WITAMY W
WIELOBARWNYM KRAJU „ A teraz, p o d r ó ż n i c y , słuchajcie! K t o kolwiek z w a s w y o b r a ż a sobie, że m ó g ł b y uciec, niech najpierw pomyśli o wykopalis kowym
zoo
czekającym
z
błyszczącymi
o c z a m i i w y c i ą g n i ę t y m i p a z u r a m i n a idą cych s a m o p a s piechotą. M a m y tutaj szablozębne
koty, jak
też
superlwy
i
hieny
wielkości niedźwiedzi. Są n o s o r o ż c e i m a s t o d o n t y , które was stratują na śmierć, gdy tylko was zauważą. W rzekach pełno pyto n ó w i krokodyli. W lasach jadowite pająki wielkości brzoskwini, z z ę b a m i j a d o w y m i j a k u ż m i j . A jeśli d a c i e n o g ę p r z e d z w i e r z ę tami, wytropią was Firvulagowie i będą na waszych
mózgach
wygrywać
melodie,
póki
zwariujecie
nie
diabelskie albo
nie
umrzecie ze strachu. T a m jest p a s k u d n i e , p o d r ó ż n i c y ! T o nie jest ten śliczny E d e n , o k t ó r y m w a m o p o wiadano w roku 2110."
NADZWYCZAJNE POCHWAŁY DLA NADZWYCZAJNEJ POWIEŚCI
NADZWYCZAJNE POCHWAŁY DLA NADZWYCZAJNEJ POWIEŚCI „Julian M a y utkała wielobarwny gobe lin e g z o t y c z n y c h p r z y g ó d , u z y s k a n y d z i ę k i
„...Wręcz bezwstydnie p o m y s ł o w e i nie
zetknięciu ze sobą t ł u m u ludzi i k o s m i t ó w
p a m i ę t a m już, kiedy z taką radością prze
wszelkiej m a ś c i i r o d z a j u w miejscu, gdzie
czytałem powieść science fiction..."
nauka Locus
może
równie
dobrze
być
magią,
a konflikty pobrzmiewają mitami. Przemi ła rzecz, p o l e c a m . " Roger Żelazny
„Wielobarwny
Kraj j e s t
zupełnie
wyjąt
k o w ą powieścią science fiction... Z p e w n o ś cią
to wspaniałe dzieło
spowoduje
kult
Kraj J u l i a n
May
to
fan
tasy o p a r t a n a realiach science fiction. P r o -
u swych czytelników." San
„Wielobarwny
Francisco
Chronicie
wokuje
do
myślenia,
wzbudza
emocje.
U r z e k ł m n i e u r o k tej c z a r o d z i e j s k i e j o p o wieści, r ó w n o c z e ś n i e olśniewającej i g r o ź „Wielobarwny
Kraj)QSt
cudowną
powie
n e j , t o c z ą c e j się w m g l i s t y c h l a s a c h p r a w
Postacie
dziwej przeszłości Z i e m i . T ę t n i p r a w d z i
b o h a t e r ó w t o z a c h w y c a j ą c a k o l e k c j a świę
wym, p e ł n y m przygód życiem. Absolutnie
tych, łajdaków i prawdziwie obcych O b
czarująca i pochłaniająca uwagę czytelnika
cych."
powieść."
ścią
przygodową
i
nie
tylko...
Joe W. Haldeman
Fritz Leiber
WIELOBARWNY KRAJ
JULIAN MAY WIELOBARWNY KRAJ SAGA O PLIOCEŃSKIM WYGNANIU obejmuje: Tom 1. Wielobarwny kraj T o m 2. Złota obręcz T o m 3. The Nonborn King T o m 4. The Adversary
Saga o Plioceńskim Wygnaniu Tom pierwszy
Przełożył JULIUSZ W. GARZTECKI
41
BIBLIOTEKA FANTASTYKI
SCIENCE FICTION
WYDAWNICTWO ALFA Warszawa 1994
Tytuł oryginału The Many-Colored Copyright ©
Land
1981 by Julian May
Ilustracja na okładce Luis Royo Opracowanie typograficzne Janusz Obłucki Projekt znaczka graficznego serii Ryszard Z. Fiejtek R e d a k t o r serii Marek S. Nowowiejski Redaktor tomu Zofia Marzec R e d a k t o r techniczny Ewa Guzenda
Copyright © 1994 for the Polish edition by Wydawnictwo A L F A - W E R O Sp. z o.o. Copyright © 1994 for the Polish translation by Juliusz W. Garztecki ISBN 83-7001-781-9
W Y D A W N I C T W O ALFA — WERO Sp. z o.o. — WARSZAWA 1994 Wydanie pierwsze Skład: ELGRAF Druk i oprawa: Drukarnia WN Alfa-Wero Sp z o.o. Zam. 813/94
Dla najszlachetniejszego
z nich wszystkich
Drży we mnie moje serce i ogarnia mnie lęk śmiertelny. Przychodzą na mnie strach i drżenie i przerażenie mną owłada. I mówię sobie: gdybym miał skrzydła jak gołąb, to bym uleciał i spoczął — oto bym uszedł daleko, zamieszkał na pustyni. Prędko bym wyszukał sobie schronienie od szalejącej wichury, od burzy. Psalm 55,5-9 (źródło: Biblia Tysiąclecia)
Spis treści TOM I Prolog
15
Część I. P o ż e g n a n i e Część I I . W t a j e m n i c z e n i e
35 179
T O M II Część I I I . P r z y m i e r z e Dodatek K i l k a u w a g o „Pieśni T a n ó w " „Pieśń T a n ó w " M a p a Europy Północno-Zachodniej w epoce
7 217 217 225
pliocenu
228
Prolog 1 Wielki Statek ze straszliwym m o z o ł e m przebijał się do zwykłej przestrzeni. Był j u ż bliski śmierci. G d y b y nie t o , p r z e s k o k byłby t a k szybki j a k zawsze, a tysiąc silnych na jego p o k ł a d z i e nie p r z e k l i n a ł o b y i nie p ł a k a ł o w m y ś l a c h z b ó l u . Byli pewni, że o t o wpadają w p u ł a p k ę . W bezkresną szarą o t c h ł a ń . W szarość i ból. Statek d o k o n a ł największego wysiłku. Dzieląc cier pienia p a s a ż e r ó w , p a r ł i przebijał się przez t w a r d ą s t r u k t u r ę p o w i e r z c h n i p r z e s t r z e n n y c h , aż na tle sza rości z a m i g o t a ł a czerń. S t a t e k i j e g o m i e s z k a ń c y poczuli, j a k ich u d r ę k a zmienia się w h a r m o n i ę nie m a l m u z y c z n y c h , e c h o w y c h wibracji, zanikających i wreszcie u r w a n y c h . Z n a j d o w a l i się w n o r m a l n e j gwiazd.
przestrzeni, w ś r ó d
S t a t e k w y n u r z y ł się w stożku cienia r z u c a n e g o przez p l a n e t ę . O d r ę t w i a l i p a s a ż e r o w i e d ł u g o patrzyli, nie rozumiejąc co widzą, na o t o c z k ę różowej a t m o sfery i perłowe s k r z y d ł a k o r o n y słonecznej, otaczające aureolą c z a r n y dysk planety. Lecz straszliwy pęd S t a t k u p o n i ó s ł ich jeszcze dalej; nagle u k a z a ł a się
16
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
c h r o m o s f e r a i p o m a r a ń c z o w e flary skraju tarczy słonecznej, a n a s t ę p n i e j e g o oślepiająca żółta kula. S t a t e k położył się do skrętu. W m i a r ę j a k zbliżali się do planety, widzieli przesuwającą się p o d nimi jej dzienną p ó ł k u l ę . Była niebieska z białymi o b ł o k a m i i p o k r y t y m i śniegiem g ó r a m i . Ż ó ł t o b r u n a t n e , czer w o n e i szarozielone k o n t y n e n t y wskazywały p o n a d wszelką wątpliwość, że ten świat n a d a w a ł się do z a m i e s z k a n i a . Statek z d o ł a ł osiągnąć cel. T h a g d a l zwrócił się ku niewysokiej kobiecie stoją cej przy pulpicie k i e r u n k o w y m . Brede o D w ó c h T w a r z a c h p o t r z ą s n ę ł a głową. N a e k r a n i e w s k a ź n i k a m o c y widniały p o s ę p n e fioletowe desenie świadczące 0 r e s z t k a c h sił S t a t k u , k t ó r y m i d o n i ó s ł ich do tej p r z y s t a n i . Z n a j d o w a l i się całkowicie w m o c y grawita cji systemu, niezdolni do l o t u bezinercyjnego. T h a g d a l p r z e m ó w i ł myślą i głosem: — Słuchajcie m n i e , resztki k o m p a n i i bojowych! N a s z wierny pojazd ginie. U t r z y m u j e się przy życiu j u ż tylko dzięki m e c h a n i c e , a i ta nie na d ł u g o mu posłuży. Leżymy na kursie zderzenia czołowego i m u simy statek opuścić, nim k a d ł u b wejdzie w d o l n e warstwy atmosfery. U m i e r a j ą c y Statek wypełniły e m a n a c j e s m u t k u , wściekłości i s t r a c h u . Na T h a g d a l a zwaliły się p y t a n i a 1 wyrzuty, grożące zgnieceniem j e g o u m y s ł u . D o t k n ą ł więc z ł o t e g o k r ę g u c i a s n o obejmującego mu szyję, zmuszając t y m wszystkich d o milczenia. — W imię Bogini, zaczekajcie! Odważyliśmy się na wielkie ryzyko mając wszystkie umysły z w r ó c o n e przeciw n a m . Brede się n i e p o k o i , czy to miejsce o k a ż e się tak d o s k o n a ł y m s c h r o n i e n i e m , j a k mieliśmy na dzieję. Lecz o n o w pełni nadaje się do z a m i e s z k a n i a
17
i leży w odległej galaktyce, gdzie nikt nie ośmieli się n a s p o s z u k i w a ć . Jesteśmy bezpieczni. N i e musieliśmy nawet użyć Włóczni ani Miecza. Brede i nasz S t a t e k d o k o n a l i wielkiego czynu, że n a s tutaj d o p r o w a d z i l i . C h w a ł a ich m o c y ! Rozległ się pełen s z a c u n k u odzew. Lecz j e g o h a r m o n i ę zakłóciła myśl złośliwa j a k uszczypnięcie: — Do d i a b ł a z h y m n a m i p o c h w a l n y m i ! Czy z d o ł a my tu przeżyć? Thagdal zareagował ostro: — Przeżyjemy, jeśli Litościwa T a n a zechce, a na wet znajdziemy r a d o ś ć , k t ó r a tak d ł u g o n a s omijała. Ale nie dzięki tobie, Pallolu! P o t o m k u cienia! O d wieczny w r o g u ! R w a c z u rozejmów! O d p o w i e s z p r z e d e m n ą n a t y c h m i a s t , gdy minie b e z p o ś r e d n i e zagrożenie! T r o c h ę o r d y n a r n e j wrogości z a w i r o w a ł o w p o p a r ciu dla Pallola, lecz jej ostrze było s t ę p i o n e głu chym b r z m i e n i e m u m y s ł ó w w y w o ł a n y m o d p r ę ż e n i e m po straszliwym b ó l u . W rzeczywistości nikt więcej nie chciał się teraz w d a w a ć p o w a ż n i e w walkę. T y l k o n i e p o h a m o w a n y Pallol był do niej t a k skory, j a k zawsze. Brede O b l u b i e n i c a S t a t k u ł a g o d n i e p o w s t r z y m a ł a grożący w y b u c h e m rzezi spór. — T e n W i e l o b a r w n y K r a j , mój K r ó l u , będzie d o b r y m dla n a s miejscem. Ty zaś, Pallolu J e d n o o k i , nie musisz się b a ć . S o n d o w a ł a m j u ż tę p l a n e t ę , oczywiście wstępnie, i nie n a t r a f i ł a m na sprzeciw m e n t a l n y . D o m i n u j ą c a tu forma życia pozostaje w stanie niemej niewinności i nie m o ż e n a m zagrozić przez p o n a d sześć m i l i o n ó w obiegów p l a n e t a r n y c h . Ale jej p l a z m a z a r o d k o w a wskazuje j e d n o z n a c z n i e , że 2 — Wielobarwny kraj t. 1
18
Julian May
WIELOBARWNY
istoty te są p o d a t n e na w y c h o w y w a n i e i z d o l n e służyć. O k a z u j ą c cierpliwość i polegając na wyspecjalizowa nej p r a c y z pewnością tu wyżyjemy. A teraz wyjdźmy stąd, jeszcze przez chwilę u t r z y m u j ą c nasz Rozejm. Niech nikt nie m ó w i o zemście ani o nieufności do mego umiłowanego Małżonka. — Słusznie, Wiedząca P a n i ! — napłynęły słowa i myśli p o z o s t a ł y c h . (Wszyscy dysydenci skryli się już głęboko.) —
Czekają na nas m a ł e latacze — powiedział
T h a g d a l . — S k o r o więc o p u s z c z a m y Statek, niech wszystkie umysły o d d a d z ą m u h o n o r y . Ciężkim k r o k i e m zszedł z m o s t k u k a p i t a ń s k i e g o . Z j e g o złotych w ł o s ó w i b r o d y ciągle jeszcze leciały trzeszczące iskry z p o w o d u zdławionej furii, białe szaty z a m i a t a ł y matowiejący j u ż m e t a l o i d p o k ł a d u . E a d o n e , D i o n k e t i M a y v a r T w ó r c a K r ó l ó w podążali j u ż za n i m z u m y s ł a m i z ł ą c z o n y m i w Pieśni, pieszcząc p a l c a m i na p o ż e g n a n i e szybko stygnące ściany, k t ó r e kiedyś
wibrowały
dobroczynną
potęgą.
Z
wolna
w r ó ż n y c h pomieszczeniach S t a t k u dołączali się do h y m n u pozostali, a ż o g a r n ą ł k o m u n i ą niemal wszyst kich. L a t a c z e w y p a d ł y w p r z e s t r z e ń w o k ó ł umierającego S t a t k u . Przeszło czterdzieści p t a k o p o d o b n y c h ma szyn przeszło atmosferę j a k gorejące strzały, z a h a m o w a ł o g w a ł t o w n i e i rozwinęło skrzydła. J e d e n wyszedł na czoło, reszta u f o r m o w a ł a za nim majestatyczny p o c h ó d . Leciały w s t r o n ę największego k o n t y n e n t u oczekując wyliczonego j u ż m o m e n t u zderzenia. N a d latywały z p o ł u d n i a n a d najbardziej charakterystycz ną formacją geologiczną p l a n e t y — wielkim, prawie s u c h y m b a s e n e m m o r s k i m połyskującym solnymi
KRAJ
19
d o l i n a m i p o d o b n i e j a k n i e r e g u l a r n a blizna w z a c h o d niej części największego o b s z a r u lądowego. Od pół nocy Puste M o r z e z a m y k a ł ośnieżony ł a ń c u c h górski. L a t a c z e przeleciały n a d nim i zawisły w o c z e k i w a n i u n a d doliną wielkiej, płynącej na wschód rzeki. Statek wszedł w atmosferę k u r s e m z z a c h o d u ; p o z o s t a w i ł za sobą p ł o n ą c y ślad ablacji. Leciał lotem k o s z ą c y m wywołując p o t w o r n ą falę ciśnienia spopie lającą roślinność i przeobrażającą n a w e t s t r u k t u r ę m i n e r a ł ó w n a ziemi. P o w ł o k a S t a t k u w y b u c h ł a ; deszcz zielonych i b r ą z o w y c h kulek s t o p i o n e g o szkła spadł na w s c h o d n i ą część wyżyny. R z e k a z a w r z a ł a w łożysku i w y p a r o w a ł a . N a s t ą p i ł o zderzenie: w y b u c h światła, w y b u c h ciep ła i wybuch g r o m u . P o n a d d w a miliardy t o n materii lecącej z szybkością d w u d z i e s t u d w ó c h k i l o m e t r ó w na s e k u n d ę z a d a ł o planecie ciężką r a n ę . Skały p o d ł o ż a przeobraziły się, substancja S t a t k u spłonęła niemal doszczętnie. P r a w i e sto k i l o m e t r ó w sześciennych sko r u p y ziemskiej w y b u c h ł o ; cząstki p o p i o ł ó w wzniosły się c z a r n y m s ł u p e m aż do stratosfery, gdzie wiatry rozniosły je n a d większą częścią planety. A s t r o b l e m a m i a ł a p r a w i e trzydzieści k i l o m e t r ó w średnicy, c h o ć była niezbyt g ł ę b o k a . Zwaliły się na nią h u r a g a n y w y w o ł a n e w z b u r z e n i e m atmosfery n a d p ł o n ą c y m k r a t e r e m . M a ł e latacze nie b a c z ą c na b ł o t n e o r k a n y krążyły n a d nią uroczyście przez wiele dni, czekając, aż deszcze wygaszą ognie na ziemi; p o t e m odleciały na d ł u g o . G d y spełniły zaś swe z a d a n i e , p o w r ó c i ł y do g r o b o w c a S t a t k u i tu spoczęły na tysiąc lat.
WIELOBARWNY KRAJ
M a ł a r a m a p i t e c z k a była u p a r t a . Wiedziała, że dziec ko m u s i się z n a j d o w a ć w gąszczu k r z a k ó w . C z u ł a tu wyraźnie jego z a p a c h p o m i m o gęstych wiosennych w o n i wrzosu, t y m i a n k u i j a n o w c a . Wołając jąkliwym głosem r a m a p i t e c z k a prze dzierała się na górę po d a w n o w y p a l o n y m te renie. C z a r n o - ż ó ł t a czajka zaczęła uciekać p o włócząc j e d n y m skrzydłem i wołając „ p i u i t t ! " R a m a p i t e c z k a wiedziała d o b r z e , że ten m a n e w r ma na celu odciągnięcie jej od pobliskiego gniazda, ale p r y m i t y w n y umysł m a ł p y daleki był od myśli o p o l o w a n i u na p t a k i . C h c i a ł a tylko o d n a l e ź ć swe dziecko. Wspinając się po z a r o ś n i ę t y m s t o k u rozsuwała k a w a ł k i e m gałęzi przeszkadzające jej k r z a k i . U m i a ł a używać tego narzędzia i kilku innych. C z o ł o miała niskie, ale t w a r z u s t a w i o n ą zupełnie p i o n o w o i nie wielką, h u m a n o i d a l n ą szczękę. Była niedużego wzro stu — niewiele p o n a d m e t r , c h o d z i ł a t r o c h ę p o c h y ł o , a jej ciało, z wyjątkiem twarzy i d ł o n i , p o k r y w a ł a k r ó t k a sierść. Nie p r z e s t a w a ł a zawodzić. Było to wezwanie, k t ó -
21
re, c h o ć nie ujęte w słowa, r o z u m i a ł o k a ż d e m a ł e jej gatunku. — Tu M a t k a . Przyjdź do m n i e , utulę cię i będziesz bezpieczny. Na szczycie wzniesienia zarośla nie były t a k gęste. Wreszcie w y d o s t a ł a się na o t w a r t ą przestrzeń, r o zejrzała i w y d a ł a cichy jęk przerażenia. S t a ł a na skraju p o t w o r n i e wielkiego wzniesienia okalającego jezioro k o l o r u najgłębszego błękitu. Brzeg z b i o r n i k a w o d n e g o wyginał się p o o b u s t r o n a c h a ż p o h o r y z o n t . Na wąskim grzbiecie i wzdłuż s t r o m e g o s p a d k u aż po lustro w o d y nie r o s ł o nic. O dwadzieścia m e t r ó w od r a m a p i t e c z k i stał o k r o p n y p t a k . Był t r o c h ę p o d o b n y do tłustej czapli, ale długi i wysoki j a k d r z e w o sosny, ze s k r z y d ł a m i , głową i o g o n e m s m u t n i e o p u s z c z o n y m i na ziemię. Z jego b r z u c h a zwisał g u z o w a t y wyrostek z u c h w y t a m i do w c h o d z e n i a . P t a k był t w a r d y , nie z r o b i o n y z mięsa. Jego niegdyś g ł a d k ą i czarną skórę p o k r y w a ł a teraz s t w a r d n i a ł a w a r s t w a k u r z u o b s y p a n a s t r u p a m i żół tych, szarych i p o m a r a ń c z o w y c h narośli. D a l e k o wzdłuż krawędzi a s t r o b l e m y r a m a p i t e c z k a widziała takie s a m e p t a k i stojące w d u ż y c h o d s t ę p a c h , a wszys tkie spoglądały w c i e m n e zwierciadło głębiny. M a ł p k a sprężyła się do ucieczki. I w t e d y usłyszała znajomy dźwięk. G w i z d n ę ł a o s t r o . W tej samej chwili z o t w o r u w b r z u c h u najbliższego p t a k a zwisła j a k a ś gło wa. D z i e c k o z a s z c z e b i o t a ł o r a d o ś n i e . J e g o głos oznaczał: — Witaj, m a m o ! P o p a t r z tutaj! W y c z e r p a n a , ale jednocześnie r a d o s n a z p o w o d u ulgi, z r ę k a m i p o k r w a w i o n y m i od p r z e d z i e r a n i a się
22
Julian May
przez ciernie, m a t k a wściekle zawyła na dziecko. Szybko zsunęła się po d r a b i n c e wejściowej latacza i p o m k n ę ł a do r a m a p i t e c z k i . Objęła je, przycisnęła m o c n o do piersi, po czym p o s t a w i ł a na ziemi i wymie rzyła d w a tęgie policzki z prawej i lewej strony, a n a s t ę p n i e w y b u c h n ę ł a p o t o k i e m pełnych obu rzenia skrzeczeń. Starając s i e j ą ułagodzić, dziecko p o d a ł o znalezio ny p r z e d m i o t . Był p o d o b n y do szerokiego pierścienia z ł o ż o n e g o z d w ó c h skręconych złotych p ó ł k r ę g ó w . g r u b y c h na palec i z a o k r ą g l o n y c h , g r a w e r o w a n y c h w zawiłe desenie p o d o b n e do śladów wyżartych przez żyjątka m o r s k i e w d ł u g o pływającym drewnie. M ł o d y r a m a p i t e k wyszczerzył zęby i rozłączył d w a g u z o w a t e k o ń c e pierścienia. Były spięte czymś na kształt zawiasów umożliwiających półpierścieniom o b r a c a ć się i otwierać. D z i e c k o z a ł o ż y ł o pierścień na szyję, o b r ó c i ł o nim i z a t r z a s n ę ł o z a m e k . Złocisty naszyjnik błyszczał na brązowej sierści r a m a p i t e k a ; był zbyt obszerny dla jego szyi, lecz pełen żywej siły. D z i e c k o , ciągle uśmiechnięte, p o k a z a ł o m a t c e , d o czego teraz jest zdolne. Wrzasnęła. R a m a p i t e k p o d s k o c z y ł ze s t r a c h u . P o t k n ą ł się o k a m i e ń i u p a d ł na plecy. N i m z d o ł a ł się podnieść, m a t k a rzuciła się i zdarła mu pierścień przez głowę, t a k że metal o b t a r ł mu skórę na uszach. Z a b o l a ł o ! U t r a t ę pierścienia odczuł silniej niż jakikolwiek z n a n y d o t y c h c z a s ból. Musi go mieć z p o w r o t e m . . . G d y p r ó b o w a ł pochwycić naszyjnik, m a t k a wrzas nęła jeszcze głośniej. Jej głos o d b i ł się e c h e m od ścian k r a t e r u . O d r z u c i ł a złoty p r z e d m i o t t a k d a l e k o , j a k z d o ł a ł a , w gęste krzaki kolczastego j a n o w c a . Dziecko
WIELOBARWNY KRAJ
23
z a p r o t e s t o w a ł o rozdzierającym płaczem, lecz m a t k a schwyciła je za r a m i ę i pociągnęła ku ścieżce, k t ó r ą wcześniej przebiła w z a r o ś l a c h . D o b r z e u k r y t y i tylko z m a ł y m wgnieceniem, naszyjnik błyszczał w p r z e t y k a n y m słonecznymi pla m a m i półcieniu.
W I E L O B A R W N Y KRAJ
profesor przyjmował kolegów uprzejmie i zapewniał, że będzie się czuł zaszczycony, jeśli p o w t ó r z y dla nich swój e k s p e r y m e n t . Prosił przy tym o wybaczenie, że posłuży się prymitywną a p a r a t u r ą , którą przeniósł do piwnicy swej willi w k r ó t c e po tym, gdy w jego instytucie p r z e s t a n o się nią j u ż interesować.
3 W k r ó t c e po tym j a k ludzkość, z o d r o b i n ą p o m o c y przyjaciół, wyruszyła na p o d b ó j nadających się do z a m i e s z k a n i a u k ł a d ó w gwiezdnych, profesor fizyki pola d y n a m i c z n e g o , nazwiskiem T h e o G u d e r i a n , o d k r y ł d r o g ę na W y g n a n i e . J a k wielu n i e o r t o d o k s y j nych, lecz obiecujących myślicieli swej e p o k i o t r z y m a ł od Państwa Ludzkości Środowiska Galaktycznego nie o b w a r o w a n ą ż a d n y m i w a r u n k a m i dotację na badania. G u d e r i a n żył w S t a r y m Świecie. P o n i e w a ż w owych fascynujących czasach n a u k a m i a ł a tyle innych rzeczy do przyswojenia (a p o n a d t o w 2034 r o k u w y d a w a ł o się, że o d k r y c i e profesora nie m i a ł o ż a d n e g o prak tycznego z a s t o s o w a n i a ) , publikacja jego referatu k o ń c o w e g o w y w o ł a ł a tylko przelotny t r z e p o t w gołę b n i k u k o s m o l o g i i fizycznej. Lecz p o m i m o przeważa jącego n a s t r o j u obojętności m a ł e g r u p k i p r a c o w n i k ó w n a u k o w y c h ze wszystkich sześciu sprzężonych ras g a l a k t y c z n y c h były n a d a l d o s t a t e c z n i e zacieka wione o d k r y c i a m i G u d e r i a n a i odwiedzały go w jego s k r o m n y m , p o ł ą c z o n y m z l a b o r a t o r i u m d o m u koło L y o n u . C h o ć zdrowie c o r a z mniej m u d o p i s y w a ł o .
Pani G u d e r i a n p o t r z e b o w a ł a czasu, by przy zwyczaić się do egzotycznych pielgrzymów z in nych gwiazd. Nie mniej trzeba było z a c h o w a ć k o n w e n a n s e towarzyskie. Ale z jakimi t r u d n o ś ciami! O d r a z ę d o wysokich, c z ł e k o k s z t a ł t n y c h G i przezwyciężyła po wielu wysiłkach myślowych, jeśli c h o d z i o P o l t r o j a n . zawsze m o ż n a było u d a w a ć , że są cywilizowanymi k r a s n o l u d k a m i . Ale nie p o trafiła się przyzwyczaić do przerażających K r o n d a k ó w ani półniewidzialnych L y l m i k ó w , s p o s ó b zaś, w jaki k a p a ł o coś zielonego na d y w a n z niektórych mniej w y b r e d n y c h Simbiari, był po p r o s t u g o d n y ubolewania. O s t a t n i a g r u p a gości pojawiła się na trzy dni przed początkiem c h o r ó b } mającej z a k o ń c z y ć życie profe sora G u d e r i a n a . Madame o t w o r z y ł a drzwi przed d w o m a k o s m i t a m i płci męskiej (jednym zatrważająco masywnym, a drugim całkiem zwyczajnym) — uprzejmym m a ł y m P o l t r o j a n i n e m o d z i a n y m w py szny strój C a ł k o w i t e g o Wyjaśniacza i d w u i p ó ł m e t r o w y m Gi (na szczęście u b r a n y m ) o r a z — Sainte I 'ierge! — nie mniej niż t r z e m a Simbiari. Przywitała ich. po czym rozstawiła d o d a t k o w e popielniczki i kosze na śmieci. G d y tylko w y m i e n i o n o w s t ę p n e grzeczności, profe sor G u d e r i a n z a p r o w a d z i ł zaziemskich gości do piw nic} dużej wiejskiej willi.
26
Julian May
— P o k a z r o z p o c z n i e m y n a t y c h m i a s t , mili przyja ciele. Wybaczcie mi, ale jestem dziś o d r o b i n ę zmęczo ny. — W najwyższym s t o p n i u p o ż a ł o w a n i a g o d n e — z a u w a ż y ł troskliwie P o l t r o j a n i n . — M o ż e , drogi Profesorze, zechce p a n skorzystać z kuracji o d m ł a dzającej? — Nie, nie — o d p o w i e d z i a ł z u ś m i e c h e m G u d e r i a n . — J e d n o życie zupełnie mi wystarczy. U w a ż a m za niezwykle szczęśliwą okoliczność, że d a n e mi było żyć w e p o c e Wielkiej Interwencji, ale muszę wyznać, że w y d a r z e n i a biegną teraz szybciej, niż mój spokój jest w stanie w y t r z y m a ć . C z e k a m z przyjemnością na s p o k ó j ostateczny. Przeszli przez o k u t e m e t a l e m drzwi do czegoś, co w y d a w a ł o się z a a d a p t o w a n ą piwnicą na wino. Usu n i ę t o z niej o k o ł o trzech m e t r ó w k w a d r a t o w y c h k a m i e n n e j p o s a d z k i , t a k że p o z o s t a ł a jedynie goła ziemia. P o ś r o d k u stał a p a r a t G u d e r i a n a . Starzec grzebał przez chwilę w antycznej orzecho wej szafce k o ł o drzwi, wyjął z niej nieduży plik płytek o d c z y t o w y c h i rozdzielił między u c z o n y c h . — S k r ó t m o i c h r o z w a ż a ń teoretycznych o r a z sche m a t y a p a r a t u r y z a w a r t e są w tych b r o s z u r k a c h , k t ó r e moja ż o n a uprzejmie p r z y g o t o w a ł a dla odwiedzają cych. Wybaczcie ich niewyszukaną formę, od d a w n a j u ż wyczerpaliśmy większość naszych z a s o b ó w . Słuchacze zaszemrali współczująco. — P o d c z a s p o k a z u proszę stać t u t a j . Zauważycie, ż e urządzenie t o jest p o d o b n e d o t r a n s l a t o r a pod p r z e s t r z e n n e g o i d l a t e g o w y m a g a b a r d z o niewiel kiego p o b o r u m o c y . W p r o w a d z i ł e m w nim własne modyfikacje w celu u z g o d n i e n i a faz z m a g n e t y z m e m
WIELOBARWNY KRAJ szczątkowym
miejscowych
formacji
skalnych,
27 jak
również głębszymi p o l a m i syngenetycznymi, genero w a n y m i p o d płytą k o n t y n e n t a l n ą . Te zaś, w interakcji z m a t r y c a m i p o l a translacyjnego, generują osobli wość. G u d e r i a n sięgnął do kieszeni kitla r o b o c z e g o i wy jął z niej dużą m a r c h e w . Z h u m o r e m , ale j a k b y ironicznie, zauważył: — Skuteczne, c h o ć m o ż e nieco śmieszne. Położył m a r c h e w n a zwykłym d r e w n i a n y m stołku, który umieścił w a p a r a c i e p r z y p o m i n a j ą c y m b a r d z o s t a r o m o d n ą pergolę a l b o obrośniętą winoroślą al t a n ę . Ale jej szkielet w y k o n a n y był ze szklistego, przezroczystego m a t e r i a ł u z dziwnymi, c z a r n y m i , kulistymi z g r u b i e n i a m i , a obrastające ją „ p ę d y " były w rzeczywistości k a b l a m i z w i e l o b a r w n y c h s t o p ó w ; w y d a w a ł o się, że wyrastają z p o d ł o g i piwnicznej, dziwnie oplatają r u s z t o w a n i e i nagle znikają t u ż p o d sufitem. G d y stołek z m a r c h e w k ą został umieszczony we właściwym p u n k c i e , G u d e r i a n p o d s z e d ł d o gości i u r u c h o m i ł a p a r a t u r ę . Nie usłyszeli ż a d n e g o dźwię ku. A l t a n a rozbłysła n a m o m e n t , p o czym pojawiły się lustrzane płaszczyzny zakrywające zupełnie jej wnętrze. — R o z u m i e c i e oczywiście, że t e r a z należy t r o c h ę odczekać — powiedział starzec. — M a r c h e w n i e m a l zawsze działa skutecznie, ale od czasu do czasu zdarzają się r o z c z a r o w a n i a . Siedmiu gości c z e k a ł o . Barczysty h u m a n o i d a l n y k o s m i t a t r z y m a ł o t r z y m a n ą płytkę o d c z y t o w ą w o b u d ł o n i a c h , ale nie spuszczał o k a z altany. Jego kolega, łagodny człowiek z j a k i e g o ś i n s t y t u t u na L o n d i n i u m .
28
Julian May
d y s k r e t n i e przyglądał się p u l p i t o w i s t e r o w n i c z e m u . Gi i P o l t r o j a n i n spokojnie czytali b r o s z u r k i . Jeden z m ł o d s z y c h Simbiari n i e u w a ż n i e upuścił szmarag d o w ą k r o p l ę i starał się teraz rozetrzeć ją szybko nogą na podłodze. Na ściennym c h r o n o m e t r z e zmieniały się cyfry. Pięć m i n u t . Dziesięć. — Z o b a c z y m y , czy pojawiła się n a s z a z d o b y c z — rzekł profesor i m r u g n ą ł do człowieka z L o n dinium. Z w i e r c i a d l a n e pole energetyczne nagle z n i k ł o . Przez k r ó t k ą n a n o s e k u n d ę z d u m i e n i n a u k o w c y wi dzieli p o d o b n e do k u c y k a stworzenie w e w n ą t r z al t a n y . W m g n i e n i u o k a p r z e m i e n i ł o się w szkielet ze wszystkimi s t a w a m i . Kości o s u n ę ł y się na ziemię r o z p a d ł y w szarawy proszek. — G ó w n o ! — z a w o ł a ł o z g o d n i e siedmiu wybit nych n a u k o w c ó w . — U s p o k ó j c i e się, koledzy — powiedział G u d e rian. — T e g o rodzaju z a k o ń c z e n i e jest niestety nie u c h r o n n e . Ale p o k a ż e m y w a m j e n a f i l m i e holo graficznym w z w o l n i o n y m t e m p i e , by m ó c zweryfiko w a ć naszą zdobycz. Włączył ukryty p r o j e k t o r t r ó j w y m i a r o w y c h f i l m ó w i z a t r z y m a ł akcję. Na e k r a n i e u k a z a ł o się p o d o b n e do m a ł e g o k o n i k a z w i e r z ą t k o o przyjaciel skich c z a r n y c h oczach, trójpalczastych n o g a c h i rdza wej sierści z niewyraźnymi białymi p r ę g a m i . Z p y s k a w y s t a w a ł a m u n a ć m a r c h e w k i . O b o k stał d r e w n i a n y stołek. — Hipparion gracilis. W pliocenie występował p o w s z e c h n i e na Ziemi — wyjaśnił G u d e r i a n . Puścił p r o j e k t o r w r u c h . Stołek w k r ó t c e zniknął.
WIELOBARWNY KRAJ
29
S k ó r a i ciało k o n i k a usychały z o k r o p n ą p o w o l n o ś cią, a r ó w n o c z e ś n i e j e g o w n ę t r z n o ś c i w z d y m a ł y się, kurczyły i r o z p a d a ł y w nicość. Szkielet, k t ó r y p o został, przez chwilę stał w y p r o s t o w a n y , po czym poje dyncze kości zaczęły s p a d a ć na ziemię p e ł n y m i gracji ł u k a m i . S a m o zetknięcie się z piwniczną p o d ł o g ą wystarczyło, by przemieniły się m i n e r a l n e s k ł a d n i k i . Wrażliwy Gi w e s t c h n ą ł i z a m k n ą ł wielkie żółte oczy. Londinijczyk zbladł, człowiek zaś z dzikiej i posępnej p l a n e t y S h ą i p n i gryzł swój wielki b r ą z o w y wąs. N i e p a n u j ą c n a d sobą, m ł o d y S i m b pośpiesznie skorzystał z k o s z a na śmieci. — W mojej małej p u ł a p c e s t o s o w a ł e m p r z y n ę t y z a r ó w n o roślinne, j a k i zwierzęce — p o w i e d z i a ł G u d e r i a n . — M a r c h e w , królik czy mysz odbywają p o d r ó ż do p l i o c e n u bez szkody dla siebie, lecz w d r o d z e p o w r o t n e j k a ż d e żyjące stworzenie znaj dujące się w e w n ą t r z t a u - p o l a n i e u c h r o n n i e bierze na siebie ciężar p o n a d sześciu m i l i o n ó w lat ziemskiej egzystencji. — A substancje nieorganiczne? — z a p y t a ł Skipnijczyk. — Jeśli mają o k r e ś l o n ą gęstość, o k r e ś l o n ą struk turę krystaliczną... Wiele p r ó b e k o d b y w a p o d r ó ż t a m i z p o w r o t e m w niezłym stanie. U d a ł o się to nawet w odniesieniu do d w ó c h r o d z a j ó w s u b s t a n cji o r g a n i c z n y c h : b u r s z t y n i węgiel p o d r ó ż u j ą bez szwanku... — W najwyższym s t o p n i u intrygujące — orzekł Pierwszy K o n t e m p l a t o r D w u d z i e s t e g o Szóstego K o l e g i u m S i m b . — T e o r i a fałdowania t e m p o r a l nego znajduje się w naszej p r z e c h o w a l n i w i a d o mości od j a k i c h ś siedemdziesięciu tysięcy waszych
30
Julian May
lat, s z a n o w n y profesorze G u d e r i a n , ale jej d o w ó d d o ś w i a d c z a l n y w y m y k a ł się najlepszym u m y s ł o m Ś r o d o w i s k a G a l a k t y c z n e g o . . . aż do tej chwili. F a k t , że ty, n a u k o w i e c ludzkiej rasy, osiągnąłeś c h o ć b y częściowy sukces, kiedy tylu innych p o n i o s ł o p o r a ż kę, z całą pewnością raz jeszcze p o t w i e r d z a wyjąt k o w e zdolności Dzieci Z i e m i . P r z e m ó w i e n i e t o p r z y w i o d ł o n a myśl P o l t r o j a n i n o wi bajkę o lisie i w i n o g r o n a c h . Jego r u b i n o w e oczy zabłysły, kiedy mówił: — A m a l g a m a t P o l t r o i , w przeciwieństwie do nie k t ó r y c h ras sprzężonych, nigdy nie wątpił, że Inter wencja była w pełni u s p r a w i e d l i w i o n a . — U s p r a w i e d l i w i o n a w o b e c was i waszego Ś r o d o wiska, być m o ż e — o d r z e k ł cicho G u d e r i a n . Spoj rzenie j e g o ciemnych z a t r o s k a n y c h oczu zza okula r ó w bez o p r a w k i n a b r a ł o nagle goryczy. — Ale w o b e c nas? Musieliśmy utracić t a k wiele: r ó ż n o r o d n o ś ć naszych języków, wiele d o g m a t ó w naszej filozo fii społecznej i naszych religii, nasz t a k z w a n y nie p r o d u k c y j n y styl życia... n a w e t samą naszą ludzką s u w e r e n n o ś ć , c h o ć dla p r a s t a r y c h intelektów Ś r o d o wiska G a l a k t y c z n e g o t a k a s t r a t a m o ż e się w y d a w a ć śmiechu w a r t a . Człowiek ze S h ą i p n i w y k r z y k n ą ł : — Ależ j a k m o ż e p a n wątpić w m ą d r o ś ć tych decyzji, Profesorze? My ludzie zrzekliśmy się kilku b ł y s k o t e k k u l t u r o w y c h , a w z a m i a n za to uzyskaliśmy pełne zaspokojenie p o t r z e b energetycznych, nieogra niczoną przestrzeń życiową i c z ł o n k o s t w o w cywiliza cji galaktycznej! T e r a z gdy nie m u s i m y tracić czasu ani życia w zwykłej walce o byt, nic j u ż nie z a h a m u j e m a r s z u ludzkości! N a s z a rasa d o p i e r o zaczyna wyko-
WIELOBARWNY KRAJ
31
rzystywać swój p o t e n c j a ł genetyczny, k t ó r y , być może, jest większy niż czyjkolwiek! Londinijczyk z a m r u g a ł o c z a m i . Pierwszy K o n t e m p l a t o r powiedział uprzejmie: — Ach, ta p r z y s ł o w i o w a z d o l n o ś ć r o z r o d c z a lu dzi! W j a k i m w r z e n i u utrzymuje b a n k genów! Przy p o m i n a t o d o b r z e z n a n ą wyższość r o z r o d c z ą organiz mu m ł o d z i e ń c z e g o w p o r ó w n a n i u z o s o b n i k i e m doj rzałym, k t ó r e g o p l a z m a , c h o ć mniej r o z r z u t n i e wyle w a n a , m o ż e j e d n a k ostrożniej p ą c z k o w a ć w p o g o n i za optimum genetycznym. — Czy powiedziałeś „ d o j r z a ł y m " — zadrwił Skipnijczyk — czy „ z w i ę d ł y m " ? — Koledzy! K o l e d z y ! — d y p l o m a t y c z n i e wmie szał się mały P o l t r o j a n i n . — Z a m ę c z y m y P r o f e s o r a Guderiana. — Nie, w s z y s t k o w p o r z ą d k u — o d r z e k ł starzec, lecz twarz miał c h o r o b l i w i e poszarzałą. G i pośpiesznie zmienił t e m a t : — Z całą pewnością doświadczenie, k t ó r e n a m p o k a z a ł e ś , będzie w s p a n i a ł y m n a r z ę d z i e m d z i a ł a n i a paleobiologii. — O b a w i a m się — o d p o w i e d z i a ł G u d e r i a n — że z a i n t e r e s o w a n i a g a l a k t y c z n e wygasłymi g a t u n k a m i ziemskiej p r a d o l i n y R o d a n o - S a o n y są o g r a n i c z o n e . — Więc nie u d a ł o ci się... eee... d o s t r o i ć a p a r a t u r y dla a p o r t ó w w i n n y c h o b s z a r a c h ? — spytał Londinij czyk. — Niestety nie, d r o g i Sandersie. R ó w n i e ż inni e k s p e r y m e n t a t o r z y nie byli w stanie p o w t ó r z y ć m e g o doświadczenia w i n n y c h miejscach Ziemi ani na innych p l a n e t a c h . — G u d e r i a n s t u k n ą ł p a l c e m w pły tkę odczytową. — J a k podkreśliłem, p r o b l e m polega
32
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
n a obliczeniu g e o m a g n e t y c z n e j m o c y wyjściowej. T e n region E u r o p y P o ł u d n i o w e j jest geomorfologicznie j e d n y m z najbardziej s k o m p l i k o w a n y c h na całej planecie. T u t a j w M o n t s des L y o n n a i s i w F o r e z m a m y do czynienia z cyplem formacji o najwyższej starożytności, połączonym bezpośrednio z młodymi i n t r u z j a m i w u l k a n i c z n y m i . W przyległym Masywie C e n t r a l n y m widać jeszcze wyraźnie działanie m e t a m o r f i z m u w e w n ą t r z s k o r u p o w e g o , anateksję z r o d z o ną n a d j e d n y m czy p a r u w z n o s z ą c y m i się w y s a d a m i astenosferycznymi. Na wschodzie leżą Alpy z ich zdumiewająco pofałfowanymi płaszczowinami. Na południu basen M o r z a Śródziemnego z aktywnymi strefami subdukcji, k t ó r y do tego w epoce pliocenu był w skrajnie osobliwym stanie. — Więc jesteś w ślepym z a u ł k u , co? — zauważył Skipnijczyk. — S z k o d a , że pliocen ziemski nie był szczególnie interesujący. Po p r o s t u trwająca kilka m i l i o n ó w lat p r z e r w a m i ę d z y m i o c e n e m i epoką lodową. Szypułka k e n o z o i k u , m o ż n a powiedzieć. G u d e r i a n wyciągnął m a ł ą m i o t e ł k ę i śmietniczkę i zaczął sprzątać a l t a n ę .
33
Guderian zachował spokój. — Wszystkie m o j e wysiłki dla z m i a n y facji tej osobliwości były d a r e m n e . Jest u s t a l o n a w pliocenie, w górach otaczających tę czcigodną dolinę rzeczną. I t a k wreszcie doszliśmy do sedna sprawy! Wielkie odkrycie p o d r ó ż o w a n i a w czasie okazuje się zaledwie ciekawostką n a u k o w ą . — Po raz drugi z ironią wzruszył r a m i o n a m i . — Przyszli p r a c o w n i c y skorzystają z twoich pio nierskich wysiłków — oświadczył P o l t r o j a n i n . Pozostali pośpieszyli d o d a ć s t o s o w n e gratulacje. — Wystarczy, d r o d z y koledzy. — G u d e r i a n się zaśmiał. — W i z y t a u s t a r e g o człowieka jest wielką uprzejmością z waszej strony. A teraz m u s i m y pójść na górę do Madame, k t ó r a czeka na n a s z p o s i ł k i e m . Mój osobisty e k s p e r y m e n c i k przekazuję w s p a d k u bystrzejszym u m y s ł o m . M r u g n ą ł na ludzi z k o s m o s u i wysypał do k o s z a na śmieci z a w a r t o ś ć śmietniczki. P o p i o ł y h i p p a r i o n a utworzyły m a ł e wysepki na p l a m a c h zielonego śluzu obcego k o s m i t y .
— To był złoty wiek, na chwilę przed z a r a n i e m r o z u m n e j ludzkości. Wiek ł a g o d n e g o k l i m a t u i kwit n ą c e g o życia roślinnego i zwierzęcego. W s p a n i a ł e czasy, nie zepsute i s p o k o j n e . Jesień przed straszną zimą pleistoceńskiego z l o d o w a c e n i a . R o u s s e a u ko c h a ł b y pliocen! Nieciekawy? N a w e t dziś w Środowis ku G a l a k t y c z n y m są istoty z m ę c z o n e psychicznie, k t ó r e nie zgodziłyby się z twoją oceną. U c z e n i wymienili spojrzenia. — G d y b y tylko była możliwość p o d r ó ż y p o w r o t nej! — powiedział Londinijczyk. • — Wielobarwny kraj I. I
Część I
Pożegnanie
1 Z a g r a ł y błyszczące trąby. Świta książęca r a d o ś n i e wyjechała z b r a m y z a m k u R i o m , wyćwiczone konie przysiadały na z a d a c h i stawały dęba tańcząc r a d o ś n i e , ale bez n a r a ż a n i a na niebezpieczeństwo p a ń siedzą cych w n i e p e w n y c h d a m s k i c h siodłach. U s i a ne klej n o t a m i rzędy k o ń s k i e błyszczały w p r o m i e n i a c h słoń ca, lecz e n t u z j a z m t ł u m u wywoływali świetni j e ź d ź c y . Błękitnozielony o d b l a s k z ukazującego u r o c z y s tość m o n i t o r a r z u c a ł b l a d e światło n a s z c z u p ł ą t w a r z M e r c e d e s L a m b a l l e , pogłębiając aż do czerni Ikolor jej kasztanowatych włosów. — Turyści ciągną losy o wystąpienie w po»chodzie szlachty — wyjaśniła Grenfellowi. — O w i e l e zabaw niej być człowiekiem z ludu, ale s p r ó b u j im to wytłumaczyć. Oczywiście główne postacie g r a j ą za wodowcy. J a n książę de Berry p o d n i ó s ł rękę i p o z d r o w i ł wiwatujące t ł u m y . Był u b r a n y w długą o p o ń c z ę w swoim h e r b o w y m k o l o r z e błękitu, usianą białymi liliami. Jej rozcięte i p o d w i n i ę t e rękawy u k a z y w a ł y bogatą p o d s z e w k ę z ż ó ł t e g o b r o k a t u . O l ś n i e w a j ą c o białe p o ń c z o c h y księcia były o z d o b i o n e złoty mi świe-
38
Julian May
c i d e ł k a m i , a przy jego b u t a c h błyszczały złote ostrogi. U b o k u de Berry"ego k ł u s o w a ł książę K a r o l Orleań ski, w p s t r o k a t y m u b r a n i u w t o n a c h królewskiego s z k a r ł a t u , czerni i bieli; przy mieczu miał ciężki p e n d e n t b r a m o w a n y dźwięcznymi d z w o n e c z k a m i . Reszta szlachty w o r s z a k u , b a r w n a j a k p t a k i na wiosnę, p o d ą ż a ł a za nimi w towarzystwie d a m . — Czy to nie jest niebezpieczne? — z a p y t a ł G r e n fell. — K o n i e p o d nie s z k o l o n y m i jeźdźcami? Sądzi łem, że będziesz się t r z y m a ć r o b o k o n i . L a m b a l l e o d p o w i e d z i a ł a cicho: — To musi być p r a w d z i w e . To jest F r a n c j a , s a m o t y m wiesz. K o n i e są specjalnie h o d o w a n e p o d k ą t e m wysokiej inteligencji i z r ó w n o w a ż e n i a . Ku uczczeniu święta m a j o w e g o n a r z e c z o n a , księż niczka B o n n e i cała jej świta, była o d z i a n a w malachit o w o z i e l o n e j e d w a b i e . Szlachetnie u r o d z o n e dziewice miały na g ł o w a c h niezwykłe n a k r y c i a z p o c z ą t k u XV wieku — a ż u r o w e k o n s t r u k c j e z p o z ł a c a n e g o , ob s y p a n e g o k l e j n o t a m i d r u t u , wystające j a k uszy k o t a n a d ich g ł o w a m i w w a r k o c z a c h . F r y z u r a księżniczki była jeszcze bardziej d z i w a c z n a , z długimi złotymi r o g a m i u s k r o n i , na k t ó r y c h p o w i e w a ł biały baty stowy woal u d r a p o w a n y n a d r u t a c h . — Daj sygnał k w i a c i a r k o m — powiedział G a s t o n z d r u g i e g o k o ń c a reżyserki. M e r c y L a m b a l l e siedziała bez r u c h u , w p a t r u j ą c się j a k u r z e c z o n a w świetny o b r a z . W p o r ó w n a n i u z a n t e n a m i jej k o m u n i k a t o r a d z i w n e n a k r y c i a głów średniowiecznych księżniczek wyglądały niemal ba nalnie. — M e r c e — p o w t ó r z y ł reżyser z ł a g o d n y m nacis kiem. — Kwiaciarki!
WIELOBARWNY KRAJ
39
Powoli wyciągnęła d ł o ń i włączyła tablicę rozdziel czą. Z n ó w z a b r z m i a ł y trąby, a t ł u m turystów-wieśn i a k ó w j ę k n ą ł . T u z i n y p y z a t y c h dziewczynek w k r ó ciutkich białych i r ó ż o w y c h s u k i e n k a c h wybiegły z sadu; niosły kosze k w i a t ó w j a b ł o n i . Zaczęły d o kazywać n a d r o d z e przed czołem książęcego p o c h o d u — rozrzucały kwiaty, a flety i p u z o n y uderzyły w wesołe t o n y . Ż o n g l e r z y , a k r o b a c i i tańczący nie dźwiedź wmieszali się w ciżbę. Księżniczka p o s y ł a ł a t ł u m o w i całusy, a książę od czasu do czasu r o z r z u c a ł monety. — Sygnał dla d w o r z a n — powiedział G a s t o n . K o b i e t a przy k o n s o l i sterowniczej siedziała bez r u c h u . Bryan Grenfell dostrzegł na jej czole k r o p l e p o t u , o d k t ó r y c h luźne p a s m a jej k a s z t a n o w a t y c h włosów zrobiły się m o k r e . U s t a m i a ł a zaciśnięte. — M e r c y , co ci jest? — szepnął Grenfell. — Co się stało? — Nic — odpowiedziała zduszonym i napiętym głosem. — D w o r z a n i e ruszyli, G a s t o n . Trzech m ł o d z i e ń c ó w , także o d z i a n y c h w zieleń, w y p a d ł o z lasu; g a l o p o w a l i w s t r o n ę procesji szlachty z pełnymi n a r ę c z a m i zielonych gałązek. D a m y chi chocząc p o s p l a t a ł y je z a r a z w wianuszki i u k o r o n o wały nimi w y b r a n y c h k a w a l e r ó w . Mężczyźni od wzajemnili się w y k w i n t n y m i sznurami korali dla d a m zeli, po czym wszyscy udali się w s t r o n ę łąki, gdzie z n a j d o w a ł się u s t r o j o n y m a i k . T y m c z a s e m b o s o n o g i e dziewczyny i uśmiechnięci, s t e r o w a n i r o z k a z a m i z k o n s o l i m ł o d z i e ń c y r o z d a w a l i kwiaty i zielone gałązki w ś r ó d t r o c h ę z a k ł o p o t n e g o t ł u m u , wołając: —
Vert!
Vert pour le mai!
40
Julian May
Ściśle zgodnie z p r o g r a m e m książę i jego świta zaczęli śpiewać przy a k o m p a n i a m e n c i e fletów: C e s t le mai, c'est le mai, C e s t le joli mois de mai! — Z n o w u fałszują — p o w i e d z a ł z i r y t o w a n y G a s t o n . — Włącz n a g r a n e głosy, M e r c e . I niech wyleci s k o w r o n e k i t r o c h ę żółtych motyli. — Przełączył m i k r o f o n na k a n a ł s t e r o w a n i a i k r z y k n ą ł : — Hej, M i n o u ! Z a b i e r z tę ferajnę sprzed k o n i a Berry'ego. 1 pilnuj dzieciaka w c z e r w o n y m . Wygląda, j a k b y ciągnął za dzwoneczki na p e n d e n c i e O r l e a ń c z y k a . M e r c e d e s L a m b a l l e włączyła z g o d n i e z poleceniem n a g r a n e głosy. T ł u m podjął t o n pieśni, której nauczył się przez sen w d r o d z e z koronacji K a r o l a Wielkiego. M e r c y dołączyła śpiew p t a k ó w w k w i t n ą c y m sadzie i wysłała sygnał zwalniający z a m k n i ę c i a ukrytych k l a t e k z m o t y l a m i . Bez r o z k a z u wywołała w o n n y wietrzyk, by ochłodzić t u r y s t ó w z Akwitanii, N e u s t r a , Bloi, Foix i p o z o s t a ł y c h „ f r a n c u s k i c h " planet Ś r o d o w i s k a G a l a k t y c z n e g o , k t ó r z y w r a z z frankofilami i mediewistami z t u z i n ó w innych planet przy byli, żeby sycić się chwałą starej Owernii. — Z a c z y n a im być g o r ą c o . Bry — rzuciła Grenfellowi. — Przy powiewie lepiej się poczują. Bryan słysząc, że M e r c e d e s m ó w i bardziej n o r m a l n y m głosem, odprężył się. — Wydaje mi się, że ich z d o l n o ś ć przeżywania niewygód w imię s k ą p a n i a się w k u l t u r z e widowis kowej ma swoje granice. — O d t w a r z a m y przeszłość — powiedziała L a m balle — j a k ą chcielibyśmy mieć. Realia średniowiecz nej Francji to zupełnie i n n a o p e r e t a .
WIELOBARWNY KRAJ
41
— M a m y łazików, M e r c e . — Ręce G a s t o n a t a ń czyły teraz po tablicy sterowniczej kierując wstępną choreografią o r s z a k u m a j o w e g o . — Widzę w tej p a c e d w ó c h czy trzech e g z o t ó w . Pewnie to ci od etnologii p o r ó w n a w c z e j z p l a n e t y K r o n d a k . przed k t ó r y m i n a s o s t r z e g a n o . Lepiej podeślij im t r u b a d u r a , by ich zabawiał, p ó k i nie włączą się do głównej g r u p y . Ci objazdowi strażacy są s k ł o n n i do wystawiania złych cenzurek, jeśli im się p o z w a l a nudzić. — N i e k t ó r z y z n a s umieją z a c h o w a ć o b i e k t y w i z m — powiedział ł a g o d n i e Grenfell. Reżyser p r y c h n ą ł . — No tak, ale ty nie jesteś t a m i nie depczesz po k o ń s k i m g ó w n i e w d z i w a c z n y m stroju p o d gorą cym słońcem p l a n e t y o niskim s u b i e k t y w n y m pozio mie tlenu i p o d w ó j n y m s u b i e k t y w n y m ciążeniu!... Merce? Do cholery, dziecinko, ty z n o w u jesteś nie obecna? Bryan wstał z fotela i p o d s z e d ł do niej b a r d z o zatroskany. — G a s t o n , czy ty nie widzisz, że o n a jest c h o r a ? — Nie j e s t e m ! — I nagle o s t r o z a p r o t e s t o w a ł a Mercy. — Przejdzie mi za m i n u t ę a l b o dwie. T r u b a d u r wysłany, G a s t o n i e . M o n i t o r p o k a z a ł najazd n a śpiewaka, k t ó r y skło nił się grupce m a r u d e r ó w , uderzył w s t r u n y lutni i zaczął umiejętnie z a g a n i a ć ludzi w s t r o n ę m a i k u , czarując r ó w n o c z e ś n i e pieśnią. Reżyserkę wypełniła ostra słodycz j e g o t e n o r o w e g o głosu. Śpiewał naj pierw po f r a n c u s k u , później w s t a n d a r d o w e j angielszczyźnie L u d z k i e g o P a ń s t w a Ś r o d o w i s k a G a l a k t y c z nego dla tych. k t ó r z y nie byli biegli w lingwistyce archaicznej.
42
Julian May Le temps a laisse son manteau De vent, de froidure et de pluie, Et s'est vestu de broderie De soleil luisant — cler et beau.
A u t e n t y c z n y s k o w r o n e k d o d a ł swą k o d ę d o pieśni m i n s t r e l a . M e r c y pochyliła głowę; na k o n s o l ę przed nią spadły łzy. Ta c h o l e r n a pieśń. I wiosna w Owernii. I z a p i e p r z o n e s k o w r o n k i , i r e t r o g e n e t y c z n e motyle, i ufryzowane łąki, i sady pełne z a c h w y c o n y c h ludzi z odległych planet, gdzie życie było t w a r d e , ale wyzwanie p o d e j m o w a l i wszyscy, p r ó c z trafiających się, oczywiście, n i e w y d a r z e ń c ó w p a s k u d z ą c y c h prze piękny, n i e u s t a n n i e rozwijający się gobelin Środowis ka Galaktycznego. Tak niewydarzonych jak Mercy Lamballe. — Beaucoup żałuję, c h ł o p c y — powiedziała ze s m u t n y m u ś m i e c h e m . — N i e ta faza księżyca, przy p u s z c z a m . A l b o staroceltycki b u n t . Bry, p o p r o s t u wybrałeś zły dzień na wizytę w t y m z w a r i o w a n y m miejscu. P r z e p r a s z a m . — Bo wy wszyscy, Celtowie, macie h o p l a — wy t ł u m a c z y ł ją G a s t o n z jowialną serdecznością. — T a m w p a r a d z i e K r ó l a Słońca jest taki b r e t o ń s k i inżynier, k t ó r y mi o p o w i a d a ł , że nie potrafi przelecieć dziew czyny inaczej, j a k na głazie megalitycznym. J a z d a , d z i e c i n k o . Przedstawienie musi jeszcze trwać. N a m o n i t o r z e tancerze w o k ó ł m a i k u wywijali wstęgami i o b r a c a l i się w s k o m p l i k o w a n y c h figurach. Książę de Berry i reszta a k t o r ó w w j e g o otoczeniu pozwalali wstrząśniętym t u r y s t o m p o d z i w i a ć c a ł k o wicie p r a w d z i w e klejnoty z d o b i ą c e ich k o s t i u m y . Flety piszczały, d u d y jęczały, h a n d l a r z e oferowali o w o c e k a n d y z o w a n e i w i n o , p a s t e r z e przyzwalali
WIELOBARWNY KRAJ
43
głaskać swe j a g n i ę t a , a słońce u ś m i e c h a ł o się z góry. Wszyscy byli szczęśliwi w la douce France A . D . 1410 i m i a ł o to trwać jeszcze przez sześć godzin, p o d c z a s turnieju rycerskiego i wieńczącej święto uczty. A p o t e m zmęczeni turyści, k t ó r y c h dzieliło siedem set lat od ś r e d n i o w i e c z n e g o świata księcia de Berry, pomkną komfortowymi podziemnymi pociągami ku następnej kąpieli k u l t u r a l n e j w Wersalu. B r y a n zaś, Grenfell i M e r c y L a m b a l l e , gdy z a p a d n i e z m r o k , pójdą do sadu, by u m ó w i ć się na wspólny rejs do Ajaccio i by ustalić, ile przeżyło motyli.
WIELOBARWNY KRAJ
45
Włączył się c z w a r t y gracz: — M ó w i ł e m ci, Steinie, żebyś p o d c z a s picia uwa żał na z a k r ę t a c h . No i p o p a t r z ! Zjeżdżamy, a ty z n o w u jesteś n a b u z o w a n y . Oleson spojrzał na niego z miażdżącą p o g a r d ą . Rzucił n a p o d ł o g ę o g n i o t r w a ł y k o m b i n e z o n , wlazł d o własnej wiertni i zaczął włączać p r z e w o d y . — A ty, J a n g o , trzymaj pysk. N a w e t z a p r u t y na a m e n wiercę d o k ł a d n i e j niż którykolwiek z m a ł y c h portugalskich gównojadów.
2 W p o k o j u p o g o t o w i a centrali Lizbońskiej Energetycznej zawyła syrena a l a r m o w a .
Sieci
— N o , do diabła, tak czy inaczej m i a ł a m się j u ż zwijać — powiedziała wielka G e o r g i n a . P o d n i o s ł a p r z e n o ś n y k l i m a t y z a t o r swej zbroi i z g ł o ś n y m t u p o tem p o d e s z ł a ż h e ł m e m p o d p a c h ą do wiertni. Stein Oleson trzasnął k a r t a m i o stół; j e g o kielich z w ó d k ą przewrócił się. A l k o h o l p o p ł y n ą ł po niewiel kiej k u p c e s z t o n ó w leżących przed O l e s o n e m . — A ja m a m sekwens królewski i pierwszą dziś przyzwoitą pulę! Z a s r a n e szczęście w pieprzonej grze! — Chwiejnie p o w s t a ł z miejsca, tak że przewrócił w z m o c n i o n e krzesło. Stojąc już, n a d a l się chwiał. D w a m e t r y piętnaście szalonego, p i ę k n e g o brzydala. C z e r w o n e żyłki na b i a ł k a c h j e g o oczu dziwnie k o n t r a stowały z j a s n o n i e b i e s k i m i t ę c z ó w k a m i . Oleson o b rzucił wściekłym w z r o k i e m p o z o s t a ł y c h graczy i zaci snął pięści w p a n c e r n y c h s e r w o r ę k a w i c a c h .
— O c h . c h ł o p a k i — powiedział H u b e r t — prze staniecie wy t a m ? — P o p r ó b u j się s k u m p l o w a ć z z a p i t y m , z a k u t y m skandynawskim łbem! — odparł Jango. Wysmarkał się na s p o s ó b iberyjski n a d k o ł n i e r z e m swej zbroi i zapiął hełm. Oleson zadrwił: — A wy m n i e nazywacie b r u d a s e m ! Kiedy sprawdzali zespoły pancerzy, G e o r g i n a , k t ó ra była szefem ich zespołu, p r z e k a z a ł a przez i n t e r k o m złe w i a d o m o ś c i : — Na t u n e l u g ł ó w n y m C a b o da R o c a - A z o r y , siedemset dziwięćdziesiąt trzy kilometry stąd, zawali ł o . Na t u n e l u obsługi też. Prześlizg trzeciego s t o p n i a z przewaleniem w a r s t w , ale przynajmniej z a m k n i ę t o p r z e t o k ę . W y g l ą d a na dłuższą z a b a w ę , dzieci.
H u b e r t p a r s k n ą ł r u b a s z n y m ś m i e c h e m . M ó g ł się śmiać, o d c h o d z i ł od gry j a k o zwycięzca.
Stein Oleson włączył zasilanie. Stuosiemdziesięciot o n o w a wiertnią, w której siedział, u n i o s ł a się trzy dzieści c e n t y m e t r ó w n a d p o m o s t , wysunęła ze swego b o k s u i p o t o c z y ł a w d ó ł r a m p y ; m a c h a ł a przy tym sterami j a k z lekka p o d g a z o w a n y żelazny d i n o z a u r .
— Niezła p u l k a ! W y p u ś ć p a r ę , Stein. Płacz n a d r o z l a n y m mlekiem. N i c ci w grze nie p o m o ż e .
— Mądre de deus — w a r k n ą ł J a n g o . Jego m a s z y n a podążyła za Steinem, w najściślejszej zgodzie z reguła-
46
Julian May
m i n e m r u c h u . — On jest niebezpieczny dla otoczenia. G e o r g i n o . Niech m n i e diabli wezmą, jeśli zgodzę się z nim p r a c o w a ć w parze. M ó w i ę ci, że s k ł a d a m skargę do związku z a w o d o w e g o ! Czy ty chciałabyś, żeby jedyną p r z e g r o d ą między t w o i m tyłkiem a p ł y n n y m b a z a l t e m był pijany t u m a n ? G r o m k i śmiech Olesona rozległ się we wszystkich uszach. — N o , to j a z d a , wal do związku, m i ę c z a k u ! A p o t e m szukaj sobie r o b o t y n a twoje nerwy. N a p r z y k ł a d wiercenie d z i u r w serze szwajcarskim twoim... — D a c i e spokój tym b z d u r o m ? — włączyła się z n u d z o n a G e o r g i n a . — H u b e y , na tej zmianie robisz w p a r z e z J a n g o , a ja ze Steinem. — Chwileczkę, G e o r g i n o . . . — zaczął Oleson. — To polecenie, Stein. — Włączyła śluzę p o wietrzną. — Ty i D u ż a M a m u s i a przeciw c a ł e m u światu, c h ł o p a c z k u . A jeśli nie wytrzeźwiejesz, z a n i m d o t r z e m y d o zawału, poleć duszę Bogu. F r u w a m y , dzieci. M a s y w n e , j e d e n a s t o m e t r o w e j wysokości i niemalże takiej samej grubości w r o t a rozsunęły się; u k a z a ł o się wejście do o s t r o o p a d a j ą c e g o t u n e l u obsługi. Georgi na wprowadziła koordynaty zawału do autohełmów ich wiertni. Na pewien czas mogli się odprężyć, kręcić we w n ę t r z u pancerzy, a m o ż e i p a r ę razy pociągnąć ś r o d e k na d o b r y n a s t r ó j . M k n ę l i z szybkością pięciu set k i l o m e t r ó w na godzinę w s t r o n ę tkwiącego p o d dnem Atlantyku paskudztwa. Stein O l e s o n zwiększył d o p ł y w tlenu wewnątrz swojego p a n c e r z a i z a a p l i k o w a ł sobie zastrzyk otrzeźwiająco-pobudzający. N a s t ę p n i e z a ż ą d a ł od podzes p o ł u żywieniowego litra s u r o w y c h jajek i puree
WIELOBARWNY KRAJ
47
z w ę d z o n e g o śledzia wraz z u l u b i o n y m klinem na k a c a — a k w a w i t e m . W s z y s t k o w zbroi. W o d b i o r n i k u h e ł m u usłyszał przyciszony p o m r u k : — C h o l e r n y atawistyczny r o z r a b i a k a . P o w i n i e n sobie z a m o n t o w a ć d w a rogi b y k a na hełmie i wciąg n ą ć na żelazny tyłek szorty z niedźwiedziej skóry. Stein uśmiechnął się m i m o woli. Najbardziej lubił m a r z y ć o tym, że jest wikingiem. A l b o , j a k o że był p o c h o d z e n i a z a r ó w n o norweskiego, j a k i szwedz kiego, że należy do grabieżczych W a r e g ó w , z mieczem w ręku przebijającym się na p o ł u d n i e przez starożyt ną Rosję. J a k w s p a n i a l e byłoby o d p o w i a d a ć na zniewagi ciosem t o p o r a lub miecza, b ę d ą c uwol n i o n y m z pęt głupiej cywilizacji! P o z w a l a ć palącej wściekłości p ł o n ą ć j a k p o w i n n a , także p o z w a l a ć wlewać siłę do bitwy w jego p o t ę ż n e m u s k u ł y ! Brać m o c n e p ł o w o w ł o s e kobiety, k t ó r e najpierw by z nim walczyły, a n a s t ę p n i e otwierały się w s ł o d k i m p o d d a n i u ! D o t a k i e g o życia był s t w o r z o n y . Ale na nieszczęście dla Steina O l e s o n a k u l t u r a dzikich ludzi zaginęła w Erze G a l a k t y c z n e j , o p ł a k i w a n a tylko przez p a r u e t n o l o g ó w , subtelności zaś n o w e g o b a r b a r z y ń s t w a i n t e l e k t u a l n e g o były p o z a jego z d o l n o ś c i a m i p o j m o w a n i a . Podniecającą i nie bezpieczną pracę, k t ó r ą w y k o n y w a ł , zapewnił m u współczujący k o m p u t e r , ale głód duszy O l e s o n a p o z o s t a ł nie z a s p o k o j o n y . Stein nigdy nie b r a ł p o d uwagę możliwości emigracji ku g w i a z d o m ; zresztą na żadnej kolonii ludzkiej w Ś r o d o w i s k u G a l a k t y c z n y m nie było p i e r w o t n e g o E d e n u . P l a z m a z a r o d k o w a człowieka stała się zbyt c e n n a , by ją t r w o n i ć na relikty neolitu. Wszystkie siedemset osiemdziesiąt trzy n o w e , zasiedlone przez ludzi p l a n e t y były k o m p l e t n i e ucy-
48
Julian May
wilizowane, związane etyką P o j e d n a n i a i zobowiąza ne przyczyniać się do z w o l n a tworzącej się Całości. K t o zatęsknił za d a w n y m i , łatwiejszymi czasami, m u s i a ł się z a d o w o l i ć o g l ą d a n i e m pracowicie o d t w o r z o n y c h ze Starej Ziemi inscenizacji d a w n y c h k u l t u r lub uczestnictwem w c u d o w n i e wyreżyserowanych P o c h o d a c h Historycznych, prawie, c h o ć niezupełnie, a u t e n t y c z n y c h d o najdrobniejszych szczegółów, k t ó re pozwalały k a ż d e m u a k t y w n i e sycić się w y o b r a ż o n y m i f r a g m e n t a m i jego dziedzictwa. Stein, u r o d z o n y na Starej Ziemi, ledwie wyszedł z wieku chłopięcego, a już pojechał p o d c z a s wakacji w r a z z grupą k o l e g ó w - s t u d e n t ó w obejrzeć Sagę F j o r d l a n d u . O d b y ł więc p o d r ó ż z M e t r o p o l i i C h i c a g o do S k a n d y n a w i i . W y r z u c o n o go s t a m t ą d i o b ł o ż o n o wysoką grzywną, gdy w czasie P a r a d y Najeźdźców na D r a k k a r a c h rzucił się w ś r o d e k p s e u d o b i t w y i odciął k u d ł a t e m u N o r m a n o w i rękę, b o chciał „ u r a t o w a ć " przed zgwałceniem p o r w a n ą brytyjską dziewicę. ( Z r a n i o n y a k t o r o d n i ó s ł się ze stoicyzmem do per spektywy trzymiesięcznego p o b y t u w basenie regene racyjnym. ,.Po p r o s t u ryzyko z a w o d o w e , c h ł o p c z e " — powiedział swemu p e ł n e m u w y r z u t ó w sumienia napastnikowi.) W kilka lat później, gdy Stein d o r ó s ł , a p r a c a z a p e w n i ł a mu p e w n e g o rodzaju wyzwolenie, u d a ł się p o n o w n i e d o S k a n d y n a w i i , b y obejrzeć k o r o w o d y Sag. T y m r a z e m wydały mu się n ę d z n e . Uszczęś liwionych k o s m i c z n y c h t u r y s t ó w z T r o n d e l a g u , T h u le, F i n n m a r k u i innych „ s k a n d y n a w s k i c h " planet ocenił j a k o k u p ę głupich p r z e b i e r a ń c ó w , płytkich b ł a z n ó w , pretensjonalną h o ł o t ę , o n a n i s t ó w , nędz nych poszukiwaczy utraconej t o ż s a m o ś c i .
WIELOBARWNY KRAJ
49
— A co zrobicie, gdy się dowiecie, kim jesteście, p r a p r a w n u k i z p r o b ó w k i ? — a w a n t u r o w a ł się po pijanemu na Uczcie Valhalli. — Wracajcie t a m , skądżeście przylecieli, na n o w e planety o t r z y m a n e od p o t w o r ó w ! — Po czym wlazł na stół Aesira i o d d a ł m o c z do p u c h a r u z m i o d e m . Z n ó w go w y r z u c o n o i u k a r a n o grzywną. T y m razem jego k a r t a k r e d y t o w a została n a z n a c z o n a w taki s p o s ó b , że b i u r o k a ż d e g o z festiwali historycz nych a u t o m a t y c z n i e o d m a w i a ł o m u udziału... Wiertnie pędziły p o d s k ł o n e m k o n t y n e n t a l n y m ; w świetle reflektorów ściany tunelu połyskiwały ró żem, zielenią i bielą. Później m a s z y n y wleciały w strefę ciemnych b a z a l t ó w d n a o c e a n i c z n e g o p o d G ł ę b i ą T a g u . T u n e l r o b o c z y leżał trzy kilometry poniżej w ó d m o r s k i c h i dziesięć n a d r o z p a l o n y m płasz czem ziemskim. Lecąc d w ó j k a m i przez litosferę, c z ł o n k o w i e ze społu mieli wrażenie, że posuwają się po gigantycznej r a m p i e nagłymi s k o k a m i w d ó ł w r e g u l a r n y c h od stępach. Wiertnie p o s u w a ł y się w p o z i o m i e , po czym pikowały o s t r o ku nowej poziomej płaszczyźnie, p o w t a r z a j ą c w ten s p o s ó b m a n e w r y co p a r ę chwil. T u n e l roboczy biegł p o ł u k u krzywizny Ziemi j a k o system p r o s t y c h o d c i n k ó w . M u s i a ł o t a k być, ponie waż był p o ł ą c z o n y z o d w i e r t e m zasilania — r ó w n o ległym t u n e l e m średnicy ledwie takiej, by m o g ł a się w nim w razie poważniejszych n a p r a w zmieścić pojedyncza wiertnią. Większość s k o m p l i k o w a n e g o p o d m o r s k i e g o s y s t e m u energetycznego była t a k zbu d o w a n a , że co dziesięć k i l o m e t r ó w p o p r z e c z n e sztol nie umożliwiające b r y g a d o m k o n s e r w a t o r s k i m łatwy d o s t ę p łączyły tunele r o b o c z e i odwierty zasilania. 4
— Wielobarwny kraj t. I
50
Julian May
Jeśli j e d n a k było to konieczne, wiertnie m o g ł y przebić się przez t w a r d e ściany t u n e l u r o b o c z e g o i wyryć sobie d r o g ę d o o d w i e r t u zasilania p o d k a ż d y m kątem. Do chwili kiedy w Lizbonie rozległ się sygnał a l a r m u , główny tunel między k o n t y n e n t e m europej skim i rozległymi fermami m o r s k i m i A z o r ó w żarzył się w oślepiającym p r o m i e n i u f o t o n o w y m . Definityw na o d p o w i e d ź na odwieczny ziemski głód energetycz ny. O tej p o r z e d n i a miał swe ź r ó d ł o w blasku słońca n a d C e n t r u m Z b i o r c z y m 39 Systemu w Serra da Estrela. W r a z z j e g o siostrzanymi c e n t r a l a m i w Jiuquanie, P l a t f o r m y A k e b o n o i C e d a r Bluffs, K a n z a s , zbierał i rozdzielał energię słoneczną do użytku o d b i o r c ó w p o ł o ż o n y c h w z d ł u ż 39 r ó w n o l e ż n i k a sze rokości geograficznej p ó ł n o c n e j . U k ł a d k o r o n k o wych wież stratosferycznch, zabezpieczonych przed d z i a ł a n i e m grawitacji i sięgających w y s o k o n a d strefę zmiennej p o g o d y , zbierał z b e z c h m u r n e g o nieba p r o m i e n i e słoneczne, p r z e t w a r z a ł je w spójne wiązki i przesyłał w d ó ł bezpieczną, p o d z i e m n ą siecią tuneli g ł ó w n y c h o r a z d o p r o w a d z a j ą c y c h miejscowych w ce lu ich rozdziału. F o t o n p o r t u g a l s k i e g o (albo chińs kiego, pacyficznego czy k a n z a s k i e g o ) światła dzien n e g o był k i e r o w a n y działającymi w t u n e l a c h zwier c i a d ł a m i p l a z m a t y c z n y m i i szybciej niż mgnienie o k a d o c i e r a ł d o ludzi n a mglistych fermach Atlan t y k u P ó ł n o c n e g o . F a r m e r z y oceaniczni używali tej energii do wszystkiego — od n a p ę d z a n i a k o m b a j n ó w p o d m o r s k i c h d o elektrycznego o g r z e w a n i a koców. O d b i o r c ó w niewiele o b c h o d z i ł o , skąd energia po chodzi. J a k we wszystkich t u n e l a c h energetycznych na Ziemi, tak i linię C a b o da R o c a - A z o r y regularnie
WIELOBARWNY KRAJ
51
p a t r o l o w a ł y m a ł e r o b o t y gąsienicowe z ł a d o w a r k a m i . G d y n a skutek słabych r u c h ó w s k o r u p y ziemskiej zdarzały się zwykle w y p a d k i pierwszego s t o p n i a , nie przerywające t o r u p r o m i e n i a f o t o n o w e g o , r o b o t y były zdolne d o w y k o n y w a n i a samodzielnie d r o b n y c h napraw. Drugim stopniem określano wypadki powa żniejsze i w ó w c z a s tunel a u t o m a t y c z n i e z a m y k a n o . N a p r z y k ł a d d r g a n i a ziemi mogły o d r o b i n ę p r z e s u n ą ć oś tunelu albo uszkodzić k t ó r ą ś z w a ż n y c h stacji zwierciadeł. W t e d y z p o w i e r z c h n i na miejsce uszko dzenia śpieszyły t u n e l e m r o b o c z y m b r y g a d y i zwykle n a p r a w y w y k o n y w a n o b a r d z o szybko. Ale tego d n i a wstrząs tektoniczny zaliczono d o trzeciego s t o p n i a . D r g n ę ł a strefa z a ł a m a n i a Desp a c h o i w o d p o w i e d z i na to p o w s t a ł a sieć d r o b n i e j szych u s k o k ó w w p o d o c e a n i c z n y m bazalcie. Na o d c i n k u trzech k i l o m e t r ó w w o k ó ł o b u tuneli roz p a l o n a skała p o r u s z y ł a się z p ó ł n o c y na p o ł u d n i e i ze w s c h o d u na z a c h ó d , co s p o w o d o w a ł o zawał nie tylko w odwiercie zasialnia, ale i w tunelu r o b o c z y m o wiele większej średnicy. Stacja zwierciadeł w y p a r o w a ł a w m a l e ń k i m w y b u c h u t e r m o n u k l e a r n y m , a przez j e d n ą m i k r o s e k u n d ę , z a n i m zadziałały wyłączniki awaryjne, płynął s w o b o d n i e palący- s t r u m i e ń foto n ó w . Przebił ścianę o d w i e r t u , wypalił w s k o r u p i e ziemskiej p r o s t o na z a c h ó d o t w ó r i dobiegł do d n a m o r s k i e g o . W m o m e n c i e gdy został j u ż wyłączony, w płynnej skale e k s p l o d o w a ł a p a r a w o d n a , co skute cznie z a m k n ę ł o p r z e t o k ę . Ale duży obszar, dawniej dość stabilnej skały, zmienił się w k u p ę r u m o s z u , spieczonego m u ł u m o r s k i e g o i z w o l n a stygnących gniazd stopionej lawy. W s e k u n d ę po w y p a d k u d o s t a w ę energii dla Azo-
52
Julian May
r ó w p r z y w r ó c o n o okrężną drogą. D o u k o ń c z e n i a n a p r a w y , wyspy będą p o b i e r a ł y w większości m o c z C e n t r u m Z b i o r c z e g o 38 Systemu na p ó ł n o c n y za c h ó d od L o r c a w Hiszpanii, via G i b r a l t a r i M a d e r ę . Z o b u k o ń c ó w u s z k o d z o n e g o o d w i e r t u brygady awaryjne wezmą się za u p r z ą t a n i e b a ł a g a n u , od b u d o w ę zwierciadeł i m o n t a ż tulei wzmacniających w t u n e l a c h , p r z e c h o d z ą c y c h przez n o w o u t w o r z o n ą strefę niestabilności geologicznej. A w t e d y wróci światło. — P r o w a d z ą c y L i z b o n a , tu P o n t a Del Trzy-Alfa, z g ł a s z a m się na K i o m siedem-dziewięć-siedem, od biór. — Tu L i z b o n a Szesnaście-Echo, słyszę cię, P o n t a D e l — p o w i e d z i a ł a G e o r g i n a . — Jesteśmy na siedem-osiem-zero i lecimy... Siedem-osiem-pięć... Siedem-dziewięć-zero... Przy zawale, siedem-dziewięć-dwa. Wy, chłopcy, bierzecie się za p r z e t o k ę ? — Na b a n k , L i z b o n a , z j e d n ą wiertnią na k a n a l e dla p o ł ą c z e n i a . K o p ę lat, G e o r g i n a . M u s i m y skoń czyć z t a k i m i s p o t k a n i a m i j a k t o ! P o s t a w najlepszego wiertacza n a przewiercie głównej linii, k o c h a n a . T o jest p o d s t ę p n a k a n a l i a , s ł u c h a m . — N i e ma s t r a c h u , P o n t a D e l . L a r r y , w k r ó t c e się s p o t k a m y , najmilszy. Szesnaście-Echo, koniec. • Stein Oleson zgrzytnął z ę b a m i i chwycił p o d w ó j n y d r ą ż e k sterowniczy swej m a s z y n y . Wiedział, że jest najlepszy w całej Lizbonie. N i k t nie wiercił precyzyj niej niż o n . Pęcherze lawy, a n o m a l i e m a g n e t y c z n e — nic nie m o g ł o go zbić z n a j d o k ł a d n i e j wytyczonej osi. P r z y g o t o w a ł się do o d p a l e n i a . —
H u b e r t , ty na przewiert głównej linii — pole
ciła G e o r g i n a .
WIELOBARWNY KRAJ
53
Stein skręcił się z u p o k o r z e n i a i wściekłości. Mdlą ca mieszanina żółci i w ę d z o n e g o śledzia p o d e s z ł a mu p o d g a r d ł o . P r z e ł k n ą ł ją. o d e t c h n ą ł i czekał. — J a n g o , ty za H u b e y e m z a k ł a d a s z tuleje, aż dojdziecie do zwierciadła. W t e d y weź się za nie. Steinie, ty i ja o t w i e r a m y tunel roboczy. — T a k jest, G e o r g i n o — o d p o w i e d z i a ł s p o k o j n i e Stein. N a c i s n ą ł guzik n a p r a w y m d r ą ż k u . Z i e l o n k a w o b i a ł y p r o m i e ń wytrysnął z d z i o b u wier tni. P o m a ł u dwie wielkie m a s z y n y zaczęły przebijać się przez o s u w i s k o c z a r n y c h d y m i ą c y c h skał, a m a ł e r o b o t y s a m o ł a d u j ą c e krzątały się w o k o ł o wywożąc rumowisko.
WIELOBARWNY KRAJ
55
i nienawidził od dziecka. Później, w szkole, znalazł racjonalne przesłanki tego lęku dzięki lekturze o pół wieczu p o p r z e d z a j ą c y m Interwencję na Starej Ziemi, kiedy c o r a z częstsze s o n d o w a n i a przez z a p a l o n y c h a n t r o p o l o g ó w ze Ś r o d o w i s k a niepokoiły, a czasem też przerażały l u d z k o ś ć . K r o n d a k o w i e byli o d p o w i e dzialni za wyjątkowo n i e t a k t o w n e e k s p e r y m e n t y , n a t o m i a s t załogi s t a t k ó w z p e w n y c h planet Simbiari zniżały się n a w e t do intryg wśród m i e s z k a ń c ó w Ziemi, gdy o g a r n i a ł a je n u d a p o d c z a s długich rejsów dozorowania. K l a n V o o r h e e s o w wybrał się w k o s m o s niemal na t y c h m i a s t po Wielkiej Interwencji. M o ż n a się było tego spodziewać po p o t o m k a c h szyprów z N o w e g o A m s t e r d a m u o r a z czterech p o k o l e ń a m e r y k a ń s k i c h l o t n i k ó w m a r y n a r k i ; t ę s k n o t a z a dalekimi h o r y z o n t a m i była z a k o d o w a n a w genach V o o r h e e s o w . Ryszard V o o r h e e s i jego starsze r o d z e ń s t w o : F a r n u m i Evelyn, urodzili się na Assawompsecie, je dnej z większych „ a m e r y k a ń s k i c h " planet, gdzie ich rodzice służyli w bazie Czternastej F l o t y . F a r i E w i e z g o d n i e z tradycją rodzinną byli oficerami liniowymi. O n a d o w o d z i ł a kurierskim s t a t k i e m d y p l o m a t y c z n y m , on t r a n s p o r t o w c e m k o l o n i s t ó w , wielkości aster o i d u . O b o j e odznaczyli się p o d c z a s krótkiej Rebelii Metapsychicznej lat osiemdziesiątych, z chlubą dla nazwiska, służby i w ogóle ludzkości. P o z a tym był jeszcze Ryszard. On też pożeglował ku g w i a z d o m , ale nie w służbie rządowej. Sztywną wojskową hierarchię uważał za odrażającą, p o n a d t o był skrajnym k s e n o f o b e m . W Bazie S e k t o r a A s s a w o m p s e t u częstymi gośćmi byli c z ł o n k o w i e pięciu obcych ras, a Ryszard bał się ich
R a d a G a l a k t y c z n a o s t r o r e a g o w a ł a n a takie, n a szczęście nieliczne, wykroczenia. Nie mniej w folk lorze ludzkości p o z o s t a ł o s a d dawnej psychozy „ i n wazji k o s m i t ó w " n a w e t wtedy, kiedy Interwencja o t w o r z y ł a jej d r o g ę d o gwiazd. W ś r ó d k o l o n i s t ó w ludzkich n a d e r p o s p o l i t e były lżejsze objawy ksenofo bii, niewielu j e d n a k ludzi h o ł d o w a ł o t e m u p r z e s ą d o w i tak b a r d z o j a k R y s z a r d V o o r h e e s . I r r a c j o n a l n e lęki dzieciństwa, w z m a g a n e p o c z u ciem w y o b c o w a n i a , zmieniły się u d o r o s ł e g o Ryszar da w palącą nienawiść. O d r z u c i ł możliwość służby dla Ś r o d o w i s k a i z a m i a s t tego wybrał z a w ó d k o s m o n a u t y h a n d l o w e g o . W ten s p o s ó b m ó g ł s w o b o d n i e d o b i e r a ć c z ł o n k ó w załogi i wybierać p o r t y do l ą d o w a n i a . F a r n u m i Evelyn starali się być w y r o z u m i a l i dla p r o b l e m ó w b r a t a , ale Ryszard aż n a z b y t d o b r z e wiedział, że między sobą oficerowie F l o t y patrzyli na niego z góry. — N a s z b r a t kupiec — mawiali ze ś m i e c h e m . — C ó ż , to przynajmniej nie t a k źle, j a k gdyby zo stał p i r a t e m . Ryszard przez p o n a d dwadzieścia lat m u s i a ł u d a -
56
Julian May
wać, że z u ś m i e c h e m przyjmuje ich d o c i n k i . Przez ten czas piął się w karierze z a w o d o w e j od r o b o t n i k a p o k ł a d o w e g o przez m a t a , wynajętego k a p i t a n a stat ku do pozycji szefa i a r m a t o r a . Bo wreszcie n a d s z e d ł dzień, kiedy s t a n ą ł k o ł o d o k u A s t r o p o r t u Bedford i p o d z i w i a ł smukłą, ćwierćkilometrową sylwetkę CSS Wolverton Mountain; n a p a w a ł się myślą, że jest on j e g o własnością. Statek był e k s p r e s o w c e m dla Bar d z o W a ż n y c h Osobistości, w y p o s a ż o n y m w najsil niejszy t r a n s l a t o r nadświetlny o r a z o g r o m n y zespół n a p ę d u bezinercyjnego dla p o d r ó ż y z szybkościami p o d ś w i e t l n y m i . V o o r h e e s kazał zlikwidować prze działy pasażerskie i p r z e r o b i ć statek na p e ł n o a u t o m a t y c z n y ekspresowiec t o w a r o w y , k t ó r y z czasem przynosił n a p r a w d ę wielkie pieniądze. Ogłosił, że nie istnieje dla niego p o d r ó ż zbyt d ł u g a czy zbyt niebezpieczna, nie ma ryzyka, k t ó r e m u nie byłby g o t ó w stawić czoło, by przewieźć niezwykły lub rozpaczliwie p o t r z e b n y ł a d u n e k d o d o w o l n e g o p u n k t u G a l a k t y k i . I zgłosili się klienci. W n a s t ę p n y c h latach Ryszard V o o r h e e s ośmio k r o t n i e o d b y ł przerażająco niebezpieczny rejs do J ą d r a G a l a k t y k i , z a n i m nie p o r z u c o n o ledwie t a m wegetujących kolonii. Spalił osiem k o m p l e t ó w krysz t a ł ó w ypsilon-pola energetycznego i niemal wywołał k r ó t k i e spięcie we w ł a s n y m układzie n e r w o w y m w r e k o r d o w y m locie do G r o m a d y H e r k u l e s a . Woził leki, sprzęt r a t o w n i c z y i części z a m i e n n e dla niezbęd nych m a s z y n . D o s t a r c z a ł pośpieszne przesyłki z p r ó b k a m i rud i k u l t u r a m i p o d e j r z a n y c h o r g a n i z m ó w z z e w n ę t r z n y c h kolonii ludzkich do wielkich labora t o r i ó w Starej Ziemi. U r a t o w a ł Bafut od katastrofy eugenicznej dzięki n a t y c h m i a s t o w e m u t r a n s p o r t o w i
WIELOBARWNY KRAJ
57
zastępczej s p e r m y . Z a p e w n i ł ł a g o d n ą satysfakcję u m i e r a j ą c e m u p o t e n t a t o w i f i n a n s o w e m u — zawiózł mu na daleki System K u m b e r l a n d z k i z m a k s y m a l n ą szybkością j e d n ą bezcenną b u t e l k ę whisky „ J a c k D a n i e l s " z Ziemi. T r a n s p o r t o w a ł prawie wszystko, z wyjątkiem s e r u m do N o m e i k o r e s p o n d e n c j i na Garcię. Ryszard V o o r h e e s stał się b o g a t y i n i e m a l sławny, przeszedł kurację o d m ł a d z a j ą c ą , z a i n t e r e s o w a ł się starymi s a m o l o t a m i i r z a d k i m i r o c z n i k a m i ziemskich win, słodyczami dla s m a k o s z y i t a n c e r k a m i , zapuścił wielkie c z a r n e wąsy, a swojemu d y s t y n g o w a n e m u s t a r s z e m u b r a t u i siostrze oświaczył, żeby się odpie przyli. I wówczas, p e w n e g o d n i a w 2110 r o k u , R y s z a r d posiał z i a r n o własnej zguby. Był j a k zwykle s a m na m o s t k u k a p i t a ń s k i m Wol verton Mountain p o g r ą ż o n e g o g ł ę b o k o w szarej nico ści p o d p r z e s t r z e n i , lecąc na łeb na szyję ku s a m o t n e m u u k ł a d o w i p l a n e t a r n e m u Orissy o d l e g ł e m u o 1870 lat świetlnych na p o ł u d n i e od r ó w n i k a galak tycznego. Ł a d u n e k s t a n o w i ł a wielka i s k o m p l i k o w a na świątynia J a g a n n a t h a , włącznie ze świętymi o b r a zami i t a b o r e m k o ł o w y m , p r z e z n a c z o n a do zastąpie nia p r z y p a d k o w o zniszczonego o ś r o d k a religijnego na s k o l o n i z o w a n e j przez H i n d u s ó w planecie. Rze mieślnicy ze Starej Ziemi przy użyciu n a r z ę d z i i s t a r o żytnych w z o r ó w , t e r a z n i e d o s t ę p n y c h dla ich k o l o nialnych k u z y n ó w , stworzyli d o s k o n a ł ą k o p i ę , ale z a b r a ł o im to zbyt wiele czasu. K o n t r a k t z a w a r t y przez V o o r h e e s a z o b o w i ą z y w a ł g o d o d o s t a r c z e n i a świątyni i jej rzeźb do Orissy w ciągu s i e d e m n a s t u d n i , przed miejscowym świętem R a t h Y a t r a , p o d c z a s
58
Julian May
k t ó r e g o wizerunek b o g a miał być przeniesiony w u r o czystej procesji ze świątyni do letniej rezydencji. G d y b y statek przybył później, a wierni byliby zmu szeni o b c h o d z i ć święte dni bez świętej b u d o w l i i o b r a zów, h o n o r a r i u m p r z e w o ź n i k a m i a ł o być o b n i ż o n e o p o ł o w ę . A było b a r d z o wysokie. V o o r h e e s uważał, że stawi się na czas. Z a p r o g r a m o w a ł m a k s y m a l n i e napiętą n a d p r z e s t r z e n n ą krzywą ł a ń c u c h o w ą , upewnił się, że ma d o ś ć d o d a t k o w e g o paliwa na w y p a d e k p r z e ł a m y w a n i a kolej nych p o w i e r z c h n i w s k r ó c o n y m reżimie i zasiadł do partii s z a c h ó w z k o m p u t e r e m sterującym o r a z wy m i a n y ploteczek z a w o d o w y c h z i n n y m i systemami s t a t k u . Z wyjątkiem k a p i t a n a , Wolverton Mountain był całkowicie z a u t o m a t y z o w a n y , ale Ryszard miał jeszcze tyle szczątkowych s k ł o n n o ś c i t o w a r z y s k i c h , że z a p r o g r a m o w a ł wszystkie z r o b o t y z o w a n e systemy n a i n d y w i d u a l n e świadomości i głosy, j a k również dał im wejście na informacje ze skandalizujących pisemek z j e g o u l u b i o n y c h planet, d o w c i p y o r a z p o c h l e b s t w a . P o m a g a ł o t o spędzać czas. — Ł ą c z n o ś ć do m o s t k u — o d e z w a ł się uroczy k o n t r a l t , przerywając a t a k R y s z a r d a n a królową komputera. — Tu V o o r h e e s . Co t a k i e g o , k o c h a n a Lily? — Przyjęliśmy a k t u a l n y p o d p r z e s t r z e n n y sygnał wezwania p o m o c y — o d p o w i e d z i a ł system. — Poltrojański statek b a d a w c z y ugrzązł w m a t r y c y z defek tem t r a n s l a t o r a . Nawigacja ustala j e g o p s e u d o p o ł o żenie. C h o l e r n e , szczerzące zęby karzełki! P r a w d o p o d o b nie wścibiały tu nosy, intrygując j a k zwykle, a tym c z a s e m ich i/-kryształy psuły się z b r a k u konserwacji.
WIELOBARWNY KRAJ
59
—
Nawigacja do m o s t k u .
— —
Tak. Fred? Z a g r o ż o n y s t a t e k jest c h o l e r n i e blisko naszej
ł a ń c u c h o w e j . K a p i t a n i e . Mają szczęście. W tej hiperwarstwie nie ma d u ż e g o r u c h u . Ryszard wziął p i o n k a w garść i zacisnął pięść. Więc teraz ma się z a b a w i a ć w pielęgniarkę dla tych p e d a ł k ó w . 1 na p e w n i a k a p o ż e g n a ć się serdecznie z p o ł o w ą h o n o r a r i u m z Orissy. Biorąc p o d u w a g ę n i e z d a r n o ś ć P o l t r o j a n i fakt, że na Wolverton Moun tain są tylko trzy p o z a p o k ł a d o w e r o b o t y inżynierskie, n a p r a w a zajmie p r a w d o p o d o b n i e szereg subiektyw nych d n i . G d y b y na znajdującym się w niebezpieczeń stwie s t a t k u lecieli ludzie, nie b y ł o b y kwestii. Ale nieziemcy? — P o t w i e r d z i ł a m o d b i ó r wezwania o p o m o c — p r z e k a z a ł a Lily. — S t a t e k p o l t r o j a ń s k i ma u s z k o d z o n y system przeżyciowy. Awaria trwa j u ż od p e w n e g o czasu, K a p i t a n i e . O , d o d i a b ł a . D o Orissy z o s t a ł o m u tylko d w a d n i lotu. Poltrusie z pewnością wytrzymają jeszcze p a r ę d n i . Odnajdzie ich w d r o d z e p o w r o t n e j . — Wszystkie systemy, u w a g a . K o n t y n u a c j a l o t u p o w e k t o r z e p o d p r z e s t r z e n n y m . Lily, m a s z w y m a z a ć z logu to wezwanie p o m o c y i wszystkie następujące po nim r o z m o w y między s t a t k a m i i w e w n ą t r z s t a t k u , gdy p o w i e m , , p u n k t " . G o t o w e . P u n k t . Ryszard V o o r h e e s d o s t a r c z y ł ł a d u n e k n a czas i o t r z y m a ł pełne w y n a g r o d z e n i e od wdzięcznych czcicieli J a g a n n a t h a . P o l t r o j a n o m udzielił p o m o c y k r ą ż o w n i k F l o t y L y l m i k ó w mniej więcej w tym s a m y m czasie, kiedy V o o r h e e s c u m o w a ł n a Orissie. G d y nadeszła p o m o c .
60
Julian May
P o l t r o j a n i e mieli z a p a s tlenu na mniej niż piętnaście godzin. Przekazali zapis pierwszej o d p o w i e d z i s t a t k u V o o r h e e s a n a wezwanie p o m o c y d o T r y b u n a ł u Sek t o r a . G d y R y s z a r d p o w r ó c i ł d o A s s a w o m p s e t u , are sztowano go pod zarzutem pogwałcenia Kodeksu A l t r u i z m u G a l a k t y c z n e g o część 24: „ O b o w i ą z k i Ety czne S t a t k ó w w Przestrzeni M i ę d z y g w i e z d n e j " . P o u d o w o d n i e n i u słuszności z a r z u t ó w , R y s z a r d a V o o r h e e s a o b ł o ż o n o grzywną n a niesłychaną sumę, k t ó r a p o c h ł o n ę ł a większość j e g o m a j ą t k u . Woherton Mountain został skonfiskowany, a j e g o k a p i t a n o w i o d e b r a n o p r a w o d o żeglugi kosmicznej o r a z h a n d l u m i ę d z y g w i e z d n e g o w jakiejkolwiek formie na resztę życia biologicznego. — Myślę, że odwiedzę Stary Świat — zwierzył się R y s z a r d s w e m u a d w o k a t o w i p o z a k o ń c z e n i u roz p r a w y . — M ó w i ą , że to najlepsze miejsce, by sobie rozwalić łeb.
4 Felicja L a n d r y , z p a r a l i z a t o r e m w prawej d ł o n i , siedziała w y p r o s t o w a n a w siodle na grzbiecie swego t r z y t o n o w e g o verrula. Skłoniła głowę w p o d z i ę k o w a niu za owację. Na wielką grę z e b r a ł o się w o k ó ł s t a d i o n u pięćdziesiąt tysięcy fanów — w s p a n i a ł a frekwencja n a t a k małej planecie j a k A k a d i a . L a n d y skłoniła verrula d o s k o m p l i k o w a n y c h ewo lucji wyższej szkoły j a z d y . O d r a ż a j ą c e zwierzę, przy pominające nosorożca na szczudłowatych nogach, z zębatą grzywą c e r a t o p s a na szyi i złymi, p ł o n ą c y m i oczami, t a n e c z n y m pląsem przeszło w ś r ó d leżących ciał, nie n a d e p n ą w s z y na ż a d n e . Ze wszystkich graczy na wysypanej t r o c i n a m i a r e n i e w biało-zieloną k r a t ę tylko L a n d r y była p r z y t o m n a i tylko o n a siedziała w siodle. P o z o s t a ł e verrule w b o c z n y c h z a g r o d a c h za linią burladero dołączyły się t r ą b i e n i e m do o k l a s k ó w tłu m u . Z niedbałą gracją Felicja zmusiła swego wierz c h o w c a , b y p o d n i ó s ł r o g i e m n a nosie p u r p u r o w y pierścień, p o czym ruszyła g a l o p e m d o nie b r o n i o n e j b r a m k i Białych Skrzydeł, chociaż nie b y ł o j u ż p o t r z e by p o ś p i e c h u .
62
Julian May
— Lan-dree\ Lan-dree\ — wrzeszczeli widzowie. Z d a w a ł o się, że dziewczyna i zwierzę wpakują się do głębokiej b r a m k i na k o ń c u boiska. Ale w ostatniej chwili L a n d y o s t r o ściągnęła verrulowi w o d z e i mil cząco w y d a ł a r o z k a z . Stworzenie z a w r ó c i ł o w miejscu i p o d r z u c i ł o p o t w o r n ą , wielką p r a w i e j a k cała Felicja, głową. Pierścień wyleciał w p o w i e t r z e i w y l ą d o w a ł d o k ł a d n i e p o ś r o d k u b r a m k i . N a sygnalizatorze goli z a p a l i ł o się światło i rozległ triumfalny dźwięk syreny. —
Lan-DREEE!
D z i e w c z y n a p o d n i o s ł a p a r a l i z a t o r n a d głowę i wy k r z y k n ę ł a o d p o w i e d ź t ł u m o w i . Jej ciałem wstrząsnęły dreszcze p o t ę ż n e g o o r g a z m u . Przez długą chwilę nic nie widziała; nie słyszała też g r z m o t u d z w o n u sędzie go g ł ó w n e g o , obwieszczającego k o n i e c z a w o d ó w . G d y wróciła d o p r z y t o m n o ś c i , u ś m i e c h n ę ł a się łaskawie d o p o d s k a k u j ą c e g o , gestykulującego t ł u m u . Święćcie moje zwycięstwo, ludzie-dzieci-kochankowie. Wykrzykujcie me imię. Ale się nie pchajcie. — L&n-dreel Lan-dree\ Lan-dree\ Podbiegł do niej arbiter z p r o p o r c e m c z e m p i o n a t u zwisającym na k o ń c u długiej lancy. Felicja s c h o w a ł a p a r a l i z a t o r do k a b u r y , wzięła flagę i p o d n i o s ł a w gó rę. Siedząc na verrulu powoli o k r ą ż a ł a s t a d i o n ; wraz ze zwierzęciem o d p o w i a d a ł a skinieniem głowy na ogłuszającą owację kibiców z a r ó w n o Z i e l o n y c h M ł o tów, j a k i Białych Skrzydeł. N i g d y przed tym nie było takiej r u n d y gier. Nigdy t a k i e g o m e c z u o m i s t r z o s t w o . N i g d y — z a n i m poja wiła się Felicja L a n d r y . Zwariowana na punkcie sportu ludność „kanadyj s k i e j " A k a d i i b a r d z o p o w a ż n i e o d n o s i ł a się d o me czów ring-hokeja. P o c z ą t k o w o t r a k t o w a ł a w r o g o
W I E L O B A R W N Y KRAJ
63
Felicję za t o . że ośmieliła się grać w t a k niebezpieczną grę. M a ł a , d r o b n a , lecz o niezwykle m o c n y m ciele i umyśle, z n i e s a m o w i t ą zdolnością p a n o w a n i a n a d złośliwymi w i e r z c h o w y m i v e r r u l a m i , Felicja p o k o n a ła u t a l e n t o w a n y c h i d o ś w i a d c z o n y c h graczy płci męskiej i w ciągu swego pierwszego sezonu, p o d c z a s k t ó r e g o wystąpiła j a k o z a w o d o w i e c , stała się i d o l e m s p o r t o w y m . G r a ł a z a r ó w n o w a t a k u , j a k i o b r o n i e ; jej błyskawiczne strzały z p a r a l i z a t o r a przeszły do legen dy; nigdy nie p r z e g r y w a ł a . W tym o s t a t n i m m e c z u o m i s t r z o s t w o strzeliła osiem goli przez co u s t a n o w i ł a n o w y r e k o r d . W ostat n i m gemie, gdy wszyscy gracze jej zespołu leżeli p o w a l e n i , s a m a j e d n a o d p a r ł a o s t a t n i a t a k Białych Skrzydeł n a b r a m k ę Z i e l o n y c h M ł o t ó w . C z t e r e c h u p a r t y c h o l b r z y m ó w z d r u ż y n y Białych Skrzydeł p a d ł o na ziemię, n i m triumfalnie strzeliła o s t a t n i e g o , decydującego gola. Oklaskujcie. Adorujcie. Mówicie, że j e s t e m waszą k r ó l o w ą - k o c h a n k ą - o f i a r ą . T y l k o trzymajcie się z d a leka. D r o b n a n a grzbiecie m o n s t r u a l n e g o zwierza, Feli cja skierowała verrula ku wyjściu dla graczy. M i a ł a na sobie mieniącą się zieloną k r ó t k ą s p ó d n i c z k ę i zsunię ty na tył głowy h e ł m z zielonymi p i ó r a m i . Powiewają ca grzywa jej p l a t y n o w y c h w ł o s ó w zmieniła się teraz w zwisające k o s m y k i p r z y l e p i o n e do czarnej i m p r e g n o w a n e j skóry kusej z b r o i , którą nosiła na w z ó r greckich h o p l i t ó w . — Lan-dree\ Lan-dree\ W y ł a d o w a ł a m się, w y l a ł a m z siebie w s z y s t k o dla was, niewolnicy-pożeracze-gwałciciele. T e r a z dajcie mi odejść.
64
Julian May
Wózki pogotowia ratunkowego przemykały po stadionie, by z a b r a ć n i e p r z y t o m n y c h . Felicja, j a d ą c w s t r o n ę r a m p y Zielonych M ł o t ó w , m u s i a ł a o s t r o p o s k r a m i a ć z d e n e r w o w a n e g o verrula. N a g l e wszyscy znaleźli się w o k ó ł niej — asystenci, i n s t r u k t o r z y , stajenni verrulów, d r u g o r z ę d n i klakierzy, sprzedawcy l e m o n i a d y i pieczeniarze. Rozległ się h a r m i d e r nad miernie p o u f a ł y c h o k r z y k ó w radości, p o z d r o w i e ń i gratulacji. B o h a t e r k a między swymi. O d p o w i e d z i a ł a im powściągliwym, królewskim u ś m i e c h e m . K t o ś ujął wodze verrula i p o d a ł mu na uspokojenie wiadro pokarmu. — Felicja, Felicja, dziecino! — T r e n e r M e g o w a n , s p o c o n y po pobycie w loży obserwacyjnej, w l o k ą c za sobą t a ś m y p l a n u gry j a k człowiek u w i k ł a n y w ser p e n t y n y na s t a r o m o d n e j zabawie, zbiegał z g ó r n e g o piętra s t a d i o n u ciężko tupiąc. — Byłaś wręcz niewia r y g o d n a , k o c h a n i e ! F a n t a s t y c z n a ! W y s t r z a ł o w a ! Ra kietowa! — T r z y m a j , T r e n e r z e . — Schyliła się w siodle i p o d a ł a mu chorągiew. — N a s z pierwszy p r o p o r z e c . Ale nie o s t a t n i . Tłoczący się wielbiciele podnieśli wrzask: — P o k a ż wszystkim, Felicjo! P o w t ó r z to jeszcze raz, d z i e c i n k o ! Verrul w y d a ł ostrzegawczy p o m r u k . L a n d r y wdzięcznym r u c h e m wyciągnęła rękę w czarnej rękawicy do t r e n e r a . M e g o w a n zawołał, by k t o ś przyniósł p o d e s t d o z s i a d a n i a . Stajenni przy trzymali zwierzę, dziewczyna zsunęła się z siodła z pomocą trenera. P o c h l e b s t w a - r a d o ś ć - b ó l - m d ł o ś c i . Ciężar. Potrze ba.
W I E L O B A R W N Y KRAJ
65
Zdjęła h e ł m greckiego w o j o w n i k a z długimi zielo n y m i p i ó r a m i i o d d a ł a go rozanielonej i n s t r u k t o r c e . J e d n e g o z graczy jej d r u ż y n y , p o t ę ż n e g o rezer w o w e g o o b r o ń c ę , ośmielił szał w y w o ł a n y zwycięst wem. — Wielkiego, g o r ą c e g o b u z i a k a , L a n d r y ! — Z a c h i c h o t a ł i objął ją; nie z d o ł a ł a się uchylić. W s e k u n d ę później o p i e r a ł się bezwładnie o ścianę k o r y t a r z a . P o chwili dołączyli d o niego inni. — Kiedy indziej, k o c h a n y Benny. — Jej o g r o m n e b r ą z o w e oczy p a t r z y ł y w p r o s t na niego. Poczuł, j a k b y coś z d ł a w i ł o m u g a r d ł o . Dziewczyna, t r e n e r i większość t o w a r z y s t w a p o szli dalej w k i e r u n k u szatni, gdzie czekali r e p o r terzy. T y l k o n a t r ę t n y o b r o ń c a został z tyłu; osu wał się właśnie w o l n o , po ścianie, aż usiadł zdysza ny, a nogi m i a ł sztywno wyciągnięte i zwisające bezwładnie ramiona. Sanitariusz jadący wózkiem dla sztywnych z n a l a z ł go t a m w p a r ę m i n u t później i p o m ó g ł wstać. — Jezu, c h ł o p i e . . . a przecież ty n a w e t nie grałeś w meczu! Z nieśmiałą m i n ą Benny wyznał, co go s p o t k a ł o . Ł a p i d u c h p o k i w a ł głową ze z d u m i e n i e m . — Miałeś t u p e t , żeby się do niej przywalać. Ja przed tą słodką lalunią robię w p o r t k i ! O b r o ń c a p o t r z ą s n ą ł głową z n a m y s ł e m . — Wiesz co? O n a lubi z w a l a ć ludzi z n ó g . C h y b a ją to rajcuje. W i d a ć przecież, co się z nią dzieje, b i e d n e sukinsyny zasypiają j a k m a r t w e . O n a jest z b o c z o n a ! B o m b o w a , u t a l e n t o w a n a , r e k o r d o w a , z b o c z o n a suka-kociak. Sanitariusz skrzywił się. 5 — Wielobarwny kraj t. I
66
Julian May
— A j a k a ż i n n a k o b i e t a g r a ł a b y w tę wariacką grę? Ruszaj się, b o h a t e r z e , p o d w i o z ę cię do izby c h o r y c h . M a m y t a m c o ś n a twój r o z t r a j d a n y brzuszek. O b r o ń c a w d r a p a ł się n a wózek o b o k chrapiącej ofiary m e c z u . — I to s i e d e m n a s t k a ! M o ż e s z sobie wyobrazić, j a k a będzie gdy d o r o ś n i e ? — T a c y dżokeje j a k ty nie p o w i n n i mieć w y o b r a źni. To p r z e s z k a d z a w planie gry. — S a n i t a r i u s z ruszył w ó z k i e m wzdłuż k o r y t a r z a w s t r o n ę , skąd d o l a t y w a ł y dalekie o k r z y k i i śmiechy. N a t r y b u n a c h owacja j u ż się z a k o ń c z y ł a .
5 — S p r ó b u j jeszcze raz, Elżbieto. S k o n c e n t r o w a ł a wszystkie siły u m y s ł o w e na zmyśle projekcji, a przynajmniej na tym, co jej z niego p o z o s t a ł o . O d d y c h a j ą c g ł ę b o k o i z bijącym sercem wytężała siły, aż jej się w y d a ł o , że pływa w p o w i e t r z u n a d fotelem. R z u t u j tekst z planszy przed tobą: UŚMIECH-POZDROWIENIA. DO TERAPEU TY KWONGA CHUN-MEI OD TELEPATY ELŻBIETY O R M E . GDYBYM MIAŁA SKRZY DŁA ANIOŁA, PRZEFRUNĘŁABYM N A D TYMI WIĘZIENNYMI MURAMI. KONIEC. — S p r ó b u j jeszcze raz, Elżbieto. S p r ó b o w a ł a . I jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze. Przesłać tę k r ó t k ą , ironiczną w i a d o m o ś ć , k t ó r ą s a m a wybrała. (Poczucie h u m o r u jest d o w o d e m integracji osobowości.) Przesłać. Przesłać. Drzwi k a b i n y o t w o r z y ł y się wreszcie i wszedł Kwong. — P r z y k r o m i , Elżbieto, ale nic nie o d b i e r a m .
68
Julian May —
N a w e t uśmiechu?
— P r z e p r a s z a m . Jeszcze nie. Ż a d n y c h w ogóle o b r a z ó w — tylko fala n o ś n a . Słuchaj, k o c h a n i e , m o ż e byśmy skończyli na dziś? M o n i t o r a k t y w n o ś c i życio wej sygnalizuje, że jesteś w strefie żółtej. N a p r a w d ę p o t r z e b a ci więcej w y p o c z y n k u , więcej czasu na wyleczenie. Z b y t się wysilasz. Elżbieta O r m e odchyliła się na o p a r c i e fotela i przycisnęła palce do bolących s k r o n i . — Po co m a m y udawać, Chun-Mei? Wiemy do brze, że p r a w d o p o d o b i e ń s t w o , iż zacznę kiedykol wiek z n ó w f u n k c j o n o w a ć j a k o m e t a p s y c h i k , jest niewiele większe od zera. Basen regeneracyjny zrobił wielką r o b o t ę , ż e p o s k ł a d a ł m n i e d o k u p y p o wypad ku. Bez blizn, bez odchyleń. Jestem d o b r y m , n o r m a l n y m , z d r o w y m o k a z e m przedstawiciela ludzkości płci żeńskiej. N o r m a l n y m . I to wszystko, r o d z i n k o . — Elżbieto... — W y r a z oczu t e r a p e u t y był pełen współczucia. — D a j sobie jeszcze szansę. To była p r a w i e k o m p l e t n a regeneracja k o r y m ó z g o w e j . N i e r o z u m i e m y , dlaczego nie o d z y s k a ł a ś swych m e t a funkcji w r a z z i n n y m i funkcjami u m y s ł o w y m i , ale z biegiem czasu i przy systematycznej p r a c y możesz n a p r a w d ę dojść d o siebie. — Nie u d a ł o się to n i k o m u z t a k i m i o b r a ż e n i a m i j a k moje. — N i e — p r z y z n a ł niechętnie. — Ale m a m y jeszcze nadzieję i m u s i m y p r ó b o w a ć d o p r o w a d z i ć to do k o ń c a . Jesteś n a d a l j e d n ą z n a s , Elżbieto. C h c e m y , abyś z n ó w się stała a k t y w n a , o b o j ę t n e , ile czasu będzie na to p o t r z e b a . Ałe musisz się ciągle s t a r a ć . S t a r a ć się n a u c z y ć być niewidomą, by widzieć trzy księżyce w pełni n a d Denali. S t a r a ć się n a u c z y ć być
WIELOBARWNY KRAJ
69
głuchą, by r o z k o s z o w a ć się B a c h e m , a l b o p o z b a w i o ną języka, by śpiewać Belliniego. O, tak. — Jesteś p r a w d z i w y m przyjacielem, C h u n - M e i . P r a c o w a ł e ś ze m n ą Bóg wie j a k ciężko. Ale będzie znacznie zdrowiej, jeśli p o g o d z ę się ze stratą. P o m y ś l 0 m i l i a r d a c h zwykłych ludzi żyjących szczęśliwym 1 p e ł n y m życiem bez funkcji m e t a p s y c h i c z n y c h . Po p r o s t u m u s z ę się z a a d a p t o w a ć d o n o w e g o p u n k t u widzenia. P o ż e g n a ć się z pamięcią u t r a c o n y c h anielskich skrzydeł umysłu. Być szczęśliwą za więziennymi m u r a m i czaszki. Z a p o m n i e ć o pięknej Jedności, synergii, t r i u m f a l n y m p r z e r z u c e n i u m o s t ó w z p l a n e t y na pla netę, cieple b r a t n i c h d u s z uwalniającym od wszelkich lęków, radości d o p r o w a d z a n i a m e t a p s y c h i c z n y c h dzieci do pełnej a k t y w n o ś c i . Z a p o m n i e ć o k o c h a n e j o s o b o w o ś c i z m a r ł e g o L a w r e n c e ' a . O , tak. K w o n g z a w a h a ł się. — C z e m u nie m i a ł a b y ś p o s ł u c h a ć r a d y C z a r n e c kiego i wziąć d o b r e g o , długiego u r l o p u na jakiejś ciepłej, spokojnej planecie? T u a m o t u , Riviera, T a m i a m i . N a w e t S t a r a Z i e m i a ! G d y wrócisz, z n o w u m o ż e m y zacząć z p r z e s y ł a n i e m p r o s t y c h r y s u n k ó w . — To b y ł o b y w s a m raz dla m n i e , C h u n - M e i . T e r a p e u t a K w o n g nie przeoczył lekkiego nacisku, j a k i położyła n a t e słowa. Z a n i e p o k o j o n y zacisnął u s t a i nic nie o d p o w i e d z i a ł , p o n i e w a ż się o b a w i a ł , że jeszcze boleśniej m o ż e ją urazić. Elżbieta włożyła płaszcz p o d b i t y futrem i wyjrzała przez o k n o b i u r o w c a przysłonięte k o t a r ą . — C o ś p o d o b n e g o , spójrz tylko. Z e b r a ł o się na b u r z ę ! M u s i a ł a b y m zgłupieć, by nie s k o r z y s t a ć z o k a zji ucieczki p r z e d zimą na D e n a l i . Myślę, że m o j a
70
Julian May
b i e d n a k a p s u ł a d a r a d ę w y s t a r t o w a ć . Jest j e d y n a n a p a r k i n g u i nadaje się chyba j u ż tylko na z ł o m . J a k jej pilot. T e r a p e u t a o d p r o w a d z i ł Elżbietę O r m e d o drzwi i p o d w p ł y w e m i m p u l s u położył jej ze współczuciem rękę na r a m i e n i u . R z u t o w a ł ku niej s p o k ó j . R z u t o w a ł nadzieję. — N i e możesz tracić nadziei. M a s z o b o w i ą z e k w o b e c siebie samej i całej m e t a w s p ó l n o t y , by dalej p r ó b o w a ć . T w o j e miejsce jest w ś r ó d n a s . Elżbieta u ś m i e c h n ę ł a się. M i a ł a s p o k o j n ą twarz i tylko p a r ę lekkich zmarszczek w k ą c i k a c h oczu — s t y g m a t ó w głębokich przeżyć e m o c j o n a l n y c h , na stępujących p o regeneracji, k t ó r a jej p o ł a m a n e m u , c z t e r d z i e s t o c z t e r o l e t n i e m u ciału przywróciła d o s k o nałą m ł o d z i e ń c z o ś ć . T a k ł a t w o , j a k languście o d r a s tają n o w e k o ń c z y n y , Elżbiecie o d r o s ł y n o w e k o m ó r k i ciała, k t ó r e zastąpiły jej z m i a ż d ż o n e r a m i o n a , k l a t k ę piersiową i miednicę, płuca, serce i o r g a n y wewnętrz ne, s t r z a s k a n e kości i szare k o m ó r k i m ó z g u . Regene racja była właściwie d o s k o n a ł a , powiedzieli lekarze. O, t a k . Elżbieta lekko uścisnęła d ł o ń t e r a p e u t y . — D o widzenia, C h u n - M e i . D o n a s t ę p n e g o r a z u . N i g d y , nigdy więcej. Wyszła n a śnieg, głęboki j u ż p o k o s t k i . Oświetlone o k n a b i u r I n s t y t u t u M e t a p s y c h o l o g i c z n e g o Denali rzucały złote k w a d r a t y na biały dziedziniec. W o ź n y F r a n k p o m a c h a ł jej ręką; p c h a ł szuflę w z d ł u ż chod nika. System o d m r a ż a n i a z n o w u m u s i a ł zawieść. D o b r a , stara Denali. N i e wróci do i n s t y t u t u , w k t ó r y m tyle lat p r a c o w a ł a — najpierw j a k o s t u d e n t k a , później j a k o d o r a d -
WIELOBARWNY KRAJ
71
ca-telepata, wreszcie j a k o p a c j e n t k a . Ciągły ból u t r a ty funkcji m e t a p s y c h i c z n y c h p r z e k r a c z a ł jej wytrzy m a ł o ś ć psychiczną, a Elżbieta w głębi duszy była kobietą p r a k t y c z n ą . Najwyższy czas na coś z u p e ł n i e innego. C a ł k o w i c i e z d e c y d o w a n a , p r z y t r z y m u j ą c n a głowie k a p t u r płaszcza, s k i e r o w a ł a się d o p o s t o j u k a p s u ł t r a n s p o r t o w y c h . J a k się o s t a t n i o przyzwyczaiła, p o ruszała teraz w a r g a m i w m o d l i t w i e : — B ł o g o s ł a w i o n a D i a m e n t o w a M a s k o , kieruj my mi k r o k a m i w d r o d z e na W y g n a n i e .
WIELOBARWNY KRAJ
6 Włączenie rasy ludzkiej d o Ś r o d o w i s k a G a l a k t y c z n e g o n i m d o j r z a ł a p o d względem socjopolitycznym, było r y z y k o w n e . N a w e t gdy pierwsze m e t a p s y c h i c z n e zagrożenie bezpieczeństwa Ś r o d o w i s k a przez ludzi z o s t a ł o zdła w i o n e przez C z c i o g o d n y c h J a c k a i Illusia, u p a r c i e objawiały się d o w o d y grzechu p i e r w o r o d n e g o ludz kości. C h o ć b y t a k i c h ludzi j a k A i k e n D r u m . A i k e n należał d o tych szczególnych o s o b o w o ś c i , k t ó r e wpędzają specjalistów modyfikacji b e h a w i o r u w rozterkę. Miał komplet normalnych chromoso m ó w . J e g o m ó z g był z d r o w y i nie u s z k o d z o n y . A i k e n a w y r ó ż n i a ł wysoki w s p ó ł c z y n n i k inteligencji. D r u m był wypełniony p o uszy p o t e n c j a l n y m i m e t a funkcjami, k t ó r e z czasem m o ż n a b y ł o z a k t y w i z o w a ć . Jego w y c h o w a n i e w dzieciństwie w n o w o założonej kolonii na D a l r i a d z i e nie r ó ż n i ł o się niczym od w y c h o w a n i a p o z o s t a ł y c h trzydziestu tysięcy dzieci nie u r o d z o n y c h przez m a t k i , lecz w y p r o w a d z o n y c h ze s p e r m y i jajeczek s t a r a n i e d o b r a n y c h szkockich przodków.
73
Lecz Aiken różnił się od reszty wylęgu. Był u r o d z o nym kanciarzem. P o m i m o miłości zastępczych rodziców, o d d a n i a wykwalifikowanych nauczycieli i n i e u c h r o n n y c h k u r s ó w korekcyjnych a p l i k o w a n y c h m u niemal bez przerwy przez całą burzliwą m ł o d o ś ć , A i k e n u p a r c i e t r z y m a ł się p r z e z n a c z o n e j mu ścieżki życia ł o t r z y k a . K r a d ł . K ł a m a ł . O s z u k i w a ł , gdy przypuszczał, ż e m u to przejdzie b e z k a r n i e . Cieszyło go ł a m a n i e wszelkich p r a w , a r ó w n i e ś n i k a m i o n o r m a l n e j orientacji psy chospołecznej p o g a r d z a ł . „Osobnik zwany Aiken D r u m — podsumowa no w opisie j e g o o s o b o w o ś c i — wykazuje p o d s t a wową dysfunkcję z m y s ł u w y o b r a ź n i . M a zasad nicze b r a k i w zakresie zdolności p o s t r z e g a n i a osobis tych i społecznych konsekwencji własnych c z y n ó w i jest w s z k o d l i w y m s t o p n i u egotystą. O k a z a ł się o p o r n y w o b e c wszelkich t e c h n i k k s z t a ł t o w a n i a m o ralnego." Lecz Aiken D r u m był czarujący. I A i k e n D r u m miał łobuzerskie poczucie h u m o r u . I A i k e n D r u m , p o m i m o swego ł o t r o w s k i e g o z a c h o w a n i a , był u r o d z o n y m p r z y w ó d c ą . M i a ł zręczne ręce i m n ó s t w o p o m y s ł ó w przy o b m y ś l a n i u n o w y c h s p o s o b ó w o b r a ż a n i a u s t a n o w i o n e g o p o r z ą d k u . Jego równieśnicy byli s k ł o n n i u w a ż a ć go za swego przyszłego b o h a t e r a . Nawet dorosłych mieszkańców Dalriady, znękanych przerażającym z a d a n i e m w y c h o w a n i a całego p o k o l e nia k o l o n i s t ó w z p r o b ó w k i w celu z a l u d n i e n i a nowej pustej planety, n i e k t ó r e j e g o niesłychane wybryki doprowadzały do śmiechu. G d y Aiken D r u m m i a ł d w a n a ś c i e lat, j e g o d r u ż y n a K o r p u s u E k o l o g i c z n e g o o t r z y m a ł a z a d a n i e zlikwido-
74
Julian May
W I E L O B A R W N Y KRAJ
75
wania gnijącego cielska wieloryba w y r z u c o n e g o na brzeg n i e d a l e k o c z w a r t e g o co do wielkości osiedla planety. Rozsądniejsze z dzieci były z d a n i a , że te dwadzieścia t o n zgnilizny należy z a k o p a ć w p i a s k u powyżej granicy przypływu za p o m o c ą spychacza. Ale A i k e n p r z e k o n a ł je, że t r z e b a w y p r ó b o w a ć bar dziej s p e k t a k u l a r n ą m e t o d ę likwidacji. Wysadziły więc m a r t w e g o wieloryba w p o w i e t r z e za p o m o c ą p l a s t y k u w y p r o d u k o w a n e g o przez A i k e n a . K a w a ł k i ś m i e r d z ą c e g o ścierwa wielkości pieści zasypały całe m i a s t o , włącznie ze składającą oficjalną wizytę dele gacją d y g n i t a r z y Ś r o d o w i s k a . G d y A i k e n D r u m miał trzynaście lat, p r a c o w a ł w zespole inżynieryjnym, k t ó r y m i a ł o d w r ó c i ć bieg niewielkiego w o d o s p a d u w ten s p o s ó b , by p o m a g a ł n a p e ł n i a ć świeżo u k o ń c z o n y Z a l e w I m i e n i a S t a r e g o C z ł o w i e k a z G ó r . Którejś nocy A i k e n z b a n d ą młodych spiskowców ukradł m n ó s t w o cementu i rur i p r z e b u d o w a ł składy na skraju w o d o s p a d u . Świt n a d D a l r i a d ą ujawnił w i d o k d o ś ć u d a n e j repliki gigan tycznych m ę s k i c h o r g a n ó w m o c z o p ł c i o w y c h , z k t ó rych lało się do p o ł o ż o n e g o czterdzieści m e t r ó w niżej zbiornika.
przyznał, że miał z a m i a r je opylić p a s e r o m w N o w y m Glasgow. Oczywiście o d e s ł a n o go do d o m u i tamtejsi b e h a wioryści mieli okazję, by p o n o w n i e skierować b ł ę d n e k r o k i A i k e n a na wąską ścieżkę c n o t y . Ale niestety, ich s t a r a n i a zupełnie nic nie d a ł y . — Serce mi się kraje — zwierzył się j e d e n z p s y c h o logów s w e m u koledze. — C h ł o p a k a nie da się nie lubić, a w j e g o ciele k r a s n o l u d k a mieszka błyskotliwy, tryskający p o m y s ł a m i umysł. Ale cóż, u licha, z n i m z r o b i m y ? W Ś r o d o w i s k u G a l a k t y c z n y m po p r o s t u nie ma miejsca dla D y l a S o w i z d r z a ł a .
G d y A i k e n D r u m miał czternaście lat, wysłał n a g a p ę swe d r o b n e ciało d o K a l e d o n i i n a p o k ł a d z i e l u k s u s o w e g o s t a t k u pasażerskiego. P a s a ż e r ó w prze ś l a d o w a ł y kradzieże biżuterii, ale m o n i t o r y wyka zywały, że ż a d n a l u d z k a istota nie w c h o d z i ł a do k a b i n . P r z e s z u k a n i e ł a d o w n i ujawniło m ł o d o c i a nego g a p o w i c z a o r a z zdalnie s t e r o w a n ą „ m y s z k ę " cybernetyczną, k t ó r ą ten wysyłał na p l ą d r o w a n i e , z a p r o g r a m o w a w s z y ją u p r z e d n i o na wyczuwanie metali i k a m i e n i szlachetnych. C h ł o p i e c spokojnie
Niegodziwość Aikena D r u m a zatriumfowała nad wszystkim. T a k więc, gdy A i k e n D r u m osiągnął bez ż a d n e j s k r u c h y dwudziesty pierwszy r o k życia, p r z e d s t a w i o no mu szereg propozycji, a w y b ó r jednej z nich miał z a d e c y d o w a ć o j e g o przyszłości:
S t a r a n o się skierować n a r c y z m Aikena na a k t o r s t w o k o m e d i o w e . Ale koledzy z jego trupy niemal go zlin czowali, gdy zaczął psuć ich n u m e r y swymi psikusami. Podjęto p r ó b y u k i e r u n k o w a n i a jego zdolności m a nualnych, ale wykorzystał warsztaty szkoły inżynieryj nej do b u d o w y nielegalnych czarnych skrzynek u m o ż liwiających d o s t ę p d o p o ł o w y s k o m p u t e r y z o w a n e g o systemu k r e d y t o w e g o Sektora. P r ó b o w a n o głębokiego przekształcenia metapsychicznego i u w a r u n k o w a n i a przez deprywację sensoralną, wielofazowe elektro wstrząsy i n a r k o t e r a p i ę o r a z s t a r o m o d n ą religię.
Jako notoryczny recydywista przynoszący uszczer bek ostatecznej harmonii Środowiska Galaktycznego, którą z poniższych możliwości wybierasz?
76
Julian May
a. dożywotnie Dalriady;
osadzenie
b. psychochirurgiczną szeństwa; c.
w
Zakładzie
implantację
Poprawczym
zespołu
posłu
eutanazję.
— N i c z tych rzeczy — oświadczył A i k e n D r u m . — Wybieram Wygnanie.
7 Siostra A n n a m a r i a R o c c a r o ujrzała K l a u d i u s z a p o r a z pierwszy, g d y przywiózł umierającą ż o n ę d o D o m u Starców K a s k a d y Oregon. T y c h dwoje s t a r y c h ludzi b y ł o z z a w o d u e g z o p a l e o n t o l o g a m i p o l o w y m i — K l a u d i u s z Majewski spec j a l i z o w a ł się w m a k r o - , G e n o w e f a L o g a n zaś w mikr o s k a m i e l i n a c h . Ich m a ł ż e ń s t w o t r w a ł o p o n a d dzie więćdziesiąt lat i j e d n o o d m ł o d z e n i e . R a z e m b a d a l i wygasłe formy życia n a p o n a d czterdziestu p l a n e t a c h s k o l o n i z o w a n y c h przez l u d z k o ś ć . Ale G e n o w e f a od czuła wreszcie z n u ż e n i e i o d m ó w i ł a o d m ł o d z e n i a do trzeciego życia. K l a u d i u s z zgodził się z jej decyzją, co robił przez p r a w i e całe w s p ó l n e ich pożycie. Ciągnęli z a p r z ę g t a k d ł u g o , j a k się d a ł o , n a s t ę p n i e spędzili p a r ę schyłkowych lat w s w y m wiejskim d o m k u na pacyfi c z n y m wybrzeżu A m e r y k i P ó ł n o c n e j Starej P l a n e t y . O n i e u c h r o n n y m k o ń c u K l a u d i u s z nigdy nie myś lał, aż wreszcie s t a n ą ł z n i m o k o w o k o . N i e j a s n o w y o b r a ż a ł sobie, że k t ó r e g o ś d n i a oboje o d p ł y n ą spokojnie, r a z e m , we śnie. Ale t a k p r o s t o to się nie o d b y ł o . K l a u d i u s z o w y o r g a n i z m polskiego c h ł o p a o k a z a ł się znacznie odporniejszy niż j e g o a f r o a m e r y -
78
Julian May
WIELOBARWNY KRAJ
79
kańskiej żony. N a d s z e d ł czas, że G e n o w e f a m u s i a ł a się u d a ć w towarzystwie m ę ż a do d o m u starców. P o w i t a ł a ich siostra R o c c a r o , wysoka, s y m p a t y c z n a k o b i e t a , k t ó r a osobiście zajęła się fizyczną i d u c h o w ą opieką n a d umierającą i jej m ę ż e m . G e n o w e f a , t r a p i o n a o s t e o p o r o z ą , częściowo spa r a l i ż o w a n a i z umysłem p r z y ć m i o n y m serią częś ciowych u d a r ó w m ó z g u , u m i e r a ł a d ł u g o . M u s i a ł a z d a w a ć sobie sprawę z wysiłków m ę ż a , k t ó r y ją pocieszał, ale o k a z y w a ł a to w b a r d z o m a ł y m s t o p n i u . S p ę d z a ł a całe dnie spokojnie, bez bólów, p o g r ą ż o n a we śnie lub m a r z e n i a c h na jawie.
niego n a m a s z c z e n i a . K l a u d i u s z osobiście wyłączył a p a r a t y p o d t r z y m u j ą c e życie, usiadł k o ł o łóżka ż o n y i ujął jej w y c h u d z o n ą d ł o ń . T r w a ł tak przy G e n o w e fie, p ó k i nie uleciała z niej resztka ciepła. Siostra R o c c a r o ł a g o d n i e z a m k n ę ł a zbrązowiałe, p o m a r s z c z o n e powieki zmarłej uczonej.
Siostra R o c c a r o zauważyła wreszcie, że znacznie więcej zajmuje się K l a u d i u s z e m , c o r a z bardziej zgnę b i o n y m p o w o l n y m zbliżaniem się ż o n y d o kresu życia.
Założyli wysokie b u t y i udali się w góry; p r z e l o t k a p s u ł ą zabierał t y l k o p a r ę m i n u t . Z a p a r k o w a w s z y na C l o u d C a p , łatwą ścieżką wspięli się na C o p p e r S p u r i zatrzymali na grani poniżej Tie-In R o c k na wysokości 2800 m e t r ó w . Znaleźli w y g o d n e miejsce na b i w a k i wyciągnęli m a n i e r k i o r a z zapasy. T u ż p o d nimi był lodowiec H o o d ' s Eliot. K u p ó ł n o c y , z a p r z e ł o m e m C o l u m b i a River, wznosiły się g ó r a A d a m s i odleglejszy R a i n i e r , obie z o ś n i e ż o n y m i j a k H o o d szczytami. Na z a c h o d z i e , w dole rzeki, n a d regular n y m stożkiem Świętej Heleny stał słup szarego d y m u i wulkanicznej p a r y .
Starszy p a n w wieku stu trzydziestu trzech lat był n a d a l silny fizycznie, z a k o n n i c a z a b i e r a ł a go więc często na wycieczki w góry. Spacerowali po wilgot nych, wiecznie zielonych lasach przy k a s k a d z i e Oregon, łowili pstrągi w s t r u m i e n i a c h wypływających z l o d o w c a M o u n t H o o d . G d y n a d s z e d ł ś r o d e k lata, zajęli się k a t a l o g o w a n i e m p t a k ó w i dzikich kwiatów, wspinali na zbocza góry H o o d , a gorące p o p o ł u d n i a spędzali siedząc milcząco w jej cieniu. Majewski b o w i e m nie chciał lub nie u m i a ł wyrazić słowami swego b ó l u . P e w n e g o r a n k a n a p o c z ą t k u lipca 2110 r o k u G e nowefa L o g a n zaczęła n i k n ą ć w oczach. P o n i e w a ż nie m o g ł a j u ż m ó w i ć , nie słyszała i nie widziała, k o m u n i kowali się tylko d o t k n i ę c i e m . G d y m o n i t o r p o k a z a ł , że m ó z g chorej przestał funkcjonować, siostra od prawiła M s z ę Odejścia i udzieliła umierającej ostat-
— Czy chcesz z nią przez chwilę p o z o s t a ć , K l a u diuszu? Stary człowiek u ś m i e c h n ą ł się z r o z t a r g n i e n i e m . — Jej tu j u ż nie m a , A m e r i e . Czy nie przeszłabyś się ze m n ą , jeśli n i k t w tej chwili cię nie potrzebuje? Jest jeszcze wcześnie. C h c i a ł b y m ci coś powiedzieć.
Majewski powiedział: — Pięknie tu, p r a w d a ? G d y G e n i ja byliśmy dziećmi, Święta H e l e n a s p a ł a . Ciągle jeszcze wycina n o lasy n a d r e w n o . C o l u m b i a River była p r z e g r o d z o na t a m a m i , więc łososie dążące w górę rzeki m u s i a ł y s k a k a ć przez p r z e p ł a w k i . M e t r o p o l i a P o r t O r e g o n n a z y w a ł a się jeszcze P o r t l a n d i F o r t V a n c o u v e r . I było t r o c h ę s m o g u , i t r o c h ę c i a s n o t a m , gdzie w y p a d ł o mieszkać, gdy z n a l a z ł o się p r a c ę . Ale n a w e t
80
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
b i o r ą c to wszystko p o d uwagę, żyło się t a m całkiem d o b r z e , n a w e t w tych d a w n y c h złych czasach, kiedy Święta H e l e n a w y b u c h ł a . D o p i e r o p o d s a m koniec, przed Interwencją, gdy światowe z a p a s y energetyczne zaczęły się wyczerpywać, a t e c h n o g o s p o d a r k a zała m y w a ć , K r a j P ó ł n o c n o - Z a c h o d n i n a d Pacyfikiem zaczęły d o t y k a ć te s a m e nieszczęścia co resztę świata. P o k a z a ł ręką na wschód, w s t r o n ę suchych k a n i o n ó w i k a r ł o w a t y c h k r z a k ó w na p u s t y n i p ł a s k o w y ż u starej lawy za K a s k a d a m i . — T a m dalej leżą p o k ł a d y skamielin J o h n D a y . G e n i ja k o p a l i ś m y t a m po raz pierwszy j a k o studenci. Trzydzieści czy czterdzieści m i l i o n ó w lat t e m u tę p u s t y n i ę p o r a s t a ł y kwitnące łąki i lasy na z b o c z a c h p a g ó r k ó w . Ż y ł o n a niej m n ó s t w o n o s o r o ż c ó w , k o n i , wielbłądów, o r e o d o n t ó w , nazwaliśmy j e „ p o t w o r nymi p l a c k a m i " , a nawet o g r o m n e psy i szablastoz ę b n e k o t y . P e w n e g o d n i a zaczęły w y b u c h a ć wul k a n y . N a całej równinie r o z p o s t a r ł y g r u b y d y w a n p o p i o ł ó w i skalnego gruzu. P o g r z e b a ł y rośliny, za truły strumienie i jeziora. Były też wypływy p y r o k l a s tyczne — rodzaj p ł o n ą c y c h c h m u r składających się z gazów, p o p i o ł ó w i o d ł a m k ó w stygnącej lawy, lecących z szybkością p o n a d stu pięćdziesięciu kilo m e t r ó w n a godzinę. P o w o l i r o z p a k o w a ł k a n a p k ę , odgryzł k a w a ł e k i p o żuł. M n i s z k a milczała. Zdjęła z głowy szalik i o t a r ł a nim p o t z szerokiego czoła. — J a k k o l w i e k szybko i d a l e k o te biedne zwierzę ta uciekały — k o n t y n u o w a ł Majewski — uciec nie mogły. Z o s t a ł y p o g r z e b a n e p o d warstwą p o p i o ł ó w . Wreszcie a k t y w n o ś ć w u l k a n i c z n a ustała. Deszcze wymyły trucizny z gleby, pojawiła się roślinność. Po
81
p e w n y m czasie kraj ten zamieszkały również zwierzę t a . ' A l e s p o k o j n e życie nie t r w a ł o d ł u g o . Z n ó w w y b u c h ł y w u l k a n y i z n ó w s p a d ł y z nieba p o p i o ł y . P o w t a r z a ł o się t a k przez n a s t ę p n e prawie piętnaście m i l i o n ó w lat. Zabijanie i zasiedlanie, deszcze p o p i o łów i p o w r ó t życia. Na r ó w n i n i e o d k ł a d a ł y się w a r s t w a po warstwie skamieliny i p o p i ó ł . F o r m a c j a J o h n D a y m a p o n a d p ó ł k i l o m e t r a grubości, a p o d o b ne leżą p o d nią i n a d nią. G d y starzec o p o w i a d a ł , z a k o n n i c a p a t r z y ł a w kie runku wschodnim na równinę. Para ogromnych k o n d o r ó w krążyła p o w o l i we w z n o s z ą c y m się pędzie t e r m i c z n y m . Niżej dziewięć j a j o w a t y c h k a p s u ł latają cych w ciasnym szyku s z y b o w a ł o w o l n o wzdłuż niewidocznego stąd k a n i o n u . — Na p o k ł a d a c h p o p i o ł ó w osadziła się g r u b a w a r s t w a lawy — ciągnął staruszek. — A po kilku jeszcze m i l i o n a c h lat rzeki wyżłobiły głębokie łożyska w s k a ł a c h i leżących p o d nimi w a r s t w a c h p o p i o ł ó w . G e n i ja znajdowaliśmy skamieniałości wzdłuż brze gów, nie tylko kości i zęby, ale n a w e t odciski liści i całych k w i a t ó w o d b i t e w w a r s t w a c h d r o b n o p y l a s tych. Zapisy serii światów, k t ó r e zginęły. Przejmują ce. N o c a m i k o c h a l i ś m y się p o d g w i a z d a m i p u s t y n i i patrzyli na D r o g ę Mleczną w Strzelcu. Z a s t a n a w i a l i śmy się, j a k m o g ł y w y g l ą d a ć gwiazdozbiory kiedy żyły w y m a r ł e już dziś zwierzęta. I j a k d ł u g o jeszcze w y t r z y m a b i e d n a s t a r a ludzkość, nim z o s t a n i e p o grzebana pod własnymi pokładami popiołu? A potem oczekiwanie na p a l e o t o l o g ó w ze Strzelca, by przyle cieli o d k o p y w a ć n a s za trzydzieści m i l i o n ó w lat. — Majewski z a c h i c h o t a ł . — M e l o d r a m a t . J e d n o z niebezpieczeństw w y d ł u b y w a n i a skamieniałości 6 — Wielobarwny kraj t. I
82
Julian May
w r o m a n t y c z n y m otoczeniu. — Zjadł resztę k a n a p k i i n a p i ł się z m a n i e r k i , po czym p o w i e d z i a ł tylko: — G e n o w e f a . — I zamilkł na d ł u g o . — Czy wstrząsnęła w a m i Interwencja? — za p y t a ł a wreszcie siostra R o c c a r o . — N i e k t ó r z y ze starszych ludzi, k t ó r y m i się o p i e k o w a ł a m , byli niemal r o z c z a r o w a n i , że ludzkości o s z c z ę d z o n o jej własnych ekologicznych p u s t y ń . — Myślę, że byli to ludzie cierpiący na schadenfreude. — Starzec u ś m i e c h a ł się. — U w a ż a l i l u d z k o ś ć za rodzaj o r g a n i z m u p a s o ż y t n i c z e g o , nisz czącego p l a n e t ę , k t ó r a bez nich b y ł a b y b a r d z o d o b r a . Ale p a l e o n t o l o g o w i e patrzą na życie z odleglejszej perspektywy. N i e k t ó r e stworzenia przeżywają, nie k t ó r e wymierają. Lecz bez względu na t o , j a k wiel k a jest klęska ekologiczna, p a r a d o k s z w a n y życiem bez przerwy rzuca wyzwanie e n t r o p i i i s t a r a się u d o s k o n a l i ć . Ciężkie czasy, j a k się wydaje, p o m a g a j ą ewolucji. Pleistoceńska era l o d o w c o w a i era deszczo wa m o g ł y zabić wszystkich r o ś l i n o ż e r n y c h h o m i n i d ó w . Ale z a m i a s t tego ostry k l i m a t i z m i a n y szaty roślinnej zachęciły p r a w o d p o d o b n i e n i e k t ó r y c h z na szych p r z o d k ó w , by stali się m i ę s o ż e r c a m i . A gdy się żywisz mięsem, p o s z u k i w a n i e pożywienia nie zajmuje t a k d u ż o czasu. M o ż n a sobie usiąść i uczyć się myśleć. —
K i e d y ś myśliwy-zabójca był lepszy?
— Myśliwy nie m u s i być m o r d e r c ą . N i e z g a d z a m się z o b r a z e m z d e p r a w o w a n e g o m a ł p o l u d a , k t ó r e g o n i e k t ó r z y etolodzy chcieliby widzieć j a k o p r z o d k a człowieka. N a s i h o m i n i d a l n i p o p r z e d n i c y byli zdolni do d o b r o c i i a l t r u i z m u p o d o b n i e j a k większość dzi siejszych ludzi jest d o b r a .
W I E L O B A R W N Y KRAJ
83
— Ale zło jest realne! — rzekła m n i s z k a . — Czy się je nazwie e g o c e n t r y z m e m , czy złośliwą agresją, czy grzechem p i e r w o r o d n y m , czy j a k k o l w i e k . Jest tu o b e c n e . Raj p r z e m i n ą ł . — Czy raj biblijny nie jest a m b i w a l e n t n y m sym b o l e m ? Wydaje mi się, że ten mit po p r o s t u n a m wskazuje, iż s a m o ś w i a d o m o ś ć i inteligencja są z g u b n e . I m o g ą być śmiertelnie z g u b n e . Ale p o myśl, j a k a jest a l t e r n a t y w a D r z e w a W i a d o m o ś c i . Czy k t o k o l w i e k chciałby niewinności za t a k ą cenę? N i e ja, A m e r i e . N a p r a w d ę nie o d d a l i b y ś m y tego k a w a ł k a o d g r y z i o n e g o j a b ł k a . N a w e t nasz i n s t y n k t agresji i u p a r t a d u m a p o m o g ł y n a m stać się w ł a d c a m i Ziemi. — A p e w n e g o dnia... m o ż e i G a l a k t y k i ? Klaudiusz parsknął śmiechem. — Na ten t e m a t d y s k u t o w a l i ś m y , Bóg wie, j a k d ł u g o z Gi i P o l t r o j a n a m i w s p ó ł p r a c u j ą c y m i z n a m i przy w y k o p a l i s k a c h . Doszliśmy, j a k się zdaje, do w s p ó l n e g o w n i o s k u , że p o m i m o naszej a r o g a n c j i i r o z p y c h a n i a się ł o k c i a m i , my, ludzie, m a m y niewia r y g o d n e siły p o t e n c j a l n e , co było u z a s a d n i e n i e m Interwencji, n i m udusiliśmy się we w ł a s n y m sosie. Z drugiej s t r o n y k ł o p o t y , j a k i c h n a r o b i l i ś m y p o d c z a s metapsychicznej r o z r ó b y lat osiemdziesiątych, skła niają do z a s t a n o w i e n i a , czy po p r o s t u nie przenieśliś m y naszego t a l e n t u d o psucia wszystkiego n a s t o p i e ń kosmiczny, zamiast p o p r z e d n i e g o zaledwie p l a n e t a r nego. Zjedli kilka p o m a r a ń c z y i po p e w n y m czasie K l a u diusz powiedział: — C o k o l w i e k się zdarzy, jestem z a d o w o l o n y , że d o ż y ł e m czasów, gdy sięgnęliśmy do gwiazd i z a d o -
84
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
w o l o n y także, że G e n i ja p r a c o w a l i ś m y z innymi i s t o t a m i myślącymi dobrej woli. To się s k o ń c z y ł o , ale t o była c u d o w n a p r z y g o d a . — Co sądziła G e n o w e f a o waszych p o d r ó ż a c h ? — Była silniej niż ja przywiązana do Ziemi, p o m i m o że lubiła p o d r ó ż e k o s m i c z n e . U p i e r a ł a się, a b y ś m y z a c h o w a l i d o m tutaj, n a p ó ł n o c n o - z a c h o d nim wybrzeżu Pacyfiku, gdzie się wychowaliśmy. G d y b y ś m y mogli mieć dzieci, p e w n o nigdy nie zgo dziłaby się na wyjazd. Ale była nosicielką anemii sierpowatej, a t e c h n i k a modyfikacji k o d o n u genety cznego została o p r a c o w a n a d o p i e r o wtedy, kiedy G e n p r z e k r o c z y ł a o p t y m a l n y wiek r o z r o d c z y . Póź niej, gdy byliśmy gotowi do o d m ł o d z e n i a , nasze i n s t y n k t y rodzicielskie j u ż całkiem z a m a r ł y , a było jeszcze tyle p r a c y do zrobienia. Więc po p r o s t u p r o w a d z i l i ś m y ją n a d a l razem. Przez dziewięćdziesiąt cztery lata... — K l a u d i u s z u . — Siostra R o c c a r o wyciągnęła do niego rękę. Lekki powiew zmierzwił jej k r ó t k i e kę dzierzawe włosy. — Czy zdajesz sobie sprawę, że jesteś wyleczony? — Wiedziałem, że tak będzie. Po śmierci G e n . T y l k o jej odejście było tak ciężkie. Widzisz, omówiliś my to wszystko przed wielu miesiącami, gdy była jeszcze w pełni władz i mogliśmy sobie o k a z y w a ć wiele współczucia, akceptacji i oczyścić się e m o c j o n a l n i e . Niemniej o n a musiała odejść, a ja m u s i a ł e m czekać i p a t r z e ć na kogoś, k o g o k o c h a ł e m bardziej niż własne życie, k t o się o d s u w a c o r a z dalej i dalej, ale jeszcze nie o d c h o d z i . Teraz, gdy u m a r ł a , z n ó w jestem zdolny do d z i a ł a n i a . Lecz zadaję sobie p y t a n i e : co wreszcie m a m robić?
85
— Ja także m u s z ę sobie o d p o w i e d z i e ć na to pyta nie — powiedziała o s t r o ż n i e z a k o n n i c a . Majewski d r g n ą ł , po czym przyjrzał się t w a r z y siostry R o c c a r o , j a k b y jej nigdy przed tym nie widział. — Amerie, dziecko. Spędziłaś życie na pocieszaniu ludzi p o t r z e b u j ą c y c h , służyłaś umierającym i t y m , k t ó r z y ich o p ł a k i w a l i . I ty sobie stawiasz takie pytanie? —
N i e jestem dzieckiem, K l a u d i u s z u . Jestem trzy-
dziestosiedmioletnią kobietą. Piętnaście lat p r z e p r a c o w a ł a m w d o m u s t a r c ó w . Ta praca... nie była ł a t w a . J e s t e m w y p a l o n a w ś r o d k u . P o s t a n o w i ł a m , że ty i G e n o w e f a będziecie m o i m i o s t a t n i m i p a c j e n t a m i . Przełożeni zgodzili się z moją decyzją wystąpienia z zakonu. Wstrząśnięty d o u t r a t y tchu, starszy p a n w p a t r y wał się w nią. M ó w i ł a dalej: — P o c z u ł a m , że j e s t e m i z o l o w a n a , z ż a r t a e m o cjami ludzi, k t ó r y m s t a r a ł a m się p o m ó c . I n a s t ą p i ł o też, K l a u d i u s z u , z a c h w i a n i e wiary. — W z r u s z y ł a l e k k o r a m i o n a m i . — To coś, na co ludzie żyjący religią b a r d z o ł a t w o zapadają. T a k i m ą d r y u c z o n y j a k ty na p e w n o będzie się śmiał... — N i g d y nie ś m i a ł b y m się z ciebie, A m e r i e . A jeśli n a p r a w d ę sądzisz, że jestem m ą d r y , m o ż e m ó g ł b y m ci p o m ó c . W s t a ł a i o t r z e p a ł a żwir ze swych dżinsów. — J u ż czas, żebyśmy wydostali się z tych gór. Spacer p o w r o t n y d o k a p s u ł y zabierze przynajmniej dwie godziny. —
A po d r o d z e — nalegał — opowiesz mi o swoich
p r o b l e m a c h i p l a n a c h na przyszłość.
86
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
A n n a m a r i a R o c c a r o spojrzała na starca z roz bawieniem i irytacją. — D o k t o r z e Majewski, jesteś e m e r y t o w a n y m k o p a c z e m kości, a nie d o r a d c ą d u c h o w y m . — P o m i m o tego o p o w i e d z . A jeśli jeszcze o t y m nie wiesz, to wiedz, że w całym Ś r o d o w i s k u G a l a k tycznym nie ma nic bardziej u p a r t e g o niż Polaczek, k t ó r y coś p o s t a n o w i ł . A ja j e s t e m o wiele bardziej u p a r t y niż cała m a s a innych P o l a c z k ó w , b o m i a ł e m więcej czasu, by to w y p r a k t y k o w a ć . A p o n a d t o — d o d a ł chytrze — nigdy nie w s p o m n i a ł a b y ś o swych p r o b l e m a c h , gdybyś nie chciała ich ze m n ą o m ó w i ć . Ano, w drogę. Ruszył p o w o l i ścieżką, a k o b i e t a za n i m . Szli t a k w milczeniu przynajmniej dziesięć m i n u t , n i m zaczęła mówić. — G d y b y ł a m m a ł ą dziewczynką, m o i m i b o h a terami religijnymi nie byli święci Ery G a l a k t y c z n e j . N i g d y nie m o g ł a m się u t o ż s a m i ć z Ojcem T e i l h a r d e m , św. J a c k i e m Bezcielesnym czy Illusiem D i a m e n t o w ą M a s k ą . N a p r a w d ę lubiłam d a w n y c h m i s t y k ó w : S z y m o n a S ł u p n i k a , A n t o n i e g o P u s t e l n i k a , P a n i ą Ju liannę z N o r w i c h . Ale dziś takie s a m o t n e o d d a w a n i e się p o k u c i e jest sprzeczne z n o w y m i p o g l ą d a m i K o ś cioła na wykorzystywanie z a s o b ó w ludzkich. Ocze kuje się, że nasze osobiste p o d r ó ż e ku d o s k o n a ł o ś c i będziemy p l a n o w a ć w r a m a c h j e d n o ś c i ludzkiej i Bos kiej miłości. K l a u d i u s z skrzywiony spojrzał na nią przez r a m i ę . — N i e c h w y t a m tego, dziecino. — W t ł u m a c z e n i u z ż a r g o n u kościelnego znaczy t o , że d o b r o c z y n n o ś ć jest m o d n a , a s a m o t n y mis tycyzm nie. N a s z a Era G a l a k t y c z n a jest zbyt ruchliwa
87
dla a n a c h o r e t e k czy p u s t e l n i k ó w . T e n s p o s ó b życia został u z n a n y za s a m o l u b n y , eskapistyczny, m a s o c h i styczny i przeciwny ewolucji społecznej K o ś c i o ł a . — Ale ty t a k nie uważasz... Czy o to c h o d z i , Amerie? Chcesz odejść d a l e k o i szybko, by w j a k i m ś s a m o t n y m miejscu o d d a ć się k o n t e m p l a c j i , cierpieć i d o s t ą p i ć oświecenia. — N i e śmiej się ze m n i e , K l a u d i u s z u . S t a r a ł a m się d o s t a ć d o klasztoru... Cystersek, Klarysek, K a r m e l i t a n e k . T y l k o rzuciły o k i e m n a mój profil p s y c h o społeczny i powiedziały, b y m spływała. R a d z o n o mi, ż e b y m się zajęła d o r a d z t w e m d u c h o w y m ! N a w e t Zen-Brygidki nie d a ł y mi ż a d n y c h szans! Aż wreszcie o d k r y ł a m , że jest j e d n o miejsce, do k t ó r e g o będzie p a s o w a ć s t a r o m o d n a s a m o t n a mistyczka. Czy słysza łeś kiedykolwiek o W y g n a n i u ? — K t ó r y ż p a l e o b i o l o g nie słyszał? — P e w n o wiesz, że był t a m rodzaj nielegal n e g o k a n a ł u i to przez wiele lat. Ale m o ż e s z nie wiedzieć, że cztery lata t e m u Ś r o d o w i s k o d a ł o oficjalną zgodę na u ż y w a n i e b r a m y czasowej w od powiedzi n a r o s n ą c e z a p o t r z e b o w a n i e . Najróżniejsi ludzie poszli na W y g n a n i e po przejściu k u r s u utrzy m y w a n i a się przy życiu. Ludzie o wszelkich m o ż liwych profilach wykształcenia i z a w o d a c h , z Ziemi i z ludzkich kolonii p o z a z i e m s k i c h . Wszyscy ci p o d r ó ż n i c y w czasie mają wspólną cechę: chcą żyć, ale w t y m s k o m p l i k o w a n y m , u s t r u k t u r o w a n y m świe cie cywilizacji galaktycznej nie są w stanie dłużej egzystować. —
I to właśnie wybrałaś?
—
M o j e zgłoszenie z o s t a ł o przyjęte przeszło mie
siąc t e m u .
88
Julian May
Doszli d o p o d s t ę p n e g o osypiska p i a r g u , p o z o s t a łości po starej lawinie, i skupili się na bezpiecznym przez nie przejściu. G d y d o t a r l i na d r u g ą s t r o n ę , odpoczęli chwilę. Słońce paliło. R e t r o e w o l u o w a n e k o n d o r y odleciały. — A m e r i e — rzekł starszy p a n — b y ł o b y b a r d z o interesujące obejrzeć k o p a l n e kości o k r y t e ciałem. U n i o s ł a j e d n ą brew. — Czy to nie t r o c h ę impulsywny wniosek? — M o ż e nie m a m nic lepszego do r o b o t y . Obej rzenie żywych zwierząt z pliocenu b y ł o b y interesują cym z a k o ń c z e n i e m długiej kariery p a l e o b i o l o g a . A s p r a w a umiejętności przeżycia nie jest dla m n i e ż a d n y m p r o b l e m e m . Jeśli istnieje coś, czego m o ż n a się n a u c z y ć na w y k o p k a c h , to p r z e d e wszystkim umiejętności życia p o l o w e g o z w y g o d a m i . Być m o ż e będę w stanie j a k o ś ci d o p o m ó c w z b u d o w a n i u pustelni. To znaczy... jeśli nie dojdziesz do w n i o s k u , że j e s t e m zbyt wielką p o k u s ą dla t w o i c h ślubów. W y b u c h n ę ł a śmiechem, p o czym powiedziała: — K l a u d i u s z u ! Ty się o m n i e m a r t w i s z . Myślisz, że zje m n i e tygrys szablozębny a l b o stratuje m a s todont. — Do d i a b ł a , A m e r i e ! Czy wiesz, w co się p a k u jesz? T y l k o d l a t e g o , że potrafisz wejść na kilka z n a n y c h ci g ó r i łowić h o d o w a n e pstrągi w O r e g o n i e , w y o b r a ż a s z sobie, że możesz być ż e ń s k i m Francisz kiem z Asyżu w dzikiej puszczy! — P o p a t r z y ł w dal ze z m a r s z c z o n y m i brwiami. — Bóg wie, j a k i e ludzkie s z u m o w i n y t a m się włóczą. Nie m a m z a m i a r u w t r ą c a ć się do twego trybu życia, dziecko. Po p r o s t u m ó g ł b y m mieć o k o na p a r ę spraw. Przynosić ci ż y w n o ś ć i t a k dalej. N a w e t ci starożytni mistycy pozwalali w i e r n y m ,
W I E L O B A R W N Y KRAJ
89
by przynosili im ofiary, wiesz przecież. Amerie, czy ty nie rozumiesz? N i e z r o b i ł b y m nic, co m o g ł o b y znisz czyć twoje m a r z e n i a . N a g l e objęła go r a m i o n a m i , a n a s t ę p n i e odstą piła z u ś m i e c h e m , on zaś na chwilę ujrzał ją nie w d ż i n s a c h , flanelowej koszuli i apaszce, lecz w bia łym s a m o d z i a ł o w y m habicie, p r z e p a s a n ą s z n u r e m . — D o k t o r z e Majewski, będę zaszczycona, jeśli zostaniesz m o i m p r o t e k t o r e m . B a r d z o ł a t w o m o ż e s z stać się p o k u s ą . Ale ja p o z o s t a n ę nieugięta i o p r ę się t w e m u u r o k o w i , c h o c i a ż b a r d z o cię k o c h a m . — W o b e c tego w s z y s t k o j u ż u s t a l o n e . Lepiej więc zejdźmy i niezwłocznie z o r g a n i z u j m y requiem dla Genowefy. Jej p r o c h y zabierzemy do Francji i p o grzebiemy je w pliocenie. Na p e w n o by się jej to podobało.
W I E L O B A R W N Y KRAJ
8 W d o w a p o profesorze T h e o G u d e r i a n i e była z d u m i o na, gdy pierwszy p o d r ó ż n i k w czasie pojawił się u wejścia do jej willi na z b o c z u M o n t s du L y o n n a i s . Z d a r z y ł o się to w r o k u 2041 na p o c z ą t k u czerw ca. P r a c o w a ł a w swym r ó ż a n y m o g r ó d k u ścinając przekwitłe kwiaty na w s p a n i a ł y c h p ę d a c h róży Mada me A. Medland i z a s t a n a w i a ł a się, z czego opłaci należności p o g r z e b o w e , gdy k r ę p y pieszy t u r y s t a w t o w a r z y s t w i e j a m n i k a n a d s z e d ł z a p y l o n ą d r o g ą od s t r o n y Saint-Antoine-des-Vignes. Wiedział, d o k ą d się kieruje. Z a t r z y m a ł się d o k ł a d n i e p r z e d furtką i czekał, aż właścicielka się zbliży. Piesek usiadł 0 k r o k za lewą n o g ą swego p a n a . — Dobry wieczór, Monsieur — powiedziała w s t a n d a r d o w y m angielskim. Z a m k n ę ł a s e k a t o r 1 w s u n ę ł a go do tylnej kieszeni s p o d n i r o b o c z y c h . — O b y w a t e l k a Angelika M o n t m a g n y ? — W o l ę d a w n ą formę z w r a c a n i a się do m n i e . Ale tak, j e s t e m nią. Przybysz skłonił się uroczyście. — Madame G u d e r i a n ! N i e c h mi będzie w o l n o się przedstawić. Richter, K a r l Josef. Z z a w o d u jestem
91
poetą, a m ó j d o m z n a j d o w a ł się do tej p o r y we F r a n k f u r c i e . Jestem tu, chere Madame, by o m ó w i ć z p a n i ą propozycję interesu d o t y c z ą c e g o a p a r a t u r y eksperymentalnej pani zmarłego męża. — Żałuję, że nie j e s t e m w stanie z a d e m o n s t r o w a ć , j a k działa to u r z ą d z e n i e . — Madame zacisnęła usta. Jej szczupły, orli n o s u n i ó s ł się. W m a ł y c h c z a r n y c h oczach zabłysły p o w s t r z y m y w a n e łzy. — Sytuacja jest t a k a , że w najbliższym czasie d a m go do r o z m o n t o w a n i a , by m ó c s p r z e d a ć bardziej w a r t o ś c i o w e części. — Nie wolno pani! Nie wolno pani! — zawołał R i c h t e r i chwycił się szczytu furtki. Madame cofnęła się o k r o k i p a t r z y ł a zdziwiona. R i c h t e r miał okrągłą t w a r z z b l a d y m i w y p u k ł y m i o c z a m i i gęstymi r u d a w y m i b r w i a m i , w tej chwili u n i e s i o n y m i w p r z e r a ż e n i u . U b r a n y był w zbyt kosz t o w n ą odzież j a k na wyczerpującą pieszą w ę d r ó w k ę . D ź w i g a ł duży plecak, d o k t ó r e g o był p r z y m o c o w a n y futerał ze s k r z y p c a m i , d u r a l o w a k a t a p u l t a o m o r d e r czym wyglądzie i wielki p a r a s o l . F l e g m a t y c z n y j a m nik p i l n o w a ł dużej paczki z książkami, s t a r a n n i e zamkniętej w plastikową folię i związanej rzemienia mi, z rączką do noszenia. O p a n o w a w s z y się, R i c h t e r powiedział: — Proszę wybaczyć, Madame, ale nie m o ż e p a n i zniszczyć tego j a k ż e c u d o w n e g o osiągnięcia p a n i z m a r ł e g o męża. Byłoby t o ś w i ę t o k r a d z t w e m . — Są j e d n a k koszty p o g r z e b u do o p ł a c e n i a — od rzekła Madame. — M ó w i ł p a n o interesie, Monsieur. Ale p o w i n i e n p a n wiedzieć, że j u ż wielu d z i e n n i k a r z y p i s a ł o o p r a c y m e g o męża... — Ja nie j e s t e m d z i e n n i k a r z e m — oświadczył R i c h t e r z w y r a z e m lekkiego n i e s m a k u . Jestem p o e t ą !
92
Julian May
WIELOBARWNY KRAJ
I m a m nadzieję, że weźmie p a n i z całą p o w a g ą p o d rozwagę moją propozycję. — O t w o r z y ł z a m e k błys kawiczny w bocznej kieszeni p l e c a k a i wyjął s k ó r z a n y portfel, z k t ó r e g o w y d o b y ł mały niebieski p r o s t o k ą t ny k a r t o n i k . P o d a ł go Madame. — D o w ó d mojej bona fides. Niebieski k a r t o n i k był czekiem na okaziciela wy s t a w i o n y m przez B a n k Lioński na niesłychaną s u m ę . Madame G u d e r i a n o t w o r z y ł a furtkę. — Proszę wejść, Monsieur Richter. M a m nadzieję, że piesek jest d o b r z e w y c h o w a n y . R i c h t e r p o d n i ó s ł swą p a k ę z książkami i uśmiech nął się b l a d o . — Schatzi jest ludzi.
lepiej
wychowany
niż większość
Usiedli na k a m i e n n e j ławce p o d brzęczącym od pszczół ł u k i e m róż Soleil d'Or i R i c h t e r wyjaśnił w d o w i e przyczyny swego przybycia. O b r a m i e czaso wej G u d e r i a n a dowiedział się na przyjęciu u j e d n e g o z w y d a w c ó w we F r a n k f u r c i e i tego s a m e g o wieczoru p o s t a n o w i ł s p r z e d a ć wszystko, co p o s i a d a ł i p o śpieszyć d o L y o n u . — To b a r d z o p r o s t e , Madame. C h c ę przejść przez tę b r a m ę czasu i z a m i e s z k a ć na stałe p o ś r ó d prehis torycznej p r o s t o t y o k r e s u plioceńskiego. S p o k o j n e k r ó l e s t w o ! Locus amoenus\ Las A r d e ń s k i ! S a n k t u a r i u m niewinności! K r a i n a n i e z m ą c o n e g o szczęścia, nie p o d l e w a n a ludzkimi łzami! — Przerwał i p o p u k a ł w niebieski czek, ciągle t r z y m a n y przez p a n i ą G u d e rian. — I g o t ó w jestem hojnie zapłacić za moją podróż. W a r i a t ! Madame p o m a c a ł a s e k a t o r s c h o w a n y głę b o k o w kieszeni.
93
— B r a m a czasowa — p o w i e d z i a ł a o s t r o ż n i e — ot wiera się tylko w j e d n y m k i e r u n k u . Nie ma p o w r o t u . I nie wiemy d o k ł a d n i e , co znajduje się po jej drugiej stronie, czyli w k r a i n i e pliocenu. N i g d y nie u d a ł o się przesłać t a m i z p o w r o t e m k a m e r t r ó j w y m i a r o w y c h ani ż a d n y c h i n s t r u m e n t ó w rejestrujących. — F a u n a tej e p o k i jest d o b r z e z n a n a , Madame, klimat również. R o z t r o p n y człowiek nie ma się czego o b a w i a ć . P a n i zaś, gnädige Frau, nie p o w i n n a od c z u w a ć w y r z u t ó w sumienia, że pozwoli mi na użycie b r a m y . Jestem s a m o w y s t a r c z a l n y i całkowicie z d o l n y d a ć sobie r a d ę w puszczy. W y p o s a ż e n i e w y b r a ł e m s t a r a n n i e , a t o w a r z y s t w a d o t r z y m a mi mój wierny Schatzi. Błagam, niech się p a n i nie w a h a ! Proszę mi pozwolić przejść dziś wieczorem. T e r a z ! N a p e w n o w a r i a t , ale m o ż e zesłany przez O p a t r z ność! Spierała się z n i m przez pewien czas, aż n i e b o p o c i e m n i a ł o do k o l o r u indyga, a słowiki zaczęły śpiewać. Richter o d p i e r a ł wszystkie jej zastrzeżenia. N i e miał rodziny, k t ó r a b y z a n i m tęskniła. N i k o g o nie p o w i a d o m i ł o swoich z a m i a r a c h , nikt więc nie 1 r o z p o c z n i e przeciw niej d o c h o d z e n i a . N i k t nie wi dział, j a k szedł o d l u d n ą d r o g ą z wioski. Madame s p r o w a d z i na n i e g o b ł o g o s ł a w i e ń s t w o , spełnią się j e g o d o t y c h c z a s nierealne m a r z e n i a o A r k a d i i . N i e popełnia samobójstwa, po prostu przechodzi do n o w e g o , spokojniejszego świata. Ale jeśli mu o d m ó w i , j e g o Seelenqual p o z o s t a w i mu t y l k o najbar dziej rozpaczliwy wybór. Tu zaś są pieniądze... —
Cest entendu — p o w i e d z i a ł a wreszcie Madame.
Proszę iść za m n ą . Z a p r o w a d z i ł a g o d o piwnicy i zapaliła ś w i a t ł o . T u
94
Julian May
z n a j d o w a ł a się a l t a n a z k a b l a m i , d o k ł a d n i e w t a k i m stanie, w j a k i m zostawił ją biedny T h e o . P o e t a wydał o k r z y k radości i rzucił się do a p a r a t u ze łzami p ł y n ą c y m i p o o k r ą g ł y c h policzkach. — Nareszcie! J a m n i k d r e p t a ł spokojnie za swoim p a n e m . Mada me p o d n i o s ł a paczkę z książkami i umieściła ją wewnątrz aparatury. — S z y b k o , Madame] Szybko! — R i c h t e r klasnął w ręce w przystępie egzaltacji. — Proszę s ł u c h a ć — p o w i e d z i a ł a o s t r o . — G d y z o s t a n i e p a n p r z e r z u c o n y , musi n a t y c h m i a s t opuścić miejsce przybycia. Proszę przejść trzy lub cztery m e t r y i wziąć ze sobą psa. Czy to jasne? Inaczej z o s t a n i e p a n p o r w a n y wstecz d o dzisiejszego d n i a j a k o człowiek m a r t w y i r o z p a d n i e się w p r o c h . — Rozumiem! 1 Vite, Madame, vite! S z y b k o ! Podeszła d r ż ą c a d o p r o s t e g o p u l p i t u k o n t r o l n e g o i u r u c h o m i ł a b r a m ę czasową. Pojawiły się lustrzane pola siłowe, a głos p o e t y ucichł, j a k w p r z e r w a n y m połączeniu wideofonicznym. S t a r a k o b i e t a p a d ł a n a k o l a n a i t r z y k r o t n i e o d m ó w i ł a P o z d r o w i e n i e Aniels kie, po czym wstała i wyłączyła p r ą d . Z w i e r c i a d ł a zniknęły. A l t a n k a była p u s t a . Madame G u d e r i a n westchnęła z głębi serca, poga siła światła w piwnicy i wyszła z niej po s c h o d a c h . O b r a c a ł a t e r a z palcami w kieszeni w e p c h n i ę t y t a m g ł ę b o k o niebieski k a r t o n i k . P o K a r l u Josefie Richterze przyszli n a s t ę p n i . T o , c o Madame o t r z y m a ł a o d niego j a k o h o n o r a r i u m , p o z w o l i ł o jej opłacić p o d a t e k s p a d k o w y i p o z w r a c a ć wszystkie długi. W p a r ę miesięcy później, gdy
WIELOBARWNY KRAJ
95
n a s t ę p n i odwiedzający w pełni otworzyli jej oczy na potencjał d o c h o d o w y b r a m y czasowej, ogłosiła, że o t w i e r a spokojną auberge dla pieszych t u r y s t ó w . Z a k u p i ł a teren przylegający do willi i w y b u d o w a ł a na n i m elegancki hotelik. O g r ó d r ó ż a n y został powięk szony, a kilku jej k r e w n y c h s p r o w a d z i ł o się, by dopomagać w prowadzeniu d o m u . Ku zdumieniu sceptycznych s ą s i a d ó w g o s p o d a p r o s p e r o w a ł a . N i e wszystkich gości, k t ó r z y wchodzili chez Gude rian, w i d z i a n o , j a k opuszczali lokal. Ale s p r a w a ta p o z o s t a w a ł a tylko w sferze d o m y s ł ó w . Madame za wsze w y m a g a ł a z a p ł a t y z góry. M i n ę ł o kilka lat. Madame p o d d a ł a się o d m ł o d z e niu i w okresie d r u g i e g o życia u b i e r a ł a się z s u r o w ą elegancją. W dolinie poniżej g o s p o d y najstarszy o ś r o d e k miejski Francji t a k ż e został z wdziękiem p r z e b u d o w a ny, j a k wszystkie m e t r o p o l i e Starej Ziemi w p o ł o w i e X X I wieku. S t o p n i o w o s t a r t o z p o w i e r z c h n i ziemi wszelkie ślady p a s k u d n e j , destrukcyjnej ekologicznie techniki w wielkim mieście u zbiegu R o d a n u i S a o n y . N i e z b ę d n e z a k ł a d y wytwórcze, usługowe o r a z system komunikacyjny przeniesiono do infrastruktur pod ziemnych. G d y p o w s t a ł n a d m i a r ludności w L y o n i e , p r z e l a n o jej część na n o w e planety, a p u s t e slumsy i p o n u r e przedmieścia z a s t ą p i o n o ł ą k a m i i rezer w a t a m i leśnymi, w ś r ó d k t ó r y c h tu i ówdzie p o r o z r z u c a n o osiedla o g r o d o w e i d o b r z e funkcjonujące zespoły mieszkalne. H i s t o r y c z n e b u d o w l e L y o n u , p o c h o d z ą c e z k a ż d e g o wieku dwutysiącletniej egzys tencji miasta, zostały o d r e s t a u r o w a n e i o p r a w i o n e j a k klejnoty w o d p o w i e d n i e ś r o d o w i s k o n a t u r a l n e . L a b o r a t o r i a , biura, h o t e l e i przedsiębiorstwa h a n d l o w e
96
Julian May
umieszczono w odtworzonych budynkach lub uchar a k t e r y z o w a n o w taki s p o s ó b , by h a r m o n i z o w a ł y z o t o c z e n i e m pobliskich p o m n i k ó w historii. O k r o p n e autostrady zastąpiono parkami i bulwarami. Lokale r o z r y w k o w e , m a l o w n i c z e uliczki z b u t i k a m i i instytu cje k u l t u r a l n e m n o ż y ł y się w m i a r ę , j a k koloniści zaczęli w r a c a ć na Starą P l a n e t ę z odległych gwiazd w p o s z u k i w a n i u swego dziedzictwa e t n i c z n e g o . D o L y o n u przybywali także inni p o s z u k i w a c z e . Trafiali do g o s p o d y u z a c h o d n i e g o p o d n ó ż a gór, obecnie zwanej „ L ' A u b e r g e d u P o r t a i l " , gdzie witała ich p a n i G u d e r i a n we własnej osobie. W t y m wczesnym okresie, ciągle jeszcze uważając b r a m ę czasową za przedsięwzięcie h a n d l o w e Madame ustaliła p r o s t e kryteria d o b o r u klienteli. K a n d y d a c i na p o d r ó ż n i k ó w w czasie musieli spędzić z nią przynajmniej d w a dni w gospodzie, p o d c z a s k t ó r y c h o n a i jej k o m p u t e r ustalali ich s t a n p r a w n y i profil p s y c h o s p o ł e c z n y . N i e p o z w a l a ł a przejść przez b r a m ę ż a d n e m u zbiegłemu przestępcy, człowiekowi z p o w a żnymi z a b u r z e n i a m i psychicznymi lub t a k i e m u , k t ó r y nie osiągnął d w u d z i e s t e g o ó s m e g o r o k u życia (gdyż taki k r o k w y m a g a ł pełnej dojrzałości). N i k o m u nie p o z w a l a ł a też z a b r a ć d o pliocenu współczesnej b r o n i ani narzędzi p r z e m o c y . M o ż n a b y ł o wziąć ze sobą tylko najprostsze m a s z y n y n a p ę d z a n e energią słone czną lub n i e r o z b i e r a l n y m i zasilaczami. O s o b y wyraź nie nie p r z y g o t o w a n e do przeżycia w pierwotnej puszczy były o d s y ł a n e z informacją, by wracały d o p i e r o p o n a b y c i u p o t r z e b n y c h umiejętności. Przemyślawszy sprawę do głębi Madame w p r o w a dziła jeszcze j e d e n w a r u n e k dla k a n d y d a t ó w płci żeńskiej. K o b i e t y musiały się wyrzec p ł o d n o ś c i .
WIELOBARWNY
KRAJ
97
Attendez!— m ó w i ł a o s t r y m t o n e m i a u t e n t y c z ną francuszczyzną do o s ł u p i a ł y c h k a n d y d a t e k . Proszę wziąć p o d u w a g ę n i e u c h r o n n y los kobiety w p r y m i t y w n y m o t o c z e n i u . T a m jej p r z e z n a c z e n i e m jest rodzić dzieci j e d n o po d r u g i m , d o p ó k i jej ciało nie zużyje się całkowicie i przez cały czas p o d l e g a ć k a p r y s o m swego męskiego władcy. T o p r a w d a , ż e my, współczesne kobiety, k o n t r o l u j e m y nasze ciała i jesteśmy z d o l n e o b r o n i ć się przed g w a ł t e m . Ale co z córkami, które możesz urodzić w tamtych dawnych czasach? Nie będziesz d y s p o n o w a ć techniką u m o ż liwiającą p r z e k a z a n i e im twojej wolności r o z m n a ż a nia. A wraz z p o w r o t e m starych u k ł a d ó w biologicz nych p o w r ó c i t a k ż e s t a r a s k ł o n n o ś ć d o p o d p o r z ą d k o w y w a n i a się. G d y twe c ó r k i dojrzeją, na p e w n o staną się n i e w o l n i c a m i . Czy t a k i e g o losu c h c i a ł a b y ś dla k o c h a n e g o dziecka? —
Była także s p r a w a p a r a d o k s u . Myśl, że p o d r ó ż n i c y w czasie mogliby zniszczyć współczesny świat przez wtrącenie się do przeszłości, wiele tygodni p o w a ż n i e n i e p o k o i ł a Madame G u d e rian. a zwłascza po w y r u s z e n i u w pliocen K a r l a Josefa R i c h t e r a . Wreszcie Madame doszła do w n i o s k u , że taki p a r a d o k s jest niemożliwy, p o n i e w a ż przeszłość już objawia się przez teraźniejszość, k o n t y n u a c j ę zaś p o d t r z y m u j e kochającymi d ł o ń m i Le Bon Dieu. Z drugiej j e d n a k s t r o n y nie należało r y z y k o w a ć . Istoty ludzkie, n a w e t o d m ł a d z a n e i mające wysoki stopień wykształcenia istot z Ery Sprzężenia G a l a k tycznego, mogły wywrzeć niewielki tylko wpływ na pliocen czy j a k i k o l w i e k następujący po n i m o k r e s , jeśli uniemożliwiło im się r o z r ó d . Biorąc p o d u w a g ę korzyści społeczne dla p o d r ó ż n i c z e k , decyzja, by Wielobarwny kraj i. 1
98
Julian May
w y m a g a ć wyrzeczenia się m a c i e r z y ń s t w a , zyskała p o t w i e r d z e n i e w umyśle Madame. Protestującym mawiała: — Zdaję sobie sprawę, że jest to niesprawiedliwe i że jest poświęceniem części twojej kobiecej n a t u r y . Czyż tego nie r o z u m i e m ? Ja, której dwoje u k o c h a nych dzieci z m a r ł o , nim osiągnęły dojrzałość? Ale musisz się zgodzić, że ten świat, do k t ó r e g o chcesz wejść, nie jest światem życia. Jest s c h r o n i e n i e m dla n i e d o s t o s o w a n y c h , s u r o g a t e m śmierci, wyrzeczeniem się n o r m a l n e g o losu ludzkiego. Ainsi, jeśli pójdziesz n a t o W y g n a n i e , konsekwencje musisz p o n o s i ć s a m a . A jeśli wola życia jest jeszcze w tobie d o ś ć silna, p o w i n n a ś z o s t a ć t u t a j . T y l k o ci, k t ó r z y zostali o d a r c i z wszelkiej radości w o b e c n y m świecie, m o g ą s z u k a ć ucieczki w cieniach przeszłości. P o wysłuchaniu tego p o n u r e g o przemówienia, kan d y d a t k i zastanawiały się g ł ę b o k o i a l b o wreszcie zgadzały się na w a r u n k i Madame, albo opuszczały gospodę, by nigdy tu nie wrócić. Mężczyźni podróżują cy w czasie przewyższali liczebnie kobiety w s t o s u n k u czterech do jednej. Madame to specjalnie nie dziwiło. Mniej więcej w trzy lata po tym, j a k „ A u b e r g e du P o r t a i r r o z p o c z ę ł a działalność, wieść o istnieniu b r a m y czasowej doszła d o w i a d o m o ś c i w ł a d z miejs c o w y c h . W y d a r z y ł się nieszczęśliwy w y p a d e k z k a n d y d a t e m , k t ó r e m u o d m ó w i o n o przejścia. Ale p r z e b o jowi liońscy a d w o k a c i Madame potrafili u d o w o d n i ć , że interes p a n i G u d e r i a n nie n a r u s z a p r a w l o k a l n y c h ani g a l a k t y c z n y c h : jest z a r e j e s t r o w a n y j a k o przedsię b i o r s t w o h o t e l o w e , p r z e w o ź n i k publiczny, serwis d o r a d z t w a psychologicznego o r a z agencja p o d r ó ż y . W późniejszym okresie p e w n e miejscowe o r g a n a
WIELOBARWNY KRAJ
99
administracyjne p r ó b o w a ł y j e z a m k n ą ć lub sobie podporządkować. Zawsze ponosiły porażkę, ponie waż nie było p r e c e d e n s ó w . . . a p o z a tym b r a m a czasowa była p o ż y t e c z n a . — P r o w a d z ę d z i a ł a l n o ś ć c h a r y t a t y w n ą — oświad czyła Madame G u d e r i a n jednej z komisji śledczych. — Jest to p r a c a , k t ó r a b y ł a b y nie do pojęcia s t o lat t e m u , ale teraz, w naszej Erze G a l a k t y c z n e j , jest b ł o g o s ł a w i e ń s t w e m . Wystarczy p r z e s t u d i o w a ć dossiers tych nieszczęśników, by pojąć, j a k nie m o g ą znaleźć miejsca w t y m błyskawicznie rozwjającym się współczesnym świecie. T a k i e o s o b y istniały zawsze j a k o a n a c h r o n i z m y p s y c h o s p o ł e c z n e nie d o s t o s o w a ne do epoki, w której się urodziły. Z a n i m nie p o w s t a ł a b r a m a czasowa, nie było nadziei na z m i a n ę ich losu. — I jest p a n i t a k a p e w n a , Madame — spytał j e d e n z c z ł o n k ó w komisji — że ta b r a m a wiedzie do lepszego świata? — W k a ż d y m razie do i n n e g o i prostszego świata, O b y w a t e l u K o m i s a r z u — o d p a l i ł a . — T o , j a k się zdaje, wystarcza m o i m k l i e n t o m . G o s p o d a p r o w a d z i ł a d o k ł a d n e zapisy o tych, k t ó rzy przeszli do p l i o c e n u ; później stały się o n e fas cynującym żerem dla s t a t y s t y k ó w . N a p r z y k ł a d p o dróżnicy byli p r z e w a ż n i e w y s o k o wykształceni, in teligentni, społecznie n i e k o n w e n c j o n a l n i i wyrafino wani estetycznie. A przede wszystkim byli r o m a n t y k a m i . W większości byli o b y w a t e l a m i Starej Plane ty, a nie jej kolonii. Wielu z nich było przedstawiciela mi wolnych z a w o d ó w , n a u k i , techniki i i n n y c h dys cyplin wymagających wysokich kwalifikacji. A n a l i z a etniczna w y k a z a ł a znaczną liczbę A n g l o s a s ó w , Cel tów. G e r m a n ó w . Słowian, l u d ó w r o m a ń s k i c h , I n d i a n
100
Julian May
a m e r y k a ń s k i c h , A r a b ó w , T u r k ó w i innych mieszkań c ó w Bliskiego W s c h o d u o r a z J a p o ń c z y k ó w . M a ł o b y ł o c z a r n y c h A f r y k a n ó w , n a t o m i a s t b a r d z o liczni A f r o a m e r y k a n i e . Świat pliocenu pociągał E s k i m o sów i Polinezyjczyków, n a t o m i a s t w ogóle nie C h i ń czyków i I n d o - D r a w i d ó w . Na p o r z u c e n i e współczes ności d e c y d o w a ł o się mniej a g n o s t y k ó w niż wierzą cych, ale z a p a l e n i p o d r ó ż n i c y w czasie bywali często f a n a t y k a m i lub k o n s e r w a t y s t a m i , r o z c z a r o w a n y m i do współczesnych k i e r u n k ó w życia, a w szczególności d o e t y k t ó w Ś r o d o w i s k a , zakazujących rewolucyjnego socjalizmu, świętych wojen o r a z wszelkiego rodzaju teokracji. Wielu nie p r a k t y k u j ą c y c h , lecz b a r d z o niewielu o r t o d o k s y j n y c h ż y d ó w ulegało p o k u s i e ucie czki w przeszłość. N i e p r o p o r c j o n a l n i e wysoki był procent m u z u ł m a n ó w i katolików kandydujących do podróży. Psychoprofile p o d r ó ż n y c h ukazywały, że z n a c z n y p r o c e n t ze zgłaszających się należał do t y p ó w wysoce agresywnych. P o s p o l i t y m i k l i e n t a m i byli eks-więźniowie po k r ó t k i c h w y r o k a c h , ale bardziej niebezpie czni, zwolnieni złoczyńcy preferowali, j a k się o k a z a ł o , współczesne otoczenie. M a ł y m , lecz n i e p r z e r w a n y m s t r u m y c z k i e m płynęli k o c h a n k o w i e ze z ł a m a n y m i sercami, z a r ó w n o h o m o - , j a k i h e t e r o s e k s u a l n i . Wielu k a n d y d a t ó w o d z n a c z a ł o się n a r c y z m e m i n a ł o g o w y m marzycielstwem. Ludzie tego typu byli s k ł o n n i poja wiać się w g o s p o d z i e w p r z e b r a n i u T a r z a n a l u b R o b i n s o n a C r u s o e czy P o c a h o n t a s a lub R i m y a l b o też w k o s t i u m a c h ze wszystkich możliwych d a w n y c h e p o k i k u l t u r Starej P l a n e t y . N i e k t ó r z y , j a k Richter, ekwipowali się do p o d r ó ż y ze s p a r t a ń s k i m p r a g m a t y z m e m . Inni chcieli zabierać
WIELOBARWNY KRAJ
101
ze sobą skarby j a k na bezludną wyspę — całe biblioteki s t a r o m o d n y c h d r u k o w a n y c h książek, in strumenty i n a g r a n i a muzyczne, s k o m p l i k o w a n e ar senały i zapasy g a r d e r o b y . Bardziej praktyczni g r o m a dzili zwierzęta h o d o w l a n e , n a s i o n a i narzędzia gos podarskie. Zbieracze i przyrodnicy przynosili swe wyposażenie z a w o d o w e . Pisarze nadciągali uzbrojeni w gęsie pióra i gąsiory sepiowego a t r a m e n t u — a l b o też najnowsze modele v o c o d r u k a r e k , stosy arkuszy d u r o filmu i kopiarki do książek na p ł y t k a c h odczytowych. Lekkomyślni lubowali się w s m a k o ł y k a c h stałych i płynnych, i p s y c h o a k t y w n y c h ś r o d k a c h chemicznych. Madame r o b i ł a , co m o ż n a , by pomieścić te b a g a ż e , biorąc pod uwagę fizyczne ograniczenia narzucone przez p o j e m n o ś ć a l t a n y , wynoszącą z grubsza sześć m e t r ó w sześciennych. Usilnie n a k ł a n i a ł a p o d r ó ż nych, żeby rozważyli m o ż l i w o ś ć t w o r z e n i a w s p ó l n y c h z a p a s ó w , i niekiedy t a k się z d a r z a ł o . (Cyganie, A m i she, rosyjscy starowiercy i E s k i m o s i okazali się szcze gólnie p o m y s ł o w i w t y m zakresie.) Ale w związku z m a n i a c k i m i s k ł o n n o ś c i a m i c h r o n o n a u t ó w , wielu w o l a ł o całkowitą niezależność od bliźnich, inni zaś odrzucali względy p r a k t y c z n e na rzecz r o m a n t y c z nych ideałów lub u k o c h a n y c h fetyszów. Madame baczyła, aby każdy był z a o p a t r z o n y w mi nimalny zestaw wyposażenia ratującego życie; d o d a t kowe paki m e d y k a m e n t ó w przesyłano przez b r a m ę regularnie. A dalej m o ż n a było tylko ufać O p a t r z n o ś c i . Przez prawie sześćdziesiąt pięć lat i d w a o d m ł o d z e nia Angelika G u d e r i a n osobiście n a d z o r o w a ł a psy c h o s p o ł e c z n e oceny swych klientów i ich e w e n t u a l n e przesyłanie d o p l i o c e n u . G d y jej n e r w o w a chciwość wcześniejszych lat z o s t a ł a ostatecznie z a g ł u s z o n a
102
Julian May
przez współczucie dla tych, k t ó r y m służyła, o p ł a t y za przejście stały się o wiele przystępniejsze, często nawet a n u l o w a n e . Liczba c h ę t n y c h d o p o d r ó ż y w z r a s t a ł a n i e u s t a n n i e , aż wreszcie u t w o r z y ł a się d ł u g a lista oczekujących. Z p o c z ą t k i e m X X I I wieku p o n a d dziewięćdziesiąt tysięcy uciekinierów p r z e k r o c z y ł o b r a m ę czasową nie wiedząc, j a k i los s p o t k a ich po drugiej s t r o n i e . W 2106 r o k u Madame G u d e r i a n we własnej osobie wkroczyła do plioceńskiego świata z w a n e g o Wy g n a n i e m — s a m a j e d n a , u b r a n a w odzież r o b o c z ą do p r a c o g r o d o w y c h ; niosła zwykły plecak i pęk sadzo nek swych u l u b i o n y c h róż. P o n i e w a ż zawsze gardziła s t a n d a r d o w y m angielskim Ś r o d o w i s k a , uważając g o za o b r a z ę jej francuskiego dziedzictwa, tekst na p o z o s t a w i o n e j przez nią k a r t c e b r z m i a ł : Plus ąuil rien faul. Niemniej przedstawiciele Państwa Ludzkości w R a d z i e G a l a k t y c z n e j nie byli s k ł o n n i z a a k c e p t o w a ć oceny M a d a m G u d e r i a n : „więcej niż t r z e b a " . B r a m a c z a s o w a w oczywisty s p o s ó b z a s p o k a j a ł a p o t r z e b y j a k o h o n o r o w e wyście dla n i e w y g o d n y c h odchyleńców. Zreorganizowana w sposób humanitary i nieco sprawniejsza p r o c e d u r a przejścia do pliocenu zyskała p o p a r c i e i z b r a m y n a d a l k o r z y s t a n o . Usługi jej nie były r e k l a m o w a n e , a s k i e r o w a n i a nosiły d y s k r e t n i e profesjonalny c h a r a k t e r . R o z p a t r z o n o d y l e m a t etyczny związany z udziela niem p o z w o l e ń n a i n d y w i d u a l n e przesiedlenia d o p l i o c e n u . B a d a n i a potwierdziły, że p a r a d o k s czasowy nie m ó g ł wystąpić. Jeśli zaś idzie o losy podróżują cych, to tak czy inaczej byli oni z góry s k a z a n i .
9 Przez całą d r o g ę p o w r o t n ą na Ziemię z Brevon-su-Mirikon, B r y a n Grenfell p l a n o w a ł , j a k t o z r o b i . Zadzwoni do Mercy z k o s m o d r o m u Unst zaraz po przejściu przez o d k a ż a n i e i p r z y p o m n i jej, że o b i e c a ł a p o p ł y n ą ć z nim żaglówką. W piątek wieczorem spot kają się w C a n n e s , co da mu d o ś ć czasu, by p r z e k a z a ć m a t e r i a ł y z konferencji w C.S.A. w L o n d y n i e i wziąć o d p o w i e d n i ą odzież i ł ó d ź z m i e s z k a n i a . Na najbliższe trzy dni z a p o w i a d a n o piękną p o g o d ę , będą więc m o gli pożeglować na K o r s y k ę , a l b o n a w e t S a r d y n i ę . W świetle księżyca w jakiejś odludnej zatoczce n a d m o rzem Ś r ó d z i e m n y m , przy cichej muzyce, będzie ją miał. — M ó w i wasz k a p i t a n . Za pięć m i n u t w r a c a m y do n o r m a l n e j przestrzeni n a d planetą Z i e m i a . P o d c z a s lotu przez p o w i e r z c h n i e da się o d c z u ć chwilowa niewygoda, k t ó r a m o ż e być uciążliwa dla wrażliwych o s ó b . Proszę się nie w a h a ć z w e z w a n i e m obsługi, jeśli p o t r z e b n y będzie p a ń s t w u ś r o d e k uspokajający i p r o szę p a m i ę t a ć , że wasze z a d o w o l e n i e jest dla n a s p o d s t a w o w ą wytyczną. Dziękuję za p o d r ó ż w Zjed noczeniu. — Grenfell pochylił się do k o m u n i k a t o r a . Glendessary i Evian.
104
Julian May
G d y n a p ó j się u k a z a ł , Grenfell wypił go j e d n y m h a u s t e m , p r z y m k n ą ł oczy i zaczął myśleć o M e r c y . Te s m u t n e oczy k o l o r u m o r z a , o t o c z o n e c i e m n y m i rzęsa mi. Włosy c z e r w o n e j a k d r e w n o c e d r o w e , k o n t r a stujące z jej b l a d y m i szczupłymi p o l i c z k a m i . Jej ciało, p r a w i e t a k wiotkie, j a k u dziecka, ale w y t w o r n e w długiej jasnozielonej sukni z powiewającymi ciem niejszymi w s t ą ż k a m i . Słyszał jej głos, śpiewny i dźwię czny. P r z y p o m n i a ł sobie, j a k szli r a z e m wieczorem przez j a b ł o n i o w y sad p o średniowiecznej p a r a d z i e . — N i e ma nic t a k i e g o j a k miłość od pierwszego wejrzenia, Bryan. Jest tylko seks od pierwszego wejrzenia. Więc jeśli moje kościste wdzięki cię p o d niecają, m o ż e m y ze sobą spać, bo jesteś miłym człowiekiem, a ja p o t r z e b u j ę pociechy. Ale nie m ó w 0 miłości. P o m i m o tego mówił. Nie u m i a ł się p o w s t r z y m a ć . Z d a j ą c sobie s p r a w ę , j a k i e to nielogiczne, obserwując siebie z z e w n ą t r z ze s m u t n y m o b i e k t y w i z m e m , nie był zdolny z a p a n o w a ć n a d sytuacją. Wiedział, że k o c h a M e r c y właśnie od pierwszego wejrzenia. O s t r o ż n i e s t a r a ł się jej to wyjaśnić w taki s p o s ó b , by nie wyjść na k o m p l e t n e g o osła. R o z e ś m i a ł a się tylko i p o c i ą g n ę ł a go na zasłaną kwietnymi p ł a t k a m i t r a w ę . Zachwycili się swoją n a m i ę t n o ś c i ą , lecz nie p r z y n i o s ł o mu to p r a w d z i w e g o wyzwolenia. D z i e w c z y n a o p a n o w a ł a go z u p e ł n i e . A l b o będzie dzielił z nią życie na zawsze, a l b o odejdzie w rozpaczy. Z a l e d w i e j e d e n dzień z nią s p ę d z o n y ! J e d e n dzień 1 m u s i a ł odlecieć na w a ż n e z e b r a n i e na jednej z polt r o j a ń s k i c h p l a n e t . M e r c y chciała, b y p o z o s t a ł , p r o p o n o w a ł a wakacje p o d żaglami, ale o n , mający o b o w i ą z k i , m u s i a ł o d ł o ż y ć ich s p o t k a n i e . I d i o t a !
W I E L O B A R W N Y KRAJ
105
M o g ł a go przecież p o t r z e b o w a ć . J a k m ó g ł zostawić ją samą? Zaledwie j e d e n dzień... Stary przyjaciel B r y a n a , G a s t o n D e s c h a m p s , przy p a d k i e m s p o t k a n y w paryskiej restauracji, z a p r o s i ł go, by dla zabicia kilku p u s t y c h godzin obejrzał „ F e t e d ' A u v e r g n e " . G a s t o n , reżyser p a r a d y , n a z w a ł j ą z a b a w n y m ćwiczeniem z etnologii s t o s o w a n e j . I t a k było... a ż d o s p o t k a n i a . — T e r a z p o w r ó c i m y do o w y c h fascynujących dni dantan — oświadczył G a s t o n , gdy z a k o ń c z y ł a się wycieczka po wiosce i z a m k u . Reżyser p o p r o w a d z i ł go do wysokiej wieży, o t w o r z y ł drzwi do p o k o j u ze skomplikowanymi urządzeniami sterowniczymi... i t a m siedziała o n a . — P r z e d s t a w i a m ci moją c u d o w n ą w s p ó ł p r a c o w niczkę i k o l e ż a n k ę , d r u g i e g o reżysera „ F e t e " , najbar dziej średniowieczną panią w ś r ó d żyjących o b e c n i e w Ś r o d o w i s k u G a l a k t y c z n y m . . . Mademoiselle M e r cedes L a m b a l l e ! Spojrzała na niego z n a d k o n s o l e t y i u ś m i e c h n ę ł a się. I w tym m o m e n c i e p o c z u ł , że serce z a b i ł o mu mocniej... — M ó w i wasz k a p i t a n . P o w r a c a m y d o n o r m a l n e j przestrzeni n a d planetą Ziemią. P r o c e d u r a zajmie tylko dwie s e k u n d y , p r o s i m y więc o w y r o z u m i a ł o ś ć p o d c z a s k r ó t k i e g o o k r e s u małej niewygody. Zcmg. Rwaniezębamłotkiemwkciukłupnięciewłokieć. Zung. w
— Dziękuję za cierpliwość panie, p a n o w i e i s z a n o n i pasażerowie innych płci. N a Ziemi lądujemy
106
Julian May
d o k ł a d n i e o godzinie 1500 średniego czasu p l a n e t a r nego, n a k o s m o d r o m i e U n s t p o ł o ż o n y m n a jednej z piękniejszych W y s p Szetlandzkich. Grenfell o t a r ł p o t z czoła i z a ż ą d a ł n a s t ę p n e g o d r i n k a . T y m r a z e m pił m a ł y m i ł y k a m i . N i e p r o s z o n a pojawiła się w j e g o pamięci s t a r a pieśń. U ś m i e c h n ą ł się, b o t a k b a r d z o p a s o w a ł a d o M e r c y . There is a lady sweet and kind Was never face so pleased my mind. I did but see her passing by. And yet I love her till I die. Pojedzie koleją p o d z i e m n ą do Nicei, a do C a n n e s poleci wynajętą kapsułą. M e r c y będzie na niego czekać na m o l o , m o ż e u b r a n a w zieloną s u k n i ę . Jej oczy będą m i a ł y w y r a z ł a g o d n e j m e l a n c h o l i i i będą zielone a l b o szatę, głębokie i z m i e n n e j a k m o r z e . Będzie d o niej p o d c h o d z i ć n i e p e w n y m k r o k i e m , nio sąc t o r b ę turystyczną i w y ł a d o w a n y koszyk na z a p a sy, pełen jedzenia i n a p o j ó w ( s z a m p a n , ser stilton, kiełbasa z gęsich w ą t r ó b e k , m a s ł o , bagietki, p o m a r a ń c z e , c z a r n e czereśnie), p o t k n i e się, a o n a wreszcie się u ś m i e c h n i e . Wyjmie z t o r b y s k ł a d a n ą ż a g l ó w k ę i p o w i e c h ł o p c o m na p o c h y l n i , by się cofnęli. ( Z a w s z e są t a m c h ł o p c y , zwłaszcza teraz, gdy r o d z i n y p o n o w n i e o d k r y ł y s p o k o j n e L a z u r o w e Wybrzeże). P o d ł ą c z y cienką r u r k ę m a ł e g o inflatora i wrzuci do w o d y zwinięty pakiet s r e b r n o c z a r n e j folii d e k a m o l o w e j . Powoli, powoli, p o d spojrzeniami c h ł o p c ó w , wyroś nie o ś m i o m e t r o w y slup: gruszki kilowe, k a d ł u b , p o k ł a d y , p o d nimi p r z y m o c o w a n e meble, k a b i n a , k o k p i t , relingi, m a s z t . N a s t ę p n i e wytworzą się części
WIELOBARWNY KRAJ
107
r u c h o m e : ster i r u m p e l , stabilizator, b o m ze zwinięty mi jeszcze żaglami, liny, leżaki p o k ł a d o w e , szafki, w i a d r a , pościel i w s z y s t k o i n n e — z r o d z o n e c u d o w n i e z napiętego d e k a m o l u i s p r ę ż o n e g o powietrza. P o r towe d o z o w n i k i napełnią rtęcią kile i stabilizator o r a z zbalastują resztę żaglówki i jej w y p o s a ż e n i a w o d ą destylowaną, przez co n a d a d z ą m a s ę sztywnej d e k a molowej s t r u k t u r z e . N a s t ę p n i e wynajmie silnik p o mocniczy, l a m p y , p o m p y , sprzęt nawigacyjny, syfon, kotwicę bezpieczeństwa i inne żelastwo, zapłaci kapi t a n o w i p o r t u i da c h ł o p c o m n a p i w k i by nie pluli do kokpitu z nabrzeża. O n a wstąpi n a p o k ł a d . O n rzuci c u m y . Z e świeżą bryzą p o d n i o s ą żagle i wezmą k u r s na Ajaccio! A po kilku d n i a c h w j a k i ś s p o s ó b ją p r z e k o n a , by wyszła za niego za m ą ż . „I did b u t see h e r p a s s i n g by...". G d y statek k o s m i c z n y w y l ą d o w a ł n a p i ę k n y c h Szetlandach. było tylko sześć s t o p n i i szalał s z t o r m ; wiatr wiał z p ó ł n o c n e g o w s c h o d u . N u m e r w i d e o f o n u Mercedes L a m b a l l e o d p o w i e d z i a ł n a p i s e m : A B O NENT SKREŚLONY NA WŁASNE ŻĄDANIE. Ogarnięty p a n i k ą , Grenfell s k o n t a k t o w a ł się z G a s t o n e m D e s c h a m p s . Reżyser p a r a d y o d p o w i a d a ł wy mijająco, n a s t ę p n i e ze złością, wreszcie przepraszają co. — S p r a w a wygląda t a k , Bry, że ta c h o l e r n a b a b a n a s rzuciła. T o c h y b a b y ł o nazajutrz p o tym, j a k d w a miesiące t e m u poleciałeś w k o s m o s . Z o s t a w i ł a n a s na lodzie, i to w najgorętszych d n i a c h sezonu. — Ale d o k ą d , G a s t o n i e , d o k ą d pojechała!? N a e k r a n i e w i d e o f o n u b y ł o widać, ż e G a s t o n patrzy w b o k .
108
Julian May
— Przez tę c h o l e r n ą b r a m ę czasową na W y g n a n i e . W ą t r o b a mi się z tego p r z e w r a c a . M i a ł a tu po co żyć. T r o c h ę trzaśnięta, to p r a w d a , ale nikt z n a s nie podejrzewał, że aż do tego s t o p n i a . C h o l e r n a s p r a w a . N i e z n a ł e m n i k o g o z lepszym wyczuciem średnio wiecza. — R o z u m i e m . Dziękuję za w i a d o m o ś ć . B a r d z o mi p r z y k r o . — Przerwał połączenie. U s i a d ł w k a b i n i e wideofonu, o n , d o ś ć z n a n y a n t r o p o l o g , w ś r e d n i m wieku, o ł a g o d n e j twarzy, nie m o d n i e u b r a n y , trzymający tekę pełną p r o t o k o ł ó w z Piętnastej G a l a k t y c z n e j Konferencji Teorii K u l t u r y . D w ó c h Simbiari, którzy przybyli z n i m t y m s a m y m s t a t k i e m , c z e k a ł o cierpliwie na z e w n ą t r z przez kilka m i n u t , n i m z a p u k a l i w drzwi k a b i n y ; zostawili na szybie m a ł e zielone p l a m y . „ A n d yet I löve h e r . . . " Bryan Grenfell p o d n i ó s ł p r z e p r a s z a j ą c o palec i od wrócił się do wideofonu. D o t k n ą ł przycisku. — Informacja dla j a k i e g o m i a s t a ? —
Lyonu — odpowiedział.
„... tili I d i e " . Bryan wysłał d o k u m e n t y d o C e n t r u m S t u d i ó w A n t r o p o l o g i c z n y c h i odleciał z L o n d y n u p r y w a t n y m ś r o d k i e m lokomocji. C h o ć p o s z u k i w a n i a m ó g ł rów nie d o b r z e p r o w a d z i ć z d o m u , znalazł się we Francji tego s a m e g o p o p o ł u d n i a ; z a t r z y m a ł się w hotelu G a l a x i e - L y o n . Z a m ó w i ł na kolację langustę z rusztu, suflet porrlarańczowy i hablis i n a t y c h m i a s t zaczął p r z e s z u k i w a ć literaturę. K o ń c ó w k a biblioteczna w j e g o p o k o j u u k a z a ł a p r z e r a ż a j ą c o długą listę książek, r o z p r a w i a r t y k u ł ó w
WIELOBARWNY
KRAJ
109
o b r a m i e czasowej G u d e r i a n a . P o m y ś l a ł przez chwilę, by p o m i n ą ć te z a k a t a l o g o w a n e p o d h a s ł a m i „ F i z y k a " i „ P a l e o b i o l o g i a " , a s k o n c e n t r o w a ć się na „Psyc h o a n a l o g i i " i „ P s y c h o s o c j o l o g i i " , ale w y d a ł o mu się to n i e g o d n e M e r c e d e s . W s u n ą ł więc swą k a r t ę do o t w o r u i z r e z y g n o w a n y z a m ó w i ł całą kolekcję. M a szyna wypluła cienkie książeczki o d c z y t o w e w liczbie dostatecznej, żeby sześciokrotnie w y b r u k o w a ć nimi p o k ó j . P o s o r t o w a ł je m e t o d y c z n i e i zaczął przyswajać treść. J e d n e z nich w s u w a ł do p r o j e k t o r a , inne czytał, z najnudniejszymi zaś z a p o z n a ł się we śnie. W trzy dni później zwrócił książki d o k o ń c ó w k i . W y m e l d o w a ł się z hotelu i wezwał swoją k a p s u ł ę , po czym u d a ł się na d a c h i czekał na nią. Wiedza, k t ó r ą właśnie p o c h ł o n ą ł , bełtała mu się w m ó z g u p o z b a w i o n a formy i s t r u k t u r y . Z d a w a ł sobie sprawę, że p o d świadomie o d r z u c a ją w r a z z jej implikacjami, lecz niezbyt m u t o p o m o g ł o . Z ł a m a n e serca zrastają się, w s p o m n i e n i a m i n i o n e j miłości blakną, n a w e t tej niezwykłej miłości, n i e p o d o bnej do żadnej p r z e d nią. U ś w i a d a m i a ł sobie, że to musi być p r a w d a . W y w a ż o n a o c e n a , wzgląd na straszliwe d a n e , z k t ó r y m i się z a p o z n a ł o r a z z d r o w y rozsądek nie z n i e k s z t a ł c o n y e m o c j a m i p o d p o w i a d a ł y m u , co powinien uczynić. R o z t r o p n i e uczynić. O. Mercy! O, moja miła! Najdalsza część G a l a k t y k i jest bliżej niż ty, m o j a p a n i , k t ó r a tylko przeszłaś mimo. A jednak. A jednak.
W I E L O B A R W N Y KRAJ
10 T y l k o G e o r g i n i e b y ł o p r z y k r o , gdy się dowiedziała, że Stein o d c h o d z i . Schlali się fantastycznie ostat niego d n i a j e g o p o b y t u w Lizbonie, a w t e d y o n a powiedziała: — Czy chciałbyś, a b y ś m y to zrobili w wulkanie? M r u k n ą ł czule, że G e o r g i n a jest tłustą z w a r i o w a n ą dziwką, ale o n a zapewniła go, że zna faceta, k t ó r y za o d p o w i e d n i ą o p ł a t ą p o p a t r z y w inną s t r o n ę , gdy będą zabierali b a d a w c z ą wiertnię głębinową z Messyny, gdzie znajduje się ta sztolnia p r o w a d z ą c a p r o s t o do głównej k o m o r y S t r o m b o l i . Więc, u d i a b ł a , polecieli k a p s u ł ą , a facet p o z w o lił im odjechać wiertnią. I co z tego, że k o s z t o w a ł o to sześć kilodolców? Było s z a ł o w o t a m w dole, wśród falującej lawy z k o l o r o w y m i b a ń k a m i gazu wol no w z n o s z ą c y m i się za o k i e n k i e m obserwacyjnym j a k g r o m a d k a m e d u z w misce płonącej zupy p o m i dorowej. —
O, G e o r g i n o ! — j ę k n ą ł r o z c z u l o n y po stosun
k u . — Jedź ze m n ą . P o t o c z y ł a się po wyściełanej p o d ł o d z e k o k p i t u wiertni i we w p a d a j ą c y m do ś r o d k a blasku w kolo-
III
rach czerwieni i czerni utuliła płaczącego o l b r z y m a przy swych piersiach wielkości m e l o n ó w . — Steinie. K o c h a n i e . M a m troje ślicznych dzieci, a z m o i m w s k a ź n i k i e m g e n e t y c z n y m m o g ę mieć jeszcze troje, jeśli zechcę. J e s t e m szczęśliwa j a k prosię w deszcz, gdy się bawię z m o i m i dziećmi a l b o przebijam z a w a l o n e tunele czy k o c h a m z k a ż d y m mężczyzną, k t ó r y się nie boi, że zjem go żywcem. Steinie, po co mi W y g n a n i e ? Tu jest mój świat. Wybuchający w trzech m i l i o n a c h k i e r u n k ó w n a r a z ! Ziemianie rosnący i m n o ż ą c y się w k a ż d y m z a k ą t k u G a l a k t y k i , a nasza r a s a rozwijająca się w c o ś fantas tycznego, wręcz na naszych o c z a c h . Czy wiesz, że j e d n o z m o i c h dzieci z a c z y n a być m e t a p s y c h e m ? A teraz to się z d a r z a wszędzie. Po raz pierwszy od epoki kamiennej biologia l u d z k a rozwija się r ó w n o legle z ludzką k u l t u r ą . N i e m o g ę nie być przy tym, kochanie. Za chińskiego boga. O d s u n ą ł się od niej i o t a r ł łzy k u ł a k i e m , roz goryczony na s a m e g o siebie. — N o , to lepiej miej nadzieję, że nie zasiałem nic na twojej grządce, dziecino. Ale nie sądzę, by moje geny wytrzymały twój s t a n d a r d . Wzięła j e g o t w a r z w obie d ł o n i e i p o c a ł o w a ł a go. — Wiem, c z e m u musisz odejść, B ł ę k i t n o o k i . Oglą d a ł a m też twój p r o f d p s y c h o s p o ł e c z n y . Te z a k r ę t a s y na nim nie mają nic w s p ó l n e g o z dziedziczeniem, cokolwiek byś o tym sądził. Przy i n n y m systemie w y c h o w a w c z y m byłbyś w s p a n i a l e u d a n y , c h ł o p c z e . — Zwierzę. N a z w a ł m n i e m a ł y m , m o r d e r c z y m zwierzątkiem — szepnął Stein. Z n o w u g o utuliła. Był w s t r a s z n y m b ó l u po jej śmierci i nie z d a w a ł
112
Julian May
sobie sprawy, że rozumiesz, co m ó w i . P o s t a r a j się mu przebaczyć, Steinie. Postaraj się p r z e b a c z y ć s a m e m u sobie. Z w n ę t r z a S t r o m b o l i potężną c z k a w k ą w y d o b y ł y się m a s y gazu i wiertnią głębinowa zaczęła się gwał t o w n i e kołysać. Z d e c y d o w a l i się wynieść stąd w diab ły, n i m nawalą s i g m a p o l o w e o s ł o n y t e r m i c z n e . Prze k o p a l i się z k o m o r y w u l k a n u na zewnątrz przez wygasły k r a t e r p o d w o d n y . G d y wreszcie wydostali się n a d n o M o r z a Ś r ó d z i e m n e g o n a z a c h ó d o d wyspy, k o r p u s wiertni d z w o n i ł i dźwięczał od k a m i e n i wul k a n i c z n y c h przedostających się przez w o d ę . Unieśli się na powierzchnię i znaleźli w ś r ó d d r a m a tycznej scenerii. S t r o m b o l i w y b u c h ł . Rzygał czer w o n y m i i żółtymi c h m u r a m i o g n i a i r o z p a l o n y m i k a w a ł k a m i lawy, k t ó r e strzelały j a k rakiety w górę, z a n i m zgasły w m o r z u . —
O j a s n y gwint — powiedziała G e o r g i n a . — Czy
t o m y ś m y zrobili? Stein u ś m i e c h n ą ł się do niej; miał m o n d r ą minę. Wiertnią kołysała się na parującej wodzie. —
Chcesz
popróbować
dryftu
— z a p y t a ł i wyciągnął do niej rękę.
kontynentów?
11 Ryszard V o o r h e e s pojechał e k s p r e s e m p o d z i e m n y m z U n s t przez P a r y ż do L y o n u , n a s t ę p n i e wynajął k a p s u ł ę n a resztę p o d r ó ż y . J e g o p i e r w o t n y z a m i a r , aby o d b y ć p o d r ó ż przez E u r o p ę jedząc, pijąc i r ż n ą c , a n a s t ę p n i e skoczyć z j e d n e g o ze szczytów alpejskich, zmienił się, gdy w s p ó ł p a s a ż e r na liniowcu z Assawompsetu wspomniał przypadkiem o dziwnym i ziemskim zjawisku W y g n a n i a . T o . j a k n a t y c h m i a s t z r o z u m i a ł Ryszard, był właś nie ten s p o s ó b zawieszenia w y r o k u , s p o s ó b k t ó r y m u o d p o w i a d a ł . P o n o w n y start w p r y m i t y w n y m świecie, p e ł n y m ludzi i p o z b a w i o n y m p r a w . Nic ci nie grozi, c h y b a tylko od czasu do czasu s p o t k a n i e z j a k i m ś p r e h i s t o r y c z n y m p o t w o r e m . Ż a d n y c h zielonych P r z e c i e k a ń c ó w . ż a d n y c h k a r z e ł k o w a t y c h Polkijanek, ż a d n y c h p l u g a w y c h G i ani świecących K r o n d a k ó w . wyglądających j a k urzeczywistnione z m o r y n o c n e , a szczególnie ż a d n y c h L y l m i k ó w . G d y tylko się w y d o s t a ł z d e k o n t a m i n a c j i , zaczął pociągać za sznurki i u d a ł o mu się uzyskać telerozm o w ę . Większość k a n d y d a t ó w n a W y g n a n i e s k ł a d a ł a p o d a n i a całe miesiące wcześniej przez swych miejs8 — Wielobarwny kraj I. I
114
Julian May
cowych d o r a d c ó w P-S, a p o n a d t o z a n i m wyjechali z d o m u , musieli przejść wszystkie b a d a n i a testowe. Ale V o o r h e e s , stary cwaniak, wiedział, że muszą istnieć s p o s o b y przyśpieszania biegu s p r a w . Magicz nego wytrycha d o s t a r c z y ł a m u wielka k o r p o r a c j a z Ziemi, dla której przed r o k i e m w y k o n a ł d e l i k a t n e z a d a n i e . Z a r ó w n o dla k o r p o r a c j i , j a k i eks-kosmon a u t y było k o r z y s t n e , aby j a k najszybciej, tu i teraz p r z e d o s t a ł się do pliocenu. D l a t e g o też p r a w i e bez ż a d n e g o nacisku wiceprezes p r z e d s i ę b i o r s t w a d o s p r a w eksploatacji zgodził się użyć swych wpływów i p r z e k o n a ł personel g o s p o d y , by R y s z a r d został p o d d a n y s k r ó c o n y m t e s t o m od razu w k o s m o p o r c i e , a n a s t ę p n i e u d a ł się w p r o s t na stację odjazdową. Niemniej tego wieczoru, gdy wylatywał z doliny R o d a n u w k i e r u n k u M o n t s du L y o n n a i s , p r z y z n a ł się s a m przez sobą d o p e w n e g o n i e p o k o j u . W y l ą d o w a ł w Saint-Antoine-des-Vignes o p a r ę k i l o m e t r ó w od g o s p o d y i z d e c y d o w a ł się na o s t a t n i posiłek na s w o b o d z i e . Sierpniowe słońce zaszło już za C o l de la L u e r e i o r y g i n a l n a wioska d r z e m a ł a w resztkach u p a ł u . Bistro b y ł o m a ł e , ale też m r o c z n e i c h ł o d n e , lecz, dzięki Bogu, nie wietrzone aż do przeciągów. Wszedłszy w o l n y m k r o k i e m , R y s z a r d zauważył z a p r o b a t ą , że t r ó j w y m i a r o w y telewizor jest wyłączo ny, grająca szafa pobrzękuje tylko przyciszonymi m e l o d i a m i , z a p a c h y k u c h e n n e zaś są niewiarygodnie pociągające. M ł o d a p a r a o r a z d w ó c h starszych mężczyzn, są d z ą c po odzieży roboczej — miejscowi rolnicy, sie dzieli przy o k n a c h pożerając o g r o m n e porcje kiełbasy z sałatą z wielkich m i c h . Na s t o ł k u przy b a r z e siedział olbrzymi b l o n d y n w błyszczącym u b r a n i u z c i e m n o -
WIELOBARWNY KRAJ
115
g r a n a t o w e j nebuliny. Z a j a d a ł całego k u r c z a k a w ja kimś r ó ż o w a w y m sosie i popijał go piwem z dwulit r o w e g o c y n o w e g o kufla. Po chwili w a h a n i a R y s z a r d usiadł na d r u g i m stołku. O l b r z y m kiwnął głową, m r u k n ą ł i dalej się obże rał. Z k u c h n i wyszedł właściciel, wesoły człek z brzu szkiem i b o h a t e r s k i m orlim n o s e m . P o w i t a ł Voorheesa r o z p r o m i e n i o n y i n a t y c h m i a s t zidentyfikował g o j a k o przybysza s p o z a Ziemi. — Słyszałem — zaczął Ryszard ostrożnie — że w tej części Ziemi nigdy nie podaje się d a ń z syntetyków. Gospodarz odpowiedział: — Raczej popełnilibyśmy h a r a k i r i , niż obrazili, nasze brzuchy a l g o p r o t e i n a m i czy biociastem lub i n n y m p a s k u d z t w e m z tego p s e u d o ż a r c i a . Spytaj p a n k t ó r e g o k o l w i e k z tych klientów. — S p o k o j n a głowa, L o u i e ! — z a g d a k a ł j e d e n ze s t a r c ó w siedzących przy o k n i e i p o d n i ó s ł na widelcu ociekający tłuszczem k a w a ł kiełbasy. Właściciel o p a r ł się d ł o ń m i na k o n t u a r z e . — Ta o t o nasza F r a n c j a d o z n a ł a wielu p r z e m i a n . Nasi ludzie rozlecieli się po całej G a l a k t y c e . N a s z francuski jest m a r t w y m językiem. N a s z kraj jest p r z e m y s ł o w y m ulem p o d ziemią, a na jej p o w i e r z c h n i historycznym D i s n e y l a n d e m dla frajerów s t u k n i ę t y c h na p u n k c i e historii. Ale trzy rzeczy są niezmienne i nieśmiertelne: nasze sery, nasze wina i nasza kuch nia! T e r a z widzę, że przybył p a n z d a l e k a . — J e g o powieki o p a d ł y ciężko i z a r a z się uniosły. — Być m o ż e ma p a n jeszcze daleką d r o g ę przed sobą, j a k ten klient o b o k p a n a . Więc jeśli s z u k a p a n n a p r a w d ę wy strzałowego posiłku... cóż, nasz z a k ł a d jest s k r o m n y .
116
Julian May
W I E L O B A R W N Y KRAJ
117
ale n a s z a k u c h n i a i piwnica c z t e r o g w i a z d k o w e , jeśli p a n a n a t o stać. Ryszard westchnął.
To jest z n a k o m i t e , ale co ja j e m ? — spytał R y s z a r d g o s p o d a r z a , k t ó r y pojawił się po k a r t y k r e d y t o w e miejscowych gości.
— U f a m p a n u . Niech p a n ufa m n i e . — A więc aperitif, k t ó r y m a m y j u ż z a m r o ż o n y i g o t ó w ! D o m P e r i g n o n rocznik 2100. Proszę się nim d e l e k t o w a ć , p ó k i nie przyniosę p a n u w y b r a n y c h cudeniek na zaostrzenie a p e t y t u . — Czy to s z a m p a n ? — spytał p o ż e r a c z k u r c z a k a . — W tej m a c i u p e ń k i e j buteleczce?
— Brioche jest n a d z i e w a n a p a s z t e t e m z gęsich w ą t r ó b e k . Rożek zawiera plasterek trufli, d u s z o n ą grasicę cielęcą i g a r n i r u n e k z m a l e ń k i c h kluseczek z d r o b i u , kogucich grzebieni o r a z nereczek w sosie w i n n y m . Kluski ze s z c z u p a k a p o d a w a n e są w k r e m o w y m maśle r a k o w y m .
R y s z a r d kiwnął głową. —
T a m , skąd p r z y b y w a m , za p o ł o w ę tego byłby
p a n trzy centidolce do tyłu. —
Bez kitu? Z j a k d a l e k a płyniesz chłopie?
—
A s s a w o m p s e t . S t a r e A z z a d u p i e wszechświata,
j a k je n a z y w a m y . Ale ty tak nie p r ó b u j . Stein z a r e c h o t a ł n a d k u r c z a k i e m . —
N i g d y nie biję się z facetem, z a n i m nie z o s t a n ę
oficjalnie p r z e d s t a w i o n y . G o s p o d a r z przyniósł n a serwetce d w a m a l u t k i e paszteciki i m a ł y srebrny półmisek pełen parujących k a w a ł e c z k ó w czegoś białego. — Brioche defoie gras, croustade de ris de veau a la financiere o r a z quenelles de hrochet au heurre d'ecrevisses. Jedz! S m a k u j ! — W y p ł y n ą ł z sali. —
Kapitalista,
hę?
—
wymamrotał
Ryszard.
— D o b r e epitafium. Zjadł paszteciki. J e d e n był p o d o b n y d o ptysia na d z i e w a n e g o wyśmienitą, p r z y p r a w i o n ą k o r z e n i a m i w ą t r ó b k ą . D r u g i wyglądał jak s t o ż k o w a t e ciastko na p e ł n i o n e k a w a ł e c z k a m i mięsa, g r z y b ó w i n i e r o z p o z n a w a l n y c h s m a k o ł y k ó w w sosie m a d e r a . Półmisek z białym sosem zawierał d e l i k a t n e kluseczki rybne.
—
Wielki Boże — powiedział Ryszard.
— Do głównego dania m a m y wino znakomitego r o c z n i k a . Ale przed tym filet z jagnięcia z rusztu z młodymi jarzynami, z doskonałym młodym Fume z C h a t e a u du Nozet do spłukania. Ryszard j a d ł i popijał, popijał i j a d ł . Wreszcie g o s p o d a r z wrócił; przyniósł m a ł e kurczę, p o d o b n e d o p o ż a r t e g o przed chwilą przez Steina. — Specjalność d o m u : Poularde Diva! Najbardziej m ł o d z i e ń c z a z m ł o d y c h k u r e k , n a d z i e w a n a ryżem, truflami i foie gras, g o t o w a n a i p o d a n a w p a p r y k o w y m sauce supreme. T o w a r z y s z y jej w s p a n i a ł e C h a t e a u Grillet! —
P a n żartuje!
— Nigdy nie o p u s z c z a p l a n e t y Ziemi — z a p e w n i ł uroczyście g o s p o d a r z . — R z a d k o opuszcza F r a n c j ę . G d y spłynie z t w e g o języczka, człowieku, twój żołą dek będzie p r z e k o n a n y , że u m a r ł e ś i znalazłeś się w niebie. — Z n o w u wybiegł z sali. Stein gapił się z d u m i o n y . — M ó j k u r c z a k był s m a c z n y — z a r y z y k o w a ł — ale jadłem go z p i w e m T u b o r g . — Każdemu według potrzeb — odrzekł Ryszard. Po długiej przerwie poświęconej całkowicie kurczą-
118
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
119
wyjdą k o ń s k i e szczyny. I trzeba umieć robić j a k i e ś butelki. C z e g o u ż y w a n o przed szkłem i plastykiem?
kowi, o t a r ł r ó ż o w y sos z wąsów i powiedział: — Czy sądzi p a n . że ktokolwiek po drugiej stronie b r a m y będzie wiedział, j a k się warzy coś d o b r e g o do picia? Stein z m r u ż y ł oczy.
— Małych dzbanków Stein.
— Skąd p a n wie, że przechodzę? — P o n i e w a ż wygląda p a n na t y p u n i a z kolonii odwiedzającego Stary K r a j . N i g d y p a n nie myślał, skąd wziąć w pliocenie n a s t ę p n e w i a d e r k o mydlin?
— Z g o d a . C e r a m i k a . I myślę, że m o ż n a też r o b i ć butelki ze skóry f o r m o w a n e j w gorącej wodzie... C h r y s t e ! Słuchaj t y l k o ! Z a w i e s z o n y k o s m o n a u t a z d o bywający nowy z a w ó d j a k o b i m b r o w n i k , i to wina!
— C h r y s t e ! — k r z y k n ą ł Stein. — Ja n a t o m i a s t m a m h o p l a na p u n k c i e wina, o ile m o ż n a o nim m ó w i ć , kiedy człowiek włóczy się po całej D r o d z e Mlecznej. Byłem k o s m o n a u t ą . P o p ę d z o no mi k o t a . N i e chcę o tym g a d a ć . M o ż e s z mi m ó w i ć R y s z a r d . Nie Rysiek. Nie Dick. R y s z a r d . — Jestem Steinie. — O g r o m n y wiertacz z a s t a n a wiał się przez chwilę. — Te t a m g a d k i , co mi przysłali
— Możesz d o s t a ć receptę na akwawit? — z a p y t a ł tęsknie Stein. — To po p r o s t u czysty a l k o h o l z o d r o biną k m i n k u . K u p i ę wszystko, co w y p r o d u k u j e s z . — Pociągnął p o d w ó j n y łyk. — Kupię? C h c ę powie dzieć, wymienię czy coś p o d o b n e g o . . . G ó w n o . Czy myślisz, że t a m czeka na n a s cokolwiek cywilizowane go?
0 t y m W y g n a n i u , mówią, że uczą cię przez sen każdej prostej technologii, o jakiej myślisz, że ci się p r z y d a na t a m t y m świecie. N i e p a m i ę t a m , czy to b y ł o na liście, ale jestem pewien, że ł a t w o m o g ę w k u ć p i w o w a r s t w o . A coś mocniejszego możesz sobie u g o t o w a ć z czego kolwiek. J e d y n a z a k a w y c z k a t o c h ł o d n i c a , ale t o m o ż n a z m a j s t r o w a ć z miedzianej folii d e k a m o l o w e j 1 s c h o w a ć w d z i u r a w y m zębie, jeśli by nie chcieli cię z t y m przepuścić. Ale ty z t w o i m w i n e m możesz mieć h a k i . Na to idą specjalne w i n o g r o n a i r ó ż n e t a m takie, nie? — R ó ż n e z a s r a n e takie — o d p o w i e d z i a ł p o n u r o R y s z a r d ; z m r u ż y ł oczy i patrzył przez kielich z Grilletem. — I myślę, że gleba w przeszłości też będzie inna. Ale m o ż e u d a się w y p r o d u k o w a ć c o ś w miarę przyzwoitego. P o m y ś l m y . S a d z o n k i winorośli, to oczywiste, i koniecznie k u l t u r y d r o ż d ż o w e , bo inaczej
glinianych? — p o d s u n ą ł
— Mieli prawie siedemdziesiąt lat, by to stworzyć. — Myślę, że to zależy — o d p a r ł z w a h a n i e m Stein. Ryszard o d c h r z ą k n ą ł . — Wiem, o czym myślisz. To zależy od tego, co reszta frajerów r o b i ł a przez ten cały czas. Czy stwo rzyli m a ł y raj dla p i o n i e r ó w , czy też spędzają czas na d r a p a n i u się od ugryzień pcheł i w y p r u w a n i u sobie nawzajem flaków? Pojawił się g o s p o d a r z z z a k u r z o n ą starą butelką, k t ó r ą tulił d o ł o n a j a k u k o c h a n e dziecię. — A teraz... p u n k t kulminacyjny! Ale k o s z t o w n y ! C h a t e a u d ' Y q u e m ' 8 3 , słynny Z a g i n i o n y R o c z n i k z roku Buntu Metapsychicznego. T w a r z R y s z a r d a , p o o r a n a z m a r s z c z k a m i bólu, nagle rozjaśniła się. Przeczytał z s z a c u n k i e m obszar paną etykietkę. — —
Czy m o ż e jeszcze nie być zwietrzałe? Jeśli Bóg t a k zechce. — S z a n o w n y g o s p o d a r z
120
WIELOBARWNY
Julian May
wzruszył r a m i o n a m i . — Butelka cztery i p ó ł kilodolców. Stein o t w o r z y ł u s t a ze z d u m i e n i a . R y s z a r d kiwnął głową i g o s p o d a r z zaczął wyciągać k o r e k . — Jezu, Ryszardzie, czy m o g ę cię naciągnąć? T y l k o k r o p e l k a na s m a k . Z a p ł a c ę ci, jeśli chcesz. N i g d y nie m i a ł e m w u s t a c h czegoś, co tyle kosztuje. —
G o s p o d a r z u ! Trzy kieliszki! Wszyscy wypijemy
mój t o a s t . Właściciel bistra z nadzieją w o c z a c h p o w ą c h a ł k o r e k , u ś m i e c h n ą ł się ze szczęścia i n a l a ł do p o ł o w y trzy kieliszki z ł o c i s t o b r ą z o w e g o p ł y n u połyskującego j a k t o p a z w świetle l a m p y . R y s z a r d uniósł kieliszek w s t r o n ę towarzyszy. A man may kiss his trull goodbye. A rose may kiss the butterfly. A wine mas kiss the crystal glass. But you, my friends, may kiss mine ass! Eks-kosmonauta
i właściciel
bistra
przymknęli
oczy i skosztowali wina. Stein przełknąłwszy wszyst k o j e d n y m h a u s t e m powiedział: —
H e j ! To p a c h n i e j a k kwiaty! Ale niewiele w n i m
krzepy, p r a w d a ? R y s z a r d wzdrygnął się. — Przynieś tu m e m u k u m p l o w i d z b a n e k eau-de-vie. To ci zasmakuje, Steinie. Rodzaj a k w a w i t u bez k m i n k u . . . M y zaś dwaj, g o s p o d a r z u , będziemy n a d a l s k ł a d a ć n a s z y m g a r d ł o m tę b o s k ą ofiarę z s o t e r n u . I tak minął im wieczór. V o o r h e e s i O l e s o n opowie dzieli sobie nawzajem o c e n z u r o w a n e wersje smut n y c h dziejów swego życia. Właściciel przysłuchiwał im się, c m o k a ł ze współczuciem, ale nie p r z e s t a w a ł
KRAJ
121
d o l e w a ć d o swego kieliszka. Z a ż ą d a n o drugiej butelki Y q u e m , a n a s t ę p n i e trzeciej. Po p e w n y m czasie Stein wstydliwie im wyznał, j a k i prezent d o s t a ł na pożeg n a n i e od G e o r g i n y . J e g o nowi przyjaciele zażądali, by w n i m wystąpił; wyszedł więc na m r o c z n y p a r k i n g k a p s u ł , wyciągnął wszystko z b a g a ż n i k a , p r z e b r a ł się i uroczyście w k r o c z y ł do bistra w przepysznych s z a t a c h : skórzanej s p ó d n i c z c e z futra wilka i szerokim s k ó r z a n y m k o ł n i e r z u w y s a d z a n y m złotem i burszty n e m o r a z hełmie w i k i n g ó w z brązu i z o g r o m n y m stalowym toporem bojowym. Ryszard wypił z d r o w i e wikinga resztką C h a t e a u d ' Y q u e m ; wygulgotał ją w p r o s t z butelki. Stein powiedział: — Rogi na hełmie były w rzeczywistości więcej ceremonialne, tak powiedziała Georgina. Wikingo wie nie nosili ich p o d c z a s bitwy. D l a t e g o te są odejmowane. Ryszard z a c h i c h o t a ł . — Wyglądasz, spaniale, Steinie, stary o b u s i e ! Wproff spaniale! Daajcie tu te m a s z t o d o n y i d i n o s a ry, i szysko inne. Starszy j a k na ciebie popaszszą i ssesrają się se s r a c h u . — N a g l e coś sobie p o m y ś l a ł . — A szemu b y m ja nie m i a ł mieś k o s s i u m u ? K a s z s z d y so jeźzie do tyłu w szasie poszebuje k o s s i u m u . S z e m u nie p o m y ś l a e m ? T e r a f będę muffiał iśś pszess b r a m ę szasową w p i e p s z o n y c h sywilnych ł a c h a c h . N i g d y ś nie miał szyku, V o o r h e e s z , gupi ftary H o l e n s z e . Nigdy s z a d n e g o p i e p s z s z o n e g o szyku. — Ojej, nie m a r f się, R y s z a r r — prosił r e s t a u r a t o r . — Nie pfuj fobie pofiłku i s u d o w n e g o wina. — J e g o m a ł e oczka nagle zajaśniały pijacką energią. — M a m ! Jeft faset w Lyonie p r o w a s s ą s y pieszszoną o p e r ę . I ten
122
Julian May
faset jeft cm cieldu cochon pszy j e d n y m g a f t u n k u wina. a ja m a m sałą c h r z y n k ę , co nią moszszesz go pszszekupiś, jeśli m a s z sa sso. O n i mają szszelkie kosjumy. j a k i e chsesz w o p e r z e . Mercie alors, eszsze nie ma goziny dwiestej! F a s e t pewnie nie bęsie eszsze w usz ku! So n a to? Stein t r z e p n ą ł swego n o w e g o przyjaciela w plecy, aż V o o r h e e s p r z y t r z y m a ł się k r a w ę d z i b a r u . — J a z d a , Ryszardzie. Bo p ę k n ę na p ó ł ! — M o ę s a r a s sasfoniś do faseta — powiedział z g ł u p i m u ś m i e c h e m g o s p o d a r z . — Idę o s a k ł a d , sze s p o t k a fas w opesze. Załatwili to wreszcie i na k o n i e c Stein piloto wał k a p s u ł ę z p ó ł p r z y t o m n y m R y s z a r d e m i skrzyn ką M o u t o n Rotschild '95 aż na C o u r s Lafayette śpiącego L y o n u , skąd u m ó w i o n y człowiek p o p r o w a d z i ł ich chyłkiem przez p o d z i e m n y p a r k i n g i labirynt k r ę t y c h k o r y t a r z y na zaplecze opery do kostiumerni. —
T e n — powiedział wreszcie R y s z a r d i wskazał
k o s t i u m palcem. — So! Der fliegende Hollander! — o d e z w a ł się i m p r e s a r i o . — N i g d y b y m nie myślał, że polecisz właśnie n a t o , c h ł o p i e . P o m ó g ł R y s z a r d o w i włożyć s i e d e m n a s t o w i e c z n y strój składający się ze strojnego k u b r a k a z p o p r z e c i n a n y m i r ę k a w a m i o r a z szerokiego k o r o n k o w e g o k o ł n i e r z a , c z a r n y c h s p o d n i , b u t ó w z szerokimi wywi j a n y m i c h o l e w a m i , czarnej peleryny i k a p e l u s z a z sze rokimi kresami i czarnym piórem. — Do licha, a to ci strój! — Stein walnął Ryszarda w plecy. — Fajny z ciebie pirat. Więc tym jesteś w głę bi duszy, hę? Prawdziwa p i e p r z o n a C z a r n a Broda?
WIELOBARWNY KRAJ
123
— Szszarny W ą f — s p r o s t o w a ł V o o r h e e s i zwalił się z n ó g n i e p r z y t o m n y . Stein zapłacił i m p r e s a r i o , poleciał z p o w r o t e m do ciemnej j u ż restauracji, aby z wynajętej k a p s u ł y przenieść b a g a ż R y s z a r d a , p o czym j u ż obaj p o śpieszyli d o „ L * A u b e r g e d u P o r t a i l " . G d y t a m d o tarli, e k s - k o s m o n a u t a wrócił d o p r z y t o m n o ś c i . — C h l a p n i j m y sobie jeszcze — z a p r o p o n o w a ł Stein. — S p r ó b u j mojej o-de-wi. Ryszard łyknął czystego spirytusu. — Bukiet niefielki... ale s n a s z n a w ł a d z a ! D w ó c h h u l a k ó w w t e a t r a l n y c h k o s t i u m a c h prze szło przez o g r ó d r ó ż a n y i zaczęło walić w d ę b o w e drzwi o b u c h e m b o j o w e g o t o p o r a Steina. Personel przyjął to bez z m r u ż e n i a powiek. Był przyzwyczajony do tego, że klienci pojwiają się w stanie mniejszego czy większego z a m r o c z e n i a . Sześciu m u s k u l a r n y c h d o z o r c ó w z a o p i e k o w a ł o się Wikingiem i C z a r n y m W ą s e m i za małą chwilkę obaj j u ż c h r a p a l i w p a c h n ą c e j lawendą pościeli.
W I E L O B A R W N Y KRAJ
12 Felicja L a n d r y i d o r a d c a p s y c h o s p o ł e c z n y przeszli przez w y k ł a d a n y k a m i e n n y m i p ł y t a m i dziedziniec g o s p o d y i pergolę p r o w a d z ą c ą do b i u r a , k t ó r e g o o k n a wychodziły na f o n t a n n ę i kwietniki. W n ę t r z e p o k o j u u r z ą d z o n o na wzór piętnastowiecznej celi klasztornej. Na kamiennym kominku ozdobionym tarczą ze z m y ś l o n y m h e r b e m stał między d w o m a wilkami o psich ł b a c h w a z o n z b u k i e t e m p u r p u r o wych mieczyków. —
Przybyłaś z t a k d a l e k a , O b y w a t e l k o L a n d r y
— p o w i e d z i a ł r a d c a . — S z k o d a , że twoje zgłoszenie n a p o t k a ł o n a takie t r u d n o ś c i . Odchylił się na oparcie r z e ź b i o n e g o fotela. M i a ł ostry nos, na twarzy wieczny p ó ł u ś m i e c h i c z a r n e włosy w d r o b n y c h l o k a c h , z j e d n y m oślniewająco białym n a d c z o ł e m . Jego spojrzenie z d r a d z a ł o ostroż ność. Z a p o z n a ł się z profilem L a n d r y . W y g l ą d a ł a d o ś ć p o t u l n i e w szaroniebieskiej sukni, wykręcając swe biedne paluszki z niepokoju. —
Widzisz, Felice — o d e z w a ł się z n o w u r a d c a
— jesteś n a p r a w d ę b a r d z o m ł o d a na t a k p o w a ż n y k r o k . P o w i n n a ś wiedzieć, że pierwsza o p i e k u n k a
125
b r a m y czasowej — zrobił ruch głową w s t r o n ę olejnego p o r t r e t u świątobliwej Madame, wiszącego n a d k o m i n k i e m — ustaliła dla swych klientów mini m a l n y wiek d w u d z i e s t u o ś m i u lat. Oczywiście, m o ż e my się dziś zgodzić, że ograniczenie n a ł o ż o n e przez Angelikę G u d e r i a n było a r b i t r a l n e , o p a r t e n a prze s t a r z a ł y m t o m i s t y c z n y m pojęciu o dojrzałości psychi cznej. Niemniej p o d s t a w o w a z a s a d a pozostaje cał kowicie p r a w o m o c n a . D l a d e c y d o w a n i a o życiu i śmierci z a s a d n i c z y m w a r u n k i e m jest całkowicie ukształtowana zdolność wydawania sądów. Przypu szczam, że jesteś o wiele dojrzalsza niż większość o s ó b w t w o i m wieku, m i m o to b y ł o b y r o z t r o p n i e p o c z e k a ć jeszcze p a r ę lat p r z e d w y b o r e m W y g n a n i a . S t a m t ą d nie m a p o w r o t u , Felicjo. Jestem nieszkodliwa i przerażona, i malutka. Je stem w twojej mocy i tak bardzo potrzebuję od ciebie pomocy i będę taka wdzięczna. — P r z e s t u d i o w a ł p a n mój profil, R a d c o Shonkwiler. Jestem wra kiem ludzkim. — T a k , ale to m o ż n a wyleczyć, O b y w a t e l k o ! — Pochylił się do p r z o d u i ujął jej c h ł o d n ą d ł o ń . — M a m y tu na Z i e m i o ileż lepsze w a r u n k i niż na twojej rodzinnej planecie. A k a d i a jest t a k odległa! T r u d n o oczekiwać, b y tamtejsi d o r a d c y d y s p o n o w a l i najnowszymi t e c h n i k a m i t e r a p e u t y c z n y m i . Ale m o żesz pojechać d o W i e d n i a , N o w e g o J o r k u czy W u h a nu i najlepsi fachowcy na p e w n o będą w stanie n a p r o s t o w a ć twój m a ł y p r o b l e m n i e d o p a s o w a n i a społecznego i hiperagresji wynikającej z tego, że zazdrościsz m ę ż c z y z n o m . Z m i a n a o s o b o w o ś c i będzie dotyczyła zupełnie nieznacznej cząstki. G d y kuracja się skończy, będziesz j a k n o w a .
126
Julian May
W i l g o t n e p o k o r n e b r ą z o w e oczy dziewczyny za częły się n a p e ł n i a ć łzami. — J e s t e m p e w n a , R a d c o Shonkwiler, że chce p a n dla m n i e j a k najlepiej. Ale niech p a n p o s t a r a się z r o z u m i e ć . — Zlituj się. pomóż, okaż współczucie, zniż się do pomocy dla wzruszającej malutkiej. W o l ę zo stać t a k a , j a k a jestem. D l a t e g o o d m ó w i ł a m p o d d a nia się leczeniu. Myśl, że k t o ś m ó g ł b y m a n i p u l o w a ć m o i m umysłem... zmieniać go... n a p e ł n i a m n i e naj o k r o p n i e j s z y m lękiem. Nie p o t r a f i ł a b y m się na to zgodzić. Nie pozwolę na to. D o r a d c a oblizał wargi i nagle z o r i e n t o w a ł się, że głaszcze dziewczynę po ręce. W z d r y g n ą ł się. cofnął d ł o ń i powiedział: — No cóż, twoje p r o b l e m y p s y c h o s p o ł e c z n e w z w y k ł y m trybie nie wykluczałyby przejścia na W y g n a n i e . Ale o p r ó c z twej m ł o d o ś c i jest jeszcze coś. J a k wiesz, R a d a nie zezwala na p r z e c h o d z e n i e na W y g n a n i e o s o b o m mającym c z y n n e u z d o l n i e n i a met a p s y c h i c z n e . Są zbyt c e n n e dla Ś r o d o w i s k a . Twoje testy wykazują, że p o s i a d a s z u ś p i o n e metafunkcje z niezwykle wysokimi p o t e n c j a ł a m i z n i e w a l a n i a cu dzej woli, p s y c h o k i n e z y o r a z p y c h o k r e a c j i . Bez wąt pienia były o n e po części przyczyną twoich sukcesów w u p r a w i a n y m przez ciebie z a w o d o w o sporcie. Z a p r o d u k o w a ł a uśmiech żalu, p o czym powoli opuściła głowę t a k , że puszyste p l a t y n o w e włosy o p a d ł y jej na twarz. —
Więc wszystko s k o ń c z o n e . T e r a z j u ż m n i e nie
przyjmą. — W ł a ś n i e — o d p o w i e d z i a ł Shonkwiler. — G d y by zaś twoje p r o b l e m y p s y c h o s p o ł e c z n e w y p r o s t o w a n o , m o g ł o b y t o umożliwić l u d z i o m z I n s t y t u t u M P
WIELOBARWNY
KRAJ
127
podniesienie twoich utajonych możliwości do p o z i o mu a k t y w n e g o . P o m y ś l , co to znaczy! S t a ł a b y ś się c z ł o n k i e m elity Ś r o d o w i s k a . . . osobą z o g r o m n y m i wpływami... d o s ł o w n i e zdolną w s t r z ą s n ą ć światem. J a k ą ż szczytną k a r i e r ę m i a ł a b y ś przed sobą — p o święcenie się służbie dla wdzięcznej G a l a k t y k i . M o głabyś nawet ubiegać się o funkcję w R a d z i e ! — O. nigdy b y m się nie ośmieliła o tym m a r z y ć . To przerażające myśleć o tych wszystkich u m y s ł a c h . . . P o z a tym nie m o g ł a b y m nigdy zrzec się bycia sobą. Przecież musi być dla m n i e j a k i ś s p o s ó b na przejście przez b r a m ę czasu, nawet jeśli jestem na to zbyt m ł o d a . M u s i m i p a n p o m ó c g o znaleźć, R a d c o ! Z a w a h a ł się. — M o ż n a by p o w o ł a ć się na klauzulę o przestęp czej recydywie, gdyby ci nieszczęśni M a c S w e e n e y i B a r s t o w zdecydowali się wnieść o s k a r ż e n i e przeciw tobie. D l a recydywistów nie ma ograniczeń wieku. — S a m a p o w i n n a m na to w p a ś ć ! — Jej uśmiech ulgi był olśniewający. — Więc to takie p r o s t e ! W s t a ł a z fotela, obeszła b i u r k o i stanęła k o ł o S h o n k w i l e r a . Ciągle u ś m i e c h n i ę t a ujęła go za r a m i o n a m a ł y m i c h ł o d n y m i d ł o ń m i , nacisnęła k c i u k a m i i z ł a m a ł a mu obojczyki.
WIELOBARWNY KRAJ
129
Przy sąsiednich stolikach p a r ę o s ó b g a p i ł o się w o s z o ł o m i e n i u . Elżbieta r o z e ś m i a ł a się. — Oczywiście. Treserzy dzikich zwierząt będą b a r d z o p o t r z e b n i w pliocenie. N i e k t ó r e z d u ż y c h a n t y l o p i tym p o d o b n e byłyby b a r d z o cenne, gdyby u d a ł o sieje oswoić. J e d n a k nie c h c i a ł a b y m b r a ć się do m a s t o d o n t ó w czy n o s o r o ż c ó w mając tylko za sobą przyśpieszony k u r s h i p n o p e d y c z n y .
13 W ś r ó d gałęzi starych p l a t a n ó w ocieniających t a r a s stołówki grały c y k a d y . Z a p a c h rezedy płynął z o g r o du w p o ł u d n i o w e j spiekocie i mieszał się z a r o m a t e m róż. Elżbieta O r m e s k u b a ł a s a ł a t k ę o w o c o w ą i popija ła m r o ż o n ą miętową herbatą podziwiając równocześ nie wykaz, k t ó r y powoli p r z e s u w a ł się po p o w i e r z c h n i leżącej przed nią płytki odczytowej. — Czy nie p o s ł u c h a ł b y ś o tych p o w o ł a n i a c h . Aikenie? A r c h i t e k t , glina i gałązki. A r c h i t e k t , bale d r z e w n e . A r c h i t e k t , m u r c y k l o p o w y . B a m b u s u , rze mieślnik w y r o b ó w z. ( N i e wiedziałam, że w pliocenie rósł w E u r o p i e b a m b u s ! ) Baloniarz. C e r a m i k . Koszy ków, wyplatacz. Piekarz. P i w o w a r . Pszczelarz. Serowar. Świec zwykłych i z k n o t e m z sitowia, w y t w ó r c a . Węgla d r z e w n e g o , wypalacz. Zwierząt, p o g r o m c a (-czyni)... Co t o . u licha, m o ż e być, j a k myślisz? C z a r n e oczy A i k e n a D r u m a zabłysły. Z e zjeżoną r u d a w ą c z u p r y n ą skoczył na nogi j a k pajac i strzelił z imaginacyjnego b a t a . —
H a . szablozębny k o t e c z k u ! Leżeć, c h ł o p t y s i u !
N i e wykonujesz r o z k a z ó w swego p a n a ? N o t o kozioł ka! A p o r t u j ! . . . Nie reżysera, p i e p r z o n y i d i o t o !
— O, ci tutaj ludzie zrobią dla ciebie o wiele więcej, laluniu. W rzeczywistości przez sen o d b i e r a s z j e d y n i e b a r d z o p o d s t a w o w e w i a d o m o ś c i o technice neolitycz nej i p o d s t a w a c h sztuki u t r z y m y w a n i a się przy życiu. Dzięki t e m u będziesz u m i a ł a w y k o p a ć latrynę, k t ó r a nie p o c h ł o n i e cię w całości, i nauczysz się, k t ó r e plioceńskie o w o c e m o g ą cię wysłać, byś w ą c h a ł a kwiatki od s p o d u . A gdy j u ż nasiąkniesz t y m . co p o d s t a w o w e , wybierasz j e d e n a l b o więcej d r a c z n y c h p o m y s ł ó w z tej małej liczby, by się w nim wyspec jalizować. Na ten t e m a t zrobią ci j u ż szczegółowy h i p n o k u r s , ćwiczenia l a b o r a t o r y j n e i d a d z ą płytki informacyjne o gryzieniu t w a r d s z y c h o r z e s z k ó w da nego zawodu! —
H m m m — z a d u m a ł a się.
— Sądzę, że będą się starali n a k i e r o w a ć cię na specjalizację, w której nie ma d u ż e g o t ł o k u . Myślę, że ferajna p o drugiej stronie b r a m y m o ż e być s k ł o n n a d o irytacji, jeśli im się przyśle osiemdziesięciu trzech lutnistów i j e d n e g o c u k i e r n i k a w chwili, gdy n a p r a w dę p o t r z e b a im k o g o ś , k t o u m i e warzyć m y d ł o . — Wiesz, to nie jest takie z a b a w n e , Aikenie. Jeśli p o drugiej s t r o n i e nie m a z o r g a n i z o w a n e g o społe czeństwa, tamci zależeliby całkowicie od tego, czy o p e r a t o r z y b r a m y przyślą im o d p o w i e d n i o wyszkoI — Wielobarwny kraj i. I
130
Julian May
lonych ludzi.
WIELOBARWNY
A p o n i e w a ż przybywające t a m
ko
biety są wysterylizowane. nie ma możliwości, młodzi
uczniowie
zastąpili
pracowników
by
zmar
łych lub tych. co sobie po p r o s t u wywędrowali. Jeśli twoje osiedle straci s e r o w a r a , musisz jeść t w a r ó g z serwatką, aż n a s t ę p n y p r a c o w n i k wskoczy przez bramę. D r u m d o p i ł m r o ż o n ą h e r b a t ę i zaczął jeść sałatkę. — Na W y g n a n i u nie m o ż e być t a k k i e p s k o . Ludzie p r z e c h o d z ą przez b r a m ę o d 2041 r o k u . P o r a d n i c t w o z a w o d o w e nie pojawiło się tak d a w n o , d o p i e r o cztery lata t e m u czy coś k o ł o tego, ale starsi mieszkańcy w a r i a t k o w a musieli coś t a m z o r g a n i z o w a ć . — Z a s t a n a w i a ł się przez chwilę. — Liczę, że większość z tych, k t ó r z y przeszli, została m a k r o i m m u n i z o w a n a , a m o ż e n a w e t o d m ł o d z o n a , p o n i e w a ż to z o s t a ł o u d o s k o n a l o n e na p o c z ą t k u lat czterdziestych. O d liczywszy n i e u c h r o n n e straty w s k u t e k w y p a d k ó w , p o ż a r c i a przez p o t w o r y , emigrację d o plioceńskich a n t y p o d ó w czy zwykłą ludzką krwiożerczość, powin na się t a m obijać cała m a s a ludzi. S p o k o j n i e osiem dziesiąt czy dziewięćdziesiąt tysięcy. I p r a w i e na p e w n o mająca g o s p o d a r k ę funkcjonującą na zasadzie h a n d l u w y m i e n n e g o . Większość c h r o n o n a u t ó w była cholernie inteligentna. —
Oraz
trzaśnięta
—
dodała
Elżbieta
Orme
— c h o ć b y j a k ty i ja. D r u m nieznacznie wskazał na sąsiedni stolik, przy k t ó r y m wielki b l o n d y n w k o s t i u m i e wikinga pił piwo w t o w a r z y s t w i e p o n u r e g o , starszego p o d r ó ż n i k a w miękkich b u t a c h z c h o l e w a m i i o z d o b i o n e j k o r o n k a m i czarnej koszuli. Aiken wywrócił o c z a m i bardziej b ł a z e ń s k o niż kiedykolwiek.
KRAJ
131
— Czy uważasz to za dziwaczne? Poczekaj, k o c h a nie, aż ujrzysz mój k o s t i u m ! — Możesz nie o p o w i a d a ć . M ł o d y Szkot z kobzą, w t a r t a n i e i ze s k ó r z a n ą t o r b ą pełną p e t a r d . — U c h o od śledzia, k o b i e t o . Z pewnością m ó w i ł a ś p r a w d ę , że twoja z d o l n o ś ć czytania myśli się zmyła. H a , ha, h a ! Nie błagaj m n i e , ż e b y m ci wyjawił. To będzie wielka n i e s p o d z i a n k a . N a t o m i a s t p o w i e m ci. j a k i zawód w y b r a ł e m dla siebie w Kraju Bez P o w r o t u . Będę złotą rączką do wszystkiego. Szkocki J a n k e s na d w o r z e króla A r t u r a ! . . . A ty. moja piękna, w y k o ń czona tłamsiduszo? Elżbieta uśmiechnęła się marzycielsko. — Nie sądzę, b y m p r z y b r a ł a nową o s o b o w o ś ć . Najzwyczajniej p o z o s t a n ę sobą, m o ż e w c z e r w o n y c h drelichach, i będę nosiła mój pierścień telepaty z jed nym z b r y l a n t ó w B ł o g o s ł a w i o n e g o Illusia na p a m i ą t kę m i n i o n y c h czasów. Jeśli idzie o zawód... — Przy śpieszyła bieg płytki t a k . że w y k a z specjalności przele ciał do k o ń c a , po czym wróciła do p o c z ą t k u . — Będę p o t r z e b o w a ł a znajomości więcej niż j e d n e g o rzemios ła. W y p l a t a c z k o s z y k ó w , w y p a l a c z węgla d r z e w n e g o , g a r b a r z . Z ł ó ż j e wszystkie r a z e m , d o d a j j e d n o za czynające się na B... i o d g a d n i j mój nowy z a w ó d . Aikenie D r u m . — Ależ jajo, k o b i e t o ! — zawył i trzasnął u r a d o w a ny dłonią w stół. W i k i n g i Pirat spojrzeli na nich l e k k o zdziwieni. — B a l o n i a r z ! O c h . ty c u d o w n a p a n i ! A więc z n ó w wystrzelisz w g ó r ę t a k i m czy i n n y m s p o s o b e m , p r a w d a . Elżbieto? Rozległ się cichy g o n g . Bezcielesny głos kobiecy powiedział: —
K a n d y d a c i z G r u p y Zielonej, b y ł o b y n a m bar-
132
Julian May
d z o m i ł o , gdybyście zechcieli s p o t k a ć się z R a d c ą M i s h i m ą w „ P e t i t S a l o n " , gdzie z o r g a n i z o w a n o dla w a s wysoce interesujący p r o g r a m informacyjny... K a n d y d a c i z G r u p y Żółtej... — Z i e l o n a . To my — powiedział Aiken. Weszli r a z e m do głównego b u d y n k u z bielonych k a m i e n i i g r u b y c h ciemnych belek, p e ł n e g o bezcen nych dzieł sztuki. „Petit S a l o n " był p r z y t u l n y m k l i m a t y z o w a n y m p o k o j e m u m e b l o w a n y m obitymi b r o k a t e m fotelami i fantastycznie r z e ź b i o n y m i szafa mi; na ścianie wisiał wyblakły gobelin przedstawiają cy dziewicę z j e d n o r o ż c e m . J e d y n ą o s o b ą oczekującą ich w p o k o j u b y ł o śliczne j a s n o w ł o s e dziecko w pros tej czarnej sukience o c h i ń s k i m kroju. Po r a z pierwszy g r u p a , k t ó r a m i a ł a wspólnie p r z e k r o c z y ć b r a m ę cza su, po p i ę c i o d n i o w y m t r e n i n g u s p o t k a ł a się r a z e m . Elżbieta p r z y g l ą d a ł a się u w a ż n i e swym bliźnim w nie p r z y s t o s o w a n i u , w c h o d z ą c y m kolejno d o „ P e t i t Sa l o n " . S t a r a ł a się o d g a d n ą ć , j a k a o s t a t e c z n o ś ć zmusiła ich d o w y b o r u W y g n a n i a . F o t e l Elżbiety stał o kilka m e t r ó w od p o z o s t a ł y c h . J e d e n z jej wiotkich n a d g a r s t k ó w był p r z y k u t y do m o c n e j poręczy fotela cienkim srebrzystym łańcusz kiem. P i r a t z W i k i n g i e m zajrzeli do ś r o d k a z zawstydzo n y m i i równocześnie zaczepnymi m i n a m i , p o n i e w a ż inni nie włożyli jeszcze k o s t i u m ó w . G ł o ś n o t u p i ą c przeszli przez p o k ó j i usiedli d o k ł a d n i e p o ś r o d k u r z ę d u foteli. N a s t ę p n a p a r a , wyglądająca n a d o b r y c h z n a j o m y c h , weszła bez słowa: z d r o w a j a k rzepa k o b i e t a mająca b r ą z o w e loki, u b r a n a w biały k o m b i n e z o n , i k r ę p y mężczyzna w ś r e d n i m wieku, z per k a t y m n o s e m , słowiańskimi k o ś ć m i policzkowymi
WIELOBARWNY KRAJ
133
i w ł o c h a t y m i p r z e d r a m i o n a m i tak m u s k u l a r n y m i , j a k b y ich właściciel był w stanie udusić wołu. Na k o ń c u n a d s z e d ł człowiek o wyglądzie intelektualisty, w s t a r o m o d n e j m a r y n a r c e z harris-tweedu, z teczką w ręce. Wyglądał na t a k o p a n o w a n e g o , że Elżbieta nie u m i a ł a sobie w y o b r a z i ć , j a k i e m ó g ł b y mieć p r o b lemy. Wszedł R a d c a M i s h i m a , wysoki i szczupły; uśmie c h a ł się i kłaniał. Wyraził z a c h w y t ich obecnością i nadzieję, iż w p r o w a d z e n i e do geografii i ekologii pliocenu, k t ó r e będzie m i a ł zaszczyt przedstawić, sprawi im przyjemność. — Jest wśród n a s z n a k o m i t a osobistość o wiele k o m p e t e n t n i e j s z a w s p r a w a c h paleoekologii niż ja — oświadczył i u k ł o n i ł się n i s k o mężczyźnie o sło w i a ń s k i m typie u r o d y . — Będę sobie w y s o k o cenił, gdy zechce mi p r z e r w a ć , jeśli mój referacik będzie w y m a g a ł k o r e k t y l u b upiększeń. N o . t o wyjaśnia j e g o sprawę, p o m y ś l a ł a Elżbieta. E m e r y t o w a n y p a l e o n t o l o g , k t ó r y się u p a r ł , że od wiedzi p r z e d h i s t o r y c z n e z o o . A laleczka na smyczy to chuliganka-recydywistka, z duszą o p a r ę odcieni niewątpliwie czarniejszą niż b i e d n e g o A i k e n a . C h ł o p cy w k o s t i u m a c h t e a t r a l n y c h to na p e w n o wiecznie przegrywające a n a c h r o n i z m y . Ale kim jest Biała Pani? O r a z Myśliciel u b r a n y w tweed w sierpniu? W p o k o j u p o c i e m n i a ł o , a gobelin uniósł się, przez co odsłonił wielki e k r a n holograficzny. D a ł a się słyszeć m u z y k a . (Jezu C h r y s t e , p o m y ś l a ł a Elżbieta, a b y nie Strawiński!) C i e m n y e k r a n zabłysnął żywymi b a r w a m i w trójwymiarze i u k a z a ł a się na nim Ziemia w pliocenie z lotu s p u t n i k a , sprzed o k o ł o sześciu m i l i o n ó w lat.
134
Julian May
M i s h i m a powiedział: — K o n t y n e n t y , jak widzicie, są mniej więcej w swym o b e c n y m p o ł o ż e n i u . J e d n a k ich linia brzego wa ma inny przebieg, głównie d l a t e g o , że niektóre tereny są jeszcze p o k r y t e płytkimi m o r z a m i epikont y n e n t a l n y m i , inne zaś, obecnie p o k r y t e wodą, były w ó w c z a s s u c h y m lądem. K u l a ziemska o b r a c a ł a się powoli, ale gdy E u r o p a znalazła się w p o ł o ż e n i u c e n t r a l n y m , z a t r z y m a ł a się. N a s t ą p i ł najazd k a m e r y na ten k o n t y n e n t . — Wszyscy o t r z y m a c i e k o m p l e t m a p na durofolii. Dla całej plioceńskiej Ziemi w małej skali, dla E u r o p y — j e d e n do siedmiu milionów, a dla Francji — j e d e n do m i l i o n a . Jeśli planujecie wycieczkę do innych części świata a l b o po p r o s t u interesujecie się nimi. z r o b i m y wszystko co możliwe, by w a m d o s t a r c z y ć o d p o w i e d n i e m a p y lądowe o r a z m o r s k i e . — J a k będą d o k ł a d n e ? — z a p y t a ł Pirat. — J a k sądzimy, wyjątkowo d o k ł a d n e — o d p o w i e dział g ł a d k o M i s h i m a . — P o n i e w a ż pliocen jest jedną z najmłoszych e p o k geologicznych, nasze k o m p u t e r y m o g ł y s p o r z ą d z i ć m a p y topograficzne z tego o k r e s u z d o k ł a d n o ś c i ą sięgającą osiemdziesięciu d w ó c h p r o cent. O b s z a r y najbardziej n i e p e w n e t o d r o b n e detale linii brzegowej, pomniejsze cieki w o d n e i pewne miejsca b a s e n u M o r z a Ś r ó d z i e m n e g o . Zaczął demonstrować poszczególne obszary, w zbliżeniu wszystkie o silnym reliefie i u z u p e ł n i o n e s c h e m a t y c z n y m i zarysami o b e c n y c h form terenu. — Wyspy Brytyjskie — k o n t y n u o w a ł — tworzą j e d e n b a r d z o duży ląd, Albion, p r a w d o p o d o b n i e połączony wąskim przesmykiem z N o r m a n d i ą . Ho landia jest z a l a n a przez M o r z e A n t w e r p s k i e , tak
WIELOBARWNY KRAJ
135
s a m o p ó ł n o c n o - z a c h o d n i e Niemcy. F e n n o s k a n d i a tworzy n i e r o z c z ł o n k o w a n y obszar, jeszcze nie prze dzielony Bałtykiem. Polska i Rosja są usiane b a g n a m i i j e z i o r a m i , a n i e k t ó r e z nich są b a r d z o d u ż e . Inny a k w e n w o d y słodkiej znajduje się na p o ł u d n i o - z a c h ó d od W o g e z ó w , są też wielkie jeziora alpejskie... Ku w s c h o d o w i ląd wyglądał zupełnie o b c o . S ł o n a wa laguna — Basen P a n n o ń s k i — p o k r y w a ł a Węgry i przez Żelazne W r o t a o r a z Cieśninę D a c k ą łączyła się z płytką pozostałością niegdyś o g r o m n e g o M o r z a T e t y d y , z w a n e g o też L a c M e r . S t a m t ą d b ł o t n i s t e laguny i słona w o d a sięgały d a l e k o w głąb Azji Ś r o d k o w e j , k u p ó ł n o c y zaś a ż d o O c e a n u P ó ł n o c nego, w o l n e g o od l o d ó w . W n a s t ę p n y c h e p o k a c h tylko M o r z e Aralskie i Kaspijskie p o z o s t a n ą j a k o p a m i ą t k i p o zniknięciu T e t y d y . — Z a u w a ż c i e też, że Basen Euksyński, k t ó r y kie dyś stanie się M o r z e m C z a r n y m , jest również s ł o d k o w o d n y , zasilany przez rzeki wypływające z otaczają cych g o ł a ń c u c h ó w K a u k a z u , Anatolii o r a z G ó r Helweckich na z a c h o d z i e . Miejsce o b e c n e g o M o r z a M a r m a r a zajmuje wielkie b a g n i s k o . Bardziej na p o ł u d n i e znajduje się J e z i o r o L e w a n t y ń s k i e . z g r u b sza o d p o w i a d a j ą c e o b e c n e m u M o r z u Egejskiemu. — Ś r ó d z i e m n i a k wygląda mi na całkiem p o k r ę c o ny — zauważył Wiking. — Ja z a w o d o w o m u s i a ł e m o r i e n t o w a ć się w z w a r i o w a n e j geologii tych o k o l i c . Wydaje mi się, że m o c n o poszliście na z g a d y w a n e , by d o s t a ć taki zarys j a k t u t a j . M i s h i m a zgodził się z nim. — Są pewne p r o b l e m y związane z c h r o n o l o g i ą kolejnych zalewów Ś r ó d z i e m n o m o r z a . Przypuszcza my, że dla wczesnego pliocenu ta konfiguracja jest
136
Julian May
n a j p r a w d o p o d o b n i e j s z a . Proszę z a u w a ż y ć , że nie istniejący obecnie Półwysep Balearski wystaje z Hisz panii w k i e r u n k u w s c h o d n i m . Z a m i a s t obecnej K o r syki i Sardynii jest tylko j e d n a w ą s k a wyspa. W t a m t y m okresie z Italii wystawał n a d p o z i o m w ó d tylko grzbiet A p e n i n ó w o r a z niestabilny region zwany Tyrrenią, k t ó r y kiedyś był znacznie większy, a obec nie się z a p a d a . P o k a z a ł z a c h o d n i ą E u r o p ę w większym zbliżeniu. — T e n region — ciągnął — będzie was bezpośred nio interesował. R y n n ą R o d a n u i S a o n y płynie wielka rzeka niosąca w o d y z bagnisk na p ó ł n o c od Szwajcarii o r a z wielkiego jeziora Bresse. Niżej p o ł o ż o n a część doliny R o d a n u była p r a w d o p o d o b n i e w pliocenie z a l a n a przez M o r z e Ś r ó d z i e m n e . C z y n n y c h było wiele w u l k a n ó w w Masywie C e n t r a l n y m o r a z istniała ak tywność w u l k a n i c z n a w Niemczech, Hiszpanii, cent ralnych Włoszech i na n i k n ą c y m o b s z a r z e T y r r e ń skim. Bardziej na p ó ł n o c we Francji widzimy, że Bretania jest wyspą oddzieloną od lądu stałego wąską cieśniną R e d o n . A t l a n t y k wcina się głęboką z a t o k ą w k i e r u n k u p o ł u d n i o w y m w A n d e g a w e n i ę . Część G a s k o n i i również jest z a l a n a przez m o r z e . — Ale B o r d e a u x , dzięki Bogu, chyba jest w p o r z ą d k u — powiedział Pirat. Mishima zachichotał. — Ach, jeszcze j e d e n koneser! Będzie p a n u przyje mnie dowiedzieć się. O b y w a t e l u , że liczni c h r o n o nauci wyrażali chęć osiedlenia się w rejonie B o r d e a u x . Z a b r a l i ze sobą pewne p r z e n o ś n e a p a r a t y o r a z sa d z o n k i wielu o d m i a n winorośli... N a w i a s e m m ó w i ą c . O b y w a t e l u , wszelkie informacje, jakie p o s i a d a m y o wcześniejszych p o d r ó ż n i k a c h czasu, są do waszej
WIELOBARWNY
KRAJ
137
dyspozycji w n a s z y m k o m p u t e r z e . A jeśli chce p a n innych d a n y c h , na p r z y k ł a d o g r u p a c h religijnych czy etnicznych a l b o rodzajach książek, m a t e r i a ł a c h artys tycznych lub innych a r t y k u ł a c h k u l t u r a l n y c h , o k t ó rych wiemy, że zostały p r z e r z u c o n e , proszę ich bez wahania żądać. N a u k o w i e c w tweedowej m a r y n a r c e zapytał: — Czy k o m p u t e r udziela też informacji o p o szczególnych o s o b a c h ? Aha! — p o m y ś l a ł a Elżbieta. — Zwykłe d a n e statystyczne, p o d o b n e do zawar tych w waszych a k t a c h , a d o t y c z ą c e o s ó b , k t ó r e j u ż przeszły, są również d o s t ę p n e — o d p a r ł M i s h i m a . M o ż n a też uzyskać informacje o zawartości b a g a ż y p o d r ó ż n i k ó w o r a z miejscu d o c e l o w y m w pliocenie, jeśli je podali. —
Dziękuję.
— Jeśli nie ma dalszych pytań?... — M i s h i m a zwrócił się do Felicji, k t ó r a niepewnie p o d n i o s ł a rękę. — Czy to p r a w d a , że ż a d e n z tych p o d r ó ż n y c h nie brał ze sobą b r o n i ? — Pani G u d e r i a n nie zezwalała na n o w o c z e s n ą b r o ń , a my p o d t r z y m a l i ś m y jej m ą d r ą decyzję. Ani zabijarek, ani p a r a l i z a t o r ó w , ani b r o n i a t o m o w e j , ani rozrywaczy d ź w i ę k o w y c h , ani blasterów na energię słoneczną, ani gazów, ani b r o n i palnej. Ż a d n y c h urządzeń ani ś r o d k ó w c h e m i c z n e g o p r z y m u s u psy chicznego. Niemniej z a b r a n o d o pliocenu wiele r o dzajów p r y m i t y w n e g o uzbrojenia z r ó ż n y c h o k r e s ó w i kultur. L a n d r y kiwnęła głową. M i a ł a twarz p o z b a w i o n ą wyrazu. Elżbieta, nie zdając sobie sprawy z tego, co robi. s p r ó b o w a ł a s k i e r o w a ć ku niej p s y c h o s o n d ę , ale
138
Julian May
oczywiście było to n i e w y k o n a l n e . Lecz eks-metapsychiczkę o g a r n ę ł o zdumienie, gdy dziewczyna od wróciła głowę i przez dłuższy czas p a t r z y ł a jej p r o s t o w oczy, n i m zwróciła wzrok z n o w u na e k r a n . Przecież nie m o g ł a nic p o c z u ć , p o w i e d z i a ł a sobie Elżbieta. Nie było nic, co by m o g ł a o d c z u w a ć . A jeśli n a w e t n a d a ł a m falę nośną, w ż a d e n s p o s ó b nie m o g ł a o d g a d n ą ć , że to ja. Nie m o g ł a ? R a d c a M i s h i m a odezwał się z n o w u : — Zanotujmy pokrótce niektóre nazwy n a d a n e f o r m a c j o m geograficznym. N a s t ę p n i e d o k o n a m y p r z e g l ą d u świata roślinnego i zwierzęcego, t a k zwanej facji pontyjskiej ery d o l n e g o pliocenu...
14 G d y tylko lekcja się skończyła, Grenfell pośpieszył do swego p o k o j u , w k t ó r y m skierował się do k o ń c ó w k i komputerowej wbudowanej w renesansowy kredens z d r e w n a o w o c o w e g o s t o c z o n e g o przez k o r n i k i . Z a ż ą d a ł w y d r u k u d a n y c h n a trwałych a r k u s z a c h d u r o folii; nie wiedział do k o ń c a , czego ma oczekiwać. M a t e r i a ł y , k t ó r e nadeszły, były wzruszająco nieliczne — ale niespodzianie zawierały też k o l o r o w y p o r t r e t n a t u r a l n e j wielkości, z a p e w n e w y k o n a n y bezpośred nio przed j e j przejściem przez b r a m ę . Mercy L a m b a l l e była u b r a n a w ciemny, c z e r w o n o brązowy płaszcz z k a p t u r e m zakrywającym większą część jej k a s z t a n o w a t y c h w ł o s ó w i rzucającym głębo ki cień na oczy. T w a r z m i a ł a bladą i zmęczoną. S u k n i a była d ł u g a , o p r o s t y m kroju, w kolorze zieleni nilowej, o z d o b i o n a z ł o t y m haftem przy szyi, d ł o n i a c h i r ą b k u . Szczupłą talię o b e j m o w a ł ciemny p a s , z k t ó rego zwieszała się t o r e b k a i mieszek w y p e ł n i o n y n i e z n a n y m i p r z y r z ą d a m i . M e r c y m i a ł a na sobie biżu terię: złote b r a n s o l e t y i złoty naszyjnik, w y s a d z a n e s z k a r ł a t n y m i k a m i e n i a m i . K o ł o niej stała d u ż a b r o k a t o w a walizka. Dziewczyna t r z y m a ł a z a m k n i ę t y
140
Julian May
koszyk i s k ó r z a n e p u d ł o p r z y p o m i n a j ą c e futerał małej harfy. T o w a r z y s z y ł jej wielki biały pies w kolczastej o b r o ż y i cztery owce. Grenfell p a t r z y ł na zdjęcie d ł u g o , starając się je z a p a m i ę t a ć , aż zaczęły go szczypać oczy. N a s t ę p n i e przeczytał jej zwięzłe dossier: LAMBALLE MERCEDES SIOBHAN 8-0493 3 3 - 0 4 2 1 F . U r : St.Brieuc 4 8 : 3 1 N , 0 2 : 4 5 W , F r E u , Sol-3 (Ziemia), 15-5-2082, c. G e o r g e s ^ Bradforda L a m b a l k + a 3-946-202-664-117 & S i o b h a n Maeve 0'Connel 3-429-697-551-418. Sb:0. M : 0 . D : 0 . C : 0 . Fiz: W 1 7 0 c m , W a 4 6 k g , Sfrl, H r d 2 , Egn4, D M m o l e R s c a p . M e n : 1 A + 1 4 6 ( + 3B2), P S A + 5 + 4,2 + 3 . 0 - 0 . 7 + 6,1, M P Q - 0 7 9 ( L ) + 28 + 6 + 1 3 3 + 4 6 8 + 1 . HistMed: NSI, NST, NSS (zał. 1). HistPsy: A l i e n R e f r - 4 ( n o n - d i s ) , F u g - 5 (n-dis), M D e p - 2 (.25dis U T ) (zał. 2). Wyksz: BA P a r y ż 2 1 0 2 , M g r ( A n t r o p ) O x o n 2 1 0 3 , D r F i l ( F r . H i s t Ś r ) Paryż 2 1 0 4 , D L H ( C e l t F L ) D u b l i n 2 1 0 5 . Z a j : I m P a r Eire (T4-T1) 0 5 - 0 8 ; ( P o m D y r 3 - 2 ) 0 8 - 0 9 . I m P a r F r a n c j a ( P o m D y r l ) 0 9 - 1 0 . Z a m : 25a H a b C y g n e , R i o m 4 5 : 5 4 N , 0 3 : 0 7 E , F r E u , Sol-3. StCyw: * 1 * A - 0 0 1 0 . C r R t : A - 0 1 - 3 . Lic: E 3 , Tv, Ts, E l T c 2 , D g . U W A G I : E n t : 1 0 - 5 - 2 1 1 0 . Z a w W y b r : F a r b i a r z , Ow czarz, D r o b n y Rolnik, T k a c z , T e c h W e ł n . I n w O s o b : (zał. 3), Kier: N P . Powiąż: N P . T R A N S : 15-5-2110 R E F : J . D . Evas G C 2 Z A Ł Ą C Z N I K 3 : Bagaż Osobisty, L a m b a l l e M . S . Odzież: S u k n i a , jedw, ziel haft-Au. S u k n i a , jedw, b haft-cz + gr. S u k n i a , p o l c h r o , cza. haft-Ag-myl.
WIELOBARWNY KRAJ
141
A p a s z k . jedw. 3. Płaszcz, repelvel. t e r a k o t a . Majt. jedw. kpi b. 3 kpi. P o ń c z . jedw. b. 3 p a r . P a n t . nisk. skór. 2 p a r . Pas, skór. T o r b . skór. Miesz. s k ó r + nożyczk, nóż. piln. grzeb, rylec, wideł, łyżk. Bagaż: Zestaw Przeżycia A-6*. Zestaw D r o b n e g o R o l n i k a F - l * . K o m p l e t d o h o d o w l i owiec O v - l * . Płytki m u z y c z n e , 5 K u , z/AVP (zał. 4). Płytki bibliot. 1 0 K u . z/AVP (zał. 5). P r z y b . d e k a m o l : k o ł o w r o t e k , w r z e c i o n o , zgrzebło, warszt. tkacki L 4 H , w a n n a farbiarska. Walizka, s k ó r a - b r o k a t . Koszyk, e s p a r t o , p o k r . Naszyjnik. Au + a m e t y s t . Bransolety, Au + ametyst. 3. Pierścionek. Au + perła. L u s t e r k o , Ag. 1 0 c m . Płytki n o t a t k . l K u . K o m p l e t d o szycia S-l*. H a r f a , z ł o c o n a , rzeźbione d r e w n o s y k o m o r o w e , cel tycka, z p u d ł . s k ó r a . S t r u n y i kołki do harfy, z a p a s o we, zestaw. F u j a r k a , p r o s t a . Ag. Rośliny: T r u s k a w k a „ H a u t b o i s S u p e r i e u r 12e", 1 0 0 sadz. K o n o p i e (Cannabis s. sinsemilla) 15 ctg. Z e s t a w rolniczy C H - 1 * . P a k i e t y n a s i o n różn.: D z w o nek (Campanula bellardi), I n d y g o (Indigofera tinctoria), M a r z a n n a (Rubia Tinctorum), G r o c h „ M a n getout". Zwierzęta: O w c z a r e k Pirenejski „ B i d a r r a d y ' s D e i r d r e Stella-Polaris" (1-S, szczenna 4P + 4S). Owce, R a m bouillet x D e b o u i l l e t ( 4 - 0 i k o t n . 2S; I T r ) . Było jeszcze więcej m a t e r i a ł ó w — załączniki ze szczegółami jej historii lekarsko-psychiatrycznej, za łączniki bilioteczne p o d a j ą c e w y k a z u t w o r ó w muzy cznych i książek. Przejrzał je pobieżnie, po czym wrócił do przejmującego i n w e n t a r z a i p o r t r e t u . Czy znajdę cię. M e r c y . w j e d w a b n e j sukni i złotej biżuterii, z harfą i fujarką, z twoimi t r u s k a w k a m i
142
Julian May
i d z w o n k a m i leśnymi? D o k ą d pójdziesz, by się opie k o w a ć k o t n y m i o w c a m i (Kier: N S . ) Czy znajdę cię samą. tylko w towarzystwie wiernej D e i r d r e i jej szczeniąt, t a k j a k zawsze byłaś s a m a ? (Powiąż: NS.) Czy p o w i t a s z m n i e i nauczysz starych pieśni Langwedocji lub Irlandii, czy też twe serce będzie n a d a l zbyt g ł ę b o k o z r a n i o n e , b y m je m ó g ł wypełnić? ( M D e p - 2 , . 2 5 dis U T . ) C o z n a l a z ł a ś p o tamtej stronie b r a m y czasu, gdy przeszłaś przez nią w d n i u swych u r o d z i n i r o z p o częłaś dwudziesty dziewiąty rok życia na sześć milio n ó w lat przed swym u r o d z e n i e m ? I c z e m u p o r z u c a m ten najwspanialszy z n o w y c h ś w i a t ó w dla przeraź liwego n i e z n a n e g o ? Co czeka w ciemności, co tak b a r d z o boję się znaleźć/nie znaleźć? Beguiled my heart, I know not why. her till I die.
And yet I love
15 K l a u d i u s z Majewski o t w o r z y ł oczy, o t a r ł je chustecz ką i wyjął z u c h a s ł u c h a w k ę , dzięki której uczył się przez sen, j a k łączyć na c z o p y w i a t r o w n i c e z k r o k wiami, gdy się b u d u j e c h a t ę z bali. B a r d z o go m r o w i ł o w lewej ręce, miał z i m n e stopy. C h o l e r n y , stary, zjechany krwiobieg wysiadał. Kiedy napędził z p o w r o t e m krew d o m u s k u ł ó w , p o m y ś l a ł , ż e będzie m u b r a k rozkosznej pościeli z oberży: p u c h o w y c h p o duszek, m a t e r a c a z lequicelle i prześcieradeł z p r a w dziwej bawełny. M i a ł nadzieję, że w zestawie przeży cia, który będą w y p r ó b o w y w a ć dzisiaj, znajdzie się przyzwoite ł ó ż k o p o l o w e . P o c z ł a p a ł przez słoneczny p o k ó j d o łazienki. T u t a j współczucie Madame G u d e r i a n dla p o d r ó ż n i k ó w objawiało się c z a r n o - b i a ł y m i m a r m u r a m i , z ł o t y m i kranami, grubymi ręcznikami, perfumowanym myd łem o r a z k o s m e t y k a m i C h a n e l , sauną i solluxem o r a z la Masseuse, g o t o w ą utulić klientów g o s p o d y przez przywrócenie miłej elegancji po trzeźwiących lekcjach la vie sauvage. N i e k t ó r z y z b i e d n y c h p o d r ó ż n i k ó w czasu, wal czący, by znieść w a r u n k i świata plioceńskiego, z a p a -
144
Julian May
miętają o s t a t n i e dni w gospodzie z francuskiej k u c h n i , miękkich łóżek i cennych dzieł sztuki. Ale Majewski wiedział, że jego najdroższe w s p o m n i e n i a będą zwią zane z klozetem dla sybarytów. Ciepły wyściełany sedes witający żylaste p o ś l a d k i p r o f e s o r a ! P a p i e r mięciutki j a k futerko królicze! Majewski w s p o m n i a ł n i e k t ó r e p r y m i t y w n e urządzenia, z k t ó r y c h G e n i on musieli k o r z y s t a ć na dzikich, b e z l u d n y c h p l a n e t a c h : t e r m o s y na żywność z z e p s u t y m i o g r z e w a c z a m i , c u c h n ą c e b u d y z k a m i e n i i d r e w n a pełne przycza j o n y c h s t w o r ó w , latryny n a d r o w a m i z wodą. Przy p o m i n a ł sobie też pewną burzliwą, u p i o r n ą n o c na Lusacji, k t ó r ą spędził p r z y k u c n i ę t y na p n i u drzew n y m , a później o d k r y ł , że był on siedliskiem rojących się, o k r o p n y c h m a ł y c h pajęczaków. O b ł o g o s ł a w i o n a instalacjo s a n i t a r n a ! Jeśli n i k t nie wynalazł plioceńskiego klozetu, K l a u d i u s z z a m i e r z a ł p o w a ż n i e mu się poświęcić. Wziął letni p a c h n ą c y prysznic, u m y ł zęby (trzecie, tak d o b r e j a k nowe) i skrzywił się przed lustrem w stylu L u d w i k a X I V . N i e całkiem zgrzybiały. Przy pobieżnej ocenie wyglądał na p ó ź n ą pięćdziesiątkę. Był n a d e r p r ó ż n y na p u n k c i e swych zielonych pol skich oczu i p i ę k n y c h falujących s e r b r n y c h włosów o r a z r e z u l t a t u w y m a z a n i a k o d o n ó w łysienia z dzie dzictwa genetycznego p o d c z a s o s t a t n i e g o o d m ł o d z e nia. Dzięki Bogu, że wyepilował resztę swej skóry! T y p k i w rodzaju P i r a t a , chlubiące się owłosieniem twarzy, będą c i e n k o śpiewać w p r y m i t y w n y m świecie, szczególnie w ciepłym i z a p l u s k w i o n y m j a k pontyjska E u r o p a . Stary p a l e o b i o l o g o d n o t o w a ł z e złośliwym h u m o r e m , że wczorajsze w y k ł a d y i p o m y s ł o w e filmy a n i m o w a n e o ekologii pliocenu ledwie w s p o m n i a ł y
WIELOBARWNY KRAJ
145
o o w a d a c h i innych b e z k r ę g o w y c h m i e s z k a ń c a c h tej epoki. O wiele d r a m a t y c z n e j jest p o k a z a ć wielkie stada h i p p a r i o n ó w i wdzięcznych gazeli n ę k a n e przez niewiele mniej wdzięczne g e p a r d y ; a l b o lwy-macherod o n t y zatapiające długie kły w ryczących t r ą b o w c a c h . K l a u d i u s z wrócił do sypialni i z a m ó w i ł do p o k o j u kawę i rogaliki. P o n i e w a ż p r o g r a m tego d n i a obej m o w a ł p r o s t e techniki przeżycia, profesor włożył odzież, k t ó r ą miał z a m i a r z a b r a ć z a b r a m ę . Dzięki d o ś w i a d c z e n i u życia d o b ó r był łatwy: s i a t k o w a bieliz na, s t a r o m o d n a koszula safari i s p o d n i e z najlepszej długowłóknistej egipskiej bawełny, skarpety z nieodtłuszczonej o r k a d z k i e j wełny, niezniszczalne b u t y z Etrurii. Z a b r a ł t a k ż e swój stary plecak, c h o c i a ż g o s p o d a g o t o w a była d o s t a r c z y ć wszelkiego rodzaju wyposażenie. W p l e c a k u z n a j d o w a ł o się p o n c z o z p o rowatej g r i n t l a s k ó r y i orkadyjski sweter, a w z a m y k a nej na suwak wewnętrznej kieszeni p r z e p i ę k n a szka t u ł k a z a k o p i a ń s k a , cała z rzeźbionego i z d o b i o n e g o d r e w n a . K a s e t k a G e n . P r a w i e nic nie ważyła. Przy ś n i a d a n i u p r z e s t u d i o w a ł p r o g r a m zajęć d n i a . Z a p o z n a n i e się z Z e s t a w e m Przeżycia A-6*. Schronie nie i Ogień. M i n i m a l i z o w a n i e Z a g r o ż e ń Ś r o d o w i s k o wych ( h o , h o ! ) . O r i e n t a c j a w Terenie. Ł o w i e n i e R y b oraz Sidła. W e s t c h n ą ł , d o p i ł d o s k o n a ł ą kawę i zjadł jeszcze j e d n e g o puszystego rogalika. To będzie długi dzień.
10
— Wielobarwny kraj t. I
WIELOBARWNY
KRAJ
147
czem m o ż n a z a b r a ć irchowy szkaplerz. k a p t u r i płaszcz. — Nie za g o r ą c o ci w tym p r z e b r a n i u . Felicjo? — spytała towarzyszkę.
16 Siostra A n n a m a r i a R o c c a r o m i a ł a niemałe doświad czenie w o b o z o w a n i u , ale drogie, n o w e wyposażenie Z e s t a w u A-6* było dla niej rozkoszną rewelacją. W r a z z i n n y m i c z ł o n k a m i G r u p y Zielonej poszła najpierw do klasy, gdzie żwawa i n s t r u k t o r k a urządzi ła im o d p r a w ę ; następnie rozeszli się p a r a m i do jaskini wykutej w litej skale dwieście m e t r ó w p o d piwnicami g o s p o d y . S t a m t ą d , w y p u s z c z o n o ich na słoneczną łąkę z wijącym się s t r u m y k i e m i powiedzia n o , by się z a p o z n a l i ze sprzętem przeżycia. Sztuczne słońce paliło m o c n o , c h o ć przestawio ne t e r m o s t a t y ich ciał starały się d o t r z y m a ć mu k r o k u . Przeszedłszy z Felicją m a ł y k a w a ł e k . A m e r i e z d e c y d o w a ł a , że będzie m u s i a ł a z a p o m n i e ć o san d a ł a c h , k t ó r e p o c z ą t k o w o w y b r a ł a na swe o b u w i e w pliocenie. Były zadawalająco z a k o n n e , a także przewiewne, ale ł a t w o d o s t a w a ł y się do nich ga łązki i k a m y k i . P o d c z a s w ę d r ó w k i na przełaj lep sze byłyby k o t u r n y z c h o l e w k a m i a l b o nawet współczesne b u t y . U z n a ł a też. że biały irchowy habit grzeje, zbyt m o c n o , nawet j a k odpięła rękawy. P ł ó t n o s a m o d z i a ł o w e będzie lepsze. D l a o c h r o n y przed desz-
L a n d r y była u b r a n a w czarno-zielony k o s t i u m do ńhg-hokeja, w k t ó r y m chyba miała z a m i a r przejść do pl i ocen u. — O d p o w i a d a mi — rzekła dziewczyna. — Przy zwyczaiłam się w nim p r a c o w a ć , a moja p l a n e t a była o wiele cieplejsza od Ziemi. W tych z a m s z a c h wy glądasz na a r c y k a p ł a n k ę , A m e r i e . Podobają mi się. Z a k o n n i c a p o c z u ł a dziwne podniecenie. Felicja wyglądała tak b a r d z o nie na miejscu w zbroi bojowej, n a g o l e n n i k a c h i z s u n i ę t y m na k a r k greckim hełmie ze wspaniałymi zielonymi p i ó r a m i . G d y pojawiła się tego r a n k a w k o s t i u m i e , Stein i Ryszard zaczę'i się z nią d r a ż n i ć , ale z jakiejś przyczyny niemal n a t y c h miast przestali. — M o ż e tu rozbijemy o b ó z ? — z a p r o p o n o w a ł a mniszka. Przy strumieniu rósł duży d ą b k o r k o w y ; ocieniał płaski kawałek g r u n t u n a d a j ą c e g o się do rozstawienia chaty. Kobiety zrzuciły p a k u n k i . A m e r i e wyciągnęła inflator wielkości pięści i zaczęła mu się przyglądać. I n s t r u k t o r k a powiedziała, że nieotwieralny zasilacz będzie służył o k o ł o d w u d z i e s t u lat. — Tu są d w a wentyle — o d e z w a ł a się z a k o n n i c a — j e d e n d o n a d m u c h i w a n i a p r z e d m i o t ó w , a drugi d o wypuszczania p o w i e t r z a . N a p i s m ó w i : B E Z W Z G L Ę DNIE ZABEZPIECZYĆ NIE UŻYWANY WEN TYL. — Spróbuj z m o i m p a k i e t e m k a b i n o w y m . — Fe licja wyciągnęła p a c z u s z k ę wielkości sandwicza.
148
Julian May
WIELOBARWNY
KRAJ
149
— N i e wierzę, że z niego wyrośnie d o m cztery na cztery. Siostra R o c c a r o przyczepiła zwisającą płaską r u r k ę p a k i e t u do inflatora. po czym nacisnęła guzik roz r u c h u . S p r ę ż o n e powietrze zaczęło w y d y m a ć paczkę, zmieniając ją w duży srebrzysty k w a d r a t . K o b i e t y ustawiły c h a t k ę we właściwej pozycji, po czym pa trzyły, j a k rośnie. P o d ł o g a zgrubiała do dziewięciu c e n t y m e t r ó w i w m i a r ę j a k powietrze wypełniało s k o m p l i k o w a n ą m i k r o p o r o w a t ą s t r u k t u r ę między w a r s t w a m i folii, stawała się c o r a z sztywniejsza. Ścia ny dla izolacji termicznej były t r o c h ę grubsze; wsta wały k o m p l e t n e w r a z z przezroczystymi, z a m y k a n y mi na zatrzaski błyskawiczne o k n a m i i w e w n ę t r z n y m i ś c i a n k o z a s ł o n a m i . S t r o m y srebrzysty d a c h ze szczy tem wystającym n a d wejściem n a d ą ł się o s t a t n i .
lub czymkolwiek, co było p o d ręką. W malutkiej kieszonce k o ł o wejścia Felicja i A n n a m a r i a znalazły garść pakietów wielkości tabletek, które należało n a d m u c h a ć o s o b n o , a następnie obciążyć piaskiem lub wodą. W o d ę m o ż n a było wstrzyknąć do przestrzeni miąższowej za p o m o c ą p r o s t e g o syfonu z z a w o r e m . Z pigułek wyrosły drzwi chaty, krzesła, przybory k u c h e n n e (z napisem przypominającym o obciążeniu piaskiem), k o s m a t e dywany i koce o r a z inne drobiazgi. W mniej niż dziesięć m i n u t od rozbicia o b o z u kobiety odpoczywały w kompletnie wyposażonej chacie.
Felicja zajrzała przez p o z b a w i o n e drzwi wejście. — P a t r z , z p o d ł o g i wyrosły stale meble. Były t a m prycze dla d w ó c h o s ó b z półstałymi p o d u s z k a m i , stół, półki, w głębi zaś srebrzyste pudeł ko z rurą p r o w a d z ą c ą na d a c h . Felicja przeczytała na głos:
— o d p o w i e d z i a ł a Felicja wzruszając r a m i o n a m i . — T e n d e k a m o l c h y b a tylko o d t w a r z a s t r u k t u r a l n i e w z m o c n i o n e powierzchnie p r z e d m i o t ó w i trzeba go uzupełnić masą. Z a s t a n a w i a m się, j a k jest s k o m p e n sowany na z m i a n y t e m p e r a t u r y i ciśnienia? C h y b a jakieś wentyle. Oczywiście przy silnym, wietrze trzeba ten d o m zakotwiczyć, nawet jeśli większość p u s t y c h przestrzeni w ścianach wypełni się wodą czy ziemią. Ale na p e w n o jest o wiele lepszy niż n a m i o t . Ma n a w e t wentylatory!
— PIEC BALASTOWAĆ PIASKIEM. W PRZE CIWNYM RAZIE URZĄDZENIE SKOMPRY M U J E SIĘ P O D C Z A S O C H Ł A D Z A N I A . . . Ten m a t e r i a ł musi być prawie niezniszczalny! — Sięgnęła za lewy n a g o l e n n i k i wyciągnęła szylecik ze złotą rękojeścią. — N i e m o g ę go też przebić. — S z k o d a , że u s t a w i o n o go na r o z p a d za dwadzie ścia lat. Ale do tej p o r y p o w i n n y ś m y j u ż s t a n o w i ć j e d n o ze ś r o d o w i s k i e m . D u ż e cylindryczne pojemniki w k a ż d y m kącie c h a t y n a l e ż a ł o obciążyć k a m i e n i a m i , ziemią, wodą
— Nie m o g ę w to uwierzyć — dziwiła się siostra R o c c a r o stukając w ściany. — Wyglądają na całkiem solidne. Ale przy j a k i m k o l w i e k wietrze k a b i n a p o frunęłaby j a k b a ń k a , gdyby nie została o b c i ą ż o n a . —
N a w e t d r z e w o to głównie powietrze i w o d a
— Czy n a d m i e r n y sobie ł ó d k ę albo m i n i s c h r o n , czy też segmenty m o s t o w e ? — To dają na życzenie. T e r a z , gdy w i d z i a ł a m d e k a m o l w d z i a ł a n i u , resztę w y p o s a ż e n i a biorę na wiarę. — Felicja założyła n o g ę na nogę i powoli ściągnęła rękawice. Siedziała przy stoliku. — W i a r a . T o twój rewir, p r a w d a ?
150
Julian May
Z a k o n n i c a też usiadła. — W p e w n y m sensie. Jeśli idzie o specjalność, chcę zostać a n a c h o r e t k ą , pustelnicą religijną. Jest to p o w o ł a n i e zupełnie przestarzałe w Ś r o d o w i s k u , ale m i a ł o swoich entuzjastów w Średniowieczu. — C o . u licha, będziesz robić? T y l k o m o d l i ć się p o d wiatr przez cały dzień? A m e r i e z a ś m i a ł a się. — Przez część nocy także. Z a m i e r z a m przywrócić n a b o ż e ń s t w o brewiarza r z y m s k o k a t o l i c k i e g o . Jest to s t a r o ż y t n y cykl d o b o w y modlitw. Z a c z y n a się od j u t r z n i o p ó ł n o c y . N a s t ę p n i e są l a u d a o świcie. W ciągu d n i a są modlitwy o d a w n y c h g o d z i n a c h pierwszej, trzeciej, szóstej i dziewiątej. N a s t ę p n i e nieszpory, czyli pieśń wieczorna o z a c h o d z i e słońca i k o m p l e t a przed pójściem spać. N a b o ż e ń s t w o o p a r t e jest na zbiorze p s a l m ó w i czytań z P i s m a św. o r a z h y m n ó w i specjalnych modlitw, mających za sobą wieki tradycji religijnej. U w a ż a m , że to straszna s z k o d a , że nikt j u ż nie m o d l i się w pierwotnej formie. — I to n a b o ż e ń s t w o zajmie ci cały czas? — Ależ skąd! G o d z i n k i i n d y w i d u a l n e tyle nie trwają. Będę t a k ż e o d p r a w i a ł a mszę, p o k u t ę i głęboką medytację z o d r o b i n ą techniki zen. A przy pieleniu c h w a s t ó w i innych codziennych r o b o t a c h , różaniec. G d y się go o d m a w i a na stary s p o s ó b , to niemal m a n t r a . B a r d z o uspokajające. Felicja spojrzała na nią tymi swoimi c i e m n y m i oczami. — To wygląda b a r d z o dziwnie. I b a r d z o s a m o t n i e . Czy p e r s p e k t y w a s a m o t n e g o życia, tylko z twoim Bogiem, nie p r z e r a ż a cię? — K o c h a n y stary K l a u d i u s z m ó w i . że z a d b a o mój
WIELOBARWNY
KRAJ
151
d o b r o b y t , ale nie jest p e w n a , czy m o g ę go b r a ć na serio. Jeśli będzie mi d o s t a r c z a ł nieco żywności, m o ż e będę m o g ł a w w o l n y m czasie zająć się j a k i m ś rzemios łem, a p r o d u k t y m o g l i b y ś m y wymieniać. — K l a u d i u s z ! — p a r s k n ę ł a pogardliwie Felicja. — Włóczy się tu t e n starzec. N i e aż tak c h o r o b l i w y p r z y p a d e k , j a k z tymi d w o m a s u p e r s a m c a m i w teat ralnych k o s t i u m a c h , ale p r z y ł a p a ł a m go, j a k się na mnie podejrzanie gapił. — Nie możesz p o t ę p i a ć ludzi za t o . że na ciebie patrzą. Jesteś b a r d z o p i ę k n a . Słyszałam, że na twej planecie byłaś idolem s p o r t o w y m . Dziewczyna skrzywiła wargi w p o n u r y m p ó ł u ś m i e szku. — A k a d i a . Byłam najlepszym graczem wszech czasów w ring-hokeja. Ale bali się mnie. Wreszcie inni gracze... mężczyźni... o d m ó w i l i w y s t ę p o w a n i a prze ciw mnie... Robili wszelkie możliwe intrygi. Wreszcie z a k a z a n o mi występów, gdy dwaj gracze oświadczyli, że z rozmysłem s t a r a ł a m się ich ciężko zranić. — A czy tak było? Felicja spuściła w z r o k . S k r ę c a ł a w d ł o n i a c h ręka wiczki, a ciemny rumieniec zalał jej szyję i policzki. — M o ż e . Sądzę, że t a k . Byli tacy wstrętni. — U n i o s ł a wyzywająco szpiczasty p o d b r ó d e k . W heł mie hoplity zsuniętym na tył głowy wyglądała j a k m i n i a t u r o w a Pallas A t e n a . — Wiesz, nigdy nie prag nęli mnie j a k o kobiety. W s z y s t k o , czego chcieli, to d o t k n ą ć m n i e . w y k o ń c z y ć . Zazdrościli mej siły i bali się jej. Ludzie zawsze się m n i e bali, nawet gdy b y ł a m tylko dzieckiem. Czy możesz sobie wyobrazić, j a k się czułam? — O c h , Felicjo. — A m e r i e z a w a h a ł a się. — Jak...
152
Julian May
j a k w ogóle d o s z ł o do tego, że zaczęłaś w y s t ę p o w a ć w t a k brutalnej grze? — U m i a ł a m p o s t ę p o w a ć ze zwierzętami. M o i ro dzice byli g l e b o z n a w c a m i i bez przerwy wyjeżdżali na w y p r a w y t e r e n o w e . N o w e u d o s t ę p n i o n e tereny, jesz cze pełne dzikich zwierząt. Kiedy w takiej okolicy miejscowe dzieci o d r z u c a ł y mnie, po p r o s t u zdobywa ł a m p a r u przyjaciół wśród zwierzątek. Najpierw m a ł y c h , p o t e m większych i niebezpieczniejszych. A możesz być p e w n a , że na A k a d i i b y ł o t r o c h ę ślicznotek. Wreszcie, gdy m i a ł a m piętnaście lat, o s w o i ł a m verrula. To coś j a k b y wielki ziemski n o s o rożec. Miejscowy h a n d l a r z zwierząt chciał go kupić i ułożyć do ring-hokeja. S p r z e d a ł a m zwierzę. N i g d y nie i n t e r e s o w a ł a m się z b y t n i o tą grą, ale od tej p o r y zaczęłam. Olśniło m n i e , że t a m są wielkie pieniądze, a moje szczególne talenty d o s k o n a l e się do niej nadają. — Ale wziąć się za z a w o d o w s t w o s p o r t o w e w t a k m ł o d y m wieku... — P o w i e d z i a ł a m r o d z i c o m , że chcę się uczyć tre n o w a n i a verruli i zostać stajenną. Nie mieli nic p r z e c i w k o t e m u . Zawsze b y ł a m dla nich z b ę d n y m b a g a ż e m . D o p i l n o w a l i tylko, b y m skończyła szkołę i pozwolili mi wyjechać. Powiedzieli: „ N i e c h ci się d o b r z e wiedzie, d z i e c i n k o " . — P r z e r w a ł a . P a t r z y ł a na A m e r i e w z r o k i e m bez wyrazu. — Byłam stajenną tylko t a k d ł u g o , a ż m e n a ż e r d r u ż y n y nie p r z e k o n a ł się, j a k potrafię k i e r o w a ć zwierzętami. Widzisz, to cały sekret tej gry. Verul musi strzelać gole i tak m a n e w r o w a ć , byś była bezpieczna od s t r z a ł ó w obezwładniaczy k r ó t k o d y s t a n s o w y c h , k t ó r e mają gra jący. G r a ł a m w r o z g r y w k a c h t o w a r z y s k i c h j a k o no-
WIELOBARWNY KRAJ
153
walijka, żeby z d o b y ć zastrzyk dla kasy Z i e l o n y c h M ł o t ó w . D r u ż y n a o d trzech lat była p o d kreską. G d y zobaczyli, że jestem czymś więcej niż trikiem re k l a m o w y m , wystawili m n i e w pierwszej linii na mecz o t w a r c i a sezonu. T a k d a ł a m d o wiwatu wszystkim b ł a z n o m w d r u ż y n i e starającym się m n i e przeskoczyć, że wygraliśmy ten c h o l e r n y mecz. I wszystkie n a s t ę p ne... i p r o p o r z e c też. — Cudownie! — T a k się w y d a w a ł o . Ale nie m i a ł a m przyjaciół. Byłam zbyt r ó ż n a od p o z o s t a ł y c h graczy. Z b y t nie zwykła. A w n a s t ę p n y m r o k u . . . gdy n a p r a w d ę zaczęli m n i e nienawidzić i j u ż wiedziałam, że m n i e wygonią, ja... ja... U d e r z y ł a w stół p i ą s t k a m i , a jej dziecinna b u z i a wykrzywiła się boleśnie. A m e r i e spodziewała się łez, ale nie popłynęły; na chwilę u k a z a n a r a n a z o s t a ł a n a t y c h m i a s t skryta. Felicja o d p r ę ż y ł a się i uśmiech nęła do kobiety po drugiej stronie stołu. — Wiesz, zajmę się myślistwem. A p o z a tym, Amerie, m o g ł a b y m się z a o p i e k o w a ć tobą znacznie lepiej niż ten starzec. Z a k o n n i c a wstała; czuła, j a k puls ł o m o c z e jej w s k r o n i a c h . O d w r ó c i ł a się i wyszła z c h a t y . — Myślę, że p o t r z e b u j e m y siebie wzajemnie — p o wiedziała za nią dziewczyna.
W I E L O B A R W N Y KRAJ
155
na Wygnaniu. Moi ,,zieloni" koledzy są bardziej skłonni niepokoić się, czy ich nie stratują mamuty albo nie pogryzą żmije wielkości pytonów, niż przygotować się na spotkanie z wrogo nastawionym ludzkim komite tem powitalnym, łakomie oczekującym na łupy od nadzianych podróżników.
17 Auberge du Por taił, FrEu, Ziem 24 sierpnia 2l\ Moja
droga
Vario,
Ukończyliśmy już zabawę w przeżywanie i rzemk io, a .nasze ciała w pełni zaaklimatyzowały się i tropikalnego klimatu Ziemi w pliocenie. Pozostt jeszcze Ostatnia Wieczerza i wyspanie się w nocy pn przekroczeniem o świcie bramy czasu. Aparatura zns duje się w osobliwym domku na terenie ogroS gospody i trudno sobie wyobrazić bardziej niestosom miejsce dla bramy do innego świata. Daremnie s:ś się nad wejściem napisu PER SI VA TRA LA PEl DUTA GENTE, nie mniej ma się takie uczucie. Po pięciu dniach wspólnych zajęć (bardziej podti nych, musisz to zrozumieć, do zajęć obozu wczasowĄ niż podstawowego treningu), ośmioro nas z Gr4 Zielonej uzyskało wątpliwą sprawność w wybrann zakresach prymitywnych technologii i zapewne nielĄ piecznie wyolbrzymioną wiarę, że potrafimy dać s<$ radę. Tylko niewielu zdaje sobie sprawę z potencjalna' niebezpieczeństwa, jakim są dla nas nasi poprzedn*
Tv i ja dobrze wiemy, że ludzie po tamtej stronie w jakiejś formie zrytualizowali przyjmowanie nowo przybyłych. Jaki to jest rytuał, to znów inna spra wa. Nie możemy oczekiwać, że potraktują nas jak przypadkowych pasażerów, ale czy spotka nas goś cinność czy grabież, nie sposób zgłębić. W dostarczo nej literaturze znajdują się pewne teoretyczne sce nariusze, od których dostaję gęsiej skóry. Personel gospody stara się zachowywać obojętne miny, ale równocześni umocnić nasz dziecinny trening samoobro ny. Bramę przejdziemy w dwóch grupach czteroosobo wych, większy bagaż za nami. Jak przypuszczam, pomyślano tak, by zapewnić nam większe szanse w grupach — choć chwilowy ból i dezorientacja wywołana przez translację podprzestrzenną zapewne dotknie także chrononautów, stawiajcie nas w niekorzy stnej taktycznie sytuacji przez pierwszą minutę po przybyciu do pliocenu. Twoje zabawne rozważania na temat mego nowego zawodu w prymitywnym świecie przyjmuję z uznaniem. Ponieważ jednak ostatnie dinozaury wyginęły przynaj mniej na sześćdziesiąt milionów lat przed pliocenem, wątpię więc, by było duże zapotrzebowanie na zamiata cza ich śladów. Jak również na realizację twojej wizji w stosunku do mnie jako przedpotopowego potentata produkcji nawozów. Moje nowe zajęcie będzie nader prozaicznym przedłużeniem mego dawnego hobby:
156
Julian May
żeglarstwa. Będę zarabiał rybołówstem i przemierzał morza w mych Poszukiwaniach, a jeśli zdarzy się okazja, odrobinę pohandluję. Slup jest zbyt skom plikowanym statkiem, by go zabierać do pliocenu, wymieniłem go więc na mniejszy trimaran, który można zbalastować wodą i piaskiem, a nie rtęcią. Jeśli będzie trzeba, potrafię też zmajstrować bardzo prosty statek z materiałów podręcznych. Zaopatrzono nas w główki narzędzi z vitroduru, szklisto-mineralnego materiału, który zachowuje ostrość i jest praktycznie niezniszczal ny przez prawie dwieście lat, po czym rozpada się jak dekamol. Prócz zestawu szkutniczego zaopatrzono mnie w gospodzie w sprzęt dla przeżycia (bardzo imponujący ) i tak zwany Zestaw Drobnego Rolnika — narzędzia i urządzenia dekamolowe do wybudowa nia małej chałupki na fermie zapewniającej utrzymanie, wraz z kilkoma'paczkami nasion i obszerną wielotematyczną biblioteką z mnóstwem książek na temat ,,Jak należy...", od hodowli zwierząt domowych do przemysłu fermen tacyjnego. To ostatnie, nawiasem mówiąc, jest wybranym po wołaniem naszego Wikinga. Wyznał mi także, że jeśli będzie zapotrzebowanie na zawadiackich żołnierzy najemnych, połączy oba zawody. Człowiek, którego nazwałem Piratem, również pla nuje zajęcie się napojami alkoholowymi — to znaczy winami i koniakami. On i Wiking są obecnie najbliż szymi przyjaciółmi; spędzają cale dnie na spijaniu najdroższych spirytualiów, jakie można dostać w gos podzie oraz na rozważaniach o jakości damskiego pocieszenia, które można będzie mieć w Przeszłości. ( W Grupie Zielonej jest mały wybór. Poza Mniszką płeć żeńską reprezentuje straszliwa Dziewicza Łow-
W I E L O B A R W N Y KRAJ
157
czyni, która, o ile wiem, wylądowała swą wściekłość na jednym z doradców w gospodzie i spowodowała uszko dzenie jego ciała, czy jeszcze gorzej, po to tylko, aby zakwalifikować się do podróży jako recydywistka. Jest jeszcze skrajnie ostrożna Pani Eks-Meta, która, przy najmniej w tej chwili, wydaje się bardzo zadowolona z roli chłopca.) Zeszłej nocy dowiedzieliśmy się czegoś fascynujące go o przeszłości Pirata. Nieoczekiwanie pojawili się jego brat i siostra, by go pożegnać. Okazało się, że są liniowymi oficerami Floty mającymi zdumiewająco wysokie stopnie. Biedy P. był bardzo zmieszany, a Pani Eks-Meta domyśla się, że on musi być zdegradowanym kosmonautą. Jest to zdolny człowiek, jeśli przejdzie się do porządku nad jego złymi humorami. Współpracowa łem z nim przez parę godzin podczas ćwiczeń z Obsługi Małych Statków, którą chciałem wykuć na blachę i wydaje mi się, że ma on wrodzone zdolności do taplania się w wodzie. Większość pozostałych z Grupy Zielonej wygląda na samotnych. Mniszka miała długie połączenie konferen cyjne z Ameryki Północnej od swych sióstr zakonnych, które życzyły jej bon voyage. A dziś wczesnym rankiem złożył jej wizytę Franciszkanin w pełnym stroju zakon nym, bez wątpienia, by wysłuchać jej ostatniej spowie dzi czy czegoś podobnego. (Braciszek przybył jedną z tych podrasowanych kapsuł Gambini z płetwami chłodzącymi, a nie, jak można było oczekiwać przez pamięć na II Poverello, na cierpliwym szarym osiołku.) Mniszka była z zawodu lekarką i doradcą psycho logicznym; planuje udać się do pustelni. Mam nadzieję, że ta biedna kobieta nie liczy nadmiernie na aniołów stróżów w rodzaju Starego Paleontologa. To wspaniały
158
Julian May
chlap z zamiłowaniem do ciesiołki, ale odnoszę wraże nie, że Eks-Meta ma rację, iż określa go jako człowieka poszukującego śmierci. Zgadzam się z twoją analizą Małego Żartownisia. U podstaw decyzji wyrzucenia go z rodzinnej planety musiało być jakieś skrajne nieprzystosowanie, ale to szkoda, że jego szalonych talentów nie udało się wprzęgnąć w służbę Środowiska. Biedny nie-urodzony mały. Zdobył serca wszystkich Zielonków — nie tylko dzięki niesamowitemu poczuciu humoru, ale także przez fantastyczną zdolność robienia czegoś z niczego. Zebrał wielką kolekcję główek narzędzi z vitroduru, którym potrzeba tylko rękojeści czy trzonków, by były do użycia. Mam wrażenie, że po tygodniu, najwyżej dwóch, pobytu tego chłopca w pliocenie, wybuchnie Rewolucja Przemysłowa. Ma on kompletne wyposaże nie kuźni z dekamolu do pracy jako kowal wioskowy, nabył też stertę płytek z mapami geologicznymi, by tropić rudy metali w wypadku, mało prawdopodobnym, że żaden z poprzednich Wygnańców nie zaangażował się poważnie w roboty poszukiwawcze. Może zainteresuje cię szczególna struktura spo łeczna Grupy Zielonej. Założycielka gospody była psychologiem-praktykiem o niemałych zdolnościach i zdała sobie bardzo wcześnie sprawę, że jej klienci będą potrzebowali pomocy od wspólpodróżników dla zmaksymalizowania przeżywalności po tamtej stronie bramy. Z drugiej strony są zbyt wielkimi ekscentrykami, aby pójść na zbyt jawnie narzucane projekty organizacji. Madame Guderian oparła się więc na starym chwycie: ,, Wyślij ich razem do pieklą, a staną się kumplami" — co, musisz przyznać, wywołuje poczucie solidarności u wszystkich, z wyjątkiem skraj-
W I E L O B A R W N Y KRAJ
159
nych socjopatów. (I wywołało oczywiście, z oczywis tym wyjątkiem.) Podczas codziennych zajęć grupy najbardziej wy czerpujące zadania musieliśmy wykonywać pracując wspólnie, często stawiani w dziwacznych sytuacjach zmuszających nas do współpracy, aby rozwiązać trudny problem szybko i dobrze. Na przykład podczas jednej lekcji przerzuciliśmy most nad trzydziestometrowym stawem pełnym aligatorów; na innej schwytali, zarżnęli i „spożytkowali" łosia; na trzeciej broniliśmy się przeciw wrogim ludzkim tropicielom. Jak na ironię najlepszym prymitywnym człowiekiem w naszej grupie jest Stary Paleontolog, który obijał się po najdzikszych chyba zakątkach Galaktyki przez przeszło sto lat i zbierał skamieniałe kości. Znamy się tylko z imion i ujawniamy takie szczegóły naszych życiorysów, jakie chcemy albo nie chcemy. Możesz sobie wyobrazić, że zostawia to znaczne pole dla salonowej psychoanalizy — z Panią Eks-Meta jako główną animatorką zabawy. Po pierwszym dniu przy czepiła mi etykietkę Poszukującego Kochanka i oba wiam się, że przewiduje smutny koniec mego bzika, ponieważ nieustannie stara się mnie zajmować roz ważaniami na temat grania ról przez klientów gospody, politycznych implikacji Wygnania i innych antropolo gicznych rozrywek. Czy ty, Vario, też sądzisz, że jestem skazany? Ja tak nie uważam, jak wiesz. Dziś późnym popołudniem zadzwonili do mnie z Lon dynu: Kapłan, Djibutunji, Hildebrandi Catherwood, by się pożegnać. Poczciwe chlapy. Ciotka Helena przy słała karteczkę, ale ona już zupełnie zramolala, ponie waż nie zgodziła się na odmłodzenie.
160
Julian May
Twój serdeczny list dostałem pocztą poranną. Nie muszę ci mówić, jak się cieszę, że zgodziłaś się kon tynuować sprawę komitetu łącznikowego. To jedyna sprawa, której naprawdę nie chciałem zostawić nie ukończonej. Nurtuje mnie też nadal zagadnienie ostate cznej korelacji tego mętliku materiałów z czasów sprzed Buntu, ale uważam, że Alicja i Adalbert łatwo sobie z tym poradzą. I tak doszliśmy do pożegnania, Vario, i tu chciałbym być wymowny, a nie jak zawsze toporny, i pozostawiać niezatarte wspomnienia. Niech za mnie mówi teatral ność mego czynu. W każdym razie nie opłakuj mnie. Jedyna moja nadzieja szczęścia znajduje się po tamtej strome bramy Wygnania i pójście za nią muszę zaryzy kować. Wspomnij lata, które dzieliliśmy jako kochan kowie, koledzy i przyjaciele i wiedz, że dały mi one wiele szczęścia. Życzę ci radości i wesela, moja Bardzo Kochana. Na
zawsze, BRY.
18 G d y wreszcie skończyła się O s t a t n i a Wieczerza z jej z w a r i o w a n y m smórgdsbordem z a m a w i a n y c h p o t r a w , o ś m i o r o c z ł o n k ó w G r u p y Zielonej z a b r a ł o kieliszki na t a r a s zewnętrzny, gdzie i n s t y n k t o w n i e się skupili, lecz o s o b n o od reszty gości g o s p o d y . C h o ć była t y l k o d w u d z i e s t a trzydzieści, n i e b o n a d L y o n e m poczer n i a ł o o d p l a n o w a n e j c o t y g o d n i o w e j ulewy. R ó ż o w e błyskawice w y d o b y w a ł y k o n t u r y nadciągających chmur burzowych. — Czujecie, j a k n a r a s t a elektryczność statyczna? — z a p y t a ł a Elżbieta. — N a w e t z w y ł ą c z o n y m i metafunkcjami, zawsze o d c z u w a m jonizację przed n a p r a w d ę wielką burzą. Zaostrzają się wszystkie zmys ły. Z a c z y n a m się czuć t a k inteligentnie, że l e d w o m o g ę się p o w s t r z y m a ć ! Ł a d u j e się k o n d e n s a t o r Zie m i a i ja także, więc za chwilę b ę d ę m o g ł a góry przenosić. O d w r ó c i ł a t w a r z p o d wzmagający się wiatr. Jej długie włosy powiewały, c z e r w o n y drelichowy k o m b i n e z o n przykleił się do ciała dziewczyny. Pierwsze p o d d ź w i ę k o w e d r g a n i a d a l e k i e g o p i o r u n a wstrząs nęły p o w i e t r z e m . I — Wielobarwny kraj t. I
162
Julian May
— Czy byłaś j u ż z d o l n a przenosić góry? — Felicja p r z y b r a ł a sztuczny t o n . — N i e z u p e ł n i e . Z n a c z n e siły p s y c h o k i n e t y c z n e r z a d k o się trafiają wśród m ę t ó w , niemal tak r z a d k o , j a k p r a w d z i w a z d o l n o ś ć psychokreacji. M o j a siła PK wystarczyła ledwie na p a r ę trików s a l o n o w y c h . Moją właściwą specjalizacją była telepatia, s ł a w e t n a funk cja zdalnej m o w y . W rzeczywistości p o w i n n o się to n a z y w a ć z d a l n y m czuciem, bo obejmuje także coś w rodzaju widzenia i słyszenia. D z i a ł a ł a m też w za kresie korekcji, czyli zdolności terapeutycznej i anali tycznej, przez większość ludzi nazywanej zmienia niem umysłu. M ó j mąż miał p o d o b n e zdolności. P r a c o w a l i ś m y razem j a k o trenerzy m a ł y c h dzieci p o d c z a s ich pierwszych b a r d z o t r u d n y c h k r o k ó w w k i e r u n k u J e d n o ś c i metapsychicznej. — Chcieli, ż e b y m poszła do zmieniacza — oznaj miła Felicja d r ż ą c y m z nienawiści głosem. — Powie d z i a ł a m im, że wolę u m r z e ć . Nie r o z u m i e m , j a k wy, meta-ludzie, możecie z d o b y w a ć się na szperanie w cu dzych m ó z g a c h . A l b o zawsze mieć k o ł o siebie i n n e g o metę z d o l n e g o czytać wasze tajemne myśli. Przecież to o k r o p n e nigdy nie być s a m y m . N i g d y nie m ó c się ukryć. Z w a r i o w a ł a b y m . Elżbieta o d p o w i e d z i a ł a ł a g o d n i e : — Przecież to jest zupełnie inaczej. Jeśli idzie o m ę t ó w czytających nawzajem swoje myśli... istnieje wiele r ó ż n y c h p o z i o m ó w d z i a ł a n i a umysłu. N a z y w a m y j e m o d ł a m i . M o ż n a n a d a w a ć telepatycznie d o wielu o s ó b n a m o d ł ę deklamacyjną a l b o n a k r ó t k i d y s t a n s d o grupy n a m o d ł ę konwersacyjną. Dalej, m o d ł a i n t y m n a , którą m o ż e o d ciebie o d e b r a ć tylko j e d n a o s o b a . Poniżej zaś leży wiele ś w i a d o m y c h
WIELOBARWNY
KRAJ
163
i n i e ś w i a d o m y c h warstw, k t ó r e m o ż n a e k r a n o w a ć za p o m o c ą techniki m e n t a l n e j ; uczy się jej k a ż d y m e t a psychik we wczesnej m ł o d o ś c i . M a m y nasze p r y w a t n e myśli tak s a m o j a k wy. Lwia część naszej k o m u n i k a c j i telepatycznej to tylko rodzaj bezgłośnej m o w y i proje kcji o b r a z ó w . M o ż n a to u w a ż a ć za elektroniczny p r z e k a z a u d i o w i z u a l n y , bez p r o m i e n i o w a n i a elektro magnetycznego. Felicja powiedziała: — Wielcy zmieniacze potrafią p r z e n i k a ć do naj głębszych ludzkich myśli. — P r a w d a . Ale to się o d b y w a w r a m a c h stosun k ó w lekarz-pacjent. Pacjent ś w i a d o m i e udziela z g o d y na b a d a n i e . Lecz n a w e t wtedy dysfunkcja m o ż e być tak g ł ę b o k o z a p r o g r a m o w a n a , że uzdrawiacz nie ma d o ś ć siły. by przez nią p r z e n i k n ą ć , bez względu na t o , j a k b a r d z o pacjent p r a g n ą ł b y z nim w s p ó ł p r a c o w a ć . — T a a a k — rzekł Stein. Przechylił do ust wielki d z b a n piwa. Felicja upierała się:. — Ale ja wiem, że m e t o w i e potrafią czytać u k r y t e myśli. C z a s a m i nasz t r e n e r p r z y p r o w a d z a ł uzdrawiaczy, by p o p r a c o w a l i n a d naszymi c h ł o p a k a m i , gdy się załamywali. M e t o w i e zawsze potrafili w s k a z a ć tych, k t ó r y c h opuściła o d w a g a . N i e powiesz mi, że te biedne sukinsyny ś w i a d o m i e p o z w a l a ł y k o n o w a ł o m wykrywać to, co pociągało za sobą wyrzucenie z pracy! Elżbieta o d p a r ł a : — O s o b a n i e w y s z k o l o n a , niemeta, ujawnia wiele informacji n i e ś w i a d o m i e i bezsłownie. M o ż n a to t r a k t o w a ć j a k m e n t a l n e m a m r o t a n i e . Czy stałaś kie dyś k o ł o o s o b y mówiącej d o siebie, bezgłośnie p o mrukującej? W stanie s t r a c h u , złości, k o n c e n t r a c j i na
164
Julian May
rozwiązywaniu p r o b l e m u , a nawet przy p o d n i e c e n i u s e k s u a l n y m , myśli się... g ł o ś n o . N a w e t n i e m e t o w i e mogą niekiedy o d e b r a ć wibracje: o b r a z y m e n t a l n e , bezgłośną m o w ę lub wybuchy e m o c j o n a l n e . Im lepszy uzdrawiacz, tym lepiej chwyta sens wariackiej k a k o fonii, k t ó r ą nadaje ludzki m ó z g . Bryan spytał: — Czy istnieje s p o s ó b , by zwykły człowiek osłonił się przed c z y t a n i e m myśli? — Oczywiście. P o w i e r z c h o w n e p o d s ł u c h i w a n i e b a r d z o ł a t w o z a b l o k o w a ć . Wystarczy o s t r o wziąć w k a r b y w ł a s n e n a d a w a n i e m e n t a l n e . A jeśli sądzisz, że k t o ś chce cię g ł ę b o k o b a d a ć , wywołaj w myśli j a k i ś n e u t r a l n y o b r a z , n a p r z y k ł a d duży czarny k w a d r a t . A l b o , jeżeli nie mówisz g ł o ś n o , r ó b p r o s t e ćwiczenia. Licz od j e d n e g o do czterech i z n o w u od p o c z ą t k u , i z n o w u . A l b o śpiewaj w myśli j a k ą ś d u r n ą p i o s e n k ę . Zablokujesz t y m k a ż d e g o , z wyjątkiem najlepszych korektorów. — Cieszę się, k o c h a n i e , że nie możesz o d c z y t a ć teraz m o i c h myśli — wtrącił się Aiken D r u m . — W p a d ł a b y ś w o d m ę t p a n i c z n e g o s t r a c h u . J e s t e m tak p r z e r a ż o n y myślą o przejściu b r a m y czasu, że moje c z e r w o n e ciałka krwi stały się r u d e ! P r ó b o w a ł e m się wycofać. N a w e t p o w i e d z i a ł e m d o r a d c o m , że się p o prawię, jeśli pozwolą mi tu zostać! Ale nikt mi nie chciał uwierzyć. — N i e r o z u m i e m dlaczego — powiedział Bryan. C z e r w o n a w a błyskawica przeskoczyła z c h m u r y na c h m u r ę n a d g ó r a m i , ale dźwięk, k t ó r y usłyszeli, był s t ł u m i o n y i tępy j a k głos d z i u r a w e g o b ę b n a . — J a k idzie b a l o n i a r s t w o , m a l e ń k a ? — z a p y t a ł Aiken Elżbietę.
WIELOBARWNY KRAJ
165
— W y k u ł a m teorię b u d o w a n i a b a l o n ó w z miejs cowych m a t e r i a ł ó w : w y p r a w i a n i e s k ó r rybich na p o w ł o k ę , w y p l a t a n i e koszy na g o n d o l ę i skręcanie p o w r o z ó w z łyka. Ale p r a k t y k ę o d b y ł a m na t y m . — Wyjęła z torby turystycznej paczkę wielkości podwójnej cegły. — Po n a d m u c h a n i u ma w y s o k o ś ć pięciu pięter, p o d w ó j n e ścianki i jest p ó ł s t e r o w n y . J a s k r a w o c z e r w o n y . j a k moje u b r a n i e . D y s p o n u j ę baterią d o n a d m u c h u g o r ą c e g o p o w i e t r z a . Oczywiś cie, nie wystarczy na dłużej niż na p a r ę tygodni lotów, więc z biegiem czasu będę m u s i a ł a przejść na węgiel drzewny. A w y p a l a n i e to b r u d n a r o b o t a . Ale węgiel d r z e w n y jest j e d y n y m z d a w n y c h paliw, j a k i e się do tego nadaje. C h y b a , że z n a l a z ł a b y m węgiel k a m i e n n y . — Bezu t r u d u , laleczko — powiedział Aiken. — T r z y m a j się m n i e i m o i c h m a p mineralogicznych. Stein zaśmiał się pogardliwie. — A j a k go sobie wykopiesz? — zwrócił się do Elżbiety. — Z a a n g a ż u j e s z K r ó l e w n ę Śnieżkę i Sied miu K r a s n o l u d k ó w ? Najbliższy węgiel będzie o jakieś sto k i l o m ó w n a p ó ł n o c , k o ł o L e C r e u s o t a l b o M o n t ceau, u diabła w z ę b a c h i p o d ziemią. N a w e t jeśli się do niego dostaniesz bez strzelań górniczych, j a k go z a t a c h a s z t a m , gdzie ci będzie p o t r z e b n y ? — N o , to będę jeszcze p o t r z e b o w a ł t y g o d n i a l u b d w u na r o z p r a c o w a n i e p i e p r z o n y c h detali! — o d p a l i ł Akien. — Z n a c z n i e bliżej znajdziecie p o k ł a d y węgla — wtrącił K l a u d i u s z Majewski. — Te twoje współ czesne m a p y są z w o d n i c z e . Aikenie. Ukazują warstwy i złoża w stanie dzisiejszym, w X X I I wieku, a nie t a k , j a k wyglądały sześć m i l i o n ó w lat t e m u . Były wtedy m a ł e , limnalne baseny węglowe w całym M a s y w i e
166
Julian May
C e n t r a l n y m i wielkie złoża w S a i n t - E t i e n n e . ale wszystkie w y e k s p l o a t o w a n o p o d koniec X X wieku. W pliocenie z a p e w n e znajdziesz łatwą z d o b y c z o p a r ę k i l o m ó w na p o ł u d n i e stąd. A jeśli szczęście dopisze i znajdziesz ją blisko w u l k a n u , m o ż e ci się trafić naturalny koks! — Na razie, n i m obejrzysz teren, wstrzymaj się z z a k ł a d a n i e m Plioceńskiego T o w a r z y s t w a G ó r n i c z e go — p o r a d z i ł Aikenowi Ryszard z k w a ś n y m uśmie c h e m . — Miejscowi kacykowie m o g ą mieć własne poglądy na t e m a t sięgania przez n a s po b o g a c t w a naturalne. — N i e w y k l u c z o n e — zgodził się Bryan. — M o ż e m y ich p r z e k o n a ć , by pozwolili n a m mieć wpływ na decyzję — powiedziała Felicja; uśmiechnęła się. — T a k i m czy i n n y m s p o s o b e m . Zakonnica dodała: — M o ż e m y p o s t a r a ć się u n i k n ą ć konfliktów, jeżeli udajemy się na teren niezasiedlony. — N i e sądzę, by to było w stylu Felicji — o d p a r ł Aiken. — O n a przecież ma nadzieję na m a ł e gry i zabawy, n i e p r a w d a ż , dziecino? J a s n e kędzierzawe włosy L a n d r y kłębiły się n a d jej głową j a k n a ł a d o w a n a elektrycznością c h m u r a . Z n ó w była u b r a n a w prostą chińską s u k i e n k ę . — C z e g o k o l w i e k oczekuję, na p e w n o znajdę. A te raz chcę tylko jeszcze j e d n e g o d r i n k a . Czy k t o ś ze mną pójdzie? — Skierowała się do g o s p o d y , Stein i Ry szard za nią. — K t o ś p o w i n i e n powiedzieć t y m d w ó m . że tracą czas — m r u k n ą ł starszy p a n . — Biedna Felicja! — powiedziała A m e r i e . — Ja każ ironia w jej imieniu; jest tak o k r o p n i e nieszczęś-
WIELOBARWNY KRAJ
167
liwa. Jej agresywna poza to tylko jeszcze j e d n a forma p a n c e r z a , tak j a k m u n d u r d o hokeja. — A p o d nim o n a po p r o s t u blaga o miłość? — z a p y t a ł a Elżbieta z p r z y m r u ż o n y m i oczami i lek kim uśmieszkiem na w a r g a c h . — Uważaj, Siostro. Potrzebuje modlitwy, to p e w n e . Ale jest bardziej czarną dziurą niż czarną owcą. — Pożera cię żywcem oczami — d o d a ł Aiken. — C o ś przeklęcie nieludzkiego kręci się tu między nami. — N a w e t nie zwykła lesbijka — powiedział Maje wski. — Ale z g o d a na „ p r z e k l ę c i e " . — Co za o k r u t n e i cyniczne zdanie, K l a u d i u s z u ! — wykrzyknęła m n i s z k a . — Nic nie wiesz o jej życiorysie, nic o tym, co okaleczyło jej d u c h a . T a k mówisz, jak by była p o t w o r e m . A t y m c z a s e m to tylko nieszczęsne dziecko, k t ó r e nigdy nie n a u c z y ł o się k o c h a ć . — Z a c z e r p n ę ł a g ł ę b o k o powietrza. — Jestem nie tylko zakonnicą, ale i lekarką. J e d n y m z m o i c h ślubów jest p o m a g a ć cierpiącym. Nie wiem, czy będę u m i a ł a p o m ó c Felicji, ale na p e w n o spróbuję. — P o wiew w i a t r u uniósł w o a l k ę Amerie, p r z y t r z y m a ł a ją m o c n ą dłonią. — Nie wysiadujcie zbyt d ł u g o , c h ł o p cy. J u t r o już się zbliża. — Wybiegła z t a r a s u i z n i k n ę ł a w c i e m n y m ogrodzie. — To raczej mniszeczka potrzebuje m o d l i t w — za kpił Akien. — Stul pysk — w a r k n ą ł K l a u d i u s z , po czym d o d a ł : — P r z e p r a s z a m , synu. Ale powinieneś u w a ż a ć na swój ostry język. Będziemy mieli d o ś ć d u ż o k ł o p o t ó w i nie musisz ich n a m j u ż teraz p r z y s p a r z a ć . — Spojrzał na niebo, przez k t ó r e przeleciała d ł u g a i j a s n a błyskawica ku g ó r o m na wschodzie. Na jej
168
Julian May
s p o t k a n i e wyrosły błyski z ziemi i rozległ się g r z m o t p i o r u n a . — B u r z a się zbliża. Ja j u ż idę spać. Chciał b y m wiedzieć, k t o , u diabła, z a m a w i a wieszcze znaki dla tej imprezy? Starszy p a n o d d a l i ł się ciężkim k r o k i e m . Elżbieta, Aiken i B r y a n patrzyli za nim z d u m i e n i . T r z y p i o r u n y j e d e n za d r u g i m n a d a ł y jego odejściu śmiesznie t e a t r a l n y efekt, ale nikt z p o z o s t a ł y c h nie u ś m i e c h n ą ł się nawet. — N i g d y ci nie m ó w i ł a m , Aikenie — p r z e r w a ł a wreszcie milczenie Elżbieta — j a k b a r d z o p o d o b a m i się twój k o s t i u m . Miałeś rację. Jest najbardziej efek t o w n y w całej gospodzie. M a ł y człowieczek zaczął strzelać p a l c a m i i o b c a s a m i i o b r a c a ć się j a k t a n c e r z flamenco. Od j e g o luźnego u b r a n i a odbijał się blask błyskawic. T o , co na pierwszy rzut o k a w y d a w a ł o się u t k a n e ze złotych nici, było w rzeczywistości k o s z t o w n ą t k a n i n ą z bisio r u f r a n k o ń s k i c h m a ł ż y , słynnego n a całą G a l a k t y k ę z p i ę k n a i w y t r z y m a ł o ś c i . Na całej długości r ę k a w ó w i n o g a w e k k o s t i u m u znajdowały się naszyte kieszenie; kieszenie p o k r y w a ł y też p r z ó d u b r a n i a i g ó r n ą część n a g a wek, na plecach zaś z n a j d o w a ł a się wielka kie szeń o t w i e r a n a u d o ł u . Złociste b u t y z c h o l e w a m i też miały kieszenie, n a w e t p a s A i k e n a m i a ł kieszenie, a złoty k a p e l u s z z szerokim r o n d e m , z a w a d i a c k o w ł o ż o n y na bakier, miał wstążkę pełną m a ł y c h kie szonek. K a ż d a kieszeń, d u ż a czy m a ł a , była wy p c h a n a n a r z ę d z i a m i , i n s t r u m e n t a m i lub s p r a s o w a n y mi u r z ą d z e n i a m i z d e k a m o l u . Aiken D r u m był c h o dzącą narzędziownią, wcieloną w złocistego b o ż k a . — K r ó l A r t u r na pierwszy rzut o k a ochrzciłby cię sir Bossem — powiedziała Elżbieta, B r y a n o w i zaś
W I E L O B A R W N Y KRAJ
169
wyjaśniła: — On ma z a m i a r o d e g r a ć rolę J a n k e s a na d w o r z e królewskim w e p o c e plioceńskiej. — Aby przyciągnąć uwagę, nie musisz się n a w e t m a r t w i ć , j a k u T w a i n a , o zaćmienie słońca — zgodził się a n t r o p o l o g . — S a m o twoje u b r a n i e wystarczy, by rzucić p o s t r a c h na k m i o t k ó w . Ale czy nie jest zbyt p o d p a d a j ą c e , jeśli m a s z z a m i a r p o s z p i e g o w a ć t r o c h ę w tym kraju? — W wielkiej kieszeni na plecach m a m p o n c z o d o s t o s o w u j ą c e się b a r w ą do tła. Bryan zaśmiał się. — Merlin nie m i a ł b y cienia szansy. A i k e n p r z y p a t r y w a ł się ś w i a t ł o m L y o n u , ciem niejącym i n i k n ą c y m w m i a r ę przybliżania się burzy przesłaniającej dolinę deszczem. — Powieściowy J a n k e s m u s i a ł w s p ó ł z a w o d n i c z y ć z M e r l i n e m , p r a w d a ? N o w o c z e s n a t e c h n i k a przeciw c z a r n o k s i ę s t w u . N a u k a przeciw p r z e s ą d o m Ś r e d n i o wiecza. Nie p a m i ę t a m d o b r z e tej książki. C z y t a ł e m ją na D a l r i a d z i e , gdy m i a ł e m trzynaście lat i p a m i ę t a m , że T w a i n m n i e r o z c z a r o w a ł m a r n o w a n i e m miejsca na d o m o r o s ł ą filozofię, z a m i a s t poświęcić je na akcję. J a k to się kończyło? Wiecie co? Z a p o m n i a ł e m ! Myślę, że naciągnę k o m p u t e r na tabliczkę z tą powieścią. L e k t u r a do p o d u s z k i . — M r u g n ą ł do B r y a n a i Elż biety. — Ale p e w n o zdecyduję się mierzyć wyżej niż sir Boss! Znikł w gospodzie. — I t a k z o s t a ł o d w ó c h M u r z y n k ó w — powiedział Bryan. Elżbieta dopijała swój R e m y M a r t i n . Wielu cecha mi p r z y p o m i n a ł a mu Varię: s p o k o j n a , zjadliwie in teligentna, ale zawsze z z a s u n i ę t y m i firankami. E m a -
170
Julian May
WIELOBARWNY
KRAJ
171
n o w a ł o z niej c h ł o d n e k o l e ż e ń s t w o i ani k r z t y n a seksu. — Nie zostaniesz d ł u g o z G r u p ą Zieloną, p r a w d a , Bry? — z a p y t a ł a . — Reszta stała się współzależna przez te pięć dni. Ale nie ty. — Niewiele m o ż n a przed tobą u k r y ć . Czy jesteś p e w n a , że twoje metafunkcje n a p r a w d ę znikły? — Nie znikły — o d p a r ł a . — Ale to na j e d n o wychodzi. Z p o w o d u u s z k o d z e n i a m ó z g u c o f n ę ł a m się do tak z w a n e g o s t a n u u t a j o n e g o . Moje funkcje istnieją n a d a l , lecz nieosiągalne, z a m u r o w a n e w mej prawej półkuli m ó z g o w e j . N i e k t ó r z y rodzą się ze z d o l n o ś c i a m i uśpionymi... i o d g r o d z o n y m i . Inni ro dzą się j u ż . j a k to n a z y w a m y , a k t y w n i i siły u m y s ł u są im d o s t ę p n e , szczególnie jeśli od dzieciństwa prze chodzą stosowny trening. T o jest b a r d z o p o d o b n e d o uczenia się przez niemowlęta m o w y . Moja p r a c a na Denali o b e j m o w a ł a w znacznym stopniu ten rodzaj trenerstwa. B a r d z o r z a d k o , j e d n a k u d a w a ł o się n a m przeprowadzić latentnych w stan czynny. Lecz mój przypadek jest inny. Z o s t a ł o mi tylko p a r ę łyżeczek pierwotnej kory mózgowej. Reszta jest r e g e n e r o w a n a . Było dość zaczynu, by przywrócić o s o b o w o ś ć , a spe cjaliści odtworzyli mi nawet pamięć. Ale z jakichś nieznanych przyczyn aktywność metapsychiczna rzad ko przeżywa n a p r a w d ę p o w a ż n e uszkodzenie m ó z g u .
— Czy ich u t r a t a jest nie do zniesienia... — Z a k l ą ł i przeprosił ją. Była s p o k o j n a j a k zawsze. — N i e m e t a prawie nie potrafi sobie w y o b r a z i ć straty. P o r ó w n a j to ze s t a n i e m się g ł u c h o n i e m y m i niewidomym. Całkowicie sparaliżowanym i po z b a w i o n y m czucia. W y o b r a ź sobie, że straciłeś or g a n a płciowe i zostałeś straszliwie zniekształcony. Z ł ó ż wszystko r a z e m , a jeszcze nie wystarczy w p o r ó w n a n i u z t a m t y m , jeśli to znałeś i straciłeś... Ale i ty coś straciłeś, p r a w d a Bry? M o ż e więc potrafisz pojąć coś z tego, co ja czuję.
— Co ci się s t a ł o , jeśli w o l n o spytać? — M e g o m ę ż a i mnie p o c h w y c i ł o t o r n a d o , gdy lecieliśmy n a d D e n a l i . T o m a ł a s ł o d k a p l a n e t k a ; p o g o d ę ma j e d n ą z najgorszych w G a l a k t y c e . Lawrence zginął na miejscu. Ja b y ł a m p o ł a m a n a na kawałki, ale ostatecznie o d r e s t a u r o w a n o m n i e . Z wy jątkiem funkcji M P .
A co ja znajcie w mym pięknym halonie? — p o m y ś lała Elżbieta. I co to będzie m i a ł o za znaczenie? Czy świat W y g n a n i a będzie r ó w n i e pusty j a k ten? G d y b y o n a i L a w r e n c e chcieli mieć dzieci... ale to p r z e s z k a d z a ł o b y w p r a c y i d l a t e g o zdecydowali się z nich zrezygnować; znaleźli spełnienie miłości w so bie nawzajem, połączywszy się na całe życie j a k
— C o ś straciłem. M o ż e to słuszniej t a k n a z w a ć . Bóg wie, że t o , co czuję do M e r c y . jest zupełnie nielogiczne. — G d z i e będziesz jej s z u k a ć , jeśli tamci w pliocenie nie będą wiedzieli d o k ą d poszła? — M o g ę tylko z d a ć się na instynkt. Najpierw p o s z u k a m jej w A r m o r y c e w związku z jej b r e t o ń s k i m p o c h o d z e n i e m . A później w Albionie, przyszłej Bryta nii. Będzie mi p o t r z e b n y statek, bo nie w i a d o m o , czy k a n a ł La M a n c h e był stałym lądem w tym okresie, w k t ó r y m będziemy mieszkać. C h y b a na p o c z ą t k u pliocenu p o z i o m m o r z a zmieniał się w dziwny s p o s ó b . Ale j a k o ś znajdę M e r c y , bez względu na t o . d o k ą d się udała.
172
Julian May
niemal wszyscy metapsychicy. Wiedzieli, że gdy j e d n o n i e u c h r o n n i e odejdzie, n a d a l p o z o s t a n i e J e d n o ś ć , łączność m i l i a r d ó w u m y s ł ó w Ś r o d o w i s k a G a l a k t y c z nego. Albo pozostałaby... Pierwsze wielkie k r o p l e deszczu spadły na drzewa w dolinie. Białoniebieskie błyski oświetliły ją całą, a p i o r u n y wstrząsały p o s a d a m i gór. Bryan chwycił Elżbietę za rękę i wciągnął przez o g r o d o w e drzwi do g ł ó w n e g o salonu; za kilka s e k u n d n a d c i ą g n ę ł a ulewa.
19 Przedświt p r z e j m o w a ł c h ł o d e m , szare c h m u r y , j a k b y s p ó ź n i o n e , m k n ę ł y na p o ł u d n i e na s p o t k a n i e z M o rzem Ś r ó d z i e m n y m . D o l i n ę R o d a n u wypełniała m g ł a . W wielkim salonie z a p a l o n o d r w a na k o m i n k u i tu spotkali się c z ł o n k o w i e G r u p y Zielonej po zjedzonym w p o k o j a c h ś n i a d a n i u . K a ż d y dźwigał wyposażenie do n o w e g o życia i u b r a ł się stosownie do wybranej roli. (Bagaż d o d a t k o w y z ł o ż o n o wcześniej na platformie odjazdowej przed b r a m ą czasu: skrzyn k a „ W y b o r o w e j " K l a u d i u s z a , whisky B r y a n a , z a p a s p r z y p r a w , d r o ż d ż y i k w a ś n e g o siarczynu s o d u dla R y s z a r d a , beczka piwa Steina, pralinki likierowe Elżbiety i wielkie m a l o w i d ł o św. S e b a s t i a n a dla Amerie.) Ryszard i Stein szeptali do siebie p a t r z ą c na nikłe płomienie. A m e r i e , z p ó ł u ś m i e c h e m na ustach, p r z e s u w a ł a w p a l c a c h p a c i o r k i wielkiego d r e w n i a n e g o r ó ż a ń c a , który m i a ł a p r z y c z e p i o n y d o pasa. Inni stali t r o c h ę dalej. D o k ł a d n i e o godzinie pięć-zero-zero R a d c a Mis h i m a zszedł z p ó ł p i ę t r a szerokimi s c h o d a m i i u r o czyście ich p o w i t a ł . — A teraz proszę za m n ą — d o d a ł po chwili.
174
Julian May
Podnieśli p a k u n k i i podążyli j e d n o za d r u g i m przez t a r a s i m o k r y o g r ó d , gdzie płyty na ścieżkach ciągle jeszcze błyszczały od deszczu, a kiście róż zwisały p o r w a n e i p o b i t e przez burzę. B a l k o n y g ł ó w n e g o b u d y n k u g o s p o d y wychodziły na o g r ó d . Z w y s o k a patrzyły na nich zza o s z k l o n y c h drzwi n i e w y r a ź n e twarze — zupełnie t a k s a m o , j a k oni przyglądali się i n n y m p o r a n n y m procesjom óse m e k c h r o n o n a u t ó w p r o w a d z o n y c h przez innego d o r a d c ę . Widzieli C y g a n ó w i k o z a k ó w , n o m a d ó w p u s t y n n y c h i voortrekkerów, Polinezyjczyków w pele r y n a c h z p i ó r i w o j o w n i k ó w z ł u k a m i , mieczami i assagajami: byli też bawarscy turyści w s k ó r z a n y c h s z o r t a c h , b r o d a c i p r o r o c y w białych s z a t a c h , azjatyc cy mnisi z w y g o l o n y m i g ł o w a m i , a m e r y k a ń s c y pio nierzy w k a p o t k a c h , kowboje, fetyszyści p o p r z e b i e r a ni z g r o t e s k o w ą patetycznością i r o z s ą d n i e wygląda jący ludzie u b r a n i w dżinsy l u b stroje t r o p i k a l n e . O świcie p o d r ó ż n i c y przechodzili p o c h o d e m przez ogród do starego d o m k u ocienionego drzewami mor w o w y m i , z białym t y n k i e m i c z a r n y m i b e l k a m i , po k t ó r y c h pięła się winorośl. W o k n a c h n a d a l wisiały k o r o n k o w e firanki Madame G u d e r i a n . a w glinia nych m i s a c h k o l o wielkich drzwi wejściowych kwitło na r ó ż o w o i b i a ł o jej g e r a n i u m . O ś m i u gości i d o r a d c a wchodzili do d o m u i drzwi z a m y k a ł y się za nimi. Po pół godzinie wychodził tylko d o r a d c a . Bryan Grenfell stał za R a d c ą M i s h i m ą , gdy ten otwierał z a m e k w d r z w i a c h d o m k u G u d e r i a n ó w s t a r o m o d n y m m o s i ę ż n y m kluczem. Wielki rudy k o t siedział w s u c h y m gąszczu k r z e w ó w i p a t r z y ł na grupę z ł o t y m i o c z a m i . Kiedy Grenfell p r z e c h o d z i ł o b o k k r z a k ó w , skinął mu głową. Wielu z n a s widziałeś
WIELOBARWNY
KRAJ
175
idących tą drogą, p r a w d a Monsieur le Chat? A ilu z nich czuło się j a k ja: zużyci, głupi i zmęczeni, i ciągle zbyt uparci, by się cofnąć? Idę t u t a j , w p r a k t y c z n y m t r o p i k a l n y m stroju, z p l e c a k i e m p e ł n y m p r o s t y c h narzędzi i w y s o k o b i a ł k o w e j żywności, u z b r o j o n y w laskę p o d r ó ż n ą ze s t a l o w y m k o ń c e m i m a ł y m n o ż e m d o r z u c a n i a u k r y t y m p o d lewym m a n k i e t e m koszuli i zdjęciem drogiej M e r c y , a p o n a d t o z jej dossier w kieszeni na piersiach. Idę do głębokiej piwnicy... Stein Oleson, kiedy p r z e c h o d z i ł przez drzwi, m u s i a ł schylić głowę; przez hol szedł ostrożnie, by nie zaczepić głową o wysoki zegar Madame z ciągle c z y n n y m m o s i ę ż n y m w a h a d ł e m lub nie strącić k t ó r e goś z k r u c h y c h b i b e l o t ó w na p ó ł k a c h a l b o nie w p l ą t a ć się rogami h e ł m u w i k i n g ó w w m a ł y kryształowy ż y r a n d o l . Dla Steina z a c h o w a n i e milczenia s t a w a ł o się c o r a z trudniejsze. W Olesonie rosło coś, co d o m a g a ł o się k r z y k u , ryku, wielkiego w y b u c h u śmie c h u , który odrzuciłby resztę g r u p y o d niego j a k o d drzwi nagle o t w a r t e g o pieca. C z u ł , że jego m ę s k o ś ć budzi się p o d wilczą s p ó d n i c z k ą , s t o p y świerzbią, by s k a k a ć i d e p t a ć , m u s k u ł y r a m i o n napinają się do z a m a c h u t o p o r e m b o j o w y m czy r z u t u włócznią o g r o cie z v i t r o d u r u , k t ó r ą d o d a ł do swego a r s e n a ł u . W k r ó t c e ! W k r ó t c e ! Rozluźnią się s k r ę c o n e w węzeł wnętrzności, ogień we krwi w y b u c h n i e b o h a t e r s k o , a r a d o ś ć stanie się t a k wielka, że będzie się nią m ó g ł z a d ł a w i ć prawie na śmierć... Z a Steinem p o d ą ż a ł o s t r o ż n i e d o piwnicy Ryszard V o o r h e e s . W m o r s k i c h b u t a c h z o d w i n i ę t y m i chole w a m i niewygodnie mu się szło po zużytych s t o p n i a c h . P o s t a n o w i ł , że gdy przejdą przez b r a m ę i zrobią
176
WIELOBARWNY
Julian May
pierwszy zwiad po drugiej stronie, zmieni je na wygodniejsze, na p r z y k ł a d s p o r t o w e , k t ó r e miał w p l e c a k u . Najpierw wygoda, później granie roli! Tajemnica sukcesu, powiedział sobie, będzie zależała od szybkiej oceny miejscowych s t r u k t u r władzy dzięki p o t a j e m n e m u o d w o ł a n i u się do wydziedziczonych i u t w o r z e n i u o d p o w i e d n i e j bazy. J a k tylko u r u c h o m i destylarnię (przy p o m o c y Steina, a m o ż e i L a n d r y , którzy będą trzymali z d a l a miejscowych od w p y c h a nia się na siłę), uzyska z d r o w e p o d s t a w y e k o n o m i c z n e i będzie g o t ó w do gry o wpływy polityczne. U ś m i e c h nął się do swych myśli i s t a r a n n i e p o p r a w i ł t a ś m ę plecaka, a b y nie p o g n i o t ł a poły jego k u b r a k a . Czyż niektórzy z tych d a w n y c h włóczęgów m o r s k i c h nie byli k r ó l a m i we wczesnej Ameryce? J e a n Lafitte, K r w a w y M o r g a n czy n a w e t s a m C z a r n a B r o d a ? A j a k b y w a m się p o d o b a ł Ryszard V o o r h e e s j a k o k r ó l Baratarii? P a r s k n ą ł g ł o ś n y m ś m i e c h e m na tę myśl, zupełnie z a p o m i n a w s z y , że jego k o s t i u m nie należał w rzeczywistości do o p e r e t k o w e g o k o r s a r z a , lecz do żeglarza zupełnie i n n e g o rodzaju... Felicja L a n d r y przyglądała się j a k R a d c a Mishima o t w i e r a s k o m p l i k o w a n y z a m e k w d r z w i a c h piw nicznych. O t w o r z y ł y się ociężale i p o d r ó ż n i c y weszli do starej, zatęchłej piwnicy ociekającej wilgocią, z lekkim z a p a s z k i e m o z o n u . Felicja spojrzała na a l t a n k ę , t e n i e p r a w d o p o d o b n e w r o t a d o wolności, i przytuliła swą n o w ą kuszę do piersi odzianej w czar ną zbroję. D r ż a ł a , czuła mdłości i n a t ę ż a ł a całą siłę woli, by nie s k o m p r o m i t o w a ć się w decydującym m o m e n c i e . Po raz pierwszy od wczesnego dzieciństwa jej oczy. u k r y t e za przyłbicą greckiego h e ł m u , były pełne łez...
KRAJ
177
— Przerzucimy was, j a k j u ż wyjaśniłem, w gru p a c h po c z w o r o — powiedział R a d c a M i s h i m a . — W a s z d o d a t k o w y b a g a ż p o d ą ż y za w a m i po pięciu m i n u t a c h , bądźcie więc g o t o w i z a b r a ć go z t a u - p o l a . A teraz, jeśli pierwsi zajmą miejsce... Elżbieta O r m e p a t r z y ł a bez emocji, j a k Bryan, Stein, Ryszard i Felicja stłoczyli się w k o r o n k o w e j b u d c e i stanęli bez r u c h u . Wszyscy p r ó c z m n i e . p o m y ś l a ł a , mają swoje p l a n y . Mają cele... wzruszają ce, z a b a w n e czy n a w e t szaleńcze. Ale mnie wystarczy, że będę płynęła przez W y g n a n i e w m y m p u r p u r o w y m b a l o n i e i p a t r z y ł a z góry na wszystkich ludzi i zwierzę ta, słuchała wiatru i głosów p t a k ó w , w ą c h a ł a pyłek kwiatowy, żywicę z lasów, d y m palącej się trawy na ł ą k a c h . Wyląduje d o p i e r o wtedy, gdy poczuję, że Ziemia jest realna i ja też jestem. Jeśli to kiedykolwiek nastąpi... M i s h i m a nacisnął przełącznik; pojawiły się zwier c i a d l a n e ściany. Pierwsza c z w ó r k a w altanie wyruszy ła w p o d r ó ż . Aiken D r u m , w złocistym stroju błysz czącym tysiącem o d b i ć od świateł w piwnicy, impul sywnie postąpił d o p r z o d u . — Do d i a b ł a ! Więc to j u ż wszystko? Nie p o b i e r a nawet tyle m o c y , by światła przygasły! — Przyglądał się uważnie p ę k o m kabli wyrastających j a k winorośl z ubitej ziemi piwnicy i znikających gdzieś k o ł o sklepionego sufitu. M i s h i m a ostrzegł go, by niczego nie d o t y k a ł . Aiken u s p o k o i ł go gestem. Ale m u s i a ł p o p a t r z e ć z bliska. Szklisty szkielet p o k r y w a ł y ledwie poruszające się desenie, przebiegające na granicy widzialności. W e w n ą t r z k a ż d e g o z c z a r n y c h węzłów siatki błyszczał m a l e ń k i p u n k c i k n i e r u c h o m e g o świa tła, k t ó r y j a k b y świecił z wielkiej odległości. 12 — Wielobarwny kraj I. I
178
Julian May
— J a k d ł u g o t r w a przejście stąd t a m ? — z a p y t a ł Aiken. — A raczej: z teraz do wtedy? — T e o r e t y c z n i e translacja jest m o m e n t a l n a — od p a r ł M i s h i m a . — Ale utrzymujemy pole przez p a r ę m i n u t , by z a p e w n i ć bezpieczne wyjście. I m o g ę powie dzieć, że od chwili, kiedy cztery lata t e m u P a ń s t w o L u d z k o ś c i p o d j ę ł o działalność Madame G u d e r i a n , c h r o n o n a u t ó w nie s p o t k a ł ż a d e n w y p a d e k . — R a d c o — o d e z w a ł się z n o w u Aiken — chciał b y m jeszcze coś z a b r a ć ze sobą na W y g n a n i e . Czy m o ż e mi p a n d a ć opis i s c h e m a t tego u r z ą d z e n i a ? M i s h i m a o t w o r z y ł bez słowa d ę b o w ą szafkę i wyjął z niej niewielką p ł y t k ę książkową. Było oczywiste, że i inni p o d r ó ż n i c y prosili o to s a m o . A i k e n triumfalnie u c a ł o w a ł p ł y t k ę i ukrył ją n a d p r a w y m k o l a n e m w dużej kieszeni swego błyszczącego u b r a n i a . M i s h i m a p o d s z e d ł do p u l p i t u sterowniczego i wyłą czył pole. L u s t r z a n e ściany zniknęły. A l t a n a była pusta. — Przeszli bezpiecznie przez b r a m ę . T e r a z mogą wchodzić pozostali. K l a u d i u s z Majewski uniósł swój d w u d z i e s t o k i l o w y p a k u n e k i wszedł pierwszy. Stary, z w a r i o w a ł e ś , p o wiedział do siebie w myślach, po czym u ś m i e c h n ą ł się, b o G e n p o w i e d z i a ł a b y t o s a m o . P o d w p ł y w e m na głego i m p u l s u o t w o r z y ł część p a k u n k u zawierającą rzeźbioną i i n k r u s t o w a n ą s z k a t u ł k ę z polskich gór i wyjął ją. Czy n a p r a w d ę za b r a m ą jest świat pliocenu, C z a r n a Dziewczyno? Czy też m i m o wszystkich p o z o rów jest to n a b i e r a n i e i ze szklanej klatki r o b i m y k r o k d o śmierci? O c h , G e n , c h o d ź z e m n ą . Gdziekolwiek... Siostra A n n a m a r i a R o c c a r o zajęła miejsce j a k o o s t a t n i a . Z przepraszającym u ś m i e c h e m w e p c h a ł a się
WIELOBARWNY KRAJ
179
k o ł o A i k e n a D r u m a ; czuła, j a k t w a r d e narzędzia uciskają ją przez r ę k a w y i p o ł y h a b i t u . Aiken był p r a w i e o głowę niższy od krzepkiej mniszki i n i e m a l t a k m a ł y j a k Felicja, ale bynajmniej nie t a k b e z b r o n ny. A i k e n D r u m n a p e w n o przeżyje, p o m y ś l a ł a siostra R o c c a r o . O b y ś m y i my przeżyli! A teraz, M a t k o Boża, wysłuchaj mej s t a r o d a w n e j m o d l i t w y : Salve Regina, mater miser icordiae; vita, dulcedo et spes nostra, salve. Ad te clamamums, exules, filii Hevae. Ad te suspiramus, gementes et flentes in hac lacrimarum valle. Eia ergo, advocata nostra, illos tuos misericordes oculos ad nos eon verte. Et Jesum, benedictum fructum ventris tui, nobis post hoc exsilium ostende... M i s h i m a nacisnął przełącznik. Ból translacji i nagły t r z a s k rzuciły ich w szarą o t c h ł a ń . Zawiśli bez t c h u , serca im z a m a r ł y . K a ż d y z o s o b n a krzyczał w ciszy. I nagle poczuli ciepło. Otworzyli oczy; oślepił ich blask zieleni i błękitu. Ciągnęły ich j a k i e ś ręce, głosy p o n a g l a ł y , by wyszli z połyskującej przestrzeni, k t ó r ą była a l t a n a . Z r o b i l i p a r ę k r o k ó w , wyszli szybko, n i m pole się o d w r ó c i ł o , i znaleźli się na W y g n a n i u .
Część II
Wtajemniczenie
1 — C h o d ź , człowieku, c h o d ź j u ż z n a m i . P a r ę k r o k ó w dalej. Jesteśmy s t r a ż n i k a m i b r a m y czasu. Jes teśmy tu, by w a m p o m ó c . Dalej. W tej chwili czujecie się trzepnięci. ale to z a r a z przejdzie. O d p r ę ż c i e się i chodźcie. Dostaliście się bezpiecznie na W y g n a n i e . Jesteście bezpieczni... Słyszycie m n i e , ludziska? N a p r z ó d , n a p r z ó d . Idziemy wszyscy d o Z a m k u Przejś cia. T a m możecie się o d p r ę ż y ć . Przyjemnie. P o g a d a my, o d p o w i e m y n a wszystkie wasze p y t a n i a . N a przód. G d y ból ustąpił, a p r z y t o m n o ś ć wróciła, do Bryana p o c z ą t k o w o d o c h o d z i ł tylko naglący głos i ja skrawe światło. Czuł, że k t o ś — niewyraźna figu ra, na której nie potrafił się skupić — t r z y m a go za prawą kiść ręki i r a m i ę . K t o ś inny czyścił, j a k się w y d a w a ł o , jego u b r a n i e r ę c z n y m o d k u r z a c z e m . N a stępnie z m u s z o n o g o d o m a r s z u . G d y spojrzał n a swe stopy i dojrzał je zupełnie wyraźnie, w b u t a c h ze świńskiej skóry i t r a k t o r o w y m i p o d e s z w a m i , szedł po w i l g o t n y m gruncie, a później po grubej d a r n i z k r ó t k o ściętą lub skoszoną trawą. D e p t a ł po kwiatach p o d o b n y c h do s t o k r o t e k . Pasiasty m o t y l z j a s k ó ł c z y m i
184
Julian May
WIELOBARWNY
KRAJ
185
k o ń c a m i skrzydeł wisiał n i e r u c h o m o na oroszonej roślinie. — Zaczekajcie — wybełkotał. — S t o p . N a t a r c z y w e ciągnięcie u s t a ł o , więc m ó g ł się za t r z y m a ć i rozejrzeć. Wczesne, p o r a n n e słońce świeciło n a d wielkim p ł a s k o w y ż e m , k t ó r e g o zieleń w wyższych i suchszych p a r t i a c h przechodziła w odcień złotawy. Tanzania? Nebraska? Dobrudza? Francja. Bliżej leżały z a o k r ą g l o n e głazy z krystalicznej ska ły. U s t a w i o n o je dla zaznaczenia skrajów ścieżki wiodącej do dziwnego, niewyraźnego b u d y n k u ; wy d a w a ł o się, że wisi w powietrzu j a k p u s t y n n y miraż. W o k ó ł R y s z a r d a , Steina i Felicji zebrali się mężczyźni j e d n a k o w o u b r a n i : w białe s p o d n i e i tuniki przewią z a n e w pasie niebieskim s z n u r e m . Kilku dalej stoją cych s t r a ż n i k ó w czekało na przybycie reszty człon k ó w G r u p y Zielonej. Migoczące pole siłowe zgasło. Bryan z a ż ą d a ł , by p o c z e k a ć , p ó k i nie pojawiło się p o n o w n i e z c z t e r e m a kolejnymi p o s t a c i a m i ludzkimi, ku k t ó r y m pospieszyli strażnicy, żeby je p r z e p r o w a dzić na o t w a r t e miejsce.
go jedzenia. Z jakiegoś p o w o d u u s p o k o i ł o to B r y a n a . Nie o p i e r a ł się, gdy ów człowiek zaczął go z n ó w ciągnąć po ścieżce. Wspięli się na p a g ó r e k odłegły o kilkaset m e t r ó w od b r a m y czasu. G d y myśl a n t r o p o l o g a stała się z n o w u w pełni j a s n a , z a f a s c y n o w a ł go widok p o k a ź nej wielkości k a m i e n n e j fortecy na szczycie wzniesie nia, z wejściem ku w s c h o d o w i . Nie p r z y p o m i n a ł a bajkowych z a m k ó w Francji, raczej prostsze z rodzin nej Anglii Bryana. Z wyjątkiem brakującej fosy była czymś w rodzaju z a m k u B o d i a m w hrabstwie Sussex. G d y podeszli bliżej, Bryan ujrzał zewnętrzne m u r y z s u r o w e g o k a m i e n i a wysokości p r a w i e d w u k r o t n e g o w z r o s t u człowieka. W e w n ą t r z , za przylegającym do m u r ó w p o d w a l e m s t a n o w i ą c y m zewnętrzny pierścień strażniczy, z n a j d o w a ł się c z w o r o b o c z n y kasztel, pusty w ś r o d k u sześcian z o d k r y t y m dziedzińcem, z b a s z t a m i na r o g a c h i wielkim b a r b a k a n e m na przeciwko b r a m y . N a d nią widniała w y r o b i o n a w żół tym m e t a l u p o d o b i z n a b r o d a t e g o mężczyzny. G d y podeszli d o m u r ó w z e w n ę t r z n y c h , Bryan usłyszał n i e s a m o w i t e wycie.
— W p o r z ą d k u , chłopie. T e r a z możesz j u ż iść za mną. R e s z t a pociągnie za n a m i . Bryan zidentyfikował szorstki głos j a k o należący do żylastego, m o c n o o p a l o n e g o mężczyzny z siwieją cymi b l o n d w ł o s a m i i długim, p r z e k r z y w i o n y m na b o k n o s e m . O b c y miał wystające j a b ł k o A d a m a , a na szyi splecioną z c i e m n e g o m e t a l u o b r o ż ę , grubą na palec i z a o k r ą g l o n ą , r y t o w a n ą w d r o b n y , skom p l i k o w a n y w z ó r i spiętą z p r z o d u węźlastym zamecz kiem. Na tunice mężczyzny, uszytej c h y b a z cienko przędzionej wełny, były widoczne resztki zaschnięte-
— P r o s t o tutaj do ś r o d k a , chłopie — powiedział uspokajająco p r z e w o d n i k . — Olewaj te amficyjony. Weszli w przejście p r o w a d z ą c e z p o d w a l a ku opuszczonej d r e w n i a n e j kracie w b r a m i e b a r b a k a n u . O t a c z a ł y g o o n e p o o b u s t r o n a c h ; były b a r d z o m o c n e . T u z i n o g r o m n y c h zwierząt p r z y g a l o p o w a ł niezdar nie do p r z e g r o d y ; zaczęły warczeć i toczyć p i a n ę z pysków. — Ciekawe psy ł a ń c u c h o w e — o d e z w a ł się nie p e w n y m głosem Bryan. P r z e w o d n i k nie p r z e s t a w a ł ciągnąć go za sobą.
186
Julian May
— M o w a ! P r y m i t y w n e p s o w a t e . N a z y w a m y je p s o d ź w i e d z i a m i . Ważą po trzysta kilo i żrą wszystko jak j a s n a c h o l e r a , co ich nie zeżre wcześniej. G d y trzeba zabezpieczyć fortecę, wystarczy p o d n i e ś ć te kraty i wypuścić bydlaki na całe p o d w a l e . W e w n ą t r z wielkiego b a r b a k a n u ciągnął się długi k o r y t a r z z o d n o g a m i na p r a w o i lewo, w i o d ą c y m i do izb z e w n ę t r z n y c h przylegających do m a s y w n e g o m u ru. P r z e w o d n i k p o p r o w a d z i ł B r y a n a s c h o d a m i n a drugą k o n d y g n a c j ę . Tu k o r y t a r z e były bielone, a na ścianach wisiały ł a d n e mosiężne kinkiety ze zbior n i k a m i na oliwę, g o t o w e do z a p a l e n i a o zachodzie słońca. O k n a w głębokich w n ę k a c h w y c h o d z ą c e na w e w n ę t r z n y dziedziniec wpuszczały światło dzienne do holu. — D l a k a ż d e g o z was m a m y m a ł y p o k ó j gościnny — oznajmił strażnik. — Siadaj, o d p o c z y w a j i z a k ą ś sobie, jeśli chcesz. — O t w o r z y ł ciężkie d r e w n i a n e drzwi i wszedł pierwszy do ś r o d k a . P o k ó j był k w a d r a t o w y , cztery na cztery, wyło żony g r u b y m w e ł n i a n y m d y w a n e m w odcieniach b r ą z u i szarości. J e g o u m e b l o w a n i e stanowiły za dziwiająco d o b r z e w y k o n a n e krzesła i ławy z toczone go d r e w n a . N i e k t ó r e miały siedzenia i o p a r c i a plecio ne ze s z n u r ó w , i n n e w y ł o ż o n o c z a r n y m i wełnianymi p o d u s z k a m i . N a niskim stole stały c e r a m i c z n e d z b a n ki pełne g o r ą c y c h i zimnych n a p o j ó w , k u b k i do picia, misa ze s z k a r ł a t n y m i śliwkami i m a ł y m i wiśniami o r a z półmisek pełen p l a c k ó w p o s y p a n y c h j a k i m i ś ziarnami. P r z e w o d n i k p o m ó g ł Bryanowi zdjąć plecak. — T a m za zasłoniętymi d r z w i a m i jest toaleta. N i e k t ó r z y nowi czują p o t r z e b ę . F a c e t z k o m i t e t u
WIELOBARWNY KRAJ
187
przyjęć przyjdzie do ciebie za o k o ł o dziesięć m i n u t . T y m c z a s e m sobie ostygnij. Bryan p o d s z e d ł do wąskiego o k n a w z e w n ę t r z n y m m u r z e i przez dekoracyjną mosiężną k r a t ę p o p a t r z y ł na k r a j o b r a z . D o s t r z e g ł amficjony krążące po wąskiej przestrzeni poniżej. Z a m u r e m z e w n ę t r z n y m znaj d o w a ł a się ścieżka i s k a l n a p l a t f o r m a z czterema k a m i e n i a m i p o r o g a c h , zaznaczającymi p o ł o ż e n i e b r a m y czasu. O s ł o n i ł oczy przed słońcem i ujrzał sfalowaną s a w a n n ę biegnącą k u dolinie R o d a n u . D a l e k o p a s ł o się s t a d k o c z w o r o n o ż n y c h zwierząt; p t a k wyśpiewywał s k o m p l i k o w a n ą pieśń. G d z i e ś w z a m k u rozległ się k r ó t k i ludzki śmiech. Bryan Grenfell westchnął. Więc to był poliocen! Zaczął b a d a ć otoczenie; a u t o m a t y c z n i e n o t o w a ł w m ó z g u z n a j o m e szczegóły, k t ó r e a n t r o p o l o g o w i j a k ż e wiele mówiły o k u l t u r z e n o w e g o świata. Ścia ny z k a m i e n i a na z a p r a w i e m u r a r s k i e j , p o b i e l a n e (kazeiną?), b a r w i o n e d ę b o w e framugi drzwi i okien nice w o k n i e bez szyb. U b i k a c j a miała dla wenty lacji małą z a k r a t o w a n ą szparę w m u r z e . Sedes był zwykłą dziurą w m u r z e przypominającą średniowiecz ne u r z ą d z e n i a w angielskich z a m k a c h . O t a c z a ł o ją d r e w n i a n e siedzenie, a p r z y k r y w a ł a pięknie rzeźbiona p o k r y w a . N a ścianie o b o k wisiało p u d e ł k o pełne zielonych liści. Do mycia służyła c e r a m i c z n a mied nica i d z b a n ( k a m i o n k a t o c z o n a na kole g a r n c a r s k i m , d e k o r a c j a wstęgowa, p o l e w a solna). M y d ł o b y ł o d r o b n o z i a r n i s t e , należycie s e z o n o w a n e i p e r f u m o w a n e j a k i m i ś ziołami. T k a n i n a ręcznika p r z y p o m i n a ł a g r u b y len. Grenfell wrócił do p o k o j u . Pożywienie na stole d o s t a r c z y ł o mu dalszych d a n y c h . Bryan zjadł wiśnię
188
Julian May
i odłożył p o r z ą d n i e pestkę na p u s t y talerz; miąższ o w o c u był cienki, ale słodki. P r a w d o p o d o b n i e pier w o t n a e u r o p e j s k a czeremcha lub jej bliska k r e w n a . Śliwki też wyglądały na dzikie. Jeśli k t ó r y k o l w i e k z c h r o n o n a u t ó w przeniósł oczka z u l e p s z o n y h owo ców p e s t k o w y c h , być m o ż e w y h o d o w a n e d r z e w a o k a z a ł y się zbyt wrażliwe na plioceńskie o w a d y i c h o r o b y , aby p r z e t r w a ć bez o c h r o n y chemicznej. B r y a n z a d u m a ł się n a d w i n o g r o n a m i i t r u s k a w k a m i , ale p r z y p o m n i a ł sobie, że są raczej o d p o r n e , istniała więc szansa, że R y s z a r d będzie miał swoje wino, a M e r c y t r u s k a w k i ze śmietaną... Z i m n y n a p ó j p r z y p o m i n a ł w s m a k u sok z o w o c ó w c y t r u s o w y c h , parujący d z b a n zaś zawierał, j a k się o k a z a ł o , gorącą kawę. C h o c i a ż B r y a n był agnos tykiem, wzniósł gorącą m o d l i t w ę dziękczynną za to o s t a t n i e . Placki o k a z a ł y się t w a r d e i l e k k o p a c h n i a ł y m i o d e m . Były należycie wypieczone, a na wierzchu o z d o b i o n e o r z e c h a m i laskowymi. Półmisek z plac k a m i z d o b i ł a p r o s t a ryta d e k o r a c j a , p o k r y t a ł a d n ą glazurą sang-de-boeuf. K t o ś l e k k o z a p u k a ł d o drzwi. P o d n i ó s ł się m o siężny rygiel i na p r o g u s t a n ą ł starszy człowiek o ł a g o d n y m wyglądzie, z r ó w n o p r z y s t r z y ż o n y m wąsem i n a p o l e o ń s k ą b r ó d k ą . U ś m i e c h n ą ł się py tająco i gdy Bryan p o w i t a ł go przyjacielskim m r u k nięciem, w s u n ą ł się do ś r o d k a . M i a ł na sobie błę kitną t u n i k ę z białym s z n u r e m p r z e w i ą z a n y m w pa sie i taką samą j a k strażnicy o b r o ż ę z c i e m n e g o m e t a l u . W y d a w a ł się nieswój; przysiadł na s a m y m brzeżku ławy. — N a z y w a m się Tully. Jestem c z ł o n k i e m k o m i t e tu przyjęć. Jeśli nie robi to p a n u różnicy... chciał-
WIELOBARWNY KRAJ
189
b y m p o i n f o r m o w a ć , ż e z a p e w n e moglibyśmy p a n u d o p o m ó c w z o r i e n t o w a n i u się w n o w y c h w a r u n k a c h , gdyby n a m p a n powiedział cokolwiek o sobie i swoich p l a n a c h . Oczywiście, nie po t o . by się w t r ą c a ć ! Ale gdybyśmy mogli dowiedzieć się czegokolwiek o p a ń s kiej specjalności i w y u c z o n y m zawodzie, b a r d z o by to p o m o g ł o . T o znaczy m o g l i b y ś m y p a n u powiedzieć, gdzie są p o t r z e b n e p a n a . . . eee... talenty, jeśli inte resuje p a n a osiedlenie się t u t a j . A jeśli nie chce się p a n osiedlić, t o m o ż e m a p a n d o m n i e p y t a n i a . Jestem p o to, b y p o m ó c , r o z u m i e p a n ? On się m n i e boi, stwierdził z d u m i o n y Bryan, a nas tępnie p o m y ś l a ł o ludziach tu przybywających, t a k i c h j a k Stein czy Felicja, k t ó r z y mogli gwałtownie zarea g o w a ć na p o c z ą t k o w ą dezorientację i szok k u l t u r o wy, i doszedł do w n i o s k u , że Tully ma wszelkie p o w o d y do o s t r o ż n o ś c i w pierwszych k o n t a k t a c h z n o w o przybyłymi. P r a w d o p o d o b n i e zasługiwał na żołd frontowy. By go u s p o k o i ć , Bryan rozsiadł się w y g o d n i e na krześle i zaczął jeść placek. — B a r d z o s m a c z n e . W y p i e c z o n e z owsa? I seza m u ? T o b a r d z o p o d n o s i n a d u c h u , gdy się jest w i t a n y m cywilizowanym p o k a r m e m . D o s k o n a ł y m a newr psychologiczny z waszej strony. Tully roześmiał się r o z k o s z n i e . — O. t a k p a n sądzi? B a r d z o się staraliśmy, a b y stworzyć w Z a m k u Przejścia gościnne otoczenie, ale niektórzy przybysze przeżywają głęboki stres i czasem t r u d n o n a m ich u s p o k o i ć . — P o c z ą t k o w o czułem się t r o c h ę m ę t n i e , ale teraz już d o s k o n a l e . N i e bądźże taki spłoszony, człowieku! Jestem nieszkodliwy. I o d p o w i e m na k a ż d e r o z s ą d n e pytanie.
190
Julian May
— C u d o w n i e ! — Tully u ś m i e c h n ą ł się z ulgą. Z t o r e b k i przypiętej do p a s a wyjął a r k u s i k m a t e r i a ł u p i ś m i e n n e g o (papieru? p e r g a m i n u ? ) i zwykłe dwu dziestowieczne p i ó r o . — P a n a n a z w i s k o i p o p r z e d nie zajęcie? — Bryan Grenfell. Byłem a n t r o p o l o g i e m kultu r a l n y m , specjalizującym się w analizie p e w n y c h form konfliktów społecznych. Jestem b a r d z o zaintereso wany możliwością b a d a n i a tu waszego społeczeńst wa, c h o ć nie n a s t a w i a m się szczególnie optymistycz nie co do publikacji mojej pracy. Tully z a c h i c h o t a ł z u z n a n i e m . — Fascynujące, Bryanie! Wiesz, b a r d z o nieliczni przedstawiciele twego z a w o d u przybyli przez b r a m ę . Na p e w n o będziesz chciał p o d ą ż y ć do stolicy i roz m a w i a ć z tamtejszymi ludźmi. Będą t o b ą w najwyż szym s t o p n i u z a i n t e r e s o w a n i . M o ż e s z d a ć j e d y n e w swoim r o d z a j u oceny! Bryan był zdziwiony. — M a m ekwipunek, by zarabiać na życie j a k o ry bak a l b o h a n d l a r z przybrzeżny. Nigdy nie myślałem, że mój stopień n a u k o w y będzie ceniony w pliocenie. — Przecież nie jesteśmy d z i k u s a m i ! — z a p r o t e s t o w a ł Tully. — Twoje umiejętności n a u k o w c a prawie na p e w n o okażą się bezcenne dla... h m m . . . osobistości a d m i n i s t r u j ą c y c h , k t ó r e docenią twoje rady. — M a c i e więc u s t r u k t u r o w a n e społeczeństwo? — Bardzo prosto, bardzo prosto — odparł po śpiesznie Tully. — Ale jestem pewien, że będzie g o d n e twoich d o k ł a d n y c h b a d a ń . — Wiesz, j u ż je r o z p o c z ą ł e m . — Bryan uważnie przyglądał się s t a r a n n i e wygolonej twarzy Tully"ego. — Na p r z y k ł a d ten b u d y n e k został d o b r z e z a p l a n o -
WIELOBARWNY KRAJ
191
w a n y dla celów bezpieczeństwa. Jestem wysoce zain teresowany, przeciw c z e m u się zabezpieczacie. — O... m a m y tu szereg n a d e r niebezpiecznych g a t u n k ó w zwierząt. H i e n y olbrzymie, szablozębne tygrysy m a c h a i r o d y . . . — Ale ten z a m e k bardziej nadaje się do o b r o n y przeciw agresji ludzkiej. A n k i e t e r p o m a c a ł swój naszyjnik. U c i e k a ł ze wzro kiem na boki, wreszcie spojrzał B r y a n o w i w oczy z w y r a z e m szczerości. — No cóż, oczywiście w ś r ó d p r z e c h o d z ą c y c h przez b r a m ę są o s o b y n i e z r ó w n o w a ż o n e i c h o ć bar d z o s t a r a m y się z a s y m i l o w a ć k a ż d e g o , n i e u c h r o n n i e występuje p r o b l e m p o w a ż n i e n i e p r z y s t o s o w a n y c h . Ale możesz się nie o b a w i a ć , Bryan, ty i cała reszta g r u p y jesteście tu przy n a s zupełnie bezpieczni. O b e c nie... m m m . . . elementy zakłócające s p o k ó j raczej chowają się w g ó r a c h i i n n y c h o d d a l o n y c h miejscach. Proszę się nie n i e p o k o i ć . P r z e k o n a s z się, Bryan, że ludzie wysokiej k u l t u r y mają tu na W y g n a n i u pełnię władzy. Życie c o d z i e n n e płynie tak spokojnie, j a k tylko m o ż e w... m m m . . . p i e r w o t n y m ś r o d o w i s k u . — B r a w o dla was. Tully przygryzł k o n i e c p i ó r a . — Dla naszej statystyki... to znaczy b y ł o b y p o m o c n e , gdybyśmy d o k ł a d n i e wiedzieli, jakie wyposa żenie zabrałeś ze sobą. — By je wziąć do w s p ó l n e g o kotła? Tully był wstrząśnięty. — Ależ nic p o d o b n e g o , z a p e w n i a m cię. K a ż d y p o dróżnik musi z a t r z y m a ć narzędzia swego zawodu, aby przeżyć i być pożytecznym członkiem społeczeństwa, p r a w d a ? Jeśli nie chcesz m ó w i ć na ten t e m a t , nie
192
W I E L O B A R W N Y KRAJ
Julian May
nalegam. Ale czasem ludzie przybywają z niezwykłymi książkami czy roślinami albo czymś jeszcze innym, co mogłoby przynieść wielkie korzyści dla wszystkich i jeśli te osoby zgodziłyby się tym podzielić, mogłaby dla wszystkich wzrosnąć j a k o ś ć życia. — P r ó c z żaglowego t r i m a r a n u i sprzętu do rybo łówstwa nie m a m nic szczególnego. V o c o d r u k a r k a z a r k u s z o w y m k o n w e r t e r e m płytek. Raczej duży z a p a s książek i n a g r a ń m u z y c z n y c h . S k r z y n k a whis ky, k t ó r a gdzieś się zapodziała... — A twoi towarzysze p o d r ó ż y ? — Myślę, że lepiej, aby mówili we w ł a s n y m imie niu — o d p a r ł lekko Bryan. — O c h , z całą pewnością. M y ś l a ł e m tylko, że... no tak, d o b r z e . — Tully odłożył p i ó r o i p a p i e r i u ś m i e c h n ą ł się p r o m i e n n i e . — A więc, z pewnością m a s z p y t a n i a , k t ó r e chciałbyś z a d a ć . — T e r a z tylko p a r ę . J a k a jest liczba waszej l u d n o ści? — N o , nie p r o w a d z i m y d o k ł a d n y c h spisów, rozu miesz, ale sądzę, że oceniając w g r a n i c a c h r o z s ą d k u , będzie o k o ł o pięćdziesięciu tysięcy d u s z ludzkich. — D z i w n e , spodziewałem się, że więcej. Czy macie straty s p o w o d o w a n e c h o r o b a m i ? — O c h , p r a w i e wcale. Wydaje się, że nasza mak r o i m m u n i z a c j a i w p r o w a d z o n a genetycznie od p o r n o ś ć b a r d z o d o b r z e zabezpieczają n a s tu w pliocenie, c h o ć najwcześniejsi p o d r ó ż n i c y nie korzystali z p e ł n o p a s m o w e g o u o d p o r n i e n i a j a k ci, co przybyli na W y g n a n i e w ciągu o s t a t n i c h trzydziestu mniej więcej lat. I oczywiście n i e d a w n o o d m ł o d z e n i mogą spodziewać się znacznie dłuższego życia niż ci. którzy korzystali ze starszej technologii. Ale większość na-
193
szych... m m m . . . u b y t k ó w jest w y n i k i e m w y p a d k ó w , i— K i w n ą ł p o w a ż n i e głową. — Oczywiście m a m y lekarzy, a p e w n e leki przesyłane są regularnie przez b r a m ę czasu. Ale nie m o ż e m y r e g e n e r o w a ć o s ó b , k t ó r e d o z n a ł y p o w a ż n y c h u r a z ó w . I chociaż ten świat m o ż n a określić j a k o cywilizowany, nie jest oswojony, jeśli rozumiesz, co chcę przez to powiedzieć. — R o z u m i e m . Jeszcze tylko j e d n o p y t a n i e . — Grenfell sięgnął do kieszeni na piersiach i wyjął k o l o r o w e zdjęcie M e r c e d e s L a m b a l l e . — Czy wiesz, j a k m o g ę znaleźć tę kobietę? Przybyła w p o ł o w i e lipca tego r o k u . A n k i e t e r wziął zdjęcie. Przyglądając mu się, c o r a z szerzej otwierał oczy. Wreszcie powiedział: — Myślę... że i t a k się dowiesz, o n a wyjechała do naszej stolicy n a p o ł u d n i u . P a m i ę t a m j ą b a r d z o d o b r z e . Z r o b i ł a n a n a s wszystkich o g r o m n e wrażenie. W związku z jej niezwykłymi t a l e n t a m i została za p r o s z o n a , by... m m m . . . p o j e c h a ć t a m i p o m a g a ć w zarządzaniu. — J a k i m i niezwykłymi t a l e n t a m i ? Tully pośpiesznie o d p o w i e d z i a ł : — N a s z e s p o ł e c z e ń s t w o , Bryanie, to coś zupełnie i n n e g o niż Ś r o d o w i s k o G a l a k t y c z n e . M a m y szcze gólne p o t r z e b y . To w s z y s t k o wyjaśnię ci później. Od ludzi w stolicy o t r z y m a s z dokładniejszy przegląd sytuacji. Z twojego z a w o d o w e g o p u n k t u widzenia, czekają cię b a r d z o ciekawe b a d a n i a . — Tully wstał. — Posil się jeszcze. Za chwilę k t o ś inny będzie chciał z t o b ą r o z m a w i a ć , a p o t e m możesz się połączyć z twoimi t o w a r z y s z a m i . Przyjdę do ciebie za p ó ł godziny, m o ż n a ? — I Tully z u ś m i e c h e m w y m k n ą ł się z pokoju. '3 — Wielobarwny kraj t. I
194
Julian May
Bryan o d c z e k a ł chwilę, wstał i nacisnął rygiel. N i e p o r u s z y ł się. Był z a m k n i ę t y . Grenfell rozejrzał się po p o k o j u w p o s z u k i w a n i u swego o k u t e g o żelaznego kija p o d r ó ż n e g o . N i e b y ł o go. P o d w i n ą ł r ę k a w w p o s z u k i w a n i u m a ł e g o n o ż a do r z u c a n i a . N i e zdziwiło go, że s k ó r z a n a p o c h w a była p u s t a . Czy „ o d k u r z a n i e " p o przejściu b r a m y było b a d a n i e m z a p o m o c ą wykrywacza metali? — N o , no — powiedział g ł o ś n o do siebie. — Więc to jest pliocen! U s i a d ł i czekał.
2 R y s z a r d V o o r h e e s r o z p o z n a ł s t a n zagubienia psy chicznego przy przejściu b r a m y czasu j a k o o d m i a n ę tego, co odczuwali p o d c z a s k a ż d e g o przejścia ze zwykłej quasi-wymiarowej szarej p o d p r z e s t r z e n i pa sażerowie s t a t k ó w k o s m i c z n y c h lecących z szybko ścią nadświetlną. Ale „ u d e r z e n i e " translacji temp o r a l n e j t r w a ł o tu znacznie dłużej niż przy hiperprzestrzennej. Z a u w a ż y ł też szczególne różnice w b u d o w i e szarej o t c h ł a n i . M o ż n a b y ł o w niej niejasno wyczuć o b r o t y w e d ł u g kolejnych osi, ściskanie (czy wszystko, k a ż d y n a w e t a t o m we wszechświecie był nieznacznie mniejszy przed sześcioma m i l i o n a m i lat?), szarość mniej p ł y n n ą , a bardziej k r u c h ą (czy przez przestrzeń się przepływa, a przez czas przebija?), poczucie o t a czającego z a n i k a n i a sił życiowych, co p a s o w a ł o b y doskonale do poglądów niektórych filozofów na istotę Ś r o d o w i s k a . G d y R y s z a r d o p a d ł z małej wysokości i w y l ą d o w a ł n a granitowej p l a t f o r m i e n a W y g n a n i u , niemal n a t y c h m i a s t o d z y s k a ł p a n o w a n i e n a d sobą, j a k k a ż d y k a p i t a n s t a t k u k o s m i c z n e g o o translacji przestrzen nej. O d e p c h n ą ł skwapliwe ręce strażnika, wyszedł
196
Julian May
z t a u - p o l a o własnych siłach i szybko się rozejrzał; s t r a ż n k zaś m r u c z a ł coś idiotycznie. D o k ł a d n i e j a k t o obiecywał R a d c a M i s h i m a , d o lina R o d a n u w pliocenie była z n a c z n i e węższa, teren zaś na z a c h o d n i m jej brzegu, gdzie w przyszłości sta nie na lesistym zboczu góry g o s p o d a , w y d a w a ł się' bardziej płaski i mniej pocięty strumieniami. Był to płaskowyż, lekko wznoszący się ku p o ł u d n i o w i . Voorhees dostrzegł z a m e k , za k t ó r y m na horyzoncie w świe tle wczesnego p o r a n k a dymiły d w a gigantyczne wul kany z ośnieżonymi szczytami. P ó ł n o c n y m musiał być M o n t - D o r e , większym zaś na p o ł u d n i u — C a n t a l . R o s ł a t u t r a w a . P o d o b n e d o k r ó l i k ó w zwierzątka p r z y c u p n ę ł y bez r u c h u , j a k b y u d a w a ł y kamienie. Dalej w kotlince zagajnik drzew. Czy m a ł e , p o d o b n e d o c z ł e k o k s z t a ł t n y c h m a ł p r a m a p i t e k i włóczą się w tych lasach? Strażnicy p r o w a d z i l i B r y a n a , Steina i Felicję ścież k ą p o d górę d o z a m k u . Inni b i a ł o o d z i a n i ludzie p o m a g a l i n a s t ę p n e j grupie w y d o b y ć się z o b s z a r u b r a m y czasu. K t o kieruje t y m wszystkim? J a k i ś plioceński b a r o n ? Jest t u j a k a ś arystokracja? C z y o n , R y s z a r d , potrafi się d o p c h n ą ć w jej szeregi? J e g o umysł r z u c a ł p y t a n i e za p y t a n i e m , ku zdziwieniu i radości R y s z a r d a z m ł o d z i e ń c z y m e n t u z j a z m e m . W n e t V o o r h e e s pojął, co się z n i m dzieje. Był to s p ó ź n i o n y n a w r ó t ulubionej c h o r o b y k o s m o n a u t ó w : G o r ą c z k i L ą d o w a n i a n a N o w e j Planecie. Jeżeli k t o kolwiek d o s t a t e c z n i e d ł u g o p r z e m i e r z a ł G a l a k t y k ę i cierpiał n u d ę p o d p r z e s t r z e n n e j szarości, s a m się w nią w p ę d z a ł (jeśli nie był zbyt z m o r d o w a n y ) w o c z e k i w a n i u na zbliżające się l ą d o w a n i e na planecie d o t y c h c z a s sobie nie z n a n e j . C z y p o w i e t r z e będzie
W I E L O B A R W N Y KRAJ
197
ł a d n i e p a c h n i a ł o ? Czy miejscowa flora i f a u n a b ę d ą rozkoszą, czy o b r a z ą dla o k a ? A miejscowa żywność dla języka? Czy l u d n o ś ć szczęśliwa i żwawa, czy p r z y b i t a t r u d n o ś c i a m i ? Czy miejscowe p a n i e o d d a d z ą się ł a t w o , gdy się je o to p o p r o s i ? R y s z a r d zagwizdał przez zęby kilka t a k t ó w starej sprośnej ballady. D o p i e r o w t e d y d o s z ł o d o j e g o ś w i a d o m o ś c i , że słyszy czyjś z a n i e p o k o j o n y głos, p o c z u ł też, że k t o ś ciągnie go za r ę k a w . — P r o s z ę n a p r z ó d , sir. P a n a przyjaciele j u ż poszli do Z a m k u Przejścia. My m u s i m y iść za nimi. Będzie p a n chciał o d p o c z ą ć , odświeżyć się i na p e w n o z a d a ć parę pytań. S t r a ż n i k był c i e m n o w ł o s y , d o b r z e z b u d o w a n y , c h o ć raczej kościsty, p o z o r n i e młodzieńczy, lecz o n a zbyt r o z u m n y m spojrzeniu j a k wszyscy n i e d a w n o o d m ł o d z e n i . R y s z a r d z a n o t o w a ł w pamięci o b r o ż ę z c i e m n e g o m e t a l u i białą t u n i k ę , z a p e w n e w t r o p i k a l n y m klimacie o wiele wygodniejszą niż j e g o k o s t i u m z czarnego aksamitu i grubego sukna. — Niech się tylko rozejrzę, c h ł o p i e — powie dział, ale strażnik n a d a l ciągnął go za rękaw. D l a świętego s p o k o j u R y s z a r d ruszył wiodącą d o z a m k u ścieżką. — Ł a d n e wzniesienie p a n u j ą c e n a d okolicą, chłopie. Czy ten w z g ó r e k jest sztuczny? J a k się zaopatrujecie w w o d ę t a m na górze? J a k d a l e k o stąd d o najbliższego m i a s t a ? — W o l n e g o , p o d r ó ż n i k u ! C h o d ź ze m n ą i wszyst k o . Ludzie z k o m i t e t u p o w i t a l n e g o lepiej o d p o w i e d z ą na te p y t a n i a niż ja. — N o , przynajmniej mi powiedz, j a k i e tu są w i d o k i n a t o , b y sobie p o p c h n ą ć ? T o znaczy... wtedy,
198
W I E L O B A R W N Y KRAJ
Julian May
czyli teraz... p o w i e d z i a n o n a m , że mężczyzn jest tu cztery razy więcej niż kobiet. M o g ę ci powiedzieć, że z tego p o w o d u p r a w i e cofnąłem się przed przejściem! G d y b y nie szczególne okoliczności nie cierpiące zwło ki, w ogóle nie p r z y b y ł b y m na W y g n a n i e ! Więc j a k to jest? M a c i e t a m w z a m k u kobiety? Zapytany odpowiedział surowym tonem: — U d z i e l a m y gościny pewnej liczbie p o d r ó ż n i czek, lady E p o n e zaś rezyduje t u c z a s o w o . Ż a d n a k o b i e t a nie m i e s z k a stale w Z a m k u Przejścia. — N o t o j a k w y t o załatwiacie? C z y jest t u wieś a l b o m i a s t o n a w e e k e n d o w e skoki, a l b o coś? S t r a ż n i k o d p a r ł rzeczowo: — Wielu z załogi z a m k u to h o m o s e k s u a l i ś c i lub o s o b n i c y a u t o e r o t y c z n i . R e s z t a k o r z y s t a z usług w ę d r o w n y c h a r t y s t e k z R o n i a h l u b B u r a s k . W tej okolicy nie m a m a ł y c h wiosek, tylko r z a d k o roz r z u c o n e m i a s t a l u b plantacje. Ci z n a s , k t ó r z y służą w z a m k u , są szczęśliwi, że m o g ą tu być. Jesteśmy d o b r z e o p ł a c a n i za naszą p r a c ę . — Z uśmieszkiem d o t k n ą ł swego naszyjnika, p o c z y m p o d w o i ł wysiłki, b y przyśpieszyć m a r s z n o w o p r z y b y ł e g o . — W y g l ą d a na t o , że z a k ł a d jest d o b r z e zor g a n i z o w a n y — rzekł z p o w ą t p i e w a n i e m R y s z a r d . — Przybyłeś do fascynującego świata. G d y tylko n a u c z y s z się t r o c h ę naszych obyczajów, będziesz b a r d z o szczęśliwy... N i e przejmuj się p s o d ź w i e d z i a m i . T r z y m a m y j e d l a bezpieczeństwa. N i c n a m nie m o g ą zrobić. Pośpiesznie przeszli p o d w a l e i weszli do b a r b a k a n u , gdzie s t r a ż n i k p r ó b o w a ł s k i e r o w a ć
Ryszarda
s c h o d a m i n a górę. Ale e k s - k o s m o n a u t a wyrwał m u się i oznajmił:
— Zaraz wracam! zadziwiające miejsce!
Muszę
199
rzucić o k i e m n a t o
— Przecież nie możesz!... — z a w o ł a ł strażnik. Ale j e d n a k m ó g ł . P r z y t r z y m u j ą c ręką k a p e l u s z z p i ó r e m , R y s z a r d ruszył biegiem przed siebie, ale z t r u d e m ze względu na ciężki plecak. Przebiegł z t u p o t e m przez w y k ł a d a n e k a m i e n n y m i p ł y t a m i przejście i skierował się d a l e k o w głąb b u d o w l i . Skręcał tu i t a m za r o g a m i d o m u , aż d o s t a ł się na w e w n ę t r z n y dziedziniec z a m k u . O t a k wczesnej p o r z e p a n o w a ł tu głęboki cień. Dziedziniec o t o c z o n y był w y s o k i m na d w a p i ę t r a m u r e m z w e w n ę t r z n y m i korytarzami, narożnymi basztami i blankami. Mie rzył p r a w i e osiemdziesiąt m e t r ó w w z d ł u ż i wszerz. P o ś r o d k u z n a j d o w a ł a się f o n t a n n a o t o c z o n a drzewa mi w k a m i e n n y c h s k r z y n i a c h . P o d m u r a m i w regular nych o d s t ę p a c h r o s ł o jeszcze więcej drzew. Całą j e d n ą s t r o n ę p o d w ó r c a z a j m o w a ł d u ż y p o d w ó j n y corral, s t a r a n n i e o g r o d z o n y a ż u r o w y m i k a m i e n n y m i płyta mi. W jednej z a g r o d z i e z n a j d o w a ł o się kilkadziesiąt zwierząt nie z n a n e g o R y s z a r d o w i g a t u n k u . D r u g a w y d a w a ł a się p u s t a . R y s z a r d usłyszał o d g ł o s y p o g o n i i rzucił się do k r u ż g a n k u otaczającego p o z o s t a ł e trzy s t r o n y p o d w ó r c a . Przebiegł p a r ę m e t r ó w i zawrócił w b o c z n y k o r y t a r z , ale t e n k o ń c z y ł się n a ślepo. P o o b u s t r o n a c h R y s z a r d m i a ł drzwi p r o w a d z ą c e d o a p a r tamentów wewnątrz murów. O t w o r z y ł pierwsze n a p r a w o , w s u n ą ł się d o ś r o d k a i cicho z a m k n ą ł je za sobą. W pomieszczeniu p a n o w a ł a c i e m n o ś ć . Stał nie poruszając się i p r ó b o w a ł w y r ó w n a ć o d d e c h . Z przy jemnością usłyszał, że o d g ł o s biegnących s t ó p o d d a l a
200
Julian May
się. J a k n a razie u d a ł o m u się uciec. Sięgnął d o kieszeni p l e c a k a po l a t a r k ę . Z a n i m ją włączył, usły szał cichy szmer. Z n i e r u c h o m i a ł . C i e m n ą izbę prze szył p r o m i e ń światła. K t o ś nieopisanie w o l n o otwierał w e w n ę t r z n e drzwi p r o w a d z ą c e d o d r u g i e g o p o k o j u , a bijący s t a m t ą d słup światła stawał się c o r a z szerszy, aż pochwycił R y s z a r d a . W d r z w i a c h V o o r h e e s ujrzał sylwetkę b a r d z o wy sokiej kobiety u b r a n e j w suknię bez r ę k a w ó w , ale t a k przejrzystą, że n i e m a l nie dostrzegalną. R y s z a r d nie widział t w a r z y kobiety, ale wiedział, że m u s i być piękna. —
L a d y E p o n e — odezwał się, chociaż nie wie
dział, dlaczego to zrobił. — M o ż e s z wejść. N i g d y nie słyszał takiego głosu. J e g o dźwięczna słodycz zawierała t a k j e d n o z n a c z n ą obietnicę, że R y s z a r d rozpalił się w m g n i e n i u o k a . O d r z u c i ł plecak i p o d s z e d ł do czarnej sylwetki przyciągany przez światłość. Wycofała się powoli do d r u g i e g o p o k o j u , on p o d ą ż y ł za nią. Z sufitu zwieszały się tuziny l a m p oświetlających d r a p e r i e z połyskliwej, złotej t k a n i n y i białej gazy, zwieszające się w o k ó ł wielkiego łoża. K o b i e t a wyciągnęła r a m i o n a . Jej luźna szata była koloru bladego błękitu, z długimi żółtymi szarfami spływającymi z r a m i o n j a k złożone mgliste skrzydła. L a d y E p o n e nie była p r z e p a s a n a . W o k ó ł jej szyi błyszczała złota o b r o ż a , a w b l o n d włosach złoty d i a d e m . Włosy kobiety zwisały niemal do jej p a s a i tak s a m o — jeśli wzrok nie mylił Ryszarda — zwisały p o d pajęczą tkaniną jej niewiarygodnie długie piersi. Była prawie o p ó ł m e t r a wyższa od niego. P a t r z ą c z góry n i e l u d z k o p ł o n ą c y m i o c z a m i p o w i e d z i a ł a :
WIELOBARWNY KRAJ —
201
Podejdź bliżej.
P o c z u ł z a w r ó t głowy. Oczy kobiety zaświeciły jeszcze mocniej, a jej m i ę k k a s k ó r a zaczęła go pieścić, aż w p a d ł w o t c h ł a ń rozkoszy t a k potężnej, że m u s i a ł a go zniszczyć. K o b i e t a z a w o ł a ł a : — Czy możesz?! Czy możesz?! P r ó b o w a ł . I nie m ó g ł . Słodki świetlisty p o w i e w nagle stał się tajfunem, skrzeczącym, przeklinającym i szarpiącym nim. N i e j e g o ciałem, lecz czymś, co skuliło się pełne winy gdzieś w jego m ó z g u , n i e g o d n e i zasługujące na k a r ę . T o b e z k s z t a ł t n e coś, s z a r p a n e , wystawione n a p o śmiewisko, ciśnięte o ziemię i z d e p t a n e , bite w y b u c h a mi nienawiści, k u r c z y ł o się c o r a z bardziej i bardziej, aż stało się z n i k o m y m o k r u c h e m , k t ó r y r o z p a d ł się ostatecznie w białym p ł o m i e n i u b ó l u . Ryszard o b u d z i ł się. M ę ż c z y z n a w niebieskiej tunice klęczał na p o d ł o dze i m a n i p u l o w a ł przy k o s t k a c h n ó g V o o r h e e s a . Z n a j d o w a l i się w m a ł y m p o k o j u o ścianach z surowe g o k a m i e n i a w a p i e n n e g o . R y s z a r d był p r z y k u t y d o ciężkiego krzesła. L a d y E p o n e stała przed nim p a trząc n i e r u c h o m y m i , c z a r n y m i o c z a m i . U s t a m i a ł a wykrzywione w u ś m i e c h u p o g a r d y . — Gotów, Lady. — Dziękuję, J e a n - P a u l . P r o s z ę nałożyć o p a s k ę . M ę ż c z y z n a włożył R y s z a r d o w i na głowę p r o s t y diadem z pięcioma ostrzami. Epone podeszła do u r z ą d z e n i a stojącego na stole k o ł o fotela, k t ó r e R y s z a r d wziął z a j a k ą ś s k o m p l i k o w a n ą m e t a l o w ą rzeźbę o z d o b i o n ą k a m i e n i a m i . Kryształy a p a r a t u s ł a b o błyszczały, w i e l o b a r w n e światełka pojawiały się
202
Julian May
W I E L O B A R W N Y KRAJ
i gasły. A p a r a t był wyraźnie u s z k o d z o n y . E p o n e niecierpliwie p s t r y k n ę ł a palcem w największy pryz m a t , r ó ż o w a w y , wielkości pięści. — A h o , pfuj! Czy nic nie działa w t y m przeklę t y m miejscu? — Nareszcie! T e r a z z a c z y n a m y . — Z a łożyła ręce na piersiach i spojrzała z góry na Ryszar d a . — J a k m a s z na imię? — I d ź do d i a b ł a — w y m a m r o t a ł . Straszliwe u d e r z e n i e b ó l u p r a w i e r o z s a d z i ł o m u czaszkę. —
Proszę się o d z y w a ć tylko w o d p o w i e d z i na
p y t a n i a . M o j e r o z k a z y wypełniać n a t y c h m i a s t . Czy rozumiesz? Zwisając b e z w ł a d n i e z krzesła, do k t ó r e g o był p r z y k u t y , wyszeptał: — Tak. — J a k m a s z na imię? — Ryszard. — Z a m k n i j oczy, Ryszardzie. C h c ę , a b y ś bez m ó w i e n i a n a d a ł słowo „ r a t u n k u " . Słodki Boże, to jest łatwe! Ratunku! M ę s k i głos o d p o w i e d z i a ł : — T e l e p a t i a m i n u s sześć. — O t w ó r z oczy, Ryszardzie — r o z k a z a ł a E p o ne. — T e r a z ż ą d a m , abyś słuchał u w a ż n i e . — S k ą d ś ze swej luźnej s u k n i w y d o b y ł a s r e b r n y sztylet i na o t w a r t y c h d ł o n i a c h zbliżyła g o d o R y s z a r d a . Ich mleczną białość p r z e c i n a ł o tylko kilka słabych linii. — To jest sztylet. Z m u ś mnie, Ryszardzie, b y m wbiła go sobie w serce. Zemścij się na m n i e . Zniszcz m n i e m o i m i r ę k a m i . Zabij m n i e , Ryszardzie. Próbował! Próbował.
Chciał
śmierci
tej
potwornej
suki.
203
— Z n i e w a l a n i e m i n u s d w a i p ó ł — odezwał się stojący za fotelem p a c h o ł e k . E p o n e powiedziała: — Ryszardzie, s k o n c e n t r u j się na tym, co do cie bie m ó w i ę . Twoje życie i twoja przyszłość na Wy g n a n i u zależą od tego, co zrobisz w tym p o k o j u . — Rzuciła sztylet na stół, bliżej niż o m e t r od p r z y k u t e j prawej ręki V o o r h e e s a . — Z r ó b t a k , by ten sztylet się uniósł! Skieruj go na m n i e ! Wbij mi go w oczy! Z r ó b t o , R y s z a r d z i e ! T y m r a z e m t o n jej głosu był pełen dzikiego z a p a ł u . R y s z a r d d e s p e r a c k o s t a r a ł się spełnić jej ż ą d a n i e . T e r a z j u ż wiedział, co się tu dzieje. B a d a n o go na u ś p i o n e metafunkcje, teraz na p s y c h o k i n e z ę . Ale przecież sam m ó g ł im powiedzieć... — PK m i n u s siedem — oznajmił mężczyzna. E p o n e przytuliła się d o V o o r h e e s a , p a c h n ą c a , cudowna. — Spal m n i e , Ryszardzie. W y d o b ą d ź p ł o m i e ń ze swego u m y s ł u i niech on zwęgli, spali i spopieli to ciało, k t ó r e g o nigdy nie zaznasz, bo nie jesteś męż czyzną, tylko n ę d z n y m r o b a k i e m bez seksu i wraż liwości. Spal m n i e ! Ale t o o n p ł o n ą ł . Łzy spływały m u p o p o l i c z k a c h i z a t r z y m y w a ł y się na w ą s a c h . S p r ó b o w a ł na nią s p l u n ą ć , ale u s t a m i a ł zlepione, język o p u c h n i ę t y . O d w r ó c i ł głowę, bo j e g o p o w i e k i nie chciały się z a m k n ą ć , by odciąć w i d o k jej błękitno-żółtego o k r u cieństwa. — K r e a c j a plus d w a i p ó ł . — Ciekawe, ale oczywiście niewystarczające. T e raz chwilę o d p o c z n i j , Ryszardzie. P o m y ś l o swoich t o w a r z y s z a c h znajdujących się p i ę t r o wyżej. J e d e n po
204
Julian May
d r u g i m przyjdą t u t a j , j a k tylu innych p r z y c h o d z i ł o , a ja ich p o z n a m t a k , j a k p o z n a ł a m ciebie. I j e d n i będą służyli T a n o m w taki s p o s ó b , a inni w inny, ale wszyscy będą służyć, z wyjątkiem kilku szczęśliwców, którzy się przekonają, że b r a m a do W y g n a n i a jest m i m o w s z y s t k o b r a m ą d o raju... M a s z o s t a t n i ą szansę. Wejdź w m ó j umysł. P o z n a j go. W y s o n d u j m n i e , r o z ł ó ż m n i e na części i złóż w bardziej p o s ł u s z n y ci wzór. — Pochyliła się t a k nisko, że jej t w a r z bez skazy była tylko o p a r ę c e n t y m e t r ó w od niego. Ani p o r ó w , ani zmarszczek n a t y m obliczu. T y l k o źrenice j a k o s t r z a szpilek w nefrytowych t ę c z ó w k a c h . Ale j a k a ż p i ę k n o ś ć ! P o d ł a i z w o d n i c z a p i ę k n o ś ć , niewia rygodnie s t a r a . R y s z a r d s z a r p n ą ł się w kleszczach krzesła. J e g o myśli krzyczały bezgłośnie: Nienawidzę cię i gwałcę cię, i poniżam cię, i sram na ciebie, i ogłaszam cię martwą! Ogłaszam cię zgniłą! Będziesz się wiła w wiecznym bólu, rozciągnięta na kole tortur powierzchni przestrzennych, aż ustanie oddech wszechświata, a przestrzeń zapadnie się w sobie... — Korekcja minus jeden. R y s z a r d o s u n ą ł się bezwładnie na o p a r c i e krzesła. D i a d e m s p a d ł m u z głowy n a k a m i e n n ą p o s a d z k ę z dźwiękiem d z w o n u o s t a t e c z n e g o . — Z n ó w zawiodłeś, Ryszardzie — p o w i e d z i a ł a E p o n e z n u d z o n y m głosem. — Spisz j e g o b a g a ż , J e a n - P a u l . A p o t e m w s a d ź go z i n n y m i , którzy odejdą z p ó ł n o c n ą k a r a w a n ą do F i n i a h .
3 Elżbieta O r m e była t a k o s z o ł o m i o n a szokiem t r a n s lacji, że ledwie czuła kierujące nią d ł o n i e , p o p y c h a jące w g ó r ę ścieżki wiodącej do z a m k u . K t o ś o d e b r a ł jej p a k u n e k i była z tego z a d o w o l o n a . Uspokajające m a m r o t a n i e głosu p r z e w o d n i k a p r z e n i o s ł o ją wstecz, do d a w n y c h czasów t a m t e g o b ó l u i lęku. Z n o w u p o c z u ł a , j a k budzi się w osłaniającym łonie ciepłego r o z t w o r u , w k t ó r y m r e g e n e r o w a ł a się przez dziewięć miesięcy, w ś r ó d r u r e k , d r u t ó w i m o n i t o r ó w . Z nie widzącymi oczami, skórą p o z b a w i o n ą w r a ż e ń d o t y k o w y c h przez długie z a n u r z e n i e w w o d a c h p ł o d o wych. Słyszała j e d n a k ł a g o d n y głos ludzki, k t ó r y ją uspokajał. M ó w i ł , że z n o w u jest cała i n i e d ł u g o j u ż zostanie u w o l n i o n a . —
Lawrence? — z a s k o m l a ł a . — Czy nic ci nie jest?
— N a p r z ó d , p a n i e n k o . T y l k o n a p r z ó d . Jesteś j u ż bezpieczna i w ś r ó d przyjaciół. Idziemy wszyscy do Z a m k u Przejścia i t a m sobie o d p o c z n i e s z . Idź p r o s t o przed siebie j a k grzeczna dziewczynka. D z i w a c z n e wycie rozszalałych zwierząt. O t w o r z y ć oczy w przerażeniu i n a t y c h m i a s t je z a m k n ą ć . G d z i e się z n a l a z ł a m ?
206
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
—
W Z a m k u Przejścia, w świecie, k t ó r y nazywa
cie W y g n a n i e m . T y l k o spokojnie, p a n i e n k o . Amficjony nic n a m nie m o g ą zrobić. A teraz po s c h o d a c h w g ó r ę i u ł o ż y m y cię do d o b r e g o o d p o c z y n k u . To j u ż tutaj. Otwierające się drzwi i m a ł y p o k ó j z... czym? R ę ce ją popychające, by u s i a d ł a , by się p o ł o ż y ł a . K t o ś u n i ó s ł jej nogi i p o d ł o ż y ł p o d u s z k ę p o d głowę. Nie odchodź! Nie zostawiaj mnie samej! — W r ó c ę za chwilę z u z d r a w i a c z e m , p a n i e n k o . N i e pozwolimy, by t o b i e coś się s t a ł o , m o ż e s z na to liczyć! Jesteś b a r d z o szczególną panią. O d p o c z n i j teraz, a ja p r z y p r o w a d z ę k o g o ś , k t o ci p o m o ż e . T o a l e t a za tą zasłoną. G d y drzwi się z a m k n ę ł y , leżała bez r u c h u , aż p o c z u ł a p o d n o s z ą c ą się w gardle falę n u d n o ś c i . Z w l o k ł a się, słaniając n a n o g a c h przeszła d o łazienki i z w y m i o t o w a ł a do miski. Straszliwy ból przeszył jej m ó z g , aż n i e m a l z e m d l a ł a . O p a r ł a się o p o b i e l a n ą ścianę i z t r u d e m c h w y t a ł a powietrze. M d ł o ś c i ustę p o w a ł y , a w r a z z n i m i p o m a ł u i ból w czaszce. Z a u w a ż y ł a , ż e k t o ś w c h o d z i d o p o k o j u , dwie o s o b y rozmawiają; p o c z u ł a , że jakieś ręce ją p o d t r z y m u j ą , a do ust ma przyciskany g r u b y brzeg k u b k a . Niczego nie chcę. — Wypij t o , Elżbieto. P o m o ż e ci. Otwórz.
Przełknij.
Właśnie.
Dobrze.
Teraz
usiądź
znowu. G ł o s , głęboki i dźwięczny: — Dziękuję, K o s t a . T e r a z ja się nią zaopiekuję. M o ż e s z odejść. —
T a k , L o r d z i e . — O d g ł o s z a m y k a n y c h drzwi.
Elżbieta chwyciła za p o r ę c z e fotela i czekała na
207
n a w r ó t b ó l u . N i e wrócił. O d p r ę ż y ł a się i powoli o t w o r z y ł a oczy. Siedziała przy n i s k i m stole, na k t ó rym s t a ł o kilka talerzy z j e d z e n i e m i n a p o j e . N a przeciw niej stał p o d o k n e m niezwykły człowiek. Był u b r a n y w biel i p u r p u r ę , m i a ł ciężki p a s z p o ł ą c z o n y c h złotych k w a d r a t ó w wysadzanych czerwonymi i mlecz nymi kamieniami szlachetnymi, a na szyi złotą obrożę z grubych skręconych d r u t ó w , z o z d o b n y m zamecz kiem z p r z o d u . Palce, w k t ó r y c h t r z y m a ł k a m i o n kowy k u b e k z lekarstwem, były dziwnie długie, z węźlastymi s t a w a m i . Elżbieta zaczęła się m ę t n i e z a s t a n a w i a ć , j a k m u się u d a ł o w s u n ą ć n a nie tyle pierścieni, błyszczących teraz w p o r a n n y m słońcu. M i a ł b l o n d włosy do r a m i o n z grzywką sięgającą oczu, oczu b a r d z o b l a d o b ł ę k i t n y c h , p o z b a w i o n y c h , j a k się w y d a w a ł o , źrenic i b a r d z o g ł ę b o k o o s a d z o nych. J e g o t w a r z była p i ę k n a , m i m o gęstej sieci zmarszczek w k ą c i k a c h u ś m i e c h n i ę t y c h ust. Miał prawie dwa i pół metra wzrostu. O Boże! Kim jesteś? Gdzie ja jestem? Myślałam, że cofnę się w czasie do pliocenu na Ziemi. Ale to nie jest... to nie może być... — Ależ jest — m ó w i ł ł a g o d n y m , ś p i e w n y m gło sem. — N a z y w a m się C r e y n . Ty zaś n a p r a w d ę znajdujesz się w epoce zwanej p l i o c e n e m i na planecie Ziemia... k t ó r ą j e d n i nazywają W y g n a n i e m , a inni W i e l o b a r w n y m K r a j e m . Z d e z o r i e n t o w a ł o cię przejś cie przez b r a m ę czasu, m o ż e n a w e t p o w a ż n i e j niż resztę twoich towarzyszy. Ale to z r o z u m i a ł e . P o d a ł e m ci ł a g o d n y wyciąg wzmacniający, k t ó r y cię p o k r z e p i . Za kilka m i n u t , jeśli pozwolisz, p o r o z m a w i a m y . Ludzie z n a s z e g o personelu, witający wszystkich n o w o przybyłych, w tej chwili p r z e p r o w a d z a j ą wy-
208
W I E L O B A R W N Y KRAJ
Julian May
wiady z t w o i m i przyjaciółmi. Odpoczywają oni w p o kojach t a k i c h j a k ten, mają t r o c h ę jedzenia i picia i zadają p y t a n i a , na k t ó r e s t a r a m y się j a k najlepiej o d p o w i a d a ć . Strażnicy b r a m y z a a l a r m o w a l i m n i e , ż e jesteś w złym stanie. U d a ł o im się też z a u w a ż y ć , że jesteś wyjątkowo niezwykłą p o d r ó ż n i c z k ą i d l a t e g o ja r o z m a w i a m z t o b ą osobiście... Elżbieta z a m k n ę ł a oczy. M ę ż c z y z n a m o n o t o n n i e k o n t y n u o w a ł . O g a r n ą ł ją s p o k ó j i ukojenie. Więc to n a p r a w d ę jest K r a j W y g n a n i a ! I u d a ł o mi się wejść do niego bezpiecznie. T e r a z m o g ę z a p o m n i e ć o t y m , co straciłam. M o g ę z b u d o w a ć n o w e życie. S z e r o k o o t w o r z y ł a oczy. U ś m i e c h wysokiego męż czyzny stał się ironiczny. — Twoje życie z pewnością zacznie się na n o w o — zgodził się. — Ale co straciłaś? Ty...
mnie
słyszysz.
Tak. Z e r w a ł a się z miejsca, n a b r a ł a p o w i e t r z a i w y d a ł a straszliwy krzyk. K r z y k ekstazy. Życie z n ó w od budowane, odnowione. Wdzięczność. P o w o l i ! — p o w i e d z i a ł a sobie. Zejdź z tych szczy t ó w . Ł a g o d n i e . P o pierwszym s z a l o n y m s k o k u psy chicznym p o s u w a j się o s t r o ż n i e . W y c h o d ź na ze w n ą t r z n a najprostszą m o d ł ę , szerokim, s z e r o k i m p r o m i e n i e m , b o jesteś s ł a b a p o p o n o w n y m n a r o d z e niu. Ja j my cieszymy się wraz z tobą, Elżbieto. Creyn. Czy pozwolisz na plytkobadanie? Wzruszenie ramion. Elżbieta n i e z d a r n i e wśliznęła się p o z a jego uśmiech, gdzie biernie oczekiwał na nią d o b r z e u p o r z ą d k o w a ny zbiór d a n y c h . Ale głębsze warstwy o s ł a n i a ł a
209
ostrzegawcza t w a r d o ś ć . Chwyciła p o d a n e informacje i w y n u r z y ł a się szybko. Z a s c h ł o jej w gardle, a serce biło w szoku p o z n a n i a . Ł a g o d n i e ! Ł a g o d n i e . D w a u d e r z e n i a psychiczne w ciągu p a r u m i n u t w jej nie zabliźnioną r a n ę . Z a t r z y m a j , lecz p o z w ó l n a s a m o k o rekcję. On nie jest w stanie czytać g ł ę b o k o ani d a l e k o . Ale wywierać presję tak. K o r y g o w a ć też, j a k najsil niej. I n n e zdolności? B r a k d a n y c h . Wreszcie o d e z w a ł a się g ł o ś n o i s p o k o j n i e : — C r e y n , nie jesteś istotą l u d z k ą ani rzeczywiś cie a k t y w n y m m e t a p s y c h i k i e m . Te dwie rzeczy są sprzeczne z m o i m d o ś w i a d c z e n i e m , j e s t e m więc zagu b i o n a . W świecie, z k t ó r e g o p r z y b y w a m , tylko o s o b y o a k t y w n y c h u z d o l n i e n i a c h m e t a p s y c h i c z n y c h są z d o l n e do p o r o z u m i e w a n i a się w m o w i e czysto m e n talnej. I tylko sześć ras w naszej G a l a k t y c e ma geny m e t a z d o l n o ś c i . N i e należysz do żadnej z nich. Czy m o g ę s o n d o w a ć głębiej, by się więcej o t o b i e dowie dzieć? — Żałuję, ale w tej chwili nie m o g ę na to p o z w o lić. Później będziemy mieli okoliczności sprzyjające temu... by się p o z n a ć . — —
Czy jest tu wielu z twojego ludu? D o s t a t e c z n a liczba.
W u ł a m k u s e k u n d y , gdy w y p o w i a d a ł te słowa, cisnęła z całej siły s o n d ę korygującą p o m i ę d z y je go b l a d o b ł ę k i t n e oczy. Ale s o n d a o d b i ł a się i roz t r z a s k a ł a . Siła o d r z u t u była t a k wielka, że zmusiła Elżbietę d o k r z y k u , mężczyzna zaś z w a n y C r e y n e m roześmiał się. Elżbieto. To było w najwyższym stopniu niegrzecz ne! I nieskuteczne. Wstyd. 14
— Wielobarwny kraj t. I
210
W I E L O B A R W N Y KRAJ
Julian May
— To był nagły impuls, o z n a k a złego w y c h o w a nia, za co cię p r z e p r a s z a m . W n a s z y m świecie żad n e m u m e t a p s y c h i k o w i nie śniłoby się n a w e t o nie p r o s z o n y m s o n d o w a n i u , c h y b a że byłby w stanie zagrożenia. N i e wiem, co mi się s t a ł o . — N i e p o k ó j w y w o ł a n y przejściem przez b r a m ę . Cudowna straszliwa bezlitosna jednokierunkowa brama! — To nie tylko to — o d p a r ł a i siadła głę b o k o w fotelu. Z r o b i ł a szybki przegląd o b r o n y m e n talnej. W z n i e s i o n a i d o ś ć bezpieczna, r a n a z a s t r u p i a się, z n a j o m e w z o r c e stabilizują. — T a m po t a m t e j stronie — p o w i e d z i a ł a — d o z n a ł a m ciężkich u s z k o d z e ń m ó z g u . P r o c e s regenera cyjny w y m a z a ł m o j e metafunkcje. S ą d z o n o , że na zawsze. W p r z e c i w n y m razie — p o d k r e ś l i ł a to rów nież m y ś l o w o — nigdy by mi nie p o z w o l o n o na przejście na W y g n a n i e . Ani ja b y m tego nie chciała. To dla nas WszechTanu. —
wielkie
szczęście.
Witaj
w
imieniu
Czy nie przybywali tu nigdy czynni m e t o w i e ?
— D w a d z i e ś c i a siedem lat t e m u nagle p r z y b y ł a p r a w i e s t u o s o b o w a g r u p a . M u s z ę z przykrością p o wiedzieć, że o k a z a l i się niezdolni do a d a p t a c j i w tutej szych w a r u n k a c h . — Ostrożne ostrożnie. Opancerze nie. Elżbieta skinęła głową. — Musieli b y ć zbiegłymi b u n t o w n i k a m i . D l a na szego Ś r o d o w i s k a G a l a k t y c z n e g o były t o s m u t n e czasy... A więc ż a d e n z nich nie żyje? J e s t e m jedyną czynną n a W y g n a n i u ? Może nie na długo. O p a r ł a się o stół, wstała z fotela i p o d e s z ł a do niego bliżej.
211
J e g o przyjacielski n a s t r ó j nagle się zmienił. — N i e jest w naszych zwyczajach ot t a k sobie wkraczać w prywatną przestrzeń drugiego. Naj uprzejmiej proszę o wycofanie się. Uprzejme ubolewanie. — C h c i a ł a m tylko obejrzeć twój złoty naszyjnik. Czy zechcesz go zdjąć, b y m m o g ł a obejrzeć z bliska? Wydaje mi się z n a k o m i t y m dziełem jubilerstwa. Okropne przerażenie! — P r z y k r o mi, Elżbieto. D l a n a s złota o b r ę c z m a wagę s y m b o l u religijnego. N o s i m y ją aż do śmierci. — C h y b a r o z u m i e m . — Z a c z ę ł a się u ś m i e c h a ć . SONDOWANIE. Elżbieta r o z e ś m i a ł a się na głos. przepraszał Creyn!
Teraz ty będziesz
Smutek, skrępowanie. Przykro mi Elżbieto. pewien czas nim się przyzwyczaisz.
Upłynie
O d w r ó c i ł a się plecami. — Co się ze m n ą stanie? — Pojedziesz do n a s z e g o m i a s t a stołecznego, b o g a t e g o M u r i a h n a Białej Srebrnej R ó w n i n i e . Leży n a południu Wielobarwnego Kraju. T a m wśród T a n ó w czeka cię w s p a n i a ł e p o w i t a n i e , E l ż b i e t o . O b r ó c i ł a się na pięcie i spojrzała mu w oczy. — A ci, k t ó r y m i rządzicie? Czy też m n i e c h ę t n i e powitają? Ostrożność. — Będą cię k o c h a ć tak, j a k n a s k o chają. P o s t a r a j się n a s nie sądzić, n i m nie będziesz m i a ł a wszystkich d a n y c h . W i e m , że p e w n e a s p e k t y obecnej sytuacji cię niepokoją. Ale b ą d ź cierpliwa. N i c złego ci nie grozi. — Co się stanie z m y m i przyjaciółmi? T y m i , co przybyli ze m n ą przez b r a m ę czasu?
212
Julian May
W I E L O B A R W N Y KRAJ
213
— N i e k t ó r z y p o j a d ą do stolicy. I n n i j u ż wskazali, że wolą u d a ć się gdzie indziej. W s z y s t k i m znajdziemy d o b r e miejsca. Będą szczęśliwi.
wszedł do p o k o j u i p o z d r o w i ł C r e y n a przez przyłoże nie p a l c ó w d o czoła. T a n u k r ó l e w s k i m gestem przyjął pozdrowienie.
Szczęśliwi rządzeni? Niewolni? — R z ą d z i m y , Elżbieto, ale ł a g o d n i e . P r z e k o n a s z się. W s t r z y m a j się z oceną, z a n i m ujrzysz, c o ś m y zrobili z tej p l a n e t y . Była niczym, a m y j ą przekształ ciliśmy, t y l k o ten m a ł y jej z a k ą t e k , w coś c u d o w n e g o .
— Elżbieto, to jest Tully, j e d e n z naszych zaufa nych a n k i e t e r ó w . R o z m a w i a ł z t w y m i t o w a r z y s z a m i , p r z e d y s k u t o w a ł z nimi p l a n y na przyszłość i od powiadał na pytania.
Z a wiele tego było... Z n ó w p o c z u ł a p u l s o w a n i e w głowie i zbliżającą się zapaść. O p a d ł a na m i ę k k i e p o d u s z k i wyścielające ławę. — Skąd... s k ą d przybyliście? W czasie o- sześć m i l i o n ó w lat w przyszłości z n a ł a m wszystkie r o z u m n e rasy n a s z e g o Środowiska... sprzężone i nie. N i e ma l u d u p o d o b n e g o do was... tylko j e d n i ludzie. I j e s t e m p e w n a , że nie należycie do naszego r o d u . M a c i e inną konstrukcję mentalną. Różnice podobieństwa równoległości wirygwiazd w nieprzeliczonej liczbie ażdoostatecznychgranic. — Z r o z u m i a ł a m . W m o i m czasie przyszłym nikt jeszcze nie p o k o n a ł bariery b ó l u w takiej translacji. N a s i l a się w s t o s u n k u g e o m e t r y c z n y m do w z r o s t u odległości. Uśmierzenie. — Niezwykle ciekawe. G d y b y ż tylko b y ł o m o ż liwe p r z e k a z a ć infomację o t y m na d r u g ą s t r o n ę bramy. — P o r o z m a w i a m y o t y m później, E l ż b i e t o . W sto licy. Istnieją jeszcze inne możliwości, jeszcze bardziej zastanawiające, k t ó r e pojmiesz d o k ł a d n i e w M u r i a h . — Roztargnienie. D o t k n ą ł swej złotej obręczy i na t y c h m i a s t k t o ś z a s t u k a ł d o drzwi. N e r w o w y człowieczek w niebieskim u b r a n i u
— Czy wszyscy j u ż o p r z y t o m n i e l i po przejściu? — z a p y t a ł a . — C h c ę ich ujrzeć. P o r o z m a w i a ć z n i m i . — We właściwym czasie, L a d y — o d p o w i e d z i a ł Tully. — Wszyscy p a n i przyjaciele są bezpieczni i w d o b r y c h r ę k a c h . N i e ma się o co m a r t w i ć . N i e k t ó r z y u d a d z ą się z p a n i ą na p o ł u d n i e , reszta w y b r a ł a p o d r ó ż d o i n n e g o m i a s t a n a p ó ł n o c y . Doszli do w n i o s k u , że ich u z d o l n i e n i a będą t a m lepiej doceniane. M o g ę panią poinformować, że karawany w o b u k i e r u n k a c h wyruszą stąd jeszcze dziś wieczo rem. — Rozumiem. Ale czy r o z u m i a ł a ? Jej myśli z n o w u się zmąciły. Rzuciła w stronę Creyna p r ó b n e pytanie, które zręcznie o d p a r o w a ł : Ufaj mi Elżbieto. Wszystko będzie dobrze. O d w r ó c i ł a się z n o w u d o m a ł e g o a n k i e t e r a . — C h c ę mieć p e w n o ś ć , że b ę d ę m o g ł a p o ż e g n a ć m o i c h przyjaciół idących n a p ó ł n o c . — Oczywiście, L a d y . Będzie to z a ł a t w i o n e . — Człowieczek p o ł o ż y ł rękę na o b r o ż y , a Elżbieta przyjrzała jej się u w a ż n i e . W y g l ą d a ł a identycznie j a k obręcz C r e y n a , lecz była z c i e m n e g o m e t a l u . Creyn. Chcę poddać tegotu badaniu. Lekceważenie. Jest pod nasząochroną. Czy chceszgo wpędzić w rozpacz przedwczesnąpróbą zadowolenia
214
Julian May
ciekawości? Badanie będziedlaniego nieszczęściem. Może trwaląszkodą. Ma mało danych. Ale rób z nim cochcesz. — Dziękuję ci, Tully, za w i a d o m o ś c i o m o i c h przyjaciołach — p o w i e d z i a ł a ł a g o d n y m t o n e m . Człowiek w niebieskim u b r a n i u u s p o k o i ł się. — To p o b i e g n ę na n a s t ę p n y wywiad, m o ż n a ? Przypuszczam, że Lord Creyn już odpowiedział na p a n i p y t a n i a w sprawach... m m m . . . o g ó l n y c h . — N i e na wszystkie. — Sięgnęła po d z b a n e k , szklankę i n a l a ł a sobie z i m n e g o n a p o j u . — Ale m a m nadzieję, że z czasem to zrobi.
4 N a t y c h m i a s t p o wizycie niebiesko u b r a n e g o ankiete r a A i k e n D r u m z b a d a ł d r e w n i a n e drzwi. Stwierdził, że są z a m k n i ę t e , ale j a k o ś t e m u zaradził. Do son d o w a n i a szpary k o ł o m o s i ę ż n e g o rygla użył długiej, szklistej igły od r o ż k a r y m a r s k i e g o . U d a ł o mu się unieść ukrytą z a p a d k ę u n i e r u c h a m i a j ą c ą zasuwę. Otworzywszy o s t r o ż n i e drzwi przyjrzał się m e c h a n i z m o w i z a m k a p o drugiej s t r o n i e . M a ł y k a m y k p o d niesiony z p o d ł o g i wystarczył, by go z a b l o k o w a ć . Z a m k n ą ł za sobą drzwi i ruszył chyłkiem w z d ł u ż k o r y t a r z a . Mijał p o d r o d z e inne drzwi, z a k t ó r y m i , j a k przypuszczał, u w i ę z i o n o j e g o kolegów z G r u p y Zielonej. N i e chciał ich t e r a z wypuszczać, w k a ż d y m razie aż do chwili, p ó k i się nie rozejrzy i nie obmyśli, jakie korzyści m o ż e wyciągnąć z dziwnej sytuacji. T u t a j w pliocenie d z i a ł a ł a j a k a ś d z i w n a p o t ę g a i oczy wiście trzeba było czegoś więcej niż p r o s t a c k i e p l a n y Steina i R y s z a r d a , by z r o b i ć w k o n i a tutejszych kmiotków. Uwaga! Rzucił się w b o k i u k r y ł w głębokiej wnęce o k n a w y c h o d z ą c e g o na w e w n ę t r z n y dziedziniec. Wyciąg-
216
Julian May
W I E L O B A R W N Y KRAJ
217
nąwszy k a m e l e o n o w e p o n c z o skulił się w cieniu i s t a r a ł niepostrzeżenie u p o d o b n i ć do k a m i e n n e j podłogi. Czterech k r z e p k i c h s t r a ż n i k ó w p o d d o w ó d z t w e m człowieka w niebieskim u b r a n i u biegło k o r y t a r z e m od s t r o n y , z której przyszedł A i k e n . W ogóle nie spojrzeli w jego k i e r u n k u , a po chwili stało się j a s n e dlaczego.
t a k ż e K a s z t e l a n a P i t k i n a i o d d z i a ł bezpieczeństwa. K e l o l o , zawołaj więcej s t r a ż n i k ó w z siecią. I p o w i e d z F r o t z o w i , by z a m k n ą ł k r a t ę w b r a m i e na w y p a d e k , gdyby ten tutaj przebił się przez s c h o d y . Biegiem! Jeśli złowimy w sieć tego s u k i n s y n a w chwili, gdy wyłamie drzwi, m o ż e u d a n a m się ocalić t ę k u p ę g ó w n a .
Z d a l e k a dobiegł ryk wściekłości i p r z y t ł u m i o n y ł o m o t . P o d m o c n y m i u d e r z e n i a m i z w e w n ą t r z roz dzwoniły się drzwi j e d n e g o z p o k o i dla n o w o przyby łych. Wychyliwszy głowę z wnęki A i k e n ujrzał g r u p k ę sług z a m k o w y c h c h y ł k i e m wycofujących się s p o d pierwszych drzwi od s t r o n y s c h o d ó w . N a w e t z dzie sięciometrowej odległości Aiken widział, j a k g r u b e d ę b o w e deski drżą od p o t ę ż n y c h , r y t m i c z n y c h u d e rzeń.
A i k e n wycofał się p o d o s ł o n ę cienia. Poczciwy, stary Stein. W jakiś s p o s ó b przejrzał tę fasadę fał szywej życzliwości i z d e c y d o w a ł p o d j ą ć akcję b e z p o średnią. N a r k o t y k w piwie! Wielki Boże, a jeśli i do kawy go d o d a l i ? Ale nie wypił więcej niż p ó ł k u b k a . I p o d c z a s r o z m o w y z T u l l y m s t a r a ł się tańczyć, j a k mu z a g r a n o . Był pewien, że u d a ł o mu się o d e g r a ć rolę potencjalnie użytecznego, ale nieszkodliwego błazna-złotej rączki. M o ż e u s y p i a n o tylko wielkich, nie bezpiecznie wyglądających facetów. — Prędzej, prędzej, wy d u r n i e ! — wył Tully. — On się j u ż włamuje! T y m r a z e m A i k e n nie ośmielił się wyjrzeć. Ale usłyszał triumfalny w r z a s k i trzeszczenie ł a m a n e g o drewna. — Ja w a s n a u c z ę m n i e z a m y k a ć ! — rozległ się w r z a s k Steina. — N i e c h t y l k o d o s t a n ę w ręce tego m a ł e g o tchórzliwego fiuta, k t ó r y spaskudził m i p i w o ! Hi! Hi! Hi! B a r d z o wysoka p o s t a ć w p u r p u r z e i bieli przeszła dużymi k r o k a m i k o ł o schronienia Aikena, za nią p o s t ę p o w a ł oddział ludzkich w o j o w n i k ó w w wysokich h e ł m a c h i żółtawych ciężkich ł u s k o w y c h zbrojach. — L o r d z i e C r e y n ! — o d e z w a ł się Tully. — P o słałem po sieć i posiłki... O, dzięki T a n i e ! J u ż są!
S t r a ż n i k w niebieskim u b r a n i u z a t r z y m a ł się t a m i śmiertelnie p r z e r a ż o n y d o t k n ą ł swej o b r o ż y . Czte rech mężczyzn g a p i ł o się z o t w a r t y m i u s t a m i , j a k ich d o w ó d c a zaskrzeczał: — Pozwoliliście mu z a t r z y m a ć żelazny t o p ó r ? Wy durni zasrańcy! — Ależ, M i s t r z u Tully, d o d a l i ś m y do j e g o piwa tyle ś r o d k a n a s e n n e g o , ile trzeba do uśpienia m a s todonta! — Lecz nie d o ś ć , by c h o ć osłabić tego z w a r i o w a n e go W i k i n g a , to w i d a ć ! — wysyczał Tully. D r z w i zatrzeszczały p o d szczególnie m o c n y m ciosem i przez m o m e n t b y ł o w i d a ć w p o t r z a s k a n e j desce ostrze t o p o r a Steina, k t ó r e n a t y c h m i a s t z n i k n ę ł o . — W y d o stanie się za p a r ę chwil! Salim, leć po L o r d a C r e y n a . P o t r z e b n a n a m b a r d z o d u ż a szara o b r o ż a . Z a a l a r m u j
D w ó c h s t r a ż n i k ó w rozbiegło się w przeciwne stro ny.
218
Julian May
N a leżąco, p r z y t u l o n y d o p o d ł o g i p o d s w y m p o n czem, A i k e n p o d p e ł z ł p o k a m i e n i a c h d o miejsca, s k ą d d o b r z e widział cały k o r y t a r z . Stein, rycząc przy każdym uderzeniu toporem, p o s z e r z a ł dziurę w d r z w i a c h , aż stała się na tyle d u ż a , by przez nią przejść. Z przybyciem C r e y n a ludzie z załogi z a m k u o p a n o w a l i się i stali w oczekiwaniu. Sześciu z nich w z b r o j a c h stało przy r o z ł o ż o n e j na p o d ł o d z e m o c n e j sieci. P o o b u s t r o n a c h rozlatujących się drzwi c z e k a ł o d w ó c h żołnierzy z p a ł k a m i grubości męskiego r a m i e n i a , n a b i t y m i o k r ą g ł y m i m e t a l o w y m i g u z a m i . N i e uzbrojeni strażnicy cofnęli się; utworzyli k o r d o n o c h r o n n y , p r z e d górującą p o s t a c i ą C r e y n a . — Hiii-ja! — wrzasnął Stein przy k o p n i ę c i u w o s t a t n i e k a w a ł y d ę b o w e g o d r e w n a przesłaniające o t w ó r w d r z w i a c h . Jego r o g a t y h e ł m W i k i n g a wy chylił się na m o m e n t i cofnął w p r z y g o t o w a n i u do ataku. Stein wskoczył przez o t w ó r i w y l ą d o w a ł p o d prze ciwległą ścianą szerokiego k o r y t a r z a , p o z a zasięgiem siatki, p o m i ę d z y s t r a ż n i k a m i u b r a n y m i n a b i a ł o a z e b r a n y m i przy ich straszliwym p a n u . Rzucili się na szalonego w o j o w n i k a z r o z p a c z l i w y m k r z y k i e m . Stein zaczął ich r ą b a ć t r z y m a n y m o b u r ą c z t o p o r e m b o j o w y m , k t ó r y k r ó t k i m i , j a d o w i t y m i ł u k a m i ciął ich ciała i kości, rozrzucając o d r ą b a n e c z ł o n k i nieszczęś n i k ó w tryskające w locie czerwienią na ściany i p o d łogę. Ż o ł n i e r z e w z b r o j a c h walili go bezskutecznie p a ł k a m i i starali się pochwycić za ręce. On zaś rąbał barierę żywych i m a r t w y c h ludzi, oddzielającą go od C r e y n a . W j a k i ś s p o s ó b d o s k o n a l e z d a w a ł sobie sprawę, k t o jest t u g ł ó w n y m w r o g i e m . —
D o s t a n ę cię! — zaryczał W i k i n g .
W I E L O B A R W N Y KRAJ
219
N a odzieniu C r e y n a prawie j u ż nie było białego miejsca. Stał obojętnie p o d ścianą bawiąc się złotą obręczą w o k ó ł szyi. Wreszcie j e d e n z żołnierzy zerwał z głowy Steina rogaty hełm, drugi z a m a c h n ą ł się pałką. Cios trafił olbrzyma u p o d s t a w y czaszki z siłą, k t ó r a skruszyłaby każdy kręgosłup. Przez trzy długie sekun dy Wiking stał j a k g r o t e s k o w y posąg, z t o p o r e m wzniesionym w z a m a c h u ku głowie Creyna. Wreszcie palce Steina rozwarły się. B r o ń u p a d ł a na ziemię za jego plecami. K o l a n a ugięły się p o d n i m a głowa o p a d ł a mu na piersi. D o p i e r o teraz o k r y ł a go sieć. J e d e n z żołnierzy wyciągnął k r ó t k i b r ą z o w y miecz i rzucił się do p r z o d u z błyszczącymi o c z a m i . N i e uderzył n i m j e d n a k , gdyż z a t r z y m a ł się j a k s p a r a liżowany. I n n y żołnierz wyjął mu b r o ń z ręki. — N i k o m u nie w o l n o z r o b i ć nic złego t e m u czło wiekowi — powiedział t a ń s k i w ł a d c a . Przeszedł przez p o b o j o w i s k o i spojrzał z góry na n i e r u c h o m e ciało Steina. K l ę k n ą w s z y na z a k r w a w i o n e j p o s a d z c e wy ciągnął d ł o ń po k r ó t k i miecz i przeciął n i m sieć na głowie Steina. N a s t ę p n i e z t o r b y u p a s a wyjął szarą m e t a l o w ą o b r ę c z i zapiął ją na szyi leżącego wiertacza. — T e r a z jest nieszkodliwy. M o ż e c i e z a b r a ć sieć. Zanieście go do i n n e g o p o k o j u d l a gości i umyjcie, a b y m m ó g ł o p a t r z y ć j e g o r a n y . W stolicy powitają go z wielką radością. K i e d y w s t a w a ł polecił gestem d w ó m ż o ł n i e r z o m , b y m u towarzyszyli. C a ł a t r ó j k a idąc k u u k r y c i u A i k e n a zostawiała k r w a w e ślady. Zwolnili i zatrzy mali się. — Wyjdź — p o w i e d z i a ł C r e y n . — N o , j u ż d o b r z e ! — A i k e n u ś m i e c h n ą ł się do niego i wstał. Z a t o c z y ł k r ą g k a p e l u s z e m w ż a r t o -
220
Julian May
W I E L O B A R W N Y KRAJ
bliwym geście i n i s k o się skłonił. Z a n i m się zorien tował, co się dzieje, C r e y n pochylił się i z a t r z a s n ą ł coś na j e g o szyi. O Chryste, pomyślał Aiken. Nie mnie! Ty, Aikenie Drum, jesteś całkiem innym ptaszkiem niż twój muskularny przyjaciel i przeznaczonym do znacznie bardziej wymyślnych zabaw. A i k e n z a d a r ł głowę i spojrzał w m r o ź n e oczy w y s o k o n a d sobą. W ł o s y T a n u , p o p r z e d n i o t a k gładkie i błyszczące, były teraz z l e p i o n e krwią lu dzi, k t ó r z y zginęli w j e g o o b r o n i e . S ą d z ą c z b r z m i e nia ich rozpaczliwych w r z a s k ó w , ginęli w b r e w swej woli, u w o l n i e n i od s y m b o l u i ź r ó d ł a swej niewoli d o p i e r o w chwili, gdy t o p ó r Steina odciął im głowy od tułowi. — P r z y p u s z c z a m , że możesz z n a m i z r o b i ć , co chcesz, założywszy n a m te p i e p r z o n e psie o b r o ż e — p o w i e d z i a ł g o r z k o A i k e n i d o t k n ą ł p r z e d m i o t u na szyi. O b r ę c z b y ł a ciepła. Przez u ł a m e k s e k u n d y p o c z u ł w y r a ź n ą przyjemność, z r o d z o n ą w lędźwiach, biegnącą w z d ł u ż n e r w ó w j a k b ł y s k a w i c a i o p u s z czającą j e g o ciało przez m r o w i ą c e palce u n ó g i rąk. Cóż u diabla? Podobało ci się? A to tylko próbka tego, co możesz od nas mieć. Ale naszym największym darem będzie realizacja twoich potencjalnych możliwości. Będziesz wolny i równocześnie będziesz nam służył. Tak jak te biedne sukinsyny? stos kończyn zlanych krwią?
Bezgłowe
korpusy,
Rozbawienie. Twoja obręcz jest srebrna, nie szara. Jak przystoi utajonemu metapsychowi, który stal się aktywny. Pliocen, mój chłopcze, będzie ci się bardzo podobał.
221
— N o , niech m n i e diabli p o r w ą ! — k r z y k n ą ł głośno Aiken. Rozkosz. Rozkosz. R O Z K O S Z ! — W ilu m e t a f u n k c j a c h j e s t e m m o c n y ? Sam się o tym przekonaj. W
obręczy jest wbudowany mechanizm dla was, chłopy, jak sądzę. A co o tym myślisz? A i k e n u ś m i e c h n ą ł się k r z y w o .
kontrolny
— Wyżej niż szara, niżej niż z ł o t a . Wiesz co? K u p u j ę t o ! — S t a r a n n i e złożył p o n c z o i w e p c h n ą ł do kieszeni na plecach. — Co teraz, Szefie? — Teraz poczekasz w innym pokoju gościnnym. Z lepszym z a m k i e m . Za kilka g o d z i n wyruszysz do naszej stolicy, M u r i a h . N i e obawiaj się. Tu na Wy g n a n i u życie m o ż e być b a r d z o przyjemne. Tak długo, póki pamiętam, kto tu rządzi? Potwierdzenie. Strażnicy wepchnęli A i k e n a D r u m a d o n o w e g o p o k o j u . Przez r a m i ę z a w o ł a ł : — N i e c h k t ó r y ś z t w o i c h p a c h o ł k ó w przyniesie mi c o ś mocniejszego d o wypicia, d o b r z e , Szefie? T e wszystkie a w a n t u r y wywołują w człowieku p o t ę ż n e pragnienie. C r e y n m u s i a ł się r o z e ś m i a ć . — N i e c h t a k będzie. Strażnicy zatrzasnęli i z a b a r y k a d o w a l i drzwi do pokoju Aikena.
W I E L O B A R W N Y KRAJ
223
stali w o t w a r t y c h d r z w i a c h . T u n i k ę m a ł e g o a n k i e t e r a p o k r y w a ł y ciemne p l a m y . — P r o s z ę zejść, S i o s t r o ! J a k i ż o k r o p n i e nierozważ ny p o m y s ł ! I to w s z y s t k o zupełnie n i e p o t r z e b n i e . P r o s z ę mi wierzyć, nic p a n i nie grozi. A m e r i e spojrzała m u p r o s t o w oczy, p o czym z r e z y g n o w a n a zeszła z ławki. O l b r z y m i strażnik wy ciągnął d ł o ń p o piłę, k t ó r ą o d d a ł a bez słowa. W s a d z i ł ją do jednej z kieszeni jej p l e c a k a i powiedział:
5 A m e r i e usłyszała dolatujące z k o r y t a r z a o d g ł o s y walki i przycisnęła u c h o do desek z a m k n i ę t y c h drzwi, by znaleźć p o t w i e r d z e n i e swych p o d e j r z e ń . M u s i a ł to być Stein a l b o Felicja. Czy szok translacji o d e b r a ł k t ó r e m u ś z nich zmysły? Czy też t a k g w a ł t o w n y w y b u c h n a s t ą p i ł z usprawiedliwionej przyczyny? O t w o r z y ł a plecak i z zestawu N a r z ę d z i D r o b n e g o R o l n i k a wyjęła p l a s t y k o w ą k o p e r t k ę z piłą linową. Przyciągnęła j e d n ą z ławek do o k n a , d ó ł s p ó d n i c y wsadziła za s z n u r o w y p a s e k i s t a n ę ł a na ławce. Przeciąć w p o ł o w i e g ó r n e p r ę t y mosiężnej k r a t y po wewnętrznej stronie! Przeciąć w z d ł u ż całej wy sokości, n a s t ę p n i e wygiąć k r a t ę n a z e w n ą t r z przy użyciu k a w a ł k ó w p o ł a m a n e j drugiej ławki j a k o dźwigni! M o g ę rozpleść d y w a n i skręcić z wełny sznur... ale chwileczkę! M o ż n a użyć d e k a m o l o w y c h e l e m e n t ó w m o s t o w y c h , d w ó c h j a k o d r a b i n y , a trze ciego j a k o k ł a d k i n a d z a g r o d ą tych c h o l e r n y c h psodźwiedzi... — A c h S i o s t r o , co p a n i robi? O d w r ó c i ł a się, ale jej palce wskazujące uwięzły w pierścieniach piły linowej. Tully i k r z e p k i strażnik
—
P o n i o s ę to dla p a n i , S i o s t r o .
— Musieliśmy przyśpieszyć n a s z n o r m a l n y p r o gram wywiadów z p o w o d u godnego pożałowania w y p a d k u — o d e z w a ł się z n o w u Tully. — Więc jeśli zechce p a n i towarzyszyć S h u b a s h o w i i mnie... — Słyszałam o d g ł o s y walki — o d r z e k ł a . — K t o z o s t a ł r a n n y ? Czy to była Felicja? — P o d e s z ł a do o t w a r t y c h drzwi i wyjrzała na k o r y t a r z . — Boże miłosierny! Strażnicy usunęli m a r t w y c h i r a n n y c h , a sprzątacze zmywali ściany i p o d ł o g ę polewając je w o d ą z wiel kich k u b ł ó w . Ale o h y d n e ślady krwawej r o z p r a w y były jeszcze d o b r z e w i d o c z n e . m— Coście zrobili? — k r z y k n ę ł a A m e r i e . — To k r e w tylko n a s z y c h ludzi. — Tully był p o n u r y . — R o z l a ł ją p a n i t o w a r z y s z , Stein. On zaś, n a w i a s e m m ó w i ą c , nie p o n i ó s ł ż a d n y c h szkód, p o z a siniakami. Ale pięciu n a s z y c h ludzi jest m a r t w y c h , a siedmiu ciężko r a n n y c h . — O Boże! J a k to się stało? — Z przykrością m u s z ę stwierdzić, że Steina ogar n ę ł o szaleństwo. M u s i a ł a t o być o p ó ź n i o n a reakcja n a translację t e m p o r a l n ą . Przejście przez b r a m ę czasu niekiedy wyzwala g ł ę b o k o u k r y t e ś r o d k i p s y c h o -
224
W I E L O B A R W N Y KRAJ
Julian May
w y b u c h o w e . S t a r a m y się c h r o n i ć z a r ó w n o p o d r ó ż nych, j a k i n a s s a m y c h , ograniczając s w o b o d ę p o r u szania się n o w o p r z y b y ł y m n a k r ó t k i o k r e s p o w r o t u d o pełni władz... D l a t e g o drzwi p a n i p o k o j u gościn n e g o były z a m k n i ę t e . — T a k mi żal waszych ludzi! — rzekła ze szczerym u b o l e w a n i e m — Steinie jest... dziwny. Ale to b a r d z o p o r z ą d n y człowiek; trzeba g o tylko bliżej p o z n a ć . C o z n i m t e r a z będzie? Tully d o t k n ą ł swej srebrnej obręczy. — M y , k t ó r z y p e ł n i m y straż n a d wejściem t u t a j , m a m y swe o b o w i ą z k i , niekiedy ciężkie. P a n i przyja ciel z o s t a ł p o d d a n y kuracji wykluczającej n a s t ę p n y a t a k . N i e będzie k a r a n y bardziej, niż c h o r y jest k a r a n y za swą c h o r o b ę . . . Ale teraz, S i o s t r o , m u s i m y pośpieszyć do n a s t ę p n e g o e t a p u w y w i a d u z panią. L a d y E p o n e d o m a g a się p a n i p o m o c y . Przeszli m a k a b r y c z n y m k o r y t a r z e m i w d ó ł po s c h o d a c h d o m a ł e g o b i u r a p o drugiej s t r o n i e bar b a k a n u . C z e k a ł a t a m s a m o t n i e Felicja L a n d r y ; sie działa n a z w y k ł y m wyściełanym krześle k o ł o stołu, n a k t ó r y m s t a ł a m e t a l o w a rzeźba z m n ó s t w e m d r o g i c h k a m i e n i . D w a j mężczyźni w p r o w a d z i l i A m e r i e , wyco fali się i z a m k n ę l i drzwi. — Felicjo! Stein... — W i e m — p r z e r w a ł a jej szeptem. P o ł o ż y ł a palec na u s t a c h , po czym dalej siedziała w milczeniu, p r z y t r z y m u j ą c s k r o m n i e na k o l a n a c h swój h e ł m ze szmaragdowymi piórami. Ze zwichrzonymi włosami i s z e r o k o o t w a r t y m i wielkimi b r ą z o w y m i o c z a m i wyglądała j a k ł a d n e dziecko czekające, aż się je w y p c h n i e na scenę, by g r a ł o w j a k i m ś p o n u r y m przedstawieniu.
225
O t w o r z y ł y się drzwi i w p ł y n ę ł a E p o n e . A m e r i e p a t r z y ł a w z d u m i e n i u na niezwykle wysoką p o s t a ć . — Jeszcze j e d e n r o z u m n y g a t u n e k ? — wypaliła. — Tutaj? E p o n e skłoniła majestatycznie głowę. — W y t ł u m a c z ę ci to p o k r ó t c e , Siostro. W s z y s t k o wyjaśni się we właściwym czasie. T e r a z j e d n a k we z w a ł a m cię do p o m o c y , żeby z d o b y ć tyle z a u f a n i a twej m ł o d e j towarzyszki, by się p o d d a ł a p r o s t e m u b a d a n i u zdolności u m y s ł o w y c h . — Wzięła ze stołu srebrny d i a d e m i p o d e s z ł a z n i m do Felicji. — N i e ! N i e ! — zapiszczała dziewczyna. — Powie d z i a ł a m p a n i , że na to nie p o z w o l ę ! A jeśli m n i e p a n i zmusi, nic z tego nie wyjdzie! W i e m wszystko o tych nędznych trikach mentalnych! E p o n e zwróciła się d o A m e r i e : — Jej lęki są i r r a c j o n a l n e . Wszyscy n o w o przyby wający c h r o n o n a u c i wyrażają zgodę, by p o d d a ć się t e s t o m n a u t a j o n e metafunkcje. G d y wykryjemy, ż e j e posiadają, d o p r o w a d z a m y ich d o aktywności, z a p o m o c ą pewnej techniki, a b y o n i i cała w s p ó l n o t a mogli k o r z y s t a ć z ich d o b r o d z i e j s t w . — Chcecie m n i e s o n d o w a ć — p a r s k n ę ł a Felicja. — Na p e w n o nie. To zwykły test ilościowy. Amerie zaproponowała: — M o ż e p a n i z b a d a m n i e pierwszą. J e s t e m zupeł nie p r z e k o n a n a , że moje u ś p i o n e MP są m i n i m a l n e . Ale to z a p e w n e u s p o k o i Felicję, jeśli będzie m o g ł a zobaczyć, j a k wygląda t e s t o w a n i e . — Świetny z uśmiechem.
pomysł
—
odpowiedziała
Epone
A m e r i e wzięła Felicję za rękę i p o m o g ł a jej wstać. N a w e t przez s k ó r z a n ą rękawicę dziewczyny wyczu15
— Wielobarwny kraj i. I
226
Julian May
w a ł a drżenie jej p a l c ó w . Ale emocja skryta w nie p r z e n i k n i o n y c h o c z a c h Felicji była c z y m ś d a l e k i m od s t r a c h u . Z a k o n n i c a powiedziała u s p o k a j a j ą c o : — S t a ń t u t a j , Felicjo. M o ż e s z m n i e o b s e r w o w a ć przez cały czas, a wtedy, jeśli to n a d a l będzie cię p r z e r a ż a ć , j e s t e m p e w n a , że p a n i uszanuje twoje osobiste p r z e k o n a n i a . — Z w r ó c i ł a się do E p o n e : — Prawda? — Z a p e w n i a m cię, że nie z a m i e r z a m nic złego — o d p a r ł a k o b i e t a T a n u . — I j a k p o w i e d z i a ł a Felicja, test nie da p r a w d z i w y c h w y n i k ó w bez w s p ó ł p r a c y b a d a n e g o . P r o s z ę zająć miejsce, S i o s t r o . A m e r i e o d p i ę ł a swój czarny welon i z s u n ę ł a miękki b a r b e t , k t ó r y p r z y k r y w a ł jej włosy. E p o n e włożyła d i a d e m n a b r ą z o w e loki mniszki. — N a j p i e r w z b a d a m y funkcję telepatyczną. P r o szę zechcieć, Siostro, powiedzieć do m n i e bez słów „witam". A m e r i e zacisnęła powieki. Na j e d n y m z ostrzy d i a d e m u wykwitła s ł a b i u t k a fioletowa iskra. — M i n u s siedem. B a r d z o słaba. A t e r a z z d o l n o ś ć zniewalania. Siostro, proszę s k o n c e n t r o w a ć n a m n i e całą siłę woli. Z m u ś m n i e do z a m k n i ę c i a oczu. S k u p i o n a A m e r i e rzuciła jej g r o ź n e spojrzenie. N a i n n y m o s t r z u d i a d e m u wyrosła nieco silniejsza niebie s k a w a iskra. — M i n u s trzy. Mocniejsza, ale z n a c z n i e p o n i żej p o z i o m u potencjalnej użyteczności. T e r a z zba d a m y p s y c h o k i n e z ę . Staraj się usilnie, S i o s t r o . Lewituj w r a z z krzesłem tylko o j e d e n c e n t y m e t r n a d podłogą. R ó ż o w o z ł o t a iskra była ledwie w i d o c z n a , krzesło zaś s t a ł o n a p o s a d z c e n i e r u c h o m o .
W I E L O B A R W N Y KRAJ
227
— J a k a s z k o d a . M i n u s osiem. O d p r ę ż się teraz, Siostro. K i e d y będziemy b a d a l i funkcję kreacyjną, p o p r o s i m y cię o stworzenie d l a n a s iluzji. Z a m k n i j oczy i w y o b r a ź sobie żywo j a k i ś p o s p o l i t y p r z e d m i o t , m o ż e twój pantofel zawieszony p r z e d tobą w powiet rzu. Chciej, aby ten p r z e d m i o t pojawił się przed n a m i . Staraj się z całej siły! Z i e l o n k a w a iskra j a k m i n i a t u r o w a gwiazda. I — czy rzeczywiście? — pojawił się słabiutki fantaz m a t buta turystycznego. — Widzisz, Felicjo? — rzekła T a n u . — Plus trzy i pół! A m e r i e o t w o r z y ł a nagle oczy, a iluzja znikła. — C h c e p a n i powiedzieć, że ja to z r o b i ł a m ? — D i a d e m sztucznie w z m a c n i a twoją n a t u r a l n ą z d o l n o ś ć kreacji i p r z e k s z t a ł c a ją z uśpionej w aktyw ną. Niestety, twój p o t e n c j a ł psychiczny w t y m za kresie jest t a k niski, że p r a k t y c z n i e nieużyteczny, n a w e t przy m a k s y m a l n y m w z m o c n i e n i u . — Z g a d z a się — o d p a r ł a m n i s z k a . — Veni Creator Spiritus. N i e wzywaj m n i e , ja wezwę ciebie. — Jeszcze j e d e n test, na MP-funkcje najważniejsze dla n a s . — E p o n e m a n i p u l o w a ł a przy p e ł n y m krysz t a ł ó w u r z ą d z e n i u n a stole, k t ó r e zaczęło m i g o t a ć . G d y blask żarzących się k l e j n o t ó w ustabilizował się, powiedziała: — Spójrz mi w oczy, Siostro. P o p a t r z głębiej niż o n e , w głąb m e g o u m y s ł u , jeśli możesz. Czy dostrzegasz, c o t a m jest u k r y t e ? Czy m o ż e s z t o zanalizować? Z e b r a ć r o z p i e r z c h ł e fragmenty w spój ną całość? Uleczyć j e g o r a n y , blizny i k a w e r n y bólu? Staraj się. S t a r a j ! Och, biedactwo. Ale... mocna, zbyt
Chcesz mocna.
mnie wpuścić, prawda? Wyglądasz ku mnie zza
228
Julian May
przezroczystych ścian tak mocnych, a teraz ciem niejących, ciemniejących. Czarnych. C z e r w o n a iskra zabłysła n a k r ó t k ą chwilę, m i k r o skopijna g w i a z d k a n o w a . P o c i e m n i a ł a t a k , że stała się prawie n i e w i d o c z n a . E p o n e westchnęła. — K o r e k c j a m i n u s j e d e n w skraju. Wiele b y m dała... ale dosyć. — Zdjęła d i a d e m z głowy A m e r i e i zwróciła się d o b r o t l i w i e do Felicji: — T e r a z p o zwolisz mi się z b a d a ć , dziecko? Felicja w e s t c h n ę ł a . — N i e m o g ę . P r o s z ę m n i e do tego nie z m u s z a ć . — M o ż e m y to o d ł o ż y ć na później, aż do F i n i a h — p o w i e d z i a ł a E p o n e . — B a r d z o p r a w d o p o d o b n e , że jesteś n o r m a l n ą ludzką kobietą, t a k j a k twoja przyja ciółka. Ale n a w e t tobie, nie posiadającej m e t a z d o l n o ści, m o ż e m y z a o f i a r o w a ć świat pełen szczęścia i za d o ś ć u c z y n i e n i a : W W i e l o b a r w n y m K r a j u kobiety mają pozycję uprzywilejowaną, p o n i e w a ż t a k niewie le z nich p r z e k r a c z a b r a m ę czasu. Będziesz k o c h a n a i pieszczona. A m e r i e p r z e r w a ł a w k ł a d a n i e n a k r y c i a głowy i wtrąciła: — P o w i n n a p a n i wiedzieć ze s t u d i ó w n a d naszymi obyczajami, że n i e k t ó r e z naszych k a p ł a n e k złożyły śluby dziewictwa. Ja do nich należę. A Felicja nie jest nastawiona heteroseksualnie. Epone odparła: — To wielka s z k o d a . Ale z czasem dostosujesz się do swej nowej pozycji i będziesz szczęśliwa. Felicja zrobiła k r o k w p r z ó d i o d e z w a ł a się b a r d z o spokojnie: — C z y chce p a n i powiedzieć, że tutaj na W y g n a n i u kobiety są s e k s u a l n y m i służebnicami mężczyzn?
Julian May
229
K ą c i k i ust E p o n e wygięły się ku górze. — C ó ż jest służeniem, a co spełnieniem? W n a t u r z e kobiety leży, aby być n a c z y n i e m t ę s k n i ą c y m d o n a p e ł n i e n i a , karmicielką i o p i e k u n k ą , by się p o święcić s t a r a n i o m o u k o c h a n ą istotę. G d y o d m a w i a się jej tego p r z e z n a c z e n i a , j e d y n y m co m a , jest p u s t k a , złość p e ł n a łez... co ja i wiele k o b i e t mojej rasy z n a m y aż n a z b y t d o b r z e . M y , lud T a n u , przybyliśmy z galak tyki leżącej u granic widzialności z Ziemi j a k o wy g n a ń c y , przepędzeni, p o n i e w a ż o d m ó w i l i ś m y z m i a n y naszego stylu życia w e d ł u g z a s a d dla n a s odrażają cych. Ta p l a n e t a z wielu p r z y c z y n o k a z a ł a się ideal n y m s c h r o n i e n i e m . Ale jej a t m o s f e r a e k r a n u j e p e w n e cząsteczki, szkodliwe dla naszej zdolności r o z m n a ż a nia. K o b i e t y T a n u rodzą z d r o w e dzieci r z a d k o i z naj większym t r u d e m . N i e m n i e j n a s z y m p r z e z n a c z e n i e m jest p r z e t r w a ć j a k o g a t u n e k . M o d l i l i ś m y się przez długie stulecia i wreszcie M a t k a T a n a n a m o d p o w i e działa. A m e r i e zaczęła r o z u m i e ć . Felicja nie o k a z y w a ł a ż a d n y c h uczuć. M n i s z k a p o w i e d z i a ł a : — Wszystkie kobiety p r z e d przejściem b r a m y cza su p o d d a n o sterylizacji. — Metodą odwracalnej salpingotomii — odrzekła pogodnie kosmitka. A m e r i e skoczyła n a r ó w n e nogi. — N a w e t jeśli to odwrócicie, genetycznie... — Jesteśmy zgodni. N a s z S t a t e k , k t ó r y z a p r o w a dził n a s aż tutaj ( b ł o g o s ł a w i o n a niech będzie j e g o p a m i ę ć ) , w y b r a ł tę g a l a k t y k ę i tę p l a n e t ę z p o w o d u całkowitej zgodności genetycznej p l a z m y z a r o d k o wej. S p o d z i e w a n o się, że muszą u p ł y n ą ć całe e p o k i , z a n i m osiągniemy p e ł n y p o t e n c j a ł r e p r o d u k c y j n y ,
230
Julian May
n a w e t jeśli użyjemy samic miejscowych żywych istot, k t ó r e nazywacie r a m a p i t e k a m i , j a k o nosicielek zygot. Ale my żyjemy b a r d z o d ł u g o ! I jesteśmy t a k p o t ę ż n i ! Więc wytrwaliśmy, aż zdarzył się c u d , a b r a m a czasu o t w o r z y ł a się i zaczęła was tutaj przysyłać. S i o s t r o , ty i Felicja jesteście m ł o d e i z d r o w e . Będziecie współ p r a c o w a ć t a k s a m o , j a k t o robiły i n n e o s o b y waszej płci, p o n i e w a ż n a g r o d a jest wielka, a k a r a nie do wytrzymania. — O d p i e p r z się — powiedziała z a k o n n i c a . E p o n e p o d e s z ł a d o drzwi. — W i d z e n i e s k o ń c z o n e . O b i e przygotujecie się do podróży w karawanie do Finiah. To przepiękne m i a s t o n a d P r o t o - R e n e m , w okolicy waszego przy szłego F r e i b u r g a . I s t o t y ludzkie d o b r e j woli żyją t a m szczęśliwie, o b s ł u g i w a n e przez naszych poczciwych m a ł y c h r a m ó w ; a więc u w o l n i o n e od wszelkich tru d ó w . Wierzcie m i , nauczycie się być z a d o w o l o n e z losu. — I wyszła. A m e r i e zwróciła się do Felicji: — S u k i n s y n y ! N ę d z n e sukinsyny! — N i e m a r t w się, A m e r i e — o d p a r ł a Felicja. — N i e t e s t o w a ł a m n i e . To najważniejsze. Przez cały czas, gdy była k o ł o m n i e , m a s k o w a ł a m myśli rzew n y m s k o m l e n i e m , więc jeśli w ogóle m o g ł a coś ze m n i e o d c z y t a ć , m u s i a ł a u z n a ć , że nie j e s t e m niczym więcej niż biedną m a ł ą dziewczynką z d r u ż y n y s p o r t o w e j . — Co chcesz zrobić? P r ó b o w a ć ucieczki? C i e m n e oczy Felicji z a p ł o n ę ł y . R o z e ś m i a ł a się głośno. — Więcej. Schwycić ich za g a r d ł o . C a ł ą ich prze klętą b a n d ę .
6 W o t o c z o n e j m u r e m z a g r o d z i e stały p o d d r z e w a m i ławki. Ale K l a u d i u s z Majewski w o l a ł usiąść n a b r u k u w cieniu corralu ze zwierzętami, skąd m ó g ł obser w o w a ć żywe w y k o p a l i s k a i r o z m y ś l a ć . W wielkich d ł o n i a c h o b r a c a ł bez p r z e r w y rzeźbioną z a k o p i a ń s k ą s z k a t u ł k ę . Niezły k o n i e c twej lekkomyślności, m ó j stary. S p r z e d a n y j a k o niewolnik w sto trzydziestym trzecim r o k u życia! I w s z y s t k o z p o w o d u z w a r i o w a n e go gestu p o d w p ł y w e m nagłej z a c h c i a n k i . O c h , wy P o l a c z k o w i e , zawsze byliście r o m a n t y c z n y m i g ł u p cami! Czy z a t o m n i e k o c h a ł a ś , C z a r n a Dziewczyno? N a p r a w d ę poniżające b y ł o t o , ż e K l a u d i u s z p o t r z e b o w a ł aż tyle czasu, by się z o r i e n t o w a ć w sytuacji. Czyż nie przyjął z wdzięcznością pierwszych przyja cielskich k o n t a k t ó w , e l e g a n c k i e g o p o k o j u z posił kiem ( o r a z klozetem)? W s z y s t k o pięknie w y k a l k u l o w a n e , b y wyciągnąć p r z e r a ż o n e g o s t a r e g o p ó ł g ł ó w k a ze stresu translacji? Czyż Tully nie był s y m p a t y c z n y i nieszkodliwy, gdy go p o c i ą g a ł za język i zalewał g ł o d n e k a w a ł k i na t e m a t w s p a n i a ł e g o życia w p o k o j u i szczęśliwości, k t ó r e ma być u d z i a ł e m ich wszystkich
232
Julian May
n a W y g n a n i u ? ( W p o r z ą d k u , Tully p r z e s z a r ż o w a ł t u nieco.) N a t o m i a s t pierwsze s p o t k a n i e z E p o n e tylko go t r o c h ę z d u m i a ł o — n i e s p o d z i e w a n a o b e c n o ś ć k o s m i t k i n a plioceńskiej Ziemi. Stępiło t o j e g o w r o d z o n y rozsądek, E p o n e zaś zmierzyła go, z n a l a z ł a bezużytecznym i odrzuciła. N a w e t gdy uzbrojeni strażnicy uprzejmie p r o w a dzili go przez dziedziniec, był p o s ł u s z n y j a k jagnię... a ż d o ostatniej chwili, kiedy m u o d e b r a l i b a g a ż , otworzyli w r o t a i wepchnęli do z a g r o d y dla ludzi. — T y l k o nie p o d s k a k u j , p o d r ó ż n i k u — powie dział j e d e n ze s t r a ż n i k ó w . — D o s t a n i e s z swój b a g a ż później, jeśli będziesz grzeczny. N a r o z r a b i a s z , to m a m y s p o s ó b , by cię uciszyć. A jeśli spróbujesz uciekać, pójdziesz n a o b i a d d o psodźwiedzi. K l a u d i u s z stał z o t w a r t y m i u s t a m i , p ó k i z d r o w o wyglądający współwięzień w stroju alpinisty nie p o d szedł do niego i nie z a p r o w a d z i ł go w cień. Po mniej więcej godzinie s t r a ż n i k przyniósł b a g a ż K l a u d i u s z o wi. U s u n i ę t o z niego wszystko, co m o g ł o b y d o p o m ó c w ucieczce. P o w i e d z i a n o M a j e w s k i e m u , że n a r z ę d z i a z vitroduru do obróbki drewna zostaną mu zwrócone, gdy będzie „ b e z p i e c z n y " w F i n i a h . K i e d y m i n ą ł pierwszy szok, K l a u d i u s z z b a d a ł wybieg dla ludzi, k t ó r y o k a z a ł się o b s z e r n y m i d o b r z e o c i e n i o n y m p o d w ó r z e m o t o c z o n y m a ż u r o w y m i ścia n a m i z k a m i e n i , wysokimi na p o n a d trzy m e t r y i p a t r o l o w a n y m i przez s t r a ż n i k ó w . W p r z y b u d ó w c e mieściła się d o ś ć w y g o d n a sypialnia i u m y w a l n i a . W z a g r o d z i e p r z e b y w a ł o osiem k o b i e t i trzydziestu trzech mężczyzn. K l a u d i u s z r o z p o z n a ł większość z nich. P a m i ę t a ł , j a k o wczesnym p o r a n k u m a s z e r o wali przez o g r ó d g o s p o d y d o d o m k u G u d e r i a n ó w .
W I E L O B A R W N Y KRAJ
233
Stanowili w przybliżeniu j e d n o t y g o d n i o w ą porcję c h r o n o n a u t ó w , p r z e s o r t o w a n y c h przez E p o n e w wy niku b a d a ń i o d s t a w i o n y c h na b o c z n y t o r dla i n n e g o przeznaczenia. K l a u d i u s z p r z e k o n a ł się w k r ó t c e , że j e d y n y m w za grodzie z j e g o towarzyszy z G r u p y Zielonej jest R y s z a r d , k t ó r y leżał p o g r ą ż o n y w złowieszczym śnie na jednej z prycz sypialni. N i e z b u d z i ł się, gdy starszy pan potrząsnął go za ramię. — Jest p a r u w t a k i m stanie j a k on — o d e z w a ł się Alpinista. J e g o d ł u g a , o p a l o n a t w a r z była p o k r y t a d r o b n y m i z m a r s z c z k a m i n a d a j ą c y m i m u p o z ó r średniego wieku t y p o w e g o dla r o z p a d u o d m ł o d z e n i a . M i a ł wesołe oczy, a p o d tyrolskim k a p e l u s i k i e m s z p a k o w a t e wło sy. — N i e k t ó r z y — d o d a ł — wyłączają się w t a k i s p o s ó b , biedaczyska. Ale n a w e t t a k i m lepiej niż panience, k t ó r a się p r z e d w c z o r a j powiesiła. W a s z a dzisiejsza p a c z k a to k o ń c ó w k a z tygodniowej porcji. W i e c z o r e m wyruszymy. Ciesz się, że nie musiałeś tu tkwić przez sześć d n i j a k n i e k t ó r z y z n a s . — Czy k t o ś p r ó b o w a ł ucieczki? — spytał K l a u diusz. — K i l k u przed m o i m p r z y b y c i e m . K o z a k nazwis kiem Pryszczepa, z mojej g r u p y . W c z o r a j trzech Polinezyjczyków. Psodźwiedzie zżarły n a w e t ich pele ryny z piór. S z k o d a . Czy lubisz m u z y k ę m e c h a n i c z n ą ? C h c i a ł b y m coś z Purcella. J e s t e m Basil W i m b o r n e , nawiasem mówiąc. U s i a d ł na wolnej pryczy, wyciągnął d r e w n i a n y flet i zaczął grać j a k ą ś tęskną m e l o d i ę . S t a r s z e m u p a n u się p r z y p o m n i a ł o , że B r y a n często p o g w i z d y w a ł jej frag-
234
Julian May
W I E L O B A R W N Y KRAJ
235
m e n t y . K l a u d i u s z przysłuchiwał się przez p a r ę chwil, p o czym z n ó w wyszedł n a zewnątrz.
i jedwabną
P o z o s t a l i c h r o n o n a u c i reagowali n a uwięzienie zgodnie z własną psychiką: starzejący się m a l a r z p o c h y l a ł się n a d szkicownikiem; p r z y t u l o n a m ł o d a p a r a w strojach p ó ł n o c n o a m e r y k a ń s k i c h p i o n i e r ó w pieściła się p o d d r z e w e m w ślepej n a m i ę t n o ś c i ; pięciu C y g a n ó w kłóciło się k o n s p i r a c y j n y m s z e p t e m i t r e n o w a ł o walkę wręcz za p o m o c ą nie istniejących noży; s p o c o n y m ę ż c z y z n a w ś r e d n i m wieku, o d z i a n y w togę b r a m o w a n ą króliczym futrem i g i e m z o w e d o m i n o , d o m a g a ł się bez przerwy, by strażnicy zwrócili mu j e g o dyscyplinę; d w ó c h j a p o ń s k i c h r o n i n ó w bez mie czy, ale w k o m p l e t n y c h c z t e r n a s t o w i e c z n y c h pięk nych z b r o j a c h g r a ł o w goban na d e k a m o l o w e j plan szy; p r z e p i ę k n a k o b i e t a w p o w i e w n y m stroju z tęczo wego szyfonu r o z ł a d o w y w a ł a w e w n ę t r z n e napięcie t a ń c e m — strażnicy za m u r e m musieli bez przerwy p i l n o w a ć , by nie wspięła się na ścianę i nie skoczyła z niej j a k s p ł o s z o n y m o t y l , z o k r z y k i e m : Paris... adieu! W cienistym kącie siedział czarny australijski a b o r y gen w k r o c h m a l o n e j białej koszuli, bryczesach do k o n n e j j a z d y i t r z e w i k a c h z g u m a m i po b o k a c h . U s t a w i ł p r z e d sobą cztery m a ł e głośniki, z k t ó r y c h bez przerwy rozlegał się „ K r ó l o l c h " na z m i a n ę z p r a s t a r y m p r z e b o j e m Willa Bradleya „ Ł o d y g i selerów
n y m p o d n i e c e n i u i wyglądając przez dziury w m u r z e
0 p ó ł n o c y " . T y p e k u b r a n y w łaciaty strój b ł a z n a z uporem próbował żonglować trzema srebrnymi k u l a m i p r z e d publicznością złożoną ze starszej p a n i 1 jej szczeniaka rasy chi-tsu, k t ó r y b e z u s t a n n i e p o l o wał n a kule. M o ż e najbardziej wzruszający był w i d o k wysokiego, m o c n o z b u d o w a n e g o więźnia, k t ó r y m i a ł na sobie w s p a n i a ł e odzienie — imitację kolczugi
opończę
ś r e d n i o w i e c z n e g o rycerza ze
z ł o t y m lwem w herbie. P r z e m i e r z a ł z a g r o d ę w skraj krzyczał: — A s l a n ! A s l a n ! 1 G d z i e jesteś? T a k cię potrzebuje my. W y b a w n a s od la belle dame sans mer ci! K l a u d i u s z u z n a ł , że w d e p n ą ł w g ó w n o po k o s t k i . Z jakiejś p r z e w r o t n e j przyczyny był b a r d z o z siebie zadowolony. — C h o d ź tu, c h ł o p c z e . T u t a j . J e d n o z e stworzeń p o drugiej s t r o n i e ściany p o s t a wiło k o s m a t e , p r a w i e k o ń s k i e uszy i wychyliło się po p r z y s m a k . K l a u d i u s z z radością p a t r z y ł , j a k zwierzę najpierw o d g r y z ł o liście m a ł y m i siekaczami, a n a s t ę p nie p o ż u ł o gałązkę tęgimi z ę b a m i t r z o n o w y m i . G d y p r z y s m a k został p o ł k n i ę t y , zwierzę spojrzało n a K l a u d i u s z a z w y r a ź n y m w y r z u t e m , iż jego szczodro bliwość p o z o s t a w i a wiele do życzenia, Majewski zerwał więc dla niego jeszcze kilka gałązek. Było to c h a l i k o t h e r i u m , przedstawiciel jednej z naj dziwniejszych i najbardziej zachwycających r o d z i n k e n o z o i c z n y c h ssaków. M i a ł o m a s y w n y t u ł ó w z głę b o k ą piersią, k o ń s k ą szyję i głowę zdradzającą p o k r e w i e ń s t w o z p e r y s o d a k t y l e m , i p r a w i e trzy m e t r y długości. J e g o p r z e d n i e n o g i były t r o c h ę dłuższe od tylnych i przynajmniej d w a razy mocniejsze niż k o n i a p o c i ą g o w e g o . N i e kończyły się j e d n a k k o p y t a m i , lecz trzema palcami zakończonymi wciąganymi do poło wy p a z u r a m i — ś r o d k o w e m i a ł y d ł u g o ś ć p r a w i e męskiej d ł o n i , p o z o s t a ł e były o p o ł o w ę mniejsze. 1
Aslan — mityczny lew broniący dobra. Odgrywa kluczową rolę w opowieściach C. S. Lewisa z czarodziejskiej krainy Narnii (przyp. tłum.).
236
Julian May
C i a ł o c h a l i k o t h e r i u m o k r y w a ł a k r ó t k a niebieskoszara sierść u s i a n a białymi p l a m k a m i na kłębie zwierzę cia, b o k a c h i zadzie. O g o n zwierzę m i a ł o szczątkowy, ale pyszniło się piękną grzywą d ł u g i c h c z a r n y c h włosów, c z a r n ą pręgą w z d ł u ż grzbietu i m a n k i e t a m i u pęcin. I n t e l i g e n t n e oczy c h a l i k o t h e r i u m , k t ó r y m i bez przerwy ujmująco m r u g a ł o , były o s a d z o n e nieco bardziej ku p r z o d o w i niż u k o n i a i o k o l o n e gęstymi c z a r n y m i rzęsami. M i a ł o s k ó r z a n e cugle i b y ł o zupeł nie o s w o j o n e . W corralu z n a j d o w a ł o się co najmniej sześćdziesiąt t a k i c h zwierząt, większość p s t r o k a t o s z a rych, reszta białych lub g n i a d y c h . Plioceńskie słońce w y n u r z y ł o się z n a d b a r b a k a n u i wreszcie oświetliło dziedziniec, s k ą d p r z e p ę d z i ł o wszystkich więźniów, z wyjątkiem najwytrzymal szych, z p o w r o t e m do względnie c h ł o d n e j sypialni. Z a s k a k u j ą c o s m a c z n y posiłek p o ł u d n i o w y s k ł a d a ł się z d u s z o n e g o i p r z y p r a w i o n e g o liśćmi l a u r o w y m i mięsa, o w o c ó w i p o n c z u w i n n e g o . K l a u d i u s z z n ó w p r ó b o w a ł o b u d z i ć R y s z a r d a , ale bezskutecznie. W r e szcie w e p c h n ą ł P i r a t o w i o b i a d p o d pryczę. P o l u n c h u większość więźniów o d d a ł a się sjeście, ale K l a u d i u s z wyszedł na p o d w ó r z e , by p o s p a c e r o w a ć i p o b u d z i ć trawienie. P o o k o ł o d w ó c h g o d z i n a c h szaro u b r a n i stajenni zaczęli w n o s i ć wielkie kosze g u z o w a t y c h bulw i gru bych k o r z e n i , p r z y p o m i n a j ą c y c h b u r a k i p a s t e w n e . Wrzucili wszystko d o ż ł o b ó w dla zwierząt. G d y c h a l i k o t h e r i a pożywiały się, stajenni oczyścili z a g r o d ę z gnoju wielkimi m i o t ł a m i i d r e w n i a n y m i szuflami, z a ł a d o w a l i n a w ó z na wózki i wywieźli w k i e r u n k u k o r y t a r z a w i o d ą c e g o d o tylnych w r ó t z a m k u . D w ó c h z nich z o s t a ł o przy przenośnej p o m p i e czerpiącej
W I E L O B A R W N Y KRAJ
237
w o d ę z centralnej f o n t a n n y . J e d e n p o m p o w a ł p e d a łem, d r u g i rozwinął sztywny p ł ó c i e n n y wąż i zmył d o k ł a d n i e p o s a d z k ę corralu; n a d m i a r w o d y spłynął r y n s z t o k i e m . G d y p o d ł o g a b y ł a j u ż oczyszczona, zrobił prysznic pożywiającym się zwierzętom. R o z legło się rżenie i piski r a d o ś c i . S t a r y p a l e o n t o l o g k i w n ą ł głową z z a d o w o l e niem. W o d o l u b n e . K o r z e n i o ż e r n e . A więc chaliko t h e r i a są m i e s z k a ń c a m i w i l g o t n y c h s u b t r o p i k a l n y c h lasów lub b ł o t n i s t y c h ż u ł a w rzecznych. A p a z u r ó w używają d o w y k o p y w a n i a korzeni. R o z w i ą z a n a z o s t a ł a d r o b n a z a g a d k a paleobiologii — przynajmniej dla niego. Ale czy rzeczywiście więźniowie mają j e c h a ć na t a k s t a r o ż y t n y c h wierz c h o w c a c h ? Zwierzęta te nie są t a k szybkie j a k k o n i e , c h o ć wyglądają na b a r d z o w y t r z y m a ł e . A ich krok!... K l a u d i u s z z a d r ż a ł . Jeśli k t ó r e ś z t y c h stworzeń p o cwałuje z n i m na grzbiecie, j e g o s t a r e kości i stawy zatrzęsą się j a k s t a r o m o d n e o z d o b y n a b o ż o n a r o d z e niowej c h o i n c e . U w a g ę Majewskiego zwróciły o d g ł o s y d o c h o d z ą c e z ocienionego krużganka. Żołnierze prowadzili d w ó c h n o w y c h więźniów d o tylnych drzwi z a g r o d y , otwierających się w p r o s t d o sypialni. K l a u d i u s z d o strzegł powiewające zielone p i ó r o i błysk czerni i bieli. Felicja i A m e r i e ! Wbiegł do ś r o d k a i gdy obie k o b i e t y w p r o w a d z o n o d o więzienia, czekał t a m n a nie. J e d e n z e s t r a ż n i k ó w położył niesione przez siebie b a g a ż e i o d e z w a ł się przyjacielskim t o n e m : — T e r a z j u ż n i e d ł u g o . Lepiej postarajcie się o c o ś do j e d z e n i a z tego, co z o s t a ł o t a m na stole. Błędny Rycerz przybiegł do nich z tragiczną miną.
238
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
— Czy A s l a n tu idzie? Czy widziałaś go, d r o g a Siostro? M o ż e ta W o j o w n i c z k a jest z j e g o świty? A s l a n m u s i nadejść l u b jesteśmy zgubieni! — O c h , spływaj — m r u k n ę ł a Felicja. K l a u d i u s z ujął R y c e r z a za o p a n c e r z o n y łokieć i o d p r o w a d z i ł do pryczy przy drzwiach. — Siedź tutaj i czekaj na A s l a n a . M ę ż c z y z n a uroczyście skinął głową i usiadł. G d z i e ś w m r o k u p ł a k a ł j a k i ś więzień, a z od t w a r z a c z a Alpinisty rozlegało się „ G r e e n s l e e v e s " . G d y K l a u d i u s z wrócił d o przyjaciółek, zastał Feli cję przetrząsającą swój plecak. — N i e ma nic! — w y k r z y k i w a ł a . — Kuszy, noży do o p r a w i a n i a zwierzyny, s z n u r ó w ! N i c z tych choler nych rzeczy, k t ó r y c h m o g ł a b y m użyć, by n a s stąd wydobyć! — Lepiej o t y m z a p o m n i j — p o r a d z i ł jej K l a u diusz. — Jeśli użyjesz g w a ł t u , założą ci o b r o ż ę . T e n facet, co gra na flecie, o p o w i e d z i a ł mi o więźniu, k t ó r y d o s t a ł chysia i rzucił się na p o s ł u g a c z a . Ż o ł n i e r z e spałowali go i założyli mu na szyję j e d n ą z tych szarych obręczy. G d y przestał wrzeszczeć i o d z y s k a ł p r z y t o m n o ś ć , był ł a g o d n y j a k b a r a n e k . I nie m ó g ł j u ż zdjąć o b r o ż y . Felicja zaklęła o s t r o i z a p y t a ł a : — Czy to znaczy, że oni zamierzają z a o b r ą c z k o w a ć n a s wszystkich? K l a u d i u s z rozejrzał się w k o ł o , ale nikt nie zwra cał na nich najmniejszej uwagi. — Oczywiście nie. O ile m o g ł e m się z o r i e n t o w a ć , szare o b r o ż e są p r y m i t y w n y m i p s y c h o r e g u l a t o r a m i , p r a w d o p o d o b n i e p o d ł ą c z o n y m i d o złotych, j a k i e nosi lady E p o n e i inni kosmici. Nie wszyscy z załogi
239
z a m k u noszą o b r o ż e . Mają je żołnierze i strażnicy o r a z figuranci w rodzaju s ł a w e t n e g o T u l l y ' e g o . Ale nie stajenni ani posługacze. — Zajmują s t a n o w i s k a nieistotne dla bezpie czeństwa — p o d s u n ę ł a z a k o n n i c a . —
A l b o też nie ma d o ś ć tego w y r o b u — skwitował
Klaudiusz. Felicja zmarszczyła brwi. — To możliwe. D l a w y t w a r z a n i a obręczy p o t r z e b na jest wysoce s k o m p l i k o w a n a t e c h n o l o g i a , a ekwi p u n e k k o s m i t ó w wygląda cholernie t a n d e t n i e . Czy zauważyliście, j a k ten p r o b i e r z u m y s ł ó w bez przerwy nawalał? A w p o k o j a c h gościnnych nie ma bieżącej wody. — N i e potrudzili się, by z a b r a ć k t ó r e k o l w i e k z m o i c h lekarstw — oświadczyła A m e r i e . — O b r o ż e z a p e w n e zabezpieczają żołnierzy przed j a k i m i k o l w i e k p r ó b a m i uśpienia n a r k o t y k i e m . S p r y t n y przyrządzik. Ż a d e n p o g a n i a c z n i e w o l n i k ó w nie p o w i n i e n się bez niego o b y w a ć . — Być m o ż e nie potrzebują o b r ą c z k o w a ć ludzi, by ich ujarzmiać — odrzekł p o n u r o K l a u d i u s z . Z r o b i ł gest w s t r o n ę a p a t y c z n y c h j e ń c ó w w sypialni. — Tyl ko p o p a t r z c i e na tę ferajnę! Ruchliwi p r ó b o w a l i uciec i n a k a r m i o n o nimi psodźwiedzie. Sądzę, że większość w p a d a j ą c y c h w p o d o b n y k o s z m a r j a k ten, doznaje takiego u r a z u , że po p r o s t u dają się u n o s i ć w y p a d k o m z nadzieją, iż sytuacja się nie p o g o r s z y . Strażnicy są weseli i o p o w i a d a j ą d u b y s m a l o n e , j a k i e to d o b r e życie n a s czeka. Wyżywienie jest niezłe. Czy ty nie w o l a ł a b y ś się nie wysilać i czekać na t o , co się zdarzy, z a m i a s t walczyć z tym wszystkim? —
N i e — o d p a r ł a Felicja.
240
Julian May
Amerie dodała: — P e r s p e k t y w y d l a k o b i e t nie są bynajmniej t a k różowe, K l a u d i u s z u . — Z r e l a c j o n o w a ł a mu zwięźle swoją r o z m o w ę z E p o n e , w r a z z d a n y m i co do p o c h o d z e n i a i k ł o p o t ó w r e p r o d u k c y j n y c h najeźdź ców. — Więc w czasie, kiedy ty żyłbyś sobie s p o k o j nie i b u d o w a ł c h a t y z bali, Felicja i ja byłybyśmy klaczami zarodowymi. — N i e c h ich diabli wezmą! — szepnął starszy p a n . — N i e c h ich diabli! — Spojrzał na swoje wielkie dłonie, ciągle jeszcze silne, u s i a n e p l a m a m i w ą t r o b i a n y m i i o p l e c i o n e niebieskimi ż y ł k a m i . — G ó w n o będę w a r t p r z y jakiejkolwiek prawdziwej a w a n t u r z e . P o t r z e b a n a m Steina. — Z a b r a l i go — oznajmiła A m e r i e i wyjaśniła, że Tully jej powiedział, iż W i k i n g z o s t a ł p o d d a n y „ k u r a c j i ' dla uniknięcia dalszych k ł o p o t ó w . Wszyscy wiedzieli, co to o z n a c z a . — Czy jest tu jeszcze k t ó r y ś z naszych? — s p y t a ł a Felicja. — T y l k o R y s z a r d — o d r z e k ł starszy p a n . — Ale od r a n a , kiedy m n i e tu wsadzili, śpi bez przerwy. I nie u m i e m go zbudzić. M o ż e ty, Amerie, go obejrzysz? M n i s z k a wzięła plecak i poszła za K l a u d i u s z e m w k i e r u n k u pryczy R y s z a r d a . O t a c z a ł y ja,£ przyczyn d o b r z e z n a n y c h w o l n e łóżka: śpiący r o b i : p o d siebie. Leżał z r ę k a m i c i a s n o splecionymi na piersiach i kola nami podciągniętymi do podbródka. A m e r i e p o d n i o s ł a mu j e d n ą z powiek, zmierzyła puls. — Jezu, t o p r a w i e k a t a t o n i a . C o oni m u zrobili? P r z e s z u k a ł a swój p a k u n e k i wyjęła m i n i d o z o w nik, k t ó r y przycisnęła d o s k r o n i R y s z a r d a . G d y
W I E L O B A R W N Y KRAJ
241
kuleczka się z a p a d ł a , a p o t ę ż n y lek wpłynął do krwiobiegu n i e p r z y t o m n e g o ,
R y s z a r d w y d a ł słaby
jęk. — Istnieje szansa, że to go o b u d z i , jeśli z a p a ś ć nie jest zbyt g ł ę b o k a — wyjaśniła m n i s z k a . — A tym czasem p o m ó ż c i e mi go u m y ć . — Słusznie — p r z y t a k n ę ł a Felicja i zaczęła zrzu cać z siebie zbroję. — To jest j e g o b a g a ż . P o w i n i e n mieć drugie u b r a n i e . — Przyniosę w o d y — p o w i e d z i a ł K l a u d i u s z . P o szedł do u m y w a l n i , gdzie był k a m i e n n y z b i o r n i k z w o d ą płynącą z f o n t a n n y . N a p e ł n i ł d r e w n i a n e w i a d r o , wziął m y d ł o i stos o s t r y c h ręczników. G d y przeciskał się z p o w r o t e m między p r y c z a m i , z a u w a ż y ł go j e d e n z C y g a n ó w . — Próbujesz p o m ó c przyjacielowi, stary. Ale m o że jest mu lepiej tak, j a k jest. Przynajmniej będzie dla nich bezużyteczny. J a k a ś k o b i e t a z o g o l o n ą głową chwyciła K l a u diusza z a r a m i ę . N o s i ł a p o g n i e c i o n ą żółtą s u t a n n ę . Jej azjatycka twarz — r z a d k i w i d o k — p o k r y w a ł y blizny. M o ż e były w y n i k i e m jej k u l t u religijnego. — Chcieliśmy być w o l n i — w y c h r y p i a ł a . — Ale te p o t w o r y z innej g a l a k t y k i zrobią z n a s niewol n i k ó w . A najgorsze, że są p o d o b n i do ludzi. K l a u d i u s z w y s z a r p n ą ł się jej. S t a r a ł się nie zwra cać uwagi na inne krzyki i szepty; w k r ó t c e d o t a r ł do łóżka Ryszarda. — D a ł a m mu drugi zastrzyk — p o w i e d z i a ł a p o n u r o A m e r i e . — Otrzeźwi go, a l b o zabije. Do diab ł a . . . g d y b y ś m y tylko mogli z r o b i ć m u k r o p l ó w k ę z glukozy. Rycerz z a w o ł a ł : — Wielobarwny kraj t. I
242
Julian May
— Zaczynają siodłać czarodziejskie wierzchowce! Niebawem wyruszymy do Narnii! — K l a u d i u s z u , zobacz, co t a m się dzieje — roz k a z a ł a Felicja. P r z e p c h n ą ł się przez śpieszących na z e w n ą t r z i u d a ł o mu się d o t r z e ć do a ż u r o w e j ściany od stro n y c e n t r a l n e g o p o d w ó r c a . Stajenni p o d p r o w a d z a l i z corralu p a r a m i c h a l i k o t h e r i a do k o n i o w i ą z ó w po drugiej s t r o n i e dziedzińca. Inni służący przynieśli p r o w i a n t i zaczęli z a r z u c a ć c z a p r a k i na grzbiety zwierząt. N a s t r o n ę o d s t a w i o n o osiem wierzchow ców. Ich u p r z ą ż n a b i j a n a b r ą z o w y m i g u z a m i i inne w y p o s a ż e n i e z d r a d z a ł y , że są p r z e z n a c z o n e dla żoł nierzy. Ktoś za plecami Klaudiusza powiedział rozbawio n y m głosem: — N i e wygląda na t o , byśmy w e d ł u g nich mieli być szczególnie p i l n o w a n i w czasie p o d r ó ż y , p r a w d a ? — Był to Basil, Alpinista, który z z a i n t e r e s o w a n i e m śledził k r z ą t a n i n ę . — O! Jest w y t ł u m a c z e n i e . Z a u w a ż , j a k sprytnie przerobili s t r z e m i o n a . Zwisały z nich b r ą z o w e ł a ń c u c h y . Były obszyte wąskimi s k ó r z a n y m i r ę k a w a m i , a ich d ł u g o ś ć wskazywała, że sprawią tylko m i n i m u m niewygody, gdyż p o u m o c o w a n i u d o kostek n ó g będą l u ź n o zwisały. S i o d ł a n i e p o t r w a ł o dłuższy czas. Z a z a m k i e m słoń ce chyliło się j u ż ku z a c h o d o w i . Było oczywiste, że dla uniknięcia n a s a w a n n i e d z i e n n e g o u p a ł u z a p l a n o w a no n o c n y m a r s z . Czterej szeregowcy i oficer w k r ó t kim niebieskim płaszczu, tworzący o d d z i a ł , podeszli do b r a m y z a g r o d y i otworzyli ją. Ż o ł n i e r z e byli u b r a n i w lekkie b r ą z o w e k o p u l a s t e h e ł m y i zbroje
WIELOBARWNY KRAJ
243
ł ą c z o n e z części, w ł o ż o n e na s k ó r z a n e koszule, o r a z szorty. Ich uzbrojenie s t a n o w i ł y sprzężone łuki 0 s k o m p l i k o w a n y m naciągu, k r ó t k i e b r ą z o w e miecze 1 lance z v i t r o d u r u . G d y żołnierze weszli do więzienia, jeńcy się cofnęli. Oficer zwrócił się do t ł u m u rzeczo wym tonem: — U w a g a , wy, p o d r ó ż n i c y ! C z a s już opuścić to miejsce. Jestem k a p t a l W a l d e m a r , d o w ó d c a waszej k a r a w a n y . M a m y przed sobą o k o ł o t y g o d n i a , b y się bliżej p o z n a ć . W i e m , że mieliście ciężkie przejścia, przynajmniej niektórzy, kiedy czekaliście w tej go rącej zagrodzie na s k o m p l e t o w a n i e o d d z i a ł u . Ale w k r ó t c e będzie lepiej. W y r u s z a m y n a p ó ł n o c d o m i a s t a F i n i a h , gdzie zamieszkacie. T o d o b r e miejsce. Z n a c z n i e chłodniejsze niż t o . Odległość wynosi o k o ł o czterystu k i l o m e t r ó w i przejedziemy ją w mniej więcej sześć d n i . Ze względu na u p a ł będziemy p o d r ó ż o w a ć przez tutejszą okolicę dwie n o c e , a po osiągnięciu L a s u H e r c y ń s k i e g o b ę d z i e m y się przemieszczać w dzień. A teraz, p o d r ó ż n i c y , słuchajcie! N i e czyńcie mi ż a d n y c h k ł o p o t ó w , a d o s t a n i e c i e d o b r e wyżywie nie na stacjach po d r o d z e . Stawiajcie się, to o t r z y m a cie zmniejszone racje. A jeśli sprawicie mi p r a w d z i w ą p r z y k r o ś ć , nie dostaniecie jeść w ogóle. K t o k o l w i e k z was w y o b r a ż a sobie, że m ó g ł b y uciec, niech naj pierw pomyśli o w y k o p a l i s k o w y m z o o czekającym z błyszczącymi oczami i wyciągniętymi p a z u r a m i na idących s a m o p a s piechotą. M a m y tutaj szablozębne koty, j a k też superlwy i hieny wielkości niedźwiedzi. Są dziki większe niż k r o w y , k t ó r e na j e d e n kęs odgryzają ludzką n o g ę . Są n o s o r o ż c e i m a s t o d o n t y , k t ó r e was stratują na śmierć, gdy tylko was zauważą. O r a z d i n o t h e r i a , słonie z szablastymi k ł a m i ; lubią
244
Julian May
WIELOBARWNY KRAJ
245
d o w c i p n i e p o b a w i ć się człowiekiem, a p o t e m tańczyć na jego szczątkach! N a w i a s e m m ó w i ą c , w ł o p a t c e mają tylko cztery czy pięć m e t r ó w wysokości. A jeśli umkniecie g r u b y m r y b o m , dadzą w a m r a d ę p ł o t k i . W r z e k a c h p e ł n o p y t o n ó w i k r o k o d y l i . W lasach j a d o w i t e pająki wielkości brzoskwini, z z ę b a m i j a d o wymi j a k u żmij. A jeśli dacie n o g ę przed zwierzętami, wytropią w a s Firvulagowie i będą na waszych m ó z gach wygrywać diabelskie melodie, p ó k i nie zwariuje cie a l b o nie umrzecie ze s t r a c h u .
wiem. dwoje z was ma ze sobą zwierzęta p o k o j o w e . M o g ą j e c h a ć w k o s z a c h wiklinowych. T e n gość, k t ó r y przyszedł z k o t n ą kozą... Twoje zwie rzę musi tu zostać aż do wyruszenia c o t y g o d n i o wej k a r a w a n y h a n d l o w o - z a o p a t r z e n i o w e j . Więk szość z a k a z a n y c h narzędzi, b r o ń i duże p a k u n k i z a b r a n e w a m , gdy tu przybyliście, z o s t a n ą z a ł a d o w a ne na zwierzęta j u c z n e . Jeżeli będziecie się grzecznie z a c h o w y w a ć , możecie w przyszłości o t r z y m a ć więk szość z tych rzeczy.
T a m jest p a s k u d n i e , p o d r ó ż n i c y ! — ciągnął ofi cer. — To nie jest ten śliczny E d e n , o k t ó r y m w a m o p o w i a d a n o w r o k u 2110. Ale k t o się będzie t r z y m a ć k a r a w a n y , nie ma się czego b a ć . Będziecie j e c h a ć wierzchem na tych zwierzakach, k t ó r e widzieliście w zagrodzie o b o k . Są to c h a l i k o t h e r i a , dalecy krewni k o n i . N a z y w a m y je c h a l i k a m i . Są inteligentne i lubią ludzi, a w związku z ich p a z u r a m i nikt i nic szczegól nie się ich nie czepia. Niech każdy będzie d o b r y dla swego chalika. To środek t r a n s p o r t u i strażnik przy boczny w j e d n y m ciele...
W s z y s t k o jasne? T a k jest! Za p ó ł godziny wszyscy mają t u s t a n ą ć n a zbiórce, d w ó j k a m i , gotowi d o drogi. U d e r z y m y w d z w o n na pięć m i n u t przed zbiórką. K t o się spóźni, oberwie. To wszystko! — O d w r ó c i ł się na pięcie i w y m a s z e r o w a ł na czele żołnierzy. Nie zadali sobie n a w e t t r u d u , żeby z a m knąć bramę.
A gdyby k t o ś z w a s n a b r a ł chętki pojechać w las, niech lepiej o t y m z a p o m n i . Te obręcze, te naszyjniki, k t ó r e my, żołnierze, nosimy, dają n a m całkowitą k o n t r o l ę n a d c h a l i k a m i . D l a t e g o s t e r o w a n i e zostaw cie n a m . I m a m y też wyszkolone amficjony biegające po b o k a c h k a r a w a n y . Te psodźwiedzie wiedzą, że każdy jeździec, k t ó r y p r ó b u j e spłynąć, to ich o b i a d . Więc nie p o d s k a k u j c i e , a będziecie mieli przyjemną podróż. T a k jest! A teraz macie z e b r a ć do k u p y wasze rzeczy. Możecie j e a l b o z a p a k o w a ć d o j u k ó w , a l b o p o p r o s t u przywiązać za tylnym łękiem siodła. O ile
Więźniowie ruszyli w k i e r u n k u b u d y n k u , by z e b r a ć swe rzeczy; wlokąc się p o m r u k i w a l i p o d n o s e m . Po namyśle Klaudiusz uznał, że podróż nocna jest jeszcze j e d n y m m a n e w r e m , by ich z d e m o r a lizować, by zdusić w z a r o d k u p o m y s ł y ucieczki, p o d o b n i e j a k p r z e s a d n y opis fauny pliocenu. Pająki wielkości d ł o n i , a k u r a t ! Brakuje tylko Wielkiego Szczura z S u m a t r y ! J e d n a k amficjony są n a d e r realną groźbą. K l a u d i u s z z a s t a n a w i a ł się, j a k szybko biegają na p r y m i t y w n y c h p a l c o c h o d n y c h ł a p a c h . I czym, u licha, są straszliwi Firvulagowie? Po drugiej stronie dziedzińca pojawiła się i n n a g r u p a p o d strażą. Stajenni oddzielili sześć zwierząt od reszty s t a d a i p o d p r o w a d z i l i je do p l a t f o r m y do wsiadania. K l a u d i u s z dostrzegł m a ł ą figurkę u b r a n ą w złotą l a m ę ; p o m a g a n o jej wsiąść na o s i o d ł a n e
246
Julian May
chaliko. O b o k stała d r u g a w p u r p u r o w y m k o m binezonie, i trzecia... — Aikenie! — z a w o ł a ł starszy p a n . — Elżbieto! To ja. K l a u d i u s z ! P o s t a ć w czerwieni zaczęła się w y k ł ó c a ć z k a p t a lem straży u b r a n y m w niebieski płaszcz. Sprzeczka stawała się c o r a z głośniejsza, aż w k o ń c u Elżbieta t u p n ę ł a , a mężczyzna wzruszył r a m i o n a m i . O p u ś c i ł a grupę i pobiegła przez dziedziniec. Oficer poszedł za nią w o l n y m k r o k i e m . O t w o r z y ł a s z e r o k o b r a m ę z a g r o d y dla ludzi i rzuciła się w r a m i o n a siwowłosego paleontologa. — P o c a ł u j m n i e . U c h o d z i s z tu za m o j e g o k o c h a n ka — szepnęła bez tchu.
W I E L O B A R W N Y KRAJ
247
lutował, po czym on i dwaj żołnierze wskoczyli na siodła. Rozległy się słowa k o m e n d y : — Baczność! K r a t a w g ó r ę ! Dziesięcioro jeźdźców j e d e n za d r u g i m wjechało powoli p o d sklepione przejście b a r b a k a n u . Z d a l a było słychać wycie w z b u r z o n y c h psodźwiedzi. O s t a t ni więzień z szeregu o d w r ó c i ł się, p o m a c h a ł K l a u d i u szowi i znikł w m r o c z n y m k o r y t a r z u . D o widzenia, Bryanie, p o m y ś l a ł starszy p a n . M a m nadzieję, że znajdziesz twoją M e r c y . T a k czy inaczej. Z a w r ó c i ł d o sypialni, b y p o m ó c R y s z a r d o w i . P o czuł się stary, z m ę c z o n y i wcale j u ż z siebie nie zadowolony.
Przycisnął ją m o c n o do piersi, żołnierz zaś przy glądał mu się z n a m y s ł e m . Elżbieta p o w i e d z i a ł a : — W y s y ł a j ą ' n a s do stolicy, M u r i a h . M o j e m e t a funkcje wracają, K l a u d i u s z u ! Z r o b i ę wszystko co m o ż n a , by uciec. Jeśli mi się u d a , p o s t a r a m się j a k o ś p o m ó c w a m wszystkim. — Wystarczy, L a d y — o d e z w a ł się żołnierz. — N i e o b c h o d z i m n i e , co L o r d C r e y n p a n i powie dział. M u s i p a n i p r z y g o t o w a ć się do w s i a d a n i a . — Do widzenia, K l a u d i u s z u . — P o c a ł o w a ł a go n a p r a w d ę , p r o s t o w usta i zaraz o d p r o w a d z o n o ją z p o w r o t e m przez dziedziniec i p o s a d z o n o na wierz c h o w c u . J e d e n z żołnierzy p r z y m o c o w a ł ł a ń c u c h y w o k ó ł k o s t e k jej n ó g . K l a u d i u s z p o d n i ó s ł rękę. — Do widzenia, Elżbieto. S p o d a r k a d za z a g r o d ą dla zwierząt wyjechała majestatyczna p o s t a ć wierzchem na białym j a k śnieg chaliku w s z k a r ł a t n o s r e b r n y m rzędzie. K a p t a l zasa-
I
WOJE
W I E L O B A R W N Y KRAJ
7 G d y tylko g r u p a dziesięciorga j e ź d ź c ó w o p u ś c i ł a Z a m e k Przejścia, u f o r m o w a ł a się w dwójki. C r e y n z k a p t a l e m otwierali p o c h ó d , a na k o ń c u za więź n i a m i jechali dwaj żołnierze. Słońce z a c h o d z i ł o , je chali więc na w s c h ó d w p ó ł m r o k u , po t a r a s o w a t y m z b o c z u p ł a s k o w y ż u w k i e r u n k u zalanej zmierzchają cym światłem doliny R o d a n u - S a o n y . Elżbieta siedziała w y g o d n i e w siodle z z a ł o ż o n y m i r ę k a m i na ł ę k u i z a m k n i ę t y m i o c z a m i . W o d z e rzuciła luźno. Szczęśliwie chalika nie w y m a g a ł y k i e r o w a n i a przez jeźdźca, więc Elżbieta m o g ł a w pełni p o g r ą ż y ć się w s ł u c h a n i u . Słuchaj... lecz o d r z u ć dźwięki w y d a w a n e przez wierzchowca człapiące po miękkiej ziemi. N i e słuchaj świerszczy ani ż a b strojących głosy do c h ó r u w za m g l o n y c h , m o k r y c h zagłębieniach r ó w n i n y . Bądź głucha n a wieczorne pieśni p t a k ó w , n a s k o m l e n i e hien wyruszających na n o c n e łowy, na ciche głosy t o w a rzyszy p o d r ó ż y . N i e słuchaj uszami, lecz za p o m o c ą n o w o o d z y s k a n e j zdolności metapsychicznej biernej telepatii. Sięgaj
daleko, daleko.
Szukaj
innych umysłów
249
t a k i c h j a k twój, i n n y c h d o l o m ó w c ó w , innych, daj Boże, praw dziwy chludzi. ( W s t y d ź się tego, a r o g a n c k a s ł a b e u s z k o , ale t y m r a z e m m o ż n a ci wybaczyć.) Słuchaj, słuchaj! O d r o d z o n y u l t r a z m y s ł jeszcze nie jest p e ł n o s p r a w n y , a przecież j u ż coś słychać. T u t a j w grupie p o d r ó ż n y c h : czujna nieziemska świa d o m o ś ć Creyna rozmawiającego z posępnym kap talem Z d e n k i e m , obaj skryci za łatwą do przebicia osłoną w y t w a r z a n ą przez o b r ę c z . Ale tu się wstrzy m a j , gdyż poczują p r z e n i k a n i e . P o m i ń A i k e n a i in nych więźniów ze srebrną obręczą: mężczyznę R a i m o i k o b i e t ę S u k e y . Ich n i e m o w l ę c y b e ł k o t m e n t a l n y b r z m i t a k zgrzytliwie j a k wysiłki początkującego skrzypka w uszach wymagającego wirtuoza. Zignoruj s t r a ż n i k ó w w s z a r y c h o b r o ż a c h i b i e d n e g o , nieprzy t o m n e g o Steina o r a z B r y a n a , k t ó r e g o w y z w o l o n y umysł pętają t y l k o ł a ń c u c h y w y k u t e przez niego s a m e g o . Z o s t a w ich wszystkich i wyruszaj w daleką podróż. Słuchaj, j a k za t o b ą w z a m k u głos i n n e g o k o s m i ty... tak... ś p i e w a . Cichsze t o n y w srebrze i szaro ści o d p o w i a d a j ą p r z y t ł u m i o n y m e c h e m dźwiękowi złota. Słuchaj p r z e d siebie, bliżej wielkiej rzeki, p o w i k ł a n y c h o b c y c h p o m r u k i w a ń : triumf, niecier pliwość, p r z e c z u c i e złej r a d o ś c i , o k r u c i e ń s t w o . ( O d łóż tę o k r o p n ą s p r a w ę na później.) Słuchaj dalej na wschód, na p ó ł m o c , p ó ł n o c o - z a c h ó d i p o ł u d n i e . Z a uważ i n n e k o n c e n t r a c j e , złote b e z k s z t a ł t n e bryłki, zdradzające o b e c n o ś ć jeszcze większej liczby sztucz nie w z m a c n i a n y c h zaziemskich u m y s ł ó w o myślach zbyt licznych i :zbyt nieostrych, by twój p o w r a c a jący d o p i e r o d o z d r o w i a u m y s ł m ó g ł j e r o z r ó ż n i ć . T a k dziwne są i c h h a r m o n i e i n i e s p o d z i e w a n e skoki
250
Julian May
siły, a przecież t a k boleśnie p o d o b n e z n a j o m y m sieciom m e t a p s y c h i c z n y m drogiego, u t r a c o n e g o Śro dowiska. Posłuchaj a n o m a l i i ! Cichych m a m r o t a ń i dzie cinnych p c h n i ę ć . T o jeszcze inne nieludzkie umysły, nie w z m a c n i a n e naszyjnikami m o ż e a u t e n t y c z n i e aktywne? C o ? K t o ? Gdzie? D a n e nie wystarczające, ale obfite. Słuchaj słabych śladów form lęku, form b ó l u i form rezygnacji-utraty, napływających nie w i a d o m o s k ą d i od k o g o . Cofnij się. O m i ń je i idź dalej słuchając. Słuchając. T o ! P r z e l o t n y k o n t a k t z p ó ł n o c y , k t ó r y u r y w a się w skurczu lęku n a t y c h m i a s t , gdy go podejmujesz. T a n u ? W z m o c n i o n y ludzki telepata? Wywołaj go. Bez o d p o w i e d z i . N a d a j uczucie przyjaźni i p o t r z e b y . Ale nie słychać odpowiedzi... M o ż e t y l k o to sobie wyobraziłaś. Słuchaj d a l e k o , d a l e k o . Badaj całą p l a n e t ę Wy g n a n i a . Czy jest tu ktokolwiek z was, siostry i bra cia w umyśle? Czy ktokolwiek odczuwa zdalnie na wyłącznie ludzką modlę, której nieziemcy znać nie mogą? Odpowiedzcie Elżbiecie Orme telepatce korektorce poszukującej nadzieja modlitwa! Odpowie dzcie... A u r a p l a n e t y . E m a n a c j e niższych form życia. Szepty m e n t a l n e n o r m a l n y c h ludzi. P a p l a n i n a T a n ó w i ich o b r ą c z k o w a n y c h p a c h o ł k ó w . D w u z n a c z n y szept z drugiej s t r o n y planety, u l o t n y j a k p a m i ę t a n y sen. P r a w d z i w y czy odbity? W y o b r a ż o n y czy rzeczy wisty? T r o p z a n i m , z g u b go. K r ą ż rozpaczliwie w p o s z u k i w a n i a c h i d o w i e d z się, że nigdy nie istniał. Z i e m i a jest n i e m a . P o s u ń się za a u r ę ziemską i u ś w i a d o m sobie
W I E L O B A R W N Y KRAJ
251
d i a p a z o n ryku u k r y t e g o słońca i cieńsze a r p e d ż i a bliższych i dalszych gwiazd, d z w o n i ą c y c h życiem swych p l a n e t i w ł a s n y m . N i e ma metapsychicznej ludzkości? Więc zawołaj s t a r o ż y t n y c h w tej e p o c e Lylmików, kruchych twórców myślowych cudów... ale oni jeszcze nie istnieją. Wezwij K r o n d a k ó w , b r a c i w r o z u m i e m i m o przerażających ciał... ale i oni są jeszcze rasą w z a r o d k u , t a k s a m o j a k G i , P o l t r o j a n i e i o r d y n a r n i Simbiari. Żyjący wszechświat jest jeszcze nie zespolony, umysł p r z y k u t y d o m a t e r i i . Ś r o d o w i s ko jest w p o w i j a k a c h , a B ł o g o s ł a w i o n a M a s k a D i a m e n t o w a jeszcze się nie u r o d z i ł a . N i k t ci nie m o ż e odpowiedzieć. Elżbieta wycofała się. S k i e r o w a ł a w z r o k na w ł a s n e ręce, na ledwie świecący d r w i ą c o b r y l a n t o w y pierścień, symbol jej z a w o d u . Zaczęły ją zalewać p o s p o l i t e o b r a z y m e n talne. Płaski, bezgłośny m o n o l o g żołnierza Billy d u m a j ą c e g o o starzejących się, ale d o s t ę p n y c h wdzię k a c h właścicielki t a w e r n y w miejscowości zwanej R o n i a h . D r u g i strażnik, S e u n g Kyu, rozmyślający o zakładzie, j a k i z a m i e r z a ł uczynić w związku z ja kimś mieczem, k t ó r e g o w y n i k m ó g ł teraz ulec zmia nie ze względu na o b e c n o ś ć Steina. K a p t a l emi t o w a ł fale b ó l u z p o w o d u c z y r a k a p o d pachą, d r a ż n i o n e g o przez b r ą z o w y n a p i e r ś n i k j e g o lekkiej zbroi. Stein widocznie spał, u s p o k o j o n y swą sza rą o b r o ż ą . A i k e n i k o b i e t a i m i e n i e m Sukey u t k a l i p r o s t a c k i , ale skuteczny e k r a n dla ukrycia j a k i c h ś myślowych szwindli. C r e y n był p o g r ą ż o n y obecnie w słownej r o z m o w i e z a n t r o p o l o g i e m ; d y s k u t o w a ł o ewolucji społeczeństwa T a n ó w od chwili o t w a r c i a b r a m y czasu.
252
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
Ełżbieta splotła tarczę, za k t ó r ą m o g ł a o d d a ć się żałości, tarczę t a k o d p o r n ą , j a k d i a m e n t jej świętego p a t r o n a z przyszłości. G d y ją u k o ń c z y ła, pozwoliła w y b u c h n ą ć g o r z k i e m u żalowi i wściek łości. P ł a k a ł a n a d ironią losu, k t ó r y d a ł jej uciec od s a m o t n o ś c i i o p u s z c z e n i a tylko po t o , by na n o w o s p o t k a ć się z ich inną formą. O s ł o n i ę t a , p o g r ą ż o n a w o g n i u u t r a t y , dryfowała bezwolnie. W j a s n y m świetle gwiazd pliocenu t w a r z m i a ł a t a k spokojną j a k posąg, u m y s ł zaś t a k niedostę p n y j a k one. — . . . S t a t e k nie m ó g ł wiedzieć, że to słońce w k r ó t c e wejdzie w długi o k r e s niestabilności wy wołanej przez bliską s u p e r n o w ą . W ciągu stulecia od naszego przybycia tylko j e d e n p ł ó d na trzydzieści d o ż y w a ł u r o d z e n i a . Z u r o d z o n y c h n a t o m i a s t tylko około połowy było normalnych. Według standardów ludzkich żyjemy d ł u g o , ale stanęliśmy w obliczu g r o ź b y w y m a r c i a , jeśli k a t a s t r o f y nie da się złagodzić jakimś sposobem. — Czy nie mogliście i odlecieć?
po
prostu
się
spakować
— N a s z S t a t e k był żywym o r g a n i z m e m . Z g i n ą ł śmiercią b o h a t e r a , o d p r o w a d z i w s z y n a s n a Ziemię, d o k o n a w s z y s k o k u m i ę d z y g a l a k t y c z n e g o bez prece d e n s u w historii naszej rasy... Nie, nie m o g l i ś m y odlecieć. Musieliśmy znaleźć inne rozwiązanie. Sta tek i jego O b l u b i e n i c a wybrali Ziemię z p o w o d u p o d s t a w o w e j z g o d n o ś c i naszej p l a z m y k o m ó r k o w e j i najwyższej tutejszej formy życia: r a m a p i t e k ó w . Dzięki naszej technologii naszyjników p o z w o l i ł o to ich o p a n o w a ć . . .
253
By zrobić z nich n i e w o l n i k ó w , chcesz powie dzieć? Po cóż używać t a k p e j o r a t y w n e g o określe nia, Bryanie? Czy twoja rasa m ó w i o r o b i e n i u niewol ników z s z y m p a n s ó w czy wielorybów? R a m o w i e są tylko o d r o b i n ę od nich inteligentniejsi. Czy m o ż e wolałbyś, a b y ś m y żyli j a k w e p o c e kamiennej? Przy byliśmy t u d o b r o w o l n i e , aby m ó c p o s t ę p o w a ć zgod nie ze s t a r o ż y t n y m stylem życia, o b e c n i e z a b r o n i o nym na p l a n e t a c h naszej galaktyki. Ale raczej nie zamierzaliśmy żywić się k o r z o n k a m i i j a g o d a m i lub mieszkać w j a s k i n i a c h . — To byłby a b s u r d . A więc zrobiliście z ramo w swe sługi i k o n t y n u o w a l i ś c i e miły t r y b życia, aż słońce d o s t a ł o p l a m . A wówczas, j a k p r z y p u s z c z a m , wasi inżynierowie genetyczni znaleźli n o w e zastoso wanie r a m ó w . — Nie p o r ó w n u j , Bryanie, naszej techniki z wa szą. W o b e c n y m , p ó ź n y m s t a d i u m naszej egzystencji g a t u n k o w e j jesteśmy b a r d z o m a r n y m i inżynierami genetycznymi czy j a k i m i k o l w i e k . Potrafiliśmy jedy nie użyć s a m i c r a m ó w j a k o nosicielek naszych za p ł o d n i o n y c h jajeczek. P o d n i o s ł o to ledwie o d r o b i n ę nasz w s p ó ł c z y n n i k reprodukcji i w najlepszym razie było tylko b a r d z o m a r n y m s p o s o b e m . M o ż e s z więc zrozumieć, że przybycie ludzkich c h r o n o n a u t ó w , ge netycznie z g o d n y c h z n a m i i p r a k t y c z n i e o d p o r n y c h na skutki p r o m i e n i o w a n i a , uznaliśmy za o p a t r z n o ś ciowe. — Ach, oczywiście. Niemniej musisz p r z y z n a ć , że korzyści są raczej j e d n o s t r o n n e . — Jesteś tego taki pewien? P r z y p o m n i j sobie, że n i e d o s t o s o w a n i społecznie ludzie podejmują de-
254
Julian May
cyzję pójścia na W y g n a n i e . A my, T a n o w i e , m a m y im wiele do z a o f i a r o w a n i a . Więcej niż kiedykolwiek zapragnęli, jeśli t y l k o mają u ś p i o n e metafunkcje. I n a p r a w d ę t a k niewiele ż ą d a m y w z a m i a n . C o ś zaczęło p o s z t u r c h i w a ć Elżbietę. Przestań. Stukstukstuk. Idź precz. Stuk. Stukstuk. Ocknij się, pomóż, spieprzyłem to. Przestań drobnego dziobania szczeniackiumysł Aiken. STUK! Natrętny komarze palnąć cię Aiken! Przeszkadzaj komu innemu. Stukdrap. ŁUP. Do diabla Elżbieto ona zaraz wykończy STEINA. Elżbieta p o m a ł u o d w r ó c i ł a się w siodle i przyj rzała j a d ą c e m u o b o k jeźdźcowi. Aiken ciągle p a p l a ł w myśli, o n a zaś wyostrzyła o b r a z kobiecej p o s t a c i w ciemnej powłóczystej sukni. Sukey. N a p i ę t a t w a r z z pyzatymi policzkami i perkatym nosem. Ciemno niebieskie oczy, zbyt blisko o s a d z o n e , by była p i ę k n a , pełne p a n i k i . Elżbieta weszła w Sukey bez z a p r o s z e n i a i w jed nej chwili pojęła sytuację; odcięła A i k e n a i spóź n i o n e g o C r e y n a , k t ó r z y z z e w n ą t r z przyglądali się bezsilnie. Oszalały umysł Steina t r z y m a ł Sukey w kleszczach. Jej z d r o w i e psychicznie p r a w i e roz p a d a ł o się p o d u d e r z e n i e m siły m e n t a l n e j r a n n e g o mężczyzny. Było c a ł k i e m jasne, co się z d a r z y ł o . Sukey była p o t e n c j a l n i e silnym l a t e n t n y m k o r e k t o r e m , a p o d w p ł y w e m n o w e g o s r e b r n e g o naszyjnika jej metafunkcje się uczynniły. P o d b e c h t a n a przez
WIELOBARWNY KRAJ
255
A i k e n a s p r ó b o w a ł a swych zdolności i w e t k n ę ł a n o s w Steina, z a i n t r y g o w a n a p o z o r n ą bezsilnością śpią cego o l b r z y m a . Wśliznęła się poniżej n i s k o p o z i o m o wej kąpieli neuralnej g e n e r o w a n e j przez szarą o b r o ż ę i u s t a n o w i o n e j przez C r e y n a dla u s p o k o j e n i a szaleń ca i z a b l o k o w a n i a resztek b ó l u j e g o zabliźniających się r a n . P o d jej p o k r y w ą Sukey d o s t r z e g ł a g o d n y p o ż a ł o w a n i a stan p o d ś w i a d o m o ś c i Steina: stare ura zy psychiczne, świeże r a n y p o c z u c i a g o d n o ś c i włas nej, a wszystko to kipiące w i r e m zdławionej wściekło ści. Kusiciel p o d s z e p n ą ł Sukey, a o n a z a r e a g o w a ł a z w r o d z o n y m współczuciem dla i n n y c h istot. R o z p o częła beznadziejną n i e z d a r n ą operację korekcyjną Steina, ufając, że mu p o m o ż e . Ale bestia u k r y t a w pełnej b ó l u duszy W i k i n g a s t a n ę ł a d ę b a i z a a t a k o wała ją za w t r ą c a n i e się. O b e c n i e Sukey i Stein spletli się w przerażającym konflikcie psychoenergii. Jeśli tej wrogości nie zlikwiduje się n a t y c h m i a s t , s k u t k i e m będzie t o t a l n y r o z p a d o s o b o w o ś c i Steina i zidiocenie młodej kobiety. Elżbieta n a d a ł a d o C r e y n a j e d n ą tylko, p ł o n ą c ą myśl. Sięgnęła i otoczyła wielkimi s k r z y d ł a m i własnej zdolności korekcyjnej oszalałą p a r ę . Wyrzuciła bez c e r e m o n i a l n i e myśl m ł o d e j k o b i e t y p o d o s ł o n ę Crey na, k t ó r y delikatnie ją przejął, a n a s t ę p n i e z szacun kiem, z a b a r w i o n y m jeszcze j a k i m ś i n n y m uczuciem, zaczął o b s e r w o w a ć , j a k n a p r a w i a się szkodę. Elżbieta nałożyła na Steina h a m u l c e , wstrzyma ła wir psychiczny, u s p o k o i ł a kipiącą o t c h ł a ń furii. U s u n ę ł a nędznie skleconą przez Sukey struk turę z m i a n u m y s ł o w y c h , pełną naiwnie zuchwa łych k a n a ł ó w o d p ł y w o w y c h , zbyt słabych dla praw-
256
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
dziwej katharsis. D ź w i g n ę ł a z r a n i o n e g o Steina z siłą pełną miłości, r ó w n o c z e ś n i e wygładziła brzegi jego r a n i spoiła r o z d a r c i a , aby m o g ł o się zacząć u z d r a w i a nie. N a w e t j e g o s t a r e w r z o d y psychiczne wzdęły się, pękły i wydaliły p o p r z e z nią część swej trucizny. O p a d ł o poczucie poniżenia i odrzucenia. W i d m o o j c a - p o t w o r a zmniejszyło się do r o z m i a r ó w wzrusza j ą c o ludzkich, a m a t k a - k o c h a n k a straciła nieco z ota czających ją m ł o d z i e ń c z y c h fantazji. S t e i n - Z b u d z o n y spojrzał w p o d s u n i ę t e przez Elżbietę leczące zwier ciadło i r o z p ł a k a ł się. O d e t c h n ą ł . Elżbieta się w y n u r z y ł a . P o d r ó ż n i przystanęli, otoczywszy Elżbietę i jej wierzchowca. W i e c z o r n e powietrze b y ł o p a r n e , m i m o to przeszył ją dreszcz. C r e y n zdjął z r a m i o n m i ę k k i p u r p u r o w o s r e b r n y płaszcz i otulił ją. — To było w s p a n i a ł e , Elżbieto. N i k t , n a w e t L o r d D i o n k e t , największy z n a s wszystkich, nie zrobiłby tego lepiej. T e r a z oboje są bezpieczni. — To jeszcze nie k o n i e c — zmusiła się do od powiedzi. — N i e j e s t e m w stanie z a m k n ą ć j e g o leczenia. Ma b a r d z o silną wolę i o p i e r a się. To p o c h ł o n ę ł o . . . wszystko, czym obecnie d y s p o n u j ę . C r e y n d o t k n ą ł złotej obręczy na swojej szyi. — Mogę pogłębić osłonę neuralną generowaną przez j e g o szary naszyjnik. W i e c z o r e m , gdy dojedzie my do R o n i a h , b ę d z i e m y w stanie zrobić dla niego więcej. Dojdzie do siebie za p a r ę dni. Stein, k t ó r y przez cały okres m e t a p s y c h i c z n e go imbroglio n a w e t nie d r g n ą ł , w y d a ł głębokie wes tchnienie. D w a j żołnierze zsiedli z c h a l i k ó w i podeszli do c h o r e g o , by p r z e s u n ą ć tylny łęk j e g o siodła t a k , aby stał się w y g o d n y m o p a r c i e m dla pleców.
257
— J u ż nie m o ż e spaść — p o w i e d z a ł C r e y n . — Później u s a d o w i m y go jeszcze wygodniej. M u s i m y jechać. Bryan z a p y t a ł : — Czy k t o k o l w i e k mi wyjaśni, co tu się, u diabła, dzieje? — Będąc bez obręczy nie miał pojęcia o roz grywających się o b o k niego, głównie na p l a n i e telepa tycznym, w y d a r z e n i a c h . K r ę p y , o j a s n y c h j a k len w ł o s a c h i l e k k o oriental nych rysach twarzy mężczyzna p o k a z a ł p a l c e m Aikena D r u m a . — Spytaj tego tu. On to zaczął. Aiken wyszczerzył zęby i zaczął się bawić swą srebrną obręczą. Z ciemności nagle w y c h y n ę ł o kilka białych ciem i zaczęło krążyć w z w a r i o w a n e j aureoli w o k ó ł głowy Sukey. — Po p r o s t u m a l u t k i d o b r y uczynek, k t ó r y źle wyszedł! — wyjaśnił. — D o ś ć tego! — r o k a z a ł C r e y n . Ć m y odleciały. Wysoki T a n u zwrócił się d o A i k e n a t o n e m ledwie z a w o a l o w a n e j groźby: — D z i a ł a ł a Sukey, ale jest oczywiste, że ty to s p r o w o k o w a ł e ś . Bawiło cię wystwienie t w e g o przyjaciela i tej niedoświadczonej kobiety na śmiertelne niebezpieczeństwo. Na wesołej twarzyczce A i k e n a nie b y ł o z n a ć żad nej skruchy. — O c h , w y d a w a ł o się, że jest d o ś ć silna. N i k t jej nie zmuszał, by się w to p a k o w a ł a . O d e z w a ł a się Sukey z nieszczerym u p o r e m : C h c i a ł a m tylko p o m ó c . On był w rozpaczliwej sytuacji! A n i k o g o z was to nie o b c h o d z i ł o ! Creyn odparł szorstko: N i e był to ani o d p o w i e d n i czas, ani miejsce na 17
— Wielobarwny kraj i. I
258
Julian May
WIELOBARWNY KRAJ
259
p o d e j m o w a n i e t r u d n e j korekcji. Stein m i a ł być leczo ny we właściwym czasie. — Niechże ja to w s z y s t k o p o j m ę — o d e z w a ł się B r y a n . — O n a p r ó b o w a ł a zmienić j e g o ś w i a d o m o ś ć ? — P r ó b o w a ł a go u z d r o w i ć — o d p o w i e d z i a ł a Elż bieta. — P r z y p u s z c z a m , że A i k e n przynaglił ją do w y p r ó b o w a n i a jej n o w o n a b y t y c h metafunkcji, p o d o b n i e j a k p r ó b o w a ł w ł a s n y c h . Ale o n a nie m o g ł a d a ć sobie z tym r a d y . — Przestańcie m ó w i ć o m n i e j a k o dziecku! — krzyknęła Sukey. — W porządku, ugryzłam więcej, niż m o g ł a m p o ł k n ą ć . Ale c h c i a ł a m d o b r z e ! M ę ż c z y z n a o j a s n y c h j a k len włosach, u b r a n y w g r u b e s p o d n i e z d i a g o n a l u , ciężkie p o d k u t e b u t y i flanelową koszulę w k r a t ę , s p o d której j e g o s r e b r n a obręcz była n i e m a l n i e w i d o c z n a , roześmiał się c h r a p liwie.
cem. Będziemy mieli k u p ę zabawy, gdy będziesz rozwiązywać supełki na mojej biednej, niedobrej duszyczce! Elżbieta sięgnęła myślą i uszczypnęła A i k e n a z ta ką siłą, że g ł o ś n o zaskrzeczał. — D o ś ć tego, chłopcze — p o w i e d z i a ł a . — P o ćwicz sobie wolę na n i e t o p e r z a c h , j e ż a c h i czymkol wiek t a k i m . — D a m ci ja nietoperze — obiecał p o n u r o Aiken. P o g o n i ł wierzchowca po s z e r o k i m trakcie i kawal k a d a z n ó w ruszyła. Elżbieta o t w o r z y ł a się przed Sukey, by u s p o k o i ć jej lęk i poczucie klęski. Chciałabym ci pomóc, siostrzyczko myśli. Odpręż się. Tak? ( G r o ź n y u p a r t y s m u t e k z a ł a m u j ą c y się powoli.) Och, czemu nie. Spaskudzilam to okropnie.
— C h c i a ł a ś d o b r z e ! K i e d y ś napiszą to na n a g r o b k u ludzkości! N a w e t ta przeklęta Madame G u d e r i a n m i a ł a d o b r e z a m i a r y , ż e pozwoliła l u d z i o m p r z e c h o d z i ć d o tego piekielnego świata.
Już minęło. Rozluźnij się. Daj mi się poznać. S u e - G w e n Davies, lat dwadzieścia siedem, u r o d z o n a i w y c h o w a n a na ostatniej kolonii orbi talnej Starej Planety. Była w y c h o w a w c z y n i , p e ł n a o g r o m n e g o współczucia i m a t c z y n e j t r o s k i dla swych nieszczęsnych m ł o d y c h p o d o p i e c z n y c h . N a sate licie n a s t o l a t k i z o r g a n i z o w a ł y p o w s t a n i e ; z b u n t o wały się przeciw n i e n a t u r a l n e m u życiu w y b r a n e mu dla nich przez idealistycznie n a s t a w i o n y c h tech n o k r a t y c z n y c h d z i a d k ó w , Ś r o d o w i s k o zaś podjęło spóźnioną decyzję o r o z w i ą z a n i u k o l o n i i . Na w i a d o mość, że jej zajęcie s t a ł o się z b ę d n e , Sukey Davies nawet się ucieszyła. N i e była z w i ą z a n a lojalnością wobec satelity, nie była z w i ą z a n a p r z e k o n a n i a m i 2 e k s p e r y m e n t e m , k t ó r y stał się p r z e s t a r z a ł y w chwili, kiedy zaczęła się Wielka Interwencja. Wszystkie go-
— Będzie p i e k ł e m dla ciebie tylko wtedy, jeśli go t a k i m zrobisz, R a i m o — rzekł C r e y n . — T e r a z m u s i m y j e c h a ć . Elżbieto, czy czujesz się na siłach p o m ó c Sukey z r o z u m i e ć coś z jej n o w y c h sił? A przy najmniej p o r a d z i ć , j a k i e o g r a n i c z e n i a m u s i sobie teraz nałożyć? —
Myślę, że p o w i n n a m to zrobić.
Aiken p o d j e c h a ł d o n a c h m u r z o n e j Sukey i p o bratersku poklepał ją po ramieniu. — N o , m a l e ń k a . Była mistrzyni t ł a m s z e n i a m ó z g ó w zrobi ci błyskawiczny kurs, a p o t e m m o ż e s z ćwiczyć na m n i e ! G w a r a n t u j ę , że nie p o ż r ę cię żyw-
260
Julian May
dżiny p r a c y s p ę d z a ł a z dziećmi, usiłując d a ć sobie z nimi r a d ę ; uporczywie opierały się u w a r u n k o w a n i u k o n i e c z n e m u dla życia w o r b i t a l n y m ulu. G d y k o l o n i ę satelitarną z a m k n i ę t o , Sukey prze niosła się na Ziemię, p l a n e t ę o g l ą d a n ą z góry przez tyle męczących lat. T a m w dole był raj i p o k ó j . Była tego p e w n a ! Z i e m i a była E d e n e m . Lecz n a ufryzowa nych, ruchliwych k o n t y n e n t a c h Ziemi nie m o ż n a było znaleźć prawdziwej Ziemi O b i e c a n e j . Z n a j d o w a ł a się w e w n ą t r z planety. Elżbieta w y n u r z y ł a się na chwilę. Sukey była ś r e d n i o inteligentna, o silnej woli, życzliwa, z lat e n t n ą zdolnością korekcji i średnią p r z e c z u w a nia. Ale Sukey D a v i e s była także a b s o l u t n i e p r z e k o n a n a , że Z i e m i a jest p l a n e t ą w y d r ą ż o n ą w ś r o d k u ! S t a r o m o d n e książki n a mikrofiszach, p r z e s z m u g l o w a n e n a satelitę przez z n u d z o n y c h e k s c e n t r y k ó w i sekciarzy, z a p o z n a ł y ją z p o m y s ł a m i B e n d e r a , Gianniniego, Palmera, Bernarda i Souzy'ego. Sukey o c z a r o w a ł a idea w y d r ą ż o n e j Ziemi, oświetlonej m a łym słońcem c e n t r a l n y m , oazy s p o k o j u i nieogra niczonej d o b r o c i , z a l u d n i o n e j przez k a r ł o w a t y c h ludzików posiadających wszelkie m ą d r o ś c i i ra dości. Czyż s t a r o ż y t n i nie o p o w i a d a l i o p o d z i e m n y m Asarze, A v a l o n i e , P o l a c h Elizejskich, R a t m a n su i U l t i m a e T h u l e ? N a w e t buddyjska A g h a r t a mia ła być p o ł ą c z o n a t u n e l a m i z l a m a i c k i m i klaszto r a m i T y b e t u . Te m a r z e n i a nie w y d a w a ł y się b y n a j mniej dziwaczne dla Sukey, m i e s z k a n k i wewnętrznej p o w i e r z c h n i d w u d z i e s t o k i l o m e t r o w e g o cylindra o b racającego się w przestrzeni. Logiczne b y ł o , że i Zie m i a jest w y d r ą ż o n a . Więc Sukey przybyła na Starą Planetę, gdzie ludzie uśmiechali się, gdy t ł u m a c z y -
WIELOBARWNY KRAJ
261
ła o co jej c h o d z i . Przy okazji p r o w a d z o n y c h przez nią p o s z u k i w a ń n i e m a ł o z nich p o s t a r a ł o się ulżyć jej portfelowi zawierającemu o d p r a w ę k o ń c o w ą z miejsca p r a c y . Wreszcie po p r z e p r o w a d z e n i u o s o bistej, k o s z t o w n e j inspekcji na miejscu, o d k r y ł a , że nie było c u d o w n i e osłoniętych b i e g u n o w c h o t w o r ó w wiodących d o w n ę t r z a planety, j a k t o twierdzili niektórzy ze starych a u t o r ó w ; nie była też w stanie d o s t a ć się do świata p o d z i e m n e g o przez rzekome jaskinie X i z a n g u . N a k o n i e c u d a ł a się d o Brazylii, gdzie wedle j e d n e g o z a u t o r ó w mieścił się wiodący do A g h a r t y tunel w dalekiej Serra do Roncador. Stary I n d i a n i n z plemienia M u r c e g o wyczuwszy d o d a t k o w e h o n o r a r i u m , p o w i e d z i a ł jej, że tunel rzeczywiście kiedyś istniał, ale niestety został za mknięty w s k u t e k trzęsienia ziemi „wiele tysięcy lat temu". Sukey d u m a ł a we łzach przez trzy t y g o d n i e n a d tym oświadczeniem, nim doszła do w n i o s k u , że na p e w n o będzie w stanie o d n a l e ź ć d r o g ę do w n ę t r z a Ziemi p o d r ó ż u j ą c wstecz w czasie. P r z y o d z i a ł a się w suknie p r z y p o m i n a j ą c e jej walijskie p o c h o d z e n i e i skwapliwie przeniosła do pliocenu, gdzie... Creyn mówi jego naród utworzył raj! Ach, Sukey. Taktak! A ja mocnauzdrowicielka mogę tu u sie bie! Obietnica Creyna! Spokój. Możesz zostać metalekarzem dużej miary. Ale nie natychmiast. Dużo dużo do nauki kochanie. Ufajsluchaj stosujsię następnie dzicdaj. Chcę/muszę. Biedny Stein! Inni biednitacy którym m °gę pomóc. Czując ich dokoła nas czy czujesz też?... Elżbieta wycofała się z n i e s p o k o j n e g o z p o w o -
262
Julian May
du niedojrzałości u m y s ł u Sukey i rozejrzała. C o ś było. C o ś całkowicie o b c e g o jej d o ś w i a d c z e n i u , co wcześniej tego wieczoru tylko z a m i g o t a ł o na skraju jej percepcji. Co to było? Z a g a d k a nie chciała się ujawnić w o b r a z i e m e n t a l n y m , który Elżbieta m o g ł a by zidentyfikować. Jeszcze nie. O d ł o ż y ł a więc s p r a w ę n a b o k i p o w r ó c i ł a d o uczenia Sukey. T o t r u d n a p r a c a , k t ó r a zajmie jej jeszcze d u ż o czasu, za co dzięki niech będą Bogu.
8 G r u p a udająca się w k i e r u n k u R o d a n u jechała jeszcze trzy godziny w c o r a z ciemniejszej nocy i c h ł o dzie opuszczając się z p ł a s k o w y ż u po stromej ścieżce z niebezpiecznymi z a k r ę t a m i w głąb lasu t a k gęstego, że zupełnie zasłaniał j a s n e światło gwiazd. D w a j żołnierze zapalili długie p o c h o d n i e ; j e d e n jechał na czele, drugi w straży tylnej. D z i w a c z n e cienie j a k b y p o d ą ż a ł y za nimi, gdy k o n t y n u o w a l i w ś r ó d potęż nych, sęktych drzew swą p o d r ó ż na w s c h ó d . — Upiornie, prawda? — zapytał Aiken Raima, który teraz j e c h a ł o b o k niego. — C z y nie m o ż n a sobie w y o b r a z i ć , że te wielkie d ę b y k o r k o w e i kasz t a n o w c e wyciągają r a m i o n a , by cię schwycić? — M ó w i s z j a k idiota — m r u k n ą ł z a p y t a n y . — P r a c o w a ł e m w puszczach przez dwadzieścia lat w rezerwacie M e g a p o d w K o l u m b i i Brytyjskiej. W d r z e w a c h nie ma nic u p i o r n e g o . — To stąd twój u b i ó r d r w a l a — o d p o w i e d z i a ł nie zbity z t r o p u Aiken. — Ale jeśli znasz się na drze wach, musisz wiedzieć, że b o t a n i c y przyznają im prymitywną ś w i a d o m o ś ć . Czy nie sądzisz, że im roślina starsza, tym bardziej m u s i być d o s t r o j o n a d o
264
Julian May
Ś r o d o w i s k a ? T y l k o przyjrzyj się t y m d r z e w o m d o o k o ł a . I nie m ó w m i , że na Ziemi, j a k ą z n a m y , były drzewa liściaste średnicy o ś m i u czy dziesięciu met r ó w ! Przecież te dzieciątka muszą być tysiące lat starsze niż j a k i e k o l w i e k d r z e w o na Starej Ziemi. S p r ó b u j tylko wyjść ku n i m . Użyj swej srebrnej obręczy dla czegoś więcej niż o g r z e w a n i e j a b ł k a A d a m a . S t a r e drzewa... złe d r z e w a ! Czy nie czujesz złych wibracji w tej puszczy? O n e m o g ą mieć n a m za złe, żeśmy tu przybyli. M o g ą wyczuwać, że za p a r ę m i l i o n ó w lat ludzie tacy j a k my zniszczą je! M o ż e n a w e t te d r z e w a n a s nienawidzą! — Myślę — o d r z e k ł R a i m o flegmatycznie, ale z wrogością — że próbujesz zrobić ze m n i e w a r i a t a , j a k zrobiłeś z Sukey. N i e p r ó b u j ! A i k e n p o c z u ł , że unosi się n a d s i o d ł e m . Ł a ń c u chy, w k t ó r e m i a ł z a k u t e stopy, z ł a p a ł y go j a k ofiarę na kole t o r t u r . W z n o s i ł się c o r a z wyżej, aż wypros t o w a ł się niebezpieczenie blisko gałęzi zwieszających się n a d drogą. — H e j ! To był t y l k o żart! Boli! R a i m o z a c h i c h o t a ł i p c h n ą ł go w g ó r ę jeszcze mocniej. Ścisnąć. Pięściami w lodowały uchwyt myślowy Finno-Kanadyjczyka i wymusić, aby wypuścił, wypuś cił, wypuścił! Z t r z a s k i e m , od k t ó r e g o zapiszczało p r z e r a ż o n e c h a l i k o , A i k e n w y l ą d o w a ł w siodle. C r e y n o d w r ó c i ł się i powiedział: — R a i m o Hakkinenie, masz skłonność do okru cieństwa. T r z e b a j ą będzie p o h a m o w a ć . — C i e k a w e , czy wszyscy z twojego g a t u n k u bę dą tego z d a n i a ? — o d p a r ł bezczelnym t o n e m były
W I E L O B A R W N Y KRAJ
265
drwal. — A w k a ż d y m razie m o ż e s z s p o w o d o w a ć , b y ten m a ł y g ó w n i a r z przestał m n i e d r a ż n i ć . U p i o ry drzew! — Wiele s t a r o ż y t n y c h k u l t u r wierzyło, że d r z e w a mają szczególne siły — z a p r o t e s t o w a ł A i k e n . — Czy nie t a k , Bryanie? A n t r o p o l o g a t o rozśmieszyło. — O, t a k . W s t a r o ż y t n y m świecie przyszłości k u l t drzew był prawie p o w s z e c h n y . D r u i d o w i e mieli alfa bet służący do w r ó ż e n i a , z w i ą z a n y z n a z w a m i d r z e w i krzewów. Był to oczywisty relikt bardziej r o z p o wszechnionej religii, w której d r z e w a stanowiły p u n k t c e n t r a l n y , a p o c h o d z ą c e j z najdawniejszej s t a r o ż y t n o ści. S k a n d y n a w o w i e czcili p o t ę ż n y j e s i o n Yggdrasil. U G r e k ó w jesion był p o ś w i ę c o n y b o g o w i m o r z a P o s e j d o n o w i . U R z y m i a n za święte u w a ż a n o b r z o z y . J a r z ę b i n a była s t a r o g r e c k i m i celtyckim s y m b o l e m władzy n a d śmiercią. G ł ó g w i ą z a n o z o r g i a m i sek sualnymi i miesiącem m a j e m , p o d o b n i e j a b ł o ń . D ę b y były p r z e d m i o t e m k u l t u w całej E u r o p i e p r z e d w y n a lezieniem p i s m a . Z j a k i c h ś p o w o d ó w są o n e szczegól nie p o d a t n e n a u d e r z e n i a p i o r u n ó w , s t a r o ż y t n i więc łączyli to d r z e w o z b o g i e m w ł a d a j ą c y m p i o r u n a m i . Grecy, R z y m i a n i e , Celtowie gallijscy, Brytowie, T e u toni, Litwini, Słowianie... wszyscy uważali d ą b za święty. F o l k l o r niemal wszystkich k r a j ó w europejs kich m ó w i o i s t o t a c h n a d n a t u r a l n y c h mieszkających w specjalnych d r z e w a c h a l b o straszących w pusz czach. M a c e d o ń c z y c y mieli d r i a d y , Styryjczycy wiły, G e r m a n i e „świętą p a n n ę " , a F r a n c u z i swoje dames vertes. A wszystko t o : duszki leśne. L u d y s k a n d y n a w skie także w nie wierzyły, ale z a p o m n i a ł e m , j a k i e d a ł y im imię...
266
W I E L O B A R W N Y KRAJ
Julian May
— Skogsnufvar — o d e z w a ł się n i e s p o d z i a n i e R a i m o . — D z i a d e k mi o p o w i a d a ł . P o c h o d z i ł z W y s p A l a n d z k i c h , gdzie ludzie mówili p o szwedzku. K u p a d u r n y c h bajek. — N i c się nie m o ż e r ó w n a ć d u m i e z w ł a s n e g o p o c h o d z e n i a ! — z a r e c h o t a ł Aiken, co w y w o ł a ł o p o n o w n ą a w a n t u r ę , bo d r w a l uderzył w niego z n o w u s p o t ę g o w a n ą zdolnością P K , Aiken zaś k o n t r a t a k o wał siłą zniewalania; s t a r a ł się zmusić R a i m o , by wbił sobie palec wskazujący we własne g a r d ł o . Aż wreszcie C r e y n z a w o ł a ł : — W s z e c h m o c n a T a n o , d o ś ć tego! O b a j walczący jęknęli, chwycili za swe s r e b r n e obręcze i uciszyli się j a k p a r a w y c h ł o s t a n y c h uczniak ó w , milczących, lecz nie s k r u s z o n y c h . R a i m o wyciągnął z b a g a ż u wielką srebrną flaszkę i zaczął z niej p o c i ą g a ć . — Demerara p r o d u k c j i H u d s o n Bay C o m p a n y , siedemdziesiąt pięć p r o c e n t a l k o h o l u . T y l k o dla d o rosłych. Z a m a r t w i a j się. Rozległ się s p o k o j n y głos Elżbiety: — Opowiedz n a m Czy były piękne?
o
Skogsnufvarach,
Bryanie.
— O t a k . D ł u g i e , falujące włosy, z m y s ł o w e cia ła... i o g o n y ! Był to s t a n d a r d o w y a r c h e t y p a n i m y , wabiącej mężczyzn w głąb puszczy, a b y się z nimi p r z e s p a ć . A po t y m biedacy byli k o m p l e t n i e w m o c y tych kobiecych elfów. M ę ż c z y z n a , k t ó r y p r ó b o w a ł je opuścić, słabł, c h o r o w a ł , aż u m a r ł , a w najlepszym w y p a d k u tracił r o z u m . W dwudziestowiecznej Szwecji d o k ł a d n i e o p i s a n o ofiary Skogsnufvarów. — W folklorze walijskim m o ż n a się d o s z u k a ć p o d o b n y c h s t w o r z e ń — o d e z w a ł a się Sukey. — Ale
267
mieszkały w jeziorach, nie w lasach. Z w a n e były G w r a g e d d A n n w n i w y n u r z a ł y się, by t a ń c z y ć w drżą cym świetle księżyca i wabić p o d r ó ż n y c h do swych podwodnych pałaców. —
To
powszechny
motyw
folklorystyczny
—
s k o m e n t o w a ł Bryan. — S y m b o l i k a ł a t w a do zro zumienia. N i e m n i e j t r z e b a t r o c h ę ż a ł o w a ć b i e d n y c h elfów-samców. W y g l ą d a n a t o , ż e o m i n ę ł o j e s p o r o dobrych, sprośnych zabaw. Większość ludzkich p o d r ó ż n i k ó w , ze s t r a ż n i k a m i włącznie, r o z e ś m i a ł a się. — Czy istnieją analogiczne legendy wśród twego lu du, C r e y n ? — spytał a n t r o p o l o g . — Czy też w twojej kulturze nie t w o r z o n o opowieści o r z u c a n i u czarów? — N i e b y ł o p o t r z e b y — uciął s u c h o C r e y n . Elżbiecie przyszło na myśl coś d z i w n e g o . S p r ó b o wała wśliznąć się m i k r o s o n d ą za o s ł o n ę C r e y n a , ale tak, by nie budzić jego uwagi. Och Elżbieto nie. Te drobne agresje, gierki daremne szukanie wyższości. (Niewinne
niedowierzanie
lekceważącozabarwione
szyderstwo.) Nonsens. Jestem staryzmęczony uprzejmy dobrejwoli dla ciebie i twoich nawet ostatecznie doskuszenia. Ale inni megogatunku nie. Ostrzegam Elżbieto. Nie odrzucaj Tanów lekko. Wspomnij maskonura. Maskonura? Dziecinnywiersz twoich od ludzkiegowychowawcy wśród nas dawno zmarłego. Samotnyptak tylko jeden z gatunku jadl ryby opłakiwał samotność. Przy jaźń ofiarowana przez ryby jeśli ptak przestanie po żerać. Umowa przyjęta sposóbżywienia zmieniony. Ryby tylko lojalne w mieście dla maskonura.
268
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
Jak wy Tanowie dla mnie? Potwierdzenie Elżmaskonurbieto. W y b u c h ł a śmiechem, a B r y a n i inni ludzie spoj rzeli na nią zdziwieni i z a k ł o p o t a n i . — K t o ś — zauważył Aiken — wymienia szeptem uwagi z a n a s z y m i m ó z g a m i . Czy nie z d r a d z i s z n a m tego d o w c i p u , k o c h a n i e ? — D o w c i p był na m ó j t e m a t , Aikenie. — Elżbie ta zwróciła się do C r e y n a : — R o z e j m między n a m i . N a teraz. K o s m i t a skłonił głowę. — P o z w ó l mi więc zmienić t e m a t . Z b l i ż a m y się do doliny rzeki, gdzie z a t r z y m a m y się na o d p o c z y n e k w mieście z w a n y m R o n i a h . Dalej w d r o g ę r u s z a m y j u t r o , ale w bardziej przyjemny s p o s ó b : s t a t k i e m . Do stolicy w M u r i a h p r z y b ę d z i e m y za mniej niż pięć d n i , jeśli w i a t r będzie sprzyjał. — Ż a g l o w c e na t a k burzliwej rzece j a k R o d a n ? — z a p y t a ł o s ł u p i a ł y B r y a n . — A m o ż e w plioceniejest spokojniejsza? — Oczywiście, s a m to osądzisz. Ale nasze statki są z u p e ł n i e i n n e niż te, do j a k i c h jesteście przy zwyczajeni. M y , T a n o w i e , nie p r z e p a d a m y z a p o d r ó ż o w a n i e m w o d ą . Ale p o przybyciu ludzi skon s t r u o w a n o bezpieczne i s p r a w n e statki i r u c h na rzece stał się n a d e r żywy. O b e c n i e u ż y w a m y s t a t k ó w nie tylko dla żeglugi pasażerskiej, ale także do p r z e w o z u w a ż n y c h t o w a r ó w z p ó ł n o c y . . . szczególnie z F i n i a h i z G o r i a h , m i a s t p o ł o ż o n y c h w kraju n a z y w a n y m przez w a s Bretanią, d o p o ł u d n i o w y c h r e g i o n ó w , k t ó r y c h k l i m a t bardziej n a m o d p o w i a d a . — Z a b r a ł e m ze sobą żaglowiec — p o w i e d z i a ł a n t r o p o l o g . — Czy będzie mi go w o l n o użyć?
—
269
Ż e g l u g a w g ó r ę rzeki jest, j a k się p r z e k o n a s z ,
niemożliwa. W t a m t y m k i e r u n k u idą k a r a w a n y chalików
albo
większych
zwierząt j u c z n y c h ,
zwanych
h e l l a d a m i : g a t u n e k żyrafy o k r ó t k i e j szyi. W trakcie twych b a d a ń na p e w n o odwiedzisz szereg z naszych o ś r o d k ó w miejskich. —
Nie nosi przecierz obręczy? — wtrącił się Rai-
m o . — T a k mu ufacie? —
M a m y coś, czego on chce — z a ś m i a ł się C r e y n .
B r y a n d r g n ą ł , ale p o w s t r z y m a ł się od chwycenia przynęty. P o w i e d z a ł t y l k o : —
A te w a ż n e t o w a r y , k t ó r e przewozicie? Przy
p u s z c z a m , że to głównie żywność? —
W pewnej mierze. Ale w t y m W i e l o b a r w n y m
K r a j u m i ę s o i n a p o j e d o s ł o w n i e p r o s z ą się, by je b r a ć . —
A więc m i n e r a ł y . Z ł o t o i s r e b r o . M i e d ź i cyna.
Żelazo. — Ż e l a z o nie. D l a naszej prostej t e c h n o e k o n o m i i jest raczej z b ę d n e . Światy T a n ó w tradycyjnie opierały technikę na r ó ż n e g o r o d z a j u nie t ł u k ą c y c h się szkłach, w przeciwieństwie do ludzkości używającej żelaza. Ciekawe, że w o s t a t n i c h l a t a c h i wy t a k ż e nauczyliście się d o c e n i a ć ten w s z e c h s t r o n n y m a t e r i a ł . — V i t r o d u r . T a k . N i e m n i e j wydaje się, że wasi wojownicy p r z e d k ł a d a j ą tradycyjny b r ą z j a k o m a t e riał n a d zbroje i b r o ń . C r e y n z a ś m i a ł się cicho. — W najwcześniejszym okresie istnienia b r a m y czasowej u z n a n o za słuszne, by w ten s p o s ó b ograni czyć możliwości ludzkich w o j o w n i k ó w . O b e c n i e , gdy z a k a z stał się przestarzały, ludzie n a d a l trzymają się żelaza. T a m , gdzie nie stoi to w sprzeczności z naszy mi potrzebami, pozwalamy, by technologia oparta na
270
Julian May
W I E L O B A R W N Y KRAJ
brązie kwitła w ś r ó d was. M y , T a n o w i e , jesteśmy rasą tolerancyjną. Byliśmy s a m o w y s t a r c z a l n i , z a n i m za częli p r z y b y w a ć ludzie i w ż a d e n s p o s ó b nie zależymy o d ludzkości j a k o ź r ó d ł a pracy niewolniczej... Myśl Elżbiety z a b r z m i a ł a m o c n o : POZA NIE WOLNICTWEM REPRODUKCJI GATUNKO WEJ. — ... p o n i e w a ż n u d n e i t r u d n e p r a c e , j a k górnic t w o , r o l n i c t w o czy z a p e w n i a n i e w y g ó d życiowych należą do r a m ó w we wszystkich osiedlach, z wyjąt kiem najbardziej odległych. — A te r a m y — wtrącił się A i k e n — j a k to się dzieje, ż e t a m n a z a m k u nie było ż a d n y c h d o b r u d n e j roboty? — Mają d o ś ć wrażliwe psychiki i jeśli działają p o d m i n i m a l n y m tylko n a d z o r e m , wymagają s p o k o j nego o t o c z e n i a . W Z a m k u Przejścia n i e u c h r o n n i e występują stresy... R a i m o m r u k n ą ł szyderczo. — J a k się kieruje tymi stworzeniami? — spytał Bryan. — N o s z ą b a r d z o u p r o s z c z o n ą wersję szarej o b ręczy. Ale nie wymagajcie, b y m w a m to t e r a z wyjaś niał. Poczekajcie, p r o s z ę , aż będziemy w M u r i a h . Wjechali n a s ł a b o zalesiony o b s z a r p o ł o ż o n y u p o d s t a w y k r a w ę d z i ciągnącej się w ś r ó d o g r o m n y c h skał. W y s o k o w górze, gdzie grzbiet górski n i e m a l d o t y k a ł gwiaździstego nieba, słabo świeciło k o l o r o w e światło. —
Czy t a m w y s o k o jest miasto? — z a i n t e r e s o w a ł a
się Sukey. —
Wykluczone — odrzekł pogardliwie
— P o p a t r z , j a k to się rusza!
Raimo.
271
W s t r z y m a l i swe chalika i przyglądali się, j a k blask rozpływa się w lekki splot luminiscencji, k t ó r y wił się z dużą szybkością wśród odległych sylwetek drzew. Światło było mieszaniną wielu b a r w , głównie złotej, z węzłami strzelającymi b ł ę k i t e m , zielenią, czerwie nią, a n a w e t s z k a r ł a t e m , skrzących się w r u c h u , p o ś p i e s z n y m i dzikim. — A c h — o d e z w a ł się C r e y n — o t o P o l o w a n i e . Jeśli nadlecą t u t a j , ujrzymy w s p a n i a ł y widok. — W y g l ą d a j a k gigantyczny tęczowy r o b a c z e k świętojański pędzący w górze — p o w i e d z i a ł a cicho Sukey. — J a k i e to p i ę k n e ! — Z a b a w a T a n ó w ? — spytał B r y a n . — Ach!... — k r z y k n ę ł a r o z c z a r o w a n a Sukey. — Zniknęli z a urwiskiem! J a k a s z k o d a ! P o w i e d z n a m , Lordzie C r e y n , co to jest P o l o w a n i e ? W świetle gwiazd t w a r z k o s m i t y była p e ł n a p o wagi. — J e d n a z wielkich tradycji naszego ludu. Ujrzy cie to z n o w u , po wielokroć. Sami odkryjecie, co to jest. — A jeśli będziemy grzeczni — wtrącił się bez czelnie A i k e n — czy będziemy mogli b r a ć w t y m udział? — Być m o ż e — o d r z e k ł C r e y n . — N i e k a ż d y człowiek w tym gustuje... n a w e t nie k a ż d y T a n u . Ale ty... t a k , sądzę, że z a p e w n e P o l o w a n i e będzie o d p o w i a d a ć t w y m szczególnym z a m i ł o w a n i o m d o zabawy, Aikenie D r u m . Przez chwilę Elżbieta o d b i e r a ł a z całą jasnością napięcie e m o c j o n a l n e C r e y n a : o b r z y d z e n i e zmieszane z o d w i e c z n y m p o c z u c i e m beznadziejności.
W I E L O B A R W N Y KRAJ
273
Z a b a w n y statek k o s m i c z n y , z a d u m a ł się, z wło chatą k o n s o l ą sterowniczą. A klimatyzacja m u s i a ł a nawalić, bo t e m p e r a t u r a zbliża się do trzydziestu stopni, a w p o w i e t r z u jest pył i szczególny z a p a c h . D r z e w a ? I ognisko? Rozejrzał się i zobaczył gwiaz dy. N i e w tych p r a w d z i w y c h k o l o r a c h , j a k i e widać w k o s m o s i e , ale m a ł e , mrugające p u n k c i k i . W o d d a l i w c i e m n o ś c i a c h , poniżej gwiaździstego sklepienia, był jeszcze j e d e n m a ł y w y k r z y k n i k o g n i a .
9 Ryszard ujrzał p ł o m i e n i e . Zbliżały się do niego czy on do nich i były j a s k r a w o p o m a r a ń c z o w e ze smolistym d y m e m ; wzbi jały się w y s o k o w n i e r u c h o m y m niemal p o w i e t r z u . D o s t r z e g ł , że był to stos palących się gałęzi, wiel kości małej c h a t k i , trzaskający i syczący, lecz nie rzucający iskier. R y s z a r d o w i w y d a w a ł o się, że płoną cy stos p o d c h o d z i t u ż do niego, mija go i cofa się, a na koniec z n i k a za g r u p ą c z a r n y c h drzew, k t ó r e p o d pełzły tu w n o c y niepostrzeżenie, ale teraz stały na tle p ł o n ą c e g o o g n i s k a . S p r ó b o w a ł się obejrzeć, ale z a b o l a ł a go od tego szyja. G ł o w a o p a d ł a m u n a piersi. Przed n i m b y ł o coś d u ż e g o , co m i a ł o długie włosy i p o r u s z a ł o się rytmicz nie. Było b a r d z o dziwne! On s a m k o ł y s a ł się, p o d t r z y m y w a n y n a j a k i m ś siedzisku przez coś, c o t w a r d o u t r z y m y w a ł o go w pozycji p i o n o w e j . N o g i miał wysunięte p o d k ą t e m d o p r z o d u , łydki spoczywały n a niewidocznych o p a r c i a c h , stopy były p r z y t w i e r d z o n e do szerokich s t r z e m i o n . Ręce, tkwiące w d o b r z e z n a n y c h r ę k a w a c h płaszcza pilota k o s m i c z n e g o , miał złożone na łonie.
—
i
Ryszardzie? Jesteś p r z y t o m n y ? Chcesz t r o c h ę
wody? Ano! Popatrz tylko, kto siedzi w prawym fotelu pilota tej łajby! Nikt inny tylko ten łowca starych kości! Można by sądzić, że za stare z niego próchno, żeby przejść egzamin. Ale z drugiej strony nie trzeba wielkiej chytrości, by latać po ziemi... — Ryszardzie, czy u t r z y m a s z m e n a ż k ę , jeśli ci podam? Z a p a c h y zwierząt, kłująca r o ś l i n n o ś ć , s k ó r a . Szme ry skrzypiącej uprzęży, s z y b k o t u p i ą c y c h n ó g , gniew nego dyszenia, dalekie p o s z c z e k i w a n i e i n a t a r c z y w y głos s t a r e g o człowieka o b o k . — N i e chcę w o d y — o d p a r ł R y s z a r d . — Amerie powiedziała, że w o d a będzie ci potrzeb na po o b u d z e n i u . Jesteś o d w o d n i o n y . Dalej, synu! W ciemności przyjrzał się d o k ł a d n i e j K l a u d i u szowi. Sylwetkę starca oświetlały gwiazdy; siedział wierzchem n a wielkim, p o d o b n y m d o k o n i a stworze niu kłusującym o b o k s w o b o d n i e . J a s n a c h o l e r a ! O n sam też j e c h a ł n a t a k i m . N a p r z e d n i m łęku j e g o siodła wisiały w o d z e p o d w ł o c h a t ą k o n s o l ą sterowniczą... sz y j ą . . zwierzaka, k t ó r y biegł p r o s t o i r ó w n o bez żadnego kierowania. Wielobarwny kraj i. I
274
Julian May
R y s z a r d s p r ó b o w a ł p o d c i ą g n ą ć nogi i stwierdził, że nie ma na nich b u t ó w żeglarskich, że j e g o k o s t k i są p r z y m o c o w a n e do s t r z e m i o n , a k o s t i u m o p e r o w y z a m i e n i o n y na strój k o s m o n a u t y z c z e r e m a p a s k a m i na mankietach, który wepchnął na samo d n o bagażu i że ma n i e b o t y c z n e g o k a c a . — K l a u d i u s z u — j ę k n ą ł — czy m a s z coś m o c niejszego? — Nie dostaniesz żadnego alkoholu, chłopcze, p ó k i nie m i n ą s k u t k i leku w s t r z y k n i ę t e g o ci przez Amerie. N a p i j się w o d y . R y s z a r d m u s i a ł się d a l e k o wychylić, by wziąć m e n a ż k ę , i gwiaździste n i e b o z a w i r o w a ł o . G d y b y nie był p r z y k u t y za k o s t k i , w y p a d ł b y z siodła. — Jezu, k t o ś m n i e p o ż u ł i wypluł, K l a u d i u s z u ? G d z i e , u d i a b ł a , jesteśmy? I na czym ja j a d ę ? — Jesteśmy o jakieś cztery g o d z i n y drogi od z a m k u i z m i e r z a m y p r o s t o na p ó ł n o c i r ó w n o l e g l e do Saony. O ile mi w i a d o m o , jedziesz w i e r z c h e m na wielkim i p i ę k n y m okazie Chalikotherium goldfussi, k t ó r e miejscowi nazywają c h a l i k o , nie k a l i k o . Tu na wyżynie zwierzęta idą dość szybko, m o ż e piętnaście lub szesnaście k i l o m e t r ó w na godzinę. Ale straciliś my t r o c h ę czasu, kiedy się p r z e p r a w i a l i ś m y przez m a ł e b a g i e n k o , więc, j a k sądzę, m o ż e m y j u ż być trzydzieści k i l o m e t r ó w na p ó ł n o c od L y o n u . O ile L y o n j u ż istnieje. R y s z a r d zaklął i z a p y t a ł : — I d o k ą d , na litość b o s k ą ? — Do pliceńskiej m e t r o p o l i i zwanej F i n i a h . We dług tego, c o n a m p o w i e d z i a n o , leży n a d P r o t o - R e n e m , mniej więcej w miejscu F r y b u r g a . M a m y t a m d o t r z e ć w ciągu sześciu dni.
W I E L O B A R W N Y KRAJ
275
R y s z a r d wypił t r o c h ę w o d y i o d k r y ł , że ma wiel kie p r a g n i e n i e . Nie m ó g ł sobie p r z y p o m n i e ć nic, prócz zachęcającego u ś m i e c h u n a twarzy E p o n e , gdy szedł za nią do olśniewającej wewnętrznej k o m n a t y z a m k u . P r ó b o w a ł z e b r a ć zmysły, ale wszystko, co osiągnął, to strzępy s n ó w , w k t ó r y c h j e g o b r a t i siostra j a k b y go p o p ę d z a l i , żeby wstawał, bo się spóźni do szkoły. A k a r ą za to m i a ł o być krążenie przez wieki wieków w szarej o t c h ł a n i w p o s z u k i w a n i u zaginionej planety, na której m i a ł a czekać E p o n e . Po chwili z a p y t a ł : — Co się ze m n ą stało? K l a u d i u s z zwlekał z o d p o w i e d z i ą . — N i e jesteśmy pewni. Wiesz oczywiście, że na z a m k u byli kosmici? — P a m i ę t a m wysoką k o b i e t ę — m r u k n ą ł Ry szard. — O n a , zdaje się, c o ś ze m n ą zrobiła. — C o k o l w i e k to było, przez całe godziny nie odzyskiwałeś p r z y t o m n o ś c i . A m e r i e d o p r o w a d z i ł a cię t r o c h ę d o p o r z ą d k u , a b y ś m ó g ł wyruszyć w r a z z n a m i w k a r a w a n i e . Oceniliśmy, że będziesz wolał t o , niż zostać t a m sam. — C h r y s t e , oczywiście. — R y s z a r d pił w o d ę mały mi ł y k a m i , aż na k o n i e c odchylił się do tyłu i d ł u g o przyglądał niebu. Widział m n ó s t w o gwiazd i p e r ł o w e p a s m o błyszczących o b ł o k ó w blisko zenitu. G d y k a r a w a n a zaczęła zjeżdżać po d ł u g i m s t o k u , ujrzał, że on i starszy p a n znajdują się blisko k o ń c a długiego d w u r z ę d u jeźdźców. G d y widział j u ż n o r m a l n i e , m ó g ł o d r ó ż n i ć c i e m n e kształty p o o b u s t r o n a c h k o l u m ny, poruszające się n i e z d a r n y m i s k o k a m i . — A to co z n ó w , u d i a b ł a ? — Amficjony, k t ó r e pilnują n a s z e g o s t a d a . M a -
276
Julian May
my też straż z pięciu żołnierzy, ale oni n a w e t się nie trudzą by n a s k o n t r o l o w a ć . D w ó c h jedzie z tyłu. a trzech na czele k o ł o Jej Wysokości. — Koło kogo? — L a d y E p o n e we własnej osobie. O n a przybyła z F i n i a h . Ci kosmici nazywają siebie T a n a m i , nawia sem m ó w i ą c , mają, j a k się zdaje, d a l e k o od siebie p o ł o ż o n e osiedla, k a ż d e z c e n t r a l n y m m i a s t e m i p r a cującymi n a ń s a t e l i t a r n y m i p l a n t a c j a m i . J a k przypu szczam, ludzie egzystują tu na p r a w a c h n i e w o l n i k ó w a l b o p o d d a n y c h , n i e k t ó r e zaś wyjątkowe j e d n o s t k i korzystają ze szczególnego uprzywilejowania. Jest oczywiste, że m i a s t a T a n ó w kolejno zabierają tygod niowe p a r t i e c h r o n o n a u t ó w z Z a m k u Przejścia, po oddzieleniu wyjątkowych, k t ó r y c h się przekazuje do stolicy o r a z nieszczęśliwych, k t ó r y c h zabija się przy p r ó b i e ucieczki. —
J a k r o z u m i e m , my nie jesteśmy wyjątkowi.
— Zwyczajna część trzody. W k a r a w a n i e są też A m e r i e i Felicja. Ale c z w o r o innych Z i e l o n y c h odsiano i w y s ł a n o na p o ł u d n i e na d o b r e życie. W y g l ą d a na to, że G r u p a Zielona miała wyjątkowo d u ż o o s o b n i k ó w z tej kategorii. Z k o n t y n g e n t u t y g o d n i o wego jeszcze tylko dwoje innych s k i e r o w a n o do stolicy. P o d c z a s dalszej j a z d y starszy p a n o p o w i e d z i a ł R y s z a r d o w i , ile się d a ł o , o w y d a r z e n i a c h d n i a o r a z p r z e w i d y w a n y c h losach Aikena, Elżbiety, B r y a n a i Steina. Streścił też p r z e m ó w i e n i e W a l d e m a r a i nie chętnie w s p o m n i a ł , j a k a przyszłość czeka kobiety z ich g r u p y . Eks-pilot z a d a ł p a r ę p y t a ń , p o czym zamilkł. Paskudna sprawa z zakonnicą skierowaną do h a r e m u
WIELOBARWNY KRAJ
277
k o s m i t ó w . A m e r i e z a c h o w a ł a się w o b e c niego b a r d z o przyzwoicie. N a t o m i a s t t a d r ę t w a K r ó l o w a L o d u , Elżbieta, zasługiwała na t o , by jej nieźle dali do wiwatu. A Felicja, ta m a ł a , szczwana suka!... Jeszcze w gospodzie R y s z a r d zrobił jej niewinną małą suges tię, a o n a o d p a l i ł a go j a k rakietę. C h o l e r n e , złośliwe s t w o r z o n k o ! Żywił nadzieję, że kosmici mają kuśki j a k kije do p a l a n t a . D o b r z e by jej to z r o b i ł o . M o ż e nawet uczyniłoby z niej p r a w d z i w ą kobietę. K a r a w a n a p o s u w a ł a się r ó w n y m k r o k i e m w d ó ł zbocza, skręcając teraz nieco ku p ó ł n o c o - w s c h o d o w i i zbliżając się do rzeki. P u n k t e m orientacyjnym było dla niej o g n i s k o sygnałowe. K l a u d i u s z powiedział R y s z a r d o w i , że przez cały szlak od z a m k u takie ogniska widzieli co d w a k i l o m e t r y . W z d ł u ż szlaku z a p e w n e j e c h a ł przed k a r a w a n ą o d d z i a ł z w i a d u i p o d palał p r z y g o t o w a n e stosy c h r u s t u , jeśli wszystko było w porządku. — Zdaje się, że widzę w dole b u d y n e k — zauważył K l a u d i u s z . — To m o ż e t a m z a t r z y m a m y się na odpoczynek. R y s z a r d o w i cholernie na tym zależało. Wypił za dużo wody. Na czele k o l u m n y rozległy się srebrzyste dźwięki trąbki. Był to sygnał składający się z trzech dźwięków. Z daleka odpowiedział mu echem podobny. Po paru m i n u t a c h u p o d n ó ż a z b o c z a k o ł o o g n i s k a u k a z a ł o się kilka p u n k t ó w świetlnych zbliżających się do k a r a w a ny krętą linią: jeźdźcy z p o c h o d n i a m i wyjeżdżający im naprzeciw j a k o e s k o r t a . G d y obie g r u p y się s p o t k a ł y , K l a u d i u s z i Ry szard dostrzegli, że o s t a t n i stos sygnałowy p ł o n ą ł pod m u r e m budynku przypominającego starożytny
278
Julian May
a m e r y k a ń s k i fort na prerii. Stał n a d urwiskiem, powyżej biegnącego wśród drzew j e d n e g o z d o p ł y wów S a o n y . K a r a w a n a z a t r z y m a ł a się na chwilę, a lady E p o n e z W a l d e m a r e m wyjechali n a p r z ó d , by p o w i t a ć e s k o r t ę . R y s z a r d niefrasobliwie podziwiał oświetloną p o c h o d n i a m i majestatyczną p o s t a ć ko biety T a n u jadącej wierzchem na niezwykłej wielko ści c h a l i k o t h e r i u m i odzianej w ciemnoniebieski płaszcz z k a p t u r e m powiewającym za jej p l e c a m i . Po krótkiej n a r a d z i e d w ó c h żołnierzy z fortu odjechało na b o k i w jakiś w i a d o m y im tylko spo sób p r z y w o ł a ł o amficjony. S t a d o psodźwiedzi od p r o w a d z o n o b o c z n ą ścieżką, na o s t a t n i zaś odci nek p o d r ó ż y reszta eskorty zajęła miejsce z tyłu k a r a w a n y . O t w o r z y ł a się b r a m a w palisadze i dwój k a m i wjechano d o ś r o d k a . W ó w c z a s , c o m i a ł o w k r ó t ce stać się dla więźniów z n a n ą p r o c e d u r ą , ich wierz chowce p r z y w i ą z a n o d o słupów przed p o d w ó j n y mi ż ł o b a m i z paszą i wodą. Na lewo od k a ż d e g o chalika był p o d e s t d o zsiadania. G d y żołnierze otworzyli k a j d a n y , p o d r ó ż n i z zesztywmałymi mięś niami zsiedli z w i e r z c h o w c ó w i zbili się w b e z ł a d n ą grupę, W a l d e m a r zaś wygłosił do nich kolejne prze mówienie. — Wy, wszyscy p o d r ó ż n i ! O d p o c z y w a m y tu go dzinę, a później w dalszą d r o g ę aż do r a n a , pra wie osiem godzin. — Wszyscy jęknęli. — L a t r y n y w niewielkim b u d y n k u za w a m i . jedzenie i picie dostaniecie w większym b u d y n k u o b o k . C h o r z y i ze s k a r g a m i zgłaszać się do mnie. Być g o t o w y m do wsiadania na dźwięk trąbki. N i k o m u nie w o l n o wychodzić p o z a słupy, d o k t ó r y c h p r z y w i ą z a n o wierzchowce. T o wszystko.
WIELOBARWNY KRAJ
279
E p o n e . n a d a l siedząca n a chaliku. ostrożnie p o kierowała zwierzę przez t ł u m e k , aż zbliżyła się do Ryszarda. — Cieszę się, że p r z y c h o d z i s z do siebie. Rzucił jej żartobliwe spojrzenie. — Czuję się świetnie. I j a k to m i ł o się dowie dzieć, że jesteś p a n i ą dbającą o z d r o w i e swego inwentarza. O d r z u c i ł a głowę do tyłu i w y b u c h ł a śmiechem p o d o b n y m do dźwięku harfy. Jej włosy wysunęły się spod k a p t u r a i zabłysły w świetle p o c h o d n i . — F a t a l n i e , że cię to s p o t k a ł o — powie działa. — Z całą pewnoścą m a s z więcej c h r a k t e r u niż ten głupi średniowiecznik. Z a w r ó c i ł a wierzchowca i s k i e r o w a ł a go na drugi koniec fortu, gdzie ludzie w białych t u n i k a c h uniże nie p o m o g l i jej zsiąść. — O co chodziło? — s p y t a ł a A m e r i e zbliżając się wraz z Felicją. R y s z a r d p o p a t r z y ł groźnie. — Skąd, u j a s n e g o g ó w n a , m o g ę wiedzieć? — O d w r ó c i ł się i p o k u ś t y k a ł w s t r o n ę latryny. Felicja p a t r z y ł a za nim. — Czy wszyscy twoi pacjenci są t a k wdzięczni? M n i s z k a zaśmiała się. — Świetnie z tego w y c h o d z i . W i a d o m o , że im się p o p r a w i a , gdy są gotowi o d g r y ź ć ci głowę. — G ł u p i mięczak i tyle. — Myślę, że się mylisz — o d r z e k ł a Amerie. Ale Felicja tylko p a r s k n ę ł a i poszła do stołówki. Nieco później, gdy obie kobiety i K l a u d i u s z pożywiali się serem, z i m n y m mięsem i c h l e b e m k u k u r y d z i a n y m , Przyszedł R y s z a r d i przeprosił je.
280
Julian May
— Nie myśl o t y m — powiedziała m n i s z k a . — Sia daj z n a m i . M a m y z tobą coś o m ó w i ć . Ryszard p r z y m r u ż y ł oczy. — Czyżby? K l a u d i u s z oznajmił cicho: — Felicja ma p l a n ucieczki. Ale są p r o b l e m y . — Nie bujasz? — P i r a t p a r s k n ą ł ś m i e c h e m . M a ł a z a w o d n i c z k a ring-hokeja wzięła R y s z a r d a za rękę i ścisnęła. Oczy wyszły mu na wierzch. Zagryzł wargi. — Ciszej — p o w i e d z i a ł a Felicja. — P r o b l e m nie polega na samej ucieczce, ale na tym, co później. Z a b r a l i n a m m a p y i k o m p a s y . K l a u d i u s z z n a ogólnie tę część E u r o p y ze s t u d i ó w p a l e o n t o l o g i c z n y c h doty czących tego o b s z a r u sprzed stu lat, ale to n a m nie p o m o ż e , jeśli nie będziemy się o r i e n t o w a ć w terenie p o d c z a s ucieczki. Czy możesz n a m p o m ó c ? Czy p r z e s t u d i o w a ł e ś wielką m a p ę plioceńskiej F r a n c j i , gdy byliśmy w g o s p o d z i e . Puściła j e g o rękę, a Ryszard, przyjrzawszy się p o b i e l a ł e m u ciału, rzucił jej j a d o w i t e spojrzenie. — Do d i a b ł a , nie. M y ś l a ł e m , że będzie na to m n ó s t w o czasu p o przybyciu t u t a j . Z a b r a ł e m sam o k o m p e n s u j ą c y się k o m p a s , sekstans k o m p u t e r o wy i wszystkie m a p y , j a k i c h p o t r z e b o w a ł e m . Ale myślę, że to wszystko s k o n f i s k o w a n o . J e d y n a d r o g a , której się przyjrzałem, p r o w a d z i ł a na z a c h ó d do Atlantyku, do Bordeaux. Felicja m r u k n ę ł a z n i e s m a k i e m . K l a u d i u s z nie ustępował. — Wiemy, s y n u — powiedział ł a g o d n y m t o n e m — że jesteś d o ś w i a d c z o n y m n a w i g a t o r e m . M u s i ist nieć j a k i ś s p o s ó b o r i e n t o w a n i a się w terenie. Czy
WIELOBARWNY KRAJ
281
możesz n a m w s k a z a ć G w i a z d ę P o l a r n ą z o k r e s u pliocenu? T o b y b a r d z o p o m o g ł o . T a k s a m o fregata F l o t y P o w i e t r z n e j ! — żach nął się R y s z a r d . — A l b o R o b i n H o o d i j e g o roz bójnicy. Felicja z n o w u wyciągnęła do niego
rękę, więc
cofnął się pośpiesznie. —
Czy potrafisz to zrobić, Ryszardzie? — zapyta
ła — Czy też te paski na rękawie d o s t a ł e ś za d o b r e sprawowanie? —
To nie moja p l a n e t a r o d z i n n a , laluniu! A noc
ne świecące o b ł o k i bynajmniej nie ułatwiają zada nia. — A k t y w n o ś ć w u l k a n i c z n a — powiedział K l a u diusz. — Pyły w g ó r n y c h w a r s t w a c h atmosfery. Ale księżyc zaszedł i nie ma ż a d n y c h zwykłych c h m u r . Czy sądzisz, że potrafisz wziąć n a m i a r przy ukazują cych się i znikających świecących o b ł o k a c h ? — M ó g ł b y m — m r u k n ą ł R y s z a r d . — Ale u jakie go d i a b ł a m i a ł b y m się w to p c h a ć , p r z e c h o d z i moje pojęcie... N a t o m i a s t c h c i a ł b y m się dowiedzieć, co się stało z m o i m strojem p i r a t a ? K t o m n i e u b r a ł w ten mundur? — Był p o d ręką — o d r z e k ł a s ł o d k o Felicja. — 1 p o t r z e b o w a ł e ś go. B a r d z o . Więc byliśmy t a k uprzejmi. W s z y s t k o co możliwe, by p o m ó c przyjacie lowi. K l a u d i u s z wtrącił pośpiesznie: — Byłeś całkiem u p a ć k a n y po jakiejś bójce t a m na z a m k u . Po p r o s t u u m y ł e m cię t r o c h ę i w y p r a ł e m t a m t o u b r a n i e . Wisi z tyłu twego siodła. P o w i n n o być j u ż suche. R y s z a r d spojrzał podejrzliwie n a w y m u s z o n y
282
Julian May
uśmiech Felicji i p o d z i ę k o w a ł s t a r s z e m u p a n u . Ale bójka? Czy b r a ł udział w bójce? I k t o wyśmiewał się z niego z t a k o k r u t n ą p o g a r d ą ? K o b i e t a o oczach głębokich j a k j e z i o r a . Ale nie Felicja... O d e z w a ł a się A m e r i e : — Proszę, p o s t a r a j się znaleźć gwiazdę bieguno wą, jeśli czujesz się d o ś ć d o b r z e . Po tej p ó ł n o c n e j d r o d z e m a m y się przemieszczać jeszcze tylko j e d n ą n o c . Później będziemy ciągle zmieniać k i e r u n k i i p o d r ó ż o w a ć w dzień. Ryszardzie, to w a ż n e . — D o b r a , d o b r a . Myślę, że ż a d e n z was, szczu ry ziemskie, nie z n a szerokości geograficznej L y o n u . — Jak północnej taka sama W każdym z oberży. wiedział.
sądzę, o k o ł o czterdziestu pięciu s t o p n i — powiedział K l a u d i u s z . — Mniej więcej jak mego d o m u rodzinnego w Oregonie. razie wedle wyglądu nieba, j a k i p a m i ę t a m F a t a l n i e , że nie m a m y Steina. On by
— Przybliżone d a n e wystarczą — rzekł R y s z a r d . Z a k o n n i c a p o d n i o s ł a głowę. Z dziedzińca fortu d o b i e g a ł dźwięk t r ą b k i . — A n o , z n o w u w d r o g ę , Zieloni. Życzę szczęścia, Ryszardzie. — M e g a d z i ę k i , Siostro. Jeśli m a m y z r e a l i z o w a ć j a k i k o l w i e k p l a n ucieczki w y d u m a n y przez t o dziec k o , szczęście będzie n a m b a r d z o p o t r z e b n e . Jechali dalej w ś r ó d nocy, posuwając się od og niska d o o g n i s k a s y g n a ł o w e g o t r a k t e m przez p ł a s k o wyż. R z e k ę mieli po prawej ręce i r z a d k o r o z r z u c o n e m a ł e w u l k a n y pulsujące o d czasu d o czasu czer w o n y m b l a s k i e m n a p o ł u d n i o w y m wschodzie. N i e b o W y g n a n i a rozświetlały konstelacje zupełnie nie zna-
W I E L O B A R W N Y KRAJ
283
ne m i e s z k a ń c o m Ziemi X X I I wieku. Wiele z gwiazd będzie w i d o c z n y c h i w przyszłości, ale ich o d m i e n n e orbity g a l a k t y c z n e z d e f o r m o w a ł y z n a n e u k ł a d y gwiazd p o n a d wszelką m o ż l i w o ś ć r o z p o z n a n i a . N a niebie pliocenu były gwiazdy, k t ó r e miały u m r z e ć , nim nadejdzie e p o k a Ś r o d o w i s k a G a l a k t y c z n e g o ; inne, k t ó r e ludzie Ś r o d o w i s k a będą znali, spoczywały jeszcze w c i e m n y c h ł o n a c h c h m u r p y ł o w y c h . R y s z a r d niedbale p r z y g l ą d a ł się plioceńskim nie b i o s o m . Z n a ł wiele i n n y c h nieb. G d y b y miał d u ż o czasu i u s t a l o n ą bazę obserwacji, znalezienie obecnej Polarnej b y ł o b y d r o b i a z g i e m , n a w e t tylko przy o b serwacji nie u z b r o j o n y m o k i e m . U t r u d n i e n i e m była j a z d a wierzchem na zwierzętach i że n a m i a r m u s i a ł być wzięty szybko. T e r a z . Jeśli stary dzięcioł od skamielin ma rację co do przybliżonej szerokości geograficznej i jeżeli n a t y m trakcie z a c h o w u j e m y p r a w i e p ó ł n o c n y kieru nek, j a k t o przypuszcza K l a u d i u s z n a p o d s t a w i e u k s z t a ł t o w a n i a t e r e n u , w ó w c z a s gwiazda b i e g u n o w a p o w i n n a się z n a j d o w a ć p r a w i e w p o ł o w i e drogi między h o r y z o n t e m i zenitem mniej więcej... t u t a j . W forcie R y s z a r d wziął ze śmieci kilka sztywnych gałązek. T e r a z zrobił z nich wizjer krzyżowy — zwią zał gałązki włosem z grzywy swego wierzchowca. K a ż d y b a d y l był d w a r a z y dłuższy o d j e g o d ł o n i . M i a ł nadzieję, że pole obserwacji nie o k a ż e się za małe. P o p r a w i w s z y się w siodle, by zmniejszyć do mini m u m skutki k o ł y s a n i a c h a l i k a , z a p a m i ę t a ł konstela cje, k t ó r e m u s i a ł y leżeć mniej więcej w o k ó ł bieguna. N a s t ę p n i e wyciągnął wizjer k r z y ż o w y na d ł u g o ś ć ręki, oś p i o n o w ą zgrał z p r o s t y m t r a k t e m przed
284
Julian May
sobą ( a n a l o g : dwoje stojących s z t o r c e m uszu chalika) i w y c e n t r o w a ł wizjer na p r a w d o p o d o b n ą gwiazdę, w y b r a n ą wstępnie. S t a r a n n i e o d n o t o w a ł pozycje pię ciu innych j a s n y c h gwiazd w k w a d r a n t a c h wizjera, po czym się o d p r ę ż y ł . Za trzy godziny, gdy o b r ó t planety spowoduje, że p o ł o ż e n i e tych sześciu będzie się wyda w a ć z m i e n i o n e , wyceluje wizjer p o n o w n i e . J e g o nie m a l fotograficzna p a m i ę ć d o k o n a p o r ó w n a n i a k ą t a w e w n ą t r z p o l a wizjera i z o d r o b i n ą szczęścia R y s z a r d będzie w stanie określić imaginacyjną oś nieba, w o k ó ł której w y b r a n e gwiazdy się obracają. Oś wskaże biegun. M o ż e będzie, a m o ż e nie będzie na niej czy k o ł o niej gwiazdy, k t ó r ą będzie m o ż n a ochrzcić Plioceńską P o l a r n ą . N a ten p u n k t n i e b a wycentruje p o n o w n i e wizjer i spróbuje zweryfikować p o ł o ż e n i e b i e g u n a za dwie godziny, przed świtem. Jeśli to się nie u d a , p o s t a r a się zrobić p o m i a r y k o n t r o l n e j u t r o w nocy, w d u ż y m odstępie czasu, b y p o z o r n y o b r ó t niebios był j a k największy. R y s z a r d n a s t a w i ł b u d z i k swego c h r o n o m e t r u ręcznego na 0300, z a d o w o l o n y , że nie p o s z e d ł za o d r u c h e m w y r z u c e n i a go do r ó ż a n e g o o g r ó d k a Ma dame G u d e r i a n w ów deszczowy p o r a n e k , kiedy opuszczał swój świat. Mniej niż dwadzieścia godzin t e m u .
10 M i m o przynajmniej częściowego p r z y g o t o w a n i a przez C r e y n a , dla B r y a n a rzeczywistość m i a s t a n a d brzegiem rzeki o k a z a ł a się p r z e k r a c z a j ą c a w y o b r a ż e nie. Przedostawszy się przez c i e m n y k a n i o n , gdzie p o c h o d n i e s t r a ż n i k ó w ledwie rozświetlały wąską ścieżkę w y k u t ą w ż ó ł t a w y m p i a s k o w c u , o d d z i a ł jeź dźców znalazł sią nagle na p l a c u . K a r a w a n a wjechała na p a g ó r e k wznoszący się n a d zbiegiem S a o n y i R o d a n u . Poniżej n a z a c h o d n i m b r z e g u leżało m i a s t o , t u ż n a p o ł u d n i e o d p r z e ł o m u w ś r ó d p o r o ś n i ę t y c h lasem skał, gdzie s p o t y k a ł y się dwie p o t ę ż n e rzeki. R o n i a h b y ł o z b u d o w a n e n a wzniesieniu p o ł o ż o nym n a d wodą. U p o d n ó ż a p a g ó r k a wił się wał ziemny, u k o r o n o w a n y g r u b y m m u r e m o b r o n n y m . W z d ł u ż j e g o szczytu, błyszcząc j a k suty naszyjnik z p o m a r a ń c z o w y c h p a c i o r k ó w , gęsto p ł o n ę ł y ogniki. Co sto m e t r ó w z m u r u w y r a s t a ł y wysokie wieże strażnicze, t a k ż e u s i a n e p u n k t a m i o g n i a w z d ł u ż blan ków, w o k ó ł okien, a n a w e t n a r o ż n i k ó w m u r u . N i e mal k a ż d y d e t a l masywnej b r a m y miejskiej oświet lały l a m p e c z k i . D o b r a m y p r o w a d z i ł a p ó ł k i l o m e t rowa aleja z k o l u m n a d ą po b o k a c h ; na szczycie
286
Julian May
każdej k o l u m n y p ł o n ę ł a wielka p o c h o d n i a . Ś r o d e k alei zajmowały połyskujące g e o m e t r y c z n e wzory. M o g ł y t o być t r a w n i k i b r a m o w a n e l a m p a m i lub rabaty i klomby kwiatowe. Z p u n k t u w i d o k o w e g o , na k t ó r y m z n a j d o w a ł a się k a r a w a n a , Bryan dostrzegł, że R o n i a h nie jest za t ł o c z o n e . Większość d o m ó w była niewielka, stały wzdłuż szerokich, krętych ulic. P o n i e w a ż m i n ę ł a już p ó ł n o c , w niewielu tylko m i e s z k a n i a c h świeciły się światła, ale na b r z e g a c h d a c h ó w płonęły p u n k c i k i ognia, a na f r o n t o w y c h p a r a p e t a c h d o m ó w w rów nych o d s t ę p a c h paliły się lampy. Bliżej rzeki stało t r o c h ę większych b u d y n k ó w ze s m u k ł y m i wieżami różnej wysokości. Ściany i detale a r c h i t e k t o n i c z n e tych b u d o w l i były p o d k r e ś l o n e ś w i a t ł a m i równie d o k ł a d n i e j a k b r a m a miejska. Ale z a m i a s t o r a n ż u l a m p e k oliwnych fasady te płonęły b ł ę k i t e m , jas krawą zielenią, a k w a m a r y n ą i k o l o r e m b u r s z t y n u . W wielu wieżach o k n a świeciły się j a s n o . — J a k w bajce — szepnęła Sukey. — Te wszystkie błyszczące światełka! — K a ż d y mieszkaniec o b o w i ą z a n y jest przyczy niać się do iluminacji miasta, przez palenie l a m p na w ł a s n y m d o m u — wyjaśnił C r e y n . — P o s p o l i t y m paliwem jest oliwa z oliwek, której tu nie brakuje. Wyższe b u d y n k i zamieszkiwane przez T a n ó w mają bardziej s k o m p l i k o w a n e l a m p y , zasilane z a k u m u l o w a n y m n a d m i a r e m emanacji m e t a p s y c h i c z n y c h . Zjechali po ścieżce do miejsca, w k t ó r y m łączyła się z drogą w y b r u k o w a n ą kostką g r a n i t o w ą , d o c h o d z ą c y c h do szerokości ośmiu m e t r ó w przy alei obramowanej zwieńczonymi ogniem kolumnami. Między nimi r ó w n o u s t a w i o n o rzędy konstrukcji
WIELOBARWNY KRAJ
287
b a m b u s o w y c h , p o p r z e d z i e l a n y c h c i e m n y m i krzewa mi i g r u p a m i drzew p a l m o w y c h . C r e y n objaśnił, że co miesiąc w tym ogrodzie za m u r a m i o t w i e r a n e są stragany z dziełami miejscowych rzemieślników o r a z wszelkimi a r t y k u ł a m i l u k s u s o w y m i , p r z y w o ż o n y m i przez k a r a w a n y . Co r o k u zaś o d b y w a ł się tu Wielki J a r m a r k , k t ó r y przyciągał p u b l i c z n o ś ć z całej za chodniej E u r o p y . — N i e macie więc c o d z i e n n e g o t a r g u z żywnością — z a p y t a ł Bryan. — P o d s t a w ą wyżywienia jest m i ę s o — o d r z e k ł Creyn. — Z a w o d o w i myśliwi, wyłącznie ludzie, d o starczają wielkich ilości dziczyzny na plantacje w p ó ł n o c n y m biegu S a o n y i R o d a n u . Co dzień wysyła się ją z a o p a t r z e n i o w c o m miejskim na bar kach ze z b o ż e m , o w o c a m i i i n n y m i p r o d u k t a m i farm, j a k oliwa i w i n o . P r z e r ó b a r t y k u ł ó w żywnoś ciowych jest d o k o n y w a n y głównie na p l a n t a c j a c h , przez r o b o t n i k ó w r a m ó w . W m i n i o n y c h l a t a c h n a d z o r c a m i plantacji byli nasi. O b e c n i e n i e m a l wszędzie są nimi ludzie. — I nie widzicie p o t e n c j a l n e g o niebezpeczeństwa w tym układzie? — z a p y t a ł B r y a n . C r e y n u ś m i e c h n ą ł się, a migoczące światła odbiły się iskierkami w jego g ł ę b o k o o s a d z o n y c h oczach. — Ż a d n e g o niebezpieczeństwa. Wszyscy ludzie, którym powierzono odpowiedzialne stanowiska, no szą obręcze. Ale postarajcie się z r o z u m i e ć , że p r z y m u s r z a d k o jest p o t r z e b n y . D l a wszystkich z waszego g a t u n k u , z wyjątkiem ciężko c h o r y c h psychicznie, świat W y g n a n i a jest światem szczęścia. — N a w e t dla kobiet? — z a p y t a ł a Elżbieta. Niezmieszany T a n u odpowiedział:
288
Julian May
— N a w e t najpiękniejsze kobiety n i e m e t a z pos pólstwa w o l n e są od wszelkiej h a r ó w k i . M o g ą się z a j m o w a ć , czym chcą, lub nic nie robić. M o g ą nawet mieć dla przyjemności ilu zechcą, ludzkich k o c h a n ków. J e d y n y m o g r a n i c z e n i e m jest, że dzieci m o g ą mieć tylko z n a m i . Szczęśliwsi ludzie, posiadający k o d o n y genetyczne dla metafunkcji, zajmują uprzy wilejowaną pozycję. Są chętnie włączani do naszego społeczeństwa n a o k r e s p r ó b n y n a równej stopie. P o jego u k o ń c z e n i u ci, k t ó r z y dowiedli swej lojalności w o b e c T a n ó w , m o g ą wymienić swe s r e b r n e obręcze na złote. — Z a r ó w n o mężczyźni, j a k i kobiety? — zapy tał A i k e n zaciskając wargi. — Z a r ó w n o mężczyźni, j a k i kobiety. J e s t e m pewien, że d o c e n i a c i e naszą strategię r e p r o d u k c j i . Nie tylko w z m a c n i a m y nasz g a t u n e k przeciw skut k o m tutejszego p r o m i e n i o w a n i a , ale t a k ż e w ł ą c z a m y wasze geny utajonej l u b czynnej m e t a z d o l n o ś c i . W efekcie k o ń c o w y m m o ż e m y w y e w o l u o w a ć j a k o w pełni a k t y w n i metapsychicy — skłonił głowę w s t r o n ę Elżbiety — t a k j a k wy to zrobicie za sześć m i l i o n ó w lat. U w o l n i t o n a s o d o g r a n i c z e ń złotej obręczy. — G i g a n t y c z n y p l a n — rzekła Elżbieta. — Ale j a k go p o g o d z i ć z rzeczywistą p r z e s z ł o ś c i ą tej p l a n e ty... bez T a n ó w ? C r e y n u ś m i e c h n ą ł się. — Bogini bierze odwet, kiedy chce. Sześć milio n ó w lat to d ł u g o . Sądzę, że my, T a n o w i e , p o w i n n i ś my być wdzięczni, jeśli będziemy mogli małą j e g o część n a z w a ć swoją. Zbliżyli się do wielkiej b r a m y szerokiej na dwa-
WIELOBARWNY KRAJ
289
naście, trzynaście m e t r ó w i d w u k r o t n i e wyższej, z b u d o w a n e j z gigantycznych pni d r z e w n y c h w z m o c nionych b r ą z o w y m i p ł y t a m i . Niewiele tu r u c h u nocą na zewnątrz, p r a w d a ? zauważył Aiken. Są dzikie zwierzęta i inne niebezpieczeństwa odrzekł C r e y n . — N o c nie jest o d p o w i e d n i ą p o rą, by ludzie byli na zewnątrz, c h y b a że p o d r ó ż u j ą w sprawach Tanów. C i e k a w e — dorzucił Bryan. — Te m u r y miej skie i wały muszą skutecznie o d p i e r a ć niemal wszyst kie rodzaje n o c n y c h g r a s a n t ó w . Z pewnością są nazbyt r o z b u d o w a n e j a k n a o b r o n ę przed zwierzęta mi, a n a w e t n a p a d e m b a n d y t ó w rodzaju ludzkiego, o ile zaś wiem, trafiają się tacy tu i ówdzie. — O t a k — p r z y z n a ł C r e y n i lekceważąco m a c h nął ręką. — To tylko d r o b n a n i e d o g o d n o ś ć . — cje? —
Więc do czego n a p r a w d ę służą takie fortyfika Są jeszcze — o d r z e k ł C r e y n — Firvulagowie.
Z a t r z y m a l i się przed samą b r a m ą . N a d jej sklepie niem wisiała t a k a s a m a z ł o t a m a s k a , j a k z d o b i ą c a wrota d o Z a m k u Przejścia. K a p t a l Z d e n e k w r a z z j e d n y m z niosących p o c h o d n i e żołnierzy podjechał do ciemnej wnęki i o d p i ą ł p o t ę ż n y ł a ń c u c h zwisający ze sklepienia, z a k o ń c z o n y k a m i e n n ą , o k u t ą m e t a lem, p ó ł m e t r o w e j średnicy kulą. T r z y m a j ą c ją od jechał na p a r ę k r o k ó w , o d w r ó c i ł się i p c h n ą ł ją. K u l a poleciała w s t r o n ę b r a m y j a k ciężarek na k o ń c u w a h a d ł a i u d e r z y ł a w p o c i e m n i a ł ą brązową soczewkę o s a d z o n ą w d r e w n i a n e j o p r a w i e . Rozległ się p o t ę ż n y , niski dźwięk j a k bicie d z w o n u kościelnego Starej Ziemi. Ż o ł n i e r z chwycił p o w r a c a j ą c ą kulę i o d n i ó s ł na
Wielobarwny kraj t. I
290
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
p o w r ó t do niszy. W t y m s a m y m m o m e n c i e o g r o m n a b r a m a zaczęła się otwierać. C r e y n , s a m ruszył z miejsca, przy c z y m uniósł się w siodle na pełną wysokość. P o d m u c h p o w i e t r z a z rozchylającej się b r a m y odrzucił do tyłu p o ł y jego p u r p u r o w o s r e b r n e g o stroju. C r e y n w y k r z y k n ą ł trzy słowa w nie z n a n y m Z i e m i a n o m języku, n a d a j ą c równocześnie s k o m p l i k o w a n y o b r a z myślowy nie d o odszyfrowania ani przez noszących obręcze Z i e m i a n , ani przez Elżbietę. D w a szeregi ludzi-żołnierzy w h e ł m a c h z p i ó r o p u s z a m i prężyło się n a b a c z n o ś ć p o o b u s t r o n a c h o t w a r t e g o wejścia. C y z e l o w a n e płyty i łuski ich p a r a d n y c h b r ą z o w y c h zbroi błyszczały j a k z ł o t o w świetle niezliczonych p ł o n ą c y c h l a m p . Za b r a m ą po o b u s t r o n a c h pustej ulicy stali wzdłuż d o m ó w r a m o wie. K a ż d a m a ł p k a m i a ł a niebieskozłoty k a f t a n i me talową obręcz na szyi. K a ż d a t r z y m a ł a p r ę t z j a k i e g o ś szklistego m a t e r i a ł u z niebieskim lub ż ó ł t y m światłem na końcu. C r e y n i jego świta przejechali między szerega mi r a m a p i t e k ó w . Z w i e r z ą t k a zrobiły z w r o t w miej scu, po czym ruszyły o b o k c h a l i k ó w i towarzyszyły j e ź d ź c o m przez ulice śpiącego m i a s t a . N a j e d n y m z placów, gdzie w o d a z dużej f o n t a n n y s p a d a ł a do b a s e n u z pływającymi l a t a r n i a m i , k a p t a l Z d e n e k z a s a l u t o w a ł C r e y n o w i i odjechał z ż o ł n i e r z a m i Billym i Seung K y u w s t r o n ę ciemnych koszar; z a k o ń czyli właśnie n o c n ą służbę. C h r o n o n a u c i gapili się na d o m y . O k n a były ciemne, ale tysiące l a m p e k oliwnych paliło się wzdłuż rynien, m u r ó w o g r o d o w y c h i balu strad. A r c h i t e k t u r a W y g n a n i a w dzielnicy zamiesz kanej przez ludzi była mieszaniną b u d o w l i z kamie-
291
i a na z a p r a w i e wapiennej, s z a c h u l c o w y c h i niemal biblijnych glinobitnych, o g r u b y c h dla u t r z y m a n i a c h ł o d u ścianach, c e r a m i c z n y c h d a c h a c h i u k r y t y c h cieniu, o b r o ś n i ę t y c h winoroślą loggiach. Na m a w łych p a t i o rosły palmy, laury i a r o m a t y c z n e d r z e w k a cynamonowe. n
Zwariowany
styl
Tudorów —
doszedł
do
wniosku Bryan. L u d z k o ś ć z a c h o w a ł a poczucie h u m o r u p o m i m o wygnania na sześć m i l i o n ó w lat. Ludzi nie dostrzegli w ogóle. Ale tu i ówdzie r a m a p i t e k i w z r o s t u m a ł y c h dzieci, o d z i a n e w r ó ż n o barwne kaftany, w y k o n u j ą c j a k i e ś tajemnicze pole cenia, p o p y c h a ł y m a ł e , z a k r y t e wózki. R a z zaś — widok dziwnie uspokajający — przez główną aleję przemknął niewątpliwie syjamski k o t i znikł w o t w a r t y m o k n i e pobliskiego d o m u . Jeźdźcy zbliżyli się do k o m p l e k s u większych bu d y n k ó w n a d rzeką. Były z b u d o w a n e z m a t e r i a ł u przypominającego m a r m u r i o d d z i e l o n e od reszty miasta d e k o r a c y j n y m m u r e m p r z e r y w a n y m c o pe wien odcinek szerokimi s c h o d a m i . Szczyt m u r u z d o biły wazy pełne kwitnących roślin. W przeciwieństwie do swojskich l a m p miejskich z c e r a m i k i lub a ż u r o w e g o m e t a l u dzielnicę T a n ó w oświetlały p o c h o d n i e w ogromnych srebrnych lichtarzach. Na budynkach wisiały festony wielobocznych szklanych l a t a r n i rzu cających niesamowite zielone i b u r s z t y n o w e światło kontrastujące z przyjaznym ciepłem l a m p oliwnych zewnętrznego m i a s t a . Niewiele b y ł o t u z n a j o m y c h szczegółów: lilie w o d n e w w y ł o ż o n y c h g l a z u r o w a n y mi p ł y t k a m i b a s e n a c h , żółte p n ą c e róże na delikat nych trejażach z a ż u r o w e g o m a r m u r u , słowik, k t ó r y
I
292
Julian May
z b u d z o n y p r z e j a z d e m przybyszów wyśpiewał sennie kilka t o n ó w . Wjechali na dziedziniec o t o c z o n y o z d o b n y m i , zim nymi z wyglądu b u d y n k a m i . N i e s p o d z i a n i e otworzy ły się wielkie drzwi; wylały się z nich p o t o k i złocistego światła. R a m a p i t e k i stały uroczyście d o k o ł a , n a t o miast ludzcy służący pośpieszyli, by przejąć w o d z e chalików, o t w o r z y ć ł a ń c u c h y u n ó g więźniów i p o m ó c i m przy z s i a d a n i u . U k a z a l i się T a n o w i e , dwudziestu, a m o ż e trzy dziestu. Śmiali się i p o z d r a w i a l i g ł o ś n o C r e y n a w swym języku, o c h r o n o n a u t a c h zaś p a p l a l i żywo i wylewnie w m e l o d y j n y m s t a n d a r d o w y m angielskim. Byli u b r a n i w cienkie powłóczyste togi i suknie w żywych, t r o p i k a l n y c h k o l o r a c h , mieli na sobie także fantastyczną biżuterię: p o k r y t e emalią i d r o g i m i k a m i e n i a m i szerokie obręcze na szyjach, z k t ó r y c h zwisały z p r z o d u i z tyłu wstęgi z b r o k a t u i klejnotów. K o b i e t y , z w y s o k i m i fryzurami na d r u t a c h , również były o b w i e s z o n e k l e j n o t a m i . Tu i ówdzie wśród wysokich k o s m i t ó w widać było kilka p o s t a c i ludz kich, r ó w n i e b o g a t o o d z i a n y c h , lecz noszących srebrne o b r ę c z e z a m i a s t , j a k T a n o w i e , złotych. Bryan z z a i n t e r e s o w a n i e m przyglądał się t y m uprzy wilejowanym i s t o t o m ludzkim. W y d a w a ł o się, że społecznie są zupełnie z i n t e g r o w a n e z wyniosłą ra są rządzącą i r ó w n i e j a k jej przedstawiciele c h ę t n e do zawarcia z n a j o m o ś c i ze śmiertelnie p r z e r a ż o n y m i więźniami. Z e wszystkich n o w o przybyłych tylko A i k e n czuł się zupełnie s w o b o d n i e . W swym u s i a n y m kiesze n i a m i , błyszczącym j a k p ł y n n y m e t a l ubiorze, p o p r o s t u s k a k a ł p o c a ł y m dziedzińcu, b ł a z e ń s k o kła-
WIELOBARWNY
KRAJ
293
niając się r o z ś m i e s z o n y m p a n i o m T a n u , z k t ó r y c h większość przewyższała go w z r o s t e m o j e d n ą trzecią. Bryan stał s a m o t n i e i przyglądał się z e b r a n y m . Szlach ta z r o d u T a n ó w troszczyła się o w y g o d ę więźniów, ż a r t o w a ł a z a b s u r d a l n o ś c i sytuacji i w ten s p o s ó b wywoływała u przybyłych w y g n a ń c ó w poczucie, że są tu p o ż ą d a n i i serdecznie witani. Bryan nie miał wątpliwości, że r o z m o w a m y ś l o w a toczy się równie żwawo j a k słowna. Z a s t a n a w i a ł się, j a k i s t y m u l a t o r psychiczny został u r u c h o m i o n y na niższych pozio m a c h ś w i a d o m o ś c i , jeśli n a w e t p o n u r y R a i m o i p e ł n a rezerwy Elżbieta powoli się r o z c h m u r z y l i i włączyli do wesołego t o w a r z y s t w a . — N i e chcemy, Bryanie, żebyś czuł się p o z o s t a wiony n a u b o c z u . A n t r o p o l o g o d w r ó c i ł się i ujrzał, że uśmiecha się do niego s m u k ł y k o s m i t a w prostej błękitnej t o d z e . Był przystojny, c h o ć oczy m i a ł g ł ę b o k o z a p a d n i ę t e , a w o k ó ł ust zmarszczki j a k C r e y n . B r y a n pomyślał, że m o ż e są to o z n a k i starczego wieku u tych nieludz ko m ł o d z i e ń c z y c h istot. T a n u m i a ł włosy w kolorze jasnej kości słoniowej, a na nich wąski d i a d e m z m a t e r i a ł u p r z y p o m i n a j ą c e g o niebieskie szkło. — P o z w ó l , b y m cię p o w i t a ł . Jestem B o r m o l , p o d o b n i e j a k ty b a d a c z k u l t u r y , ty zaś jesteś m o i m gościem. J a k ż e niecierpliwie wyczekiwaliśmy przy bycia d r u g i e g o w y s z k o l o n e g o a n a l i t y k a ! O s t a t n i a n t r o p o l o g przyszedł d o n a s p r a w i e trzydzieści lat t e m u h niestety, był słabego z d r o w i a . A my t a k pilnie potrzebujemy twojej wiedzy! M a m y t a k wiele d o nauczenia się na t e m a t interakcji naszych d w ó c h ras, jeśli społeczeństwo W y g n a n i a ma k w i t n ą ć dla nasze go wzajemnego p o ż y t k u . Dzięki wiedzy społeczeń-
294
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
stwa Ś r o d o w i s k a G a l a k t y c z n e g o m o ż e m y się n a u c z y ć wielu rzeczy, k t ó r e p o m o g ą n a m p o z o s t a ć przy życiu. C h o d ź , w d o m u czekają na ciebie i twoich przyjaciół smaczne p o t r a w y i n a p o j e . Podziel się z n a m i pierw szymi w r a ż e n i a m i z naszego W i e l o b a r w n e g o K r a j u . O p o w i e d z o p o c z ą t k o w y c h reakcjach! Bryan zmusił się do niewesołego śmiechu. — P o c h l e b i a s z mi, L o r d z i e B o r m o l . I zawstydzasz uprzejmością. J a k d o t ą d nie m a m zielonego pojęcia o niczym, co d o t y c z y twojego kraju. O s t a t e c z n i e d o p i e r o p r z y b y ł e m . I wybacz mi, ale po t y m prze klętym d n i u , p o t y m s z o k u jestem t a k z m ę c z o n y , ż e g o t ó w b y ł b y m p a ś ć tutaj t r u p e m .
295
W i e m , że macie d o b r e intencje. Ale w ś r ó d nas, ludzi, jest wielu, m o ż n a powiedzieć, że w m o i m świecie przyszłości większość t a k i c h , większość n o r m a l n y c h przedstawicieli ludzkości, k t ó r z y woleliby umrzeć, niż p o d d a ć się w ł a d z y waszych obręczy. M i m o wszystkich pociech j a k i e daje. A teraz wybacz cie m i . P r z e p r a s z a m , że w a s rozczaruję, ale nie jestem p r z y g o t o w a n y w tej chwili do żadnej dyskusji n a u k o wej. C h c i a ł b y m pójść do ł ó ż k a . B o r m o l skłonił głowę. P o d b i e g ł j e d e n ze służących, ludzi, z b a g a ż e m B r y a n a . S p o t k a m y się p o n o w n i e w stolicy — oznajmił B o r m o l . — M a m nadzieję, Bryanie, że do tego czasu
— W y b a c z . Z u p e ł n i e z a p o m n i a ł e m , że nie nosisz naszyjnika. N i e skorzystałeś z odświeżenia u m y s ł u , j a k i e g o m ó j n a r ó d t a k szczodrze d o s t a r c z a t w o i m t o w a r z y s z o m . Jeśli chcesz, możemy... — N i e , dziękuję!
zmienisz o n a s swoją surową ocenę... To jest J o e - D o n ,
Pojawił się C r e y n i ironicznie u ś m i e c h n ą ł się na widok nagłego przerażenia antropologa.
— P r o s t o tędy, sir — p o w i e d z i a ł J o e - D o n z jo wialną pewnością siebie r ó w n ą tej, j a k ą o d z n a c z a l i się portierzy w s z y k o w n y c h h o t e l a c h S t a r e g o Świata. — M a m y dla p a n a p r z y g o t o w a n y p i ę k n y p o k ó j . Ale wielka s z k o d a , że nie będzie p a n na przyjęciu. Poszli k o r y t a r z a m i o z d o b i o n y m i w błękicie, złocie i bieli. W przelocie B r y a n dostrzegł n i e p r z y t o m n e g o Steina niesionego na n o s z a c h przez czterech ludzkich służących.
— B r y a n w o ł a ł b y w y k o n y w a ć swoją p r a c ę bez pociechy z e s t r o n y obręczy... P r a w d ę m ó w i ą c , p o stawił taki w a r u n e k w s p ó ł p r a c y . — N i e musicie wywierać na m n i e presji — rzekł gniewnie B r y a n . — Ależ źle m n i e z r o z u m i a ł e ś ! — z a p r o t e s t o w a ł z a s m u c o n y B o r m o l . Wyciągnął rękę w k i e r u n k u więźniów p r o w a d z o n y c h z wszelkimi o z n a k a m i wza jemnej przyjaźni do w n ę t r z a d o m u . — Czy ktoś z m u s z a twoich przyjaciół? Naszyjnik nie jest sym b o l e m niewoli, lecz j e d n o ś c i . Bryan p o c z u ł , j a k n a r a s t a w nim gniew i straszliwe znużenie. Ale o d p o w i e d z i a ł s p o k o j n y m głosem:
który n a t y c h m i a s t z a p r o w a d z i cię d o p o k o j u wypo c z y n k o w e g o . Śpij spokojnie. B o r m o l i C r e y n odpłynęli. P r a w i e wszyscy j u ż opuścili dziedziniec.
—
Jeśli w t y m d o m u jest lekarz, J o e - D o n i e , t e m u
człowiekowi p r z y d a ł a b y się p o m o c . S p a ł o w a n o go fizycznie i u m y s ł o w o . — Proszę się nie m a r t w i ć , sir. L a d y D a m o n e . . . p a n i B o r m o l o w a . . . jest lepszym l e k a r z e m niż n a w e t Creyn. M n ó s t w o t y p ó w zupełnie r o z b i t y c h p r z e c h o -
296
Julian May
dzi tędy, i nie d z i w o t a po t a k i m szoku j a k b r a m a czasowa. Ale większość p o s z k o d o w a n y c h naprawiają tu całkiem d o b r z e . Ci T a n o w i e to ferajna, k t ó r a nie m a nic p o d o b n e g o d o b a s e n ó w regeneracyjnych, z n a n y c h n a m o d dzieciństwa, ale p o m i m o tego cał kiem nieźle sobie radzą. Sami są c h o l e r n i e o d p o r n i , a o b r o ż a m i potrafią wyleczyć większość r a n i c h o r ó b . Lady D a m o n e da pańskiemu kumplowi kroplówkę i pozlepia go do k u p y . N a z a j u t r z będzie j a k n o w y . Ale g ó r a mięśni, co? P e w n o go wystawią do Wielkiej Bitwy. — A co to takiego? — z a p y t a ł s p o k o j n i e Bryan. J o e - D o n z a m r u g a ł oczami, p o czym wyszczerzył zęby. — R o d z a j z a w o d ó w s p o r t o w y c h , k t ó r e się odbę dą za p a r ę miesięcy, przy k o ń c u p a ź d z i e r n i k a . Tra dycyjne u tego ludu. O n i się lubują w tradycjach... O t ó ż i p a ń s k i p o k ó j , sir. O t w o r z y ł drzwi do p r z e s t r o n n e g o p o k o j u z fa lującymi białymi z a s ł o n a m i w o k n a c h . O b o k przy j e m n i e wyglądającego ł ó ż k a wisiały n a p i o n o w y m sznurze niebieskie l a t a r n i e . Bardziej zwyczajne l a m p y oliwne rzucały k r ą g żółtego światła na stół, na k t ó rym p r z y g o t o w a n o s k r o m n ą kolację. J o e - D o n powiedział: — Jeśli będzie p a n czegoś p o t r z e b o w a ł , wystarczy p o c i ą g n ą ć za t e n pierścień k o ł o ł ó ż k a i przylecimy biegiem. N i e p r z y p u s z c z a m , by szukał p a n towarzy stwa n a pocieszenie? Nie? N o t o przyjemnych s n ó w w k a ż d y m razie. — Z n i k n ą ł za d r z w i a m i , k t ó r e starannie zamknął. B r y a n o w i nie c h c i a ł o się nawet s p r a w d z a ć z a m k a . O d e t c h n ą ł g ł ę b o k o i zaczął r o z p i n a ć koszulę. W j a k i ś
WIELOBARWNY KRAJ
297
sposób, c h o ć nie miał uczucia, że idą w górę, znalazł się na najwyższym piętrze p a ł a c u T a n ó w . W i d o k z o k n a r o z t a c z a ł się na większą część m i a s t a ; w o d d a l i Bryan dostrzegł b r a m ę . R o n i a h w y g l ą d a ł o cicho i błyszczało j a k b y przeniesiony na Ziemię gwiazdo zbiór; p r z y p o m i n a ł o m u d e k o r a c j ę b o ż o n a r o d z e n i o wą, d a w n o t e m u o g l ą d a n ą na jednej z bardziej e k s t r a w a g a n c k i c h p l a n e t z h i s z p a ń s k ą ludnością. Przez m o m e n t z a s t a n a w i a ł się, w j a k i e g o rodzaju nieziemskiej uczcie u T a n ó w biorą w tej chwili udział jego towarzysze. Niewątpliwie d o w i e się o wszystkim j u t r o . Ziewając zaczął s k ł a d a ć koszulę... i n a m a c a ł paczuszkę durofilmowej folii w kieszeni na piersiach. Wyjął ją. Było w niej zdjęcie M e r c y s ł a b o świecące w ł a s n y m blaskiem. Och, M e r c y . Czy cię wzięli i zrobili j e d n ą z nich, j a k to próbują z m o i m i przyjaciółmi? Szczupła, s m u t n a k o b i e t a z tęsknymi, głębokimi j a k m o r z e o c z a m i i uśmiechem, który o d e b r a ł mi r o z u m ! N i g d y nie słyszałem, j a k grasz na swej harfie i śpiewasz, ale u c h e m d u c h a s t w a r z a m te dźwięki: There is a lady sweet and kind Was never face so pleased my mind. I did but see her passing by, And yet I love her till I die. Her gestures, motions, and her smile, Her wit, her voice my heart beguiled, Beguiled my heart, I know not why, And yet I love her till I die. Z m a r z e ń i o d r ę t w i e n i a w y r w a ł go p o t ę ż n y me taliczny dźwięk.
Był to o d g ł o s g o n g u w b r a m i e
298
W I E L O B A R W N Y KRAJ
Julian May
miejskiej. W o d p o w i e d z i w r o t a o t w a r ł y się i w p a d ł y przez nie p r o m i e n i e w s c h o d z ą c e g o s ł o ń c a . — C h r y s t e ! — szepnął Bryan. P a t r z y ł o s ł u p i a ł y na wracających d o d o m u uczestników P o l o w a n i a . G ł ó w n ą ulicą m i a s t a płynęła tęcza; t y m s a m y m szlakiem, k t ó r y m n i e d a w n o przybyła ich g r u p a . Błys k a ł a i w i r o w a ł a j a s k r a w y m i b a r w a m i , po czym się r o z p a d ł a na poszczególne postacie s u n ą c y c h w p o c h o d z i e T a n ó w . J e d n i jechali n a w s p a n i a ł y c h wierz c h o w c a c h , inni skakali z radością, j a k a o g a r n i a jeszcze t y l k o b i o r ą c y c h udział w z a p u s t n e j p a r a d z i e w N o v o J a n e i r o . Z a r ó w n o chalika, j a k jeźdźcy p r o mieniowali w e w n ę t r z n y m blaskiem, n i e u s t a n n i e zmieniającym k o l o r y w c a ł y m widzialnym s p e k t r u m . K o r o w ó d zbliżał się c o r a z bardziej, aż wreszcie przejechał p r a w i e p o d s a m y m o k n e m B r y a n a . Bryan ujrzał j e g o u c z e s t n i k ó w : mężczyzn i k o b i e t y odzia nych w dziwaczne zbroje wyglądające j a k b y były z w y s a d z a n e g o k l e j n o t a m i szkła, z d o b n e g o w kolce, guzy i j a k i e ś d e k o r a c y j n e wypukłości. Wyglądali j a k c z ł e k o k s z t a ł t n e s k o r u p i a k i wyrzeźbione z b r y l a n t ó w . C h a l i k a miały p ó ł z b r o j e z tego s a m e g o m a t e r i a ł u , a na ł b a c h błyszczące klejnoty. Za j e ź d ź c a m i i wierz c h o w c a m i p o w i e w a ł y j a s k r a w e p r o p o r c e z cienkiej j a k pajęczyna m a t e r i i , a z ich szpiczastych k o ń c ó w strzelały iskry.
299
ostrym j a k n e o n o w e , blaskiem, oczywiście b o h a t e r o wie tej wyprawy. T r z y m a l i w y s o k o lance z wbitymi na nie trofeami n o c y . Odcięte głowy. Cztery z nich były p o t w o r n e : z ę b a t e i g u z o w a t e straszydła, c z a r n e i wodniście połyskujące; g a d z i n a z uszami j a k skrzydła n i e t o p e r z a i jeszcze poruszają cymi się k u r c z o w o p ą k a m i m a c e k przy policzkach; istota z r o z g a ł ę z i o n y m i z ł o t y m i r o g a m i j a k u jelenia i głową d r a p i e ż n e g o p t a k a ; k o s z m a r n y m a ł p o l u d 0 czysto białej sierści i o c z a c h wielkości j a b ł e k , k t ó r e ciągle jeszcze m r u g a ł y . O s t a t n i e dwie głowy były mniejsze. B r y a n widział j e zupełnie wyraźnie, gdy p o c h ó d przejeżdżał p o d o k n e m . N a l e ż a ł y d o zwykłego m a ł e g o mężczyzny 1 kobiety; oboje o k o ł o pięćdziesiątki.
O d ciągnących u c z e s t n i k ó w P o l o w a n i a d o l a t y w a ł triumfalny h a ł a s ; mężczyźni z dźwięcznym dzwonie niem bili p ł o n ą c y m i szklanymi m i e c z a m i w swe o z d o b i o n e d r o g i m i k a m i e n i a m i tarcze, n i e k t ó r e ko biety dęły w dziwacznie skręcone szklane trąby. I n n i śpiewali z całej siły p o t ę ż n y m i g ł o s a m i . P o c h ó d z a m y k a ł o sześciu j e ź d ź c ó w oświetlonych c z e r w o n y m ,
I
W O JJ EE
WIELOBARWNY KRAJ
11 Z d o l n o ś ć j a s n e g o myślenia przywrócił A m e r i e nie spodziewanie ból: stary, z a p o m n i a n y , k t ó r y teraz pojawił się nagle. O p u c h n i ę t e k o s t k i u n ó g , p r z y k u t e n i e r u c h o m o do wysokich s t r z e m i o n , naciągnięte mięśnie wewnętrznej s t r o n y u d , cała h o r d a d i a b l i k ó w d r a ż n i ą c y c h węzły n e r w o w e w krzyżach, kurcze łydek i k o l a n — wszyst k o t o sobie p r z y p o m n i a ł a . D o k ł a d n i e t a k s a m o było dwadzieścia sześć lat t e m u . Jej ojciec oświadczył rodzinie, że zjazd do Wiel kiego K a n i o n u K o l o r a d o n a grzbiecie m u ł a będzie c u d o w n ą przygodą, p o d r ó ż ą przez o t w a r t y przekrój s k o r u p y ziemskiej, k t ó r ą będą w s p o m i n a ć i delek t o w a ć się nią, gdy j u ż wyruszą na odległą M u l t n o m a h . I rzeczywiście, zaczęła się d o s k o n a l e . Na ścieżce wiodącej w d ó ł A m e r i e — jeszcze dziecko — nie p o s i a d a ł a się z radości, kiedy d o t y k a ł a c o r a z głębszych i starszych warstw barwnej skały, aż p o d niosła z ziemi o d ł a m e k liczącego d w a miliardy lat, c z a r n e g o i błyszczącego ł u p k u Wisznu i przyjrzała mu się z p e ł n y m s t r a c h u szacunkiem. Ale p o t y m n a s t ą p i ł p o w r ó t n a k r a w ę d ź k a n i o n u .
301
I ból. Ta p o d r ó ż bez k o ń c a z b o l ą c y m i n o g a m i , k t ó r e wreszcie zaczęły s z a r p a ć się w k u r c z a c h , gdy p o d świadomie s t a r a ł a się p o m ó c m u ł o w i we wspinaczce, jej rodzice byli d o ś w i a d c z o n y m i j e ź d ź c a m i i wiedzieli, jak p o k o n y w a ć ścieżki na z b o c z a c h . Jej mali bracisz kowie, wytrzymali j a k z b r o j o n y plastyk, z całym spokojem pozwalali nieść się w i e r z c h o w c o m . Ale o n a jedyna nie m i a ł a sumienia nie p o m ó c m u ł o w i w stra sznej h a r ó w c e . P o d koniec d r o g i była s p a r a l i ż o w a n a z bólu. R e s z t a r o d z i n y w s p ó ł c z u ł a biednej małej Anniemarii, ale oczywiście lepiej b y ł o nie zatrzymy wać się w d r o d z e i d o t r z e ć na szczyt, by mieć to j u ż za sobą, miast z a t r z y m y w a ć się na ścieżce i o p ó ź n i ć wyprawę. I t a t a nalegał, by o k a z a ł a się jego dużą, dzielną córką, m a m a u ś m i e c h a ł a się z p o l i t o w a n i e m , a dwaj mali b r a c i a patrzyli na nią z wyższością. G d y dotarli do p o ł u d n i o w e g o skraju k a n i o n u , t a t a wziął ją w r a m i o n a , zaniósł do d o m k u i p o ł o ż y ł do ł ó ż k a . Spała osiemnaście godzin; b r a c i a d o g a d y w a l i jej, że opuściła przez t o p i k n i k n a M a l o w a n e j P u s t y n i , o n a zaś p o c z u ł a się w i n n a . I t a k to się zaczęło. M a m a , t a t a i chłopcy — nie ma j u ż n i k o g o z nich. Ale d u ż a dziewczynka n a d a l s t a r a ł a się dźwigać swój ciężar, nie licząc się z b ó l e m . A więc! T e r a z zaczynasz rozumieć, c z e m u tu przyszłaś, i w s z y s t k o i n n e . Obec ny ból i p a m i ę ć t a m t e g o przyniosły zrozumienie. I teraz, t a k j a k p r a w d z i w e wyleczenie m o ż e zacząć się od zerwania s t r u p a , w y r w a n i a zęba czy n a s t a w i e n i a kości, teraz i ty możesz być u l e c z o n a ! Ale mój Boże, jakąż byłaś idiotką. A teraz jesteś tutaj i z r o z u m i e n i e przyszło zbyt p ó ź n o . A m e r i e j e c h a ł a wierzchem na c h a l i k u w s t r o n ę w s c h o d z ą c e g o plioceńskiego słońca. N a lewo o d niej
302
Julian May
Felicja s p a ł a w siodle; oświadczyła z a k o n n i c y , że po p ó ł d z i k i c h v e r r u l a c h z A k a d i i , j a z d a na tych zwierzę t a c h jest czystą przyjemnością. W o k ó ł p o c h o d u zgar bionych jeźdźców ptaki na płaskowyżu wybuchały p o r a n n y m chorałem. Czy m i m o wszystko i Amerie p o w i n n a z a ś p i e w a ć pieśń dziękczynną? Cisnęły jej się d o głowy w y u c z o n e h i p n o p e d y c z n i e z d a n i a łacińskie. Środa, lato. Z a p o m n i a ł a odmówić jutrznię o północy, lepiej więc to z r o b i ć przed l a u d a m i , k t ó r e należało o d m a w i a ć o świcie. Śpiewała c i c h u t k o p a t r z ą c n a w s c h o d n i n i e b o s k ł o n blednący od czerwieni do żółcieni ze s m u g a m i pierza stych c h m u r e k j a k p o s z a r p a n y c y n o b r o w y w o a l : Cor meum conturbatum est in me: et formido mortis cecidit super me. Timor et tremor venerunt super me: et contexerunt me tenebrae. Et dixit: Quis dabit mihi pennas sicut columbae, et volabo, et requiescam! O p u ś c i ł a głowę na piersi; łzy s p a d a ł y na jej biały s a m o d z i a ł o w y h a b i t . Jeździec t u ż przed nią roześmiał się cicho. — C i e k a w e , że m o d l i s z się w m a r t w y m języku. N i e m n i e j , j a k sądzę, n a m wszystkim p r z y d a ł o b y się nieco P s a l m u 55. P o d n i o s ł a w z r o k . Był to mężczyzna w tyrolskim kapeluszu, z w r ó c o n y w siodle w jej s t r o n ę i uśmiecha jący się. Zadeklamował: — „ D r ż y we m n i e m o j e serce i o g a r n i a m n i e lęk śmiertelny. P r z y c h o d z ą na m n i e s t r a c h i d r ż e n i e i p r z e r a ż e n i e m n ą o w ł a d a . I m ó w i ę sobie: g d y b y m
W I E L O B A R W N Y KRAJ
303
miał skrzydła j a k g o ł ą b , to b y m uleciał i s p o c z ą ł . . . " 1 . Co dalej? O d p o w i e d z i a ł a p r z y g n ę b i o n y m głosem: .
Ecce
elongavi fugiens:
et
mansi
in
solitudine.
O c h t a k ! „ O t o b y m uszedł d a l e k o , zamieszkał na p u s t y n i " 2 . — Objął gestem ręki wynurzający się z p ó ł m r o k u k r a j o b r a z . — I o t o jest t u t a j . W s p a n i a ł a . Spójrz tylko n a t e góry n a w s c h o d z i e . T o J u r a . Wiesz, zdumiewające, j a k zmieniły się przez sześć m i l i o n ó w lat. N i e k t ó r e z tych g r z b i e t ó w m u s z ą m i e ć trzy tysiące m e t r ó w , ze d w a razy więcej niż J u r a w naszych czasach. A m e r i e o t a r ł a oczy s z k a p l e r z e m . — Z n a s z je? — O, t a k . P r z e p a d a ł e m za t y m . W ł ó c z y ł e m się i z d o b y w a ł e m szczyty całej Ziemi, ale najbardziej lubiłem Alpy. M i a ł e m z a m i a r wspiąć się na nie teraz, w ich m ł o d o ś c i . Z tego p o w o d u , widzisz, przyszedłem n a W y g n a n i e . Przy o s t a t n i m o d m ł o d z e n i u d a ł e m sobie zwiększyć p o j e m n o ś ć p ł u c o dwadzieścia p r o cent. I w z m o c n i ć serce o r a z g ł ó w n e m u s k u ł y . Z a b r a ł e m specjalistyczny sprzęt w s p i n a c z k o w y . C z y wiesz, że w pliocenie część A l p m o ż e być wyższa niż nasze współczesne Himalaje? A l p y z o s t a ł y o g r o m n i e zerodowane podczas epoki lodowcowej, k t ó r a nadej dzie za p a r ę m i l i o n ó w lat. N a p r a w d ę wysokie góry leżą dalej na p ł u d n i e , w o k o l i c a c h M o n t e R o s a i wzdłuż starej granicy szwajcarsko-włoskiej o r a z na p o ł u d n i o - z a c h o d z i e w P r o w a n s j i , gdzie p ł a s z c z o w i n a D e n t B l a n c h e przewyższa M o n t e R o s a . M o g ą t a m się 1 2
Psalm 55,5-7 (źródło: Biblia Tysiąclecia). Psalm 55,8 (źródło: Biblia Tysiąclecia).
304
W I E L O B A R W N Y KRAJ
Julian May
znajdować fałdy geologiczne wypchnięte powyżej dziewięciu tysięcy m e t r ó w . M o ż e to będzie g ó r a wy ższa od Everestu? M i a ł e m nadzieję, że resztę życia spędzę na wspinaczce w górach pliocenu. Sądziłem, że może nawet z d o b ę d ę „Everest Alpejski", jeśli u d a ł o by mi się znaleźć towarzystwo kilku p o k r e w n y c h dusz. — M o ż e jeszcze znajdziesz. M ę ż c z y z n a p r ó b o w a ł się u ś m i e c h n ą ć . — U c h o od śledzia — o d p o w i e d z i a ł w e s o ł o . — Ci kosmici i ich p a c h o ł k i zmuszą m n i e do r ą b a n i a drzewa a l b o n o s z e n i a wody, gdy tylko odkryją, że j e d y n e moje kwalifikacje obejmują profesurę klasyki o r a z s p a d a n i e ze skal. Jeśli będę miał szczęście i t r o c h ę w o l n e g o czasu p o o d r o b i e n i u p r a c y niewolniczej, będę za kielicha pitolił na flecie w tutejszym od p o w i e d n i k u wiejskiej knajpy. Przeprosił za p r z e r w a n i e jej m o d l i t w y i o d w r ó c i ł się d o p r z o d u . P o p a r u chwilach usłyszała ciche dźwięki jego fletu zmieszane ze świergotem p t a k ó w . P o w r ó c i ł a d o śpiewania p ó ł g ł o s e m P s a l m u 55. K a r a w a n a zjeżdżała p o kolejnym z b o c z u ; ciągle jeszcze k i e r o w a ł a się ku p ó ł n o c y , r ó w n o l e g l e do Saony. Wielka r z e k a p o z o s t a w a ł a n i e w i d o c z n a , ale szeroki p a s d r z e w o t o c z o n y c h mgiełką wyznaczał nisko w dolinie jej bieg. Dalej na przeciwległym brzegu teren był znacznie bardziej płaski: preria z l u ź n o p o r a s t a j ą c y m i ją d r z e w a m i , s t o p n i o w o prze c h o d z ą c a w bagnistą r ó w n i n ę z licznymi m a ł y m i s t a w a m i i b ł o t n i s k a m i , połyskującymi w p r o m i e n i a c h w s c h o d z ą c e g o słońca. Przez w s c h o d n i e b a g n i s k a wiły się d o p ł y w y S a o n y , ale jej brzeg z a c h o d n i , po k t ó r y m p o d r ó ż o w a l i , wznosił się o kilkaset m e t r ó w wyżej. Z r z a d k a tylko przecinały go strumienie i p o t o c z k i .
305
przez k t ó r e cierpliwe c h a l i k a p r z e c h o d z i ł y w b r ó d , niewiele tylko zmieniając t e m p o m a r s z u . T e r a z , j u ż w pełni d n i a , A m e r i e m o g ł a dostrzec p o zostałych u c z e s t n i k ó w k a r a w a n y : żołnierzy i E p o n e j a d ą c y c h o trzy lub cztery miejsca do p r z o d u , wyciąg nięty za nimi d w u r z ą d więźniów w s t a r a n n i e utrzymy wanych, r ó w n y c h o d s t ę p a c h ; R y s z a r d i K l a u d i u s z znajdowali się blisko zwierząt j u c z n y c h i straży tylnej. Wyprzedzające p o c h ó d amficjony p o s u w a ł y się spo kojnymi s k o k a m i p o o b u j e g o s t r o n a c h , czasem podbiegając t a k blisko, że widziała ich złe żółte oczy i czuła śmierdzące p a d l i n ą ciała. C h a l i k o p a c h n i a ł y inaczej, dziwnie o s t r o , j a k fermentująca rzepa. C h y b a dlatego, p o m y ś l a ł a z n u ż o n a , że k a r m i ą je k o r z e n i a m i . I przez to są t a k wielkie, silne i szerokie. J ę k n ę ł a i p r ó b o w a ł a zmienić pozycję, by ulżyć zbolałym m i ę ś n i o m . N i c nie p o m a g a ł o , n a w e t modlit wa. Fac me tecum pie flere, Crucifixo condolere, donec ego vexero. O m ó j Boże, g ó w n o . To nic nie da. — Patrz, Amerie! Antylopy! Felicja o b u d z i ł a się i w s k a z y w a ł a t e r a z p a l c e m na s a w a n n ę po lewej stronie. W y d a w a ł o się, że j a k b y złoty p a g ó r e k jest p o r o ś n i ę t y dziwacznie c i e m n y m i b a d y l a m i chwiejącymi się we wszystkie strony. W r e szcie A m e r i e pojęła, że b a d y l e są r o g a m i , a p a g ó r e k to gąszcz c z e r w o n a w o b r ą z o w y c h ciał. Tysiące i tysiące gazeli p a s ł o się na suchej trawie. P r z e c h o d z ą c a nieda leko k a r a w a n a nie p r z e s z k a d z a ł a im i tylko p o d n o s i ł y łagodne, c z a r n o - b i a ł e pyski i j a k b y kiwały l i r o w a t o zakrzywionymi r o g a m i w s t r o n ę amficjonów, k t ó r e nie zwracały na nie uwagi. — Czyż nie są piękne? — z a c h w y c a ł a się Felicja. A t a m z n o w u ! Te k o n i k i ! Wielobarwny kraj t. I
306
W I E L O B A R W N Y KRAJ
Julian May
H i p p a r i o n ó w było jeszcze więcej niż gazeli. Węd r o w a ł y po wyżynie w o g r o m n y c h , luźnych s t a d a c h — n i e k t ó r e z nich zajmowały c h y b a k i l o m e t r kwa dratowy powierzchni. G d y grupa podróżników dota rła nieco niżej, gdzie roślinność była bardziej soczys ta, u j r z a n o t a m jeszcze inne pasące się zwierzęta: p o d o b n e do k ó z tragoceriny o m a h o n i o w e j sierści — większe a n t y l o p y z wąskimi białymi p a s a m i na b r ą z o w y c h b o k a c h ; r a z zaś w małej kępie krzaczas tych akacji m a s y w n e szarobfązowe e l a n d y z potęż n y m i k r ę c o n y m i r o g a m i ; byki o majestatycznie zwisa jących p o d g a r d l a c h , mierzące d w a m e t r y wysokości w kłębie. — Tyle mięsa na k o p y t a c h — z a u w a ż y ł a Felicja. — I t y l k o kilka d u ż y c h k o t o w a t y c h , hieny i psodźwiedzie j a k o n a t u r a l n i wrogowie. Myśliwy nigdy nie będzie g ł o d o w a ł w t y m świecie. — G ł ó d — rzekła k w a ś n o z a k o n n i c a — nie wydaje się tu g ł ó w n y m p r o b l e m e m . — U n i o s ł a spódnicę i zaczęła m a s o w a ć sobie u d a , a po chwili biła w nie kantami dłoni. — B i e d n a A m e r i e . Oczywiście wiem, na czym polega p r o b l e m . Pracuję n a d nim. Spójrz t y l k o . G d y m n i s z k a p a t r z y ł a zdziwiona, c h a l i k o t h e r i u m Felicji s w o b o d n i e skręciło w s t r o n ę jej wierzchowca, aż b o k i o b u zwierząt zetknęły się l e k k o . N a s t ę p n i e c h a l i k o Felicji o d s u n ę ł o się na d ł u g o ś ć r a m i e n i a na swoje miejsce w rzędzie, przy czym nie zmieniło r ó w n e g o k r o k u . P o p ó ł m i n u c i e zwierzę z n o w u szło p o linii t r o p ó w k a r a w a n y . Przez p a r ę chwil p o r u s z a ł o się r ó w n o , n a s t ę p n i e wyciągnęło k r o k i odległość między n i m a p o p r z e d z a j ą c y m w i e r z c h o w c e m zmniej szyła się o p ó ł t o r a m e t r a . Szło t a k , p ó k i A m e r i e nie
307
z r o z u m i a ł a , co tu się dzieje. W t e d y p r z y h a m o w a ł o , aż znalazło się na swym miejscu d o k ł a d n i e w chwili, kiedy podejrzliwy psodźwiedź zawył. — Mamma mia — m r u k n ę ł a m n i s z k a . — Czy żołnierze wiedzą, że to robisz? — N i k t nie p r z e s z k a d z a mi wyłączać ich sterowa nia — o d p a r ł a Felicja. — P r a w d o p o d o b n i e nie ma tu zupełnie sprzężenia z w r o t n e g o , a tylko k i e r o w a n i e p r o g r a m o w e całą k a r a w a n ą , k t ó r e n a d a j e jej od powiednią szybkość w w y b r a n y c h o d s t ę p a c h czasu. Czy p a m i ę t a z , j a k wczoraj i w c z e s n y m wieczorem te błękitne p r z e p i ó r k i przestraszyły c h a l i k o ? Strażnicy zawrócili, żeby d o p i l n o w a ć , a b y ś m y wszyscy z n o w u jechali w p o r z ą d k u . N i e musieliby tego robić, gdyby mieli sprzężenie z w r o t n e z w i e r z c h o w c a m i . —
P r a w d a . Ale...
— P r z y t r z y m a j swój kwef. T e r a z twoja kolej. Ból i złe s a m o p o c z u c i e A m e r i e nagle zniknęły uniesione falą nadziei, bo jej w ł a s n e c h a l i k o zaczęło d o k ł a d n i e k o p i o w a ć ruchy w y k o n y w a n e p o p r z e d n i o przez zwierzę Felicji. G d y skończył się tajemniczy solowy taniec, o b a wierzchowce z g o d n i e p o w t ó r z y ł y identyczne m a n e w r y . — Te Deum laudamus — szepnęła A m e r i e . — P o trafisz to zrobić, dziecko. Ale czy m o ż e s z to s a m o z nimi? — W s k a z a ł a głową najbliższego amficjona. — C i ę ż k o będzie. Ciężej niż wszystko, co r o b i ł a m a arenie A k a d i i . Ale teraz j e s t e m starsza. — Przynaj mniej o cztery miesiące, p o m y ś l a ł a . I to j u ż nie jest głupia gra. M a m nadzieję, że n a u c z ą się o m n i e troszczyć, z a m i a s t się bać. Ufaliby w t e d y i podziwiali. e ^ j a k t o w y p r ó b o w a ć ? N i e m o g ę d o p u ś c i ć , b y się w y d a ł o . J a k ż e t r u d n o . J a k i s p o s ó b będzie najlepszy? n
308
Julian May
Psodźwiedź galopujący o dwadzieścia m e t r ó w po lewej stronie na wysokości Felicji zaczął się p o w o l i zbliżać. Z wywieszonego o z o r a k a p a ł a mu ślina. Bestia po t a k długiej d r o d z e była prawie w y c z e r p a n a . Jej zmysł orientacyjny stępiał, wola o s ł a b ł a . U k ł u c i a myślowe, k t ó r e z m u s z a ł y ją do biegu przed siebie i p o d t r z y m y w a ł y jej czujność, straciły o s t r o ś ć wsku tek zmęczenia i g ł o d u . R o z k a z w y p e ł n i a n i a obowiąz k ó w w zestawieniu z nadzieją na d o b r z e skruszałe mięso w korycie i legowisko z siana w cienistym kącie dobiegał do niej s ł a b o . Amficjon zbliżał się c o r a z bardziej do c h a l i k a Felicji. G d y p o c z u ł , że stracił władzę n a d sobą, zaczął p a r s k a ć i skowyczeć o r a z trząść p a s k u d n y m łbem, j a k b y chciał p o z b y ć się dokuczliwych o w a d ó w . K ł a p a ł ciężkimi szczękami pryskając śliną, ale n a d a l zbliżał się do. c h a l i k a biegnąc w c h m u r z e pyłu u n o szącego się s p o d p a z u r z a s t y c h s t ó p zwierzęcia. Amficjon w bezsilnej wściekłości wlepiał ślepia w d r o bną ludzką istotę siedzącą w siodle w y s o k o n a d nim, istotę, k t ó r a go z m u s z a ł a , ł a m a ł a jego wolę, zniewala ła. W y ł a d o w y w a ł tę wściekłość w w a r c z e n i u ; szczerzył b r u d n e zęby p r a w i e wielkości palca Felicji. Pozwoliła m u odejść. Z wysiłku p o c i e m n i a ł o jej w oczach, a głowa p a s k u d n i e b o l a ł a z p o w o d u u p a r t e g o m ó z g u drapież n i k a . Ale!... — To ty to z r o b i ł a ś , p r a w d a ? — z a p y t a ł a A m e r i e . Felicja kiwnęła głową. — Ale z c h o l e r n y m wysiłkiem. Te bestie nie są s t e r o w a n e j a k c h a l i k a lekkim a u t o p i l o t e m . Przez cały czas ze m n ą walczył. Psodźwiedzie działają na zasa dzie t r e n i n g u - w a r u n k o w a n i a . A to t r u d n i e j przeła-
W I E L O B A R W N Y KRAJ
309
m a ć , bo jest o s a d z o n e w p o d ś w i a d o m o ś c i . Ale m a m wrażenie, że j u ż to sobie obliczyłam. Najlepiej się za nie b r a ć wtedy, gdy są z m o r d o w a n e , przy k o ń c u całodziennej w ę d r ó w k i . G d y b y m m o g ł a o p a n o w a ć dwa a l b o i więcej... A m e r i e z r o b i ł a b e z r a d n y gest. D l a mniszki było t o niepojęte: b e z p o ś r e d n i nacisk u m y s ł u na umysł, dzia łanie siły przekraczającej jej w ł a s n e możliwości umys łowe. J a k m o ż e się czuć m e t a p s y c h i k , n a w e t t a k n i e d o s k o n a ł y j a k Felicja, kiedy m a n i p u l u j e innymi istotami żyjącymi? K i e d y p o r u s z a i kształtuje m a t e r i ę nieożywioną? J a k to jest, gdy się n a p r a w d ę kreuje? Nie zaledwie w i d m o b u t a t u r y s t y c z n e g o , j a k jej się to u d a ł o z a p o m o c ą p r z y r z ą d u E p o n e , ale n a m a c a l n ą iluzję, a m o ż e n a w e t czystą m a t e r i ę i energię? J a k to jest, gdy się łączy Jednością z i n n y m i u m y s ł a m i ? Sonduje mózgi? D y s p o n u j e p o t ę g ą a n i o ł ó w ? J a s n a p l a n e t a świeciła n a wschodzie k o ł o wznoszą cego się n a d h o r y z o n t e m s ł o ń c a . W e n u s . . . nie, nazwij ją i n n y m , starożytniejszym imieniem: Lucyfer, p r o m i e n n y a n i o ł p o r a n k a . A m e r i e p o c z u ł a dreszczyk lęku. N i e w ó d ź jej na p o k u s z e n i e , ale wybacz n a m , gdy się grzejemy przy o g n i u Felicji, n a w e t jeśli o n a płonie... K a r a w a n a schodziła z p ł a s k o w y ż u ku kolejnej dolinie rzecznej, p r o w a d z ą c e j n a z a c h ó d przez M o n t s d u C h a r o l a i s . R o z r z u c o n e k a r ł o w a t e p a l m y , sosny i d r z e w k a świętojańskie wyżyn zniknęły, ustąpiły miejsca k l o n o m i t o p o l o m , o r z e c h o m w ł o s k i m i dę bom, w k o ń c u gęstemu w i l g o t n e m u lasowi bezlist nych cyprysów, zagajnikom b a m b u s o w y m i potęż nym s t a r y m t u l i p a n o w c o m o p n i a c h p o n a d c z t e r o -
310
Julian May
metrowej średnicy. Wszędzie rosły gęsto krzewy, k r a j o b r a z wyglądał więc j a k t y p o w a p i e r w o t n a d ż u n gla. A m e r i e b e z u s t a n n i e w y p a t r y w a ł a d i n o z a u r ó w i latających g a d ó w , wiedząc r ó w n o c z e ś n i e , że jest to idiotyczny p o m y s ł . O s t a t e c z n i e f a u n a p l i o c e n u była b a r d z o p o d o b n a d o istniejącej n a Z i e m i sześć milio n ó w lat później. Czasem mignął jeźdźcom jelonek o rozdwojonych r o g a c h , jeżozwierz a l b o o l b r z y m i a locha w towarzyst wie sprytnych, p a s i a s t y c h w a r c h l a k ó w . S t a d o śred niej wielkości m a ł p s k a k a ł o w g ó r n y c h p i ę t r a c h lasu p o d ą ż a j ą c za k a r a w a n ą , ale nigdy nie zbliżało się na tyle, b y m o ż n a j e b y ł o wyraźnie zobaczyć. O d czasu do czasu w i d a ć b y ł o k r z a k i i mniejsze d r z e w k a w y r w a n e z k o r z e n i a m i i o d a r t e z zieleni. Sterty śmierdzących s ł o n i a m i o d c h o d ó w z d r a d z a ł y , że jest t o r o b o t a m a s t o d o n t ó w . P o t ę ż n y ryk kociego d r a p i e ż n i k a wywołał o d p o w i e d ź ze s t r o n y psodźwiedzi, k t ó r e zawyły wyzywająco. Czy był to machairodus, p o d o b n y d o lwa k o t szablozębny, najpospolitszy z wielkich d r a p i e ż n i k ó w pliocenu? Po więziennych d o ś w i a d c z e n i a c h w z a m k u i parali żujących przejściach n o c n e g o p o c h o d u c h r o n o n a u t ó w o g a r n ę ł o t e r a z n o w e uczucie, k t ó r e p o k o n a ł o n a w e t ich zmęczenie, r o z d r a ż n i e n i e i p a m i ę ć u t r a c o nej nadziei. Ta puszcza, oświetlona s k o ś n y m i p r o m i e n i a m i p o r a n n e g o s ł o ń c a , niewątpliwie n a l e ż a ł a d o innego świata, innej Z i e m i . T u t a j d o t y k a l n ą rzeczywi stością b y ł o to n i e s k a l a n e odludzie, o k t ó r y m wszyscy śnili. Odejmij żołnierzy, k a j d a n y i O b c ą p a n i ą niewol n i k ó w , a pliocen ujrzysz j a k o raj. G i g a n t y c z n e , o r o s z o n e pajęczyny, n i e w i a r y g o d n i e d u ż o k w i a t ó w , o w o c e i j a g o d y błyszczące j a k b a r o -
W I E L O B A R W N Y KRAJ
311
kowe klejnoty w o p r a w a c h o wielu o d c i e n i a c h ziele ni..- U r w i s k a , z k t ó r y c h s p a d a ł y m a ł e w o d o s p a d y do jeziorek p o d o m s z o n y m i g r o t a m i . . . s t a d a ufnych zwierząt... T o p i ę k n o b y ł o rzeczywiste! Więc m i m o wszystko więźniowie nagle odkryli, że szukają w dżungli jeszcze więcej c u d ó w , i t a k pożądliwie j a k k a ż d a b a n d a t u r y s t ó w ł a k n ą c y c h w r a ż e ń . Ból A m e r i e j a k b y p r z e s t a ł istnieć n a w i d o k p u r p u r o w o - c z a r n y c h motyli i b a r w n y c h ż a b d r z e w n y c h o głosach j a k czarodziejskie d z w o n k i . N a w e t teraz, w sierpniu, p t a k i śpiewały pieśni g o d o w e , bo w świecie, gdzie nie było prawdziwej zimy, nie n a u c z y ł y się jeszcze od latywać i m o g ł y wywieść więcej niż j e d n o p o k o l e n i e piskląt rocznie. J a k a ś n i e b y w a ł a w i e w i ó r k a z pędzel k a m i na u s z a c h i sierścią w z i e l o n k a w e i p o m a r a ń czowe łaty zaskrzeczała z niskiej gałęzi. Na i n n y m drzewie rozwiesił się n i e r u c h o m o p y t o n t a k g r u b y j a k beczułka piwa i t a k w s p a n i a l e u b a r w i o n y j a k d y w a n z K e r m a n s h a h u . A dalej przebiegały m a l u t k i e anty lopy z n ó ż k a m i j a k gałązki i ciele nie większym od królika! Ó w d z i e przeleciał p t a k z c h r a p l i w y m w r o n i m głosem, p r z y o d z i a n y w s p a n i a l e w fioletowe, r ó ż o w e i c i e m n o g r a n a t o w e p i ó r a ! N a d s t r u m i e n i e m olbrzy m i a w y d r a s t a n ę ł a s ł u p k a na tylnych ł a p a c h i j a k b y się przyjcielsko u ś m i e c h a ł a do przejeżdżających więź niów. A poniżej pasły się dzikie c h a l i k o t h e r i a , nieco mniejsze i ciemniejsze od swych u d o m o w i o n y c h kuzy nów, rwąc sitowie na ś n i a d a n i e z w y r a z e m p e ł n y m godności p o m i m o zwisających im z p y s k ó w s n o p k ó w ociekającej w o d ą zieleni. W niskiej trawie przy ścieżce rosło m n ó s t w o grzybów: k o r a l o w y c h , czerwonych w białe cętki, b ł ę k i t n y c h z k a r m a z y n o w y m i b l a s z k a m i i k o r z o n k a m i . Pełzały w ś r ó d nich s t o n o g i wielkości
312
WIELOBARWNY
Julian May
salami, wyglądające j a k b y je świeżo p o l a k i e r o w a n o na s z k a r ł a t n o i w k r e m o w e faliste paski... T r ą b k a z a g r a ł a melodię składającą się z trzech dźwięków. A m e r i e westchnęła. E c h o w y odzew wywołał wy b u c h zmieszanych głosów p t a c t w a i zwierzyny. W ich r o z g w a r z e k a r a w a n a s p o t k a ł a swą e s k o r t ę . L a s prze rzedził się, wjechali w p a r k o w e zarośla k o ł o leniwego cieku k t ó r e g o ś z z a c h o d n i c h d o p ł y w ó w S a o n y . D r o g a wiodła przez t r a w n i k i p o d o d w i e c z n y m i cyprysami i p r o w a d z i ł a do b r a m y d u ż e g o o t o c z o n e g o palisadą fortu, p r a w i e i d e n t y c z n e g o j a k ten, w k t ó r y m za trzymali się nocą. — Wy, wszyscy p o d r ó ż n i c y ! — r y k n ą ł k a p t a l W a l d e m a r , gdy koniec k a r a w a n y p r z e k r o c z y ł drew n i a n e w r o t a , k t ó r e za nimi z a t r z a ś n i ę t o . — Tu z a t r z y m u j e m y się, by p o s p a ć . O d p o c z y n e k aż do z a c h o d u s ł o ń c a . W i e m , że jesteście b a r d z o zmęczeni. Ale r a d z ę w a m gorącą kąpiel w w a n n i e , t a m w ła zience, z a n i m uderzycie w k i m o n o . I najedzcie się, n a w e t jeśli w a m się zdaje, że jesteście zbyt zmę czeni, by być g ł o d n i ! Zabierzcie swoje bagaże. C h o r z y i ze s k a r g a m i przyjść do m n i e . Bądźcie gotowi do d r o g i wieczorem, gdy usłyszycie t r ą b k ę . A jeśli 'macie z a m i a r uciekać, pamiętajcie, że amficjony są na zewnątrz, a także k o t y szablozębne oraz naprawdę paskudne pomarańczowe salamandry wielkości p s a collie, j a d o w i t e j a k k o b r a królewska. D o b r e g o o d p o c z y n k u . T o wszystko! A m e r i e , niezdolnej zsiąść z c h a l i k a o własnych siłach, d o p o m ó g ł u b r a n y n a b i a ł o stajenny. — Potrzebujesz, Siostro, długiej kąpieli — powiedzał troskliwie. — N i e ma nic lepszego na bóle po
KRAJ
313
jeździe szlakiem. W o d ę p o d g r z e w a m y piecem sło necznym na d a c h u , więc jest jej p o d d o s t a t k i e m . . Dziękuję — szepnęła. — T a k z r o b i ę . M o ż e s z też, Siostro, z r o b i ć coś jeszcze dla n a s w forcie. Rzecz p r o s t a , jeśli nie jesteś zbyt z m ę c z o n a i zesztywniała. — Stajenny był niski, o skórze w kolo rze kawy i siwiejących kędzierzawych w ł o s a c h . M i a ł z a t r o s k a n y wyraz twarzy i wyglądał na niższego funkcjonariusza. Amerie czuła, że jeśli o p r z e się o cokolwiek, zaśnie na stojąco. Ale o d p o w i e d z i a ł a : — Oczywiście, zrobię w s z y s t k o , co będę m o g ł a . — Jej s t o r t u r o w a n e mięśnie n ó g skurczyły się w p r o teście. — N i e często bywają tu księża. T y l k o co trzy a l b o co cztery miesiące objeżdżają teren stary Brat A n a tol z F i n i a h a l b o Siostra R u t h z G o r i a h , t a m d a l e k o n a z a c h o d z i e . W ś r ó d tutejszych ludzi jest o k o ł o piętnastu k a t o l i k ó w . N a p r a w d ę bylibyśmy wdzię czni, gdyby... — T a k . Oczywiście. Myślę, że chcielibyście mszę wotywną d o św. J a n a U c z n i a U m i ł o w a n e g o . — N a j p i e r w proszę się p i ę k n i e w y k ą p a ć i zjeść kolację. — Wziął b a g a ż i zarzucił sobie rękę A m e r i e na r a m i ę , a n a s t ę p n i e p o m ó g ł jej iść. Felicja, gdy tylko zsiadła z wierzchowca, rzuciła się w stronę Ryszarda. —
N o ? U d a ł o ci się? — z a p y t a ł a .
— Śpiewająco. A w s a m y m p u n k c i e brylant drugiej wielkości. — Spojrzał na kości grzbietu chalika. — Jeśli jesteś w formie, p o m ó ż mi zleźć z tej bestii. — N i c łatwiejszego — o d r z e k ł a . —
siedzi sobie nią z wyso tak dobrej Weszła na
314
Julian May
p o d e s t d o w s i a d a n i a , p o d s u n ę ł a swe m a ł e d ł o n i e p o d p a c h y R y s z a r d a i j e d n y m r u c h e m p o s t a w i ł a go na ziemi. — Słodki Jezu! — k r z y k n ą ł P i r a t . — M n i e by się to też p r z y d a ł o , Felicjo — odezwał się s u c h y m g ł o s e m K l a u d i u s z . S p o r t s m e n k a p o d e s z ł a d o n a s t ę p n e g o chalika i zdjęła starszego p a n a z siodła t a k l e k k o , j a k b y był dzieckiem. — A swoją drogą, j a k i e t a m przyciąganie m a c i e na Akadii? — m r u k n ą ł R y s z a r d . U ś m i e c h n ę ł a się do niego z wyższością. — Z e r o osiemdziesiąt osiem średniego ziemskiego. D o b r y p o m y s ł , k a p i t a n i e Blood, ale p u d ł o . — Felicjo, nie b r a w u r u j — p o w i e d z i a ł z zazdrością K l a u d i u s z . — J e s t e m pewien, że w t a k i c h miejscach j a k t o , o n i są b a r d z o czujni. — N i e m a r t w się. Ja... — N a d j e ż d ż a . Patrzcie! — syknął R y s z a r d . — Jej Długość! Białe c h a l i k o niosące E p o n e przeszło majestatycz n y m k r o k i e m w ś r ó d bezładnej g r u p y więźniów i ich bagaży. — A n i p y ł k u , a n i k r o p l i p o t u na tej t a m — zauwa żyła c i e r p k o Felicja otrzepując b r u d n ą zieloną spód nicę swego stroju h o k e j o w e g o . — W y g l ą d a , j a k b y się wybierała n a p i e p r z o n y bal sztuk p i ę k n y c h . P e w n o ma płaszcz ze z j o n i z o w a n e g o t w o r z y w a . K i l k u p o d r ó ż n i k ó w siedziało jeszcze n a swych w i e r z c h o w c a c h , w ś r ó d nich silnie z b u d o w a n y r u d o b r o d y m ę ż c z y z n a w rycerskim kaftanie z wyszytym lwem h e r b o w y m na piersi. Ł o k c i a m i o p i e r a ł się na łęku siodła, t w a r z u k r y ł w d ł o n i a c h .
W I E L O B A R W N Y KRAJ
315
D o u g a l l ! — z a w o ł a ł a E p o n e r o z k a z u j ą c o i rów nocześnie pieszczotliwie. Rycerz p o d s k o c z y ł w siodle i w p a t r z y ł się w nią dzikim w z r o k i e m . — N i e ! J u ż nie! Proszę. Ale E p o n e tylko n a k a z a ł a gestem, by stajenni wzięli w o d z e chalika, na k t ó r y m siedział rycerz. — O ty, belle dame sans mer ci — j ę k n ą ł . — Aslan. Aslan. E p o n e przejechała przez dziedziniec fortu i skiero wała się do niewielkiego b u d y n e c z k u ; z d a c h u weran dy zwisały wazy z k w i a t a m i . Stajenni p o p r o w a d z i l i za E p o n e rosłego D o u g a l l a . K l a u d i u s z p a t r z ą c n a t o rzekł: — N o , Ryszardzie, t e r a z j u ż wiesz. D o b r z e się stało, żeś w to nie w p a d ł . O n a w y g l ą d a na cholernie wymagającą. Eks-pilotowi p o m a ł u w r a c a ł a p a m i ę ć . P r z e ł k n ą ł gorzką ślinę zbierającą mu się w p r z e ł y k u . — K t o . . . k t o to jest, u d i a b ł a , A s l a n ? — wy krztusił. — R o d z a j p o s t a c i soteriologicznej w starej bajce — o d p a r ł starszy p a n . — M a g i c z n y lew, k t ó r y ratował dzieci od n a d n a t u r a l n y c h w r o g ó w w mitycz nym kraju z w a n y m N a r n i a . Felicja r o z e ś m i a ł a się. — N i e sądzę, by j e g o u p r a w n i e n i a rozciągały się na pliocen. Czy k t ó r y ś z p a n ó w chciałby mi towarzy szyć w gorącej kąpieli? P o m a s z e r o w a ł a d o łaźni, p o d r o d z e powiewając z a k u r z o n y m i p i ó r a m i n a h e ł m i e . R e s z t a kulejąc p o dążała za nią.
WIELOBARWNY
KRAJ
317
O, cóż to była za n o c !
gdyż n a w e t w ś r ó d u t a l e n t o w a n y c h T a n ó w lewitacja była r z a d k i m d a r e m , a j u ż szczególnie p a n i e nie słychanie p o d n i e c i ł a ta j e g o m o ż l i w o ś ć . C u d o w n y s r e b r n y naszyjnik. W y g r a m o l i ł się z ł ó ż k a i p o d s z e d ł do o k n a . N i s k o dole R o n i a h j u ż się o b u d z i ł o i zajęło swymi w sprawami: ludzie szli s p a c e r o w y m l u b p o ś p i e s z n y m krokiem, majestatyczni T a n o w i e jechali n a c h a l i k a c h w strojnych r z ę d a c h , a wszędzie kręcili się r a m o w i e : zamiatali, p r a c o w a l i w o g r o d a c h , nosili i ciągnęli ładunki. Fantastyczne! ...Hej, Aik. Gdzieś ty, bracie?
Aiken D r u m leżał r o z w a l o n y n a śnieżnobiałych p r z e ś c i e r a d ł a c h p o w t a r z a j ą c za p o m o c ą srebrnej ob ręczy przeżycia wczorajszego b a n k i e t u . M u s u j ą c e egzotyczne w i n o . W y ś m i e n i t e egzotyczne p o t r a w y . G r y , z a b a w y , m u z y k a , t a ń c e , h u l a n k i , swawole i ujeż dżanie tych nieziemskich dziwek z t a a a k i m i cyckami. U b a w po p a c h y ! P o k a z a ł im wreszcie, że jest na ich m i a r ę ! I czyż nie z n a l a z ł swej ziemi obiecanej... Tu na W y g n a n i u , w ś r ó d istot kochających t a k j a k o n śmiech i ryzyko, będzie k w i t n ą ć , r o s n ą ć i błyszczeć.
P o z d r o w i e n i e myślowe n a d a w a n e b y ł o p o c z ą t k o wo z w a h a n i e m i z n i e k s z t a ł c e n i a m i , ale szybko na brało pewności. Oczywiście R a i m o . W m i a r ę , j a k podczas przyjęcia objawiały się n o w e metafunkcje Aikena, n a s t a w i e n i e zgryźliwego leśnika z m i e n i a ł o się coraz wyraźniej. R a i m o p r z e s t a ł być z a c z e p n y i stał się przyjacielski. A n o , ten u m i a ł wyczuć, k t o tu górą! To ty, Ray? Nadajesz do mnie, Drwalu? A któż, u diabla, inny? Hej, Aik, jeśli to jest sen, to mnie nie budź.
— Będę tu Szefem! Z a c h i c h o t a ł . — Z a m i e s z a m w t y m ś w i e r g o l o n y m światku, aż wrzaśnie, że ma dość! P o f r u n ę w g ó r ę ! O t a k . To t a k ż e .
Żaden sen. Autentico-patentico. I na bank, że przed nami słodkie życie. Hej! Co byś powiedział na mały wyskok i spacerek po mieście?
12
J e g o nagie ciało p o w o l i u n i o s ł o się n a d łóżkiem. R o z ł o ż y ł s z e r o k o r a m i o n a i wzbił się p o d sufit, na k t ó r y m p o r a n n e słońce, przeświecając przez zasłony, k ł a d ł o falujące p a s m a złotawej zieleni. P o k ó j był a k w a r i u m , a on p ł y w a k i e m w p o w i e t r z u . Świeca! W i r a ż ! Beczka! P i k o w a n i e ! S p a d ł na ł ó ż k o , o d b i ł się i wreszcie na n i m w y l ą d o w a ł . Wrzeszczał z r a d o ś c i .
Zamknęli mnie, Aik. Zapomniałeś, czegośmy się nauczyli na przyjęciu? Wstrzymaj się przez nanosekundę, aż się ubiorę i już lecę. Aiken włożył swój złocisty u b i ó r , sprawdził, że nikt z T a n ó w go nie pilnuje i rzucił się z o k n a p o k o j u . U n o s z ą c się w p o w i e t r z u n a d p a ł a c e m j a k wielki błyszczący o w a d , rzucił m y ś l o s o n d ę lokacyjną w stro-
0li
318
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
n ę r o z p o z n a w a l n e g o p o zgryźliwości u m y s ł u R a i m a , p o czym s p i k o w a ł przez o t w a r t e o k n o p o k o j u k u m p l a i wieciał do ś r o d k a ; kipiał ze szczęścia: — A kuku! — Do d i a b ł a , ty n a p r a w d ę wiesz, j a k to się robi, co? — p o w i e d z i a ł z zazdrością R a i m o . — W y g l ą d a na t o , że ja u m i e m tylko przestawiać meble. — Na d o w ó d zmusił do t a ń c a ł ó ż k o , a stoły i krzesła do fruwania p o p o k o j u . — K a ż d y po swojemu, R ę b a c z u . Ty m a s z swoje zdolności, ja swoje. A wiesz, przecież m o g ł e ś pod kręcić m e c h a n i z m z a m k a i d a ć dyla. — O c h o l e r a . Nie przyszło mi to do głowy. Aiken wyszczerzył zęby. — Od t e r a z będziesz m u s i a ł d u ż o myśleć, R a y . I ja także. T r o c h ę n i e s p o d z i a n e k zeszłej nocy, nie? Były leśny człowiek zaśmiał się g ł o ś n o . W s p ó l n i e zaczęli się d e l e k t o w a ć p o w t a r z a n i e m w y d a r z e ń wie czoru; r e c h o t a l i ze zmieszania Sukey i Elżbiety, k t ó r e z g o r s z o n e opuściły nagle zebranie, gdy przyłączyli się d o niego p o w r a c a j ą c y uczestnicy P o l o w a n i a . Biedne sztywniaczki! Bez p o c z u c i a h u m o r u i p r a w d o p o d o b nie k o m p l e t n e frygidki. No i krzyż na d r o g ę ! Po ich odejściu przyjęcie pociągnęło się aż do świtu, z coraz lepszymi u c i e c h a m i , k t ó r y m i , dzięki w z m a c n i a n i u przez s r e b r n e obręcze, mogli się obaj d e l e k t o w a ć ile wlezie. F a j n a , p i e r w s z o r z ę d n a m e t a p s y c h o f e r a j n a ! Aiken w s k a z a ł w s t r o n ę o k n a . — W d r o g ę . P o p a t r z y m y sobie, j a k tu żyje l u d z k a połowa. Ciekawi mnie, jak w układach Wygnania funkcjonują n o r m a l e . N i e wysilał się na latanie, R a y . Potrafię u t r z y m a ć dwie o s o b y . — Wykapują nas.
319
M a m jeszcze j e d n ą metafunkcję. T ę o d złudzeń. Spójrz n o n a t o ! Złocisty człowieczek znikł z b e z g ł o ś n y m pstryk nięciem. Pasiasty m o t y l żeglarek wzbił się do góry i wylądował p r o s t o na nosie R a i m a . R ą c z k i przy sobie, a l b o zmienię się w szerszenia rozległ się głos A i k e n a . M o t y l znikł i z n ó w przed R a i m e m stał ż a r t o w n i ś d o t y k a j ą c j e d n y m p a l c e m jego n o s a . — O k u r z a twarz, Aik! Ależ ty tego m a s z ! — M o w a , R ę b a c z u . D a w a j ł a p ę . N o j a z d a , nie wygłupiaj się. Start! D w a żółte m o t y l e odfrunęły z dzielnicy T a n ó w i poleciały n a d R o n i a h . N u r k o w a ł y n a d w a r s z t a t a m i garncarzy, d a c h ó w k a r z y , tkaczy, stolarzy, kowali, szkutników, p ł a t n e r z y , d m u c h a c z y szkła i rzeźbiarzy. N a p r z y k r z a ł y się k a m i e n i a r z o m , m a l a r z o m , koszyka rzom i m u z y k o m p o d c z a s p r ó b y ; spijały n e k t a r z j a ś m i n ó w r o s n ą c y c h k o ł o b a s e n ó w pływackich, gdzie s p a c e r o w a ł y i śmiały się k o b i e t y w ciąży; przeleciały n a d klasą szkolną na w o l n y m p o w i e t r z u , gdzie z tuzin s m u k ł y c h j a s n o w ł o s y c h dzieci p o k a z y wało ich w z d u m i e n i u p a l c a m i , a z a n i e p o k o j o n y nauczyciel T a n u wystrzelił n i e b e z p i e c z n y m p y t a n i e m w kierunku pałacu Bormola. — Na p r z y s t a ń — w y d a ł r o z k a z A i k e n . Pofrunęli w s t r o n ę b r z e g u rzeki. Do n a b r z e ż a prowadziły szerokie schody. R a m o w i e - d o k e r z y roz ładowywali b a r k i , a pracujący t a m j a k o r o b o t n i c y portowi ludzie, wielu z nich b y ł o o b n a ż o n y c h do p a s a z p o w o d u p o r a n n e g o u p a ł u , zajmowali się swoimi sprawami a l b o leniuchowali w cieniu, czekając, aż inni u k o ń c z ą swoją p r a c ę .
320
Julian May
D w a motyle wylądowały na szczycie grubego pa chołka c u m o w n i c z e g o i zmieniły się na p o w r ó t w Aikena i R a i m a . K t ó r y ś z ludzi krzyknął. M e w y p o d e r w a ł y się z c h o d n i k ó w i p a l o w a ń i wrzeszczały na a l a r m . Aiken spokojnie o d m a s z e r o w a ł w powietrzu ze słupa cumowniczego i z a t r z y m a ł się w malowniczej pozie. R a i m o został na miejscu; m r u g a ł w z d u m i e n i u oczami. K r ę p y m a r y n a r z w y b u c h n ą ł śmiechem i zawołał: — Czy to nie P e t e r P a n we własnej osobie?! Ale tego t a m p a r t a c z a lepiej odeślij d o r e m o n t u ! O d p o c z y w a j ą c e leniuchy ryczały na całe g a r d ł o . R a i m o wyciągnął ręce n a boki. N a j e g o skośnookiej fińskiej t w a r z y o k r z y w y m u ś m i e c h u pojawił się wyraz niezwykłego skupienia. N a t y c h m i a s t zleciał z góry tuzin m e w , k t ó r e obsiadły ręce R a i m a od nadgarstków po ramiona. — H e j , Aik! Strzelnica! Strzelaj d w u n a s t k ę albo przegrałeś? . U n o s z ą c y się w p o w i e t r z u człowieczek wycelował z palca i z a w o ł a ł : — Paf! Pif-paf-pif-paf-pafl W s t r o n ę wyciągniętych na b o k i r ą k R a i m a pole ciały m a ł e błyskawice. O t o c z y ł a g o c h m u r a d y m u i p o s z a r p a n y c h białych piór. P u b l i c z n o ś ć k l a s k a ł a i gwizdała z z a c h w y t u , a R a i m o kichał. — Brawo, malutki, brawo? — A na bis — z a w o ł a ł A i k e n i w y k o n a ł kilka czarodziejskich gestów w s t r o n ę p a c h o ł k a c u m o w niczego — p o k a ż ę wam... czary-mary! Rozległ się głośny w y b u c h . Ciężkie bale p a c h o ł k a rozsypały się. R a i m o zawisł w p o w i e t r z u z z a s k o c z o ną miną. —
I ł a d n i e to t a k ? ! — zawołał eks-drwal. P o p ł y n ą ł
W I E L O B A R W N Y KRAJ
321
w p o w i e t r z u do c h i c h o c z ą c e g o A i k e n a , z ł a p a ł go za n a r a m i e n n i k i złotego u b r a n i a i z a p r o p o n o w a ł : — A m o ż e t a k p o p ł y w a l i b y ś m y dla o c h ł o d y ? D w i e fruwające postacie zaczęły się m o c o w a ć piku jąc t u ż n a d m ę t n o ż ó ł t y m i w o d a m i R o d a n u wśród z a c u m o w a n y c h galarów, b a r e k i łodzi j a k d w a rzuca ne wiatrem baloniki karnawałowe. Dość tego! M y ś l o w y r o z k a z C r e y n a uderzył w nich j a k b a t e m , przeniósł o b u na n a b r z e ż e i rzucił boleśnie na c h o d nik. C z t e r e c h służących z p a ł a c u B o r m o l a p o d e s z ł o i t w a r d o chwyciło jeszcze p a r s k a j ą c y c h niegodziw ców. Był to oczywisty k o n i e c z a b a w y , więc d o k e r z y i m a r y n a r z e wrócili do swych zajęć. — N a k ł a d a m m e n t a l n ą b l o k a d ę waszych głów nych funkcji m e t a p s y c h i c z n y c h do chwili, aż p o d dacie się właściwemu t r e n i n g o w i w stolicy — oświad czył C r e y n . — K o n i e c z tą dziecinadą. Aiken p o m a c h a ł ręką w s t r o n ę Elżbiety, B r y a n a i Sukey, k t ó r y c h p r o w a d z o n o po s c h o d a c h na na brzeże; n i e s i o n o też leżącego na n o s z a c h Steina. — Ojej, Szefie, j a k ż e inaczej m o g l i b y ś m y się d o wiedzieć, co m o ż e m y ? — p o w i e d z i a ł R a i m o . — L o r d B o r m o l powiedział n a m zeszłej nocy, byśmy się w to pchali od z a r a z . No i t a k zrobiliśmy! — d o d a ł A i k e n . M r u g n ą ł na Sukey, k t ó r a groźnie na niego spojrzała. Creyn odrzekł: — Od tej chwili będziesz się uczył w k o n t r o l o w a nym ś r o d o w i s k u . Nie o d p ł a c a się L o r d o w i B o r m o l o w i za gościnność demolowaniem jego przystani. Człowieczek w złocistym u b r a n i u wzruszył r a m i o nami. 21 _
Wielobarwny kraj t. I
V S V>iS10d VrOV>1INniAIO>G"l31
322
W I E L O B A R W N Y KRAJ
Julian May
— To t y l k o d l a t e g o , że nie z n a m jeszcze pełni m o i c h możliwości. Chcesz, a b y m t o u r z ą d z e n i e po składał z powrotem? Oczy C r e y n a , m ę t n o n i e b i e s k i e w świetle słonecz n y m , zwęziły się. — Myślisz, że potrafiłbyś? J a k ż e interesujące. Ale sądzę, ż e jeszcze p o c z e k a m y , Aikenie D r u m . D l a nas wszystkich będzie bezpieczniej, jeśli na razie po t r z y m a m y cię na smyczy. N a d p ł y n ę ł a skrycie myśl Elżbiety. Masz tyle fantastycznych zdolności Aiken. Co tam jeszcze jest w tobie schowane? Niech no popatrzę. — T y l k o b e z tego, Elżbieto! — z a w o ł a ł głośno A i k e n . — W y n o ś się, a l b o cię ustrzelę! S p o j r z a ł a na niego ze s m u t k i e m . — Z r o b i ł b y ś to n a p r a w d ę ? — N o o O . . . — z a w a h a ł się, po czym uśmiechnął k r z y w o . — M o ż e i nie, s ł o n e c z k o , ale nie m o g ę pozwolić, byś się d o m n i e w t r ą c a ł a , r o z u m i e s z . N a w e t w zabawie. N i e j e s t e m Steinem... a n i t a k ż e Sukey. Creyn powiedział: — S t a t e k c z e k a na n a s na k o ń c u m o l a . W drogę. — Lecz gdy wszyscy ruszyli, zwrócił się do Elżbiety m o d ł ą ścisłego o g n i s k o w a n i a , z w r ó c o n ą t y l k o d o niej: Czy widziałaś jak on to zrobił? Prymitywniejskutecznie. Nawet przygotowanej. Zaniepokojony? Raczej przerażony.
przeciw
mnie
nie
Jak skuteczna obrożoblokada? Dostateczna terazgdyon jeszcze nieużywa pełnejmożliwości. Później srebrna zupełnie zamalo zagarnie złotą. Wychowawcy wobec dylematu z nim. Może wymagać likwidacji. Nie moja decyzja dziękiTanie.
Zdolny
strasznychglupstw
Rzadki stary
ludzkityp
nawet
nieczęsty
w
jeszcze
323 latentny.
Środowisku:
agre-
oblazen. Typ występujący wśród Tanów niestety. Przewidy wanie chłopak uderzywalnie Muriah. Pytanie Muriah wytrzyma wstrząs. Ironiczna slusznakara wam panomniewolników. Ludzkość zgubnazdobycz. Ach Elżbieto.
s
Zaprzeczasz?
Śmiech.
Manipuzręcznilatorzy!
cjalizacjaj resocjalizacja
wygnańców
na.
Przykład:
zamek
nie
przyjęcie
cieploprzyjaźńsekslakocie.
lekcji facet +
odciętymi +
próbowa
otoczenie prowokobawy.
głowami.
kara/nagroda Raimo
sprytnie
Deso-
Wzmocnienie
Prymitywne
strach/ulga
(Sukey?)
twoi.
Następ
dobryfacet/zły-
warunkowanie.
Aiken
Oba Polowania zwycięs
kie. Jak typy
inaczej na
Bardziej
zintegrować
przykład
Aiken
Tanu niż sami
Spostrzegawcza zgórypatrząca
minimum
czasu?
Niektóre
superryzyko. Tanowie?
Elżbieta.
Anielska
pogardzarzewnymi
powściągliwa wygnańcynieprzy-
stosowani. Ach,
Elżbieto.
Powinniśmy
się
naprawdę
blisko
poznać. Szyper, witający ich na n i e z w y k ł y m s t a t k u , k t ó r y m mieli p ł y n ą ć w d ó ł rzeki, był u b r a n y w s p o d n i e k o l o r u khaki i przepocony podkoszulek. Brzuch wystawał m u n a d p a s k i e m o d s p o d n i . N a spalonej n a m a h o ń twarzy m i a ł j o w i a l n y u ś m i e c h , o k o l o n y falującym s z p a k o w a t y m w ą s e m i b r o d ą w kształcie p o d k o w y .
324
Julian May
Z a s a l u t o w a ł niedbale C r e y n o w i — przyłożył palec do d a s z k a zniszczonej, dwudziestowiecznej czapki mary n a r k i wojennej U S A . — W i t a m na p o k ł a d z i e , milordzie, p a n i e i p a n o wie! K a p i t a n H i g h j o h n d o waszych usług. Klapnijcie sobie gdzie chęć, ale najlepszy w i d o k jest na dziobie. Wy t a m , nosze t u t a j , przywiązać i u m o c o w a ć . P o d r ó ż u j ą c y ludzie weszli na dziwny s t a t e k i nieco trwożliwie usiedli na fotelach; o k a z a ł y się p n e u m a t y czne i p r z y s t o s o w a n e do k s z t a ł t u ciała, ze skom p l i k o w a n y m u k ł a d e m pasów, k t ó r e k a p i t a n p o m ó g ł im zapiąć. — K a p i t a n i e , czy rzeka jest b a r d z o burzliwa? — spytała Sukey. Zajęła miejsce blisko Steina i rzuca ła co chwila z a n i e p o k o j o n e spojrzenia w stronę śpiącego o l b r z y m a . Ludzie z załogi zabezpieczyli nosze m o c n ą siatką. — N i e ma s t r a c h u . P ł y w a m na t y m szlaku R o d a n - Ś r ó d z i e m n i a k od szesnastu lat i nigdy nie straci łem s t a t k u . — H i g h j o h n o d s u n ą ł p o k r y w k ę na porę czy fotela; o d s ł o n i ł się ukryty p o j e m n i k . — W i a d e r k o w razie nagłych mdłości. — M o ż e nie straciłeś statku, ale j a k z p a s a ż e r a m i ? — pisnął A i k e n . — Wygląda na to, chłopcze, że m a s z m o c n ą p o m p kę. G d y b y wrażenia były dla ciebie za m o c n e , L o r d Creyn z a p r o g r a m u j e ci przez obręcz uspokojenie. Wszyscy na miejscach? O k o ł o p o ł u d n i a zatrzymujemy się przy Plantacji F e l i g o m p o na lunch dla tych, którzy będą jeszcze mieli apetyt. Wieczorem d o t r z e m y do D a r a s k , leżącym poniżej miejsca przyszłego Awinionu, wiecie, tego z m o s t e m . Do zobaczenia. — M a c h n ą wszy przyjaźnie ręką poszedł w stronę dziobu.
W I E L O B A R W N Y KRAJ
325
Służący p a ł a c o w i , k t ó r z y przynieśli Steina i b a g a ż o o d r ó ż n i k ó w , zeszli na ląd. Po s t a t k u zaczęli biegać robotnicy p o r t o w i ; p r z y g o t o w y w a l i g o d o o d c u m o wania. P a s a ż e r o w i e przyglądali się t e m u z mieszaniną ciekawości i n i e p o k o j u . Statek żeglugi rzecznej p o d o b n y był w o g ó l n y c h zarysach d o większości i n n y c h s t a t k ó w stojących w przystani. Od wysokiego, o s t r e g o j a k n ó ż dzio bu do n a z b y t z a o k r ą g l o n e j rufy mierzył czternaście metrów. Był d a l e k i m k u z y n e m n a d m u c h i w a n y c h tratw i p o n t o n ó w , u ż y w a n y c h przez s p o r t s m e n ó w i o d k r y w c ó w na bardziej burzliwych w o d a c h pla net Ś r o d o w i s k a G a l a k t y c z n e g o . K a d ł u b , z wypi saną po o b u s t r o n a c h n a z w ą s t a t k u Mojo, był z m o c n e j , n a d m u c h i w a n e j w e w n ą t r z b ł o n y z gru bymi z e w n ę t r z n y m i s f a l o w a n i a m i i p o d u s z k o w a tymi z d e r z a k a m i , wystającymi w r e g u l a r n y c h od stępach w z d ł u ż linii w o d n e j . S t a t e k wyglądał, jak by m o ż n a b y ł o wypuścić z niego p o w i e t r z e i zło żyć dla p r z e t r a n s p o r t o w a n i a k a r a w a n ą . D o ł a d o w ni na dziobie i rufie p r o w a d z i ł y ściśle z a m k n i ę t e luki. Miejsca pasażerskie z n a j d o w a ł y się na śród okręciu n a o t w a r t e j przestrzeni, n a d k t ó r ą biegł szereg półkolistych obręczy. R o b o t n i c y p o r t o w i szyb ko naciągnęli na ten stelaż s e g m e n t y c i e m n o zabar wionej, przejrzystej folii p r z y p o m i n a j ą c e j d e k a m o l . G d y u m o c o w a n o ostatnią, w e w n ą t r z s t a t k u ruszyła d m u c h a w a dla wentylacji p o m i e s z c z e n i a pasażer skiego i usztywnienia n a d c i ś n i e n i e m wodoszczelnego baldachimu. — N i e p o d o b a ł o mi się t o , co p o w i e d z i a ł k a p i t a n . W co my się pakujemy? — zwróciła się Sukey do siedzącej o b o k Elżbiety.
326
Julian May
— W k a ż d y m razie w interesującą p o d r ó ż , jeśli wziąć p o d u w a g ę liczbę o b j a w ó w i z n a k ó w wiesz czych. Bryan, czy wiesz cokolwiek na t e m a t R o d a n u ? — W naszych czasach był cały p o p r z e g r a d z a n y t a m a m i , śluzami i k a n a ł a m i o b j a z d o w y m i — od powiedział a n t r o p o l o g . — T u t a j w pliocenie spadek jest z a p e w n e znacznie większy, muszą więc być na rzece bystrza. G d y zbliżymy się do okolic Awinionu, jakieś sto pięćdziesiąt k i l o m e t r ó w stąd, znajdziemy się p r a w d o p o d o b n i e w strefie głębokiego p r z e ł o m u . W X X I I wieku był on z a m k n i ę t y z a p o r ą D o n z e r e - M o n d r a g o n , j e d n ą z największych w E u r o p i e . Ale co t a m teraz zastaniemy... no cóż, nie m o ż e być aż tak źle, bo by t a m t ę d y nie pływali, n i e p r a w d a ż ? Sukey z a ś m i a ł a się niepewnie. — Słusznie mówisz. Więc, k o c h a n i , czyśmy gotowi czy nie, wyścig startuje. W tylnej części s t a t k u za przedziałem p a s a ż e r s k i m zaczął się w y s u w a ć d o ś ć gruby t e l e s k o p o w y maszt. G d y osiągnął pełną wysokość, cztery m e t r y , otworzył się j e g o g ó r n y o d c i n e k i wypuścił b o m ze zwiniętym żaglem p o d o b n y m j a k dwie k r o p l e w o d y d o staro m o d n e g o a m a t o r s k i e g o e k r a n u f i l m o w e g o . Żagiel rozwinął się i l e k k o zakołysał. D o k e r z y odrzucili liny c u m o w n i c z e . W i b r a c j a p o k ł a d u zasygnalizowała, że na s t a t k u pracuje m a ł y silnik p o m o c n i c z y . Mo jo zaczął k r ę t o p r z e m y k a ć się między i n n y m i s t a t k a m i ku g ł ó w n e m u n u r t o w i , z czego Bryan w y w n i o s k o w a ł , że dla z a p e w n i e n i a m a k s y m a l n e j m a n e w r o w o ś c i musi mieć więcej niż j e d e n ster. Odpłynęli o d brzegu p o d o s t r y m k ą t e m . G d y p r ą d ich pochwycił, m u r y R o n i a h uciekły w tył z za dziwiającą szybkością. P o n i e w a ż d o o b u brzegów
WIELOBARWNY KRAJ
327
mieli po dwieście m e t r ó w , o c e n a p r ę d k o ś c i nie była j a t w a ; Bryan przypuszczał, że m u l i s t a w o d a w rzece pędzi z szybkością przynajmniej d w u d z i e s t u węzłów. Co nastąpi, gdy ta m a s a w o d y z o s t a n i e w dalszym biegu ściśnięta między d w i e m a ś c i a n a m i skalnymi, przekraczało w y o b r a ź n i ę a n t r o p o l o g a . J e g o rozważa nia na ten t e m a t miały p o s m a k w y r a ź n i e przyprawia jący o m d ł o ś c i . Siedzący o b o k R a i m o p o s ł u ż y ł się w ł a s n y m środ kiem pocieszenia. P o c i ą g n ą ł tęgi łyk z n o w o napeł nionej srebrnej flaszki i niezbyt szczerze z a p r o p o n o wał to B r y a n o w i . — T a ń s k i bimber. Oczywiście, nie na p o z i o m i e H u d s o n Bay C o m p a n y , ale niezły. — M o ż e później — rzekł z u ś m i e c h e m Bryan. R a i m o m r u k n ą ł i łyknął p o n o w n i e . Euforia j e g o porannej p r z y g o d y już zgasła; eks-leśnik był zamyś lony i nieswój. B r y a n p r ó b o w a ł go r o z r u s z a ć p y t a n i a mi na t e m a t z a b a w y zeszłej n o c y , ale uzyskał tylko całkiem l a k o n i c z n ą o d p o w i e d ź : — T r z e b a b y ł o t a m być — rzekł R a i m o i zamilkł. Przez p r a w i e godzinę l e k k o żeglowali szeroką rzeką między urwistymi b r z e g a m i , mając po lewej ręce lesiste p o d n ó ż e Alp, a po prawej j a ł o w y p ł a s k o w y ż wznoszący się n a d gęsto p o r o ś n i ę t y m i d o l i n a m i . Od czasu do czasu C r e y n w s k a z y w a ł miejsca, gdzie znajdowały się plantacje, ale d r z e w a rosły t a k gęsto, że nie d a ł o się d o s t r z e c ż a d n y c h szczegółów n a d b r z e ż nych osiedli. N i e k i e d y s p o t y k a l i mniejsze stateczki kursujące po płyciznach, r a z zaś wyprzedzili długą, głęboko z a n u r z o n ą b a r k ę bez żagla na maszcie i tylko z małą b a ń k ą p l a s t y k o w ą przykrywającą sterówkę na śródokręciu. Jej szyper p o z d r o w i ł ich buczeniem
328
Julian May
syreny, n a c o k a p i t a n H i g h j o h n o d p o w i e d z i a ł prze r y w a n y m rykiem swojej. R z e k a z a t a c z a ł a teraz szeroki ł u k , przepływając między w y s o k i m p r z y l ą d k i e m i g r u p ą skalistych wysepek. Ze s z m e r e m m e c h a n i z m ó w zwinął się żagiel s t a t k u , złożył b o m , a m a s z t wciągnął do swej o b u d o wy. S t a t e k nie tylko nie stracił na szybkości, ale kiedy opływał przylądek, n a w e t przyśpieszył. B r y a n ocenił, że ich p r ę d k o ś ć wynosi teraz trzydzieści a l b o i więcej węzłów. R ó w n o c z e ś n i e poczuł, że z w o d y przenikają przez k a d ł u b i p n e u m a t y c z n e o p a r c i a foteli wibracje przejmujące go do szpiku kości. G d y wpłynęli z roz p ę d e m w s t r o m y zakręt, a po o b u s t r o n a c h wyrosły ściany k a n i o n u , d r g a n i a przeszły w głośny ryk. Sukey w r z a s n ę ł a , a R a i m o zaklął p a s k u d n i e . Przed nimi R o d a n ściśnięty między s k a l n y m i ścia n a m i s p a d a ł p o pochyłości o k o ł o d w u d z i e s t u stopni. N u r t , rozbity p o d w o d n y m i k a m i e n i a m i , zmieni się we wściekłą kipiel. S t a t e k z a n u r k o w a ł w bystrze, na d a c h k a b i n y zwaliła się lawina żółtej w o d y i na chwilę ich p r z y k r y ł a . Wreszcie Mojo uwolnił się i wyszedł na powierzchnię. B r n ą ł w ś r ó d p o t w o r n i e w y s o k i c h fal stojących i g r a n i t o w y c h głazów, to z n ó w k ł a d ł się na obie b u r t y t a k o s t r o , że m u l i s t a w o d a sięgała na p r z e m i a n p o o b u s t r o n a c h d o p o ł o w y wodoszczelnej osłony p r z e d z i a ł u pasażerskiego. H a ł a s był p r a w i e nie do zniesienia. R a i m o siedział z s z e r o k o o t w a r t y m i u s t a m i i krzyczał, ale h u k spadającej z p r o g u na p r ó g rzeki zagłuszał j e g o wrzaski. Przed nimi w y r o s ł a c z a r n a m a s a . S t a t e k skręcił w miejscu na p r a w ą b u r t ę p r a w i e o sześćdziesiąt s t o p n i i m i n ą ł wysoką, s t r o m ą skałę, ale w p a d ł w krętą szczelinę m i ę d z y szeregiem gigantycznych
W I E L O B A R W N Y KRAJ
329
kamieni. W y d a w a ł o się niemożliwe, by k a p i t a n wi dział, d o k ą d płynie, gdyż gęsto fruwająca p i a n a przesłaniała w i d o k . Ale s t a t e k z y g z a k o w a ł między skałami i t y l k o czasem czuło się u d e r z e n i a w p n e u m a tyczne z d e r z a k i . Chwila w y t c h n i e n i a nadeszła, gdy wpłynęli w głę boki wąwóz, w k t ó r y m w o d a s u n ę ł a g ł a d k o . Lecz dobiegł ich o k r z y k H i g h j o h n a : — L u d z i e , jeszcze o s t a t n i r a z ! Bryan z r o z u m i a ł w ó w c z a s , że k a n i o n był tylko przejściem, przez k t ó r e pędzili n a p r z e c i w istnego m u r u ostrych skał, z ę b a t y c h o d ł a m ó w p o t r z a s k a n e g o granitu, o k t ó r y rozbijały się żółte w o d y rzeki i t w o rzyły z a c h o d z ą c e na siebie z a s ł o n y z p i a n y . N i e b y ł o tam w i d a ć żadnej drogi. O s z o ł o m i e n i c h r o n o n a u c i chwycili za o p a r c i a foteli i czekali na n i e u c h r o n n e zderzenie. Mojo p o p ę d z i ł ku najwyższej skale; kołysał się gwałtownie. R u n ą ł w ścianę p i a n y , ale z a m i a s t zde rzyć się z t w a r d ą skałą lub z a t o n ą ć , zaczął się unosić coraz wyżej na jakiejś niewidocznej fali. N a g l e ude rzył w coś p o t ę ż n i e lewą b u r t ą , o d b i ł od skały i pogrążył całkowicie w c i e m n y m t u m a n i e . Z r o b i ł wywrotkę o p e ł n e trzysta sześćdziesiąt s t o p n i , wresz cie zakołysał i poleciał w p o w i e t r z u . O p a d ł na rzekę ze wstrząsającym d o szpiku kości t r z a s k i e m , w o d a r a z jeszcze zalała go aż po d a c h p r z e d z i a ł u p a s a ż e r s k i e g o . Wynurzył się p r a w i e n a t y c h m i a s t i spokojnie p o płynął szerokim k o r y t e m m i ę d z y niskimi brzegami. Pozostawił za sobą p r z e ł o m rzeki, k t ó r y właśnie przepłynęli, z a k o ń c z o n y p o t ę ż n y m w o d o s p a d e m , wielkim ł u k i e m o p a d a j ą c y m trzydzieści m e t r ó w j a k wylot gigantycznego k a n a ł u d o b a s e n u .
330
Julian May
— M o ż e c i e teraz, ludziska, o d p i ą ć p a s y bezpie czeństwa — powiedział k a p i t a n . — Z d r o b n y c h rozrywek t o n a dziś r a n o wszystko. D o p i e r o p o l u n c h u będzie n a p r a w d ę burzliwie. — Przespacero wał się po przedziale p a s a ż e r s k m , by s p r a w d z i ć dach. — Ani k r o p l i przecieku! — G r a t u l a c j e — szepnął Bryan. D r ż ą c ą ręką za czął g m e r a ć przy z a t r z a s k a c h p a s ó w . — P o m ó c ? — spytał H i g h j o h n i pochylił się n a d nim. U w o l n i o n y Bryan wstał niepewnie. Ujrzał, że inni, z C r e y n e m i Elżbietą włącznie, siedzą n i e r u c h o m o w fotelach z z a m k n i ę t y m i oczami, c h y b a uśpieni. M a r y n a r z z pięściami na b i o d r a c h obejrzał kolejno p a s a ż e r ó w i p o t r z ą s n ą ł l e k k o głową. — Za k a ż d y m , psiakrew, r a z e m . Te wrażliwe tańskie typki po p r o s t u nie wytrzymują Śluzy Ca m e r o n a , bo większość z nich ma p i e t r a p r z e d wo dą. N o , więc się wyłączają. A jeśli z a o b r ą c z k o w a n y człowiek daje o z n a k i lęku, T a n o w i e zwyczaj nie też dla niego p r o g r a m u j ą wyłączenie. Wiesz, jestem t r o c h ę zawiedziony. K a ż d y a r t y s t a lubi mieć publiczność. — R o z u m i e m cię d o s k o n a l e — rzekł B r y a n . — N i e często trafia mi się taki r z a d k i p t a s z e k j a k ty, bez obręczy i t a k dalej, no i na tyle m ę ż c z y z n a , by przejść przez to nie jęcząc j a k umierający. Ta p a n i bez obręczy — w s k a z a ł p a l c e m Elżbietę — m u s i a ł a chyba zemdleć. — N i e sądzę — o d p a r ł Bryan. — Jest c z y n n y m m e t a p s y c h e m . P r z y p u s z c z a m , że zrobiła w ł a s n e myś lowe ćwiczenie uspokajające i d r z e m a ł a przez całą zabawę tak jak Creyn.
W I E L O B A R W N Y KRAJ
331
Ale ty nie, co, chłopie? P o d e j r z e w a m , że bywa łeś już na burzliwych w o d a c h . Bryan wzruszył r a m i o n a m i . Żeglarz a m a t o r . M o r z e P ó ł n o c n e , L a M a n c h e , Ś r ó d z i e m n i a k . J a k wszyscy. H i g h j o h n klepnął g o p o r a m i e n i u . Oczy m u zabłys ły i u ś m i e c h n ą ł się po b r a t e r s k u do B r y a n a . Wiesz co? C h o d ź ze m n ą na d z i ó b , a p o k a ż ę ci parę c h w y t ó w , j a k się tę łajbę p r o w a d z i , p ó k i nie dopłyniemy do F e l i g o m p o . Jeśli ci się s p o d o b a , to k t o wie? Jest znacznie więcej gorszych zajęć tutaj na Wygnaniu. — Z przyjemnością p o t o w a r z y s z ę ci w sterówce — o d p a r ł B r y a n — ale nie b ę d ę w stanie przyjąć propozycji
zostania
u
ciebie
praktykantem.
—
Uśmiechnął się s m u t n i e . — Myślę, że T a n o w i e mają w s t o s u n k u do m n i e inne z a m i a r y .
WIELOBARWNY KRAJ
13 K l a u d i u s z o c k n ą ł się. C h ł o d n y p o w i e w dolatywał przez z a s ł o n y przeciw i n s e k t o m , w y k o n a n e z drew n i a n y c h p a c i o r k ó w ; otaczały z czterech s t r o n sypial nię więźniów. N a zewnątrz d w ó c h w a r t o w n i k ó w krążyło n i e u s t a n n i e d o k o ł a , śledząc uwięzionych. W i d a ć b y ł o r u c h y ich głów w b r ą z o w y c h h e ł m a c h ; na r a m i o n a c h mieli s p r z ę ż o n e łuki naciągnięte i gotowe d o strzału. Starszy p a n sprawdził, j a k się mają j e g o k o ń c z y n y i, na Boga, s p r a w o w a ł y się nieźle. Po tylu l a t a c h jego m e c h a n i z m a d a p t a c j i d o w a r u n k ó w p o l o w y c h znów się włączył. U s i a d ł na sienniku i rozejrzał się. Prawie cała reszta leżała j a k t r u p y . Ale nie spała Felicja, Alpinista Basil i dwaj j a p o ń s c y r o n i n o w i e . Z k o s z y k a o b o k śpiącej k o b i e t y d o b i e g a ł o ciche poszczekiwanie, od innych śpiących c h r a p a n i e i niekiedy jęki. K l a u d i u s z spokojnie przyglądał się Felicji. Roz m a w i a ł a cicho z trójką mężczyzn. W p e w n y m m o mencie j e d e n z r o n i n ó w p r ó b o w a ł się przeciwstawić temu, c o m ó w i ł a . P r z e r w a ł a m u g w a ł t o w n y m r u c h e m ręki i w s c h o d n i w o j o w n i k ucichł. Było p ó ź n e i b a r d z o gorące p o p o ł u d n i e . W e w n ą t r z
333
otoczonego w a ł a m i fortu p a n o w a ł ciemnozielony j o k . Od jednego z budynków dotarły zapachy 0 mr kuchenne; K l a u d i u s z o w i pociekła ślinka. Jeszcze raz duszone m i ę s o i coś pieczonego, j a k b y placki o w o c o we. Bez względu na inne swe w a d y , społeczeństwo na Wygnaniu j a d ł o d o b r z e . Skończywszy dyskusję Felicja c h y ł k i e m przecisnęła się przez z a t ł o c z o n e pomieszczenie w s t r o n ę p o s ł a n i a Klaudiusza. Była p e ł n a a n i m u s z u , a jej b r ą z o w e oczy szeroko o t w a r t e . M i a ł a n a sobie k r ó t k ą s u k i e n k ę bez rękawów, k t ó r ą nosiła p o d zbroją hoplity; m u n d u r zdjęła, ale z wyjątkiem c z a r n y c h n a g o l e n n i k ó w . Na nie osłoniętych częściach jej s k ó r y błyszczały k r o p l e potu. — O b u d ź R y s z a r d a — szepnęła r o z k a z u j ą c o . Klaudiusz potrząsnął eks-kosmonautę za ramię. Ryszard zaklął p o d n o s e m i o p a r ł się na łokciach. — W s z y s t k o wskazuje, że m u s i m y to z r o b i ć dziś w nocy — p o w i e d z i a ł a Felicja. — J e d e n z ludzi w forcie m ó w i ł Amerie, że od j u t r a wjeżdżamy na bardzo n i e r ó w n y teren, gdzie m ó j p l a n nie m i a ł b y szans p o w o d z e n i a . M u s z ę mieć o t w a r t ą przestrzeń, by widzieć, co robię. Z d e c y d o w a ł a m , że wybiorę właściwy m o m e n t j u t r o przed świtem, p ó k i jest jeszcze d o ś ć c i e m n o , a psodźwiedzie biegną j u ż resztkami sił. — Chwileczkę — z a p r o t e s t o w a ł R y s z a r d . — Czy nie uważasz, że najpierw p o w i n n i ś m y p r z e d y s k u t o wać twój p l a n ? Z i g n o r o w a ł a go. — T a m c i , to znaczy Y o s h , T a t i Basil postarają się n a m d o p o m ó c . P y t a ł a m C y g a n ó w , ale s ą n a w p ó ł ° b ł ą k a n i , a p o z a t y m nie przyjmują r o z k a z ó w od
• WOJEWÓDZT
334
Julian May
kobiet. A więc z r o b i m y t a k : po n o c n y m postoju R y s z a r d z a m i e n i a się na miejsca z A m e r i e i jedzie obok mnie. — Ależ Felicjo! Strażnicy z a u w a ż ą z m i a n ę . — Z a m i e n i s z się z nią u b r a n i e m w kiblu. — Za ż a d n e ! . . . — w y b u c h ł R y s z a r d . Ale Felicja z ł a p a ł a go za klapy i p o w l o k ł a po p o d ł o d z e , aż zetknęli się n o s w nos. — Z a m k n i j się i słuchaj, K a p i t a n i e Z a s r a ń c u . Ż a d n e z w a s nie ma cienia nadziei na w y d o s t a n i e się z tego. A m e r i e wyciągnęła na s ł ó w k o j e d n e g o ze s t r a ż n i k ó w po mszy, k t ó r ą o d p r a w i ł a dla nich dziś r a n o . Ci kosmici mają taką m e t a z d o l n o ś ć , że m o g ą ci nią strzelić w m ó z g t a k , że zwariujesz a l b o zmienisz się w p i e p r z o n e g o m a n e k i n a . N i e m o ż n a ich n a w e t zabić zwykłą b r o n i ą ! Mają j a k i ś prawie b e z b ł ę d n y system k o n t r o l i n a d swymi m i a s t a m i n i e w o l n i k ó w . G d y tylko przyjedziemy do F i n i a h i zbadają m n i e , i od kryją, że j e s t e m utajoną m e t a , to a l b o mi założą o b r o ż ę , a l b o zabiją, a wy wszyscy spędzicie resztę życia na szuflowaniu gnoju w stajniach c h a l i k ó w , jeśli będziecie mieć szczęście. To jest n a s z a szansa. Ryszar dzie! I będziesz r o b i ć t o , co ci p o w i e m . — P u ś ć go, Felicjo — rzekł z naciskiem K l a u d i u s z . — Strażnicy. G d y g o o d e p c h n ę ł a , R y s z a r d szepnął: — C h o l e r a z tobą, Felicjo! N i e p o w i e d z i a ł e m , że nie p o m o g ę . Ale nie możesz m n i e t r a k t o w a ć j a k z a s m a r k a n e g o dzieciaka. — A na co i n n e g o zasługuje d o r o s ł y , k t ó r y robi p o d siebie w ł ó ż k u ? — z a p y t a ł a . — K t o ci zmieniał pieluszki, gdy sterowałeś s t a t k a m i k o s m i c z n y m i , ka pitanie?
WIELOBARWNY KRAJ
335
R y s z a r d zbladł j a k ściana. K l a u d i u s z był wściekły. — D o ś ć tego! O b o j e dosyć... Ryszardzie, byłeś chory. C z ł o w i e k nie o d p o w i a d a za siebie w t a k i m stanie. Na litość boską, z a p o m n i j o t y m . Cieszyliśmy się, że m o ż e m y ci p o m ó c . A t e r a z musisz wziąć się do kupy i r a z e m z n a m i zająć p l a n o w a n ą ucieczką. N i e możesz sobie pozwolić na t o , by twoje osobiste u r a z y do Felicji s t o r p e d o w a ł y j e d y n ą z a p e w n e szansę w y d o stania się z tego piekła. R y s z a r d rzucił wściekłe spojrzenie małej sport smence, p o czym zmusił się d o k r z y w e g o u ś m i e c h u . —
Być m o ż e ty j e d n a z n a s d o r ó w n u j e s z im j a k o
przeciwnik, k o c h a n i e . N a p e w n o . Z r o b i ę wszystko, co zechcesz. — Świetnie — p o w i e d z i a ł a . — Sięgnęła p o d lewy skórzany n a g o l e n n i k i wyciągnęła coś, co wyglądało j a k wąski złoty krzyż. — A t e r a z pierwsza d o b r a w i a d o m o ś ć : nie jesteśmy całkowicie b e z b r o n n i . . . Odjechali wieczorem. Sierp księżyca świecił przez gałęzie cyprysów. Po p r z e b y c i u w b r ó d płytkiego d o p ł y w u t r a k t wspiął się n a p ł a s k o w y ż b u r g u n d z k i i z n o w u s k i e r o w a ł na p ó ł n o c . W ciemniejącym z m r o k u d r o g ę oświetlały o g n i s k a s y g n a ł o w e . P o p e w n y m czasie ujrzeli w dole wielki j a k b y falujący od mgieł nad o g r o m n y m i b a g n a m i o b s z a r , gdzie plioceńska S a o n a wypływała z p r z e d h i s t o r y c z n e g o j e z i o r a Bresse. Jego w o d y ciągnęły się w o d d a l i na p ó ł n o c i wschód j a k tafla c z a r n e g o szkła, zalewając całą równinę poniżej C ó t e d ' O r . R y s z a r d opisywał dla rozrywki s t a r e m u p a l e o n t o l o g o w i l e g e n d a r n e g a t u n ki win, k t ó r e będą p r o d u k o w a n e w t y m regionie za sześć m i l i o n ó w lat.
336
Julian May
Później, gdy zabłysły gwiazdy, R y s z a r d wziął osta tni n a m i a r na P o l a r n ą pliocenu. Była najjaśniejszą gwiazdą w konstelacji, k t ó r ą obaj ochrzcili zgodnie m i a n e m Wielkiego I n d y k a . — Z r o b i ł e ś k a w a ł d o b r e j r o b o t y — powiedział Klaudiusz. — To się m o ż e o k a z a ć p r o b l e m e m a k a d e m i c k i m , jeśli s k o ń c z y m y j a k o m a r t w i a l b o bez mózgów... Myślisz, że p l a n Felicji n a p r a w d ę m o ż e się powieść? — P o m y ś l t r o c h ę , synu. Felicja d o ś ć ł a t w o m o głaby uciec s a m a . Ale p l a n o p r a c o w a ł a p o t o , aby i n a m d a ć szansę. M o ż e s z tej małej nienawidzić j a k zarazy, ale jej się t o p o p r o s t u m o ż e u d a ć . G o tów j e s t e m wyskoczyć dla niej ze skóry, n a w e t bę d ą c s t a r y m g ł u p c e m o k r o k od z w a p n i e n i a . Ale ty, Ryszardzie, jesteś jeszcze m ł o d y . Wyglądasz, j a k b y ś potrafił d a w a ć sobie r a d ę w walce. Liczy my na ciebie. — M a m p i e t r a j a k stąd do m o s t u — o d p a r ł Pirat. — T e n jej m a c i u p e ń k i n o ż y k ! Przecież to tylko z a b a w k a . J a k , u d i a b ł a , m a m to zrobić? — S p r ó b u j recepty A m e r i e — o d r z e k ł starszy p a n . — P o m ó d l się g o r ą c o . W czołowej części k a r a w a n y Basil Alpinista włą czył na cześć z a c h o d z ą c e g o księżyca o d t w a r z a c z z „ A u clair de la l u n ę " . P ł o c h a t a n c e r e c z k a z Paryża, j a d ą c a o b o k niego, zaczęła śpiewać do w t ó r u . I co zadziwiające, po chwili rozległ się wspaniały, dźwięcz ny s o p r a n E p o n e . Basil zagrał na flecie kilka innych pieśni, a k o s m i t k a mu w t ó r o w a ł a śpiewem. Ale gdy zaczął „ L o n d o n d e r r y A i r " , p r z y g a l o p o w a ł n a chaliku j e d e n z żołnierzy i oznajmił:
WIELOBARWNY KRAJ —
337
Jej W y s o k o ś ć z a b r a n i a p o s p ó l s t w u śpiewania
tej pieśni. Alpinista wzruszył r a m i o n a m i i o d ł o ż y ł flet. p ł o c h a t a n c e r k a powiedziała: __ P o t w ó r śpiewa tę pieśń w ł a s n y m i s ł o w a m i . Słyszałam ją
w
Zamku
Przejścia
pierwszej
nocy
naszego uwięzienia. Czy to nie dziwne, że p o t w ó r jest muzykalny? To j a k w bajce, a E p o n e jest j a k p i ę k n a zła w r ó ż k a . — C z a r o w n i c a zaśpiewa inną pieśń p r z e d świtem —- rzekła Felicja, ale usłyszała ją t y l k o m n i s z k a . T r a k t zbliżał się c o r a z bardziej d o z a c h o d n i e g o brzegu wielkiego jeziora. K a r a w a n a m i a ł a je okrążyć, nim skieruje się na w s c h ó d ku B r a m i e Belforckiej, między W o g e z a m i i Jurą, p r o w a d z ą c e j do doliny P r o t o - R e n u . W o d y jeziora były zupełnie spokojne; odbijały j a k a t r a m e n t o w e zwierciadło jaśniejsze gwia zdy. G d y wyjechali zza z a k r ę t u d r o g i okrążającej pagórek, w jeziorze ujrzeli też odbicie d a l e k i e g o ognia sygnałowego w postaci o r a n ż o w e g o p a s a skierowane go ku n i m przez szeroką z a t o k ę . — P o p a t r z c i e , nie j e d n o o g n i s k o , ale d w a . — W głosie Felicji słychać b y ł o z a n i e p o k o j e n i e . — J a k myślicie, co to m o ż e , u d i a b ł a , oznaczać? J e d e n z żołnierzy z k o ń c a k a r a w a n y p r z e g a l o p o w a ł koło nich, by n a r a d z i ć się z k a p t a l e m W a l d e m a r e m , po czym wrócił na swoje miejsce. C h a l i k a zwolniły aż do stępa i wreszcie się z a t r z y m a ł y . E p o n e i W a l d e m a r zjechali z t r a k t u i wspięli się na szczyt m a ł e g o wzniesienia, skąd rozciągał się w i d o k na j e z i o r o . Felicja cicho biła pięścią w o t w a r t ą d ł o ń i szeptała: — G ó w n o , gówno, gówno. — T a m jest coś na wodzie — z a u w a ż y ł a Amerie. 22
— Wielobarwny kraj i. I
I WOJEWC
338
Julian May
N a d z a t o k ą u n o s i ł a się lekka mgiełka. K i e d y pa trzyli przez chwilę w t a m t ą stronę, zauważyli, że w p e w n y m miejscu m g ł a gęstnieje i rozjaśnia się, aż r o z p a d ł a się na cztery oddzielne, s ł a b o świecące części, b e z k s z t a ł t n e i niewyraźne. Te b ł ę d n e ogniki rosły i r o z p a l a ł y się k o l o r o w o : j e d e n n i e b i e s k a w o , drugi b l a d o z ł o t o , d w a c i e m n o c z e r w o n o . P o t o c z y ł y się k r ę t y m szlakiem, przy czym p o d s k a k i w a ł y n a d wodą, a ż d o miejsca blisko brzegu, n a k t ó r y m stała karawana. — Les lutins — powiedziała t a n c e r k a o c h r y p ł y m ze s t r a c h u głosem. P o ś r o d k u każdej z czterech części u k a z a ł o się teraz o k r ą g ł a w e ciało ze zwisającymi, kurczliwymi wypust k a m i , zawieszone w świetle. C i a ł a te były przynaj mniej d w u k r o t n i e większe niż człowiek. — Ależ o n e wyglądają j a k olbrzymie pająki — sze pnęła Amerie. — Les lutins araignees — p o w t ó r z y ł a t a n c e r k a . — M o j a s t a r a Grandmere o p o w i a d a ł a mi stare o p o wieści. To są p r z e m i e ń c e . — To jest złudzenie — z d e c y d o w a ł a Felicja. — P o patrzcie n a E p o n e . Kobieta T a n u stanęła w strzemionach wysoko nad grzbietem n i e r u c h o m e g o białego c h a l i k a . K a p t u r płaszcza o d r z u c i ł a na plecy; jej włosy rozbłysły od biciem w i e l o b a r w n y c h świateł p r o m i e n i u j ą c y c h od s t w o r ó w n a d j e z i o r e m . P o ł o ż y ł a obie d ł o n i e n a szyi i k r z y k n ę ł a j e d n o s ł o w o w języku O b c y c h . P ł o m i e n n e pająki skierowały na nią swe t u ł o w i a . Wystrzeliły w jej s t r o n ę nitki s z k a r ł a t n e g o światła, k t ó r e przeleciały n a d g ł o w a m i więźniów. Ludzie krzyknęli ze z d u m i e n i a ; nie zdawali sobie j e d n a k
W I E L O B A R W N Y KRAJ
339
sprawy z niebezpieczeństwa. T o , co się d z i a ł o , b y ł o t a k dziwaczne, że w y d a w a ł o się p o k a z e m gry świateł. Świetliste sploty nie dosięgły ziemi. M i g o c z ą c n a d l u d z k i m i g ł o w a m i zaczęły się j u ż r o z p a d a ć n a tysiące błyszczących d r o b i n j a k g a s n ą c e sztuczne ognie. P o w i e r z c h n i e otaczających pająki a u r e o l t a k ż e zaczęły się r o z p a d a ć w p o d o b n y m skrzeniu i o t u l a ć zjawy c h m u r a m i wirujących iskier. P ł o n ą c e pająki zmieniły się w o ś m i o r n i c e o wijących się m a c k a c h , n a s t ę p n i e w m o n s t r u a l n e bezcielesne głowy ludzkie z w ę ż o w y m i w ł o s a m i M e d u z y i gorejącym spojrzeniu, wreszcie w zwykłe kule, k t ó r e skurczyły się, p o b l a d ł y i zgasły. N a d j e z i o r e m świeciły t y l k o
gwiazdy i o g n i s k a
sygnałowe. E p o n e i k a p t a l p o k ł u s o w a l i w s t r o n ę t r a k t u i zajęli swe miejsca na czele k o l u m n y . C h a l i k a p a r s k n ę ł y , zakołysały się i ruszyły z w y k ł y m t r u c h t e m . J e d e n z żołnierzy powiedział coś do więźnia w przodzie k o l u m n y , co p o w t a r z a n o przez całą jej d ł u g o ś ć . — F i r v u l a g o w i e . To byli F i r v u l a g o w i e . — To b y ł o złudzenie — u p i e r a ł a się Felicja. — Ale n a p e w n i a k a coś j e w y w o ł a ł o . C o ś , c o nie lubi T a n ó w bardziej niż m y . Interesujące. — Czy to znaczy, że musisz zmienić plan? — zapy tała A m e r i e . — N i cholery. T o m o ż e n a w e t p o m ó c . Jeśli straż nicy mają się na baczności p r z e d w a m p i r k a m i , u p i o r k a m i i d ł u g o n o g i m i bestyjkami, będą mniej z w r a c a ć uwagę n a n a s . K a w a l k a d a przeszła w z d ł u ż z a t o k i a ż d o miejsca, gdzie paliły się d w a o g n i s k a i t a m więźniowie wjechali d o kolejnego fortu n a n o c n y p o s t ó j . Felicja szybko
V S V > i S ! O d VrOV>IINniAIO>Ó13±
340
Julian May
zsiadła z w i e r z c h o w c a i podeszła do trójki swych przyjaciół, by im p o m ó c , a także i kilku i n n y m p o d r ó ż n y m . Później, gdy n a d s z e d ł czas w s i a d a n i a , z n ó w była na miejscu i p o m a g a ł a z m ę c z o n y m jeźdź c o m w k ł a d a ć nogi w s t r z e m i o n a na chwilę p r z e d tym, n i m zbliżyli się żołnierze, by z a m k n ą ć b r ą z o w e kaj d a n y n o ż n e z ł a ń c u c h a m i obszytymi skórą. — Siostra A m e r i e źle się czuje — p o w i e d z i a ł a m a ł a h o k e i s t k a d o żołnierza, k t ó r y p r z y k u w a ł j ą d o zwie rzęcia. — D o s t a ł a n u d n o ś c i na w i d o k tych dziwnych stworów nad jeziorem. — N i e przejmuj się F i r v u l a g a m i , Siostro — rzekł strażnik do skulonej, z a w o a l o w a n e j p o s t a c i . — N i e ma s p o s o b u , by cię d o s t a ł y , d o p ó k i p r z e b y w a z n a m i Jej W y s o k o ś ć . Jest p r e s o r k ą najwyższej klasy. Jedź spokojnie. — Bóg ci z a p ł a ć — szepnęła w o d p o w i e d z i . G d y żołnierz się oddalił, by zająć się Basilem i t a n c e r k ą , Felicja powiedziała: — Po p r o s t u staraj się zasnąć, Siostro. To najlep sze na nerwy. — A po cichu d o d a ł a : — I z a m k n i j swój mineciarski o z ó r n a k ł ó d k ę , j a k c i k a z a ł a m ! Biedna c h o r a z a k o n n i c a z a p r o p o n o w a ł a Felicji a n a t o m i c z n i e n i e w y k o n a l n ą wycieczkę. Jechali przed siebie w z d ł u ż wybrzeża, ciągle kieru j ą c się n a p ó ł n o c . P o godzinie K l a u d i u s z powiedział: — Jestem wolny. A ty, Amerie? Jeździec o b o k niego był dziwacznie u b r a n y : w płaszcz k a p i t a n a żeglugi kosmicznej i c z a r n y k a p e lusz z szerokimi k r e s a m i i c z a r n y m i p i ó r a m i . — M a m z e r w a n e ł a ń c u c h y . C ó ż za niezwykłe dziecko z tej Felicji! T e r a z r o z u m i e m , dlaczego inni
WIELOBARWNY KRAJ
341
ring-hokeiści j ą wygnali. T a wielka siła w ciele takiej laleczki z a k r a w a n a p o t w o r n o ś ć . Jej siłę fizyczną mogli jeszcze w y t r z y m a ć — zamknął temat Klaudiusz. Wkrótce po tym Amerie zapytała: — Ile o s ó b uwolniła? — D w ó c h j a d ą c y c h za nią J a p o ń c z y k ó w , Basila, tego w t y r o l s k i m k a p e l u s z u , i tego nieszczęsne g o średniowiecznego rycerza D o u g a l a , t u ż przed Basilem. D o u g a l nie wie, że j e g o ł a ń c u c h y zostały na tyle n a d ł a m a n e , iż m o ż e je zerwać. Felicja sądzi, że Rycerz nie jest d o ś ć z r ó w n o w a ż o n y , by go wta jemniczać w p l a n . Ale gdy się zacznie, p o w i e m y m u , żeby się uwolnił i n a m d o p o m ó g ł . B ó g świadkiem, że jest na to d o ś ć d u ż y i m o c n y , a być m o ż e t a k nienawidzi E p o n e , że otrząśnie się z lęku, gdy zo baczy, j a k walczą inni. — M a m nadzieję, że R y s z a r d d o b r z e się sprawi. — O to się nie m a r t w . Sądzę, że z r o b i , co do niego należy, c h o ć b y tylko po t o , a b y p o k a z a ć Felicji, że z niego też c h ł o p z jajami. Z a k o n n i c a z a ś m i a ł a się. — Ale z n a s m e n a ż e r i a ! S a m i p r z e g r a n i i banici. M a m y t o , n a c o ś m y zasłużyli. Uciekliśmy przecież o d odpowiedzialności. Spójrz n a m n i e . M n ó s t w o ludzi p o t r z e b o w a ł o mojej opieki. Ale j a zaczęłam d u m a ć i bredzić na t e m a t mojej d r o g o c e n n e j d u c h o w o ś c i , zamiast z a j m o w a ć się t y m , co do m n i e należało... Wiesz, K l a u d i u s z u , większa część zeszłej nocy była dla m n i e piekielna. J a z d a w i e r z c h e m p r z y p r a w i a m n i e o najgorsze cierpienia. A gdy m n i e t a k b o l a ł o , z r o z u m i a ł a m , że p r ó b o w a ł a m t y l k o skupić się na sobie. I myślę, że wreszcie p o j ę ł a m też, dlaczego się
liU
342
Julian May
w to w r o b i ł a m . N i e tylko w pójście na Wygnanie... Z r o z u m i a ł a m wszystko. Starszy p a n nie o d p o w i e d z i a ł . — Myślę, K l a u d i u s z u , że ty też to z r o z u m i a ł e ś . Od p e w n e g o czasu. — N o o o , t a k — p r z y z n a ł się. — K i e d y rozmawia liśmy o t w o i m dzieciństwie, wtedy w g ó r a c h . Ale s a m a m u s i a ł a ś d o tego dojść. — P i e r w o r o d n a c ó r e c z k a w roli M a ł e j M a t e c z k i w serdecznej rodzinie włoskiego p o c h o d z e n i a — za częła cicho A m e r i e . — Ciężko pracujący w wolnych z a w o d a c h rodzice polegający na niej, że p o m o ż e w y c h o w a ć ł a d n y c h m a ł y c h braciszków. O n a zaś uwielbiała tę rolę i bez o p o r u b r a ł a na siebie od powiedzialność. Wreszcie r o d z i n a p r z y g o t o w u j e się d o emigracji n a n o w ą p l a n e t ę . C o z a emocje! Ale córeczka spieprzyła wszystko, bo sforsowała jakieś mięśnie, u p a d ł a i z ł a m a ł a nogę. ...„Ależ, k o c h a n i e , to tylko tydzień w basenie regeneracyjnym i dołączysz do n a s n a s t ę p n y m stat kiem. Pośpiesz się z wyzdrowieniem, A n n a m a r i a . Na M u l t n o m a h u , dziewczyno, będziemy p o t r z e b o w a ć twojej p o m o c y bardziej niż k i e d y k o l w i e k ! " Więc spieszyłaś się. Ale gdy wyzdrowiałaś, o n i j u ż nie żyli. Zginęli p o d c z a s awarii u k ł a d u translacji ich s t a t k u k o s m i c z n e g o . C ó ż więc m o g ł a ś z r o b i ć i n n e g o , niż p o k u t o w a ć ? Przez całe lata o k a z y w a ć im, że żałujesz, iż nie zginęłaś r a z e m z nimi. Poświęcić się niesieniu ulgi i n n y m u m i e r a j ą c y m , s k o r o nie m o g ł a ś tego zrobić dla nich... — Ale r ó w n o c z e ś n i e walczyć z t y m , K l a u d i u s z u . T e r a z z d a ł a m sobie z tego sprawę. N a p r a w d ę nie b y ł a m o s o b o w o ś c i ą patologiczną i cieszyłam się, że
WIELOBARWNY KRAJ
343
• stern żywa, a nie m a r t w a . Ale nie o p u s z c z a ł o m n i e to z a d a w n i o n e poczucie winy, n a w e t jeśli wysublimowa mo e e w łam j J P o w ° ł a n i e t a ^ skutecznie, że nie z d a w a ł a m sobie sprawy, j a k m n i e t o p o d k o p u j e , przez całe l a t a k o n t y n u o w a ł a m n a p r a w d ę ciężką pracę i nie b r a ł a m , t a k j a k inni, wakacji a n i u r l o p ó w . Zawsze z d a r z a ł się w y p a d e k wymagający mojej opie ki a ja zawsze b y ł a m d o ś ć silna, by jej udzielić. Aż wreszcie wszystko to o k a z a ł o się m y d l e n i e m oczu. D e m o n ó w nie u d a w a ł o się j u ż w y e g z o r c y z m o w a ć . Wysiłek e m o c j o n a l n y z p o w o d u p r a c y zmieszał się z u k r y t y m p o c z u c i e m winy i w s z y s t k o stało się nie do zniesienia. Starszy p a n o d e z w a ł się ze w s p ó ł c z u c i e m : — A więc gdy z a k o n y k o n t e m p l a c y j n e słusznie cię odrzuciły, zaczęłaś się kręcić, aż znalazłaś t o , co w y d a w a ł o ci się jeszcze skuteczniejszą formą p o k u ty... Czy nie rozumiesz, A m e r i e , że nie k o c h a ł a ś dostatecznie samej siebie? P o m y s ł p u s t e l n i c t w a na W y g n a n i u był o s t a t e c z n y m z a p ę d z e n i e m się w zaułek bez wyjścia. M n i s z k a j e c h a ł a z głową o d w r ó c o n ą od K l a u d i u sza, t a k że s z e r o k o s k r z y d ł y k a p e l u s z z a k r y w a ł jej twarz. O d p o w i e d z i a ł a : — A więc a n a c h o r e t k a na W y g n a n i u o k a z a ł a się nie mniejszym o s z u s t w e m niż o p i e k u ń c z a z a k o n n i c a w s c h r o n i s k u dla umierających. — Ależ to n i e p r a w d a ! — z a r e a g o w a ł o s t r o K l a u diusz. — Ani G e n t a k nie m y ś l a ł a , a n i ja. Ani też setki inych cierpiących ludzi, k t ó r y m p o m o g ł a ś . N a litość boską, Amerie, spójrz na to z właściwej per spektywy! K a ż d a istota l u d z k a kieruje się z a r ó w n o m o t y w a m i g ł ę b o k i m i , j a k i p o w i e r z c h o w n y m i . Lecz
344
Julian May
m o t y w a c j a nie u n i e w a ż n i a s p r a w i o n e g o obiektyw nego d o b r a . — Chcesz, a b y m żyła dalej i przestała s a m ą siebie ranić. Ale, K l a u d i u s z u , teraz j u ż nie ma d r o g i po w r o t u , n a w e t gdy j u ż wiem, że d o k o n a ł a m niesłusz nego w y b o r u . J u ż nic mi nie p o z o s t a ł o . — A jeśli został ci c h o ć o k r u c h wiary, c z e m u nie wierzysz, że z n a l a z ł a ś się tu niebezcelowo? U ś m i e c h n ę ł a się k r z y w o . — Interesujący p o m y s ł . M o ż e b y m t a k poświęciła resztę n o c y n a medytację n a d nim? — D z i e l n a z ciebie dziewczyna. P r z e c z u w a m , że później niewiele będziesz m i a ł a czasu na medytację, jeśli p l a n Felicji się powiedzie... C o ś ci p o w i e m . Ty p o m e d y t u j , a ja się z d r z e m n ę ; obojgu n a m to d o b r z e zrobi. O b u d ź m n i e , gdy tylko Basil z a g r a sygnał. To będzie t u ż p r z e d świtem. — G d y jest najciemniej. — Z a k o n n i c a westchnęła. — Spij, K l a u d i u s z u . Przyjemnych m a r z e ń . N i e widzieli j u ż p o d w ó j n y c h ognisk, k t ó r e praw d o p o d o b n i e były d a w a n y m i przez z w i a d o w c ó w syg n a ł a m i obecności F i r v u l a g ó w w okolicy. K a r a w a n a zjechała j u ż z p ł a s k o w y ż u i p o s u w a ł a się t e r a z po szerokich, zalesionych z b o c z a c h p o p r z e c i n a n y c h spienionymi n a k a m i e n i a c h s t r u m y c z k a m i , c o zmu szało c h a l i k a do o s t r o ż n e g o wybierania d r o g i w świet le gwiazd. T e r e n stał się bardziej n i e r ó w n y , w p o wietrzu u n o s i ł się z a p a c h żywicy. N o c w l o k ł a się d ł u g o . Z e r w a ł się lekki wietrzyk i marszczył p o wierzchnię j e z i o r a o r a z chwiał p ł o m i e n i a m i n a d brzeżnych ognisk sygnałowych. Prócz d ź w i ę k ó w wy d a w a n y c h przez idącą k a r a w a n ę rozlegało się tylko
WIELOBARWNY KRAJ
345
,hukiwanie sów. Nie b y ł o widać świateł wiosek ferm, ż a d n y c h w ogóle o z n a k istnienia miejsc zamieszkanych. T y m lepiej, jeśli u d a im się ucieczka... Dojechali do głębokiej r o z p a d l i n y , gdzie w dole spływał k a s k a d a m i p o t o k . Z o b u s t r o n oświetlały go ogniska przy o d o s o b n i o n y m p o s t e r u n k u strzegącym m o s t u wiszącego n a d w ą w o z e m gdy E p o n e i k a p t a l W a l d e m a r przejeżdżali przez chwiejny m o s t , trzech ludzi w b r ą z o w y c h z b r o j a c h i z p o c h o d n i a m i w rę kach stało n a b a c z n o ś ć . N a s t ę p n i e żołnierze prze prowadzili m a ł y m i g r u p a m i więźniów strzeżonych p o obu b o k a c h przez amficjony.
po
G d y k o l u m n a z n ó w ruszyła, R y s z a r d o d e z w a ł się do Felicji: — Jest j u ż po czwartej. Straciliśmy czas, kiedy brodziliśmy przez p o t o k i . — M u s i m y o d c z e k a ć , aż znajdziemy się d o ś ć dale ko od tego c h o l e r n e g o p o s t e r u n k u . T e g o nie przewi działam. Sądzę, że s k ł a d a się z więcej niż trzech żołnierzy. E p o n e m o ż e ich telepatycznie wezwać n a p o m o c . M u s i m y mieć p e w n o ś ć , ż e d o t r ą d o n a s zbyt p ó ź n o . C h c ę p o c z e k a ć jeszcze przynajmniej z p ó ł godziny. — P o s t a r a j się nie p r z e d o b r z y ć , k o c h a n i e . A c o , jeśli jest jeszcze j e d e n p o s t e r u n e k ? I co ze zwiadow cami, k t ó r z y j a d ą p r z o d e m i p o d p a l a j ą ogniska? — O c h , z a m k n i j się. Bez przerwy k o m b i n u j ę , j a k uzyskać o p t y m a l n e rozwiązanie, aż mi się w głowie kręci... A co do ciebie, to wystarczy, byś był gotów... Czy przywiązałeś t o m o c n o d o p r z e d r a m i e n i a ? — T a k j a k chciałaś. Felicja z a w o ł a ł a :
WOJEM,
346
Julian May
— Basil! — Obecny. — Czy nie z a g r a ł b y ś jakiejś kołysanki? Rozległy się ciche dźwięki fletu, k t ó r e u s p o k o i ł y p o d r ó ż n y c h p o z d e n e r w o w a n i u w y w o ł a n y m prze k r a c z a n i e m m o s t u . D w a rzędy c h a l i k ó w , a po ich b o k a c h psodźwiedzie, biegły teraz w ś r ó d p o t ę ż nych p n i d r z e w iglastych. T r a k t był m i ę k k o wy m o s z c z o n y w i e k o w y m p o k ł a d e m igliwia głuszącym k r o k i zwierząt i usypiającym n a w e t najmniej z m ę c z o n y c h p o d r ó ż n y c h . Szlak biegł teraz p o w z n o s z ą c y m się s t o p n i o w o terenie, aż osiągnął w y s o k o ś ć stu m e t r ó w powyżej l u s t r a jeziora Bresse. Z prawej s t r o n y brzeg s t a w a ł się miejscami urwisty. Z b y t szybko, j a k z a u w a ż y ł a Felicja, n i e b o zaczęło b l e d n ą c . W e s t c h n ę ł a , n a c i ą g n ę ł a na oczy h e ł m h o p l i t y i p o chyliła się w siodle do p r z o d u . — Basil. T e r a z . Alpinista z a g r a ł „Ali T h r o u g h the N i g h t " . G d y d o k o ń c z y ł m e l o d i ę , z n o w u zaczął j ą g r a ć . Cztery amficjony ruszyły d o s z t u r m u n a c z o ł o k o l u m ny i r ó w n o c z e ś n i e zaczęły s z a r p a ć z ę b a m i c h a l i k o E p o n e . K o s m i t k a w y d a ł a m r o ż ą c y k r e w w żyłach wrzask i s p a d ł a na ziemię w k ł ę b o w i s k o c i e m n y c h ciał. Psodźwiedzie, p o r y k u j ą c szczekliwie, rzuciły się na nią. Ż o ł n i e r z e i j a d ą c y na p r z o d z i e więźniowie krzyknęli z p r z e r a ż e n i a , ale tańskiej w ł a d c z y n i nie w o l n i k ó w j u ż nie b y ł o słychać. R y s z a r d u w o l n i ł n o g ę , k o p n ą ł swego w i e r z c h o w c a w szyję i silną d ł o n i ą schwycił w o d z e . C h a l i k o z e r w a ł o się do g a l o p u w s a m ś r o d e k czterech żołnierzy p r ó b u j ą c y c h przyjść E p o n e z p o m o c ą . W a l d e m a r wykrzykiwał:
W I E L O B A R W N Y KRAJ
347
— L a n c a m i , nie z ł u k ó w ! Ściągnijcie je z niej, wy głupie sukinsyny! C h a l i k o R y s z a r d a s t a n ę ł o d ę b a , zwaliło się n a k a p t a l a i zrzuciło go z wierzchowca. P o s t a ć w białym habicie i c z a r n y m welonie skoczyła na ziemię, j a k b y chciała p o m ó c w y s a d z o n e m u z siodła oficerowi. W chwili gdy W a l d e m a r o w i z a p a r ł o d e c h w piersiach ze zdumienia na widok wąsów na twarzy zakonnicy, R y s z a r d wyciągnął sztylecik Felicji ze złotej p o c h w y i d w u k r o t n i e d ź g n ą ł n i m W a l d e m a r a w szyję tuż za szczękami, powyżej szarej o b r o ż y ; przeciął mu tętnice szyjne. K a p t a l wrzeszcząc i b u l g o c z ą c z ł a p a ł niepraw dziwą m n i s z k ę , u ś m i e c h n ą ł się dziwnie i wyzionął ducha. W p ó ł m r o k u d w a c h a l i k a bez j e ź d ź c ó w walczyły zadając sobie n a w z a j e m o k r o p n e r a n y wielkimi pazu r a m i . R y s z a r d s c h o w a ł sztylecik d o p o c h w y , chwycił b r ą z o w y miecz z m a r ł e g o oficera i cofnął się z prze k l e ń s t w e m na u s t a c h . Z k ł ę b o w i s k a amficjonów i zbrojnych ludzi dobiegały z m i e s z a n e krzyki i długie wrzaski b ó l u . D w a j żołnierze straży tylnej nadjechali galopem na p o m o c kolegom. Jeden zaszarżował z p o c h y l o n ą lancą, przebił m a ł e g o psodźwiedzia, który z a a t a k o w a ł z b o k u , i p o d n i ó s ł go w powietrze. Ale w t e d y rzuciła się na nich d r u g a n i e z d a r n a p o s t a ć ; gryzła w pięty ich oszalałe i skrzeczące c h a l i k a . Felicja siedziała n i e r u c h o m o na s w y m zwierzęciu, j a k b y była t y l k o widzem tej rzezi. J e d e n z r o n i n ó w zaczął bić swojego w i e r z c h o w c a p i ę t a m i , rzucił się w t ł u m i ściągnął w o d z e . Jakieś c h a l i k o s t a n ę ł o d ę b a i uderzyło zakrzywionymi szponami w zad jego wierzchowca. J a p o ń s k i w o j o w n i k z p r a d a w n y m o k r z y k i e m b o j o w y m zmusił swoje c h a l i k o do wspię-
V S V > ł S ! O d VrOV>4INniAIO>G-|31
348
Julian May
cia się na tylne ł a p y ; p r z e d n i m i z a d a w a ł o straszliwe ciosy, k t ó r e zwaliły s t r a ż n i k a i jego zwierzę na ziemię w kłębiącą się m a s ę ciał. D r u g i r o n i n n a d b i e g ł pieszo i chwycił lancę z r z u c o n e g o żołnierza. — Psodźwiedź! Za tobą, T a t ! — r y k n ą ł Ryszard. W o j o w n i k okręcił się w miejscu i w s p a r ł tylce lancy 0 ziemię w chwili, gdy amficjon rzucił się do s k o k u . Zwierzę z przebitą na wylot szyją poleciało dalej siłą bezwładu i z m i a ż d ż y ł o r o n i n a z w a n e g o T a t . Ryszard podbiegł i wbił ostrze miecza w o k o wijącego się w d r g a w k a c h p o t w o r a , po czym zaczął go ściągać z ciała w o j o w n i k a . Ale k t o ś krzyknął: —
Leci n a s t ę p n y !
Ryszard p o d n i ó s ł głowę i o cztery m e t r y od siebie ujrzał czarny kształt z p ł o n ą c y m i o c z a m i . Felicja niewzruszenie przyglądała się walce; twarz m i a ł a n i e m a l zupełnie zakrytą przyłbicą h e ł m u . Szarżujący amficjon o d w r ó c i ł się od R y s z a r d a 1 skoczył p o n a d s t r o m y m brzegiem jeziora; w locie wrzeszczał aż w p a d ł do w o d y z p o t ę ż n y m pluskiem. Basil i rycerz D o u g a l b e z r a d n i e krążyli na chalikach w o k ó ł r o z j a z g o t a n e g o kłębowiska, p a t r z ą c z waha niem na m ł ó c ą c e w o k ó ł k r w a w e p a z u r y i zmagające się postacie. Z e r w a w s z y zawadzający mu welon i barbet, R y s z a r d p o d n i ó s ł d r u g ą lancę i rzucił ją Basilowi. T e n j e d n a k z a m i a s t nią kłuć, wziął z a m a c h j a k oszczepem i rzucił; trafił j e d n e g o z żołnierzy t u ż n a d g ó r n y m brzegiem z b r o i na plecach. G r o t wśliznął się p o d skraj h e ł m u i przebił żołnierzowi p o d s t a w ę czaszki. T r a f i o n y zwalił się j a k w o r e k piasku. Felicja p r z y g l ą d a ł a się walce. Z otaczającego ich cienia nie wychynęły j u ż ż a d n e psodźwiedzie, te zaś, k t ó r e jeszcze p o z o s t a ł y przy
WIELOBARWNY KRAJ
349
życiu, zajęte były r o z s z a r p y w a n i e m czegoś, co leżało obok ciała m a r t w e g o białego chalika. J e d e n tylko żołnierz stał w ś r ó d w a r c z ą c y c h zwierząt, rąbiąc je w p o w o l n y m r u c h u j a k p o m a l o w a n y świeżą czerwoną farbą a u t o m a t . —- Musicie go zabić — p o w i e d z i a ł a Felicja. Nie znaleźli j u ż więcej lanc. R y s z a r d p o d b i e g ł do siedzącego n a swym chaliku Rycerza, wręczył m u brązowy miecz i p o k a z a ł p a l c e m : — Bierz go, D o u g a l ! Strojny średniowieczny rycerz j a k w t r a n s i e chwycił oręż i o d c z e k a ł do s t o s o w n e g o m o m e n t u , n i m wjechał w stłoczone ciała m a r t w y c h i umierających zwierząt i ludzi. J e d n y m r u c h e m odciął głowę n a d a r e m n i e siekącej b r o n i ą p o s t a c i . G d y u p a d ł o s t a t n i żołnierz, p o z o s t a ł y jeszcze d w a żywe psodźwiedzie. R y s z a r d znalazł d r u g i miecz i gotował się do stawienia im czoła, ale stwory chwycił jakiś a t a k . N i e c h ę t n i e cofały się od swej ofiary, wyładowując wściekłość w wyciu. Wreszcie zawróciły i skoczyły ku własnej zgubie z u r w i s k a n a d jeziorem. N i e b o z a r ó ż o w i ł o się. Ze stłoczonej g r u p y ogłupia łych więźniów, k t ó r y c h zagonili na b o k w czasie potyczki K l a u d i u s z i Amerie, rozległy się z d ł a w i o n e głosy i histeryczne szlochy. T e r a z uwolnieni zaczęli się zbliżać do miejsca m a s a k r y . Cichły jęki umierających chalików, gdyż p o z o s t a ł y przy życiu r o n i n p o d c h o d z i ł kolejno z mieczem do zwierząt i w y m i e r z a ł im cios litości. Pierwsze p o r a n n e ć w i e r k a n i a wróbli, p r o s t e i p o d n i o s ł e j a k śpiew gregoriański, rozległy się wśród wysokich pni sekwoi. Felicja s t a n ę ł a w siodle, rozłożyła r a m i o n a i zacis nęła pięści; głowę w pierzastym hełmie o d r z u c i ł a do
350
W I E L O B A R W N Y KRAJ
Julian May
tyłu. N a s t ę p n i e skręciła się z bólu, k r z y k n ę ł a i o p a d ł a bezwładnie na wysoki tylny łęk siodła. J a p o ń c z y k pochylił się n a d s k r w a w i o n y m ciałem białego c h a l i k a , m r u k n ą ł i p r z y w o ł a ł gestem Ryszar d a . Były k a p i t a n żeglugi kosmicznej, o d r ę t w i a ł y z wy siłku, jedynie przez ciekawość zbliżył się n i e p e w n y m k r o k i e m d o krwawej masy; h a b i t z a k o n n i c y , który miał n a sobie, u t r u d n i a ł m u p o r u s z a n i e się. N a ziemi w ś r ó d t r u p ó w leżał p o g r y z i o n y o h y d n y k a d ł u b bez k o ń c z y n , o m o t a n y k r w a w y m i s z m a t a m i . J e d n a stro n a j e g o t w a r z y b y ł a r o z d a r t a d o kości, lecz druga n a d a l p i ę k n a i nie t k n i ę t a . U n i o s ł a się p o w i e k a . K u R y s z a r d o w i wyjrzało zielone o k o . U m y s ł E p o n e schwycił go i zaczął chylić ku ziemi. R y s z a r d w r z a s n ą ł . Z a c z ą ł ciąć i r ą b a ć mieczem z b r ą z u t o , co leżało p o d nim, ale n i e u b ł a g a n y chwyt t r z y m a ł go t w a r d o . W o c z a c h R y s z a r d a światło p o r a n k a zaczęło b l e d n ą c , poczuł, że coś go wlecze do miejsca, z k t ó r e g o j u ż nie ma p o w r o t u . — Ż e l a z o ! — usłyszał wysoki głos R y c e r z a . — Że lazo! T y l k o od niego ginie wiedźma! Bezużyteczny miecz u p a d ł . R y s z a r d zaczął n a oślep g m e r a ć p r z y swej ręce. Ciągle się z a p a d a ł , ale znalazł wreszcie n a r z ę d z i e zbawienia i wbił g ł ę b o k o jego stalowe ostrze między bezpierśne, b i a ł o - p u r p u r o w e żebra, aż po szaleńczo bijące serce, k t ó r e się za t r z y m a ł o , a mieszkający w ciele E p o n e d u c h uleciał u w o l n i o n y , przez c o u w o l n i ł t a k ż e R y s z a r d a . Basil i r o n i n chwycili R y s z a r d a za r a m i o n a i od ciągnęli go s t a m t ą d . Oczy m i a ł wytrzeszczone i krzy czał jeszcze, ale nie wypuszczał sztyletu o złotej rękojeści. N i e zwrócili uwagi n a o b ł ą k a n e g o D o u g a -
la
351
k t ó r y zeskoczył z siodła i zaczął coś d e p t a ć
z a k u t y m i w zbroję n o g a m i . Felicja k r z y k n ę ł a ostrzegawczo. N i e zważając na nią Rycerz wyciągnął ze szczątków o k r w a w i o n ą złotą obręcz i cisnął d a l e k o do jeziora, które p o c h ł o n ę ł o ją bez śladu.
WIELOBARWNY KRAJ —
353
Ależ on p o t r z e b u j e p o m o c y ! — z a p r o t e s t o w a ł a
Sukey. — Przez cały dzień nie j a d ł , nie pił i w ogóle...
14 G d y n a s t ę p n e g o wieczoru kierujący się ku p o ł u dniowi p o d r ó ż n i c y z a t r z y m a l i się w D a r a s k , w sto j ą c y m t a m n a d brzegiem rzeki p a ł a c u p a n o w a ł z a m ę t . Miejscowa władczyni leżała oczekując bliź n i a k ó w , lecz nadejście p o r o d u niebezpiecznie się p r z e d ł u ż a ł o . C r e y n p o s z e d ł udzielić jej p o m o c y lekar skiej. Więźniów p o w i e r z o n o opiece n o s z ą c e g o srebr ną obręcz m a j o r d o m a , c z a r n e g o I r l a n d c z y k a , k t ó r y n a t y c h m i a s t p r z e d s t a w i ł się j a k o H u g h i e B. K e n n e d y VII i o d p r o w a d z i ł ich p o d strażą do wielkiej sali na najwyższym piętrze p a ł a c u . — Będzie w a m dziś niewygodnie, przyjaciele — powiedział K e n n e d y . — C h ł o p c y i dziewczyny razem, ale tylko lutaj m o ż e m y w a m z a p e w n i ć bez pieczeństwo. Tej nocy nie m o ż e m y sobie p o z w o l i ć na s t r a ż n i k ó w przy o s o b n y c h p o k o j a c h , b o n a s z a b i e d n a L a d y Estella-Sirone jest w krytycznej sytuacji, a c h o lerni Firvulagowie krążą d o k o ł a , bo p o c z u ł y , co się święci. Będzie w a m tu przynajmniej c h ł o d n o , a i ko m a r y nie dolatują t a k w y s o k o . N a b a l k o n i e czeka n a stole d o b r a kolacja. Strażnicy p a ł a c o w i wnieśli nosze Steina i przełożyli go na j e d n o z łóżek p o d b a l d a c h i m e m .
nic. — N i m się nie przejmuj — o d r z e k ł K e n n e d y . — G d y się k o g o ś usypia obręczą — d o t k n ą ł swojej — to t a k , j a k b y był w katalepsji. T w ó j przyjaciel jest w t a k i m stanie j a k hibernujące zwierzęta, z zupełnie spowolnioną przemianą materii. Wytrzyma do jutra. A wtedy, jeśli Bóg zechce, z naszą L a d y będzie j u ż wszystko w p o r z ą d k u i będziemy m o g l i mu poświęcić t r o c h ę czasu. — M a j o r d o m o p o p a t r z y ł na Sukey przenikliwie. — C o ś mi się widzi, że będziesz go dobrze doglądać. W i ę ź n i o m p o z w o l o n o wziąć z b a g a ż y t y l k o u b r a n i e na z m i a n ę , resztę zabrali strażnicy. K e n n e d y jeszcze raz p r z e p r o s i ł za s k r o m n e przyjęcie i j u ż m i a ł za m k n ą ć drzwi n a z a m e k , gdy p o d e s z ł a d o niego Elżbieta i p o w i e d z i a ł a cicho: — M u s z ę p o r o z m a w i a ć p r y w a t n i e z C r e y n e m . To ważne. M a j o r d o m o zmarszczył brwi. — Madame, wiem, że jest p a n i o s o b ą uprzywilejo waną, lecz o t r z y m a ł e m r o z k a z y , by w a s tu umieścić wszystkich r a z e m . — K e n n e d y , j e s t e m czynną m e t a p s y c h i c z k ą i wy szkoloną k o r e k t o r k ą . Nie n a w i ą z a ł a m łączności z C r e y n e m , ale m o g ę wyczuć twoją p a n i ą i jej nie n a r o d z o n e dzieci i wiem, że właśnie w tej chwili są w p o w a ż n y m niebezpieczeństwie. Stąd nie m o g ę im p o m ó c , ale jeśli zabierzesz m n i e na d ó ł , do sali p o r o d o w e j . . . o właśnie! C r e y n m n i e wzywa! Kennedy tyczne. 23
również
~ Wielobarwny kraj t. 1
usłyszał
wezwanie
telepa
354
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
— Więc p r o s z ę ze m n ą . — Wziął ją p o d rękę, w y p r o w a d z i ł na k o r y t a r z i z a t r z a s n ą ł drzwi. R a i m o o d e z w a ł się k w a ś n y m t o n e m :
355
możliwości, a b y ś z a p r a g n ą ł ich o wiele więcej. A wte dy o d e b r a l i ci metafunkcje, ale t a k będzie do czasu, kiedy się p o d d a s z w stolicy ich reżimowi trenin
— A to ślicznie! N a s tu z a m k n i ę t o , ale P a n i e n k a w Czerwieni obejrzy sobie ognie sztuczne. — N i g d y b y m nie p o m y ś l a ł , że jesteś p o ł o ż n i k i e m - a m a t o r e m — z a k p i ł Aiken.
g o w e m u i kiedy zrobią z ciebie śliczną m a ł ą k o p i ę ich
— N i e słyszałeś tego typa? — J a s n e oczy R a i m a zabłysły, oblizał wargi. — Powiedział, że F i r v u l a g o wie zaczynają oblegać ten d o m ! C h c i a ł b y m to wi dzieć. M o ż e n a w e t wmieszać się do walki.
c z a r n e o c z k a rzucały złe błyski. — N i e m a s z z a p i p -
Sukey wykrzywiła szyderczo twarz. — N i e możesz się d o c z e k a ć , by wziąć u d z i a ł w P o l o w a n i u , p r a w d a ? D o c z e k a ć się, aż nabijesz na pikę głowę j a k i e g o ś p o t w o r a ? Ale kiedy płynęliśmy dzisiaj przez te bystrza, nie byłeś taki o d w a ż n y ! B r y a n i dziwnie zgaszony A i k e n D r u m wyszli na b a l k o n ; nie chcieli b r a ć u d z i a ł u w k ł ó t n i . Z o s t a w i o n a kolacja w y s t a r c z y ł a b y dla t u z i n a o s ó b , ale s k ł a d a ł a się tylko z z i m n y c h i pośpiesznie p r z y g o t o w a n y c h p o t r a w . A i k e n wziął pieczoną kurzą n ó ż k ę i zaczął ją obojętnie o g r y z a ć , r ó w n o c z e ś n i e b a d a j ą c zabezpie czenie b a l k o n u . O k a z a ł o się, że całkowicie o t a c z a go klatka z ozdobnych mosiężnych krat. — Stąd szybko nie wyfrunę, p r a w d a ? Myślę, że mógłbym przepiłować kraty którymś z vitrodurowych szpejów, j a k i e m a m w kieszeni. Ale nie w y g l ą d a n a t o , b y ucieczka się o p ł a c a ł a . T a n o w i e t a k m n i e zainteresowali s w o i m s ł o d k i m życiem, że g ł u p i o b y ł o by uciekać. — M a m wrażenie, że c h o d z i ł o właśnie o wyrobie nie u ciebie takiej p o s t a w y — rzekł B r y a n . — P o zwolili ci p o s m a k o w a ć tyle tylko z t w o i c h n o w y c h
samych. —
Więc t a k to sobie w y o b r a ż a s z , p r a w d a ? — Bła-
zeński u ś m i e c h A i k e n a był t a k szeroki j a k zawsze, ale c z o n e g o pojęcia a n i o
tym,
ani j a k m ó j
umysł
funkcjonuje. Jeśli zaś idzie o m e t a z d o l n o ś c i , jesteś tylko n o r m a l n y . N i e znasz i nigdy nie p o z n a s z tej władzy, więc nie częstuj m n i e z a s r a n y m i profesor skimi p r z e p o w i e d n i a m i na t e m a t , j a k się b ę d ę za chowywał! —
Założyli ci o b r o ż ę i d o b r z e ci z nią — o d p a r ł
łagodnie Bryan. A i k e n p s t r y k n ą ł lekceważąco w swój s r e b r n y na szyjnik. — T o ? T o tylko h a m u l e c d l a m o i c h metafunkcji. T e r a z jest skuteczny, bo jeszcze nie w y k o m b i n o w a łem, j a k go wyłączyć. Pracuję n a d t y m . Myślisz, że mają m n i e p o d swą władzą? C r e y n n a s a m y m począt ku z a p r o g r a m o w a ł w to i n h i b i t o r psychiczny. To t a k i m a ł y zrzęda siedzący w m ó z g u , k t ó r y bez przerwy daje do z r o z u m i e n i a , że spotkają n a s o k r o p n e rzeczy, jeśli s p r ó b u j e m y u c i e k a ć a l b o z r o b i m y cokolwiek, co zagrozi s p o k o j o w i i d o b r o b y t o w i n a s z y c h w s p a n i a łych t a ń s k i c h przyjaciół. A wiesz, ile jest w a r t ten i n h i b i t o r mający n a m n i e wpływać? G ó w n o w a r t . Przed m a ł ą Sukey i t ę p y m R a i m e m T a n o w i e są bezpieczni. Ale nie przed A i k e n e m D r u m e m . —
Obręcze... Czy j u ż wiesz, j a k działają poszcze
gólne rodzaje?
356
Julian May
— Nie wszystko, ale dość. Na przyjęciu w R o n i a h j e d n a z T a n e k w y g a d a ł a się, gdy grzecznie się do niej z a b r a ł e m . T e k o c h a n e obręcze t o a r t y k u ł p o d s t a w o wy, w z m a c n i a c z e m e n t a l n e zmieniające l a t e n t n y c h w a k t y w n y c h . Są w y p c h a n e p a s t y l k a m i b a r u , przez k t ó r e przebiega sieć z m i k r o s k o p i j n y m i ilościami ziem r z a d k i c h i o d r o b i n ą jeszcze i n n e g o szmelcu przywiezionego przez te błazny z macierzystej galak tyki. Obręcze T a n o w i e wyrabiają rzemieślniczo i mają m a s z y n y do h o d o w l i i wytłaczania pastylek. M a ł o co rozumieją, j a k to wszystko działa, a większość z nich wie jeszcze mniej na t e m a t teorii d z i a ł a n i a naszyj n i k ó w , tej całej m e t a p s y c h i k i . T e c h n o l o g i ą p r o d u k c j i zawiaduje w stolicy j a k i ś zespół, nazywający się B r a c t w o Zniewalających. — Czy poszczególne złote obręcze różnią się siłą... eee... w z m a c n i a n i a ? — Są wszystkie identyczne. I m o g ą zwiększać tylko t o , c o o s o b n i k j u ż p o s i a d a . Jeśli m a j e d n ą słabiutką u ś p i o n ą z d o l n o ś ć , zostanie s ł a b i u t k i m ak tywnym. Jeśli jest po g a r d ł o w y p c h a n y wszystkimi p i ę c i o m a m e t a f u n k c j a m i , będzie Wielkim M a g i e m . Większość T a n ó w jest m o c n a w zakresie jednej tylko metafunkcji i ma tendencję do wiązania się z i n n y m i tego typu. A faceci z kilku m o c n y m i funkcjami stanowią p r a w d z i w ą arystokrację. M o ż n a się b y ł o tego spodziewać. Jest to ten s a m wzorzec co w Ś r o d o wisku, tylko n a t a n d e t n ą skalę. K a ż d y goni z a t y m , n a co go stać. O ile m o g ł e m się z o r i e n t o w a ć , nie ma tu m ę t ó w klasy mistrzowskiej i niczego p o d o b n e g o do psychojedności Ś r o d o w i s k a . Bryan p o k i w a ł głową z n a m y s ł e m . — Już wyczułem b r a k hierarchii u tego l u d u .
W I E L O B A R W N Y KRAJ
357
Wcale b y m się nie zdziwił, gdyby się o k a z a ł o , że są na p o z i o m i e s p o ł e c z n y m systemu k l a n o w e g o . F a s c y n u jące... i n i e m a l nie s p o t y k a n e , b i o r ą c p o d uwagę s y m p t o m y ich wysokiej k u l t u r y . — To b a r b a r z y ń c y — oświadczył k a t e g o r y c z n i e Aiken. — I to właśnie w nich lubię! I nie są na tyle d u m n i , by nie włączać między siebie n a s , ludzi z u ś p i o n y m i zdolnościami... — Jeśli noszą s r e b r n e o b r o ż e . Aiken p a r s k n ą ł śmiechem. — A n o . S r e b r n e naszyjniki mają wszystkie włas ności wzmacniające złotych... o r a z o b w o d y sterowa nia. Szare o b r o ż e i te m a ł e dla m a ł p e k mają tylko sterowanie p l u s garść o b w o d ó w przyjemność/ból, a t a k ż e k o m u n i k a t o r telepatyczny o b a r d z o zmien n y m zasięgu. B r y a n wyjrzał przez b a l k o n . — Czy m a s z jakieś ślady m e n t a l n e na t e m a t tego, co się tu dzieje? T a m na dole d u ż y r u c h . C o r a z bardziej m n i e ciekawią ci F i r v u l a g o w i e . A i k e n zmarszczył brwi. — Było coś d z i w n e g o w o d c i ę t y c h g ł o w a c h przy wiezionych przez u c z e s t n i k ó w P o l o w a n i a . N i e k t ó r e z nich nie w y d a w a ł y się c a ł k i e m m a r t w e ! A po chwili zaczęły... j a k by to powiedzieć?... m i g o t a ć . Myśliwi je zabrali, więc nie zdołaliśmy im się d o b r z e przyjrzeć. Ale w t y m c a ł y m p r z e d s t a w i e n i u był j a k i ś element... podświadomy. Pojawili się Sukey i R a i m o w p o s z u k i w a n i u kolacji. — Czy wy coś słyszycie? — spytał ich Aiken. — M y ś l o w o ? P r ó b o w a ł e m , ale ten c h o l e r n y rygiel, jaki m i wstawił C r e y n , e k r a n u j e w s z y s t k o p o z a p a r u szeptami.
358
Julian May
Sukey z a m k n ę ł a oczy i z a t k a ł a uszy p a l c a m i . R a i m o stał j e d y n i e przez jakiś czas z o t w a r t y m i u s t a m i i wreszcie powiedział: — Słyszę tylko, j a k mi burczy w b r z u c h u . Biorę się za jedzenie. P o kilku m i n u t a c h Sukey, cierpliwie o b s e r w o w a n a przez A i k e n a i B r y a n a , o t w o r z y ł a oczy. — O d b i e r a m . . . usilne dążenie. Z licznych ź r ó d e ł m e n t a l n y c h , k t ó r e wyglądają różnie. N a d a j ą na innej długości fali niż ludzie. N a w e t niż T a n o w i e . M o g ę się d o nich d o s t r o i ć , ale t o t r u d n e . Czy m n i e rozumiecie? — R o z u m i e m y , dziecino — o d r z e k ł A i k e n . P o p a t r z y ł a z a n i e p o k o j o n a na niego, a n a s t ę p n i e na Bryana. — J a k sądzicie, co to m o ż e być? — Na p e w n o nic, czym musielibyśmy się m a r t w i ć — o d p o w i e d z i a ł Bryan. Sukey m r u k n ę ł a coś na t e m a t , że c h c i a ł a b y posie dzieć ze Steinem i wzięła do p o k o j u talerz z o w o c a m i i z i m n y m i m i ę s a m i . B r y a n o w i wystarczył byle j a k i sandwicz i k u b e k n a p o j u p o d o b n e g o do j a b ł e c z n i k a . A n t r o p o l o g stał t e r a z i patrzył na p o g r ą ż o n e w p ó ł m r o k u D a r a s k . N a wschodzie ośnieżone szczyty gigantycznej fortecy A l p N a d m o r s k i c h jeszcze świeci ły r ó ż e m z a c h o d z ą c e g o słońca. Niezwykłe, p o m y ś l a ł Bryan. Wydaje się, że te góry są t a k wysokie j a k główny t r z o n H i m a l a j ó w czy n a w e t M a s y w H l i t h s k jalf n a A s g a r d z i e . Z gór spływał c h ł o d n y w i a t r i przelatywał n a d bagnistymi r ó w n i n a m i , gdzie R o d a n zwalniał biegu i wziąwszy ostry s k o k w d ó ł w okolicy nie istniejącego L y o n u , wreszcie rozlewał się s z e r o k o . P o d r ó ż , k t ó r ą dzisiaj odbyli, p r z y p o m i n a ł a zejście
WIELOBARWNY KRAJ
359
po gigantycznych s c h o d a c h w wąwozie. Płynęli spo kojnie trzydzieści czy czterdzieści k i l o m e t r ó w , po czym n a p o t y k a l i dzikie bystrza, k t ó r e przerzucały ich na kolejne niższe p i ę t r o z szybkością łodzi o d r z u t o wej. P o m i m o z a p e w n i e ń k a p i t a n a H i g h j o h n a , Bryan miał wrażenie, że przeżył najgorsze t o r t u r y w życiu. O s t a t n i p a s bystrzy p o ł o ż o n y c h , j a k przypuszczał Bryan, w wąwozie o jakieś pięćdziesiąt k i l o m e t r ó w powyżej przyszłego M o s t u A w i n i o ń s k i e g o , był nie do wiary o k r o p n y . D ł u g i o k r e s s t r a c h u stępił zmysły B r y a n a a ż d o osłupienia. A i k e n D r u m prosił C r e y n a , by go nie usypiał na czas o s t a t n i e g o , najcięższego o d c i n k a spływu, p o n i e w a ż m i a ł c h ę t k ę n a sensacyjne przeżycia o p i s a n e przez B r y a n a . G d y statek f i k n ą ł kozła na ostatniej wielkiej k a t a r a k c i e i znalazł się na s p o k o j n y c h w o d a c h Jeziora P r o w a n s a l s k i e g o , A i k e n m i a ł szarozieloną twarz, a błyszczące zwykle oczy z m ę t n i a ł e o d szoku. — P i p c z o n a j a z d a diabelskim m ł y n e m — j ę k n ą ł . — W pipczonej b e t o n i a r c e ! G d y osiągnęli D a r a s k n a d D o l n y m R o d a n e m , mieli za sobą p r a w i e siedemdziesiąt k i l o m e r ó w prze bytych w mniej niż dziesięć godzin. Zwężające się k o r y t o rzeki wiło się, r o z d w a j a ł o i dzieliło na tu ziny o d n ó g rozdzielonych falującymi ł ą k a m i i bagnisk a m i , gdzie mieszkały s t a d a d ł u g o n o g i c h p t a k ó w o r a z k r o k o d y l e w k r e m o w e i c z a r n e p l a m y . Tu i t a m z błotnistej r ó w n i n y w y r a s t a ł y wysepki. Na szczycie jednej z n i c h z n a j d o w a ł o się D a r a s k ; w y g l ą d a ł o zupełnie j a k t r o p i k a l n a M o n t - S a i n t - M i c h e l górująca n a d m o r z e m traw. By p r z e d o s t a ć się z g ł ó w n e g o n u r t u R o d a n u w o d n o g ę wiodącą d o w a r o w n e g o m i a s t a , statek włączył silnik p o m o c n i c z y . W D a r a s k było
360
Julian May
m a ł e n a b r z e ż e osłonięte p i a s k o w c o w ą ścianą wyso kości p o n a d d w u n a s t u m e t r ó w , o p a r t ą o n i e d o s t ę p n e urwisko. W tej chwili w mieście, n a d k t ó r y m wznosił się w y s o k o p a ł a c , r a m o w i e zapalali l a m p k i n o c n e ; wspi nali się na wąskie d r a b i n y , by d o s i ę g n ą ć tych, k t ó r e były u m i e s z c z o n e n a k r o k s z t y n a c h w z d ł u ż d a c h ó w i posługiwali się b l o c z k a m i , by na w e w n ę t r z n y c h m u r a c h fortecznych zawiesić p i o n o w e girlandy świa teł. Na b a s t i o n a c h otaczających m i a s t o ludzie w służ bie wojskowej zapalali większe p o c h o d n i e . P o d o k i e m B r y a n a i i n n y c h oglądających to p o d r ó ż n y c h z o s t a ł a u r u c h o m i o n a iluminacja w szczególnym stylu T a n ó w , k t ó r a p o d k r e ś l a ł a zarys p a ł a c u i j e g o wież p u n k c i k a m i czerwieni i w k o l o r z e b u r s z t y n u , sym bolizującymi b a r w y h e r a l d y c z n e jego p s y c h o k i n e t y cznego p a n a , l o r d a C r a n o v e l a . Aiken przyjrzał się t a ń s k i m l a m p o m umieszczo n y m w z d ł u ż b a l k o n u , n a k t ó r y m stali. W y k o n a n e były z g r u b e g o , szlifowanego szkła i stały w m a ł y c h k a m i e n n y c h niszach, bez d r u t ó w ani części m e t a l o wych. Były z i m n e . — Bioluminescencja — z d e c y d o w a ł człowieczek w złotym u b r a n i u i p o t r z ą s n ą ł j e d n ą z n i c h . — Z a ł o ż y cie się, że to świecą m i k r o o r g a n i z m y ? Co to m ó w i ł Creyn? Że te l a m p y są u r u c h a m i a n e n a d m i a r e m m e t a e m a n a c j i ? To się zgadza. K a ż e się p a r u w o b r o ż a c h z niskiego szczebla, by wytworzyli p o t r z e b n ą falę w czasie, gdy grają w szachy, piją p i w o , czytają w kąpieli a l b o w y k o n u j ą jeszcze jakieś p ó ł a u t o m a t y czne... Bryan ledwie z w r a c a ł u w a g ę na spekulacje A i k e n a . Z a m i a s t e m n a otaczających j e b a g n i s k a c h b ł ę d n e
W I E L O B A R W N Y KRAJ
361
ogniki z a p a l a ł y własne l a m p y : m a ł e p l a m k i błękitu m e t a n o w e g o , m r u g a n i a r o b a c z k ó w świętojańskich, k t ó r e rozbłyskiwały i gasły w r o z p r o s z o n e j s y n c h r o nii, b l a d e b ł ą d z ą c e p ł o m y k i ślizgające się po z a m glonych w o d a c h w o k ó ł wyspy j a k z a g u b i o n e c z a r o dziejskie łódeczki. — T a m są c h y b a te świecące r o b a c z k i a l b o palące się gazy b ł o t n e — o d e z w a ł a się Sukey, kiedy stanęła za B r y a n e m i p o p a t r z y ł a na ciemniejący k r a j o b r a z . — T e r a z coś słyszę — p o w i e d z i a ł R a i m o . — Ale ż a d n y m m e t a s p o s o b e m . W y t o chwytacie? Wytężyli słuch. R o z c z a r o w a n a Sukey wydęła war gi— Żaby! W wiejącym wietrze rodził się p r a w i e niesłyszalny tryl, n a b i e r a ł m o c y i na k o n i e c rozbijał się w skom p l i k o w a n y p o t r ó j n y a k o r d d z w o n k ó w i p i s k ó w . Nie widzialny m a e s t r o p ł a z ó w skinął b a t u t ą i włączyły się dalsze głosy: chrząknięcia i p o m r u k i , w a r k o c z ą c e bębenki, mlaśnięcia i trzaski, dźwięki j a k b y wygwizd y w a n e n a p u s t y c h t r z c i n a c h . N o w e żabie głosy d o d a ł y d o tego n a ś l a d o w a n i e w o l n o kapiącej wody, s z a r p a n y c h s t r u n , trylu l u d z k i e g o g a r d ł a , brzęczenia wierteł, w z m o c n i o n y c h t o n ó w g i t a r o w y c h , a w t y m d ź w i ę k o w y m tle rozległo się z n a j o m e k u m k a n i e p o spolitej żaby, tego w y t r w a ł e g o stworzenia, k t ó r e za sześć m i l i o n ó w lat będzie t o w a r z y s z y ć ludzkości w kolonizacji odległych gwiazd. C z w o r o n a b a l k o n i e spojrzało p o sobie i wybuchnęło śmiechem. — M a m y miejsca w pierwszym rzędzie — stwier dził A i k e n — na w y p a d e k , g d y b y n a s t ą p i ł a inwazja Firvulagów. A ten niebieski d z b a n jest pełen czegoś
362
Julian May
W I E L O B A R W N Y KRAJ
c h ł o d n e g o i z d e c y d o w a n i e a l k o h o l o w e g o . Czy przy ciągniemy tu fotele i zaczniemy się w z m a c n i a ć w związku z p r z y b y c i e m p o t w o r ó w z g o d n i e z roz k ł a d e m jazdy? — Wszyscy za? — spytał Bryan. —
T a k jest!
Wyciągnęli k u b k i , a człowieczek w z ł o t y m u b r a n i u p o kolei j e n a p e ł n i ł . Elżbieta przycisnęła wierzch d ł o n i d o s p o c o n e g o czoła. O t w o r z y ł a oczy i w o l n o wypuściła p o w i e t r z e . C r e y n i z m i z e r o w a n y T a n u w pogniecionej żółtej t o d z e pochylili się z n i e p o k o j e m n a d jej fotelem. M y ś l C r e y n a d o t k n ę ł a jej myśli, p o d t r z y m u j ą c o , p y t a j ą c o . Tak. Oddzieliłam je. Definitywnie. Przepraszam słaba moja zdolność rdza nieużywanie. Teraz urodzą. Myśl Lorda Cranovela płacz z wdzięczności. Bezpieczne ach bezpieczne moje kochanie?
A
Kobietyludzie odporniejsze niż Tanu. Teraz wyzdrowieje. M ę ż c z y z n a w żółtej t o d z e k r z y k n ą ł g ł o ś n o :
tak się ona? łatwo
— Estella-Sirone! — I wybiegł z k o m n a t y . P o p a r u c h w i l a c h kłótliwy wrzask n o w o r o d k a dobiegł uszu d w o j g a czekających. Elżbieta uśmiech nęła się d o C r e y n a . Z a o k n a m i p a ł a c u m g ł y zaczęły szarzeć; n a s t a w a ł świt. — N i g d y nie m i a ł a m do czynienia z niczym p o d o b n y m — p o w i e d z i a ł a Elżbieta. — D w a nie n a r o d z o n e umysły t a k splecione, t a k wzajemnie wrogie. Oczywiście bliźniaki jednojajowe. Ale wydaje się n i e p r a w d o p o d o b n e , b y a u t e n t y c z n a w r o g o ś ć była zdolna...
363
K o b i e t a T a n u cała w czerwieni w y s u n ę ł a głowę zza k o t a r y na d r z w i a c h i z a w o ł a ł a : — Śliczna dziewczynka! N a s t ę p n e w pozycji p o śladkowej, ale w y d o b ę d z i e m y je bezpiecznie, nie ma obawy. — Znikła. Elżbieta w s t a ł a z fotela i p o d e s z ł a z m ę c z o n a do o k n a . P o r a z pierwszy o d tylu g o d z i n , k t ó r e spędziła przy sali p o r o d o w e j , p o z w o l i ł a swej myśli p o b i e c w dal. Na z e w n ą t r z z n a j d o w a ł y się a n o m a l i e n a p i e r a jące c o r a z bliżej i p o t y k a j ą c e się n a w z a j e m o swe w s t r ę t n e żądze. T a k i e m a ł e , p o d n i e c o n e , nieludzkie umysły, w y r a ź n i e a k t y w n e , zmieniające kształty d u s z w chwili, kiedy chciała je uchwycić d l a z b a d a n i a . W y m y k a ł y się jej, tworzyły p r z e b r a n i a , b l a d ł y i roz błyskiwały, kurczyły się do m i k r o s k o p i j n e j wielkości lub w y d y m a ł y w p o t w o r y o g r o ź n y c h p o s t a w a c h w wirującej w o k ó ł wież w y s p o w e g o p a ł a c u m e n t a l no-fizycznej mgle. Krzyknęło drugie dziecko. P r z e n i k n i ę t y d o głębi straszliwym z r o z u m i e n i e m umysł Elżbiety s p o t k a ł się z myślą C r e y n a . Ze s k o m p l i k o w a n y c h emocji T a n u wydzieliła się p o w o l i k r o p l a żalu, p o c z y m C r e y n z a t r z a s n ą ł m i ę d z y nimi nieprzenikalny ekran. Elżbieta p o d b i e g ł a d o drzwi w e w n ę t r z n e j k o m n a t y i r o z s u n ę ł a k o t a r y . K i l k a k o b i e t , z a r ó w n o ludzkich, j a k i t a ń s k i c h , z a j m o w a ł o się m ł o d ą m a t k ą , człowie czą k o b i e t ą w z ł o t y m naszyjniku. Estella-Sirone u ś m i e c h a ł a się trzymając przy prawej piersi śliczną dziewczynkę. O b o k niej klęczał C r a n o v e l i ocierał jej czoło. P i e l ę g n i a r k a T a n u w czerwieni p r z y n i o s ł a drugie dziecko, by je p o k a z a ć Elżbiecie. Był to m a l u t k i
I W O JE W
364
Julian May
chłopiec, ważący o k o ł o d w ó c h k i l o g r a m ó w , p o m a r szczony j a k starzec, z o g r o m n ą głową gęsto p o r o ś niętą c i e m n y m i m o k r y m i włosami. M i a ł s z e r o k o o t w a r t e oczy, a z ust pełnych m a l e ń k i c h ostrych zębów w y d o b y w a ł się cienki skrzek. P o d spojrzeniem Elżbiety człowieczek z a m i g o t a ł i p o k r y ł się sierścią na całym ciele, z n ó w z a m i g o t a ł i zmienił się w s o b o w t ó r a swej pulchnej b l o n d siostrzyczki. — To Firvulag, przemieniec — o z n a j m i ł a pielę g n i a r k a . — To b r a t n i e cienie T a n ó w od p o c z ą t k u świata. Z a w s z e przy nas, zawsze przeciw n a m . N a szczęście r z a d k o się z d a r z a , by rodzili się j a k o bliź niacy. Większość z nich u m i e r a przy p o r o d z i e , a m a t ki wraz z nimi. — Co z n i m zrobicie? — spytała Elżbieta. Zafas c y n o w a n a , p r z e r a ż o n a , w y s o n d o w a ł a m a ł y obcy u m y s ł i r o z p o z n a ł a a n o r m a l n ą m o d ł ę , teraz już w pełni o d d z i e l o n ą od bardziej złożonej s t r u k t u r y psychicznej j e g o tańskiej siostry.
W I E L O B A R W N Y KRAJ
365
pustych m a ł y c h ł ó d e k . W e w r o t a c h śluzy z n a j d o w a ł a się furtka z b r ą z o w y m ryglem, k t ó r y k o s m i t k a od sunęła. U w a ż a j na swój umysł — ostrzegła i wyszła na zewnątrz, k u p e ł n e m u mgły b a s e n o w i p o r t o w e m u . Świeciły w n i m światełka, k t ó r e rzuciły się ku n i m z zatrważającą szybkością, lecz z u p e ł n i e bezdźwięcz nie. Po nich n a p ł y n ę ł o pojedyncze c i e m n o z i e l o n e światło, k t ó r e zmieniło się w c z t e r o m e t r o w ą kulę toczącą się po p o w i e r z c h n i w o d y i rwącą wypeł niającą b a s e n p o r t o w y mgłę na strzępy. B a r d z o o s t r o ż n i e Elżbieta r o z s u n ę ł a t k a n i n ę złu dzenia i spojrzała do w e w n ą t r z . Była t a m ł ó d ź , a raczej m a ł a p ł a s k o d e n k a , p o p y c h a n a b o s a k i e m przez k a r z e ł k o w a t e g o mężczyznę. N a d z i o b i e siedzia ła m a l u t k a p y z a t a k o b i e t a z z a m k n i ę t y m k o s z y k i e m na kolanach.
— J e g o lud czeka na niego. A więc, j a k zawsze, o d d a m y g o im. Czy chciałabyś t o zobaczyć?
A więc widzisz nas, tak? Elżbieta z a c h w i a ł a się; p r z e d jej o c z a m i w y b u c h ł a świetlna z a p o r a . Język t a k jej s p u c h ł , j a k b y m i a ł ją udusić. Ręce Elżbiety p o k r y ł y się p ę c h e r z a m i , poczer niały, zaczęły p ę k a ć i piec się w ż y w y m p ł o m i e n i u .
Elżbieta skinęła głową bez słowa. Pielęgniarka szybko zawinęła n o w o r o d k a w miękki ręcznik i pośpiesznie wyszła z k o m n a t y p o r o d o w e j . Elżbieta z najwyższym wysiłkiem d o t r z y m y w a ł a jej k r o k u w biegu na d ó ł , p i ę t r o za p i ę t r e m , po k a m i e n nych s c h o d a c h , p u s t y c h , rozbrzmiewających echem i rozświetlonych tylko m a ł y m i l a m p k a m i w k o l o r z e r u b i n u i b u r s z t y n u . Wreszcie dobiegły do piwnicy. Ociekający wilgocią k o r y t a r z p r o w a d z i ł aż do ze w n ę t r z n y c h m u r ó w m i a s t a i wielkiej z a m k n i ę t e j śluzy, o b o k której w wewnętrznej przystani s t a ł o m n ó s t w o
Popamiętasz nas, parweniuszko! — O s t r z e g a ł a m cię — p o w i e d z i a ł a k o b i e t a T a n u . Elżbieta p o c z u ł a , że p o d t r z y m u j ą ją o b c e ręce. Widziała tylko odpływającą w c i e m n o ś ć p ł o m i e n n ą kulę. U s t a m i a ł a z d r o w e , ręce nie u s z k o d z o n e . — F i r v u l a g o w i e są swego r o d z a j u a k t y w n y m i met a p s y c h a m i — d o d a ł a pielęgniarka. — Większość z nich potrafi tylko j a s n o słyszeć i t w o r z y ć iluzje, ale te bywają t a k m o c n e , że n i e p r z y g o t o w a n y umysł m o ż e przez nie oszaleć. My dajemy sobie nieźle z nimi r a d ę w okresie Wielkiej Bitwy, a tak-
W y s o k a p i e l ę g n i a r k a wzruszyła m o a i
366
Julian May
że przy większości i n n y c h okazji. Ale nie w o l n o d a ć im się zaskoczyć. N o w o r o d e k znikł. W kilka chwil później zgasł także zielony blask, a przez strzępy mgły zaczęło p r z e g l ą d a ć światło d n i a . W y s o k o n a m u r a c h o b r o n nych kobiecy głos śpiewał obce słowa do znanej melodii. — W r a c a m y — p o w i e d z i a ł a pielęgniarka. — M ó j L o r d i L a d y będą ci b a r d z o wdzięczni. M u s i s z przyjąć należne p o d z i ę k o w a n i a , a później posiłek i o d p o c z y nek. Będzie m a ł e święto r o d z i n n e : n a d a n i e dziecku imienia i n a ł o ż e n i e pierwszego, m a l e ń k i e g o z ł o t e g o naszyjnika. Proszą, a b y ś t r z y m a ł a dziecko p o d c z a s tej ceremonii. T o wielki zaszczyt. — Ja j a k o w r ó ż k a c h r z e s t n a — szepnęła Elżbieta. — Co za świat! C z y m a m także n a d a ć dziecku imię? — O n o j u ż ma imię. Z g o d n i e z naszą tradycją n a d a j e m y imię p o k i m ś , k t o o s t a t n i o przeszedł n a ł o n o T a n y . D z i e c k o będzie się n a z y w a ł o E p o n e i d a ł a b y Bogini, by b y ł o szczęśliwsze niż o s t a t n i e , k t ó r e n o s i ł o t o imię.
15 A m e r i e zeszła na brzeg j e z i o r a w chwili, gdy uwol nieni więźniowie b a l a s t o w a l i swe pośpiesznie na d m u c h a n e łodzie. m— M u s i a ł a m d a ć Felicji ś r o d e k uspokajający. C h c i a ł a r o z e d r z e ć n a sztuki tego b i e d n e g o c y m b a ł a . — Nic dziwnego — m r u k n ą ł Klaudiusz. — Mnie też kusiło, g d y sobie p r z e m y ś l a ł e m s p r a w ę . R y s z a r d n a c i s k a ł o b u s t o p a m i gruszki syfonowe, pompując wodę do komór dwóch dekamolowych ł ó d e k leżących na brzegu, swojej i K l a u d i u s z a . Star szy p a n ł a d o w a ł d o nich b a g a ż . R y s z a r d z n o w u p r z e b r a ł się w k o s t i u m p i r a t a , k r ó t k o poleciwszy mniszce, b y „ c h w i l o w o " z a c h o w a ł a j e g o płaszcz k o s m o n a u t y . Ale teraz z m i a ż d ż y ł ją w z r o k i e m . — Być m o ż e D o u g a l n i e ś w i a d o m i e o d d a ł n a m wszystkim przysługę. K t o wie, w co by się zmieniła Felicja, gdyby n a ł o ż y ł a złotą obręcz? — O to właśnie idzie — p r z y z n a ł K l a u d i u s z . — Ale z n o w u , gdyby ją m i a ł a , my nie musielibyśmy się m a r t w i ć o zagrożenie ze s t r o n y żołnierzy, przynaj mniej teraz. A w obecnej sytuacji b ę d z i e m y mieli l a d a chwila na k a r k u jakieś siły z b r o j n e . P o l e walki nie m o g ł o być d a l e k o o d n a s t ę p n e g o fortu.
H?n M i n t a m i
nu Tb
368
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
— Wy dwaj, j a k tylko skończycie, p o m ó ż c i e mi z Felicją — p o w i e d z i a ł a A m e r i e . — Y o s h przeszukuje b a g a ż , by o d z y s k a ć co trzeba z naszych rzeczy. — Jest t a m b r o ń ? — spytał Ryszard. — C h y b a nasze uzbrojenie zostawili w Z a m k u Przejścia. Jest większość narzędzi. Ale zdaje się, że ż a d n y c h m a p ani k o m p a s ó w . K l a u d i u s z i R y s z a r d spojrzeli po sobie. P a l e o n tolog powiedział: — Więc to będzie żegluga na n o s a i niech diabli wezmą o s t a t n i e g o . Zajmij się swoimi s p r a w a m i , A m e rie. Z a p a r ę m i n u t d o ł ą c z y m y . Po s k o ń c z o n e j walce, gdy uwolnili wszystkich więźniów, odbyli pośpieszną n a r a d ę i zdecydowali, że największe szanse ucieczki daje p o d r ó ż w o d ą , po jednej a l b o dwie o s o b y w d e k a m o l o w e j łódeczce r a t u n k o w e j z Z e s t a w u Przeżycia. T y l k o pięciu Cyga n ó w zlekceważyło ostrzeżenia K l a u d i u s z a p r z e d nie bezpieczeństwem j a z d y n a wrażliwych n a s t e r o w a n i e o b r ę c z a m i c h a l i k a c h . Mieli z a m i a r wrócić i z a a t a k o w a ć p o s t e r u n e k przy moście wiszącym za p o m o c ą zabranej z a b i t y m ż o ł n i e r z o m b r o n i i w ich skrwawio nych zbrojach. Reszta uciekinierów o d n o w i ł a więzy zadzierzgnięte jeszcze w g o s p o d z i e , poszczególne g r u p y z n ó w się połączyły; z a p l a n o w a n o w s p ó l n y r a t u n e k . K l a u d i u s z j a k o j e d y n y mający p r a k t y c z n ą z n a j o m o ś ć kraj o b r a z u p l i o c e n u z a p r o p o n o w a ł dwie możliwe drogi ucieczki. Pierwsza, k t ó r a najszybciej z a w i o d ł a b y ich n a dzikie tereny, w y m a g a ł a krótkiej p o d r ó ż y n a p ó ł n o c n y w s c h ó d przez górne przewężenie jeziora Bresse do wąwozów p r o w a d z ą c y c h ku gęsto p o r o ś niętych lasami W o g e z o m . Miało to j e d n a k złą s t r o n ę :
369
w y m a g a ł o przecięcia g ł ó w n e g o szlaku d o F i n i a h n a przeciwległym brzegu jeziora. Ale gdyby u d a ł o im się u n i k n ą ć p a t r o l u j ą c y c h jeźdźców, znaleźliby się w gó rach przed wieczorem i skryli w ś r ó d skał. D r u g a t r a s a w y m a g a ł a przepłynięcia najszerszej części jeziora na p o ł u d n i o - w s c h ó d , by d o t r z e ć do brzegu u p o d n ó ż a J u r y odległej o o k o ł o sześćdziesiąt kilometrów, n a s t ę p n i e by p o s u w a ć się na p o ł u d n i e górami. Istniały duże szanse, że kraj w t y m k i e r u n k u będzie całkowicie nie z a m i e s z k a n y , gdyż za J u r ą znajdowały się Alpy. Z drugiej j e d a k s t r o n y b y ł o p r a w d o p o d o b n e , że m i e s z k a ń c y n a d b r z e ż n y c h for tów mają w ł a s n e łodzie i m o g ą na nich z o r g a n i z o w a ć pościg. M o ż l i w e b y ł o , że uciekinierzy u m k n ą na łodziach p r z e d p o g o n i ą t a ń s k i c h p a c h o ł k ó w , ale wiatr był z m i e n n y , a p r a w i e b e z c h m u r n e n i e b o wska zywało, ż e m o ż e u c i c h n ą ć zupełnie, p o d o b n i e j a k t o było wczoraj. Jeśli zaś zastopują ł ó d k i z nadejściem nocy, m o g ą zwrócić na siebie u w a g ę F i r v u l a g ó w . Basil z p e ł n y m p r z e k o n a n i e m g ł o s o w a ł za szla kiem k u J u r z e , n a t o m i a s t k o n s e r w a t y z m K l a u d i u s z a skłaniał go ku W o g e z o m . Ale A l p i n i s t a z d o ł a ł prze k o n a ć większość. Z d e c y d o w a n o więc w k o ń c u , że wszyscy, z wyjątkiem resztki G r u p y Zielonej o r a z pozostałego przy życiu r o n i n a Y o s h a , p o p ł y n ą n a p o ł u d n i e . Więźniowie pośpiesznie zdjęli swe b a g a ż e z chalików i zeszli j a r e m na m a ł ą plażę p o d urwis kiem. Ł o d z i e były g o t o w e d o spuszczenia n a w o d ę . G d y pierwsza z nich j u ż rozwijała żagle, Ryszard ukończył b a l a s t o w a n i e d w ó c h ł ó d e k należących d o Zielonych i w d r a p a ł się na g ó r ę w p o s z u k i w a n i u reszty. Z a s t a ł tu K l a u d i u s z a , A m e r i e i Y o s h a stojących 24
— Wielobarwn> k n i i t
I
370
Julian May
n a d ciałem n i e p r z y t o m n e j Felicji. J a p o ń s k i wojownik powiedział: — Z n a l a z ł e m p r z y b o r y ciesielskie K l a u d i u s z a o r a z noże, siekierki i piły z naszych Z e s t a w ó w Przeży cia i D r o b n e g o R o l n i k a . — P o d a ł R y s z a r d o w i ohyd nie p o p l a m i o n y p a k u n e k . — A tutaj m a s z także p r z e o c z o n y przez C y g a n ó w łuk i strzały. — Jesteśmy ci wdzięczni, Y o s h — o d e z w a ł się starszy p a n . — Ł u k m o ż e n a m się b a r d z o p r z y d a ć . P o z a żelaznymi p o r c j a m i m a m y b a r d z o m a ł o żywno ści, a w z e s t a w a c h są tylko sidła i p r z y b o r y rybołów cze. Ci, co idą na p o ł u d n i e z Basilem, będą mieli czas sporządzić sobie uzbrojenie, jeśli osiągną wybrzeże Jury. Ale naszej grupie o wiele bardziej z a g r a ż a pościg na lądzie. N i e w o l n o n a m się z a t r z y m y w a ć , a p o l o w a ć m o ż e m y tylko w d r o d z e . — Ale ty, Y o s h , p o w i n i e n e ś pójść z n a m i — powie działa A m e r i e . — Czy nie zmienisz z d a n i a ? — M a m własny Z e s t a w Przeżycia o r a z lancę Ta ta. Z a b i o r ę resztę narzędzi p o z o s t a w i o n y c h przez t a m t y c h na brzegu. Ale nie pójdę ani z n i m i , ani z w a m i . — W s k a z a ł na n i e b o . — M a m tu obowiąz ki. W i e l e b n a Siostra udzieliła m e m u b i e d n e m u przy jacielowi O s t a t n i e g o N a m a s z c z e n i a . Ale nie w o l n o zostawić T a t a ś c i e r w n i k o m . G d y skończę, m a m za m i a r pójść p i e c h o t ą w p r o s t n a p ó ł n o c d o M a r n y . W p ł y w a do plioceńskiej Sekwany, a S e k w a n a płynie d o A t l a n t y k u . N i e p r z y p u s z c z a m , b y T a n o w i e za wracali sobie głowę p o g o n i ą za p o j e d y n c z y m czło wiekiem. — No cóż... nie kręć się tutaj zbyt d ł u g o — o d r z e k ł Ryszard z powątpiewaniem. R o n i n szybko u k l ą k ł przy b e z w ł a d n y m ciele Felicji
W I E L O B A R W N Y KRAJ
371
i u c a ł o w a ł jej c z o ł o . O g a r n ą ł p o w a ż n y m w z r o k i e m wszystkich p o z o s t a ł y c h . — Musicie się d o b r z e o p i e k o w a ć t y m s z a l o n y m dzieckiem. Z a w d z i ę c z a m y jej w o l n o ś ć , a jeśli B ó g pozwoli, o n a n a w e t m o ż e spełnić swe z a m i a r y . M a n a to d o ś ć sił. — W i e m y o t y m — o d p a r ł a z a k o n n i c a . — Błogo sławię cię na d r o g ę , Y o s h i m i t s u - s a n . W o j o w n i k wstał, skłonił się i o d s z e d ł . — C z a s i na n a s — p o w i e d z i a ł K l a u d i u s z . W r a z z A m e r i e podnieśli wzruszająco lekkie ciało dziew czyny, R y s z a r d zaś z a b r a ł jej h e ł m , b a g a ż , n a r z ę d z i a i broń. Postawili żagle i odpłynęli j a k o o s t a t n i . O d e t c h n ę l i d o p i e r o , gdy byli d a l e k o o d brzegu. W o d y jeziora były z i m n e , niebieskie i nieprzezroczyste. W p ł y w a ł y d o ń rzeki p ł y n ą c e z p ó ł n o c n o - w s c h o d u z J u r y i z L a s u W o g e z ó w . A m e r i e p a t r z y ł a na o d d a l a j ą c y się brzeg, gdzie w o l n o spływały z góry p t a k i p a d l i n o ż e r n e . — K l a u d i u s z u . . . z a s t a n a w i a ł a m się n a d czymś. C z e m u E p o n e nie u m a r ł a wcześniej p o z a d a n i u jej t a k straszliwych r a n ? Z a n i m R y s z a r d , Y o s h i D o u g a l d o t a r l i d o niej, była j u ż d o s ł o w n i e r o z e r w a n a n a kawałki. P o w i n n a w y k r w a w i ć się na śmierć a l b o umrzeć od s z o k u . Ale żyła. — L u d z i e w forcie mówili ci, że T a n o w i e są p r a w i e niewrażliwi n a r a n y . C o , j a k sądzisz, m i a ł o t o o z n a czać? — N i e wiem... M o ż e m y ś l a ł a m , że kosmici są zdolni swą siłą zniewalania o b r o n i ć się p r z e d na p a s t n i k a m i . Ale nie śniło mi się n a w e t , że T a n u może przeżyć takie u s z k o d z e n i a ciała. T r u d n o " i e t r a k t o w a ć ich j a k o istot p r a w i e ludzkich, bio-
372
Julian May
rąc p o d u w a g ę p l a n r o z r o d c z y , o k t ó r y m m ó w i ł a n a m Epone. — N a w e t ludzie nie posiadający metafunkcji kur c z o w o trzymają się życia. W k o l o n i a c h b y w a ł e m świadkiem rzeczy c h o l e r n i e bliskich c u d o m . A jeśli idzie o w z m o ż e n i e funkcji m e n t a l n y c h , k t ó r e T a n o m zapewniają ich obręcze... — Ciekawe, czy tu na W y g n a n i u mają u r z ą d z e n i a regeneracyjne? — Myślę, że t a k , przynajmniej w m i a s t a c h . I jesz cze, Bóg wie, j a k ą inną technikę. J a k d o t y c h c z a s widzieliśmy t y l k o obręcze, k a l i b r a t o r sił u m y s ł o w y c h i to u r z ą d z e n i e rewidujące, k t ó r e g o użyli w o b e c n a s , gdy tylko przeszliśmy przez b r a m ę czasu. — A c h t a k . A to n a s p r o w a d z i do sprawy zabój czego sztyletu. Starszy p a n zdjął w i a t r ó w k ę i p o d ł o ż y ł ją sobie p o d plecy na o p a r c i u siedzenia w łódce. — N i e wątpię, że nasz przyjaciel, a n t r o p o l o g Bryan, m ó g ł b y n a m opowiedzieć o legendarnej w r o gości między c z a r o w n i c a m i i żelazem. Z a p e w n e wy t ł u m a c z y ł b y t o j a k o e c h o n a p i ę ć między k u l t u r a m i epoki b r ą z u i żelaza... J a k b y nie było, folklor e u r o p e j ski niemal p o w s z e c h n i e podaje, że żelazo jest od rażające a l b o n a w e t śmiertelne dla S t a r e g o L u d u . — O c h , na litość boską, K l a u d i u s z u ! — w y b u c h ł a m n i s z k a . — E p o n e była k o s m i t k ą , a nie j a k ą ś choler ną strzygą! — No to w y t ł u m a c z mi, czemu nie w y k o ń c z y ł y jej ukąszenia psodźwiedzi, o d r ą b a n i e k o ń c z y n i r a n y z a d a n e mieczem z b r ą z u , a wystarczyło j e d n o pchnię cie stalowego ostrza. Amerie z a s t a n a w i a ł a się przez chwilę.
WIELOBARWNY KRAJ
373
— Być m o ż e żelazo z a k ł ó c a w j a k i ś s p o s ó b działa nie obręczy. K r e w T a n ó w jest t a k s a m o c z e r w o n a j a k n a s z a i z a p e w n e r ó w n i e b o g a t a w żelazo. Być m o ż e ich ciała, u m y s ł y i naszyjniki działają w delikatnej h a r m o n i i , k t ó r ą m o ż e zerwać w p r o w a d z e n i e znacznej m a s y żelaza. Ż e l a z o m o ż e n a w e t z a c h w i a ć t ę r ó w n o wagę, jeśli znajdzie się blisko p o w i e r z c h n i a u r y cieles nej. P a m i ę t a s z Steina i j e g o t o p ó r bojowy? N i k t z załogi z a m k u nie był w stanie p r z e s z k o d z i ć mu w rzezi... co w ó w c z a s nie u d e r z y ł o m n i e j a k o coś niezwykłego. Ale teraz, gdy wiemy więcej, wydaje mi się to znaczące. — Zrewidowali nas dość dokładnie — odrzekł K l a u d i u s z . — R o z u m i e m też, dlaczego strażnicy nie potrafili o d e b r a ć Steinowi j e g o siekiery. Ale j a k tu prześliznął się n ó ż Felicji? — N i e m a m pojęcia. C h y b a że byli niedbali i nie z b a d a l i jej n ó g . A m o ż e z ł o t o p o c h w y zdezorien t o w a ł o wykrywacz. W y n i k a ł y b y z tego możliwości kontrtaktyki. K l a u d i u s z przyjrzał się jej z m r u ż o n y m i o c z a m i . W jej głosie b r z m i a ł o coś n o w e g o i zaskakującego: wzbierająca siła. —
Z a c z y n a s z m ó w i ć j a k Felicja! To dziecko nie
m a ż a d n y c h o p o r ó w przed w y t ę p i e n i e m wszystkich T a n ó w ! N i e przejmuje się, że rządzą całą z a k i c h a n ą planetą! N a t w a r z y A m e r i e pojawił się d z i w n y uśmiech. — Ale to n a s z a p l a n e t a . I za sześć m i l i o n ó w lat my tu będziemy. A o n i nie. Przycisnęła r u m p e l r a m i e n i e m ; s t e r o w a ł a p r o s t o n a w s c h ó d . W z m a g a j ą c y się w i a t r wypełnił żagiel. D o p ł y n ę l i za o s ł o n ę błotnistej wyspy, zrzucili
374
Julian May
żagle, z d e m o n t o w a l i i wypuścili p o w i e t r z e z masz t ó w i kilów. Ł o d z i e z a m a s k o w a l i n a r ę c z a m i ścię tych trzcin i m ł o d y c h wierzb. Na miejsce sterów z a m o n t o w a l i n a rufach d e k a m o l o w e wiosła d o ś r u b o wania. Człowiek s k u l o n y na rufie m ó g ł , poruszając wiosłem, n a d a ć łódeczce ledwie dostrzegalny r u c h d o przodu. — D w i e godziny zabierze n a m przepłynięcie d w ó c h kilosów do brzegu t y m s p o s o b e m — z a p r o t e s t o w a ł Ryszard. — Ciszej — ostrzegł go K l a u d i u s z . — Po wodzie głos niesie się d a l e k o . — P o d s u n ą ł swą ł ó d ź bliżej R y s z a r d a . — G d z i e ś na t y m brzegu jest t r a k t , m o ż e n a w e t i fort, w k t ó r y m mieliśmy z a t r z y m a ć się dziś r a n o n a o d p o c z y n e k . M u s i m y d o b r z e się u k r y w a ć , p ó k i się nie u p e w n i m y , że brzeg jest czysty. R y s z a r d z a ś m i a ł się n e r w o w o . — Brzeg jest czysty! Więc to stąd wziął się ten frazes! Z a p e w n e piraci... — Z a m k n i j się, s y n u — o d r z e k ł starszy p a n przyci s z o n y m i o c h r y p ł y m ze zmęczenia głosem. — Po p r o s t u od tego miejsca p ł y ń za m n ą i u d a w a j , że jesteś k u p ą u n o s z ą c y c h się na wodzie gałęzi. K l a u d i u s z w i o s ł o w a ł t a k w o l n o , że nie z o s t a w i a ł na p o w i e r z c h n i w o d y ż a d n e g o śladu; w y d a w a ł o się, że łodzie dryfują od wysepki do wysepki, s t o p n i o w o zbliżając się do p ł a s k i e g o brzegu, gdzie trzciny i t r a w y rosły na pięć m e t r ó w w górę, a d ł u g o n o g i e p t a c t w o w o d n e o r ó ż o w y m , niebieskim i olśniewająco b i a ł y m upierzeniu p r z e c h a d z a ł o się po płyciźnie, dźgając d z i o b a m i żaby i ryby. Słońce p o d n i o s ł o się wyżej. Z r o b i ł o się nieznośnie g o r ą c o i w i l g o t n o . Pojawiły się n a d nimi jakieś kłujące
W I E L O B A R W N Y KRAJ
375
m u s z k i . Uwięzieni p o d maskującą zielenią szukali w swych niewygodnie z a p a k o w a n y c h b a g a ż a c h jakie gokolwiek ś r o d k a odstraszającego, lecz z a n i m go znaleźli, mieli j u ż p e ł n o swędzących bąbli. Po d ł u g i m i n u d n y m w i o s ł o w a n i u łodzie przybiły do p o r o ś niętego d ż u n g l ą b ł o t n i s t e g o brzegu, gdzie gęsto rosły b a m b u s y grubości ludzkiego u d a . K w i a t y n a wiecznie zielonych liściastych d r z e w a c h p a c h n i a ł y m d l ą c ą sło dyczą. Po b ł o t n i s t y m gruncie biegła ścieżka zwierzy ny, t w a r d o u b i t a szerokimi, p ł a s k i m i s t o p a m i . Wy glądała, j a k b y m i a ł a ich z a p r o w a d z i ć n a wyżej p o ł o żony teren. — To jest to — powiedział K l a u d i u s z . — Wypusz c z a m y p o w i e t r z e z ł ó d e k i r u s z a m y stąd piechotą. R y s z a r d w y d o s t a ł się ze sterty trzcin i gałązek swej łodzi i przyjrzał się okolicy z n i e s m a k i e m . — O Jezu, K l a u d i u s z u . M u s i a ł e ś w y b r a ć n a m l ą d o w i s k o w z a s r a n y m bagnie? I wygadują na zie lone p i e k ł o ! Tu się na p e w n o roi od węży. A p o patrzyłeś na te ślady? T u t a j się kręci c o ś n a p r a w d ę paskudnego! — O c h , wypchaj się, R y s z a r d z i e — o d e z w a ł a się A m e r i e . — P o m ó ż mi wynieść Felicję na brzeg, a p o s t a r a m się ją ocucić, wy zaś... — Wszyscy p a d n i j ! — syknął r o z k a z u j ą c o starszy pan. Skulili się w ł o d z i a c h i wytężyli w z r o k w k i e r u n k u , z k t ó r e g o przybyli. Za b ł o n i s t y m i w y s e p k a m i , gdzie jezioro b y ł o głębokie, a w i a t r wiał bez p r z e s z k ó d , płynęły d w a j e d n o m a s z t o w c e zupełnie n i e p o d o b n e d o s t a t k ó w uciekinierów. L a w i r o w a ł y p o w o l i w kierun ku północnym. — N o , t e r a z wiemy, gdzie znajduje się fort — za-
376
Julian May
WIELOBARWNY KRAJ
uważył K l a u d i u s z . — Na p o ł u d n i e stąd i zapew n e n i e d a l e k o . P r a w d o p o d o b n i e n a p o k ł a d a c h mają lornety. M u s i m y się przyczaić, aż o p ł y n ą t a m t e n przylądek. Czekali. Spływający im po skórze p o t wywoływał swędzenie. P o d r a ż n i o n e jego z a p a c h e m m u s z k i zabzykały i z a b r a ł y się do ich niezabezpieczonych oczu i nozdrzy. K l a u d i u s z o w i z a b u r c z a ł o w b r z u c h u ; przy p o m n i a ł sobie, że p r a w i e od d w u n a s t u g o d z i n nic nie j a d ł . R y s z a r d o d k r y ł , ż e n a d lewym u c h e m m a ukrytą we w ł o s a c h lepką r a n ę ; to s a m o o d k r y ł y miejscowe m u c h y o d m i a n y plujka. A m e r i e bezskutecznie p r ó b o w a ł a się m o d l i ć , ale jej b a n k pamięci o d m ó w i ł p o d a nia j a k i c h k o l w i e k tekstów, z wyjątkiem m o d l i t w y przed j e d z e n i e m o r a z „ W s z y s t k i c h n a s z y c h dziennych spraw". Felicja j ę k n ę ł a . — Zakryj jej u s t a , Ryszardzie — p o w i e d z i a ł K l a u diusz. — Ucisz ją tylko na p a r ę m i n u t . G d z i e ś z a k w a k a ł y kaczki. G d z i e ś indziej jakieś zwierzę w p o s z u k i w a n i u p o s i ł k u węszyło, c h r z ą k a ł o i o b a l a ł o o l b r z y m i e b a m b u s y j a k gałązki. A jeszcze gdzie indziej, na samej granicy słyszalności, rozległy się srebrzyste t o n y t r ą b k i , której o d p o w i e d z i a ł a głoś niej d r u g a z p ó ł n o c y . Stary p a l e o n t o l o g westchnął z ulgą. — J u ż ich nie w i d a ć . z łódek i wyruszamy.
Wypuszczamy powietrze
N a d m u c h i w a c z e , u s t a w i o n e wstecznie, s z y b k o wy ssały p o w i e t r z e i w o d ę z p o m i ę d z y d e k a m o l o w y c h b ł o n ; łodzie zmniejszyły się do kulek wielkości piłe czek p i n g p o n g o w y c h . A m e r i e cuciła Felicję lekiem p o b u d z a j ą c y m , K l a u d i u s z zaś w y s z u k a ł w swym
377
p a k u n k u s u c h a r y i cukierki w z m a c n i a j ą c e z żelaznej porcji i rozdzielił je między wszystkich. Felicja b y ł a a p a t y c z n a i z d e z o r i e n t o w a n a , ale m o g ł a j u ż iść. K l a u d i u s z chciał, by zdjęła skórza ną zbroję, rękawice i n a g o l e n n i k i , k t ó r e w p a r n y m powietrzu n a d b a g n i s k i e m m u s i a ł y być piekiel nie n i e w y g o d n e , ale o d m ó w i ł a . Z g o d z i ł a się tylko schować h e ł m w b a g a ż u , gdy K l a u d i u s z w y t ł u m a czył jej, że j e g o p i ó r o p u s z m o ż e ich z d r a d z i ć przed pogonią. N a z a k o ń c z e n i e r y t u a ł u w y s m a r o w a l i się wzajemnie b ł o t e m dla k a m u f l a ż u i wyruszyli. Na czele szedł K l a u d i u s z , za n i m R y s z a r d , A m e r i e i Felicja w straży tylnej. H o k e i s t k a n i o s ł a w związku z t y m łuk i strzały. Szli cicho ścieżką, k t ó r a była d o ś ć szeroka, by nią w y g o d n i e m a s z e r o w a ć . T a o k o l i c z n o ś ć s p o d o bała się R y s z a r d o w i i k o b i e t o m , ale raczej zaalar m o w a ł a lepiej znającego życie w dżungli K l a u d i u sza. Przez p r a w i e d w a k i l o m e t r y p o d ą ż a l i w ś r ó d pni b a m b u s ó w , olch, wierzb i s u b t r o p i k a l n y c h wiecz nie zielonych drzew. N i e k t ó r e o b w i e s z o n e były owo cami r d z a w e g o i s z k a r ł a t n e g o k o l o r u , lecz K l a u diusz przestrzegł towarzyszy, by ich nie kosztowali. K u ich z d u m i e n i u j e d y n y m i dzikimi zwierzętami, jakie s p o t k a l i , były p t a k i i g i g a n t y c z n e pijawki. T e r e n zaczął się p o d n o s i ć ; był t e r a z bardziej suchy. Weszli w gęsty las rozbrzmiewający g ł o s a m i p t a k ó w i zwie rząt. Z d r z e w zwisały p n ą c z a , poszycie zaś po o b u s t r o n a c h ścieżki stanowił n i e p r z e n i k n i o n y gąszcz ciernistych k r z e w ó w . Wreszcie d r z e w a zrzedły i p o n u r a zieloność ustąpi ł a blaskowi s ł o ń c a . K l a u d i u s z p o d n i ó s ł rękę n a z n a k , by się z a t r z y m a l i .
378
Julian May
— Ani p a r y z ust — szepnął. — Byłem p r a w i e pewien, że się z c z y m ś t a k i m s p o t k a m y . Z z a cienkiej z a s ł o n y m ł o d y c h drzewek wyjrzeli na o t w a r t ą łąkę p o r o ś n i ę t ą k ę p a m i k r z a k ó w . O g r y z a ł o j e s t a d o sześciu d o r o s ł y c h i trzech m ł o d y c h n o s o r o ż c ó w . Stare były długie na o k o ł o cztery m e t r y i m o g ł y ważyć dwie, trzy t o n y . M i a ł y p o d w a rogi, m a ł e świńskie o c z k a , a na u s z a c h dziwaczne pędzle włosów. T r z e p a ły nimi n i e u s t a n n i e , oganiając się przed k r ą ż ą c y m i wokół muchami. — R z e k ł b y m , że to Dicerorhinus schleiermacheri — szepnął K l a u d i u s z . — To po ich ścieżce szliśmy. Felicja w y s u n ę ł a się n a p r z ó d i założyła na cięciwę ostrą j a k b r z y t w a strzałę. — D o b r z e , że w i a t r wieje w naszą s t r o n ę . Z b a d a m przez chwilę ich m ó z g i i zorientuję się, czy m o g ę te zwierzęta stąd u s u n ą ć . — A t y m c z a s e m miejmy nadzieję, że nie poczują p r a g n i e n i a — p o w i e d z i a ł Ryszard. Zostawili Felicję, by p o e k s p e r y m e n t o w a ł a swoją zdolnością z n i e w a l a n i a i wycofali się w z d ł u ż ścieżki do słonecznej d o l i n k i leżącej z b o k u ; t a m usiedli, żeby o d p o c z ą ć . R y s z a r d wbił p i o n o w o w ziemię p r o s t y p a t y k długości swego r a m i e n i a i k a m y c z k i e m za znaczył p o ł o ż e n i e k o ń c a cienia.
W I E L O B A R W N Y KRAJ
379
d o s t a ć się w g ó r y najprostszą d r o g ą , myślę, że musi my iść bardziej na lewo niż k i e r u n e k tej ścieżki. U p ł y n ę ł a p r a w i e godzina, n i m wróciła Felicja, by im powiedzieć, że j u ż m o ż n a bezpiecznie przejść przez łąkę. Wybrali n o w y k i e r u n e k z g o d n i e ze wska z a n i a m i p r y m i t y w n e j nawigacji R y s z a r d a , ale nie mając d o g o d n e j ścieżki zwierzęcej w tę s t r o n ę , m u sieli p r z e d z i e r a ć się przez zbite, p e ł n e k o l c ó w d o l n e p i ę t r o puszczy. N i e m o ż n a b y ł o iść c i c h o . Zwierzy na p o d n i o s ł a rejwach j a k w o g r o d z i e z o o l o g i c z n y m w p o r z e k a r m i e n i a . D a l i więc s p o k ó j z ostrożnością, wyciągnęli v i t r o d u r o w e siekierki i wielki t o p ó r ciesiel ski K l a u d i u s z a i zaczęli wycinać sobie przejście. Po d w ó c h g o d z i n a c h takiej m o r d ę g i natrafili n a p o k a ź n y strumień, co p o z w o l i ł o im pójść w z d ł u ż niego w stro nę, gdzie las był mniej gęsty. — J e s t e ś m y obecnie na s k a r p i e n a d j e z i o r e m — oświadczył K l a u d i u s z . — T r a k t w i o d ą c y do fortu musi być blisko. Z a c h o w a j c i e się b a r d z o cicho i na stawcie uszu.
Budujesz zegar słoneczny? — z a g a d n ę ł a A m e
Szli s k r a d a j ą c się i kryjąc w cieniu o l b r z y m i c h drzew iglastych, s a g o w c ó w i p a p r o c i . I zupełnie niespodzianie n a t k n ę l i się na t r a k t , gdy musieli skrę cić, by u n i k n ą ć s p o t k a n i a z pajęczyną wielkości o b r u s a b a n k i e t o w e g o . Przebity przez gęste k r z a k i t r a k t był o p u s t o s z a ł y .
P i r a t skrzywił się w grymasie. — Jeśli z o s t a n i e m y tu d o ś ć d ł u g o , m o g ę wziąć n a m i a r . W r a z z p o z o r n y m r u c h e m słońca p o niebie przesuwa się też k o n i e c cienia. T r z e b a p o c z e k a ć , zaznaczyć g o d r u g i m k a m i e n i e m , o b a p o ł ą c z y ć kres ką i ma się k i e r u n e k w s c h ó d - z a c h ó d . Jeśli c h c e m y
Felicja schyliła się n a d stertą n a w o z u c h a l i k a . — Z i m n y . Przejeżdżali t ę d y dwie g o d z i n y t e m u . Widzicie ślady idące na p ó ł n o c ? — Będą w r a c a ć — o d r z e k ł K l a u d i u s z . — A jeśli mają ze sobą amficjony, m o g ą n a s w y t r o p i ć . T r z e b a zatrzeć nasze ślady i z n i k a ć stąd. G d y p r z e d o s t a niemy się wyżej, będzie mniej d r z e w i łatwiej iść.
— rie.
380
Julian May
I aby n a s nie wywęszyły, m u s i m y iść s t r u m i e n i e m , jeśli taki n a p o t k a m y . Wspinali się po z b o c z u , gdzie drzewa stały w więk szych o d s t ę p a c h , ale m a r s z nie był wcale łatwy. Przez p r a w i e godzinę p o s u w a l i się łożyskiem wyschłego p o t o k u , aż ł a g o d n e zbocze n a d skarpą zmieniło się w s t r o m i z n ę p e ł n ą o d ł a m ó w skał wielkości d o m u . W i a t r ucichł i p r z y wspinaczce p r z y g n i a t a ł ich u p a ł popołudnia. P o d c z a s p o s t o j ó w mieli w i d o k na wielkie j e z i o r o . D a l e k o n a p o ł u d n i e żagle j a k b y stały n i e r u c h o m o n a wodzie. N i e m o ż n a b y ł o o d r ó ż n i ć , czy należały d o łodzi reszty uciekinierów, czy s t a t k ó w m a r y n a r z y w szarych o b r o ż a c h . D y s k u t o w a l i na t e m a t losu, j a k i m ó g ł s p o t k a ć Basila i jego o d d z i a ł , Y o s h a i C y g a n ó w w ich a b s u r d a l n i e r o m a n t y c z n y m wypa dzie n a p o s t e r u n e k p r z y moście. N a szlaku j e d n a k r o z m o w a cichła, b o musieli oszczędzać o d d e c h przy c o r a z trudniejszej wspinaczce. G d y R y s z a r d rozciął sobie s p o r t o w e p a n t o f l e na k a m i e n i u i m u s i a ł włożyć n i e w y g o d n e m o r s k i e b u t y swego k o s t i u m u p i r a t a , zaczęła z n i k a ć nadzieja, że w k r ó t c e p o k o n a j ą pierw szy wysoki grzbiet. N a s t ę p n i e A m e r i e z a w i o d ł y jej sforsowane j a z d ą n a c h a l i k u nogi, p o t k n ę ł a się n a z d r a d l i w y m z b o c z u i strąciła kilka d u ż y c h głazów, k t ó r e spadły n a K l a u d i u s z a i uderzyły g o m o c n o w rękę i r a m i ę . — N i e d a m y dzisiaj r a d y wleźć na szczyt — g d e r a ł Ryszard. — M o j a lewa pięta to j e d e n wielki pęcherz, a A m e r i e z a r a z zemdleje. — To jeszcze t y l k o kilkaset m e t r ó w — rzekła Felicja. — Jeśli nie możecie się wspinać, zaniosę was! C h c ę się rozejrzeć po terenie, przez k t ó r y m a -
W I E L O B A R W N Y KRAJ
381
my iść j u t r o . A m o ż e u d a się d o s t r z e c o g n i s k a fortu, a n a w e t ognie sygnałowe na t r a k c i e p o d n a m i , gdy się ściemni. K l a u d i u s z oświadczył, że da sobie r a d ę . Felicja p o d a ł a j e d n ą rękę R y s z a r d o w i , d r u g ą z a k o n n i c y i zaczęła ich h o l o w a ć . P o s u w a l i się w o l n o , ale u d a ł o im się dojść do szczytu w m o m e n c i e , kiedy słońce zaszło z a p a g ó r k i p o przeciwnej s t r o n i e jeziora. G d y j u ż złapali o d d e c h , K l a u d i u s z powiedział: — C z e m u by nie u k r y ć się na n o c po wschodniej stronie tych wielkich głazów? Z n a j d z i e m y t a m d o b r e , suche s c h r o n i e n i e i nie p r z y p u s z c z a m , by k t o k o l w i e k m ó g ł d o s t r z e c z d o ł u o g n i s k o , jeśli je r o z p a l i m y w nocy. M o g ę pozbierać trochę drzewa. — D o b r a myśl — o d p a r ł a Felicja. — A ja rozejrzę się po okolicy. — Z n i k ł a w ś r ó d skał i p o k r ę c o n y c h j a ł o w c ó w sabińskich. R e s z t a g r u p y zajęła się o p a t r y w a n i e m swych r a n , n a d m u c h a ł a d e k a m o l o w e t a p c z a n y i obciążyła ich nogi ziemią, bo nie mieli w o d y do stracenia. Z ubole w a n i e m p r z y g o t o w a l i posiłek z s u c h a r ó w , wafli od żywczych i a l g o p r o t e i n y o p o s m a k u sera. G d y K l a u diusz n a z n o s i ł stos suchych gałęzi, zjawiła się Felicja z łukiem niedbale opartym na ramieniu; machała t r z y m a n y m i z a tylne łapy t r z e m a t ł u s t y m i , p o d o b nymi d o ś w i s t a k ó w zwierzętami. — Witaj, D i a n o ! — z a r e c h o t a ł starszy p a n . — A j a g o t ó w j e s t e m o b e d r z e ć je ze skóry i w y p a t r o s z y ć . G d y z a p a d ł y ciemności rozpalili o g n i s k o i upiekli dziczyznę, k t ó r ą p o ż a r l i d o o s t a t k a . N a s t ę p n i e Ry szard i K l a u d i u s z zwalili się na p o s ł a n i a i p r a w i e n a t y c h m i a s t zasnęli. Amerie, c h o ć kręciło jej się w głowie ze zmęczenia, u w a ż a ł a za swój o b o w i ą z e k
382
Julian May
z e s k r o b a ć tłuszcz i resztki jedzenia z zastawy, wysterylizować ją zasilaczem, a następnie wypuścić z naczyń powietrze i s c h o w a ć je. O t o d u ż a , pożytecz n a dziewczyna! Poszła między s k a ł a m i na miejsce, gdzie stała hokeistka. Zbocze o p a d a ł o stromo na południowy z a c h ó d . N a d j e z i o r e m wisiał księżyc w pierwszej k w a d r z e , a w wodzie odbijało się niewiarygodnie d u ż o plioceńskich gwiazd, c o umożliwiało o d r ó ż nienie jej o d l ą d u . D a l e k o n a p o ł u d n i u p o ich stronie jeziora w i d a ć b y ł o g r u p ę p o m a r a ń c z o w y c h p u n k cików. — J a k to d a l e k o ? — s p y t a ł a m n i s z k a . — Przynajmniej z piętnaście kilosów. M o ż e wię cej. W linii p o w i e t r z n e j . — Felicja z a ś m i a ł a się. A m e r i e nagle zupełnie o p r z y t o m n i a ł a ; odczu w a ł a ten s a m l£k i fascynację co kiedyś. Sylwetka dziewczyny k o ł o niej r y s o w a ł a się w świetle gwiazd niewyraźnie, lecz A m e r i e wiedziała, że Felicja na nią patrzy. — N i e p o d z i ę k o w a l i mi — powiedziała sports m e n k a cichym głosem. — Ja ich u w o l n i ł a m , ale oni nie p o d z i ę k o w a l i . N a d a l się m n i e boją. I ten d u r e ń D o u g a l ! . . . Ż a d e n z nich, n a w e t ty, nie czuł do m n i e sympatii ani nie z r o z u m i a ł , czego chciałem... — Przecież nie m o g ł a ś zabić D o u g a l a ! Na miłość boską, Felicjo! Ja m u s i a ł a m cię ogłuszyć. — Zabicie go p o d n i o s ł o b y m n i e na d u c h u — od p a r ł a dziewczyna i p o d e s z ł a bliżej A m e r i e . — P r a cowałam nad moimi planami. Planami, o których nigdy w a m nie m ó w i ł a m . K l u c z e m była z ł o t a obręcz. N i e tylko do u w o l n i e n i a n a s , ale i ocalenia p o z o stałych: B r y a n a , Elżbiety, A i k e n a , Steina. U w o l n i e -
WIELOBARWNY KRAJ
383
nia wszystkich ludzkich n i e w o l n i k ó w ! Czy nie rozu miesz? N a p r a w d ę m o g ł a b y m t o z r o b i ć ! Z a p o m o c ą złotej obręczy p o s k r o m i ł a b y m t o , co we m n i e siedzi i u ż y ł a b y m tego. A m e r i e zaczęła ją łagodzić: — Wszyscy jesteśmy ci wdzięczni, Felicjo. Byliśmy tylko zbyt o s z o ł o m i e n i przez w y d a r z e n i a , by ci cokol wiek powiedzieć po walce. A co do D o u g a l a . . . był zbyt szybki dla Basila i Y o s h a , żeby go p o w s t r z y m a l i , i zbyt szalony, by z r o z u m i e ć , co r o b i , że wyrzuca naszyjnik. Sądził p e w n o , iż nie będzie w o l n y od p r z e m o c y E p o n e , p ó k i obręcz nie z o s t a n i e o d d z i e l o n a od jej ciała. Felicja nie o d p o w i e d z i a ł a . Po chwili z a k o n n i c a dodała: — M o ż e ci się u d a z d o b y ć drugą. Usłyszała westchnienie. — T e r a z j u ż o m n i e wiedzą — rzekła Felicja — więc będzie to b a r d z o niebezpieczne. Ale muszę spróbować. Może napaść na drugą karawanę, a może nawet n a F i n i a h . T o będzie t r u d n e i p o t r z e b n a m i będzie p o m o c . — P o m o ż e m y ci. Felicja z a ś m i a ł a się cicho. — Ja ci p o m o g ę . Jeszcze d u ż o czasu u p ł y n i e , n i m u d a m się d o pustelni. — A c h , t o . . . d o b r z e . P o t r z e b u j ę twojej p o m o c y , Amerie. P o t r z e b u j ę ciebie. — Felicjo... N i e z r o z u m m n i e źle. — O c h , przecież wiem o t w o i m m a l u t k i m ślubie wyrzeczenia. Ale zrobiłaś go sześć m i l i o n ó w lat t e m u i w i n n y m świecie. U w a ż a m , że t e r a z ty potrzebujesz mnie nie mniej niż ja ciebie.
384
Julian May
— Potrzebuję twojej o b r o n y . Wszyscy p o t r z e b u jemy. — Ty potrzebujesz czegoś więcej. A m e r i e cofnęła się, p o t k n ę ł a o k a m i e ń i u p a d ł a ; p o d r a ż n i ł a zabliźniające się r a n y na r ę k a c h . — P o m o g ę ci — p o w i e d z i a ł a Felicja. Ale z a k o n n i c a wstała, c h o ć z t r u d e m , bez p o m o c y i skierowała się w s t r o n ę żarzących się resztek ognis ka, przy k t ó r y m spali p o z o s t a l i p o d r ó ż n i c y . P o t y k a ł a się i zaciskała pięści c o r a z mocniej, aż wbiła sobie p a z n o k c i e w r a n y , przez co otworzyły się jeszcze bardziej. Za nią w ciemności śmiała się Felicja.
16 — Jest p r z y g o t o w a n y , Sukey. O s t a t e c z n e r o z ł a d o wanie musisz wziąć na siebie. — Ale... czy potrafię? Z n ó w m o g ę to sfuszerować. — N i e . Jesteś w stanie d a ć sobie r a d ę z tą stroną jego leczenia. M n i e on na to nie pozwoli, ale ty możesz. N i e bój się. ...Zbożowe p o l a Illinois, płaskie j a k stół i ciągnące się od h o r y z o n t u po h o r y z o n t , z d o m e m f a r m e r s k i m jak zabaweczka i zabudowaniami gospodarczymi z a g u b i o n y m i w o g r o m i e przestrzeni. P r z y j e d n y m z ł a n ó w siedzi trzyletni chłopiec i o w c z a r e k alzacki, suka. C h ł o p i e c , p s o t n y i zręczny, daje sobie r a d ę z z a m e c z k i e m b ł y s k a w i c z n y m nie do o t w a r c i a przez dzieci i o d p i n a od s p o d e n e k r a d i o s y g n a l i z a t o r . P o d a je go suce, k t ó r a jest w ciąży i m i e w a dziwaczne apetyty, więc ł y k a sygnalizator. C h ł o p i e c wstaje i nie pewnym, d z i e c i n n y m k r o k i e m kieruje się w z d ł u ż ł a n u ku c i e k a w y m h a ł a s o m w o d d a l i . S u k a , której nie wystarczyła e l e k t r o n i c z n a p r z e k ą s k a , biegnie do jed nego z b u d y n k ó w farmy, gdzie gotuje się lunch... — —
N i e ! N i e m o g ę t a m się z n o w u d o s t a ć ! Ciii... Spokojnie. Jesteś blisko, już b a r d z o blisko.
^ — Wielobarwny kraj t. I
I
WOJEWÓDZT
386
Julian May
. . . K o m b a j n - r o b o t , p r a w i e t a k wielki j a k d o m far m e r a i p o m a l o w a n y na żywy o r a n ż , p o s u w a się p r z e d siebie pochłaniając po trzydzieści rzędów k u k u r y d z y na raz, mieląc p ę d y i liście na użyteczną p u l p ę , łuskając kolby długie j a k r ę k a mężczyzny i p a k u j ą c d o r o d n e złote z i a r n a w k o n t e n e r y do wysyłki na i n n e farmy r o z r z u c o n e p o c a ł y m Ś r o d o w i s k u G a l a k t y c z n y m . T a n o w a k u k u r y d z i a n a h y b r y d a daje p l o n dwudziestu m e t r ó w sześciennych z i a r n a z h e k t a r a . . . — N i e chcę p a t r z e ć . N i e zmuszaj m n i e do tego. — Bądź s p o k o j n a . O d p r ę ż się. Idź za m n ą . Jeszcze tylko raz. ...Chłopiec p o s u w a się wzdłuż rzędu roślin, gdzie czarną ziemię u p a ł zmienił w o k r u c h y szarego p y ł u . N a d nim chwieją się gigantyczne rośliny z b r ą z o w y m i n a tle nieba p ę k a m i włókien; n a b r z m i a ł e k o l b y n a p ę d a c h są dojrzałe i g o t o w e do zbioru. C h ł o p i e c idzie w s t r o n ę h a ł a s u , ale to d a l e k o , m u s i więc przysiąść, by o d p o c z ą ć . O p i e r a się plecami o łodygę t a k grubą, j a k pień m ł o d e g o d r z e w k a , a szerokie zielone liście osła niają go przed ż a r e m słońca. Z a m y k a oczy. G d y je z n ó w otwiera, h a ł a s jest znacznie głośniejszy, a powie trze pełne pyłu... — Proszę. P r o s z ę . — Jeszcze t y l k o j e d e n raz musisz t a m w n i k n ą ć . Ale jestem z tobą. To dla ciebie j e d y n a d r o g a . ...Oczarowanie z m i e n i a się w n i e p o k ó j , zmienia w strach, bo c h ł o p c z y k d o s t r z e g a p o m a r a ń c z o w e g o p o t w o r a przegryzającego się k u n i e m u . M ó z g r o b o t a s t a r a n n i e b a d a rzędy p r z e d sobą na impulsy z r a d i o sygnalizatora, n a t y c h m i a s t wyłączające bieg maszy ny. Ale nie ma sygnałów. M a s z y n a toczy się n a p r z ó d . C h ł o p i e c ucieka p r z e d nią, bez t r u d n o ś c i wyprzedza-
WIELOBARWNY KRAJ
387
jąc k o m b a j n posuwający się r ó w n y m m a r s z e m kilo m e t r n a godzinę... — O n a to wiedziała! S z u k a ł a m n i e t e l e d e t e k t o r e m w p o r z e l u n c h u i znalazła tylko psa wysyłającego na p o d w ó r z u d w a sygnały z a m i a s t j e d n e g o . Wiedziała, że m u s z ę być w p o l u . Z a w o ł a ł a t a t ę , by z a t r z y m a ł k o m b a j n i m n i e p o s z u k a ł , ale nie d o s t a ł a o d p o w i e d z i . Z n a j d o w a ł się p o z a o b r ę b e m fermy, p r ó b u j ą c na p r a w i ć z a t a r t y wirnik jednej z a n t e n . — T a k . D a l e j . M o ż e s z ją zobaczyć, j a k wyrusza kapsułą na poszukiwania. . . . C h ł o p c z y k ucieka przed siebie, nie zdając sobie z b r a k u d o ś w i a d c z e n i a sprawy, że p o w i n i e n zejść na b o k , p o z a zasięg m a s z y n y , z a m i a s t biec w prostej linii tuż p r z e d nią. Przyśpiesza k r o k u i czuje k o l k ę w b o k u . Z w a l n i a i z a c z y n a skomleć. P o t y k a się, p a d a , wstaje i n i e p e w n y m k r o k i e m rusza dalej. Jego j a s n o n i e b i e s kie oczy przesłaniają łzy. W y s o k o w górze k a p s u ł a p o w i e t r z n a u n o s i się n a d nim. C h ł o p i e c zatrzymuje się, m a c h a r ę k a m i i wrzeszczy do m a t k i . K o m b a j n p o s u w a się dalej, ścinając łodygi t u ż przy ziemi, przesuwając je z g r z e b ł o w y m p r z e n o ś n i k i e m do swej paszczy, t n ą c , siekając, wyłuskując z i a r n a z k o l b , przemieniając rzędy o l b r z y m i c h roślin w z g r a b n e pakiety z i a r n a i d r o b n o zmieloną p u l p ę celulozową... — N i e . Proszę, dalej nie. — M u s i s z . M u s i m y . Jeszcze raz i to j u ż koniec. Ufaj m i . . . . K a p s u ł a ląduje, a dziecko stoi j a k p r z y m u r o w a n e do ziemi i czeka, aż m a t k a je u r a t u j e ; płacze i wyciąga r a m i o n a . M a t k a p o d b i e g a , p o d n o s i je, a h a ł a s jest c o r a z głośniejszy i pył wiruje w o k ó ł nich w g o r ą c y m słońcu. M a t k a p r z y t u l a c h ł o p c a i s t a r a się p r z e p c h n ą ć
Gl
388
Julian May
p o d o s t r y m k ą t e m przez t w a r d e , zagradzające d r o g ę łodygi, a wielki p o m a r a ń c z o w y stwór p o s u w a się n a p r z ó d . Wszystkie n o ż e tnące, kolce p r z e n o s z ą c e i ostrza wirują. Ale piętnaście m e t r ó w , j a k i e m a t k a musi przebyć, to zbyt d u ż o . C z w y t a powietrze, p o d nosi c h ł o p c a jeszcze wyżej i rzuca go d a l e k o . Z i e l o n a k u k u r y d z a , p o m a r a ń c z o w a m a s z y n a i niebieskie nie b o zataczają w o k ó ł niego krąg b a r d z o powoli. S p a d a na ziemię, a k o m b a j n z d u d n i e n i e m przejeżdża o b o k ; p r a c o w i t e d z w o n i e n i e j e g o maszynerii zagłusza inny dźwięk, k t ó r y nie t r w a zbyt d ł u g o . . . O Boże, jeszcze to słyszę proszę nie maszyna się zatrzymuje a on nadbiega i krzyczy na mnie ty małe, mordercze zwierzątko Cary Cary o Boże nie tato tato mama upadła pomóż jej o mój Boże Cary zrobiłaś to by go uratować a on zabił ciebie i to twoja wina ty mordercze małe zwierzątko nie nie co ja mówię Boże mój mały chłopczyk Steinie przepraszam nie myślałem tego o Boże Cary Steinie... Tato błagam nie wypędzaj mnie. — —
I nie zrobił tego, Steinie. T e r a z j u ż wiem.
— Usłyszałeś to? W s z y s t k o , co powiedział? — T a k . Biedny t a t a . N i e m ó g ł się od tego p o w s t r z y m a ć . T e r a z j u ż wiem. G n i e w n y , p r z e r a ż o n y i b e z r a d n y . R o z u m i e m . A przecież zastrzelił psa... Ale nie m u s i a ł e m się o b a w i a ć . Inaczej nie m ó g ł . Biedny t a t a . R o z u m i e m . Dziękuję ci. Dziękuję. Stein o t w o r z y ł oczy. T u ż przy n i m t w a r z nie znanej mu kobiety: zaczer wienione od słońca p y z a t e policzki, z a d a r t y nosek, pełne o d d a n i a ciemnoniebieskie oczy, o d r o b i n ę zbyt blisko o s a d z o n e . U ś m i e c h a ł a się.
W I E L O B A R W N Y KRAJ
389
Stein powiedział: — I nie m u s z ę mieć żalu do ż a d n e g o z n a s o b u . — N i e musisz — o d r z e k ł a Sukey. — T e r a z bę dziesz w stanie p a m i ę t a ć o t y m ze s m u t k i e m . Ale równocześnie p o g o d z i ć się z t y m . J u ż nigdy w życiu poczucia winy, s t r a c h u ani złości w związku z tym wydarzeniem. Stein leżał w milczeniu, a o n a p o ł ą c z y ł a swój umysł z jego w uścisku, k t ó r y o z n a c z a ł udział w j e g o męce, świadczył, j a k Sukey się o niego n i e p o k o i . — P o m o g ł a ś mi — o d e z w a ł się z n o w u . — Uleczy łaś m n i e . A ja n a w e t nie wiem, j a k się nazywasz. — Jestem S u e - G w e n Davies. Przyjaciele nazywają mnie Sukey. T o głupie przezwisko... — Ależ nie. — O p a r ł się na łokciu i przyjrzał się jej z niewinną ciekawością. — Ty też o d b y ł a ś t r e n i n g w gospodzie. W i d z i a ł e m cię t a m , pierwszego i drugie go d n i a m e g o p o b y t u . A p o t e m znikłaś. M u s i a ł a ś przejść przez b r a m ę wcześniej niż n a s z a G r u p a Zielo na. — Byłam w G r u p i e Ż ó ł t e j . Ja też cię p a m i ę t a m . K o s t i u m w i k i n g a nie ł a t w o się z a p o m i n a . Wyszczerzył zęby i o d s u n ą ł sprzed oczu p r z e p o c o ne k o s m y k i w ł o s ó w . — W t e d y mi się w y d a w a ł o , że to d o b r y p o m y s ł . Rodzaj o d b i c i a mojej osobowości... A ty k i m chciałaś być? Z a ś m i a ł a się ze s k r ę p o w a n i e m ; bawiła się haf t o w a n y m p a s e m swej długiej s u k n i . — S t a r o ż y t n ą księżniczką walijską. D a w n o t e m u moja r o d z i n a przybyła s t a m t ą d i m y ś l a ł a m , że to będzie z a b a w n e . K o m p l e t n e z e r w a n i e z m o i m p o p r z e d n i m t r y b e m życia.
390
Julian May
— K i m byłaś? K o r e k t o r k ą ? — Ależ nie! B y ł a m policjantką. Do s p r a w nielet nich na O N - 1 5 , ostatniej ziemskiej kolonii satelitar nej. — D o t k n ę ł a swej srebrnej obręczy. — A k t y w n ą k o r e k t o r k ą s t a ł a m się d o p i e r o wtedy, kiedy przyby ł a m t u t a j . Będę ci to m u s i a ł a wytłumaczyć... Przerwał jej: — P r ó b o w a ł e m wcześniej leczenia metapsychiczn e g o . N i c nie p o m o g ł o . Powiedzieli, że j e s t e m zbyt silny, że to będzie w y m a g a ł o specjalnego t y p u u z d r o wiciela: z a a n g a ż o w a n e g o , by m ó g ł we m n i e przenik n ą ć i wyrzucić to p a s k u d z t w o . I ty to z r o b i ł a ś . — W s t ę p n e nacięcie z r o b i ł a Elżbieta — z a p r o t e s t o w a ł a Sukey. — Ja się s t a r a ł a m — jej spojrzenie uciekło w b o k — i zupełnie s p a s k u d z i ł a m r o b o t ę . Elżbieta c u d o w n i e to n a p r a w i ł a i w y d o b y ł a z ciebie na zewnątrz rzeczy n a p r a w d ę niebezpieczne, k t ó r y c h nie m o g ł a m t k n ą ć . D u ż o jej zawdzięczasz, Stein. J a t a k ż e . M i a ł wątpliwości. — T a m w g o s p o d z i e , ja i m ó j k u m p e l R y s z a r d nazywaliśmy j ą K r ó l o w ą L o d u . K o m p l e t n i e m r o ź n a i przerażająca p a n i . Ale chwileczkę!... Przecież m ó w i ła n a m , że straciła swe metafunkcje! — Wróciły. Dzięki szokowi przejścia przez b r a m ę czasu. Jest c u d o w n ą k o r e k t o r k ą , Stein. Była j e d n ą z czołowych nauczycielek i d o r a d c ó w w s w y m sek torze g a l a k t y c z n y m . W klasie mistrzowskiej. N i g d y jej nie d o r ó w n a m , m o ż e tylko w o b e c ciebie. B a r d z o o s t r o ż n i e objął ją swymi p o t ę ż n y m i ł a p s k a m i . M i a ł a długie, c z a r n e i zupełnie p r o s t e włosy, lekko tylko p a c h n ą c e z i o ł o w y m m y d ł e m T a n ó w . Przytuliła się do nagiej piersi Steina; słyszała p o w o l n e bicie jego serca. Bała się zajrzeć w głąb myśli W i k i n g a
WIELOBARWNY
KRAJ
391
w o b a w i e , że nie znajdzie t a m tego, na co m i a ł a nadzieję. Byli sami w p o k o j u na wieży. N a w e t Elż bieta znikła, gdy stało się jasne, że leczenie Steina się powiedzie. Sukey p o w i e d z i a ł a : — Jest coś, co powinieneś wiedzieć. — D o t k n ę ł a srebrnej obręczy na swej d o ś ć p u l c h n e j szyi. — Te s r e b r n e o b r o ż e . . . T w ó j przyjaciel A i k e n też ma taką, a t a k ż e n i e k t ó r z y z przybyłych przez b r a m ę . O n e powodują, że u ś p i o n e metafunkcje stają się a k t y w n e . W ten właśnie s p o s ó b s t a ł a m się k o r e k t o r k ą . . . I jest także o b c a r a s a k o s m i c z n a w pliocenie o b o k n a s . Nazywają się T a n u i przybyli tu d a w n o t e m u z jakiejś odległej o m i l i a r d y lat świetlnych g a l a k t y k i . O n i t a k ż e są l a t e n t n i i noszą złote obręcze, k t ó r e zmieniają ich w istoty t a k p o t ę ż n e , j a k nasi m e t a p s y c h i c y ze Ś r o d o wiska. Wyglądają p r a w i e j a k ludzie, z t y m wyjątkiem, że są b a r d z o wysocy i mają d z i w n e oczy. T a n o w i e rządzą t y m krajem p r a w i e t a k s a m o , j a k średniowie czni b a r o n o w i e rządzili dawniej Ziemią. — C o ś mi się zaczyna p r z y p o m i n a ć — rzekł p o w o li Stein. — Bójka w j a k i m ś z a m k u . . . I ciągle jeszcze jesteśmy w n i m zamknięci? Sukey p o t r z ą s n ę ł a głową. — Z a b r a l i n a s , to znaczy ciebie, m n i e i p a r u innych w d ó ł R o d a n u . Jesteśmy w d r o d z e do stolicy T a n ó w . Ta miejscowość n a z y w a się D a r a s k , leży p r a w i e n a d brzegiem M o r z a Ś r ó d z i e m n e g o . Jesteśmy t u o d d w ó c h d n i . Elżbieta udzieliła p o m o c y p a n i tego d o m u , k t ó r a m i a ł a ciężki p o r ó d , d o s t a l i ś m y więc, j a k o swego r o d z a j u z a p ł a t ę , z g o d ę na z a t r z y m a n i e się tu i wyleczenie ciebie. Spływ rzeką do D a r a s k był b a r d z o wyczerpujący n e r w o w o .
392
Julian May
WIELJ
p B A R W N Y KRAJ
393
CE
— Więc jest tu Elżbieta i Aiken. K t o jeszcze? — Z twojej g r u p y Bryan. I jeszcze j e d e n mężczyz na, nazwiskiem R a i m o H a k k i n e n , k t ó r y był leśnikiem w Brytyjskiej K o l u m b i i . Zdaje się, że z G r u p y P o m a rańczowej. I jest j e d e n T a n u , k t ó r y ma n a s d o s t a r c z y ć do stolicy. N a z y w a się C r e y n i jest c h y b a czymś w rodzaju lekarza k o s m i t ó w , gdy nie eskortuje nie w o l n i k ó w . Wyleczył wszystkie r a n y , j a k i c h d o z n a ł e ś w walce. N a w i a s e m m ó w i ą c , nie używał ż a d n e g o r e g e n e r o b a s e n u , a tylko coś p o d o b n e g o do plas t y k o w e g o o p a t r u n k u i działał m e n t a l n i e . Reszta twoich przyjaciół i inni ludzie, którzy byli uwięzieni w z a m k u , zostali wysłani do innej miejscowości, setki kilosów stąd n a p ó ł n o c . — Co oni zamierzają z n a m i zrobić? — No cóż, Elżbieta to oczywiście szczególny wy p a d e k , bo j a k się zdaje, jest na całym W y g n a n i u jedyną aktywną ludzką istotą bez naszyjnika. P r z y p u szczam, że zamierzają zrobić z niej królową planety, jeśli będzie m i a ł a na to o c h o t ę . — Jezu C h r y s t e ! — Bryan z n o w u , to jeszcze inny w y p a d e k szcze gólny. Też nie nosi obręczy. N i e d o w i e d z i a ł a m się dlaczego, ale w y g l ą d a na t o , że T a n o w i e są p r z e k o n a ni, iż jest im p o t r z e b n y a n t r o p o l o g , by wyjaśnił, co ludzie zrobili ze społeczeństwa plioceńskiego. To znaczy, kiedy przybyli przez b r a m ę . B a r d z o s k o m p l i k o w a n e , ale... N o cóż, ci, k t ó r z y noszą s r e b r n e obręcze, j a k A i k e n , ja i R a i m o , czyli z u ś p i o n y m i m e t a f u n k c j a m i u a k t y w n i o n y m i przez nie, mają szan se d o s t a ć się w szeregi tańskiej arystokracji, jeśli będą grzeczni. Zwykli ludzie bez u t a j o n y c h m e t a f u n kcji nie są, j a k się zdaje, n i e w o l n i k a m i ani niczym
w tym rodzaju. O b c y mn ają rodzaj m a ł p k i człeko kształtnej do ciężkiej pjijiacy. Zwykli, k t ó r y c h tu widzieliśmy, zajmują się : srłtótuką i rzemiosłem. Stein p o d n i ó s ł rękę i dooct k n ą ł swej o b r o ż y , a n a s t ę p nie p r ó b o w a ł ją zdjąć s k l e c a j ą c i rozciągając. — N i e m o g ę tego choM
394
Julian May
n a dość z a d o w o l o n y c h . K a p i t a n znaszego s t a t k u powiedział, że uwielbia swoją p r a c ę . J e d e n z p r a c o w n i k ó w w p a ł a c u , z k t ó r y m r o z m a w i a ł a m , stwierdził, że T a n o w i e są łaskawi i szczodrzy, c h y b a że k t o ś sprzeciwia się ich r o z k a z o m . Ja... ja p r z y p u s z c z a m , że po p e w n y m czasie wszyscy zachowują się t a k , j a k T a n o w i e tego p o nich oczekują, bez ż a d n e g o p r z y m u su. Są u w a r u n k o w a n i i lojalni. To ten s a m rodzaj socjalizacji, j a k i występuje w każdej zwartej grupie, tyle że lojalność jest z a g w a r a n t o w a n a . Stein o d p o w i e d z i a ł b a r d z o spokojnie: — N i e b ę d ę c h o l e r n y m p a c h o ł k i e m j a k i e g o ś kos micznego p o g a n i a c z a n i e w o l n i k ó w . Przeszedłem przez b r a m ę czasu i wyrzekłem się wszystkiego, co m i a ł e m , aby uciec od t a k i c h rzeczy. By być w o l n y m człowiekiem, k t ó r e m u w o l n o robić, c o m u się p o d o b a ! Inaczej żyć, nie potrafię. I nie chcę! Raczej d a m sobie rozwalić ł e b . Z oczami p e ł n y m i łez Sukey d o t k n ę ł a j e g o policzka. Wśliznęła się myślą p o d powierzchnię ś w i a d o m o ś c i Steina i ujrzała, że m ó w i on szczerą p r a w d ę . U p ó r , z j a k i m o d c i n a ł się od k a ż d e g o u z d r a w i a c z a , z wyjąt kiem jej jednej, k t ó r a go p o k o c h a ł a , przeciwstawiał się teraz t w a r d o j a k i m k o l w i e k p o m y s ł o m p o d p o r z ą d k o w a n i a go, o d r z u c a ł całkowicie myśl o r o b i e n i u d o b r e j miny w t r u d n e j sytuacji. Stein nigdy nie ugnie się przed T a n a m i . Raczej się złamie. Jeśli z a p a n u j ą n a d nim, będą p a n o w a ć tylko n a d jego ciałem poz bawionym rozumu. Jej łzy z wilczej — To prawda?
p o p ł y n ę ł y na pościel i na s p ó d n i c z k ę Steina skóry. Ujął jej obie ręce. nie jest t e n w y m a r z o n y przez n a s świat, — z a p y t a ł a . — Ja chciałam znaleźć t u n e l
WIELOBARWNY KRAJ
395
wiodący d o raju ziemskiego, d o A g h a r t y . C r e y n powiedział, że legendy muszą się o d n o s i ć do raju s t w o r z o n e g o t u przez j e g o g a t u n e k . Ale t o nie m o ż e być p r a w d a , nie? A g h a r t a była k r a i n ą d o s k o n a ł e g o p o k o j u , szczęścia i sprawiedliwości. To nie m o ż e być ten k r a j . N i e , bo t e n cię... cię unieszczęśliwia. R o z e ś m i a ł się. — J e s t e m n i e p o p r a w n y , Sukey. Z t o b ą będzie inaczej. Ty d o s t a n i e s z się do wielkiego świata. Z o staniesz księżniczką plioceńską, a nie zwyczajną walijską. O d s u n ę ł a się od niego. — W t y m świecie W y g n a n i a z a p o m n i a ł a m ci jesz cze o c z y m ś powiedzieć. L u d z k i e kobiety... T a n o w i e likwidują naszą s a l p i n g o t o m i ę i przywracają n a m p ł o d n o ś ć . I c h k o b i e t y nie r o z m n a ż a j ą się d o b r z e na Ziemi i dlatego... T a n o w i e używają t a k ż e n a s . N i e k t ó r e ziemskie k o b i e t y zostają ż o n a m i T a n ó w , j a k p a n i p a ł a c u , w k t ó r y m jesteśmy w tej chwili. Ale innych używa się zwyczajnie j a k o . . . j a k o . . .
t
Stein przyciągnął ją do siebie i o t a r ł jej łzy brzegiem prześcieradła. — O nie. N i e ty, Sukey. Z t o b ą t a k nie będzie. Podniosła twarz w niedowierzaniu. — N a p r z ó d — rzekł Stein. — Wejdź we m n i e g ł ę b o k o . K i e d y ty to robisz, nie p r z e s z k a d z a m i . Z t r u d e m ł a p a ł a powietrze, gdy zagłębiła się w stre fę, której jeszcze nie z n a ł a . I nie u m i a ł a się p o w s t r z y m a ć o d p ł a c z u znalazłszy t a m t o , n a c o m i a ł a nadzieję, świeże i silne. G d y ją u k o i ł , a w u m y s ł a c h o b o j g a d o k o n a ł o się ślubowanie, d o k o ń c z y l i w z a j e m n e g o u z d r a w i a n i a się na własny s p o s ó b .
i J
:
WIELOBARWNY KRAJ
17 K l a u d i u s z , R y s z a r d i A m e r i e mogliby s p a ć jeszcze całe dnie, ale o wschodzie słońca rozległo się dalekie wycie amficjonów t r o p i ą c y c h w g ó r a c h od s t r o n y p o ł u d n i o w e j . Z r o z u m i e l i więc, że T a n o w i e zrobią wszystko, by uniemożliwić ucieczkę Felicji, której rolę w m a s a k r z e m u s i a ł niewątpliwie z d r a d z i ć j a k i ś schwytany uciekinier. R e s z t k a G r u p y Zielonej nie traciła czasu na zacieranie ś l a d ó w o b o z o w i s k a i wym a s z e r o w a ł a n i e d ł u g o p o n a s t a n i u świtu, wypuściw szy u p r z e d n i o p o w i e t r z e z e k w i p u n k u i posiliwszy się zaimprowizowanym śniadaniem w drodze. Klaudiusz chciał p r z e k a z a ć d o w o d z e n i e Felicji, lecz ta nie chcia ła o tym słyszeć. — M a s z d o ś w i a d c z e n i e w tego rodzaju wypra w a c h — rzekła. — Ja nie. Wystarczy, j a k s p r o w a d z i s z n a s możliwie s z y b k o z tego grzbietu w gęstsze lasy z większą rzeką. W ó w c z a s , j a k p r z y p u s z c z a m , u d a mi się p o z b y ć p o g o n i . Ześlizgiwali się i szli pośpiesznie, raz n a w e t stoczyli się z niewielkiego urwiska. Zwiększyli t e m p o , kiedy znaleźli wyschnięte ł o ż y s k o , k t ó r e w d o l n y m biegu zmieniło się w p o t o c z e k . D r z e w a rosły tu gęściej i były
397
wyższe; osłaniały c o r a z szerszy s t r u m i e ń i ocieniały maszerujących od słońca, przynajmniej po części. Taplając się w w o d z i e pełnej głazów wystraszyli wielkie b r ą z o w e pstrągi i łowiące je łasice wyglądające j a k n o r k i o jasnej sierści. By zmylić p o g o ń , wychodzili na brzeg s t r u m i e n i a , raz po j e d n e j , raz po drugiej stronie. K l a u d i u s z polecił im w y d e p t a ć w y r a ź n e ślady w górę m a ł e g o d o p ł y w u , ulżyć sobie dla w z m o c n i e n i a z a p a c h ó w t r o p u , a n a s t ę p n i e z n ó w skręcić do w o d y i b r n ą ć t y m s a m y m s t r u m i e n i e m co p o p r z e d n i o . Miejscami p o t o k stawał się niebezpiecznie głęboki, przerywany małymi progami i mieliznami. O k o ł o p o ł u d n i a K l a u d i u s z zarządził p o s t ó j . O n i Felicja byli w d o b r e j formie. Ale R y s z a r d i m n i s z k a zwalili się z n ó g z wielką ulgą. O d p o c z y w a l i na o t o c z o n y m c h w o d ą s k a ł a c h w niewielkim zalewie, wytężając słuch w p o s z u k i w a n i u o d g ł o s ó w p o g o n i . Usłyszeli w p o b l i ż u j e d n a k tylko głośne klaśnięcie o w o d ę z biegiem rzeki. —
G d y b y m była n a i w n a — z a u w a ż y ł a A m e r i e
— p o w i e d z i a ł a b y m , że to był b ó b r . — Bardzo p r a w d o p o d o b n e — odrzekł Klaudiusz. — M o ż e nie nasz stary przyjaciel Castor, ale bardziej p r a w d o p o d o b n e , że to Steneofiber, bardziej prymi tywny g a t u n e k , k t ó r y nie z a j m o w a ł się specjalnie b u d o w a n i e m t a m , lecz raczej k o p a ł nory... — Cśśś — syknęła Felicja. — Posłuchajcie. Szum w o d y , śpiew p t a k a , o d czasu d o czasu skrzeczenie czegoś, co, j a k p o w i e d z i a ł K l a u d i u s z , było n a d r z e w n ą m a ł p ą , t r a j k o t a n i e m a ł e j , z a k ł o p o t a nej wiewiórki. I o d c h r z ą k n i ę c i e czegoś d u ż e g o . Z a m a r l i na s k a ł a c h i o d r u c h o w o podciągnęli nogi,
'
WOJEWÓDZT1
398
Julian May
k t ó r e trzymali zwieszone do w o d y . Rozległ się g a r d ł o wy kaszel, nie p o d o b n y do niczego, co d o t y c h c z a s słyszeli w pliocenie. K r z a k i na lewym brzegu zakołysały się lekko; jakieś zwierzę przeciskało się do w o d o p o j u . Był to k o t , m a s y w n y j a k lew afrykański, lecz z wielkimi k ł a m i wystającymi p o n a d j e g o zam knięte szczęki. Z a m r u c z a ł j a k s m a k o s z d o t k n i ę t y niestrawnością po zbyt obfitej uczcie i zrobił p a r ę niedbałych s k o k ó w . J e g o grzbiet i boki były o z d o b i o n e rdzawymi, m a r m u r k o w y m i w i e l o b o k a m i mający mi brązowe i c z a r n e o t o k i , k t ó r e przechodziły w czar ne pasy na pysku zwierzęcia i czarne p l a m y na b r z u c h u i k o ń c z y n a c h . Zwierzę m i a ł o niebywałej wielkości b o k o b r o d y . W i a t r zmienił k i e r u n e k i p o n i ó s ł do pijącego ty grysa s z a b l o z ę b n e g o z a p a c h ludzi. K o t p o d n i ó s ł łeb, p o p a t r z y ł p r o s t o na nich żółtymi oczami i w a r k n ą ł ; p r z y b r a ł p o s t a w ę w y s t u d i o w a n e j obojętności istoty całkowicie panującej n a d niezręczną sytuacją. Felicja spojrzała mu w oczy. Reszta z a m a r ł a ze s t r a c h u ; czekali, że tygrys wsko czy do w o d y . Ale nie zrobił tego. Był najedzony, jego kocięta czekały, myśl Felicji zaś p o g ł a s k a ł a j e g o kocią p r ó ż n o ś ć i p o d p o w i e d z i a ł a , że ta w y c h u d z o n a zwie rzyna p r z y c u p n i ę t a na s k a ł a c h nie jest w a r t a kąpieli. Więc Machairodus m l a s n ą ł , p o p a t r z y ł na nich, z m a r szczył n o s w p o g a r d l i w y m parsknięciu i na k o n i e c wycofał się w zarośla. — Wystarczy mi pięć m i n u t — szepnęła A m e r i e — na o d p r a w i e n i e Mszy Dziękczynnej. Od d a w n a zresztą s p ó ź n i o n e j . Felicja p o t r z ą s n ę ł a głową z tajemniczym uśmie c h e m , R y s z a r d o d w r ó c i ł się z miną wyższości, ale
WIELOBARWNY
KRAJ
399
K l a u d i u s z p o d s z e d ł do głazu A m e r i e i podzielił z nią złoty n a p a r s t e k wina i p ł a t e k s u s z o n e g o c h l e b a z ze stawu m s z a l n e g o , k t ó r y z a k o n n i c a t r z y m a ł a w kiesze n i m u n d u r u R y s z a r d a . G d y byli j u ż g o t o w i d o drogi, g r u p a wyruszyła w dalszą p o d r ó ż ; zaczęli w y r ą b y w a ć ścieżkę na brzegu przeciwnym niż o k u p o w a n y przez tygrysa s z a b l o z ę b n e g o . — Był t a k niewiarygodnie p i ę k n y — p o w i e d z i a ł a m n i s z k a do K l a u d i u s z a . — Ale po co mu t a k i e zęby? Wielkie k o t y naszych czasów d o s k o n a l e dają sobie r a d ę z mniejszymi. — N a s z e lwy i tygrysy nie polują na słonie. — M a s z ma myśli te p o t w o r n e krzywozębce, k t ó rymi p r ó b o w a n o n a s straszyć w g o s p o d z i e na trójw y m i a r o w c u ? Tutaj?! — z a p y t a ł R y s z a r d . — W tych g ó r a c h raczej żyją nieco mniejsze m a s t o d o n t y . P o s p o l i t y m g a t u n k i e m jest z a p e w n e Gomphotherium angustidens. Ledwie o p o ł o w ę mniejsze od tych n o s o r o ż c ó w , k t ó r y m w y m k n ę l i ś m y się wczoraj. Na Deinotherium się nie n a t k n i e m y , p ó k i nie będzie m y musieli p r z e c h o d z i ć przez b a g n a a l b o szeroką dolinę rzeczną. — W p r o s t c u d o w n e — w a r k n ą ł P i r a t . — Prze p r a s z a m za p y t a n i e , ale czy k t o k o l w i e k z was, asów, m a n a myśli o k r e ś l o n y cel p o d r ó ż y ? Czy p o p r o s t u uciekamy? — Po p r o s t u u c i e k a m y — o d p o w i e d z i a ł cicho K l a u d i u s z . — G d y p o z b ę d z i e m y się żołnierzy i psodźwiedzi, będzie d o ś ć czasu na p o d e j m o w a n i e decyzji strategicznych. Czy m a s z coś p r z e c i w k o t e m u , synu? — Och, gówno — odparł Ryszard i znowu zabrał się d o w y c i n a n i a k r z a k ó w n a d s t r u m i e n i e m . Wreszcie p o t o k w p a d ł d o dużej, burzliwej rzeki
GDi
400
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
płynącej na p o ł u d n i e . K l a u d i u s z przypuszczał, że m o ż e t o być g ó r n a S a o n a . — Nie pójdziemy z jej biegiem — powiedział t o w a r z s z o m ucieczki. — P r a w d o p o d o b n i e skręca na p o ł u d n i o - z a c h ó d i w p a d a do jeziora o jakieś czter dzieści, pięćdziesiąt kilosów niżej. M u s i m y się przez nią przeprawić, a to o z n a c z a użycie d e k a m o l o w y c h mostów. K a ż d y Z e s t a w Przeżycia zawierał trzy segmenty m o s t u , k t ó r e d a w a ł y się połączyć i tworzyły wąską, s a m o n o ś n ą k ł a d k ę d w u d z i e s t o m e t r o w e j długości, p o d o b n ą do d r a b i n y z gęsto umieszczonymi szczeblami. Podszedłszy w g ó r ę rzeki do miejsca, gdzie n u r t zwężał się między d w i e m a n i e d o s t ę p n y m i p ó ł k a m i skalnymi, n a d m u c h a l i i zbalastowali segmenty, połą czyli je i przerzucili m o s t na przeciwległy brzeg. — Wygląda, że jest słaby — oświadczył niespokoj nie Ryszard. — Z a b a w n e , gdyśmy ćwiczyli z tym w gospodzie, w y d a w a ł się znacznie szerszy. M o s t m i a ł o k o ł o jednej trzeciej m e t r a szerokości i był p e w n y j a k s k a ł a . Ale p o p r z e d n i o używali go do p r z e k r a c z a n i a s p o k o j n e g o stawu w p o d z i e m i a c h gos p o d y , tutaj zaś w dole czekały bystrza i ostre głazy. — M o ż e m y n a d m u c h a ć drugi m o s t i związać o b a , jeśli będziesz się przez to czuł bezpieczniej — za p r o p o n o w a ł a A m e r i e . Ale P i r a t zjeżył się z o b u r z e n i a na tę propozycję, zarzucił plecak na r a m i ę i chwiejnie, j a k początkujący linoskoczek, przeszedł n a d r u g ą stronę. — T e r a z ty, A m e r i e — powiedział K l a u d i u s z . Z a k o n n i c a p e w n y m k r o k i e m wstąpiła n a k ł a d k ę . P o iluż p n i a c h d r z e w n y c h przechodziła n a d górskimi p o t o k a m i w K a s k a d a c h O r e g o n u ? Szczeble m o s t u
401
były r o z m i e s z c z o n e gęściej niż na d ł u g o ś ć d ł o n i , nie m o ż n a więc b y ł o przez nie wypaść. Wystarczył pewny krok, zrównoważona postawa i skierowanie wzroku na przeciwległy brzeg, a nie na spienioną w o d ę w przepaści sześć m e t r ó w niżej... Chwycił ją kurcz mięśni lewego u d a . Z a c h w i a ł a się, chwyciła r ó w n o w a g ę , ale przechyliła n a d m i e r n i e w przeciwną s t r o n ę i s p a d ł a do rzeki n o g a m i w d ó ł . — O d r z u ć b a g a ż ! — w r z a s n ę ł a Felicja. — P o r u szała się t a k szybko, że jej ręce zmieniły się w roz m a z a n ą p l a m ę . O d r z u c i ł a łuk i strzały, o d p i ę ł a ple cak, r o z e r w a ł a szybko rozłączalne z a p i n k i zbroi i n a g o l e n n i k ó w i skoczyła za A m e r i e . R y s z a r d gapił się z przeciwnego brzegu, ale star szy p a n p o b i e g ł w stronę, z której przyszli, ku względnie s p o k o j n e m u ujściu mniejszego p o t o k u . P o n a d bystrze wyskoczyły dwie głowy. P ł y n ą c a p r z o d e m o s t r o zderzyła się z g a r b a t y m g ł a z e m i znikła. D r u g a błyskawicznie zbliżyła się do k a m i e n i a i też znikła p o d w o d ą , ale po minucie obie k o b i e t y z n ó w się ukazały i p o d p ł y n ę ł y do K l a u d i u s z a . Chwycił m o c n y , leżący na b r z e g u k o n a r i wyciągnął go w ich s t r o n ę . Felicja z ł a p a ł a go j e d n ą dłonią, d r u g ą m i a ł a w p l ą t a n ą we włosy A m e r i e . K l a u d i u s z m i a ł d o ś ć sił, by je wyciągnąć. B r n ą c w w o d z i e wyciągał teraz z a k o n n i c ę na brzeg. Felicja z o s t a ł a na płyciźnie, o p a r t a na r ę k a c h i kola nach, kaszlała i w y m i o t o w a ł a . K l a u d i u s z u n i ó s ł A m e rie i złożył ją w p ó ł , by o p r ó ż n i ć p ł u c a z w o d y , po czym n a p e ł n i ł je w ł a s n y m ciepłym o d d e c h e m . — O d d y c h a j , dziecko — błagał ją. — Żyj, córeczko. A m e r i e z a k r z t u s i ł a się; p o d p r z e m o c z o n y m i p o d a r t y m m u n d u r e m k a p i t a n a żeglugi kosmicznej 26
-
Wielobarwny kraj t. I
402
Julian May
s p a z m a t y c z n i e p o r u s z y ł y się piersi. R a z jeszcze p o wietrze z ust do ust, i o c k n ę ł a się. O t w o r z y ł a oczy i zwróciła b ł ę d n y w z r o k na K l a u diusza, p o t e m na uśmiechniętą Felicję. Z jej ust w y d a r ł się z d ł a w i o n y szloch. U k r y ł a t w a r z na piersi starszego p a n a . K l a u d i u s z polecił Felicji, by wyciąg nęła z j e g o b a g a ż u ciepły sweter z orkadyjskiej wełny i otulił n i m A m e r i e . Lecz gdy p r ó b o w a ł ją p o d n i e ś ć , żeby przenieść przez m o s t , o k a z a ł a się dla niego o wiele za ciężka. M u s i a ł a więc to z r o b i ć m a ł a h o k e i s t k a , p a l e o n t o l o g zaś wziął jej rzeczy i swoje. P r ą d rzeki u n i ó s ł d a l e k o plecak A m e r i e z w y p o sażeniem l e k a r s k i m . Jej z ł a m a n ą rękę musieli o p a t rywać z a p o m o c ą s k r o m n e g o w y p o s a ż e n i a aptecz ki pierwszej p o m o c y z i n d y w i d u a l n y c h Z e s t a w ó w Przeżycia. K o r z y s t a l i z l a k o n i c z n y c h w s k a z ó w e k z tabliczki Z n a p i s e m „ P o s p o l i t e n a g ł e w y p a d k i " . A m e r i e d o z n a ł a p r o s t e g o z ł a m a n i a lewej kości bar kowej, ł a t w e g o d o o p a t r z e n i a n a w e t przez m e d y k ó w - a m a t o r ó w , lecz z a n i m to z r o b i o n o i p o d a n o jej ś r o d k i uspokajające, było j u ż p ó ź n e p o p o ł u dnie. R y s z a r d p r z e k o n a ł K l a u d i u s z a i Felicję, że dalsza p o d r ó ż b y ł a b y b e z s e n s o w n a , niezależnie o d możliwej p o g o n i . Odeszli n i e d a l e k o od rzeki, by u k r y ć się w gaju d u ż y c h d ę b ó w . T a m R y s z a r d rozstawił dwie d e k a m o l o w e c h a t y , Felicja p o s z ł a p o l o w a ć i p r z y n i o s ł a d u ż e g o , tłustego r o g a c z a , K l a u diusz zaś z e b r a ł w b ł o t n i s t y m z a k ą t k u p o ż y w n e b u l w y rogożowe. N a p e ł n i w s z y ż o ł ą d k i , nastawiwszy t a p c z a n y n a m a k s y m a l n ą m i ę k k o ś ć i zaryglowawszy n i e p r z e k r a czalne dla zwierząt drzwi h a r m o n i j k o w e , zasnęli jeszcze przed z a c h o d e m słońca. N i e usłyszeli n a w e t
W I E L O B A R W N Y KRAJ
403
sów, s ł o w i k ó w ani śpiewających ż a b d r z e w n y c h , ani też z a n i k a j ą c e g o wycia psodźwiedzi szalejących na zimnym i jałowym tropie daleko na południu. Nie widzieli wstającej n a d b y s t r z a m i mgły i w s c h o d z ą c y c h gwiazd. I nie ujrzeli świecących, g r o t e s k o w y c h p o staci F i r v u l a g ó w , k t ó r e nadleciały i tańczyły na przeciwległym brzegu rzeki, aż gwiazdy zbladły w n a d c h o d z ą c y m świcie. N a s t ę p n e g o r a n k a Amerie gorączkowała i była o s ł a b i o n a . Za w s p ó l n ą zgodą uśpili ją, używszy swych niewielkich z a p a s ó w lekarstw, ułożyli w y g o d n i e w je dnej chacie, by m o g ł a spać i w y p o c z y w a ć , a sami przenieśli się do drugiej. Wszyscy p o t r z e b o w a l i na b r a ć sił i nie w y d a w a ł o się, by groziło niebezpieczeń s t w o n i e p o s t r z e ż o n e g o p r z e d o s t a n i a się jakiejkolwiek p o g o n i przez urwiste brzegi. Felicja b y ł a p r z e k o n a n a , że j u ż się w y m k n ę l i ściga jącym. — M o g ą n a w e t znaleźć w d o l e rzeki plecak A m e r i e i dojść do w n i o s k u , żeśmy p o t o n ę l i . Spali więc. Na l u n c h zjedli z i m n ą dziczyznę i algop r o t e i n y . Usiedli w cieniu s t a r e g o d ę b u i popijali z m a ł y c h k u b e c z k ó w bezcenną k a w ę rozpuszczalną; rozważali, j a k i e teraz podjąć decyzje. — Pracuję n a d n o w y m p l a n e m — oświadczyła Felicja. — W z i ę ł a m p o d u w a g ę wiele możliwości i z d e c y d o w a ł a m , że najlepszym miejscem, by z d o b y ć drugi naszyjnik, będą okolice F i n i a h , gdzie jest m n ó s t w o T a n ó w . M o ż e mają t a m n a w e t ich skład czy w y t w ó r n i ę . M u s i m y zrobić n a s t ę p u j ą c e rzeczy: ukry w a ć się, n i m A m e r i e nie wyzdrowieje, przejść przez W o g e z y i p o t a j e m n i e założyć b a z ę p o d m i a s t e m .
404
Julian May
Ż y w n o ś ć m o ż e m y k r a ś ć k a r a w a n o m lub w przyleg łych osiedlach. R y s z a r d z a k r z t u s i ł się kawą. Felicja spokojnie k o n t y n u o w a ł a : — G d y z b a d a m y ich fortyfikacje i d o w i e m y się czegoś więcej o obecnej technice w y t w a r z a n i a naszyj ników, możemy o p r a c o w a ć plan uderzenia. R y s z a r d b a r d z o o s t r o ż n i e odstawił k u b e c z e k n a k o r z e ń drzewa. — D z i e c k o , do tej p o r y p r o ś b ą i groźbą r o b i ł a ś wszystko, a b y ś m y w y k o n y w a l i twoje p l a n y i nie twierdzę bynajmniej, że nie było cholernie d o b r ą r o b o t ą w y d o s t a n i e n a s z r ą k E p o n e i jej o p r y c h ó w . Ale nie m a t a k i e g o s p o s o b u , k t ó r y m m o g ł a b y ś m n i e zmusić do u d z i a ł u w c z t e r o o s o b o w e j inwazji na całe m i a s t o pełne k o s m i c z n y c h t ł a m s i m ó z g ó w ! — Więc wolisz się u k r y w a ć po lasach, p ó k i cię nie upolują? — zadrwiła. — Wiesz, że nie p r z e s t a n ą n a s szukać. I będą to robili osobiście T a n o w i e , z a m i a s t wysyłać ludzkich n i e w o l n i k ó w . Jeśli będziemy p o s t ę p o w a ć z g o d n i e z m o i m p l a n e m , jeśli ja będę m i a ł a złoty naszyjnik, potrafię s p r o s t a ć k a ż d e m u z nich! — To ty t a k twierdzisz. A skąd m a m y wiedzieć, czy dasz sobie z t y m r a d ę ? I co my będziemy z tego mieli? Czy m a m y z o s t a ć twymi wiernymi gwardzis t a m i , gdy ty będziesz się b a w i ł a w Madame D o w ó d c ę ? N a m , b i e d n y m n o r m a l n y m , ż a d e n p i e p r z o n y złoty naszyjnik nie z a p e w n i nic d o b r e g o . I na p e w n i a k a w p a d n i e m y j a k śliwka w g ó w n o , p o t w o r y zrobią z n a s m i e l o n k ę n a d ł u g o przed k o ń c e m twojej p r y w a t n e j p a r t y z a n t k i niezależnie od tego, czy wygrasz, czy przegrasz. A m o ż e chcesz wiedzieć, j a k i e ja m a m plany, laleczko-terrorystko?
W I E L O B A R W N Y KRAJ
405
Z p r z y m k n i ę t y m i oczami popijała kawę. — N o , to p o w i a d a m ci — oświadczył zaczepnie R y s z a r d — że o d p o c z n ę tu sobie dzień, d w a , na p r a w i ę b u t y , a później idę na p ó ł n o c w s t r o n ę wiel kich rzek i o c e a n u , j a k to zrobił Y o s h . P r z y o d r o binie szczęścia m o ż e go n a w e t i s p o t k a m . G d y doj d ę d o A t l a n t y k u , p o p ł y n ę n a p o ł u d n i e w z d ł u ż wy brzeża. A gdy ty będziesz się b a w i ł a w księżniczkę r o z b ó j n i k ó w , j a będę zalewał p a ł ę d o b r y m w i n e m i p o k l e p y w a ł dziwki w mojej pirackiej chacie w Bor deaux. — A my co? — z a p y t a ł n e u t r a l n y m t o n e m K l a u diusz. — C h o d ź c i e ze m n ą ! C z e m u nie? Będę szedł spa cerkiem, nie obijając sobie t y ł k a p r z y w d r a p y w a n i u się do piekła i p r z e ł a ż e n i u przez W o g e z y . P o s ł u c h a j , K l a u d i u s z u . Ty i A m e r i e trzymajcie się m n i e , a ja w a m znajdę p i ę k n e s p o k o j n e miejsce, o k t ó r y m T a n o w i e nigdy nie słyszeli. Jesteś j u ż t r o s z k ę s t a r a wy na t o , by b r a ć u d z i a ł w b i t w a c h tej z w a r i o w a n e j dziewczyny. I cóż by to b y ł o za życie dla z a k o n n i c y , na m i ł o ś ć b o s k ą ? Przecież ta tutaj zabija ludzi dla zabawy. Felicja p o w i e d z i a ł a : — N i e m a s z racji, Ryszardzie. — I wypiła resztę kawy. S t a r y p a l e o n t o l o g spojrzał n a j e d n o , n a drugie i p o t r z ą s n ą ł głową. — M u s z ę to przemyśleć. I m a m jeszcze j e d e n z a m i a r . Jeśli w a m t o nie p r z e s z k a d z a , p ó j d ę sobie głębiej w tę d ą b r o w ę i spędzę pewien czas s a m o t n i e . — W s t a ł , w s u n ą ł na chwilę rękę do wielkiej kieszeni w i a t r ó w k i i odszedł.
Kościerzyna
Karw„7 u,
"dr6""0"
n
" " ' «23-31-5,
Pruszcz G Puck ul. w Rumia ul. Starogard
406
WIELOBARWNY KRAJ
Julian May
— Ile tylko chcesz, K l a u d i u s z u ! — z a w o ł a ł a za n i m Felicja. — Z a j m ę się A m e r i e . I będę też stała na czatach. — N i e z g u b się a b y — d o d a ł R y s z a r d . Felicja zaklęła p o d n o s e m . Klaudiusz powędrował, automatycznie zapamiętu j ą c p u n k t y orientacyjne, j a k t o robił l a t a m i n a świeżo zajętych p l a n e t a c h . D ą b z d w o m a p o t ę ż n y m i , o p a d a j ą c y m i j a k łapy o l b r z y m a k o n a r a m i . S m u k ł a czer w o n a w a s k a ł k a w ś r ó d szarego g r a n i t u . S u c h a ł ą k a , a na niej k l o n z j e d n ą gałęzią n i e n a t u r a l n i e złotą j a k na tę p o r ę r o k u . Stawek, a na n i m r ó ż o w e lilie w o d n e i p a r a dzikich k a c z e k n i e d b a l e pływających tu i t a m . Wytryskające z e skały ź r ó d ł o , z d o b n e k o r o n k o w y m i paprociami i ocienione wspaniałym bukiem. — J a k ci się tu p o d o b a , G e n ? — spytał g ł o ś n o starszy p a n . U k l ą k ł , p o d s t a w i ł d ł o n i e p o d tryskającą w o d ę , napił się, o b m y ł sobie czoło i spalony s ł o ń c e m k a r k . Asperges me, Domine, hyssopo et mundabor. Lavabis me, et super nivem dealbabor. — T a k , myślę, że tu będzie najlepiej. Wyjął z b a s e n u ź r ó d e ł k a cienki, płaski k a m i e ń i podszedł d o s t ó p b u k a . U s u n ą w s z y s t a r a n n i e p o d u s z k ę m c h u , w y k o p a ł d z i u r ę , umieścił w niej rzeź bioną s z k a t u ł k ę i p r z y k r y ł ją ziemią i r o ś l i n a m i , a na koniec d o k ł a d n i e u k l e p a ł . N i e oznaczył gro bu k a m i e n i e m ani krzyżem; ci, k t ó r z y ją k o c h a l i , wiedzieli, gdzie leżą jej p r o c h y . G d y skończył p r a cę, wrócił do ź r ó d ł a , garścią w o d y odświeżył p o r u s z o ny m e c h , po czym u s i a d ł i o p a r ł się o d r z e w o . Z a m k n ą ł oczy. G d y się o b u d z i ł , b y ł o p ó ź n e p o p o ł u d n i e . Przy
407
źródle siedziało coś s k u l o n e g o i p r z y g l ą d a ł o mu się uważnie jasnozielonymi oczami. K l a u d i u s z w s t r z y m a ł o d d e c h . Było to j e d n o z naj piękniejszych zwierzątek, j a k i e kiedykolwiek widział, z p e ł n y m wdzięku, giętkim ciałem, nie większym niż jego d ł o ń i d w u d z i e s t o c e n t y m e t r o w y m s m u k ł y m ogo n e m . M i a ł o j a s n o p o m a r a ń c z o w y brzuszek, grzbiet zaś b r ą z o w y z lekkim c z a r n y m n a l o t e m , j a k m ł o d y lisek. J e g o koci pyszczek m i a ł w y r a z wielkiej in teligencji, ł a g o d n e j i niegroźnej, c h o ć wyglądał j a k miniaturowy kuguar. M u s i a ł to być Felis zitteli, j e d e n z najwcześniej szych p r a w d z i w y c h k o t ó w . K l a u d i u s z ściągnął wargi i cicho, wibrująco zagwizdał. Z w i e r z ą t k o zwróciło wielkie uszy w s t r o n ę dźwięku. K l a u d i u s z nieskoń czenie p o w o l n y m r u c h e m sięgnął do kieszeni i w y d o był kąsek serowatej a l g o p r o t e i n y . — Pss-pss-ps — zaczął je w a b i ć k ł a d ą c pożywienie na mszystej m u r a w i e o b o k siebie. K o t e k s p o k o j n i e p o d s z e d ł do niego z drgającymi n o z d r z a m i i n a s t r o s z o n y m i białymi w ą s a m i . L e c i u t k o p o w ą c h a ł jedzenie, liznął j e m a ł y m r ó ż o w y m języcz kiem i zjadł. Oczy, s t o s u n k o w o z n a c z n i e większe niż u kota domowego i otoczone czarnymi obwódkami, zwróciły się na K l a u d i u s z a w niewątpliwie przyjaciel ski s p o s ó b . Rozległ się cichy brzęczący dźwięk. Felis zitteli m r u c z a ł . Starszy p a n d a ł mu więcej jedzenia, a n a s t ę p n i e s p r ó b o w a ł g o d o t k n ą ć . K o t przyjął j e g o głaskanie; wyginał grzbiet i zwijał c z a r n o z a k o ń c z o n y o g o n w z n a k z a p y t a n i a . Zbliżył się jeszcze do K l a u d i u s z a i o t a r ł c z o ł o o j e g o nogę. —
O c h , spryciarz z ciebie, p r a w d a ? M a l u t k i e ząb-
' WOJEwón
408
Julian May
ki. Czy j a d a s z o w a d y i m a ł e żyjątka skalne, czy też łowisz piskorze? K o t e k przechylił głowę i o b d a r z y ł go wzruszającym spojrzeniem, po czym wskoczył mu na k o l a n a i ułożył się t a m ze wszelkimi o z n a k a m i poufałości. K l a u d i u s z zaczął pieścić śliczne zwierzątko i cicho z n i m roz m a w i a ć , a t y m c z a s e m cienie poczerwieniały i przez zagajnik powiał z i m n y wiatr. — P o w i n i e n e m j u ż iść — rzekł niechętnie i p o d sunął d ł o ń p o d ciepły brzuszek k o t k a , p o czym postawił zwierzątko na ziemię. W s t a ł , spodziewając się, że to spłoszy zwierzę i zmusi do ucieczki. Ale tylko u s i a d ł o i p r z y g l ą d a ł o mu się, a gdy ruszył, p o s z ł o za nim. K l a u d i u s z z a c h i c h o t a ł i powiedział: — Psik! — Ale szło dalej. — Czy z ciebie k o t d o m o w y błyskawiczny? — z a p y t a ł i w t y m m o m e n c i e p o m y ś l a ł o A m e r i e , k t ó r ą czekał długi o k r e s r e k o n walescencji w czasie p o d r ó ż y na p ó ł n o c w j e g o i R y s z a r d a towarzystwie. Jeśli Felicja tu zostanie (a wyglądało na t o , że nie ma i n n e g o w y b o r u ) , mnisz ka będzie się t r a p i ć i z a s t a n a w i a ć n a d swoją winą. M o ż e ten u r o c z y k o t e k zmieni k i e r u n e k jej myśli? — Pojedziesz sobie w mej kieszeni? Czy m o ż e wolisz na r a m i e n i u ? — P o d n i ó s ł k o t k a i włożył do obszernej kieszeni w i a t r ó w k i . Z w i e r z ą t k o o b r ó c i ł o się p a r ę razy w miejscu, po czym u s i a d ł o z głową na zewnątrz i bez przerwy m r u c z a ł o . — No to z a ł a t w i o n e . — Starszy p a n przyśpieszył k r o k u i szedł od z n a k u do z n a k u orientacyjnego, aż d o t a r ł do rzadszej części d ę b o w e g o gaju, gdzie założy li o b ó z . D w i e d e k a m o l o w e c h a t y znikły.
WIELOBARWNY KRAJ
409
K l a u d i u s z uskoczył za p o t ę ż n y pień d ę b u ze ściś niętym g a r d ł e m i bijącym sercem. Stał o p a r t y o drze w o , p ó k i j e g o serce się nie u s p o k o i ł o . Wyjrzał ostroż nie i b a d a ł w z r o k i e m p o l a n k ę , na kórej z n a j d o w a ł się o b ó z . N i e b y ł o śladu ich bagaży. N a w e t rowek, w k t ó r y m palili o g n i s k o , i resztki p i e c z o n e g o r o g a c z a znikły. N i e b y ł o ś l a d ó w stóp, p o ł a m a n y c h p a p r o c i ani k r z a k ó w , k t ó r e b y p o z o s t a ł y p o bójce (schwytać Fe licję bez walki?) i w ogóle nic, co by w s k a z y w a ł o , że kiedykolwiek w ś r ó d wielkich starych d r z e w przeby wali ludzie. K l a u d i u s z wyszedł z ukrycia i s t a r a n n i e p r z e s z u k a ł miejsce. Oczyścili je ludzie znający leśne życie, ale nieco ś l a d ó w p o z o s t a ł o . J e d n o z piaszczystych miejsc m i a ł o z n a k i po gałęzi, k t ó r ą tu p r z y c i ą g n i ę t o dla za tarcia ś l a d ó w s t ó p . A dalej przy s t r u m i e n i u , na nie wyraźnej ścieżce zwierzyny, wiodącej w g ó r ę biegu, do żywicy na p n i u sosny przykleił się zielony kłaczek. K a w a ł e k zielonego p i ó r a . U f a r b o w a n e g o n a zielo n o . K l a u d i u s z kiwnął głową; z a g a d k a zaczęła się rozwiązywać. Znaleźli trzy o s o b y i trzy p a k u n k i i zabrali je w t y m k i e r u n k u . K t o ? Na p e w n o nie słudzy T a n ó w , k t ó r z y nie staraliby się z a t r z e ć ś l a d ó w swego p o b y t u . A więc?... Firvulagowie? Serce K l a u d i u s z a zabiło g w a ł t o w n i e . Ścisnął noz drza i b a r d z o w o l n o wypuścił p o w i e t r z e . P o t o k a d r e n a l i n y z o s t a ł p o w s t r z y m a n y , bijące serce u s p o koiło się. N i e p o z o s t a w a ł o nic i n n e g o , j a k ruszyć po tropie. A jeśli go złapią... No cóż, przynajmniej w y k o n a ł część tego, po co tu przybył. — Jesteś pewien, że nie chcesz sobie pójść? — szepnął do k o t k a , p r z y k u c n ą w s z y i otworzywszy szeroko kieszeń dla ułatwienia mu wyjścia. Ale
«UM
410
Julian May
zwierzątko tylko z a m r u g a ł o o c z a m i i u ł o ż y ł o się głębiej do snu. — N o , więc my dwaj przeciw n i m . — K l a u d i u s z westchnął. — Ruszył szybkim k r o k i e m w g ó r ę burz liwego s t r u m i e n i a i szedł, aż z r o b i ł o się p r a w i e c i e m n o . W t e d y zwęszył d y m i p o d s z e d ł do g r u p y sekwoi n a skalistym b r z e g u n a d rzeką. P ł o n ę ł o t a m wielkie ognisko; w o k ó ł niego d u ż o ciemnych p o s t a c i ś m i a ł o się i r o z m a w i a ł o . K l a u d i u s z przyczaił się w m r o k u , ale b y ł o j a s n e , że go o c z e k i w a n o . P o c z u ł , że idzie w b r e w swej woli w k i e r u n k u o g n i s k a z r ę k a m i n a d głową, przyciągany przez ten s a m n i e o d p a r t y p r z y m u s , j a k i znał z p o k o j u b a d a ń lady E p o n e . — To ten stary — p o w i e d z i a ł k t o ś , gdy K l a u d i u s z u k a z a ł się w świetle o g n i s k a . — Ale nie t a k i j u ż alter kocher — z a u w a ż y ł a j a k a ś zwalista p o s t a ć . — M o ż e się jeszcze p r z y d a ć . — W k a ż d y m razie zachowuje się rozsądniej niż j e g o przyjaciele. N a ziemi w o k ó ł o g n i a siedziało o k o ł o t u z i n a mężczyzn i k o b i e t o wyglądzie b a n d z i o r ó w . U b r a n i byli w odzież z ciemnej skóry kozłowej i resztki j a k i c h ś k o s t i u m ó w . Pożerali o s t a t n i e kąski u p o l o w a nej przez Felicję zwierzyny; na d ł u g i m r o ż n i e n a d ogniskiem o b r a c a ł y się świeżo ubite i o p r a w i o n e ptaki. J e d e n ze z b ó j c ó w wstał i p o d s z e d ł do K l a u d i u s z a . O k a z a ł o się, że jest to k o b i e t a w ś r e d n i m wieku, średniego w z r o s t u , z c i e m n y m i w ł o s a m i siwiejącymi na s k r o n i a c h i f a n a t y c z n y m błyskiem w o c z a c h . G d y przyjrzała się s t a r s z e m u p a n u , jej wąskie wargi wy krzywił krytyczny g r y m a s . U n i o s ł a głowę; m i a ł a
W I E L O B A R W N Y KRAJ
411
szczupły orli n o s . K l a u d i u s z ujrzał u k r y t y p o d koł nierzem jej k o z ł o w e g o płaszcza złoty naszyjnik. — J a k się nazywasz? — z a p y t a ł a s u r o w o . — J e s t e m K l a u d i u s z Majewski. Co z r o b i ł a ś z moi mi przyjaciółmi? K i m jesteś? N a c i s k n a m ó z g zelżał. K o b i e t a spojrzała m u w oczy z i r o n i c z n y m r o z b a w i e n i e m . — T w o i przyjaciele są całkiem bezpieczni, K l a u diuszu Majewski. Jeśli idzie o m n i e , j e s t e m Angelika G u d e r i a n . M o ż e s z n a z y w a ć m n i e Madame.
I
WIELOBARWNY KRAJ
413
n a m i na p o k ł a d a c h ; większe statki, gdzie mali, mil czący r a m o w i e siedzieli p o pięciu n a ł a w k a c h j a k mali nie z a k u c i w ł a ń c u c h y galernicy, k t ó r z y pogubili wiosła. Na wyspie z n a j d o w a ł o się t y l k o kilka m a łych b u d y n k ó w . K a p i t a n H i g h j o h n wyjaśnił, że tutaj nie będą w y c h o d z i ć na ląd, a j e d y n i e zatrzymają się na czas p o t r z e b n y d o zaciągnięcia s e g m e n t ó w p l a s t y k u nad przedziałem pasażerskim.
18 R o d a n płynął w o l n o i s z e r o k o . Statek, n a w e t z cał kowicie r o z p o s t a r t y m żaglem i w ł ą c z o n y m silni kiem p o m o c n i c z y m , p o t r z e b o w a ł d u ż o czasu n a o d d a l e n i e się o d wyspy D a r a s k . N a d w i l g o t n y m i r ó w n i n a m i C a m a r g u e błyszczał złocisty o p a r , roz mywając n a w e t odległe tylko o k i l o m e t r w i d o k i w mglistą zasłonę. Później, gdy statek d o t a r ł jeszcze dalej na p o ł u d n i e , p a s a ż e r o w i e dostrzegli z lewej s t r o n y góry i wierzchołki wystających tu i ówdzie p o n a d b a g n a skał. Ale nie b y ł o widać m o r z a . Ł a d n e p o m a r a ń c z o w o - n i e b i e s k i e sikorki i c z e r w o n o g ł o w e t r z n a d l e kołysały się na wysokich p a p i r u s a c h ros n ą c y c h wzdłuż g ł ó w n e g o n u r t u rzeki. Przez cały r a n e k p l a s t y k o w a o s ł o n a była zdjęta, więc p a s a ż e r o wie przyglądali się zafascynowani, j a k krążyły w o k ó ł nich k r o k o d y l e i k r o w y m o r s k i e . R a z p r z e p ł y n ę ł a o b o k ławica c u d o w n y c h węży w o d n y c h , p r a w i e prze zroczystych i błyszczących j a k falująca tęcza w p r o m i e n i a c h p r z y m g l o n e g o słońca. O k o ł o p o ł u d n i a przybili do kolejnej wyspy, gdzie tłoczyło się o k o ł o d w u d z i e s t u innych s t a t k ó w : b a r ki t o w a r o w e , m a ł e j a c h t y z b a r w n i e o d z i a n y m i T a -
— nie z swoją —
Ż e b y tylko nie jeszcze j e d n o c h o l e r n e skaka w o d o s p a d ó w — j ę k n ą ł R a i m o i wyciągnął flaszkę. Z u p e ł n i e o s t a t n i e — u s p o k a j a ł go H i g h j o h n
— i nie t r u d n e , c h o ć t a m jest t r o c h ę s t r o m o . Jakiś z a p o m n i a n y facet, k t ó r y p i l o t o w a ł t u d l a T a n ó w b a r k i w najstarszym okresie b r a m y czasowej, n a z w a ł to la G l i s s a d e F o r m i d a b l e . Brzmi wytworniej niż Straszliwy Ślizg, więc t a k j u ż z o s t a ł o do dzisiaj. Stein siedzący o b o k Sukey był t y m z a i n t r y g o w a n y . — Ale przecież p o w i n n i ś m y j u ż być w delcie R o d a n u . T u ż przy brzegu M o r z a Ś r ó d z i e m n e g o . S k ą d ż e tu wziął się s p a d e k ? — C z e k a cię n i e s p o d z i a n k a — rzekł Bryan. — S a m w to nie m o g ł e m uwierzyć, gdy mi szyper t ł u m a c z y ł . P a m i ę t a s z , że i ja p ł y w a ł e m po Śródziemn i a k u . W y n i k a z tego, Steinie, że te pajace, k t ó r e rysowały nasze m a p y pliocenu, t r o c h ę się pomyliły. R o b o t n i k z a k ł a d a j ą c y przezroczyste s e g m e n t y kle p n ą ł o s t a t n i i powiedział: — Gotowe, Kap! — Wszyscy z a p i ą ć pasy — r o z k a z a ł H i g h j o h n . — C h o d ź na d z i ó b , Bryan. Z a k o c h a s z się w t y m . G d y opuścili p r z y s t a ń i płynęli w kilwaterze trzy d z i e s t o m e t r o w e j b a r k i w y ł a d o w a n e j w l e w k a m i me-
1
414
Julian May
415
talu, zerwał się lekki wiatr. O p a r y przesłaniające widok
rozproszyły
się wreszcie,
patrzyli więc na
p o ł u d n i e oczekując w i d o k u m o r z a . Ujrzeli c h m u r ę . —
A to c o , u d i a b ł a ? — zdziwił się Stein. — Wy
gląda j a k
pożar
w
fabryce
plastyku
albo
krater
wielkiego w u l k a n u . T a s k u b a n a c h m u r a w z n o s i się aż do tropopauzy. M a s z t s t a t k u złożył się i schował, silnik p o m o c n i c z y zamilkł. Zaczęli n a b i e r a ć szybkości. K ę py bagiennej roślinności rosły teraz c o r a z rzadziej. Statek płynął w y t y c z o n y m k a n a ł e m , s k i e r o w a n y m na p o ł u d n i o - w s c h ó d , t u ż u s t ó p z a o k r ą g l o n e g o cypla, k t ó r y z ich lewej s t r o n y wcinał się w r ó w n i n ę j a k o pierwszy z w i a s t u n p o d n ó ż a A l p . K i e r o w a l i się w p r o s t na s ł u p białej p a r y , przyspieszając z k a ż d ą m i n u t ą . W t e d y o d e z w a ł a się Elżbieta: — D o b r y Boże, M o r z e Ś r ó d z i e m n e z n i k ł o . B a r k a p ł y n ą c a o k o ł o p ó ł k i l o m e t r a p r z e d n i m i też znikła. W z d ł u ż c a ł e g o h o r y z o n t u n a w s c h ó d i n a z a c h ó d w i d a ć b y ł o niski ląd, a p o ś r o d k u t y l k o wstę gę w o d y płynącej w s t r o n ę mlecznego nieba, z płyt k i m zagłębieniem n u r t u . I słychać b y ł o dźwięk, narastający ł o s k o t p o d s z y t y sykiem, r o s n ą c y , a ż zaczął ogłuszać, w m i a r ę j a k n i o s ł o ich c o r a z bliżej d o l a Glissade F o r m i d a b l e , gdzie szeroki R o d a n kończył się na skraju k o n t y n e n t u . W m ó z g a c h wszystkich noszących o b r ę c z e rozległ się głos C r e y n a : — Czy mam zaprogramować nieświadomość? Ale wszyscy z g o d n i e odpowiedzieli: — N i e ! — I c h ciekawość była większa niż naj większy strach, k t ó r y m ó g ł ich o p a n o w a ć .
S t a t e k przeleciał n a d skrajem u r w i s k a i r u n ą ł w d ó ł , niesiony b ł o t n i s t y m i w o d a m i s p a d a j ą c y m i po s t r o m y m s t o ż k u o s a d ó w rzecznych z szybkością osiemdziesięciu k i l o m e t r ó w na g o d z i n ę w głębiny Pustego Morza. P o czterech g o d z i n a c h d o t a r l i d o k o ń c a G l i s s a d e i spłynęli na j a s n e w o d y wielkiego g o r z k i e g o jeziora. O t a c z a ł y ich w i e l o b a r w n e skały t r z o n u k o n t y n e n t a l n e g o i błyszczące, wyrzeźbione erozją formy solne, z a n h y d r y t u i gipsu. Ze z ł o ż o n ą foliową k a p s u ł ą i r o z w i n i ę t y m żaglem p o m k n ę l i na p o ł u d n i o - z a c h ó d , t a m b o w i e m , j a k i m p o w i e d z i a ł C r e y n , leżało stołe czne m i a s t o M u r i a h , n a skraju P ó ł w y s p u Balearskiego, z w a n e g o przez T a n ó w : Aven, górującego n a d d o s k o n a l e p ł a s k ą Białą S r e b r n ą R ó w n i n ą . Płynęli jeszcze przez cały dzień, p o d w r a ż e n i e m t a k i c h n i e s a m o w i t o ś c i i p i ę k n a , że p r a w i e nie mogli o t y m m ó w i ć . Wymieniali t y l k o o d e r w a n e o k r z y k i z a r ó w n o w m o w i e ustnej, j a k i m e n t a l n e j , na co C r e y n powiedział: — T a k , to jest c u d o w n e . A w k r ó t c e zobaczycie coś jeszcze wspanialszego. N i e jesteście w stanie sobie tego w y o b r a z i ć . P ó ź n y m w i e c z o r e m szóstego d n i a o d wyjazdu z Z a m k u Przejścia przybyli na miejsce. W y s o k i p ó ł w y s e p A v e n rozciągał się d a l e k o n a z a c h ó d , zielony i sfalowany, z j e d n ą t y l k o g ó r ą u swego szczytu, a i n n y m i wzniesieniami s k r y t y m i we mgle. G r u p a helladotherii w połyskliwej u p r z ę ż y z tęczo wego m a t e r i a ł u w y h o l o w a ł a s t a t e k w g ó r ę po rol kowej p o c h y l n i , n a t o m i a s t jeźdźcy n a c h a l i k a c h , o d z i a n i w przejrzyste togi i szklane zbroje, niosący p o c h o d n i e , t r ą b y z a k o ń c z o n e g ł o w a m i zwierząt
416
Julian May
i s z t a n d a r y , towarzyszyli im po stromej ścieżce holo wniczej. Przez całą d r o g ę do olśniewającego m i a s t a n a górze n a d słoną r ó w n i n ą witający p o d r ó ż n i k ó w T a n o w i e śpiewali. Ich pieśń m i a ł a n a t a r c z y w ą melo dię, dziwnie z n a j o m ą B r y a n o w i , ale ludzie, którzy nosili naszyjniki, mogli z r o z u m i e ć t a k ż e o b c e słowa: Li gan nol po'kóne niesi, 'Kóne o lan li pred near, U taynel compri la enyn, Ni blepan algar dedóne. Shompri póne, a gabrinel, Shal u car metan presi, Nar metan u bor taynel o pogekóne, Car metan sed góne mori. Jest oto kraj błyszczący przez życie i czas, Kraj piękny w ciągu wieku świata, A wielobarwne płatki kwiatów spadają na niego Ze starych drzew, wśród których ptaki śpiewają. Każda barwa tu świeci, rozkosz jest wszechobecna, Muzyka wypełnia Srebrną Równinę. Brzmiąc łagodnie na Równinie Wielobarwnego Kraju, Na białej Srebrnej Równinie ku południowi. Nie ma tu płaczu ni zdrady, ni smutku, Nie ma choroby, niemocy ni śmierci. Są tu bogactwa, wielobarwne skarby, Słodka muzyka dla uszu, najlepsze wino dla ust. Złote rydwany mkną w zawody na Równinie Sportów, Wielobarwne wierzchowce biegną w czas wiecznej pogody. Ani śmierć, ani schyłek czasu Nie przyjdą po żyjących w tym Wielobarwnym Kraju.