Moon Elizabeth.
Być Bohaterem.
(Once a Hero)
Dedykacja
Dla Jamesa, najnowszego Marine w rodzinie.
Semper Fi.
Podziękowania
Jak zwykle wiele osób pomog...
5 downloads
6 Views
Moon Elizabeth.
Być Bohaterem.
(Once a Hero)
Dedykacja
Dla Jamesa, najnowszego Marine w rodzinie.
Semper Fi.
Podziękowania
Jak zwykle wiele osób pomogło mi przy obmyślaniu szczegółów. Tim Bashor, major U.S.
Marine Corps, obecnie na emeryturze i wzorowy właściciel księgarni, podzielił się ze mną
niezliczonymi pomysłami, jak wywołać kłopoty na pokładzie dużego statku. Jeśli uważacie, że ta
część książki ma sens, to w dużej mierze dzięki niemu. Richard Moon, Malcolm McLean
i Michael Byrd również pomogli mi w sformułowaniu konkretnych szczegółów. Judy Glaister
uratowała mnie przed namieszaniem odnośnie do roli pielęgniarek w terapii. Za wszystkie błędy
odpowiadam ja sama (nie potrzebuję pomocy, żeby je popełniać...). R.S.M. dostarczył tekstów
medycznych; Klub Łyżwiarski Tuesday Lunch & Ice zatwierdził projekt statku (choć może nie
jest to najlepsze określenie na wytarzanie się po podłodze ze śmiechu). Różne sprawy
konsultowałam także z osobami, które wolały pozostać anonimowe, między innymi
z wszechobecnym M.M., E.M. i T.B.
PRZEDSŁOWIE
Familie Regnant to potężny twór polityczny o strukturze luźno wzorowanej na Imperium
Brytyjskim. Powstał przed kilkoma wiekami, pierwotnie jako konfederacja kupców, w celu
skuteczniejszej ochrony planet i handlu przez połączenie wszystkich sił zbrojnych w Zawodową
Służbę Kosmiczną. Potężna i sprawna Flota powstrzymuje teraz nie zawsze przyjaznych
sąsiadów przed zbrojną napaścią.
Do niedawna Familie Regnant rządzone były przez króla, ale po utracie synów władca
abdykował. Od tamtej pory państwem rządzi Wielka Rada, w której zasiadają przedstawiciele
Familii, czyli rodów – założycieli. Wtedy też coraz wyraźniej zaczynają się ujawniać wewnętrzne
podziały, w dużej mierze spowodowane wynalezieniem kilkadziesiąt lat wcześniej procesu
powtarzalnego odmładzania, dzięki któremu nieśmiertelność jest już możliwa. Niestety, proces
jest bardzo kosztowny i stać na niego tylko najbogatszych.
W tej sytuacji pokusa wzbogacenia się może prowadzić do zdrady. Sąsiadujące z Familiami
Benignity chce przejąć leżący na uboczu układ Xaviera, dlatego przekupuje dowódców grupy
bojowej wysłanej tam w celu zwalczania piratów. W układzie Xaviera przebywa w tym czasie
jako kapitan prywatnego jachtu międzygwiezdnego była komandor Floty, Heris Serrano.
Dowiaduje się o spisku i po zabiciu zdrajców przejmuje kontrolę nad dwoma okrętami. Trzeci,
przebywający na patrolu Despite, ucieka. Niemal w tej samej chwili do układu dociera grupa
bojowa Benignity.
Mimo znacznej przewagi liczebnej wroga Heris Serrano podejmuje obronę planety,
dysponując dwoma okrętami Floty i uzbrojonym jachtem, i choć zadaje Benignity istotne straty,
nie może powstrzymać inwazji.
Tymczasem lojalni oficerowie na Despite podnoszą bunt. W walkach na pokładzie giną
prawie wszyscy oficerowie. Po pokonaniu buntowników najstarszym żyjącym oficerem jest
podporucznik Esmay Suiza. Po objęciu dowodzenia kieruje okręt z powrotem do układu Xaviera,
i wkraczając nieoczekiwanie na pole bitwy, niszczy okręt flagowy wroga, doprowadzając do jego
wycofania się. Akcja powieści rozpoczyna się bezpośrednio po bitwie.
Jeszcze uwaga odnośnie do stopni wojskowych Floty: ponieważ w ZSK kapitan to nie
stopień, a stanowisko dowódcy statku, jego miejsce w strukturze zastępuje stopień majora,
natomiast szeregowego nazywa się szeryfem.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
OSK Harrier, okolice Xaviera
Esmay Suiza zrobiła co mogła, by doprowadzić się do porządku, zanim, zgodnie z rozkazem,
zgłosiła się do admirał na pokładzie jej okrętu flagowego. Wzięła prysznic i przepuściła mundur
przez oczyszczarkę, ale mimo wszystko nie był to strój galowy. Walki na pokładzie Despite’a
doprowadziły do przebicia wewnętrznych ścian i wywołały niezliczone drobne pożary, między
innymi w magazynku młodszych oficerów, gdzie leżały galowe mundury. Choć była czysta, nie
spała od wielu dni. Oczy miała nabiegłe krwią i mętne ze zmęczenia, drżały jej ręce. Żołądek
podpowiadał jej, że choć starała się ze wszystkich sił, było to za mało.
Admirał Serrano wyglądała jak starsze wydanie kapitan Serrano; miała tak samo krótko
przycięte włosy, podobną sylwetkę i brązową skórę. W jej ciemnych włosach widać było srebrne
nitki, a na szerokim czole kilka zmarszczek; sprawiała wrażenie osoby dobrze kontrolującej
niespożyte zasoby energii.
– Podporucznik Suiza melduje się na rozkaz, sir. – Przynajmniej nie drżał jej głos. Te kilka
dni dowodzenia wyleczyło ją z drżenia, z którym zawsze się zmagała.
– Proszę usiąść, poruczniku. – Esmay nie potrafiła niczego wyczytać z wyrazu twarzy
admirał. Usiadła na wskazanym krześle, zadowolona, że jej kolana to wytrzymały. Kiedy już
bezpiecznie zajęła miejsce, admirał kiwnęła głową i kontynuowała. – Zapoznałam się z pani
relacją z wydarzeń na pokładzie Despite’a. Wygląda na to, że był to dość... trudny... okres.
– Tak jest, sir. – To było bezpieczne. W świecie pełnym niebezpieczeństw to zawsze było
bezpieczne; tak ją nauczono w Akademii i na pierwszych przydziałach. Ale pamięć
podpowiadała, że to nie zawsze jest prawda, że „Tak jest, sir” skierowane do kapitan Hearne
oznaczało zdradę, a „Tak jest, sir” do majora Dovira – przystąpienie do buntu.
– Rozumie pani, poruczniku, że wszyscy oficerowie biorący udział w buncie muszą stanąć
przed sądem, który oceni ich działania? – Pytanie było zadane niemal łagodnym głosem, jakby
była dzieckiem. A przecież już nigdy nim nie będzie.
– Tak jest, sir – odpowiedziała, wdzięczna za tę łagodność, choć dobrze zdawała sobie
sprawę, że nic jej ona nie pomoże. – My... Ja muszę wziąć na siebie odpowiedzialność.
– Tak jest. Główny ciężar śledztwa oraz rozprawy spadnie na panią jako najstarszego
stopniem oficera, który przejął dowodzenie statkiem. – Admirał przerwała; jej twarz była
spokojna, pozbawiona wyrazu. Esmay poczuła wewnętrzny chłód. Będą musieli znaleźć kozła
ofiarnego, czyż nie to chciała powiedzieć? Zostanie obwiniona o wszystko, mimo że z początku
o niczym nie wiedziała, gdyż nieżyjący już starsi oficerowie próbowali trzymać młodych z dala
od buntu. Panika błyskawicznie podsunęła jej obraz najbliższej przyszłości: odrzucona,
zhańbiona, wyrzucona z Floty i zmuszona do powrotu do domu. Miała ochotę argumentować, że
to niesprawiedliwe, ale wiedziała, że to nie ma sensu. Tu nie chodzi o sprawiedliwość.
Przetrwanie statków zależy od absolutnego posłuszeństwa całej załogi kapitanowi... i tylko to się
liczy.
– Rozumiem – powiedziała, choć nie do końca rozumiała.
– Nie będę pani mówić, że w tego rodzaju sprawie sąd to tylko formalność – oświadczyła
admirał. – Sąd nigdy nie jest formalnością. W sądzie zawsze ujawniane są ze szkodą dla
wszystkich zainteresowanych stron sprawy, które normalnie mogłyby nie mieć znaczenia. Ale
w tym wypadku nie chcę, żeby uległa pani panice. Jak jasno wynika z pani raportu oraz raportów
pozostałego personelu – Esmay miała nadzieję, że to oznacza siostrzenicę pani admirał – nie
wszczęła pani buntu, a istnieje duże prawdopodobieństwo, że bunt zostanie uznany za
usprawiedliwiony. – Węzeł w żołądku Esmay nieco się rozluźnił. – Oczywiście musimy zwolnić
panią z dowodzenia Despitem.
Esmay poczuła wypełzający na jej twarz rumieniec, bardziej ulgi niż rozczarowania. Była już
bardzo zmęczona ciągłym wypytywaniem starszych podoficerów, co ma dalej robić, by nie
naruszyć protokołów.
– Oczywiście, sir – odpowiedziała z większym entuzjazmem niż zamierzała. Admirał
uśmiechnęła się.
– Szczerze mówiąc, jestem zaskoczona, że pepek był w stanie przejąć Despite’a i pokierować
nim w bitwie, a na dodatek oddać decydujący strzał. To wspaniałe osiągnięcie, poruczniku.
– Dziękuję, sir. – Poczuła, jak czerwieni się jeszcze bardziej, i zakłopotanie przezwyciężyło
powściągliwość. – Właściwie to dzięki załodze – zwłaszcza starszemu bosmanowi Vesec – która
wiedziała, co robić.
– Zawsze tak jest – przyznała admirał. – Ale miała pani dość rozsądku, żeby im na to
pozwolić, i odwagę, żeby wrócić. Jest pani młoda. Oczywiście popełniła pani błędy. – Esmay
pomyślała o pierwszej próbie przyłączenia się do walki, przypomniała sobie, jak nalegała na zbyt
dużą prędkość wejścia i spowodowała, że przelecieli obok. Wtedy nie wiedziała jeszcze o awarii
komputera nawigacyjnego, ale to jej nie usprawiedliwiało. Admirał mówiła dalej. – Ale wierzę,
że jest pani do tego stworzona. Proszę przetrzymać sąd, przyjąć lekarstwo, jakie pani zapiszą, i...
powodzenia, poruczniku Suiza. – Admirał wstała; Esmay zerwała się, by uścisnąć wyciągniętą
w jej stronę rękę. Zwalniano ją; nie wiedziała, dokąd teraz pójdzie i co będzie dalej, ale
w miejscu, gdzie wcześniej miała tylko zimny węzeł, poczuła odrobinę ciepła.
Czekająca przed drzwiami eskorta odprowadziła ją do wydzielonej strefy kwater oficerskich.
Peli wraz z kilkoma innymi podporucznikami już tam byli i z ponurymi minami wciskali do
szafek swoje marynarskie worki.
– No cóż, nie zjadła cię żywcem – stwierdził Peli. – Przypuszczam, że teraz moja kolej. Jaka
ona jest?
– To Serrano – odpowiedziała Esmay. To powinno wystarczyć; nie zamierzała wdawać się
w dyskusje na temat charakteru admirał. – Czeka nas sąd, ale wiecie o tym. – Starali się nie
rozmawiać na ten temat, unikając go na ile to było możliwe.
– W tej chwili – stwierdził Peli – cieszę się, że to ty byłaś najstarsza stopniem, a nie ja. Choć
wszyscy mamy kłopoty.
Była zadowolona ze zwolnienia jej z dowództwa, ale na krótką chwilę zapragnęła go
z powrotem, żeby móc kazać Peli zamknąć się. I żeby mieć jakieś zajęcie. Umieszczenie
skromnego dobytku w przydzielonym jej pomieszczeniu zajęło tylko minutę, tyle samo co
wyobrażanie sobie, jak przeklinał ją oficer, który z jej powodu musiał wynieść się stąd i dzielić
kabinę z kimś innym. Potem zostały jej już tylko gładkie ściany kabiny, pusty korytarz albo
grupka towarzyszy buntu w malutkiej mesie stanowiącej ich jedyną wspólną przestrzeń, dopóki
admirał nie zadecyduje inaczej. Esmay położyła się na koi; żałowała, że nie potrafi wyłączyć
wciąż działającego w jej głowie projektora, który nieustannie odtwarzał te same makabryczne
sceny. Czemu za każdym razem wydawały się coraz gorsze?
* * *
– Oczywiście, że podsłuchują – oświadczył Peli. Esmay zatrzymała się w progu mesy.
Oprócz Peliego było ich tam jeszcze czworo. Mężczyzna podniósł wzrok, zapraszając ją
spojrzeniem do rozmowy. – Musimy założyć, że monitorują wszystko, co robimy i mówimy.
– To standard – potwierdziła Esmay. – Nawet w zwykłych okolicznościach. – Jedną
z przyczyn zawiązania jej żołądka w supeł była obawa, że ekipa dochodzeniowa wysłana na
Despite’a odkryje, że ona mówi przez sen. Nie była pewna, ale jeśli mówiła podczas
nawiedzających ją koszmarów...
– Tak, ale teraz szczególnie zwracają na to uwagę – stwierdził Peli.
– Przecież my nie zrobiliśmy niczego złego – odezwał się Arphan, zwykły chorąży. – Nie
byliśmy zdrajcami i nie kierowaliśmy buntem. A więc nie bardzo widzę, co mogliby nam zrobić.
– Tobie nic, oczywiście – odpowiedział Peli z nutą pogardy w głosie. – Przynajmniej chorąży
są bezpieczni. To dobrze, bo przed sądem mógłbyś umrzeć ze strachu.
– Czemu miałbym przed nim stawać? – Arphan, podobnie jak Esmay, przyszedł do Akademii
z nie-żołnierskiej rodziny, ale w przeciwieństwie do krewnych Esmay, jego rodzina była
wpływowa i miała przyjaciół zasiadających w Radzie, dlatego spodziewał się, że będzie w stanie
go z tego wyciągnąć.
– Przepisy – lakonicznie wyjaśnił Peli. – Byłeś aktywnym oficerem służącym na pokładzie
statku, na którym doszło do buntu, dlatego staniesz przed sądem. – Esmay nie miała nic
przeciwko brutalnej bezpośredniości Peliego, jeśli była skierowana do kogoś innego, ale
wiedziała, że wkrótce i jej się dostanie. – Ale nie przejmuj się – mówił dalej Peli. – Mało
prawdopodobne, żebyś miał spędzić dłuższy czas na ciężkich robotach. To Esmay i ja – spojrzał
na nią i uśmiechnął się ponuro – jesteśmy najstarszymi rangą żywymi oficerami. To nam będą
zadawać pytania. Jeśli zdecydują się na pokazowy proces, to właśnie nas będą pokazywać.
Pepeki to klasa, którą można bez problemu spisać na straty.
Arphan popatrzył na nich, a potem bez słowa zaczął przeciskać się między pozostałą dwójką
i Esmay w stronę drzwi.
– Unika skażenia – podsumował radośnie Liam. On też był pepekiem, młodszym od Peli, ale
także należącym do „klasy na straty”.
– No i dobrze – odpowiedział Peli. – Nie lubię mazgajów. Wyobraź sobie, że on chciał, abym
naciskał admirał w sprawie odszkodowań za zniszczone mundury.
Esmay wolała nie myśleć, jak konieczne uzupełnienia wpłyną na jej niewielkie oszczędności.
– A przecież on jest bogaty – stwierdził Liam. Liam Livadhi miał Służbę we krwi, i to od
wielu pokoleń po obu stronach rodziny. Stać go było na spokój; prawdopodobnie miał tuzin
kuzynów, którzy właśnie wyrośli z mundurów, jakich potrzebował.
– A skoro mowa o sądzie – zmusiła się do odezwania Esmay – jakie są protokoły
mundurowe?
– Mundury! – Peli spojrzał na nią z wściekłością. – Ty też?!
– Dla sądu, Peli, nie na pokaz! – Powiedziała to ostrzej niż zamierzała i zaskoczona
zamrugała.
– Och, racja. – Niemal była w stanie zobaczyć w jego głowie małe trybiki obracające się
i grzebiące w pamięci. – Tak naprawdę to nie wiem; w Akademii na zajęciach z prawa
wojskowego zazwyczaj pokazywali tylko ostatni dzień sądu, ogłoszenie werdyktu. Nie wiem, czy
cały czas nosili jakieś szczególne stroje.
– Rzecz w tym – oznajmiła Esmay – że jeśli potrzebujemy nowych mundurów, musimy mieć
na to czas. – Galowe mundury oficerskie, w przeciwieństwie do służbowych, szyte były na miarę
przez licencjonowanych krawców. Esmay nie chciała pojawić się przed sądem w czymś
nieregulaminowym.
– Słuszna uwaga. Niewiele zostało z zawartości tamtego magazynku, więc musimy przyjąć,
że wszystkie nasze galowe mundury zostały zniszczone. – Spojrzał na nią. – Będziesz musiała
o to zapytać, Esmay. To ty jesteś najstarsza.
– Już nie. – Ale w chwili, kiedy to powiedziała, uświadomiła sobie, że w tej chwili
odpowiedzialność spoczywa jednak na niej.
– W tej sprawie jesteś. Przykro mi, Es, ale musisz.
Pytanie o mundury znów zwróciło na nią uwagę gryzipiórków.
Jako kapitan – nawet przez te kilka dni – musiała podpisać niezliczone ilości dokumentów.
– Oprócz listów do rodzin zmarłych – wyjaśnił komandor porucznik Hosri. – Admirał sądzi,
że rodziny wolałyby, gdyby podpisał je nieco starszy oficer, który mógłby lepiej wyjaśnić
wszystkie okoliczności. – Esmay kompletnie zapomniała o tej powinności: kapitan musi napisać
do rodzin członków załogi, którzy zginęli, służąc na jego statku. Poczuła, jak się czerwieni. – Są
też inne ważne raporty, które zdaniem pani admirał powinny poczekać, aż ekipa śledcza
zakończy swoje badania. Ale zostawiła pani bez nadzoru mnóstwo rutynowych papierów.
– Tak jest, sir – odpowiedziała Esmay, znów czując rozpacz. Kiedy miała to zrobić? Skąd
mogła wiedzieć? Przez jej umysł przeleciały różne wytłumaczenia, ale żadne wymówki nie były
wystarczające.
– Niech pani oficerowie wypełnią te formularze. – Podał jej cały plik. – Proszę je zwrócić
wypełnione i z pani podpisem w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, a ja prześlę je do personelu
admirał w celu zaakceptowania. Jeśli zostaną zatwierdzone, pani oficerowie otrzymają zgodę na
zdobycie nowych mundurów; dotyczy to również pozwolenia Floty na przekazanie wymiarów do
zarejestrowanych krawców, żeby mogli zacząć pracę. No dobrze, teraz musimy zająć się
podstawowymi raportami, które powinny były zostać wypełnione albo przygotowane do
wypełnienia w chwili, kiedy została pani pozbawiona dowództwa Despite’a.
Młodsi oficerowie nie byli zachwyceni formularzami; niektórzy zwlekali z ich wypełnianiem
i Esmay musiała ich poganiać, żeby skończyli papierkową robotę na czas.
– Ani chwili przed terminem – burknął starszy urzędnik Hosri, kiedy Esmay zgłosiła się
z raportami. Zerknął na zegar. – Specjalnie czekaliście na ostatnią chwilę?
Nie odpowiedziała; nie podobał jej się ten urzędnik, a musiała przepracować z nim jeszcze
pełne dwie zmiany nad niekompletnymi raportami, które zdaniem Hosri powinna była wypełnić.
Zdawała sobie sprawę, że raporty są najmniejszym z jej problemów. Podczas gdy nad nimi
pracowała, pozostali młodsi oficerowie byli całe dnie przesłuchiwani przez śledczych chcących
dowiedzieć się, jak doszło do tego, że okręt patrolowy ZSK był dowodzony przez zdrajcę,
a następnie wybuchł na nim bunt. Ona była następna w kolejności do przesłuchania.
* * *
Ekipy śledcze zalały całego Despite’a; wyciągały zapisy z automatycznego sprzętu
rejestrującego, przeszukiwały każde pomieszczenie, wypytywały wszystkich, którzy przeżyli,
oglądały ciała w okrętowej kostnicy. Esmay mogła jedynie wyobrażać sobie przebieg
dochodzenia na podstawie zadawanych jej każdego dnia pytań. Najpierw poprosili ją, by opisała
chwila po chwili, gdzie była i co robiła, co widziała i słyszała, kiedy kapitan Hearne
wyprowadziła statek z systemu Xaviera. Później opowiedziała to jeszcze raz, posługując się
trójwymiarowym schematem statku. Gdzie dokładnie była? W którą stronę patrzyła? Gdzie była
i co robiła kapitan Hearne, kiedy widziała ją ostatni raz?
Esmay nigdy nie była dobra w tego rodzaju rzeczach. Szybko stwierdziła, że
najprawdopodobniej naraziła się na zarzut krzywoprzysięstwa; z miejsca, w którym jakoby
siedziała, nie mogła zobaczyć wychodzącego zza rogu porucznika komandora Forrestera, tak jak
to opisała. Jak wykazał śledczy, bez użycia specjalnego sprzętu byłoby to fizyczną
niemożliwością. Czy dysponowała czymś takim? Nie. Ale jej specjalnością jest skan. Czy jest
pewna, że czegoś nie zmontowała? Po ekranie przesunęły się wraz z obrazem statku jej
wcześniejsze zeznania. Czy mogłaby wyjaśnić, w jaki sposób dostała się ze swojej kajuty
z powrotem tutaj, prawie na sam dziób i dwa pokłady niżej, w zaledwie piętnaście sekund?
Znaleziono jej wyraźne zdjęcie – z niesmakiem rozpoznała własną postać – zrobione w korytarzu
prowadzącym do przedniej baterii lewoburtowej o 18:30:15, choć upierała się, że była w swojej
kabinie o 18:30 w celu złożenia raportu.
Esmay nie miała pojęcia, i tak też powiedziała. Zwykle starała się składać raport ze swojej
kabiny, aby nie przesiadywać w mesie dla młodszych oficerów i nie wysłuchiwać plotek.
Z pewnością wtedy zrobiła to szczególnie chętnie, mając na względzie krążące po statku
pogłoski. Nie lubiła plotek, zawsze pakowały człowieka w poważne kłopoty. Nie wiedziała, że
kapitan Hearne jest zdrajcą – oczywiście, że nie – ale gdzieś w trzewiach czuła niepokój i wolała
o tym nie myśleć.
Dopiero kiedy zmuszono ją do opowiedzenia tego wszystkiego jeszcze raz, przypomniała
sobie, że ktoś przesłał jej wiadomość, żeby przyszła parafować raport inspekcji blokad głowic
bojowych. Sprawdzanie automatycznych skanów należało do jej codziennych obowiązków. Kto
do niej zadzwonił? Nie pamięta. I co znalazła, kiedy już tam dotarła?
– Popełniłam błąd, wprowadzając kod skanu – wyjaśniła Esmay. – A przynajmniej...
przypuszczam, że tak właśnie było.
– Co to oznacza? – Śledczy miał najbardziej obojętny głos, jaki Esmay kiedykolwiek
słyszała, ale z nie do końca jasnych dla niej powodów wywoływał w niej podenerwowanie.
– Cóż... Numer się nie zgadzał. Czasem tak się dzieje. Ale wtedy zazwyczaj kod nie daje się
wprowadzić i sygnalizuje konflikt.
– Proszę to wyjaśnić.
Esmay przez chwilę biła się z myślami, czując obawę przed zanudzeniem słuchacza,
a zarazem chęć dokładnego wyjaśnienia, czemu nie jest winna. W trakcie swojej służby
wprowadziła tysiące kodów skanów. Czasami popełniała błędy; wszystkim to się zdarzało. Nie
powiedziała jednak na głos, że jej zdaniem głupotą było zmuszanie oficerów do ręcznego
wprowadzania kodów w sytuacji, kiedy istniały bardzo przyzwoite i niedrogie czytniki kodów,
które umożliwiały bezbłędne ich wprowadzanie. W przypadku popełnienia błędu urządzenie
zazwyczaj blokowało się, odmawiając przyjęcia cyfr. Jednak czasami mogło przyjąć błędny kod,
ale potem zawieszało się, gdy następna zmiana porównywała cyfry.
– W takiej sytuacji wzywali mnie, a ja musiałam przyjść, zresetować kod i zainicjalizować
zmianę. To właśnie musiało wtedy nastąpić.
– Rozumiem. – Esmay poczuła zbierający się na jej karku p...