tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007 Prolog – część pierwsza Lucian Walachia, 1940 Wieś był...
5 downloads
13 Views
961KB Size
Prolog – część pierwsza
Lucian Walachia, 1940
Wieś była zdecydowanie zbyt mała, aby oprzeć się armii która tak szybko ku niej nadciągała. Nic nie mogło spowolnić Turków Ottomańskich. Wszystko, c o stanęło na ich ścieŜce było niszczone, a ludzie mordowani w brutalny sposób. Ciała były nabijane na nieociosane pale i pozostawione padlinoŜercom. Rzekami spływała krew. Nikt nie został oszczędzony, nawet najmłodsze dziecko ani najstarszy staruszek. Najeźdźcy palili, torturowali i niszczyli, pozostawiając po sobie jedynie szczury, ogień i śmierć. Wieś była niesamowicie cicha. Nawet dziecko nie odwaŜyło się płakać. Ludzie potrafili tylko patrzeć na siebie w rozpaczy i beznadziei. Znikąd nie było pomocy, śadnego sposobu aby powstrzymać masakrę. Przegrają tak samo jak wszystkie wioski przed nimi. Ugną się przed straszliwym wrogiem. Było ich niewielu i jako broń posiadali jedynie chłopskie narzędzia, aby walczyć z przewaŜającymi hordami. Byli bezradni. Nagle z zamglonej nocy wyłoniło się dwóch wojowników. Poruszali się jak jedna całość w perfekcyjnym tempie, perfekcyjnym krokiem. Ruszali się z osobliwą zwierzęcą gracją, płynnie, giętko i w absolutnej ciszy. Oboje byli wysocy i mieli szerokie ramiona, długie powiewające włosy i oczy pełne śmierci. Niektórzy mówili, Ŝe w głębiach ich lodowato czarnych oczu mogli dostrzec czerwone płomienie piekła. Dorośli męŜczyźni zeszli im z drogi, kobiety schowały się w cień. Wojownicy nie rozglądali się ani na lewo ani na prawo, a jednak widzieli wszystko. Moc przywarła do nich niczym druga skóra. Przestali się ruszać, stali się tak nieruchomi jak otaczające ich góry, podczas gdy za rozsianymi chatami, tam gdzie mieli widok na pustą łąkę oddzielającą ich od lasu, dołączył do nich przywódca wioski. - Jakie wieści? - zapytał przywódca - Ze wszystkich stron słyszymy o rzeziach. Teraz nasza kolej. Nic nie moŜe powstrzymać tego sztormu śmierci. Nie mamy dokąd iść, Lucianie, nie mamy gdzie ukryć naszych rodzin. Będziemy walczyć, ale zostaniemy pokonani, jak inni. - Tej nocy podróŜujemy szybko, Starcze, bo jesteśmy potrzebni gdzie indziej. Powiedziano nam, Se nasz KsiąŜę został zgładzony. Musimy wrócić do naszych ludzi. Zawsze byłeś dobrym i miłym człowiekiem. Gabriel i ja wyjdziemy tej nocy i zrobimy wszystko by Wam pomóc, zanim ruszymy dalej. Wróg moŜe okazać się bardzo przesądny.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Jego głos był czysty i piękny jak welwet. KaŜdy kto go słuchał nie miał wyboru i musiał postąpić tak jak nakazał Lucian. Wszyscy którzy go usłyszeli chcieli jedynie słuchać go cały czas. Sam jego głos był w stanie oczarować, uwieść, zabić. - Idźcie z Bogiem - przywódca wioski wyszeptał w podziękowaniu. Dwóch męŜczyzn ruszyło dalej w idealnym rytmie, płynnie i cicho. Kiedy tylko byli poza zasięgiem wzroku wioski, bez słowa i dokładnie w tym samym momencie zmienili się, przyjmując formę sów. Skrzydła uderzały silnie pośród nocy, kiedy krąŜyli wysoko nad granicą lasu poszukując śpiącej armii. Kilka mil od wioski ziemia pod nimi była usiana setkami męŜczyzn. Gęsta, biała i niska mgła osunęła się ku ziemi. Wiatr przestał wiać, tak Ŝe leŜała gęsta i nieruchoma. Bez ostrzeŜenia sowy wystrzeliły z nieba, kierując ostre jak noŜe pazury w oczy wartowników. Zdawały się być wszędzie. Pracowały z precyzyjną synchronizacją, dzięki czemu skończyły zanim ktokolwiek mógłby słuŜyć pomocą straŜnikom. Cicha pustka została wypełniona krzykami bólu i strachu. Armia wstała, łapiąc za broń i poszukując wroga w gęstej, białej mgle. Zobaczyli tylko swoich wartowników z pustymi oczodołami i krwią spływającą po twarzy, podczas gdy ci biegali ślepo we wszystkich kierunkach. W centralnym punkcie gromady wojowników dało się usłyszeć trzask, a potem jeszcze jeden. Dźwięk następował za dźwiękiem, aŜ dwie linie męŜczyzn leŜały ze skręconymi karkami na ziemi. Wydawało się Ŝe w gęstej mgle byli ukryci niewidzialni wrogowie, którzy szybko poruszali się od człowieka do człowieka, gołymi rękami łamiąc im karki. Wybuchł chaos. MęŜczyźni biegli z krzykiem w kierunku otaczającego lasu. Ale znikąd pojawiły się wilki, zaciskając potęŜne szczęki na uciekającej armii. MęŜczyźni nadziewali się na własne włócznie, tak jakby ktoś im to nakazał. Inni wbijali włócznie w towarzyszów broni, nie mogąc się powstrzymać, niewaŜne jak bardzo walczyli z przymusem. Zapanowała krew, śmierć i terror. W głowach śołnierzy i w powietrzu szeptały głosy mówiąc o poraŜce i śmierci. Krew wsiąkała w ziemię. Noc trwała i trwała, aŜ nie było miejsca w którym moŜna było się ukryć przed niespotykanym horrorem, widmem śmierci, przed dzikimi bestiami które Przybyły aby pokonać armię. Rankiem wieśniacy z Walachii ruszyli do przodu Ŝeby walczyć i odnaleźli tylko Śmierć.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Lucian Karpaty, 1400 Powietrze zalatywało śmiercią i zniszczeniem. Wszędzie wokół znajdowały się tlące się ruiny ludzkich wiosek. StaroŜytni Karpatianie na próŜno usiłowali uratować swoich Sąsiadów, bo wróg uderzył kiedy słońce było w zenicie. Ta godzina znalazła pradawnych Bezradnymi, poniewaŜ wówczas ich siły były najmniejsze. Wielu Karpatian, tak samo jak ludzi zostało zniszczonych - tak samo męŜczyzn, kobiet i dzieci. Tylko ci, którzy znajdowali się wtedy daleko, zdołali uciec miaŜdŜącemu uderzeniu. Julian, młody i silny, ale jednak zaledwie chłopiec, obserwował widok smutnymi oczami. Tak niewielu z jego gatunku przeŜyło. A ich ksiąŜę. Vladimir Dubrinsky, nie śył razem ze swoją towarzyszką śycia, Samanthą. To była katastrofa - uderzenie z którego ich rasa mogła nigdy się nie otrząsnąć. Julian stał wysoki i wyprostowany, a jego długie blond włosy spływały mu za ramiona. Dimitri nadszedł od tyłu. - Co ty tutaj robisz? Wiesz śe niebezpiecznie jest przebywać w ten sposób na wolnej przestrzeni. Wielu jest takich, którzy chcieliby nas zniszczyć. Powiedziano nam, śeby trzymać się innych - Mimo swojego młodego wieku, ochronnie przysunął sie do młodszego chłopca. - Sam o siebie zadbam - zadeklarował twardo Julian - Ale co ty tutaj robisz? - Młody chłopiec zrzucił ramię starszego, który stał obok Widziałem ich. Jestem pewien śe to oni. Lucian i Gabriel. To byli oni - jego głos był przepełniony respektem. - To niemoŜliwe - wyszeptał Dimitri, rozglądając się dookoła. Był jednocześnie podekscytowany i przestraszony. Nikt, nawet dorośli, nie wymawiali głośno imion bliźniaczych łowców. Lucian i Gabriel. Byli legendą, mitem, a nie rzeczywistością. - Jestem pewien. Wiedziałem śe przyjdą, kiedy usłyszą o śmierci Księcia. Co innego mogli zrobić? Jestem pewien śe przybyli zobaczyć Mikhaila i Gregoriego. Starszy chłopiec złapał oddech. - Gregori teŜ tu jest? - poszedł za mniejszym chłopcem do gęstego lasu - Zobaczy, śe szpiegujemy, Julian. Wie wszystko.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Młodszy chłopiec wzruszył ramionami, a na jego twarzy wykwitł psotny uśmiech Mam zamiar zobaczyć ich z bliska, Dimitri. Nie boję się Gregoriego. - Powinieneś. I słyszałem, Ŝe Lucian i Gabriel tak naprawdę są nieumarłymi. Julian wybuchł śmiechem. - Kto ci to powiedział? - Słyszałem dwóch męŜczyzn, którzy o tym rozmawiali. Powiedzieli Ŝe nikt nie mógł przetrwać tak długo jak oni, polując i zabijając, i nie przemienić się. - Ludzie walczyli w wojnach, przez co nasi ludzie ginęli. Nawet nasz ksiąŜę jest martwy. Wampiry są wszędzie, kaŜdy zabija kaŜdego. Nie sądzę, śebyśmy mieli się martwić o Gabriela i Luciana. Jeśli naprawdę byliby wampirami, wszyscy byśmy nie śyli. Nikt, nawet Gregori, nie pokonałby ich w walce - sprzeciwił się Julian - Są tak potęŜni, śe nikt nie byłby w stanie ich zniszczyć. Zawsze byli lojalni wobec naszego księcia. Zawsze. - Nasz ksiąŜę nie Ŝyje. Nie muszą być lojalni wobec Mikhaila, jako jego następcy Dimitri zdecydowanie cytował dorosłych. Julian z rozdraŜnieniem potrząsnął głową i szedł naprzód, starając się tym razem być cicho. Posuwał się z wolna pośród gęstej roślinności, aŜ mógł dostrzec dom. Gdzieś dalej samotnie zawył wilk. Drugi wilk odpowiedział, a następnie trzeci. Oba były znacznie bliŜej. Julian i Dimitri zmienili swój kształt. Nie mieli zamiaru stracić szansy spojrzenia na legendarne postacie. Lucian i Gabriel byli największymi łowcami wampirów w historii ich ludzi. Wiadomo było powszechnie, śe nikt nie moŜe ich pokonać. Ich nadejście poprzedziły wieści, śe samotnie zniszczyli całą armię najeźdźców. Nikt nie wiedział dokładnie ilu ludzi zabili przez ostatnie kilka wieków, ale liczba była bardzo wysoka. Julian wybrał kształt małego świstaka, poruszając się w kierunku domu. Kiedy dotarł do ganku uwaŜnie obserwował nadlatujące sowy. Potem ich usłyszał. Cztery głosy szepczące po cichu w domu. ChociaŜ był młody, Julian posiadał charakterystyczny dla Karpatian nieprawdopodobny słuch. UŜył go teraz, zdeterminowany aby nie uronić nawet słowa. Czterech największych śyjących Karpatian było w tym domu, i nie chciał tego przegapić. Słabo uświadamiał sobie, śe przyłączył się do niego Dimitri. - Nie mamy wyboru, Mikhail - powiedział miękki głos. Był nieprawdopodobny, czysto aksamitny, rozkazujący a jednak delikatny - Musisz objąć władzę. Dyktuje to dziedzictwo krwi. Twój ojciec czuł śe nadchodzi jego śmierć, a jego instrukcje były jasne. Musisz przejąć dowództwo. Gregori będzie słuŜył ci pomocą kiedy będziesz tego potrzebował, a my wykonamy pracę jaką zlecił nam twój ojciec. Ale to nie my zgodnie z linią krwi dziedziczymy władzę. Jest twoja. - Jesteście pradawnymi, Lucian. To któryś z was powinien rządzić naszym ludem. Jest tak nas niewielu, straciliśmy kobiety, nie ma juŜ dzieci. Co bez kobiet zrobią nasi męŜczyźni?
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Julian rozpoznał głos Mikhaila - Nie będą mieli wyboru i pójdą szukać świtu lub zmienią się w nieumarłych. Bóg wie, śe juŜ wystarczająco wielu się na to zdecydowało. Nie mam jeszcze wiedzy wymaganej aby poprowadzić naszych ludzi przez okres tak wielkiej potrzeby. - Masz w sobie krew i siłę, a poza tym ludzie ci ufają. Boją się nas, naszej siły i mocy i wszystkiego co reprezentujemy - głos Luciana był piękny, nieodparty. Julian kochał dźwięk tego głosu i mógł go słuchać do końca świata. Nic dziwnego śe dorośli bali się jego mocy. Nawet w tak młodym wieku Julian rozpoznał śe ten głos moŜe być bronią. A Lucian zwyczajnie rozmawiał. Co by było gdyby chciał rozkazywać tym, którzy są wokół? Kto Mógłby oprzeć się temu głosowi? - Będziemy ci lojalni Mikhail tak jak twojemu ojcu i postaramy się dostarczyć ci wszelkiej wiedzy, która moŜe ci pomóc w tym trudnym zadaniu. Gregori, juŜ teraz znamy cię jako wielkiego łowcę. Czy twoja więź z Mikhailem jest wystarczająco silna, aby przeprowadzić cię przez nadchodzące mroczne dni? - głos Luciana, chociaŜ tak miękki jak zawsze, domagał się prawdy. Julian wstrzymał oddech. Gregori był spokrewniony krwią z Gabrielem i Lucianem. Mroczni. Ci, którzy ze względu na rodowód zawsze byli obrońcami ich rasy. Ci którzy przynosili sprawiedliwość nieumarłym. Gregori juŜ teraz był silny. Wydawało się niemoŜliwe, śe ktoś moŜe zmusić go do odpowiedzi, a jednak tak się stało. - Jak długo będzie śył Mikhail, obiecuję śe będę dbał o bezpieczeństwo jego i innych z jego rodu. - Będziesz słuŜył naszym ludziom, Mikhail. A nasz brat będzie słuŜył ci tak jak my twojemu ojcu. To jest słuszne. Gabriel i ja będziemy kontynuować walkę aby pokonać ucisk, jaki sprawują nieumarli nad ludźmi i naszą własną rasą. - Jest ich tak wielu - zauwaŜył Mikhail. - Rzeczywiście. Jest tu wiele śmierci, walki, a nasze kobiety praktycznie wyginęły. Samce potrzebują nadziei na przyszłość, Mikhail. Musisz znaleźć sposób by im taką zapewnić, bo inaczej nie będą mieli powodu śeby zatrzymać nadciągającą ciemność. Musimy mieć kobiety, aby męŜczyźni mieli partnerki śyciowe. Kobiety są światłem naszej ciemności. Nasi męŜczyźni są drapieŜcami, mrocznymi, groźnymi łowcami, którzy wraz z upływem wieków są coraz bardziej zabójczy. Jeśli nie znajdziemy w końcu naszych partnerek, wszyscy zamienimy się z Karpatian w wampirów i nasza rasa wyginie, bo męŜczyźni zrezygnują ze swoich dusz. Nastąpi zniszczenie, którego nie moŜemy sobie nawet wyobrazić. Twoim zadaniem jest temu zapobiec i to naprawdę ogromna misja. - Tak samo jak wasza - powiedział cicho Mikhail - Odebrać tak wiele śyć i pozostać Jednym z nas to jest coś wielkiego. Nasi ludzie mają wam za co dziękować.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Julian w ciele świstaka czmychnął z powrotem w krzaki, nie chcąc być przyłapanym przez pradawnych. Usłyszał za sobą szelest i się odwrócił. W kompletnej ciszy stali tam dwaj wysocy męŜczyźni. Ich oczy były mroczne i puste, a twarze nieruchome, tak jakby wykuto je w kamieniu. Z nieba zdawała się formować wokół niego mgła, pozostawiając jego i Dimitriego w szoku. Julian wstrzymał oddech i gapił się w zaskoczeniu. Gregori niemal ochronnie zmaterializował się zaraz naprzeciw dwóch chłopców. Kiedy Julian obrócił głowę śeby się rozejrzeć, mityczni łowcy zniknęli tak jakby nigdy ich nie było, a chłopcy musieli zmierzyć się z Gregorim. Lucian Francja, 1500
Słońce blakło na niebie, pozostawiając po sobie jaskrawo śywe kolory. Barwy te powoli poddawały cię węglistej ciemności nocy. Pod ziemią zaczęło bić pojedyncze serce. Lucian leŜał w bogatej, leczniczej ziemi. Rany z ostatniej strasznej bitwy zostały uleczone. Mentalnie zeskanował teren wokół miejsca odpoczynku, dostrzegając jedynie ruchy zwierząt. Gleba rozprysła się w górę, kiedy wystrzelił z ziemi w kierunku nieba, wciągając powietrze śeby odetchnąć. Tej nocy miało się zmienić całe jego ycie. Gabriel i Lucian byli identycznymi bliźniakami. Wyglądali tak samo, myśleli tak samo, walczyli tak samo. Przez wieki zebrali wiedzę z wielu dziedzin i tematów i ją między sobą dzielili. W miarę upływu lat wszyscy Karpatianie tracili swe emocje i moŜliwość widzenia kolorów, trafiając do mrocznego, pustego świata w którym tylko ich poczucie lojalności i honoru powstrzymywało ich przed przemianą w wampira podczas oczekiwania na partnerkę śyciową. Gabriel i Lucian zawarli między sobą pakt. Jeśli któryś zamieniłby się w wampira, drugi musiałby upolować go i zniszczyć przed zmierzeniem się ze świtem i jego własną destrukcją. Lucian wiedział śe od pewnego czasu Gabriel zmagał się z wewnętrznym demonem, był dręczony przez narastającą w nim ciemność. Nieustanne bitwy zbierały swoje śniwo. Gabriel był zdecydowanie za blisko przemiany. Lucian odetchnął głęboko, wpuszczając czyste nocne powietrze. Był zdeterminowany aby utrzymać Gabriela przy śyciu, a jego duszę bezpieczną. Był na to tylko jeden sposób. Jeśli przekonałby Gabriela śe dołączył do szeregów nieumarłych, Gabriel nie miałby wyboru i musiałby na niego polować. To ustrzegłoby Gabriela przed walką z kimkolwiek innym niŜ Lucian. Dzięki brakowi okazji do zabijania ze względu na ich równe moce i dzięki posiadaniu celu w Ŝyciu, Gabriel byłby w stanie się powstrzymać. Lucian wystrzelił w powietrze, poszukując pierwszej ofiary.
London, 1600
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Młoda kobieta stała na rogu ulicy z przyklejonym uśmiechem. Noc była zimna i ciemna. DrŜała. Gdzieś w ciemności czaił się zabójca. Zamordował juŜ dwie z kobiet, które znała. Błagała Thomasa śeby jej dzisiaj nie wysyłał, ale spoliczkował ją parę rady zanim wypchnął ją za drzwi. SkrzyŜowała ramiona na klatce piersiowej desperacko starając się sprawiać wraŜenie, śe praca sprawia jej przyjemność. MęŜczyzna nadchodził ze strony ulicy. Oddech uwiązł jej w gardle, a serce zaczęło walić. Nosił ciemny płaszcz i cylinder, a w ręku miał laskę. Wyglądał jakby pochodził z wyŜszej warstwy społecznej i zabawiał się odwiedzając tą część miasta. Przybrała pozę i czekała. Przeszedł obok niej. Wiedziała śe Thomas ją zbije jeśli nie zawoła i nie spróbuje zachęcić przybysza, ale nie mogła się na to zdobyć. MęŜczyzna zatrzymał się i odwrócił. Powoli ją okrąŜył, lustrując z góry na dół jakby była kawałkiem mięsa. Spróbowała się do niego uśmiechnąć, ale coś w nim ją przeraŜało. Wyciągnął garść pieniędzy i nimi pomachał. Uśmiechał się drwiąco. Wiedział, śe była przeraŜona. Wskazał laską w kierunku alei. Poszła. Wiedziała śe nie powinna, ale równie mocno bała się wrócić bez pieniędzy do Thomasa jak iść do alejki z nieznajomym. Był bezlitosny, zmuszając ją do róŜnych czynności w alejce. Celowo ją ranił, a ona to znosiła bo nie miała wyjścia. Kiedy skończył pchnął ją na ziemię i kopnął eleganckim butem. Spojrzała w górę aby ujrzeć w jego dłoni brzytwę i wiedziała, śe był mordercą. Nie było czasu krzyczeć. Miała zaraz umrzeć. Nagle za jej zabójcą ukazał się kolejny człowiek. Fizycznie był najprzystojniejszym męŜczyzną jakiego w śyciu widziała. Wysoki i szeroki w ramionach z długimi, opadającymi ciemnymi włosami i lodowato czarnymi oczyma. Zmaterializował się znikąd tak blisko napastnika, śe nie miała pojęcia jak dotarł tu niezauwaŜony przez śadnego z nich. MęŜczyzna zwyczajnie wyciągnął dłonie, złapał mordercę za szyję i mocno zacisnął. Uciekaj, uciekaj teraz. Usłyszała te słowa wyraźnie w swojej głowie i nie mogła nawet poczekać, aby podziękować swojemu wybawcy. Uciekła tak szybko jak potrafiła. Lucian czekał do momentu aŜ upewnił się śe go posłuchała, zanim pochylił głowę ku mordercy. Musiał opróŜnić ciało swojej ofiary z krwi aby zostawić dowód Gabrielowi. - Znalazłem cię tu, tak jak oczekiwałem Lucian. Nie moŜesz się przede mną ukryć. Miękki głos Gabriela dochodził z tyłu. Lucian pozwolił aby ciało opadło na ziemię. Przez długie lata stało się to rodzajem gry w kotka i myszkę, w którą nie mógłby grać nikt inny. Znali się tak dobrze, przez tyle lat wspólnie reŜyserowali swoje bitwy, śe kaŜdy z nich wiedział co myśli drugi, prawie zanim ten zdąŜył o tym pomyśleć. Znali wzajemnie swoje silne i słabe strony. Przez ostatnie lata
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
zaliczyli wiele niemal śmiertelnych ran, tylko po to by się rozdzielić i zejść pod ziemię aby się uleczyć. Lucian odwrócił się w kierunku swojego brata bliźniaka, a twarda krawędź jego ust została złagodzona przez powolny, pozbawiony humoru uśmiech. - Wyglądasz na zmęczonego. - Tym razem byłeś zbyt chciwy Lucianie, zabijając ofiarę zanim się poŜywiłeś. - moŜe to był błąd - przyznał miękko Lucian - Ale nie martw się o mnie. Jestem zdolny znaleźć sobie ciepłe ciała. Nikt nie moŜe mnie pokonać, nawet mój brat, który obiecał mi śe dokona tej drobnostki. Gabriel uderzył szybko i mocno, tak jak przewidział Lucian. A potem zanurzyli się w Śmiertelnej walce, którą praktykowali od wieków. Lucian ParyŜ, dzień obecny Gabriel przyczaił się nisko, bojowo nastrojony. Za nim była jego partnerka śyciowa, obserwująca z wypełnionym śalem oczami jak nadchodzi ku nim wysoki, elegancki męŜczyzna. Wyglądał na to kim był: mrocznego, niebezpiecznego drapieŜcę. Jego czarne oczy niebezpiecznie migotały. Przywodziły na myśl cmentarz. Oczy śmierci. Poruszał się ze zwierzęcą gracją, z falującą siłą. - Odsuń się, Lucian - ostrzegł go miękko Gabriel - Nie zagrozisz mojej partnerce. - W takim razie zrobisz to co przysiągłeś wiele wieków temu. Musisz mnie zniszczyć głos był szeptem aksamitu, miękkim rozkazem. Gabriel rozpoznał ukryty przymus nawet kiedy skoczył do przodu, by zaatakować. W ostatniej moŜliwej chwili z przeczącym głosem partnerki w umyśle uderzył swoją zaopatrzoną w ostre pazury dłonią w gardło brata i zrozumiał, śe Lucian szeroko otworzył ramiona akceptując swoją śmierć. śaden wampir nie mógłby zrobić czegoś takiego. Nigdy. Nieumarli walczą do ostatniego tchu aby zabić kaŜdego i wszystko wokół. Poświęcenie własnego śycia nie jest czynem wampira. Wiedza przyszła zbyt późno. Karmazynowe krople rozprysły się po łuku. Gabriel usiłował się cofnąć, dosięgnąć swego brata, ale moc Luciana była zbyt wielka. Gabriel nie był w stanie się ruszyć zatrzymany przez siłę woli Luciana. Jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia. Lucian był taki silny. Gabriel był staroŜytnym, silniejszym niŜ większość na świecie, i do tej pory uwaŜał się za równego Lucianowi. - Musisz pozwolić nam sobie pomóc - powiedziała miękko Francesca, partnerka
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
śyciowa Gabriela. Jej głos był krystalicznie czysty, łagodzący. Była wspaniałą uzdrowicielką. Jeśli ktokolwiek mógł zapobiec śmierci Luciana, była to ona. - Wiem co zamierzasz zrobić. Chcesz to zakończyć. Białe zęby Luciana zalśniły. - Gabriel ma teraz ciebie, śebyś dbała o jego bezpieczeństwo. Wcześniej to było moje zadanie, ale teraz się skończyło. Szukam odpoczynku. Krew moczyła jego ubranie, spływała po ramionach. Nie usiłował jej zatrzymać. Zwyczajnie stał tam, wysoki i wyprostowany. W jego oczach, głowie ani wyrazie twarzy nie było cienia oskarŜenia. Gabriel potrząsnął głową. - Zrobiłeś to dla mnie. Przez cztery wieki mnie oszukiwałeś. Powstrzymywałeś mnie od zabójstw, przez przemianą. Dlaczego? Dlaczego ryzykowałeś w ten sposób swoją duszę? - wiedziałem Ŝe masz Ŝyciową partnerkę, która na ciebie czeka. Ktoś kto o tym wiedział powiedział mi wiele lat temu a ja wiedziałem, Ŝe nie kłamie. Nie straciłeś swoich uczuć ani emocji tak szybko jak ja. Zajęło ci to wieki. Kiedy moje emocje zniknęły byłem zaledwie dzieciakiem. Ale łączyłeś się ze mną umysłem i mogłem dzielić twoją radość Ŝycia, patrzeć twoimi oczami. sprawiłeś Ŝe pamiętałem to, czego sam nie mogłem czuć - Lucian zachwiał się. Gabriel czekał na moment aŜ Lucian osłabnie i skorzystał z tego doskakując do brata, przesuwając językiem po otwartej ranie którą zrobił, aby ją zamknąć. Jego partnerka stała przy jego boku. Delikatnie wzięła dłoń Luciana w swoje ręce Sądzisz, śe twoje istnienie nie ma juŜ sensu. Lucian ze zmęczeniem otworzył oczy. - Polowałem i zabijałem przez dwa tysiące lat, siostro. Mojej duszy brakuje tak wielu fragmentów, śe przypomina sito. Jeśli nie odejdę teraz, mogę nie zechcieć odejść później, a mój ukochany brat będzie musiał podjąć próbę Ŝeby mnie zniszczyć. To nie będzie łatwe zadanie, a on musi pozostać bezpieczny. Wykonałem swój obowiązek. Pozwól mi odpocząć. - Jest ktoś inny - powiedziała mu miękko Francesca - Nie jest taka jak my. Jest śmiertelnikiem. W tej chwili jest młoda i odczuwa potworny ból. Mogę ci tylko powiedzieć, Ŝe jeśli jej nie znajdziesz, będzie wiodła Ŝycie tak pełne agonii i rozpaczy, Ŝe trudno nam je sobie wyobrazić nawet z naszymi darami. Musisz Ŝyć dla niej. Musisz dla niej trwać. - Mówisz mi, Ŝe mam partnerkę Ŝyciową? - I Ŝe bardzo cię potrzebuje.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Nie jestem delikatnym męŜczyzną. Zabijałem tak długo, Ŝe nie znam innego Ŝycia. Przywiązanie do siebie śmiertelnej kobiety będzie skazywaniem jej na Ŝycie z potworem chociaŜ Lucian odmawiał, nie opierał się kiedy Ŝyciowa partnerka Gabriela zaczęła pracować nad jego ranami. Gabriel wypełnił pokój dobroczynnymi ziołami i rozpoczął śpiewanie leczniczej pieśni, tak starej jak sam czas. - Wyleczę cię teraz, mój bracie - powiedziała miękko - Potwór jakim w swoim mniemaniu się stałeś powinien być w stanie ochronić kobietę przez potworami, które w przeciwnym razie ją zniszczą. Gabriel naciął nadgarstek i przycisnął ranę do ust bliźniaka. - Dobrowolnie oferuję ci moje Ŝycie za swoje. Weź to, czego potrzebujesz aby się wyleczyć. PołoŜymy cię głęboko do uzdrawiającej ziemi i będziemy strzec, aŜ odzyskasz siły. - NajwaŜniejszy obowiązek masz wobec swojej partnerki, Lucian - przypomniała mu cicho Francesca - Musisz ją odnaleźć i zadbać o jej bezpieczeństwo.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Prolog – część druga
Jaxon, pięć lat Florida, USA - Patrz na mnie, wujku Tyler - zawołała dumnie Jaxon Montgomery machając dłonią Ze szczytu wysokiej drewnianej wieŜy, na którą się właśnie wspięła. - Jesteś szalony, Matt - Russel Andrews potrząsnął głową marszcząc od słońca oczy kiedy patrzył na replikę wysokiej platformy uŜywanej dla treningu rekrutów jednostek SEALS - Gdyby Jaxx spadła, mogłaby złamać kark - Odwrócił wzrok w kierunku drobnej kobiety leŜącej na szezlongu i pieszczącej jej nowonarodzonego synka - Co ty na to, Rebecca? Jaxx nie ma nawet pięciu lat a Matt urządza jej trening dla sił specjalnych powiedział Russell. Rebecca Montgomery uśmiechnęła się nieobecnie i spojrzała na męŜa, tak jakby pytając o jego zdanie. - Jaxon jest świetna - odparł natychmiast Matt, sięgając aby chwycić rękę śony i podnieść jej kłykcie do ust - Kocha te rzeczy. Robiła je praktycznie zanim zaczęła chodzić. Tyler Drake pomachał do wołającej go małej dziewczynki. - No nie wiem, Matt. MoŜe Russel ma rację. Jest taka malutka. Odziedziczyła po Rebecce wygląd i budowę ciała - Wyszczerzył zęby - Oczywiście jeśli o to chodzi, to mieliśmy wielkie szczęście. Poza tym jest podobna do ciebie. Jest bardzo odwaŜna, to mały wojownik, zupełnie jak jej tatuś. - Nie jestem pewien czy to takie dobre - powiedział Russel marszcząc brwi. Nie mógł oderwać wzroku od dziecka. Serce powędrowało mu do gardła. Jego własna malutka dziewczynka miała siedem lat ale nigdy nie pozwoliłby jej zbliŜyć się do wieŜy którą jego współpracownicy, Matt Montgomery i Tyler Drake, wznieśli na podwórzu u Matta - Wiesz Matt, dziecko moŜe być zmuszone dorosnąć zbyt szybko. Jaxon to nadal maleństwo. Matt roześmiał się. - To maleństwo potrafi ugotować śniadanie dla matki, podać je do łóŜka i zmieniać pieluchy dla małego. Zaczęła czytać w wieku trzech lat. Mam na myśli prawdziwe czytanie. Kocha wyzwania fizyczne. Niewiele jest w treningu rzeczy, których nie jest w stanie zrobić. Uczę jej sztuk walki, a Tyler pracuje z nią przy treningu przetrwania. Ona to uwielbia. Russel wykrzywił się.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Nie wierzę Ŝe zachęcasz Matta, Tyler. On słucha tylko ciebie. To dziecko uwielbia was obu, a Ŝadne z was nie wykazuje szczypty rozsądku kiedy o nią idzie. - męŜnie powstrzymał się od dodania, śe Rebecca nie sprawdza się jako matka - Mam nadzieję Ŝe nie kaŜecie jej pływać w oceanie. - MoŜe Russel ma rację, Matt - Tyler wydawał się nieco zmartwiony - Jaxon jest naprawdę świetna i ma serce lwa, ale moŜe za bardzo na nią naciskamy. I nie miałem pojęcia Ŝe pozwalasz jej gotować dla Rebekki. To moŜe być niebezpieczne. - Ktoś musi to robić - Matt wzruszył szerokimi ramionami - Jaxon wie co robi. Kiedy nie ma mnie w domu dobrze wie, Ŝe jest odpowiedzialna za opiekę nad Rebeccą. A teraz mamy małego Mathew Juniora. A dla twojej informacji, Jaxx juŜ jest dobrą pływaczką. - Czy ty słyszysz co mówisz, Matt? - zapytał Russel - Jaxon jest dzieckiem, pięcioletnim dzieciakiem. Rebecco! Na miłość boską, jesteś jej matką. Ja zwykle Ŝadne z rodziców nie odpowiedziało na to, czego nie chcieli słuchać. Matt traktował Rebeccę jak porcelanową laleczkę. śadne z nich nie przywiązywało uwagi do córki. RozdraŜniony Russel zaapelował do najlepszego przyjaciela Matta - Tyler, powiedz im. Tyler pokiwał powoli głową. - Nie powinieneś wywierać na niej takiej presji, Matt. Jaxon jest wyjątkowym dzieckiem, ale jest tylko dzieckiem - Jego oczy spoczywały na małej, machającej ręką i uśmiechającej się dziewczynce. Bez dalszych słów wstał i zaczął iść w kierunku wieŜy gdzie mała dziewczynka uparcie go nawoływała.
Jaxon, Siedem lat Florida, USA Krzyki dochodzące z pokoju jej matki były straszne. Rebecca była niepocieszona. Bernice, śona Russella Andrewsa zawołała doktora, aby przypisał jej leki uspokajające. Jaxx połoŜyła ręce na uszach usiłując stłumić potworne dźwięki rozpaczy. Matthew Junior płakał o pewnego czasu w swoim pokoju, a było oczywiste śe matka nie miała zamiaru iść do syna. Jaxon wytarła równomierny potok łez spadających z jej własnych oczu, podniosła brodę i przeszła przez korytarz do pokoju brata. - Nie płacz. Mattie - zanuciła miękko, z miłością - O nic się nie martw. Jestem tu teraz. Mama jest bardzo smutna z powodu taty, ale przejdziemy przez to jeśli będziemy się trzymać razem. Ty i ja. Mama teŜ przez to przejdzie.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Wujek Tyler przybył do ich domu z dwoma innymi oficerami i poinformował Rebeccę śe jej mąŜ nigdy juŜ nie przyjdzie do domu. Podczas ostatniej misji coś poszło nie tak. Od tego momentu Rebecca nie przestała krzyczeć. Jaxon, osiem lat - Co z nią dzisiaj, złotko? - zapytał cicho Tyler, zatrzymując się śeby pocałować Jaxon z policzek. PołoŜył bukiet kwiatów na stole i zajął się małą dziewczynką którą kochał od dnia jej narodzin. - Nie ma dzisiaj dobrego dnia - przyznała Jaxon niechętnie. Zawsze mówiła "wujkowi Tylerowi" prawdę o matce, ale nikomu innemu, nawet nie "wujkowi Russelowi". - Myślę śe znowu wzięła za duŜo tych tabletek. Nie wychodzi z łóŜka, a kiedy próbuję powiedzieć jej coś o Matthew tylko się na mnie patrzy. Wreszcie przestał potrzebować pieluch i jestem z niego dumna, ale ona w ogóle o niego nie mówi. Jeśli go podnosi, ściska go tak mocno śe płacze. - Muszę cię o coś zapytać, Jaxx - powiedział wujek Tyler - To bardzo waŜne, śebyś powiedziała mi prawdę. Twoja mama przez większość czasu jest chora, a ty musisz zajmować się Mathew, prowadzić dom i chodzić do szkoły. Pomyślałem, śe moŜe powinienem wprowadzić się do was i troszkę wam pomóc. Oczy Jaxon rozświetliły się. - Wprowadzić się do nas? Jak? - Mógłbym poślubić twoją mamę i być twoim tatą. Oczywiście nie tak jak Matt, ale twoim ojczymem. Sądzę śe pomogłoby to twojej mamie i jestem pewien Ŝe chciałbym tu być dla ciebie i małego Matthew. Ale tylko jeśli tego chcesz, skarbie. W innym przypadku nie będę nawet rozmawiał o tym z Rebeccą. Jaxon uśmiechnęła się do niego. - To dlatego przyniosłeś kwiatki, prawda? Myślisz, Ŝe naprawdę to zrobi? śe jest szansa? - Sądzę, śe zdołam ją przekonać. Jedyna chwila kiedy moŜesz się stąd wyrwać jest wtedy kiedy mam cię na swoim treningu. Robi się z ciebie niezły strzelec. - Niezła strzelczyni, wujku Tyler - poprawiła go Jaxon z nagłym draŜniącym uśmieszkiem - A jednej nocy na lekcji karate skopałam tyłek Dona Jacobsona. - Potrafiła się śmiać tylko wtedy kiedy wujek Tyler zabierał ją na teren treningowy Sił Specjalnych i bawili się w śołnierzy. Kobieta czy nie, Jaxon stawała się kimś z kim trzeba się było liczyć i to Czyniło ją dumną.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Jaxon, trzynaście lat KsiąŜka kryła w sobie tajemnicę i nadawała się na tą burzliwą noc. Trzy gałęzie drapały o okno, a deszcz cięŜko bębnił o dach. Pierwszy raz kiedy usłyszała hałas, Jaxon myślała śe to tylko jej to jej wyobraźnia, bo ksiąŜka była straszna. Potem zamarła, a jej serce zaczęło dziko uderzać. Znowu to robił. Wiedziała o tym. Tak szybko jak to moŜliwe wyskoczyła z łóŜka i otworzyła drzwi. Dźwięki dochodzące z sypialni matki były przytłumione, ale mimo to dobrze je słyszała. Jej matka łkała, prosiła. I był tam wyróŜniający się dźwięk który Jaxon tak dobrze znała. Chodziła na lekcje karate tak długo, jak pamiętała. Znała odgłos jaki następuje, kiedy ktoś dostaje pięścią. Pobiegła wzdłuŜ korytarza do pokoju jej brata i sprawdziła co z nim. Była zadowolona, śe spał. Kiedy Tyler był w takim stanie ukrywała przed nim Mathew. Wydawał się go wtedy nienawidzić. Jego oczy stawały się zimne i brzydkie kiedy spoczywały na małym chłopcu, zwłaszcza jeśli Mathew właśnie płakał. Tyler nie lubił kiedy ktoś płakał, a Matthew był jeszcze mały i płakał z powodu kaŜdego małego zadrapania czy wymyślonej rany. I zawsze kiedy Tyler na niego spoglądał. Jaxon wzięła głęboki oddech i stanęła przed sypialnią matki. Trudno jej było uwierzyć śe Tyler zachowywał się w ten sposób w stosunku do jej matki i Mathewa. Kochała Tylera. Zawsze go kochała. Spędzał godziny trenując Jaxon jak śołnierza i wszystko w jej wnętrzu odpowiadało na ten fizyczny trening. Kochała kursy które tworzył, by były dla niej wyzwaniem. Potrafiła wspinać się na niemal niedostępne klify i prześlizgiwać się przez ciasne tunele w bardzo krótkim czasie. Była w swoim śywiole strzelając i walcząc wręcz. Jaxon była nawet w stanie namierzyć Tylera, co było czynem którego nie była w stanie dokonać większość ludzi z jego oddziału. Była z tego szczególnie dumna. Tyler zawsze wydawał się być z niej dumny i był wobec niej ciepły i kochający. Wierzyła śe Tyler kochał jej rodzinę z taką samą dziką, opiekuńczą lojalnością z jaką czyniła to ona. Teraz była zagubiona, marząc o tym śeby jej matka była osobą z którą mogła porozmawiać i wyjaśnić parę spraw. Jaxxon zaczynała rozumieć śe spokojny urok jej ojczyma ukrywał jego nieustanną potrzebę kontroli jego świata i tych, którzy się w nim znajdowali. Rebecca i Matthew nie spełniali jego standardów i musieli za to płacić. Jaxon wzięła głęboki oddech i pchnęła drzwi, tak śe utworzyły szczelinę. Stała zupełnie nieruchomo, tak jak nakazał jej Tyler w razie niebezpieczeństwa. Tyler przycisnął jej matkę do ściany, ściskając jedną ręką jej gardło. Oczy Rebekki były wytrzeszczone i szerokie ze strachu. - Tak łatwo mi poszło, Rebecco. Zawsze sądził śe jest taki dobry, śe nikt go nie załatwi, ale ja to zrobiłem. A teraz mam ciebie i jego dzieci, tak jak mu powiedziałem. Stałem nad nim, patrzyłem jak uchodzi z niego śycie i się śmiałem. Wiedział co mam zamiar zrobić co do tego się upewniłem. Zawsze byłaś taka bezuŜyteczna. Powiedziałem mu, śe dam ci szansę, ale nie wykorzystałaś jej, prawda? Zepsuł cię tak samo jak twój tatuś. Rebecca, mała księŜniczka. Zawsze patrzyłaś na nas z góry. Zawsze uwaŜałaś się za lepszą bo miałaś tyle tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Pieniędzy - pochylił się blisko, tak śe jego czoło zderzyło się z czołem Rebekki a kropelki śliny obmywały ją kiedy wymawiał kaŜde słowo - Wszystkie twoje cenne pieniądze trafią do mnie jeśli coś ci się stanie, prawda? - potrząsnął nią jak szmacianą lalką, co było łatwe, bo Rebecca była drobną kobietą. W tym momencie Jaxon zrozumiała, Ŝe Tyler miał zamiar zabić Rebecę. Nienawidził jej i nienawidził Mathew. Jaxon była dość bystra, by nawet po usłyszeniu czegoś wyrwanego z kontekstu zrozumieć, Ŝe Tylor prawdopodobnie zabił jej ojca. Obydwaj byli agentami SEALS i trudno było ich zabić, ale jej ojciec nie spodziewałby się zdrady ze strony najlepszego przyjaciela. Widziała oczy matki które próbowały desperacko ją ostrzec. Rebbeca bała się o Jaxon - obawiała się śe jeśli ta będzie interweniować, Tyler zwróci się przeciw niej. - Tatusiu? - Jaxon celowo wypowiedziała to słowo miękko pośród wypełnionej grozą nocy - Coś mnie obudziło. Miałam zły sen. Posiedzisz przy mnie? Nie pogniewasz się, prawda mamo? Upłynęło parę chwil zanim napięcie spłynęło ze sztywnych niczym kij od miotły ramion Tylera. Palce powoli rozluźniły się wokół gardła Rebekki. Powietrze znów napłynęło jej do płuc, ale pozostała skulona obok ściany, nieruchoma z przeraŜenia, usiłując stłumić kaszel wzbierający się w jej pokaleczonym gardle. Jej wzrok nadal spoczywał na twarzy Jaxon, niemo i desperacko usiłując ostrzec córkę o niebezpieczeństwie. Tyler był kompletnie szalony, był zabójcą, nie było przed nim ucieczki. Ostrzegł ją co się stanie jeśli spróbuje go opuścić a Rebecca wiedziała, Ŝe nie jest w stanie ich ocalić. Nawet Mathewa Juniora. Jaxon uśmiechnęła się do Tylera z dziecięcym zaufaniem. - Przepraszam śe ci przeszkadzam, ale naprawdę coś usłyszalam, a sen był taki prawdziwy. Kiedy jesteś ze mną zawsze czuję się bezpieczna. Jej Ŝołądek skurczył się protestując przeciw okropnemu kłamstwu. Dłonie były spocone, ale utrzymała obraz perfekcyjnej niewinności o szeroko rozwartych oczach. Tyler posłał Rebece twarde spojrzenie przez ramię i wziął Jaxon za rękę. - Idź do łóŜka, Rebecca. Posiedzę z Jaxon. Bóg wie Ŝe nigdy tego nie robiłaś, nawet gdy była chora - Jego ręka była silna i mogła nadal wyczuć w nim napięcie, ale Jaxon wyczuła teŜ ciepło które zawsze wydzielał kiedy byli razem. Cokolwiek opętało jej ojczyma wcześniej wydawało się zniknąć z chwilą, kiedy fizycznie złączył się z Jaxon. Przez następne dwa lata Jaxon i Rebecca usiłowali ukryć przez Matthewem Juniorem ich rosnące zaniepokojenie stanem psychicznym Tylera. Trzymali dziecko tak daleko od Tylera jak to było moŜliwe. Chłopiec wydawał się być rodzajem katalizatora, zmieniającego człowieka który kiedyś był kochającym męŜczyzną. Tyler często się skarŜył Ŝe Mathew się na niego gapi. Mathew nauczył się unikać jego spojrzenia kiedy Tyler był w pokoju. tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Tyler patrzył na chłopca zimno, bez emocji lub z absolutną nienawiścią. Na Rebeccę spoglądał oczami obcego. Tylko Jaxon wydawała się w stanie dostrzec do niego, skupić jego uwagę. Ta potworna odpowiedzialność przeraŜała ją. Wiedziała Ŝe zło w wujku Tylerze stawało się za kaŜdym razem silniejsze, a po pewnym czasie matka pozostawiała radzenie sobie z nim na głowie Jaxon. Zostawała w pokoju biorąc tabletki które dostarczał Tyler i ignorowała dwójkę dzieci. Kiedy Jaxon usiłowała jej powiedzieć Ŝe boi się o bezpieczeństwo Mathew, Rebecca zakładała okrycie na głowę i kiwała się do przodu i do tyłu wydając niski dźwięk. W desperacji Jaxon usiłowała powiedzieć wujowi Russelowi i innym członkom zespołu Tylera Ŝe coś moŜe być z nim nie tak. MęŜczyźni tylko się roześmieli i przekazali to co powiedziała Tylerowi. Wpadł w taką furię, śe Jaxon była pewna Ŝe zabije całą rodzinę. ChociaŜ to ona naskarŜyła, zwalił winę na Rebeccę mówiąc raz za razem Ŝe zmusiła Jaxon do kłamstwa na jego temat. Pobił Rebeccę tak mocno, śe Jaxon chciała zabrać ją do szpitala, ale Tyler odmówił. Rebecca przez tygodnie pozostawała w łóŜku i była ograniczona do obszaru domu. Jaxon spędzała duŜo czasu kreując dla Tylera wyobraŜony świat, udając Ŝe wierzy Ŝe wszystko jest dobrze. Trzymała brata daleko od niego i odciągała wybuchy złości od matki tak jak to było moŜliwe. Coraz więcej czasu spędzała z Tylerem na poligonie, ucząc się tyle ile mogła o obronie własnej, broniach, ukrywaniu się i śledzeniu. Tylko wtedy wiedziała, Ŝe jej matka i brat są naprawdę bezpieczni. Inni z SEALS ochoczo uczestniczyli w jej treningu, a Tyler wydawał się wtedy normalny. Rebecca tak oddaliła się od realnego świata, Ŝe Jaxon nie odwaŜyła się wziąć Mathewa i uciec, bo gdyby zostawiła matkę za sobą była pewna, śe Tyler by ją zabił. Mały Mathew i Jaxon mieli swój własny sekretny świat którego nie odwaŜyli się nikomu wyjawić. śyli w ciągłym strachu.
Jaxon, jej piętnaste urodziny Siedząc w klasie chemii nagle wiedziała. Poczuła przytłaczającą zapowiedź zagroŜenia. Zachłysnęła się powietrzem, a jej płuca odmawiały pracy. Jaxon wybiegła z klasy zrzucając ksiąŜki i papiery z biurka tak Ŝe rozproszyły się za nią po podłodze. Nauczyciel ją wołał, ale Jaxon zignorowała go i kontynuowała bieg. Wiatr zdawał się spieszyć razem z nią kiedy pędziła po ulicach, korzystając z kaŜdego skrótu jaki znała. Kiedy była blisko domu, zwolniła nagle, a jej serce waliło. Frontowe drzwi były otwarte niczym zaproszenie do wejścia. Natychmiast jej umysłem zawładnęła ciemność. Poczuła silne śądanie śeby się zatrzymać, zawrócić, przeczucie tak silne śe na moment zamarła. Mathew został w domu z powodu choroby. Mały Mathew, który tak przypominał jej Ojca, który mógł tak łatwo przyprawić Tylera o atak morderczej furii. Jej Mathew. Miała sucho w ustach a smak strachu był tak silny śe myślała, śe zwymiotuje. Jej śołądek zacisnął się a walenie w jej głowie się nasiliło, pochłaniając niemal przytłaczającą chęć
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
poddania się instynktowi samozachowawczemu. Jaxon zmusiła się śeby zrobić krok do przodu prawą nogą. Jeden krok. Było to trudne, tak jak chodzenie po ruchomych piaskach. Musiała rozejrzeć się po wnętrzu domu. Musiała to zrobić. Przymus ten był silniejszy niŜ instynkt przetrwania. Napłynął do niej zapach, obcy jej odór, jednak kaŜda jej myśl podpowiadała co to jest. - Mamo? - wypowiedziała to słowo głośno, jak talizman który miał sprawić śe świat znów będzie normalny, oddalić prawdę i wiedzę która waliła w jej głowie. Mogła zmusić swoje ciało do ruchu tylko trzymając się ściany domu i powoli posuwając się do przodu. Walczyła z własnymi instynktami, z niechęcią do zmierzenia się z tym, co było w środku. Trzymając dłoń przy ustach aby powstrzymać się od krzyku powoli odwróciła głowę i pozwoliła oczom na spojrzenie w głąb domu. Salon wyglądał tak samo jak zwykle. Znajomo. Komfortowo. Ale nie powstrzymało to strachu. Zamiast tego poczuła się przeraŜona. Jaxon zmusiła się do skierowania się w stronę korytarza. Dostrzegła smugę jaskrawo czerwonej krwi w drzwiach do pokoju Mathew. Jej serce zaczęło walić tak mocno, śe bała się Ŝe moŜe rozsadzić jej klatkę piersiową. Jaxon posuwała się wzdłuŜ ściany aŜ była przy pokoju Mathewa. Modliła się gorączkowo kiedy jednym palcem otwierała jego drzwi. Groza tego co zobaczyła miała utkwić w jej mózgu na zawsze. Ściany były zbryzgane krwią, a przykrycia nią nasączone. Mathew leŜał rozciągnięty na łóŜku, jego głowa zwisała z materaca pod kątem, w prawą stronę. Oczodoły miał puste, a jego uśmiechnięte kiedyś oczy znikły na zawsze. Nie mogła policzyć kłutych ran na jego ciele. Jaxon nie weszła do pokoju. Nie mogła. Coś o wiele bardziej potęŜnego niŜ jej wola ją powstrzymywało. Przez moment nie mogła stać, niespodziewanie zsuwając się na ziemię, a jej ciało rozrywał niemy krzyk absolutnego zaprzeczenia. Nie było jej tutaj, śeby go bronić. śeby go ocalić. Była za to odpowiedzialna. To ona była silna, ale jednak zawiodła, a Mathew, z jego błyszczącymi lokami i umiłowaniem śycia zapłacił za to ostateczną cenę. Jaxon nie chciała się ruszyć, nie sądziła śe jest w stanie. Ale potem jej umysł stał się na szczęście pusty i była w stanie podciągnąć się po ścianie i skierować z powrotem do korytarza, w kierunku sypialni matki. Wiedziała juŜ co tam znajdzie. Powiedziała sobie śe jest przygotowana. Tym razem drzwi były szeroko otwarte. Jaxon zmusiła się śeby spojrzeć do środka. Rebecca leŜała skulona na podłodze. Wiedziała śe to jej matka dzięki szopie blond włosów rozsypanych niczym aureola wokół jej zmiaŜdŜonej głowy. Reszta jej ciała była zbyt poszarpana i zakrwawiona by ją rozpoznać. Jaxon nie mogła odwrócić wzroku. Jej gardło się Zamykało, dusiła się. Nie mogła oddychać.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Usłyszała dźwięk. Tak naprawdę był to zaledwie cień dźwięku, ale wystarczył śeby uruchomić jej lata szkolenia. Skoczyła na jedną stronę, obracając się aby spojrzeć na twarz ojczyma. Jego dłonie i ramiona były całe we krwi, koszulka zbryzgana i poplamiona. Uśmiechał się z pogodną twarzą i ciepłymi, witającymi oczami. - Teraz juŜ ich nie ma, skarbie. Nie będziemy musieli więcej słuchać ich marudzenia Tyler wyciągnął ku niej rękę oczekując wyraźnie, śe ją weźmie. Jaxon zrobiła ostroŜny krok w tył, w kierunku korytarza. Nie chciała alarmować Tylera. Zdawał się nie zauwaŜać, śe ma na sobie krew. - Powinnam być w szkole, wujku Tyler - jej głos nie brzmiał naturalnie nawet w jej własnych uszach. Po jego twarzy przemknął nagły skurcz. - Nie nazywałaś mnie wujkiem Tylerem odkąd miałaś osiem lat. Co stało się z Tatusiem? Twoja matka nastawiła cię przeciw mnie, prawda? - Poruszał się w jej kierunku. Jaxon była bardzo cicho, stała nieruchomo, a na jej twarzy malowała się niewinność - Nikt nie mógłby nigdy nastawić mnie przeciwko tobie. To niemoŜliwe. I wiesz Ŝe mama nie chce mieć ze mną nic do czynienia. Tyler widocznie się rozluźnił. Był wystarczająco blisko, Ŝeby jej dotknąć. Jaxon nie mogła na to pozwolić. Nawet jej niezwykła samodyscyplina nie pozwalała na to, by dotknął ją mając na rękach krew jej rodziny. Uderzyła bez ostrzeŜenia dźgając go pięścią w gardło i mocno kopiąc jego rzepkę. Następnie Jaxon odwróciła się i zaczęła uciekać. Nie odwróciła się ani razu. Nie odwaŜyła się. Tyler był trenowany śe odpowiedzieć na atak mimo ran. Jakby nie patrzeć była bardzo mała w porównaniu z ojczymem. Jej uderzenie mogło go zaskoczyć, ale nie obezwładnić. Przy duŜym szczęściu jej wykop mógł złamać mu kolano, ale w to wątpiła. Jaxon przebiegła cały dom prosto do wyjścia. Rebecca zawsze lubiła ochronę jaką dawało śycie w bazie marynarki wojennej i Jaxon była teraz za to wdzięczna. Krzyknęła z całą silą swoich płuc, biegnąć prosto przez ulice do domu Russella Andrewsa. Śona Russela, Bernice wybiegła śeby ją spotkać z niepokojem na twarzy. - Co się stało skarbie? Jesteś ranna? Russel dołączył do nich otaczając szczupłe ramiona Jaxon jednym ramieniem. - Twoja matka jest chora? - wiedział lepiej, znał Jaxon. Była zawsze dzieckiem sprawującym absolutną kontrolę, spokojem pośród ognia, zawsze myślącym. Jeśli Rebeca byłaby chora, Jaxon zadzwoniłaby po pomoc medyczną. Teraz jej twarz była tak biała, śe wyglądała niemal jak duch. W jej oczach, w wyrazie jej twarzy czaił się terror. Russel Spojrzał na przeciwną stronę ulicy na dom z szeroko otwartymi drzwiami. Wiatr dmuchał,
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
powietrze było rześkie i zimne. Z jakiegoś nieznanego powodu dom wywoływał w nim dreszcze. Russel chciał przejść przez ulicę. Jaxon złapała go za ramię. - Nie, wuju Russellu, nie idź tam sam. Nie moŜesz ich ocalić. JuŜ nie Ŝyją. Wezwij MP.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Kto nie Ŝyje, Jaxon? - spytał Russel cicho, wiedząc Ŝe Jaxon nie kłamie. - Mathew i moja matka. Tyler ich zabił. Powiedział mamie Ŝe zabił teŜ mojego ojca. Ostatnio był taki dziwny i pełen przemocy. Nienawidził matki i Mathewa. Próbowałam wam powiedzieć, ale nikt z was nie chciał mi wierzyć - Jaxon pchała z twarzą w dłoniach - Nie słuchaliście mnie. Nikt z was nie by nie słuchał. - Poczuła się chora, jej Ŝołądek szalał, a umysł od nowa odtwarzał sceny które widziała aŜ pomyślała, Ŝe oszaleje - Było tam tyle krwi. Wydłubał oczy Mathew. Czemu to zrobił? Mathew był tylko małym chłopcem. Russel popchnął ją w kierunku Bernice. - Zajmij się nią, skarbie. Zaczyna wpadać w szok. - Zabił wszystkich, całą moją rodzinę. Wszystkich mi zabrał. Nie ocaliłam ich powiedziała cicho Jaxon. Bernice mocno ją objęła. - Nie martw się Jaxon. Jesteś z nami.
Jaxon, siedemnaście lat - Hej, śliczna - Don Jacobson pochylił się aby zmierzwić czuprynę dzikich blond włosów. Starał się nie zachowywać zbyt zaborczo. Jaxon zawsze krzyczała na kaŜdego kto próbował się do niej zbliŜyć. Zbudowała wokół siebie taką ścianę, śe zdawało się Ŝe nikt nie zdoła wedrzeć się do jej świata. Od czasu śmierci jej rodziny Don widział jej śmiech tylko w towarzystwie Bernice i Russella Andrews i ich córki, Sabriny. Sabrina była dwa lata starsza niŜ Jaxon i była w domu na przerwę wiosenną. - Czemu się tak spieszysz? Kapitan powiedział mi Ŝe miałaś lepsze czasy niŜ jego nowi rekruci. Jaxon uśmiechnęła się nieobecnie. - Moje czasy są lepsze niŜ nowych rekrutów za kaŜdym razem kiedy ma nową grupę. Trenuję całe moje Ŝycie. Muszę być dobra, bo inaczej kapitan wywaliłby mnie dawno temu. Kiepskie kobiety nie mogą słuŜyć w SEAL. A tylko do tego się nadaję. Dostałam tyle stypendiów do koledŜu, a teraz nie mam pojęcia co chcę robić. - Przejechała ręką po włosach mierzwiąc je jeszcze bardziej - Jestem młodsza niŜ większość studentów, ale szczerze mówiąc czuję się od nich tyle starsza, Ŝe czasem chcę krzyczeć. Don czuł palące pragnienie by trzymać ją blisko i ją pocieszyć. - Zawsze byłaś mądra, Jaxx. Nie pozwalałaś nikomu do ciebie dotrzeć. - wiedział Ŝe jej niepokój wynikał tak naprawdę z faktu, Ŝe nie mogła otrząsnąć się po tym co spotkało jej
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
rodzinę. JakŜe by mogła? Wątpił, by ktokolwiek mógł. - Więc gdzie uciekasz? - Sabrina jest w domu i będziemy oglądać dziś wieczorem filmy. obiecałam jej Ŝe tym razem się nie spóźnię. - Jaxon zrobiła minę - Zawsze jestem spóźniona kiedy przychodzę do centrum treningów. Nigdy nie umiem wyjść stąd na czas. - Kurs treningowy był jedynym miejscem gdzie tak zajmowała umysł, Ŝe nie myślała o innych rzeczach i nie pamiętała o niczym innym. CięŜko fizycznie pracowała, chociaŜ na chwilę trzymając demony z daleka. Jaxon nie czuła się bezpieczna tak długo, Ŝe nie pamiętała jak to jest dobrze spać w nocy. Tyler Drake nadal gdzieś tam był, przyczajony. Wiedziała Ŝe jest blisko, czuła jak czasem ją obserwuje. Tylko Russell wierzył jej kiedy mu to powiedziała. Znał ją dobrze. Jaxon nie poddawała się wyobraźni. Nie była skłonna do histerii. Miała coś w rodzaju bardzo silnego szóstego zmysłu który ostrzegał ją o bliskim niebezpieczeństwie. Trenowała przy Tylerze od lat. Jeśli identyfikowała jakąś oznakę jego bliskości, Russel całkowicie jej wierzył. - Jaki film? - zapytał Don - Nie byłem na dobrym filmie przez długi czas. Oczywiste było, Ŝe szukał zaproszenia Ŝeby się przyłączyć. Jaxon zdawała się nie zwracać uwagi. Wzruszyła ramionami, nagle rozkojarzona - Nie jestem pewna. Sabrina miała go wybrać - Jej serce zaczęło walić. To szaleństwo. Stała na otwartej przestrzeni z chłopcem którego znała całe Ŝycie, a jednak czuła się oderwana, daleka, osobliwie samotna. Rosła w niej ciemność, a razem z nią potworny strach. Don znowu jej wtedy dotknął. Stała się tak nieruchoma i blada, Ŝe się o nią bał Jaxon? Jest ci niedobrze? Co się stało? - Coś jest nie tak - wyszeptała te słowa ta cicho, śe niemal je przegapił. Jaxon minęła Dona odsuwając go na bok. Biegł obok niej, nie chcąc zostawić jej w takim stanie. Jaxon była zawsze tak chłodna i wycofana, śe Don nie mógł uwierzyć Ŝe widzi ją taką. Nie spojrzała na niego, biegnąc w kierunku jej zastępczego domu. Po śmierci jej matki, brata i tajemniczym zniknięciu ojczyma Russell i Bernice Andrews wzięli do siebie Jaxx i dali jej kochający dom. Russell i inni członkowie druŜyny SEALS kontynuowali jej trening, pojmując śe potrzebuje ćwiczeń fizycznych śeby złagodzić wspomnienie traumatycznej przeszłości. Ojciec Dona był członkiem ekipy i często rozmawiał z synem o tragedii. Nikt nie był absolutnie pewny czy Tyler Drake naprawdę zabił Mathewa
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Montgomery tak jak chwalił się Rebece, ale nie było wątpliwości Ŝe zamordował rebeccę i mathewa juniora. Don miał złe przeczucia kiedy biegł obok Jaxon. Nie było trudno dotrzymać jej kroku - był w dobrej formie i był duŜo wyŜszy niŜ ona, a jednak się pocił. Wyraz twarzy Jaxon upewnił go, Ŝe wie ona o czymś, o czym o nie wie. O czymś strasznym. śałował, Ŝe nie ma komórki. Kiedy skręcił na rogu, zlokalizował członków policji wojskowej. - Hej, chodźcie za nami. Chodźcie, coś jest nie tak - wykrzyknął z przekonaniem, nie bojąc się zrobić z siebie głupka. Tym razem to wiedział. Wiedział tak samo jak Jaxon, kiedy biegli w kierunku jej zastępczego domu. Jaxon zatrzymała się nagle na podjeździe, gapiąc się na drzwi. Były częściowo otwarte, jakby w zaproszeniu. Don ruszył obok niej, ale złapała go za ramię. Trzęsła się. - Nie wchodź. Nadal moŜe tam być. Don próbował objął ją ramieniem. Nigdy nie widział Jaxon tak roztrzęsionej. Wyglądała na kruchą i dotkniętą bólem. Odsunęła się od niego, przebiegając spojrzeniem po podwórzu, przeszukując teren. - Nie dotykaj mnie, Don. Nie podchodź do mnie. Jeśli choćby pomyśli Ŝe mi na tobie zaleŜy, znajdzie sposób Ŝeby cię zabić. - Nie wiesz co jest w tym domu, Jaxx - zaprotestował. Ale jakaś jego część nie chciała pójść i sprawdzić czy miała rację. Dom zdawał się być przesiąknięty złem. Członkowie MP zagrodzili im drogę na podjeździe. - Lepiej śebyście nie marnowali naszego czasu, dzieciaki. Co tu się dzieje? Wiecie czyj to dom? Jaxon potaknęła. - Mój. Adrewsów. UwaŜajcie. Sądzę Ŝe Tyler Drake tutaj był. Sądzę, Ŝe znowu zabił Usiadła nagle na trawniku, jej nogi poddały się. Dwóch policjantów spojrzało na siebie - Czy to prawda? - Wszyscy słyszeli o Tylerze Drake'u, byłym agencie SEAL który rzekomo zamordował swoją rodzinę, uniknął schwytania i nadal gdzieś się ukrywał Dlaczego miałby tutaj wrócić? Jaxon nie odpowiedziała. Odpowiedzią była ciemność w jej oczach. Tyler zabił rodzinę Andrewsów, bo ją przygarnęli. Była jego, a w jego chorym umyśle uzurpowali sobie jego pozycję. Powinna wiedzieć śe zrobi coś takiego. Zamordował jej ojca, sądząc śe ten nie
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Miał do niej prawa. Tam samo zrobił z matką i bratem. Oczywiście Ŝe zamordował Andrewsów. Było to dla niego absolutnie sensowne. Podciągnęła nogi i zaczęła huśtać się w przód i w tył. Podniosła tylko wzrok kiedy dwóch policjantów wybiegło z domu i zaczęło wymiotować na niepokalany trawnik.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Rozdział pierwszy
Jaxon Montgomery zmieniła magazynek w swoim rewolwerze i spojrzała na partnera. - To zasadzka, Barry. Czuję to. Dziwi mnie Ŝe na to nie wpadłeś. Co z twoim szóstym zmysłem? Sądziłam śe faceci mają wbudowany jakiś rodzaj instynktu samozachowawczego. Barry Radcklif parsknął kpiąco. - To ty rządzisz na tej imprezie, skarbie. My tylko za tobą idziemy. - W takim razie wychodzi na moje, partnerze. Nie masz instynktu samozachowawczego. - Jaxx rzuciła mu nad ramieniem kpiący uśmiech - Tylu z was jest bezuŜytecznych. - Prawda, ale mamy świetny gust. Świetnie wyglądasz od tyłu. Jesteśmy facetami, skarbie. Nic nie poradzimy na nasze hormony. - I to ma być wymówka? Szalejące hormony? sądziłam Ŝe lubisz Ŝycie na krawędzi, napalony kamikaze. - To ty lubisz takie Ŝycie. My po prostu idziemy za tobą, Ŝeby wyciągnąć twój śliczny tyłeczek ze wszystkich kłopotów w jakie się pakujesz - odparł Bary. Zerknął na zegarek Musisz podjąć decyzję Jaxx. Próbujemy czy odwołujemy wszystko? Jaxon zamknęła swój umysł na wszystko - na ciemność nocy, kąsające zimno, adrenalinę płynącą w jej krwiobiegu i Ŝądającą podjęcia akcji. Magazyn był zbyt dostępny. Nie było szans Ŝeby mogli przeszukać wyŜsze piętra bez ujawnienia się. Nigdy nie była tak zadowolona z informatora. Wszystko w środku niej krzyczało Ŝe to pułapka i Ŝe ona i towarzyszący jej oficerowie policji wchodzą w środek zasadzki. Bez cienia wahania poruszyła ustami nad maleńkim radiem. - Przerywamy akcję, chłopcy. Chcę Ŝebyście wszyscy się wycofali. Dajcie sygnał, kiedy będzie czysto. Barry i ja będziemy was kryć dopóki nie usłyszymy sygnału. Ruszajcie. - Tak ostro? - wyczuła uśmiech w głosie Barry'ego - Niezwykła kobieta. - Och, zamknij się - odparła niegrzecznie. Głos miała łagodny, ale pełen zmartwienia. Jej oczy poruszały się bez odpoczynku, omiatając cały obszar wokoło. Uczucie niebezpieczeństwa narastało. Niewielki odbiornik w jej ręku trzeszczał. - Czy pozwolimy Ŝeby rozhisteryzowana kobieta kosztowała nas dokonanie największego aresztu w historii? - powiedział nowy facet, który został umieszczony w druŜynie wbrew jej woli. Ten który miał jakieś polityczne układy w wydziale i piął się do tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
góry. Benton. Craig Benton. - Przestań, Benton. To rozkaz. Potem moŜemy się pokłócić - zarządziła Jaxx, ale wiedziała w głębi serca Ŝe to on był przyczyną jej wewnętrznego niepokoju. Benton chciał być bohaterem. Ale w jej oddziale nie było miejsca dla bohaterów. Barry przeklinał obok, z usztywnionym ciałem. Wiedział to tak dobrze jak ona. Barry był jej partnerem dostatecznie długo Ŝeby rozumieć, Ŝe jeśli Jaxx mówiła Ŝe są kłopoty, naleŜy zjeŜdŜać. - Wchodzi, wchodzi! Widzę go przy bocznych drzwiach. - Odsuń się, Barry - wyrzuciła Jaxx, rzucając się do przodu - Spróbuję go wyciągnąć. Ściągnij tu resztę świata, bo szykuje się wojna. Trzymaj naszych chłopców z daleka dopóki nie nadejdzie pomoc. To zasadzka. Była drobna i szczupła, ubrana w ciemny strój i czapkę, śe Barry ledwo mógł ją zobaczyć w ciemnościach nocy. Kiedy się poruszała, nigdy nie wydawała dźwięku. To było niesamowite. Odkrył, śe nieustannie na nią zerka Ŝeby się upewnić Ŝe jest obok. Sam teŜ się poruszył. Nie było opcji, Ŝeby jego partnerka weszła do budynku sama. Wysłał rozkazy, poprosił o wsparcie, ale za nią poszedł. Powiedział sobie Ŝe nie ma to nic wspólnego z Jaxx Montgomery, ale z tym Ŝe są partnerami. Nie miało to związku z miłością, ale z pracą. - Powinniście widzieć to miejsce - radio trzeszczało jej w uszach - Chodźcie tu. Jest naładowane wystarczającą ilością chemii, Ŝeby wysadzić połowę miasta. - Idioto, jest naładowane wystarczającą ilością chemii Ŝeby wysadzić budynek z tobą w środku. A teraz stamtąd spadaj - to była Jaxx w najlepszej formie. Jej głos był cichy i ciął niczym bicz czystej pogardy. KaŜdy kto słyszał ten głos stawał się jej zwolennikiem. Craig Benton spojrzał cięŜko na prawo, a potem na lewo. Miejsce zaczynało nagle przyprawiać go o dreszcze. Zaczął powoli się wycofywać, kierując do drzwi. Natychmiast coś uderzyło go w nogę, coś wysokiego i cięŜkiego. Jego ciało cofnęło się i opadło na ziemię. Zorientował się Ŝe leŜy na zimnej cementowej podłodze, gapiąc się na strych. Miejsce pozostawało ciche. Sięgnął do dołu ręką Ŝeby dotknąć nogi i znalazł coś w rodzaju papki z surowego hamburgera. Krzyknął. - Trafili mnie, trafili mnie! O BoŜe, trafili mnie! Jaxon pierwsza przeszłaby przed drzwi, ale Barry odgrodził ją ramieniem, odsuwając jej drobną postać na bok. Zanurkował do magazynu kierując się w prawą stronę, szukając jakiejkolwiek osłony. Usłyszał wycie kul, kiedy go mijały i wbijały się w skrzynię tuŜ za nim. Pomyślał śe wysłał wiadomość Jaxx, ale nie był tego pewien kiedy czołgał się w stronę Bentona. Wydarzenia następowały po sobie zbyt szybko a jego wizja zawęziła się do jednego celu - wyciągnięcia stąd głupiego dzieciaka.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Udało mu się dotrzeć do Bentona. - Zamknij się - warknął. Czy ten Ŝółtodziób musiał być tak wielki, jakby grał w football amerykański? Wyciągnięcie go stamtąd miało być trudne, a jakby Craig nadal krzyczał, sam by go zastrzelił. - Idziemy - złapał Bentona za ramiona usiłując pozostać nisko i pod osłoną i rozpoczął drogę w kierunku drzwi. To była długa droga. Cały obszar ginął w deszczu kul celowo posyłanych ku chemikaliom, więc wszędzie miały miejsce eksplozje. Wybuchnął w nim ból. Poczuł ukłucie pierwszego uderzenia na skórze głowy. Drugie było świetnie umiejscowione. Jego lewe ramię zdrętwiało, upuścił Bentona i znalazł się na podłodze. A potem była tam Jaxx. Jaxon Montgomery, jego partnerka. Jaxon nigdy nie mówiła "stop" zanim nie było po wszystkim, i nigdy nie zostawiała partnera w kłopotach. Miała umrzeć przy jego boku w tym magazynie. Kryła ich strzelając i biegnąc jednocześnie. - Wstawa, leniwy dupku. Nie jesteś aŜ tak ranny. Zabieraj stąd swój tyłek. Tak, to była Jaxxon, zawsze wraŜliwa na jego problemy. Benton do jasnej cholery czołgał się w kierunku drzwi, usiłując się uratować. Barry próbował. Był zdezorientowany, a dym i gorąco nie pomagały. Coś było nie tak z jego głową - waliła i tętniła, a wszystko wydawało się zamglone i dalekie. Drobne ciało Jaxx wylądowało obok, a piękne oczy były wielkie ze zmartwienia. - Przez ciebie wylądowaliśmy w cholernym bałaganie, przyjacielu - powiedziała miękko - Ruszaj się. Szybko zmierzyła go wzrokiem oceniając jego rany i przestając o nich myśleć, aby mogła zająć się waŜniejszymi sprawami - Mówię serio, Barry. Zabieraj stąd swój tyłek - To była jasna komenda. Jaxx wrzuciła kolejny magazynek do swojej broni i przeturlała się po podłodze, Ŝeby ściągnąć ostrzał ze swojego partnera. Podniosła się na kolana i strzeliła w kierunku strychu. Czołgając się ołowianym ciałem w kierunku wejścia, Radcliff dostrzegł kątem oka spadającego męŜczyznę. Satysfakcja była natychmiastowa. Jaxx zawsze była znakomitym strzelcem. To w co strzeliła, spadało. Nawet jeśli tu umrą, zabiorą ze sobą przynajmniej jednego wroga. Coś kazało mu odwrócić głowę akurat wtedy kiedy kule dosięgły Jaxx, przejmując jej małe ciało i rzucając je kilka stóp do tyłu, przez magazyn. Opadła na podłogę jak szmaciana lalka, a wokół niej rozprzestrzeniała się ciemna plama. Pełen furii i wściekły Barry próbował podnieść swój pistolet, ale jego ramię odmówiło współpracy. Jedyną rzeczą jaką mógł zrobić było czołganie się do przodu, albo zwrócenie. Zawrócił, ciągnąc swoje ciało w jej kierunku. Zwyczajnie tam leŜała. Odwróciła lekko głowę śeby na niego spojrzeć.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Nie, Jaxx. Nie rób mi tego. - Uciekaj stąd. - Mówię serio, do cholery. Nie rób tego - był zdesperowany aby do niej sięgnąć, zmotywować do ruchu. Musiała się ruszyć. Musiała z nim wyjść. - Jestem zmęczona, Barry. Jestem zmęczona od bardzo długiego czasu. Teraz ktoś Inny moŜe wszystkich ratować - wyszeptała te słowa tak cicho, śe niemal ich nie słyszał. - Jaxx - Barry próbował objąć ją ramionami, ale jego ręce nie funkcjonowały. Z jego lewej strony małe drzwi nagle się zamknęły, więŜąc ich w środku. A Benton miał rację - było tu wystarczająco wiele chemikaliów śeby spowodować wybuch na całe miasto. Czekał, w kaŜdej chwili oczekując śmierci. Potem usłyszał krzyki, a następnie skręcające trzewia wrzaski strachu. Przez dym i blask płomieni dostrzegł spadające ciała. Widział rzeczy które nie miały prawa się dziać. Wilk, wielki i dziki skoczył na uciekającego męŜczyznę, a jego potęŜne szczęki przedzierały się przez klatkę piersiową by Dotrzeć do serca. Wilk zdawał się być wszędzie, dopadając jednego człowieka po drugim, rozrywając tkanki i ciało, łamiąc kości przy pomocy szczęk. Barry zobaczył śe ten sam wilk się wygina, zmienia w wielką sowę z pazurami i dziobem którym nurkuje w kierunku drugiego męŜczyzny, wyrywając mu oczy z głowy. Był to niesamowity spektakl krwi, śmierci i zemsty. Barry nie miał pojęcia śe miał w sobie tyle przemocy, Ŝeby wyobrazić sobie tak straszne sceny. Wiedział Ŝe uderzyły go co najmniej dwie kule. Mógł wyczuć spływającą krew zarówno na twarzy, jak i na ramieniu. Oczywiście miał halucynacje. To dlatego nie próbował strzelać kiedy wilk skierował się wreszcie do ich rogu magazynu. Obserwował jak nadchodzi, podziwiając sposób w jaki się porusza, jego falujące mięśnie, to jak z łatwością przeskoczył nad wszystkim co stało na jego drodze. Podszedł prosto do niego bez wątpienia przynosząc zapach krwi, lub - jak pomyślał Barry - śywe wyobraŜenie szalejącej dzikości. Wilk patrzył na niego przez długi czas, zaglądał mu w oczy. Oczy wilka były bardzo dziwne, niemal całkiem czarne. Inteligentne, ale bez Ŝadnej emocji. Barry nie czuł groźby, wydawało mu się raczej jakby wilk zaglądał do najgłębszych zakamarków jego duszy, oceniając go. LeŜał nieruchomo czując jedynie chęć zrobienia tego, czego zaŜąda zwierzę. Poczuł się senny, powieki były zbyt cięŜkie by trzymać je w górze. Kiedy odpływał, mógł przysiąc Ŝe wilk wygina się kolejny raz i przybiera kształt człowieka.
***
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Jaxon Montgomery obudziła się przez dźwięk bijącego serca. Biło szybko i mocno, przeraŜone i głośne. Automatycznie sięgnęła broń. Nigdy nie pozostawała bez broni, a jednak nie znalazła nic pod poduszką obok swojego ciała. Serce waliło nawet mocniej i poczuła miedziany smak strachu w swoich ustach. Napełniła płuca powietrzem i zmusiła się Ŝeby otworzyć oczy. Mogła tylko patrzeć w zadziwieniu na pokój, w którym była. Nie był to szpital i zdecydowanie nie była to sypialnia w jej malutkim apartamencie. Pokój był piękny. Ściany były w delikatnym, róŜowoliliowym odcieniu, tak jasne Ŝe trudno było stwierdzić czy kolor naprawdę tam był czy teŜ był zaledwie wyobraŜeniem. Dywan był gruby i głębiej fioletoworóŜowy. Widniały na nim kolory witraŜu znajdującego się wysoko na trzech ścianach. Wzór był zawiły, ale kojący. Dawał Jaxx złudzenie bezpieczeństwa, chociaŜ wiedziała Ŝe to niemoŜliwe. Aby się upewnić Ŝe naprawdę nie śpi, wbiła paznokcie w dłonie. Odwróciła głowę Ŝeby zbadać resztę pokoju. Meble były cięŜkimi antykami, a łoŜe z baldachimem było wygodniejsze niŜ wszystko, na czym spała przez całe Ŝycie. Kredens był duŜy i zawierał kilka kobiecych przedmiotów - szczotkę, małą pozytywkę i świeczkę. Były piękne i wyglądały na stare. W pokoju było kilka świec, wszystkie zapalone tak Ŝe pomieszczenie wyglądało jakby tonęło w miękkim świetle. Często marzyła o takim pokoju, pięknym i eleganckim, z witraŜami w oknach. Znowu zaświtało jej, Ŝe być moŜe jeszcze się nie obudziła. Dźwięk walącego głośno serca przekonał ją Ŝe jest całkiem rozbudzona i Ŝe ktoś musi sprawować nad nią opiekę. Ktoś, kto nie był świadomy niebezpieczeństwa jakie ze sobą przyniosła. Musiała znaleźć sposób by go bronić. Jaxx rozejrzała się nerwowo szukając swojej broni. Zdecydowanie ucierpiała - nie mogła się zbyt duŜo ruszać. Oceniła szkody starając się ostroŜnie rozprostować ramiona a potem nogi. Jej ciało nie chciało odpowiedzieć. Mogła się ruszyć jeśli zebrała całą swoją determinację, ale nie było to warte wysiłku. Była bardzo zmęczona, nawet jej głowa bolała. Nieustanne walenie serca doprowadzało ją do szału. Na łóŜku padł cień, a jej własne serce waliło tak mocno, śe sprawiało jej ból. Zrozumiała, Ŝe ten dźwięk pochodzi z jej własnej klatki piersiowej. Jaxon powoli obróciła głowę. Stał nad nią człowiek. Bardzo wysoki, potęŜny. DrapieŜca. Od razu to dostrzegła. Widziała wielu drapieŜców, ale ten był wyjątkowy. Widać to było w jego kompletnym znieruchomieniu. Oczekiwanie. Pewność. Siła. Niebezpieczeństwo. Był niebezpieczny. Bardziej niebezpieczny niŜ kaŜdy przestępca z którym się dotąd zetknęła. Nie wiedziała skąd to wie, ale wiedziała. Wierzył Ŝe jest niezwycięŜony i trapiło ją podejrzenie śe to moŜe być prawda. Nie był ani stary ani młody. Nie moŜna było określić jego wieku. Jego oczy były czarne i pozbawione emocji. Puste oczy. Usta były zmysłowe, erotyczne, a zęby bardzo białe. Ramiona miał szerokie. Był przystojny i sexy. Więcej niŜ sexy. Absolutnie gorący. Jaxx westchnęła i starała się nie panikować. Usiłowała sprawić, Ŝeby jej myśli nie pojawiły się na twarzy. Zdecydowanie nie wyglądał na doktora. Nie wyglądał jak ktoś z kim
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
poradziłaby sobie w walce wręcz. Uśmiechnął się nagle, a rozbawienie przez chwilę dotknęło jego oczu. Sprawiło, Ŝe wyglądał zupełnie inaczej. Nawet seksowniej. Miała wraŜenie Ŝe czyta jej myśli i się z niej śmieje. Jej ręka poruszała się niestrudzenie pod przykryciem w poszukiwaniu broni. - Jesteś niespokojna - stwierdził. Miał piękny głos. Gładki jak aksamit, wabiący, niemal uwodzicielski. Miał dziwny akcent którego nie potrafiła umiejscowić a sposób w jaki mówił przywodził na myśl Stary Świat. Jaxon szybko zamrugała w próbie ukrycia swojego zagubienia, zdziwiona kierunkiem jaki obrały jej myśli. Nie miała pojęcia dlaczego kojarzyła nieznajomego z erotyzmem. Była zszokowana, kiedy trudno było jej się odezwać. - Potrzebuję broni - było to wyzwanie, test jego reakcji. Czarne oczy studiowały jej twarz. Jego badanie sprawiło, śe czuła się niewygodnie. Te oczy widziały zbyt wiele, a Jaxon miała duŜo do ukrycia. Twarz miał pozbawioną emocji, absolutnie nic nie zdradzał, a Jaxx dobrze radziła sobie z czytaniem w ludziach. - Chcesz mnie zastrzelić? - zapytał tym samym łagodnym głosem, tym razem z cieniem rozbawienia. Była bardzo zmęczona. Utrzymywanie otwartych oczu stawało się walką. ZauwaŜyła dziwne zjawisko. Jej serce zwolniło by dopasować rytm do jego serca. Dokładnie. Dwa serca biły jednocześnie. Mogła je usłyszeć. Jego głos był dla niej znajomy, chociaŜ był absolutnie obcy. Nikt nie mógł spotkać tego męŜczyzny i o nim zapomnieć. Na pewno go nie znała. ZwilŜyła wargi. Bardzo chciało jej się pić. - Potrzebuję broni. Skierował się do kredensu. Nie szedł. Płynął. Mogłaby wiecznie obserwować jak się porusza. Jego ciało było niczym ciało zwierzęcia, wilka albo lamparta. Jakiegoś potęŜnego wielkiego kota. Płynne. Absolutnie ciche. Płynął, jednak kiedy ruch ustał znów był absolutnie nieruchomo. Podał jej broń. Wydała jej się znajoma, jak przedłuŜenie jej samej. Prawie w tym samym momencie strach odpłynął. - Co się mi stało? - automatycznie starała się sprawdzić magazynek, ale jej ramiona były cięŜkie jak ołów i nie mogła wystarczająco podnieść pistoletu. Zabrał jej broń, muskając palcami skórę. Przypływ ciepła był tak nieoczekiwany, śe odsunęła się od niego. Nie zareagował, ale delikatnie uwolnił jej palce i pokazał pełen magazynek zanim zwrócił jej broń.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Byłaś kilka razy postrzelona, Jaxon. Nadal jesteś bardzo chora. - To nie jest szpital - zawsze była bardzo podejrzliwa, bo to trzymało ją przy śyciu. Ale w tej chwili nie powinna juŜ Ŝyć - Będąc ze mną grozi ci wielkie niebezpieczeństwo - próbowała ostrzec męŜczyznę, ale jej słowa były zbyt ciche, a głos blaknął. - Śpij, kochanie. Po prostu śpij - powiedział cicho, ale jego aksamitny głos wsiąknął w jej ciało i umysł tak silnie jak narkotyk. Znowu jej dotknął mierzwiąc włosy. Jego dotyk był znajomy i lekko zaborczy. Dotykał ją jakby miał do tego prawo. Był to rodzaj pieszczoty. Jaxon była zagubiona. Znała go. Był częścią niej. Znała go intymnie, chociaŜ był całkiem obcy. Westchnęła, niezdolna do powstrzymania rzęs przed opadaniem i poddała się potęŜnej komendzie nakazującej sen. Lucian usiadł na brzegu łóŜka i obserwował jak śpi. Była najbardziej nieoczekiwaną rzeczą, jakiej doświadczył przez wieki istnienia. Czekał na nią przez niemal dwa tysiące lat i okazała się zupełnie inna niŜ przewidywał. Kobiety jego rasy były wysokie i eleganckie, ciemnookie, z grubymi ciemnymi włosami. Posiadały siłę i umiejętności. Wiedział dobrze Ŝe jego gatunek był na granicy wymarcia i dlatego kobiety były strzeŜone niczym skarby, ale mimo to były silne, a nie wraŜliwe i kruche jak ta młoda kobieta. Dotknął jej bladej skóry. Podczas snu wyglądała niemal jak chochlik, wróŜka z legend. Była tak mała i drobna, śe wydawała się samymi oczami. Pięknymi oczami. Takimi w których męŜczyzna mógłby zatonąć. Jej włosy miały kilka odcieni blondu, były grube i miękkie ale krótkie i zmierzwione, tak jakby niedbale obcięła noŜyczkami wszystko co jej przeszkadzało. Zakładał Ŝe będzie miała długie włosy, a nie tego mopa. Złapał się na tym, Ŝe ciągle ich dotyka. Były miękkie jak pasma jedwabiu. Były nieokiełznane i rozchodziły się we wszystkich kierunkach, ale uznał Ŝe ma do nich słabość. śyła w strachu. To był jej świat. Był taki odkąd była małym dzieckiem. Lucian nie spodziewał się Ŝe było w nim tyle opiekuńczości. Przez tyle wieków nie miał uczuć. Teraz, w obecności tej ludzkiej kobiety było ich zbyt wiele. Ci którzy usiłowali ją skrzywdzić drogo zapłacili za ich zbrodnie w magazynie. Lucian wysłał ją w głęboki sen, spowalniając jej serce i płuca kiedy zabierał ją z tego miejsca śmierci i zniszczenia. Uratował teŜ jej partnera, wszczepiając mu obraz ambulansu który ją zabierał. Lucianowi udało się ją uratować przez podanie jej jego staroŜytnej, silnej krwi. Zmienił się w światło i wniknął w jej zmaltretowane ciało sposobem swego ludu, zaczynając leczyć od wewnątrz. Miała ogromne rany i straciła wiele krwi. Jedynym sposobem na uratowanie jej Ŝycia było uŜycie własnej krwi, chociaŜ było to niebezpieczne dla obojga z nich. Odkrycie istnienia ich rasy przez kogokolwiek z jej gatunku byłoby wyrokiem śmierci dla ich ludzi. Jego pierwszym priorytetem była jej ochrona, a drugim zapewnienie Kontynuacji ich rasy. Zawsze pracował nad obroną obu gatunków.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Kupił sobie trochę czasu zacierając swoje ślady w szpitalu, gdzie powinni ją zabrać. Zaszczepił wspomnienia wzywania helikoptera medycznego, który zabrał ją na oddział urazów. Papiery zniknęły a komputery się zepsuły. Nikt dokładnie nie wiedział co się stało. Lucian zorientował się, śe znowu zanurza palce w jej włosach. Nie miała nawet przyzwoitego imienia. Jaxon. Co to za imię dla kobiety? Potrząsnął głową. Obserwował ją od pewnego czasu szukając najlepszego sposobu, aby do niej dotrzeć. Gdyby była kobietą z jego rasy zwyczajnie naznaczyłby ją jako swoją, związał ich razem i pozwolił aby natura zrobiła resztę. Ta ludzka kobieta była taka krucha. Podczas stawiania domu przez kilka tygodni wiele razy dotykał jej umysłu. Odkrył Ŝe miała wiele sekretów. Partnerka Ŝyciowa Gabriela powiedziała mu Ŝe znajdzie swoją partnerkę w wielkiej potrzebie. Francesca miała rację. Jaxon nie miała łatwego Ŝycia. Nie miała dzieciństwa, a jedynie wspomnienia walki, śmierci i przemocy. Jaxon wierzyła Ŝe jest odpowiedzialna za zapewnienie bezpieczeństwa ludziom wokół. O nią nikt tak naprawdę się nie troszczył. Zamierzał temu zaradzić. Przeczuwał Ŝe nie będzie wiedziała jak zareagować na jego interwencję. Jej pierwszą myślą po przebudzeniu było chronienie innych. Jego. Zaintrygowało go to. Poczuł ciepło, kiedy próbowała ostrzec go o moŜliwym niebezpieczeństwie. Wiedziała Ŝe był drapieŜnikiem, Ŝe był niebezpieczny, a jednak nadal chciała go ochraniać. Fascynowała go. Było w niej coś co ściskało go za serce i sprawiało, Ŝe chciał się uśmiechać na sam jej widok. Tyle wystarczyło. Patrzył na nią i był szczęśliwy. Nigdy dotąd nie doświadczał takich emocji, a teraz je analizował. Pierwszy raz słysząc jej głos zobaczył kolory. śywe, cudowne kolory. Prowadząc śycie w czarno białym świecie od tylu wieków jak wszyscy Karpatianie którzy utracili emocje, Lucian był niemal oślepiony odcieniami. Błękity i czerwienie, pomarańcze i zielenie - kaŜdy kolor był wszędzie gdzie spojrzał. Wziął pasma jej blond włosów między kciuk a palec wskazujący z bezwiedną czułością. Odczucia których doświadczał były intensywne. Powoli w jego myśli wkradał się głód. Lecząc ją poświęcił ogromną ilość energii i jego krew wymagała uzupełnienia. znowu naparł na jej umysł aby upewnić się Ŝe będzie spać, kiedy będzie polował. Miasto było pełne zwierzyny, która na niego czekała. Poszedł na balkon, potem zmienił kształt wybierając formę sowy. PotęŜnymi skrzydłami okrąŜał miasto. Bystre oczy były stworzone aby widzieć w ciemności, a ostry słuch wychwytywał kaŜdy dźwięk. Mógł słyszeć bijące serca, szmery głosów, dźwięk śycia. Ruch i odgłosy miasta go przywoływały, tak jak dźwięk krwi biegnącej przez śyły, wybuchającej śyciem. Znalazł drogę do parku, idealnego miejsca do polowania. Sowa wylądowała na czubku drzewa i ostroŜnie złoŜyła skrzydła. Zbadała teren. Na prawo mógł usłyszeć głosy dwóch męŜczyzn. Natychmiast przemienił się w swoją normalną postać, a potem spłynął na ziemię. Wysłał milczące, mentalne przywoływanie, domagając się by ofiara do niego podeszła. Spędził tyle wieków składając morderców w ręce śmierci, śe zwykłe karmienie wymagało od Niego wielkiej dozy dyscypliny.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Dwóch męŜczyzn odpowiedziało na wezwanie. Obaj byli zdrowymi i krępymi biegaczami rozprostowującymi nogi po późnym spotkaniu. śaden z nich nie śmierdział alkoholem ani narkotykami. Szybko się poŜywił, chcąc wrócić do Jaxon. Była nieprzytomna przez dłuŜszy okres niŜby tego chciał. Ale teraz, kiedy spała, Lucian zrozumiał śe nigdy nie pozwoliła sobie na normalny ludzki sen, niezbędny ludziom aby zregenerować swoje ciała. Kiedy spała bez jego rozkazu, była niespokojna i zmartwiona. Lucian dobrze wiedział, śe Jaxon spędzała większość nocy pracując, doprowadzając się fizycznie do granicy wyczerpania. Ale jej sny były bezlitosne. Lucian dzielił z nią kilka, łącząc z nią umysł, tak śe mógł dobrze poznać jej demony. Miała zbyt wiele demonów, a on miał zamiar przeprowadzić egzorcyzmy nad kaŜdym z nich. Przede wszystkim Lucian nie chciał być daleko od niej przez okres dłuŜszy niŜ to było absolutnie koniecznie. Nie mógł być z dala od niej. Potrzebował jej obecności. On, który nigdy nie potrzebował nikogo. Musiał jej dotykać, wiedzieć Ŝe wszystko w porządku. Teraz kiedy znajdowała się pod jego opieką, miał zamiar związać ją z sobą tak, aby ani ludzie ani Karpatianie nie mogli jej mu odebrać. Jaxon nie mogła mu uciec. Dał jej swoją krew i wziął odrobinę od niej, wystarczająco aby móc połączyć ich umysły. Wrócił do niej w pełni sił. A jego siły były niespotykane. Musiał być dla niej delikatny. Jeśli zostało w nim trochę delikatności, zakładając śe w ogóle kiedyś tam była, zamierzał zuŜyć ją na Jaxon. Jeśli ktoś na nią zasługiwał, była to ona. Usiadł na krawędzi jej łóŜka, cofnął rozkaz snu i wziął ją w ramiona. - Jestem twoim Ŝyciowym partnerem, malutka. Nie masz pojęcie co to znaczy i nie jesteś Karpatianką więc spodziewam się Ŝe będziesz sie trochę opierać - Lucian potarł brodą o czubek jej głowy - Obiecuję Ŝe będę tak delikatny i cierpliwy jak zdolam, ale nie mogę na ciebie długo czekać. Emocje jakie odczuwam nie oswoją mojej wewnętrznej dzikiej bestii. Rzęsy Jaxon drgnęły. Poczuła się zdezorientowana, kręciło jej się w głowie, tak jakby śniła. Łagodzący głos jaki słyszała był tak piękny i znajomy. Trzymał z dala demony i pozwolił poczuć się jej bezpieczną. - Kim jesteś? Znam ciebie? - Twój umysł mnie zna. Twoja serce i dusza mnie rozpoznają - kciukiem pieścił idealną linię jej policzka, tylko dlatego śe kochał dotyk jej skóry - Muszę nas razem połączyć, Jaxon, nie mam innego wyjścia. Niebezpiecznie byłoby czekać. Przepraszam Ŝe nie daję ci więcej czasu. - Nie rozumiem - spojrzała w jego czarne oczy i powinna poczuć strach na to, co w nich zobaczyła. Spoglądał na nią zaborczo, tak jak nie odwaŜyłby się na nią patrzeć Ŝaden męŜczyzna. Jaxon nie budziła w nich takich uczuć. Jednak z jakiegoś powodu ten niebezpieczny nieznajomy sprawiał, śe czuła jakby go obchodziła. Czuła się chciana.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Wiem, śe w tej chwili nie rozumiesz, Jaxon, ale z czasem zrozumiesz - Lucian złapał jej brodę w swoje pewne palce, tak śe ciemne oczy uwięziły jej wzrok. Przypominało to spadanie w czarną sadzawkę bez dna. Nieskończoną. Wieczną. Lucian cicho wyszeptał jej imię i schylił głowę do miękkości jej gardła. Wciągnął jej zapach. Nie było miejsca w którym by jej nie znalazł. Jego ramiona zacisnęły się zaborczo, zanim sobie nie uświadomił jak bardzo jest krucha. W jego ramionach czuła się nieprawdopodobnie mała i lekka, ale były teŜ ciepłe i kuszące. Budziła w nim odczucia, które lepiej było pozostawić w uśpieniu. Nagłe gorące śądania były dla niego szokujące. Była młoda i wraŜliwa i z w tym momencie powinien chcieć jedynie ją chronić. Dotknął ustami jej skóry delikatnie, czule, w formie drobnej pieszczoty. Natychmiast uderzyła w niego twarda i rozkazująca potrzeba. Mógł słyszeć jak jej serce bije w rytmie jego. Słyszał krew biegnącą w jej śyłach. Nawoływało go kuszące gorąco, które wyzwoliło potworny fizyczny głód jej ciała. Zamykając oczy delektował się umiejętnością odczuwania, niewaŜne jak silnie jego ciało odczuwało niewygodę i krzyczało o ulgę. Językiem znalazł jej puls, zwilŜył obszar raz, dwa razy. Zadrapał delikatnie zębami jego śyłę i głęboko w niej utonął. Od razu zaczęła poruszać się w jego ramionach i jęczeć, a miękki intymny szept sprawił, śe jego ciało jeszcze bardziej się napięło. Była słodka i pikantna. Smak był nie do opisania - taki, z jakim nigdy dotąd się nie zetknął. Była uzaleŜniające, tak jakby stworzona po to, by zaspokajać jego kaŜą potrzebę. Nigdy nie będzie miał jej dość. Dyscyplina wygrała z głodem ekstazy jaką obiecywało jej ciało. Liźnięciem języka zamknął maleńkie ranki które zrobił, nie pozostawiając znaków które mógłby odkryć doktor. Nadal trzymając ją w zauroczeniu Lucian rozpiął koszulę i przemieścił w ramionach tak, śe w dłoni trzymał tył jej głowy. Jego ciało szalało z potrzeby, a pod jego zaklęciem ujawniała się jej naturalna zmysłowość. Jeden z paznokci wydłuŜył się w ostry jak brzytwa pazur. Naciął nim linie obok swojego serca i przycisnął jej usta do klatki piersiowej, aby kontynuować rytuał który miał ją do niego przywiązać. Przy pierwszym dotyku jej ust zaczął szaleć w nim ogień, potrzeba tak intensywna, tak głęboka śe Lucian, który był znany ze swojej sztywnej kontroli, niemal poddał się pokusie by wziąć to co naleŜało do niego. DrŜał, jego ciało było pokryte warstewką potu. Pochylając się do jej ucha wyszeptał słowa pośród nocy, do jej umysłu, aby nikt ich nigdy nie rozdzielił, aby nie mogła być z dala od niego dłuŜej niŜ kilka krótkich godzin. -Biorę sobie ciebie na śyciową partnerkę. NaleŜę do ciebie. Zawierzam ci swoje śycie. Przysięgam ci lojalność, oddaję ci swoje serce, swoją duszę i swoje ciało. Twoje śycie, szczęście i dobro są dla mnie najwaŜniejsze. Zawsze będziesz chroniona i otoczona opieką. Ulga jaką odczuwał była ogromna i zaistniała mimo faktu, śe nie połączył się z nią ciałem. Ich serca były jednością, złączone razem, jak dwie części tej samej całości. Ich dusze złączyły się w ten sposób, śe jej kobiece światło świeciło w nim jasno, łagodząc potworną
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
ciemność która groziła mu przez wieki. W tym momencie zrozumiał, Ŝe kiedy ktoś Ŝył w ciemności niemal całe Ŝycie, w pustym, brzydkim piekle egzystencji, znalezienie partnerki Ŝyciowej przekraczało najśmielsze oczekiwania. Jaxon Montgomery była dosłownie jego sercem i duszą. Bez niej nie miałby powodu by dalej śyć. Nigdy nie mógłby wrócić do pustki i ciemności, w której śył tyle czasu. Słowa rytuału złączyły ich tak, śe śadne nie mogło uciec drugiemu. Lucian nie oszukiwał się. Potrzebował jej duŜo bardziej niŜ ona mogła kiedykolwiek potrzebować jego, chociaŜ z jego punktu widzenia potrzebowała go w duŜej mierze. Musiał zatrzymać się i pomyśleć, zanim posunie się dalej ze swoim Ŝądaniem. Bardzo delikatnie przestał ją karmić, zamykając swoją ranę. Jego krew zarazem ich wiązała i pomagała w leczeniu. Zadziała teŜ w jej ludzkim ciele, kiedy przyjdzie czas na przemianę. Konwersja była ryzykowna, cięŜka dla ciała i umysłu. A raz dokonanej nie moŜna było jej odwrócić. Jaxon byłaby taka jak on, potrzebowałaby krwi aby przetrwać, szukałaby ulgi przed słońcem w zapraszających ramionach ziemi. Jeśli nie była prawdziwym medium jedynym rodzajem kobiety która mogła z sukcesem zmienić się w Karpatiankę - eksperyment pchnąłby ją poza krawędzie szaleństwa i Jaxon musiałaby zostać zniszczona. Lucian usiadł, uwalniając ją spod mrocznego zaklęcia. Zamrugała oczami kiedy połoŜył ją z powrotem na poduszkach. Lucian wiedział, śe niewielu ludzi moŜe z sukcesem przejść przemianę. Ale wierzył teŜ śe ona musi do nich naleŜeć, bo była jego prawdziwą partnerką śyciową. Jej serce pasowało do jego serca. Wiedział to. Kiedy wypowiadał słowa rytuału czuł nici które ich razem związały. Jednak nawet posiadając wiedzę w umyśle nie potrafił zmusić serca, by w to uwierzyło. Nie chciał ryzykować jej bezpieczeństwem. Do całkowitej przemiany potrzebne były trzy wymiany krwi. JuŜ teraz jej wzrok i słuch stały się ostrzejsze, tak jak u Karpatian. Niedługo będzie miała kłopoty ze spoŜywaniem produktów mięsnych i większości jedzenia. Będzie potrzebowała go blisko. Zmienił jej śycie tak bardzo, jak się na tą chwilę odwaŜył. - Nadal nie wiem kim jesteś - pod przykryciem palce Jaxon owinęły się wokół spustu broni. Była bardzo senna, a ten obcy wydawał się zbyt znajomy. Nie lubiła zagadek. Nie miała pojęcia gdzie jest, wiedziała tylko śe była chora i śe miała jakieś dziwne sny o mrocznym księciu który brał jej krew i przywiązywał ją do siebie na zawsze. W obcym siedzącym na jej łóŜku było coś egzotycznego i innego. Coś eleganckiego i uprzejmego, ale jednak nieposkromionego. Jaxon uznała tą kombinację za zmysłową i trudną do odparcia. Lucian uśmiechnął się do niej, a błysk równych białych zębów złagodził twarde linie jego zasnutych cieniem rysów. - Jestem Lucian Daratrazanoff. To bardzo stare i szanowane nazwisko, ale trudne do poprawnego wymówienia w tym kraju. Lucian wystarczy. - Czy ja ciebie znam? - Jaxon śałowała, śe jest tak słaba. Wolałaby nie mieć tak
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
erotycznych i dziwacznych snów o tym męŜczyźnie. Sprawiało to, Ŝe czuła się w jego obecności nieswojo, szczególnie Ŝe nic tu nie miało sensu - Czemu jestem tutaj, a nie w szpitalu? - Potrzebowałaś nadzwyczajnej opieki - odpowiedział zgodnie z prawdą - Byłaś bardzo blisko śmierci, Jaxon i nie mogłem ryzykować twojego Ŝycia. - Mój partner, Barry Radcliff został postrzelony. Pamiętam śe po mnie wracał - cała reszta była zamazana. Nie miała pojęcia jak wydostała się z magazynu, skoro Barry nie był w stanie jej wynieść. - Jest w szpitalu i ma się lepiej niŜ oczekiwano. Jest twardym facetem i bardzo odwaŜnym - Lucian sprawiedliwie ocenił jej partnera, chociaŜ nie dodał, śe jest w niej zakochany. - Sądziłam, śe umrę. Powinnam była umrzeć - wymamrotała te słowa do siebie. Chciała umrzeć. Okropna odpowiedzialność ciąŜąca na jej wątłych ramionach nie była czymś, z czym chciała ciągle się borykać. Zmusiła się do otworzenia oczu, śeby na niego spojrzeć. - Jesteś w strasznym niebezpieczeństwie. Nie moŜesz być ze mną. Gdziekolwiek jesteśmy, nie jest tu bezpiecznie. Ty nie jesteś bezpieczny. Lucian uśmiechnął się i sięgnął ręką śeby przeczesać jej rozwichrzone wokół twarzy włosy. Jego dotyk był nieprawdopodobnie czuły i dawał jej dziwne poczucie bezpieczeństwa. Głos miał piękny i czysty, tak śe chciała by ciągle mówił. Miał seksowny akcent, który wysyłał ku niej falę pragnienia, którą ledwo rozpoznawała. - Nie martw się o mnie, maleńka. Jestem w stanie chronić nas oboje. Wiem o męŜczyźnie którego się obawiasz i jak długo tu jesteś, jesteś bezpieczna. Jest świetnie wytrenowany, ale niemoŜliwe śeby wszedł na ten teren niewykryty. - Nie znasz go. Zabije kaŜdego bez myśli albo wyrzutów sumienia. ChociaŜ tylko mi pomagasz, on zinterpretuje to jako zagroŜenie - stawała się niespokojna, a jej oczy były wielkie ze zmartwienia o niego. - Jeśli nie wierzysz w nic innego, Jaxon, uwierz w jedno. Nie ma na świecie nikogo tak niebezpiecznego jak męŜczyzna z którym jesteś w pokoju. Tyler Drake nie moŜe cię dosięgnąć. Nie moŜe dalej rządzić twoim śyciem, bo teraz jesteś pod moją ochroną - nie był arogancki, nie przechwalał się, po prostu stwierdzał fakt. Znowu zapadała w jego ciemne oczy. Piękne, wyjątkowe oczy.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Jaxon poczuła się lekko zagubiona i zamrugała nagle śeby przerwać hipnotyzujący czar. - Wiem, Ŝe tak myślisz. Mój ojciec naleŜał do SEAL, tak samo jak mój przybrany ojciec, Russell Andrews. Tyler Drake zdołał zamordować ich obu. Nie moŜesz sądzić, śe jesteś bezpieczny, kiedy jesteś ze mną. - Jej rzęsy były zbyt cięŜkie, śeby utrzymywać je w górze. Opadły mimo jej wszelkich intencji, śeby go przekonać. Nie miała siły śeby go pilnować. PrzeraŜało ją to, a serce uderzało jej boleśnie w piersi. - Spokojnie, Jaxion. Weź głęboki oddech i się zrelaksuj. To ja mam się tobą opiekować, a nie na odwrót, chociaŜ doceniam to śe chcesz mnie chronić. Tak czy inaczej nikt nie wie gdzie jesteś. Zadbałem o twoje bezpieczeństwo. Śpij, skarbie, i zdrowiej. Jego głos był tak łagodny i przekonujący, śe szybko odkryła Ŝe jej oddech dostosowuje się do jego. Nie wiedziała dlaczego chciała robić to co nakazał, ale chęć posłuszeństwa była niemoŜliwa do zignorowania. Pozwoliła opaść powiekom. - Mam nadzieję Ŝe jesteś tak dobry jak myślisz. Byłoby dla ciebie bezpieczniej gdybyś zadzwonił do mojego szefa i pozwolił mu wyznaczyć paru ludzi, którzy by nad tobą czuwali. - Jej głos stawał się cichy i niewyraźny - A jeszcze lepiej gdybyś po prostu ode mnie odszedł i nigdy nie patrzył wstecz. Palce Luciana jeszcze raz zaplątały się w jej miękkie włosy. - Sądzisz, Ŝe to by było bezpieczniejsze, tak? W jego głosie pobrzmiewał cień rozbawienia. Z jakiegoś powodu ściskał on Jaxon za serce. Był tak znajomy jakby dogłębnie go znała, chociaŜ wcale go nie kojarzyła. Z wyjątkiem dotyku. Znała ten dotyk. I dźwięk jest głosu. Znała go. Akcent, aksamitna pokusa, sposób w jaki wymawiał słowa. Sposób w jaki zdawał się naleŜeć do jej umysłu. Najbardziej szalony był fakt, śe Jaxon zaczęła w niego wierzyć. Lucian patrzył jak odpływa starając się z nim walczyć. Nie chciała Ŝeby ocalono jej Ŝycie, ale podniosła pochodnię jako jego straŜnik, martwiąc się o jego bezpieczeństwo. JuŜ teraz, mimo Ŝe nie wiedziała kim jest, go chroniła. Spędził duŜo czasu w jej umyśle. Na początku było to konieczne Ŝeby utrzymać ją przy Ŝyciu. Potem czynił to bo chciał poznać ją, jej wspomnienia, sposób w jaki myślała, o czym marzyła, rzeczy które były dla niej waŜne. Miała w sobie więcej współczucia niŜ powinna dla swego własnego dobra. Potrzebowała go, śeby ją zbalansował. Był zadziwiony siłą zmysłowych pragnień które ku niej Ŝywił. Nigdy wcześniej nie miało to miejsca. Rzadko patrzył na kobietę z innego powodu niŜ zaspokojenie głodu. Teraz głód był innego rodzaju i znacznie silniejszy, niŜ kiedykolwiek sobie wyobraŜał. Ze względu na zdobywanie wiedzy Lucian czasem dzielił ludzkie umysły aby dowiedzieć się jak wygląda seks. To gorące pragnienie szalejące w jego ciele róŜniło się. Wydawało się przejmować jego Umysł, niszczyć kaŜdą rozsądną myśl.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Opiekuńczość. Lucian wiedział Ŝe kaŜdy Karpatianin urodził się z obowiązkiem ochrony kobiet i dzieci ich rasy. Opiekuńczość jaką Ŝywił wobec Jaxon teŜ była inna. Lucian poświęcił Ŝycie pilnując ludzi i Karpatian, ale intensywność emocji w stosunku do Jaxon była o wiele większa. Nie był przygotowany na prawdziwą siłę swojego przywiązania. śył niemal cały czas w mroku i cieniu, znał przemoc i czuł się z nią dobrze. Był absolutnie mroczny i niebezpieczny. Teraz chciał poznać czułość, delikatność. Znał siebie tak, jak rzadko znali się męŜczyźni. Wiedział Ŝe jest niebezpieczny i silny i to akceptował. Teraz jednak, z Jaxon leŜącą tak bezbronnie w jego łóŜku, czuł to nawet mocniej. Z westchnieniem ułoŜył się obok niej na łóŜku. Dopóki pozostawała człowiekiem i musiała przebywać nad ziemią śeby przetrwać, nie był w stanie całkowicie chronić ją podczas dnia, kiedy słońce niszczyło moce Karpatian. Normalnie zabrałby ją do gleby aŜ do zapadnięcia wzroku. Stanowiło to problem dla obojga. Nie mogła być z dala od niego przez wiele godzin bez niewyobraŜalnych cierpień. Wyciągnął się na łóŜku u jej boku. Nakazał jej spać aŜ do następnego zachodu słońca. W międzyczasie będą otaczać ich zaklęcia ochronne a wilki będą dbać o ich bezpieczeństwo przed kaŜdym stworzeniem, człowiekiem czy nie, które chciałoby ich skrzywdzić. Wziął jej drobne ciało w schronienie swojego i zakopał twarz w jedwabistym zapachu jej włosów.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Rozdział drugi
Jaxon najpierw go wyczuła. Czysty. ŚwieŜy. Sexy. Potrząsnęła w myślach głową udzielając sobie reprymendy. JuŜ go znała. Znała dotyk, głos, zapach. Nawet we śnie jej ręka zaplątała sie w znajomą rękojeść broni. Teraz rozluźniła uścisk i pozwoliła, aby spadła na prześcieradło obok. Czuła się bezpieczna. LeŜała z zamkniętymi oczami, kontemplując tą emocję. Poczucie bezpieczeństwa. Nie pamiętała, czy kiedykolwiek wcześniej tego doświadczyła. Zastanawiające było to, Ŝe mimo osłabienia, ran, przebywania z kimś obcym i braku pojęcia gdzie była, czuła się bezpieczna. Otworzyła oczy i ujrzała go nad sobą, dokładnie tam gdzie sie go spodziewała. Poczuła go we wnętrzu umysłu. Wiedziała, Ŝe zawsze znalazłby ją w tłumie bez szukania. Był taki wysoki, a potęga przylegała do niego jak druga skóra. KaŜde spojrzenie na niego kradło jej oddech. To nie było w porządku. Był uosobieniem mocy. Czekała aŜ przymówi, musiała usłyszeć jego głos. Kochała jego dźwięk. Ta niespotykana reakcja na niego przeraŜała ją. Trenowała się w nie darzeniu nikogo uczuciem, a szczególnie męŜczyzny. Była pewna, Ŝe gdyby zainteresowała się jakimś męŜczyzną Tyler Drake ponownie by się objawił. - Czujesz się dzisiaj lepiej? - Lucian musnął dłonią jej czoło. Jaxon odczuła ciepło jego dotyku niczym przypływ lawy w swoim ciele. - Wyglądasz na zmęczonego - zmarszczyła brwi. - Czy zajmujesz się mną na okrągło, bez spania? - Fakt Ŝe ktoś obcy zajmował się nią podczas snu powinien być niepokojący, ale nie miała nic przeciwko temu. Jaxon go obserwowała. Fizycznie był piękny niczym mityczni greccy bogowie. Ale jego znuŜone oczy widziały zbyt wiele i martwiła się Ŝe spał za mało. Poczuła niespodziewaną chęć Ŝeby sięgnąć i dotknąć jego ocienionej zarostem szczęki. - To ja się tobą zajmuję, kochanie - na jego perfekcyjne usta wypłynął blady uśmiech Nie musisz martwić się o nikogo, tylko o siebie. Twoje rany ładnie się goją. Następnego dnia będziemy mogli zabrać cię do szpitala, Ŝeby twoi przyjaciele zobaczyli na własne oczy Ŝe Ŝyjesz i zdrowiejesz. Zapewniłem ich o tym, ale muszą sami cię zobaczyć. Lucian z łatwością i bez chwili skupienia kontrolował ludzkie myśli. Robił tak przez wiele wieków. Ale kontrola nad tyloma róŜnymi umysłami z takiego dystansu była męcząca. Nie był gotowy do zrzeczenia się opieki nad Jaxon na rzecz pracowników szpitala do czasu, aŜ uzyska pewność Ŝe od razu ją wypiszą. Nie chciał Ŝeby przeprowadzano testy krwi i wiedział, Ŝe w szpitalu będzie bezbronna w stosunku do Tylera Drake'a czy innego wroga którego zyskała podczas pracy.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Chcę usiąść - spróbowała to zrobić, zaskoczona, Ŝe nadal jest słaba. Lucian natychmiast chwycił jej drobne ciało w ręce i łatwo uniósł ją do pozycji siedzącej. OstroŜnie ułoŜył za jej plecami poduszki, a koce umieścił wokół. Była nawet bledsza niŜ zwykle. - Oddychaj głęboko, a nie zemdlejesz - zarządził. Uśmiechnęła się. - Masz pojęcie jakie to dziwne? Wiem, Ŝe to nie szpital. To nie jest nawet sanatorium, prawda? A ty nie jesteś lekarzem. Przeszedł przez pokój szybkimi, płynnymi i absolutnie cichymi krokami. Nie mogła przestać porównywać sposobu w jaki się poruszał do duŜego dzikiego kota. Było w nim coś groźnego, ale jednocześnie zmysłowego. Sprawił Ŝe poczuła się pewnie i bezpiecznie, a jednak zagraŜał jej w sposób jakiego nigdy nie doświadczyła. Więc co to było? Bezpieczeństwo czy groźba? Jeśli był takim drapieŜcą, dlaczego nie ostrzegał jej przed nim jej wewnętrzny system alarmowy? Powoli, ostroŜnie wypuściła powietrze. Zrozumiała, Ŝe poczuła się zagroŜona jako kobieta, a nie przedstawiciel sprawiedliwości. Lucian odwrócił do niej twarz. Za nim było okno. Noc była ciemna i nieco burzliwa. Mogła usłyszeć deszcz padający stałym rytmem i wiatr dmuchający wśród drzew, który sprawiał Ŝe ich gałęzie uchylały się. - MoŜe nie jestem lekarzem w typowym pojmowaniu, ale leczę ludzi. Uleczyłem cię. Jaxon znowu wiedziała Ŝe to prawda. Wiedziała o nim wiele rzeczy. Rzeczy, których nie powinna - spraw intymnych. Wiedziała Ŝe podróŜował po świecie, był kilka razy na kaŜdym kontynencie. Mówił niezliczonymi językami. Był zamoŜny, ale pieniądze stanowiły dla niego tylko środek utrzymania. Wiedziała Ŝe poszukiwał jej bardzo długo. Kiedy oceniała sytuację Lucian obserwował ją ostroŜnie, nieruchomymi ciemnymi oczami niczym drapieŜnik śledzący ofiarę. Jego umysł był cieniem w jej umyśle, obserwował jej myśli, sposób w jaki pracował jej mózg, w jaki analizowała swoje uczucia. Jaxon była świadoma dziwnego zjawiska, sposobu w jaki jej serce dopasowywało rytm do jego, w jaki jej oddech zwalniał do jego oddechu. Jakim cudem wiedziała tyle o Lucianie, skoro był dla niej całkiem obcy? Wiedziała, Ŝe kochał sztukę i antyki. Miał rozległą wiedzę o obu tych dziedzinach, o artystach i rzemieślnikach którzy je tworzyli, a jednak dopiero niedawno zaczął odnajdować radość i piękno w obrazach, rzeźbach, antykach i muzyce. Wyleczył niezliczoną ilość ludzi w dziwny i wyjątkowy sposób. Ta część była dla niej zamglona, zamknięta gdzieś w mózgu i czekała na dalsze zbadanie. Wyleczył ją w ten sam sposób jak całą resztę.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Mówiłeś do mnie kiedy spałam - wymamrotała usiłując znaleźć racjonalne wyjaśnienie tego Ŝe tyle o nim wiedziała - Czy to dlatego tyle o tobie wiem? Lucian wzruszył ramionami, jak zwykle płynnie i perfekcyjnie. - Czy to naprawdę waŜne? Samo patrzenie na nią sprawiało Ŝe chciał się uśmiechać. Zadziwiające jak jej istnienie zmieniło juŜ jego Ŝycie. Chciał zawsze na nią patrzeć. Na kształt jej twarzy, zaokrąglenie policzka, długie rzęsy, na wszystko. Po mrocznej brzydocie, prawdziwie diabolicznych rzeczach na które napatrzył się przez wieki Jaxon była dla niego cudem. Wszystko co dotyczyło Juliana było hipnotyzujące dla Jaxx. Nie chciała go nigdy opuścić. Chciała tu zostać, zamknięta z nim w ich własnym świecie, z dala od rzeczywistości. Czuła bezpieczeństwo i ciepło. Uwielbiała sposób w jaki na nią patrzył. Okazjonalnie widziała w jego oczach niespodziewane błyski - błyski pragnienia, zaborczości, ciepła i czułości. Chciała delektować się tymi rzeczami. Zatrzymać je. - Sądzę, Ŝe to bez znaczenia - odpowiedziała. Jego głos był tak miękki. Słuchanie go było niczym owinięcie się w aksamit. Ale Jaxon nie była na tyle głupia. Mimo Ŝe Lucian był tak seksowny i podniecający, gdyby była wystarczająco niemądra i dała mu wolną ręką, łatwo doprowadziłby ją do szału swoją męską, dominującą arogancją. Wybuchnął śmiechem, a dźwięk wędrował po jej skórze jak dotyk palców. Uderzył w nią cień pragnienia, który potem rozkwitł w wielką potrzebę. PrzeraŜało ją to. Nie była przygotowana na takie uczucia. Czy jej reakcja na niego była widoczna? Rozejrzała się z poczuciem winy, zaniepokojona Ŝe ktoś inny mógłby widzieć jej reakcję na Luciana. - Musisz zabrać mnie do domu - powiedziała. Jej głos był szorstki. Czuła łzy zbierające się w gardle. To wszystko było fantazją. Rzeczywistość była brzydka i ponura. Jej obecność mogła sprawić, Ŝe ten piękny męŜczyzna zostanie zamordowany. Zapłaci ostateczną cenę, bo patrzyła na niego z tęsknotą. Bo był na tyle miły, Ŝeby jej pomóc. Lucian przepłynął przez pokój tak płynnie, Ŝe nie dostrzegła jego ruchu. Był wysokim umięśnionym męŜczyzną, zdecydowanie eleganckim i poruszał się bez dźwięku, ale mimo to powinna go dostrzec. Wystarczyło Ŝe zamrugała, a stał nad nią sięgając dwoma palcami po jej brodę. Przechylił jej głowę zmuszając, Ŝeby spojrzała w jego czarne oczy. Natychmiast poczuła Ŝe zapada się do przodu, w bezpieczną i ciepłą część niego. - Nie ma powodu, Ŝebyś się martwiła, kochanie. Nie mogę tego tolerować. Sprawia to ból mojemu sercu - kciukiem muskał jej skórę do przodu i do tyłu, posyłając do jej krwiobiegu falę gorąca. - Nikt nie moŜe cię skrzywdzić. - Nie martwię się o ciebie, idioto - Jaxon dała się sprowokować. Wydawał się nie pojmować niebezpieczeństwa w jakim się znajduje. Był naprawdę arogancki.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Nagle jego zachowanie całkowicie się zmieniło. Uśmiech zbladł, a oczy stały się zimne jak lód. Odwrócił głowę do okna. W tej chwili wyraźnie dostrzegała w nim drapieŜnika. Łowcę. Nie było juŜ uprzejmości, miękkości - stał się pozbawionym sumienia wojownikiem. - Zostań tutaj, Jaxon - wymamrotał niemal nieobecnie, wyraźnie oczekując posłuszeństwa. - Niedługo wrócę. A potem nagle go nie było. Wystarczyło Ŝe mrugnęła i zniknął z pokoju. Siedząc nieomylnie natrafiła na broń ukrytą pod przykryciem. Złapała ją dłonią - była przedłuŜeniem jej ramienia, czymś bardzo znajomym. Czuła teraz to co czuł Lucian. Ciemność wkradającą się do ich się do ich świata. Skradała się powoli sącząc się do jej umysłu tak zdradliwie, Ŝe początkowo jej nie rozpoznała. W tym bezpiecznym miejscu odnalazło ich zagroŜenie. Uczucie było tak przytłaczające, Ŝe Jaxon niemal nie mogła oddychać. Ktokolwiek ich prześladował, był całkowicie zły. Była pewna, Ŝe to Tyler Drake znów ją odnalazł. Był niestrudzony w swoim pościgu. NiezwycięŜony. Nikt nie mógł podejść do niego wystarczająco blisko, Ŝeby choćby go zranić. Zabijał na Ŝyczenie. Kiedyś, zaraz po tym jak wymordował jej rodzinę i rodzinę zastępczą, Jaxon lubiła czasem wypić kawę ze swoją sąsiadką, młodą kobietą na wózku inwalidzkim która była pełna radości Ŝycia i chętnego uśmiechu. Nigdy nie pozwalała sobie na prawdziwą przyjaźń. Nawet w pracy stwarzała pozory, Ŝe często zmienia partnerów. Publicznie nigdy się do nich nie uśmiechała i nie spędzała z nimi czasu, nie chcąc pobudzić morderczego szału Tylera. Sytuacja w której Jaxon była sama w domu męŜczyzny była perfekcyjnym scenariuszem Ŝeby znów sprowokować Tylera, mściwego maniaka zdeterminowanego by zamordować Luciana. Lucian wyraźnie nie doceniał zakresu szkolenia marynarki seals, które przeszedł Tyler. Był jak kameleon, umiał wtopić się w kaŜdy krajobraz. Był znakomitym snajperem, zdolnym do trafienia w cel z ogromnej odległości. Jaxon zdawała sobie sprawę, Ŝe Lucian jest niebezpiecznym człowiekiem. Tkwiło to w jego oczach, sposobie w jaki trzymał ramiona, pewności jego kroku i w poruszaniu się. Ale nie znaczyło to Ŝe Tyler Drake go nie dopadnie, tak samo jak doparł równie świetnie wyszkolonych jej ojca i ojca zastępczego, Russela Andrewsa. Jaxon odrzuciła przykrycie. Miała na sobie tylko jedwabną męską koszule. PoniewaŜ była niska, koszula opadała jej dobrze za kolana, a poza tym w tej chwili skromność była na ostatnim miejscu wśród jej priorytetów. Poczucie niebezpieczeństwa było teraz silniejsze niŜ zawsze. Lucian miał kłopoty i musiała do niego pójść. Nie znał jej dobrze, nie wiedział jak szeroki trening przeszła i jakim była atutem. Wstanie z łóŜka było trudniejsze niŜ sądziła. Od wielu dni nie była w pozycji pionowej. Nogi były jak z gumy i czuła się potwornie słaba. Ignorując protest ciała skierowała się po cichu do drzwi. Nie znała rozkładu pomieszczeń a - sądząc po rozmiarach jej pokoju - budynek był ogromny, ale była pewna Ŝe znajdzie Luciana. Czuła się z nim złączona. Nie mogła pozwolić,
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Ŝeby coś mu się stało. Dla Jaxon było to proste. Nie mogła pozwolić aby został zraniony z jakiegokolwiek powodu, a juŜ szczególnie nie ze względu na nią. Jej sypialnia otwierała się na długi, szeroki podest zakończony po obu stronach szerokimi schodami. Dywany były grube i wyglądały na całkiem nowe. KaŜdy detal domu zdawał się idealny. Jaxon zwróciła na to uwagę bo wszystko było tak perfekcyjne, jakby Lucian osobiście zadbał o kaŜdy przedmiot. KaŜdy obraz, rzeźba, tapeta, chodniki i witraŜe - wszystko było tak jak sobie wymarzyła, podobnie jak z jej upodobaniem do antyków. Jaxon posuwała się bezgłośnie. Jej gołe stopy nie wydały dźwięku kiedy zaczęła schodzić po schodach. W połowie drogi dostrzegła wcięcie w ścianie w formie alkowy. Ozdobne szklane drzwi prowadziły do małego balkonu. Otworzyła drzwi upewniając się, Ŝe robi to w kompletnej ciszy. Natychmiast zmoczył ją deszcz, a wiatr był tak zimny Ŝe zaczęła drŜeć. Ledwo zwróciła na to uwagę. Jej oczy przystosowywały się do ciemności, poszukując celu. Z początku nic nie widziała. Poszarpana błyskawica przecięła niebo, rozświetlając dziedziniec poniŜej. Mogła dostrzec Luciana stojącego bez ruchu w samym centrum ogromnego patio. Kilka metrów dalej w głębszym cieniu stała druga postać, odziana w długą czarną pelerynę. Odkryła Ŝe jej oczy bardzo szybko dostosowały się do braku światła zapewniając jej znakomite nocne widzenie, a ostry słuch, chociaŜ nowy i dziwny, pozwolił jej wychwycić dziwną rozmowę między dwoma męŜczyznami. Głos Luciana był nawet piękniejszy niŜ zwykle, niŜszy i posiadający aksamitną czystość, która wkradała się pod skórę i wsączała w umysł. - Nie mogę zrobić nic innego niŜ zrobić ci przysługę, Henrique - powiedział - skoro juŜ zaszedłeś tak daleko i rzuciłeś mi tak raŜące wyzwanie. - Nie wiedziałem, Ŝe to ty, Lucian - drugi głos był potwornym, piskliwym dźwiękiem który przypominał przeciąganie paznokciami po tablicy - Wszyscy sadzili, Ŝe jesteś martwy od pięciu wieków. Wierzono nawet, Ŝe przyłączyłeś się do naszych szeregów. Postać się odwróciła i Jaxon mogła ją dokładnie zobaczyć. Widok był przeraŜający. Głowa była szara, pokryta bliznami, czaszka miała kształt kuli z kilkoma pasmami rozchodzących się od góry włosów. Oczy świeciły szkarłatem, a nos był niczym więcej niŜ ziejącą dziurą. Dziąsła miał cofnięte, a zęby poszarpane i z plamami. Kiedy stworzenie podniosło rękę, jego długie paznokcie przypominały pazury. Wyglądał potwornie. Jaxon chciała krzyknąć, Ŝeby ostrzec Luciana. Obcy starał się być przymilny, ale mogła wyczuć promieniujące z niego fale nienawiści. Głęboko wewnątrz wiedziała o rzeczach o których inni nie mieli pojęcia. Wiedziała Ŝe potwór mierzący się z Lucianem miał zamiar zaatakować go przy pierwszej moŜliwej okazji.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Kłopot z sugerowaniem się plotkami moŜe być taki, Ŝe mogą być całkiem nieprawdziwe. Jestem osobą wymierzającą sprawiedliwość naszym ludziom. Zawsze byłem lojalny wobec Księcia i zawsze będę. Zdecydowałeś się złamać prawo Karpatian i prawa ludzkiego gatunku. Głos Luciana był tak piękny, Ŝe Jaxon czuła się kompletnie oczarowana. Musiała kilka razy potrząsnąć głową, Ŝeby przypomnieć sobie o tym co waŜne. Pomogło jej w tym w znacznej mierze kąsające zimno i lejący deszcz. Spojrzała na swój pistolet. Broń pewnie spoczywała w jej rękach. Miała zamiar strzelić w głowę, nie chcąc ryzykować, Ŝe obcy sam moŜe ukrywać broń. Henrique zaczął powoli się poruszać wystukując nogami dziwny rytm na kocich łbach podwórza. Wyglądał jak postać z kreskówki, brzydka i zła, wyjęta z jakiegoś horroru. Lucian zdawał się nie ruszać, a jednak cały czas patrzył Henrique prosto w twarz. Jaxon uznała Ŝe ruch stóp obcego jest fascynujący. Wychyliła się za wykute z Ŝelazie ogrodzenie Ŝeby zobaczyć to lepiej. Deszcz sprawiał, Ŝe jej czupryna lepiła się do głowy. Krople zwisały z jej długich rzęs, a wiatr kierował wodę w oczy. Ale jeszcze raz pogoda pozwoliła Jaxon na uwolnienie się z dziwnego oczarowania, jakie wywołał u niej ruch przybysza. Jeszcze raz wymierzyła broń w głowę obcego. Gdyby chciał coś zrobić, nie miałby czasu Ŝeby skrzywdzić Luciana. Bez ostrzeŜenia wysokie i chude ciało obcego zaczęło się wyginać. Jaxon powstrzymała krzyk kiedy człowiek przemienił się w zwierzę, w dzikiego wilka z wybrakowaną sierścią i ostrymi kłami wypełniającymi szczękę, który rzucił się wprost na Luciana. Silne tylne łapy zaparły się o kamienie, pozwalając zwierzęciu skoczyć na Luciana w próbie rozerwania jego ciała i tętnic. Lucian wystrzelił w powietrze tak płynnie, Ŝe stał się zamgloną plamą. Jaxon starała się zachować spokój mimo tego dziwnego zdarzenia, obserwując potworną bestię. Z kłów skapywała ślina, a oczy świeciły nienawiścią na czerwono. Grzmoty uderzały tak głośno Ŝe raniły jej uszy, podczas gdy niebo rozświetlała błyskawica za błyskawicą. Kiedy myślała Ŝe Lucian rozbije się o twarde kamienie i wilk rozerwie go na kawałki, on zwyczajnie, z łatwością wylądował na bestii, skręcając gwałtownie jej kark. Dźwięk łamania kręgów szyjnych rozległ się wśród nocnego powietrza. Potem Lucian odskoczył od zwierzęcia. Zawyło głośno jeszcze raz przemieniając się w człowieka, z głową ohydnie przekrzywioną w jedną stronę, a jego przebarwione zęby trzaskały i zgrzytały na Luciana. Jaxon widziała Ŝe silne dłonie Luciana złamały mu kark, ale jakimś cudem potwór nadal był niesamowicie niebezpieczny. Nacisnęła na spust i zobaczyła Ŝe na środku jego czoła tworzy się dziura. Lucian na moment zniknął. Jaxon niemal zemdlała kiedy spostrzegła Ŝe pojawił się zaraz obok stworzenia. Chciała nakazać mu krzykiem Ŝeby oddalił się od tej obrzydliwej rzeczy, ale jej gardło zamarło z przeraŜenia i nie wyszedł z niego Ŝaden dźwięk. Ku jej grozie bestia nadal próbowała szarpać Luciana groteskowymi pazurami które miała zamiast paznokci. Lucian pchnął do przodu jedną rękę sprawiając, Ŝe jego pięść zanurzyła się głęboko w klatce piersiowej stworzenia. Jaxon tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
usłyszała okropny odgłos ssania a potem Lucian wycofał rękę, a w jego dłoni leŜało pulsujące serce potwora. Lucian odskoczył podczas gdy ciało opadło na ziemię z piskliwym krzykiem. Niewiarygodne, ale bestia kręciła się wokół, chciwie wyciągając ręce ku Lucianowi. Zaczęła bez ustanku ciągnąć się po kocich łbach. Zdroworozsądkowo Jaxon wiedziała Ŝe to nie moŜe się dziać - wszystko to miało miejsce poza zakresem rzeczywistości jaką znała - ale skierowała broń w kierunku odpychającej bestii czołgającej się ku Lucianowi. Widziała ciemną krew niczym plama rozprzestrzeniającą się po kocich łbach. Bez ostrzeŜenia płonąca kula uderzyła z nieba w upiorną, koszmarną postać podskakującą na dziedzińcu, całkowicie ją spopielając. Zniszczyła wszystkie dowody istnienia bestii i krwi, która została przelana. Obserwowała jak Lucian ciska serce do płomieni a potem trzyma ręce nad ogniem. Krew plamiąca jego skórę znikła, tak jakby nigdy jej nie było, jednak jakimś cudem nie poparzył się. Jaxon gapiła się na scenę poniŜej. Sztorm przemijał, wiatr zabrał popioły na południe. Na podwórzu pozostał jedynie Lucian. Odwrócił się i popatrzył wprost na Jaxon. Nie mogła oddychać. Mogła tylko stać i patrzeć na niego z otwartymi ustami. Uświadomiła sobie, Ŝe nadal trzyma wycelowaną dłoń. Przez jej głowę przeleciała myśl, Ŝeby go zastrzelić. Czy oszalała, czy teŜ to on wyczyniał niesamowite rzeczy? Zdecydowała Ŝe wraca do domu. Dotarcie do domu zajmie mu tylko kilka minut, a poza tym on znał teren i rozkład budynku, a ona nie. Niemal natychmiast zlokalizowała drzwi. Szarpnęła i wybiegła w ciemność nocy. Szukała wzniesienia za którym mogłaby się ukryć, ale jednocześnie widzieć Ŝe się zbliŜa. Ale pobiegła prosto do czegoś, co przypominało solidną ścianę. Natychmiast została zatrzymana przez czyjeś silne ręce. Lucian stał tuŜ przed nią, co teŜ było nieprawdopodobnie. NiemoŜliwe Ŝeby tak szybko dostał się do niej z dziedzińca. Dzielił ich cały dom. Jaxon próbowała podnieść broń i ją w niego wcelować. Bardzo blisko ucha usłyszała cichy śmiech. - Nie sądzę, Ŝeby to był dla nas dobry pomysł, kochanie - Z łatwością odebrał jej broń i chwycił ją w ramiona kołysząc przy swojej piersi, pochylając się do przodu Ŝeby chronić ją przed deszczem. - Nie umiesz się podporządkować rozkazom, prawda? - Zapytał tym samym tonem łagodnego rozbawienia, które zawsze miało osobliwy wpływ na jej serce. - Chcę wyjść - drŜała tak mocno Ŝe jej zęby szczękały, niepewna czy to z powodu zimna, deszczu, czy strachu przed Lucianem i tym, czym był. Bo najwyraźniej nie był zwykłym człowiekiem. NiewaŜne jak bardzo był przystojny, seksowny i jak piękny miał głos. Szybko ruszył w kierunku domu. Zamknęły się za nimi drzwi. - Powiedziałem Ŝe masz zostać w łóŜku.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Chciałam pomóc - ukryła twarz w jego ramieniu bo nie miała gdzie iść, było jej zimno, była przeraŜona i wyczerpana. A on był ciepły, silny i sprawiał wraŜenie, Ŝe z łatwością da sobie ze wszystkim radę. Tworzył poczucie bezpieczeństwa. - Nie mogłam pozwolić, Ŝebyś mierzyć się z tym czymś samotnie - Ku jej przeraŜeniu brzmiało to jak przeprosiny. - Udało ci się przestraszyć się na śmierć - zauwaŜył bezbarwnie. Podniosła głowę i spojrzała na niego oskarŜająco. - Wcale nie. Co to było? Strzeliłam mu prosto w głowę. Ty złamałeś mu kark. Wydarłeś mu nawet serce - nawet nie mów jak zdołałeś to zrobić - a to nadal po ciebie szło. - To był wampir - powiedział cicho, tym samym tonem co zawsze, spokojnie i jakby stwierdzał fakt. Jaxon całkowicie znieruchomiała. Nawet jej oddech zdawał się niknąć. Chciała zaprzeczyć, powiedzieć Ŝe nie ma czegoś takiego, ale to co widziała było niemoŜliwe do odparcia. Odetchnęła z długim sykiem i podniosła dłoń. - Nie mów mi więcej. Nic. Nie chcę słyszeć nic więcej. - Twoje serce bije zbyt szybko, Jaxon - zauwaŜył delikatnie Lucian. Otworzył drzwi do wielkiej łazienki jednym ruchem elegancko obutej nogi. - Powiedz mi jedno. Czy jestem w domu wariatów? Jeśli straciłam rozum moŜesz mi o tym powiedzieć. Chce wiedzieć przynajmniej tyle. - Jesteś głupiutka - powiedział miękko swoim mrocznym, aksamitnym głosem. Zamknęła oczy Ŝeby się od niego oddalić, odsunąć od niewyobraŜalnej mocy jaką zdawał się nad nią dzierŜyć. Biorąc pod uwagę fakt Ŝe była zmarznięta, słaba i miała broń, jedynym atakiem jaki mógłby zadziałać wystarczająco długo by mogła uciec było uderzenie w oczy. Ale miał takie piękne oczy. Szkoda byłoby je niszczyć. Nie wiedziała jak zdoła się do tego zmusić. Usłyszała wtedy jego śmiech, niski i intymny. Dzięki Bogu za dar moich pięknych oczu. Nie chciałbym abyś próbowała zrobić mi coś tak strasznego. Jej długie rzęsy uniosły się kiedy patrzyła na niego z oskarŜeniem i zadziwieniem. - MoŜesz czytać moje myśli. Dlatego wiedziałeś które drzwi wybiorę Ŝeby uciec. Czytasz mi w myślach! - Przyznaję, Ŝe to prawda - wydawał sie teraz bardzo rozbawiony. Trzymał ją na kolanach przy cieple swego ciała, napełniając jednocześnie parującą wodą wielką, zatopioną w podłodze
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
wannę. Dodał trochę soli do kąpieli z pięknej butelki. Ruchem ręki zapalił kilka aromatycznych świec. - Nie widziałam jak to robisz - zaprzeczyła Jaxon, odwracając od niego głowę - Ale wychwyciłam fakt, Ŝe nie zawsze mówisz do mnie na głos. Śmiejesz się i mówisz do mnie, ale w mojej głowie, w moich myślach. - Schowała czoło w dłoniach - Tym razem mam prawdziwe kłopoty, prawda? - DrŜała silnie, ale tym razem była pewna Ŝe to bardziej strach niŜ zimno. Zostało jej przynajmniej tyle rozumu, Ŝe wiedziała Ŝe powinna się go bać. - Ty teŜ jesteś w stanie tak do mnie mówić, kochanie - odpowiedział łagodnym tonem. - Jaxon, spójrz na mnie. Nie chowaj się przed tym. Jaki byłby w tym cel? - Lucian był głęboko poruszony. Przyniosła tyle radości do jego pustego wcześniej, pełnego przemocy świata. Podniosła głowę tak Ŝe jej wielkie, czekoladowe oczy spotkały się z jego czarnymi. - Nie boisz się mnie - nalegał - Sięgnij w głąb siebie. Wiedza Ŝe są na świecie rzeczy o których nie miałaś pojęcia jest oczywiście przeraŜająca, ale nie boisz się mnie. - A skąd to niby wiesz? - zapadłaby się w jego oczy i pozwoliła by ją zahipnotyzowały. O to chodziło, prawda? Miał jakieś tajemne magiczne sposoby Ŝeby robić coś ze swoimi oczami. Po prostu nie moŜe w nie znowu spoglądać. Jego idealne usta wykrzywiły się w uśmiechu. - Dzieliłem z tobą twój umysł. Wiem o tobie wszystko. Tak samo jak ty wiesz wiele o mnie. - CóŜ, nie chcę tego wiedzieć - wyrzuciła - Nie chcę nawet części tej wiedzy. Strzeliłam prosto w czoło tego stworzenia, w sam środek, a ono nie umarło. - Jest tylko jeden sposób Ŝeby zabić wampira i upewnić się, Ŝe nie powstanie. Musisz wyrwać mu serce i je spopielić. Jeśli jego krew dostanie się do twojego krwiobiegu zachowuje się jak trucizna, a na skórze działa jak skaŜony kwas. RównieŜ musi być zniszczona. Nawet po śmierci wampir moŜe spowodować ogromne szkody, jeśli odpowiednio się go nie pozbędzie. Spojrzała na niego. - Mówiłam ci, Ŝe nie chcę wiedzieć nic więcej. Zaczął rozpinać guziki jej koszuli, ostroŜnie wyjmując kaŜdy z dziurki. Jego palce muskały jej miękką skórę, pozostawiając po sobie malutkie tańczące płomyki. Złapała jego dłonie, aby go powstrzymać. - Co ty u diabła robisz? - starała się wyglądać bardziej na oburzoną, niŜ zszokowaną i przeraŜoną reakcją własnego ciała. tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Zdejmuje twoje mokre ubrania. Jeśli masz zamiar chować przede mną swoje ciało, na niewiele ci się zdadzą. Przemoczona koszula jest teraz niemal kompletnie przezroczysta Wskazał oczywisty fakt bez zmiany tonu - Jest ci bardzo zimno i powinnaś się rozgrzać. Sądziłem, Ŝe to najlepszy sposób. Ale jeśli chcesz spróbować innego, bardzo mnie to cieszy. Odepchnęła ścianę jego piersi, przybierając kolor jaskrawej czerwieni z powodu ukrytego znaczenia jego słów. Miał rację - mokra, jedwabna koszula ujawniała wszystko. - Idź sobie. Absolutnie nie wezmę kąpieli, kiedy jesteś w tym samym pokoju. Badał jej twarz. Była bardzo blada. Same oczy. W umyśle panowało zmieszanie i strach, ale nie było tam prawdziwego oporu. Nie była typem osoby, która rzuciłaby się z okna. - Nie chciałbym, Ŝebyś się poślizgnęła i upadła, malutka. - To upokarzające, Ŝe nazywasz mnie malutka, tak jakbym była dzieckiem. Jestem dorosłą kobietą - poinformowała go wyniośle. Jego uśmiech niemal odebrał jej dech. - Tego się obawiałem - powiedział. - Co to niby miało znaczyć? - To znaczy, Ŝe jestem dla ciebie o wiele za stary - czarne oczy Luciana poruszały się po jej twarzy z zaborczym błyskiem - A jednak nie istnieje dla mnie nikt inny, tak samo jak dla ciebie. Utknęliśmy z sobą nawzajem. - Idź sobie! - Znowu bezsilnie odepchnęła jego szeroką pierś - Mam zamiar moczyć się w wannie bardzo długo i przekonywać siebie samą, Ŝe tak naprawdę nic z tych wydarzeń nie miało miejsca. Muszę być pod wpływem narkotyków. Albo uderzenie w głowę sprawiło, Ŝe jestem zdezorientowana. - Nikt nie uderzył cię w głowę - rozbawienie sprawiło, Ŝe jego głos stał się czystą pokusą To twój partner oberwał. - Idź! - tym razem wskazała na drzwi. Delikatnie pozwolił, aby jej stopy dotknęły kafelków. Kręcąc głową z powodu jej głupoty swobodnie wyszedł z pokoju. Jaxon wzięła długi, uspokajający oddech i powoli go wypuściła. Na świecie nie było takich istot jak wampiry. Nie i juŜ. Odrzuciła na bok mokrą koszulę i z wdzięcznością ześlizgnęła się do gorącej wody.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Tak, istnieją. PrzecieŜ niedawno jednego widziałaś. Miał na imię Henrique i nie był szczególnie uzdolniony. Jest ich wiele więcej. Nie martw się, Jaxon. Jestem łowcą nieumarłych i będę cię chronił. Znowu był w jej umyśle. Potrząsnęła głową tak jakby mogła w ten sposób się go pozbyć. - Nie wiem nic o wampirach. Mogłabym przeŜyć całe Ŝycie bez tych wiadomości i być całkiem szczęśliwa. Nie chcę wiedzieć. Czy Lucian sam był wampirem? Dostał się z dziedzińca do drzwi którymi uciekała, mimo Ŝe dzielił ich cały ogromny dom. Jak mu się to udało? - A co z moimi snami o mrocznych księciach, krwi i innych obrzydlistwach? wymamrotała do siebie na głos. Obrzydlistwach? Teraz zdecydowanie się z niej śmiał. Nie jestem wampirem, chociaŜ udawałem go przez parę wieków, Ŝeby pomóc memu bratu. Jestem Karpatianinem, łowcą wampirów, czyli tych którzy poddali się w duszy ciemności obecnej w kaŜdym karpatiańskim męŜczyźnie. - Kilka wieków? Ile ty w ogóle masz lat? Czekaj. Nie odpowiadaj. Nie chcę wiedzieć. Po prostu przestań do mnie mówić. To szaleństwo. Muszę być na wyjątkowo silnych lekach. Niedługo ocknę się w szpitalu i wszystko wróci do normalności. Zmyśliłam cię. Teraz mam zamiar cię ignorować i wziąć kąpiel. Wampiry i ty znikniecie z mojego umysłu na zawsze. Więc nic do mnie nie mów. Lucian zaczął się głośno śmiać. Ten dźwięk go zaskoczył. Nie przypominał sobie śmiechu. Uczucie było przyjemne. PołoŜył dłoń na drzwiach łazienki. Przetrwał niemal dwa tysiące lat pustki, mroku i przemocy. Bez emocji. Bez niczego. Ludzie jego rasy których chronił tak bardzo bali się jego mocy i umiejętności Ŝe szeptali jego imię i ukrywali się, kiedy był na ich ziemi. A jednak mała ludzka kobieta zrobiła cud i wniosła w jego Ŝycie śmiech. Nie miał złudzeń co do tego kim był. Maszyną do zabijania, stworzoną by chronić zarówno Karpatian jak i ludzi przez złem. Był świetny w swojej roli. Niszczył z łatwością, bez gniewu czy wyrzutów sumienia. Ale Jaxon Montgomery była najpiękniejszą rzeczą z jaką się zetknął. Była jego i nie miał zamiaru z niej zrezygnować. Ale czy go zmieniała? Dłonią pieścił drzwi za którymi brała kąpiel, a jego serce dziwnie i niespodziewanie się ścisnęło. Gorąca woda ogrzała Jaxon od środka, ale sprawiła Ŝe jej gojące się rany zaczęły piec. Zmarszczyła brwi na ten dowód niedawnej strzelaniny w magazynie. Powinna umrzeć od tak cięŜkich ran. Całe jej cierpienie by się skończyło. Podciągnęła kolana i oparła o nie głowę. Teraz cięŜar odpowiedzialności był gorszy niŜ kiedykolwiek. Będzie musiała chronić świat nie tylko od ludzkich przestępców, ale teŜ postaci z koszmarów. Nie mogła tego robić. JuŜ nie. Nie dała rady iść przez ten świat kompletnie sama. Sama myśl o tym sprawiła, Ŝe czuła ból.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Nigdy więcej nie będziesz sama, kochanie. Miękki i piękny głos był pełen współczucia. Jaxon włoŜyła wszystkie siły, Ŝeby się opanować. - Zakazałem ci do mnie mówić. Ale ja myślę, a nie mówię. Czułość wymieszana w jego głosie rozbawieniem sprawiła, Ŝe zacisnęło jej się serce i stała się jeszcze bardziej wraŜliwa. - W takim razie nie myśl - Przejechała ręką po mokrych włosach. Takie rzeczy nie zdarzały się normalnym ludziom. Dlaczego musiała przyciągać takie dziwne rzeczy? Nie jestem rzeczą. - Nie słyszę cię - mimowolnie się uśmiechała. Było w nim coś niemal ujmującego, jeśli w ogóle moŜna tak nazwać tak przeraŜające stworzenie. Jej oczy nagle się rozszerzyły. Wiedział Ŝe tam była. Cały czas. Zdawał sobie sprawę, Ŝe stała na balkonie. - Wiedziałeś, prawda? - wyszeptała te słowa, ale wiedziała Ŝe ją usłyszy. Jeśli mogła słyszeć go w swojej głowie, on mógł słyszeć jej szept. Tak. - I mogłeś usunąć to wspomnienie z mojego umysłu. To miało sens. W jaki inny sposób ktoś taki jak Lucian mógł pozostać ukryty przed światem? - Dlaczego pozwoliłeś bym oglądała coś tak obrzydliwego? Nigdy nie pozbędę się z myśli tego obrazu. Nie chciałabyś Ŝebym usunął twoją wiedzę. śadnego fragmentu. Wiem, Ŝe byś nie chciała. Oczywiście nadal istnieje pokusa, ale wiem Ŝe być tego nie chciała a mam dla ciebie zbyt wiele szacunku Ŝeby podejmować za ciebie decyzję. Potarła jej bolące czoło. Miał rację. Zapomnienie o horrorze który widziała stanowiło pokusę. Chciała na niego krzyczeć, Ŝe nikt nie powinien posiadać takiej wiedzy. Ale miał rację. Znienawidziłaby go gdyby podjął za nią decyzję, a sama nigdy nie wybrałaby nieświadomości. Ale co tam nowa wiedza oznaczała dla jej przyszłości? Co mogła oznaczać? Bez Ŝadnego powodu Jaxon zaczęła płakać. Kiedy łzy się pojawiły, nie była w stanie ich kontrolować. Wybuchła łkaniem, tak intensywnym, Ŝe zaczęła się trząść. Nigdy nie płakała. Nigdy! Celowo zanurzyła się w wodzie z nadzieją, Ŝe zmyje jej łzy. Gdyby Lucian zobaczył ją w tym stanie czułaby się upokorzona. Natychmiast dotarło do niej, Ŝe musi być tego świadomy. Był w jej umyśle, stanowił cień wśród jej najbardziej prywatnych myśli i wspomnień. Podniosła sie tak szybko ze uderzyła głową o kurek. Krzycząc stała w środku olbrzymiej wanny, a woda spływała z jej ciała.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Lucian zmaterializował się naprzeciwko. Jego czarne oczy były niespokojne kiedy sięgał po duŜy ręcznik kąpielowy. Jaxon westchnęła głośno. - Mój BoŜe, pojawiłeś się znikąd! Nie przeszedłeś nawet przed drzwi. Zawinął ją w ręcznik. Była dla niego zbyt duŜą pokusą kiedy stała naga, zdezorientowana, ze swoimi ogromnymi oczami i wodą spływającą ze szczupłego ciała. Umieścił ją w schronieniu jego większego ciała i zaczął osuszać. - Drzwi nie są mi potrzebne, kochanie. - Najwyraźniej zamykanie ich nie robi Ŝadnej róŜnicy - wytknęła. Uniosła głowę Ŝeby zbadać jego przystojną twarz. - Jestem zmęczona, Lucianie. Muszę się połoŜyć. Wziął ja w ramiona. Wyglądała bardzo krucho. Jeden silniejszy podmuch wiatru mógł ją zdmuchnąć. - Jeśli będziesz jeszcze płakać, pęknie mi serce. Naprawdę miał to na myśli. Jego serce juŜ bolało z jej powodu. Pod oczami miała ciemne koła. Przyciskając ją do piersi, blisko równego rytmu swego serca skierował się przez dom, po schodach do jej sypialni. Bardzo delikatnie umieścił ją w łóŜku. -Teraz zaśniesz, Jaxon - rozkazał. Ten głos sprawił Ŝe zapragnęła zrobić wszystko, o co prosił. Nie, to co rozkazał. W rzeczywistości to był rozkaz, a ona była tak zahipnotyzowana czystością i pięknem jego głosu, Ŝe poddała się jego sile. - Czy mam rację? Czy to robisz? - pozwoliła pomóc sobie nałoŜyć kolejną koszulę. Kiedy ją zapinał jego palce znowu rozprzestrzeniały ogień tam gdzie muskały jej skórę. Podciągnęła przykrycie aŜ pod brodę. - Tak, za pomocą głosu i oczu mogę z łatwością kontrolować innych - przyznał bez wstydu. Mówił o tym tak samo jak o innych sprawach - tonem stwierdzającym niezbity fakt, cichym i miłym głosem. Przez chwilę jej duŜe oczy zostały rozświetlone słabym uśmiechem. - Tak łatwo się do tego przyznajesz. Ilu jest innych takich jak ty? - Pozostało niewielu. Karpatianie wymierają. Tylko niewielu samców moŜe znaleźć swoje partnerki Ŝyciowe. Zamknęła oczy.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Wiem, Ŝe nie powinnam pytać. Wiem o tym, ale nie mogę się powstrzymać. Kim jest partnerka Ŝyciowa? - jej długie rzęsy podniosły się, a w głębinach oczu zatańczył śmiech mimo tego, Ŝe lśniły w nich krople łez. Zmierzwił jej włosy, usiłując nadać im pozory ładu. - Ty jesteś moją partnerką Ŝyciową, kochanie. Odnalezienie cię zajęło mi niemal dwa tysiące lat i przez cały ten czas nie wierzyłem Ŝe spotka mnie taki cud. Uniosła rękę dłonią na zewnątrz. - Wiedziałam. Czułam Ŝe nie będę chciała tego słychać. Mówisz o niemal dwóch tysiącach lat? To czyniłoby cię zdecydowanie starym. Masz rację - jesteś dla mnie o wiele za stary. Błysnął mocnymi białymi zębami. Były perfekcyjnie proste, osadzone w zmysłowych ustach. Wszystko w nim było idealne. Spojrzała na niego. - Nie mógłbyś przynajmniej wyglądać na pomarszczonego i zakurzonego? I Ŝeby brakowało ci większości zębów? Lucian roześmiał się tak pięknie, Ŝe czuła w brzuchu szelest motylich skrzydeł. Był niesamowicie charyzmatyczny. Wiedziała, Ŝe jest pod jego urokiem. Czy jej emocje były prawdziwe, czy teŜ moŜe jej je zasugerował? Nigdy nic takiego do nikogo nie czuła. Była przeraŜona ich siłą. - Ja teŜ nic takiego nie czułem - powiedział pewnie. Szczerze. Czystość jego głosu nie pozwalała posądzać go o kłamstwo - Nigdy nie pragnąłem w ten sposób innej kobiety, Jaxon. Dla mnie istniejesz tylko ty. - Nie moŜesz mnie mieć. śyję w świecie, gdzie nie ma miejsca na miłość. Nie ma w nim miejsca dla ciebie. Tylera Drake nie jest moŜe wampirem, ale jest bardzo niebezpieczny. Nie chcę być odpowiedzialna za Ŝadną kolejną śmierć. Mam na swoich rękach tyle krwi, Ŝe wystarczyłoby dla całej armii - Zdecydowała Ŝe nie będzie wierzyć w te jego wampirze nonsensy. To wszystko. W innym wypadku musiałaby się zaangaŜować. Dobry BoŜe, moŜe chciała się zaangaŜować. Wziął jej dłonie w swoje, obracając je i dokładnie badając. Podniósł je do ciepła swych warg, a następnie wycisnął na kaŜdej z nich pocałunek. - Nie widzę tu ani kropelki krwi, kochanie. Nigdy nie byłaś odpowiedzialna za to, co zdecydował się zrobić Tyler Drake. - Nie słuchasz mnie - brzmiała smutno wtulając się głębiej w poduszki. Znowu czuła się bezpieczna, chociaŜ wiedziała Ŝe to tylko złudzenie - Nie będę ryzykować twoim Ŝyciem.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Lucian znowu się roześmiał. Jaxon mogła usłyszeć w jego głosie szczerze rozbawienie. - Nadal mnie nie rozumiesz malutka, ale niedługo wszystko pojmiesz.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Rozdział trzeci
Dźwięki i zapachy dały Jaxon do zrozumienia, Ŝe była w szpitalu. OstroŜnie otworzyła oczy. LeŜała na łóŜku, ale w dłoni nadal mogła wyczuć swój pistolet. Niedaleko stała pielęgniarka. Kobieta uśmiechnęła się do Jaxon. - Obudziłaś się. Świetnie. Doktor ma zamiar wypuścić cię dziś popołudniu. Obawiał się Puścić cię samą do domu, ale twój narzeczony zapewnił go Ŝe będziesz miała dobrą opiekę. Serce Jaxon stanęło. Miała nadzieję Ŝe tylko śniła o wampirach i mrocznych, seksownych, karpatiańskich obcych, ale była bardziej niŜ pewna Ŝe przed postrzeleniem nie mała Ŝadnego narzeczonego. LeŜała nieruchomo. Nie miała pojęcia co powiedzieć, jak odpowiedzieć. Nie wiedziała nawet jak trafiła do szpitala. Pielęgniarka uwijała się wokół odsłaniając zasłony, co pozwoliło Jaxon zorientować się Ŝe słońce juŜ zaszło. Jaxon zrozumiała Ŝe nie jest juŜ bezpieczna. Znajdowała się w otoczeniu nad którym nie miała kontroli. Jeśli Tyler zechce ją dopaść, nie będzie to stanowiło problemu. Mógł ucharakteryzować się na salowego i wkroczyć do jej pokoju. Znowu była sama. Przez kilka cennych momentów naprawdę dzieliła z kimś Ŝycie. Z Lucianem, niewaŜne jak bardzo było to dziwaczne. Teraz znowu była samotna i odpowiedzialna za bezpieczeństwo wszystkich wokół. Nie słuchałaś mnie uwaŜnie, Jaxon. Znikąd pojawił się miękki, uspokajający głos. Albo to, albo przeceniłem twoją inteligencję i będę musiał wyjaśnić ci wszystko duŜo jaśniej i dokładniej. Usłyszała cień męskiego rozbawienia. Jaxon szybko rozejrzała się wokół. W pokoju nie było nikogo wyjątkiem pielęgniarki. Siostra zdawała się nie zwracać uwagi na ten bezcielesny głos. Teraz sprawiłeś, Ŝ e słyszę głosy. Udam się do najbliŜszego zakładu psychiatrycznego i będę nalegać, śeby udzielono mi natychmiastowej pomocy. OstroŜnie wybrała myśli, chcąc by usłyszał jej odpowiedź. Roześmiał się. Słyszała jego szczere rozbawienie, słyszała aksamitnie miękki, piękny i perfekcyjnie modulowany głos, który zdawał się być pieszczotą, niewaŜne czy jej dotykał czy nie. Zdawał się być znajomy. Był tą częścią niej samej, której nigdy nie chciała stracić. Ale musisz sobie iść. Upierała się przy tym. Albo kompletnie oszalała i był wytworem jej wyobraźni, bo potrzebowała go tak desperacko, albo był bardzo prawdziwy i wtedy sprawiał więcej kłopotów niŜ mogła unieść.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Nie sądzę, śe wymyśliłabyś sobie kogoś tak dominującego jak ja. Chciałabyś jakiegoś lalusia którym mogłabyś rządzić, Ŝebyś mogła nadal wierzyć Ŝe musisz wszystkich chronić. To nie jest zabawne, Lucian. Nie masz pojęcia jaki jest Tyler Drake. Najlepsi ludzie w kraju próbowali go złapać i im się nie powiodło. Jesteś tak arogancki śe dasz się zabić. Nienawidzę tej cechy u męŜczyzn. To nie odwaga, tylko czysta głupota. Wiem śe Drake jest niebezpieczny i jestem zawsze gotowa, bo nie uwaŜam się za bardziej uzdolnioną od niego. W jej głosie była ostrość. Stawała się zirytowana arogancją Luciana. Jego głos się nie zmienił, jak zwykle pozostał delikatny i łagodny. Kiedy ktoś zna swoje moŜliwości, nie nazywa się tego arogancją, Jaxon. Jestem pewny siebie z powodu tego kim im czym jestem. Jestem łowcą. Tym się zajmuję. On jest mordercą. Tym się zajmuje. Zaczynasz się martwić. Lepiej szybko przyjadę i zabiorę cię o domu. Będziemy mieć mnóstwo czasu śeby to przedyskutować. W międzyczasie rób to co kaŜe doktor, Ŝeby cię wypisał. Jaxon uświadomiła sobie, Ŝe pielęgniarka się na nią gapi. Zamrugała gwałtownie Ŝeby skupić się na tym co mówi kobieta. - Przepraszam, byłam w swoim własnym małym świecie. Co pani mówiła? - zmusiła się do delikatnego uśmiechu. - Sądzę, Ŝe kaŜdy kto ma takiego narzeczonego jak pani byłby w swoim małym świecie? Czy to naprawdę miliarder? Jak to jest? Nie mogę wyobrazić sobie miliarda dolarów. Spotkał się ostatniego wieczoru z kadrą szpitala i złoŜył duŜą darowiznę za to, Ŝe tak dobrze się panią zajęliśmy. Pani pokój był strzeŜony dzień i noc - Jej głos stał się tęskny Powiedział Ŝe jest pani jego światem i nie moŜe bez pani oddychać. Trudno wyobrazić sobie męŜczyznę który mówi na głos coś takiego w pokoju pełnym innych facetów. Oddałabym wszystko, aby mój mąŜ to do mnie czuł. - Pewnie tak jest - wymamrotała Jaxon, bojąc się powiedzieć więcej. Nie była zaręczona z Lucianem – Twierdził, Ŝe jest moim narzeczonym? Co innego mogłem zrobić, kochanie? Nazwać cię swoją Ŝyciową partnerką? Ci ludzie rozumieją Ŝe bycie twoim narzeczonym daje mi pewne prawa kierowania twoim Ŝyciem, kiedy jesteś chora. Nie pojęliby Ŝe jako moja partnerka Ŝyciowa jesteś drugą połową mej duszy. Nie panikuj. Zwyczajnie zapewniłem ci bezpieczeństwo. Nie rozumiem co oznacza bycie partnerką śyciową. Wyjaśnię ci to... Zaoferował powaŜnie.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Nie! Nie chcę o tym więcej słyszeć! Ani słowa, Lucian. cholernie dobrze wiedziała Ŝe nie był powaŜny, a jego irytujący zwyczaj śmiania się z niej sprowadzi na niego wielkie kłopoty. Myślał śe skoro jest taka drobna, nie musi się liczyć z jej siłą. Jeśli będzie się to Powtarzało, miała zamiar zmienić jego poglądy. Miliarder? Czy nie jest to odrobinę teatralne? A co jeśli ktoś kaŜe ci to udowodnić? Sadziłam, śe mamy nie zwracać na siebie uwagi. Celowo była zuchwała, usiłując ukryć fakt Ŝe cieszy się Ŝe był prawdziwy. Ukrywanie się na otwartej przestrzeni to zawsze najlepszy sposób. a Ŝycie od wieków daje moŜliwości, Ŝeby zgromadzić fortunę. To dość łatwe. Im więcej ma się pieniędzy, tym więcej moŜliwości Ŝeby ukryć prawdziwą toŜsamość. Ludzie oczekują od bogaczy lekkiej dozy ekscentryczności. To po prostu kolejne narzędzie którego uŜywasz. Nie moŜesz być w dodatku miliarderem. Sprawiasz Ŝe tracę rozum. Wiesz o tym, prawda? - Jaxx! - w drzwiach stał Barry Radcliff opierając się o framugę, a na jego twarzy rozprzestrzenił się wielki uśmiech ulgi - Dzięki Bogu. Ciągle mówili Ŝe z tobą lepiej, ale z jakiegoś powodu nigdy nie mogłem cię zobaczyć. Karmili mnie bzdurami o jakimś narzeczonym. Powtarzałem im Ŝe Ŝadnego nie masz, ale nikt mnie nie słuchał, nawet kapitan. Twierdzi Ŝe spotkał faceta, który jest jakimś miliarderem z zagranicy i Ŝe plotki są prawdziwe. Sądziłem, Ŝe moŜe ta kula w głowę przeniosła mnie w inny świat. Pielęgniarka wyszła Ŝby dać im trochę prywatności. - Przynajmniej masz wymówkę - Jaxon czuła taką ulgę widząc kogoś normalnego, śe czuła wzbierający się płacz. - I dlaczego nie trzymałeś swojego tyłka z dala od magazynu, tak jak ci mówiłam? TeŜ Cierpisz na jakiś kompleks bohatera, Barry? Powoli i ostroŜnie szedł przez pokój, tak jakby jego nogi się trzęsły i zdołał objąć ją Jednym ramieniem. Zapomniałem wspomnieć Ŝe jestem bardzo zazdrosny, kochanie. Nie okazuj zbyt wylewnie radości z ujrzenia tego męŜczyzny - faktura głosu Luciana była taka sama jak zwykle, ale nie do końca. Był miększy niŜ kiedykolwiek, jak Ŝelazo powleczone aksamitem. Subtelne ostrzeŜenie. Daj sobie spokój. To mój partner. Jaxon celowo oddała Barry'emu uścisk, chociaŜ normalnie nigdy tego by nie zrobiła. Ukrywasz przed sobą swoje prawdziwe emocje. Darzysz tego męŜczyznę uczuciem.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Jeśli tak, to głupio z twojej strony śe odsłoniłeś przede mną moje prawdziwe uczucia, prawda?, zapytała słodko pozwalając Barry'emu trzymać jej rękę kiedy usiadł na końcu łóŜka. - Pamiętasz co się stało, Barry? Bo ja nie pamiętam nic poza postrzałem. - Była ciekawa. Nie miała pojęcia jak udało im się wydostać z magazynu skoro oboje byli powaŜnie ranni. Szare oczy Barry'ego zachmurzyło zagubienie. - Wiesz, mam o tym koszmary. TeŜ nic nie wiem. W moim koszmarze wielki wilk zabija wszystkich złych kolesi jak anioł zemsty, potem zmienia się w człowieka, wyciąga stamtąd mój tyłek, a potem cię zabiera. Nie mów tylko szefowi - juŜ teraz sprowadził mi na głowę psychiatrę - Barry potarł ręką swoją twarz - Nie pamiętam męŜczyzny, tylko wilka i jego oczy. Sposób w jaki na mnie patrzył. Ale przysięgam, śe znikąd pojawił się człowiek i nas uratował. To byłeś ty. Ty nas uratowałeś. Powinnam była wiedzieć. Wiedziała. Gdzieś głęboko było ukryte naleŜące do niej albo do Luciana wspomnienie, ale dotknęła je i odrzuciła. Była w nim krew, śmierć, a takŜe coś zmysłowego a jednak złego - jakiś rodzaj dziwacznego uzdrawiającego rytuału. Jaxon nie chciała tego pamiętać. Nie miałem zamiaru pozwolić ci uciec ode mnie nawet poprzez śmierć, Jaxon. Za bardzo cenię twoje poczucie humoru. W jego głosie była delikatność, która roztapiała jej serce. Dał jej do zrozumienia, Ŝe wie jak bardzo była przeraŜona, samotna i całkowicie zagubiona. Tym razem Jaxon miała uczucie Ŝe był znacznie bliŜej. Czuła w umyśle silniejszą obecność zamiast bladego cienia. Mimowolnie spojrzała zdenerwowana na drzwi. - Nie martw się, Barry. Sądzę Ŝe oboje powinniśmy trzymać się od psychiatrów tak daleko jak to moŜliwe. Pewnie by się mną zajęli. Sama teŜ mam kilka koszmarów. Barry zmienił pozycję, pochylając się bliŜej ku niej. Ściszył głos. - Skoro jesteśmy sami, mogę ci teŜ powiedzieć Ŝe to nie pierwsze dziwne doświadczenie które miałem. Pamiętasz seryjnego mordercę który kilka miesięcy temu terroryzował miasto? Oczywiście Ŝe tak. Byłem pierwszą osobą na miejscu trzeciego morderstwa. Nie byłem na słuŜbie, ale znajdowałem się na tym terenie. Przysięgam, Ŝe widziałem tam wilka. Odwrócił głowę, spojrzał na mnie, a ja dostrzegłem w jego oczach inteligencję. Prawdziwą inteligencję. To było niesamowite. Patrzył na mnie jakby oceniał moją wartość albo coś takiego, zastanawiając się czy mnie zabić. Tak samo jak w magazynie. Ale potem to nie był wilk. Zmienił się w człowieka i za cholerę nie mogę sobie przypomnieć jak wyglądał. Nawet jego budowy. Znasz mnie, Jaxon. Pamiętam najmniejsze detale, ale dwa razy widziałem wilka który nie mógł tam być, a poza tym nie mogę opisać człowieka którego
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
widziałem - ani tego z miejsca zbrodni, ani tego który nas ocalił. - O czym ty mówisz, Barry? - Serce Jaxon zaczęło walić z niepokojem. Czy to był Lucian? Czym on był? Czy mógł stworzyć obraz wilka? Barry wzruszył ramionami. - Nie mam pojęcia. Wiem tylko śe widziałem tą cholerną rzecz. To była prawda. I wyglądał tak samo jak w magazynie. Był masywny, dobrze odŜywiony. Nie śaden bezpański pies, jak zasugerował kapitan. Miał osobliwe oczy. Bardzo czarne, inne niŜ zwierzęcia. Płonęły niebezpieczeństwem - naprawdę płonęły. I była w nich niemal... Ludzka inteligencja. - Przeczesał ręką włosy - Sprawdzałem czy śaden wilk nie uciekł z zoo lub rezerwatu, ale nic takiego nie miało miejsca i nikt go nie widział. To nie mógł być wilk, ale... Nie wiem co mam z tym zrobić. Jesteś jedyną osobą której to wyznałem. Polowałem tam na wampira, Jaxon. Przestań straszyć sama siebie. - Nie widziałam wilka, Barry, ale sama mam dziwne koszmary. MoŜe oboje oszaleliśmy - zdobyła się na słaby uśmiech. Odgłos walącego serca był tak głośny, śe myślała śe oszaleje. - MoŜe to normalne w tej sytuacji, Jaxx. Przy okazji czy pogłoski jakie słyszałem o tobie są prawdziwe, czy to kolejny koszmar? Jestem twoim partnerem. Wiedziałbym chyba Ŝe masz narzeczonego? Szczególnie jeśli chodziłoby o jakiegoś super miliardera? Jaxx czuła ból w jego głosie. Mogła wyczuć jego cierpienie niczym cięcie noŜem. Lucian czuł Ŝe sama cierpi. To jest właśnie problem, kochanie. Masz w sobie zdecydowanie za duŜo współczucia. Nie jesteś odpowiedzialna za jego uczucia. To mój partner i jestem mu winna lojalność. Nasza mała szarada go boli. Powiem mu, śe to nie jest prawda, pomyślała buntowniczo. - Jaxx? - nalegał Barry z oczami utkwionymi w jej twarzy. - Wiesz jak trudne było moje Ŝycie, Barry - zaczęła niechętnie, nie wiedząc co powiedzieć. Szerokie ramiona Luciana wypełniły przejście. Był ubrany w nieskazitelny, szyty na miarę garnitur, a jego długie, błyszczące jak skrzydła kruka włosy były przewiązane skórzanym rzemieniem u nasady karku. Odbierał jej oddech. Wypełnił pokój swoją obecnością. Poruszał się z łatwością, płynnie. Przywarła do niego moc kiedy sunął przez pokój aby pochylić się i musnąć czubek jej głowy pocałunkiem. Dotyk jego ust sprawiał, Ŝe czuła lekką słabość. Jej serce zwolniło, dopasowując rytm do jego. - Witaj, aniołku. Widzę Ŝe pozwolono na wizytę twojemu partnerowi. Barry, nazywam się Lucian Daratrazanoff, narzeczony Jaxon. Pozwól mi podziękować za uratowanie jej Ŝycia.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Barry obrócił szare oczy z powrotem na Jaxon, wpatrując się w nią oskarŜycielsko. Lucian usiadł na krawędzi łóŜka, opiekuńczo osłaniając ją swoim ciałem. - Jaxon chciała ci o mnie powiedzieć. Cierpiała w milczeniu przez długi czasu. Ale obawiała się śe w jakiś sposób Tyler Drake się o mnie dowie i skrzywdzi cię jako jej powiernika - otoczył ręką ramiona jaxon - miała trudne Ŝycie, a ci z nas którzy ją kochają wiedzą, Ŝe usiłuje nas chronić nawet gdy tego nie chcemy. Wiem śe zrozumiesz, czemu trzymaliśmy to w tajemnicy. Barry nie umiał się powstrzymać przed wsłuchiwaniem w ton niesamowitego głosu męŜczyzny. Odwrócił oczy od Jaxon na Luciana i zapadał się w głębokie, niezgłębione morze spokoju. Oczywiście, Ŝe rozumiał. Jaxon zawsze chroniła wszystkich wokół. Jak mogłaby zrobić cokolwiek innego? I polubił Luciana. Wiedział, śe Lucian będzie dla niej odpowiedni, Ŝe o nią zadba. MoŜe się ze sobą zaprzyjaźnią. Nie waŜ się wsadzać mu nic do głowy! Zdenerwowana Jaxon próbowała ominąć Luciana, Ŝeby wyrwać Barry'ego z transu. Patrzył z ekstazą w oczy Luciana. Lucian nie odrywał wzroku od Barry'ego. NieuwaŜnie przytrzymał Jaxon jedną ręką. Czy ten męŜczyzna jest waŜny w swoim Ŝyciu?, spytał bez słów. Wiesz, śe tak! Nie grzeb w jego głowie. Jeśli jest dla ciebie waŜny, musi mnie zaakceptować. Posłuchaj, Jaxon. Nie mogę pozwolić śeby ktokolwiek inny dowiedział się o mojej rasie. Rozumiesz co mówię? Postanowiłem śe ten męŜczyzna znajdzie się pod moją ochroną bo darzysz go uczuciem. To nie jest błaha sprawa. Ale musi zaakceptować nasz związek. Ja nie akceptuję naszego związku. Nie mamy związku. BoŜe drogi, rozmawiam z tobą w myślach a nie na głos, jak normalny człowiek. Słyszę i widzę duŜo lepiej niŜ powinnam i oboje wiemy, śe powinnam być martwa. Czy nie tak? Zrobiłeś mi coś dziwnego i sprowadziłeś mnie z powrotem. Teraz jestem jakimś zombie, albo coś podobnego. Na koniec w jej głosie pojawiła się histeryczna nuta. Lucian roześmiał się miękko i pochylił aby musnąć wargami kącik jej ust. - Jesteś taka piękna, kochanie. Nie powinien mieć takich ust. Posiadanie takich ust było grzechem. I ten głos teŜ Powinien być zabroniony. - Nie jestem, ale doceniam Ŝe to mówisz - Nikt nigdy nie opisał jej jako pięknej. - Bo nie miałaś nikogo kto mógł to zrobić. Teraz masz mnie - Jeszcze raz spojrzał na partnera Jaxon.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Barry uśmiechnął się do męŜczyzny. - Wolałbym Ŝeby powiedziała mi wcześniej ale oczywiście rozumiem. Drake jest zagroŜeniem którego nie zdołaliśmy usunąć z jej Ŝycia. Mam nadzieję, Ŝe pojmujesz Ŝe ciągle będziesz musiał się pilnować. Jeśli pójdziesz ze mną na posterunek pokaŜę ci wszystko co na niego mamy. WaŜne Ŝebyś był w stanie go rozpoznać. Jest duŜa szansa, Ŝe spróbuje cię zabić. Jaxon zabrała rękę od Barry'ego i odsunęła się od Luciana, wycofując się. - Sądzę, śe oboje powinniście wyjść. To zbyt publiczne miejsce. Jest duŜa szansa, Ŝe on nas teraz obserwuje. Luian znowu objął niewielkie ciało Jaxon, umieszczając ją opiekuńczo pod swoim ramieniem tak jakby nie zauwaŜył, śe usiłowała trzymać się od niego z daleka. Za bardzo się martwisz Tylerem Drakiem, kochanie. Nie jest niezwycięŜony. Ty teŜ nie. ChociaŜ nie zdawała sobie z tego sprawy, jej szerokie ciemne oczy przesunęły się po jego twarzy niemal z miłością. Zdecydowała Ŝe lubi mieć kogoś, z kim moŜe się kłócić. O kogo moŜe się martwić. Z kim moŜe się draŜnić i śmiać. Wiedziałem, śe się przyzwyczaisz. Znowu jego śmiech, aksamitnie cichy, uwodzicielski. Jestem po prostu samotna. Podniosła wyzywająco brodę. Troglodyta nadałby się tak samo jak ty, więc przestań triumfować i pręŜyć mięśnie na piersiach. Jeśli miała być szczera, to miał bardzo ładną klatkę piersiową. Jego śmiech przyspieszył jej tętno, a ciepło oddechu na karku wysyłało dreszcze tęsknoty wzdłuŜ całego ciała. Odwróciła się do swojego partnera, zdeterminowana by ignorować Luciana i sposób w jaki na nią działał. - Kiedy stąd wyjdziesz, Barry? Ja wychodzę dzisiaj. - Prawie umarłaś. Co oni sobie myślą? - Na twarzy Barry'ego odmalował się szok - Czy lekarze to idioci? - Mam koneksje - zainterweniował Lucian cicho i gładko, znowu trzymając Barry'ego pod zaklęciem swojego głosu i oczu. - Zabieram ją do swojego domu. Bezpieczeństwo jest tam bardzo wysokie. Nikt nie wejdzie bez mojej wiedzy. Zadbam teŜ o opiekę medyczną. Nie musimy się tak o nią martwić. Proszę, pozwól mi dać ci mój prywatny numer i adres. MoŜesz do nas dzwonić kaŜdego wieczora. Pracuję niemal wyłącznie wieczorami i nocami, bo mam do czynienia z róŜnymi krajami i strefami czasowymi. Po prostu się przedstaw, a wtedy ja albo Jaxon skontaktujemy się z tobą jak szybko się da. Kiedy cię wypuszczą? - Powiedzieli Ŝe moŜe za trzy dni. Potem mam zwolnienie ze względu na niezdolność do słuŜby na co najmniej trzy miesiące. Potem trafię do pracy biurowej. A co z tobą,
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
partnerko? Wracasz niedługo? Lucian złączył z nią palce. Celowo uniósł jej kłykcie do ciepłych ust. - Wolałbym Ŝeby nie odpowiadała ani nawet nie myślała teraz na ten temat. Wiesz jaka jest uparta. - Oczywiście, Ŝe wrócę do pracy. Tak zarabiam na Ŝycie - powiedziała z oburzeniem. Barry odrzucił głowę do tyłu i zaczął się śmiać. - Tak się składa Ŝe jesteś zaręczona z jednym z najzamoŜniejszych ludzi na ziemi. Nie sądzę, Ŝe pieniądze na utrzymanie stanowią dla ciebie duŜy problem. Spojrzała na niego. - Dla twojej informacji Lucian nie jest nawet w części tak bogaty jak mówią. A co do mnie, to lubię pracować. Nie jesteśmy jeszcze małŜeństwem i wiele rzeczy moŜe pójść źle. MoŜe nigdy nie dojdzie do ślubu. Nie pomyślałeś o tym? A co jeśli weźmiemy ślub i nam nie wyjdzie? Wiesz ile małŜeństw się rozpada? - To takie do ciebie podobne, Jaxx. JuŜ skazała swoje małŜeństwo na przegraną wytknął Barry - a nawet jeszcze nie wzięła ślubu. Mała Panna Pesymistka. - Jestem realistką, Barry - odparła cicho. Lucian otoczył ją ściślej ramionami, prawie tak jakby ochraniał ją przed docinkami Barry'ego. Mógł wyczuć ból w jej umyśle. Śmiała się, ale umysł miała pełen smutku. Barry nie miał o tym pojęcia, chociaŜ od pewnego czasu był jej partnerem. Lucian był pewien Ŝe nikt z ludzi którzy sądzili Ŝe ją znają, nie mógł tak naprawdę odczytać jej myśli. W jej Ŝyciu nie było prawdziwej radości. Próbowała znajdować momenty szczęścia gdzie tylko mogła, ale zawsze była świadoma groźby wiszącej nad tymi z którymi zanadto się zaprzyjaźniła. Ten potworny cięŜar nie opuszczał jej umysłu. Idea dzielenia z kimś Ŝycia była dla niej jedynie piękną fantazją. NiemoŜliwym do spełnienia snem. Palce Luciana odnalazły jej kark i rozpoczęły powolny, relaksujący masaŜ. DuŜo wymagał, oczekując Ŝe Jaxon zaakceptuje rzeczy które widziała, i o których jej powiedział. Nie zamknęła umysłu na moŜliwość istnienia innych, podobnych do ludzi istot. Nie zamknęła go teŜ na moŜliwość, Ŝe oszalała i Ŝe to on moŜe być jej wrogiem. -Cieszę się, Ŝe twoje rany nie były aŜ tak powaŜne, Barry - powiedziała szczerze Jaxon. - Powiedziałaś mi w magazynie Ŝebym przestał być takim mięczakiem - zaprzeczył Barry. - Chciałam tylko Ŝebyś się ruszył i się stamtąd wydostał - wytknęła.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Taa, jasne - odparł jej partner mrugając do Luciana ponad jej głową - Oczywiście, doktorki myślały śe będą musieli uciąć mi ramię - poinformował ją Barry - Pierwsze zdjęcia rentgenowskie wykazały tak pogruchotane kości, śe doktorzy powiedzieli śe mam papkę Wewnątrz ramienia i nie da się go ocalić. Ale miałem szczęście. Obudziłem się parę godzin później zanim zabrali mnie na salę operacyjną i powiedzieli, śe ktoś musiał zamienić zdjęcia. Moje ramię było złamane, ale poza tym kula przeszła przez nie nie czyniąc szkody. Nikt nie mógł tego pojąć, ale nie szkodzi. Doszedłem do wniosku śe to cud i to akceptuję. Jaxon zamarła. Wiedziała, co się wydarzyło. Wydarzył się Lucian. Wyleczył Barry'ego bo wiedział Ŝe jest dla niej waŜny. Wiedziała to instynktownie, bez pytania. I nie chciała o tym wiedzieć bo oznaczało to, Ŝe Lucian naprawdę mógł robić rzeczy o których mówił. Celowo na niego nie patrzyła. Ile w rzeczywistości mógł widzieć Barry w noc w magazynie? Czy w jego wspomnieniach było coś, co mogło zaszkodzić Lucianowi? Albo co gorsza, czy Lucian zdecydował śe jest w nich coś co mogło go zdradzić? Potarła swoje pulsujące skronie. - Barry - powiedział miękko Lucian - Jaxon robi się zmęczona, a ja nadal muszę odwieźć ją dziś do domu. Wiem śe chcecie nadrobić zaległości, ale teraz jest za wcześnie śeby mogła się przemęczać - Jego głos zawierał delikatny mentalny nacisk, subtelny rozkaz który był niemoŜliwy do odparcia. Barry natychmiast potaknął, pochylając się by złoŜyć pocałunek na czubku jej głowy. Jaxon poczuła natychmiastowe zesztywnienie Luciana. Był niczym wielki dziki kot, zwinięty i gotowy do ataku, a jednak nieruchomy niczym góra. Złapała się na tym, śe bez powodu wstrzymuje oddech. Lucian uśmiechał się z pozornie szczerym ciepłem, potrząsając dłonią Barry’ego i odprowadzając go do drzwi. Potem, kiedy Barry zniknął, odwrócił się i spojrzał na nią. - Nie ufasz mi. - Mówisz tonem, jakby cię to bawiło – Jaxon miała dość udawania – Nie znam cię, Lucianie. Wcale cię nie znam. Prawda jest taka Ŝe dotąd nie spędzałam wiele czasu z innymi ludźmi. Przyzwyczaiłam się do samotności. Nie wiem czy czuję się dobrze w obecności obcego który tyle o mnie wie, kiedy ja nie wiem nic o nim. - Jesteś w stanie czytać w moich myślach, aniołku. Połącz nasze umysły. Dowiesz się wszystkiego czego zechcesz. Potrzasnęła głową, zdeterminowana by nie dać się oczarować magii jego głosu. - Chcę pojechać do domu, do mojego własnego mieszkania Ŝeby to wszystko przemyśleć. Telefon odezwał się, zanim zdąŜył odpowiedzieć. Była dziwnie wdzięczna. Nie była
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
pewna czy chciała by się z nią zgodził, czy teŜ zaprotestował. Myśl o ich separacji sprawiła, śe jej serce stało się cięŜkie. Podniosła telefon oczekując, śe usłyszy głos kapitana. - Jaxx, kochanie? To tatuś. Tyler. Jego głos sprawił, śe zrobiło jej się niedobrze. Przywołał kaŜdy detal ich wspólnego śycia. Potworną odpowiedzialność dzieciństwa, osłanianie matki i brata tylko po to by ponieść w końcu poraŜkę. Poczucie winy z powodu rodziny Andrews, która straciła śycie tylko dlatego śe dała jej dom. I z powodu Carol Taylor, która zgrzeszyła tym Ŝe lubiła wypić rankiem z jaxon filiŜankę kawy. Drake zadzwonił do niej pewnego ranka dawno temu mówiąc, śe Carol jest słaba i nieuŜyteczna jak Rebecca. śe gra na współczuciu Jaxon i jest niczym więcej jak pijawką, cięŜarem. Jaxon wiedziała Ŝe tego ranka znajdzie Carol martwą, ale mimo to rzuciła słuchawkę i pobiegła do jej mieszkania. Teraz była cicho czując bulgotanie w brzuchu. Jej ręka automatycznie znalazła pistolet, podczas gdy oczy zaczęły bez spoczynku poruszać się w poszukiwaniu okien. Czy Drake mógł zajrzeć do pokoju? Czy stał pod odpowiednim kątem? Był doskonałym strzelcem. Bez jednej myśli wyślizgnęła się z łóŜka i stanęła między oknem a Lucianem. Lucian bez słowa pchnął ją za siebie, przyszpilając jednym silnym ramieniem. - Ten człowiek usiłuje zniszczyć naszą rodzinę, Jaxx – warknął Drake w telefonie – Nie moŜesz na to pozwolić. KaŜ mu sobie iść. Nie wiesz jacy są męŜczyźni i czego chcą. Nie moŜesz mu ufać – W jego głosie pobrzmiewał Ŝelazny autorytet. Lucian wyjął jej słuchawkę z ręki, co było łatwe mimo śe do niej przywarła. - Chodź i sam mnie dopadnij, Drake – Jak zawsze mówił miękkim, niemal delikatnym tonem – Nie mam zamiaru z niej zrezygnować. Nie masz juŜ nad nią władzy. Jaxon jest pod moją opieką, a twoje rządy terroru się skończyły. Poddaj się. PrzecieŜ tego chcesz. Chciałeś tego od długiego czasu. Lucian usłyszał jak Drake odkłada słuchawkę na widełki, ucinając ich rozmowę. Obrócił się i objął Jaxon swoim czarnym, uporczywym spojrzeniem. W płomienistej pustce jego oczu i twardym, niemal okrutnym wyrazie ust nie było wyrzutów sumienia, strachu ani niczego innego. Jaxon poczuła się słaba i krucha. Wyglądał solidnie, spokojnie i niezwycięŜenie, niczym kotwica. Bardzo delikatnie sięgnął ręką i dotknął jej twarzy. - Jaxon? - Czemu to zrobiłeś? Czemu rzuciłeś mu wyzwanie? – Jej głos był ledwie szeptem – Nie rozumiesz. Nie mogę cię przed nim ochronić. Będzie czekał. Miesiąc czy rok nic dla niego nie znaczy. Nawet jeśli nigdy się nie zobaczymy, przyjdzie po ciebie. Nie wiesz co zrobiłeś. Jaxon widocznie się trzęsła. Wyglądała na taką zagubioną, smutną, młodą i kruchą, Ŝe Lucian poczuł jak jego serce wykręca się z bólu. Sięgnął ku niej, zagarnął w ramiona jej
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
nieopierające się ciało i ukrył blisko swego serca. Po prostu trzymał ją do momentu aŜ jego ciepło zaczęło wnikać w jego ciało. Dopóki jej nerwowe bicie serca dopasowało się do jego Spokojnego, stałego rytmu. Dopóki okropne bulgotanie w jej brzuchu nie zanikło. Jak tego dokonał? Jaxon leŜała obok jego duŜego, umięśnionego ciała i pozwoliła sobie na jeszcze kilka minut zaufania. Sprawiał śe czuła śe dopóki będzie blisko niego, wszystko będzie dobrze. Wydawał się przenosić swoją niezwykłą wiarę w siebie na nią. Wreszcie Jaxin go odepchnęła i zerwała się na nogi. - Od początku ustawiłeś się jako cel, prawda? Twierdziłeś Ŝe jesteś moim narzeczonym i masz tyle pieniędzy, Ŝeby warto było rozpowszechniać te wieści. Jest o tym we wszystkich gazetach, prawda? Przystojny miliarder z gliną. ZałoŜę się Ŝe wyszła z tego niezła historyjka. Wiedziałeś Ŝe Drake to przeczyta i po ciebie przyjdzie. Kompletnie spokojny wzruszył ramionami, a jego uporczywe czarne oczy spoczywały na jej twarzy. Ruch szerokich ramion był płynny i męski – falował zwykłą dla niego siłą kiedy przyznawał, śe ma rację. - Nie miałem szans Ŝeby go namierzyć dopóki nie dowiem się o nim więcej. Twoje wspomnienia dały mi punkt zaczepienia. Teraz sam mi wszystko ujawni. Jeśli nie odda się w ręce policji, będzie na tyle wściekły Ŝeby zacząć popełniać błędy. Ujawni się. Straci swoją cierpliwość. Stracił nad tobą kontrolę. Zawsze, odkąd byłaś dzieckiem, Tyler Drake wierzył Ŝe rządzi twoim Ŝyciem. Nigdy wcześniej nic takiego mu się nie zdarzyło. - Nie podda się – powiedziała z kompletnym przekonaniem. - Pewnie nie – powiedział z zadowoleniem – Drake jest niezrównowaŜony i nie byłem w stanie się z nim połączyć. - Czemu ja? Czemu to na moim punkcie ma obsesję? – Jej ogromne ciemne oczy poruszały się po twarzy Luciana. I dlaczego mnie znalazłeś? Dlaczego ta… ta rzecz przyszła do twojego domu, skoro nie chciała nic od ciebie? – Z nagłym zrozumieniem cofnęła się krok w tył – To byłam ja, prawda? Jakoś go tam ściągnęłam. Jego uśmiech był pozbawiony humoru, stanowił raczej dowód docenienia jej umiejętności wyciągania wniosków. - Jesteś w tym duŜo lepsza niŜ sądziłem, kochanie. Połączenie naszych umysłów dało ci więcej wiadomości niŜ zaplanowałem. - Po prostu mi powiedz - Niemal wstrzymywała oddech w oczekiwaniu na odpowiedź, ale - jak zwykle kiedy wiedziała o niebezpieczeństwie - znała prawdę. - Wiem co myślisz, Jaxon, ale sprawa jest bardziej złoŜona. Jesteś wyjątkowa wśród twojego rodzaju, jesteś prawdziwym medium. Tylko medium moŜe przemienić się w nasz
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
gatunek. Wszyscy inni wpadają w obłęd przy próbie przemiany. Dla naszych męŜczyzn konieczne jest znalezienie partnerki. Wyjaśniłem ci to. Wampiry czyli ci Karpatianie którzy zdecydowali się stracić duszę i nie mogą być zbawieni - nadal podejmują próby. Nadal Szukają partnerki, chociaŜ juŜ dla nich za późno. Przyciągnęła ich twoja obecność. Zamknęła oczy. - Seryjny zabójca. Czy to był wampir? Przytaknął. - Znalazłem jego ofiarę kiedy przyjechał twój partner. Nie byłem wtedy pewien kto był zabójcą. Wampiry często uŜywają na róŜne sposoby złych ludzi. Tak jak Karpatianie wampiry nie mogą znieść światła dnia. Ludzie mogą wypełniać róŜne zadania kiedy wampiry są do tego niezdolne, więc uŜywa się ich jako kukiełek. - Czy mogą zmuszać ludzi Ŝeby zabijali innych? To masz na myśli? Pokiwał powoli głową uwaŜnie ją obserwując. Wyglądała jakby miała zaraz uciec. - Między innymi są w stanie zaprogramować swoje kukiełki do zabijania - Jeśli moŜliwe było Ŝeby jeszcze zbladła, udało jej się to osiągnąć. Jaxon potrząsnęła głową. - To szaleństwo. Wiesz o tym, prawda? Nie wierzę, Ŝe to wszystko kupuję. Tak naprawdę nie chcę o tym wiedzieć. - Świetnie sobie radzisz, aniołku. Nie spodziewałem się Ŝe zaakceptujesz wszystko od razu. Mam pozwolenie od lekarzy Ŝeby zabrać cię do mojego domu. Nie chcę budzić podejrzeń przez zbyt długie zwlekanie. - Chcę do mojego domu - odparła uparcie. - Chcesz mnie chronić. - Chcę od ciebie uciec - unikała jego wzroku. Desperacko potrzebowała okazji Ŝeby pomyśleć. Musiała być daleko, daleko od pokusy jego obecności. Lucian poruszył się błyskawicznie, pokonując w mgnieniu oka dystans pomiędzy nimi. - Nie, wcale nie, Jaxon. Mogę czytać w twoich myślach. Za późno. Przyjdzie po mnie. A ty nadal chcesz mnie chronić. - Tak, przyjdzie po ciebie - wybuchła - A ja nie mam zamiaru wejść do pokoju Ŝeby znaleźć twoje poszarpane i zakrwawione ciało na podłodze. Nie mogę przejść przez to ponownie. Nie mogę, Lucian.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Z łatwością otoczył ją ramionami ponownie zamykając w uścisku, uspokajając ją dotykiem. - Jesteś taka piękna, Jaxxon. Zachwyca mnie twoja determinacja kiedy chcesz oddać Swoje śycie za innych. Chodź ze mną do domu, gdzie będziesz bezpieczna i gdzie będziemy mogli się poznać. Spójrz na to w ten sposób: jeśli Drake po mnie przyjdzie będziesz mogła przynajmniej mnie ostrzec. Zapadała się w czar jego czarodziejskiego, mrocznego, aksamitnego głosu. Tonęła w głębinach jego seksownych oczu. Wygięcie zmysłowych ust ją hipnotyzowało. - Mam w moim mieszkaniu rzeczy które mają dla mnie duŜe znaczenie. - Rzeczy twojej matki - powiedział miękko - Zabrałem je z twojego mieszkania. Są bezpieczne w twoim pokoju u mnie. Jej oczy błysnęły ogniem. - Nie miałeś prawa. - Miałem kaŜde prawo. Jesteś moją Ŝyciową partnerką, zawsze pod moją opieką. Nie mogę zrobić nić innego jak tylko zapewnić ci szczęście. Zawsze jesteś pod moją ochroną. Rzeczy, które są waŜne dla ciebie są teŜ waŜne dla mnie. - Jeśli to prawda to dlaczego u diabła sprowokowałeś Drake'a? - nerwowo zaciskała palce na tkaninie jego niepokalanej koszuli. Przykrył dłońmi jej ręce, przytrzymując je na swoim sercu. - Nie mogę pozwolić śeby taki człowiek był gdzieś tam i zagraŜał twojemu bezpieczeństwu. Ty nie zostawiłabyś kogoś kto stanowiłby dla mnie taką groźbę. Jaxon westchnęła, a na jej piersi spoczął ogromny cięŜar. - Masz rację, Lucian, nie zrobiłabym tego. Teraz nie mam wyboru. Muszę spróbować go znaleźć. Lucian odkrył, śe się uśmiecha. Nie mógł się powstrzymać. Była tak zdeterminowana śe to ona się nim opiekuje. Potrząsnął głową, a potem pochylił się by dotknąć wargami jej włosów. Serce Jaxon opuściło jedno uderzenie. Jaki był sens kłótni? Nie mogła zostać w szpitalu. KaŜdy doktor i pielęgniarka którą obdarzyłaby uśmiechem, znajdowałaby się w niebezpieczeństwie. Kto wie jak pracuje pokręcony umysł Drake'a? Co miała do stracenia? Poza tym ktoś musiał dowiedzieć się kim naprawdę jest Lucian i czego chce. No i nie mógł
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
umrzeć. Była mu to winna choćby ze względu na ocalenie Barry'ego. Ani Barry ani ona nie uszliby z Ŝyciem z tego magazynu. Musiała pozostać z Lucianem jako jego ochroniarz, przynajmniej dopóki nie znajdą Drake'a. Dłoń Luciana nakryła czubek jej głowy, a palce zmierzwiły gęstwinę blond włosów. Pasma były jak jedwab. - Martwisz się o bezpieczeństwo twojego partnera. - Drake moŜe w niego uderzyć. Zawsze się o to martwiłam. Dopóki nie natrafiłam na Barry'ego ciągle zmieniałam partnerów. Odmówił zamiany a kapitan go posłuchał mimo ryzyka. Drake mógł wściec się na tyle, Ŝeby zranić mnie uŜywając jego. - On nigdy nie próbował cię zranić, aniołku - powiedział miękko - Jego motywem nie jest ranienie ani karanie cię. W swoim umyśle jest twoim wybawicielem, opiekunem. Jesteś jego ukochaną córką. Tak właśnie myśli. A my próbujemy was ze sobą rozdzielić. - Nawet teraz, po tak długim czasie? Jak moŜe tak myśleć? Jego ręka nie mogła się uspokoić, nadal gładził palcami jej włosy. Nie wiedział czemu był tak troskliwy wobec tego krótkiego, nieujarzmionego mopa, ale zdecydował Ŝe nie moŜe bez niego śyć. Była dla niego niezbędna. Bawiło go Ŝe nie pojmuje kim jest - karpatiańskim łowcą z ogromnymi mocami i wiedzą. Umiejętnościami zdecydowanie przewyŜszał kaŜdego ludzkiego męŜczyznę. Mógł stać się mgłą, cieniem. Był silniejszy niŜ jakikolwiek śmiertelnik, mógł czytać wiatr, rozkazywać niebiosom. Potrafił biec jako wilk i latać jak drapieŜne ptaki. Mógł kontrolować myśli ludzi wokół, przyciągać ich do siebie głosem i wymuszać ich posłuszeństwo w kaŜdej sprawie. Mógł unicestwiać z dystansu, a nawet nakazać ofierze by sama się zniszczyła. Mógł śledzić kaŜdego i wszystko kiedy tylko to namierzył. Nic nie mogło go powstrzymać. Ani nieumarły ani ludzka ofiara. Dla Luciana Tyler Drake musiał zostać uśmiercony. Ten męŜczyzna wymordował wszystkich którzy cokolwiek znaczyli dla Jaxon. W Lucianie nie było gniewu, a jedynie cichy spokój który zawsze był jego częścią. Był sprawiedliwością ich ludzi, egzekutorem ich praw. Jednak szczęście i dobro Jaxon Montgomery stawiał nawet ponad swoim księciem, swoim śyciem, swoim bratem bliźniakiem i swoim ludem. Tyler Drake został skazany i pozostało mu niewiele śycia. - Chodź do domu - wymamrotał cicho, świadomy śe wieczór ustępuje miejsca nocy. Dobrze się poŜywił. Będzie wreszcie musiał ujawnić jej to, w co trudno będzie jej uwierzyć. Była odwaŜna i akceptująca, umysł miała otwarty na moŜliwość istnienia innych form Ŝycia. Jednak nie była jeszcze gotowa by zaakceptować ich istnienie w jej pobliŜu. Wyczuwał w jej umyśle jak bardzo była rozdarta. Czytał w nim smutek, winę. Widział determinację by chronić nie tylko jego, ale teŜ Barry'ego Radcliffa. Z lekkim westchnieniem
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
podniósł ją do góry. Przejście przez nadmierne szpitalne formalności powinno być jednym z tych koszmarów których Jaxon nie mogła znieść, bo nie miała cierpliwości do papierkowej roboty, ale Lucian jakimś cudem sprawił śe wszystko poszło gładko. Ilość personelu szpitalnego i reporterów zdawała się rosnąć, kiedy zabrano ją na dół do szpitalnego wyjścia. Kilka razy popatrzyła z pretensją na Luciana, ale on udawał Ŝe niczego nie zauwaŜył. Wydawał się w Swoim śywiole, niemal jak stary przyjaciel róŜnych dziennikarzy. Nawet kapitan dołączył do tłumu śeby uścisnąć mu ręce. zauwaŜyła Ŝe nie pośpieszył do niej - był widocznie zbyt zajęty poszukiwaniem moŜliwej dotacji na kampanię, gdyby zdecydował się startować na burmistrza. To bardzo niemiłe. Znowu słyszała śmiech, który sprawiał Ŝe po jej skórze tańczyły płomienie i rozpalał ogień w środku brzucha. Rozejrzała się wokół aby upewnić się Ŝe nikt jej uwaŜnie nie obserwuje, bo jej twarz zaczął zabarwiać blady rumieniec. Nie wierzę w to, jak ci ludzie dają ci się oczarować. To ohydne, powiedziała mu bezgłośnie. Chodziło prawdopodobnie o jego głos. Albo oczy. Albo przyciągające spojrzenie. No i jeszcze idealne usta. Pochylił się aby umieścić te perfekcyjne usta nad jej uchem. Celowo zrobił to przed aparatami fotograficznymi, a ręką władczo objął jej kark. - Chodzi o pieniądze, kochanie. Nie ma innego powodu, to tylko kasa. Jedynie ty uwaŜasz mnie za przystojnego i sexy. - Nigdy nie powiedziałam sexy. I na pewno nie uŜywałam słowa przystojny - syknęła w odpowiedzi. Nie miała zamiaru powiększać jego rozrośniętego ego przez wskazywanie wszystkich kobiet które o nim mówiły. Musiał je słyszeć. Ona je słyszała. Pokręciła głową. Lucian naprawdę nie widział nic specjalnego w swoim wyglądzie. Swoją atrakcyjność traktował tak jak aurę władzy i autorytetu - od zawsze była po prostu częścią niego. Przed szpitalem zaparkowała ogromna biała limuzyna. Przed drzwiami stał czekający szofer. Jaxon zamknęła oczy. To było tak absurdalne, nonsensowne. Nie pasowała do limuzyny. Jakiekolwiek śycie prowadził Lucian, Jaxon nie mogła się do niego dopasować. Kiedy niechętnie szła oparta o ramię Luciana w kierunku szofera bez ostrzeŜenia uderzyła ją wiedza. Uczucie przyszło z nikąd. Ciemne. Brzydkie. Intensywne. Wokół było ciemno - światło zostało wyssane z nieba i zastąpione przez noc. Chmury przysłaniały księŜyc, a drobny deszczyk tworzył mgiełkę na ulicach. Wszędzie rozbrzmiewał śmiech, rozmowy, setki głosów, a jednak nagle znalazła się samotna w środku strefy wojennej. Automatycznie wysunęła się spod ramienia Luciana odpychając jego potęŜne ciało śeby
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
zwiększyć przestrzeń między inimi. Wyciągnęła broń, a jej oczy śledziły, poruszały się, Szukały celu. Był tam. Blisko. Koszmar kaŜdego gliniarza - wielki tłum i morderca.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Rozdział czwarty
Gdzie był Barry? Czy to on stanowił cel? Jaxon nie odwaŜyła się zaprzestania poszukiwań źródła alarmu, nawet aby upewnić się Ŝe Barry pozostał bezpiecznie w szpitalu z dala od niebezpieczeństwa. Ostry wzrok sprawdził otaczające ich dachy, nieprzerwanie poruszając się wśród tłumu. Wewnątrz była bardzo spokojna. Znała to. To był sposób Ŝycia. Lucian nie odsunął się od niej mimo jej prób, by go odepchnąć. Odebrał od niej sygnał ostrzegawczy i wiedział śe zagraŜał im człowiek, a nie nieumarły. Wyczułby obecność wampira duŜo czasu przed nią. Przeklął do siebie w pradawnym języku. Zamiast cieszyć się jej reakcją na niego powinien przeskanować tłum. To pierwszy błąd który mógł sobie przypomnieć i nie był z siebie zadowolony. Jednym silnym ramieniem dosłownie zepchnął ją za siebie, całkowicie ją chroniąc. DuŜe ciało łatwo osłoniło jej mniejsze, zmuszając by kierowała się ku limuzynie z jej kuloodpornymi, zaciemnionymi szybami. Walczyła usiłując go ostrzec, ale był zbyt zajęty Ŝeby zwrócić na to uwagę. Sondował umysłem tłum szukając oznak wrogości. Jej system alarmowy działał znakomicie. Trzech osobników usiłowało ustawić się tak, aby złapać ją w krzyŜowy ogień. Mieli instrukcje, aby sprawić, śe tym razem na pewno umrze. Szef nakazał im skończyć pracę albo zacząć uciekać. Jaxon Montgomery zaszkodziła biznesowi szefa w zbyt duŜym stopniu, Ŝeby nadal to tolerować. Kolejnym celem był Barry Radcliff. Lucian z łatwością odczytał ich zamiary. Wymierzył swój atak tak jak zawsze - spokojnie, bez wściekłości czy gniewu. Najpierw wydobył informację których potrzebował, by upewnić się Ŝe zdoła powstrzymać kolejne zamachy na Ŝycie Jaxon. Potem ostroŜnie zmienił scenariusz który wymyślił zleceniodawca zabójców. Trzech męŜczyzn skierowało nagle broń tak śe była widoczna. Zewsząd dobiegały krzyki. śaden z nich nie widział dokładnie ich pierwszego celu, a jednak ich broń zaczęła Ŝyć własnym Ŝyciem kierując się na kolegów. Jeden z nich usiłował otworzyć dłoń i rzucić broń, ale jego ręka pozostała zaciśnięta wokół niej, a palec powoli naciskał, tak Ŝe czuł wystrzelenie ładunku. Odgłosy strzelającej jednocześnie broni rozbrzmiały głośno wśród nocy. Wybuchł chaos, zamieszanie, a ludzie zaczęli biec we wszystkich kierunkach w poszukiwaniu schronienia. Lucian pozostał nieruchomo, z łatwością wpychając Jaxon do samochodu gdzie nie mogła zobaczyć nic spoza jego potęŜnego ciała. Bez współczucia obserwował jak trzej męŜczyźni upadają na ulicę, a woda z ciemniejącego nieba zabiera ze sobą ich krew w małych strumyczkach. W którymś momencie błyskawica przeskoczyła z chmury na chmurę oświetlając teren w ten sposób śe uczyniła z niego płaskorzeźbę. Obraz Luciana stojącego
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
nieruchomo w samym środku chaosu wyrył się w pamięci Jaxon na zawsze. Kapitan, kilku Policjantów i ochroniarzy przyczaiło się, poszukując innych napastników. - Sądzę, Ŝe powinieneś przydzielić straŜ dla Radcliffa - poradził cicho Lucian kapitanowi policji uŜywając nacisku w głosie, który zapewniał posłuszeństwo - Zabierz go ze szpitala i zabierz tam, gdzie nikt nie będzie wiedział. Jaxon i Radcliff zrobili sobie wrogów a magazyn był zasadzką obliczoną na to, śeby się ich pozbyć. Ci męŜczyźni mieli skończyć zadanie i zabić ich dwoje - mówił tak cicho śe słyszała go tylko Jaxon i kapitan. Kapitan potakiwał, kiedy Lucian się do niej odwrócił. Nadal próbowała ominąć go Ŝeby zobaczyć co się dzieje, ale on po prostu sięgnął do samochodu i ją przesunął, śeby wślizgnąć się na miejsce obok. Szofer natychmiast zamknął drzwi i byli sami, oddalając się od miejsca zdarzenia. Jaxon przeczesała drŜącą ręką swoje krótkie blond włosy, tak jak to miała w zwyczaju kiedy była poruszona. Sprawiło to, śe miękkie, jedwabiste pasma opadły we wszystkich kierunkach, dziko, tak jak lubił Lucian. - Nie wierzę, Ŝe to zrobiłeś. Lucian, musisz pozwolić mi siebie bronić. Miałam broń. A ty tylko tam stałeś, nie ruszając się. Jesteś ogromnym celem - pomyślałeś o tym? Snajper z dachu mógł się zdjąć zanim mrugnąłeś. Naprawdę się o niego bała. Mógł w niej to wyczuć niczym Ŝyjące, oddychające stworzenie. Niemal odbierało jej dech. Lucian odruchowo przypomniał sobie o swoim oddechu, celowo dopasowując się do jej tempa, tak śe jego serce goniło a płuca bolały. Tak samo celowo zaczął zwalniać oba ich serca i oddychać spokojnie za nich dwoje. - Wydaje mi się, śe nie masz śadnego instynktu samozachowawczego. - oskarŜyła Polowałeś na te potworne stworzenia tak długo i chroniłeś innych ludzi, Ŝe nie poświęcasz juŜ uwagi swojemu Ŝyciu? - W jej oczach stanęły łzy. Strach zalegał w gardle niczym twarda narośl. Widziała niewielkie przebłyski z jego Ŝycia i ją martwiły. Ćwiczył się w słuŜeniu innym, stawał twarzą w twarz z niebezpieczeństwem Ŝeby ich chronić. Stał wysoki i wyprostowany, z prostymi ramionami i niezmiennym wyrazem twarzy. Myślenie o nim w ten sposób ją przeraŜało. W tym momencie był bardziej samotny niŜ ona przez całe swoje Ŝycie. Lucian wcisnął jej twarde, opierające się ciało w zagłębienie swojego ramienia i ją przytulił. Jego cud. Światło w nieubłaganym mrocznym świecie. Jej widoczny strach o niego roztapiał mu serce bardziej niŜ cokolwiek innego. Sądziła Ŝe nie wie kim jest, ale znała go lepiej niŜ sam siebie znał. Lucian protekcyjnie nakrył jej głowę swoją i otoczył ją opiekuńczo ramionami tak śe do siebie przylegali. Jak udawało mu się istnieć przez wieki w tej mrocznej pustce bez niej? Wiedział, śe nigdy tam nie wróci. Wola i determinacja, zapamiętana miłość i lojalność, wezwanie by chronić czy niszczyć które miał w sobie i utrzymywał tyle wieków nigdy nie wystarczą aby śyć dalej gdyby ją stracił. Gdyby ją stracił przez resztę Ŝśycia doświadczałby tylko śmierci i zemsty. Nigdy nie oddałby się cicho świtowi. Jego ramiona się
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
zacisnęły, a uśmiech dotknął ciemnej pustki jego oczu. Całe jego ciało ogarnęło ciepło radości. Tak, zrobiłby to. Podszedłby wszędzie gdzie ona. Jeśli Jaxon powędrowałaby w Stronę innego śycia, podąŜyłby za nią bez wahania.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Jaxon zrozumiała Ŝe jej serce zwolniło i dopasowało się do rytmu Luciana. Znowu mogła oddychać z większą łatwością. Ciepło jego ciała wnikało w nią i czuła się niewiarygodnie bezpieczna. Zamknęła oczy i nie walczyła z emocjami które jej podarował. Lubiła być w jego ramionach. Lubiła czuć się bezpieczną i nie tak samotną. Przede wszystkim była zdeterminowana, aby Lucian nigdy więcej nie odczuł tej ponurej samotności. Wiedziała duŜo o samotności, ale przy tych kilku razach kiedy dotknęła jego umysłu, jego odosobniona egzystencja była nieskończenie zimna i pusta. Nie liczyło się to Ŝe nie przyjrzała się przyczynie tego stanu rzeczy. Zdawała sobie tylko sprawę Ŝe nic nie liczyło się dla niej tak bardzo jak jego bezpieczeństwo. - Jestem świadoma, Ŝe zrobiłeś coś tym męŜczyznom - wymamrotała w jego klatkę Piersiową. Do jej głosu zakradła się nuta senności - Czy szofer jest twój? - Wynająłem go. - zauwaŜyłam śe nie upadł na ziemię śeby się ukryć. Kucnął i zaczął szukać czegoś w swojej marynarce. O co chodziło? - Jaxon otworzyła oczy i badała ocienioną szczękę Luciana. Mimowolnie jej palce zakradły się, śeby dotknąć jego brody. - Nie mam pojęcia co większość szoferów robi w takich okolicznościach - odparł niewinnie Lucian - moŜe miał telefon komórkowy i chciał zadzwonić po pomoc. - Połowa sił policyjnych była juŜ na miejscu - przytuliła się bliŜej. Lubiła dotyk ręki Luciana w swoich włosach, sposób w jaki gładził jedwabiste pasma, dotyk czubków palców na szyi. - Kto ci go poŜyczył? - Jest synem gosposi znajomego. - Gosposi znajomego? - powtórzyła z narastającym podejrzeniem w głosie. Westchnął. - To brzmi jak początek przesłuchania. Czy nie jesteś przypadkiem oficerem policji? - Zdecydowanie tak. Opowiedz mi całą historię. Lubię długie opowieści. Owinął ręką jej szyję w Ŝartobliwej groźbie. - Jestem pewien śe zawsze będziesz sprawiać mi kłopoty. - Nikt inny tego nie robi. Niedobrze Ŝe ciągle wszyscy okazują ci szacunek. Zaczynasz przez to wierzyć Ŝe na niego zasłuŜyłeś - roześmiała się ze zrelaksowanym i wtulonym w niego ciałem. Pasowała tutaj. Czuł to. Wiedział w najgłębszych zakamarkach duszy. Nie miał wątpliwości śe Jaxon jest jego drugą połową. Stworzoną dla niego. Przeznaczoną dla niego.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Za kaŜdym razem kiedy na nią patrzył chciał się uśmiechać. Za kaŜdym spojrzeniem jego wnętrzności zmieniały się w roztopioną lawę. Przed limuzyną zamajaczyły się bramy z kutego źelaza, wysokie, z zawiłym wzorem i tak piękne jak sama posiadłość. Szofer gładko poprowadził limuzynę przez przejście i podjazd do domu. Wysokie krzaki po kaŜdej stronie nadawały ziemi dziki, leśny wygląd. Wszędzie gdzie zerkała widziała drzewa, paprocie i krzaki róŜnych gatunków. Spoglądając na to dostrzegła śe ma kilka pięter z wieŜyczkami i balkonami w niespodziewanych miejscach. WitraŜe o róŜnych kształtach i kolorach zdobiły ściany. Były staromodne i piękne. - Większość witraŜy przysłała mi partnerka mojego brata bliźniaka, Gabriela. Robi niesamowite rzeczy. Jest wspaniałą uzdrowicielką i widać to w jej pracach. Wiele dzieł zostało stworzonych przez Francesce i ich młodą podopieczną Skyler. Wzory dają duŜą ochronę wewnątrz domu. - powiedział to cicho, stwierdzając fakt, jak gdyby proponował luźną rozmowę. Jaxon zrozumiała Ŝe to co mówił było duŜo waŜniejsze niŜ się wydawało. Wzięła rękę Którą jej zaoferował, kiedy wychodziła z wielkiego samochodu. - Chcę ci powiedzieć, Ŝe nie będę więcej jechać w tej rzeczy. Jest marnotrawstwem, a to grzech. A jeśli nie umiesz prowadzić, ja jestem w tym świetna. Szofer oczyścił gardło, męŜnie usiłując ukryć uśmiech. - Przepraszam, chyba nie spróbuje pani odciąć mi źródła dochodu, prawda? Przechyliła głowę na jedną stronę i badała męŜczyznę dociekliwymi, oceniającymi oczami. Poruszał się jak bokser, perfekcyjnym krokiem. Pod absurdalnym uniformem kryły się potęŜne mięśnie. Kimkolwiek był ten człowiek, na pewno nie był szoferem. - Jak się nazywasz? - z tą informacją łatwo będzie dowiedzieć się o nim więcej. Wyszczerzył zęby, nałoŜył kapelusz i wślizgnął się z powrotem do samochodu. - Tchórz - wyszeptała wśród nocy. Spojrzała na Luciana, który stał nieruchomo jak posąd - A ty... Co ja z tobą mam zrobić? - To nie ja byłem w niebezpieczeństwie, aniołku. To byłaś ty - jego ręka owinęła się Wokół jej karku, zmuszając by weszła po schodach do frontowego wejścia. - niewaŜne na kogo z nas polowali, Lucian - wyjaśniła cierpliwie - To ciebie by trafili. Próbowałam usunąć się z drogi, ale byłeś nieruchomy i bardzo uparty. - Nie było niebezpieczeństwa, Jaxon. Ich cel był przeraŜający. Wysłanie trzech tak niekompetentnych płatnych zabójców było raczej aktem desperacji ze strony ich szefa, nie sądzisz? - Stał tak blisko Ŝe mogła wyczuć ciepło jego skóry, chociaŜ tylko jego ręka spoczywała na nasadzie jej karku.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Jaxon usłyszała, Ŝe się śmieje. Dźwięk ją zaskoczył. Grał niewinnego. Nic go nie ruszało, nie niepokoiło. Głos był niezmieniony, miękki i piękny, nieodpowiedzialny za śadną niegodziwość ani złe czyny. Ominął ją Ŝeby otworzył cięŜkie drzwi wejściowe. Jego ręka bardzo krótko spoczywała na niej ramieniu. Potem ją opuścił i odsunął się. - Tym razem nie jesteś chora. Czy wchodzisz do mojego domu z własnej woli? - zapytał powaŜnie, a jego uwodzicielski głos topił jej serce. Z jakiegoś powodu zawahała się, stojąc tuŜ przed wejściem. Widziała przedpokój, marmurowe wejście. Wzywało ją, przyciągało, jak sanktuarium. Czemu zapytał ją tak formalnie? Dlaczego nie pozostał cicho i nie pozwolił jej wejść? Jaxon powtarzała w myślach jego słowa. Miały pewną formalność, były niemal rytualne. Lucian pozostał cicho potwierdzając jej obawę, śe jest tu coś czego nie pojmuje. Jaxon odwróciła ku niemu twarz, unosząc głowę śeby spojrzeć w jego czarne oczy. Bezduszny. Zagubiony. Samotny. Stał wysoki i wyprostowany kompletnie nieruchomo, z zacienioną twarzą. - Jeśli wejdę z własnej woli, czy da ci to nade mną jakąś władzę? - nie mogła nic poradzić na to, śe brzmi jakby była zdenerwowana. Nie roześmiał się, jak się obawiała. Zwyczajnie obserwował, bez mrugnięcia okiem, niezachwianie. Jaxon zwilŜyła swe nagle suche wargi. - Odpowiedz mi szczerze. Czy zwiąŜe nas to w jakiś sposób albo sprawi, Ŝe będę tu więźniem? - Skoro tak się mnie obawiasz jak moŜesz myśleć śe wyjawię ci prawdę tylko dlatego, śe pytasz? - Po prostu wiem śe to zrobisz. - delikatnie wzruszyła ramionami - O niektórych sprawach wiem. Nie moŜesz mnie okłamać. Powiedz mi. - JuŜ połączyłem nas słowami rytuału. Nie moŜesz mnie opuścić, tak samo jak ja nie mogę opuścić ciebie. Zamrugała. - Słowami rytuału? - Zanim zdąŜył odpowiedzieć potrząsnęła głową - Nic nie mów. Nie chcę się rozproszyć. Czy będę więźniem? - Jeśli chodzi o bycie więźniem w tym domu, będziesz mogła wchodzić i wychodzić kiedy zechcesz - Nadal na niego patrzyła. Lucian uśmiechnął się powoli psotnym uśmiechem małego chłopca, który prawdopodobnie wyciągał go z wielu kłopotów - Oczywiście jeśli nie Będzie groziło ci niebezpieczeństwo.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Nie mogę się doczekać, śeby usłyszeć kto decyduje co jest niebezpieczeństwem. Nie ułatwiasz mi tego. Nie mam pojęcia czemu pozwalam ci wejść do mojego Ŝycia i przejąć kontrolę. Acha, jeszcze jedno - uśmiechnęła się do niego słodko - nie jestem taka jak ty. Nie jestem gotowa śeby dowiedzieć się kim jesteś, ale kimkolwiek jesteś twoje rytualne słowa nie mogą nas połączyć. Sama decyduję o swoich związkach. Tak, wchodzę do twojego domu ze swojej własnej, nieprzymuszonej woli. Przekroczyła prób i niemal spanikowała. Coś głęboko w niej zmieniło się i oŜyło. Było tak silne, śe niemal zakręciła Ŝeby uciec na zewnątrz, niezdolna to określić. Niewątpliwie jej ciało, serce i dusza rozpoznały to miejsce, tego męŜczyznę. PotęŜne ciało Luciana zablokowało drzwi. Złapał ją za wąską talię i zwyczajnie trzymał. Siła jego ramion była ogromna, jednak był tak delikatny jak nigdy nie chcąc jej zranić. - O co chodzi? - Nie wiem. Czuję jakbym nie była juŜ sobą. Tak jakbyś powoli przejmował nade mną kontrolę. Robisz to? - nie próbowała się uwolnić. Nie była nawet pewna, czy naprawdę chce się uwolnić. Jej wielkie oczy przeszukiwały z powagą jego twarz. - Nigdy nie chciałbym cię przejąć. Jesteś dokładnie taka jaka powinnaś być. Spędziliśmy tyle czasu samotnie, śe to pewnie dziwne śe tak wcześnie tyle ze sobą dzielimy. Ale jesteśmy śyciowymi partnerami i przystosujemy się. Opierała się o niego nawet, kiedy obróciła głowę w stronę ogromnego pokoju. - Czuję jakbym tu naleŜała, jakbym znała to miejsce. - naleŜysz tu. Idź i odkrywaj. Jeśli chcesz coś zmienić, nie krępuj się - Otworzył ramiona pozwalając by odsunęła się o krok. Dom był nawet piękniejszy niŜ zapamiętała Jaxon. Starała się nie rozglądać wokół w kompletnym zachwycie. W czasie pracy w policji była w niejednej rezydencji, ale ta była niezwykła. W pewien sposób wywoływała skojarzenie elegancji Starego Świata, zapomnianych czasów. Była tu nawet sala balowa z podłogą taneczną z parkietu. Jej ulubionym pokojem stała się masywna biblioteka, przytulna dzięki wielkiemu kominkowi z dwoma wygodnymi krzesłami ustawionymi naprzeciw i antycznym stolikiem do czytania pomiędzy nimi. Na trzech ścianach znajdowały się sięgające od podłogi do sufitu półki na ksiąŜki, a jedynym sposobem na skorzystanie z górnych pozycji była drabinka. Zobaczyła kaŜdy rodzaj ksiąŜki jaki mogła sobie wyobrazić, od fikcji do pozycji naukowych, od staroci do nowości. Zanotowała śe niektóre ksiąŜki były bardzo wiekowe i napisane w kilku językach. Było to wspaniałe, cenne znalezisko. Jaxon czuła Ŝe mogła spędzić w tym pokoju Znaczną część śycia i czuć się szczęśliwa.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Dom był znacznie większy niŜ sądziła - większy nawet niŜ wydawał się z zewnątrz. Sama kuchnia była większa niŜ całe jej mieszkanko. Lucian poruszał się za nią tak cucho, śe niemal wyskoczyła ze skóry. - To nie jest juŜ twoje mieszkanko. Powiedziałem właścicielce od której je wynajmowałaś, śe moŜe szukać lokatorów, Powiedział to cicho, udowadniając Ŝe nadal jest niemym cieniem w jej umyśle. - Nie zrobiłeś tego - Jaxon obróciła się z rękami na biodrach rzucając mu wyzwanie śeby powiedział prawdę. - Oczywiście Ŝe to zrobiłem. Nie naleŜysz tam. Nigdy nie naleŜałaś - odpowiedział z zadowoleniem. - Wiem, Ŝ e nie odwaŜyłbyś się zrezygnować z mojego mieszkania. Niełatwo je dostać, zwłaszcza z moją pensją - Jaxon spojrzała na niego, usiłując odczytać wyraz jego twarzy Nie mogłeś tego zrobić - Usiłowała przekonać zarówno siebie jak i jego - Na pewno właścicielka nalegała, śeby dokończyć okres najmu. Wzruszył ramionami, wcale nie zmartwiony. - Chętnie przyjęła gotówkę. ZauwaŜyłem Ŝe w większości spraw świetnie się sprawdza. Ty masz podobne poglądy? - Naprawdę to zrobiłeś, prawda? O BoŜe, muszę do niej zadzwonić. Gdzie do cholery są Tutaj telefony? Nie moŜesz tak po prostu tego robić. Nie moŜesz - spojrzała na niego wilkiem - Nawet nie czujesz wyrzutów sumienia. Patrzę na ciebie i nie widzę ani cienia Ŝalu. Nawet tego nie czujesz, prawda? - Nie widzę powodu śeby doświadczać takich emocji. Jesteś w naszym domu, tam gdzie przynaleŜysz. Starsza kobieta była bardziej niŜ usatysfakcjonowana gotówką i natychmiast znajdzie nowego wynajmującego. Wszystkim to wyszło na dobre. - Nie dla mnie. Potrzebuję swojej osobistej przestrzeni, Lucian. Naprawdę Zdesperowana potrząsnęła głową. Jaki był tego sens? Wydawał się nie pojmować tego co zrobił. - Tu jest więcej miejsca niŜ trzeba, prawda? - wyglądał na zaintrygowanego, a czarne oczy przeszukiwały kaŜdy kąt pokoju - Wielu rzeczy jeszcze nawet nie widziałaś. Ziemie są ogromne, a w wielu ścianach są sekretne przejścia do innych pokoi. Mam nadzieję Ŝe znajdziesz tu dla siebie wystarczająco duŜo miejsca - Na wypadek gdyby Jaxon chciała dotknąć jego umysłu, Lucian upewnił się śe skrył głęboko swoje rozbawienie. Nadal Wyglądał na niewinnego i miał szczerą twarz. Jaxon potrząsnęła głową i poddała się. Była zrozpaczona, ale nie miała siły z nim
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
walczyć. Zajmie się tym innego dnia - zadzwoni do właścicielki i z powrotem dostanie swoje miejsce. Teraz była zbyt zmęczona i zdezorientowana. I być moŜe głodna. Powinna być głodna, ale przy kaŜdej myśli o jedzeniu czuła lekkie mdłości. Lodówka wyglądała onieśmielająco. Stanęła przed nią. - Czy kiedy mnie postrzelono dostałam w brzuch? Pierwszy raz była świadoma jego wahania. Wstrzymała oddech. - Czemu pytasz? Coś cię boli? - jego absolutnie neutralny głos nic nie zdradzał. - Jestem głodna, ale myśl o jedzeniu sprawia Ŝe mam mdłości. Tak naprawdę nie pamiętam Ŝeby jadła coś lub piła od przebudzenia. Czy coś ze mną nie tak czy te wpadam w paranoję? - Znowu słyszę w twoim głosie strach. Przed niewiadomym. To najgorsza z obaw, prawda? - Powiedział to tak cicho, Ŝe zadrŜała. Cokolwiek miał jej wyjawić, nie chciała wiedzieć. Jaxon uniosła dłoń i potrząsnęła głową nie patrząc na niego. - Sądzę, śe przejdę sie na zewnątrz. Ziemie wyglądają na piękne. Tak czy inaczej muszę Poznać okolicę - przeszła obok niego usiłując prześlizgnąć się pod jego ramieniem. Ramię Luciana opadło niczym brama. Oplótł ją nim i przyciągnął do siebie. - Nie bój się prawdy. Jest inna, ale nie jest zła. SkrzyŜowała ramiona. - W takim razie mi powiedz. Miejmy to za sobą. Cokolwiek musisz powiedzieć, po prostu to zrób. Jestem dorosłą osobą, a nie dzieckiem za które mnie uwaŜasz. Lucian całym ciałem pragnął wydostać ją z kuchni i zaprowadzić do swojej sypialni. Ruchem reki zapalił płomienie tańczące w kamiennym kominku. Złapała głośno oddech, jednocześnie zaczarowana i przeraŜona jego magią. Odsunęła się od niego i stanęła naprzeciw migoczących języków gorąca, potrzebując dystansu Ŝeby myśleć jasno. Był przeraŜająco silny. - Tak jak ci wyjaśniłem jestem karpatiańskim męŜczyzną. Jesteśmy gatunkiem który istnieje od początku czasu. Nie jestem zły, aniołku, ale ciemność, utrata kolorów i emocji która powoli przejmuje naszych samców którym brakuje światła ich partnerek przez wieki stała się u mnie silna. Wszyscy walczymy z drapieŜnikiem który śyje wewnątrz nas. Jesteśmy jak ludzie, ale nie do końca. Mamy błogosławieństwo i przekleństwo długowieczności, często nazywa się nas nieśmiertelnymi. A kiedy znajdziemy śyciową partnerkę uczucia są Intensywne i stale rosną na przestrzeni wieków. JeŜeli nie... MoŜemy stać się absolutnymi
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
drapieŜcami, nieumarłymi. Noc jest nasza, a światło słońca cięŜkie do zniesienia. Ale mamy ogromne siły które zaczynasz pojmować. Moja krew płynie w twoich Ŝyłach aniołku. JuŜ teraz wpłynęła na twoją tolerancję na słońce. Nie tak jak na moją, ale nie będziesz mogła przetrwać dnia bez specjalnych okularów. Uderzenie serca. Jedno. Dwa. Jaxon wzięła głęboki oddech, a potem powoli wypuściła powietrze. - Mogę to zaakceptować. Moja krew płynie w twoich śyłach. Transfuzja? Nie chciała się z tym zmierzyć, nie pytała. Nie chciała wiedzieć jak jego krew dostała się do jej Ŝył. - Słońce będzie palić twoją skórę. Krem przeciwsłoneczny pomoŜe, ale niewiele. Będziesz musiała przyzwyczaić się do pozostawania wewnątrz domu przez kilka godzin dnia, ale tak czy inaczej będziesz się wtedy czuła ospale. Słyszała wyraźnie głuchy odgłos jej własnego serca. Palce zacisnęła nerwowo na materiale bawełnianej koszulki którą miała na sobie. - O czym ty mówisz? Sądzisz, śe nigdy wcześniej nie czytałam Draculi? Opisujesz wampira, prawda? - buntowniczo wysunęła brodę. Otwarcie rzucała mu wyzwanie. Lucian mógł dostrzec jej odwagę w walce ze strachem. Była krucha, tak wraŜliwa, miała wiele cech które moŜna było podziwiać. A on jej pragnął. Był ostro świadomy, śe są sami. Obserwował jej walkę z samą sobą, sposób w jaki działał jej instynkt, kiedy usiłowała walczyć z więzami które na nich nałoŜył. - Powiedziałem, Ŝe nie jestem wampirem i nim nie jestem. Jeśli samce naszego gatunku będą znuŜeni ciemnością która na nich opadnie po ich młodości i zdecydują się zbezcześcić swoje dusze, staną się nieumarłymi. Są wtedy absolutnie źli, zabijając ofiarę dla chwilowego przypływu przyjemności i mocy, zamiast poŜywić się i pozostawić ją nietkniętą. śyłem jako jeden z nich, naśladując ich sposób śycia, ale nigdy nie zabijałem dla krwi ani nie brałem krwi, kiedy musiałem zabijać. Nie mogłabyś stać się wampirem przez moją krew. Ze wszystkich ludzi to właśnie ty jesteś pełna światła. Jaxon potarła swoje pobolewające skronie. W tym co mówił było coś złego. - Czemu nie mogę znieść myśli o jedzeniu? - Jesteś w stanie tolerować wodę i trochę warzywnych i owocowych soków. Musisz zacząć od bulionu warzywnego i powoli zwiększać swoją tolerancję. Nie próbuj jeść posiłków mięsnych, bo nie będą dla ciebie dobre. - To tym się śywisz? Sokiem i bulionem?
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Nie pytaj o to, czemu nie jesteś jeszcze gotowa stawić czoła - powiedział miękko, a jego ciemny wzrok padł na tętno które tak nerwowo uderzało w jej gardle. Wtedy zrozumiała. Nie zemdlała, chociaŜ jej całe ciało osłabło, a nogi były jak z gumy. Nie mogła zemdleć. - Lucian, proszę, odsuń się od drzwi. Jego hipnotyzujący wzrok poruszał się po jej twarzy niczym pieszczota. - Chcesz ode mnie uciec? Jego głos był tak miękki i zmysłowy, śe ledwo udało jej się powstrzymywać przed podbiegnięciem do niego po pociechę. - O tym właśnie myślę. Powiedziałeś, śe nie jestem więźniem, a ja zdecydowałam Ŝe chcę wyjść. - Starała się nie brzmieć buntowniczo. ZauwaŜyła śe jego potęŜne ciało nadal wypełniało przejście, tak nieruchome jak góra, a twarz była bez wyrazu. Gdyby tylko nie miał tego głosu. - Gdzie byś poszła, Jaxon? Przechyliła brodę. - To gdzie pójdę nie jest twoją sprawą. - Zapanowała długa cisza, a on czekał nieporuszony, obserwując ją czarnymi oczami. Jaxon liczyła własne uderzenia serca. Wzdychając cicho skapitulowała. - To apartamentu Barry'ego. Nie będzie go tam, pamiętasz? Kapitan przeniósł go do bezpiecznego miejsca. - Nie sądzę. To nie byłoby bezpieczne. W tych miękko wypowiedzianych słowach tkwiło podwójne znaczenie. Jaxon zadrŜała, czując chłód mimo ciepła ognia który za nią tańczył. - Powiedziałeś Ŝe mogę odejść. - Nie powiedziałem, Ŝe moŜesz uciec. Między nami będzie prawda, maleńka, obojętnie czy to będzie trudne czy nie. Jesteś silną kobietą. Nie będę przed tobą nic ukrywał. - Czy mam za to podziękować? - przeczesała drŜącą dłonią włosy, nadając im wygląd rozwianych przez wiatr - Nie chcę tego. - Tak, chcesz - opowiedział Lucian tak delikatnie jak zawsze.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
W jego czarnych i niemoŜliwych do zgłębienia oczach dostrzegła teraz głód, upartą zaborczość. Poruszyła dłonią śeby znaleźć zapewniającą bezpieczeństwo rękojeść broni. Jak mogłaby kiedykolwiek się oprzeć tym głodnym oczom? - Czemu to robisz? Mam w Ŝyciu dość kłopotów bez twoich oczekiwań, Ŝe zaakceptuję Wampiry i Bóg wie co jeszcze. Nie mogę tego zrobić, Lucian. - Tak, moŜesz - powiedział cicho - Weź głęboki oddech i zrelaksuj się. Usiądź zanim upadniesz. - Naprawdę sądzisz, śe jestem w takiej potrzebie i sprzedam tą odrobinę szacunku jaki do siebie śywię tylko po to śeby z kimś być? Czuję w swoim ciele róŜnicę. Sposób w jaki słyszę, w jaki kontroluję głośność. Widzę w ciemności lepiej niŜ w świetle dnia. Ciągle cię czuję. Ze mną. Potrzebującego. Przywołującego mnie - Znowu potarła skronie - Jak moŜesz ze mną rozmawiać bez wypowiadania słów? I co waŜniejsze, jak ja mogę do ciebie tak mówić? - Moja krew krąŜy w twoich śyłach, tak jak twoja w moich. Dzielimy te samo serce i duszę. Nasze umysły szukają połączenia, tak jak nasze ciała wołają do siebie nawzajem. - Moje ciało wcale do ciebie nie woła - zaprzeczyła, bardziej przestraszona niŜ zła. - Mała kłamczucha. - Wróćmy do tej krwi w śyłach. Jak dokładnie twoja krew dostała się do moich śył, a moja do twoich? Czy dałeś mi transfuzję albo coś w tym stylu...? - Urwała, kiedy wkroczyły obrazy mrocznego, erotycznego snu. Uniosła ochronnie rękę do gardła - Nie piłeś mojej krwi. BoŜe, powiedz śe nie piłeś mojej krwi. Nie, najpierw powiedz śe ja nie piłam twojej. Czuła, śe jej nogi mogą ją zaraz zawieść. Spojrzała na podłogę, gotowa upaść. Tylko myśl śe stanie się bardziej słaba niŜ była w tej chwili uchroniła ją przed omdleniem. Płynnie poruszył się w jej stronę by pomóc, ale Jaxon była tak zaalarmowana śe uniosła do góry broń. Musiała przytrzymać ją obiema rękami Ŝeby uspokoić drŜące silnie ręce. To był koszmar, szaleństwo. Nie miała na tyle wyobraźni, Ŝeby to wszystko wymyślić. Pistolet był skierowany prosto w jego serce. - Proszę, odsuń się od drzwi, Lucian. Nie chcę cię zranić. Naprawdę. Chcę tylko się stąd wydostać, śebym znowu mogła oddychać - błagała go, nie kontrolując jak zwykle sytuacji. Tak bardzo chciała z nim być. Tak bardzo. Był wysoki, seksowny i potwornie samotny, tak jak ona. Rozumiała to w nim. Chciała wszystko naprawić, pomóc mu pozbyć się tego okropnego głodu. Ale posiadanie takiego męŜczyzny jak Lucian patrzącego na nią nieustannie z gorączką i pragnieniem, potrzebą i zaborczością, było snem którego nie mogła nigdy zaakceptować. Lucian nie był naprawdę męŜczyzną. Był czymś innym. Czymś, czego nie Chciała identyfikować.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Jaxon, opuść broń zanim przypadkowo kogoś zastrzelić - W jego głosie nie było śadnego wahania. - To nie byłby przypadek, Lucian. Proszę cię jeszcze raz. Odsuń się i pozwól mi odejść. - Moi ludzie traktują ludzkie spoŜywanie mięsa z takim samym obrzydzeniem jak ty traktujesz branie krwi, aby się poŜywić. Zrobiła niepewny krok, usiłując zamknąć się na jego słowa i znaczenie tego co wyjawiał. Skręciła na prawo, mając nadzieję śe opuści swoją pozycję. Lucian pozostał tak nieruchomy jak góry. - Samo wyobraŜanie sobie tego co próbujesz mi powiedzieć sprawia, śe jego mi niedobrze. Nie sądzę, śebyśmy do siebie pasowali. Była teraz powaŜna. Jeśli by się nie odsunął, musiała znaleźć sposób śeby go ominąć. Nie miała zamiaru go zastrzelić. Myśl o zranieniu go była nie do zaniesienia. Lucian poruszył się tak szybko, śe stał się zamazaną plamą. Nawet nie plamą. W jednej chwili stał w przejściu, a w drugiej trzymał pistolet i otaczał ją ramionami. - uwaŜasz to za odrzucające, aniołku, bo nie zaznałaś niczego więcej niŜ zła. Tak bliski kontakt z nim był niebezpieczny. Jego ciało było twarde, gorące, i płonęło potrzebą. Swoją odpowiedź poczuła nawet w koniuszkach palców. Zdradził ją jej oddech, galopujące serce, własne ciało. Czuła palące pod powiekami łzy. - Powiedz mi, śe kontrolujesz to jak na ciebie reaguję - wyszeptała unosząc głowę, aby spadać jego pozbawioną wyrazu twarz. Natychmiast jego szorstkie rysy złagodniały, i zamknął ją w stalowo silnych ramionach tak delikatnie, jak tylko umiał. - Wiesz, śe tak nie jest. Wymuszałem twoje posłuszeństwo tylko wtedy kiedy cię leczyłem, związywałem ze mną i kiedy musiałaś spać. Jesteś drugą połową mojej duszy. Nie mogę być z dala od ciebie, Jaxon. Nie wymyśliłem sobie tego - Jego ręka z wielką czułością poruszyła się po jej twarzy - Czy sądzisz, śe chcę ci przysparzać takiego cierpienia? Spójrz w mój umysł i zobacz prawdę. Pragnę tylko twojego szczęścia. Kochanie, w rzeczywistości chętnie oddałbym śyciem gdybym wiedział śe tego chcesz i będziesz beze mnie szczęśliwa, ale tak nie jest - Dotknął ustami jej czoła, powiek - Tak nie jest, moje malutkie kochanie. Nie jest tak. - Nie moŜesz mnie prosić, śebym to zaakceptowała.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Nie mam wyboru. W ten sposób Ŝyję, Jaxon. Jestem Karpatianinem. Nie zmienię tego. Nie chciałbym tego zmienić - Znalazł ustami jej wargi. Był delikatny, jego usta ledwie musnęły kącik jej ust. Zaczęła mocno drŜeć - śyję dzięki krwi, kochanie, ale nie zabijam. Poświęciłem śycie aby chronić oba nasze gatunki. - Ale, Lucian... - usiłowała protestować. - To coś innego i tyle. Coś, czego nie znasz. Wtuliła twarz w jego pierś. - Nie śpisz w trumnie, prawda? - to miał być śart, ale zabrzmiał duŜo powaŜniej niŜ ZałoŜyła. Lucian ostroŜnie wybrał odpowiedź. - Przez wieki mojego istnienia, kiedy polowałem i niszczyłem wampiry, nigdy nie znalazłem nikogo kto by spać w trumnie. Jeśli ktokolwiek by próbował, podejrzewam Ŝe pierwszy wpadłby na to nieumarły. - To jeden pozytyw - Jaxon zaczynała juŜ się od niego odsuwać. Poruszała się ostroŜnie, tak jakby zetknięcie się z nim mogło zarazić ją jakąś dziwną chorobą - Sądzę, Ŝe nigdy nie przywykłabym do trumny. Czy moŜesz cofnąć to, co zrobiłeś? - Starała się śeby jej głos brzmiał obojętnie. Była bardzo zmęczona i chciała tylko połoŜyć się gdzieś i o niczym i nikim nie myśleć - Nie moŜesz, prawda? - Nawet gdybym mógł, to nie chciałbym tego. Nie mógłbym z ciebie zrezygnować opuścił ręce - wiem śe to samolubne, ale nie mogę. Nie tylko ze względu na mnie, ale na ciebie i na innych. Podniosła rękę i uśmiechnęła się blado. - Czuję się przeciąŜona, Lucian. Nie mogę więcej pojąć. Zróbmy coś normalnego Jaxon zagryzła dolną wargę, a przez jej czoło przemknęła mała zmarszczka - Nie wiem co robią normalni ludzie, a ty? Otoczył dłońmi jej twarz, a kciuki muskały jej satynowo miękką skórę w drobnej pieszczocie. Musiał jej dotknąć. Nie umiał się powstrzymać. - Wyglądasz na zmęczoną, Jaxon. Powinnaś odpoczywać. - Myślałam Ŝe moŜemy przejść się po twoich ziemiach. Chciałabym się rozejrzeć na zewnątrz. - Rozglądanie się. Oczywiście śe masz na to ochotę. W końcu to takie normalne.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Uśmiechnęła się.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- MoŜe masz rację. W końcu Ŝadne z nas nie wie czym się zająć, kiedy akurat nie namierzamy Ŝadnego mordercy. Jego uśmiech był powolny i seksowny. - Nie powiedziałem Ŝe nie krąŜą mi w głowie myśli o innych, bardziej interesujących czynnościach. Wstrzymała oddech. Tak łatwo mógł ją podejść. To nie było naturalne. Szeptał w jej umyśle, dzielił zmysłowe obrazy, i sprawiał śe myślała o sprawach na które sama nigdy by nie wpadła. Jaxon potrząsnęła głową. - Jesteś zły, Lucian. I co ja mam z tobą zrobić? - Bądź ze mną. śyj ze mną. Naucz się, jak mnie kochać. Zaakceptuj mnie takiego jakim jestem - szeptał mrocznie jedwabistym głosem, a jego słowa dotykały najgłębszych zakamarków jej duszy. Sięgnęła by wziąć go za rękę, przeplatając swoje mniejsze palce z jego większymi. - Sądzę, śe powinieneś być zakazany. Twój głos pozwala ci zdobyć niemal wszystko Nie było sposobu, śeby się mu oprzeć. Nie kiedy mówił jej takie rzeczy tym pięknym głosem z uporczywą szczerością w spojrzeniu. Obrócił jej dłoń i uniósł ją do ust. Czarne oczy płonęły zaborczością. - Czy to dotyczy teŜ ciebie? Jaxon uśmiechnęła się. - RozwaŜam to. Przespaceruj się ze mną. - Chcesz wyjść na zewnątrz? Potrząsnęła głową. - Jest jakiś powód dla którego nie chcesz, śebym wyszła na zewnątrz. Co tam jest? Wiem, śe nie trumna. Sądzę, śe juŜ omówiliśmy tą sprawę i to jedno jest jasne. - Nie trumna - przyznał. - Więc co? - zaŜądała - Wyrzuć to z siebie. - Wilki - powiedział z twarzą bez wyrazu. Jaxon wyrwała dłoń. - Daj mi z powrotem broń. Wilki? Powinnam wiedzieć. Oczywiście, śe masz wilki. Czy
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
nie wszyscy je mają? - wykręciła palce - Pistolet, Lucian. Podaj mi go. Zdecydowałam śe mimo wszystko cię zastrzelę. Tylko w ten sposób mogę zachować zdrowie psychiczne. Z śartobliwej groźbie otoczył dłońmi jej szyję. - Nie sądzę, śe kiedykolwiek oddam ci twoją broń. Nasuwa ci ona wrogie zamiary. Była bardzo świadoma jego obecności kiedy szli oboje na tyły domu. Czemu jego dom musiał być tak idealny? Taki, jakiego zawsze pragnęła? Czemu czuła się bezpieczna, skoro powinna czuć się zagroŜona przez takiego potęŜnego i niebezpiecznego człowieka jak Lucian? Jakim cudem z takim spokojem zaakceptowała jego inność? CóŜ, moŜe nie ze spokojem, ale akceptowała ją. Lucian cieszył się sposobem, w jaki pracował jej umysł. Jaxon była czasem przytłoczona ilością informacji które jej przekazywał, ale nie pozwalała sobie na panikę. Dawała sobie czas na przyswojenie tego co mogła, a potem robiła krótką przerwę przed kolejnym przypływem informacji. UŜywała humoru aby przejść przez przeraŜające sytuacje. Nigdy nie odrzuciła go ot tak sobie. Jaxon nie znała go. Nie rozumiała kim naprawdę był. Nie miała pojęcia na temat tego co robił, aby przez wieki niszczyć innych. Jego świat był pusty, mroczny, a takŜe zimny i pełen cieni i miał zamiaru zrobić wszystko, by do niego nie wrócić. Był myśliwym, nosił w sobie potworną ciemność, a ona była zbyt pełna światła aby pojąć Ŝe kaŜde zabójstwo zabijało część jego duszy. Tylko Jaxon mogła sprawić, Ŝe był całością.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Rozdział piąty W chwili kiedy Jaxon wyszła na zewnątrz i odetchnęła świeŜym powietrzem, olbrzymi cięŜar który ją przygniatał zmniejszył się. Powietrze było zimne i orzeźwiające, a deszcz chwilowo ustał. Nad jej głową wirowały ciemne i złowrogie chmury blokując światło księŜyca, a jednak widok był piękny. Uwielbiała burze i dźwięk deszczu. Kochała formowanie się chmur i unoszący się wokół aromat po ulewie. Była świadoma potęŜnego ciała Luciana, które poruszało się obok niej odkąd wyszli z domu. Przeczesała niedbale ręką włosy, powodując tylko większy nieład i zbadała wzrokiem akry lasu ciągnącego się za posiadłością. - To największy koszmar ochroniarza, Lucian. Drake'owi by się to spodobało. Być moŜe jest gdzieś tutaj, pośród drzew. To jego Ŝywioł. - Za bardzo martwisz sie o moje bezpieczeństwo, skarbie - zaplątał palce w jej włosach, udając Ŝe nadaje im jakiś pozór porządku - Wiedziałbym, gdyby jakiś człowiek wkroczył na moją posiadłość. Jest dobrze chroniona - nie przez jakieś ludzkie systemy bezpieczeńsywa, ale przez staroŜytne zaklęcia, silne i niebezpieczne. Tyler Drake nie moŜe się przez nie przedrzeć. Tak długo jak jesteś w tej posiadłości, jesteś zupełnie bezpieczna. - A co z kulami snajpera? Nie musi być na terenie posiadłości, Ŝeby cię zastrzelić, Lucian. Wystarczy Ŝe przysiądzie na jakimś wzniesieniu i będzie miał cię w zasięgu wzroku. - Nie tak łatwo mnie zabić, aniele. Udajesz tylko Ŝe nie wiesz czym jestem, bo nie chcesz o tym myśleć. Był w jej umyśle. Unikała wspomnień o tym jak dzielili krew, głównie dlatego Ŝe niosło to za sobą mroczne i erotyczne wzpomnienia, których nie chciała ruszać. I zdecydowanie miała problem z myślą, Ŝe wzięła jego krew. Dręczyło ją to duŜo bardziej niŜ chciała przyznać, a jednak ciągle rozpatrywała to w swoim umyśle. Lucian spojrzał na nią z góry. Jaxon uniosła głowę i patrzyła na niego ciemnymi oczami pełnymi mieszanych uczuć, a to topiło jego wnętrze. Pragnął posmakować jej miękkich ust. Potrzeba była paląca i silna i tym razem poddał się jej bez walki. Otoczył ramionami jej drobną talię i przyciągnąłją do siebie, pochylając głowę aby wziąć w posiadanie jej wargi. Czas się zatrzymał. Pod ich stopami usunęła się ziemia. Wokół wybuchło palące gorąco i przeskakiwały iskry elektryczności. A jednak jego usta były powolne i delikatne, nakłaniając ją do odpowiedzi a nie wymuszając ją. Rękami otoczył tył jej głowy, trzymając ją tak aby móc ją odkrywać, zatracić się w jedwabistym gorącu jej ust. Była dla niego wszystkim. Tajemniczym światem światła, Ŝądzy, kolorów, emocji i magii. Nie pragnął być nigdzie indziej niŜ tu. Chciał aby ten idealny moment trwał w nieskończoność. Lucian powoli podniósł głowę, bojąc się zatrzymać, obawiając się Ŝe ta idealna chwila nie była realna i Ŝe Jaxon zniknie i znowu będzie sam. Mierzwił palcami jej włosy. - Sądziłem Ŝe ten świat ma przede mną niewiele sekretów, ale odkrycie dlaczego ktoś taki jak ja zasłuŜył na kogoś takiego jak ty zajmie mi wieczność. Dotknęła koniuszkami palców jego idealnych warg. Tak naprawdę była nim oczarowana. Wiedziała Ŝe kiedy dotknął jej w ten sposób, kiedy jego wargi znalazły jej usta,
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
nigdy nie będzie mogła się od niego uwolnić. Będzie pragnęła go przez wieczność. Jego smaku, siły, zapachu. Wszystkiego. - Nie powinnam ci na to pozwolić - wyszeptała - Co teraz zrobimy? Powiedział Ŝe moŜe go opuścić w kaŜdej chwili, Ŝe nie jest więźniem, ale wiedziała Ŝe to kłamstwo. Była do niego w jakiś sposób przykuta, przywiązana czymś silniejszym niŜ mogła sobie wyobrazić. Jej rzęsy uniosły się i spojrzała na niego z przeraźliwym smutkiem. - Co teraz zrobimy? Lucian chwycił dłonią nasadę jej karku i przyciągnął do siebie. - Kiedy patrzysz na mnie z takim smutkiem, Jaxon, łamiesz mi serce. Wiatr dostarczył im cichej muzyki, a on poruszał się razem z nią w perfekcyjnym rytmie, tak Ŝe stali się jednością. Oparła głowę o jego pierś tak jakby się w niego wtapiała, podłuszna i miękka wtedy, kiedy powinna protestować. - Masz los jest przypieczętowany, kochanie - powiedział tak delikatnie jak potrafił Nie ma Luciana bez Jaxon, i nie ma Jaxon bez Luciana. Musimy znaleźć sposób by połączyć nasze światy. Nie mamy wyjścia. Tak było ustalone na długo przed tym, jak trafiliśmy na ziemię. Mieliśmy szczęście Ŝe odnaleźliśmy się nawzajem, skoro tylu innych straciło juŜ na to nadzieję. - Tak sądzisz, Lucian? Naprawdę uwaŜasz nas za szczęściarzy? Wprowadziłam cię w chory świat, w którym ktoś mnie prześladuje i zabija kaŜdego kto się dla mnie liczy. Ty wprowadziłeś mnie w krainę koszmarów, w której potwory z horrorów naprawdę istnieją Jaxon brzmiała bardzo smutno, a jej głos był przytłumiony przez jego białą jedwabną koszulę Nie wiem nawet, czy z tobą chcę być. Nie wiem czy nie trzymasz mnie przypadkiem pod jakimś mrocznym urokiem. - Ich ciała kołysały się razem tak blisko jak to było moŜliwe. Dzieliła ich tylko cienka warstwa ubrań. Odkrył, Ŝe znowu się uśmiecha. Najprawdopodobniej był najbardziej potęŜną istotą na ziemi. Mógl rozkazywać niebiosom. A ona nie była wiele wyŜsza niŜ 5 stóp, prawdopodobnie nie waŜyła nawet 100 funtów, a jednak sądziła Ŝe moŜe się z nim mierzyć. Prawda była taka, Ŝe Lucian przywykł do absolutnej grozy i szacunku. Nawet wśród najsilniejszych samców swojej rasy był traktowany wyjątkowo. Od wieków nikt mu się nie przeciwstawił. Chwilę nad tym pomyślał. Nikt oprócz wrogów których musiał zniszczyć nigdy mu się nie przeciwstawił. Przez wszystkie te wieki nikt nie sprzeciwił się jego woli. Lucian przyzwyczaił się Ŝe wszystko dzieje się zgodnie z jego myślą. W jego ramionach Jaxon czuła się drobna i krucha. Nagle poczuł się świadomy swojej siły, mocy, wszystkiego co traktował dotąd jako oczywistość. Zaciągnął się jej zapachem - juŜ była powietrzem którym oddychał. Z kaŜdą mijającą chwilą łącząca ich więź zacieśniała się. Pomiędzy nich wkradł się jakiś dźwięk, delikatny okrzyk, muzyka wiatru. Wilki wiedziały Ŝe był na zewnątrz i przybyły aby go odwiedzić. Zobaczyły Ŝe nie jest sam i skryły się w lesie - obserwujące ich i czekające na sygnał mroczne cienie. Atakować czy trzymać się z dala? Dotknął ich umysłów i przesłał obrazy. Jaxon była częścią klanu, ich watahy, jego kobietą i liderem stojącym u jego boku. Była pod jego ochroną. Pod ich ochroną. Zawsze muszą na nią uwaŜać.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Jaxon uniosła głowę. - Są tam teraz, obserwują nas prawda? Skąd je masz? Potrzeba wielu specjalnych licencji Ŝeby trzymać dzikie zwierzę. Sądziłam Ŝe nawet dla ciebie będzie trudno otrzymać wszystkie pozwolenia skoro mieszkasz tak blisko miasta. Jak ci się udało? Beztrosko wzruszył szerokimi ramionami. - Zwyczajnie powiedziałem urzędnikowi Ŝe ma mi dać pozwolenia i tak zrobił. Jaxon westchnęła i przestała z nim tańczyć. - Muszę się od ciebie oddalić. Naprawdę muszę. Nie wierzę Ŝe ktoś tak idealnie logiczny i stojący mocno na ziemi jak ja zaczyna wierzyć w fantazje które stworzyłeś. Lucian, nie moŜesz po prostu wymuszać swojej woli przez wkradanie się do ludzkich głów i hipnotyzowanie, aby zrobili czego chcesz. Jego czarne oczy zaświeciły się w rozbawieniu. - Jaxon, robię to od początku mojego istnienia. - Co masz na myśli? - Wieki. Robię to od wieków. Jaxon uniosła dłoń. - Przestań mówić "wieki". Nie chcę słyszeć więcej tego słowa. Doprowadza mnie to do szaleństwa - Przycisnęła rękę do brzucha - Oddaj mi moją broń zanim przywołasz te zwierzęta. Mogła zobaczyć wilki, dostrzec odbijające się w ciemności oczy. Nieświadomie cofnęła się szukając ochrony w szerokim ramieniu Luciana. - Wtedy poczuję się trochę pewniej, wiesz? - Wilki to moi bracia. Nie skrzywdzą mnie ani tego co jego moje - powiedział cicho. Są szlachetnymi stworzeniami z kodem honorowym, Jaxon. Oddałyby za nas Ŝycie. Nie bój się. Jej serce zaczęło walić. Natychmiast zauwaŜyła Ŝe jego rytm dopasowuje się do jej rytmu, a potem oba zwalniają do normalnego tempa. Zerknęła na niego. - Czym jesteś? - Nie wampirem, maleńka. Nigdy nim. - KaŜdy jego instynkt nakazywał Ŝeby chwycić ją i uciec, naznaczyć jej ciało i nieodwołalnie ją ze sobą związać. Był cieniem w jej umyśle. Wiedział Ŝe nie zdoła mu się oprzeć, ale nie tego chciała. Nadał walczyła aby zaakceptować istnienie jego i ich dziwnej więzi. Z westchnieniem otoczył jej drobne ciało ramionami i opadł na jedno kolano. - Chodźcie, bracia i siostry. Chodźcie i poznajcie moją Ŝyciową partnerkę. Wilki wybiegły z lasu, chętne aby powitać ją w watasze. Lucian trzymał ją mocno, wspierając psychicznie i fizycznie. Jego głos w jej umyśle brzmiał miękko i pocieszająco, a serce i płuca były nakierowane na nią tak aby pozostała spokojna pośród duŜej grupy. Zwierzęta naciskały na jej nogi, ocierały się o udo, szukały jej rąk na swoim futrze. Kiedy była niechętna by uczynić to samodzielnie, ręce Luciana nakierowały jej dłonie tak Ŝe jej ręka zanurzyła się w grubym ciemnym futrze jednego z większych wilków. Jaxon odkryła Ŝe na jej wargach pojawił się uśmiech, a w sercu radość. Czuła Ŝe moŜe niemal zajrzeć w umysły tych zwierząt. W obrazy tego co myślały i czuły. Ich futro było niesamowicie miękkie i gęste. Taka bliskość z dzikim zwierzęciem, dotykanie go, sprawienie
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Ŝe ją zaakceptowało była wyjątkowa. Obróciła głowę i spojrzała na Luciana. - To jego takie piękne. Robisz to całe swoje Ŝycie? - Powiedziałbym, Ŝe od wieków, ale wiem Ŝe nie znosisz tego słowa - draŜnił ją. Zrobiła minę. - Jesteś taki niedobry. Zmierzwił jej włosy usiłując traktować ją jak dziecko a nie kobietę, którą była. Była zmęczona. Czuł jej wyczerpanie. Jej rany nie były do końca uleczone. Potrzebowała poŜywienia, chociaŜ jej umysł odrzucał tą myśl. Lucian wysłał wilki z powrotem do lasu, chwycił Jaxon w ramiona i skierował się do domu tuląc ją do piersi. - Jestem w stanie iść samodzielnie - wytknęła. - Tak jest szybciej. Masz krótkie nogi. - Nie są krótkie! - czula się obraŜona - Nie wierzę, Ŝe to powiedziałeś! Roześmiał się i rzucił ją na miękkie poduszki kanapy w jego domu, gdzie było ciepło. - Muszę wyjść na krótko dziś wieczorem. Ty oczywiście zostaniesz w środku i z daleka od ryzyka. Spojrzała na niego z pełnymi niewinności szeroko rozwartymi oczami. - Sądziłeś Ŝe planuję wyjść gdzieś o tej porze? MoŜe na tańce? Mogę poczekać kilka dni. - Obiecaj, Ŝe spróbujesz coś zjeść. - Oczywiście - pokiwała głową powaŜnie. Lucian obserwował ją przez półprzymknięte oczy. - Dlaczego nie czuję, jakbym mógł ci zaufać? - Masz najdłuŜsze, najciemniejsze rzęsy które kiedykolwiek widziałam - odparła, usiłując nie gapić się w jego oczy. - Powinni cię zamknąć. Kobiety nie mogą czuć się obok ciebie bezpiecznie. - Nie zauwaŜyłam, Ŝebyś się we mnie zakochała, aniele. - Dzięki Bogu i za to - Jaxon wtuliła się głębiej w poduchy i uśmiechnęła do niego ZauwaŜ, Ŝe nie pytam nawet gdzie idziesz. Cieszę się Ŝe mogę cię na chwilę ciebie pozbyć. - To nie było miłe. - Pamiętaj o tym kiedy będziesz myślał o tym sprawach z partnerami Ŝyciowymi. Nie jestem miłą osobą - powiedziała zadowolona z siebie. Roześmiał się cicho. - Nie muszę wzmacniać swojej prośby Ŝebyś pozostała wewnątrz domu, prawda? Jej ciemne oczy rozpaliły się ogniem. - Nie odwaŜyłbyś się! - Wypróbuj mnie. - Jego głos był tak miękki jak nigdy. Jaxon czyniła wszelkie wysiłki by wyglądać powaŜnie. - Czy wyglądam jakbym była w formie Ŝeby ganiać wokół jak jakaś idiotka? Ale potrzebujesz kilku ochroniarzy. Weź szofera. Wygląda na faceta, który radzi sobie z trudnymi sytuacjami. Nie Ŝebym się o ciebie martwiła. tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Błysnął białymi zębami na to kiepskie kłamstwo. - Jeśli będziesz mnie potrzebowała skarbie po prostu sięgnij do mnie umysłem. Ciągle moŜemy ze sobą rozmawiać. Uniosła dłoń. - Idź sobie. To jedyna bezpieczna rzecz którą moŜesz zrobić. I zostaw moją broń jeśli juŜ przy tym jesteśmy. Nie chcę zostać tutaj nieuzbrojona. - Na górze, w swojej sypialni masz kompletny arsenał. Nigdy nie widziałem tyle broni. Sprawia to, Ŝe zastanawiam się z jaką kobietą się związałem. Ufam, Ŝe nie kiedy wrócę do domu nie będzie Ŝadnego strzelania do mnie i Ŝadnych niefortunnych wypadków. - draŜnił kiedy kładł jej pistolet na stole obok krzesła. Pochylił się by musnąć jej skroń ciepłymi ustami zanim oddalił się śmiejąc się cicho. Lucian upewnił się Ŝe wkroczył w ciemność, zanim jego wysoka postać zamigotała i stała się przezroczysta, powoli zanikając w miliony drobnych kropelek i popłynęła na zewnątrz w unoszącą się nad ziemią mgłę. Poruszał się szybko, podróŜował z nienaturalną prędkością w kierunku miasta. Trzech męŜczyzn wysłanych Ŝeby zabić Jaxon pracowało dla tej samej osoby. Samul T. Barnes. MęŜczyzna był zamoŜnym i naleŜącym do towarzystwa bankierem. Był widziany na wszystkich wystawnych przyjęciach, wspierał lokalnego burmistrza, kongresmena i senatora. Wydawało się Ŝe nie jest związany z narkotykami, a jednak zlecił wszystkim trzem zabójcom pozbycie się Jaxon. Odnosiła zbyt wiele sukcesów w zakłócaniu handlu narkotykowego w mieście. Jej zespół naprawdę blokował nadchodzące ładunki. Znajdowała i przejmowała partię za partią. Lucian znalazł apartament Barnesa w ekskluzywnej dzielnicy. Strumień pary okrąŜał dom, testując zabezpieczenia. KaŜde okno było zapieczętowane, a drzwi zaryglowane. Lucian odwrócił się w kierunku drzwi frontowych, raz jeszcze przybierając postać ciała i krwi. Stał tam wysoki i wyprostowany. Na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech, chociaŜ oczom brakowało emocji. Przez chwilę nasłuchiwał, zapamiętując pozycje i czynności wszystkich ludzi w domu. Jego pukanie było ostre, autorytatywne i natychmiast na nie odpowiedziano. Drzwi otworzył młody człowiek w garniturze marnie maskującym wybrzuszenie pod jego marynarką, co wskazywało Ŝe jest uzbrojony. Lucian grzecznie skłonił głowę. - Nazywam się Lucian Daratrazanoff, chciałbym zobaczyć się z panem Barnesem. Nie jestem umówiony, ale byłem w okolicy i pomyślałem Ŝe skorzystam z okazji. MęŜczyzna kilka razy zamrugał, zaskoczony. Najwidoczniej rozpoznał podane nazwisko. - Proszę, sir, niech pan wejdzie. Powiem mu, Ŝe pan tu jest. Lucian nie poruszył się. - Nie chciałbym mu przeszkadzać, jeśli ma plany na wieczór. Jest jednak dość późno. Wolę poczekać tutaj. - Panu Barnesowi by się to nie spodobało - nalegał męŜczyzna - Słyszałem, Ŝe często o panu mówi. Proszę wejść.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Jest pan pewien, Ŝe ma na tyle władzy Ŝeby zaprosić mnie do domu? - głos Luciana był cichy, a akcent wyraźny. MęŜczyzna potaknął. - Tak, sir. Proszę wejść. Pan Barnes zwolniłby mnie gdybym kazał panu czekać na progu. Lucian uprzejmie pozwolił się namówić na wejście do foyer. Stał cicho, podczas gdy męŜczyzna pośpieszył się aby wezwać Samuela Barnesa. Wyraźnie słyszał szeptaną rozmowę z pokoju nad nim. - Jesteś pewien, Ŝe to Lucian Daratrazanoff? BoŜe, gdzie moja marynarka? Szybko, Bruce, zrób parę drinków i przynieś je do biblioteki. Nie, czekaj. Zaprowadź Daratrazanoffa do głównej bawialni. Sam zrobię drinki. Lucian pozostał nieruchomo, czekając aŜ Bruce do niego przybiegnie. - Pan Barnes prosił, Ŝeby wziąć pana na górę - obwieścił, wskazując schody. Lucian wszedł po schodach bez wahania. Nie uŜył swojego głosu aby nakłaniać lub oczarowywać. Nie musiał. Jego nazwisko - nazwisko nieuchwytnego miliardera z zagranicy wystarczyło. Dla męŜczyzny takiego jak Barnes, posiadał on status znakomitości. Poruszał się cicho, pamiętając o pozycji ludzi w domu. Było w nim czterech męŜczyzn, włączając Barnesa. Bruce był zaraz za nim, a pozostałych dwóch grało w bilard w pokoju rekreacyjnym na pierwszym piętrze z tyłu domu. Samuel Barnes spotkał się w nim w połowie pokoju z wyciągniętą prawą ręką. Był szczupłym człowiekiem z szybkim, wyćwiczonym uśmiechem i przerzedzającymi się włosami. - Lucian Daratrazanoff, co za niespodzianka. Co mógłbym dla pana zrobić? Czarne oczy Luciana były otwarte i bezkompromisowe. - Sądzę, Ŝe mamy pewne prywatne sprawy do przedyskutowania. Barnes wskazał Bruce'owi drzwi z krótkim kiwnięciem głową. MęŜczyzna natychmiast wyszedł, zamykając za sobą cięŜkie dębowe drzwi. Barnes podszedł do skórzanego barku. - Co mogę panu zaproponować? - nalał sobie szkocką z wodą. - Nie będę pił, dziękuję - odparł cicho Lucian. Czekał, aŜ Barnes rozsiadł się wygodnie naprzeciw niego, a potem pochylił sie do męŜczyzny i wbił nieruchome spojrzenie czarnych oczu w oczy drugiego męŜczyzny. - Mamy mały problem, panie Barnes - Lucian był bardzo delikatny - Wiem Ŝe będzie pan więcej niŜ zachwycony, pomagając mi go rozwiązać. - Oczywiście, panie Daratrazanoff. Pomogę we wszystkim. - Chciałbym Ŝeby mi pan szczerze odpowiedział, dlaczego chce pan aby pani Jaxon Montgomery i jej partner, Barry Radcliff, zginęli - głos Luciana obniŜył się o oktawę, a jego ton otoczył męŜczyznę, tak samo hipnotyzujący jak te puste czarne oczy. - Moi partnerzy kilka razy usiłowali dać łapówkę jej albo komuś z jej oddziału, ale wszystko są wobec niej lojalni. Wydaje się Ŝe wie gdzie jest kaŜdy ładunek, zanim przybędzie do miasta. Tracimy przez nią płynność finansową. Powiedziałem swoim partnerom, Ŝe nie moŜemy załatwić dwójki glin, ale oni stwierdzili Ŝe znajdą sobie bardziej zgodnego
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
współpracownika. Nie miałem wyjścia. Lucian przytaknął powaŜnie, tak jakby dyskutowali o pogodzie. - A kim są ci ludzie, którzy nalegają na jej śmierć? Bo wiesz, tak naprawdę wcale nie chcesz Ŝeby to się stało. - Dennis Putman i Roger Altman. Mają rozległe znajomości w Kolumbii i Meksyku. - A gdzie znajdę tych męŜczyzn? - Trudno się do niech dostać. Ciągle otaczają ich ochroniarze. Sądzę Ŝe mają tu swojego człowieka, ale nie mogę dojść kto nim jest. Zawsze wiedzą co robię. Mają bazę operacyjną w Miami. - Zapisz mi adres. Barnes natychmiast posłuchał. Lucian podniósł się ze swoją zwykłą, płynną gracją - Ci męŜczyźni w domu... Ilu z nich wie Ŝe twoi partnerzy chcą śmierci pani Montgomery? - Wszyscy. - Dziękuję. Doceniam twoją pomoc. Chcę Ŝebyś poczekał aŜ opuszczę ten pokój, a potem nagle stracisz umiejętność oddychania. Czy mnie rozumiesz? - Tak, panie Daratrazanoff. Barnes odprowadził go do drzwi a potem wyciągnął rękę. - Robienie z panem interesów jest przyjemnością. Lucian wziął oferowaną mu dłoń, a potem spojrzał wprost w oczy Barnesa upewniając się, Ŝe jego instrukcje zostaną natychmiast wykonane. - Nie mogę powiedzieć tego samego o tobie, no ale ty jesteś oszustem i mordercą, prawda? Barnes zmarszczył brwi i potarł skronie. Białe zęby Luciana błysnęły. - Do widzenia, panie Barnes. Bruce czekał zaraz za drzwiami. - Proszę za mną, panie Daratrazanoff. PokaŜę panu wyjście. Ufam, Ŝe wszystko poszło dobrze. Lucian połoŜył przyjazną dłoń na ramieniu męŜczyzny. - Proszę pokazać mi pokój bilardowy. Sprawi mi to przyjemność. Bruce zamrugał szybko kilka razy. - Oczywiście sir, tędy. Kiedy schodzili długimi schodami, usłyszeli cichy hałas z bawialni na górze. Duszenie, nabieranie powietrza, a potem huk, jakby ktoś upadał na podłogę. Bruce szybko się obrócił. Lucian ledwie się uśmiechnął. - Nie pójdziesz mu pomóc, bo ja sobie tego nie Ŝyczę. Zabierz mnie do pokoju bilardowego. Bruce przytaknął i poprowadził go korytarzem do podwójnych drzwi. Lucian zafalował ręką i drzwi otworzyły się szeroko. Dwóch męŜczyzn spojrzało na nich znad gry i połoŜyło ręce na kaburach broni. Widocznie się rozluźnili, kiedy zobaczyli Bruce'a. Lucian podszedł od razu do pierwszego z nich.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Chcę Ŝebyś wszedł do swojego samochodu i poprowadził go bardzo ostroŜnie zgodnie z regułami ruchu drogowego, aŜ dotrzesz do drogi prowadzącej do klifu. Pojedziesz tą drogą i zjedziesz z niej w przepaść. Rozumiesz mnie? - Tak, sir. - Zrobisz to natychmiast. Bez odpowiedzi męŜczyzna sięgnął po marynarkę, kluczyki i opuścił pokój. Lucian obrócił się do drugiego męŜczyzny. - Zabiłeś wiele razy. - Tak, sir. - Czujesz się z tym źle, czy nie tak? Trudno jest Ŝyć kiedy odebrało się tyle niewinnych istnień. Ja nigdy tak nie robiłem podczas długich wieków mojego istnienia. Ci których skazywałem na śmierć zawsze byli mordercami, tak jak ty. Jesteś zły. Wiesz o tym i nie chcesz dłuŜej kontynuować swojej Ŝałosnej egzystencji. Idź do swojej rezydencji i zakończ nieszczęścia, które przyniosłeś innym. Rozumiesz? - Tak, sir. Drugi męŜczyzna podniósł marynarkę i opuścił pokój bez spojrzenia za siebie. Lucian badał Bruce'a. - Ty nie zabiłeś. - Nie, sir. - Dlaczego pracujesz dla męŜczyzny takiego jak Barnes? - Kiedy miałem 15 lat byłem członkiem szajki kradnącej samochody. Odsiedziałem swoje, a kiedy wyszedłem na wolność, nikt z wyjątkiem pana Barnesa nie chciał mnie zatrudnić. - Nie lubisz Barnesa i rzeczy, które robi. Bruce nie mógł oderwać wzroku od tych hipnotyzujących oczu. Dźwięk tego głosu bezwzględnie wymagał prawdy. - Obrzydza mnie. Zamordowałby swoją własną matkę dla pieniędzy. Muszę utrzymać Ŝonę. Na dniach spodziewamy się bliźniąt. Muszę zarobić dla nich wystarczająco pieniędzy, a nikt nie zatrudni przestępcy. - Pójdziesz do domu i zostaniesz tam przez kilka dni, myśląc o przyszłości. Pozbędziesz się broni, powiesz Ŝonie Ŝe dostałeś legalną pracę i zadzwonisz pod ten numer. Ten człowiek zaprosi cię na rozmowę kwalifikacyjną i da uczciwą posadę. Rozumiesz? Nie będziesz pamiętał mojej obecności w tym domu, ani tego Ŝe pani Montgomery i jej partner byli kiedyś na liście do odstrzału. Bruce wziął mały kawałek papieru, ostroŜnie go złoŜył i wsadził do kieszeni marynarki. Kiedy spojrzał w górę, był sam w pokoju bilardowym i nie pamiętał, dlaczego tu przyszedł. Miał dość tej roboty, dość Barnesa. Mary miała zaraz rodzić. Nie znosiła jego pracy dla Barnesa i błagała go, Ŝeby odszedł. MoŜe teraz jest czas. MoŜe powinien odejść i przemyśleć pewne rzeczy do czasu aŜ urodzą się dzieci. Musi być dla niego jakaś lepsza praca. Coś legalnego. Bruce poszedł na górę Ŝeby powiedzieć Barnesowi, Ŝe odchodzi. Znalazł go na
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
podłodze z szarą, nabiegłą kolorem niebieskim twarzą. Natychmiast zadzwonił pod 911 i rozpoczął reanimację. Ale przez cały czas wiedział Ŝe jest juŜ za późno i nie znajdował w swoim sercu współczucia. Jaxon poczekała aŜ upewniła się, Ŝe Lucian opuścił dom i jest poza terenem posiadłości. Natychmiast poszukała telefonu, aby zadzwonić do Dona Jacobson, jej przyjaciela z dzieciństwa. - Don, chcę Ŝebyś trochę dla mnie poszperał. Drake do mnie dzwonił. - Dobry BoŜe, Jaxx, czego się spodziewałaś? W wiadomościach mówili Ŝe jesteś zaręczona z jakąś śpiącą na kasie szychą. To jak policzek dla Drake'a. Co ty sobie myślałaś? Jeśli chciałaś uciec i się zaręczyć, równie dobrze mogłaś zostać tutaj i mnie poślubić. - Rozwiódłbyś się ze mną po tygodniu - roześmiała się Jaxon - Nadal mogę skopać ci tyłek, a twoje ego maczo by tego nie przetrwało. - A co z Panem Nadzianym? MoŜesz skopać jego tyłek? - Chciałabym. Tak czy inaczej, potrzebuję informacji. Nadstaw trochę uszu, poproś kolegów Ŝeby się rozejrzeli i sprawdzili czy Drake jest gdzieś w okolicy. Wiesz jaki on jest, odwiedza stare kąty. MoŜe wam się uda. - UwaŜaj Jaxx. Drake jest szalony. Równie dobrze moŜe ciebie obrać na cel. - Zawsze jestem ostroŜna. Niestety, Lucian chyba nie rozumie jak dobrze wyszkolony jest Drake. Nie traktuje mnie powaŜnie kiedy tłumaczę mu, jak niebezpieczne jest go prowokować. - Widocznie znalazłaś kogoś bardziej uzaleŜnionego od adrenaliny niŜ ty. Jaxon wydała niegrzeczny dźwięk i dała swój numer. - Zadzwoń jeśli ktoś znajdzie jakiś jego ślad. - Pewnie, Jaxx. Ale obiecaj Ŝe nie zrobisz nic niebezpiecznego. - "OstroŜna" to moje drugie imię - powiedziała cicho i odwiesiła słuchawkę. W sypialni na górze znalazła swoje rzeczy. Ubrała się ostroŜnie, wciągając czarne ciuchy i kaptur, Ŝeby ukryć swoje blond włosy. Była wdzięczna Lucianowi, Ŝe przyniósł jej broń, włączając w to karabin snajperski z celownikiem do strzelania nocą. Załadowała go i przewiesiła przez ramię, a kieszenie napełniła nabojami. Dodała kilka noŜy, rewolwer z dodatkowym zaciskiem i linę. Lucian nie wierzył Ŝe Drake był dla niego prawdziwym zagroŜeniem, ale ona zamierzała zbadać całe sąsiedztwo posiadłości, Ŝeby znaleźć wszystkie punkty w których moŜe ukryć się snajper. Jaxon odczuła nagle rozmiar swojego zmęczenia. Jej rany w większości się wygoiły, ale nie była tak silna jak chciała. Karabin zdawał się znacznie cięŜszy niŜ pamiętała. Stała w drzwiach wejściowych, wpatrując się w zawiły zwór witraŜu. Był nie tylko piękny - było w nim coś jeszcze, czego nie mogła do końca pojąć. Wzór zdawał się ją przywoływać, uspokajać, przyciągać. Mogła stać tak wiecznie i tylko się w niego wpatrywać. Potrząsnęła głową by oczyścić myśli, otworzyła drzwi i wkroczyła w noc. Znowu mŜyło. Nie była to zwalista burza, ale mgła była gęsta i unosiła się ponad ziemią jak para. Wilki były uwięzione w lesie z tyłu domu, więc dziedziniec i przód były wolne od dzikich
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
zwierząt. Czuła się bezpieczna kiedy Lucian ją podtrzymywał i rozkazywał wilkom, ale bała się Ŝe mogłaby zniszczyć piękne stworzenia, gdyby była z nimi sama. Jaxon szła dalej frontowym podjazdem. ZauwaŜyła, Ŝe trudno jej było iść. Powietrze wydawało się cięŜkie i przytłaczające. KaŜdy krok był niczym wykonany na ruchomych piaskach. Oddychała cięŜko, a cięŜar na jej piersi tworzył iluzję Ŝe nie moŜe oddychać. Iluzja. To jakiś rodzaj iluzji. Albo była to jakaś część systemu ochronnego Luciana, który działał na ludzki system nerwowy. Cokolwiek to było, Jaxon nie miała zamiaru dać się pokonać. Musiała zabezpieczyć teren dla własnego spokoju. Jaxon potraktowała swoje problemy, tak jak kaŜdy inny dyskomfort jakiego mogła doświadczyć w środku misji. Wypchnęła go z umysłu i szła naprzód, krok za krokiem. Wiadomo Ŝe sobie poradzi - nie było innej opcji. Jaxon była trenowana, aby przezwycięŜyć wszystkie przeszkody. Pot lał się jej z czoła, ale nie miało to znaczenia. Ruszyła do bram i pchnęła je, aŜ się otworzyły. Kiedy była na ulicy, mogła oddychać swobodniej, a cięŜar w jej piersiach podniósł się. Koszmar ochroniarza. Nazwała tak dom Luciana i była to prawda. W tej ekskluzywnej dzielnicy kaŜda posiadłość miała kilka akrów, przez co w okolicy było niewiele domów. Większość terenów była pokryta drzewami i gęstymi krzakami. Tylerowi Drake'owi by się to spodobało. A wysokie urwiska milę od domu ją martwiły. Idealne miejsce Ŝeby obserwować dom Luciana i jego ziemie. Jaxon westchnęła, kiedy szła szybko wzdłuŜ drogi, trzymając się cienia drzew. Poruszający się cel był łatwiejszy do zauwaŜenia niŜ nieruchomy, więc Drake miał przewagę przy załoŜeniu Ŝe zaczął badać juŜ teren. Nie chciała myslec o Lucianie i rzeczach, które jej wyjawil. Wampiry. Nie ma takich istot. Nie moŜe być. MoŜe była świadkiem jakiejś dziwnej sztuczki. Ale to ona zastrzeliła tą rzecz. A nigdy nie pudłowała. Nigdy. Widziała, jak kula trafiła go w środek czoła. A to nawet nie spowolniło potwora. Jaxon posuwała się powoli, kiedy dotarła do wyŜszego terenu. Nie chciała pojawić się na linii horyzontu. Jeśli ona polowała tej nocy, Drake teŜ mógł. Rozpoczęła drobiazgowe studiowanie ziemi, sprawdzając czy Drake tędy nie przechodził. Rozpoznałaby jego pracę. Zimne powietrze dostawało się pod jej ubranie. Jaxon odkryła Ŝe drŜy, pomimo tego Ŝe ruch powinien utrzymać ciepłotę ciała. Jej nocne widzenie poprawiło się tak bardzo, Ŝe miała wspaniały nowy atut. Próbowała koncentrować się na tej myśli, Ŝeby zablokować odrętwiające zimno. Skanowała teren, a jej oczy poruszały się bezustannie w przód i w tył, szukając czegoś co jest nie w porządku. Tylko jednej rzeczy. To by wystarczyło Ŝeby wiedziała Ŝe Drake jest w okolicy. Przez pierwsze kilka lat Jaxon usiłowała się ukryć, aŜ zrozumiała Ŝe to niemoŜliwe. Teraz była na otwartej przestrzeni, więc gdyby chciał mógłby po nią przyjść. Ale on nigdy nie próbował jej skrzywdzić, a jedynie tych wokół. Tych, których postrzegał jako zagroŜenie. Lucian sam uczynił się celem. Miejsce jego zamieszkania było teraz powszechnie znane, bo prasa interesowała się historią ich zaręczyn. UŜyła celownika swojego karabinu i przeegzaminowała posiadłość. Z tego kąta nie dało sie dobrze strzelić. Gęste listowie i drzewa
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
chroniły całą stronę domu. Nawet balkony były całkowicie zasłonięte. UwaŜnie studiowała otoczenie, wybierając następny wysoki punkt gdzie mógł pójść Drake. Była w połowie drogi na wzniesienie, kiedy naszło ją to osobliwe uczucie które zawsze miała kiedy wiedziała, Ŝe nadchodzą kłopoty. To było więcej niŜ instynkt. Dar. Klątwa. Cokolwiek to było, Jaxon wiedziała Ŝe Drake był tu przed nią. Zwolniła krok i starała się być absolutnie cicho. Nawet ubrania nie mogły szeptać o jej obecności. UwaŜnie zbadała kamienie, kiedy się wspinała. Znalazła zarysowanie, słabe, ale widoczne. Dalej na górze, przy szczycie znajdowała się odcinająca się lina, ze śladem kciuka w ziemi. Widziała ten ślad juŜ wcześniej. Całe dzieciństwo spędziła trenując z Drakem. Wiedziała w jaki sposób się porusza, jak wchodzi korzystając z liny, i jak się odwiązuje. Koniuszkiem kciuka zawsze dotykał ziemi, kiedy odwiązywał linę. Teraz jej serce zaczęło walić. Mógł być na szczycie, co sprawiało Ŝe była w bardzo odsłoniętej pozycji. Długo się wahała, zanim wyciągnęła z buta nóŜ i wsadziła go między zęby, a następnie wykonała ostatni wysiłek wspięcia się na szczyt urwiska. LeŜała cicho, łapiąc oddech, nasłuchując odgłosów nocy. Słyszała śpiew owadów, sugerujący Ŝe była tu sama. Nie dała się zwieść - nie poruszała się. Drake nigdy nie pobudziłby owadów na tyle, by umilkły. Był profesjonalistą - dokładnie wiedział co robi. Nigdy nie zdradziłby swojej pozycji przed nieostroŜne ruchy. Jaxon poruszała się cal za calem, na brzuchu, trzymając się ziemi i uŜywając łokci Ŝeby przeć do przodu. Dotarła do otwartego terenu i znalazła niezłe schronienie w gęstych krzakach. Bardzo ostroŜnie zdjęła karabin z ramienia. Czuła się z nim bezpiecznie i solidnie, ale był przeznaczony do strzelania z odległości, a nie do walki wręcz. To mogła być jej jedyna szansa Ŝeby usunąć Tylera Drake'a z tego świata. Jeśli tak było, była zdeterminowana Ŝeby tylko jedno z nich zeszło na dół. A Drake nigdy nie oddałby się w ręce policji. Zbadała kaŜdy cal klifów. Tyler spędzał tu czas - była tego pewna. Wszędzie czuła jego zapach. Dosłownie. Aromat przypomniał jej tak wiele koszmarów. Znaki były na tyle świeŜe, Ŝe wiedziała Ŝe Tyler musiał przeszukiwać posiadłość kiedy Lucian był z nią w szpitalu. Nie strzelił do nich, a ona nie miała Ŝadnego uczucia niebezpieczeństwa, więc musiał odejść zanim przyjechali. Kiedy upewniła się Ŝe nie ma go na klifie, pozwoliła sobie na moment odpoczynku. Przez tyle tłoczących się, niechcianych wspomnień czuła twardy węzeł w brzuchu. Nawet taka odległość od Drake'a sprawiała, Ŝe było jej niedobrze. Wziąwszy głęboki oddech by uspokoić nerwy, Jaxon przeszła ponad ostrym kamieniem na krawędź klifu i jeszcze raz namierzyła dom. Stąd miała lepszy widok. Wzięła cel. Gęste listowie kryło w większości front domu, ale wyŜsze piętra były ponad drzewami. Pomimo witraŜa mogła widzieć częściowo przez dwa okna. Nie znała na tyle dobrze domu, Ŝeby stwierdzić które okna widzi, ale Ŝadne z nich nie było jej sypialnią. Drake mógł spokojnie strzelić stąd i trafić, gdyby Lucian pojawił się w którymś z dwóch pokoi. Przetaczając się wyciągnęła mały notes i uwaŜnie zapisała swoje kalkulacje. Droga powrotna z klifu i dotarcie do dalszej części domu zajęło jej więcej czasu. Las był gęsty, wszędzie rosły krzaki. Jej karabin stawał się coraz bardziej niewygodny. Jaxon pojęla, Ŝe jest słabsza niŜ myślała. Rany, w jej mniemaniu wyleczone, pulsowały. Oddech się
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
rwał. Jako dziecko podczas treningu w bazie nauczyła się przezwycięŜać przeszkody, włączając w to ból i dyskomfort kaŜdego rodzaju. Szybko dokonała przeglądu, oceniła szkody powstałe we własnym ciele i oddaliła myśl o nich. WaŜna była tylko ochrona Luciana. Nie wierzył kiedy mówiła Ŝe Drake był dla niego niebezpieczeństwem, Ŝe był profesjonalistą, kameleonem kiedy było trzeba. Posiadłość była ogromna. Lucian miał rację Ŝe nawet ze wzniesienia Drake nie znajdzie miejsca Ŝeby oddać dobry strzał. Ale były inne sposoby. Zaczęła iść wzdłuŜ masywnego kamiennego muru ograniczającego teren. Był bardzo wysoki, bardzo gruby. Po drugiej stronie kroczyły wilki. Nie widziała ich, ale wyczuwała Ŝe tam były. To dziwaczne, ale czuła Ŝe przywołują ją w myślach. Drake przybył tą drogą. PołoŜyła rękę na murze. Czy otruł wilki? Nie stanowiłoby to dla niego wielkiego problemu. Czy to był system ochronny na który Lucian tak liczył? Wilki nawet nie spowolniłyby Drake'a.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Rozdział szósty Jaxon przechyliła głowę, Ŝeby ocenić dokładnie ile potrzeba Ŝeby wspiąć się na mur. Niewiele. Westchnęła. Ile domu moŜna zobaczyć z perspektywy muru? Badała najlepszą drogę na górę, szukając wyrw dla palców i miejsc zaczepienia dla stóp, kiedy zimny wiatr zakręcił liśćmi i gałązkami wokół jej nóg. W środku podmuchu, dokładnie za nią ukazał się Lucian. Jego ciało było tak blisko Ŝe Jaxon została uwięziona pomiędzy nim a wysokim murem. Obróciła się z cichym okrzykiem paniki, usiłując unieść rękę z noŜem. Palce Luciana otoczyły jej kruchy nadgarstek, z łatwością ją unieruchamiając. Pochylił się przyciskając jej drobną postać do ściany. - Nie czekasz na mnie w domu. Jej serce waliło. Nie była pewna czy było to wynikiem bliskości jego ciała czy nagłości z jaką się zjawił. - Technicznie mogłabym się wykręcić, mówiąc Ŝe jestem na terenie posiadłości. Tak jakby. Po prostu sprawdzam kilka rzeczy. Próbowała spojrzeć w jego twarz z poczuciem bezbronności kiedy była uwięziona między ścianą a jego muskularnym ciałem. Zabrał z jej ręki nóŜ, ale nadal była do niego przykuta, a jego palce otaczały jej nadgarstek. - Na pewno nie jesteś we części posiadłości, w której cię zostawiłem, skarbie Wyszeptał Lucian do jej ucha, a jego ciepły oddech poruszył kosmyki włosów na jej karku i wzniecił niechciane podniecenie w ciele. Zdjął z jej głowy kaptur, odkrywając jedwabiste blond włosy rozpraszające się we wszystkich kierunkach. Nie było jej juŜ zimno. Zdołał ją rozgrzać za pomocą kilku prostych słów. - Coś ci nie wyszło, jeśli chodzi o twoją małą listę zadań do zrobienia? - zapytała słodko. Otoczył ręką jej gardło tak, Ŝe czuł jej puls naprzeciw dłoni. Pieścił kciukiem delikatną linię jej szczęki. - Był tutaj przed tobą, aniele. Niepotrzebnie wystawiłaś się na niebezpieczeństwo Lucian mówił swoim najdelikatniejszym głosem, ale jednak wyczuła w nim nutę reprymendy. Więcej niŜ to. Nutę ostrzeŜenia. - To beznadziejne. Nic nie rozumiesz. On nas prawdopodobnie teraz obserwuje. Kiedy zorientowała się Ŝe tak moŜe być, usiłowała ich obrócić, tak aby zakryć w jakiś sposób jego wielkie ciało swoim. Lucian z łatwością odczytał jej zamiary. Gorączkowo pragnęła chronić go od Drake'a. - Nie ruszaj się, Jaxon - wyszeptał głosem jak kojący balsam, wypełniając jej umysł ciepłem. Trzymał ją blisko swego silnego ciała. Chroniąc ją. Delektując się. - Teraz nie ma go w pobliŜu. Przeskanowałem teren. Gdyby był blisko nie byłbym wobec ciebie taki delikatny. Nie musisz mnie chronić. Tyler Drake nie moŜe mi nic zrobić. Ręka spoczywająca na jej gardle była ciepła i władcza, a kciuk tworzył w jej Ŝyłach ciekłe gorąco na miejsce krwi. - Nie wiem co masz na myśli mówiąc "przeskanowałem teren", ale ja go zbadałam. Znalazłam dowody, Ŝe był po obu stronach. Z jednej strony moŜemy łatwo się obronić, ale z dwóch jest to niemoŜliwe.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Lucian pomylił ku niej głowę. - Nie słuchasz mnie uwaŜnie - Wydawało się Ŝe nie przywiązuje uwagi do rozmowy, Ŝe rozpraszają go inne sprawy - Nie ruszaj się, Jaxon - wyszeptał. Przestała się ruszać. Nie wiedziała jak, ale poczuła ciepło w miejscach w których pulsowały jej rany. RozłoŜył szeroko palce na jej brzuchu. Nie uczynił nic więcej, połoŜył na niej tylko dłoń, ale czuła go wewnątrz. Natychmiast ból zniknął. Lucian obrócił ją w ramionach. - Nie rób tego więcej. Niepotrzebnie się zmęczyłaś i zmarzłaś. Otoczył dłońmi jej twarz. Jaxon obserwowała jak mroczny lód w jego oczach ustępuje palącej zaborczości, kiedy pochylał ku niej głowę. Zahipnotyzowała stała tam i czekała na dotyk jego ust. Czuła jego oddech, Ŝar, przyzywanie. Czuła jak delikatnie i ciepło dotknął jej myśli. Jego wargi poruszały się na jej ustach, kuszące i smakujące. Świat wydawał sie daleko. Był tylko jedwabisty czar, stopiony ogień. Zamknęła oczy, chcąc oddać się czystemu uczuciu. Doznaniu. Mrocznym płomieniom. Przygarnął ją do siebie. Chwycił jej drobne ciało w swoje silne ramiona i szeptał do niej. Nie słyszała, nie mogła usłyszeć. Miał idealne usta. Odebrał jej kaŜdą rozsądną myśl, poczucie obowiązku i zastąpił je płonącą magią. Ziemia usuwała się spod jej stóp, a wiatr gnał obok. Czuła go we włosach, na twarzy. Oszałamiające uczucie jak przy jeździe roller coasterem. Ale tak naprawdę liczyły się tylko jego usta. Kiedy Lucian uniósł głowę, Jaxon czuła się oszołomiona i musiała zamrugać kilka razy Ŝeby skupić się na otoczeniu. Natychmiast złapała oddech i odepchnęła go. Postawił ją na nogach które wydawały się z gumy, ale czysty szok trzymał ją w pozycji stojącej. Byli w domu, przy drzwiach kuchennych. Zagryzła dolną wargę, uwalniając malutką plamkę krwi. Czuła, jak tworzy się z niej kropelka. - Jak się tu dostaliśmy? - uniosła jedną rękę do góry, Ŝeby go powstrzymać. Lucian zignorował jej dłoń i podszedł bliŜej, tak Ŝe mógł pochylić się i ponownie odnaleźć jej usta. Językiem wodził po jej wargach, pieszcząc, lecząc i pochłaniając jej smak. Jaxon pchnęła jego klatkę piersiową, aby znów nie dać pochwycić się jego czarnej magii. - Odpowiedz mi. Jak się tu dostaliśmy? Wyglądał na rozbawionego. - Nie jest tak trudno poruszać się przez... -Stop! - Jaxon przycisnęła dłonie do uszu. - Nie mów nic dopóki tego nie przemyślę. Za kaŜdym razem kiedy coś mówisz, staje się bardziej szalona. Śmiał się z niej bezwstydnie czarnymi oczami. Wyciągnął leniwie dłoń Ŝeby zdjął z jej ramienia karabin. Była dziko piękna i niesamowicie mu się podobała, kiedy stała tak ze swoimi ogromnymi czekoladowymi oczami i nieposkromionymi włosami. Ale jej umysł walczył szukając odpowiedzi, i miała skłonność do przemocy, więc karabin musiał zniknąć. Wycie wilka zabrzmiało radośnie pośród nocy. - No i proszę - wskazała ręką w kierunku lasu - Twoi mali przyjaciele cię wołają. Idź z nimi pobiegać i się pobawić. W tej chwili mnie przytłaczasz. Przyda mi się przerwa. Wyciągnął w jej stronę rękę. - Bieganie z wilkami to naprawdę wielka radość, aniele - Jego ramię pokryło się futrem. Czarnym błyszczącym futrem. Dłoń się wykrzywiła, zmieniła kształt. Jaxon usłyszała jak krzyczy. Nie wierzyła Ŝe stłumiony odgłos pochodzi z jej własnego gardła. Obróciła się, szarpnęła za drzwi do kuchni, weszła do środka i zatrzasnęła je. Zaryglowała je na kaŜdą zasuwę zanim opadła na podłogę. Podciągnęła kolana do góry i
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
zaczęła kołysać się, szukając pociechy. To nie działo się naprawdę. Nie mogło. Czym ty jesteś?, krzyknęła w umyśle. Czym on był? Co powinna zrobić? Jeśli wezwie policję, nikt jej nie uwierzy. Alternatywą było to Ŝe jej uwierzą a wtedy rząd wsadzi Luciana do laboratorium Ŝeby go zbadać. Jaxon ukryła twarz w dłoniach. Co miała zrobić? MoŜe to kolejna sztuczka. Kolejna iluzja. Fakt Ŝe nazwał te obrzydliwe stworzenie wampirem nie oznaczał, Ŝe to była prawda. To było złudzenie. Musiało być. Był wybitnym magikiem. To w ten sposób zarobił te wszystkie pieniądze, tak? Czy nie wszyscy magicy byli miliarderami? Proszę, Ŝeby tylko wszyscy nimi byli. Coś sprawiło Ŝe podniosła głowę. Była bardzo ostroŜna Ŝeby nadal trzymać ręce na twarzy i tylko zerknąć spod palców. Poprzez otwarte drzwi prowadzące do holu widziała coś co przypominało niski wał mgły. Wydawało się tam wisieć przez chwilę bez dźwięku. Uderzyła zębami w kłykcie. Mgła. W domu. Oczywiście, Ŝe Lucian miał mgłę w domu. CzyŜ nie miał jej kaŜdy? A potem elegancka postać Luciana wypełniła przejście, blokując jej widok na korytarz. Mroczne spojrzenie poruszało się powoli po jej twarzy. Widziała w nim czystą zaborczość. Rozpoznała ją wtedy, gdy jej jedynym pragnieniem była ucieczki. Ale nie mogła wstać, tak samo jak nie mogła latać. - Idź sobie, Lucian. - Przestraszyłem cię, skarbie. Przepraszam. Tylko się z tobą draŜniłem. Przez chwilę trzepotała długimi rzęsami zanim znalazła odwagę by znowu na niego spojrzeć. Dlaczego musiał tak wyglądać? Tryskał mocą. - KaŜdy kogo znam moŜe zmienić się w wilka. Bo to właśnie robiłeś, czy nie tak? Zmieniałeś się w wilka? - Zęby zaciskała mocno na kłykciach. Cichym swobodnym krokiem przeszedł pokój. Jej serce biło boleśnie. Starała się stworzyć pozory mniejszej. Lucian zwyczajnie pojawił się na podłodze obok, plecami do drzwi, przy jej ciele. Podniósł kolana, czyniąc to powoli i rozmyślnie Ŝeby znowu jej nie przerazić. - Popisywałem się - dotknął ręką jej włosów - Nic więcej, nic złowrogiego, po prostu się popisywałem. Jaxon mrugnęła. - CóŜ, nie rób tego więcej. Ludzie po prostu nie robią takich rzeczy, Lucian. Nie mogą ich robić, ok? Naprawdę nie potrafisz ich robić, więc przestań myśleć Ŝe potrafisz. To niemoŜliwe. Odnalazł dłonią jej jedwabiste włosy i przeczesywał delikatnie ich pasma palcami a potem jego dłoń okrąŜyła jej kark. Rozpoczął powolny uspokajający masaŜ Ŝeby złagodzić trochę jej napięcie. - Aniele, mówiliśmy o tym kiedy rozmawiałaś z Barrym o wilku. Wiedziałeś Ŝe to ja. Nieugięcie potrząsnęła głową. - Nie sądziłam, Ŝe dosłownie miałeś to na myśli. Sądziłam Ŝe miałeś ze sobą wilka albo psa. MoŜesz sprawić Ŝe ludzie myślą pewne rzeczy przy wykorzystaniu iluzji optycznych. Sądziłam Ŝe sprawiłeś Ŝe Barry widział iluzję, a nie Ŝe byłeś wilkiem. Nigdy to do mnie nie dotarło. Nie moŜesz zmienić się w wilka. Nikt nie moŜe. - Jestem Karpatianinem, nie człowiekiem, chociaŜ się przy tym upierasz. Mam wiele zdolności i juŜ ci to mówiłem - celowo uŜywał miękkiego i łagodnego głosu. - CóŜ, jesteś szalony, to wszystko. Ludzie tacy jak ty nie istnieją Lucian, więc daj sobie juŜ spokój.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Potarła czoło. - Nie moŜesz robić więcej takich rzeczy. - Nie oddychasz, skarbie. Daj sobie minutę i wsłuchaj się w swoje ciało - poradził. Głos miał miękki i nakłaniający. Natychmiast stała się świadoma Ŝe jej serce bije zbyt szybko, a płuca wołają o powietrze. Była równieŜ świadoma jego rytmu serca, powolnego i stałego, i powietrza które z łatwością przepływało przez jego płuca. Jej ciało od razu zaczęło dostrajać swój rytm do jego. Jaxon uniosła ramiona, by strącić jego rękę z karku. - Widzisz? Właśnie to! Nie moŜesz robić takich rzeczy. Nikt nie moŜe synchronizować rytmu serca w taki sposób jak ty. W tej chwili przestań robić to co robisz. Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Jego ręka nadal trwała na jej karku w zaskakująco intymnej pozycji, którą mimo wszystko uznała za raczej uspokajającą. Jaxon westchnęła i oparła głowę na jego ramieniu. - Doprowadzasz mnie do szaleństwa - wymamrotała ponownie ze zmęczeniem. - Sądzisz Ŝe nie jesteś w stanie zaakceptować rzeczy które mówię, ale twój umysł przezwycięŜy w końcu ludzkie granice - Powiedział tak delikatnie, Ŝe poruszył jej serce. W chwili kiedy poddała się nieuniknionemu i zrelaksowała przy jego ciele, jej serce i płuca przejęły wolniejszy i uspokajający rytm jego organów. Lucian zagarnął ją w ramiona i kołysał jak dziecko, sprawiając Ŝe czuła się chroniona i bezpieczna. Jaxon wpatrywała się w jego twarz, tak nieruchomą Ŝe mogła być rzeźbiona w kamieniu, i tak piękną Ŝe mogła być wzorem dla pomników greckich bogów. - Nie chcę nic do ciebie czuć - Koniuszkiem palca obrysowała jego idealne usta - To by za bardzo mnie bolało. Stał się cieniem w jej umyśle. Delikatnie, tak Ŝe nie rozpoznała jego dotyku, uśmierzył chaos jej myśli. Pamiętał jak się o niego bała. O niego, a nie niego. - Posłuchaj mnie, Jaxon i tym razem usłysz, to co do ciebie mówię. Tyler Drake jego człowiekiem. Nie jest wampirem. Nie ma ponadnaturalnych mocy. Nie ma szans z kimś takim jak ja. Byłem w twoim umyśle, byłem z tobą kiedy badałaś miejsca w których mógł szpiegować dom. Naprawdę sądziłaś, Ŝe zostawiłem cię samą i niechronioną? Naprawdę sądziłaś, Ŝe nie znałem chwili w której postanowiłaś opuścić dom? Rozpoznam jego obecność w chwili kiedy znowu pojawi się w pobliŜu posiadłości. Tyler Drake nie moŜe mnie w Ŝaden sposób mnie zranić. - Skoro wiedziałeś Ŝe jestem poza domem i szukam Drake'a, to czemu nie bałeś się Ŝe na niego wpadnę? - rzuciła mu wyzwanie. Człowiek taki jak Lucian zapewniłby jej ochronę, gdyby naprawdę wiedział. Blady uśmiech na jego ustach miał znamiona okrucieństwa. - Zniszczyłbym go na odległość. Jestem w twoim umyśle, skarbie. Mogę "widzieć" twoimi oczami. A wszystko co widzę, mogę zniszczyć. Jeśli łączę się z jakąś osobą, a ona słyszy mój głos, mogę ją zniszczyć. Tak jak powiedziałem, mam pewne umiejętności. Cicho leŜała w jego ramionach usiłując pojąć to co mówił. - Lucian, jak to moŜliwe? Jak ktoś taki jak ty moŜe istnieć przez cały ten czas i nikt o tym nie wie? - Są tacy, którzy nas odkryli. Wywodzimy się z Karpat i nazywamy samych siebie Karpatianami. Są ludzie którzy na nas polują, usiłują nas zamordować. Są naukowcy którzy chcą nas badać w laboratoriach. Obawiają się Ŝe jesteśmy wampirami, i - mimo Ŝe jest nas tak niewielu - boją się naszych mocy.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- PrzeraŜasz mnie. - Nie, to nieprawda. Trudno ci zaakceptować róŜnice między nami. Nie myl tego ze strachem przede mną. Wiesz, Ŝe nigdy cię nie skrzywdzę. Nie jestem do tego zdolny. Jesteś moim sercem i duszą. Powietrzem którym oddycham. Przyniosłaś światło okropnej ciemności w mojej duszy - Chwycił jej rękę i uniósł do ciepła swych warg. - Są chwilę kiedy czuję Ŝe moŜesz pozbierać wszystkie brakujące kawałki mojej duszy, włoŜyć je na ich dawne miejsce i uczynić mnie całością. - Naprawdę tak mnie widzisz, Lucian? - duŜe oczy Jaxon spoglądały w ciemne, puste odchłanie jego oczu. - To jesteś ty, Jaxon - powiedział cicho - Potrzebuję cię. Reszta świata nie potrzebuje cię tak jak ja. Aby Ŝyć. Oddychać. Jesteś moim śmiechem i - podejrzewam - moimi łzami. Jesteś moim Ŝyciem. - Nie moŜesz tak czuć, skoro dopiero co mnie spotkałeś. Wcale mnie nie znasz. - Wiele razy byłem w twoim umyśle, Jaxon. Jak mogę cię nie znać? JuŜ pochwyciłaś moje serce. I to ja muszę znaleźć sposób abyś mnie pokochała, mimo wszystkich moich grzechów. - Masz ich tak wiele? - spytała cicho. To co wyznawał poruszało jej serce. Wydawał się samowystarczalny. Jakim cudem kogokolwiek potrzebował, a szczególnie kogoś z jej problemami? - Moja dusza ma czarne plamy, moja kochana, i nie ma sposobu aby ją zbawić. Jestem mrocznym aniołem śmierci. Przez wieki spełniam swoje obowiązki i nie znam innego Ŝycia. - Znowu to słowo. Wieki. - słaby uśmiech przegonił cienie na jej twarzy - Jeśli jesteś taką mroczną, okropną postacią, dlaczego nie wyczuwam zła kiedy jestem obok ciebie? Wiem, Ŝe nie mam twoich... - zająknęła się przez chwilę, szukając odpowiedniego słowa - darów, ale mam wbudowany system radarowy wyczuwający wszystko co złe. Od razu wyczuwam obecność zła. Nie moŜesz mieć czarnej duszy, Lucian. Poruszył się, jego mięśnie zafalowały, ale stał bez Ŝadnego wysiłku z Jaxon w ramionach. - Musisz jeść, malutka. Marniejesz w oczach. - Podnosisz mnie tak często, Ŝe powinieneś docenić fakt Ŝe nie waŜę duŜo. Lucian opuścił ją na blat. - Nie chcesz chyba powiedzieć Ŝe nie jesz, bo martwisz się Ŝe nie będę cię mógł podnieść? SkrzyŜowała nogi i uniosła brew. - Martwiłam się raczej Ŝe nadwyręŜysz plecy - próbowała nie obserwować sposobu w jaki jego mięśnie sugestywnie falowały pod białym jedwabiem koszuli. Roześmiał się cicho na jej zniewagę i rozpoczął przygotowywanie bulionu. - W sprawach bezpieczeństwa nie będziesz mi się więcej sprzeciwiać Jaxon. - Sprzeciwiać? Interesujące słowo. Jako dorosła kobieta nie sadzę, abym do końca pojmowała jego znaczenie. - Dorosła kobieta. Tak to nazywasz? Sądzisz, Ŝe nie staniesz się bardziej dorosła? Straszna myśl. - Mam nadzieję Ŝe nie sądzisz, Ŝe będę ci posłuszna - powiedziała cicho Jaxon, naprawdę mając to na myśli. Pochyliła się by przyciągnąć jego uwagę. - Nie sądzisz, prawda? Wzruszył ramionami z niedbałą gracją, co zawsze odbierało jej dech. - Nigdy nie muszę prosić więcej niŜ raz.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Usiadła marszcząc brwi. - Co to oznacza? Nie odwaŜysz się uŜyć na mnie swojego zastraszającego głosu. Spojrzał na nią znad swojego zadania, więŜąc jej oczy swoim czarnym spojrzeniem - Gdybym to uczynił nigdy byś się nie zorientowała, czy nie tak? Jego głos był bardzo, bardzo miękki. Jaxon zeskoczyła a podłogę ledwo powstrzymując się od kopnięcia go w goleń. - Mam tego dość. Wiesz, to nie jest tak jakbyś prosił mnie o zaakceptowanie jakiejś dziwacznej ciotki z twojej rodziny albo czegoś w tym stylu. Nie jesteś raczej zwyczajnym, przeciętnym narzeczonym. Nie zmienię się dla ciebie. Radziłam sobie w oddziale bo byłam dobra w tym co robię. Bardzo dobra. śądam trochę szacunku. Mieszał zupę ze zmieniającym się wyrazem twarzy. - Sądzisz, Ŝe nie szanuję tego jak radziłaś sobie ze wszystkim w twoim Ŝyciu? Nie moŜesz tak myśleć. Nie masz powodu do złości. Jaxon. Ja teŜ nie mogę zmienić tego kim jestem. Opieka nad tobą jest obowiązkiem, który przysięgłem wypełnić. Została we mnie wdrukowana przed moim urodzeniem. Sądzisz Ŝe to się zmieni, bo jesteś śmiertelna? - O BoŜe, znowu ta sprawa ze śmiertelnością. Przynajmniej ktoś ciebie urodził. Co a ulga - przejechała ręką po włosach - Spójrz na mnie, Lucian. Posłusznie obrócił się na jej rozkaz. Celowo przestudiowała jego twarz, powoli przebiegła po zmysłowych rysach zanim jej spojrzenie spoczęło w zamyśleniu na jego czarnych oczach. - Wiedziałabym. Nigdy nie próbowałbyś ukryć przede mną czegoś takiego. Czułbyś się winny. - Nigdy nie czułbym się winny zmuszając cię do dbałości o zdrowie, aniele. Nie rób błędu i nie darz mnie zbyt wielkim zaufaniem. To prawda, czułbym się winny zatajając przed tobą pewne sprawy. Tak nie powinno być między partnerami Ŝyciowymi. W kaŜdym przypadku musiałabyś tylko zbadać mój umysł. Jaxon roześmiała się na tą myśl. - Ledwo rozumiem o czym do mnie mówisz. Na pewno nie mam zamiaru kręcić się po mózgu, który ma kilka wieków. To proszenie się o kłopoty. Jak to moŜliwe, Ŝe brzmisz nowocześnie - no w miarę - skoro jesteś tak staroŜytny? Lucian odwrócił się z powrotem do zupy. - To nie jest trudne. Uczę się i łatwo adaptuję do nowego środowiska. To niezbędne kiedy ktoś chce się wpasować. Usiądź przy stole. Stuknęła stopą. - Zapach nie przyprawia mnie o mdłości. To ty, prawda? Robisz coś co sprawia Ŝe mogę czuć jedzenie bez mdłości. - Tak - nie widział powodu, Ŝeby zaprzeczać - Musisz koniecznie jeść. Nie chcę podejmować decyzji Ŝeby cię przemienić tylko dlatego Ŝe nie jesteś w stanie przyjąć poŜywienia. To nie byłoby właściwe. Przemienić cię. Jaxon znalazła krzesło i usiadła gwałtownie. Dlaczego brzmiało to jak tekst prosto z wampirycznego romansu? Oddaliła to falując ręką. - Dość o tym. Nie myśl tego i nigdy więcej tego nie mów. Przyzwyczajam się do sprawy z "wiekami", ale sprawa z "przemienić cię" to zbyt wiele. Lucian umieścił przed nią miskę zupy. Jego umysł, połączony z jej umysłem, przejął prowadzenie. Stworzył w niej uczucie głodu. WraŜenie Ŝe bulion smakował przepysznie i Ŝe chciała go zjeść. Rozkazał jej ciału nie odrzucać go i wzmocnił rozkaz "naciskiem", aby nie
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
było Ŝadnych błędów. Bardzo delikatnie połoŜył dłoń na jej ramieniu, potrzebując fizycznego kontaktu. Jak dotąd nie pozwolił sobie na wyraŜenie tego co poczuł kiedy zorientował się, Ŝe opuściła dom. Badał to dopiero teraz, w kuchni, ciągle obracając w umyśle nieznaną emocję. Strach. Bał się o nią. Nie tego Ŝe Drake ją znajdzie, ale Ŝe uŜyje jej aby zniszczyć Drake'a. Nie chciał by zmierzyła się z taką rzeczą. Strach. Strach, Ŝe wampir odkryje ją, kiedy znajdowała się z dala ochrony zapewnianej na terenie posiadłości i w domu. Strach. Nigdy nie doświadczył tego uczucia. Skręcało mu trzewia. Lucian zaplątał włosy w bogactwie jej blond włosów. Odchyliła głowę Ŝeby na niego spojrzeć, zaskoczona sposobem w jaki zacisnął rękę na jej włosach. - O co chodzi? O czym myślisz? - Na jego twarzy nie było emocji, oczy go nie zdradzały, ale Jaxon zaczynała go poznawać. Niewielki charakterystyczny gest pełen napięcia ujawnił Ŝe jego myśli nie były przyjemne - Powiedz. - Bałem się o ciebie. Wcześniej, kiedy byłaś z dala od bezpieczeństwa domu - Lucian nie miał zamiaru unikać prawdy. Jaxon odpowiedziała natychmiast, otaczając palcami jego szeroki nadgarstek. - Sam powiedziałeś, Ŝe jestem idealnie bezpieczna. - Jesteś absolutnie bezpieczna od Drake'a - przyznał, w zdziwieniu patrząc na jej dłoń. Palcami nawet w połowie nie otoczyła jego nadgarstka, a jednak miała nad nim wielką władzę - Drake nie moŜe cię skrzywdzić. - Ma siłę, Lucian. Mógłby dostać się do Barriego. Wiem, Ŝe myślisz Ŝe jesteś niezniszczalny, ale kula snajpera moŜe zabić z wielkiego dystansu, a Drake jest doskonałym strzelcem. Nie musi bezpośrednio stawić ci czoła - Skinęła głową - Tak właśnie Drake moŜe mnie skrzywdzić. Tak zawsze to robił - poprzez kogoś innego, kto dla mnie coś znaczy. To dlatego nie chcę z tobą być. Odkrył Ŝe uśmiecha się ponad jej głową. - Zaczynasz coś do mnie czuć. - Taa, powtarzaj to sobie - odparła - Zupa jest dobra. Jestem zaskoczona, Ŝe tak dobrze gotujesz - Nie chciała zbyt dokładnie zastanawiać się ani wspominać co on jadł albo czego nie jadł. To nie był dobry moment by przestraszyć się na śmierć. OstroŜnie wstała, odsuwając się w tym delikatnym, kobiecym odwrocie który uwaŜał potajemnie za zabawny. Wszystko co robiła było właśnie takie. Rozpalało go w środku. Wypełniało ciepłem. Sprawiało, Ŝe chciał się uśmiechać. Więcej - musiał się uśmiechać. Obserwował, jak ostroŜnie, po domowemu, zmywała miskę i łyŜkę. Jaxon złapała go na tym. - Co? - brzmiała obronnie. - Lubię cię obserwował - przyznał z łatwością - Lubię mieć cię w moim domu. Usiłowała aby nie zobaczył, jak ucieszyły ją te słowa. MoŜe była zwyczajnie samotna. MoŜe była zbyt podatna na wpływ jego pięknych oczu. Jego głosu. Albo jego ust. A moŜe był po prostu tak diabelnie przystojny. Westchnęła głośno. - Idę na górę trochę odpocząć. śycie z tobą jest dla mnie zdecydowanie zbyt ekscytujące. Lucian podąŜył za nią po schodach, niosąc jej karabin. - Ta rzecz waŜy prawie tyle co ty, Jaxon - Powiedziałeś, Ŝe wiedziałeś Ŝe była poza domem - zastanowiła się nagle na głos, kompletnie ignorując jego docinki. - Dlaczego ja nie wiedziałam co ty robiłeś? - Nie patrzyłaś.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Zerknęła na niego przez ramię z wymownym potępieniem. - Nie patrzyłam? Nie patrzyłam gdzie? - W mój umysł - odpowiedział głosem bez śladu poruszenia - Ja pozostaję cieniem w twoim umyśle. Poza faktem Ŝe znacznie bezpieczniej dla mnie jest wiedzieć co robisz w kaŜdej chwili, jest to niezbędne dla naszego komfortu. - Wiesz, Lucian, gdybym miała trochę rozumu, nie pozwoliłabym Ŝebyś tak sobie ze mną pogrywał. Rzucasz tymi swobodnymi stwierdzeniami, a moja ciekawość zawsze bierze nade mną górę - Rzuciła noŜe i pistolety do szuflady, a potem wyciągnęła czapkę z kieszeni i dodała do rosnącej kupki. Lucian obserwował ją przez na wpół zamknięte oczy, a na jego ustach błąkał się lekki uśmiech. - Patrz na siebie, chodzący arsenał. - CóŜ, ja przynajmniej wiem jak się chronić. Myślisz Ŝe jesteś taki silny, Ŝe nie dosięgnie cię nawet kula snajpera. - Znowu do tego wracamy. Skarbie, mogę rozkazywać niebiosom, ruszać ziemię, przenosić ciało w czasie i przestrzeni. Cały czas jestem lepiej uzbrojony niŜ ty kiedykolwiek będziesz. Nie patrz na mnie tymi wielkimi brązowymi oczami i z tą zmarszczką na twarzy. Jesteś w wielkim niebezpieczeństwie, bo mam zamiar scałować ten wyraz z twojej buzi. Jaxon odskoczyła od niego tak szybko, Ŝe upadła na łóŜko z paniką na twarzy. - Zostań po drugiej stronie pokoju, ty diable. Uniosła w górę rękę, Ŝeby go powstrzymać. - Bez gadania i bez patrzenia na mnie. śeby wyszło na twoje, uŜywasz nieuczciwej taktyki. Przeszedł do niej przez pokój, dominując nad jej drobną postacią jak pradawny zdobywca. - Zasługujesz na karę za opuszczenie tego domu po tym, jak tak szczerze obiecałaś Ŝe w nim zostaniesz. - Zapewniałam tylko, Ŝe nie mam zamiaru tańczyć - wytknęła cnotliwie - Nie wiem dlaczego odniosłeś wraŜenie, Ŝe miałam siedzieć i czekać na ciebie. Mam sprawy do załatwienia. Nowoczesne kobiety nie siedzą w domu kiedy ich faceci się zabawiają na zewnątrz. Dotknął jej twarzy koniuszkiem palca, obrysowując jej miękką skórę, delikatną linię kości policzkowej. - Powiedziałem, Ŝebyś została tutaj. - Byłam tylko na spacerze. ŚwieŜe powietrze jest dobre dla ludzi - nie wiedziałeś o tym? A spacer jest najlepszym ze wszystkich ćwiczeń. MoŜna spacerować wszędzie i o kaŜdej porze - wyglądała na absolutnie co do tego przekonaną. - Spacerowanie to nie to samo co "wychodzenie z domu". Lucian usiadł na łóŜku przytłaczając ją. - Spacerowanie - wymamrotał nieobecnie, zaplątując palce w jej włosy. Kiedy czuł je na swojej skórze, stawał się rozproszony - Nie wystawiaj się więcej na niebezpieczeństwo, aniele. Następnym razem podejmę odpowiednie kroki. Pchnęła jego pierś, głównie po to Ŝeby uzyskać miejsce dla oddechu. Zdawał się zdolny do odebrania jej resztek powietrza. - Mam nadzieję, Ŝe nie masz na myśli groźby. Jestem oficerem policji, Lucian. Groźby
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
to niezbyt dobra droga by wkraść się w moje łaski. - Nie potrzebuję twoich łask i nie obchodzi mnie twój dziwny wybór drogi zawodowej. MoŜe nie powinienem teraz tego wywlekać, ale zdajesz się nie rozumieć. Nikt nie kwestionuje moich decyzji. Nie wystawisz się więcej na ryzyko - Nie podniósł głosu; jeśli to moŜliwe był on miększy i delikatniejszy niŜ kiedykolwiek wcześniej. Brzmiał miło, niemal z roztargnieniem wydając jej rozkazy. Jaxon zmarszczyła się. - Wcale nie zyskujesz przy bliŜszym poznaniu. Nie lubię rozkazujących facetów. Jego ręka ześlizgnęła się do nasady jej karku. Palce pieściły miękką, aromatyczną skórę. Zdawał się tego nie zauwaŜać, a ona siedziała sztywno, nie chcąc przyciągać uwagi do faktu Ŝe umiał całkowicie rozproszyć jej zmysły. - Nie uwaŜam siebie za rozkazującego. Jest wielka róŜnica między byciem rozkazującym, a byciem dowódcą. - Dowodź kimś innym, Lucian, poniewaŜ to ja decyduję o swoim Ŝyciu. Absolutnie decyduję. Jeśli zdecyduję się opuścić dom, zrobię to kiedy zechcę. Nie sądź Ŝe ujdzie ci na sucho bycie najwyŜszym dyktatorem, tylko dlatego Ŝe jesteś... - Słowa ją zawiodły. Kim on był? JuŜ na to odpowiedziałem. Celowo uŜył intymnej formy komunikacji charakterystycznej dla partnerów Ŝyciowych jego ludu. Pochylił głowe ku wraŜliwej nasadzie jej karku, niezdolny oprzeć się pokusie. Jestem Karpatianinem, twoim partnerem Ŝyciowym. Natychmiast płomienie pragnienia zatańczyły na jego ciele. Trzewia zacisnęły się gorąco, i zamknął oczy by delektować się smakiem i dotykiem jej skóry. Uczuciem intensywnego głodu. Pochylił swe większe i silniejsze ciało, zmuszając ją do połoŜenia się pod nim na łóŜku. Pod jego odkrywającymi dłońmi była delikatna, i krucha. Wyciskał jej piętna w głęboko w swojej duszy - na zawsze. - Lucian - wyszeptała prosząco jego imię, niemal jakby prosiła go o pomoc. Lucian uniósł głowę i wpatrywał się w jej ogromne oczy. Wyglądała na zagubioną, senną, i bardzo bardzo sexi. - Nie zranię cię, aniele, poddaję się tylko przygniatającej potrzebie Ŝeby cię poczuć. Sięgnęła by potargać mu włosy, a jej dolną wargę zdobił mały uśmiech. - Tak, cóŜ, zauwaŜyłam. Sądzę tylko Ŝe to trochę niebezpieczne. Ciągle staram się przywyknąć do faktu Ŝe nie jesteś człowiekiem. Opowiadasz mi ciągle te ciekawe historie science-fiction, słyszę to co mówisz, ale mój umysł nie chce połączyć faktów w całość. Jesteś zdecydowanie przeraŜający, Lucian. - Nie dla ciebie - zaprzeczył leniwie, kiedy pochylał się szukając ustami jej gardła. Smakowała tak dobrze. Jej dotyk był wspaniały, skóra niczym satyna. - Jestem wobec ciebie nieustająco delikatny. PodąŜał ustami po jej idealnej skórze od gardła poprzez obojczyki. Była tak delikatna. Nie rozumiał jak coś tak drobnego moŜe utrzymywać w całości taką doskonałość. - Zawsze zachowujesz idealną, absolutną kontrolę. Nie wyobraŜam sobie ciebie nieopanowanego. Ale potem patrzysz na mnie, i... - Zamknęła oczy gdy jego usta podąŜyły niŜej, odchylając materiał bluzki by dotknąć więcej skóry. - Co mówiłaś? - wyszeptał ponad zapraszającym wzniesieniem jej piersi - Patrzę na ciebie? - Zadrapał delikatnie, erotycznie zębami jej wraŜliwą skórę, a ona złapała powietrze, podczas gdy ramionami przyciągnęla jego głowę. Co przed chwilą mówiła? Nadal sprawował kontrolę. Nawet teraz, gdy leŜała w jego
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
ramionach i czuła jego płonące ciało, łaknące jej, absolutnie kontrolował sytuację. Obróciła się bardziej w stronę jego ramion, silniej przyciskając ciało do jego ciała. Jakby to było: przynaleŜeć? Naprawdę do kogoś przynaleŜeć? Nie bać się cały czas? Kiedy była z Lucianem, nigdy się nie bała. Lucian czuł jak jej miękkie i podatne ciało dopasowuje się do jego postaci. Odepchnął tkaninę dalej z jej skóry, naraŜając niewielkie, idealnie uformowane piersi na chłodne powietrze. Na jego mroczne, zaborcze spojrzenie. Na gorąco jego ust. Naprawdę była cudem, tak jak wszystko co z nią związane. Poruszała się nieustannie, a on przesunął się aby bardziej przycisnąć ją do siebie. Musiał czuć kaŜdy cal jej ciała odciśnięty na swojej skórze. Pochylił usta i skosztował jej piersi. Jego język wirował leniwie, draŜniąc brodawkę tak, Ŝe zmieniła się w twardy wierzchołek. Mógł usłyszeć przypływ i odpływ krwi spieszącej w jej Ŝyłach, przyzywającej go, zachęcającej w słodkim zaproszeniu. Cicho wymamrotał jej imię, głaskał skórę, śledził kaŜde Ŝebro oddzielnie, znajdując wcięcie drobnej talii. W uszach słyszał tępy huk, a jego wewnętrzna bestia uniosła głowę i wyła o uwolnienie. Grzmiała by ją oznaczyć, potwierdzić jej przynaleŜność do niego. Jaxon wyczuła w nim zmianę. Jego ręce charakteryzowała twarda zaborczość, a w ciele pojawiła się nagła agresja. Pierwszy raz się bała. Złapała w ręce jego gęste czarne włosy i wydała cichutki dźwięk - coś pomiędzy poddaniem się, a protestem. - Lucian - wyszeptała jego imię niczym talizman, wiedząc, Ŝe zawsze będzie ją chronił. Natychmiast uniósł głowę. Oddech uwiązł w jej gardle. W głębiach jego oczu czaiło się prymitywne zwierze. Widziała je, czerwone płomienie w jego oczach, Ŝar i głód wzniecające palący poŜar. Jej serce dziko waliło. - Lucian - wzmocniła uścisk na włosach. Trzymała je pełnymi garściami, tak jakby trzymała się Ŝycia. - Wszystko w porządku, aniele - powiedział czule. Delikatnie ucałował jej gardło, pozostając dłuŜej przy dziko walącym pulsie - Nigdy nie mógłbym cię skrzywdzić. Jesteś moim Ŝyciem, powietrzem którym oddycham. Czasem mogę zachowywać się bardziej jak zwierzę a nie męŜczyzna, ale koniec końców jestem męŜczyzną. - Ale nie człowiekiem - głos Jaxon był ledwo słyszalny. - Nie człowiekiem - zgodził się - Karpatiańskim samcem, który w tej chwili bardzo potrzebuje swojej partnerki. Jaxon nagle stała się bardzo świadoma jej rozpiętych ubrań. - Sądzę Ŝe będzie lepiej, jeśli usuniesz się z mojej sypialni - Najlepiej dla kogo? - W jego głosie brzmiało rozbawienie - Nie dla mnie. Bardzo delikatnie poprawił czarny top, tak by przykrywał kremową skórę. - Czy masz pojęcie ile dla mnie znaczysz? - Potrzasnął głową - Nie, nie ma moŜliwości Ŝebyś wiedziała. Bała się oddychać. Jej ciało wołało o jego ciało, zdradzając rozum. - Lucian, naprawdę potrzebuję chwili samotności. - Więc moŜesz zaprzeczyć, Ŝe mnie pragniesz? - Absolutnie - ochoczo się zgodziła. Nie było powodu, by temu zaprzeczać. Miał szczęście, Ŝe była niedoświadczona. Mogła teraz rozrywać jego ubrania. Sam pomysł odebrał jej dech. Uniósł znacząco brew. - Mnie teŜ do odbiera dech - wyszeptał w jej gardło udowadniając Ŝe ciągle był cieniem
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
zakorzenionym w jej umyśle. Chciała być na niego zła. Nie miał prawa słyszeć jej kaŜdej myśli. Ale odkryła, Ŝe się śmieje. Kiedy tak leŜała, jego ramię otaczało jej talię, a czarne oczy poruszały się po niej z uporczywym pragnieniem, miała poczucie intymności. - Jesteś taki niedobry, Lucian Jaxon zamknęła ze zmęczeniem oczy. Dobrze było zwyczajnie leŜeć tu i nie poruszać się. Nie myśleć. Nie robić nic poza czuciem jego ciepła i siły. - Jestem taka zmęczona. Musi być blisko świtu. Dlaczego zawsze rozmawiamy do świtu? - Po to Ŝebyś zmęczyła się i spała cały dzień, bo wtedy jestem najsłabszy. To dobry sposób Ŝeby trzymać cię przywiązaną u mojego boku - Lucian leniwie się przeciągnął - Mam zamiar spać tutaj, z tobą, więc uspokój się i nie próbuj się kłócić Jaxon uderzyła go w ramię, a potem przekręciła się aby ułoŜyć na nim swoją głowę. - Nie miałam zamiaru się kłócić. Dlaczego tak pomyślałeś? Nigdy się nie kłócę. Lucian uśmiechnął się do niej. Była tak mała. Zaskakiwała go jej siła. - Oczywiście Ŝe się nie kłócisz. Co ja sobie myślałem? Idź spać skarbie i pozwól mojemu biednemu ciału odpocząć. - Ja juŜ śpię. To ty gadasz. Lucian skoncentrował się na zabezpieczeniu zaklęciami posiadłości. Odkrył, Ŝe jest dość rozproszony z wtuloną w niego Jaxon, kiedy jej ciało było tak idealnie dopasowane do łuku jego ciała. Sądziła Ŝe się kontroluje i pewnie była to prawda jeśli chodzi o kaŜdą inną rzecz z wyjątkiem Jaxon. Nie był wcale pewien o to, czy umie ją ochronić przed własną potrzebą i pragnieniem. - Lucian? - jej zaspany głos spowodował Ŝe w jego trzewiach zapłonęła kula ognia, która rozprzestrzeniła się w nim niczym stopiona lawa. - Idź spać - owinął wokół niej ramię, kompletnie ją otaczając. Jego palce mimowolnie zmierzwiły gęstą szczecinę rozczochranych włosów. Głos miał szorstki z potrzeby. - Nie powinieneś spać pod ziemią? Wiem Ŝe nie uŜywasz trumny, ale to wydaje się zbyt normalne jak na ciebie. - Jej głos zawierał podejrzenie. Lucian zawahał się. Pomiędzy partnerami Ŝyciowymi nie mogło być kłamstw, a on zawsze starał się ostroŜnie opowiadać o tych szczegółach jego Ŝycia o które pytała. Ale to... Co miał odpowiedzieć? - Idź spać. Natychmiast Jaxon usiłowała podnieść głowę. Lucian zdawał się tego nie widzieć. Ciągle leŜał nie zmieniając pozycji. - Powiedz mi Lucian, albo będę cię dręczyć cały dzień. Westchnął. - Sądziłem Ŝe nie chcesz słyszeć o krwawych szczegółach mojej egzystencji - Jego palce poruszały się w jej włosach w czułej pieszczocie, która grzała jej serce jak nic innego. Jaxon uznała Ŝe to właśnie sposób w jaki ją dotykał, w jaki na nią patrzył sprawiały Ŝe czuła się dla niego jedyną kobietą na świecie. Był zwodniczy. Mroczny czarnoksięŜnik, któremu nie moŜna się oprzeć. Tak jak teraz, kiedy muskał ustami czubek jej głowy, i wdychał jej zapach tak jakby wchłaniał jego esencję w swoje własne ciało. - Zaczynam być raczej przywiązana do twojej krainy fantazji, Lucianie - Uśmiech opuścił jej głos, i stała się bardzo powaŜna - Chcę wiedzieć o tobie wszystko. MoŜe nie od razu, ale w końcu muszę dowiedzieć się wszystkiego.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
LeŜał tak, spięty, gorący i nieswój. Powinien znajdować się w płonącym piekle, ale zamiast tego przepełniała go radość. Jej słowa go poruszyły, stopiły w środku, tak Ŝe jego wewnętrzny demon był bezpiecznie uwiązany. Wiedział Ŝe będzie ją miał, Ŝe nie pozwoli jej uciec, ale nigdy nie wierzył Ŝe nauczy się kochać go za to kim był, czym był. MoŜe to się nie stanie, ale Jaxon chciała poznać jego i jego rzeczywistość. Lucian uniósł rękę do nasady jej karku, i otoczył go palcami. - Ziemia wita nas gdy chcemy odnowić nasze ciała, tak jak wtedy kiedy cierpimy śmiertelne rany albo zuŜyjemy duŜo energii do uzdrawiania. Ale nie jest konieczne by spać w jej ramionach. To bezpieczniejsze, bo nikt nas nie moŜe wtedy znaleźć - Znowu się zawahał, niepewny jak przekazać następną informację. Jaxon lekko uderzyła go w pierś. Nie trudziła się Ŝeby otworzyć oczy i zrobić groźną minę, uznając Ŝe ten gest wystarczy, by okazać swoją reprymendę. - Powiedz mi. - Normalnie śpimy inaczej niŜ ludzie. Zamykamy nasze serca i płuca i leŜymy, jakbyśmy nie Ŝyli. Ale w tym pokoju to niebezpieczne. Pod domem mam komnatę do spania. Jeśli coś się stanie i moje zaklęcia ochronne zawiodą, mojemu wrogowi będzie łatwiej zniszczyć mnie tutaj, niŜ w komnacie, gdzie nie moŜe mnie znaleźć. Jaxon odsunęła na bok jego ramię i wstała. Jej włosy rozsypały się dziko wokół twarzy, a oczy zrobiły się ogromne. - Czemu nie robisz tego co powinieneś? Nie mam zamiaru doznać szoku budząc się obok kogoś kto wygląda na martwego. - Nie będę spać na sposób mojego ludu, Jaxon. Jesteśmy razem związani. Musimy często dotykać swoich umysłów, bo inaczej stracimy komfort, a nawet moŜe być to niebezpieczne. Twój umysł jest przyzwyczajony do dotyku mojego. Bez niego będziesz czuć silny Ŝal, duŜo silniejszy niŜ moŜe znieść człowiek. Nie potrafię dokładnie opisać co byś czuła, ale nie mogę ryzykować. Nie ma takiej potrzeby. Będę spał na ludzki sposób. - Czemu ciągle nie śpisz tak jak my? Westchnął i celowo ponownie otoczył ją ramionami. - Za duŜo mówisz, kiedy powinnaś spać. - Robisz tak, prawda? Śpisz ze mną jak człowiek, zamiast robić to co dla ciebie dobre bystro odgadła Jaxon - To dlatego czasem jesteś zmęczony. Twoje ciało nie odpoczywa w ten sposób, prawda? - Nie, nie odpoczywa - jego głos był mieszaniną rozdraŜnienia i śmiechu. - Idź do swojej komnaty sypialnej, czy jak ją tam nazywasz - zaŜądała. - Nie mogę być z dala od ciebie. - Skoro twoje serce i płuca będą zamknięte, nie moŜesz nic czuć - powiedziała inteligentnie. - Znowu próbujesz się o mnie troszczyć - wytknął, marząc by jego serce nie reagowało tak mocno na jej zmartwienie. Przez niekończące się wieki które przetrwał, nie pamiętał nikogo z wyjątkiem swojego bliźniaka Gabriela, kto by się o niego martwił. A to nie to samo. - Ktoś musi się o ciebie martwić. Ty tego nie robisz - odparła - Mówię serio, Lucian. Widzę jaki jesteś zmęczony. Idź tam gdzie moŜesz odpowiednio odpocząć. - Nie bez ciebie. Zapadła krótka cisza. - Mogę tam iść? - Tak - odparł wolno - Powiedziałem ci, Ŝe to nie ziemia. Miejsce jest pod piwnicą, ale
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
nie w glebie. - Jeśli się obudzę, będę mogła po prostu stamtąd wyjść? Nie jestem chyba klaustrofobiczką, ale nienawidzę czuć cię uwięziona. - PokaŜę ci drogę. Ale nie moŜesz myśleć Ŝe nie Ŝyję. Jeśli obudzisz się beze mnie, zanim zajdzie słońce, twój umysł będzie robił ci sztuczki. Będę wyglądał na martwego i zachowywał się jak martwy pod twoim dotykiem. Nie moŜesz dać się zwieść i zrobić czego głupiego. Partnerzy Ŝyciowi często kończą Ŝycie zamiast Ŝyć samemu po tym, jak zostaną związani. Musisz mi obiecać, Ŝe jeśli się obudzisz, nie opuścisz domu, a jeśli stanie się to nie do zniesienia, będziesz stale do mnie wołać na sposób naszego ludu. - MoŜesz mnie słyszeć kiedy twoje serce i płuca nie działają? - Większość z nas nie moŜe. Ale ja nie jestem jak większość. Jeśli będziesz cierpieć i mnie wołać, usłyszę cię. - Więc chodźmy - powiedziała z determinacją. - Jesteś tego pewna? To nie jest konieczne. - Owszem, jest. Musisz spać i pozostać silnym i potęŜnym ze względu na te wszystkie dziwne rzeczy, które robisz. Przyzwyczajam się do nich, i brakowałoby mi ich gdybyś przestał. Lucian z łatwością ją podniósł i wzniósł się z łóŜka prosto w powietrze, kołysząc ją w ramionach. - Zamknij oczy, aniele. Wiem jak nienawidzisz mojego sposobu podróŜowania. - Tej całej szybkości. - Dokładnie - powiedział nieskończenie czule. Zamknęła oczy i z walącym nerwowo sercem głębiej wtuliła się w jego ciało. Poczuła podmuch wiatru i odczucie podróŜowania w czasie i przestrzeni, kiedy manewrowali przez skomplikowane przejścia do jego komnaty sypialnej pod domem. Kiedy połoŜył ją na łóŜku, Jaxon rozejrzała się w zachwycie. Było tu pięknie, zupełnie inaczej niŜ w jaskini której się spodziewała. Pokój był umeblowany, wypełniony świecami i kryształami które odbijały tańczące płomienie rzucając intrygujące cienie. Zapach był kojący i Jaxon odkryła, Ŝe moŜe leŜeć obok niego bez strachu. Lucian pochylił się ku niej, śledząc ręką linie ukochanej twarzy. - Śpij dobrze, aniele. Jeśli masz śnić, to tylko o mnie. Pochylił głowę i ostatni raz dotknął jedwabistych ust, ogłaszając swoje Ŝądanie, swoje intencje, poruszając ziemię pod obojgiem. Kiedy uniósł głowę, rozkazał jej zapaść w głęboki, niezakłócony sen aŜ słońce zginie na niebie. Dopiero gdy upewnił się Ŝe zaklęcia są na miejscu i wysłał rozkaz do wilków aby pilnowały posiadłości, pozwolił aby oddech opuścił jego ciało a serce ustało bić.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Rozdział siódmy Jaxon walczyła z warstwami gęstej mgły, wynurzając się ze snu z pulsującym bólem głowy i mdłościami w Ŝołądku. W ciemności komnaty nie mogła stwierdzić czy jest dzień, czy noc. Nawet drobina światła nie przesączała się przez grube ściany pokoju. LeŜała nieruchomo, głęboko w ziemi, usiłując zrozumieć co się stało. Mogła wyczuć obok Luciana. Jego ciało było zimne i nie miał wyczuwalnego tętna, a jego klatka piersiowa nie poruszała się. Dziwnie było leŜeć obok, wiedząc Ŝe nawet nie oddycha. Na myśl Ŝe leŜy obok martwy, przez moment czuła jakby się dusiła, ale przygotował ją na takie wydarzenie i zmusiła swój opanowany paniką umysł do logicznego myślenia. Co ją obudziło? Instynktownie wiedziała Ŝe była inaczej zaprogramowana, Ŝe Lucian rozkazał jej by nie budziła się przed nim. Kilka minut zajęło się uwolnienie się od mgły. Nawet wtedy ból głowy nie zniknął, niemal jakby powietrze było zbyt gęste by oddychać. Siadając przejechała ręką po grubych włosach. śołądek dawał o sobie znać jak szalony. Przycisnęła obie ręce do brzucha i przestała się ruszać. Czy to Drake? Coś złego skradało się w ich pobliŜu. Coś wrogiego. Coś brzydkiego przyczaiło się w oczekiwaniu na nich. Śledziło ich. Zerknęła na Luciana. Był idealnym przedstawicielem rodzaju męskiego. Był zadziwiająco piękny, zmysłowy z czysto męski sposób. Dotknęła jego długich czarnych włosów, odsuwając je z czoła pieszczotliwymi palcami. Drake nie skrzywdzi go, jeśli mogła temu zapobiec. Wiedziała Ŝe gdyby do niego zawołała, obudziłby się, ale wierzyła w swoje własne moŜliwości, a Lucian był bezpieczniejszy pod ziemią, gdzie nikt nie mógł go znaleźć do czasu aŜ odzyska pełnię sił. OstroŜnie ześlizgnęła się z wysokiego łóŜka i przemierzyła boso podłogę. W komnacie było bardzo ciemno, ale jej nocne widzenie było niesamowite. Drzwi były cięŜkie i musiała włoŜyć wszystkie siły, by je otworzyć. Nawet wtedy trudno jej było przez nie przejść. Przypominało to przechodzenie przez ruchome piaski lub jakiegoś rodzaju bagno. Jaxon pospieszyła przez wąski korytarz zauwaŜając Ŝe był nachylony ku górze, skręcając i przechodząc przez skałę w ziemi. Wreszcie wyszła do piwnicy. Ale nigdzie nie widziała drzwi. Potem odkryła, Ŝe są sprytnie ukryte w kamieniu. Uczucie cięŜkości w jej brzuchu nasilało się. Coś zdecydowanie ich śledziło. Lekko pobiegła przez kuchnię schodami do swojego pokoju. Szybko narzuciła na siebie parę wąskich czarnych dŜinsów i granatową policyjną bluzę. Był to jej stary ulubiony ciuch, który często nosiła dla wygody. Znowu rozwaŜyła obudzenie Luciana, zawołanie do niego tak jak jej mówił, ale oddaliła ten pomysł. Nawet przez cięŜkie draperie w jej pokoju mogła zobaczyć Ŝe słońce nie znikło jeszcze z nieba. Potrzebował tyle odpoczynku ile mógł uzyskać. Skoro nie był w pełni sił, mógł zostać ranny. Nie wiedziała o nim wystarczająco duŜo Ŝeby określić co by mu się stało gdyby obudził się za dnia. Myśl o tym Ŝe się topi albo o czymś podobnym była zarówno śmieszna jak i nieprzyjemna. WłoŜyła swoje tenisówki, zawiesiła na szyi lornetkę polową, i znalazła ulubionego Browninga. Jeśli to był Drake, nie dostanie się do Luciana. Jaxon przechodziła cicho do okna do okna, badając otaczające tereny, starając się nie pokazywać ze strony z której była naraŜona na daleki strzał. Słyszała samotne wycie wilka, a po kilku minutach odpowiedziało mu drugie, ale nie brzmiało to jakby polowały albo były w jakiś sposób zaniepokojone.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
Jaxon zdecydowała Ŝe cokolwiek to było, nie mogło dokonać napaści na dom o strony lasu bez jakiegokolwiek ostrzeŜenia wilków, więc skoncentrowała się na dziedzińcu i przednim wejściu. Na zewnątrz wysokiego muru, kątem oka spostrzegła Ŝe coś się porusza. Nie zobaczyła wystarczająco Ŝeby dokonać rozpoznania, ale z pewnością mogła stwierdzić Ŝe coś tam jest. Pokonała połowę drogi wijących się schodów, do miejsca w którym znajdował się balkon ze szklanymi drzwiami. Cicho je otworzyła i wślizgnęła się na taras, ukryta za ogrodzeniem przez wzrokiem innych. Natychmiast uderzyło w nią okropne przeczucie, sprawiając Ŝe poczuła się fizycznie chora. Wiedziała, Ŝe jest na właściwej drodze. Dlaczego nie wezwała wsparcia? PoniewaŜ nie mogła wyjaśnić nikomu nieobecności Luciana. I nie mogła pozwolić, Ŝeby wokoło węszyła policja. OstroŜnie uniosła głowę i zbadała przednią część posiadłości. Podniosła lornetkę by zyskać lepszy widok. Natychmiast zobaczyła ramię i nogę wysokiego męŜczyzny. Poruszał się wzdłuŜ ściany posiadłości i wkrótce miała jego pełny obraz. Powiększony przez okulary lornetki przedstawiał przeraŜający widok. Wyglądał jak olbrzym, a jego głowa była w pewien sposób zniekształcona tak Ŝe przypominała kulę. Oczy miał puste i pozbawione Ŝycia, zęby sczerniałe i zaostrzone w brzydkie punkty, a wyraz twarzy był pustą maską szaleństwa. Ciągle opierał dłonie na murze i za kaŜdym razem eksplodowały iskry, i unosił się dym. Krzyczał i odsuwał ręce tylko po to Ŝeby zrobić kolejny krok wzdłuŜ muru i spróbować znowu, z takim samym rezultatem. Mur nie mógł być podłączony do elektryczności, a jednak wydawał się taki, trzaskając Ŝyciem za kaŜdym razem kiedy obcy próbował go dotknął. Był uparty, nie zniechęcony faktem Ŝe się palił. Jaxon stanęła aby wspiąć się na ogrodzenie, chcąc dostrzec na dach. Była zbyt niska, brakowało jej kilku cali. Zirytowana spojrzała na okap. Musiała być jakaś droga na górę brakowało jej tylko minuty by ją wymyślić. Nie chciała stracić z pola widzenia dziwnej istoty. Planował coś złego i wywoływał w niej ciarki. Kiedy się obróciła a jej ciało automatycznie przystosowało się by wypośrodkować jej wagę, spojrzała na niebo oceniając zachodzące słońce. Zbyt późno ujrzała wirującą srebrną pajęczynę która spadała na nią z góry, wyłaniając się z chmury niczym sieć aby ją pochwycić. Uderzył w nią strach. Lucian! Wołanie do niego, sięganie ku niemy było automatyczne, niemal jak przymus, a nie jej własna myśl. Z wyjątkiem jej pracy nigdy czegoś takiego nie robiła - nie wołała nikogo o pomoc. Dziwna migocząca sieć zatrzymała się w powietrzu, wisiała tam przez moment, a potem bez Ŝadnej szkody opadła na ziemią poniŜej. Jaxon poczuła jak jej drobne ciało jest unoszone przez niewidzialne ręce do bezpiecznego miejsca podłogi balkonu. Czuła jego dłonie przy talii. Natychmiast została zaciągnięta do tyłu, a ręce pchnęły ją do domu. Zamykające się drzwi zostały na stałe zamknięte i solidnie zaryglowane. Umieściła dwie dłonie na grubym szkle i patrzyła na dziwną osobę która testowała siłę obrony muru. Zamiast uŜywać dłoni, uderzała teraz całym ciałem o twardą powierzchnię, a wokół niej pojawiały się iskry słabnącego światła. Spojrzał na nią, spotykając się martwymi oczami z jej wzrokiem, a jego akcje stały się bardziej nerwowe. Maltretował swoje ciało nawet mocniej i z większą determinacją niŜ dotąd. Jaxon mogła jedynie stać tam bezradnie, zamknięta w miejscu, podczas gdy poniŜej rozwijała się scena jak z horroru. Kiedy słońce znikało obcy zaczął wydawać warknięcia, kopać w ziemi pod ogrodzeniem i rzucać zaniepokojone spojrzenia na niebo. Jej serce waliło cięŜko kiedy zobaczyła wysoką, elegancją postać wyłaniającą się z gęstych zarośli po prawej stronie domu. Lucian nie szedł szybko ani wolno, a nieskazitelna,
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
grafitowo szara marynatka podkreślała szerokość jego ramion. Włosy spływały po ramionach, a oczy świeciły się na nieruchomej twarzy. Zatrzymał się tylko stopę od bramy i kiwnął dłonią. Natychmiast iskry zniknęły, a obcy zrozumiał Ŝe posiadłość jest niechroniona. Bramy zaczęły się otwierać. Uwagę Jaxon przykuła niepokojąca obecność ciemnych chmur szybko poruszających się na niebie. Coś było bardzo nie tak. Obawiając się o Luciana próbowała otworzyć drzwi. Bała się Ŝe nie zauwaŜy niebezpieczeństwa z góry kiedy istota na ziemi wlokła się ku niemu celowymi krokami. Uderzyła bezradnie z szkło, usiłowała odwrócić się Ŝeby zbiec schodami, ale nie była w stanie ruszyć się bardziej niŜ kilka stóp. Przełykając cięŜko wyciągnęła Browninga, modląc się by Lucian nie załoŜył kuloodpornego szkła. Desperacko sięgnęła do niego w umyśle. Lucian, nad tobą! Coś nadchodzi i jest duŜo gorsze niŜ to z czym teraz się mierzysz. Pozwól sobie pomóc! Nic nie mogło mu się stać. Nigdy. Poczuła natychmiastowe ciepło, falę pocieszenia płynącą prosto do jej głowy. Przez krótki moment czuła nawet jak jego ramiona otaczają ją, trzymają blisko. Jaxon umieściła dłoń na szkle, Browninga w drugiej ręce i obserwowała swobodny, płynny sposób w jaki poruszał się Lucian. Przemieszczał się z całkowitą pewnością siebie, śmiałością, głowę trzymał wysoko, a za nim powiewały długie włosy. Odbierał jej dech. Kiedy patrzyła niemal leniwie uniósł rękę, a czarne zbiegające się chmury nad nim rozproszyły się jakby nigdy nie istniały. Coś opadło na ziemię - wykrzywione, skręcone ciało gada ze skrzydłami. - O BoŜe - powiedziała Jaxon na głos, bojąc się tego czegoś. Zagryzła mocno wargę w niepokoju. Dziwny człowiek niemal sięgnął Luciana, kołysząc cięŜką kulą z kolcami na końcu łańcucha. Nieszkodliwie zakołysała się ona w przestrzeni podczas gdy Lucian na ułamek sekundy zniknął z pola widzenia Jaxon. Kiedy znów się pojawił był za wielkim nieznajomym. W przeraŜeniu obserwowała jak głowa nieznajomego przechyla się na jedną stronę, a wokół jego gardła niczym naszyjnik pojawia się szkarłatny uśmiech. Głowa zachybotała się groteskowo, potem powoli osunęła z ramion, rozpryskując ślady czerwieni we wszystkich kierunkach. Ciało przechyliło się i uderzyło ziemię, podczas gdy głowa potoczyła się z dala od nóg Luciana. Gad skoczył na Luciana tak szybko Ŝe był zamazaną kulą pazurów i zębów. Ogon poruszał się w przód i w tył niczym bat, a bijące skrzydła tworzyły wichurę, unosząc liście i ziemię niczym zasłonę dymną. Krzyk ostrzeŜenia uwiązł Jaxon w gardle, niemal ją dusząc. Lucian wydawał się stać kompletnie bez emocji, z pustą twarzą. Był spokojny, niemal pogodny, jakby zwyczajnie podziwiał widok wokół. Jaxon wycelowała broń w ohydną jaszczurkę. Stworzenie wydawało się uderzyć w niewidzialny mur zanim dosięgło Luciana i zaczęło piszczeć, podczas gdy wokół wybuchły płomienie. Osmalone ciało opadało w warstwach z jaszczurki. Padlina rozpadła się na kawałki. Jaxon ledwo mogła uwierzyć swoim oczom, kiedy z łuszczącego się ciała, niczym z kokonu wyszedł człowiek. Wampir odskoczył od Luciana, podczas gdy gałęzie drzew i kamienie gwizdały w powietrzu celując dokładnie w niego. Lucian płynął przez ziemię, przechodząc od bezruchu do niewiarygodnej szybkości. Jaxon czuła Ŝe widzi bezlitosnego drapieŜcę, maszynę do zabijania, dzikiego kota z falującymi mięśniami, który ma dopaść swoją ofiarę. ChociaŜ wampir szybko uciekał rzucając po drodze przeszkody, Lucian był szybszy. Śmierci nigdy go nie dosięgły, z łatwością oddalane mocą umysły, kiedy Lucian wyprzedzał nieumarłego. Kiedy wampir zorientował się, Ŝe nie ucieknie obrócił swą głowę i spojrzał na Jaxon z nienawiścią w oczach i przebiegłością oraz wrogością na twarzy. Szkło rozsuwanych drzwi zaczęło wybrzuszać się w jej kierunku nawet gdy Lucian wbił dłoń w klatkę piersiową stworzenia, wyjmując pulsujące
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
serce. Jaxon odskoczyła z dala od drzwi, ze wzrokiem utkwionym w scenę poniŜej. Lucian rzucił serce na pewną odległość od wijącego się ciała i spojrzał ku niebo. Natychmiast nad jego głową zebrały się chmury. Na jego rozkaz gromadziło się ich coraz więcej. Zszokowana Jaxon obserwowała jak dyryguje sztormem. W genialnym pokazie z chmury do chmury przeskakiwały błyskawice. Otworzył dłoń, którą wyjął serce i złapał w nią płonącą kulę z nieba. Przez chwilę pomarańczowe płomienie tańczyły po jego skórze, odbijały się w jego czarnych oczach. Potem rzucił kulę w serce i kiwnął dłonią rozprzestrzeniając płomienie. Trujący czarny dym wzniósł się ku niebu. Mogła w nim dostrzec obrazy śmierci, ciemności, a takŜe pozbawionych kształtu brutalnych istot krzyczących i syczących w stronę niebios. Powoli wtapiały się w dym, a potem zabrał je porywający wiatr. Na ziemi rozprzestrzenił się ogień przeskakując z jednego ciała na drugie, spopielając na zawsze oba stworzenia, usuwając wszelkie dowody ich egzystencji, tak jakby nigdy nie istniały. Jaxon obserwowała jak szklane drzwi wygładziły się, a deszcz zaczął ciąć w okna domu. Na zewnątrz Lucian podniósł głowę i na nią spojrzał. Serce waliło jej nieswojo. Od razu wiedziała, Ŝe bariera, która więziła ją w domu zniknęła. PołoŜyła broń i lornetkę na najwyŜszym stopniu i pospieszyła przez kręte schody na pierwsze piętro. Lucian przeraŜał ją - przeraŜała ją siła którą posiadał, fakt Ŝe tak łatwo mógł zniszczyć Ŝycie, Ŝe mógł narzucać niebiosom swą wolę, trzymać ogień w dłoni i nie zranić się przy tym. A jednak chciała go dotknąć - nie, musiała go dotknąć - Ŝeby przekonać się, czy nie ucierpiał choćby odrobinę. Lucian wkroczył do domu, wysoki i silny ponad jej wszelkie wyobraŜenie. Twarz miał bez wyrazu, spokojną, jak zwykle znamionującą absolutną kontrolę. Ale coś go zdradziło w sposobie poruszania się, tak Ŝe zwolniła w swoim biegu ku niemu, zatrzymując się dokładnie w środku salonu. Lucian nadal poruszał się szybko, nie zwalniając kroku. Przepłynął przez pokój niczym woda, z oczami Ŝywymi od emocji których nigdy wcześniej nie widziała. - Lucian - obronnie sięgnęła ręką do swojego gardła. Nie odpowiedział, a jedynie chwycił jej kruchy nadgarstek w mocny uścisk i nadal szedł przez korytarz, zabierając ją do swojej sypialni. Kiedy weszli machnął ręką, a wtedy w kamiennych kominku oŜyły płomienie. Obrócił się jednym ruchem, a jego palce spoczęły na jej gardle. Zrobił krok w jej stronę i uwięził przy ścianie, zamykając w pułapce swojego wyŜszego, cięŜszego ciała. Serce Jaxon biło nierówno i mogła patrzeć tylko na niego szerokimi oczami. Nagle wyglądał jak niebezpieczny drapieŜca, którym był w rzeczywistości. - Nigdy więcej nie sprzeciwisz się mi i nie wystawisz się na niebezpieczeństwo Mówił tak cicho, Ŝe ledwo wychwyciła słowo, ale jednak rozpoznała w nim Ŝelazną wolę i rozkaz. Czarne spojrzenie poruszało się po jej twarzy dumne i zaborcze i migotało czymś nowym, co sprawiało Ŝe jej serce waliło ze strachu. Nagle pochylił usta ku jej wargom, a jej serce całkiem przestało bić. Ziemia zatrzęsła się pod jej stopami. Czuła niesamowitą siłę w palcach owiniętych wokół jej gardła, twardą agresję jego ciała i rozpoznała jego nagłe postanowienie. Powinna go powstrzymać - musiała go powstrzymać - jednak ciało miał cięŜkie z potrzeby, a jego głód pochłaniał ją i przytłaczał. Właśnie wtedy, z ustami uwięzionymi jego ustami i dłonią na gardle groŜącą uduszeniem za to, Ŝe chciała go chronić, wybuchnęły w niej płomienie. Nie będąc zdolną myśleć, wydała słaby dźwięk protestu, podczas gdy jej ciało rozluźniło się. - Posłuchaj mnie, maleńkie kochanie - Otoczył duŜymi dłońmi jej twarz, i oparł czoło o jej czoło - Wiem, Ŝe jeszcze mnie nie kochasz. Ale jesteś silną kobietą i nawet kiedy mierzyłaś
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
się z potworem, który jest we mnie, twoją pierwszą myślą było zadbać o moje zdrowie. Jestem dla ciebie przeraŜający tylko dlatego, Ŝe nie rozumiesz czym jestem. Jesteś moim Ŝyciem, jedynym powodem istnienia, sercem i duszą, powietrzem którym oddycham. śyłem bez radości przez niemal dwa tysiące lat. Przez krótki czas kiedy jesteśmy razem sprawiłaś, Ŝe kaŜda z tych mrocznych, niekończących się minut była tego warta. Rozumiem Ŝe nie ma sposobu abyś w tej chwili pojęła głębię moich uczuć - ale będziesz musiała spróbować. NaleŜysz do mnie. Jestem tego pewien, nie mam cienia wątpliwości. A moje uczucia tylko wzrosną z upływem czasu. Poruszał koniuszkami palców po ukochanej twarzy, odnalazł włosy i zanurzył się w jedwabistych pasmach. - Potrzebuję cię całkowicie, Jaxon, na zawsze. Musisz być bezpieczna i chroniona, tak abym nie budził się nigdy więcej ze świadomością, Ŝe naraziłaś swoje Ŝycie na niebezpieczeństwo. A ty będziesz to robić, ciągle i ciągle. To nie jest bunt. Chronienie innych leŜy w twojej naturze. A kiedy mówię Ŝe potrzebuję cię całkowicie musisz wiedzieć, Ŝe desperacko pragnę twojego ciała. W jej oczach i znaczącym biciu serca był strach. - Nigdy z nikim nie byłam, Lucian, a ty jesteś bardzo przytłaczający - Zagryzła dolną wargę nie chcąc go zawieść. Pragnęła zabrać ten okropny głód, który narastał w jego oczach i ciele. Wcześniej niemal pragnęła zobaczyć go poza kontrolą, choć teraz widziała gdzie to prowadzi. Lucian będzie ją miał. Pragnęła go, a jednak brała się mrocznej intensywności która w nim tkwiła. Wydawał się takim spokojny, a jednak ognie tlące się pod powierzchnią były ciemne i śmiertelne. Wyczuwała je. Wiedziała Ŝe uwolniła coś potęŜnego, czego nie powstrzyma. Lucian odnalazł ją oczami i przytrzymał jej spojrzenie. - Zanim to zrobię, zanim będziesz moja na zawsze, chcę Ŝebyś wiedziała, Ŝe mogę cię uszczęśliwić jak nikt inny, i Ŝe dla ciebie poruszę niebo i ziemię jeśli będzie trzeba. Czarne spojrzenie odnalazło i uwięziło jej wzrok. Zobaczyła w nim silny, potworny głos, tak uporczywy, surowy i Ŝywy z desperackiej potrzeby. Rozsądna część jej osoby wiedziała, Ŝe mówi on coś waŜnego, co powinna przeanalizować zanim podda się mrocznemu, przywołującemu ogniowi, ale było za późno. Ramionami otaczała juŜ jego szyję, a usta poddawały się dominacji jego warg. Gorąco i ogień. Wulkan potrzeby, który wybuchł znikąd. Jego czy jej pragnienie - nie potrafiła wskazać róŜnicy. Nie wiedziała gdzie zaczyna się on a ona kończy. Skóra Luciana była gorąca i wraŜliwa. Zanadto wraŜliwa, by znieść uczucie muskającej go tkaniny. Pragnął aby to skóra Jaxon była do niego przyciśnięta, bez Ŝadnej bariery materiału pomiędzy nimi. Nigdy więcej nic nie będzie ich rozdzielać. Jego postanowienie było całkowite, totalne. Nigdy więcej nie będzie w takim niebezpieczeństwie. PrzynaleŜała do niego, została dla niego stworzona. Była cudem, który miał kochać i chronić. Była więcej niŜ jego Ŝyciem - jego duszą. Usunął myślą swoją koszulę to było łatwe. Ale do uchwycenia brzegu jej bluzki i powolnego zdjęcia jej przez głowę uŜył rąk. Była tak piękna, Ŝe zapierało mu dech. To jego oddech był poza kontrolą, a serce waliło szybko. A moŜe jej? Nie potrafił juŜ tego rozróŜnić. Wiedział tylko, Ŝe są gorącym, jedwabistym ogniem, a on musi płonąć. JuŜ płoną. Ręce odnalazły drogę ku jej skórze. Tak miękka. Tak idealna. Dotykanie jej było niemal czymś więcej niŜ mógł znieść. Czekał tak długo, nie wierząc Ŝe istniała dla niego. Egzystował w czarnej, niekończącej się pustce bez nadziei, bez myśli o świetle. Bez moŜliwości posiadania Jaxon. Czy była prawdziwa? Jego usta spoczęły na jej, gorące, twarde i głodne przenosząc ją do innego świata, gdzie
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
istniał tylko Lucian, jego twarde mięśnie, dotyk jego dłoni i agresja ciała. Był wszędzie pochłaniając ją - w jej umyśle, w sercu. Intymnie dotykał ją rękoma, badał kaŜdy cal. Jego usta były czystą magią, tak, Ŝe jej świat zawęził sie do czystego wraŜenia. Nie była w stanie myśleć, mogła tylko czuć. Lucian uniósł ją łatwo z ustami nadal na jej ustach, tak Ŝe była świadoma tylko jego. Wiedział, Ŝe nic innego dla niej nie istniało. Umysłem usunął ostatnią oddzielająca ich barierę resztę jej ubrań - tak, Ŝe kiedy ułoŜył ją na orientalnym dywanie na podłodze przed kominkiem, wiedział Ŝe czuła przy swojej uwraŜliwionej skórze gęsty dywan. Uniósł głowę aby na nią spojrzeć, widzieć jak światło rzucane przez ogień pieści jej twarz. Była tak piękna, Ŝe zwykłe patrzenia na nią czasem bolało. Jej wielkie oczy spoglądały ku niemu z kuszącym zaproszeniem, seksownie a jednak niewinnie tak jakby nie wiedziała naprawdę na co się zgadza. Jego świat. Jego kobieta. Prawdziwa partnerka Ŝyciowa na wieczność. Celowo pochylił głowę by znaleźć jej miękkie usta, spróbować jedwabistego, uzaleŜniającego gorąca. Była jego. Prawdziwość tego faktu była czymś więcej niŜ mógł objąć rozumiem. Skórę miała miękką, w dotyku przypominającą satynę. Kształt jej krągłości i linie ciała były idealnie proporcjonalnie. Była dla niego cudem i czcił ją ze spokojem. Usta wędrowały po jej gardle, tak wraŜliwym na atak takich jak on. Z innymi była ostroŜna, ale jemu ufała. Znalazł wzniesienie jej piersi i usłyszał jej westchnienie ,kiedy pozwalał sobie na wszystko, kiedy zatracił się w świecie jej ciała. Talię miała drobną, idealnie wykrojoną, a trójkąt zwartych włosów poniŜej go przyzywał. Wdychał jej aromatyczne wezwanie, dziką nieposkromioną potrzebę, która wzrastała by dopasować się do jego pragnienia. Zębami uszczypnął wewnętrzną stronę jej uda, rozluźniając jej nogi, podczas gdy ręką odnalazł wilgotne gorąco, witające głód jego ciała. Jaxon usłyszała jak cichy dźwięk ucieknął z jej gardła, kiedy Lucian rozpoczął powolne, intymne odkrywanie, odnajdując jej kaŜde sekretne miejsce. Nie spieszył się. Przez wieki nauczył sie cierpliwości, a na ten moment czekał bardzo długo. Chciał aby jej pierwszy raz był dla niej idealny. Połączył całkowicie swój umysł z jej tak, aby mogła odczuwać jego rosnącą potrzebę zalewającą go niczym fala przypływu, gorącą lawę płynącą w jego ciele na miejsce krwi. Mogła poczuć ból i absolutną przyjemność, którą odczuwał podczas erotycznych rzeczy, które wyczyniał z jej ciałem. Odnalazła jego długie włosy, owinęła w nie pięść podczas gdy jej ciało zaczęło robić się coraz bardziej spięte z potrzeby. Świat zdawała się rozpływać kiedy lekkie fale przyjemności narodziły się w jej wnętrzu i rozprzestrzeniły, aŜ przywarła do niego jak do kotwicy. Lucian wynurzył się nad nią, z szerokimi ramionami, mięśniami rąk i pleców wyraźnymi i napiętymi z wysiłku aby postępować powoli. Wnikał w nią, cal po calu, aŜ odnalazł barierę oporu. Była tak ciasna i gorąca, Ŝe stawał w płomieniach. Złapał w dłonie jej drobne biodra. Nawet teraz, w momencie gdy jego ciało chciało się w niej ukryć, z tykiem w uszach i czerwoną mgiełką poŜądania w umyśle, zdawał sobie sprawy, jaka jest niewielka i jak krucha wydaje się w jego dłoniach. - Lucian - wyszeptała jego imię a on znowu pochylił się by posiąść jej wargi i jednocześnie pchnął do przodu. Wydała ciche westchnięcie podczas gdy brał ją po raz pierwszy, kiedy po raz pierwszy złączyli ciała i umysły. - Rozluźnij sie dla mnie, aniele - poinstruował miękko, pozostawiając ślad ognia od jej gardła ku piersi. Czekał aŜ jej ciało rozciągnie się dopasowując do jego rozmiaru, przyzwyczai się do uczucia jego natarcia. - Zostałaś dla mnie stworzona, droga połowa mojej duszy - jego zęby poruszały się w
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
przód i w tył po miejscu w którym wyczuwał jej puls. Szeptał do niej cicho, usuwając z jej umysłu opór, tak Ŝe akceptowała jego kaŜdą potrzebę. Jaxon wbiła się paznokciami w jego plecy kiedy przepłynął przez nią gorący ból, a potem poddała się czemuś mrocznemu i erotycznemu podczas gdy on zatopił w niej głęboko zęby. Jego biodra ruszyły naprzód i zabierał ją w świat zmysłowości, jakiego wcześniej sobie nie wyobraŜała. Usta które się na niej karmiły były intymne i seksowne. Tuliła jego głowę do siebie, oferując swoją pierś, chcąc by wziął w siebie na zawsze esencję jej Ŝycia. Jego ciało długimi, pewnymi pchnięciami poruszało się w jej ciele, za kaŜdym razem głębiej i mocniej, tworząc takie tarcie, Ŝe oboje płonęli pojedynczym, Ŝyjącym, oddychającym płomieniem. Językiem przejechał po drobnych rankach na jej piersi i poruszał się w niej szybciej, sięgając głęboko by odnaleźć jej sedno. W dłoni kołysał tył jej głowy, a w umyśle budował potrzebę, myślał o niej, stawał się nią, aŜ była jedyną rzeczą o której mogła myśleć. Jaxon musiała zgasić to nagłe pragnienie które tkwiło w czarnej mgle jego umysłu. Trzymał jej głowę blisko do silnych mięśni klatki piersiowej i natychmiast pojawiła się tam mała rana. Lucian przycisnął do niej jej usta, kontrolując jej umysł, zmuszając by wypiła głęboko z mrocznej studni. Dotyk jej ust, które się na nim karmiły był czymś czego nigdy dotąd nie doświadczył. Jej gorące i ciasne ciało było niczym otaczający go aksamit, ognisty futerał który badał jego granice samokontroli. Kiedy piła, Lucian powtórnie wyrecytował cicho słowa rytuału. Chciał tego, chciał aby było właściwe i pełne. To była jego prawdziwa partnerka Ŝyciowa na całą wieczność i pragnął by ceremonia była dokładna, aby nie było szansy Ŝe mu ucieknie. Szansy Ŝe coś złego jej się stanie. - Biorę sobie ciebie na Ŝyciową partnerkę. NaleŜę do ciebie. Zawierzam ci swoje Ŝycie. Przysięgam ci lojalność, oddaję ci swoje serce, swoją duszę i swoje ciało. Twoje Ŝycie, szczęście i dobro są dla mnie najwaŜniejsze. Zawsze będziesz chroniona i otoczona opieką. Będzie mieszkał w niej na zawsze, od razu wiedział czy grozi jej niebezpieczeństwo. A ona będzie przebywała w nim, będzie kotwicą sprawiającą Ŝe bestia nie będzie miała jak wyrwać się na wolność. Jego ciało stanęło w płomieniach. Czuł jak traci kontrolę. Natychmiast usunął przymus karmienia, pewien, Ŝe dał jej wystarczająco duŜo krwi do prawdziwej wymiany. Przy kompletnym rytuale - trzeciej wymianie krwi i ich współŜyciu - pozwolił sobie na utratę panowania nad ciałem. Zakopywał się w niej ciągle i ciągle, czując jej Ŝar, ogień, to jak go bierze, obmywając jego duszę z ciemności. Puste wieki, wszystkie mroczne czyny nawet jeśli były koniecznie, brakujące kawałki - jakimś cudem składała wszystko z powrotem. Ekstaza jej ciała była niemal czymś więcej niŜ mógł znieść. Czuł jak jej mięśnie zaciskają się wokół niego coraz ciaśniej, wciągając go nawet głębiej w palący wir, dojąc go tak Ŝe eksplodował, rozpadał się na kawałki, zabierał ją razem ze sobą ku nieznanemu. Jaxon chwyciła się Luciana dla bezpieczeństwa, by odnaleźć bezpieczne niebo pośród sztormu uczuć który ją szokował. Nie miała pojęcia Ŝe moŜna tak się czuć, Ŝe jej ciało było zdolne do takich rzeczy. Lucian leŜał na niej, uwaŜając by nie zmiaŜdŜyć jej swym cięŜarem, a jego ciało nadal było zamknięte w jej ciele. Było to seksowne, erotyczne i bardzo intymne. Delektowała się jego smakiem w swoich ustach, lekko miedzianym aromatem, męskim i uzaleŜniającym. LeŜała pod nim wpatrując się w niego w zadziwieniu. W umyśle miała wspomnienie swoich ust poruszających się na jego piersi,. Kiedy próbowała je uchwycić uciekająca myśl sprawiła Ŝe stała się świadoma twardej grubości zakopanej w jej ciele. Poruszał się delikatnie, tak jakby był do tego zmuszony, jakby uczucie Ŝe go otacza uniemoŜliwiało mu po prostu bierne leŜenie. Otoczył rękami jej twarz.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- Jesteś taka piękna, Jaxon, naprawdę piękna. Poruszała się pod nim, a jej ciało było tak gorące i nienasycone jak jego. Dywan pod skórą muskał ją niczym palce. Jego usta znowu poruszały się po jej ciele, język wirował wokoło piersi, członek poruszał się biorąc ją wciąŜ od nowa, Ŝeby się nią rozkoszować. Była Ŝarem, jedwabiem, wszystkim czego kiedykolwiek chciał. I pragnęła go z tą samą naglącą potrzebą którą sam czuł. Obserwował jak światło ognia figluje na jej ciele, pieszcząc cienie na kremowych zarysach jej drobnej postaci. Obserwował jak jego ciało wsuwa się i wysuwa. Zmysłowy widok zwiększył jeszcze jego podniecenie. Pochylił głowę do wierzchołka jej piersi, dłońmi głaszcząc drobną talię i płaski brzuch. Ciągle powoli, spokojnie poruszał biodrami, budując między nimi gorąco dopóki oboje nie zapłonęli. Chciał aby tak to właśnie było - powoli, długo i niewymuszenie, tak aby mogło trwać na zawsze. Chciał mieszkać w bezpiecznym niebie jej ciała, gdzie cuda naprawdę się zdarzały. - Lucian - powiedziała w pozbawionym tchu zadziwieniu, podczas gdy jej dłonie ślizgały się kojąco po jego ramionach. Był dla niej delikatny, kochający, zapewniał jej przyjemność, jednak wyczuwała równieŜ Ŝe obserwuje ją, czekając na coś. Czekając aŜ go potępi. Przejęła od niego tą myśl zanim zdołał ją ocenzurować i natychmiast uniosła głowę by odnaleźć jego usta, chcąc usunąć jego strach przez jej niezadowoleniem. Lucian nie mógł myśleć ze ją zranił, Ŝe nie będzie mogła mu wybaczyć. Zrobili coś pięknego i właściwego. Czuła to kaŜdą komórką ciała. Jak mógł myśleć inaczej? Jak mógł potępiać samego siebie, kiedy był tak delikatny i uwaŜny? - Nie chcę Ŝebyś się mnie brzydziła, aniele - pochylił głowę by ucałować jej odsłonięte gardło - Przeszukałem twoje wspomnienia, serce i duszę i nie znalazłem Ŝadnego dowodu nienawiści - nawet do twojego największego wroga. Tylko to daje mi nadzieję. Owinęła ramiona wokół jego głowy, a jego ciało zaczęło poruszać się agresywniej, twardszymi, szybszymi pchnięciami. Dopasowywała się do jego rytmu, unosząc się tak by mogła go poczuć głęboko w sobie, jak swoją część. Musiała trzymać się go mocno, po czuła jak rośnie w niej burza ognia, płomienie przeskakujące z niego na nią i z powrotem, wyŜsze i wyŜsze, spieszące przez ich ciała, dziki poŜar ,który w końcu spowodował wybuch na tysiąc kawałków, sprawiając Ŝe posypały się na nich iskry. Lucian przetoczył się biorąc ją w ramiona tak Ŝe leŜała na nim. Tańczyło na nich światło ognia, a jednak powietrze chłodziło ich ciała. Odepchnął ręką jej dzikie blond włosy spływające wokół twarzy, tak Ŝe mógł na nią spojrzeć. - Jesteś moja, wiesz o tym - stwierdził. Jej ciało zdecydowanie wiedziało. Czuła go w kaŜdej komórce, Ŝywego, Ŝyjącego wewnątrz, Uśmiechnęła się i zaczęła pieścić ręką rozbudowane mięśnie jego piersi. - Byłeś zły Ŝe wyszłam na zewnątrz, prawda? - Nie sądzę, Ŝebym mógł naprawdę być na ciebie zły - odparł w zamyśleniu - Jesteś moim Ŝyciem. Moim cudem. Bałem się o ciebie, a nigdy nie obchodziło mnie to uczucie. Nie znałem strachu. Polowałem i niszczyłem, tysiące razy brałem udział w bitwach i nigdy nie poznałem tej emocji. Teraz ją znam i nie lubię jej - Jego ręka z powrotem znalazła się w jej włosach, głaszcząc zwijające się pasma, a palce niekiedy znajdowały nasadę karku i masowały ją - W twojej naturze leŜy chronienie innych. Jesteś zupełnie inna niŜ sobie wyobraŜałem kiedy dowiedziałem się Ŝe istniejesz. Jaxon uniosła głowę. - Naprawdę? A jaką miałeś wizje? - Uśmiechnął sie w kierunku jej ciemnych oczu. - Czuję, Ŝe moja odpowiedź sprowadzi na mnie kłopoty. Lepiej pozostanę cicho. tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
- O nie, nie zostaniesz. Powiesz mi wszystko o tej zadziwiającej kobiecie - Uderzyła go w pierś dla podkreślenia swoich słów. - Kobiety mojego ludu są wysokie i eleganckie z długimi czarnymi włosami i ciemnymi oczami. Nigdy nie wyszłyby Ŝeby polować na wampira, ghula ani nawet szaleńca, szczególnie jeśli ich partner poprosił aby zostały na jakimś obszarze. A zanim powiesz Ŝe są poniewierane wyjaśnię, Ŝe te kobiety robią to tylko bo mają absolutną wiarę w umiejętności swojego partnera Ŝyciowego i wiedzą, Ŝe będą chronione. Ty ruszasz na przód bez namysłu, a twoją pierwszą myślą jest moje bezpieczeństwo zamiast własnego. Jestem najsilniejszym łowcą jakiego znają ludzie, a jednak chcesz uratować mnie od kogoś takiego jak ghul. Uśmiechnął się i sięgnął by scałować jej zmarszczkę - Nie skarŜę się, aniele. Stwierdzam tylko fakt który zrozumiałem. - Wysoka? Elegancka? Co to ma znaczyć? Co masz na myśli mówiąc "elegancka"? To Ŝe jestem niska nie oznacza Ŝe nie jestem elegancka. Noszę dŜinsy bo je lubię i są wygodne. Czarne długie włosy mogą być piękne - ty masz takie - ale nie ma nic złego w blond włosach. Ani krótkich włosach, jeśli juŜ przy tym jesteśmy. Są bardzo praktyczne w pielęgnacji brzmiała na oburzoną. Poruszał ręką w jej włosach. Kochał je, jedwabiste dzikie pasma skierowane w kaŜdą stronę. Odkrył Ŝe uśmiecha się znowu, bez Ŝadnego powodu. Jaxon nie obchodziło Ŝe kobiety jego rasy mogły zostać bezpiecznie w domu podczas gdy męŜczyźni szli polować. Interesowała się tym Ŝe opisał je jako wysokie, eleganckie i z długimi czarnymi włosami. Uznał to za raczej zabawne. Jaxon była Jaxon, małą beczułką prochu gotową na to by uratować świat. Nikt nie mógł tego zmienić, a juŜ na pewno nie jej partner Ŝyciowy. Musiał ją zaakceptować taką jaką była. Decyzja Luciana by uczynić ją przedstawicielką rasy Karpatian wynikała z jego wiedzy na temat jej natury. To była jedyna droga by chronić ją od złego. Bedzie teraz spał wtedy kiedy ona, będzie świadomy jej w kaŜdej chwili. Będzie w niej, z nią, jeśli cokolwiek lub ktokolwiek będzie jej zagraŜał. To była jedyna ścieŜka która pozostała jeśli chciał pozwolić jej na pozostanie sobą. Jednak jego decyzja moŜe sprawić Ŝe będzie nim gardzić. - Co się stało Lucian? Przykro ci, Ŝe się ze mnie kochałeś? - nagle Jaxon poczuła się zakłopotana. Nie była dostatecznie doświadczona by stwierdzić, czy go zadowoliła czy nie. Sądziła Ŝe tak, ale mogła się mylić. Był pełen pasji. MoŜe nie była w stanie zaspokoić jego głodu. Jakby nie patrzeć naleŜeli do zupełnie róŜnych gatunków. - Jak mógłbym Ŝałować Ŝe uczyniłem coś czego pragnąłem najbardziej na świecie? Tak dla twojej informacji aniele zamierzam się z tobą kochać jeszcze kilka razy zanim minie ta noc. I nikt inny nigdy nie mógłby mnie zaspokoić. Tylko ty dla mnie istniejesz. śadna inna kobieta. Nigdy. Nie chcę wysokiej i eleganckiej albo czarnych długich włosów. Przywiązałem się do twoich krótkich włosów i drobnego idealnego ciała. Nie pozbędziesz się mnie łatwo. Jaxon uśmiechnęła się i ponownie połoŜyła głowę na jego piersi. Gdzieś głęboko w środku ,gdzie czuła się tak cudownie, nagle odczuła powolny, torturujący skurcz i rozkurcz mięśni. Przycisnęła rękę do brzucha i leŜała nieruchomo, usiłując zrozumieć co się dzieje. Czy to normalne? Czuła jakby miała skurcze - nie, coś gorszego - jakby coś Ŝywego poruszało się w jej ciele, rozprzestrzeniając się na kaŜdy organ. Dłoń Luciana spoczywała na jej karku, zmniejszając napięcie w napręŜonych nagle mięśniach. Był nieruchomy, tak jakby wyczuwał, Ŝe coś jest nie tak. Nie pytał jej co. Nie powiedział nic. Trzymał ją tylko w ramionach ochronnie i zaborczo.
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007
tłumaczyła milila87- www.chomikuj.pl/milila87 zbetowała asiolek_007 www.chomikuj.pl/asiolek_007