księżyca drogą. - Według
wskazówek, jakie podał w liście pan Nash, jego chata
powinna być niedaleko stąd.
- Nie chciałbym, aby kazała mu pani na siebie czekać
dodał Gabriel, po czym zawrócił'konia i ruszył za nią.
Lśniący koń szedł obok klaczy Phoebe. Ciekawe, czy
ona jest tak samo zdenerwowana jak ja, pomyślała Phoebe.
Gabriel i jego ogier wydawali się w świetle księżyca ogromni
i grożni.
- Teraz, skoro się już spotkaliśmy, moja Zamaskowana
Damo, mam do pani kilka pytań - powiedział Gabriel.
Phoebe zerknęła na niego z ukosa.
- To mnie bardzo dziwi, przecież przez dwa miesiące
ignorował pan moje listy. Odniosłam wrażenie, że nie jest
pan w najmniejszym stopniu zainteresowany moją osobą.
- Teraz jestem. Niech mi pani powie, czy zamierza
11
AMANDA QUICK GlNEVRA
pani zabiegać o każdą nieznaną średniowieczną księgę, na
której mnie będzie zależało?
- Prawdopodobnie. Jak pan słusznie zauważył, mamy
podobne gusta w tych sprawach.
- To może nas oboje dużo kosztować. Kiedy się
rozejdzie, że na każdy stary tom, jaki wyjdzie na światło
dzienne, jest dwoje chętnych, ceny pójdą w górę bardzo
szybko.
- Tak sądzę - przyznała Phoebe z udawaną obojętnoś-
cią. - Stać mnie na to, mam wysokie dochody.
Gabriel przyglądał się jej badawczo.
- Mężowi pani nie przeszkadzają jej kosztowne zwy-
czaje?
- Nie mam męża. Ani nie chcę mieć. Z moich obserwacji
wynika, że mężowie ograniczają przygody kobiet.
- Na pewno niewielu mężów pozwoliłoby na takie
nonsensowne zachowanie - mruknął Gabriel. - Żaden
rozsądny mężczyzna nie zgodziłby się, żeby jego żona
włóczyła się sama o tej porze.
Neil by pozwolił, pomyślała Phoebe z zadumą. Ale jej
jasnowłosy Lancelot już nie żył i Phoebe postanowiła
odszukać jego zabójcę. Teraz jednak nie było czasu na
wspomnienia, poza tym zawsze czuła się trochę winna, gdy
myślała o Neilu Baxterze.
Gdyby nie ona, Neil nigdy nie wyruszyłby na połu-
dniowe morza w poszukiwaniu bogactw. I nie zostałby
zabity przez piratów.
- Nie jestem sama - poprawiła Gabriela Phoebe.
Rozpaczliwie starała się mówić beztroskim głosem. - Mam
przy sobie błędnego rycerza. Czuję się całkiem bezpiecznie.
- Czy przypadkiem mówi pani o mnie?
- Oczywiście.
- Powinna pani zatem wiedzieć, że błędni rycerze są
przyzwyczajeni do dobrego wynagrodzenia za swoje zasługi.
W średniowiecznych czasach dama obdarzała wiernego
rycerza względami. Czy pani również zamierza w taki
sposób zapłacić mi za moją nocną pracę?
Oczy Phoebe, ukryte za woalką, rozszerzyły się ze
12
zdumienia. Czyżby sugerował, że powinna mu się od-
wdzięczyć względami natury osobistej? Nawet jeśli stał się
odludkiem i nie czuł się obligowany do przestrzegania
zasad dobrego wychowania, obowiązujących w towarzys-
twie, Phoebe nie mogła uwierzyć, że charakter Gabriela tak
bardzo się zmienił.
Szlachetny rycerz, który wiele lat temu postanowił
uratować jej siostrę od zaaranżowanego małżeństwa, był
w głębi serca szarmanckim dżentelmenem. W jej szesnasto-
letnich oczach jawił się wręcz jako klasyczny okaz rycerza
Okrągłego Stołu. Z pewnością nie czyniłby damie takich
rażąco nierycerskich propozycji.
A może?
Źle go zrozumiała. Może chciał sobie z niej zażartować.
- Będę pamiętać, aby obdarować pana kawałkiem
wstążki w upominku za pańskie dzisiejsze starania, hrabio
powiedziała Phoebe.
Nie była pewna, czy ton jej głosu brzmiał dostatecznie
wyszukanie. Miała prawie dwadzieścia pięć lat, ale brak jej
było doświadczeń w postępowaniu ze źle wychowanymi
dżentelmenami. Jako najmłodsza córka hrabiego Claring-
tona Phoebe zawsze była pod dobrą opieką. Za dobrą, z jej
punktu widzenia.
- Nie sądzę, aby za opłatę wystarczył mi kawałek
wstążki.
Phoebe straciła cierpliwość.
- To wszystko, co pan może dostać, proszę więc
przestać się ze mną drażnić, hrabio.
Z ulgą spostrzegła przed sobą oświetlone okno.
- To na pewno jest chata pana Nasha.
Przyjrzała się małej, zrujnowanej chałupie, oświetlonej
księżycową poświatą. Nawet w nocy widać było, że chata
jest w żałosnym stanie. Połamana furtka broniła dostępu
do zarośniętej zielskiem ścieżki. Światło z domu przebijało
się przez potłuczoną szybę, a dach wymagał pilnych napraw.
- Nie wygląda na to, żeby Nashowi szczególnie dobrze
się powodziło w handlu rękopisami.
Gabriel zatrzymał konia i zgrabnie zeskoczył na ziemię.
13
AMANDA QUICK
- Nie przypuszczam, by dużo sprzedawał - powiedziała
Phoebe. - Z jego listów wynikało, że ma dużą bibliotekę,
ale bardzo niechętnie rozstaje się ze swymi okazami.
- Zatrzymała konia. - Sprzedaje mi Rycerza i czarnoksięż-
nika tylko dlatego, że potrzebuje pieniędzy na zakup księgi,
którą uważa za ważniejszą niż jakiś tam frywolny średnio-
wieczny romans.
- Cóż może być ważniejszego od frywolnego romansu?
- Usta Gabriela wykrzywił lekki grymas. Objął kibić
Phoebe.
Uniósł ją bez wysiłku z siodła, ale nie postawił od razu
na ziemi, lecz trzymał przed sobą. Po raz pierwszy jej
dotknął, po raz pierwszy był tak blisko. Phoebe zaszoko-
wała własna reakcja - zabrakło jej tchu w piersiach.
Ze zdumieniem stwierdziła, że podoba jej się zapach
Gabriela - mieszanina skóry, wełny i męskości. Przyszło jej
do głowy, że nigdy tego zapachu nie zapomni.
W porównaniu z Wilde'em poczuła się mała i lekka. Był
jednak większy, niż pamiętała.
Osiem lat temu Phoebe traktowała przyszłego wybawcę
swej siostry z niewinnym, idealistycznym podziwem młodej
dziewczyny.
Dziś ze zdumieniem odkryła, że Gabriel może ją
pociągać tak, jak mężczyzna pociąga kobietę. Nigdy w życiu
nie odczuwała nic podobnego, nawet w obecności Neila.
Nigdy jeszcze nie była tak świadoma swej kobiecości.
Skłonna była przypisać wszystko wyobraźni. Za dużo
blasku księżyca i nerwowego napięcia. Rodzina zawsze
twierdziła, że powinna tonować swą bujną wyobraźnię.
Gabriel postawił ją na ziemi. Phoebe, zaskoczona
wpływem, jaki wywierał na jej zmysły, zapomniała mocno
stanąć na prawej nodze, zanim przeniosła ciężar ciała na
lewą. Zachwiała się i złapała Gabriela za ramię, by nie
stracić równowagi.
Uniósł brwi.
- Czy ja panią deranżuję?
- Nie, skądże znowu. - Phoebe puściła jego ramię
i szybko wygładziła spódnicę amazonki. Ruszyła z deter-
14
GlNEVRA
minacją do połamanej furtki. Wiedziała, że nie potrafi
ukryć lekkiego utykania. Sama dawno się już do niego
przyzwyczaiła, ale inni wciąż zwracali na nie uwagę.
- Czy skręciła pani kostkę, kiedy stawiałem panią na
ziemi? - W głosie Gabriela brzmiała autentyczna troska.
- Najmocniej panią przepraszam. Proszę mi pozwolić sobie
pomóc.
- Mojej kostce nic się nie stało - odparła niecierpliwie
Phoebe. - Lewą nogę mam trochę słabszą, to wszystko.
Skutki starego wypadku.
- Rozumiem.
Phoebe zastanawiała się, czy przeszkadzało mu to
drobne kalectwo, tak jak w przeszłości przeszkadzało
innym. Mężczyźni na ogół nie zapraszają utykających
kobiet do walca. Przeważnie nic sobie nie robiła z takich
reakcji, była do nich przyzwyczajona. Jednakże myśl, że
Gabriel miałby być jednym z tych mężczyzn, którzy nie
tolerują u kobiet niedoskonałości, sprawiła Phoebe przy
krość.
- Jeśli trochę się denerwuję, to dlatego, że dobrze pana
nie znam - wyjaśniła burkliwym tonem.
- Nie byłbym taki pewien - odparł Gabriel z nutą
rozbawienia w głosie. - Właśnie zamierza mi pani ukraść
trzeci rękopis. Powinna pani znać mnie już naprawdę
bardzo dobrze.
- Niczego nie zamierzam panu kraść. - Phoebe sięgnęła
do ronda małego kapelusza i opuściła drugą warstwę
ciemnej woalki. W chacie będzie jaśniej niż tu. - Uważam,
że jesteśmy rywalami, a nie wrogami.
- W takich sprawach nie ma wielkiej różnicy między
rywalami a wrogami. Ostrzegam panią, madame. Być
może dzisiejszej nocy trochę pani przesadziła w swoich
działaniach.
Phoebe szybko zastukała do drzwi.
- Nie przejmuj się, hrabio. Jestem pewna, że będziesz
i ty miał szansę na zwycięstwo w tej grze.
- Niewątpliwie. - Gabriel przypatrywał się twarzy
Phoebe, zasłoniętej gęstą woalką. Po drugiej stronie drzwi
15
AMANDA QUICK
zabrzmiały kroki. - W przyszłości dołożę wszelkich starań,
aby dostarczyć pani więcej wrażeń niż do tej pory.
- Jestem całkowicie usatysfakcjonowana - odparła
Phoebe. W środku odsuwano zasuwy. Utarczka z Wylde'em
przypominała zabawę kawałkiem surowego mięsa na oczach
tygrysa. Równie niebezpieczny interes. Musi go jednak
trzymać w napięciu, gdyż jeśli straci zainteresowanie,
odejdzi...