Larry Niven Edward M. Lerner FLOTA ŚWIATÓW Fleet of Worlds Przełożyła Martyna Plisenko DRAMATIS PERSONAE LUDZIE / ZAŁOGA DALEKIEGO STRZAŁU Diego MacMi...
8 downloads
17 Views
939KB Size
Larry Niven Edward M. Lerner
FLOTA ŚWIATÓW Fleet of Worlds
Przełożyła Martyna Plisenko
DRAMATIS PERSONAE LUDZIE / ZAŁOGA DALEKIEGO STRZAŁU Diego MacMillan
nawigator
Jaime MacMillan
lekarz
Sayeed Malloum
inżynier
Barbara Nguyen
kapitan
LUDZIE W SYSTEMIE SOL Sigmund Ausfaller
śledczy Połączonej Milicji Regionalnej (PMR)
Sangeeta Kudrin wysoko postawiona urzędniczka Organizacji Narodów Zjednoczonych Julian Forward
fizyk (pochodzący z planety Jinx w systemie Syriusza)
Miguel Sullivan
gangster
Ashley Klein
gangster
KOLONIŚCI POROZUMIENIA / ZAŁOGA ODKRYWCY Kirsten Quinn-Kovacs
nawigator i genialna matematyczka
Omar Tanaka-Singh
kapitan
Eric Huang-Mbeke
inżynier
KOLONIŚCI POROZUMIENIA / PRZEDSTAWICIELE SAMORZĄDU ARKADII Sven Herbert-Draskovics
archiwista kolonii
Sabrina Gomez-Vanderhoff Aaron Tremonti-Lewis
gubernator minister bezpieczeństwa publicznego
Lacey Chaung-Philips
minister gospodarki
OBYWATELE POROZUMIENIA Nessus Nike Eos
oficer polityczny Odkrywcy; eksperymentalista neofita wiceminister spraw zagranicznych; radykalny eksperymentalista lider pozbawionej władzy Partii Eksperymentalistów
Zatylny / Syzyf Baedeker
premier i przewodniczący Partii Konserwatywnej inżynier w firmie General Products Corporation
Westa
starszy asystent Nike
HARMONOGRAM WYDARZEŃ WE FLOCIE ŚWIATÓW
(Wszystkie daty według standardowego kalendarza ziemskiego) 2095
Świat Lodu zaczyna swoją podróż międzygwiezdną.
2197
Daleki Strzał przesyła sygnał do Świata Lodu, dostrzeżonego w odległości jednego roku świetlnego.
2198
Abordaż na Daleki Strzał.
2645
Reakcja łańcuchowa supernowej, wykryta w jądrze galaktyki. Flota Światów rozpoczyna ucieczkę w bezpieczne rejony.
2650
Pierwsza wyprawa Odkrywcy na świat Gwoth. W Znanej Przestrzeni przedstawiciele ONZ wznawiają poszukiwania zaginionych niedawno lalkarzy. Wzrost napięcia politycznego na Ziemi i Ognisku. Koloniści poszukują prawdy o swoim pochodzeniu. W związku z czym następuje wiele dramatycznych wydarzeń na wielu światach.
2652
Nowa Terra wyznacza swój własny kurs.
PROLOG Data ziemska: 2197 r
Daleki Strzał leciał przez kosmos serią płytkich skoków, ponieważ takie było życzenie Diego MacMillana. Przestrzeń międzygwiezdna nie jest jednorodna. Rzadki materiał ją wypełniający nie składa się stale z ledwie kilku atomów wodoru na centymetr sześcienny. Występują obszary o wyższej gęstości, niektóre z nich gęste na tyle, aby z upływem czasu utworzyć łańcuchy gwiazd. Pomiędzy tymi gęstymi obszarami można znaleźć tylko pustkę. Statki napędzane silnikiem strumieniowym Bussarda, takie jak Daleki Strzał, pobierające międzygwiezdny wodór i plujące zużytym helem, muszą podróżować pomiędzy tymi gęstymi chmurami. W rzeczywistości jest to gorsze, niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Przy jakimkolwiek sensownym ułamku prędkości światła międzygwiezdne śmieci wyglądają i zachowują się jak promienie śmierci. Silnik Bussarda nie tylko zapewnia napęd, jego równorzędnym celem jest utrzymanie morderczego kosmicznego śmiecia z dala od systemów podtrzymywania życia. Wszystkie symulacje przeprowadzone w systemie Sol prowadziły do jednego, niezbyt jasnego wniosku: delikatne zmiany kursu w celu wykorzystania zmiennej gęstości przestrzeni międzygwiezdnej „sprawiały wrażenie" bezproduktywnych. Przestrzeń między Sol a celem podróży była wystarczająco gęsta. Jasne, drobna zmiana kursu mogła spowodować, że w danym momencie do silnika trafiało nieco więcej wodoru, ale czy wyrównywało to potencjalne późniejsze straty? Drobne odchylenie kursu przy tych prędkościach odbiera sporo energii kinetycznej. Poza tym, kto wie, co czekało na końcu skrótu. Może prawdziwa pustka? Oczywiście to płaszczaki budowały modele. Diego MacMillan skinął głową, przypominając sobie ich rady Z technicznego punktu widzenia on również był płaszczakiem urodzeni w kosmosie przypinali tę łatkę wszystkim, którzy przyszli na świat na Ziemi - ale podróżował już wewnątrz układu słonecznego. Po starcie Dalekiego Strzału nikt nie mógł mu narzucić lub powstrzymać go przed eksperymentowaniem. Daleki Strzał poruszał się po wyznaczonych przez niego krzywych już od dziesiątków lat. Być może zaoszczędził dzięki temu kilka miesięcy. To byłoby dobre. Studiowanie zmian, wyznaczanie alternatywnych kursów, ocena prawdopodobieństwa - przynajmniej miał dzięki temu coś do roboty. Ciekawe czym, według ekspertów, miał się zajmować nawigator przez dekady podróży? Eksperci jednak na pewno nie przewidzieli odkrycia, jakiego Diego dokonał dzięki obsesyjnym zmianom kursu. - Czemuż to zawdzięczamy ten zaszczyt? - zapytała kapitan Nguyen. Miała na myśli fakt, że zgodnie z obowiązującym harmonogramem lotu Diego powinien
właśnie spać. Z trudem powstrzymał się od ujawnienia całej prawdy. - Krok po kroku - mruknął do siebie, po czym odezwał się najbardziej pretensjonalnym tonem, na jaki mógł się zdobyć. - Wszystko zostanie ujawnione. Populacja statku wynosiła nieco ponad dziesięć tysięcy osób. Większość z nich to były zwykłe embriony, dzielące zamrażarki z czterdziestoma trzema uśpionymi dorosłymi pasażerami. Załoga składała się jedynie z czterech osób, dzielących między siebie trzy wachty. Gdy się zbierali razem, całkowicie wypełniali maleńki salon statku. Pojawił się w salonie wcześniej, aby dobrać zapobiegający klaustrofobii wystrój. Falujący, zielony las, wzgórza u stóp Andów, które pamiętał z młodości, wyświetlane na ledowej tapecie. Pierzaste chmury wędrowały po wiszącym nad głowami krystalicznie błękitnym niebie - nie odpowiadały mu parki jaskiniowe, które zazwyczaj włączali jego pochodzący z Pasów towarzysze. W tle szeleściły liście i bzyczały owady. Większa część jednej ze ścian przedstawiała doskonale mu znane górskie jezioro, po którego powierzchni leniwie przesuwała się smukła motorówka. Jej stukonny silnik wydawał z siebie jedynie ledwo słyszalny pomruk. Nic jednakże nie było w stanie usunąć wszechobecnego smrodu nieustannie oczyszczanego powietrza, a szorstkie deski wyświetlane na stole nie mogły oszukać jego palców, które wyczuwały śliską plastal. Pokręcił kontrolkami kabiny, ściszając odgłosy tła, podczas gdy jego zaciekawieni towarzysze wyjmowali kawę i przekąski z syntezatora. Barbara Nguyen usiadła jako pierwsza. Charakteryzowała się wysoką, nienaturalnie szczupłą budową Pasowca, a jej głowa była prawie całkowicie wygolona, poza przypominającym kakadu czubem grubych, czarnych włosów, również typowym dla Pasowca. Pełniła funkcję kapitana i była zdecydowanie najbardziej zachowawczym członkiem załogi. Diego nie był w stanie określić, pomimo starań, co było tego źródłem, a co przyczyną. Podczas ich, jak dotychczas spokojnej podróży pozwalała na podejmowanie decyzji na drodze konsensusu. Jeśli miał szczęście, to poszukiwanie konsensusu weszło jej już w nawyk. Sayeed Malloum, inżynier pokładowy, był od niej wyższy i mocno zbudowany jak na Pasowca. Każde z nich inaczej radziło sobie z nudą. Najnowszym hobby Sayeeda, które zajmowało go przez kilka ostatnich miesięcy, było barwienie czuba i jednorazowego kombinezonu na nowe kolory. Dzisiaj była to jaskrawa mieszanka żółci i zieleni. Jaime MacMillan, lekarz statku i od pięćdziesięciu lat żona Diego, wśliznęła się na ostatnie krzesło. Była zbudowana jak Ziemianka, niemal dorównując mu wzrostem, ale poza tym doskonale ilustrowała stare powiedzenie o przyciągających się przeciwieństwach. Była
smukłą, jasnoskórą blondynką, podczas gdy ciemnowłosy, smagły Diego dawno już wyhodował brzuch. Oczywiście naturalne kolory skóry obowiązywały na statku. Typowe dla płaszczaków farbowanie skóry i ozdabianie jej wzorami pozostało daleko na Ziemi. Jaime wsunęła dłoń pod stół, aby uspokajająco poklepać go po kolanie, choć nawet ona nie wiedziała o tym, co miał zamiar ujawnić. Ze zdziwieniem zauważył, że ozdobiła swój kombinezon tartanem klanu MacMillan - kolejny niemy głos poparcia. Czy naprawdę wydawał się tak nerwowy? Barbara odkaszlnęła. - Gadaj, Diego. Dlaczego nas tu wszystkich zebrałeś? Wszystkie szczegóły i analizy, terabajty danych zapisane w jego osobistym dzienniku, próbowały wydostać się na zewnątrz. To nie był odpowiedni czas. - Zobaczcie - wyświetlił hologram nawigacyjny nad iluzją stolika piknikowego. Pomiędzy różowymi, pomarańczowo-białymi i żółto-białymi plamkami najbliższych gwiazd migotała zielona gwiazdka - aktualna lokalizacja statku. Gdy jego przyjaciele skinęli głowami, zapoznawszy się z obrazem, nałożył na niego delikatną, szarawą, trójwymiarową strukturę. Miał nadzieję, że zobaczą w niej to, co on. - Zróżnicowanie gęstości kosmicznego gazu i pyłu. Sayeed zmarszczył brwi, przypuszczalnie spodziewając się kolejnej tyrady na rzecz następnej delikatnej korekty kursu statku. - Pokazywałeś nam już wcześniej wykresy gęstości. Nigdy z takimi fanfarami. - Barbara spoglądała na niego przebiegłym wzrokiem. - Nigdy wcześniej nie musiałeś trzymać się krzesła, żeby z niego nie wyskoczyć. Same słowa nie wystarczyły w tej sytuacji - nie w tym przypadku, nie w przypadku Pasowców. Nie znali tła, ponieważ dorastali we wnętrzu odłamków skalnych. - Jeeves, puść łódkę numer jeden - powiedział Diego. - Pełna prędkość, proszę pana, tak jak pan sobie życzył - wirtualna łódka skręciła tak, aby odwrócić się do zgromadzonych i brzegu rufą. Z rykiem silników dziób motorówki uniósł się nad falami. Za jej rufą utworzył się ogromny kilwater w kształcie litery V. Diego śledził łódkę wzrokiem, gdy się oddalała, a wywołane przez nią fale uspokajały się. Wzrok Sayeeda wędrował pomiędzy symulacją jeziora i trójwymiarowym obrazem, który nadal wisiał nad stołem. - W gazie kosmicznym widać falę... falę dziobową. Barbara zmrużyła oczy, koncentrując się. - Przyznaję, widzę podobieństwo, ale porównujemy teraz dwie symulacje. Diego, jesteś
pewny swoich danych? Tak łatwo byłoby zacząć rozwodzić się nad latami obserwacji i cierpliwego zbierania danych, przekształcania obserwacji z przyspieszającego układu odniesienia statku na układ stacjonarny, obliczeń i korekt uwzględniających wiatr kosmiczny. Mógłby długo i zawile przekonywać ich o możliwości porównania jego obserwacji z mapą gwiezdną otrzymaną w momencie wylotu z systemu Sol. Bardzo pragnął wytłumaczyć ekstrapolację pełnego wzorca z zaobserwowanych fragmentów, zdobytych podczas długich lat obserwacji. Jego oczy musiały przybrać fanatyczny wyraz, ponieważ Jaime rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, przypominające mu o cienkiej granicy pomiędzy byciem strasznie mądrym a zwyczajnie strasznym. Diego odpowiedział pewnym skinieniem głowy. - Chcę je później przejrzeć, krok po kroku - powiedziała Barbara. - Nie obraź się, to po prostu obowiązki kapitana. - Co mogło wywołać taką falę? - zapytał Sayeed. To było właściwe pytanie. Diego włączył kolejną symulację. Nieco bardziej uporządkowany obraz tła, oparty na liczącej sobie sto lat mapie gwiezdnej, zastąpił lśniące fale na obrazie okolicy. - Oto, co spodziewaliśmy się tu zastać. A teraz... Na hologramie zmaterializowała się kolejna plamka, tym razem w kolorze jaskrawego fioletu. Nabierając prędkości, utworzyła trójwymiarową falę. Jaime skinęła głową, stając za jego krzesłem, aby obejrzeć obraz z innej perspektywy. Wskazała go palcem. - Tak więc cokolwiek wywołało te fale, nadał tu jest? - Oczywiście symulacja jest nieco przyspieszona. Nie dałem wam możliwości oceny współczynnika kompresji. Obiekt wywołujący tę fale porusza się z 10% prędkości światła, a dzieli nas od niego niemal rok świetlny. Można powiedzieć, że zmierzamy - Diego zmienił parametr programu, wyświetlając ekstrapolowaną wstecz trajektorię - tam, gdzie obiekt już był. Podłączył do wyświetlacza główny teleskop statku. Zamigotała ciemna sfera, świecąca blado w fałszywych kolorach, zastępujących obraz w podczerwieni. Spod wszechobecnego lodowego koca wyglądały szczyty gór i zarysy kontynentów. Sayeed schylił się, aby odczytać oznaczenia unoszące się nad sferą. - Świat wielkości Ziemi. W pewnym momencie przypominał Ziemię, ale od tamtej pory jego atmosfera i oceany zamarzły. Jest nieco cieplejszy niż tło kosmiczne, dlatego możemy go wykryć, może to kwestia wycieku z rdzenia radioaktywnego. Twierdzisz, że z jakiegoś
powodu planeta podróżuje z prędkością równą jednej dziesiątej prędkości światła. Jak to możliwe? Barbara potrząsnęła głową, jej czub zatrzepotał. - Dobre pytanie, ale mam jedno bardziej zasadnicze. Diego, mogłeś zacząć rozmowę od pokazania nam swoich odkryć. Dlaczego tego nie zrobiłeś? - Dlatego, że nie chodzi tu o planetę znajdującą się w niewłaściwym miejscu. Musicie zaakceptować lata obserwacji i model, który pokazał nam, gdzie należy patrzeć. - Diego wziął głęboki oddech. Czy uwierzą? - Dowodzą one, że ten świat porusza się ze stałym przyspieszeniem równym 0,001 g. - Ktoś porusza planetą - ktoś, kto dysponuje technologią, której nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić. - Nie śpisz? Diego był pewien, że słowa zostały podparte kuksańcem w żebra w celu zapewnienia pozytywnej odpowiedzi. - Uhh... - odpowiedział sennym głosem. - Co ci chodzi po głowie? Jaime popatrzyła na niego wspierając się na łokciu, jej długie włosy były potargane od ciągłego przewracania się na łóżku. - Czy robimy właściwą rzecz? Cała czwórka dyskutowała tę kwestię przez wiele dni. Nawet Nguyen dała się przekonać. Jutro miał nadejść wielki dzień. Decyzje jednak wydają się inne po ciemku. - Jeeves, światła na jedną czwartą - powiedział komputerowi pokładowemu, który wykazał się rozsądkiem, wypełniając polecenie bez komentarza. - Kochanie, wszyscy się na to zgodziliśmy. Nie możemy powierzyć tej decyzji Ziemi! Są oddaleni o prawie piętnaście lat świetlnych. Niezależnie od tego, czy skontaktowaliby się z obcymi bezpośrednio - co nie jest możliwe, ponieważ planeta może w tym czasie zmienić kurs - czy też nakazaliby nam kontynuować działania, opóźnienie wyniosłoby niemal trzydzieści lat. Co by nam to dało? Ziewnął bezwolnie, przerywając wywód. Jaime zaskoczyła go. - Nie o to mi chodziło. Być może w ogóle nie powinniśmy się z nimi kontaktować. Co, jeśli są... wrodzy? Te słowa całkowicie go obudziły. Przypisywanie innym wrogich intencji zazwyczaj prowadziło do wysłania do lekarza - ale na pokładzie tego statku to ona była lekarzem. - Zaawansowane cywilizacje są pacyfistyczne - powiedział ostrożnie.
- Wiem - przesunęła ręką po potarganych włosach. - Wojna była formą społecznej psychozy. Mając do dyspozycji zasoby całego układu słonecznego, z Radą Płodności kontrolującą przyrost populacji, od ponad stulecia żyjemy w pokoju. Pozostawiliśmy za sobą wojny razem z niedostatkiem, który tak często był używany jako uzasadnienie przemocy. Słowa te zabrzmiały jak świecki katechizm, którymi zresztą były. - Oni - bardziej konkretne określenie nie było konieczne - przesuwają całe światy. Z jakiego powodu mogliby chcieć zasobów, którymi dysponuje ludzkość? Zorientował się, że jego żona drży. Usiadł i otoczył ją ramieniem. - Więc dlaczego się martwisz? Przytuliła się do niego. - Ponieważ obcy są... obcy. Czy możemy przewidzieć ich stopień rozwoju społecznego? - A czy możemy w imieniu ludzkości zadecydować o zaniechaniu prób kontaktu? Znajdujemy się w odległości niecałego roku świetlnego. Poruszamy się z szybkością trzydziestu procent świetlnej i przyspieszamy. Próba kontaktu z nimi przy użyciu lasera komunikacyjnego już wymaga ekstrapolacji i wiary. Powierzenie tej decyzji Ziemi może oznaczać utratę możliwości. - Pocałował czubek jej głowy. - Nie podejmujemy tej decyzji wyłącznie w swoim imieniu - powiedziała miękkim głosem. - Istnieje powód, dla którego nasze komputery, podobnie jak komputery innych statków kosmicznych, mają w swojej pamięci standardowy protokół pierwszego kontaktu ONZ odpowiedział. - Wyposażenie nas w protokół oznacza, że ONZ uznała, iż możemy... - Mam na myśli nasze dzieci - usiadła ostrożnie, aby nie zsunąć jego ręki. - Diego, chociaż to tylko zamrożone zarodki, dwa spośród tysięcy, nasza decyzja może wpłynąć na ich życie. Posiadanie dzieci było możliwe jedynie pod warunkiem opuszczenia systemu Sol. Myślę, że towarzystwo innej rasy byłoby dla nich wspaniałym podarunkiem. Przez dłuższą chwilę jedynym słyszalnym odgłosem był szum wentylatorów. Potem jednak Jaime odezwała się. - Być może martwię się niepotrzebnie. Być może nasz sygnał nie wywoła żadnej reakcji. Być może ruch tej planety można wytłumaczyć nieznanym nam zjawiskiem fizycznym ścisnęła jego dłoń. - Pierwsza pozaziemska inteligencja lub nieznana siła kosmiczna. Tak czy inaczej, dokonałeś wielkiego odkrycia. Gdyby przyspieszenie planety było stałe, nabranie obecnej prędkości zabrałoby jej około stu lat. W tym czasie przebyłaby nieco ponad pięć lat świetlnych. W mniej więcej tej
odległości i odpowiednim kierunku znajdował się czerwony karzeł. W układzie satelitów jednej z planet tej gwiazdy, gazowego giganta, w porównaniu z którym Jowisz wydawał się malutki, widniała przerwa, której obecność zdecydowanie nie była zgodna z przyjętą ogólnie teorią powstawania planet. - To może być zjawisko naturalne - zgodził się Diego. Nie wierzył jednak w te słowa. Normalnością na statku był brak wydarzeń. Można było niemal umrzeć z nudów, nawet podróżując z pełną prędkością, pomiędzy spotkaniami z kolejnymi chmurami pyłu. Każda okazja do świętowania była powszechnie wyczekiwana. Czterokrotnie urodziny i Nowy Rok (pomimo narzekań Diego na bezsensowność świętowania przypadkowego punktu na orbicie coraz bardziej odległej planety) pozostawiały między sobą długie okresy nudnej rutyny Wiek płynu w szklance Diego niewątpliwie można było mierzyć w godzinach, nie latach. - Jeeves, czy próbowałeś tego? - Nieszkodliwe - odpowiedział komputer. - Prawie nieszkodliwe. - Ech, może być - Diego uniósł szklankę. Produkcja dobrego wina zdecydowanie przekraczała możliwości syntezatora. Dzisiaj załoga świętowała coś rzeczywistego. Do Świata Lodu, który kilka miesięcy wcześniej otrzymał to imię, powinno właśnie dotrzeć powitanie wysłane przez statek ponad rok temu. Powinno... to proste słowo zawierało w sobie satysfakcjonującą pewność. Sygnał został wysłany w miejsce, w którym według obliczeń powinna znajdować się obecnie odległa, poruszająca się planeta - jeśli nie zmieniła w tym czasie kursu lub przyspieszenia. Nie zmieniła. Miniatura Świata Lodu, jednogłośnie wybrana najbardziej odpowiednią dekoracją przyjęcia, wisiała nad stolikiem w salonie. Miesiące nieustannej obserwacji pozwoliły na utworzenie obrazu znacznie bardziej dokładnego niż prosty hologram, który Diego pokazał swoim towarzyszom przy pierwszej rozmowie. Swoim towarzyszom. Potrząsnął głową i zwrócił uwagę na resztę załogi, widząc znaczący uśmiech Jaime. - Za nowych przyjaciół! - szklanki zadzwoniły o siebie, nieco płynu wylało się na stół, a reszta zniknęła w gardłach. Sayeed wzruszył ramionami. Stałość kursu Świata Lodu, który pozostała trójka postrzegała jako wynik interwencji inteligentnej rasy, on widział tylko jako bezmyślną,
nieznaną naturalną siłę. Jedno z nich na pewno ogromnie się myliło. Jeszcze długo po odkryciu pulsarów astronomowie pamiętali pochopność, z jaką uznano stały rytm ich pulsów za wynik działania obcej rasy. Żadne z nich nie chciało być pamiętane jako osoba, która ogłosiła światu spotkanie z obcymi, którzy nie istnieli - lub też jako osoba, która przegapiła istnienie rzeczywistych obcych. - Jeszcze rok. Dwa, jeśli będą zastanawiać się nad odpowiedzią - Barbara nalała następną kolejkę czegoś, co z niewielkim powodzeniem udawało wino. - Zastanawiam się, co będą mieli nam do powiedzenia, jeśli w ogóle ktoś jeszcze mieszka na tej planecie. Każdy alkohol wydaje się znośny przy trzeciej kolejce. Ten dzień był wyjątkowy, a oni pochłonęli wystarczającą ilość wina, by uznać go za doskonały. Po pewnym czasie zlecili Jeevesowi przygotowanie wirtualnych słomek. Jaime przegrała, w związku z czym czekało ją łykanie silnych stymulantów, podczas gdy reszta załogi udała się do łóżek. - Załoga na mostek! - Głos Jeevesa natychmiast wyrwał Diego ze snu. Wybiegł z kabiny krzycząc: - Co się stało? Barbara wpadła na mostek wcześniej, tylko dlatego, że jej kabina znajdowała się bliżej. Diego i Sayeed musieli zostać na korytarzu, mostek nie był w stanie pomieścić ich wszystkich. - Zostaliśmy trafieni impulsami radarowymi - Jaime obróciła się na fotelu i ustąpiła miejsca dowódcy. - Nasze czujniki niczego nie wykrywają. - Jeeves, wyłącz alarmy - przeszywające wycie zniknęło. Barbara usiadła i wysłała impuls. Nad konsolą monitorującą objętość sfery objętej impulsem rosła i rosła. - Nic przyznała po chwili. Połknęła stymulanty podane przez Jaime. - Tak, jak być powinno. To musiał być błąd czujnika. Diego gwałtownie pokiwał głową. Obcy nie mogli ich przecież jeszcze dosięgnąć... Zawył kolejny alarm. Zamigotały równolegle rzędy boleśnie jasnych świateł na podłodze, przyciągając uwagę Diego do zakrzywionego korytarza. Zamknęły się grodzie awaryjne, syrena i migotanie świateł ustało. - Przebicie kadłuba w magazynie D - powiedziała Barbara. - Sayeed, sprawdź to. Diego połknął tabletki podane mu przez Jaime, aby stępić pulsujący ból głowy. Alarmy odezwały się ponownie, poczuł wiatr towarzyszący kolejnemu przebiciu kadłuba. Coś robiło dziury w ich statku. Co przebiło kadłub, przecież w pobliżu nie było niczego? Poruszali się z prędkością równą jednej trzeciej prędkości światła. Co mogło ich dogonić? Prędkość światła!
Nie mogli ich przecież tak po prostu złapać! - Jaime! Zamień się ze mną miejscami. Przecisnęli się obok siebie, Diego usiadł w fotelu obok Barbary. Radar, lidar, maser... instrumenty niczego nie zgłaszały, na żadnej częstotliwości. Ach. - Barbara, po prostu popatrzmy. Żadnych aktywnych czujników, po prostu popatrzmy. Kobieta posłała mu dziwne spojrzenie - lata świetlne od najbliższego słońca, co spodziewał się zobaczyć, i jak? Mimo to, spełniła jego prośbę. Kamery zewnętrzne obracały się razem z kadłubem. Komputery kompensowały symulujące grawitację obroty, wyświetlając na mostku stacjonarny obraz gwiazd. Gwiazdy za kadłubem były przyciemnione i czerwonawe, gwiazdy przed nimi świeciły jasne, ich widmo było wyraźnie przesunięte w kierunku błękitu. Po jednej ze stron dostrzegł dużą, okrągłą plamę czerni. Cokolwiek blokowało światło gwiazd, było ogromne, bliskie, lub też ogromne i bliskie jednocześnie. Brak ruchu oznaczał, że orbitowało wokół statku, zgodnie z jego rotacją. - Niemżas, co to jest? - Barbara skupiła radar i lidar na obiekcie. - Brak sygnałów zwrotnych. Impulsy są w jakiś sposób wchłaniane. - Oni... - Jaime nie dokończyła zdania, ale wiedział, co chciała powiedzieć. Oni robią dziury w naszym statku! Wrogo nastawieni obcy. Myślała, że statek jest atakowany. - Sayeed, zgłoś się - słowa Diego odezwały się z głośników na całym statku. Nie było odpowiedzi. Kolejny alarm. Kolejny powiew wiatru na mostku. Kolejne zamykające się grodzie. - Zajmę się tym - głos Jaime drżał, gdy biegła w kierunku uszkodzenia. Prywatność była czymś bardzo cennym na pokładzie Dalekiego Strzału. Załoga zgodziła się na wyłączenie kamer na korytarzach zaraz na początku misji. Mamrocząc pod nosem, Diego wywołał polecenie mające na celu ich uruchomienie. Pierwsze obrazy pojawiły się w kilka jakże długich chwil później. Czy ten cień znikający za rogiem to Sayeed? Jaime? Jeszcze jeden wyjący alarm i wiatr poruszający kombinezonem. On również ucichł po chwili, gdy Barbara go wyłączyła. Co to za kroki, które słyszał? - Ciśnienie na statku spada. Zamykam wszystkie wewnętrzne grodzie - oznajmił główny komputer statku. - Dziękuję, Jeeves. Pokaż obraz z kamer na korytarzach. Przynajmniej wszystkie kamery już działały. Diego zaklął, widząc skulone, nieruchome ciało Sayeeda leżące twarzą do podłogi. Czarne sylwetki o wielu odnóżach przemknęły przez pole widzenia kamery na pobliskim
skrzyżowaniu korytarzy, poruszając się zbyt szybko, by Diego mógł połączyć obrazy w zrozumiałą całość. Obcy, roboty, lub roboty obcych... Barbara również to dostrzegła. - Abordaż. Gródź mostka rozpadła się, zanim mógł odpowiedzieć. Dostrzegł wężowe kończyny, coś skierowano w jego stronę, poczuł niemal poddźwiękową wibrację. Potem była już tylko ciemność.
WYGNANIE Data ziemska: 2650 r.
1 Sam w kabinie, skryty za zamkniętymi na trzy zamki drzwiami, na pokładzie statku zbudowanego z najmocniejszego materiału, jaki kiedykolwiek stworzono, Nessus drżał. Imię Nessus było jedynie wygodną etykietą. Jego prawdziwe imię, w mowie Obywateli, wymagało dwóch gardeł do uzyskania poprawnej wymowy, co wykraczało poza możliwości jego towarzyszy po drugiej stronie solidnych drzwi. Pewnego razu usłyszał Kolonistę mówiącego, że jego prawdziwe imię brzmiało jak odgłos wypadku w fabryce, z podkładem muzycznym. Zwinięty w kulkę, z głowami schowanymi bezpiecznie wewnątrz, Nessus nie widział i nie słyszał niczego. Zostawił sobie tylko tyle miejsca, aby możliwe było oddychanie. Wiedział, że feromony stada, krążące nieustannie w powietrzu statku, z czasem go uspokoją. Teraz jednak jego strach był niewątpliwe uzasadniony. Jak mógł nie panikować? Reprezentował bilion przedstawicieli swojego gatunku. Tylko maleńka część populacji Porozumienia mogła w ogóle znieść opuszczenie planety. A jednak był tutaj, z własnej inicjatywy - ponieważ alternatywa była jeszcze gorsza dla całego biliona. Atak paniki ustąpił i jedna z jego głów uniosła się, aby rozejrzeć się wokół. Czujniki rozmieszczone na statku zgłaszały normalne warunki. Jego załoga składająca się z trzech Kolonistów nie była świadoma jego nastroju i nie umiała go uszanować. Dwóch załogantów znajdowało się we własnych kabinach, jeden z nich cicho chrapał. Ostatni członek załogi pilnował mostka. Czy naprawdę pomyślał „normalne"? Normalność istniała wyłącznie na Ognisku, w sprawdzonych rytmach życia, pomiędzy tysiącami przedstawicieli jego gatunku. Ponownie zwinął się w ciasną, drżącą kulę. Bez radykalnych zmian i dużej dozy szczęścia wszystko, co normalne, było skazane na zagładę. Zobaczenie hiperprzestrzeni nie było możliwe, wręcz przeciwnie. Mózg odmawiał zaakceptowania istnienia tak dziwnego wymiaru. Obiekty poza oknami kabin w jakiś sposób zbliżały się do siebie, ponieważ umysł nie przyjmował istnienia nicości pomiędzy nimi. Można było zakryć bulaj, ale warstwa farby lub skrawek tkaniny wciąż przypominał o grozie znajdującej się za nim. Hiperprzestrzeń doprowadziła wiele osób do szaleństwa. Kirsten Quinn-Kovacs, samotna na mostku, pilnie ignorowała zakryty bulaj. Miała wiele
innych zajęć i one zajmowały jej myśli. Wszystko było nowe i cudowne. Sama obecność na pokładzie tego statku była ogromnym zaszczytem. W każdej sekundzie dziwność całej sytuacji nieomal ją przytłaczała. Mostek Odkrywcy był chimerą, kombinacją nieprawdopodobnych elementów. Chimera: samo słowo było nowe, oznaczało fantastyczne stworzenie. Wypowiedział je Nessus, twierdząc, że poznał je na odległym, obcym świecie. Co mogło być bardziej nieprawdopodobne od faktu, że ona sama była częścią wyprawy mającej na celu zbadanie nieznanej, obcej planety? Chociaż szansa na to, by postawiła stopę na powierzchni tej planety była minimalna, sama podróż stanowiła niesamowitą przygodę. Do tej pory żaden Kolonista nie znalazł się na pokładzie statku kosmicznego, chyba że jako pasażer podczas lotów szkoleniowych, w zasięgu widoczności Floty Światów. Przeciągnęła się, a jej fotel bezpieczeństwa poruszył się razem z nią. Ktokolwiek go zbudował, naprawdę rozumiał fizjologię Kolonistów. Kontrolki sterowania lotem i nawigacją, znajdujące się w jej zasięgu, również były wygodne i intuicyjne. Firma General Products naprawdę znała się na robocie. Zadziwiał ją fakt, że Odkrywca był jedynie prototypem. Drugie siedzisko na mostku, wyściełana ławka, było oczywiście zaprojektowane dla Nessusa. Konsola, znajdująca się przed Kirsten, miała swój odpowiednik w pobliżu ławki. W sytuacji ekstremalnej była w stanie odczytać tamte instrumenty, ale operowanie kontrolkami byłoby dla niej niezwykle trudne. Jej dłonie absolutnie nie były w stanie dorównać zręcznością i siłą wargom i zębom Obywateli. Chociaż jedno z siedzisk na mostku było skonstruowane zgodnie z fizjologią Kolonistów, sam mostek został zaprojektowany zgodnie ze standardami Obywateli. Nie można było dostrzec ani jednej ostrej krawędzi. Konsole, półki, instrumenty, klamka drzwi - wszystko wydawało się stopione i ponownie zastygnięte. Nicość hiperprzestrzeni zaczęła szeptać do Kirsten, wzywając ją do zaakceptowania jej istnienia. Zamiast tego skupiła swój wzrok na konsoli. Sercem zestawu instrumentów była duża, przezroczysta sfera - wskaźnik masy. Każda niebieska linia, wychodząca z jej środka, reprezentowała pobliską gwiazdę. Kierunek linii wskazywał położenie gwiazdy. Jej długość wpływ grawitacyjny: masa razy odległość do kwadratu. Zdecydowanie najdłuższa linia była skierowana wprost na nią. Był to cel ich podróży. Logika wskazywała, że spojrzenie na instrument raz lub dwa w czasie wachty powinno w zupełności wystarczyć - nawet przy prędkości nadświetlnej przebycie jednego roku świetlnego zajmowało trzy dni - ale logika wydawała się kiepskim argumentem, gdy do jej umysłu zakradała się pustka. Zadrżała. Statki, które zbliżyły się w hiperprzestrzeni zbyt blisko
do osobliwości wokół masy gwiezdnej, znikały. Matematyka była w tej sytuacji niejednoznaczna. Nikt nie wiedział, gdzie znikały statki oraz czy w ogóle jeszcze istniały. Monitorowanie wydawało się procesem, który można było łatwo zautomatyzować wystarczyło przecież opuścić hiperprzestrzeń w przypadku zbytniego zbliżenia się do linii ale nie było to możliwe. Czujnik masy był urządzeniem psionicznym. Do pracy wymagał świadomego umysłu. Związany z tym stres był znaczny, pomimo podziału odpowiedzialności pomiędzy trzy osoby. Co kilka dni wychodzili z hiperprzestrzeni, tylko na chwilę, aby przypomnieć sobie, że gwiazdy były czymś więcej niż głodnymi osobliwościami, które chciały ich pożreć. - Czy trzydziestodniowa podróż nadal wydaje się czymś prostym? - Głos, który usłyszała, był głębokim kontraltem, którego zazdrościły kobiety, a mężczyźni uważali za dziwnie przyciągający. Kirsten uniosła wzrok, dopiero teraz słysząc dźwięk kopyt na metalowym pokładzie, który powinien ostrzec ją o zbliżaniu się Nessusa. Trzymając jedną głowę wysoko, drugą niżej, patrzył na nią z dwóch stron. Zgodnie z instynktowną ostrożnością Obywateli, Nessus zatrzymał się pośrodku pomieszczenia, w każdej chwili gotowy do ucieczki. Jej całe życie było poświęcone Obywatelom. Tak było od pokoleń. Ale chociaż Kirsten wiedziała wszystko o Obywatelach, szanowała i czciła ich, poznała jedynie kilku z nich. Jej rasa, podobnie jak ostre krawędzie, stanowiła możliwe do uniknięcia ryzyko. Teraz, w nicości pomiędzy gwiazdami, Kirsten mogła świadomie ocenić, jak różni są od siebie Obywatele i Koloniści. Nessus stał na dwóch szeroko rozłożonych przednich nogach i jednej nodze tylnej. Spomiędzy jego muskularnych ramion wyrastały dwie długie, elastyczne szyje. Obie płaskie, trójkątne głowy posiadały po jednym uchu, oku i ustach, których wargi i język służyły także jako dłonie. Jego skóra miała dziwny biały kolor, z kilkoma brązowymi znamionami typowymi dla niektórych Obywateli. Potargana brązowa grzywa pomiędzy szyjami pokrywała i chroniła kościany garb skrywający mózg. Podniósł jedną szyję. Jego głowy zwróciły się ku sobie, oko spojrzało w oko w geście będącym odpowiednikiem ironicznego uśmiechu. Jej odważne słowa na początku podróży nie zostały zapomniane. Pomimo zakłopotania poczuła ulgę, że wyszedł z kabiny. Ulgę, ale nie zdziwienie. Dziwna byłaby jego całkowita nieobecność w miarę zbliżania się do celu podróży i nieznanych niebezpieczeństw. Oczywiście, gdyby Nessus nie wyszedł z kabiny przez kolejne dwie wachty, nacisnęłaby
przycisk paniki. Zapętlone nagranie Obywatela krzyczącego ze strachu zmusiłoby go do przyjścia na mostek, niezależnie od okoliczności. Mostek musiał wyglądać wystarczająco bezpiecznie. Nessus wszedł do środka i rozłożył się na miękkiej ławce, wyciągając jedną szyję, by spojrzeć z bliska na wskaźnik masy. - Niedługo będziemy na miejscu - powiedział. To proste stwierdzenie zakończyło się delikatnie wznoszącą intonacją, która z pewnością nie była przypadkiem. To on prowadził eksperymentalny program szkoleniowy dla zwiadowców Kolonistów. Z pewnością przepytywanie podwładnych było teraz dla niego drugą naturą. Ale jak brzmiało pytanie? Jakie przygotowania zostały podjęte, podczas gdy on krył się w kabinie? Nie, ten temat był zarezerwowany dla kapitana. Spośród milionów Kolonistów wybrano dwudziestkę najlepszych i najsprytniejszych. Niezależnie od zajęć i zainteresowań, aż do obecnego kryzysu każdy Kolonista przyczyniał się pośrednio lub bezpośrednio do produkcji żywności. Bilion Obywateli Ogniska wymagało ogromnych ilości pożywienia, równocześnie pozostawiając niewiele przestrzeni na jej produkcję. Wiedziała, że zachowanie Omara, Erica i jej podczas tej misji zostanie uznane za dowód, czy jakiekolwiek dziecko rolnika lub ekologa może wykonywać podobne zadania. Przed opuszczeniem Floty największym ryzykiem, jakie ich trójka mogła sobie wyobrazić, był brak wyzwań. Niespodziewający się niczego obcy, których słabe emisje radiowe przyciągnęły uwagę Ogniska, mogli okazać się zbyt prymitywni. Mogli nie dać załodze możliwości pokazania swoich talentów. Jakże naiwne wydawały się teraz te lęki! Niebezpieczeństwa motywowały Obywateli, niebezpieczeństwa i szukanie możliwości ich uniknięcia. Jeśli Nessus zadał jej pytanie, przypuszczalnie chodziło mu o niebezpieczeństwo. Chciał wiedzieć, czy Kirsten rozumiała zagrożenie. Jedynymi zajęciami w hiperprzestrzeni były rutynowa obsługa i obserwowanie wskaźnika masy. Pierwsze z nich było nudne, drugie - stresujące. Przy tak małej załodze konieczne było wymienianie się obowiązkami. Jednakże niedługo mieli opuścić hiperprzestrzeń, tym razem nie tylko po to, by się rozejrzeć. Po wyjściu z hiperprzestrzeni gwiazda, będąca ich celem, natychmiast miała stać się najjaśniejszym obiektem na niebie. W tym momencie miała też ustać wymienność obowiązków załogi. Kirsten ponownie miała być nawigatorem kierującym się położeniem gwiazd. - Wejdziemy na orbitę z dala od osobliwości - odpowiedziała, zgadując treść niewypowiedzianego pytania. - Nie wyobrażam sobie, by byli w stanie nas wykryć bądź zaskoczyć, ale gdyby tak się stało, natychmiast wejdziemy w hiperprzestrzeń i znikniemy.
Dwie potakujące głowy, na przemian wyższa i niższa, przekonały Kirsten, że poprawnie odgadła pytanie. Odkrywca opuścił hiperprzestrzeń z ogromną prędkością. Odwaga, która pozwoliła Nessusowi być świadkiem tego wydarzenia oznaczała, że zgodnie z definicją był szalony. Kirsten nigdy nie poznała zdrowego psychicznie Obywatela, ponieważ tacy nigdy nie opuszczali Ogniska. Jej dłonie spoczywały na przyrządach, ale jej wzrok wędrował nieustannie w prawo, w kierunku Nessusa spoczywającego na swojej ławce. Mógł w każdej chwili przejąć od niej sterowanie statkiem. Świadomość tego była równocześnie uspokajająca i poniżająca. Prędkość Floty w momencie wylotu Odkrywcy wynosiła „jedynie" 0,017 prędkości światła. Ta początkowa szybkość wydawała się nie znaczyć nic w obliczu odległości, którą mieli pokonać. Ta sama prędkość w momencie powrotu do normalnej przestrzeni była czymś zupełnie innym. Pod czujnym spojrzeniem Nessusa Kirsten pozbyła się nadmiernej prędkości, korzystając z ciągu grawitacyjnego statku. Wykonała trzy mikroskoki w hiperprzestrzeni, omijając cel podróży w celu przeprowadzenia kolejnego hamowania. Silnik fuzyjny Odkrywcy mógł wykonać to zadanie znacznie szybciej, ale długa na kilometry kolumna wodoru gorętszego niż powierzchnia gwiazdy oznajmiłaby ich przybycie każdemu, kto tylko spojrzałby w odpowiednie miejsce. - Dobra robota - powiedział w końcu Nessus. - Dziękuję. - Słowa jej mentora brzmiały jednocześnie szczerze i niepewnie. Kierując Odkrywcę na orbitę wokół odległej iskry noszącej nazwę G567-X3, rozpoczęła skanowanie radarem dalekiego zasięgu. Było to zgodne z procedurą, ale zagadkowe. Neutrina przechodziły wprost przez zwykłą materię, tak więc czego szukali? - To dobra praktyka - tak brzmiało jedyne wytłumaczenie zaoferowane przez jej trenera. Nessus będzie wiedział, co zrobić w przypadku pojawienia się sygnału zwrotnego. Nawet będąc bardzo zajętą, Kirsten nie mogła powstrzymać się od zastanawiania się, jaką nazwę obcy nadali tej gwieździe. Nessusa by to nie obchodziło. Obywatele wykazywali ciekawość tylko w przypadku zagrożenia ich bezpieczeństwa. W pozostałych sytuacjach uważali to uczucie za rozpraszanie uwagi lub coś gorszego. Być może to właśnie ciekawość czyniła Kolonistów lepszymi badaczami i dlatego właśnie tu byli. Albo może Koloniści byli przeznaczeni na straty. Tak myśleli jej rodzice i bracia. A gdyby nikt nie miał odwagi, by sprawdzać trasę Floty? Jej rodzina nie miała
odpowiedzi na to pytanie. Z westchnieniem ulgi Kirsten uniosła dłonie znad przyrządów. - Jesteśmy na orbicie - ogłosiła przez interkom, dodając do Nessusa: - Bezpiecznie poza osobliwością, zgodnie z obietnicą. Popatrzył na nią, jedna głowa uniesiona wysoko, druga niżej. - Dobrze. Teraz rozpoczyna się nasze zadanie.
2 Z całego układu słonecznego, który udało im się sprawdzić do tej pory, tylko gwiazda, po której orbicie krążył statek, była widoczna gołym okiem. Ich przyrządy zgłosiły obecność jednego gazowego giganta i trzech skalistych planet oraz typowego asortymentu asteroid i odległych planet pokrytych śniegiem. Sygnały radiowe, które sprowadziły Odkrywcę w to miejsce, emitowane były obecnie tylko z jednego punktu układu: trzeciego księżyca gazowego giganta. Po przyjrzeniu się mu z bliska - to znaczy przy dużym powiększeniu, nie małej odległości - okazało się, że księżyc pozostaje zwrócony ku planecie cały czas jedną stroną, nie posiada atmosfery i jest pokryty lodem. Jego lodową skorupę pokrywały szerokie pęknięcia. Nessus pamiętał z przeszłości jeden podobny świat, który nosił nazwę Europa. - Przypuszczalnie pod lodem znajduje się ocean wody, pokrywający całą powierzchnię powiedział Omar. Przechadzał się wąską alejką salonu, który był największym, jeśli nie liczyć maszynowni, pomieszczeniem na statku. Eric i Kirsten siedzieli w niewielkiej przestrzeni po obu stronach bieżni. Nessus stał w drzwiach pomieszczenia i słuchał wstępnego raportu Omara. Większość omówionych informacji stanowiła potwierdzenie, nie odkrycie. Przyrządy Floty były bardzo czułe. Wyniki badań przeprowadzonych przez załogę miały zostać porównane z informacjami Floty. Nessus miał nadzieję, że trójka Kolonistów nie miała o tym pojęcia. - Tak więc poprzez eliminację można określić, że źródło sygnałów radiowych znajduje się pod lodem - zakończył raport Omar. Co jakiś czas zerkał na Nessusa, szukając potwierdzenia. Kapitan Omar Tanaka-Singh był wysoki, szczupły i zazwyczaj kulił ramiona. Potargane brązowe włosy (Czy to świadoma imitacja mojej grzywy? - zastanawiał się Nessus) podkreślały ściągniętą twarz. Omar organizował i zarządzał pracami załogi. Nie określał tych prac. Nessus, chociaż nie nosił tego tytułu, pełnił rolę Zatylnego misji - tego, który prowadzi, sam pozostając z tyłu. Kapitan koordynował zadania zlecone przez Nessusa. Przed rozpoczęciem treningu gwiezdnego zwiadowcy Omar pracował jako logistyk rolny. Funkcja ta wymagała równoważenia przewidywanego zapotrzebowania z długoterminową prognozą pogody, dostępnością transportu, prawdopodobieństwem mutacji szkodników i
przypuszczalnie wieloma innymi dziwnymi czynnikami. Wymagało to umiejętności analitycznych oraz dużej tolerancji na niejasności. Równocześnie jednak, chociaż podejmowanie decyzji dotyczących terminów sadzenia i zbiorów było bardzo ważne, w rolnictwie zmiany następowały powoli. Kto mógł wiedzieć, w jaki sposób procesy myślowe dostosowane do sezonów rolnych dostosują się do zwiadu kosmicznego? Niektórych elementów nie można było określić z dużej odległości. Gdyby było inaczej, zwiadowcy nie byliby potrzebni, pomyślał Nessus. - Omar, w jaki sposób istoty wodne wywołują fale radiowe? - Eric, może ty odpowiesz na to pytanie? - powiedział Omar. Eric Huang-Mbeke był inżynierem pokładowym. Był niski i krępy, ze skórą koloru ochry, grubymi wargami, małymi zębami oraz ciemnymi, uważnymi oczami. Jego naturalnie czarne włosy były zafarbowane na długie, kolorowe pasma, związane w wymyślne warkocze naśladujące styl Obywateli. Zdolność Odkrywcy do prowadzenia badań przez lód była ograniczona, ale to ograniczenie nie stanowiło podstawowej trudności. Dlaczego obcy w ogóle stosowali sygnały radiowe? Dźwięk był zdecydowanie lepszą metodą komunikacji podwodnej. Fale radiowe zanikały szybko nawet w czystej wodzie. Odkrywca zaobserwował wystarczającą ilość wody przez szczeliny w lodzie, by określić, że jej zasolenie było wysokie. Radio nie mogło być skutecznym środkiem komunikacji pod lodem. Istniała jeszcze jedna zagadka: W jaki sposób można wyprodukować elementy radia lub anteny pod wodą? Podczas gdy Eric rozważał potencjalne wyprawy mieszkańców na powierzchnię lodu, nieświadomie powtarzając spekulacje ekspertów Ogniska, Nessus miał trudności ze skupieniem uwagi na jego słowach. Czy którykolwiek Kolonista rozumiał, w jaki sposób fryzury określały status społeczny Obywateli? Nessus wątpił. Jego grzywa nie miała żadnych ozdób, ponieważ uznawał ten zwyczaj za sztuczny. Nessus mógł nosić wymyślną fryzurę, gdyby tylko chciał. Misja została autoryzowana na wysokim szczeblu rządu Porozumienia, tylko dwa poziomy od samego Zatylnego. Ci, którzy wyznaczyli Nessusa do przewodzenia misją nie cierpieli tych jego cech, które zarazem go do tego kwalifikowały. Nessus reagował na ich, nie do końca ukryte, uwagi, nosząc swoją grzywę nie tylko bez ozdób, ale często wręcz potarganą. Jego rodzice byli Konserwatystami. Miał duże doświadczenie w radzeniu sobie z brakiem akceptacji. Miał nadzieję, że jego zachowanie względem Kolonistów nie było tak krytyczne, jak reakcje jego współplemieńców. Zwłaszcza Eric zasługiwał na lepsze traktowanie - jego
oddanie Porozumieniu nie ulegało wątpliwości. Z każdym nowym pokoleniem coraz więcej Kolonistów uznawało swoje wygodne życie za normę. Eric nigdy do nich nie należał. Nessus dostrzegał ironię tej sytuacji. Pomimo własnych wątpliwości odnośnie władzy, instynktowna lojalność wobec obecnego, niezwykle konserwatywnego porządku politycznego stanowiła podstawowe kryterium selekcji załogi. Nie wyobrażał sobie innego rozwiązania. Jego własne bezpieczeństwo mogło pewnego dnia zależeć od instynktownego szacunku jej członków. - Nessus? - zapytał z szacunkiem Eric. Nessus szybko przypomniał sobie najważniejsze punkty raportu Erica i inteligentne uwagi Kirsten. Z jednej głowy: nie wyrazili żadnych wniosków nieznanych analitykom Floty. Z drugiej głowy: chociaż byli pionierami na pierwszej wyprawie z dala od innych przedstawicieli swojego gatunku, ich wnioski były do tej pory sensowne. Nie mógł tak naprawdę wymagać niczego więcej. - Poczyniliście kilka ciekawych obserwacji. Jakie są wasze propozycje dalszych działań? - Chciałbym zbliżyć się do powierzchni - powiedział Eric. - Być może uda nam się zlokalizować ich bazy na powierzchni. - Wykluczone - Omar spojrzał na Nessusa, szukając wsparcia. - Właśnie dlatego mamy ze sobą sondy bezzałogowe. Wysoka orbita Odkrywcy wokół G567-X3 nie była, jak myślała załoga, środkiem ostrożności. W obecnej lokalizacji, umożliwiającej skok w hiperprzestrzeń, możliwe było także skorzystanie z radia hiperfalowego, ukrytego w jego kabinie. Gdyby Odkrywca zbliżył się do słońca, pozostawiłby za sobą boję hiperfalową, z którą statek mógł się połączyć przy użyciu konwencjonalnego radia. Jednakże problem stanowiła wolna, równa prędkości światła, komunikacja z boją. Opóźniłaby ona jego dostęp do ekspertów na Ognisku. Iluzja nieomylności zostałaby utracona bez dostępu do rzeszy ekspertów. Gdy Omar odwrócił się do niego, szukając poparcia, Nessus zastanawiał się, czy jego decyzje dotyczące załogi nie były błędem. Być może kapitan zbytnio przypominał Obywatela. Czy w przypadku kryzysu wpadłby w histerię, czy też wycofał się? Oczywiście ostrożność Omara była kolejnym narzędziem, które Nessus mógł wykorzystać w celu kształtowania i prowadzenia załogi. Niezależnie od tego, czy stanowiło to problem, Nessus był zadowolony ze swojej przenikliwości. Zaczynał naprawdę rozumieć załogę: ostrożnego Omara, lojalnego Erica oraz cichą i inteligentną Kirsten. Na tym właśnie musiało polegać wychowywanie dzieci. Porównanie wydawało się
odpowiednie. Jeśli Nessus kiedykolwiek miał wychować własne dzieci, musiał odnieść sukces z tymi Kolonistami. Pewnego razu podsłuchał swoich rodziców omawiających konieczność ogromnej ostrożności w płodzeniu dzieci. - Wadą zaawansowanej technologii medycznej jest to, że musimy żyć z naszymi dziećmi przez bardzo długi czas - mówili. To, że Nessus był gotowy na podjęcie takiego ryzyka, nie miało znaczenia. W jego życiu brakowało potencjalnego partnera. Sukces mógłby zmienić tę sytuację. Dla Obywateli instynktowna była ucieczka przed niebezpieczeństwem. Sam z pewnością również znał to uczucie. Niewątpliwie w przyszłości miał żałować decyzji, którą miał teraz ogłosić. Na szczęście dla biliona mieszkańców Ogniska Nessus, podobnie jak kilku innych jemu podobnych, był w stanie przemóc ten instynkt. Być może była to kwestia szansy znalezienia partnera w przypadku sukcesu. Niezależnie od przyczyn, naszedł go maniakalny nastrój. Znał go z innych podróży, a jednocześnie był on dla niego cudownie obcy. Znajdowali się w kadłubie produkcji General Products, wykonanym z najbardziej wytrzymałego materiału znanego jego rasie. Bez czarnej dziury lub dużych ilości antymaterii, obcy na lodowym księżycu nie mogli im zrobić żadnej krzywdy Czuł się wyzwolony, nawet oszołomiony. Nessus spojrzał na Omara twardym wzrokiem, używając obu głów. - Myślę, Omar, że poziom zagrożenia jest do przyjęcia. Wszystkie nasze wnioski sugerują, że obcy używają jedynie prymitywnej technologii. Myślę, że będziemy stosunkowo bezpieczni. - Przyjrzyjmy się z bliska. Eric właśnie wychodził z mesy, gdy pojawiła się Kirsten. Kręcił się po okolicy, gdy nalewała sobie szklankę soku z syntezatora. Miał na sobie odzież w odważnych kolorach, odzież mężczyzny szukającego żony i dzieci, gotowego na ustatkowanie się. Nie było w tym nic złego. Ale na pokładzie statku znajdował się tylko Omar, który posiadał już partnerkę i dwójkę dzieci, Eric i sama Kirsten. Kirsten nosiła tylko szare ubrania - bladoszare, aby dodatkowo podkreślić znaczenie, pokazujące światu, że obecnie nie szuka żadnego związku. Nosiła taką odzież od momentu ostatecznej selekcji załogi, przed opuszczeniem powierzchni planety RN4. Gdyby ktoś ją o to zapytał, odpowiedziałaby zgodnie z prawdą - koncentrowała się jedynie na powodzeniu misji. Kolory Erica były dzisiaj jeszcze bardziej odważne, miał na sobie kombinezon w kolorze jaskrawej zieleni. Nigdy go nie zachęcała. Ten intensywny kolor, przesadna deklaracja
zainteresowania, stanowił odpowiednik otwartego gapienia się. Obserwował ją, gdy piła sok. - Wyglądasz na bardzo zrelaksowaną - odezwał się do niej. Jego ubranie nie odpowiadało jego słowom i Kirsten zdecydowała się na odpowiedzenie jedynie na słowa. „Zrelaksowana" było zdecydowaną przesadą. Mogła jednak przyznać, że czuje ulgę. - Po prostu cieszę się, że tu jestem - powiedziała. Tak naprawdę cieszyła się z bycia gdziekolwiek poza hiperprzestrzenią - sama myśl o nicości czyniła ją nerwową. Po bezpiecznym przebyciu dziesięciu lat świetlnych miała chyba prawo do odczuwania zadowolenia i ulgi? - „Tu" okaże się rozczarowaniem - odrzekł Eric. - Fakt, że nas tu sprowadziłaś, a później doprowadzisz bezpiecznie do domu, może okazać się najbardziej interesującym punktem wyprawy. Czy z niej kpił? Odrzuciła jego zaloty podczas treningu, wydawało jej się, że uprzejmie. Nie zostały wypowiedziane żadne słowa. Jedynie styl ubioru i język ciała wyrażał brak zainteresowania. Od tamtej pory jego zachowanie, gdy tylko zostawali sami, było nieodpowiednie. Sugestywne, sarkastyczne, pobłażliwe lub jeszcze inne. Nessus zgromadził bardzo inteligentną załogę - rozważając każde z nich z osobna. Być może nie można było od niego wymagać, by przewidział wzajemne interakcje trzech osamotnionych Kolonistów. Lub może - skoro Omar podpisał długoletni kontrakt partnerski na Arkadii na RN4 - może Nessus uważał się za swata jej i Erika. Ta możliwość doprowadzała ją do wściekłości. Ćwiczyła wystarczająco dużo, by pozostać w formie, chociaż bieżnia w salonie stanowiła kiepski substytut wycieczek poza miasto. Być może za dokładnie się myła. To absolutnie nie usprawiedliwiało niepożądanej nachalności Erica. Niezależnie od tego, zazwyczaj najłatwiejszą metodą pozbycia się go było ignorowanie podtekstów. - To, co tu robimy, jest ważne - powiedziała. - W pewien sposób - odpowiedział. - Trening zawsze jest ważny. Wiedziała, że się na niego gapi. Słowa ją opuściły. - Poważnie. Ta misja nie może być niczym innym - Eric przysiadł na krawędzi małego stolika mesy. - Zostaliśmy wysłani, aby ocenić konkretny układ słoneczny, mimo tego, że Flota mija ich mnóstwo. Nie widać tu żadnych artefaktów - nie dostrzegła ich Flota, nie widzimy ich my z granicy układu. Wszystko, co mamy, to obce sygnały radiowe, zbyt słabe i nieregularne, by je zrozumieć z odległości zaledwie kilku lat świetlnych. - Jasne - zgodziła się, zastanawiając się, do czego dąży.
- Zaufaj swojemu przyjacielowi inżynierowi. Urządzenia obcych nie mogły już być bardziej prymitywne. - Musiała wyglądać na nieprzekonaną, więc kontynuował. Przebyliśmy dziesięć lat świetlnych, aby zbadać sygnały, które były czymś niezbyt większym niż iskry. Zdecydowanie zakodowano tu jakiś system włączający i wyłączający przesyłanie danych. - Mieszkańcy tego lodowego księżyca nie stanowią zagrożenia dla nikogo. Dowiemy się, lub nie, czegoś interesującego na ich temat, po czym otrzymamy nasze końcowe oceny. Jeśli będziemy mieli szczęście, zostaniemy uznani za godnych do zbadania jakiegoś innego miejsca, które rzeczywiście może stanowić zagrożenie. Niezależnie od tego, Flota przeleci obok za siedemdziesiąt lat, przyspieszywszy do trzydziestu procent prędkości światła. Gdyby rzeczywiście było tu jakieś zagrożenie, czy Nessus ryzykowałby zbliżenie do księżyca? A on wydaje się wręcz chętny. Czy Eric miał rację? Czy mogły to być tylko kolejne ćwiczenia? Ku swojemu niezadowoleniu Kirsten niemal nie dostrzegła pewnej subtelności. - Były, powiedziałeś. Sygnały były czymś niezbyt większym niż iskry. Czy teraz się zmieniły? - Cóż, tak - przyznał. - Teraz są lepiej kontrolowane. Stosują teraz absurdalnie skomplikowany schemat transmisji, pełen szumów. Bardzo mało wydajnie używają spektrum, nawet ich najbardziej skomplikowany format ma małą, niestabilną przepustowość, niską rozdzielczość, a do tego jest zaledwie dwuwymiarowy. Do tego wszystkiego treść przekazu jest odwzorowywana na reprezentację analogową. Pomimo tego prawie udało mi się to odcyfrować. „Duże iskry" stanowiły znacznie krótszy opis. Czy sugerował postęp? - Opisujesz mi obraz wideo - odpowiedziała w końcu. - Tak, na tyle, na ile Odkrywca to sanki. Też służą do transportu - Eric ześliznął się na podłogę. - Słuchaj, Kirsten, nie chciałem cię zezłościć. Zapomnij, że cokolwiek powiedziałem. Bądź tak zrelaksowana lub spięta, jak chcesz, nie będę już tego ciągnął. - Z pobłażliwym uśmieszkiem wyszedł na korytarz. Hipernapęd przeniósł Odkrywcę przez dziesięć lat świetlnych, tak więc duże iskry Erica zostały wysłane zaledwie dziesięć lat temu. Czy przejście z iskier na obraz wideo w dziesięć lat oznaczało szybki rozwój? Znacznie bardziej zaawansowana technologia Porozumienia była stara, dojrzała na długo przed przybyciem pierwszych Kolonistów na Flotę Światów. Być może Kirsten była w stanie znaleźć informacje na temat historii techniki w archiwach Odkrywcy.
Eric był nachalny i nieuprzejmy, ale równocześnie bardzo inteligentny, nie zwracał też uwagi na politykę. Co, jeśli miał rację? Co, jeśli cała podróż była skomplikowanym ćwiczeniem? Założyła, że doprowadzenie statku do tego systemu oznaczało, że zdała egzamin. Wydawało się to niewystarczające. Z pewnością ocena zagrożenia stanowiła równie istotną część testu. Misja nie zostałaby zaliczona, gdyby zbyt szybko uznali obcych za niestwarzających zagrożenia. Myśl jak Obywatel, powtarzała sobie. Wszelkie zagrożenia, które można ominąć, powinny zostać ominięte. Nessus czasami przywoływał powiedzenie o zaglądaniu pod każdy kamień. Zrobiła sobie kanapkę i nalała więcej soku, zastanawiając się, dlaczego to stare powiedzenie wciąż chodzi jej po głowie. Trzydzieści procent prędkości światła. Kamień. Niemal upuściła swój talerz, gdy w głowie zaświtała jej odpowiedź. W przypadku kontaktu z niższą technologią, sama szybkość Floty stanowiła jej największą słabość. Wystarczyło kilka kamieni na drodze Floty. Jej szybkość zmieniała je w potężną broń kinetyczną. Czy taki scenariusz był choć trochę prawdopodobny? Przejście z iskier na obraz wideo w dziesięć lat wydawało jej się szybkim postępem, ale nie była tego całkowicie pewna. Miała zamiar się dowiedzieć. Co z intencjami obcych? Gdyby mieszkańcy lodowego księżyca mogli wyrządzić Flocie krzywdę, czy zrobiliby to? Z perspektywy Porozumienia lepszym pytaniem było: kto może stwierdzić, że tego nie zrobią? Kosmos był niebezpiecznym miejscem, jak nieszczęśliwie przekonali się jej przodkowie. Przeszedł ją zimny dreszcz i fala wdzięczności za wszystko, co Obywatele zrobili dla jej rasy. Ćwiczenie czy nie, miała zamiar poważnie potraktować ocenę zagrożenia. Eric nie miał racji. Wcale nie była zrelaksowana.
3 Być może matematyka nie była jednak całkowicie niepraktyczną ścieżką kariery. Świat Kolonistów nosił nazwę Rezerwatu Natury Cztery, w skrócie RN4, i należał do nich jedynie dzięki wspaniałomyślności Porozumienia. Do tego w ich posiadaniu znajdował się jedynie kontynent o nazwie Arkadia. Z kilkoma wyjątkami, do których nie należała Kirsten, populacja Kolonistów entuzjastycznie przyjmowała swoją rolę strażników ekologii. Dużą część ich świata pokrywały rezerwaty bioróżnorodności. Pozostała część RN4, włącznie z większością Arkadii, była intensywnie uprawiana. Koloniści produkowali wielkie ilości pożywienia, dla ogromnej populacji Ogniska i kilku milionów ludzi. Nie każdy nadaje się na rolnika lub ekologa, a ten fakt również stanowił element wizji Obywateli. Ludzie byli potrzebni do obsługi systemów irygacji, produkcji ciągników i kombajnów, przetwarzania i transportowania zbiorów, edukowania dzieci, obsługi generatorów,
prowadzenia
archiwów,
budowania
domów,
produkcji
odzieży...
maksymalizacja produkcji przy zachowaniu zasad zrównoważonego rozwoju wymagała znacznych umiejętności. Zrównoważony rozwój był kluczem - Obywatele planowali zawsze w długiej perspektywie. Pomimo zróżnicowania społeczeństwa Arkadii usprawiedliwienie kariery matematyka wymagało sporo kreatywności. Kirsten znalazła wystarczającą liczbę nierozwiązanych problemów z dziedziny meteorologii i sejsmologii, by prowadzić spokojne życie. Nawigacja międzygwiezdna nie była czymś, o czym myślała wcześniej, ale nie miała do siebie pretensji o to przeoczenie. Sytuacja się zmienia. Jeszcze pięć lat temu żaden z biliona Obywateli nie wiedział, że jądro galaktyki eksplodowało. Po ujawnieniu tej informacji ochrona środowiska nabrała znacznie szerszego znaczenia. Fala promieniowania z tej dawno minionej reakcji łańcuchowej supernowej miała wysterylizować tę część galaktyki za około dwadzieścia tysięcy lat. Trudno sobie wyobrazić, by instynkt ucieczki Obywateli mógł działać na jakąś większą skalę, niż migracja Ogniska i pięciu towarzyszących mu planet rezerwatów w bezpieczniejszą okolicę. Dzięki temu Porozumienie było w stanie jeszcze raz uratować swoich mieszkańców. Nessus nie przyznawał się do znajomości z obcymi, którzy poinformowali o eksplozji
łańcuchowej w jądrze. Być może sens miała jego odmowa opowiadania o poprzednich podróżach. - Każdy obcy jest inny - miał zwyczaj mówić. - Im mniej wiecie, tym mniej zniekształci to waszą opinię na temat tego, co spotkamy podczas naszej podróży. Kirsten bardzo lubiła Nessusa, nie tylko ze względu na fakt, że wybrał ją do szkolenia w roli nawigatora. Tylko kilku Obywateli było w stanie zrobić to, co on. Tak, Flota Światów uciekała przed niebezpieczeństwem, ale bez kosmicznych zwiadowców kto byłby w stanie stwierdzić, że nie zmierza prosto w kierunku innego? Wzdychając, wyłączyła pole snu i usiadła lekko na podłodze kabiny. Wszechświat miał swoje sposoby na pozbawienie jej snu. Równie dobrze mogła wstać i zrobić coś sensownego. Nessus był prawdopodobnie wyjątkowy. Zmierzając korytarzem w stronę bieżni w salonie, zaskoczyła samą siebie myśląc, że być może nie istniał żaden inny Kolonista, który był w stanie robić to, co ona. Co więcej, miała na to dowody. Posiadając pięć równych rozmiarów, zwężających się, okrągłych kończyn rozmieszczonych równomiernie wokół płaskiego centrum, obcy wydawali się na równi przystosowani do pływania w pokrywającym świat oceanie, jak i do czołgania się w mule dennym. Ich skórę pokrywały chwytne wypustki. Pięć wijących się kończyn czyniło ich paskudną parodią zarówno Obywateli, jak i Kolonistów. Od czasu do czasu niektórzy z nich spłatali się ze sobą, wspinali się na siebie nawzajem lub poruszali niemożliwymi do zidentyfikowania obiektami w niewiadomych celach. Większość tych działań miała miejsce w lodowych lub kamiennych budowlach. Żaden element obrazów nie dawał Nessusowi poczucia skali. Oznaczał właśnie płaski obraz, gdy do salonu weszła Kirsten z ręcznikiem zawieszonym na ramieniu. Była szczupła i atletyczna, z jasną skórą, wysokimi kośćmi policzkowymi i delikatnym nosem. Jej kasztanowe włosy były ściągnięte w krótki kucyk, z kilkoma luźnymi pasmami, które w jakiś sposób czyniły jej oczy jeszcze bardziej atrakcyjnymi. Ze sposobu, w jaki patrzyli na nią Omar i zwłaszcza Eric, Nessus wywiódł, że według standardów Kolonistów była pożądaną partnerką. Wskoczyła na bieżnię. - Czy dowiedziałeś się czegoś z tego odczytanego filmu? - Pomimo tego, co zawsze powtarzam, obraz czasem nie jest wart tysiąca słów odpowiedział Nessus. Zaśmiała się, a Nessus odgadł, że jej dobry humor nie miał wiele wspólnego z jego
słowami. Podczas gdy Eric lekceważąco odnosił się do zaszumionych, niskiej jakości sygnałów i prymitywnego formatu transmisji, ona dzięki matematyce odcyfrowała schemat modulacji. Zaraz po tym, jak wyliczyła odpowiednią metodę filtrowania nachodzących się strumieni danych, otrzymali wyraźny obraz. Okazało się, że znalazła kanał audio i jakieś opisy tam, gdzie ich inżynier widział tylko szum. Przypuszczalnie eksperci na Ognisku doszliby do tych samych wniosków, co nigdy nie udałoby się jemu samemu. Jedyne liczby, którymi Nessus naprawdę się interesował, to były sondaże. Sukces programu Kolonistów zwiadowców mógł zapewnić mu dobry początek w polityce,
czego
od
dawna
pragnął.
Mentalny
obraz
nieprzychylnych
rodziców,
przebywających w stanie bliskim katatonii przez ostatnie pięć lat, od czasu pierwszych przerażających wieści na temat eksplozji jądra, niemal doprowadził go do śmiechu. Żadne z tych rozważań nie były przeznaczone dla załogi. - Co myślisz o naszych nowych znajomych? - Są czymś zajęci, ale nie mam pojęcia, czym. - Jej ręce zaczęły pracować, gdy bieżnia przyspieszyła. - Powinno być nam łatwiej, gdy oprogramowanie tłumaczące pozwoli nam odczytać kanał audio. Nessus pokręcił kontrolkami projektora przy użyciu obu głów. Opóźniał rozmowę - jego uwaga nie była skupiona na powiększonym obrazie, który powoli przesuwał się przed jego oczami, lecz na tym, co powinien teraz powiedzieć. Technologia Obywateli wydawała się nie mieć granic w oczach Kolonistów. Trzeba było ostrożnie dobierać słowa, aby utrzymać ich w tym stanie zadziwienia. Jednakże ta maniakalna faza nie miała potrwać wiecznie. - Już niedługo - pomyślał Nessus - będę chować głowy między przednimi nogami. Kiedy to się stanie, będę nieco bardziej bezpieczny, jeśli ta trójka będzie wiedzieć, co jest w stanie dokonać Odkrywca, a czego nie. - Nie możemy przetłumaczyć transmisji. Zazwyczaj - sama myśl o tym niemal doprowadziła go do zwinięcia się w kulkę - oprogramowanie jest wykorzystywane przy spotkaniach bezpośrednich. Mówimy coś, co jest dla nich niezrozumiałe. Oni odpowiadają czymś niezrozumiałym. Wszyscy coś pokazują i robią miny. Tłumacz musi zbudować kontekst. Na początku tylko pojedyncze słowa mają sens. Później są to całe frazy, nawet zdania, ale nadal pozostają ogromne luki związane z niezrozumiałymi koncepcjami. Pełne tłumaczenie zajmuje sporo czasu. - To... logiczne - zasapała. Jej kucyk poruszał się na boki, gdy biegła sprintem. - Tak więc musimy wylądować i spotkać się z nimi.
Jego umysł wypełniła mozaika obrazów, pełna dzikich hord, wijących się macek i ostrych sztyletów z kamienia i lodu. Spotykał się już wcześniej z obcymi, ale nie w ten sposób. Pierwszy kontakt mógł pójść źle na tak wiele sposobów... Tutaj, na pokładzie statku, byli bezpieczni przed wszelkimi działaniami ze strony prymitywnych istot. Spotkanie twarzą w twarz to zupełnie inna sytuacja. - Rozsądne byłoby zebranie dodatkowych informacji przed spotkaniem. Pot ściekał po jej twarzy i szyi, odprowadzany i odparowywany przez nanowłókna tuniki. Przez dłuższą chwilę biegła w ciszy. - Mam pomysł. Najprawdopodobniej część sygnałów audio odpowiada obrazowi. Jeżeli... - znowu ucichła. - Dobra, spróbuj tego. Wykorzystamy oprogramowanie do analizy sceny, aby odwzorować przebieg wydarzeń, oznaczając tekstem nasze hipotezy dotyczące poszczególnych
obiektów
i
działań.
Większość
obrazów
jest
dwuznaczna,
więc
wykorzystamy drzewka decyzyjne oparte na rachunku prawdopodobieństwa. Następnie skorelujemy oznaczone sceny z odpowiadającym im sygnałem audio. - Jasne, część dźwięków może stanowić niezależny kanał audio - kontynuowała. Może to być muzyka, jeśli znają tę koncepcję. Ale prawda jest taka, że w miarę upływu czasu jedynymi istotnymi statystycznie danymi audio pozostanie mowa powiązana z obrazem. Wszystkie pozostałe dane zostaną usunięte przez filtry istotności. - Czy możesz przeprowadzić taką analizę? Kirsten podniosła swój ręcznik i przetarła twarz i szyję bez zatrzymywania się. - Pewnie, chociaż nie będzie to zbyt łatwe. Będzie to wymagać programowania i przypuszczalnie eksperymentów z dopasowaniem różnych modeli... Jej zdolności matematyczne nieustannie zadziwiały Nessusa, ale jej deklarowana lekkim tonem umiejętność programowania - przerażała. Nie, tak właściwie to przerażał go ten typ programowania. Przerażał wszystkich Obywateli. Nic nie wiązało się z inteligencją bardziej niż język. Programy modelujące inteligencję mogły, jak obawiali się Obywatele, same stać się inteligentne. W niektórych okolicznościach oprogramowanie tłumaczące stanowiło zło konieczne, ale... Bardziej przypominam innych Obywateli, niż mi się wydaje - pomyślał Nessus. Mimo wszystko jednak był jednym z niewielu współplemieńców, którzy mieli odwagę badać sztuczną inteligencję. Żadna z nich jeszcze się nie rozpadła. Poza tym podejście Kirsten, jeśliby zadziałało, mogło wyeliminować konieczność lądowania. - To doskonały pomysł - powiedział wspierającym tonem. Skupiony wyraz twarzy Kirsten powiedział mu wyraźnie, że żadne wsparcie nie było jej
potrzebne. - Śliczne maluchy - zwinięta warga Erica jasno pokazywała, że mówił sarkastycznie. - Wciąż ciekawi mnie, co też rozgwiazdy porabiają. - To Eric zaproponował tę nazwę i był z niej bardzo dumny, ponieważ rozśmieszała Nessusa. Czasami szacunek okazywany Obywatelom przez Erica denerwował Kirsten. Chciała krzyknąć - Nie masz swoich własnych wartości? - ograniczyła jednak swą dezaprobatę do znaczącego chrząknięcia i powróciła do oglądania obrazu wideo. Oficjalnie była zainteresowana metodami usprawnienia korelacji i modeli dekodujących. Interpretacja danych należała do Omara. Tak naprawdę jednak była zafascynowana. Im więcej dowiadywała się na temat obcych, tym ciekawsi jej się wydawali. Obraz wideo otoczony był hologramami, oferującymi różne perspektywy głównej sceny częściowo
przetłumaczone
rozmowy,
interpretacja
widocznych
artefaktów
obcych,
lokalizacja źródła sygnału na powierzchni, wielokrotnie powiększony obraz obozu i kilku obcych wykonany z orbity synchronicznej przez jedną z niedawno wysłanych sond Odkrywcy. - Oni mówią na siebie Gwoth, Eric. Gwo w liczbie pojedynczej - powiedziała Kirsten. - Może to znaczy „rozgwiazda". - Niezależnie od znaczenia, są na swój sposób poszukiwaczami przygód i astronautami był tak zakochany w kulturze Obywateli - wystarczyło spojrzeć na jego wymyślną fryzurę że Kirsten wątpiła, żeby w ogóle był w stanie docenić niezwykłość Gwoth. Mimo to czuła się zobowiązana do spróbowania. Może była w stanie dotrzeć do niego na jego warunkach. - Ktoś, kogo znam, podejrzewał niedawno, że cała ta podróż jest testem. Jeśli tak, część naszej oceny na pewno będzie zależeć od tego, na ile dobrze zrozumiemy tych obcych. Pomyśl o tym, Eric. Wyewoluowali w oceanie. Życie pod wodą oznacza brak ognia i zastosowania metalu. Ich pierwsza wyprawa nad lód, w pustkę nad lodem, była heroicznym przedsięwzięciem. Jeśli dokonana przez nich interpretacja i cząstkowe tłumaczenie było prawdziwe, te pierwsze
wyprawy zostały
przedsięwzięte
przy
użyciu
najbardziej
prymitywnego
wyposażenia z możliwych. Wczesne kombinezony ochronne wyglądały jak przezroczyste worki z rurkami przymocowanymi do podwodnych pomp, które były właściwie elastycznymi torbami obsługiwanymi przez Gwoth znajdujących się pod lodem. Torby, kombinezony i rurki wydawały się wykonane z twardej skóry zwierząt morskich. Wyszukała stare obrazy z archiwum Odkrywcy.
- Tylko spojrzyj na to. Nessus dołączył do nich w salonie. Kirsten zauważyła, że miał swoje metody pojawiania się, gdy tylko rozmowa stawała się interesująca. - Nie zwracajcie na mnie uwagi - powiedział. - Chciałem tylko coś zjeść. - Tak więc rozgwiazdy - powiedział Eric, patrząc na Nessusa i szukając u niego wsparcia - wycięły otwór w lodzie przy użyciu kamiennych narzędzi i wspięły się na górę w skórzanych workach, podczas gdy ktoś inny czekał już na powierzchni lodu, aby nagrać to kamerą wideo? Ona też była wykonana z kamienia? Kirsten, to nie ma sensu. Obywatele jedli często, ale używali do tego tylko jednej głowy, podczas gdy druga pełniła straż. Nessus patrzył teraz na nich, jednocześnie jedząc. Starając się nie myśleć o tym, że właśnie ich oceniał, Kirsten wskazała na film, który zaczęła wyświetlać. - Myślę, że jest to odtworzenie pierwszego wyjścia. Może jeden z Gwoth lubi wyzwania? Może to program historyczny, edukacyjny albo rozrywkowy? - Masz rację, Eric, w jednej kwestii. Nie mogli mieć kamer wideo i innych typów elektroniki, dopóki nie wyszli ponad lód. Ich jedyne wcześniejsze doświadczenia z gazami musiały pochodzić z erupcji podwodnych wulkanów lub wody gotującej się w pustce w nowej szczelinie w lodzie. Popatrz na nich teraz: mamy film, na którym noszą swoje kombinezony ciśnieniowe w lodowych budynkach na powierzchni, aby oddychać naturalną dla nich atmosferą. Dlaczego? Potrzebują ognia! Ognia, który napędzi ciągle dla nich nowe procesy przemysłowe. - Chciała być w stanie powiedzieć więcej, ale nie mogła określić alternatywnych ścieżek technologicznych, które miały tu miejsce. Nessus odłożył miskę z owsianką. - Eric, co o tym myślisz? Czy taki scenariusz jest możliwy? Eric przyjął dobrze jej znaną pozę, przy której czuła się nieswojo. Oznaczała ona składanie pełnego czci raportu mentorowi. - To możliwe, Nessus. Duża soczewka na dachu szczelnego pomieszczenia byłaby w stanie skupić wystarczającą ilość światła, by wywołać fotolizę wody. Zapewniłoby im to atmosferę wodorowo-tlenową. Taką soczewkę można wykonać z lodu lub kryształu takiego jak kwarc. Potrzebowaliby też czegoś, co zmniejszałoby wybuchowość mieszanki tlenowowodorowej. Procesy biologiczne, takie jak trawienie i oddychanie, przypuszczalnie wytwarzają małe ilości innych gazów, na przykład dwutlenku węgla. Mogli odkryć katalizatory umożliwiające produkcję lub rozdzielanie gazów. Tak, wydaje się to możliwe. Ale w jaki sposób mogli na to wpaść? Nessus mimowolnie zadrżał w sposób, który Kirsten kojarzył się z przejściem do fazy
depresji i wycofania. - Zdecydowanie mam nadzieję, że jesteśmy w stanie przekonać siebie samych, że tak właśnie było. Alternatywą jest fakt, że zaawansowana, podróżująca w kosmosie rasa odwiedziła ten system słoneczny bez naszej wiedzy. Nie musiał przypominać im, że ten układ słoneczny leżał w pobliżu planowanej ścieżki Floty. Od ognia do rozszczepienia jądra atomowego w dwa pokolenia. W zakamarkach mocno zwiniętego ciała Nessus pocieszał się myślą, że mogło być gorzej. Analitycy na Ognisku uważali, że Gwoth doszli do swojej technologii samodzielnie. Dobrze, że ich raport dotarł do niego przez nadal tajne łącze komunikacyjne w jego kabinie. Koloniści przynajmniej nie widzieli jego paniki. Obywatele, doradzający wyprawie z bezpiecznej powierzchni Ogniska, przydzielili im wielu ekspertów od komputerów i matematyki, którzy mieli usprawnić modele Kirsten. Jak wielu ekspertów? Nigdy nie otrzymał odpowiedzi na swoje pytania. Prawdopodobnie nie miało to znaczenia, czerpał nawet przyjemność z wizji ich dyskomfortu. Żaden z ekspertów nie posiadał jej sprytu, który umożliwił usprawnienie standardowego tłumacza. Niezależnie od tego, jego prywatny ekspert i eksperci w domu znaleźli odpowiedź na pytanie Erica. W jaki sposób obcy mogli wpaść na to wszystko? Zbierając siły, Nessus rozwinął kulę swojego ciała. Bez wątpliwości ta misja już dowiodła wartości zwiadowców z rasy Kolonistów. Trudno było jednak cieszyć się z tego, gdy istniało zagrożenie dla Floty. Niepokojąca analiza z Ogniska leżała niezapowiedziana w głównej skrzynce odbiorczej komputera statku. Przy użyciu zakodowanego polecenia przeniósł ją do podsystemu komunikacyjnego na mostku. Omar, będący obecnie wachtowym, miał ją otrzymać, gdy Nessus niewinnie zmierzał ku mesie. - Załoga do salonu - oznajmił Omar przez interkom. Omar zawsze szybko czytał. Kirsten potykała się biegnąc po korytarzu, nadal półprzytomna po nagłym obudzeniu. Pozostała część załogi dotarła do mesy wcześniej, dyskusja już się rozpoczęła. Zdusiła uśmiech, widząc zazwyczaj doskonale ułożone warkoczyki Erica w całkowitym nieładzie. Zastanowiła się, ile czasu każdego dnia Eric poświęcał na dbanie o fryzurę. - Naukowcy na Ognisku odczytali część dużego archiwum danych Gwoth. To, co odcyfrowaliśmy, podłączając się do ich transmisji, stanowi niewielką część dostępnych
informacji. Dobra wiadomość jest taka, że nie istnieją dowody na otrzymanie przez Gwoth pomocy od innej rasy. - Omar wskazał na skomplikowany hologram, którego znaczenie było dalekie od oczywistego. Ziewając, Kirsten niemal upuściła pojemnik z sokiem ze stymulantami, który rzucił jej Eric. Bardzo potrzebowała kofeiny, dłuższą chwilę zajęło jej zsynchronizowanie myśli z rozmową. Okazało się, że cyfrowe strumienie danych były czasem nakładane na analogowe transmisje pomiędzy bazami na powierzchni lodu. Inżynieria wsteczna protokołu i złamanie prostego modelu uwierzytelniania ukazało nową niespodziankę - cyfrową sieć komunikacyjną Gwoth i powiązane archiwa. Przypuszczalnie nie istniała metoda rozwoju elektroniki i innych skomplikowanych technologii pod wodą, ale urządzenia zbudowane na lodzie mogły działać pod nim. Oparta na kablach sieć komunikacyjna pod lodem wydawała się znacznie większa niż to, co mogli zobaczyć bezpośrednio. Jej schemat adresowy sugerował plany bardzo dużej sieci. - Jak wiele - zastanawiała się - informacji o tym, co znajdowało się pod lodem, zostanie teraz ujawnione? Kirsten zdała sobie sprawę, że to właśnie był temat niezapowiedzianego zebrania. Eksperci na Ognisku przeanalizowali archiwum. Poczuła ukłucie zazdrości. Mogła korzystać tylko z mocy obliczeniowej jednego statku. Oni mogli organizować i przesiewać dane przy użyciu wszystkich komputerów planety. - Skala czasu zaskoczyła naszych analityków - powiedział Omar. - Kalendarz Gwoth opiera się na orbicie słonecznej gazowego giganta, który okrąża ich księżyc. Jesteśmy w stanie dokładnie przełożyć ich daty. Pierwszy Gwo wyszedł na lód pięćdziesiąt dwa nasze lata temu. To mniej więcej dwa pokolenia obcych. Nasz rok. Była to arbitralna jednostka miary, zachowywana w celu utrzymania zgodności ze starymi archiwami Obywateli. Obywatele już dawno odsunęli Ognisko z dala od jego słońca, gdy gwiazda ta przygotowywała się do zmiany w czerwonego karła. „Rok" był wartością arbitralną na długo przed rozpoczęciem ostatniej podróży Floty. Rozglądając się po pokoju Kirsten mogła dostrzec, że wszyscy mieli trudności z przyjęciem tej informacji. Nie tak dawno temu jedynym fragmentem historii techniki, który chciała zrozumieć lepiej, był prawdopodobny rozwój technik komunikacyjnych. Lepsze metody transmisji danych stanowiły jedynie niewielki element rozwoju sugerowanego przez dane Omara. Ktoś musiał odezwać się pierwszy, więc sama to zrobiła.
- Pięćdziesiąt dwa lata to niezwykle szybki postęp. - Taka była prawda, więc musiała w to uwierzyć. Jak mogli nauczyć się tak wiele w tak szybkim tempie? Musieli zbudować narzędzia by zbudować narzędzia, by zbudować kolejne narzędzia, i tak wiele razy. Musieli stworzyć atmosferę umożliwiającą wykorzystanie ognia w celu stopienia rudy, z której wytopili pierwsze metalowe narzędzia. Ledwo była w stanie uwierzyć, że pełną taką sekwencję można było osiągnąć posiadając tylko ogólną wiedzę naukową. Eksperci Ogniska twierdzili, że na stan wiedzy nie wpłynęła żadna strona zewnętrzna. A więc jak? Niezwykle skomplikowana grafika wisząca w powietrzu nagle nabrała sensu. Pokazywała wiele równoległych i powiązanych projektów technologicznych prowadzonych przez Gwoth. - Już od momentu przebicia się przez lód wiedzieli, co chcą osiągnąć i jak to zrobić. - Tak obecnie się uważa - odpowiedział Eric. - To, czego nie rozumiem, to jak. Jak mogli stworzyć plan, zanim uzyskali środowisko, w którym mogli prowadzić eksperymenty umożliwiające rozwój wiedzy, która miała wcielić go w życie? Kirsten nie miała na to odpowiedzi. Nikt nie miał. Wskazała na hologram. - Czy na końcu tej sekwencji znajduje się elektrownia nuklearna? - Nikt nie odpowiedział. - Jak mogliśmy przeoczyć elektrownie nuklearne? - Znajdują się pod wodą, na dnie oceanu - rzekł Nessus. - Dostrzegliśmy źródła ciepła, oczywiście. Założyliśmy, że są to wulkany podmorskie. Zbadanie tych miejsc przy użyciu pełnej aparatury, radaru głębinowego i czujników promieniowania nie pozostawia wątpliwości co do ich natury. Od ognia do rozszczepienia jądra atomowego w dwa pokolenia. Ciało Nessusa zadrżało, choć oparł się impulsowi ucieczki do kabiny i zwinięcia się w kulkę. - Jest jeszcze jeden szczegół, który wszyscy przeoczyliśmy. Sygnały radiowe nie rozchodzą się poza horyzont, jeśli nie odbiją się od jonosfery. Ten lodowy księżyc nie ma atmosfery, a mimo to nie zadaliśmy sobie pytania, w jaki sposób rozgwiazdy utrzymują komunikację pomiędzy odległymi bazami. - Długie przewody pod lodem? - zgadnął Omar. Nessus wskazał głową grafikę. Nie, satelity komunikacyjne na niskiej orbicie. Obecnie używają tylko prymitywnych rakiet chemicznych, ale jest to pierwszy krok w kierunku podróży kosmicznych. Satelity komunikacyjne. Nikt nie mógł twierdzić, że były one niewidoczne pod lodem. Przynajmniej, pomyślała Kirsten, Eric miał na tyle przyzwoitości, by wyglądać na zawstydzonego.
4 Mury były wykonane z kamiennych bloków oświetlonych dziwną, zieloną bioluminescencją, a mieszkały w nich morskie stworzenia o pięciu odnóżach. Ze szczelin w podłodze i murach wyrastały fioletowo-zielone rośliny, kołyszące się w rytm niewidocznych prądów. Pomimo swojej dziwności sala wyglądała na biuro. - Nad czym pracujesz? - zapytała retorycznie Kirsten. Obserwowała Gwoth przez kamerę umieszczoną przez samych obcych. Czy nagrywali ważne spotkanie? Monitorowali robotników ze względów bezpieczeństwa? Nie miała pojęcia. Kamera nadawała tylko obraz. Szkoda, ponieważ ich tłumacz stawał się coraz lepszy. Tworzył wyglądające na logiczne wnioski z niemal połowy wypowiadanych słów. Bip. Obraz przeskoczył do magazynu, gdzieś pod lodem. Ich program skanujący losowo testował adresy sieciowe Gwoth, ale adresy nie mówiły nic o fizycznej lokalizacji kamery. Może nie miała ona znaczenia. W sali nie było żadnych mieszkańców, a przetłumaczone napisy na skrzynkach wskazywały jedynie na różne typy pożywienia. Bip. Bip. Bip. Dwie losowe próby nie przyniosły żadnych rezultatów. Kolejna sala, tym razem z dwójką wijących się Gwoth. Seks obcych - pomyślała. Nadal się rumieniła, gdy obraz z kamery zmienił się ponownie. Usłyszała pukanie do drzwi. - Jak idzie? - zapytał Omar. - W porządku - tak brzmiała standardowa odpowiedź. Eric badał prymitywne satelity Gwoth - doskonale widoczne, gdy wiedziało się, czego się szuka - i skanował powierzchnię pod kątem znalezienia ich wyrzutni. Omar pomagał Nessusowi w analizie tłumaczeń przysyłanych z Ogniska. Proces eliminacji sprawił, że to jej przypadło przeglądanie obrazu z kamer obcych. Miała tylko nadzieję, że jej praca przyniesie sensowne wyniki. - Oznaczyłam kilka kamer do ciągłego monitorowania. Jak idzie analiza? - Te maluchy naprawdę sprawiają, że czuję się głupi. Cieszę się, że mamy dużą przewagę, a Flota szybko nas ominie. Maluchy: ulubione określenie Omara odzwierciedlało pewien niewielki postęp. Baza danych medycznych dostarczyła im wymiarów typowego Gwo w ich własnych jednostkach miary. Baza danych fizycznych pokazywała zależności między tradycyjnymi jednostkami
miary i długościami fal wodoru. Typowy Gwo nie był dłuższy od jej ręki. Grubość jego korpusu w najgrubszym miejscu nie przekraczał długości jej dłoni. - Informuj mnie na bieżąco, Omar. Dam wam znać, jeśli znajdę tu coś ciekawego. Następne bipnięcie zagłuszyło oddalające się kroki Omara. Ich tempo wskazywało, że nie oczekiwał odpowiedzi. Baza danych medycznych zawierała także inne niespodzianki, nie tylko rozmiar obcych. Każde z pięciu muskularnych odnóży było praktycznie niezależnym stworzeniem. Badacze Gwoth podejrzewali, że przodkiem ich rasy był pewien typ prymitywnej kolonii. Omar, posiadający najwięcej wiedzy biologicznej z całej załogi, uważał, że mieli rację. Udowodnienie lub odrzucenie teorii wymagałoby dostępu do bazy danych genetycznych. Do tej pory nie odnaleziono niczego takiego. Wydawało się, że nauka Gwoth nie rozwinęła się w kierunku genetyki. Następna scena ukazywała pojedynczego Gwo operującego urządzeniem, którego nie rozpoznała. Niezależnie od jego przeznaczenia, stworzenie obsługiwało je przy użyciu czterech odnóży. Brak notatek oznaczał, że tłumacz również nie był stanie określić przeznaczenia urządzenia. - Zatrzymać skan - przyglądała się przez chwilę, nie dochodząc do żadnych wniosków. Nadal nagrywać ten kanał. Przesłać kopię do Erica. - Po kilku kolejnych bezowocnych minutach dodała: - Wznowić skan. Bip. Pusty korytarz. Bip. Wijąca się masa Gwoth. Orgia. Odwróciła wzrok, czekając na sygnał zmiany kamery. Bip, bip. Duży obszar pokryty roślinami dennymi, być może farma. Bip... Wstała i przeciągnęła się. Maluchy dobrze pilnują swoich tajemnic - pomyślała, a następnie dodała: - Jakie to ma znaczenie, że są mniejsi ode mnie? - Przed oczami przesunęło się jej kilka kolejnych scen, zanim znalazła odpowiedź. To był mechanizm obronny. Omar nie był jedyną osobą, która wydawała się niezbyt inteligenta na tle obcych. - Pauza - jej reakcja wydawała się godna zastanowienia. Poznanie kreatywności Gwoth zaszokowało Erica, Omara i ją samą. Tak naprawdę Koloniści mieli niewielkie doświadczenie w tworzeniu technologii z niczego. Większość nauki i inżynierii jej rasy pochodziło od jej patronów. Niezależnie od tego, czego się nauczyła, zawsze była świadoma faktu, że poznała jedynie niewielki ułamek wiedzy Obywateli. Nie, naprawdę zaskakujące było zadziwienie tempem rozwoju technologii obcych, którego nie mógł ukryć Nessus. Nie było to pierwsze z takich zaskoczeń...
Gdy Kirsten miała dwanaście lat, jej rodzice zabrali ją i jej braci na wycieczkę po lesistym rezerwacie. Ojciec musiał praktycznie ją tam zaciągnąć, dysk transferowy za dyskiem transferowym. Dobrowolne opuszczenie sieci wydawało się absurdalne. Intencjonalne wejście w dzicz było dla niej najbardziej niezwykłą rzeczą, nad jaką kiedykolwiek się zastanawiała. Nadal cicho narzekając weszła na niewielką polankę, na której czekali ojciec i Carl. Zrobiła krok do przodu i jej matka, wraz z małym braciszkiem pojawili się na dysku, który właśnie opuściła. Teleportacja - tak właśnie poruszały się cywilizowane istoty. Na pobliskim znaku znajdował się ciąg dziesięciu cyfr. Zapamiętała adres dysku transferowego. Wydawało się niemożliwe, że przed nimi nie było już żadnych dysków. Miała nadzieję znalezienia jeszcze jakiegoś dysku i skokowej podróży wzdłuż łańcucha dysków - do domu, przyjaciół i komfortu miasta. Pięć sfer - cztery biało-niebieskie, jedna rozświetlona - wisiało nad ich głowami w prostej linii. Była to pozostała część Floty. Nigdy nie odwiedziła żadnego z pozostałych światów. Nie oczekiwała, że kiedykolwiek to zrobi. Jednakże każdy z tych światów, nawet samo Ognisko, był mniej obcy niż tysiące drzew wokół niej. Każdy z tych światów miał też sieci dysków transferowych. Słyszała o tym, że farmy, rancza i morza leżały poza siecią dysków transferowych. Nigdy wcześniej jednak tego nie czuła. Jej rodzice pracowali w fabryce ciągników. Fabryka i jej okolice znajdowały się w sercu sieci. Po zagłębieniu się w las na sto kroków stracili z oczu leśniczówkę i ostatni dysk transferowy. Szelesty i inne odgłosy poszycia sprawiły, że przysunęła się bliżej ojca pomimo swojego niezadowolenia. Wiedziała, że ojciec i matka mają przy sobie zatwierdzone przez Obywateli urządzenia ogłuszające na wypadek, gdyby jakieś zwierzę zbytnio się zbliżyło. Ojciec prowadził ich w głąb parku, mamrocząc o permutacjach i kombinacjach drzew. Nie dzieliła jego entuzjazmu. Pamiętała zejście po stoku wzgórza wzdłuż strumienia i ścieżkę, przypuszczalnie wydeptaną przez zwierzęta. Myśl o zwierzętach sprawiła, że zadrżała. Czasami wchodzili na szczyty wzgórz, aby obejrzeć kolejną panoramę niewiele różniącą się od poprzedniej, lecz większość czasu spędzali pomiędzy drzewami. Duża część jej uwagi była skupiona na pilnowaniu małego Philipa. Komentarze ojca stawały się coraz rzadsze. Ucichł całkowicie, gdy stanęli nad brzegiem stawu, który wydał się jej znajomy. Wymienił spojrzenia z matką, które jasno mówiły, że nie tego się spodziewali. Matka spojrzała na swój komunikator i potrząsnęła głową. Brak odbioru. - Zgubiliśmy się, prawda? - Kirsten była przestraszona, zła i gotowa do uderzenia Philipa,
tylko dlatego, że był obok. - Dlaczego nas tu przyprowadziłeś? Nie ma dysków transferowych, komunikacji - uderzyła ją nagła myśl - ani jedzenia. - To miała być przyjemna wycieczka, Kirsten - powiedział ojciec. - Myślałem, że zataczamy krąg, który doprowadzi nas z powrotem do dysku transferowego, ale najwyraźniej gdzieś źle skręciliśmy. Ten park wydawał się na tyle mały, by niemożliwe było zbytnie zboczenie z trasy, ponieważ otaczają go farmy. - Tak więc zgubiliśmy się, ale nie ma co się martwić. Personel parku na pewno nas znajdzie. Wiedzą, że tu jesteśmy. Nasi przyjaciele zadzwonią do nich, jeśli spóźnimy się z powrotem. Niebo zaciągnęło się chmurami i zaczęło padać. W poszukiwaniu ciepła przytulili się do siebie pod nawisem skalnym, który nieco osłaniał ich przed deszczem. Philip ukrył twarz w ramieniu matki i nawet Carl siedział cicho. Gdy ostatnie z orbitujących słońc skryło się za horyzontem, temperatura gwałtownie spadła. Jej zęby zaczęły dzwonić. Czy mieli umrzeć samotnie w lesie, jak zwierzęta? Wydawało się to absurdalne. Trzy żółte plamy widoczne przez gęstą pokrywę chmur oznaczały widoczne światy Floty, drobny element normalności w coraz bardziej surrealistycznej sytuacji. Ze względu na chmury nie była w stanie ich od siebie odróżnić. Choć była to umiejętność zupełnie nieprzydatna, nauczyła się określać porę dnia na podstawie położenia światów na niebie. Dawało jej to sporo zabawy i umożliwiało przemądrzałe odpowiedzi na wątpliwości ojca odnośnie sensowności uczenia się matematyki. Zaraz! Linia światów wydawała się nieco inna niż na początku wycieczki. - Tato, powiedziałeś, że park jest otoczony przez farmy. - Farmy oznaczały ciepło i jedzenie oraz pracowników, którzy mogli wskazać im drogę do najbliższego dysku transferowego. - Tak. Moglibyśmy wyjść z parku, gdybyśmy byli w stanie iść po linii prostej. - Jego wzruszenie ramionami było ledwo widoczne w nocnym mroku. - Trochę się to różni od podążania za dyskami transferowymi, prawda? Za dyskami lub innymi oznaczeniami, które są stale widoczne. - O to mi właśnie chodzi - wskazała na niebo z nagłą ekscytacją. - Możemy iść po linii prostej. To nawet całkiem łatwe - zwróciła twarz w kierunku trzech świecących obiektów. Wystarczy iść na azymut Floty. Przyświecając sobie latarką, powoli ruszyli w drogę. Idąc u boku ojca, Kirsten prowadziła całą rodzinę. Kolejny świat skrył się za horyzontem, pozostawiając im jedynie dwóch przewodników, gdy między drzewami zamajaczyły zarysy pola uprawnego. Była to jej
pierwsza pomyślna nawigacja. Ta niemal katastrofalna wycieczka stanowiła źródło jej miłości do natury i utraty niewinności. Opinia, że jej rodzice mylili się i nie znali się na niczym jeszcze nie przekształciła się w poczucie, że rodzice nie wiedzieli wszystkiego. Jednak nikt nie może wiedzieć wszystkiego, nawet rodzice. To, że wiedziała coś, czego nie wiedzieli oni, było czymś naturalnym. Ta wyprawa w dzicz i pierwsze próby nawigacji stanowiły również pierwszy krok na ścieżce Kirsten do gwiazd. Tak więc nawet Obywatele nie wiedzieli wszystkiego i pytanie Erica zawisło nad misją jak ciemna chmura. W jaki sposób Gwoth zaplanowali swoją stuprocentowo skuteczną, pozbawioną błędów rewolucję technologiczną przed opanowaniem środowiska, które umożliwiłoby im prowadzenie badań mających na celu zdobycie wiedzy do zrealizowania tych planów? Jeśli ich czwórka nie była w stanie odpowiedzieć na to pytanie, jak mogli mieć nadzieję na przewidzenie potencjalnego ryzyka dla Floty ze strony Gwoth? Bieganie często pomagało Kirsten w koncentracji, a jedynym miejscem do biegu na statku była bieżnia. Jej ręce i nogi poruszały się w miarowym rytmie, a krajobraz miasta przesuwał się po ścianach, gdy próbowała zrozumieć niezrozumiałe. Miała swoją teorię, która spodobałaby się jedynie specjalistom z dziedziny matematyki stosowanej. Gwoth mogli tworzyć symulacje wszystkiego - nauki, projektów inżynieryjnych i konstrukcji - do momentu, gdy byli gotowi wprowadzić je w życie. Wystarczająca moc obliczeniowa komputerów
umożliwiała
wykorzystanie
modeli
i
obliczeń
zamiast
niepewnych
eksperymentów. Na Arkadii uczęszczała na lekcje poświęcone podstawom nauki. Symulacja była znacznie bardziej niezawodnym przewodnikiem po funkcjonowaniu świata niż typowe techniki laboratoryjne. Jednakże Gwoth nie dysponowali komputerami do momentu wytworzenia przemysłu na powierzchni lodu. Ta zagadka sprawiała, że bolała ją głowa. Pora kolacji nadeszła i minęła, a ona dalej biegła. Jasny umysł był jej potrzebny bardziej niż posiłek z syntezatora. Gwoth nie tylko potrzebowali komputerów do przeprowadzenia symulacji. Ich obserwacje wskazywały, że obcy nadal nie dysponowali znaczącą mocą obliczeniową. Posiadali ogromne archiwa danych i wyspecjalizowane urządzenia ułatwiające sortowanie, przeszukiwanie i łączenie danych w sieci - ale komputery? Do tej pory nie odnaleziono żadnego większego centrum komputerowego.
Jej ramiona i nogi paliły i drżały, wszystko ją bolało z przemęczenia. Wiedziała, że przesadziła, w związku z czym zmniejszyła tempo bieżni do rozluźniającego spaceru. Nawet Obywatele nie wiedzieli wszystkiego. A co z nią?
5 Czwórka zwiadowców obserwowała grupę kamiennych struktur wyrastających ze szczytu góry która przebijała się przez lód. Przy przyspieszonym odtwarzaniu zapisu robotnicy Gwoth w kombinezonach ciśnieniowych byli jak rozmyte plamy. Ukończone sale i przybudówki były pokrywane z zewnątrz i wewnątrz warstwą wody. Woda, która natychmiast zamarzała, zapewniając doskonałe uszczelnienie. W pobliżu widocznych było coraz więcej odwiertów wtórnych, zapewniających temu miejscu wygląd obozu górniczego. Z wierzchołka góry wznosiła się metalowa struktura na zbyt wczesnym etapie budowy, by możliwa była jej jednoznaczna identyfikacja. Ruchomy talerz anteny na szczycie wieży skierowany był w niebo. Analiza wykazała, że antena śledziła orbitujące satelity komunikacyjne. Był to pełny hologram, obraz wykonany przez sondy zwiadowcze Odkrywcy. Sam Odkrywca dzielił orbitę z lodowym księżycem. Gazowy gigant, okrążany przez oba obiekty, blokował
bezpośredni
widok.
Łańcuch
małych,
niewidocznych
dla
radaru
boi,
przezroczystych i niezniszczalnych, tak jak kadłub Nr 1 produkcji General Products, przekazywał dane pomiędzy Odkrywcą i satelitami obserwacyjnymi, wiszącymi wysoko nad powierzchnią księżyca. Z pewnością jesteśmy tu bezpieczni - pomyślała Kirsten. - Jak bardzo spowalniamy nasze badania, kryjąc się? Po raz kolejny zebrali się w salonie. Nessus wskazał głową hologram. - Omar, co wiemy o ich projekcie budowlanym? - Wiemy? Niewiele - powiedział Omar. - Projekt był już dość zaawansowany, zanim go dostrzegliśmy. Wygląda na to, że maluchy budują antenę o dużym wzmocnieniu, aby wykorzystywać ją równolegle z satelitami na orbitach synchronicznych. - Moglibyśmy wylądować i ich zapytać - wybuchła Kirsten. Gwoth coraz bardziej jej imponowali. Obserwowanie ich było fascynujące, ale chciała ich poznać. Nessus obrócił głowę w jej kierunku. - Zapytać ich o co? O cokolwiek! - chciała krzyknąć. Jej zniecierpliwienie i frustracja były zaskakujące nawet dla niej samej. - Co budują? Jakie jest ich podejście do nauki? Czy możemy wymieniać się z nimi informacjami?
Podstawowe pytanie - czy Gwoth stanowili zagrożenie - nie mogło zostać zadane wprost. Eric chciał wiedzieć, w jaki sposób i skąd wystrzeliwali satelity. Kirsten chciała wiedzieć, dlaczego odnalazła archiwa danych, ale nie widziała żadnych centrów komputerowych. Każde z tych pytań oznaczało ryzyko odkrycia przed Gwoth ich operacji szpiegowskich. To trudna sprawa, pomyślała Kirsten. Nasze badania mogą sprawić, że to my będziemy się wydawać dla nich zagrożeniem. - Żadnych lądowań, jak na razie - odpowiedział Nessus, wzdrygając się. - Nie odkryjemy też przed nimi naszej obecności. Gwoth przypuszczalnie nie wiedzą nawet o istnieniu innych inteligentnych gatunków. Dlaczego mamy ich o tym powiadomić, a przez to zwiększyć prawdopodobieństwo wykrycia przez nich Floty? Eric zmarszczył brwi, spoglądając na szybko zmieniający się hologram. - Mogą odkryć fakt, że nie są sami w kosmosie szybciej, niżby nam się to podobało. To, co budują, może być radioteleskopem. - Będę nadal to obserwować - obiecał Omar. - Możemy także spróbować pewnego eksperymentu w celu zdobycia dodatkowych informacji. Coś w słowie „eksperyment" wydało się Kirsten prowokujące. - Co masz na myśli? - Uszkodzenie jednego z ich satelitów w celu sprawdzenia reakcji. To sugestia Erica, myślę, że całkiem niezła. Kirsten poszukała w pamięci odpowiedniego słowa, decydując się na termin opisujący zachowanie drapieżnych zwierząt. - Zaatakować ich? Eric skinął głową. - Użylibyśmy sondy wyposażonej w laser, poczekali, aż nie będzie się znajdować w polu widzenia innych satelitów i samego księżyca. Niczego nie zobaczą. Nie ma dowodów na to, że posiadają lasery, tak więc nie będą mieli pojęcia, co się stało. Utrata satelity spowoduje powstanie dziury w ich sieci komunikacyjnej, przypuszczalnie więc będą chcieli go zastąpić tak szybko, jak to możliwe. - A więc atak - odpowiedziała. Nessus pociągnął nerwowo za swoją potarganą grzywę. - Wiemy, że posiadają pewne możliwości lotów kosmicznych. Musimy w jakiś sposób określić, czy te możliwości mogą zmienić się w zagrożenie dla Floty. Zważywszy ich szybki rozwój w innych dziedzinach, ryzyko jest znaczne. - Nadal uważam, że powinniśmy rozpocząć od kontaktu - dopiero gdy zorientowała się,
że się trzęsie, poczuła jak silne emocje odczuwa. - Jeśli kontakt radiowy z nim nie zadziała, zgłaszam się na ochotnika do zejścia na powierzchnię. Omar wyłączył hologram. - Kirsten, jesteśmy daleko od domu. Twoim podstawowym zadaniem jest sprowadzenie nas z powrotem do niego. Nessus i ty naprawdę nie powinniście ryzykować. Znowu zaczęła myśleć o tamtej odległej wycieczce do lasu. Nikt nie wie wszystkiego. Chciała tylko wiedzieć, czyja ignorancja - Nessusa, jej samej, czy też tajemniczych Gwoth - stanowi tu problem. Z głębi uspokajającego gniazda poduszek w sanktuarium swojej kabiny Nessus rozważał nietypową prośbę Kirsten o prywatne spotkanie. Podjął już decyzję na temat obcych, dzięki czemu mógł skupić się na ocenianiu Kolonistów. - Przyjdź do mojej kabiny - zadecydował. Pukanie w drzwi było delikatne, ale gdy weszła Kirsten nie marnowała czasu. - Pogarszasz tylko sprawy, Nessus. - Co masz na myśli? - zapytał. - Myślę, że nasze działania stymulują Gwoth do rozwoju w sposób sprzeczny z interesami Floty. Również to podejrzewał. - Nie widzę takiej możliwości - skłamał. - Wiesz, że weszliśmy głęboko w ich sieć komunikacyjną i archiwa danych. Nic nie wskazuje na to, że wiedzą, iż Odkrywca jest tutaj, ale nasze badania wpływają na ich programy badawcze. Tworzymy mapy ich miast przy użyciu radaru głębinowego, a oni wykrywają anomalie na częstotliwości fal radiowych. Prowadzi to do rozszerzenia badań nad radiem i radarami. Niszczymy jednego z ich satelitów, a oni błyskawicznie odkrywają technologię szybkiego startu. I tak dalej - Kirsten rozejrzała się po kabinie, szukając miejsca, w którym mogłaby usiąść. Nie znalazłszy takiego, oparła się o ścianę. - Im dłużej testujemy Gwoth
pod
kątem
zdolności,
które
uznajemy
za
niepożądane,
tym
większe
prawdopodobieństwo, że właśnie te zdolności rozwiną. Sama nasza obecność może zapewnić im potencjał teoretyczny będący w stanie zagrozić Flocie. Była bardzo metodyczna i spostrzegawcza. Gdyby ten intelekt dało się połączyć z oddaniem Porozumieniu Erica, ich dzieci mogły okazać się bardzo przydatne. Myśl o kopulujących Kolonistach sprawiła, że jego żołądek niemal zwinął się w supeł. - Kirsten, czy ty podziwiasz tych prymitywnych obcych?
- Tak - odpowiedziała. - To kolejny powód, aby nie zwiększać reprezentowanego przez nich zagrożenia naszym działaniem. Z całym szacunkiem, Nessus, uważam, że powinniśmy opuścić ten układ słoneczny. Argumenty Kirsten były sensowne. Gwoth budowali ogromne obserwatoria na powierzchni lodu. Jak mogli nie zauważyć Floty po jej zbliżeniu? Już posiadali prymitywne rakiety chemiczne i technologię jądrową. Czy miała za tym pójść zdolność do lotów międzyplanetarnych? Za siedemdziesiąt lat, gdy Flota miała znaleźć się w pobliżu, Gwoth mogli dysponować statkami zdolnymi do eksploracji krawędzi ich układu słonecznego. To zdecydowanie przekraczało już granice ryzyka. Gdyby takie sondy zostały ukryte i rozmieszczone na trasie Floty... Dlaczego robić cokolwiek, co może przyspieszyć rozwój rozgwiazd? Właściwy kurs działania był oczywisty. Nessus zdecydował się kilka wacht wcześniej na treść zalecenia dla tych, którzy przewodzą z tyłu. Flota powinna lekko zmodyfikować swój kurs. W przeciągu siedemdziesięciu lat nawet taka drobna zmiana kursu spowodowałaby oddalenie Floty od wszelkiego zagrożenia, jakie mogli stanowić Gwoth. Ostatecznym rozwiązaniem było uderzenie komety w lodowy księżyc. Gdyby nawet przyszło użyć środków ekstremalnych, istniały też metody bardziej subtelne. - Nessus - spojrzała na niego z wyczekiwaniem. Na nieszczęście dla Kirsten i jej towarzyszy zbadanie systemu G567-X3 zawsze było dla niego celem drugorzędnym. - Dziękuję ci za wyrażenie swojej opinii, ale moim zdaniem powinniśmy kontynuować ewaluację Gwoth. Drgnęła, słysząc tę delikatną odmowę. - Czy mogę skorzystać z twojego holoprojektora? - Oczywiście. - Zastanawiał się, do czego zmierzała. Kirsten wywołała plik z archiwów statku. Pojawiła się pokryta wybrzuszeniami sfera ukryte dno lodowego oceanu księżyca. Świeciły na niej rozrzucone nieregularnie punkty, niektóre z nich migały. - Czerwone punkty oznaczają główne archiwa danych. Migające punkty to archiwa powiązane z centrami rozwoju Gwoth. - Musieli gdzieś prowadzić badania inżynieryjne. Jakie znaczenie mają te lokalizacje? - Spojrzyj teraz na to - odparła. Jej twarz poczerwieniała, gdy pojawił się drugi hologram. Przedstawiał on masę wijących się, splątanych ciał obcych. Jego żołądek zaprotestował, gdy włączyła kolejną taką scenę, i następną, i następną. Przedstawiały one łańcuchy
poruszających się w konwulsjach obcych, pulsujące grupy i wijące się stosy ich ciał. Fakt, że obcy wykonywali takie czynności przed kamerami był dla niego odrażający. Reprodukcja była sprawą prywatną. Wśród Obywateli seks oznaczał reprodukcję. Żaden Obywatel nie czuł się komfortowo omawiając kwestie z nim związane z przedstawicielami innych gatunków. Nessusowi nie było trudno przybrać negatywny ton. - Nie interesuje mnie życie seksualne innych. Jej twarz poczerwieniała jeszcze bardziej, ale nie wycofała się. - Wiem, jak to wygląda. Gdy takie sceny pojawiły się na naszych losowo wybieranych transmisjach, również nie mogłam na to patrzeć. Potem jednak zdarzyła się niesamowita rzecz. Im dłużej tu jesteśmy, tym częściej trafiamy na takie sceny. - Rewolucja technologiczna, eksploracja terenów nad lodem, być może podejrzenie obecności niewidzialnych obserwatorów - to musi być bardzo stresujące dla Gwoth kontynuowała. - Na początku pomyślałam, wybacz mi tę niedelikatność, że obcy reagują na stres wzmożoną aktywnością seksualną. Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Wydawało mu się, że wie dlaczego. Ludzie również musieli reagować w ten sposób na stres. Z wahaniem skinął głową, pozwalając jej kontynuować. - Następnie dostrzegłam dziwną korelację. Ta... aktywność koreluje się ze wzrostem ilości danych w archiwach. Występuje też najczęściej w okolicach najszybciej rosnących archiwów. Co mogło to oznaczać? Zdesperowana, zmusiłam się do oglądania tych scen. Zatrzymała obraz. - Przyjrzyj się dokładnie - w widoczny sposób przełknęła ślinę - a zobaczysz, że każdy Gwo jest połączony, hmm, rurkami z czterema innymi Gwoth. Nessus zmusił się do potwierdzenia jej obserwacji. Na tyle, na ile mógł to ocenić, na obrazie widocznych było szesnaścioro Gwoth, połączonych w sposób przez nią opisany. - Dlaczego ma to znaczenie? - zapytał. Kirsten ponownie rozejrzała się po kabinie w poszukiwaniu krzesła. Nie znalazłszy go, usadowiła się na stosie poduszek. - Nie wspomniałam jeszcze, w pobliżu którego archiwum danych wydarzyła się ta scena powiedziała. - Jest to archiwum specjalizujące się w rozwoju technologii rakietowych. Ta interakcja grupowa ciągnęła się przez wiele dni, z przerwami zgodnymi z zaobserwowanym przez nas harmonogramem pracy pobliskiego miasta Gwoth. Równocześnie z jej trwaniem zauważyliśmy znaczny wzrost ilości danych dotyczących konstrukcji dysz rakietowych. Dysz rakietowych? Nessus miał trudności z wyobrażeniem sobie konieczności projektowania i konstrukcji takich urządzeń. Wydawała mu się ona równie archaiczna, co
projektowanie poduszki lub stołu. Urządzenia tego typu wyszły z użycia na jego świecie wiele tysięcy lat wcześniej. Jednakże z drugiej strony jego rasa, podobnie jak Gwoth, musiała tę technologię wynaleźć. Przypuszczał, że proces projektowania musiał uwzględniać zróżnicowanie temperatury i ciśnienia w całej objętości dyszy. - Trzy wymiary przestrzeni i czas. Przyrównujesz czterostronne połączenia - nie był w stanie ukryć odrazy w głosie, pomimo starań - do obliczeń w macierzy czterowymiarowej. Nachyliła się do przodu, jej oczy rozbłysły. - Dokładnie tak. Odnalazłam dowody podobnie skorelowanego rozwoju w innych archiwach,
w
których
liczba
połączeń
pomiędzy
Gwoth
odpowiada
modelom
matematycznym. Linie połączonych Gwoth i proste, jednowymiarowe schematy dyfuzji gazów. Połączenia trójstronne i trójwymiarowe modele wiązań cząsteczkowych. Znalazłam więcej przykładów. Powoli zaczynał jej wierzyć. - Jak coś takiego jest w ogóle możliwe? - Na podstawie danych medycznych obcych podejrzewaliśmy już wcześniej, że gatunek wyewoluował z kolonii organizmów. Pojedyncze rurki przypominają robaki z przynajmniej śladowymi wersjami wszystkich organów potrzebnych do niezależnej egzystencji. Omar uważa, że pierwotne formy obcych połączyły swoje układy nerwowe, tworząc ostatecznie duży, współdzielony, centralny mózg. Wygląda na to, że obcy są w stanie łączyć swoje układy nerwowe także przy użyciu swobodnych końcówek rurek. Jeśli to prawda, takie połączenia umożliwiają łączenie mózgów kilku organizmów. Nessus nie miał żadnego celu w ujawnianiu swoich myśli, ale czuł fascynację. - Komputery biologiczne. Wyjaśniałoby to, dlaczego odnaleźliście duże archiwa, ale żadnych centrów obliczeniowych. To interesująca hipoteza, ale może być to jedynie przypadek. - Czy mogła to być prawda? - Jednak nawet jeśli masz rację, dlaczego miałoby mnie to obchodzić? - Nie widzisz tego? Wszyscy zastanawialiśmy się i martwiliśmy tą nagłą, niewyjaśnioną eksplozją kreatywności. Gwoth musieli od wieków przygotowywać się do wyjścia na lód, czekając z działaniem na stworzenie bardzo szczegółowego planu. Pamiętasz te podmorskie ruiny, które widzieliśmy na obrazach z radaru głębinowego i odebranych transmisjach? To stara cywilizacja. Erupcja możliwości tylko nam wydaje się nagła. Nigdy nie był bardziej przekonany o wartości programu szkolenia Kolonistów zwiadowców. Czy zwiadowcy Obywateli mogli dojść do tak dziwacznych - a równocześnie bardzo prawdopodobnych - wniosków na temat Gwoth? Miał wątpliwości, nawet
pominąwszy trudności związane z zebraniem załogi składającej się wyłącznie z Obywateli. - Kirsten, załóżmy, że masz rację. W ciągu swojej historii Gwoth byli ograniczeni do energii mięśni, pływów i być może ciepła wulkanicznego. Ich wspólna pamięć ograniczała się do tego, co można było zapisać na jakimś podmorskim odpowiedniku papieru. Pozostawali zamknięci pod lodem. - Teraz te ograniczenia zniknęły - kontynuował. - Dysponują energią nuklearną. Posiedli środki do zbudowania ogromnych archiwów danych nad lodem. A teraz znajdują się na progu podróży kosmicznych, mając pod nosem liczne księżyce. Być może jedyną rzeczą, która się nie zmieniła, jest wola, która napędzała ich przez cały czas przed rewolucją techniczną. Pomyśl, jak bardzo niebezpieczna może być taka koncentracja w połączeniu z coraz większymi zasobami. Jej usta otwarły się w szoku. - Nessus - udało jej się w końcu wykrztusić. - Oni nie wiedzą, że istniejemy. Nie wiedzą o istnieniu Floty. Nie zrobili niczego, co mogłoby stanowić zagrożenie dla kogokolwiek. A wszyscy zgadzamy się, że są inteligentni - jeśli dostrzegą Flotę, zdecydowanie bardziej zaawansowaną cywilizację, dlaczego mieliby nas prowokować? - Co proponujesz, Kirsten? - To, co wcześniej. Moglibyśmy po prostu odlecieć. Ciąg logicznych wniosków nie był jedyną niespodzianką, jaką przygotowała dla niego Kirsten. Było jasne, że pojawiła się u niej więź emocjonalna z istotami, które przybył zbadać Odkrywca. Wyczuł, że nie dzieli się z nim wszystkimi swoimi myślami. W jaki sposób jej uczucia względem Gwoth mogły wpłynąć na jej zachowanie? Czy sprzeciwiłaby się podjęciu środków defensywnych, gdyby wymagało tego bezpieczeństwo Floty? Musiał to wiedzieć. - Twoje odkrycia doprowadziły mnie do innego wniosku. Powinniśmy zwiększyć nasze starania mające na celu zrozumienie konsekwencji pewnych kwestii. Jego Koloniści zdecydowanie udowodnili swoje możliwości, czyniące ich doskonałymi zwiadowcami Floty. Nessus musiał jednak rozważyć teraz dylemat, który nigdy wcześniej nie przyszedł mu do głowy. Konieczne było udowodnienie, że Koloniści pozostają lojalnymi sługami.
6 Światło gwiazd odbijało się od lodowego ciała niebieskiego w kształcie ziemniaka, na powierzchni którego stała Kirsten. Dzięki włączonemu multiplikatorowi obrazu miejsce wydawało się tak jasne, jak RN4 podczas pochmurnego dnia. Lodowa powierzchnia pod jej stopami była pokryta nieregularnie porozrzucanymi głazami, a spod niej wychylały się kolejne fragmenty skalne. W pobliżu spacerował Eric, od czasu do czasu klękając, aby zbadać starożytną, pokrytą śladami uderzeń meteorytów powierzchnię protokomety. Tym, co czyniło ten region lodowej kuli bezpiecznym do badań, był brak atmosfery. Chociaż znajdowali się na tyle daleko od gwiazdy systemu, aby nie powodowała ona znaczących wahań temperatury, użyli radaru głębinowego, aby wyszukać całkowicie stabilne miejsce lądowania. Było to jej pierwsze wyjście poza pokład Odkrywcy od momentu opuszczenia Floty. Jestem na innym świecie, nawet jeśli to tylko mały świat - pomyślała. Jeszcze niedawno sama myśl o takiej przygodzie wywołałaby u niej ekscytację. Wiedza o celu wyprawy odbierała jednak całą przyjemność płynącą z tego doświadczenia. Odkrywca unosił się nad powierzchnią w bezpiecznej odległości. Na oczach Kirsten otworzył się właz, przez który wyleciała niewielka sfera - najeżony urządzeniami kadłub firmy General Products numer jeden, niewiele większy od jej hełmu. Omar kierował sferą zdalnie, kierując ją w ich stronę. - Sukces - zawołał Eric z zadowoleniem na kanale publicznym. - Znalazłem odpowiednie miejsce. Mam doskonały widok w głąb lodu, tak daleko, jak sięga światło mojej latarki. Ostrożnie podeszła do niego, by obejrzeć wskazane miejsce. Improwizowane raki na butach jej kombinezonu ciśnieniowego utrzymywały ją na powierzchni znacznie lepiej, niż słaba grawitacja lodowej kuli. Wierzyła mu, ale chciała porozmawiać z nim na osobności. Wskazała gestem kanał prywatny numer dwa. - To błąd - powiedziała bez ogródek. Ustawił maksymalną moc lasera latarki i skierował ją w dół. Z powierzchni natychmiast uniosła się para, jasno oświetlona wiązką lasera. - Co masz na myśli? Jeśli będziemy ostrożni - a ja jestem - nie grozi to żadnym niebezpieczeństwem.
- Nie twierdzę, że to niebezpieczne. Mówię, że to błąd. - Ile miała czasu, zanim Nessus stanie się ciekawy, lub podejrzliwy? - Eric, narażamy na niebezpieczeństwo inny inteligentny gatunek. Nie powinniśmy tego robić. Wyłączył na chwilę laser, czekając na rozproszenie się pary, aby spojrzeć w dół. - Ładny tunel - powiedział do siebie i wrócił do jego pogłębiania. - Kirsten, nikt ich nie krzywdzi. Badamy ich. Pytanie brzmi: czy zauważą i zareagują na zagrożenie zderzenia z kometą? Pozwoli nam to określić, z jakiej odległości będą w stanie wykryć Flotę i czy będą zdolni wystrzelić cokolwiek, co może jej zagrozić. Poobserwujemy ich przez chwilę, zobaczymy, czy zareagują, a potem zmienimy tor lotu komety. - Na pewno to zrobimy? Promień lasera zachybotał, gdy Eric poruszył się gwałtownie, zdziwiony jej słowami. - Ostrożnie z tym! Mówię poważnie, Eric. Przeprowadzamy ten test, ponieważ Gwoth mogą stanowić zagrożenie dla Floty. Nie mamy pojęcia o ich zwyczajach i wzorcach myślowych. Przyznaj - narażamy ich na niebezpieczeństwo. Dlaczego? Tylko dlatego, że odkryli pewne podstawowe technologie. Zadaj sobie pytanie, co zrobi Nessus, jeśli okaże się, że Gwoth wykryli ryzyko kolizji i podejmą działania mające na celu zmianę toru lotu komety. Wyłączył laser. Gdy para się rozproszyła, chrząknął z zadowoleniem, patrząc na ziejący w pobliżu otwór. - Kirsten, muszę teraz porozmawiać z Omarem. Przechodzę na kanał publiczny. - Dotknął przycisku na rękawie kombinezonu. - Omar, przekaż mi kontrolę nad sondą. Sfera powoli zbliżyła się do nich. - Napęd bezinercyjny. Tej technologii nasi mali znajomi na pewno nie mają - powiedział Eric. Maleńki statek wylądował na wydrążonym otworze, uderzając o podłoże z odgłosem, który mogli wyczuć jedynie przez buty. - Pilotowanie czegoś, co jest praktycznie niezniszczalne, znacznie ułatwia pracę. Ustawiwszy laser latarki na szerszy promień, Eric rozpoczął omiatanie powierzchni wokół otworu. Pojawiła się mniejsza ilość pary niż poprzednio, a tunel zapadł się w sobie. Mężczyzna omiatał powoli cały obszar, aż wreszcie na miejscu tunelu pozostało jedynie niewielkie wgłębienie. Kirsten również skierowała swoją latarkę na ten obszar, ale wiązka jej lasera była tak szeroka, że zapewniała tylko nieszkodliwe światło. Eric nakazał gestem powrót do rozmowy na kanale prywatnym. - Wiesz, że ten test nie stanowi zagrożenia dla obcych. W najgorszym przypadku pomyślą, że grozi im niebezpieczeństwo. Napęd, który właśnie zamontowaliśmy, powoli zmieni orbitę protokomety, aby wywołać ryzyko bliskiego przejścia. Jeśli Gwoth tego nie
zauważą lub nie będą w stanie zareagować, użyjemy napędu, aby zepchnąć kometę z kursu stanowiącego zagrożenie. Kirsten również znała plan. Z daleka powinno się wydawać, że typowa losowa erupcja gazów z komety spowodowała zmianę kursu na bezpieczny. - Nasza sonda może też zmienić kurs na uderzeniowy. Lub przebić się przez kometę z pełną prędkością, rozrywając ją na kawałki i utrudniając odchylenie ich wszystkich. - Domyślam się, że chcecie być sami - zażartował Omar na kanale publicznym. - Jasne, macie chwilę. Zakładam, że wiecie, iż Nessus uważa każdą minutę spędzoną niepotrzebnie poza statkiem za oznakę szaleństwa? - Kirsten, o co tak naprawdę chodzi? - zapytał Eric. - Właśnie stworzyliśmy coś, co może zniszczyć całą cywilizację Gwoth. Może nawet cały gatunek. Uderzenie komety w ich świat spowodowałoby śmierć milionów. Tworzenie takiego urządzenia na wszelki wypadek... czy jesteśmy lepsi od tych, którzy zaatakowali naszych przodków? - popatrzyła na swoje buty. - Czy Porozumienie jest od nich lepsze? Chwycił ją gwałtownie za ramę i obrócił twarzą do siebie. - Jak śmiesz wysuwać takie oskarżenia względem Obywateli! Ktoś, nigdy nie dowiemy się kto, zaatakował statek przewożący naszych przodków. To statek Obywateli znalazł jego wrak, umierający i dryfujący. Wiesz, jak bojaźliwi są Obywatele, a jednak weszli na pokład wraku i uratowali zbiory zamrożonych embrionów oraz tyle artefaktów, ile mogło zmieścić się na pokładzie statku wielkości Odkrywcy. Kirsten, Obywatele mogli zostawić wrak i naszych przodków w przestrzeni. A jednak nas ocalili. Stworzyli dla nas język i kulturę. Dali nam cały świat. Nie oczekuj, że będę ich podejrzewał o niecne motywy. Każde wypowiedziane przez niego słowo było prawdą, a jednak... wspólnie, pod nadzorem Nessusa, stworzyli to przerażające urządzenie. Gdzie był w tym sens? Eric gapił się na nią. Musiała w jakiś sposób odpowiedzieć na jego wybuch. - Nie wiem, co powiedzieć. Może po prostu jestem zbyt daleko od domu. - Zaraz wracam na kanał publiczny - odpowiedział Eric. - Ale to prawda, jesteśmy bardzo daleko od domu. Czy to oznaczało, że przyjął do wiadomości jej tok rozumowania? Czy też potraktował niewypowiedziane przeprosiny jako długo oczekiwaną akceptację jego zalotów? Tak czy inaczej, odetchnęła z ulgą. Wyglądało na to, że jej bezpodstawne obawy miały pozostać między nimi, przynajmniej w tej chwili.
7 Kirsten nie wiedziała czy zdali test, czy nie. Wiedziała tylko - tylko tyle powiedział im Nessus - że Obywatel zdecydował się na powrót do Floty. Wszelkie zagrożenie ze strony Gwoth było kwestią dalekiej przyszłości. Rząd Porozumienia mógł zdecydować się na podjęcie odpowiednich działań, na przykład prostej zmiany kursu Floty. A Gwoth? Nessus zapewnił ich, że eksperyment z kometą został anulowany. Zmodyfikowana kula lodu miała pozostać z daleka od G567-X3. Mimo tego, że bardzo tego chciała, nie była w stanie potwierdzić, że niebezpieczeństwo dla lodowego księżyca minęło. Nie mogła też wymóc na Nessusie zapewnienia. Gdy tylko opuścili osobliwość i weszli w hiperprzestrzeń, aby wrócić do domu, Obywatel zamknął się w swojej kabinie i nie odpowiadał na żadne wezwania. Jego faza maniakalna zakończyła się, przechodząc w swoją odwrotność. Z drugiej strony, nieobecność Nessusa podczas długiej podróży do domu dała jej czas na spokojne przemyślenia bez nadzoru. Działania Gwoth na powierzchni lodu fascynowały Kirsten. Jakąż odwagą wykazali się obcy, badając tak nieprzyjazne tereny przy użyciu wyłącznie prymitywnych technologii. Ich dążenie do wiedzy, rozwój możliwości i energia działań były inspirujące. I obudziły w niej nowe nastawienie do jej własnego gatunku. Koloniści nie znali dumy. Dlaczego mieliby być dumni, skoro niczego nie osiągnęli samodzielnie? RN4 została ujarzmiona na długo przed ich przybyciem. Technologię otrzymali w prezencie, a w dodatku była to technologia znacznie bardziej prymitywna niż to, czym
dysponowali
Obywatele.
Ich
dobroczyńcy
uznali
ich
za
niegodnych,
nieprzygotowanych lub w innym, nieodkrytym jeszcze sensie, niegotowych na udział we wszystkim, co stworzyło Porozumienie. Teoretyczna wiedza na temat całych światów zamieszkałych przez tubylcze cywilizacje to jedno. Obserwacja działań Gwoth była czymś zupełnie innym. Doświadczenie to sprawiło, że poczuła, iż utracony dom jej gatunku był czymś rzeczywistym. Gdzieś w przestrzeni istniał ten świat, miejsce tak rzeczywiste i wyjątkowe, jak lodowy księżyc Gwoth. W jej umyśle przybierał on kształt bladoniebieskiej elipsoidy obrotowej, przypominającej
RN4, ale z zamazanymi konturami. Jej przodkowie musieli ujarzmić tamten świat, stworzyć własną technologię i wyruszyć samodzielnie w przestrzeń międzygwiezdną. Jeśli mogła szanować Gwoth za ich osiągnięcia, jak mogła nie podziwiać swoich własnych przodków? Jacy oni byli? Jak się organizowali? Do jakich celów dążyli? Jakim językiem mówili? Był to na pewno język bardziej logiczny i ustrukturyzowany, niż wymyślony przez Obywateli na ich potrzeby angielski. Jej nowe zainteresowania podsycał fakt, że w bibliotece Odkrywcy można było znaleźć jedynie szczątkowe dane na temat uratowania Kolonistów. Było to niepokojące. Trzy osoby na mostku tworzyły tłok. Omar i Eric siedzieli blisko obok siebie na wyściełanej ławie Nessusa. Omar przyniósł tacę z trzema szklankami gorącego soku ze stymulantami. - Dziękuję za przybycie - rozpoczęła Kirsten. - O co chodzi? - Omar machnął ręką, wskazując znajdujące się przed nim przyrządy. Zinterpretowała ten gest jako pytanie: „Czy potrzebujemy Nessusa?". Fakt, że Nessus nadal ukrywał się w swojej kabinie, służył jej celom. Jej zdolność do formułowania niepoprawnych myśli była ciągle na tyle nowa, że zadziwiała ją samą. Zdecydowała się na wyjście z hiperprzestrzeni. Podobne do diamentów punkty świetlne były widoczne przez odkryte bulaje mostka. Odległa Flota pozostawała niewidoczna dla nieuzbrojonego oka. - Jest tu naprawdę pusto, prawda? - Nie jest to jakaś przełomowa informacja - odparł Omar. - Owszem, ale trudno jest pojąć, jaka to pustka, jeśli się w niej nie znajdujesz - pozwoliła im zastanowić się przez chwilę nad tymi słowami. - Pomyślcie, jak bardzo niskie było prawdopodobieństwo natknięcia się statku Obywateli na dryfujący wrak naszych przodków. Jak niskie zważywszy na fakt, że statki wyposażone w hipernapęd rzadko opuszczają hiperprzestrzeń. Jak bardzo niskie w świetle faktu, że zgodnie z oficjalną historią Obywatele zauważyli dryfujący statek z wyłączonym napędem plazmowym. Czujniki Odkrywcy byłyby w stanie wykryć taki wrak jedynie z minimalnej odległości. Eric zerknął w kierunku kabiny Nessusa. - Myślę, że mieliśmy szczęście. Powinnaś być za to wdzięczna. Czy to spojrzenie oznaczało strach? Sceptycyzm? Ostrzeżenie? Miała się dowiedzieć już wkrótce. Jeśli miała rację, byłoby to dla niego ciężkie przeżycie. - Obaj wiecie, że badałam prymitywne technologie. Myślę, że ciekawe byłoby porównanie doświadczeń Gwoth z tym, co Obywatele zobaczyli podczas swoich podróży.
Wywołała hologram zawierający podsumowanie znalezionych przez nią informacji raczej mizerną liczbę danych. Wywołała drugi obraz. - Takie zapytanie zadałam bibliotece. Czy robię coś nie tak? Omar przyjrzał się obrazom. - Moim zdaniem twoje zapytania są w porządku. - Nessus powiedział nam, że nie chce, by wiedza na temat innych obcych wpływała na nasze badania - powiedział Eric. - Nie dziwi mnie, że usunął takie materiały z naszej biblioteki. Wygląda na to, że miał rację - niektórzy z nas po prostu nie mogli powstrzymać się od zajrzenia do nich. Kirsten zignorowała krytykę. - Zastanawiałam się też, czy odpowiednie materiały można znaleźć w historii Obywateli. Wyświetliła dwa kolejne obrazy, zawierające wyniki innego zapytania skierowanego do biblioteki. - Kirsten, dlaczego tu jesteśmy? - zapytał Omar. - Nie chodzi o to, by żałować materiałów usuniętych przez Nessusa z biblioteki. Jej spojrzenie powędrowało mimowolnie w kierunku kabiny Obywatela. Czy powzięte przez nią środki ostrożności zadziałały? - Dajcie mi chwilę - powiedziała, wyświetlając wyniki kolejnego zapytania. Było ono przeciwieństwem poprzedniego - obejmowało wszystkie tematy niepowiązane z historią technologii prekosmicznych. Pojawił się komunikat ostrzegawczy, krytykujący ją za zbyt szerokie pole wyszukiwania. Jedyną podpowiedzią, jakiej biblioteka udzieliła, były dwie bardzo duże liczby. Pierwsza z nich była równa liczbie powiązanych plików. Druga liczba, jeszcze większa, ukazywała liczbę danych w tych plikach. - Panowie, chciałabym zauważyć, że wprowadziłam zapytania uzupełniające. Pierwsze z nich miało podać wszystkie dane związane z wczesną historią technologii. Drugie - wszystkie dane z nią niezwiązane. Połączone wyniki powinny obejmować całą bibliotekę. Jest jednak inaczej. - Oczywiście - Eric pociągnął nosem. - Nessus przewidział twoje wścibstwo. Brakujące dane muszą znajdować się w plikach zarezerwowanych do jego wyłącznego użytku. - Oczywiście. Aby potwierdzić ten fakt, spójrzcie na te zapytania. - Jej kolejne wyszukiwania dotyczyły danych związanych i niezwiązanych z technologią hipernapędu. Nikogo nie zdziwił fakt, że ta para zapytań również ukazała duży niedostępny obszar. - Czy wszyscy się zgadzamy, że takie pary zapytań stanowią rzetelną metodę sprawdzania liczby
niedostępnych danych dotyczących określonego tematu? Nic nie mówiąc, Omar wskazał znacząco na konsolę Nessusa. Być może kapitan wiedział więcej, niż wydawało się wcześniej Kirsten. Zignorowała ewidentne ostrzeżenie. - Metoda ta działa także w przypadku wyszukiwań wykorzystujących parametry danych. Czy któregoś z was zdziwi, jeśli powiem, że w bibliotece istnieje niedostępny nam obszar, którego rozmiar rośnie nawet teraz, gdy wracamy do domu? Omar niezdarnie wstał z wyściełanej ławy. Czubek jego buta zaczepił o coś i kapitan wpadł na konsolę sterującą Nessusa. - Cholera! - Podniósł się na nogi. Cały przód jego koszuli pokrywał rozlany sok. - Ależ to gorące. - Sok szybko się skroplił, ześlizgując się po nanowłóknach ubrania na pokład. Część soku rozlała się na kontrolki. Omar zdjął koszulę i zaczął wycierać konsolę, bez większego efektu. Kirsten odruchowo odwróciła wzrok - oglądanie nagiej piersi Omara wydało jej się niestosowne. Spojrzała jednak na jego dłonie i ich działania. Omar nie przecierał jakiegoś przypadkowego punktu na konsoli. Wzrost rozmiaru archiwów nawet podczas pobytu w hiperprzestrzeni sugerował, że Nessus podsłuchiwał nie tylko Gwoth. Kirsten znalazła czujnik ukryty na mostku - dokładnie w miejscu, w którym rozlał się sok i które pokrywała teraz koszula Omara. Kapitan także znał lokalizację ukrytej kamery. - Ta sztuczka może nam się udać tylko raz - Kirsten nigdy nie słyszała Omara mówiącego tak bezpośrednim tonem. - Tak czy inaczej Nessus może nabrać podejrzeń. Mam nadzieję, że to, co chcesz nam powiedzieć, jest ważne. Ach, Eric - nie zadawaj pytań. Eric wyglądał, jakby miał zaraz eksplodować, ale nie odezwał się ani słowem. - Zanim was tu wezwałam, też miałam nieszczęśliwy wypadek z sokiem - powiedziała Kirsten. - Mam nadzieję, że zadziałał. - Nessus nigdy nie uwierzyłby w dwa niewinne wypadki zdarzające się w tak krótkim odstępie czasu. - Powiem wam, co jest ważne. - Wszyscy zostaliśmy wychowani na opowieści o heroicznym ratunku udzielonym naszym przodkom. Wiemy, jak niebezpieczny był dryfujący wrak, jego kadłub pełen dziur spowodowanych przez nieznanych napastników. Wiemy, że wsteczna projekcja jego kursu nie wskazała żadnego potencjalnego świata macierzystego w odległości setek lat świetlnych. Być może dryfował przez naprawdę bardzo długi czas lub jego załoga zmieniła kurs, uciekając przed zagrożeniem. W każdym razie nie udało się ustalić jego miejsca pochodzenia. Po uratowaniu banków embrionów wrak został pozostawiony w przestrzeni międzygwiezdnej i jego ostateczny los jest nieznany. Generalnie uczono nas, że Porozumienie wie o naszej
przeszłości bardzo niewiele. A teraz popatrzcie. Ostatnie dwa zadane przez nią zapytania ujawniły kolejny niedostępny obszar biblioteki. Jego nazwa brzmiała „Historia Kolonistów przed RN4". Obszar był ogromny. Nessus odważył się mieć nadzieję, że misja zostanie uznana za sukces. Koloniści dobrze funkcjonowali jako zespół, efektywnie operowali statkiem i nauczyli się wiele na temat Gwoth. Co najważniejsze, okazali się lojalni. Asertywność Kirsten, mimo tego, że wyrażana w pełen szacunku sposób, martwiła go trochę. Okazało się, że niepotrzebnie. Gdy nadszedł czas, pomogła w instalacji sondy z napędem na komecie. Posłuszeństwo Obywatelom stanowiło integralną część konstrukcji społeczeństwa Kolonistów. Flota powinna niedługo mieć większą liczbę skautów i być lepiej przygotowana do swojej ucieczki z galaktyki... a te radosne, redukujące ryzyko wyniki były jego zasługą. Po triumfalnym powrocie w tych trudnych dla Floty czasach wszystkie drogi awansu stałyby przed nim otworem. Tak wielu w niego wątpiło. Radość sprawiało mu wyobrażanie sobie konsternacji, jaką jego nieortodoksyjny sukces miał wywołać w jego tchórzliwych rodzicach. Marzył o uznaniu i honorach ze strony jego nowych przyjaciół, eksperymentalistów. Sukces tej misji mógł z dużym prawdopodobieństwem zapewnić mu najcenniejszą nagrodę - partnera. I to nie jakiegoś zwykłego partnera... Po jego triumfalnym powrocie nawet subtelny, pełen gracji Nike powinien być w jego zasięgu. Tak, odważył się mieć nadzieję... do momentu nadejścia prywatnej wiadomości z wezwaniem do powrotu. Kilka składających się na nią słów sprawiło, że ukrył się w swojej kabinie, drżąc, zapomniawszy o perspektywach osobistych korzyści. Nic wydawało się nie mieć znaczenia. Jadł pożywienie z niewielkiego syntezatora w kabinie. Nie miał siły ani ochoty na wymianę przepalonego czujnika na mostku. Wiedział, że Koloniści dostarczą go na Ognisko z jego pomocą lub bez. Pełna treść nieoczekiwanej wiadomości brzmiała: „Wracać natychmiast do Floty. Dzicy ludzie bliscy znalezienia nas". - Nie mogę wyjaśnić, co się dzieje - powiedziała Kirsten. - Wiem tylko, że Porozumienie wie o naszej przeszłości znacznie więcej, niż nam mówi. Mam zamiar odkryć prawdę. Na początek znajdę statek naszych przodków.
- To niemożliwe - Eric siedział skulony na ławie Nessusa, jego system wartości legł w gruzach. Wydawało się, że uszło z niego powietrze. - Został opuszczony setki lat temu. Skąd mamy wiedzieć, gdzie zacząć poszukiwania? „Skąd mamy wiedzieć"? Uwierzył jej! Kirsten odłożyła na bok wszystkie swoje wątpliwości i niepewności. - Wszelkie wskazówki, jakie istnieją, można znaleźć w miejscu, do którego się udajemy. - Wszelkie sekrety skrywane przez Porozumienie znajdują się na Flocie Światów.
MISJA Data ziemska: 2650 r
8 Biuro Nike znajdowało się o jeden dysk transferowy od jego mieszkania. Jednak wyłączywszy sytuacje awaryjne, nie korzystał z tego środka transportu. Teleportacja była wydajna, ale nie zapewniała komfortu ani informacji. Teraz teleportował się do holu swojej arkologii, raźnym krokiem schodząc z dysku transferowego i przeciskając się przez delikatne pole siłowe, które odgradzało klimatyzowane atrium od zewnętrznych chodników. Cały horyzont pokrywały budynki. Nawet najmniejsza arkologia była tysiąckrotnie wyższa od niego. Zapach stada objął go niczym ciepła kąpiel. Rozdając przyjacielskie kuksańce, Nike zagłębił się w nieprzerwany strumień przechodniów. Nieunikniony przypadkowy dotyk i otarcie się bokami zapewniał poczucie spokoju. Wyciągając szyje w trakcie marszu Nike przyglądał się pasom narzędziowym, ozdobnym szarfom, wstążkom i klejnotom ozdabiającym grzywy i zdobionym broszom. Jak zawsze dostrzegł zielenie osób deklarujących poglądy konserwatywne i odcienie pomarańczu charakteryzujące eksperymentalistów. Deklaracje hobby, profesji i klubów towarzyskich znacznie przewyższały liczbą kolory frakcji politycznych. Widoczne spektrum kolorów podkreślało stan, który Nike przyjmował ze smutkiem - nastroje uspokoiły się od czasów odkrycia katastrofy w jądrze galaktyki. Zresztą, dlaczego nie? Łuna pokrywających całe kontynenty miast maskowała zmiany konstelacji na niebie. Tylko skomplikowane przyrządy były w stanie wykryć pracę silników bezinercyjnych, które nadawały Flocie Światów stałe przyspieszenie. Opuszczenie galaktyki nie wiązało się z żadnymi zmianami dla ogromnej większości Obywateli, ich dzieci, wnuków i kolejnych generacji - dla tych, którzy nadal mierzyli upływ czasu w pokoleniach. Wśród Obywateli narodziny były zjawiskiem tak rzadkim jak śmierć. W związku z tym to, co niezwykłe, stało się codziennością, która została praktycznie zapomniana. Zadanie ucieczki z galaktyki zostało powierzone konserwatystom, którym zabrakło wyobraźni, by ją wcześniej zaproponować. W taki właśnie sposób Porozumienie radziło sobie z wszystkimi sytuacjami awaryjnymi. Drżąc z frustracji, Nike poprawił dużą pomarańczową broszę przypiętą do pasa. Wokół niego płynęły rozmowy. Dotyczyły rodzin i przyjaciół, sztuki, teatru, zakupów i
rządu. Krótka dyskusja polityczna, którą usłyszał, dotyczyła niuansów i banałów, niczego, co mogłoby zwrócić uwagę tych, co przewodzą z tyłu. Oczywiście niewiele osób posiadało wiedzę równą jemu. Z tą myślą Nike uznał swój codzienny prywatny sondaż za zakończony. Zbliżył się do publicznego dysku transferowego wbudowanego w chodnik i zanurzył głowę w kieszeni. Przy użyciu zręcznych ust pobrał adres ze swojego osobistego kontrolera transportu. Odcisk jego języka zapewnił mu dostęp do zaszyfrowanego pliku. Dysk natychmiast przeniósł go do zabezpieczonej lokalizacji westybulu dla pracowników Ministerstwa Spraw Zagranicznych. - Dzień dobry panu - gwizdnęli strażnicy otaczający wejście. Kolejno pochylili głowy na znak szacunku, począwszy od strażnika stojącego najbliżej. Dzięki temu przez cały czas większość strażników skupiała swoją uwagę na dyskach. Wyciągając głowę z kieszeni Nike przyjął, charakteryzującą się szeroko rozstawionymi nogami, sugerującą brak konieczności ucieczki pozycję pewnego siebie lidera. - Pozdrowienia - zaintonował formalnie. Na jego gest dwóch strażników odsunęło się, robiąc mu przejście. Raźnym krokiem przeszedł do drugiej grupy zabezpieczonych dysków, zapewniających dostęp do biur ministerstwa. Kolejny autoryzowany językiem adres przeniósł go do otoczonego maksymalną ochroną kompleksu biur Wydziału Operacji Tajnych. Funkcjonariusze, wychodzący ze swoich komórek, witali go gestami szacunku. - Panie ministrze. Dzień dobry panu. Wasza Ekscelencjo. - Najbardziej cieszyły go niechętne ukłony składane przez konserwatystów należących do tego stada. Konserwatyści byli obecnie przy władzy, w związku z czym minister był oczywiście konserwatystą, tak jak wszyscy ministrowie w obecnym rządzie. Jednak niezależnie od obecnego układu politycznego większość ważnych stanowisk w tym ministerstwie zajmowali eksperymentaliści. Pomimo wielu pokoleń życia obok jedynie niewielka część konserwatystów była w stanie kontaktować się bezpośrednio z Kolonistami. Nigdy nie było ich wystarczająco wielu, a poza tym zarządzanie Kolonistami stanowiło najprostszą część zadań ministerstwa. Tylko prawdziwie wyjątkowe osoby były w stanie kontaktować się z dzikimi obcymi, a tylko eksperymentaliści dysponowali elastycznością umysłów konieczną do współpracy z takimi wyjątkowymi osobami. Wydział Operacji Tajnych był i na zawsze miał pozostać enklawą eksperymentalistów. Zbyt wielu członków partii Nike narzekało na krótką pamięć mas. Nie on. Odrzucenie mądrości większości stanowiło samą definicję szaleństwa. Obywatele prowadzący obecnie z tyłu Partię Eksperymentalistyczną chcąc nie chcąc godzili się na kolejną epokę w roli bezsilnej opozycji.
- Dlatego właśnie - pomyślał Nike - gdy eksperymentaliści powrócą do władzy, partią będzie kierować zupełnie kto inny Nike ponownie przyjął postawę absolutnej pewności siebie. Trzymając głowy wysoko wmaszerował do swojego prywatnego biura. Osobiste drzwi świadczyły o jego wysokim statusie. Przed ich zamknięciem oznajmił wszystkim: - Proszę mi nie przeszkadzać. - ...zniknięcie przedstawicieli firmy General Products nadal wzbudza zainteresowanie kwestiami związanymi z lalkarzami. Służby Organizacji Narodów Zjednoczonych nadal pilnie poszukują waszego macierzystego systemu. Usprawiedliwiają poszukiwania twierdząc, że nieobecność firmy GP może spowodować niewypełnienie zobowiązań kontraktowych lub gwarancyjnych. Muszę dopiero uzyskać dostęp do plików śledczych, ale generalnie uważa się, że szerokopasmowa analiza anomalii astronomicznych może... Nike zatrzymał odtwarzanie wiadomości hiperfalowej. Człowiek na nagraniu stał bez ruchu. Tysiąc szczegółów, od śmiałych ozdób skóry po krój ubrań, mówiło, że osoba ta nie jest Kolonistą. To samo mówiło użycie przez nią terminu „lalkarz". Gdy przedstawiciele Porozumienia odkryli w końcu swoją obecność przed tubylczą cywilizacją maleńkiego sektora galaktyki nazywanego dumnie Znaną Przestrzenią, ludzki odkrywca Pierson przyrównał anatomię Obywateli do trójnogiego centaura z dwiema głowami przypominającymi marionetki ze skarpet. Termin „lalkarz" szybko się przyjął. Usta dzikiego człowieka były otwarte w momencie zatrzymania obrazu. Ta rozwarta jama wydawała się czynić strumień złych wiadomości nieskończonym. Na szczęście posiadanie osobistego biura oznaczało, że Nike mógł w samotności doprowadzić się do porządku. Być może to dzicy ludzie mieli śmiać się ostatni. Po sukcesie planu z Kolonistami wielu eksperymentalistów zaczęło z afektacją przyjmować ludzkie imiona. To, które wybrał dla siebie, nagle zmieniło się w jego ustach w popiół. Nike, bóstwo zwycięstwa. Pytanie brzmiało - czyjego zwycięstwa? Jak mogli zareagować dzicy ludzie po odkryciu Floty i ludzkich sług Porozumienia? Przynajmniej dzicy ludzie nadal omyłkowo szukali ich świata macierzystego przywiązanego do układu słonecznego. Nawet najbardziej zaufani ludzcy agenci nie mieli pojęcia, że sześć światów podróżowało bez słońca. Nike zorientował się, że przechadza się po miękkiej, wyściełanej powierzchni roboczej, która zajmowała znaczną część jego biura. Musiał się uspokoić. Przytrzymując jedną parą ust
grzebień, a drugą lusterko, dokładnie wygładził i ułożył swoje warkocze. Jak zwykle czesanie uspokoiło go. Odezwał się jego interkom. - Wasza Ekscelencjo. - Głos asystenta był pełen szacunku. - Tak? - odpowiedział Nike. - Już niemal czas na przemowę. Prosił pan o przypomnienie. Kilka głębokich oddechów pozwoliło Nike pozbyć się lekkiego drżenia kończyn. Raport jego znajdującego się daleko agenta czynił przejęcie władzy przez eksperymentalistów absolutnie koniecznym. To z kolei sprawiało, że jego przemowa miała ogromną wagę. Nessus szedł tak szybko, jak pozwalały na to tłumy, jego kopyta klekotały na twardej powierzchni szerokiego bulwaru. Jego cel pozostawał niewidoczny, niezależnie od tego, jak bardzo przekrzywiał szyje, ale nawet nie pomyślał o skorzystaniu z publicznego dysku transferowego, który mógłby skrócić ten ostatni, krótki etap jego podróży. - Jaki piękny dzień - mruknął do siebie. Pomimo otaczającego go hałasu, kilka głów obróciło się z zaciekawieniem w jego stronę. Nie mógł powstrzymać się od odpowiedzenia mrugnięciem. Dlaczego nie uśmiechem? Był niezwykle szczęśliwy po zejściu z pokładu Odkrywcy. W końcu był w domu. Był tak szczęśliwy, że jego grzywa, chociaż bez stylowej fryzury, była nietypowo dla niego uczesana i związana dwiema pomarańczowymi wstążkami. Alejka rozszerzała się w miarę zbliżania do parku. Co kilka kroków stały osoby witające przybyłych, ich głowy kłaniające się w pozdrowieniach, w ustach pęki pomarańczowych wstążek ukazujących ich przynależność do partii. Nessus wziął dwie pomarańczowo-złote tasiemki i zmieszał się z oczekującym tłumem. Wiele osób zawiązało otrzymane wstążki wokół szyi, Nessus z radością poszedł za ich przykładem. Obywatel stojący obok Nessusa dotknął jego ramienia. - Wspaniale, mamy tutaj spory tłum. - Zgadzam się - Nessus przez długi czas używał wyłącznie języka angielskiego, rozmawiając z Kolonistami. Czuł się cudownie, mogąc znowu używać ćwierknięć i treli, wydawać z siebie długie arpeggio, harmonijnie łączyć długie słowa - naprawdę rozmawiać. Gwoth wydawali się tylko odległym wspomnieniem. - Zebraliśmy się tu w ważnym celu. - Czy byłeś na innych spotkaniach poświęconych stałym sytuacjom awaryjnym? - zapytał jego nowy znajomy. - Na niektórych. - Nie na tak wielu, jak by sobie tego życzył. Nie wspomniał o swojej
długiej nieobecności. Nawet gdyby ujawnił tylko tę część informacji, którą mógł się podzielić, o pobycie na RN4, istniało duże ryzyko, że jego nowy znajomy się wycofa. Towarzystwo szaleńca stanowiło kolejne ryzyko, którego znaczna większość Obywateli unikała. Nessus nie pozwolił myślom o samotności zepsuć swojego dobrego humoru i zanurzył się w chwili. Otoczyły go kontrapunkty tysiąca głosów, odgłosy ogromnego stada, bogate w zapachy powietrze. A za kilka minut miał przemawiać Nike. Kolejni mówcy opowiadali o ryzyku i zagrożeniach, wielu niebezpieczeństwach, przed którymi eksperymentaliści uratowali Porozumienie w przeszłości. Było to coś równocześnie znajomego i ekscytującego. Głowy Nessusa, podobnie jak innych słuchaczy, kiwały się na znak zgody - góra-dół, dół-góra, góra-dół, dół-góra. - Nasza ucieczka z galaktyki jest prawdopodobnie pierwszą w historii - powiedział aktualny mówca. - Ale na pewno nie ostatnią. Kolejne rasy muszą za nami podążyć, zdesperowane z powodu opóźnień. Wyobraźcie sobie ich panikę, gdy zbliży się fala promieniowania powstała w wyniku wybuchu jądra. Wszystkie spóźnione rasy desperacko poszukują energii i zapasów, podczas gdy rasy mądrzejsze uzupełniły już paliwo i pożywienie. Wyobraźcie sobie teraz sytuację, w której ci zdesperowani, potrzebujący uchodźcy napotykają Flotę Światów. Wykryją wszystkie nasze starannie zebrane zasoby. Czy Porozumienie będzie wtedy bezpieczne? - Nie! - zabrzmiał ryk tysiąca gardeł upchniętych na niewielkiej przestrzeni. Wszędzie wokół Nessusa kopyta stukały o podłoże, gdy otaczający go Obywatele nerwowo rozważali implikacje słów mówcy. - Czy niebezpieczeństwo minęło? - Nie! Nie! - Czy nasze obecne działania są na tyle rutynowe, że możemy zawierzyć los Porozumienia konserwatystom? - Nie! Nie! - Kiedy będziemy bezpieczni? Odpowiedź na to pytanie zabrzmiała na początku tysiącem dysonansów, a potem połączyła się w ogromny chór głosów: - Po zakończeniu sytuacji awaryjnej! To oznaczało „po zakończeniu stałej sytuacji awaryjnej". Była to koncepcja zbyt świeża, by móc ją ocenić, podważająca wszelkie normy, zapierająca dech w piersiach swoją śmiałością, a w związku z tym także na swój sposób przerażająca. Nawet większość
eksperymentalistów wzdrygała się na myśl o niej. Dla Nessusa, ciągle głęboko zakorzenionego w swoim konserwatywnym wychowaniu, pozostawała zbyt śmiała. Nie miało to znaczenia. Serca mówiły Nessusowi, że jego zainteresowanie frakcją eksperymentalistów promujących tę koncepcję nie wiązało się z polityką. Na centralnym pagórku parku pojawiła się delikatna postać, powiększona tysiąckrotnie w wiszącym nad nią hologramie. Jej skóra miała kolor jasnego brązu, bez plam innego koloru. Delikatne pomarańczowo-złote ozdoby połyskiwały w blasku reflektorów pomiędzy lokami śniadej grzywy. Poza samym Zatylnym i być może kandydatem na to stanowisko wysuniętym przez eksperymentalistów, Nessus nigdy nie widział tak eleganckiej fryzury. Nike stał na szeroko rozstawionych nogach, w postawie pewnego siebie przywódcy, gotowy do rozpoczęcia przemowy. Stojąc pomiędzy tysiącami wiwatujących zwolenników partii Nessus musiał przyznać w myślach, że zrobiłby wszystko, by zdobyć głosy i prawo do posiadania potomstwa z tym pięknym i charyzmatycznym liderem. Każda arkologia mieściła wiele sal jadalnych. Miriady konwersacji w każdej z nich swobodnie rozpoczynały się i kończyły, łączyły i rozdzielały, wznosiły i opadały, odzwierciedlając zainteresowania i doświadczenia tysięcy spożywających posiłki. Nie mogło być inaczej, przy tak wielkiej liczbie zawodów, hobby, opinii politycznych i indywidualnych opinii. Mimo to, gdy Nessus zszedł z dysku transferowego, wkraczając do swojej zwyczajowej sali jadalnej, w rozmowach wyraźnie dominował jeden temat: przemowa Nike. Panował niesamowity gwar. - Jak głośno byłoby tu - zastanawiał się - bez tłumików dźwięku? Rząd za rzędem trójkątnych stołów niknął w przestrzeni. Nessus lawirował między nimi, szukając znajomych. Przepchnął się ku wyściełanej ławie. Nacisk jego ciała na siedzisko spowodował pojawienie się na stole płytkiej rynienki z papką, bochenka chleba i misy schłodzonej wody. Swoboda doboru diety panująca na statku stawała się już wyblakłym wspomnieniem. Głowy dwóch Obywateli siedzących po jego bokach skłoniły się w powitaniu. Nessus znał obu swoich towarzyszy z sali jadalnej, co oznaczało, że byli oni mieszkańcami tej arkologii. Pomarańczowa wstążka jednego z nich i tego samego koloru pas drugiego określały ich jako eksperymentalistów, a brak koloru złotego oznaczał, że nie należeli oni do frakcji Nike.
Brak kontaktu z ludźmi, czy to dzikimi, czy oswojonymi, nie stanowił dla eksperymentalistów przeszkody w przyjmowaniu pseudonimów w ludzkim stylu. W przypadku jego towarzyszy inspiracji dostarczyła muzyka. - Euterpe, Orfeuszu - przywitał się Nessus. Zachowywał się w sposób nieformalny, mówiąc przy użyciu jednej głowy, gdy druga zajmowała się konsumpcją. Opuścił poprzedni posiłek, aby udać się wcześniej na wiec, w związku z czym był bardzo głodny. - Jak idzie najnowsza kompozycja? - Tak naprawdę nie obchodziło go to. Było to pytanie prowadzące przypuszczalnie do dwóch długich odpowiedzi, podczas których mógłby jeść w spokoju. Jego plan nie powiódł się. - Dobrze - odpowiedział Euterpe. Odłożył niedojedzony bochenek chleba i zanucił krótki, dźwięczny fragment, używając obu głów. W połowie fragmentu przyłączył się do niego Orfeusz. - To może poczekać. Rozmawialiśmy... - jedna z wężowych szyi Euterpe wskazała salę - wszyscy rozmawiają o ostatnim przemówieniu Nike. Udało ci się usłyszeć choć część? W słowach Euterpe można było wyczuć nutę sceptycyzmu. Nessus udzielił ostrożnej odpowiedzi. - Fragmenty. - Była niesamowita. Gorzej, bezprecedensowa - powiedział Orfeusz z nieskrywaną niechęcią. Nessus dotknął przycisku na stole, aby przesłać resztę syntetyzowanej zbożowej papki do recyklingu. Całkowicie stracił apetyt. W połowie pełna rynienka zniknęła. - Reakcja łańcuchowa supernowej w jądrze galaktyki była bezprecedensowa. Fala promieniowania, która spowoduje sterylizację wszystkiego, co stanie jej na drodze, jest bezprecedensowa. Czy to dziwne, że nasze działania również powinny być takie? powiedział. - Nie chodzi o działania - Orfeusz przerwał zdanie, aby napić się wody, co wskazywało na to, że jego opinia była zbyt ważna, by wyrazić ją przy użyciu tylko jednego gardła. Większość osób, a przynajmniej większość eksperymentalistów, zgodziłaby się z tobą. Niezależnie od tego, jaka będzie nasza reakcja, będzie musiała być bezprecedensowa. Jednak gdy będziemy postępować zgodnie z podjętą decyzją przez pewien czas... Nessus, czy nie przestanie ona być precedensem? Czy już się taka nie stała? Zza Orfeusza rozprzestrzenił się swojski zapach: nawóz. Nessus prawie nie zarejestrował cichego dźwięku upadających odchodów, które zostały błyskawicznie usunięte. Stoły były pokryte dyskami transferowymi dostarczającymi pożywienie. Równocześnie przejścia pokrywały dyski z filtrami przesyłającymi odchody i tylko odchody z powrotem do
syntezatorów. Wypas i nawożenie - stado wykonywało te czynności wspólnie jeszcze zanim pojawiła się świadomość. Technologia jedynie ułatwiała proces. Nie spotkano innych inteligentnych gatunków będących roślinożercami. Tylko roślinożercy wydalają w miejscach, w których się pożywiają. Częścią przygotowań Nessusa do odwiedzin u innych gatunków był trening jelit. Po raz kolejny poczuł się obco. - Nessus - wtrącił niecierpliwie Euterpe. - Naprawdę nie rozumiesz, o co chodzi Orfeuszowi? Niestety Nessus pojmował, czy też raczej rozumiał głębszą rzeczywistość, która kryła się za słowami jego towarzysza. Sukces tworzył poczucie znajomości, które z kolei usypiało czujność - nawet eksperymentalistów. W swoich podróżach ujrzał tylko maleńki fragment galaktyki, ale nawet ten kawałeczek potrafił go zadziwić. Gwoth byli najnowszym odkryciem. Jakie inne niespodzianki i niewyobrażalne niebezpieczeństwa czekały na drodze Floty? Podczas bezprecedensowej ucieczki przed eksplozją jądra galaktyki brak czujności mógł zabić ich wszystkich. Po raz kolejny obecność towarzyszy sprawiła, że poczuł się niedostosowany, inny od pozostałych przedstawicieli swojego gatunku. Przeprosił muzyków i wszedł na najbliższy dysk transferowy, który miał przenieść go do małej klitki bez drzwi i okien, którą nazywał domem. Zorientował się, że Nike miał rację. Ucieczka przed eksplozją jądra stanowiła stałą sytuację awaryjną, lub była jej tak bliska, że nie powinno stanowić to różnicy jeszcze przez wiele pokoleń. Pomimo obaw Nessusa o los Porozumienia, gdy leżał z głowami ułożonymi między przednimi nogami, nie mógł nie dostrzec ironii. Strach, który groził mu często unieruchomieniem, stanowił także najlepszą szansę na spotkanie się z obiektem swoich uczuć.
9 Fale rozbijały się o skaliste klify okalające Wielką Zatokę Północną. Słona mgiełka wzbijała się wysoko w powietrze. Pomiędzy skałami piana falowała i wzbierała wśród osypisk. Na szczycie skał w głębi zatoki można było wręcz wyczuć napór wody nacierającej od ujścia. Na nocnym niebie wisiał przepiękny, niebiesko-brązowo biały świat, źródło nadchodzącego przypływu, przesłaniając lśniące gwiazdy. Pojedynczy łańcuch słońc RN3 świecił z podwójną siłą, ich światło odbijało się od wód oceanu ciągnącego się wokół równika. - Niesamowite - usta Omara kilkakrotnie otwarły się i zamknęły, bezskutecznie szukając lepszego słowa. - Niesamowite. Pięć światów towarzyszących oznaczało dziesięć przypływów każdego dnia. Nigdzie jednak nie były one tak wyraźne, jak w tym odległym fiordzie. Kirsten uległa fascynacji podczas swojej pierwszej wycieczki w to miejsce, pozostając tu przez kilka dni. Uśmiechnęła się, przywołując to wspomnienie. - Nie macie więc żalu, że wyrwałam was ze snu nieco wcześniej? - Przespanie tego byłoby niewłaściwe - Eric przerwał dla podkreślenia swoich słów. Natomiast sam fakt, że tu jesteśmy... - Chyba żartujesz, Eric - powiedział Omar. - Wszyscy wychowaliśmy się w miastach. Lasy, przez które przeszliśmy i to wybrzeże są dla nas tak samo egzotyczne jak lodowy księżyc Gwoth, ale możemy ich doświadczyć osobiście. Jak możesz nie doceniać tak wspaniałego widoku? Eric wytarł wierzchem dłoni słone krople z czoła. - Masz rację. Żartuję. Kirsten, zaciągnięcie nas tutaj było doskonałym pomysłem, nawet jeśli jest to najdalszy kraniec Arkadii. Noc była chłodna. Zanim odpowiedziała, podkręciła ogrzewanie swojego kombinezonu. - Tak naprawdę nie znamy zbyt dobrze nawet własnego świata, prawda? - Pozwoliła im zastanowić się przez chwilę nad jej słowami, podczas gdy kolejna ogromna fala uderzyła z hukiem o skały. - Właściwie to kontynentu, nie świata. - Arkadia w zupełności nam wystarcza. Gdyby był to całkowicie nasz świat... - zaczął Eric. - Wiemy, Eric - przerwał mu Omar. - Jeden samotny kontynent oddany gatunkowi
uratowanemu ze statku naszych przodków. Pozostała część RN4 przeznaczona na uprawy zapewniające pożywienie Obywatelom. Kirsten, mam nieodparte wrażenie, że chodzi ci o coś poza tym pejzażem. Co jeszcze można znaleźć w tym miejscu? Ważniejsze - pomyślała - jest to, czego tu nie ma - żadnych Obywateli. Najbliższy dysk transferowy znajdował się o pół dnia marszu przez gęsty las. Nawet Nessus nie odważyłby się na zbliżenie do tego urwiska i śliskich od wody skał. - Prywatność - powiedziała na głos. - Możliwość spokojnego omówienia moich wątpliwości. - Masz na myśli pliki dotyczące historii przedarkadyjskiej, które były ukryte na Odkrywcy - Omar oparł się o pobliską skałę. - Mnie również to zaniepokoiło - światło RN3 nadawało twarzy Erica błękitny odcień. Teraz miałem czas to przemyśleć. Być może zareagowałem zbyt gwałtownie. Jego słowa sugerowały, że Kirsten również zareagowała zbyt emocjonalnie. - Zostaliśmy okłamani - odpowiedziała. - Nie podoba mi się to. - Zgadzam się, że ukryto przed nami informacje - powiedział Eric. - Zostaliśmy okłamani co do istnienia tych informacji, to na pewno. Ale czy Obywatele ukryli przed nami jakąś bardzo istotną wiedzę? Nie mamy powodu, by to podejrzewać. Kirsten poczuła, że jej oczy otwierają się szeroko ze zdumienia. - Dlaczego mieliby trzymać naszą historię w sekrecie? - Aby nas chronić - powiedział Eric. - Być może nasi przodkowie zrobili coś wstydliwego, a Obywatele chcą oszczędzić nam wiedzy o tym. Coś wstydliwego? Umysł Kirsten zwinął się z niedowierzania. - A może to Obywatele zrobili coś wstydliwego naszym przodkom i nie chcą, abyśmy się o tym dowiedzieli! Przedłużającą się, niezręczną ciszę przerwał Omar: - Tak czy inaczej, Porozumienie posiada informacje o naszej przeszłości, do których nie mamy dostępu. To był duży plik. Sporo przed nami ukrywają - wstał i podszedł do urwiska, aby spojrzeć na wzbierający przypływ. - Nie jesteśmy pierwszymi Kolonistami, którzy zauważyli pewne niezgodności. Kirsten przypomniała sobie, że Omar również wiedział o czujniku ukrytym na mostku Odkrywcy. - Kim tak naprawdę jesteś, Omar? - Poza waszym kapitanem? Nieustraszonym, nieomylnym i niezwykle uniżonym? - Omar uśmiechnął się, a Kirsten nie mogła powstrzymać myśli, jak bardzo ten pewny siebie,
ironiczny mężczyzna różnił się od Erica, który zawsze ulegał Nessusowi. - Jestem kimś, kto został poproszony w zaufaniu przez kogoś należącego do Rady Samorządowej Arkadii o trzymanie oczu szeroko otwartych. Cieszę się, że zabrałaś nas w to odległe miejsce. Najwyższa pora, żebyśmy zaczęli działać wspólnie. Stare powiedzenie, na które Kirsten nie zwracała nigdy uwagi, twierdziło, że wszyscy Koloniści byli oddaleni od siebie jedynie o kilka kroków. Przyglądając się partnerowi przyjaciółki sąsiada swojego kuzyna - który okazał się być naczelnym archiwistą Arkadii pomyślała, że może jednak nie było ono bzdurne. To wyglądające na przypadkowe spotkanie zostało zorganizowane przez Omara, a przynajmniej to on zwrócił jej uwagę na tę okazję. Jej pytania o źródło jego wiedzy zostały skwitowane jedynie uśmiechem. Jej status członka załogi Odkrywcy powodował, że zorganizowanie spotkania ze Svenem nie byłoby trudne. Sztuka polegała na porozmawianiu z archiwistą bez pozostawienia śladów. Czy Obywatele śledzili działania załogi Odkrywcy, archiwisty Svena Hebert-Draskovica, czy też nieznanych jej kontaktów Omara w Radzie Samorządowej? Mikrofon ukryty na mostku Odkrywcy sprawiał, że taki ukryty nadzór wydawał się prawdopodobny. Lokalna impreza stanowiła doskonały pretekst do niewinnego spotkania. Ludzie wypełniali ulice, trzymając w dłoniach jedzenie i trunki, rozmawiając i spacerując. Kirsten powoli zbliżyła się do Svena, pogrążonego w rozmowie z osobą, której nie znała. Po powitaniach i niezobowiązujących komentarzach na temat pogody udało jej się włączyć do rozmowy. Po pewnym czasie znajomy Svena oddalił się w poszukiwaniu świeżego napoju. - Czym się zajmujesz? - zapytała po chwili. - Obawiam się, że niczym interesującym - odpowiedział. - Dbam o stare, zakurzone zapisy. - Zakurzone? - Wybacz, proszę - zaśmiał się Sven. - Oczywiście większość zapisów jest skomputeryzowana. Użyłem przenośni, aby podkreślić ich wiek. - Chyba nie nadążam - powiedziała Kirsten. - Tak, to jedna z moich cennych umiejętności - rozejrzał się, szukając miejsca, w którym mógłby wymienić pusty pojemnik po piwie na nowy. - Zajmuję się rzeczami powszechnie zapomnianymi. Jestem archiwistą kolonii. - Nie wiedziałam, że mamy archiwistę - skłamała. - Wspomniałeś o starych, zakurzonych zapisach. Musisz wiedzieć wszystko o założeniu kolonii, skoro dysponujesz tymi wszystkimi
informacjami. - Zazwyczaj zajmuję się czasami mniej odległymi. Danymi na temat produkcji, spisami ludności, statystyką pogodową, tego typu rzeczami. Nadal jednak wiem więcej niż inni o naszych początkach - spojrzał na nią nieco zmieszany. - Przypuszczalnie jednak mniej, niż mogłabyś się spodziewać. - Chwileczkę - Kirsten chwyciła rękaw przechodzącego obok mężczyzny z tacą serów. Udając brak zainteresowania tym, co właśnie powiedział Sven, przez dłuższą chwilę wybierała jedzenie. Czy jej utraceni przodkowie dysponowali określeniem na podstępne i ukryte zbieranie informacji? Zdecydowanie takiego określenia nie można było znaleźć w słowniku Obywateli. - Przepraszam. Mówiłeś, że jest tego mniej, niż mogłabym się spodziewać? - Niewiele zapisów i artefaktów z naszych początków przetrwało do czasów obecnych. Kirsten mimowolnie zamrugała, zdziwiona. - Nie myślałam, że informacje kiedykolwiek giną. Obywatele mają kopie zapasowe i kopie kopii. - Oczywiście - zgodził się Sven. - To znaczy, komputery Obywateli cechują się ogromną redundancją i często wykonywanymi kopiami zapasowymi. Obywatele, którzy założyli Arkadię, nie zdecydowali się na podłączenie odzyskanych komputerów do swoich własnych sieci. Obawiali się, że połączenie nie byłoby bezpieczne. Późniejsze wydarzenia pokazały, że mieli rację. Obok nich przebiegła grupka dzieci, machając rękami i krzycząc coś zupełnie losowego, na ile mogła ocenić Kirsten. Poczekała na oddalenie się źródła hałasu, po czym ostrożnie kontynuowała. - Odzyskane komputery? Ach, masz na myśli komputery z dryfującego statku kosmicznego naszych przodków. Czy miały one znaczenie? - One były najważniejsze - Sven przeciągnął ręką po rzedniejących czarnych włosach. Nosił obrączkę i sygnet rodzicielstwa z trzema małymi rubinami. - Zarządzanie bankami embrionów, sterowanie sztucznymi łożyskami w czasie rzeczywistym, wymagania żywieniowe noworodków - wszystko to opierało się na komputerach naszych przodków. Straciliśmy wszystkie te dane. - Straciliśmy? Jak? - Pożar. Uważa się, że jego źródłem było jedno z odzyskanych urządzeń. Oczywiście urządzenia Obywateli były całkowicie odporne na niebezpieczne awarie. Mimo to...
- Sven, nie rozumiem. Te urządzenia dbały o bank embrionów od momentu ataku aż do przybycia Obywateli. Potem przetrwały eksperymenty Obywateli, którzy uczyli się nimi posługiwać. Po tym wszystkim działały wystarczająco długo, by dać życie co najmniej jednemu pokoleniu, inaczej nie byłoby nas tutaj. A potem, pewnego dnia, spaliły się? - Nieszczęście, wiem o tym - zakaszlał. - Nic jednak na to nie poradzimy Komputery jej przodków nie cieszyły się zaufaniem wystarczającym do wpięcia ich w sieć Obywateli. Równocześnie jednak tym samym komputerom powierzono przechowywanie archiwów Obywateli dotyczących założenia kolonii! Co najmniej jedno z tych stwierdzeń musiało być nieprawdziwe. Być może nawet oba. Co powiedziałby archiwista na temat ogromnych, choć niedostępnych, plików danych na temat historii starszej niż RN4, które znalazła na podkładzie Odkrywcy? - Tak więc nasza przeszłość została utracona. Jak sam powiedziałeś, nic na to nie poradzimy. - Uśmiechając się, aby podkreślić, że żartuje, Kirsten dodała: - Przynajmniej dopóki nie zbadamy wraku. Nie masz może zapisów wskazujących, gdzie może się znajdować? - To dopiero szalony pomysł - zaśmiał się Sven. - Wyobraź sobie odnalezienie tak starożytnego statku zagubionego w przestrzeni, po tylu latach! Niewątpliwie był to szalony pomysł. Jednakże, podobnie jak Nessus, Kirsten nie miała zamiaru pozwolić, by drobna kwestia szaleństwa stanęła jej na drodze.
10 Wezwanie było czymś zarówno wspaniałym, jak i przerażającym. Gdy nadeszła wyznaczona godzina, Nessus dotknął językiem określonych w wiadomości współrzędnych dysku transferowego. Jego niewielka sypialnia zniknęła. Pojawił się w jeszcze mniejszej sali o pustych ścianach, która wyglądała na również pustą poczekalnię. Przeskanował go błękitny promień, poszukujący niebezpiecznych narzędzi, równocześnie wykonując skan jego siatkówki. Delikatne dotknięcie ściany foyer potwierdziło jego podejrzenia. To nie było zwykłe wejście. Znajdował się wewnątrz niemal niezniszczalnego materiału wykorzystywanego do budowy kadłubów okrętów kosmicznych. Zamontowane na suficie światła o wysokiej intensywności oświetlały go jasno. Ich intensywność mogła z pewnością wzrosnąć do śmiercionośnego poziomu, a światło widzialne było jedną z niewielu rzeczy, która była w stanie przeniknąć kadłub firmy General Products. Nagle Nessus znalazł się poza pokojem bezpieczeństwa, przeniesiony przez dysk transferowy na podłogę izolatki. - Witamy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych - zaświergotał nagrany głos. - Proszę zaczekać w tym miejscu. Nessus ułożył się na stosie miękkich poduszek. Nie miał nic przeciwko czekaniu, to środki bezpieczeństwa wprawiły go w zaniepokojenie. Doceniał możliwość uspokojenia się. Oczywiście, myślał także o innych sprawach. Czy kiedykolwiek nie był zauroczony Nike? Odkąd pamiętał, charyzmatyczny polityk był ulubieńcem mediów. Nike roztaczał wokół siebie aurę życia i ostrego umysłu, charyzmy i godności, a także piękna, dzięki czemu nie schodził z nagłówków. Egzotyczne poglądy polityczne Nike tylko wzmagały fascynację Nessusa. Brak zgody ze strony rodziców tylko rozpalił młodzieńczą obsesję Nessusa. Nagrywał wszystkie ważniejsze wystąpienia publiczne Nike, po czym wielokrotnie je oglądał. Wiele imprez politycznych było otwartych dla publiczności, Nessus wziął udział w co najmniej sześćdziesięciu. Rozum podpowiadał mu, że poglądy polityczne Nike zmieniły się co najmniej kilka razy w ostatnich latach, lecz zmiany te nie miały żadnego znaczenia dla jego serc.
Osoby popierające Nike uważały go za kreatywnego, elastycznego i oryginalnego. Przeciwnicy twierdzili, że jest ambitny i śmiały. Dla Nessusa nie miało znaczenia, która opinia
była
prawdziwa.
Porzucił
wielopokoleniową
rodzinną
tradycję
wspierania
konserwatystów. W zamian rodzina odrzuciła jego. Podczas gdy większość rówieśników Nessusa marnowała czas na spotkania towarzyskie i niepoważne hobby, Nessus zgłaszał się do udziału we wszystkich eksperymentalnych projektach, które mogły przyciągnąć uwagę Nike. Żaden z nich jej nie przykuł, w związku z czym Nessus zaczął proponować własne, jeszcze bardziej innowacyjne programy. Jego inicjatywa wykorzystania Kolonistów do eksploracji kosmosu podobno przyciągnęła osobiste zainteresowanie ze strony Nike. Dzisiaj miał w końcu go poznać! - Proszę za mną - w pokoju pojawił się wysoki, zielonooki asystent, którego pas zdobiła zielona brosza. Jego postawa wyrażała niesmak spowodowany nieporządnym wyglądem gościa. - Wiceminister spotka się z panem teraz - powiedział i zniknął. Nessus ruszył do przodu, wchodząc na aktywny dysk transferowy. Znalazł się pod otwartymi drzwiami do biura. Sam wyściełany blat roboczy widoczny przez drzwi był większy, niż całe jego mieszkanie. Podłogę pokrywał bujny dywan roślinności. Zielonooki asystent wprowadził Nessusa do środka, skłonił głowę w pożegnaniu i zamknął drzwi od zewnątrz. - Wasza Ekscelencjo - Nessus wykonał głęboki ukłon obiema głowami. - Rozgość się - Nike wdzięcznie wyciągnął szyję, dotykając głową głowy Nessusa, witając go jak równego sobie. - Pewnie zastanawiasz się, dlaczego cię tu zaprosiłem. Nessus niezgrabnie usadowił się na ławie dla gości. Biuro było ozdobione dziełami sztuki. Wiele z nich było oczywiście hologramami, lecz zgnieciona roślinność wskazywała, że kilka dużych rzeźb wykonano z kamienia lub metalu. Materialne dzieła sztuki, podobnie jak ogromne biuro, świadczyły o wielkiej potędze. Niewątpliwie miało to służyć zastraszeniu gości - i doskonale spełniało swoją rolę. Tak wiele razy wyobrażał sobie ten dzień, na tyle sposobów, a teraz nie był w stanie znaleźć odpowiednich słów. Z trudem powstrzymywał się od skubania grzywy lub skrzyżowania szyi w geście flirtu. - Tak, proszę pana - odpowiedział. - Nike. Mogę mówić ci Nessus? Dobrze. Te pseudoludzkie określenia są szczególnie właściwe w świetle tematu, o którym...
- Niedawna misja Odkrywcy. Twarzą w twarz, elegancja i charyzma Nike była przytłaczająca. W szoku i zachwycie Nessus coś przeoczył. O co chodziło? O jego raport dotyczący Gwoth? Możliwości załogi? Tak, musiało chodzić o to. - Tak, Nike - rozkoszował się brzmieniem tego imienia. - Uważam wyprawę za sukces. Dłuższy pobyt zapewniłby nam więcej danych, ale nie zmieniłby mojej pozytywnej opinii o Kolonistach. - Czy wiesz, że osobiście zatwierdziłem ten eksperyment - Nike uważnie przyglądał się Nessusowi. - Tak. Porozumienie zostało obdarzone zbyt małą liczbą osób, które są w stanie wyszukiwać niebezpieczeństwa na naszej drodze. Twoje kreatywne rozwiązanie tego problemu jest godne pochwały. - Nike przerwał po to, by Nessus mógł nacieszyć się komplementami. - Wezwanie cię z powrotem do Floty nie było łatwą decyzją. - Rozumiem - serca Nessusa skakały z radości. - Tak więc dlaczego, Nike? - Musimy stawić czoło bardziej naglącym problemom. Nessus nie zapomniał komunikatu wzywającego go do powrotu do Floty. - Czy dzicy ludzie odkryli Flotę? - Jeszcze nie. Nasi agenci na Ziemi twierdzą, że trwają intensywne poszukiwania. - Takie poszukiwania trwają od dawna - niewielu Obywateli mogło powiedzieć coś takiego z całkowitą pewnością, lecz Nessus był jednym z nich. Podczas swoich wczesnych prób zdobycia wyższej pozycji wśród eksperymentalistów służył jako przedstawiciel firmy General Products Corporation w Ludzkiej Przestrzeni. Istniało duże prawdopodobieństwo, że to on zwerbował agentów, o których wspomniał Nike. - Jak na razie bez sukcesu. - Nigdy wcześniej nie poświęcali na to takiej ilości zasobów - Nike obstawał przy swoim zdaniu. Wcześniejszy nieoczekiwany komplement nagle nabrał sensu. Nowe zainteresowanie Nike Nessusem nie było związane z misją Odkrywcy. Ta wizyta miała na celu omówienie wcześniejszych doświadczeń Nessusa. Nessus odwiedził Ludzką Przestrzeń sto ludzkich lat wcześniej, ledwie pięćdziesiąt lat po nawiązaniu przez Obywateli kontaktów z dzikimi ludźmi. Wspomnienia strachu i izolacji zalały umysł Nessusa. Tylko obecność Nike zapobiegła zwinięciu się w drżącą kulę. Powtarzał w myślach, że jest potrzebny Nike. Czy powrót byłby naprawdę tak straszny? Wszystkie ludzkie światy, łącznie z Ziemią, stanowiły rzadko zaludnioną dzicz. Nawet
najbiedniejsze ludzkie osiedla marnowały przestrzeń mieszkalną na korytarze, schody, windy i indywidualne kuchnie. Warunki w Ludzkiej Przestrzeni były prymitywne. W momencie odkrycia miejsca pochodzenia Kolonistów technologia dzikich ludzi stała na poziomie niewiele wyższym, niż ta, którą zastosowano w Dalekim Strzale. To Porozumienie - czasem bezpośrednio, czasem nie - stanowiło źródło postępów, które ludzie poczynili od tego czasu. Nessus zastanawiał się, ile rozwiązań technicznych zostałoby przekazanych ludziom, gdyby nie eksperymenty i doświadczenie z nie podejrzewającymi niczego, łatwo ulegającymi manipulacji Kolonistami. Prymitywni, ale nadal niebezpieczni. Nessus podsunął załodze Odkrywcy ideę zastosowania skał jako broni kinetycznej. Gdyby ludzie odkryli Flotę, zamaskowany statek przeniesiony przy użyciu hipernapędu na trasę Floty mógłby całkowicie zniszczyć Ognisko. Gdyby zaś dzicy ludzie odkryli Kolonistów i ich historię... czy nie gwarantowałoby to ich wrogości? Koncentracja! Po tak długim czasie oczekiwania na spotkanie z Nike Nessus nie mógł sobie pozwolić na bujanie w obłokach. - ...agent postawiony dość wysoko w biurokracji Narodów Zjednoczonych. Poszukiwania Floty prowadzone przez ONZ mają zasięg większy niż kiedykolwiek - usłyszał. Uznał, że najlepszym sposobem zaimponowania Nike była wiedza. - Z całym szacunkiem, te poszukiwania nie mogą trwać długo. Prymitywna ekonomia dzikich ludzi stała się zależna od naszej General Products Corporation. Po wycofaniu się GPC ich ekonomia znacznie się skurczyła. Skutki tego będą trwać latami. Idea GPC wywodziła się z zapisu historycznego odnalezionego w archiwach Dalekiego Strzału, dotyczącego brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Oczywiście wpływ Porozumienia był znacznie bardziej subtelny niż tego zatwierdzonego królewskim dekretem monopolisty w handlu z Indiami Wschodnimi. GPC sprzedawała ludziom swoje niezniszczalne kadłuby i dzięki temu zgromadziła ogromne sumy ludzkich pieniędzy, z których duża część została poświęcona na zdobycie zakulisowych wpływów. Podobnie jak armie indyjskich sipajów walczyły z wrogami Wielkiej Brytanii, dzicy ludzie dali się łatwo wmanipulować w kontrolowanie innych ras prowadzących loty kosmiczne, które w innej sytuacji mogłyby stać się zagrożeniem dla Porozumienia. Nessus pozostawił za sobą agentów umieszczonych na wysokich stanowiskach, w tym zastępcę podsekretarza ONZ. Większość z nich została zrekrutowana w sposób bardzo pośredni, przez szantaż lub przekupstwo. Istniała możliwość, że agenci ci nadal przesyłali raporty do Ministerstwa Spraw Zagranicznych przy użyciu hiperfalowych nadajników
radiowych. - Nike, dzicy ludzie prowadzili poszukiwania macierzystego świata „lalkarzy" przez cały okres mojego pobytu w ich przestrzeni. Śledziłem postęp niektórych z tych starań w ludzkich mediach. ONZ polowała na nas także w sekrecie. Moi agenci informowali mnie o tych działaniach, często nawet o tym nie wiedząc. Im dłużej działania te nie przynosiły powodzenia, tym głębiej w przestrzeń patrzyli. - W wyniku knowań Nessusa ludzie zyskali pewność, że lalkarze wyewoluowali w pobliżu podobnej gwiazdy. - Tak długo, jak szukają żółtych słońc, nie mogą nas znaleźć. - A jednak, pomimo niepowodzeń, nadal szukają - powiedział Nike. - Opowiedz mi o organizacji PMR. - Połączona Milicja Regionalna - była to nazwa niezwykle skromna jak na tak potężną organizację. - PRM wyewoluowała jako policyjne ramię ONZ. Jej członkowie są nazywani Dłońmi. - Czy te Dłonie są dobrze wyszkolone? - Niektórzy z nich tak - Nessus po raz kolejny powstrzymał się od pociągnięcia swojej grzywy. - Dłonie otrzymują środki psychoaktywne, które mają uczynić ich paranoikami. Jeśli taka osoba jest do tego sprytna... - Z tego co słyszałem, Sigmund Ausfaller jest jednym z tych sprytnych - rzekł Nike. - To on stoi za organizacją najnowszego programu poszukiwawczego ONZ. Nasze źródło twierdzi, że Ausfaller uważa, iż pośpiech w wycofaniu się GPC ze Znanej Przestrzeni mógł doprowadzić do pozostawienia śladów, nowych wskazówek. Boję się, że może mieć rację. - Ausfaller niewątpliwie jest jednym z najbardziej inteligentnych ludzi, naturalnym paranoikiem, który nie daje się łatwo zbić z tropu. - Nessusowi nie udało się także nigdy znaleźć sposobu na skorumpowanie go. Jakie działania mógłby podjąć Ausfaller, gdyby odnalazł kolonię RN4? A jednak... W głowie Nessusa pojawił się zalążek idei. Nie była to jeszcze idea w pełni uformowana czy też w pełni praktyczna. Musiał przemyśleć wiele spraw przed zaproponowaniem jej Nike. Z drugiej głowy, mogła to być idea doskonała. Trzymając gęsty grzebień w jednych ustach i maleńkie nożyczki w drugich, stylista wprowadził ostatnie poprawki w grzywie Nike. Wcześniej odświeżył barwniki, z wielką dokładnością ułożył włosy i ponownie zaplótł warkocze. We włosy wplótł setki klejnotów. Nike wyciągnął szyje, podziwiając efekt ze wszystkich stron. Jego wymyślna fryzura wymagała starań mistrza fryzjerstwa dwa razy dziennie - i taki był też jej cel. Tylko osoba tak
potężna i dobrze usytuowana jak on mogła pozwolić sobie na taki wydatek. Nike wyraził swoje zadowolenie. Stylista odłożył narzędzia i niewykorzystane ozdoby do torby i zniknął z mieszkania Nike przez dysk transferowy. Mógł ułożyć i posortować swoje przyrządy w innym miejscu. Sylwetka w lustrze Nike była pełna życia i charyzmy. Z pewnością niewielu innych widzów dzisiejszego baletu mogło mu dorównać. Nike skończył inspekcję i kilkakrotnie naprzemiennie skinął głowami, zadowolony z tego, co zobaczył, jak i z nadchodzącego spotkania. Nessus był podczas ich spotkania rozkojarzony i stremowany. Czy kryła się za tym fascynacja seksualna? Czy był kolejnym czcicielem bohatera? Niezależnie od przyczyny, po wspólnym wieczorze, na który zaprosił go Nike, zauroczony zwiadowca powinien być gotowy zrobić dla Nike wszystko, o co zostanie poproszony. Wiedząc, jak wspaniale będzie wyglądać w świetle rolniczych planet, Nike poprosił Nessusa o spotkanie na nadbrzeżnej promenadzie. Po spotkaniu mieli udać się na balet. Nike zanurzył głowę w kieszeni swojej ozdobnej szarfy - tego wieczoru żadnych praktycznych pasów! - i opuścił swoje mieszkanie, dotykając kontrolera transportera. Pojawił się w miejscu bardzo nietypowym dla swojego świata, pozbawionym lamp, kandelabrów i paneli oświetleniowych. Sztuczne oświetlenie tylko przeszkadzałoby w podziwianiu widoku. Z czerni morza wynurzała się planeta RN1. Poniżej pierścienia orbitujących wokół równika słońc, najstarszy towarzysz Ogniska świecił pełnym światłem. Morza planety błyszczały żywą zielenią i błękitem, a czapy polarne czystą bielą. Niezliczone refleksy tego światła tańczyły na falach rozbijających się leniwie o brzegi. Po drugiej stronie zachodził za horyzont sierp RN5. Słońca tej planety orbitowały wokół biegunów, zapewniając bardziej jednorodny klimat na całej powierzchni. Widoczny skrawek tego świata ukazywał ogromne cyklony. Nienarodzone dzieci Nike miały się zestarzeć, zanim ten najnowszy dodatek do Floty stanie się w pełni oswojony i produktywny. Rotacja Ogniska sprawiała, że planety RN2, RN3 i RN4 były chwilowo ukryte przed wzrokiem. - Widok naprawdę zapiera dech - powiedział Nessus. Drżenie jego głosu wskazywało, że tak naprawdę chciał skierować ten komplement do Nike. Stał w pobliżu, opierając jedną z głów na poręczy oddzielającej promenadę od delikatnie nachylonej plaży. Jego grzywa była tak zwyczajna, jak tylko było to możliwe - przycięta bez wyobraźni, gładko zaczesana i związana w kilka pasm zwykłymi wstążkami. Mimo to, w porównaniu z hologramami, Nessus wyglądał nietypowo formalnie. Nike doceniał jego starania. - Piękny widok - zgodził się Nike. Wspominanie ekskluzywności tego miejsca nie miało
sensu, dysk transferowy o ograniczonym dostępie i jednorazowy kod dostępu mówiły wszystko. Znajdowali się w jednym z niewielu małych zakątków Ogniska, które nie były pokryte arkologiami. Podobnie niewyrażona pozostała możliwość dołączenia Nessusa do uprzywilejowanej mniejszości, uzależniona od dobrych stosunków z Nike. Nike poczuł przez chwilę wstyd. Żadna obietnica nie miała zostać wypowiedziana, ale tysiąc pokoleń konwencji społecznych przemawiało równie głośno. Zagrożenie dla Porozumienia musiało zostać oddalone. Miał zamiar zrobić wszystko, co konieczne, aby Nessus powrócił do Ludzkiej Przestrzeni. - To nie jest naturalne - Nessus spojrzał sobie w oczy i kontynuował, podczas gdy Nike poczuł kolejne ukłucie winy. - Ta nieskończona noc jest przepiękna, ale inne światy mają słońca, które je ogrzewają. Słońca, a nie ciepło produkowane z odpadów generowanych przez biliony mieszkańców. Ognisko było jedynym światem Floty, który pozostawał bez słońc. Nike wyciągnął szyję. Głową i wyciągniętym językiem wskazał RN1. - Stąd możemy cieszyć się tym widokiem. Nessus zakołysał szyją, wyrażając dezaprobatę. - Wiem, że nigdy się to nie stanie, ale chciałbym móc pokazać ci piękno prawdziwego wschodu słońca. Niebo zmieniające odcień z usianej gwiazdami czerni na blady błękit. Chmury błyszczące żółcią, różem i czerwienią. - Przez długą chwilę stali obok siebie, obserwując długie fale biegnące ku brzegowi. - Będę cieszył się wschodami słońca na Ziemi. Słowa te oznaczały sukces, a zarazem przyniosły kolejne ukłucie wstydu. - Robi się późno - powiedział Nike. - Powinniśmy ruszać.
11 Kirsten ostrożnie prowadziła swoich towarzyszy przez gęste poszycie lasu, odginając zarośla przy użyciu grubego konaru, który podniosła z ziemi. Najgęściej rosnące zarośla sięgały jej czasem do pasa, czasem były dwukrotnie od niej wyższe. Dominowały gęste krzewy, które można byłoby nazwać żywopłotem, gdyby nie ich żywe kolory. Pomyślała, że kolory tęczy powinny zostać pozostawione kwiatom i owocom. Liście powinny być zielone. Podobnie jak Omar i Kirsten, Eric miał dziś na sobie ubranie w przytłumionych kolorach. Nie chodziło wyłącznie o kamuflaż. Zarzucił noszenie stylów i kolorów mężczyzny poszukującego partnerki. Być może jego intencje zmieniły się podczas ich wspólnego pobytu na pokładzie Odkrywcy. Na pewno zmieniły się jego maniery. - Co to za roślina? - zapytał Eric. Oddychał ciężko, nieprzyzwyczajony do takiego wysiłku i Kirsten podejrzewała, że jego pytanie było pretekstem do zaczerpnięcia tchu. Ukryła uśmiech. - Która? - Ten czerwony krzew na lewo ode mnie, z wiszącymi fioletowymi wąsami - Eric usadowił się na kamieniu i wskazał roślinę dłonią. - Zapomniałam, jak się nazywa, ale to roślina mięsożerna. Obywatele niegdyś obsadzali nimi krawędzie pól, aby chronić zbiory przed insektami. - Niemalże jak na życzenie, kilka wąsów najbliższego czerwonego krzewu nagle się rozwinęło i zetknęło z głośnym kłapnięciem. Na ziemię upadł fragment przezroczystego skrzydła, jedyna pozostałość po fioletowym owadzie. Omar skrzywił się i położył swój plecak na ziemi. Miękko usiadł na pokrywającym ziemię żółtym mchu ozdobionym drobnymi kwiatami. - To małe ćwiczenie, w którego zatwierdzenie wrobiłaś Nessusa - jesteś pewna, że to bezpieczne? - zapytał. - Spokojnie, chłopcy - odpowiedziała. Nic, co tutaj mieszka, nie uważa naszego zapachu za apetyczny. Kirsten zastanawiała się, czy cokolwiek w tym lesie było w stanie w ogóle ich wyczuć. Zapachy lasu były niezwykle silne. Na pokładzie Odkrywcy wszechobecny był sztuczny feromon stada, ale przynajmniej był to tylko jeden zapach. Tutaj otaczały ich setki ostrych,
ciężkich aromatów. Zdecydowała, że następnym razem weźmie ze sobą filtry do nosa. Po dwóch wyprawach w przestrzeń międzygwiezdną wydawało jej się, że wycieczka przez ocean na kontynent Elizjum będzie spacerkiem. Tak naprawdę opuszczenie Arkadii oznaczało spotkanie z zupełnie innym światem, z czego glob orbitalny stanowił część najmniejszą. Tutaj nie chronił jej niezniszczalny pancerz, czy nawet mocny kombinezon kosmiczny. Zbyt łatwo można było o tym zapomnieć, zwłaszcza jeśli nie uprawiało się roli, a większość RN4 stanowił rezerwat przyrody Obywateli. - Przecież Obywatele tutaj pracują - pomyślała. - Nie może tu być niebezpiecznie. Omar i Eric wymienili spojrzenia. - Skoro już wspomniałaś o zapachu, czy wiedziałaś, jak tu śmierdzi? - zapytał Eric. - Czy ten drobny szczegół pojawił się w twoich badaniach? Krótki postój zachęcał mięśnie Kirsten do odpoczynku. Była zmęczona. Niestety czekała ich jeszcze długa droga. Schyliła się, układając plecak w wygodniejszej pozycji. - Chciałabym znaleźć przed zmierzchem miejsce lepiej nadające się na obóz. - Wszyscy wiedzieli, że miała na myśli bardzo konkretne miejsce. - Czy ktoś może mi jeszcze raz wyjaśnić, dlaczego nie użyliśmy dysku transferowego, aby znaleźć się bezpośrednio w tamtym miejscu? Lot, a potem piesza wędrówka to nieco prymitywne metody podróży. - Omar westchnął i podniósł swój plecak. - Istnieje maksymalna ilość energii kinetycznej, którą dysk transferowy może zaabsorbować lub przesłać. - Pomimo wyrażenia zgody na tę wyprawę, Eric wydawał się zawstydzony, jakby przyznanie, że technologia Obywateli miała ograniczenia, było wyrazem braku lojalności. - Prosty przykład - jesteśmy na równiku. Chcemy się znaleźć po drugiej stronie planety, także na równiku. Obie te lokalizacje znajdują się na tej samej szerokości geograficznej, w związku z czym obracają się z tą samą prędkością - ale ich prędkości chwilowe są zwrócone w przeciwnych kierunkach. Policz sobie - mówimy o naprawdę dużych wartościach. - Na większej części Arkadii i niewątpliwie na całym Ognisku problem ten rozwiązuje ogromna liczba dysków transferowych. Jeśli różnica prędkości pomiędzy dwiema lokalizacjami jest zbyt duża na jeden skok, system przenosi cię przez dyski pośrednie. Dzieje się to tak szybko, że nie jesteś w stanie zauważyć przesiadek. Przylecieliśmy tutaj, ponieważ ocean jest zbyt duży na bezpośredni skok. Teraz idziemy, ponieważ w tej drapieżnej dziczy, która tak podoba się Kirsten, jest zbyt mało dysków. Omar spojrzał z wątpliwością na fioletowy krzew poruszony przez coś, co szybko uciekało.
- Ile wynosi limit? - Dwieście stóp na sekundę - odpowiedziała Kirsten. Nikt nie wiedział, dlaczego Obywatele wymyślili angielskie jednostki miary razem ze stworzonym przez nich językiem angielskim. Być może używali tych jednostek tylko w kontaktach z ludźmi. Musiała opanować standardowe jednostki miary Porozumienia, by móc latać Odkrywcą. - Ruszajmy - rzuciła kamyk w kierunku ruszającego się krzewu. Coś przypominającego mieszankę Obywatela i koali, mniejsze jednak niż jej dłoń, wyskoczyło z krzaka i uciekło. Chyba że to stworzenie zbytnio was przeraża. Odpowiedział jej śmiech, na który liczyła. Wznowili swoją wędrówkę przez lasy. Ścieżka wiodła głównie na zachód. Do zachodu słońc linia północ-południe była jasno wyznaczona. Ruszyła szybkim marszem, prowadząc ich do prawdziwego celu tej wyprawy. Kirsten zaczynała odczuwać zmęczenie. Jej towarzysze, nieprzyzwyczajeni do pieszych wędrówek, potykali się. Wokół nich skrzypiały gałęzie i szeleściły liście. Niewidoczne zwierzęta hałasowały i biegały wśród krzewów i konarów. Słońca RN4 zdążyły zajść, jedyne źródło światła oprócz ich latarek stanowiła Flota, której blask przesączał się przez kolorowy baldachim lasu. Ich celem był schron położony głęboko w lesie. Zastanawiała się przedtem, na ile struktura ta była widoczna wśród kolorowych roślin. Teraz myśli te wydawały się jej głupie. Migające światła otaczające budynek byłyby nie do przeoczenia nawet bez gwałtownej, losowej zmiany kolorów. To miejsce było schronem Obywateli - powinna była wiedzieć, że niepotrzebnie się martwi. Schron znajdował się na środku polany i był skąpany w świetle światów. W tym momencie były widoczne trzy z nich - sierp RN2, pełny RN1 i Ognisko. Nie posiadające słońc Ognisko było światem wyjątkowym. Pomiędzy ciemnymi oceanami jego kontynenty świeciły jak milion klejnotów. Każde z tych świateł było miastem większym od wszystkich miast Arkadii. Niezależnie od tego, jak często Kirsten spoglądała na Ognisko, widok był onieśmielający. - Kiedy już skończycie się gapić - powiedział Omar, oddychając ciężko. Uśmiechnął się, łagodząc swoje słowa. - Nawet wyściełana kanapa Obywateli to obecnie miła perspektywa. - Podobnie jak wyściełana podłoga - zgodził się Eric. Po piętnastu milach wędrówki przez dzicz mieli prawo być zmęczeni. Wybrali trasę dłuższą, niż było to rozsądne, zważywszy, że przybyli na Elizjum wczesnym popołudniem. Znacznie bardziej rozsądne - dla Obywatela - byłoby skorzystanie z dysku transferowego z
lotniska lub schronu bliższego miejscu, z którego wyruszyli. Jutro, po przejściu trasy z powrotem, nikt nie mógłby podejrzewać, że byli w tym miejscu. Za wyjątkiem... - Jutro będziemy kuleć - powiedziała. - Nie będziemy się spieszyć. Znam się na masażu, zajmę się wami. - Poczekała, aż skinęli głowami. Otwarcie drzwi spowodowało zapalenie się oświetlenia wewnętrznego. Kirsten powiodła ich do środka. - Wszystkie wygody domu do waszej dyspozycji, moi drodzy, lecz żadnych zapisów w systemie dysków transferowych. - Nie wiedziała, czy były prowadzone zapisy czasu i celu podróży poszczególnych osób, ale wypytywanie o to mogło wzbudzić podejrzenia. - Bolą mnie mięśnie, o których istnieniu nie miałem pojęcia. - Eric skrzywił się i rzucił plecak na podłogę. - Może jedzenie nam pomoże. - Na pewno nie zaszkodzi - powiedział Omar. Siedział na podłodze, bez butów, masując stopę. - Poza tym jedzenia, które zjemy, nie będziemy musieli nieść z powrotem. - Słuszna uwaga - odparł Eric, przeszukując swój plecak. - Kirsten, jakieś życzenia? - Zdaję się na was - odpowiedziała roztargnionym tonem, rozglądając się w poszukiwaniu terminalu komunikacyjnego. Była pewna, że wszystkie schrony Obywateli były w nie wyposażone. - Pamiętajcie o zebraniu wszelkich opakowań i odpadów. Terminal znajdował się za nią, zaraz obok drzwi. Odnalazłaby go szybciej, gdyby miała dwie głowy. - Tu jest. Biorę się do pracy. Odpowiedzi na pytania, które ją nurtowały, nie znajdowały się nigdzie na Arkadii. Nie była w stanie udowodnić tego twierdzenia, ale nawet jeśli były tam jakieś dane, jaką miała szansę na odkrycie sekretów, do których nie dotarł ani Sven, ani inni archiwiści przed nim? Nie, zdecydowanie bardziej sensownym pomysłem było przeszukanie publicznej sieci danych Obywateli. Przynajmniej tak brzmiała teoria. Teraz miała szansę ją sprawdzić. Kirsten splotła palce, rozciągając je. Uśmiechnęła się, widząc zdziwione spojrzenie Erika. - Mam tylko dłonie. Ta klawiatura jest przeznaczona dla ust Obywateli. - O, to terminal ma klawiaturę? - powiedział Eric. - Używaną jako rezerwa w stosunku do poleceń głosowych, podobnie jak na Odkrywcy. Wokół niej zaczął roztaczać się przyjemny zapach gulaszu wołowego z samopodgrzewającej się saszetki. - Jedz, Kirsten - Omar podał jej saszetkę. - Umiesz obsługiwać ten terminal? Nagle poczuła ogromny głód. Pożarła jedną trzecią zawartości saszetki, zanim
odpowiedziała. - Terminal przypomina konsolę Nessusa na Odkrywcy. Tak, potrafię się nim posługiwać. Ledwo. Ostrożne naciśnięcie przycisku zgodnie z jej oczekiwaniami spowodowało wyświetlenie ekranu powitalnego. - Witamy w... sieci stada - przetłumaczyła. Nessus zdecydował, że nauczenie jego załogi pisma Obywateli było łatwiejsze, niż tłumaczenie biblioteki statku na angielski. - Zaraz dowiemy się, czy umiem czytać na tyle dobrze, by zrozumieć coś z publicznych baz danych. Zaczęła od działań przeprowadzonych na użytek wszelkiego oprogramowania rejestrującego w publicznym centrum danych. Pobrała informacje, jakich mógłby potrzebować Obywatel znajdujący się na Elizjum. Powoli przejrzała zapisy dotyczące geografii i klimatu RN4 oraz flory i fauny Elizjum, a także krótką historię transformacji planety na kształt starożytnego Ogniska. Czytając, skończyła swoją porcję gulaszu i sięgnęła do plecaka w poszukiwaniu soku. - Dość ciekawe informacje. Może powinniśmy zapisać część z nich. Zgoda? - Omar stał za nią, zerkając na ekran nad jej ramieniem. - Aha - wsunęła kość pamięci do gniazda. - Skopiowanie tych danych może przynajmniej ukryć nasze zainteresowanie pewnymi tematami. - Wróciła do podsumowania historii RN4, którą wcześniej przeglądała. Przeszła do tematu Arkadii i ludzkich osiedli. - Patrzcie na to - Eric przykucnął, aby przyjrzeć się z bliska. - Widzę znacznie mniej łączy, niż przedtem. Czy Elizjum zostało zasiedlone wcześniej, niż Arkadia? - Zobaczmy - zmieniła nieco zapytanie, wyświetlając informacje dotyczące tylko ostatnich dwóch stuleci. - Nie, nadal mamy więcej informacji na temat Elizjum. - Najwyraźniej Koloniści nie są interesującym tematem - w głosie Omara słychać było obrazę. - Czy jest tu coś nowego na temat historii Arkadii? Może to tylko moja słaba znajomość języka, ale nie widzę tu niczego ciekawego. - Może jakieś nowe szczegóły - Kirsten również nie zauważyła niczego interesującego. Mówiąc szczerze, są tu słowa, których nie znam. - Eric wzruszył ramionami. - Niezależnie od tego, pobrałam wszystkie dane. Czas na wielki eksperyment. Ostrożnie wprowadziła dokładne zapytanie wstępne - historia Kolonistów sprzed czasów Arkadii. Po kilku niezwykle długich sekundach przed ich oczami zmaterializowała się lista tematów. Kirsten próbowała odcyfrować nieznane określenia. Niektóre z nich okazały się angielskimi słowami zapisanymi w języku Obywateli. -
Ziemia,
ludzie,
Daleki
Strzał,
silnik
strumieniowy,
Organizacja
Narodów
Zjednoczonych. - Silnik strumieniowy brzmi obiecująco - powiedział Eric. - Z tego, co wiemy, statek kosmiczny naszych przodków zbierał wodór z przestrzeni międzygwiezdnej i poruszał się przy jego użyciu. Podobno nie dysponowali hipernapędem. Wybrała termin silnik strumieniowy. Po kilkusekundowym opóźnieniu wyświetlony został komunikat „dostęp ograniczony". Wprowadziła hasło Ziemia - dostęp ograniczony. Daleki Strzał - dostęp ograniczony. Ludzie - dostęp ograniczony. Zaczęła mierzyć opóźnienia przy użyciu swojego implantu zegarka. Przy wcześniejszych, maskujących zapytaniach odpowiedzi były niemal natychmiastowe. - Ciekawe - zauważyła. Opóźnienie wynosi tyle, ile podróż na Ognisko i z powrotem z prędkością światła. - Cóż, to dość logiczne miejsce na przechowywanie sekretów Porozumienia - powiedział Omar. - Niezbyt dla nas szczęśliwe, ale nie zaskakujące. Myślę, że tak naprawdę nie ma to znaczenia, skoro dostęp do danych jest ograniczony. Na pokładzie Odkrywcy Kirsten obserwowała Nessusa, gdy uzyskiwał dostęp do takich danych. Pomimo całego sprytu ludzi nie widziała możliwości podrobienia odcisku języka Obywatela. - Nie, chyba nie... Chociaż, może jestem w stanie coś zrobić. - Ekran znajdował się w trybie domyślnym, w którym wyświetlane były jedynie minimalistyczne opisy plików. Kilkoma naciśnięciami klawiszy Kirsten zmieniła układ ekranu na tryb konserwacji... po czym zadrżała. Pliki, do których nie mogła uzyskać dostępu były teraz oznaczone sygnaturami czasowymi i posortowane według daty utworzenia. - Niezależnie od tego, co zawierają te pliki, powstały przez założeniem kolonii na Arkadii.
12 Niedawny pokaz odwagi zbierał swoje żniwo. Nessus trząsł się w swoim mieszkaniu, na zmianę odczuwając radość i panikę, zbyt podniecony niedawnym spotkaniem z Nike, by spać. Czas spędzony wspólnie z politykiem spełnił wszystkie marzenia Nessusa. Wręcz je przekroczył. A równocześnie... Nike był przeznaczony do rzeczy wielkich. Jak potargany samotnik, taki jak Nessus, mógł marzyć o związku z prawdopodobnym przyszłym Zatylnym? Nessus pociągnął obiema głowami za swoją grzywę. Tych kilka dekoracyjnych elementów, które niedawno założył, dawno zniknęło. Mówiąc szczerze, nigdy nie przejmował się ozdobami - wystarczyło kilka wstążek i przekrzywionych warkoczy. Fryzura Nike była dziełem sztuki. Co mógł o nim myśleć? To tyle w kwestii odrzucenia zwyczaju ozdabiania grzywy zgodnie z zasadami etykiety. Nessus nigdy wcześniej nie myślał o tym, że dążenie do uzyskania pozycji Zatylnego, poszukiwanie odpowiedzialności za całe Porozumienie, wymagało specyficznego typu odwagi. Zagrożenia, którym trzeba było stawić czoło nie były fizyczne, lecz obowiązki zapewne nigdy się nie kończyły. Jak Nessus mógł mieć nadzieję na związek z takim partnerem? A jednak... Czas spędzony wspólnie z Nike był wspaniały. Pięćdziesięciu tancerzy, szybujących i kręcących się w coraz bardziej złożonych wzorach, ich kopyta stukające coraz szybciej w szalonym crescendo. A potem bankiet wspanialszy, niż mógł sobie wyobrazić, gdzie mógł dotknąć najpotężniejszych osobistości Porozumienia. Rzędy stołów pokrytych w całości naturalnym pożywieniem - ziarnami, korzeniami, świeżo wyciśniętymi sokami, bez śladu syntetycznej strawy, którą żywiła się większość Obywateli. Wszystko to w towarzystwie Nike. Drżenie mięśni zapowiadało kolejny atak depresji i Nessus zbuntował się przeciwko swoim instynktom. Przeniósł się w miejsce, które zawsze go uspokajało. Galeria widzów Haremu była zawsze pełna. Na etapie życia, na którym znajdował się Nessus, Harem był czymś abstrakcyjnym. Mógł znajdować się na każdym z tysiąca pięter w dowolnym z setek miejsc. Dopóki nie wstąpił w zarejestrowany związek, który otrzymał licencję na rozmnażanie, system dysków
transferowych przenosił go za każdym razem w losowe miejsce dla widzów. Niezależnie od tego, jak często wracał, miał nikłe szanse na zobaczenie tego samego stada Towarzyszek dwa razy. Konwencje społeczne twierdziły, że to dla jego własnego dobra, aby nie poczuł mało prawdopodobnego przywiązania do jednej samicy. W arkologiach Obywateli mieszkania i biura były upakowane niezwykle ciasno. Teraz Nessus spoglądał na otwartą, pozornie naturalną przestrzeń. Rozciągała się przed nim łąka przetykana krzewami, kępami drzew, stawami i bystrymi strumieniami. Ledowa tapeta sprawiała, że tereny te ciągnęły się aż po odległy, wirtualny horyzont pod hologramem błękitnego nieba, po którym mknęły chmury. Pola rozmnażania znajdowały się oczywiście w innym, niedostępnym dla widzów miejscu. Nessus przedarł się przez kotłujący się tłum w kierunku dźwiękoszczelnej, przezroczystej z jednej strony ściany. Próbował ignorować współczujące spojrzenia spacerujących par. Osoby samotne były w tej sali mniejszością, a większość z nich była młodsza od niego. - Pewnego dnia - pomyślał Nessus - mogę zjawić się tu z Nike, czekając na narodziny naszego dziecka. Zjawię się tu z Nike. Docierające do niego komentujące szepty bolały. Przy wcześniejszych wizytach Nessusowi zdarzyło się kłamać, nadmiernie głośno mówił przysłuchującym się parom, że jego partner został zatrzymany w biurze. Jego nastrój w tym momencie był zbyt złożony, by zajmować się takimi bezcelowymi kłamstewkami. - Oto nasza Wybranka. Po lewej stronie Nessusa pojawiła się nowa para. Kochankowie stali obok siebie, spleceni szyjami. Ten, który się odezwał, był wysoki, z jasnymi niebieskimi oczami i gęstą, prosto ułożoną rudą grzywą. Jego partner był niewiele niższy od niego i cechował się przyjemnym, brązowo-białym ubarwieniem, które przypomniało Nessusowi pandę. Obaj nosili brosze sugerujące żywe zainteresowanie sztuką abstrakcyjną. Używając swobodnej, wyprostowanej szyi i głowy, jeden z nich wskazywał grupę trzech Towarzyszek. Ich boki powoli falowały, gdy pożywiały się gęstą, niebieskozieloną trawą. - Ta w środku? - odgadł Nessus. Była najgrubsza z trójki, a więc prawdopodobnie w ciąży. Żaden z nich się nie przedstawił, więc Panda i Rudy były wystarczająco wygodnymi określeniami. - To ona - zgodził się Panda. - Nosi nasze dziecko. - Powodzenia dla was i waszej rodziny - powiedział Nessus. Tradycyjna odpowiedź wydawała się najbezpieczniejsza. - Wygląda na silną, prawda? - kontynuował z dumą Panda.
- Bardzo - odrzekł Nessus. Tak naprawdę, Towarzyszki zawsze wydawały mu się kruche. Najwyższe z nich z ledwością osiągały połowę wzrostu Obywatela. To nie była oczywiście jedyna różnica. Tułowia Towarzyszek, choć pokryte biało-brązowymi wzorami jak u Obywateli, były całkowicie pokryte futrem. Panda i Rudy kontynuowali przechwałki na temat inteligencji swojej Wybranki, nie zwracając uwagi na cierpienia Nessusa. Zastanawiał się, czy również miał stracić cały swój obiektywizm w przypadku nadejścia, jeśli to nastąpi, jego kolejki. Rozmiar był tylko najbardziej widoczną różnicą między Obywatelami a Towarzyszkami. Kolejna tkwiła w pokrytej grzywą kopule czaszki znajdującej się między szyjami. W przypadku Towarzyszek garb był bardziej płaski - ponieważ pod nim znajdował się znacznie mniejszy mózg. Towarzyszki nie potrafiły mówić ani też nie były w stanie nauczyć się zbyt wiele, chociaż z tego co słyszał Nessus, najbardziej inteligentne z nich potrafiły zrozumieć kilka słów i wydawały się przywiązywać do swoich mężów. Zdolności te były dalekie jednak od świadomości. Czasami Nessusowi wydawało się, że ustrukturyzowane, pozbawione myśli życie samic było idyllą, nie tylko ze względu na niewiarygodny luksus naturalnego pożywienia na tych sztucznych łąkach. Jak wyzwalający musiał być brak konieczności starania się, zastanawiania się przez większość życia, czy kiedykolwiek zostanie się uznanym za wartego posiadania potomstwa. Jednakże introspekcja była jego przekleństwem. Niewielkie, pozbawione myśli stworzenia przed nim miały swoje własne... Panda i Rudy po chwili odeszli. Nessus przyglądał się Towarzyszkom jeszcze przez chwilę, aż samotny pobyt w tym miejscu stał się zbyt niezręczny i bolesny. Przez cały ten czas w umyśle Nessusa nabierała kształtu myśl, która zrodziła się w gabinecie Nike. Nike z roztargnieniem spacerował po swoim biurze. Powtarzał sobie, zwiadowcy byli bardzo cenni. Byli niezwykle rzadcy, w każdym pokoleniu zdarzało się jedynie kilku. Z jakiego innego powodu on, wiceminister, miał studiować akta osobowe wszystkich zwiadowców? Dlaczego miałby się zdecydować na spotkanie z jednym z nich? Każdy zwiadowca był na swój sposób niezwykły, wszyscy potrzebowali rozpieszczania, pocieszania i innych niesmacznych metod zachęty. Ich misje niezmiennie opierały się na działaniu w izolacji, na własną rękę, z dala od Floty. Obowiązki zwiadowcy mógł wykonywać tylko umotywowany ochotnik. Nie mogło być inaczej. Poczucie bezpieczeństwa tylko w grupie zostało zakodowane w
genach Obywateli na długo przed pierwszym promykiem inteligencji. Poza stadem czaiły się drapieżniki, gotowe do zaatakowania każdego osobnika zbyt młodego bądź starego, zbyt niedołężnego lub nieostrożnego, by trzymać się stada. Jednakże co by się stało, gdyby nikt nie poszukiwał nowych pastwisk? Całe stado mogło umrzeć z głodu. Drapieżniki żyjące na Ognisku zostały dawno wytępione, ale nadal obecne były bardziej zagadkowe zagrożenia. Otaczały ich podróżujące w kosmosie inne rasy. Niegdyś żółte słońce Ogniska przemieniło się wiele lat temu w czerwonego olbrzyma, co doprowadziło do pierwszej epickiej wędrówki planety. Samo jądro galaktyki wybuchło, tworząc falę zabójczego promieniowania w sferze na tysiące lat świetlnych. Gdyby nie zwiadowcy, kto ostrzegałby Flotę o nowych zagrożeniach? W jaki sposób Porozumienie miało wiedzieć, gdzie uciekać przed niebezpieczeństwem, gdyby nie oni? Oczywiście te wszystkie myśli były racjonalne. Intymny spacer po brzegu, balet, potem prywatne przyjęcie... Nike wiedział, że w przypadku Nessusa przekroczył granicę. Dzikooki zwiadowca o wyliniałej grzywie był w widoczny sposób zauroczony. Nike bezwstydnie wykorzystał to zadurzenie. Teraz jednak czuł wstyd z tego powodu, a Nessus poprosił o kolejne, pilne spotkanie. Nike zgodził się na nie. Niedługo miał poprosić Nessusa o wyruszenie na kolejną misję. Żadna z ras nie mogła odkryć położenia Ogniska, dla bezpieczeństwa wszystkich Obywateli. Działania, jakie Nessus musiał podjąć w Ludzkiej Przestrzeni, były okrutne. - Tak? - Tok mrocznych myśli Nike został przerwany przez brzęczyk. - Panie wiceministrze, pana gość czeka - usłyszał głos asystenta w interkomie. - Proszę go wprowadzić - Nike instynktownie poprawił drobne szczegóły swojej fryzury. W drzwiach pojawił się jego asystent wraz ze zwiadowcą. - Wejdź, proszę. Nessus był pełen ledwo kontrolowanego entuzjazmu. Dwa nierówne warkocze stanowiły minimalny ukłon w stronę norm społecznych. W kilku miejscach widoczne były ślady po wstążkach. - Znalazłem odpowiedź! Zabrzmiało to jak coś zupełnie niezwiązanego z uczuciami, które Nike mógł w nieodpowiedni sposób wzmocnić. - Zazdroszczę ci - odpowiedział. - A jak brzmiało pytanie? - Odpowiedź, rozwiązanie problemu dzikich ludzi - Nessus z ekscytacją przesunął ciężar ciała z jednej przedniej nogi na drugą. - Mogę ich ocalić. To znaczy, wiem, czym ich zająć. - Możesz powstrzymać PMR od wykrycia nas? - Nike pomyślał, że określenie „zająć"
było czymś zbyt drobnym w stosunku do problemu. - Tak, tak! - Nessus zaczął naprzemiennie kiwać głowami. - Byłem w Haremie i... Czy jego zachęty zdążyły zaprowadzić Nessusa aż tak daleko? Zawstydzenie Nike pogłębiło się. Co gorsza, zwiadowca nie był jedyną osobą, na którą wpłynęło ich niedawne prywatne spotkanie. Nike poczuł dziwną sympatię, która zaburzała jego tok myślenia. My, Obywatele - pomyślał - nawet najbardziej radykalni eksperymentaliści, jesteśmy bandą konformistów. Jak to jest, dorastać czując ciekawość, pokusę ryzyka? - W jakiś sposób Nessus nauczył się zastanawiać, co leży za następnym wzgórzem oraz - co było jeszcze bardziej niesamowite - wyruszać, samotnie, aby to sprawdzić. Akta osobowe twierdziły, że Nessus od dawna nie utrzymywał kontaktów z rodzicami. - ...kluczem jest zdyskredytowanie ziemskiej Rady Płodności. Zaawansowana cywilizacja, której liczebność wynosiła tylko kilka miliardów, wykraczała poza granice wyobraźni Nike. Niezależnie od tego, ludzka Organizacja Narodów Zjednoczonych wprowadziła już obowiązkową kontrolę populacji. - Proponujesz wywołanie skandalu w celu odwrócenia uwagi ludzi od poszukiwań Porozumienia? Nessus zwrócił obie głowy w jego kierunku, patrząc na niego intensywnie. - Wyobraź sobie, że Obywatele potajemnie wykupują Wybranki i prawo do reprodukcji. Jak zareagowałaby nasza rasa? - Przerażenie na twarzy Nike musiało być oczywiste, ponieważ dodał: - No właśnie. Miało to swój perwersyjny sens. Jedynie przekonanie, że ograniczenia reprodukcji były równe i uczciwe czyniło te ograniczenia znośnymi. Utrata wiary w tę uczciwość wywołałaby starcia nawet na Ognisku. Jak zareagowaliby dzicy ludzie? Nike przypuszczał, że zamieszkami i przemocą. Mogło to doprowadzić do odwrócenia uwagi ludzkich sił bezpieczeństwa od poszukiwań lalkarzy. - Czy da się to zrobić? - Myślę, że tak, jeśli będziemy dysponować wystarczającymi zasobami - powiedział Nessus. - Myślę, że nasi agenci powinni przekupić część członków Rady Płodności i skompromitować innych, tworząc konta bankowe na ich nazwiska. Ekonomie ludzkich światów ciągle nie mogą podnieść się po zniknięciu General Products. Im więcej ludzie stracili, tym bardziej skłonni są podejrzewać spisek. Wielu z nich uwierzy, że bogacze kupują prawo do rozmnażania. Kilka insynuacji, dyskretne wsparcie politycznych oportunistów... Komunikację zdecydowanie utrudniał fakt, że Nessus regularnie przechodził na jakiś język dzikich ludzi - Nike wydawało się, że nosił on nazwę wspólnego - aby wyrazić terminy,
których odpowiedników brakowało w języku Obywateli. Po kilku takich wypadkach Nike doznał objawienia. Przez znaczną część swojego życia jedynymi rozmówcami Nessusa byli ludzie. Nawet po powrocie zwiadowcy do Floty przebywał on głównie w towarzystwie innych ludzi - Kolonistów. Powoli, po wielu pytaniach i długiej dyskusji na temat cech osobowości dzikich ludzi, ogólny zarys proponowanego planu nabrał kształtu w głowie Nike. - Zachowane przez nas zyski uzyskane przez General Products Corporations wystarczą do tego celu? - Jeśli plan okaże się sensowny, ograniczenia finansowe nie będą miały znaczenia. - Jeśli? Nessus, który wszedł do gabinetu Nike rozpierany przez entuzjazm, teraz wyraźnie tracił rezon. Nike dostrzegł, że posunął się za daleko. - Plan bardzo mi się podoba, ale konieczne jest dogranie bardzo wielu szczegółów. Chciałbym, abyś uczynił tę kwestię swoim priorytetem. Skontaktuj się ze mną jak najszybciej, gdy tylko będziesz miał nowe informacje. We wcześniejszym strumieniu wyjaśnień Nessus użył ciekawego określenia. Cięcie chirurgiczne - niewątpliwie odnosiło się równocześnie do prymitywnej medycyny, działań wojennych, jak i zastosowania siły w punktach, w których przynosiło to największe efekty. Nike zrozumiał metaforę tylko częściowo, ale w stopniu wystarczającym. Gambit Nessusa, jeśli jego wprowadzenie w życie było możliwe, wyeliminowałby konieczność skierowania na ludzkie
światy
zamaskowanych
obiektów
poruszających
się
z
prędkościami
relatywistycznymi. Masowy mord, nawet obcych ras, w obronie Porozumienia, powinien być ostatecznością. Ponadto dzicy ludzie okazali się często bardzo przydatni, w przypadku skierowania ich dzięki manipulacjom - przeciwko innym potencjalnym przeciwnikom Floty. Nike z trudem powstrzymał drżenie, gdy wspomniał kzinów, niezwykle agresywny gatunek mięsożerców, który wielokrotnie bez powodzenia atakował dzikich ludzi. Gdyby położenie Floty zostało kiedykolwiek ujawnione, relatywistyczne bomby mogły zostać skierowane na własne zamieszkałe światy Obywateli. Łatwo było wyobrazić sobie przerażające konsekwencje: ataki ze strony PMR po odkryciu kolonii na RN4. Jeszcze większa wściekłość tych członków PMT, którzy przeżyliby uderzenie wyprzedzające. A co by się stało, gdyby Flota została odnaleziona przez kzinów, których ludzie nie trzymaliby dłużej w szachu? Kzinów, których agresywność byłaby jeszcze większa ze względu na wiedzę o losie ludzi? Zaakceptowanie żadnego z tych wyników nie
było możliwe. Jednym z podstawowych zadań Nike było myślenie o rzeczach niewyobrażalnych. Wziął się w garść. Wszelkie nadzieje na możliwy do przyjęcia wynik zależały od śmiałka, który stał przed nim, drżąc. Drzwi biura były nadal zamknięte. Czując, że obowiązek był ważniejszy niż poczucie wstydu, Nike schylił się, by pieszczotliwie pogładzić nieporządną grzywę Nessusa. - Wróć niedługo. Liczę na ciebie. Ktoś z personelu Nike zaprowadził Nessusa do izolatki. Nessus pamiętał drogę wyjścia, ale był zbyt zmęczony, aby protestować. Jego grzywa wciąż mrowiła od delikatnego dotknięcia Nike. Pewne słowa nadal musiały zostać wypowiedziane, ale niektóre działania mówiły same za siebie. Małomówny asystent nie przedstawił się. Nie było to niespodzianką - zważywszy na długie łańcuchy szmaragdowych korali wplecionych w warkocze, towarzysz Nike był niewątpliwie wysokiej rangi członkiem Partii Konserwatywnej. Biurokrata bez wątpienia był w równym stopniu asystentem, co obserwatorem. Nessus wprowadził się w stan maniakalny. Jak inaczej znalazłby odwagę, by udzielać rad komuś na tak tylnym stanowisku, co Nike? Jednakże taki stan nie mógł trwać wiecznie. Nie był w stanie długo powstrzymywać depresji i paniki. Nessus przeniósł się z izolatki do pobliskiego publicznego węzła, a następnie na swoją ulubioną polankę w niewielkim parku. Otaczały go pierzaste, fioletowe krzewy. Pośród nich latały niewielkie stworzenia o jasnych skrzydłach. Kilku Obywateli cofnęło się, widząc jego dzikie spojrzenie. Jego drżenie przybrało na sile. Wiele obiecał, zasugerował jeszcze więcej. Jego słowa przyniosły mu co najmniej szacunek Nike. Wkrótce musiał do niego wrócić, posiadając rozwiązania wszystkich możliwych sytuacji. To dla Nike miał zapewnić swoim Kolonistom zwiadowcom pewność, której potrzebowali, by przeprowadzać zwiad na własną rękę. To dla Nike miał zgłosić się jako ochotnik do pozostania w Przestrzeni Ludzkiej tak długo, jak wymagały tego działania związane z krzyżowaniem planów dzikich ludzi. Zadanie stojące przed Nessusem miało sprawdzić go i poddać stresowi o natężeniu, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczył. Jego kończyny trzęsły się coraz mocniej, wkrótce jego strach przed porażką miał stać się silniejszy, niż jego zdolność do samokontroli. Ostatni transfer przeniósł go do przytulnego sanktuarium własnego mieszkania. Poddając się
strachowi, zwinął się w kulę tak ciasną, że ledwo pozwalała na oddychanie. Równocześnie jednak Nessus nie miał najmniejszego cienia wątpliwości, że podejmie się tej misji. Zależało od niej bezpieczeństwo Floty. Rozczarowanie Nike - i utrata go - nie wchodziły w grę.
13 Trzy łuki niewielkich słońc, z których jedno wisiało bezpośrednio nad głowami, rozświetlały betonowe połacie Portu Kosmicznego Arkadii. Śmigacze towarowe, wyglądające na ogromne, gdy cicho pojawiały się lub znikały na towarowych dyskach transferowych, wydawały się maleńkie na tle gigantycznych statków kosmicznych, które obsługiwały. Nieprzerwana procesja śmigaczy służyła jednak tylko do transportu największych, niewymiarowych towarów. Do ładunku i rozładunku większości produktów służyły dyski transferowe, wbudowane w pokłady towarowe statków. Osłaniając oczy ręką, Kirsten obserwowała lądujący statek ze zbożem. Średnica kulistego statku przekraczała tysiąc stóp. W porównaniu z nim zwężający się walec Odkrywcy wydawał się zabawką. Kirsten stała wśród grupy Kolonistów. Czworo z nich należało do jej rodziny, pozostali byli znajomymi i krewnymi Omara i Erika. Zgodnie ze swoim zwyczajem Kirsten klasyfikowała ludzi według ich odzieży i biżuterii - ci posiadali partnerów, tamci posiadali partnerów i dzieci, ta młoda kobieta była samotna i zainteresowana... Poczuła pociągnięcie za rękaw. Była to jej siostrzenica, Rebecca, nosząca przytłumione kolory młodości i niedostępności. - O co chodzi, kochanie? - Czy będziesz bezpieczna, ciociu Kirsten? Nessus jeszcze się nie pojawił. Gdyby towarzyszący im Obywatel był obecny, nawet sześciolatka nie zadałaby takiego pytania. - Będę tak bezpieczna, jak tylko to możliwe. - Patrząca na nią twarz o poważnym wyrazie pozostała sceptyczna. - Zapytaj swojego ojca. - Twoja ciocia ma rację, kochanie. Wróci, zanim się obejrzysz - Carl (pastele osoby dorosłej posiadającej partnera; pierścień potomstwa z czterema kamieniami) po bratersku przytulił Kirsten. Carl nieco przesadził. Kirsten żałowała, że jego słowa nie były prawdziwe. Nie miała pojęcia, ile może zająć ich podróż. To ona ją zaproponowała, ale argumenty, których użyła, wydawały się naciągane nawet dla niej samej. Desperacko chciała dotrzeć na Ognisko i znaleźć możliwość niepostrzeżonego
skorzystania z sieci stada. Nikt nie był zaskoczony tak, jak ona, gdy osoby planujące misję zgodziły się na spotkanie z załogą w celu uzyskania informacji z perspektywy Kolonistów. Entuzjastyczna zgoda Nessusa, udzielona bez zadawania pytań, nadal zastanawiała Kirsten. Nie była to też jedyna kwestia, która ją męczyła. Gdzie był teraz Nessus? Dlaczego zdecydował się na towarzyszenie im? Bez problemu mógł załatwić im podróż na pokładzie jednego ze statków transportowych, które nieprzerwanie krążyły między RN4 i Ogniskiem. Koloniści rzadko odwiedzali Ognisko, ale nie było to niemożliwe. Osoby te, zazwyczaj związane z Samorządem Arkadii, korzystały ze statków transportowych. Nessus pojawił się na pobliskim dysku transferowym. Ruszył do przodu, prawie nie drżąc ze strachu mimo tłumu Kolonistów, skłaniając głowę w ogólnym pozdrowieniu. Ku zdziwieniu Kirsten, dołączył do jej grupy. Po przywitaniu gości Omara i Erika ruszył w jej stronę. Przedstawiła Nessusowi swoich rodziców i brata, a on zaczął rozmawiać z nimi jak ze starymi przyjaciółmi. Kirsten zdała sobie sprawę, że Nessus był w fazie maniakalnej. Czy zgromadził w sobie odwagę tylko po to, by poznać rodziny załogi? Wydawało się to mało prawdopodobne. Gdy zastanawiała się nad tym, Nessus wyciągnął szyję, by pogłaskać gęste, jasne włosy Rebeki. - Co lubisz, maleńka? - zapytał. Kirsten zauważyła kątem oka niespodziewany ruch. Głośne beczenie potwierdziło jej podejrzenia - w ich stronę biegło jagnię Rebeki. Schultz ciągnął swoją smycz, gotowy do zabawy z Rebeką i jej nowym przyjacielem. Kopyta stukały o twarde podłoże. Usta zwierzęcia były otwarte, jego język wisiał z jednej strony. Kirsten zastanawiała się, jak często zwierzęta przygryzały sobie język, zanim nauczyły się nie biegać w ten sposób. Nessus obrócił się, gotowy do ucieczki, a Kirsten zdała sobie sprawę, co on widział duże zwierzę biegnące w jego stronę. Ognisko było zbyt zatłoczone, by pozwolić na trzymanie nawet nieszkodliwych zwierząt. Zrobiła krok do przodu i podniosła jagnię. Schultz miał niemal dwie stopy wzrostu i składał się głównie z nóg. - Dobry chłopiec - zagruchała. Schultz wiercił się w jej ramionach, machając energicznie ogonem. Polizał jej twarz. - Dobry chłopiec. Tak jest. - Musimy znaleźć Kirsten mężczyznę - Evelyn, żona Omara (tunika w ciepłych, wyraźnie przytłumionych pastelach) powiedziała to nieco zbyt głośno. Kirsten zarumieniła się, wyobrażając sobie reakcję Erika na te słowa. - Przepraszam, Nessus - powiedział Carl. - Zabiorę stąd Schultza. Zbliżył się do Kirsten, równocześnie przytulając ją i zabierając nadal wiercące się jagnię. - Trzymaj się z dala od kłopotów - rzucił, odchodząc.
- Żebyś wiedział - pomyślała. Nessus odwrócił się w stronę grupy Kolonistów, drżąc znacznie mocniej. - Wejdę już na pokład. Dołączcie do mnie, gdy będziecie gotowi. - Jedna głowa śledziła wiercące się jagnię, dopóki Nessus nie wszedł na dysk transferowy, przypuszczalnie przenosząc się bezpośrednio na pokład Odkrywcy. Kirsten pożegnała się i ruszyła jego śladem. Gdy znalazła go na mostku, Obywatel ciągle drżał. - Przepraszam za Schultza - powiedziała. - Po prostu zachowywał się przyjaźnie. Nie zrobiłby ci krzywdy. - Lubisz zwierzęta? - głos Nessusa był monotonny. Nadal był niezadowolony - Tak - było jasne, że Nessus nie podzielał tych uczuć. Zmiana tematu wydawała się dobrym pomysłem. - Nessus, zdziwiłam się, widząc cię w porcie kosmicznym. Dziwię się, że w ogóle jesteś na RN4. - Chciałem spędzić trochę czasu z Kolonistami. - Jego głowy obróciły się tak, że przez sekundę patrzył sobie w oczy - Jestem na Arkadii od kilku dni. Co? Kirsten nie spotkała się z Nessusem twarzą w twarz od misji na lodowym księżycu. Nikt nie wspominał o spotkaniu z nim. Kogo odwiedzał na RN4? I dlaczego? Na mostek weszli Omar i Eric. - Wszystko w porządku? - zapytał Omar. - Nic mi nie jest - odpowiedź Nessusa wydawała się wyrecytowana z pamięci. - Byłem na pokładzie wcześniej, przed spotkaniem z waszymi rodzinami. Odkrywca jest gotowy do drogi. Na stanowiska. - Jedna z jego głów obserwowała wychodzących mężczyzn. Druga włączyła kamerę zewnętrzną. - Dobrze. Wszyscy są w bezpiecznej odległości. Strumień komunikatów radiowych udzielił Odkrywcy pozwolenia na start. - Przepraszam - odpowiedział Nessus na pytające spojrzenie Kirsten. - Nie chodzi o twoje kwalifikacje. Tylko Obywatele mogą pilotować duże statki w pobliżu Floty. Przeprosiny wydawały się mechaniczne, tak jak odpowiedź udzielona Omarowi. Kirsten pomyślała, że nie było to typowe zachowanie Nessusa. Najpierw zachowywał się maniakalnie, teraz działał mechanicznie. Z czego to wynikało? Być może ich plan został wykryty. Być może to ona powinna być zdenerwowana. Kirsten mentalnie wzruszyła ramionami. W takim przypadku władze Porozumienia mogły zrobić z Erikiem, Omarem i nią, na co tylko miały ochotę. Czy to mogło wyjaśniać zachowanie Nessusa? Być może wścibstwo Kolonistów sprawiło, że on również był w kłopotach. - Zaufaj mi - kontynuował Nessus. - Ta podróż i tak powinna okazać się dla ciebie
interesująca. - RN4 zaczęła się od nich oddalać. System chłodniczy przez chwilę pracował z pełną mocą, gdy Odkrywca przemykał między dwoma orbitującymi słońcami. - Co będziemy robić na Ognisku? - zapytała. - Zaufaj mi - powtórzył. Wyczuła ślad jego wcześniejszego maniakalnego nastroju. Ponad atmosferą i poza słońcami, gdzie niebo robiło się czarne i ozdabiały je miriady gwiazd, Flota Światów świeciła w pełnej chwale. Kirsten wstrzymała oddech. Ani abstrakcyjna wiedza, ani kilka podróży międzygwiezdnych nie przygotowało ją na ten widok. Spojrzała w dół na płaszczyznę światów, nad którą przelatywali. Sześć planet o podobnej wielkości wyznaczało wierzchołki sześciokąta. Orbitowały w odległości niemal 900 000 mil od pustego punktu, który wyznaczał środek ich masy. Pięć podobnych do siebie, błękitno-brązowo-białych światów rozświetlały naszyjniki sztucznych słońc. Były to rezerwaty natury Szósty świat, świecący własnym światłem, mógł być jedynie Ogniskiem. Jego kontynenty rozświetlał blask megamiast. Jego oceany były w większości czarne, przetykane świecącymi miastami położonym na wyspach, odbiciami światów towarzyszących oraz zielono-błękitnym blaskiem rozkwitów planktonu. Wzrok Kirsten przykuł świetlisty czerwony punkt. Gwiazda znajdowała się w odległości jedynie ułamka roku świetlnego. Niegdyś stanowiła źródło całego życia na Ognisku. Oczywiście wtedy była jedynie żółtym karłem. Porozumienie przesunęło Ognisko i jego towarzyszy - wtedy były to zaledwie dwa światy rolnicze - zanim słońce spuchło do obecnej formy czerwonego olbrzyma. Przesunięcie Ogniska na odległą orbitę doprowadziło do powstania kolejnego wyzwania zdobycia dodatkowego ciepła. W tym czasie planetę zamieszkiwało jedynie ćwierć biliona Obywateli, ale produkowane przez nich gazy cieplarniane niszczyły środowisko. Świat był w stanie zapewnić miejsce do życia dla większej liczby Obywateli bez pobliskiego słońca. Odzwierciedlał to widok rozciągający się przed Kirsten. Jedno duże sztuczne słońce w pustym centrum masy równomiernie ogrzewałoby Ognisko i jego światy rolnicze. Niewielkie słońca orbitujące wokół poszczególnych światów RN praktycznie nie dostarczały energii Ognisku. - Widok naprawdę robi wrażenie - powiedział Nessus. Wrażenie było słowem zdecydowanie zbyt słabym. Kirsten zadrżała i nie odpowiedziała. Istoty, które nie miały odwagi, by opuścić swój świat, zdecydowały się zamiast tego na porzucenie swojego słońca. W miarę jak RN4 oddalała się, część Kirsten chciała porzucić wszystkie plany. Porozumienie dysponowało niesamowitą wiedzą. Posiadało praktycznie nieograniczoną moc.
Kim ona była, by kwestionować ich działania? Co, jeśli w przeszłości jej ludu rzeczywiście tkwiły sekrety? Co mogli zdziałać Koloniści w obliczu takiej potęgi? Odsunęła swoje wątpliwości na bok. Prawda miała znaczenie. Koloniści zasługiwali na poznanie swojej przeszłości. Kirsten miała zamiar ją odkryć. Końcowe podejście wymagało użycia przy sterowaniu obu ust. Nessus żałował, że nie może obserwować reakcji Kirsten. Musiał zadowolić się obejrzeniem powtórki z kamery ukrytej na mostku. Tę niewielką modyfikację był w stanie przeprowadzić osobiście. - Załoga, przygotować się do dokowania - powiedział. Pozwolił sobie na krótkie spojrzenie jedną głową. Zadowoliło go jej poruszenie. - Dokowania gdzie? W pobliżu nie ma żadnych statków. Gdy miniemy księżyc... ucichła, widząc wskazania przyrządów. - Nawierzchnia idealnie gładka. Praktycznie brak odczytu grawitacyjnego. To nie jest naturalny księżyc. - Zgadza się - Nessus poprawił ich kurs, gdy na powierzchni otwarła się śluza. Włączył interkom. - Lądujemy na pokładzie stoczni orbitalnej będącej własnością General Products Corporation. Firma buduje kadłuby statków kosmicznych. Zbudowali też kadłub, w którym się znajdujemy. - Załoga, przygotować się do opuszczenia statku - delikatnie posadził Odkrywcę na podłożu. Kirsten i Nessus znaleźli Erika i Omara w salonie. Nessus wskazał dysk wbudowany w podłogę kabiny. Jego druga głowa znajdowała się już w kieszeni, obsługując kontroler transportera. - Jesteście gotowi? - Absolutnie - odpowiedział Eric. Omar i Kirsten kiwnęli głowami. Nessus dotknął kontrolera językiem i przeniósł ich do poczekalni fabryki. Oczy Omara rozszerzyły się. Eric i Kirsten po prostu się uśmiechnęli. Eric chwycił pierwszy uchwyt na ścianie, obok którego przepłynął. - Stocznia orbitalna wszystko wyjaśnia, Nessus - powiedział. - Mikrograwitacja. Jedyny powód, dla którego produkcja jest prowadzona tutaj. To była szybka reakcja. Nessus doznał objawienia - naprawdę lubił tych Kolonistów. Oczywiście nie mógł tego powiedzieć o wszystkich Kolonistach, chociaż oni powoli też zdobywali jego szacunek. Myśl ta przyprawiła go o poczucie winy. Duże poczucie winy. Kolonia na Arkadii była wynikiem manipulacji, którą Porozumienie przeprowadziło wiele lat temu. Zbliżająca się manipulacja Radą Płodności miała być jego osobistą zbrodnią.
Nagle nadeszło drugie objawienie. Spędzenie kilku ostatnich dni w różnych miastach na powierzchni Arkadii było dobrym pomysłem. Miliony Kolonistów nadal sprawiały, że chciał uciec i ukryć się. Mieszkanie wśród nich stanowiło najlepszą metodę przygotowania się do powrotu do Ludzkiej Przestrzeni. Nie miał zamiaru ujawniać swojej obecności zbyt wielu dzikim ludziom, nawet swoim agentom. Mimo tego ludzie mieli go nieustannie otaczać. Ta myśl przerażała go. Eric odnalazł przycisk, po naciśnięciu którego ściana stała się przezroczysta, odsłaniając ogromną przestrzeń fabryki. Nessus zauważył sześć kadłubów w różnych stadiach budowy. Niewątpliwie ten sztuczny świat musiał wydawać się Kolonistom cudem. Podobnie jak malownicza trasa lotu, którą wybrał, ten przystanek miał na celu wywołanie ich podziwu. Potrzebował ich lojalności w mającym nadejść niedługo momencie, w którym nie mógł im towarzyszyć. Najbliższą im konstrukcją był kadłub nr 4, znany Kolonistom jako statek transportowy. Jego położenie w pobliżu poczekalni nie było przypadkiem. Miało na celu ukrycie pustej przestrzeni produkcyjnej. Nessus widział w przeszłości tę przestrzeń wypełnioną niemal całkowicie statkami. Oczywiście rynek eksportowy już nie istniał. W najbliższej przyszłości Flota miała pozostawić za sobą wiele ras zbyt głupich, by uciec przed eksplozją jądra galaktyki. - Czy możemy zwiedzić fabrykę? - zapytał Eric. Jego wzrok był skupiony na obszarze produkcyjnym. - Oczywiście - obiecał Nessus. W tym momencie pojawił się przedstawiciel General Products. Jego grzywa była związana w ciasno upakowane warkocze nietypowego żółtobrązowego koloru, który przypominał blond włosy Kolonistów. Jego pas i kilka ozdób demonstrowały jedynie przynależność do firmy. - Oto nasz przewodnik. Nessus przywitał się i przedstawił nowo przybyłemu, który nie znał angielskiego. - Przyniosłem tłumacza. Włączę go - powiedział. - Dzień dobry - odezwał się pracownik firmy. - Nazywam się... i pokażę wam fabrykę. Imiona Obywateli rzadko były tłumaczone. W jaki sposób Koloniści powinni zwracać się do przewodnika? W głowie Nessusa pojawiła się myśl, która nie była zaskoczeniem, zważywszy na jego niedawny ponowny kontakt z kulturą dzikich ludzi. - Dzisiaj będziemy nazywać cię Baedeker. - Niech będzie Baedeker. Zacznę od ogólnego opisu naszej działalności. Nasza wydajność wynosi...
Kirsten spojrzała na przestrzeń, którą Nessus tak swobodnie nazwał fabryką, a ona sama wzięła za niewielki księżyc. Omar wyglądał na przygaszonego. Wiedziała, że odczuwał taki sam podziw, jak ona. Z kolei Eric wydawał się pękać od nadmiaru pytań. Pytań, których nie był w stanie zadać bez przełamania przyzwyczajeń całego życia i przerwania Obywatelowi. Tłumaczowi najwyraźniej wystarczała mowa jednej głowy i Baedeker nie musiał przerywać nawet dla nabrania oddechu. - ...oczywiście znacie model nr 2. Wasz statek został zbudowany na tym kadłubie. Jednak Odkrywca jest nietypowy, ponieważ również posiada napęd rakietowy. W ramach tej modyfikacji zastąpimy go większą liczbą mocniejszych silników plazmowych. - Silniki plazmowe są mniejsze - powiedział Nessus. Dlaczego Nessus to powiedział? Znali silniki plazmowe. Był to jedyny rodzaj napędu, którego stosowanie miało sens w pobliżu zamieszkałych planet. Dlatego też Odkrywca był już wyposażony w kilka takich silników. Nessus niewątpliwie wiedział o tej modyfikacji. Dlaczego o niej nie wspomniał? Wymiana głównego napędu stosowanego w normalnej przestrzeni wydawała się Kirsten poważną modyfikacją. Zmarszczone brwi Erika wskazywały, że był równie zaskoczony. - Naszym najpopularniejszym modelem jest kadłub numer 1 - Baedeker trzymał swoje głowy mniej więcej o stopę od siebie. - Doskonale sprawdzają się w roli swobodnie latających czujników, niewielkich satelitów i tak dalej. W powietrzu wisiał ostry, chemiczny zapach, przypominający feromony, które Nessus rozpylał na Odkrywcy, lecz nieco inny. Kirsten doszła do wniosku, że zapachy te były bardziej zróżnicowane, podobne do zapachów lasu na Elizjum. Być może ta fabryka/księżyc posiadała biologiczną oczyszczalnię atmosfery. Z pewnością była na to wystarczająco duża. - Zbudowaliśmy prototypy niektórych modyfikacji, które zaproponowaliście. - Baedeker nagle zniknął. Od momentu pojawienia się wśród nich nie zszedł z dysku transferowego, utrzymując tę pozycję pomimo mikrograwitacji, zaczepiając kopyta o pętle otaczające dysk. Niewątpliwie był przygotowany na ucieczkę przed Kolonistami. Być może załoga Odkrywcy była pierwszymi Kolonistami, których spotkał. Kirsten odepchnęła się od ściany i popłynęła w kierunku dysku. Dysk pozostał aktywny i nagle znalazła się w sali dwukrotnie większej od pokoju, który opuściła. Sala była zatłoczona, a większość miejsca zajmowały szafki z nowymi komputerami. Najbardziej ucieszyła się, widząc klawiatury, których układ wydawał się dostosowany bardziej do palców, niż ust i języków. Zanim miała okazję przyjrzeć się pozostałym urządzeniom, pojawił się Omar, a następnie
Eric. Jako ostatni przybył Nessus. - Zauważcie także zmodyfikowaną kabinę przeciwwstrząsową, która zostanie umieszczona na mostku - powiedział Baedeker. Jego druga głowa regulowała równocześnie siedzenie. - Rozumiem, że przed następną misją wszyscy przejdziecie kurs pilotażu. Tę regulowaną kanapę można dostosować do indywidualnych preferencji pilota. - Obszedł gości, aby zająć miejsce nad dyskiem transferowym. - Niech któreś z was ją wypróbuje. - Ja spróbuję - Omar odbił się od siedzenia przy pierwszej próbie. - To byłoby znacznie łatwiejsze przy pełnej grawitacji. Czy można włączyć ją w tej sali? - Nie - powiedział Baedeker. - Czy tak jest wygodnie? - Dlaczego nie? - nie powstrzymał się Eric. Wydawał się zaskoczony tym, że przerwał Obywatelowi. - Nasze procesy produkcyjne są dość wrażliwe na grawitację - Baedeker spojrzał z niezadowoleniem na Nessusa. - Co myślicie o kanapie? - Jak dla mnie, całkiem niezła - Omar odepchnął się od podłokietnika i oddalił się od kanapy. - Niech ktoś inny spróbuje. Eric? - Jestem inżynierem - powiedział Eric. Kirsten zrozumiała, co miał na myśli - regulowana kanapa zdecydowanie nie wystarczyła, by zrobić na nim wrażenie. - Skalowana do rozmiarów pokoju sztuczna grawitacja tworzy tylko minimalne pole. Wybacz moją ciekawość, Baedeker. Co jest tak czułe? Zamknij się, Eric! - pomyślała Kirsten. Ta podróż mogła być ich jedyną szansą na odkrycie dawnej historii. Zbytnia ciekawość mogła spowodować utratę tej możliwości. Musiała zmienić temat. Odbijając się od przymocowanego do podłoża stołu, usiadła na kanapie. - Moja kolej - powiedziała. Eric zmarszczył brwi, ale zrozumiał aluzję. Udało mu się powstrzymać od zadawania pytań przez całą prezentację nowych czujników. - Kiedy zobaczymy produkcję kadłubów? - zapytał w końcu. - Już ją widzieliście - odpowiedział Nessus. - Mam na myśli osobiście, Nessus. Z bliska. - To nie jest dozwolone - odrzekł Baedeker. - W tym obszarze panuje kontrolowana próżnia. - Założę mój kombinezon ciśnieniowy. Jest na pokładzie... Głowy Baedekera zakołysały się na boki. Kirsten rzadko miała okazję obserwować ten gest, ale wiedziała, że oznacza zdecydowany brak zgody. Eric musiał przestać!
- To nie jest dozwolone - powtórzył Baedeker. - Śladowe ilości gazów i pyłu, przyczepione do kombinezonu, spowodowałyby zanieczyszczenie procesu. - Nie rozumiem - powiedział Omar. - Nessus, powiedziałeś nam, że kadłubowi Odkrywcy mogą zaszkodzić jedynie duże ilości antymaterii. Więc jak może zaszkodzić odrobina pyłu? - Powiedziałem wam prawdę - odparł Nessus. - Mówiłem jednak o gotowych kadłubach. W trakcie budowy kadłuby są bardzo delikatne. - Wysoka wrażliwość na zmiany grawitacji - Eric nie był w stanie się powstrzymać. Wysoka wrażliwość na śladowe ilości zanieczyszczeń. Brzmi to, jak prowadzony na dużą skalę proces nanotechnologiczny. Baedeker wydał dźwięk przypominający odtwarzaną w zwolnionym tempie eksplozję kotła. Jego znaczenie nie zostało przetłumaczone. Nessus odpowiedział podobnym dźwiękiem, jednakże dłuższym i głośniejszym. Po chwili Baedeker opuścił głowy na znak poddania. - General Products Corporation rzadko ujawnia te informacje - powiedział Nessus. Zważywszy na to, co już wiecie, najlepiej będzie, jeśli usłyszycie resztę. Nie chcę, byście stracili zaufanie do swojego statku. - Kadłub Odkrywcy jest niewrażliwy na uszkodzenia - kontynuował. - Czy w przeciwnym wypadku podróżowałbym na nim? Istnieje jednak fakt, którego wam nie ujawniłem. Wytrzymałość kadłuba wynika z jego wyjątkowej formy. Kadłub jest pojedynczą supercząsteczką, hodowaną atom po atomie przy użyciu nanotechnologii. Podczas budowy niekompletne kadłuby są niestabilne. Najmniejsza ilość zanieczyszczeń lub niezrównoważone siły mogą zniweczyć proces produkcji. Dlatego w fabryce nie ma sztucznej grawitacji, a do komunikacji używane są światłowody. Kirsten przełknęła ślinę. Dzień po dniu, jak w zegarku, RN4 odwiedzały setki statków transportowych. Każdy z nich przypominał bańkę mydlaną o średnicy tysiąca stóp, wyhodowaną atom po atomie. Czy było to w ogóle możliwe? - Baedeker, czy istnienie tylko czterech typów kadłubów, zawsze o identycznych rozmiarach, wynika z faktu, że tylko te kształty zapewniają taką siłę wiązań cząsteczkowych? - zapytała. W jej głowie kołatała się myśl dotycząca pewnej osobliwości geometrycznej istnienia wyłącznie pięciu wielościanów foremnych. - Nie wydaje mi się, Kirsten - Eric zignorował dwie pary energicznie potakujących głów Kształty kadłubów są standaryzowane, ale różnią się one szczegółami. Pomyśl o liczbie i rozmieszczeniu śluz, liczbie i rozmieszczeniu otworów na wiązki kabli i tak dalej. Gdy poprosiłem o zamontowanie na Odkrywcy dodatkowych czujników zewnętrznych, nie
usłyszałem o ograniczeniach dotyczących ich rozmieszczenia oraz tras kabli. Skoro istnieje taka swoboda w wykonywaniu otworów w kadłubach, nie wyobrażam sobie, w jaki sposób ich wytrzymałość miałaby wynikać ze specyficznych kształtów i rozmiarów. Baedeker ponownie krzyknął, głośniej i bardziej histerycznie. Krzyk ucichł dopiero, gdy włączył dysk transferowy i zniknął. Kirsten pomyślała, że prawdopodobnie uciekł lub pobiegł skonsultować się z przełożonym. - Zbyt wiele logiki ze strony Kolonisty? - zapytał Eric. - Jak powiedziałem, proces produkcji jest trzymany w sekrecie - powiedział Nessus. - Nie znacie jeszcze jednego szczegółu. Niewrażliwość supercząsteczki bierze się z wiązań pomiędzy atomami, wzmacnianych sztucznie przy użyciu wbudowanego źródła zasilania. Tak wzmocnione wiązania są w stanie zaabsorbować praktycznie każde uderzenie oraz wytrzymać temperaturę do setek tysięcy stopni. Wzmacnianie wiązań jest możliwe dopiero po zakończeniu hodowli kadłuba. Do tego momentu, jak wyjaśnił Baedeker, konstrukcja jest niezwykle wrażliwa. Czy ta odpowiedź was satysfakcjonuje? - Tak, Nessus - Eric unikał wzroku Obywatela. Być może dopiero teraz zdał sobie sprawę, jaką asertywność zademonstrował. - Mam nadzieję, że przeprosisz Baedekera w moim imieniu. Zawodowe zainteresowanie nie usprawiedliwia kiepskich manier. - Dobrze - odpowiedział Nessus. - Remont Odkrywcy będzie kontynuowany, ale przypuszczalnie nie jesteśmy już tu mile widziani. Odlecimy pierwszym dostępnym promem. Dopiero, gdy prom znajdował się w połowie drogi na powierzchnię, a jego kadłub wibrował od sił generowanych podczas wchodzenia w atmosferę, Kirsten przypomniała sobie o niezwykle istotnym szczególe. Nessus i Baedeker potwierdzili jej analogię dotyczącą czterech stabilnych typów kadłubów, na moment przed tym, jak Eric udowodnił jej nieprawdziwość. Góra/dół, dół/góra, góra/dół, dół/góra... podobnie jak energiczne kiwanie głową przez Kolonistę, gest ten oznaczał potwierdzenie. Równocześnie jednak Nessus powiedział, że właściwym wyjaśnieniem wytrzymałości kadłubów GP były sztucznie wzmacniane wiązania chemiczne. - Nessus okłamał nas - pomyślała. - W jakich innych jeszcze sytuacjach kłamał?
14 Załoga Odkrywcy opuściła prom i znalazła się na ogromnym wybetonowanym placu. Kirsten wiedziała, czego się spodziewać. Port kosmiczny na Arkadii był tylko jednym z kilku portów na jednym z pięciu światów rolniczych. Teraz znajdowała się w głównym terminalu kosmicznym samego Ogniska. Jednak nic nie mogło przygotować ją na pierwsze wrażenie. Niewyobrażalna skala spowodowała, że zamarła. Znajdowali się w środku grupy statków transportowych, która ciągnęła się we wszystkich kierunkach. Wokół uwijały się tysiące śmigaczy transportowych. Podłoże oświetlały pasy białych reflektorów zatopionych w betonie, a chmury odbijały błękitne oświetlenie startujących i lądujących jednostek. W dali ponad statkami było widać cętkowane bloki, pryzmaty i walce. Aby górować w ten sposób nad statkami transportowymi... to musiały być wieże. Najniższy budynek musiał mieć co najmniej milę wysokości. Maleńkie cętki musiały być oknami. - Nie wierzę - powiedział rozmarzonym głosem Omar. - Widzę to. Czytałem i słyszałem o tym. Nadal jednak nie wierzę. - Lepiej uwierz - Eric powoli odwrócił się, chłonąc wszystkie detale. - Bilion Obywateli. Jedna planeta. Policz sobie. - Możemy ruszać? - Nessus uważnie obserwował ich reakcję. Opuścili prom przy użyciu dysku transferowego. Mogli udać się bezpośrednio w miejsce, które zaplanował dla nich Nessus. Czy jego celem była wycieczka turystyczna, czy też wzbudzenie podziwu i strachu? - Dokąd, Nessus? - zapytała Kirsten. Wskazał wyciągniętą szyją i językiem najwyższą wieżę w zasięgu wzroku. - Niedługo, tam. Zaaranżowałem spotkanie z przedstawicielem rządu Porozumienia w celu omówienia misji zwiadowczych. Dzięki dyskom transferowym dotarcie z portu kosmicznego w dowolne miejsce nie stanowi problemu, ale wiceminister zdecydował się na umiejscowienie swojego biura w polu widzenia portu. - Kiedy ma się odbyć to spotkanie? - Ile czasu miała, by jakimś sposobem uzyskać dostęp do sieci stada? - Mój plan zakładał, że będziecie mieli pełny dzień RN4 na zwiedzanie - Nessus
pociągnął za swoją grzywę. - To się zmieniło. Były skargi dotyczące naszej wizyty w stoczni orbitalnej General Products. Wiceminister zmienia swój harmonogram, aby spotkać się z nami wcześniej. Musimy iść, kiedy tylko zostaniemy wezwani. Czy głos Nessusa zadrżał, gdy mówił o wiceministrze? Czy wyczuła krótką pauzę przed wymówieniem jego tytułu? Szczególnie dokładną wymowę? Gdyby Nessus był człowiekiem, mężczyzną, Kirsten nie miałaby wątpliwości. W pobliżu wzniósł się w powietrze jeden ze statków transportowych. Eric przekrzywił głowę, aby obserwować jego start i unoszenie się w wieczną noc nieba Ogniska. - Chodźmy - Nessus zniknął. - Kirsten przełknęła ślinę i weszła na opuszczony przez niego dysk, po czym jej zmysły doznały kompletnego przeładowania. Górowały nad nią niewyobrażalnie wysokie budynki, których czubki skrywały się w płynących nisko chmurach. Stała na placu, pośród dziesiątek tysięcy Obywateli, którzy tłoczyli się razem jak... co? Lgnęli do siebie jak owce, bok przy boku, wchodząc i opuszczając stado, zmieniając kierunki. Była w tym jednak celowość. Powietrze było przesiąknięte feromonami stada, tak mocnymi, że jej oczy zaczęły łzawić. I ten hałas! Słyszała odgłos tysiąca orkiestr równocześnie strojących instrumenty, podczas gdy tysiące kopyt wybijały rytm o podłoże. Tępe zęby chwyciły ramię Kirsten i pociągnęły. - Musisz zejść z dysku - powiedział Nessus przy użyciu jednych ust, gdy drugie nadal ciągnęły ją za łokieć. Zrobiła krok do tyłu i na dysku pojawił się Eric. Jego szczęka opadła. Poczuła się lepiej, widząc jego reakcję. Zanim Nessus ściągnął Erika z dysku i dołączył do nich Omar, uderzyła ją kolejna myśl. - Nessus, wszyscy się na nas gapią. - Koloniści to nadal rzadkość na Ognisku - Nessus ruszył przez plac. - Trzymajcie się blisko mnie. Nikt nie będzie was zaczepiał. - Zdajemy się na ciebie - głos Omara drżał. - Co możemy zobaczyć? Pusty obszar wokół nich poruszał się wraz z nimi, bańka powietrza wśród morza Obywateli. Coś rzadkiego oznaczało coś nieznanego, a to z kolei oznaczało dla Obywateli coś potencjalnie niebezpiecznego. Zastanawiała się, jakie zagrożenie mogła stanowić ich trójka. - Znajdujemy się na dziedzińcu publicznym - odpowiedział Nessus Omarowi. - To miejsce typowe, choć nieco mniejsze niż przeciętne. Nie chciałem was przytłoczyć. - Jakie funkcje pełnią otaczające budynki? - zapytał Eric. - Trzy boki placu mieszczą arkologie, niewielkie jak na standardy Ogniska, ale wy
moglibyście uznać każdą z nich za duże miasto. - Nessus wskazał czwarty, najbliższy bok, w którego kierunku maszerowali. - To jest lokalne centrum rozrywkowo-handlowe. Kirsten otworzyła usta, by zadać pytanie, gdy odezwał się charakterystyczny werbel. - Przepraszam - powiedział Nessus i zanurzył jedną z głów w kieszeni pasa. Z kieszeni dobiegło kilka muzycznych dźwięków, po czym głowa Nessusa wynurzyła się. - Biuro wiceministra. Spotka się z nami za niecałą godzinę. Umysł Kirsten pracował na wysokich obrotach. Podróż na Ognisko wydawała się najlepszą okazją na zdobycie informacji o przeszłości Kolonistów. Wśród tylu Obywateli, przy tak niewielkiej ilości czasu, jaką szansę mieli na uzyskanie dostępu do sieci stada? Czy mieli szansę na chwilę działania bez nadzoru Nessusa? Musieli działać teraz. Po tym, jak wysoko postawiony urzędnik zmienił swój harmonogram, aby jak najszybciej pozbyć się ich z powierzchni planety, nie mogła liczyć na kolejną wizytę. - Na głównej promenadzie można zobaczyć prace wielu artystów - kontynuował Nessus. Najczęściej spotykaną formą są klasyczne holoposągi, ale coraz większą popularność zdobywają dynamiczne formy holograficzne. Moim ulubionym artystą jest... - z obu gardeł Nessusa dobyły się trele. - Przepraszam, ale sensowne przetłumaczenie jego imienia nie jest możliwe. Kirsten zdała sobie sprawę, że Nessus ponownie znajdował się w fazie maniakalnej. Zbliżała się godzina spotkania i Obywatel najwyraźniej denerwował się. - ...drugie wejście. Oczywiście wewnętrzny hol posiada dyski transferowe, zapewniające dostęp do sklepów i galerii sztuki. Możemy poświęcić trochę czasu na ich obejrzenie. Dotarli do nawisu i Kirsten poczuła niewielki ucisk. Przeciskając się do holu uznała, że słabe pole siłowe miało za zadanie chronić przed warunkami atmosferycznymi. Nad ich głowami wisiały półprzezroczyste hologramy, zawierające zarówno abstrakcyjne dzieła sztuki, jak i katalogi. Stylizowane czcionki, szybkie tempo przewijania i nieznane słowa sprawiały, że nie była w stanie odczytać większości etykiet. Udało jej się odcyfrować kilka z nich - salony fryzjerskie i jubilerskie, sklepy z pasami, muzyką i książkami, galerie sztuki, sale koncertowe. Aha! - Nessus! - zawołała. - Tak, Kirsten? - Obywatel zatrzymał się. - Chciałabym kupić kilka pamiątek - zignorowała zdziwione spojrzenie Omara. - Może jakieś albumy. - Chodźcie za mną - Nessus obrócił głowę, by spojrzeć na najbliższy katalog, po czym zniknął. Tym razem Omar i Eric weszli na opuszczony przez niego dysk transferowy przed
nią. Znalazła się w małym, zatłoczonym sklepie. Kilka półek z jego przodu zajmowały odtwarzacze multimedialne. Nad pojemnikami z nośnikami informacji unosiły się podpisy i ilustracje. - Omar, czy mógłbyś wybrać dla mnie czytnik? - zaczęła przeciskać się ciasnymi alejkami, czując na sobie wzrok Obywateli znajdujących się w sklepie. Znalazła grupę pojemników podpisanych „Historia". Wybrała kilka dysków wielkości monety, zawierających różnorodne dane. Większość z nich dotyczyła Ogniska, ale wzięła także kilka poświęconych światom RN i Kolonistom. Dodała do zestawu dyski zawierające informacje na temat geografii i albumy. Gdy Kirsten wróciła do wyjścia ze sklepu, Nessus był pogrążony w rozmowie z innym Obywatelem, a ich mowa przypominała kaskadę dzikiej muzyki. Położyła wybrane przez siebie dyski na ladzie, obok czytnika wybranego przez Omara. Sprzedawca zbliżył skaner po kolei do poszczególnych przedmiotów, a ona zaczęła się zastanawiać, jak dokonać zakupu. Czy sklepy na Ognisku przyjmowały kredyty Kolonistów? - Nessus, możesz zapłacić? Zwrócę ci pieniądze. - Zapytała. - Oczywiście - Obywatel dokonał zakupu, dotykając językiem skanera. - Musimy ruszać. Przestronne biuro Nike wzbogaciło się od czasu ostatniej wizyty Nessusa o przeznaczoną dla ludzi sofę. Nessus pomyślał, że mogła ona znaleźć się w tym miejscu w ramach zwykłej gościnności, lecz przypuszczalnie zamiarem Nike było uśpienie czujności gości. Zwiadowca znalazł ławę dla siebie i słuchał rozmowy Nike z Erikiem, Omarem i Kirsten. Grzywa Nike była jak zwykle wspaniała, tym razem gęsto przetykana granatami. Nessus musiał powstrzymywać się od gapienia. Gdy spotkali się poprzednio, styl warkoczy Nike wskazywał jedynie brak partnera i zainteresowania zalotami. Sploty noszone przez niego dzisiaj deklarowały otwartość na zawarcie związku. Nessus ośmielił się pomyśleć, że komunikat ten był skierowany do niego. Pomimo swobodnego stylu rozmowy, Nike siedział za nowym, masywnym biurkiem. Nessus odgadł, że za ławą, na której siedział wiceminister, znajdował się dysk transferowy, oferujący możliwość ucieczki. - Opowiedzcie mi o obcych, których badaliście - powiedział Nike za pośrednictwem tłumacza. - Mówią na siebie Gwoth. Są to niewielkie istoty - Omar rozłożył ręce na odległość mniej więcej ludzkiego ramienia. - Posiadają pięć kończyn tworzących kształt gwiazdy. Organy
czuciowe i mózg znajdują się w centralnej części ciała. Gwoth wydają się dobrze dostosowani do życia pod wodą. - Oraz pod lodem - z typową dla siebie delikatnością Nike pokazał, że czytał ich raport. - Bardziej interesujące dla was są ich możliwości i potencjał - Omar zrozumiał aluzję. Eric może o nich opowiedzieć. - Właśnie rozpoczęli proces industrializacji - Eric wyprostował się. - Musieli opanować życie w próżni, aby uzyskać dostęp do... Podczas gdy Eric opisywał technologię Gwoth, a Nike testował jego wiedzę, Nessus myślał o przyszłości. Załoga, którą osobiście wybrał i wyszkolił, miała ostrzegać Flotę o wszelkich zbliżających się niebezpieczeństwach. On sam miał odwrócić uwagę dzikich ludzi od poszukiwań Porozumienia. To jego osiągnięcia miały zapewnić mu szacunek i wdzięczność Nike - i być może coś więcej. - Moi specjaliści twierdzą, że Gwoth czynią niezwykle szybkie postępy - powiedział Nike. - Zastanawiałam się nad tym - odpowiedziała Kirsten. - Tak naprawdę nie mieliśmy żadnego punktu odniesienia. Żołądek Nessusa skurczył się, gdy usłyszał ukrytą krytykę. Jego wielkie plany tak łatwo mogły zostać pokrzyżowane. Skargi dotyczące wizyty w stoczni General Products już rzucały na nich złe światło. Co, jeśli Nike zacząłby naciskać, aby Nessus nadzorował następną wyprawę Kolonistów. Co, jeśli zdecydowałby się na całkowite porzucenie eksperymentu z Kolonistami w roli zwiadowców? Nawet drobne środki bezpieczeństwa, takie jak umieszczenie na pokładzie Odkrywcy zastępczego oficera politycznego, mogły stanowić problem. Przygotowanie innego Obywatela do zajęcia jego miejsca na pokładzie statku oznaczałoby konieczność dzielenia się zyskami w razie powodzenia - i konieczność wzięcia na siebie całej winy w przeciwnym przypadku. - To, co najbardziej mi zaimponowało - powiedział Eric - to program badań rakietowych Gwoth. Obserwowaliśmy start kilku satelitów. Wszystkie próby powiodły się. Każda kolejna próba obejmowała większego, bardziej skomplikowanego satelitę. - Ich kontrola jakości, precyzja i tempo wzrostu nauki naprawdę zrobiły na mnie wrażenie - dodał Omar. - Z drugiej głowy, Nike, technologia Gwoth pozostaje prymitywna - wtrąciła się Kirsten. - Ich świat posiada ograniczone zasoby. Gwoth mają bardzo niewielką szansę na zdobycie możliwości lotów międzygwiezdnych, zanim Flota minie ich świat. Nessus z ledwością powstrzymał się od pociągnięcia za grzywę. Pokolenia życia we
Flocie jeszcze nie wyeliminowały lekkomyślnego podejścia do ryzyka wśród Kolonistów. Konieczne było uniknięcie wszystkich zagrożeń. Prawdopodobieństwo nie miało znaczenia. Ludzie w dziwny sposób ignorowali rzeczy o niewielkim stopniu prawdopodobieństwa. Dziwne było to, że tak samobójcze podejście nie spowodowało jeszcze ich zagłady. - To nie jest decyzja należąca do zwiad... - powiedział Nike. - Przepraszam, Nike - Kirsten pochyliła się do przodu. - Mam wrażenie, że mnie nie zrozumiałeś. Na Elizjum i podczas wizyty w stoczni General Products Nessus wyczuł w Kirsten niezrealizowany pęd do eksploracji. Zamiast ją zadowolić, tylko go wzmocnił. Drżąc ze strachu i złości, czekał na katastrofę. Żaden byle Kolonista nie miał prawa przerywać wiceministrowi. - Wyjaśnij - przetłumaczone polecenie Nike było złowieszczo uprzejme i suche. - Nie skończyłam - powiedziała Kirsten. - Z pewnością musimy uniknąć wszystkich zagrożeń dla Floty. Teraz jednak stoimy naprzeciwko wyłącznie potencjalnego zagrożenia. Gdyby stało się ono rzeczywiste, ograniczenia technologiczne Gwoth oznaczają, że możemy powstrzymać ich bez ich zniszczenia. - Co masz na myśli? - głowy Nike pochyliły się do przodu z zainteresowaniem. - Sieci informacyjne Gwoth są prymitywne. Ich stosowanie nie było konieczne ani możliwe do momentu wyjścia przez nich na lód, gdzie nie mogą już łączyć się ze sobą, tworząc biologiczne komputery. Z łatwością mogę stworzyć automatycznie powielający się program, nazwijmy go wirusem, i zniszczyć te sieci. Gwoth nie dysponują żadnymi środkami obronnymi przeciwko tego typu atakom. Wirus może zniszczyć wszystkie systemy, które opierają się na sieciach - w tym systemy kontrolne statków kosmicznych. - Interesujące - Nike zignorował dyskretny brzęczyk, który przypuszczalnie przypominał o następnym spotkaniu. - Dlaczego jednak mielibyśmy zareagować w ten sposób? Nessus wiedział, dlaczego. Kirsten nie uwierzyła w jego zapewnienia dotyczące dezaktywacji komety. Miała oczywiście rację. Dlaczego nie powinni zachować tej opcji? Gdyby dezaktywował kometę, stworzenie dodatkowych komet nie stanowiło problemu. - Biorę pod uwagę sytuację, w której musielibyśmy zapobiec działaniom Gwoth skierowanym przeciwko Flocie - powiedziała Kirsten. - W takiej sytuacji wyłączenie ich komputerów umożliwi ograniczenie ofiar wśród Gwoth. Taka interwencja zagroziłaby wszystkim obcym korzystającym w danej chwili z urządzeń sterowanych komputerem, jednakże większość Gwoth przeżyłaby. - Cięcie chirurgiczne - powiedział Nike.
Użyte przez niego słowa zdziwiły Kirsten, ale były jasne dla Nessusa. To on zaproponował pozbawiony przemocy plan w stosunku do dzikich ludzi. Teraz Kirsten zasugerowała coś podobnego przeciwko Gwoth. Brzęczyk Nike odezwał się ponownie. - Mam kolejne spotkanie - powiedział. - Omar, Eric, Kirsten, uważam naszą rozmowę za niezwykle owocną. Nessus poinformował mnie, że Odkrywca wyruszy niedługo w kolejną podróż. Życzę wam interesującej wyprawy. Nike wyłączył tłumacza i odezwał się do Nessusa czterema cudownie złożonymi, podwójnymi akordami. - Ludzkie zdolności związane z komputerami nie przestają mnie zadziwiać. Jednakże możliwość zapewnienia Flocie ochrony bez rozlewu krwi brzmi atrakcyjnie, a ta trójka wydaje się zdolna i lojalna. Przyjmuję twoją rekomendację, Nessus. W następną misję Koloniści wyruszą sami.
15 Nessus ślęczał nad dziennikiem pracy maszyn, w rutynie szukając spokoju. Załoga wpisała tam kilka uwag, nic, co wymagałoby drobnej kalibracji tego czy innego komponentu w wielokrotnie duplikowanym podsystemie. Mogła się pojawiać setka takich drobnych błędów, a wahadłowiec i tak nie byłby zagrożony. Cały dygotał! Nessus siłą woli uspokoił drżące kończyny. Szybki podgląd pokazał, że jego załoga prowadzi pogawędkę; wątpił, żeby zauważyli jego załamanie. Dopiero teraz, gdy było już po spotkaniu, Nessus przyznał się sam przed sobą, jakie podjął ryzyko. Gdyby sesja miała inny wynik, łatwo straciłby szansę na porozumienie z Nike. Omar wepchnął swój worek z rzeczami. - Nessus, dzięki za załatwienie tej podróży. Wszyscy to doceniamy. - Nie ma sprawy. Nessus wprowadził kilka parametrów do komputera na mostku. Zapisał dane i przesłał je do kontroli ruchu. - Wasza trójka dobrze się spisuje. - Jeszcze raz dzięki - powiedział Omar. - Ognisko jest niesamowite - Eric mówiąc sprawdzał instrumenty. - Szkoda, że Odkrywca nie pomieści na mostku czterech osób, jak ten wahadłowiec. Wkrótce na pokładzie Odkrywcy będą tylko trzy, chociaż bliskie ukończenia doposażenie zachowa przyjazną Obywatelom leżankę ochronną. Nessus uznał, że te wieści mogą jeszcze poczekać - aż się uspokoi. - Co najbardziej uderzyło cię w Ognisku? - Tłumy, nawet na tym, co nazwałeś małym placykiem. - Eric podrapał się po podbródku. - Jednak jedna rzecz mnie zaskoczyła. Nie wiem, czy w tym całym ścisku widziałem choć jedną formę żeńską Obywatela. Nessus zamarł. - Nie widziałeś. - Mają własne społeczności? - zapytała Kirsten. - Obywatele nie czują się swobodnie w obliczu dyskusji o płci - odparł Nessus. - Wygląda na to, że wszystko gra. - Eric podniósł wzrok znad własnych testów. - Nike
jest mniejszy od ciebie i tak starannie okryty. Zastanawiam się, czy Nike nie jest samicą. - Nike również jest samcem. - No jasne, kto ma to wiedzieć lepiej, jak nie ty - Eric wydał z siebie dziwny dźwięk, coś pośredniego między kaszlem a śmiechem. - Wciąż na ciebie patrzył. Nessus też to zauważył. To, w połączeniu z grzywą... - Tych kilku Obywateli, których spotkałem, było samcami - powiedziała Kirsten. Chciałabym poznać jakieś Obywatelki. Beczące i podskakujące wesoło jagnię: Nessus pamiętał gruchającą Kirsten tulącą je do siebie. Co by sobie pomyślała, gdyby wiedziała? Co by sobie pomyślało każde z nich? Ich możliwe reakcje były kolejnym zmartwieniem, które sprawiało, że się wycofywał. Zgłoszenie kontroli ruchu pozwoliło Nessusowi zmienić temat. - Jesteśmy trzeci w kolejce do odlotu. Przygotować się do odpalenia. Wkrótce znaleźli się na zatłoczonym niebie ponad Ogniskiem. Pilnował, żeby rozmowy na mostku dotyczyły kontroli ruchu powietrznego, a potem ruchu kosmicznego. Jednak jego wewnętrzne wątpliwości nie dawały się tak łatwo skanalizować. Co pomyśleliby sobie Koloniści o tym, który wiedział o Towarzyszkach? Mały świat, który był orbitalnym udogodnieniem dla General Products, zniknął z instrumentów obsługiwanych przez Kirsten. Szybko przejęli Odkrywcę. Bedeker nie próbował nawet ukryć swoich odczuć. Chciał się ich pozbyć jak najszybciej. - Tęskniłam za tym statkiem - powiedziała Kirsten. - Dobrze mieć go z powrotem. - Dobrze, że go lubisz - odpowiedział Nessus. Usiadł ciężko na swojej ławce. - Spędzisz na nim dużo czasu. Był spięty w trakcie podróży. Kirsten wciąż nie wiedziała, dlaczego. - Mam przejąć kontrolę? Sprawiasz wrażenie... rozstrojonego. - Dziękuję za propozycję, ale to niemożliwe. Nie martw się. Odstawię was z powrotem na Arkadię. Pomimo swoich zapewnień Nessus zadrżał. Z perspektywy czasu wszystkie jej kombinacje, żeby odwiedzić Ognisko były niepotrzebne. Prawdziwym celem podróży - dla Nessusa - było doprowadzenie do spotkania z Nike. Kirsten jeszcze nie rozgryzła jego motywów. Kiwnęła głową. - Czy Nike planuje kolejną ekspedycję? - Owszem. - Nessus wyprostował się. To była walka. - Jesteśmy na autopilocie. Teraz,
gdy już mamy z głowy GP, mam nowiny do przekazania. Włączył interkom. - Omar, Eric, przyjdźcie do pokoju rekreacyjnego. Przynajmniej przez jakiś czas mogli lecieć na autopilocie. Nawet bez naturalnego słońca światy Floty zakrzywiały czasoprzestrzeń za bardzo, żeby użyć hipernapędu. Kirsten coraz bardziej się martwiła, czy Nessus w jego obecnym stanie psychicznym może pilotować. Musiała coś zrobić: Obywatele nie ufali komputerom na tyle, żeby pozwolić na automatyczne lądowanie. Do pokoju rekreacyjnego dotarli przed Omarem i Erikiem. Nessus nerwowo szarpał resztki włosów. Gdy mężczyźni weszli do środka zagwizdał fanfarę. - Spotkanie z Nike poszło dobrze. Żeby was nie niepokoić zatrzymałem dla siebie to, co może być skutkiem tego spotkania. Nike posiada władzę, żeby zatwierdzić moją rekomendację. Wasza trójka weźmie Odkrywcę na następną misję zwiadowczą. Ja muszę się zająć innymi sprawami. Eric zamrugał. - Tylko nasza trójka? Na pokładzie nie będzie Obywatela? - Zgadza się - potwierdził Nessus. - Ale dlaczego? - zaskrzeczał Eric. Czy była dumna, czy zmartwiona? Może jedno i drugie. Dla Kirsten ważniejsze było, jak to wpłynie na poszukiwania ich przeszłości. - Nie mogę omawiać własnej misji - odpowiedział Nessus Erikowi. - Kiedy wyruszymy? Jak szybko ty wyruszysz? - zapytał Eric. - Spodziewam się, że w ciągu kilku najbliższych dni - dreszcze Nessusa się nasiliły. Naukowcy w ministerstwie Nike przed waszym odlotem muszą wybrać cele. Może jeszcze z dziesięć dni. Ile jeszcze Nessus mógł wytrzymać, zanim ukryje się w swojej kabinie? - Nessus, z całym szacunkiem, ale jesteś rozdygotany. Proszę, pozwól mi pilotować. - Nic mi nie będzie - powiedział Nessus. - Wracam na mostek. - Zaraz do ciebie dołączę. Gdy Nessus wyszedł z pokoju rekreacyjnego Kirsten wyciągnęła z szafki notes i długopis. Czy General Products ukryło nowe kamery? Nie było czasu, żeby ich szukać - ani pewności, że umieliby je znaleźli. Musiała zaryzykować, że zostaną przyłapani. Kirsten pochyliła się nad notatnikiem, żeby zasłonić widok ze znanych jej czujników. Ta pozycja nie wypłynęła na czytelność jej pisma. Zamknięty notes przesunęła do Omara.
Omar uchylił okładkę, przeczytał jej notkę i kiwnął głową. Podał notes Erikowi, który także skinął. - Pójdę do Nessusa - powiedziała Kirsten. Wydawał się być zbyt bliski załamania nerwowego, żeby mogli na to spokojnie patrzeć. Ale co w przypadku, gdyby nie miała racji? Jej obecność na mostku mogła oderwać go od tajnych czujników. Zastała go dygoczącego w rogu pomieszczenia. Kępki włosów sterczały mu we wszystkie strony, zniknęła staranna fryzura. - Dobrze się czujesz? Spojrzał na nią tępo. - Tak. Odpoczywam. Odczekała tyle, ile miała śmiałość, zanim wywołała Erika. - Niedługo lądujemy. Wszystko w porządku? To nie było rutynowe pytanie o systemy statku. Zgodnie z jej nagryzmoloną notatką pytanie to oznaczało: Czy Obywatele mają jakieś nowe informacje o naszych ludziach? - Wszystko w normie - odparł Eric. - Nic nowego. Od razu wiedziała, o co chodzi. „Nic nowego" znaczyło, że Porozumienie wcisnęło Obywatelom takie same bajki, jak Kolonistom. Przeszłość, której szukała, była tajemnicą Porozumienia. Jej ostatnią nadzieją na odkrycie utraconej przeszłości mogły być archiwa samego Odkrywcy - o ile te zapisy nie zostały już usunięte. Być może jednak, dopóki Nessus był związany ze statkiem, nie skasował swoich prywatnych danych. Widziała tylko jedną szansę. - Nie jesteś w formie, żeby pilotować. Z całym szacunkiem, ale zdajesz sobie z tego sprawę? Nessus nic nie powiedział. - Nessus, samodzielne lądowanie jest niebezpieczne. Możesz zabić nas i mnóstwo ludzi na ziemi. - Wiem. - Głowa opadła mu powoli w bezpieczne miejsce pomiędzy przednimi nogami. Kirsten, Kolonista nie może pilotować statku Floty. - Będziesz musiał zmienić tę zasadę przed następną misją Odkrywcy. Więc może teraz? Cisza. - Kontrola ruchu nie może wiedzieć - odpowiedział wreszcie Nessus. - Nikt nie musi wiedzieć, Nessus, ale decyzję musisz podjąć teraz. Wkrótce wejdziemy w
atmosferę. Są tylko dwie bezpieczne opcje. Pierwsza, że to ja posadzę statek. Druga, że dasz kontroli lotów powód, żeby nas usunęła na orbitę wokół RP4. Drżał w milczeniu. Nadciągające niebezpieczeństwo go paraliżowało. Czy cokolwiek mogło go zmusić do podjęcia decyzji? Mając w pamięci dziwny ton, który pojawiał się w głosie Nessusa za każdym razem, gdy wspominano o Nike, zaryzykowała. - Podejrzewam, że zostawią nas na orbicie. Odkrywca jest w świetnym stanie, świeżo wyremontowany. Czy Nike nadal ci ufa w kwestii twojej własnej misji? Głowa, próbująca się ukryć między kończynami, poderwała się i wbiła wzrok w Kirsten. - Zatrzymasz to dla siebie? - Obiecuję - powiedziała. - Myślę, że mogę porozumiewać się z kontrolą tylko przez wiadomości tekstowe i transfer danych. - Tak. - Znowu zamilkł, aż atak drgawek się skończył. - Pokażę ci protokoły komunikacyjne. Usadowiła się w swojej kołysce ochronnej. - Będę musiała się zalogować jako ty. - Racja. Przyczłapał bliżej. Drżącym głosem, chwilami chaotycznie, zaczął jej wszystko wyjaśniać. Potem, gdy już skończył, i pobiegł korytarzem, żeby ukryć się w swojej kabinie, walczyła o kontrolę nad dwiema silnymi emocjami. Pierwszą było współczucie dla jej towarzysza. Cokolwiek by powiedzieć, Nessus dał im trojgu ogromne możliwości. Drugą była... chęć, żeby krzyczeć z radości. Odkrywca zanurzył się w atmosferę RP4. Kadłub dudnił. Wkrótce będą na ziemi, a Nessus wyjdzie ze swojej kabiny. Kirsten patrzyła na drugi monitor na mostku. Pliki, dotyczące historii Kolonistów sprzed RP4, zniknęły. Wyobraziła sobie, z jaką satysfakcją Baedeker kasuje informacje przeznaczone tylko i wyłącznie dla Nessusa. Jednak ani gniew, ani desperacja nie były rozwiązaniem. Czego mogła spróbować, zanim znów pojawi się Nessus i odbierze jej tymczasowe przywileje? Kopie zapasowe: nic. Pliki tymczasowe: nic. Wyszukiwanie powiązane: coś jest! W bibliotece zostało kilka zapisów, które prowadziły do usuniętych informacji, jakich szukała. Jednak przy przeglądaniu tych danych jej nadzieja znów umarła. Wskazówki i aluzje, nic więcej.
Szukała dalej i nagle w oko wpadło jej znajome słowo: taran. Był to jeden z zakazanych terminów, na które natknęli się w Elizjum. Ziemia była coraz bliżej. Kirsten niechętnie oderwała się od poszukiwań i skupiła na ostatecznym podejściu. Wymieniła wiadomości z kontrolą ruchu, starannie trzymając się protokołów, których nauczył ją Nessus. Zbyt wcześnie wylądowali w Arkadia Spaceport. Podała przez interkom zwyczajowe obwieszczenie, mając nadzieję, że Nessus nie zauważy tak od razu, że wylądowali. Nadała wiadomość do Omara. „Zaczekaj przy kabinie Nessusa. Zatrzymaj go, gdy będzie wychodził". Śledztwo po śladzie tarana doprowadziło tylko do tajemniczego odnośnika, na który natknęła się wcześniej. Jakie były inne terminy z Elizjum? Narody Zjednoczone: nic. Daleki Strzał: nic. Ludzie: kilka trafień! Liczba mnoga; wpisała „człowiek" i uzyskała więcej zgłoszeń. Kamera na korytarzu pokazała Omara na posterunku przy drzwiach kabiny Nessusa. Kirsten zebrała dane dotyczące człowieka bądź ludzi. To, co zobaczyła nie miało dla niej znaczenia, i nie ośmieliła się analizować ich teraz. Skopiowała rezultaty do nowych plików o całkiem niewinnych nazwach, a potem wszędzie zmieniła słowo „człowiek" na „wiewiórka". Kamera pokazała, że drzwi kabiny otworzyły się. Pojawił się Nessus, wyglądając już na bardziej opanowanego. Po krótkiej wymianie zdań przecisnął się obok Omara. Omar ruszył za nim, wciąż coś mówiąc. Dokąd mógł zmierzać Nessus, jeśli nie na mostek? Kirsten, zalogowana jako Nessus, miała pełen dostęp do komputerów statku. Korzystając z tej władzy utworzyła fałszywe konto i przeniosła na nie wszelkie przywileje. Gdy na korytarzu rozległ się charakterystyczny kontralt Nessusa usunęła wszystkie ślady swoich poszukiwań, czyszcząc historię odwiedzanych plików. Nessus wkroczył na mostek. - Kirsten, dziękuję ci za pomoc. - Nie ma sprawy - powiedziała. Nessus usadowił się na swojej ławce. - Przejmuję kontrolę. Monitor Kirsten zamrugał i zniknęły z niego informacje zastrzeżone dla Nessusa. - Jeszcze raz dzięki. Ostatnie dane, na jakie spojrzała, wspominały o Instytucie Badań nad Człowiekiem, prowadzonym przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Ministerstwo Nike na Ognisku. - Nie ma sprawy - powtórzyła Kirsten.
16 Gdy bogowie chcą kogoś zniszczyć, najpierw odbierają mu rozum. Wezwany przez Zatylnego, który teraz kazał mu czekać, Nike zastanawiał się, ilu Obywateli, nawet tych, którzy zaczerpnęli swoje imiona z ludzkiej mitologii, natknęło się na Eurypidesa. Przypuszczalnie żaden. Obecny kryzys ponownie obudził w Nike fascynację ludźmi, dość, by znów pożałował aroganckiej dumy ze swojego przybranego imienia. Ostatnio nie czuł się zwycięsko. Czy spotkanie z załogą Nessusa było błędem? Wydawali się tacy normalni. Trudne decyzje związane z ludźmi po rozmowie z Kolonistami wydawały się jeszcze cięższe. Być może podjęcie ich było szaleństwem. Być może szaleństwem byłoby ich nie podjąć. Ciemne myśli powiększyły tylko wyobcowanie Nike w eleganckim, niezwykle przestronnym przedsionku. Potrzebował czegoś, co odwróciłoby jego uwagę. Jakie, zastanawiał się, ludzkie imię pasowałoby do najpotężniejszego z Obywateli? Nike rozważał i odrzucał kolejne główne postaci panteonu. Może legendarny śmiertelnik - Syzyf. Zatylny był przebiegły, i już spędzał dużo czasu na bezcelowych i niekończących się staraniach. Manipulował Ogniskiem, który stał w ogniu. Sam Zatylny gardził oczywiście takimi kaprysami, jak ludzkie pseudonimy. W podmuchu aktywności Zatylny wraz z małym orszakiem zmaterializował się wokół Nike. Wszyscy byli olśniewający w odcieniach zieleni, ale żaden nie przyćmiewał Zatylnego. Gospodarz Nike miał wyszukaną fryzurę przyozdobioną szmaragdami i jadeitami. Pomimo zaawansowanego wieku jego skóra lśniła zdrowo. - Dziękuję za przybycie - powiedział Przywódca. Nike minimalnie pochylił głowę, okazując szacunek i większą pewność, niż miał w rzeczywistości. Przyboczni Przywódcy popatrzyli na to z dezaprobatą. - Zaproszenie do twojego domu to dla mnie zaszczyt. Zatylny krótko dotknął głową głowy Nike, jakby byli sobie równi. - Żyjemy w interesujących czasach. - To prawda - ostrożnie odparł Nike. Zatylny wdzięcznym ruchem głowy odprawił swoją świtę. Zniknęli natychmiast. - Chodźmy. Nacieszmy się świeżym powietrzem.
Nike podążył za Przywódcą przez wirtualną ścianę i pole siłowe chroniące przed kaprysami pogody na długi, wyłożony marmurem balkon. Dom przylgnął do górskiej ściany. Widok na porośnięte lasem zbocze, fale przyboju i falujące morze był spektakularny. Rozproszona poświata wzdłuż horyzontu pozwalała się domyślać odległego wybrzeża. Zatylny zatrzymał się, podczas gdy na niebie unosiły się jaskrawe skrzydła. - Otrzymałem twoje poparcie dla zmiany kursu. Nike wziął głęboki oddech. - Ministerstwo proponuje zmianę kursu Floty. To kwestia rozsądku, biorąc pod uwagę, że dzicy ludzie nas szukają. W ciągu niecałego roku proponowana mała zmiana doprowadzi nas do chmury pyłu, która znajdzie się pomiędzy Flotą a systemem słonecznym, z którego pochodzą ludzie. - Tak mówi rekomendacja. Użyteczność tego manewru wydaje się być marginalna. Flota nadal będzie się znajdować w polu obserwacji - jeśli wydedukują, gdzie patrzeć - z innych zasiedlonych przez ludzi światów. A oni mają nad nami przewagę statków z hipernapędem. Nike zdołał opanować zaskoczenie. Od kiedy redukcja ryzyka nie była wystarczającym argumentem? - Przywódco, to jest system rodzinny ludzi, ich Narodów Zjednoczonych, najbardziej ciekawskich, najbardziej upartych... - Ta rekomendacja dostanie moje poparcie - przerwał mu Zatylny. - Wskazałem na te ograniczenia, żeby pokazać, że jestem osobiście zainteresowany radami ministerstwa. To wtrącenie nie było drażniące. Doskonale harmonizowało z przypominającym dźwięk skrzypiec głosem Nike. Długie, powolne fale lizały kamienistą plażę, pieniste pióropusze błyszczały w świetle gwiazd. Fosforescencja wskazywała na miejsce kolonii polipów. Daleko nad morzem błyskawice rozświetlały chmury. Pomimo kłębiących się w głowie myśli - po co naprawdę to spotkanie? - Nike nie mógł nie zachwycać się widokiem. - To kojące miejsce - powiedział Zatylny. - Oddalone od wszystkiego, a dzięki temu zapewniające prywatność i spokój. Tylko kilka miejsc w Ognisku może się z nim równać. Morska bryza zmierzwiła czuprynę Nike i wywołała westchnienie lasów otaczających posiadłość. Rozważał: akceptacja rekomendacji ministerstwa. Rekomendacji Nike. Delikatne przypomnienie, kto tu rządzi. Wskazanie potencjalnych nagród. Był kuszony tak, jak sam niedawno kusił Nessusa. Wabikiem było bogactwo i władza, nie parzenie się, tym niemniej było to kuszenie. Pracuj ze mną, sugerował Zatylny, a nagroda będzie wielka.
Nike swoje manipulowanie Nessusem racjonalizował jako istotne dla bezpieczeństwa Porozumienia. Nie poświęciłby Porozumienia dla własnych zysków. - Przywódco, czy moglibyśmy porozmawiać o polityce konsensualizacji? Rewizja opinii i nastrojów społecznych, za którym agitowali Eksperymentaliści. Zatylny pochylił głowy w stronę Nike. - Z całą pewnością niepokojenie społeczeństwa nie jest wskazane. - Z całym szacunkiem, Przywódco, zrewidowanie polityki leży w interesie wszystkich. - Polityki ciągłego zagrożenia? Nie wydaje mi się. A co innego ma do zaoferowania twoja partia? Już teraz uciekamy z galaktyki, za którą optują Eksperymentaliści. - Niektórzy Eksperymentaliści. - Nike zamilkł, gdy dalekie pioruny rozświetliły morze. Prawda jest taka: uciekamy, bo ucieczka leży w naszej naturze. Eksplozja jądra galaktyki jest przerażająca, więc postaraliśmy się tego uniknąć. Jednak w mojej opinii opuszczenie galaktyki jest najgorszą z możliwości. - Wolałbyś, żebyśmy zostali? - Uciekamy przed skutkiem dawnej reakcji łańcuchowej, eksplozji supernowych - przed promieniowaniem. Aby uciec przed tym niebezpieczeństwem polecimy daleko, aby fala uderzeniowa, już w tej chwili rozciągająca się na tysiące lat świetlnych, rozproszyła się, zanim nas dosięgnie. Ponieważ wszystkie rozsądne istoty unikają niebezpieczeństw hiperprzestrzeni musimy zwiększyć relatywistyczne prędkości w normalnej przestrzeni. I oto, Przywódco, mamy paradoks: Flota, uciekając przed promieniowaniem z eksplozji jądra wytwarza promieniowanie równie śmiertelne - i w końcu będzie musiała sobie z nim poradzić - w związku z wciąż wzrastającą szybkością. Międzygwiezdny pył i gaz wywrą na nasze światy taki sam wpływ, jak promienie. - Nasze planetarne pola siłowe ochronią nas przed promieniowaniem - sprzeciwił się Zatylny. - Te same pola siłowe ochroniłyby nas przed promieniowaniem po eksplozji jądra, gdybyśmy zostali i zaczekali. - W istocie. - Zatylny zamrugał rozbawiony. - Pomimo przekonania opinii publicznej, my możemy przyznać, że promieniowanie nie jest zagrożeniem. Czy Zatylny rozumiał jego stanowisko? - W sensie, że zagrożenie leży w czym innym. Chodzi o inne niebezpieczeństwa niż te, które groziły nam ze strony naszych sąsiadów? - Zajmowanie się sprawami obcych ku naszemu pożytkowi wówczas wydawało się mądrzejsze - przyznał Zatylny. - Oczywiście, każda interwencja powodowała komplikacje.
Szkoda. Koloniści opiekujący się rezerwatami naszej przyrody wydawali się takim dobrym pomysłem. Zbliżył się do nich asystent, odchrząkując. - Proszę mi wybaczyć, Przywódco. Prosiłeś, aby ci przypomnieć o następnym spotkaniu. - Dziękuję. - Zatylny odprawił go gestem. Interwencja była takim bezbarwnym światem, pomyślał Nike, i wykorzystywanie Kolonistów miało jeden powód. Teraz odkrycie RP4 przez dzikich ludzi wydawało się najpoważniejszym niebezpieczeństwem dla Porozumienia. - Wreszcie rozumiem, dlaczego Konserwatyści tak szybko przystali na odlot z jądra. Chcieliście oddzielić nas od sąsiadów, nie od promieniowania. - Zbyt łatwo osądzasz. - Zatylny wyciągnął szyję, wdychając bogatą mieszaninę woni lasu i morza. - Z pewnością zgadzamy się co do tego, że bezpieczeństwo Obywateli jest sprawą kluczową. Czy wobec tego odrobina inżynierii socjologicznej nie była lepsza od ludobójstwa? Czy wtrącanie się w wojny pomiędzy ludźmi a kzinami było tylko inżynierią socjologiczną? Czy było nią zniewolenie Kolonistów? Jak, zastanawiał się Nike, na słowa Zatylnego zareagowałby Nessus? Przy wszystkich idiosynkrazjach i dziwactwach Nessusa był on bardzo wnikliwy - i coraz bardziej bronił spraw Kolonistów. A jednak... To, co proponował Nessus, żeby zmylić ludzi, było inżynierią socjologiczną. To, co proponowała Kirsten, w razie potrzeby, żeby ograniczyć Gwoth było nią nawet bardziej. W nagłym przebłysku Nike pojął wizję Konserwatystów. Tam, gdzie on odnosił się do ciągłego stanu pogotowia, żeby usprawiedliwić działania Eksperymentalistów... Przywódca Obywateli szukał stałej równowagi w pustce pomiędzy galaktykami. Ognisko już zerwało łańcuch łączący go ze słońcem; teraz, pod pozorem oficjalnej polityki Eksperymentalistów, Zatylny wyrwie Flotę nawet z galaktyki. Nie będzie już więcej gwiazd, które mogłyby utracić stabilność. Żadnych więcej gwiezdnych skupisk wybuchających w reakcjach łańcuchowych i zamieniających się w supernowe. Żadnych więcej obcych ras jak te, które okazały się być tak trudne do kontrolowania. - Przywódco, nie zagłębiajmy się w dawną politykę. Z różnych powodów wszystkie partie zgodziły się, że musimy odlecieć. Ale zetknięcie się z nieznanymi niebezpieczeństwami pomiędzy galaktykami - czy to nie jest ryzyko? Gdy bogowie chcą kogoś zniszczyć... - Nie możemy zostać, ani nie możemy odejść - powiedział Zatylny. - Być może coś mi
umknęło. Być może. Zbliżało się kolejne spotkanie w kalendarzu Przywódcy, nie było więc czasu na odpowiednią dyskusję. Nike uciekł się do grzecznego formalizmu. - Przywódca z pewnością niczego by nie przeoczył. Zatylny ruszył energicznie w stronę prywatnych pomieszczeń. - Zastanów się nad tym, o czym rozmawialiśmy. Ta rada była jednocześnie zachętą, ostrzeżeniem i odprawą. Jeśli bogowie chcą kogoś zniszczyć, najpierw odbierają mu rozum. Z powrotem w swoim apartamencie Nike oparł się potrzebie ukrycia głów w ciasno zwiniętej kołysce własnego ciała. Jakim szaleństwem było wtrącanie się w przeznaczenie innych ras! Jednak to właśnie robiło Porozumienie - wtrącało się. Jak błędna musiała być to polityka, żeby uciekając przed jej konsekwencjami nawet konserwatysta Zatylny zdecydował się na skok w międzygalaktyczną niewiadomą. Wybory przed Tajnym Dyrektoriatem były ograniczone i jasne. Prewencyjne ludobójstwo. Albo, z drugiej strony, brak działań, ryzyko wykrycia Floty, ludzie uwięzieni na RP4 i co za tym idzie nie wiadomo jaka - ale z pewnością uzasadniona - reakcja Przestrzeni Ludzkiej. Tutaj na pewno doszłoby do wzajemnego ludobójstwa. Albo można było wtrącić się raz jeszcze, podejmując kolejne działania inżynierii socjologicznej. Jeśli bogowie chcą kogoś zniszczyć, najpierw odbierają mu rozum. Czując dziwną wspólnotę ze zwiadowcą Nike nie widział innej możliwości, niż wysłanie mu wiadomości. „Nessus: niezwłocznie podejmij zaproponowane działania przeciwko PMR".
17 Kirsten pochyliła się na swoim fotelu, uważnie słuchając ostatnich wskazówek dotyczących następnej misji Odkrywcy. Czuła, że przynajmniej jej postawa świadczy o uwadze. Dyskretne postukiwanie lewą stopą sprawiało, że Omar inaczej odczytywał jej pozycję. Bolały ją dłonie. Spoglądając w dół Kirsten stwierdziła, że są mocno zaciśnięte. Nessus mógłby zrozumieć jej pobielałe kostki, ale go nie było, cel tajny, misja tajna. Przez to misję nadzorował Nike, a wiceminister nie miał doświadczenia Nessusa w postępowaniu z Kolonistami. Jednak najlepiej grać ostrożnie. Starała się rozluźnić ręce. - Złożono na was ogromną odpowiedzialność - podsumował Nike. - Macie jeszcze jakieś pytania? - Doceniamy ten zaszczyt, Nike. Postaramy się nie zawieść twojego zaufania - powiedział Omar. Eric przytaknął. - Dziękujemy tobie i Nessusowi za pokładane w nas nadzieje. Kirsten poczuła nową falę bólu. - Nie mam pytań, Nike - powiedziała z niejakim trudem, zazdroszcząc Omarowi opanowania. Utrzymała się w ryzach na tyle długo, żeby umknąć z biura Nessusa i od ministra spraw zagranicznych. Dyskiem transferowym dotarli do portu, w którym czekał ich statek. Ich dom, RP4, był widoczny tylko jako wąski sierp. Nie potrafiła zdecydować, czy to było dobrą wróżbą. Tak czy inaczej, nadszedł czas. W cieniu pod kadłubem Odkrywcy Omar wziął ją za rękę. - Jesteś tego pewna? - zapytał. - Tak. - Była pewna, a w każdym razie takie chciała sprawiać wrażenie. - Nie wiadomo, czy będziemy mieli kolejną okazję. Skoro Nessusa nie ma, Nike wyraźnie czuł potrzebę, żeby dać nam instrukcje. Do czasu, gdy Nike poczuje się z nami swobodniej, albo gdy wróci Nessus, albo jeśli Nike wyznaczy innego Obywatela, żeby nas nadzorował, to kolejne zaproszenie na Ognisko może się nie pojawić. Żadnej innej szansy, żeby odkryć naszą przeszłość. - Wobec tego ja też lecę - rzucił Eric. - Im nas więcej, tym większa możliwość, że nas przyłapią. - Spojrzała na Omara szukając
poparcia. - Przykro mi, Kirsten. Zgadzam się z Erikiem - powiedział Omar. - Nie wiesz, co tam znajdziesz. Czy mogli sobie pozwolić na to, by tracić czas na dyskusje? - Dobrze, Eric, ale pod jednym warunkiem. Zgodzisz się, że to ja dowodzę. Eric kiwnął głową. - Omar... jeśli ktokolwiek poweźmie podejrzenia, to nie wiesz, dokąd pojechaliśmy. Zanim skończysz przygotowania do startu, chcę jeszcze trochę pobawić się w turystkę. Zanim zdążył się odezwać, weszła na najbliższy publiczny dysk i zniknęła. Kirsten wkroczyła do bezpiecznego schronienia, identycznego jak to w Elizjum. Jak dawno temu to było! Zmieniła układ nanowarstwy na swoim kombinezonie w przypadkowy melanż czerwonych, purpurowych i żółtych plam. W teorii taki kamuflaż miał się zlewać z listowiem roślinności Ogniska. Za nią zmaterializował się Eric. Spojrzał zaskoczony na jej z nagła odmieniony ubiór, a potem, ze skinięciem zrozumienia, sam zmienił kolorystykę swojego ubrania. - Jak dotąd wszystko w porządku - powiedziała. - Mamy miejsce dla siebie. Wzruszył ramionami. - Przynajmniej na tych kilka chwil. Kamery zewnętrzne pokazywały puste lasy, rozjaśnione „światłem dziennym" padającym z wysokiego na milę muru łukowego. Otworzyła drzwi. - To park Obywateli. Nie ma tam nic niebezpiecznego. Nie musiałeś ze mną iść. Przecisnął się za nią przez drzwi i znalazł się na małej polance. Krzaki i drzewa, albo przynajmniej ich odpowiedniki, kołysały się na lekkim wietrze. - Od ostatniej wyprawy może co trzecia roślina wygląda znajomo. Nie wydaje mi się, żeby to miało znaczenie. - Pewnie nie ma. Kirsten obserwowała niebo. Pomimo że publiczne dyski transferowe w teorii nie dawały się wyśledzić, skakali dookoła planety. Pełnia RP1 nad głowami pozwoliła jej się zorientować w położeniu. - Tędy. Po kilku krokach zanurzyli się w cieniu. Tylko szybka reakcja Erika uratowała ją przed upadkiem po tym, jak potknęła się o niewidoczny korzeń. Z kieszeni wyjął małą latarkę. - Nawet Porozumienie nie może wygładzić gruntu - powiedział. - Mogłabyś spaść ze
wzgórza, albo upaść do rowu, i byłoby po wszystkim. Miał rację. - Dzięki - powiedziała, i mówiła serio. Mieli przed sobą ładnych parę mil i musieli je pokonać szybko. Co znajdą po przybyciu na miejsce? Być może Instytut Badań nad Ludźmi wymieniony w dokumentach, które ukradła Nessusowi. Może dom dla bogatych Obywateli. Może nic. Położenie Instytutu w danych określone było tylko piętnastocyfrową liczbą dysków transferowych, ułożoną w sposób, który wskazywał na miejsce, do którego dostęp był zastrzeżony. Nawet, gdyby znała osobisty kod Nessusa wejście do Instytutu z pewnością było stale monitorowane. Dyski w ministerstwie Nike na pewno były dobrze zabezpieczone przed wizytami nieproszonych gości. Obywatelom mogło nie przyjść do głowy, że ktoś mógłby tam wejść. Oczywiście wymagało to posiadania wiedzy o fizycznej lokalizacji Instytutu. Ten kluczowy szczegół nie pojawił się nigdzie w aktach Nessusa. W książkach Kirsten nie było nawet wzmianki o samym Instytucie. To sprawiało, że było to myślenie życzeniowe, jakkolwiek w archiwum Nessusa był hologram przedstawiający Instytut. Widać było na nim heksagonalny budynek zwieńczony kopułą. Mrok był coraz głębszy. Przyćmione promienie latarek wystarczały tylko na to, żeby widzieli, gdzie stawiać stopy. Szum deszczu, który zaczął się wkrótce po tym, jak ruszyli, wzmagał się. Krople wody zaczęły się przebijać przez liście. Dodatkowo spowalniało ich gęste poszycie i nierówny teren. Co prawda mieli kompas, ale czy w ogóle zmierzali we właściwym kierunku? W świetle i cieple jej mieszkania cała ta wyprawa wydawała się znacznie łatwiejsza. Na hologramie cztery światy RP w różnych fazach wisiały nad Instytutem. Data utworzenia dokumentu wskazywała na datę zrobienia hologramu. Jakkolwiek było to skomplikowane pod względem obliczeniowym, to dało się określić jego fizyczną lokalizację na Ognisku. Te koordynaty wskazywały na brzeg jeziora, daleko w głębi jednego z kilku wielkich rezerwatów na Ognisku. Rozmawiali o domu i hobby, przyjaciołach i rodzinie. Eric zakaszlał. - Jak sądzisz, ile przeszliśmy? - Dwie mile, może trochę więcej. - Mniej więcej połowa drogi. Kirsten, to trwa za długo. - Wiem. Nic nie mogli z tym zrobić. W tym punkcie się zgadzali.
- Nie mogłam wiedzieć, jak wygląda teren i nie planowałam deszczu. Błoto dodatkowo nas spowalnia. - To nie była krytyka. - Poświecił latarką po mokrych liściach. - Jak myślisz, co znajdziemy? - Nie wiem. - Uderzyła w niską gałąź. - Prawie się boję dowiedzieć. - Ludzie - powiedział Eric. - Czy to właśnie nimi jesteśmy? Wspięli się na wzgórze. - Może. A może ludzie to kolejna rasa, na którą natknęli się Obywatele, która może coś o nas wiedzieć. A może są gatunkiem, który zaatakował statek naszych przodków. Nie rozumiem, dlaczego po prostu nam nie powiedzą... Eric złapał ją za ramię, ratując przed upadkiem na mokrej glinie. - Uważaj - burknął. Kirsten rozglądała się w panice. - Upuściłam mój kompas. Eric przykucnął i zaczął świecić latarką po ziemi porośniętej niską roślinnością. Mięsiste, wachlarzowate liście tłumiły jej światło. - Nie widzę go. Zakaszlał podnosząc się na nogi. - Dobrze się czujesz? - Zabawne - powiedział. - Może nie. Spojrzała na niego. - Co to znaczy? - Chorowałem, gdy byłem dzieckiem. Astma. Najwyraźniej nadal jestem - usiadł na kamieniu oddychając płytko, jakby wysysał powietrze z gąbki. - Wilgoć i chemiczne wyziewy mogą wywołać atak. - Słowa przeszły w rozdzierający kaszel. - Stres wzmacnia astmę. Znajdowali się pośrodku niczego, a o najbliższych zabudowaniach nawet nie powinni wiedzieć. Poklepała się po kieszeniach i z ulgą znalazła komunikator. - Możemy wezwać pomoc. - I czekać, aż Obywatele podczas burzy wyciągną nas z lasu? - kolejny pół śmiech, pół kaszel. Wstał. - Równie dobrze możemy iść dalej. To przynajmniej pozwoli uniknąć ich pytań. Iść dokąd? Zgubiła kompas. Gruba pokrywa chmur tłumiła blask RP, że ledwie dało się orientować po jego świetle - a i to tylko tam, gdzie liście były na tyle rzadkie, że widać było
niebo. Chmury wisiały tylko kilkaset stóp nad nimi, prawie opierając się o czubki drzew, zatrzymując większość światła pochodzącego z muru łukowego. Kirsten uderzyło nagle, jakim obcym światem tak naprawdę było Ognisko. Nie miało słońc ani wielkiej gwiazdy głównej. Nie uratuje ich światło dnia. - Mam pomysł - powiedział Eric. - Instytut jest nad jeziorem, tak? - Tak. - Może dałoby się pójść z nurtem tego strumienia - wskazał na małą stróżkę - do jeziora, a potem iść jego brzegiem. - Nie wiemy, czy ten strumyk nie kluczy. Brzeg jeziora na pewno nie jest regularny. Będziemy szli o wiele dłużej. - Do identyfikacji naszego celu podchodzisz matematycznie - zakaszlał sucho. - Nic się nie stanie, jeśli dotrzemy tam inną drogą. - Prowadź. Zeszli ze wzgórza. - Cieszę się, że jesteś ze mną - dodała. - Ja nie. - Zakaszlał. - No, to nie do końca prawda. Jednak nie tak wyobrażałem sobie naszą pierwszą randkę. - Kaszel. - Taki żart. - Dlaczego nie wiedziałam o tej astmie? - zapytała Kirsten. Nagle poczuła na twarzy gorąco. Cieszyła się, że ciemność kryje jej rumieniec. Myślała jak członek załogi; Eric prawie na pewno nie odbierze tego pytania w taki sposób. O dziedzicznych chorobach nie rozmawia się nigdy, chyba że z lekarzem, rodziną, albo przyszłym partnerem. - Potrafisz dochować tajemnicy? - spytał Eric. - Jeśli nie, to mamy duże kłopoty. Płytki oddech Erika sprawił, że jego śmiech był przerażający. - Problemy z oddychaniem są dość częste tam, skąd pochodzę. - Pochodzimy z tego samego miejsca. - Nigdy nie słyszała o astmie. Kaszel. Świst. - Oto cała tajemnica, Kirsten. Wychowałem się na RP3, świat dalej od ciebie. Jest tam mała osada Kolonistów. Najwyraźniej hodowanie Kolonistów z banków embrionów jest trudniejsze, niż przyznaje to Porozumienie, a pewne problemy odzywają się z pokolenia na pokolenie. Niektóre wymagają mnóstwa opieki medycznej. - Świst. - Mnie się udało. Coś im zawdzięczam. - Nie miałam pojęcia.
Jego lojalność wobec Porozumienia, szacunek do Nessusa, jego czasem dziwne zachowania zaczęły nabierać sensu. - A skąd miałaś wiedzieć? Zakaszlał. Przykucnął, żeby przecisnąć się pod gałęziami. Nic dziwnego, że czuł się zobowiązany w stosunku do Obywateli. Bała się zapytać, dlaczego nie powiedział o tym Omarowi i jej. Dlaczego tu był? Wątpliwości musiała mieć wypisane na twarzy. - Bo to dla ciebie ważne. - Zamilkł, jakby bał się jej reakcji. - Chyba widzę jezioro powiedział po chwili. Chwilę później ona też je dostrzegła. Po kilku krokach wyszli z lasu na wąski, kamienisty brzeg. Kawałek dalej w strugach deszczu widać było budynek z kopułą. Instytut Badań nad Ludźmi. „Drzewa" nad jeziorem przypominały nieco czerwone kaktusy saguaro z mięsistymi, okrągłymi liśćmi zamiast igieł. Pomimo coraz mocniejszego deszczu światło RP przebiło się przez chmury i rozjaśniło wodę, co pozwoliło Kirsten i Erikowi ruszyć szybko wzdłuż brzegu. Sam Instytut nie był oświetlony. Byli już blisko osamotnionego budynku, gdy komunikator Kirsten zabrzęczał dyskretnie. - Musicie wracać - powiedział Omar. - Władze portu zaczynają się niecierpliwić. Nasze opóźnienie zrzuciłem na małą usterkę techniczną. Jeśli niedługo nie „rozwiążę" tego problemu, to przyślą mi wsparcie techniczne. Byli już tak blisko. - Mówiłam ci, żebyś opóźnienie zwalił na mnie: poszłam na zakupy. Teraz będziesz musiał coś wykombinować. Jesteśmy prawie w Instytucie. - Jeśli się nie uda, to nie zamierzam zostawić ciebie i Erika z tym całym syfem - odparł Omar. - Kirsten, zrobię, co się da, ale się pospieszcie. Budynek, do którego się zbliżali, był nieco wyższy od otaczających go drzew. Z miejsca, w którym stali, nie było widać żadnych okien ani drzwi. Kirsten weszła głębiej w las, żeby okrążyć budowlę. - Chodź ze mną. Trzymali się drzew, próbując dostrzec jakieś szczegóły. - Jest za ciemno - powiedział Eric. - Jeśli są tutaj jakieś drzwi, to możemy ich nie zauważyć. Podszedł do muru, dłonią tłumiąc kaszel. - Chodź. Znów zeszli na brzeg, starannie badając boki heksagonu. Końcowe, te najbliższe jeziora,
blask z nieba oświetlał na tyle wyraźnie, że nie wymagały bliskich oględzin. Były jednolite. - Nie mogę w to uwierzyć. - Kirsten usiadła ciężko na ziemi, opierając się plecami o drzewo. - Dojść tak daleko... Miała na myśli nie tylko tę wyprawę, ale wszystko, przez co przeszli. Z lodowego księżyca to była długa i trudna droga. - Hmm. - Eric z głową pochyloną w namyśle badał niedostępny mur. - Pamiętasz, jak Nessus zabrał nas do kompleksu handlowego? - Pamiętam. A co? - Tam od zewnątrz były pola siłowe, nie drzwi. - Ruszył wzdłuż budynku, przeciągając dłonią po ścianie. - Taka myśl. Gdy dotarł do narożnika, jego ręka zapadła się w mur. - Aha. Wsadził na moment głowę do środka, a potem przywołał ją gestem. - Co zobaczyłeś? - wyszeptała. - Galerię widokową, chyba, wychodzącą na pomieszczenie pełne Obywateli i terminali. Sama galeria jest pusta. Ich drogę znaczyło błoto. Na kamienistym podłożu nie zostawili śladów. Wskazała na swoje buty, uwalane błotem. - Miejmy nadzieję, że deszcz zmyje nasze ślady, ale w środku to nam nie pomoże. Musimy zostawić buty na zewnątrz. Eric wzruszył ramionami i usiadł w fałszywej ścianie. Jego głowa, barki, ramiona i stopy zostały na zewnątrz. Ściągnął buty, stawiając je tuż pod holograficzną ścianą, a potem wsunął resztę ciała do środka. - Chodź - syknął jego bezcielesny głos. Zdjęła buty, a potem wsunęła się za nim do środka. Leżał płasko na podłodze, patrząc przez barierkę na aktywność poniżej. Jego ubranie zmieniło kolor na bladoniebieski, dopasowując się do barwy ściany korytarza. Przeprogramowała własne i dołączyła do niego. Niżej przy terminalach siedziało dziesięciu Obywateli, trzech chodziło po sali, a kolejnych siedmiu wpatrywało się w dyski transferowe. Przed ekipą instytutu rozciągały się hologramy. Jednak nawet najbliższe projekcje z tej odległości były niewyraźne. Obrazy Kolonistów - a może właściwym określeniem byli ludzie? - których aktywności nie dało się rozpoznać. Coś jakby tekst, ale nie do odczytania. Holo świata Rezerwatu Przyrody, z chmurami zakrywającymi jego powierzchnię. Hologramy statków General Products. Wszystkie tak zwodnicze.
Nie powiedziało jej to niczego. Kirsten poczołgała się wzdłuż balkonu, przyciskając się do zewnętrznej ściany. Była mokra od deszczu i zostawiała ślad. Miała nadzieję, że woda wyschnie, zanim pojawi się tam jakiś Obywatel. Wolny terminal, którego szukała, był wbudowany w balustradę. Z tego, co orientowała się Kirsten, był przeznaczony tylko do funkcji administracyjnych, nie związanych z celowymi działaniami na dole. Cofała się, trzymając w rękach bezprzewodową klawiaturę, aż plecami dotknęła ściany. Jeśli zdoła uruchomić komputer i wejść w tryb ukryty, wszystko, co zrobi powinno być niewidoczne z dołu. Słyszała strzępy rozmów i muzykę. Głosy, odbijające się echem pod sklepieniem i jej ostrożne ruchy zlewały się w niewyraźny szmer. Czasem jednak dawało się odróżnić oderwane
słowa
lub
zdania.
„Człowiek"
i
„dzicy
ludzie"
były
wystarczająco
charakterystyczne, do tego kilka wzmianek o znanej przestrzeni i coś, co musiała źle zrozumieć, coś o podejrzliwym ramieniu. Nie mogła przejść poza ekran powitalny. Może i był to terminal administracyjny, jednak domagał się potwierdzenia danych biometrycznych. Jedyne, co mogła zrobić, to zmienić tryb wyświetlania. Blade komunikaty nadal prosiły o identyfikację głosu. Złapała spojrzenie Erika. Twarz miał bladą, pokrytą różowo-czerwonymi plamami. Jego pierś poruszała się płytko, ale pospiesznie. Wydawało jej się, że słyszy świst. Czymkolwiek była ta astma, musiała go zabrać do autodoca. Wędrówka od schronienia, w którym wylądowali, trwała kilka godzin. Czy Eric da radę wrócić? Potrzebował opieki medycznej teraz. Bez dostępu do dysku transferowego oznaczało to ujawnienie ich obecności. Poddanie się. Wciąż mrugający ekran powitalny naigrawał się z niej. Wróciła do pierwotnego trybu wyświetlania i wyłączyła go. To wszystko było na nic. Gdy na brzuchu czołgała się z powrotem do Erika, odezwał się jej komunikator. Omar. - Nie teraz - wyszeptała. - Kontrola lotów straciła cierpliwość. Jeśli za piętnaście minut Odkrywca nie będzie gotowy do odlotu, przyślą pomoc. Będę im musiał powiedzieć, że ukrywałem waszą nieobecność. Poziom niżej głosy Obywateli wznosiły się i opadały, jednocześnie łagodnie i nieharmonijnie. Hologramy pojawiały się i znikały, służąc niewiadomym celom. Wartownicy wciąż otaczali dyski transferowe. Nawet, gdyby udało im się je uruchomić, to jedynie dostaliby się do kolejnej strefy strzeżonej.
Jedyna droga dostępu do galerii, jaką znaleźli, prowadziła z zewnątrz. W jaki sposób dostawali się tutaj Obywatele? Wyraźnie nigdy nie przybywali do Instytutu lądem, bo byłby obstawiony strażnikami. Znów ruszyła w stronę Erika. W połowie drogi znalazła dysk w podłodze. Pomachała do towarzysza. - Zabierz nasze buty - powiedziała samymi wargami. - Zawiń je w swoją koszulę. Najprawdopodobniej dysk przeniesie ich tylko na zatłoczony niższy poziom. Może uda się go przeprogramować... Ostrożnie weszli na dysk. Eric, teraz bez koszuli, wpatrywał się w kontrolki na brzegu. - Wyglądają normalnie, poza tym, że usunięto główny keypad. W chipie pamięci może być wszystko. - Miał posiniałe usta i oddychał z trudem. - Może, jeśli go usuniemy, wróci do ustawień domyślnych. - Znowu kaszel. - Nie, żebyśmy wiedzieli, gdzie nas przerzuci. - Nie ma sposobu, żeby wprowadzić cel? - Tylko przez komunikator, i tylko podając kod autoryzacji, którego nie znamy. Nie mieli więcej pomysłów. - Eric, musimy się ujawnić. Potrzebujesz pomocy medycznej, i to szybko. Kaszel. - Nie sądziłem, że się tym przejmujesz. - Pomogłeś mi. To sprawia, że jestem za ciebie odpowiedzialna. - Poza tym, choć nie tak, jakby sobie tego życzył Eric, odkryła, że naprawdę się przejmuje. - Chyba że masz lepszy pomysł. - Ty wracaj. Powiem im, że przyszedłem sam. Ta propozycja sprawiła, że Kirsten poczuła się jeszcze gorzej. - Razem w tym siedzimy. Cały czas słychać było pomruk z dołu. Przez barierkę widać było pojawiające się i znikające hologramy: Koloniści/ludzie. Obraz statku transportującego ziarno. Świat rezerwatu przyrody, teraz widać było wystarczająco dużą część linii wybrzeża, żeby domyślać się RP5. Wciąż nierozpoznawalne fragmenty tekstów. Dlaczego statek z ziarnem i RP5? Najnowszy świat Floty nadal był ekoformowany. Nie miał ziarna na eksport. - Eric, to jest RP5, tak? - Nie wiem. - Kaszel. - Być może, sądząc po grubości pokrywy chmur. Nie jestem najlepszy z geografii. Instytut Badań nad Ludźmi interesował się RP5. To sprawiło, że ona się tym zainteresowała. Kirsten wskazała na dysk.
- Usuńmy ten chip pamięci. Jest tylko jeden sposób, żeby się dowiedzieć, jakie są ustawienia domyślne. W najgorszym przypadku utkniemy tutaj. - W porządku. Wyciągnęła część. - Czekaj. Nie tak. - Kaszel. - Powiedzmy, że się stąd wydostaniemy. Gdy następnym razem ktoś użyje tego dysku, to także znajdzie się w domyślnie ustalonym punkcie docelowym. Ktoś sprawdzi dysk i przekona się, że chip zniknął. Zorientują się, że ktoś manipulował przy dysku. - Chwytając oddech wziął od niej chip, wygiął jeden z przyczepów i wepchnął urządzenie na miejsce. - Niech myślą, że cały czas coś nie działało, a teraz po prostu już kompletnie się zepsuło. Zwykłe wibracje podłogi, a nie intruzi. Razem umieścili dysk z powrotem na miejscu. Niepewnie stanął na nim, przyciskając do siebie zawiniątko z koszuli i zniknął. Nie pojawił się niżej. Ruszyła za nim... I dołączyła do niego pośród tłumu Obywateli. Holograficzny znak na najbliższym budynku głosił, że był to Departament Bezpieczeństwa Publicznego. Ustawienie domyślne, rzecz jasna. - Chodźmy - powiedziała. Wzięła go za ramię i poprowadziła w stronę publicznych dysków. Po kilku przypadkowych skokach przez przestrzenie publiczne znaleźli się na pokładzie Odkrywcy. Omar spojrzał na nich ze zdumieniem. Mogła sobie wyobrazić, jak muszą wyglądać. - Zostały dwie minuty - powiedziała Kirsten. - Pakuję Erika do autodoca. Zabieraj nas stąd.
18 Stan umysłu Nessusa pozostawiał wiele do życzenia. Oczywiście, był szalony, i miał tego smutną świadomość. Inaczej nie mógłby się zdystansować od Ogniska i stada. Inaczej nie byłby w stanie mknąć poprzez nicość hiperprzestrzeni. Sam ze swoim szaleństwem, gapiąc się nieobecnym wzrokiem znad tacy ze świeżo zsyntetyzowaną mieszanką ziaren, kontemplował inne szaleństwo - i zastanawiał się, czy spotka wreszcie swojego przeciwnika. Sigmund Ausfaller był paranoikiem, a jego mania prześladowcza sprawiała, że był on trudnym przypadkiem. Nessus rozumiał, czym jest paranoja, chociaż nie występowała pośród Kolonistów. Pośród dzikich ludzi, w PMR, paranoja miała się świetnie - nawet indukowana. Bycie paranoikiem oznaczało wielkie poczucie własnej wartości, postrzeganie siebie jako wartego prześladowania. Paranoicy martwili się rzeczami, w których nikt przy zdrowych zmysłach nie widział zagrożenia. Jednak nie zawsze takie obawy okazywały się całkowicie irracjonalne. Tam, gdzie w grę wchodzili lalkarze podejrzenia Ausfallera zmieniały się w samospełniającą się przepowiednię. Posiłek był okropnie suchy. Nessus zsyntetyzował sobie do niego butelkę soku marchwiowego. Dla niego ten napój nie miał najmniejszych wartości odżywczych, ale po prostu go lubił. Była to jedna z nielicznych przyjemności, dostępnych dla niego na pokładzie Aegis. Inną był gigantyczny hologram, z którym Nessus dzielił mostek. Był to obraz jednego z najwcześniejszych zgromadzeń Eksperymentalistów, w którym brał udział. Być może Nike wybrał go ze względu na podniosły nastrój tłumu; Nessus wolał to sobie wyobrażać inaczej. Ale najpierw miał misję do wypełnienia. W swojej paranoi Ausfaller polował na lalkarzy całe lata po tym, jak odlecieli z Flotą. Nike dowiedział się tego od ich najwyżej postawionego szpiega. W takim razie, gdzie szukało PMR? I czego? Rozumuj tak nieufnie, jak Ausfaller, powiedział sobie Nessus. Postaw się na jego miejscu. General Products doprowadził do tego, że ich technologia miała zasadnicze znaczenie dla ekonomii ludzi i ich sąsiadów - a potem zniknął, pogrążając tę ekonomię w chaosie. Być może humorystyczny wydźwięk nazwy „Lalkarze" był błędem. Dla ludzi głowy
Obywateli mogły wyglądać jak dwie pacynki, ale - tylko pomyśleć, w jaki sposób paranoik mógłby potraktować obcych postrzeganych w taki sposób. Postaw się na miejscu Ausfallera. Świat jest zbyt duży, żeby go ukryć, więc już dawno temu powinien zostać odnaleziony. To, że światy można przemieścić z całą pewnością wykraczało poza wyobraźnię dzikich ludzi, więc niepowodzenie w poszukiwaniu lalkarzy musiało tylko umocnić konspiracyjną teorię Ausfallera. Sylogizm: wszystkie siły Narodów Zjednoczonych zostały skierowane do poszukiwań świata macierzystego. Świat macierzysty nie został odnaleziony. Ergo: nie wszystkie możliwości poszukiwań zostały do tego wykorzystane, lub zatajono pewne odkrycia. Ausfaller dedukował, że w PMR działa tajny agent lalkarzy. QED. Nessus zadrżał. PMR prawdopodobnie dopuści do wycieku informacji o jego poszukiwaniach w nadziei, że skłoni to lalkarzy i ich agentów do ujawnienia się. Normalne źródła Nessusa powiązane z Narodami Zjednoczonymi mogły teraz współpracować z Ausfallerem albo nieświadomie być pod jego obserwacją. Nessus szarpiąc włosy dumał nad swoim dylematem, jedzenie i picie zostało zapomniane. Potrzebował nowego podejścia, żeby ogarnąć strategię Ausfallera. Musiał anonimowo zbudować nową sieć informatorów. Czy zdoła zadziałać na tyle szybko, żeby ochronić Flotę? Cała nadzieja leżała w powrocie na Ognisko, który Nike przesuwał w bardzo nieokreśloną przyszłość. System Sol był domem ledwie dla kilku miliardów istot rozumnych, ale tych kilka miliardów nie znało strachu. Zapełnili swoje nieba międzyplanetarnymi jachtami i liniowcami, holownikami i transportowcami, okrętami patrolowymi i fregatami. Do tych okrętów dochodziły jeszcze kolejne, było też mnóstwo jednostek handlowych, które przemykały przez próżnię do oddalonych ludzkich kolonii i do światów kzinów i kdatlyno. Nessus miał nadzieję, że ujdzie uwadze całego tego rojącego się tłumu. Podchodził do systemu Sol raczej po stycznej, a nie na wprost, a potem pod ostrym kątem do płaszczyzny ekliptyki. Wyciągnął Aegis z hiperprzestrzeni gdzieś na anonimowych obrzeżach Obłoku Oorta... A potem, nawykowo, sięgnął do konsoli, żeby włączyć głęboki skan radarowy. Poderwał głowę. Aegis właśnie wyszła z hiperprzestrzeni, daleko od osobliwości, lepiej, żeby wywołane tym fale rozeszły się niezauważenie. Po co emitować dodatkowy puls neutrino?
Chyba nie sądził, że znajdzie pole statyczne tutaj? Popatrzył sobie w oczy, przerażony bliskością wpadki. Podejrzewał, że mogło być gorzej. Nessus włączył muzykę i za pomocą silników manewrowych wprowadził statek w dryf. Walkirie Wagnera w wersji na pełną orkiestrę. Muzyka wydawała się poniekąd stosowna. Właściwie to podwójnie stosowna, skoro jego dawna ludzka załoga tak lubiła to wykonanie. Można było mieć pewność, że Kirsten zauważy fonetyczne podobieństwa między angielskim i niemieckim. Zbieg okoliczności, powiedział jej. Czym było jedno złudzenie więcej? Czy obowiązkowo skanowała ostatnie cele Odkrywcy, zastanawiając się, czego można się w ten sposób dowiedzieć? Gdyby tylko wiedziała. Eony temu toczyła się wojna, eksterminacja na skalę galaktyczną, po której pozostały tylko zniszczone artefakty zachowane na wieczność w polach statycznych. Większość obiektów, które z nich wydobyto, opierało się zrozumieniu. Wszystkie były wytworami technologii o przerażającym potencjale. Przeważała opinia, że były to arsenały, kryjówki na broń. Była tylko jedna rzecz, która wzbudzała większy strach, niż odnalezienie i otworzenie pola statycznego. Było to jego porzucenie i ryzyko, że znajdzie je inna rasa. Pole statyczne było odwrotnością pulsowania neutrino. Tylko ciemna materia, jak ta, która powstaje przy kolapsie gwiazdy, miała takie właściwości. Pole stazy było nie do przeoczenia - więc szukanie go w tak uczęszczanym rejonie, jak system Sol było głupotą. Śpiewając z maniackim zapałem Nessus cały czas się zastanawiał, jak Omar, Eric i Kirsten radzą sobie ze swoją misją. W wizjerach Explorera migotał wodny świat. Z zalewającego planetę oceanu wyłaniało się tylko kilka stożków wulkanicznych i ogromny ląd wzdłuż równika. Wybrzeża kontynentu były pełne zieleni, a centralne płaskowyże brązowe i pustynne. Nike w swoim wczesnym raporcie nazwał tę planetę Oceanus. Morza i dżungle poniżej tętniły życiem. Gdyby tylko mogła, Kirsten gapiłaby się na nie godzinami. Pomimo całej masy różnic Oceanus przypominał jej RP4. Tęskniła za domem. - Faktycznie, ładnie tu. - Eric usiadł w kabinie rekreacyjnej pośród części i rzeczy, które należało skonfigurować i złożyć w satelitę badawczego. Po wyprawie do Instytutu Badań nad Ludźmi, która nieomal skończyła się katastrofą, odzyskał już normalne kolory, ale nie energię. - Na tyle, na ile może być ładny świat, w którym robaki są na szczycie drabiny
pokarmowej. - Nic, co mogłoby dorównać Gwoth - powiedziała. - Ano nic. Z ręki wypadła mu jakaś mała część, a on wymamrotał coś o sztywnych i grubych palcach. Nie zaproponowała mu do pomocy swoich mniejszych palców. - Po co zawracać sobie głowę kolejnymi czujnikami? Nic tam nie jest nawet potencjalnym zagrożeniem dla Floty - zapytała zamiast tego. - Ty naprawdę jesteś przybita - powiedział Eric. Odnosił się tak do niej, z troską, odkąd wyszedł z autodoca. Złagodniał także jego gust odnośnie kolorów. - To była robota głupiego - powiedziała. - Ja byłam głupia. Najlepsze, co można powiedzieć o tym wypadzie, że nie zginąłeś i nas nie złapali. Wzdrygnęła się. Nie miała pojęcia, jaką by im wymierzono karę. W jakiś sposób ta niepewność sprawiała, że czuła się jeszcze gorzej. - Kirsten, sam się uparłem, żeby tam iść. Nie przyznałem się do swoich kłopotów zdrowotnych. To nie jest twoja wina. - Kaszel przerwał jego protesty. - Nie rozumiem, dlaczego autodoc nie może tego wyleczyć. Gdyby całkiem ozdrowiał, mogłaby się dołować tylko niepowodzeniem ich wyprawy. - Autodoc może leczyć wyłącznie symptomy. Nie może powstrzymać mojego ciała przed produkowaniem białek, które sprawiają, że jestem podatny na ataki astmy. Tylko czas zatrzymuje ten proces. - Pociągnął łyk czegoś z butelki. - I autodoc nie może wyłączyć jakiegoś magicznego genu. Są w to zaangażowane głębsze zależności: środowiskowe lub wielogenowe, albo środowiskowe i wielogenowe. - Kaszel. - Oto ja. Jestem wyjątkowy. Eric wrócił do swojej dłubaniny, a ona do gapienia się na planetę. Miała mnóstwo spraw do przemyślenia. Pożądane było każde zajęcie, które pozwalało zabić czas, aż Eric podleczy się na tyle, aby wrócić do Floty bez prowokowania niewygodnych pytań. Przykre. To było określenie, które według Nessusa pasowało do postaci z półświatka. Trudno, żeby było inaczej. Bycie przykrym albo jeszcze gorzej, z pewnością było warunkiem koniecznym, żeby działać przeciwko interesowi własnego gatunku. Przykre, sprawiedliwie lub nie, było to, jak określił mężczyznę i kobietę w holo przed sobą. Nieważne, że przybyli na jego wezwanie: to byli jego słudzy.
Dzicy ludzie mówili z odległości sekundy świetlnej. Jeżeli byli zaskoczeni napotkaniem na podanych koordynatach hiperfalowego radia, a nie statku, to tego nie okazali. Kadłuby produkowane przez General Products były niemal niezniszczalne, ale wystarczająco potężny atak wciąż mógł zmienić w galaretkę jego. Odpowiednio silny laser mógł zniszczyć poszycie kadłuba, a potem unicestwić wszystko w środku. Kadłub sam w sobie był przenikalny dla światła widzialnego. To mogła być antymateria... Dalsze takie rozumowanie szybko doprowadziłoby do tego, że zwinie się w kłębek, a to mógł zrobić zawsze, nie musiał w tym celu pokonywać tylu lat świetlnych. Nie służyłoby to ochronie Floty, ani nie zrobiłoby wrażenia na Nike. Lepiej skoncentrować się na swoich celach, a nie mało prawdopodobnym ryzyku. - Jakie rezultaty? - Dane z Rady Płodności nie są łatwe do uzyskania - zaczął Miguel Sullivan. Był smagły, miał okrągłą twarz, oczy osadzone blisko siebie, gładko zaczesane włosy i niechlujny wąs. Ziemianin z ciałem pomalowanym według potrzeb. - To zlecenie nie było takim sobie drobiazgiem. To nie była mała zaliczka z funduszy, które - miejmy nadzieję - nie zostały wyśledzone przez General Products, wraz z obietnicą kolejnej sumki w razie powodzenia. - Wasz raport - ponaglił Nessus. - Mogę przesłać ci plik? Najbardziej rzucającą się w oczy cechą Ashley Klein był znak Belter Mohawk wymalowany jaskrawym, neonowym błękitem. W porównaniu z nim bladoniebieskie oczy wydawały się niemal bezbarwne. Górowała nad swoim kolegą. Pytanie było ewidentnie retoryczne, ponieważ dane zaczęły się buforować, zanim Nessus udzielił odpowiedzi. - W ubiegłym stuleciu na Ziemi zanotowano miliardy narodzin. Zdecydowana większość jest zgodna z tym, czego się spodziewałeś: pozwolenie na jedno lub dwoje dzieci dla zdrowych rodziców i spełnione wszystkie zasady Rady Płodności. Nessus słuchał i jednocześnie przeglądał dane. Te miliardy narodzin przedstawiono zgodnie z kilkoma parametrami. Na każdym wykresie widniała urocza, symetryczna krzywa, co oznaczało, że każdy graf miał jakieś skrajne dane. - Wyraźnie niektóre pary miały trzecie, lub nawet czwarte dziecko. Kilka podań rozpatrzono szybciej, niż normalnie. Pojawiały się komplikacje w okresie ciąży i pewne wady wrodzone, pomimo całego systemu mającego to wykluczyć. - Tego właśnie się spodziewałam - powiedziała Ashley. - Przy tak wielu ocenianych przypadkach zmian jest mniej więcej tyle, ile przewidywałaś. Właściwie, mówiąc szczerze,
nawet mniej. Nessus nie przykładał za dużej wagi do szczerości kryminalistów. Nawet jeśli pracowali dla niego. Nawet, gdy mając ich za jedynych świadków w transmisji wirtualnej pojawiał się jako ludzka samica. - A porównaliście te wyjątki z przychodem na rodzinę? - Oczywiście, skoro prosiłaś. - Ashley wzruszyła ramionami i odesłała go do kolejnego wykresu. - Taki sam brak wzorca. Wzorzec byłby miły; wystarczyłoby trochę więcej danych. Nessus zrobił listę przypadków skrajnych w odniesieniu do przychodu rodziny. Choć nie dowodziło to niczego, to pojawił się ponad milion przypadków prawdopodobnej tolerancji. Odesłał swoją wersję danych. - Proszę. Teraz szukajcie związków pomiędzy ludźmi pracującymi dla Rady Płodności, a ich krewnymi i przyjaciółmi. Miguel uśmiechnął się ponuro. - A potem ich przycisnąć? Przykre i zbójeckie. Nessus nie znał tego sformułowania, ale jego znaczenie było oczywiste. - Nie. Od teraz te dane powinny zacząć wyciekać. Reporterzy. Pogłoski. Wykażcie się kreatywnością. Ashley potarła podbródek. - Jaki z tego zysk? To jedynie wywoła chaos. - Dla was oznacza to pieniądze. Mieli dość wyczucia, żeby zmilczeć w chwili, gdy Nessus zrobił przerwę na ewentualne obiekcje. - Dobrze. Oto następny kod autoryzacji kredytowej. - Wobec tego wrócimy do systemu słonecznego - powiedział Miguel. Czy był w tym ślad irytacji, że Nessus nalegał na spotkanie w tak odległym miejscu? Bliżej słońca znacznie łatwiej byłoby ich wykryć. Będąc bliżej słońca nie mógłby umknąć przed niebezpieczeństwem przy użyciu hipernapędu. Myśl o odlocie, choć przedwczesna, przypomniała Nessusowi o kolejnej transakcji. - Jest coś, co chciałbym, żebyście zdobyli. Właściwie to kolekcja. Przekazał szczegóły. Ludzie drgnęli, zaskoczeni. - Mówisz poważnie? - zapytał Miguel. - To będzie cię kosztować naprawdę dużo. Kilka
milionów, powiedziałbym, że koło pięciu, tylko żeby ustalić, czy to wykonalne. Znacznie więcej, jeżeli okaże się, że tak. - Zgoda. Pięćdziesiąt milionów ledwie naruszyłoby konta General Products w systemie Sol, a Nessus nie mógłby wrócić nie przywożąc prezentu dla Nike. Omar maszerował po bieżni. Pot przykleił mu włosy do czoła. Tylko to wskazywało, że ćwiczy od dawna. Wilgoć niemal natychmiast parowała z jego kombinezonu z nanowłókna, utrzymując właściwą temperaturę ciała. - Założę się, że nawet Nessus nie dopatrzyłby się tam zagrożenia - powiedział. Tam: wodna planeta, wokół której orbitowali już dwadzieścia dwie zmiany. Staranna obserwacja Oceanusa za pośrednictwem zdalnych sensorów ujawniła mrowie stworzeń, takich jak swoiste pszczoły zasiedlające połacie lokalnego ekwiwalentu alg. Geometryczne struktury w oceanie okazały się być jedynie pozornie sztuczne. Pomimo wstępnych raportów przesyłanych na Ognisko żadne z nich nie wątpiło, że są to naturalne struktury rafowe. Jednak nauczeni doświadczeniem z Gwoth starannie sprawdzili podwodne konstrukcje. Chcieli zyskać na czasie, żeby Eric miał czas dojść do siebie. Ku uldze Kirsten czuł się coraz lepiej. Przytrzymywała jego stopy, gdy robił skłony. - Myślisz, że kiedyś się dowiemy, dokąd posłano Nessusa? - Wątpię - mruknął Eric. - Czterdzieści dziewięć. Pięćdziesiąt. Opadł na matę oddychając ciężko, ale bez tego przerażającego świstu. - Jestem gotów do powrotu. - Do Arkadii? Omar zszedł z bieżni. Maszyna, nie wyczuwając obciążenia, zatrzymała się. - Do Instytutu. - Co? - zapytała Kirsten. Walczyła o tę pierwszą wyprawę z arogancką pewnością, że odkryją od dawna skrywane tajemnice. Że to ona znajdzie sposób dostępu do komputerów, ponieważ to właśnie była jej specjalność. - Dlaczego? Eric poruszył stopami. - Pomóż mi. - Zrobiła to. - Tam musi być coś ważnego. Wciąż szukam. - Wciąż szukasz - powtórzył Omar. - Czas teraźniejszy. A dokładnie jak? - Gdzie go położyłeś? - Eric rozglądał się dookoła, aż wypatrzył swój komunikator, który
na początku ćwiczeń rzucił do kąta. Dotknął ekranu. - Proszę. Z jego ręki wypączkował hologram. - Powiększ. Kirsten zmarszczyła brwi, przyglądając się uważnie. - To jest... główny poziom Instytutu. Popatrzyła przez wirtualną barierkę na przestrzeń poniżej. Miniaturowi Obywatele chodzili w tę i z powrotem, rozmawiali, pilnowali dysków transferowych, pracowali przy swoich stanowiskach. Nad nimi przemykały cienie obrazów, fantomy hologramów. Sekwencja trwała niecałą minutę i wróciła do początku. - Zrobiłem to nagranie, gdy czołgałaś się przez galerię do terminalu - powiedział Eric. - I nic nie powiedziałeś - mruknęła Kirsten. - Bo nic na nim nie ma. - Eric wzruszył ramionami. - Rzecz w tym, że wierzę, iż powinno być, albo że byłoby, gdybym nakręcił więcej. - Da się to powiększyć? - zapytał Omar. - Chciałbym - odparł Eric. - Gdybyśmy mieli większy komputer, moglibyśmy bezpiecznie to przerzucić - ale to dopiero w domu. - Większy komputer? Mamy wszystko, czego możemy potrzebować. - Kirsten pochyliła się, mrużąc oczy. Niewyraźne obrazy ją męczyły. - Przy uprawnieniach administratora, które skopiowałam od Nessusa, mogę potem usunąć wszelkie ślady. Omar przerwał długą chwilę ciszy - Do roboty. W wyznaczonym czasie w nieoznaczonych kabinach transferowych zmaterializowało się ponad tysiąc kopert. Koordynaty nadania zostały skasowane i nie dało się ich wyśledzić. Tak samo pominięte zostały obowiązkowe testy uwierzytelnienia. Teoretycznie obowiązkowa identyfikacja nadawców zniknęła, choć wątpliwe było, żeby którykolwiek z odbiorców poważył się to sprawdzić. Na wypadek, gdyby sposób dostarczenia wiadomości nie był wystarczająco sugestywny, na każdej kopercie była animacja warczącego, wiecznie czujnego, trzygłowego strażnika Hadesu: Cerbera. To wystarczy, pomyślał Nessus, żeby adresaci dostali dreszczy, zanim nawet zajrzą do środka. Przeniknięcie prymitywnego, ludzkiego systemu teleportacji było łatwe, skoro stosowna technologia opierała się na licencji General Products. Urządzenie, które Nessus dostarczył
swoim sługom, ulegnie autodestrukcji po użyciu. Mógł nadejść czas, gdy będzie musiał zaufać spójności systemu transferowego - w sensie, że jego podatność na manipulacje pozostanie bez zmian. Zawartość kopert została wybrana równie starannie, co odbiorcy. Reguły bankowe z niepokojąco wysokimi bilansami. Daty oraz miejsca spotkań. Wzmianki o różnych machlojkach, manipulowaniu saldami, unikaniu podatków, fałszowaniu kursów walut, nieujawnionych
defektach
produktów
i
zmowach
cenowych.
Wykaz
dochodzeń
kryminalnych, które z tajemniczych powodów zostały umorzone, zawieszenia wykonywania kar i przychylne wyroki sądów. Długi hazardowe, uzależnienia od narkotyków, znęcanie się nad małżonkami, malwersacje, młodzieńcza nierozwaga... Dokopanie się do tego wszystkiego i zrozumienie, dlaczego właśnie te sprawy są problematyczne
wymagało
znacznie
głębszej, niż Nessusa, znajomości
ludzkiego
społeczeństwa. Ten brak zrozumienia nie był bardzo istotny, ponieważ jego słudzy się w tym wszystkim orientowali. Od Miguela i Ashley Nessus wymagał tylko niewidzialnego wpływu. Z zadowoleniem odnotowywał postępy. Bunt przeciwko korupcji panującej w Radzie Płodności już zaczął się tlić. Ci, na których miał wpływ, znaleźli się na celowniku. Niedługo adresaci tych kopert z Cerberem dowiedzą się, jaka jest cena za nieujawnienie ich sekretów. W większości przypadków ceną za wyrozumiałość będzie przychylność dla zaplanowanej przez Nessusa „reformy" Rady Płodności. Dla kilku cena będzie znacznie wyższa. Nessus sam zajmie się PMR. Pomimo tych wstępnych sukcesów Nessus drżał z niepokoju. Obecność syntetycznego feromonu stada nie mogła przyćmić świadomości, że jest sam, że jest jedynym przedstawicielem swojego gatunku w zasięgu wielu lat świetlnych. Manipulowania dzikimi ludźmi nie dało się przyspieszyć. Nie dało się zagłuszyć strachu, że mu się nie uda. Nie można było uleczyć jego odmienności, ani sprawić, żeby był bardziej atrakcyjny dla tego, kogo kochał. W każdym razie nie bezpośrednio. Zamierzony plan miał jedną zaletę. Prezent, którym Nessus zamierzał obdarować Nike, był możliwy do zdobycia. Ale to także wymagało czasu. Nagranie było kiepskiej jakości, zamazane i nagrane pod kątem. Z tym ostatnim Kirsten nie mogła nic zrobić, ale całą resztę można było poprawić. Wyostrzyła kontury, poprawiła ostrość całego obrazu, skompensowała najgorsze braki i poprawiła stabilność nagrania z ręki.
Od razu było lepiej. Niewyraźne litery nadal były zagadką dla Kirsten, ale istniała szansa, że program rozpoznający czcionki poradzi sobie z nimi. Cokolwiek sprawiło, że litery były zamazane, wpłynęło także na resztę obrazu. Zagłębiła się w algorytmy rozpoznawania pisma i wydzieliła logikę analizy i dopasowywania wzorców. Nie spiesząc się, eksperymentowała. Eric, w którego wątpiła, wytrwał. Była zrozpaczona, a to ją zawstydzało. Nie rozweseliło jej nawet wyjście Floty z zasięgu Gwoth. Nigdy więcej. Krok po kroku poprawiała obraz. Omar spokojnym krokiem wszedł na mostek. - Witamy z powrotem. Uświadomiła sobie, że pracowała całą zmianę przeznaczoną na sen. Ani na chwilę nie zdjęła rąk z klawiatury. - Co masz na myśli? - To, że pogwizdywałaś. To ją zastanowiło. - No, możliwe. Mogłabym zabić Erica, gdyby nie to, że sam już to prawie zrobił. To są dobre dane. - Tylko w twoich rękach. I tylko wtedy, gdy będziesz gotowa. Oczywiście Omar miał rację. Nie przerywała pracy. Zawsze było coś, czego można było jeszcze spróbować. - Życz mi powodzenia. Nieruchomy obraz wiszący przed nią zadrżał, a potem się wyostrzył: glob RP5. Ten ostatni nabytek Floty zawsze był spowity chmurami, nadal we wczesnej fazie transformacji w raj dla społeczności Ogniska. Obok zamglonej kuli wisiała ikona i ciąg liczb. - Powodzenia. - Omar przysiadł koło niej na poręczy kołyski ochronnej. - Teraz wygląda lepiej. Widzisz coś przydatnego? Wreszcie Kirsten uniosła ręce znad klawiatury. Odwróciła się i popatrzyła na Omara. - Powiedziałabym, że słowo „przydatne" jest nieadekwatne. To tutaj to kadłub #4 General Products okrążający RP5. Z powodów, których jeszcze nie znamy, ten statek ma znaczenie dla Instytutu Badań nad Ludźmi. A to - pokazała ręką na wyczyszczone holo i ciąg cyfr - to jest klucz do sieci dysków transferowych na tym statku.
19 Z doskonałą perfekcją tysiąc giętkich postaci zawirowało i skoczyło. Kopnęły kopyta: nieomylnie prosto i wysoko, niemożliwie precyzyjnie, nadnaturalnie zsynchronizowane stanęły na twardym podłożu. Huknęły głosy, w niewypowiedzianie przejmujących kadencjach i kontrapunktach, melodii i tonie. Linie powstały, rozdzieliły się i zmieniły. Formacje przesunęły. Tysiąc przykładów doskonałości stało się jednością. Nike potrzebował odskoczni od ciekawskich ludzi i ambicji politycznych, bardzo potrzebował. Gdy tak patrzył, spłynął na niego tak upragniony spokój. Jego głowy kołysały się łagodnie, zatapiając się w rytmie tańca. - Ekscelencjo - wyszeptał ktoś. Nike poderwał głowy. Kto ośmieliłby się odezwać w takiej chwili? Zespół zadedykował ten występ właśnie jemu. - Ekscelencjo - powtórzył natręt. Głowy opadły mu ze zmieszania i zmartwienia. Nadeszło bardzo pilne wezwanie. Szepcząc przeprosiny do przyjaciół i kolegów, których on zaprosił na przedstawienie, Nike przepchnął się przez tłum wypełniający jego prywatną lożę na korytarz, po którym kręcili się tylko strażnicy. Zamknięte drzwi stłumiły śpiew, ale nie huk trzech tysięcy kopyt. Czuł, jak drży budynek. Pokaz trwał pomimo jego nieobecności. Przyjął komunikator od zdenerwowanego asystenta. - W porządku. Wezwanie mnie to twój obowiązek. - Halo? - zaskrzeczał komunikator. - Z kim rozmawiam? Nazwisko w pierwszej chwili nic Nike nie powiedziało. Potem buńczuczny ton sprawił, że jego pamięć zaskoczyła. To był pracownik General Products, którego Nessus nazwał Baedekerem. - Panie ministrze, pańscy pracownicy nie chcieli mnie połączyć. Nalegałem. - Baedeker chrypiał z emocji. - A sytuacja jest nie do przyjęcia. Dlaczego ten inżynier się z nim skontaktował? - Proszę zacząć od początku. - Chodzi o tę trójkę Kolonistów na pokładzie Odkrywcy. Nie mam od nich wiadomości.
Statek zaginął? Staccato trzech tysięcy kopyt ucichło sprawiając, że chrapliwy głos z komunikatora było jeszcze trudniej zrozumieć. - Nie rozumiem. Jak może zaginąć statek? I to jeden z waszych! - Nie, proszę pana. Ze statkiem jest wszystko w porządku. Nie słyszę załogi. Nie mogę ich podsłuchać. I dlatego wyciągnął go z wielkiego baletu? - Proszę kontynuować. - Wyposażyliśmy Odkrywcę w urządzenia podsłuchowe, żeby móc monitorować pozbawionych nadzoru Kolonistów. Ich rozmowy są wysyłane złożonym strumieniem telemetrycznym. Pozbawieni nadzoru Koloniści. Nike świadomie zignorował nutę dezaprobaty wobec misji, którą on sam zaaprobował. - Co mogło spowodować zakłócenia w działaniu sprzętu? - Nic go nie zakłóca. Wszystkie strumienie danych płyną normalnie. Zapisy Kolonistów to fikcja. Fikcja! - Baedeker sapnął i ściszył głos. - Ewidentnie podłączyli system sensorów do podsystemu telemetrycznego. Nike przeczekał zalew tłumaczeń dotyczących specyfikacji technicznych i autokorelacji. Te szczegóły nie miały znaczenia. Załoga Odkrywcy wpuściła w system nagrania rozmów i uspokajające dźwięki - a Baedeker zorientował się dopiero teraz. Najpierw awantura w fabryce General Products, a teraz to. Koloniści dwa razy przechytrzyli inżyniera. Nike nie zdradził się ze swoim rozbawieniem, dając Kolonistom możliwość zachowania prywatności. Obywatele rzadko pragnęli prywatności. Koloniści często. Nike żałował, że nie może widzieć załogi Eksplorera, oglądać jej ubrań i biżuterii. To powiedziałoby mu sporo o ich nastrojach, prawie tyle, co mógł wywnioskować o Obywatelach na podstawie stanu ich grzywy. Oczywiście Kolonista to robotnik. Robotnicy mają mało czasu na właściwą pielęgnację grzyw. Programowanie ubrań i nanobiżuterii zabierało znacznie mniej czasu. Grzmiące wycie z zatłoczonego teatru obwieściło zakończenie drugiego tańca. - A co z raportami z Odkrywcy? - zapytał Nike. - Wyglądają na wiarygodne - odparł Baedeker. To było raczej burknięcie. - Są w nich jakieś niekonsekwencje? Dziwne wyniki? Jakiekolwiek powody, żeby kwestionować ich odkrycia? - Nie. Co najwyżej można mieć pretensje o to, że badania posuwają się wolno. - Wobec tego pogódźmy się z ich potrzebą prywatności i niech dalej zajmują się swoją
pracą. Odpychając od siebie myśli zarówno o Kolonistach, jak o ludziach, Nike ponownie zanurzył się w piękno tańca. Omar i Eric nagrywali kolejną lewą rozmowę z mostka. Trochę się wygłupiali, próbując śmiechem odsunąć od siebie nicość hiperprzestrzeni. Kirsten stała niezauważona przy drzwiach do pokoju rekreacyjnego, słuchając, i po raz ostatni zadając sobie pytanie: czy chcę to zrobić? I uświadamiając sobie, że bardzo chce. Z lękiem przypominała sobie, jak często odrzucała awanse Erika. Czy on teraz odrzuci jej? Dojrzał, stał się kimś pewnym siebie, dającym wsparcie i spokojnym - kimś, kogo bardzo podziwiała. Być może ta zmiana oznaczała, że już się nią nie interesuje. Musiała zrobić wyraźny gest. Musiała zaryzykować odrzucenie tak publiczne, jak ona go odrzuciła. Weszła do pomieszczenia. - Eric - powiedziała. - Mogę zamienić z tobą słowo? Obaj mężczyźni odwrócili się i spojrzeli na nią. Eric w ciszy poszedł za nią do jej kabiny. Była ciasna, nie było w niej wiele poza miejscem do spania. Eric zdołał zamknąć drzwi bez dotykania jej. Przez długi czas szukał słów. - Twój strój... - powiedział wreszcie. Jej kombinezon lśnił ognistą czerwienią, przetykaną ciepłymi, żółtymi akcentami, kolory były żywsze, niż te, które kiedykolwiek widziała na nim. - Mam nadzieję, że ci się podoba. Popatrzył na nią tak, jakby chciał zapytać: dlaczego? - Wiesz już o moich problemach zdrowotnych. Są genetyczne - powiedział zamiast tego. Kirsten ujęła go za ręce. - Mam zęby mądrości. Popatrzył na nią zdziwiony. - Dodatkowe zęby - wyjaśniła. - Za dużo na moją szczękę. Gdybym nie miała operacji mogłyby wyrosnąć poziomo albo wypchnąć inne zęby. To, że się je ma, często powoduje bóle szczęki i głowy. Ten problem był łatwy do skorygowania, a usunięte zęby można było zatrzymać na
implanty, ale chciała mu coś pokazać. Nikt nie jest doskonały. Taksująco zmrużył oczy. Wyobraziła sobie, że rozważa zagrożenia dla ich hipotetycznych dzieci, zgodnie z oczekiwaniami społecznymi. - To nie tak źle - powiedział tylko. - W każdym razie teraz wiesz. A mój dziadek miał wylew krwi do mózgu. Był na samotnej wędrówce. Pomoc nie przyszła na czas. Miał tylko siedemdziesiąt dwa lata. Pomyślałam, że powinnam ci o tym powiedzieć. Eric ścisnął jej dłonie. - Jesteś piękna, zabawna i błyskotliwa. Jak zęby mogłyby mieć jakieś znaczenie? Kirsten, czy mogłabyś rozważyć mnie jako odpowiedniego partnera? - Tak. Uwierzyłeś we mnie. Postawiłeś mnie do pionu, gdy się poddałam. Kirsten otoczyła ramionami jego kark. Pocił się. On objął ją w talii. Podobnie, jak Obywatele, Koloniści rzadko mówili o zwyczajach płciowych, ale dotykali się, i to często. Nie potrafiła się powstrzymać przed myśleniem: jak wiele z tych zachowań jest ludzkie? Ile z tego zostało wdrukowane - zaszczepione - w nas w nadziei uzyskania lepszych robotników? Otrząsnęła się z nagłego cynizmu. To nie był czas na podobne rozważania. - Nie jestem totalnym idiotą - oświadczył Eric. - Chcę, żebyśmy dzielili życie. A ty? - Tak. Ale i tak potrzebujemy doradztwa genetycznego. - To było obowiązkowe przed oficjalnym założeniem związku. - Ale... Kirsten zamilkła, zabrakło jej słów. - Ja także tego chcę. - Eric uśmiechał się pewnie równie głupio, jak ona. - Powinienem zmienić kolor swoich ciuchów. Na pastele człowieka w związku, to prawdopodobnie miał myśli. - Nie - powiedziała Kirsten. - Powinieneś je zdjąć.
20 - Jesteście tego pewni? - zawołał Omar z mostka. - Tak! - Eric i Kirsten odpowiedzieli jednym głosem. - Po raz ostatni - kontynuowała Kirsten, sprawdzając zawartość plecaka. - A ty? - Jesteśmy na pozycji. Silniki manewrowe ciężko na to pracują. Kirsten spojrzała przez wizjer w pokoju rekreacyjnym. Nawet przy pełnym powiększeniu tajemniczy statek GP4 należący do Instytutu był niewidoczny. RP5, wokół którego orbitowali, był największym z sześciu światów Floty. Odkrywca na jałowym biegu unosił się po łuku zgodnym z krzywizną orbity. Tylko przypadkowe zerknięcie w odpowiednim czasie we właściwe miejsce mogło ujawnić ich obecność. Przekaźnik położenia w przestrzeni kosmicznej był wyłączony, a tryb maskowania aktywny. Teoretycznie wszyscy we Flocie sądzili, że Odkrywca jest daleko stąd, nadal badając Oceanus. W praktyce Omar nadawał raporty i fikcyjną telemetrię za pośrednictwem hiperfalowej boi, którą zostawili za sobą. Dwukrotne zwiększenie odległości nie wpływało na skuteczność natychmiastowej komunikacji, a Ognisko odbierało sygnał ze spodziewanego położenia. Czy naprawdę jesteśmy tacy sprytni, zastanawiała się Kirsten, czy to tylko złudzenie? - Jesteśmy lepiej przygotowani - powiedział Eric. Czy czytał jej w myślach? To było niewyrażone porównanie z ekspedycją, którą ona zaplanowała, do Instytutu Badań nad Ludźmi. Czy też, mówiąc ściślej, którą ledwie ogarnęła. - O ile sieć dysków transferowych jest skonfigurowana tak, jak się spodziewamy odpowiedziała. - Nawet gdyby Obywatele nie byli systematyczni z natury, to dlaczego mieliby tam nie użyć standardowego kodowania używanego na statkach? Po co tracić energię na wymyślanie nowego systemu? Jeśli Eric miał rację, to sieć na tym statku GP4 była kompatybilna z siecią dysków na Odkrywcy. Pojawiliby się niezauważeni w magazynie tajemniczego statku. A co, jeżeli się mylił? Mogli wyskoczyć gdziekolwiek. W mesie. Na mostku. Nigdy nie widziała toalety Obywateli...
- Hej - ponaglił Omar. - Jesteśmy gotowi - powiedział Eric. Z komunikatorem w dłoni wypróbował pierwszy adres w teoretycznej podsieci prowadzący do magazynu. - I nic. Myślisz, że tam będzie grawitacja? Wypróbował kolejny. Potem trzeci. I zniknął. Kirsten dała mu dziesięć sekund na powrót, na wypadek gdyby znalazł się w nieodpowiednim miejscu, trafił na świadka, albo po prostu po to, żeby zszedł z dysku przeznaczenia. - Omar, życz nam szczęścia. Podniosła plecak i weszła... Do przestronnego magazynu, nieomal wpadając na ścianę. Eric ją złapał, ratując przed upadkiem. - Mnie też tak zniosło - powiedział. - Nie najlepiej dostosowana prędkość wyjścia. Jaka była magiczna liczba? Majaczyło jej się dwieście stóp na sekundę. Musieli być na samym szczycie. Trochę większa różnica szybkości, a sparowane dyski nie pozwoliłyby na transfer. Odrobinę mniejsza, a zgranie czasowe byłoby idealne. Skoro Obywatele nie wpadli na to, że intruz mógłby pokonać kilka mil wolnego od drapieżników lasu, to z pewnością nigdy nawet nie pomyśleliby, że można wykonać skok stu tysięcy mil pomiędzy statkami, dopasowując prędkości i kursy. - W tych okolicznościach wyszło nam całkiem nieźle. Ruszyli szybko, aż znaleźli terminal. Eric przyklęknął, żeby rozładować swój plecak. Wciąż miał na sobie pastele i pierścionek z topazem, który pasował do jej stroju. - Rozejrzyj się trochę. Miej oczy otwarte. Gdyby nas złapali, zalecamy się do siebie. Jakby to mogło usprawiedliwić kradzież statku i wślizgnięcie się na pokład jednej z najpilniej strzeżonych tajemnic Porozumienia. Kirsten uśmiechnęła się, ale nic nie powiedziała. Plan był prosty. Komunikatory załogi były przenośne; w związku z tym na statkach były sieci bezprzewodowe. Wobec tego w czeluściach magazynu można było ukryć szperacz, urządzenie przechwytujące i magazynujące dane przepływające w sieci. Podobnie w terminalu można zamontować wideofon. Przy jakiejś następnej wizycie odzyskają zebrane dane. Wprowadzenie komend za
pośrednictwem klawiatury czy głosu dostarczy im danych kodowych, które pozwolą się włamać do sieci pokładowej. Loginy załogi, jeśli uda się je przechwycić, będą miłym dodatkiem, jakkolwiek bardziej pożądane byłyby dane biometryczne. Eric pracował, a Kirsten badała otoczenie, przemykając między kontenerami i zbiornikami. Wreszcie znalazła się między półkami zapchanymi najróżniejszymi częściami, od złożonych komponentów optycznych do dużych elementów rozmaitych urządzeń. Musiały być zbyt skomplikowane albo zbyt duże, żeby dało się je w razie potrzeby szybko zsyntetyzować. - Eric - wyszeptała. Sygnał z ich komunikatorów prawie na pewno nie zostałby tu zauważony, ale po co ryzykować? W myślach zobaczyła głowy Nessusa, kiwające się w górę i w dół, popierające jej ostrożność. - Eric, jak idzie? - Szperacz zamontowany - szepnął. - Pracuję nad zasilaniem. Szkoda by było, gdyby nie udało nam się tu wrócić przed wyczerpaniem baterii. Jak stoimy z czasem? Jej implant nadgarstkowy miał wbudowany tryb czasomierza. - Zostało osiem minut. Osiem minut, zanim Omar osiągnie prędkość, która pozwoli im wrócić. Później co pięć minut będzie dostosowywał kurs, trzymając się niewidocznego statku. Ruszyła dalej. Więcej skrzynek, części i zapasów. Zapasowe syntetyzatory. Racje ratunkowe (trawy i ziarna), na wypadek, gdyby wysiadły wszystkie syntetyzatory naraz. Nic pouczającego. Następny rzut oka na nadgarstek. Sześć minut. - Eric? - Znalazłem linię energetyczną, do której można podłączyć szperacz i wideofon. Założę zaczepy indukcyjne. Muszę je tylko jakoś schować za okablowaniem. Sprytne. Kirsten nie wpadłaby na coś takiego. Łącznik indukcyjny wyciągnie energię bez zakłócania przepływu elektryczności. Bardzo dyskretne. Dotarła do ściany. - Cztery minuty. Wracam. Chciało jej się krzyczeć. Nie dowiedzieliśmy się niczego, pomyślała Kirsten, poza tym, że można się dostać na pokład. Za chwilę wrócą na Odkrywcę. - Gotowe - wezwał Eric. - Chodź już. Coś musi tutaj być, jakaś dalsza wskazówka w długim ciągu znaków. Czekać, aż będą mieli okazję wrócić, w nadziei, że uzyskają możliwe do odczytania dane - to było nie do
przyjęcia. Trzy minuty. Kirsten wracała wzdłuż stosów racji żywnościowych, chemikaliów, części... Przeszła obok Erica i ruszyła pospiesznie wzdłuż alejek, których jeszcze nie obejrzała, szukając czegoś bardzo szczególnego i mało technicznego. W magazynie znajdowały się racje żywnościowe i duże części mechaniczne. Przetrwanie nie było uzależnione tylko od dysków transferowych. Duże części nie przeszłyby przez jedyny dysk, który widziała, umieszczony pośrodku magazynu. Na logikę, musiały tu być fizyczne drzwi - choć nie była tego pewna, póki ich nie zobaczyła. Duże, kwadratowe drzwi z wbudowanym okienkiem. - Eric - zawołała. - Chodź tutaj. - Już prawie nie mamy czasu - odpowiedział z oddali. - Eric, chodź. Gapiła się przez wizjer wychodzący na szeroki korytarz. Rozpościerała się przed nią pusta przestrzeń, centralna część gigantycznego kadłuba GP4. Zawieszony w jej centrum był, bez cienia wątpliwości, obcy statek kosmiczny. Taran. Wyblakłe angielskie litery na jego zniszczonym boku składały się w napis: Daleki Strzał.
ODRODZENIE Data ziemska: 2650 r.
21
Kirsten i Eric stali i gapili się na Daleki Strzał. Ich implanty nadgarstkowe zapiszczały prawie równocześnie. Eric szybko sfilmował taran swoim komunikatorem. - Omar za minutę dopasuje kurs. - Ruszaj. - Światło za drzwiami przygasło. - Będę zaraz za tobą. Eric zawrócił pomiędzy półki. Ruszyła za nim, żeby się upewnić, że się szczęśliwie teleportował. - Znaczy, za kilka minut - doprecyzowała, gdy nie mógł już się spierać. Jedno z nich musiało wrócić, żeby zaświadczyć o ich znalezisku, zanim ktoś - ona - podejmie większe ryzyko. Na niektórych ze zgromadzonych części widziała stare daty i numery seryjne. Półki i umieszczone na nich przedmioty były pokryte kurzem. Mrugające światło upewniło ją: ta część statku nie była odwiedzana od bardzo dawna. Obywatele nie dopuściliby do tego, żeby na drodze do magazynu było niesprawne oświetlenie. Pod dotykiem Kirsten drzwi, z cichym piskiem, stanęły otworem. Wyjrzała na korytarz. Pusto. Czując się jak bardzo mała rybka w bardzo dużym akwarium Kirsten, ściskając swój komunikator, ruszyła biegiem w stronę rusztowania, na którym spoczywał Daleki Strzał. Przy odrobinie szczęścia stabilizator obrazu zadziała na tyle skutecznie, żeby uzyskać dobry obraz. Wpełzła na rusztowanie... tak, była tu grawitacja. Mogła chodzić bezpiecznie. Z łomoczącym sercem Kirsten przeszła przez opuszczoną śluzę powietrzną. Implant nadgarstkowy wskazywał, że ma prawie cztery minuty do następnej możliwości powrotu na Odkrywcę. Stwierdzając, że każdy statek musi mieć coś na kształt mostka, i że jest on zazwyczaj umieszczany na dziobie, ruszyła przed siebie. Ostre narożniki, bez śladu obłości, które tak lubili Obywatele. Przez otwarte drzwi widać było łóżka i krzesła - normalne, jak dla Kolonistów. Zasuwy na włazach: zwyczajne, zamontowane na wysokości naturalnej dla Kolonistów. Blask sufitu, który pojaśniał, gdy wsadziła głowę do kabiny, był dla jej oczu przyjemny. Kostka holo, którą znalazła wetkniętą pod małą, opuszczaną półkę, pokazywała mężczyznę, kobietę i dzieci. Wszystkie drobne ślady wskazywały, że pojazd należał do Kolonistów. Czy też może
właściwsze określenie to ludzie? Kirsten szukając mostka, cały czas filmowała. Niecała minuta do kolejnej możliwości skoku. Powinna wrócić do magazynu i dysku transferowego. Ruszyła przed siebie. Kolejna kabina, tak znajoma, jak każda na RP4. Większe pomieszczenie o nieokreślonym przeznaczeniu, na którego ścianach wisiała płachta pogniecionego, wysuszonego papieru z listą zadań wypisanych ręcznie po angielsku. Wszędzie hola. Pokład cargo, niemal pusty, mnóstwo półek. Na wszystkich półkach zaczepy i siatki. Statek był przystosowany zarówno do grawitacji, jak nieważkości. Piśnięcie. - Wrócę za pięć minut. Kirsten nie wiedziała, komu właściwie składa tę obietnicę. Nareszcie - mostek. Kołyski ochronne. Kontrolki przystosowane do takich samych rąk, jak jej. Więcej hologramów. Kirsten zamarła. Ten pusty pokład cargo! Jego ładunek niewątpliwie został zabrany na Ognisko do przebadania. Prawdopodobnie spoczywa głęboko pod Instytutem Badań nad Ludźmi. Może ten statek GP4 wylądował na Ognisku i tam rozładowano zdobycz. Może cargo zostało przewiezione mniejszym statkiem Obywateli. Sposób nie miał znaczenia. Ważne było to, że cargo zniknęło - i z pewnością nie wyniesiono go po rusztowaniach. Kirsten pognała na pokład towarowy. Pomiędzy dwiema, mniej więcej opróżnionymi półkami znalazła dysk transferowy. Pomimo że spodziewała się takiego znaleziska, dysk wydawał się nie pasować do otoczenia. Jakby był doczepiony. Implant na nadgarstku pokazywał, że do kolejnego dopasowania prędkości i kursu przez Omara ma nieco ponad dwie minuty. To dawało jej wystarczająco dużo czasu, żeby zabrać coś na pamiątkę. W jednej z kabin coś zauważyła, jakiś przedmiot dekoracyjny nieznanego jej typu. Wisiał na ścianie obok włazu. Nikt nie mógłby go zobaczyć - ani też stwierdzić jego nieobecności bez wchodzenia do kabiny. Były to jakby kwiaty i muszle zrobione z tysięcy małych supełków i ściegów na ciasno tkanym materiale. Struktura mogła być hologramem, więc potarła ją palcami. Węzełki i sam materiał wydawały się być naturalnym włóknem. Kolory były dziwne - wyblakłe? - a drewniana rama pęknięta. Wzięła przedmiot wraz z ramą, nie wiedząc, dlaczego wydawało się to ważne. Na jednym z narożników ramy widniały pasujące do siebie dziurki. Zgadywała, że to ślady zębów jakiegoś małego zwierzątka.
Mniej niż dwie minuty. Przeszła przez ładownię Dalekiego Strzału. Jej nadgarstek zapiszczał cicho i zrobiła ostatnie ujęcie wideo. Potem włączyła kontrolkę transportu... I pojawiła się w pokoju rekreacyjnym Odkrywcy. - Kirsten wróciła - powiedział Eric, przypuszczalnie do Omara. - Co się stało? - Poszłam się rozejrzeć. - Podała mu prymitywny obrazek w drewnianej ramie. Impulsywny zakup. W drzwiach pojawił się Eric. - Kirsten, co ty sobie myślałaś? Pokazała na swoim komunikatorze najnowsze nagranie. Na holo widać było mały kawałek ładowni i niemal piętnastocyfrową etykietę. - Myślałam sobie, że mając ten adres i Odkrywcę możemy wchodzić na pokład statku naszych przodków, kiedy tylko chcemy.
22 Tysiące ludzi przepychały się na szerokim bulwarze, machając transparentami i wykrzykując slogany. Dziesiątki tysięcy krzyczało zza barykad. Nad głowami unosiły się złote kule wielkości grejpfrutów - kamery policyjne. Były wyposażone w ogłuszacze soniczne; promienie, które emitowały, były niewidzialne, w przeciwieństwie do ich efektów. W miarę, jak padali kolejni ludzie, tłum zaczynał szaleć. Wtedy ramię przy ramieniu wkroczyli czarno ubrani i uzbrojeni PMR. Tłum wpadł w panikę, tratując każdego, kto miał pecha stracić równowagę i upaść. Wkrótce aleja była pusta, nie licząc kilku zmasakrowanych ciał i walających się transparentów. Wiatr poruszył ręcznie namalowany plakat, część liter była już zatarta. „Urodź... dziec... sprawiedli... udzi". Wyły syreny radiowozów i ambulansów. - Gdzie to jest? - spytał wreszcie Nessus. - W Kansas City, Missouri. Jego holograficzny awatar musiał zdradzać niezrozumienie. - To przeciętne miasto Ameryki Północnej - dodała Ashley. Tym razem przyleciała sama, być może uspokojona przez świadomość, że i tak spotka się z nią na odległość. - Ilu zabitych? Nessus mówił sobie, że tych kilku zostało poświęconych, żeby ocalić rzesze innych. Dopóki nie spędził kilku miesięcy w towarzystwie Kolonistów, taka racjonalizacja mogłaby stłumić jego poczucie winy. - W tych zamieszkach dwunastu. - Ashley zmrużyła oczy. - Dlaczego właściwie polityka kontroli urodzeń jest dla ciebie taka ważna? - Ilu w skali świata? - Setki - potrząsnęła głową, a jej włosy zadrżały. Dziś były jasnopomarańczowe. - Nessus, dlaczego to robisz? - W twoim zawodzie nie powinno się raczej za dużo wiedzieć. - Ani w jego. Nessus wyłączył holo z relacją z zamieszek. - Nieważne. Pytanie brzmi: czy w PMR jest szum? - Trochę. Nessus, posłuchaj, Miguel i ja nie mieliśmy pojęcia, że zamierzasz wywołać takie zamieszanie.
Łapówkarstwo, zastraszanie i rozsiewane plotki przynosiły efekty. To, że jego słudzy zdradzają jakieś ślady samodzielnego myślenia było w jakiś sposób pokrzepiające. - Prawo do posiadania dzieci nie powinno zależeć od koneksji politycznych. Nessus rzucił okiem na holo Nike i zastanowił się, czyj właściwie system polityczny kwestionuje. - Skupmy się na naszych interesach - powiedziała wreszcie Ashley. Chłodny ton zdradzał jej niechęć. Nessus nie miał nic przeciwko temu. Miał pytania co do kilku ostatnich raportów Miguela. Na ile wiarygodne były wymuszone zeznania? Czy nowa ofiara była świadoma, że się obciąża? Czy urządzenia szpiegowskie zostały zamontowane zgodnie z wytycznymi Nessusa? Wszystko zdawało się iść zgodnie z planem. - Jakie wieści w związku z przedmiotem, który chcę kupić? - spytał Nessus sącząc sok marchwiowy. - Na samo wybadanie sprawy poszła większość z twoich pięciu milionów, ale sądzimy, że uda nam się go zdobyć. - Ashley wyprostowała się na fotelu. - Jeszcze czterdzieści milionów. Połowa z góry, połowa przy dostawie. - Kiedy? - Daj nam miesiąc. - Zgoda. - Nessus przekazał kody bankowe. - Robicie świetną robotę. - To chyba wszystko. Za miesiąc o tej samej porze? - Tak. - Nawet statek przemytniczy zdolny osiągnąć trzydzieści g potrzebował czasu, żeby dotrzeć na obrzeża systemu słonecznego. Nie mógł oczekiwać, żeby jego ziemscy słudzy częściej fatygowali się tak daleko. Gdy Ashley wyciągnęła rękę do przełącznika hiperfalowego radia, Nessus pomyślał jeszcze o czymś. - Zaczekaj. Jej ręka zatrzymała się w powietrzu. - Tak? Było więcej sposobów na zrobienie zamieszania. - Problem, na który zwracamy uwagę jest taki, że kilka osób posiadających koneksje pośród polityków kupiło prawa do posiadania dzieci. Być może powinniśmy oddzielić aspekty polityczne i finansowe. Z pewnością umiejętność zarabiania pieniędzy świadczy o umiejętnościach przetrwania. Dlaczego nie sprzedawać praw do dzieci zgodnie z prawem? - Żartujesz sobie, tak? - powiedziała. - Jeśli taka sprawa wyjdzie na jaw, to będziemy
mieć także zamieszki na tle klasowym. - Jeśli nie interesują cię moje pieniądze... Ashley przełknęła, ale nie powiedziała nic. - Pomyśl o tym. Nessus miał jeszcze jeden pomysł - walki gladiatorów. Zwycięzca nabywa prawa do dziecka; przegrany umiera. Wszystko jest w równowadze. W jego żołądku też się przewracało na tę myśl. Może powinien poczekać, zanim o tym wspomni. - Do zobaczenia za miesiąc. Pomijając przenikliwe, ciemnobrązowe oczy mężczyzna na hologramie nie prezentował się imponująco: niski i krępy, w średnim wieku, o twarzy jak księżyc w pełni. Jego ciemne włosy były grube i faliste, miał też wypielęgnowany, cieniutki wąsik. Chodził po małym i zagraconym biurze. Miał na sobie atramentowoczarny garnitur. Nazywał się Sigmund Ausfaller i był wrogiem. Raport Miguela, nieważne, jak Nessus się w niego wgłębiał, nie poprawiał się. Oficjele Narodów Zjednoczonych nie byli mniej podatni na korupcję niż inni ludzie. Nessus pomyślał, że wedle wszelkich kalkulacji nawet bardziej. To holo przekonywało go, że chciwość sięga głęboko w struktury rządu. Jeden problem z paranoikami był oczywiście taki, że podejrzewali, iż każda kusząca propozycja była pułapką. Ausfaller odrzucił wszelkie starania mające na celu dogadanie się. Przynajmniej, pomyślał sobie Nessus, nie poddający się korupcji PMR był ewenementem pośród pozbawionych skrupułów urzędników. Nessus wrócił do ukradkiem nakręconego nagrania. Zrobił je ktoś stojący w drzwiach biura Ausfallera. Widać było niewyraźne logo Biura ds. Obcych, połyskujące na otwartych drzwiach. „Sigmund swoje działania utrzymuje w głębokiej tajemnicy". Komentarz najwyraźniej został dograny później. „Może powie ci coś wyświetlacz jego komputera". Nessus powiększył obraz zawieszony nad biurkiem Ausfallera. Gdy już przestawił się na ludzki zwyczaj pokazywania galaktycznej północy na szczycie, holo wyglądało jak wykres gwiazd Przestrzeni Ludzi i jej bezpośredniego sąsiedztwa, z centrum w układzie Sol. Prawie na pewno był to wygaszacz włączony, gdy Ausfaller usłyszał zbliżające się kroki. Potrząsnął grzywą. Prawie nie oznacza na pewno. - Sprawdź obraz pod kątem danych nawigacyjnych - polecił Nessus.
- Pozycje wszystkich gwiazd są prawidłowe - odparł komputer na mostku. Czy to bezużyteczny raport? - Pozycje gwiazd są prawidłowe. Czy wskazane cechy gwiazd w jakikolwiek sposób różnią się od tych, które są w twoich zapisach? - Różnią się kolory widma emitowanego przez niektóre gwiazdy - odpowiedział komputer. - Wzmocnij różnice kolorów. - Nessus wyciągnął szyje, przyglądając się obrazowi holo ze wszystkich stron. Większość gwiazd przygasło, a kilka rozbłysło. To nadal nic Nessusowi nie mówiło. - Które systemy słoneczne są zaludnione? Wokół kilku gwiazd pojawiło się blade halo. Występowały one zarówno wśród bladej większości, jak i tych jaśniejszych, którymi być może interesował się Ausfaller. Nessus nadal nie rozumiał, dlaczego. Być może obecna obsesja Ausfallera nie miała nic wspólnego z Porozumieniem. Jaśniejsze punkty widniały zarówno w centrum, jak na obrzeżach mapy. Skoro gwiazdy nic Nessusowi nie powiedziały, być może zrobią to statki kosmiczne. Zgodnie z posiadanymi przez niego raportami Ausfaller szukał zaginionych statków. - Komputer, nałóż na ten wykres publiczne zapisy tras podróży międzygwiezdnych. Te dane były tylko ułamkiem informacji, które dostarczyli mu jego słudzy. To było zadanie wymagające sporo czasu. Nessus czekając na jego wykonanie wpatrywał się w obraz Ausfallera. - Czego szukasz? - zanucił cicho. Holo było równie nieprzeniknione, jak człowiek. - Komputer, czy wszystkie rozbieżności kolorów są takie same? - Tak. To prowadziło donikąd. Być może mapa gwiazd była tylko pozbawionym znaczenia zwodem paranoika, obliczonym na oszukanie kogoś przechodzącego pomimo. Czy nie jestem dość stuknięty, pomyślał Nessus, bez wymyślania nowych powodów? - Mam dopasowanie - komputer przerwał jego zadumę. - Fałszywie kolorowe gwiazdy zgadzają się z wybranymi doniesieniami o zaginięciach ludzkich statków z hipernapędem. Kryterium selekcji wydają się być zaginięcia nie związane z działaniami wojennymi. Nessus drgnął. Poczuł przypływ nadziei. - Ile zanotowano takich zaginięć statków? - Dwanaście. Ludzie używali hipernapędu od jakichś czterystu lat. Dwanaście statków zaginionych
przez cztery stulecia... nie licząc wiadomych „wypadków" z kzinami... to nie było wiele. Dlaczego Ausfaller się tym interesował? Ich zagęszczenie w pobliżu Sol miało sens: tutaj koncentrował się ludzki ruch kosmiczny. Czy to ze względu na awarię systemu, czy błąd pilota, logicznie większość wypadków zdarzała się w okolicy. To skąd to drugie skupisko? - Kiedy doszło do tych trzech zdarzeń ze szczytu listy? - zadał pytanie Nessus. - To - rozbłysła jedna z kropek - dwa ziemskie lata temu. Pozostałe w tym roku. Nagle do Nessusa dotarło, dlaczego te punkty go niepokoiły. Te statki zmierzały poza Przestrzeń Ludzi... W ogólnym kierunku Floty Światów. Nike nie chciał składać odpowiedzialności na zwiadowcę. Abstrakcyjnie Nessus to szanował. Nie miało to zresztą wielkiego znaczenia. Znaczenie miał za to niewłaściwy osąd. Niedawno Nessus wiedziony odruchem niemal przeczesał układ Sol głębokim skanem radarowym. To nie był tylko jego odruch. Robiło to większość pilotów - wszystkich gatunków - z pewnością za każdym razem, gdy wchodzili do nowego systemu słonecznego. Inteligentne gatunki Znanej Przestrzeni zaludniały podobne światy, obiegające podobne słońca. Wymagania biologiczne były wystarczająco podobne, a nadające się do kolonizacji planety na tyle rzadkie, że wybuchały o nie wojny, ostatnia pomiędzy ludźmi i kzinami. Wiedząc, które systemy słoneczne mogą najszybciej wysłać badaczy, nieznany zwiadowca Nike rozmieścił pułapki na torze lotu Floty. Zasadzka była elegancka w swojej prostocie: wielkie ilości neutronium orbitujące wokół najbardziej obiecujących planet w najbardziej odpowiednich systemach słonecznych. Neutronium naturalnie występuje tylko w jądrach gwiazd neutronowych - zapadniętych pozostałościach po supernowych. Neutronium jest niewiarygodnie gęste. Przy masie stu miliardów ton na centymetr sześcienny sfera o średnicy kilku metrów miała niewyobrażalną masę. Przylatujący piloci, nauczeni, żeby każdy nowy system słoneczny sprawdzać głębokim skanem, widzieli coś, co wydawało się być polem stazy, porzuconym od czasów starożytnych wojen. Trudno więc było oczekiwać od pilotów, żeby się zastanawiali, czy to, co zobaczyli na czujnikach radarów, nie jest przypadkiem neutronium. Żądza musiała być nieodparta. Gdy niczego nie podejrzewający statek zbliżał się do malutkiego księżyca, przyciąganie
grawitacyjne załatwiało wszystko. Nie ma statku. Nie ma raportu. Koniec z eksploracją nieznanej przestrzeni, a tym samym mniejsze prawdopodobieństwo odkrycia Floty. Nie wzięli tylko pod uwagę, jak kilka takich zaginięć potraktuje taki paranoik jak Ausfaller. Nessus postukiwał nerwowo przednim kopytem - ale dokąd mógł uciec? Ausfallera nie da się kupić. Nie da się go do niczego przymusić. Nawet najgorsze zamieszki od stuleci nie zdołały go oderwać od pracy. Być może nadszedł czas, żeby go wyeliminować. Za odpowiednią cenę słudzy Nessusa mogli się tym zająć. Ale niezależnie od tego, czy zamach by się powiódł, pozostałyby podejrzenia. Jaką wiadomość na wypadek śmierci mógł przygotować paranoik pokroju Ausfallera? Nessus znów zaczął się miotać po pokładzie. Doskonale wiedział, w jakim kierunku powinien ruszyć - na spotkanie niebezpieczeństwa. Sytuacja nie była bez wyjścia. Przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Wymagał pomocy - bardzo szczególnej pomocy - i nie były to usługi, jakie mogliby świadczyć Miguel i Ashley za jakąkolwiek cenę. Będzie musiał wejść głęboko w układ słoneczny i zwerbować odpowiedniego fizyka.
23 Beztrosko wykorzystując ich rezerwy energii Kirsten sprowadziła Odkrywcę przez atmosferę RP4. Silniki manewrowe wyły protestując przeciwko takim naprężeniom. Eksplorer był matowoczarny i niewykrywalny dla radarów, dobry dla sekretnych zwiadów. Rejestrator trasy wyłączony od czasu ich nieautoryzowanego powrotu do Floty, nadal nie działał. Ich planowe, energochłonne podejście pozwoliło wyeliminować ognisty ślad i pasmo jonizacji, które pojawiłoby się w normalnych warunkach. Ich powrót można by wykryć tylko wizualnie. Ponieważ jednak wykonywali ten manewr nocą i nad oceanem, ryzyko było znikome. Statek z pluskiem osiadł w wodzie. Kirsten w momencie uderzenia poczuła ucisk ochronnego pola siłowego. - Wszyscy cali? - zapytała. - Wszystko w porządku - z maszynowni przez interkom nadeszła odpowiedź Erika. Odkrywca kołysał się na falach, niekończąca się powierzchnia oceanu migotała w świetle RP. W wizjerach widać było chmury Kirsten opanowała mdłości i skupiła się na wskaźnikach. - Główne silniki manewrowe są dość mocno rozgrzane, ale to wszystko. Wszyscy gotowi do zanurzenia? - I przestać się bujać? - Omar wyglądał blado. - Ja na pewno jestem gotowy. - Będę, jak tylko wypuścisz sondy paliwowe - powiedział Eric. Sondy należały do wyposażenia awaryjnego, były czymś w rodzaju dysków transferowych z filtrami. Pobiorą z wody morskiej deuter i tryt prosto do zbiorników Odkrywcy. Kirsten zrzuciła sondy i wyobraziła sobie plusk, z jakim wylądowały w wodzie. Uruchomiła ich hydroturbiny. - Sondy wypuszczone i pracują normalnie. - Do monitorowania i kierowania sondami służyło połączenie radiowe. Nie było alternatywy. - Zanurzamy się. Uruchomiła silniki manewrowe i Odkrywca zaczął się powoli zanurzać. Wypełniony powietrzem statek miał bardzo dużą wyporność; obracał się niepokojąco, dopóki nie zniknął całkiem pod wodą. Zwiększyła moc silników, prowadząc pojazd na głębokość trzystu stóp.
Mieli nadzieję, że nawet podczas dnia będą dzięki temu niewidoczni. Kadłub jest niezniszczalny, upominała się przez cały czas. - To naprawdę niesamowite - powiedział Eric z korytarza przed mostkiem. Stał lekko przygarbiony, żeby móc wyglądać przez wizjery mostka. Kirsten uniosła wzrok znad instrumentów. W pogłębiającym się mroku widziała błyski życia oceanu, raczej ze względu na bioluminescencję, niż dlatego, że coś do nich podpływało. Życie oceanu na Ognisku, pomyślała, zaskoczona nagłym przypływem goryczy. Jakie zwierzęta roiły się w morzach świata jej przodków? Jeśli Daleki Strzał miał na pokładzie jakieś okazy, to według jej wiedzy żaden z nich nie został wprowadzony do oceanów tego świata. Obok nich przepłynęła ławica jakichś stworzeń, ich sposób poruszania się przypominał raczej ptaki Ogniska, niż słodkowodne ryby znane Kirsten z Arkadii. Zmrużyła oczy, starając się dostrzec coś więcej, zanim odpłynęły. Musiała polegać raczej na wrażeniach, niż na wyraźnym obrazie. Falujące sieci macek. Świecące plamy, purpurowe i złote. Śluzowate pokrycie ciała. Nie znając odległości ani nie mając skali porównawczej rozmiary tych zwierząt były nie do określenia. - Osiągnęliśmy głębokość trzystu stóp - powiedział Omar, wpatrując się w odczyty radarowe. - Do dna pozostało czterysta. - Dzięki. Kirsten ustawiła silniki w taki sposób, żeby utrzymywały ich na stałej głębokości, a potem ostrożnie włączyła autopilota. To była pierwsza okazja, żeby przetestować oprogramowanie, które przystosowała do pracy w warunkach podwodnych. Odkrywca zakołysał się i okręcił, gdy powoli uniosła ręce znad przyrządów kontrolnych. Drgając i podskakując w nieprzewidywalny sposób statek odsunął się od pozycji, na której powinien był zostać. Kirsten poprawiała parametry programu, aż ich położenie się ustabilizowało - co niestety nastąpiło już po tym, jak Omar gwałtownie zwymiotował. - Ja to posprzątam - powiedział mu Eric. - Przebierz się. Umyj. Zrób, co trzeba, żebyś się lepiej poczuł. Omar uśmiechnął się słabo i poszedł się ogarnąć. Po umyciu podłogi Eric usadowił się w pustej kołysce. Wywołał dane statusu. - Sondy działają, jak trzeba i nabieramy paliwa. Za kilka dni będziemy go mieli dosyć, żeby oblecieć Flotę dookoła. Z jego miny można było wywnioskować, że chciałby wiedzieć, gdzie polecą później. Powrót Omara oderwał ją od zastanawiania się nad tym. Przebrał się już.
- Nie mogę się doczekać wyjścia na suchy ląd. - Przełknął głośno, gdy statek zadygotał. Stały ląd. Kirsten dopasowywała własny strój, aż uznała, że pasuje do jej celów. - Eric, dasz tu sobie radę sam? Kiwnął głową. Po raz ostatni sprawdziła zawartość plecaka. - No to Omar i ja ruszamy. Trzymaj się. Mocno uścisnęła Erika. Wraz z Omarem weszli do pokoju rekreacyjnego. Przed wejściem na dysk zatrzymał się. - Kirsten, dołącz do mnie, gdy tylko będziesz mogła. Prześlę ci koordynaty. Oczywiście zaszyfrowane. I zniknął. Jej komunikator był zaprogramowany na inny adres. Kirsten włączyła go i znalazła się... ...na placu w pobliżu Archiwum Kolonialnego. Była tysiące mil od Odkrywcy, a na horyzoncie rozciągał się sznur słońc. Było tu dawno po godzinach pracy. Jej „przypadkowe" spotkanie ze Svenem Herbert-Draskovicsem, które miało miejsce, wydawałoby się tak dawno temu, nie miało skutku w postaci wymiany kodów komunikacyjnych. Ogólnodostępny kod archiwisty dawał jedynie połączenie z jego pocztą głosową. Zamiast zostawiać wiadomość weszła do budynku i podłączyła się do wykazu pracowników. Używając publicznego komunikatora i nazwiska wybranego na chybił trafił z listy personelu pomocniczego Kirsten zadzwoniła do domu Svena. Mały chłopiec, który odebrał, bezkrytycznie wysłuchał jej historyjki o pękniętej rurze w archiwum i podał jej kod ojca. Kirsten zeszła z brukowanego placu na trawnik. Krzyczące dzieci w każdym wieku znacznie przekraczały liczebnością pilnujących je dorosłych. Niektóre dzieci puszczały latawce, inne wspinały się po małpim gaju, a wiele biegało bez wyraźnego celu. Większość była zaangażowana w gry zespołowe. Osłaniając oczy dłonią - słońca były dokładnie nad głową - Kirsten przepatrywała park. Oto Sven, stał koło boiska do piłki nożnej. Młode dziewczęta biegały za czarno-białą piłką z jednego jego końca do drugiego, wykazując się znacznie większym entuzjazmem, niż umiejętnościami, znacznie częściej trafiając w ochraniacze na golenie, niż w piłkę. Patrząc na nie Kirsten uśmiechnęła się. Była beznadziejna w piłce nożnej. Obywatele nie lubili tej gry, uważając ją za aspołeczną rywalizację. Wszechobecność tej dyscypliny w Arkadii była rzadkim przejawem niepodległości. Być może spotkanie ze Svenem podczas
rozgrywek było dobrym znakiem. - Która to twoja córka? - zapytała go. Drgnął. Na trawie nie było słychać jej kroków. - Vicky. Ta wysoka, z kręconymi, czarnymi włosami. Zapadła cisza. - Nie pamiętam, żebyś miała dzieci - dodał wreszcie. „Dlaczego tu jesteś?" brzmiało niezadane pytanie. - Więc mnie pamiętasz - powiedziała Kirsten. - A pamiętasz resztę naszej rozmowy? - Dyskutowaliśmy o wczesnej historii RP4. Powiedziałaś coś dość zabawnego o znalezieniu porzuconego statku, z którego Porozumienie uratowało naszych przodków. Podniosły się krzyki: gol. Sven klaskał entuzjastycznie. Wreszcie odwrócił się do Kirsten. - To spotkanie nie jest przypadkowe, prawda? - Możemy porozmawiać na osobności? Nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę pobliskich drzew. Ruszył za nią. Gdy się zatrzymali, Sven pomachał energicznie do córki rozglądającej się za ojcem. - Sven, chciałabym, żebyś coś obejrzał. Holo było małe, żeby nie zauważyli go rodzice oglądający mecz. Na filmie był Daleki Strzał, uwieczniony przez Kirsten. Sven oglądał bez słowa. Nagranie skończyło się w ładowni, przy domontowanym dysku transportowym. Sven badał zbliżenie ze wszystkich stron. Kirsten była już bliska szału z frustracji, gdy wreszcie na nią popatrzył. - To interesujące. Dysk? Nie statek? Nie wiedziała, jak to rozumieć. - Można prosić jeszcze raz? - Sven znów pomachał do córki. - Wolniej, jeśli łaska. Kirsten odtworzyła film na jednej czwartej prędkości. Przestronny główny korytarz GP4. Zniszczony kadłub Dalekiego Strzału. Korytarze i kabiny statku, jednocześnie zwyczajne i egzotyczne. Opróżniony magazyn. Kilka starannie zreperowanych ścian działowych przywoływało te same wątpliwości i gniew, co zawsze. Opuszczony wrak porzucony w kosmosie? Co za kłamstwo! - Interesujące - powiedział Sven. Z pochyloną głową znów studiował dysk transferowy, przez który wróciła na Odkrywcy. Wreszcie zauważył jej zakłopotanie. - Nagranie to dane. Dane można sfałszować. Jednak ten dysk... możesz go powiększyć? Sven musiał jej uwierzyć. - Co jest takiego niezwykłego w tym dysku? A co ze statkiem?
- Powiększ, proszę - powtórzył. - Jeszcze. Widzisz ten panel kontrolny przy obrzeżu? Obywatele są ostrożni. Powoli rozwijają swoją technologię. Ten model dysku nie jest używany od setek lat. Widziałem kilka takich. To sprawia, że to nagranie zyskuje pewną wiarygodność. Mogę dostać kopię? - Oczywiście w zaufaniu. - Oczywiście. - Na boisku rozległy się rozradowane piski. Sven znów pomachał do córki. - Nie sądzę, żebyś mi powiedziała, jak weszłaś w posiadanie tego nagrania. - Ja je zrobiłam. Byłam na pokładzie. Gdy Sven robił wielkie oczy zdjęła z ramion plecak i wyciągnęła z niego paczkę owiniętą luźno w tkaninę: przedmiot, który zabrała z kabiny na Dalekim Strzale. - Sven, chciałbyś zbadać naprawdę starą rzecz? Pośród spokojnego nieładu laboratorium Svena podenerwowana Kirsten czekała na wiadomość od Omara. Cisza potrwa tylko do następnego dnia roboczego i powrotu pracowników. Do tego czasu musiała zniknąć, jeśli nie na spotkanie, które starał się zorganizować Omar, to z powrotem na pokład Odkrywcy. Sven przechodził od jednej stacji roboczej do drugiej, zajętych analizowaniem scen nagrania, i jednocześnie nadzorował instrumenty laboratoryjne, za pomocą których badał artefakt. Jakąś godzinę temu zaczął nucić niemelodyjnie. Kirsten zaczęła mieć ostrożną nadzieję, że uwierzy w jej doniesienia. Teleportowała się do laboratorium, podczas gdy Sven odstawił swoją córkę do domu. Siedząc bezczynnie zastanawiała się, jaką wymówkę poda rodzinie, żeby wrócić do pracy w wolny dzień. Stan wyjątkowy w archiwum wydawał się dość mało prawdopodobny. Podobnie, jak nagły wypadek w laboratorium archiwum. Sven burknął na nią, gdy spytała o postępy i posykiwał z irytacją za każdym razem, gdy odpowiadając na któreś z jego wielu pytań traciła koncentrację. Ile czasu minęło, odkąd spała po raz ostatni? I wciąż ani słowa od Omara. Musiał natknąć się na taki sam sceptycyzm, co ona. Kirsten chodziła tam i z powrotem, przypatrując się wyposażeniu. Rozpoznawała niektóre instrumenty: mikroskopy, optyczne i elektroniczne; spektrometry; chromatografy; projektory krystalograficzne. Inne były jej nieznane. Usłyszała cichy brzęczyk. Jej komunikator, nareszcie. To był Omar, i wyglądał na wyczerpanego. Tło hologramu nic jej nie mówiło. - Jak idzie, Kirsten?
W poszukiwaniu minimalnej prywatności przycupnęła za jakimś wielkim urządzeniem i zdała Omarowi relację. - Sven dał się przekonać? - Myślę, że tak. Przynajmniej wygląda na przejętego tym dziełem sztuki, które zabrałam z Dalekiego Strzału. Nie chce powiedzieć, dlaczego. A jak tobie idzie? - Skontaktowałem się z pewnymi ludźmi z Rady Samorządowej - powiedział Omar. - To doprowadziło do bardzo szczególnego spotkania. Przez kilka godzin bez przerwy odpowiadałem na pytania. - No i? - ponagliła Kirsten. - No i teraz twoja kolej. - Przesłał jej adres dysku transferowego. - Kończ, co robisz, i skocz tutaj. Mogła zapytać, czy Sven będzie mile widziany - ale nie zrobiła tego. Po co pytać, skoro odpowiedź mogłaby się jej nie spodobać? - Sven. - Podniósł wzrok znad wyświetlacza holo, na którym powoli przesuwały się tajemnicze kody. Dane genetyczne? - Sven, muszę iść. - Przekazała to, co wiedziała o spotkaniu samorządowym. - Chciałabym, żebyś się do mnie przyłączył. Sven potrząsnął głową. - Nie, dopóki nie dowiem się więcej. Mógł mieć rację, w taki sposób porządkując priorytety. - Tu masz adres, gdybyś zmienił zdanie. Kirsten przeszła przez słabo oświetlone pomieszczenie. Dookoła znajdowały się dobrze utrzymane maszyny rolnicze, które niejasno pamiętała z dzieciństwa i wycieczek do fabryki, w której pracowali jej rodzice. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Na pewno nie czegoś takiego. Przed nią z trzaskiem otworzyły się drzwi. Zamrugała zaskoczona jasnym światłem. Omar gestem zasygnalizował, żeby była cicho. Poszła z nim na pole, które rozciągało się w każdym kierunku po horyzont, uprawiane na nim rośliny z całą pewnością należały do flory Ogniska, ale ich nie znała. Grona włóknistych, pomarańczowych ziaren zwisały z czerwono-żółtych cętkowanych wąsów spełniających rolę liści. W oddali widać było kombajny, które sypały pomarańczowe strumienie na przyczepy, z których ziarno zapewne było natychmiast teleportowane do silosów. Równoległe sterty słomy i liści wskazywały drogę maszyn. Wspięli się na niewysokie wzniesienie. Kirsten znów zamrugała, tym razem z zaskoczenia, na widok stojących poniżej ludzi. Szczupła kobieta z lśniącymi, czarnymi włosami i przeszywająco fioletowymi oczami
wystąpiła do przodu. Miała ten nieokreślony, pozbawiony znamion wieku wygląd, który współczesna medycyna zapewniała wszystkim Kolonistom, poruszała się jednak z gracją i ekonomią wskazującą na zaawansowane lata. Miała na sobie awangardową, różowo-czerwoną bluzkę i zamszowe spodnie, wyglądające na bardzo kosztowne. Zarówno tekstura, jak wzór, wskazywały na wysoką pozycję. Na dłoni wyciągniętej do Kirsten widniał masywny pierścień potomstwa, z czterema małymi rubinami i przynajmniej dziesięcioma szmaragdami: dowód posiadania dzieci i wnuków. - Jestem Sabrina Gomez-Vanderhoff. - To wprowadzenie nie było konieczne. Gomez była gubernatorem Rady Samorządowej Arkadii i oficjalnie wybraną zwierzchniczką kolonii. Mój kolega to Aaron Tremonti-Lewis. Minister bezpieczeństwa publicznego. Bezpieczeństwo publiczne obejmowało takie kwestie, jak gaszenie pożarów i pomoc po katastrofach naturalnych, takich jak burze. Kirsten nigdy nie przyszło do głowy, że ta funkcja mogła się rozciągać także na ochronę społeczeństwa Kolonistów przed jego domniemanymi patronami. Zastanawiała się, od czego zacząć. - Mogę zwracać się do pani po imieniu? - przewodnicząca nie czekała na odpowiedź. Kirsten, wybacz mi obcesowość. Jesteśmy tutaj - szerokim gestem objęła pole - żeby nas nikt nie podsłuchał. Nie muszę dodawać, że zniknięcie naszej dwójki na dłuższy czas wzbudzi niepotrzebne zainteresowanie. Czyli zainteresowanie Obywateli. - W takim razie przejdę do rzeczy - powiedziała Kirsten. - Wszystko zaczęło się... Gomez weszła jej w słowo. - Omar już to wyjaśnił. Jesteśmy zainteresowani, jednak w tej chwili musimy ograniczyć dyskusję do kilku punktów. Pytania padały szybko, miały wątki poboczne i pojawiały się w nich starannie skonstruowane parafrazy. Co chwila jej przerywali. Sprawdzali ją. Tyle nakładających się na siebie pytań i uwag sprawiało, że była zbyt zajęta, żeby skupiać się na tym, by politycy jej uwierzyli. Czy opowiadała tę historię w taki sam sposób, wskazując te same fakty, co Omar? Czy była wiarygodna? Ten krzyżowy ogień pytań miał nią potrząsnąć, obnażyć wszelkie słabości i niekonsekwencje w jej opowieści. Przewodnicząca miała własne porachunki z Nike, zwłaszcza od ostatniej zmiany w parlamencie - konserwatysta Zatylny odmówił bezpośredniego spotkania z Kolonistami. Wiedza posiadana przez Sabrinę sprawiała, że jej pytania były bardzo wnikliwe.
Nic dziwnego, że Omar wyglądał na wycieńczonego. Pomimo tego, że cały czas jej przeszkadzano, Kirsten przedstawiła istotne fakty. Niepokój dotyczący polityki Porozumienia odnośnie innych gatunków - w tym ich własnego. Poszukiwanie danych w komputerach na pokładzie Odkrywcy, potem w Elizjum, a jeszcze później na Ognisku. Polowanie na Instytut Badań nad Ludźmi. Błyskawiczna wizyta na Dalekim Strzale, ukrytym na orbicie wokół RP5. - Dziękuję za cierpliwość - powiedziała wreszcie Gomez. - Przepraszamy na chwilę. Aluzja była czytelna. Kirsten i Omar odeszli na bok i próbowali domyślić się czegoś na podstawie niewyraźnych szeptów i mimiki. Fioletowe zapylacze, miejscowe pszczoły, bzyczały dookoła. - Jak myślisz, co będzie? - zapytała wreszcie. - Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. - Omar zamknął oczy i potarł skronie. - Czuję się, jakby mnie przepuścili przez maszynkę do mięsa. Gomez gwałtownie potrząsnęła głową. Tremonti poczerwieniał. Kłócili się o coś. O co? Kirsten zwalczyła chęć podejścia bliżej. Niedługo się dowiedzą, co uradzili przywódcy. - Omar, czy oni nam w ogóle uwierzyli? Omar rozejrzał się. Na twarzy miał zwątpienie. Dyskusja zakończyła się gwałtownie. Gomez przywołała ich gestem. - Wasz raport nas nie przekonuje, jako że zawiera więcej wniosków, niż faktów. Zakładając, że wszystko, o czym mówiliście, jest prawdą, nadal nie jest jasne, w jaki sposób wykorzystać te informacje. - Zakładając? Z całym szacunkiem, pani przewodnicząca, to są fakty. - Kirsten strząsnęła z przedramienia rękę Omara. Czołobitność i powściągliwość nie doprowadzą do niczego. Porozumienie okłamuje nas co do naszej przeszłości. Ukrywają przed nami statek, na którym być może znajdziemy odpowiedzi. Wiemy tylko tyle, że zniszczyli świat naszych przodków. Czy nie chcecie wiedzieć? - Młoda damo, dosyć tego - ucięła Gomez. - Wydaje ci się, że jesteś pierwszą osobą, która martwi się o niekonsekwencje w naszej historii? Pierwszą, która zauważyła niezgodności? Nie pochlebiaj sobie. Jest jakiś powód, dla którego wasz kapitan może liczyć na to, że go wysłuchamy. Spekulacje i sceptycyzm są łatwe. Zanim ktokolwiek oskarży Porozumienie o kłamstwo, abstrahując już od ohydnego scenariusza, który sobie wymyśliłaś, musi mieć dowód. Ty może jesteś gotowa narazić na ryzyko bezprecedensową możliwość prowadzenia przez Kolonistów misji zwiadowczych. Ja nie. Co, jeśli znalazłaś jakąś replikę? Co, jeśli testowana była twoja lojalność - i, co za tym idzie, lojalność kolonii? Być może
pozwolono ci to odkryć... - Halo? - nad wzgórzem rozległo się wołanie, naglące i zaniepokojone. - Kirsten? Kirsten potrzebowała chwili, żeby sobie przypomnieć, że podała Svenowi adres. Dowód? Może on go miał. - Tutaj! Sven wspiął się na wzgórek, przyciskając do siebie dziwne dzieło sztuki z Dalekiego Strzału. Gdy rozpoznał wysokich rangą polityków, osłupiał. - Przeszkadzam? - Znam cię. Jesteś archiwistą - powiedziała Gomez. - Co cię tutaj sprowadza? - Ja go zaprosiłam - odpowiedziała Kirsten. - Być może ma dowód, którego się domagasz. Sven przestąpił z nogi na nogę. - Kirsten poprosiła mnie, żebym ocenił jej nagrania... i to. - Potrząsnął niesionym przedmiotem. - To naprawdę interesujące. Tremonti zakaszlał. - Przede wszystkim dane. Czy są spójne? - Tak, przynajmniej na podstawie kilkugodzinnego badania. Sven podał ramę Kirsten i wyciągnął z kieszeni komunikator. - Zapisałem główne testy i korelacje. Możemy wejść do surowych danych, jeśli sobie życzycie. Ale, pani przewodnicząca... ten artefakt stanowi nieodparty dowód. - Nieodparty? Gomez zmarszczyła brwi przyglądając się wyszytym kwiatom i muszlom. - Już wyjaśniam. - Sven wyprostował się. - Składa się z następujących materiałów: płachty materiału, włókien użytych do stworzenia wzoru i drewnianej ramy. Ponieważ są to rzeczy organiczne, użyłem węgla do określenia ich wieku. Te materiały mają tysiące lat. - Tysiące? - powtórzył Omar. - Jak to możliwe? - Dokładnie - rozpromienił się Sven. - Ten artefakt okazuje się być znacznie starszy od wszystkich naszych zapisów. - Jak możesz to wyjaśnić? - spytała Gomez. Sven niemal podskakiwał z ledwie hamowanego podekscytowania. - Poprzez same założenia metody. Datowanie węglowe jest specyficzne dla każdej planety. Węgiel C14 jest mniej lub bardziej rozpowszechniony na innych światach. Jeśli ten przedmiot nie pochodzi z RP4, to może być w dowolnym wieku. Gomez zastanowiła się. - W dowolnym wieku. Być może więc jest nowy, zrobiony z materiałów znalezionych
podczas misji zwiadowczej. Kirsten zesztywniała. Czy jej pamiątka miała podważyć jej wiarygodność? - To by tylko sprawiło, że byłby bardziej tajemniczy - powiedział Sven. Przeprowadziłem inne testy. Materiały są jednoznacznie powiązane z materiałami, których używamy. - Jednoznacznie powiązane. - Kirsten była równie zagubiona, co reszta. - To znaczy? Sven popukał w drewnianą ramę. - To na pewno dąb, tylko że nie należy do żadnego gatunku, który jest opisany w archiwach. Skoro nie wyrósł na Arkadii, to skąd pochodzi? Kirsten pomyślała o rewelacji Erika dotyczącej ludzkiej obecności na RP3. Czy rada o tym wiedziała? - Czy ten artefakt może pochodzić z innego świata Floty? Sven pomachał rękami. - Obliczenia wykorzystujące publiczne dane pogodowe dla innych światów dały różne rezultaty, ale niezbyt wiarygodne. Elementy organiczne okazałyby się starsze, gdyby pochodziły z RPl, RP5 albo z Ogniska. Z kolei jest w nich za dużo C-14, żeby można było założyć pochodzenie z RP2 lub RP3. Teraz ta płachta materiału. Niewątpliwie jest to len. To nie jest opinia wygłoszona tylko na podstawie oględzin, ale zgodna z tym, co zobaczyłem pod mikroskopem. Tylko... - Tylko co? - ponagliła Gomez. Sven wyprostował się. - Macie świadomość tego, że tylko mała część genomu, jakiekolwiek genomu, służy jakiemuś celowi? Większość DNA to nieaktywne segmenty, częściowe powtórzenia i tym podobne. - Geny śmieciowe - przytaknął Tremonti. - Dokładnie. - Sven poklepał len. - Większość genów to geny śmieciowe, więc większość mutacji nie ma żadnego znaczącego efektu. Większość mutacji pojawia się w nieużywanych segmentach. Ten wskaźnik genetycznego dryfu przekłada się na dokładny zegar molekularny. - Co dokładnie pokazujący? - zapytała Gomez. - Czas, który minął od zebrania lnu, z którego powstał ten materiał. - Sven zrobił dramatyczną pauzę. - Jakieś pięćset lat. Zbadałem również niektóre bawełniane nici. Wszystkie wskazują na ten sam przybliżony czas. Kirsten myślała gorączkowo. Pięćset lat: odrobinę dłużej, niż domniemany wiek kolonii Arkadia. To oczywiście były standardowe lata Floty, rotacja światów RP została dostosowana
do preferencji Ogniska. Nad ich głowami leniwie szybował wielki ptak, wyraźnie arkadyjski, nie zniechęcony przez widok obcych pól. Orzeł, pomyślała Kirsten. Był majestatyczny. Miała nadzieję, że to znak. Arkadyjskie drewno, nie pochodzące z tej planety, albo mające tysiące lat. Len i bawełna tak stare, jak kolonia. Teraz na pewno politycy będą musieli to przyjąć. - Świetnie - powiedziała Gomez. - Być może więc coś jest w tej historii. - Popatrzyła chłodno na Svena. - Będziesz towarzyszył tej dwójce oraz ich towarzyszowi i upewnisz się.
24 Wezwanie było nieoczekiwane. Miejsce tak. Nike zmaterializował się w przestronnym półokrągłym pomieszczeniu, którego wielka, łukowata ściana była przezroczysta i dawała widok na zalesiony park. Daleko pod jego kopytami falujące, wielokolorowe listowie lśniło w blasku paneli słonecznych. Nike oderwał się od spektakularnego widoku i rozejrzał się po pokoju. Trawa porośnięta była roślinami łąkowymi. Wokół ze smakiem rozmieszczono poduchy i dramatyczne holorzeźby. Sufit znajdował się na ekstrawaganckiej wysokości. Na wygiętych ścianach umieszczono kamienne ozdoby. Po tych ledwie obrobionych kamieniach do płytkiej, obramowanej skałami sadzawki z szumem spływała woda. Niewidoczne pole siłowe utrzymywało ją z dala od centralnej przestrzeni, co zapewniało dostęp do długiego korytarza, w którym widać było liczne drzwi. - Witaj. Eos, wieloletni przywódca Eksperymentalistów, przeskoczył przez sklepione wejście. Jak na Obywatela był wysoki, z uderzającymi białymi plamami wokół oczu. Grzywę miał dziś uczesaną dość nieformalnie, w eleganckie fale wpleciono kilka pomarańczowych wstążek. W powitaniu potarł głowami głowy Nike. - Witaj w moim nowym domu. Nowym domu? Od kiedy Eos był tak bogaty? Nike zdołał nie okazać zaskoczenia. - Twoje zaproszenie mówiło coś o nadchodzącym porozumieniu. - Porozmawiamy w środku. W tym pomieszczeniu znajdowały się obszerne ławy, poduszki i - prywatność. Propozycja przejścia gdzie indziej była niesmacznym i niechcianym zaproszeniem do zwiedzenia rezydencji. Weszli wreszcie do pokoju może dwa razy większego od biura Nike w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Kilka ściennych hologramów odcinało się od boazerii z polerowanego drewna. Eos wskazał wysoką stertę poduszek. - Usiądź, proszę. Teraz, mówiąc głosem ludu - mamy sytuację krytyczną, Nike, o której dużo myślę. Uznałem, że nie jest to dobry moment na polityczną niepewność. - Nie rozumiem - odparł Nike. Od czasu pierwszych doniesień o odnowionym
zainteresowaniu ze strony PMR lider partii skoncentrował się na trosce o Porozumienie. Flota zmierza w stronę nieznanego celu, a od tyłu polują na nas dzicy ludzie. Okoliczności nie mogłyby lepiej pasować do wywodów Eksperymentalistów. Misja zabezpieczenia stada przed popadnięciem w samozadowolenie... - Nasz lot w nieznane potrwa bardzo długo. Dlaczego właśnie ten moment jest wyjątkowy? - Eos patrzył na Nike, wzywając go do sporu. - Niektórzy sądzą, że Flota jest w drodze tymczasowo, ze względu na strach przed niebezpieczeństwem. Ja zacząłem na to patrzeć z innego punktu widzenia. Flota jest etapem przejściowym, prowadzącym do nowego sposobu życia. Podtekst nie został wypowiedziany: gdy będzie po wszystkim, Rząd zwróci się ku Konserwatystom. Dekadencko bogaty nowy dom. Nagłe wyrzeczenie się przekonań partii. Wyczucie czasu Eosa nie mogłoby być bardziej... - Powinienem podzielić się z tobą czymś jeszcze. - Eos mówiąc zataczał koła głowami: gest mówiący o pewności i zaufaniu. - Żyjemy w trudnych czasach, Nike. Ludzie wzywają nas, przywódców, abyśmy się zjednoczyli. Słyszę te głosy, i dlatego dołączam do rządu. Ironia była nie do zniesienia; Nike musiał bardzo się starać, żeby nie popatrzeć sobie w oczy. Wysłał Nessusa, żeby skorumpował dzikich ludzi za pomocą ich własnych funduszy, pieniędzy wydobytych z General Products Corporation. Zatylnemu do przekonania i skorumpowania Eosa wystarczył tylko rządowy luksusowy apartament. Sytuacja, choć ironiczna, była jednoznaczna. Najbliższa przyszłość nie przyniesie rewizji wiedzy społecznej. To dziwaczne porozumienie pomiędzy przywódcami dwóch partii storpedowało możliwość stworzenia nowej wizji. Nike nie mógł patrzeć na Eosa. Rozglądanie się po pokoju i udawanie zainteresowania jego obsceniczną ostentacją było bezpieczniejsze. Może ten luksusowy dom mógł być nawet jego własnością. Oferta była aż zbyt przejrzysta. Teraz, gdy dał się kupić Eos, pokusa znów się pojawiła. Liderzy obu frakcji poddawali się politycznym i osobistym korzyściom, nawet pomimo zagrożenia wiszącego nad Flotą. Jeśli bogowie chcą kogoś zniszczyć... - Dziękuję za gościnę. - Nike podniósł się ze sterty poduszek. - Wybacz mi proszę, ale zaprzątają mnie ważne sprawy Zarządu Clandestine. Nike, przepełniony gotującymi się emocjami, wyszedł nie czekając na odpowiedź Eosa, z zamiarem oddalenia się przez najbliższy dysk. Sprawy jego biura naprawdę były pilne. Odrzuciwszy ofertę Zatylnego i Eosa Nike
zastanawiał się, jak długo jeszcze będą to jego sprawy. Nike przechodził z dysku na dysk - poprzez rozległe równiny, wzdłuż wybrzeży kontynentów, przez odległe wyspy, tętniące życiem miejskie place i wyniosłe góry - tak szybko, jak tylko możliwe. Zatopił się w migających stroboskopowo wrażeniach: w dźwiękach i zapachach tłumu, chwilowej intymności pośród obcych, przypadkowo wybieranych punktów skoków. Gdy Nike miał kłopot, taki frenetyczny galop przez Ognisko zawsze mu pomagał. Aż do teraz. Skala korupcji pośród elit przytłoczyła go. Kusiło go bardzo, żeby znaleźć sobie jakiś cichy kącik i uciec do niego od świata. Kuszące, ale jednak daremne. Takie wycofanie się nic by nie dało. Problem był większy, niż on sam, większy niż świat. Coś, Nike nie wiedział, czy była to dojrzałość, czy szaleństwo, żądało, żeby spojrzał na to z szerszego punktu widzenia. Czy schowałby się za czyimiś plecami, czy wręcz na jakiejś planecie - to była tylko różnica skali. Ociężały ze zmęczenia Nike ruszył do domu. Te złe porozumienie pomiędzy Zatylnym a Eosem złożyło ciężar ochrony Ogniska na niego. Jeśli zostanie usunięty z Zarządu Clandestine, to kto rozpozna prawdziwe zagrożenia, z którymi mierzył się ten świat? Musiał utrzymać swój posterunek, robiąc wszystko, co możliwe - nawet kosztem szacunku do samego siebie. Prysznic soniczny usunął warstwę potu, ale myśli Nike zostały mroczne. Tak wielu z nich, których uważał za swoich przyjaciół i kolegów przyłączyło się do niego, by cieszyć się wielkim baletem - a teraz nie było przy nim nikogo, z kim mógłby się podzielić tymi wątpliwościami i obawami. Nike uświadomił sobie, że zna tylko jedną osobę, dla której ten jego niepokój miałby sens - Nessusa. Fryzura Nike po prysznicu była kompletnie zrujnowana. Usiadł przed lustrem z grzebieniem w jednych ustach i szczotką w drugich, próbując... Bzzt. Nagląco zabrzęczał alarm. Tylko jego najbardziej zaufani współpracownicy byli w stanie przebić się przez pocztę głosową. Nad komunikatorem unosiła się ikonka. Nieruchomy hologram przedstawiał Westę, jego najbardziej zaufanego doradcę. - Nike. Nike czekał. - Przepraszam, że cię niepokoję. - Głos Westy drżał, a jego karki pochylały się ze
zmartwienia. Fryzurę miał zmierzwioną, co świadczyło o zdenerwowaniu. - Pojawiła się ważna sprawa. - Nie ma potrzeby przepraszać - odparł Nike. Zdążył sobie pochlebić, że jest nie do zastąpienia. Jakże do tego pasował nagły kryzys. - Co się dzieje? - Dostaliśmy raport z RP4. Szkoda, że dopiero teraz. - Westa bezsilnie pochylił głowy. Doniesienie od naszego informatora. - I? - ponaglił Nike. Wyskoczyło nowe holo, przedstawiające ponurą Kolonistkę, której Nike nie rozpoznał. - Nazywa się Alie Jones-Randall. Pracuje w kompleksie biurowym należącym do Rady Samorządowej Arkadii. Ewidentnie donosiła też na swoich współpracowników zarządowi. Wahanie Westy zaczęło martwić Nike. - Co takiego powiedziała? - Twierdzi, że wczoraj widziała Kirsten Quinn-Kovacs. Kirsten była całe lata świetlne stąd, na pokładzie Odkrywcy - ale Westa o tym wiedział. - Przyjedź jak najszybciej. Jego doradca pojawił się po kilku chwilach. - Dziękuję, sir. Można? To wideo pochodzi z kamery ochrony. Pojawiło się nowe holo. W rogu widać było godzinę nagrania. Biura. Arkadyjska roślinność. Wszędzie Koloniści. Westa wyciągnął szyję. - Popatrz na to. To był koniec deptaku, poznaczonego kręgami dysków transferowych. Nike patrzył na kręcących się wszędzie Kolonistów, pojawiających się i znikających. Westa zatrzymał nagranie, gdy pojawił się kolejny. - To może być ona. - Nawet porównując obraz z tym zrobionym podczas wizyty załogi Odkrywcy w jego biurze, Nike nie był pewien. - Albo i nie. Popatrz na te pastelowe ubrania. Kirsten nie jest w związku. - Program rozpoznający twarze mówi, że to ona - powiedział Westa. - Użyliśmy ostatniego holo z jej akt w programie zwiadowczym. - Pokaż to jeszcze raz, razem z tym zdjęciem z mojego biura. Westa spełnił polecenie. Kolejne porównanie. Westa punkt po punkcie przedstawił dowody. Domniemana Kirsten idąca przez plac do budynku rządowego. Na drugim wideo widać było, jak wchodzi do holu i studiuje listę
pracowników. Porównanie jej DNA i kurzu z holu. Ludzie najwyraźniej bez przerwy złuszczali komórki naskórka i gubili włosy. Dowody wydawały się nie do odrzucenia. Nike niechętnie się z tym pogodził. - Dlaczego Kirsten tam była? Z kim się spotkała? - Nie wiemy. Westa, zanim włączył ostatnie nagranie, z obawą sięgnął do swojej grzywy. W tym Kirsten wychodziła z holu nie rozmawiając z nikim. Wróciła na deptak i zniknęła na dysku. - To wszystko, co mamy. Jeśli będzie unikać kamer, możemy jej więcej nie namierzyć. A dyski transferowe oczywiście nie przechowywały zapisów transferów pomiędzy przestrzeniami publicznymi. Tylko zrządzeniem Losu dowiedział się o niespodziewanym powrocie Kirsten do Floty. Ile potrwa, zanim ktoś znów się natknie na nią, albo znajdzie jej towarzyszy? Albo, co gorsza, ich statek. Z oczami rozszerzonymi z zaskoczenia Baedeker odebrał nieoczekiwany telefon od Nike. - Wasza Ekscelencjo. - Mamy problem. - Nike streścił sprawę obecności Kirsten na RP4. - Jak to możliwe? Baedeker pochylił głowę w ostrożnym namyśle. - Musiała się teleportować z Odkrywcy zanim wyruszył w swoją misję. To dlatego Koloniści sfałszowali nagrania z pokładu: żebyśmy nie odkryli jej nieobecności. - Tak pewnie było - przytaknął sceptycznie Westa. - Oczywiście. Kontrola ruchu zanotowała odlot Odkrywcy. Nadal przysyłają raporty z... Baedeker zamilkł, gdy nagle dotarła do niego inna możliwość. - Być może Odkrywca wrócił w tajemnicy, żeby ją wysadzić. - Być może? Nie śledzisz położenia ich statku? - ostry ton zdradził niezadowolenie Nike. Czyżby Koloniści znowu oszukali tego aroganckiego inżynierka? - To tylko wnioskowanie, Wasza Ekscelencjo. Nadal przez radio hiperfalowe odbieramy raporty z Oceanusa, a także odpowiedzi na nasze sporadyczne pytania, zawsze z właściwego kierunku. Po prostu zdałem sobie sprawę - Baedeker uniżenie pochylił głowy - że hiperfale można naginać. Radio hiperfalowe jest natychmiastowo... - Czyli, że ten statek może być wszędzie - zrozumiał Nike. - Niezniszczalny, niewykrywalny statek kontrolowany przez oszukańczą załogę. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Nikt nie wiedział, co powiedzieć. To był scenariusz rodem z koszmaru - i sami do niego doprowadzili. Odkrywca wyprodukowany i wyposażony na Ognisku mógł być narzędziem zguby.
Pakt korupcyjny pomiędzy Eosem a Zatylnym, który groził pochłonięciem Nike stał się odległym, pomniejszym zagrożeniem. - Jak rozumiem, przed odlotem Odkrywcy General Products wyposażyła go w urządzenia pozwalające na jego usunięcie. Góra/dół, góra/dół, góra/dół: głowy Baedekera kiwały entuzjastycznie. Czy uznał to za możliwość odkupienia swoich licznych błędów? - Oczywiście, Wasza Ekscelencjo. Nie użyłem zwykłych materiałów... - Szczegóły mnie nie interesują. Spotkanie z załogą było błędem, uświadomił sobie Nike. Nie chciał znać szczegółów. To, że dostrzegł w Kirsten, Omarze i Eriku ludzi sprawiło, że to, co teraz musiał zrobić było znacznie trudniejsze. Być może żadne z nich nie znajdowało się na pokładzie skazanego statku. Miał taką nadzieję. - Proszę to zrobić.
25 - Witamy na Ziemi - powiedziała Kontrola Lotów. - Dobrze być z powrotem - skłamał Nessus. Miał nadzieję, że jego awatar ma uczciwą twarz. Dla wszystkich w tym systemie słonecznym to był ludzki statek. Mojave Spaceport rozciągał się we wszystkich kierunkach. W oddali widać było surowe góry. Od czasu ostatniej wizyty Nessusa otoczenie wyraźnie ucierpiało - przez popękany asfalt przebijały się rośliny, kilku udało się wyrosnąć na tyle wysoko, że komputer pokładowy zdołał je zidentyfikować jako młode juki. Aegis na oko nie różnił się od statków dookoła. Pomimo głębokiej recesji spowodowanej nagłym wycofaniem się General Products Corporation - a może właśnie dlatego niezniszczalne kadłuby tej firmy nadal były tu w cenie. Obecnie używany statek GP kosztował więcej, niż niegdyś nowy. Nessus na swoim siedzeniu dygotał z podniecenia. Czuł fazę manii i głupio by było nie działać. - Komputer, pracuj zgodnie z planem. Potem, ponieważ plan polegał na nieświadomej współpracy ludzkiej ofiary, poszedł do kabiny rekreacyjnej, żeby poczekać. Po chwili włączył ludzkie media. Doniesienia o korupcji w Radzie Płodności. Ostre protesty. Oportunistyczni politycy podpisujący ustawę o Loterii Prawa do Dziecka. Ataki na „kupione dzieci". Konieczność wydawała się być takim łatwym wytłumaczeniem. Odrzucony przez to, co spowodował, Nessus przestał wpatrywać się w doniesienia. Gdy będzie w stanie się z tym zmierzyć, raporty będą w archiwach. Skupiał się na jednej z ludzkich historii, które tak cenił Nike, o Plutarchu, gdy zabrzęczał alarm. Nad biografią czytaną przez Nessusa pojawił się nagłówek: Sangeeta Kudrin, podsekretarz Narodów Zjednoczonych do spraw administracyjnych. Podniósł wzrok. Za lustrem weneckim, w kabinie zrobionej z takiego samego materiału, co kadłub, zmaterializowała się kobieta. Była drobna, miała migdałowe oczy i twarz w kolczykach. Miała na sobie konserwatywny brązowo-pomarańczowy garnitur; z tego, co widział Nessus, w malunkach na jej skórze przeważały spirale w różnych odcieniach błękitu.
Wyglądała na spanikowaną. Nessus odłożył czytnik. Jego gość zaczął walić w ściany kabiny. - Nic ci się nie stanie. - Gdzie ja jestem? - domagała się. - I kim ty jesteś? Nie: Jak się tutaj znalazłam. Nessus był pod wrażeniem. Swoje uprowadzenie przypisała już sabotażowi w systemie transferowym. - Możesz mnie nazywać Nessus. - Nessusie, gdzie ja jestem? - To nieistotne. - Dał jej chwilę, żeby się nad tym zastanowiła. - Wstrzymałaś się z raportem. Nie zostawiała informacji we wskazanych kabinach transferowych w określonym czasie, żeby jego słudzy mogli je odzyskać. Sangeeta przełknęła. - Dostarczyłam mnóstwa informacji. - Tym niemniej. W zamkniętej przestrzeni jej ciało szybko się nagrzeje. Filtry zainstalowane w suficie kabiny zamieniały tlen w dwutlenek węgla, ale o tym nie wiedziała. Czekał. - Czego chcesz? - spytała wreszcie. - Informacji o Sigmundzie Ausfallerze. Wzdrygnęła się. - To niewykonalne. Nessus czekał. - Jakich informacji? - dodała wreszcie. - Chcę regularnych raportów o jego pracy. - Chcesz, żebym szpiegowała Ausfallera? Ten człowiek to kompletny paranoik. Może nie rozumiesz, co to znaczy. On podejrzewa wszystkich. Nessus czekał w milczeniu, aż na czole Sangeety pojawił się pot, spływający strużkami po jej twarzy. Rozglądała się na wszystkie strony w poszukiwaniu nieistniejącego wyjścia. - PMR jest częścią Narodów Zjednoczonych. Muszą składać raporty - powiedział. - Mogę ci powiedzieć jedną rzecz - ukradkowe spojrzenia. - Ausfaller wie. - Co takiego wie? - naciskał Nessus. - O wymuszeniach! Ty trzymasz w potrzasku mnie, ale on trzyma ciebie! - Wyjaśnij - miękko powiedział Nessus. - Zgaduję, że wybrałeś swoje ofiary, przynajmniej niektóre, na podstawie zdobytych
skądś danych. Nie widzę, w jaki inny sposób mógłbyś dotrzeć do mnie. Mojego... kreatywnego wykorzystywania funduszy Narodów Zjednoczonych. - Znów uderzyła o ścianę kabiny. - Okazuje się, że Ausfaller martwił się, że nastąpi atak tego typu. Stworzył fałszywy profil w danych osobowych, dał mu podejrzaną przeszłość, właśnie po to, żeby dopaść każdego, kto robi to, co ty. Nessus zadrżał. - Skąd to wiesz? - Z tego samego powodu, dla którego ty mnie potrzebujesz. Mam ograniczony dostęp do jego raportów. Przynajmniej miałam dostęp. Poważnie wszystko ograniczył niedługo po tym, jak próbowałeś wciągnąć go w pułapkę - roześmiała się gorzko. - Nie byłoby mnie tutaj, gdybyś o tym wiedział. Przestał używać systemu transferowego zaraz po tym, jak ta sfabrykowana osoba dostała kopertę z tym twoim Cerberem. Co, jeśli Miguel i Ashley, nieświadomie, próbowali zaszantażować PMR? Z pewnością dostaliby fałszywe informacje od Ausfallera. A Ausfaller mógłby chcieć poszukać innych ludzi, prawdziwych ludzi związanych z Narodami Zjednoczonymi, którym mogliby grozić nieznani szantażyści. Skoro Nessus i jego słudzy znaleźli sposoby, żeby ich zastraszyć, to Ausfaller mógł zrobić to samo. Nessus zadygotał myśląc, ile już mógł dostać fałszywych danych. Gdy implikacje stały się jasne, siłą woli powstrzymał się od zwinięcia się w kłębek. Przyjmijmy, że Ausfaller wie, iż system kabin transferowych nie jest bezpieczny. Oczywistymi podejrzanymi byli lalkarze. A PMR już wypuszczało macki w kierunku Floty... - Nessus! - jego więźniarka patrzyła w lustro, zdyszana, w głosie miała histerię. - Jesteś tam jeszcze? Opanował lęk. - Mam wiele źródeł w Narodach Zjednoczonych. Ausfaller nie może znać wszystkich. Radzę, żebyś nic nie wspominała o naszej znajomości albo o tej rozmowie. Jeżeli go poinformujesz, znajdę cię. Sangeeta zadrżała. Z ulgi wywołanej implikacją, że ją wypuści? Ze strachu, że Ausfaller dowie się o jej kradzieżach? Może z jednego i drugiego powodu. - Niczego mu nie powiem. Nessus nie miał wyjścia, musiał ją wypuścić. Zniknięcie wysokiej rangą urzędniczki tylko umocniłoby podejrzenia Ausfallera. Jeśli porozmawia z Ausfallerem, będzie mogła powiedzieć tylko tyle, że została uprowadzona i była przepytywana. To nie stanowiło zagrożenia dla Nessusa.
A sam Ausfaller? Wciąż był nietykalny. Nessus musiał przyjąć, że paranoik przygotował dla władz jakąś wiadomość „na wypadek mojej śmierci lub zaginięcia". Nessus wypowiedział komendę i teleportował Sangeetę z celi do budki transferowej w jej domu. Jeżeli zamierzała dotrzymać słowa danego Nessusowi będzie potrzebowała chwili prywatności, żeby dojść do siebie. Tak, jak potrzebował tego Nessus. Jeśli się nie uspokoi, trudno mu będzie znaleźć pierwszorzędnego astrofizyka.
26 Powrotowi Kirsten na Odkrywcę towarzyszyła ciemność i upiorna cisza. Powietrze wypełniał nieznany, kwaśny odór. Ruszyła przez kabinę wypoczynkową do włącznika świateł. Mogła zrozumieć, że przygasło, ale żeby zupełnie się wyłączyło? Uderzyła lewą nogą o coś dużego. W rozbłysku świateł pojawił się nieokreślony bałagan. Szafki z zaopatrzeniem były pootwierane, a ich zawartość walała się po pokładzie. Bieżnia leżała na boku. Panele ścienne były pozrywane. - Eric? - zawołała. Nikt się nie odezwał. Gdy Kirsten siłą otworzyła zablokowaną śluzę kątem oka zarejestrowała jakiś ruch. Sven. - Oczyść dysk dla Omara, ale zostań tam - powiedziała. Korytarz także był pogrążony w ciemności. Klepnęła w kontrolkę światła i odkryła chaos. Wszędzie leżały poszarpane i potrzaskane przedmioty, szczątki ledwie dawały się rozpoznać. Wygięte ściany korytarza pokryte były sadzą. Co tu się wydarzyło? - Eric - zawołała. Cisza. - Eric - spróbowała raz jeszcze, nieco głośniej. Z trudem, przedzierając się przez sterty śmieci, ruszyła na mostek, gdzie światło padające z hologramu sytuacyjnego ujawniło jeszcze większe zniszczenia. Omar dołączył do niej, gdy studiowała wyświetlacz statusu. Pomimo wszechobecnych zniszczeń, pomimo tego, że konsole zostały odsunięte od ścian tak daleko, jak tylko pozwalały kable, wszystko pracowało normalnie. - Co się tutaj stało? Gdzie jest Eric? - Nie wiem. - Jej odpowiedź obejmowała oba pytania. Kirsten zrzuciła ze swojej kołyski stertę ubrań i usiadła, żeby przyjrzeć się instrumentom. - Odkrywca jest tu, gdzie go zostawiliśmy, głęboko pod wodą. Sondy paliwowe działają. Odczyty poziomu temperatury, tlenu, wszystkiego, co rutynowo monitorujemy, są w porządku.
Omar włączył intercom. - Eric! - Cisza. - Kirsten i ja jesteśmy na mostku. Odbiór. W drzwiach pojawił się Sven. Wyglądał na zaniepokojonego. - Wszystko w porządku? Rozłożyła ręce. - Szczerze mówiąc, nie wiemy. Odczyty są w normie, ale coś się tu wydarzyło. A Eric... - Ja sprawdzę dziób - powiedział Omar. - Kirsten, idź na rufę. Sven, ty zostań tutaj. Będziemy się kontaktować przez intercom. Kirsten przebijała się przez zaśmiecone korytarze. Tylko dzień wcześniej te przejścia były puste, ściany proste i czyste. Idąc włączała światła, zaglądając do każdej kabiny, schowka i szafy, znajdując tylko chaos, aż... Eric siedział w maszynowni pośród porozrzucanych narzędzi i części, rękami ciasno obejmując kolana, kołysząc się w przód i w tył. Elementy napędu były wymontowane. Na twarzy Erika pojawił się błysk rozpoznania, ale nie powiedział nic. - Eric jest w maszynowni - zawołała Kirsten do intercomu i kucnęła przy nim. Potrząsnęła go za ramię. - Eric, co się stało? - Jestem głupcem - powiedział miękko Eric. - Głupcem - powtórzył, gdy do środka wpadł Omar. - Jesteś cały? - zapytał. - Tak. - Eric z drżeniem wydobył się ze stuporu. Rozejrzał się dookoła, jakby dopiero teraz zauważył bałagan. - Witajcie z powrotem. - Co tu się stało? - spytał Omar. - Dlaczego wszystko jest porozwalane? Opierając się o przewróconą szafkę Eric dźwignął się na nogi. Każdemu z nich podał małą miedzianą rurkę ze sterty leżącej na ławce. Z jednego końca wystawały przewody. - Gdy was nie było postanowiłem poszukać, czy nie ma tu więcej ukrytych czujników. - I po to rozbebeszyłeś cały statek? - zdenerwował się Omar. - Przy unieszkodliwionej telemetrii te czujniki były bezużyteczne. Nigdy nie okazaliśmy, że wiemy o ich istnieniu. Jak niby wytłumaczymy to wszystko przy następnym przeglądzie Odkrywcy? Eric z wyczekiwaniem patrzył na Kirsten. Wydawał się być taki smutny. Tu chodziło o coś więcej, niż czujniki. - Eric, to nie są urządzenia podsłuchowe, prawda? - To detonatory elektryczne. - Eric na widok ich ewidentnego zaskoczenia zaśmiał się bez wesołości. - Jak znalazłem pierwszy, lekko mi odbiło. Znalazłem ich mnóstwo na całym
statku. - Detonatory - powtórzyła Kirsten. - Żeby zdetonować... co? - Dobre pytanie. Eric sięgnął za szafkę i zdarł kawałek warstwy izolacyjnej, która pokrywała ściany. Połączył detonator z chipem, który wyciągnął z kabli z jednej z wielu nisz w kadłubie, nisz, które normalnie były wykorzystywane do przechowywania sond. Wsadził tam także młotek i zamknął pokrywę niszy. - Proszę. Kirsten usłyszała głośny huk. Szaleńczo wibrujący kadłub GP1 wydawał się nienaruszony - tylko nagle z przezroczystego zrobił się czarny. Gdy Eric otworzył niszę buchnął z niej żar i metaliczny odór. Uświadomiła sobie, co teraz pokrywa wnętrze schowka - warstwa metalu z roztopionej głowni młotka. - Obywatele nigdy nam nie ufali. Byliśmy zbyteczni. - Głos Erika drżał z żalu. - Byli przygotowani na to, żeby nas wysadzić. - Nie zrobiliby... planowali to na jakieś nieprzewidziane okoliczności... nie, wiem, jak... Kirsten gorączkowo szukała wyjaśnienia. - Tak myślisz? Chodź ze mną. - Eric poprowadził ich w stronę dziobu. - To mogłoby być prawie zabawne. Mój szacunek do Obywateli prawie mnie zabił. Gdy zbliżyli się do spalonych drzwi dawnej kabiny Erika, Kirsten opadła szczęka. Eksplozja zniszczyła wszystko w środku. Zapadając w sen po wielu godzinach pracy nad doprowadzeniem statku do względnego porządku Kirsten uświadomiła sobie, dlaczego Eric wyglądał na tak odmienionego. W oczach miał coś więcej niż ból. Skomplikowane sploty i kolorowe wstążki - każdy ślad fryzury nawiązującej do zwyczajów Obywateli - zniknął. Od uwielbienia do zwątpienia, gniewu i szoku. Kirsten nie potrafiła sobie wyobrazić, jak przybity musiał być Eric. Nie potrafiła też nie myśleć o tym, że któregoś dnia Obywatele tego pożałują.
27 Julian Forward był jak hydrant, niski i krępy. Ramiona miał tak masywne, jak większość ludzi nogi, a nogi jak kolumny. Forward był Jinxianinem, a Jinxianie są hodowani pod kątem siły. W świecie o grawitacji niemal dwukrotnie przekraczającej ziemską miało to sens. Nessus był szczęśliwy, że jest tysiące mil dalej. Forward spoglądał z ciekawością w stronę ukrytej kamery, z której istnienia nie zdawał sobie sprawy. Jego oczy, jakby żyły własnym życiem, były ostre jak żyletki. - Interesujące - powiedział wreszcie. Znów pojawił się w polu widzenia, tym razem trzymając miotłę. Pogrzebał nią w kabinie. Potem, z krzywym uśmiechem, odrzucił ją. Podszedł do kabiny i podniósł paczkę, którą przesłał Nessus. Ten jest bystry, pomyślał Nessus, równie szybki jak Kirsten. Umysł Forwarda przeskoczył od ekstrawymiarowości pakunku do braku zaufania do kabiny transferowej i uświadomienia sobie, że gdyby ktoś planował uprowadzenie przez teleportację, to stałoby się to bez ostrzeżenia. Optyka, znacznie przekraczająca możliwości ludzi odtworzyła tę scenę na podstawie promieniowania, które zostało zakrzywione przez zawartość paczki. Nessus patrzył, jak Forward niesie przedmiot do innego pokoju. Z najbliższego okna rozciągał się spektakularny widok na Colosseum. Inne okna dawały widok na Wielki Kanion, Wielki Mur i piramidy w Gizie. Wszędzie wokół piętrzyły się pudła, niektóre wciąż otwarte, wylewały się z nich różne przedmioty. Nie pasowało to do życia Juliana Forwarda. - Gdy tylko będziesz gotowy. Forward usiadł na sofie i wyciągnął nogi. Patrzył na paczkę od Nessusa. - Masz moją uwagę. - Jest pan bardzo spostrzegawczy, doktorze Forward - zaczął Nessus. Forward uśmiechnął się. - Masz piękny głos. Przenieś się do mnie i pozwól na siebie spojrzeć. - Jak na te okoliczności jest pan niezwykle spokojny. Forward złożył ręce robiąc z palców wieżyczkę.
- Tesserakt wystarczyłby do uzyskania mojej uwagi. - Przywiodła mnie do pana pańska sława jako astrofizyka. Ale tesserakt? Nie znam tego określenia. Nessus udawał. To był mały sprawdzian. - Czterowymiarowa „kostka". Nowoczesne teorie kosmologiczne mówią o dodatkowych wymiarach poza tymi, których doświadczamy. Forward poklepał tesserakt. Jego palce wygięły się dziwacznie, gdy weszły w strefę zmienionej przestrzeni. - Ukazanie jednego z tych wymiarów w makroskali - to nadzwyczajne. A kabiny transferowe oczywiście w jakiś sposób wykorzystują te ukryte wymiary do teleportacji. Miał rację we wszystkich punktach - łącznie z tym „w jakiś sposób". General Products nie dzieliło się podstawami naukowymi przy sprzedaży licencji na teleportację. - Lubi pan Ziemię, doktorze? - Proszę mi mówić Julian. A z kim mam przyjemność? - Bardzo przezorne - odparł Nessus. Rozległ się serdeczny śmiech Forwarda. - Zastanawiam się, czy byłbyś skłonny rozważyć nową możliwość zawodową - dodał Nessus. - Jeśli chodzi o Ziemię, to nie, nie bardzo mnie ona obchodzi. Jak na mój gust jest zbyt zatłoczona. - A jednak tu jesteś, Julianie - powiedział Nessus. - Spędziłeś na Ziemi całe lata. Jak sądzę, próbując udowodnić swoją teorię na temat meteorytu tunguskiego. - Znów mnie zaskoczyłeś... kimkolwiek jesteś. Tak, w 1908 roku na Syberii zdarzyło się coś fascynującego, coś, co wciąż nie zostało wyjaśnione. Przy wszystkich zniszczeniach to „coś" nie pozostawiło krateru. A do tego drzewa w pobliżu epicentrum nie zostały powalone. Akceptowane wyjaśnienia, jak to o uderzeniu meteorytu, po prostu nie pasują do faktów. Forward zmarszczył brwi. - Nie musisz się uciekać do takich działań tylko po to, żeby porozmawiać o moich badaniach. Nessus wiedział wszystko o badaniach Forwarda. Pospiesznie zebrane dane dały Nessusowi wiedzę o wszystkich wiodących kosmologach w systemie Sol. Niestety zaangażowanie i entuzjazm nie oznaczały jeszcze geniuszu. Tego nie dało się wymusić. Niewielu czołowych ludzkich fizyków wydawało się być odpowiednich. Jeśli Jinxianin nie będzie się nadawał do celów Nessusa, to nikt nie będzie się nadawał. A wtedy Ausfaller dalej będzie śledził Flotę.
- Nie ty jeden bronisz teorii, że tamtej nocy w Syberię uderzyła kwantowa czarna dziura, a nie meteoryt. Nie możesz jednak określić, kiedy i gdzie ta twoja hipotetyczna czarna dziura przeszła przez Ziemię. Jeśli zdołasz to określić, być może wydedukujesz orbitę tej anomalii. Zapisy historyczne znajdują się na Ziemi. Forward zesztywniał. - To staje się nużące. Przejdź do sedna. - Twoje badania finansuje Instytut Wiedzy, zgadza się? - Owszem. - Jęk. - Najwyraźniej nie wykazuję stosownych postępów. I tu mamy sedno sprawy. Oczywiście Nessus miał przewagę. Wiedział, dlaczego naprawdę Instytut obciął Forwardowi fundusze: zostali przekupieni. Dlatego Forward był zajęty pakowaniem. - Więc może zastanowiłbyś się nad inną propozycją pracy. - Twoje pokręcone metody nie skłaniają do zaufania - odparł Forward. Ale za to budziły ciekawość. - Na razie proszę tylko o zachowanie tajemnicy i chwilę zastanowienia - powiedział Nessus. - Otrzymasz hojne wynagrodzenie za te konsultacje. Zakończył połączenie. - Witaj, Julianie - zaczął Nessus. Forward przyjął rozmowę w salonie. Wieże z pudeł wznosiły się jeszcze wyżej; jednak dziś otwarte było tylko jedno. Zapieczętowany karton ukrywał tesserakt i oślepił kamerę. Usunął z sofy wielki pakunek i usiadł. - Niezapomniany głos. A teraz niezapomniana twarz do kompletu. Kiedy poznam imię? Forward bez wysiłku podniósł pudło. Sterta, którą przesunął, zachwiała się. Te pudła były puste: rekwizyty. Naukowiec był na haczyku - skusiło go wielkie honorarium, jeśli już nic innego. Na pokładzie Aegis Nessus zamrugał; jego obraz holo uśmiechnął się. Awatar miał twarz Kirsten. - Możesz mówić mi Nessus. - Niezwykłe imię na niezwykłe okoliczności. Nessus, co mogę dla ciebie zrobić? - Jak wspominałam podczas naszej ostatniej rozmowy, mam skomplikowane zadanie, w którym mógłbyś mi pomóc. Julian pochylił się. - Związane z czarnymi dziurami?
- Czymś nieco lżejszym. - Awatar Nessusa znów się uśmiechnął. - Ale tylko trochę. - I ta praca byłaby na Ziemi? - To jedna z komplikacji - odparł Nessus. - Ten projekt najlepiej byłoby prowadzić na odległość. Widzisz, będziemy produkować neutronium. - Na odległość. - Forward zmrużył oczy. - Tak, pewien dystans byłby pożądany, przyjmując, że do produkcji neutronium potrzebna jest supernowa. - Czy to konieczne, Julianie? - Może nie. - Forward wstał. - Może dla twojego rodzaju nie. Nessus oparł się nagłej potrzebie szarpnięcia się za grzywę. Nie miał pojęcia, w jaki sposób program awatara odczytałby taki gest. - Mojego rodzaju? - Lalkarzy. - Cisza była nieznośna. - Teraz ja mam twoją uwagę. - Czy ja wyglądam jak lalkarz? - Wyglądasz jak anioł, co w dobie rozmów wideo o niczym nie świadczy. Brzmisz jak lalkarz. General Products wynieśli się stąd raptem pięć lat temu. Trzeba dużo więcej czasu, żeby zapomnieć, jak seksownie brzmi lalkarz. Kolejną sprawą, Nessus, jest ten tessarakt, który mi przysłałaś, żeby mnie zaintrygować. To wymaga technologii, do której ludzie nie mają nawet teorii naukowej - podobnie, jak do produkcji neutronium. Nessus, gdy będziesz się nad tym zastanawiać pozwól, że podzielę się z tobą pewną obserwacją. General Products, robiąc interesy z ludźmi uznawali szantaż za normalne narzędzie biznesowe. Ten tesserakt i cała reszta - i ty - z tego, co wiem i czego mogę się domyślać, starasz się być przyjacielski. Nessus odprężył się. Szantaż był ludzkim określeniem. Dla Obywateli był to zaledwie sposób negocjacji. Miał swojego miejscowego eksperta. ŁUP! Gdy Forward się wściekał, cierpiały meble. W ostatnim wybuchu frustracji zniszczył stolik. Blat pękł i połamały się nóżki. Stoły, na szczęście, łatwo było zsyntetyzować. - I co teraz, Julianie? Tylko relatywne bezpieczeństwo Aegis pozwalało Nessusowi utrzymać filozoficzny spokój. Jego miejscowy ekspert wystrzelił z centrum badawczego, z którym Aegis był połączony, do obiektu w Obłoku Oorta, który nieskromnie przemianował na Forward Station. Nominalnym właścicielem bazy był Instytut Wiedzy; Nessus anonimowo załatwił dzierżawę w jego imieniu.
- Ta pochodna nie ma sensu. Poczynając od trzeciego postulatu... Forward perorował nie oczekując odpowiedzi. To już stało się nudne. Eksperci we Flocie przesyłali oderwane skrawki teorii, kompletnie wyrwane z kontekstu. Ich odpowiedzi na nieuchronne pytania Forwarda były równie niejasne, jak niekompletne informacje, które te pytania sprowokowały. Równie często nie uświadamiali sobie ograniczeń ludzkiej technologii, beztrosko zakładając, że Forward ma dostęp do instrumentów i materiałów dostępnych tylko we Flocie. Ktoś o intelekcie mniej błyskotliwym od Juliana nie zrobiłby żadnych postępów. Pomimo poważnej płacy, jaką Forward otrzymywał, nie robił żadnego kroku, dopóki nie zrozumiał dogłębnie każdego niuansu i implikacji. Gdyby nie czas, którego Flota miała coraz mniej, Nessus przyklasnąłby takiemu podejściu. Ogromne energie, którymi manipulowali, wymagały najwyższej ostrożności. Mijał więc czas - zbyt wiele czasu - podczas, gdy Forward zbierał narzędzia, żeby stworzyć narzędzia do stworzenia narzędzi. Przypominało to rozmyślania Kirsten, wydawałoby się, że tak dawno temu, o rozwoju Gwoth. Jak radzili sobie jego Koloniści podczas zwiadu? Nessus zastanawiał się. Nike nie chciał go „rozpraszać" ich raportami o postępach. Jakże szybko potoczyłyby się sprawy, gdyby Nessus wrócił do Floty po generator neutronium! Niestety, pomimo hipernapędu, nie mógł sobie zrobić takiej wycieczki. Zbyt dużo spraw w systemie Sol wymagało jego stałej uwagi: kierowanie jego agentami. Podburzanie niepokojów związanych z Loterią Narodzin. Niespokojne i niebezpośrednie pilnowanie Ausfallera. I nikt, niezależnie od tego, jak Nessus by się naprzykrzał, nie był w stanie dostarczyć generatora neutronium do systemu Sol. Za często wydawało się, że los Floty spoczywa na barkach kilku podobnych do niego świrów. Presja sprawiała, że Nessus tęsknił do tego, by zwinąć się w kłębek. To dla Nike, jak przypominał sobie wiele razy każdego dnia... - Powiedziałem, że zamierzam zająć się czymś innym. Nessus znowu pozwolił sobie odpłynąć. - Przepraszam. Czym, Julianie? - Wprowadzeniem nowych kalibracji efektu implozji do generatora pola statycznego. Baedeker przysłał nowe specyfikacje. - Forward skinął głową w stronę hologramu pobliskiej masy lodowej o powierzchni poznaczonej urządzeniami testowymi. - W tym czasie może mogłabyś sprawdzić ustawienia instrumentów.
Miał na myśli halo stworzone przez mikrosatelity, wszystkie zbudowane w technologii kadłuba GP1, które miały monitorować eksperyment. - Oczywiście. A to - rozciągająca się na wiele mil masa lodu i skał - ile nam da? Forward się skrzywił. - Może z centymetr sześcienny, Nessus. Mam nadzieję, że uda się poprawić proces. Żeby stworzyć tutaj pułapkę z neutronium, udającą to, co PMR mogłaby znaleźć na tropie Floty, Nessus potrzebował sfery o objętości dwunastu stóp sześciennych. Mieli co robić.
28 Wszystko przesycał kwaśny odór eksplozji. Do czasu, gdy filtry Odkrywcy poradziły sobie z tymi wyziewami, zniknęły również ostatnie ślady feromonów stada. W jakiś sposób, pomyślała Kirsten, to pasowało do sytuacji. Sven był oszołomiony, obojętny na symbolikę, przytłoczony tym, że bez ostrzeżenia został wmieszany w intrygę i wystawiony na niebezpieczeństwo. Porozumienie próbowało zabić Erika, Omara i Kirsten; on będąc z nimi narażał się na duże ryzyko. Jednak jeżeli władze już podejrzewały, że jest w to zamieszany, powrót do domu byłby równie niebezpieczny. Być może, dopóki Porozumienie wierzyło, że Odkrywca jest zniszczony, najbezpieczniej było na jego pokładzie. Kirsten wzruszyła ramionami. Niczego by nie osiągnęli, gdyby martwili się o bezpieczeństwo. Znalazła Svena w jego kabinie. Zanim związała się z Erikiem należała do niej. Pomimo że u jego stóp leżała wypchana torba, nie wyglądał na kogoś, kto się gdzieś wybiera. - Mamy odkryć tajemnice, za które każdy archiwista dałby sobie odciąć rękę. Sven uśmiechnął się blado. - Chyba dużo we mnie z Obywatela. To się wydaje lekkomyślne. - Ustalenie kursu w ciągu dziesięciu minut - poinformował Omar przez intercom. - Eric czeka w kabinie wypoczynkowej. Dotknęła ramienia Svena. - Nikt nie może cię do tego zmusić. Ale jeżeli stracisz taką okazję, będziesz tego żałował do końca życia. Sven kiwnął głową i podniósł swoją torbę. - Masz rację. Chodźmy. Kirsten zmaterializowała się w starym magazynie. Jego ostre kąty i puste półki wyglądały dokładnie tak, jak je zapamiętała. Sven stał w pobliżu, zapomniał o swoich lękach, oczarowany przez ręcznie napisaną na pożółkłym papierze listę przypiętą magnesem do ścianki działowej. Eric, który poprzednio tylko rzucił okiem na otoczenie statku, rozglądał się w zdumieniu.
Eric popatrzył na Kirsten i otrząsnął się. Pogrzebał w swoim plecaku w poszukiwaniu detektora ruchu. Było to jedno z urządzeń, które przygotował na tę wyprawę. - Nic nie wykryto - wyszeptał. Pomimo tego, że miała pewność, iż statek jest opuszczony, a jego ładunek dawno przewieziono na Ognisko, do badań, Kirsten westchnęła z ulgą. - To po co mówisz szeptem? Rozejrzyjmy się. - Po kolei. Najpierw rozłóżmy czujniki. Sztuka po sztuce rozmieścił maleńkie, latające sensory przy dyskach transferowych na całym GP4. Roboty, gdyby ktoś je zauważył, przypominały ćmy. Dla bezpieczeństwa i oszczędności energii będą składać raporty tylko od czasu do czasu, w mocno skompresowanych, krótkich impulsach. - W porządku. Teraz możemy się rozejrzeć. Kirsten poprowadziła ich przez statek. Sven na przemian mamrotał i zacierał ręce, tracąc ochotę do wydostania się stąd. Eric trzymał czujnik ruchu, spoglądając na niego tym częściej, im dalej byli od śluzy. - Nadal nic - powiedział. - Oczywiście na Dalekim Strzale może być masa takich czujników jak te, które sami rozłożyliśmy. Detektor ruchu nie wyłapie tak małych urządzeń. Kirsten wbiła ręce w kieszenie spodni. - Najwyraźniej nic nie obserwowało mojej poprzedniej wizyty. Gdyby tak było, ktoś by zmienił adres dysku w magazynie. Albo wcale byśmy się tu nie dostali, albo zmaterializowalibyśmy się w zamkniętym pokoju z dyskiem działającym tylko w jedną stronę, albo powitaliby nas strażnicy, albo... Głos jej opadł. Ta wyprawa mogła skończyć się naprawdę źle. Eric położył detektor na pokładzie, zaglądając w otwartą śluzę powietrzną. - Gdyby ktoś się zbliżał, będziemy o tym wiedzieć. Jeśli pozostałe czujniki wykryją kogoś na głównym statku, też. Później przeprogramuję dysk w magazynie tak, żeby wymagał autoryzacji, a wtedy będziemy bezpieczni od niespodziewanych gości. Systematycznie obeszli wszystkie korytarze i klatki schodowe. Zajrzeli do każdego pomieszczenia. Daleki Strzał składał się głównie z maszyn; nie było tam dużo przestrzeni bytowej. Kirsten wszystko nagrywała, jednocześnie opatrując film komentarzami. Później odpowiedni program zmieni to nagranie w szczegółową mapę 3D, na której będzie każda szafka, półka i kabina. Bez takiej pomocy łatwo byłoby przeoczyć coś ważnego. Rozsiane przez nich sensory nie znalazły niczego. Wielki statek, w którym tkwił Daleki Strzał był pusty. Uznali, że można się bezpiecznie rozdzielić. Eric zaczął od maszynowni.
Sven zabrał się za szczegółowe oględziny kabin i przeważnie pustych schowków. Kirsten ruszyła dalej. Miły zapach poprowadził ją na mostek. Próbowała ignorować tę woń. Sven wspomniał o przygotowaniu jednego ze starych paczkowanych posiłków znalezionych w pomieszczeniu, które uznała za pokój wypoczynkowy, ale na drzwiach którego widniał napis „Mesa". Gdy przyjdzie czas, żeby zamienić się miejscami z Omarem zabierze próbki na Odkrywcę. Choć jedzenie pachniało zachęcająco, mogło się okazać trujące. A jego zdatność do spożycia udowodni, do kogo naprawdę należał ten statek. Zaburczało jej w brzuchu. Sprawdziła instrumenty i kontrolki. Ich przeznaczenie uznała za oczywiste. Klawiatura miała znajomy, niewytłumaczalny układ QWERTY. Gdy pchnęła dźwigienkę opisaną słowem POWER na wyświetlaczu holograficznym pojawiły się tajemnicze ikonki. Jak dotąd nie dotarła dalej. Na mostku statku kosmicznego raczej nie naciska się przypadkowych guzików. To, że kontrolki wydawały się jej niemal znajome budziło w niej frustrację. Gdzieś tutaj były przyrządy nawigacyjne, status, czujniki zewnętrzne - funkcje, w które wyposażony był Odkrywca, funkcje, które musi mieć każdy statek. Funkcje, które powinna rozpoznać. W szufladach pod konsolą były tylko wyschnięte długopisy, kruche kartki papieru pokryte gryzmołami i ręcznie pisanymi wierszami i pokruszone resztki czegoś, co uznała za przekąski. A co, jeśli cały statek tak wygląda? Co, jeżeli wszystko, co miało znaczenie, zostało zabrane do badań? - Eric - zawołała. Przynajmniej kontrolki intercornu były oczywiste i intuicyjne. Ustaliłeś coś? - Nie będzie łatwo - odparł Eric. - Od ludzi, którzy skonstruowali ten statek, dzielą nas setki lat. Kirsten, jesteśmy skasowanym pokoleniem. - A znalazłeś jakieś instrukcje obsługi? - dopytywała się. - Przykro mi, ale nie. - Dzięki, tak czy inaczej. - Rozłączyła się. Potrzebuję pomocy - przyznała się sama sobie. Jedna z wielu enigmatycznych ikonek, rysunkowa głowa z ponurą miną i sumiastym wąsem, zamrugała dwukrotnie. Animacja odezwała się komicznie obleśnym głosem. - Możesz mnie nazywać Jeeves. Czym mogę służyć? Sven i Eric wpadli biegiem. Gdy mówili jedno przez drugie Jeeves się gubił lub nie
odpowiadał. Nauczyli się cierpliwości. Dużo się śmiali. Na zabawie z programem minęły im godziny. W którejś chwili Eric odszedł, żeby przygotować posiłek z ich zapasów. Na zmianę ucinali sobie drzemki, a po przebudzeniu pozostali wprowadzali ich w temat. Po tak długich poszukiwaniach tyle się wreszcie wyjaśniło - wyglądało na to, że w zasadzie wszystko, poza jedną, ważną rzeczą: położeniem Ziemi. Kirsten próbowała to wszystko ogarnąć. Z dziennika kapitana: odkrycie przez Daleki Strzał Lodowego Świata i udowodnienie, że jego pokryte lodem kontynenty to RP5 na trasie Floty. Z nagrań wideo systemu bezpieczeństwa statku: przejęcie Dalekiego Strzału przez roboty, ewidentnie zaprojektowane przez Obywateli. Roboty takie, jak te wykorzystywane na statku, na pokładzie którego aktualnie znajdował się Daleki Strzał. Już takie widywali, pracujące wraz z Kolonistami na polach i w lasach. Z kolekcji rozrywek nagrania muzyczne, jednocześnie znajome i cudownie świeże. Z manifestu statku: lista przedmiotów i osób na statku, w tym banków embrionów i zbiorniki hibernacyjne, które dały początek kolonii robotników. A co z załogą, która na swoje nieszczęście natknęła się na RP5? Jeeves nie potrafił dać żadnej wskazówki co do ich losu. Wreszcie strumień pytań zaczął wysychać. Gdy Kirsten spojrzała na zegarek okazało się, że minęło dwadzieścia siedem standardowych godzin. Tak długo? Tylko tak długo? Kirsten żuła coś, co włożył jej do ręki Sven, nawet nie czując smaku. Częściowo była przytłoczona. Częściowo zachwycona, że dotarli tak daleko. Wymamrotała spóźnione podziękowanie za kanapkę i złapała się na tym, że myśli o meczu piłkarskim, z którego tak nagle zabrała Svena. Biegające i krzyczące dziewczynki, cieszące się grą, której Obywatele nie pochwalali. Nawet Obywatele nie zawsze dostawali to, czego chcieli. Kirsten poszła na rufę, do maszynowni. Eric klęczał i skupiony zaglądał do otwartej szafki z przewodami. Jego nowy wygląd, długi kucyk bez śladów układania w stylu Obywateli wciąż ją zaskakiwał, ale podobał jej się. Pocałowała go mocno. - Nie narzekam - powiedział Eric - ale za co to było? Uśmiechnęła się. - To z radości, że robimy postępy. Omar poniuchał z aprobatą, gdy syntetyzator w mesie napełnił kolbę z miękkiego plastiku. Kawa. Wątpiła, czy odkąd sprawdzili jedzenie na Dalekim Strzale próbował w ogóle
normalnych napojów. Normalnych? To było, pomimo jej wysiłków, żeby się przestawić, myślenie wsteczne. To, co oferował statek określało standard. Czarny, gorzki stymulant. Kubki do użycia w warunkach nieważkości, z płaskim dnem, bo czasem była grawitacja. - Już pytałem o to Erica. - Omar przerwał i ścisnął swoją kolbę, żeby pociągnąć łyk. Ta nonszalancja sprawiała wrażenie udawanej. - Jak myślisz, kiedy będziemy mogli złożyć raport Sabrinie? Nie trzeba było dodawać, że złożenie raportu oznaczało podróż powrotną. Omar nie wspomniał o Svenie. Nie było takiej potrzeby. Kilka wacht wcześniej archiwistę zafascynowała każda część garderoby, potem każda zagryzmolona kartka i kłębek kurzu na pokładzie. Teraz, z pomocą Jeevesa, Sven miał do zbadania kilkaset terabajtów danych. Nie mógł czekać, żeby zbadać je na znajomych komputerach obsługujących znane aplikacje. Najpierw ta niby zwyczajna poza. Potem tak ostrożna w słowach neutralność pytania. Omar chciał wracać. Mimo wszystko Omar zadał jej ważne pytanie. Czy byli gotowi? - Jeszcze nie wiemy, skąd my, skąd ludzie pochodzą. Mamy tylko nazwy: Ziemia, system Sol, ludzka przestrzeń. - Możemy się nigdy nie dowiedzieć - powiedział Omar. - Jeżeli koordynaty nie zaginęły, to Sven i jego laboratorium zrobią wszystko, żeby je odzyskać. Kopiuje wszystko, do czego ma dostęp. Już niedługo zostanie ogłoszone zaginięcie Odkrywcy - może przez tego, kto próbował go zniszczyć, może dlatego, że już nie ma między nami komunikacji... „Moja żona i dzieci pomyślą, że nie żyję", dodały smutne oczy. Strząsnął z siebie dłoń, którą w geście współczucia położyła mu na ramieniu. - Wiem. Nie mogę się skontaktować z bliskimi nawet po powrocie na Arkadię. Ale im wcześniej złożymy raport... I jej rodzina, i Erika. Tak łatwo byłoby powiedzieć: Mogę szukać tych danych gdziekolwiek. Ale czy to by była prawda? Poczuła, jak ściska się jej gardło. - Omar, nie sądzę, żebyśmy byli gotowi. Pracuję tak szybko, jak mogę. Ściskając w ręce własną kolbę z kawą Kirsten poszła na mostek porozmawiać z Jeevesem. - Te dane zostały usunięte - powiedział Jeeves. Zawsze brzmiał przepraszająco, choć
wypowiedział to zdanie już setki razy. Każde z urządzeń Obywateli i każdy Kolonista by się zirytował. Kirsten potarła oczy. Była wykończona. Jak inaczej mogłaby podejść do tego problemu? Wymyślała niekończące się parafrazy pytań dotyczących położenia Ziemi, słońca Ziemi, ludzkiego osadnictwa i sąsiedztwa Ziemi. - Chciałabym zobaczyć dane dotyczące kursu statku. - Te dane zostały usunięte. - Pokaż mi gwiazdy wykorzystywane do wspomagania nawigacji. - Te dane zostały usunięte. Sven zajmował drugą kołyskę na mostku. Nad jego konsolą przesuwały się złożone, kolorowe wykresy, odnoszące się do różnych odzyskanych plików. Popatrzył groźnie - na nią, jak podejrzewała - ale nic nie powiedział. - Pokaż mi odczyty z czujników zewnętrznych na pięć lat przed wejściem na pokład tego statku robotów. - Te dane zostały... - Kirsten! - wybuchł Sven. - Wszystkie dane dotyczące położenia przepadły. Musisz się z tym pogodzić. - A dlaczego zniknęła ta jedna kategoria danych? - zapytała. - Czy Obywatele je zniszczyli? - Te dane zostały usunięte - zaintonował Jeeves. - Nie mam twoich umiejętności komputerowych - powiedział Sven. - Może mając dość czasu coś byś odzyskała. Ale pomyśl: Obywatele trzymają ten statek od pokoleń. Gdyby te dane tutaj były, to by się do nich jakoś dobrali, prawda? - Mina mu złagodniała. - Nie myślisz, że te dane są jednak niedostępne? Zadrżała. Jeśli prymitywne, chemiczne rakiety zrobiły potencjalne zagrożenie z Gwoth, to jak Porozumienie zareagowało na jej przemierzających kosmos przodków? Jak zareagowało, poza przejęciem Dalekiego Strzału? Aż za łatwo mogła sobie wyobrazić zniszczenie ludzkiej cywilizacji. Miliardy ludzi na ludzkich światach rozsianych po niebie, aż do przybycia Obywateli. A potem? Jeszcze bardziej zapragnęła odnaleźć Ziemię. Chciała znać los jej ludu. - Jeeves - spróbowała raz jeszcze - Chciałabym zobaczyć dane dotyczące obserwacji astronomicznych podczas lotu. - Te dane zostały usunięte. Sven stał, potrząsając głową.
- Idę po kawę. Przynieść ci coś? - Kawę - odpowiedziała automatycznie. Gdy Sven wyszedł spróbowała nie pytać Jeevesa o obiekty astronomiczne, których podczas lotu nie zbadano. Jak bardzo była zmęczona? Nawet jeśli te dane nie zostały usunięte, liczba niezbadanych obiektów musiała być ogromna. Ale... Można było spróbować inaczej. Była tego pewna. Coś, co wiedziała. Coś, co już robiła. Coś dotyczącego porównania dwóch wzajemnie się wykluczających danych. Zanim Sven wrócił z kawą Kirsten rozmyślała nad faktem, że Jeeves ma kilka terabajtów pamięci, która ani nie była dostępna, ani niedostępna.
29 Dziwaczna, kamienna bryła, którą Julian ochrzcił jako Forward Station przesuwała się powoli na wyświetlaczu. Przy maksymalnym powiększeniu pojawiały się szczegóły: śluzy powietrzne, światła, talerze anten, niewyraźne ślady po lądowaniach statków. Nessus ostrożnie posadził Aegis, wyciskając kolejne zagłębienie w powierzchni. Julian połączył się z nim z podziemnego laboratorium. - Witaj z powrotem, Nessus. - Dziękuję, Julianie. Czy jesteśmy sami? Nozdrza Forwarda poczerwieniały. - Nessus, powiedziałem ci, że będziemy sami, tak jak obiecałem, że nikomu o tobie nie powiem. Nessus opadł na wyściełaną ławę i przeciągnął się. - Julianie, to będzie krótka wizyta. Chciałabym od razu przejść do raportu o twoich postępach. - Wejdź, i zaraz się za to zabierzemy - powiedział Forward. - Będzie lepiej, jeśli zostanę na pokładzie. Choć Nessus nie pracował za wiele z Kolonistami, nie mógł nie rozpoznać tej sztywnej pozy. Forward był obrażony - i wystarczająco silny, żeby złamać Nessusa jak gałązkę. Nessus miał nadzieję, że Jinxianin nigdy się nie dowie, jak to się stało, że odebrano mu grant na badania. Koloniści. Nessus aż do tej chwili o nich nie myślał. - Julianie, twój status? Forward nigdy nie potrzebował specjalnej zachęty do rozmowy o jego pracy. Jak zwykle, niuanse przekraczały możliwości pojmowania Nessusa, więc udzielał wymijających odpowiedzi za każdym razem, gdy spodziewano się jego reakcji. Wszystko nagrywał dla ekspertów na Ognisku. Nadal jednak temat był bardzo szeroki. Więcej eksperymentów: niektóre udane, większość nie. Implozja pola stazy była trudna. Podobnie, jak utrzymanie symetrii po jego załamaniu. Trudniejsze jeszcze było ustalenie, co zaszło, bądź nie zaszło, w jego granicach. Od zewnątrz dało się zmierzyć jedynie masę.
- Mając odpowiednie wyposażenie robiłbym szybsze postępy - Forward skrzyżował ramiona na piersi. Ach. Nessus wreszcie zrozumiał stosunek Juliana. Transportowce wzywane z rzadka do stacji ukrytej głęboko w Obłoku Oorta. Statek dostawczy, który pojawił się ostatnio i zaraz odleciał - bez ciężkich liczników grawitacji zamówionych przez Juliana. To, wraz z bardziej prozaicznymi przedmiotami po interwencji Nessusa zostało usunięte, żeby zrobić miejsce dla towaru od Miguela. - Przepraszam, Julianie, ale potrzebuję tych paczek. Czy są gotowe do załadunku? Kamery śledziły Forwarda, gdy szedł słabo oświetlonym korytarzem do przestronnego magazynu. Gestem wskazał stertę skrzynek. Migoczące hologramy wskazywały, że ich zawartość jest nietknięta. - Co tam jest? Kamienie? - Nie mają związku z projektem, Julianie. - Mają, skoro przez nie nie docierają do mnie bardzo ważne urządzenia, które... - Julianie, proszę. - Nessus, niewidzialny za swoim awatarem, szarpnął grzywę, opierając się chęci przypomnienia Julianowi, dla kogo pracuje. Nie chciał demotywować swojego lokalnego eksperta, zwłaszcza, gdy okazało się, że musi zostawić swojego człowieka bez nadzoru. - Pojawiła się sprawa nie cierpiąca zwłoki. Niezwłocznie odlatuję, i muszę zabrać te skrzynki. Julian pochylił się nad skrzynią, mrużąc oczy. - Kiedy wrócisz? Minie co najmniej kilka miesięcy, w najlepszym razie, biorąc pod uwagę samą drogę - o ile w ogóle wróci. Nessus nie miał zamiaru zostawiać nawet najmniejszej wskazówki co do położenia Floty. - To się okaże, ale będziemy w kontakcie przez radio hiperfalowe. I przez boje komunikacyjne maskujące trasę Aegis. Nessus odpowiedział najlepiej, jak mógł na nieme pytanie: czy projekt będzie prowadzony dalej? - Te fundusze, które już mamy, powinny wystarczyć na jakiś czas. Twoim priorytetem pozostaje zbudowanie generatora neutronium. - A spodziewasz się powrotu, zanim skończą się pieniądze? - To się okaże - powtórzył Nessus. - Jeśli to będzie konieczne, dostarczę środki. Czy możemy zająć się załadunkiem i jednocześnie rozmawiać? - Spodziewasz się, że wrócisz?
Forward mówiąc to z łatwością umieścił pierwszą skrzynkę w kabinie transferowej. Nessus odniósł wrażenie, że Julian byłby szczęśliwszy, gdyby przepływ funduszy i wiedzy odbywał się bez nadzoru. Pudło tutaj było praktycznie pozbawione wagi, ale mikrograwitacja pozbawiła je inercji. Forward podniósł je bez trudu, ale Nessus musiał się namęczyć, żeby je unieść z dysku transferowego. Pudło po pudle, udzielając niejasnych odpowiedzi, Nessus przeniósł cały ładunek do głównej ładowni Aegis. Część zapełniła pokój wypoczynkowy i kilka korytarzy. Czy wróci? Nessus naprawdę nie wiedział. Jeśli tak, to przywiezie gotowy generator neutronium. Nie będzie już potrzeby korzystania z usług Forwarda. Ostatnia wiadomość od Zarządu Clandestine przyniosła więcej pytań, niż odpowiedzi. Odkrywca zaginął wraz z załogą. Nessus miał niezwłocznie wracać, co implikowało misję zwiadowczą dla Floty. Nessus wystartował, gdy tylko zabezpieczył ładunek. Im szybciej Aegis dotrze do Floty, tym szybciej Nike wyjaśni mu powód tego pośpiechu. I tym szybciej może uda mu się dowiedzieć, co stało się z trojgiem przyjaciół.
30 Sprzęt sportowy i meble z pomieszczenia wypoczynkowego Odkrywcy tymczasowo zostały upchnięte w kabinach. Były rzeczy ważniejsze od wygody. Bali się, że zostaną podsłuchani. Po czole Kirsten spływał pot. Wentylatory próbowały ochłodzić
zatłoczone
pomieszczenie. Gdzie indziej pracowały grzejniki, bo lodowate głębie oceanu RP4 wysysały ciepło z zanurzonego statku. W drzwiach stała Sabrina Gomez-Vanderhoff. - Zaczynajmy - powiedziała pani gubernator. - Nie sądzę, żeby dało się to zrobić w bardziej komfortowych warunkach. Nie wszyscy się znali, więc nastąpiło szybkie wprowadzenie. Sabrina. Trójka załogi, Sven. Aaron Tremonti-Lewis: minister bezpieczeństwa publicznego. Lacey Chung-Philips, niska brunetka, w ciemnym stroju wdowy: minister gospodarki. Lacey rozglądała się po pokoju wypoczynkowym i wyglądała na korytarz tak, jakby pierwszy raz była na pokładzie statku kosmicznego. Sabrina skinięciem głowy zasygnalizowała Svenowi, żeby zaczynał. Wyświetlił hologram. Na środku pokoju zajaśniał obraz kulistego statku. - Eric, Kirsten, Omar i ja spędziliśmy na pokładzie tej jednostki kilka dni. Prawdopodobnie kojarzycie takie statki z transportem ziarna. Nie w tym przypadku. - Obraz zmienił się na panoramiczny widok Dalekiego Strzału. - To jest wewnątrz. - Przypuszczalnie statek naszych przodków - powiedział Aaron. Lacey tylko się gapiła. - To właśnie mamy przedyskutować - powiedziała Sabrina. - To, i co to oznacza. Proszę kontynuować. Sven opisał swoje odkrycia. W miarę upływu czasu mówił coraz pewniej. Naprawy kadłuba zgadzające się z atakiem, który rozpoczął oficjalną historię kolonii. Na pokładzie wiele przedmiotów przystosowanych dla istot ludzkich kształtów. Prymitywny syntetyzator dający bezpieczne i wartościowe pożywienie. Hafty na lnie, gdzie nici były starsze od kolonii Arkadia. Niemal tak samo stary dysk komunikacyjny zamontowany na statku. - Załóżmy, że masz rację - ton Lacey był sceptyczny. - Dlaczego Porozumienie miałoby zatajać te informacje? Dlaczego nie mieliby się przyznać, że zlokalizowali statek naszych
przodków? Kirsten położyła rękę na kontrolkach projektora. - Oto, dlaczego. Lacey westchnęła na widok robotów Obywateli opanowujących Daleki Strzał. - Jesteście w stanie udowodnić, że to autentyczne nagrania? Sven skrzyżował ramiona. - Wydają się autentyczne, bez śladów obróbki. - Sven jest naszym ekspertem - powiedziała Sabrina. - Czyli: zakładamy, że Daleki Strzał jest statkiem naszych przodków. Jak poradzimy sobie z tą sytuacją? - Jaką sytuacją? - zapytała Lacey. - Jak długo te informacje zostają tajemnicą, nie ma żadnej sytuacji. Nie, aż skonfrontujemy się z Porozumieniem - jeśli się na to zdecydujesz. - Ukryć to, czego się dowiedzieliśmy? Zignorować to? - Kirsten dygotała z gniewu. Chyba nie to chcesz powiedzieć. - Może mi się to nie podobać - odparła Lacey - ale to właśnie mam na myśli. Milczenie to nasza najmądrzejsza taktyka. Wyobraź sobie tysiące Kolonistów wzburzonych tak, jak ty teraz. Wyobraź sobie chaos. - Chcesz powiedzieć, Koloniści reagujący agresywnie. Bunt. Kirsten starała się nie użyć określeń, jakich mógłby użyć wściekły nastolatek. Jak można wyrazić gniew i celową wrogość pomiędzy sąsiadującymi kulturami? Musi istnieć jakieś słowo. Jeeves mówił po angielsku. Czyli to oczywiste, że załoga Dalekiego Strzału także. Czy angielski - prawdziwy angielski - miał słownictwo stosowne do takich okoliczności? Co jeszcze Obywatele wymazali, poza wszystkimi wskazówkami dotyczącymi położenia ich domu, Ziemi? Może to nie miało znaczenia. Może wrogość i rebelia wystarczą. Może nadszedł czas, by Koloniści dorośli i wzięli na siebie odpowiedzialność za ich los. - Tak, bunt - powiedziała Lacey. - Właśnie w tym problem. Powiedzmy, że zareagujemy jak smarkacze. Jasne, moglibyśmy zniszczyć uprawy Ogniska, albo zakłócić dostawy pożywienia. Moglibyśmy nawet uwięzić albo zastraszyć kilku Obywateli na RP4. Jak myślisz, jak zareagowałoby Porozumienie? Zanim odpowiesz przypomnij sobie, że uprawiali jadalne rośliny w naturze na długo przed tym, jak odkryli Daleki Strzał. - Prawda jest taka, że Porozumienie nas nie potrzebuje. - Broń kinetyczna - powiedział do siebie Eric. - Jak ta fałszywa kometa w systemie
Gwoth. - Co takiego? - spytała Sabrina. Eric skrzywił się, próbując zwięźle wyrazić to, o czym myślał. - Szczegóły nie mają znaczenia. Wystarczy, żeby w planetę uderzyło coś, co porusza się z dostateczną szybkością, i będzie po problemie. - To dlatego zostaliśmy zaatakowani! To znaczy, Odkrywca. - Kirsten była pewna swego. - Ktoś się zorientował, że nie wypełniamy rozkazów i pomyślał, że moglibyśmy użyć statku, żeby uderzyć w Ognisko. Ale mieli na miejscu eksplodującą farbę! Byli przygotowani na to, żeby nas zdradzić. Aaron w zadumie potarł podbródek. - Czyli fakt, że mamy statek kosmiczny, daje nam pewną przewagę. A co, jeżeli przejmiemy także statki z kosmoportu na Arkadii? - Przestańcie! - krzyknęła Sabrina. - Jak szybko zaczynacie myśleć o masowym morderstwie. Nawet nie wiemy, czy Porozumienie kazało zaatakować Daleki Strzał. Tak, atak nastąpił po wiadomości przesłanej do świata, który stał się RP5. Zakładam, że statek Obywateli był tam po to, żeby koordynować migrację planety, być może był to nawet ten sam statek, na pokładzie którego znajduje się teraz Daleki Strzał. Wszyscy tu zebrani znają Obywateli osobiście. Czy tak trudno uwierzyć, że załoga tamtego statku wpadła w panikę, że zareagowali bez porozumienia z kimkolwiek? Być może Porozumienie od tamtej pory robi, co może, żeby to naprawić. Lacey skinęła głową. - Cokolwiek się wydarzyło, było to dawno temu. Zmarli dawno temu Obywatele zaatakowali zmarłych dawno temu naszych przodków. Jeśli rebelia nawet miałaby sens, to czas na nią minął. Kirsten stała zaciskając pięści. - Nie wierzę w to. Przecież Porozumienie ukryło naszą przeszłość przed nami. Każdego dnia żyjemy w kłamstwie. Jak możemy dalej im służyć? Jak możemy z nimi żyć? Strząsnęła z ramienia rękę Erica. Nie chciała się uspokoić. - Sabrino, są rzeczy, które muszę wiedzieć. Które powinien wiedzieć każdy Kolonista. Skąd pochodzimy? Czy Porozumienie potraktowało tamtą cywilizację łagodniej, niż Daleki Strzał? Czy jest jakiś sposób, żeby nasi ludzie mogli wrócić do domu? - Tak, Kirsten. Naprawdę musimy zdecydować, czego chcemy. Nie tylko informacji, nie tylko przeprosin, ale sposobu na potwierdzenie tych rzeczy. I czy to wszystkie informacje, których chcemy? I co musimy... negocjować... do czego ich przekonać? - także miała problem
z nieprzystawalnością angielskiego do zbyt wielu konceptów. - Jeden malutki statek kosmiczny. Podejrzewam, że ładunki nie mogą eksplodować dwa razy, a wy jesteście pilotami i macie kody dostępu do systemów. Porównajcie jednak Odkrywcę do... - machnęła ręką w stronę hologramu: statku General Products 4. - Mają takich tysiące. Odezwał się Eric. - A co do tego, czego chcemy...? Pewnie chcemy odejść. - Zostawić nasze domy? I to dla czego? Tej zaginionej Ziemi? - obruszyła się Lacey. - Może. Jeśli będziemy wiedzieć wystarczająco dużo - odparł Aaron. Temperatura debaty rosła, pojawiały się coraz to nowe opinie. Wygnanie, odlot - dokąd, nikt nie potrafił powiedzieć - na pokładach skradzionych statków. Próżne akty zemsty. Prowokowanie własnego zniszczenia. Wstyd i dyshonor, gdyby nie zrobili niczego. Kirsten wreszcie przestała słuchać. Symboliczny opór albo straszliwa zagłada. Na pewno był inny sposób! W myślach prześledziła zawiłą ścieżkę, która przywiodła ich tak blisko prawdy o ich przeszłości. Lodowy Księżyc Gwoth. Lasy Elizjum. Fabryka General Products. Świetlne łuki Ogniska. Instytut Badań nad Lu... Fabryka General Products i niedawny remont Odkrywcy. Odezwała się głośno. - Gdy dowodził Nessus, ten statek miał napęd oparty na fuzji. Pozostali przestali mówić. Naprawdę jej słuchali. - Zanim oddano kontrolę naszej trójce General Products wymienili go na silniki manewrowe. Nessus nie dysponował napędem fuzyjnym przez przypadek. Tak samo nie przez przypadek go wymontowano. Wydaje mi się, że właśnie zrozumiałam powód. Napęd fuzyjny skierowany w stronę powierzchni planety może być także bronią - precyzyjną, możliwą do kontrolowania i potworną. Łatwiej nią kierować - jest bardziej efektywna, może bardziej godna zaufania - niż broń kinetyczna. Eric, wskazując na hologram, który wciąż unosił się na środku pomieszczenia, przedstawiający stary statek, wyartykułował myśl, którą zasiała Kirsten. - Daleki Strzał jest wyposażony w taki napęd, jeśli tylko udałoby się nam go użyć. Aaron potrząsnął głową. - Użyć go? To... - rzuciła Lacey. - Jest zamknięty - powiedziała Sabrina. - Otacza go nienaruszalny kadłub. Cokolwiek potwornego macie na myśli, ten stary statek jest dla nas bezużyteczny. - Właściwie - odparł Eric - to tylko łatwiejsza część.
31 Ostre krawędzie, perfidnie wystające rogi. Nike patrząc na skrzynie pomyślał, że wyglądają nie na miejscu nawet tutaj, w czeluściach magazynu Ministerstwa Spraw Zagranicznych, wypchanego obcymi artefaktami. Wyglądały, jakby miały cię ugryźć. Pudła otoczone były znakami ostrzegawczymi. Wszędzie wokoło roiły się wózki transportowe, roboty i krzepcy robotnicy zajmujący się przenoszeniem tajemniczej dostawy. Podszedł do niego jeden z tragarzy, z szacunkiem pochylając głowy. - Proszę o wybaczenie, wasza ekscelencjo. Wciąż pojawiają się nowe pojemniki, przysyłane z kosmoportu, przeznaczone dla pana. Magazyn ministerstwa, jak prawie każde miejsce na Ognisku, znajdował się ledwie o krok od jego biura. - Słusznie zrobiłeś kontaktując się ze mną - powiedział Nike. Oprócz jego imienia na każdej skrzynce znajdowała się widoczna etykieta: Aegis. Statek Nessusa. Nike nie dostrzegał w tym żadnego niebezpieczeństwa. Jestem ostatnią osobą, którą Nessus naraziłby na niebezpieczeństwo, pomyślał. Pomyślał również, coraz mniej zdziwiony tym faktem, jak bardzo tęskni za tym niechlujnym zwiadowcą. Wkrótce z nim porozmawia, gdy tylko Nessus odpocznie po męczącej, długiej, samotnej podróży. - Co możesz mi powiedzieć o zawartości? - zapytał Nike. Robotnik wyprostował się. Był niski i krępy, z ciemnymi, brązowymi oczami. Tylko ochraniacze na głowy, które miał na sobie, były przezroczyste - i przepuszczające powietrze. Reszta kombinezonu okrywała jego nogi, tors i szyje. Ubranie było niebieskie, co świadczyło o pozycji brygadzisty. Ubranie na Obywatelu, choćby i odpowiednie do kontekstu, było jednak zgrzytem. Zakryta grzywa, ledwie widoczna spod mocnego materiału, wydawała się szczególnie zniekształcona. - Ekscelencjo, cokolwiek tu przysłano, jest bardzo ciężkie. Skanery pokazują tylko bloki skalne w ochronnej piance. Nic, co wyglądałoby na niebezpieczne. Dlaczego Nessus miałby mu przysyłać kamienie? - Pokaż. Gdy brygadzista podszedł ze skanerem Nike doprecyzował polecenie.
- Otwórz jedną skrzynię. - Wasza Ekscelencjo? - Nic mi nie będzie - powiedział Nike. Rozumiał Kolonistów wystarczająco, żeby rozpoznać ciekawość, gdy niespodziewanie poczuł ją sam. Czy może to znów był wpływ Nessusa? Z niecierpliwością, która z pewnością była czymś pokrewnym ciekawości, Nike zza bariery ochronnej przyglądał się, jak robot ostrożnie zdejmuje ze szczytu sterty jedną ze skrzyń. Podważył jej górę i boki. Robotnicy zaczęli zdzierać materiał ochronny z zawartości. Gdy skończyli odsunęli się zakłopotani, odsłaniając postaci wyrzeźbione z cudowną dbałością o szczegóły w marmurowym bloku. Nike wydął wargi w niepohamowanym zachwycie. Gdy asystent wprowadził Nessusa, Nike wstał. Jak zwykle był opanowany i nienagannie ufryzowany. Jego grzywa lśniła dziś złotymi i pomarańczowymi klejnotami. - Dziękuję, Westa - powiedział Nike. Westa wycofał się, zamykając za sobą drzwi. - Widzę, że mój prezent dotarł - powiedział Nessus, podziwiając marmurowe rzeźby ustawione pod długą, zakrzywioną ścianą. Heroiczne postaci, na których fałdy ubrania były eleganckie. Cudowne bestie. Przykłady doskonałego, ludzkiego rzemiosła. Pomimo tego, że biuro było przestronne, mogło pomieścić tylko niewielką liczbę dzieł sztuki. - Są piękniejsze, niż sobie wyobrażałem. - Nessusie, są wspaniałe. Czy to to, co myślę? Fryzy Partenonu? - W większości - odparł Nessus. - Zarekwirowane z British Museum. „Zarekwirowane" było określeniem neutralnym, a sami ludzie od wieków kłócili się o to, kto jest prawowitym właścicielem. - Pamiętając o tym, że interesujesz się ludzką mitologią miałem nadzieję, że ci się spodobają. - I to bardzo. Nike zerknął na drzwi i zalotnie skrzyżował szyje. Jakże długo czekałem na tę chwilę, pomyślał Nessus. I jak bardzo zmieniły się okoliczności. Obszedł biurko Nike, żeby lepiej obejrzeć dwie grupy postaci spoglądające na siebie. - Nawet ludzcy naukowy nie wiedzą, co to oznacza. Nike przesunął się bliżej.
- Mówi się, że ten fryz opiewa stworzenie gatunku ludzkiego - kontynuował Nessus. Niektórzy uważają, że ta scena przedstawia spotkanie Boskiej Rady, debatującej nad tym, czy ta kreacja jest zasadna. Widzimy obie grupy, przedstawiające odmienne punkty widzenia, ale blisko związane. A los ludzkości znowu jest w równowadze. - Nike, już czas, żebyś opowiedział mi dokładnie, co wydarzyło się na Odkrywcy. Kirsten znajdowała się całe lata świetlne od miejsca, do którego należała. Cała załoga się ukrywała. Odkrywca, potencjalnie śmiertelna broń, zaginiony i kontrolowany przez Kolonistów. Zniszczenie statku było sensowne. Logika nie zmniejszyła bólu. Nessus opadł na ławkę w biurze Nike, radość z prezentu została zastąpiona żalem. Miesiące, podczas których nikt nie widział, ani nie miał wiadomości od tej trójki. Z pewnością nie żyli. Zastanawiał się, kto o tym powie małej Rebece. Pomimo złości, wywołanej oszustwem Kolonistów, Nessus czuł się odpowiedzialny za tę tragedię. Wybrał ich. Wyszkolił. Bronił. Ewidentnie ich zawiódł. Nike stał przed Nessusem gładząc jego grzywę, masując spięte ramiona, mrucząc uspokajająco. - Nessus, tak musiało być - powiedział Nike. - Jest mi naprawdę przykro. - Wiem. - Nessus zadrżał. - Dojdę do siebie. - Ja także ich lubiłem. Ale wybrali swoją drogę. Nessus był zdruzgotany. - To pewnie koniec programu zwiadowczego Kolonistów. Gdy tylko skończy się przegląd Aegis, odlatuję. - W swoim czasie. - Nike zaczął układać grzywę Nessusa. - Tymczasem cieszę się, że tu jesteś. Nike i Nessus powoli przesuwali się przez tłum. Nessus zauważył kolejne zerknięcie na ich pasujące do siebie fryzury. Pospiesznie wezwany, żeby ich przygotować artysta fryzjer nie mógłby być bardziej zaskoczony od niego. Zharmonizowane grzywy; spacer obok siebie, z przyciśniętymi bokami; ich szyje publicznie splecione, wzajemne przedstawianie się swoim przyjaciołom - to wszystko było
potwierdzeniem. Wszystko to należało do tradycji, która spotykała się z oceną i aprobatą społeczną. Ledwie weszli w związek, ale proces się rozpoczął. - Klio. - Nessus pozdrowił napotkanego. - Poznać cię to dla mnie zaszczyt. Jego trel brzmiał płasko i nieczysto, ale nikt tego nie komentował. Jak miał zapamiętać tak wiele imion? Plac pełen był przyjaciół, sąsiadów i współpracowników Nike. Przechodzili koło rzeźb holo, szemrzących fontann i melodyjnych dźwięków, podziwiając wiele form sztuki, którymi większość ludzi zajmuje się, aby wypełnić czas. Rzucając kolejne spojrzenie na ich dopasowane do siebie grzywy Nessus szczerze się cieszył z tego, ile wspólnego mają z Nike. Obaj pracowali. Gdzieś po drodze dołączyli do grupy tancerzy. Migały nogi, fruwały wynoszone wysoko kopyta, głosy wznosiły się w radosnej harmonii, a Nessus uświadomił sobie, że jest szczęśliwy. To oczywiście nie był taniec godowy. Gody, o ile do nich dojdzie, były bardzo odległe. Jednak zanurzywszy się w bogatym zapachu feromonów tłumu, oddychając ciężko z wysiłku, nucąc melodię znanego baletu Nessus pozwolił sobie na wizję dnia, gdy wraz z Nike wejdą na żyzne pastwiska Domu Godów. Oczami wyobraźni Nessus widział grupę Towarzyszek. Wspinały się na pobliskie wzgórze, każda prześliczna, każda nieśmiała. Towarzyszka o niezrównanej delikatności i urodzie spoglądała ze swojego pastwiska. Wirując i wyginając grzbiety on i Nike uwodzili delikatną Pannę perfekcją swoich ruchów. Wślizgnęła się pomiędzy nich i przyłączyła do tańca, z większym wdziękiem, niż da się wypowiedzieć. Ich ruchy stały się jeszcze bardziej skomplikowane i zmysłowe. Wyrwała się na wolność, a Nessus złapał oddech. Oto była chwila decyzji. Maleńka spoglądała w górę wzgórza na swoje przyjaciółki. Mogła znów do nich dołączyć i dalej wieść idylliczne życie, jedyne, jakie znała. Albo... Popatrzyła na swoich konkurentów. Powoli weszła do pobliskiego kręgu otoczonego szkarłatnym żywopłotem. Ułożyła się na łożu bujnych roślin... Ich Panna. Huczące crescendo oznajmiło zakończenie tańca. Nessus ocknął się ze swoich marzeń. Po bokach spływał mu pot. Nike stal opodal, oddychając ciężko. Przyjaciele obserwowali ich, mrugając z aprobatą. Nigdy dotąd przyszła Panna nie była w jego fantazjach tak wyraźna. Nessus pozwolił sobie na chwilę smutku po Pannie, którą dopiero miał spotkać. Po
cudownym tańcu, po czułym momencie zjednoczenia, po roku bycia uwielbianą przez niego i Nike, nadejdą narodziny. A dając życie Obywatelowi Towarzyszka nieuchronnie umrze. Rozradowany i wyczerpany Nessus opadł na stertę poduszek. On miał tylko mały pokoik, ale Nike posiadał apartament w zewnętrznym murze. Lekko wyciągając szyję Nessus widział drzewa poniżej. Panele oświetleniowe na ścianach były w trybie nocnym, ale listowie lasu połyskiwało w świetle światów. Nike przyniósł mu szklankę soku z marchwi i inny napój dla siebie, a potem usadowił się na spiętrzonych poduszkach. Wydawał się dziwnie zamknięty w sobie. - Co się dzieje? - zapytał Nessus. Odpowiedziała mu cisza. Wreszcie Nike wstał. Wyjrzał przez okno, nie spoglądając na nic konkretnego. - Chciałbym zasięgnąć twojej opinii w pewnej sprawie. - Jasne - odpowiedział Nessus. - Czy wiesz, dokąd zmierzamy? - zaczął Nike. Kopytem bezwiednie skrobał po podłodze. - My? - Flota, Nessusie. Czy kiedykolwiek widział, żeby Nike nie panował nad sobą całkowicie? Nessus był zagubiony. - Chyba najkrótszą drogą poza galaktykę, do otwartego kosmosu, gdzie będziemy mogli przyjąć prosty kurs, bez gwiazd, między którymi trzeba nawigować. A potem na zewnątrz, daleko od eksplozji jądra. - A potem? - naciskał Nike. Co to za dziwny sposób prowadzenia rozmowy? - Oczywiście do następnej galaktyki. Nike westchnął ciężko z wielkim smutkiem, zanim uniósł głowy postanawiając coś. Gdy się odezwał jego głos był pełen bólu. Zaczął mówić. O rasach, co do których Porozumienie się pomyliło. O Syzyfie szukającym nieskończonego spokoju w ciemnościach pomiędzy galaktykami. O korupcyjnej ofercie Eosa. O największym lęku Nike: że Porozumienie, pozbawione stymulacji, przez swoją lękliwość skazane było na zapaść, dekadencję, i wreszcie zniszczenie. Umysł Nessusa nigdy nie zapuszczał się na tak szerokie wody. Ambicje Nike były
przerażające. Sam chciał kształtować rasę. - A co powinniśmy zrobić? - spytał Nessus. - Powinniśmy zmierzać ku środkowi, bliżej jądra galaktyki. Do miejsca obfitującego w gwiazdy i surowce, ale bezpiecznego przed reakcją łańcuchową spowodowaną przez supernową. Do miejsca zaludnionego potencjalnymi konkurentami, w którym, w tymczasowej izolacji, moglibyśmy się zastanowić, jak lepiej koegzystować z innymi rasami. Gdzieś, gdzie napotkalibyśmy rasy, które nie mogą przed nami uciec, które przyjmą naszą pomoc. Nessus pomyślał, że w porównaniu z losem Porozumienia jego zmartwienia wydają się trywialne, trywialna jest nawet śmierć trzech przyjaciół, Kolonistów. Gdy szukał słów wsparcia i nadziei, odezwał się brzęczyk. Pojawiła się ikonka, a Nessus rozpoznał jednego z asystentów Nike. - Połącz - powiedział Nike. - Westa, o co chodzi? - Ekscelencjo, proszę o wybaczenie. Powinieneś to natychmiast zobaczyć. Westa widząc Nessusa w domu Nike wyglądał na zaskoczonego, ale także pełnego ulgi. - Ty także, zwiadowco. - Mów. - To mówi samo za siebie - powiedział Westa. Poruszył się, a jego twarz zastąpił inny hologram: ludzie, w normalnych wymiarach, zbyt wielu.
32 Kiedy na czoło wysunęła się stara Kolonistka, Nessus krzyknął. Siedział na ławce okrytej pledem, kuląc głowy pod brzuchem... potem wyciągnął jedną i drugą. Dziwacznie, przerażająco, zobaczył, że Nike zrobił to samo. Kobieta spojrzała ostro. - Jestem Sabrina Gomez-Vanderhoff, gubernator Rady Samorządowej Arkadii. Mówię w imieniu ludzi, którzy przez pół tysiąca miejscowych lat byli uciskani i wykorzystywani na Arkadii... Ludzie! Skąd znała to słowo? Ale to nie była tylko ona. To było wszystko. Nessus zmusił się do oglądania, do uwierzenia. Preserver, bardzo stary statek do transportu ziarna przerobiony na badawczy, Daleki Strzał, starożytny międzygwiezdny statek ludzi i maleńki Odkrywca, jakimś cudem nietknięty. Te trzy statki razem pokazywał komputer, z pewnością nie była to część fizycznej sceny, ale ich zestawienie mówiło, że odsłonięte zostały straszliwe tajemnice. Na drugim planie stał tłum Kolonistów, tak ściśniętych, jak Obywatele. Pomimo szoku Nessus odczuł ulgę widząc pośród nich troje swoich przyjaciół, żywych. Sabrina mówiła. Nike i Nessus słuchali. - Mamy dosyć sekretów i kłamstw - dokończyła. - Przyjmiecie nasze żądania, bądź zapłacicie bardzo wysoką cenę. Na początek jesteśmy przygotowani na ujawnienie waszych sekretów całej Flocie, chyba że szybko się z nami skontaktujecie. Nike darł ziemię z gniewu i strachu, aż dookoła latały kępki roślinności. Daleki Strzał, dotąd ukryty, teraz został odnaleziony. Kolejna prowokacja to spartaczony atak Baedekera na Odkrywcę. Rząd Kolonistów grożący ujawnieniem wszystkiego. Aluzje ledwie zawoalowane pogróżki - zamieszek i wstrzymania eksportu pożywienia. Domaganie się swobodnego dostępu do wszystkiego, co dotyczyło ich przeszłości, na każdym świecie Floty. I żądali wiedzy, do posiadania której nie przyznałby się żaden Obywatel: do ujawnienia lokalizacji Ziemi. Wraz z Nessusem przenieśli się do jego biura w ministerstwie, gdzie marmurowe posągi teraz wydawały się z niego kpić. Boska Rada, omawiająca mądrość stworzenia ludzi, stała się
radą nad stworzeniem nowej kolonii. Nessus przysunął się do niego, strosząc grzywę. - Znają zbyt wiele sekretów Floty, żeby pozwolić im na kontakt z dzikimi ludźmi. Ale tolerować wrogi świat we Flocie - albo zdecydować się na jego zniszczenie - obie możliwości są szaleństwem. Nike zgodził się z nim. Widział symulacje. Broń kinetyczna wymierzona przeciwko Kolonistom zostawi zgliszcza. Większość pyłu i gruzu opadnie. Ale wiele nie.. Ile śmieci znajdzie się w kosmosie? Ile zostanie schwytane w złożonym grawitacyjnym tańcu sześciu orbitujących razem światów? Ile spadnie na samo Ognisko? To były pytania przekraczające możliwości wszystkich komputerów. Płonące góry opadające na łuki świetlne... Nigdy nie wzięto pod uwagę scenariusza, w którym kontrolowany przez Kolonistów, niezniszczalny statek może w odwecie zwrócić się przeciwko Trzonowi. A jednak... Nike zmusił się, żeby się wyprostować i przestać miotać. Przechadzał się powoli, zatrzymując się tylko raz, aby poszukać inspiracji w oczach Zeusa. - Nike - powiedział Nessus. - Już ci lepiej? Żądania Kolonistów. Potrzeby Porozumienia. Bezsens - dla obu stron - otwartej wrogości. Tajemnice, które ujrzały światło dzienne i tajemnice, które wciąż udało się zachować. Przez myśli Nike przemykały możliwości i zagrożenia. - Tak, Nessusie. Daj mi chwilę. Masy jakimś sposobem dowiedziały się o locie poza galaktykę. Ale krzywdzić sąsiadów żyjących na świecie położonym tak blisko, że ma wpływ na Ognisko? Takie niebezpieczeństwo nie pojawiło się nigdy dotąd, a Eksperymentaliści zawsze wykorzystywali możliwości wtedy, gdy niebezpieczeństwo było najpoważniejsze. Wyglądało na to, że Koloniści mieli zamiar uruchomić Daleki Strzał. Mogli to planować tylko w celu okazania szacunku albo identyfikacji z przodkami. Mogli też sobie uświadamiać, że napęd fuzyjny poza kontrolą Floty mógł wpłynąć na równowagę strategiczną. To jednak nie miało znaczenia. Statek zamknięty bezpiecznie na pokładzie GP4, nawet sprawny, nie był zagrożeniem dla Konserwatystów - poza zburzeniem ich samozadowolenia. Dobrze rozegrany kryzys we Flocie mógłby dać Eksperymentalistom... czy może mieć nadzieję? Czy mógłby przynieść władzę jemu? Można było tego dokonać tylko za pomocą kolejnych oszustw, popełnianych przez kogoś,
kto doskonale potrafił kontrolować ludzi. - Nessusie, czy kochasz swój lud? Czy kochasz mnie? - Dwa razy tak! - zaśpiewał Nessus. - Czego ci trzeba? Gdy Nike wyłożył swój plan - a w każdym razie tyle, ile trzeba było - czuł, że oczy bogów wwiercają się w niego. Starał się nie myśleć o ostrzeżeniu zaczerpniętym z Eurypidesa.
33 Omar biegł na bieżni, pewny siebie i spokojny. Nie był to już ten uniżony załogant, którego znał Nessus. - Opowiedz mi o Oceanusie - powiedział Nessus. Widział już raporty i wiedział, że nie ma tam nic, co byłoby zagrożeniem dla Floty. Odległy wodny świat stanowił tylko neutralny temat rozmowy. - Mokry. Prymitywny. Pewnie byłaby z niego dobra... stacja paliwowa. Omar otarł czoło ręcznikiem. - Paliwowa? - to było obiecujące. Miną lata, zanim Flota minie tę planetę, a w tym czasie z jej mórz można pobierać deuter i tryt. Zasoby Ogniska od czasu do czasu wymagały uzupełnienia. Najmniej wyeksploatowane oceany Rezerwatu Przyrody służyły jako źródło zapasowe. - Dobry pomysł. Bieżnia zwolniła. Omar dostosował do tego tempo. - Na ile orientujesz się w tym temacie? - Tym temacie? - spytał Nessus. - Dalekiego Strzału - powiedziała Kirsten. Nessus obrócił prawą głowę. Nie zauważył, kiedy weszła do pomieszczenia. - RP5. Drogi na Ziemię. Tego, kto nam to zrobił. - Hej, chciałbym wam odpowiedzieć - co było zgodne z prawdą - ale pytacie o rzeczy, których nikt nie może wiedzieć. Sam niewiele wiem. Wiedział więcej, niż technicy. To był tuzin Obywateli, którym Nike polecił pracować wraz z Kolonistami na Dalekim Strzale. Byli dowodem dobrych intencji Nike. Mieli umiejętności techniczne i dostęp do zakładów, które mogły wyprodukować unikalne części. Nie mieli wiedzy historycznej, która mogła stwarzać zagrożenie. Tym niemniej zostali poinstruowani, żeby nie mówić o tym, co być może wiedzieli o przeszłości Kolonistów. - Osobno chciałbym ci pogratulować związku z Erikiem. - Już to zrobiłeś, kilka razy. Nessus, nie możesz bez przerwy zmieniać tematu. - Przepraszam. Bez urazy. Pomieszczenie wypełniła woń kawy. - Więc ile wiesz o tym wszystkim? - Mówiłem już.
Nessus ostrożnie dobierał słowa. Odkąd poprowadził na Daleki Strzał małą grupkę Obywateli, z każdą rozmową wydzielał nieco więcej informacji. - Większość Obywateli nie ma o niczym pojęcia. Przynajmniej w to moglibyście uwierzyć! Nie wiem, czy kupujecie te historie, które opowiada się na Ognisku. Nasze informacje pochodzą od kilku przedstawicieli władzy. Były ukrywane bardzo długo i obecny rząd wciąż nie ma ochoty ich ujawnić. Tajemnice, które umożliwiły ten wygodny alians nie mogą się wydać. Nike przekonał przywódców Kolonistów, przynajmniej na razie, że ta wymuszona współpraca musi się ograniczyć do pokładu tego statku. Agenci Eksperymentalistów i zbuntowani Koloniści muszą unikać podejrzeń ze strony władz Porozumienia. Bez wątpienia zarówno Sabrina, jak Nike zamierzali wykorzystać w późniejszych negocjacjach to, czego się dowiedzą. Tak, jak technicy na pokładzie znali tylko oficjalną wersję historii, tak Nessus domyślał się, że sam zna tylko wycinek planów Nike. Tak było najlepiej. Nessus nie mógł popełnić błędu i wygadać się z czymś, czego nie wiedział. Nike ufał mu całkowicie. Omar i Kirsten wymienili sceptyczne spojrzenia. Nessus uznał to za znak, że był zbyt asekuracyjny. - Powiem wam, co wiem o Preserverze. Na pokładzie tego statku znajdowała się mała jednostka należąca do ludzi. - Jego załoga umieściła na Lodowym Świecie napęd planetarny. Gdy prowadzili ten świat w stronę Floty trafiła w nich wiązka lasera komunikacyjnego. Spanikowali. Przewidując migracyjny kurs planety wasi przodkowie wypatrzyli rój komet wokół Czerwonej Gwiazdy. Ujrzeli pięć światów na ewidentnie sztucznych orbitach. Rozeta grawitacyjna jest stabilna, ale takie rzeczy nie zdarzają się w sposób naturalny. W tamtych czasach, podobnie jak teraz, zachowanie w tajemnicy pozycji Ogniska Porozumienie uważało za kluczowe dla naszego bezpieczeństwa. Daleki Strzał został zaatakowany, żeby nie nadał sygnału zawierającego pozycję Floty. Przy zastosowaniu hipernapędu pojawienie się tam innych ludzkich jednostek było kwestią dni. Omar zatrzymał bieżnię i zeskoczył z niej. - Nessus, to nie ma sensu. Mówimy o dwóch statkach oddalonych od siebie prawie o rok świetlny, komunikujących się za pomocą lasera. Preserver odpowiedział na wiadomość, która miała prawie rok. Daleki Strzał miał ten rok, żeby skontaktować się z domem. - Załoga Preservera ze strachu straciła głowę. W jakimś stopniu wydaje się, że rozumowali słusznie. Wasi przodkowie najwyraźniej jeszcze nie nadali wiadomości do domu.
Nessus nie mógł się przyznać, że w ludzkich archiwach nie ma ani słowa o natknięciu się na Lodowy Świat. Daleki Strzał figurował w aktach Narodów Zjednoczonych z oficjalnym statusem „zaginiony". Nieoficjalnie wszyscy uważali, że zawiodła technika. Statek jako paliwa używał wodoru z jąder gwiazd, pobierając go za pomocą pól magnetycznych rozciągających się na całe mile. Pola o takiej sile były zabójcze dla zaawansowanych form życia, więc technologia taranów była zarezerwowana dla robotów. Jednostki załogowe, mające własny napęd opierający się na fuzji, dużo wolniej podążały za mechanicznymi zwiadowcami. Konstruktorzy Dalekiego Strzału zbudowali bańkę w polu magnetycznym, bezpieczną strefę zawierającą wszystko, co niezbędne do podtrzymania życia. Najkrótsza przerwa w jej działaniu mogła zabić wszystkich na pokładzie. Tarany były produktami zaawansowanej technologii. Bezpieczne bańki, wówczas, nie. Wszyscy uważali, że właśnie awaria tej strefy bezpieczeństwa zniszczyła Daleki Strzał. Co innego mogło się zdarzyć w międzygwiezdnej pustce? Minęły ponad dwa stulecia, zanim ludzie zdecydowali się obsadzić ludzką załogą kolejny taran. - Wydaje się, że rozumowali słusznie. Czyli co, zgadywali? - powiedział Eric. - Zrozumcie proszę, że nie mogę się pogodzić z tym atakiem na mnie. Nessus nie cofnął się przed gniewem Erika, ale było to trudne. - Chcę powiedzieć, że oni mieli na celu tylko i wyłącznie zachowanie w sekrecie położenia Floty, i to im się udało. - Zawsze tak się starasz, żeby powiedzieć oni - zauważyła Kirsten. - Czy byłeś w to zaangażowany? Pytanie, na które czekał od dawna. - Absolutnie nie. To wszystko się zdarzyło przed moim narodzeniem. Dobrze było choć raz być całkowicie szczerym, choćby to dotyczyło drobiazgu. Tak rzadko była po temu okazja. Preserver, mający przeszło tysiąc stóp średnicy, miał na pokładzie dwanaście ładowni, trzy ogrody, setki kabin, sieć silników hipernapędu, całe mile korytarzy - a w centralnej komorze, w której niegdyś przewożono jednostkę napędu planetarnego, Daleki Strzał. Gość stawiający kopyto na Preserverze z pewnością będzie zaskoczony panującą w pomieszczeniach temperaturą, która była ukłonem w stronę Kolonistów. Zmieniając
ustawienia czujników temperatury tak, żeby dostosowywały się do wielkości pomieszczeń Nessus zmienił podsystem kontroli warunków środowiskowych tak, że był użyteczny także jako system czujników ruchu. W zaciszu swojej kabiny Nessus obserwował, jak Koloniści przemieszczają się po Preserverze. Pewne rzeczy dotyczące ludzi nigdy się nie zmienią, a na szczycie listy była ciekawość. Eric szybko ograniczył swoje badania do maszynowni i plików z parametrami technicznymi. Kirsten większość czasu spędzała na mostku. Omar i Sven całkowicie stracili zainteresowanie wielkim statkiem. Większość czasu spędzali na pokładzie tarana. Potem nadszedł przebłysk empatii. Daleki Strzał został w całości zbudowany przez ludzi i dla ludzi. Nie było tam najmniejszego śladu technologii Porozumienia. Nie było tam kompromisowych rozwiązań dla bezpieczeństwa czy wygody Obywateli. W każdym detalu, od łagodnego oświetlenia, przez kombinacje kolorów, do wielkości włazów, wysokości stołów i smaku powietrza, taran manifestował swoje niezależne pochodzenie. Żaden z Kolonistów nie zetknął się z takim środowiskiem. Ten długo opuszczony statek przeznaczony dla ludzi pozwalał odciągnąć myśli Kolonistów od działań mogących zaszkodzić Preserverowi. Nessus był wdzięczny przynajmniej za to. Zakopał się głębiej w stercie poduszek. Wiele się zmieniło pomiędzy nim, a jego dawną załogą, czasem były to nieznaczne zmiany, zwykle jednak zasadnicze. Krótkie włosy Erika mówiły same za siebie. Kirsten i Omar, ostrożnie, ale pozostali jego przyjaciółmi. Nowo przybyły, Sven, może mógł się nim stać. Zniknął jednak szacunek wpajany przez pokolenia indoktrynacji. To było tak, jakby Nessus dzielił Preservera - i jego liczne tajemnice - z dzikimi ludźmi. Zbliżała się katastrofa, i Nessus zadrżał. Na hologramie Preservera, unoszącym się przed Nessusem, zamrugał czerwony punkcik. Na mostku pojawiło się ciało wydzielające ciepło. Z jękiem z obu gardeł Nessus wstał. Mostek Preservera był połączony z dyskiem znajdującym się obok jego kabiny. Podejrzewał, że znajdzie tam Kirsten. Koloniści nie powinni się dowiedzieć, że ich śledzi. Zamiast na mostek Preservera Nessus przeniósł się w okolice Dalekiego Strzału. W mesie zastał Svena pogrążonego w rozmowie z Jeevesem. Eric i Omar byli w maszynowni tarana, omawiając nieuchwytne kwestie techniczne ze specjalistą z General Products. Coś wskazywało na to, że Koloniści zrobili postępy, jednak Nessus początkowo nie mógł
określić, co to było. Potem się zorientował. Zniknął gruby przewód, który przechodził przez otwartą śluzę powietrzną, wzdłuż korytarzy i po schodach od generatora na Preserverze do głównego panelu zasilania w tym pomieszczeniu. Daleki Strzał został naprawiony na tyle, żeby generować własną energię. Nike potrzebował czasu na coś, czego jeszcze nie dzielił z Nessusem. Niech sobie Koloniści marnują czas na remontowanie tego statku - i tak nigdy nie poleci. Nanotechy zapieczętowały wielkie wrota, które niegdyś się otworzyły, aby pochłonąć Daleki Strzał. Tak, jak sama entropia, działanie supermolekuł było nieodwracalne. Kadłub Preservera, z wyjątkiem małych luków, teraz był jedną całością. To musiała być temperatura ciała Kirsten, która uruchomiła czujniki ciepła. Była sama na mostku Preservera, gdzie niewątpliwie walczyła z głównym komputerem. Nessus z opóźnieniem zorientował się, że jeśli chodzi o wyszukiwanie danych, była naprawdę dobra. - Gdzie jest Kirsten? - spytał Nessus, choć doskonale już to wiedział. - Chcę z nią porozmawiać. - Na mostku dużego statku - rzucił Eric nie przerywając technicznej rozmowy. Jego opryskliwość uraziła Nessusa, ale dzięki temu nie musiał rozwijać swojej historyjki. Chwilę później Nessus znalazł Kirsten siedzącą na wyściełanej ławce na mostku Preservera, z pochyloną głową i zamkniętymi oczami. Otaczały ją hologramy: nawigacyjne, graficzne i tekstowe. - Witaj, Kirsten. Podskoczyła. - Zaskoczyłeś mnie. - Zastanawiałem się, jak się miewasz - powiedział Nessus. - Eric mi powiedział, że cię tu znajdę. - Zastanawiałeś się, co robię. - Nie powinnaś tak myśleć, Kirsten. - Aha, jasne. Przed nami, Kolonistami, ukrywano zbyt wiele rzeczy. Opowiedziano nam za dużo kłamstw. Ja byłam okłamywana. Nie powiedziała, przez kogo. Nie musiała. - Jednak jesteś tutaj, na pokładzie tego statku. Powiedz mi szczerze, Kirsten. Czy twoja droga na Daleki Strzał zawsze była prosta? Poczerwieniała. - W razie konieczności wykazywaliśmy się inwencją. - Więc być może potrafisz zrozumieć, że również działałem pod przymusem.
- Jak widzisz, miewam się dobrze - odwróciła się od niego. Jeden z hologramów przyciągnął uwagę Nessusa. - Szlak planety, jak widzę. Powiększyła nagranie. Świat, który stał się RP5 wirował, przykryty chmurami. Gwiazda, która nie była już jego słońcem, przygasła do iskierki. Coś w logice komputera - wkład Kirsten? - utrzymało jasność pomimo zniknięcia gwiazdy. Nad lądami i oceanami szalały burze. Pojawiały się i znikały cyklony, a morza szalały, aż gruba pokrywa chmur całkowicie zakryła powierzchnię. - Świat w agonii - powiedziała Kirsten płaskim tonem. Ustawiła większe tempo odtwarzania. Chmura spuchła i zawirowała, jej tekstura nieco się zmieniła. Pokrywa obłoków zrobiła się cieńsza. - Jeziora i strumienie zamarzają. Wreszcie lód pokryje też same oceany, i burze znikną. Obrzuciła go ciężkim spojrzeniem. - Teraz zamarza atmosfera, jeden gaz po drugim, pokrywając morza i oceany kolejnymi warstwami lodu. I tak cały czas, aż do przybycia Floty. Przez kosmos przesunął się naszyjnik wybuchów i otoczył skutą lodem planetę. Wciąż formowały się burze, aż atmosfera zaczęła się dławić. - Niemal w jedną chwilę, bogata w tlen atmosfera, gotowa do ekoformowania. Mrozu nie mogłyby przeżyć żadne organizmy poza jakimiś jednokomórkowcami. Nic nie mogłoby konkurować z formami życia Ogniska. Nessus opadł na jedną z ławek. - To był prymitywny świat. Inaczej nie zostałby zajęty. - Prymitywny. Jak Ziemia? Nessus drgnął, uświadamiając sobie: ona uważa nas za potwory. - Nawet nie jak Oceanus. Nie odpowiedziała. Cisza zrobiła się przytłaczająca. - Wiesz, że Porozumienie ekoformuje światy - powiedział Nessus. - Po pierwsze, RP1 i RP2. To były światy o kwasowej atmosferze, znajdujące się oryginalnie w naszym systemie słonecznym, ale na jego obrzeżach. Zanim je przemieściliśmy, bombardowaliśmy je kometami. Zderzenia stopiły lód. Nowe oceany zasiedliliśmy specjalnie stworzonymi jednokomórkowcami. Transformacja pierwotnej atmosfery trwała tysiące lat. Nessus wskazał na jej holo. - Świat z oceanem i tlenową atmosferą szybko staje się produktywny, gotowy pod uprawę ziemi, gdy tylko zanikną burze.
- Jak RP3 i RP4, jak przypuszczam - powiedziała Kirsten. - A wkrótce RP5. Musiał sprawiać wrażenie, że współpracuje ze zbuntowanymi Kolonistami. To wykluczało zablokowanie jej dostępu do komputerów Preservera. Jednak to, czego nie mógł zablokować, mógł monitorować - i dlatego tutaj przyszedł. Lepiej cały czas odwracać jej zainteresowanie. Komputery na pokładzie starego tarana zostały wyczerpująco zbadane. Lokalizacja Ziemi zniknęła. Nessus był przekonany, że nawet Kirsten nie wydusiłaby z tych komputerów koordynat któregokolwiek z ludzkich światów. Nie miał jednak pewności, czy tego typu dane nie zachowały się gdzieś w systemach Preservera. Musiał ją rozpraszać. - Kirsten, Flota ucieka przed wieloma takimi światami - wyciągnął szyję w stronę RP5, ogromną na ekranie pokazującym obraz z zewnątrz. - Każdy kiedyś niezamieszkany świat w jądrze galaktyki jest wyczyszczony. Jeszcze więcej zostanie wysterylizowanych przejściami radioaktywnych frontów. Miliony światów, Kirsten, odpowiednich do ekoformowania. Nessus sam sobie popatrzył w oczy. - Jeśli tylko te światy są bezpieczne na tyle, żeby uruchomić cudowne, ale niestabilne reakcje tlenowe. Zadrżał dla efektu i zmienił ton. - Dosyć smutków. Wracajmy na Daleki Strzał na kawę i sok marchewkowy. Gdy zniknęła, pozwolił sobie na chwilę szarpania grzywy, czego tak potrzebował. Potem podążył za nią. Skubiąc delikatnie Nike spróbował mieszanki traw i owoców, jaką mu podano. Prostota przekąski wzmacniała naturalność i świeżość składników: kolejna przejrzysta oferta. - Wspaniałe - powiedział Nike. Musiał rozegrać to spotkanie z wielką delikatnością. Dziękuję, Eosie, że zgodziłeś się mnie przyjąć. Eos energicznie skinął głową. Jaki wpływ miało na niego przekupstwo i wynikający z niego luksus? Na politykę i na życie? Na układ, który należy zawrzeć? - Drobiazg. Zawsze chętnie się z tobą spotykam. Czy zastanowiłeś się nad tym, o czym rozmawialiśmy poprzednio? - Tak. - Nike pochylił głowę w udawanym zakłopotaniu. - Czy Zatylny na pewno zaproponuje stworzenie zjednoczonego rządu? - Już niedługo - odparł Eos. - Czas jest odpowiedni. Migracja przebiega bez zakłóceń.
Bez zakłóceń? Wciąż mają na głowie dzikich ludzi. Zaprzeczając tej prawdzie Eos zdradził swoją pozycję. Stracił prawo do przewodzenia Eksperymentalistom. Moje sumienie jest czyste, uznał Nike. - Kwestia warta rozważenia, gdy ty i Zatylny ogłosicie przymierze. - W istocie. - Eos ponownie napełnił swoją tacę ziarnami i owocami. - Czy to dla ciebie ważne, Nike? - Jestem przywódcą Dyrektoriatu Clandestine i oczekuje się ode mnie obiektywnego spojrzenia na problemy... Kolejne udawane pochylenie szyi. - Rozumiem - odparł Eos. Głowa, która nie była zajęta jedzeniem, uśmiechnęła się radośnie. - Bardziej dla ciebie właściwe byłoby zgodzić się, że okoliczności są bezpieczne, zwłaszcza w świetle mojej oferty, niż przyznać to samemu z siebie. Nike ulegle pochylił głowy. - Rozumiem twój punkt widzenia. - Eos odsunął tacę i wydał z siebie niemelodyjny gwizd. - Wobec tego mamy porozumienie. - Tak. - Nike wyprostował się. Nie czuł wstydu wypowiadając to kłamstwo. Gdy tylko Eos wyjdzie ze swoją chorą deklaracją, po której niemal natychmiast zacznie się kryzys z Kolonistami, całe Porozumienie zrozumie jedną rzecz: Obecny przywódca Eksperymentalistów jest niezdolny do piastowania swoich obowiązków.
34 Eric, pochrapując łagodnie, przekręcił się na drugi bok, uwalniając Kirsten. Nareszcie. Obniżyła pole siłowe, w którym spali, opuszczając ich na pokład. Wyszła z niego i włączyła je ponownie, zanim się ocknął. Narzekania na jej bezsenność - albo jego twardy sen - nie prowadziły do niczego. Kirsten ruszyła do kabiny rekreacyjnej po tabletkę nasenną. Po drodze zmieniła zdanie. Przeszła bezpośrednio z Odkrywcy na Daleki Strzał. Kirsten przygotowała sobie kawę i poszła na mostek tarana. Zastała tam Svena. - Och, witaj - powiedziała. Przerzucał papiery. - Przykro mi, że też nie możesz spać. - Kawa. Wszyscy jesteśmy uzależnieni. Zajęła drugie miejsce na mostku. - Miałam nadzieję na chwilę pogawędki z Jeevesem. Nie będzie ci to przeszkadzać? - Niee. - Sven rozłożył papiery na konsoli. - Jeśli zacznie, to się przeniosę. Równie dobrze mogę siedzieć w swojej kabinie albo w mesie. - Dzięki. Nie będę hałasować. Pochyliła się nad konsolą, dając Svenowi namiastkę prywatności. - Jeeves, tu Kirsten. Pojawiła się animowana okrągła głowa z wąsem i szerokim uśmiechem. - Dzień dobry. Zgodnie z czasem statku, był poranek. - Co mi możesz powiedzieć o Ziemi? - zapytała. - Niewiele. To stamtąd pochodzą ludzie. Daleki Strzał został zbudowany i wystrzelony z wysokiej orbity okołoziemskiej. - A ty nie wiesz, gdzie leży Ziemia. - Kirsten westchnęła. Znała już odpowiedź. - Te dane zostały usunięte - powiedział przepraszająco Jeeves. Zgarbiła się w fotelu, wciąż nie śpiąca, ale znużona. Odkrycie statku przodków powinno przynieść odpowiedzi. Eric i Omar, zajęci remontem statku, nie podzielali jej frustracji. Nie podzielała ich przekonania, że opanowanie technologii ludzi okaże się użyteczne. W jakiś sposób.
Skup się, napomniała sama siebie. - Czy my, Koloniści, moglibyśmy żyć na Ziemi? Wprowadziła do jego programu podstawową wiedzę o Ognisku i Flocie, o RP4 i Arkadii, mając nadzieję, że te dane w jakiś sposób okażą się powiązane z tymi bezużytecznymi strzępami jego pamięci. - Przypuszczalnie - odparła SI. - Możecie żyć na tym statku. - Możemy nigdy się nie dowiedzieć - powiedział Sven, wygładzając pogniecione papiery. - Porozumienie nie chce, żeby ktokolwiek poznał jego lokalizację. Władze na Ziemi mogły mieć podobne odczucia. Być może te dane były tylko w głowie nawigatora. Być może zamierzali je wymazać, gdyby kogoś spotkali. Jakkolwiek to było logiczne, Kirsten nie mogła się zmusić, żeby to zaakceptować. Tak dużo zostało utracone. Czy ostatecznie zostaną tylko z kłamstwami o ich przeszłości, które zechcą im przekazać Obywatele? Ta możliwość rozdzierała jej serce. Odchyliła się i przeciągnęła. Zesztywniałe stawy strzeliły. Sven znów zaczął układać papiery. Listy zadań. Szkice. Spisy, z niektórymi pozycjami wykreślonymi lub zaznaczonymi. - Jeeves ma całe terabajty danych. Po co tyle czasu poświęcać na te strzępy? Sven wzruszył ramionami. - Załoga też miała te terabajty. Uznali, że te rzeczy warto zapisać i mieć je pod ręką. Dlatego właśnie mogę poświecić ułamek swojego czasu i zastanowić się, dlaczego. - Ale bazgroły? W tym przypadku głównie jakieś nabazgrane kwiatki? Kirsten pomyślała przelotnie o hafcie, który zabrała przy pierwszej wizycie na pokładzie. - Jasne, fajnie, że je znaleźliśmy. Po latach spędzonych w ciasnym, sterylnym otoczeniu też bym tęskniła za naturą. - Nawet rysunki kwiatów są interesujące - powiedział Sven. - Poznajesz je? Kirsten wysiorbała resztki kawy, teraz ledwie letniej. - Niektóre. Jaskry i stokrotki. Chyba irysy. To znaczy, że na statku były nasiona. - Tyra, moja żona, zna się na ogrodnictwie. Rozpoznałem wszystkie te kwiaty, poza jednym. - Sven zaczął szukać rysunku. - Wygląda jak fuksja, pomijając fakt, że każda fuksja, jaką widziałem, miała cztery płatki. Te mają pięć. - Dziwne - zgodziła się. - Może przywieźli nasiona, ale się nie przyjęły. Sven stłumił ziewnięcie. - Jeeves? - W moich danych nigdy nie było takich nasion - SI zamilkła na chwilę. - A przynajmniej tak mi się wydaje.
Kirsten kącikiem oka dostrzegła, że Sven znowu ziewnął. - Nie musisz tu ze mną siedzieć - powiedziała. - W porządku. - Zebrał swoje papiery. - Rozumiesz więc, czemu grzebię w tych papierach. Ta domniemana fuksja może nic nie znaczyć. Albo może nam wykazać, że problem jest nie tylko z danymi nawigacyjnymi. - Szerokie ziewnięcie. - Ale raczej nic nie znaczy. Poczłapał do wyjścia z mostka i ruszył do swojej kabiny. Nawet ziewanie Svena nie zdołało wzbudzić w niej senności. - Jeeves, pamiętasz ten blok usuniętej pamięci, o której rozmawialiśmy? Obszar pamięci, który nie był ani dostępny, ani niedostępny, o którego zawartości i celu Jeeves nie wiedział nic. - Pokaż właściwości. Pojawił się wykres: przewijający się szybko śmietnik w systemie szesnastkowym. Dane przemykały szybko, nic jej nie mówiąc. Przy tak niskim poziomie szczegółowości, jakże by mogły? - Stop. Czy to kod programu albo dane? - Po trochu jednego i drugiego - powiedział Jeeves. - W większości bez znaczenia. Ani program, ani dane? - To nieprzydzielony obszar? Coś usuniętego przez program i nie przywróconego do użycia? - Mało prawdopodobne - odparł Jeeves. - To nie czeka na użycie. Nie zostały też uruchomione procedury ponownego wykorzystania gdzie indziej. Kirsten wypiła ostatni łyczek kawy. Badała komputery Obywateli, odbiegające od ludzkich, ale z pewnością pewne założenia były wspólne. Nikt nie pracował z tak drobnymi szczegółami jak alokacja pamięci - takie zadania dawno zostały zoptymalizowane i zestandaryzowane - ale wyraźnie struktury danych wspierały wszystko. - Jeeves, czy ten tajemniczy blok jest przypisany do jakiejkolwiek struktury danych? - Tak - odpowiedział. - Nie do użytkowych. Jest oznaczony jako nie do ponownego użycia, jakby miał jakiś fizyczny defekt. Jeśli tak, to ten defekt jest nieokreślony, ponieważ przeszedł wszystkie moje kontrole. Krok naprzód, krok do tyłu. Rozmowa toczyła się nie przynosząc postępów. Jej nastrój pogarszał się z każdą chwilą tych beznadziejnych zmagań. Jeeves nie wiedział, czego nie wiedział. To, czego ona nie wiedziała, było proste: jak się poddać.
- Powiedziałeś, że w tym regionie są jakieś dane. Czy wykorzystują jakiekolwiek struktury danych, które znasz? Jeeves potrząsnął animowaną głową: nie. Hmm. - Powiedziałeś także, że istnieje kod programu. Musi się odnosić do jakichś znaczących struktur, bo inaczej nie mógłbyś go odróżnić od danych. Zgadza się? Przytaknął. Końcówki jego wąsów zadrgały lekko. Kirsten podskoczyła, gdy zaskoczył system wentylacyjny. Miała temat do przemyślenia. Może teraz udałoby się jej przespać. Ale najpierw... - Jeeves, myślę, że powinniśmy spróbować wyodrębnić podejrzane segmenty kodu. Czy potrafisz rozpoznać i przechwycić wszystko, co mogłoby być groźne, zanim się uaktywni? - Sprecyzuj: groźne. Zastanowiła się. - Zmiany programu lub danych. Operacje na systemach statku. Próba odpalenia napędu fuzyjnego w zamkniętej przestrzeni Preservera szybko by ich wysłała na tamten świat. - Tak, sądzę, że potrafię. Kirsten potarła oczy. Po odrzuceniu tego wszystkiego skąd będzie wiedzieć, czy te tajemnicze programy w ogóle coś robią? - Poprawki. Pierwsza, zezwalaj na modyfikacje pamięci, ale tylko w obrębie anomalnego obszaru, o którym mówiliśmy. Druga, pozwalaj, żeby na tej konsoli - wskazała - pojawiał się obraz i dźwięk. - Gotowe - powiedział Jeeves. - Czy mam zacząć przegląd podejrzanych segmentów kodu? - Tak. Zablokowany rejon pamięci zawierał osiem potencjalnie wykonywalnych segmentów kodu. Cztery z nich po odpaleniu nie zrobiły niczego. Trzy spróbowały przekazać zniekształcone polecenia do głównej sieci statku; Jeeves je zablokował i skasował. Ostatni segment na konsoli Kirsten otworzył prymitywny hologram: wąski prostokąt z mrugającym kwadracikiem w jednym z końców. To mogło nie znaczyć nic. Albo, pomyślała, to mogło być okno logowania. Nie tak dawno temu związek z Nike wydawał się czymś absolutnie nieosiągalnym. Jednak w
jakiś sposób do niego doszło. Być może więc wiadomości z Ogniska nie powinny Nessusa zaskoczyć. Nessusa jednak zamurowało. Przywódca we własnej osobie zaprosił Eosa, by ten dołączył do rządu. Eos wyraził zgodę, na podstawie wielu lat niezakłócanej niczym podróży ogłaszając nową erę bezpieczeństwa Floty. To optymistyczne oświadczenie nie zawierało wzmianki ani o PMR, ani o rebelii Kolonistów. Nike nie odbierał połączeń od Nessusa, tłumacząc się nawałem obowiązków. Za zamkniętymi drzwiami kabiny, z głowami schowanymi pod brzuchem, Nessus rozmyślał. Istniały formy szaleństwa znacznie gorsze od przemierzania przestrzeni międzygwiezdnej. Preserver miał ogromne zapasy deuteru i trytu. Podobnie, jak Odkrywca, ale na znacznie większą skalę, jego zbiorniki były napełniane poprzez dyski transferowe i filtry molekularne. Działając w trybie transmisji te same dyski napełniały zbiorniki reaktorów fuzji na całym statku. Dzięki temu wszystkie pojazdy pomocnicze Preserrera były zatankowane, a roboty sprawne. Gdy Eric skończył przeprogramowywać kilka dysków Preserver mógł napełnić także zbiorniki Dalekiego Strzału. Podczas gdy Eric pilnował tankowania, Omar i Sven konsultowali się z Jeevesem w sprawie starych list wyposażenia, Nessus dąsał się w swojej kabinie, a technicy Obywateli ignorowali ich całkowicie, omawiając najnowsze wieści polityczne z Ogniska... Kirsten się denerwowała. Po odnalezieniu połowicznie działającego fragmentu kodu była zbyt podekscytowana, żeby spać. Nie, bądźmy szczerzy: zbyt przybita. Powiedzmy, że odkryła ukrytą aplikację. Jak miała się zalogować? Kawa już nie była w stanie wygrać z jej zmęczeniem; przerzuciła się na tabletki stymulujące. Ramiona złożyła na stole w mesie, ułożyła na nich głowę i przywołała z pamięci obraz uruchomiony przez zagadkowy kod. Ten mrugający kwadracik był jak kursor. Przypuszczalnie długi prostokąt był oknem wejścia do bazy danych. Jeżeli tak, to należało tam wpisać sześć znaków. Próby wykazały, że nie da się wprowadzić ich więcej. Wobec tego dwadzieścia sześć liter i dziesięć cyfr. Będzie optymistką i założy, że w haśle nie było znaków interpunkcyjnych. Sześć znaków. To dawało trzydzieści sześć do szóstej potęgi możliwości. Mniej więcej dwa miliardy kombinacji.
Zgadywanie nie rozwiąże tego problemu, a ktokolwiek stworzył tę łamigłówkę bez wątpienia miał dość sprytu, żeby zabezpieczyć się przed atakiem siłowym. Zgadywanie nie rozwiąże tego problemu. Gdy tabletki pobudzające wreszcie zaczęły działać Kirsten stwierdziła, że jest głodna. Wypróbowała kolejną pozycję z syntetyzera Dalekiego Strzału: pizzę z pepperoni. Sven na ścianie mesy poprzypinał stare rysunki kwiatów. Nie widziała, czym się one różnią, poza liczbą płatków. Dlaczego ktoś spędził tyle czasu na rysowaniu ich? Syntetyzer zasygnalizował, że jej pizza jest gotowa. Pachniała wspaniale. Pierwszy kęs oparzył ją w podniebienie. Wszędzie kwiaty. Kwiaty na hafcie, który zabrała. Jeśli te kwiaty coś znaczyły, to dlaczego te fuksje zostały źle narysowane? Ostrożnie ugryzła kolejny kawałek. Pizza smakowała cudownie. Przepis z Ziemi, uznała. Ziemskie kwiaty? Wiadomość ukryta w kwiatach? Kirsten wpatrywała się w ścianę z rysunkami, starając się dostrzec wzór. Niechlujne szkice. Wiele odmian. Płatki i liście. Coś z płatkami. Ich liczba? Na jednej kartce kwiaty miały po trzy, pięć i dwadzieścia jeden płatków. Na kolejnej: trzy, osiem i pięć. Na następnej: osiem, trzy i pięć. Coś drażniło jej pamięć. Na rysunkach kwiaty miały po kilka płatków. Trzy, pięć, osiem, trzynaście i dwadzieścia jeden. Widziała wzór, ale nie jego znaczenie. Trzy i pięć to osiem. Pięć i osiem to trzynaście. Osiem i trzynaście to dwadzieścia jeden. Skończyła pizzę i poszła na mostek. Jeeves był pogrążony w dyskusji ze Svenem i Omarem. Nie było tam dla niej miejsca. - Jeeves - wezwała z korytarza. SI miała podzielną uwagę. - Trzy, pięć, osiem, trzynaście... co jest następne? - Dwadzieścia jeden, trzydzieści cztery, pięćdziesiąt pięć. To ciąg Fibonacciego, Kirsten. Zaczyna się od zero-jeden-jeden-dwa, a każda kolejna liczba w ciągu jest sumą dwóch poprzednich. Omar podniósł wzrok, zirytowany, że im się przeszkadza. - Kirsten, możesz się pobawić w te gry liczbowe później? Więc ten ciąg miał nazwę. A czy miał cel? - Jeeves, co oznacza ten ciąg? - Ciąg Fibonacciego występuje powszechnie w naturze. Na przykład w botanice wzory Fibonacciego odnoszą się do liczby płatków, liści, łusek w szyszkach, skupisk nasion i miejsc
odrastania gałązek na głównym pędzie. W zoologii liczby Fibonacciego pojawiają się w rozkładzie elementów w muszli łodzika. Tak zwany złoty prostokąt... - Kirsten - burknął Sven. - Dostałem się do spisu gatunków przewożonych na tym statku, łącznie z gatunkami morskimi, które są dla mnie nowe. Czy twoja zabawa z liczbami może poczekać? Svena także zignorowała. - Jeeves, powiedziałeś, że ten wzór występuje w naturze. Masz na myśli naturę jako taką, czy naturę ziemską? - Naturę ziemską - odparł Jeeves. Czyli: znalazła fragment kodu, który mógł być oknem dialogowym. Tajny program ukryty w ziemskim komputerze, być może wymagający tajnego hasła. Tajnego ziemskiego hasła? Czy te wszechobecne kwiaty kryły wiadomość? Coś, co mogli zauważyć tylko ludzie? Liczby Fibonacciego. Kwiaty o trzech, pięciu, ośmiu, trzynastu i dwudziestu jeden płatkach. Zabiło jej to klina. Usiadła na podłodze w korytarzu, opierając się o ścianę, gapiąc się na mostek. 3-5-8-1321. Siedem cyfr. Domniemane hasło dopuszczało sześć. - Sven! - wrzasnęła. Podniósł głowę. - Powiedziałeś, że fuksje mają po cztery płatki, nie pięć? Uznajmy pięć za dezinformację. 3-8-13-21. Sześć cyfr dawało 720 permutacji. To była w stanie ogarnąć. Podniosła się na nogi. Lata świetlne, pokolenia i wieki... Czy ukryta przeszłość Kolonistów zostanie wreszcie poznana dzięki brutalnej sile? Pomimo całego podniecenia Kirsten czuła się obrażona estetyką tej możliwości. To logika ich tam doprowadziła. To logika powinna dać rozwiązanie. Co poza tym wiedzieli? Kwiaty i liczby Fibonacciego. Byle jak naszkicowane obrazki. Rozpoznawała tylko niektóre gatunki, ale nawet ona wiedziała, że prawdziwe irysy są znacznie wyższe od stokrotek. Kirsten w swoim podręcznym komputerze wyszukała obraz starożytnego haftu. Pośród wielu kwiatów tylko jeden był w kolorze, a zarazem najdłuższy. Krótkie irysy i wysokie stokrotki. Czy najwyższy z kwiatów mógł oznaczać najważniejszą cyfrę? - Jeeves, włącz ostatni fragment programu, który znaleźliśmy, z tymi samymi
zastrzeżeniami. W okno tekstowe wprowadź 8 3 21 13. Rozległy się fanfary. Pojawił się obraz człowieka, pozornie w kabinie tego statku. Nie, pomyślała Kirsten, to jest ten statek. Obraz, który zabrała, nadal wisiał na ścianie za postacią. Svenowi opadła szczęka. Omar zastygł. Mężczyzna na hologramie miał ciemne oczy, włosy i karnację. Twarz w nieokreślonym wieku poznaczona była zmarszczkami zmartwienia. Jego kombinezon, w ciekawy, kraciasty wzór, nie ukrywał przysadzistej sylwetki. Oczy miał mądre i czujne, ale migotały w nich iskierki humoru. Kirsten nie mogła się powstrzymać przed myślą: chciałabym poznać tego faceta. Odezwał się. - Nazywam się Diego McMillan. Jestem nawigatorem na statku Daleki Strzał. Mam historię do opowiedzenia.
35 Nike wkroczył w szumiący tłum, który wypełniał przypadkowo wybrany plac. Westa walczył o zachowanie równego kroku. Wszędzie dookoła świeciły panele słoneczne. Wysoko w powietrze strzelały strumienie wody z fontanny zasłoniętej przez zgromadzonych. Wilgotna mgiełka chłodziła bok Nike. Otaczał go zapach stada. - Ekscelencjo - wydyszał Westa. - Zaczekaj, proszę. Biedny Westa nie mógł zrozumieć ulotnej natury tej chwili. Wkrótce nie będzie już okazji mieszania się z tłumem, przynajmniej nie dla Nike. Głosy wznosiły się i opadały, nuciły i kwiliły. Głównym tematem rozmów, odkąd wyemitowano ostatnie obwieszczenie, był przyszły, zjednoczony rząd. Harmonia: akceptacja, zaufanie, zgoda. Codzienne pomniejsze dysonanse: wątpliwości, niepokoje, znużenie. Eksperymentalizm był w odwrocie. Euforia i fatalizm. Powstający konsensus. - Ekscelencjo - sapnął Westa. - Ten nowy rząd powstanie. Nic na to nie poradzisz. Zgoda się krystalizuje. Jego głos wibrował niskimi tonami, pytająco, bez nadziei na odpowiedź. - Dlaczego? - Nie martw się. - Głos Nike dźwięczał pewnością. - To partnerstwo nie może przetrwać. Nie żyjemy u końca historii. Ponieważ to ja tworzę historię. Rebelianci Kolonistów muszą poczuć zadowolenie, że dzielą Preservera z Obywatelami. Zaufani strażnicy z Dyrektoriatu Clandestine byli na jego pokładzie, udając techników Wszystkie roboty były sprawne, w zasadzie były to te same roboty, które przejęły zbudowany przez dzikich ludzi taran. Westa wreszcie odzyskał dech. Pytająco obniżył głos. - Nie rozumiem. - Cierpliwości, mój przyjacielu. - Nike skręcił gwałtownie w bok. - Wszystko będzie dobrze. W umyśle Nike obraz stał się jeszcze ostrzejszy. Cała czwórka Kolonistów zostanie uwięziona na pokładzie Preservera. Odkrywca, zacumowany przy kadłubie Preservera, bez
kodów wyjściowych do dysków transferowych był nieszkodliwy. Hałaśliwa, ale pozbawiona możliwości furia wśród ludzkich przywódców Arkadii. Niech sobie Koloniści protestują przeciwko tak długiemu ukrywaniu przed nimi Dalekiego Strzału - dzięki temu poważniejsze sprawy, których ujawnienie mogłoby mieć o wiele poważniejsze konsekwencje, będą bezpieczne. Wkrótce Eos przekona się, że się mylił. Wkrótce Eos udowodni, że nie potrafi i nie jest wart przewodzenia Eksperymentalistom. I wkrótce nowa partia Konsensusu będzie musiała zwrócić się do tego, który powstrzymał kryzys w samym sercu Floty. A jeśli społeczne niezadowolenie osiągnie wystarczającą moc? Czy nadejdzie właściwy czas nawet dla odmienionego Zatylnego? Już wkrótce...
36 Nazywam się Diego McMillan. Jestem nawigatorem na statku Daleki Strzał. Mam historię do opowiedzenia. Omar, Sven, Eric i Kirsten przylgnęli do ścian pokoju wypoczynkowego Odkrywcy. Nagranie holo migotało na środku kabiny, wyświetlane z kopii, którą Kirsten zapisała na swoim komputerze. Wiadomość, którą Diego tak starannie zabezpieczył, musiała być przeznaczona tylko dla uszu i oczu Kolonistów. - Mówię jak człowiek do człowieka, przodek do następcy. Pomimo tego, że wszystko poszło źle, wciąż żywię nadzieję, że ludzie odnajdą tę wiadomość. Musiałem ukryć klucz na widoku, ufając, że potrafię podać wskazówki, które mają znaczenie tylko dla ludzi. Ale jednak... - Diego jęknął. - Nie mogę na tym polegać. Jeżeli nasi potomkowie to oglądają wiem, jak musicie tęsknić do poznania lokalizacji waszego domu, planety Ziemia. Pozostawienie wam tej wiadomości stworzyłoby ryzyko odkrycia jej przez Obywateli i poprowadzenia tych morderców na samą Ziemię. Nie zrobię tego. Eric uderzył w ścianę. Omar i Sven popatrzyli na siebie z frustracją. Kirsten zaklęła. Nieważne, że szanowała powody Diego: droga nie mogła się kończyć w tym miejscu. To niemożliwe. Nie mogłaby tego znieść. Diego odetchnął. - Na drodze do naszego nowego domu - Nowej Terry, jak zgodziliśmy się go nazwać napotkaliśmy coś zdumiewającego. Coś budzącego grozę. Znaleźliśmy świat podróżujący między gwiazdami. Moje obserwacje wskazywały, że ciągle przyspiesza, a ten proces trwa od lat. Rozumując, że Lodowym Światem musi kierować inteligencja, nadaliśmy sygnał laserem komunikacyjnym. Ziemia to spokojne miejsce, tak przynajmniej było za moich czasów. Wierzyliśmy, że pokój i dostatek są naturalną konsekwencją zaawansowanej technologii. Nigdy nie przyszło nam do głowy, że wiedza pozwalająca poruszać światy, może nie łączyć się z mądrością. Nie podejrzewał tego nikt, poza Jaime. Pojawiła się śliczna blondynka, hologram w hologramie. - To jest Jaime, moja żona - kontynuował Diego rozdzierająco smutnym głosem. Opowiem wam o niej więcej, jak również o tym, dlaczego nie bierze udziału w tym zapisie. Jest lekarzem wyprawy. Barbara jest kapitanem, a Sayeed inżynierem. Gdy natknęliśmy się
na Lodowy Świat Jaime zaczęła się zastanawiać: a co, jeśli obcy nie są nastawieni przyjaźnie? A ponieważ ona się martwiła, a ja ją kocham, zastosowałem jedyny środek ostrożności, jaki mogłem.
Stworzyłem
wirusa
komputerowego,
który
zniszczyłby
wszystkie
dane
astronomiczne i astronawigacyjne. Kirsten jeszcze bardziej się załamała. To, jak Diego ukrył swój dziennik, było niesamowite - w pewnym sensie był pokrewną duszą. Nie była w stanie sobie wyobrazić, jakie sekrety celowo wymazał z zapisów tarana. - Wiedzieliśmy, ile czasu będzie potrzebował nasz sygnał, żeby dotrzeć do Lodowego Świata. Urządziliśmy nawet imprezę, gdy planeta utrzymała się na swojej pozycji na tyle długo, żeby odebrać naszą wiadomość. Nasza fizyka nie pozwala na komunikację przy podróży szybszej od światła. Spodziewaliśmy się, że na odpowiedź przyjdzie nam długo czekać. Jakże byliśmy naiwni! W ciągu kilku godzin pojawił się statek, wielki jak wieloryb, wystarczająco duży, żeby nas połknąć. Ewidentnie szybszy od światła. Znacznie szybszy. I tak zaczęło się nasze niewolnictwo pod rządami Porozumienia. Diego uśmiechnął się jadowicie. - Ale przedtem uruchomiłem wirusa. Znaczenie słowa wieloryb dawało się zrozumieć z kontekstu: coś wielkiego. - Niewolnictwo? - powiedział Omar. - Ktoś zna to słowo? - Istoty ludzkie definiowane i używane jak własność - odezwał się Jeeves. Nie wydawał się poruszony. Definicja i wywołany nią szok wstrząsnęły Kirsten. Ona i cały jej rodzaj - zbyt zmanipulowani, żeby choćby uświadamiać sobie, w co wpadli. Diego tęsknie podziwiał obraz żony. - Pokazaliśmy, że potrafimy wyśledzić Lodowy Świat, którego kurs wskazywał na ich dom. Na Ognisko. Zostaliśmy zaatakowani, żebyśmy nie odkryli położenia tej planety, orbitującej daleko wokół czerwonego giganta. I tak zostaliśmy zabrani do Floty Światów, tajemniczego miejsca, którego, jak mi powiedzieli, nigdy nie opuścimy. Potem ten koszmar stał się jeszcze gorszy. Daleki Strzał przewoził ponad dziesięć tysięcy pasażerów, w większości były to zamrożone embriony. Nasi panowie mówią, że ich Porozumienie okazało litość, że nie mogliby pozwolić, żeby zginęło tyle istot. Kilku Obywateli przyznało się - ale tylko przed nami, garstką na zawsze uwięzioną na pokładzie - że mają zamiar zmienić naszych bezradnych pasażerów w rasę niewolniczą. Wierzę, że przynajmniej w tym byli uczciwi. W jego oczach zamigotały łzy. Kirsten poczuła pieczenie pod powiekami.
- Jednymi z tej garstki jesteśmy Jaime i ja. Obywatele przenieśli nasze pokładowe zbiorniki hibernacyjne na świat, który nazywają RP3. Tym, którzy się obudzili powiedzieli, że znaleźli dryfujący swobodnie wrak. Nawet pomimo tego większość ludzi miała wątpliwości. Gdy Obywatele zachęcili ich do założenia planowanej kolonii kobiety zaprotestowały przeciwko natychmiastowej implantacji zarodków. Na Dalekim Strzale były również zarodki ssaków, krów, owiec i innych, które mieliśmy zamiar wprowadzić na Nową Terrę. Oczywiście dla tych zwierzęcych embrionów mieliśmy sztuczne macice. Obywatele byli zdeterminowani, żeby mieć tę swoją kolonię. Eksperymentowali z zaszczepianiem ludzkich zarodków w sztuczne macice zwierzęce. Nie zamierzali się zgodzić na nasze dobrowolne wyginięcie. Kirsten ścisnęła dłoń Erika. Od czasu wzmianki o RP3 drżał. - Pojawiały się spontaniczne poronienia, koszmarne wady wrodzone i problemy rozwojowe. - Wspomnienie o tych tragediach na chwilę odjęło Diego głos. - Dla naszych panów to były „eksperymenty". Dla nas... każdy z tych zarodków był czyimś dzieckiem. Kilka kobiet zgodziło się zostać surogatkami, żeby przerwać te „eksperymenty". Po kilku donoszonych, zdrowych ciążach nasi panowie zażądali, żeby wszystkie kobiety zostały surogatkami. Żadna się nie zgodziła. Obywatele na kilku przeprowadzili pranie mózgu. Reszta się poddała. Obywatele nie widzieli niczego złego w tym, żeby mężczyźni sami wychowywali dzieci, gdy już do tego doszło. Zgaduję, że samice Obywateli nie są zbyt czułe. Tych kilku ludzi, którzy się zbuntowali - dostali szału - zostało uwięzionych na statku wraz z naszą czwórką. To od nich znam tę część tej smutnej historii, która dotyczy RP3. Potem, któregoś dnia, zabrali Barbarę i Jaime. - Diego dygotał z rozpaczy i gniewu. - Ktoś uznał, że ich macice są cenniejsze od ich umysłów. Wiem, że nie pozwolono by im opowiadać o ataku na Daleki Strzał niezorientowanym dorosłym na RP3. Przed dołączeniem do kolonii musiały przejść pranie mózgu. Diego opanował głos. - A co z mężczyznami wciąż przebywającymi na statku? Doradzamy naszym panom, w jaki sposób budować ludzkie społeczeństwo. Przez nasze rady staramy się ulżyć mu nieco w cierpieniu. Próbujemy zmniejszyć liczbę wymuszonych ciąż, zwłaszcza tych, które są wynikiem prania mózgu. Wszyscy mężczyźni upierają się, że aktywna rola matki w wychowaniu dziecka jest kluczowa. Dwa wieki równości płci to niewielka ofiara, żeby ocalić umysły kobiet. Robimy wszystko, co możemy. Czasem to kwestia słownictwa i pojęć, które staramy się zachować w ocenzurowanym angielskim, którego uczą się dzieci. Czasem to wykorzystywanie błędów popełnianych przez Obywateli. - Uśmiechnął się, prawie jakby
wbrew sobie. - Obywatele popełniają dużo błędów. Nie noszą ubrań, więc uważali je za marnowanie zasobów. Szybko się nauczyli, że nagość nie ma nic do ich niechęci do kontroli urodzeń i ich nadziei na kontrolowanie linii genetycznych. Uśmiech zbladł. - Obawiam się, że podejrzewają nasz nie bezpośredni wpływ. Powiedziano nam, że na RP4 powstanie nowa kolonia, zapoczątkowana przez dzieci chowające się pod kontrolą Obywateli. Wszystko, co mi zostało, to nadzieja dla dzieci. Jeżeli wy, którzy oglądacie to nagranie, jesteście tacy, jak ja, jesteście ludźmi, to wiedzcie jedno: wywodzicie się od spełnionego ludu. Zasiedliliśmy cały nasz system słoneczny. Założyliśmy kolonie, pokojowo, na światach należących do innych słońc. - Diego przełknął mocno. - Żałuję, że nie mogę wskazać wam drogi do domu. Ziemia jest pięknym światem. A jeśli wy, którzy oglądacie to nagranie, jesteście Obywatelami, to życzę wam, żebyście trafili prosto do piekła!
37 Pod czujnym wzrokiem Zeusa Nike podjął decyzję: już czas. Wywołał Nessusa w jego kabinie na Preserverze, chwila była zbyt doniosła, żeby przejmować się blisko dziesięciosekundowym opóźnieniem sygnału. - Nessusie, Dyrektoriat wkrótce wyda pilny komunikat. Chciałem, żebyś usłyszał o tym ode mnie. Zostanie ogłoszone, że renegaci spośród Kolonistów wtargnęli na statek Floty orbitujący nad RP5. Nasza pełna poświęcenia załoga, która znajdowała się na pokładzie, aby monitorować postępy ekoformowania, została wzięta w niewolę, ale kilku - mówił dalej pomimo protestów Nessusa, które wreszcie dotarły do niego po kilku sekundach prędkości światła - kilku zakładników zbiegło. Przez radio skontaktowali się z władzami i spróbują odzyskać kontrolę. Dyrektoriat Clandestine otoczył obiekt statkami, żeby odpowiedzialni za to nie zdołali uciec. - Nike. - Nessus czekał, aż upewnił się, że teraz jego kolej, żeby mówić. - Nike, zgodziliśmy się na obecność małej grupy Kolonistów na pokładzie. Technicy nie są zakładnikami - jakkolwiek podejrzewam, że nie są też do końca technikami. Jak możesz nazywać obecność tutaj Kolonistów wtargnięciem? - Jak możesz tego nie rozumieć? - zaprotestował Nike. - Obietnice, które złożyliśmy Kolonistom, były złożone pod przymusem. Nie jesteśmy im nic winni. Naszym nadrzędnym obowiązkiem jest odzyskanie Odkrywcy, albo przynajmniej wyrwanie go spod kontroli Kolonistów. Na kanale komunikacyjnym zapadła cisza zbyt długa, żeby dało się ją wytłumaczyć opóźnieniem sygnału. Wreszcie, skrobiąc kopytem o podłogę, Nessus się odezwał. - A gdy rząd kolonii zaprotestuje? - A kto im uwierzy, skoro Daleki Strzał już nie istnieje? - wdzięcznym wygięciem szyi Nike oddalił oczywistą odpowiedź, zanim mogła się pojawić. - Dowiedzieliśmy się już wszystkiego, czego można było o tym prymitywnym statku kosmicznym. To tylko memento, a zatrzymanie go stwarza tylko niepotrzebne niebezpieczeństwo. Nessus miotał się nerwowo po kabinie. - A ta czwórka Kolonistów? Uważam ich za przyjaciół. - Nie jestem okrutny - odparł Nike.
Pytania zaczynały go irytować. Kolegowanie się nie usprawiedliwia krytycyzmu. - Zostaną zabrani na RP3. Jeśli przeżyją przejęcie, przyznał się Nike sam sobie. Nessus z drżeniem opanował uczucia. - Rozumiem, Nike. Nie chciałbym się przypadkiem wpakować w kłopoty. Możesz powiedzieć mi dokładnie, kiedy to się zdarzy? Nike, pełen poczucia ulgi, że Nessus zmienił podejście, zrobił to. Nessus wszedł do jednej z pustych ładowni Preservera. Tam chodził w kółko i w kółko, a postukiwanie jego kopyt budziło echo. Nessus nucił pod nosem, a dźwięki odbijające się od ścian sprawiały wrażenie, jakby znajdowało się tu całe stado. Czy Koloniści byli zagrożeniem dla Floty, czy tylko policzkiem dla rządu? A może byli oni - i on - marionetkami w grze, której nie rozumiał? Mógł milczeć - ale milczenie oznaczałoby zdradę jego przyjaciół. Mógł ich ostrzec - ale dokładnie przed czym i w jakim stopniu? Czy zdradziłby Nike? Nessus odsunął od siebie dręczące pytanie, z którym teraz nie miał czasu się zmagać: czy mógł kochać kogoś tak kłamliwego, kto manipulował innymi w tak drastyczny sposób? Nessus szarpnął grzywę. Tak dużo pytań! Wiedział na pewno tylko tyle, że Nike go okłamał. Tak, jak on okłamał, wiele razy, własną załogę. Atak był coraz bliżej. Jeśli nie przestanie się bezproduktywnie miotać, to wkrótce decyzja podejmie się sama. A z tą decyzją Nessus prawdopodobnie nie będzie umiał żyć. Wrócił do swojej kabiny. System czujników wskazał, że na pokładzie Preservera nie ma Kolonistów. W takim razie muszą być na Odkrywcy. Wywołał komunikator Kirsten. Nic. Wreszcie odebrała. - Tak, Nessus? - wydawała się nieufna. Dlaczego, pomyślał. Czy to możliwe, żeby wiedziała? - Muszę porozmawiać z waszą czwórką. Gdzie jesteście? - Jesteśmy zajęci - odparła Kirsten. - Czy to może zaczekać? Nessus się wyprostował, zastanawiając się, czy mowa ciała coś zmieni w kontakcie z Kolonistami, zwłaszcza nastawionymi sceptycznie. Rozum podpowiadał mu, żeby spróbował. Musiał ich przekonać. - Przełącz się na bezpieczny kanał. Jej obraz zawirował jak w kalejdoskopie, a potem znów ustabilizował. - Kirsten, zostaliśmy zdradzeni. Jeśli wrócicie na Preservera, wkrótce zostaniecie
aresztowani. Odkrywca jest całkowicie otoczony przez inne statki, więc nim się nie wydostaniecie. Jeśli zadziałamy natychmiast myślę, że zdołam przemycić was na RP4 na pokładzie Aegis. - Eric, no chodźże - krzyknęła Kirsten. - Co ty jeszcze robisz? - Już prawie skończyłem - odparł Eric. Twarz miał ściągniętą ze skupienia, palce fruwały nad konsolą. - Nie mam czasu na wyjaśnienia. - Stuknął w konsolę. - Gotowe. Pobiegli do pokoju wypoczynkowego Odkrywcy i poprzez dysk przeszli do mesy na Dalekim Strzale. Sven i Omar weszli na statek wcześniej, żeby wpuścić Nessusa przez śluzę powietrzną. Dysk na jego pokładzie nadal był zabezpieczony kodami, którymi nie chcieli się dzielić z żadnym Obywatelem. Nessus, wyglądający bardziej niechlujnie, niż zazwyczaj, włączył swój komunikator. - Tryb języka Kolonistów, włączony. Znacie Nike. Teraz patrzcie i słuchajcie. Kirsten oparła się o ścianę. - Nessus, dlaczego mamy ci ufać? Już wcześniej nas okłamałeś. Odmawiałeś nam informacji. Może na pokładzie Aegis jest zastawiona pułapka. Nessus szarpnął grzywę. - Masz rację nie ufając mi. Masz rację nie ufając każdemu z nas. Jeśli to podstęp, to mnie tak samo oszukano. Wyremontowaliście ten statek. Czy może odbierać sygnał wideo? - Pójdę na mostek - powiedział Eric. - Czego mam szukać? - Wiadomości z Ogniska. Mam nadzieję, że uda się złapać lokalne transmisje. Eric wyszedł. Kilka minut później z komunikatora Nessusa rozległ się głęboki tryl. Komunikator zaczął tłumaczyć. Zakładnicy. Kryzys w rządzie. Hańba nie w pełni uformowanego zjednoczonego rządu. Ledwie powołany Konsensus rozwiązany i potępiony. Wzrastające poparcie dla Nike i jego frakcji Ciągłego Pogotowia. Czy ufała translatorowi Nessusa? Eric podzielał jej wątpliwości. - Przełączam na niezależne tłumaczenie. - Oddziały pod dowództwem Dyrektoriatu Clandestine spodziewają się, że wkrótce przejmą statek - huknął Jeeves. - Przez lata nauczono mnie tłumaczyć - dodał ciszej. - Musimy się spieszyć - nalegał Nessus. - Ten program jest prawdziwy. Zaatakują was roboty tak, jak kiedyś zaatakowały Daleki Strzał.
Wiadomości się skończyły. - Nessus mówi prawdę, przynajmniej co do tego - powiedział Eric. - Kamery zewnętrze pokazują tuzin Obywateli i mnóstwo robotów gromadzących się przy śluzie. Zablokowałem kontrolki, ale to ich długo nie powstrzyma. - Szybko, proszę - błagał Nessus. - Przejdźcie na Aegis, jeśli nie jest jeszcze za późno. Gdy siły bezpieczeństwa zorientują się, że jestem z wami, Aegis też zablokują. Sven miał oczy jak zwierzę w pułapce. Myślał o starym nagraniu pokazującym, jak roboty wycinają sobie drogę do środka. - Wiadomość, jaką przekazał Nike Nessusowi mówiła o usunięciu tego statku. Czy Daleki Strzał jest wystarczająco sprawny, żeby latać? Omar parsknął. - Kadłub Preservera jest całością. Nie mogę znaleźć żadnych śladów luku magazynowego. Nike musiał mieć na myśli, że usuną Daleki Strzał w formie małych kawałków. Albo może skierują Preservera w gwiazdę razem ze statkiem na pokładzie. Kirsten myślała gorączkowo, desperacko szukając drogi ucieczki. Nawet, gdyby im się nie udało, muszą wysłać raport. - Eric! Czy możemy też nadawać? Jeśli tak, to poślij nagranie Diego MacMillana na Ognisko i RP4. - Diego MacMillan? - Nessus zakłopotany obrócił głowy. - Kto to jest? - Zrobi się, Kirsten - odparł Eric. - Ale będę cię potrzebował na mostku. Załadowała kopię wiadomości od Diego do komputera Nessusa - powinien wiedzieć, że nie da się dłużej robić z nich głupców - i pobiegła na mostek. Wokół Erica unosiły się hologramy mówiące o statusie, specyfikacjach systemów, a także kilka przekazów wideo, najwyraźniej w czasie rzeczywistym. Na największym roboty zbliżały się do śluzy. - Co mam robić? - zapytała. - Ufasz mi? - spytał nie podnosząc głowy. - Tak. - Czas uciekał. - Jeśli masz jakiś pomysł, to jazda. Z dziobu Dalekiego Strzału wyleciał rubinowy promień lasera. Pokład zagotował się przed robotami. - Laser komunikacyjny - wyjaśnił Eric. - Nauczy ich nieco ostrożności. Mniejsze hologramy zamrugały i zawirowały wokół niego. - Jeeves, status tarana? - Gotów na twój rozkaz - odpowiedział Jeeves.
Eric otworzył kolejne holo, wideo w czasie rzeczywistym do mesy. - Nessus. - Zwiadowca był pochłonięty nagraniem Diego. - Nessus! Posłuchaj mnie. Eric pogłośnił komunikator i zagwizdał ostro. - Nessus! Głowy poderwały się. - Tak, Eric. - Za dwie minuty aktywuję pole tarana. Wiesz, co się wtedy stanie? Kirsten nie miała pojęcia, ale Nessus zatrząsł się jak liść. - Zginą wszyscy w zasięgu setek mil, z wyjątkiem tych, którzy będą tutaj, w obszarze działania systemów podtrzymujących życie. Eric znów wypalił z lasera komunikacyjnego, przecinając robota na pół. - Nie, Nessusie. Tylko wszyscy na pokładzie Preservera. Kadłub GP zatrzyma pole. Wszyscy mają minutę i czterdzieści sekund, żeby się stąd teleportować. Musisz im to przekazać, bo Koloniście nie uwierzą. Potem zabieraj się stąd - chyba że nam ufasz i naprawdę chcesz pomóc. Minuta i trzydzieści sekund. Nessus wrzasnął przeraźliwie. Nie mógł złapać tchu. W ciągu kilku sekund opanował strach, gniew, czy jaka to była emocja, która go sparaliżowała. Gwałtownie i nagląco zaćwierkał do swojego komunikatora. Ekipa Nike musiała zwariować, żeby dopuścić się aktu przemocy wobec Kolonistów na pokładzie Dalekiego Strzału, ale nie byli bardziej obłąkani od większości Obywateli. Obrócili się i pognali do dysków transferowych. Roboty zamarły - ale tylko na moment. Agenci Nike podjęli atak na nowo, zdalnie, siedząc bezpiecznie w swoich statkach. Nessus się nie ruszył. - Nessus... - Kirsten przerwała, zabrakło jej słów. - Ponieważ nie zasługujecie na to, co dla was zaplanowano - oświadczył Nessus - jeśli nie mogę zrobić nic innego, będę waszym świadkiem. W połączonym obrazie z kamer widać było, jak trzy grupy robotów zmierzają w stronę Dalekiego Strzału. Zatrzymały się przed masywną bandą, która otaczała taran znajdujący się w centralnej komorze Preservera, zabezpieczając go przed generatorem grawitacji większego statku. Drżące cienie na ścianach komory wskazywały, gdzie znajdują się napastnicy. Laser komunikacyjny nie mógł ich dosięgnąć bez ryzyka zniszczenia Dalekiego Strzału. - Omar, Sven, Nessus, pakujcie się na Odkrywcę. Myślę, że macie szansę na ucieczkę zawołał Eric. - A co z wami? - krzyknął Omar. - Ja muszę być tutaj, żebyście mieli tę szansę - powiedział Eric. - Kirsten, będziesz
bezpieczniejsza z nimi. Pogładziła jego ramiona, twarde z napięcia. - Zostaję z tobą. - Gdzie się najbardziej przydam? - spytał Nessus. - Tutaj, na Dalekim Strzale. Eric uruchomił następny ekran. Rzut Preservera, pomyślała Kirsten. Na kadłubie pulsował czerwony punkt. - Omar, Sven, jazda! - wrzasnął Eric. - Za minutę rozpęta się tu piekło. Macie zaprogramowanego autopilota. To wasza szansa. Kirsten patrzyła, jak znikają z mesy. Nessus został, skrobiąc kopytem w pokład. - Jesteśmy otoczeni - chwilę później odezwał się Omar. - Dokładnie przy kadłubie Preservera. Nie wiem, w czym miałby nam pomóc autopilot. Skradające się cienie wydawały się być bliżej. Lada chwila zaczną przewiercać się przez kadłub. Eric nie podnosił wzroku znad klawiatury. Teraz w szkicu pojawił się Daleki Strzał, bladą nitką połączony z tajemniczym, czerwonym punktem. - Co teraz będzie? - spytała Kirsten. - Teraz zobaczymy, czy jestem ciebie wart. Gdy Eric mówił z dziobu tarana wystrzelił promień lasera komunikacyjnego, znacznie jaśniejszy, niż dotąd. Dość jasny, pomyślała Kirsten, żeby sięgnąć gwiazd. Promień przeszedł przez ścianę ładowni Preservera, jakby była zrobiona z papieru. Z brzegów dziury ściekał stopiony metal. Promień zakreślał spiralę, a otwór rósł. Ściana zaczęła się zapadać. Eric wreszcie spojrzał na Kirsten. - Pamiętasz fabrykę General Products? Pamiętasz, jak Baedekerowi nie podobały się moje pytania? Poprzez metaliczne wyziewy i zapadające się płaty metalu dojrzała tunel wychodzący na kadłub Preservera. Tam rubinowy promień znikał, brak pyłu unoszącego się w próżni sprawiał, że światło stawało się niewidzialne. - Baedeker? - powtórzyła. - Nie mówił nic o świetle. Tak czy inaczej wiemy, że kadłub jest przepuszczalny dla światła. Jak laser ma nam pomóc? Cienie prawie już właziły na Daleki Strzał. - Przypomnij sobie, czego Baedeker nie chciał wyjaśnić. Nessus powiedział, że w kadłubie zamontowana jest instalacja zasilająca. Ta instalacja wzmacnia wiązania atomowe supermolekuły kadłuba. Znalazłem ją. Kadłub - supermolekuła - przepuszcza światło
widzialne. Kirsten, wiemy, że nie możemy znaleźć Ziemi. Musimy się skoncentrować na tym, czego chcemy od Porozumienia, gdy wygramy. - A wygrywamy? Z kadłuba Preservera, kadłuba General Products 4 sączyły się terawaty zwartego światła jedynie mały ułamek mocy promienia uderzał w instalację zasilającą. Niewielki ułamek, ale wciąż były to gigawaty skoncentrowanej energii. Reaktor fuzji przegrzał się i wyłączył. Sztucznie skonstruowane wiązania atomowe nagle utraciły zasilanie. Supermolekuła, która stanowiła kadłub Preservera nagle zmieniła się w zwykłą materię. Dla Kirsten wyglądało to tak, jakby po kadłubie rozlała się fala matowej szarości. Chmura pyłu wokół Dalekiego Strzału zawirowała i zniknęła, jak dmuchawiec porwany przez tornado. Ciśnienie powietrza rozsadziło słabe pokłady i ściany działowe na mniejsze i większe kawałki. Oświetlenie, grawitacja, komunikacja - wszystkie systemy padły. Kirsten krzyknęła cicho, gdy uciekła spod niej podłoga. Eric nawet nie drgnął. Odkrywca, którego autopilota zaprogramował, runął przed siebie przebijając się przez szczątki, z dala od statków, które go otaczały. Daleki Strzał zaczął wirować, szybciej i szybciej, zrzucając z siebie roboty, które jeszcze się go czepiały. - Jeeves - spokojnie odezwał się Eric. - Dostajemy za dużo promieniowania. O wiele za dużo. Jak sobie radzisz z taranem? Kirsten potrzebowała chwili, żeby zrozumieć to, co usłyszała. Orbitując wokół RP5 bez ochrony kadłuba Preservera, ani pola siłowego planety promieniowanie będące wynikiem prędkości Floty zalewało stary statek kosmiczny. Zalewało ich. Potrzebowali pola magnetycznego tarana, żeby odwrócić zbliżające się niebezpieczeństwo. - Działa - odparł Jeeves. - Skupienie wodoru jest odpowiednie. Prędkość jest odpowiednia. Pola tarana na miejscu. Przyspieszenie w punkcie zero zero trzy g i rośnie. Eric, Daleki Strzał jest otoczony przez śmieci. - Użyj lasera komunikacyjnego do rozwalenia wszystkiego, co stanie ci na drodze. Kirsten. - Głos Erika drżał z napięcia i wyczerpania. - Naprawdę, bardzo by mi się teraz przydał dobry pilot. - Masz go - odparła Kirsten. Daleki Strzał, ciągnąc za sobą długą na mile kolumnę ognia pochodzącego z napędu
fuzyjnego, obrało kurs na Ognisko.
38 Krzyki. Nessus zwinął się jeszcze ciaśniej i hałas przycichł. Potem znów zaczęło się przepychanie, nieznane mu ręce. Koloniści! Pamiętał zniknięcie grawitacji, potem wirowanie, szybsze i szybsze. Zbiło go z kopyt. Gdy tylko uderzył w ścianę mesy zwinął się w kulę. Nessus ostrożnie otworzył oczy. Męski głos wzywał jego imię. Głos Erika. Nessus odrobinę się rozluźnił. - Gdzie jesteśmy? Jesteśmy bezpieczni? - Na Dalekim Strzale, lecimy na Ognisko. Co do bezpieczeństwa, to w tych okolicznościach trudno powiedzieć. Chodź, to pogadamy. - Preserver leci na Ognisko? Dlaczego? - zapytał Nessus. - Preserver został zniszczony. To Daleki Strzał. Z kwileniem zwinął się tak ciasno, jak tylko mógł. Głos Erika stał się niezrozumiały. W końcu z braku powietrza rozprostował się nieco. - Do Ogniska mniej niż godzina - usłyszał Nessus. Dygocząc spazmatycznie Nessus wstał. Wciąż był w mesie. Główny hologram przekazywał obraz teleskopowy: chmurę szczątków migoczących w świetle słonecznym na tle burzowej powierzchni RP5. Gazy wyrzucane przez statek polśniewały blado kolorami podstawowymi: starożytny statek wrócił do życia. - Preserver zniszczony? To niemożliwe! To by wymagało ogromnych ilości antymaterii! - Nessus przeczekał mimowolny dreszcz. - Wieziecie na Ognisko antymaterię? Bawicie się energią gwiazd tak samo niefrasobliwie, jak umieszczacie na meblach ostre krawędzie! - Masz wiele tajemnic, Nessusie - Eric skrzywił się nieprzyjemnie. - Ja mam swoje. Sugeruję, żebyś zajął się ważniejszymi sprawami. Kirsten - podniósł głos. - Jaki jest nasz status? - Jestem. - Jej głos słyszany przez interkom był pełen napięcia. - Przez ostatnich dwadzieścia minut przesyłałam na Ognisko ostatnią wiadomość Diego. Będziemy na miejscu za czterdzieści. Nessus wyczuwał w jej głosie niezadane pytanie: co wtedy?
Szarpał i mierzwił swoją grzywę, starając się uspokoić myśli. Koloniści uwolnieni z Preservera nie potrzebowali antymaterii, żeby zastraszyć Ognisko. Wystarczy, że taran zejdzie na niską orbitę, i łatwo będzie mógł zabić miliardy istot na ziemi. Dryf nad jakąkolwiek zaludnioną powierzchnią zabije ledwie miliony. Daleki Strzał nie miał radia hiperfalowego, ale miał laser komunikacyjny dość potężny, żeby jego światło pokonywało lata świetlne. Na krótkich dystansach to także było przerażające. Eric patrzył w ciszy, taksująco. Nessus pomyślał: mam pracować pomimo grozy tej sytuacji. On wie, że mają silniejszą pozycję. Czterdzieści minut. Co mogłoby zatrzymać ten statek? Bardzo niewielu pilotów Obywateli było na tyle szalonych, żeby latać na nieznanych trasach. To właśnie przede wszystkim dlatego zaczął się program zwiadowczy Kolonistów. Kto byłby tak szalony, żeby znaleźć się na statku wiedząc, że może zostać zniszczony? Ognisko było odkryte, nie chronione. Jak w ciągu kilku minut zorganizować obronę planetarną? Dygocząc mocno Nessus walczył z bezużytecznym instynktem ucieczki. Dokąd miałby uciekać? Dokąd ktokolwiek miałby uciekać? - Powiedziałeś, że najbardziej przydam się tutaj. Czego ode mnie oczekujesz? - Kirsten? - wezwał Eric. Odpowiedziała pewnym głosem. - Wywołaj przez radio Porozumienie. Przekonaj władze, że ceną za bezpieczeństwo Ogniska jest natychmiastowe zwrócenie wolności Kolonistom, przyrzeczone publicznie. - Będziemy na miejscu za kilka minut! - powiedział Nessus. - Rząd jest pogrążony w chaosie. Nie możecie oczekiwać... - Owszem, możemy - przerwał Eric. - Czas nie zmieni niczego poza tym, że zaczną spiskować przeciwko nam. - Wywołaj Nike - powiedziała Kirsten. - Natychmiast. Przekonaj go, że mówimy poważnie, ale tak, żebyśmy nie musieli pokazywać, jak bardzo poważnie. Jakikolwiek by panował chaos, Nike będzie wiedział, z kim się skontaktować. - Wolność od czego? Czego chcecie? - Sądzę, że RP4 - odparła Kirsten. Nessus zagwizdał bez słów. - Nie wydaje mi się, żebyśmy byli bezpieczni tylko na kontynencie arkadyjskim powiedziała Kirsten. - Będziemy musieli przejąć całą planetę. Czy RP4 nadal ma swój silnik? Oczywiście, że tak, przyspieszamy od lat. Nessus, nie chciałbyś nadal mieć takich sąsiadów,
prawda? Gdy to się skończy będziemy musieli odejść, tak czy inaczej. Jesteśmy zbyt niebezpieczni. Nessus myślał gorączkowo. Niecałe czterdzieści minut do końca świata. - Idę na mostek, jeśli to nie problem. Eric potrząsnął głową. - Możesz rozmawiać stąd. Czy sądzili, że jest na tyle szalony, żeby próbować odebrać im statek? Być może: Eric dysponował teraz potężnym laserem. Nessus trząsł się ze strachu i wściekłości. - Dobrze. Pochylił głowę do komunikatora, żeby wprowadzić kody komunikacyjne. - Połączę nas z Nike. Przekaz holo był wszechobecny: w milionach sklepów i restauracji, w miliardach domów i, powiększony do ogromnych rozmiarów, w przestrzeniach publicznych na całym globie. Nawet tutaj, na oddalonej wyspie, na którą wycofał się Zatylny. Diego MacMillan zewsząd patrzył na swoich ciemiężycieli. Poza awarią sieci całej Floty nic nie mogło przerwać tej przeklętej opowieści. Nic, poza resetem sieci Floty nie mogło skasować wszystkich kopii. A nawet wtedy pozostałaby w pamięci miliardów. Nie wierzę w duchy, pomyślał Nike, a tu proszę. Nike starał się jak mógł, żeby zignorować irytujący jazgot, który wypełniał pomieszczenie. Przywódca pozwolił swoim ministrom, pośród których był świeżo mianowany Eos, na paplaninę i bezsensowne rozważania, jak najlepiej wyjaśnić, przeprosić lub ponownie stłumić dawne tragedie. Czy nikt się nie zastanawiał, dlaczego Koloniści nadali tę historię? Może kilku. Bardziej praktyczni z nich już wycofali się w wątpliwe bezpieczeństwo własnych ciał. Niespodziewany brzęczyk oderwał Nike od jałowych rozważań. Tylko Westa miał kod dostępu pozwalający się teraz z nim skontaktować. Nessus także go znał, smutno pomyślał Nike. Od zniszczenia Preservera nie miał od niego żadnych wieści. Nike odebrał połączenie myśląc: Co to za nowa katastrofa? Na małym holo pojawił się Nessus, a Nike poczuł falę ulgi. - Ty żyjesz! - Jak dotąd - powiedział Nessus. Cofnął się, a za nim pojawił się Kolonista z zaciętą twarzą, trzymający w dłoni laser.
- Pamiętasz Erika. Wraz z Kirsten kontroluje teraz Daleki Strzał. Zatylny wyciągnął szyję w stronę nieoczekiwanego holo. - Masz czelność odbierać połączenia? - ryknął. Nike nawet nie drgnął. - Koloniści mają teraz broń o straszliwym potencjale. Dyrektoriat Clandestine ma na pokładzie swojego agenta, i jest on naszym najlepszym źródłem informacji. Nessusie, raport. Nessus przemówił śpiewnie. O zniszczeniu Preservera. O żądaniu, by statki Obywateli opuściły przestrzeń RP5. O Dalekim Strzale, straszliwej maszynie śmierci, zmierzającej teraz w stronę Ogniska. O żądaniach i groźbach Kolonistów. W tle słychać było niepasujące tłumaczenie na angielski. - I mają antymaterię - powiedział Zatylny, skupiając się wreszcie na realnym problemie. Nessus szarpnął grzywę. - Jak inaczej można zniszczyć kadłub General Products? Antymateria czy płomień fuzji? Czy to, na jakiej zasadzie działa maszyna zniszczenia naprawdę ma znaczenie? Nike gwizdnął. - Przekaż ich żądania. Nessus jęknął. - Oddanie całej RP4 Kolonistom. Prawo do oderwania RP4 do Floty, jeśli i kiedy się na to zdecydują, i nasza współpraca przy tym. - Jesteśmy ludźmi, nie waszymi niewolnikami. Pamiętajcie o tym. - Eric obnażył zęby w groźnym warknięciu. - Domagamy się także repatriacji wszystkich ludzi na RP4 - niezależnie od tego, na którym świecie ich teraz trzymacie. - To są niezwyczajne żądania - powiedział Przywódca głosem, w którym słychać było strach. - Nie da się ich spełnić przed waszym przybyciem. To niemożliwe. - Za kilka minut - powiedziała Kirsten płaskim głosem - zobaczycie demonstrację. Być może skłoni was ona do ponownego rozważenia, co jest możliwe, a co nie. - Jej bezcielesny głos sprawił, że ostrzeżenie było jeszcze bardziej przejmujące. - Jeden czy dwa łuki świetlne spalone ogniem słońc. Ze skowytem rozpaczy Zatylny opadł. Zwinął się w ciasną kulkę. Kilku ministrów zostało na nogach. Jak jeden zwrócili się w stronę Nike, na którego spłynął niesamowity spokój. To była jego chwila. - Kirsten i Eriku, mam propozycję. Natychmiast zmieńcie kurs i oddajcie władzom kontrolę nad waszym statkiem. W zamian za to rząd publicznie zobowiąże się do spełnienia
waszych żądań. - Zaufać ci? - Eric zaśmiał się bez wesołości. - Już tego próbowaliśmy, Nike. - Wobec tego co sugerujecie? - zapytał Nike. - Publicznie oświadczysz, że Porozumienie gwarantuje nam wolność - powiedziała Kirsten. - Zatrzymamy Daleki Strzał, ale przyrzekniemy, że nie zostanie on użyty przeciwko Flocie. Chyba że nie dotrzymacie słowa, tego nie musiała dodawać. - Pięć minut - przypomniał Eric. Próba zgładzenia Kolonistów nie powiodła się. Tak, jak jego ostatni i skomplikowany plan zdrady. Być może, zadumał się Nike, nadszedł czas, żeby zastanowić się nad zmianą podejścia do Kolonistów. Szacunek. Nike przyjął pewną siebie postawę, z szeroko rozstawionymi nogami i wyciągniętymi szyjami. - Porozumienie się zgadza.
ODYSEJA Data ziemska: 2652 r.
39 Uprowadzenie za pomocą kabiny transferowej nadal się sprawdzało. - Witam ponownie - powiedział Nessus do dygoczącej przed nim kobiety. Niewidoczny spoza weneckiego lustra szarpał grzywę. Gość był zamknięty w maleńkiej kabinie. Ledwie rozpoznał Sangeetę Kudrin. To tylko po części był efekt skąpej, czarnej sukienki wieczorowej, którą na sobie miała. Z jej twarzy zniknęły kolczyki; niebieskie malunki na skórze, które zapamiętał zmieniły kolor na bladozielony; a jej drobna sylwetka stała się umięśniona. - Dwa lata - powiedziała wreszcie. - Pozwoliłam sobie mieć nadzieję, że zniknąłeś na dobre. Nessus, zgadza się? - Zgadza. - Obraz z kamer zewnętrznych pokazywał, że Mojave Spaceport od czasu poprzedniej wizyty był jeszcze bardziej opustoszały i zaniedbany. - Mam nadzieję, że to nie zajmie dużo czasu. - Dobrze sobie radziłaś podczas mojej nieobecności - ciągnął Nessus. Publiczne bazy danych mówiły, że teraz jest podsekretarzem Narodów Zjednoczonych, a nie zwykłym zastępcą. Westchnęła. - Wcześniej porwałeś mnie, żeby uzyskać pewne informacje. Czy teraz też o to ci chodzi? - Tak. - Nessus umościł się w gnieździe z poduszek. - Informacje o Sigmundzie Ausfallerze. Sangeeta zesztywniała. - Znowu o nim. Wciąż ściga piratów. Dla Nessusa było to zbyt tajemnicze. Zajrzał do sieci informacyjnej kosmoportu. Uzbrojeni rabusie działający na wodzie? - Mów dalej. - Gdy pierwszy raz się ze mną skontaktowałeś, Ausfaller miał obsesję na tle zniknięć statków w dalekich misjach. Potem zaczęły znikać statki operujące znacznie bliżej. - Gdzie? - zapytał Nessus. To pytanie ją zaskoczyło. - Na obrzeżach systemu Sol. Po trzecim zniknięciu statki z innych systemów zaczęły nas
unikać. Nasi kapitanowie odmawiali latania. Ausfaller uznał, że ta sytuacja stanowi zagrożenie stanu i przystąpił do śledztwa. Poruszyła rękami, bezwiednie szukając kieszeni, do których mogłaby je wsadzić. - W ciągu kilku miesięcy zniknęło osiem statków. Każdy z nich w momencie ostatniego kontaktu był w okolicach Obłoku Oorta, który w wiadomościach zaczęto nazywać „Kresami Sol". Potem sam Ausfaller ruszył za domniemanymi piratami, używając własnego statku jako przynęty. Ausfaller oderwany od tropienia Floty przez piratów. To wydawało się zbyt łatwe. Nessus nie wierzył w przypadki, zwłaszcza te, które działały na jego korzyść. - Kontynuuj. - Jak możesz o tym nie wiedzieć? - ze zdziwieniem spytała Sangeeta. - Byłem zajęty. Opowiadaj dalej. - Raporty Ausfallera są ściśle tajne. Żaden administrator, nawet podsekretarz, nie ma do nich dostępu. - Więc donosi o piratach. Nessus powziął pewne podejrzenie. Tak, w Obłoku Oorta gęsto było od asteroid. Do tego nie mógł się skontaktować z Julianem Forwardem, co było dziwne. Co dziwniejsze, od czasu pospiesznego powrotu Nessusa do Floty w publicznych bazach danych przestały pojawiać się wzmianki o Forward Station. Nessus zaryzykował przypuszczenie. - Piraci operują z Forward Station? Jej oczy zrobiły się okrągłe. - Skąd wiesz? - Więc jednak wiesz coś więcej - powiedział Nessus. - Nic pewnego. Musisz zrozumieć. - Przełknęła z trudem. - Wszędzie krążyły pogłoski o konspiracji i przykrywkach. Jeden z najwybitniejszych naukowców w Przestrzeni Ludzkiej zniknął bez śladu. Ausfaller nagle zaczął przepytywać teoretyków grawitacji, kosmologów, wszelkiego rodzaju ezoterycznych fizyków. Handel międzygwiezdny zamarł na całe miesiące. Ludzie bali się opuścić system wewnętrzny. Na pewno pamiętasz, jakie to wszystko było niepokojące. Po drugiej stronie lustra Nessus drgnął. Wiedział wszystko o konspiracji i niepokoju. Sangeeta paplała o polowaniu na czarownice. - A rząd Jinx wciąż domaga się informacji o Julianie Forwardzie, informacji, których Ausfaller nie chce udzielić. Pochyliła się i odezwała szeptem.
- Sądzę, że Forward nie żyje, że Ausfaller go zabił. Nessus nie wierzył w przypadki. Oświadczenie Sangeety wskazywało, że nie musiał. - Więc teraz Ausfaller głowi się obsesyjnie nad tym, w jaki sposób Forward wytworzył neutronium. - Tak, niech cię szlag! Czy ty nie słuchasz? Nikt nie wie więcej. Ausfaller po prostu nie mówi. Po tym, jak skończył z atakami piratów nikt, nawet dyrektor PMR, nie ośmieli się zażądać od niego, żeby powiedział więcej, niż chce. Nessus przymknął oczy i zamyślił się. Nagle wszystko stało się jasne. Po tym, jak Forward stracił grant Instytutu Wiedzy, dostał fiksacji na tle pieniędzy na swoje badania. Musiał opracować sposób na wytworzenie wystarczającej ilości neutronium, żeby stworzyć małą osobliwość hiperprzestrzenną, maleńką czarną dziurę. Każdy przelatujący dość blisko statek zostałby wyrwany z hiperprzestrzeni i złupiony przez zaczajonych pomagierów Juliana. Przypuszczalnie ograbione statki i ich załogi stanowiły teraz tylko masę dodaną do osobliwości. - Doskonale. Możesz odejść. Nessus przeniósł Sangeetę tam, skąd ją zabrał, zanim zdążyła się odezwać. Ausfaller ściga cienie. Julian Forward i zaawansowana technologia Porozumienia, którą tak niechętnie mu udostępnił, przepadli. Flota, raz jeszcze, była bezpieczna od ciekawskich oczu. Z drugiej strony... Osiem załóg statków kosmicznych zniknęło. Ziemia wciąż szarpana konwulsjami - w ostatecznym rozrachunku niepotrzebnymi - związanymi z aferą korupcyjną w Radzie Płodności i loterią narodzin. Nessus, zamiast rozpamiętywać te straty, zaczął zastanawiać się nad sposobem uspokojenia tego zamieszania. Być może uda się wykorzystać agentów do czegoś dobrego. Lśniące, różowe wstęgi chmur przecinały niesamowicie błękitne niebo. Róż pociemniał do czerwieni, a błękit do granatu, gdy wielka, szkarłatna kula Sol opadała powoli za góry. Nessus patrzył w zachwycie, aż niebo nad kosmoportem powlekło się czernią. Kiedyś, na bezsłonecznym Ognisku, opisał Nike piękno wschodu słońca. To wydawało się tak dawno temu! Jakże odległy zdawał się być czas do ich ponownego spotkania. Wiatr wiejący w górnych warstwach atmosfery przeganiał chmury na wschód. Gwiazdy
pojawiły się na swoich miejscach, migocząc jak diamenty. Nessus patrzył aż do wschodu słońca. W swoich sercach wiedział: jeśli on i Nike mieli mieć przyszłość, to najpierw potrzebowali czasu spędzonego osobno. Czasu, żeby pogodzić się ze swoimi działaniami. Czasu, żeby zaakceptować działania, które były niedopuszczalne. Gdy samo Ognisko borykało się z wewnętrzną katastrofą, co znaczyła obietnica? Nessus nie miał wyboru, musiał ją uzyskać. Nike nie miał wyboru, musiał ją dać. Czy Nike miał pojęcie, jak bardzo przerażone społeczeństwo poprze tę wymuszoną obietnicę? Że Wojna Kirsten, w nie mniejszym stopniu, jak wywołany przez Nike fałszywy stan pogotowia, skrystalizuje się w nowy Konsensus? Być może tak. Kto poza Eksperymentalistami mógłby chociaż zastanowić się nad kryzysem Dalekiego Strzału, a co dopiero sobie z nim poradzić? Nike jednak musiał się zastanawiać, czy Nessus działał pod przymusem. Lepsza już taka niepewność, niż żeby Nike kiedykolwiek poznał prawdziwe przekonania Nessusa: Koloniści zasługują na wolność. Nigdy nie wierzył, żeby Kirsten była zdolna spełnić swoje groźby. Nessus podniósł się sztywno ze swojego gniazda z poduszek zadowolony, że obowiązki zatrzymają go na dłużej w systemie Sol. Nadal jednak nie mógł się doczekać powrotu na Ognisko. I tego, żeby już nigdy go nie opuszczać. I - tylko może - żeby tam żyć jako partner nowego Przywódcy.
40 Wyraźnie poznaczony pasami żółci i brązów, z niebem zasnutym chmurami, wielki świat, o średnicy dziewięćdziesięciu tysięcy mil, dominował na niebie. Widziany z Lodowego Księżyca gazowy olbrzym rozciągał się na sześć stopni - dwanaście razy więcej, niż jego najbliższy sąsiad we Flocie. Sam Lodowy Księżyc lśnił, z jednej strony od światła odległego słońca, a z drugiej, znacznie jaśniej, od światła odbitego od jego planety. Przez lód wybijały się wielkie struktury, wiele z nich pojawiło się po ostatniej wizycie Odkrywcy. Ze względnie wygodnej kołyski ochronnej Kirsten wskazała na holo. Budowana z lodu i metalu stacja kosmiczna błyszczała jak klejnot. - Omar, zrobili to. Załogowy lot kosmiczny. - Prawie rozumiem instynktowną reakcję Obywateli - powiedział Omar. - Tempo rozwoju Gwoth jest niewiarygodne. - Machnął ręką, zanim się odezwała. - Powiedziałem prawie, Kirsten. Galaktyka byłaby uboższa bez nich. Cieszę się, że tak dobrze sobie radzą. Ona cieszyła się bardziej, że znaleźli i rozbroili bombę udającą kometę, na co nalegał Nessus. Odkryta i przeprogramowana sonda GP1 zawsze będzie obiegać ten system słoneczny, przez hiperfalowe radio donosząc o wszelkich nagłych zmianach w przekazach radiowych. - Trzeba ich chronić. - Omar mruknął potwierdzająco, ale Kirsten mówiła głównie do siebie. - Jesteśmy im wiele winni. Podziw dla ich działań nauczył nas doceniać własne. Kwestionowanie intencji Obywateli w odniesieniu do Gwoth nauczyło nas kwestionować politykę Porozumienia co do Kolonistów. Trudno pozbyć się starych nawyków. - To znaczy co do ludzi - poprawiła się. Omar wstał i ziewnął. - Idę po kawę. Przynieść ci coś? - Lody. Truskawkowe. Jedną z pierwszych zmian wprowadzonych na Odkrywcy po kryzysie były nowe opcje w menu syntetyzera.
- Kirsten. Spojrzała w górę, a Omar podał jej miseczkę. Jak długo wpatrywała się w hologram? - Kirsten, nie mamy tu już co robić - powiedział Omar. - Gwoth są tak bezpieczni, jak to możliwe. Teraz powinniśmy być w domu. Omar miał rację, oczywiście, ale jednak... - Jest jeszcze coś, co możemy zrobić. Zostawić im wiadomość. Żeby im odpowiednio podziękować. Potrząsnął głową. - Kirsten, wszyscy się zgodzili co do jednego, zanim tu się w ogóle wybraliśmy. Dla Gwoth nauka i technologia są czymś bardzo nowym. Nie wiemy, jak zareagują na obcy kontakt. - Nie to miałam na myśli. Wyjaśniła, a on wyszedł, żeby przetłumaczyć jej słowa. I wreszcie odlecieli - ale najpierw zostawili wiadomość. Najbliższym sąsiadem Lodowego Księżyca był skalisty, pokryty chmurami księżyc. Jedna jego strona zawsze była przed nim ukryta. Ale nie przed Gwoth, jeśli nadal będą się tak rozwijać. Powierzchnię księżyca znaczyło teraz długie na całe mile X, wypalone laserem. Na przecięciu ramion X stał wycięty laserem kamienny sześcian. W środku, w pojemniku z czystej plastali, wypełnionym azotem, któregoś dnia Gwoth znajdą potężną boję radiową, której zawsze będzie nasłuchiwać strażnicza boja hiperfalowa. Oprócz instrukcji obsługi napisanej w każdym znanym, piktograficznym języku Gwoth znajdowała się tam notka zaczynająca się od słów: „Jeśli kiedykolwiek będziecie w potrzebie, wezwijcie nas. Gwoth mają przyjaciół w Galaktyce". Kirsten znów zmieniła pozycję zastanawiając się, jak kołyski ochronne mogły jej się kiedykolwiek wydawać wygodne. Najprawdopodobniej było to kolejne szatańskie urządzenie zaprojektowane przez Baedekera. Wstała, kilka razy okrążyła mały mostek, aż z jękiem znów usiadła. Czujnik masy nic nie wskazywał. Omar wszedł na mostek i podał jej miseczkę. Waniliowe. - Też jestem gotowy wracać do domu. Na Nową Terrę. Kirsten poklepała swój rosnący brzuch.
- Oboje jesteśmy.
41 Jeeves stwierdził, że długie opóźnienie jest konieczne, żeby ustawić ich kaczki w rzędzie. Eric nie miał cierpliwości do SI. Traktował to osobiście. Inna kwestia, że nie wiedział, co to jest kaczka1. Pomijając metaforę oświadczenie Jeevesa było jasne. Tę misję poprzedziło wiele ważnych wydarzeń. Repatriacja Kolonistów z tajnej bazy na RP3. Głosowanie, czy oderwać RP4 od Floty. Nauka obsługi i naprawy napędu planetarnego. Zbieranie nowych zapasów deuteru i trytu. Oddalenie się RP4 - Nowej Terry - od Floty. Nauka posługiwania się kilkoma statkami kosmicznymi, które zachowała dawna kolonia. Bolesne odzyskiwanie dawno wypartych wspomnień. Mały mostek Dalekiego Strzału Dwa dzielił z Erikiem Sven, który udawał, że ignoruje ślepą plamkę zasłaniającą zewnętrzne wizjery. - Długo jeszcze? - zapytał jednak ponownie. Gdy używa się hipernapędu liczy się każda minuta. Wyjdź o minutę wcześniej, niż trzeba, a będziesz miał do pokonania całe miliardy mil normalnej przestrzeni. Oczywiście czekanie o minutę za długo może cię wyrzucić prosto na osobliwość, poza zasięg wiedzy nawet Obywateli. - Wszystko w porządku, Sven. Nikt nie lubi przebywania w hiperprzestrzeni. Eric pochylił głowę i jeszcze raz ocenił wskaźnik masy. Zbliżało się do nich pięć prawie identycznych linii. - Jeszcze kilka minut. Myśli Erika zaludniały mroczne postaci. Repatrianci z RP3 mieli zbyt wiele irracjonalnych obaw, żeby wątpić w ogólny cel. Trzeba będzie szeroko zakrojonej i długiej terapii, żeby zrekonstruować ich - i jego - utracone wspomnienia o innej ludzkiej bazie gdzieś na RP3. Ani psychoterapia, ani przeszukiwanie baz danych nie pozwoliły określić lokalizacji tamtego miejsca, terenu, którego istnieniu Porozumienie z oburzeniem zaprzeczało. Amnezja traumatyczna, jak Jeeves określił ten stan, a odzyskiwanie utraconych wspomnień z dzieciństwa było bolesne. Jako dorosły człowiek Eric rozumiał: wymuszona współpraca kobiet z Dalekiego Strzału nie zakończyła eksperymentów Obywateli z hodowlą 1
Ustawić kaczki w rzędzie - dosł. To get ducks in the row: idiom oznaczający konieczność sprawdzenia i uporządkowania wszystkich drobiazgów, zanim zabierze się za nowe zadanie.
ludzi. Udane eksperymenty, z wymazanymi wspomnieniami, zostały przeniesione do kolonii na RP3, albo nawet, jak w przypadku Erika, na RP4. Porażki, te przekraczające możliwości autodoców, zostały z tyłu: okaleczone i przerażone tak, że nawet udana terapia nie zmusiłaby Erika do zmierzenia się z nimi. Nigdy nie wybaczy tego, czego już nie pamięta. Niedługo się przekonają, czy ból związany z odzyskiwaniem wspomnień był tego wart. Sven wił się w kołysce ochronnej. Na wskaźniku masy osobliwość zbliżała się, żeby ich pochłonąć. Już czas, pomyślał Eric. - Dziesięć sekund. Pięć. Teraz. Odsłonił wizjery. Pięć mdłych światełek ułożonych w pentagon leżało dokładnie przed nimi. Chwilę później Eric odebrał sygnał radiowy: Odważny. Po ostatecznym potwierdzeniu szczegółów Eric skierował Daleki Strzał Dwa po łuku. Podeszli do Floty od strony płaszczyzny pentagonu, przed włączeniem silników manewrowych czekając, żeby RP3 zakryła inne światy. Przypadkowe dostrzeżenie ich statku przez Obywateli byłoby katastrofą. W przypadku swobodnego lotu system zasilania innego statku był niemożliwym do wykrycia celem. Strach przed antymaterią sprawiał, że Porozumienie honorowało swoje obietnice w stosunku do Arkadii - a Arkadia oczywiście żadnej antymaterii nie miała. Czapy lodowe błyszczały w świetle słońc. Na południowym i północnym kontynencie widać było pokrywy śniegu. Czekali na jeszcze jedną kaczkę, pomyślał Eric. Zima, a wraz z nią wyjazd większości Obywateli. Na Ognisku panował upał, a Obywatele nienawidzili zimna. Eric uśmiechnął się wbrew sobie. Zabawa na śniegu należała do dobrych odzyskanych wspomnień; cieszył się nim, czekając na zachód słońc. Zachowanie życia wymagało odtworzenia jego stref klimatycznych i pór roku. Równikowe słońca RP3 grzały mniej na wyższych szerokościach geograficznych. W pełni „zimy" kilka słońc na końcu orbitującej linii ciemniało, ponieważ pewne formy życia potrzebowały krótszych i chłodniejszych dni. Wreszcie ostatnie słońce zniknęło za horyzontem. - Gotowy? - zapytał Eric. - Gotowy - potwierdził Sven.
Oglądana w podczerwieni nocna strona planety ochłodziła się gwałtownie. Pofałdowane tereny nadal wydzielały ciepło. Kilka było zbyt ciepłych: gorące źródła i wulkany. Inne anomalie wymagały namysłu: fabryki i elektrownie. Drogą eliminacji Eric zawęził możliwości do pięciu źródeł ciepła. Dwa leżały na szerokościach geograficznych zbyt niskich, żeby pasowały do jego wspomnień długich zim na zamkniętym terenie. Zbyt wysokie temperatury wyeliminowały z kolei dwa następne. Zaś w ostatnim miejscu czujniki ciepła ujawniły z całą pewnością ludzkie sylwetki. - To musi być to - powiedział Sven. Na jakimś poziomie Eric miał nadzieję, że koszmarne wspomnienia są fałszywe. Oddychał powoli i głęboko, aż był w stanie się odezwać. - Zgadzam się. Wchodzimy. Zabudowania były otoczone przez las. Posadził Daleki Strzał Dwa na najbliższej polanie, dziesięć mil dalej, starając się nie myśleć o wędrówce przez las do Instytutu Badań nad Ludźmi - albo o Kirsten. Lepiej zachować koncentrację. - Wyładujmy transportery. Dyski
wyeliminowały
większość
transportu
naziemnego.
Transportery,
które
wyprowadzili z ładowni były po prostu traktorami. Wszędzie wokół wirował śnieg. Pomimo elementów grzewczych, w które był wyposażony jego kombinezon, Eric drżał. Wślizgnęli się w las prowadzeni przez nawigację w pojazdach. Gogle podczerwieni sprawiały, że widzieli równie wyraźnie, jak w dzień. Ciszę mącił tylko wiatr świszczący wśród gałęzi i miękki pomruk silników. Te lasy były znacznie gęściejsze od parków Elizjum czy Ogniska. Między drzewami rosły gęste, zwarte zarośla. Im dalej wjeżdżali, tym częściej musieli objeżdżać skupiska roślinności. - To za długo trwa - powiedział Sven zerkając na swój nadgarstek. - Masz rację. Eric nastawił laser na wąski promień, który kosił poszycie. Zasłoniła ich para z topniejącego śniegu. Skwierczały roślinne soki, a krzaki zajmowały się ogniem. Skrzeczały przerażone ogniem zwierzęta. - Ruszajmy. Siedemnaście minut później, zostawiając za sobą wypalony ślad, dotarli do zespołu budynków otoczonego wysokim płotem. Niebo nadal było ciemne. Obeszli teren na piechotę, po drodze przepatrując wszystko w podczerwieni. Jedyna sygnatura cieplna Obywatela pochodziła ze stojącego osobno budynku. Ludzkie sygnatury były w drugim. Dormitorium i szpital, domyślił się Eric. Gdyby kwatery były bardziej rozproszone, ich zadanie byłoby
znacznie utrudnione. Widzieli własne oddechy wiszące w zimnym powietrzu. - Do roboty - powiedział wreszcie Sven. Nie czekając na odpowiedź staranował transporterem ogrodzenie. Eric ruszył za nim. W oknach dormitorium pojawiło się kilka twarzy. Po chwili było ich mnóstwo. Eric unieszkodliwił alarm w drzwiach i cofnął się. - Sven, twoja kolej. Eric ruszył za nim do środka i zamknął za sobą drzwi. Sven mówił uspokajająco, początkowo o niczym ważnym, a Eric przeprogramowywał dyski transferowe. Starał się nie zwracać uwagi na ludzi, ale czasem zdarzało mu się zerknąć przy pracy. Dorośli byli pomarszczeni jak nikt, kogo kiedykolwiek widział. Mali ludzie, którzy musieli być dziećmi, ale którzy w oczach mieli smutne prawdy, których dzieci nie powinny znać. Okaleczone i wyniszczone ciała. Przerażone twarze. I kilka obliczy, które sprawiły, że zaczęły go zalewać wspomnienia. - Przybyliśmy, żeby zabrać was do domu - mówił Sven. - Gdzie prawa ustanawia nasz rodzaj, nie Obywatele. Obiecuję, że jeśli z nami pójdziecie, zaopiekujemy się wami. To wasz wybór, ale proszę was, błagam, dołączcie do nas. Decyzję musicie podjąć teraz, i to szybko. Przyniosłem coś z naszej przeszłości, co pomoże wam zdecydować. Sven włączył swój komputer. Pojawił się obraz Diego MacMillana. „Jestem nawigatorem statku kosmicznego Daleki Strzał. Mam historię do opowiedzenia". Gdy ludzie szlochali i jęczeli, a młodsze dzieci patrzyły nic nie rozumiejąc, Eric przez radio wywołał Odważnego. - Gotowość do transportu za kilka minut - powiedział. - Przyjąłem - odpowiedział Terrence, pilot. - Jesteśmy dziesięć tysięcy mil nad waszymi głowami i spalamy masę paliwa. Innymi słowy: szybko. „Były spontaniczne aborcje, potworne wady wrodzone i problemy rozwojowe", powiedział Diego. Po twarzach zgromadzonych płynęły łzy. Rozumieli to aż za dobrze. Gdy nagranie się skończyło, znów odezwał się Sven. - Te dyski zostały przeprogramowane i przeniosą was na nasz statek, którym odbędziecie krótki lot do lepszego świata. Ludzkiego świata - dodał z prostotą. Osłabiona i wysuszona kobieta wysunęła się naprzód i zniknęła. Podążył za nią wychudzony mężczyzna ze straszliwie powykrzywianymi kończynami. Rodzice przygarniali
do siebie pochlipujące dzieci. Szurając nogami ludzie ustawili się w szeregi. Szeregi topniały. Skracały się. Zniknęły. - Czas na nas - powiedział Eric. Nigdy nie czuł się tak wypompowany. Wprowadził do dysku adres Dalekiego Strzału Dwa. Sven gdzieś zniknął. - Chodź tutaj! - z długiego korytarza dobiegł jego głos. Eric ruszył w tamtą stronę. Zastał Svena zaglądającego przez masywne plastalowe okno do laboratorium. Wzdłuż ścian stały rzędy metalowych szafek. - Popatrz na te narożniki i krawędzie! - Sven machnął ręką w stronę szafek. - Zbudowali je ludzie. A ze starych nagrań, które widziałem, wiem, co to jest. Banki embrionów. Banki jajeczek. Inkubatory i sztuczne macice. To musi pochodzić jeszcze z Dalekiego Strzału. Sven z frustracji załomotał w okno. - Czy jest możliwość ustalenia adresu dysku do tego pomieszczenia? Banki embrionów! Eric zadygotał z wściekłości, niezdolny nic powiedzieć. Przeciął drzwi laserem. Płyta zachwiała się i z hukiem wpadła do środka. Sven niemal biegiem dopadł szafek. - Tutaj są organizmy morskie: żółwie, kałamarnice, wszelkie gatunki ryb. Niektóre nazwy znam, większości nie. Zerknął do następnej szafki. - Wielkie ssaki: lwy, niedźwiedzie polarne, słonie. Przy następnej szafce: - Tuziny gatunków ptaków, łącznie z kaczkami. - Odważny - wywołał statek Eric. - Wysłaliśmy wszystkich ludzi. Teraz mamy dla was cargo. Zignorował podniecenie Svena, który natknął się na jakieś nasiona. - Przyjąłem, Eric. Czekamy. Sven upuścił swój komputer na podłogę. Jego twarz spopielała. - Więcej ludzkich embrionów. Ponad tysiąc. Znalazł to, czego bał się odnaleźć Eric - i czego poniekąd się spodziewał. Nie wrócili na pokład Dalekiego Strzału Dwa, dopóki nie teleportowali do ładowni orbitującego statku każdego ziemskiego nasionka, jaja, embriona. Kolejny raz rozciągała się wokół nich nicość, od której oddzielały ich tylko cale poszycia. Eric
ledwie
to zauważył.
Może, pomyślał,
zaczynał
się przyzwyczajać
do
hiperprzestrzeni. A może po prostu nie zdawał sobie sprawy, jak wiele emocjonalnych ran otworzyła ta misja na RP3. Wiedział tylko, że nie mógł się doczekać powrotu do domu, na Nową Terrę. Sven także ignorował to, co znajdowało się na zewnątrz, zatopiony w danych, które zabrali z laboratorium. Co kilka minut mamrotał, mówił coś do siebie, albo wydawał tajemniczy okrzyk. - Odpuść sobie na chwilę. Idę po zupę. Przynieść ci coś? W odpowiedzi Eric zobaczył gest oznaczający: kto ma teraz czas na jedzenie? Gdy wrócił na mostek zobaczył, że Sven dziwnie się uśmiecha. - Co tym razem? - zapytał Eric. - Mam tutaj bazę danych genealogicznych. Księgi hodowlane - dla RP3, ale także pochodzące ze szpitali Arkadii. Eric nie rozumiał, dlaczego Sven tak się uśmiecha. Potem Sven pokazał mu wyjątek z bazy i Eric także się uśmiechnął. Wraz z Kirsten zdecydowali się nazwać swoje dzieci Diego i Jaime. Był to wyraz szacunku. Był to wybór znacznie bardziej odpowiedni, niż mogli przypuszczać. Diego i Jaime, czytał Eric, byli dziadkami Kirsten w szesnastym pokoleniu.
42 Rozległo się nagłe mamrotanie jego asystentów, nie dało się rozpoznać słów, ale naglący ton był znajomy. Nike westchnął. Kolejna problematyczna sprawa, nad którą debatują w sąsiednim pokoju, nie mogąc się zdecydować, czy mu przeszkodzić, czy nie. Już to zrobili. Wszechświat jest dziwny, pomyślał Nike. Najbardziej znaczące zmiany mogą się objawiać na najbardziej subtelne sposoby. Nad głowami unosiły się obecnie tylko dwa światy RP, a ich lekko podniesione orbity krzyczały, że jakiś świat się od nich oderwał i odsunął. Byłby szczęśliwszy, gdyby odsunął się jeszcze bardziej. W przypadku rebeliantów odległość roku świetlnego to nadal było bliskie sąsiedztwo. Stał sam na wielkim balkonie jego ulubionej posiadłości w górach. Widok na leżące poniżej morze był równie spektakularny, jak zawsze. Wiatr, wiejący teraz ze złego kierunku, niósł lekki odór - kolejna mała, ale znacząca niedogodność przypominająca o zmianach. Usunięcie z Floty jednego świata stwarza komplikacje. Pływy oceaniczne zmieniły się i wyrzucały na brzeg masy gnijących morskich roślin. Tyle zmian, zadumał się Nike. Nessus szybko przywyknie - oczywiście, gdy wróci do Floty. Było lepiej dla nich obu teraz się nie widywać. Kiedy wreszcie pozbędzie się wątpliwości, gniewu i poczucia straty? Nike popatrzył w górę starając się nie myśleć o swoich uczuciach do Nessusa. Pięć światów, zamiast sześciu - niby niewielka różnica. W czasach jego dziadków właśnie tyle planet wchodziło w skład Floty. W czasach jego dziadków te światy radziły sobie bez ludzkich sług. Nike był zachwycony subtelną ironią. Powrót do normy pozwolił pozbyć się Konserwatystów na rzecz Eksperymentalistów. Oczywiście to rząd Konserwatystów dopuścił do tego, żeby Koloniści zdobyli antymaterię. Jego wywiad nie ustalił jeszcze, w jaki sposób, ale Nessus miał rację: jak inaczej zdołaliby zniszczyć kadłub Preservera? Nic dziwnego, że się zbuntowali. Asystenci wciąż mamrotali w środku. Nike przecisnął się przez pole siłowe, chroniące pomieszczenie przed kaprysami pogody. - Co tym razem? - warknął niecierpliwie.
- Wybacz, Przywódco - odezwał się jeden z nich. - Westa nalega na spotkanie z tobą. - Więc go wpuśćcie! - zirytował się Nike. Dla tego Zatylnego sprawy zewnętrzne były istotne. Obecnie Westa był wiceministrem spraw zagranicznych. Uzyskawszy dostęp Westa pojawił się niezwłocznie. Potarli się głowami i Nike poprowadził go z powrotem na balkon. - Co się dzieje? - Mamy problem na RP3 - powiedział Westa. Bezsilnie opuścił głowy. - Najazd Kolonistów. Najwyraźniej stacja hodowlana nie była taka tajna. Zabrali wszystkich i wszystko. Na unoszącej się nad nimi RP5 cyklony były gorsze, niż kiedykolwiek. Energia z niedawnych pływów oceanicznych musiała wzmóc burze. Nike słuchał raportu. - Czy nasi ludzie są bezpieczni? - Tak. U podstawy góry przewalały się wielkie fale. Przypływy: teraz co osiem dni, nie co dziesięć. Kolejne przypomnienie o zmianach. - Być może dobrze się stało - zdecydował Nike. - Gdybyśmy wciąż mieli możliwości, z pewnością by nas kusiło, żeby stworzyć nowe sługi. Ostatnie wydarzenia wskazują, że lepiej będzie nam bez nich. Westa poskrobał kopytem w marmurową posadzkę. - Powinniśmy ukarać Kolonistów. - Nie - stanowczo powiedział Nike. - I dobrze by było, mój przyjacielu, gdybyś przestał myśleć o nich jako o Kolonistach. Ludzie odzyskali samych siebie. Sądzę, że ich za to szanuję. - Zrozumiałem, Przywódco. - A co z twoimi ludzkimi agentami na Nowej Terze? - zapytał Nike. Westa wyprostował się. - Raporty radiowe nadchodzą zgodnie z harmonogramem. Nasza boja hiperfalowa, umieszczona tuż za ich planetarną osobliwością, cały czas pracuje. Spodziewam się, że tak będzie dalej. - Wspaniale. Obywatele także potrafili robić różne sztuczki z bojami hiperfalowymi. Czy Baedekerowi by się to spodobało? Pewnie nie, uznał Nike. Ciężka praca na polach RP1 zostawiała mało czasu i energii na tak abstrakcyjne rozmyślania.
Za kilkaset lat Flota opuści zatłoczony dysk Galaktyki. Wtedy jedynym problemem będzie ustalenie, gdzie się skierować dalej. Oczywiście, tę decyzję najpierw będą musieli podjąć „wyzwoleni" ludzie. Być może, kierując się wszczepionymi wskazówkami, ruszą w stronę centrum galaktyki. Do środka, gdzie przynajmniej mogą mieć nadzieję napotkania swoich przodków. Do środka, gdzie odłogiem leżały setki świeżo wysterylizowanych światów. Do środka, byle dalej od znienawidzonej teraz Floty. Ale do środka było dokładnie tym kierunkiem, w którym Nike chciał skierować Flotę. Wobec tego najlepiej by było, gdyby nieświadomy świat zwiadowców jako pierwszy przyciągnął uwagę wszelkich inteligentnych ras, które jeszcze przetrwały w jądrze. Ci Koloniści byli w błędzie wierząc, że losy ich i Porozumienia da się tak łatwo rozdzielić.