Michael Hesemarm Spis treści 0 książce 7 I Advocata Nostra 13 II Pełnia czasu 34 III Ewangelia Miriam 69 IV Arka Przymierza Pańskiego 103 V Święty Dom...
11 downloads
35 Views
23MB Size
Michael Hesemarm
Spis treści
0 książce I A d vo ca ta N ostra II Pełnia czasu
7 13 34
III
Ewangelia Miriam
IV
Arka Przymierza Pańskiego
103
Święty Domek
125
VI
Dziewica porodzi
158
VII
Pierwszy adwent
186
Narodziny Zbawiciela
221
Dygresja: Kiedy urodził się Jezus?
255
Ucieczka do Egiptu
260
X
Pod krzyżem
303
XI
Córa Syjonu
327
XII
Miriam w Efezie
357
XIII
Z ciałem i duszą
381
P o d Twoją obronę...
405
V
VIII IX
Epilog:
69
Kalendarium
413
Źródła i literatura przedmiotu
417
Spis ilustracji
427
MOJEJ MATCE Obudź mą harfą, twe struny ku czci Dziewicy M aryi! Wznieś swój głos i śpiewaj cudowną historię Dziewicy, córki Dawida, która życiu świata dała życie.
św. Efrem ( f 373)
O książce
Napisanie książki o Maryi1jest dla autora prawdziwym wyzwa niem. Oczywiście można sobie ułatwić zadanie i zdegradować tę w równym stopniu najbardziej fascynującą, co najbardziej tajemniczą kobietę w historii świata do prostej córki rolnika z wioski Nazaret - do żydowskiej wieśniaczki sprzed wieków. Można też opowiedzieć o znaleziskach archeologicznych, po zwalających zrekonstruować warunki życia ludności rolniczej w Galilei, uzupełniając relację stosownym opisem wspólno towej sielanki - i gotowe: powstaje obraz lekko naiwnej, ale z pewnością głęboko wierzącej i najpewniej całkiem niewy kształconej nastolatki ze wsi, w której codzienności, przepeł nionej marzeniami o czymś nadprzyrodzonym, nagle pojawia się - wprawdzie nieoczekiwana, ale jednak - ciąża. Z pewnością obraz ten wymaga kilku zabiegów kosme tycznych, by wytrzymać próbę porównania z tym opisanym w Ewangeliach. Ostatecznie Matka Boża jest tam przedstawio-
1 W książce nazywać będziemy ją: Miriam - gdy mowa o postaci historycz nej, udokumentowanej w źródłach pisanych i archeologicznych, Marią - mając na myśli osobę występującą w źródłach o charakterze historiozbawczym i Mary j ą - w znaczeniu nauki Kościoła - przyp. tłum.
7
na jako Maria, potomkini żydowskiego rodu o długich trady cjach, królewskiego pokolenia Dawida. Wprawdzie jako zu bożała, ale jednak - przedstawicielka szlachetnie urodzonych arystokratów, tak więc członkini rodziny z tradycjami. Poza tym ma krewną poślubioną kapłanowi świątyni i wydaje się, że dość wcześnie jak na prostą żydowską dziewczynę złożyła dość niezwykłe śluby poświęcenia się służbie Panu. Dyspo nowała też zadziwiająco dobrą znajomością Pisma Świętego, o czym dobitnie świadczy M agnificat. Lecz jeśli zgodnie z dzi siejszym obyczajem przypiszemy to wszystko sile wyobraźni ewangelistów, rzecz stanie się już znacząco prostsza. Jednak ten, kto umniejsza znaczenie matki, obniża też ran gę syna. Wprawdzie - jak potwierdza się to w każdym czasie - słuszność przypisać trzeba słowom, które św. Łukasz wkłada w usta Marii, że Bóg „wywyższa pokornych” (Łk 1,52)2, jed nak to nie wymusza na nas wyciągania z nich wniosków w od niesieniu do biografii i pozycji społecznej Dziewicy z Nazare tu. Prawdą jest też, że sama Matka Boża wybierała najczęściej proste dzieci wiejskie - od Bernadety Soubirous po pastuszków z Fatimy - by objawić swojemu Kościołowi prorocze przekazy, do tego bowiem zadania potrzebne są szczególnie czyste, nieobciążone intelektualnie „kanały”. Czymś zupełnie innym było jednak z pewnością najważniejsze wydarzenie w historii świa ta - to mianowicie, że Bóg stał się człowiekiem! Jeśli nawet
2 Wszystkie cytaty biblijne pochodzą z B ib lii T ysią clecia , wyd. 3 popr.: P ism o Ś w ię te S ta re g o i N o w e g o T estam en tu , w przekładzie z języków oryginal
nych, Poznań-Warszawa 1980. W książce znajduje się wiele kryptocytatów oraz jawnych wyimków bez odniesienia do konkretnego źródła, co składa się na stra tegię autora budującego tkankę tekstu z cytatów. Próbując pogodzić wierność intencjom autora ze zwyczajem odwoływania się do istniejących już polskich tłumaczeń dzieł, zdecydowano o skorzystaniu z tych, które udało się ustalić i któ re należą do kanonu piśmiennictwa - przyp. tłum.
8
biblijni prorocy musieli się wewnętrznie oczyścić, by móc pa trzeć na Boga, jeśli tylko najwyższemu kapłanowi wolno było zbliżyć się do Arki Przymierza, to jak starannie wybrana mu siała być młoda kobieta, którą sam Bóg wyznaczył na dziewięć miesięcy na swoje ziemskie mieszkanie, w pewnym sensie - na nową Arkę Przymierza? Podczas pracy nad tą książką stale dźwięczały mi w uszach słowa natchnionego angielskiego teologa Johna Henry’ego Newmana, którego papież Benedykt XVI podczas historycznej podróży do Wielkiej Brytanii we wrześniu 2010 roku ogłosił błogosławionym: Aby dać wyraz myśli, że Bóg jest człowiekiem, i utrwalić ją głę boko w pamięci, nie wystarczyłoby, gdyby Jego matka była cał kiem zwykłą kobietą. Matka, która nie miałaby prawa przynależ ności do Kościoła, bez godności, bez szczególnych darów, taka matka nie byłaby - zważywszy na to, że Bóg stał się człowie kiem - w ogóle żadną matką. Nie mogłaby utkwić w pamięci i wyobraźni człowieka. Jeśli ma zaświadczyć słowa: „Bóg stał się człowiekiem” i utrwalić je w pamięci, musi w tym celu zajmo wać wysoką i nadrzędną pozycję. Jeśli ma udzielać nauki, musi umieć poruszać ducha ludzkości. Maryja zacznie wtedy i tylko wtedy głosić - zapowiadać - Jezusa, jeśli przyciągnie naszą uwa gę. Padnie może wówczas pytanie: „Dlaczego Maryja ma mieć taką szczególną pozycję?”. Odpowiedź brzmi: „Ponieważ On jest Bogiem”.
Każda biografia historyczna opiera się przede wszystkim na źródłach możliwie najbardziej współczesnych opisywanej po staci. W przypadku Miriam są to Ewangelie i Dzieje Apostol skie, które powstały w pierwszych dwóch lub trzech dziesię cioleciach po jej zaśnięciu. Jednak te zapiski dostarczają nam ograniczonej liczby informacji, ponieważ na plan pierwszy 9
wysuwają się w nich Jezus i apostołowie. Drugą grupę materia łów źródłowych stanowią teksty młodsze o dobre sto lat, zwa ne apokryfami (apókryphos - ukryty, podrobiony), wyłączone przez Kościół z kanonu ksiąg autentycznych. Ich późniejsze pochodzenie nie powinno nas niepokoić, ponieważ w wypadku biografii greckich filozofów akceptujemy nawet to, że źródła, z których korzystamy, powstały dopiero kilka wieków po ich śmierci. Tacyt i Swetoniusz, autorzy pierwszych biografii cesa rza Augusta, napisali swoje dzieła dopiero na początku II wieku. Teksty Józefa Flawiusza, nasze podstawowe źródło dotyczące króla Heroda I Wielkiego, powstały ponad sto lat po wstąpieniu władcy na tron. Z jednej strony, w czasach antycznych wiele przekazów funkcjonowało najpierw w tradycji ustnej, a dopiero po pewnym czasie zapisywano je na pergaminie czy papirusie, zatem pewien odstęp czasowy był raczej regułą. Z drugiej, ist niała także w środowisku chrześcijańskim tendencja do tworze nia tzw. literatury budującej, pełnej fantastycznych ozdobników poruszających wyobraźnię. Tego jednak, że nawet najstarsza, uświęcona tradycja czy też najpiękniejsza legenda mogą być osnute wokół prawdziwego, historycznie udokumentowanego wydarzenia, współcześni „pogromcy mitów” słuchają bardzo niechętnie. Nam pozostaje wydobyć z tych przekazów ziarno prawdy, dotrzeć do sedna historycznego wydarzenia, nawet je śli czasami będzie to zadanie bardzo mozolne. W tym wszyst kim powinniśmy sobie najpierw' postawić pytania, czy i w ja kim stopniu informacje zawarte w tym lub innym źródle dadzą się zweryfikować historycznie i archeologicznie. A dalej, czy jeśli coś mogło się wydarzyć, tak jak opisuje to źródło, to na kreślony scenariusz wpisuje się w rzeczywistość Judei czasów drugiej świątyni? Rękopisy z Kumran, zwane zwojami znad Morza Martwego, których wartość bywa często przeceniana, dostarczają nam przynajmniej autentycznego, współczesnego 10
osobom będącym przedmiotem naszych rozważań, obrazu reli gijności w Judei okresu przełomu czasów, a w wielu kwestiach mogą posłużyć jako materiał do cennych porównań. To, że wcześniej wymienione teksty apokryficzne w znacznej mierze powstały w środowisku, w którym żyli jeszcze i działali bliscy krewni Jezusa i Matki Bożej, czyni je dla nas jeszcze bardziej interesującymi. Jeśli powiązać je z Ewangeliami i znaleziskami archeologicznymi, otrzymujemy naprawdę dość spójny obraz ułożony z pasujących do siebie elementów, który wpisuje się w czas i środowisko kulturowe Miriam z Nazaretu, nie pod ważając tego co nadprzyrodzone, a co miało wówczas miejsce - do tego zresztą nie mielibyśmy najmniejszego prawa. Tego bowiem, że Boska ingerencja w historię świata może zmienić codzienną rzeczywistość, a nawet prawa natury, co jest jednym z fundamentów wiary chrześcijańskiej, nie wolno podważać próbami przedwczesnej racjonalizacji, szukającymi uzasadnie nia w pochopnych argumentach rozumowych. Zanim jednak zbadamy istotę tych najwcześniejszych źró deł, spróbujmy na początek wyruszyć na poszukiwanie innych śladów Miriam z Nazaretu. Podczas tej wędrówki postaramy się ni mniej, ni więcej tylko spojrzeć tej pełnej tajemnic ko biecie prosto w oczy, by z jej pomocą zrozumieć czas, który przyniósł nam Zbawienie. Jeszcze ostatnie słowo na temat tej książki. Oczywiście droga poprzez Maryję wiedzie zawsze do Jezusa. Podczas po wstawania tekstu stało się jednak odwrotnie. Dopiero w trakcie opracowywania książki N a tropie Jezusa z N azaretu. Ziem ia Z b a w iciela 3, uświadomiłem sobie ogrom archeologicznych znalezisk, które więcej mają wspólnego z Matką niż z Synem.
3 Michael Hesemann, N a tro p ie J e zu s a z N a za retu . Z ie m ia Z b a w ic ie la , przeł. P. Kolińska, Kraków 2012.
11
Aby uniknąć niepotrzebnych powtórzeń (i tym samym nie za nudzać moich wiernych czytelników), wspominam tutaj tematy i miejsca, które były głównymi wątkami mojej archeologicznej opowieści o życiu Jezusa, tylko pobieżnie lub rozpracowuję je, badając z innej perspektywy, tak by powstał przejrzysty, spójny obraz. Może to stanowić dla czytelnika zaproszenie, by właśnie w takim aspekcie dać się poprowadzić Matce Bożej do naszego Zbawiciela. Wywód ten kończę słowami pochodzącymi z mo jej ulubionej pieśni maryjnej - Salve Regina: Et Jesum, benedictum fru ctum ventris tui, nobis p o s t hoc exsilium ostende. Rzym, 1 listopada 2010 roku W sześćdziesiątą rocznicę ogłoszenia dogmatu o Wniebowzięciu Maryi Michael Hesemann
I
(A(ivocata ‘Ń ostra
Niemieckojęzyczne czasopismo wydawane w Rzymie „VATICAN-magazin” zamieściło na swoich łamach w czerwcu 2010 roku tekst pod tytułem P io tr u p a n i adw okat, trafiając nim w samo sedno zagadnienia. Bowiem w roku, w którym nad starym europejskim kontynentem zaczęły zbierać się ciemne chmury, a Kościół poczuł szczególnie silne podmuchy przeciw nego wiatru, Benedykt XVI znalazł panią adwokat i poprosił ją o opiekę. Pani a d vo ca ta nie jest oczywiście rzymską prawniczką, choć właściwie - w pewnym sensie nią jest. O jej orędownic two prosiło od co najmniej tysiąca pięciuset lat wiele pokoleń rzymian. W sensie dosłownym chodzi w tym wypadku o pra dawny obraz wykonany na zmurszałym, częściowo przeżartym przez komiki kawałku drewna. Lecz już pierwsze spojrzenie na ikonę zdradza, że jest ona czymś więcej. Ten, kto spojrzy prosto w nakreślone kształtem migdałów oczy przedstawionej na nim kobiety, nigdy więcej ich nie zapomni, będą mu towa rzyszyć przez całe życie. Dzieje się tak, ponieważ te oczy pa13
trzą na obserwatora, trafiając w głąb jego serca i przenikając je na wskroś, jakby docierały do najskrytszych jego myśli, jakby odgadywały jego lęki i nadzieje, jakby czytały w jego duszy jak w otwartej księdze. Głębokie współczucie, które wyraża jej wzrok, powoduje, że staje się ona dla widza niezwykle wyro zumiałą orędowniczką, bardziej niż jakakolwiek pani adwokat. Jest nasżą matką tak, jak była Jego matką. Matka Boga i matka ludzkości. Maryja. W ten sposób patrzyła w serce Benedykta XVI, gdy powie rzał jej swoje troski. Do niego wprawdzie należy obecnie naj wyższa władza w Kościele, ale Bogu dzięki, matką Kościoła jest ona. Jest nią nie dopiero od momentu, kiedy Paweł VI zaraz po zakończeniu Soboru Watykańskiego II nadał jej tytuł M ater ecclesia e, lecz stała się niąjuż pewnej niedzieli Zesłania Ducha Świętego w roku 30 po Chr., w dniu narodzin Kościoła. Oczywiście nie wiadomo, o co prosił papież panią advocata podczas cichej rozmowy 24 czerwca 2010 roku, gdy trwał u niej na modlitwie. Nie ujawnił tego w żadnej wypowiedzi. W ogóle w rozumieniu protokołu papieskiego było to nie zwykle intymne spotkanie, na które nie zostali zaproszeni ani przedstawiciele prasy, ani nawet członkowie Kurii Rzymskiej. Tylko monsignore Georg Gánswein. kapelan i wiemy sekretarz Jego Świątobliwości, towarzyszył Benedyktowi XVI. Był też watykański fotograf, zachowujący stosowny dystans. Były też siostry z zakonu dominikanek, które od ośmiu wieków trzy mają pieczę nad tym najbardziej tajemniczym ze wszystkich obrazów przedstawiających Maryję, przechowywanym od dokładnie siedemdziesięciu dziewięciu lat w klasztorze Santa Maria del Rosario - Matki Bożej Różańcowej na Monte Mario, górującym nad dachami Rzymu. W ten słoneczny dzień - obchodzony jako dzień narodzin Jana Chrzciciela - podjąłem i ja próbę dotarcia do klasztom, 14
która jednak zakończyła się fiaskiem. Nie udało mi się nawet znaleźć w jego pobliżu, ponieważ ulice w całej dzielnicy zostały zablokowane. Podobnie było z moim kolegą Paulem Baddem, genialnym łowcą zaginionych obrazów i boskich wizerunków. Jemu także nie udało się dotrzeć do klasztoru, choć z pewno ścią na wejście tam zasłużył. W końcu to on był człowiekiem, który wydobył ikonę Matki Bożej Orędowniczki z mroku za pomnienia. Po nieudanej próbie ujrzenia oblicza pani advocata umówiliśmy się jeszcze tego samego wieczora na spotkanie w zbawiennym chłodzie jego mieszkania tuż przy murach Wa tykanu, ponieważ poprosiłem go, by opowiedział mi historię swojego odkrycia. Zaczęła się ona w Jerozolimie, gdzie były redaktor gaze ty „Frankfurter Allgemeine Zeitung” właśnie w roku jubile uszowym 2000 objął stanowisko na nowej placówce w Izra elu jako korespondent dziennika „Die Welt”. Pewnego dnia, gdy przechadzał się po dzielnicy ormiańskiej Starego Miasta w Jerozolimie, skierował kroki do jednego z zaułków, gdzie - j a k się okazało - przy wewnętrznym dziedzińcu mieści się siedziba biskupa chrześcijan obrządku syryjskiego. Kościół św. Marka, do którego prowadzi drewniana brama znajdująca się po przeciwnej stronie podwórza, jest dla członków wspól noty Syryjczyków najstarszym kościołem świata, rywalizując o pierwszeństwo w tym względzie jedynie z Wieczernikiem na wzgórzu Syjon. Tego, kto potrafi ich przekonać, kapłani zapro wadzą do być może najstarszej części ich gospodarstwa - do podziemnej komnaty. Gdy się tam znajdziemy, będą utrzymy wać, że to miejsce Ostatniej Wieczerzy, że jest to wspomnia na w Piśmie Świętym „duża sala na górze”, gdzie miało też nastąpić Zesłanie Ducha Świętego - i tu pojawiają się od razu wątpliwości. Najsilniej przeciwko temu, że chodzi o miejsce wymienione w Dziejach Apostolskich, przemawia rzecz nastę 15
pująca: „Poszedł do domu Marii, matki Jana, zwanego Mar kiem, gdzie zebrało się wielu na modlitwie” (Dz 12,12), co miało miejsce, gdy członkowie pierwotnej wspólnoty w roku 41 po Chr. cierpieli wskutek pierwszego większego prześlado wania wszczętego przez Heroda Agryppę I. Tutaj przybył Piotr po cudownym uwolnieniu z więzienia. To, że chodziło tylko o bezpieczne schronienie, wynika właśnie z dalszego przekazu św. Łukasza: „Jakuba i braci” nie było przy tym, najpewniej znajdowali się na wzgórzu Syjon, które z kolei uciekającemu Piotrowi nie wydawało się zbyt bezpiecznym miejscem, ponie waż podejrzewał, że żołnierze Heroda już go tam szukają. Mimo tych wątpliwości chrześcijanie obrządku syryjskie go przypisują sobie to, że są dziedzicami pierwszego Kościoła w ogóle. Jako dowód wskazują na liturgię, którą nadal celebru ją w języku aramejskim, to znaczy w języku, jakim posługiwał się Jezus, a która odwołuje się zgodnie z tradycją właśnie do owego Jakuba, „brata Pańskiego". Stolec biskupi - kathedra (‘krzesło’) św. Jakuba - przechowywany w ich kościele ma być dalszym tego dowodem. Wskazująjednak przede wszystkim na obraz, który ma być najstarszym zachowanym na świecie wize runkiem Maryi. Chodzi o ciemną ikonę namalowaną na jeleniej skórze, którą arcykapłan pokazuje z dumą Paulowi Baddemu, mówiąc: - Święty Łukasz namalował ją własnoręcznie, kiedy spotkał tu Przenajświętszą Dziewicę. Paul Badde marszczy czoło. Zafascynowała go wprawdzie otoczona przez kapłana czcią stara ikona przedstawiająca Ma ryję, ale powątpiewał co do jej autorstwa. -A ch , więc to jest ikona św. Łukasza? - zapytał sceptycznie kapłana. Ten wykształcony historyk wiedział doskonale, że istnieje kilka ikon, których wykonanie przypisuje się św. Łukaszowi. 16
Chodzi o te otoczone największą czcią całego chrześcijańskie go świata wizerunki, jak choćby bizantyńska ikona św. Łuka sza przechowywana w Muzeum Katedralnym w miejscowości Freising czy ikona Salus P o p u li R om ani (Ocalenie ludu rzym skiego) z papieskiej bazyliki Santa Maria Maggiore - Matki Bożej Większej (Śnieżnej) w Rzymie, dalej Matka Boska Czę stochowska, będąca narodową świętością Polski, malowidło naskalne z Melliehy na Malcie, ikona P an agia z klasztoru Kykko na Cyprze i ikona Madonny P a n a g ia P o rta itissa ze Świętej Góry Athos, które wszystkie razem miałyby być dziełem pełne go radości twórczej lekarza i ewangelisty. Jednak z czystym su mieniem można powiedzieć, że wszystkie te obrazy spokojnie datuje się dopiero na wczesne średniowiecze. Paul Badde natrafił potem na polskiego mnicha z jerozolim skiego opactwa Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny, noszą cego imię Bernard Maria, któremu zdał relację z wizyty w ko ścielnym skarbcu syryjskich chrześcijan. Jednak benedyktyn nieprzekonany pokiwał tylko głową z niedowierzaniem. Sam jest pisarzem ikon. Jego rodzina w Polsce ma jako jedyna cer tyfikat dający prawo do sporządzania kopii obrazu Matki Bo skiej Częstochowskiej. Zna wszystkie dwanaście rzekomych ikon Łukaszowych. Tylko jedna, jak zapewniał dziennikarza, ma szanse być autentyczna. Ta jednak od dawna nie znajduje się już w Jerozolimie. Jest w Rzymie - gdzieś w klasztorze na Monte Mario. Dopiero gdy los, Opatrzność i redakcja gazety „Die Welt” odwołały go z Jerozolimy i sprawiły, że został nowym kore spondentem rzymskim, Paul Badde mógł podążyć wskazanym tropem. Jednak gdy stopniowo próbował znów zaaklimatyzo wać się nad Tybrem i odbudowywał pierwsze kontakty w krę gach Kościoła, często z wysokimi dostojnikami, na pytanie o ikonę Maryi rzekomo otoczoną największą czcią w całym 17
chrześcijaństwie, w odpowiedzi widział jedynie wzruszenie ramion. Prawie każdy odsyłał go do bazyliki Matki Bożej Większej (Śnieżnej), inni wskazywali jeszcze na kościoły: San ta Maria del Popolo - Matki Bożej Wszystkich Ludzi, Santa Maria Antiqua, Santa Maria Nova, może na Niebiański Ołtarz w kościele Santa Maria in Aracoeli - Matki Boskiej Niebiań skiego Ołtarza albo na Panteon. Tak czy owak, w Rzymie mia ło być siedem ikon autorstwa św. Łukasza. Pewna wielce wy kształcona dama wskazała nawet na jakąś świętość związaną z Maryją w Avelliono, gdzie w katedrze przechowywany jest stary, bardzo czcigodny obraz Maryi pochodzący z Konstan tynopola. W opactwie bazylianów włoskich w Grottaferrata czczony jest również podobny bizantyński obraz łaskami sły nący. Jednak sceptycznego dziennikarza nie udało się przeko nać, że którakolwiek z tych ikon mogłaby mieć tak wczesny rodowód i wyjść spod pędzla ewangelisty Łukasza. Już miał zapomnieć o wskazówce udzielonej mu przez jero zolimskiego mnicha i całą sprawę odłożyć a d acta, uznając za pogłoskę, gdy niespodziewanie w grudniu 2005 roku otrzymał od dobrej znajomej z Akwizgranu pocztówkę z życzeniami: „Z okazji Świąt Bożego Narodzenia przesyłam Ci tę najpięk niejszą z ikon (z klasztoru Matki Bożej Różańcowej z Monte Mario)...”. I w ten sposób ta rzekomo zaginiona obdarzyła go w końcu swoim wnikliwym, serdecznym spojrzeniem, które miało go już nigdy nie opuścić! Paul Badde znów poczuł przemożną potrzebę, by w końcu stanąć naprzeciw tej najpiękniejszej i najstarszej ze wszyst kich ikon przedstawiających Madonnę. Zanim mogło się to stać, musiał jednak najpierw odnaleźć klasztor, co okazało się wcale niełatwym zadaniem. Nikt o nim nic nie wiedział, ani proboszcz w parafii, ani żaden taksówkarz. Brak też było ja kiejkolwiek wzmianki o nim w przewodnikach turystycznych. 18
Z żoną Ellen zamówili taksówkę i kazali zawieźć się na Monte Mario, gdzieś na długą Via Trionfale, tam gdzie wedle tradycji Konstantyn Wielki ujrzał na niebie świetlisty krzyż Chrystusa i usłyszał Jego głos, który mu rozkazał: In hoc sign o vinces\ - Pod tym znakiem zwyciężysz! Cesarz nakazał więc wyma lować znak krzyża na tarczach swoich żołnierzy. Następnego dnia po tym wydarzeniu, 27 października 312 roku, wyruszył na Rzym, by odebrać władzę swojemu przeciwnikowi Maksencjuszowi, z którego wojskiem doszło do starcia w bitwie przy Moście Mulwijskim nad Tybrem. Zrządzeniem losu lub przeznaczeniem było to, że udało mu się faktycznie zwyciężyć wroga - i zostać pierwszym przychylnym dla chrześcijan wład cą Rzymu, „trzynastym apostołem” (jak nazywają go w Ko ściołach wschodnich, chociaż chrzest przyjął dopiero na łożu śmierci), założycielem i ojcem chrześcijańskiej Europy. Jednak Paulowi Baddemu zabrakło wizji, która wskazałaby mu drogę. Nie potrafiła mu pomóc także spotkana po drodze siostra karmelitanka. Zdawało się, że nikt na całym Monte Ma rio nigdy nie słyszał o klasztorze Matki Bożej Różańcowej, nie wspominając już o tym, że mogłaby się w nim znajdować naj starsza ikona Maryi - nie tylko miasta, ale być może także mia sta i świata - urbi et orbi\ Zrezygnowany chciał się już prawie poddać i wrócić do domu, tyle że teraz dla odmiany nie można było znaleźć żadnej taksówki. - Wracajmy - namawiała go żona. Pięć minut później, w ostatnim geście rozpaczy połączonym z kobiecą intuicją, odkryła na narożniku ulic zarośniętą tablicz kę, znajdującą się tuż obok zamkniętej okratowanej furtki. Wej ście prowadziło na zaniedbane podwórze, na przeciwległym krańcu którego w pobliżu walących się murów i nędznych resz tek schodów wznosił się ku niebu mało okazały barokowy ko ściół. Teraz wystarczyło już tylko znaleźć jakieś otwarte drzwi 19
lub przynajmniej dzwonek. Na tyłach posesji udało się małżeń stwu Baddów z niemałym trudem odnaleźć inne wejście, tyle że drzwi były zamknięte. Dziennikarz nacisnął dzwonek. - Ave M arial - po pewnym czasie w domofonie odezwał się cichuteńki głos, budząc entuzjazm Paula Baddego, który jednak zaraz został zgaszony odmową. - Nie, nie może pan teraz wejść do kościoła. W naszym domu obowiązuje klauzura, praktykujemy nieustającą modlitwę. Ale wczesnym rankiem, o wpół do ósmej, można przyjść na mszę. O siódmej rano otwierają metalowe drzwi w bocznym murze, przez nie można dostać się do kościoła z zewnątrz. Następnego dnia w chłodnym blasku porannego słońca zmę czeni drogą Paul i Ellen Baddowie przekroczyli furtę klasztoru. Wąski, liczący może pięćdziesiąt metrów korytarz prowadził od niej na mały dziedziniec ukrytej świątyni, znajdującej się na zboczu Monte Mario. Po pokonaniu kilku stopni dotarli przez główny portal do wnętrza kościoła, gdzie na kilku wąskich ław kach usadowili się już nieliczni wierni. Na wejście przywitał ich dobiegający z oddali czysty śpiew, jakby anielskie głosy rozbrzmiewające za szerokim zakratowanym oknem wycho dzącym na chór klasztorny po lewej stronie. A potem mał żonkowie poczuli, że są obserwowani. Poprzez żelazną kratę tuż obok spoglądało na nich dwoje ciepłych, brązowych oczu - matczyne spojrzenie na dzieci. To jest - pomyśleli - poszu kiwana przez nich Madonna. Wydawało się, jakby w jej spoj rzeniu zza kraty była odrobina smutku, że pozostaje tak daleko od ludzi, że jest taka przytłoczona ciężarem złota, szlachetnych kamieni, różańców i rozmaitych ozdób, które pozostawili u niej pobożni pielgrzymi i przepełnieni wiarą czciciele. - Proszę chwilę poczekać - dał się słyszeć cichy, czysty szept dobywający się zza obrazu, gdy Paul Badde i jego żona zbliżyli się do niego trochę onieśmieleni sytuacją. Gdyby wy 20
powiedziane słowa nie zabrzmiały tak banalnie, mogliby przy puszczać, że odezwała się do nich sama Madonna z ikony. Jed nak ten cichy szept zapowiadał objawienie, które nastąpiło, gdy dwa małe okienka otworzyły się, a cała rama wykonała obrót. Wtedy ukazała się prawdziwa ikona Matki Bożej Orędownicz ki - prawdziwa A dvocata. Zdobny obraz był tylko rewersem wizerunku, kopią prawdziwej ikony, której jedyną ozdobą była złota blacha nałożona na ręce, jeden krzyż na piersiach i inny - na czole Matki Bożej. Te oczy, natychmiast pomyślał Paul Badde, przenikają jeszcze dalej w głąb serca. Deska ma około jednego łokcia szerokości i półtora łokcia wy sokości1. Włosowate spękania kreślą jej twarz w kolorze łanu żyta i koralowe usta, poprzecinane wieloma małymi wyspami po próbach konserwacji. Reszty nie udało się uratować. Tylko twarz zachowała nieporównywalny z niczym blask uchroniony przed całkowitym zniszczeniem i rozkładem - wizerunek nieskończenie bliski. Twarz matki jak księżyc w pełni nad zezującym spojrze niem noworodka, matki, która po raz pierwszy się nad nim pochy la. Nie spogląda ze smutkiem. Jej dłonie są pokryte złotem i skie rowane w prawą stronę, jakby wskazywały drogę
- zanotował Paul Badde jeszcze tego samego dnia, będąc pod przytłaczającym wrażeniem tego, co zobaczył. Dziennikarz, przeglądając zasoby rzymskich bibliotek i ar chiwów, szybko wyrobił sobie pierwszy pobieżny pogląd przy najmniej na temat nowszej historii ikony zwanej A dvocata. Już w IX wieku znajdowała się w posiadaniu mniszek z zakonu benedyktynek, które czciły ją w swoim klasztorze Santa Maria in Tempulo na rzymskim Zatybrzu. Uchodziła za ikonę cudami
1Jej faktyczne wymiary to 71,5 x 42,5 cm.
21
słynącą i przyciągała liczne rzesze pielgrzymów, więc papież Sergiusz III (904-911) nakazał przeniesienie jej do bazyliki św. Jana na Lateranie, prywatnego kościoła papieży, którzy re zydowali wówczas jeszcze w południowej części Rzymu. Be nedyktynki były tym faktem tak bardzo wzburzone, że podjęły całonocną modlitwę w intencji powrotu ikony do ich klasztoru. Następnego dnia, jak głosi legenda, aniołowie mieli przynieść obraz Maryi z powrotem na przypisane mu miejsce. Potem, na początku XIII wieku, siostry, dowiedziawszy się o błogosławionej działalności św. Dominika, postanowiły przyłączyć się do jego wspólnoty. Aby to urzeczywistnić, ko nieczna była przeprowadzka do leżącego w pobliżu klasztoru dominikanek San Sisto - św. Sykstusa. Zatroskane siostry za dawały sobie pytanie, czy ich umiłowana Madonna życzy sobie również przeniesienia i czy nie będzie chciała ponownie wró cić do macierzystego klasztoru. W końcu postanowiły podjąć ryzykowną próbę i pozwoliły ikonie samej zdecydować. I tak św. Dominik, dnia 28 lutego 1221 roku, w uroczystej procesji, w której podążali za nim dwaj kardynałowie oraz liczni bracia i siostry z jego zakonu, przeniósł osobiście ikonę Orędowniczki do nowego kościoła. Potem mijały dni, tygodnie, nawet lata, a ikona nie ruszyła się z miejsca. „Jest tu do dziś” - stwierdza kronikarz zakonny kilka dziesięcioleci później z głębokim wes tchnieniem wyraźnej ulgi. Ikona zniosła pokornie także drugą przeprowadzkę w roku 1575 do nowo założonego klasztoru Santi Domenico e Sisto św. św. Dominika i Sykstusa na Kwirynale. Podobnie pozwoli ła się przenieść po raz trzeci 14 sierpnia 1931 roku - tym razem na Monte Mario. W drodze do nowej siedziby siostry zatrzyma ły się ze swoim najcenniejszym skarbem w Watykanie, gdzie zostały przyjęte i pobłogosławione przez papieża Piusa XI. Od tąd klasztor Matki Bożej Różańcowej na Monte Mario stał się 22
ich domem, w którym ikona zwana A dvocata i wiele cennych relikwii zakonu cieszą się szczególną czcią - od brewiarza św. Dominika po relikwię ręki św. Katarzyny ze Sieny. Papież Jan Paweł II, wielki czciciel Maryi, złożył jej wizytę w listopa dzie 1986 roku, ostatnio uczynił to także papież Benedykt XVI. - Nurtuje mnie jednak pytanie, kiedy właściwie powstała ikona Orędowniczki? - nie przestawał drążyć tematu Paul Badde, lecz żaden z ekspertów nie potrafił mu na to odpowiedzieć. Także szczegółowe badania wykonane podczas prac konserwa torskich w roku 1960 nie dały jednoznacznego wyniku. Tyl ko co do jednego historycy sztuki byli zgodni: ikona musi być bardzo stara, mogła powstać między II a V wiekiem po Chr. Tym samym byłby to najprawdopodobniej najstarszy wizeru nek Maryi całego chrześcijańskiego świata! Przemawia za tym już sama zastosowana technika malar ska. Ikona Orędowniczki to obraz enkaustyczny (enkaustikós - ‘wypalony’). Enkaustyka to starożytna technika malarska, w której spoiwem malarskim jest mieszanina płynnego wosku i żywicy z drzewa mastyksowego, połączona z pigmentami. Tak przygotowane farby nakładano na podkład na gorąco. Dzięki woskowi obrazy były odporne na wilgoć i zachowały świe żość barw. Metoda ta rozwinięta przez starożytnych Egipcjan przeżywała rozkwit w czasach Cesarstwa Rzymskiego, potem w VI wieku po Chr. zaczęła stopniowo zanikać, by ostatecznie popaść w całkowite zapomnienie. Do dziś zachowało się tyl ko kilka enkaustycznych ikon, takich jak choćby te z klasztoru św. Katarzyny na półwyspie Synaj. Większość z nich została zniszczona w VIII wieku przez fanatyków ikonoklazmu pod czas bizantyńskiego sporu wokół kultu obrazów. Tylko nielicz ne ikony udało się wówczas uchronić przed obrazoburcami. Za wczesnym rodowodem ikony przemawia także sposób przedstawienia. Postać namalowana na obrazie to Maryja mo23
dląca się - orantka, bez dziecka. Ukazuje się nam jako H ag io so ritissa - Orędowniczka. Tak nazywany jest ten motyw
w Kościołach wschodnich, a słowo a dvocata jest łacińskim tłumaczeniem greckiego określenia. Musi pochodzić jeszcze z czasów sprzed soboru efeskiego, kiedy to w roku 431 ze brali się biskupi Kościoła, aby zdefiniować pierwszy dogmat o Maryi. Odtąd Święta Dziewica będzie czczona w Kościele jako Theotokos, czyli dosłownie Bogarodzica, co przedtem wcale nie było taką oczywistością. Nestoriusz, potężny patriar cha Konstantynopola, głosił nawet przed soborem pogląd, że Maryja nie może być nazywana Matką Bożą, i zdecydowanie sprzeciwiał się nadaniu jej takiego tytułu. Został za to potę piony przez sobór w Efezie i nazwany heretykiem, wskutek czego pozbawiono go godności kościelnej i skazano na wygna nie. Zmarł w nędzy na zesłaniu w Egipcie. Innym skutkiem soboru efeskiego było to, że artyści otrzymali wówczas zadanie rozpropagowania tej odtąd wiążąco ogłoszonej prawdy wiary także w wymiarze ikonograficznym. Motyw Maryi z Dzie ciątkiem Jezus na ręku lub na kolanach, odnajdywany dotąd tylko w scenach związanych z przedstawieniem narodzin Je zusa lub przybyciem mędrców ze Wschodu (jak choćby ma lowidła w rzymskich katakumbach), teraz miał się pojawiać zawsze - i zdecydowanie rozpowszechnić się w ikonografii. Po soborze efeskim było zjawiskiem teologicznie niepożądanym, by przedstawiać Maryję bez Dzieciątka Jezus. Dodać trzeba, że w tym wszystkim preferowany dotąd motyw H agiosoritissa - Orędowniczki zmienił się tylko w niewielkim stopniu. Po prostu obracano teraz prawą dłoń Madonny, tak by mogła pod trzymywać dziecko, podczas gdy jej lewa dłoń - pierwotnie złożona w geście modlitwy - teraz wskazywała na chłopca, na Jezusa. H o d egetria - wskazująca drogę, tak nazwano nowy typ ikony. 24
Jest zatem całkiem jasne - widać to jak na dłoni - że św. Łukasz w żadnym wypadku nie mógłby sportretować Ma donny z Dzieciątkiem, nawet jeśli opisał betlejemską noc z tak licznymi detalami. Jeśli już, to przedstawiłby ją raczej jako orantkę, ale nie wiemy nawet, czy w ogóle spotkał kiedykol wiek Miriam. Wedle Dziejów Apostolskich dopiero w roku 50 zaczął towarzyszyć św. Pawłowi w podróży, ale równie praw dopodobne jest to, że już wcześniej w swojej ojczyźnie An tiochii nawrócił się i zaczął wyznawać naukę Chrystusa. Wia domo natomiast, że należał do greckiego kręgu kulturowego, a więc miał tym samym z pewnością bardziej twórczy stosunek do sztuk pięknych, nieznany w środowisku judaistycznym. Jest zatem też do pomyślenia teoria, że w kręgu, w którym funkcjo nował, mógł znajdować się jakiś artysta, który potrafiłby spor tretować Miriam, jeśli nie zrobił tego osobiście sam Łukasz. Pewne jest także, że św. Łukasz przebywał w Jerozolimie w la tach 57-59 po Chr. i tam poszukiwał informacji potrzebnych do spisania Ewangelii, która najprawdopodobniej powstała około 62 roku po Chr. Tylko najstarsza wersja legendy o obrazach Łukaszowych - tak, jak przekazuje nam to mnich Epifaniusz z klasztoru św. Kalistrata w Konstantynopolu - zdaje się zawierać dokład niejsze informacje. Według tego przekazu jeszcze za życia Mi riam z Nazaretu miał powstać w Liddzie w cudowny sposób pierwszy wizerunek Madonny. Biblijne miasto Lod (dawniej Lydda lub Lidda, także Diospolis) leży na równinie Szaron, tuż przy antycznej drodze handlowej Via Maris lub dla dzi siejszych odwiedzających Izrael: na południe od portu lotni czego im. Dawida Bena Guriona. Dzieje Apostolskie opowia dają o działalności św. Piotra w Liddzie, gdzie miał uzdrowić sparaliżowanego Eneasza (Dz 9,32-35), co doprowadziło do masowych nawróceń. Musiało to nastąpić około 37 roku po 25
Chr.. zatem jeszcze za życia Miriam z Nazaretu. I tu zaczyna się ciekawy wątek legendy: bo kiedy Piotr i Jan wyruszali z Je rozolimy, aby poświęcić pierwszy kościół w Liddzie dla judeoi poganochrześcijan, zaprosili Miriam z Nazaretu do pójścia z nimi. Matka Boża chciała uniknąć długiej pieszej wędrówki na wybrzeże, liczącej dobre pięćdziesiąt kilometrów, jednak mimo to obiecała im: „Idźcie w pokoju, a ja będę z wami”. Kiedy apostołowie dotarli do Liddy, zobaczyli jej oblicze, któ re w cudowny sposób odcisnęło się na kolumnie. Ten pierwo wzór, jak go później nazywa mnich, miał potem skopiować św. Łukasz. Wiedział o tym nie tylko Epifaniusz - jego istnienie potwierdzili także trzej patriarchowie, którzy w roku 833 napi sali pismo do cesarza bizantyńskiego Teofila, w którym wyra żali protest przeciwko edyktowi potępiającemu kult obrazów. Z tego czasu pochodzi również opis, znów autorstwa Epifaniusza z Konstantynopola, będący pierwszą wzmianką o ikonie Ma donny, zrekonstruowany na podstawie o wiele wcześniejszych źródeł: Miriam była wysokiej postury, chociaż niektórzy utrzymują, że była tylko trochę bardziej niż średniego wzrostu. Jej skóra była lekko złota od słońca w jej kraju, kolom łanu pszenicy. Włosy miała jasne, oczy pełne życia, lekko oliwkowozielone tęczówki. Brwi uniesione wysoko i czarne, nos trochę długi. Usta czerwone i pełne słodyczy podczas mówienia. Jej twarz nie była ani okrągła, ani podłużna, lecz dostojnie owalna, ręce i palce długie i delikatne [...].
Czytając ten urywek, odnosi się wrażenie, że chodzi o opis ikony A dvocata. Czy można zatem uznać za czysty przypadek to, co miał już wkrótce odkryć Paul Badde, że Madonna z Mon te Mario znana jest w Kościele prawosławnym nie tylko jako ikona rim skaja (zatem nosi nazwę Madonny Rzymskiej, która to nazwa była później używana raczej na określenie kopii ikony 26
Madonny Salus P opu li Rom anf), lecz także jako ikona liddskaj a (czyli Madonna z Liddy)? Czy rzeczywiście namalował ją św. Łukasz między 37 a 59 rokiem, kopiując cudowny wizeru nek powstały na kolumnie w Liddzie, pierwotnie przeznaczo ny dla kościoła w jego ojczystej Antiochii, o czym mowa jest w dalszej części legendy? Tego nie wiemy. Euzebiusz z Cezarei, autor pierwszej H i sto rii kościelnej, napisanej około roku 315, donosi wpraw dzie o obrazach przedstawiających Jezusa i apostołów Piotra i Pawła, które miały powstać jeszcze za ich życia, nie wspomi na jednak o obrazie Madonny autorstwa św. Łukasza. Jeszcze około roku 400 wzmiankuje św. Augustyn, bądź co bądź po dłuższym pobycie w Rzymie, że: „O obliczu Dziewicy Maryi nic nie wiadomo” {D e Trinitate). To akurat dziwi, ponieważ po chodzące z IV wieku pielgrzymie sgraffito jest dowodem na to, że wówczas nawet w judeochrześcijańskiej synagodze w Naza recie, która miała powstać na miejscu domu Świętej Rodziny, czczony był eikos - a więc wizerunek Maryi. Jednak dopie ro w roku 438 pobożna cesarzowa Eudokia Elia odkryła pod czas pielgrzymki do Ziemi Świętej cudowną ikonę autorstwa św. Łukasza i wysłała ją do swojej szwagierki Pulcherii, siostry cesarza Teodozjusza II, do Konstantynopola. Ta z kolei nakaza ła od razu wznieść dla uczczenia ikony nowy kościół przy uli cy Hodegeres (to znaczy: ‘idący na czele wojska’) w dzielnicy Blachemes, co znalazło odbicie w tytule H o degetria - wskazu jąca drogę, jaki otrzymał obraz umieszczony w blachemeńskiej świątyni. Tak w każdym razie relacjonował ponad sto lat póź niej bizantyński historyk Teodor Lektor. Kiedy dwóm szlachet nie urodzonym arystokratom z Konstantynopola około roku 450 udało się w Ziemi Świętej pozyskać m aphorion, czerwonawoniebieski płaszcz Madonny, coś w rodzaju peleryny, zapa nowała wielka radość - cenna relikwia podobna była bardzo do 27
płaszcza, jaki nosiła Miriam na ikonie autorstwa św. Łukasza. Dopiero w roku 730 w czasie sporu wokół kultu obrazów ikona miała zniknąć z Konstantynopola, z powodu obawy przed ob razoburcami. Czy już wtedy przeniesiono ikonę Orędowniczki do Rzymu? To jest możliwe, ale nie jest prawdopodobne. Bowiem już w roku 592, tak utrzymują zakonnice z Monte Mario, papież Grzegorz Wielki, idąc w uroczystej procesji przebłagalnej uli cami Rzymu, który właśnie nawiedziła zaraza, niósł - ni mniej, ni więcej - tylko ikonę A dvocata. Jego modlitwy zostały wy słuchane, kiedy Archanioł Michał ukazał się nad Mauzoleum Hadriana, dzisiejszym Zamkiem Anioła. Być może Grzegorz Wielki, sam będąc pierwszym mnichem z zakonu benedykty nów na urzędzie papieskim, powierzył zaraz po tym wydarze niu cenną ikonę opiece siostrom benedyktynkom ku nieustają cej adoracji. Pozostaje jednak pytanie, kiedy ikona przybyła do Rzymu. Być może już w roku 439, kiedy cesarz Walentynian III pilnie, zdecydowanie pilniej niż ktokolwiek inny, potrzebował pomo cy niebieskiej Orędowniczki. Chodzi o tzw. wielkie wędrów ki ludów na przełomie starożytności i średniowiecza, kiedy to Rzymowi zaczęli zagrażać Wandalowie. Czyżby wtedy kuzyn, cesarz bizantyński Teodozjusz II, zasiadający na tronie kon stantynopolitańskim, przekazał mu bezcenną ikonę Madonny? Pewne jest, że cesarz Walentynian III polecił wykonać wielkich rozmiarów ikonę i nakazał ustawić ją u stóp swojego pałacu na Palatynie w Auli Domicjana, która tym samym stała się kościo łem Santa Maria Antiqua. Ta Madonna, obecnie z Dzieciątkiem Jezus, jest także namalowana metodą enkaustyczną, ale z pew nością wyszła spod pędzla malarza szkoły rzymskiej - wskazu ją na to wyraźne analogie z malowidłami w katakumbach. Jej oblicze z wielkimi, sowimi, wszystko przenikającymi oczyma 28
podobne jest do wizerunku z ikony Matki Bożej Orędownicz ki - może to A d vo ca ta posłużyła jako wzór do zrobienia kopii. Tylko usytuowanie prawej ręki, która teraz miała podtrzymy wać Dzieciątko Jezus, zostało zmienione. Kiedy kościół San ta Maria Antiqua w IX wieku groził zawaleniem, przeniesio no ikonę do nowego kościoła Santa Maria Nova znajdującego się tuż za Łukiem Tytusa, na którym przedstawione są skar by złupione ze świątyni jerozolimskiej. Od XV wieku kościół ten nazywany bywa także Santa Francesca Romana, ku czci św. Franciszki Rzymianki - rzymskiej świętej, której szcząt ki są tu przechowywane. Z pierwotnej ikony namalowanej na lnianym płótnie zachowały się tylko oblicza Matki i Chrystusa. W VII wieku zostały wycięte z pierwotnego obrazu i umiesz czone na drewnianej desce, którą papież Sergiusz I kazał obło żyć dla ochrony okładziną z czystego srebra. Całkiem pewne jest to, że ikona Madonny znajdująca się w kościele Matki Boskiej Niebiańskiego Ołtarza na rzymskim Wzgórzu Kapitolińskim jest kopią czcigodnej ikony A dvocata. Ta ikona o wymiarach 82 na 51 centymetrów została poddana konserwacji w latach 2002-2007. Przeprowadzono wówczas także szczegółowe badania naukowe. Wynik badania metodą C14 - datowania radiowęglowego - potwierdził, że drewno, na którym została napisana ikona przechowywana w tym kościele, pochodzi z VII wieku. Niestety, na temat przybycia ikony Matki Bożej Orędow niczki nie można ustalić nic więcej ponad to, że najpewniej znajdowała się w Rzymie przed VI wiekiem, najprawdopodob niej już w roku 439. Przy tym jest całkiem możliwe, że pocho dzi z czasów św. Łukasza. Technika malarska, jaką wykona no ikonę - enkaustyka - przeżywała w Egipcie w I wieku po Chr. okres rozkwitu. Ojej popularności świadczy liczba ponad 800 portretów mumii, odnalezionych w oazie Fajum na lewym 29
brzegu Nilu. Najmłodsze z tych obrazów pochodzą z III wieku po Chr., najstarsze jeszcze z końca I wieku przed Chr. Właśnie o sepulkralnych portretach fajumskich musiał spontanicznie pomyśleć Paul Badde, kiedy przyglądał się obliczu Madonny na ikonie A d vocata, bowiem - jak chciał los lub przeznaczenie - zajmował się nimi dość intensywnie podczas wcześniejszych badań. „Duchowe oświecenie - obrazy z piasku pustyni” - napi sał o nich w jednym z artykułów, opublikowanym w roku 1988 w gazecie „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Przyjaciel poło żył mu kiedyś na biurku książkę traktującą o tych portretach - twarzach, które od razu nim poruszyły. Oblicza spoglądały na niego z osobliwym zaufaniem, tak jakby wszystkie zgromadziły się w jednym miejscu właśnie po to, by uświadomić mu ogrom ne zadanie. „Droga do rzeczywistości prowadzi przez obrazy” - przeczytał w tym samym czasie w biografii Eliasa Canettiego. Cytat ten. który równie dobrze mógłby być jego życiowym mottem, podziałał na niego jak objawienie. Kiedy przeczytał te słowa, poczuł powołanie do śledzenia historii zaginionych obrazów, był ogarnięty „niespokojnym ogniem pierwszej miło ści” - jak wówczas o tym napisał. Wkrótce potem udał się do Wiednia, by spotkać się z Hildą Zaloscer, autorką książki o por tretach zmarłych z Fajum, których dokumentację ta pełna pasji, natchniona historyk sztuki tworzyła z wielkim poświęceniem przez całe swoje życie. Paul Badde, chcąc ustalić chronologię ikony Orędownicz ki, sięgnął jeszcze raz do książki o portretach zmarłych, by przyjrzeć im się dokładniej. Dokonał wówczas pewnego nie pokojącego odkrycia. Im starsze były portrety sepulkralne, tym większe było ich podobieństwo do ikony A dvocata, co wkrótce całkowicie przekonało go, że musiała ona pochodzić jeszcze z I wieku. Jednak była między nimi pewna delikatna różnica, którą najprawdopodobniej mógł zauważyć jedynie specjalista 30
jego pokroju. Podczas gdy technika malarska ikony Madonny była jednoznacznie staroegipska, styl wskazywał dobitnie na jej syryjski rodowód. Przemawiały za tym już choćby wszyst kie obłości zniekształcające wizerunek, charakterystyczne dla mozaik z Antiochii i Palmyry. Artysta musiał zatem być raczej Syryjczykiem, który przyswoił sobie od Egipcjan metodę enkaustyczną i od nich nauczył się sztuki portretowania, co zga dza się teoretycznie i być może tłumaczy powstanie tradycji - także bowiem Łukasz był Syryjczykiem. Jest więc możliwe, że malarz rzeczywiście pochodził z jego otoczenia lub przynaj mniej z jego ojczyzny. Czy zatem ikonę A dvocata, postrzeganą jako pierwowzór wszystkich ikon maryjnych, można potraktować jako auten tyczny, pochodzący z czasów jej życia portret Madonny? Tego nie da się z pewnością nigdy do końca wyjaśnić. Jednak, tak czy inaczej, przemawia ona do naszych serc i jest prawdziwym cudem, że wróciła z niepamięci i istnieje na powrót pośród nas. „Obraz potrzebuje w łasnego doświadczenia, aby się obudzić — Paul Badde lubi cytować słowa pochodzące z biografii Eliasa Canettiego. - Tym należy tłumaczyć fakt, że obrazy na całe po kolenia zapadają w uśpienie, bo nie ma ludzi, którzy patrzyliby na nie poprzez doświadczenie mogące je obudzić”. Kiedy zacząłem pracę nad tą książką i wyruszyłem na po szukiwanie potrzebnych materiałów, trafiłem do klasztoru Mat ki Bożej Różańcowej na Monte Mario w Rzymie2. Kościół zo stał poddany renowacji, także dzięki niemieckim darczyńcom, i na długo przed wizytą papieską odzyskał dawny blask. Często wracałem przed oblicze Madonny, wpatrywałem się w ikonę
2 Dokładny adres to: Via Cadlolo Alberto 51, 00136 Rzym. Zwiedzanie ko ścioła możliwe jest tylko podczas mszy św. w dni powszednie o 7.30 i w niedzie lę o 11.00.
31
Orędowniczki, wielokrotnie spoglądając jej głęboko w oczy, i prosiłem, by towarzyszyła mi w poszukiwaniach. Nic nie wydawało mi się bardziej odpowiednie, niż w blasku jej oczu nucić S alve Regina. To moja ulubiona pieśń maryjna - pewnie dlatego, że niosła mnie przez życie w najtrudniejszych momen tach. a poza wszystkim brzmi tak, jakby ktoś napisał ją, patrząc na oblicze tej najpiękniejszej ze wszystkich ikon: Eia, ergo, advocata nostra, illos tuos miséricordes oculos ad nos converte. Et Jesum, benedictum fructum ventris tui, nobis post hoc exsilium ostende. O Clemens, o pia, o dulcís Virgo Maria. Przeto, Orędowniczko nasza, one miłosierne oczy Twoje na nas zwróć, a Jezusa, błogosławiony owoc żywota Twojego, po tym wygnaniu nam okaż. O łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo!
Pieśń S alve R egina powstała w czasie pierwszej wyprawy krzyżowej. Ostatni wers dołączył do niej św. Bernard z Clair vaux, wielki czciciel Maryi, twórca zakonu cystersów i ojciec duchowy templariuszy. Wtedy ciągnęły do Ziemi Świętej dzie siątki tysięcy ludzi, by modlić się w miejscach zwiastowania, narodzin i męki Jezusa - i stale towarzyszyła im w tym Maryja, prowadząc ich do swego Syna. Tu są jej ślady, którymi podążam, tu jest też historia jej ży cia, którą opowiadam w tej książce. Maryja jest najczęściej przedstawianą kobietą w historii. O niej mówi też najwięcej pieśni, w których pojawiają się najrozmaitsze tytuły jej przypisywane - niektóre z nich mają wymiar wprost kosmiczny. A te wszystkie miliony obrazów, 32
wszystkie tysiące pieśni i wezwań sprowadzają się do jednego jedynego pierwowzoru. Więcej jeszcze, wszystkie one przybie rają cechy odnoszące je do jednego słowa, które czyni Miriam osobą wyjątkową w wymiarze ludzkim i boskim, w historii świata i zbawienia, a które usprawiedliwia całą oddawaną jej cześć: f ia t - „niech mi się stanie!”. Dzięki temu jednemu słowu okazało się możliwe to, że Bóg stał się człowiekiem, a tym sa mym możliwe stało się nasze zbawienie. Słowo to sprawiło, że niespełna trzynastoletnia Miriam z Nazaretu stała się Maryją, Matką Boga i królową wszechświata. Spróbujmy jednak zastanowić się, kim była ta najbardziej fascynująca ze wszystkich kobiet. To zadanie wiedzie autora do granic możliwości uchwycenia i opisania jej historii, ponieważ dawno już stała się postacią nadprzyrodzoną, ponadludzką, właściwie transcendentalną - stała się ikoną samej siebie. By pojąć, co naprawdę wydarzyło się wtedy w Nazarecie, trzeba wrócić do ojczyzny i czasów Miriam, prześledzić współcze sne jej źródła archeologiczne i historyczne, dzięki którym iko na stanie się postacią z krwi i kości. Dopiero tam, w punkcie przecięcia się codzienności i cudu, historii świata i zbawienia, spotkamy historyczną Miriam. Dopiero tam będziemy mogli zacząć przeczuwać, co faktycznie wydarzyło się wtedy, gdy wystarczyło jedno słowo, aby Bóg stał się człowiekiem, a my wszyscy dziećmi tej Świętej Dziewicy.
II
(Pefnia czasu
Ten. kto chce pojąć czas, w którym nastąpił punkt zwrotny historii zbawienia, swoje poszukiwania powinien rozpocząć w Rzymie, w miejscu, gdzie sto dwadzieścia cztery stopnie prowadzą do nieba. U szczytu tych schodów znajduje się potęż na ceglana fasada kościoła, który z powodzeniem jeszcze dziś nazwać można sercem Wiecznego Miasta. Stoi on, jak głosi le genda, nad Niebiańskim Ołtarzem, który kazał wznieść cesarz rzymski August w momencie, gdy wieszczka przepowiedziała mu przyszłe narodziny Chrystusa. Dziś kościół robi wrażenie trochę przytłoczonego monu mentalnymi budowlami, które wyrosły obok niego w później szych czasach. Od lewej strony zagłusza go, przytłaczając aro gancko, butny śnieżnobiały pomnik narodowy, który w równym stopniu jest upamiętnieniem zjednoczenia Włoch pod berłem króla Wiktora Emanuela II, co architektonicznym wybrykiem, przykładem złego smaku i gigantomanii, charakteryzujących czasy jego powstania. Mieszkańcy Rzymu nazywają szyderczo Altare della Patria - Ołtarz Ojczyzny - wielką maszyną do pi34
sania. Po prawej stronie kościoła rozciąga się zdecydowanie bardziej gustowny Palazzo Senatorio - Pałac Senatorski pro jektu Michała Anioła, pełniący funkcję ratusza Rzymu, który otaczają dwa pozostałe pałace mieszczące obecnie Muzeum Kapitolińskie. Z okien pałacu rozpościera się najpiękniejszy widok na leżące na tyłach muzeum Forum Romanum - rynek rzymski - polityczne centrum starożytnego Rzymu. Wzgórze, na którym wznoszą się monumentalne budowle, pełniło niegdyś także inne funkcje. Było jednocześnie akropo lem - ośrodkiem kultowym, świętą górą, oraz golgotą - miej scem czaszki - Wiecznego Miasta. Wzgórze zawdzięcza swoją nazwę mitycznemu królowi Etrusków o imieniu Olus (Aulus), który został tutaj pogrzebany przed ponad trzema tysiącami lat, a jego czaszkę ocalili potem pierwsi Rzymianie: caput O li - czaszka Olusa - oznacza Kapitol. Na zaokrąglonym wierz chołku w północno-wschodniej jego części wznosiła się wów czas wieża obronna - warownia, będąca miejscem schronienia dla pierwszych Rzymian. W południowo-zachodniej części wierzchołka Rzymianie zbudowali natomiast świątynię będą cą ich największą świętością, poświęconą bogom: Jowiszowi, Junonie i Minerwie, nazywanymi odtąd także Trójcą Kapitolińską. Świątynia była w okresie cesarstwa głównym ośrodkiem kultu w całym państwie, natomiast wieża obronna była siedzi bą wyroczni. Tutaj mieściło się także auguraculum , siedziba augurów - kapłanów wyjaśniających wolę bogów oraz kapła nów tę wolę obwieszczających, na podstawie lotu ptaków lub zjawisk przyrody. Obok znajdowała się świątynia bogini losu - Junony Monety (od łacińskiego słowa m onere - napominać, ostrzegać), zwanej też Junoną Dobrej Nadziei, wzniesiona nie opodal mennicy Rzymu, w czym można upatrywać powód, dla którego pieniądz otrzymał łacińską nazwę „moneta”. Święte gęsi kapitolińskie stały się słynne, kiedy pewnej nocy w roku 35
387 przed Chr. ich gęganie zbudziło i ostrzegło mieszkańców o zbliżających się Galach, którzy postanowili podejść pod Ka pitol od strony stromych skał, by zdobyć twierdzę i miasto pod osłoną ciemności. Również w samej świątyni zdarzyło się coś tajemniczego. Jak donosi Cyceron, w najświętszym miej scu Rzymian głos ostrzegł ich przed trzęsieniem ziemi, tak że mogli zawczasu podjąć stosowne działania dla zabezpieczenia miasta. Po zdobyciu Kartaginy doszła jeszcze następna świą tynia poświęcona fenickiej bogini Tanit, Virgo caelestis - nie biańskiej dziewicy, a po podbiciu Egiptu kolejne miejsce kultu Izydy - egipskiej opiekunki rodzin - z posągiem bogini trzyma jącej w ramionach dziecko - syna Horusa. Z tego też powodu nie dziwi fakt, że potem świętą górę Rzymian szybko schrystianizowano, by w krótkim czasie poświęcić nowo wybudowany kościół Dziewicy Maryi, której cudowna ikona, jak już wspo mniano wcześniej, zgodnie z najnowszymi ustaleniami nauko wymi pochodzi z VII wieku i bez wątpienia jest kopią ikony A dvocata. Początkowo świątynia nosiła nazwę Santa Maria in Capitolio - Matki Bożej Kapitolińskej, ale już w XII wie ku otrzymała nowe wezwanie Santa Maria in Aracoeli - Mat ki Bożej Niebiańskiego Ołtarza. Wytłumaczenie tego przynosi księga powstała około 1130 roku M irabilia U rbis R om ae [Cuda miasta Rzymu], w której odnaleźć można przekaz dotyczący legendy o rzymskim cesarzu Auguście. Pewnego dnia, jak jest tam napisane, cesarz miał się dowiedzieć, że senat chce ogłosić jego boskość i oddawać mu odtąd należną cześć. Usłyszawszy tę wieść, cesarz postanowił zapytać o radę wielką wieszczkę starożytnego Rzymu, Sybillę Tyburtyńską, jak powinien się zachować. Po trzech dniach pojawiła się u niego w sypialnej komnacie światła kobieta i przepowiedziała mu „znak spra wiedliwości”: Ziemia spłynie potem, z nieba zaś zstąpi wie kuisty król nowego czasu. Lecz jeszcze zanim cesarz zdołał 36
zastanowić się nad znaczeniem wypowiedzianej przepowiedni, wieszczka wskazała ku niebu. Tam ukazała się w świetlistej po świacie Maryja z Dzieciątkiem Jezus i wstąpiła na ołtarz: H aec e st A ra C oełi, co znaczy „to jest Ołtarz Niebiański”. „Dziecko to, cesarzu, jest większe od ciebie, dlatego to ty powinieneś się do niego modlić” - udzieliła mu napomnienia Sybilla. To usły szawszy, cesarz August miał właśnie jemu poświęcić ołtarz. To, co pozornie brzmi jak pobożna legenda, będąca wytworem czystej fantazji, kryje w sobie jednak ziarno prawdy. Opowieść ta wyrosła bowiem wokół prawdziwego wydarzenia. Faktycznie istniała stara sybillińska wyrocznia, która mówiła o narodzinach dziecka z dziewicy, dziecka, które wybawi świat i rozpocznie nowy czas. Cesarz August był przekonany, że ta przepowiednia odnosi się do jego czasu - nakazał więc ogłosić nowe saeculum, by odtąd nie było wątpliwości, że to on sam jest wybawcą przynoszącym pokój światu i „Synem Boskiego” ifilius D ivi), otoczonym czcią w całym cesarstwie. Prawdąjest również to, że nakazał wznieść ołtarz - tyle że A ra P acis Augustae, to znaczy „ołtarz pokoju Augusta”, nie stanął na Kapitolu, lecz na terenie graniczącym od północy z Polem Marsowym. Można go zwiedzać do dziś, choć tymczasem został przeniesiony na inne miejsce znajdujące się nad brzegiem Tybru. Jednak swoją własną boskość cesarz - i tu znów rację ma legenda - konsekwentnie odrzucał. Rzeczywiście „mesjanizm Augusta” należy do najbardziej fa scynujących rozdziałów historii starożytnego Rzymu, ponieważ ukazuje, jak uniwersalne było oczekiwanie wybawiciela na kilka dziesięcioleci przed narodzeniem Jezusa. „Niebiosa, wysącz cie z góry sprawiedliwość i niech obłoki z deszczem ją wyleją” (Iz 45,8) - wołał trwożliwie lud w ciemnościach nie tylko w Królestwie Judy, lecz w całym starożytnym świecie, który stał właśnie u progu „globalizacji”. O „rosnącej tęsknocie za wybawieniem szerokich rzecz społeczeństwa nie tylko w Rzy37
mie, lecz także w całej Italii i prowincjach” wspomina także sławny historyk starożytności z Dusseldorfu, Dietmar Kienast, w swoim epokowym dziele pod tytułem: Augustus, P rin zeps und M onarch [August, princeps i monarcha], I dalej opowiada 0 tym tak: „Po stuletnim okresie wojen domowych spodziewa no się i oczekiwano wybawcy i odkupiciela, który przyniesie wreszcie umęczonemu światu cierpiącemu wskutek przemocy 1 mordu upragnione pokój i szczęście”. Nie kto inny, lecz właśnie genialny rzymski mówca i polityk, Cyceron, był pierwszym, który wysławiał młodego Oktawiana jako tego, którego wyrocznia wskazała jako wybawcę - miał być tym, który zgodnie z proroctwem uratuje Rzym. Cyceron próbował tym samym wyważyć dawno już otwarte drzwi, bo wiem młody ambitny człowiek sam czuł się przeznaczony do czegoś wyższego, odkąd astrolog padł przed nim na kolana, dowiedziawszy się, jaka jest data jego urodzin. Różne inne znaki umocniły go jeszcze w przeświadczeniu o szczególnym posłannictwie, a gdy okazało się, że zamordowany stryjeczny dziadek (Oktawian był wnukiem jego siostry) i protektor Caius Iulius Caesar - wielki wódź Cezar - zapisem w testamencie za adoptował go posth um - pośmiertnie i wyznaczył na głównego spadkobiercę, uznał, iż jego los się dopełnił. Świetlisty krąg w kształcie barwnego łuku, który otaczał słońce w dniu jego tryumfalnego wjazdu do Rzymu, wydawał się być potwierdze niem danym z niebios. Jednak jeszcze większe wrażenie na nim i na mieszkańcach Rzymu wywarło to, że akurat podczas igrzysk, zorganizowanych na część zamordowanego przybra nego ojca, pojawiła się na siedem kolejnych dni kometa na pół nocno-wschodnim niebie. Istnienie komety Cezara, występu jącej w literaturze fachowej pod nazwą C/-43 KI, jako jednej z komet możliwych do zaobserwowania w ciągu dnia, znajduje potwierdzenie wśród astronomów. Poza tym poświadczają ją 38
starożytne chińskie relacje dotyczące obserwacji nieba. „Lud rzymski wierzył, że gwiazda ta ogłasza przyjęcie duszy Ceza ra w poczet nieśmiertelnych bogów” - napisał sto lat później uczony rzymski Pliniusz Starszy. August był „święcie przeko nany, że gwiazda wzeszła dla niego, a on sam wzejdzie razem z n ią - a stanie się to, jeśli chcemy oddać sprawiedliwość praw dzie, dla zbawienia świata”. Od tego momentu używał oficjal nie tytułu filiu s D iv i - „Syn Boskiego” (Im perator C aesar D iv i filiu s A ugustus), które to określenie szybko przekształciło się wśród mieszkańców greckojęzycznego Wschodu w tytuł huios theou - syn Boga. „Przysięgamy na wierność Cezarowi (Au gustowi), bogu, od boga pochodzącemu” - tak brzmiały słowa przysięgi z roku 30 przed Chr., odczytane z rękopisu odkrytego w egipskim Oksyrynchos, spisanego na papirusie (znanym jako P apiru s Oxyrhynchuś). Odtąd cesarz Oktawian kazał umiesz czać nad czołem wystawianych ku jego czci posągów gwiazdę Sidus lu lii, która potem pojawiała się także na wybijanych mo netach. Rzymski haruspex - haruspik, kapłan wróżbita, Wulkacjusz, poszedł w swojej interpretacji jeszcze dalej. Dla niego gwiazda zwiastowała początek dziesiątego saeculum , nowego złotego wieku, w którym ostatecznie zapanuje pokój na ziemi. Jednak najpierw należało ten świat na nowo zorganizować. Po ukaraniu morderców Cezara i podporządkowaniu sobie rywala Marka Antoniusza Oktawian zakończył okres prawie stuletniej wojny domowej i wewnętrznych konfliktów politycz nych w Rzymie. Na znak, że w całym cesarstwie zapanował pokój, dnia 12 stycznia 29 roku przed Chr. nakazano zamknię cie bram świątyni Janusa na Forum Rom anum - to symboliczne zakończenie wojny odbyło się po raz trzeci od legendarnego założenia miasta w roku 753 przed Chr. Dwa lata później se nat przyznał Oktawianowi tytuł p rin ce p sa (księcia, pierwszego wśród senatorów) i przydomek Augustus (czcigodny), co stano39
wiło nie tylko ukoronowanie jego czterdziestoletnich rządów, lecz także początek nowego złotego wieku w historii Rzymu. „Zaczęto znów uprawiać pola, a świątynie otoczono na powrót czcią, ludzie zaczęli cieszyć się spokojem i pokojem i upewnili się co do posiadanej własności” - tak podsumował skutki rzą dów Augusta rzymski historiograf, Wellejus Paterkulus. Trzy wieki po stworzeniu monarchii przez Aleksandra Ma cedońskiego, zwanego Wielkim, którego panowanie zakończo ne przedwczesną śmiercią miało okazać się tak krótkotrwałe, w I wieku przed Chr. powstaje pierwsze wielkie cesarstwo, które w pełni zasługuje na to miano. Im perium Rom anum pod rządami Augusta zajmowało tereny od Atlantyku po Eufrat. Rozciągało się od Morza Północnego i sięgało daleko w głąb Afryki. W tym ogromnym władztwie terytorialnym, obejmują cym swym zasięgiem czterdzieści cztery współczesne państwa, używano tylko dwóch języków: językiem urzędowym była ła cina, językiem kultury zaś - greka. Dziś na obszarze ówcze snego Cesarstwa Rzymskiego występuje dwadzieścia siedem języków lokalnych. Pierwszym krokiem, jaki podejmowali Rzymianie po podboju nowej prowincji, było budowanie infra struktury. Doskonała sieć dróg z gościńcami umiejscowionymi przy traktach w odległości dnia drogi (tak więc w odległości około 35—40 kilometrów) połączyła nawet najodleglejsze krań ce cesarstwa ze stolicą w Rzymie. Wewnątrz granic Cesarstwa Rzymskiego każdy wolny człowiek mógł się przemieszczać bez przeszkód - otwierało to wielkie możliwości dla rozwoju han dlu, ale także dla rozprzestrzeniania się nowych idei. Oprócz tego wewnątrz granic Cesarstwa Rzymskiego - pominąwszy okazjonalne powstania wybuchające najczęściej w nowych prowincjach Rzymu - zapanowały pokój i bezpieczeństwo. I to na następne cztery stulecia. Gdyby szukać w dziejach optymal nego historycznego momentu na to, by Bóg stał się człowie 40
kiem, to był nim z pewnością rozpoczęty przez Augusta czas pokoju. Nigdy potem w kolejnych dwóch tysiącleciach, aż do epoki nowoczesnej komunikacji po II wojnie światowej, wa runki dla rozpowszechniania Ewangelii nie były tak korzystne. M artyrologium Rom anum - Martrologium Rzymskie, któ rego fragment czytany jest każdego roku podczas mszy świętej w noc Narodzenia Pańskiego, stawia wcielenie Boga w centrum wydarzeń historycznych. Zacytujmy (w wersji zaaprobowanej przez papieża Benedykta XVI) fragment dotyczący włączenia do historii świata faktu, że Bóg stał się człowiekiem: W roku (5199) pięć tysięcy sto dziewięćdziesiątym dziewiątym od stworzenia świata, gdy Bóg stworzył na początku niebo i ziemię, W roku (2957) dwa tysiące dziewięćset pięćdziesiątym siódmym po potopie, W roku (2015) dwa tysiące piętnastym po narodzeniu Abrahama, W roku (1510) tysiąc pięćset dziesiątym po wyprowadzeniu ludu izraelskiego pod wodzą Mojżesza z niewoli egipskiej, W roku (1032) tysiąc trzydziestym drugim od czasu, gdy Dawid został namaszczony na króla, W (65) sześćdziesiątym piątym siedmioleciu według proroctwa Daniela, W (194) sto dziewięćdziesiątej czwartej olimpiadzie według ka lendarza greckiego, W roku (752) siedemset pięćdziesiątym drugim po założeniu mia sta Rzymu, W (42) czterdziestym drugim roku panowania Oktawiana Augu sta, gdy na całym świecie pokój zapanował, W (6) szóstym okresie historii świata, Zechciał Jezus Chrystus, Przedwieczny Bóg i Przedwieczny Ojca Syn, uświęcić świat przez swoje błogosławione przyjście1.
1 M a rty ro lo g iu m R zy m sk ie o r a z e lo g ia św ię ty c h i b ło g o sła w io n y c h z n iek tó rych m a rtyro lo g ó w zakon n ych , tłum. i opr. P. Turbak, Kraków 1967.
41
Najprawdopodobniej nawet w K sięgach Sybilli, zbiorze przepowiedni wielkiej wieszczki starożytności, znajdowała się wzmianka o tym przewidywanym wcieleniu Boga. Rzymianie sięgali do wyroczni sybillińskiej w kwestiach najwyższej wagi państwowej. Odwoływali się do nich w ciężkich dla państwa chwilach, a jej przepowiednie stawały się wykładnią dla ich postępowania. Po zniszczeniu K sią g w roku 405 po Chr. podej mowano już w okresie średniowiecza wiele mniej lub bardziej fantazyjnych prób zrekonstruowania ich treści. Jednak o wiele bardziej interesujący jest tu cytat z oryginalnych ksiąg, który wplótł - raczej niepostrzeżenie - wielki rzymski poeta doby Augusta, Wergiliusz, około roku 40 przed Chr. w Bukoliki, będące zasadniczo raczej zbiorem sielanek z życia pasterzy. W E klodze IV, zwanej P ieśn ią sybillińską, pojawia się ni mniej, ni więcej tylko zapowiedź początku nowego złotego wieku, którą obwieści narodzenie boskiego chłopca z dziewicy! Powo łując się na przepowiednię Sybilli z Kurne, najbardziej znanej wieszczki Rzymu, przytoczmy ją dosłownie za Wergiliuszem: Oto ostatni się czas kumejskiej pieśni pojawił, Oto na nowo się wieków odradza wielki porządek. Już dziewica powraca, powraca królestwo Saturna. Nowy potomek z niebios wysokich na padół zstępuje. Ty jedynie dziecięciu, co rodzi się. aby żelazne Znikło plemię, a złote na całym świecie rozbłysło [_]2.
Tekst jest zagadkowy, pewne jest jedynie, że nie odnosi się do cesarza Oktawiana Augusta. Ostatecznie matka cesarza z całą pewnością nie była dziewicą. Poza tym w dalszej części
: Wergiliusz, B u k oliki i G eo rg ik i (w y b ó r), tłum i opr. Z. Abramowiczowa, Wrocław 1953, s. 19.
42
tekstu znajdujemy wskazanie na okres rządów konsula Poliona jako orientacyjny czas narodzin chłopca, który ma „przyjąć życie bogów” i ma zostać przyjęty „między bogów”. Polion był konsulem w roku 40 przed Chr. Jest zatem o wiele barr dziej prawdopodobne, że Wergiliusz sam nie wiedział, kto był przepowiadanym boskim chłopcem. Z czasem - to było pewne - okaże się, kto nim będzie. Dopiero Konstantyn Wielki, ce sarz, który zmarł jako ochrzczony wyznawca Chrystusa, zdał sobie z tego sprawę. Kiedy w roku 325 wezwał biskupów z ca łego cesarstwa na sobór do Nicei (dziś Iznik), stwierdził kate gorycznie, że „dziecięciem z niebios wysokich” mógł być tylko Chrystus, który - jak wiadomo - narodził się z dziewicy pod panowaniem cesarza Augusta. Doktor Kościoła, św. Augustyn, przyłączył się już wkrótce (około roku 400) do tej interpretacji, a Wergiliusza nazwał nawet „prorokiem Mesjasza”, który wcie lenie Boga głosił pośród pogan. Od V wieku zaczęła powstawać na tej podstawie - najpierw w pismach bizantyńskich autorów - legenda o pojawieniu się pewnej wieszczki (najpierw była nią Pytia, potem Sybilla z Tibur) u cesarza Augusta, od której ten ostatni dowiedział się, że po nim będzie rządził żydowski chłopiec, „pierworodny syn Boga”. Usłyszawszy to, cesarz miał wznieść ku czci tego dziecka - jak dalej podaje legenda - ołtarz na Wzgórzu Kapitolińskim. Jeszcze dziś, szczególnie w okresie poprzedzającym Boże Narodzenie, czczone jest żar liwie B am bino Gesu - rzymskie Dzieciątko Jezus w kościele Matki Bożej Niebiańskiego Ołtarza. Jak poważnie potraktował cesarz tę przepowiednię, podob nie zresztąjak inne znaki, uwidacznia się w tym, że faktycznie w roku 17 przed Chr. nakazał oficjalnie świętować rozpoczę cie nowego wieku - dziesiątego saeculum , podług rzymskich wyobrażeń „ostatecznego wieku świata” (tak Dietmar Kienast). Przedtem Wergiliusz napisał na zlecenie cesarza Augusta 43
Eneidę, będącą apoteozą cesarza i czymś na kształt rzymskiej
Księgi Wyjścia. Poemat epicki jest mityczno-historyczną próbą legitymizacji Rzymian posłanych ze zbawczym nakazem za prowadzenia pokoju - „ludu wybranego” boskiego pochodze nia, który rzekomo wyruszył ze „świętego miasta” Troi i dotarł nad Tybr, by stamtąd na zawsze rządzić światem. E n eida niesie przesłanie, które znajdowało się także w centrum uroczysto ści związanych z obchodami stulecia, podczas których cesarz August ogłosił się bezpośrednim potomkiem Eneasza z Troi, z woli bogów założyciela potężnego państwa nad Tybrem. Chociaż Ołtarz Niebiański na Wzgórzu Kapitolińskim jest tylko piękną legendą, to jednak jego historyczny pierwowzór znajduje się w niewielkiej od niego odległości - dziś umiej scowiony w odległości około półtora kilometra w linii prostej od Kapitolu. Tam, nad brzegiem Tybru, wzniesiono prawdziwy monument A ra P a d s A ugustae - Ołtarz Pokoju Augusta. Ten obecny powstał wprawdzie dopiero w roku 1938, ale odwołuje się do pierwotnego wzorca. Został częściowo zrekonstruowa ny, częściowo wzniesiony na nowo po tym, gdy włoscy ar cheolodzy odnaleźli ostatnie zachowane fragmenty odsłonięte podczas wykopalisk pod Palazzo Fiano-Almagia w pobliżu Via del Corso - niespełna tysiąc metrów na północ od Kapitolu. Jeszcze zanim rozpoczęto budowę pałacu na początku XVI wieku, natrafiono na liczne bogato zdobione marmurowe płyty i włączono je do rozmaitych zbiorów. Tym, że miejsce pier wotnego usytuowania ołtarza przykryte było warstwą ziemi, przez co popadło na całe tysiąclecie w całkowite zapomnienie, można z pewnością tłumaczyć fakt, dlaczego chrześcijańska legenda z konieczności próbowała umieścić go na Wzgórzu Kapitolińskim. Bogato zdobione ściany ołtarza pokrywają wspaniałe pła skorzeźby przedstawiające Augusta jako najwyższego kapłana, 44
który godzi pogańskich bogów i obwieszcza im pokój. Orna menty roślinne symbolizują płodność nadchodzącego nowego wieku, postacie umieszczone na fryzie - dobrobyt i porządek w cesarstwie, ale także obietnicę dziesiątego stulecia, pokojo wego współistnienia ludzi, pośród których w centralnym miej scu znajduje się kobieta w welonie, trzymająca w ramionach dwoje dzieci. Właśnie ten relief, będący najpiękniejszym i naj bardziej znanym fragmentem płaskorzeźb zdobiących ściany ołtarza, jest dla historyków sztuki największą zagadką. Na zmianę próbują identyfikować przedstawioną kobietę a to z bo ginią płodności i ziemi Tellus, a to z Venus gen itrix - italską boginią Wenus Rodzicielką - będącą od czasów Cezara uwa żaną za mityczną założycielkę rodu julijskiego, to znów z bo ginią żniw i urodzaju Ceres. Ale równie dobrze może chodzić o dziewicę z E klogi /FWergiliusza. Jest też prawdopodobne, że ta płaskorzeźba miała znaczący wpływ na powstanie legendy o ukazaniu się Augustowi Maryi. Na pewno stanowiła widocz ną inspirację dla Rafaela (właśc. Raffaelo Santi, 1483-1520), kiedy w latach 1504-1510 malował cały cykl siedzących Ma donn trzymających w ramionach Dzieciątko Jezus, obok któ rych umiejscawiał postać małego Jana, trzymanego na ręku lub stojącego u jej stóp. Od tego momentu motyw ten był powie lany przez niezliczonych artystów w okresie renesansu i baro ku. Jego przesłanie było jednoznaczne: od Jezusa, Maryi i Jana Chrzciciela, który zapowiadał i głosił nadejście Chrystusa (i był „kapłańskim Mesjaszem” tradycji esseńskiej), rozpoczę ło się Królestwo Pokoju Bożego, które przetrwało dłużej niż „złoty wiek” Augusta. W tym wszystkim ołtarz poświęcony przez Augusta w roku 9 przed Chr. był tylko częścią gigantycznego projektu - pomni ka wywierającego mocne wrażenie na widzach, wzniesionego po to, by propagować pozaziemskie wymiary władztwa cesa 45
rza. Południowy kraniec pomnika stanowił Panteon, najwięk sza budowla starożytnego Rzymu, zwieńczona kopułą z otwo rem pośrodku, którą wzniósł Marek Wipsaniusz Agryppa już w roku 27-25 przed Chr. (cesarz Hadrian zlecił jej odbudowę po pożarze w roku 110 po Chr.). Początkowo poświęcona była bogom i przodkom czczonym przez Augusta oraz ród Juliuszów. Między innymi znajdowała się tutaj statua boskiego Ce zara. Dopiero gdy Agryppa postanowił umieścić w jej murach posąg Augusta, zainterweniował sam cesarz, o czym donosi rzymski kronikarz Kasjusz Dion. Z przekazu wynika, że po sąg znalazł swoje miejsce poza świątynią, w P ronaos, tak by zapobiec nadaniu cesarzowi boskości i oddawaniu mu boskiej czci za życia (o tym wspomina też legenda A ra co eli - o Nie biańskim Ołtarzu!). Od północy granicą pomnika było M ausoleum A ugusti, Mauzoleum Augusta, przeznaczone na miejsce jego pochówku, w postaci okrągłej budowli na planie koła ze słupem pośrod ku, od wschodu natomiast - dokładnie w połowie drogi - A ra P a cis A ugusta - Ołtarz Pokoju Augusta. Przed nim rozciągało się Solarium A u gusti - na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to potężny zegar słoneczny poświęcony bogu słońca Sol. Do budowy tej konstrukcji wykorzystano przywieziony niegdyś z Egiptu z Heliopolis (miasta słońca) masywny obelisk, który umiejscowiono pośrodku poprzecinanego siatką linii placu wy łożonego płytami z trawertynu, spełniający funkcję wskazówki zegara. Cień rzucany przez p o lo s wskazywał czas i porę roku, jednak to nie wszystko - linia zrównania dnia z nocą przebiega ła dokładnie przez środek Ołtarza Pokoju Augusta. Także linia zimowego przesilenia dnia z nocą łączyła ze sobą dwa punkty tak, by wyznaczyć na podstawie pozycji słońca dwie daty - 23 września, dzień urodzin Augusta, i 23 grudnia, dzień jego po częcia. To, jak wielką wagę przywiązywał właśnie do tej dru 46
giej daty, poświadcza fakt, że kazał wybijać na monetach nie Pannę, lecz Koziorożca jako swój znak astralny. W ten sposób Solarium A u gusti spełniało funkcję gigantycznego horoskopu cesarza, dzięki któremu krańcowymi punktami modelu kosmo su stały się daty narodzin i spłodzenia Augusta, wyznaczając nową erę pokoju. Cesarz Oktawian August nie mógł nawet przypuszczać, jak bardzo w ten sposób zbliżył się do czcze nia dat, które już wkrótce obchodzone będą przez chrześcijan jako Narodziny Jezusa (25 grudnia) i Jego Matki Dziewicy (8 września). „Narodziny Boskiego jednocześnie oznaczają dla całego świata początek dobrej nowiny ( eu an gelial ); pozwala ją nam one rozpocząć nową erę liczoną od dnia jego narodzin oraz uznać odtąd dzień jego narodzin za początek roku - czy tamy w inskrypcji kalendarza z 9 roku przed Chr., odnalezionej w miejscowości Priene w Azji Mniejszej. - Opatrzność, która zawładnęła całym stworzeniem, napełniła tego człowieka dla wybawienia ludzi takimi darami, że został nam i przyszłym po koleniom zesłany jako Zbawiciel (soterl). Położy kres każdej wojnie i uczyni wszystko wspaniałym”. Zwracają uwagę podobieństwa „mesjanizmu” Augusta z chrześcijańskim oczekiwaniem na zbawienie, są bowiem od biciem ogólnie panujących nastrojów w tamtym czasie. Także na wschodnich rubieżach cesarstwa, w kraju podporządkowa nym zwierzchniej władzy Rzymu, władca będący lennikiem rzymskim stawiał wszystko na to, by być uznanym za Mesjasza swojego ludu. Jego imię brzmiało Herod I - potomność wpraw dzie obdarzyła go przydomkiem Wielki, jednak przetrwał w świadomości wielu przeklinających jego występki głównie jako jeden z najgorszych szubrawców w historii. Oczekiwanie na Mesjasza w tradycji żydowskiej - jak poda je większość podręczników - pochodzi z czasu bezpośrednio po upadku Królestwa Judy w roku 586 przed Chr. Wtedy, podczas 47
babilońskiej niewoli, zaświtała nadzieja na wybawiciela, który uwolni lud z niewoli, zbuduje nowe państwo Izraela i odbuduje na nowo zburzoną przez Nabuchodonozora II świątynię. Oczy wiście miał pochodzić z rodu Dawida, wybranej przez Boga dynastii królów żydowskich, co sugeruje już sam tytuł, po hebrajsku M asztach , to znaczy namaszczony, co należy odczyty wać jako „namaszczony przez Boga”. Jest to tytuł, który nosił już wcześniej król Dawid. Jednak historiozbawcze określenie celu Izraela sięga znacznie wcześniejszych dziejów. Rozpoczy na się przed czterema tysiącami lat, kiedy to Abraham podążył za głosem Boga i wyruszył do nowej ziemi - Ziemi Obiecanej, którą wskazał mu Pan. Leżała w połowie drogi między obsza rami zajmowanymi przez dwie największe cywilizacje - Su mer i Egipt - a tym samym w miejscu przecięcia się wpływów kulturowych Azji i Afiyki, a oprócz tego leżała nad wschodnim brzegiem Morza Śródziemnego, które w równym stopniu od dzielało od siebie trzy kontynenty Starego Świata, co je ze sobą łączyło. Tutaj znajdowało się Jerycho - najstarsze miasto świa ta, po raz pierwszy zasiedlone przed trzynastoma tysiącami lat - nieopodal żyznej oazy, tam gdzie Jordan uchodzi do Morza Martwego, w najniżej położonym miejscu na Ziemi. „Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi” (Rdz 12,3), oznajmił Bóg Abrahamowi, i przynajmniej w zna czeniu geopolitycznym miało to wszystko głęboki sens. Tutaj bowiem spotykały się nie tylko stare szlaki handlowe, który mi podążały karawany we wszystkie strony znanego świata. Traktami tymi mieli już wkrótce docierać podróżnicy także na Daleki Wschód. Tutaj znajdował się całkiem dosłownie „pę pek świata”. Przyznać trzeba, że średniowieczni kartografowie nie do końca rozmijali się z prawdą, gdy przedstawiali Europę, Azję i Afrykę jako trzy płatki kwiatu wyrastające z jednej zalążni - Jerozolimy. Najpierw na górze Moria Abraham niemal 48
poświęcił swojego syna Izaaka, potem, na wzgórzu Golgota, dwa tysiące lat później, Bóg miał poświęcić swojego jedynego syna - Jezusa, w miejscu, gdzie według starej, czasowo trud nej do ustalenia tradycji, była pogrzebana czaszka Adama. Jego wnuk Jakub został ojcem dwunastu plemion Izraela, spośród których jedno, Juda, zostało pobłogosławione obietnicą: „Nie zostanie odjęte berło od Judy ani laska pasterska spośród ko lan jego, aż przyjdzie ten, do którego ono należy, i zdobędzie posłuch u narodów!” (Rdz 49,10). Los lub Opatrzność po wiodły synów Jakuba, prawnuków Sumeryjczyka Abrahama, najpierw do Egiptu, do samego serca drugiej potęgi ówcze snego świata, a potem, uwolnionych z niewoli egipskiej, znów do Ziemi Obiecanej. Wtedy, gdy Mojżesz wraz z Izraelitami obozował już na wschodnim brzegu Jordanu po przeciwnej stronie Jerycha, na scenę wkracza jedna z najbardziej tajemni czych postaci Starego Testamentu - Balaam (hebr. Bileam), syn Beora, sławny wieszcz i kapłan-prorok, który żył „nad brze giem Eufratu”, w ówczesnym Królestwie Babilońskim. We zwał go do siebie Balak, król Moabu (dziś Jordania), obiecując hojną zapłatę, i zażądał, by ten przeklął nieproszonych gości. Trzykrotnie próbował Balaam przekląć Izraelitów po złoże niu ofiary z młodych cielców i baranów, trzykrotnie mu się to nie udało, a wówczas Bóg włożył zamiast słów przekleństw w usta Balaama słowa błogosławieństwa. Wtedy także, zanim został przegnany pośród złorzeczeń i hańby, z wyroczni Bala ama wypłynęły słowa, które miały się spełnić dopiero wiele wieków później: Widzę go, lecz jeszcze nie teraz, dostrzegam go, ale nie z bliska wschodzi gwiazda nie z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło [...].
49
Zapanuje Jakub nad nieprzyjacielem i zbiegów z Seiru wyniszczy (Lb 24,17-19).
Izraelici odnieśli to proroctwo początkowo do króla Dawi da, dopiero później do przyszłego Mesjasza, choć w rzeczywi stości jest ono - gdy przeczytamy je w całości - zbyt krwawe, by mogło odnosić się do Jezusa. Jednak fakt, że w roku 1967 podczas wykopalisk w starożytnym mieście Sukkot w Jordanii odnaleziono aramejską inskrypcję datowaną na IX wiek przed Chr., która zawiera inną przepowiednię Balaama, syna Beora, dowodzi, jaką sławą cieszył się pogański wieszcz jeszcze kilka wieków później. Od czasów Balaama w każdym razie Żydzi wierzą, że gwiazda oznajmi nadejście Mesjasza. Także same mu Mojżeszowi Bóg objawił, że nadejdzie nowy, potężniejszy prorok, który w imieniu Boga ogłosi nową Torę: Pan, Bóg twój, wzbudzi ci proroka spośród braci twoich, podobne go do mnie. Jego będziesz słuchał. Właśnie o to prosiłeś Pana, Boga swego, na Horebie, w dniu zgromadzenia [...] (Pwt 18,15-16).
Król Dawid (około roku 1000 przed Chr.) wysławiał w Psal mach przybywającego księcia pokoju, który będzie w równym stopniu tym „namaszczonym przez Boga, co boleściwym, umę czonym na krzyżu” z Psalmu 22, zdradzonym i opuszczonym, wzgardzonym, któremu przebodli ręce i nogi, jednak ostatecz nie pełnym ufności, że na końcu pokona śmierć. Potem czterej wielcy prorocy - Izajasz, Jeremiasz, Ezechiel i Daniel, którzy żyli w latach 740-550 przed Chr. - podejmują ponownie wątek pojawienia się Mesjasza, przyszłego proroka i księcia pokoju. Jeremiaszowi Pan zapowiada Nowe Przymie rze - „nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami” (Jr 31,32), gdy „nadejdą dni - wyrocznia Pana - kiedy wzbudzę 50
Dawidowi Odrośl sprawiedliwą” (Jr 23,5). „I ustanowię nad nimi jednego pasterza, który je będzie pasł, mego sługę, Dawi da” - objawia Bóg prorokowi Ezechielowi (Ez 34,23). W po staci „dobrego pasterza” Wszechmocny sam będzie się trosz czył o swoje owce, będzie też dbał o prawo i sprawiedliwość: „I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza [...], aby poznano, że ja jestem Pan” (Ez 36, 26-38). Najbardziej konkretna jest wizja Izajasza, pierwszego z wielkich proroków. Zapowiedział Izraelowi nie tylko karę Bożą w postaci uprowadzenia do babilońskiej niewoli, ale tak że powstanie królestwa Mesjasza: I wyrośnie różdżka z pnia Jessego, wypuści się odrośl z jego korzeni. I spocznie na niej Duch Pański, duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy i bojaźni Pańskiej. Upodoba sobie w bojaźni Pańskiej. Nie będzie sądził z pozorów ni wyrokował według pogłosek, raczej rozsądzi biednych sprawiedliwie i pokornym wyda w kraju słuszny wyrok. Rózgą swoich ust uderzy gwałtownika, tchnieniem swoich warg uśmierci bezbożnego. Sprawiedliwość będzie mu pasem na biodrach, a wierność przepasaniem lędźwi (Iz 11,1-5).
W Księdze Izajasza znaleźć można wiele takich miejsc, gdzie mowa o „namaszczonym przez Pana”, „na którym spo czywa Duch Pański” i który został posłany, by „głosić dobrą nowinę ubogim” (Iz 61,1). Nie brakuje też miejsc, gdzie wspo mina się o Mesjaszu jako o cierpiącym słudze Boga, „mężu 51
boleści, oswojonym z cierpieniem” - „Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie [...]” (Iz 53,4-6). W końcu jednak Izajasz mówił o powstaniu z martwych, bowiem „spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem, jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy” (Iz 53,10). Jednak tylko Daniel w P roroctw ie o siedem dziesięciu tygo dniach przekazuje precyzyjny plan z podaniem konkretnego czasu, przy czym tygodnie oznaczają tu najpewniej „siedmio lecia”. W jego wizji Syna Człowieczego pojawiają się cztery wielkie królestwa tego świata, które dotąd wzniesiono (mia nowicie Babilon, Persja, Grecja i Rzym), w postaci czterech zwierząt wyłaniających się z morza (lwa, niedźwiedzia, leoparda i zwierzęcia z rogami). To - jak dowiedział się z kolejnej wizji - nastąpi w trakcie siedemdziesięciu „siedmioleci”, czyli w ciągu czterystu dziewięćdziesięciu lat, rozpoczynając „od chwili, kiedy wypowiedziano słowo, że nastąpi powrót i zo stanie odbudowana Jerozolima, do Władcy-Pomazańca - sie dem tygodni i sześćdziesiąt dwa tygodnie zostaną odbudowa ne dziedziniec i wał, w czasach jednak pełnych ucisku” (Dn 9,24-25). W sumie po sześćdziesięciu dwóch „siedmioleciach” „Pomazaniec zostanie zgładzony i nie będzie dla niego... [tekst hebrajski niekompletny, w tłumaczeniu Teodocjona: I nie ma w nim winy - M.H.]”. Ustalono kolejne „siedmiolecia”, „by położyć kres nieprawości, grzech obłożyć pieczęcią i odpoku tować występek, a wprowadzić wieczną sprawiedliwość, przy pieczętować widzenie i proroka i namaścić to, co najświętsze” (Dn 9,24). Jednak nadejdzie także czas, że „miasto [...] i świą tynia zginie wraz z wodzem” (Dn 9,26), a w ciągu następnego 52
„siedmiolecia”, do końca wojny siedmioletniej potrwają za mierzone spustoszenia. Oczywiście Żydzi zaraz po uwolnieniu z niewoli babiloń skiej na mocy edyktu króla perskiego Cyrusa II Starszego w roku 539 przed Chr., który pozwalał na powrót Izraelitów do ojczyzny, musieli sobie łamać głowę nad tym proroczym harmonogramem - jeśli rzecz jasna był im wtedy w ogóle znany. Ostatecznie sceptycznie nastawieni egzegeci uważają Księgę Daniela po prostu za tak zwany pseudoepigraf, tekst pochodzący z II wieku przed Chr., którego autorstwo przypi sano Danielowi. Przeciwko tej tezie przemawia jednak przekaz żydowskiego pisarza Józefa Flawiusza z Jerozolimy. Pisze on o tym, że starszyzna żydowska pokazała Aleksandrowi Wiel kiemu, kiedy ten w roku 332 przed Chr. odbywał uroczysty wjazd do Jerozolimy, proroctwo Daniela, który zapowiada, że jeden z Greków zniszczy państwo perskie. W każdym razie jest pewne, że - poświadczają to już zwoje znad Morza Martwego - wraz z narastającym przekonaniem o zbliżaniu się wyczeki wanego momentu spełnienia przepowiedni nasilała się powaga, z jaką traktowano prorocze wizje. Jako pierwsi czynili to esseńczycy. Uznawali się za elitę Izraela w okresie zbliżającego się końca świata i dlatego wyco fali się na pustynię, by tam przygotować się na nadejście Me sjasza. Ich historia rozpoczęła się w momencie, gdy Izrael po raz pierwszy podjął walkę o wolność, zwyciężył, a nowa dyna stia zasiadła na tronie Dawida. Jedyne w historii zakończone zwycięstwem powstanie ży dowskie wybuchło w momencie, gdy pogański król sprofano wał odbudowaną świątynię. Skutkiem podboju państwa per skiego przez Aleksandra Macedońskiego, zwanego Wielkim, Bliski Wschód znalazł się w strefie wpływów europejskich - w tym wypadku w kręgu oddziaływania cywilizacji greckiej, 53
która miała odciskać piętno na jego dziejach przez prawie całe tysiąclecie. Po śmierci wielkiego Macedończyka monarchię podzielono między wodzów Aleksandra - diadochów. Judea przypadła z początku w udziale Ptolemeuszowi i została włą czona do jego państwa ze stolicą w Aleksandrii. Po dobrych stu latach podbili ją potomkowie wodza Seleukosa Nikatora, który zarządzał Syrią. Poszerzyli zasięg swojego państwa aż po gra nicę z Egiptem. Opisuje to także Księga Daniela, gdy wspomi na, że „król północy” (Syrii) wyruszył, by walczyć przeciwko „królowi południa” (Egiptu - Dn 11,11) i podczas tej wyprawy wojennej zajął także „wspaniały kraj” (Izrael). Królowi pań stwa Seleucydów, Antiochowi IV Epifanesowi (panującemu w latach 175-163 przed Chr.), pewien zhellenizowany Żyd imieniem Menelaos zaproponował dużą sumę pieniędzy, jeśli władca obsadzi go na urzędzie arcykapłana w świątyni jerozo limskiej. Król przyjął ofertę, ale Żydzi wzbraniali się przed za akceptowaniem nowobogackiego parweniusza jako duchowego zwierzchnika kapłanów. Król Antioch IV, który kazał nazywać się przydomkiem Epiphanes - to znaczy Objawiony (Bóg), uznał to za jawny bunt. Nakazał swoim oddziałom wyruszyć na Jerozolimę, zburzyć obronne mury miasta i skonfiskować skarbiec świątynny. Aby całkowicie upokorzyć buntowniczych i hardych Żydów, poświęcił w roku 167 przed Chr. - wiele się nie namyślając - świątynię Boga Jahwe ojcu wszystkich bo gów - Zeusowi Olimpijskiemu, któremu kazał złożyć na oł tarzu całopalnym wieprza jako ofiarę dla najświętszego boga pośród świętych. Jednak, dokonując tej bluźnierczej prowokacji złożenia ofiary z „nieczystego” zwierzęcia, posunął się za daleko i prze kroczył granice wytrzymałości Izraelitów. Żydzi nie posiadali się z oburzenia na tak skandaliczną „ohydę sponiewierania” ich świętości (Daniel pisze o tym wydarzeniu: „zgubna nieprawość, 54
przybytek i podeptane zastępy” - Dn 8,13) i wzniecili powsta nie. Przywódcą buntu przeciwko Seleucydom był sędziwy ka płan Matatiasz z plemienia Hasmoneuszy, za nim podążyli jego synowie, na czele z Judą, który nosił przydomek Machabeusz, co znaczy młot. Silni jak młoty Machabeusze razem z całym zastępem podziemnej armii prawowiernych Żydów prowadzili regularną „gerylasówkę” - wojnę partyzancką przeciwko seleucyjskim najeźdźcom oblegającym miasto. Sprzyjało im to, że król Antioch IV udał się właśnie na wyprawę wojenną prze ciwko Partom na wschodnie rubieże swojego państwa. W ten sposób udało się im, dzięki stosowaniu zręcznej taktyki kru szenia morale oddziałów Seleucydów, pobić wiele jednostek wojsk okupujących miasto, aż w końcu zajęli samą Jerozolimę. Na wieść o śmierci króla Antiocha IV wybuchło w mieście po wszechne powstanie. Dnia 25 miesiąca kislew roku 164 przed Chr. mogło dojść do ponownego poświęcenia świątyni jerozo limskiej, do wydarzenia, które Żydzi do dziś upamiętniają, ob chodząc święto Chanuka. Zdarzyło się to dokładnie 1335 dni po zbezczeszczeniu świątyni jerozolimskiej, czyli tak jak zapo wiedział Daniel - „Szczęśliwy ten, kto doczeka tysiąca trzystu trzydziestu pięciu dni” (Dn 12,12). Jeszcze kolejne dwadzieścia dwa lata Machabeusze pro wadzili walki przeciwko trzem kolejnym następcom zmarłego króla Antiocha IV, usiłując zręcznie ich ze sobą poróżnić. Tak tyka ta okazała się skuteczna i Judea uzyskała ostatecznie naro dową autonomię w roku 142 przed Chr. Ówczesny zwierzchnik plemienia, Szymon, ogłosił się zaraz potem „zwierzchnikiem administracji cywilnej” i arcykapłanem. Jego synowie nie mieli wprawdzie nosić korony królewskiej, a urząd arcykapłana nie miał być dziedziczony przez jego potomków, jednak dla wielu konserwatywnych Żydów było to i tak za daleko idące posu nięcie. Oznaczało bowiem jawne wystąpienie przeciwko obo 55
wiązującej tradycji, zgodnie z którą arcykapłanem musiał być potomek Sadoka, pierwszego arcykapłana świątyni Salomona. Królem z kolei mógł być tylko ktoś z pokolenia króla Dawida, któremu jako potomkowi samego Boga przeznaczona była ko rona Izraela. Tak więc, o ile prawowierni Żydzi pochwalali po wstanie Machabeuszy i odbudowę królestwa Izraelitów, o tyle nie mogli zaakceptować zbyt daleko idących kroków w kierun ku założenia nowej dynastii. W tym czasie zaczęły formować się w judaizmie trzy grupy, które miały nadawać ton tej religii przez następne dwa stulecia. Najbardziej wpływową warstwą społeczności stali się oportunistycznie nastawieni, konserwa tywni saduceusze (sprawiedliwi, poprawni), którzy paktowali z możnowładcami i uprawiali niezwykle pragmatyczny judaizm. Głównymi elementami religijnymi były dla nich kult świątynny i przykazania Mojżeszowe, których restrykcyjnie przestrzegali. W opozycji do saduceuszy stali faryzeusze (oddzieleni), którzy dokładali wszelkich starań, by uświęcić codzienność i wieść życie ściśle przestrzegając przepisów dotyczących posiłków i czystości, zawartych w tradycji ustnej zwanej halacha. Sta nowiła ona dla nich drugą „ustną Torę”, obok „pisemnej Tory” Mojżesza, regulującą zasady dotyczące wszystkich obszarów codziennego życia. Już sama nazwa tego ugrupowania wskazu je, że trzymali się z dala od wszystkiego, co mogłoby powodo wać rytualną nieczystość. Wspólnie z saduceuszami zasiadali w radzie starszyzny zwanej Sanhedrynem, stanowiąc jednak często dość niewygodną opozycję. Opowiadali się jednoznacz nie przeciwko łączeniu dwóch urzędów - króla i arcykapłana, i żądali od Hasmoneuszy, by zdecydowali się na sprawowanie tylko jednego z nich. Doprowadziło to do wybuchu prawdziwej wojny domowej, którą stłumił krwawo ambitny Aleksander Janneusz. Bratobójcza walka zakończyła się po sześciu latach publicznym ukrzyżowaniem ośmiuset faryzeuszy, co napełniło 56
cały kraj oczywistym przerażeniem. Król próbował bronić się przed zarzutem łączenia dwóch urzędów, nakazując wybicie na swoich monetach gwiazdy - znaku Mesjasza. Przekaz był oczywisty - choć osobiście nie był obiecanym wybawicielem, to jednak jego rządy zapoczątkowały nową erę - erę Mesja sza. Rzeczywiście potrafił tak zręcznie wykorzystać poparcie ze strony państwa Ptolemeuszy i słabość państwa Seleucydów, że udało mu się odbudowe Izrael prawie w granicach królestwa Salomona. Jak się wydaje, to właśnie w jego dziele spełniło się proroctwo zapowiedziane przez Beliala (Beliara). Trzecie ugrupowanie nie brało udziału w powstaniu, lecz na znak protestu opuściło Jerozolimę i na pewien czas także kraj. Ich przywódca, którego nazywali „nauczycielem spra wiedliwości”, pochodził od Sadoka, pierwszego arcykapłana, i był zapewne także ich kandydatem na najwyższy urząd. Teraz jednak podążyli za nim zrazu do Damaszku, gdzie zawarli j a h a d (przymierze), a potem na północno-zachodni brzeg Morza Martwego. Tam, gdzie zgodnie z tradycją Jozue obozował po zdobyciu Jerycha, by przygotować się na podbój Ziemi Obie canej, planowali odtąd „drugie zajęcie kraju”, które miało być aktem duchowym - aktem oczyszczenia i wybawienia Izraela. Czas, kiedy sytuacja do tego dojrzeje, próbowali określić na podstawie lektury Świętych Pism. Byli głęboko przekonani co do tego, że Pisma zawierają klucz do przyszłości. Dlatego es seńczycy, czy też esseni - jak się ich czasami nazywało, wy prowadzając z dużym prawdopodobieństwem to określenie od słowa chassidim - pobożny, po aramejsku zaś ch assajja - sły nęli jako asceci i byli powszechnie uważani za proroków. U Jó zefa Flawiusza, w naszym podstawowym źródle dotyczącym judaizmu tamtego czasu, czytamy o pewnym „Judzie, esseń czyku”, który mógłby być „mężem sprawiedliwości”, nauczy cielem mającym przekazywać swoim uczniom wiedzę na temat 57
przepowiadania przyszłości. W momencie, gdy jeszcze przed 1947 rokiem pewien beduin natknął się w jaskiniach znajdu jących się powyżej K h irbet Qumran - ruin Kumran, leżących na północno-zachodnim brzegu Morza Martwego, na kryjówkę zawierającą obszerny zbiór zwojów esseńskich, znanych jako rękopisy z Kumran, potwierdziła się obserwacja zanotowana przez Józefa Flawiusza. W jednym z tych tekstów, będącym komentarzem do starotestamentowej Księgi Habakuka (komen tarz do Habakuka - P eszer Habakuk), znalazła się wzmianka, że Bóg nauczycielowi sprawiedliwości „wyostrzył zmysł poj mowania tak, że ten potrafił objaśnić wszystkie tajemnice słów swoich sług, proroków”. W ten sposób nauczyciel ujrzał wyda rzenia swojego czasu w ich eschatologicznym kontekście, jak by widział prolog do końca świata. Komentarz wyczerpująco przekazuje pewne wydarzenia historyczne, których opis znaleźć można także u Józefa Flawiusza. Aleksander Janneusz, który po raz pierwszy w roli arcykapłana sprawował swój urząd w czasie obchodów święta Sukkot - Święta Namiotów, znanego jako bi blijne święto plonów, zrezygnował świadomie z tradycyjnej ofia ry wody, odrzucanej też przez saduceuszów, ponieważ nie była opisana w Torze. Odmawiając obrzędowego wylania wody na ołtarz, oblał nią sobie nogi ku niezadowoleniu zgromadzonych. Przez tłum przeszedł okrzyk wzburzenia. Kiedy obrzucano go cytronami odmiany ertrog (używanymi w tradycji żydowskiej podczas Święta Namiotów), stanowiącymi część świątecznego wieńca przygotowanego na obchody, nakazał wkroczyć swoim żołnierzom. Ofiarami ich mieczy stało się ponad sześć tysięcy zgromadzonych na uroczystościach Żydów, co było zapewne przyczynkiem do wybuchu wspomnianego przez Józefa Flawiu sza powstania faryzeuszy. O „występnym kapłanie”, który „zbez cześcił świętość”, pisał także „nauczyciel sprawiedliwości”. Sa duceusze pomstowali na „żądnego pochlebstw” arcykapłana. 58
Nie udało się mu również zdobyć sympatii wśród faryzeuszy, ci bowiem podążali za „fałszywym mężem” - podaje pismo. Był on przekonany, że kraj mógł uratować już tylko Mesjasz. Spo łeczność esseńska, by stać się godną jego nadejścia, udała się więc na pustynię i wiodła życie w czystości i wstrzemięźliwości, w ubóstwie i na modlitwie. Jednocześnie próbowała wyczytać z ksiąg proroczych, kiedy przyjdzie właściwy czas. Klucza do odpowiedzi na to pytanie dostarczyła esseńczykom Księga Da niela, podając stosunkowo konkretną wskazówkę - sześćdziesiąt dziewięć siedmioleci do zamordowania namaszczonego, który jak można było dość łatwo wyliczyć - miałby się narodzić przed sześćdziesiątym piątym siedmioleciem. Trudniej było już jednak wyjaśnić, od kiedy należy liczyć lata; dokładnie rzecz ujmując, czy Daniel traktował jako punkt wyjścia dla wyliczeń edykt kró la perskiego Cyrusa II Starszego z roku 539 przed Chr. (tym sa mym Mesjasz powinien był pojawić się jeszcze w I wieku przed Chr.), czy też dekret króla perskiego Artakserkesa Makroheira, do którego odnosi się informacja w Księdze Nehemiasza (1,1), wydany w dwudziestym roku jego rządów, zatem w roku 446 przed Chr. (wtedy należałoby się liczyć z nadejściem Mesjasza o dobry wiek później). W komentarzu do Habakuka „nauczy ciel sprawiedliwości” skarży się, że: „To oznacza, iż ostatnie dni będą długie, o wiele dłuższe, niż przepowiadali to prorocy, bo objawienia Boże są zaprawdę pełne zagadek”. Do tego do szło również i to, że esseńczycy nie oczekiwali tylko jednego Mesjasza, lecz dwóch - eschatologicznego arcykapłana z rodu Aarona i królewskiego Mesjasza z rodu Dawida, który miałby być namaszczony i wprowadzony na urząd przez pierwsze go z nich. Następne dziesięciolecia były naznaczone sporami o tron między Hasmoneuszami i stałą rywalizacją w gronie religijnych ugrupowań Izraela. W końcu synowie Aleksandra Janneusza 59
- Arystobul II i Jan Hirkan II - popełnili fatalny błąd, pro sząc rzymskiego wodza Pompejusza Wielkiego o załagodze nie sporu. Ten wykorzystał sytuację i przejął kontrolę nad całym królestwem. Interwencja zakończyła się osadzeniem na tronie słabego i podporządkowanego Rzymowi Jana Hirkana II. Wtedy Pompejusz Wielki wkroczył do kraju ze swoimi legionami, a następnie skierował się na Jerozolimę. Po trzy miesięcznym oblężeniu podjął w roku 63 przed Chr. szturm na świątynię, w której schronili się Arystobul II i jego sprzy mierzeńcy. Doszło do rzezi. Zabito dwanaście tysięcy Ży dów, a na koniec pojmano Hasmoneusza. Jednak jeszcze bar dziej wstrząsnęło mieszkańcami Jerozolimy to, że Pompejusz Wielki wtargnął do Świętego Świętych. Tym popełnił w ich oczach wołający o pomstę do nieba występek - tylko bowiem arcykapłanowi wolno było przestąpić próg ziemskiego przy bytku Boga, a już z pewnością nie mógł tego uczynić żaden poganin. To, co zaczęło się w tak skandalicznych okolicznościach świętokradztwa, musiało się źle skończyć. Judea straciła au tonomię i odtąd była zobowiązana płacić Rzymowi trybut. Jan Hirkan II nie mógł już nazywać się królem, lecz arcykapła nem i etnarchą Judei, podczas gdy namiestnik Antypater Idumejczyk zarządzał w imieniu Rzymu całym królestwem. Ten ostatni zręcznie wykorzystał swoją nową pozycję i powierzo ną mu władzę do założenia własnej dynastii. Podzielił kraj na pięć prowincji i obsadził w nich na stanowiskach gubernatorów swoich synów - Fazaela I i Heroda I Wielkiego. Tradycyjnym, konserwatywnym Żydom nie podobało się to, że rośnie wła dza w rękach konwertyty, który wywodził się z Idumejczyków, starotestamentowych Edomitów, odwiecznych wrogów Izraela. Ostatecznie w roku 43 przed Chr. Antypater padł ofiarą sprzysiężenia i został otruty podczas uczty w Jerozolimie. Wtedy 60
Herod I uznał, że nadeszła dla niego doskonała okazja, by le gitymizować swoje roszczenia do stanowiska i pozycji zajmo wanych przez jego ojca - Antypatra. Ożenił się z księżniczką z rodu Hasmoneuszy - Mariamne I, córką Aleksandra Hasmonejczyka. W swoich planach nie uwzględnił jednak Antygona II Matatiasza, syna Arystobula II, i bardzo się przeliczył. Ten mianowicie zawarł przymierze z Partami - głównym wrogiem Rzymu, aby wyrwać królestwo Judei z rąk wuja i uwolnić je od Rzymian. Popierany przez wojska perskie zdobył dzięki niespodziewanemu natarciu w roku 40 przed Chr. Jerozolimę, zabił Jana Hirkana II i Fazaela I, i ogłosił się królem Judei. He rodowi udało się zbiec po kryjomu. Wraz z służbą, strażą przy boczną, żoną Mariamne i matką Kypros wyruszył do twierdzy Masada, gdzie pozostawiwszy bliskich, sam udał się w dalszą drogę do Egiptu. Stąd podążył wprost do Rzymu, gdzie wo bec senatu przyrzekł odzyskać dla Rzymu, oczekując w na grodę królewskiej korony, buntownicze państwo lenne, które sprzeniewierzyło się prawowitej władzy. Rządzący wówczas Rzymem triumwirat, którego członkami byli Oktawian August, Marek Antoniusz i Lepidus, oraz senat przystali na tę transak cję i wysłali go na czele wojska z powrotem do Judei. Dwa lata Herod prowadził wojnę przeciwko Antygonowi II Matatiaszowi. Ostatecznie w roku 37 przed Chr. zajął Jerozolimę, a prze ciwnika kazał stracić. Kolejne trzydzieści trzy lata jego panowania z początku podporządkowane były judejskiej realizacji wizji rządów Okta wiana Augusta. Trzeba przyznać królowi Herodowi I Wiel kiemu, że naśladując Rzymianina, przekształcił Jerozolimę z miasta ceglanego w marmurowe i pozostawił po sobie nie prowincjonalne królestwo, lecz orientalny kraj z bajki. Szuka jąc źródeł finansowania dla gigantycznych przedsięwzięć bu dowlanych, nie tylko gnębił poddanych coraz to nowymi po61
datkami, wyciskając z nich ostatnie soki, ale wykazał się też niezwykłą zręcznością w handlu surowcami naturalnymi. Nad Morzem Martwym kazał wydobywać olej skalny, z którego po wstawała smoła wykorzystywana jako niezastąpiona substan cja do gruntowania i uszczelniania drewnianych statków. Na tym rynku przewidział wielki rozkwit, bo Rzymianie zaczęli właśnie rozbudowywać swoją flotę wojenną i handlową. Potem wydzierżawił od rzymskiego senatu połowę cypryjskich kopal ni miedzi, podczas gdy sam kazał importować cynę z Bryta nii, zdobywając tym samym dominację w produkcji i handlu brązem. W ten sposób Judea pod rządami Heroda I Wielkiego stała się Dubajem starożytnego świata. Sieć monumentalnych bu dowli miała ukazywać poddanym i całemu światu, że jest kimś więcej niż samozwańczym królem na łasce cesarstwa i mario netką w rękach Rzymu. Chciał przejść do historii jako najwięk szy ze wszystkich judejskich królów, spychając w cień samego króla Salomona z całąjego okazałością. Najpierw wzniósł pierścień umocnień w postaci twierdz, co miało ugruntować jego panowanie w Judei. Wśród nich wy różniała się robiąca do dziś jeszcze kolosalne wrażenie okrąg ła forteca zwana Herodionem, mieszcząca pałac i znajdująca się na wschód od Betlejem. Potem założył dwa miasta, Ceza reę i Sebaste, oba nazwane na cześć Oktawiana Augusta (Ce zar i grecki Sebastos oznaczają Augusta), jako symbole wier ności króla Heroda Rzymowi. Cezarea była bramą na świat - pierwszym sztucznie zbudowanym portem w starożytności, mającym jeden z najpotężniejszych falochronów na Morzu Śródziemnym, który sięgał pięćset metrów w głąb morza. Na głównym placu założenia wznosiła się tu potężna, usytuowana na sztucznie skonstruowanej platformie, wysoka na pięćdzie siąt metrów świątynia ku czci Augusta i Rzymu, która górując 62
nad horyzontem, zdominowała panoramę miasta. Zaraz potem król kazał zbudować w górnym biegu Jordanu drugi pomnik dla „mesjanizmu” Augusta, białą jak śnieg świątynię ku czci swego potężnego protektora. Herod I Wielki polecał umiejsco wić ją na południe od greckiego Paneas, dziejszego Banias, które to miasto przebudował w okresie rzymskim, a jego syn Filip Tetrarcha (Herod Filip II) przemianował potem na Ceza reę Filipową. Mistrzowskim dziełem Heroda I Wielkiego była Jerozolima, jego stolica. Król postanowił chronić ją, nie tylko rozbudowując system obronny twierdzy jerozolimskiej, któ rą przemianował na część Marka Antoniusza na Antonię, lecz przede wszystkim wznosząc drugą linię murów miejskich, któ re miały wytrzymać każde oblężenie wroga. Podarował Jerozo limie teatr i cyrk z wielką areną, na której odbywały się wyścigi rydwanów, dzięki którym do Świętego Miasta wpuszczono tro chę ducha kultur greckiej i rzymskiej. Na zachodnim wzgórzu Jerozolimy wzniósł własną rezydencję - najbardziej okazały pałac wszech czasów, który współcześni mu autorzy opisywali w samych superlatywach. Józef Flawiusz pełen zachwytu do nosił, że wszelkie próby opisania jego wystawnego wnętrza okazują się daremne, a sam pałac spycha w cień wszystko, co dotąd powstało. Nad nim górowała forteca z trzema wieżami rozmiaru drapaczy chmur, co ujawnia obsesyjną wprost potrze bę bezpieczeństwa króla, cierpiącego zapewne na paranoję. Przede wszystkim jednak ofiarował Jerozolimie nową świą tynię, jedną z największych i najwspanialszych budowli sakral nych starożytnego świata, dzięki której mógł nie tylko kon kurować z królem Salomonem, ale również z łatwością z nim wygrać. Niestety, dysponujemy tylko nader skąpymi opisami budowli, którą wznieśli wcześniej powracający z babilońskiej niewoli Izraelici na ruinach świątyni Salomona. Znamy zaled wie jej wysokość i szerokość - 27 na 9 metrów - i wiemy, że 63
zbudowana była z trzech warstw z kamienia ciosanego i jednej warstwy z drewna (Ezd 6,3-4)3. Tak więc odbudowany przy bytek Salomona nie był wcale nazbyt okazały. Wprawdzie król perski przekazał potrzebne środki na budowę świątyni, ale pracowano pod presją czasu. Oprócz tego dochodziło sta le do zastojów w trakcie wykonywania prac - o czym donosi Księga Ezdrasza. Mimo przeciwności losu udało się zakoń czyć odbudowę przybytku na święto P esach (upamiętniające wyjście z niewoli egipskiej) roku 515 przed Chr., przy czym jego niedoskonałość Izraelici od razu uznali za cechę zamie rzoną, a od czasu gdy król Antioch IV Epifanes zbezcześcił przybytek Boga - nawet za eschatologiczną oczywistość. Dru ga świątynia - jak przekonywali ortodoksyjni Żydzi - mogła i powinna być tylko prowizoryczna, nie powstała bowiem z poruczenia Boga, lecz na polecenie króla. Trzeba wytrwać w tym tymczasowym przybytku Boga do czasu nadejścia Mesjasza. On wzniesie trzecią świątynię, która przyćmi samą świątynię Salomona. Dla króla Heroda I Wielkiego budowa świątyni okazała się nie tylko kwestią prestiżu, lecz przede wszystkim zimnej poli tycznej kalkulacji. Były to w pewnym sensie zaloty miłosne, które miały na celu zdobycie serca ludu. Władca wierzył, że budową nowego przybytku Boga oczaruje i przekona do sie bie Żydów, a tych spośród nich, którzy śledzą ze stale rosną cą podejrzliwością jego poczynania związane z programem
3 W wersji polskiej Księgi Ezdrasza poprawiono opis budowli według wzmianki o rozmiarach świątyni Salomona z 1 Kri 6,2, tłumacząc, że brak trze ciego wymiaru wskazuje na błąd. Zatem fragment Ezd 6,3-4 brzmi w cytowa nym przez nas wydaniu następująco: „Długość jego - sześćdziesiąt łokci, sze rokość jego - dwadzieścia łokci, wysokość jego - trzydzieści łokci; układów z kamienia ciosowego - trzy, i z drzewa - układ jeden” - przyp. tłum.
64
romanizacji Judei - wznoszeniem cyrków z hipodromami do wyścigów rydwanów, teatrów, warowni i wspaniałych pała ców - uda mu się w końcu zjednać. W tym wszystkim chodziło nie tylko o to, by prześcignąć Salomona i przyćmić jego sławę oraz przejść do historii jako największy i najwspanialszy król Izraelitów, lecz jeszcze o coś więcej. Potajemnie Herod miał nadzieję, że zostanie „uznany” przez swój lud za Mesjasza, co z pewnością zmazałoby skazę jego budzącego wątpliwości po chodzenia. Bowiem człowiek, który jak nikt inny przed nim i po nim zmienił obraz starożytnej Judei, nie był „prawdziwym” Ży dem, o czym wiedział każdy poddany. Jego ojciec, jak już wspomniano wcześniej, pochodził z Idumei, biblijnego Edomu, skrawka ziemi leżącego na południu, który zaanektowali dopiero królowie z rodu Hasmoneuszy. Mieszkańcy tej krainy zostali po podboju przymuszeni do przejścia na judaizm. Matka Heroda, Kypros, wywodziła się z semickiego ludu pogańskich Nabatejczyków z Petry - Skalnego Miasta, dziś znajdującego się w granicach Jordanii. Z tego powodu władca był oczywiście jeszcze mniej predestynowany do objęcia tronu Dawida niż znienawidzeni Hasmoneusze, którzy przynajmniej mogli wy kazać się tym, że są Żydami z rodu kapłanów wywodzących się od Aarona. Ironią losu było to, że Herod - przynajmniej na po czątku swojego panowania - miał sprzymierzeńców w postaci esseńczyków, o których można przynajmniej przypuszczać, że stali po jego stronie. Ten niewiarygodny wprost związek, który bodaj najtrafniej określić można za pomocą starego arabskiego (a tym samym zapewne znanego Herodowi) przysłowia: „Wróg mojego wro ga jest moim przyjacielem”, sięga czasów chłopięcych króla. Wówczas, jak głosi przekaz Józefa Flawiusza, późniejszy wład ca Judei spotkał esseńczyka o imieniu Manaemos. Człowiek ten 65
„słynął z cnotliwego życia i miał od Boga dar proroczy”4. Pew nego dnia przepowiedział chłopcu, że ten w przyszłości zosta nie królem Żydów. Oczywiście wówczas jeszcze skromny syn Antypatra próbował przekonać wróżbitę, że jest przecież tylko chłopcem zwykłego pochodzenia. Jednak Manaemos obsta wał przy prawdziwości swojego proroctwa, twierdząc uparcie: „A jednak zostaniesz królem i będziesz szczęśliwe rządy spra wował”. Dalej pouczał młodego Heroda, że powinien wciąż pamiętać o tym, iż szczęście jest zmienne, dlatego zawsze nale ży traktować poddanych z łagodnością. Jednak Manaemos wie dząc, jak obca jest naturze Heroda łagodność, przepowiedział mu następnie, że życie upływać mu „będzie w wyjątkowej szczęśliwości” i osiągnie „wiekopomną sławę”, lecz zapomni „o pobożności i sprawiedliwości”. Dlatego Bóg ukarze go pod koniec życia. Oczywiście młody Herod szybko wyparł z pamięci drugą część przepowiedni, zawierającą upomnienie. Jednak o pierw szej jej części pamiętał przez całe życie. Kiedy faktycznie zo stał królem, kazał wezwać przed swoje oblicze Manaemosa, aby go zapytać, jak długo trwać będzie jego panowanie. Jednak esseńczyk nie odpowiedział. - Będzie to dziesięć lat? Dwadzieścia? - pytał król. -Tak. - Trzydzieści lat? -Tak. - O ile więcej? - drążył temat król, ale esseńczyk milczał uparcie.
4 Wszystkie cytaty ze S ta ro ż y tn o śc i ży d o w sk ic h na podstawie: Józef Flawiusz, D a w n e d z ie je I z r a e la , z języka greckiego przełożyli Z. Kubiak, J. Radożycki, wstęp ks. E. Dąbrowski, ks. W. Malej, komentarzem opatrzył J. Radożycki, Warszawa 2001, tu: księga piętnasta, rozdz. X, 5, 373 i n., s. 694.
66
Jednak pewność, że rządzić będzie dłużej niż trzydzieści lat, zupełnie wystarczyła, aby przyznać wspólnocie esseńczyków daleko idące przywileje. I tak podarował im cały kwartał mia sta na południowym zboczu góry Syjon (por. rozdział XI). Tam rozkazał wykuć dla nich specjalną bramę w murach miejskich, ponieważ ich surowe przepisy dotyczące czystości zakazywały im używania drogi wiodącej przez całe miasto. Przed bramą nakazał zbudować dla nich mykwę - zbiornik z wodą przezna czony do kąpieli rytualnych - z którego korzystali zwyczajo wo Żydzi przed przestąpieniem progu świątyni. Esseńczycy uczestniczyli również w samym planowaniu nowej świątyni, znacznie się w to angażując, mimo niechęci stale jeszcze domi nujących saduceuszy. Jest też pewne, że król poszedł na znacz ne ustępstwa wobec nich także w kwestiach dotyczących kultu świątynnego. To, że esseńczycy przyjęli tę propozycję, nie zależało jednak tylko od wspaniałomyślności króla Heroda I Wielkiego. W roku 31 przed Chr. całą Judeę nawiedziło niszczycielskie trzęsienie ziemi, podczas którego - co potwierdzają wykopaliska arche ologiczne - został również zniszczony klasztor w Kumran. To oczywiste, że członkowie wspólnoty, którzy we wszystkich wydarzeniach swojego czasu upatrywali znaków obwieszcza jących nadejście Mesjasza, pojęli kataklizm jako nieomylny znak od Boga. Dla archeologów prowadzących wykopaliska w Kumran jest jasne, że klasztor faktycznie został opuszczony na następne trzy dziesięciolecia i wszystko przemawia za tym, że esseńczycy przenieśli się wtedy do Jerozolimy. Na pewno wiedzieli dobrze, że Herod nie jest Mesjaszem. Jednak byli - jak się wydaje - przekonani, że Bóg wykorzystu je go jako swoje narzędzie, by przygotować drogę dla Namasz czonego przez Pana, który ma wkrótce nadejść. Teraz bardziej niż kiedykolwiek pokładali ufność w swoich obliczeniach, we 67
dług których „czas spełnienia się obietnicy”, Nowe Przymierze z Bogiem, był naprawdę na wyciągnięcie ręki. Jednak ciągle jeszcze byli niezdecydowani co do tego, jak pojmować fakt wznoszenia nowej świątyni. Czyżby opacznie zrozumieli zna czenie proroctw i Mesjasz objawi się dopiero wtedy, gdy stanie trzecia świątynia? Może zatem to, co planuje Herod, jest tylko przebudową drugiej świątyni, podczas gdy budowa tej trzeciej jest zarezerwowana na przyjście Mesjasza, który ją wzniesie? Żydzi dyskutują na ten temat jeszcze dziś. Nie bez przy czyny czas rządów króla Heroda I Wielkiego i rzymskiego panowania w Izraelu nazywany jest okresem drugiej świątyni. W Jerozolimie rabini - uczeni w Piśmie - spierali się dawniej (i czynią to także dziś) o to, czy powinno się w końcu rozpocząć budowę trzeciej świątyni - co zrozumiałe, po uprzednim zbu rzeniu meczetu, kamiennej świątyni muzułmańskiej, stojącej teraz na jej miejscu - czy też lepiej pozostawić tę samobójczą misję Mesjaszowi! Jakkolwiek będziemy oceniać wydarzenia z czasów panowania króla Heroda I Wielkiego, jedno pozo stanie pewne: „W osiemnastym roku jego panowania”, czyli w 20/19 roku przed Chr. - jak pisze Józef Flawiusz - kiedy król przemówił do ludu, oznajmiając swój plan wybudowania świą tyni, zapowiedziane zostały narodziny innej ludzkiej świątyni, którą sam Bóg przeznaczył na swoje człowiecze wcielenie. Był to rok, w którym została poczęta Miriam z Nazaretu.
III
tEwangefia ‘M iriam
Napisanie historycznej biografii Miriam z Nazaretu jest prak tycznie niemożliwe, jeśli jako jedyne źródło przyjąć Ewange lie. To, co przekazują nam ewangeliści o Dziewicy z Nazaretu, wystarczyłoby zaledwie na zredagowanie jednego - i to niezbyt obszernego - rozdziału. Dla uzupełnienia tego raczej fragmen tarycznego obrazu musimy sięgnąć na początku do przekazów pierwszych chrześcijan, które powszechnie znane są jako apo kryfy. Pojęcie pochodzące od greckiego wyrazu apókryphos (ukryty) służy do określenia wszystkich wczesnochrześcijań skich i żydowskich pism, które z całkiem różnorodnych powo dów nie zostały włączone do kanonu Biblii. Niektóre dlatego, że są niezręcznymi fałszerstwami, inne dlatego, że występują w nich błędne nauki, a jeszcze inne dlatego, że ich treść - przy najmniej zgodnie z poglądem Ojców Kościoła - nie ma żad nego historiozbawczego znaczenia. To ostatnie sformułowanie odnosi się do tajemniczej księgi, która powstała około połowy II wieku po Chr. w środowisku judeochrześcijańskim (choć
69
także to wydaje się być sporne). Jej pierwotny tytuł brzmiał: P ochodzenie (lub N arodziny ) M a ty i - O bjaw ien ie dane Jaku bow i, podczas gdy dziś (od wieku XVI) znane jest pod nazwą P rotoew an gelia Jakuba. Nazwa o tyle słuszna, że faktycznie księga opisuje wydarzenia, które poprzedziły wcielenie Boga, nastąpiły przed Dobrą Nowiną, że Bóg stał się człowiekiem. Wczesne pochodzenie tego pisma jest dobrze poświadczo ne. Najstarszy zachowany rękopis {P apirus B odm er 5) pocho dzi najpewniej jeszcze z III wieku po Chr. Jednak na długo przedtem, zanim został odkryty w Egipcie, apokryf cieszył się szczególną popularnością i wielkim uznaniem w Kościołach wschodnich, w których był szeroko rozpowszechniony - zna ne są do dziś tłumaczenia tekstu na języki syryjski, ormiański, gruziński, etiopski, koptyjski, arabski i staro-cerkiewno-słowiański oraz oczywiście na łacinę. Chociaż P rotoew an gelia Jakuba została z całym szeregiem innych pism apokryficznych odrzucona rzekomym dekretem papieża Gelazego I (492—496), który miał nawet obłożyć ją klątwą kościelną, nie odbiło się to mimo wszystko w znaczący sposób na ikonografii na Wcho dzie, a także nic nie zmieniło w strefie wpływów Kościoła rzymskiego. To nie dziwi aż tak bardzo, ponieważ od Ernsta von Dobschütza, wielkiego niemieckiego teologa i historyka Kościoła, wiemy już, że samo G elasianum jest pseudoepigra fem, czyli pismem, które fałszywie zostało przypisane znane mu autorowi. Zawiera wprawdzie cytaty z postanowień papieża Damazego I z roku 382, jednak powstało w znanej nam formie dopiero w VI wieku po Chr. w południowej Galii, zatem w żad nym razie nie jest wiążące dla katolika. Tylko w ten sposób można wyjaśnić to, że przykładowo cześć oddawana rodzicom Marii, świętym Joachimowi i Annie, bazuje wyłącznie na infor macjach pochodzących z P rotoew an gelii Jakuba. Także cały szereg innych świąt kościelnych, będących tradycją wywo 70
dzącą się z apokryfów - jak choćby święto Ofiarowania Naj świętszej Maryi Panny w świątyni jerozolimskiej obchodzone 21 listopada - sięga korzeniami do tego właśnie tekstu. W rzeczywistości jednak P rotoew angelia Jakuba zawiera tak wiele detali dających się zweryfikować historycznie i ar cheologicznie - które zostaną omówione szczegółowo w dal szej części książki - że trzeba wyjść od założenia autentycznej tradycji jako jej podstawy. Za tym, że tradycja ta musiała funk cjonować pierwotnie w formie ustnej, przemawia już sam spe cyficzny sposób narracji tekstu, którego język zawiera przede wszystkim uderzająco częste zastosowanie greckiego wyrazu kai (‘i’)* który byłby w tekście literackim właściwie dziwną niedorzecznością. Odnajdujemy go w zapisanym tekście P rotoew angelii Jakuba czterysta czterdzieści razy pośród czterech tysięcy trzystu występujących w niej słów greckich. Jedynie w Ewangelii św. Marka natrafiamy na zbliżoną liczbę zastoso wania spójnika kai, jednak również i w tym wypadku chodzi - przynajmniej taki jest pogląd na ten temat ojców Kościoła o zapis tradycji ustnej. Święty Marek, który w Rzymie pełnił funkcję tłumacza św. Piotra, miał na prośbę Rzymian przelać na papier Piotrowe opowiadanie o Jezusie w jakiejś sensow nej chronologii (w każdym razie tego się trzymał na początku II wieku po Chr. biskup Papiasz z Hierapolis, który bądź co bądź miał być uczniem apostoła i ewangelisty Jana). Kto przekazał tę ustną tradycję, jest oczywiste - mogła to uczynić jedynie rodzina Jezusa. Rzeczywiście można udoku mentować istnienie „krewnych Pańskich” przynajmniej w Na zarecie aż do III wieku po Chr., kiedy to jeden z nich, św. Konon (albo Conon) z Magydas, poniósł śmierć męczeńską w roku 250 po Chr. podczas prześladowań chrześcijan za panowania cesarza rzymskiego Decjusza Trajana właśnie z powodu swo jego pochodzenia. W Jerozolimie „krewni Pańscy” (po grecku: 71
desposyn oi) stali na czele pierwotnej gminy chrześcijańskiej aż
do początku II wieku po Chr. Święty Piotr, zaraz po tym, jak został pojmany przez He roda Agryppę I w roku 42 po Chr., a potem w cudowny spo sób uwolniony z więzienia, ustanowił Jakuba - nazywanego w literaturze chrześcijańskiej i żydowskiej „Jakubem sprawie dliwym, bratem Pańskim” - pierwszym biskupem Jerozolimy. Ustalenie jego tożsamości należy do najtrudniejszych zagadek Nowego Testamentu. Dzieje się tak dlatego, że słowo „brat” nie jest określeniem jednoznacznym ani w języku greckim wy korzystanym w Dziejach Apostolskich i w Listach św. Pawła, ani w języku aramejskim, będącym w powszechnym użyciu w Judei za czasów Chrystusa. Zarówno greckie adelph os, jak i aramejskie ah (czy też hebrajskie ach) mogą oznaczać równie dobrze rodzonego brata, jak przyrodniego brata, ale mogą też określać kuzyna, na którego opisanie nie było w języku aramej skim osobnego słowa. Kim był zatem ów Jakub? Przynajmniej jedno możemy powiedzieć z całą pewnością - Jakub nie był drugim synem Miriam z Nazaretu. Najlepszy dowód na to, że Miriam nie miała dalszych dzieci, znajduje my w Ewangelii św. Jana. W jednej z najbardziej poruszają cych scen tego przekazu, kiedy pod krzyżem stali tylko „matka Jego” i „uczeń, którego miłował”, Jezus powierzył wdowę (jej mąż Józef po raz ostatni pojawia się w Ewangelii św. Łukasza, kiedy Jezus ma dwanaście lat; w czasie publicznej działalności Jezusa Maria była z pewnością już sama) opiece Jana: „Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: »Niewiasto, oto syn twój«. Następnie rzekł do ucznia: »Oto Matka twoja«. I od tej godziny uczeń wziął ją do siebie” (J 19,26-27). Gdyby Miriam miała drugiego syna, można by poczytywać za afront pozbawianie go w takiej chwili obowiązków synowskich. 72
Istnieje także draga możliwość, którą preferują katolic cy egzegeci. Ta mianowicie, że Jakub był kuzynem Jezusa. Jako dowód na tę tezę przywoływany jest urywek z Ewangelii św. Marka (15,40), w którym mowa jest o innej Marii, sio strze (czytaj: kuzynce lub szwagierce) Matki Bożej, „matce Jakuba Mniejszego i Józefa”. Tych dwóch synów wymienia Marek jeszcze w , innym miejscu, kiedy mieszkańcy Nazaret tak wrogo zareagowali na wystąpienie Jezusa, który nauczał w synagodze, i pytali, czy nie jest to cieśla, „brat Jakuba, Jó zefa, Judy i Szymona?” (Mk 6,3), czy nie żyją tu Jego siostry? Także w Ewangelii św. Marka, w 1 wersecie rozdziału 16, są wymienione kobiety, które w niedzielny poranek pojawiły się przy grobie Jezusa, a wśród nich znów mowa jest o owej Ma rii „matce Jakuba”. Kobietę tę wymieniają z imienia również Mateusz (27,56) i Łukasz (24,10). Ewangeliści, określając tego Jakuba, używają przydomka „Mniejszy” lub „Młodszy”, dla odróżnienia go od krewnego noszącego to samo imię - Jakuba Większego (Starszego), syna Zebedeusza i Salome, brata ewan gelisty Jana, który jako jeden z B oanerges, to znaczy „synów gromu”, należał do najściślejszego grona Jezusa. Na liście usta nowionych dwunastu apostołów (Mt 10,3; Mk 3,18; Łk 6,15 i Dz 1,13) znajduje się wymieniany jako Jakub „syn Alfeusza”, który zasadniczo musi być bratem poborcy podatków, Lewiego Mateusza, skoro Marek (2,14) nazywa go również „synem Alfeusza”. Ten jednak Jakub, syn Alfeusza, nie może być identyfikowany z „bratem Pańskim”, bowiem Jan (19,25) na zywa jego matkę Marię „żoną Kleofasa”, który jest z pewno ścią tożsamy z owym synem Kleofasa, wymienianym z kolei przez Łukasza (24,18) jako jeden z uczniów podążających do Emaus (ten dragi z uczniów był też jego synem, Szymonem albo Symeonem, którego nazarejczycy również zaliczali do „braci Jezusa”). Tej różnorodności postaci odpowiadały też 73
rozmaite rozwiązania problemu identyfikacji zaproponowane przez ojców Kościoła. Niektórzy uważali Alfeusza i Kleofa sa za jedną i tę samą osobę, inni zaś wierzyli w to, że „Ma ria, żona Kleofasa” jest wdową po Alfeuszu, która po śmierci męża wyszła ponownie za mąż za krewnego Kleofasa. Moż liwe jest też, że Alfeusz i Kleofas żyli w jednym czasie i obaj mieli żony o imieniu Maria - wówczas Maria, żona Alfeusza, byłaby matką Jakuba i Józefa, a ta druga Maria, żona Kleofasa, matką Szymona/Symeona i Judy. Kleofas w każdym razie był według tradycji bratem św. Józefa, przybranego ojca Jezusa. Dlatego też Sobór Trydencki (1545-1563) ogłosił jako wiążące - przynajmniej dla Kościoła zachodniego - że Jakub Mniejszy i Jakub Sprawiedliwy, pierwszy biskup Jerozolimy, to postacie identyczne. Takiej interpretacji sprzeciwiają się jednak ortodoksyjne Kościoły wschodnie od czasów Euzebiusza z Cezarei i Epifaniusza z Salaminy (IV wiek), i utrzymują-jak pisze o tym Eu zebiusz z Cezarei w H istorii kościelnej - wersję: „Jakub, zwa ny bratem Pańskim, bo i jego nazywano synem Józefa, Józef zaś uchodził za ojca Chrystusowego”1. Obok innych tradycji obaj powołują się również na P rotoew an gelię Jakuba, gdzie jest napisane, że przybrany ojciec Jezusa był wdowcem, który miał kilkoro dzieci z pierwszego małżeństwa. Jednak trudno na podstawie tego tekstu wyciągnąć wniosek, że Jakub był jed nym z synów Józefa, a tym samym bratem przyrodnim Jezusa, bowiem z P roto ew an gelii Jakuba, która przemilcza przecież imiona rodzeństwa, to nie wynika.
1
Wszystkie cytaty z tego utworu na podstawie: Euzebjusz z Cezarei, H is to -
ń j a k o ścieln a . O m ęczen n ik a ch p a le s ty ń s k ic h , z greckiego tłumaczył, zaopatrzył
wstępem, objaśnieniami i skorowidzami ks. A. Lisiecki, Poznań 1924, tu: I, 2, s. 51.
74
Pewne jest zatem tylko to, że „Jakub Sprawiedliwy” był bli skim krewnym Jezusa, być może Jego przyrodnim bratem, moż liwe też, że był Jego kuzynem. Najprawdopodobniej potrzebne były dopiero wydarzenia związane z Wielkanocą, by rozpoznał w Jezusie Mesjasza. Pewne jest też, że miał własne spotkanie ze Zmartwychwstałym, jak zauważa św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian (15,7) - „Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom”. Późniejszy apostoł narodów, św. Paweł, spotkał Jakuba po raz pierwszy, gdy po pobycie w Damaszku w roku 37 po Chr. wrócił do Jerozolimy. Na nara dzie apostołów i starszych w roku 48 po Chr., znanej jako sobór apostolski, który odbył się w Jerozolimie, Jakub nie występował tylko jako jeden z trzech filarów wczesnego Kościoła (obok Piotra i Jana), ale z pewnością zręcznie i solidnie zawiadywał pierwszą gminą chrześcijańską w Jerozolimie. Był też tym człowiekiem, który podyktował pewną kompromisową formułkę, co w konse kwencji doprowadziło ostatecznie do pierwszego rozłamu w Ko ściele, początkowo jednak zapewniając koegzystencję judeo- i poganochrześcijan - wyznawców Chrystusa wśród Żydów i pogan: „Dlatego ja sądzę, że nie należy nakładać ciężarów na pogan, nawracających się do Boga, lecz napisać im, aby się wstrzymy wali od pokarmów ofiarowanych bożkom, od nierządu, od tego, co uduszone, i od krwi” (Dz 15,19-20). List do Galatów, który odnosi się do wydarzeń bezpośrednio po soborze jerozolimskim, jest świadectwem tego, jak mocno Kościół jerozolimski pod jego przewodnictwem trzymał się przepisów prawa Mojżeszowego, co wiązało go z zasadami wyrosłymi z judaizmu. O Jakubie wspomina też Hegesippus, który urodził się w Je rozolimie około 100 roku po Chr.: Już w łonie matki był święty. Nie brał do ust ani wina, ani innych upajających napojów, nie spożywał też mięsa. Nożyce nigdy nie
75
dotknęły jego głowy, nie namaszczał też ciała olejem, ani nie brał kąpieli. Tylko jednemu Jakubowi było dozwolone przekroczyć próg przybytku, ponieważ nie nosił szat wełnianych, lecz lnia ne. Miał zwyczaj sam udawać się do świątyni, gdzie znajdowano go klęczącego i pogrążonego w modlitwie przebłagalnej o prze baczenie dla ludu. Jego kolana stały się twarde jak u wielbłąda, ponieważ stale na nich klęczał, modląc się do Boga i prosząc go o przebaczenie dla ludu. Z powodu jego nadzwyczajnej wprost przyzwoitości i prawości nazywany był „Sprawiedliwym” [...].
Jakub musiał być człowiekiem robiącym kolosalne wraże nie na otoczeniu. Jego asceza przypominała tryb życia esseń czyków, a Hegesippus podkreślał, że dzięki niemu liczni Żydzi odnaleźli drogę do wiary chrześcijańskiej. To właśnie rozgnie wało wielu saduceuszy, którzy wykorzystali przerwę w ciągło ści władzy, jaka nastąpiła po śmierci namiestnika Porcjusza Festusa, a przed przybyciem z Rzymu jego następcy Albina Lucjusza w roku 62 po Chr., by pozbyć się Jakuba. I tak arcyka płan Ananiasz pozwał „brata Jezusa, nazywanego Chrystusem, o imieniu Jakub” przed sąd zgromadzenia Sanhedrynu, składa jącego się z sędziów, którzy mieli orzec o jego winie. Oskarżył go o naruszenie prawa i skazał na śmierć przez ukamienowanie. „Lecz obywatele miasta uchodzący za najzacniejszych i gorliwie przestrzegających Prawa oburzyli się tym postępkiem”2 - re lacjonuje żydowski historyk Józef Flawiusz w dziele D aw n e d zieje Izraela. Natomiast Hegesippus, żydowski chrześcijanin, opisuje okoliczności towarzyszące jego śmierci trochę inaczej. Ten ostatni twierdzi mianowicie, że tym, co najbardziej nie pokoiło saduceuszy i faryzeuszy, było oczekiwanie na powrót Chrystusa. Dlatego poprosili Jakuba, by ten w święto P esach 2 Józef Flawiusz, D a w n e d z ie je I z r a e la ..., księga dwudziesta, rozdz. XX, 200-201, s. 876.
76
przemówił do ludu ze szczytu świątyni i „powstrzymał lud, który daje się prowadzić Jezusowi na złą drogę, uznając go za Mesjasza”. Jakub przystał na zaproszenie, stanął na murach świątynią tak by każdy mógł go widzieć i słyszeć, i wyznał swoją wiarę: „On zasiada na tronie w niebie po prawicy wiel kiej siły i przybędzie na obłoku z nieba”, podczas gdy lud mu wiwatował: „Chwała synowi Dawida!”. To rozwścieczyło sa duceuszy i faryzeuszy tak bardzo, że zrzucili Jakuba ze szczytu świątyni i ukamienowali go. Resztkami sił Jakub „Sprawiedli wy” modlił się za swoich winowajców, cytując słowa Jezusa: „Proszę Cię Panie, Boże i Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Potem folusznik uderzył go drzewcem, który słu żył mu do zgniatania sukna. Zwłoki Jakuba pochowano zaraz w pobliżu świątyni w jednym z grobowców kapłańskich w Do linie Kidron (Joszafat), które zachowały się do dziś. Kiedy siedem lat później Rzymianie po stłumieniu powsta nia żydowskiego doszczętnie spalili miasto i świątynię, wielu Żydów rozpoznało w tym znak kary Bożej - może nawet nie tyle za ukrzyżowanie Chrystusa dokładnie przed czterdziestu laty, co właśnie za ukamienowanie Jego „brata”. Na podstawie przekazu Euzebiusza z Cezarei (tę wzmiankę odnajdujemy tyl ko w jego relacji) Józef Flawiusz miał wytłumaczyć to w na stępujący sposób: „Taki los spotkał Żydów jako zemsta Jakuba Sprawiedliwego, brata Jezusa, zwanego Chrystusem, ponieważ choć był on najsprawiedliwszym pośród sprawiedliwymi, Ży dzi go zabili”. Po męczeńskiej śmierci Jakuba - o czym przekonuje Euze biusz z Cezarei: i po zburzeniu Jerozolimy, które krótko potem nastąpiło, apostoło wie i uczniowie Pańscy, którzy jeszcze przy życiu pozostali, zeszli się, jak wieści niosą, z wszystkich stron i zgromadzili się razem
77
z krewnymi Pańskimi, bo i z nich niektórzy jeszcze żyli. Tedy ra zem radzili, kto by zasługiwał na to, by zostać następcą Jakuba. I oto wszyscy jednomyślnie oświadczyli, że Szymon, syn Klopasa [Kleofasa], o którym wspomina również ewangelia, godzien jest zająć stolicę parafii tamtejszej, miał on być kuzynem Zbawiciela, Hegesippos bowiem opowiada, iż Klopas [Kloefas] był bratem Jó zefa3.
W ten sposób jeden z dwóch uczniów podążających do Emaus został drugim biskupem Jerozolimy. Jego pierwszym zadaniem było przeniesienie gminy chrześcijańskiej. Ostatecz nie Symeon (Szymon) sądził, że nadszedł czas, o którym mó wił Jezus w proroctwie. W tym wszystkim powoływał się naj pewniej na właśnie tę zapowiedź zniszczenia miasta i świątyni (choćby Mt 24), która służy dziś krytycznym egzegetom jako „dowód” na to, że Ewangelie mogły powstać dopiero w latach po tym wydarzeniu, tak więc po roku 70 po Chr. To, że także Jezus powołuje się w tym fragmencie (Mt 24,15) na słowa pro roka Daniela, odeszło szybko w niepamięć. To on zapowiedział na koniec siedemdziesiątego „siedmiolecia” śmierć Pomazańca bez wyroku sędziego, co w oczach niektórych judeochrześcijan lepiej pasowało do Jakuba niż do Jezusa, który został przecież zgodnie z prawem osądzony przez Poncjusza Piłata. Potem, do kładnie po upływie jednego „siedmiolecia”, nadszedł czas, by „nad twoim narodem i twoim świętym miastem położyć kres nieprawości”, a „miasto zaś i świątynia” zostaną ostatecznie zniszczone” (Dn 9,24—26). Zanim to nastąpi - tak radzi Jezus - „ci, którzy będą w Judei, niech uciekną w góry!” (Mt 24,16), czego trzymał się Symeon (Szymon). Wyprowadził pierwszą gminę chrześcijańską z Jerozolimy do Pełli w dzisiejszej Jorda
3 Euzebjusz z Cezarei, H is to r ija k o ś c ie ln a ..., III, 11, s. 111.
78
nii, gdzie przetrwali w spokoju czas siedmioletniej wojny ży dowskiej. Dopiero gdy powstanie zostało stłumione, a oddziały cesarza rzymskiego Tytusa powróciły do Rzymu, członkowie gminy .osiedlili się ponownie na górze Syjon. Symeon (Szy mon) pozostał ich biskupem aż do momentu, gdy również i on poniósł śmierć męczeńską w roku 107 po Chr. Pewien „here tyk” - zgodnie z relacją Hegesippusa - doniósł na niego ce sarzowi rzymskiemu Trajanowi, który obawiając się wybuchu drugiego powstania żydowskiego w Judei, kazał ścigać wszyst kich członków rodziny królewskiej plemienia Dawidowego. Ta okoliczność dowodzi zresztą, że Rzymianie nie tylko wiedzie li, że Żydzi czekają na Mesjasza „z domu Dawida”, ale było im też znane i to, że rodzina Jezusa do tej dynastii przynale ży. Z tego też powodu sędziwy biskup - według Hegesippusa był w biblijnym wieku stu dwudziestu lat - został postawiony przed sądem przez prokonsula Attyka, umęczony i w końcu ukrzyżowany. Jednak w wyniku tej akcji nie wytępiono jeszcze całkowicie dynastii Jezusa, bowiem jak donosi Hegesippus: „żyli jeszcze potomkowie innego tak zwanego brata Zbawicie la, mianowicie Judy, w tym samym okresie panowania” cesarza Trajana (98-117). Potem w roku 132 po Chr. wybuchło drugie powstanie żydowskie pod wodzą Szymona ben Kośby. Kiedy żydowski uczony, rabin Akiba, ogłosił go Mesjaszem Izraela, zaczął go też nazywać od tej pory Szymonem Bar-Kochbą - „synem gwiazdy”, nawiązując tym samym do proroctwa Balaama. Początkowe sukcesy w walce zdawały się wskazy wać na to, że racja jest po jego stronie. Jednak rzymski cesarz Hadrian krwawo stłumił rewoltę. Prawie pięćset osiemdzie siąt tysięcy Żydów przypłaciło życiem zdławienie powstania, wszystkie miasta i wsie kraju zostały zrównane z ziemią. Na gruzach Jerozolimy cesarz rozkazał zbudować nowe rzymskie miasto - A elię C apitolin ę - poświęconą bogom kapitolińskim. 79
Od tego momentu zabroniono Żydom pod groźbą kary śmierci osiedlać się na terenie miasta. Chociaż chrześcijanie nie bra li udziału w powstaniu, a sam Szymon Bar-Kochba kazał ich krwawo prześladować, to również oni pogrążyli się w żałobie z powodu zburzenia Jerozolimy. Na świętych dla nich miej scach - na wzgórzu Golgota nieopodal Jerozolimy, na terenie, gdzie znajdował się pusty grób, ale także na miejscu groty w Betlejem, w której przyszedł na świat Jezus - wzniesiono pogańskie świątynie. Ponieważ zakaz osiedlania się w Jerozoli mie obejmował również chrześcijan, krewni Pańscy wyruszyli w tym czasie do Nazaretu, by tam osiąść. Zamieszkiwali wtedy również sąsiednią Kochabę (identyfikowaną albo z miejscowo ścią Kakab, leżącą w odległości piętnastu kilometrów na pół noc od Nazaretu, albo z osadą Kokab el Hawa na południowy zachód od góry Tabor), o czym wiedział jeszcze Sekstus Ju liusz Afrykański (170-240), palestyński chrześcijanin i grecki pisarz. Euzebiusz z Cezarei podkreśla, że jeszcze w IV wieku po Chr. byli w posiadaniu utrwalonych na piśmie tablic gene alogicznych, dzięki którym znalazły także potwierdzenie linie przodków Jezusa, przedstawione w Ewangeliach św. Mateusza i św. Łukasza. Jeszcze w VI wieku po Chr. - co relacjonuje pewien pielgrzym z Piacenzy w północnej Italii - można było natrafić w Nazarecie na kobiety, które twierdziły, że są spo krewnione z Matką Bożą. Jest zatem całkiem możliwe, że tradycja rodzinna, łącząca się z imieniem Jakuba, a być może także dająca się odnieść bezpośrednio do jego osoby, pielęgnowana była aż do II wieku po Chr. i została utrwalona na piśmie dopiero później - w mo mencie drugiej ucieczki żydowskich chrześcijan z Jerozolimy. Niektórzy egzegeci wierzą, że nastąpiło to w Egipcie, który od zawsze przyjmował wspaniałomyślnie żydowskich ucieki nierów. Prawdopodobnie jest to odpowiedź dana ebionitom, 80
grupie judeochrześcijan, którzy uznawali wprawdzie Jezusa za Mesjasza, ale sprzeciwiali się uznaniu dziewictwa Marii. Taka jest bez wątpienia główna intencja Protoew cm gelii Jakuba, by wobec głosów podnoszonych przez ebionitów rozwiać za wszelką cenę wątpliwości co do nieskazitelności niepokalanej Miriam. W tym wszystkim mogło się zdarzyć, że autor P rotoew an gelii tu i ówdzie przesadził w opisie Miriam i/lub ideali zował ją, lecz mimo to podane przez niego informacje są cum gran o sa lis do rozważenia. Ten, kto odrzuci je z powodu dają cej się łatwo przejrzeć przesady, działać będzie przedwcześnie - tekst przepojony jest nazbyt mocno kolorytem żydowskiej codzienności, sycąc się jej lokalnością, przekazując informacje o zwyczajach i obyczajach okresu drugiej świątyni (zaczynamy lepiej je rozumieć dopiero od momentu odkrycia zwojów znad Morza Martwego, dzięki którym możliwe jest też historyczne ich przyporządkowanie), by mógł być całkowicie legendarny (słowo, które prawie stało się już eufemizmem dla określenia „fikcyjny”!). P ro to ew a n g elii Jakuba zawdzięczamy przede wszystkim dokładną relację na temat narodzin Miriam z Nazaretu. Według tego przekazu jej ojciec, Joachim, był „niezmiernie bogaty”, miał duże stada owiec i bydła, którymi handlował. Na jego te mat istnieje uderzająco osobliwa notatka „zapisana w dziejach dwunastu pokoleń”4 - w żydowskich rejestrach świątynnych. Joachim był znany ze swojej wspaniałomyślności i z tego, że „składał Panu swoje dary w dwójnasób”. Jednak na jego szczę ściu była skaza - jego małżeństwo z Anną było jak dotąd bez dzietne. Dla Żyda oznaczało to hańbę, bezpośrednie złamanie
4
Wszystkie cytaty z P r o to e w a n g e lii J a k u b a pochodzą z wydania: A p o k ry fy
S o w e g o T esta m en tu , pod red. M. Starowieyskiego, 1 .1/1: E w a n g e lie a p o k ry ficz ne, Lublin 1980, rozdz. V, 1, s. 175-207.
81
najbardziej pierwotnego nakazu danego ludziom od Boga: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1,28). Pewnego dnia, akurat w żydowskie Święto Namiotów, - zwane Sukkot, które w roku 20 przed Chr. trwało od 2 do 9 października5, doszło do niezbyt przyjemnego incydentu, kiedy to nadgorliwy kapłan (w niektórych wersjach nazywany Rubenem) skarcił Joachima: „Nie godzi się, byś ty jako pierw szy składał swe dary, jako że nie zrodziłeś potomka w Izraelu”. Wprawdzie nie istniały w prawie Mojżeszowym żadne reguły, odbierające bezdzietnym prawo do pierwszeństwa w składaniu ofiar, jednak z pewnością funkcjonowała tradycja dyskrymina cji bezpotomnych mężczyzn i kobiet, sięgająca swoimi korze niami Księgi Rodzaju i odnosząca się do owego pierwotnego nakazu Boga. Najsłynniejszym przykładem jest oczywiście Abraham, który miał już sto lat, gdy jego dziewięćdziesięcio letnia żona Sara w końcu porodziła mu syna. Chłopiec z po wodu ogromnej radości, jaka przepełniła rodziców, otrzymał imię Izaak - co oznacza śmiech. W każdym razie Joachim był do głębi zasmucony, kiedy powrócił do swego domu w Jerozo limie. „I wspomniał na patriarchę Abrahama, któremu Pan dał syna Izaaka dopiero w ostatnich dniach życia”, a nie mogąc po zbyć się tej myśli, powziął decyzję. Udał się na pustynię, rozbił tam swój namiot i pościł czterdzieści dni i nocy, błagając Boga, by ten obdarzył go w końcu potomstwem. Wielki archeolog, benedyktyn Bargil Pixner (1921-2002), który przez całe życie był przekonany, że Protoew angelia Jakuba powstała z przekazu rodziny Jezusa i odnosi się bezpośrednio do
5 Daty żydowskich świąt przypadających w danym roku można z łatwością przeliczyć z kalendarza żydowskiego na gregoriański za pomocą programów komputerowych dostępnych w Internecie.
82
jej tradycji, poczynił w omawianym przez nas teraz zagadnieniu interesującą obserwację. Chociaż tekst apokryfu otwartą pozo stawia kwestię, dokąd dokładnie udał się Joachim, wyruszając na pustynię, by modlić się i pościć, to tradycja przekazuje to bardzo konkretnie. Mszał gregoriański pochodzący najpewniej z V wie ku po Chr. wymienia jako miejsce pokuty Joachima grotę Kosiba, znajdującą się przy oazie nad strumieniem Wadi Qelt na Pustyni Judzkiej. Tutaj wzniesiono około roku 480 po Chr. klasztor z sank tuarium maryjnym, który poświęcił patriarcha Eliasz I w 501 roku. Warto złożyć tu wizytę, choć dotarcie do tego miejsca wcale nie jest rzeczą prostą. Ułatwieniem jest czytelny drogowskaz na dro dze z Jerozolimy do Jerycha (Main R o a d 1). Po zjechaniu z głów nej szosy trzeba udać się krętą pustynną drogą aż do wąskiej bra my. Ostatni odcinek trasy, liczący około jednego kilometra, trzeba pokonać pieszo. Wadi Qelt jest wąskim potokiem, który wcinając się głęboko w skały Pustyni Judzkiej, tworzy w środku tego pust kowia zieloną oazę. Przybyszów witają najpierw cienisty ogród pełen drzew oliwnych i cyprysów, potem świergot ptaków i szum strumienia, który rozpoczyna tutaj swój bieg, tocząc wody do naj niżej położonej doliny na Ziemi. Ten, kto dobrze zna Biblię, musi przywołać na widok tego dzikiego, romantycznego krajobrazu po śród skalistej pustyni słowa Psalmu 23, którego autorem jest być może Dawid podążający niegdyś tą drogą. A może także Joachim, modląc się w tym miejscu, powtarzał wersy psalmisty: Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego. Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach, Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć: orzeźwia moją duszę. Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoje imię. Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.
83
Po przeciwnej stronie strumienia, dokąd można dotrzeć, przechodząc przerzuconym nad jego wodami mostkiem, znaj duje się przylepiony do skał niczym gniazdo jaskółcze grec ki klasztor prawosławny Kosiba pod wezwaniem św. Jerzego. Monastyr zawdzięcza wezwanie nie rycerzowi z Liddy (obec nie Lod), który zabił smoka, lecz innemu wielce świątobliwe mu Jerzemu, mnichowi z Cypru, który tu niegdyś zamieszkiwał. Klasztor był poprzez wieki kilkakrotnie niszczony i odbudowy wany, ostatnio w latach 1878 i 1901. Odkąd w czasach pano wania cesarza bizantyńskiego ukazała się pewnej szlachetnie urodzonej damie Matka Boża i zaprosiła ją tutaj na modlitwę, także kobietom wolno przekraczać próg tego świętego miejsca odosobnienia. Z wewnętrznego dziedzińca prowadzą schody w dół, do najstarszego przybytku - sanktuarium mieszczącego się w kościele wykutym w skale. Tutaj, w grocie - jak głosi tra dycja - miał schronić się prorok Eliasz, któremu Bóg przysłał kruka, by dostarczał mu pożywienia. Jednak to przypisanie miej sca nastąpiło później - jeśli bowiem wierzyć Pierwszej Księdze Królewskiej, wtedy jaskinia proroka znajdowałaby się raczej nad brzegiem „potoku Kerit, który jest na wschód od Jordanu” (1 Kri 17,3), zatem nad brzegiem Wadi el-Kharrar w dzisiej szej Jordanii, w owej Betanii po drugiej stronie Jordanu, gdzie św. Jan Chrzciciel udzielał chrztu, rozpoczynając działalność mi syjną. Najprawdopodobniej współczesne przypisanie tego miej sca Eliaszowi polega na prostym nieporozumieniu. Skutkiem zbieżności imion pomylono zapewne proroka z jerozolimskim patriarchą Eliaszem I (495-516), który rzeczywiście kazał się pochować w klasztorze Kosiba. Jednak dla niego jaskinia była święta nie z powodu proroka Eliasza, lecz dlatego, że tu właśnie zwiastowano Joachimowi narodzenie córki - Miriam. Jednak nie tylko korzystne położenie jaskiń na trakcie rzymskim prowadzącym z Jerozolimy do Jerycha, który był 84
z pewnością znany Joachimowi, powoduje, że tradycja staje się prawdopodobna, lecz jeszcze całkiem inna okoliczność, na którą zwraca uwagę Pixner. Wiele bowiem wskazuje na to, że klasztor Kosiba był najpewniej klasztorem jaskiniowym esseń czyków. .. Benedyktyński archeolog dowiedział się tego z najbardziej tajemniczego rękopisu spośród wszystkich zwojów znad Mo rza Martwego, a mianowicie z tak zwanego zwoju miedziane go z Kumran. Rękopis ten odnaleziono 20 marca 1952 roku w jednej z jaskiń w Kumran. Odkrywcą nie był tym razem beduin, lecz profesjonalny zespół archeologów. Wiele dni zabrało współpracownikom jerozolimskiej École Biblique et Archéo logique - Szkoły Biblijnej i Archeologicznej - oraz Instytutu Albrighta pod kierownictwem dominikańskiego archeologa, ojca Rolanda de Vaux, przeszukanie stoku góry na zachodnim brzegu Morza Martwego, na odcinku długości około ośmiu ki lometrów. Naukowcy stawiali sobie za cel odkrycie dalszych jaskiń i śladów osadnictwa, aż w końcu natrafili na zakopane w muldzie fragmenty antycznych naczyń glinianych. Dokład niejsze badanie rumowiska wykazało, że chodzi w tym wypad ku o zasypane wejście. Po tym jak przesunęli na bok większe bloki skalne, mogli wejść do małej groty, będącej pozostało ścią większej jaskini, której sklepienie się obsunęło. W ciągu następnych kilku dni wydobyli z jej wnętrza nie tylko czter naście fragmentów antycznych tekstów esseńskich, zapisa nych atramentem na wygarbowanych, cienkich skórach kozich i owczych, ale także dwa zwoje z blachy miedzianej, na po wierzchni której wyryto napisy. To już samo w sobie stanowiło archeologiczną sensację, ponieważ pierwszy raz odkryto zwoje tego typu. Zatem były jedyne w swoim rodzaju. Stawiano pyta nie, dlaczego ktoś posłużył się tak nietypowym materiałem do wykonania zwojów? 85
Ponieważ okazało się, że metal jest kruchy i mocno utlenio ny, ustalono, że jedyną możliwością otwarcia zwojów jest deli katne pocięcie ich na plastry. Przeprowadzenia tej trudnej ope racji podjął się w roku 1955/1956 profesor Henry Wright Baker z Uniwersytetu w Manchester w Anglii. Następnie wysłano po wstałe w wyniku działań profesora dwadzieścia trzy segmenty nie do Jerozolimy, lecz do stolicy Jordanii - Ammanu, ponie waż Kumran leżał wówczas na terenie Jordanii. Polski ojciec Józef Tadeusz Milik otrzymał zlecenie przetłumaczenia wyry tych napisów i opublikowania ich. Wówczas okazało się, że nie chodzi o dwa różne zwoje, lecz o zapis na jednym zwoju, który pękł w połowie długości. Wyryty na nim tekst różnił się zasad niczo od wszystkiego, co dotąd odkryto w Kumran i najbliż szej okolicy, ponieważ nie chodziło ani o biblijne proroctwa, ani o pisma apokryficzne, kanoniczne czy też reguły zakonu. Zamiast tego zwój traktował o najbardziej świeckich sprawach ze wszystkich możliwych - o złotym i srebrnym skarbie. Naj pewniej był to cały majątek wspólnoty esseńczyków, który na wieść o nadciągających w roku 66 po Chr. Rzymianach został w ogromnym pośpiechu ukryty w sześćdziesięciu czterech miejscach leżących między Jerozolimą a rzeką Jordan. Zwój z miedzi, po której spodziewano się, że będzie materiałem trwalszym niż pergamin, zawiera listę sumiennie odnotowa nych wszystkich tych kryjówek. Zestawienie to było tak konkretne, że badacza, Johna Alle gro, ogarnęła prawdziwa gorączka złota. Ledwie tylko wszedł w posiadanie wstępnej publikacji wyników analizy tekstu utrwalonego na zwoju miedzianym, rozpoczął poszukiwanie złotego skarbu z zastosowaniem zaawansowanego technolo gicznie sprzętu. Jednak po pięciu miesiącach intensywnych po szukiwań poddał się ogarnięty całkowitą rezygnacją - nawet w miejscach, których opis wyryto na miedzianych blachach, 86
a które człowiek z XX wieku sam uznałby za bezpieczne schro nienie dla skarbu, nie natrafiono na żaden jego ślad. Kryjówki musiały być wyjątkowe, bo rzymscy specjaliści od tortur byli za dobrzy w swojej profesji, by nie mogli wymusić na schwyta nych esseńczykach ujawnienia ich ostatnich tajemnic. Poważ ni naukowcy rozpoznali jednak prawdziwą wartość esseńskiej listy skarbów. Ta bowiem nie tylko ujawniała nam fakt, jak bogata musiała być wspólnota, ponieważ każdy, kto do nich przystępował (na podobnych zasadach, jakie obowiązywały w chrześcijańskich zakonach), musiał przekazać wspólnocie swój majątek. Dostarczała przede wszystkim wyjątkowego ze stawienia danych topograficznych i żydowskich określeń nazw miejscowych na obszarze zasiedlonym przez esseńczyków w czasach Jezusa. W ten sposób ojciec Bargil Pixner dowiedział się, że tak że jaskinie w rejonie Kosiba były miejscem zamieszkiwanym przez esseńczyków. „U źródeł potoku w miejscu zwanym Ko siba” znajdowała się bowiem trzydziesta piąta kryjówka („za kopano tu osiemdziesiąt talentów w srebrnych monetach i dwa talenty w monetach złotych”). Słusznie zatem benedyktyński archeolog postawił pytanie, czy fakt ten może wskazywać na związki rodziców Miriam z esseńczykami? Można by uznać tę okoliczność za czysty przypadek, gdy by nie inny fakt, częściowo pokrywający się z wymienioną wcześniej zbieżnością. Chodzi mianowicie o to, że jedna z ko lejnych kryjówek - pięćdziesiąta ósma - leżała przy Owczej Sadzawce, zwanej po hebrajsku Betesda, tuż przy Owczej Bra mie na północnym wschodzie antycznej Jerozolimy. Nieopodal tego miejsca miał się znajdować wedle opisu esseński budynek mieszkalny. Jest wielce prawdopodobne, że może chodzić tutaj o dom, który już bardzo wcześnie czczony był jako miejsce, w którym przyszła na świat Miriam. 87
Każdy odwiedzający dziś Jerozolimę może z łatwością od naleźć ten budynek. Północno-wschodnia brama Jerozolimy, Brama Lwów, prowadząca na Górę Oliwną i do ogrodu Getsemani - Ogrójca, nazywana jest też Bramą św. Szczepana, bo wiem już od czasów wypraw krzyżowych wierzono, że w tym miejscu został ukamienowany pierwszy męczennik Kościoła, św. Szczepan. To przypisanie miejsca ma jednak nowszy ro dowód - wcześniej Bizantyńczycy nazywali Bramę Północną, dzisiejszą Bramę Damasceńską, Bramą św. Szczepana, ponie waż tuż obok niej znajdował się nie tylko kościół zbudowany nad grobem świętego diakona, ale także oficjalne miejsce stra ceń Sanhedrynu - dawny kamieniołom, którego skalne ściany jeszcze dziś wznoszą się na tyłach dworca autobusowego. Ży dzi nazywają dziś bramę północno-wschodnią Bramą Lwów, podczas gdy Arabowie używają nadal jej starej bizantyńskiej nazwy B ab S itti M arjam - Brama Pani Miriam. Kiedy zatem przekroczymy Bramę Miriam, by wejść na Via Dolorosa, wtedy go zobaczymy, zaraz po prawej stronie - biały domek z bloków wapiennych, wzniesiony w roku 1908, którego wejście zdobią cztery kolumny. Do wnętrza prowadzą czarne drewniane drzwi ozdobione kunsztownymi metalowymi okuciami. Tabliczka in formuje po grecku, że dom należy do greckiego patriarchatu prawosławnego i jest czczony jako „Dom św. Anny”. Ponieważ jednak większość pielgrzymów nie potrafi czytać po grecku, sprytni mnisi nasmarowali pędzelkiem, używając czarnej farby, tuż nad wejściem napis po angielsku, który ukazuje namacal nie różnicę w nazwie domu: BIRTH PLA C E - VIRGIN M AR Y - Miejsce narodzin - Dziewicy Maryi! Po wejściu do środka schodzi się od razu wąskimi schodkami w dół do znajdują cej się pod ziemią groty skalnej, którą właściwie należałoby nazwać skalną piwnicą. Wykuwanie w miękkiej skale całych pomieszczeń - nawet wtedy, gdy nad nimi wznoszono domy 88
- było w Ziemi Świętej typowe, bo tylko skała dawała chłód podczas gorącego lata. To, że jakaś kobieta mogła się usunąć do takiego miejsca, by w nim wydać na świat dziecko, jest moż liwą do przyjęcia hipotezą, zważywszy na zwyczaje panujące w judaizmie. W religii tej obowiązywała tradycja, że kobieta po urodzeniu syna uchodziła przez czterdzieści dni za rytualnie „nieczystą”, natomiast po urodzeniu córki przez dni osiemdzie siąt. W tym czasie wszystko, czego dotknęła, stawało się nie czyste, i każdy, kto z nią obcował, również stawał się nieczysty. Już choćby z tego powodu rodzące udawały się w taką część domostwa, która była najmniej używana przez członków rodzi ny. Oczywiście nie da się z całą pewnością wyjaśnić do końca, czy to wszystko odbyło się tu, czy może na terenie sąsiedniej działki, pod którą znajdują się ciągnące się dalej pomieszczenia piwniczne wykute w skale. Sąsiedni teren należy do katolików, dokładnie rzecz ujmując, do francuskich dominikanów. Nad ich częścią piwnicy stoi budynek, co by o nim nie powiedzieć, o bogatych tradycjach - dzisiejszy kościół św. Anny był kie dyś ostatecznie najstarszym kościołem maryjnym Jerozolimy, wzniesionym jeszcze przed soborem efeskim. Już około roku 420 znajdował się tutaj kościół bizantyński, którego pozostałości widoczne sąjeszcze w postaci fragmentów mozaiki podłogowej. Ponieważ mozaika ozdobiona jest moty wami krzyża, musi pochodzić z czasów przed panowaniem ce sarza Teodozjusza II, który w roku 427 zakazał używania tego motywu do zdobienia posadzek - wydawało mu się, że jest przejawem braku szacunku stąpanie po znakach krzyża święte go. Inny Teodozjusz, autor Itinerarium de situ Terrae Sanctae przewodnika związanego z nasilającym się ruchem pielgrzym kowym do Jerozolimy z okresu około 520 roku, stwierdza jednoznacznie: „Nieopodal Owczej Sadzawki znajduje się tam kościół Pani Marii”. Kościół ten został wskutek najazdu per 89
skiego w roku 614 poważnie zniszczony, ale nie doszczętnie zrównany z ziemią. Relacja sporządzona dla Karola Wielkiego w roku 808 wymienia jeszcze pięciu kapłanów i dwadzieścia pięć mniszek, którzy tu mieszkali. Dopiero kalif z dynastii Fatymidów, Husajn el-Hakim - fanatyczny muzułmanin - kazał w roku 1009 zmieść tę świątynię z powierzchni ziemi. Jednym z pierwszych kroków, jakie podjęli krzyżowcy zaraz po tym, jak uwolnili Jerozolimę od najeźdźców szyickich, była decy zja o odbudowie kościoła, który od teraz miał być poświęcony matce Miriam - świętej Annie. Wznosząca się nad świątynią kopuła wysoka na osiemnaście metrów była jak na ówczesne stosunki prawdziwym arcydziełem architektonicznym. Sąsia dujący z kościołem klasztor benedyktynek stał się wkrótce tak słynny, że szukały w nim odosobnienia królowe i księżniczki - dla odbycia pokuty lub też wiecznego wyrzeczenia się spraw ziemskich. Zmieniło się to radykalnie w momencie, kiedy Je rozolimę podbił w roku 1187 sułtan Salah ad-Din - Saladyn z Ajjubidów. Z jego rozkazu przekształcono kościół św. Anny w szkołę koraniczną, przez co stał się dla chrześcijan niedostęp ny na całe stulecia. Dopiero w czasach panowania tureckiego w Jerozolimie udało się franciszkanom po przekazaniu znacz nej łapówki uzyskać przynajmniej zgodę na wchodzenie do krypty w święto Narodzin Maryi, przypadające w dniu 8 wrześ nia, i odprawianie tam raz do roku Przenajświętszej Ofiary. Zabroniono im jednak przekraczać próg górnego sanktuarium, dlatego musieli przeciskać się do jaskini przez nisko umiejsco wione boczne okno w południowej ścianie budynku - wejście, z którego dziś korzysta grecki kościół prawosławny. Dopiero w roku 1856, kiedy Francuzi udzielili pomocy Turkom w woj nie krymskiej, turecki sułtan Abdiilmecid podarował działkę, na której obecnie stoi kościół, cesarzowi Napoleonowi III. Od tego czasu jest ona własnością państwa francuskiego, którą 90
mogą użytkować dominikanie. Zakonnicy nie tylko odrestauro wali średniowieczny kościół, lecz przeprowadzili także na znaj dującym się przed nim terenie szeroko zakrojone wykopaliska archeologiczne. Podczas prac natrafili między innymi na ślady antycznej Sadzawki Owczej - zwanej po hebrajsku Betesdą, przy której Jezus uzdrowił paralityka (okoliczności i spekta kularny rezultat badań archeologicznych opisuję z detalami w książce N a tropie Jezu sa z Nazaretu. Z iem ia Z baw iciela). Wizyta w tym kościele jest obowiązkowym punktem programu każdego pielgrzyma przybywającego do Jerozolimy nie tylko dlatego, że kościół znany jest z dobrej akustyki i szczególnie wzruszająco brzmią w nim śpiewane chorały gregoriańskie. Gdy zejdzie się schodami prowadzącymi z bocznej nawy ko ścioła w dół, dojdzie się do krypty o wymiarach pięć na siedem metrów, która została wbudowana w pierwotną piwnicę skalną, ciągnącą się pod sąsiednim budynkiem. Jej ołtarz zdobi wspa niała ikona przedstawiająca narodziny Maryi. Czy jednak jest możliwe, że dwa tak ważne dla chrześcijan święte miejsca - Betesda i grota, w której narodziła się Miriam, leżą tak blisko siebie? Czy Jezus mógł zdziałać jeden ze swoich znaczniejszych cudów rzeczywiście tuż obok domu dziadków? A może obecna lokalizacja domu to tylko próba wybrnięcia z kłopotu, bo dawno już zapomniano, gdzie mieszkała kiedyś Miriam z rodzicami? Może z powodu braku wiedzy ktoś wy brał jakieś dowolne miejsce, by wznieść na nim ikonę pamięci - pomnik dla Maryi? Kluczem do rozwiązania tej zagadki jest dawna nazwa sa dzawki Betesda, którą przekazał Teodozjusz w Itinerarium - przewodniku dla pielgrzyma po Jerozolimie, nazywając ją Owczą Sadzawką. Nazwę B eteszdatajin —dom bliźniaczego ba senu - nadano założeniu dopiero w III wieku przed Chr., kiedy to arcykapłan Szymon kazał zbudować obok północnego zbior 91
nika pochodzącego jeszcze z czasów Salomona drugi zbiornik - południowy. Podczas wznoszenia świątyni przez króla Hero da I Wielkiego zbiorniki te zostały przekształcone w gigantycz ną mykwę - basen do oczyszczających kąpieli rytualnych, przy czym zbiornik północny zasilał regularnie świeżą wodą zbior nik południowy dzięki systemowi podziemnych akweduktów. Natomiast nazwa Owcza Sadzawka przywodzi na myśl to, że na północnym zboczu Wzgórza Świątynnego znajdował się hanuth - Targ Owczy, na którym handlowano zwierzętami ofiarnymi. Odbywał się na tym miejscu od zawsze - jeszcze w czasach sprzed niewoli babilońskiej, jak dowiadujemy się z Księgi Nehemiasza. Brama północno-wschodnia nazywana była Bramą Owczą - „Wtedy arcykapłan Eliaszib oraz bracia jego kapłani zabrali się do odbudowy Bramy Owczej [...]” (3,1). Już wtedy sprzedawano tutaj owce, które potem składa no na ołtarzu w ofierze całopalnej. Zwyczaj ten kultywowa no aż do początku I wieku po Chr. Dopiero gdy w roku 28 po Chr. ukończono budowę rozpoczętej przez króla Heroda Sali Królewskiej na południowym stoku Wzgórza Świątynnego w formie potężnej, trzynawowej bazyliki, zakazano tutaj han dlu zwierzętami ofiarnymi i targ przeniesiono na inne miejsce. Zanim jednak zniknął stąd Targ Owczy, kwitł w tym miejscu handel. Jak zareagował Jezus na kupczenie w świątyni, dobrze wiadomo - „sporządziwszy sobie bicz ze sznurka, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał mo nety bankierów, a stoły powywracał” (J 2,13-16). Również zda niem wielu świadomych tradycji Żydów woły i owce nie miały nic do szukania na Wzgórzu Świątynnym, bowiem odchodami zanieczyszczały przybytek Pański. Względy komercyjne oka zały się jednak ważniejsze od rytualnej czystości świątyni - dla Jezusa był to karygodny występek, który napiętnował z całą zapalczywością. 92
Za czasów Jego dziadka Joachima wyglądało to jednak ina czej. Wtedy jeszcze sprzedawano owce i woły nad Owczą Sa dzawką. Czy zatem nie jest wielce prawdopodobne, że Joachim, jako bogaty handlarz bydłem i właściciel dużych stad owiec, mógł mieszkać w bezpośrednim sąsiedztwie targu zwierzęcego, zatem właśnie tam, gdzie tradycja mniejscawia dom, w którym przyszła na świat Miriam, córka Anny i Joachima? Być może po jego śmierci dom odziedziczyła wspólnota esseńczyków, co tłumaczyłoby zapis znajdujący się na miedzianym zwoju. Do dać trzeba, że kryjówki esseńczyków w północno-wschodniej części Wzgórza Świątynnego były zasadniczo rzadko spotyka ne. Ostatecznie dzielnica, którą otrzymała wspólnota od króla Heroda I Wielkiego, znajdowała się w części południowo-za chodniej, na górze Syjon, gdzie umiejscowiono od razu dwana ście spośród kryjówek, w których zgodnie z miedzianym zwo jem ukryto skarb esseńczyków. Dalszych szczegółów dostarcza już nie P rotoew an gelia J a kuba, lecz jej kontynuacja pochodząca z IV lub V wieku po Chr., judeochrześcijańska E w an gelia P seu do-M ateu sza - nazywana tak dlatego, że jej autorstwo błędnie zostało przypisane ewan geliście, św. Mateuszowi. Według tego przekazu Joachim był „z pokolenia Judy”, jego żoną zaś była Anna, „córka Isachara, która pochodziła z tego samego pokolenia, to jest z pokolenia i z rodu Dawida”6. Tym genealogicznym danym przeczy wprawdzie zwykle dobrze poinformowany patriarcha Eutychiusz z Aleksandrii (X wiek), który powoływał się na starsze źródła, kiedy wyjaśniał to, że „ojcem [Miriam] był Joachim, syn Binthira z synów Dawida, pokolenia królewskiego, a jej
6 Wszystkie cytaty z E w a n g e lii P se u d o -M a te u sz a pochodzą z wydania: A p o k ryfy N o w e g o T esta m en tu , 1.1/1: E w a n g e lie a p o k ry ficzn e , rozdz. V, 2, s. 208-242.
93
matką była Anna z córek Aarona z pokolenia lewitów, rodu kapłańskiego”. Jest to wiarygodne z tego choćby powodu, że Łukasz w trzeciej Ewangelii wyraźnie zalicza Marię do „krew nych” (Łk 1,36) rodu lewitów, wymieniając wśród nich Zacha riasza i Elżbietę, rodziców Jana Chrzciciela. Także św. Paweł podkreśla w Liście do Rzymian około roku 57 to, że Jezus po chodzi „według ciała z rodu Dawida” (Rz 1,3), co może ozna czać tylko jedno - przez Miriam, a nie przez to, że Józef go adoptował. Ojciec Kościoła, Ignacy z Antiochii (zmarły w 117 roku po Chr.) potwierdził, że Jezus noszony był „z Bożej woli w łonie Marii z plemienia Dawida”, a Justyn męczennik (zmar ły w 165 roku po Chr.), który przecież pochodził z Palestyny, wiedział o tym, że była to dziewica „z rodu Dawida, i Jakuba, i Izaaka, i Abrahama”. To, że esseńczycy utrzymywali ścisłe kontakty z potomkami rodu Dawida i Aarona, nie powinno nas specjalnie dziwić. Ostatecznie oczekiwali przecież, że wkrótce narodzi się dwóch Mesjaszów, a pochodzić będą z tych właśnie rodów - zgodnie z planem czasowym podanym przez proro ka Daniela - jeden, Mesjasz-kapłan, będzie potomkiem z rodu Aarona, a drugi, Mesjasz-król - z rodu Dawida. To, że jeden z potomków Dawida, Joachim, miałby być bogatym właścicie lem stad owiec i bydła, również nie powinno nas specjalnie dzi wić -j u ż praprzodek Jezusa, Jesse, ojciec biblijnego króla Da wida, miał wielkie stada owiec, które wypasał na pastwiskach w okolicach Betlejem. Nic nie przemawia zatem przeciwko temu, że ziemia ta także po powrocie z niewoli babilońskiej znalazła się w posiadaniu plemienia Dawidowego. Dopiero pod rządami Hasmoneuszy ród ten - a przynajmniej większa jego część - został zmuszony do przesiedlenia się do Galilei. Kraj ten, pod panowaniem perskim dość słabo zamiesz kany w części na zachód od jeziora Genezaret, do roku 103 przed Chr. podbił król Aristobul I. Natomiast pod rządami jego 94
następcy Aleksandra Janneusza podlegał stopniowej judeizacji. Po żydowskiej wojnie domowej - brutalnie stłumionym po wstaniu faryzeuszy - nastąpiła podobnie bezwzględna nagonka na potencjalnych buntowników i pretendentów do tronu. Wte dy to esseńczycy usunęli się do Damaszku, plemię Dawidowe zaś, częściowo dla wyrażenia protestu, częściowo dla własnego bezpieczeństwa, przeniosło się do Galilei. Możliwe jest także, że zostali przymusowo przesiedleni przez Hasmoneuszy, któ rzy chcieli trzymać ich pod kontrolą z dala od Jerozolimy. Tam osiedli na żyznym płaskowyżu, z którego można było obser wować sąsiadującą z nim, rozciągniętą szerokim pasem u jego podnóża dolinę Jezreel - i wypatrywać ewentualnych siepaczy wysłanych za nimi w pościg przez króla. Z powodu położenia wieś nazywała się N azar, co po hebrajsku znaczy czuwać. Na zwa ta ma w hebrajskim języku pisanym podwójne znaczenie. Wynika to z tego, że rdzeń nzr można odczytać jako nazar, ale można też zinterpretować jako nezer, zatem jako słowo pocho dzące z przepowiedni proroka Izajasza: „I wyrośnie różdżka z pnia Jessego, wypuści się odrośl [po hebrajsku: n ezerl] z jego korzeni. I spocznie na niej Duch Pański, duch mądrości i ro zumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy i bojaźni Pańskiej” (Iz 11,1). Dlatego też N a za r czy N azaret można odczytać rów nież jako wieś latorośli, potomka, co oczywiście nowi osadnicy z plemienia Dawidowego chętnie odnosili do swego pochodze nia. Jednak mimo to skarżyli się na los wygnańców, którym przyszło żyć we wsi na rolniczej północy z dala od Jerozolimy i świątyni, z dala od Betlejem, gdzie pewnego dnia - o czym przecież dobrze wiedzieli z proroctwa - miało się spełnić prze znaczenie ich plemienia - to mianowicie, że z ich rodu wyjdzie Mesjasz. Nazaret był małą wioską liczącą może pięćdziesiąt kamiennych domostw wzniesionych najczęściej przed lub nad jaskinią, którą drążono w miękkim wapieniu. Jaskinie zimą 95
gwarantowały ciepło, a latem chłód. Najważniejszym zajęciem mieszkańców było rolnictwo - na okolicznych wzgórzach ciąg nęły się rozległe plantacje drzew oliwnych i winnice. Trudnio no się także rzemiosłem. Była tu również synagoga stanowiąca centrum życia religijnego osadników. W niej mali synowie na zarejczyków uczyli się czytać Torę i inne Święte Pisma. Pod czas gdy domostwa w Nazarecie były ubogie i pozbawione ozdób, robiąc wrażenie raczej tymczasowych - może dlatego, że chciano podkreślić status wygnańców i w ten sposób wy razić niezadowolenie, skarżąc się na nieszczęsny los - to po chówki świadczyły o tym, że nie zapomniano jeszcze o swoim pochodzeniu. Skalne groby, które odsłonięto na terenie klaszto ru Sióstr Nazaretanek, stanowią najokazalszą, robiącą najwięk sze wrażenie nekropolię w całej Galilei. Największy spośród grobów nekropolii, zamknięty potężnym kamiennym kołem umiejscowionym w koleinach, przypominający wyglądem mo giły najmożniejszych przedstawicieli arystokracji z Jerozolimy, jest godnym miejscem pochówku potomków królewskiej dy nastii. Można przyjąć, że niektórzy potomkowie Dawida po wy gnaniu znienawidzonych Hasmoneuszy odważyli się wrócić do Betlejem. Oczywiście nie zrobili tego wszyscy, bowiem także rozkwitająca Galilea oferowała mieszkańcom coraz większe możliwości. Jednak w odniesieniu do Joachima możemy z du żym prawdopodobieństwem założyć, że najpóźniej około roku 37 przed Chr. - kiedy na tron wstąpił król Herod I Wielki - po wędrował najpierw do Betlejem, by niebawem przenieść się do Jerozolimy, gdzie miejscem, wokół którego koncentrowało się całe jego życie, stał się punkt przeładunkowy zwierząt ofiar nych - Owczy Targ przy północno-wschodniej bramie miasta. O jego żonie, Annie, tradycja głosi, że miała pochodzić z Seforis, żydowskiego miasta znacznych rozmiarów, oddalonego 96
od Nazaretu o niecałe sześć kilometrów. Założył je Arystobul I w roku 103 przed Chr., nadając miejscowości na wzgórzu, któ re przypominało ptasie gniazdo przylepione do skał, poetyc ką nazwę Z ipori - co po hebrajsku znaczy: jak mały ptaszek. Rzymianie zniszczyli miasto w 4 roku przed Chr., dosłownie zrównując je z ziemią, jednak już wkrótce tetrarcha Galilei Herod Antypas odbudował Seforis, tak że stało się ośrodkiem wspanialszym niż przed zburzeniem, i uczynił z niego stoli cę i „chlubę Galilei”. Jednak najważniejszym miastem Półno cy stało się już za panowania Hasmoneuszy. Około roku 570 pielgrzym z Piacenzy leżącej w północnej Italii pisał o tym, że odwiedził w Seforis dom, w którym miała się narodzić św. Anna. Krzyżowcy wybudowali tu, na zachodnim stoku Wzgórza Miejskiego, trzynawową bazylikę. Teren, na którym wznosiła się świątynia, nabyli w roku 1870 franciszkanie i od słonili na nim ruiny dawnej budowli. Podczas prac wykopali skowych natrafili na mozaikę podłogową z aramejską inskryp cją ofiarną, pochodzącą z początków IV wieku, na podstawie której można przypuszczać, że wcześniej znajdowała się na tym miejscu judeochrześcijaóska synagoga. Przywołuje ona w pamięci postać Józefa z Tyberiady, bogatego żydowskie go konwertyty - przed chrztem noszącego imię Juda - który otrzymał od cesarza rzymskiego Konstantyna Wielkiego po zwolenie, i mógł budować kościoły w Galilei. Grecki mnich Epifaniusz z Salaminy, który przekazał jego historię, wy mienił właśnie Sepph oris - Seforis jako jedną z jego funda cji. Zapis dokumentuje, jak stara jest tradycja wzmiankująca w tym miejscu dom narodzin św. Anny - informacja ta mo gła być przekazywana tylko przez krewnych Pańskich i naj pewniej funkcjonowała w judeochrześcijańskim środowi sku Galilei, ponieważ ani P rotoew an gelia Jakuba, ani żadne inne wczesnochrześcijańskie źródło nie wspomina o Seforis. 97
Dziś Zgromadzenie Sióstr św. Anny prowadzi w tym miejscu sierociniec. Joachim w każdym razie - wracając do tekstu P rotoew angelii Jakuba - pościł czterdzieści dni i nocy na pustyni w miejscu zwanym Kosiba, podczas gdy jego żona została w Jerozolimie, gdzie „dwakroć odśpiewała pieśń żałobną i dwakroć odprawiła zawodzenie, mówiąc: »Będę opłakiwała moje wdowieństwo, i będę opłakiwała mojąbezdzietność«”. Bezdzietność doskwie rała jej bardziej nawet niż samotność. Jednak pewnego dnia, zainspirowana słowami służebnicy, zdobyła się na odwagę. Zdjęła żałobne szaty, namaściła głowę i wdziała szaty małżeń skie. Potem udała się do ogrodu, by odpocząć pod drzewem wawrzynu. Gdy tam siedząc, zaczęła znów skarżyć się na swój los i błagać Boga o łaskę, ukazał się jej anioł Pański i przemó wił do niej: „Anno, Anno. Wysłuchał Pan Bóg modlitwę twoją. Poczniesz i porodzisz, a potomstwo twoje będzie przepowia dane po całej ziemi”. Zachwycona radosną nowiną Żydówka Anna złożyła ślub: „Na Boga żywego, czy zrodzę chłopca, czy dziewczynkę, zawiodę ją w darze Panu, Bogu mojemu, i [dziecko to] będzie Mu służyło po wszystkie dni swego żywo ta”. Również Joachimowi ukazał się anioł Pański i powiedział mu: „Joachimie, Joachimie, wysłuchał Pan Bóg twoją modli twę. Zstąp stąd! Oto bowiem żona twoja Anna poczęła w swo im łonie”. Określenie „zstąp stąd” przemawia rzeczywiście za tym, że przebywał w jaskiniach wydrążonych w skalnej ścianie powyżej strumienia w rejonie Kosiba, skąd miał zstąpić na dół. W innym wypadku musiałoby to być sformułowane na przy kład tak: „wróć stąd na górę, do Jerozolimy”, ponieważ miasto świątynne leżało na wzgórzach górujących jakieś sto metrów nad rozległą Pustynią Judzką. Jeszcze w drodze do Jerozoli my Joachim nakazał pasterzom: „Przywiedźcie mi tu dziesięć jagniąt bez skazy i czystych: te dziesięć baranków będzie dla 98
Pana Boga. I przywiedźcie mi dwanaście cieląt młodziutkich, te dwanaście cieląt będzie dla kapłanów i rady starszych. I sto kóz, i będzie te sto kóz dla całego ludu”. Czwarty rozdział apo kryfu kończy się następnie sceną, która stosunkowo wyraźnie mówi o domu przed Owczą Bramą: „I oto przyszedł Joachim ze swymi stadami. I stanęła Anna koło bramy, i ujrzała Joachi ma wchodzącego ze swymi stadami”. Z pewnością nie pozwo lono by mu przejść przez środek Jerozolimy ze stadami owiec, ponieważ odchody zwierząt mogłyby zanieczyścić Święte Mia sto. Tradycja wprawdzie głosi, że żona czekała na Joachima nie przy drzwiach domostwa - bramie prowadzącej do gospodar stwa, lecz przy Złotej Bramie, zatem przy wschodniej bramie świątyni, przez którą - jak utrzymuje dalej tradycja - kiedyś odbędzie się uroczysty wjazd do miasta Mesjasza (aby to unie możliwić, brama ta została zamurowana przez muzułmanów w VII wieku po Chr.). P rotoew an gelia Jakuba dostarcza jednak dalszych informacji na ten temat i mówi, że Joachim dopiero następnego dnia poszedł do świątyni, by złożyć dary ofiarne. Miał teraz wszelkie powody, żeby móc pokładać ufność w tym, że Bóg zmiłował się nad nim, odpuścił wszystkie grzechy i winy, usprawiedliwił go i wysłuchał jego błagań. Musiało to nastąpić pod koniec listopada roku 20 przed Chr. Kilka tygodni i dziewięć miesięcy później - według tradycji 8 września - Anna wydała na świat długo oczekiwane dziecko7. Jeśli przekazana tradycją data dzienna odpowiadałaby praw dzie, to rzeczywiście mielibyśmy do czynienia ze zbieżnością
7 W niektórych rękopisach P r o to e w a n g e lii J a k u b a znajdujemy informację, że Miriam przyszła na świat „w siódmym miesiącu”. Nie ma jednak powodu, żeby wyciągać stąd koniecznie wniosek na temat przedwczesnego porodu. Dużo bardziej prawdopodobne jest, że ta informacja odnosi się do łacińskiej nazwy miesiąca, kiedy się narodziła - s e p te m b e r , który, przetłumaczony dosłownie, oznaczałby rzeczywiście „siódmy miesiąc”.
99
dat o symbolicznym wprost znaczeniu, ponieważ w roku 19 przed Chr. dzień 8 września odpowiadał według kalendarza żydowskiego pierwszemu dniowi Nowego Roku - 1 miesiąca tiszri roku 3743. W ten dzień przypada święto R osz ha-Szana - żydowskie Święto Nowego Roku obchodzone na pamiątkę stworzenia świata i jednocześnie dnia urodzin Adama. Dzień, w którym przejęci żalem i skruchą Żydzi spoglądają w prze szłość, prosząc Boga o dobry nowy początek - czyż można so bie wyobrazić dzień odpowiedniejszy na narodzenie się pierw szego nowego człowieka, jakim była Miriam? „W tym dniu dusza moja została wywyższona” - wymknęło się jej matce, Annie, kiedy akuszerka powiedziała, że na świat przyszła dziewczynka. Osiemdziesiąt dni później - tak długo trwa w judaizmie, zanim kobieta po porodzie znów stanie się ob rzędowo czysta - nadała swojej córce imię Miriam - po hebrajsku Miijam (w greckiej wersji: Mariam, w łacińskiej: Maria). Na pierwszy rzut oka nadanie takiego imienia nowo narodzo nej dziewczynce nie było czymś szczególnie oryginalnym. Już choćby lektura Ewangelii pozwala nam przypuszczać, że imię to było na przełomie er bardzo popularne - pod krzyżem stały trzy Marie. Jednak mamy jeszcze inną możliwość - bardziej reprezentatywną - by przekonać się o częstości występowania tego imienia w czasach Jezusa. Popularność imion możemy określić na podstawie inskrypcji umieszczanych na ossuariach w Jerozolimie. Ossuaria to kamienne skrzynie wykorzystywa ne do ponownego pochówku. Gdy umierał człowiek, układa no najpierw zwłoki zawinięte w chusty na skalnej półce gro bu. Gdy ciało uległo rozkładowi, kości zmarłego umieszczano w kamiennej skrzyni, na której wykuwano często inskrypcję zawierającą jego imię. Skrzynie te wsuwano - dla zaoszczędze nia miejsca - do wydrążonych w skalnych ścianach grobowca wąskich komór zwanych kokhim - wnęki chlebowe. Dokład 100
nie osiemset dziewięćdziesiąt pięć inskrypcji pochodzących z ossuariów jerozolimskich zawiera katalog Urzędu Starożyt ności Izraela (IAA) z roku 1994, spośród których w osiemdzie sięciu złożono szczątki żydowskich kobiet. Co czwarta kobieta (poświadcza to dwadzieścia inskrypcji) nosiła imię Miijam lub Mariam. Kolejną grupę często występującego imienia stanowią napisy poświadczające Martę (jedenaście razy) i Salome (osiem razy) - są to zatem drugie i trzecie co do częstości występowa nia imiona żeńskie. Poza tym niekwestionowane jest znacze nie imienia Miriam. W języku hebrajskim było ono złożeniem dwóch członów m irtm ar, co oznacza gorzki i ja m - morze. Wówczas znaczyłoby tyle co gorzkie morze. Pokrewieństwo z łacińskim wyrazem m arę - morze sprawiło, że Maria stała się gwiazdą morza. Poza tym imię to zawiera hebrajskie rdzenie r-y-m , oznaczające tyle co: ta, która jest darem (od Boga), co wobec okoliczności, w jakich pojawiła się na świecie, wydaje się być niezwykle adekwatne. Z kolei rdzeń werbalny m -r-y jest wyrażeniem odczasownikowym: być płodna. Interpretacja imienia Mirjam w innej formie imiesłowowej jako wyniesiona od hebrajskiego czasownika wynosić jest oczywiście równie prawdopodobna, jak wyprowadzenie znaczenia tego imienia z języka aramejskiego, gdzie słowo m arjiam jest odczasownikową formą na określenie kogoś, kto: jest mądry/roztropny, a wyraz M ara oznacza pani, mistrzyni. Ostatecznie jednak nie jest pewne, czy imię to w ogóle wy wodzi się z języka hebrajskiego lub aramejskiego. Pierwsza starotestamentowa wzmianka tego imienia w formie Miriam odnosi się do obdarzonej darem jasnowidzenia starszej siostry Mojżesza i Aarona, która po przekroczeniu morza trzcin wzię ła bębenek do ręki. Kobiety podążały za prorokinią Miriam, która im przyśpiewywała (Wj 15,20-21). W języku egipskim przedrostek m ri (kochana) występuje nader często jako pierw 101
sza sylaba imion żeńskich, po której następuje imię jakiegoś bóstwa - na przykład M erit-Amun, co oznacza kochana przez boga Amuna albo M erit-R a - kochana przez boga słońca Ra. Połączenie egipskiego m er (kochać) z hebrajskim imieniem Boga Jahw e w skrócie Yam (ponieważ było zabronione, by przyzywać Boga, używając imienia w pełnym brzmieniu), po zwoliłoby na stworzenie imienia M eri-Yam, które znaczyłoby tyle co: kochana przez Boga Yam. Do tego momentu nikt nawet nie mógł przypuszczać, jak bardzo imię to wyraża tajemnicę całego jej istnienia.
IV
‘Arka Przymierza Pańskiego
Ostatni dzień żydowskiego Święta Namiotów Sukkot, 21 mie siąca tiszri 3742 według żydowskiego kalendarza (albo 8 paź dziernika 20 roku przed Chr. według kalendarza gregoriańskie go), król Herod I Wielki wykorzystał na to, by ogłosić rzecz 0 przełomowym znaczeniu - o historycznej wprost doniosło ści. Było to zwieńczeniem jego starań, by podnieść Izrael po rządach niepopularnych Hasmoneuszy do rangi i wielkości, jakimi nie cieszył się nigdy dotąd. Chciał nawet prześcignąć w tym względzie królestwa umiłowanych przez Boga i lud kró lów Dawida i Salomona. W tym ważnym dniu zwieńczającym obchody święta Sukkot król ogłosił ostatecznie - ni mniej, ni więcej - tylko budowę trzeciej świątyni, nawet jeśli dokładał wszelkich starań, by Żydzi odnieśli wrażenie, że pragnie jedy nie rozbudować drugą świątynię. Było to niezwykle sprytne posunięcie, pomogło mu bowiem uniknąć zarzutu o uzurpację 1 zarozumiałość. Ostatecznie bowiem każdy prawowierny Żyd wiedział, że budowa trzeciej świątyni oznacza początek nowe go czasu - czasu nadejścia Mesjasza. Józef Flawiusz w D zie103
ja c h daw n ego Izraela przekazał królewską przemowę wygło
szoną z tej okazji do ludu: Rodacy! Sądzę, że nie ma potrzeby mówić wam o wielu dziełach, których dokonałem od czasu, gdy piastuję godność królewską, choć były to takie dzieła, które więcej wam przysparzają bezpie czeństwa, niż mnie blasku chwały dodają
- oznajmił król, nie zapominając o podkreśleniu dotychczaso wych swoich zasług, i kontynuował: Jak w najcięższych czasach niczego nie zaniedbałem, aby ulżyć wam w niedoli, tak wznosząc budowle więcej myślałem o za bezpieczeniu was wszystkich przed krzywdą niż siebie samego i mogę powiedzieć, że - za wolą Bożą - doprowadziłem naród żydowski do nieznanej mu przedtem szczęśliwości. [...] Obecnie pragnę wam przedstawić przedsięwzięcie, do którego właśnie za mierzam przystąpić, przedsięwzięcie ze wszech miar Bogu miłe i dla nas chwalebne1.
Jednak ku ogromnemu zdumieniu Heroda słowa te nie spo tkały się z niepomiernym entuzjazmem, na który czekał. Lud nie podzielał jego radości. Wielu Żydów powątpiewało, czy król działa z poruczenia Bożego i z Jego woli, więc już z tego powodu nie uznawali planu Heroda za wykonalny. A co się sta nie, gdy nagle okaże się, że środki na sfinansowanie przedsię wzięcia są niewystarczające? Zostaną wówczas z nieukończoną budową na Wzgórzu Świątynnym, przez co mogą zostać osta tecznie pozbawieni świętego przybytku Boga. Dopiero gdy król Herod I Wielki obiecał, że wyburzy starą świątynię nie wcześ
1 Józef Flawiusz, D a w n e d z ie je I z r a e la ...... , księga piętnasta, rozdz. XI, 1, 382-385, s. 695.
104
niej, niż zgromadzi potrzebny materiał do budowy i wszystkie niezbędne środki, nastroje się poprawiły. Wątpliwości i prote sty udało mu się jednak ostatecznie uciszyć dopiero wtedy, gdy do tego zagwarantował ścisłe przestrzeganie żydowskich prze pisów prawa - dodatkowo jeszcze w ich najbardziej radykalnej wersji. Czy miał na myśli przepisy esseńczyków, które zostały zapisane na Z w oju św iątynnym , odnalezionym wśród rękopi sów z Kumran? Rzeczywiście wiele opisanych tam szczegó łów odnajdujemy w tym, co faktycznie zostało zrealizowane w trzeciej świątyni jerozolimskiej. Bezsprzecznie świadczy to o tym, że esseńczycy mieli przynajmniej jakiś udział w pracach przy wznoszeniu świątyni, i że otrzymali od razu szczególne przywileje świątynne. Król już trzy lata wcześniej mianował Szymona, syna Boetosa (23-5 rok przed Chr.), którego rodzina uciekła przed Hasmoneuszami do Aleksandrii w Egipcie, arcy kapłanem świątyni jerozolimskiej. Jego siostra wyszła za mąż za Heroda, najpewniej dla umocnienia związków z królewskim domem. Kandydaturę Szymona można uznać za rodzaj rozwią zania kompromisowego, które było do zaakceptowania rów nież przez esseńczyków. Świątynia, którą kazał zbudować król Herod I Wielki, była najokazalszą budowlą sakralną tamtego czasu. Herod rozpoczął budowę swego dzieła dopiero po tym, jak dostarczono tysiąc wozów do przewożenia kamienia, wybrano dziesięć tysięcy doświadczonych budowniczych, zakupiono tysiąc nowych szat dla kapłanów i wyuczono robotników częściowo w kamieniar stwie, częściowo w ciesiołce, tak by nikt niegodny nie przekro czył progu świętego przybytku. Władca najpierw zlecił przy gotowanie nowych fundamentów, potem nakazał odpowiednio poszerzyć platformę świątyni - od obszaru 200 na 200 metrów (czyli 40 000 m2) do powierzchni, dokładniej rzecz ujmując, trapezu o długości 485 metrów i szerokości 315 metrów, co sta 105
nowiło ponad 140 000 nr (czyli ponad 14 ha). Odpowiadało to w przeliczeniu na żydowskie jednostki metryczne powierzchni 144 dunamów, przy czym jednostka dunam kryje w kwadra cie liczbę dwanaście - co odpowiada liczbie plemion Izraela. W ten sposób Herodowi udało się w ciągu niespełna ośmiu lat wybudować największą platformę świątynną starożytnego świata - przyćmiewającą nawet blask akropolu w Atenach, któ rego powierzchnia wynosiła zaledwie 3 ha. Na nowych fundamentach postawiono najpierw samą świą tynię, zbudowaną z potężnych, białych ciosów marmurowych, z których każdy miał wielkość około 11 ><4 x 5 metrów. Świąty nia miała wysokość 53 metrów i długość 44 metrów, przy czym nawa środkowa wyraźnie przewyższała nawy boczne. Wejście do niej było oplecione złotymi zwojami winorośli, stanowiącymi kunsztowne obramowanie, i zamknięte czterema przysadzistymi kolumnami. „Ogromem wydatków zaćmił te, które wzniesiono poprzednio i zdawało się, iż nikt jeszcze tak wspaniale Przybytku nie ozdobił”2. Wygląd zewnętrzny świątyni oferował wszystko, co potrzebne, by zachwycić oczy - opisywał urzeczony nią Józef Flawiusz - ze wszystkich stron pokryta była ciężkimi złotymi płytami, rozbłyskującymi w promieniach wschodzącego słoń ca jak najjaśniejszy blask płomienia i oślepiała oczy na podo bieństwo promieni gwiazd całkowicie wypełniających niebo. Obcym, którzy przybywali z pielgrzymką do Jerozolimy, wyda wało się z daleka, że widzą ośnieżone wzgórze, bo tam, gdzie nie była pozłacana, lśniła oślepiającą bielą kamienia. „Od strony zewnętrznej przedstawiały się oczom olbrzymie głazy skalne, od wewnątrz wzmocnione żelazem i tak silnie spojone, że zdawały się po wsze czasy niewzruszone”3. Przyniosło to świątyni za
2 Tamże, księga piętnasta, rozdz. XI, 3,396, s. 696. 3 Tamże.
106
służony tytuł, który przetrwał wieki, by ostatecznie stać się we zwaniem maryjnym - „Złoty Dom”. Lecz cała ta okazałość nie mogła zatrzeć dramatycznej prawdy o kulcie świątynnym po po wrocie z niewoli babilońskiej - właściwe sanktuarium Pańskie, przybytek Boga, miejsce Święte Świętych, znajdujące się na samym końcu trzynawowej budowli świątynnej, zawsze ukryte przed wzrokiem ludzi, niedostępne dla nikogo poza najwyższym kapłanem, ukryte za grubą, ozdobioną kunsztownym haftem zasłoną, było puste. Arka Przymierza Pańskiego, której przenie sienie do świątyni tak wymownie przekazuje Pierwsza Księga Królewska, nagle zaginęła między X a VII wiekiem przed Chr. Być może - w co wierzą Etiopczycy - wykradł ją syn króla Salo mona, Menelik I, być może ukrył ją -ja k twierdzi Druga Księga Machabejska (2,1-7) - prorok Jeremiasz na górze Nebo, jest też możliwe, że leży gdzieś głęboko zakopana na Wzgórzu Świątyn nym. Bo czymże była żydowska świątynia bez Arki Przymierza Pańskiego? Jakże może wkraczać do sanktuarium najwyższy kapłan w dniu Święta Pojednania (Jom K ippur) - najświętszym dniu w roku żydowskim, by stanąć tam przed Bogiem, jeśli Jego Tron Łaski'na Ziemi już nie istnieje? Czyż kult świątynny wokół pustego przybytku nie był ostatecznie zwykłą farsą? Każdy pra wowierny Żyd w I wieku przed Chr. nawet samo tak sformuło wane pytanie uznałby za bluźnierstwo. Jednak w rzeczywistości Bóg przybył ponownie do Jerozolimy, kiedy druga lub trzecia świątynia zabłysnęła niezrównanym blaskiem na wzgórzu je rozolimskim. Jednak nie nastąpiło to w pustym sanktuarium, lecz w nowej świątyni, która powstawała w tym samym czasie w sposób nieskalany i czysty - to Miriam, córka Jakuba i Anny, była prawdziwym „Domem Złotym”, to ona stała się nową Arką Przymierza Pańskiego. Dzieciństwo Miriam bardzo ściśle splotło się w czasie z roz budową „drugiej świątyni”. Wznoszenie tej budowli wywarło tak 107
znaczny wpływ na życie Miriam nie tylko dlatego, że w mo mencie, kiedy król Herod I Wielki ogłosił rozpoczęcie budo wy nowej świątyni, jej ojciec Joachim był akurat na pustyni w klasztorze w Kosiba, a jej matka bliska była rozpaczy. Także później oddziaływała na nią w sposób szczególny, bowiem Mi riam dorastała - jeśli przyjmiemy, że dom jej rodziców znajdo wał się nad Owczą Sadzawką zwaną Betesda - prawie w cieniu świątyni. Uderzenia młotów kamieniarzy i odgłosy kołowrot ków linowych, wciągających do góry marmurowe ciosy, były dźwiękami, które towarzyszyły pierwszym latom jej życia. Podstawą bogactwa jej ojca był kult ofiarny, który miał po zostać jeszcze przez okres dziewięćdziesięciu lat głównym elementem świątynnej pobożności - chociaż Baranek Boży złożony w roku 30 przez samego Boga miał uczynić składa nie dalszych ofiar działaniem całkowicie zbędnym - podobnie jak niegdyś ofiara złożona przez Abrahama, który gotów był poświęcić dla Boga swojego jedynego syna, Izaaka. Jeśli jed nak wierzyć słowom P rotoew an gelii Jakuba, związki Miriam ze świątynią miały jeszcze ściślejszy charakter, niż można by sądzić. Rodzice mieli zaprowadzić Miriam do świątyni Pań skiej dla wypełnienia przyrzeczenia i przekazać ją pod opie kę Boga Jahwe. Miała tam pozostać do momentu, aż zgodnie z prawem żydowskim osiągnie pełnoletność, to znaczy - doj rzałość płciową. Jednak właśnie to stwierdzenie P rotoew an gelii Jakuba wywołało największy sprzeciw znawców judaizmu i posłuży ło jako poszlaka, że cały tekst jest wytworem ahistorycznym, powstałym w okresie późniejszym w środowisku pogańskim, ponieważ sądzono, że „dziewice świątynne” występowały tyl ko w religiach pogańskich, natomiast zwyczaj ten z pewnością jest obcy ustrojowi społecznemu panującemu w przepojonym prawdziwą religijnością judaizmie, który oparty jest na patriar 108
chacie. Jednak od czasu odkrycia rękopisów znad Morza Mar twego eksperci musieli zrewidować swoje przemyślenia także i w tym względzie. Dwaj najważniejsi izraelscy badacze zwo jów z Kumran - David Flusser i Shmuel Safrai - już w roku 1977 przyznali, że taka instytucja funkcjonowała z wielkim prawdopodobieństwem w świątyni zbudowanej przez króla Heroda I Wielkiego. Dopiero w roku 2004 amerykański hi storyk religii Timothey Homer z Uniwersytetu Johnsa Hop kinsa w Baltimore wykazał zadziwiające zbieżności między P ro toew an gelią Jakuba a tradycjami zapisanymi w głównym komentarzu Talmudu - w żydowskiej Misznie. Jego praca na temat głównych aspektów P rotoew an gelii Jakuba potwierdza w każdym razie, że „posługuje się ona żydowskimi symbolami, powstała w środowisku judaistycznym i skierowana jest do od biorców, którzy próbują zrozumieć chrześcijaństwo z perspek tywy żydowskiej”. Miriam - jeśli wierzyć P rotoew an gelii Jakuba - gdy miała sześć miesięcy, potrafiła już chodzić: „postawiła ją matka na ziemi, by wypróbować, czy będzie stała. I przeszedłszy siedem kroków, wróciła na łono swej matki”, co, jak zapewniają mi wiarygodni rodzice małych dzieci, nie jest niczym nadzwyczaj nym (dzieci rozpoczynają samodzielnie chodzić między szó stym a osiemnastym miesiącem życia). Jej matka obawiała się jednak, że dziecko może stać się nieczyste, postanowiła więc: „Na Boga żywego, nie będziesz chodziła po tej ziemi, dopó ki nie zaprowadzę cię do świątyni Pańskiej. I uczyniła w swej komnacie sypialnej świątynię, i nie pozwoliła, by spożywała cokolwiek skalanego czy nieczystego”. Gdy Miriam ukończyła pierwszy rok życia, Joachim zaprosił na ucztę kapłanów i uczo nych w Piśmie, a także starszyznę ludu Izraela - to znaczy członków rady starszych, Sanhedrynu - i poprosił kapłanów, by pobłogosławili dziewczynkę: „Boże wysokości, spójrz na 109
to dziecię i obdarz ją błogosławieństwem największym, ponad które nie ma już większego”. Dwa lata później, jesieniąroku 16 przed Chr., trzyletnia Miriam została uroczyście oddana do świątyni, czym rodzice speł nili przyrzeczenie dane Bogu. Wedle tradycji chrześcijańskiej obchodzi się z tej okazji - o czym wspomniano już wcześniej - święto Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny w świątyni je rozolimskiej, przypadające 21 listopada. Żydowski zwyczaj konsekrowania dziewic świątynnych sięga czasów sędziego Jefitego Gileadczyka, którego historię przekazuje Księga Sędziów. Kiedy Jefte, syn Gileada, pro wadził wojsko Izraelitów na wojnę przeciwko Ammonitom, złożył ślub. Przyrzekł Bogu, że jeśli przeżyje, to złoży ofiarę całopalną z tego, kto pierwszy wyjdzie z jego domu, gdy w po koju będzie wracał z pola walki z Ammonitami - ten pierw szy będzie należał do Pana. Okazało się nim ostatecznie jego jedyne dziecko, córka, która wyszła mu na spotkanie, tańcząc przy dźwiękach bębenków. Mowa jest tam dosłownie, że jesz cze „nie poznała pożycia z mężem” (Sdz 11,39), była zatem dziewicą. Jefte był zdruzgotany, jednak czuł się zobowiąza ny do wypełnienia ślubu. Dziewczyna wyprosiła u niego dwa miesiące zwłoki. Udała się wraz z towarzyszkami w góry, aby pogrążyć się w żalu z powodu utraty młodości. Dosłownie po wiedziała do ojca tak: „Pozwól mi uczynić tylko jedno: puść mnie na dwa miesiące, a ja udam się w góry z towarzyszka mi moimi, aby opłakiwać moje dziewictwo” (Sdz 11,37), bo śmierć bezpotomna była hańbą dla Izraelitek. Potem wróciła do ojca, „aby wypełnił na niej swój ślub”. Czy jednak Jefte rzeczywiście złożył ofiarę całopalną ze swej córki tak, jak po przysiągł Bogu przed wyprawą na Ammonitów (Sdz 11,31)? To jest wykluczone. Od czasów Abrahama uznawano ofiary składane z ludzi za niemiłe Bogu, natomiast od czasów Moj 110
żesza były one wyraźnie zakazane. Pięcioksiąg określa je jako pogańskie okrucieństwo i piętnuje słowami: „Nie uczynisz tak wobec Pana, Boga swego, bo to wszystko, czym brzydzi się Pan i czego nienawidzi, oni swym bogom czynili, nawet swych synów i córki na ogniu palili dla swych bogów. [Jeśli chcesz służyć Panu, swemu Bogu, pamiętaj] byś nie szukał ich bo gów, mówiąc: »Jak to narody służyły swym bogom, tak też i ja będę postępował«” (Pwt 12,31). Co zatem mogło się stać z cór ką Jeftego? Spędziła zapewne „utargowane” dwa miesiące nie ze swoimi ukochanymi rodzicami, lecz w całkowitej wolności ze swoimi towarzyszkami w górach. W rzeczywistości nie opłakiwała tam z nimi tego, że utraci życie, lecz żałowała swo jej młodości - a dokładnie, jak czytamy w tłumaczeniu Księgi Sędziów, opłakiwała swoje dziewictwo. Ostatecznie Tora zna ślub nazireatu - ślub poświęcenia się dla Pana, który składali tak mężczyźni, jak i kobiety (Lb 6,2) i mogli to uczynić na jakiś określony czas lub na całe życie. O Jakubie, bracie Pańskim, wiemy na przykład, że złożył najpewniej ślub nazireatu na całe życie. Dożywotnie zobowiązanie się do służby Bogu w przeno śnym sanktuarium zwanym Namiotem świętym lub Namiotem Spotkania, poprzedniku świątyni, oznaczało dla składającego ślub nazireatu, że zrezygnuje na zawsze z małżeństwa, a tym samym nigdy nie będzie mieć dzieci. Jeśli córka Jeftego zło żyłaby jako wypełnienie jego obietnicy taki ślub, byłaby to dla niego rzeczywista ofiara - nie mieć potomstwa, o czym wspo mniano już wcześniej, oznaczało dla Żydów hańbę - a Jefte miał tylko jedno dziecko, zatem ofiara taka byłaby dla niego podwójnie bolesnym poświęceniem. W rzeczywistości wydaje się, że odnośny fragment z Księgi Sędziów nie jest po prostu anegdotą, lecz ma służyć jako objaśnienie żydowskiego zwy czaju: „Weszło to następnie w zwyczaj w Izraelu, że każdego roku schodziły się na cztery dni córki izraelskie, aby opłakiwać 111
córkę Jefitego Gileadczyka” (Sdz 11,39—40). Tłumacz dodał wprawdzie, że dziewczęta udawały się „w góry”, ale najpew niej odnosiło się to do czasów sprzed wybudowania świątyni. Jest kilka szczegółów, które wskazują na to, że z tego zwy czaju wyłoniła się później instytucja, w ramach której rodzi ce składający ślub poświęcali Panu swoje córki i oddawali na jakiś określony czas, a nawet czasami na całe życie do świą tyni. Te poświęcone Panu dziewice nazywane były córkami Izraela lub - jak czytamy w P rotoew an gelii Jakuba - „córkami Hebrajczyków”. Fakt, że istniały kobiety, które służyły najpierw w Namiocie Świętym, a potem w świątyni, znajduje poświadczenie w źró dłach przynajmniej dla okresu wczesnego judaizmu. Czytamy o nich już w Księdze Wyjścia, gdy złotnik Mojżesza, Besaleel, budował arkę: „I uczynił kadź z brązu z podstawą również z brą zu, wykonaną z lusterek kobiet pełn iących słu żbę p r z y wejściu do nam iotu ” (Wj 38,8; wyróżnienie M.H.). To, że istniała insty tucja takiej służby kobiet jeszcze na krótko przed założeniem królestwa Izraelitów, zatem w XI wieku przed Chr., potwierdza również Księga Samuela. Do rozlicznych haniebnych czynów, których dopuścili się synowie Helego, należy mianowicie to: „że żyli z kobietami, które służyły przy wejściu do Namiotu Spo tkania” (1 Sm 2,22) - nie posłuchali jednak napomnienia swego ojca, bo „Pan chciał, by pomarli” (1 Sm 2,25). Bóg ukarał ich, pozwalając im umrzeć. Jest zatem wielce prawdopodobne, że taka służba kobiet u wejścia do sanktuarium znalazła swoją kontynuację również po wzniesieniu świątyni Salomona. Nawet jeśli saduceusze po czątkowo nie zezwoliliby kobietom na służenie przy wejściu do drugiej świątyni, a faryzeusze ze swoim radykalnie patriarchalnym sposobem myślenia i surowym przestrzeganiem prze pisów czystości odrzuciliby nawet ich służbę całkowicie, to 112
esseńczycy, doskonale orientujący się w detalach dotyczących kultu religijnego wczesnego judaizmu, musieliby służbę taką poprzeć. To, że w pobliżu głównego cmentarzyska w Kumran odkryto również cmentarz szkieletowy, na którym odsłonięto tę samą liczbę pochówków mężczyzn i kobiet, natomiast nie znaleziono na nim grobów rodzinnych ani też grobów dzieci, wskazuje, iż w esseńskiej gminie kumrańskiej obok wspólno ty uczonych mnichów żyli także kobiety i mężczyźni, którzy złożyli ślub dochowania celibatu. Zamieszkiwali oni zapew ne okolice klasztoru, spełniając na jego rzecz rozmaite posługi - między innymi związane z zaopatrzeniem. Faktycznie - dru ga reguła sekty (wspólnoty), tak zwany D okum ent dam asceński, wymienia rozmaite „obozy” (po hebrajsku m achanth ) zamiesz kiwane przez esseńczyków - jeden z wymienionych obozów za siedlony był przez kapłanów, inny przez lewitów, trzeci z kolei przez bezżenne dzieci Izraela i ostatni przez nowo nawróconych. Przy czym jako mieszkanki obozu trzeciego i czwartego wymie niane są „dziewice”. Kiedy więc Rzymianin Pliniusz Starszy twierdził, że esseńczycy są „ludem samotników i dziwaków. Mężczyźni żyjąbez kobiet, bez pieniędzy, tylko w towarzystwie palm”, możemy przypuszczać, że dotyczyło to esseńskiego stanu kapłańskiego (w odróżnieniu od tradycyjnych żydowskich ka płanów, którzy mieli własne rodziny), a nie całej społeczności żydowskiej. Mimo takiego podejścia do służby kobiet w świą tyni, esseńczycy uznawali dojrzałą płciowo kobietę podczas krwawienia miesięcznego oraz w ciągu następnych siedmiu dni po nim za nieczystą, co uniemożliwiało trwałą integrację dorosłych kobiet ze świątynią - a już z pewnością ich służbę świątynną. Dlatego można założyć, że do służby w świątyni, gdzie czystość kultowa była przestrzegana ze wzmożoną skru pulatnością, przyjmowano dziewczęta do czasu osiągnięcia przez nie dojrzałości płciowej. Jeśli przyjmiemy, że D okum ent 113
dam asceński używa określenia „dzieci” w odniesieniu do sy
nów i córek Hebrajczyków, wówczas w P rotoew an gelii Jaku ba mamy do czynienia z takim samym zakresem pojęciowym. Zatem to właśnie do tych „córek Hebrajczyków” przystąpiła Miriam! Wspomnienie o nich wygasło potem w judaizmie, po dobnie jak o wielu innych zwyczajach, które odkrywamy teraz ponownie w Kumran. Wszystkie one uległy zapomnieniu wraz ze zburzeniem świątyni. Po tym wydarzeniu ton judaizmowi nadawali właściwie wyłącznie faryzeusze. Tylko w ten sposób można wytłumaczyć, dlaczego także dziś dla wielu żydowskich naukowców jest rzeczą niewyobrażalną to, co zaświadczają jednoznacznie Tora oraz Księgi sędziów i Samuela - że dziew częta pełniły służbę przy wejściu do Namiotu Spotkania i do świątyni, i że zdarzało się, iż rodzice oddawali swoje córki na służbę Panu. Tak podaje też P rotoew an gelia Jakuba w odniesieniu do ro dziców Miriam: W końcu dziecię osiągnęło wiek trzech lat, i rzekł Joachim: „Za wołajmy córki Hebrajczyków, które są bez zmazy, i niech każ da z nich weźmie kaganek; niech kaganki będą zapalone, by nie zwróciła się wstecz, i serce jej nie zostało uwięzione daleko od świątyni Pańskiej”. I uczyniły tak, aż doszły do świątyni Pańskiej. I przyjął je kapłan, i ucałowawszy pobłogosławił ją i rzekł: „Pan Bóg wywyższy twe imię, pośród wszystkich narodów. Na tobie w dniach ostatecznych ukaże Pan zbawienie synom Izraela”. I po sadził ją na trzecim stopniu ołtarza, i Pan zesłał na nią łaskę, i za tańczyła na swych nóżkach, i ukochał ją cały dom Izraela.
Oczywiste jest, że tekst przesadnie podkreśla przyszłą rolę dziecka, nawet jeśli przypiszemy żydowskiemu najwyższemu arcykapłanowi - podobnie jak kapłanom esseńskim - dar pro rokowania. Wręcz rozkoszny jest opis tego, jak trzylatka „za 114
tańczyła wesoło na swoich nóżkach” - takie familiarne sfor mułowania znane są z opowieści rodzinnych. Jednak za tym wszystkim kryje się głębsze znaczenie, to mianowicie wyrażo ne w przyrównaniu Miriam do Sophie, Mądrości Bożej, o któ rej mówi P rotoew an gelia Jakuba, że ona (jako córka Boga) „będzie zawsze przed nim tańczyć”. Jeszcze mniej dosłownie należy interpretować fragment, w którym czytamy, że Miriam: „przebywała w świątyni Pańskiej i żyła jak gołąbka, i otrzymy wała pokarm z rąk anioła”. Być może żyła wraz z „córkami He brajczyków, które są bez zmazy” w jednym z czterech budyn ków, które otaczały świątynny dziedziniec przeznaczony tylko dla kobiet, jednak znacznie bardziej prawdopodobne jest to, że Miriam wraz z innymi dziewczynkami zamieszkiwała budy nek klasztorny esseńczyków, znajdujący się w pobliżu świątyni - pamiętać warto też, że wszystkie tradycje rodzinne mają skłonność do przesady i nie jest to z pewnością wyłącznie specyfika związana z wczesnochrześcijańskim fenomenem. W każdym razie oddano ją „do grona dziewic, które dniem i nocą wielbiły Boga” - jak wspomina judeochrześcijańska E w angelia P seudo-M ateusza. Jednak obok „chwalebnego śpie wu i nocnego czuwania” do ich zadań należały także rozmaite prace domowe: „od godziny trzeciej aż do dziewiątej” - zatem od 6.00 do 15.00 - zajmowała się „tkaniem [...]. Pilnie wyko nywała materię z wełny, a to, czego nie mogły wykonać starsze kobiety, udawało się jej wykonać już w dziecięcym wieku”. Gdy król Herod I Wielki gdzieś w latach 10-7 przed Chr. świętował jubileusz trzydziestolecia swoich rządów, świąty nia w jej zasadniczym zrębie była już na ukończeniu. Przy jej wznoszeniu przez prawie półtora roku pracowali kapłani i rze sze robotników pod kierunkiem doświadczonych rzemieślni ków budowlanych. „Ukończeniu budowy świątyni towarzy szyły świąteczne uroczystości i życzenia błogosławieństwa dla 115
Żydów - pisał Józef Flawiusz - król zaś złożył Bogu na ofiarę trzysta wołów, a inni - każdy według swoich możliwości”4. Teraz zabrano się za budowanie dziedzińców umieszczonych wokół świątyni i sali królewskiej - w formie potężnej bazyli ki rozciągającej się na południowym stoku Wzgórza Świątyn nego. Ostatnie prace przy ich wznoszeniu wykonano w roku 64 po Chr. Jednak już sześć lat później, w roku 70 po Chr., świątynia legła ponownie w gruzach, zrównana z ziemią przez Rzymian po stłumieniu powstania żydowskiego. Krótko po poświęceniu nowej świątyni, kiedy Miriam mia ła dwanaście lat (zatem we wrześniu roku 7 przed Chr.), za kończyła się jej służba w gronie cór Izraela. Kapłani zwołali naradę i pytali: „Oto Maryja osiągnęła dwanaście lat w świą tyni Pańskiej. Cóż mamy uczynić, by nie splamiła przybytku Pana, Boga naszego?” - czytamy w P rotoew an gelii Jakuba. Według Księgi Kapłańskiej, której piętnasty rozdział traktuje 0 nieczystościach seksualnych, kobieta nie tylko pozostaje pod czas miesięcznego krwawienia i w ciągu następnych siedmiu dni w swojej nieczystości, ale także wszystko, czego dotknie, sta je się nieczyste, i każdy, kto jej dotknie, staje się nieczysty (Kpł 15,19-31). Byłoby zatem prawdziwą katastrofą dla świątyni 1 dla całego ludu, gdyby przebywała w niej nieczysta kobie ta: „Przestrzegajcie więc Izraelitów przed nieczystością, aby nie pomarli wskutek swojej nieczystości, bezczeszcząc moje mieszkanie, które jest wśród nich” (Kpł 15,31) - czytamy tu na zakończenie. W komentarzach Miszny, części składowej Tal mudu, zawarte jest prawo, zgodnie z którym dziewczyna, która zaczyna miesiączkować albo kończy dwunasty rok życia, staje się pełnoletnia, co najczęściej zdarza się jednak wcześniej. Po ukończeniu dwunastu lat i sześciu miesięcy dziewczyna staje 4 Tamże, księga piętnasta, rozdz. XI, 6, 422, s. 699.
116
się w terminologii hebrajskich rabinów bogeret - dorosła, doj rzała - i oczekuje się od niej, że od razu wyjdzie za mąż lub przynajmniej się zaręczy. Zwykle świątynna dziewica wracała w dniu swoich dwunastych urodzin do domu, ale w wypadku Miriam stało się inaczej - jej rodzice najpewniej w tym czasie już nie żyli. Zgodnie z tradycją Kościoła prawosławnego Jo achim zmarł w wieku osiemdziesięciu lat, gdy Miriam miała lat dziewięć. Anna zmarła dwa lata później, mając zgodnie z po daniem - między siedemdziesiąt a siedemdziesiąt dziewięć lat. Tylko na Zachodzie, gdzie okoliczności śmierci matki Miriam były nieznane, przypisano św. Annie jeszcze dwóch dalszych małżonków i przedstawiano ją jako Annę Samotrzecią razem z córką Miriam i Dzieciątkiem Jezus. W rzeczywistości Miriam miała jeszcze w momencie uzy skania pełnoletności tylko dwóch żyjących krewnych, którzy byli już wtedy sędziwym małżeństwem - Elżbietę i Zacharia sza. Ten ostatni określany jest w Ewangelii św. Łukasza jako kapłan świątynny „z oddziału [zmiany pełniącej służbę w świą tyni przez tydzień - M.H.] Abiasza” (Łk 1,5). Również Elżbieta pochodziła „z rodu Aarona” i była - co jest wielce prawdopo dobne - siostrą matki Miriam. Dlatego też nie powinna dzi wić informacja przekazana przez P rotoew an gelię Jakuba, że „arcykapłani” wyznaczyli Zachariasza, by ten zatroszczył się 0 przyszłość Miriam i znalazł dla niej narzeczonego, który był by skłonny wziąć ją do siebie i uszanować złożony przez nią ślub czystości. „Ty masz pieczę nad ołtarzem Pańskim. Wejdź 1 módl się w jej sprawie, a uczynimy to, co ci Pan Bóg obja wi” - mówili do niego. Autor tekstu wyrosłego jednoznacznie z ustnie przekazywanej tradycji popełnia jednak poważny błąd, ponieważ każe odnieść wrażenie, że sam Zachariasz był wów czas także arcykapłanem. Wtedy jeszcze nim nie był - to wie my na pewno - ponieważ arcykapłanem do 5 roku przed Chr. 117
był, jak to już powiedzieliśmy, Szymon, syn Boetosa. Dlatego też Zachariasz nie mógł udać się do Najświętszego Sanktu arium i prosić tam Boga o znak ujawniający Boże plany wobec Miriam. Do Świętego Świętych mógł wkraczać bowiem tylko najwyższy kapłan jeden raz do roku, w dniu Święta Pojednania (Jom K ip p u r ) - najświętszym dniu w roku żydowskim, przypa dającym we wrześniu. Najpewniej więc zdarzyło się to podczas składania ofiar na ołtarzu całopalnym, kiedy Zachariasz miał usłyszeć głos anioła, mówiącego doń: „Zachariaszu, Zacharia szu, wyjdź i zwołaj wdowców pośród ludu, i niech każdy z nich przyniesie różdżkę, i stanie się Maryja żoną tego, któremu Bóg okaże znak”. Przypomina to pewien epizod opisany w Księdze Liczb. Aby dowiedzieć się, z jakiego rodu wybrał sobie Bóg kapła nów, kazał Mojżesz wszystkim przywódcom dwunastu po koleń przynieść laskę, na której wypisane było imię każdego z plemion. Potem złożył wszystkie laski w Namiocie Spotkania przed Arką Przymierza Pańskiego. Kiedy wszedł następnego dnia do namiotu, zauważył, że jedna z lasek zrobiła się zielo na - wypuściła gałązki, zakwitła i nosiła owoce migdałowca. Była to laska Aarona, który reprezentował pokolenie lewitów. Od tego dnia lewici służyli w świątyni jako kapłani. Oczywiście również przesady dopatrywać trzeba się w sło wach P roto ew a n gelii Jakuba, gdy mowa jest o posłańcu, który miał zwołać wdowców ze „wszystkich stron Judei”. O wiele bardziej prawdopodobne jest to, że Zachariasz zaczął rozpy tywać o dalszych krewnych Miriam, którzy byliby gotowi za akceptować taki niecodzienny związek. Być może było wielu kandydatów, spośród których wybrał tego najodpowiedniejsze go. Ponieważ jednak żadna z przyniesionych przez wdowców różdżek nie zakwitła, Zachariasz modlił się o dalszy znak. „I oto gołąbka wyleciała z różdżki i usiadła na głowie Józefa. I rzekł 118
kapłan: »Józefie, Józefie, na ciebie wypadło, byś wziął dziewi cę Pańską, by jej strzec dla Niego«”. W tym momencie uleciała gołąbka z różdżki jednego z mężczyzn i zatrzepotała nad jego głową - czytamy w P rotoew an gelii Jakuba. Mężczyzną tym był wdowiec z Nazaretu o imieniu Józef. Być może przebywał on w Jerozolimie właśnie w tym czasie, ponieważ był jednym z dziesięciu tysięcy doświadczonych budowniczych, których zwołał król Herod I Wielki do wznoszenia dalszych budynków na zbudowanej właśnie platformie świątynnej. W każdym razie ani P ro to ew a n g elia Jakuba, ani kanoniczne Ewangelie nie po zostawiają żadnych wątpliwości co do jego zawodu. Był tekton - budowniczym, co powszechnie tłumaczone bywa przy użyciu słowa: cieśla. Budzi jednak wątpliwości, by w ubogiej w drew no Palestynie budowniczym był stolarz, a nie raczej rzemieśl nik trudniący się kamieniarką. Wobec P ro to ew an gelii Jakuba chętnie podnosi się zarzut, że uczyniła z Józefa starzejącego się wdowca, aby dziewictwo Miriam stało się bardziej zrozumiałe. Jednak na to, że Józef był znacząco starszy od Miriam, wskazują również kanoniczne Ewangelie. Jest w nich wymieniony po raz ostatni, gdy Jezus, mając dwanaście lat, udaje się wraz z rodzicami do Jerozoli my. Gdy Syn Boży w wieku trzydziestu jeden lat rozpoczy na publiczną działalność, mowa jest tylko o Miriam, co może oznaczać, że była już wtedy od dawna wdową. Jeśli przyczyną przedwczesnej śmierci nie była choroba lub nieszczęśliwy wy padek - na temat których nie ma nigdzie najmniejszej nawet wymianki - pozostaje tylko zaawansowany wiek jako natu ralna przyczyna zgonu. To z kolei czyni „przeszłość” Józefa wielce prawdopodobną, ponieważ u Żydów było przyjęte, że młody mężczyzna żenił się najpóźniej w dwudziestym roku ży cia: „Mężczyzna, który nie ożeni się do dwudziestego roku ży cia, narusza przykazanie boskie i ściąga na siebie gniew Boga” 119
- podaje Talmud Babiloński. Jeśli natomiast był już wcześniej żonaty, to z pewnością miał dzieci, ponieważ bezdzietność - j ak widzimy na przykładzie Joachima i Anny - traktowana była w judaizmie jako hańba. Jedyny wyjątek stanowili za czasów Jezusa esseńczycy, którzy znali pojęcie celibatu u mężczyzn i kobiet. Jednak na to, że Nazaret był kolonią esseńczyków, nie majak dotąd żadnych dowodów, także wtedy, gdy przyjmiemy, że potomkowie Dawida z całą pewnością utrzymywali bliskie kontakty z przedstawicielami odłamu esseńskiego. Tak więc i w tym wypadku P rotoew an gelia Jakuba podaje możliwy do zaakceptowania w kontekście żydowskim scenariusz wyda rzeń. Mimo wszystko jest prawdopodobne, że Józef najpóźniej przy okazji zaręczyn z Miriam złożył także, nazwijmy to, „esseński” ślub czystości, jeśli oczywiście nie stało się tak, że już dużo wcześniej zbliżył się do wspólnoty esseńczyków i przy jął ich zasady. Wskazówka, jaką odnajdujemy w Ewangelii św. Mateusza (1,19), że był „człowiekiem sprawiedliwym”, mogłaby z pewnością potwierdzać ten kierunek myślenia. Podczas gdy P rotoew an gelia Jakuba podkreśla, że Miriam pochodziła „z pokolenia Dawida”, to dwóch ewangelistów - Mateusz i Łukasz - stwierdza to samo w odniesieniu do Józe fa. Pewne jest wszakże, że Miriam została powierzona opiece swoich krewnych. W tym wszystkim przykuwa jednak naszą uwagę fakt, że rodowód Jezusa znacznie różni się w przeka zach obu ewangelistów. Jest to rzadki wypadek, powszechnie bowiem wiadomo, że Żydzi podchodzą ze skrajną skrupulat nością do zagadnień związanych ze swoim pochodzeniem. Jeszcze w IV wieku po Chr., o czym przekonaliśmy się wcze śniej, krewni Pańscy byli w posiadaniu swoich tablic genealo gicznych. Ponieważ Łukasz pisał swój przekaz kilka lat póź niej niż Mateusz, można założyć, że była mu znana Ewangelia poprzednika. Dlaczego zatem nie skopiował po prostu drzewa 120
genealogicznego Józefa, dlaczego podjął ryzyko podawania wykluczających się informacji, choć musiał być świadom, że nawet mało uważny czytelnik obu tekstów od razu zauważy sprzeczność? U Mateusza jest dosłownie napisane: „Jakub oj cem Józefa”. W ujednoliconym tłumaczeniu odnajdujemy całe drzewo genealogiczne Jezusa: Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama. Abra ham był ojcem Izaaka; Izaak ojcem Jakuba [...] Azor ojcem Sadoka; Sadok ojcem Achima; Achim ojcem Eliuda; Eliud ojcem Eleazara; Eleazar ojcem Mattana; Mattan ojcem Jakuba; Jakub ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystu sem (Mt 1,1-16).
Wszystko wskazuje zatem na to, że Mateusz cytuje faktycz ny rodowód Józefa, zwłaszcza że poza tym opowiada też histo rię narodzenia Jezusa raczej z perspektywy przybranego ojca Jezusa. Łukasz natomiast pisze: Sam zaś Jezus rozpoczynając swoją działalność miał lat około trzydziestu. Był, jak mniemano, synem Józefa, syna Helego, syna Mattata, syna Lewiego, syna Jannaja, syna Józefa, syna Matatiasza, syna Amosa [...] (Łk 3,23-24).
Aby wyjaśnić tę pozorną sprzeczność obu podanych przez ewangelistów rodowodów Jezusa, mamy do dyspozycji trzy potencjalne rozwiązania, które w ostatecznym rozrachunku sprowadzają się do jednej możliwości. Jest oczywiste, że Łu kasz opisuje całe dzieciństwo Jezusa raczej z perspektywy Mi riam. Czy mogło się więc zdarzyć tak, że Łukasz zacytował rodowód Dziewicy, który późniejsi kopiści błędnie odnieśli do Józefa? Wprawdzie w najstarszych rękopisach brakuje zdania „przodkami Józefa b yli...”, jednak również tam przybrany oj 121
ciec Jezusa nazywany jest „synem Helego [Elego]”. Za taką interpretacją przemawia także fakt, że Heli (Eli) jest skróco ną formą imienia Joachim, które to imię zasadniczo brzmi po hebrajsku Eliachim , a tak - jak powszechnie wiadomo - miał na imię ojciec Miriam. Mimo takiej interpretacji nie należy tak po prostu zbytnio upraszczać zagadnienia i zrezygnować z uwzględnienia innych ważnych wskazówek. Inne rozwiązanie podpowiada Sekstus Juliusz Afrykański - uczony judeochrześcijański żyjący na przełomie II i III wieku po Chr. w Jerozolimie i rzymskim mieście Nicopolis, zbudowa nym na ruinach biblijnego Emaus. Ponieważ nie tylko pojawia się w tym samym czasie co ostatni krewni Pańscy, ale także wyraźnie ich wymienia, jest prawdopodobne, że miał z nimi bezpośredni kontakt. Znajdujemy u niego jasny przekaz, że to żydowskie prawo adopcyjne jest powodem podawania dwóch różnych rodowodów. Józef miał być według niego jako dziecko adoptowany, dlatego miał dwa drzewa genealogiczne - jedno swojego rodzonego ojca Jakuba i drugie Helego (Elego), który go zaadoptował. Heli miał być jego dalszym krewnym, wywo dzącym się z odgałęzienia przodków Dawida. Tego, że również takie rozwiązanie jest możliwe, dowodzi choćby przykład Je zusa. Chociaż - co do czego zgodni są wszyscy ewangeliści - Józef nie był rodzonym ojcem Jezusa, to jednak „cieśla” był poprzez małżeństwo z Miriam Jego przybranym - adopcyj nym ojcem. Dzięki adopcji mógł także ktoś niespokrewniony otrzymać status prawny syna ze wszystkimi związanymi z nim przywilejami. „Jeśli jakiś mąż powie: »To jest mój syn«, po winno się mu wierzyć” - komentuje to nieograniczone prawo adopcyjne żydowska Miszna (m Baba B athra 8,6). W ten spo sób Jezus byłby - czysto teoretycznie - także bez Dawidowe go pochodzenia Miriam prawowitym członkiem żydowskiego plemienia królewskiego, dokładnie tak, jak zgodnie z prawem 122
rzymskim cesarz Oktawian August przez samą adopcję stał się „synem boskiego Juliusza” Cezara. Niestety, Sekstus Juliusz Afrykański zrezygnował z wyja śnienia tego, kim był ów Heli (Eli) czy Eliachim - z pewnością aż tak dobrze nie znał się na żydowskim prawie dziedzicznym. Ponieważ Miriam była jedynym dzieckiem swoich rodziców, miała prawo przejąć posiadłość dziedziczną po swoim ojcu była bowiem córką dziedziczną, o prawie której do dziedzicze nia wspomina Księga Liczb (27,8). Dziedzictwo ojca przeszło zatem na jej własność (przynajmniej ta jego część, której nie przekazał wcześniej świątyni i wspólnocie esseńczyków), była jednak zobligowana prawem, by wyjść za mąż za mężczyznę z tego samego pokolenia, a jeśli to możliwe, nawet z tego same go rodu, dokładnie tak, jak podaje to Księga Liczb (36,9-12): „Każda panna, która posiada w jakimś pokoleniu dziedzictwo, może wziąć męża tylko z rodu swego pokolenia, by Izraelici zachowali dziedzictwo swoich przodków i aby majątek dzie dziczny nie przechodził z jednego pokolenia na drugie [...] i tak pozostało ich dziedzictwo przy pokoleniu, do którego na leżał ród ich ojca”. Mąż córki dziedzicznej musiał się wpisać do rodu jej ojca i w ten sposób otrzymywał jednocześnie dru giego ojca. Potwierdzeniem takiej praktyki jest przekaz zawarty w Księdze Nehemiasza (7,63): „Ten, który wziął za żonę jedną z córek Barzillaja Gileadyty i przybrał jego imię”. Jeśli zatem Józef, żeniąc się z Miriam jako z córką dziedziczną, mógł mocą takiego aktu prawnego stać się synem Helego (Elego), to wów czas Łukasz przekazałby w Ewangelii rodowód jego drugiego ojca - ojca Miriam, tak więc byłoby to drzewo genealogiczne matki Jezusa! W każdym razie wuj Józefa, Zachariasz, powierzył jego opiece Miriam, która właśnie ukończyła dwanaście lat: „I Józef zdjęty lękiem Bożym wziął ją w swoją opiekę”. To odpowiada 123
ło zaręczynom. Zgodnie z prawem żydowskim ślub powinien nastąpić w ciągu jednego roku od dnia zaręczyn, przy czym dziewczyna musiała mieć co najmniej dwanaście lat i sześć miesięcy, by mogła zawrzeć małżeństwo. Żydowskie zaręczy ny ( erusin ) były wiążącym aktem prawnym, wstępną umową przedmałżeńską - przyrzeczeniem małżeństwa i wierności. Do czasu ślubu, nisuin lub likkuhin, zwanego sprowadzeniem do domu, zalecana była wstrzemięźliwość seksualna, ale nie był to warunek niezbędny. Jednak gdzie miałaby zamieszkać Miriam do czasu zamążpójścia, skoro jej rodzice już nie żyli? Józef zgodnie z przeka zem P rotoew an gelii Jakuba miał powiedzieć do niej: „Maryjo, wziąłem ciebie ze świątyni Pańskiej. Teraz zaś zostawiam cię w domu moim. Wychodzę bowiem budować domy, ale przyj dę do ciebie. Pan będzie cię strzegł”. Jego dom, co wynika jednoznacznie z Ewangelii św. Łukasza (1,26), znajdował się w Nazarecie. Było to bezpieczne miejsce, sąsiedzi byli bliskimi krewnymi Józefa, wśród nich znajdowała się rodzina jego brata Kleofasa, u której być może mieszkały też dzieci Józefa. Tutaj Miriam mogła nauczyć się rozmaitych czynności domowych, z którymi, służąc w świątyni, nie miała dotąd okazji się zazna jomić. Z im ą-jak obiecał narzeczony - miał odbyć się ślub. W ten sposób Miriam stała się Dziewicą z Nazaretu, która zamieniła wspaniałą świątynię Heroda na skromne domostwo z kamienia - i właśnie tu zbliżyła się do Boga bardziej niż jaki kolwiek człowiek przed nią.
V
Święty (Domek
Dom, w którym nastąpił największy cud w historii świata - wcielenie Boga - znajduje się obecnie we Włoszech. Także okoliczności, w jakich się tam znalazł, oraz sam fakt, że w ogó le przetrwał dwa tysiąclecia, są niesamowite. To historia cał kiem nie z tej ziemi. W każdym razie nie ma drugiego takiego miejsca na świecie, w którym można by zagłębić się tak mocno w misterium maryjne, jak w Nazarecie włoskiego regionu Marche - w Loreto. Santa Casa - Święty Domek - był na długo przed Lour des, Fatimą i Medugoije najważniejszym sanktuarium ma ryjnym Europy. Lista pielgrzymujących do Loreto papieży, cesarzy i królów, ale także świętych, nie ma końca. Zapisa li się na niej papieże: Mikołaj V, Paweł II, Pius V, Pius IX, Pius X, Jan XXIII, Paweł VI, Jan Paweł II i Benedykt XVI, spośród cesarzy przybyli tu Karol IV Luksemburski, Karol V Habsburg i Ferdynand II Habsburg, król Jan III Sobieski, książę Juan de Austria - zwycięzca spod Lepanto oraz święci św. Karol Boromeusz, św. Ignacy Loyola, św. Franciszek Ksawe ry, św. Franciszek Borgiasz, św. Piotr Kanizy, św. Alojzy Gonzaga, 125
św. Franciszek Salezy, św. Benedykt Józef Labre, św. Teresa z Lisieux, św. Maksymilian Maria Rajmund Kolbe i św. ojciec Pio. Jednak, bardziej jeszcze niż ranga i liczba pielgrzymów, ogromne znaczenie sanktuarium poświadcza to, że w wielu eu ropejskich metropoliach powstawały kopie Świętego Domku w naturalnych rozmiarach. Wśród łącznie dwóch tysięcy re plik rozsianych po całym świecie wymieńmy te najważniejsze - w Rzymie, Pradze, Kolonii, Monachium i Salzburgu. Rzeczywiście nikt, kto choć raz w życiu odwiedził Loreto, nie może uwolnić się od uroku tego miejsca. Trudno oprzeć się cza rowi, jaki roztacza Święty Domek. Przybywający samochodem z północy - z Ankony lub z Rzymu przez Pescarę - już z dale ka dostrzega kopułę Santuario della Santa Casa, położonego na górującym nad całą okolicą wzgórzu i przyciągającego wzrok pielgrzymów. Kopułę wzniesiono bezpośrednio przed Świętym Rokiem 1500, sześćdziesiąt cztery lata po wybudowaniu kate dry we Florencji i prawie półwiecze przed postawieniem ka tedry św. Piotra w Rzymie. Od tego czasu stanowi zwieńczenie rozpoczętej już w roku 1469 bazyliki, która wznosi się niczym potężny relikwiarz nad Świętym Domkiem, chroniąc sanktu arium. Jej biel o delikatnym odcieniu grafitu odcina się wyraźnie od soczystej zieleni żyznego regionu Marche, gdzie ciągną się bezkresne pola uprawne, i od głębokiego błękitu nieba odbijają cego się w tafli Adriatyku. Bazylika leży w odległości niespełna czterech kilometrów od wybrzeża. Od strony morza jest tak ła two rozpoznawalnym punktem, że papieże będący protektorami Loreto zatroszczyli się już wcześnie o bezpieczeństwo sanktu arium, pielgrzymów i często wspaniałomyślnych darów składa nych przez nich w bazylice. Ponieważ za sprawą Turków wody Morza Adriatyckiego w XVI wieku były bardzo niebezpieczne, następcy św. Piotra kazali rozbudować zespół sakralny na świę tym wzgórzu w Loreto do rozmiarów i rangi regularnej twier 126
dzy. Imponujący wielkością bastion jeszcze dziś dominuje nad niewielkim miastem, które liczy obecnie nadal nie więcej niż 11 000 mieszkańców. Jest „typowym przykładem miastotwórczej roli sanktuarium”, ponieważ Loreto zostało stworzone na potrzeby pielgrzymów przybywających do Świętego Domku. Je dynym powodem jego założenia był zatem ruch pątniczy. Zanim trafił tu Święty Domek, nie było niczego. Najbliższe małe miasto Recanati (dziś liczące około 21 000 mieszkańców) znajdowało się w odległości około siedmiu kilometrów. Dziś ogromny plac może pomieścić około miliona pielgrzymów przybywających tu z całego świata. Plac zamykają z dwóch stron skrzydła Pałacu Apostolskiego, dzieła dojrzałego renesansu autorstwa wielkiego mistrza Bramantego. Donato di Angelo został przysłany do Lo reto osobiście przez papieża Juliusza II, by tam „dokonać wiel kich rzeczy”. Po wschodniej stronie placu wznosi się bazylika, której elegancka w swej prostocie, lecz skromna fasada nie zdra dza tego, co kryje się w jej wnętrzu. Żadne inne sanktuarium świata chrześcijańskiego nie jest bardziej międzynarodowe niż Loreto. W okresie rozkwitu po bożności loretańskiej, kiedy do sanktuarium przybywały rzesze chcących je uczcić pielgrzymów, w czasie pontyfikatu błogo sławionego papieża Piusa IX zaproszono katolików wszystkich znacznych narodów do wzniesienia wieńca z ołtarzy, który oto czy Święty Domek niczym płatki kwiatu. I tak znalazły się tu taj wykonane zgodnie ze zwyczajem, estetycznymi wyczuciem i gustem poszczególnych nacji kaplice Hiszpanów, Włochów, Niemców, Francuzów, Słowian, Polaków, Szwajcarów, Amery kanów, Meksykan i Indian. W centrum, bezpośrednio pod ozdo bioną wspaniałymi malowidłami kopułą, wznosi się marmurowa bryła Świętego Domku. Ta kamienna „szafa” - będąca właściwie najwspanialszym, mistrzowskim wręcz dziełem Donata Bramantego - jest po 127
prostu relikwiarzem, najpewniej największym i jednym z naj bardziej kunsztownych relikwiarzy całego chrześcijańskiego świata. Do jego wnętrza prowadzi boczne wejście, przez które wkracza się do innego świata i innego czasu. Po przekroczeniu progu znajdujemy się w środku Świętego Domku, w miejscu, gdzie - zgodnie z tradycją - ukazał się Miriam anioł, a usły szawszy od niej słowofia t, oznajmił narodziny Chrystusa. Właś nie wiara w to powoduje, że Loreto stało się jednym z najświęt szych miejsc chrześcijaństwa - miejscem otoczonym największą czcią wiernych. Święty Domek - według podania loretańskiej legendy - mieli przenieść aniołowie z Nazaretu do Italii, a konkretnie do regionu Marche. Zdarzyć się to miało w roku 1291, kie dy upadł ostatni bastion krzyżowców w Ziemi Świętej, a nie wierni rzucali się z niszczycielską siłą na każdą chrześcijańską świętość. Wtedy aniołowie unieśli sanktuarium z ruin na wpół zniszczonej bazyliki Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie, którą wzniesiono ongiś nad domkiem, i ponieśli go najpierw do Tersatto (dziś Trsat), osady z twierdzą, znajdującej się kie dyś powyżej Rijeki, na obszarze dzisiejszej Chorwacji. Jednak mieszkańcy Tersatto mieli okazać się niegodni boskiego daru - tak przynajmniej głosi legenda. Kiedy zaczęli chełpić się po siadaniem Świętego Domku, ich pycha tak bardzo nie spodo bała się aniołom, że po niespełna trzech i pół roku, dokładnie 9 grudnia 1294 roku, ponownie go unieśli i - postawili tym razem po drugiej stronie Adriatyku, w okolicy miasta Recanati. Na pamiątkę tego cudu i dla uczczenia kilku kamieni pozosta wionych przez aniołów Chorwaci wybudowali kopię Świętego Domku naturalnych rozmiarów, która z biegiem lat stała się najważniejszym sanktuarium w ich kraju. Papież Jan Paweł II podczas setnej podróży zagranicznej w roku 2003 odwiedził to miejsce. 128
Jeszcze tej samej nocy, krótko po godzinie dwunastej, 10 grud nia 1294 roku miało zdarzyć się w Recanati coś niezwykłego: „Kiedy nad wszystkim zapanowało głębokie milczenie, a noc w swym biegu osiągnęła połowę drogi, światło rozbłyskające z nieba oślepiło oczy wielu z tych, którzy znajdowali się w pobli żu brzegu Morza Adriatyckiego, a harmonia słodko brzmiących głosów przyciągnęła złożonych snem i utrudzonych, by przybyli obejrzeć cud - czytamy w tłumaczeniu starego zapisu legendy, dokonanym przez Gottfrieda Melzera - i ujrzeli domek otoczony jasnością, który unosił się w powietrzu, podtrzymywany przez aniołów”. Wtedy zbiegła się połowa miasta, a świadkowie po twierdzili, że aniołowie postawili Święty Domek w pobliskim lesie zwanym Laureta. Ponieważ las ten okazał się być niezbyt bezpiecznym miejscem, domek został przeniesiony. Z nowego miejsca trzeba go było jednak ponownie usunąć - tym razem już po raz czwarty - ponieważ właściciel włości upominał się o da tek za postawienie budynku na jego ziemi. W końcu postawiono go na środku drogi prowadzącej nad brzeg morza, gdzie znalazł swoje ostateczne miejsce. Jednak ta legenda, chociaż jej piękne słowa brzmią wprost cudownie, ma pewien haczyk - ten mianowicie, że nie jest poświadczona przez współczesne wydarzeniom źródła. Naj wcześniejszy przekaz, w którym jest mowa o cudownym prze niesieniu nazaretańskiego sanktuarium, pochodzi od strażnika Świętego Domku, Piera Giorgia Tolomei, zwanego Teramano. Wzmianka ta została spisana w okresie między 1465 a 1472 ro kiem - zatem co najmniej sto siedemdziesiąt lat po samym wy darzeniu. Wyprzedzają ją tylko wizje św. Katarzyny z Bolonii (1413-1463), pisarsko utalentowanej ksieni, autorki mistycz nych pism i wierszy, które być może były nawet głównym źró dłem informacji dla Teramano o rzekomym transporcie relikwii drogą powietrzną. Jednak przepytywany przez niego świadek, 129
niejaki Rinalduccio, wyjaśnia wbrew przekazowi świętej, jako by jego dziadek słyszał od swojego dziadka, że Święty Domek przybył do Loreto „niczym statek niesiony na falach morskich”. Krótko potem, w roku 1485, także uczony arcybiskup Giovanni Battista Petrucci stwierdza, że Święty Domek miał zostać „prze mocą usunięty” z Nazaretu, przekroczyć morze i znaleźć się najpierw w posiadaniu Ilirów, by w końcu dotrzeć do italskiej ziemi Marche, w czym aniołowie nie mieli mieć żadnego udzia łu. Także najstarsze przedstawienie figuralne Świętego Domku ukazuje, że sanktuarium przekracza morze na statku niesionym na jego falach. Już choćby dlatego papieże nie wypowiadają się ostatecznie na temat legendy o przeniesieniu domku z Nazaretu. Papież Paweł II był wprawdzie przekonany, że: „kościół powstał w cudowny sposób” (co wyraził dosłownie w bulli z roku 1470), jednak nawet papież Juliusz II, który wprawdzie kazał Bramantemu wykonać szafę relikwiarzową dla Świętego Domku, wy powiadał się publicznie tylko na temat „pobożnej wiary i legen dy” (ut p ie creditur et fa m a esf), stojących u źródeł przeniesienia sanktuarium. Niekwestionowana pierwsza wzmianka o kościele Santa Maria de Laureto - Matki Bożej Loretańskiej - pochodzi z roku 1313. Wtedy to wytoczono proces w Recanati pewne mu brygantowi - lokalnemu rzezimieszkowi, który ukradł datki pieniężne i złożone w ofierze dary, między nimi także korony ze statuy Madonny z Dzieciątkiem Jezus. Na procesie tym ze znawali nawet niemieccy pielgrzymi, którzy „przybyli przed ob licze cuda czyniącej Bożej Dziewicy z Loreto”, co poświadczają źródła z lat 1310-1318. Sądzono nawet, że figura „Czarnej Ma donny” - rzekome dzieło św. Łukasza - przybyła do Loreto wraz ze Świętym Domkiem z Nazaretu.
130
Ryc. 1. Nazaret. Rzuty bazyliki wzniesionej przez krzyżowców i wcześniejszej budowli bizantyńskiej Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie - w obu kościo łach Święty Domek znajdował się dokładnie pośrodku założenia
131
Czy jest jednak możliwe, że w tej legendzie tkwi ziarno prawdy historycznej? Czy u podstaw jej powstania leżą wyda rzenia poświadczone w innych źródłach? Faktem jest, że piel grzymi przybywający do Nazaretu od VI wieku wyraźnie i ja sno wymieniają istnienie tam domu Miriam, w którym czczone są również relikwie szat Świętej Dziewicy. „Dom świętej Marii jest kościołem, w którym przechowuje się jej suknie mające wielce zbawienny i dobroczynny wpływ” - napisał pielgrzym z Piacenzy, który około roku 570 spotkał jeszcze w Nazarecie krewnych Świętej Rodziny, z których wszyscy byli judeochrześcijanami. Niektóre rękopisy jego itinerarium - pielgrzymiego przewodnika - są nawet jeszcze konkretniejsze. Uzupełniają informacje o domu Miriam, donosząc: „Dom jest tam, gdzie stoi wielka bazylika”. Także galijski biskup Arkulf donosił sto lat później (mianowicie w roku 670) z Nazaretu, że był tam „zbudowany ów dom, w którym archanioł przyszedł do bło gosławionej Marii”. Szczegółowy opis zawdzięczamy kreteńskiemu mnichowi Janowi Fokasowi, który w latach 1177 i 1185 odwiedził Ziemię Świętą. Jego tekst potwierdza nie tylko to, że nad domem zwiastowania wznosi się „wspaniały kościół”, ale ujawnia także jego dokładne położenie: „Po jego lewej stronie mniej więcej na wysokości ołtarza znajduje się krypta, do któ rej wejście jednak nie wynurza się z głębi ziemi, lecz właśnie się na nią otwiera [...]. A gdy się już wkroczy przez to wejście, wtedy trzeba zejść kilka stopni w dół do krypty, i wtedy zoba czy się dawny dom Józefa, w którym [...] archanioł powitał [Miriam]”. Potem Jan Fokas staje się jeszcze bardziej precyzyj ny w opisie: „Nadto w miejscu, gdzie nastąpiło zwiastowanie, znajduje się krzyż z czarnego kamienia wpuszczony w biały marmur, a nad nim ołtarz; a po prawej stronie od ołtarza wi doczna jest niewielka izba, w której zatrzymała się dziewicza Matka Boża, a po lewej stronie od miejsca zwiastowania widać 132
inną małą alkowę bez dostępu światła, którą zamieszkiwał nasz Pan od powrotu z Egiptu aż do ścięcia poprzednika [to znaczy św. Jana Chrzciciela]”. Liczni pielgrzymi z okresu wypraw krzyżowych dosłownie zawsze używają na określenie tego „domu” łacińskiego wyrazu dom us, podczas gdy sąsiadującą z nim Grotę Zwiastowania opi sują słowem spelu n ca - mała jaskinia. Król Ludwik IX Święty miał modlić się w tym miejscu w roku 1251 po wyjściu z nie woli. O św. Franciszku z Asyżu czytamy dosłownie, że podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej w roku 1219 udał się do Nazare tu, „by oddać cześć domowi, w którym słowo stało się ciałem”. Ostatnia relacja naocznego świadka pochodzi od brata Ricolda de Monte di Croce, misjonarza z zakonu dominikanów, który odwiedził Ziemię Świętą w roku 1288, zanim wyruszył do Azji Środkowej. Znalazł bazylikę Zwiastowania Najświętszej Ma ryi Pannie, wybudowaną przez krzyżowców, w katastrofalnym stanie - została bowiem w roku 1263 na rozkaz sułtana Bajbarsa doszczętnie zburzona przez jego oddziały. Zachował się tylko Święty Domek - oszczędzili go widocznie muzułmanie, bo ostatecznie zwiastowanie Najświętszej Marii Pannie wspo mniane jest także przez Koran. I tak zakonnik dominikański, stojąc przed gruzowiskiem, donosił, że: „z prawie doszczętnie zburzonego kościoła nic się nie zachowało, a z wcześniejszych budynków pozostała jeszcze tylko izba, gdzie Maria usłyszała nowinę. Pan zachował ten budynek jako pamiątkę upokorze nia i nędzy”. Na relacjach z tego czasu opiera się późniejsza Libro d ’O ltram are — K sięg a o zam orskich krainach, jak na zywali krzyżowcy Ziemię Świętą - której autorem jest italski franciszkanin Mikołaj z Poggibonsi. Księga ta pochodzi z roku 1345, a czytamy w niej o tym, że: „Wewnątrz [miasta] znaj dował się bardzo piękny kościół położony dokładnie na tym miejscu, gdzie stał dom Naszej Umiłowanej Pani, kiedy anioł 133
ją pozdrowił. Teraz jednak kościół jest zniszczony z wyjątkiem komnaty Naszej Umiłowanej Pani. Wymieniona komnata jest bardzo mała i wykonana metodą mozaikową; a sam dom opie rał się o skalną grotę”. O tym, że stan taki długo się nie utrzymał, dowiadujemy się od Wilhelma z Boldensele, możnego niemieckiego, który w roku 1332 przybył do Nazaretu jako pątnik. Również on zna lazł kościół w ruinach, jednak zamiast domu czy komnaty Świę tej Dziewicy stała tam tylko jedna jedyna kolumna w miejscu zwiastowania: „Tam, koło pewnej marmurowej kolumny, jak zapewniali [Saraceni], dopełniły się czcigodne tajemnice Bo żego wcielenia”. Pozostaje jednak pytanie, co stało się z „izbą” czy „komnatą”, którą odwiedzał jeszcze brat Ricoldo, co sta ło się z „domem przy skalnej grocie”, o której słyszał jeszcze franciszkanin Mikołaj z Poggibonsi? Najwidoczniej przepadł bez śladu, gdzieś w latach 1288-1332! To, że faktycznie w całej tej - dodajmy fantastycznej - histo rii Świętego Domku może być coś nie do końca wyjaśnionego, stwierdzili już w roku 1531 budowniczowie, kiedy usunęli ce glany mur oporowy, który otaczał pierwotne mury domostwa. Samo istnienie ceglanego zabezpieczenia jest dowodem na to, z jak wielką czcią odnoszono się do tradycji związanej z pier wotnymi ścianami Świętego Domku, co przejawiło się już na początku XIV wieku, kiedy próbowano je wzmocnić. Świad czy to o tym, że już wówczas mieszkańcy pobliskiego Recanati nie szczędzili wysiłków, by zabezpieczyć i utrzymać otoczone czcią mury. Zwykły kościół pątniczy zostałby po prostu roze brany, a na jego miejscu wzniesiono by nowy - wspanialszy! Gdy budowniczowie zrobili wykop pod fundament, na którym miała być umieszczona marmurowa okładzina mistrza Donata Bramantego, stwierdzili, ku ogromnemu zdumieniu, że Casa Santa nie ma żadnej podmurówki. Dom naprawdę stał bez fim134
damentów na środku dawnego traktu i widać było, że jego mury przygniotły przydrożne zarośla i krzaki, które kiedyś porastały pobocze drogi. Potężny krzak różany wyrastał nawet spod spo czywającego na nim muru bocznej ściany domu, kierując wy gięte odrosty w stronę drogi. Potwierdziło się to w roku 1751, kiedy Benedykt XIV, jeden z najbardziej uczonych, mądrych i oświeconych papieży w historii Kościoła, a jednocześnie wielki czciciel Maryi, zaordynował ponowne przebadanie sanktuarium. Kiedy biskup z Loreto sięgnął ręką pod mury, wyjął stamtąd skorupki orzechów laskowych i żołędzi oraz jeden wyschnięty orzech. W roku 1921 ogień spustoszył wnętrze Świętego Dom ku i strawił cenną figurę Czarnej Madonny - obecnie zastąpioną kopią wykonaną z drewna cedrowego pochodzącego z Watykań skich Ogrodów. Kiedy po pożarze architekt Federico Manucchi otrzymał zlecenie dokonania oględzin stanu budowli i odrestau rowania szafy relikwiarzowej mistrza Bramantego, ze zdumie niem zapisał w orzeczeniu rzecz następującą: „Fakt, że Święty Domek, nie posiadając fundamentów i stojąc na miękkim podło żu bez umocnień, będąc dodatkowo, nawet jeśli tylko częściowo, przeciążony skutkiem przykrycia go sklepieniem, które zastąpiło poprzednie zadaszenie, mimo to nie nosi żadnych najmniejszych nawet oznak osiadania czy innych widocznych uszkodzeń kon strukcyjnych i przetrwał na tym miejscu tyle lat - fakt ten jest zadziwiający i nadzwyczajny”. Ostatecznie w latach 1962-1965 franciszkanie zlecili przeprowadzenie zakrojonych na szeroką skalę badań archeologicznych Świętego Domku, podczas któ rych wykonano nawet podkop pod murami sanktuarium. Jednak znów potwierdził się stan z roku 1531 - Santa Casa naprawdę stoi bez fundamentów na środku średniowiecznego traktu. Tym samym została przynajmniej podważona teza krytyków przeniesienia domu z Nazaretu, którzy skłonni byli uznawać sanktuarium za zwykłą wiejską kapliczkę, w której co najwyżej 135
postawiono niegdyś statuę Maryi, czczoną w przeświadczeniu 0 jej cudownej mocy. Tezie o lokalnym pochodzeniu domostwa przeczy już choćby materiał, z jakiego jest zbudowany, ponieważ w regionie Marche nie ma kamieniołomów. Jest tu natomiast pod dostatkiem ilastych skał osadowych - dobrej jakości gliny, co sprawiło, że materiałem budowlanym zawsze była tu prawie wy łącznie cegła. Używano jej nie tylko do budowania domów, ale nawet do brukowania ulic. Święty Domek jednak, przynajmniej w dolnej części trzech głównych ścian, składa się z prawie nie obrobionego materiału skalnego - z naturalnych kamieni. W ten sposób budowano domostwa w Ziemi Świętej, ale z pewnością nie w italskim Marche. Ta okoliczność zwróciła już uwagę pa pieża Piusa IX, który pochodził z Senigallii w regionie Marche 1 darzył Loreto szczególną przychylnością. Gdy był młodym człowiekiem, doznał po żarliwej modlitwie w Świętym Domku uzdrowienia z epilepsji, na którą cierpiał od wczesnego dzieciń stwa. Papież zlecił w roku 1857 rzymskiemu prałatowi i uczone mu Domenico Bartoliniemu przebadanie materiału budowlane go, z którego wzniesiono Święty Domek. Rzymianin postanowił porównać kamienie i zaprawę z Loreto z materiałami używanymi do wznoszenia budynków w Ziemi Świętej. Postarał się więc do celów naukowych o kamienie i zaprawę z Nazaretu, zebrał odnoś ny materiał w sanktuarium, a następnie przekazał je chemikowi, profesorowi Francesco Rattiemu z prośbą o przeanalizowanie ich pod względem właściwości i pochodzenia. Ratti, nie wie dząc, skąd pochodzą próbki, stwierdził, że są identyczne - obie składają się z węglanu wapnia z domieszką żelaza. Potwierdzono to dopiero, kiedy w marcu 2006 roku profesor Giorgio Nicoloni podał do wiadomości wynik najnowszych archeologiczno-geologicznych studiów, które przeprowadził na zlecenie kongregacji ds. Świętego Domku w Loreto architekt Nanni Monelli. Wtedy okazało się, że tzw. „Ołtarz apostołów” Świętego Domku wznie 136
siony został z tego samego budulca, z jakiego składa się Grota Zwiastowania z Nazaretu - materiał z ołtarza i skała, w której wydrążono grotę, mają te same właściwości chemiczne i składa ją się z tych samych pierwiastków. Godne uwagi rezultaty ujawniły także rozpoczęte już w la tach sześćdziesiątych XX wieku badania archeologiczne. W ich trakcie archeolodzy znaleźli w zagłębieniu między kamieniami Świętego Domku w Loreto pięć krzyży z ciemnoczerwonego sukna, które okazały się odkryciem o niebagatelnym znaczeniu. Podobne krzyże przypinali sobie do płaszczy tylko rycerze, któ rzy wyruszali na wyprawy krzyżowe. Potem przyrzekali uroczy ście, że gdy uda im się dotrzeć do celu całym i zdrowym, złożą je w podzięce w jednym ze świętych miejsc w Jerozolimie lub w Nazarecie. Zatem krzyże z sukna znalezione w zagłębieniu między kamieniami Świętego Domku są jednoznaczną poszla ką wskazującą na to, że budynek pochodzi z Palestyny (okres wypraw krzyżowych kończy ósma i ostatnia wyprawa krzyżowa w latach 1270-1272, zatem w okresie, kiedy nie było jeszcze sanktuarium w Loreto). Jednak krzyże z ciemnoczerwonego suk na nie są jedynym dowodem autentyczności Świętego Domku. Jak ustalili archeolodzy, naturalne kamienie trzech głównych ścian domostwa noszą ślady obróbki widoczne w postaci wzoru składającego się z geometrycznych zygzaków, który to motyw jest charakterystyczny dla kamieniarstwa Nabatejezyków. Taka obróbka kamienia znana była również w okresie panowania kró la Heroda I Wielkiego w Izraelu, ponieważ władca chętnie za trudniał rzemieślników budowlanych pochodzących z ojczyzny swojej matki. Jeszcze ważniejsze jednak są dla nas liczne litery i rysunki - wyryte na kamieniach techniką sgraffito, które naj pewniej wykonali pątnicy przybywający do sanktuarium. Znaj dują się wśród nich krzyże, chrystogramy w postaci akronimów (powstałe z nałożenia greckich liter chi i rho [X i P], alfa i om ega 137
[A i ii] oraz innych greckich liter), a na koniec cała inskrypcja grecka: „O Jezusie Chrystusie, Synu Boga”. Można nawet zi dentyfikować dwa znaki hebrajskie, lecz nie natrafiono na żaden wyraz łaciński czy włoski, który pochodziłby z dwóch języków, jakimi posługiwano się w Marche. Jak dowodzi kapucyn, ojciec Giuseppe Santarelli, który poświęcił całe życie badaniom lore tańskiego sanktuarium, w znakomitej książce L a Santa C asa di Loreto [Święty Domek z Loreto], są one identyczne z pątniczymi sgraffitanti, na które natrafić można w Jerozolimie i Nazarecie - a nawet z kilkoma odnalezionymi na terenie nazaretańskiej ba zyliki Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie! Działka budowlana w Nazarecie, na której kiedyś wznosiła się bazylika, przeszła w roku 1620 na własność zakonu fran ciszkanów, który musiał walczyć prawie sto lat z osmańskimi władcami o pozwolenie na budowę nowego kościoła. Wresz cie udało się uzyskać zgodę i rozpoczęto wznoszenie na tym terenie kolejnej świątyni. Była ona teraz skierowana na Grotę Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie, a więc na owąjaskinię, przed którą stał niegdyś Święty Domek. Kościół był mniej szy od dawnej bazyliki krzyżowców. Zbudowany został w du żym pośpiechu i w niesprzyjających okolicznościach, więc nie wytrzymał próby czasu i powojennego naporu płynących ze wsząd fal pielgrzymów - zaczął dosłownie pękać w szwach, a ostatecznie groził zawaleniem. Dlatego też zakon francisz kański w roku 1954 zdecydował się na radykalne rozwiązanie. Kościół z roku 1730 miał zostać zburzony, a na jego miejscu miała powstać nowa, okazała i obszerna budowla. Zlecenie na budowę nowej świątyni otrzymały izraelskie firmy budowlane - na znak pojednania między chrześcijanami a Żydami. Projek tem architektonicznym zajęli się dwaj Włosi - genialny archi tekt Antonio Barluzzi dostarczył pierwszy projekt, który został dostosowany do lokalnych uwarunkowań przez profesora Gio138
vanniego Muzio. Z daleka miała być widoczna jasnografitowa kopuła oznajmiająca cud wcielenia Boga. Kopuła przypomina wyglądem zamknięty pąk lilii, otoczony dwoma kręgami przy wodzącymi na myśl filigranowe diademy, przez które wpada światło do wnętrza bazyliki. Uzyskano doskonały efekt. Nie można było chyba lepiej połączyć nieba z ziemią, światła z ma terią. Jednak zanim położono kamień węgielny pod budowę tego mistrzowskiego dzieła współczesnej architektury, wyko rzystano nadarzającą się całkiem wyjątkową okazję do tego, by poddać cały teren gruntownym badaniom archeologicznym. Pierwszą rzeczą, na jaką natrafili franciszkańscy archeolo dzy pod kierunkiem ojca Bellarmino Bagattiego na terenie wykopalisk, były ślady rozległego gospodarstwa wiejskiego. Znajdowały się tutaj fragmenty prasy do wytłaczania oliwy, cy sterny, piwnice i silosy, często połączone ze sobą podziemnymi korytarzami, które zostały wykute w miękkiej skale wapiennej. Tylko kilka metrów na północ od groty - zgodnie z tradycją uznawanej za miejsce zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie - znajdowało się wydrążone w skale założenie, będące najpew niej prasą do tłoczenia wina. Grona były rozgniatane w niec ce, z której moszcz spływał do niewielkiego basenu, a stam tąd mógł być kierowany do podziemnej groty - piwnicy, gdzie przechowywano wino, w której klepisku odnaleziono otwory - być może do osadzania w nich amfor. Na terenie gospodar stwa znajdowała się także niewielkich rozmiarów jaskinia, uży wana zapewne jako stajnia, w ścianie której natrafiono na ślady mocowania paśnika - żłobu na siano. Odkryto również liczne pomieszczenia, które były częściowo wydrążone w skale, a czę ściowo dobudowane z kamieni. W jednym z nich natrafiono na skalną półkę i piec. Najpewniej mieszkała tu dawniej duża ro dzina, która przynajmniej w pewnym zakresie utrzymywała się dzięki działalności rolniczej. Znaleziska ceramiczne w postaci 139
skorup naczyń poświadczają czas użytkowania gospodarstwa - najstarsze artefakty pochodzą z pewnością z okresu panowa nia króla Heroda I Wielkiego. Ekspert w dziedzinie archeologii z terenów Ziemi Świętej, Gerhard Kroll, podsumowuje wyniki prac wykopaliskowych w następujący sposób: Tym samym dostarczono jednoznaczny dowód na to, że miejsce to było zasiedlone na przełomie er. Mógł zatem znajdować się tutaj także dom mieszkalny Miriam, który dobudowany został do skal nej groty. Jeszcze dziś natrafiamy w Nazarecie na domy składające się z dwóch części - małego domku dobudowanego do skalnego zbocza, przykrytego płaskim dachem, oraz znajdującej się za nim wykutej w skale groty.
Także miejsce, na którym najpewniej stał dawniej taki domek, jest łatwe do ustalenia, ponieważ centrum całego zało żenia znajduje się - co jest wyraźnie widoczne - przed póź niejszą tak zwaną Grotą Zwiastowania. To, że grota otwiera się szerokim łukiem, wydaje się wskazywać na istnienie tu wcze śniejszej przybudówki, nawet jeśli dzisiaj nie odnajdujemy na tym miejscu żadnych jej pozostałości. Brak śladów jej istnienia może wiązać się z faktem, że znajduje się obecnie w Loreto. Na to, że teren wokół dzisiejszej bazyliki Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie rzeczywiście był przed dwoma ty siącami lat częścią wsi Nazar czy też Nazaret i że stały tutaj z dużym prawdopodobieństwem kamienne domostwa, wskazu je inne jeszcze znalezisko z najwcześniejszych czasów. Kiedy w listopadzie 2009 roku rozpoczęto w bezpośrednim sąsiedztwie bazyliki Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie budowę Międzynarodowego Centrum Maryi z Nazaretu na zle cenie franciszkańskiej wspólnoty Chemin Neuf - „Nowa Dro ga”, pracujący na placu robotnicy dokonali spektakularnego od krycia. Natrafili mianowicie na fragmenty antycznych murów. 140
Natychmiast powiadomiono - zgodnie z prawem obowiązu jącym w Izraelu - Urząd Starożytności Izraela, który przysłał do Nazaretu swoją przedstawicielkę - archeolog Yardennę Ale xandre. Kiedy Alexandre zapoznała się na miejscu z odkrytymi pozostałościami murów, od razu zdała sobie sprawę ze znacze nia przypadkowego odkrycia. Po oględzinach zdecydowała, że dalsze prace budowlane muszą zostać wstrzymane na okres jednego miesiąca, by do wykopów mogli wkroczyć archeolo dzy. Po czterech tygodniach, 14 grudnia 2009 roku, Yardenna Alexandre zwołała na miejscu wykopalisk konferencję prasową i zaznajomiła opinię publiczną z wynikami dotychczasowych badań. Na konferencji obecni byli także Barshod Dror, dyrek tor północnego oddziału IAA, franciszkański rzeczoznawca i biskup rezydujący w Nazarecie - Giacinto-Boulos Marcuzzo. Wysoka ranga zaproszonych gości ukazuje wagę dokona nego odkrycia oraz jego znaczenie dla chrześcijaństwa - po raz pierwszy natrafiono bowiem w Nazarecie na pozostałości domu, który bezsprzecznie pochodzi z czasów Miriam i Jezusa. „Dom był mały i skromny i dlatego z pewnością typowy dla zabudowy wsi Nazaret” - stwierdziła prowadząca konferencję archeolog. Składał się z dwóch izb, które układały się w kształt litery „L”, otaczając mały dziedziniec. Jego ściany wzniesione zostały ze słabo obrobionego kamienia wapiennego. Odnalezio ne skorupy naczyń glinianych pochodziły z okresu panowania króla Heroda I Wielkiego, ale ważniejsze od nich było jeszcze inne znalezisko. Yardenna Alexandre odnalazła liczne fragmenty antycznych naczyń wykonanych z kamienia wapiennego, któ re w archeologii traktowane są jako „żydowska skamieniałość przewodnia o wąskim zasięgu stratygraficznym”. W ogromnych dzbanach z wapienia przechowywano wodę służącą do rytual nych oczyszczeń. Kamienne czerpaki służyły do nabierania i od mierzania wody. Jednak czyniono tak tylko w jednym, wyraźnie 141
wyznaczonym okresie w dziejach judaizmu - wtedy mianowicie, gdy ludzie żyli ze świadomością, że nadejście Mesjasza nastąpi już niebawem - w bezpośredniej przyszłości, po tym jak król He rod I Wielki ogłosił budowę nowej świątyni. „W całym Izraelu nastąpiła p ra w d ziw a eksplozja c z y s to ś c i ’ - tak opisuje ówczesną sytuację w Izraelu żydowski zbiór nauk Tosefta. Dbałość o nią dotknęła lud żydowski jak regularna obsesja, ludzie byli opę tani myślą o rytualnej czystości w takiej formie, jaką definiują zasady ustnej tradycji judaizmu - halacha. Ta obsesyjna wprost tendencja skończyła się tak nagle, jak się pojawia, w roku 70 po Chr. wraz ze zburzeniem świątyni króla Heroda. Znalezisko za tem dowodzi, że w Nazarecie w między rokiem 20/19 przed Chr. a rokiem 70 po Chr. żyli ortodoksyjni wyznawcy judaizmu, wio dąc skromną egzystencję, zgodną z zasadami koszemości. Jak widać z położenia budynków, byli oni bezpośrednimi sąsiadami Świętej Rodziny, może nawet byli z nimi spokrewnieni. „Jezus musiał z całą pewnością znać to miejsce i ten dom” - oświadczy ła na koniec Yardenna Alexandre. Obok domu znajdowała się niewielka cysterna, taka sama jak ta znajdująca się na sąsiedniej posesji, niedaleko Groty Zwia stowania. Oprócz tego archeolodzy natrafili na dobrze ukryte wejście prowadzące do jaskini. Została ona zapewne wydrążona jako miejsce schronienia, kiedy w roku 67 po Chr. do Galilei wkroczyły oddziały rzymskie, by stłumić żydowskie powstanie. Dom, jak widać, przetrwał ten czas bez większych uszkodzeń, na co wskazują znalezione w nim dalsze artefakty w postaci ce ramiki z II wieku po Chr. Domostwo nie różni się zasadniczo ani pod względem wielkości, ani użytego materiału budulcowe go od Świętego Domku z Loreto. Podjęto decyzję, że odsłonięte w wyniku prac archeologicznych fragmenty założenia powinny stanowić integralną część centrum maryjnego i zostać udostęp nione przyszłym zwiedzającym. Wizyta w tym miejscu będzie 142
w przyszłości należeć do obowiązkowego programu zwiedzania dla wszystkich pielgrzymów przybywających do Nazaretu. Jednak to, co odróżnia niegdysiejszy dom znajdujący się przed Grotą Zwiastowania od właśnie odkrytego i od ewentu alnych przyszłych znalezisk w Nazarecie, jest cześć, którą był otaczany. Przed zniknięciem był miejscem kultu religijnego, który mogą potwierdzić wyniki badań przeprowadzonych przez franciszkańskich archeologów. Ich odkrycia dowodzą, że już w II/III wieku po Chr. został przekształcony w judeochrześcijańskie sanktuarium. Najprawdopodobniej nastąpiło to po roku 135, kiedy krewni Pańscy-podobnie jak wszyscy Ż ydzi-zosta li wypędzeni z Jerozolimy i powrócili do gospodarstw będących własnością ich rodzin w Galilei. Na to, że w Nazarecie osiedli li się także żydowscy kapłani pochodzący z klasy kapłańskiej Happissesa, wskazuje hebrajska inskrypcja z III wieku po Chr., odkryta w Cezarei Nadmorskiej - powstałej na ruinach starożyt nego miasta Caesarea Maritima. Jest to jednocześnie pierwsze pisemne świadectwo potwierdzające istnienie tej wsi, pomija jąc oczywiście Titulus Crucis - napis na krzyżu Jezusa Naza rejczyka, przechowywany obecnie w bazylice Santa Croce in Gerusalemme - Świętego Krzyża Jerozolimskiego w Rzymie. Już z tego samego możemy wywnioskować, że w Nazarecie surowo przestrzegano w tym czasie przepisów starozakonnego prawa Mojżeszowego. Zasad w nim zawartych trzymali się tak że judeochrześcijanie i krewni Pańscy. Wszystko wskazuje na to, że zachował się wtedy pierwot ny budynek mieszkalny Świętej Rodziny, choć włączono go w większe założenie, o czym świadczą istniejące do dziś po zostałości jednej ściany biegnącej w odległości około trzyna stu metrów równolegle do otworu prowadzącego do wnętrza Groty Zwiastowania. Wewnątrz murów znajdowała się mykwa, zbiornik z wodą do rytualnych oczyszczeń, który być może 143
używany był już przez Świętą Rodzinę - później w każdym razie przekształcony został w chrzcielnicę. Drugą, identycz ną, także zamienioną na basen chrzcielny mykwę, odkryli ar cheolodzy na terenie sąsiedniego kościoła św. Józefa. W obu wypadkach dobudowano do pierwotnych basenów rytualnych schody liczące dokładnie siedem stopni, pozwalające na zej ście do wnętrza. Dodatkowo obrzucono je na nowo wapnem, a na świeżym wilgotnym tynku wyryto znaki - krzyż z trze ma punktami, małe łódki, sieć rybacką i roślinę. Były to święte symbole judeochrześcijan, którym znane były jeszcze bardzo dobrze mistyka i świat symboli esseńczyków. Wierzyli oni bo wiem, wzorując się na doktorze Kościoła, Ireneuszu z Lyonu (135-202), że świat otacza siedem niebios, słowo Boże zstę puje z siódmego nieba, a dusza idąca do Boga w nie wstępuje. Święty Cyryl z Jerozolimy (315-386), biskup, przekazał nam nawet ich formułę wypowiadaną podczas chrztu: „Odważnie przekroczcie wody Jordanu i wstąpcie do siódmego nieba, a z niego dalej do Ziemi Obiecanej. A gdy skosztujecie jej mleka i miodu, namaści was duch w chrzcie Pańskim”. Nikogo zatem nie może zdziwić fakt, że jeszcze pod koniec IV wieku po Chr. św. Hieronim pisze o mieszkańcach Nazaretu, że nie byli oni „ani żydami, ani chrześcijanami. Z nimi dzielili wspólne wa runki życia i codzienne przyzwyczajenia, a z nami wiarę”. Dopiero z początkiem V wieku po Chr., gdy cesarz wschodniorzymski Teodozjusz II ogłosił chrześcijaństwo religią pań stwową, bizantyńscy chrześcijanie przejęli kontrolę nad świę tymi miejscami w Nazarecie. Wówczas zainicjowano w tym miejscu budowę klasztoru z bazyliką, którego lokalizację moż na wytłumaczyć jedynie faktem włączenia Świętego Domku do założenia. Jeśli nie znajdowałby się tam dom będący „przybu dówką” do Groty Zwiastowania, wówczas wzniesienie bazyliki w odległości pięciu metrów równolegle do jej wejścia napraw 144
dę nie miałoby większego sensu. Dalszym dowodem na to, że Santa Casa stała w tym miejscu i została połączona z bazyliką, jest wspaniała mozaika na posadzce przed grotą św. Konona - niewielką jaskinią znajdującą się na zachód (tak więc po le wej stronie) od Groty Zwiastowania. Upamiętnia ona męczen nika, św. Konona (Conona) z Magydas, który w roku 250 po Chr. poniósł pod rządami cesarza rzymskiego Decjusza Trajana śmierć męczeńską, po tym jak oświadczył: „Pochodzę z mia sta zwanego Nazaret w Galilei, jestem krewnym Jezusa, któ remu służę, podobnie jak czynili to już moi przodkowie”. Jest możliwe, że św. Konon żył niegdyś w tej grocie i opiekował się judeochrześcijańską synagogą. Można sobie również wy obrazić, że został tu także pochowany. Pewne jest natomiast, że już judeochrześcijanie wystawili mu w tym miejscu m artyrion - świadectwo w miejscu, gdzie czczona jest pamięć Konona ogrodnika. Pewna kobieta o imieniu Waleria, pochodząca naj prawdopodobniej z Pamfilii, gdzie Konon poniósł śmierć mę czeńską, kazała ozdobić grotę kunsztownym ornamentem ro ślinnym, przypominającym prawdziwy ogród rajski, i opatrzyć inskrypcją poświęconą pamięci świętego. O tym, że musiało to nastąpić jeszcze w III wieku po Chr., świadczą koncepcja i styl malowidła oraz paleografía. Czas powstania malowidła uprawnia nas również do postawienia pytania, czy kobieta nie była znajomą lub krewną św. Konona. Inny Konon, znany jako „diakon z Jerozolimy”, nakazał sto lat później wyłożyć kunsz towną mozaiką dziedziniec przed grotą, poświęconą swojemu imiennikowi. Mozaika ta rozciąga się jeszcze dziś w kierunku Groty Zwiastowania, urywając się nagle w odległości dwóch metrów od jej wejścia. Cóż innego, jeśli nie ściana Świętego Domku, mogło być ograniczeniem jej wielkości? Czy mozai ka zdobiąca dziedziniec nie sięgała dokładnie do murów Santa Casa? Gdyby nałożyć rzut Świętego Domu z Loreto dokładnie 145
w miejsce przed Grotę Zwiastowania, okaże się, że mozaika dziedzińca sprzed groty św. Konona kończy się dokładnie na linii wejścia do Santa Casa - czyż nie stanowiłaby ona sensow nego i pięknego elementu łączącego oba święte miejsca?
Ryc. 2. Święty Domek pasuje idealnie na miejsce przed Grotą Zwiastowania w Nazarecie, wypełniając przestrzeń między zachowanymi murami judeochrześcijańskiego sanktuarium a skalną ścianą, w której znajduje się wejście do Groty Zwiastowania. „M” oznacza miejsce, w którym mogła stać Miriam, „A” - miej sce, w który pojawić się mógł anioł zgodnie z relacją z Protoewangelii Jakuba. „X” wyznacza położenie „Ołtarza apostołów” 146
Inną mozaikę bizantyńską, która zdobiła jedną z sal przy legającego klasztoru, archeolodzy polecili delikatnie usunąć. Po pieczołowitym zdjęciu całej warstwy ich oczom ukazało się to, co stanowiło największe odkrycie całego sezonu wykopa lisk. Pod mozaiką znajdowało się coś, co wzbudziło najwięk sze uznanie badaczy - kolejna warstwa zawierała pozostałości kolumn, kapiteli i zdobień, charakterystycznych dla synagog galilejskich budowanych w II i III stuleciu po Chr. Doliczo no się osiemdziesięciu różnych detali architektonicznych, któ re z pewnością pochodziły z judeochrześcijańskiej synagogi, znajdującej się na tym miejscu, zanim Bizantyńczycy wznieśli tu bazylikę. Poprzednia budowla została zapewne przez nich rozebrana. Odnalezione detale architektoniczne noszą ślady pokrywających je ze wszystkich stron sgraffitów - mnóstwo na nich wyrytych rysunków i liter, najczęściej greckich, bar dzo przypominających te, które odnaleziono na kamieniach Świętego Domku w Loreto. Tutaj także pojawiają się ponow nie krzyże i chrystogramy, wskazujące na Marię litery „M” lub „MA”, litery „alfa” i „omega”, imię Chrystusa we wszystkich możliwych wariantach, nazwiska pątników, ale także krótkie modlitwy i wezwania, które świadczą o czci oddawanej Marii na długo przed soborem efeskim z roku 431 po Chr. I tak - ja kiś pielgrzym, najpewniej w IV wieku po Chr., wyrył tu grec kie słowa X E M APIA na bazie kolumny, czyli skróconą formę wezwania „XAIPE MAPIA” [Chaire M aria ] - pozdrowienia anielskiego w języku greckim. Inne greckie sgraffita, wyryte w tynku pokrywającym kolumnę, dokumentuje nawet cześć oddawaną wizerunkowi Marii w judeochrześcijańskiej synago dze z IV wieku: „[Klęcząc?] przed świętym miejscem M[arii] piszę tam [imię i] czczę jej obraz [eikos]”. Wydaje się, że rzut bizantyńskiego kościoła klasztornego z uwzględnieniem Świętego Domku ma naprawdę głębsze 147
uzasadnienie. Jeszcze dobitniej widać to na planie bazyliki krzyżowców. Jeśli tutaj Święty Domek i Grota Zwiastowa nia znajdowały się faktycznie w krypcie, jak wynika to z re lacji pielgrzymów, to znaczy, że główny ołtarz kościoła leżał dokładnie nad Świętym Domkiem. Natomiast grota położona była pod lewą nawą boczną, w miejscu nie tak bardzo ekspono wanym. Dopiero budowniczowie barokowego kościoła pątniczego z roku 1730 postawili ją w centrum założenia - i nad nią właśnie umiejscowili ołtarz główny.
Ryc. 3. Judeochrześcijańskie sgraffito z Nazaretu, IV wiek: „[Klęcząc?] przed świętym miejscem M[arii] piszę tam [imię i] czczę jej obraz [eikos]". Jest to naj wcześniejsze świadectwo dokumentujące oddawanie czci ikonie Marii 148
Trzeba sobie jednak zadać pytanie, na ile dokładnie da się wpasować Święty Domek w niegdyś wolną przestrzeń przed Grotą Zwiastowania, w miejsce, gdzie obecnie znajduje się ka plica Archanioła Gabriela i nowy ołtarz. Dziś nie da się tego tak precyzyjnie ustalić, ponieważ podczas budowy barokowego ko ścioła dokonano kilku budowlanych interwencji. Jednak szczę śliwie dla nas zachował się szczegółowy zapis z czasu sprzed jego budowy, a mianowicie z roku 1625, kiedy konieczne było wyburzenie ostatnich pozostałości ruin bazyliki krzyżowców, ponieważ groziły zawaleniem. Podczas rozbiórki natrafiono na najpewniej pierwotne fundamenty domu z Nazaretu, jak określił to raczej sceptycznie nastawiony franciszkanin, ojciec Tommaso Obicini da Novara w suchym, rzeczowym sprawoz daniu z oględzin: R elatio acquisitionis san ctu arii N azareth [O pozyskaniu sanktuarium z Nazaretu]. Oczywiście italski franciszkanin słyszał o legendzie loretańskiej i od razu ogarnęły go przeróżne „wątpliwości i wahania”, bowiem już na pierwszy rzut oka Santa Casa wydała mu się za duża, by mogła zmieścić się w dyskusyjnej pustej przestrzeni między Grotą Zwiastowa nia a ścianą założenia. Jednak posłuchajmy jego samego: Naprawdę wydało mi się niemożliwe, żeby coś tak szerokie go wpasować w przestrzeń o wiele mniejszą od niego. Dlatego w obecności wszystkich tych pątników i braci zaproponowałem [...], by wykonać szczegółowe badanie, ponieważ miałem przy sobie wiarygodny plan Świętego Domku z Loreto, który został wydrukowany w Rzymie w roku 1619. Mając przed sobą ten rzut, próbowałem powiązać go z rzekomo faktycznym i pierwotnym miejscem w Nazarecie - nie udało mi się to w żadnej mierze, po nieważ pusta przestrzeń między ścianami tworzyła kwadrat o dłu gości i szerokości około czterech odległości mierzonych rozpo startą dłonią [= 92 cm], była więc za wąska. Podczas gdy Święty Domek z Loreto zgodnie z planem miał długość 40 odległości 149
mierzonych rozpostartą dłonią [= 9,20 m], to puste miejsce w Na zarecie miało tylko 36 [8,28 m], tamto - szerokość 18 [4,14 m], to - tylko 14 [3,22 m], tak więc nie dostrzegam żadnych proporcji ani żadnej zgodności w tej tak poważnej materii. Dlatego, choć we wszystkich innych punktach mam pewność, w materii miej sca usytuowania pozostają nadal wątpliwości i wahania. Ale Bóg [...] przydał tego, co nie mogłoby zostać ustalone i odkryte bez wiary. Ponieważ ojciec Jakob de Vendôme, pierwszy przełożony nowo powstającego klasztoru w Nazarecie, zamierza odrestauro wać grożącą zawaleniem część kaplicy Archanioła, która znajduje się od zachodu i od południa blisko (dawnego) wejścia do domu, polecił wykopać do samych fundamentów to, co jest stare. Wte dy podczas dokładnych oględzin odkryto, że fundament Świętego Domku znajdował się o dwie długości rozpostartej dłoni dalej od podmurówki kaplicy. Ten dawny fundament, właśnie szeroki na dwie długości rozpostartej dłoni, ułożony z ociosanych kamieni, był zgodnie z naszym odkryciem wykorzystany przez wczesnych chrześcijan do podparcia budowli i ozdobienia wewnętrznej ścia ny domu. A kiedy przeciągnęliśmy sznurek w linii prostej od starego, prawdziwego fundamentu, pomijając ten środkowy, wcześniej opisany, wówczas okazało się ku ogólnej wielkiej radości, że bu dynek postawiony w Nazarecie na tym fundamencie byłby dokład nie taki sam jak plan loretańskiego domu i z Bożej łaski badanie dało niepodważalny wynik potwierdzający całkowitą zgodność w zakresie fundamentów i murów. Miejsce pasowało do miejsca, położenie do położenia, pomieszczenie do pomieszczenia, to zna czy jest zgodność między Nazaretem a Loreto.
Santa Casa z Loreto pasowała zatem idealnie do fundamen tów odkrytych w Nazarecie. Jego trzy ściany (czwarta ściana jest z całą pewnością uzupełnieniem), okno i drzwi wydają się znajdować we właściwych miejscach dopiero wtedy, jeśli przy jąć, że Święty Domek był przybudówką do Groty Zwiastowania 150
w Nazarecie. Wówczas pierwotne wejście do budynku, gdy stał jeszcze w Nazarecie, otwierałoby się na zachód, by złapać jesz cze ostatnie promienie słońca przed zapadnięciem ciemności. Otwór okienny znajdowałby się natomiast od południowej stro ny, tak by jak najdłużej wpadały do wnętrza domostwa światło i ciepło. To idealne rozplanowanie domu pierwotnie stojącego w Galilei. W Loreto natomiast drzwi są od północy, a okna od zachodu, co przeczy wszelkiej logice. Jeśli więc przyjąć - na co wszystko wskazuje - że budynek rzeczywiście pochodzi z Na zaretu, trzeba rozważyć, w jaki sposób znalazł się w Loreto. Jaką drogą przebył odległość dwóch tysięcy dwustu trzydziestu dwóch i pół kilometra liczonych w linii prostej z Nazaretu do Loreto? Jak się już o tym przekonaliśmy wcześniej, piękna legenda mówiąca o tym, że dom mieli przenieść aniołowie ponad woda mi Morza Śródziemnego, jest poświadczona stosunkowo późną tradycją i już wtedy stanowiła wersję konkurencyjną w stosun ku do innej, wedle której nie żadni aniołowie, lecz konkretni ludzie, i nie drogą powietrzną, lecz bardziej konwencjonalną, morską - przewieźli dom statkiem. Ta „morska wersja” legen dy poświadczona jest licznymi drzeworytami i freskami pocho dzącymi z XV i XVI wieku, ukazującymi Święty Domek na statku, który jest niesiony przez wzburzone fale lub podtrzymy wany przez aniołów unoszących się nad statkiem. W rzeczy wistości rozwiązanie tej zagadki znajdowało się w Watykanie. Zawdzięczamy je doktorowi Giuseppe Lapponiemu, osobiste mu lekarzowi dwóch papieży - Leona XIII i Piusa X. Medyk pochodził z Osimo koło Loreto i przepojony był żądzą - nawet bardziej niż tylko nią, można rzec: nawet obsesją - dowiedze nia się historycznej prawdy o przewiezieniu Świętego Dom ku z Nazaretu do Loreto. W końcu papież Leon XIII zezwo lił doktorowi na podjęcie poszukiwań w Tajnych Archiwach 151
Watykanu. Giuseppe Lapponi powiadomił 17 maja 1900 roku zaprzyjaźnionego francuskiego księdza, Maurice’a Landrieux, późniejszego biskupa Dijon, w poufnym liście, że jego poszuki wania zostały uwieńczone pozytywnym wynikiem. Autor listu sugerował, że miał w ręku dowód na to, że nie aniołowie, lecz członkowie bizantyńskiej dynastii Angelosów uratowali przed Turkami pozostałości Świętego Domku z Nazaretu, przewożąc je do Italii. W roku 1905 podzielił się tą samą informacją, doty czącą odkrycia dokumentu, z historykiem starożytności, Henrym Thedenatem, uzupełniając ją doniesieniem, że miał odkryć nawet cały skoroszyt z dokumentami poświadczającymi prze bieg wydarzenia. Jednak ówczesny papież - gorący obrońca loretańskiej tradycji - zabronił mu publicznego ogłaszania in formacji na ten temat. Dopiero w roku 1985 opublikowany został dokument uwa żany od dawna za zaginiony, który potwierdził doniesienia podane wcześniej przez Giuseppe Lapponiego. Chartularium culisanense okazało się zbiorem dokumentów bizantyńskiego rodu arystokratycznego Angelosów, z których w latach 1183— -1203 wywodzili się cesarze wschodniorzymscy panujący w Bi zancjum. Po zakończeniu w roku 1204 fatalnej w skutki czwartej krucjaty oraz zdobyciu Konstantynopola przez Franków i Wenecjan, ród Angelosów wycofał się do historycznego Epiru - kra iny dziś obejmującej swoim zasięgiem północny zachód Gre cji i większą część Albanii, w której panowali jako despotesi do roku 1318. Jedna z linii bocznych rodu powstała wskutek małżeństwa księżniczki z bizantyńskiej dynastii Angelosów, Heleny Angeliny, córki despotesa Epiru Michała II Angelosa, z Manfredem, królem Sycylii, osiadła w Palermo, gdzie prze chowywano archiwum rodzinne w pałacu despotesów w sycy lijskim Collesano. Dopiero po wymarciu tej linii Angelosów w roku 1860 dokumenty zostały przekazane Bibliotece Naro 152
dowej w Palermo, gdzie niestety uległy zniszczeniu wskutek bombardowania miasta przez siły amerykańskie w roku 1943. Szczęśliwym trafem zachował się jednak odpis sporządzony przez biskupa Monreale, Benedetto D ’Acquisto, w roku 1859 w obecności i za pozwoleniem ostatniego potomka roku Angelosów, księcia Ortensio II de Angelis. Biskup był nie tylko niezwykle uczonym bizantynistą, ale także najwyższym kanc lerzem zakonu rycerskiego założonego z fundacji Angelosów. Dzięki niemu odpis trafił ostatecznie do archiwum klasztoru św. Katarzyny a Formiello w Neapolu, którego opatem był czło nek właśnie tegoż zakonu rycerskiego. Tam dokumenty popadły by zapewne w całkowite zapomnienie, gdyby nie natrafił na nie przypadkiem włoski historyk Gian Marco Rinaldi, który szukał w klasztornym archiwum nie rozwiązania zagadki loretańskiej, lecz wskazówek dotyczących pochodzenia całunu turyńskiego. Jednak znaleziony tam przez niego odpis arkusza 181 ze zbioru Chartularium culisanense okazał się co najmniej równie odkryw czy. Na pierwszy rzut oka w dokumencie tym wymienia się listę przedmiotów wchodzących w skład posagu, który Nicefor I Angelos, despotes Epiru, przekazuje do dyspozycji przy szłemu mężowi swojej córki Tamary Angeliny, synowi kró la Neapolu, Karola II Andegaweńskiego - księciu Filipowi I z Tarentu. Jednak już druga pozycja na tej liście wzbudza emo cje. Dokument wymienia „święte kamienie wyniesione z domu Naszej Umiłowanej Pani, Dziewicy i Matki Boga”. Jeszcze bardziej interesująca jest data ślubu - między sierpniem a paź dziernikiem 1294 roku, tak więc tylko dwa do czterech miesię cy przed pojawieniem się Świętego Domku w Loreto! Rzeczywiście archeolodzy odkryli podczas wykopalisk pro wadzonych na terenie Santa Casa w latach 1962-1965 dwie średniowieczne monety znajdujące się w warstwie ziemi. Jedna z nich leżała dokładnie pod boczną ścianą domku. Były to jedy 153
ne monety pochodzące z czasu przybycia Świętego Domku do Loreto i tym samym potwierdzały oparte na tradycji datowanie pojawienia się tego budynku w Marche. Monety zostały wybite przez Gwidona II de la Roche, władcę księstwa Aten od roku 1285 do 1308. Gwido był synem Heleny Angeliny, siostrze nicy Nicefora I Angelosa i kuzynki Tamary Angeliny. Helena Angelina - księżna wdowa - rządziła księstwem Aten w imie niu małoletniego syna w okresie od 1287 do 1294 roku. Czy to właśnie księżna wdowa odpowiada za przewiezienie Świętego Domku do Italii? Czy jest możliwe, że „święte kamienie” były „przejściowo magazynowane” w porcie w Rijece, zanim trafiły ostatecznie do miejsca docelowego? Czy Chorwaci wykorzy stali okazję, by zatrzymać dla siebie kilka świętych kamieni w formie „myta” bądź też opłaty za postój przy nabrzeżu, za nim jeszcze statek opuścił port, by potem na wzór Świętego Domku wznieść własne sanktuarium maryjne, w które wbudo wali „pozyskane” relikwie? A może legenda odnosi się tylko do tego, że cenne relikwie prawie trzy lata po ich ocaleniu z Naza retu w roku 1291 pozostawały g d zieś na terenie antycznej Ilirii? Dokument wymienia Fium e jako miejsce postoju. W rzeczywi stości łacińską nazwę Rijeki, a mianowicie Fium e - dosłownie rzeka - wymienia się dopiero w dokumencie z roku 1530. Tak więc nieporozumienie nie jest całkiem wykluczone, bo osta tecznie istniało również jeszcze inne Fium e, w wersji greckiej P otam o, na wyspie Korfu, która należała do Epiru. Jednak dlaczego na Boga dostarczono Święty Domek w roku 1294 właśnie do Loreto? Pewną wskazówkę do rozwią zania tej zagadki podał doktor Giuseppe Lapponi, kiedy poin formował, że dokumenty dotyczące przeniesienia sanktuarium do Loreto znajdują się w Tajnych Archiwach Watykanu. Jest oczywiste, że książę Filip I nie zatrzymał dla siebie tej najbar dziej drogocennej części posagu żony, a w każdym razie w sa 154
mym Tarencie nie ma żadnego śladu obecności wymienionych w dokumencie „świętych kamieni”. Być może jednak - jako dobry katolik - chciał je przekazać w darze papieżowi. W lipcu 1294 roku, po dwuletnim wakacie na tronie papieskim, spowo dowanym waśniami, następcą Świętego Piotra został wybrany pustelnik - Piotr z Morrone. Przybrał imię Celestyna V, lecz zaraz po wyborze, zanim jeszcze król Karol II Andegaweński sprowadził go do Neapolu i zbudował tam dla niego drewnianą pustelnię, udał się na osiołku do miasta w Abruzji, zwanego L’Aquila. Papież Celestyn V miał nigdy nie postawić swojej stopy w Rzymie. Już 13 grudnia 1294 roku, trzy dni po „poja wieniu” się Świętego Domku, papież abdykował. Jego następ cą został ambitny Bonifacy VIII, który był najprawdopodobniej najbardziej „rzymskim” ze wszystkich papieży średniowiecza. Monsignore Salvo, wikariusz generalny, który podczas nie obecności tego w równej mierze świątobliwego, co oderwane go od życia papieża Celestyna V zajmował się sprawami admi nistracji kościelnej, był jednocześnie biskupem Recanati, owej małej mieściny, w pobliżu której miał się zdarzyć „cud”. Czyż byłoby zatem zupełną niedorzecznością przyjąć, że generalny wikariusz pomyślał najpierw o swoim biskupstwie, kiedy książę Filip I chciał przekazać „święte kamienie” pochodzące z domu Miriam z Nazaretu papieżowi na własność? Ponieważ Reca nati należało do państwa kościelnego, fundacja znalazłaby się ostatecznie na terytorium papieskim i nikt nie mógłby zarzucić biskupowi Salvo, że wzbogacił się w nieuprawniony sposób. Naturalnie sanktuarium tej rangi gwarantowało po wsze czasy napływ rzesz pątników, bez których całkowicie pozbawiona ja kiegokolwiek innego znaczenia diecezja mogłaby tylko marzyć o dochodach z pielgrzymów. Nie jest nawet wykluczone, że to właśnie biskup Salvo rozpuścił wieść o cudownym przeniesie niu Świętego Domku przez aniołów, stając się autorem legendy, 155
dzięki której nie musiał się obawiać w przyszłości pociągnię cia do odpowiedzialności i zdawania sprawy z tego, dlaczego bezcenną relikwię pozostawiono na drodze w pobliżu Recanati na terenie jego biskupstwa, zamiast transportować ją dalej traktem prowadzącym do Rzymu. Widzimy więc, że legenda tak czy owak zawierała ziarno prawdy - rzeczywiście „anioło wie” przetransportowali Święty Domek z Nazaretu do Epiru, a stamtąd dalej do Recanati. Bo czyż aniołowie po grecku to nie A n geloi - czyli oryginalne brzmienie nazwiska bizantyńskiego rodu Angelosów, którzy byli darczyńcami „świętych kamieni”? Nawet na pytanie, dlaczego Święty Domek stoi dokładnie na środku drogi, teoria ta dostarcza całkiem prawdopodobnej od powiedzi, dającej się pogodzić z legendą. Mówi, że dom miał stać najpierw na wzgórzu powyżej traktu, na ziemi należącej do dwóch szlachetnie urodzonych braci pochodzących z Recanati. Ci jednak mieli się już wkrótce tak gwałtownie pokłócić o dary i ofiary składane przez pątników, że aniołowie musieli ostro zareagować i ponownie przestawili dom - tym razem przesu nęli go o sto pięćdziesiąt metrów poniżej i postawili dokładnie na drodze prowadzącej nad morze. Obaj bracia, pochodzący ze szlacheckiego rodu, byli ważnymi osobistościami - nazywali się Simon i Stefano i byli synami właśnie tego Rinaldo Antici, który w roku 1228 towarzyszył cesarzowi Fryderykowi II Hohenstaufowi w drodze do Świętego Domku, a potem został mianowany komendantem miasta Nazaret i poległ podczas jego obrony. Czy biskup Salvo właśnie dlatego początkowo wyznaczył zadanie ochrony Świętego Domku z Nazaretu jego synom, zanim okazali się całkowicie niegodni powierzonej im pieczy nad relikwią? Cokolwiek wydarzyło się wówczas naprawdę, nie zmienia to faktu, że odwiedzający sanktuarium w Loreto może być cał kiem pewny, iż ma przed sobą relikwię. Kamienie Świętego 156
Domku, z których został ponownie wzniesiony w proporcjach i formie wiernie odpowiadających pierwowzorowi, pochodzą rzeczywiście z Nazaretu. Tutaj - podobnie zresztąjak w Naza recie - można się zbliżyć do cudu wcielenia Boga. Tutaj można poczuć, że Bóg stał się człowiekiem. Tu i tam prawdziwe stają się słowa zapożyczone z Ewangelii św. Jana: H IC VERBUM CA RO F A C T U M E S T - tu „Słowo stało się ciałem” (J 1,14)!
VI
‘Dziewica porodzi
Jeśli wierzyć P rotoew an gelii Jakuba, Święty Domek nie był z pewnością jedynym i pierwszym miejscem zwiastowania. Oprócz tego dowiadujemy się tam kilku szczegółów na temat okoliczności towarzyszących temu wydarzeniu, które św. Łu kasz zatrzymał najpewniej dla siebie, ograniczając się do poda nia tego, co najistotniejsze. Pewien szczegół zdradza, że zwiastowanie faktycznie mia ło miejsce w latach (miesiącach) bezpośrednio po ukończeniu budowy świątyni jerozolimskiej. Tylko wtedy bowiem wyda je się być zrozumiałe to, że - jak wspomina P rotoew an gełia Jakuba - „zebrała się rada kapłanów”, podczas której podjęto decyzję, mówiąc: „Uczyńmy zasłonę dla świątyni Pańskiej”. Ta drogocenna zasłona chroniła Święte Świętych - przybytek Pań ski, którego próg wolno było przekraczać raz do roku tylko ar cykapłanowi, na oczach zwykłych kapłanów i ludu. Ponieważ świątynia była Domem Bożym, musiała być szczególnie wspa niała, ale nade wszystko rytualnie czysta - służyć mogły w niej tylko dziewice bez skazy. Musiało ich być koniecznie siedem, 158
co odpowiadało świętej liczbie. Po wystąpieniu Miriam zostało tylko sześć dziewic świątynnych - brakowało tej siódmej. Gdy przypomniał sobie o niej arcykapłan, zebrał dziewice razem i polecił, by ciągnęły „losy, która będzie przędła [...] Maryja wylosowała prawdziwą purpurę i szkarłat”. Musiało to nastą pić na krótko przed jej wyjazdem do Nazaretu, być może zaraz po zaręczynach. Jest też prawdopodobne, że miało to miejsce wówczas, gdy ze swoją nową rodziną pielgrzymowała do Jero zolimy - do jednej z wielkich świątyń żydowskich. Prace ręko dzielnicze zlecane przez kapłanów, takie jak przędzenie i tka nie, wolno było wykonywać kobietom zgodnie ze zwyczajem żydowskim tylko we własnym domu, za co małżonkowi lub narzeczonemu przysługiwała zapłata. Dlatego Miriam miała zabrać ze sobą drogocenne materiały i wykonać swoją pracę w domu, by móc potem dostarczyć gotową tkaninę do świątyni podczas kolejnej pielgrzymki do Jerozolimy. W Nazarecie znajdowała się tylko jedna studnia, z której czerpała świeżą wodę cała wieś. Ta studnia istnieje tam do dziś. Znajduje się jakieś sześćset pięćdziesiąt metrów na pół noc od Groty Zwiastowania, w miejscu wciąż będącym central nym punktem miasta. Jej woda pochodzi ze źródła, które bije w jaskini dziesięć metrów pod ziemią, jakieś sto pięćdziesiąt metrów na północny zachód od jego dzisiejszego miejsca w y pływu. Kanał liczący siedemnaście metrów długości, wykuty w skale, prowadzi wodę do najstarszego ujęcia wody, skąd nie gdyś czerpali wodę wszyscy mieszkańcy wsi. Możemy zatem być pewni, że także Miriam stąd ją czerpała. Musiała tu przy chodzić każdego dnia w czasie, gdy mieszkała w Nazarecie. Dziś wznosi się nad studnią grecki kościół prawosławny, poświęcony Archaniołowi Gabrielowi. Aby oszczędzić muzuł manom mieszkającym w Nazarecie odwiedzania chrześcijań skiego sanktuarium, zbudowano położoną teraz dalej na połu 159
dnie na środku wiejskiego placu nową studnię, która została odnowiona w roku 1862 i od tego momentu nosi nazwę Ain Sittna Mariam - studnia Miriam. Obecny kościół znajdujący się nad autentyczną studnią Mi riam został wprawdzie wzniesiony dopiero w roku 1750, jed nak jego historia sięga daleko wstecz. W skarbcu katedralnym w miej scowości Monza znajduje się ceramiczna płytka, na której przedstawiono scenę zwiastowania Miriam opatrzoną inskryp cją w języku greckim, oznaczającą w tłumaczeniu: „Błogosła wieństwo skały, z której wypływa woda Matki Bożej” - stano wiąca oczywistą pamiątkę pielgrzymki odbytej w VI wieku po Chr. Biskup Arkulf, który około roku 670 odwiedził Nazaret, opisał, obok bazyliki Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie znajdującej się nad Świętym Domkiem, jeszcze inny kościół „zbudowany w środku miasta na dwóch wzniesieniach [...] i na umieszczonym pomiędzy nimi przesklepieniu łukowym. Pod nim, między dwoma wzniesieniami, kryje się dawne źró dło czystej wody, które odwiedza cała społeczność miasta, aby z niego zaczerpnąć. Wodę w naczyniach wciąga się za po mocą dźwignika do poziomu kościoła, który zbudowany jest nad źródłem”. Ponieważ Gal nie znał P rotoew an gelii Jakuba, naprawdę wierzył, że tutaj właśnie miał stać dom, „w którym wychowywał się i dorastał nasz Zbawca”. Nie wiedział, że bez sprzecznie dom zwiastowania znajdował się w innym miejscu1. Dopiero opat Daniel z Rusi, który przybył do Nazaretu w roku 1106, potrafił właściwie odczytać tradycję:
1 Całkiem możliwe jest też to, że biskup Arkulf nie odniósł się w tym tekście do kościoła nad studnią, lecz do cysterny znajdującej się na zachód od kościoła Zwia stowania Najświętszej Maryi Pannie, której pozostałości zostały odsłonięte podczas wykopalisk pod konwentem sióstr nazaretanek ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu - nad zbiornikiem wznosił się już wcześnie jakiś kościół, po nieważ właśnie tutaj umiejscawiano według tradycji dom, a także grób św. Józefa.
160
Odnaleźliśmy godną uwagi i raczej głęboką studnię, z której woda była bardzo zimna, a do której schodziło się po schodach. Okrągły kościół pod wezwaniem Archanioła Gabriela przykrywa tę studnię [...], tam przyjęła święta Dziewica pierwsze pozdrowienie Archa nioła.
Również ten kościół został zniszczony przez Turków pod koniec panowania krzyżowców. Jego pozostałości wykorzy stano jednak przy budowie kolejnej świątyni, domurowując do nich ściany nowego założenia. Dziś znajdująca się tu cudowna ikona z XVIII wieku uka zuje to, co wydarzyło się niegdyś na tym miejscu. Jednak za pisane na ikonie przedstawienie nie wpływa na zmianę nasta wienia większości zachodnich pielgrzymów, którzy po prostu ignorują to prawdziwe i święte miejsce. Tutaj pojawiają się, obok Greków, przede wszystkim chrześcijanie z Rosji, któ rzy w ostatnich latach zaczęli odkrywać Ziemię Świętą jako cel pielgrzymek. To, że Grecy nazywają chętnie swoje sanktu arium kościołem Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie, na tomiast arabskojęzyczni prawosławni określają je nawet mia nem b et M arjam —Domem Marii, nie przysparza z pewnością popularności temu miejscu w kręgach katolickich. Każe raczej spoglądać na nie jak na wyraz bezsensownej konkurencji, choć wcale nim nie jest. Wszakże według P rotoew an gelii Jakuba właściwe wydarzenie zwiastowania nastąpiło przed grotą. Ten, kto przekroczy nawę środkową kościoła znajdującego się nad studnią, nawę, której sklepienie pokrywają freski rumuńskie go pisarza ikon, musi zejść po sześciu stopniach, by znaleźć się w przesklepionej krypcie. Na jej końcu, pod marmurową płytą ołtarzową, znajduje się kolisty otwór studni, do którego odwiedzający chętnie wrzucają monety. Inni przynoszą butelki i napełniająje poświęconą wodą. Słychać jej szum, który brzmi jak echo dawnych czasów, odbijające się w krypcie: 161
I wzięła dzban, i wyszła, by zaczerpnąć wody. I usłyszała głos mó wiący do niej: „Witaj, pełna łaski, Pan z tobą. Błogosławionaś ty pośród niewiast”. I spojrzała Maryja na prawo i na lewo, skąd by pochodził ten głos. I cała drżąca weszła do swego domu, i posta wiwszy dzban wzięła purpurę, i siadła na tronie, i przędła purpurę.
Tak przedstawia to P rotoew an gelia Jakuba, a słowa pozdro wienia Archanioła brzmią tu prawie tak samo jak u Łukasza. Czytelnikowi niemieckiego tłumaczenia Ewangelii św. Łu kasza umyka jednak w tym wszystkim coś bardzo ważnego. Słowo chaire pojawiające się w pierwotnym greckim tekście także u Łukasza jest czymś o wiele więcej niż tylko zwykłym codziennym pozdrowieniem - czymś więcej z pewnością niż potoczne szalom czy „pokój niech będzie z tobą” używane w krajach Orientu. C haire oznacza mianowicie: raduj się; we sel się i ukazuje wyjątkowość tej chwili. Za pomocą tych słów także w wielu innych miejscach Pisma zapowiadane jest przez aniołów błogosławione działanie Boga. W języku greckim, je śli powiemy: chaire kecharitom ene, wtedy mamy do czynienia z piękną grą słowną - bowiem słowo charis może mieć trzy różne znaczenia: łaska, upodobanie, dar. Nie dziwi zatem, że Miriam musiała być zdezorientowana, cóż - nawet przestraszo na, więc pobiegła szybko do domu, nie wiedząc, co to wszyst ko ma znaczyć. Dopiero tam ukazał się jej anioł, którego głos wcześniej usłyszała, i powiedział do niej: „Nie lękaj się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę wobec wszech władnego Pana wszech rzeczy. Poczniesz za sprawą Jego Słowa”. Ona zaś, Maryja, usłyszawszy [te słowa] rozważała je w sobie, mówiąc: „Czyż ja pocznę z Boga żywego [i porodzę] jak każda kobieta rodzi?”. I oto stanął anioł i rzekł do niej: „Nie tak, Maryjo. Moc bowiem Pana cię ocieni, dlatego święty, którego porodzisz, będzie nazwany Synem Najwyższego. I nadasz Mu imię Jezus, 162
On bowiem wybawi lud swój z grzechów jego”. I rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pana przed Jego obliczem. Niech mi się stanie według słowa twego”.
Nie możemy mieć pewności co do tego, czy twórca P rotoew an gelii Jakuba wzorował się w tym miejscu na Ewangelii św. Łukasza i świadomie zmienił fragment tekstu dotyczący zwiastowania, czy też mamy tu do czynienia z równoległe prze kazywaną tradycją. Wyraźne są w każdym razie nie tylko podo bieństwa, ale także pewne różnice. W P rotoew an gelii Jakuba brakuje na przykład zapowiedzi, że Jezus miałby „panować nad domem Jakuba [Izraela] na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca” (Łk 1,33). Być może stało się tak dlatego, że chciano uniknąć przedstawienia obrazu „upolitycznionego” Mesjasza jako króla, którym Jezus nigdy nie chciał zostać. Prawdopo dobne jest też to, że przeważyły względy dostosowania tekstu do realiów - Jezus tak naprawdę nie objął przecież władzy nad ludem żydowskim, lecz przejął panowanie nad „nowym Izra elem” - nad Kościołem. Tylko to mógł zatem mieć na myśli anioł, gdy mówił o panowaniu na wieki: „a Jego panowaniu nie będzie końca” (Łk 1,33), podczas gdy świeckie panowanie, na wet króla Dawida, skończyło się ostatecznie wraz ze śmiercią władcy. Jednak to właściwie nie wymaga wyjaśnienia, ponieważ już samo imię Jezusa było rodzajem programu, samookreśleniem Jego panowania - po hebrajsku Jehoszua, w aramejskim języku potocznym Jeszu, znaczy tyle co: Bóg [Jahwe] uratu je. Imię to nosił brat Mojżesza (nazywany przez nas imieniem Jozue), który poprowadził lud Izraela do Ziemi Obiecanej. Ta kiego nowego Jozuego oczekiwali esseńczycy. Gdy zakładali swój „obóz na pustyni” w okolicy Kumranu, spodziewali się właśnie nowego zajęcia ziemi i nastania nowego uświęconego Izraela. Jednak Miriam jeszcze bardziej od zapowiedzi narodzin 163
Mesjasza, na którego rozpaczliwie czekał cały Izrael, zdziwiło coś innego. Pytała, jak to się stanie, że zdarzy się cud wciele nia Boga w jej dziewiczym ciele. Dla niej jako Żydówki było to prawdziwym cudem, czymś nieoczekiwanym, właśnie czymś niesłychanym, co dostatecznie miało odróżnić Jezusa od wszyst kich fałszywych pretendentów do tytułu Mesjasza, jacy się pojawiali. Miało się to także stać dla potomnych „kamieniem obrazy”, jeszcze bardziej nieuchwytnym wydarzeniem niż zmar twychwstanie, używając greckiego słowa - skandalonem 2 dla wielu nie do zaakceptowania. Tak było już w II wieku po Chr. jak relacjonuje wytrącony z równowagi Ireneusz z Lyonu - gdy istniała grupa judeochrześcijan, która wprawdzie wierzyła w Je zusa jako Mesjasza, ale odrzucała jego narodziny z Dziewicy. To, że nazywali się ebionitami - ubogimi, wskazuje na ich esseńskie pochodzenie, bowiem w zwojach znad Morza Martwego wie lokrotnie używano tego określenia jako synonimicznej nazwy własnej esseńczyków. Uważali Jezusa za „dziecko poczęte z nor malnego związku mężczyzny z Marią” - podaje ojciec Kościoła. Może P rotoew angelia Jakuba powstała jako bezpośrednia odpo wiedź na te błędne nauki. W każdym razie wątpliwości Miriam co do sposobu poczęcia są całkowicie zrozumiałe i trzeba na nie spoglądać z perspek tywy greckiej kultury hellenistycznej, z kręgiem której musiała mieć kontakt w taki czy inny sposób tak w Jerozolimie, jak i po tem w samej Galilei. Czyż Bóg, Pan wszech rzeczy, w cielesnej postaci odbędzie z nią akt poczęcia, tak jak miało to miejsce na przykład w wypadku Zeusa? „Czyż ja pocznę z Boga żywego [i porodzę] jak każda kobieta rodzi?” - stawiała sobie pytanie
2 Greckie słowo sk a n d a lo n tłumaczyć można jako przeszkodę, powód obu rzenia, skandalu. Por. Iz 8,14: „On będzie kamieniem obrazy i skałą potknięcia się dla obu domów Izraela” - przyp. tłum.
164
Miriam. Oczywiście nie, odpowiada anioł i posługuje się starożydowskim porównaniem - „Nie tak, Maryjo. Moc bowiem Pana cię ocieni” - które tylko w przekładzie na język niemiecki brzmi groźnie, może niepokojąco, podczas gdy dobór słów w języku hebrajskim wskazuje na starotestamentową paralelę. Przywodzi ona na myśl obłok spowijający przybytek Pański. Wznosił się on nad Namiotem Spotkania, wskazując na obecność Boga (Wj 40,34-38), wtedy, gdy Izraelici wyruszyli w drogę. W ten sposób Miriam stała się rzeczywiście tabernakulum Nowego Przymie rza, „nową świątynią”, spełnieniem Izraela i początkiem nowego czasu w historii zbawienia - nadejściem dnia Pańskiego. Nigdzie poza zwiastowaniem nie widać tak wyraźnie - cytując dosłownie Josepha Ratzingera - „że obraz Maryi w Nowym Testamencie jest utkany z wątków starotestamentowych”. Nigdzie indziej tak dobitnie nie pojawia się przeświadczenie, że to wszystko miało się wydarzyć podczas tkania zasłony świątynnej przez Miriam, gdy „przędła purpurę”, co ubarwia jeszcze bardziej powstający obraz Dziewicy. Obraz nabiera prawdziwego kolorytu i niezwy kłej symboliki. To jest ta sama zasłona przybytku (oddzielająca Święte Świętych od świata zewnętrznego), która „rozdarła się na dwoje z góry na dół” (Mt 27,51), gdy ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać w chwili śmierci Jezusa, by objawić - odsłonić prawdę w równym stopniu przerażającą co uszczęśliwiającą. Rozdarta na dwoje zasłona odsłoniła, że Święte Świętych jest puste! Bóg nie odpoczywa już w swoim przybytku w świątyni na Bożym tronie na skałach góry Moria. Bóg wisi na krzyżu na skałach wzgórza Golgoty! A wszystko to stało się możliwe dzię ki jednemu słowu wypowiedzianemu przez Miriam w Świętym Domku w Nazarecie - fiat: Na to rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się sta nie według twego słowa!” (Łk 1,38). 165
Jeszcze nigdy żaden człowiek nie wypowiedział słów ma jących większe następstwa dla świata niż Miriam: F ia t m iki secundum ver bum tuum. Łacińskie słowo f ia t - niech się stanie - było także słowem, którym Bóg stworzył na początku nie bo i ziemię: „Wtedy Bóg rzekł: »Niechaj się stanie światłość«. I stała się światłość” (Rz 1,3). W ten sposób słowa Miriam są odniesieniem nie tylko do początków Nowego Przymierza, ale także do momentu stworzenia świata - pozwalają rozumieć wydarzenie z Nazaretu jako moment jego nowego stworze nia. Wprawdzie inwersja powitania Miriam przez anioła, Ave, do postaci Eva funkcjonuje jedynie w łacinie, tak więc greckojęzyczny Łukasz z pewnością nie mógł mieć jej na myśli, ale mimo to wyraża pewną tajemnicę, która od II wieku po Chr. (tak więc od Polikarpa ze Smyrny, uważanego za ucznia św. Jana apostoła, i Justyna męczennika, zmarłego w roku 165) pojmowana jest przez chrześcijan w ten sposób, że Miriam sta ła się nową Ewą. Dzięki swojemu posłuszeństwu matka Jezusa umożliwiła wybawienie ludzkości od zmazy grzechu pierwo rodnego, który był następstwem nieposłuszeństwa Ewy. Wiemy, że [Jezus] stał się [człowiekiem] przez Dziewicę Marię, aby tą samą drogą, którą grzech za przyczyną węża wziął swój początek, grzech ten także został zmazany; bowiem Ewa, która była nieskalaną dziewicą, porodziła, po tym jak posłuchała słów węża, grzech i śmierć. Dziewica Maria natomiast była pełna wiary i radości, kiedy Archanioł Gabriel przyniósł jej dobrą nowinę, że wstąpi w nią duch Pana i moc Najwyższego ją ocieni, dlatego też święte, które się z niej narodzi, będzie synem Bożym.
Tak pisał Justyn męczennik, wielki apologeta chrześcijań ski, pochodzący ze starożytnej miejscowości Sychem w Pale stynie, żyjący około roku 150 po Chr., zatem w czasie, kiedy powstawała P ro toew an gelia Jakuba. „W Marii droga, którą 166
zapoczątkowała Ewa, znajduje odwrócenie” - podsumował Ireneusz z Lyonu, uczeń Polikarpa ze Smyrny, naukę, która w II wieku po Chr. była ugruntowanym dziedzictwem religij nym chrześcijan. Odnajdujemy ją także w jeszcze krótszej for mule św. Hieronima: „Śmierć przez Ewę, życie przez Marię!”. Konsekwencją tej definicji była decyzja podjęta przez papieża Piusa IX o ogłoszeniu w roku 1854 dogmatu o niepokalanym poczęciu Maryi. Jako „nowa Ewa” Miriam musiała być tak samo poczęta bez grzechu pierworodnego jak pramatka Ewa. Była zatem już z góry zbawiona łaską Bożą. Jednak w P rotoew cm gelii Jakuba zabrakło najbardziej pro wokacyjnej wypowiedzi, jaką Miriam skierowała do siebie samej. Jest ona tak subtelnie sformułowana, że jej dosłowne brzmienie musiało najpewniej stopniowo zanikać w ustnej tra dycji lub nadano jej inne znaczenie, sprowadzając do prostego pytania, czy porodzi dziecko tak, jak każda inna kobieta. Mo żemy tu zaufać chyba św. Łukaszowi, który był dwakroć bliżej samego wydarzenia niż autor P rotoew an gelii Jakuba, kiedy cy tował słowa wypowiedziane przez Miriam: Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? (Łk 1,34).
Jeżeli bazować tylko na lekturze Ewangelii św. Łukasza, słowa te wydają się niejasne, a samo pytanie trudne do zrozu mienia. Wprawdzie także św. Łukasz relacjonuje, że Miriam była jeszcze dziewicą, jednak na temat jej przeszłości zdradza tylko tyle: Bóg posłał anioła Gabriela „do Dziewicy poślubio nej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida” (Łk 1,26). Tak więc zrazu brzmi to tak, jakby chodziło o całkiem normalną dziewczynę z ludu, pochodzącą po prostu z jakiegoś „miasta w Galilei, zwanego Nazaret”. Oczekuje się od niej zwyczajnie tego, że wyjdzie w ciągu roku za mąż i potem będzie miała 167
dzieci - całkiem w zgodzie z m icw ą - nakazem religijnym wy znawców judaizmu. U Żydów bowiem bezdzietność uznawana była powszechnie za hańbę, za złamanie przykazania boskiego danego ludziom: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście za ludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1,28). Jednak w tym kontekście takie pytanie byłoby bardziej nawet niż nie zwykłe, ponieważ można było zasadniczo wyjść z założenia, że wobec zapowiedzianego przyszłego małżeństwa nic nie stoi na przeszkodzie, by mogło wkrótce narodzić się dziecko. Dlatego zdziwienie Miriam nie odnosi się w żadnym razie do przeszłości, do tego, że do tej pory jeszcze „nie zna męża”, bo wyraża się ona z jakąś osobliwą kategorycznością. Brzmi to całkiem tak, jakby z zasady nie chciała „znać męża”. Tylko w ten sposób Ewan gelia daje do zrozumienia czytelnikowi, że Miriam jest całkiem inna. Ale dlaczego tak się dzieje? Jasną odpowiedź daje w tym względzie P rotoew angelia Jakuba, gdy wspomina o złożonym ślubie czystości na całe życie i każe przyrzec matce Miriam, Annie, podczas zwiastowania narodzin córki przez anioła: „Na Boga żywego, czy zrodzę chłopca, czy dziewczynkę, zawiodę je w darze Panu, Bogu mojemu, i [dziecko to] będzie Mu służyło p o w szystkie dni sw ego żyw ota [wyróżnienie - M.H.]”. Trzeba jednak zadać pytanie, czy złożenie takiej przysięgi w judaizmie byłoby w ogóle prawdopodobne? Właśnie o to wiedli długoletni spór krytycy P rotoew an gelii Jakuba. Znany jest pewien zupełnie jasny precedens ze Starego Testamentu, a dokładnie z Pierwszej Księgi Samuela. Co ciekawe, odnajdu jemy go właśnie w historii Anny - imienniczki matki Miriam - która jest żoną starotestamentowego Sufity imieniem Elkana. Również ona nie miała dzieci, ponieważ „Pan zamknął jej łono” (1 Sm 1,6) i dlatego szła opłakiwać swoją biedę do świą tyni Pana, a dokładnie rzecz ujmując, do Namiotu Spotkania, gdzie czuwał kapłan Heli. Był on świadkiem, że Anna uczyniła 168
obietnicę, mówiąc: „Panie Zastępów! Jeżeli łaskawie wejrzysz na poniżenie służebnicy twojej i dasz mi potomka płci męskiej, wtedy oddam go Panu po wszystkie dni jego życia, a brzytwa nie dotknie jego głowy” (1 Sm 1,11). W końcu Bóg wysłuchał jej błagań. Kiedy Elkana zbliżył się do swojej żony - gdy mógł powiedzieć, że na powrót „zna swoją żonę” - Anna poczęła i urodziła syna. Nazwała go imieniem Samuel i ofiarowała na służbę Bożą, powierzając kapłanowi Helemu, który go wy chowywał i pouczał w wierze. I tak Samuel stał się w końcu jednym z największych proroków Izraela, ale wcześniej po wiedziano o nim, że „po wszystkie dni, jak długo będzie żył, zostaje oddany na własność Panu” (1 Sm 1,28). Został tym, o którego zwrot upomniał się Pan, został poświęcony Bogu - zatem żył w celibacie. Odesłanie do słowa „brzytwa” ujawnia, że chodzi tu o coś więcej niż tylko indywidualną decyzję, a mianowicie o żydow ską instytucję - o nazireat. N azir, czyli poświęcony Bogu, przyj mował zobowiązania na okres trwania ślubu. Zwykle chodziło o ślub ograniczony czasowo, tylko w wyjątkowych wypad kach na całe życie, oznaczał on wstrzemięźliwość, obejmującą również rezygnację z obcinania włosów i golenia się („przez cały czas trwania nazireatu nożyce nie dotkną jego głowy” - Lb 6,5). Wszystkie reguły nazireatu zostały zebrane w roz dziale szóstym Księgi Liczb - czwartej części Pięcioksięgu, gdzie wyraźnie jest napisane, że także kobieta może złożyć ślub nazireatu i że n azir ,jest poświęcony dla Pana” (hebraj skie słowo nezarim oznacza poświęcony, święty Boga). N a zir musi zrezygnować nie tylko ze spożywania wina i piwa oraz ze strzyżenia włosów, ale przede wszystkim z dotykania wszyst kiego, co jest nieczyste, tak więc zmarłego oraz wszelkich wy dzielin ludzkiego ciała, co oczywiście oznacza również wstrze mięźliwość seksualną. 169
To, że taki ślub czystości - wstrzemięźliwości mógł trwać przez całe życie, ukazuje nie tylko przykład Samuela i innych proroków, którzy również byli bezżenni i żyli w czystości, ale także rozdział trzydziesty Księgi Liczb traktujący o P ra w ie o ślu bach , który omawia nawet zagadnienie ślubów składanych przez kobiety: Gdy kobieta złoży ślub Panu lub podejmie jakie zobowiązanie, to w wypadku gdy jest jeszcze młoda i mieszka w domu swego ojca, a ojciec wie o jej ślubie czy zobowiązaniu, które uczyniła i nie sprzeciwia się, wówczas ślub, jakikolwiek by był, i zobowią zanie będą ważne. [...] Gdy jednak wyjdzie za mąż, a jest jeszcze związana ślubem czy nieopatrzną obietnicą swych warg, którą się związała, wtedy ślub i zobowiązanie będą ważne, o ile mąż powia domiony o tym nie okaże sprzeciwu w dniu, kiedy się dowiedział (Lb 30,4-8).
W ten sposób już prawo Mojżeszowe, Tora, ustaliło dla wszystkich Żydów jako wiążące i obowiązujące to, że nawet zamężna kobieta może pozostać wierna złożonej obietnicy za chowania czystości, jeśli jej mąż się na to zgodzi. Tym samym także w judaizmie nadano pierwszeństwo życiu poświęconemu Panu - nawet przed obowiązkiem rozmnażania się! Jak bardzo aktualne i obowiązujące było to prawo jeszcze w czasach, gdy żyła Miriam, pokazuje Z w ój św iątyn n y esseń czyków, który odnaleziono w jaskini jedenastej w Kumran. Po wtarza on w kolumnie 53 słowa Księgi Liczb: A jeśli kobieta wobec Mnie [Boga] złożyła obietnicę lub nałożyła na siebie zobowiązanie wstrzemięźliwości w domu swojego ojca, przysięgając w młodości, a jej ojciec usłyszał o obietnicy lub zo bowiązaniu wstrzemięźliwości, które wzięła na siebie, i nie sprze ciwił się im, wtedy będą ważne jej obietnice i wszelkie jej zobo wiązania wstrzemięźliwości, które na siebie wzięła. 170
Potem w Zw oju św iątynnym brak jest czytelnego tekstu. Odcyfrować można dopiero fragment, w którym mowa jest o tym, co się zdarzy, gdy młoda kobieta wyjdzie za mąż: [...] przysięgę wstrzemięźliwości: jej mąż może uznać ją za waż ną, jej mąż może ją [jednak też] unieważnić w dniu, w którym się o tym dowiedział.
Gdy założymy, że Józef jako wdowiec, który spełnił już na kaz rozmnażania się, a może w ogóle jako esseńczyk (?) uznał ważność ślubu złożonego przez Miriam - oraz fakt, że po za ręczynach Miriam nadal kategorycznie wykluczała możliwość „poznania męża” - nie pozostaje nam nic innego, jak uznać, iż żona Józefa była faktycznie przez całe swoje życie związana obietnicą zachowania wstrzemięźliwości seksualnej i rzeczy wiście pozostała aeiparthenos - zawsze Dziewicą, jak ogłosił to wiążąco dla wszystkich wiernych drugi powszechny Sobór Konstantynopolitański w roku 553. Faktycznie dysponujemy wystarczająco dużą liczbą wska zówek w Ewangeliach, potwierdzających, że Miriam także po urodzeniu Jezusa „nie znała męża”. Wiele wskazuje na to, że nie miała innych dzieci. Tak więc wydaje się, że na piel grzymkę do świątyni jerozolimskiej udali się rzeczywiście tyl ko Miriam, Józef i dwunastoletni syn Jezus. Wśród biorących w niej udział nie wymieniono ani braci, ani sióstr Jezusa. Warto podkreślić to, że matki nie miały obowiązku udawania się do świątyni. Taka pielgrzymka oznaczała zawsze przynajmniej czternastodniową nieobecność w domu, a na tak długi czas nikt nie pozostawiłby małoletnich dzieci samych w gospodarstwie. Także na wesele w Kanie Galilejskiej zaproszono tylko Mi riam z synem Jezusem, który przybył w towarzystwie uczniów - również w tym wypadku nie ma mowy o innych członkach 171
rodziny. To, że ewangeliści, wymieniając „braci i siostry” z Nazaretu i Kafamaum, mieli na myśli zapewne kuzynów czy krewnych, omówiono już ze szczegółami wcześniej. Można być tego pewnym, bo przecież same Ewangelie z wystarczają cą pieczołowitością przekazują nam imiona ojców i matek tych rzekomych „braci i sióstr”. To, że okazjonalnie - na przykład podczas wizyty w Kafamaum - towarzyszą oni także Miriam, ma oczywistą przyczynę - w judaizmie było nie do wyobra żenia, żeby kobieta udawała się samotnie w podróż czy nawet sama opuszczała swoją wieś lub miasto. Poza tym krewni Pań scy mogli równie dobrze wspólnie opuścić Nazaret (lub zostać z niego przegnani) w proteście po tym, jak współmieszkańcy prawie ukamienowali Jezusa. Najwyraźniej uwidacznia się to jednak - o czym już wspomniano wcześniej - pod krzyżem. Oczywiste jest, że Jezus jako pierworodny syn Miriam czuł się w obowiązku zatroszczyć o przyszłość wdowy. Gdyby istnieli jacyś inni synowie, zadanie to spadłoby automatycznie na ich barki. Scena pod krzyżem przebiega jednak inaczej - zamiast tego Jezus powierza swojąmatkę opiece najmłodszemu spośród uczniów, Janowi. Niczego nie zmienia tutaj zapis pochodzący od św. Łukasza, który przekazuje informację, że Jezus jest sy nem „pierworodnym” (Łk 2,7) Miriam, ponieważ był nim fak tycznie, niezależnie od tego, czy były następne dzieci. Zatem dla prawdziwości tego przekazu jest bez znaczenia, czy Miriam urodziła potem jeszcze kolejne dzieci, czy też nie. Faktycznie w środowisku żydowskim pierwszy syn nosił zawsze tytuł bek or - pierworodny, nawet wtedy, gdy nie było już w rodzinie dalszych dzieci. W judaizmie obowiązywała właśnie taka tytulatura, czego dowodem jest grecka inskrypcja nagrobna doty cząca Żydówki, pochodząca z 5 roku przed Chr., którą odkryto w roku 1930 w egipskim Leontopolis. Można z niej odczytać, że: „Los przywiódł mnie w bólach porodowych mojego pier 172
worodnego dziecka do kresu życia”. Podobnie jest w Ewangelii św. Mateusza - Józef miał „nie znać” Miriam (zwyczajowy ter min używany w Biblii na określenie współżycia seksualnego3), „aż porodziła Syna” (Mt 1,25). Jak ustalił językoznawca Klaus Beyer w pracy S em itische Synthese im N T [Synteza semicka Nowego Testamentu]4, w językach semickich, podobnie zresz tą jak w języku greckim, słowo „aż; dopóki” oznacza, także po negacji czegoś, „często tylko granicę, do której rozpatry wane jest dane wydarzenie, co wcale nie musi oznaczać, że po nim coś się zmieniło”. Tak na przykład Księga Rodzaju określa obietnicę daną Jakubowi przez Boga: „Ja jestem z tobą i będę cię strzegł, gdziekolwiek się udasz, a potem sprowadzę cię do tego kraju. Bo nie opuszczę cię, dopóki nie spełnię tego, co ci obiecuję” (Rdz 28,15). W obietnicy nie ma przecież sugestii, że po jej spełnieniu zostanie przez Boga opuszczony. Mimo tego krytycy chrześcijańskiej tradycji chętnie podkre ślają, że motyw dziewictwa Miriam miał być wymysłem ewan gelistów Mateusza i Łukasza, opierających się na błędnym tłu maczeniu Biblii. Rzeczywiście św. Mateusz - i tylko on, bo u św. Łukasza brak takiego odniesienia! - dostrzega w naro dzinach Jezusa spełnienie się proroctwa wygłoszonego przez Izajasza do króla Achaza, który nie miał odwagi prosić o znak dla siebie i wystawiać Pana na próbę. O znak, który pozwoliłby Izraelowi znów mieć nadzieję: Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, I nazwie go imieniem Emmanuel (Iz 7,14).
3 W polskim tłumaczeniu: „nie zbliżył się do Niej” (Mt 1,25) - przyp. tłum. 4 K. Beyer, S e m itisc h e S y n th ese im N T , t. I, cz. 1, Göttingen 1962, s. 132, przyp. 1
173
Tam jednak, gdzie czytamy „dziewica”, w hebrajskim orygi nale użyto słowa alma(h), które oznacza i dziewicę w znaczeniu biologicznym, i pannę w znaczeniu młodej kobiety. Również inne hebrajskie słowo - betulah - ma podwójne znaczenie. Róż nica polega na tym, że alm a(h) oznacza dziewczynę będącą dzie wicą, która może być zaręczona, ale nie zna pożycia z mężczy zną, podczas gdy słowo betulah używane bywa w odniesieniu do niezaręczonej dziewicy. Na określenie kobiety zamężnej nato miast stosowany byłby wyraz isza. Kiedy w wieku III przed Chr. poproszono siedemdziesięciu (lub siedemdziesięciu dwóch) żydowskich uczonych w Piśmie o przetłumaczenie na zlecenie egipskiego króla Ptolomeusza II Filadelfosa dla słynnej Biblio teki Aleksandryjskiej Pisma Świętego na język grecki, wybrali greckie słowo parth en os - dziewica na oddanie znaczenia he brajskiego określenia alma(h), adekwatnego jako określenie Miriam. Krytycy na tej podstawie utrzymują, że tylko dlatego wcześni chrześcijanie, którym można było jak wiadomo wszyst ko wmówić, przypisali Miriam dziewicze poczęcie i po prostu wymyślili w tym celu piękną opowieść o zwiastowaniu anioła. Jak należy odnieść się do tego twierdzenia? Co o nim sądzić? Najpierw musimy zadać sobie pytanie, co chciał przekazać Izajasz. Gdy dokładnie przyjrzymy się jego proroczej wizji, to stwierdzimy, że składa się ona z dwóch części. Jedna część obej muje perspektywę - nazwijmy ją - długofalową. Chodzi w niej o to, by dodać odwagi udręczonemu królowi Achazowi, i doty czy przyszłego pojawienia się Mesjasza. Druga część obejmuje perspektywę krótkofalową, bo zanim nastąpią opisane w niej wy darzenia, „zostanie opuszczona kraina”, nastanie czas niedostat ku i zubożenia, które powinny napawać przerażeniem. Ponieważ prorok mówi o jakimś szczególnym znaku Boga, najpewniej nie miał na myśli narodzin zwyczajnego, pospolitego chłopca, ale takiego, którego imię i przymioty wykraczają poza codzienność. 174
Z pewnością prorocza wizja nie obejmuje perspektywy krótkofa lowej -jakiegoś mającego wkrótce nastąpić wydarzenia. Gdyby tak było, Izajasz wspomniałby później o spełnieniu proroctwa. Jednak nie dowiadujemy się ani o tym, że królowa porodziła syna imieniem Emmanuel, ani też nie pojawia się za jego ży cia w najbliższym otoczeniu żadna osoba o tym imieniu. Zaraz w następnym rozdziale Księgi Izajasza prorok wyjaśnia, gdy zwraca się do Emmanuela, mówiąc, że Izrael jest jego ziemią: ,Jej skrzydła będą rozpostarte // na całą szerokość twej ziemi, o Emmanuelu!” (Iz 8,8). Jest to szczególnie godne uwagi, ponie waż Izrael w Starym Testamencie i oczywiście także w Księdze Izajasza jest zwykle traktowany jako „ziemia Pańska” (Iz 14,2). Jest to zatem sprzeczność, którą można wytłumaczyć tylko wte dy, gdy utożsami się Emmanuela z Bogiem, z Panem. Rzeczy wiście prorok Izajasz nie pozostawia żadnej wątpliwości w tym względzie, mówiąc o tym, że Emmanuel jest Mesjaszem: Albowiem Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany, na Jego barkach spoczęła władza. Nazwano Go imieniem: Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju. Wielkie będzie Jego panowanie w pokoju bez granic na tronie Dawida i nad jego królestwem, które on utwierdzi i umocni prawem i sprawiedliwością, odtąd i na wieki (Iz 9,5-6).
Poza tym młode kobiety każdego dnia wydają na świat dzie ci, z których mniej więcej połowę stanowią chłopcy. Natomiast 175
zdecydowanie o wiele rzadziej zdarza się, że dziewica rodzi dziecko - co faktycznie może uchodzić za cud i znak od Boga. Podobnie musieli postrzegać problem uczeni w Piśmie pracują cy nad przekładem Septuaginty, kiedy całkiem świadomie wy brali greckie słowo parth en os - dziewica jako najwłaściwsze tłumaczenie hebrajskiego alm a(h). Żydowscy prześmiewcy, ale także piszący swe dzieło w szy derczym tonie grecki filozof Kelsos (lub Celsus) z Aleksandrii, zaciekły przeciwnik chrześcijaństwa, szybko znaleźli wyjaśnie nie, kim był „syn Dziewicy”. Nazywali go „synem Panthery” i zrobili z niego już wkrótce żołnierza rzymskiego. Jeszcze na początku XX wieku słychać było głosy prawdziwych ideow ców, którzy z przekonaniem głosili, że rzymska stela nagrob na, odkryta w Bingerbriick nad Renem (dziś Bingen am Rhein) zawiera inskrypcję wymieniającą nazwisko pewnego znanego jako Panthera łucznika, będącego rzekomym ojcem Syna Boże go, z którego w ten oto sposób uczyniono „aryjczyka”. Dopiero w roku 2006 amerykański biblista James Tabor przypomniał na powrót tę najstarszą spośród wszystkich „czarnych legend”, aby dodać uroku swojej tezie o dynastii Jezusa i Jego grobie rodzinnym w Jerozolimie. W tym wszystkim już oczywisty anagram, przestawienie liter w słowie P arth en -os, tak by po wstało przezwisko P anther-a, odsłania podszytą złośliwością fantazję. W rzeczywistości to chrześcijanie jako pierwsi odnieśli proroctwo Izajasza do postaci Mesjasza. Żadne tradycyjnie żydowskie źródło nie odważyło się na wyciągnięcie takiego wniosku, nigdzie nie jest wyraźnie powiedziane, że Mesjasz miał być synem dziewicy. Wyłącznie esseńczycy zdawali się wierzyć w bezpośrednie Boże synostwo Mesjasza. W każdym razie w regule wspólnoty (1 QSa 2,11-12) jest mowa o tym, że „Bóg pocznie Mesjasza”, natomiast w Wizji syn a B ożego 176
(4 Q 246) odnajdujemy nawet antycypację słów anioła, który miał - jak z góry przewidywano - powiedzieć: „Nazwany zosta nie synem Boga i będą go nazywać synem Najwyższego”. Słowa te padają w kontekście opozycji do innej postaci, bowiem tekst odnosi się do syryjskiego króla Antiocha IV Epifanesa (którego przydomek oznacza objawienie Boga), ukazanego w ten spo sób jako swoisty anty-Mesjasz. Jednak całkiem ogólnie rzecz ujmując, to typowe dla św. Mateusza, który czując się bez mała wewnętrznie przymuszony, usiłował zawsze wynajdywać dla czynów Jezusa odniesienia do starotestamentowych zapowie dzi proroczych. Czasami udawało się mu to całkiem dobrze, w innych miejscach „przepowiednie” robią wrażenie raczej pobożnych życzeń. Niestety, Mateusz niekiedy czuł koniecz ność „naciągania” dowodów ze Starego Testamentu, w czym ujawniała się jego dążność do przekonania Żydów za wszelką cenę do tego, że Jezus jest Mesjaszem. Był On wszak pod pew nymi względami całkowicie inny od oczekiwanego zbawcy, który miał być przecież wyzwolicielem spod jarzma Rzymian. W tym wszystkim jednak ewangelista nie poważył się nigdy na to, by przeinaczać Vita Jesu - żyło wtedy jeszcze nazbyt dużo naocznych świadków, którzy doskonale wiedzieli, co się wydarzyło. Zamiast tego więc ukazywał zdarzenia w świetle proroctw, co do których miał pewność, że można je odnieść jedynie do Jezusa. Jednak najlepszy dowód na to, że Mateusz i Łukasz nie wy myślili narodzin Jezusa z Dziewicy Miriam, lecz opierali się na interpretacji proroctwa z Księgi Izajasza, odnajdujemy w naj starszej Ewangelii - św. Marka. Mieszkańcy rodzinnego miasta Jezusa, Nazaretu, pytali, gdy ten zaczął nauczać w synagodze: „Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona?” (Mk 6,3). Takie sformułowanie przeczy całko wicie nie tylko żydowskiemu zwyczajowi, zgodnie z którym 177
określa się mężczyznę jako syna swojego ojca, lecz czyni z Je zusa jedynego Żyda w całej żydowskiej literaturze, którego nazywa się od imienia matki! Możliwe też, że dalsze potwier dzenie narodzin Jezusa z Dziewicy znajduje się w Ewangelii św. Jana, która powstała niezależnie od podobnych w treści i formie Ewangelii synoptycznych i wystarczająco często je koryguje. Nawet jeśli odniesiemy słowa św. Jana na podstawie ujednoliconego tłumaczenia do „dzieci Boga” i odczytamy je w liczbie mnogiej którzy ani z krwi, // ani z żądzy ciała, // ani z woli męża, // ale z Boga się narodzili” (J 1,13), to trzeba wiedzieć, że mamy jeszcze inną wersję - tym razem w liczbie pojedynczej - którą wielu egzegetów uważa za wcześniejszą a zatem pierwotną: „do niego, który ani z krwi, ani z żądzy cia ła, ani z woli męża, ale z Boga się narodził”. To, że ta wersja poświadczona jest już w II wieku po Chr. na bardzo różnych ob szarach starożytnego Kościoła, czyni argumentację wiarygod ną. Również zarzut, że ewangeliści mieli wzorować się na po daniach z greckiej mitologii oraz mitach pochodzących z Azji Przedniej, gdzie roi się wprost od półbogów i synów bogów, został szybko odrzucony. Nie może tu być mowy o przejęciu wzoru, ponieważ we wszystkich tych legendach wspomina się tylko o seksualnym akcie płodzenia przez boga przyjmującego postać ludzką lub zwierzęcą by obcować cieleśnie z kobietą która być może jest dziewicą przed spółkowaniem, nigdy jed nak nią nie pozostaje po nim. Poczęcie przez Ducha Świętego natomiast jest czymś wyjątkowym w całej historii i mitologii ludzkości. Kiedy się to jednak zdarzyło? Kiedy miało miejsce zwia stowanie? Tradycyjnie święto Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie obchodzi się 25 marca, co ma nas prostą drogą doprowadzić w czasie do Bożego Narodzenia, obchodzonego 25 grudnia. Jednak - jak dowodziłem w mojej książce N a tro ll %
p ie Jezu sa z Nazaretu. Ziem ia Z baw iciela - taka data dzien
na narodzin Jezusa ani nie jest poświadczona dla wczesnego okresu chrześcijaństwa, ani też nie jest prawdopodobna. Już sama obecność pasterzy na pastwiskach („W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nad swoją trzodą” - Łk 2,8) wyklucza okres między początkiem listopada a po czątkiem marca, ponieważ w tych miesiącach stada pozostawa ły w owczarniach umiejscowionych w jaskiniach. W oparciu o tę wzmiankę, a także na podstawie danych astronomicznych - wynikających z próby identyfikacji gwiazdy betlejemskiej z supernową, do wybuchu której doszło w 5 roku przed Chr. w gwiazdozbiorze Orła, co było widoczne na niebie w różnych miejscach świata od początku marca do połowy maja - trzeba by datować narodziny Jezusa Chrystusa na pierwszą połowę marca tego roku. Jeśli liczyć okres czterdziestu tygodni jako normalny czas trwania ciąży, to zwiastowanie musiałoby na stąpić gdzieś z końcem maja/początkiem czerwca 6 roku przed Chr. Pokrywa się to wspaniale nie tylko ze starą tradycją, we dle której maj jest miesiącem maryjnym, ale tłumaczy także, dlaczego Józefa nie było wówczas w domu - od wiosny do jesieni trwał sezon budowlany. Najprawdopodobniej Miriam została powierzona jego opiece, kiedy jako pątnik udał się na święto P esach do Jerozolimy, by podobnie jak wszy scy wyznawcy judaizmu obchodzić święto Paschy w świąty ni. Możliwe nawet, że czas między dwunastymi urodzinami (we wrześniu?) a świętem Paschy (kiedy zabrał ją ze sobą do Nazaretu Józef) - zatem dobre pół roku - Miriam spędziła u swoich krewnych - wuja Zachariasza i ciotki Elżbiety, do których zresztą udała się potem zaraz po zwiastowaniu, by po wiadomić ich o tym, co się jej przydarzyło. Pokrywa się to tak że doskonale z żydowskim zwyczajem, że dziewczyna, która ukończyła dwanaście lat i sześć miesięcy, powinna była przy 179
najmniej zostać zaręczona, o co przecież miał postarać się sam Zachariasz. Święty Łukasz poprzez swoją opowieść chce wzbudzić w czytelnikach przekonanie, że Miriam po zwiastowaniu uda ła się do krewnych na własną rękę, dlatego czytamy w jego Ewangelii następujące zdanie: „W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [poko leniu] Judy” (Łk 1,39). Musiała pokonać odcinek liczący około stu trzydziestu pięciu kilometrów, co zwykle zajmowało mniej więcej trzy dni. Na odbycie takiej drogi samotnie, bez towa rzystwa mężczyzny, nie mogła poważyć się w tamtych czasach z pewnością żadna młoda kobieta. O wiele bardziej prawdopo dobne jest rozwiązanie, że wykorzystała fakt zbliżającego się święta obchodzonego w świątyni jerozolimskiej, by dołączyć do karawany pielgrzymów udających się z Nazaretu do Święte go Miasta i w ten sposób bezpiecznie dotrzeć do miejsca, w któ rym mieszkali jej krewni. Jest to możliwe i z tego względu, że w 6 roku przed Chr. jedno z trzech świąt pielgrzymich Szaw u ot - Święto Tygodni wiosennych plonów - nasze święto Zesłania Ducha Świętego - przypadało 3 czerwca (szóstego dnia mie siąca siwari). P rotoew an gelia Jakuba uzupełnia tę informację 0 to, że oprócz tego musiała udać się do Jerozolimy, by do starczyć do świątyni gotowe, właśnie utkane szkarłat i purpurę. Dopiero potem, gdy już zaniosła kapłanowi skończoną pracę, za którą została pobłogosławiona, zawitała do Elżbiety, która właśnie była brzemienna. P ro to ew a n g elia Jakuba wyraźnie zakłada znajomość kano nicznych Ewangelii i stara się je tylko uzupełnić. Tak więc na próżno szukać będziemy w niej informacji o tym, co się działo z Elżbietą, zanim zaszła w ciążę - bowiem historią Elżbiety 1 Zachariasza otwiera swoją Ewangelię św. Łukasz. Oba tek sty zazębiają się, nie dublując informacji, lecz je uzupełnia 180
jąc - tylko oba razem stanowią całkowity, dopełniający się obraz. Zarówno w P rotoew an gelii Jakuba, jak i u Łukasza w cen tralnym punkcie wydarzenia znajduje się starzejące się małżeń stwo - właśnie kapłan Zachariasz i jego żona Elżbieta, o któ rych wyraźnie jest mowa, że oboje pochodzili „z rodu Aarona”. Zachariasz, jak dowiadujemy się później, pochodził „z oddzia łu Abiasza”. Tym samym wiemy, że nie był on członkiem osia dłej w Jerozolimie kapłańskiej arystokracji saduceuszy, lecz należał do stanowiącego większość grona kapłanów mieszka jących na stałe na wsi i podzielonych na zmiany (czyli „oddzia ły”), z których każdy pełnił służbę w świątyni przez tydzień, przebywając w Jerozolimie tylko w wyznaczonych okresach. Ponieważ dochody tych kapłanów nie wystarczały na utrzy manie rodziny, musieli oddawać się w pozostałym czasie innej świeckiej aktywności zawodowej - mogli być przykładowo winogrodnikami lub drobnymi hodowcami zwierząt - owiec lub bydła. Od czasów świątyni Salomona kapłani byli podzieleni na dwadzieścia cztery klasy czy też zmiany (oddziały), z których każda pełniła służbę w świątyni w czasie trzech wielkich świąt pielgrzymich, obchodzonych w przybytku jerozolimskim, oraz dwa razy do roku przez okres jednego tygodnia. Każda z tych kapłańskich klas odnosiła się do potomków jednego z dwu dziestu czterech wnuków Aarona, między których pierwotnie była podzielona służba w świątyni (podział kapłanów opisuje Pierwsza Księga Kronik w rozdziale 24). Przywilej ten dziedzi czyli każdorazowo potomkowie wnuków Aarona. Po tym, jak z niewoli babilońskiej powróciły do ojczyzny tylko cztery stare rody kapłańskie, to właśnie z członków tych rodzin odtworzono dwadzieścia cztery pierwotne oddziały. Ósmym spośród nich był „oddział Abiasza” (1 Km 24,10), którego służba przypadała 181
w miesiącach maju (dokładnie od 8 do 14 miesiąca siw an ) i li stopadzie (dokładnie od 24 do 29/30 miesiąca cheszw ań). Każdy oddział składał się z czterech do dziewięciu podod działów, tak zwanych „domów ojcowskich”, z których każdy - przynajmniej teoretycznie - odbywał służbę świątynną przez jeden dzień, tworząc w ten sposób obsadę dzienną. Wczesnym rankiem każda dzienna zmiana dzieliła między sobą przeróżne zadania, ciągnąc losy. Najpierw trzeba było wylosować spo śród członków dziennej obsady kapłana, który miał zabić ba ranka, innego, który miał skropić ołtarz krwią, następnie tych, którzy mieli oczyścić ołtarz kadzenia i świecznik. Podczas dru giego losowania wyłaniano kapłanów, którzy mieli przynieść poszczególne części zabitego baranka na podest ołtarzowy. Jako najbardziej zaszczytne zadanie traktowano złożenie ofia ry kadzenia, do którego wyłaniano kapłana podczas trzeciego ciągnięcia losów. Składający tę ofiarę miał prawo przekroczyć próg świątyni i stanąć bezpośrednio przed bogato haftowaną zasłoną oddzielającą Święte Świętych od świata zewnętrznego. Tam, w bezpośredniej, jednak zawsze ukrytej za zasłoną, obec ności Boga, obok stołu, na którym składano chleby pokładne (po hebrajsku dosłownie „chleby oblicza”), oraz menory siedmioramiennego świecznika ze szczerego złota - znajdował się ołtarz kadzenia, na którym wybrany w trzecim losowaniu kapłan kładł wonności. Czwarte ciągnięcie losów miało na celu przypisanie poszczególnych kapłanów do funkcji przeniesienia poszczególnych części zwierzęcia ofiarnego z podestu ołtarzo wego na ołtarz, gdzie palono ofiary całopalne. Za czasów panowania króla Heroda I Wielkiego było sie dem tysięcy dwustu szanowanych kapłanów świątynnych. Każda klasa kapłańska składała się więc przeciętnie z trzystu członków. Dlatego też było normalne, że jeden kapłan tylko raz w życiu mógł dostąpić zaszczytu złożenia ofiary kadzenia 182
- ten zatem, kto już raz wyciągnął los, nie brał już nigdy wię cej udziału w losowaniu tego zadania. Bardzo rzadko zdarzało się, że ten przywilej z jakichś całkiem wyjątkowych względów przypadał w udziale parokrotnie temu samemu kapłanowi. Ofiara kadzenia składana była rano przed spaleniem i wie czorem po spaleniu ofiary całopalnej - zatem przed ofiarą po ranną i po ofierze wieczornej. Miszna opisuje ją ze wszystkimi detalami. Kapłan, który wyciągnął los, brał wielką misę wyko naną ze szczerego złota, w której znajdowała się mała misa z ka dzidłem złożonym z trzystu sześćdziesięciu ośmiu składników. Następnie przekazywał naczynie innemu kapłanowi, podczas gdy sam - z zachowaniem szczególnej ostrożności - przekra czał próg sanktuarium. Wewnątrz świątyni kładł z nabożnym skupieniem wonności na żarzącym się na ołtarzu węglu. Po tem rzucał się na podłogę, padając całym ciałem przed Bogiem w uwielbieniu. Lud towarzyszył jego modłom w przedsionkach świątyni, wołając: „Niech Bóg miłosierny przyjdzie do przy bytku i przyjmie w łaskawości ofiarę swojego ludu”. W końcu wychodził ze świątyni. Tam oczekiwali go czte rej wybrani przez niego kapłani, którzy wcześniej brali udział w przygotowaniu jego ofiary. Wspólnie z nimi wznosił ręce do góry i wypowiadał słowa błogosławieństwa dla ludu: Niech Pan błogosławi cię i ma w swojej opiece. Pan, którego ob licze zalśni nad tobą, jest dla ciebie łaskawy. Pan kieruje na ciebie swoje oblicze i da ci zbawienie.
Kiedy Zachariaszowi przypadł los, żeby wejść do świątyni i złożyć ofiarę kadzenia, ten był już wówczas człowiekiem po suniętym w latach. On i jego niewiele młodsza żona - podobnie jak Joachim i Anna - nie mieli dzieci, ponieważ Elżbieta rze komo była niepłodna. W każdym razie Zachariasz miał przed 183
obliczem Boga błagać o pobłogosławienie go późnym potom kiem, a wtedy „po prawej stronie ołtarza kadzenia” w przybyt ku Pańskim miał mu się ukazać anioł. Kapłan się przeraził, ale anioł uspokajał go słowami: Nie bój się, Zachariaszu! Twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan [...] (Łk 1,13).
Zachariasz jednak zwątpił w słowa anioła. Nazbyt długo pro sił daremnie i nic się nie wydarzyło. Akurat teraz w podeszłym wieku jego żona miała zajść jeszcze w ciążę? Posłaniec z nieba ukarał go za brak wiary, odbierając mu głos. Kiedy więc Zacha riasz wyszedł z przybytku Pańskiego do ludu, żeby udzielić mu błogosławieństwa, nie mógł wydobyć z siebie żadnego słowa. Tylko dając znaki, bowiem pozostał niemy, mógł zasugerować, że miał widzenie. Musiało to nastąpić 29 dnia miesiąca cheszwan, zatem według naszego kalendarza - 3 listopada 7 roku przed Chr. Wkrótce potem, według naszych obliczeń w grud niu 7 roku po Chr., „żona jego, Elżbieta, poczęła i pozostała w ukryciu przez pięć miesięcy” (Łk 1,24). Czterdzieści tygodni później, we wrześniu 6 roku przed Chr., na krótko przed ży dowskim świętem pojednania Jom K ippur, na świat przyszedł Jan Chrzciciel. Święto Pojednania kończy dla wyznawców ju daizmu dziesięciodniowy okres umartwienia, pokuty i nawró cenia, czym rozpoczyna się żydowski nowy rok. Dla małego Jana był to początek misji, w której podstawą było wezwanie do pokuty i nawrócenia. Trzy miesiące wcześniej, w czerwcu, Miriam dotarła na Wyżynę Judejską. Ona sama - bezpośrednio po tym, jak zo stała zwolniona z służby świątynnej - była świadkiem wyda rzeń, które nastąpiły wokół kapłana Zachariasza, co wyraźnie 184
podkreśla P ro toew an gelia Jakuba - „W owym czasie zanie mówił Zachariasz i zastępował go Samuel aż do chwili, gdy Zachariasz znów odzyskał mowę. A Maryja wziąwszy szkar łat, zaczęła prząść”. Anioł z Nazaretu wymieniał ciążę Elżbiety („a oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej sta rości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną” - Łk 1,36), jako dowód na to, że „dla Boga [...] nie ma nic niemożliwego”. Któż zatem mógłby być lepszym niż Elżbieta partnerem do rozmowy dla młodej kobiety, która była jeszcze wewnętrznie wstrząśnięta tym, co się jej właśnie przy darzyło? Z pewnością Miriam szukała także rady uczonego kapłana, wuja Zachariasza, który odpowiedzi na pytania mógł teraz jedynie pisać na tabliczce łupkowej. Miejsce, gdzie miało nastąpić spotkanie, jest jeszcze dziś jedną z najpiękniejszych i najspokojniejszych okolic w całym Izraelu.
VII
'Pierwszy adwent
Ain Karim - źródło winnicy - leży w odległości tylko siedmiu i pół kilometra od Jerozolimy. Na sąsiednim wzgórzu znajdu je się Jad Waszem - Instytut Pamięci Męczenników i Bohate rów, miejsce pamięci Holocaustu, które powinien odwiedzić każdy niemiecki pielgrzym udający się do Ziemi Świętej, już choćby po to, by zrozumieć współczesny Izrael. Wobec okru cieństwa Holocaustu zawodzi każda próba wyrażenia słowami tego, czym był największy upadek człowieczeństwa w historii. Nikt nie jest w stanie pojąć ogromu tragedii i barbarzyństwa, do którego zdolni byli niegodziwi siepacze nazistowskiego re żimu. Zrozumiała wydaje się natomiast tylko konsekwencja wyciągnięta z niego przez tych, którym udało się przeżyć, i ich potomków - złożona przysięga, by za wszelką cenę przeszko dzić powtórzeniu się historii. W miejscu, gdzie płonie wieczny ogień ku pamięci sześciu milionów ofiar Holocaustu, papież Benedykt XVI złożył dnia 11 maja 2009 roku wieniec i przy pomniał nazwiska tych zmarłych, których „krzyk sprzeciwu wobec każdego aktu niesprawiedliwości i przemocy [...] od186
bija się echem w naszych sercach”. To były ciche, bez mała poetyckie słowa, które wypowiedział, zacinając się, nieśmiało, łamiącym się głosem. Jednak była to wyraźna deklaracja, która znalazła ukoronowanie w końcowej wypowiedzi: „Niech wa sze cierpienie nigdy nie zostanie zaprzeczone, zlekceważone czy zapomniane!”. Tylko ten, kto zamyka serce na głos świata, mógł się nie wzruszyć tym apelem papieża. Właśnie tego dnia udaję się na poszukiwanie miejsca, w którym Miriam wypowiedziała nowotestamentowy kantyk - M agnificat. I tak docieram do Ain Karim, w którym zako chałem się od pierwszego wejrzenia. Ten, kto chce odnaleźć w Ziemi Świętej spokój, powinien udać się do tej błogosławio nej doliny. Już z oddali lśnią złote kopuły położonego na zbo czu wzgórza rosyjskiego monastyru, który od smukłej wieży kościoła Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, znajdującego się trochę poniżej klasztoru, oddziela tylko niewielki las piniowy. Przede mną rozpościera się widok na kotlinę otoczoną łagodnymi wzgórzami porośniętymi sosnowym lasem, w środ ku której leży wieś, a przed nią wznosi się kościół Narodzenia Jana Chrzciciela. Niewielkie, schludne kamienne domostwa są otoczone ogrodami, w których rosną drzewa oliwne, orzecho we i pomarańczowe, palmy i pinie. Na sztucznie usypanych te rasach uprawiano (przynajmniej kiedyś) krzewy winne. Ogród rajski nie był z pewnością o wiele piękniejszym miejscem. Właściwie nazwa miejscowa Ain Karim nie została dosłow nie wymieniona przez św. Łukasza. Wspominał jedynie - jak już przytoczyliśmy wcześniej - miasto w górach w pokoleniu Judy (Łk 1,39). Pierwsza wzmianka o tej miejscowości pocho dzi z jerozolimskiego kalendarza świąt żydowskich z roku 638, w którym wymieniono „wieś Enąuarim” i „kościół sprawiedli wej Elżbiety”. W każdym razie Teodozjusz, pisząc swój prze wodnik około roku 530, wiedział, że miejscowość, w której 187
„mieszkała święta Elżbieta, matka Jana Chrzciciela”, znajduje się pięć mil (to znaczy siedem i pół kilometra) od Jerozolimy, co doskonale pasuje do Ain Karim. Zapytajmy jednak, na ile wiarygodna jest tradycja, wedle której to właśnie tutaj znajduje się miejsce, gdzie Miriam nawiedziła swoją ciotkę i gdzie trzy miesiące później przyszedł na świat Jan Chrzciciel? Odpowiedź na to pytanie chcieli też poznać najpewniej franciszkanie, którzy osiedli się w tym miejscu w roku 1621. By poznać przeszłość tej osady, rozpoczęli od prac archeolo gicznych na terenie kościoła Jana Chrzciciela. W trakcie za krojonych na szeroką skalę wykopalisk, zakonnicy już w roku 1895 natrafili na pozostałości trzynawowej kaplicy, której grec ka inskrypcja - „Bądźcie pozdrowieni, męczennicy Pańscy!” - naznaczyła ją jako Kaplicę Męczenników, choć nie wynikało z tego jasno, o wyznawców jakiego obrządku mogło tu cho dzić. Jaskinie grobowe, znajdujące się pod prostokątną apsydą, pochodziły w każdym razie z okresu rzymskiego. W roku 1941 franciszkański archeolog, ojciec Sylvester Sailer, odkrył po prawej stronie bizantyńskiej kaplicy pozostałości niewielkiego kościoła z posadzką wyłożoną mozaiką. Kościół został wznie siony nad kamienną terasą. Tu znajdowała się także starożyt na prasa do tłoczenia wina. Wykuty w skale basen, do którego prowadziły schody, mógł być kiedyś m yk w ą- żydowskim ba senem do rytualnych oczyszczeń. Mykwa byłaby z pewnością niezbędnym elementem w domu zamieszkanym przez kapła na. Po lewej stronie od tego miejsca, pod murami bizantyń skiego klasztoru, odsłonięto pozostałości budynków z czasów rzymskich. Najstarsze fragmenty naczyń, na jakie natrafiono na tym stanowisku, pochodzą z okresu panowania króla Heroda I Wielkiego. Wszystko zatem wskazuje, że na tym miejscu już przed narodzeniem Chrystusa znajdowała się mała posiadłość wiejska, w której uprawiano winorośl. Nic też nie przeczy za 188
łożeniu, że mogliby tu mieszkać kapłan Zachariasz i jego żona Elżbieta. Najwcześniejszy kościół wznosił się na tym miejscu najpewniej już w IV wieku po Chr. Jednak najbardziej spektakularne odkrycie, jakiego do konał ojciec Sylvester Sailer, pochodzi z okresu rzymskiego. W prostokątnym dole natrafiono na marmurowy posąg kobie ty. Fragment o długości siedemdziesięciu dwóch centymetrów pochodził z rzeźby kultowej bogini miłości - Afrodyty i został wykonany w duchu nowatorskich dzieł greckiego rzeźbiarza Praksytelesa. Podobną statuę - o czym wiedział archeolog polecił umieścić na wzgórzu Golgota w Jerozolimie rzymski cesarz Hadrian w roku 135 po Chr. Było to częścią jego pla nu poganizowania żydowskich i judeochrześcijańskich miejsc kultu, po to, by zdławić w zarodku wszelkie mesjanistyczne ru chy w judaizmie. To, że również w Ain Karim ustawiono posąg Afrodyty, wskazuje na to, że na miejscu dzisiejszego kościoła Narodzin Jana Chrzciciela już w II wieku po Chr. musiało znaj dować się jakieś sanktuarium, należące albo do judeochrześcijan, albo do zwolenników Jana Chrzciciela. Oczywiście na pytanie, czy grota narodzin Jana Chrzciciela umiejscowiona obecnie w krypcie kościoła rzeczywiście jest tym miejscem, w którym Elżbieta wydała na świat swojego syna, a w którym Zachariasz odzyskał na powrót głos i napełniony Duchem Świętym zaczął obwieszczać proroctwa, nie da się ostatecznie odpowiedzieć. W każdym razie wydaje się dość prawdopodobne, że także Elż bieta na czas rozwiązania, zatem na czas, kiedy kobieta uzna wana była w prawie żydowskim za „nieczystą”, usunęła się do odosobnionego miejsca, znajdując sobie jakąś izbę piwniczną lub składzik. Ain Karim, jak wykazały dalsze prace archeologiczne ojca Sylvestra Johna Sallera i Brytyjczyka Ernesta G. White’a, było zasiedlone od środkowej epoki brązu. Nie powinno to nikogo 189
dziwić, bowiem Ain Karim leży w pobliżu źródła, a tam, gdzie jest woda, zawsze osiedlają się ludzie. Jest też prawdopodobne, że osadę tę można utożsamić z Kerem wymienionym w Księ dze Jozuego (15,59), jako jedno z miast „w górach” na terenie zasiedlonym przez pokolenie Judy. Jako B et-ha-K erem (Jr 6,1) albo jako Beth H akkerem - dom winnicy, było znane w epo ce żelaza, kiedy znajdowała się tutaj stolica regionu Wyżyny Judejskiej, leżącego na zachód od Jerozolimy. To mogłoby w pewnym sensie tłumaczyć, dlaczego św. Łukasz nie wymie nia nazwy miasta, lecz mówi w opisowy sposób o „górach” (po grecku oreine). Od Józefa Flawiusza dowiadujemy się, że Judea była podzielona na jedenaście toparchii - okręgów z namiestnikiem na czele. Według Pliniusza Starszego, autora powstałego w około 77 roku dzieła pod tytułem H istoria na turalna, nazwa okręgu graniczącego od zachodu z Jerozolimą brzmi faktycznie O rine - góry, wyżyna. Widzimy zatem jak na dłoni - Łukasz wspomina, że Miriam udała się „w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy” (Łk 1,39), a tym miastem mogła być dawna stolica okręgu O r(e)ine - B et-K erem - dzi siejsze Ain Karim w zachodniej części Jerozolimy. To układa się w logiczną całość. Pradawne źródło, które dostarczało mieszkańcom miasta wody pitnej, jest dziś otoczone murami meczetu. Według pew nej starej tradycji właśnie tutaj Miriam spotkała swoją ciotkę Elżbietę, która napełniona Duchem Świętym zawołała: „Bło gosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony owoc Twojego łona” (Łk 1,42). W tym momencie poruszyło się z ra dości dzieciątko w jej łonie, ponieważ znalazło się naprzeciwko swojego przyszłego Zbawiciela. Miriam jednak nie odpowie działa jej na to zwyczajnie, lecz z ust jej wyszło coś szczegól nego - jedna z najpiękniejszych modlitw proroczych wszech czasów - M agnificat: 190
Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny, Święte jest imię Jego [...] (Łk 1,48-49).
Zatrzymuję się na chwilę i rozmyślam nad słowami wy powiedzianymi przez Miriam. Jeśli faktycznie z jej ust padły słowa tej modlitwy i jeśli rzeczywiście była autorką tego nie zwykłego hymnu, to uznać trzeba, że Miriam nie tylko czerpa ła inspirację od Ducha Świętego, ale dysponowała także wy jątkową wiedzą teologiczną. To ostatnie nie jest wykluczone, chociaż dziewczęta w judaizmie nie uczęszczały do szkół przy synagogach i z reguły nie potrafiły ani czytać, ani pisać. Jednak środowisko, w którym wzrastała, czas spędzony w świątyni, pokrewieństwo z rodziną kapłanów, wywodzącą się od Aarona, i uczony wuj Zachariasz - to wszystko mogło się przyczynić do tego, że Miriam stanowiła wyjątek wśród sobie współczesnych. Poza tym trzeba zaznaczyć, że tradycyjny judaizm był zdecy dowanie mniej wrogo usposobiony do kobiet niż rabinat zdo minowany przez faryzeuszy w późniejszym okresie. W przeci wieństwie do późniejszych tendencji, w Starym Testamencie odnajdujemy wśród kobiet całkiem sporo silnych osobowości, kobiet wykształconych, nawet wieszczek - jak choćby Miriam, siostra Mojżesza, która jest najwcześniejszym przykładem, ale też prorokinię Esterę jako przykład późniejszy. W Starym Testamencie występowała też żydowska królowa Aleksandra Salome - władczyni Izraela z dynastii Hasmoneuszy, której panowanie przypada na okres od 76 do 67 roku przed Chr. - czyli okres należący do najbardziej pokojowych i szczęśli wych epok w historii Izraela. Kobietom wolno było także od191
wiedząc synagogę, choć - jak stwierdza św. Paweł w Liście do Koryntian (z czego niesłusznie czyniono mu zarzut, choć tyl ko cytował znaną żydowską zasadę) - „kobiety mają na tych zgromadzeniach milczeć; nie dozwala się im bowiem mówić, lecz mają być poddane, jak to Prawo nakazuje” (1 Kor 14,34). Istniały na ten temat różne zdania i interpretacje - podczas gdy rabin Eliezer (I wiek) twierdził: „Każdy, kto uczy swoją cór kę Tory, uczy ją rozwiązłości”, współczesny mu rabin Szymon Ben Azai pouczał: „Mężczyzna jest zobowiązany uczyć swo ją córkę Tory”. Były też kobiety, które potrafiły czytać i pisać, i to niezależnie od swojej pozycji społecznej. Dlatego całkiem możliwe, że Miriam znała hymn pochwalny Anny, matki Sa muela (1 Sm 2,1-10), który wykazuje pewne podobieństwo do wygłoszonego przez nią M agnificat. W każdym razie starotestamentowa „autorka” była nie tylko imienniczką, lecz także niedoścignionym wzorem do naśladowania dla matki Miriam. Poza tym wspaniała pieśń ułożona jest z cytatów pochodzących ze Starego Testamentu - z psalmów i ksiąg wielkich proroków - i poświadcza głębię refleksji Miriam, kiedy być może po raz pierwszy uświadomiła sobie, że przyszło jej brać udział w Bo żym planie zbawienia. Od tego momentu ta „służebnica Pań ska” miała być ukoronowaniem wielu spośród sług Pańskich starego Izraela. Jej słowa odbijają się do dziś cichym echem w tej błogosławionej dolinie, przywodząc na myśl nie tylko utracony raj, który tak bardzo przypomina spokojny krajobraz ogrodów porastających pobliskie zbocza, lecz także przyszłe królestwo Boga. Dla nas interesująca jest także inna reakcja, jaką wywołało pojawienie się Miriam, kiedy to Elżbieta mówi do niej: „Oto, skoro głos Twojego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie” (Łk 1,41).
192
Czasownik „poruszać się”1, którego użył św. Łukasz, jest tym samym słowem, które w oryginale opisuje radość Dawida, gdy do Miasta Dawidowego wnoszono Arkę Przymierza Pańskie go (1 Km 15,29). Również w innych miejscach Starego Testa mentu jest stosowane zawsze wtedy, gdy ma służyć wyrażeniu radości z przybycia Pana (porównajmy dla przykładu: Ps 29,6; Ps 113,4; Mdr 9,9; Ml 3,20). W ten sposób Jan Chrzciciel jako dziecko w łonie Elżbiety w szóstym miesiącu ciąży, nienaro dzony chłopiec, zwiastuje przyjście Chrystusa. Jest pierwszym człowiekiem, który rozpoznał w Miriam nową Arkę Przymie rza Pańskiego, świątynię wcielonego Boga, przyczynę wszel kiej radości dla całego stworzenia. Także zdziwienie Elżbiety jest typowym paralelizmem starotestamentowym. Bo gdy pyta: „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?” (Łk 1,43), pobrzmiewają w jej pytaniu słowa króla Dawida: „Jakże przyjdzie do mnie Arka Pańska?” (2 Sm 6,9). Od tego momentu to Miriam była nową Arką Przymierza Pańskiego. Tutaj zatem, ze studni w Ain Karim, Miriam - Matka Boża - czerpała przez trzy miesiące wodę dla swojej krewnej, któ ra była już wtedy w zaawansowanej ciąży. Tutaj zapewne nie jeden raz zastanawiała się, jakie jeszcze plany ma wobec niej Bóg. Z pewnością w drodze do studni i z powrotem do domu Elżbiety szeptała zatroskana tę czy inną modlitwę, jednak osta tecznie zwyciężało zawsze wołane z głębi serca f ia t - „Niech mi się stanie według słowa Twego!”. Najprawdopodobniej po została tutaj do czasu narodzin Jana Chrzciciela i była świad kiem, jak jej wuj Zachariasz odzyskał głos. Możliwe też, iż wy jechała na krótko przed rozwiązaniem Elżbiety. „I spędziła trzy
1W Starym Testamencie tłumaczony też na język polski jako: podskakiwać, skakać, tańczyć. Do tego odnoszą się podane poniżej przykłady - przyp. tłum.
193
miesiące przy Elżbiecie. I z dnia na dzień zaokrąglało się jej łono. I Maryja przepełniona lękiem udała się do swego domu, i ukryła się przed synami Izraela” - podaje P rotoew an gelia Ja kuba na temat jej powrotu do domu. Po „trzech miesiącach” - taki czas podają dosłownie oba źródła - oznaczałoby początek września. Najprawdopodobniej wzięła jeszcze udział w obchodach Święta Namiotów - sied miodniowym Sukkot, aby po jego zakończeniu dołączyć do grupy pielgrzymów, z którą z pewnością wróciła do Galilei. Było to w okolicach jej trzynastych urodzin, nawet jeśli w nie których wersjach P rotoew an gelii Jakuba podaje się, że: „Miała lat szesnaście, gdy wypełniły się dla niej te tajemnice”. Błąd ten można łatwo wytłumaczyć. Rzymski zapis cyfry trzynaście jako „XIII”, a szesnaście jako „XVI”, w rękopiśmiennym tek ście, zaś tylko taki mógł powstać w tamtym czasie, z łatwo ścią można pomylić, odczytując „III” jako „VI”. Zatem spo rządzając kopię dokumentu, można zapisać błędną wersję. Był jeszcze inny powód, dla którego preferowano tę drugą wersję, nawet jeśli w kontekście judaistycznym była całkowicie nie możliwa (zgodnie z prawem żydowskim Józefowi nie wolno było czekać z zaślubieniem Miriam trzy i pół roku; małżeństwo musiało zostać zawarte w ciągu jednego roku po zaręczynach) - chrześcijanie, w przeciwieństwie do Żydów i pogan, byli już od samego początku przeciwnikami zawierania małżeństw przez bardzo młode kobiety, małżeństw, które były najczęściej wynikiem umów zawieranych między rodzicami. Preferowa li stan, w którym dziewczęta mogły, osiągnąwszy pewną doj rzałość, same wybierać sobie partnerów do zamążpójścia (lub decydować się na życie poświęcone służbie Bogu w celibacie), zamiast pozwalać na to, by decyzje zapadały za ich plecami. Ponieważ Miriam była dla każdej młodej chrześcijanki wzo rem postępowania, trzeba było zatem - rzekomo z pedagogicz 194
nych względów - przypisać jej dojrzalszy wiek zamążpójścia. Dzięki temu unikano przynajmniej uznania, że była koron nym przykładem powszechności zawierania małżeństw przez dzieci. W tym miejscu św. Łukasz robi cezurę i wraca do narracji dopiero w chwili narodzin Jezusa, kontynuując opowiadanie. W ten sposób oszczędza nam szczegółów przedmałżeńskiego dramatu, który rozegrał się po trzech miesiącach od powrotu Miriam do Świętego Domku w Nazarecie, kiedy to Józef od krywa, że jego nieskalana narzeczona jest w szóstym miesią cu ciąży. W tym momencie włącza się do opowiadania historii św. Mateusz i oczywiście P rotoew an gelła Jakuba, w której odnajdujemy relację zawierającą jeszcze więcej szczegółów. „I nadszedł szósty miesiąc dla Maryi, i oto przyszedł Józef ze swej budowy, i wszedł do domu, i zastał jąbrzemienną” - tak za czyna się opowieść w P rotoew an gelii Jakuba. Według naszych obliczeń nastąpiło to w grudniu, kiedy w Izraelu rozpoczy na się pora deszczowa, a budowniczowie i rzemieślnicy trud niący się pracami kamieniarskimi rzeczywiście wracają do do mów na trzy miesiące. Święty Mateusz opisuje reakcję osłu piałego ze zdziwienia Józefa stosunkowo delikatnie: „Mąż jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał nara zić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie” (Mt 1,19). Nie chodziło bowiem tylko o dobre imię Miriam, chodzi ło też o jej życie - ponieważ Józef był zaręczony z Miriam, to zgodnie z prawem żydowskim jej stosunek z innym mężczyzną oznaczał zdradę małżeńską, był zatem przestępstwem karanym ukamienowaniem. Natomiast autor P rotoew an gelii Jakuba opisuje reakcję Józefa o wiele bardziej dramatycznie („I ude rzył się w twarz, i padł na ziemię na worek, i zapłakał gorz ko [...]”). Tu przemyślenia Józefa miały bardziej realistyczny charakter: 195
i nie nalegał na nią więcej, rozważając, co ma z nią uczynić. I rzekł Józef: „Jeśli ukryję jej grzech, zostanę uznany za winnego, gdyż sprzeciwiłem się prawu Pana; jeśli natomiast okażę ją synom Izra ela, lękam się: bo jeśli to, co znajduje się [w jej łonie], pochodzi od anioła, będę winny wydania niewinnej krwi na wyrok śmierci. Cóż więc z nią uczynię? Potajemnie oddalę ją od siebie!”.
W rzeczywistości Józef zgodnie z prawem żydowskim miał w tej sytuacji dwie możliwości, obie zapisane w Torze, a do kładniej mówiąc, w Księdze Powtórzonego Prawa. Jeśli mąż poślubi kobietę, „a zbliżywszy się, nie znajdzie u niej oznak dziewictwa” (Pwt 22, 14), może o tym donieść starszyźnie miasta. Ci zaś najpierw przedstawią zarzut ojcu zaślubionej żony, dając mu możliwość, by przedłożył dowód dziewictwa córki, składając tkaninę weselną z nocy poślubnej. Jeśli jed nak oskarżenie męża okaże się prawdziwe, bo nie znalazły się dowody dziewictwa kobiety, „wyprowadzą młodą kobietę do drzwi domu ojca i kamienować ją będą mężowie tego miasta, aż umrze, bo dopuściła się bezeceństwa w Izraelu, uprawiając rozpustę w domu ojca” (Pwt 22,21-22). Tylko w wypadku gwał tu przewidziano karę śmierci dla winowajcy, a młodą kobietę wtedy uniewinniano. Natomiast w wypadku fałszywego oskar żenia przewidziano pociągnięcie do odpowiedzialności skarżą cego - „skażą go na sto [syklów] srebra i dadzą je ojcu młodej kobiety” - zatem na wysoką karę pieniężną, „gdyż okrył niesła wą dziewicę izraelską, pozostanie jego żoną i nie będzie jej mógł całe życie porzucić” (Pwt 22,19). Jednak ponieważ Miriam nie została zgwałcona, w tym wypadku obwinianie jej o zdradę mał żeńską byłoby równoznaczne ze skazaniem jej na pewną śmierć. Drugą możliwością był rozwód, jednoznacznie dopuszczo ny przez Torę. Czytamy w niej wyraźnie o tym, że: „Jeśli męż czyzna poślubił kobietę i zostanie jej mężem, lecz nie będzie jej 196
darzył życzliwością, gdyż znalazł u niej coś odrażającego, na pisze jej list rozwodowy” (Pwt 24,1). W takim wypadku zatem powinien wystawić list, który umożliwi jej powtórne wyjście za mąż, także wtedy, gdy oboje byli dopiero zaręczeni, co u Ży dów traktowano jako akt prawny równoważny z zawarciem małżeństwa. Dokument taki potwierdzał nie tylko zwolnienie kobiety z zawartej umowy, lecz także regulował wszelkie kwe stie finansowe. Żydowskie listy rozwodowe, jakie odnajdujemy w Egipcie, dowodzą, że takie rozwody dokonywały się często za obopólną zgodą partnerów. Jak sugeruje św. Mateusz, po czątkowo Józef miał być skłonny do obrania takiej właśnie drogi, zanim ukazał mu się we śnie anioł i podał lepsze roz wiązanie problemu. Jego słowa św. Mateusz i P rotoew an gelia Jakuba przekazują prawie jednobrzmiąco. Ewangelista poda je je w taki sposób: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki: albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus. On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów” (Mt 1,20-21). Natomiast w P rotoew an gelii Jakuba czytamy: „Nie lękaj się o tę dzieweczkę. To bowiem, co w niej się znaj duje, jest z Ducha Świętego. Porodzi więc tobie syna i nazwiesz Go imieniem Jezus - on bowiem wybawi swój lud z jego grzechów”. Kiedy Józef zbudził się ze snu, sprawa stała się dla niego jasna: „uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie, lecz nie zbliżył się do Niej, aż porodziła Syna, któremu nadał imię Jezus” (Mt 1,24), co może oznaczać tylko jedno, to mianowicie, że się z nią ożenił. Kiedy się to sta ło, pozostaje sprawą otwartą - P rotoew an gelia Jakuba określa Miriam jeszcze w momencie narodzin Jezusa jako narzeczoną Józefa. „Dziewica Maria porodziła dwa miesiące przed tym, zanim wyszła za mąż” - przekazuje apokryf W niebow stąpienie 197
Izajasza, który powstał około 100 roku po Chr. Święty Mateusz
natomiast zdaje się sugerować, że Miriam jeszcze w momencie ucieczki do Egiptu nie była mężatką, bowiem wkłada w usta anioła mówiącego do Józefa słowa: „Wstań, weź dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu” (Mt 2,13; podobnie brzmi to dalej: „On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu” - Mt 2,14), zamiast powiedzieć - „i swoją żonę”. Za nim to jednak nastąpiło - jak uzupełnia P rotoew an gelia Jakuba - miała miejsce pewna niezbyt piękna scena. Annasz - zgodnie z brzmieniem P rotoew an gełii Jakuba - „uczony w Piśmie Świętym” i najprawdopodobniej zwierzch nik synagogi w Nazarecie (którego wymienia również E w an g e lia D zieciń stw a Jezusa, inny jeszcze apokryf, znany też jako E w angelia Tomasza, relacjonując, jakoby Jezus miał się bawić w dzieciństwie z jego synem) odwiedził pewnego dnia w tym właśnie czasie Józefa, aby się od niego dowiedzieć, dlaczego ten ostatnio nie pojawia się w synagodze. Kiedy Annasz uj rzał ciężarną Miriam, Józef wytłumaczył się zmęczeniem po długiej podróży - „Ponieważ wróciłem z drogi zmęczony i od poczywałem jeden dzień”, odparł uczonemu w Piśmie. Jednak mędrzec przestrzegający surowych obyczajów zwietrzył skan dal. Kiedy mieszkańcy Nazaretu w grudniu wyruszyli do Je rozolimy na święto Chanuka - ośmiodniowe Święto Świateł, upamiętniające oczyszczenie i wyświęcenie świątyni - doniósł na Józefa arcykapłanowi: „»Oto Józef, o którym ty świadczy łeś, ciężko przekroczył Prawo«. I rzekł arcykapłan: »Cóż to się stało?«. I rzekł: »Józef skalał dziewicę, którą wziął od ołtarza Pańskiego, i podstępem wymógł od niej dopełnienie małżeń stwa, i zataił to przed synami Izraela«”. W tym wszystkim trze ba dodać, że współżycie seksualne między narzeczonymi nie było w judaizmie zabronione - w najgorszym razie traktowa no je jako przedwczesny akt zawarcia związku małżeńskiego. 198
Jednak najprawdopodobniej Miriam, a najpewniej także Józef, złożyli śluby czystości. Coś takiego zdarzyć się mogło jedy nie w małżeństwach u esseńczyków (było nawet wśród nich dość częstym zjawiskiem), a wiemy, że przynajmniej Miriam - jak wspomniano już wcześniej - pochodziła ze środowiska esseńskiego. Kolejnym problemem było to, że oboje zdecydo wanie zaprzeczyli, że mieliby „znać” współmałżonka. Oboje zarzekali się, że są czyści wobec siebie. Zaprowadzeni przed oblicze arcykapłana, zaklinali się, każde z nich z osobna, że są niewinni. Kto z nich kłamał? Miriam, bo dopuściła się zdra dy małżeńskiej? Czy też oboje, bo złamali złożone śluby? Ostatecznie arcykapłan przypomniał sobie ordalia - sąd Boży z wykorzystaniem próby wodą, dzięki której udowadniało się niewinność posądzonego o nieczystość małżeńską. Ta pró ba pochodzi z Tory i została opisana w Mojżeszowej Księdze Liczb (Lb 5,16-31): Wówczas rozkaże kapłan zbliżyć się kobiecie i stawi ją przed Pa nem. Następnie naleje kapłan wody świętej do naczynia gliniane go, weźmie nieco pyłu znajdującego się na podłodze przybytku i rzuci go do wody. Teraz postawi kapłan kobietę przed Panem, odkryje jej włosy i położy na jej ręce ofiarę wyjawienia, czyli po sądzenia; wodę zaś gorzką, niosącą klątwę, kapłan będzie trzymał w swym ręku. Wtedy zaprzysięgnie kobietę i powie do niej: Jeśli rzeczywiście żaden inny mężczyzna z tobą nie obcował i jeśliś się z innym nie splamiła nieczystością względem swego męża, wów czas woda goryczy i przekleństwa nie przyniesie ci szkody. Jeśli jednak byłaś niewierna swemu mężowi i stałaś się przez to nieczy sta, ponieważ inny mężczyzna, a nie twój mąż, obcował z tobą wy lewając [nasienie] - wówczas przeklnie kapłan kobietę przysięgą przekleństwa i powie do niej: Niechże cię Pan uczyni poprzysiężonym przekleństwem pośród ludu twego, niech zwiotczeją twoje biodra, a łono niech spuchnie. Woda niosąca przekleństwo niech 199
wniknie do twego wnętrza i niech sprawi, że spuchnie twoje łono, a biodra zwiotczeją. Odpowie na to kobieta: „Amen, Amen”.
Zgodnie z przeświadczeniem, że Bóg chroni niewinne go, arcykapłan poddał próbie nie tylko Miriam, lecz także - w równym stopniu obwinionego - Józefa. Aby uniknąć tego, że mogliby swoją nieczystością zbezcześcić miasto świątynne Jerozolimę, wysłał ich nawet na pustynię, uprzednio każąc im się napić gorzkiej wody niosącej klątwę. Jednak oboje wrócili stamtąd zdrowi i cali, co było dla arcykapłana znakiem ich nie winności: „Jeśli jednak kobieta ta nie stała się nieczystą, lecz przeciwnie - jest czysta - pozostanie bez szkody i znów będzie rodzić dzieci” (Lb 5,28) - stwierdza Tora. Potem arcykapłan uwolnił Miriam i Józefa od posądzenia i rzekł: „Jeśli Pan Bóg nie okazał grzechu waszego, to i ja was nie potępiam”. Mimo arcykapłańskiego uwolnienia, zgodnie z „wyro kiem Bożym”, od posądzenia o zdradę pozostały jednak tak że i później podejrzliwość i nieufność, które były odczuwalne wtedy, gdy przeciwnicy Jezusa zarzucali mu, że jest bękar tem - bastardem, nazywając go m am zer (po hebrajsku dziec kiem z cudzołożnego związku), co automatycznie wykluczało go z izraelickiego społeczeństwa, czyniąc z niego outsidera. Na ślady tej polemiki natrafiamy w Ewangelii św. Jana, która przynajmniej stanowi dla nas potwierdzenie, że Józef nie był ojcem Jezusa: „Wypełnicie czyny ojca waszego. Rzekli do nie go: »Myśmy się nie urodzili z nierządu, jednego mamy Ojca - Boga«” (J 8,41). Jednak to przypisanie nie miało żadnych skutków, bowiem w procesie Jezusa Jego pozycja społeczna nie odgrywała już żadnej roli. Było całkiem odwrotnie, Jego pochodzenie z pokolenia Dawida było dla oskarżenia poszla ką rodzącą podejrzenie, że jest buntownikiem chcącym zagar nąć dla siebie tron. Ostatecznie jednak Sanhedryn nie mógł 200
unieważnić czy podważyć wcześniejszego wyroku arcyka płana, który potwierdził niewinność Miriam. Tak więc umarł na krzyżu - wyniesiony nad wszystkich - jako „Jezus z Na zaretu, król Żydów”. Dopiero żydowska polemika z II wieku po Chr. wokół postaci Ben Pantery ożywiła ponownie dysku sję na temat posądzenia Jezusa o narodzenie z nielegalnego związku. Ledwie udało się Józefowi pokonać tę przeszkodę, a już po jawił się nowy problem. Musiał stawić czoło kolejnemu wy zwaniu - spisowi ludności. Jego ogłoszenie jest drugim z trzech „punktów zaczepienia” - faktów podanych w Ewangelii św. Łukasza udokumentowanych historycznie. Pierwszym jest wzmianka o królu Herodzie I Wielkim („W czasach Heroda, króla Judei [...]” - Łk 1,5), która ujawnia nam, że zapowiedź narodzenia Jana Chrzciciela nastąpiła gdzieś między rokiem 37 a 4 przed Chr. (według naszej datacji w listopadzie 7 roku przed Chr.). Trzeci „punkt zaczepienia” datuje pierwsze pu bliczne wystąpienie Jana Chrzciciela, podając, że „Było to w piętnastym roku rządów Tyberiusza Cezara” (Łk 3,1). Cho dzi zatem z całą pewnością o czas po roku 27 po Chr. (Tyberiusż został w roku 13 po Chr. współrządcą cesarza rzymskiego Oktawiana Augusta, przez którego został usynowiony, by po jego śmierci samodzielnie objąć rządy). Wówczas Jezus i tyl ko o pół roku od niego starszy Jan mieli „lat około trzydzie stu” (Łk 3,23), co połączone z pierwszą wzmianką pozwala datować rok ich urodzenia na czas bezpośrednio przed śmiercią króla Heroda I Wielkiego, tak więc na lata 7—4 przed Chr. (we dług naszej datacji, Jana Chrzciciela na wrzesień 6 roku przed Chr. i Jezusa na marzec 5 roku przed Chr.). Podczas gdy te dwie wzmianki są całkiem jednoznaczne, to drugi zasugerowany po wyżej „punkt zaczepienia” w historii wydaje się na pierwszy rzut oka stosunkowo problematyczny: 201
W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz (Łk 2,1-2).
Problem polega na tym, że żydowski historyk Józef Flawiusz - nasze najważniejsze i podstawowe źródło do histo rii Ziemi Świętej, obejmujące okres do zburzenia Jerozolimy w roku 70 po Chr. - wprawdzie wymienia cenzus ludności pod rządami Kwiryniusza, ten jednak nie miał miejsca w czasach króla Heroda I Wielkiego, lecz po odsunięciu od władzy jego syna i następcy, Heroda Archelaosa w 6 roku po Chr., kiedy Judea stała się rzymską prowincją pod zarządem cesarskiego prefekta. Taki fiskalny cenzus ludności według majątku doko nywany był w każdej nowej prowincji po to, by móc oszacować przyszłe dochody z podatków. Już z tego choćby powodu natra fił ów spis na ostry sprzeciw ze strony Żydów, którzy nie chcie li podporządkowywać się obcemu zwierzchnictwu. Dlatego też doszło do powstania w północnej części kraju religijno-politycznego ruchu tak zwanych zelotów (gorliwych), przeciw stawiającego się okupacji rzymskiej. Ich przywódcą był Juda Galilejczyk, po którego stronie stanął kapłan, faryzeusz Sadok, co mogłoby przemawiać za przypisaniem stronnictwu zelotów - żydowskiemu ruchowi oporu - charakteru mesjańskiego. To, że Jezus przyszedł na świat właśnie w tym czasie, jest oczywi ście wykluczone, ponieważ oznaczałoby, że w roku 27 po Chr. miałby nie „lat około trzydziestu”, lecz zaledwie dwadzieścia jeden - byłby stanowczo za młody na to, by być nazywanym przez Żydów ra b b i - mistrz. Ostatecznie w judaizmie trzeba było skończyć co najmniej trzydzieści lat, by otrzymać pozwo lenie uczestnictwa w sporach dotyczących Tory. Gdyby Jezus był młodszy, z pewnością jego przeciwnicy wykorzystaliby ten 202
argument przeciwko niemu, a przecież żaden z nich nie zarzu cał mu zbyt młodego wieku. Co najwyżej urągali mu, szydząc z niego, że: „Pięćdziesięciu lat jeszcze nie masz, a Abrahama widziałeś?” (J 8,57). Co zatem robi w Ewangelii św. Łukasza wzmianka o spisie ludności za panowania wielkorządcy Kwiryniusza? Dla krytyków biblijnych sprawa była jasna - św. Łu kasz umieścił cenzus ludności samowolnie w swojej opowieści przed narodzinami Jezusa, ponieważ potrzebował pretekstu, by pozwolić Świętej Rodzinie na podróż do Betlejem, gdzie według tradycji żydowskiej miał narodzić się Mesjasz. A jeśli już raz udowodniono by mu konfabulowanie, to łatwe byłoby wyciągnięcie stąd wniosku, że także w innych przypadkach, mówiąc elegancko, jego opowieść jest „legendarna”. Czemu zatem nie przyjąć założenia, że Jezus w rzeczywistości przy szedł na świat w całkiem niespektakulamym miejscu, jakim był Nazaret? To jednak, co miało miejsce w 6 roku po Chr., nie było po wszechnym spisem ludności, lecz - jak już wspomniano wcze śniej - pierwszym fiskalnym cenzusem mieszkańców Judei według majątku, sporządzonym w celu oszacowania docho dów z podatków prowincji, dokładnie takim, jaki miał się od bywać odtąd co czternaście lat. Zresztą takiego równoczesnego podatkowego cenzusu ludności w całym cesarstwie - zatem powszechnego spisu ludności - jaki chętnie wyobrażamy so bie podczas lektury ewangelicznej historii narodzenia Jezusa, w ogóle nigdy nie było. Taki spis byłby wobec niebotycznych rozmiarów ziem znajdujących się pod panowaniem Cesarstwa Rzymskiego po prostu technicznie nie do przeprowadzenia. Poza tym sam św. Łukasz wcale nie wspomina, że wszyscy mieszkańcy Im perium Rom anum zostali spisani w tym samym czasie. Pisze tylko o tym, że wyszło rozporządzenie cesarza Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie 203
- zatem spis obowiązuje wszystkich poddanych cesarza. Takie rozporządzenie istniało faktycznie, co poświadczają współcze śni kronikarze. Rzymski historyk Tacyt w swoich R ocznikach pisał, że cesarz Oktawian August prowadził skrupulatnie księgi „na temat sił państwa [...] ilu ma obywateli i poddanych cesar stwa pod bronią, ile flot, królestw i prowincji, jakie daje pośred nie i bezpośrednie zyski [...]”. Także historyk grecki Kasjusz Dion z Nicei wiedział o tym, że: „August wysyła jednych tam, drugich gdzie indziej, aby spisali osobisty majątek i majątek miast”. Potwierdzają to także R es g e sta e D iv i A u gusti [Czy ny boskiego Augusta] autobiografia cesarza rzymskiego Okta wiana Augusta, przechowywana w świątyni Westy, dziewiczej bogini ogniska domowego, w Rzymie. Cesarz nakazał sporzą dzić kopie dzieła, które na jego rozkaz miały być wystawione na widok publiczny we wszystkich świątyniach poświęconych boskiemu Augustowi w całym Cesarstwie Rzymskim. Jedna z nich, wykuta na ścianach świątyni Augusta w Angorze w Galacji, dzisiejszej Ankarze w Turcji, odkryta już w roku 1555, dochowała się do dzisiejszych czasów. Już pierwsze słowa wy kutej na ścianach świątyni autobiografii każą pomyśleć o tek ście św. Łukasza: „Czyny Augusta, którymi podporządkował panowaniu ludu rzymskiego całą kulę ziemską [...]”. Dalej są wzmiankowane trzy - dokładnie wymienione - spisy ludności, które nakazał sporządzić w latach: 28 przed Chr., 8/7 przed Chr. i 14 po Chr. Dotyczyły one jednak tylko obywateli rzymskich, których było w całym Cesarstwie Rzymskim ponad cztery mi liony. Obok nich odbywały się spisy wszystkich ludzi zobowią zanych do płacenia podatków, dokonywane tak w prowincjach, jak i w (zobowiązanych do uiszczania podatków!) państwach podporządkowanych władzy Rzymu - państwach lennych - a zatem także w królestwie króla Heroda I Wielkiego. Po nieważ wiemy skądinąd, że w sąsiednim państwie, mającym 204
ten sam status prawny co Judea - w królestwie Nabatejczyków - przystąpił około roku 6 przed Chr. do spisywania ludności niejaki Fabatus, którego nasze podstawowe źródło historycz ne, Józef Flawiusz, wymienia dosłownie jako dioketesa, czy li rzymskiego rządcę, poborcę podatkowego, nie ma żadnego powodu, dla którego moglibyśmy przyjąć, że Królestwo Judei było traktowane w inny sposób. Faktycznie, tak też było, co po twierdza rzymski prawnik i apologeta chrześcijański Tertulian z Kartaginy, który badał pod koniec II wieku po Chr. rzymskie akta państwowe i odkrył w nich, że taki właśnie cenzus lud ności Judei miał miejsce w latach 8-5 przed Chr. pod rządami konsula Gajusza Sencjusza Satuminusa. Józef Flawiusz nie tyl ko wymienia owego rządcę Satuminusa, ale nazywa go jeszcze „przełożonym” Heroda. Jak bardzo był król Herod jako rex sociu s zależny od Rzymu, okazało się wtedy, gdy w 8 roku przed Chr. popadł u cesarza Oktawiana Augusta w niełaskę. Nie prosząc uprzednio o po zwolenie cesarza, przedsięwziął znienacka wyprawę wojenną przeciwko sąsiadującemu z Judeą królestwu Nabatejczyków, innemu państwu lennemu Rzymu. Następstwem była ostra re prymenda udzielona mu przez cesarza - dotąd „traktował go jako przyjaciela, w przyszłości będzie uznawał go po prostu za poddanego” - taką informację kazał mu przekazać August. Potem nawet, gdy chciał swoim własnym synom z małżeństwa z Mariamne, księżniczką pochodzącą z dynastii Hasmoneuszy, wytoczyć proces, oskarżając ich o zdradę stanu, musiał za wczasu uzyskać pozwolenie cesarza. Rozprawa sądowa odbyła się ostatecznie około 7 roku przed Chr. w Berytos (Bejrut) pod przewodnictwem wymienionego już wcześniej konsula Gaju sza Sencjusza Satuminusa. Synowie księżniczki Mariamne zo stali uznani za winnych i skazani na śmierć. W wyniku tego procesu jedynym następcą tronu został uznany syn króla Hero 205
da I Wielkiego - Antypater II. Teraz więc król Herod I Wielki musiał pójść na ustępstwo i pozwolić Rzymowi na dokonanie cenzusu ludności. Faktycznie Józef Flawiusz wspomina o przysiędze na wier ność „cesarzowi [Augustowi] i jego królowi [Herodowi]”, którą musiał złożyć cały lud Izreaela gdzieś pomiędzy rokiem 6 a 5 przed Chr. To, że złożenia przysięgi na wierność odmó wiło sześć tysięcy Żydów i musiało z tego powodu uiścić karę pieniężną, ukazuje, w jak systematyczny sposób postępowano w takich sprawach. Musiały istnieć listy z nazwiskami Żydów, z których każdy z osobna składał przysięgę w obecności świad ków - urzędników królewskich. Osoby znajdujące się na liście odpowiadały na pytania dotyczące stanu posiadania i pocho dzenia. Możliwe także, że przysięga sama w sobie była tylko propagandowym pretekstem, służącym temu, by nie ujawnić przed ludem nazbyt wyraźnie faktu rozpoczętego już procesu wyprzedawania ojczyzny Rzymianom, procesu, który od daw na już następował. W każdym razie u Józefa Flawiusza mamy wzmiankę o tym, że zaraz po śmierci króla Heroda I Wielkiego w marcu 4 roku przed Chr. cesarz miał udzielić Samarytanom ulg podatkowych - musiały więc od dawna istnieć zestawienia konkretnych liczb. Pozostaje jeszcze kwestia Kwiryniusza. Czy pierwotnie św. Łukasz miał na myśli, że: „Pierwszy ten spis odbył się wów czas, zanim (zamiast „gdy”) wielkorządcą Syrii zo sta ł (zamiast „był”) Kwiryniusz”? W pierwotnym greckim tekście mamy zresztą nie „wielkorządcę” - hegem on, lecz hegem oneuon, co w żadnym wypadku nie jest tym samym. Oba tytuły wywodzą się od greckiego słowa hegem onia - przywództwo, panowa nie i mogą oznaczać zarówno najwyższą władzę państwową, właśnie owo przywództwo, jak i naczelne dowództwo militar ne. To, że św. Łukasz używa w tym miejscu słowa hegem o206
neuon zamiast stosowanego także w tej Ewangelii (choćby na
określenie Piłata z Pontu) zwyczajowego hegem on, musi mieć jakąś przyczynę, ponieważ w znaczeniu językowym ewange lista jest zawsze bardzo precyzyjny. Zatem św. Łukasz odnosi się zapewne do innego urzędu niż urząd namiestnika, a stopień wyższy odprzymiotnikowego określenia wskazuje, że chodzi o kogoś wyższego rangą. Czy jednak w kontekście rzymskim jest to w ogóle możliwe? I czy określenie to pasuje do urzędu, który piastował Kwiryniusz, podczas gdy namiestnikiem w Ju dei był Gajusz Sencjusz Satuminus? W roku 1764 odkryto w miejscowości Tibur (dziś Tivoli) w Lacjum fragment antycznej inskrypcji, którą wielki niemiecki historyk Theodor Mommsen zidentyfikował w roku 1883 jako część inskrypcji nagrobnej Kwiryniusza. Dziś artefakt znajdu je się w Muzeum Watykańskim. Z inskrypcji można odczytać, że Kwiryniusz był „po raz drugi legatem boskiego Augusta, prefektem kohort pretoriańskich w Syrii i Fenicji”. Dopiero w roku 1997 cieszący się dużą renomą historyk starożytności z Heidelbergu, Geza Alfoldy, potwierdził, że inskrypcję tę rze czywiście można odnieść do Kwiryniusza, którego imię nieste ty nie zachowało się na znalezionym fragmencie. Jeśli jednak w 6 roku po Chr. był po raz drugi prefektem gwardii pretorian, nasuwa się pytanie, kiedy był nim po raz pierwszy? Odpowiedź na to pytanie nie będzie łatwa, choć znanych jest nam kilka szczegółów z biografii tego człowieka. W roku 15 przed Chr. został - wówczas jeszcze jako żołnierz - miano wany prokonsulem prowincji C reta e t Cyrene - Krety i Cyreny, obejmującej swym zasięgiem wyspę Kretę i dzisiejszą Libię. Kiedy podbił Garamantów, wojowniczy lud żyjący na Saharze, wyróżniono go za to w Rzymie tryumfem, a w roku 12 przed Chr. mianowano konsulem. W tym samym roku zmarł utalento wany wódź, Gajusz Wipsaniusz Agryppa, którego Oktawian 207
August mianował w roku 23 przed Chr. „współrządzącym dla obszarów znajdujących się po tamtej stronie Morza Jońskiego”. Jeszcze w tym samym roku cesarz Oktawian August zwol nił Kwiryniusza z obowiązków konsula, co było nawet bardziej niż niezwykłe, i wysłał go - najpewniej jako następcę Agryppy - na Wschód. Został naczelnym wodzem trzech legionów - leg io III G allica, legio VI F errata i legio X F retensis, które stacjonowały w Syrii. Kwiryniusz od razu wyruszył na czele legionów na wyprawę wojenną przeciwko ludowi zamieszkują cemu góry w południowej części środkowej Anatolii - Homonadom. W roku 5/4 przed Chr. po spektakularnym zwycięstwie został mianowany namiestnikiem bogatej rzymskiej prowincji Anatolii, zamiennie nazywanej A sia M inor (Azja Mniejsza) lub po prostu A sia. Stanowisko to piastował do roku 2/1 przed Chr., kiedy to zastąpił w sztabie wojskowym wnuka cesa rza Oktawiana Augusta, Gajusza Cezara. Gajusz Wipsaniusz Agryppa, zwany Gajuszem Cezarem, wówczas osiemnastoletni wnuk cesarza Augusta, traktowany był wtedy jako potencjal ny następca tronu, którego cesarz ustanowił współrządzącym we wschodnich prowincjach Cesarstwa Rzymskiego, jednak właśnie w sprawach dotyczących działania imperium potrze bował jakiegoś doświadczonego doradcy. Zaraz po przedwcze snej śmierci Gajusza Cezara w wyniku ran odniesionych pod czas wyprawy wojennej w 4 roku po Chr., komendę nad trzema legionami stacjonującymi w Syrii na powrót otrzymał Kwiry niusz, pozostając jednocześnie namiestnikiem Syrii - od teraz piastował zatem w swoim ręku oba urzędy. Właśnie do tego wydarzenia odwołuje się inskrypcja znaleziona w miejscowo ści Tibur, gdy wzmiankuje powtórne objęcie podwójnej funk cji. Już wtedy, gdy po raz pierwszy sprawował urząd w Syrii, gdzie wprawdzie legatus A u gusti p ro p ra e to re był Gajusz Sencjusz Satuminus, to jednak Kwiryniusz, dowodząc legionami, 208
musiał już wtedy pełnić jakąś nadrzędną funkcję w Syrii. Naj prawdopodobniej był O rienti p ra ep o situ s, wodzem naczelnym na Wschodzie. Stąd też - dokładnie tak, jak podaje św. Łukasz - był on hegem oneuonem - naczelnym wodzem, natomiast Gajusz Sencjusz Satuminus był hegem onem - namiestnikiem. To, że nie jest to czysta spekulacja, potwierdza jeszcze inna inskrypcja. Nagrobek prefekta kohorty pierwszego legionu Augusta Kwintusa Emiliusza Sekundusa pozyskali w Bejrucie w roku 1674 kupcy weneccy, celem przewiezienia go statkiem do miasta położonego wśród lagun - do Wenecji. Widniejąca na nim łacińska inskrypcja głosi, że oficer ten służył pod Kwiryniuszem, „legatem Cezara w Syrii”, który walczył z Iturejczykami, ludem zamieszkującym Itureę w górach Libanu, i przeprowa dził cenzus ludności w wielkim niezależnym mieście-państwie - noszącym nazwę Apamea nad Orontesem, liczącym wówczas 117 000 mieszkańców. Także Józef Flawiusz w dziele D aw n e dzieje Izra ela opisywał rozboje czynione przez ludy zamiesz kujące góry na Północy, które wdzierają się z krainy Trachonitis na tereny Iturei i całej Celesyrii. Było to - jak podkreśla do bitnie Józef Flawiusz - wtedy gdy Gajusz Sencjusz Satuminus był namiestnikiem Syrii. Tego ostatniego inskrypcja pochodzą ca z nagrobka nie musiała wymieniać, ponieważ Kwintus Emiliusz Sekundus jako żołnierz był pod komendą Kwiryniusza. Inskrypcja ta dowodzi nie tylko tego, że Kwiryniusz działał już w Syrii w latach przed Chr., lecz także poświadcza cenzus ludności dokonany w tym czasie w wolnym mieście Apamea nad Orontesem (w dzisiejszej Syrii). Być może równolegle z nim przeprowadzono spis w królestwie lennym króla Heroda I Wielkiego. W każdym razie przedział czasowy został jeszcze bardziej zawężony. Spisów dokonywano zwykle w grudniu, jednak w Judei organizowano go równocześnie ze ściąganiem podatku świątynnego, odprowadzanego w wysokości połowy 2 09
sykla każdego roku od 15 do 25 miesiąca a d a r - w roku 5 przed Chr. od 24 lutego do 6 marca. W czasach rzymskich były dwa podatki - pogłówne i po datek gruntowy. W odniesieniu do prowincji syryjskiej wiemy o tym, że tam podatek zwany pogłównym zobowiązani byli płacić mężczyźni w wieku od czternastu do sześćdziesięciu pięciu lat, kobiety zaś już od dwunastego roku życia do skoń czenia sześćdziesięciu pięciu lat. Już z tego powodu ludzie byli zmuszeni stawić się przed urzędnikiem dokonującym cenzusu ludności całymi rodzinami, tak by można było sprawdzić, kto w ogóle zobligowany był do płacenia podatku pogłównego. Miejsce uiszczania podatku znajdowało się zawsze tam, gdzie dana osoba posiadała ziemię, tak by od razu można było obło żyć właściciela podatkiem gruntowym. Dowód takiej praktyki odnaleźli archeolodzy w roku 1961 w tak zwanej „Grocie Listów” na zachodnim brzegu Morza Martwego. Tutaj właśnie Żydzi ukryli przed Rzymianami, po nownie nadciągającymi w związku z wybuchem powstania żydowskiego pod wodzą Szymona Bar Kochby w roku 132 po Chr., swoje prywatne archiwa. Między innymi uczyniła to także pewna Żydówka imieniem Babatha. Wśród dokumentów znajdowała się poświadczona kopia jej zeznania podatkowego, które złożyła w roku 127 podczas ostatniego cenzusu ludno ści w prowincji. Chociaż ona sama mieszkała w miejscowości Maoza, musiała osobiście udać się do odległej o czterdzieści kilometrów Rabbath-Moab, ponieważ tam posiadała majątek. Jej mąż towarzyszył jej oczywiście nie tylko dlatego, że nie mógł wysłać żony samej w podróż, która zająć musiała z pew nością cały dzień, ale także dlatego, że był w sensie prawnym jej opiekunem i pełnomocnikiem, a rodzinom zawsze wymie rzano podatek wspólnie. To, że Babatha w większości używała tego samego słownictwa co św. Łukasz, pokazuje przy okazji, 210
jak dobrze ewangelista orientował się w ówczesnych powinno ściach podatkowych. W roku 104 po Chr. rzymski namiestnik w Egipcie zwołał wszystkich na cenzus ludności prowincji: „ci, którzy przypad kiem z jakiegoś powodu będą w tym czasie przebywać poza okręgiem [...] zobowiązani są do powrotu do domowego ogni ska, aby stawić się na zwyczajowym spisie podatkowym”. Po dobnie z Egiptu pochodzi rozporządzenie z roku 47/48 po Chr. (tym samym z czasu bliskiego działalności św. Łukasza!): „Ten, kto posiada własność ziemską w innym niż mieszka okręgu, musi złożyć w tymże okręgu deklarację, w którego granicach znajduje się jego ziemia, ponieważ podatek gruntowy musi być odprowadzany w tym okręgu, w którego obszarze dany czło wiek posiada własność ziemską”. Z pewnością w 5 roku przed Chr. nie było inaczej, a ogłoszony spis podatkowy także wów czas sprzyjał regularnym wędrówkom ludzi. Miriam i Józef byli oboje z pokolenia Dawida, a Betlejem było siedzibą ich plemienia. Autor pierwszej historii Kościoła, Euzebiusz z Cezarei, powołując się na Hegesippusa, stwier dza, że jeszcze za panowania cesarza rzymskiego Domicjana (81-96 po Chr.) posiadłość ziemska nieopodal Betlejem na leżała do Żydów z pokolenia Dawida. To, że chodziło jedno cześnie o krewnych Pańskich, którzy od zawsze posiadali pole o powierzchni trzydziestu dziewięciu mórg, czyni tę wskazów kę jeszcze bardziej ciekawą. Jest raczej mało prawdopodobne, że to Józef był właścicielem tego kawałka ziemi. Po cóż wte dy zarabiałby pieniądze jako wędrowny budowniczy? O wiele bardziej prawdopodobne jest to, że chodzi o „posag” Miriam, odziedziczony po bogatym ojcu, Joachimie, który jako hodow ca stad z pokolenia Dawida z pewnością posiadał pastwiska pod Betlejem. Ustaliliśmy już to, że Miriam jako jedyne dziec ko swoich rodziców była tak zwaną „córką dziedziczną”, jak 211
definiuje to prawo żydowskie (Lb 27,8). Ziemia należąca do Miriam była najpewniej dzierżawiona przez okolicznych pa sterzy. Już choćby dlatego Miriam, będąca wtedy w zaawan sowanej ciąży, musiała udać się w towarzystwie narzeczone go i prawnego opiekuna w trzydniową podróż do Betlejem, mimo że w jej stanie nie powinna była wyruszać w drogę. P ro toew an gelia Jakuba nie informuje nas w ogóle o podat ku gruntowym, natomiast pogłówne jest jej autorowi znane. Wiedział o tym, że Józef musiał zapisać swoją rodzinę. W każ dym razie Józef zabiera ze sobą nieletnich potomków, mówiąc: „Ja zapiszę moich synów”. O jednym z nich dowiadujemy się, że ma na imię Samuel (zatem synowie Józefa nie są identyczni z „braćmi Pańskimi”: Jakubem, Szymonem, Józefem i Judą!): „1 osiodłał osła, i posadził ją, i syn jego prowadził [osła], i Sa muel postępował za nimi. I zbliżyli się do trzeciego kamienia milowego”. Istnieje pewna stara tradycja, która ilustruje drogę Świętej Rodziny do „miasta Dawida”, a która została potwierdzona archeologicznie dopiero przed kilku laty. Tam, przy trzecim kamieniu milowym od Betlejem, Miriam posmutniała - „Być może to, co jest w [jej łonie] sprawia jej ból”, pomyślał Józef, ale Miriam zaraz potem się roześmiała. Zagadnięta o to przez Józefa, wytłumaczyła mu, że „przed moimi oczami, Józefie, widzę dwa ludy: jeden płacze i lamentuje, drugi cieszy się i śmieje”. Zaraz potem zaczęły się u niej bóle porodowe. Cieśla pomógł jej zsiąść z osła, a sam udał się do Betlejem, by znaleźć miejsce, gdzie mogliby się zatrzymać. Oczywiście już wcześnie zlokalizowano miejsce, gdzie rozegrał się ten epizod. I tak Cyryl ze Scytopolis, duchowny z dzisiejszego Beit Szean, relacjonował, że w roku 456 bogata wdowa Ikelia w miejscu, gdzie Miriam niegdyś odpoczywała w drodze do Betlejem, ufundowała wspaniale ozdobiony ko 212
ściół z klasztorem. Sanktuarium to otrzymało nazwę od skały, na której przysiadła Miriam, odpoczywając po trudach podróży - K ath ism a (siedzenie, krzesło). Tam pochodzący z Kapadocji św. Teodozy Cenobiarcha miał odebrać wykształcenie i utwo rzyć niewielką wspólnotę zakonną. Najpóźniej w XI wieku ogarnięty szaleństwem niszczenia sułtan Al-Hakim zrównał z ziemią sanktuarium podczas akcji prześladowania chrześci jan. To, co pozostało, to cysterna, w której - jak głosi tradycja - Miriam gasiła pragnienie. Jak wiele innych odkryć w Ziemi Świętej, tak i to zawdzię czamy przypadkowi. Jesienią 1992 roku podjęto decyzję o poszerzeniu drogi prowadzącej z Jerozolimy do Betlejem. Jednak gdy buldożer zaczął rozkopywać ziemię w odległości zaledwie stu siedemdziesięciu metrów od klasztoru Mar Elias (św. Eliasza) w pobliskim gaju oliwnym, nagle natrafił na koryncki kapitel i pozostałości mozaiki. Natychmiast wstrzymano prace budowlane i zawiadomiono Urząd Starożytności Izraela. Odpowiedzialny za ten teren szef archeologów, Vassili Tsaferis, zlecił młodej archeolog, Rinie Avner, wykonanie prac ratunko wych. To, co odsłoniła w wykopie, okazało się prawdziwą sen sacją archeologiczną. Obok zapieczętowanej cysterny natrafiła na fundamenty niewielkiego, kiedyś zapewne ośmiokątnego kościoła. Jego wnętrze było pokryte na wielkich płaszczyznach mozaikami, na których widniały częściowo wzory geometrycz ne, częściowo ozdobne motywy roślinne. W centrum ośmiobocznej budowli znajdowała się natomiast skała, na której jak głosi legenda - odpoczywała kiedyś Miriam w drodze do Betlejem. Szeroki na czterdzieści pięć metrów budynek był niegdyś otoczony czterema kaplicami. Do budynku prowadziły trzy wejścia, natomiast apsyda główna zamykała go od wscho du. Do czasu wzniesienia kościoła nad grobem Miriam, któ ra zasnęła 13 albo 15 sierpnia (dziś obchodzonym jako święto 213
Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny), tu wspominano jej odejście. Dla historii architektury odkrycie tej świątyni było spekta kularne już choćby dlatego, że wszystko wskazywało, iż ko ściół ten posłużył jako wzór dla muzułmańskiej świątyni na skale (z której Mahomet miał wstąpić do nieba) - znanej jako Kopuła na Skale, wzniesionej na Wzgórzu Świątynnym w Je rozolimie. Znalezione inskrypcje potwierdzają, że kościół był używany także po inwazji muzułmańskiej. Odnaleziono nawet dobudowaną do kościoła niszę, w której modlili się islamscy pątnicy. Chodziło najpewniej o to, by znajdujące się na otwar tym terenie sanktuarium zostało uszanowane także przez no wych panów. Ułożona tu mozaika przedstawia palmę dakty lową - w Koranie jest napisane, że Miriam odpoczywała pod palmą kiedy zaczęły się bóle porodowe. W roku 1997 można było z satysfakcją zakończyć prace wykopaliskowe. Grecki patriarcha planował wzniesienie na tym miejscu nowego centrum pielgrzymkowego, jednak wtedy doszło do drugiego powstania Palestyńczyków w Izraelu pod czas trwającej od dawna intifady, co pokrzyżowało jego plany. Izrael zareagował na terror, odgradzając się - od tego momentu krajobraz biblijny przedziela okropny betonowy mur, oddziela jąc od siebie skłóconych synów Abrahama. Kamień, na którym odpoczywała Miriam, znalazł się niestety za blisko zamknię tej strefy między frontami, niedaleko samego muru, tak więc miejsce to pozostaje jak dotąd niezbadane - i czeka na lepsze, bardziej pokojowe czasy2. Podczas gdy Miriam odpoczywała na kamieniu po trudach długiej podróży, Józef szukał w Betlejem miejsca, gdzie mo
: Miejsce to leży bezpośrednio przy ulicy Derech Hebron, powyżej przystan ku autobusowego, jeszcze przed klasztorem Mar Elias (św. Eliasza).
2 14
gliby się zatrzymać. „I ujrzał tam jaskinię, i wprowadził ją [Miriam - M.H.], i zostawił przy niej swoich synów, i odszedł, aby szukać położnej pochodzenia żydowskiego w krainie Be tlejem” - podaje P rotoew an gelia Jakuba. Na pierwszy rzut oka musi to wzbudzić zdziwienie. Czyż wszystkie dzieci nie wie dzą, że Jezus urodził się w stajni w żłobie, który stoi w okresie Bożego Narodzenia pod choinką w każdym kościele? Jednak nasze zdziwienie zdradza tylko to, że jesteśmy Europejczykami - dla Żyda z czasów biblijnych nie ma w tym żadnej sprzecz ności, ponieważ w krainie, w której mało jest drewna, a kamień jest miękki, używano naturalnych i sztucznie wydrążonych ja skiń jako stajni, owczarni czy magazynów - tak w Nazarecie, jak i Betlejem. Święta Rodzina musiała się zadowolić grotą stajenną, „gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie” - tłumaczy św. Łukasz (2,7). Ale czy Józef szukałby w Betlejem gospody? Z pewno ścią nie chciał, żeby Miriam wydała na świat dziecko w jakimś nędznym karawanseraju, gospodzie czy zajeździe. I rzeczywi ście, w greckim pierwowzorze Ewangelii św. Łukasza nie od najdujemy słowa pan doch eion - gospoda, lecz wyraz katalym a, który być może najlepiej byłoby przetłumaczyć jako komnata, ale także jako pokój gościnny. Miriam i Józef pochodzili z po kolenia Dawida, można się więc spodziewać, że mieli w Betle jem bliższych lub dalszych krewnych, zatem Józef próbował znaleźć nocleg najpierw u nich. Prawdą jest, że zgodnie z pra wem żydowskim problemem mogła być ciąża Miriam. Kobieta, która porodziła syna, była uznawana - zgodnie z trzecią księgą Mojżeszową (Księgą Kapłańską) za nieczystą przez czterdzie ści dni, a razem z nią wszystko, czego dotknęła - o tym mówią przepisy dotyczące czystości położnic (Kpł 12) i nieczystości seksualnych (Kpł 15,19-30). Problemem zatem nie było naj pewniej to, że „nie było miejsca”, lecz to, że „nie było miejsca 215
dla nich” - jak subtelnie odnotował św. Łukasz. Proste domy składały się wtedy tylko z dużej izby mieszkalnej, w której przebywano i pracowano za dnia, wspólnie spożywano posił ki, a pod wieczór rozwijano na klepisku maty i udawano się na spoczynek. Oprócz tego w domach znajdowały się boczne izby, które z reguły służyły jako pomieszczenia spiżamiane. Natomiast w bogatszych domostwach na parterze mieściły się pomieszczenia magazynowe, a na pierwszym piętrze - zasad niczo chodziło o półpiętro - znajdowały się izby mieszkalne. Tutaj obchodzono również uroczystości i przyjmowano gości. Takie domy miał zapewne na myśli św. Łukasz, używając sło wa katalym a. Oczywiście w normalnych warunkach krewni z pewnością byliby w stanie przyjąć Miriam i Józefa - rozkła dając po prostu gęściej obok siebie maty do spania, tak by było miejsce dla przybyłych gości. Jednak zbliżał się czas wielkiego święta P esach. Jak mieliby krewni właśnie przybyłych świę tować, jeśli dom byłby nieczysty z powodu obecności położ nicy? Dlatego też Święta Rodzina musiała zadowolić się grotą stajenną, znajdującą się być może nawet na gruncie, którego właścicielką była Miriam. Jaskinia była teraz pusta, ponieważ owce wyprowadzono na pastwiska pierwszego dnia miesiąca nisan.
Ta betlejemska jaskinia, miejsce pierwszej Świętej Nocy, nigdy nie została zapomniana. W rzeczywistości jest poświad czona od początku II wieku po Chr. jako jedno z najwcześniej szych chrześcijańskich sanktuariów. Już męczennik Justyn, który urodził się w starożytnej miejscowości Sychem w Pale stynie, wymienił około roku 135 po Chr. Jaskinię nieopodal wsi”. Tak precyzyjnie odnotowana wzmianka dotycząca poło żenia miejsca pozwala na wyciągniecie wniosku, że albo jej autor osobiście odwiedził to miejsce, albo znał P rotoew an gelię Jakuba (która musiałaby wtedy być starsza, niż się to chętnie 2 16
przyjmuje), ponieważ to właśnie w niej czytamy, że Józef, zo stawiwszy Miriam w jaskini, poszedł do Betlejem. Stąd można przypuszczać, że w najlepszym razie jaskinia położona była na obrzeżach wsi. Dziś Bazylika Narodzenia Pańskiego znajduje się wprawdzie w centrum miasta, ale wykopaliska archeolo giczne potwierdziły, że Justyn, męczennik z Sychem, i „Jakub” mieli rację - biblijne Betlejem znajdowało się na wschód od jaskini. Jeśli św. Justyn - urodzony około 100 roku po Chr. - odwie dził to miejsce, kiedy biskupem Jerozolimy był jeszcze krewny Pański, Juda, przewodzący judeochrześcijanom, musi to ozna czać, że jest ono autentyczne. Skoro tak, to ani św. Mateusz, ani św. Łukasz nie wymyślili sobie historii związanej z naro dzinami Jezusa, tylko po to, by ukazać Jezusa jako oczekiwane go Mesjasza. W rzeczywistości tradycja ta musiała być bardzo mocno ugruntowana, skoro cesarz rzymski Hadrian w ramach planu poganizowania uznał za konieczne, żeby przekształcić jaskinię narodzin Jezusa w grotę poświęconą kultowi pogań skiego boga Adonisa, wokół której nakazał założyć święty gaj. Jednak nie zmieniło to faktu, że lokalna społeczność nadal żyła w świadomości, kto naprawdę przyszedł tutaj na świat. „To, co się tam pokazuje, jest znane wszystkim w okolicy. Nawet poga nie mówią każdemu, kto chce ich słuchać, że w tej wspomnianej jaskini narodził się rzeczony Jezus” - tak pisał około roku 220 po Chr. grecki teolog Orygenes. Dopiero św. Helena, matka ce sarza Konstantyna Wielkiego, zleciła podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej w roku 325 wznieść nad tym miejscem kościół. Jednak Grota Narodzin, którą można dziś zwiedzać, jest tylko częścią całej sieci starych jaskiń, z których każda ma odrębną historię. W jednej z nich żył od roku 385 do śmierci, która na stąpiła w roku 420, św. Hieronim, jeden z największych teo logów i ojców Kościoła późnego antyku. Tutaj przygotował na 217
życzenie papieża Damazego łaciński przekład Biblii - tak zwaną Wulgatę, będącą do dziś podstawą Biblii, przynajmniej katolic kiej. Święty Hieronim podczas pracy nad przekładem chciał się zbliżyć do źródeł wiary chrześcijańskiej także fizycznie - być tak blisko, jak to tylko możliwe, miejsc, gdzie nastąpiły opisy wane wydarzenia. Tak też się stało - jego jaskinia znajdowała się bowiem bezpośrednio obok starego wejścia do Groty Na rodzenia, dziś znajdującej się pod franciszkańskim kościołem św. Katarzyny - schody, po których się dziś do niej schodzi, a potem się po nich wraca, są późniejsze. Zaraz obok kościoła Narodzenia Jezusa znajduje się Mleczna Grota, nazywana przez Arabów także Grotą Pani Miriam. Kolor wapna przybierający tu odcień niezwykłej bieli wierni próbują wyjaśnić tym, że tu wła śnie na ziemię spadła kropla matczynego mleka z piersi Miriam podczas karmienia niemowlęcia. Od wczesnego średniowiecza wapno rozcierano na proszek i napełniano nim buteleczki i rurki, traktując jako szczególną relikwię - dziś często wyszydzaną de Lacłis B.M. V (z mleka Świętej Dziewicy). Możliwe także, iż Święta Rodzina właśnie tutaj przebywała czterdzieści kolejnych dni, po upływie których Miriam stała się na powrót rytualnie czysta i już choćby dlatego mogli opuścić jaskinię, w której mat ka wydała na świat syna. Akuszerka, którą sprowadził Józef po tym, jak zostawił Mi riam ze swoimi synami w jaskini stajennej, odgrywa w P rotoew an gelii Jakuba jeszcze inną, szczególną rolę. Bowiem gdy przybyła do jaskini, Boże Dziecię już się urodziło. Wydarzenie, które miało przebieg taki jak teophania - objawienie Pańskie Starego Przymierza, P rotoew an gelia Jakuba opisuje w sposób następujący:I I była [tam] ciemna chmura, która ocieniła jaskinię. I rzekła położ na: „Dziś dusza moja została wywyższona, bo moje oczy ujrzały 218
dziś rzeczy przekraczające wszelkie pojęcia, ponieważ zbawienie narodziło się dla Izraela”. I natychmiast chmura poczęła znikać z jaskini, a w jaskini pojawiło się wielkie światło, że nie mogły go znieść. I wkrótce światło to poczęło znikać, aż ukazało się dziecię i zbliżyło się, i zaczęło ssać pierś swej matki.
W tym momencie pojawia się druga akuszerka imieniem Salome. Najprawdopodobniej dlatego, że ktoś inny ją zawiado mił, ponieważ usłyszał o tym, że Józef szuka kogoś, kto pomo że przy porodzie. To jej akuszerka, która była świadkiem poja wienia się i zniknięcia obłoku, opowiedziała o tym, co właśnie widziała, jednak Salome nie mogła czy też nie chciała uwie rzyć, że tutaj właśnie porodziła Dziewica. Żądała - podobnie jak trzydzieści pięć lat później apostoł Tomasz - namacalnego dowodu: „Jeśli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego do boku Jego, nie uwierzę [...]” (J 20,25). Salome rzekła: „Na Boga żywego, jeśli nie włożę palca mojego i nie zobaczę jej przyrodzenia, nie uwierzę, że dziewica poro dziła”. Tak więc Salome weszła do środka i zbadała Miriam, i dosłownie sparzyła sobie na tym palce: „Oto ręka moja palona ogniem odpada ode mnie”. Dopiero gdy padła na kolana przed Bogiem i wzniosła do Niego modlitwy i dotknęła dziecka, zo stała uzdrowiona, po czym złożyła wyznanie: „Uwielbiam Go, ponieważ ten jest, który narodził się królem Izraela”. W ten spo sób stała się świadkiem koronnym „Maryi zawsze Dziewicy”, a jej wyznanie zapoczątkowało niezliczone teologiczne debaty. „Salome, Salome, nie objawiaj rzeczy cudownych, któreś wi działa, dopóki dziecina nie wejdzie do Jerozolimy” - rzekł do niej anioł, nakazując jej milczenie. Grecki filozof i teolog, pisarz chrześcijański, Orygenes, któ ry na początku III wieku po Chr. żył w Cezarei Nadmorskiej, znajdującej się na wybrzeżu Morza Śródziemnego, w Ziemi 219
Świętej, przekazał nam pewną anegdotę z życia Miriam, której nie odnajdujemy ani w Ewangeliach, ani w pismach apokryficz nych. Być może krążyła ona w środowisku krewnych Pańskich. Opowieść odnosi się do wizyty Matki Bożej w świątyni jerozo limskiej na krótko po tym, jak skończył się czterdziestodniowy okres rytualnej nieczystości, najpewniej w związku z obchoda mi święta Szaw u ot (Zesłania Ducha Świętego) w roku 5 przed Chr.: Maria udała się po Narodzinach naszego Zbawcy na modlitwę [do świątyni] i stanęła po stronie dziewic. Ci, którzy wiedzieli o tym, że urodziła syna, próbowali usunąć ją z tego miejsca. Jednak Za chariasz powiedział do nich: zasługuje na miejsce wśród dziewic, bo jest jeszcze dziewicą.
Była nią także po narodzinach Chrystusa i miała przejść do historii jako „zawsze Dziewica”. Ikony w Kościołach wschod nich przedstawiająjąjeszcze dziś z trzema gwiazdami, dwiema na ramionach i jedną na czole, symbolizującymi jej dziewictwo - przed, w trakcie i po narodzinach Jezusa. W ten sposób Świę ta Noc stała się dopełnieniem cudu wcielenia Boga, który roz począł się w dniu zwiastowania Miriam. A ponieważ Baranek Boży przyszedł na świat w jaskini stajennej, w której jeszcze kilka dni wcześniej przebywały owce, nie dziwi aż tak bardzo, że pasterze byli pierwszymi, którym aniołowie oznajmili na rodziny Mesjasza i początek Niebiańskiego Królestwa Pokoju - „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom jego upodobania” (Łk 2,14). Wkrótce potem przybyli również poganie - „magowie ze wschodu”, podążający za jasną gwiaz dą, która rozbłysła tej pierwszej nocy Bożego Narodzenia na wiosennym niebie. „Lecz Maryja zachowała wszystkie te spra wy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2,19).
VIII
'łfarodziny Zbawicie fa
Kiedy siedemnastoletni syn weneckiego kupca, Marco Polo, wyruszył w roku 1271 po raz drugi w towarzystwie ojca Niccoló i stryja Matteo w podróż na Daleki Wschód, by przekazać wielkiemu chanowi Mongołów, Kubilajowi, poselstwo od pa pieża Grzegorza X, droga ich wędrówki prowadziła przez Azję Środkową - obok kolebek dawnych cywilizacji. Marco Polo powrócił do Wenecji dopiero dwadzieścia cztery lata później, przywożąc ze sobą kosztowne kamienie szlachetne, zaszy te w połach szaty, oraz fantastyczne historie z dalekich krajów, w które już wówczas mało kto tak naprawdę wierzył. W bitwie morskiej między Wenecją a Genuą dostał się do niewoli. Wię ziony dzielił celę z Rustichello z Pizy, autorem popularnych opowieści rycerskich. Nie wiadomo, czy gadatliwy Marco Polo przechwałkami o skarbach wielkiego chana i własnym bogac twie dał się porządnie we znaki współwięźniowi, czy też autor opowieści rycerskich zaraz na początku odkrył w nich poten cjalne źródło informacji, gwarantujące napisanie prawdziwe go bestselleru. Z pewnością jednak Rustichello z Pizy nie miał 221
nic lepszego do roboty, więc zaoferował podróżnikowi swo je usługi jako g h o stw riter - autor widmo. Wenecjanin, który nie chciał stracić okazji do zrobienia dobrego interesu, a poza tym możliwość pozostawienia po sobie literackiego pomnika pochlebiała jego próżności, przystał na to z entuzjazmem. Tak powstało dzieło O pisanie św iata, podyktowane współwięźnio wi, które należało do najbardziej poczytnych utworów tamte go czasu. Jedynie w Wenecji ukazało się pod innym tytułem, który stał się ulubionym przezwiskiem Marca Polo - II M ilione. Jednak Wenecjanin, któremu już wówczas zarzucano, że skopiował inne dzieła, jeszcze na łożu śmierci zarzekał się: „Nie opowiedziałem nawet połowy z tego, co udało mi się zobaczyć”. Najbardziej fascynująca historia w trakcie jego podróży ro zegrała się w Persji, gdzie podczas odwiedzin barwnego bazaru w Tebriz usłyszał o pewnej prawdziwej tajemnicy: W Persji leży miasto Sawa, skąd wyruszyli trzej Magowie, udając się w drogę, aby Jezusowi Chrystusowi, gdy urodził się w Betlejemie, hołd złożyć. W tym mieście pogrzebani są trzej Magowie w trzech wielkich i pięknych bardzo grobowcach. Nad każdym grobem znajduje się czworoboczny budynek z okrągłą nadbu dówką, nader pięknie ozdobiony. Tak jedno piętro stoi na drugim. Ciała są jeszcze zachowane w całości i mają brody i włosy. Jeden z nich zwał się Baltazar, drugi Kacper, trzeci Melchior1.
Najpewniej odwiedził ich groby, nie mógł jednak dowie dzieć się od miejscowych muzułmanów niczego bliższego o tożsamości trzech astrologów-wróżbitów. Dopiero gdy po 1 Wszystkie cytaty z tego utworu na podstawie: Marco Polo, O p isa n ie ś w ia ta , przełożyła A.L. Czerny, wstępem i przypisami opatrzył M. Lewicki, wyd. IV, Warszawa 2010, tu: rozdz. XXXI, s. 46-47.
222
trzech dniach drogi dotarł do umocnionej osady z „zamkiem zwanym Kala Ataperistan”, otrzymał odpowiedź na swoje py tania: Mieszkańcy tego zamku twierdzą, że ongiś przed wiekami trzej królowie tych ziem wyruszyli w drogę, by hołd złożyć proroko wi, który wonczas się narodził, i zanieśli mu trojakie dary: zło to, kadzidło i mirrę, aby się przekonać, zali narodzony prorok był Bogiem czyli też ziemskim królem, czy mędrcem. Gdyż mówili: „Jeśli weźmie złoto, zaiste królem ziemskim jest, jeśli kadzidło - Bogiem jest, jeśli weźmie mirrę - mędrcem jest”2.
W końcu przybyli do „dziecka, które właśnie ukończyło trzynasty dzień życia”, i oddali mu hołd, a potem wręczyli dary. Dziecko wzięło wszystkie trzy dary i w podzięce przekazało im zamkniętą puszkę. Potem udali się w drogę powrotną: Gdy tak kilka dni drogi ujechali, powiedzieli sobie, że radzi by ujrzeć, co im dziecię dało. Więc otworzyli puszkę i znaleźli w niej kamyk. I zdumieli się bardzo, co by to mogło znaczyć. Dziecię dało im to na wyobrażenie, że mają stać twardo jak kamień w wie rze, która się w nich zrodziła. Ponieważ kiedy trzej królowie uj rzeli, że dziecię przyjęło wszystkie trzy dary, rzekli sobie, że było ono Bogiem i królem ziemskim, i mędrcem. A dziecię wiedząc, że tak wszyscy trzej uwierzyli, dało im ów kamień na znak, aby w tej wierze byli silni i wytrwali3.
Trzej mędrcy nie pojęli jednak tak do końca, o co chodzi z tym kamieniem. Kiedy dotarli do studni, wyciągnęli kamień z puszki i wrzucili go do wody. W tym samym momencie spa dła z nieba smuga jasnego ognia prosto w jej głąb. Trzej mę 2 Tamże. 3 Tamże, rozdz. XXXII, s. 49.
223
drcy popatrzyli na to zjawisko przepełnieni lękiem - zabrali ze sobą trochę ognia i ponieśli go do świątyni, a od tego momen tu ogień zawsze się tam pali. Dlatego też miejsce to nazywa się odtąd - tłumacząc z języka perskiego - miastem czcicieli ognia. Niesamowita historia, którą przywiózł Marco Polo z Sawy (dzisiejszego Sawę) w północnym Iranie, antycznej Medii leżącej na południe od Morza Kaspijskiego, ma wyjątkowy urok. Z pewnością to piękna legenda, do której nie trzeba by przywiązywać nadmiernej wagi, gdyby nie zawierała w sobie ziarna prawdy. Miał na nie w każdym razie natrafić kanadyjski dziennikarz i autor książek, Paul William Roberts, który po dróżował po Iranie śladami Marca Polo. Jego książka - w rów nym stopniu dowcipna, co awanturnicza - Journey o f the M agi [Wyprawa magów] opisuje podjęte przez niego poszukiwania. W końcu poprowadzono go do pewnego starego meczetu, który zbudowano nad świątynią ognia, należącą niegdyś do zaratusztrian. Tam jednak obok dobrze zachowanego antycznego ołta rza ognia znalazł także ślady chrześcijańskie - wypolerowane płyty wapienne ozdobione chrystogramem powstałym z nało żenia greckich liter Chi (X) i Rho (P), który w IV wieku po Chr. był znakiem rozpoznawczym chrześcijan - wyznawców Jezu sa. Przez suteryny i piwnice poprowadzono go do pewnego ob szernego pomieszczenia bez okien, którego ściany pozasłaniane były zielonymi i czerwonymi tkaninami, natomiast podłogę pokrywały liche dywany. Tutaj - czego dowiedział się od opro wadzającego go przewodnika - miały przychodzić miejsco we kobiety, by składać hołd Bogu. Wszędzie widział symbole trzech religii - chrześcijaństwa, islamu i zaratusztrianizmu. Jest wielce prawdopodobne, że obudowa chroniąca ołtarz, jaką sta nowi dziś meczet, ma dwa tysiące lat. W ten właśnie sposób Paul William Roberts odnalazł to, czego szukał - na zewnątrz, 2 24
przed meczetem, na sąsiedniej działce, znajdowało się coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak hałda gruzu, a mieściło się tuż przy murach zewnętrznych antycznej świątyni ognia i było małym domem w kształcie kostki nie większej niż sie dem metrów szerokości i tyleż samo wysokości, przykrytym kopułą. Dom stał w odległości może dwudziestu metrów od ruin antycznych murów miejskich. Musiały prowadzić do nie go dwa wejścia, jedno od północnej strony, drugie od wschod niej. W pewnym momencie oba wejścia zostały zamurowane, później otwór wejściowy znajdujący się we wschodniej ścianie został ponownie otwarty - teraz do wnętrza budynku w kształ cie kostki prowadzą drewniane drzwi wysokości jednego metra dwudziestu centymetrów. - Grobowiec! Grób! —zawołał podekscytowany przewod nik do Robertsa, wskazując na budynek w kształcie kostki, a następnie odryglował drzwi. Kanadyjczyk wszedł do kwa dratowego pomieszczenia i ujrzał dwa kamienne sarkofagi, oba umiejscowione blisko siebie i orientowane wschód-zachód, tak więc nie w kierunku Mekki. W niszy musiała kiedyś stać statua. Wewnątrz wystarczyłoby miejsca na trzeci sarkofag, zresztą podłoga została w tym miejscu dopiero co odnowio na, ale nikt nie wie, czy Marco Polo wymyślił sobie po pro stu trzeciego „króla”, czy też rzeczywiście znajdował się tu pierwotnie potrójny grób4. Jeszcze mniej pewne jest to, kogo właściwie pochowano w pustych dziś sarkofagach, oraz to, czy Wenecjanin widział w ogóle zwłoki, czy też powołał się na lo kalną tradycję. Robertsowi udało się jednak coś odkryć - to mianowicie, że u źródeł relacji Marca Polo leży ziarno praw dy. Także K a la A taperistan nie jest czczą fantazją, lecz trans
4 Jest też możliwe, że szczątki magów już w III albo IV wieku po Chr. zostały przeniesione poprzez grecką Edessę do Mediolanu, skąd potem trafiły do Kolonii.
225
krypcją perskiego Q a l ’ah-i A tasparastan . Lokalny historyk, dr Morteza Zokaii, zaprowadził Kanadyjczyka do stóp gór Zagros, na zachód od miejscowości Sawa. Tam znajdowała się ona - rozległa antyczna twierdza z ciemnego czerwonawo-szarego kamienia. Dominowały nad nią jeden szeroki i sześć węższych łuków będących znakiem rozpoznawczym zaratusztriańskiej architektury - symbolizowały najwyższego boga Ahura Mazdę i „sześć jego nieśmiertelnych duchów” czy aniołów. Znaleziska monet poświadczają, że twierdza istniała już w II wieku przed Chr. Lecz czy „mędrcy” pochodzili właśnie stąd? To możliwe, ponieważ także w Kolonii, gdzie czczone są od 1164 roku szczątki „Trzech Świętych Królów”, wiedziano o tym mieście. W mieście „Sewa” - tak podaje jeden ze starych dokumentów M artrologium K o toń skie , które cytuje Roberts - mieli spotkać się ponownie trzej „astrologowie-wróżbici” w roku 54 po Chr., tymczasem już ochrzczeni, aby „świętować Boże Narodzenie”. Krótko potem zmarli: św. Melchior 1 stycznia w wieku stu szesnastu lat, św. Baltazar 6 stycznia w wieku stu dwunastu lat i św. Kacper 11 stycznia w wieku stu dziewięciu lat. Jest to oczywiście tylko pobożna legenda, ponieważ obchodzenie święta Bożego Narodzenia poświadczone jest dopiero od IV wieku, ale mimo to dokumentuje ugruntowanie nazwy miasta Sew a - Sawa (Sawę) w chrześcijańskiej tradycji już przed Mar kiem Polo. Również piękna opowieść bożonarodzeniowa, którą przekazał nam Wenecjanin, jest najpewniej tylko wymysłem. Najprawdopodobniej odwołuje się do lokalnej tradycji, która także ma w sobie ziarno prawdy - identyfikuje „trzech mędr ców” z „czcicielami ognia”, zatem z wyznawcami zaratusztrianizmu. Tradycja ta pozwala spojrzeć na przekazy św. Mateusza i P rotoew an gelii Jakuba w całkiem nowym świetle, bowiem nie tylko Rzymianie i Żydzi, lecz także wyznawcy „szóstej religii świata” tęsknie wyczekiwali Mesjasza. 2 26
Jej twórcą był najbardziej tajemniczy ze wszystkich proro ków. O Zaratusztrze nie wiemy niczego pewnego. Nie wiado mo do końca ani kiedy, ani gdzie żył - najprawdopodobniej jego ojczyzną był północny wschód dzisiejszego Iranu. W nie wielu źródłach, które traktują o jego życiu, mowa jest o tym, że śmiał się zaraz po urodzeniu, o dzikich zwierzętach, które nad nim czuwały, gdy był małym dzieckiem, oraz o tym, że wcześnie dokonywał cudów. Diogenes Laertios, grecki histo ryk filozofii, autor biografii filozofów, twierdził, że Zaratusztra żył 48 863 lat przed królem Aleksandrem Wielkim. Bardziej realistyczne tradycje datują jego życie na „dwieście pięćdzie siąt osiem lat przed Aleksandrem”, mając najpewniej na myśli zwycięstwo króla w roku 331 przed Chr. w bitwie pod Gaugamelą. Pozostawiają jednak otwartą kwestię, czy cofnięcie się w czasie o dwieście pięćdziesiąt osiem lat wyznacza rok jego narodzin, śmierci, oświecenia, czy też pierwszego publicznego wystąpienia. To ostatnie nastąpiło wtedy, gdy ukończył czter dzieści dwa lata. Mając dwadzieścia lat, opuścił swój dom ro dzinny, w wieku lat trzydziestu doznał wizji, która go oświeci ła, ukazując mu „prawdę” czy też „dobrą myśl”. W kolejnych dwunastu latach nawrócił tylko jednego jedynego człowieka, własnego brata. Potem nastąpił przełom. Stało się to wtedy, gdy przedstawił się na dworze króla Wisztaspy z Baktrii, który naj prawdopodobniej jest identyczny z królem Hystaspesem (około 588-521 przed Chr.), satrapą Baktrii, ojcem władcy perskie go Dariusza I Wielkiego. „Król” poprosił dwóch m agaw anów , czyli magów, należących do kasty kapłańskiej zaratusztrianizmu, by go sprawdzili. Kiedy Zaratusztrze udało się już po konać magów wiedzą i mądrością, nagle Wisztaspa/Hystaspes postanowił za ich radą przyjąć nową wiarę. W rzeczywistości to jego syn Dariusz I Wielki (522—486 przed Chr.) przeszedł do historii jako pierwszy król Persji wyznający zaratusztrianizm. 227
Epigrafy Dariusza I Wielkiego wymieniają - całkiem w myśl nowej religii, której podstawą był mazdaizm - wiarę w Ahura Mazdę, Jedynego Boga”, stwórcę świata. Nauki Zaratusztry zostały zebrane w świętej księdze zwanej Awesta lub Zand (przekład Awesty z komentarzem), która za wiera także jego Gaty, to znaczy podobne do psalmów hymny ułożone przez Zaratusztrę, zebrane przez jego uczniów. Poka zują one - tak w każdym razie uważa historyk religii, Mary Boyce - że zaratusztrianizm J est najstarszą objawioną religią o doktrynie ogarniającej cały świat. Wywarł on zapewne na ludzkość większy wpływ, bezpośredni lub pośredni, niż ja kakolwiek inna religia”5. Religia ta opierała się na dualizmie - nieustannej walce dwóch przeciwieństw - boga i antyboga, nieba i piekła, na zmartwychwstaniu zmarłych, aniołach i de monach, duchu świętym, Zbawicielu i Wybawcy oraz na osta tecznej bitwie między dobrem a złem bądź światłem a ciem nością, która nastąpi przed Sądem Ostatecznym. Są to idee, które przyjęły się nie tylko w judaizmie i chrześcijaństwie, lecz także w islamie, buddyzmie mahajanistycznym i hinduizmie. Przykładowo, zmian w judaizmie po wyjściu z niewoli babiloń skiej, który nagle zaczął przejawiać zamiłowanie do wizji apo kaliptycznych i wiary w hierarchię aniołów, co znalazło wyraz szczególnie w tekstach esseńczyków, nie da się wytłumaczyć inaczej niż intensywnymi kontaktami z nową nauką. Persowie podejrzewali szczególnie Daniela - ulubionego proroka esseń czyków - o to, że jest synem Zaratusztry. Żydzi zaprzeczali temu, nazywając Zaratusztrę uczniem Daniela. Również Abu al-Faraj, uniwersalny uczony prawosławnego Kościoła syryj skiego z XIII wieku, był o tym przekonany. Nie ulega wątpli
5 M. Boyce, Z a ra tu sztria n ie. W iara i ż y c ie , przełożyli Z. Józefowicz-Czabak i B.J. Korzeniowski, Łódź 1988, s. 13.
228
wości, że sam Daniel został już wywyższony przez króla Nabuchodonozora. Król „uczynił go rządcą nad całą prowincją babilońską i zwierzchnikiem nad wszystkimi mędrcami Babi lonu” (Dn 2,48), przy czym Septuaginta - greckie tłumaczenie Starego Testamentu - określa mędrców jako m agoi. Także Jó zef Flawiusz opisuje w D aw nych dziejach Izraela (znanych też pod tytułem Starożytności żydow skie), jak blisko Daniel współ pracował z „chaldejskimi magami” i jak bardzo się za nimi ujął, gdy król pewnego razu skazał ich na śmierć, oburzony tym, jak wielce go zawiedli. Dlatego też jego proroctwo cieszyło się znaczną popularnością wśród magów od czasów - już wtedy skazanego na upadek - Królestwa Babilonu. „Jedną z najbardziej rewolucyjnych koncepcji Zaratusztry - jak pisze brytyjski religioznawca Peter Clark - była jego koncepcja Zbawiciela, przynoszącego ostateczne wybawienie, którego w Gatach Zaratusztra określał jako S aoszjan ta [...]. Ta koncepcja wywarła dramatyczny wpływ na teologię judaizmu po ucieczce z niewoli babilońskiej”. Zbawiciel ten - słowo Saoszjan t nie oznacza nikogo innego jak tego, który „przyniesie dobrodziejstwo” - miał na początku nowego czasu narodzić się z dziewicy, mającej kąpać się w czystych wodach jeziora. Tam miała począć „bez [współdziałania] mężczyzny” i poro dzić, „nie naruszając pieczęci dziewictwa swego” (jak podaje A rabska E w an gelia D zieciń stw a), syna „ucieleśniającego pra wość” (jak podaje Jasna). Jego zadaniem miało być ostateczne pokonanie zła, nauczanie o sprawiedliwości i zapoczątkowanie nowego, wiecznego świata, a na koniec sprawienie, że wszy scy zmarli zmartwychwstaną. Clark podsumowuje to w nastę pujący sposób: „Jest oczywiste, że Zaratusztra oczekiwał tego apokaliptycznego wydarzenia w najbliższej przyszłości lub przynajmniej miał nadzieję, że wkrótce to nastąpi [...], dlatego wzywał nie tylko »oficjalną« klasę kapłańską, ale także wszyst 2 29
kich wiernych (aszaw an ów ), by głosili nową naukę, w ten spo sób podążając w kierunku Ostatecznego Wydarzenia”. Jest On [Ahura Mazda lub - jak autor - Saoszjant] zarówno uprag nionym Mistrzem, jak i Sędzią [sądzącym] według aszy. Dokonuje aktów dobrej myśli, aktów życia. Do Mazdy Ahura, którego usta nowiono pasterzem ubogich, [należy] królestwo6.
- tak poucza Zaratusztra swoich zwolenników w modlitwie Ahuna Wairja, zwanej te ż A hunw ar (Jasna 27, 13). Głosicielami nowej nauki Zaratusztra uczynił m agaw anów czy też magów, członków dawnego medejskiego pokolenia ka płańskiego, porównywalnego z żydowskimi lewitami. Ich cen trum stała się Ekbatana, stolica starożytnej Medii, dzisiejszy Hamadan w Iranie. Tutaj kultywowali pradawne tradycje, przy wołujące na myśl wedyjskie Indie. Tutaj czcili cztery żywioły, przede wszystkim ogień, tutaj zgłębiali także tajemnice natury. Miasto otaczały mury w formie siedmiu pierścieni - relacjonu je grecki historyk Herodot z Halikamasu - i każdy z nich był pomalowany na inny kolor. Pierścienie symbolizowały siedem znanych planet układu słonecznego. Herodot wiedział bardzo dużo także o samych magach, których nazywał po grecku m ag o i (w języku medejskim m agaw an to liczba mnoga m agaw an ). Opisywał ich jako uczonych tłumaczy snów, wieszczów, kapłanów wyroczni, wróżbitów i doradców króla o wprost le gendarnej sławie. Jeszcze wiele stuleci później wystarczyło, że ktoś nazwał siebie magiem lub uczniem maga, by ustawiały się kolejki szukających porady. Zaczęli to wykorzystywać oczywi ście już wkrótce wszelkiej maści szarlatani, którzy zniszczyli sławę i szacunek należne magom, przynajmniej na Zachodzie (to znaczy w Cesarstwie Rzymskim) - stopniowo i nieodwo 6 Polski tekst modlitwy na podstawie: tamże, s. 54.
2 30
łalnie degradując ich do roli „magików” i rujnując ich renomę. Mimo że św. Mateusz nie pozostawia żadnych wątpliwości co do tego, kim byli „mędrcy” czy też „astrologowie-wróżbici ze Wschodu” (jak czytamy często w tłumaczeniach), którzy przybyli do Jerozolimy i pytali „gdzie jest nowo narodzony król żydowski. Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wscho dzie i przybyliśmy oddać mu pokłon” (Mt 2,1-2) - ponieważ w greckim oryginale nazywa ich dosłownie m agoi, a więc uży wa tego samego słowa co grecki historyk Herodot z Halikarnasu, to do tradycji wkradły się inne określenia. Jednak „kró lów” zrobiła z nich dopiero chrześcijańska egzegeza, ponieważ u Izajasza i w Psalmie 72 jest mowa o królach, którzy przynio są dary: „Królowie Tarszisz i wysp // przyniosą dary, // królo wie Szeby i Saby // złożą daninę” (Ps 72,10). Jednak ten sam św. Mateusz, któremu chętnie czyni się zarzut, że wymyślił dziewictwo Miriam z powodu fałszywie interpretowanego pro roctwa, nigdy nie pozwoliłby sobie na to, by nagle zrobić z ma gów - królów. To Tertulian z Kartaginy (około roku 200) wpadł na ten absurdalny pomysł, a współczesny mu Orygenes policzył ich na podstawie wymienionych darów, uznając tym samym, że było ich trzech. Natomiast dopiero rękopis aleksandryjski, także z III wieku po Chr., wymienia ich imiona: Bithisarea, Melichior i Gathaspa, które przynajmniej brzmią bardziej persko niż w formie zlatynizowanej jako: Baltazar, Melchior i Kacper. Rzymskie przedstawienia w katakumbach, pochodzące z II i III wieku po Chr., ukazują sceny, na których występują czasami dwaj, czasami trzej, a gdzie indziej znów czterej mędrcy7. Ma gowie ubrani są tutaj w szaty typowe dla starożytnej Medii, lecz nade wszystko w tych figuralnych przedstawieniach występuje
7 W tekstach apokryficznych mowa jest nawet o dwunastu, najpewniej jako pogański odpowiednik dwunastu apostołów.
231
jeden niedający się przeoczyć znak rozpoznawczy - frygijskie nakrycia głowy. Podobne motywy znajdujemy na mozaikach charakteryzujących się radosnymi barwami w rzymskiej bazy lice Matki Bożej Większej (z V wieku) i w Rawennie (z VI wieku). Wprawdzie wyglądają oni w naszych oczach trochę jak ogrodowe krasnale albo przebierańcy, pamiętajmy jednak, że w starożytności dla oglądających te sceny przesłanie było ja sne - magowie przybyli ze Wschodu. Tak wyglądali prawdziwi magowie, „kapłani w togach perskiej rasy” - jak określił ich król Antioch I Theos z Kammageny, kiedy rozkazał na górze Nemrut - N em rut D a g i - wykuć ich posągi w kamieniu w ta kich samych płaszczach o radosnych barwach i szpiczastych czapkach, tyle że miało to miejsce kilka dziesięcioleci przed narodzeniem Jezusa. Wielu wczesnochrześcijańskich autorów rozumiało to prze słanie i zdawało sobie sprawę z tego, że przybyli magowie wierzyli w spełnienie przepowiedni Zaratusztry. Poświadcza to apokryficzna E w an gelia D zieciń stw a A rabska, która pochodzi najpewniej z IV lub V wieku: I było, [że] kiedy narodził się Pan Jezu w Bajt Lahim [Betlejem] w [kraju] Jahuda [Judea] w czasach Irudlsa [Heroda] króla, szli oto magowie z krajów Wschodu do UrasalTm [Jerozolimy], jak p r z e p o w ied zia ł Z araduśt [Zaratusztra - M.H.], i mieli ze sobą ofiary
[ze] złota, kadzidlanego drzewa i mirry [,..]8.
Jeszcze w XIII wieku chrześcijanin arabskiego pochodze nia, Abulfaragius pisał o tym, że Z oroaster - Zaratusztra - opo wiadał swoim zwolennikom o gwieździe, która obwieści dzie wicze narodzenie S aoszjan ta - Zbawiciela: „Wy, moi synowie, 8 Wszystkie cytaty z E w a n g e lii D z ie c iń s tw a A r a b s k ie j pochodzą z wyda nia: A p o k ry fy N o w e g o T estam en tu , t. 1/1: E w a n g e lie a p o k ry ficzn e , rozdz. V, 6, s. 277-306.
232
zauważycie wschód gwiazdy przed wszystkimi innymi ludami. Tak więc jak tylko zauważycie gwiazdę, podążcie za nią, gdzie kolwiek by ona was zaprowadziła, złóżcie hołd dziecku i dajcie mu w największej pokorze dary”. Rzeczywiście magowie znali się zwłaszcza dobrze na astro nomii i astrologii, o czym świadczy dobitnie projekt urbani styczny ich stolicy. Kiedy władca państwa Medów, Kyaksares, zaobserwował podczas wyprawy wojennej zaćmienie słońca, bardzo tym zaniepokojony kazał natychmiast wezwać do siebie magów. Ci zapewnili króla - jak podaje Herodot - że zjawisko to nie oznacza niczego szczególnego, ale może przejąć lękiem jego wrogów. Księżyc, który przesuwa się po niebie przed słoń cem, będzie chronił Persów. Stawiane przez nich horoskopy były wprost legendarne, przy czym magowie wyspecjalizowali się w obliczaniu korzystnych terminów dla ważnych przedsięwzięć. Zajmowali się stawianiem horoskopów w całej Azji Przedniej jeszcze długo po tym, gdy upadło Królestwo Perskie. Horoskop dotyczący wstąpienia na tron, który postawili królowi Mitrydatesowi I Kallinikosowi, królowi Kommageny, w roku 109 przed Chr., uwieczniony w kamieniu przez jego syna Antiocha I Theosa w monumentalnym mauzoleum na górze Nemrut - tak zwa ny „horoskop lwa” - jest najstarszym zachowanym horoskopem świata. Okoliczność ta czyni jeszcze bardziej prawdopodobnym to, że mogli wykorzystać swoją astrologiczną wiedzę, by prze widzieć nadejście Saoszjanta - Zbawiciela. Ostatecznie w obu latach poprzedzających wcielenie Chrystusa działo się na noc nym niebie całkiem sporo, co kazało im z pewnością uważnie nasłuchiwać wieści ze świata. Wszystko zaczęło się 27 maja 7 roku przed Chr., kiedy Jo wisz i Saturn zbliżyły się do siebie na nocnym niebie po raz pierwszy, co w astronomii nazywane jest koniunkcją. Jowisz przemieszczał się dalej, by 17 lipca rozpocząć ruch powrotny 233
i spotkać się z Saturnem po raz drugi, 6 października, kiedy Saturn znajdował się w znaku Ryby. Dnia 13 listopada Jowisz znów zaczął się oddalać, a potem z powrotem przybliżać, tak więc 1 grudnia doszło do trzeciego spotkania i ostatniej koniunkcji z Saturnem (w tym momencie, z chwilą poczęcia Jana Chrzciciela, rozpoczęła się przygrywka do wcielenia Boga). Z pewnością ta potrójna koniunkcja Jowisza i Saturna mu siała wzbudzić zainteresowanie magów. „Astrologia, której na uczali, różniła się fundamentalnie od tej uprawianej przez Hin dusów i Greków. Znała bowiem wiele aspektów dotyczących ciał niebieskich, cykliczności Jowisza i Saturna oraz wszystkie te wypracowane systemy planetarnych interakcji” - pisze histo ryk starożytności, Rob Hand. Żydowski uczony z VIII wieku po Chr., który nazywał się Masha’allah i pobierał nauki w Bag dadzie u ostatniego wielkiego perskiego astrologa, twierdził nawet, że koniunkcja Jowisza i Saturna pod koniec cyklu mia łaby zwiastować nadejście wielkich proroków i nowych religii. Według innej interpretacji koniunkcja gwiazdy pana wszech świata - Jowisza, pojawiająca się bezpośrednio nad Saturnem - gwiazdą Amurru (czyli Syrii), a w czasach hellenistycznych gwiazdą Żydów (świętujących dzień Saturna - szabat) miałaby zapowiadać narodziny króla żydowskiego. Niezależnie jednak od tego, którą z interpretacji wybraliby magowie, stwierdzić trzeba, że zjawisko astronomiczne powtarzające się średnio co sto dwadzieścia lat wcale nie jest aż tak spektakularne, jak wy nika z opisu9. Bardziej interesujące było z pewnością zjawisko, które na stąpiło w następnym roku. W 6 roku przed Chr. miała miejsce
9 Ostatnia koniunkcja Jowisza i Saturna w gwiazdozbiorze Ryb nastąpiła w roku 126 przed Chr. - wtedy urodził się król Aleksander Janneusz z dynastii Hasmoneuszy.
234
potrójna koniunkcja - Jowisza, Saturna i Marsa w gwiazdo zbiorze Ryb. Magowie zaczęli jednak uważniej nasłuchiwać wieści ze świata najpewniej dopiero 20 lutego 5 roku przed Chr. Wtedy bowiem doszło do dwóch koniunkcji jednocześnie - Księżyca i Jowisza po jednej stronie zimowego nieba, na tomiast Saturna i Marsa po drugiej. „Narodzi się wielki król i wstąpi na tron, by zapanować nad Izraelem i pokonać osta tecznie zło” - tak mogłaby zabrzmieć astrologiczna przepo wiednia. Czy jest jednak możliwe to, że upatrywano w tym królu Zbawiciela - Saoszjan ta ? Mogę sobie spokojnie wyobra zić, że magowie w tych dniach naradzali się nerwowo, rozpra wiając o zjawiskach widocznych na nieboskłonie. Każdej nocy bacznie wypatrywano nowych znaków na niebie. I wtedy właś nie wydarzyło się coś, co przekroczyło ich najśmielsze ocze kiwania - „Ujrzeliśmy ogromną gwiazdę, która tak błyszczała wśród wszystkich tych tu gwiazd, że ich nie było widać. I tak poznaliśmy, że narodził się Izraelowi król, i przyszliśmy od dać Mu pokłon” - tak ich słowa przekazuje P rotoew an gelia Jakuba. O ile w innych miejscach księga miała tendencję do znacznej przesady w opisie wydarzeń, tak ochoczo przekra czając granicę legendamości, o tyle w tym miejscu cytowana wypowiedź jest bez mała naukowa - trzeźwa i precyzyjna. Dzieje się tak dlatego, że w którymś momencie w pierwszej dekadzie marca eksplodowała na nocnym niebie gwiazda, która przedtem znajdując się w znacznej odległości od Ziemi, była tak mała i niepozorna, że najpewniej nikt dotąd nie zwracał na nią uwagi. Jednak nagle jej światło rozbłysło światłem miliony razy silniejszym, aż w końcu była tak jasna jak cała galaktyka. W astronomii nazywa się to zjawisko supernową. To, że moż na było obserwować supernową od początku/połowy marca do końca maja 5 roku przed Chr. w pobliżu gwiazdy Theta Aąuilae w gwiazdozbiorze Orła, zatem przez siedemdziesiąt sześć dni, 235
nie pozostawia wątpliwości, bowiem potwierdzone jest dowod nie zapiskami chińskich i koreańskich astronomów, zawartymi w księdze Qian Han Shu - [Historia wczesnej dynastii Han] i kronice Sam guk Sagi - [Kronika trzech królestw], co ujawnił brytyjski astronom Mark Kidger w książce The S ta r o f B etlehem [Gwiazda betlejemska], która ukazała się w renomowa nym wydawnictwie Princeton Press. Jasno świecące, jaśniej niż jakakolwiek inna gwiazda na niebie, „nowe” ciało niebieskie, jeszcze dodatkowo w gwiazdozbiorze Orła, symbolu i znaku boga magów Ahura Mazdy - to mógł być tylko znak, na który magowie czekali od czasów Zaratusztry, znak, który zwiasto wał nadejście ich Zbawiciela - Saoszjan tal Oczywiście magowie wiedzieli, gdzie mają go szukać. Nie zależnie od tego, czy Daniel i Zaratusztra znali się osobiście, to do spotkania między judaizmem a zaratusztranizmem doszło bezsprzecznie. Wiemy bowiem, że już Asyryjczycy przesiedli li ludność z północnego królestwa Izraela „do miast Medów” (2 Kri 17,6). Prorok Daniel żył w państwie Dariusza Meda, któ ry każdego lata rezydował w stolicy Medii - Ekbatanie. Według Józefa Flawiusza król ten nie tylko „rozesłał po całej krainie orę dzie wysławiające Boga, którego czcił Daniel, i stwierdzające, że jest On jedynym Bogiem prawdziwym i wszechwładnym”10, ale mianował także Daniela „pierwszym ze swych przyjaciół” i doradcą. Wówczas - tak podaje żydowski historyk - Daniel zbudował w stolicy Medii, Ekbatanie, „twierdzę, budowlę bar dzo piękną i wykonaną z niezwykłym kunsztem” jako rodzaj mauzoleum, w którym mieli być chowani po śmierci „królowie Medów, Persów i Partów” - „opiekę nad nim powierza się jesz cze dzisiaj żydowskiemu kapłanowi”.
10 s. 473.
Józef Flawiusz, D a w n e d z ie je I z r a e la ..., księga dziesiąta, rozdz. X, 263,
236
Małżonka króla Aswerusa (485—465 przed Chr.), królowa Estera, założyła nawet w Ekbatanie kolonię żydowską, która szybko zyskała duże uznanie. Jeszcze dziś otacza się czcią grób Estery w Hamadan. Również Dzieje Apostolskie (2,9) wymie niają: „Partowie, i Medowie, i Elamici” to ludy, które przybyły do Jerozolimy na dzień Pięćdziesiątnicy jako pielgrzymi i stały się świadkami cudu Zesłania Ducha Świętego. Przyczyną spo tkań obu religii nie było tylko to, że kontakty z Żydami były dla magów praktycznie nie do uniknięcia, ale także to, że żaden inny lud świata nie doceniał tak bardzo Żydów i ich religii jak właśnie Persowie i Medowie. Już Cyrus II Starszy (Wielki), zdobywca Babilonu, pozwolił Żydom nie tylko powrócić do swojej ojczyzny, ale zwrócił im także zagarnięty przez Babilończyków skarb świątynny, a nawet sfinansował odbudowę ich przybytku. Z jaką wdzięcznością strona żydowska odpowie działa na okazanie szacunku i docenienie judaizmu, pokazuje reakcja proroka Izajasza - nazwał on króla perskiego Cyrusa II Starszego dosłownie: „Tak mówi Pan o swoim Pomazańcu Cyrusie” (Iz 45,1) - przypisał mu zatem tytuł należny Mesja szowi! Od czasów Daniela Żydzi zaczęli zajmować główne po zycje na dworze królewskim, włączając w to funkcję podcza szego - najważniejsze stanowisko w ogóle - zaufanego króla, które piastował namiestnik w Judei - Nehemiasz (funkcja ta zwyczajowo zarezerwowana była dla najbliższych krewnych króla). Na dworze królowała też Żydówka - Estera! Kiedy ży dowscy Machabeusze walczyli przeciwko greckim Seleucydom, otrzymali poparcie Persów, którzy utworzyli drugi front. Ostatecznie Grecy wycofali swoje oddziały z Judei. Także król Antygon, ostatni z dynastii Hasmoneuszy, tylko dzięki pomocy udzielonej mu przez Persów wstąpił ponownie na tron, na któ rym utrzymał się przynajmniej tak długo, aż Herod nie wmaszerował do Jerozolimy na czele zdecydowanie silniejszych 237
oddziałów rzymskich. Kiedy cesarz rzymski Decjusz Trajan ruszył przeciwko Partom, w całym cesarstwie doszło do licz nych powstań Izraelitów przeciwko obcej władzy. Cesarz mu siał przerwać wyprawę wojenną. Jeszcze w VII wieku po Chr. Żydzi z Ziemi Świętej zawierali przymierza z perskimi Sasanidami - wyznawcami zoroastryzmu, w nadziei, że wspólnie uda im się pokonać chrześcijańskich władców bizantyjskich. W pewnym okresie wierzono nawet, że perskie zwycięstwo uprzedzi nadejście Mesjasza. Niewątpliwie w całej historii nie istniał lud, który prawowierni Żydzi darzyliby większym szacunkiem niż Persów - i respekt ten był wzajemny. Nie jest zatem przypadkowe, że droga magów prowadziła do miasta, w którym znajdowała się świątynia żydowska, tam, gdzie li czyli na to, że mogą się czegoś dowiedzieć, tam, gdzie wedle tradycji spodziewano się nadejścia Mesjasza. Po tym jak magowie pokonali, poruszając się duktami ka rawan szlaku jedwabnego, odległość 1610 kilometrów między Ekbataną a Jerozolimą (lub 1800 kilometrów z Sawy) i przyby li do Świątynnego Miasta, pierwsze kroki skierowali do pałacu króla Heroda I Wielkiego, znajdującego się na zachodnim krań cu stolicy. Już z oddali dostrzegli wznoszące się ku niebu trzy wielkie jak drapacze chmur, potężne wieże twierdzy, która była położona przed najwspanialsząrezydencjąwładcy tamtych cza sów (dopiero sto lat później cesarz Neron - ostatecznie będący władcą światowego Cesarstwa Rzymskiego - prześcignął króla Heroda I Wielkiego, wznosząc swój pałac D om u sA u rea - Złoty Dom Nerona). Oczywiście magowie wiedzieli mało lub w ogó le nic o człowieku, który zasiadał na judejskim tronie, w innym wypadku byłoby dla nich jasne, że również im grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, ponieważ z upływem czasu Herod zmienił się z najbardziej fascynującego budowniczego starożytności - drugiego po cesarzu rzymskim Hadrianie - w okrutnego ty 238
rana, który bezlitośnie niszczył wszystko, co mogłoby zagrozić jego władzy. Im bardziej uświadamiał sobie fakt, że nie może zaskarbić sobie miłości ludu żydowskiego najwspanialszymi budowlami w całej jego historii, tym bardziej gorzkniał, sta jąc się coraz bardziej okrutny. W tym wszystkim dodać trze ba, że zawsze dysponował wyraźnym instynktem władcy po zbawionego nawet najmniejszych skrupułów, którego ofiarą padał każdy potencjalny poważniejszy rywal polityczny. Jego trwające trzydzieści trzy lata panowanie splamione było krwią - najpierw zamordował szesnastoletniego Hasmonejczyka, Arystobula, którego dopiero co mianował na prośbę swojej żony Mariamne arcykapłanem. Pewnie dlatego, że zgotowano wybrańcowi z tej okazji nazbyt głośną owację. Za nim podą żyła do grobu - siedem lat później - sama królowa Mariamne, posądzona o ukartowanie spisku. Jego szwagier Idumejczyk, Kostobar I, oraz jego rzekomi wspólnicy zostali straceni w rok później. Kiedy tajnej gwardii królewskiej w roku 27 przed Chr. udało się zapobiec faktycznemu zamachowi na jego życie, po czym skazano na śmierć winowajców i ich popleczników, wtedy Herod I Wielki sądził już, że nareszcie pewnie trzyma się w siodle. Potem jednak na wszelki wypadek kazał zabić wszystkich Hasmoneuszy, którzy mogli stanowić potencjal ne zagrożenie. Natomiast potomkowie Dawida w większości mieszkali w Galilei i nie byli zainteresowani walką o tron. Do piero piętnaście lat później, kiedy jego synowie z małżeństwa z Mariamne dorośli, zapłonął w nim na powrót dawny lęk. Król Herod I Wielki kazał ich oskarżyć przed cesarzem, jednak nie potrafił przedstawić żadnych konkretnych dowodów ich winy, pogodził się więc z nimi po to, by w cztery lata później znów oskarżyć ich o zdradę stanu. Ponieważ teraz mógł przedsta wić zeznania „świadków”, udało mu się skazać potomków na śmierć - w 7 roku przed Chr. wykonano na obu synach wy 239
rok śmierci, pozbawiając jednocześnie życia trzystu oficerów i urzędników dworskich, którym zarzucono współudział w spi sku. Nowy następca tronu Heroda, jego syn Antypater II, po dążył za nimi na szafot już trzy lata później - w marcu 4 roku przed Chr. Herod był przekonany, że syn chce go otruć. „Lepiej być świnią Heroda niż jego synem” - miał skomentować cy nicznie okrucieństwo lennika cesarz Oktawian August, ponie waż Żydzi nie zabijali świń. Józef Flawiusz, opisując atmosferę panującą na dworze kró lewskim, dobitnie wyraził, jak bardzo Herod I Wielki owład nięty był w tym czasie regularną manią prześladowczą: Toteż nie prowadził jawnego śledztwa, lecz „rozesłał szpiegów”, aby obserwowali tych ludzi, którzy wydawali mu się podejrzani. A podejrzenia i nienawiść rozciągał na wszystkich, uważając, że bezpieczniej jest mieć się przed każdym na baczności, tak że nie dowierzał nawet ludziom najzupełniej na to nie zasługującym. Podejrzliwość jego nie miała granic. Im częściej go ktoś odwie dzał, tym większe budził w nim obawy, gdyż sądził, że miał wię cej sposobności do wykonania złych zamiarów; jeżeli zaś z kimś nie utrzymywał bliższych stosunków, wystarczyło wymienić jego imię, aby król w obawie o swe bezpieczeństwo kazał go stracić. W końcu dworzanie królewscy, nie mając innej drogi ocalenia swych głów, stali się wzajemnie swoimi donosicielami, uważając, że ten, kto drugiego pierwszy zadenuncjuje, najprędzej sam się uratuje. Z kolei ci sami, którym udawało się cel osiągnąć, ściągali na siebie nienawiść i tyle tylko zyskali, że spotkała ich zasłużona kara za krzywdy, które wyrządzili drugim. W ten sposób niektó rzy załatwiali nawet swoje osobiste porachunki i sami z kolei na czymś przyłapani podobną karę ponosili. Wykorzystywano tę spo sobność jako narzędzie i sieć dla złapania przeciwników, a potem z kolei ci, co sidła na innych zastawili, sami w nie wpadali. Król bowiem wprawdzie rychło począł żałować, że mordował ludzi bez wyraźnych dowodów winy, lecz skrucha wyrzucająca mu te 240
okropności nie skłaniała go do zaprzestania zbrodni: przeciwnie, w taki sam sposób mścił się na tych, którzy innych oskarżali. W ta kim to zamieszaniu znajdował się dwór królewski. Także i licz nym swoim przyjaciołom rozkazał, aby go więcej nie odwiedzali i nie pokazywali się w pałacu. Zakaz ten wydał dlatego, że ich obecność poniekąd krępowała jego samowolę1'.
Teraz jednak król Herod I Wielki odczuwał przede wszyst kim obawy przed żydowską wiarą w Mesjasza. Józef Flawiusz relacjonuje, że bezpośrednio po złożeniu przysięgi na wierność cesarzowi i królowi oraz towarzyszącemu temu majątkowe mu cenzusowi ludności, zatem w marcu 5 roku przed Chr., do szło z tego powodu do niepokojów. Faryzeusze, „którzy cieszyli się opinią posiadających boski dar prorokowania”, przewidzieli wtedy narodziny Mesjasza. „Herod i jego potomstwo [...] stra cą z boskiego wyroku władzę”. O tym, czy supernowa - nowa jasna gwiazda - doprowadziła ich do tego przekonania, milczy nasz kronikarz, jednak można przyjąć taką ewentualność. Król Herod I Wielki kazał natychmiast pozbawić życia uznanych za winnych faryzeuszy, w czym historyk Walter Otto dopatruje się nawet „przyczyny powstania legendy o betlejemskim mordzie dzieci”. Ja przychylam się raczej do tego, że proroctwo pchnęło króla bliskiego szaleństwa do popełnienia najbardziej spekta kularnego ze wszystkich swoich krwawych czynów. Nie ulega wątpliwości, że przybycie magów musiało posta wić króla w stan gotowości i zaalarmować jego czujność. Religia była dla niego zawsze tylko środkiem politycznym. Pytał więc zapewne sam siebie o to, kto przysłał tych wyjątkowych kapła nów i co oznacza to dla jego królestwa? Już raz musiał salwować się ucieczką, kiedy Partowie napadli na kraj, by posadzić na tronie1
11 Tamże, księga szesnasta, rozdz. VIII, 2 -3 , 235 i nast., s. 724.
241
sprzysiężonego z nimi Hasmonejczyka - Antygona II, syna Arystobula II. Czy groził mu teraz, gdy miał prawie siedemdziesiąt lat, podobny do wcześniejszego los wygnańca? Oczywiście do strzegał różnicę między Partami a Medami, potrafił ich od siebie odróżnić. Oba ludy łączyły wspólne religia, język i kultura, jed nakże zwłaszcza w ostatnich dziesięcioleciach Media odgrywała szczególną rolę w regionie, sprzymierzając się okresowo także z Wielką Armenią i Rzymem, zanim stała się w I wieku po Chr. ostatecznie częścią królestwa Partów. Jednak także z Partami cesarz Oktawian August zawarł tryumfalnie pokój w roku 20 przed Chr. W takich okolicznościach podejmowanie przedwcze snych środków prewencyjnych, jakimi było zamordowanie ma gów, w ogóle nie wchodziło w grę, jeśli nie chciał popsuć sobie ostatecznie stosunków z cesarzem. Jedyne, co mu pozostało, to wybadać sprawę i wykryć, gdzie zatrzymał się potencjalny pretendent do tronu, by potem, gdy magowie już się wycofają, bezlitośnie zdusić sprawę w zarodku i rozprawić się z przeciw nikiem. Dlatego też przyjął magów z honorami jako oficjalnych gości królestwa i natychmiast zaproponował pomoc. Wezwał ka płanów i uczonych w Piśmie, by odpowiedzieli na ich pytania. Wymógł jednak sprytnie na magach przyrzeczenie, że od razu go zawiadomią, jeśli uda im się odnaleźć oczekiwanego Zbawiciela. W końcu jeden z uczonych Żydów wpadł na pomysł, gdzie może znajdować się nowo narodzony Mesjasz, i powołał się przy tym na proroka Micheasza, którego tu zacytujemy w oryginale, po nieważ będzie to przekaz pełniejszy i piękniejszy niż ten, który został przywołany przez św. Mateusza: A ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu,
242
a pochodzenie jego od początku, od dni wieczności. Przeto [Pan] wyda ich aż do czasu, kiedy porodzi mająca porodzić. Wtedy reszta braci Jego powróci do synów Izraela. Powstanie On i paść będzie mocą Pańską, w majestacie imienia Pana Boga swego. Osiądą wtedy, bo odtąd rozciągnie swą potęgę aż po krańce ziemi (Mi 5,1-3).
Zaraz następnego dnia, kiedy było jeszcze ciemno, mago wie udali się w drogę do Betlejem leżącego w odległości ośmiu kilometrów od Jerozolimy. Nie musieli długo szukać, ponie waż „gwiazda, którą widzieli na Wschodzie szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię” - relacjonuje św. Mateusz (2,9). Brzmi to tylko w uszach laika nieobeznanego z astronomią jak coś, co ma znamiona cudow ności, ponieważ zgodnie z prawami mechaniki nieba gwiazda, która pojawia się na wschodzie, będzie każdego tygodnia poja wiać się na niebie o pół godziny wcześniej, by po dwóch mie siącach pojawić się dokładnie na południu. Tak więc magowie na drodze prowadzącej z Jerozolimy do Betlejem musieli mieć gwiazdę rzeczywiście prosto przed sobą, a potem znikła osta tecznie za horyzontem, dokładnie nad jaskinią stajenną bądź Grotą Mleczną, przed którą Józef tymczasem mógł postawić już szałas12. Musiało to nastąpić w połowie maja 5 roku przed Chr., kie dy to supernowa już od dwóch miesięcy, a potem jeszcze tylko
12 Mogło też być tak, że Miriam tymczasem, już rytualnie czysta, przepro wadziła się do domu swoich krewnych. Święty Mateusz mówi w każdym razie o domu.
243
kilka dni, widoczna była na niebie. Z ich ojczyzny do Betlejem byłaby to „podróż pięćdziesięciotrzydniowa” - napisał średnio wieczny pątnik (być może postać fikcyjna?) sir Jan Mandeville w relacji z podróży zwanej K sięg ą Jana M andeville ’a lub „apo kryfem geograficznym”, ale informacja ta wydaje się być cał kiem realistyczna. Przyjmując dystans dzienny jako trzydzieści pięć kilometrów, który w starożytności pokonywali przewod nicy karawan średnio w ciągu jednego dnia, doliczając siedem do dziesięciu dni na przygotowania przed podróżą, otrzymuje my faktycznie około dwóch miesięcy na pokonanie tej drogi13. W tym czasie Święta Rodzina miała wiele powodów ku temu, by pozostać jeszcze w Betlejem. Po ośmiu dniach dziecko zostało obrzezane - najpewniej nastąpiło to krótko przed świętem P esach, które w tym roku rozpoczynało się 22 marca. Pod koniec kwietnia Święta Rodzina ponownie odwiedziła świątynię, aby zgodnie z prawem Mojżeszowym („pierwociny łona matki [...] będą Twoje” - Lb 18,15-16) poświęcić pierworodnego syna Miriam Bogu. W czasie tego obrzędu składana była też ofiara. Dobrze uposażeni Żydzi składali baranka, który miał przywo dzić na myśl ofiarę złożoną przez Abrahama, mniej posażni na tomiast składali parę synogarlic lub dwa młode gołębie. Co in teresujące, św. Łukasz nic nie wspomina o tym, jakoby rodzice Jezusa zapłacili pięć syklów w miesiąc po urodzeniu dziecka, by wykupić ponownie Jezusa od służby świątynnej. Wyłączeni z tego byli - w myśl Tory - tylko lewici, co również w tym wy padku potwierdzałoby nasze założenie dotyczące pochodzenia Miriam, bo przecież wiemy już o jej krewnych wywodzących
13 Marco Polo twierdził, że zajęło im to tylko trzynaście dni, ale z pewnością odwołał się, podając tę informację, do kalendarza świąt chrześcijańskich i w y mienił liczbę dni dzielącą 24 grudnia (Wigilia Bożego Narodzenia) i 6 stycznia (Święto Objawiania Pańskiego).
244
się z kapłańskiego pokolenia lewitów. Może też oznaczać coś innego. To mianowicie, że rodzice świadomie poświęcili syna Bogu, tak jak uczynili to wcześniej Joachim i Anna w przypad ku Miriam, i już wtedy przeznaczyli go do życia w służbie Panu - składając w Jego imieniu ślub nazireatu. W Jerozolimie przy świątyni mieszkało wówczas dwóch starych ludzi - starzec imieniem Symeon, człowiek sprawie dliwy i pobożny, obdarzony darem prorokowania, któremu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci dopóty, dopóki nie przyjdzie Mesjasz Pański, oraz prorokini Anna. Oboje rozpo znali w dziecku imieniem Jezus zapowiadanego Zbawiciela, „światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela” (Łk 2,32). Jednak starzec Symeon, którego niektórzy egzegeci uważają za esseńczyka, przepowiedział coś jeszcze, kieru jąc swe słowa do Miriam: „A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2,35). Miriam nie mogła nawet przypuszczać, jak prawdziwe okażą się pewnego dnia te słowa. Szaw uot, hebrajskie Święto Tygodni (w tym roku przypadające na dzień 10 maja) Józef i Miriam będą jeszcze świętować w świątyni, zanim Józef przygotuje ich do drogi po wrotnej do domu. O atmosferze przygotowań do wyruszenia w drogę mowa jest w każdym razie w P rotoew an gelii Jaku ba: „I oto gdy Józef przygotowywał się, aby się udać do Judei, uczynił się wielki zgiełk w Betlejem judzkim. Przybyli bowiem Magowie [...]”. Musiało to nastąpić około 15 maja. Król Herod I Wielki czekał na powrót magów i ich relację jeden dzień, może dwa. Dopiero potem wysłał swoich szpie gów do Betlejem, którzy dowiedzieli się na miejscu, że obcy magowie wybrali inną drogę powrotną do ojczyzny. Reakcja króla miała być natychmiastowa. Od razu wymierzył solidny cios i przeprowadził szeroko zakrojoną akcję prewencyjną rzeź niewiniątek, która przysporzyła mu opinii największego 245
okrutnika wszech czasów. Niesława wyjątkowego złoczyńcy w historii świata trwała dwa tysiące lat, aż do czasu, gdy pierw szeństwo do tego miana zyskał inny szubrawiec - pewien au striacki malarz widokówek14: Wtedy Herod widząc, że go Mędrcy zawiedli, wpadł w straszny gniew. Posłał [oprawców] do Betlejem i całej okolicy i kazał po zabijać wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch, stosownie do czasu, o którym się dowiedział od Mędrców (Mt 2,16).
To, że Józef Flawiusz nic nie wspomniał o haniebnym czy nie króla Heroda, wielu historyków i egzegetów uznało za po wód, by posądzić św. Mateusza o „kolejny” wymysł - że rów nież tutaj chciał na siłę powołać się na stosowną przepowiednię - tym razem proroka Jeremiasza - którego mógł w ten sposób zacytować. Jednak dlaczego mowa jest o „dwóch latach”? Jak król Herod I Wielki mógł dowiedzieć się czegoś na temat wie ku chłopca od magów, zanim ci w ogóle go odnaleźli? Ten frag ment tekstu nabiera sensu dopiero wtedy - okazując się nawet zadziwiająco precyzyjny - jeśli uwzględni się uwarunkowania astronomiczne. Kapłani-wróżbici musieli zrelacjonować królo wi - co wydaje się całkiem oczywiste - że jako astrologowie zajmują się obserwacją nieba, i przedstawić mu to, co zauwa żyli, rozpoczynając naturalnie od pierwszego znaku na niebie, czyli koniunkcji Jowisza i Saturna z maja 7 roku przed Chr. - zatem od zjawiska, które miało miejsce dokładnie dwa lata przed ich przybyciem do Jerozolimy! Jak inaczej mógłby św. Mateusz dojść do tego, że chodzi o dwa lata, jeśli nie z bezpośredniego przekazu, autentyczne go źródła? Wtedy możliwy jest także inny zbieg okoliczności, mianowicie, że prawdopodobnie u Józefa Flawiusza epizod ten 14Aluzja do Adolfa Hitlera - przyp. tłum.
246
został pominięty wobec ogromu różnych zbrodni popełnionych przez króla Heroda I Wielkiego. Po prostu zniknął gdzieś mię dzy masową egzekucją dokonaną na faryzeuszach, procesem przeciwko spiskującemu synowi Antypatrowi II, a krwawo stłumionym powstaniem młodych uczniów Tory, którzy strąci li złotego orła umieszczonego nad bramą świątynną na rozkaz króla Heroda. Wzmianka o około dwudziestu (więcej z pewno ścią ich nie było) zamordowanych dzieciach we wsi Betlejem zadziałałaby prawie jak antyklimaks. Ostatecznie król kazał przecież żywcem spalić młodocianych prowodyrów powstania, a zwykłych przypadkowych uczestników zamieszek ściąć mie czem. Poza tym, król, leżąc już w Jerychu na łożu śmierci, zdą żył jeszcze wydać jeden ze swoich okropniejszych rozkazów. Nakazał przywołać do siebie „najszlachetniejszych z całego ludu”, przynajmniej po jednym mężczyźnie z każdej rodziny. Potem kazał zebrać ich na hipodromie cyrku, który otoczy li kordonem żołnierze królewscy. Gdyby nie sprzeciw siostry króla, doszłoby zapewne do kolejnej rzezi. Łucznicy dostali już rozkaz, żeby w chwili jego śmierci wystrzelić deszcz strzał w kierunku zgromadzonych na arenie mężczyzn, tak by król miał pewność, że cały lud będzie opłakiwał jego zgon. Choć wobec tych okrucieństw śmierć niewiniątek wydawa ła się błahostką, to jednak mieszkańcy Betlejem nie zapomnieli królowi wymordowania ich dzieci. Ledwie pochowano króla z wielką pompą w mauzoleum na zboczu Herodionu - forte cy na wzgórzu niedaleko Betlejem, ulubionej siedziby króla, znajdującej się na skraju pustyni - mieszkańcy rzucili się na jego grobowiec. Roztrzaskali na tysiące kawałków sarkofag, którego fragmenty odnalezione zostały dopiero w roku 2007. Haniebny czyn rzezi dzieci wymienia także judaistyczna księga apokryficzna z okresu około 70 roku po Chr. - W niebow zięcie M ojżesza ( Testam ent M ojżesza). Znajdujemy w niej wzmiankę 2 47
o „krwawym rozkazie” króla Heroda podobnym do tego, „któ ry wydano w Egipcie” - chodzi o rozporządzenie faraona, by zabijać wszystkich nowo narodzonych żydowskich chłopców. Jak żywotne było wspomnienie tego wydarzenia, ukazuje fakt, że jeszcze w IV wieku w Jerozolimie i Betlejem obcho dzono 18 maja Święto Niewinnych Dzieci z Betlejem. Data dzienna jest absolutnie prawdopodobna i najpewniej też odwo łuje się do autentycznego wydarzenia. Wspomina o tym nie tyl ko pątniczka Egeria, która w roku 383 brała udział w obchodach święta i opisała je bardzo szczegółowo w swoim dzienniku z po dróży, lecz uroczystość ta znajduje się także w starym ormiań skim kalendarzu świąt. Istnieje jeszcze jedno - trzecie wskazanie na tę właśnie datę, które zawdzięczamy P rotoew angelii Jakuba. Tekst prowadzi nas z powrotem do czarownego miejsca, gdzie Miriam wypowiedziała M agnificat - do Ain Karim. Tam wznosi się ku niebu po drugiej stronie doliny, naprze ciwko kościoła Narodzenia Jana Chrzciciela, inny strzelisty kościół, po którym od razu widać, że jest dziełem włoskiego architekta. Fronton zdobi wspaniała mozaika przedstawiająca przybycie Miriam. Kiedy wkroczymy na wewnętrzny dzie dziniec sanktuarium Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, mijając kunsztowne dzieło mistrza kowalstwa - kutą z żelaza bramę - powita nas chwalebna modlitwa Miriam - M agnificat, umieszczona z okazji Roku Maryjnego 1954 w czterdziestu czterech językach na znajdujących się na ścianach dziedzińca majolikowych tablicach. Modlitwa, która zdaje się od tamtego czasu nie cichnąć w tym miejscu. Pozostałości dawnych murów poświadczają, że świątynie znajdowały się tutaj już w czasach Bizancjum, a potem w okresie wypraw krzyżowych. W ka miennej krypcie, pod gotyckim sklepieniem ostrołukowym, znajduje się studnia z żurawiem, będąca świadectwem niezłe go zamieszania, bowiem oczywiście słowa hymnu chwalebne 248
go - M agnificat - nie zostały wypowiedziane tutaj, lecz przy głównej studni, w centrum wsi. Dopiero gdy muzułmanie wy budowali tam swój meczet, chrześcijanie zostali zmuszeni do stworzenia sobie zastępczego sanktuarium. Wcześniej miejsce to upamiętniano z innego powodu. Miało być pamiątką całkiem odmiennego epizodu z życia Miriam, o którym nie wspomina św. Łukasz, ale pisze o nim P rotoew an gelia Jakuba. Daniel, opat z Rusi, któiy odwiedził Ziemię Świętą bezpo średnio po pierwszej wyprawie krzyżowej, a mianowicie w roku 1106/1107, opowiada nie tylko o „domu Zachariasza, w którym Święta Dziewica pozdrowiła swoją krewną Elżbietę [...] w tym domu urodził się Jan Poprzednik [...] w małej jaskini” i utożsa mia tym samym jednoznacznie kościół Narodzin Jana Chrzcicie la z miejscem nawiedzenia Elżbiety przez Miriam. Duchowny wiedział także o innym sanktuarium: „O połowę wiorsty [533 m] dalej, po drugiej stronie doliny pośród drzew, znajduje się góra, na którą pobiegła Elżbieta ze swoim synkiem i zawołała »Ugość, o góro, matkę i syna«. A góra się otworzyła i dała jej schronienie [...] Do dziś widać miejsce tego wydarzenia wśród skał. Nad nim wznosi się mały kościół, pod którym znajduje się niewielka grota. Z tej groty wypływa źródło”. Rzeczywiście P rotoew an gelia Jakuba kończy się opisem prześladowania rodziców Jana przez króla Heroda I Wielkiego, który - jak czytamy - rozkazał wymordować dzieci nie tylko w Betlejem. Musiał zapewne usłyszeć o tym, co przydarzyło się kapłanowi Zachariaszowi, tak więc - dla bezpieczeństwa - chciał także kazać zamordować jego syna. Kiedy zbliżali się już żołnierze króla Heroda, Elżbieta wzięła małego Jana z ko łyski i uciekła: „Elżbieta natomiast usłyszawszy, że poszuku ją Jana, wzięła go i udała się w krainę górzystą, i rozglądała się wokoło, gdzie go ukryć, i nie było tam miejsca ukrytego. Wtedy westchnąwszy, rzekła: »Góro Pańska, przyjmij mnie, 249
matkę wraz z dzieckiem«. Elżbieta nie mogła odejść przejęta lękiem. I wtedy góra rozstąpiła się i przyjęła ją. I przez górę przenikało do niej światło, bowiem Anioł Pański, który ich strzegł, był z nimi i czuwał nad nimi”. Biegając w rozpaczy wśród pagórków, mogła oczywiście natrafić także na jedną ze starych jaskiń grobowych, których kilka odnaleźli archeolodzy w okolicy kościoła Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. O tym, jak popularna była ta opowieść już wśród najwcześniej przybywających tu pielgrzymów, świadczy medalion wykona ny z wypalonej gliny, na który natrafili archeolodzy we wło skim Bobbio - najpewniej przywiózł go tu ktoś z Ain Karim na pamiątkę. Ukazuje on scenę, na której matka i dziecko wśli zgują się między skały. Nad nimi unosi się anioł, podczas gdy żołnierz z obnażonym mieczem stoi jak zamurowany. „Błogo sławieństwo Pańskie z miejsca schronienia św. Elżbiety” - głosi grecka inskrypcja. Również dwa rękopisy pergaminowe z VII wieku wymieniają sanktuarium znajdujące się w jaskini. Świad czy o nim dzisiaj już tylko kamień, najprawdopodobniej wyjęty ze skalnej ściany, który znajduje się za kratą w niszy krypty ba zyliki Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny i nosi ślady jakby odcisku. „W tych skałach miała Elżbieta ukryć Jana” - zdradza łaciński podpis wykonany z pozłacanych kamieni mozaikowych. Jednak P rotoew an gelia Jakuba nie kończy się na tym opi sie. Kiedy ludzie Heroda wrócili z Ain Karim, nie załatwiwszy sprawy, rozkazał im król przepytać Zachariasza. Kapłan odby wał właśnie służbę w świątyni, kazał jednak przekazać żołnie rzom, że nie wie, gdzie znajduje się jego syn. Wtedy żołnierze wtargnęli do świątyni i przebili mieczem sędziwego kapłana czuwającego przy Pańskim ołtarzu kadzenia. Lud miał nosić po nim żałobę trzy dni. Fragment ten jest często przytaczany jako dowód na to, jak nieprecyzyjna jest P rotoew an gelia Jakuba w znaczeniu histo 250
rycznym. Podczas gdy św. Łukasz wykazuje się znajomością faktów i trzyma się prawdy historycznej, tak więc wie o tym, że określona klasa kapłańska pełni służbę w świątyni tylko dwa razy do roku, a kapłan składający ofiarę kadzenia jest pieczo łowicie wybierany w drodze losowania, to w wypadku P rotoew an gelii rzecz wygląda na pierwszy rzut oka tak, jakby ofiara kadzenia była stałym zajęciem Zachariasza. Byłoby to oczywi ście niemożliwe. Cała sprawa stanie się jednak ciekawa, gdy przypomnimy sobie, że kapłani z oddziału Abiasza pełnili służbę świątynną dwa razy do roku. Ich dyżur przypadał na listopad i maj. Służba w maju odbywała się w tygodniu między 8 a 14 dniem miesiąca siw an, co w 5 roku przed Chr. odpowiadało okresowi między 13 a 20 maja. Jak już o tym wspomnieliśmy wcześniej, jesz cze w IV wieku po Chr. Święto Niewinnych Dzieci z Betle jem obchodzone było 18 maja. Czy zatem jest tylko zbiegiem okoliczności, że właśnie 18 maja wypadł akurat jeden spośród dwóch tygodni roku, kiedy Zachariasz rzeczywiście pełnił służbę w świątyni? Czy zatem - idąc dalej tym tropem - nie jest możliwe, że po tym, jak kapłani zobaczyli cudowne boskie działanie na przykładzie Zachariasza, postanowili go jeszcze raz (a może odtąd?) wyznaczyć do składania ofiary kadzenia? Prawdopodobne jest nawet to, że Jezus nawiązuje do zmar łego stryjecznego dziadka, kiedy oskarża faryzeuszy i uczo nych w Piśmie słowami: „Biada wam, ponieważ budujecie gro bowce prorokom, a wasi ojcowie ich zamordowali. [...] Tak na tym plemieniu będzie pomszczona krew wszystkich proroków, która została przelana od stworzenia świata od krwi Abla aż po krew Zachariasza, który zginął między ołtarzem a przybyt kiem. Tak mówię wam, na tym plemieniu będzie pomszczona” (Łk 11,47-51). Zwyczajowo tłumaczy się to miejsce jako od niesienie do Zachariasza, syna kapłana Jojody, o którym mowa 251
jest w Drugiej Księdze Kronik (24,21): „Lecz oni sprzysięgli się przeciwko niemu i ukamienowali go, z rozkazu króla, na dziedzińcu świątyni Pańskiej”. Ukamienowanie to nastąpiło wprawdzie na Wzgórzu Świątynnym Salomona, ale z pewno ścią nie w przestrzeni między „ołtarzem a przybytkiem”, o któ rej wspomina Jezus, napominając faryzeuszy. Ewangelista Ma teusz z kolei wspomina „Zachariasza, syna Berekiasza”, autora Księgi Zachariasza, w której jednak nie odnajdujemy najdrob niejszej nawet wzmianki na temat gwałtownej śmierci. Ponie waż Jezus zamierza w opowiadaniu spiąć klamrą wydarzenia - rozpoczynając od pierwszego mordu na proroku (Abel), a na ostatnim kończąc - wydaje się bardziej prawdopodobne, że się ga do zdarzenia z najbliższej przeszłości. Oczywiście można twierdzić, że P rotoew an gelia Jakuba dopasowała swoją wer sję śmierci Zachariasza dokładnie do słów Jezusa, lecz równie możliwe jest to, że Jezus odwołuje się do zamordowania kapła na pochodzącego z jego własnej rodziny. To, jaki „grobowiec” miał na myśli Jezus, wypowiadając słowa napiętnowania fary zeuszów, odkryto w rzeczywistości dopiero w roku 2003. W dolinie Kidron w Jerozolimie, na drodze prowadzącej od sadzawki Siloe na Górę Oliwną, którą Jezus tak często po dążał, znajdują się umiejscowione przy skalnej ścianie trzy monumentalne grobowce z okresu panowania króla Heroda I Wielkiego. Zawsze lubiłem tę drogę, ponieważ przemierzając te kilkanaście metrów, można na chwilę przenieść się myślami bezpośrednio do czasów Jezusa. Po lewej stronie wznosi się góra Moria z masywnymi murami platformy świątynnej, której złotobrązowe blanki kontrastują z błękitem nieba. Po prawej stronie opierają się o skalną ścianę pradawne grobowce, wyko nane z materiału pochodzącego z tej właśnie skały - są jakby z niej wykrzesane. Dach pierwszego grobowca przypomina pi ramidę, trzeciego zaś wznosi się ku stalowobłękitnemu niebu 252
niczym odwrócona czasza trąby. Stały tutaj wówczas, gdy Je zus oddalał się wieczorami do jednej z jaskiń na Górze Oliw nej, czuwały i potem, gdy razem z uczniami wracał z Ostatniej Wieczerzy, były niemymi świadkami Jego uwięzienia, kiedy w blasku pochodni zakuty w kajdany ciągnięty był w przeciw nym kierunku, do miejsca, gdzie u stóp góry Syjon znajdował się pałac arcykapłana. Od tego czasu prawie nic się na tej dro dze nie zmieniło. Na jej poboczu natrafiono na fragmenty na czyń z czasów biblijnych. Pewnie dlatego przejął mnie pewien smutek, kiedy zobaczyłem, że usypano ziemię, by częściowo wyrównać drogę i przygotować dojazd na plac w dolinie Kidron, na którym papież Benedykt XVI miał odprawić mszę 12 maja 2009 roku. W świetle zachodzącego słońca, rzucającego szczególnie długie cienie, a przez to wyjawiającego to, co niejawne, wy dobywającego to, co ukryte, izraelski archeolog odkrył sześć lat wcześniej pewną dotąd przeoczoną inskrypcję. Znajduje się ona nad wejściem do największego z trzech grobowców - do grobowca Absaloma. Inskrypcja składa się z czterdziestu sied miu greckich znaków, ułożonych w dwóch wierszach, każdy z nich wysokości około dziesięciu centymetrów. „To jest grób Zachariasza, męczennika, bardzo pobożnego kapłana, ojca Jana” - informuje napis. Zdaniem Emile Puech, specjalistki od epigrafii z dominikańskiej szkoły biblistyki École Biblique w Jerozolimie, inskrypcja pochodzi z V wieku po Chr., kiedy to staraniem bizantyńskich Greków próbowano zlokalizować w samej Jerozolimie i wokół niej miejsca opisane w Nowym Testamencie. Naturalnie późne datowanie wskazuje raczej na to, że jest mało prawdopodobne, by został tu rzeczywiście po chowany Zachariasz, ale nie da się też tego do końca wyklu czyć. W tym samym grobowcu miał być później pochowany także brat Pański - Jakub. 253
Może kamienna wieża u wylotu wąwozu przeznaczenia Jezusa rzeczywiście jest grobowcem upamiętniającym zamor dowanego kapłana, kolejną ofiarę króla Heroda I Wielkiego, chcącego za wszelką cenę udaremnić to, żeby w orbicie jego władzy wzrastał prawdziwy „król żydowski”.
‘Dygresja: Kiedy urodził się Jezus?
Istnieją różne inne przesłanki ku temu, dlaczego już w książce N a tropie Jezusa z Nazaretu. Ziem ia Z baw iciela datowałem na rodziny Zbawiciela na pierwszą połowę marca 5 roku przed Chr., nie zaś tylko to, że utożsamiłem supernową, która rozbłysła wte dy w gwiazdozbiorze Orła, z gwiazdą betlej emską. Jest faktem, że pierwsi chrześcijanie podchodzili do ob chodów Bożego Narodzenia z pewną dozą obojętności. Żaden z wczesnych chrześcijańskich autorów nie wymienia uroczy stości związanych z dniem urodzin Pana, przeciwnie - nawet Orygenes uważał wspominanie dnia urodzin raczej za „po gańską” praktykę. Wcześni chrześcijanie nie świętowali także dnia urodzin męczenników za wiarę czy świętych, lecz zawsze dzień ich męczeńskiej śmierci, ich „narodzin w niebie”. Zgod nie z tym zwyczajem, w Ewangeliach odnajdujemy bardzo konkretne dane dotyczące dnia śmierci Jezusa i czasu Jego zmartwychwstania - jedyne wskazanie na wiek Jezusa, jakie umieszczono w tekstach ewangelicznych odnosi się do sformu łowania, że Jezus wtedy, w 30 roku po Chr., był po trzydziestce. I tylko dlatego, że św. Mateusz i św. Łukasz byli zgodni co do tego, że Jezus urodził się za panowania króla Heroda I Wielkie 255
go, można nabrać pewności, że przyszedł na świat przed mar cem 4 roku przed Chr. Wzmianka o pasterzach przebywających na pastwiskach wyklucza jednoznacznie i definitywnie miesią ce od listopada do lutego - w tym okresie stada znajdowały się jeszcze w jaskiniach, do których zapędzano je zimą. Najwcześniejsze podanie o historycznym „terminie Boże go narodzenia” pochodzi od Klemensa z Aleksandrii, żyjącego w latach 150-215 po Chr., który - co jest trochę zaskakujące - wcale nie wskazuje daty dziennej, 25 grudnia: Są tacy, którzy nie tylko określają rok narodzin naszego Pana, ale także wymieniają dzień. I twierdzą, że nastąpiło to w 28 roku panowania Augusta i 25 dnia [egipskiego miesiąca] p a c h o m [...] inni mówią, że narodził się 24 albo 25 miesiąca pharm uti.
Kalendarz egipski jest dyscypliną wiedzy samą w sobie. W każdym razie w II wieku po Chr., zatem w czasach Klemen sa z Aleksandrii, 25 miesiąca p ąch on s przypadał 9 kwietnia a 24/25 miesiąca p h arm u ti na 9/10 marca. Dopiero od drugiej połowy IV wieku po Chr. zaczęto świę tować dzień Narodzenia Pańskiego na Zachodzie 25 grudnia, a na Wschodzie 6 stycznia. Zresztą nie należy odnosić tego - jak się chętnie twierdzi - do rozkazu cesarza Konstantyna Wielkiego. Nie ma to też nic wspólnego ze świętem S ol invictus, czyli świętem niepokonanego boga słońca Rzymian, jak suponował zresztą dopiero w XII wieku syryjski chrześcijanin, Dionizy bar Salibi, arcybiskup syryjskiego Kościoła prawo sławnego. Oczywiście chwycono się tej tezy z wdzięcznością w sceptycznym wieku XVIII i zadbano ojej dalsze upowszech nienie. Natomiast poważni historycy Kościoła są dziś zdania, że termin Bożego Narodzenia ma zupełnie inny rodowód. Około roku 200 Tertulian z Kartaginy twierdził, że dzień 14 miesiąca nisan - dzień śmierci Jezusa według żydowskiego 256
kalendarza lunamego, odpowiadałby dniowi 25 marca rzymskie go kalendarza solamego. Ponieważ wtedy wierzono, że inkamacja i śmierć Pana wypadły w ten sam dzień kalendarzowy, już wkrótce zaczęto świętować 25 marca także jako dzień Zwiasto wania Najświętszej Maryi Pannie - z czego, po dodaniu dziewię ciu miesięcy, wynika ustalenie daty dziennej narodzenia Jezusa na 25 grudnia. Przekonało to nawet znaczących ojców Kościoła, jak na przykład św. Augustyna, który napomknął o tej sprawie w traktacie O Trójcy. Jak mocnym symbolem stało się wyzna czenie dat ramowych wcielenia Chrystusa na ten sam dzień ka lendarzowy, pojął także biskup Epifaniusz z Salaminy (IV wiek po Chr.), kiedy napisał: „Baranek został poczęty w nieskala nym ciele matki, Świętej Dziewicy, i w wiecznej ofierze zmazał i zmazuje grzechy świata”. Inni chrześcijanie z kolei wiedzieli jeszcze (lub wyliczyli), że Jezus został ukrzyżowany 7 kwietnia 30 roku po Chr. i uznali ten dzień za datę zwiastowania Najświęt szej Maryi Pannie. Tak doszli do tego, by wyznaczyć dzień 6/7 stycznia dniem narodzin Pana. W ten sposób jeszcze dziś w Ar menii chrześcijanie świętują dzień Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie 7 kwietnia, a Boże Narodzenie 6 stycznia (według kalendarza juliańskiego). Zjawiska astronomiczne, termin cenzusu ludności - spisu podatkowego (najprawdopodobniej jednoczesnego z poborem podatku świątynnego), lokalne uwarunkowania, tak jak je opi sali ewangeliści (owce na pastwiskach!), przede wszystkim jed nak prawdopodobny termin mordu dzieci w Betlejem (18 maja) i zamordowanie Zachariasza (20 maja), okres czterdziestu dni po rozwiązaniu, kiedy Miriam mogła się najwcześniej pojawić w świątyni (św. Łukasz wymienia jej obecność!) i w końcu okres ponad pięćdziesięciu trzech dni od pojawienia się gwiazdy (tak długo trwała podróż magów) - wszystko to wskazuje na narodziny Jezusa, a nie na zwiastowanie Najświętszej Maryi Pannie, w mie 257
siącu nisan (marzec/kwiecień). Jednak tutaj myślenie żydowskie koliduje z rzymskim - ponieważ u Rzymian, jak widzieliśmy to już na przykładzie cesarza Augusta, przywiązywano większą wagę do dnia poczęcia niż do dnia urodzin. Tak więc na podstawie wiedzy o wcieleniu Jezusa w miesiącu nisan narodziło się wśród nich przekonanie o tym, że zwiastowanie Najświętszej Maryi Pan nie nastąpiło w tym właśnie miesiącu. Do tego doszedł oczywiście później (od IV wieku po Chr.) jeszcze inny czynnik, ten mianowi cie, że nie chciano obchodzić obydwu wielkich świąt chrześcijań stwa - Bożego Narodzenia i Wielkanocy - jednocześnie. Dlatego też zaproponowano 25 grudnia z powodu siły jego symboliki jako znaku zwycięstwa światła nad ciemnością. Jezus urodził się jednak bez wątpienia w miesiącu nisan, który w roku 3756, liczonym według kalendarza żydowskiego (zatem w 5 roku przed Chr.), rozpoczął się 9 marca, co ukazuje również wymiar teologiczny, ponieważ Żydzi byli przekonani 0 tym, cytując słowa rabina Eliezera z I wieku, że: „Świat zo stał stworzony w miesiącu nisan. W miesiącu nisan przyszli na świat patriarchowie, w święto P esach urodził się Izaak [...] 1w miesiącu nisan zbawieni zostaną w przyszłości [nasi potom kowie]”. W ogóle wiosenny miesiąc jest dla Żydów symbolem odnowienia: „Miesiąc ten będzie dla was początkiem miesięcy, będzie pierwszym miesiącem roku!” (Wj 12,2) - powiedział Pan do Mojżesza i Aarona. Był to miesiąc, kiedy przychodziły na świat baranki paschalne, które - gdy osiągały wiek jedne go roku - przynoszone były 10 miesiąca nisan do domów, by potem zostać złożone w ofierze w świątyni 14 dnia miesiąca nisan. Któryż inny miesiąc niósłby większy ciężar symboliki dla Narodzin Zbawiciela, który stał się ofiarnym Barankiem Pańskim, niż właśnie miesiąc nisan! A rok? Powszechnie wiadomo, że nasze liczenie czasu bazu je na pomyśle mnicha Dionizego Małego Exiguusa (470-540), 258
urodzonego w Scytii, który na zlecenie papieża miał zestawić dokładny kalendarz, wyznaczając początek ery chrześcijańskiej (zwanej też erą dionizyjską). Obliczył na potrzeby tego zlecenia, że rok 1 po Chr. jest 754 rokiem ab urbe condita, czyli od zało żenia miasta Rzymu w 753 roku przed Chr. Nie wziął jednak pod uwagę „roku zerowego”, ponieważ zero w tym czasie nie było znane mieszkańcom Zachodu. Niestety, nigdy nie ujawnił, jak ustalił ten rok. Znane jest tylko to, że najważniejszymi źródłami, z jakich korzystał, były źródła pochodzące z Egiptu, ponieważ podczas obliczeń daty Wielkanocy posłużył się tablicą paschalną Cyryla Aleksandryj skiego. W Egipcie - jak przeczytaliśmy u Klemensa z Alek sandrii - datowano narodziny Chrystusa na 28 rok panowania Augusta. Ponieważ Oktawian otrzymał ten zaszczytny tytuł od senatu Rzymu w roku 27 przed Chr., dlatego mnich Dionizy Mały wykorzystał to -ja k się wydaje - rzeczywiście jako punkt wyjścia dla swoich obliczeń. Jednak tytulaturamiaław sensie hi storycznym drugoplanowe znaczenie. Faktycznie samodzielne rządy rozpoczął cesarz Oktawian August w roku 32 przed Chr., kiedy kazał nazywać się dux Italiae - a cały zachodni świat złożył mu przysięgę na wierność - zanim wyruszył z Rzymu i w rok później pokonał Marka Antoniusza, rozbijając jego flotę przy przylądku Akcjum. Jeśli przyjmiemy tę datę jako punkt wyjścia, wówczas 28 rok panowania Augusta przy padłby faktycznie na 5 rok przed Chr., ostatni rok wchodzący w grę przy ustaleniu daty narodzin Jezusa, ponieważ w roku 4 przed Chr. zmarł król Herod I Wielki. Czy zatem jest tylko zbiegiem okoliczności, że właśnie w tym czasie, około 1 dnia miesiąca nisan roku 3756 według żydowskiego kalendarza (lub 9 marca 5 roku przed Chr. według naszego obliczania czasu) pojawił się na niebie znak Mesjasza - nowa, jasna gwiazda - supernowa?
IX
‘Ucieczka do Egiptu
Całe pole przed nami jest skalnym rumowiskiem. Jednak ten, kto dokładniej się mu przyjrzy, szybko zauważy, że nie chodzi o zwykłe kamienie, lecz o fragmenty gigantycznego egipskie go założenia świątynnego - są tu fragmenty kolumn i inskryp cji, malowideł naściennych i posągów. Między nimi wszędzie błąkają się koty. Kot traktowany był tutaj zawsze jako „święte zwierzę” poświęcone bogini, której kiedyś w tej świątyni - o jej istnieniu świadczy już tylko ten kamienny chaos - oddawano cześć. Boginią tą była Bastet - patronka miłości i płodności. Jej zawdzięcza swoją nazwę miejscowość - B aset w języku staroegipskim, B ubastis w języku greckim, dziś nazywana po arabsku Tell Basta (pagórek Bastet). Założone już w okresie wczesnodynastycznym, przed okrąg ło pięcioma tysiącami lat, Bubastis w starożytnym Egipcie było nie tylko stolicą wschodniego okręgu, lecz także popularnym miejscem pielgrzymkowym. Okres świetności przeżywało jed nak w czasach XXII dynastii libijskiej, kiedy to faraon Szeszonk (946-924 przed Chr.) uczynił z niego na krótko stolicę swojego 260
państwa. Pod imieniem Szeszonk lub Sziszak odnajdujemy go również w Biblii. W roku 925 przed Chr., w piątym roku pa nowania króla judejskiego i syna Salomona, Roboama, najechał Jerozolimę i zabrał kosztowności ze świątyni Pańskiej (1 Kri 14,25-26). Dzięki zrabowanym łupom, między innymi złotej tar czy Salomona, mógł zlecić rozbudowę świątyni swojej bogini do rozmiarów obszernych i monumentalnych. Trwało prawie jedno tysiąclecie, zanim inny „król żydowski” doprowadził w końcu Bubastis - jak się to powszechnie mówi - do ruiny. Ucieczka Świętej Rodziny do Egiptu jest kolejnym niekwe stionowanym rozdziałem historii dzieciństwa Jezusa - choć również i w tym przypadku czyni się św. Mateuszowi zarzut, że ten zbieg okoliczności jest wymyślony po to, by móc wykazać spełnienie się proroctwa o Mesjaszu. Kiedy magowie opuścili Betlejem - jak podaje ewangeli sta w drugim rozdziale, zatytułowanym U cieczka do E giptu - Józefowi ukazał się we śnie anioł i wypowiedział następujące słowa: „Wstań, weź dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecię cia, aby Je zgładzić” (Mt 2,13). Wtedy wstał Józef, chociaż był środek nocy, przyprowadził osła, „wziął [...] Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu”. Kierunek ucieczki sam w sobie nie był niczym nadzwyczajnym. Prześladowani Żydzi zawsze szukali schronienia nad Nilem. Sam król Herod I Wielki uciekł do Egiptu, gdy w trop za nim ruszyli siepacze Antygona. Alek sandria, stolica królestwa macedońskich Ptolomeuszy, miała największą żydowską gminę starożytnego świata, do której należało niemało politycznych uchodźców, poszukających tu schronienia najpierw przed Hasmoneuszami, a potem przed królem Herodem. W całym Egipcie - jak czytamy u filozofa żydowskiego, Filona z Aleksandrii - było ponad milion Żydów, którzy mieli tu nawet swoją świątynię, zbudowaną .na wzór 261
jerozolimskiego przybytku. Jednak gorliwy św. Mateusz zaraz po opowiedzeniu tej całkiem prawdopodobnej historii, popełnił jeden niewybaczalny błąd, ulegając przymusowi namacalnego pokazania Żydom, dlaczego Jezus jest tym tak długo oczeki wanym Mesjaszem. Napisał pod koniec rozdziału następują ce zdanie: „Tak miało się spełnić słowo, które Pan powiedział przez Proroka: Z E giptu w ezw ałem Syna m ego ” (Mt 2,15). Tyle że ten, kto sprawdzi w Księdze Ozeasza - w źródle, skąd pochodzi ten cytat - zauważy od razu, że wcale nie jest tam tak całkiem wyraźnie napisane o nadejściu Mesjasza. W całości brzmi to tak: „Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, // i syna swego wezwałem z Egiptu. //Im bardziej ich wzywałem, // tym dalej odchodzili ode Mnie, // a składali ofiary Baalom // i bożkom palili kadzidła” (Oz 11,1-2), zatem podanie to odnosi się raczej do wyjścia Izraelitów z Egiptu, a potem do odstęp stwa wielu Żydów już w Ziemi Obiecanej, gdzie zaczęli nagle oddawać cześć lokalnym bożkom. Po raz kolejny św. Mateusz próbuje więc za wszelką cenę odnaleźć takie miejsca w Sta rym Testamencie, które w jakiś sposób można by odnieść do epizodów z życia Jezusa, w tym wypadku do ucieczki Świętej Rodziny do Egiptu. Przypuszczać, że jest odwrotnie - to zna czy, że podanie starotestamentowe odnosi się do Jezusa - by łoby z pewnością absurdem - przedtem naprawdę żaden Żyd nie miał najmniejszego powodu, by dopatrywać się w słowach Ozeasza przepowiedni o nadejściu Mesjasza. Jednak nie skończyło się na tych - dodajmy trochę nieja snych - słowach, przeciwnie - wierni stale od nowa próbowali, na podstawie tekstów apokryficznych, lokalnej tradycji i mi stycznych wizji, zrekonstruować drogę uchodźców z Betlejem do Egiptu. Jakkolwiek wątpliwe wydają się niektóre źródła, na końcu także sceptyk musi przyznać, że różne świadectwa ze brane razem dają obraz stosunkowo prawdopodobny. 262
Jednym z pierwszych ludzi, którzy podążali śladami Świętej Rodziny w Egipcie, był Niemiec, Otto Meinardus - ewangelic ki pastor, teolog, koptolog i archeolog. Meinardus (1925-2005) pochodził z luterańskiej rodziny uczonych i był prawdziwym hanzeatyckim obieżyświatem, którego już w okresie studiów los rzucił do Anglii, zanim jeszcze objął swoją pierwszą parafię w Stanach Zjednoczonych i rozpoczął kolejne studia uniwer syteckie na Harvardzie. Po krótkiej duszpasterskiej podróży do Australii i Nowej Zelandii udał się - tymczasem już jako mał żonek i ojciec dwojga dzieci - w roku 1956 do Egiptu. Kraj faraonów i trwająca dwa tysiące lat tradycja chrześcijaństwa stały się miłością jego życia. W końcu udało mu się odnaleźć w Kościele koptyjskim zakorzenienie w tradycji i mistyce, któ rego tak bardzo brakowało mu we własnej ewangelickiej wie rze, co zresztą nie zmieniło faktu, że pozostał jej wiemy przez całe życie. Podczas sprawowania funkcji pastora w koście le ewangelickim w Maadi niedaleko Kaim, studiował sztukę Kościołów wschodnich i wczesnochrześcijańską archeologię. Obok tego miał jeszcze wystarczająco dużo czasu na to, by pro wadzić badania we współpracy z Deutsches Archäologisches Institut - Niemieckim Instytutem Archeologicznym i Institute of Coptic Studies - Instytutem Studiów Koptyjskich, oraz pi sać teksty dla stale rosnącego grona niemieckich czytelników. Jednym z głównych tematów, którymi się zajmował, była egip ska tradycja dotycząca ucieczki Świętej Rodziny do Egiptu, 0 czym napisał ostatecznie książkę wydaną w 1963 roku. Na wet jeśli ani w wersji angielskojęzycznej, ani w niemieckoję zycznej nie miała ona wielkich nakładów (a szkoda, bo była napisana w równym stopniu kompleksowo, co ujmująco), to 1 tak była kamieniem milowym w ponownym odkrywaniu tej zapomnianej tradycji. Czterdzieści lat później w jego ślady poszedł Amerykanin, Paul Perry, pisząc relację z podróży do 263
Ashnein El Nassara
Ryc. 4. Koptyjski patriarcha Szenuda III autoryzował w roku 2000 tę rekonstrukcję drogi przebytej przez Świętą Rodzinę podczas ucieczki do Egiptu
Egiptu pod tytułem: Jesus in E gypt [Jezus w Egipcie] (2003), opatrzoną przedmową autorstwa tymczasem już siedemdziesięcioośmioletniego Meinardusa, książkę, która przynajmniej w USA znalazła spore uznanie. Już trzy lata wcześniej, 1 czerwca 2000 roku, na pracę Niemca zareagował Koptyjski Kościół Egiptu. W ten dzień spotkali się patriarcha koptyjski (który nosi zgodnie z tradycją jako patriarcha całej Afryki tytuł papieża; Kościół koptyjski założył św. Marek ewangelista na polecenie św. Piotra) Szenuda III, jego katolicki konfrater Ste fan II Gattas, egipski premier AtefEbeid, minister spraw zagra nicznych Amr Musa i muzułmański szejk Mohammed Sayed al-Tantawi w koptyjskim kościele prawosławnym w Maadi nad brzegiem Nilu, aby wspólnie upamiętnić najważniejsze wyda rzenie w historii Egiptu - a mianowicie przybycie Jezusa, Mi riam i Józefa przed (oficjalnie) dwoma tysiącami lat (chociaż w rzeczywistości nastąpiło to już przed dwa tysiące pięcioma laty). Wielki dziesięciojęzyczny album na stu sześćdziesięciu ośmiu stronach przedstawiał wszystkim uczestnikom tego eku menicznego spotkania, ale także przedstawicielom światowej prasy, zdjęcia dokumentujące żywąjeszcze tradycję miejsc pa miętających wydarzenia związane z ucieczką Świętej Rodziny do Egiptu. Poza tym książka zawierała zaaprobowaną przez pa pieża Szenudę III i opatrzoną jego osobistym podpisem mapę rekonstruującą drogę, jaką przebyła Święta Rodzina, podróżu jąc po Egipcie, z możliwie największą dokładnością, jaką dało się osiągnąć. Niektóre z tych miejsc otaczane są czcią co najmniej od IV wieku, chociaż źródła pisane na ich temat pochodzą z okresu późniejszego - przykładowo judeochrześcijańska E w angelia P seudo-M ateusza, którą jedni badacze datują na IV, inni do piero na VIII wiek po Chr., E w angelie D zieciń stw a A rabska i O rm iańska (V bądź VIII wiek po Chr.), wizja przypisywana 2 66
patriarsze Teofilowi (385-412) oraz kazania Zachariasza, bi skupa Sakhy (VII wiek po Chr.). W XII wieku Jan ibn Said al-Kulzumi zestawił w dziele H istoria p a tria rch ó w K o ścio ła egipskiego listę dziewięciu miejsc, które odwiedziła Święta Rodzina, podczas gdy sto lat później Abu el-Makarim w dziele K o ścio ły i klasztory E giptu wymienił czternaście przystanków. Średniowieczne Syncocaria (kalendarze świętych) egipskich i etiopskich Koptów wymieniają dziewięć miast pobłogosła wionych przez Dzieciątko Jezus i Jego matkę1. W ten sposób tradycja została w pewnym sensie uświęcona. Jednak kwestia tego, jak autentyczne są to miejsca i legendy, oraz tego, jak prawdopodobne są ich aspiracje, pozostaje otwarta. Aby wy pracować sobie własny obraz, udałem się w marcu 2010 roku do Egiptu - także i ja nie mogłem się oprzeć urokowi i święto ści tych miejsc. Było to najpewniej w nocy z 17 na 18 maja 5 roku przed Chr., kiedy Święta Rodzina wyruszyła w kierunku kraju leżą cego w delcie Nilu. Towarzyszyły im - wedle egipskiej tradycji - dwie osoby, akuszerka Salome i najmłodszy syn Józefa, Sa muel. Szedł z nimi także osioł. Chociaż jeszcze dziś na Wscho dzie zdominowanym tradycją muzułmańską na ośle podróżuje „pan i władca wszelkiego stworzenia”, podczas gdy kobieta z dzieckiem dzielnie kroczą za nimi, to ikonografia chrześcijań ska poświadcza, że w wypadku Świętej Rodziny było inaczej widzimy liczne obrazy, na których oczywiście Miriam z Dzie ciątkiem Jezus podróżuje na ośle, podczas gdy chłopiec biegnie przodem, natomiast za osłem podążają Józef, podpierający się 1 Zróżnicowane liczby nie powinny w tym wszystkim dziwić, ponieważ raz liczono tylko miejscowości, w których Święta Rodzina przebywała jedynie kilka dni, innym razem miasta i wsie, które były w szczególny sposób pobłogosławio ne przez Jezusa i Miriam, kiedy indziej znów liczono miejscowości, przez które po prostu przechodzili albo w których nocowali jedną noc.
267
na lasce wędrowcy, i Salome. W rzeczywistości odpowiada to zwyczajom panującym w społeczności żydowskiej i ma na wet swój pierwowzór w Starym Testamencie, gdzie w Księdze Wyjścia (4,20) czytamy: „Wziął Mojżesz swą żonę i synów, wsadził ich na osła i powracał do ziemi egipskiej. Wziął też Mojżesz ze sobą laskę Boga”. To, że Józef jako budowniczy mógł sobie pozwolić na posiadanie osła, a nawet to, że pilnie go potrzebował jako zwierzęcia jucznego, jest bezsprzeczne. Dodajmy, żeby dopełnić obrazu - oczywiście Miriam i Józef nie byli ubrani w średniowieczne szaty, które znamy z ikono graficznych dzieł sztuki, nie nosili też ubrań podobnych do szat Arabów. W starożytności Żydzi, tak mężczyźni, jak i kobiety, ubierali się najpierw w lineę - sięgającą do pięt togę, prostą suknię. Na wierzch nakładali tunikę, szatę z krótkimi rękawami sięgającą do kolan i na koniec jeszcze p la n etą albo casulę, coś w rodzaju ponczo, chroniącą przed zimnem w nocy oraz wia trem i deszczem za dnia. Przy pracy i podczas podróży „prze pasywano się”, czyli przewiązywano, paskiem biodrowym, trzymającym szaty blisko ciała. Na nogach noszono sandały. „Moda” ta przetrwała w szatach liturgicznych kościoła kato lickiego prawie w niezmienionej postaci do dziś. W wypadku Miriam mogło chodzić najpewniej o ponczo, które było raczej m aphorionem - rodzajem długiego płaszcza z kapturem, który jak chusta ciasno oblekał głowę. M aphorion ten miało nabyć w Ziemi Świętej dwóch szlachetnie urodzonych Bizantyńczyków - Galbius i Candidus - w V wieku po Chr. i zabrać ze sobą do Konstantynopola. Prowiant na drogę, obok mięsa, ryb i chleba, stanowiły także bób, łubin, groch, ogórki, cebula, czo snek i por, a poza tym winogrona, daktyle i figi. Droga ucieczki prowadziła najpierw obok fortecy Herodium, która leżała na północny wschód od Betlejem, wznosząc się w kierunku wschodzącego słońca. Po trzydziestu kilome 268
trach w linii prostej lub trzydziestu pięciu traktem, zatem po jednym dniu marszu, dotarli nad brzeg Jordanu. Ten, kto dziś jedzie drogą krajową nr 90 od Morza Martwego do Galilei, ten zauważy niechybnie po prawej stronie, jeszcze przed zjazdem do miejsca chrztu Jezusa, srebrną kopułę. Należy ona do grec kiego klasztoru prawosławnego św. Gerasima, „ojca założycie la i patrona pustelni nad Jordanem”. Założył tutaj w roku 455 ławrę cenobicką-kolonię eremitów, w jaskiniach znajdujących się powyżej potoku Wadi en-Nukheil, która przyciągała w VI wieku po Chr. liczne rzesze pątników, ponieważ przechowywa na miała tu być i czczona krwawa chusta Jezusa, jedna z naj ważniejszych relikwii pasyjnych, dziś znajdująca się w Oviedo w Hiszpanii. Miejsce to nazywane jest także K alam on ia - do bre miejsce, ponieważ tutaj - jak wierzą mnisi - zatrzymali się „Miriam, Józef, Dzieciątko Jezus i Jakub” na pierwszy odpo czynek podczas ucieczki do Egiptu. Jak długo tam przebywali, nie przekazano w tradycji, niektórzy mnisi uważają, że była to tylko jedna noc, inni natomiast twierdzą, że pozostali w tym miejscu kilka dni. W każdym razie tutaj Józef musiał sobie ostatecznie uświadomić, że nie mogą podążyć tą samą drogą, którą kiedyś wybrał król Herod I Wielki, uciekając z Jerozoli my, ponieważ bezpośrednia droga na południe wiedzie wzdłuż Morza Martwego, po obu brzegach chronionego potężnymi twierdzami królewskimi - na zachodnim wybrzeżu znajdowała się Masada, na wschodnim natomiast Mâcheront, gdzie trzy dzieści dwa lata później ścięto Jana Chrzciciela. Pewniejszy był wtedy szlak zachodni, stara Via Maris, prowadząca wzdłuż Morza Śródziemnego. Tak więc Święta Rodzina najpewniej wybrała marszrutę przez wzgórza Hebron do starego miasta filistyńskiego Askalon - tak przynajmniej utrzymuje E w an ge lia D zieciń stw a O rm iańska, brak natomiast lokalnej tradycji. O decyzji Józefa, by nie podążać szlakiem przez pustynię, lecz 269
ruszyć wzdłuż morza, wspomina jednak także E w an gelia Pseudo-M ateusza\ Józef rzekł do Jezusa: „Panie, bardzo dokucza nam upał. Jeżeli się Tobie podoba, pójdziemy nad brzegiem morza; przechodząc bo wiem przez miasta nadmorskie będziemy mogli nieco odpocząć”.
Z Askalonu powędrowali dalej do Gazy, starej twierdzy Kananejczyków, leżącej przy Via Maris. Przekroczywszy potok Wadi Gaza, udali się do Han Junes, w czasach hellenistycz nych zwanego Jenysos, wzmiankowanego nawet przez Herodota, i dalej powędrowali do miasta Raphia czy Rafah (Rafia). Wszystkie te miasta leżą dziś w opanowanej przez radykalną islamską organizację Hamas strefie Gazy, co utrudnia w oczy wisty sposób ich odwiedzenie. Święta Rodzina potrzebowała kolejnych kilku dni, aby przebyć czterdzieści cztery kilometry marszruty i dotrzeć do wąwozu Wadi el-Arisz, utożsamianego z biblijną Doliną Potoku Egipskiego, który od czasów Abraha ma stanowił granicę z państwem leżącym w delcie Nilu. We dług tradycji egipskiej nastąpiło to 1 czerwca - co nie najgo rzej pasuje do naszej datacji, zgodnie z którą Święta Rodzina podjęła ucieczkę w nocy przed masakrą w Betlejem (tak więc 18 maja 5 roku przed Chr.), rozpoczynając swoją podróż do Egiptu. El-Arisz, tak wówczas, jak i dziś, jest zakurzonym egipskim miastem granicznym, które w starożytności nie miało dobrej opi nii, co odzwierciedla dawna nazwa Rhinocolura. Tutaj Ptoleme usze wysyłali więźniów, którym wcześniej dla zaostrzenia kary obcinano nosy. Dziś ruiny trzech kościołów świadczą o dawnej obecności chrześcijan w mieście, lecz na próżno szukać w nim lokalnej tradycji. To samo dotyczy kolejnego przystanku - poło żonego o 37 kilometrów na zachód - al-Zaraniq (nazywanego 270
też al-Filussijat). Pewne poświadczenie w źródłach znajdujemy dopiero dla obecności Świętej Rodziny w miejscowości Tell el-Farama lub Farma, antycznym Pelusium - Peluzjum. Grecki mnich Epifaniusz (IX wiek) i Bernard Mędrzec (870) powołu ją się na tradycję, zgodnie z którą Święta Rodzina odwiedziła miasto otoczone bagnami, które arabski historyk z XV wieku, Al-Maqrizi opisał jako jeden z cudów Egiptu. Według Bernar da stał tu wtedy kościół poświęcony Maryi dokładnie w miej scu, gdzie odpoczywali Dzieciątko Jezus ze swoją Matką i św. Józefem, które odwiedzają teraz liczni pątnicy podąża jący do Jerozolimy (znajdującej się „w odległości sześciu dni drogi”). W roku 1118 miasto zajął twórca Królestwa Jerozo limskiego, król-krzyżowiec Baldwin I, ponieważ jednak nie potrafił go obronić, wydał rozkaz zburzenia twierdzy. Dlatego też o istnieniu Peluzjum przypominają dziś już tylko ruiny nie gdyś potężnego miasta, którego jedyne wzgórze było dawniej tak obstawione świątyniami, że nazwane zostało „wzgórzem kościołów”. Pierwszym celem Świętej Rodziny była oczywiście ziemia Gosen, na której żyli Izraelici podczas niewoli egipskiej. Leży ona między miastami wyznaczającymi wierzchołki trójkąta - Zagazi, Bilbeis i Tell el-Kebir, choć niektóre źródła - w tym także Józef Flawiusz - zaliczają do niej także Wadi Tumilat z miastami Pithom i Ramzes oraz miasto On (Heliopolis - mia sto słońca). Najprawdopodobniej chcieli udać się do miasta Leontopolis, które znane było nie tylko z powodu istniejącej w nim licznej gminy żydowskiej, ale przede wszystkim dla tego, że znajdowała się tutaj druga świątynia żydowska. Zbu dował ją arcykapłan Oniasz IV, który uszedł z Jerozolimy do Egiptu przed prześladowaniami władcy syryjskiego Antiocha IV, około roku 170 przed Chr. Droga do Leontopolis prowa dziła przez leżące trzy kilometry na północ miasto Bubastis ze 271
świątynią bogini Bastet - przedstawianej jako kobieta z gło wą kota. Tutaj Dzieciątko Jezus zetknęło się po raz pierwszy z pogańską religią Egiptu - według legendy spotkanie to miało dramatyczne konsekwencje. Gdy uchodźcy zbliżali się już do miasta Bubastis - jak głosi legenda - dziecko było głodne i spragnione. Dlatego też Miriam udała się w drogę do miasta, jednak tam nie znalazła niko go, kto mógłby zaopatrzyć ją w niezbędne produkty. Możliwe jest też to, że po prostu nie udało jej się porozumieć z miej scowymi, ponieważ nie mówiła po egipsku. W końcu natrafiła na Syryjczyka imieniem Klum, który podobnie jak ona mówił po aramejsku. Klum kroczył właśnie ochoczo do domu, zakoń czywszy pracę w polu. Kiedy Miriam wyjaśniła mu, że wraz z rodziną uciekają przed żołnierzami króla Heroda, mężczyzna zaprosił wszystkich do siebie do domu. Jego żona była sparali żowana, lecz ledwie zobaczyła Dzieciątko Jezus, natychmiast wyzdrowiała. Z radości Klum chciał zrobić przyjemność dziecku. W czerw cu każdego roku w Bubastis odbywało się wielkie święto ku czci bogini Bastet, nazywane również „pięknym świętem pijaństwa”. Grek Herodot z Halikamasu, znany jako „ojciec historii”, opisał je szczegółowo w drugiej księdze D ziejów : Udając się do miasta Bubastis czynią to w ten sposób: Mężczyźni i kobiety jadą razem, i to wielkie mnóstwo obojga płci znajduje się na każdej lodzi. Niektóre z kobiet mają kołatki i nimi brzęka ją, niektórzy mężczyźni podczas całej jazdy dmą we flety; reszta zaś kobiet i mężczyzn śpiewa i klaska w dłonie. Ilekroć w podró ży zbliżają się do innego jakiegoś miasta, przybijają z łodzią do lądu i tak czynią: niektóre z kobiet robią to, co powiedziałem, inne głośno krzyczą i wyszydzają mieszkające w tym mieście kobiety, jeszcze inne tańczą, inne wreszcie powstają i unoszą swe suknie do góry. To czynią przy każdym mieście położonym nad rzeką. 272
A skoro przybędą do Bubastis, obchodzą święto i składają wielkie ofiary; przy tej zaś uroczystości zużywa się więcej wina gronowe go niż przez całą resztę roku. Schodzi się wtedy razem mężczyzn i kobiet nie wliczając dzieci, nawet około siedmiuset tysięcy, jak mówią tubylcy. Tak się tam dzieje2.
Święto, w którym chodziło na pierwszym miejscu o płod ność, przyjęło zapewne z czasem charakter orgii. Z pewnością żaden z pielgrzymów pobłogosławionych przez boginię nie chciał spędzić nocy w samotności. W dziewięć miesięcy po tych obchodach, w marcu, jako owoc tych dzikich orgii przy chodziły na świat dzieci, których matki nie znały nawet imion ojców swoich pociech. A ponieważ poczęte zostały w święto bogini płodności Bastet, wymyślono dla nich nowe określenie - b a sta rd - bękart. Za dnia natomiast odbywał się wspaniały barwny spektakl. Wszędzie miały miejsce procesje. Zewsząd dochodziły dźwię ki muzyki granej na fletach, rytmiczne uderzenia w cymbałki i bębenki, podczas gdy wspaniale przystrojone koty, święte zwierzęta bogini Bastet, przenoszone były przez próg świą tyni w małych lektykach i koszach. Sanktuarium znajdowało się w dolinie otoczonej pagórkami, na wyspie utworzonej na bocznym dopływie Nilu, tak więc wiele setek tysięcy pielgrzy mów mogło przyglądać się spektaklowi także z otaczających świątynię wzgórz, śledząc przebieg wydarzeń. Sama świątynia zbudowana była z czerwonego granitu. Na jej wewnętrznym dziedzińcu wznosił się monumentalny posąg przedstawiający kota, otoczony drzewami, co było wyjątkowe w świątyniach egipskich. „Są wprawdzie jeszcze inne większe i większym
2 Wszystkie cytaty z tego utworu na podstawie: Herodot, D z ie je , z języka greckiego przełożył i opracował S. Hammer, Warszawa 1959, tu s. 146.
273
kosztem zbudowane świątynie, żadna jednak widokiem swym nie użycza większej rozkoszy niż ta właśnie świątynia”3 - na pisał o niej Herodot. Tego widoku nie chciał Kulm odebrać ob cym przybyszom i ich czyniącemu cuda dziecku. Jednak ledwie przekroczyli próg świątyni - jak głosi legen da - posągi bogini z głową kota zaczęły się chwiać, a potem rozpadać na kawałki, dokładnie tak, jak głosi to przepowiednia Izajasza: Wyrok na Egipt. Oto Pan, wsiadłszy na lekki obłok, wkroczy do Egiptu. Zadrżą przed nim bożki egipskie, omdleje serce Egiptu w jego piersi (Iz 19,1).
Dzieciątko Jezus nie tylko zniszczyło posążki bożków egip skich, ale sprawiło, że obok świątyni wytrysnęło źródło, a każ dy, kto napije się z niego wody, zostaje uzdrowiony. Jednak mieszkańcy Bubastis nie chcieli zrezygnować ze swojej dawnej wiary. Wezwali żołnierzy, by zaaresztowali Świętą Rodzinę, której udało się ujść cało tylko dzięki pomocy Kluma. Jednak zanim ruszyli w dalszą drogę, święte dziecko pobłogosławiło Syryjczyka, jego rodzinę i dom. Nad tym domem w IV wieku po Chr. powstał kościół, na którego ruinach znajduje się obecna świątynia Mar Girgis - kościół św. Jerzego w Zagazi koło Bu bastis (dziś Tell Basta). Zachowała się także studnia, zaraz przy wymienionym już wcześniej „polu upadłych idoli”. Trzeba przy tym dodać, że odkryto ją ponownie dopiero w roku 1991 podczas prowadzonych na terenie świątyni wykopalisk. Sześć lat później profesor Mahmud Umar, archeolog z uniwersyte tu w Zagazi, opublikował wyniki swoich badań. Studnia jest ' Tamże, s. 180. 2 74
otoczona rzymskim murem ceglanym. Na jej dnie znaleziono kości zwierząt, które wpadły do dziury w ziemi. Zbierała się w niej woda, tworząc pierwotnie sadzawkę. Najstarsze z kości można datować na 20-70 rok po Chr. Sama studnia musiała powstać krótko przedtem. I podczas gdy nikt tak dokładne nie wie, kiedy przestała istnieć wspaniała świątynia bogini Bastet i kiedy poprzewracano monumentalne idole, to jedno jest pew ne - żaden późniejszy rzymski autor nie wymienił ani słowem orgii urządzanych podczas święta pielgrzymiego w Bubastis. Gdzieś na przełomie er musiał nagle ustać kult w tym miejscu. Według koptyjskiej tradycji Święta Rodzina uciekała dalej w kierunku południowym do oddalonego o 54 kilometry mia sta Musturud, stanowiącego dziś brudne przedmieścia liczą cego ponad milion mieszkańców Kairu. Mieszczący się tutaj koptyjski kościół trudno dziś odnaleźć, ponieważ znajduje się za tylnym dziedzińcem, przy ulicy biegnącej wzdłuż kanału, nazywającej się Teraaet El Esmaiellah. Numery domów są w Egipcie równie rzadkie jak tabliczki z nazwami ulic. Dopiero po długim szukaniu i rozpytywaniu tubylców udaje się moje mu arabskiemu kierowcy, Muhammadowi, znaleźć dojazd do kościoła. Przed bramą prowadzącą na dziedziniec kościoła sie dzi dwóch policjantów z pistoletami maszynowymi. Widok ten każe mi przypomnieć sobie, jak często dochodzi do ataków na odważnych i mocnych wiarą członków koptyjskiej mniejszości w Egipcie. Nad przejściem wznosi się ku niebu strzelista wie ża. Mozaika, przedstawiająca Świętą Rodzinę odpoczywającą w podróży, zdradza, że jestem we właściwym miejscu. Gdy przekraczam próg kościoła, podchodzi do mnie diakon, od razu gotowy zaprowadzić mnie do krypty, w której - zgodnie z tra d ycją- znajduje się kryjówka Świętej Rodziny. - W tym miejscu znajdowała się niegdyś świątynia faraona z okresu panowania Ramzesa II - zapewnia mnie gospodarz. 275
Schodzę wąskimi stopniami do wąskiego pomieszczenia ozdobionego kolorowymi światełkami, w którego centrum stoi ołtarz z ikoną Matki Bożej. Ołtarz usiany jest dziesiątkami cienkich świeczek. Ściany pomieszczenia wyłożone są kamie niem. Po pierwotnej jaskini pozostało tylko blade wspomnie nie. Po przeciwległej stronie znajdują się znowu wąskie schody prowadzące na poziom kościoła, do studni. Życzliwy diakon zdejmuje z niej czerwoną chustę, na której wyhaftowano wi zerunek Dziewicy Maryi, nabiera naczyniem wodę i zaprasza mnie do wypicia: - H oly water. M any healingsl - mówi do mnie, podając kubek. Jestem gotowy mu uwierzyć, więc wypijam jeden łyk. W hotelu nie biorę do ust wody z kranu, używam tylko wody mineralnej z butelki. Jednak ta woda jest naprawdę „święta” nie rozchorowałem się. - Musturud nazywało się kiedyś Al-Muhamma - opowia da mi diakon w łamanej angielszczyźnie - to znaczy miejsce kąpieli. Tutaj Dziewica Maryja kąpała małego Jezusa, tu prała Jego pieluszki. W prawie wszystkich miejscach, gdzie podczas podróży po Egipcie miała przebywać Miriam, znajdują się studnie, wokół których krążą podobne legendy. Jednak nie powinno to nas znów aż tak bardzo dziwić, bo rzeczywiście podróż musiała przebiegać od studni do studni. Zatrzymywano się tam, gdzie było źródło czystej wody. Następnym przystankiem w podróży była miejscowość Bilbeis, gdzie Święta Rodzina miała odpoczywać pod drzewem, gdy w pobliżu przechodził kondukt żałobny. Dzieciątko Jezus - tak relacjonuje to wydarzenie biskup Zachariasz z Sakhy - tak współczuło żałobnikom, że obudziło do życia zmarłego, któ ry od razu zaczął wychwalać „prawdziwego Boga, wybawcę świata”. Oczywiście cała wieś natychmiast uwierzyła w święte 276
dziecko. Także w miejscowości Daąadus przyjęto Świętą Ro dzinę z życzliwością - studnia wiejska, którą pobłogosławiło Dzieciątko Jezus, znajduje się dzisiaj na terenie miejscowego kościoła poświęconego Maryi. Obecny kościół pochodzi z XIX wieku i został wzniesiony na miejscu świątyni z roku 1239. Ten z kolei zbudowano na ruinach wcześniejszego kościoła z IV wieku. Jeśli wierzyć egipskiej tradycji, król Herod I Wielki, dowie dziawszy się o ucieczce Świętej Rodziny, wysłał za nią w po goń żołnierzy. Możemy wyjść z założenia, że był w najlepszych układach z rzymskim namiestnikiem w Egipcie, więc mógł się z nim na bieżąco kontaktować. W latach od 7 do 4 roku przed Chr. był nim człowiek imieniem Gajusz Turraniusz, który nie miał najpewniej żadnych zastrzeżeń wobec usuwania preten dentów do tronu w Judei. Pogoń tłumaczyłaby, dlaczego Świę ta Rodzina, nigdzie nie żatrzymując się na dłużej, podążała od jednego miejsca do drugiego, nawet jeśli - co w delcie Nilu byłoby z pewnością dość powszechne - mogła być przyjęta go ścinnie przez krajan. W każdym razie podróżujący ruszyli dalej w kierunku Samannud, dawniej noszącego nazwę Sebennytos lub Zeb-nuter - miejscowości o całkiem niecodziennym uroku. Moja droga do koptyjskiego kościoła prowadzi obok targowiska z warzywami i owocami, gdzie, jak się wydaje, można odnaleźć wszystkie możliwe owoce z rajskiego ogrodu. Kościół wygląda jak cał kiem nowy - również tę świątynię wzniesiono na ruinach kilku poprzednich. Ku mojemu zdumieniu nie jest ona poświęcona Dziewicy Maryi, lecz św. Apanoubowi, dwunastoletniemu chłopcu, który podczas prześladowań chrześcijan przez rzym skiego cesarza Dioklecjana (284—305) poniósł śmierć męczeń ską. Razem z ośmioma tysiącami najczęściej młodych chrześci jan miał zostać stracony po długich i okrutnych torturach. Od 277
tego czasu jego relikwie, przechowywane i czczone w kościele w Samannud, działają cuda. Jednak historia kościoła sięga jesz cze dalej wstecz. Kościół ten - jak głosi legenda - stoi nad do mem, w którym Święta Rodzina przebywała około czternastu, może siedemnastu dni. Byłby to najdłuższy pobyt w jednym miejscu na północy Egiptu. Świadczą o tym jeszcze dziś stara studnia przykryta ciężką drewnianą pokrywą, z której woda ma czynić cuda, oraz inna całkiem szczególna relikwia. Również ona znajduje się obok studni, na dziedzińcu kościoła i żaden odwiedzający nie może jej przeoczyć. Zadbano o to nie tylko wystawiając kwadratowy podest z betonu, pokryty czarnymi i białymi kafelkami z glazurowanej ceramiki, ale także umiesz czając wielką dwujęzyczną tablicę informacyjną. Napis na niej podaje w językach arabskim i angielskim: Virgin M ary u sed it when she was here. Chodzi o wielkie granitowe naczynie, które wygląda jak misa ofiarna ze świątyni egipskiej i najpewniej nią jest. Święta Dziewica miała jej używać do zagniatania w niej ciasta na chleb. Obecnie pielgrzymi nalewają do misy wodę ze studni, by potem napełnić nią małe buteleczki, wierząc, że przez tę wodę dostąpią daru podwójnego błogosławieństwa, po arabsku zwanego baraka, czy też daru cudownej mocy. Moim kolejnym celem jest Sakha. Do miasta docieramy, kiedy już zaczyna zapadać zmrok. Znów szukam kościoła. Trudno go nie zauważyć - znajduje się na wzgórzu, w naj wyższym punkcie miasta. Z oddali widać już wznoszącą się ku niebu strzelistą wieżę, otoczoną rusztowaniami. U jej stóp piętrzy się dwanaście glinianych kopuł, na najwyższej spośród nich umieszczono krzyż. Jednak gdy zbliżamy się do-kościo ła, zaczynają nachodzić mnie wątpliwości - całość wyglądała raczej na plac budowy, a nie na jeden z najstarszych i najważ niejszych kościołów Egiptu. Od IV wieku Sakha (dawniej Sabakh), którą nazywano kiedyś miłującą Chrystusa, jest siedzibą 278
biskupa. Tutaj w VII wieku zdziałał wiele cudów stylita Agaton. Tu biskup Zachariasz z Sakhy spisał w tym samym czasie swoje K azan ia, w których utrwalił egipską tradycję dotyczącą ucieczki Świętej Rodziny z Judei. Jeszcze w XV wieku - jak podaje egipski historyk Al-Maqrizi - pielgrzymi przybywali tak licznie do Sakhy, że zaczęto porównywać ją z Jerozolimą. Ponieważ 1 czerwca każdego roku ukazywała się tutaj Maryja, dzień ten ogłoszono „Świętem Ukazywania się Dziewicy Ma ryi”. Jednak dopiero przed kilkoma laty odkryto tu ponownie największy skarb. Kiedy Otto Meinardus w roku 1963 pisał książkę, znalazł podczas lektury koptyjskich i etiopskich kalendarzy świętych ( Synaxarium ) informacje o mieście Bikha Isus - odcisk stopy Jezusa - znajdującym się w prowincji Gharbija, przy bocznej odnodze rzeki o nazwie Rosetta w delcie Nilu, w którym to mieście czczono kamień z odciskiem stopy świętego dziecka. Także biskup Zachariasz znał tę historię. Napisał, że Dzieciąt ko Jezus było spragnione, a matka nie mogła nigdzie znaleźć wody. Wtedy dziecko postawiło stopkę w miejscu, gdzie po łożyła je matka, i natychmiast wytrysnęło z ziemi czyste źró dło. Kamień został później namaszczony oliwą przez wiernych, a wielu z nich dostąpiło z jego przyczyny licznych łask. Jed nak dokładne miejsce, które wtedy zostało nazwane od tego właśnie cudu, pozostało niezidentyfikowane. „Mimo usilnych poszukiwań i jeżdżenia w tę i z powrotem nie udało mi się zna leźć ani antycznego czy średniowiecznego, ani nowożytnego miejsca w całej delcie Nilu, które podobne byłoby do Bikha Isus” - stwierdził zrezygnowany Otto Meinardus. Jednak je den z zapytanych przez niego ekspertów, dr Murad Kamil, był przekonany, że Bikha Isus jest dawną nazwą Sakhy. Nie potrafił jednak tego udowodnić, a w miejscowym kościele nikt nic nie wiedział o podobnej relikwii. 279
Dopiero w kwietniu 1984 roku, kiedy robotnicy budowla ni chcieli przenieść odpływ ściekowy sprzed kościoła na inne miejsce, natrafili na głębokości półtora metra na zakopaną po łowę kapitela starożytnej kolumny. Powoli zaczęli wyjmować ważący ponad tonę fragment kamieniarki, gdy nagle zauwa żyli, że pod nim leży drugi, mniejszy kamień. Wyglądało to tak, jakby kapitel spełniał jednocześnie dwie funkcje - chro nił kamień znajdujący się pod spodem i zaznaczał jego usy tuowanie. Kamień był prostokątny, jasnoszary, długi na około osiemnaście centymetrów. Po jednej stronie widoczne było na nim wgłębienie zabarwione brązem, przypominające kształtem stopę, po drugiej zaś znajdował się arabski napis - i(bn) A llah - syn Boga. Diakon, który nadzorował pracę robotników budowlanych, Halim Philippus Mikhail, znał dawne podania i od razu pojął, jakie znaczenie ma to znalezisko. Nie zwle kając długo, padł na kolana i napił się wody gromadzącej się we wgłębieniu powstałym po wyjęciu kamienia. Miała być to odtąd święta woda, a diakon zarzeka się jeszcze dziś, że miała słodkawy, przyjemny zapach. Pewien człowiek cierpiący od lat na poważne schorzenie oczu obmył sobie tą wodą twarz i miał zostać uzdrowiony. Ponieważ koptyjski papież Szenuda III był w tym czasie na rozkaz prezydenta Anwara Sadata internowany w klasztorze Deir Anba Biszoi, zdecydowano o tym, by do starczyć mu kamień do klasztoru. Patriarcha odprawił nad ka mieniem ofiarę eucharystyczną i modlił się, a na koniec ogłosił prawdziwość relikwii. Bikha Isus to Sakha, co do tego nie ma już żadnych wątpliwości! W kolejnych latach małe miastecz ko stało się ponownie miejscem pielgrzymek dla chrześcijan z Północy. Potem powstał tu wielki, nowoczesny klasztor. Dnia 1 czerwca napłynęły do miasta niezliczone tłumy pątników, by uczestniczyć w procesji, w trakcie której kamień z odciskiem stopy Jezusa był uroczyście niesiony ulicami Sakhy. Jednak 2 80
wszystko odmieniło się nagle pewnej fatalnej w skutki nocy 16 czerwca 2008 roku - kiedy spłonął kościół Dziewicy Maryi. Muzułmański gubernator, po raczej powierzchownym śledz twie, wydał zdawkowe oświadczenie o pożarze, stwierdzające jedynie sam fakt jego zaistnienia - chrześcijanie szeptali mię dzy sobą o ataku radykalnych islamistów. 31 maja, w przed dzień święta, doszło jednak do zatargu między dwiema wrogi mi grupami, w wyniku którego zabito jednego muzułmanina, a czterech Koptów zostało poważnie rannych (w tym dwóch mnichów). Cenna ikona przedstawiająca Maryję, pochodząca z XVI wieku, spłonęła razem z wyposażeniem kościoła. Z tego też powodu kościół jest dziś placem budowy. Zaraz przy wejściu, podczas gdy rozmawiałem z pełniącymi straż po licjantami, podchodzi do nas kościelny i opowiada o pożarze. Kiedy pytam o kamień, ten prowadzi mnie do zamkniętego po mieszczenia w sąsiednim budynku. Uspokojony stwierdzam, że kamień przetrwał pożar w nienaruszonym stanie. Spoczywa w drewnianej witrynie obłożonej tysiącami karteczek, na któ rych ludzie wypisują swoje prośby. Kościelny otwiera witrynę, wkłada do środka rękę i wyjmuje zeń kamień. Z szacunkiem oglądam go ze wszystkich stron. Rzeczywiście, trudno prze oczyć znajdujące się w nim wgłębienie w kształcie stopy, po nieważ olej, którym się go stale namaszcza, wyraźnie zabarwił kamień w tym miejscu. Czymkolwiek on jest, stał się święty przez stulecia oddawania mu czci. Sakha była w każdym razie punktem zwrotnym w czasie ucieczki Świętej Rodziny do Egiptu. Do tej pory wydawało się, że kierują się na Aleksandrię, teraz jednak zawrócili, by przeci nając Wadi al-Natrun, podążyć w kierunku dzisiejszego Kairu. Czyżby ostrzeżono ich, że siepacze króla Heroda I Wielkiego oczekują ich już w Aleksandrii? Czy prześladowcy podążali faktycznie ich tropem? Czy deptali im już po piętach? W każ 281
dym razie na ich ślady natrafiamy dopiero w Kairze, na terenie dawnych starożytnych miast: On (Heliopolis), Babilonu nad Nilem i Maadi przy Memfis. Uciekinierzy trafili najpierw do Heliopolis, staroegipskiego On, po hebrajsku nazywanego Bet Szemesz (dom słońca). Już Grek Strabon, historyk i geograf, podróżując po Egipcie oko ło 23 roku przed Chr., opisał święte miasto dawnych Egipcjan jako opuszczone i wyludnione. Tu i tam strażnicy świątynni pokazywali świętości, których wartość miała raczej charakter historyczny. Jednak poza tym miasto od czasów najazdu Per sów w roku 525 przed Chr. było już tylko reliktem dawnej, tak wspaniałej przeszłości. Nieliczne ślady niegdysiejszej świetno ści są tego dowodem i dziś. Tradycja głosi, że również tutaj idole rozpadły się na drobne kawałki, kiedy Święta Rodzina wkroczyła do miasta, jednak postój - choćby przy studni - nie jest odnotowany. Dopiero w Matarija, na północno-wschodnich przedmieściach Kairu, miała wedle tradycji odpoczywać nie wielka grupka uchodźców. Jest to jedno z lepiej udokumento wanych miejsc na szlaku ucieczki Świętej Rodziny, wymienio ne już w E w angelii D zieciń stw a A rabskiej z V wieku po Chr.: I udali się stamtąd do miasta bożków [chodzi najpewniej o Helio polis], a kiedy zbliżyli się do niego, miasto uległo zniszczeniu i za mieniło się w pagórki piasku. I udali się stamtąd do al-Gumajza’y, które nazywa się obecnie al-Matarija. W al-Matarija kazał Pan Je zus wytrysnąć źródłu, w którym to źródle prała Święta Pani Mirjam Jego odzienie. A z potu Pana Jezusa, który z niego spływał, wyrosło na ziemi drzewo balsamowe.
Jeszcze dziś miejsce to nie jest pozbawione szczególnego uroku, stanowiąc oazę na kamienno-betonowej pustyni Kairu. Betonowy mur otacza ogród, który jest świętością dla wszyst kich religii. Także muzułmanie pielgrzymowali tu kiedyś do 282
Virgin M a ty Tree - drzewa Dziewicy Maryi i pisali na skraw
kach tkaniny swoje prośby, które wieszali na drzewie. Dziś ra czej ograniczają się do pobierania opłaty za wstęp do ogrodu, najmują jako przewodnicy i zbierają wysuszone owoce drzewa morwowego, oddając je odwiedzającym za bakszysz - rodzaj napiwku. Spośród wielu relacji średniowiecznych i nowożytnych pielgrzymów udających się do Ziemi Świętej dowiadujemy się o tym, że Matarija cieszyło się już wcześnie wielką popularno ścią. Pątnikom, którzy przybywali tu z Jerozolimy po przekro czeniu Synaju i po modlitwie na Górze Mojżesza, ten ogród ze studnią i drzewem, dający przyjemny cień, musiał wydawać się prawdziwym rajem. Już w XV wieku emir mamelucki Jaszbak zaczął inwestować w turystykę związaną z ruchem pielgrzym kowym i zbudował tuż obok ogrodu gościniec. Już on wpadł na pomysł, by pobierać opłatę za wejście do ogrodu. W ramach tego wolno było odwiedzającym zażywać kąpieli w sadzawce utworzonej ze spiętrzenia wody wypływającej ze świętego źró dła. Tak chrześcijanie, jak i muzułmanie byli przekonani o tym, że woda ta nie tylko jest święta, lecz że ma także moc uzdrawia jącą. Wtedy pokazywano jeszcze pielgrzymom pień potężnego drzewa morwowego, z którego do dziś zachowały się tylko odrosty drzewa - powstałe z bocznych pędów wybijających z zie mi. Wcześniej pień morwy miał być pusty, jego wnętrze miało tworzyć rodzaj groty, w której znaleźli schronienie członkowie Świętej Rodziny, kiedy napadli na nich dwaj rabusie. Według innej legendy Jezus odłamał kawałki z kija wędrownego, na którym podpierał się św. Józef podczas marszu, i wetknął je w ziemię w Matarija. Z nich - jak głosi legenda - wyrosły drze wa balsamiczne, z których słynął niegdyś ten ogród. Balsam uzyskiwany z ich owoców oraz z gotowania gałęzi, używany był przez Koptów do przygotowywania oleju balsamicznego 283
stosowanego podczas chrztu. Używano go również w medycy nie przy zatruciach i ukąszeniach przez węża. Matarija była jednak dla Świętej Rodziny tylko przystan kiem w dalszej podróży. Ich celem był teraz egipski Babilon leżący nad brzegiem Nilu, w którym znajdowała się kolejna kolonia żydowska. Droga do niego prowadziła w pobliżu Zeitoun, którego kościół maryjny w roku 1968 stał się znany z po wodu całego szeregu objawień maryjnych, i dalej przez Haret Zuwaila, gdzie przy studni uciekinierzy zatrzymali się na od poczynek. Jezus - jak głosi legenda - pobłogosławił tryska jącą ze źródła wodę, której potem napiła się Miriam. Kościół, który miał wznosić się nad studnią od przynajmniej tysiąca lat, nie jest łatwy do odnalezienia. Wejście do niego mieści się w wąskiej uliczce tuż obok koptyjskiego klasztoru żeńskiego. Muszę przejść przez posterunek policji, znajdujący się przed kościołem. Wnętrze świątyni tonie w mistycznym tajemniczym półmroku, na ścianach naw bocznych znajdują się archaiczne ikony o wspaniale zachowanych kolorach, oprawione w cięż kie ramy stelażu z ciemnego drewna. Nawę środkową otaczają antyczne kolumny z korynckimi kapitelami. Ciszę przełamują szum i plusk wody i szybko odnajduję miejsce, skąd pochodzą te dźwięki. Po prawej stronie od ikonostasu, oddzielającego przestrzeń ołtarzową od kościoła, znajduje się pradawne źró dło, z którego woda prowadzona jest wyżłobioną rynną bieg nącą wokół wnętrza kościoła. Jeden raz w roku, 28 czerwca - według tradycji w dniu, kiedy odpoczywała tu Święta Rodzi na - etiopscy kapłani czerpią wodę ze źródła i zabierają ją ze sobą do swojej ojczyzny. Egipski Babilon ma z miastem leżącym nad Eufratem tylko wspólną nazwę. W wypadku miasta nad Nilem chodzi o grec ką transkrypcję egipskiej nazwy P er-h api-n-on - dom On, lub określenie semickie B ab ila On - brama do On, ponieważ tutaj 284
przybijały łodzie z pielgrzymami, którzy odbywali dalszą dro gę do starego świętego miasta On - Heliopolis pieszo. Grek Diodor z Agyrionu, na Sycylii zwany też Diodorem Sycylij skim, twierdził natomiast, że prawdziwi Babilończycy, jeńcy wojenni schwytani przez faraona Senusereta I (Sesostris) z XII dynastii, mieli po udanej rewolcie zająć twierdzę i nadać jej nazwę swojego ojczystego miasta - Babilonu. Później, około roku 100 po Chr., cesarz rzymski Trajan wzniósł w tym miej scu twierdzę, w której stacjonowała rzymska kohorta. Około roku 400 po Chr. została ponownie rozbudowana przez cesarza Arkadiusza. Pozostałości jego miasta, w tym potężne okrąg łe wieże strażnicze, zachowały się w dobrym stanie do dziś. Obecnie dawny Babilon jest koptyjską dzielnicą Kairu (zwaną także Misr el-Qadima lub Starym Kairem) i w pewnym sensie znów twierdzą, ponieważ z obawy przed atakami radykalnych muzułmanów dzielnica została zabarykadowana przez policję. Obszar w większości zamknięty dla ruchu kołowego, dostępny jest tylko dla pieszych. Pod uwagę trzeba tu wziąć dwa miej sca, w których mogła zatrzymać się Święta Rodzina w trakcie egipskiej wędrówki, co zresztą nie dziwi aż tak bardzo, jeśli założyć, że wracając do domu, z konieczności musieli także przechodzić przez Babilon. W drodze do tych dwóch miejsc mijam synagogę Ben Ezry w Kairze, która jest dla wyznawców judaizmu miejscem szcze gólnie świętym. Tutaj - w co święcie wierzą - córka faraona znalazła w sitowiu małego Mojżesza ułożonego w kobiałce, tutaj wracał zawsze Mojżesz, kiedy mieszkał w Egipcie, by modlić się do Boga. Już w roku 605 przed Chr. wznosiła się na tym miejscu synagoga - jak głosi tradycja - nosząca potem imię proroka Jeremiasza. Synagogę zniszczyli Rzymianie, a na jej miejscu chrześcijanie wybudowali kościół, który stał tu do czasu, aż w końcu koptyjski patriarcha w XII wieku odstąpił te 285
ren żydowskiemu rabinowi Ben Ezrze. W XIX wieku synagoga stała się areną naukowej sensacji. Dwie szkockie siostry, Agnes Lewis i Margaret Gibson, otrzymały wówczas pozwolenie na zbadanie znajdującej się w synagodze genizy, schowka na sta re, nieużywane bądź zniszczone księgi judaistyczne. Wtedy na tknęły się - na pół wieku przed odkryciem zwojów znad Morza Martwego - na najstarsze wówczas znane oryginały pism ju daistycznych, z których niektóre pochodziły jeszcze z II wieku przed Chr. (a tym samym były dokładnie tak stare jak najstarsze zwoje z Kumran). Możliwe też, że niektóre z nich były jesz cze używane w czasie, kiedy do Babilonu leżącego nad Nilem przybyła Święta Rodzina. W odległości tylko kilku kroków od synagogi znajduje się kościół św. Sergiusza, po arabsku zwany Abu-Sarga. Trzymam się lewej strony i wchodzę do środka. Stąd prowadzą wąskie schody do krypty, która powstała z groty (może nawet z antycz nej suteryny piwnicznej?), gdzie odpoczywała kiedyś Święta Rodzina. W niszy, przed którą wzniesiono później ołtarz, miało leżeć Dzieciątko Jezus. Również ta tradycja jest prastara, choć pozostaje sporne, czy zdarzyło się to w czasie ucieczki, czy też w drodze powrotnej. Przy tym, że zdarzyło się to podczas po wrotu, obstaje w każdym razie koptyjskie Synaxarium - kalen darz świętych. Dokumenty pisane wymieniają kościół po raz pierwszy na początku VI wieku po Chr. Od czasu budowy Tamy Asuańskiej krypta przez wiele dziesięcioleci była zatopiona, po nieważ w całym Kairze podniósł się poziom wód gruntowych. Dopiero w roku 2000 Kościół koptyjski postanowił ją osuszyć oraz poddać drobiazgowej i kosztownej renowacji. Od tamtego momentu woda gruntowa jest odpompowywana, a sama krypta wkrótce ma być ponownie udostępniona zwiedzającym. Druga jaskinia, która również aspiruje do miana schronie nia dla Świętej Rodziny podczas ucieczki do Egiptu, jest w po 286
siadaniu greckich chrześcijan prawosławnych. Ich kościół pod wezwaniem Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny znajduje się na środku greckiego cmentarza na północnym skraju dzielnicy koptyjskiej w Kairze. Fresk zdobiący sklepienie apsydy uka zuje sceny, które ilustrują ucieczkę Świętej Rodziny - od snu Józefa do przybycia do Babilonu nad Nilem. Grecy wierzą, że tu właśnie znajdował się ostatni przystanek w ich podróży. - Przebywali tutaj trzy lata, potem wrócili do Palestyny - tłumaczy mi grecki duchowny, kiedy schodzę po wąskich stopniach na dół do krypty, mijając po lewej stronie przestrzeń ołtarzową za ikonostasem. Tam znajduje się w samym środku krypty wielka okrą gła studnia, przykryta pokrywą z białego marmuru. Wiadrem umocowanym do sznura nabieram poświęconej wody. Potem duchowny wskazuje na skalną niszę. Na marmurowej półce umieszczona jest ikona przedstawiająca Świętą Rodzinę. Dzie ciątko Jezus stoi na kolanach swojej siedzącej Matki. Możliwe też, a nawet wielce prawdopodobne, że Święta Rodzina tu no cowała. Z drugiej strony tam, gdzie jest studnia, tam jest za wsze miejsce z dostępem dla innych ludzi - niemożliwe zatem, żeby ktoś bez przeszkód mógł tu mieszkać trzy lata. W Babilonie św. Józef musiał najpewniej dostać jakąś infor mację, gdzie Miriam i dziecko mogliby być bezpieczni. Może rozmawiał z rabinem z synagogi, a może rację przyznać trady cji, że spotkał tu jakichś krewnych. W każdym razie tutaj, ostat nim przystankiem w Babilonie, kończy się prawdziwa tułaczka Rodziny Świętej. Odtąd - jak się wydaje - przyświeca im jeden konkretny cel, znajdujący się na południu Egiptu. Najprawdo podobniej było zbyt niebezpieczne, by wsiąść w Babilonie na łódź, która powiozłaby ich w dół biegu Nilu. Możliwe bowiem, że ludzie króla Heroda I Wielkiego nadal deptali im po piętach. W każdym razie tradycja podaje, że na łódź wsiedli dopiero 287
w oddalonym o sześć i pół kilometra na południe Maadi, by kontynuować podróż w głąb kraju - do Górnego Egiptu - tym razem drogą wodną. Dziś Maadi jest elegancką dzielnicą, w której mieszka wielu obcokrajowców, najczęściej dyplomatów i handlowców, oraz członków egipskiej klasy średniej. Nad brzegiem Nilu stoją przycumowane liczne „brzuchate” statki-restauracje. Jest tutaj nawet niewielki port jachtowy i zadbany, dopiero co odnowiony kościół z trzema kopułami wykonanymi z wysuszonego mułu rzecznego, niesionego przez wody Nilu. Kościół miał powstać na ruinach synagogi z czasów Jezusa - tak przynajmniej twier dzi pewien diakon oprowadzający mnie po obiekcie. Wchodzę do środka i odmawiam modlitwę, potem przekraczam próg pomieszczenia znajdującego się z boku kościoła - skarbca. Tam przechowuje się ukryty w plastiku, pod lekko kiczowatą, ozdobioną złotym haftem ikoną maryjną, relikt współczesnego cudu. 12 maja 1976 roku wierni, wracający właśnie z porannej mszy, zauważyli otwartą księgę, która unosiła się ńa wodach Nilu. Było to niedaleko miejsca, gdzie - wedle tradycji - Świę ta Rodzina wsiadła na łódź. Gdy członek wspólnoty wyłowił księgę z wody, okazało się, że jest nią Biblia otwarta akurat na stronicach Księgi Izajasza, na których mowa jest o Egipcie: W ów dzień będzie się znajdował ołtarz Pan pośrodku kraju Egiptu, a przy jego granicy stela na cześć Pana. Będą to znaki i świadectwa o Panu Zastępów w kraju egipskim. Kiedy wobec ciemiężycieli zawezwą Pana na pomoc, pośle im wybawiciela, który będzie ich bronił i ocali. Wtedy Pan da się poznać Egipcjanom; Egipcjanie zaś nie tylko uznają Pana w ów dzień, ale czcić Go będą ofiarami ze zwierząt i z pokarmów, składać też będą śluby Panu i wypełnią je. Choć Pan dotknie ciężko Egipcjan, przecież ich uzdrowi; oni zaś nawrócą się do Pana, który ich wysłucha i uleczy. W ów dzień będzie otwarta droga z Egiptu do Asyrii. Asyria przyjdzie do Egip 288
tu, a Egipt do Asyrii. Lecz Egipt służyć będzie Asyrii. W ów dzień Izrael, trzeci kraj z Egiptem i z Asyrią, będzie błogosławieństwem pośrodku ziemi. Pan Zastępów pobłogosławi mu, mówiąc: „Bło gosławiony niech będzie Egipt, mój lud, i Asyria, dzieło moich rąk, i Izrael, moje dziedzictwo” (Iz 19,19-25).
To, że z górą tysiącstronicowa Biblia dużego formatu, już przesiąknięta wodą, a przez to podwójnie ciężka, pływała otwarta po wodach Nilu, musiało się wydać pobożnym Koptom cudem - znakiem Bożego błogosławieństwa. Jest więc zrozu miałe, że jest ona teraz obiektem żarliwej czci, bardziej nawet czczonym niż prastare stopnie prowadzące na brzeg rzeki, po których najpewniej stąpała Święta Rodzina, czy też niegdyś od słonięta, dziś znajdująca się pod powierzchnią ziemi, komnata, w której mieszkali święci uchodźcy całe dziesięć dni - zanim znaleźli odpowiednią łódź, która zabrała ich w dół rzeki, jak zapewniano mnie w Maadi. Do brzegu przybijano w wielu miejscach, przerywając po dróż, żeby znaleźć nocleg na lądzie i uzupełnić zapasy. Jako ko lejne przystanki tradycja przekazuje najpewniej miejscowość El-Bahnasa, antyczne Oksyrynchos, w którym kiedyś - wedle tradycji - znajdowało się trzysta sześćdziesiąt sześć kościołów, oraz wieś Isznin as-Nasara, gdzie Święta Rodzina piła wodę z lokalnej studni, błogosławiąc ją - każdego roku, 21 sierpnia, dla upamiętnienia tego wydarzenia odbywa się tu wielkie świę to, na które przybywają rzesze pielgrzymów. W Dajr al-Ganus, które kiedyś nosiło nazwę Dajr b-Isus - dom Jezusa, uciekinie rzy mieli spędzić nawet cztery dni, zanim udali się w podróż dalej na południe. Krajobrazowo najpiękniejszym miejscem ich podróży przez Egipt był niewątpliwie Gabal al-Tair. Tutaj znajduje się sank tuarium na grzbiecie stromej skalnej ściany, która wznosi się wysoko ponad doliną Nilu - za czasów Jezusa rzeka przepły 2 89
wała bezpośrednio przy tej skale. Legenda podaje, że gdy pod nawisem skalnym przepływała łódź wioząca Świętą Rodzinę, odpadł od niego wielki blok skalny i mógłby spaść prosto na podróżnych, gdyby Jezus nie wyciągnął ręki i nie odrzucił go do rzeki. Odcisk Jego dłoni na kamieniu czczono tutaj jeszcze w XIX wieku, potem nagle kamień zniknął w tajemniczy spo sób - niektórzy odwiedzający to miejsce utrzymują, że widzie li go w Londynie w British Museum - Muzeum Brytyjskim. Prawdopodobnie, by odpocząć po przeżytym stresie, uciekinie rzy tutaj właśnie zeszli na ląd. Dziś prowadzi sto sześćdziesiąt sześć stopni w górę do kościoła niegdysiejszego klasztoru Naj świętszej Maryi Panny, zaliczanego do najstarszych kościołów Egiptu. Zgodnie z inskrypcją został on poświęcony w roku 44 A. M. {Anno M artyro, to znaczy po objęciu władzy przez prze śladowcę chrześcijan cesarza Dioklecjana w roku 284 po Chr., którym to rokiem rozpoczyna się koptyjskie obliczanie czasu), zatem w roku 328 po Chr. Kościół został najpewniej ufundowa ny przez św. Helenę, matkę cesarza rzymskiego Konstantyna Wielkiego. To, że jest rzeczywiście bardzo stary, poświadcza wczesnokoptyjski relief (zapewne dopiero z VI wieku) znajdu jący się nad wejściem do kościoła i archaiczne kolumny, otacza jące nawę środkową świątyni. Kolumny wykuto bezpośrednio z materiału skalnego jaskini, która się tutaj niegdyś znajdowa ła. W jednej z nich widoczna jest jeszcze nisza, do której ongiś włożono - jak głosi tradycja - Dzieciątko Jezus. Prezbiterium zamykają dwie jednoznacznie rzymskie kolumny z korynckimi kapitelami. Zaraz przy ołtarzu znajduje się wejście do tej części jaskini, w której miała nocować Święta Rodzina. Zgodnie z lo kalną tradycją nastąpiło to 22 sierpnia, którego to dnia jeszcze dziś obchodzi się w Gabal al-Tair wielkie święto pielgrzymie. Dwa kilometry na południe od wzgórza Gabal al-Tair, u stóp skalnej ściany, a kiedyś najpewniej bezpośrednio nad brzegiem 290
Nilu, stało jeszcze do niedawna S zagarat a l-A b id - uwielbia ne drzewo. Akacja - jak głosi legenda - pokłoniła się, kiedy przepływała tędy Święta Rodzina, i odtąd rosła w kierunku po ziomym. Jeszcze w roku 1999 wymieniała ten wyjątkowy cud natury broszura wydana przez Egipskie Ministerstwo Turysty ki, które właśnie odkryło potencjał kryjący się w turystyce piel grzymiej. Dwa lata później zaczęła krążyć w mieście pogłoska, jakoby rząd chciał otoczyć drzewo płotem, aby - podobnie jak w Matarija - pobierać od turystów opłatę za wstęp. Oczywiście nie podobało się to miejscowej ludności - muzułmańscy miesz kańcy najbliższej okolicy obawiali się tego, że zostaną wy właszczeni ze swojej ziemi, a ich domy zostaną zburzone. I tak pewnego razu drzewo znikło bez śladu. Zostało szybko ścięte, wyrwano nawet korzenie z ziemi, tak by nie było żadnych odrostów. Człowiek, który to zrobił, próbował jeszcze sprzedać drewno jako „relikwię”, ale Urząd Starożytności Egiptu dowie dziawszy się o tym, zainterweniował. O zmierzchu docieramy do El Aszmunein, dawniej Hermopolis, miasta boga Thot (lub Hermesa), którego Egipcjanie przedstawiali jako pawiana lub ibisa. Dwie potężne kamien ne małpy, odwrócone plecami do zachodzącego słońca, witają nas przy wejściu do skansenu archeologicznego, który został otwarty na terenie jednego z najznaczniejszych ośrodków kultu dawnego Egiptu. Jedna z nich jest rozbita, brakuje jej głowy. Oba posągi zostały wydobyte spod ruin ośrodka kultowego i ponownie ustawione na skraju terenu wykopalisk. Są po dziś dzień świadectwem wydarzenia, które opisał P seu do-M ateu sz z dokładnym podaniem nazwy miejsca: Szczęśliwi i uradowani dotarli do granic miasta zwanego Sohennen, do którego weszli. A ponieważ nie znali nikogo, kto mógłby ich przyjąć w gościnę, wstąpili do świątyni, zwanej kapitolem tego
291
miasta egipskiego. W świątyni tej stało trzysta sześćdziesiąt pięć posągów bóstw, którym codziennie w obrzędach bałwochwal czych oddawano cześć boską. [...] Gdy Maryja weszła z Dzie ciątkiem do świątyni, stało się tak, iż wszystkie posągi padły na ziemię; wszystkie leżały z doszczętnie rozbitymi i strzaskanymi obliczami, by jawnie okazała się ich nicość. Wtedy wypełniło się to, co powiedział prorok: „Oto Pan przyjdzie na lekkim koniu i wkroczy do Egiptu, a poruszą się przed Jego obliczem wszystkie dzieła rąk Egipcjan”.
Najpierw komendant miasta, Afrodyzjusz, chciał rozkazać swoim żołnierzom pojmanie sprawców tego świętokradztwa, lecz gdy zobaczył idole z roztrzaskanymi obliczami leżące na ziemi, podszedł do Miriam i złożył pokłon dziecku, które pie ściła w ramionach. Potem wytłumaczył swoim żołnierzom: Jeśliby On nie był Panem tych wszystkich bogów, to oni bynaj mniej nie padliby na oblicza swoje przed Nim ani nie leżeliby po waleni przed Nim. poświadczając, że On jest ich Panem. Jeżeli my wszyscy przezornie nie uczynimy tak, jak bogowie nasi uczynili, możemy wzbudzić Jego gniew i wszyscy zginiemy, jak to przy darzyło się Faraonowi, królowi Egipcjan, który panował w tych dniach, kiedy Bóg dokonał wielkich cudów w Egipcie i wyprowa dził z niewoli swój lud potężną ręką.
W rzeczywistości najbardziej spektakularnymi świadectwa mi świetności starożytnego Hermopolis nie są egipskie świą tynie, lecz kolumny chrześcijańskiej bazyliki, która została wzniesiona na początku V wieku po Chr. Stała ona - z pew nością nieprzypadkowo - przed główną studnią miasta, jakby chciała przypomnieć, że także Święta Rodzina piła z niej wodę. To, że uchodźcy przed pościgiem Heroda zrobili tu postój, nie budzi najmniejszych wątpliwości. Grecki historyk i geo graf Strabon relacjonował o tym, że przy Hermopolis, mieście 292
granicznym między Tebami a Środkowym Egiptem, pobierane było specjalne myto. Każdy, kto przekraczał granicę, musiał zapłacić dwa procent wartości przewożonego towaru. W wizji patriarchy Teofila na czterech narożach bramy miejskiej stały pomniki przedstawiające konie, które spadły i rozbiły się do szczętnie, kiedy przechodził obok nich niesiony przez Miriam Jezus. Sozomenos z Bethelia koło Gazy, autor greckiej H istorii K o ścio ła z V wieku po Chr., wiedział natomiast o tym, że: w Hermopolis, w Tebaidzie, rośnie drzewo zwane „perskim”, które wielu wyleczyło z chorób, z chwilą gdy cierpiącego dotknięto ga łązką czy liściem lub jakimś małym kawałkiem jego kory. Mówi się bowiem pośród Egipcjan, że kiedy Józef uciekł z przyczyny Heroda razem z Chrystusem i świętą Bogarodzicą Maryją przy był do Hermopolis. U bramy miejskiej, w momencie kiedy Józef w nią wkraczał, olbrzymie to drzewo, niezdolne patrzeć obojętnie na przybycie Chrystusa z wizytą schyliło się aż do ziemi i złożyło Panu pokłon. I z niejednych ust usłyszawszy o tym drzewie takie właśnie relacje, tutaj je przytoczyłem. Osobiście uważam, że albo to był znak pojawienia się samego Boga w mieście, albo może pogań skim obyczajem drzewo czczone przez mieszkańców ze względu na wielkość i piękno doznało wstrząsu, ponieważ wielbiony za jego pośrednictwem demon zadrżał z trwogi, kiedy się pojawił pogromca tego rodzaju wierzeń i praktyk; że same przez się wstrząsu doznały również wszystkie posągi Egipcjan, bo zamieszkał pośród nich naówczas Chrystus, zgodnie z przepowiednią Izajasza proroka. Gdy zaś przepędzony został demon, na świadectwo tego, co się wyda rzyło, pozostało drzewo, leczące tych, co żyją wiarą. A świadkami podanych tu faktów są mieszkańcy Egiptu i Palestyny, tak jedni jak i drudzy potwierdzić mogą to, co u nich się wydarzyło4.
4 Hermiasz Sozomen, H is to r ia K o ś c io ła , z języka greckiego przełożył S. Kazikowski, wstępem opatrzył Z. Zieliński, Warszawa 1980, księga V, rozdz. 21, s. 345.
293
Nawet jeśli w pierwszym momencie można sądzić, że Sozomenos z Bethelia miał na myśli uwielbiane drzewo S zagarat a l-A b id z Gabal al-Tair, które leży tylko 53 kilometry dalej na północ, jest to wrażenie pozorne, ponieważ także Egipcjanin Abu el-Makarim z XIII wieku wiedział o drzewie z Hermopolis, które nosiło czerwony owoc nazywany Sebastan. Kiedy w VII wieku namiestnik arabski chciał je ściąć, przed świę tym drzewem stanął patriarcha koptyjski Agatus (658-677), by ochronić je przed drwalami, a wtedy poryw silnego wiatru wy rwał siekierę z ich rąk i cisnął im prosto w twarz. Po raczej krótkim epizodzie w Hermopolis Święta Rodzina udała się dalej drogą lądową do miejsca, które było ich celem. Dzisiaj klasztor Świętej Dziewicy z Deir al-Muharraq jest najświętszym miejscem w całym Egipcie. Pielgrzymka do tego miejsca - jak się powszechnie uważa - ma tę samą duchową wartość co pielgrzymka do Jerozolimy, która ze względu na prowadzoną przez koptyjski Kościół politykę nie jest teraz możliwa. Chodzi o to, że Kościół koptyjski zabronił swoim wiernym odwiedzania Ziemi Świętej w obawie o posądzenie go o utrzymywanie jakichkolwiek kontaktów z Izraelem, który obecnie traktowany jest przez nich z wielką nieufnością. Rze czywiście już same potężne mury warowne chronione wieżycz kami, które otaczają klasztor, przypominają mury Jerozolimy. Tutaj więc, na skraju pustyni, miała znaleźć ostatnie schronie nie Święta Rodzina uciekająca przed gniewem króla Heroda. Miała się tu zatrzymać do czasu, aż Józef otrzymał wiadomość o śmierci króla. Mój kierowca zatrzymuje samochód na wielkim parkingu znajdującym się przed bramą główną klasztoru. Podczas gdy on parkuje, ja wchodzę do środka. Łatwo mnie rozpoznać jako przybysza z obcych krajów, w każdym razie od razu, gdy tylko zaczynam się rozglądać w poszukiwaniu sanktuarium, zaga 294
duje mnie w perfekcyjnej angielszczyźnie wysoki, postawny, czarnobrody mnich o bez mała arystokratycznym wyglądzie i przedstawia się jako ojciec Philoxenos. Od razu wydaje mi się sympatyczny, ale mimo to muszę skrywać rozbawienie. W pra wym uchu tuż pod kalansawą, ozdobioną trzynastoma złotymi krzyżami wyhaftowanymi na mnisim czepcu, ma słuchawkę połączoną kabelkiem z telefonem komórkowym znajdującym się w kieszeni na piersi jego długiej czarnej sutanny. Tak więc nawet tu - do klasztoru zagubionego gdzieś na pustyni - wdar ły się nowinki technologiczne. Wpadam każdorazowo w za chwyt, gdy ktoś do niego telefonuje, wtedy bowiem odzywa się dzwonek - melodia koptyjskiej pieśni C hrystus K rólem wygrywana przez kościelne dzwony. Ojciec Philoxenos jest od razu gotowy przegrać mi ją na moją komórkę - odtąd przy każ dej rozmowie telefonicznej będę wspominał nasze spotkanie w klasztorze w Deir al-Muharraq. Mnich prowadzi mnie przez aleję wysadzoną dorodnymi platanami, które tworzą nad naszymi głowami piękne zadasze nie. Po drodze mijamy willę zbudowaną w stylu kolonialnym, podarowaną kiedyś opatowi klasztoru. - Dziś służy nam jako dom dla gości. Nasz opat mieszka tak jak my, w całkiem normalnej celi - zdradza ojciec Philoxenos, jakby chciał przeprosić za trochę nielicujący z klasztornym ży ciem luksus. Potem docieramy do najstarszej części założenia klasztorne go, dodatkowo otoczonej wysokim murem chronionym przez średniowieczną wieżę warowną, oddzieloną od podestu, z któ rego można wspiąć się na jej szczyt, zwodzonym mostem. - Nigdy z niej nie skorzystaliśmy - mówi mnich, widząc zdziwienie w moich oczach. - Jezus pobłogosławił ten klasz tor i od tamtego momentu niebo nas chroni. Wszystkie klasz tory najechane przez Berberów uległy zniszczeniu, my, mnisi, 295
byliśmy tu zawsze bezpieczni. Nasz klasztor przetrwa do dnia sądu ostatecznego, tak głosi proroctwo przyrzeczone nam przez Boga. Wewnątrz dziedzińca wznosi się właściwe sanktuarium - dwu poziomowy kościół obłożony mułem rzecznym, pochodzącym z Nilu, i zwieńczony trzynastoma kopułami: - Kopuły symbolizują Chrystusa i dwunastu apostołów - wyjaśnia ojciec Philoxenos. - Są oczywiście późniejszym do datkiem. Pierwotnym budynkiem stanowiącym podstawę daw nego kościoła był właściwie dom, w którym Święta Rodzina mieszkała dokładnie sześć miesięcy i pięć dni. Jednak oczy wiście musieliśmy go rozbudować, poszerzyć, powiększyć, by mógł przyjąć wszystkich tych wiernych, którzy chcieli uczest niczyć tu w Najświętszej Ofierze. Wchodzimy do środka. Drewniane, doskonale chroniące przepierzenie oddziela przybudówkę od pierwotnego domu, służącego w dzisiejszym kościele za prezbiterium. Na drew nianej ambonie leży stara koptyjska Biblia, którą rosły mnich otwiera, by przeczytać mi proroctwo Izajasza: - Siedemset lat przed Chrystusem prorok przepowiedział założenie tego kościoła, kiedy napisał: „W owym dniu powsta nie dla Pana ołtarz w środku Egiptu” - zapewnia mnie mnich - a to miejsce tutaj jest geograficznym środkiem Egiptu. Teraz pokażę panu ołtarz, o którym mówił prorok... Otwiera drzwi znajdujące się w środku drewnianego ikono stasu. Przede mną wznosi się ołtarz przykryty fioletową materią. Kiedy mnich zdejmuje kolejne przykrycie z czerwonego jedwa biu, moim oczom ukazuje się monolityczny sześcian z wapienia, na którym znajduje się staroegipska płyta ołtarzowa. Pochylam się, całuję ołtarz, który ojciec Philoxenos nazywa: - ... pierwszym chrześcijańskim ołtarzem w ogóle, ufundo wanym przez samego Jezusa w najstarszym kościele chrześci 296
jaństwa. Tutaj spało Dzieciątko Jezus. Po zmartwychwstaniu Pan wrócił tu z powrotem razem z dwunastoma apostołami i Matką Bożą i poświęcił ten ołtarz - twierdzi z przekonaniem. Stoję i słucham dalej jego opowieści. - Kiedy św. Marek został biskupem Aleksandrii, przybył do tego domu jako pielgrzym i nakazał przekształcić go w kościół. W IV wieku osiedlili się tu mnisi, od tego momentu istnieje nasz klasztor. Było tu już około trzystu mnichów, kiedy nasz koptyjski papież Teofil w roku 385 przybył z pielgrzymką do Deir al-Muharraq i prosił Matkę Bożą, by mu objawiła, które miejsca odwiedziła w Egipcie Święta Rodzina podczas swo jej ucieczki. Tutaj, w tym kościele doznał swojej słynnej wizji. Właściwie planował wyburzenie małego kościoła i zastąpienie go nową, wspanialszą budowlą, jednak Matka Boża poprosiła go, żeby tego nie czynił. Był to bowiem jej ulubiony dom i ży czyła sobie, żeby pozostał takim, jaki jest. Przy całym sceptycyzmie charakteryzującym ludzi Zacho du, przy całym zadziwieniu wiarą i pewnością tego tak nowo czesnego ojca Philoxenosa, przekonuje mnie świętość miejsca, o którym Jezus miał mówić, przyrzekając, że do końca dni bę dzie tu sprawowana Najświętsza Ofiara i wysłuchiwane będą modlitwy wiernych. Mnich zaprasza mnie jeszcze na filiżankę herbaty do nowoczesnego domu dla gości, znajdującego się na terenie klasztoru, domu przepełnionego światłem i spokojem - tak więc chętnie wierzę w przepowiednię. To jak oaza spo koju pośród zawirowań naszych czasów. Jedna uwaga mnicha rzucona przypadkiem wzbudza we mnie czujność: - Przyjeżdża tu także wielu etiopskich chrześcijan, którzy 15 listopada obchodzą święto przybycia Pana do al-Muharraq... Szybko robię obliczenia w głowie. Jeśli dodamy do tej daty sześć miesięcy i pięć dni, wtedy wyjdzie na to, że wyruszyli 297
stąd 20 maja. W połowie marca 4 roku przed Chr. - jak wie my - zmarł król Herod I Wielki, po czym nastąpiła fala po wstań i rozruchów, trwająca do czasu, aż rzymski wódź Warus przywrócił porządek w Judei i posadził na tronie syna króla Heroda I Wielkiego - Heroda Archelaosa. O nim jest też mowa u Mateusza: „Lecz gdy posłyszeli, że w Judei panuje Archelaos w miejsce ojca swego, Heroda, bał się tam iść. Otrzymawszy zaś we śnie nakaz, udał się w stronę Galilei” (Mt 2,22), którą rządził teraz potężny Herod Antypas. Data ta pasuje zatem ide alnie do naszej chronologii, co pozwala mi wierzyć, że mamy tu do czynienia z wiarygodną tradycją. Wprawdzie Koptowie chętnie utrzymują, że Święta Rodzina spędziła w Egipcie trzy i pół roku, jednak ta liczba pochodzi z Apokalipsy św. Jana, gdzie mowa jest o kobiecie z pustyni: A niewiasta zbiegła na pustynię, Gdzie miejsce ma przygotowane przez Boga, Aby ją tam żywiono przez tysiąc dwieście sześćdziesiąt dni (Ap 12,6).
Przywodzi to na myśl tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt dni proroka Daniela (Dn 12,11), by odejść od interpretacji wyni kającej z kontekstu eschatologicznego, i przywołać może trzy i pół roku między ucieczką pierwotnej wspólnoty do Pełli na jordańskiej pustyni a zniszczeniem świątyni. Kobieta z Apoka lipsy jest wprawdzie Marią, ale jednocześnie też personifikacją Kościoła, tak więc trudno w tym przypadku doszukiwać się jakichś biograficznych informacji. Nazwanie żyznego Egiptu, spichlerza Cesarstwa Rzymskiego, „pustynią”, nie przyszłoby św. Janowi w ogóle do głowy. W rzeczywistości jeśli dodać do siebie wszystkie dane wyni kające z lokalnej tradycji egipskiej, otrzymamy w najlepszym wypadku pobyt długości jednego roku: 298
Peluzjum (Farma) Bubastis (Tell Basta) Musturud Daqádüs Samannud
jedna noc trzy dni jedna noc (z 14 na 15 czerwca) jedna noc cztemaście-siedemnaście dni
Dimjana
jedna noc
Bikha Isus (Sakha)
jedna noc
Nikiou Matarija Haret Zuwaila Babilon Maadi Deir al-Gamus Oksyrynchos (Al-Bahnasa)
siedem dni jedna noc jedna noc (28 czerwca) jedna noc dziesięć dni cztery dni jedna noc
Isznin as-Nasara
jedna noc (21 sierpnia)
Gabal al-Tair
jedna noc (22 sierpnia)
Hermopolis (El Aszmunein)
jedna noc
Bir al-Sahaba
jedna noc
Abu Sarabam (Dairut al Szarif) Al-Qusia Deir al-Muharraq
kilka dni jedna noc sześć miesięcy i pięć dni (od 15 listopada do 20 maja)
Praktycznie można stwierdzić, że to co opisał św. Mateusz w Ewangelii wydarzyło się w Deir al-Muharraq w rocznicę ucieczki z Betlejem, 20 maja 4 roku po Chr.: A gdy Herod umarł, oto Józefowi w Egipcie ukazał się anioł Pań ski we śnie i rzekł: „Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i idź do ziemi Izraela, bo już umarli ci, którzy czyhali na życie Dziecię cia”. On więc wstał, wziął Dziecię i Jego Matkę i wrócił do ziemi Izraela (Mt 2,19-21). 2 99
Z ciężkim sercem żegnam się z ojcem Philoxenesem, pa trząc po raz ostatni w jego ciepłe, mądre oczy, które odbijają coś ze świętości i godnej najwyższej czci tradycji tego miejsca. Chętnie zostałbym tu dłużej, ale na mnie już czas. Mam nadzie ję, że uda mi się kiedyś wrócić do tej egipskiej Jerozolimy... Ponieważ w Deir al-Muharraq nie było portu na Nilu, Świę ta Rodzina musiała udać się dalej na południe, w okolice miasta Asjut, będącego dziś najprężniejszym ośrodkiem chrześcijań skiej tradycji w Egipcie - do tego miastem czystym, nowocze snym i abstrahując od okazjonalnych ataków islamskich fana tyków - spokojnym. Zaraz za Asjut leży Deir Durunka, miasto, które dopiero w ostatnich latach stało się popularnym celem pielgrzymek w Górnym Egipcie. Lokalna policja daje nam eskortę, rzekomo ze względów bezpieczeństwa - przyjmujemy to z radością, bo dzięki temu szybciej odnajdujemy drogę. Ledwie opuściliśmy miasto, roz poznaję w porannej mgle coś, co na pierwszy rzut oka wydaje się być nowoczesnym kolorowym i architektonicznie uroz maiconym ośrodkiem wypoczynkowo-hotelowym, wybudo wanym w formie tarasów przyklejonych do nawisu skalnego. Gdyby nie gigantyczny betonowy krzyż górujący nad całym założeniem, to wysokie mury otaczające „ośrodek” i wjazd, przy którym stoją strażnicy, spotęgowałyby jeszcze to wraże nie. Dopiero przy kolejnym rzucie oka okazuje się, że wielopię trowe domy należą do najnowocześniejszego i największego klasztoru Egiptu. Przy czym niektóre budynki są zamieszkane tylko raz do roku, a mianowicie od 7 do 22 sierpnia, kiedy od bywa się tutaj największe święto pielgrzymie w kraju, ściąga jące niezliczone rzesze uczestników, zwane z egipska M ulid. Wtedy przepływa przez Durunkę około półmilionowy tłum wiernych. Ostatecznie klasztor jest prestiżowym obiektem bi skupa Mikhaila z Asjut, który traktowany jest przez miejsco 300
wych chrześcijan z nabożnym szacunkiem - jak święty. Dziś już dziewięćdziesięciodziewięcioletni staruszek sam wygląda jak rezultat działania cudu, zdradza mi pewna młoda, szczupła zakonnica ubrana w habit w kolorze zdecydowanego jasnego błękitu. Zakonnica należy do miejscowego klasztoru i ma na imię siostra Martyra. Zagaduje mnie po angielsku i pyta, czy nie potrzebuję przewodniczki. Na koniec ze stanowczością od mawia przyjęcia zwyczajowego bakszyszu, daje się jednak na mówić na pokazanie mi miejsca, gdzie znajdują się skarbonki. - Zawsze, kiedy tu przyjeżdża, aby obchodzić z nami święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, pojawiają się świetlne znaki na niebie, nawet gołębie ze światła - zapewnia mnie zakon nica. Tak czy owak, objawienia maryjne, które miały mieć miej sce w roku 2000 w mieście Durunka na oczach tysięcy świadków, przykuwają uwagę opinii publicznej na całym świecie. Chociaż Durunka nie została wymieniona w żadnym ze źró deł opisujących ucieczkę Świętej Rodziny, jest pewne, że od IV wieku po Chr. mieszkali tu eremici w pierwotnych jaskiniach grobowych i mieszkalnych. Jest też potwierdzone to, że Asjut, nazywające się niegdyś Lycopolis, jest od zawsze jedynym por tem na Nilu w tej okolicy. Podróżujący zatem nie mieli innego wyboru. Musieli tu przybyć, jeśli chcieli udać się w drogę po wrotną łodzią, która mogłaby ich zawieźć z prądem rzeki na północ. W każdym razie siostra Martyra pokazuje mi wielką jaskinię, która w czasach faraonów była kamieniołomem. Dziś natomiast pełni funkcję kościoła. - Tutaj mieszkali wszyscy obcy, także Święta Rodzina - za pewnia mnie niskiego wzrostu zakonnica i pokazuje wąskie po mieszczenie z boku jaskini, na którego ścianach wiszą współ czesne obrazy maryjne. - Tutaj mieszkał św. Józef. Oczywiście musiał mieszkać oddzielnie, nie razem ze swoją rodziną, ponieważ dopiero gdy znajdujemy się po przeciwnej 301
stronie jaskini przed drugą utworzoną w jej ścianie niszą, uzu pełnia: - ... a tam spała Święta Dziewica z Naszym Panem i Bo giem. W sąsiedniej jaskini stoją obok siebie trzy chrzcielnice. - Tutaj odbywał się masowy chrzest podczas święta M ulid. Wierni z całego Egiptu przynosili swoje nowo narodzone dzie ci, by tu otrzymać szczególne błogosławieństwo Matki Bożej - tłumaczy siostra Martyra nie bez dumy. Rozkoszuję się jeszcze przez chwilę widokiem z klasztor nego tarasu na piękną panoramę doliny Nilu. Patrzę na Asjut z jego kościołami i wyobrażam sobie w oddali Ziemię Świętą. Także Miriam musiała odczuwać tęsknotę za ojczystą ziemią, kiedy stała kiedyś w tym miejscu. Jej podróż dobiegła tu końca, nie musiała już uciekać, pozostała jednak troska o syna. Wę drówka się skończyła, zmartwienia nie. Przed nią był jeszcze najtrudniejszy okres. Minie trzydzieści lat, zanim jej syn roz pocznie publiczną działalność, potem znów trzy, podczas któ rych głosić będzie Ewangelię, i tylko trzy dni, których potrze bował, by na zawsze pokonać śmierć...
X
(Poci krzyżem
Kiedy Miriam 7 kwietnia 30 roku po Chr. stała na wzgórzu Gol gota, przed bramami Jerozolimy, pod krzyżem Jezusa, musiały przemknąć jej przed oczyma, jak film pokazywany w przyspie szonym tempie, wszystkie minione lata. Nic nie mogło być większe niż kontrast między momentem, kiedy wyruszali pełni nadziei w drogę powrotną z Egiptu, a tą chwilą najstraszniej szego bólu i całkowitej rozpaczy, które teraz musiała odczuwać. W tym wszystkim przypomniała sobie najpewniej o przepo wiedni sędziwego Symeona, który kiedyś oczekiwał w świą tyni nadejścia Mesjasza. Wtedy, w połowie kwietnia 5 roku przed Chr., kiedy Miriam poświęciła zgodnie z prawem Moj żeszowym swojego pierworodnego syna Panu, wychwalał go pod niebiosa jako „światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela”. Ale jednocześnie ostrzegł Miriam także przed tym, że: „Oto ten przeznaczony jest na upadek i na powsta nie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2,32-35). Obie wypowiedzi wskazują jedno303
znacznie na esseński tok myślenia, tak więc zaraz po opubli kowaniu zwojów znad Morza Martwego Symeon został przez wielu egzegetów utożsamiony z członkiem wspólnoty esseń czyków. Można identyfikować go również z pasującym do nie go chronologicznie, wymienionym przez Józefa Flawiusza esseńskim prorokiem Szymonem, który przepowiedział następcę króla Heroda I Wielkiego - jego syna, Heroda Archelaosa. Bez wątpienia prorok przemawiał z natchnienia Ducha Świętego, kiedy nie tylko tak trafnie scharakteryzował syna Miriam, ale także przewiedział uczucia, jakie będą nią targały pod krzyżem. Możemy tylko snuć przypuszczenia, jak dalece normalne, zwyczajne były dzieciństwo i młodość Syna Bożego w Naza recie. Możemy się zastanawiać nad tym, jaki wpływ na Niego miało wiejskie życie, czy docierały do Niego także echa od działywania kultury helleńskiej z odległej tylko o sześć kilo metrów stolicy regionu - Seforis. Nie wiemy też, jak często ujawniała się w życiu codziennym Jego nadprzyrodzona moc - oddziaływanie tego, co było w Nim boskie. Apokryficzne E w an gelie D zieciń stw a przekazują cały szereg tajemniczych znaków, uzdrowień i cudów już we wczesnych latach życia Je zusa. Święty Łukasz jednak, zresztą jako jedyny spośród czte rech ewangelistów, wymienia tylko raz niezwykłe zdarzenie, które nastąpiło w czasie święta P esach w roku 8 po Chr. (świę to to przypadało w tym roku w dniach 9-17 kwietnia). Miriam i Józef udali się jak co roku (co św. Łukasz wyraźnie podkre śla) z pielgrzymką do świątyni jerozolimskiej, zabierając ze sobą - najpewniej po raz pierwszy - swojego jedynego syna. Faktycznie, żydowskie prawo zobowiązywało dorosłych męż czyzn do odwiedzenia świątyni z okazji trzech świąt pielgrzy mich. W praktyce, zgodnie z nauką głoszoną przez rabinów, wystarczyło nawet uczestniczenie w pielgrzymce tylko raz do roku, jeśli ktoś mieszkał w odległości większej niż jeden dzień 304
drogi od Jerozolimy. To, że Miriam podążała razem z Józefem, świadczy natomiast o dużym przywiązaniu Żydów do trady cji odwiedzania przybytku Pańskiego i wyraźnej „pobożności świątynnej”. Z obowiązku uczestniczenia w pielgrzymce wy łączone były również dzieci, jednak pobożni rodzice zabierali ze sobą w drogę najpewniej swoich synów już od wczesnych lat, by zaznajomić ich z tą praktyką religijną. Jak podaje trady cja Talmudu, uczeni sopherim - prawnicy w okresie świątyn nym mieli zwyczaj błogosławić w Jerozolimie dorastających chłopców, którzy mając lat jedenaście albo dwanaście, po raz pierwszy pościli. Jezus był wtedy dokładnie w wieku dwunastu lat, za rok miał stać się już chłopcem pełnoletnim wobec pra wa religijnego - ba r m iew a - synem przykazania. Za rok miał świętować uroczystość bar miewy, a tym samym przyjęcie do przymierza z Abrahamem i osiągnięcie religijnej pełnoletności. Potem mógł już czytać Torę podczas uroczystości religijnych w synagodze. Po zakończeniu ośmiodniowego święta karawana z piel grzymami (syn o d ia ) zbierała się już do drogi powrotnej do Ga lilei. Było w zwyczaju, że kobiety i małe dzieci ruszały jako pierwsze, a za nimi podążali mężczyźni i dorastający chłopcy. Pod wieczór zbierano się razem na odpoczynek. Tak więc do piero na pierwszym postoju, kiedy każdy przygotowywał dla swojej rodziny miejsce do spania, Miriam i Józef zorientowali się, że Jezus z nimi nie poszedł. Nie widział Go ani nikt z krew nych, ani z mieszkańców wioski. Bliscy załamania zawrócili do odległej o 35 kilometrów od Jerozolimy, by tam kontynuować poszukiwania chłopca. Nie mogli uwierzyć własnym oczom, gdy „na trzeci dzień” (wyraźne odniesienie do Wielkanocy) zo baczyli, co się stało. Jezus siedział spokojnie między uczonymi w Piśmie i rabinami na stopniach schodów, które prowadziły od południa do świątynnych Bram Huldy. Możemy to sobie przed 305
stawić dość obrazowo, ponieważ to wejście do świątyni jerozo limskiej zachowało się do dziś. Żydowska księga Tosefta Sanhedrin potwierdza, że na schodach prowadzących na Wzgórze Świątynne siadali najwięksi nauczyciele Izraela, choćby rabin Gamaliel - przywódca rabinicznych uczonych, późniejszy na uczyciel apostoła Pawła, i starszyzna. Jezus, chociaż był jesz cze dzieckiem, które nawet nie osiągnęło pełnoletności wobec prawa religijnego, „siedział między nauczycielami, przysłuchi wał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami”. Miriam i Józef nie mogli tego pojąć, a matka robiła mu wymówki, na które on odpowiedział z całkowitym zdziwieniem: „»Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?«” (Łk 2,46-49). Łukasz nie poprzestaje na anegdocie. Przeciwnie, ku nasze mu zdumieniu dodaje jeszcze jedno zdanie, które brzmi całkiem tak, jakby rodzice dawno już zapomnieli, co oznajmił im kie dyś anioł: „Oni jednak nie rozumieli tego, co im powiedział” (Łk 2,50). Gdy ewangelista jeszcze dodatkowo podkreśla, że Jezus był im odtąd „poddany”, posłuszny, może to oznaczać tylko tyle, że faktycznie Jego dzieciństwo nie było raczej bogate w wydarze nia. Jezus nie chciał, a może nie wolno Mu jeszcze było się ujaw nić, i dlatego tylko w pierwszym odruchu zdziwił się, że rodzice nie pogodzili się z tym, ponieważ traktowali Go jak całkiem nor malnego chłopca - nie jak „cudowne dziecko”. Kiedy jednak po kazał znak swojej władzy, stali się dyskretni i subtelni. „A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu - podsumowuje Łukasz - Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i ludzi” (Łk 2,51-52). W tym miejscu trzeba spróbować ogarnąć całą tę sytuację i uświadomić sobie, czym musiało być dla Miriam życie w bezpo średniej bliskości Boga, trwające trzy dziesięciolecia, i chowanie 306
w sercu największej ze wszystkich tajemnic. Spróbujmy zgłę bić to, przywołując słowa błogosławionego Johna Henry’ego Newmana: „Wychowywała Go i troszczyła się o Niego, dawała Mu swój pokarm. Odpoczywał w jej ramionach. A potem służył jej i był posłuszny. Mieszkał razem z nią w jednym domu nie przerwanie trzydzieści lat, i tylko św. Józef dzielił z Nim krótko ojczyznę. Przez cały ten czas była świadkiem Jego wzrastania, Jego radości, Jego cierpień i Jego modlitw. Uszczęśliwiały ją Jego uśmiech, dotknięcie i pieszczoty. Jej powierzał swoje my śli i uczucia”. Podczas gdy cały świat, całe stworzenie gorącz kowo oczekiwało przyjścia Mesjasza i tęsknie wypatrywało Zbawiciela, ona była z Nim i wiedziała. Dopiero gdy wrócił po chrzcie w Jordanie, Miriam mogła Go poprosić, by ujawnił wszystkim swoją tajemnicę. Teraz wiedziała, że czas oczekiwa nia się skończył, a rozpoczął się czas Zbawienia. Ewangelia św. Jana stawia Miriam dokładnie na początku publicznej działalności Jezusa. Jest przy Nim Matka Boga, któ ra popycha swojego syna do działania, choć ten jeszcze zwle ka. Może czeka na właściwy moment, by się ujawnić. To ona daje mu ostatecznie „szturchańca”. Więcej nawet, wypowiada słowa, dzięki którym stanie się na wieki H odegetria - wskazu jącą drogę do zbawienia: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2,5). Ciąg dalszy, znak, który potem dał, był całkiem programowy, ponieważ wyraźniej niż jakikolwiek inny symbo lizuje Nowe Przymierze z Bogiem. Miejscem tego wydarzenia była wieś o nazwie Kana Ga lilejska, gdzie „trzeciego dnia” (u Żydów wtorek był ulubio nym dniem na zawieranie małżeństw, ale jednocześnie to ko lejne wskazanie na Wielkanoc!) odbywało się wesele. Niestety, wieś ta nie jest identyczna z (dziś) arabską wsią Kefir Kenna (wieś synowej), leżącą tuż koło Nazaretu, nawet jeśli znajdują się w niej dwa - jeden katolicki, a drugi grecki prawosławny 307
- „kościoły weselne”, nawet jeśli można się tam napić szcze gólnie słodkiego wina weselnego, które podaje się wszystkim licznie przybywającym tu pielgrzymom. Historyczna Kana - jak dowodzę w książce N a tropie Jezusa z Nazaretu. Ziem ia Z b aw iciela - znajdowała się trzynaście kilometrów na północ od ojczystego domu Jezusa, na wzgórzu w kształcie pirami dy, które jeszcze dziś widoczne jest na równinie Bet Netofa. Archeolodzy gruntownie przebadali w ostatnich latach to trud no dostępne stanowisko i natrafili na jego terenie nie tylko na pozostałości zabudowy wiejskiej z I wieku po Chr., lecz tak że na bizantyńskie sanktuarium, które w V wieku wzniesiono na miejscu biblijnego wesela. Odwiedzali je i opisywali liczni pielgrzymi. Pierwszą szczegółową relację na jego temat za wdzięczamy pielgrzymowi z italskiej Piacenzy, który miał tu zobaczyć dwie spośród sześciu kamiennych stągwi oraz ławę, na której siedzieli Jezus i Miriam. Jedna ze stągwi znalazła się ostatecznie w VII-IX wieku w skarbcu katedralnym w Oviedo na północy dzisiejszej Hiszpanii, w którym przechowywane są rozmaite relikwie (por. książka mojego autorstwa: D a s Bluttuch C hristi [Krwawa chusta Chrystusa]). Dlatego też św. Wilibald, który przybył do Kany w latach 724-726, zobaczył już tylko jedną spośród sześciu kamiennych stągwi. Jak poświadczają znalezione artefakty, Kana była bogatą wioską, której miesz kańcy nie tylko żyli z uprawy ziemi i produkcji oliwy, ale także trudnili się hodowlą gołębi i rzemiosłem. Natrafiono tutaj na warsztaty farbiarza chust i garbarza skór, a także na pozostało ści niewielkiej manufaktury szklarskiej. Synagoga wzniesiona na szczycie wzgórza musiała być imponującą budowlą. Ten w i domy dobrobyt mieszkańców wsi tłumaczy arogancką reakcję późniejszego ucznia Natanaela, kiedy ten usłyszał, że Jezus po chodzi z Nazaretu: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?” (J 1,46). Również w innych źródłach Kana jest dobrze udoku 308
mentowana. Wymienia się ją w przeciwieństwie do niemającego większego znaczenia Nazaretu w wielu tekstach historyka Józefa Flawiusza. Jej korzystne położenie strategiczne było przyczyną, dla której miały w niej czasowo główną kwaterę oddziały żydowskie w okresie powstania przeciwko Rzymowi. W Kanie mieszkali najprawdopodobniej krewni Miriam, co nie powinno dziwić, bowiem matka Miriam, Anna, pochodziła z sąsiedniego Seforis. W każdym razie ewangelista stwierdza wyraźnie, że to „matka Jezusa” była właściwym gościem we selnym ..] odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa” - J 2,1), podczas gdy Jezus był „także” zaproszony. Jezus przyprowadził ze sobą swoich pierwszych uczniów - z pewnością zaproszono ich razem, bo Jezus był je dynym synem Miriam. W rzeczywistości nikt nie oczekiwał, że kobieta przyjdzie sama trzynaście kilometrów z Nazare tu, a ponieważ i tak zaproszono całą wieś, więc kilku dodat kowych gości nie odgrywało żadnej roli. Tak to już jest, gdy nie ma zamkniętej listy gości, wtedy może pojawić się więk sza liczba osób, niż się spodziewano. Tak właśnie musiało się zdarzyć w Kanie Galilejskiej. Stało się to, co musiało się stać. Ziścił się najgorszy sen każdego gospodarza. Zabrakło wina - sprawdziły się najkoszmarniejsze obawy, i to właśnie wtedy, gdy bawiono się w najlepsze! Teraz, gdy nastrój zabawy sięgał prawie zenitu, pojawiła się groźba, że już wkrótce goście będą stali z pustymi kubkami, a wesoły nastrój najpiękniejszego dnia w życiu nowożeńców skończy się nagłe zbiorową frustracją. Miriam, która widocznie już wtedy miała wyraźne poczu cie wspólnoty i kierując się empatią, wychodziła naprzeciw ludzkim troskom i potrzebom, od razu wystąpiła z inicjatywą - nieproszona przez nikogo - jako pośredniczka i orędownicz ka. Tym samym ukazuje się nam jako osoba na wskroś rezo lutna, całkiem nieodpowiadająca naszym schematom, wedle 309
których każda mieszkanka Bliskiego Wschodu jest uważana za osobę spokojną, bierną i trzymającą się w cieniu. Miriam jest inna, wbrew ugruntowanemu obrazowi, w który chcemy wie rzyć. W każdym razie to ona zwraca uwagę swojemu synowi na zbliżające się kłopotliwe położenie, w którym już wkrót ce znajdą się gospodarze: „Nie mają już wina” - powiedziała do Jezusa. Jego odpowiedź brzmi na pierwszy rzut oka trochę szorstko: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła moja godzina?” (J 2,4). Wprawdzie Miriam go nie prosi, tylko wskazuje na pro blem, jednak już to samo w sobie, połączone z tonem, w ja kim wezwała Go do zainteresowania się kłopotem gospodarza - brzmi jak polecenie wydawane przez matki swoim synom i wydaje się przy bliższej analizie śmiałe, a może nawet ryzy kowne. Cóż - za przeproszeniem - miał uczynić jej syn, zwyk ły gość weselny, z problemami gospodarza, który nie zaopa trzył się zawczasu w wystarczającą ilość wina? Jest całkiem oczywiste, że Miriam liczyła na cud, bo na najbliższy targ, na którym można by dokupić wina, może do Seforis, mógł prze cież wysłać swoich służących sam gospodarz, co z pewnością zajęłoby kilka godzin. Problem polega na tym, że św. Jan nie wspomina w poprzednim rozdziale ani słowem o cudotwórczej mocy Jezusa. Dowiadujemy się tam tylko o chrzcie w Jordanie i powołaniu pierwszych uczniów. Nawet w Ewangelii św. Łu kasza słyszymy wprawdzie o mądrości, z jaką dwunastoletni chłopiec imieniem Jezus przemawia do uczonych w Piśmie na schodach prowadzących do świątyni, co robi duże wrażenie, ale nie o cudach, które miałby czynić. Mimo to jakieś cuda musia ły chyba wcześniej mieć miejsce, ponieważ tylko to tłumaczy bezpośrednią prośbę Miriam, wyrażoną w postaci polecenia, żeby coś z tym zrobił. W tym świetle późniejsze apokryficz ne E w angelie D zieciń stw a i tradycje mówiące o cudach, które 310
dokonywały się już w Egipcie za sprawą obecności świętego niemowlęcia, nie wydają się już aż tak bardzo niewiarygodne. Wtedy Miriam byłaby faktycznie „pierwszym świadkiem Jego Świętości”. Jezus zwleka. Jednak w tym momencie nie był już całkiem człowiekiem, ale przede wszystkim - całkiem Bogiem. Nie chciał zajmować się błahostkami. Nie chciał czynić cudów, by zademonstrować swoją moc lub wprowadzić innych w zdumie nie - z pewnością nie po to, by uratować obojętną Mu, radosną atmosferę przyjęcia weselnego. Z pewnością Jego odpowiedź w tłumaczeniu na język niemiecki [dosłownie: „czego chcesz ode mnie” - przyp. tłum] brzmi ostrzej niż w aramejskim ory ginale, który mozolnie oddaje grecka wersja Ewangelii, po nieważ jest tam napisane - dokładnie przekładając - „Cóż jest między Mną a tobą” - zwrot, który znajduje paralele w Starym Testamencie przykładowo w Księdze Sędziów („co zaszło mię dzy nami?” - 11,12), w Drugiej Księdze Kronik („czego chcesz ode mnie?” - 35,21) i w Pierwszej Księdze Królewskiej („cóż jest między mną a tobą?” - 17,18), który w tym kontekście oznacza tyle co: „To jest nie moja sprawa, co to ma wspólnego ze Mną”. Oczywiście jest to ze strony Jezusa próba wyrażenia - podobnie zresztą jak odpowiedź, której udzielił rodzicom szukającym Go w świątyni - dystansu wobec codziennych spraw ludzkich. Stawia się On poza wszelkimi rodzinnymi uwarunkowaniami i powinnościami, by móc podporządkować się całkowicie woli swego Niebieskiego Ojca. Zwrot - „nie wiasto, kobieto” - brzmi szorstko tylko w języku niemieckim. W języku hebrajskim stanowił bardzo uprzejmy, wytworny i pełen szacunku (wprawdzie także pełen dystansu) tytuł, po równywalny z angielskim zwrotem: m y lady. Odnajdujemy go na kartach wszystkich Ewangelii - w ten sposób Jezus zwraca się zwyczajowo do wszystkich napotkanych kobiet. Nie chodzi 311
zatem w tym momencie o coś osobistego czy familiarnego, ale o coś, co ma ogólniejsze znaczenie. Także do Miriam będzie zwracał się jeszcze w innej sytuacji, tytułując ją „niewiastą lub kobietą” - mówi tak do niej, gdy wisząc na krzyżu, powierza ją opiece swojego umiłowanego ucznia, Jana. Papież Benedykt XVI podczas wizyty w Niemczech w roku 2006 tłumaczy ten fragment Ewangelii akurat w Altótting - sanktuarium, do któ rego ciągną rzesze pielgrzymów: Ten sposób zwracania się do Maryi, takie tytułowanie jej jest wy razem tego, jakie miejsce zajmuje Maryja w historii zbawienia. Jest wskazaniem na przyszłość - na godzinę ukrzyżowania, w któ rej Jezus powie do niej: Niewiasto, oto syn Twój, [synu] oto Mat ka twoja. Jest wskazaniem na przyszłość - na godzinę, w której niewiastę, swoją matkę uczynił matką wszystkich uczniów. Jest też wskazaniem na przeszłość, na opis stworzenia Ewy - Adam uważał się za jedynego człowieka w całym stworzeniu i całym jego bogactwie. Ale Bóg stworzył Ewę, i tak Adam znalazł to warzyszkę, na którą czekał i którą tytułował niewiastą. Dlatego Maryja symbolizuje nową, doskonałą niewiastę w Ewangelii św. Jana, towarzyszkę Zbawiciela, naszą Matkę. To z pozoru szorstkie, nieprzychylne tytułowanie wyraża wielkość jej wiecz nego posłannictwa.
Nie tylko sposób tytułowania Miriam wskazuje na Golgotę, ale także odniesienie Jezusa wyrażone zwrotem, że jeszcze nie nadeszła Jego godzina - która nadejdzie w momencie Jego ofia ry. Jego godzina zaczęła się wtedy, gdy sam stał się gospodarzem, pobłogosławił wino i podał je swoim uczniom, zapoczątkowując sakrament Eucharystii. Teraz jednak Jezus wykorzystuje trudne położenie gospodarza wesela w Kanie Galilejskiej, aby zaraz na początku swojej publicznej działalności wskazać na własną wie czerzę, na której to On będzie gospodarzem. 312
Co zatem uczynił w Kanie? „Stało tam sześć stągwi kamien nych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary” (J 2,6) - relacjo nuje św. Jan. Takie kamienne stągwie na wodę znajdowali ar cheolodzy w całym Izraelu. Ich fragmenty odkopano również w Nazarecie w bezpośredniej bliskości kawałka ziemi, na któ rym mieszkała Święta Rodzina. Były używane przez Żydów do obrzędów oczyszczenia tylko w jednej jedynej krótkiej fa zie rozwoju judaizmu, a mianowicie w okresie drugiej świąty ni - świątyni, którą wzniósł król Herod I Wielki - od 19 roku przed Chr. do 70 roku po Chr. Wznoszenie nowego przybytku Pańskiego, zapowiadające w opinii Izraelitów bliskie nadejście Mesjasza, ale także obawa przed obcymi wpływami przyczyni ły się w całej Judei do powstania regularnej obsesji wiernych dążących teraz do restrykcyjnego przestrzegania praw tradycji ustnej (halacha) i zajmowania się kwestiami rytualnej czysto ści. Obrzędowe oczyszczenie służyło w równym stopniu jako nakaz odgraniczający profanum od sacrum , co jako nakaz ostatecznego przygotowania na nadejście Mesjasza. „W całym Izraelu nastąpiła p ra w d ziw a eksplozja czysto ści ” - tak opisu je ówczesną sytuację żydowski zbiór nauk Tosefta, podsumo wując ją tymi trzema słowami. Miało to oczywisty wpływ na kształt rzemiosła produkującego naczynia na wodę do rytual nych oczyszczeń. Poszukiwano odpowiedniego surowca do ich wykonania - obawiano się bowiem zanieczyszczeń wynikają cych z wykorzystania porowatej gliny, natomiast srebro utożsa miano z surowcem, z którego wybijano monety z wizerunkami pogańskich bożków. Pozostał tylko kamień, jako materiał ko szerny - zatem rytualnie czysty. W istocie halacha, ustna tradycja, przytaczała niezliczo ną liczbę możliwych źródeł braku czystości rytualnej - każ dy kontakt z wydzielinami ludzkiego ciała, dotknięcie nowo 313
rodka, dotknięcie zwłok, kontakt z przedmiotami i symbolami pogańskiego kultu bożków (łącznie z nieżydowskimi moneta mi), kontakt z ludźmi chorymi na dolegliwości skórne, kon takt z pełzającymi zwierzętami i z padliną wymagały podjęcia natychmiastowych środków zaradczych. Wiemy musiał umyć się w „żywej” (płynącej) wodzie, w tym celu wielu Żydów bu dowało we własnych obejściach mykwę - basen do rytualnych kąpieli. Jednak także przedmioty użytku domowego stawały się nieczyste przez kontakt z nieczystym - i musiały być oczysz czone poprzez rytualne mycie wodą. Żeby wszystko pozosta ło koszerne, również woda służąca do rytualnych oczyszczeń przedmiotów musiała być przechowywana w (koszernych!) ka miennych naczyniach i czerpana z nich kamiennymi kubkami. Na stanowiskach archeologicznych odnajduje się liczne dobrze zachowane egzemplarze tych masywnych stągwi kamiennych, zwanych kraterami lub kallalami - przykładowo na terenie żydowskiej dzielnicy starego miasta w Jerozolimie. W tym wszystkim trzeba jednak dodać, że objętość podawana w ujed noliconej wersji tłumaczenia Pisma Świętego (około stu litrów) jest wygórowana. W greckim tekście oryginalnym mówi św. Jan o „dwóch albo trzech firkinach”. Jeden firkin (kąpiel; miara), jednostka miary pojemności płynów, odpowiada do kładnie 21,83 litra, tak więc pojemność kamiennej stągwi moż na ocenić na 44—66 litrów, co z pewnością odpowiadało obo wiązującej wówczas normie i tylko trochę ustępuje pojemności stągwi kamiennych, odnajdywanych na terenie Jerozolimy. Kiedy jednak Jezus zamienia tę wodę, która służyła do oczyszczeń rytualnych, w wino, wtedy faktycznie przemawia do ludzi obrazowo - za pomocą znaku - równie czytelnego kiedyś, co dziś. Potem zamienia wino ponownie w prawdziwie oczyszczającą krew, która zmazuje wszystkie winy i grzechy, usuwa wszelkie nieczystości duchowe - dzieje się tak pod 314
czas każdej Eucharystii. Święty Hieronim, zapytany, co wła ściwie zrobiono z trzystoma litrami wina, w które zamienił Chrystus wodę w kamiennych stągwiach, miał odpowiedzieć z właściwą sobie łagodną, mądrą ironią: „Do dziś z nich pije my”. Obrazowo rzecz ujmując, jeszcze dziś w każdym kościele na całym świecie używamy tego wina w czasie przeistoczenia. Przez ofiarę śmierci Chrystusa w Nowym Przymierzu rytualne oczyszczenia przekazane przez tradycję ustną (halacha) stały się zbędne - woda oczyszczająca tylko zewnętrznie została zastą piona sakramentem oczyszczenia wewnętrznego. Miriam była tą postacią, która wystąpiła w obu istotnych scenach - pierwszego objawienia i ostatecznego przypieczętowania tego objawienia na krzyżu - postacią, która była obecna przy swoim synu i od po czątku wskazywała na Niego. Także dziś jeszcze wskazuje nam drogę do Jezusa, prowadząc nas do Niego nieustannie. Następnie po weselu, jak podaje św. Jan w dalszej części relacji, „On [Jezus], Jego Matka, bracia i uczniowie Jego uda li się do Kafamaum, gdzie pozostali kilka dni” (J 2,12). Jego bracia (kuzyni) musieli towarzyszyć Miriam, ponieważ teraz Jezus nie mógł już się o nią troszczyć. Mieszkał już wtedy osobno. Zatrzymał się w obszernym domu teściowej św. Pio tra, w budynku, który w latach 1968-1991 został gruntow nie przebadany podczas prac wykopaliskowych przez dwóch włoskich archeologów z zakonu franciszkańskiego - Virgilio Corbo i Stanislao Loffreda. Na ruinach domu wznosi się obec nie nowoczesny betonowy kościół ze szklaną podłogą, pod którą widać ostatnie z całego szeregu sanktuariów, będących na tym miejscu wspomnieniem działalności Jezusa, ponieważ już w drugiej połowie I wieku, co ze zdziwieniem stwierdzili pracujący tu archeolodzy, dom należący niegdyś do licznej ro dziny żyjącej z rybołówstwa - na co wskazują znalezione tutaj liczne haczyki służące do połowu ryb - został przekształcony 315
w miejsce kultu. O ile w najstarszej warstwie osadniczej znaj dowano jeszcze fragmenty garnków do gotowania i dzbanów, 0 tyle nikną one nagle w warstwie późniejszej, zastąpione przez fragmenty lampek oliwnych i zasobników. Jednocześnie ściany 1posadzka jednej szczególnej komnaty zostały otynkowane, co stanowi wyjątek w całym Kafamaum. Wszystko wskazuje na to, że dom ten został już wcześnie przekształcony w tak zwa ny kościół domowy, dokładnie tak, jak opisała to około roku 383 po Chr. przybyła tu z pielgrzymką z północnej Hiszpanii lub południowej Francji mniszka imieniem Egeria w swoim dzienniku z podróży: „W Kafamaum jednak z domu księcia apostołów zrobiono kościół. Jego mury stoją do dziś, tak jak wcześniej. Tam Pan uzdrowił paralityka”. W tym specjalnym pomieszczeniu, na którego otynkowanych ścianach wcześni pątnicy wyryli wezwania Jezusa i św. Piotra, Chrystus musiał najpewniej nauczać i czynić pierwsze cuda. Izba nie była zbyt obszerna, około 7 na 7 metrów, lecz było to największe pomieszczenie w tym gospodarstwie, składającym się z ośmiu pokrytych łupkiem kamiennych domów, przylegają cych do dwóch wewnętrznych dziedzińców. Kompleks budyn ków znajdował się w Kafamaum dokładnie na osi północ-po łudnie, przy drodze prowadzącej do pobliskiej synagogi. Dom, o którym mowa, leżał tuż przy bramie wiodącej na pierwszy wewnętrzny dziedziniec. Ponieważ brama i pierwszy budynek kompleksu były trochę cofnięte w stosunku do pozostałych, tak więc przed nim rozpościerał się mały placyk, jedyny tego typu w całym Kafamaum. Sama już ta okoliczność wystarczy łaby, by utożsamić ten dom z widownią, na której znajdował się opisujący wydarzenia ewangelista, ponieważ w Ewange lii św. Marka czytamy, że „całe miasto było zebrane u drzwi” (Mk 1,33), co byłoby trudne do pomyślenia w wąskich ulicz kach i zaułkach tej niewielkiej wioski rybackiej, jeśli liczne 316
uzdrowienia nie nastąpiłyby w tym właśnie domu, jedynym w osadzie, przed którym znajdował się większy plac. Tutaj mu siało zdarzyć się to, co św. Mateusz opisał w sposób następu jący: Gdy jeszcze przemawiał do tłumów, oto Jego Matka i bracia sta nęli na dworze i chcieli z Nim mówić. Ktoś rzekł do niego „Oto Twoja matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą”. Lecz on odpowiedział temu, który Mu to oznajmił: „Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?” I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, sio strą i matką” (Mt 12,46; prawie tak samo brzmią: Mk 3,31-35 i Łk 8,19-21).
Tą odpowiedzią uczynił z domu św. Piotra pierwszy kościół. Zgromadzony tłum nie stał się jednak tylko pierwszą gminą, lecz nową eschatologiczną rodziną Jezusa. W tej rodzinie nie było uprzywilejowanych, czy to z powodu urodzenia i zajmo wanej pozycji, czy też powinowactwa. Ale ten, kto chciał do niej należeć, ten musiał się najpierw sprawdzić. To, że Miriam dawno już zdała pomyślnie test, nie ulega żadnej wątpliwości. Jednak ani Mateusz, ani Łukasz nie podają, z jakiej okazji na stąpiły te odwiedziny. Co było takie pilne, że Jego bliscy chcie li z Nim koniecznie rozmawiać, chociaż był w tym momencie wyraźnie zajęty czymś innym? Tylko św. Marek podaje po wód wizyty. Oczywistą przyczyną były oszczerstwa uczonych w Piśmie, którzy właśnie przybyli z Jerozolimy do Kafamaum na wieść o działalności Jezusa, by zebrać dowody przeciwko Niemu. Uczeni mówili: „Ma Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy” (Mk 3,22) - relacjonuje św. Ma rek. Wprawdzie Jezus wiedział, co im ma odpowiedzieć, ale mimo wszystko sytuacja dawała krewnym Pańskim powód do 317
zatroskania. Autorytet uczonych w Piśmie był zbyt wielki, by ich słowo nie mogło doprowadzić szybko do zmiany nastawie nia zgromadzonego tłumu. Za bluźnierstwo przeciwko Bogu, a o to mogli Go szybko oskarżyć uczeni w Piśmie, była prze widziana kara ukamienowania, dlatego też - jest to w każdym razie najbardziej prawdopodobne wytłumaczenie - „gdy to po słyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mó wiono bowiem: »Odszedł od zmysłów«” (Mk 2,21). „Odszedł od zmysłów” może dlatego, że nastawił się na konfrontację. „Odszedł od zmysłów” także dlatego, że Jego bracia nie zro zumieli Go. To, że Miriam okoliczności Jego narodzin „zacho wała w swoim sercu”, jak napisał o tym św. Łukasz, świadczy ojej dyskrecji - jej syn powinien móc dorastać bez przeszkód i sam zdecydować o tym, kiedy się ujawni. Najprawdopodob niej przestała milczeć dopiero w obliczu Jego śmierci. Jednak nawet jeśli Jego bracia już wtedy podejrzewali, że jest Mesja szem, to nie wiemy, jakiego Mesjasza w Nim widzieli. Czy są dzili, że jest wojowniczym Mesjaszem-królem, który przepędzi Rzymian, podobnie jak uważała większość Żydów? A może jest „fundamentalistycznym” Mesjaszem esseńczyków, który stanie kiedyś na czele sekty z Kumran? Kimkolwiek był Je zus, szedł swoją drogą i nie interesował się zbytnio tym, by spełniać oczekiwania ludzi. Musiało to doprowadzić w kon sekwencji do nieporozumień i zwątpień. To, że bracia Pańscy rzeczywiście byli blisko idei wspólnoty esseńczyków, można wywnioskować z pewnych słów, które padają w Ewangelii św. Jana: „A zbliżało się żydowskie święto Namiotów. Rzekli więc Jego bracia do Niego: »Wyjdź stąd i idź do Judei, aby uczniowie Twoi ujrzeli czyny, których dokonujesz. Nikt bo wiem nie dokonuje niczego w ukryciu, jeżeli chce się publicz nie ujawnić. Skoro takich rzeczy dokonujesz, to okaż się świa tu«”. Jezus odpowiedział, że nie nadeszła jeszcze Jego godzina, 318
i pozostał w Galilei. Jednak już w następnym zdaniu czytamy: „Kiedy zaś bracia Jego udali się na święto, wówczas poszedł i On, jednakże niejawnie, lecz skrycie” (J 2,7-10). Kolejne wer sety opisują Jego czyny w Jerozolimie dokonywane właśnie pod czas świątecznego tygodnia. Być może chciał jedynie uniknąć pochodu pielgrzymów wędrujących z Galilei i wolał wyruszyć jeden lub dwa dni później ze swoimi uczniami. Jest też możli we, że postanowił obchodzić święto według innego kalendarza niż Jego uczniowie, ponieważ oficjalnie jerozolimska hierarchia świątynna posługiwała się kalendarzem lunamym, podczas gdy znaleziska w Kumran poświadczają, że esseńczycy układali swój kalendarz świąt wedle kalendarza słonecznego. Prowadziło to do tego, że esseńskie terminy świąt były z reguły przesunięte o kil ka dni, wyprzedzając święta oficjalne, co mogłoby tłumaczyć przedwczesny wymarsz braci Pańskich do Jerozolimy. Wówczas decyzja Jezusa miałaby na wskroś programowy charakter. Chciał być Mesjaszem całego Izraela, nie tylko spełnieniem oczekiwań esseńskiego odłamu judaizmu, niezależnie od tego, jak bliskie Jego rodzinie były idee esseńczyków. Oczywiście kuzyni Jezusa próbowali przeciągnąć na swo ją stronę Jego matkę - stanowiącą najpewniej jedyny poważ ny autorytet, któremu posłuszny był Jezus. Jednak nawet jeśli w pewnym momencie byli przekonani o tym, że Jezus „odszedł od zmysłów”, nie istnieje żadna najdrobniejsza nawet wzmian ka w tekście, dająca podstawę do przypuszczeń, że także Miriam w Niego zwątpiła. Z pewnością martwiła się, jednak mu siała mieć do Niego bezgraniczne zaufanie, bo wiedziała, kim jest. On natomiast znał swoje przeznaczenie. Dla Niego waż niejsze było spełnienie misji niż błahe lęki ludzi z najbliższego otoczenia. Ponownie doszło do podobnej sytuacji, kiedy Jezus, które mu towarzyszyli uczniowie, powrócił do Nazaretu. Zdarzyło 319
się to gdzieś na początku marca 29 roku po Chr., w dobry rok po rozpoczęciu przez Niego publicznej działalności, w każdym razie w dzień szabatu - żydowski dzień odpoczynku, kiedy na zarejczycy gromadzili się wspólnie na modlitwie w lokalnej synagodze w Nazarecie. W czasie nabożeństwa w żydowskiej synagodze było w zwyczaju, że jeden dorosły mężczyzna, któ ry skończył trzydzieści lat, wstawał, brał księgę, wyszukiwał fragment tekstu i objaśniał jego znaczenie. Tym razem zwycza jem świątecznym wstał Jezus i otrzymawszy od kapłana pełnią cego służbę w synagodze zwój księgi, rozwinął go i natrafił na fragment proroctwa Izajasza: Rozwinąwszy księgę natrafił na miejsce, gdzie było napisane: Duch Pański spoczywa na Mnie ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę [po grecku: Eu angelionl - M.H.], więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie, abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski u Pana. Zwinąwszy księgę oddał słudze i usiadł [...] (Łk 4,17-20).
Wszystkie oczy były skierowane na Niego, kiedy oddawał zwój słudze i powoli siadał na tronie M ojżesza - na „katedrze”, która stała w każdej synagodze - stoi tam zresztą do dziś. Ob jaśnienie tekstu, które nastąpiło potem, było krótkie. Święty Łukasz sprowadza je do jednego zdania: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście usłyszeli” (Łk 2,22). W Nazarecie wiele o Nim już słyszano, głównie za sprawą cudów, których dokonywał w Kafamaum i w innych miejscach wokół jeziora Genezaret. Jednak mieszkańcy Nazaretu nie po trafili sobie wyobrazić, że w ich otoczeniu dorasta Mesjasz - to wykraczało poza ich zdolności pojmowania. Cała ta sytuacja 320
była dla nich trochę dziwna - nie dość, że najpierw musiały krążyć po wsi plotki na temat przedwczesnej ciąży Jego matki, to jeszcze mówiło się o cudach, których dokonywał w dzieciń stwie - o czym dowiadujemy się choćby z rozmaitych apo kryficznych E w an gelii D zieciń stw a. Jeśli we wsi faktycznie mieszkali głównie potomkowie z rodu Dawida, na co wskazują nazwa miejscowości: wieś latorośli, potomka (oczywiście nowi osadnicy z plemienia Dawidowego chętnie odnosili to do swe go pochodzenia), a także „królewska” nekropolia w Nazarecie, to znaczy, że nazarejczycy musieli szczególnie gorąco wierzyć w to, że z ich pokolenia wyjdzie Mesjasz. Jednak tu znów poja wia się to samo pytanie: jaki Mesjasz? Jest całkiem oczywiste, że Jezus w latach poprzedzających swoją publiczną działalność nie podjął najmniejszej próby objawienia swojej władzy i swo jej wielkości. Zazdrość, nieżyczliwość i rywalizacja także dziś należą w różnych rodzinach do cech szeroko rozpowszechnio nych. „Czy nie jest to syn Józefa?”- pytali mieszkańcy Naza retu, ponieważ znali Go tylko jako pomocnika ojczyma, który był cieślą budowniczym. Zatem kojarzyli Go tylko z tym czło wiekiem. To, że Józef nie jest Jego rodzonym ojcem, wiedzieli z pewnością wszyscy, nazywali Go przecież często „cieślą, sy nem Maryi” (Mk 6,3), choć w następnej kolejności wymieniali Jego braci „Jakuba, Józefa, Judę i Szymona” i „Jego siostry”, które, od dawna zamężne, „żyją tu”. Jego dawni sąsiedzi do magali się przynajmniej tego, żeby Jezus na ich oczach do konał kilku cudów, by w ten sposób ich pouczyć i przekonać. Jednak Syn Boży, który nigdy nie zabiegał o to, by odpowia dać na ludzkie oczekiwania, unikał pokazowych uzdrowień. To zniechęciło do Niego nazarejczyków na tyle, że w końcu wystąpili przeciwko Niemu. Porwali Go z miejsca, wyrzucili z miasta i wyprowadzili aż na krawędź wzniesienia, na którym zbudowana była ich osada, aby Go strącić. Góra ta jeszcze dziś 321
nosi nazwę: „Góry nad Przepaścią”. Prawdopodobnie chcieli Go ukamienować. „On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się” - tymi słowami kończy św. Łukasz opis tego wydarzenia (Łk 4,20-30). „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krew nych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony” podaje słowa Jezusa św. Marek (6,4). Krewnymi Jezusa byli wszyscy mieszkańcy Nazaretu - wsi Dawidowej, jednak mimo to cytat ten może odnosić się także do Jego braci i kuzynów. Nic nie wskazuje na to, że przyrodni bracia i kuzyni Jezusa to warzyszyli Mu za życia. Dopiero pod krzyżem - jak się wydaje - doszło do pojednania między kręgiem Jego uczniów a Jego krewnymi. Stało się tak, zanim jeszcze wydarzenia wielkanoc ne i zmartwychwstanie pozwoliły Jego rodzinie rozpoznać, że naprawdę jest Mesjaszem - Synem Boga. A Miriam? Nie wiemy nawet, czy była obecna podczas wi zyty w synagodze w Nazarecie - Ewangelie wymieniają tylko uczniów. Mogła pozostać w Kafamaum. Mimo to lokalna tra dycja głosi, że biegła za żądną krwi tłuszczą, a potem na skra ju przepaści upadła, płacząc. Jeszcze dziś znajduje się w tym miejscu Kaplica Trwogi Maryi. Wiemy jednak przynajmniej, że od tego dnia Święta Dziewica - Miriam - nigdy już nie wró ciła do Nazaretu. Jeśli wierzyć lokalnej tradycji, Miriam musiała już wtedy przeczuwać, jak się to wszystko skończy. W Kafamaum ciągle była świadkiem rosnącej wrogości, na którą wystawiony był jej umiłowany syn. To, że tylko ona znała Jego tajemnicę, powo dowało, że wszystko było jeszcze trudniejsze. „Mają oczy, by widzieć, ale nie widzą. Mają uszy, by słuchać, ale nie słuchają” - miała stale wołać, przepojona rozpaczą. Tym więcej cierpiała w dniu, kiedy pospólstwo z Jerozolimy, podburzane i opłacane przez przedstawicieli świątynnej arysto kracji, gromadziło się przed siedzibą pretora Poncjusza Piłata, 322
by wykrzyczeć ni mniej, ni więcej tylko żądanie zabicia Boga. Oczywiście na święto P esach przybyła do Jerozolimy także ro dzina Jezusa, podobnie jak wszyscy prawowierni Żydzi. Było to jedno z trzech świąt pielgrzymich. Z pewnością Miriam była obecna na procesie Jezusa. Zapewne dowiedziała się od jedne go z uczniów o tym, że jej syn poprzedniej nocy został pojmany w Ogrodzie Oliwnym. Była bardzo blisko tego wszystkiego, widziała na własne oczy - wahanie Poncjusza Piłata, podjętą przez niego próbę uspokojenia rozwścieczonej tłuszczy i za spokojenia morderczej żądzy krwi pospólstwa sadystycznym spektaklem linczowania Jezusa biczem, zakończonym ołowia ną kulką {flagellum ), która rozrywała ciało, zamieniając skórę tego najszlachetniejszego ze wszystkich ludzi w jedną wielką krwawiącą ranę. Widziała Jego szare, pokryte potem, umęczo ne do ostatnich granic ciało, które drżało i chwiało się ze słabo ści, gdy ponownie przywiedziono Go przed oblicze Poncjusza Piłata zasiadającego na fotelu sędziowskim. Ten już wkrótce wydał ostatecznie Jezusa na pastwę tłumu, podczas gdy Jego krew lśniła jeszcze na bruku wewnętrznego dziedzińca pre torium. Legenda głosi, że Miriam zaraz potem wytarła krew swoim welonem - możemy być pewni, że nie odmówiłaby Mu tego miłosiernego uczynku, pozostającego w zgodzie ze zwy czajem żydowskim. Upokarzając się do tego stopnia, chciała wziąć czynny udział w Jego cierpieniu. Potem zabrzmiały sło wa przejmujące do szpiku kości - Crucifige! Crucifige! - Ukrzyżuj Go - wołała tłuszcza, a słowa te odbijały się echem na dziedzińcu pretorium, wzbudzając jedynie sarkastycz ny grymas na twarzach brutalnych legionistów Poncjusza Piłata. Miriam, bliska utraty przytomności, poczuła, jak z każ dym słowem wrzeszczącego pospólstwa rośnie jej ból, kłujący ból podobny do ciosu mieczem, przebijający coraz głębiej jej serce. Tak spełniło się proroctwo sędziwego Symeona. Jed 323
nak gdzieś z oddali przybywał do niej głos pocieszenia. W jej uszach brzmiały dochodzące z daleka słowa anioła: - Nie bój się, Maryjo! Nie bój się, Miriam! Chrześcijańska tradycja przeznaczyła dla Miriam stałe miejsce w via Crucis - Drodze Krzyżowej. Najczęściej jest to czwarta stacja: „Jezus spotyka swoją Matkę”. W Ewangeliach nie znajdujemy żadnej wzmianki na temat rzekomego spotka nia. Jednak jak moglibyśmy wątpić w to, że matka chce być ze swoim synem w najtrudniejszej godzinie Jego życia, że chce być najbliżej jak to tylko możliwe, z chęci, a może z powinno ści? Jego uczniowie mogli uciec, trzymali się gdzieś w ukryciu zdjęci przerażeniem i rozpaczą. Tylko ona nie miała nic wię cej do stracenia, ponieważ jej najukochańszy syn miał właśnie złożyć ofiarę męczeńską. Z pewnością udało się jej gdzieś na drodze liczącej około sześciuset metrów, dzielącej pretorium Poncjusza Piłata od wzgórza Golgoty, podejść do Niego bliżej, najbliżej jak się dało, by Go pocieszyć i dotknąć czule w naj czarniejszej godzinie historii świata. Potem stała pod krzyżem. Z dwunastu apostołów tylko Jego umiłowany uczeń, Jan, zdobył się na odwagę, by podejść bliżej i chronić Matkę Bożą. Nie wiemy dokładnie, czy Jezus wisiał na męczeńskim krzyżu w miejscu kaźni tylko trzy godziny (jak u św. Jana), czy też sześć (jak w Ewangeliach synoptycznych). Tak czy inaczej, Miriam musiała odczuwać Jego cierpienie jako niekończącą się mękę. Jednak pośród tej pozornie nieskończonej beznadziei, kiedy żołnierze rzucali los o tkaną tunikę - ostatnią ziemską własność Jezusa, i kiedy nadciągnęły ciemne chmury pia skowej burzy, miał się dopełnić testament ogłoszony z krzyża. Syn Boży wypowiedział ostatnią wolę w historii zbawienia na ziemi: Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, które go miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie 324
rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie (J 19,27).
Święty Jan, który zmarł dopiero około 100 roku po Chr. w sę dziwym wieku w Efezie, był wśród uczniów beniaminkiem. Miał może piętnaście lat, kiedy przyłączył się do Jezusa, i naj wyżej osiemnaście, kiedy stał pod krzyżem. Jako jedyny spo śród dwunastu apostołów nie był żonaty, co zresztą przemawia za jego młodym wiekiem. Ponieważ inni uczniowie byli raczej w wieku Jezusa, tylko z Janem połączyła go faktyczna relacja między mistrzem a uczniem, która miała w sobie coś z relacji synowsko-ojcowskiej. Jezus właśnie jemu pozwolił najgłębiej wniknąć w swoją tajemnicę, co poświadcza już silnie chrysto logiczny charakter czwartej z Ewangelii Nowego Testamentu. Jest ona zarazem Ewangelią mariologiczną, ponieważ Matka Boska pojawia się na początku i na końcu działalności Jezu sa. Jan był tak bardzo związany z istotą Chrystusa, że potem w gminach chrześcijańskich krążyło przekonanie, że apostoł nie zejdzie z tego świata dopóki, dopóty Pan nie powróci. Do tego wyobrażenia odnosi się najpewniej autor redakcji czwar tej Ewangelii, najprawdopodobniej uczeń św. Jana, w (dołączo nym chyba po śmierci apostoła) dopisku: „Rozeszła się wśród braci wieść, że uczeń ów nie umrze. Ale Jezus nie powiedział mu, że nie umrze, lecz: »Jeśli ja chcę, aby pozostał, aż przyjdę, co tobie do tego?«” (J 21,23), aby wyraźnie zaprzeczyć temu przekonaniu. Jednak nie były to tylko praktyczne rozważania, które Je zus przekazał w swojej ostatniej godzinie. Powierzając Miriam najmłodszemu uczniowi, który mógł się nią troskliwie zaopie kować, Jezus wiedział, że Jan nie ma własnej rodziny, o którą musiałby zadbać. Jako jeden z dwunastu apostołów, św. Jan reprezentował teraz młody, przypieczętowany krwią Nowego 325
Przymierza Kościół. Kościół ten został wówczas przez niego powierzony Jego matce, Kościół, który przyjął Miriam - na po lecenie Jezusa - do swojego grona. Od tego momentu Kościół i Matka Boża są ze sobą nieroze rwalnie złączone - Miriam stała się matką Kościoła. Kiedy Jego ludzkie życie, ta faza Jego zbawczego działania, dokonała się, przypieczętował to słowami: „»Wykonało się!« I skłoniwszy głowę oddał ducha” (J 19,30). Jezus wiedział, że Jego Kościół, powierzony Matce, znalazł się w najlepszych rę kach.
XI
Córa Syjonu
Tylko dwa wersety Nowego Testamentu wspominają o dal szych losach Matki Bożej. Z Ewangelii św. Jana dowiadujemy się, że umiłowany uczeń Jezusa wziął ją odtąd do siebie, co należy rozumieć nie tylko bardzo konkretnie, ale z pewnością również i w taki sposób. Miriam mieszkała teraz u Jana, on troszczył się o nią. Dzięki niemu miała kontakt z gronem apo stołów, obdarzając ich serdecznością przepełnioną modlitwą i m iłością- Miriam staje się sercem kręgu Dwunastu. Jako taką właśnie osobę odnajdujemy ją ponownie przy okazji wniebo wstąpienia Jezusa, po którym zaraz nastąpiły wydarzenia zwią zane z zesłaniem Ducha Świętego: Przybywszy tam weszli do sali na górze i przebywali w niej: Piotr i Jan, Jakub i Andrzej, Filip i Tomasz, Bartłomiej i Mateusz, Ja kub, syn Alfeusza, i Szymon Gorliwy, i Juda, [brat] Jakuba. Wszy scy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego (Dz 1,13-14).
327
W ten sposób dowiadujemy się - przynajmniej pośrednio - że Miriam była świadkiem zmartwychwstania Jezusa i Jego wniebowstąpienia. Nie wspominają o tym jednak ani ewange liści, ani św. Paweł, który w Pierwszym Liście do Koryntian (15,4-8) dostarcza nam prawie kompletnej listy (męskich) świadków Zmartwychwstałego, rezygnując z wymienienia wśród nich Miriam. Powodem było to, że kobiety w judaizmie nie były wiarygodnymi świadkami. Ich wypowiedzi czy zezna nia nie miały przed sądem żadnego znaczenia. Brak wzmianki o obecności Matki Bożej tak bardzo zaskoczył bizantyńskich chrześcijan, którzy w swej bezgranicznej miłości do Miriam nie mogli pojąć jej braku, że na własną rękę wprowadzili ko rektę. Przykładowo diakon Efrem z Mezopotamii - poeta wśród mariologów - zmarły w roku 373 po Chr., błyskawicznie zmie nił spotkanie Jezusa z Marią Magdaleną przy pustym grobie (J 20,15-16) w dialog Jezusa ze swoją Matką. Natomiast w greckim apokryfie pochodzącym z VI wieku po Chr., zwa nym A ktam i Tadeusza stwierdza się kategorycznie: „A On uka zał się najpierw swojej Matce i innym kobietom”. Mogło się tak oczywiście zdarzyć. Brak informacji o tym u ewangelistów niczego nie dowodzi, ponieważ także inne wy darzenia związane z Wielkanocą nie zostały opisane ze wszyst kimi szczegółami. Ewangelie ani nie podają tego, że „później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie” (1 Kor 15,6), których wymienia św. Paweł, ani nie wymieniają osób przed Jakubem z tej samej listy. Z Ewangelii św. Łukasza wie my jedynie o spotkaniu z uczniami w Emaus (u Mateusza jest również wzmiankowane), traktowanym być może tylko jako symbol, jako jeden przykład poświadczający, że Zmartwych wstały ukazywał się członkom swojej - jak dotąd sceptycznie nastawionej - rodziny (w końcu Kleofas był Jego wujem, a Szy mon jednym z braci Pańskich czy kuzynów Jezusa). Cokolwiek 328
się zdarzyło, skutki tego wydarzenia zostały udokumentowane w Dziejach Apostolskich - rodzina Jezusa nawróciła się i przy znawała się teraz do Niego, tworząc wspólnie z dwunastoma apostołami podstawę pierwszej gminy chrześcijańskiej. To, co Jezus rozpoczął na krzyżu, kiedy powierzył Miriam swojemu umiłowanemu uczniowi, czyniąc z niej w ten sposób Matkę Kościoła, dopełniło się w zmartwychwstaniu - teraz Kościół i rodzina Jezusa stanowili jedno. Lecz poza tym to wszystko ma jeszcze inne znaczenie. Mi riam, jako potomkini rodu królewskiego i kapłańskiego Izraela oraz jako pobożna wyznawczyni judaizmu odłamu esseńskiego, symbolizuje - jak nikt inny - łączność ze Starym Przymierzem. Święty Jan jako umiłowany uczeń Jezusa ucieleśnia natomiast łączność z Nowym Przymierzem. Jezus, oddając na krzyżu Ko ściół z powrotem na łono Syjonu i powierzając go opiece jego córy, chciał zapewne zapobiec temu, co w przyszłości miało stać się wielkim grzechem chrześcijaństwa - brzemiennym w skutki antysemityzmem, który był po prostu zdradą i sprze niewierzeniem wobec wiary Jezusa, Miriam i apostołów. Był gwałtownym oderwaniem się Kościoła od korzeni, co miało jak wiemy - najbardziej fatalne z możliwych skutków. Nic bo wiem w Dziejach Apostolskich nie wskazuje, że pierwsi chrze ścijanie byli kimś innym niż głęboko wierzącymi Żydami, którzy początkowo różnili się od swoich braci w wierze tylko tym, że rozpoznali Mesjasza w Jezusie z Nazaretu. Ewangeliści stale podkreślają, że Dzieje Apostolskie i Listy Apostolskie są kontynuacjami Bożego planu Zbawienia. To, że uczniowie Je zusa żyli zgodnie z wiarą w Stare i Nowe Przymierze, że potra fili jednomyślnie łączyć dwie tradycje, uwidacznia się w tym, jak często Dzieje Apostolskie wspominają, iż na modlitwę uda wali się zawsze do świątyni: „Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek 329
z radością i prostotą serca” (Dz 2,46) - tak opisuje św. Łukasz dwoistość ich religijnej praktyki. Gdzież jednak znajdowały się „ich domy”, gdzież nade wszystko było to miejsce, „dokąd [Jezus] uniósł się w ich obec ności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu” (Dz 1,9), gdzież jest „duża sala na górze” i gdzież mieszkała Miriam z Janem podczas zesłania Ducha Świętego i w następnych latach po tym wydarzeniu? Chrześcijańska tradycja ma na to pytanie jedną, bardzo konkretną odpowiedź - na górze Syjon, położonej na południowo-zachodnim krańcu Jerozolimy, tam gdzie wedle przekazu odbyła się również Ostatnia Wieczerza. Ta góra - święta dla starego i nowego Izraela - jest jeszcze dziś nie do przeoczenia. Obojętnie, od której strony zbliżamy się do Jerozolimy, Syjon, który zdominował panoramę miasta, góruje nad Starym Miastem i nad horyzontem. Jest jednym z czterech głównych symboli Świętego Miasta, obok Kopuły na Skale, kościoła Grobu Pańskiego i wieży Dawida. To, że góra ta stała się jednym z emblematów miasta, zawdzięczamy niemieckiemu cesarzowi Wilhelmowi II, na którego rozkaz w 1900 roku wzniesiono na górze Syjon najpiękniejszy kościół Jerozolimy - neoromańską bazylikę Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny. Kościół zawdzięcza swoją nazwę okoliczności, którą tradycja lokalizuje właśnie w tym miejscu, a mianowicie śmierci Miriam - zaśnięciu Najświętszej Maryi Panny (po ła cinie: dorm itio B eatae M ariae Virginis) - ten temat omówimy jednak szczegółowo w ostatnim rozdziale. Z pewnością nieprzypadkowo Hohenzollern odbył swoją podróż do Ziemi Świętej dokładnie w osiemset lat po pierwszej wyprawie krzyżowej. W każdym razie nie uniknął osobliwe go anachronizmu, nawiązując do wspaniałości niegdysiejszych krzyżowców. Odgrywając rolę „obrońcy świętych miejsc”, odniósł się do uniwersalnej tradycji Cesarstwa Niemieckie 330
go, które początkiem sięga rządów cesarza Karola Wielkiego, a tragiczną kulminację osiąga w okresie panowania cesarza Fryderyka I Barbarossy, który stojąc na czele trzeciej wypra wy krzyżowej, nie miał nigdy dotrzeć do Ziemi Świętej (uto nął w roku 1190 podczas kąpieli w lodowatych wodach turec kiego potoku górskiego - Salaf). Cesarz Wilhelm II - prawie jak spóźniony spadkobierca Fryderyka I Barbarossy - wjechał 29 października 1898 roku przez Bramę Jafy do ozdobionej flagami i girlandami Jerozolimy. Siedząc wyniośle na rumaku w towarzystwie cesarzowej, wjechał z orszakiem całego za stępu oficerów podążających za nim na koniach siwej maści. Świta złożona z jeźdźców z głowami ozdobionymi pikielhaubami i kolorowymi pióropuszami, z podkręconymi ku niebu wąsami, w białych szerokich płaszczach, wyglądała jak oddział fantomów - zjaw z dawno minionej epoki. Cesarz nie przybył jednak do Jerozolimy, by ją wyzwolić, lecz jako gość sułtana z Konstantynopola, wiernego sprzymierzeńca. Ten nie szczę dził pieniędzy ani wysiłków, dzięki którym w ogóle możliwa stała się ta arogancka inscenizacja. Na jego rozkaz przerwano nawet mury Jerozolimy, tak by świta cesarska mogła bez pro blemu wjechać do Świętego Miasta. Cesarz Wilhelm II przez tydzień rezydował w Jerozolimie jako „ostatni krzyżowiec w historii”. Nie tylko poświęcił tam ewangelicką świątynię Zbawiciela, pierwszy luterański dom Boży w tym mieście, ale spotkał się także z niemieckimi katolikami, reprezentującymi Niemieckie Towarzystwo Ziemi Świętej z siedzibą w Kolonii. Aby zademonstrować, że nie chce, by jego katoliccy poddani poczuli się pokrzywdzeni, przekazał im na własność ziemię na jerozolimskim wzgórzu Syjon, podlegającą jurysdykcji bisku pa kolońskiego. Po powrocie do Niemiec cesarski pielgrzym zainicjował uroczystości przypominające tryumfalny wjazd ce sarzy - zupełnie tak, jakby wracał z ósmej wyprawy krzyżowej. 331
Projekt budowy kościoła na górze Syjon został potem sfinanso wany ze składek i datków. W tamtym czasie teren dzisiejszego klasztoru Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny był ogrodem warzywnym w cieniu Wieczernika, który wówczas był jeszcze meczetem. Jednak le dwie zmienił właściciela, etiopscy i syryjscy chrześcijanie z Je rozolimy zgłosili swoje uwagi: - Co stanie się z kamieniami z domu Miriam? - pytali Niem ców z troską. Potem pokazali im dwa wielkie, słabo ociosane bloki ka mienne, które były czczone w tym miejscu przez wieki. Oczywiście zostały uratowane. Kiedy w roku 1900 położo no kamień węgielny pod budowę bazyliki Zaśnięcia Najświęt szej Maryi Panny, architekt Heinrich Renard, budowniczy ka tedry kolońskiej, zatroszczył się o to, żeby zostały wmurowane w dolną część ściany dzwonnicy. Do dziś przybywają tu afiykańscy i arabscy chrześcijanie, by dotknąć i ucałować „święte kamienie”, które łatwo rozpoznać po tym, że wykuto na nich znaki krzyża. Słusznie, bowiem wiąże się z nimi prastara tra dycja. Po raz pierwszy wspomina o nich w roku 635 po Chr. ówczesny patriarcha jerozolimski, Sofroniusz I. Już po samej sylwetce bazyliki widać od razu, że wymyślo na została w Kolonii. Patrząc na jej założenie, nie można temu zaprzeczyć, projekt za bardzo bowiem przypomina romański ko ściół św. Gereona w katedralnym mieście Kolonii. Prócz tych inspiracji widoczne są również analogie do kaplicy Karola Wiel kiego w Akwizgranie. Bazylika, ozdobiona czterema wieżyczka mi okalającymi neoromańską spiczastą kopułę, wznosi się wyso ko ku jerozolimskiemu niebu, by na całą wieczność zaświadczać, że kiedyś zasnęła tu najszlachetniejsza z cór Syjonu. Rzeczywiście bazylika, poświęcona w roku 1910, stoi na hi storycznej ziemi - ziemi, gdzie miało swój początek chrześci 332
jaństwo. Jednak nazywanie południowo-zachodniego wzgórza Jerozolimy górą Syjon opiera się na pewnym nieporozumieniu, ponieważ pierwotna góra Syjon, na której znajdowała się twier dza króla Dawida, leżała na południowo-wschodnim wzgó rzu jerozolimskim, które łączy się ze świątynnym wzgórzem Moria. Tutaj znajduje się, dziś zdominowana przez Arabów, dzielnica Silwam, nazwana tak od źródła Siloam, które od wie ków zaopatruje miasto w wodę. Miejsce to jest obecnie istną beczką prochu. Odkąd Izraelici w poszukiwaniu swoich korze ni badają tu kamień po kamieniu, zagarniając każdy skrawek ziemi, aby odnaleźć pozostałości miasta Dawidowego i odko pać wszystkie ślady swoich poprzedników - Kananejczyków, dochodzi tutaj do regularnych niepokojów. W tym wszystkim - pomijając względy polityczne - wykopaliska są rzeczywiście niezwykle interesujące, bowiem odsłaniają arenę wydarzeń starotestamentowych. Najważniejszym z odkryć jest podob na kształtem do piramidy budowla schodkowa, składająca się z pięciu kondygnacji, stanowiąca najwyższy budynek z okresu żelaza, jaki znaleziono kiedykolwiek na terenie Izraela. Archeo lodzy są pewni, że odkryli wraz z nim legendarną twierdzę Syjon Jebusytów, których podbił król Dawid około 1000 roku przed Chr. (2 Sm 5,7). Dopiero od czasu powrotu z niewoli babilońskiej, ostatecz nie jednak od okresu panowania Machabeuszy, Żydzi zaczę li uważać wyższe wzgórze południowo-zachodnie za Syjon. To, że nie miało własnego źródła i tym samym w ogóle nie nadawało się na twierdzę, nie odgrywało dla nich żadnej roli. Mieszkańcy Jerozolimy nie potrafili sobie po prostu wyobra zić, żeby najwspanialszy pałac ich największego króla leżał na niższym ze wzgórz, na tym zupełnie niespektakulamym połu dniowo-wschodnim pagórku. Z tego powodu Józef Flawiusz - najsławniejszy z żydowskich historyków - umiejscowił 333
w I wieku po Chr. Miasto Dawidowe także na południowo-zachodnim wzgórzu. Ponieważ biblijni królowie, „Dawid [...] ze swoimi przodkami” zostali pochowani zgodnie z Pierwszą Księgą Królewską (2,10) w „Mieście Dawidowym”, więc choć to u Żydów bardzo niezwykłe - tu właśnie szukano ich grobów. Najprawdopodobniej zostali jednak pogrzebani w jed nym z trzech pięknych grobów galeriowych z długimi komo rami, które odkrył francuski archeolog Raymond Weill dopiero w 1913 roku na wzgórzu południowo-wschodnim, niedaleko źródła Siloam, co pokrywa się z podaniami starotestamentowymi (choćby w Księdze Nehemiasza 3,15). W późnym an tyku natomiast przypuszczano, że groby królewskie znajdują się w miejscu przyjścia na świat Dawida - w Betlejem, zanim krzyżowcy znów zaczęli uznawać, że miejscem pochówku kró la jest wschodnie wzgórze Jerozolimy. W każdym razie dla pierwszych chrześcijan od samego po czątku to południowo-zachodnie wzgórze było rzeczoną górą Syjon, o której wspominał prorok Izajasz: „[...] wstąpmy na Górę Pańską// do świątyni Boga Jakubowego! [...] Bo prawo wyjdzie z Syjonu // i słowo Pańskie - z Jeruzalem” (2,3). To nie dopiero Euzebiusz z Cezarei w IV wieku zaczął odnosić to proroctwo do głoszenia Ewangelii, lecz już przed nim mówił 0 tym pochodzący z Azji Mniejszej biskup Meliton z Sardes, który w roku 140 po Chr. odwiedził Jerozolimę, stwierdza jąc w swojej H om ilii pasch aln ej, że: „Prawo stało się logos - słowem, a stare stało się nowym. Oba wyszły z góry Syjon 1z Jerozolimy”. Nie powinno zatem dziwić, że pierwsza gmina chrześcijańska już wkrótce wzięła górę w posiadanie. Opuści ła ją dopiero, gdy Jerozolimie groził wybuch powstania i bi skup pierwszych chrześcijan, brat Pański - Szymon (Symeon), poprowadził ich do miasta Pella na wschód od Jordanu. Wraz z upadkiem Masady powstanie poniosło klęskę, koń 334
cząc siedmioletnią wojnę żydowską, a gmina chrześcijańska wróciła z powrotem do Jerozolimy - tymczasem doszczętnie zniszczonej przez cesarza rzymskiego, Tytusa. Patriarcha Eutychiusz z Aleksandrii - jak zwykle dobrze poinformowany autor - pisze na podstawie starszych źródeł, że „w czwartym roku panowania cesarza Wespazjana”, więc w roku 72/73 po Chr., „chrześcijanie [N asara] [...] wrócili do ruin Świętego Miasta i je zasiedlili. Wybudowali [tam] kościół [...]”. Kościół ten odnalazł rzymski cesarz Hadrian, kiedy prze bywając na Bliskim Wschodzie w roku 160 po Chr. z drugą już z kolei ekspedycją wywiadowczą, odwiedził Jerozolimę. Natomiast Epifaniusz z Salaminy (315—403), biskup z Cypru, opierając się na starszych źródłach (często judeochrześcijańskich), podaje, że: Znalazł całe miasto w minach i także świątynia jerozolimska leża ła w gmzach. Wyjątek stanowiło kilka niewielkich domostw oraz mały kościółek Pański, wzniesiony w miejscu, dokąd uczniowie wrócili po Wniebowstąpieniu Zbawiciela na Górze Oliwnej po tym, jak uniósł się w ich obecności w górę. Tam został on zbudo wany, mianowicie na zboczu góry Syjon, i nie uległ zniszczeniu, a wokół niego także kilka domostw na właśnie tym Syjonie [...].
Relacja byłaby zdecydowanie mniej zadziwiająca, gdyby nie to, że fragment tego „małego kościółka Pańskiego” stoi tu do dziś. Odsłonięto jego pozostałości tuż obok bazyliki Zaśnię cia Najświętszej Maryi Panny, na dziedzińcu wewnętrznym pewnego domu, na którego parterze znajduje się dziś synagoga, czczona przez prawowiernych wyznawców judaizmu jako grób króla Dawida, podczas gdy pierwsze piętro chrześcijanie uważająza miejsce Ostatniej Wieczerzy Jezusa - tu, w dużej sali na górze, upatrują Wieczernika. Sam Wieczernik, w którym tylko papieżowi Janowi Pawłowi II podczas wizyty w Ziemi Świętej 335
w roku 2000 udzielono pozwolenia na odprawienie Najświęt szej Ofiary w ścisłym gronie osób towarzyszących, jest dzie łem średniowiecznych budowniczych - jego gotycki styl nie pozostawia co do tego żadnych wątpliwości. Jednak wschodnia i południowa ściana budynku składają się częściowo z ciosów kamiennych, pochodzących jednoznacznie z okresu panowania króla Heroda, podobnych do kamieni użytych do budowy plat formy świątynnej. Brzegi kamieni noszą ślady odprysków, co świadczy o tym, że zostały wtórnie użyte jako budulec. Wydaje się, że budowniczowie kościoła w momencie, gdy cała Jero zolima leżała w gruzach, przypominając skalne rumowisko, świadomie wybrali kamienie pochodzące ze świątyni, by w ten sposób nawiązać do dawnej tradycji. Chcieli przez to poka zać wszystkim wiernym, że od teraz na górze Syjon stoi nowa świątynia. Kim byli budowniczowie tego kościoła? Zagadkę rozwi kłano dopiero, gdy w roku 1948 podczas walk na górze Syjon we wnętrzu synagogi eksplodował palestyński granat wystrze lony z moździerza. Trzy lata po tym wydarzeniu izraelski ar cheolog Jacob Pinkerfield otrzymał polecenie wykonania prac naprawczych, likwidujących powstałe szkody, i postanowił przy tej okazji przeprowadzić gruntowne badanie obiektu. To, co czczone było jako sarkofag króla Dawida, okazało się być kenotafem - kamiennym grobem w kształcie kurhanu, usypa nym dopiero przez krzyżowców. Grobowiec miał wskazywać na kontynuację tradycji pochodzenia Jezusa „z domu Dawida”. Za nim znajduje się nisza, która jest najpewniej pozostałością północnej ściany pierwotnego budynku. Ostatecznie odkryto, że kamienna ściana sięga do poziomu najstarszej posadzki, bę dącej rodzajem prostego kamiennego bruku, znajdującego się dziesięć centymetrów poniżej mozaiki podłogowej z IV wie ku po Chr., która z kolei znajduje się pięćdziesiąt osiem cen 336
tymetrów poniżej posadzki budynku pochodzącego z czasów krzyżowców. Podobne nisze o porównywalnej wysokości na poziomie podłogi odnajdywano już w wielu innych starożyt nych synagogach - w nich przechowywano kiedyś zwoje z za pisaną Torą. Dlatego też Pinkerfield sądził na początku, że ma do czynienia z synagogą z czasów rzymskich. Jednak taka in terpretacja znaleziska miała słaby punkt. W każdej żydowskiej synagodze nisza na Torę wskazywała kierunek na Jerozolimę, to znaczy skierowana była na Wzgórze Świątynne. Jednak akurat tu, gdzie świątynia jerozolimska była nawet w zasięgu wzroku, ktoś umieścił niszę nie w jej kierunku, na wschód, lecz na północ. Wskazywała ona w prostej linii na wzgórze, na którym złożono tę właśnie ofiarę, która przyćmiła wszystkie poprzednie, czyniąc je nieważnymi - na Golgotę. Dzięki temu stało się jasne, że nie chodzi o zwykłą synagogę. Potem Pin kerfield odkrył na najniższym poziome podłogowym fragment tynku pochodzącego ze ściany budynku z okresu rzymskiego. Na nim były wyryte słowa zapisane w alfabecie greckim, które okazały się chrześcijańskim wezwaniem: „Zwyciężaj, Zbawco, i miej litość!”. Na innym fragmencie udało się odczytać napis: „O, Jezu, chcę życia, Panie i Władco”. Teraz nie było już żad nej wątpliwości - to była synagoga judeochrześcijan, właśnie ten „mały kościółek Pański” na górze Syjon, o którym wspo minał Epifaniusz z Salaminy, biskup z Cypru, kościółek Pań ski zbudowany na miejscu, gdzie nastąpił cud zesłania Ducha Świętego i gdzie odbyła się Ostatnia Wieczerza. To, że Kościół miał swój początek właśnie na górze Syjon, poświadcza także List do Hebrajczyków, przypisywany przez niektórych egzegetów owemu bratu Pańskiemu, Jakubowi, któ rego św. Piotr mianował pierwszym biskupem w Jerozolimie. Jego autor porównuje górę Syjon z górą Synaj, na której zawarł Bóg Stare Przymierze, kiedy pisze: „Wy natomiast przystąpi 337
liście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem nie bieskiego [...]” (Hbr 12,22). Jeszcze wyraźniejsze jest jednak odniesienie w jednym z pism judeochrześcijańskich na temat życia Jeremiasza, powstałym pod koniec I wieku po Chr. w śro dowisku judeochrześcijańskim, które wkłada w usta proroka następujące słowa: „Pan wstąpił do nieba z góry Synaj i zstępu je ponownie jako prawodawca na górę Syjon i to jest znakiem dla was - wszystkie ludy wyznają drzewo”. Mówiąc „drzewo”, autor tekstu ma na myśli oczywiście drzewo Krzyża. W tym momentu pojęcie „Syjon” ma już jednoznacznie chrześcijań skie zabarwienie. W ten sposób nawet Żydzi, którzy w czasie pierwszego powstania przeciwko Rzymianom (66-70 po Chr.) wybijali jeszcze na swoich monetach napis „Wolność dla Sy jonu” i „Wybawienie dla Syjonu”, zaprzestali tego w trakcie drugiego powstania (132-135), uznając, iż słowa te nie mają już dla nich właściwego odniesienia. Zastąpili je wtedy inną treścią, odtąd obowiązującą: „Wolność dla Jerozolimy” i „Wy bawienie dla Izraela”. Oczywiście ten „mały kościółek Pański”, który uważany był za „kościół apostołów”, pozostał do IV wieku po Chr. w ge stii judeochrześcijan. Był - tak piszą pielgrzym z Bordeaux (333 rok po Chr.) i biskup Epifaniusz z Salaminy - otoczony przez siedem synagog, „które stały na górze Syjon jak namioty. Z nich pozostała tylko jedna do czasów biskupa Maksymonasa i cesarza Konstantyna, jak »córa Syjonu ostała się //jak chatka w winnicy, // jak szałas w ogrodzie warzywnym, // jak miasto oblężone«” (Iz 1,8). Fakt, że ani cesarz rzymski Konstantyn Wielki nie budował kościołów na górze Syjon, ani też góra Sy jon w IV wieku nie była widownią kościelnych uroczystości, przemawia za tym, że musiał być wówczas własnością gmi ny judeochrześcijańskiej. „Wzgórze na Syjonie miało kiedyś pierwszeństwo, jednak teraz się to skończyło” - komentuje zu 338
chwale biskup Epifaniusz z Salaminy. W wypadku synagogi, wyraźnie odróżnianej od „małego kościółka Pańskiego”, mogło chodzić - przynajmniej zgodnie z poglądem benedyktyńskiego archeologa Bargila Pixnera - o niegdysiejszy „dom apostoła Jana i miejsce śmierci Miriam”. Dopiero w momencie, kiedy cesarz Teodozjusz I Wielki ogło sił (nicejskie) chrześcijaństwo religią państwową, a wszystkie heterodoksyjne odłamy religijne były odtąd tępione, kończy się historia judeochrześcijańskiego Syjonu. Około roku 390 bisku powi Janowi udaje się - mimo że jest to teren znajdujący się w gestii gminy judeochrześcijańskiej - zbudować na wzgórzu Syjon, zaraz obok „kościoła apostołów”, z początku ośmiokątną budowlę upamiętniającą Ostatnią Wieczerzę. Kościół został po święcony -jak o ukłon w kierunku judeochrześcijan - 15 wrześ nia 394 roku po Chr., dokładnie w dzień obchodów żydowskiego Święta Pojednania. Jest wielce prawdopodobne, że ośmiokątna świątynia stanęła na miejscu dawnego domu Miriam. Z pewnością nowe sanktuarium zaczęło szybko przycią gać licznych pątników, tak więc już wkrótce dosłownie pękało w szwach. W każdym razie biskup Jan już po dwudziestu jeden latach zastąpił niewielki ośmiokątny kościół wielką kilkunawową bazyliką, która przylegała do kościoła apostołów. Nosiła te raz nową nazwę Hagia Sion - Święty Syjon. Kiedy galijski bi skup Arkulf odwiedził ją około 670 roku po Chr., naszkicował sobie jej plan: na południowym wschodzie znajdowało się „miej sce Ostatniej Wieczerzy Pańskiej”, czyli Wieczernik, na północ nym zachodzie było miejsce, o którym zanotował: „Tutaj zmarła św. Maria”, a na południowym zachodzie: „Tutaj zstąpił Duch Święty na apostołów”. Jakby tego było jeszcze mało, by nadać „matce wszystkich kościołów” odpowiednią rangę, wstawiono w sam środek budowli pręgierz, pod którym biczowano Jezusa, przeniesiony tutaj z pretorium Poncjusza Piłata. 339
H agia Sion uległa potem dwukrotnie całkowitemu zniszcze niu. Najpierw w roku 614 po Chr. za sprawą najazdu Persów, którzy zgotowali miastu prawdziwą masakrę, potem w roku 1009 po Chr. zrównał go z ziemią muzułmański sułtan al-Hakim. Kiedy w roku 1099 po Chr. Jerozolimę zdobyli krzyżow cy, znaleźli już tylko ruiny „Świętego Syjonu”. Na jego miejscu wznieśli nowy kościół, w który włączono Wieczernik, i nazwa no go Sancta Maria in Monte Sion - kościołem Świętej Marii na górze Syjon. Kościół ten miał jednak istnieć przez krótki czas. Po klęsce wojsk krzyżowców pod Hattin w Galilei w roku 1187 rycerze powierzyli kościół opiece syryjskich chrześcijan. Jednak już wkrótce sułtani z Damaszku nakazali go zburzyć. Syryjczykom nie pozostało nic innego, jak przenieść tradycję kościoła apostołów na inne sanktuarium, które znajdowało się w ich posiadaniu - na kościół św. Marka, wzniesiony na miejscu kryjówki pierwszej gminy chrześcijańskiej podczas prześlado wań wyznawców nowej religii przez króla Heroda Agryppę I. Jeśli wierzyć relacjom pielgrzymów z XIII i z początków XIV wieku, to Wieczernik musiał się wtedy znajdować w przy gnębiającym stanie. Dopiero gdy w latach 1335-1337 francisz kanie uzyskali pozwolenie na zakup gruntu i postawienie w tym miejscu klasztoru, otrzymał swój dzisiejszy kształt. Jednak sami zakonnicy nie pozostali długo „strażnikami świętej góry Syjon”. Już w XVI wieku zostali siłą przegnani przez Turków, którzy zamienili pomieszczenie z grobem króla Dawida i Wie czernik na meczet. Dopiero po powstaniu państwa izraelskiego założenie wróciło w ręce Żydów i od tego momentu Watykan usiłuje odzyskać przynajmniej piętro budynku na cele sakral ne. Pozostałości bizantyńskiej bazyliki H agia Sion - kościoła z czasów wypraw krzyżowych - odsłonięto podczas budowy bazyliki Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny oraz prowadzo nych na tym terenie późniejszych prac wykopaliskowych. 340
Rye. 5. Plan bazyliki na górze Syjon według biskupa Arkulfa z VII wieku po Chr. Świątynia obejmuje Wieczernik {lo cu s h ic c a en a e d o m in i) i dom, w którym miała umrzeć Miriam (h ic s a n c ta M a r ia o b iit)
Od roku 1906 neoromańską bazyliką Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny opiekują się niemieccy benedyktyni z klasztoru w Beuron, którzy wtedy zajmowali czołową pozycję w sztu ce liturgicznej i odnaleźli tu obiecujące pole działania. Pod czas II wojny światowej niemieckich benedyktynów zastąpili ich amerykańscy konfratrzy, ale zaraz po zakończeniu działań wojennych powrócili na to miejsce Niemcy. W roku 1974 do łączył do nich pięćdziesięciojednoletni Tyrolczyk z południa Niemiec, który już wtedy miał za sobą burzliwe życie. Virgil Pixner w 1940 roku wstąpił do Katolickiego Towarzystwa Mi 341
syjnego i tam rozpoczął studia teologiczne. Po tym, jak został przymusowo wcielony do sił zbrojnych III Rzeszy, odmówił złożenia przysięgi na wierność Adolfowi Hitlerowi, za co - o mały włos - zostałby rozstrzelany. Po przyjęciu święceń ka płańskich w roku 1946 pracował jako misjonarz na Filipinach, w Europie i w USA. Potem, gdy postarał się o amerykańskie obywatelstwo, losy rzuciły go do Ziemi Świętej, gdzie naj pierw zbudował działającą na rzecz pokoju wioskę edukacyjną N ew e Szalom - oaza pokoju w okolicy miejscowości Amwas. Przy wjeździe do Izraela strażnik graniczny zapisał błędnie w dokumentach jego imię jako „Bargil”, co po hebrajsku zna czy syn radości. Virgil Pixner pojął to jako ukłon losu albo znak Opatrzności i od razu zaakceptował nowe imię. W Amwas, uwa żanym przez niektórych badaczy za Emaus, wszedł w kontakt z klasztorem benedyktyńskim, do którego wstąpił w roku 1972, by dwa lata później złożyć śluby wieczyste na górze Syjon. Jednak, podczas gdy pozostali mnisi rezygnują ze swoich daw nych imion, odwieszając je na wieszak jak stary zużyty płaszcz, nowy benedyktyn chciał zatrzymać swoje imię właśnie w wer sji Bargil. Zafascynowany historią miejsca, na którym przyszło mu teraz działać, zaczął się od teraz interesować archeologią, poświęcając się jej całkowicie. Jego gruntowna znajomość sta rożytnego judaizmu, a w szczególności historii esseńczyków, pozwoliły mu już wkrótce stać się jednym z najważniejszych ekspertów nowotestamentowej archeologii. Jest twórcą termi nu „piąta ewangelia”, jak zwykł określać topografię i archeo logię Ziemi Świętej, dzięki którym można lepiej i dogłębniej zrozumieć cztery kanoniczne Ewangelie Nowego Testamentu. Dzięki odkryciu biblijnej Betsaidy, miejsca urodzenia św. Piotra, benedyktyn cieszył się międzynarodową sławą wśród arche ologów biblijnych. Jednocześnie stał się też prawdziwym bu downiczym mostów porozumienia w dialogu chrześcijańsko342
-judaistycznym. Dokładnie 5 kwietnia 2002 roku, w dniu przed tysiąc dziewięćset siedemdziesiątą drugą rocznicą Ostatniej Wieczerzy, zasnął spokojnie w jerozolimskim opactwie - Za śnięcia Najświętszej Maryi Panny. Kiedy ojciec Bargil Pixner wprowadził się w roku 1974 do klasztoru benedyktyńskiego, zlokalizowanego na górze Syjon, prastara tradycja tego miejsca stała się dla niego największą pa sją życia. Wiarygodność tej tradycji - co było dla niego całkiem jasne - zależała od tego, czy wytrzyma próbę archeologicznych testów. Jednak zanim mógł rozpocząć wykopaliska, musiał naj pierw dowiedzieć się wszystkiego, co tylko możliwe, o historii południowo-zachodniego wzgórza Jerozolimy. Jak się często zdarza, gdy chcemy dowiedzieć się czegoś bliższego na temat Jerozolimy czasów Jezusa i Miriam, zaczy namy od sięgnięcia do Józefa Flawiusza. Od tego też zaczął swoje poszukiwania benedyktyński archeolog Bargil Pixner. Zajrzał do być może najważniejszego ze współczesnych Jezu sowi i Miriam źródeł, to znaczy do pism pozostawionych przez żydowskiego historyka. Ten jednak podaje bardzo niewiele informacji na temat góry Syjon, z jednym - tym bardziej za dziwiającym - wyjątkiem. W czwartym rozdziale piątej księgi dzieła pod tytułem Wojna żydow ska opisuje przebieg murów Jerozolimy w I wieku po Chr.: W drugim zachodnim kierunku biegł, zaczynając się w tym sa mym punkcie [przy wieży zwanej Hippikus], przez miejsce zwane Betso do Bramy Esseńczyków, następnie zawracał na południe powyżej źródła Siloe1.
1 Józef Flawiusz, W ojna ż y d o w sk a , z języka greckiego przełożył oraz wstę pem i komentarzem opatrzył J. Radożycki, wyd. III poprawione i uzupełnione, Warszawa 1995, ks. I, rozdz. IV, 2, s. 257-258.
343
Pixner wyciąga z tego wniosek, że nazwa bramy znajdującej się w południowo-zachodnich murach antycznej Jerozolimy, zatem u stóp góry Syjon, nie jest przypadkowa. To, że nazywa się Bramą Esseńczyków, może oznaczać tylko jedno - prowa dziła najpewniej do dzielnicy zamieszkanej przez wspólnotę esseńską. Osada ta nie mogła znajdować się za bramą, ponieważ po tamtej stronie rozległej doliny Hinnom biegła tylko droga do Betlejem. Stąd wniosek, że esseńczycy, zaproszeni do Świętego Miasta przez króla Heroda I Wielkiego, obejmującego właśnie swój urząd w Jerozolimie, osiedlili się na Syjonie. Było to około 37 roku przed Chr., w tym samym momencie, kiedy to na czas jednego pokolenia - stosunkowo dokładnie da się to wyznaczyć datami objęcia tronu i śmierci króla Heroda w 4 roku po Chr. został opuszczony klasztor w Kumran nad Morzem Martwym. Rzeczywiście Syjon odgrywa w pismach społeczności esseńskiej ważną rolę. To wzgórze jest w nich sławione bardzo czę sto: „Wielka jest twa nadzieja, o Syjonie: pokój i zwycięstwo, na które czekasz, nadejdą. Epoka za epoką będziesz zamieszkiwa ny, pokolenia pobożnych będą cię sławić” - czytamy w hymnie pochodzącym ze zwojów z Kumran (11 Q 5). Także w K siędze H enocha, zawierającej dwie wizje udzielone we śnie patriarsze Henochowi, jednej ze świętych ksiąg esseńczyków, znajdujemy potwierdzenie „obecności sprawiedliwego” na „świętej górze”. Cały szereg kryjówek esseńczyków, opisanych na miedzianym zwoju znad Morza Martwego, znajdował się na południowo-za chodnim wzgórzu jerozolimskim. Czy jednak ta hipoteza Pixnera znajduje potwierdzenie w materiale archeologicznym? Benedyktyński archeolog pod jął poszukiwania dowodów na potwierdzenie istnienia dzielni cy esseńskiej na górze Syjon w roku 1977, kiedy to nareszcie otrzymał pozwolenie na rozpoczęcie wykopalisk w miejscu, gdzie sto lat wcześniej dwaj angielscy badacze natrafili już 344
na pozostałości starożytnej bramy. Hipotetyczny obszar znaj dował się na południowo-wschodnim krańcu ewangelickiego cmentarza, gdzie pochowano obok wielu sławnych ludzi rów nież Oskara Schindlera, który uratował życie wielu Żydom podczas II wojny światowej. Podczas prac archeologicznych Pixner natrafił rzeczywiście na pozostałości antycznych mu rów miejskich z okresu panowania Hasmoneuszy, w których później - mianowicie w czasach króla Heroda (co potwierdza ją znalezione tu fragmenty ceramiki) - została wykuta brama. Już samo to pasuje do wspomnianego wcześniej przez nas epi zodu mówiącego o tym, że kiedy esseńczycy zostali sprowa dzeni przez króla Heroda I Wielkiego do Jerozolimy, okazało się, iż ich ścisłe prawa dotyczące rytualnej czystości wyma gały posiadania własnego osobnego wejścia do miasta. Jednak ostatnią wątpliwość usunęło odkrycie podwójnego basenu do rytualnych kąpieli, znajdującego się poza murami miejskimi, czterdzieści metrów na północny zachód od bramy, dokładnie przy drodze prowadzącej do tego wejścia2. Chodzi w tym wy padku o basen do rytualnych żydowskich oczyszczeń - mykwę. Oczywiście w Jerozolimie znajdowało się mnóstwo mykw (po hebrajsku m ikw aoth ) służących do rytualnych kąpieli. Jednak wszystkie one znajdowały się wokół Wzgórza Świątynnego. Mykwa umiejscowiona przed bramą miejską świadczy o tym, że ludzie mieszkający za nią przykładali szczególną wagę do kultowej czystości. To, że ścisłe przestrzeganie rytualnej czy stości obowiązywało esseńczyków, potwierdza reguła tej spo łeczności zapisana na zwojach z Kumran. Wymagała ona od mieszkańców każdej esseńskiej osady, każdego tak zwanego obozu (po hebrajsku m achanth ), pedantycznego przestrzegania
2 Dziś znajduje się on na terenie „greckiego ogrodu” i jest przykryty ohyd nym metalowym zadaszeniem.
345
przepisów dotyczących rytualnej czystości zawartych w Pięcio księgu. Jest tam napisane: „Gdy wyjdziesz rozbić namioty na przeciw twego wroga, będziesz się wystrzegał wszelkiego zła. Jeśli się znajdzie wśród ciebie człowiek nieczysty z powodu zmazy nocnej, wyjdzie z obozu i do obozu twego nie wróci. Pod wieczór wymyje się, a o zachodzie słońca może wrócić do obo zu” (Pwt 23,10-12). W Kumran znajduje się także - prawie że identyczne - założenie z basenem do rytualnych kąpieli, umiej scowione poza osadą. Również to założenie jest dwuczęściowe, co wydaje się być cechą charakterystyczną dla wszystkich mykw esseńczyków. Ten, kto był nieczysty rytualnie, przystępował do basenu od lewej strony, ten, kto już był oczyszczony, mógł wyjść z niego po prawej stronie, nie wchodząc ponownie swoimi sto pami w kontakt z dawnymi nieczystościami. Basen zasilany był wodą prowadzoną kanałami wodnymi z wnętrza dzielnicy miesz kalnej, którymi dostarczano koszerną płynącą wodę (tzw. „żywą wodę”), dbając o to, by zgodnie z esseńskimi regułami rytualnej czystości w basenie zawsze znajdowała się świeża woda. Także „miejsce nazywane Betso”, które wymienia Józef Flawiusz, wskazuje na obecność esseńczyków. Słowo beth -zoa znaczy po hebrajsku tyle, co „dom łajna” i nie oznacza niczego innego jak po prostu wychodka. „Będziesz miał miejsce poza obozem i tam poza obóz będziesz wychodził” - czytamy da lej w piątej księdze Mojżeszowej (Pwt 23,13). Podczas gdy w Kumran zakopywano fekalia na pustyni przy użyciu specjal nie do tego przeznaczonej motyki, Z w ój św iątyn n y esseńczy ków dotyczący Jerozolimy zaleca stosowanie bardzo restryk cyjnych przepisów: „Na fekalia musisz zrobić poza miastem ustęp, mianowicie domek ( bathim ), który musi mieć dach, dół pod nim wykopiesz, do którego spadać będzie łajno (zo a ). Do niego będą wychodzić na zewnątrz miasta w kierunku północ no-zachodnim”. Rzeczywiście około czterdziestu metrów na 346
północny zachód od mykwy, na terenie współczesnej szkoły założonej niegdyś przez biskupa Samuela Gobata, znajduje się prawie na trzy metry szeroka, wykuta w skale wanna, którą można uważać za dół kloaczy (kloakę), znajdujący się niegdyś pod wychodkiem esseńczyków. Dokładnie obok wanny izrael ski archeolog Boaz Zissu natrafił w roku 1998 na zgrupowanie grobów, wszystkich zorientowanych na północ, dokładnie tak, jak groby znajdujące się w Kumran - zatem w kierunku, w któ rym esseńczycy upatrywali istnienia raju. Jeśli Syjon za czasów Miriam i Jezusa był dzielnicą es seńczyków, a najstarsza tradycja - najpewniej nieprzypadko wo - właśnie to miejsce uważa za kolebkę pierwszej gminy chrześcijańskiej, wtedy musimy uznać, że dochodziło między eschatologiczną wspólnotą esseńczyków a ruchem mesjań skim do częstych i ścisłych kontaktów. Oczywiście Jezus nie był esseńczykiem, ostatecznie zrywał konsekwentnie ze sta rymi żydowskimi przepisami dotyczącymi rytualnej czysto ści, nauczając, że nie to, co na zewnątrz człowieka, lecz jego wnętrze powoduje, iż staje się nieczysty. Jednak właśnie Jego radykalizm, Jego demonstracyjna opieka nad grzesznikami i wykluczonymi, Jego konsekwentne zerwanie z tak wieloma przepisami prawa Mojżeszowego mogło zaimponować wielu esseńczykom, bowiem o tym, że Mesjasz ogłosi swoją własną Torę, mówiły już proroctwa pochodzące z ich pism. Tak czy owak, Jezus łączył w sobie dwie linie - królewską linię Dawi da i kapłańską Aarona, co przynajmniej potencjalnie czyniło Go prawowitym kandydatem do tytułu Mesjasza. Czyż wiele z tego, co czynił, nie zostało zapowiedziane przez proroków, począwszy od Izajasza? I czyż - zgodnie z zapowiedzą Daniela - moment Jego nadejścia od dawna się już nie opóźniał? Zatem jest całkiem możliwe, że przynajmniej nieliczni człon kowie wspólnoty esseńskiej, którzy mogli stać bardzo blisko 347
rodziny Jezusa, śledzili Jego poczynania z życzliwością, a w końcu, po Jego zmartwychwstaniu, nawrócili się na chrześci jaństwo. Jednak to, jak ścisły był to w rzeczywistości kontakt, szczególnie uwidacznia pewien całkiem osobliwy epizod zna ny z Ewangelii - poszukiwanie Wieczernika. Jezus umarł na krzyżu dokładnie w tej samej godzinie, kiedy w świątyni zabijano baranki na ofiarę paschalną - „Chrystus bo wiem został złożony w ofierze jako nasza Pascha” (1 Kor 5,7). Ledwie zdjęto ciało Jezusa z krzyża i złożono w pobliskiej jaskini grobowej, a już zgromadziła się cała Jerozolima, by spożyć paschę, którą rozpoczynano obchody święta. Jednak przynajmniej w Ewangeliach synoptycznych (zatem u Mate usza, Marka i Łukasza) dzień przed Ostatnią Wieczerzą jest określany jako „pierwszy dzień Przaśników, kiedy ofiarowy wano Paschę” (Mk 14,12; por. też Mt 26,17, Łk 22,7). Jest to całkiem wyraźny znak, że uczniowie Jezusa posługują się in nym kalendarzem niż hierarchowie świątynni, którzy jeszcze w Wielki Piątek świadomie unikają pretorium Poncjusza Piłata: „oni sami jednak nie weszli do pretorium, aby się nie skalać, lecz aby móc spożyć Paschę” (J 18,28). Jak już wspomnieliśmy wcześniej, istniał również drugi kalendarz - był to kalendarz solamy, jakim posługiwali się esseńczycy, a w którym każdy początek miesiąca automatycznie przypadał we środę. We dług niego, 15 dzień miesiąca nisan - pierwszy dzień święta P esach - przypadał właśnie na środę, dokładnie tak, jak piszą o tym ewangeliści. Oficjalnie Jerozolima - to znaczy saduce usze - kierowała się kalendarzem lunamym. W ich kalendarzu 15 miesiąca nisan wypadał zawsze razem z pierwszą pełnią księżyca, przypadającą wiosną. W roku 30 po Chr. pierwsza pełnia księżyca była 8 kwietnia - wtedy też obchodzili szabat. Dlatego po południu w piątek zabito w świątyni baranki pas chalne, a wieczorem zgromadzono się, by spożyć Paschę - do 348
kładnie tak jak opisał to św. Jan w swojej Ewangelii. Jezus, któ ry nigdy nie chciał być Mesjaszem jednej sekty, wybrał zatem kompromisowe rozwiązanie, decydując się na spożycie Paschy w czwartkowy wieczór. Wiedział bowiem dobrze, że w piątek nie będzie już żył. Jednak w całej Jerozolimie było tylko jedno miejsce, gdzie mógł spożyć ze swoimi uczniami „przedwcze sną” wieczerzę - była nim dzielnica esseńczyków! Dlatego też dał swoim uczniom całkiem konkretną wska zówkę. Poprosił ich, by poszli do miasta. Ponieważ przebywali wtedy w Betanii, dlatego bezpośrednia droga do Jerozolimy prowadziła ich przez Bramę Wodną na południowym wscho dzie, zaraz obok sadzawki Siloe. „I posłał dwóch spośród swo ich uczniów z tym poleceniem: »Idźcie do miasta, a spotka was człowiek, niosący dzban wody. Idźcie za nim i tam, gdzie wejdzie, powiedzcie gospodarzowi: Nauczyciel pyta: Gdzie jest dla mnie izba, w której mógłbym spożyć Paschę z moimi uczniami?«” (Mk 14,13). To nie było zadanie szczególnie trud ne, bowiem na całym Bliskim Wschodzie - tak wtedy, jak i dziś - przynoszenie wody do domu jest zajęciem kobiet. Jedynym wyjątkiem mógł być zakon, którego członkowie żyli w celiba cie - zatem musiało chodzić o esseńczyków. Reguła zakonu esseńczyków z Kumran szczególnie mieszkańcom dzielnicy esseńskiej w Jerozolimie zalecała przestrzeganie celibatu wy raźnie i jasno: „Żaden mężczyzna nie powinien kłaść się z ko bietą w mieście świątynnym, by nie splamić miasta świątyni swoją nieczystością”. W każdym razie uczniowie mieli podążać za człowiekiem niosącym dzban z wodą, aż wejdzie do domu. Również to nie było szczególnie trudnym zadaniem, jeśli dom znajdował się w dzielnicy esseńskiej, ponieważ od sadzawki Siloe droga prowadziła bezpośrednio schodami na Syjon - większość tych schodów zachowała się do dziś. Tam mieli poprosić „gospo 349
darza domu” w imieniu swojego mistrza o wskazanie im sali, gdzie mógłby spożyć ze swoimi uczniami Paschę. „On wskaże wam na górze salę dużą, usłaną i gotową” (Mk 14,15). Czy rze czywiście Wieczernik, który najpewniej znajdował się w domu gościnnym esseńczyków, stał się później po zmartwychwstaniu Jezusa „dużą salą na górze” - miejscem spotkań pierwszej gmi ny judeochrześcijańskiej? Tak twierdzi przynajmniej najstarsza tradycja chrześcijańska, przekazana przykładowo w syryjskiej D octrin a A ddai z IV wieku po Chr. Wtedy „kościół apostołów” znajdowałby się w tym samym miejscu, w którym narodziła się Eucharystia - byłby bezpośrednim następcą Wieczernika. Czy zatem to właśnie w dzielnicy esseńskiej osiedliła się także pierwsza gmina judeochrześcijańska, potem stopniowo przejmując w posiadanie cały Syjon? Takie rozwiązanie zdaje się sugerować relacja św. Łukasza, dotycząca zesłania Ducha Świętego, kiedy ewangelista przekazuje, że „przebywali wów czas w Jerozolimie pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod Słońcem” (Dz 2,5). To, co brzmi w pierwszym momencie jak banał - oczywiście żyli w Jerozolimie Żydzi, bo któżby inny? - po głębszym zastanowieniu zaczyna nabierać szczególne go znaczenia, ponieważ tam, gdzie czytamy w tłumaczeniach o „pobożnych Żydach”, występuje w oryginale greckim eulabeis - słowo, które już w Septuagincie używane było zamiast hebrajskiego chassidim - pobożny. Z aramejskiej wersji tego określenia ch assąjja powstało słowo „essenowie” lub „esseń czycy”. Z tego wynikałoby, że również zesłanie Ducha Święte go z uderzeniem gwałtownego wiatru i językami jakby z ognia miało miejsce w dzielnicy esseńskiej. Dzień Pięćdziesiątnicy - Święto Tygodni lub Zielone Święta - przypada w siedem tygodni po święcie Paschy - Pesach. W ten dzień przynoszo no do świątyni chleby kwaszone z nowego zboża, w podzię ce Bogu za pomyślne zbiory. Esseńczycy w Święto Tygodni 350
- w dzień żydowskiej Pięćdziesiątnicy - obchodzili odnowienie Starego (Mojżeszowego) Przymierza i przyjmowali nowicju szy do swojej wspólnoty. Może to tłumaczyć napływ znacznej liczby pielgrzymów, o której mowa w Dziejach Apostolskich. Za Syjonem przemawia dalej to, że św. Piotr w kazaniu cytu je proroka Joela, w którego księdze czytamy: „Każdy jednak, kto wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony, // bo na górze Syjon [i w Jerozolimie] // będzie wybawienie, //jak przepowie dział Pan,// i wśród ocalałych będą ci, których wezwał Pan” (J13,5). O bliskości z esseńczykami świadczy w końcu też fakt, że pierwsi chrześcijanie żyli zgodnie z zasadami wspólnoty majątkowej zapożyczonymi z reguły esseńskiej: Trwali oni w nauce apostołów i we wspólnocie, w łamaniu Chle ba i w modlitwach. Bojaźń ogarniała każdego, gdyż apostołowie czynili wiele znaków i cudów. Ci wszyscy, co uwierzyli, przeby wali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby (Dz 2,42—45).
Podobnie brzmi to w esseńskiej regule wspólnoty z Kumran: Jeśli ktoś chce przystąpić do wspólnoty kapłanów lub społeczno ści mężczyzn, wtedy powinien także przekazać swój majątek i do chody temu, który będzie czuwał nad dochodami wielu.
Była tylko jedna różnica - u chrześcijan wspólnota mająt kowa była dobrowolna, u esseńczyków natomiast obowiązko wa. Także ciągnięcie losów dla uzupełnienia grona dwunastu apostołów o tego, który miał zająć miejsce po uczniu, który sprzeniewierzył się Jezusowi i został wykluczony - po Ju daszu (Dz 1,15-26), odnajdujemy w regułach zapisanych na zwojach znad Morza Martwego, stosowanych przy obsadza niu ważnych stanowisk we wspólnocie esseńczyków. Rów 351
nież chrześcijański urząd biskupa zdaje się wyrastać z tradycji esseńskiej, gdzie istniała funkcja strażnika wspólnoty esseń czyków - m ebakker, którego greckim odpowiednikiem jest episkopos - określenie, którego rdzeń słowotwórczy ma do kładnie takie samo znaczenie. Czy istniejąrównież archeologiczne ślady istnienia tej wcze snochrześcijańskiej komuny? Miało się to okazać po tym, gdy benedyktyni w roku 1983 odkupili od franciszkanów niewiel ki ogród znajdujący się obok klasztoru Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny, z zamiarem poszerzenia budynków klasztornych 0 przybudówkę, którą chcieli wznieść na tym miejscu. Zgod nie z prawem obowiązującym w Izraelu teren przed rozpoczę ciem jakichkolwiek prac budowlanych musi zostać przebadany przez archeologów z Urzędu Starożytności Izraela. „Wykopa liska ujawniły w tym miejscu nie tylko fundamenty dawnego kościoła krzyżowców, lecz także, w warstwie głęboko pod nimi, pozostałości murów z I wieku po Chr. Na głębokości czterech metrów przebiegała wąska, wykuta w skale uliczka biegnąca z północy na południe. Po obu stronach znajdowa ły się budynki, wzniesione przy użyciu najprostszej techniki budowlanej z nieociosanych kamieni, robiące ze względu na styl i charakter bardzo smutne wrażenie” - tak opisywał zna lezisko ojciec Pixner. Pozostałości mizernych domostw stały w rażącym kontraście z wystawnymi willami możnych, znajdu jącymi się w dzielnicach przylegających do Syjonu od północy 1 od wschodu. Rzeczywiście ubóstwo wczesnochrześcijańskiej gminy było stałym tematem Dziejów Apostolskich - także św. Paweł zbierał w zakładanych przez siebie gminach chrze ścijańskich datki, które osobiście przekazywał jako „składkę na rzecz świętych w Jerozolimie” (Rz 15,26). To, że mimo skraj nego ubóstwa każdy z tych domów miał własną mykwę, świad czy, że ich mieszkańcy byli bardzo pobożnymi Żydami. Prace 352
budowlane na terenie klasztoru oraz wykopaliska na sąsiednich działkach potwierdzają nawet nadzwyczaj „duże nagromadze nie basenów rytualnych” w tej dzielnicy (jak donosi judaista i archeolog Rainer Riesner). Dopiero w 70 roku po Chr. te skromne domostwa zostały zniszczone przez Rzymian. W trakcie wykopalisk natrafiono na rozmaite monety, z któ rych najstarsza pochodziła z okresu panowania prokonsula Waleriusza Gratusa, bezpośredniego poprzednika Poncjusza Piłata. Najmłodsze monety zostały wybite w drugim roku po wstania żydowskiego, w 67 roku po Chr. Wówczas - jak się wydaje - domy te były już opuszczone przez mieszkańców. To odpowiadałoby tradycji, która głosi, że chrześcijanie przed roz poczęciem bitwy o Jerozolimę uciekli z miasta, wraz ze swo im biskupem Symeonem, do Pełli po drugiej stronie Jordanu. A Miriam? Wszystko przemawia za tym, że mieszkała z Janem właśnie w tej pierwszej chrześcijańskiej gminie na górze Syjon. Ze środowiskiem esseńskim i ze specyficzną duchowością tej monastycznej wspólnoty, której klasztor znajdował się tuż obok wczesnochrześcijańskiej dzielnicy, Miriam była zapewne w bliskich kontaktach już od najwcześniejszego dzieciństwa. Jak nikt inny reprezentowała w ten sposób kontynuację Bożego planu Zbawienia, była bowiem w równym stopniu ucieleśnie niem Izraela, jak i pierwotną ikoną młodego Kościoła, który już wkrótce postrzegano jako „nowy Izrael”. Ponieważ Boża Opatrzność przemawia do nas obrazami, nie mogło być czczym zbiegiem okoliczności, że do Matki Bożej można było od razu odnieść słowa: „w świętym Przybytku, w Jego obecności, zaczę łam pełnić świętą służbę // i przez to na Syjonie mocno stanęłam” (Syr 24,10; w wersji niemieckiego tłumaczenia ujednoliconego: „Zostałam posłana na Syjon”) - jak przewidział prorok w Mądro ści Syracha, ponieważ w ten sposób objawiła się wszystkim jako prawdziwa „córa Syjonu” ze starotestamentowego proroctwa. 353
W Y K O P A L IS K A
z
R O K U 1983
Ryc. 6. Pozostałości skromnych domów z I wieku po Chr. odkryte przy klaszto rze Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny, które ojciec Bargil Pixner utożsamiał z osadą pierwszych chrześcijan na Syjonie
354
Przynajmniej tak utrzymuje wielki mariolog, ojciec René Laurentin, widząc już w pozdrowieniu anioła - Chaire: ciesz się - nawiązanie do Księgi Sofoniasza (3,14): „Wyśpiewuj, Córo Syjońska! // Podnieś radosny okrzyk, Izraelu! // Ciesz się i wesel z całego serca, // Córo Jeruzalem!”, która przedstawia Miriam jako córę Syjonu. W Starym Testamencie córa Syjo nu opisywana jest jako nieskalana oblubienica Pańska, mat ka ludu Bożego i Dziewica Izraela. Jest zatem personifikacją mesjańskiego ludu w wymiarze eschatologicznym, zarazem oblubienicą i córą, dziewicą i matką, dokładnie tak, jak Ma ria w Nowym Testamencie. Nigdzie poza tym nie uwidacznia się to lepiej niż w hymnie M agnificat. Tutaj wcielenie Boga staje się ukoronowaniem całego ciągu cudów, których dokonał przedtem dla swojego ludu Izraela. Słusznie L itan ia loretańska nazywa ją „królową patriarchów” i „królową proroków”, po nieważ w jej słowie „tak” dla Bożego planu zbawienia łączą się wszystkie „tak” wypowiedziane dla Starego Przymierza z Bo giem - od Abrahama po Esterę. W Matce Bożej skumulowała się w pewnym sensie cała historia Izraela i przez to stała się jego najdojrzalszym owo cem, bowiem to z Miriam zrodził się przez miłosierdzie Boże Zbawiciel całej ludzkości3. Lub - jak sformułował to Joseph Ratzinger w książce W zniosła C óra Syjonu - Maria,jest praw dziwym Izraelem, w którym Stare i Nowe Przymierze, Izrael i Kościół stają się czymś jednym. Ona jest »ludem Bożym«, który przynosi owoc dzięki łaskawej mocy Boga”4. W dzień Pięćdziesiątnicy spełnia się wizja Zachariasza: „Ciesz się i ra3 Zainteresowanym zagadnieniami teologicznymi dotyczącymi tej proble matyki polecam lekturę książki: G. Lohfink, L. Weimer, M a r y ja - n ie b e z I z r a e la , Poznań 2010. 4 Kard. J. Ratzinger, W zn io sła c ó r a S y jo n u , przeł. J. Królikowski, Poznań 2002, s. 32..
355
duj, Córo Syjonu, bo już idę i zamieszkam pośród Ciebie - wy rocznia Pana. Wówczas liczne narody przyznają się do Pana i będą ludem Jego, i zamieszkają pośród Ciebie, a ty poznasz, że Pan zastępów mnie posłał co Ciebie” (Za 2,14-15). Jednak być może dokładnie tak, jak Ewangelia miała zostać zaniesiona światu z Syjonu, tak i Miriam musi dać znak poganom i na pe wien czas znów opuścić górę.
Ryc. 7. Kamień pochodzący z domu Miriam, obecnie wmurowany w dolnej czę ści wieży bazyliki Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny
XII
(Miriam w (Efezie
Delikatna poranna mgła zasnuwała łagodne zbocza wierzchoł ka góry Solmissos - Góry Słowiczej, podczas gdy blade słoń ce przebijało się przez kolorowe listowie gęsto porastających okoliczne wzgórza lasów. Promienie słońca stawały się z każdą chwilą cieplejsze i mocniejsze. Tęsknie wyczekiwał ich tłum zziębniętych wiernych, którzy zgromadzili się tutaj, czekając na rozpoczęcie uroczystości. Dzień 29 listopada 2006 roku w Efezie był spokojny i radosny, przepojony światłem i oczeki waniem na przybycie papieża Benedykta XVI, odbywającego właśnie historyczną podróż do Turcji. W programie tureckiej pielgrzymki był również Efez, gdzie papież chciał modlić się w domu będącym być może miejscem, które stało się niegdyś świątynią Nowej Arki Przymierza Pańskiego. Tutaj w otocze niu lasów, w mitycznej krainie mogła znaleźć kiedyś schronie nie Miriam, po tym, jak zmuszona była opuścić dom na górze Syjon w Jerozolimie. Niewiele zmieniło się od tamtego czasu na Górze Słowiczej. Tylko droga, która na nią prowadzi, jest teraz lepsza i szersza. Poza tym przed domem Miriam, nazywanym przez Turków 357
M eryem Ana Evi, znajduje się teraz ogromny parking oraz wy
budowany niegdyś z okazji wizyty papieża zadaszony ołtarz. Tym, co zwracało wtedy szczególną uwagę, były wspaniałe de koracje z kwiatów, wykonane specjalnie na tę wyjątkową oka zję przez nieliczne tureckie zakonnice. Ze względów bezpie czeństwa teren podczas wizyty papieża został zamknięty, przez co swobodny dostęp do niego był ograniczony. Na same uro czystości zostali wpuszczeni tylko nieliczni zaproszeni goście, głównie aktywni członkowie chrześcijańskich parafii z arcybiskupstwa w Smyrnie (dziś Izmir w Turcji) i kapłani. Właśnie oni czekali w skupieniu przed papieskim ołtarzem, gdy warkot watykańskiego helikoptera zagłuszył śpiewy i modlitwy ocze kujących wiernych. Benedykt XVI, jeszcze przed rozpoczę ciem Najświętszej Ofiary, udał się sam (towarzyszyli mu tylko jego osobisty sekretarz monsignore Georg Ganswein i miej scowy arcybiskup monsignore Ruggero Franceschini OFM) do domu Miriam. Długie minuty modlił się w skupieniu przed ołtarzem w kaplicy, w którą zostało przekształcone niegdyś święte domostwo. Potem papież opuścił kaplicę do głębi poru szony atmosferą tego sanktuarium. Nie był on pierwszym papieżem, który przybył do „tego miejsca, umiłowanego przez wiernych chrześcijańskich tak bardzo, jak mało które” (tak powiedział o nim papież Bene dykt XVI w homilii podczas mszy świętej, którą zaraz potem odprawił). Już Angelo Giuseppe Roncalli, późniejszy papież Jan XXIII, będący wówczas nuncjuszem apostolskim w Turcji, odwiedził to miejsce. Po nim przyjeżdżali tutaj prawie wszy scy jego następcy: Paweł VI w lipcu 1967 roku, Jan Paweł II w listopadzie 1979 roku. Jednak w domu „pobłogosławionym obecnością Maryi” (Benedykt XVI), co zauważalne jest nawet dziś, wyczuwa się jeszcze coś innego - tajemnicę historii tego miejsca, którą tak długo skrywała zasłona zapomnienia. 358
Szereg wydarzeń, które doprowadziły do jego ponownego odkrycia, rozpoczęło coś, co miało miejsce właśnie w Niem czech - konkretnie w Dülmen w Westfalii. Mieszkała tam na początku XIX wieku zakonnica, Anna Katarzyna Emmerich (właściwie Anna Katharina Emmerick), która nie tylko nosiła stygmaty, ale także miała wizje na temat życia Jezusa, Matki Bożej, biblijnych proroków i świętych. Po sekularyzacji klasz toru augustianka znalazła schronienie w mieszkaniu księdza zbiegłego niegdyś z objętej rewolucją Francji, który stał się pierwszym świadkiem jej stygmatów. Ani sprowadzani przez niego lekarze, ani członkowie państwowej komisji powołanej do zbadania ran zakonnicy, składającej się ze sceptycznie nasta wionych wolnomyślicieli i protestantów, nie potrafili wyjaśnić przyczyn pojawienia się krwawiących znaków i towarzyszą cych im wizji, przekazujących szczegóły wydarzeń biblijnych (zajmuję się tą sprawą szczegółowo w książce Stigm ata. Sie trugen die Wundmale C hristi [Stygmatycy. Nosili ślady ran Chrystusa] wydanej w roku 2006). Poeta i prozaik niemieckiego romantyzmu, Clemens Brenta no, na wieść o stygmatyczce powrócił na łono Kościoła katolic kiego. Przesłanie z Dülmen wydało mu się odpowiedzią Boga na jego najgłębszą tęsknotę, odpowiedzią na poszukiwanie życiowego posłannictwa. Teraz miał odnaleźć swoje zadanie w spisywaniu wizji zakonnicy noszącej krwawe rany. „Tutaj otwiera się przede mną cały świat; teraz przeczuwam, czym jest Kościół” - zanotował, poruszony, w dzienniku. Następne pięć lat spędził przy łóżku złożonej niemocą zakonnicy, do jej śmierci w roku 1824. Jego książka, obejmująca wizje dotyczą ce Męki Pańskiej, ukazała się w roku 1833 pod tytułem Ż yw ot i B olesna M ęka P a n a N aszego Jezusa C hrystusa i od razu stała się bestsellerem. Do roku 1926 niemiecka wersja książki do czekała się siedemdziesięciu siedmiu wydań i tym sposobem 359
była bardziej rozpowszechnioną książką niż niejedno dzieło wielkich ludzi pióra tamtej epoki: Johanna Wolfganga von Go ethego czy Friedricha Schillera. Kolejny tom Ż ycie M aryi, uka zał się mimo popularności pierwszego dopiero w roku 1852, jedno dziesięciolecie po śmierci Brentany. Już po niej wydano trzytomową książkę zatytułowaną B olesna mąka Z baw iciela św ia ta (1858-1860). Również te dwie książki doczekały się licznych przekładów na języki obce i spotkały się z żywym zainteresowaniem w całej Europie. W roku 1858 rozpoczął się proces beatyfikacyjny Anny Katarzyny Emmerich, jednak błogosławioną ogłosił ją dopiero 3 października 2004 roku Jan Paweł II podczas uroczystej mszy świętej w Rzymie. Była to ostatnia, ale zarazem najbardziej poruszająca papieska beatyfi kacja Karola Wojtyły. Mistyczka twierdziła w swoich wizjach, że Matka Boża spędziła ostatnie lata życia w Efezie. Przekazała Brentanie opis lokalizacji domu, w którym mieszkała Miriam, w najdrobniej szych szczegółach: Maryja nie mieszkała w samym Efezie, lecz w okolicy, gdzie osie dliło się wiele znanych Jej już kobiet. Miejsce zamieszkania Maryi znajdowało się, wychodząc od Jerozolimy, mniej więcej trzy i pół godziny drogi od Efezu, na górze po lewej stronie. Góra ta opada w kierunku Efezu, który jest widoczny blisko u jej podnóża, gdy idzie się z południowego wschodu, jednak gdy podejdzie się dalej, widać, jak rozciąga się dookoła niej. Nieco na południe od Efezu, przed którym znajdują się rozległe aleje drzew, a pod nimi na zie mi leżą żółte owoce, wąskie ścieżki prowadzą na dziko porośniętą górę. W okolicy szczytu góry rozciąga się pagórkowata, również porośnięta równina, o powierzchni, którą można przejść w pół go dziny. Tam powstała owa osada. Jest to bardzo ustronna, opuszczona kraina z wieloma żyzny mi i uroczymi pagórkami, czystymi jaskiniami między niewielki mi kawałkami piaszczystej powierzchni, dzika, lecz nie odludna, 360
z wieloma rozsianymi drzewami o gładkim pniu i w kształcie pira midy, których dolna część daje szeroki cień. Kiedy Jan sprowadził tu Najświętszą Pannę, dla której dom kazał wcześniej zbudować, mieszkały już w okolicy liczne rodziny chrześcijańskie i święte kobiety. Niektórzy zamieszkiwali ziemianki i jaskinie skalne, któ re przy użyciu lekkiego drewna zostały przystosowane na miesz kania, niektórzy zaś lekkie namioty. Ponieważ jako schronienia wykorzystywali jaskinie i inne miejsca, tak jak podarowała je na tura, ich mieszkania przypominały pustelnie, najczęściej oddalone od siebie o kwadrans drogi, a cała osada w tej okolicy przypo minała rozsiane gospodarstwa. Dom Maryi zrobiony był z kamie nia. W niewielkiej odległości za nim skalista góra wznosiła się ku szczytowi, z którego ponad pagórkami i drzewami można zo baczyć Efez i morze z wyspami. Miejsce to leży bliżej morza niż Efez, który jest oddalony od niego o kilka godzin. Kraina ta jest opuszczona i nie odwiedzana1.
Były to z pewnością bardzo precyzyjnie przekazane dane topograficzne, których Clemens Brentano nie mógł zweryfiko wać. Ani sam pisarz, ani też Anna Katarzyna Emmerich, nie mieli okazji, by odwiedzić w tym czasie Azję Mniejszą. Wizjo nerka nie mogła tego uczynić z prostego powodu - była córką ubogiego robotnika rolnego („właściciela nędznej chałupy”), więc taka podróż w ogóle nie byłaby do pomyślenia. Z pewno ścią musiało upłynąć kilka dobrych dziesięcioleci, zanim ktoś zabrał się do tego, by sprawdzić na miejscu wiarygodność prze kazanych przez nią w wizjach informacji. Pierwszym człowiekiem, który udał się na poszukiwanie domu Miriam, był francuski kapłan, abbé Julien Goyet z Pa ryża, zafascynowany lekturą przetłumaczonego na język fran-*i 1 Wszystkie cytaty z wizji na podstawie: Bł. A.K. Emmerich, Ż yc ie M aryi, w e d łu g o b ja w ie ń a u g u stia n k i z D ü lm en sp isa n e p r z e z C lem e n sa B re n ta n o , wybór
i przekład M. Rodkiewicz, Kraków 2008, tu: s. 289-290.
361
cuski Ż ycia M aryi autorstwa wizjonerki. Przybywszy w roku 1881 do dzisiejszej Turcji, nie chciał ryzykować. Najpierw udał się do rzymskokatolickiego arcybiskupa w Smyrnie, by się przedstawić i poprosić o wyznaczenie mu znającego miej scowe zwyczaje przewodnika. Potem wyruszył w jego towa rzystwie w dalszą podróż. Na aktówce Goyeta znajdowała się przyczepiona kartka z napisanym po grecku tekstem: „Proszę mieć na względzie nieszkodliwego podróżnika bez środków finansowych”. Jego obawy nie potwierdziły się - podróż prze biegła nie tylko bez nieoczekiwanych zajść, ale najwyraźniej zakończyła się też sukcesem. Ostatecznie mógł zakomuniko wać arcybiskupowi i swoim bezpośrednim przełożonym w Pa ryżu i w Rzymie: „Znalazłem dom. Istnieje”. Jednakowoż wy daje się, że nikt specjalnie nie zainteresował się wówczas jego odkryciem, a on sam zrezygnował z napisania relacji na temat odbytej podróży. Dziesięć lat później matka przełożona Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia ze Smyrny zwróciła uwagę księdza lazaryty - abbé Eugène’a Poulina, na książki opracowane na podstawie objawień Anny Katarzyny Emmerich, autorstwa niemieckiego pisarza Clemensa Brentano. Jako wykładowca i dyrektor fran cuskiej uczelni wyższej w Smyrnie był bardziej nawet niż scep tyczny wobec rewelacji zawartych w książkach, szczególnie zaś dystansował się od lektury po przeczytaniu opisu dotyczą cego rzekomego życia i śmierci Matki Bożej w Efezie. Mimo wszystko wspomniał o tej książce w rozmowie ze współbra tem. Ojciec Henri Jung, który wykładał na tej samej uczelni nauki przyrodnicze i jednocześnie był spowiednikiem zakonnic ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia w Smyrnie, wyraził swo je głębokie powątpiewanie, uznając objawienia za „dziecinne sny na jawie”. Ponieważ jednak siostry nie dały się tak łatwo odprawić, księża lazaryci postanowili wysłać do Efezu ekspe 362
dycję naukową pod kierunkiem sceptycznie nastawionego ojca Junga, by przekonać się na miejscu, czy twierdzenia zakonnnicy z dalekiej Westfalii są wiarygodne. Rankiem 27 lipca 1891 roku udali się w drogę: ojciec Jung, jego współbrat ojciec Benjamin Vervault oraz znający miejscowe stosunki Grek Pelacas, który pracował jako zawiadowca na kolei w Ayasoluk (dziś Selęuk) w towarzystwie perskiego służącego Thomaso w roli tragarza. Najpierw wsiedli do pociągu jadącego do Ayasoluk, gdzie zwerbowali Turka Mustafę jako przewodnika górskiego i straż przyboczną. Potem, po odwiedzeniu ruin staro żytnego Efezu, mogli rozpocząć poszukiwania. Półtora dnia zajęło im przewędrowanie przez porośniętą lasem pagórkowatą okolicę Efezu. Pierwsza wskazówka, jaką kierowali się podczas poszukiwań - pochodząca od pewnego ormiańskiego zakonnika mechitarysty - zaprowadziła ich do greckiego klasztoru. Tam wprawdzie nic nie wiedziano o domu Miriam, zaproponowano jednak wspaniałomyślnie gościnę i doskonałe wino. Ojciec Jung obudził się następnego ranka z ciężką głową i postanowieniem, że odtąd postępować będą metodycznie - pójdą dokładnie za wskazówkami opisanymi w wizjach stygmatyczki - trop za tropem. Najpierw mężczyźni ustalili przebieg starożytnego traktu rzymskiego prowadzące go do Syrii i Jerozolimy. Minąwszy ruiny Efezu, kroczyli dalej traktem, wypatrując odgałęzienia, które mogłoby prowadzić na górzysty teren. Kiedy po godzinnym marszu w końcu spostrze gli możliwy szlak prowadzący w góry, słońce stało już wysoko na niebie. W palącym żarze grupa wędrowców przedzierała się wąską, zarośniętą ciernistymi krzakami ścieżką górską. Pot lał się z nich strugami, mokra odzież przyklejała się do ciała. Sło ny pot, spływający z czoła i skroni, jeszcze bardziej podrażniał oślepione południowym słońcem oczy. Droga prowadziła stro mo pod górę, a im gwałtowniej starali się oddychać zdyszani 363
mozolną wędrówką, tym bardziej paliły ich wysuszone gardła. Woda, którą wzięli ze sobą w butelkach, dawno się już skoń czyła. Kiedy wreszcie wyczerpani, prawie umierając z pragnie nia, stanęli na małym płaskowyżu, zobaczyli kobiety pracujące na polu tytoniowym. - Nero\ - zawołał do nich po grecku Pelecas. - Wody! - Nie mamy już wody! - odpowiedziały wieśniaczki. - Ale tam z tyłu, za monastyrem, jest źródło! Po dziesięciu minutach morderczej wspinaczki stanęli przed starym, rozpadającym się domem otoczonym rumowiskiem, obok którego faktycznie ze źródła biła czysta woda. Dopiero gdy się napili i odświeżyli, poświęcili swoją uwagę ruinie. Wy glądała na bardzo starą i była zamieszkana. Dwóch greckich chłopów - Andreas i Yorgy - przyglądało się obcym najpierw z nieufnością połączoną ze sceptycyzmem. Potem, upewniw szy się, że nie mają do czynienia z tureckimi urzędnikami, oka zali życzliwość i zaproponowali posiłek. Ojciec Jung, podczas gdy towarzysze podróży odpoczywali, wykorzystał okazję, by bliżej przyjrzeć się ruinie. Nie trwało długo, nim uświadomił sobie, że rozwalający się dom w swoich proporcjach dość do kładnie pasuje do tego, który opisała w swoich objawieniach wi zjonerka Anna Katarzyna Emmerich: dom Marii był z kamienia, kwadratowy, od tyłu zaokrąglony albo kanciasty, okna umiesz czone były wysoko, dach płaski - zanotował niegdyś Brentano na podstawie relacji mistyczki. Czy możliwe, by z tego miejsca widać było i miasto, i morze, tak jak opisała to wizjonerka? - Tak, to możliwe - zapewnił ich Yorgy. - Tutaj na Btilbul Dagi jest takie miejsce, zresztą jedyne w całej okolicy. Mam je panom pokazać? Ksiądz lazaryta nie kazał sobie tego dwa razy powtarzać. Razem ze swoim współtowarzyszem i tragarzem Thomaso wy ruszyli na sąsiedni szczyt. I faktycznie - gdy patrzyło się na 364
północ, widziało się szeroki płaskowyż, na którym leżał Efez, a gdy spoglądało się na zachód, syciło się oczy widokiem mo rza, na którym w oddali widać było wyspę Samos - dokładnie tak, jak to opisała Anna Katarzyna Emmerich. „Szukaliśmy i znaleźliśmy” - zanotował tego samego wieczoru ojciec Jung w swoim dzienniku po tym, jak Andréas sprowadził całą grupę wędrowców bezpiecznie do Efezu. Jeszcze dwa dni członkowie wyprawy szczegółowo pene trowali najbliższą okolicę, aby dowiedzieć się jak najwięcej o historii tej ruiny. Andréas wyjaśnił im, że kiedyś należała do klasztoru, a od zawsze znana jest jako P a n a g ia K apu li - bra ma Najświętszej Panny. Od niepamiętnych czasów mieli też przychodzić do jego wsi ludzie, aby modlić się tutaj do Matki Bożej. Jednak od ostatnich dziesięcioleci, odkąd grasują w gó rach bandy rozbójników i dochodzi do częstych napadów, tylko nieliczni mają odwagę, by wypuścić się w te okolice. On sam wydzierżawił pole tytoniowe w pobliżu popadającego w ruinę domu, w którym mieszka latem. Dzięki pomocy miejscowych, grupie podróżników udało się natrafić nie tylko na pozostałości starej cysterny i basenu chrzcielnego, ale także na kamienie, które - jak wierzył ojciec Jung - nosiły ślady hebrajskich na pisów. Już po powrocie do Smyrny ojciec Jung zdał a b b é Poulinowi relację ze swojego odkrycia. Jednak ojciec superior nie chciał mu uwierzyć. Dopiero gdy sam udał się w drogę i na miejscu przekonał się osobiście, że wszystko było tak, jak opi sała to Anna Katarzyna Emmerich, podjął inicjatywę. Wysłał ponownie ojca Junga do Efezu - tym razem jednak na czele grupy świeckich, między innymi naukowców i fotografa, z za daniem gruntownego zbadania terenu. Już po tygodniu nade szły ze Słowiczej Góry - znanej też jako Bülbül Dagi - dwa kolejne potwierdzenia prawdziwości wizji. Jedno dotyczyło 365
ruin małej antycznej twierdzy, którą odkryto tysiąc dwieście metrów od domu Miriam - stygmatyczka mówiła o „zamku” znajdującym się zaraz obok domu Miriam („W pobliżu znaj duje się zamek, w którym mieszka jakby zdetronizowany król. [...] Między miejscem, w którym mieszka Najświętsza Panna, a Efezem płynie osobliwie kręta rzeczka”2). Poza tym wizjoner ka wspominała, że Miriam miała założyć na grzbiecie góry coś na kształt drogi krzyżowej, której najwyższym punktem miała być Golgota. Zespół pod kierunkiem ojca Junga był pewien, że natrafili na cały szereg oznaczeń, w tym jedno na wyniesieniu terenu - jednak nie byli w stanie określić ich wieku. Doznali także dotkliwego rozczarowania - według stygmatyczki Anny Katarzyny Emmerich niedaleko wzgórza miała znajdować się jaskinia z grobem Matki Bożej. Jednak mimo usilnych starań nie udało im się natrafić na rzekomy grób Miriam. Nie znaleźli nawet najdrobniejszego śladu jaskini. Nie zgasiło to jednak w najmniejszym stopniu ich entu zjazmu z powodu dokonanego odkrycia. Tak więc wspólnota zakonna postanowiła ostatecznie kupić ruinę wraz z otaczają cym ją terenem. Szczęśliwym trafem jedna z sióstr - Marie de Mandat Grancey - od samego początku ufająca w praw dziwość objawień stygmatyczki z Westfalii, otrzymała po kaźny spadek. Zakonnica była od razu gotowa oddać pienią dze do dyspozycji księżom lazarytom z przeznaczeniem na zakup domu i gruntu. Ostatecznie skontaktowano się z turec kim właścicielem posiadłości, który początkowo nieskory do sprzedaży, po nużących negocjacjach złożył w końcu podpis pod aktem nabycia działki przez zakonników. Wtedy dopiero abbé Poulin odważył się poinformować arcybiskupa Timoniego w Smyrnie o całym zajściu. Okazało się przy tym, że jego 2 Tamże, s. 290.
366
obawy i zachowawcza postawa były całkowicie bezpodstawne, ponieważ jego ekscelencja słyszał już o wizjach Anny Kata rzyny Enunerich, a poza wszystkim „zawsze wierzył w to, że Matka Boża żyła i zmarła w Efezie”. Razem z dwunastoma do stojnikami, siedmioma duchownymi i pięcioma świeckimi udał się od razu do Ayasoluk, by potem na grzbiecie konia dotrzeć na szczyt Słowiczej Góry. Po powrocie do Smyrny sporządził protokół konfrontujący znaleziska z opisami wizjonerki, który to dokument - opatrzony podpisami dwunastu członków ko misji - stwierdza ostatecznie, że: „Ruiny P a n a g ia K o p u li są prawdziwymi pozostałościami domu, który kiedyś zamieszki wała Najświętsza Panna”. W kolejnych latach dom, odkryty jako ruina, został skrupu latnie zrekonstruowany i odnowiony. Źródło zostało skanali zowane, ułatwiono dojazd do sanktuarium, wytyczając nową drogę, a w samym domu ustawiono statuę Matki Bożej i ołtarz. Wydawało się, że nikogo nie niepokoi fakt, iż najstarsze mo nety, jakie odnaleziono na stanowisku archeologicznym w tym miejscu, pochodzą z V wieku po Chr. oraz to, że właściwie nie było żadnego dowodu potwierdzającego wiek domu - nic zatem nie poświadczało, że dom ten stoi tu rzeczywiście od dwóch ty sięcy lat. Znaleziska potwierdzają natomiast, że znajdował się tutaj kiedyś wczesnobizantyński klasztor - nawet w dawnych osmańskich księgach ziemskich wymieniony jest jako „klasz tor P a n a g ia z trzema bramami” - klasztor Najświętszej Panny. Czy kościół klasztorny został wzniesiony na miejscu starszego sanktuarium? Tego nie wiadomo. Jest to jednak całkiem możli we. W każdym razie wizje Anny Katarzyny Emmerich okazały się także w innych szczegółach zgodne z tym, co znaleziono na miejscu. Kiedy robotnicy 24 sierpnia 1898 roku zdejmowa li podłogę domu Miriam, natrafili na głębokości pięćdziesię ciu centymetrów na warstwę czarnych przepalonych kamieni. 367
W pośpiechu sprowadzony ze Smyrny archeolog, profesor We ber, potwierdził, że przepalona warstwa mogła być tylko i wy łącznie dawnym paleniskiem. „[Dom] był podzielony na dwie części, pośrodku których znajdowało się palenisko” - można przeczytać w pismach stygmatyczki. Papież Pius X pogratulował w roku 1905 księżom lazarytom odkrycia i pobłogosławił ich pracę, a w roku 1914 udzielił nawet pielgrzymom odwiedzającym to sanktuarium odpustu zupełnego. Jednak potem wybuchła I wojna światowa, a cały teren stał się zamkniętą strefą działań wojskowych. Francuzi, jako wrogowie, musieli opuścić teren Turcji. Kiedy w roku 1920 księża lazaryci powrócili na Bulbul Dagi, zastali znisz czony ołtarz, a platany, które udzielały domowi chłodnego cie nia, zostały wycięte. Brązowa statua Matki Bożej przepadła. Cały teren został skonfiskowany przez turecki Urząd Finanso wy, a Greków, którzy tu mieszkali, przymusowo wysiedlono. Walka o odzyskanie tego terenu trwała trzydzieści lat. Do piero w roku 1951 państwo tureckie uznało akt własności. Od tego czasu miejsce to nosi nazwę sanktuarium M eryem A na E vi - dom Matki Maryi, albo krótko M eryem ona - Matka Maria, i należy do prywatnego stowarzyszenia. Kosztowało członków stowarzyszenia wiele trudu, by przekonać władze tureckie, że dom Miriam może być potencjalnie celem zagranicznego ruchu pielgrzymkowego. Przy czym sami Turcy już dawno odkryli sanktuarium dla siebie, bowiem Miriam była „matką proroka Jezusa”, czczoną również przez muzułmanów. Dziś domem Miriam opiekują się francuskie zakonnice, ale do sanktuarium przychodzą także muzułmanki z okolicy, by prosić Miriam o pomoc w trudnych sprawach. To sanktuarium jest oazą spo koju, miejscem przepełnionym zwykłą prostotą, oazą tolerancji w kraju męczenników. Na długich lnianych tkaninach rozpię tych między drzewami ludzie przywieszają kartki z wypisa 368
nymi słowami modlitwy. Muzułmanie i chrześcijanie piją tu z tego samego świętego źródła. Tutaj Matka Maria łączy zwa śnionych braci. Z tej perspektywy kwestia autentyczności domu Miriam szybko traci na znaczeniu. Nie ulega wątpliwości, że sam w so bie jest już święty, ponieważ Maryja właśnie tutaj działa, przy ciągając pielgrzymów. Ale mimo wszystko zadajmy pytanie, czy Miriam była rzeczywiście kiedyś w Efezie? I czy - tak, jak twierdziła w wizjach Anna Katarzyna Emmerich - właśnie tutaj umarła? Jedno jest pewne - wizjonerka nie mogła dowiedzieć się z książek przechowywanych w zapewne dobrze zaopatrzonej bibliotece klasztornej niczego na temat ruiny P a n a g ia K o p u li. Domostwo zostało w ogóle wymienione w chrześcijańskiej literaturze tylko jeden raz, a mianowicie w księgach Grzego rza z Tours, galorzymskiego biskupa i historyka z VI wieku po Chr., który napisał: „Na szczycie góry niedaleko Efezu zachowały się cztery ściany bez dachu, Jan mieszkał w tych murach”. Nie ma wątpliwości, że Jan - ewangelista i umiłowany uczeń Jezusa - mieszkał i działał w Efezie. Niejasne pozostaje tylko, kiedy to było. Wydaje się, że gdy św. Paweł przybył po raz pierwszy do Efezu w roku 52 po Chr., nie napotkał tutaj jeszcze żadnej godnej wymienienia gminy chrześcijańskiej. W Dziejach Apostolskich czytamy nie o św. Janie, lecz o Ży dzie imieniem Apollos rodem z Aleksandrii, „który znał drogę Pańską” (Dz 18,25), „przemawiał z wielkim zapałem i nauczał dokładnie tego, co dotyczyło Jezusa”. Zapewne ów Żyd był przede wszystkich zwolennikiem Jan Chrzciciela („znając tyl ko chrzest Janowy” - Dz 18,25). Dopiero św. Paweł - o czym jest mowa dalej - chrzcił właśnie nawróconych, a ci „przyjęli chrzest w imię Pana Jezusa” (Dz 19,5). Efez był stolicą rzym 369
skiej prowincji Asia, miastem słynącym z kultu bogini Artemi dy i jej świątyni Artemizjonu - zaliczanej do siedmiu cudów świata. Efez należał też do obszaru objętego misją Apostoła Narodów. Kiedy w roku 56/57 po Chr. wybuchło powstanie lokalnych złotników, bojących się o dalsze istnienie swoich warsztatów produkujących srebrne miniaturki Artemizjonu, tracili bowiem wskutek nauczania Pawiowego zarobek, sam apostoł zmuszony był do ucieczki. Ustanowił wtedy swojego ucznia Tymoteusza pierwszym biskupem Efezu. Dopiero po tem poświadczona jest działalność misyjna św. Jana, który jak podaje Ireneusz z Lyonu - „przebywał tam aż do czasów Trajana”, zatem aż do około 100 roku po Chr., kiedy zmarł w Efezie. W syryjskiej wersji apokryficznych A kt Jan a znaj dujemy podanie, że św. Jan żył i umarł w „szałasie” na gó rze niedaleko miasta, z której mógł patrzeć w dół na pogańską świątynię Artemidy. Konsekwentnie od II wieku po Chr. czczony jest w Efezie grób apostoła. Potwierdza to biskup Efezu - Polikrates, w liście do papieża Wiktora I (około 186-197), który w sporze o ter min Wielkanocy powołuje się na św. Jana - w Azji Mniejszej świętowano zmartwychwstanie Chrystusa 14 miesiąca nisan według żydowskiego kalendarza. Także św. Hieronim (IV wiek po Chr.) nie miał żadnych wątpliwości, że apostoł Jan udał się do Efezu za panowania cesarza rzymskiego Nerona (54-68), a przez cesarza rzymskiego Domicjana (81-96) został wygna ny na grecką wyspę Patmos, skąd po jego śmierci powrócił do Efezu, aby jeszcze do czasów panowania cesarza rzymskie go Trajana (98-117) mieszkać w stolicy prowincji rzymskiej. Prócz tego miał „wszystkie kościoły Azji założyć i nimi kie rować, zanim strudzony wiekiem, w sześćdziesiątym ósmym roku po męczeńskiej śmierci naszego Pana [zatem mając około 98 lub 100 lat - M.H.] zmarł i w tym samym mieście został 370
pochowany”. W IV wieku po Chr. pielgrzymi opowiadali, że nad jego grobem wzniesiono kościół. Na początku XX wieku współpracownicy Austriackiego Instytutu Archeologicznego odsłonili w bezpośredniej bliskości nędznych ruin Artemizjonu robiące kolosalne wrażenie pozostałości tego kościoła. Cesarz wschodniorzymski Justynian, zwany Wielkim, kazał w VI w ie ku po Chr. zastąpić pierwotną, wzniesioną na planie krzyża, świątynię bazyliką długą na sto trzydzieści metrów i szeroką na sześćdziesiąt pięć metrów, której nawa środkowa została zwieńczona sześcioma potężnymi kopułami. Sercem całego za łożenia był grób apostoła, znajdujący się pod środkową kopułą, który w sensie architektonicznym uwydatniało jeszcze dwupo ziomowe podium. Wiara, że kurz wydobywający się z małej dziurki komory grobowej daje świętą moc, uczyniła z Efezu jeszcze w średniowieczu ważny ośrodek pielgrzymkowy. Nato miast o grobie Miriam nie znajdujemy w źródłach antycznych żadnej najmniejszej nawet wzmianki. Dopiero w IX wieku syryjski biskup Bet Raham i Bet Kojonija, Mojżesz bar Kefa, twierdził, że Miriam miała rzeko mo umrzeć i zostać pochowana w Efezie. Dwóch patriarchów z Antiochii - Dionizy Bar Salibi i Michał, zgadzali się z nim, jednak patriarcha Michał uważał, że Miriam miała także towa rzyszyć apostołowi w drodze na wyspę Patmos, a umrzeć do piero po jego powrocie. W takim wypadku miałaby w chwili śmierci około stu czternastu lat. Brak wszelkiej miejscowej tradycji przynajmniej próbuje tłumaczyć syryjski teolog z XIII wieku, Gregorios Bar Ebraja, zwany Bar Hebraeusem (Gregorius Abu-Farag Bar Hebraeus) w ten sposób, że to właśnie św. Jan miał trzymać istnienie grobu Miriam w tajemnicy. W rzeczywistości jest jednak bardzo mało prawdopodobne to, że Miriam zmarła w Efezie, jak to przekazała wizjonerka Anna Katarzyna Emmerich. Jednak, czy jest możliwe, że przy 371
najmniej przez jakiś czas mieszkała w mieście poświęconym bogini Artemidzie, może nawet w wymienionym wcześniej domu na Słowiczej Górze? To wielce prawdopodobne. Najstarsza tradycja, która podąża w tym kierunku, pochodzi właśnie z dokumentów soboru efeskiego, który nadał Miriam po wsze czasy tytuł Theotokos - Boga Rodzicielki, Bogarodzi cy, co należy odczytywać jako „Matkę Bożą”. Powodem zwo łania w roku 431 tego trzeciego soboru powszechnego przez cesarza bizantyńskiego Teodozjusza II był poważny spór w ło nie Kościoła, wywołany przez Nestoriusza, a dotyczący osoby Jezusa. Nowy patriarcha Konstantynopola twierdził bowiem, że człowieczeństwo Chrystusa powiązane jest z Jego boskością tylko w aspekcie moralnym. Dlatego też Miriam, Jego matki, nie można nazywać „Bogarodzicą” czy „Rodzicielką Boga” - a jedynie „Rodzicielką Chrystusa”. Tej tezie przeciwstawił się Cyryl, patriarcha Aleksandrii, z całą gwałtownością, powołując się na tradycję. Ponieważ w Chrystusie połączyły się nieroze rwalnie dwie natury, ludzka i boska, dlatego Miriam słusznie nazywana jest od najdawniejszych czasów „Matką Bożą”. Po sześciu tygodniach i trzech bezskutecznych wezwaniach Ne storiusza, by stawił się przed obliczem dwustu pięćdziesięciu ojców soborowych i bronił swojej tezy, sobór efeski zakończył się wyrokiem wydanym na patriarchę. Nestoriusz został usu nięty z urzędu i uznany za heretyka, podczas gdy sobór po wszechny ogłosił pierwszy dogmat maryjny jako wiążącą de cyzję obowiązującą wszystkich wiernych Kościoła. Sobór obradował - co doskonale pasowało do podejmowa nego tematu - w kościele maryjnym w Efezie, zbudowanym na początku IV wieku po Chr. na fundamentach potężnego kompleksu budynków pochodzących z czasów antycznych najprawdopodobniej będących pozostałościami dawnego museionu efeskiego, który został zniszczony w roku 263 po Chr.
w wyniku najazdu Ostrogotów. Jako kościół biskupi, znajdo wał się w centrum miasta, jednak już wówczas nie było żadnej tradycji, która łączyłaby go z miejscem działalności Miriam w Efezie. Mimo to w końcowym postanowieniu soborowym czytamy dosłownie: „Nestoriusz [...] został osądzony w mie ście efezjan, gdzie teolog Jan i święta Bogarodzica Maryja, przez zgromadzenie ojców i biskupów”. Niestety w zdaniu tym - tak w greckim oryginale, jak i w niemieckim tłumaczeniu - brak jest przy wymienionych imionach Jana i Matki Bożej ważnego dla nas czasownika. Dlatego też możemy jedynie przypuszczać, że mogło chodzić o wyraz: „żyli”. Gdyby cho dziło o czasownik „zmarli” w Efezie, ojcowie soborowi wy mieniliby z pewnością na pierwszym miejscu Miriam. Jeśli tu żyła, to zapytajmy, kiedy mogła przybyć do Efezu? Twierdzenie wizjonerki Anny Katarzyny Emmerich, jakoby Miriam żyła po wniebowstąpieniu Chrystusa trzy lata na górze Syjon, potem trzy lata w Betanii i dziewięć lat w Efezie, jest całkowicie wykluczone. Ostatecznie w Dziejach Apostolskich jest wyraźnie podane, że po ukamienowaniu św. Szczepana w grudniu 33 roku po Chr. nastąpiła fala wielkich prześlado wań Kościoła jerozolimskiego i wszyscy „rozproszyli się po okolicach Judei i Samarii” (Dz 8,1), ale w tym samym zdaniu podkreślono wyraźnie: „z wyjątkiem apostołów”. Apostołowie pozostali w Jerozolimie, wysłali jedynie Piotra i Jana z wizy tacją na północ, aby udzielili chrztu nowo nawróconym. Na stępną podróż do Liddy i Jafy św. Piotr odbył sam - natomiast św. Jan pozostawał wtedy w Jerozolimie. Ostatecznie wtedy nie było już żadnego powodu, żeby opuszczać górę Syjon, co pod kreśla św. Łukasz: „A Kościół cieszył się pokojem w całej Ju dei, Galilei i Samarii. Rozwijał się i żył bogobojnie, i napełnił się pociechą Ducha Świętego” (Dz 9,31). O żadnej misji, która wykraczałaby poza obszar Izraela, w tym momencie jeszcze 373
nie ma mowy. Oczywiście chrześcijanie byli już wtedy w Da maszku, ale nie było jeszcze nawet pierwszej znacznej diaspo ry w Antiochii, założonej przez apostołów później. Składać się ona miała w przyszłości z rozproszonych chrześcijan, którzy uciekli z Jerozolimy po męczeńskiej śmierci św. Szczepana: „Ci, których rozproszyło prześladowanie, jakie wybuchło z po wodu Szczepana, dotarli aż do Fenicji, na Cypr i do Antiochii” (Dz 11,19). Do nich wysłał pierwszy Kościół jerozolimski naj pierw Barnabę - zatem żadnego z dwunastu apostołów, którzy, jak się wydaje, nie mieli jeszcze takich planów, by wyruszać na większe wyprawy misyjne. Tak miało pozostać aż do ko lejnej fali prześladowań, która nastąpiła z początkiem 42 roku po Chr. za panowania króla Heroda Agryppy I, który zaraz po wstąpieniu na tron „zaczął prześladować niektórych członków Kościoła. Ściął mieczem Jakuba, brata Jana, a gdy spostrzegł, że to spodobało się Żydom, uwięził nadto Piotra” (Dz 12,1-2). Świętemu Piotrowi udało się w cudowny sposób uwolnić z więzienia. Święty Łukasz pisze, że pojawił się anioł Pański, który uwolnił więźnia i z rąk Piotra spadły kajdany. Dopiero teraz rozpoczęły się podróże misyjne po całym świecie. Piotr w każdym razie „udał się gdzie indziej” (Dz 12,17). Tradycja przekazuje, że chodziło o Piotrową wyprawę do Rzymu, gdzie rozpoczął działalność w drugim roku panowania cesarza Klau diusza obwołanego przez pretorianów (41-54) - zatem w roku 42 po Chr. A Jan? Jest prawie pewne, że po śmierci brata rów nież on uciekł z Jerozolimy. Jeśli w tym czasie Miriam jeszcze żyła, to właśnie wtedy najpewniej uszła razem z nim z miasta. W każdym razie można przyjąć, że nie byłaby już wtedy bez pieczna w Jerozolimie. To, że większe wyprawy misyjne apostołów rzeczywiście rozpoczęły się dopiero w roku 42 po Chr., pokrywa się także ze starszą, choć niezwiązaną z tekstami kanonicznymi trady 374
cją. Już bowiem Klemens z Aleksandrii w II wieku po Chr. cy tował na podstawie powstałego sto pięćdziesiąt lat wcześniej apokryficznego tekstu P ra ed ica tio Petri: „Dlatego Piotr po wiedział: Pan powołał apostołów, [dopiero] po dwunastu latach wyszli w świat, aby nikt [z Żydów] nie mógł powiedzieć: nie słyszeliśmy ewangelii”. O tych samych dwunastu latach wspo mina inny apokryf A kta P iotra, który powstał również jeszcze w II wieku po Chr., wzmiankując księcia apostołów: „Po tym, jak dopełniło się dwanaście lat, które wyznaczył mu Pan, uka zał mu Chrystus następującą wizję” - kazał Piotrowi udać się do Rzymu. Historyk Kościoła, Euzebiusz z Cezarei, cytuje ponownie greckiego filozofa Apoloniusza z Tyany, również z II wieku po Chr., który miał twierdzić, powołując się na tra dycję, że Pan polecił apostołom nie opuszczać przez dwana ście lat Jerozolimy. Jak widzimy, tradycja ta zdaje się całko wicie odpowiadać stanowi wiedzy, przekazanemu w Dziejach Apostolskich. Także Hipolit z Teb (VII wiek), powołując się na starszą tradycję, wzmiankował o Miriam, że miała rzeko mo mieszkać z Janem dwanaście lat w Jerozolimie. Inne źró dła z pierwszego tysiąclecia mówią także o okresie jedenastu i pół roku lub dwunastu latach, jakie mieli spędzić apostołowie w Jerozolimie przed wyruszeniem na wyprawy misyjne. W ten sposób otrzymujemy - po zaokrągleniu w górę i w dół - stosun kowo spójny obraz. Dokąd jednak udał się św. Jan w roku 42 po Chr.? Tradycja wspomina tylko o jednym terenie działalności misyjnej umi łowanego ucznia Jezusa, a mianowicie o prowincji rzymskiej znajdującej się na terenie zachodniej części dzisiejszej Turcji. Święty Jan uznawany jest - mimo wszystkich osiągnięć mi syjnych św. Pawła - za apostoła Azji. Nawet jeśli św. Paweł założył gminę w Efezie, to gminy w Smyrnie, Pergamonie, Tiatyrii, Sardes, Filadelfii i Laodycei biorą swój początek z pew 375
nością w dziele misyjnym św. Jana. Tak czy owak, do nich (i do efezjan) kieruje on siedem listów, zawartych w tajemni czym objawieniu, jedynej proroczej księdze Nowego Testa m en tu -w Apokalipsie św. Jana, do Kościołów, które są w Azji. W rzeczywistości św. Paweł świadomie omija w czasie swo jej drugiej wyprawy misyjnej w roku 49 po Chr. tę prowincję, wiedząc dobrze, że została on przydzielona innemu apostołowi („Duch Święty zabronił im głosić słowo Boże w Azji” - Dz 16,6). Mógł tam być tylko i wyłącznie św. Jan. Święty Jan musiał mieć zapewne jakieś ważkie powody, dla których w tym czasie, mieszkając wprawdzie w okolicach Efe zu, nawracał ludzi gdzie indziej. Jednym z powodów mógł być jego młody wiek - w roku 42 po Chr. miał najwyżej trzydzie ści lat, a nawet jego nauczyciel Jezus podjął działalność na uczycielską, dopiero osiągnąwszy trzydzieści jeden lat. Zatem młody wiek mógł odegrać pewną rolę w tej historii. Możliwe też, że nie chciał zostawiać Miriam samej i narażać jej tym sa mym na niebezpieczeństwo. Można zaufać mistykowi pośród ewangelistów, że pokładał najpierw ufność w sile modlitwy, która miała przygotować grunt pod późniejszą misję. Praw dopodobne jest także, iż doszło już wcześniej do konfrontacji z żydowską gminą miasta, dlatego dalsza działalność w Efezie wydawała się nazbyt kłopotliwa. Czyż sam Jezus nie nauczał, że: „Gdyby was gdzie nie chciano przyjąć i nie chciano słuchać słów waszych, wychodząc z takiego domu lub miasta, strzą śnijcie proch z nóg waszych” (Mt 10,14)? O tym, że zanim przybyła tu Miriam, na wzgórzach Bulbul Dagi osiedlali się już wcześniej wyznawcy Jezusa, stygmatyczka Anna Katarzyna Emmerich informuje w innym miejscu swoich wizji: „Kiedy Jan sprowadził tu Najświętszą Pannę, dla której dom kazał wcześniej zbudować, mieszkały już w okolicy liczne rodziny chrześcijańskie i święte kobiety. Niektórzy za 376
mieszkiwali ziemianki i jaskinie skalne, które przy użyciu lek kiego drewna zostały przystosowane na mieszkania, niektórzy zaś lekkie namioty. Ponieważ jako schronienia wykorzystywali jaskinie i inne miejsca, tak jak podarowała je natura, ich miesz kania przypominały pustelnie, najczęściej oddalone od siebie o kwadrans drogi, a cała osada w tej okolicy przypominała rozsiane gospodarstwa. Dom Maryi zrobiony był z kamienia”3. Zatem chrześcijańskie rodziny i święte kobiety przybywały tu, uciekając przed gwałtownymi prześladowaniami, i osiedlały się w kolonii. To pokrywa się ze wzmianką, jaką znajdujemy u św. Hieronima piszącego w IV wieku po Chr., że apostoł Jan miał w Efezie „domek i bardzo kochanych przyjaciół” (h ospitiolum e t am icos am antissim oś). Nawet jeśli przypiszemy tym wzmiankom niewielką wartość historyczną, musimy zapytać, kim byli owi pobożni Żydzi osiadli na wzgórzach Bulbiil Dagi. Czy są to ci sami pielgrzymi z Azji (Dz 2,9), którzy przybyli do Jerozolimy w dzień Pięćdziesiątnicy ze wszystkich naro dów pod słońcem - Dzieje Apostolskie dosłownie wspominają: „mieszkańcy [...] Azji” obecni przy zesłaniu Ducha Świętego, którzy może właśnie wtedy przyjęli chrzest, zanim wrócili do ojczyzny? Czy pochodzili oni pierwotnie ze środowiska bli skiego esseńczykom? Rzeczywiście, w Azji mieszkała jedna z liczniejszych diaspor żydowskich, od czasu kiedy król Antioch w III wieku przed Chr. przesiedlił do zachodniej części dzisiejszej Turcji dwa tysiące żydowskich rodzin z Mezopota mii. Do mieszkających w prowincji Asia odnosi się wyraźnie cały szereg rozporządzeń rzymskiego senatu z czasów Cezara, w których senat udziela Żydom licznych przywilejów rozma itej natury. Mieli przykładowo własne sądownictwo, wyjęci za tem byli spod jurysdykcji rzymskiej. W każdym razie istnienie 3 Tamże, s. 290. 377
kolonii pobożnych Żydów mogło być prawdziwym powodem, dla którego Miriam i Jan, uchodząc z Jerozolimy, wybrali aku rat drogę do Efezu. Gdyby Matka Boża faktycznie przybyła do Azji Mniejszej, wtedy również w tej czy innej legendzie greckiego świata pra wosławnego mogłoby tkwić ziarno prawdy. Może w tej, która opowiada, że Miriam podczas swojej podróży trafiła najpierw na Cypr, gdzie w mieście Lamaka odwiedziła Łazarza i jego siostrę. A może w tej, w której mowa jest o tym, że podczas bu rzy jej statek został zepchnięty na brzeg Półwyspu Chalcydyckiego (Chalkidiki), gdzie pobłogosławiła Świętą Górę Athos, ponieważ we śnie ujrzała, że kiedyś zamieszkają na niej liczni święci duchowni. W każdym razie republika mnichów jeszcze dziś określa swoją górę jako to p e riv ó li tis P an agias - ogród Matki Bożej. Jak jednak doszło do takiego przemieszania prawdziwych czy prawdopodobnych i jednoznacznie fałszywych informacji w wizjach Anny Katarzyny Emmerich? Najlepsze wyjaśnienie mistycznych wizji samych w sobie znajdujemy w komentarzu kardynała Josepha Ratzingera do najsłynniejszych maryjnych objawień - do trzeciej tajemnicy fatimskiej: „Wizja wewnętrzna”, jak powiedzieliśmy, nie jest wytworem wy obraźni, lecz prawdziwym sposobem postrzegania rzeczywistości. Wiąże się jednak z pewnymi ograniczeniami. Już w postrzeganiu zewnętrznym zawsze wchodzi w grę także czynnik subiektyw ny: nie postrzegamy czystego przedmiotu, ale dociera on do nas przez filtr zmysłów, które muszą go dla nas „przełożyć”. Jest to jeszcze bardziej oczywiste w przypadku wizji wewnętrznej, zwłasz cza wówczas, gdy dotyczy ona rzeczywistości, które same w sobie wykraczają poza nasz widnokrąg. Podmiot, czyli człowiek widzą cy, zostaje tu zaangażowany jeszcze głębiej. Widzi, tak jak mu pozwalają jego konkretne możliwości, na miarę dostępnych 378
mu sposobów obrazowania i poznania. W wizji wewnętrznej pro ces przekładu dokonuje się na jeszcze większą skalę niż w wizji zewnętrznej, tak że podmiot współuczestniczy w istotnej mierze w kształtowaniu obrazu tego, co mu się ukazuje. Jedyny obraz, jaki może powstać, musi być na jego miarę i odpowiadać jego możliwościom. [...] Obrazy przez nie nakreślone nie są bynajmniej czystym wy tworem ich wyobraźni, ale owocem rzeczywistego postrzegania natury wyższej i wewnętrznej; jednakże nie należy sobie też wy obrażać, jakoby została tu na chwilę uchylona zasłona rzeczy wistości [albo przestrzeni i czasu] pozaziemskiej i ukazało się w swojej najczystszej istocie niebo [...]. Obrazy są raczej - by tak rzec - syntezą bodźca pochodzącego z Wysoka oraz możliwości, jakimi dysponuje podmiot postrzegający [.. ,]4.
Także u Anny Katarzyny Emmerich możliwe pozaziemskie wizje uległy przemieszaniu z fantazją i obrazami z podświado mości wizjonerki. Mogła zatem odbierać całkiem prawdziwe wewnętrzne obrazy domu Miriam, jednocześnie od razu błęd nie je interpretując. Gdy popatrzymy w tym kontekście na to zagadnienie, stygmatyczka z zakonu augustianek mogła nawet widzieć sceny śmierci Matki Bożej w Jerozolimie w czasie so boru apostolskiego, w przybudówce Wieczernika, jednak była pewna, że Miriam po ataku przejściowej słabości znów wy zdrowieje i półtora roku później umrze w Efezie. Innym znów razem stwierdza kategorycznie: „Patrz, co to za liczba, jedna kreska I i potem V razem, potem znów V i trzy kreski. Czy to nie jest osiem? To oznacza rok 48 po narodzeniu Chrystusa i jest on rokiem śmierci Najświętszej Dziewicy”5. To całkiem
4 Kard. J. Ratzinger, III T ajem n ica F a tim sk a - k o m en ta rz te o lo g ic z n y , www. opoka.org.pl/biblioteka. 5 Bł. A.K. Emmerich, Ż y c ie M a r y i ..., s. 299.
379
sensowna datacja, którą znajdujemy również w łacińskim tłu maczeniu K roniki Euzebiusza z Cezarei z IV wieku po Chr., i do której przychylają się od czasów biskupa i historyka, Grzego rza z Tours z VI wieku po Chr., także liczni historycy Kościoła. Jednak w roku 48 po Chr. - o czym czytamy jednoznacznie w Liście do Galatów (2,9) autorstwa św. Pawła - św. Jan nie był już w Efezie, lecz od dawna przebywał w Jerozolimie i brał udział w soborze apostolskim.
XIII
Z ciafem i duszą
Ponownie udaję się do Jerozolimy, by zbadać u źródeł naj większą tajemnicę Matki Bożej - okoliczności śmierci Miriam. Kiedy papież Pius XII, przed dokładnie sześćdziesięciu laty, 1 listopada 1950 roku, ogłosił wiążący dla wszystkich kato lików dogmat mówiący o tym, że Najświętsza Maryja Pan na została po zakończeniu ziemskiego życia wzięta do nieba „z ciałem i duszą”1, pozostawił kwestię miejsca, czasu i przebie gu zdarzenia - cudownej boskiej ingerencji - otwartą. W Kon stytucji Apostolskiej M unificentissim us D eu s, ogłoszonej przez*i
1 Zacytujmy w tym miejscu odnośny fragment z Konstytucji Apostolskiej M u n ificen tissim u s D e u s , ogłoszonej przez papieża Piusa XII w roku 1950: „Dla
tego zaniósłszy do Boga wielokrotne korne błaganie i wezwawszy światła Ducha Prawdy, ku chwale Boga Wszechmogącego, który szczególną Swą łaskawością obdarzył Maryję Dziewicę, na cześć Syna Jego, nieśmiertelnego króla wieków oraz Zwycięzcy grzechu i śmierci, dla powiększenia chwały dostojnej Matki i te goż Syna, dla radości i wesela Kościoła, powagą pana Naszego, Jezusa Chry stusa, świętych apostołów Piotra i Pawła, oraz Naszą ogłaszamy, wyjaśniamy i określamy, jako dogmat przez Boga objawiony, że Niepokalana Bogarodzica zawsze dziewica Maryja, po zakończeniu biegu życia ziemskiego została z cia łem i duszą wzięta do Niebieskiej chwały” (www.opoka.org.pl/biblioteka).
381
papieża Piusa XII w roku 1950 - w bulli papieskiej dotyczą cej Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny - znajdujemy wyłącznie argumenty natury teologicznej, nie zaś historycz nej. Nowy dogmat opierał się na ogłoszonej zaledwie sto lat wcześniej prawdzie wiary, dotyczącej Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, którą ogłosił błogosławiony papież Pius IX. Ta z kolei była konsekwencją wcześniejszych teolo gicznych zapisów dotyczących roli Maryi w historii zbawienia - zdefiniowaniu jej jako „nowej Ewy”. Ponieważ Ewa została stworzona bez grzechu pierworodnego, więc także Miriam mu siała być poczęta i narodzić się bez niego. Jakże bowiem Bóg mógłby wybrać sobie na wcielenie swego syna grzeszną matkę? Jeśli zatem Miriam została niepokalanie poczęta - argumentuje dalej papież Pius XII całkiem w myśl nauki średniowieczne go doktora Kościoła, Tomasza z Akwinu - to jej ciało było od początku uświęcone, dlatego też nie mogła zostać wydana na pastwę śmierci i zniszczenia, które są skutkiem grzechu pier worodnego. Jeśli więc Bóg wziął do nieba z ciałem już swoich wielkich patriarchów i proroków, takich jak: Henoch, Mojżesz czy Eliasz2, o czym czytamy w Starym Testamencie, jak mógł by odmówić tego przywileju najdroższej Dziewicy, Najświęt szej Bogarodzicy? Odpowiada to klasycznej formule, którą wy pracował scholastyk-mariolog, Jan Duns Szkot, w XIII wieku - D eus potuit, decuit, fe c it - Bóg mógł to zrobić, należało to zrobić, a więc to uczynił. W ten sposób ogłoszenie nowego do gmatu maryjnego stało się punktem kulminacyjnym obchodów pierwszego Świętego Roku po zakończeniu najstraszniejszej ze wszystkich wojen. Dla samego papieża Piusa XII było to
2 Wspólną dla nich rzeczą było to, że mogli oglądać Boga w całej Jego wspa niałości. Jednak pełnię objawienia Bóg ukazał dopiero w Miriam, stając się czło wiekiem. Jest ona naprawdę królową wszystkich patriarchów i proroków!
382
jednak coś więcej - stanowiło zapowiedź walki przeciwko ma terializmowi, który wyrządził tyle zła ludzkości, oraz wyrażało jego osobistą wdzięczność Matce Bożej, która przeprowadziła Kościół tak bezpiecznie przez najczarniejszy okres dziejów. Jakkolwiek zrozumiały i prawdopodobny był wywód Piu sa XII, wyłuszczony w papieskiej buli o Wniebowzięciu Naj świętszej Maryi Panny, to równie oczywisty co gwałtowny okazał się sprzeciw wobec nowego dogmatu - szczególnie w środowiskach protestanckich, ale nie brakowało także gło sów krytycznych ze strony przedstawicieli teologii moderni stycznej. Podnosili oni głównie argument, że żaden fragment Pisma Świętego nie wskazuje na to, by Matka Boża miała zo stać wzięta do nieba z ciałem, a istnieje sporo potwierdzonych tradycją przekazów z czasów wczesnego chrześcijaństwa opi sujących okoliczności jej śmierci. Ojcowie Kościoła najpierw milczeli trzy stulecia na temat śmierci Maryi. Jeszcze w IV wieku po Chr. biskup Epifaniusz z Salaminy (315—403) twierdził w swoim dziele P an arion , na pisanym w roku 377, że w Piśmie Świętym niczego nie znajdu jemy „na temat śmierci Marii, ani czy umarła, ani czy nie umar ła, ani tego, czy została pochowana, ani tego, czy nie została pochowana”. A potem kończy wywód wnioskiem przepojonym rezygnacją: „Dla Boga nie ma nic niemożliwego, może uczynić wszystko, czego chce: bo o jej końcu nikt nic nie wie”. Dopiero w V wieku po Chr. rozprzestrzeniły się nagle liczne wersje pewnego chrześcijańskiego apokryfu, relacjonujące cu downe „zaśnięcie” Matki Bożej. Wtedy też biskup Jakub z Sarug (451-521) na soborze w Nisibis (dziś Nusaybin na granicy turecko-syryjskiej) w roku 489 przedstawił napisany przez sie bie utwór na temat ziemskiego końca Matki Bożej, który naj pewniej powstał na podstawie tradycji jerozolimskiej. Według niego pochowanie zwłok Miriam nastąpiło na „górze Galilej 383
czyków”, jak zwykło się wtedy nazywać Górę Oliwną. Sam Jezus prowadził ją, „otoczywszy świetlistą chmurą”, a Jan, ,jako prawdziwy pan domu”, w którym Miriam dotąd z nim mieszkała, złożył jej zwłoki „do jaskini”, „do grobu” czy też „do kamiennej komory”. Ponieważ Jakub z Sarug porównuje pogrzeb Miriam z pochówkiem Mojżesza „dokonanym przez Boga”, więc jego utwór wydaje się być pierwszym asumptem sugerującym „wzięcie [Miriam] z ciałem do nieba”. Najpewniej w tym samym czasie zaczęto w Jerozolimie u stóp Góry Oliwnej czcić grób Miriam. Wcześniej panuje na ten temat całkowite milczenie. Żaden z pielgrzymów przyby wających w IV wieku do Jerozolimy nie wydaje się wiedzieć czegokolwiek o rzekomym grobie. Żadna relacja z podróży pielgrzymiej z początków V wieku też nic nie wspomina na ten temat. Dopiero w tekście koptyjskim, którego autorstwo przypisywane jest patriarsze aleksandryjskiemu, Dioskurowi I (444—451), mowa jest o „kościele św. Marii w dolinie Joza fata” - zatem w dolinie Kidron u stóp Góry Oliwnej. Biskup jerozolimski Juwenal (425-458) miał tam rozpędzić z pomo cą żołnierzy zgromadzenie monofizytów - odtąd uznawanych za heretyków - i zgotować im prawdziwą rzeź. Monofizyci sprzeciwili się potępieniu ich wiary w jedną naturę Chrystusaboską (uważali bowiem, że Chrystus nie miał natury ludzkiej, lecz tylko i wyłącznie naturę nadprzyrodzoną) - na soborze chalcedońskim w roku 451. Według relacji Jana z Damaszku, zmarłego w roku 754, biskup jerozolimski Juwenal miał być przyjęty w trakcie trwania obrad soboru chalcedońskiego przez siostrę cesarza wschodniorzymskiego Teodozjusza II, Pulcherię, która prosiła go o relikwie Matki Bożej. Na to biskup z Je rozolimy miał jej odpowiedzieć, że według miejscowej trady cji ciało Miriam zostało pochowane w obecności wszystkich apostołów w ogrodzie Getsemani - tylko Tomasz, który miał 384
najdłuższą drogę do przebycia, dotarł na Ogrójec dopiero po dwóch dniach. Kiedy poprosił o to, by mógł zobaczyć raz jesz cze Matkę Bożą, odsunięto kamień w trzecim dniu po śmierci, jednak grób był pusty - leżały tam tylko płótna i pośmiertne szaty Miriam. Z tego też powodu nie ma relikwii ciała Marii, bo nie ma jej szczątków doczesnych - miał twierdzić biskup jerozolimski. Wtedy to Pulcheria, zamiast o relikwie, poprosiła go o płótna i ostatnią szatę Miriam, które biskup Jerozolimy, Juwenal, miał przysłać jej później. Jednak autentyczność obu przekazów jest kwestionowana. Podnosi się sugestię, że mogły one powstać później. Uczeni zgodni sąjedynie co do tego, że nieprzypadkowo włączony jest w to wydarzenie jerozolimski biskup Juwenal, który najczęściej z tego też powodu uznawany jest za budowniczego pierwsze go kościoła maryjnego w dolinie Kidron. Trzeba przy tym do dać, że także pierwsze wzmianki dotyczące tego sanktuarium są raczej niekonkretne. I tak północnoafiykański archidiakon Teodozjusz, który w roku 520 napisał księgę o topografii Ziemi Świętej, podał tylko, że „w dolinie Jozefata [...] znajduje się kościół Panny Marii, Matki Boga”. Sam pielgrzym z Piacenzy, który około roku 570 stosunkowo dokładnie opisywał Zie mię Świętą, i jak się wydaje - nie pomijał w relacjach również na poły prawdopodobnych legend - wiedział tylko o tym, że „w tej dolinie jest kościół św. Marii, który - jak się powiada był kiedyś jej domem, w którym opuściła swoje ciało”. Precy zyjniejszy był spisany w latach 510-530 przewodnik pielgrzyma Breviarius d e H ierosolym a. U stóp Góry Oliwnej - podaje autor przewodnika - „znajduje się kościół św. Marii, i tam też jest jej grób. I tam Judasz zdradził naszego Pana Jezusa Chrystusa”. Ta wskazówka dotycząca pobliskiej groty znajdującej się w ogrodzie Getsemani nie pozostawia żadnej wątpliwości co do tego, że wymieniony przez nich kościół maryjny znajdował 385
się w miejscu, które jeszcze dziś czczone jest w Jerozolimie jako grób Miriam. Można tam dotrzeć, opuszczając Stare Miasto Jerozolimy przez Bramę św. Szczepana (dawną Bramę Miriam, por. roz dział III) w kierunku Ogrójca. Zaraz po przeciwnej stronie sta rej zjeżdżonej obwodnicy znajdują się zewnętrzne schody pro wadzące w dół na otwarty dziedziniec starego kościoła z okresu krzyżowców. Jego prosty, gotycki portal i płaski dach stoją w jaskrawym kontraście ze znaczeniem przypisywanym temu sanktuarium. Jednak właśnie ta powściągliwa skromność pasu je do Miriam - cichej i przenikliwej. Dopiero gdy wejdzie się do środka, można zauważyć, że kościół ten różni się od innych świątyń. Zaraz po wejściu zaskakuje nas różnica: schody - sze rokie, liczące czterdzieści siedem stopni - prowadzą nas w dół. W komorach grobowych zamykających kościół ze wszystkich stron pochowani są królowe i rycerze krzyżowi - dopiero tra dycja lokalna uczyniła z jednej z nich grób Joachima i Anny, rodziców Miriam. Krypta, do której prowadzą stopnie, została częściowo wykuta w skale, częściowo wymurowana. Sklepie nie jest średniowieczne. Krypta ma kształt łacińskiego krzy ża, którego dłuższe ramię wskazuje wschód. W samym środku znajduje się właściwy grób Miriam - komora grobowa z półką skalną, wykuta w formie sześcianu, dzięki czemu odizolowana została od macierzystych skał. Czy chodzi w tym wypadku po prostu o tradycyjny k en o ta f - kurhan grobowy z okresu bizan tyńskiego, swoiste rozwiązanie awaryjne, ponieważ w rzeczy wistości nikt nie wiedział, co stało się z Miriam, odkąd została po raz ostatni wymieniona w Dziejach Apostolskich? Czy fak tycznie została tu pochowana Matka Boża? I w końcu - jaką wartość mają relacje apokryficzne dotyczące dorm itio - zaśnię cia lub transitus - przejścia Miriam? Czy chrześcijańska trady cja jest tylko czczą fikcją, fantazją, a w każdym razie pobożną 386
legendą? A może mimo wszystko legendy te zawierają w sobie ziarno prawdy, leżące u ich źródła? Jedyną możliwość odna lezienia odpowiedzi na to pytanie może zaoferować - jak się wydaje - archeologia. Rozpoczynam poszukiwanie śladów Miriam tam, gdzie Dzieje Apostolskie wspominały po raz ostatni obecność Matki Bożej w Jerozolimie - na górze Syjon. Bądź co bądź to właśnie kościół i klasztor na Syjonie upamiętniają dorm itio Najświęt szej Maryi Panny. W centrum krypty zbudowanej na planie koła, znajdującej się dokładnie pod sześciokątną budowlą przy krytą kopułą, umieszczona została rzeźba naturalnej wielkości, przedstawiająca umierającą Matkę Bożą, wzorująca się na bi zantyńskiej ikonografii. Jej wzrok pada dokładnie na mozaikę zdobiącą kopułę, na której ukazany jest Chrystus przemawia jący do swojej Matki słowami Pieśni nad pieśniami (2,13), za praszając ją do siebie: „Powstań przyjaciółko ma, // piękna ma, i pójdź!”. Tradycja głosząca, że Miriam zmarła właśnie w tym miejscu - jak sobie przypominamy - odnosi się do VII wieku po Chr. „Płyń uzdrowienie // od tej skały // gdzie Maria, Boże dziecię, leżała // strumieniem dla wszystkich” - słowa te wypo wiedział patriarcha Soffoniusz około 630 roku podczas poświę cenia nowej świątyni wzniesionej tu po zburzeniu przez Persów dawnej bazyliki na Syjonie. Około 670 roku biskup Arkulf za znaczył dokładne położenie domu Miriam na naszkicowanym przez siebie planie kościoła Hagia Sion - Święty Syjon. Prawie w tym samym czasie - około 650 roku po Chr. - Hipolit z Teb przekazuje pradawną tradycję: św. Jan miał „przyjąć świętą Marię do swojego domu na Syjonie, gdzie przebywała aż do jej wniebowzięcia”. Ten dom miał nabyć od starszego brata, apo stoła Jakuba, „razem ze spadkiem po ojcu Zebedeuszu”. Moż liwe, że jest to jeden z tych niewielkich domków, które odkryli w roku 1983 ojciec Bargil Pixner i izraelscy archeolodzy pod 387
współczesną przybudówką klasztoru na górze Syjon. Chcę się przyjrzeć tym domkom, dlatego spotykam się z pewnym mni chem i proszę go o pokazanie mi tego miejsca, ponieważ ich najcenniejszy skarb nie jest udostępniony zwiedzającym. Naj pewniej wiąże się to z faktem, że nie może być odpowiednio wyeksponowany, ponieważ w momencie jego odkrycia plany przebudowy były już dawno zakończone. Przy furcie klasztoru, za sklepikiem z pamiątkami, spotykam się z mnichem - praw dziwym dusseldorfczykiem - imieniem Josef, który prowadzi mnie schodami do publicznej toalety. Tam kluczem otwiera boczne drzwi i wchodzimy do pomieszczenia, w którym sta ję przed regałami klasztornej biblioteki przeznaczonej dla se minarzystów. W narożniku, pod ciężką żelazną kratą znajduje się ich skarb - niewielka mykwa. Musiała należeć do raczej ubogiego domostwa, którego mieszkańcy byli zapewne równie skromni co pobożni. W jednej z najwcześniejszych wersji apo kryfu Transitus M ariae [O przejściu Maryi] czytamy o tym, że Matka Boża - kiedy poznała już dzień swojej śmierci - wzięła najpierw kąpiel. Czy nastąpiło to właśnie tutaj, na tym miejscu? Nagle ten tak trudno uchwytny tekst zaczyna przybierać kon kretne formy. Apokryf Transitus M ariae istnieje w wielu rozmaitych wersjach, w których zmienia się nawet widownia wydarzeń. Jedna wersja zdaje się być relacją Jana apostoła, inna znów przypisywana jest przedstawicielowi kolejnego pokolenia jego uczniów - Melitonowi z Sardes, trzecia zaś fikcyjnemu papie żowi Ewodiuszowi (może chodzić też o Ewarysta - papieża w latach od około 99 do 108, o którym mówi się, jakoby miał pochodzić z Palestyny), większość jednak nie zawiera żadnych wskazówek co do autorstwa tekstu. Raz Miriam mieszka na górze Syjon, to znów „w swoim domu w Betlejem”, a trze cia wersja podaje, że zasiedla dom swoich rodziców „tuż koło 388
Ogrójca”. W niektórych wersjach Jan jest przy niej, w wielu jednak znajduje się właśnie w Efezie i przedostaje w cudowny sposób do Jerozolimy, a za nim w podobnie niezwykły sposób przybywają pozostali apostołowie - albo „pod natchnieniem Ducha Świętego” wracają do Świętego Miasta, albo niesieni są przez aniołów na obłokach prosto do Matki Bożej. Jakkol wiek wersje te bardzo różnią się między sobą w szczegółach, to wszystkie główne przewijające się przez nie motywy są takie same. Potem Miriam miała wyrazić życzenie ponownego zobacze nia syna. Wtedy miał się jej ukazać anioł, często utożsamia ny z Chrystusem, przynieść gałąź palmową z raju i zapowie dzieć Matce Bożej, że za trzy dni znajdzie się w niebie. Ten liść palmy miał być niesiony przed nią podczas pogrzebu. Po tym, jak anioł jej to obwieścił, miała wezwać do siebie przy jaciół i krewnych, by się z nimi pożegnać. Podczas gdy w ta jemniczych okolicznościach pojawiają się w Jerozolimie także apostołowie, Miriam bierze kąpiel, przywdziewa nowe szaty i kładzie się na spoczynek. Umiłowanego ucznia Jezusa - Jana, który przybył do niej jako pierwszy, prosi o to, by rozpoczął przygotowania do jej pogrzebu. Kiedy wszyscy jeszcze żyjący apostołowie zgromadzili się wokół niej, modląc się i śpiewając psalmy, ukazał się Jezus w świetlistym blasku, otoczony przez zastępy aniołów i zabrał duszę Miriam do nieba. Trzy dziewi ce - towarzyszące Matce Bożej - umyły jej ciało i ubrały je w nowe szaty, a potem uczniowie zanieśli je do grobu. Podążyli „na prawą stronę miasta, na wschód” do „nowego grobu” u stóp Góry Oliwnej. Jan, który był jedynym jeszcze „nieskalanym” uczniem, a tym samym najczystszym, niósł przed nimi gałąź palmową. Wielu spośród tych, którzy zobaczyli kondukt żałob ny i usłyszeli śpiew apostołów, zatrzymywało się, a potem po dążało za nimi. To miało rozzłościć żydowskiego kapłana, który 389
wkroczył między żałobników i nawet próbował zrzucić zwłoki z noszy, ale jego ręce zastygły na marach. W panice miał błagać apostołów, by mu pomogli - i rzeczywiście ich modlitwa mia ła go uwolnić. Miał ucałować stopy Matki Bożej i się nawró cić. W dolinie Jozafata apostołowie złożyli zwłoki „do komory znajdującej się w głębi trzyczęściowego grobu” i położyli je na „wyższej półce grobowej”. Potem zamknęli grób i usiedli przed nim pogrążeni w modlitwie, podczas gdy wokół niósł się przez trzy dni niebiański śpiew aniołów. W niektórych wersjach apo kryfu mieli oni być świadkami ponownego ukazania się Jezusa w otoczeniu zastępów aniołów, z których jeden, usunąwszy ka mień sprzed grobu, pozwolił pozostałym aniołom unieść ciało Miriam do nieba. W jeszcze innej wersji apokryfu św. Tomasz apostoł upewnia się na koniec, czy ciało rzeczywiście znikło z grobu. W każdym razie potem apostołowie - dziękując Bogu - wrócili na tereny swoich misji. Legenda ta - jak już wspomnieliśmy - poświadczona jest dopiero od V wieku. Tak sądzono w każdym razie do momentu, kiedy znakomity archeolog franciszkański - ojciec Bellarmino Bagatti opublikował w roku 1971 swoje dzieło o przełomo wym znaczeniu, noszące tytuł: The Church fro m the Circumcision: h istory a n d arch aeology o f the Judaeo-C hristians [Ko ściół obrzezanych. Historia i archeologia judeochrześcijan]. Ojciec Bellarmino Bagatti spędził całe życie na studiowaniu świata wierzeń tych chrześcijan, którzy pozostając wierni ju daizmowi - często o zabarwieniu esseńskim - uznawali Jezusa z Nazaretu za Mesjasza i Syna Bożego. Mogli oni powoływać się bezpośrednio na przekazy krewnych Pańskich, którzy byli ich pierwszymi biskupami. Kiedy ojciec Bagatti studiował jedną z najstarszych znanych wersji Transitus M ariae, przechowywaną w Bibliotece Waty kańskiej pod numerem inwentarzowym C odex 1982, nagle spa390
dły mu łuski z oczu. Cała teologia, która leżała u źródła tego tekstu, była tak nieortodoksyjna, że po prostu nie pasowała do V wieku po Chr. - musiała pochodzić z okresu sprzed soboru nicejskiego, który odbył się w roku 325! W apokryfie są takie obrazy jak pojawienie się Jezusa jako anioła, gałąź palmowa z raju, „kosmiczna drabina”, „siódme niebo” oraz objawie nia „niebiańskich ksiąg” i „tajemnic”, które były gwałtownie zwalczane przez ojców Kościoła w IV wieku, ponieważ w tym okresie uważano je już za heretyckie. To były obrazy i sym bole judeochrześcijan. Tak więc franciszkanin stwierdza, że „w świetle zastosowanej tu teologicznej terminologii ju deochrześcijan” apokryf Tm nsitus M ariae mógł powstać tylko w środowisku „tej sekty, a więc w II do III wieku po Chr.”. Ojciec Bagatti, publikując swoje dzieło w roku 1971, nawet nie przypuszczał, że znajdzie ono potwierdzenie już po roku i to w całkiem nieoczekiwany sposób. 2 lutego 1972 roku rozpętała się nad Jerozolimą burza, której skutki miały wprost biblijny wymiar. Oberwanie chmury zamieniło dolinę Kidron, która nor malnie stanowi wysuszone koryto potoku, w rwącą rzekę. Wez brane wody górskiego strumienia wdarły się na wyżej położone tereny, zalewając grób Miriam. Fala powodziowa przelała się do wnętrza i spłynęła po schodach w głąb komory grobowej, niosąc ze sobą muł oraz szlam rzeczny i dokonując ogromnych zniszczeń. Dwóch greckich mnichów o mało nie straciło ży cia pod naporem rwącej rzeki. Na koniec woda zalała cały ko ściół. Kiedy nawałnica ustąpiła, a woda zaczęła powoli opadać, oczom ludzi ukazał się ogrom zniszczeń. Trzeba było przystąpić do usuwania szkód i gruntownej renowacji obiektu. Po tym jak z krypty wypompowano brudną wodę i usunięto szlam, przy stąpiono do zdejmowania ze ścian tkanin, obrazów i ikon, które trzeba było oczyścić. Konieczne okazało się również usunięcie 391
gipsowych stiuków i zdjęcie płyt ołtarzowych. W ten sposób po raz pierwszy od stuleci - ukazały się nagie ściany skalnego grobu Miriam. Chociaż sanktuarium znajdowało się pod opie ką Greków i Ormian, pozwolono franciszkanom przeprowa dzić badania archeologiczne. Wówczas okazało się, że kościół zbudowany na planie krzyża został wbudowany w już istnie jące założenie, wydrążone w skale i tworzące rodzaj jaskini. Kompleks jaskiń składał się z podestu wejściowego w kształcie trapezu, na początku i końcu którego znajdowały się kilkustop niowe schody. Podest ten został wybudowany później, a obec nie wykorzystywany jest jako zakrystia. Wcześniej jednak pro wadził do prostokątnego przedsionka i podziemnego korytarza, z którego do dziś zachowała się tylko boczna komora grobowa. Do tego kompleksu musiał najpewniej należeć także grób Mi riam. Grób ten, do którego miało być niegdyś złożone ciało Miriam, został wyciosany w skale do kształtu sześcianu dopie ro w późniejszym okresie przez Bizantyńczyków, którzy chcieli umieścić go w centrum krypty i w ten sposób umożliwić dostęp do niego i adorację. Podobny zabieg zastosowali już architekci cesarza rzymskiego Konstantyna Wielkiego z pustym grobem Jezusa, z którego również wyciosano skałę do kształtu sześcia nu, pozostawiając ją na środku komory grobowej, nad którą wzniesiono potężną kopułę ówczesnej bazyliki Zmartwych wstania Pańskiego (obecnie kościoła Grobu Pańskiego). Ponie waż zachowana boczna komora okazała się typowym żydow skim grobem korytarzowym, pochodzącym z I wieku po Chr., można było z łatwością datować pierwotny kompleks grobo wy - pochodził on z czasów Chrystusa! Późniejszy kościół pochodzący z czasów bizantyńskich został zatem najpewniej wbudowany wtórnie w istniejący żydowski grobowiec. Żeby tak uczynić - co do tego nie ma żadnych wątpliwości - musiały istnieć jakieś poważne powody. 392
Ryc. 8. Plan grobu Miriam. „M” oznacza pierwotne wejście do trzyczęściowego grobowca judeochrześcijańskiego, „E-D” pierwotny prostokątny przedsionek, z którego prowadziły korytarze do poszczególnych komór grobowych. Zacho wały się tylko „F” i „A” - „nowy grób” Miriam
393
Jednak tym, co zrobiło szczególne wrażenie na ojcu Bagattim, większe niż to wywołane niezaprzeczalnie żydowskim pochodzeniem grobowca, były zwracające uwagę jednoznacz ne analogie do opisu znajdującego się w apokryfie Transitus M ariae. Była tam mowa o „trzyczęściowym grobie”, co w rze czywistości odpowiadało odkrytemu właśnie żydowskiemu kompleksowi grobowemu, który składał się istotnie z trzech części - podestu wejściowego, przedsionka i komór połączo nych korytarzami. W apokryfie jest podana wzmianka, że cia ło Miriam zostało złożone do „komory leżącej w głębi grobu” - i ten szczegół zdawał się pasować do planu grobowca. Bocz ne komory znajdowały się faktycznie o wiele bliżej wejścia. Wzmianka o „nowym grobie” jednak się nie zgadzała, ponie waż z komory, w której znajdowały się półki skalne na złożenie zwłok, zwyczajowo wychodziły trzy wąskie komory - wnęki wydrążone w skale, do których wsuwano ossuaria - kamienne urny na kości - ze szczątkami wcześniej złożonych w grobie ciał. To z pewnością nie był ten przypadek. Najdokładniejszy opis tego grobowca zawiera rękopis apokryfu Transitus M a riae, który Brytyjka Agnes Smith Lewis odkryła w bibliotece klasztoru św. Katarzyny na półwyspie Synaj i opublikowała w roku 1902. Znajdujemy w nim następujące słowa wypowie dziane przez anioła: Weźcie Panią Marię w ten poranek i wyjdźcie z Jerozolimy na dro gę, która prowadzi do końca doliny po tej stronie Góry Oliwnej, tam gdzie są jaskinie. Tam jest duża jaskinia zewnętrzna, i dalsza w środku i mała grota całkiem w środku z podwyższoną półką po wschodniej stronie. Wejdźcie tam i połóżcie Błogosławioną na tej półce [...].
Dopiero gdy usunięto marmurową płytę ołtarzową, uka zał się całkiem inny obraz rozplanowania grobu. To, co do tej 394
pory uważano za późniejszy ołtarz boczny, okazało się półką skalną znajdującą się po wschodniej stronie komory grobowej, która miała szerokość tylko 90 centymetrów, a długość zaled wie 204 centymetry. Również ta półka została wykuta w skale i najprawdopodobniej stanowiła część pierwotnego grobowca skalnego. Była lekko asymetryczna. Jej szerokość wynosiła od około 72 do 76 centymetrów, a długość od 182 do 205 centy metrów. Była zatem wystarczająco duża, by móc posłużyć jako półka grobowa, na której składano zwłoki przed umieszczeniem szczątków w urnach grobowych. Dziś jest możliwe obejrzenie jej powierzchni przez szklaną szybę. Widać przez nią, że tafla półki grobowej jest cała podziurawiona, ponieważ liczne pokole nia pątników próbowały na różne sposoby wydłubać, wykuć lub wydrapać choćby malutki kamyczek, by zabrać go ze sobą na pa miątkę jako „kamienną relikwię”. Dlatego też dziś nie da się już stwierdzić z całą pewnością, czy skała ta była kiedyś gładka, czy stanowiła wklęsły grób z niecką - wgłębieniem, w które wkła dano zwłoki. Według jednej z wersji apokryfu Transitus M ariae apostołowie ujrzeli całą powierzchnię skały pokrytą różami, po tym jak Miriam zasnęła, a jej ciało znikło. W każdym razie dokładny opis grobu z niektórych wersji legendy o zaśnięciu Najświętszej Maryi Panny przemawia za tym, że legenda zawiera ziarno prawdy i za podstawę ma au tentyczną tradycję. Jednak czym należy tłumaczyć to, że legen da i sam grób znalazły ponownie uznanie dopiero na początku V wieku po Chr.? Może odpowiedź kryje się w dawnej rywa lizacji między judeochrześcijanami a poganochrześcijanami? Ostatecznie także centrum pierwszej gminy - „kościół aposto łów” - padł ofiarą podobnej „zmowy milczenia”. Jednocześnie warto zauważyć, że wiele wczesnych legend - przykładowo hi storia odnalezienia Krzyża Chrystusa przez cesarzową Helenę - zawiera ten sam motyw: „Żydzi” z Jerozolimy, chodzi z pew395
nością o judeochrześcijan, gorliwie chronili miejsca i relikwie wczesnego Kościoła i często byli gotowi wyjawić ich położenie lub miejsce ukrycia tylko pod groźbą użycia siły lub tortur. Jed nak w rzeczywistości pewną rolę odgrywał także wczesny anty semityzm - lęk przed zetknięciem się poganochrześcijan z rze komymi „heretykami”. Dlatego pielgrzymi z IV wieku po Chr. konsekwentnie ignorowali górę Syjon i odprawiali uroczystości Wielkiego Czwartku czy Zesłania Ducha Świętego w całkiem niestosownym miejscu - a mianowicie w kościele Grobu Pań skiego. Dopiero edykt rzymskiego cesarza Teodozjusza I Wiel kiego z roku 391, na mocy którego ortodoksyjne - p ra w o w iern e chrześcijaństwo stało się religią państwową, natomiast heterodoksyjni - niepraw ow iern i chrześcijanie stali się ofiarami prze śladowań, zmienił wszystko. Od teraz judeochrześcijanie byli przymusowo włączani do ortodoksyjnej gminy poganochrześcijańskiego biskupa Jerozolimy, a ich sanktuaria przejmo wane były i rozbudowane przez p ra w o w iern ych chrześcijan. Tak stało się na górze Syjon, taki los podzielił również grób Miriam. Jeśli wierzyć zwykle dobrze poinformowanemu patriarsze aleksandryjskiemu - Eutychiuszowi, to „król Teodozjusz był tym, który zbudował w Jerozolimie kościół Getsemani, w któ rym znajduje się grób Miriam”. Niestety, nie jest jasne, czy patriarcha miał na myśli Teodozjusza I Wielkiego (379-395), czyjego wnuka, Teodozjusza II (408^-50). Pewne jest jedynie, że kościół ten istniał w momencie, kiedy w roku 451 odby wał się sobór chalcedoński. Gregoriański kalendarz świąt z VII wieku zdradza nam jeszcze coś więcej. Wymienia mianowicie pod datą 15 sierpnia „święto na pamiątkę świętej Bogarodzicy w świątyni Getsemani cesarza bizantyńskiego Maurycjusza”, a na 24 października wyznacza „w Getsemani, przy grobie Bo garodzicy, poświęcenie ołtarza”. Cesarz Maurycjusz rządził 396
w cesarstwie wschodniorzymskim w latach od 582 do 602. Za jego panowania kościół Grobu Bogarodzicy został zatem przebudowany i poszerzony. Prawdopodobnie dopiero wtedy - wzorem Grobu Pańskiego - wydzielono komorę grobową i ustawiono ją w centrum gigantycznej krypty. To przynajmniej tłumaczyłoby, dlaczego grób Miriam znalazł się tak późno w relacjach pielgrzymów. I tak - podczas gdy górny kościół Teodozjusza został całkowicie zniszczony w trakcie najazdu Persów w roku 612, krypta zachowała się do dziś. Wraz z włączeniem gminy judeochrześcijańskiej i „od kryciem” grobu Miriam zapewne także sam apokryf Transitus M ariae musiał znaleźć uznanie wśród poganochrześcijan. Przy czym różnorodność wersji świadczy o tym, że opowieść pierwotnie funkcjonowała - podobnie jak w wypadku P rotoew an gelii Jakuba - jako tradycja ustna. Wersje te są też do wodem na to, że podejmowano rozmaite próby zrekonstruowa nia wydarzeń, które od dawna były upiększane legendarnymi ozdobnikami. Co do jednego nie ma wątpliwości - są to bardzo wczesne podania. Jedna z wersji - zawierająca szokujące, heterodoksyjne elementy - została przypisana niejakiemu Leucjuszowi, zazwyczaj uważanemu za autora heretycko zabarwio nych, apokryficznych D ziejó w A postolskich z II wieku po Chr., który powoływał się w swoim utworze na biskupa Melitona z Sardes, z kolejnego pokolenia uczniów św. Jana apostoła, co miało zagwarantować prawdziwość jego własnego przekazu. Profesor Frédéric Manns z Franciszkańskiej Akademii Stu diów Biblijnych w Jerozolimie potwierdza przynajmniej to, że wersja przechowywana w Bibliotece Watykańskiej pod sygna turą C odex 1982 wykazuje wyraźną zbieżność ze szkołą teo logów wywodzących się od uczniów św. Jana apostoła z I i II wieku po Chr. Jest takie miejsce w apokryfie A kta Jana, dato wane - ogólnie rzecz ujmując - na II wiek, które wydaje się 397
wskazywać na fakt zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny. Ten pisany prozą tekst, przypisywany diakonowi Prochorowi, który został wymieniony w Dziejach Apostolskich (6,5), rozpoczyna się spotkaniem apostołów w Getsemani. Podczas tego zwoła nia dwunastu apostołów postanowiono, że uczniowie Chrystu sa wyruszą na cały świat, by głosić Ewangelię, tak jak polecił im to Pan, ponieważ - jak twierdzi św. Piotr - teraz nadeszła godzina, „szczególnie, że matka pożegnała się już z życiem po śród nas” - tak więc autor wydaje się datować zaśnięcie Matki Bożej jeszcze na rok 42 po Chr. To znów pokrywa się z wersją Transiłus M ariae, uznawaną - przynajmniej przez wiedeńskie go historyka Kościoła, Hansa Forstera - za najstarszą. Przecho wywany w Wiedniu koptyjski pergamin pod numerem katalo gowym P. Vindob. K. 7589 pochodzi wprawdzie z IX wieku, jednak jest najpewniej odpisem zdecydowanie starszego tekstu - być może nawet fragmentem pewnej „prymitywnej Apoka lipsy św. Marii” z II wieku - tak przynajmniej twierdzi For ster. Przemawiają za tym przystępność tekstu, prostota teologii, przede wszystkim jednak konsekwentne tytułowanie Miram jako p a rth en o s - dziewica, nie zaś jako theotokos - Bogaro dzica, co było w zwyczaju od IV wieku po Chr., a od soboru efeskiego nawet stało się obligatoryjne. Jeszcze bardziej prze konująca jest zbieżność podanych w tekście dat z potwierdzoną historycznie datacją poszczególnych etapów życia Miriam: Dziewica porodziła Emanuela, Boga żywego. A kiedy go rodziła, zbliżała się do wieku trzynastu lat. On spędził trzydzieści trzy lata, to znaczy Jezus Chrystus, po których został ukrzyżowany. Kiedy krzyżowano Pana Jezusa, dziewica miała czterdzieści osiem lat.
Ponieważ według naszej datacji Miriam urodziła się 8 wrze śnia 19 roku przed Chr., to rzeczywiście w marcu 5 roku przed Chr. - przy narodzinach Chrystusa - miała dopiero trzynaście 398
lat, natomiast przy Jego ukrzyżowaniu - w kwietniu 30 roku po Chr. (kiedy Jezus właśnie skończył trzydzieści cztery lata) miała lat czterdzieści osiem. Dalej czytamy: I żyła jeszcze jedenaście i pół roku po zmartwychwstaniu naszego Pana Jezusa Chrystusa. To więc czyni w sumie razem [prawie w zależności od wersji] sześćdziesiąt lat. Cały czas, który Dzie wica spędziła na ziemi, to [prawie] sześćdziesiąt lat. Dalej więc: po Wniebowstąpieniu naszego Zbawiciela poszła Dziewica Maria razem z apostołami nauczać. Potem Duch Święty wezwał ją do po wrotu do Jerozolimy. Wtedy nadszedł bowiem czas, że Dziewica miała umrzeć [...] To nastąpiło dwudziestego dnia miesiąca tewet, kiedy słońce zaszło.
Byłoby to 16 stycznia 42 roku po Chr. według kalendarza juliańskiego (wedle gregoriańskiego - 29 stycznia), w dniu, w którym Kościół koptyjski jeszcze dziś obchodzi pamiątkę zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny, podczas gdy jej wnie bowzięcie świętowane jest tam dwieście sześć dni później - 22 sierpnia3. Chociaż tekst sugeruje, że Matka Boża wyru szyła „z apostołami” - z pewnością intencją autora przekazu było stwierdzić: z Janem, na wyprawę misyjną (zatem może do Efezu?) - to jednak datacja wyklucza efeską tradycję. Zgodnie z nią Miriam miałaby umrzeć jeszcze przed skazaniem Jakuba, syna Zebedeusza, dokładnie tak, jak wzmiankują o tym A kta
3 Święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny obchodzone 15 sierpnia poświadczone jest dopiero od V wieku po Chr. Przed wybudowaniem kościoła w dolinie Jozafata obchodzono je w bazylice w miejscowości Kathisma przy dro dze do Betlejem, co raczej traktować należy jako rozwiązanie awaryjne. Cesarz bizantyński Maurycjusz wprowadził to święto w VI wieku po Chr. jako wiążące dla całego cesarstwa wschodniorzymskiego, a więc także dla Egiptu. Tym za pewne należy tłumaczyć absurdalnie długi okres między zaśnięciem a wniebo wzięciem Najświętszej Maryi Panny.
399
Jana. W rzeczywistości wspomina o tym także homilia rzeko
mego papieża Ewodiusza (Ewarysta) - Transitas M ariae. Mi riam miałaby zasnąć, zanim apostołowie wyruszyli w świat, aby głosić słowo Boże. Mamy zatem do czynienia z dwiema trady cjami. Jedna, którą potwierdzają inne liczne wzmianki źródło we, utrzymuje, że Miriam zmarła w roku 42 po Chr. w wieku prawie sześćdziesięciu lat, podczas gdy druga przenosi wyda rzenie jej zaśnięcia na późniejszy okres, w każdym razie jednak na czas po rozpoczęciu wyprawy misyjnej na całym świecie. W tej wersji, która jest nazbyt często powtarzana, by zostać cał kowicie zignorowana, apostołowie najpierw wracają z dalekiej podróży, potem Miriam się z nimi żegna. Poczynione dla tej wersji wydarzeń datacje określające czas zaśnięcia Najświęt szej Maryi Panny - raz szesnaście lat po pierwszej wyprawie misyjnej apostołów (tak tekst syryjski), a wówczas w wieku siedemdziesięciu dwóch lat (tak w jednym z łacińskich prze kładów Transitas Jana), następnie dopiero dwadzieścia dwa lata po zmartwychwstaniu Jezusa (tak u P seu do-M eliton a) lub w ogóle w dumnym wieku lat osiemdziesięciu (tak w L a vita di M aria - Ż yw ocie M arii św. Maksyma Wyznawcy) itp. - okazu ją się jednak czystą spekulacją. Jeśli ta tradycja miałaby mieć historyczne uzasadnienie, wówczas mogłaby się odnosić tylko i wyłącznie do roku 48 po Chr., w okresie bezpośrednio przed soborem apostolskim w Jerozolimie4. W tym wypadku należałoby zrekonstruować historyczne tło legendy przykładowo w taki sposób: widocznie apostołowie, zanim wyruszyli w roku 42 po Chr. na wyprawy misyjne, po-
4 Właśnie za rokiem 48 jako rokiem śmierci Miriam przemawia to, że tak po wściągliwie wymieniona jest w Ewangelii św. Marka, która według najnowszych badań powstała już około roku 44/45 po Chr. Z pewnością Miriam za życia nie życzyła sobie i zdecydowanie odmawiała kultu jej osoby.
4 00
stanowili, że spotkają się ponownie w Jerozolimie „w siódmym roku”. Wyznaczenie tej daty nie było przypadkowe, ponieważ rok 47/48 po Chr. był tak zwanym rokiem szabatowym. Co sie dem lat - tak nakazuje Tora: „przez sześć lat będziesz obsie wał ziemię i zbierał jej płody, a siódmego pozwolisz jej leżeć odłogiem i nie dokonasz zbioru” (Wj 23,10-11), „wtedy ziemia także będzie obchodzić szabat dla Pana [...] w siódmym roku będzie uroczysty szabat dla ziemi [...] To będzie rok szabatowy dla ziemi” (Kpł 25,1-7) - Żydzi powinni dać odpocząć ziemi i pozwolić leżeć jej odłogiem, skreślić długi i dać wolność nie wolnikom: „niech odetchnie wół i osioł, syn twojej niewolnicy i cudzoziemiec, bo ten rok należy - podobnie jak siódmy dzień tygodnia - do Pana”. Nie dziwi zatem, że również w tym roku apostołowie postanowili wrócić do swojej ojczyzny, aby w świą tyni oddać się modlitwie. Jan miałby zabrać ze sobą w podróż misyjną Miriam. Matka Boża miałaby w tym momencie sześć dziesiąt pięć lat, w tamtych warunkach i na tamte czasy byłaby więc starą kobietą. Jest zatem do pomyślenia, że długa podróż z Efezu do Jerozolimy wyczerpała ją, możliwe też, że wyra ziła życzenie udania się już do swego syna. W każdym razie Miriam i umiłowany uczeń Jezusa mieliby przybyć do Jerozo limy krótko przed innymi apostołami. Jako miejsce jej śmier ci możliwa jest tylko kolonia pierwszej gminy, znajdująca się obok dzielnicy esseńczyków - na górze Syjon. Nic nie przema wia przeciwko grobowi na Górze Oliwnej, gdzie przykładowo w pobliżu kościoła D om inus F levit - Pan zapłakał - faktycznie odnaleziono kilka najstarszych grobów judeochrześcijańskich. Najprawdopodobniej ta sama rodzina, która przyjęła Jezusa i Jego uczniów w nocy przed aresztowaniem, pozwalając im odpocząć w grocie Getsemani, dała pierwszej gminie swoją ziemię do dyspozycji. Możliwe też, że była to rodzina św. Mar ka ewangelisty. Wymienia on jako jedyny młodzieńca, „który 401
szedł z Nim, odziany prześcieradłem na gołym ciele. Chcieli go chwycić, lecz on zostawił prześcieradło i nago uciekł od nich” (Mk 14,51-52) - co niektórzy egzegeci uważają za wtręt auto biograficzny. W każdym razie powstał tu grobowiec, w którym apostołowie złożyli zwłoki Miriam, a potem jej ciało musiało zniknąć w tajemniczych okolicznościach - być może wskutek trzęsienia ziemi. Nic bowiem nie byłoby otaczane większą czcią niż jej święte prochy. W ten sposób doszło do tego, że chrześci janie w następnych dwóch stuleciach, znając wszelkie możliwe i niemożliwe relikwie, nie mieli szczątków Miriam. W kościo łach całego świata znajduje się niezliczona liczba kamieni ze Świętego Domku i z grobu Matki Bożej, strzępków tkaniny z jej płaszcza i pasa, kawałków jej wierzchniej i spodniej sukni, z welonu i chusty grobowej, nawet całe pukle jej włosów - nie ma jednak wśród nich najmniejszego nawet szczątka, o którym tradycja głosiłaby, że jest relikwią ciała Matki Bożej. Nie było takiej relikwii, a przecież każdy kościół byłby niezwykle dum ny z jej posiadania i z możliwości przyciągnięcia za jej pomocą rzesz pątników. Nikt nawet nie zadał sobie trudu, by taką reli kwię sfałszować, ponieważ jej istnienie nie było możliwe. Ta kiej relikwii po prostu nie mogło być. Wiedziano o tym wtedy lub po prostu przeczuwano to. Dokładne okoliczności śmierci Miriam i jej A ssum ptio5 - wniebowzięcia pozostaną na zawsze tajemnicą. Nie jest możli we sprawdzenie tego i opisanie metodami dostępnymi w historii i archeologii. Do tego samego wniosku musiał zapewne dojść wymieniony już biskup Epifaniusz z Salaminy, ponieważ - jak się wydaje - także on nie był do końca pewny, co ma sądzić na
5 A ssu m p tio oznacza wzięcie, zatem nazywanie tego wydarzenia wniebo wstąpieniem -ja k czasami się czyni - jest błędem. Wniebowstąpić własną mocą może tylko Jezus.
402
temat dosłownie niewyobrażalnych wydarzeń. Dlatego też okre ślił milczenie Pisma Świętego na temat kresu ziemskiej drogi Miriam jako niemożność wyrażenia „przekraczającej wszelką miarę cudowności [które z pewnością miały miejsce podczas powrotu Miriam do niebieskiego mieszkania], aby nie wprawiły one duszy każdego człowieka w zadziwienie. Ja z pewnością nie odważę się tego opowiedzieć, mogę jedynie w zamyśleniu ob serwować i milczeć”, aby się potem tym opisem ostatecznie nie związać: „Jednak ja [...] nie mówię też, że była nieśmiertelna, podobnie jak nie mogę z całą pewnością powiedzieć, że umarła”. Możemy jednak być pewni, że legenda Transitus M ariae - przy wszystkich fantastycznych ozdobnikach, w które została ubrana w różnych wersjach - zawiera ziarno prawdy. Ostatecz nie wszystkie wykorzystane w niej obrazy były tylko próbami wyrażenia głębszej prawdy, która jest ze swej natury nieopisywalna. Prawdzie tej najbliższy jest być może sarkofag z kościo ła Santa Engracia z Saragossy, gdzie Madonna miała ukazać się po raz pierwszy na kolumnie. Sarkofag pochodzi z IV wieku po Chr. i ukazuje, jak ręka Boga chwyta za ramię Miriam, by unieść ją spośród grona otaczających ją apostołów do nieba. Widząc to wyobrażenie, muszę wspomnieć mądre słowa ukra ińskiego biskupa Petro Kryka, egzarchy Kościoła grekokatolickiego, wypowiedziane w Niemczech6: „Swoją miłością Miriam sprowadziła Boga na świat, ponieważ sama najpierw Boską miłość otrzymała. W miłości tej trwała aż do śmierci, dlatego jej śmierć nazywana jest »zaśnięciem« - bo miłość nie może umrzeć. Chrystus, który jest miłością, musi każdego, kto żyje w miłości, sprowadzić do siebie w niebiosa”.
6 Na konferencji z okazji XII teologicznego seminarium Akademii Interak tywnego Kręgu Katolickich Świeckich i Duchownych w Diecezji Augsburskiej, która odbyła się w 2004 roku w Dießen.
403
Ryc. 9. Najstarsze wyobrażenie wniebowzięcia Marii - sarkofag z Saragossy w Hiszpanii w kościele Santa Engracia, pochodzący z IV wieku po Chr.
Miriam była nazbyt czysta, nazbyt święta i nazbyt uciele śniała miłość Boga, aby móc podzielić los zwykłych śmiertel ników i grzeszników. Musiała zostać wniebowzięta i wyprze dzić w tym nas wszystkich! Wniebowzięcie Miriam z ciałem i duszą jest też przyrzeczeniem jej syna, danym nam wszyst kim. Sprowadził ją do siebie, tak jak kiedyś sprowadzi tam nas wszystkich. Do tego czasu jednak Maryja jest naszą patronką, naszą orędowniczką w ciemnej łez dolinie, naszą nadzieją i na szym światłem.
CEjpiCog: T od Twoją obronę...
Szeroko rozpowszechnionym przesądem jest to, że kult maryjny zaczął się dopiero wraz z soborem efeskim w roku 431 po Chr., kiedy Miriam została zdefiniowana w sposób wiążący dla wszystkich wierzących jako Bogarodzica. W ogóle dogmaty nie są innowacjami kreatywnych teologów i papieży, lecz sta nowiskiem nauczania Kościoła, potwierdzającym wielowieko we prawdy wiary. Podobnie zresztą jak dwa ostatnie dogmaty maryjne - o czym przekonaliśmy się już wcześniej - wszystkie artykuły wiary odwołują się do twierdzeń teologicznych i tra dycji pierwszych wieków chrześcijaństwa. W rzeczywistości kult maryjny jest tak stary jak sam Ko ściół. Przypomina o tym Joseph Ratzinger w książce doty czącej Maryi W zniosła C óra Syjonu, pisząc, że „Ewangelia zapowiada kult Maryi i domaga się tego kultu: »Oto bowiem błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia« (Łk 1,48). Jest to polecenie dane Kościołowi, przy czym zapis św. Łukasza zakłada, że oddawano część Maryi już w Kościele jego czasów oraz że polecenie to dotyczy Kościoła wszystkich pokoleń”1. 1 Kard. J. Ratzinger, W zn io sła c ó r a S yjo n u ..., s. 49.
405
Prócz tego św. Łukasz portretuje Elżbietę jako pierwszą czci cielkę Miriam, która wtedy w Ain Karim, napełniona Duchem Świętym, co ewangelista stwierdza dosłownie, wykrzyknęła: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona”, nazywając swoją dziewiczą siostrze nicę określeniem: „Matka mojego Pana” (Łk 1,42-43). Jeśli sobie uświadomimy, że dla wierzącej Żydówki istniał tylko jeden Pan, mianowicie Bóg, wtedy musimy przyznać, że wła śnie tutaj ma swoje właściwe korzenie tytuł maryjny - Bogaro dzica czy Matka Boża. Również w innym miejscu św. Łukasz sugeruje wczesny kult maryjny, kiedy Jakaś kobieta z tłumu głośno zawołała do Niego: »Błogosławione łono, które Cię no siło, i piersi, które ssałeś«” (Łk 11,27). Jezus nie zareagował na to odmownie, lecz przeciwstawił biologicznej naturze coś, co Miriam rzeczywiście doskonale wypełniła - posłuszeństwo i niezłomną gotowość wypowiedzenia słowa f ia t : „Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je” (Łk 11,28). Do grona wczesnych czcicieli Maryi można włączyć tak że św. Pawła, który prawdopodobnie był świadkiem zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny, kiedy brał udział w soborze apostol skim w Jerozolimie w roku 48 po Chr. Wkrótce potem, najpew niej jeszcze w następnym roku, napisał List do Galatów, który w opinii teologów jest najstarszym chrześcijańskim dokumen tem pisanym w ogóle. W liście tym, w krótkim zarysie historii zbawienia, wyznacza Miriam decydujące miejsce: „Gdy jed nak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem [...]” (Ga 4,4). W ostatniej części Nowego Testamentu - Apokalipsie św. Jana, Miriam ulega apoteozie. Teraz nie jest już dziewczyną z Na zaretu i Matką Pana, lecz wcieleniem prawdziwego Izraela, w którym lud Boży Starego i Nowego Przymierza (to zna 406
czy Izraela i Kościoła) stają się jednością. Jako taka staje się apokaliptycznym „znakiem na niebie”: „Niewiasta obleczona w słońce // i księżyc pod jej stopami, // a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu. // A jest brzemienna. / / 1 woła cierpiąc bóle i męki rodzenia” (Dz 12,1-2). Tak przeciwstawia się wielkie mu Smokowi, który grozi, że pożre jej dziecię. „I rozgniewał się Smok na niewiastę, // i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa, // z tymi, co strzegą przykazań Boga, // i mają świadectwo Jezusa” (Dz 12,17). Jan, który spisał swoje wizje około 95 roku po Chr. na wy spie Patmos, nawiązuje w Apokalipsie bezpośrednio do księgi proroka Daniela, od którego zapożycza niektóre obrazy. W każ dym razie Jerozolima została zniszczona dwadzieścia pięć lat wcześniej przez cesarza rzymskiego Tytusa, w momencie kiedy faktycznie „święci” byli „wydawani” na pastwę „dziesiątemu królowi [...] owego królestwa” przez trzy i pół roku, tak jak to opisuje w swojej księdze Daniel. Wtedy odbędzie się sąd i „od biorą mu władzę, by go zniszczyć i zniweczyć doszczętnie” (Dn 7,26), jak czytamy w rozdziale siódmym Księgi Daniela. Paruzja - Drugie Przyjście, oczekiwany przez chrześcijan, wytęskniony powrót Pana w chwale pod koniec dziejów, opóźnia się. Czyżby Daniel się pomylił? Czyżby otrzymanie przez „lud święty Najwyższego” panowania i władzy „i wielkości kró lestw pod całym niebem” (Dn 7,27) miało się nie ziścić? Świę temu Janowi udało się właściwie odczytać i zrozumieć obrazy proroka. Nadal brzmiały mu w uszach słowa wypowiedziane przez Jezusa: „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18,36). Choć stary Izrael został zrównany z ziemią i nawet świątynia króla Heroda I Wielkiego została doszczętnie zniszczona, to jednak nowy Izrael - Kościół, wydawał się mimo wszystkich udręk i cierpień promieniować i stać niezwyciężenie jak nie wiasta z wizji. Koniec Jeruzalem przyspieszył tylko odcięcie 407
pępowiny i przyczynił się do globalizacji Kościoła. Już teraz dobra nowina głoszona była od Hiszpanii po Indie, od Germanii po Etiopię, czyli na wszystkich trzech znanych wówczas kon tynentach świata. Żadne krwawe prześladowania i żadne rany zadawane przez diabolicznego cesarza nie mogły powstrzymać tego procesu. W końcu nowy Izrael - Kościół stanie się praw dziwy, jak przepowiedział to prorok: „Królestwo jego będzie wiecznym królestwem, // będą mu służyły wszystkie moce // i będą mu uległe” (Dn 7,27). Dzięki Apokalipsie św. Jana, umi łowanego ucznia Jezusa i „wychowanka” Matki Bożej, mariologia stała się eklezjologią - nauką o istocie Kościoła. Odtąd wierni, szczególnie w czasach prześladowań, stawali pod opie kuńczym płaszczem Matki Bożej, która była także ich matką. Jeśli ktoś chce sobie wyobrazić, jak głęboko zakorzeniony był wśród pierwszych chrześcijan kult maryjny, to wystarczy, że uda się do Rzymu. Tam, na północy Wiecznego Miasta, zaraz przy Via Salaria znajdują się jedne z najstarszych katakumb. Ich nazwa pochodzi od imienia fundatorki - Pryscylli, która określa na jest na jednej inskrypcji grobowej jako małżonka Manliusa Aciliusa Verusa i clarissim a fem in a (czcigodna kobieta). Obda rzono ją więc honorowym tytułem przysługującym w starożyt nym Rzymie tylko członkiniom rodzin senatorów. U rzymskiego kronikarza Swetoniusza czytamy, że pod rządami cesarza Domicjana rodzina jej małżonka została oskarżona o to, iż „chciała wprowadzać nowe rzeczy”, przez co najprawdopodobniej nale ży rozumieć - chrześcijaństwo. Około połowy II wieku właśnie owa Pryscylla przekazała ziemię będącą własnością jej rodziny przy Via Salaria rzymskiemu Kościołowi, który założył na niej coem eterium - cmentarz podziemny w postaci systemu koryta rzy, zwany katakumbami. Cmentarzysko było używane do VI wieku po Chr. Znalazło tam miejsce ostatniego spoczynku sied miu papieży i liczni męczennicy z okresu prześladowań chrze4 08
ścijan. Jednak tym, co powoduje, że katakumby Pryscylli są dla nas jeszcze bardziej interesujące, są freski należące do najstar szych świadectw sztuki chrześcijańskiej. Jedno z piękniejszych malowideł ściennych przedstawia Marię z Dzieciątkiem Jezus na kolanach. Fresk ten pochodzi z pierwszych lat III wieku po Chr. Przed nimi stoi Balaam, wieszcz i kapłan-prorok ze Starego Te stamentu i pokazuje prawicą gwiazdę. To gwiazda Mesjasza, którego przepowiedział, gwiazda betlejemska, supernowa z roku 5 przed Chr. Matka Boża siedzi na tronie, ma na sobie stolę - tu nikę z krótkimi rękawami, i pallę założoną na głowę i ramiona, głowę pochyla z macierzyńską czułością w kierunku dziecka. To znany nam obraz, bowiem był tysiące razy kopiowany w róż nych odsłonach przez rozmaitych artystów. Stanowi pierwowzór ikonografii chrześcijańskiej. Jednak nie jest to najstarsze przed stawienie maryjne z tych katakumb. O kilka komór grobowych dalej znajduje się bodaj najpiękniejsze pomieszczenie całego założenia - Capelle Greca - grecka kaplica, która zawdzięcza swojąnazwę dwóm inskrypcjom w tym języku. Cała kaplica jest ozdobiona motywami biblijnymi o historiozbawczym znaczeniu, między innymi scenami przedstawiającymi złożenie ofiary przez Abrahama, proroków Mojżesza i Daniela, ale także chrześcijan podczas eucharystycznej wieczerzy. Jednak centralnym moty wem umieszczonym na środkowym łuku sklepienia jest najbar dziej znana nam scena. Ukazana jest na niej Maria z Dzieciątkiem Jezus na ręku, jednak teraz w towarzystwie trzech magów odda jących jej hołd - magów, których rozpoznajemy po frygijskich nakryciach głowy. Nawet jeśli kolory na fresku trochę już dziś zbladły i nie pozwalają na rozpoznanie wszystkich szczegółów, to i tak jest to scena o największym znaczeniu, ponieważ fresk - co nie pozostawia żadnych wątpliwości - pochodzi z drugiej połowy II wieku po Chr. i jest tym samym najstarszym jedno znacznie datowanym wizerunkiem Matki Bożej na świecie. To, 409
że jeszcze dziś, po prawie tysiąc ośmiuset trzydziestu latach, bez mała każdy od razu rozpoznaje ten motyw, mówi nam wie le o kontynuacji w sztuce chrześcijańskiej. Jednak jeszcze czę ściej niż w roli Matki Bożej pierwsi chrześcijanie przedstawiali ją w katakumbach jako modlącą się, w zwyczajowej wówczas postawie orantki - z wzniesionymi ku niebu rękoma, podobnie jak na ikonie A dvocata. Zatem już wówczas uświadamiano sobie jej moc jako orędowniczki. Nie dziwi więc w ogóle fakt, że tak że obok grobu św. Piotra, nad którym cesarz Konstantyn Wielki w roku 324 kazał wznieść kościół będący poprzednikiem bazyli ki św. Piotra, znajdują się sgraffita, na których widnieją wezwa nia do Matki Bożej, wyryte tam przez chrześcijan z III wieku po Chr. Już wówczas przyzywano jej greckim słowem nica (wła ściwie nika) lub łacińskim vince - oba znaczą „zwyciężaj!”, tym samym oddając jej cześć na równi z Chrystusem. Całkiem inne świadectwo wczesnochrześcijańskiej poboż ności maryjnej odkryto w roku 1917 w Egipcie. Chodzi o krótką modlitwę w języku greckim, którą, spisaną na papirusie, włożo no do grobu zmarłego. Papirus ten opatrzony nazw \P a p y ru s 470 włączono do renomowanego zbioru brytyjskiej biblioteki w Manchesterze - John Rylands Library. Opublikowania do czekał się dopiero w roku 1938. Papirusolodzy datowali go na pierwszą połowę III wieku - i to jest właśnie w tym wszyst kim najbardziej sensacyjne, ponieważ modlitwa ta jest do dziś używana jako antyfona w greckim kościele prawosławnym na Wschodzie i w rzymskokatolickim - na Zachodzie, gdzie nazy wana jest od łacińskich pierwszych słów Sub tuum praesidiu m . W dzisiejszych modlitewnikach znamy ją w takim brzmieniu: Pod Twoją obronę uciekamy się, Święta Boża Rodzicielko. Naszy mi prośbami racz nie gardzić w potrzebach naszych, ale od wsze lakich złych przygód racz nas zawsze wybawiać, Panno chwaleb na i błogosławiona. 4 10
Tekst oryginalny, znajdujący się na znalezionym w 1917 roku papirusie, został zrekonstruowany przez Ottona Stegmiillera i brzmi tak: Do Twego miłosierdzia uciekamy się, Bogarodzico, nie gardź na szymi prośbami w [naszych] potrzebach, lecz zachowaj nas od niebezpieczeństwa, Ty, jedynie czysta i błogosławiona2.
Dotąd wierzono w to, że tytuł Bogarodzicy, ogłoszony na so borze efeskim dogmatem Kościoła, powstał dzięki ojcom kapadockim - trójce ojców Kościoła z IV wieku po Chr. lub pojawił się po raz pierwszy na synodzie antiocheńskim w roku 324/325 po Chr. Dlatego też nadgorliwi teologowie próbowali szybko przedatować odnaleziony w grobie papirus. Mógł on - tak twier dzono - zostać napisany tylko w drugiej połowie IV wieku albo nawet później. Jednak specjaliści od odczytywania papirusów byli nieprzejednani - ich datacja była jednoznaczna. Dziś uważa się powszechnie, że modlitwa powstała już podczas prześlado wań chrześcijan za panowania Septimiusza Sewera (po roku 202) lub Decjusza Trajana (250). Możliwe też, iż jest wcześniejsza. Ta najstarsza spośród wszystkich maryjnych modlitw jest jednocześnie jedną z piękniejszych. Świadczy o głębokim za ufaniu, które chrześcijanie w każdym czasie pokładali w orę downictwie Matki Bożej. Była to wiara, którą nosili w sobie w latach niebezpieczeństw i prześladowań, a którą potwierdziły tak liczne wysłuchane prośby. Chrześcijanie jednego byli za wsze pewni, że Matka Boża nigdy ich nie opuści. Miriam stała się Marią, Maria stała się M aryją- Matką Boga - naszą matką. I będzie nią na zawsze.
2 Na podstawie: E w a n g e lia m iło s ie r d z ia , pod red. W. Granata, Poznań 1970, s. 118.
‘KaCendarium
około 1400 roku przed Chr.
Mojżesz i Balaam przepowiadają nadejście Mesja sza, znakiem będzie gwiazda
1000 rok przed Chr. król Dawid pisze Psalmy lata 740-580 przed Chr.
prorocy Izajasz, Jeremiasz i Ezechiel przepowiada ją Mesjasza
550 rok przed Chr.
prorok Daniel podaje dokładny harmonogram na dejścia Mesjasza; Zaratusztra zapowiada nadejście Saoszjanta - Zbawiciela i jego gwiazdy
142 rok przed Chr.
Judea uzyskuje narodową autonomię pod panowa niem Machabeuszy
103 rok przed Chr.
Aleksander Janneusz zasiada na tronie Izraela, jego monety zdobi gwiazda Mesjasza; esseńczycy opuszczają pod wodzą „nauczyciela sprawiedli wości” Jerozolimę i przygotowują „nowe zajęcie kraju”
63 rok przed Chr.
Pompejusz Wielki zdobywa Jerozolimę, czyniąc Judeę państwem lennym Cesarstwa Rzymskiego
40 rok przed Chr.
Wergiliusz pisze czwartą Eklogę
37 rok przed Chr.
król Herod I Wielki przejmuje władzę; esseńczycy zasiedlają górę Syjon w Jerozolimie
413
20 rok przed Chr.
król Herod I Wielki ogłasza budowę świątyni; zwiastowanie narodzin Miriam
19 rok przed Chr.
wrzesień - narodziny Miriam
17 rok przed Chr.
cesarz rzymski August ogłasza początek dziesiąte go saeculum
16 rok przed Chr.
listopad - Miriam zostaje ofiarowana w świątyni
9 rok przed Chr.
cesarz rzymski August świętuje nową erę pokoju
7 rok przed Chr.
wrzesień - Miriam kończy służbę w świątyni listopad - zwiastowanie narodzin Jana Chrzciciela
6 rok przed Chr.
kwiecień - zaręczyny Miriam i Józefa maj - zwiastowanie Miriam wrzesień - narodziny Jana Chrzciciela
5 rok przed Chr.
marzec - narodziny Chrystusa maj - przybycie magów, mord niewiniątek w Be tlejem maj/czerwiec - Święta Rodzina ucieka do Egiptu
4 rok przed Chr.
marzec - śmierć króla Heroda I Wielkiego maj - Archelaos etnarchą Judei; Święta Rodzina wraca z Egiptu
6 rok po Chr.
Judea prowincją rzymską
8 rok po Chr.
pierwsza pielgrzymka do świątyni Jezusa
28 rok po Chr.
wesele w Kanie Galilejskiej; Miriam podąża za Je zusem do Kafamaum
30 rok po Chr.
kwiecień - śmierć i zmartwychwstanie Jezusa; Mi riam pod krzyżem i przy pustym grobie
414
maj - wniebowstąpienie Jezusa; zesłanie Ducha Świętego; Miriam mieszka u św. Jana na górze Sy jon w Jerozolimie 42 rok po Chr.
styczeń - zaśnięcie Matki Bożej? kwiecień - skazanie Jakuba, syna Zebedeusza; ucieczka św. Piotra z więzienia; początek misji apostołów na całym świecie; Jan udaje się (z Mi riam?) do Efezu
48 rok po Chr.
sobór apostolski w Jerozolimie; zaśnięcie Matki Bożej?
62 rok po Chr.
ukamienowanie brata Pańskiego Jakuba
66 rok po Chr.
wybuch powstania żydowskiego
70 rok po Chr.
zburzenie świątyni jerozolimskiej przez cesarza rzymskiego Tytusa
73 rok po Chr.
powrót pierwszej gminy do Jerozolimy
95 rok po Chr.
św. Jan ma na wyspie Patmos tajemnicze objawienie
Źródia i fiteratura przedm iotu
Albani Matthias, Jesus von N azareth , zu Bethlehem geboren , Freiburg 2003. Alfieri Nereo, Forlani Edmondo, Grimaldi Floriano, Contributi Archeologici p e r la Storia della Santa Casa di Loreto, Loreto 1967. Antonini Placentini, Itinerarium , tłum. J. Gildemeister, Berlin 1889. Badde Paul, M aria von G uadalupe , München 2004. Tenże, H eiliges Land , Gütersloh 2008. Bagatti Fr. Bellarmino OFM, Excavations in N azareth , Jerusalem 1969. Tenże, The Church from the Circumcision: history and archaeology o f the Judaeo-Christians, Jerusalem 1971/1984. Bagatti Fr. Bellarmino OFM, Piccirillo Michele, Prodomo Alberto, N ew D iscoveries at the Tomb o f the Virgin M ary in Gethsem ane , Jerusa lem 1975. Bar-Am Aviva, B eyond the Walls, Churches o f Jerusalem , Jerusalem 1998. Baroni Cesare, G liA n n ali E cclesiastic /, Venedig 1593. Bastero Juan Luis Mary, M other o f the R edeem er , Dublin 2006. Bauckham Richard, Jude and the R elatives o f Jesus in the E arly Church , London 1990. Becker-Huberti Manfred, D ie Heiligen D rei K önige , Köln 2005. Beckett Sr. Wendy, Encounters with G od , London 2009. 417
Ben-Chorin Schalom, M utter M irjam, München 1982. Benedykt XVI (Joseph Ratzinger), Jesus von N azareth, Freiburg 2007. Tenże, M aria voll der G nade, Freiburg 2008. Tenże, Maria. Benedikt XVI über die G ottesm utter, Augsburg 2009. Berger Klaus, D ie Urchristen, München 2008. Berger Klaus, Nord Christiane, D as Neue Testament und frühchristliche Schriften, Frankfurt 2005. Betz Otto, Riesner Rainer, Verschwörung um Qumran?, Rastatt 1999. Blasone Pino, Our Lady, the ,,P ensive O n e ” M arian Icons in Rom e and Italy , Internet (www.scribd.com) 2008. Böttrich Christfried, Ego Beate, Eißler Friedmann, Jesus und M aria, Göttingen 2009. Bongenberg Salesia, A llheilige Jungfrau - Gottesgebärerin. D ie Urikone M arias in apostolischer Z eit, Fulda 1997. Brandmüller Walter (red.), Qumran und die Evangelien, Aachen 1994. Tenże, Licht und Schatten, Augsburg 2007. Brown Raymond, The Virginal Conception & B odily Resurrection o f Je sus, New York 1972. Brown Raymond, Donfried Karl, Fitzmyer Joseph, Reumann John, M ary in the N ew Testament, New York 1978. Bruce Frederick F., Basiswissen Neues Testament, Wuppertal 1997. Buchowiecki Walther, Handbuch der Kirchen Roms, t. 1-4, Wien 1967. Büyükkolanci Mustafa, St. John, Seicuk 2001. Cantalamessa Raniero, Maria, ein Spiegel fü r die Kirche, Köln 1994. Carletti Sandro, Führer durch die Priscilla-K atakom be, Vatikanstadt 1980. Carmel Alex, Eisler Ejal Jakob, D er K aiser reist ins H eilige Land, Stutt gart 1999. Carroll Donald, M a ry s House, London 2000. Ceming Katharina, Werlitz Jürgen, D ie verbotenen Evangelien , Wiesba den 2004. Charlesworth James H. (red.), Jesus an d the D e a d Sea Scrolls, New York 1992. Tenże (red.), Jesus and Archaeology, Grand Rapids/MI 2006. Cimak Fatih, R eise zu den Sieben Gemeinden, Istanbul 1999. 418
Clark Peter, Zoroastrianism , Eastbourne 2010. Claußen Carsten, Frey Jörg (red.), Jesus und die Archäologie G aliläas, Neukirchen-Vluyn 2008. Comastri Angelo, L ’angelo mi disse , Cinisello Balsamo 2007. Connolly Peter, L iving in the Time o f Jesus o f Nazareth, Hakishon 1983. Crossan John Dominic, Reed Jonathan, E xcavating Jesus, San Francisco 2001. Cruz Joan Cairo U., M iraculous Im ages o f Our Lady, Rockford-Illinois 1994. Cunneen Sally, In Search o f M ary, New York 1996. Demetrius Bishop, The Visit o f the H oly Family to Mallawi, Mallawi 2001. D ie B ibel - Einheitsübersetzung der Heiligen Schrift, Stuttgart 1980.
D ’Occhieppo K. Ferrari, D e r Stern von Bethlehem, Gießen 1994. Edersheim Alfred, D e r Tempel, Wuppertal 1997. Egeria, Itinerarium, tłum. Georg Röwekamp, Freiburg 1995. Egyptian Ministry o f Tourism, The H oly Fam ily in E gypt, Kairo 1999. Eisenman Robert, James, the Brother o f Jesus, New York 1997. Emmerich Anna Katharina, Leben der heil Jungfrau Maria, München 1852. Taż, D as Leben der heiligen Jungfrau M aria, Stein am Rhein 1992. Eusebius von Caesarea, Kirchengeschichte, tłum. Philipp Haeuser, Mün chen 1989. Finegan Jack, The A rchaeology o f the N ew Testament, Princeton 1992. Flusser David, D as essenische Abenteuer, Winterthur 1994. Förster Hans, Weihnachten - eine Spurensuche, Berlin 2003. Tenże, Transitus M ariae, Berlin 2006. Freeman-Grenville G.S.P., The B asilica o f the N ativity in Bethlehem, Je rusalem 1993. Tenże, The Basilica o f the Annunciation at Nazareth, Jerusalem 1994. Tenże, The L and o f Jesus Then & Now, Jerusalem 1998. Freeman-Grenville G.S.P., Chapman Rubert, Taylor Joan, The Onomasticon by Eusebius o f Caesarea, Jerusalem 2003. Fürst Heinrich, Im L and des Herrn. Pilgerführer fü r das H eilige Land, Paderborn 2009. 4 19
Gabra Gawdat (red.), Be Thou There. The H oly Family's Journey in E gypt , Cairo-New York 2001. Geoffrey-Schneiter Berenice, Fayum P ortraits , New York 2004. Gibson Shimon, The Cave o f John the B aptist , London 2004. Gilbert Adrian G., M agi , London 1996. Gilbert J.R., D as Leben Maria, der jungfräulichen M utter G ottes, Leipzig 1843. Goodman Martin, Rome & Jerusalem , New York 2007. Graff Michael, Förg Heinz-Jürgen, Schamagl Hermann, M aria - Erschei nungen, Wunder und Visionen , Augsburg 1999. Grimaldi Floriano, La Basilica della Santa Casa di Loreto, Ancona 1986. Guarducci Margherita, La Piu A ntica Icone di M aria , Rom 1989. Guastella Salvatore, La prodigiosa M adonna di San Luca, Rom 2008. Guitton Jean, D ie Jungfrau M aria , Colmar 1957. Haffner Paul, The M ystery o f M ary , Leominster-Chicago 2004. Hartmann Stefan, D ie M agd des H errn , Regensburg 2009. Heiser Lothar, M aria in der Christusverkündigung des orthodoxen K ir chenjahres, Trier 1981. Herodot, Neun Bücher der G eschichte , Wiesbaden 2007. Hesemann Michael, Geheimsache Fatima, Essen 1997. Tenże, D ie Jesus-Tafel, Freiburg 1998. Tenże, D ie stummen Zeugen von G olgotha, München 2000. Tenże, D as Fatim a-Geheim nis, Rottenburg 2002. Tenże, D er erste P a p st , München 2003. Tenże, Stigmata. Sie trugen die Wundmale Christi, Güllesheim 2006. Tenże, D ie Dunkelmänner , Augsburg 2007. Tenże, Paulus von Tarsus, Augsburg 2008. Tenże, D er Papst, der H itler trotzte, Augsburg 2008. Tenże, Jesus von Nazareth, Augsburg 2009. Tenże, D as Bluttuch Christi, München 2010. Hirschfeld Yizhar, The Judean D esert M onasteries in the Byzantine P e riod, New Haven 1992. Houlden Leslie (red.), D ecoding E arly Christianity, Oxford 2007. Iacobone Pasquale, M aria a Roma, Todi 2009.
420
Jan Paweł II, R edem ptoris M ater (encyklika), Vatikanstadt 1987. Janssens Lauretius OSB, D as H eiligtum M aria H eim gang a u f dem Berge Zion, Prag 1910. Josephus Flavius, G eschichte des Jüdischen K rieges , Wiesbaden 1993. Tenże, Jüdische Altertüm er, Wiesbaden 1985. Jung-Inglessis Eva-Maria, Röm ische M adonnen , St. Ottilien 1989. Taż, Maria. Ihr B ild in Rom von den Katakom ben bis heute , St. Ot tilien 1999. Kauffmann Joel, The Nazareth Jesus K new , Nazareth 2005. Khalil Marcos Aziz, The Principal Ancient Coptic Churches o f O ld Cairo, Cairo 1985. Kidger Mark, The Star o f Bethlehem, Princeton-NJ 1999. Kienast Dietmar, Augustus. Prinzeps und Monarch, Darmstadt 2009. Kimball Glenn, H idden Stories o f the C hildhood o f Jesus, Houston/TX 1999. Klauck Hans-Josef, Apokryphe Apostelakten, Stuttgart 2005. Kluckert Ehrenfried, D ie Heiligen D rei K önige und ihr Weg nach Köln, Augsburg 2010. Kongregation für die Glaubenslehre (red.), D ie Botschaft von Fatima, Vatikanstadt 2000. Kopp Clemens, D as M ariengrab, Paderborn 1955. Tenże, D ie heiligen Stätten der Evangelien, Regensburg 1959. Kresser Gebhard, Nazareth. Ein Zeuge fü r Loreto, Graz 1908. Kriwaczek Paul, In Search o f Zarathustra, New York 2003. Kroll Gerhard, A u f den Spuren Jesu, Leipzig 1988. Küchler Max, Jerusalem , Göttingen 2007. Kummer Regina, Siehe, deine M utter, Augsburg 2006. Lambelet Edouard, The E scape to E gypt according to Coptic Tradition, Cairo 1993. Landau Brent, R evelation o f the M agi, New York 2010. Levi Emanuele, D a San Sisto sull ’A ppia a l SS. R osario a M onte M ario, Rom [b.d.w.]. Lietzmann Hans, Geschichte der Alten Kirche, Berlin 1999.
421
Loffreda Stanislao, H oly Land Pottery >at the time o f Jesus , Jerusalem 2003. Lohfink Gerhard, Weimer Ludwig, M aria - nicht ohne Israel , Freiburg 2008. Lucentini Mauro, Rom - Wege in die Stadt , München 2000. Ludwig Gumpert OFM, D ie Basilika in N azaret , München [b.d.w.]. Makarian Christian, M aria aus N azareth , Hildesheim 1997. Mancini Ignazio, A rchaeological D iscoveries Relative to the Judeo-Christians , Jerusalem 1984. Mandeville John, Reisen des Ritters John M andeville vom H eiligen L and ins ferne Asien , Lenningen 2004. Manetti Diego, Zuffi Stefano (red.), Vita di M aria , Mailand 2010. Malaty Tadros Y., D ie G ottesm utter bei den Vätern und in d er K o pti schen K irche , Regensburg 1989. Mathewes-Green Frederica, The Lost G ospel o f Mary, Brewster/MA2007. Mazar Eilat, The C om plete Guide to the Temple Mount E xcavations , Je rusalem 2002. McNamer Elizabeth, Pixner Bargil OSB, Jesus an d the First-Century Christianity in Jerusalem , New York 2008. McRay John, Archaeology & the N ew Testament, Grand Rapids/MI 1991. Meinardus Otto F.A., A u f den Spuren der H eiligen Fam ilie von Bethle hem nach O beräygpten , Koblenz 1978. Tenże, D as H eilige Land. A u f den Spuren M arias von N azareth , Frankfurt 1998. Tenże, Coptic Saints and P ilgrim ages , Cairo - New York 2002. Melzer Gottfried, Loreto. D er erste und ehrwürdigste M arienwallfahrt so rt , Lauerz 1998. Messori Vittorio, Ipotesi su M aria , Mailand 2005. Mina Ermia Ava, The H oly Fam ily in E gypt , Marriout 2000. Monelli Nanni, La Santa Casa a Loreto, la Santa Casa a N azareth , Lo reto 1997. Tenże, Santarelli Giuseppe, L ’ A ltäre degli A postoli nella Santa Casa di Loreto , Loreto 2005. Müller Beda OSB, M aria und die Ökumene , Kisslegg 2004. Murphy-O’Connor Jerome, The H oly Land , Oxford 2008. 422
Tenże, St. P a u ls E p h esu s, Collegeville/MN 2008. Newman John Henry, M aria im H eilsplan , Freiburg 1953. Nicolai Vincenzo, Bisconti Fabrizio, Mazzoleni Danilo, Roms christliche K atakom ben , Regensburg 1998. Nicolini Giorgio, La Veridicitä Storica della M iracolosa Traslazione de la Santa Casa di Nazareth a L oreto , Ancona 2004. Nießen Johannes, P anagia K apu li , Dülmen 1906. Nigosian S. A., The Zoroastrian F aith , Montreal 1993. N.N., St. M a rk s Church an d M onastery in Jerusalem , Jerusalem [b.d.w.]. Perry Paul, Jesus in E gypt , New York 2003. Petrozzi Maria Teresa, Bethlehem , Jerusalem 2000. Pixner Bargil OSB, Wege des M essias und Stätten d er Urkirche , Gießen 1991. Polo Marco, D ie Wunder der Welt, Frankfurt 2003. Pontificial International Marian Academy, The M other o f the L ord , Sta ten Island/NY 2007. Posener Alan, M aria , Reinbek 1999. Prause Gerhard, H erodes der G roße , Hamburg 1977. Pritz Ray A., N azarene Jewish Christianity , Jerusalem 1992. Ratzinger Joseph, D ie Tochter Zion , Freiburg 1990. Ratzinger Joseph, Balthasar Hans Urs von, M aria - Kirche im Ursprung, Stuttgart 1997. Riesner Rainer, Essener und Urgemeinde in Jerusalem , Gießen 1998. Roberts Courtney, The Star o f the M agi , Franklin Lakes-NH 2007. Roberts Paul William, Journey o f the M agi , London 2007. Rohner Beat OSB., M aria und Joseph, Einsiedeln 1878. Ronci R, Basilica di Santa Maria Nova/Santa Francesca Romana, Rom [b.d.w.]. Rossini Orietta, Ä ra P a d s , Rom 2009. Russo Laura, Santa M aria in A racoeli, Rom 2007. Sacchi Maurilio, Terra Santa sulle orm e di Gesu, Jerusalem 1999. Salier Fr. Sylvester OFM, D iscoveries at St. Johns Ein Karim , Jerusalem 1982. 423
Santarelli Giuseppe OFM Cap, Loreto, Bologna 1988. Tenże, La Santa Casa di Loreto , Loreto 1996. Tenże, I Graffiti nella Santa Casa di L oreto , Loreto 2010. Scheffczyk Leo Kardinal, M aria, M utter und Gefährtin Christi , Augs burg 2003. Schindler Alfred, Apokryphen zum Alten und Neuen Testament, Zürich 1988. Schnabel Eckhard, Urchristliche Mission, Wuppertal 2002. Schreiner Klaus, M aria, Köln 2006. Seewald Peter, Jesus Christus. D ie Biografie, München 2009. Seymour Oah, The Birth o f Christ, London 1998. Shoemaker Stephen J., Ancient Traditions o f the Virgin M a ry s D orm ition and Assumption, Oxford 2002. Silas Musholt P. (red.), Nazareth, Jerusalem 1995. Stegemann Hartmut, D ie Essener, Qumran, Johannes der Täufer und Je sus, Freiburg 1993. Steinwede Dietrich, Nun soll es werden Frieden a u f Erden, Düsseldorf
2010. Stemberger Günter, Jewish Contem poraries o f Jesus, Minneapolis/MI 1995. Stern Ephraim (red.), The N ew Encyclopedia o f Archaeological Excava tions in the Holy Land, 1.1-5, Jerusalem (IES)-New York 1993-2009. Stock Klemens SJ, Maria, die M utter des H errn im Neuen Testament, Wien [b.d.w.]. Stumpf Gerhard (red.), Maria, M utter der Kirche, Augsburg 2004. Tabor James D., D ie Jesus-D ynastie, München 2006. Tamanti Giulia, Tempesta Claudia, Icona della „M adonna A d v o c a ta ”, Rom 2009. Thiede Carsten Peter, Ein Fisch fü r den römischen Kaiser, München 1998. Tenże, D ie M essias-Sucher, Stuttgart 2002. Tenże, Jesus - D er Glaube, die Fakten, Augsburg 2003. Tenże, The Cosm opolitan World o f Jesus, London 2004. Tenże, Jesus und Tiberius. Zwei Söhne G ottes, München 2004. Tenże, D er unbequeme M essias, Basel 2006.
424
Thiede Carsten Peter, d’Ancona Matthew, D er Jesus-Papyrus , München 1996. Thierry Elie Remy, D as M ysterium des Hauses der H eiligen Jungfrau in Ephesus , Izmir 1990. Trebiico Paul, The Early Christians in Ephesus from P aul to Ignatius, Tübingen 2004. Vermes Geza, D ie Geburt Jesu, Darmstadt 2007. Wilkinson John, Jerusalem Pilgrim s Before the C rusades , Guildford 1977. Wise Michael, Abegg Martin, Cook Edward, D ie Schriftrollen von Qumran, München 1997. Wrembek Christoph SJ, Quirinius, die Steuer und der Stern , Kevelaer 2006. Yavetz Zvi, K aiser Augustus, Reinbek 2010. Zaloscer Hilde, P orträts aus dem Wüstensand, Wien 1961. Ziebertz Günter Johannes, D u bist voll d er Gnade, Leutesdorf 2000. Ziegenaus Anton (red.), Totus Tuus, Regensburg 2004.
Spis ifustracji
Ilustracje w tekście Ryc. 1. Nazaret. Rzuty bazyliki wzniesionej przez krzyżowców i wcze śniejszej budowli bizantyńskiej Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie - w obu kościołach Święty Domek znajdował się dokładnie pośrodku założenia Ryc. 2. Święty Domek pasuje idealnie do miejsca przed Grotą Zwia stowania w Nazarecie, wypełniając przestrzeń między zachowa nymi murami judeochrześcijańskiego sanktuarium a skalną ścianą, w której znajduje się wejście do Groty Zwiastowania. „M” oznacza miejsce, w którym mogła stać Miriam, „A” - miejsce, w którym pojawić się mógł anioł zgodnie z relacją z P rotoew angelii Jakuba. „X” wyznacza położenie „Ołtarza apostołów” Ryc. 3. Judeochrześcijanskie sgraffito z Nazaretu, IV wiek: „[Klęcząc?] przed świętym miejscem M[arii] piszę tam [imię i] czczę jej obraz [eikos]9\ Jest to najwcześniejsze świadectwo dokumentujące odda wanie czci ikonie Marii Ryc. 4. Koptyjski patriarcha Szenuda III autoryzował w roku 2000 tę re konstrukcję drogi przebytej przez Świętą Rodzinę podczas ucieczki do Egiptu Ryc. 5. Plan bazyliki na górze Syjon według biskupa Arkulfa z VII wieku po Chr. Świątynia obejmuje Wieczernik {locus hic caenae dom ini ) i dom, w którym miała umrzeć Miriam (hic sancta M aria obiit)
427
Ryc. 6. Pozostałości skromnych domów z I wieku po Chr. odkryte przy klasztorze Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny, które ojciec Bargil Pixner utożsamiał z osadą pierwszych chrześcijan na Syjonie Ryc. 7. Kamień pochodzący z domu Miriam, obecnie wmurowany w dolnej części wieży bazyliki Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny Ryc. 8. Plan grobu Miriam. „M” oznacza pierwotne wejście do trzyczę ściowego grobowca judeochrześcijańskiego, „E-D” pierwotny pro stokątny przedsionek, z którego prowadziły korytarze do poszcze gólnych komór grobowych. Zachowały się tylko „F” i „A” - „nowy grób” Miriam Ryc. 9. Najstarsze wyobrażenie wniebowzięcia Marii - sarkofag z Saragossy w Hiszpanii w kościele Santa Engracia, pochodzący z IV wieku po Chr.
Ilustracje na w kładce
Fot. 1. Ikona A dvocata z Rzymu, najstarszy znany wizerunek Miriam Fot. 2. Ara P acis Augustae - „Ołtarz Pokoju Augusta” w Rzymie Fot. 3. Fryz „Ołtarza Pokoju Augusta”, który zainspirował malarza Rafa ela między innymi podczas tworzenia obrazu zatytułowanego P ięk na ogrodniczka
Fot. 4. Świątynia króla Heroda I Wielkiego w Jerozolimie. W jej cieniu dorastała Miriam Fot. 5. Klasztor w jaskiniach w rejonie Kosiba, założony przez esseńczyków Fot. 6. Nad domem, w którym urodziła się Miriam, wznosi się dzisiaj kościół św. Anny Fot. 7. Wnętrze Świętego Domku w Loreto. Dowody jego autentyczno ści: a. hebrajskie i greckie sgraffita pątnicze; b. krzyże z czerwo nego sukna, należące do krzyżowców; c. murarka Nabatejczyków; d. „Ołtarz apostołów” z kamieniami pochodzącymi z Nazaretu Fot. 8. Kościół zbudowany nad studnią w Nazarecie Fot. 9. Studnia Miriam w Nazarecie Fot. 10. „Królewska” nekropolia pod konwentem Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu Fot. 11. Grota Zwiastowania w Nazarecie - w tym miejscu znajdował się Święty Domek 428
Fot. 12. Żydowski budynek mieszkalny z I wieku, znajdujący się w cie niu bazyliki Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie w Nazarecie Fot. 13. Ain Karim. Miejsce narodzin św. Jana Chrzciciela Fot. 14. Studnia Miriam. Miejsce, gdzie wygłosiła Magnificań Fot. 15. Ruiny kościoła w miejscowości Kathisma przy drodze do Betle jem. Kamień, na którym odpoczywała Miriam Fot. 16. Grota Mleczna w Betlejem Fot. 17. Ślady Świętej Rodziny w Egipcie: a. grota Miriam w Musturud; b. misa Miriam w Samanoud; c. zniszczony kościół w Sakha; d. kamień z „odciskiem stopy Jezusa” Fot. 18. Drzewo Miriam w Matarija (dziś Kair) Fot. 19. a. schody do antycznych domów w Maadi; b. szereg antycznych domów w Maadi; c. studnia Miriam w fortecy Babilon (dziś Stary Kair); d. jaskinia Miriam z Gabal al-Tair Fot. 20. Deir al-Muharraq: w tym domu Święta Rodzina mieszkała sześć miesięcy Fot. 21. Ojciec Philoxenos pokazuje ołtarz, o którym mówi proroctwo Izajasza, że znajduje się „w środku Egiptu” Fot. 22. Bazylika Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny w Jerozolimie, wzniesiona nad domem, w którym mieszkała i umarła Miriam Matka Boża; fotografia zrobiona z dachu Wieczernika Fot. 23. Wielka mykwa esseńczyków na górze Syjon Fot. 24. Mała mykwa znajdująca się na terenie klasztoru Zaśnięcia Naj świętszej Maryi Panny Fot. 25. Kaplica Meryemona. Dom Miriam w Efezie Fot. 26. Papież Benedykt XVI modlący się we wnętrzu domu Miriam w Efezie Fot. 27. Grób Miriam w dolinie Kidron, tuż w pobliżu jaskini na Ogrójcu Fot. 28. Wnętrze grobu Miriam. Skalna półka grobowa, miejsce wniebo wzięcia Najświętszej Maryi Panny Fot. 29. a.b. Najstarsze przedstawienia postaci Miriam w rzymskich ka takumbach Pryscylli Fot. 30. Ikona Madonny, rzekomo autorstwa św. Łukasza, z kościoła Santa Maria Nova w Rzymie z V wieku Fot. 31. Ikona Madonny, rzekomo autorstwa św. Łukasza, z klasztoru św. Marka w Jerozolimie 429
Wykaz ź r ó d e ł ilu stra cji
Michael Hesemann: ryc. 2-3, fot. 3-4, 9, 12-20, 28-29, ryc. 4-5, 9 Yuliya Tkachova: ryc. 1, fot. 2, 7, 10, 21-27 Archiwum Michaela Hesemanna: fot. 1,4, 11, 30, ryc. 6-8 Michael Hesemann za życzliwym przyzwoleniem Delegazione Pontifica per il Santuario della Santa Casa di Loreto: fot. 5-9 „L’Osservatore Romano”: fot. 31
1. Ikona Advocata z Rzymu, najstarszy znany wizerunek Miriam
2. Ara Pacis Augustae — „Ołtarz Pokoju Augusta” w Rzymie
3. Fryz „Ołtarza Pokoju Augusta”, który zainspirował malarza Rafaela między innymi podczas tworzenia obrazu zatytułowanego Piękna ogrodniczka
4. Świątynia króla Heroda I Wielkiego w Jerozolimie. W jej cieniu dorastała Miriam
5. Klasztor w jaskiniach w rejonie Kosiba, założony przez esseńczyków
6. Nad domem, w którym urodziła się Miriam, wznosi się dzisiaj kościół św. Anny
7. Wnętrze Świętego Domku w Loreto. Dowody jego autentyczności: a. hebrajskie i greckie sgraffita pątnicze; b. krzyże z czerwonego sukna, należące do krzyżowców; c. murarka Nabatejczyków; d. „Ołtarz apostołów” z kamieniami pochodzącymi z Nazaretu
8. Kościół zbudowany nad studnią w Nazarecie
9. Studnia Miriam w Nazarecie
10. „Królewska” nekropolia pod konwentem Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu
11. Grota Zwiastowania w Nazarecie - w tym miejscu znajdował się Święty Domek
12. Żydowski budynek mieszkalny z I wieku, znajdujący się w cieniu bazyliki Zwiastowania Naj świętszej Maryi Pannie w Nazarecie
13. Ain Karim. Miejsce narodzin św. Jana Chrzciciela
14. Studnia Miriam w Ain Karim. Miejsce, gdzie wygłosiła Magnificat!
15. Ruiny kościoła w miejscowości Kathisma przy drodze do Betlejem. Kamień, na którym odpo czywała Miriam
16. Grota Mleczna w Betlejem
17. Ślady Świętej Rodziny w Egipcie: a. grota Miriam w Musturud; b. misa Miriam w Samanoud; c. zniszczony kościół w Sakha; d. kamień z „odciskiem stopy Jezusa”
18. Drzewo Miriam w Matarija (dziś Kair)
19.: a. schody do antycznych domów w Maadi; b. szereg antycznych domów w Maadi; c. studnia Miriam w fortecy Babilon (dziś Stary Kair); d. jaskinia Miriam z Gabal al-Tair
20. Deir al-Muharraq: w tym domu Święta Rodzina mieszkała sześć miesięcy
21. Ojciec Philoxenos pokazuje ołtarz, o którym mówi proroctwo Izajasza, że znajduje się „w środku Egiptu”
22. Bazylika Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny w Jerozolimie, wzniesiona nad domem, w któ rym mieszkała i umarła Miriam - Matka Boża; fotografia zrobiona z dachu Wieczernika
23. Wielka mykwa esseńczyków na górze Syjon
24. Mała mykwa znajdująca się na terenie klasztoru Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny
25. Kaplica Meryemona. Dom Miriam w Efezie
26. Papież Benedykt XVI modlący się we wnętrzu domu Miriam w Efezie
27. Grób Miriam w dolinie Kidron, w pobliżu jaskini w Ogrójcu
28. Wnętrze grobu Miriam. Skalna półka grobowa, miejsce wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny
29. a-b.: Najstarsze przedstawienia postaci Miriam w rzymskich katakumbach Pryscylli
30. Ikona Madonny, rzekomo autorstwa św. Łukasza, z kościoła Santa Maria Nova w Rzymie z V wieku
31. Ikona Madonny, rzekomo autorstwa św. Łu kasza, z klasztoru św. Marka w Jerozolimie