Rozdział 1
Valor szedł przez hodowlę rozbawiony nagłym milczeniem. Zwierzęta
wiedziały, że pośród nich był niebezpieczny drapieżnik i nie chciały zwra...
4 downloads
7 Views
Rozdział 1
Valor szedł przez hodowlę rozbawiony nagłym milczeniem. Zwierzęta
wiedziały, że pośród nich był niebezpieczny drapieżnik i nie chciały zwracać jego
uwagi. Obok niego, opiekun zwierząt posyłał mu kątem oka strachliwe spojrzenia.
Rzadko zdarzało się, żeby mistrz wampirów, sam wybierał swoje ochronne psy, ale
Valor chciał mieć pewność, że stworzy więź ze stworzeniami, które będą go strzegły
gdy będzie spał. Gdyby psy czuły się z nim połączone, istniałoby większe
prawdopodobieństwo, że ochronią go, poświęcając własne życie.
Nie żyłby ponad dwa tysiące lat, będąc nieostrożnym. Zwiększona aktywność
łowców istot nadnaturalnych zmusiła go, by zwiększył swoje bezpieczeństwo. Tych
myśliwych nie obchodziło to, co złapali, tak długo jak było to nieludzkie. Opowieści
kilku tych co uciekli, wystarczyły, aby każdy w społeczności paranormalnych
zwiększył ochronę i sprowadził swoje rodziny bliżej.
Nikt nie porwie wampira na oczach Valora.
Chronił, co jego.
Para srebrnookich dobermanów wpadła mu w oko. „Co z tą dwójką?”
Opiekun pokiwał głową. „Są dobrymi zwierzętami do pilnowania. Znajdują
się tutaj, ponieważ firma, która je trenowała zamknęła działalność.”
„Ahh. Ich strata, mój zysk. Stephan, dodaj je do reszty.”
Ciemnowłosy wampir podążający za nim, wydał cichy dźwięk zgody.
Stephan nie był najgłośniejszym z jego towarzyszy, ale był lojalny. Cichy wampir, był
przy boku Valora przez ponad trzysta lat. Ufał, że Stephan chroni jego plecy i
nadzoruje szczegóły bezpieczeństwa, podczas gdy Valor koncentrował się na
rządzeniu wampirami, będącymi pod jego kontrolą. Po kolejnym obejściu, jeszcze
cztery psy zostały dodane: dwa rottweilery i dwa mieszańce.
Valor był zadowolony.
„Dobry wybór.” Powiedział drżącemu człowiekowi obok.
„Dz-dziękuję panu.” Opiekun odpowiedział ostrożnie, starając się nie spojrzeć
mu w oczy. Valor nie zadał sobie trudu aby ukryć swoje rozbawienie. Pomysł, że
wampir kontrolował swoje ofiary spojrzeniem, był mitem. Już dawno mógłby
kontrolować mężczyznę gdyby chciał. Już miał zamiar opuścić hodowlę, kiedy
usłyszał niskie skamlenie.
Dźwięk szarpał nim, niski i potrzebujący odgłos, niemożliwy do
zignorowania. Wabił go jak wezwanie syreny. Valor zawrócił, skanując
pomieszczenie, ale nawet z jego doskonałym wzrokiem w nocy, nie mógł widzieć
dalekich klatek.
„Co tam jest?”
„Nic, sir.” Odpowiedział opiekun z podejrzaną prędkością… „tylko kundel,
którego złapaliśmy kilka tygodniu temu. Był na pół zagłodzony i dosyć poważnie
poszarpany. Rzuca się na inne psy, więc trzymamy go z dala od nich, żeby nie było
walki. Jest słodkim szczeniakiem, to nie typ jakiego szukasz.”
Opiekun zbyt entuzjastycznie próbował przekonać Valora, że nie trzeba
oglądać zwierzęcia.
Zbyt ochoczo.
Kolejny jęk przywołał go. „Pozwól, że sam to ocenię.”
Podążając za dźwiękiem, dotarł do dużej klatki ze złoto-brązowym psem w
środku. Dobrze umięśnione stworzenie miało lśniącą sierść, która błyszczała nawet
w ciemności. Duże, bursztynowe oczy spojrzały na niego błagalnie.
Pomóż mi, w jego umyśle zostały wyszeptane słowa.
Głowa Valora odskoczyła do tyłu, instynktownie, próbując odeprzeć
psychiczną inwazję. Chwilę zajęło mu, aby uświadomić sobie co to znaczy.
Wilkołak.
Spojrzał w oczy psa i zobaczył błyszczącą w nich inteligencję. Było coś więcej
w spojrzeniu tej istoty niż u innych zwierząt, które wybrał dziś w nocy.
Ludzkie rozumienie.
„Wezmę go.”
„Ale proszę pana, z niego nie da się zrobić dobrego psa obronnego. Nie ma
odpowiedniej struktury kości potrzebnej do tego.” Zaprotestował opiekun. Valor
odwrócił się i popatrzył na mężczyznę znajdującego odwagę, aby spojrzeć mu w
oczy w celu ochrony pięknego zwierzęcia.
Rzucił mu uśmiech, który wielu ludzi uznawało za nieodparcie pociągający.
„Nie będę używać go jako strażnika, chcę go jako moje osobiste zwierzę.” Powiedział
najbardziej przekonywującym głosem.
Ulga pojawiła się na ludzkiej twarzy. „W takim wypadku będę szczęśliwy,
przekazując go. On potrzebuje dobrego domu. Chciałbym sam go wziąć, ale moja
partnerka powiedziała, że jeśli przyprowadzę do domu kolejne zwierzę, to mnie
samego umieści w budzie.”
Valor skinął głową w kierunku psa. „Jak ma na imię?”
„Nazywam go Książę.” Valor widział rumieniec mężczyzny nawet w słabym
oświetleniu. „Wiem, że to popularne imię dla psów, ale z jakiegoś powodu, to
naprawdę mu odpowiada.”
„Hmmm.” Valor przez chwilę spoglądał na stworzenie. „Wyciągnijmy
Księcia, żebym mógł go zabrać do jego nowego domu.”
***
Caden obserwował przez kraty wysokiego wampira. Proszenie o pomoc
jednego z nieumarłych było ryzykiem, ale jeśli szybko się stąd nie wydostanie, jego
stado znajdzie go. Już przebywał tu dłużej niż to planował. Wiedział, że wataha jego
brata zacznie na niego polować, kiedy odkryje, że nie ma jego ciała tam, gdzie je
zostawili. Nie chciał być nieruchomym celem, kiedy zostanie odnaleziony.
Było za wielu członków stada, którzy uważali, że był dobrym kandydatem na
alfę, bądź też, że jego istnienie było zagrożeniem dla obecnego alfy, jego
przyrodniego brata Jamesona.
Caden nie potrzebował bólu głowy, związanego z byciem przywódcą stada.
Chciał tylko żyć w spokoju i znaleźć miłego mężczyznę, aby móc się ustatkować.
Wydał długie psie westchnienie.
Matka Jamesona, Eliza, musi to uwielbiać. Nigdy nie wybaczyła jego ojcu, że
ją porzucił, kiedy znalazł swoją prawdziwą partnerkę w matce Cadena. Eliza czyniła
jego życie trudnym na milion sposobów, a wszystko stało się jeszcze gorsze, wraz ze
śmiercią jego rodziców w wypadku samochodowym dwa lata temu.
Przynajmniej dzisiejsza noc wygląda teraz lepiej. Wampir Valor pachniał
najładniej ze wszystkich rzeczy, jakie czuł od długiego czasu. Miał zaskakująco
bogaty i soczysty zapach, nie jak ten o imieniu Stephan, który pachniał jak sadza w
kominku.
Zapach oszustwa.
„Zaraz maleńki wyciągniemy cię stąd.” Powiedział Valor. Nieumarły
obserwował go uważnie, jakby chciał przejrzeć wszystkie sekrety Cadena.
Marna szansa, że to się wydarzy.
Tak szybko, jak będzie wolny, zamierzał wynieść się w diabły z tego miasta.
Miał nadzieję, że jego plecak będzie nadal tam, gdzie go zostawił zanim stado
napadło na niego. Dzięki doskonałej opiece placówki szpitalnej dla zwierząt i jego
zdolnościom leczniczym wilkołaka, był całkowicie zdrowy i gotowy do podróży.
Uwaga Cadena wróciła do wampira, kiedy drzwi klatki zostały otwarte.
Instynktownie skoczył ku wolności. Zanim jednak, udało mu się odbiec
wystarczająco daleko, potężna dłoń chwyciła go za kark, zapobiegając ucieczce. „Nie
tak szybko mój piękny zwierzaku.” Powiedział Valor, zatrzaskując smycz na jego
obroży.
Caden warknął niezadowolony.
„Nigdy nie widziałem, żeby tak się zachowywał. Nawet, kiedy wyciągaliśmy
go, żeby nałożyć maść na otwarte rany.” Opiekun odezwał się zatroskanym głosem.
Caden odwrócił się i polizał przyjaźnie jego dłoń. Nie chciał, by miły człowiek
był strapiony. Mężczyzna był bardzo dobry dla niego i innych zwierząt. Lubił, kiedy
opiekun był w pobliżu, ponieważ zawsze pachniał kombinacją zwierzaków, którymi
się opiekował i szczęściem.
Caden stanął ochronnie pomiędzy człowiekiem a kłami wampira.
„Nie bój się szczenię, nie zamierzam go skrzywdzić.” Powiedział Valor,
migając w jego stronę zębatym uśmiechem.
Nieoczekiwanie opiekun uklęknął i owinął ramiona wokół Cadena, ignorując
strasznego wampira trzymającego jego smycz.
„Bądź dobrym chłopcem Książę, a mistrz Valor dobrze się tobą zaopiekuje.”
Złożył niedbały pocałunek na głowie Cadena. Oparł się instynktowi, żeby warknąć
na miłego mężczyznę. Zamiast tego posłał mu najlepszy psi uśmiech i polizał twarz
człowieka, smakując słoną gorycz łez.
„Nie martw się o Księcia. Będzie miał szczęśliwe życie przy moim boku.”
Powiedział Valor.
Caden wydał niski, zdegustowany dźwięk, czym zasłużył sobie na szarpnięcie
smyczy.
„Zachowuj się chłopcze.”
Nie zmuszaj mnie, żebym cię ugryzł. Wyszeptał w głowie wampira.
„Nie myśl, że to nie działa w obie strony.” Valor zachichotał.
Caden, skłonił ulegle głowę. Jeśli Valor będzie myślał, że nad nim panuje, to
będzie miał większe szanse ucieczki. Niech mężczyzna myśli, że to on jest alfą, a on
tylko szczeniakiem i będzie czekał na odpowiedni czas.
***
Valor obserwował pochyloną głowę psa, ale nie dał się oszukać. Młody
zmiennokształtny, miał w zanadrzu więcej sztuczek niż cyrkowy kucyk. Nie uszło
jego uwadze, że klatka, w której spał Książę była odizolowana i trzy razy większa niż
innych zwierząt albo, że miał przygotowane legowisko i pierwszorzędny pokarm,
jakiego nie widział w innych klatkach. To był szczeniak, który lubił swoje luksusy.
Pogłaskał dłonią jego plecy i poczuł dziwne, kojące uczucie, wynikające z tego
kontaktu. Częścią problemu z bycia tak starym jak Valor, była ogromna gorączka
krwi i chęć zabicia w tym czasie wszystkiego w pobliżu. Większość wampirów w
jego wieku oszalało z czystej furii i ostatecznie zostali zlikwidowani przez swoich
braci, w celu zachowania w sekrecie społeczeństwa wampirów. Było tylko kilku
innych w jego wieku, których znał i jeszcze się nie poddali.
Podrapał uszy zwierzęcia i poczuł falę przyjemności. Nie pragnienie, ale
czystą, nieskrępowaną radość. Schował swój nieustający gniew, pod kocykiem
prostego zadowolenia, co pozwoliło mu złapać więcej powietrza niż kiedykolwiek
było mu potrzebne.
Co to do cholery było?
Szczeniak przechylił głowę w jego stronę, uniwersalne, zainteresowane psie
spojrzenie.
Poczułeś to? Wysłał Księciu mentalne pytanie.
Co?
Po raz pierwszy Valor zdał sobie sprawę, że wilkołak brzmiał bardzo młodo.
Chociaż był dorosłym psem, mógł być nadal dzieckiem w ludzkich latach.
„Chodź, zabierzmy cię do domu.” Powiedział, pociągając delikatnie smycz.
„A pozostałe, sir?” Stephan zapytał z szacunkiem.
Valor pogłaskał złotą głowę pod ręką. „Hmmm. Oczywiście inne też.”
Z delikatnym pociągnięciem poprowadził Księcia korytarzem klatek. Czuł
pragnienie ucieczki stworzenia, ale był dziwnie niechętny by go wypuścić. Ogólnie
pomiędzy gatunkami było wiele złej krwi, ale kiedy usłyszał głos zmiennego w
swojej głowie, zamiast czuć niechęć do kłopotliwego zwierzęcia, Valor poczuł
sympatię. Jednak nie czuł się aż tak empatycznie, żeby pozwolić dzieciakowi odejść,
zanim nie zobaczy go w ludzkiej postaci.
Szli do limuzyny w ciszy.
„Umieść psy w ciężarówce.” Rozkazał, wskazując na duży samochód z
napędem na cztery koła zaparkowany za limuzyną.
Stephan wyciągnął rękę po smycz Księcia.
„Ten jeden nie.” Powiedział Valor, szarpiąc psa poza jego zasięg. Zaborczość
wypełniła go, kiedy owijał trzykrotnie smycz wokół swojej dłoni. „Zabieram go ze
sobą.”
„Do limuzyny?” Powiedział Stephan. Jego głos wypełniony był czystym
przerażeniem. „Co jeśli on tam nasika, albo co gorsza, zostawi wszędzie sierść?
Valor uśmiechnął się. Stephan był dobrym facetem, ale miał aż przytłaczającą
troskę o swoje ubranie.
„Zaufaj mi. Mój pies nie zamierza nasikać w limuzynie.”
Lepiej żebyś tego nie zrobił. Wysłał cichą myśl do Księcia.
„A psia sierść?”
„Możesz się przebrać, jak wrócimy do domu.” Powiedział Valor, nie dbając o
to, co się stanie z jego ubraniem.
Ktoś je wyczyści.
Stephan patrzył na niego z niedowierzaniem, ale Valor nie zamierzał zmienić
swojego postanowienia. On rządził i do diabła żaden inny wampir go od tego nie
odwiedzie.
Stephan pierwszy odwrócił wzrok.
„Nie wiem, dlaczego musimy zabierać tego przeklętego psa z nami.” Stephan
mruknął, otwierając drzwi przed Valorem.
„Właź chłopcze.”
Wilkołak zareagował na rozkaz, posyłając mu bezczelne spojrzenie, zanim
wsunął głowę do wnętrza pojazdu. Po ostrożnym powąchaniu wnętrza limuzyny,
złoty zwierzak skoczył i usadowił się na fotelu. Valor przesunął się obok niego,
pozostawiając Stephanowi siedzenie naprzeciwko.
„Nie może siedzieć na podłodze?”
Książę zawarczał.
„Możemy założyć mu kaganiec?”
Słowa wyszeptane w jego umyśle sprawiły, że nie mógł powstrzymać
śmiechu.
„Nie. On nie może siedzieć na podłodze.” Powiedział, ignorując zdumione
spojrzenie Stephana.
Bezwiednie pogładził miękkie futro. Uczucie spokoju wypełniło go,
odsuwając wszystkie zmartwienia jakie ciążyły na nim, jako na przywódcy swoich
ludzi.
„Myślałem, że lubisz psy tylko jako strażników?” Zapytał Stephan,
obserwując szeroko otwartymi oczami, oczywiste przywiązanie Valora do
zwierzęcia. „Cytuję. Zwierzęta są dobre tylko wtedy, kiedy są przydatne.”
„On jest przydatny.” Odpowiedział, głaszcząc zwierzę. „Uspokaja mnie.”
Dziwny grymas przebiegł przez twarz Stephana. „W takim razie
wykorzystamy pozostały tuzin.”
Valor uśmiechnął się, czując jak napięcie spływa z niego jak woda. Nie
pamiętał kiedy czuł się tak dobrze… chyba nigdy.
Kilka mil drogi minęło im w milczeniu. Wreszcie Stephan przerwał ciszę. „Jak
zamierzasz go nazwać?”
Valor spojrzał na wilkołaka.
Caden. Miękki głos wyszeptał w jego głowie.
„Caden.” Powtórzył. „Zamierzam nazwać go, Caden.”
„Jakiś szczególny powód? To trochę dziwne imię dla psa.”
Valor uśmiechnął się i pogłaskał głowę zwierzęcia. „Pasuje do niego.”
„Skoro tak mówisz, ale inni będą się zastanawiać nad twoim nowym
zwierzakiem.”
„Niech się zastanawiają.”
Nie zrezygnuje z wilkołaka. Jego palce zatopiły się zaborczo w futro, kiedy
drapał szczeniaka za uszami. Złote oczy Cadena przymrużyły się i wyciągnął długi,
różowy język z przyjemności.
„Głupiutkie szczenię.”
Gdy zbliżyli się do bramy jego majątku, metalowe drzwi otworzyły się w
odpowiedzi na czujnik zamontowany w samochodzie. Z myślą o wilkołaku, Valor
spojrzał na teren nowym wzrokiem. Było dużo miejsca dla stada psów, ale
zastanawiał się, jakie inne potrzeby mają zmienni.
„Myślisz, że masz wystarczająco dużo miejsca do biegania?” Zapytał zwierzę.
Caden podniósł głowę i przyglądał się widokowi na zewnątrz.
Tak. Dał miękką odpowiedź.
„Idealnie.”
Stephan pokręcił głową z rozbawieniem, ale Valor zignorował to. Jego ludzie,
muszą się przyzwyczaić do niego, rozmawiającego ze swoim psem. Miał przeczucie,
że będzie to długo trwało, jeśli uda mu się przekonać Cadena, żeby z nim został.
Wyszedł z limuzyny, cały czas ściśle kontrolując smycz. Czuł, jak Caden
napina swoje mięśnie, by uciec.
„Nie uda ci się.” Powiedział, przyciągając zwierzę bliżej. „Należysz teraz do
mnie.”
Chętny, by zobaczyć jak jego pupil wygląda w ludzkiej postaci, wbiegł szybko
po schodach swojej rezydencji, ignorując spojrzenia swoich ludzi i kierując się dalej
na piętro, gdzie znajdowały się jego pokoje.
„Mistrzu.” Cella zawołała swoim grzmiącym jak dzwon głosem. „Nie
zamierzasz przedstawić nas swojemu zmiennemu pupilowi?”
Kurwa.
Valor zatrzymał się i odwrócił. Widok szoku na twarzy Stephana, był prawie
warty jego rozdrażnienia, że nie udało mu się dotrzeć do pokoi.
„To jest Caden. Mam zamiar zabrać go do moich komnat i poznać go bliżej.”
Było kilka chichotów w tłumie.
„Czy mogę go mieć, kiedy skończysz?” Rozpoznał głos Donaldo. Zanim jego
umysł przetworzył ruch, trzymał go już w powietrzu wolną ręką za gardło. Ściskając
mocno, patrzył z satysfakcją jak Donaldo wytrzeszcza oczy. Gniew przepłynął przez
ciało Valora, zwiększając jego moc.
„Jeśli chociaż pomyślisz, o dotykaniu, próbowaniu albo patrzeniu na mojego
wilkołaka, rozerwę cię na strzępy i będę świętował na twoich wnętrznościach. Czy to
wystarczająco jasne dla ciebie?”
„T-t-a-a-k-k.” Wykrztusił przez ściśnięte gardło.
Powodowany gniewem, Valor rzucił nim ponad głowami tłumu, aż walnął w
ścianę. W jego głowie rozlegał się surowy, pierwotny ryk. Będą widzieć w nim
mistrza, albo pozabija ich wszystkich. Ciemna mgła zaćmiła mu wzrok, kiedy
ogarnęła go wściekłość.
Delikatne palce splotły się z jego, natychmiast łagodząc jego gniew i niczym
wir, chwytając jego duszę.
Valor wziął powolny wdech. Jego wizja została oczyszczona, widział cały swój
dwór klęczący przed nim.
„Wszystko w porządku.” Miękki, zmysłowy głos odezwał się obok niego.
„Jestem całkiem pewien, że wiedzą kto tu rządzi.”
Obracając się, Valor spojrzał na młodego człowieka, który sięgał mu ledwo do
ramienia.
Kudłate, karmelowe włosy, otaczały nieskazitelną twarz i parę
zachwycających, złotych oczu, w których błyszczały szmaragdowe i rubinowe
światełka. Wysokie kości policzkowe, szpiczasty podbródek i duże, zapraszające do
pocałunku usta, zmieniły pęd furii Valora w tsunami pożądania. Jedyną rzeczą, która
powstrzymywała go przed pomyleniem człowieka obok niego z kobietą, była aura
męskiej mocy, która otaczała go jak najlepszy afrodyzjak.
Kły Valora wydłużyły się i poczuł narastającą wilgoć w ustach. Nie mogąc się
powstrzymać, podniósł młodego zmiennego i wbił zęby we wrażliwe miejsce na
szyi.
„Oh, kurwa.” Usłyszał przekleństwo wilkołaka. Musiał powiedzieć młodemu
człowiekowi, że nie wolno mu przeklinać, ale później. Później, kiedy nie będzie
przytłoczony niesamowitym smakiem Cadena. Nigdy, żadna krew, nie smakowała
taką siłą i tak… żywo, jakby sączył ze źródła życia.
Zachwycony nie przestawał, póki nie usłyszał spowolnienia serca młodego
mężczyzny. Podniósł usta i chciał polizać ranę aby ją zamknąć, ale ślady po jego
kłach były już zaleczone.
„Wow.” Miękki wykrzyknik wysłał dreszcze potrzeby w górę i w dół
kręgosłupa Valora.
„Wszystko w porządku?” Zapytał, chociaż słyszał, że serce Cadena wraca już
do normalnego rytmu.
Wilkołak niesamowicie szybko się uzdrowił.
Człowiek, potrzebowałby kilku dni, aby dojść do siebie po takiej utracie krwi.
„Czuję się dobrze.” Usłyszał miękką odpowiedź Cadena.
Valor czuł się niesamowicie. Moc wypełniła jego żyły siłą krwi zmiennego, a
jego umysł był jasny i spokojny. Dopiero w tym momencie uświadomił sobie, jak
bardzo jego myślenie stało się mgliste.
Oblizując usta, obserwował przepiękne stworzenie obok niego. Coś w tym
małym, seksownym zmiennokształtnym mężczyźnie, działało na wszystkie jego
zmysły.
„Chodź, pójdziemy do mojej komnaty.”
***
Caden, spojrzał na drapieżnika wpatrującego się w niego. Był tak twardy, że
ledwo mógł wytrzymać. Chciał owinąć nogi wokół przystojnego wampira i ocierać
się o niego.
Szybki rzut oka wokół, ukazał mu wampiry wciąż klęczące wokół nich.
„Może powinieneś powiedzieć im, że mogą wstać.”
Caden zdjął obrożę i smycz, odwijając ją z ręki Valora, zanim złożył wszystko
na stoliku. Instynkt samozachowawczy mówił mu, żeby nie dawać seksownemu
wampowi nic, co mogłoby go utrzymać.
Błyszczące, czarne oczy nie spuszczały z niego wzroku, kiedy Valor mówił do
swoich ludzi. „Możecie wstać. Będziemy w mojej komnacie. Trzymajcie się z dala od
mojego wilkołaka.”
Z zaborczym ramieniem owiniętym wokół jego talii, poprowadził Cadena z
powrotem po schodach. Myśli o tym, co wampir zrobi z nim, kiedy będą już sami,
wypełniały umysł Cadena zarówno podnieceniem, jak i niepokojem.
„Smakujesz lepiej, niż cokolwiek co próbowałem wcześniej.” Powiedział
wampir głębokim, seksownym głosem.
Caden był rozdarty, nie wiedząc czy to dobry pomysł. Nie podobała mu się
wizja bycia zabawką do żucia dla wampira. Jednakże, tereny stada były tylko pięć
mil od posiadłości wampira i nie mógł ryzykować schwytania przez ludzi Jamiego.
Ostatnim razem ledwo przeżył.
Apartament Valora znajdował się na najwyższym piętrze rezydencji. Caden
był ciągnięty z pokoju do pokoju, ledwo mogąc się rozejrzeć, nim Valor szarpał go
dalej. Kiedy zbyt długo zatrzymał się przed ładnym obrazem, wampir podniósł go i
przeprowadził przez ostatnie dwa pokoje niosąc. Wydając niegodny zmiennego
pisk, Caden wylądował z lekkim odbiciem na środku dużego łóżka.
Patrzył szeroko otwartymi oczami, jak Valor zdejmował koszulę i spodnie,
stając przed nim w ciągu kilku minut całkiem nagi. Najwidoczniej alfy wampirów
nie noszą bielizny.
„Dobrze wyglądasz na moim łóżku.” Warknął.
Caden nie mógł odpowiedzieć, kiedy pożądanie przepłynęło przez jego ciało,
zakłócając pracę mózgu. Może nie zaszkodzi pobyć tu kilku dni, przed podjęciem
decyzji, co robić dalej.
Jęknął, kiedy silne dłonie zerwały z niego ubranie.
Był zaskoczony, że Valor nie powiedział nic na temat jego stroju. To był
bardzo rzadki talent, żeby zatrzymać ubranie podczas zmiany, ale może mężczyzna
wiedział o wiele więcej o wilkołakach, niż Caden o wampirach.
Jego umysł wyłączył się, gdy gorące usta zamknęły się na jego prawej
brodawce i kły ocierały się o jego skórę.
Valor zlizał pojawiającą się kroplę k...