JAYNE ANN KRENTZ
PIRAT
PROLOG - Nie, absolutnie się nie zgadzam. Nie wsadzicie mnie do tego samolotu. Nie lecę. - Kat...
8 downloads
16 Views
571KB Size
JAYNE ANN KRENTZ
PIRAT
PROLOG - Nie, absolutnie się nie zgadzam. Nie wsadzicie mnie do tego samolotu. Nie lecę. - Katherine Inskip wcisnęła się głębiej w fotel, rzucając gniewne spoj rzenie na dwie przyjaciółki, siedzące po drugiej stro nie niskiego stolika. Za jej plecami wielka szyba w sali odlotów zawibrowała, kiedy kolejny odrzuto wiec oderwał się od pasa i wzbił w zachmurzone niebo nad Seattle. - O ile wiem, to się nazywa ubez własnowolnieniem. Nie macie prawa - dodała bun towniczo. - Zachowaj ten dramat do swojej następnej ksią żki, Kate. Za kwadrans masz znaleźć się na po kładzie. - Margaret Lark, wytworna i chłodna jak zawsze, zerknęła na drogi, złoty zegarek. Mówiła spokojnym, lecz nie znoszącym sprzeciwu tonem. Lata w świecie biznesu nauczyły ją panować nad każdą dys kusją i forsować swoje raq'e. - Dokładnie omówiłam tę sprawę z Sarah i doszłyśmy do wniosku, że potrze bujesz porządnego wypoczynku. To samo zresztą powiedział ci lekarz. Twój agent też stwierdził, że pomysł jest świetny, a dobrze wiesz, co to znaczy, kie-
6 • PIRAT
dy nawet własny agent uważa, że powinnaś odpocząć od pracy. - Oczywiście, Kate, i nie masz co zaprzeczać - Sa rah Fleetwood spojrzała na nią zatroskanym wzro kiem. - Jak długo można żyć w nerwowym napięciu? Sama mówiłaś, że ostatnio masz kłopoty z zasypia niem. Poza tym tracisz apetyt i chudniesz w oczach. Musisz coś z tym zrobić. - Dobrze, może jestem trochę zestresowana, ale co w tym dziwnego? - żachnęła się Kate. - Przecież przez dziesięć dni byłam w podróży, promując nową książkę. Co dzień w innym mieście - więc jak mam się czuć? Po prostu jestem zmęczona, i tyle. - Nie, chodzi o coś więcej niż zwykłe zmęczenie. - Margaret była nieubłagana. - Obserwujemy cię od dłuższego czasu, Kate. Usiłujesz utopić swoje prob lemy w maniackiej pracy i wreszcie drogo za to zapłacisz. - A cóż jest złego w byciu pracoholiczką? Lubię moją pracę, mało tego, kocham ją. Jestem nieszczęś liwa, kiedy nie piszę. Zgłupieję, jeśli wyślecie mnie stąd. - Oczywiście, nie ma nic złego w tym, że lubisz pisanie - uspokajała ją Sarah. - My też je ubóstwia my. Nie w tym problem. - W takim razie w czym? - zapytała Kate, czując się coraz bardziej przyparta do muru argumentami przyjaciółek. - Jestem szczęśliwa i dobrze mi z tym, co robię. Cholernie dobrze, rozumiecie? - powiedziała, wyzywająco unosząc podbródek. - W tym, że powinnaś zwolnić tempo i prowadzić bardziej ustabilizowane życie - stwierdziła Margaret.
PIRAT • 7
- Od czasu rozwodu nie dajesz sobie ani chwili wy tchnienia. Teraz, kiedy „Narzeczona pirata" zaczyna się sprzedawać, możesz sobie wreszcie na to pozwolić. Wierz mi, Kate, wiem, co mówię. Przez te lata, kiedy pracowałam w różnych firmach, widziałam wystar czająco wiele razy, co stres potrafi zrobić z człowie kiem. Naprawdę nic miłego. Otworzyła elegancką włoską torebkę i wyjęła z niej kopertę z biletem lotniczym. - Już nawet nie wiesz, jak można wypoczywać i cieszyć się życiem. Najwyższa pora, żebyś sobie przypomniała - powiedziała, wyciągając kopertę po nad stołem. Kate nawet nie drgnęła. - A wyspa Ametyst to wprost wymarzone miejsce dla ciebie - dodała Sarah, biorąc bilet z rąk Margaret i wsuwając go pomiędzy sztywne palce przyjaciółki. - Tam jest wszystko co trzeba - palmy, słońce, ocean, luksusowy kurort, papaje, kokosy i... - Nie znoszę kokosów, i dobrze o tym wiecie - wzdrygnęła się Kate. - W takim razie będziesz jadła papaje - ucięła Margaret, wstając. W dopasowanym żakiecie i spod niach z cienkiej wełny wyglądała jak zwykle ślicznie i szykownie. - No, pora na ciebie - stwierdziła, ze rknąwszy na zegarek. Sarah zerwała się z miejsca. Jej twarz o delikatnych rysach jaśniała entuzjazmem. - Wstawaj, staruszko - uśmiechnęła się. - Zaczy nasz podróż do raju i na pewno ci się tam spodoba. Czuję to. Kate westchnęła i zwiesiła głowę z rezygnacją skazańca. Mogłaby jeszcze podjąć rozgrywkę na ar-
8 • PIRAT
gumenty z Margaret - ale kiedy w sprawę włączała się Sarah, z charakterystycznym, wieszczym błyskiem intuicji w orzechowych oczach - rzecz była z góry przegrana. Ta drobna, szczupła i żywa dziewczyna przywodziła jej na myśl niezmordowanego, barwne go kolibra. I dziś, ubrana w cytrynowy sweter i spo dnie w biało-czarny wzorek, wyglądała jak egzotycz ny ptak. - Sarah, wiem, że chcecie dla mnie jak nalepiej, ale... W odpowiedzi Sarah ujęła ją za ramię i podniosła z fotela. - Pomyśl tylko, kochana, wylądujesz w samym środku pirackiego terytorium - powiedziała z entuz jazmem. - Serio, zupełnie jak w twoich książkach. Margaret zrobiła dokładne rozpoznanie, a wiesz prze cież, że jest w tym dobra. Kate ogarnęło paraliżujące poczucie rezygnacji. Margaret rzeczywiście była bezbłędna. Dzięki temu skomplikowane fabuły jej powieści, gdzie w dżungli wielkich korporacji miłość splatała się z intrygą, były równie prawdziwe, jak samo życie. - Podobno na wyspie jest zrujnowany zamek, który zbudował autentyczny pirat - ciągnęła Sarah. - Naprawdę? - zaciekawiona Kate nawet nie za uważyła, iż zbliżają się do stanowisk odprawy. - Tak. W dodatku ten zamek, jak każda przy zwoita ruina, ma swoją legendę - o pożądaniu i prze mocy. Pomyśl tylko, Kate, prawdziwy pirat, jaka to gratka dla ciebie. Nie mówiąc już o tych wszystkich krwawych historiach. Będziesz się mogła wczuć w at mosferę dawnych wieków.
PIRAT • 9
- A co z tym pożądaniem? - zapytała Kate. - Och, opowiadają tam jakąś legendę o królu piratów, który osiadł na wyspie, a potem wyprawił się do Anglii, porwał swoją narzeczoną i wywiózł ją na południowe morza. Nie zgłębiałam jej speq'alnie, bo jak wiesz, specjalizuję się w romansach współczesnych. - Porwał swoją narzeczoną? - Kate odruchowo zacisnęła w ręku kopertę, nie zauważając, że jest coraz bliżej bramki. - Nigdy nie słyszałam opowieści o wyspie Ametyst. Ba, w ogóle nie słyszałam o tej wyspie. Margaret uśmiechnęła się i impulsywnie uścisnęła przyjaciółkę. - Należy do łańcucha wysepek na Pacyfiku, zwane go Wyspami Klejnotów. Będziesz miała mnóstwo czasu, żeby je poznać. Trzymaj się, staruszko. Życzę ci cudownego pobytu. Kiedy wrócisz, będziesz już inną kobietą. Dopiero teraz Kate spostrzegła ze zgrozą, że za chwilę pożegna przyjaciółki. - Poczekaj, co to znaczy, że będę miała mnóstwo czasu? - zawołała, odwracając się. - Ile? Kiedy wra cam? Na Boga, jak długo mam być na wygnaniu? - Masz zarezerwowane miejsce w kurorocie na miesiąc - odkrzyknęła Sarah. - Miesiąc? To cała wieczność! Zanudzę się na śmierć i wydam majątek. Żadnej z was nie stać na opłacenie mojego pobytu. - Dlatego podałyśmy numer twojego konta - wy jaśniła Margaret. - Boże, i kto tu mówił o stresie! -jęknęła Kate. - Nigdy nie wyjdę z długów.
10 • PIRAT
- Tylko nie zapomnij wysłać nam kartki - przypo mniała ze śmiechem Sarah i pomachała ręką. W chwilę później Kate zniknęła im z oczu, porwana przez tłum spieszący się do samolotu. Kiedy wróciły do hali, Margaret zmarszczyła brwi. - Mam nadzieję, że postąpiłyśmy właściwie - po wiedziała z troską. - Jak najbardziej - zapewniła ją pogodnie Sarah. - Od chwili, kiedy wynalazłaś tę wyspę w agencji turystycznej, miałam dobre przeczucia. Wiem, że to idealne miejsce dla Kate. - Ty i ta twoja intuicja... - westchnęła bez przeko nania Margaret. - Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła - oświadczyła Sarah i zatrzymała się przed stojakami pełnymi ksią żek w krzyczących okładkach. Jedna z nich stała dalej od innych, w dziale nowości. Barwny obrazek przed stawiał przystojnego, muskularnego mężczyznę w ko szuli o bufiastych rękawach, rozchełstanej na piersi. Za szerokim pasem tkwił zabójczy kindżał. Namiętnie obejmował rudowłosą piękność w przezroczystej ko szuli, ledwie skrywającej jej wdzięki. Tło stanowił szkicowo potraktowany widoczek tropikalnego wy brzeża i statek o wydętych, czarnych żaglach. „Narze czona pirata" - głosił złotymi literami tytuł. Pod spo dem widniało wyraźnie nazwisko autorki - Katherine Inskip. - Wiesz, jakie byłyby najlepsze wakacje dla Kate? - zagadnęła Sarah, w zamyśleniu kartkując romans. - Jasne, że wiem. Powinna spotkać prawdziwego pirata i przeżyć prawdziwą przygodę - stwierdziła bez
PIRAT • 11
wahania Margaret. - Ale pohamuj swoją wyobraźnię. Ona ma dokładnie takie same szanse spotkania męż czyzny swoich marzeń jak każda z nas - czyli zerowe. Choć wszystkie trzy piszemy o miłości i przygodzie, na co dzień żyjemy w nudnym, szarym świecie. - Hm... A jednak przeczucie mi mówi, że wyspa Ametyst da jej szczęście. Możesz się śmiać, ale uwa żam, że to będzie coś więcej niż tylko miłe wakaq'e na morzach południowych.
PIRAT • 13
ROZDZIAŁ
1
- Ej, cwaniaku, czyżbyś dobierał się do mojej torebki? - Kate przystanęła gwałtownie pośrodku wą skiej, żwirowej alejki, wpatrując się ze zdumieniem w małego człowieczka, ściskającego w ręku wielki nóż. Tego już było za wiele. Była zmęczona i wściekła. Pasek podręcznej torby wrzynał się jej boleśnie w ra mię, a aparat fotograficzny ciążył u szyi jak kamień. Torebkę, której tak pożądał rzezimieszek, miała prze wieszoną przez pierś i wyładowaną pismami, przewod nikami, kosmetykami oraz rzeźbioną figurką z lawy. Sukienka safari była przepocona i pognieciona po tylu godzinach siedzenia na wąskim fotelu w taniej, turystycznej klasie samolotu. W ogóle cała podróż była nie kończącym się koszmarem i Kate straciła nadzieję, że w tym tropikalnym piekle zdoła się kiedykolwiek nacieszyć zdobyczami cywilizacji. A teraz jeszcze ten wstrętny karzeł, który grozi jej nożem... Była u kresu wytrzymałości. - Słyszysz, co mówię? Przypominał szczura. Rozejrzał się nerwowo doko ła i z zadowoleniem stwierdziwszy, że alejka jest pusta,
przysunął się do swojej ofiary, mocniej ujmując ręko jeść noża. - Oddawaj torebkę - warknął. - Szybko, nie będę tu sterczał cały dzień. - Widać, że z tego upału mózg całkiem ci się zlasował. Wcale się nie dziwię, bo gorąco tu jak w piecu. Ale zapewniam cię, że nie po to ruszałam się z domu, trułam podłym jedzeniem w samolocie, straci łam po drodze pół bagażu i wyczekiwałam na lotnis kach, żeby teraz dać się obrabować pierwszemu lep szemu złodziejaszkowi! - wypaliła jednym tchem. - O Jezu, kobieto, czy ty musisz tyle gadać? - A co, nie podoba ci się? - Głos Kate brzmiał coraz większą wściekłością. - Nie mam zamiaru oddawać ci niczego. Lepiej wynoś się stąd, pókim dobra. - O, paniusiu, pogadamy sobie inaczej - syknął napastnik i groźnie machnął ostrzem. Gdy jednak źrenice Kate zwęziły się niebezpiecznie, zmieszał się wyraźnie i rozejrzał wokół z niepokojem. - Nie mam czasu na uprzejmości - burknął. - Ani ja. - Kate zerwała z szyi aparat, wycelowała obiektyw i zwolniła migawkę, uwieczniając wyraz zdumienia na szczurzej twarzy. - Ładne ujęcie - sko mentowała chłodno. - Gdybyś wiedział, w jakim pod łym jestem nastroju, wybrałbyś sobie inną turystkę do obrobienia. - Mam gdzieś twój nastrój. - Ponadto - ciągnęła, nie zrażona chamską uwagą - moi przyjaciele stwierdzili, że ostatnio żyłam w zbyt wielkim napięciu. A zestresowani ludzie bywają nie bezpieczni i nieobliczalni. Nigdy nie wiesz, co mogą zrobić - stwierdziła, robiąc kolejne zdjęcie.
14 • PIRAT
- Ej, co wyprawiasz? - Rabuś zaklął i instynktow nie zasłonił twarz dłonią. - Przestań pstrykać te fotki. Co się z tobą dzieje? Daj mi swój cholerny portfel i będzie spokój. - Dobrze, skoro tak nalegasz - powiedziała zgod nie. - Proszę. Chcesz portfel? To weź go sobie sam. - Puściła aparat, który zawisł jej u szyi i chwyciwszy torebkę, zaczęła energicznie wytrząsać jej zawartość na ziemię. - Jesteś kompletną wariatką, wiesz? - Mężczyzna przyglądał się jej coraz bardziej podejrzliwie. - Jestem kompletnie zestresowana, to wszystko. Gdybym była wariatką, śmiałabym się do łez. - Co ty sobie, do licha, wyobrażasz? - Że zaraz mnie obrabujesz. - Kate wytrząsnęła resztki rzeczy na żwir alejki. - No, chodź tu i weź, co chcesz, ty szczurku. - Spadaj stąd, paniusiu. - Napastnik najeżył się nieufnie. - No, już! - To chyba całkiem dochodowe zajęcie, nie? - za pytała, patrząc z zainteresowaniem, jak złodziej cza jąc się, wyciąga rękę po portfel leżący pośród stosu rzeczy. - Zamknij się wreszcie. Czy ty nigdy nie przestajesz paplać? - syknął, przebierając palcami. Kate wyczekała do ostatniej sekundy i gwałtownym kopnięciem wytrąciła mu nóż z ręki. Poleciał łukiem w bok, a rabuś, straciwszy równowagę, niezdarnie przykląkł na ścieżce. Kate postąpiła jeszcze krok w przód i kopnęła go drugi raz, tym razem celując w najbardziej wrażliwe u mężczyzny miejsce. - Niech cię szlag trafi, ty cholerna wariatko! - za wył, zwijając się wpół, a potem, ściskając rękami
PIRAT • 15
podbrzusze, wycofał się rakiem. Nagle dostrzegł coś poza jej plecami. Chytre oczka zabłysły niespokojnie. Zaklął i ruszył do ucieczki, znikając momentalnie w perspektywie alejki. - No, proszę! - zawołała triumfalnie, biorąc się pod boki. - Uciekłeś jak śmierdzący tchórz. Jesteś taki sam jak mój były mąż, ty łachmyto. Ale złodziej nie słyszał już tych epitetów. Kate, mamrocząc coś do siebie, przyklękła i drżącymi rękami zaczęła zgarniać rzeczy do torebki. - Czy byłego męża również potraktowała pani tak celnym kopem? - zapytał z zaciekawieniem głęboki, męski głos. Kate odwróciła się błyskawicznie. U wylotu alej ki zamajaczyła wysoka sylwetka. Potężny, szeroki w barach i wąski w biodrach mężczyzna musiał mieć prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Ostre słońce oświetlało go od tyłu, a w cieniu twarzy błyskały olśniewająco białe zęby. Ta postać, uwyda tniona przez grę wyrazistych świateł i cieni, wydała się jej o wiele groźniejsza niż pokurcz z rzeźnickim nożem. Ale o wiele bardziej stresujące było nieznośne poczucie, że jest w tym człowieku coś dziwnie znajome go, choć przysięgłaby, że nigdy go nie spotkała. Jednak, przyjrzawszy mu się dokładniej, nabrała pew ności, że się myli. Takich szarych oczu ze srebrnym połyskiem nie sposób zapomnieć. - Kim jesteś? Wspólnikiem tego łachmyty? - Już kiedy zadawała pytanie, wiedziała z całą pewnością, że ten mężczyzna nie zniża się do szczurzej egzystencji, której podstawą było okradanie naiwnych, bezbron nych turystów. Jeśli już miałby popełnić przestępstwo,
16 • PIRAT
to zrobiłby z rozmachem, w stylu napadu stulecia. A w dawnych wiekach bez wątpienia byłby piratem. - Ten, jak pani mówi, łachmyta, nie ma żadnych przyjaciół, a co dopiero mówić o wspólnikach. - Zna go pan? - zapytała już uprzejmiej. - Cwany Arnie i ja spotykamy się od lat przy różnych okazjach. Nie powiem, żebyśmy się zbytnio lubili. - Aha, rozumiem. - Kate zmarszczyła brwi. - Czy on uciekł dlatego, że pana zobaczył? - Sądzę raczej, że uciekł, bo bał się, że zostanie wdeptany w ziemię, zanim zdąży sięgnąć po pani portfel. - Fakt, starałam się, jak mogłam. A swoją drogą, czy nie należałoby powiadomić waszych władz o prze stępczej działalności? - Cwanym Arniem zajmiemy się w stosownym cza sie. Niema się co martwić, nie ujdzie nam. To jest mała wyspa. - Niemniej z przyjemnością złożyłabym zeznanie na policji albo napisała coś do prasy. - Nie trzeba, nie jesteśmy tu aż takimi formalistami. Lepiej będzie, jeśli ruszymy stąd, inaczej utkwi pani na wyspie Rubin na następne kilka godzin. To mówiąc przykucnął i zaczaj zgarniać rozrzucone drobiazgi do torby. Ruchy miał spokojne i celowe. Kate przyglądała się jego spranym dżinsom i równie wyblakłej koszuli khaki. Górne guziki były odpięte i w wycięciu dostrzegła skrawek ciemnego zarostu na piersi mężczyzny. Na moment zaparło jej dech, ale szybko wróciła do rzeczywistości, widząc, że nie znajomy sięga po jej nieszczęsny portfel.
PIRAT • 17
- Zaraz, przecież nawet nie wiem, kim pan jest - zaprotestowała. - Nazywam się Jared Hawthorne. A pani - Katherine Inskip. Skoro już się poznaliśmy w tak nieba nalnych okolicznościach, proponuję, żebyśmy zrezyg nowali z oficjalnych form. Tu, na wyspach, wszyscy jesteśmy jak jedna rodzina - powiedział z uśmiechem. Kate podejrzliwie zmierzyła go wzrokiem. Nie wyglądał na miłośnika jej powieści, który rozpoznał ją z fotki umieszczonej z tyłu okładki. - Skąd wiesz, kim jestem? - zapytała nieufnie. - Billy mnie wezwał. Powiedział, że masz już dosyć czekania na przeprawę. - Billy? Billy ze sklepu „Pod płetwą i szeklą"? Człowiek, który poinformował mnie uprzejmie, że spóźniłam się na jedyne dzisiejsze połączenie z wyspą Ametyst? Ten sam, który zaczął organizować mi nocleg w zapluskwionej norze nad brzegiem morza, ale szybko zrezygnował, kiedy mu powiedziałam, że jeśli natychmiast nie skontaktuje się z kierownikiem kuro rtu i nie zawiadomi go, że ma przysłać łódź, odlecę pierwszym samolotem do Stanów? Jared Hawthorne skrzywił się niedostrzegalnie. - Owszem, to nawet pasuje do Billy'ego. I zgadza się, jest właścicielem zapluskwionej nory, zwanej hote lem. Miałaś szczęście, że zdołał mnie zawiadomić. Postanowiłem po ciebie przyjechać. - To ciekawe - stwierdziła Kate. - Mam rezerwa cję w kurorcie zwanym Kryształową Zatoką na cały miesiąc, ale ostatnia rzecz, jaką tam zapewniają, to dowóz na miejsce. - Bez paniki, zaraz cię tam dostarczę, całą i zdrową. W związku z tym mam propozycję - może byśmy
18 • PIRAT
wreszcie ruszyli się? Mam lepsze rzeczy do roboty, niż tkwić na wyspie Rubin. - Ja też. Przypuszczam, że hotel w Kryształowej Zatoce oferuje więcej wygód niż nora Billy'ego. - Oferuje wszystko, o czym tylko może sobie zamarzyć ktoś, kto chce spędzić wakacje na tropikal nej wyspie - zapewnił Jared. - Poczujesz, że znalazłaś się w innym świecie, gdzie czas płynie niespiesznym rytmem dawnych epok. - Zdaje się, że cytujesz dosłownie folder turystyczny. - Tak, bo sam go napisałem. - Pochylił się i zgar nął resztę rzeczy do torby. - Jak długo pracujesz w Kryształowej Zatoce? - zagadnęła. - Od kiedy została zbudowana. Jestem właścicie lem tego kurortu. Gotowa? - Zarzucił sobie torbę na ramię. Jego słowa uspokoiły Kate. Na pewno nie inte resowały go portfele turystów, już raczej ich konta bankowe. - Personel jest chyba niezbyt liczny, skoro sam szef wyprawia się po klienta aż na drugą wyspę - za uważyła. - Nie martw się, wystarczy ludzi, by cię obsłużyć. - Nie potrzebuję służby, tylko porządnej klimaty zacji. Potwornie tu gorąco - powiedziała, wachlując się jednym z magazynów. W szarych oczach pojawił się błysk rozbawienia. - Przykro mi, ale mamy tylko wentylatory su fitowe. - Jak to? - Budynki zostały tak zaprojektowane, by nawet najsłabsza bryza dawała przewiew. Wszystkie pokoje
PIRAT • 19
mają żaluzje i wentylatory, które z powodzeniem zastępują klimatyzację. - Boże, jak ja tu wytrzymam przez cały miesiąc! - Popołudniowe ulewy ochładzają powietrze, a poranki są łagodne. Upał daje się we znaki tylko w środku dnia. Mądrzy ludzie ucinają sobie w tym czasie drzemkę w cieniu albo chlapią się w wodzie. Kupowanie pamiątek można sobie odłożyć na popo łudnie -wyjaśnił, zerkając wymownie na figurkę z lawy. - Rozumiem - mruknęła Kate przez zęby, zarzu cając ciężką torebkę na obolałe ramię. - Kiedy tylko wrócę do Seattle, moje przyjaciółki dostaną za swoje - powiedziała mściwie. - Czemu? - To one mnie wysłały do tej przeklętej dziury. Miałam zupełnie inną wizję tropikalnych wysp. Wyob rażałam je sobie romantycznie jako tajemnicze i eg zotyczne miejsca, gdzie wszystko może się zdarzyć. - I co, wizja się rozwiała? - Bardzo szybko. Zaczęłam mieć dosyć już na Hawajach, kiedy po wykańczającym locie nad Pacyfi kiem przekonałam się, że zagubiono mój bagaż. W Ho nolulu tkwiłam przez sześć godzin na lotnisku, czeka jąc na walizki, co dało mi okazję do dodatkowych przemyśleń. A jakby tego jeszcze było mało, kiedy wylądowałam tutaj, okazało się, że spóźniłam się na prom na Ametyst. I gdy tylko postawiłam stopę w tym raju, o mało nie zostałam obrabowana przez jakiegoś karła z nożem. Na dodatek dowiaduję się, że w luksu sowym kurorcie, w którym pobyt będzie mnie kosz tował majątek, nie ma nawet klimatyzacji. Stałam się ofiarą okrutnego żartu.
20 • PIRAT
- No, no, tylko nie wpadaj w histerię. Jesteś jeszcze pod wrażeniem spotkania z Arniem. Zresztą wcale ci się nie dziwię - dodał łagodniej. - Jego nóż wygląda paskudnie. - Cwany Arnie był tylko ostatnim ogniwem łań cucha paskudnych przypadków. Gdyby nie to, że robi mi się niedobrze na samą myśl o samolocie, już dzisiaj odleciałabym do Seattle. - Następny lot jest dopiero jutro. - No właśnie, do tego wszystkiego te wyspy są tak cholernie daleko. - Cwany Arnie miał rację. Czy tobie się nigdy usta nie zamykają? - Tylko kiedy pracuję. Ale teraz nie mam zamiaru, przyjechałam tu, żeby odpocząć. Wiesz, stres. - Stres czyni cię gadułą? - Miedzy innymi. - Kate z ulgą dostrzegła w per spektywie wąskiej uliczki sklep Billy'ego, gdzie czekała reszta jej bagażu. Mijało ich niewielu przechodniów. Wszyscy przezornie kryli się w cieniu. Port na wyspie Rubin nie był zbyt romantyczny, ale musiała niechętnie przyznać, że miał swój urok. Kręte uliczki prowadziły na nabrzeże, gdzie tłoczy ły się kramiki i knajpki. Powietrze drżało w południo wym upale i wszystko było pokryte kurzem - na wet kundle, szukające cienia pod rachitycznymi pal mami. Odrapane drzwi sklepu Billy'ego były zapraszająco otwarte. Kate weszła do ciemnawego wnętrza, delek tując się miłym chłodem. Z głębi wyłoniła się znajoma już postać straszego mężczyzny o ogorzałej, wygar bowanej przez słońce i wiatr twarzy żeglarza. W ręku trzymał nieodłączną puszkę piwa.
PIRAT • 21
- Cześć, Hawthorne - powitał Jareda z uśmie chem, który odsłonił liczne szczerby i kilka złotych zębów. - Widzę, że znalazłeś tę damę. - Cwany Arnie znalazł ją pierwszy - powiedział Jared, składając bagaż na zadeptanych deskach pod łogi. - Zademonstrował jej swój słynny numer z nożem. Uśmiech Billy'ego zniknął. - Arnie? On jest na wyspie? - Niestety tak. Lepiej powiadom Sama. Kate wodziła wzrokiem od jednego do drugiego. - Widzę, że ten drań jest tu dobrze znany. Jeśli stanowi publiczne zagrożenie, dlaczego jeszcze nie trafił do więzienia? Billy wzruszył ramionami. - Od czasu do czasu ląduje za kratkami. Między jedną odsiadką a drugą wędruje z wyspy na wyspę i tak po swojemu zarabia na chleb. Hej, czy pani dobrze się czuje? - Spojrzał na Kate z troską. - Nie zrobił pani krzywdy? - Nie - powiedziała, czując, że uginają się pod nią kolana. Opóźniona reakcja na szok, postawiła od ruchowo diagnozę. A może po prostu upał. - Dzięki za troskę, Billy - dodała cicho. - W każdym razie niech się pani nie martwi o swój portfel. Sam Finley przyniesie go pani, jak tylko dorwie tego ptaszka i wyrzuci go z naszej wyspy. - Na szczęście nadal go mam. Trudno sobie nawet wyobrazić, w jakim znalazłabym się kłopocie, gdybym musiała zablokować wszystkie karty kredytowe. Billy był wyraźnie zdumiony. - Arnie nie obrabował pani? Jakim cudem? Pewnie Hawthorne pojawił się w odpowiednim momencie. - Nie.
22 • PIRAT
- Hawthorne - oznajmił sztywno Jared - pojawił się dokładnie w momencie, w którym pani Inskip celnym kopniakiem wypuściła całe powietrze z na szego Arnie'ego. Kiedy nadszedłem, nieszczęśnik zwie wał gdzie pieprz rośnie, a ona wymyślała mu na od chodnym. Billy wybuchnął śmiechem. - Brawo, pani Inskip! Zawsze podziwałem kobiety, które potrafią sobie dać radę w każdej sytuacji. Proszę, oto zimne piwo. Zaraz postawi panią na nogi. - Wyjął z lodówki puszkę i podał Kate. Przyjęła ją z wdzięcz nością. - Gdzie nauczyłaś się radzić sobie z takim typami jak Arnie? - zapytał Jared z niedbałym zainteresowa niem, biorąc kolejną puszkę od Billy'ego. - W zeszłym roku skończyłam kurs samoobrony dla kobiet. - Widzę, że byłaś pilną uczennicą. - W każdym razie wystarczyło mi umiejętności, by poradzić sobie z Arniem. - Samotna i samodzielna kobieta musi się znać na wielu rzeczach - zauważył z lekką kpiną. - Żebyś wiedział. Kate pociągnęła solidny łyk piwa. Słabość w ko lanach ustąpiła, ale nie czuła się na siłach, by pro wadzić słowne potyczki z tym mężczyzną. Zmęczenie podróżą i zmianą stref czasowych coraz mocniej dawało się jej we znaki. Jared musiał to wyczuć, gdyż szybko dopił piwo. - No, pora na nas - powiedział. - Muszę wracać do swoich gości. - Chcesz, żebym ci pomógł nieść bagaże? - zapytał Billy z niechętną miną.
PIRAT • 23
- Dzięki, poradzę sobie. To tylko dwie lotnicze torby. - Hmm, niezupełnie - odchrząknął Billy i wysunął zza lady aż trzy pękate torby. Jared westchnął i spojrzał na Kate. - Masz tam chyba kreacje na każdy dzień pobytu - zauważył cierpko. - To nie moja wina. Pakowały mnie przyjaciółki. Nie bardzo wiedziały, czego będę potrzebować, więc na wszelki wypadek upchnęły tam wszystko, co tylko wpadło im w rękę. - Dobra, Billy, idziemy - powiedział zrezygnowa ny, biorąc dwie torby. Billy pochwycił trzecią. - Zaraz - wtrąciła Kate - a co z Cwanym Arniem? Chyba ktoś powinien go aresztować? - Zdąży się - odparł filozoficznie Billy. - Nietrud no go tu znaleźć. - Dobrze, a jeżeli opuści wyspę? - denerwowała się, idąc za mężczyznami w kierunku nabrzeża. Z dala widać było przycumowaną tam smukłą, biało-niebieską motorówkę. - Tym lepiej, Sam będzie miał mniej roboty. - Ale jeśli puścicie tego złodziejaszka, napadnie kogoś na sąsiedniej wyspie - zaprotestowała. Billy zachichotał. - Nie ma strachu, na pewno nie spotka go pani na Ametyście. Parę lat temu Arnie wpadł tam na występy gościnne, ale Jared wytłumaczył mu uprzejmie, żeby lepiej nie tykał jego gości. Od tej pory trzyma się z dala od Kryształowej Zatoki. - „Wytłumaczył mu uprzejmie"? Macie dziwnie tolerancyjne podejście do przestępców - zauważyła zgryźliwie.
24 • PIRAT
- Może i dziwne, w każdym razie to działa. - Jared wrzucił bagaże na tył łodzi i odwiązał cumy. - Za praszam na pokład, szanowna pani Inskip. Odpływa my. - Podał jej rękę i pomógł wejść. - Życzę miłego wypoczynku - zawołał Billy z brze gu. Kate już otwierała usta, żeby i jemu powiedzieć, co sądzi o „miłym wypoczynku", ale motorówka z ry kiem potężnych silników wyprysnęła z portu. Z rezygnacją opadła na fotel i zajęła się obserwacją błękitnej tafli wody, przetykanej klejnotami maleńkich atoli, oddzielających wyspę Rubin od pełnego oceanu. Później zerknęła na Jareda, zajętego prowadzeniem szybkiej łodzi. Patrząc na jego regularny profil, znów doznała wrażenia, że musiała już gdzieś spotkać tego człowieka. Włosy, które dawno nie widziały fryzjera, były gęste, czarne i przetykane srebrzystymi pasem kami. Musi mieć około czterdziestki, oceniła. Próbo wała nie zastanawiać się, skąd go zna, ale ciekawość zwyciężyła. - Słuchaj - zaczęła w końcu - może to głupie, ale mam wrażenie, że już cię kiedyś widziałam. Jared zerknął na nią zdziwiony. - Niemożliwe. Jestem pewien, że nigdy się nie spotkaliśmy. - Jasne, mówiłam, że to głupie. Po prostu jestem zbyt zmęczona, żeby sensownie myśleć. - Przeczesała palcami czuprynę, poddając się ożywczemu powiewo wi. - Jak daleko do Ametystu? - Około godziny drogi. - W takim razie trochę się zdrzemnę, jeśli po zwolisz. - Oczywiście.
PIRAT • 25
Kate wsunęła się w cień nadbudówki i skuliwszy się na ławeczce, natychmiast zasnęła. Jared, korzystając z okazji, przyglądał się badawczo swojej pasażerce. Teraz, kiedy jej twarz się odprężyła, a długie rzęsy rzucały cień na policzki, wyglądała 0 wiele łagodniej, nawet bezbronnie. Cholernie atrakcyjna, jeśli ktoś lubi taki typ, po myślał. Ocenił, że Kate Inskip może mieć trzydzieści trzy - cztery lata. Szeroki pas sukienki uwydatniał smukłą talię i krągłe, kobiece biodra. Duże, zapinane na guziki kieszenie sportowego stroju maskowały zarys piersi. Słusznie - mężczyzna powinien mieć pozostawione pole dla wyobraźni. Gęsta grzywa brązowych i modnie przyciętych włosów stanowiła wdzięczną oprawę dla zgrabnego noska i zielonych oczu o ciemnych rzęsach. Rysy twarzy były delikatne, ale zdecydowane. Jared uznał, że jest to twarz kobiety nawykłej do samodzielnego decydowania i przeprowadzania swoich zamiarów do końca. Ktoś taki jak ona nie potrzebuje mężczyzny, by radzić sobie w życiu. A jednak pełne, kształtne usta miały w sobie intrygującą miękkość i zmys łowość. Do licha, co ci przychodzi do głowy, skarcił się, uświadamiając sobie, w jakim kierunku podążają jego myśli. Kate Inskip zdecydowanie nie była w jego typie. I nigdy nie będzie. Lubił kobiety łagodne, ciche i czułe, najchętniej z dużymi niebieskimi oczami. O staroświeckich po glądach, dla których dom, dzieci i mężczyzna były najważniejsze. Słowem, kobiety, które przypominały mu jego ukochaną Gabriellę.
26 • PIRAT
Nie przepadał natomiast za pewnymi siebie, pys katymi stworzeniami, przeczulonymi na punkcie włas nej niezależności, programowo odrzucającymi męską opiekuńczość. Nie interesowały go feministyczne sekutnice. Mężczyzna, który zaryzykowałby zbliżenie do Kate Inskip, musiał być przygotowany na pełną przykrych niespodzianek wojnę podjazdową. Nie była to bowiem łagodna owieczka, która ufnie dałaby się prowadzić męskiej ręce. Do licha, jeśli ma gościć ją u siebie, musi jakoś powstrzymać jej denerwujące gadulstwo. A już próba pocałowania Kate byłaby aktem sporej odwagi. Jednak te myśli, choć niezbyt pochlebne dla Kate, przypomniały jego ciału, jak długo musiało się obywać bez kobiety. Atrakcyjne, zamożne turystki często pojawiały się w kurorcie, ale Jared już dawno przeko nał się, że sezonowe romanse ze znudzonymi własnym bogactwem kobietami nie odpowiadają mu zupełnie. Być może dlatego, że zdążył już zaznać domowego szczęścia w udanym małżeństwie. Życie z Gabriellą stanowczo go rozpieściło. W każdym razie nie znosił budzenia się rano u boku obcej kobiety, ze świadomością, że stał się jeszcze jedną pamiątką z tropikalnych wysp. Znów przyjrzał się Kate i doszedł do wniosku, że mimo wszystko nie należy do kobiet, które lubią gromadzić łóżkowe trofea, ani tych rozkapryszonych piękności, które podróżują odrzutowcami z jednych modnych miejsc na świecie w drugie. Wyglądała na taką, jak sama się określiła - zestresowaną, przepra cowaną kobietą, która potrzebuje odpoczynku i spo koju. Może nie będzie więc tak źle?
PIRAT • 27
Nagle Jared przypomniał sobie kompletnie ogłupia łą minę Cwanego Arnie i uśmiechnął się. Będzie miał co opowiadać! Na oddalonej od cywilizowanego świa ta wysepce każda ciekawa historyjka, tak jak i w daw nych wiekach, była na wagę złota.
PIRAT • 29
ROZDZIAŁ
2
Kate obudziła się w przepojonym zapachem kwia tów półmroku. Przez długą chwilę nie była w stanie określić, co właściwie jest nie w porządku. Miękkie łóżko, pościel, przyjemnie chłodząca ciało i łagodne, balsamiczne powietrze były kompletnym zaprzecze niem wcześniejszych wyobrażeń o rozpalonym tropi kalnym piekle. Usiadła powoli, oczekując, że znów dadzą o sobie znać skutki gwałtownej zmiany czasu i klimatu. Nic takiego nie nastąpiło. Przeciwnie, czuła się zdumie wająco rześka. Jak przez mgłę pamiętała drogę z por tu i supernowczesne, białe budynki, malowniczo roz rzucone nad błękitną zatoką. Jared oddał ją pod opiekę dwóm opalonym, ciemnowłosym młodzień com, który zanieśli jej bagaże do pawilonu. Miała jeszcze dosyć sił, by rozebrać się i paść na łóżko. Spojrzała na zegarek. Była dziesiąta wieczór. Spała tylko kilka godzin i powinna wrócić do łóżka, ale czuła się wypoczęta i coraz bardziej głodna. Jej wzrok powędrował ku otwartym drzwiom na taras, za który mi woda zatoki baśniowo połyskiwała w świetle księ życa. Zafascynowana wyszła na taras. Kamienna
posadzka miło chłodziła stopy. Wierzchołki palm chwiały się lekko, poruszane wieczorną bryzą, która niosła odurzający zapach kwiatów. Wyobraźnię Kate wypełniły natychmiast wyraziste wizje. Zobaczyła smukły szkuner o wysokich masztach rysujących się na tle wygwieżdżonego nieba i usłyszała pokrzykiwania załogi, w pośpiechu wyładowującej za grabione skarby. Natychmiast wyobraziła sobie wyso ką, szeroką w ramionach sylwetkę pirackiego kapita na. Powinien mieć wyraziste, wysmagane wiatrami rysy, wysokie kości policzkowe, szarostalowe oczy i ciemne włosy. Po namyśle zdecydowała, że przydało by się je przetkać kilkoma srebrzystymi pasmami. Odkąd sama przekroczyła trzydziestkę, zaczęła ob darzać swoich bohaterów elegancką, szpakowatą czu pryną. Nagły skurcz żołądka brutalnie przypomniał jej, że nie jadła prawie nic od dwunastu godzin. Zawróciła więc do pokoju i zapaliła światło. Wnętrze okazało się zdumiewająco obszerne i miło urządzone. Rattanowe i wiklinowe meble o kwiecis tych pokryciach, które w sklepach Seattle wydawały się jej raczej tandetne, wyglądały tu zdumiewająco dobrze. U sufitu wirował leniwie wielki wentylator, napędzając chłodne powiewy znad zatoki. Naprawdę nie było aż tak źle. Pocieszona tą myślą, Kate wzięła szybki prysznic, a potem wyszukała w bagażach luźną, wzorzystą bluzkę i spodnie z tropiku. Miała nadzieję, że restaura cja będzie jeszcze otwarta. Wzdłuż pawilonów biegła wąska alejka z umiesz czonymi przy samej ziemi lampami, których światło wydobywało z mroku przepych bujnej roślinności.
30 • PIRAT
Nad brzegiem laguny alejka łączyła się z bulwarem, z którym stykał się główny taras hotelowy. Już miała wejść w krąg światła, w którym kręcił się barwny tłumek gości, gdy nagle jakaś drobna postać potrąciła ją biegnąc. - O, przepraszam! - Chłopiec, który wyglądał na najwyżej dziesięć lat, odstąpił o parę kroków i spojrzał na nią. - Powinienem uważać, ale biegłem poszukać mojego przyjaciela. Wszystko w porządku, proszę pani? - Nic się nie stało - zapewniła Kate. Ten dzieciak kogoś jej przypominał. - Założę się, że zgadnę, kim jesteś - powiedziała z uśmiechem. - Serio? - Chłopak był wyraźnie zaciekawiony. - A o ile? - Nie rozumiem? - O ile się pani założy? - zapytał rzeczowo. - Och, to tylko takie powiedzonko. - Nie chce się pani zakładać? - Był tak zawiedzio ny, że nie miała serca psuć mu zabawy. - O pół dolara. - Stoi! - rozpromienił się. - Więc kim jestem? - Czy przypadkiem nie synem Jareda Hawthorne'a? Na twarzy chłopca ukazał się znajomy uśmiech. - To mój tata - oświadczył z dumą i natychmiast wysupłał z kieszeni monetę, którą wręczył Kate. - Mam na imię David. Jak pani odgadła, kim jestem? - Och, to nie było trudne - uśmiechnęła się. Połą czenie ciemnych włosów z szarostalowymi oczami wykluczało pomyłkę. - A ja nazywam się Kate Inskip - dodała, wyciągając rękę.
PIRAT • 31
David uścisnął ją mocno, a w jego oczach pojawił się błysk niekłamanego podziwu. - To ty jesteś tą turyst ką, która wykopała Cwanemu Arnie'emu nóż z ręki, prawda? Ojciec wszystko mi opowiedział. Mówił, że załatwiłaś go jak prawdziwy komandos. Kurczę, żału ję, że nie mogłem tego widzieć. - No, to już przesada. - Kate uśmiechnęła się skromnie. - Powiedz mi lepiej, gdzie mogę coś zjeść. - Restaurację właśnie zamykają, ale jest barek czynny prawie całą noc. - Fajnie. A ty nie powinieneś już być w łóżku? - Jutro nie ma szkoły, a tata mówi, że tutaj mogę żyć według wakacyjnego rozkładu. W takich miejscach ludzie śpią w południe, a bawią się w nocy. - Rozumiem. David nie odchodził. Zastanawiał się nad czymś, przygryzając wargę. Wreszcie podjął decyzję. - Mogłabyś coś dla mnie zrobić? - zapytał nie śmiało. - Nauczysz mnie tego specjalnego wykopu, którym załatwiłaś Arnie'ego? Tata mówił, że najpierw wytrąciłaś mu nóż, a potem stratowałaś go obcasami na chodniku. - Co takiego? Naprawdę powiedział, że go strato wałam? - Aha. Zaraz po tym, jak kopnęłaś go w.... No, wiesz, o co chodzi. Strasznie bym chciał to umieć. Ten dzieciak jest niesamowity, uznała Kate. Szkoda tylko, że ma takiego plotkującego tatusia. - Zgoda, któregoś dnia cię nauczę. - Ekstra! - ucieszył się David. - Może i ja nauczę cię czegoś w zamian. - Na przykład?
32 • PIRAT
- Co myślisz o nurkowaniu z maską i rurką na rafach? - Nigdy tego nie próbowałam. - W takim razie umowa stoi. Ty mi pokażesz, jak wkopać w chodnik takiego typa jak Arnie, a ja ci pokażę, jak się nurkuje. - Stoi - powiedziała poważnie. David przytaknął usatysfakcjonowany, po czym odwrócił się na pięcie i wbiegł do hotelu, pozdrawiając po drodze recepcjonistę. Najwyraźniej czuł się tu jak w domu. Dziwny styl wychowywania dziecka, myślała Kate, zmierzając ku barkowi. Z drugiej strony nie po winna się mądrzyć, bo nie miała w tej dziedzinie żadnego doświadczenia. Przypomniała sobie z ża lem, jak jej marzenia o dzieciach rozwiały się w dniu, w którym przyszedł pozew rozwodowy. Gdyby nie to, mogłaby mieć już chłopca tak bystrego i miłego jak David Hawthorne... Cóż, nie można mieć w życiu wszystkiego, westchnęła, odsuwając bolesne wspomnienia z wprawą, którą zyskała przez lata. Z dziwnym brakiem entuzjazmu pomyślała o pani Hawthorne, ale i to uczucie szybko stłumiła. Jej uwagę przyciągnęły przeszklone ściany hotelowego holu. Część z nich zajmowały oryginalne malowidła o jas nych, pastelowych barwach. Nawet laik by zrozumiał, że artysta musiał być bardzo utalentowany. Zatrzyma ła się na moment, podziwiając subtelne morskie krajo brazy i zastanawiając się, czy ich twórca pochodził z wyspy Ametyst. Jednak żołądek znów upomniał się o swoje prawa. Szybko wkroczyła do mrocznego barku, którego wejś-
PIRAT • 33
cie osłaniała stylizowana trzcinowa strzecha. W ni szach, zapewniających gościom dyskrecję, stały małe stoliczki i wygodne, wiklinowe fotele. Przyćmiony blask cienkich świec, płonących na stolikach, świad czył, że bar ma powodzenie. Kate znalazła wolne miejsce i sięgnęła po kartę. Po chwili pojawiła się uśmiechnięta kelnerka w sarongu. - Na początek poproszę drinka z rumem i anana sem. - Kate postanowiła być odważna. -1 zapiekane ostrygi. - Czy to wystarczy? Była naprawdę głodna. - Może jeszcze naleśniki z awokado i... jakąś sałatkę. - Nie jadła pani obiadu? - zapytała domyślnie kelnerka. - Właśnie. - Wobec tego postaram się podać jak najszybciej. Przepraszam, że pytam, ale czy to panią przywiózł dzisiaj Jared z wyspy Rubin? Bo podobno zna pani karate. - Obawiam się, że musiała mnie pani pomylić z kimś innym. - Przepraszam, ale byłam pewna... Za chwilę wra cam. Kate odchyliła się na oparcie fotela i zaczęła się wsłuchiwać w gwar prowadzonych wokół rozmów. Był to zawodowy nawyk, nie mający nic wspólnego z wści bstwem. Niejedna zasłyszana przypadkiem historyjka może się przydać pisarzowi. Już po chwili z szumu wyróżnił się donośny, płynący od strony baru głos. Głęboki i dźwięczny, należał do Jareda Hawthorne'a, który z uciechą i swadą opowia dał jakieś zdarzenie. - ...na to ona chwyta torebkę, wywracają do góry dnem i wyrzuca wszystko na drogę. Stary, żebyś ty
34 • PIRAT
widział minę Arnie'ego! Ale poczekaj, teraz będzie najlepsze. Więc zaprasza go, żeby sam sobie wziął portfel. Ten cymbał daje się podpuścić, ale jak tylko podchodzi, ona jednym celnym kopem wytrąca mu nóż z łapy. Masz pojęcie? - Nie żartuj - powątpiewał drugi męski głos z wy twornym brytyjskim akcentem. - Naprawdę go ko pnęła? - Przysięgam. Dwa razy. Drugi raz prosto w klej noty rodzinne. Wyobraź sobie, jaką miał minę! Żałuję, że nie miałem aparatu. Za to ona miała. Zrobiła mu parę zdjęć. - Boże, jeśli takie są jej pamiątkowe zdjęcia z po dróży, to chciałbym zobaczyć cały album. - Fakt, musi być interesujący - przyznał ze śmie chem Jared. Kiedy kelnerka postawiła przed nią wysoką szklan kę, Kate wstała. - Będę przy barze - powiedziała i z drinkiem w ręku podeszła cicho do wysokiego stołka, na któ rym siedział Jared. Nie widział jej, pochłonięty opo wiadaniem historii łysemu mężczyźnie o wydatnej szczęce, królującemu za barem. Wyglądał jak były wojskowy, co podkreślała jeszcze starannie wypraso wana koszula khaki z rozlicznymi kieszeniami i pat kami. Polerował kieliszki, z upodobaniem słuchając opowieści. - Dużo bym dał, żeby to wszystko widzieć - wes tchnął. - A jaka jest ta dama? Z tego, co mówisz, wynika, że zupełnie wyjątkowa. - Interesująca, ale nie w moim typie. Istna osa. Jest w stanie rozszarpać każdego faceta na kawałki. Ma
PIRAT • 35
ostry język. Trzeba było słyszeć, jak zmieszała Arnie'ego z błotem. Powiedziała mu nawet, że przypomi na jej byłego męża - niech mu ziemia lekką będzie. - Komu? Arnie'emu? - Nie, jej byłemu mężowi. A kiedy już Arnie uciekł, jakby go diabeł gonił, powiedziała, że chce złożyć doniesienie na policji. - Tym już Sam się zajmie. - To właśnie jej powiedziałem, ale wyraźnie nie była zachwycona naszym systemem utrzymywania porządku. Mówię ci, to pyskate i pewne siebie stworze nie. Taka kobieta nie zrobi ci kolacji i nie poda kapci ani fajki. - Zatrudniasz zawodowych kucharzy, nie palisz fajki i nigdy nie widziałem cię w papuciach, więc w czym problem? - Poczekaj, aż sam ją poznasz. A jak nie wierzysz, to zapytaj Cwanego Arnie'ego. O ile w ogóle będzie chciał o tym gadać - zachichotał Jared, pociągając solidny łyk ze stojącej przed nim szklanki. - Choć muszę przyznać, że jest naprawdę niebrzydka - dodał w zamyśleniu. - Zastanawiam się tylko, co trzeba by zrobić, żeby zechciała zamknąć buzię choćby na pół minuty. Tymczasem czujny barman spostrzegł Kate. Ze rknął ponad ramieniem Jareda i zmarszczył krzaczaste brwi. - Krótkie, kasztanowe włosy? - mruknął. - Oko ło metra sześćdziesiąt wzrostu? Ładne oczy? Hawthorne, zaskoczony, odstawił szklankę. - Skąd wiesz? - zapytał i zaczęło w nim kiełkować straszne podejrzenie. - O, cholera! - zaklął, odwrócił
36 • PIRAT
się powoli i spojrzawszy w twarz Kate, postarał się o najbardziej czarujący uśmiech. - Dobry wieczór. Mam nadzieję, że odpoczęłaś? - Czułam się o wiele lepiej - powiedziała cicho, zajęta mieszaniem swojego drinka zdobiącą go maleń ką parasolką - dopóki nie spostrzegłam, że moja osoba stała się głównym tematem rozmów przy barze. Wy, ludzie z tropikalnych wysp, musicie być nie słychanie spragnieni rozrywki, jeśli zabawiacie się plotkami na temat gości, którzy słono wam płacą. Nawet w przyćmionym świetle lamp dostrzegła, że rysy Jareda stężały. Przysięgłaby, że się czerwieni. - Ja... po prostu opowiadałem pułkownikowi, jak świetnie poradziłaś sobie z Arniem - powiedział ostro żnie. - Jestem pod wrażeniem, pani Inskip - wtrącił ze szczerym podziwem pułkownik. - Bardzo mi pani za imponowała - dodał tonem angielskiego dżentelmena. - Mimo że jestem pyskatym i pewnym siebie stwo rzeniem? - zapytała niewinnie, sącząc drinka. - Osą, która potrafi rozszarpać każdego faceta na kawałki i mam ostry język? Mimo że nie przyniosłabym mężowi fajki i papuci? - W przeciwieństwie do mojego przyjaciela Jareda - oświadczył z galanterią pułkownik - nigdy nie ceni łem sobie tak zwanych kur domowych. - W takim razie mamy wiele wspólnego, bo ja także ich nie cenię, zarówno w wydaniu kobiecym jak i w męskim - oświadczyła Kate, spoglądając znacząco na Hawthorne'a. -1 przyzna pan, że nie może być dla kobiety nic bardziej nieużytecznego niż mężczyzna, który przybywa zbyt późno, by wybawić ją od niebez pieczeństwa.
PIRAT • 37
- Chryste - wymamrotał Jared - czy musisz jesz cze obracać nóż w ranie? Pożądasz krwi? - Nie należy zwracać na niego uwagi, pani Inskip - doradził pułkownik z ojcowskim uśmiechem, sięga jąc po szklankę. - Czy pozwoli pani, by kierownictwo zafundowało pani drugiego drinka? Należy się pani po tym, co pani dzisiaj przeszła. - To szalenie miło z pana strony. - Kate uśmiech nęła się z wdzięcznością do swojego sojusznika. - Pro szę go przysłać do stolika. I proszę podziękować ode mnie kierownictwu - dodała z naciskiem. - Nie chcia łabym, aby pomyślało, że nie doceniam jego wysiłków. - Przekażę pani słowa - zachichotał ubawiony puł kownik. Na odchodnym Kate, nadal uśmiechając się roz kosznie, wyjęła parasoleczkę ze szklanki i wetknęła ją do kieszonki koszuli Jareda. Nawet nie drgnął. Od sunęła się o krok. - Bardzo ładnie - oceniła efekt. - Nie ma wpraw dzie mowy o domowych obiadkach, fajce i papuciach, ale musisz przyznać, że mam kobiecą rękę. A teraz bardzo panów przepraszam, ale wracam do stolika, bo podano już moją kolację - powiedziała, odwracając się na pięcie i nic sobie nie robiąc z Hawthorne'a, który z ponurą miną wpatrywał się w swoją szklankę. - Podoba mi się ta dama, Jared - powiedział puł kownik tak głośno, by Kate mogła usłyszeć. - Ale mnie zawsze ciągnęło do kobiet, które mają własne zdanie. Nigdy się z nimi nie nudzisz. Jared wymamrotał coś w odpowiedzi, czego Kate nawet nie starała się zrozumieć. Wystarczyło jej, że szczerze wyraziła swoje uczucia. Następnym razem szanowny pan Hawthorne zastanowi się dwa razy,
38 • PIRAT
zanim zacznie opowiadać barwne historyjki o niewin nych turystkach. Na razie jej uwagę całkowicie pochłonęło smakowi cie wyglądające danie. Dopiła drinka i energicznie zabrała się do jedzenia. Jednak po dwóch kęsach poczuła, że nie jest już sama. Nie musiała zgadywać, kto zakłócił jej spokój. - Proszę, firma stawia - powiedział Jared, stając przy jej stoliku ze szklanką w ręku. Nie bez satysfakcji dostrzegła, że nadal ma w kieszonce śmieszną parasoleczkę. Bez pytania przysunął sobie krzesło i usiadł, po chylając się niepokojąco blisko. - Jak się domyślam, oczekujesz przeprosin? - za pytał lekkim tonem. Bardzo pasował do tej upojnej, egzotycznej atmo sfery, zauważyła w myśli. Blask świeczki pełgał po jego twarzy, wydobywając z półmroku regularne, męskie rysy i grzywę ciemnych, polśniewających srebrem włosów. Intensywność jego spojrzenia była fascynują ca. Oczyma wyobraźni zobaczyła go jako pana tych wysp, żyjącego w nieustannym zatargu z cywilizacją, jako pirata, który kierował się własnymi prawami. Zmarszczyła brwi, z wysiłkiem próbując wymazać z myśli romantyczny obraz. - Przeprosin? - Zastanawiała się chwilę. - Nie, nie uważam, że jesteś mi je winien. One są ważne tylko wtedy, kiedy są szczere. A oboje wiemy, że ty tylko boisz się obrazić gościa, który gotów byłby spakować manatki, zamiast słono ci zapłacić. Myślisz tylko o swoim kurorcie. Ale nie martw się, darmowy drink wystarczy za przeprosiny. Nie mam zamiaru demonst racyjnie wyjeżdżać tylko dlatego, że publicznie na-
PIRAT • 39
zwałeś mnie pyskatym stworzeniem. Mam dwóch braci i byłego męża. Wierz mi, obdarzano mnie gorszymi epitetami. - Cieszę się, że to słyszę. - I broń Boże nie funduj sobie bezsennych nocy tylko dlatego, że zdradziłeś, iż nie jestem w twoim typie. Zapewniam cię, że ze mną jest dokładnie tak samo. - Przykro mi, nie chciałem cię obrazić - powie dział szczerze. - Wiem. Po prostu opowiadałeś historyjkę i musia łeś ją ubarwić. Rozumiem, bo sama nieraz to robię, pisząc swoje książki. - Jakie książki? - Romanse historyczne. - Dużo ich wydałaś? - Sporo. Teraz Jared był już wyraźnie zakłopotany. - Obawiam się, że żadnego nie czytałem - przyznał ze skruchą. - Och, to rzeczywiście wielka strata. - Kate błys nęła oczyma w uśmiechu. - Jeszcze jedna rzecz, która nas dzieli. - Czy aby nie próbujesz się mnie pozbyć? - Próbuję po prostu dokończyć moją kolację. Tak się składa, że jestem bardzo głodna. Rozumiesz, po wdeptaniu w chodnik napastnika z nożem, zwykle mam wilczy apetyt. - Próba przeproszenia pyskatego, pewnego siebie stworzenia zwykle działa na mnie tak samo - zwierzył się Jared, łakomie wybierając plasterek ananasa z jej sałatki. - Niech mi pani powie, szanowna pani Inskip, czy wśród Amerykanek panuje teraz moda na przy spieszone kursy samoobrony?
40 • PIRAT
- Owszem, coraz większa. Kiedy ostatnio byłeś w kraju? - Jeżdżę tam raz na rok z synem, by mógł odwiedzić dziadków. - Wzruszył ramionami. - Zresztą nie prze padam za tymi podróżami. Dawno temu przeniosłem się na Ametyst i tu jest mi najlepiej. - Najlepiej, bo na tej wyspie jesteś królem, prawda? Uśmiechnął się powoli, błyskając białymi zębami. - Nie będę zaprzeczał. - A czym się zajmowałeś, zanim zacząłeś prowa dzić ten kurort? - Urodziłem się w rodzinie hotelarzy i poznałem tę branżę od podszewki. Ojciec był wiceprezesem jednej z międzynarodowych sieci hotelowych. Stale przenosi liśmy się z miejsca na miejsce. Postanowiłem iść w jego ślady. Ale szybko uświadomiłem sobie, że choć ko cham tę robotę, nie jestem w stanie pracować u kogoś. Pewnego dnia porzuciłem posadę w korporacji i zało żyłem własną firmę. Rzeczywiście, nie wygląda na menedżera, oceniła w myśli Kate. - Czy twoja żona jest równie zachwycona życiem na wyspie? - zapytała, choć zdawała sobie sprawę, że nie powinna. Musiała jednak wiedzieć, czy Jared jest żonaty. Uśmiech natychmiast zniknął z przystojnej twarzy mężczyzny. - Moja żona umarła pięć lat temu. Ale tak, kochała życie na Ametyście. Tyle że mogłaby być szczęśliwa wszędzie, jeśli tylko miała koło siebie mnie i Davida. Gabriella była tego rodzaju kobietą. - Rozumiem. - Kate nie bardzo wiedziała, co po wiedzieć. Jared najwyraźniej ożenił się z ideałem i teraz czuł się samotny. - Bardzo mi przykro.
PIRAT • 41
- Nie trzeba, Kate. Pięć lat to bardzo długo. David już jej nie pamięta, a ja się jakoś przyzwyczaiłem. Kate poczuła, że posunęła się za daleko. Najwy raźniej wkroczyła na zakazane obszary prywatności tego mężczyzny. Natychmiast poskromiła swoją cie kawość i postarała się skierować rozmowę na inne tory. - Właśnie poznałam twojego syna - powiedziała. - Jest bardzo miły. W oczach Jareda błysnęła prawdziwa ojcowska duma. - Tak, dobry z mego chłopak. A ty... masz dzieci? - Nie - odparła z przymusem. - Rozmawialiśmy o nich kilka razy z mężem, ale nie był zachwycony pomysłem. Stale powtarzał, że powinniśmy jeszcze poczekać, aż w końcu odszedł ode mnie i odtąd przestałam robić plany. - Nie miała ochoty ciągnąć tego tematu. Miły nastrój prysnął. Zdecydowanym ruchem sięgnęła po torebkę. - Pozwolisz, że zapłacę i pójdę do siebie - powiedziała, wstając. Jared również się podniósł. - Słuchaj, jeżeli zrobiłem ci przykrość... - Nie, po prostu najadłam się i mam ochotę na mały spacer - stwierdziła chłodno. - W końcu przyje chałam tu na odpoczynek, prawda? Tak jak mówiłam Cwanemu Arnie'emu, żyłam ostatnio w ogromnym napięciu i potrzebuję odprężenia. Mam nadzieję, że tu mnie nikt nie napadnie? - Jasne. - Hawthorne był wyraźnie urażony. - C a ła ścieżka w stronę plaży jest oświetlona. Radziłbym natomiast unikać ścieżek, które prowadzą do dżungli albo do ruin zamku. Tam jest ciemno i mogłabyś się łatwo zgubić.
42 • PIRAT
Kate nastawiła czujnie uszu. - A więc tu naprawdę jest zamek? - Owszem - przytaknął, rozbawiony jej zaintere sowaniem. - Wolno go zwiedzać tylko z przewod nikiem - zastrzegł. - Ta ruina rozpada się i ktoś nie wtajemniczony mógłby skręcić sobie kark. - Na pewno nie wybiorę się tam w nocy, ale chciałabym go obejrzeć. - Nic łatwiejszego. Co tydzień zapraszamy naszych gości na wycieczkę. Skinęła głową z roztargnieniem. Nie znosiła zor ganizowanego zwiedzania. - Przypuszczam, że potrzebny ci będzie kostium na bal maskowy - rzucił Jared, kiedy ruszyła do wyjścia. Zatrzymała się natychmiast. - Jaki bal? - Na cześć pirata, który odkrył tę wyspę i zbudował zamek - wyjaśnił. - Pojutrze przypada prawdopodo bna data jego urodzin, którą czcimy wielką fetą. Ponadto wykorzystujemy rocznicę jego ślubu, datę przybycia na wyspę i Boże Narodzenie jako preteksty do dodatkowych trzech bali w roku. Wyobrażasz sobie? Można zwariować - westchnął z niespodzie waną szczerością. - Ta cholerna maskarada stała się już słynna poza wyspą. Każdy z gości uważa za punkt honoru, by przebrać się w dziewiętnastowieczny kostium. - Nie mam takiego stroju. - Nie szkodzi, możesz wypożyczyć go w naszym sklepie z pamiątkami. - Widzę, że nie gardzicie żadnym źródłem zarobku - stwierdziła kpiąco.
PIRAT • 43
- Działamy bardziej subtelnymi metodami niż Cwany Arnie, ale rzeczywiście można powiedzieć, że cel jest podobny. - Słusznie, należy zdzierać skórę z turystów. Zajrzę jutro do waszego sklepu. Prawdę mówiąc, bardzo dawno nie byłam na balu maskowym. Nie chciałabym jednak opuścić żadnej tutejszej atrakcji. Przecież będę musiała po powrocie zdać sprawozdanie przyjaciół kom. A na razie dobranoc, panie Hawthorne. - Dobranoc, pani Inskip - powiedział ze staro świecką uprzejmością, przedrzeźniając jej oficjalny ton. Patrzył, jak zamaszystym krokiem wychodzi z baru i podziwiał zalotny ruch krągłych bioder. Wreszcie z westchnieniem wspiął się na wysoki stołek. - Jakoś nie udało ci się jej oczarować, co? - zapytał ze znaczącym uśmiechem pułkownik. Jared wzruszył ramionami. - Nie posunąłem się aż tak daleko, ale myślę, że zrobiłem pewne postępy. Pułkownik nalał solidną porcję whisky i postawił ją przed swoim szefem. - Zdawało mi się, że mówiłeś, jakoby nie była w twoim typie - zauważył od niechcenia, zabierając się do polerowania bufetu. - Fakt. - Jared pociągnął głęboki łyk. - Zwykle nie zadajesz się z klientkami. - Mam swoje powody. - Jasne. Dlatego zdecydowałeś się na złamanie reguły? - W tej kobiecie coś jest, wiesz? Coś, co mnie intryguje. I nawet nie wiem dokładnie co.
44 • PIRAT
- Mężczyzna, który pozwala, by jakaś kobieta zaczęła go interesować, rzuca się na głęboką wodę - stwierdził sentencjonalnie pułkownik. - Na szczęście umiem pływać. - Jared uniósł szklankę w ironicznym toaście. - Ale doceniam, przy jacielu, mądrość, która przemawia przez twoje usta. - Którą jak zwykle zlekceważysz - skrzywił się pułkownik. - Na twoim miejscu byłbym czujny. Nie zapomnij, co spotkało Arnie'ego. - Cwaniak dostał to, na co zasłużył. Niemniej za chowam twoje ostrzeżenie w pamięci. Zresztą, co takiego strasznego może mnie spotkać? - stwierdził nonszalanc ko Hawthorne. - Ta dama będzie tu tylko miesiąc. - A jeśli spodoba jej się tutaj i nie zechce wracać do domu? - Turyści zawsze wracają do domu, mój drogi. Prędzej czy później, pani Inskip wsiądzie w samolot i odleci w siną dal. - Dobrze, a co będzie, jeżeli okaże się to najgor szym z możliwych wyjść? - indagował pułkownik. Jared rzucił mu ironiczne spojrzenie. - Martwisz się, że dam sobie złamać serce? - A powinienem? - Absolutnie nie ma powodu. Starszy mężczyzna oparł się o bar i spojrzał młod szemu prosto w oczy. - A założysz się? - Daj spokój, szkoda pieniędzy. - Jared, drogi przyjacielu, obaj wiemy, że od paru lat rozglądasz się za nową żoną. Jednocześnie nie zauważyłem, byś uznał jakąkolwiek kobietę za godną uwagi. Poza Kate Inskip. Może zbyt pochopnie skreś liłeś ją z listy kandydatek?
PIRAT • 45
- Sama powiedziała, że nie mamy ze sobą nic wspólnego, i miała rację. Uwierz mi, to pomyłka w adresie. - Ponieważ nie przypomina Gabrielu? - Daj spokój, mówisz, jakby szanowna pani Kate Osa była tu jedyną pyskatą babą - zniecierpliwił się Jared. Nagle kątem oka dostrzegł jakąś postać, sado wiącą się przy stoliku obok baru. Niepostrzeżenie odwrócił głowę, obserwując za żywnego mężczyznę, ubranego z przesadną elegan cją w białą panamę, spodnie i sandały tego samego koloru oraz nieskazitelną białą koszulę. Światło świec wydobywało z mroku liczne pierścienie na pulchnych palcach. - Butterfleld - szepnął pułkownik, a jego arysto kratyczny ton stał się oschlejszy niż zwykle. - Widzę. - Jared z wyraźnym ociąganiem zsunął się z barowego stołka. - Chyba muszę się z nim przywitać. - Podać mu drinka na koszt firmy? - Pułkownik już nalewał solidną porcję rumu. - Jasne, przynajmniej nie będzie musiał fatygować się do baru. Wiesz, co Max sądzi o wysiłku fizycznym. Nalej mu podwójnie. Jared zostawił swoją whisky i zabrawszy rum, przysiadł się do zażywnego Maxa Butterfielda, który zdjął kapelusz, odsłaniając spoconą, różową łysinę, otoczoną wianuszkiem siwych kosmyków. Z wdzięcz nością przyjął napitek i łapczywie upił spory łyk. - Tego właśnie mi było trzeba, mój chłopcze - roz promienił się. - Tak myślałem. - Jared pochylił się nad blatem. - Czy dzisiaj sprawa jest aktualna? - zapytał ciszej.
46 • PIRAT
- Jasne. Liczę na tę małą inspekcję, którą zaaran żowałeś. - Max wzniósł szklankę w toaście. - Za po myślność projektu. - Im szybciej będzie po wszystkim, tym lepiej. - Jared nie podzielał jego entuzjazmu. - Cierpliwości, chłopcze. Stanowczo musisz się bardziej kontrolować. Sprawy będą wkrótce załat wione. - Wkrótce, to znaczy kiedy? - Och, gdzieś w przyszłym miesiącu. Rybka po łknęła już przynętę. Pozostaje tylko czekać. Minęła prawie godzina od czasu, gdy Kate wyszła z baru. Wstała z oświetlonej księżycem skały, na której wpatrywała się w migoczącą wodę, i z wolna ruszyła ku hotelowi. Miała nadzieję, że teraz już zdoła zasnąć, choć jej ciało ożywiało dziwne podniecenie. W głowie także miała zamęt. Nie mogła przestać rozmyślać o Jaredzie Hawthornie i o wszystkim, co zdarzyło się tego dnia. Na próżno usiłowała zrozumieć, czemu ten mężczyzna, wyraźnie nie w jej typie, tak zawładnął jej myślami. Z drugiej strony nie była na tyle naiwna, by łudzić się, że spotka swój męski ideał. Ten jedyny, wybrany istniał tylko w jej fantazji i wcielał się w bohaterów książek, które pisała. Intuicyjnie już dawno pogodziła się z faktem, że nie pozna swego wyśnionego pirata. Nieraz mówiła żar tem do Sarah i Margaret, że gdyby go zobaczyła, zapewne by się jej nie spodobał. Byłby zbyt arogancki, zbyt dumny i zbyt męski, jak na oczekiwania współ czesnej kobiety.
PIRAT • 47
Kiedy mając dwadzieścia dziewięć lat, przestała zabraniać sobie miłości i wyszła za mąż, wybrała sobie nowoczesnego mężczyznę. Harry był wrażliwym, opie kuńczym intelektualistą. Poezja, romantyczne kolacje przy blasku świec, ambitne filmy i wspólne zaintereso wanie pisaniem - czegóż mogła więcej pragnąć? A jednak w ich małżeństwie działo się coraz gorzej. Po rozwodzie poczucie klęski i winy przez długi czas dręczyło Kate. Powinna była wiedzieć, że nie należało wychodzić za Harry'ego. Przed kompletnym załamaniem uratowała ją jedy na prawdziwa miłość do pióra. Margaret i Sarah miały rację, twierdząc, że ceną za tę szaleńczą twórczość były ponad dwa lata wyjęte z życia. Sama wiedziała, że jeśli nie chce zwariować, musi przywrócić swej egzystencji właściwe proporcje. Upojne wonie tropikalnej nocy pomogły jej otrząs nąć się z niewesołych myśli. Jak tu pięknie, pomyślała, rozglądając się wokół. Nagle zaczęła się cieszyć, że ma prawdziwe wakacje. Zdjęła sandały i niosąc je w ręku, niespiesznie ruszyła przez plażę. Kiedy doszła do rozwidlenia ścieżek, zauważyła, że jedna z nich, prowadząca w gąszcz, jest zagrodzona łańcuchem z tabliczką, ostrzegającą gości przed wchodzeniem bez hotelowego przewodnika. Kate domyśliła się natychmiast, że ścieżka wiedzie do tajemniczego zamczyska. Miała wielką ochotę zwiedzić je na własną rękę, ale nie była aż tak odważna, by ryzykować skręcenie karku po nocy. Uznała jed nak, że nic się nie stanie, jeśli podejdzie kilka kroków, by spojrzeć z daleka na romantyczne ruiny w świetle księżyca.
48 • PIRAT
Zaledwie jednak prześlizgnęła się pod łańcuchem, dosłyszała za sobą ściszone męskie głosy. Zamarła, nasłuchując. Głosy zbliżały się, więc szybko ukryła się w krzakach. Działała instynktownie, nie bardzo wie dząc, dlaczego wolała skryć się przed Jaredem Hawthorne'em, niż znowu stawić mu czoło. Zresztą nie miała ochoty, by zbeształ ją w obecności nieznajomego za przekraczanie zakazów. Skuliła się w gąszczu, kiedy mijali ją o kilka kroków. Jared stąpał cicho i zwinnie, lecz ubrany na biało tęgi mężczyzna, świetnie widoczny w ciemności, sapał ciężko. Uśmiechnęła się do siebie, uradowana jak uczniak, który schował się przed dorosłymi. Kiedy głosy ucichły w oddali, wycofała się na plażę. Wracając do swojego pawilonu, zastanawiała się, czemu Jared łamał ustanowione przez siebie zakazy i czemu prowadził kogoś po nocy do ponurego, opustoszałego zamczyska.
ROZDZIAŁ
3
Kate wygładziła fałdy powiewnej, wydekoltowanej sukni, poprawiła srebrną maseczkę, zakrywającą jej część twarzy i pewnym krokiem weszła na taras nad laguną. Światła dyskretnie odbijały się w wodzie, tworząc nastrój, który niejednokrotnie już opisywa ła. Dlatego, wchodząc do sali balowej, gdzie pary wirowały w rytmie walca, miała wrażenie, że cofnęła się w dziewiętnasty wiek, ulubioną scenerię swoich powieści. Tło dla panów w czarnych smokingach i kobiet w olśniewająco białych sukniach tworzył pstry tłum wszelkiej maści piratów, przemytników i wesołych panienek. Znalazło się nawet kilku rozbitków w ob szarpanych łachmanach. Wszyscy nosili maski. Patrząc na te cuda, Kate uznała, że wypożyczanie kostiumów musi przynosić niezłe dochody. Za swoją piękną żółtą suknię zapłaciła słoną cenę. Nie żałowała jednak. W tym stroju czuła się jak księżniczka z włas nych powieści. Zaledwie wstąpiła w krąg światła, już poproszono ją do tańca. Z uśmiechem pozwoliła się wziąć w ramiona nieznajomemu w masce. Po raz pierwszy w życiu
50 • PIRAT
tańczyła walca. Szło jej zdumiewająco łatwo, jakby znała ten taniec od dawna. - To jest fantastyczne, prawda? - zagadnął rudo włosy partner. - Przyjechałem tu ponurkować i nawet nie przypuszczałem, że wyląduję na balu maskowym. A pani dawno jest na wyspie? - Nie. - Kate nie miała ochoty na konwersację. Chciała wirować aż do zawrotu głowy i poddając się cudownemu rytmowi muzyki, wyobrażać sobie, że czas się cofnął. - Tu są rewelacyjne tereny do nurkowania. Pani nurkuje? - Niestety, nie. - Trzeba spróbować. Hotel ma dobrych instruk torów. Jeśli nie będzie chciała pani przejść całego kursu, mogą panią nauczyć, jak się nurkuje z maską i z rurką. Proszę mi wierzyć, warto. Zupełnie jakby się pływało w akwarium z najbardziej egzotycznymi rybami. Mówił z takim entuzjazmem, że nie chciała mu sprawić przykrości. - Dobrze, spróbuję - obiecała. Stali na parkiecie, czekając na następny taniec. - Świetnie. Z chęcią pokażę pani najpiękniejsze miejsca. Chyba, że... hm, ma już pani towarzystwo? - Towarzystwa nie mam, ale umówiłam się już z pewnym instruktorem. - Jak zwykle nie mam szczęścia. Może chociaż pozwoli sobie pani postawić drinka? - Dzięki, ale... - Nazywam się Jeff Taylor. - Kate Inskip - odparła odruchowo, szukając w myśli pretekstu, by wymówić się od zawierania
PIRAT • 51
znajomości. Ratunek przyszedł niespodziewanie. Mi niaturowy pirat z opaską na oku i plastikowym kindżałem za pasem pociągnął ją za rękę. Poznała syna Jareda. - Cześć, David. - Cześć, Kate. Znów mnie rozpoznałaś, aleja ciebie też. Wyglądasz klasa! - Dzięki. Ty również. Chłopak ze skrywaną dezaprobatą zerknął na Jeffa Taylora. - Widziałaś mojego tatę? - zapytał. - Nie, ale jak tylko go zobaczę, powiem mu, że go szukasz - obiecała. Im lepiej poznawała Davida, tym bardziej go lubiła. Już po pierwszym spotkaniu stali się przyjaciółmi. Od tej pory widzieli się kilka razy na plaży i chłopak opowiedział jej wszystkie możliwe plotki o wyspie i jej mieszkańcach. Potem pochwalił się kolekcją muszli, a nawet zaprowadził ją w miejsca, gdzie znalazła kilka pięknych okazów dla siebie. David miał już odejść, ale wyraźnie się ociągał. Jeszcze raz zerknął na Jeffa. - Jak się bawisz, Kate? - zagadnął, próbując przy brać nonszalancką pozę. - Świetnie. Rozmawialiśmy z panem Taylorem o nurkowaniu na rafie. - Właśnie - wtrącił szybko. - Nie zapomnij, że mam cię uczyć. - Ja też mógłbym udzielić pani Inskip kilku lekcji - odezwał się Jeff, patrząc na niego z góry. - Proszę się nie obrazić, panie Taylor, ale spędziłem tu całe życie i znam tę rafę jak własną kieszeń. - W to nie wątpię, ale odkryłem kilka miejsc, które z chęcią pokazałbym pani Inskip.
52 • PIRAT
- Może za jakiś czas, kiedy już wezmę parę lekcji od Davida - wtrąciła dyplomatycznie Kate. - Jeśli koniecznie chcesz nurkować z kimś doros łym, poproszę tatę, żeby cię nauczył - burknął urażo ny chłopak. - On jest na pewno bardzo zajęty - powiedziała szybko. Mogła mieć tylko nadzieję, że to prawda. Niejeden raz w ciągu tych kilku dni doznawała dziwnego dreszczu, napotykając skupione spojrzenie Jareda. Miała wrażenie, że bezustannie krąży wokół niej. - Na pewno znajdzie czas. Chciałabyś zacząć jutro rano? - nalegał David, coraz niechętniej zerkając na mężczyznę. - Dobrze - odparła z wahaniem. - Niech będzie. - Wspaniale - rozpromienił się. - W takim razie lecę, bo muszę się spotkać z Travisem i Carlem. Cześć! - Cześć, David. Nie odszedł jednak od razu, lecz wahał się, jakby nie chciał jej zostawić z Taylorem. Wreszcie odwrócił się na pięcie i zniknął w tłumie. - Ten mały pirat jest wyraźnie zazdrosny - za chichotał Jeff. - Na szczęście to jeszcze dziecko. - Za to ja jestem w odpowiednim wieku, prawda? Zatańczymy? Przez następną godzinę Kate tańczyła bezustannie. Kiedy nudny Taylor zostawił ją wreszcie, pojawił się miły starszy pan w źle dopasowanym smokingu. Później był żeglarz ze złotym kolczykiem w uchu. Po nim Kate straciła już rachubę i z przymkniętymi oczami wirowała na parkiecie w ramionach kolejnych mężczyzn, zatopiona w marzeniach. Wyobrażała so-
PIRAT • 53
bie, że jest arystokratką porwaną przez niebezpie cznego pirata, który okazał się szlachcicem wysokiego rodu. Z pisarskiego nawyku snuła dalej ten wątek, każąc bohaterowi ukrywać się wśród tropikalnych wysp i czekać na odpowiedni moment do krwawej zemsty. Zanim jednak wróciłby do Anglii, by odzyskać swoje włości, dręczony samotnością w tropikalnym raju porwałby piękną damę i uczynił swoją narze czoną. Wreszcie, upojona aż do zawrotu głowy walcem i marzeniami, poczuła, że potrzebuje chwili samotno ści, aby uporządkować tłoczące się w głowie pomysły. Wyszła z sali i ruszyła ogrodową alejką, obiecując sobie, że jeszcze tego wieczoru zrobi notatki do nowej książki. Nagle w kręgu światła lampy dostrzegła wysoką postać pirata, wyraźnie czekającego na nią. Stał, oparty niedbale o pień palmy, a szerokie rękawy białej koszuli falowały w podmuchach nocnej bryzy, nadając mu zjawiskowy wygląd. Wąską talię miał ściśniętą skórzanym pasem. Całości stroju dopełniały wysokie, czarne buty i groźny sztylet o lśniącej rękojeści. Skłonił przed nią ciemną głowę dumnym, lecz uprzejmym gestem. Kate zatrzymała się o kilka kroków przed nim. - Mam nadzieję, że dobrze się bawisz, o pani - zagadnął uprzejmie. Rozpoznała go natychmiast, nim jeszcze przemówił głębokim, nieco szorstkim głosem. Znów miała wraże nie, że zna Jareda Hawthorne'a od bardzo dawna. - Wspaniale - powiedziała cicho, jakby bała się, że czar pryśnie. - Czy wiesz, że to mój bal urodzinowy?
54 • PIRAT
Kate spojrzała na niego z zainteresowaniem. - Mówiono mi, że wyprawiasz go na cześć pirata, który zbudował zamek. - Osobiście nie lubię określenia „pirat". Jest zbyt niejasne. Ktoś, kto według jednych służy wiernie swemu władcy, dla drugich będzie płatnym mor skim zbójcą, ale zawsze pozostanie wspaniałym że glarzem. - Ostatnio jakoś nie mam kłopotów z odróżnia niem jednych piratów od drugich - stwierdziła Kate. - A zatem uważasz się za eksperta w tych spra wach? - Przynajmniej chciałabym. - Ale nawet znawcy się mylą. - Jared uprzejmym gestem podał jej ramię. - Czy pani ekspert ma ochotę na małą przechadzkę po ogrodzie? Kate zawahała się, ale siła marzeń wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Impulsywnie wsunęła rękę pod łokieć Jareda. - Opowiedz mi coś o sobie, szanowny piracie - zachęciła, kiedy ruszyli korytarzem gęstej zieleni. - A co chciałabyś wiedzieć? - Cóż, zacznijmy od początku. Dlaczego przenios łeś się na Ametyst? - Myślałem, że już znasz odpowiedź. - Żeby stworzyć własne królestwo? - Niewiele jest miejsc na świecie, gdzie można tego dokonać. Nie każdy mężczyzna jest stworzony do życia w miejskiej dżungli. Niektórzy wolą być sami sobie sterem i swobodnie żeglować, z dala od mętnych wód cywilizacji. - Doskonale cię rozumiem. - Naprawdę? - Hawthorne był zaciekawiony.
PIRAT • 55
- Oczywiście, przecież przez cały czas piszę o takich mężczyznach jak ty. - Ach, bohaterowie twoich książek. Powiedz mi, Kate, czemu umieszczasz swoje historie w przeszłości? - Dobre pytanie - uśmiechnęła się. - Właściwie się nad tym nie zastanawiałam, ale pewnie dlatego, że współczesnym mężczyznom brak pewności siebie i zbyt łatwo onieśmielają ich kobiety o silnej osobowści - powiedziała, myśląc o byłym mężu. - Lubisz silnych mężczyzn? - Większość kobiet ich lubi. Nie jestem wyjątkiem. - Powiedz mi coś jeszcze, tylko szczerze. Czy myślisz, że mogłabyś zrezygnować z prowadzenia rozgrywki z takim mężczyzną i pozwolić, by cię poko chał? - zapytał łagodnie. - Zaryzykowałabyś i po zwoliła, żeby cię dotknął? Kate wstrzymała oddech i rzuciła mu szybkie spojrzenie. W jego wzroku dostrzegła zdumiewająco zmysłowe ciepło. - Nie wiem, co powinnam ci odpowiedzeć - wy znała szczerze. Za to Jared wiedział. Momentalnie przyciągnął ją do siebie, tak blisko, że poczuła jego mocne ciało i promieniujący z niego żar. Gdzieś w jej głębi zaczaj narastać pierwotny, instynktowny odzew, który prze jął ją dreszczem. - Może jednak nie jesteś aż tak odważna, za jaką cię miałem - rzucił wyzywająco. Kiedy gorące spojrzenie pirata zsunęło się ku jej piersiom, Kate poczuła się nagle bardzo naga w wyde koltowanej, zwiewnej sukni. - Może po prostu nie miałam zbyt wielu doświadczeń z takimi mężczyznami. Jakoś nie kręcili się koło mnie.
56 • PIRAT
Jared zatrzymał się pod potężnym drzewem o szero kich liściach królującym nad ścieżką i gwałtownie odwrócił Kate ku sobie. Powoli uniosła wzrok, a to, co zobaczyła w jego oczach, sprawiło, że nabrała rozkosznej pewności. — Masz zamiar mnie pocałować? - Tak - powiedział poważnie, jakby podejmował życiową decyzję. - Nie tylko mam zamiar, ale muszę. Sama myśl od tym od dwóch dni doprowadza mnie do szaleństwa. Z drażniącą powolnością schylił głowę i musnął wargami jej usta. Teraz, kiedy zrobił już pierwszy krok, nie musiał się spieszyć. Miał czas na poznanie jej tajemnic. Kate przymknęła oczy, a fantazja, którą przez cały wieczór karmiła się jej wyobraźnia, zaczęła zmieniać się w rzeczywistość. Drażniący, przenikający błogością skurcz w dole brzucha sprawił, że ugięły się pod nią kolana. Instynktownie uchwyciła się ramion mężczyz ny, szukając w nim oparcia. Jared wydał stłumiony pomruk i przycisnął ją do pnia. Usta miał gorące i zachłanne. Dłonie, które zaczęły błądzić po jej ciele, rozpalały płomień. Za praszająco rozchyliła wargi, lecz w następnej chwili zamarła, oszołomiona gwałtownością zaborczego poca łunku. Tak nie całował jej jeszcze żaden mężczyzna. W podświadomości kołatała się alarmująca myśl, lecz ustąpiła błyskawicznie, zdławiona narastającym pożą daniem. Kate nie poznawała samej siebie. Otoczyła ramionami szyję Jareda i kiedy uwolnił jej wargi, wyszeptała drżącym głosem jego imię. Teraz przylgnęła do niego mocniej i przesunęła ustami po łuku jego szyi.
PIRAT • 57
- Jesteś pełna niespodzianek - orzekł takim to nem, jakby dokonał epokowego odkrycia. - Przy to bie mężczyzna nigdy nie wie, co go jeszcze spotka. - Ty też jesteś kim więcej, niż myślałam - szepnęła, odchyliwszy się, by poszukać w ciemnościach jego oczu. Ale w ich srebrnych zwierciadłach dostrzega tylko odbicie księżyca. - No i jak, pani ekspert, jaki jest werdykt? Zo stałem uznany za prawdziwego pirata? - Tak, mój panie. Bez żadnych wątpliwości. - W takim razie ja również okazałem się znawcą - powiedział z leniwym uśmiechem. - Znawcą czego? - Nie czego, tylko kogo. Kobiet takich jak ty, moja droga. Teraz ona odpowiedziała uśmiechem. Nigdy nie czuła w sobie tak słodkiej i usidlającej kobiecej mocy. - Twoja logika jest nieodparta. - W każdym razie, wbrew opinii, którą wygło siłaś wcześniej, widzę, że mamy z sobą wiele wspó lnego. - Naprawdę tak myślisz? - Jestem pewien. Nie puszczając jej z objęć, odwrócił się i oparł plecami o pień. Przyciągnął Kate do siebie i mocno przytulił. Kiedy objęła go w pasie, poczuła rękojeść sztyletu. Dotyk chłodnego metalu wprawił ją w drże nie. To nie była plastikowa imitacja. - Jest prawdziwy? - Mój sztylet? - zaśmiał się. - Tak. - Skąd go masz?
58 • PIRAT
- Zostawił go, kiedy na zawsze odpłynął z wyspy. Znalazłem ten nóż wraz z innymi rzeczami w starym kufrze. - Kto zostawił? Pirat, który zbudował zamek? - Uhm... - Jared powiódł palcami po jej nagim ramieniu. - Czy dziś naprawdę są twoje urodziny? - Tak. I jego. - Nic nie rozumiem. Wiec czyje w końcu? - Obydwu - mruknął, całując pulsującą żyłkę na jej szyi. - Zadziwiający zbieg okoliczności. Jak on się na zywał? - Co za ciekawskie stworzenie. - Jared ujął twarz Kate w dłonie i spojrzał jej głęboko w oczy. - Nazywał się Roger Hawthorne. Kate była oszołomiona. - Naprawdę? Był twoim przodkiem? - Po tylu latach pokrewieństwo jest nikłe, ale rzeczywiście należę do tego rodu. Dowiedziałem się o wyspie Ametyst ze starych rodzinnych zapisków. Pewnego dnia, piętnaście lat temu, podjąłem decyzję. Rzuciłem wszystko i przeniosłem się tutaj. - To piękne - powiedziała z autentycznym za chwytem. - Widzę, kochanie, że piraci cię pasjonują. Szczęś ciarz ze mnie. Przysuń się, to pokażę ci swój sztylet - szepnął niskim, namiętnym głosem, zmuszając ją, by osunęła się niżej. Kate zesztywniała. - Nie przesadzaj, nie mam aż takiej pasji ba dawczej.
PIRAT • 59
- Przecież to prawdziwa okazja. Pierwszy raz spo tykasz autentycznego pirata. Dotychczas znałaś ich tylko w swojej wyobraźni. - Niemniej jestem ekspertem - zaznaczyła z nacis kiem, czując, że atmosfera wyraźnie się zagęszcza. - Owszem, uwielbiam piratów, ale to jeszcze nie powód, żebym wplątywała się w wakacyjną przygodę z jednym z nich. Jego spojrzenie natychmiast spochmurniało. - Ja też nie pożądam wakacyjnych przygód. Z zasa dy nie romansuję z klientkami. Ale dla ciebie gotów jestem zrobić wyjątek. - I uważasz, że to jest w porządku? - zapytała, z trudem kryjąc radosne podniecenie. - Proszę, nie graj ze mną - powiedział spokojnie. - Oboje jesteśmy dorośli i wolni, dlaczego więc nie moglibyśmy pozwolić sobie na chwilę szaleństwa? A ty... - z zachwytem powiódł palcami po krągłej wypukłości jej piersi - jesteś wyjątkowa. Wierz mi, umiem to docenić. - I co dalej? - rzuciła wyzywająco. - Zaraz się przekonamy. - Znów zaczął ją cało wać, ale przestał, kiedy od strony plaży dobiegł ich dziecięcy głos. - Hej, tato, gdzie jesteś? Lani mówi, że już czas na tort. Wszyscy czekają. - Powiedz im, że będę za chwilę - odkrzyknął, nie wypuszczając Kate objęć. - Dobra, ale gdzie jesteś? Och... to Kate Inskip. Zaszeleściły liście. Kate odwróciła się i dostrzegła wyłaniającą się spomiędzy nich drobną postać. - Cześć, David.
60 • PIRAT
- Cześć. Co robicie w tych krzakach? - zapytał z najbardziej niewinną miną, na jaką stać znającego życie dziewięciolatka. - Pokazywałem Kate sztylet Hawthorne'a - wyja śnił spokojnie Jared, wypuszczając ją z objęć i wy chodząc spod drzewa. - Serio? Fajny jest, co, Kate? Tata zawsze używa go do krajania tortu na urodzinowym przyjęciu. - Dobrze, że taki zabytek na coś się przydaje - zauważyła trzeźwo. - Szkoda by było, gdyby leżał w muzeum. Jared zaśmiał się i ogarnął ich ramionami, popycha jąc w kierunku ścieżki. - Chodźcie, pomożecie mi kroić. Po dziesięciu minutach sztylet błysnął groźnie nad ogromnym tortem, na którym kremem czerwonym jak krew wypisano nazwisko Hawthorne. Jared odkroił pierwszy kawałek. Z tłumu wzniosły się okrzyki i polał się szampan. Kate stała przy stole, pijąc z wysokiego kieliszka i słuchała toastu wygłaszanego na cześć dalekiego przodka. - Goście lubią takie romansowe historyjki - ode zwał się jakiś głos za jej plecami - a Hawthorne umie grać na tej strunie. Odwróciła się i zobaczyła mężczyznę bez maski. Zresztą nawet w masce rozpoznałaby go natychmiast po zwalistej sylwetce i olśniewająco białym stroju. To jego widziała parę dni temu o północy, gdy razem z Jaredem wchodził na zakazaną ścieżkę. - Widzę, że pan się zna na tutejszych balach. Często bywa pan gościem w Kryształowej Zatoce? - zapytała uprzejmie, odsuwając maseczkę na czoło, by lepiej widzieć swego rozmówcę.
PIRAT • 61
- Właściwie nie jestem gościem, raczej przyjacielem domu. Byłem na tych wyspach o wiele wcześniej niż Jared. Jestem pisarzem. Pozwoli pani, że się przed stawię - Max Butterfield. - Katherine Inskip. - Kate, uśmiechając się uprzej mie, na próżno usiłowała sobie przypomnieć, czy czytała jakąkolwiek książkę tego autora. Cóż, teraz wiedziała, co musieli czuć inni, kiedy będąc jej przed stawiani, uświadamiali sobie, że nie czytali żadnej z jej powieści. - Ja również piszę - powiedziała skromnie. - Wiem, słyszałem. Romanse historyczne. - A ty? - Pracuję nad powieścią, ale od czasu do czasu, żeby się przewietrzyć, robię sobie przerwy na podróże. Wiesz, jak to jest. Wiedziała bardzo dobrze. Natychmiast poczuła sympatię do Maxa Butterfielda. Zastanawiała się, jak długo już pisze swoją powieść. - Od dawna znasz Jareda? - zagadnęła. - Od wieków. - Max pociągnął spory łyk. - Świat jest mały na tych wyspach. - Święta racja, stary. Czasami zbyt mały - ode zwał się pułkownik, podchodząc do nich. Kolonialny mundur dziewiętnastwiecznego angielskiego oficera leżał na nim nienagannie. Do jego boku tuliła się przystojna kobieta koło czterdziestki, o żywej twa rzy. Miała suknię podobną do sukni Kate, lecz w odcieniu mięty. - Pani Inskip, przedstawiam pani moją narzeczo ną, Letty Platt - powiedział. - Letty, poznaj bohater ską Katherine Inskip, która jednym ciosem powaliła na ziemię Cwanego Arnie'ego.
62 • PIRAT
- To już się staje nieznośne - narzekała Kate, serdecznie ściskając rękę Letty. - Czy Jared opowie dział tę historię w lokalnej gazecie? - Nie musiał aż tak się wysilać, kochana. - W niebieskich oczach Letty zalśniły iskierki humoru. - Po prostu opowiedział ją kilku osobom i w godzinę twoją przygodę znała cała wyspa. Ciekawe plotki są u nas na wagę złota. Kate natychmiast polubiła wesołą kobietę. - Będę o tym pamiętać - mruknęła. - Mieszkasz na wyspie, Letty? - O, tak, od dawna. Mąż ściągnął mnie tutaj. Był mechanikiem Jareda i tak zwaną złotą rączką. Przez całe lata dbał tu o wszystko. Zmarł dwa lata temu. - I od tego czasu żyjesz sama? - Tak, ale niedługo powiemy sobie „tak" z moim słodkim pułkownikiem. - Z promiennym uśmiechem spojrzała na swego towarzysza, który wyprostował się dumnie. - Pracujesz w kurorcie? - wypytywała dalej Kate. - Oficjalnie jestem bibliotekarką, ale tak naprawdę pomagam we wszystkim, w czym mogę się przydać. Och, Kate, tak się cieszę, że cię poznałam. Kiedy pułkownik powiedział mi, że przyjechałaś na wyspę, nie mogłam się już doczekać spotkania. Wyobraź sobie, że czytałam wszystkie twoje książki. Tylko „Narzeczonej pirata" jeszcze nie zdążyłam, bo dopiero pojawiła się w sprzedaży. - Bardzo mi miło. - Kate poczuła, że się rumie ni. Zawsze ją krępował entuzjazm czytelników. Na szczęście ktoś piszący zarobkowo, tak jak ona, prze ważnie pozostawał anonimowy.
PIRAT • 63
- Jesteś niesamowita, wiesz? - powiedziała z po dziwem Letty. - Pułkownik mówił, że nie tylko dałaś w kość Arnie'emu, ale jeszcze zdołałaś zawrócić w gło wie Jaredowi. To wspaniale, że wreszcie zwrócił uwagę na jakąś kobietę. Nie masz pojęcia, jak bardzo był samotny, choć nigdy się do tego nie przyznawał. - Jeśli chcesz się zabawiać w swatkę, Letty, to obawiam się, że tracisz czas - stwierdziła ze śmiechem Kate. - Mam nieodparte wrażenie, że bardzo mi dale ko do jego ideału kobiety. Co nie przeszkodziło mu jeszcze kilkanaście minut temu ostro się do mnie zabierać, pomyślała z przeką sem. Musiała chyba na moment postradać zmysły tam, w ciemnej alejce. - Nonsens. Chodź, kochana. - Letty wzięła ją pod rękę i mrugając znacząco do pułkownika, odprowadzi ła na bok. - Mam nadzieję, że nie bierzesz poważnie tego, co Jared wygaduje o kobietach - powiedziała poufnym szeptem. - Tak jak większość mężczyzn, sam nie wie, czego chce. - Nie wiem, czy to jest dobry temat do rozmowy. - Kate czuła się skrępowana. - Być może, ale rozmawiałam już z Davidem i czuję się zobowiązana wystąpić w jego imieniu. Widzisz, on bardzo by chciał, żebyście poznali się bliżej. Jest tobą zachwycony. Chwalił się, że masz go nauczyć tego specjalnego kopnięcia. - Słuchaj, jest mi coraz bardziej głupio. - Zupełnie niesłusznie. Pułkownik twierdzi, że Jared jest tobą zafascynowany, a ja mu wierzę, bo jest wspania łym znawcą ludzkich charakterów. Obserwował was pierwszego dnia w barze i uważa, że wszystko jest na jak najlepszej drodze. Tak jak w twoich książkach.
64 » PIRAT
- Wątpię, czy Hawthorne też tak uważa. - Dla nikogo nie jest tajemnicą, że Jared porównuje wszystkie spotkane kobiety do swojej zmarłej żony. A Gabrielła była prawdziwym aniołem. Ale ona nie żyje już od pięciu lat, a Jared jest zdrowym mężczyzną o normalnych potrzebach. Potrzebuje towarzyszki i, moim prywatnym zdaniem, ona wcale nie powinna być kolejnym aniołkiem. Kate obracała w palcach smukłą nóżkę kieliszka. - Powiedz, po co mi to wszystko mówisz, Letty? Narzeczona pułkownika popatrzyła na nią z wszys tkowiedzącym uśmiechem. - Dla mężczyzny, który ma w sobie diabła, tak jak on, życie z aniołem może być ciężkie. Wystarczy? Kate wyprostowała się i odchrząknęła. - Letty, błagam, zanim zaczniesz snuć następne teorie, uświadom sobie, że będę tu tylko miesiąc. - Dlatego właśnie ośmieliłam się tak szczerze z tobą rozmawiać, kochana. Nie masz czasu do stracenia, prawda?
ROZDZIAŁ
4
- Tata, daję słowo, że nie puszczę pary Travisowi ani nawet Carlowi, ale powiedz - całowałeś wtedy pod drzewem Kate Inskip? Jared popatrzył uważnie na syna, siedzącego na kuchennym stole i machającego bosymi stopami. - Dobrze, co chciałbyś wiedzieć? - zapytał w koń cu, biorąc dojrzałą papaję i krojąc ją na połówki. - Chciałbym wiedzieć dlaczego. Tylko tyle. - Cóż, jesteś już na tyle duży, że mogę ci zdradzić kilka zasad, których należy przestrzegać, kiedy ma się do czynienia z kobietą. - No, jakich? - David był wyraźnie zaintrygowa ny. - Po pierwsze: dżentelmen nigdy nie opowiada w towarzystwie, co robił z damą na osobności. Chłopak zrobił rozczarowaną minę. - To głupie. Kto wymyślił taką zasadę? - Kobiety, i to dawno temu. - Jakim prawem? - Nie pytały nikogo o zgodę. Jared ułożył papaje na talerzu i skropił je sokiem z limony. Takie śniadanie szykował każdego ranka, od
66 • PIRAT
śmierci Gabrielli. Przez lata stało się dla niego i dla Davida niepisanym rytuałem, którego ściśle przestrze gali. Inne posiłki jedli w hotelowej restauracji razem z resztą personelu. Kulinarne umiejętności Jareda kończyły się bowiem na krojeniu papai i robieniu tostów. Poza tym potrafił jeszcze zaparzyć kawę. Po co zresztą miałby się wysilać, skoro pracowało dla niego trzech dyplomowanych kucharzy? Mimochodem zauważył, że dżinsy, które niedawno kupił Davidowi, są już za krótkie. Jak ten czas płynie! Chłopak ma już dziesiąty rok i z roku na rok będzie się stawał coraz bardziej samodzielny. Cały problem w tym, jak nauczyć go pewnych zasad postępowania. - Powiem ci jeszcze coś, stary - stwierdził poważ nym tonem. - Jeśli cenisz sobie swoją skórę, musisz przestrzegać kolejnej reguły. Otóż kobiety takie jak Kate Inskip nie przepuszczą mężczyźnie, jeżeli dowie dzą się, że plotkuje na ich temat. - Co ona ci zrobi, jeśli zdradzisz mi, że ją cało wałeś? - zachichotał David. - Boję się nawet pomyśleć - wyznał ponuro Jared, sadowiąc się za stołem i nalewając sobie kawy. - Naj prawdopodobniej sflekowałaby mnie obcasem w stylu karate. Chłopak niespodziewanie spoważniał. - Ona ci nie może tego zrobić, tato. Prawda, że nie może? W odpowiedzi rozległ się głośny, entuzjastyczny skrzek. To odezwała się amazońska papuga z żółtą piersią, zamknięta w dużej klatce. - Zachowaj swoje opinie dla siebie, Jolly! - skarcił ją Jared. - Lepiej nakarm to twoje ptaszydło, bo staje się złośliwe - zwrócił się do syna.
PIRAT • 67
- Masz, Jolly. - David podał papudze kawałek papai. Przyjęła go z urażoną godnością, zerkając wrogo na Jareda. - Powiedz, tato, czy Kate mogłaby cię naprawdę sflekować? - zapytał przejęty. - Mam nadzieję, że nie będę miał okazji tego sprawdzić. - Jared posmarował sobie szczodrze tost dżemem z ananasa. - Ha! Założyłbym się o trzy dolce, że nie dałaby rady - uznał wreszcie chłopak. - Jesteś większy niż ona. A czy kobiety też muszą przestrzegać jakichś zasad? - Owszem, kilku. Kłopot w tym, że pozmieniały je na własny użytek. Na przykład nie raczą być na miejscu, kiedy męż czyzna przychodzi upomnieć się o to, co mu obiecały pocałunkiem, pomyślał zgryźliwie. - To nie fair, tato. - Kolejna reguła. Życie nie zawsze gra z tobą fair. David zastanawiał się przez chwilę. - Myślę, że Kate Inskip jest w porządku. Obiecała mi, że od dzisiaj będzie mnie uczyć różnych chwytów samoobrony. Za to ja pokażę jej, jak się nurkuje z maską i z rurką. - Naprawdę? - Jared nie bez zazdrości stwierdził, że syn zrobił większe postępy w tej znajomości niż on. Może też powinen zaproponować Kate parę lekcji, zwłaszcza że wczoraj nic nie wskórał? Zni knęła, kiedy zakończyła się ceremonia krojenia to rtu. Szukał jej na próżno, aż wreszcie podszedł pod bungalow i ukryty za krzakami, długo obse rwował światło padające zza żaluzji. Zniechęcony, wrócił do siebie, a rano wstał wściekły po bezsennej nocy.
68 • PIRAT
- Aha - przytaknął David. - Wczoraj facet, z któ rym tańczyła, proponował, że pokaże jej rafę, ale przypomniałem, że wcześniej umówiła się ze mną. Jared czujnie uniósł głowę. - Jaki facet? - Jeden z gości. Nazywa się Tyler, Taylor albo jakoś tak. - David sięgnął po papaję, zerkając spod oka na ojca. - Wiesz co? Lubię Kate. Ładnie wy glądała w tej balowej sukni, nie? - Owszem, niebrzydko - przyznał Jared z uda wanym brakiem entuzjazmu. Piękna dama z marzeń zamieniła się w żywą, zmysłową kobietę, drżącą w jego ramionach. Tylko dlaczego zniknęła jak senna mara? - No, muszę iść - powiedział David, zeskakując ze stołu. - Jestem umówiony z Kate na plaży. - Czekaj, nie zjadłeś jeszcze tostu. - Wezmę go ze sobą. - David pochwycił resztkę śniadania, na pożegnanie podrapał papugę po łebku i pędem wypadł z domu. Jared siedział smętnie przy stole, obserwując, jak Jolly chytrze otwiera klatkę i sfruwa na blat, zwabiona resztkami papai na talerzyku. - Hej, co ty sobie wyobrażasz, stary piracie? - po wiedział groźnie. - Dobrze wiesz, że nie wolno łazić po stole. Zmykaj, bo wyrwę ci pióra z ogona i będę sprzedawał turystom. - Założysz się? - zaskrzeczała papuga i wziąwszy w pazury kawałek owocu, skubnęła go dziobem. Jared podniósł się i zaczął sprzątać. - Jak myślisz, staruszko, dlaczego ona uciekła bez słowa? - zagadnął. - A założyłbym się, że będzie na mnie czekać. Jak mogło być inaczej, skoro tak reago
PIRAT • 69
wała na moje pocałunki? Chciała mnie, to się czuło. Ach, kto zrozumie kobiety... Zwłaszcza takie, które po dwóch tygodniach kursu samoobrony udają koman dosów. Powiem ci jedno, Jolly. Jeśli ona igra ze mną, to muszę szybko to ukrócić. - Założysz się? Po półgodzinie Jared stał w oknie swojego biura i wpatrywał się w biały pas plaży. Nad zatoką gro madzili się już zapaleńcy ze sprzętem do nurkowa nia. Wreszcie w najdalszym końcu dostrzegł znajo me sylwetki. David stał na jednej nodze, drugą za dając ciosy niewidzialnemu przeciwnikowi, a obok Kate w zielonym kostiumie kąpielowym, udzielała mu lekcji. Kate stała z nogami mocno wpartymi w piasek, z rękami na biodrach i obserwowała postępy Davida. Dwa ostatnie kopnięcia były szczególnie udane. - Dobrze - pochwaliła. - Musisz tylko pamiętać o równowadze. Ona jest decydująca. Mój instruktor mówił, że większość ludzi nie wie, gdzie ma środek ciężkości. Sztuka polega na tym, żeby zrobić z tej wiadomości użytek. David odpowiedział triumfalnym uśmiechem i jesz cze jednym kopnięciem. - Myślisz, że dałbym teraz radę Cwanemu Arnie'emu? - zapytał z nadzieją. - Jeśli ma się do czynienia z kimś takim jak on, lepiej go unikać, niż dążyć do starcia. - Ale ty nie unikałaś, tylko dałaś mu wycisk. - Wyłącznie dlatego, że byłam wściekła i zdeter minowana. W każdym innym przypadku najmądrzej byłoby oddać portfel i uciec.
70 • PIRAT
- Założę się, że nie uciekłabyś przed nikim - po wiedział chłopak z przekonaniem. - Jesteś taka jak mój ojciec. Pytałem go rano, czy myśli, że pokonałabyś go w walce. Kate z zakłopotaniem odgarnęła włosy. - I co ci odpowiedział? - Że wolałby nie próbować. - Bardzo mądrze z jego strony. Słuchaj, a może byś mi się teraz zrewanżował lekcją nurkowania? - Jasne. Wziąłem ze sobą sprzęt. - David schylił się, by wyciągnąć z torby rurki, płetwy i maski, ale dostrzegł kogoś na plaży. Natychmiast wyprostował się i pomachał ręką. - Popatrz, idzie tata. Hej, tato! Kate odwróciła się powoli, tłumiąc dreszcz pod niecenia. Jared szedł ku nim po piasku - bosy, ubrany w sprane dżinsy i białą bawełnianą koszulkę. Gładko zaczesane, świeżo umyte włosy połyskiwały w słońcu. Zauważyła, że pomimo swobodnego stroju nie stracił nic z wyglądu pirata. Mimochodem zaczęła się za stanawiać, co by się stało, gdyby czekała na niego po balu. Nie odważyłaby się jednak podjąć takiego ryzy ka. Łatwiej było poradzić sobie z Cwanym Arniem niż z Jaredem Hawthorne'em. - Dzień dobry, Kate. - W jego chłodnym uśmie chu dostrzegła ukryte wyzwanie. - Jak wam idzie nauka samoobrony? - Fantastycznie - zapewnił David, zanim zdążyła otworzyć usta. - Teraz mógłbym już wkopać w ziemię Cwanego Arnie'ego. - Brr! - Jared wzdrygnął się z udanym przestra chem, nie spuszczając oczu z Kate. - Jak się wczoraj bawiłaś?
PIRAT • 71
- Bardzo dobrze - powiedziała, unikając jego spojrzenia. - A myślałem, źe się nudzisz, bo tak szybko zniknęłaś. - Nie, po prostu zrobiło się późno i byłam zmęczo na. Jeśli już koniecznie chcesz, możesz mnie nazwać Kopciuszkiem - uśmiechnęła się. - Znalazłbym kilka lepszych imion. - Słusznie, bo gdybym została Kopciuszkiem, ty musiałbyś być księciem, a to już byłby klasyczny przypadek zmiany osobowości. - Umiesz wsadzać szpile - skrzywił się. -1 to od samego rana. - Tatusiu, chcesz, żeby Kate pokazała ci swoje chwyty? - zapytał niecierpliwie David, znudzony roz mową dorosłych. - Chyba żartujesz? Nie mam zamiaru skończyć jak Cwany Arnie. - Och, daj spokój. Przecież nic mu nie zrobisz, prawda, Kate? - Naturalnie, będę bardzo uważać - obiecała. Wy raźnie zaczął się jej poprawiać humor. - Ale myślę, że twój tata ma ważniejsze rzeczy do roboty, niż pobierać lekcje samoobrony u wczasowiczki. Oczy Jareda zabłysły niebezpiecznie. - Wystarczy mi czasu na krótką lekcję. Domyślam się, że znasz wszystkie możliwe triki, co? - W każdym razie dużo - zapewniła z poważną miną. - Tak myślałem. Jesteś dobra zwłaszcza w znika niu. No, dobrze, zademonstruj mi coś najbardziej efektownego. Kpina w głosie Jareda, prowokowała, by nauczyć go respektu. Kate stanęła przed nim, mocno wpierając stopy w piasek.
72 • PIRAT
- Zaczynamy. Mam dla ciebie coś specjalnego. Udawaj, że mnie atakujesz. Jared nie zawahał się ani na moment. Przyskoczył do Kate z groźną miną, błyskawicznym ruchem wycią gając rękę, by chwycić ją za przegub. W ostatniej chwili zdążyła odsunąć się na bok, złapać napastnika za ramię i zgodnie z regułami sztuki szarpnąć, by wykorzystując odpowiedni moment rzu cić go na ziemię. Sytuacja była niemal podręcznikowa. Jared dał się zbić z nóg i wylądował płasko na piasku. Jęknął, a potem zamknął oczy i znieruchomiał. - Tato! - David podbiegł do ojca i ukląkł przy nim. - Nic ci nie jest? Kate, co mu się stało? Kate była pewna, że na miękkim piasku nic się nie mogło stać, lecz udzielił się jej niepokój chłopca. - Nie mam pojęcia - powiedziała, przyklękając przy Jaredzie. - Rzuciłam go lekko, ale może pod piaskiem była skała? - Wyciągnęła rękę, by poma cać tył głowy mężczyzny, a wówczas stalowe palce zamknęły się na jej przegubie. Zbyt późno zrozu miała, że dała się oszukać. Ciemne rzęsy uniosły się powoli. Szare oczy spojrzały na nią z iście diabelską uciechą. - Ty draniu! - syknęła, wiedząc, że teraz dopiero dostanie za swoje. - Tato, ty tylko żartowałeś, prawda? - upewnił się David, którego lęk szybko zamienił się w zachwyt. - Pokażesz jej teraz swoje triki? - zapytał z błyskiem w oku. - Tatuś też zna różne chwyty, wiesz? - powie dział z dumą do Kate. - Nie żartuj. - Kate na próżno usiłowała uwolnić się z pułapki.
PIRAT » 73
- Z przyjemnością zademonstruję pani Inskip to i owo - oświadczył Jared, wstając i pociągając ją za sobą ku morzu. David obiegał ich wokoło, pod skakując z radości. - Puść mnie natychmiast! - rozkazała. - Damy tej pani specjalną lekcję, o którą dopraszała się od wczoraj - oznajmił bezlitośnie Hawthorne i jednym ruchem przerzucił ją sobie przez ramię jak worek. - Ani się waż! - wrzasnęła, wierzgając rozpacz liwie. Ale Jared wchodził coraz głębiej w morze, nie zważając na nasiąkające wodą dżinsy. - Pierwszą czynnością, jaką wykonuje kursant, przystępujący do nauki nurkowania - powiedział mentorskim tonem, biorąc Kate w ramiona i unosząc ją nad wodą - jest zmoczenie się. - Odczekał jeszcze parę sekund i rozluźnił chwyt. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyła, nim słona woda zalała jej oczy, był kpiący uśmiech na jego twarzy. Trwał jeszcze, kiedy się wynurzała. Niestety, nie zauważyła fali, która zbiła ją nóg. Krztusząc się i potykając, dotarła na płytszą wodę i tam dopiero stanęła. - Tatusiu, to niesprawiedliwe, ona nie zdążyła włożyć maski - zawołał David, szybko nakładając ekwipunek. - Słusznie - stwierdził Jared. - Wiedziałem, że o czymś zapomniałem. Chcesz spróbować jeszcze raz, Kate? Kate wyciągnęła przed siebie ręce obronnym ge stem. - Nie, nie, dziękuję. Myślę, że twój syn będzie lepszym instruktorem.
74 • PIRAT
- Masz dzisiaj szczęśliwy dzień, moja droga. Bę dziesz miała aż dwóch instruktorów - powiedział ze śmiechem. Szybko ściągnął mokre ubranie, zostając tylko w kąpielówkach. David, nie tracąc czasu, pomagał Kate założyć maskę. Jared udzielił jej paru wskazówek i po chwili cała trójka płynęła w kierunku rafy. Ojciec i syn eskortowali Kate, płynąc z obu stron. Kiedy zobaczyła pierwszą rybę o fantastycznych kształtach, natychmiast zapomniała o urazach. Urzekł ją bajecznie kolorowy, podwodny świat. Jeff Taylor miał absolutną rację - nurkowanie na rafie przypominało pływanie w akwarium. Najbardziej zdumiewające było to, że ryby nie płoszyły się i mogła je dotknąć ręką. Promienie porannego słońca przesiewały się przez krystalicznie czystą wodę, uwydatniając piękno kora lowych ogrodów. Jared i David na zmianę pokazywali jej coraz piękniejsze widoki i coraz ciekawsze okazy. Kiedy wreszcie Jared pociągnął ją za rękę, dając znak do powrotu, zawróciła z ogromną niechęcią. - Podobało ci się? - zapytał, gdy stanęli na płytkiej wodzie i ściągnęli maski. - To jest fantastyczne! Piękne! Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałam. Zazdroszczę ci, że możesz codziennie podziwiać te wszystkie cuda. i Jared przyglądał się przez chwilę jej rozjaśnionej radością twarzy. - Uwielbiamy je oglądać. Prawda, Dave? - powie dział, zerkając na syna. - Jasne. Ale Disneyland też lubię. Tata zabrał mnie tam w zeszłym roku, wiesz? - Ja wolę rafę - stwierdziła z przekonaniem Kate. - No cóż, dziękuję wam za lekcję. Było tak miło, że
PIRAT • 75
jestem nawet gotowa zapomnieć o pierwszym kroku kursanta. Czy będziemy mogli jeszcze dzisiaj popływać? Jared smętnie pokręcił głową. - Niestety, nie wszyscy mają wakacje. Ale zo stawiam cię pod dobrą opieką. Dave, nie zapomnij zabrać sprzętu, kiedy skończycie. - Dobrze, tato. Chodź, Kate, pokażę ci teraz inne rafy koralowe. - Świetny pomysł! - powiedziała, ochoczo zakła dając maskę. Kiedy wchodziła do wody, czuła na sobie spojrzenie Jareda. Po południu spotkała ją miła niespodzianka. Właś nie wypoczywała na ocienionej werandzie, usiłując zrobić notatki do nowej powieści, kiedy zapukano do drzwi. W progu stał młody człowiek w białych szortach i kwiecistej koszulce. - Mam dla pani wiadomość od kierownictwa, pani Inskip - oznajmił, wyraźnie siląc się na powagę. - Po lecono mi, bym zaczeka! na odpowiedź. - Dzięki. - Kate z zaciekawieniem sięgnęła po bia łą kopertę, zaadresowaną nierównym, drukowanym pismem. W środku była karteczka pokryta okropnymi gryzmołami. „Proszę przyjdź do nas na kolację. Będzie o siód mej. David Hawthorne" - odcyfrowała. - Zaraz przekażę odpowiedź - powiedziała, znika jąc w pokoju. Znalazła papeterię z nadrukiem hotelu i szybko skreśliła kilka słów. Młodzieniec z ukłonem zabrał kopertę. Kiedy tylko zamknęła za nim drzwi, podeszła do szafy i zaczęła przegląd swojej garderoby. Było w czym wybierać. Sarah i Margaret spisały się świetnie.
76 • PIRAT
Dokładnie o siódmej wieczorem Kate, ubrana w elegancką zieloną sukienkę do pół łydki i złote sandałki, stała przed drzwiami domu Davida i Jareda. Dom, stojący w pewnej odległości od hotelu, zbudowano na skraju malowniczego, tonącego w zieleni urwiska. Z tarasu rozciągał się wspaniały widok na błękitną lagunę i łańcuch atoli, otaczają cych wyspę. Zawahała się, a potem zapukała. Ciekawe, czy Jared w ogóle wie, co jego syn zaplanował na dzisiejszy wieczór. W holu rozległ się szybki tupot i drzwi stanęły otworem. - Hej! - wykrzyknął David, wyraźnie uradowany. - Wiedziałem, że przyjdziesz. Wszystko gotowe. Tata już czeka. Kate weszła do chłodnego wnętrza i rozejrzała się z zaciekawieniem. Ten dom miał swój styl - lekkość i przestrzeń. Na podłodze z jasnych desek leżały maty, a masa zieleni kontrastowała z bielą ścian. David poprowadził ją do dużego salonu, w którym ustawiono rattanowe meble. Kate zeszła po dwóch schodkach i zobaczyła Jareda, stojącego przy baro wym wózku. Odwrócił się i patrzył, jak powoli pod chodzi ku niemu. Po wyrazie jego oczu i uśmiechu poznała, że bardzo mu się podoba. - Jestem niewinny - zastrzegł się. - To był pomysł Davida. - Wierzę ci - powiedziała. Dumna mina chłopaka stanowiła wystarczające potwierdzenie. - Tato, miałeś podać drinki - przypomniał David. - A potem przedstawię Kate Jolly. - Czego się napijesz? - zapytał Jared, sięgając po butelkę.
PIRAT • 77
- Odrobinę sherry. - Kiedy przyślą nam kolację, synu? - Zamawiałem na wpół do ósmej. Dobrze? - Akurat. - Jared wręczył Kate kieliszek, nie spu szczając z niej rozbawionego i zarazem zmysłowego spojrzenia. - David podjął się organizacji dzisiejszego wieczoru - wyjaśnił. David przytaknął z satysfakcją. - Chodź, Kate, chcę żebyś poznała Jolly. - A kto to jest Jolly?* - zapytała, idąc za chłopcem do obszernej kuchni. Duża, żółto-zielona papuga łypnęła na nią wrogo zza prętów klatki. - Ach, rozu miem. Ale wbrew swojemu imieniu nie wygląda na specjalnie wesołą - zauważyła. - Jolly to skrót od „Jolly Roger". Wiesz, chodzi o czarną piracką banderę z trupią czaszką. - Teraz rozumiem. - Kate roześmiała się. - Czy podziobie mi palce, jeśli pogłaszczę ją po łebku? - Ależ skąd! - Założysz się? - zaskrzeczała Jolly, ale nadstawiła szyję do pieszczoty. Kate czule pogładziła palcami barwne pióra i rozejrzała się po kuchni. Jej uwagę zwróciły szkice, przypięte do ściany nad lodówką. Były to urocze pejzaże, przedstawiające najładniejsze frag menty okolicy. - Są świetne — powiedziała z podziwem. - Sam je rysowałeś, Dave? - Tak. Naprawdę ci się podobają? - Bardzo. Masz talent, wiesz? - Dzięki. - Chłopak aż się zarumienił z zadowole nia. Potem popatrzył uważnie na dorosłych. * jolly (ang.) - wesoły
78 » PIRAT
- Wszystko już przygotowałem, więc chyba nie będę potrzebny - stwierdził, odwracając się ku wyjściu. Kate spojrzała na niego zdumiona. - Nie zostaniesz na kolacji? - Nie - stanowczo pokręcił głową. - Carl Shimazu zaprosił mnie do siebie. Jego mama powiedziała, że mogę u nich przenocować. To mój najlepszy kumpel. - Zerknął na ojca. - Nie musisz się o nic martwić, tato. Nasza kuchnia zadba o wszystko. - Dzięki, synku. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił - powiedział cicho Jared. - Fajnie. W takim razie bawcie się dobrze. Cześć! - David wybiegł z domu, nie oglądając się za siebie. Wrócili do salonu. Jared nalał sobie solidną porcję whisky. - No i powiedz, co mam z tym zrobić? - zapytał bezradnie. - On cię po prostu lubi. - Ja też go lubię. Kate wyszła na taras i wciągnęła głęboko wonne powietrze. Jak zawsze, gdy była sam na sam z Jaredem, ogarnęło ją nerwowe napięcie. Kiedy przyjmowała zaproszenie, był pewna, że David odegra rolę przyzwoitki. Teraz musiała sobie radzić sama. Poczuła, że Jared stanął za jej plecami, lecz nie dotykał jej. - Tamtego wieczoru w ogrodzie miałem wrażenie, że i mnie lubisz. Czyżbym się mylił? - zapytał cicho. - Nie wiedziałam, że potrafisz być tak bezpośredni. - Nie mam czasu na krążenie wokół tematu. Zresz tą gdybym nawet miał i tak zmierzałbym prosto do celu. Masz rację, Kate. Nie uznaję gier pomiędzy kobietą a mężczyzną. - Letty uważa, że miedzy nami przelatują iskry.
PIRAT • 79
- I słusznie. Czy to aż tak źle? - Nie wiem... - Potrząsnęła z wahaniem głową. - Z iskry może być pożar - dopowiedział. - Ale będę z tobą szczery, Kate. Ze wszystkich kobiet, jakie znałem, tylko ty rozpaliłaś we mnie ogień. Chociażby dlatego nie mogę odwrócić się plecami i udawać, że nic nie było. A ty możesz? Zapadło długie milczenie. Wreszcie Kate powie działa cicho: - Mówiłam ci już, że nie interesują mnie wakacyjne flirty. - I dlatego tak szybko zniknęłaś po balu? Bo nie byłaś zainteresowana? Nie wierzę. - Dobrze, powiem ci prawdę. Przestraszyłam się. Uznałam, że tempo jest za szybkie. - A jakie ma być? Przecież za niecały miesiąc już cię tu nie będzie. - Tak. - Odruchowo cofnęła się o krok. -1 dlate go nie ma sensu wszystkiego komplikować. Czy nie pora na kolację? - Nie wiem. - Jared przygryzł wargę. - David wszy stko zaaranżował. Dziecko, którego tatuś jest szefem kurortu, bardzo szybko uczy się, jak dogadzać gościom. - Rozumiem. Czy często wykonuje takie usługi dla twoich... gości? - Nie mieszaj w to Davida. Jeśli już koniecznie chcesz wiedzieć, pierwszy raz zabawił się w swatkę. - Przepraszam, nie chciałam cię urazić. - Nie? Wydawało mi się, że uwielbiasz mi dokuczać. - Jared, chyba zaczynasz mieć obsesję na tym punkcie. - Być może. Ciągle mam wrażenie, że jestem testowany.
80 • PIRAT
Kate popatrzyła na niego szeroko rozwartymi oczami. - To już przesada! - zaśmiała się, ale znów przeni knęło ją wewnętrzne drżenie. Za tymi bezsensownymi oskarżeniami wyczuwała prawdziwe, pełne pożądania zaangażowanie. Jared złagodniał i ujął ja za rękę. - Pewnie masz rację. Może zawrzemy rozejm, dobrze? Zaraz przyniosą kolację, a ja z każdą chwilą staję się coraz bardziej głodny. David wraz z kucharzem pokazali klasę. Zestaw francuskich serów na przekąskę, a potem niepraw dopodobnie delikatna, upieczona w folii ryba, podana z bukietem egzotycznych jarzyn. Wszystko to było serwowane z niezwykłą elegancją przez uśmiechnięte go kelnera, który nie krył zachwytu nad poczynaniami szefa. Kiedy potrawy zostały już ustawione, świece zapalone, a znakomite, wychłodzone białe wino nala ne do kieliszków, z głębokim ukłonem wycofał się do wyjścia. Jared odprowadził go wzrokiem, po czym odchylił się na oparcie krzesła i uważnie spojrzał na Kate. - Zdajesz sobie chyba sprawę, że za chwilę wszyscy będą wiedzieli o naszym słodkim sam na sam? - zagadnął. - Uhm... - I że zaczną się spekulacje na temat naszej dalszej znajomości? - Najprawdopodobniej. - W takim razie spełniłem swój obowiązek, ostrze gając cię - powiedział, podnosząc kieliszek w toaście. - Za nas i za miesiąc, który mamy przed sobą. Nie zmarnujmy go. Znajomy, rozkoszny dreszcz w dole brzucha znów dał znać o sobie. Kate, patrząc w stalowoszare oczy pirata, posłusznie uniosła kieliszek.
PIRAT • 81
- Za nas - wyszeptała, wychylając go do dna. - Opowiedz mi teraz, jak się pisze książki - po prosił Jared. - Dobrze, ale pod warunkiem, że powiesz mi, jak się kieruje kurortem w tropikalnym raju. - Umowa stoi. Ku jej zdumieniu, rozmowa potoczyła się nad spodziewanie gładko. Kate czuła się lekka i swobodna, podniecona pewnością, że zna tego mężczyznę dużo lepiej, niż wynikałoby to ze zwykłej, wakacyjnej znajo mości. Kiedy uporali się z deserem lodowym z białą czekoladą i orzeszkami makadamii, Jared wstał od stołu i ujął ją za rękę, - Chodź, chciałbym ci coś pokazać - zaprosił. - Dokąd idziemy? - zapytała, kiedy wyprowadził ją do holu. - Do mojego gabinetu. Dobrze, że nie do sypialni, pomyślała trzeźwo. Kiedy otworzył przed nią drzwi, natychmiast dostrze gła oszklony regał, na którym stało kilka starych, opraw nych w skórę tomów. Na jednej z półek leżał piracki sztylet, który Jared miał przy sobie na balu. - Co tam masz? - zapytała z ciekawością. - Stare roczniki pism, księgi handlowe, dziennik pokładowy Rogera Hawthorne'a i pamiętnik, pisany przez jego żonę Amelię. - Naprawdę? - W głosie Kate zabrzmiało nie skry wane podniecenie. Stanęła przed półką, tęsknie wpat rując się w ozdobne grzbiety woluminów. - Proszę, obejrzyj je sobie - powiedział, patrząc z satysfakqą, jak Kate ostrożnie otwiera przeszklone drzwiczki. Z namaszczeniem przewracała pożółkłe stronice.
82 • PIRAT
- Czy ty wiesz, jaki masz skarb? Dziennik pirata i pamiętnik narzeczonej, którą porwał! Sprzedałabym duszę za te książki - oznajmiła z błyskiem w oku. - Co prawda, nie ustalałem tak wysokiej ceny, ale jeśli ci zależy, możemy zawrzeć transakcję - uśmiech nął się Jared. Kate czujnie uniosła głowę. Natychmiast dotarł do niej ukryty sens tych słów. - Jared? - Dopóki jesteś na Ametyście, możesz je prze glądać, ile razy będziesz miała ochotę. - Dzięki - wyszeptała bez tchu, powoli odkładając księgę na regał. Pod spojrzeniem tego mężczyzny czuła się jak ptak hipnotyzowany przez kota. Drżąc czekała, co będzie dalej. Po chwili napiętego milczenia Jared wyciągnął rękę i musnął końcami palców jej policzek. - Cokolwiek z tego wyniknie, Kate, wiedz, że to nie wakacyjny flirt. Ale ty wiesz o tym, prawda? Czuła drżenie jego palców na swojej skórze. Kiedy opuścił rękę, oczy lśniły mu jak płynne srebro. Tak, tego mężczyznę znała przez całe swoje życie. - Wiem, Jared - powiedziała cicho. W milczeniu schylił się po koc złożony na kanapie i wyprowadził Kate na taras, gdzie liście palm rzucały w świetle księżyca ruchliwe cienie.
ROZDZIAŁ
5
Noc była gorąca i parna. Kate pozwalała się prowadzić Jaredowi w ciemność pulsującej ukry tym życiem tropikalnej nocy, oszałamiającej upo jnymi woniami. Czuła się usidlona tym samym zaklęciem, które już raz zawładnęło jej zmysłami w noc balu. Ale tym razem nie było ucieczki i wie działa o tym. Palce mężczyzny oplatały jej przegub silnym, pewnym uściskiem. Nawet nie usiłowała się uwolnić. Nie pytała też, dokąd idą, kiedy zeszli z tarasu i wstąpili na ścieżkę wiodącą ku lagunie. Minęli palmowy zagajnik i znaleźli się na brzegu małej zatoczki, osrebrzonej blaskiem księżyca. Nie była to Kryształowa Zatoka, lecz prywatny azyl pirata, niedo stępny dla zwykłych śmiertelników. - Dokąd mnie zabierasz? - zapytała wreszcie. - Do specjalnego miejsca, które znam tylko ja. I od razu chciałbym cię uspokoić, że tylko kilka kobiet tu przyprowadziłem. - Nie miałam zamiaru się dopytywać. - Czyżbyś zaczęła mi ufać?
84 • PIRAT
- Po prostu nie mam ochoty zadawać zbyt wielu pytań. - Masz rację, tak będzie lepiej - szepnął, ściskając znacząco jej dłoń. Kiedy fale zaczęły lizać im stopy, zdjęli sandały i poszli na sam koniec półkolistej plaży. Tam Jared rozciągnął koc pod smukłą palmą i znieruchomiał, mierząc Kate wzrokiem, w którym kryło się pożąda nie. Czas mijał, a on stał nieporuszony, zrozumiała więc, że czeka na jej ostateczną decyzję. Wahała się tylko przez chwilę, a potem wtuliła w jego ramiona. Zamknęły się wokół niej, silne, bezpieczne i tak bardzo znajome. - Obiecaj, że rano nie będziesz żałować - wyszep tał, błądząc palcami w jej włosach. - Chcę, żebyśmy byli szczęśliwi - bez wzajemnych pretensji, obwiniania się i wyrzutów sumienia. - Nie zaszlibyśmy tak daleko, gdybym miała jakie kolwiek wątpliwości. - Tamtego wieczoru myślałem, że wiesz, czego chcesz, a jednak zniknęłaś bez słowa. - Już ci mówiłam, że tamtego wieczoru sprawy za bardzo się skomplikowały. Wszystko działo się zbyt szybko i wydawało się takie nierealne. A potem spostrzegłam, że Letty bawi się w swatkę, i to do reszty wyprowadziło mnie z równowagi. Zrozum, potrzebo wałam czasu do namysłu. - Wystarczy już tego myślenia. Przez ostatnie kilka dni stale rozmyślałem nad nami i doszedłem donikąd - powiedział Jared niskim, gardłowym głosem, przy ciągając ją gwałtownie do siebie. Ciało Kate odpowiedziało natychmiast. Pocałunek, jaki sprowokowała, był zaborczy i oszałamiający.
PIRAT • 85
Niecierpliwe dłonie Jareda rozpoczęły gorączkową wędrówkę po jej ciele. Kate poczuła, jak otwiera się zapięcie sukienki i śliski materiał spływa z niej jak woda. Maleńki, koronkowy staniczek pofrunął w ślad za suknią, szarpnięty niecierpliwą dłonią. Jared pochylił głowę i wpatrzył się w jej piersi. - Wiedziałem, że jesteś cudowna, dlatego od kiedy zobaczyłem cię na wyspie Rubin, stale o tobie myś lałem - wyszeptał, wodząc palcami wokół jej sutków. Kiedy ich dotknął, wyprężyły się w gotowości^twarde i wrażliwe. - Każesz mi cierpieć i pragnąć w sposób, jakiego nie doświadczałem od bardzo dawna. Jego słowa były jeszcze jedną, słodką pieszczotą. - Ja też nie - wyznała, zdumiona własną szcze rością. - Letty miała rację, że krzeszemy z siebie iskry. Są podniecające jak fajerwerki. - Tak. - K a t e powoli rozpięła mu koszulę i zsunęła z ramion, aż opadła na piasek. Z zachwytem położyła dłonie na twardej, umięśnionej piersi. Jared łagodnym ruchem zsunął jej majteczki i objął dłońmi krągłą pupę, przyciągając ją ku sobie. - Jesteś tak ciepła, miękka i seksowna - wyszeptał, pociągając ją na koc. - A nie złośliwa jak osa? - Wcale nie. - Pochylił głowę, przesuwając war gami po jej brzuchu. - Powinienem się domyślić, że ta złośliwość chroni coś bardzo specjalnego, co jest w tobie. Kate nie kryła już swoich uczuć. Wygięła się zmysłowo pod dotykiem męskich dłoni i jęknęła cicho,
86 • PIRAT
przymykając oczy. Zacisnęła palce na ramionach Jareda, przyciągając go do siebie. Ułożył się nad nią, opierając się na zgiętych łok ciach. Szytwne włosy na jego piersi drażniąco pociera ły jej napięte sutki. Ciągle jeszcze miał na sobie dżinsy. Teraz Jared sunął ustami wzdłuż jej ciała, okrywając każdy jego zakątek gorącymi, wilgotnymi pocałun kami. W miarę jak docierał coraz niżej, sztywniała w wyczekwaniu. - Jared... - Smakujesz jak morze, wiesz? - Jared, chodź. Proszę. Już nie mogę - wykrztusi ła, pociągając go. - Dżinsy... - Wiem, zaraz zdejmę. - Przekręcił się na bok i błyskawicznie ściągnął spodnie. Potem wyjął z ich kieszonki mały pakiecik i za chwilę, już gotowy, przylgnął gorącym ciałem do Kate. Był smukły, silny i cudownie męski. - Jesteś po prostu doskonały - szepnęła z nie skry wanym podziwem. - Tylko obiecaj, że będziesz pamiętać o tym rano - uśmiechnął się rozkosznie. - Będę pamiętać. Powoli rozsunął jej uda. - Teraz obejmij mnie - poprosił niskim, drżącym głosem. - Pragnę cię tak, jak nie pragnąłem żadnej kobiety. - Ja też cię pragnę - wyszeptała, oszołomiona siłą własnego pożądania. Tak nieprawdopodobna namięt ność musi mieć swoją cenę. Nic nie przychodzi na tym świecie za darmo. Kate spojrzała uważnie na twarz Jareda. Choć kryły ją cienie, w błysku oczu wyczytała
PIRAT • 87
to samo gorące pragnienie. Ręka, oparta wyczekująco na jej brzuchu, drżała. Kate otworzyła się. Wijąc się i jęcząc błagała o spełnienie. Doczekała się wreszcie. Jared zaczął w nią wcho dzić. Powoli, bardzo powoli. Kate krzyknęła i wbiła mu paznokcie w ciało. - Tak, kochanie. Pokaż mi, że mnie chcesz - po wiedział, zagłębiając się w gorącą kobiecość. - Och, jak pięknie i słodko. Chyba oszaleję - wyszeptał chra pliwie. Teraz zaczaj się poruszać w odwiecznym rytmie. Kate niemal traciła świadomość, trawiona rozpalo nym do białości płomieniem. Żaden mężczyzna nie potrafił wzbudzić w niej takiej namiętności. Nawet nie wiedziała, że jest do niej zdolna. Przetaczali się po kocu, ciasno objęci, jak przeciw nicy w walce na śmierć i życie. Kryjący ich tropikalny mrok, pełen szeptów i podniecających woni, obiecywał szybki koniec zmagań. Kiedy zaczęli coraz szybciej zmierzać do uprag nionego celu, Kate ogarnęło cudowne poczucie swo body i wyzwolenia. Musiała wykrzyczeć tę radość, oznajmić ją całemu światu. - Jared! - Teraz - wyszeptał z ustami na jej szyi. Pchnął ją na plecy i rozkrzyżował ręce, przyciskając przeguby do ziemi. - Daj mi to! Daj! - szeptał zdyszany, walcząc coraz zajadlej. - Wszystko... Tak długo czekałem! Tak długo... Otworzyła oczy w momencie, kiedy twarz Jareda zastygła w wyrazie najgłębszych emocji. Czas stanął
88 • PIRAT
PIRAT • 89
w miejscu. Słowa przestały być ważne. Fala rozkoszy porwała ją i uniosła. Nagle, w ułamku sekundy, pojęła, skąd zna tego mężczyznę. Był tym, który towarzyszył jej w marze niach, od kiedy stała się kobietą; tym, którego uczyniła bohaterem swoich książek. Był jej piratem - czułym, namiętnym i dumnym.
wrażliwy, inteligentny i opiekuńczy - powiedziała wo lno Kate. -1 rzeczywiście był. Do czasu. Podobało mu się, że pracuję i utrzymuję go, by mógł tworzyć bez przeszkód. Ale kiedy moją książkę wydali, a jego nie, zaczął mnie winić za swoje niepowodzenia. To był początek końca. Teraz oczywiście wiem, że był klasy cznym neurotykiem, słabym i skoncentrowanym wyłą cznie na sobie.
Rzeczywistość wracała wraz z poszumem morza i przesiewającym się przez liście palm blaskiem księży ca. Leżeli spoceni i wyczerpani. Kate spoczywała z głową na ramieniu Jareda. Przeciągnął się rozkosznie i popatrzył na nią błysz czącymi oczami. - Jakie dobre wiatry przywiały cię tutaj, słodka Kate? - To zasługa przepracowania i dwóch nadmiernie troskliwych przyjaciółek. Samej nigdy to by mi nie przyszło do głowy. Nadal siedziałabym w domu, stukając w klawiaturę komputera. Jared ujął jej twarz w dłonie. Nagle spoważniał. - Jaki jest ten dom? Eleganckie mieszkanko w dob rej dzielnicy Seattle? - Lubię je. - Jak długo tam mieszkasz? - Od czasu, gdy mąż odszedł ode mnie, by rozwijać swój talent. - Powiesz mi coś o swoim byłym? - To człowiek z duszą poety. Niedoceniony talent pisarski, czekający, aż ktoś go wreszcie odkryje. - Dlaczego za niego wyszłaś? - Dobre pytanie. Kiedy się poznaliśmy, oboje marzyliśmy o karierze literackiej. Myślałam, że jest
- Co robi teraz? - Właściwie nie wiem. Podobno podczepił się do jakiegoś literackiego kółka, gdzie bryluje, czytając swoje utwory geniuszom podobnie jak on zapozna nym. I pewnie wciąż czeka na publikację. - Tęsknisz za nim? - Skądże - wzruszyła ramionami. -1 wątpię, żeby on tęsknił. Pod koniec naszego związku, kiedy miałam już dosyć dopieszczania jego wiecznie obolałego „ego" i wysłuchiwania zjadliwych uwag na temat swoich książek, zaczęłam być jędzowata. Przynajmniej taki zarzut postawił mi Harry. - Pewnie nie miał pojęcia, jak z tobą postępować - uśmiechnął się Jared. - Słowem, twój były podwinął ogon i uciekł, tak? - Tak, spakował wszystko, co miał, i wyszedł, wygłosiwszy uprzednio dramatyczną mowę pożegnal ną. Rozpaczałam przez cały kwadrans, aż wpadły moje przyjaciółki, Margaret i Sarah, i zabrały mnie na pizzę z szampanem. Kazały mi się cieszyć, że nareszcie pozbyłam się kochanego, starego Harry'ego. Po dwóch dniach doszłam do wniosku, że miały świętą rację. Ale tak naprawdę nieprędko się po tym otrząs nęłam.
90 • PIRAT
- Harry nie był mężczyzną dla ciebie - stwierdził z przekonaniem Jared. - To epokowe stwierdzenie - mruknęła, przysu wając się bliżej. Już wiedziała, że mężczyzny dla siebie powinna szukać gdzieś w pół drogi między okładkami swoich książek a wyspą Ametyst. - Wiesz, że mamy przed sobą całą noc - szepnęła, wodząc opuszkami palców po policzku Jareda. - Też o tym pomyślałem - powiedział, pochylając się ku jej ustom. Następne dni stały się dla Kate wspaniałym połą czeniem namiętności i beztroskiej zabawy. Nurkowała na rafie z Davidem, zwiedzała wyspę dżipem wraz z nim i z Jaredem, zajadała się ukochanymi papajami i cudowną rybą. A każdą wykradzioną chwilę spędzała w ramionach kochanka. Nie było ich wiele. Jared okazał się niezmiernie zapracowanym człowiekiem. Dzień miał wypełniony zajęciami od rana do wieczora, a ich rozkład był całkowicie nieprzewidywalny. W jednym momencie omawiał ze swoim dyrektorem administracyjnym or ganizację specjalnego bankietu, a w następnym musiał się martwić o naprawę filtrów w basenie. Kiedyś zastała go, jak pomagał składać ręczniki w pralni, bo jedna z pra cownic zachorowała. Szybko zorientowała się, że pomi mo służbowej hierarchii, wszyscy czują się tu jedną, wielką rodziną. I tak jak w rodzinie, nic nie dało się ukryć. Zresztą Jared wcale nie czynił tajemnicy ze swojego związku z Kate. I wszyscy, poczynając od Davida, a na Letty i pułkowniku kończąc, patrzyli z radością, jak rozwija się ich romans.
PIRAT • 91
W zasadzie mogłaby to być klasyczna wakacyjna przygoda, myślała. Gdyby nie dwie sprawy. Po pier wsze, data widniejąca na bilecie powrotnym, zbliżała się wolno, lecz nieuchronnie. Kate, choć usiłowała beztrosko cieszyć się chwilą, nie mogła o tym zapo mnieć. Był jeszcze drugi powód, który mącił jej szczęście i niepokoił coraz bardziej, choć właściwie nie potrafiła powiedzieć dlaczego. Przypadkiem zauważyła, że Hawthorne ponownie wybrał się na tajemniczą nocną wyprawę z Maxem Butterfieldem. Kate czuła coraz mniej sympatii do tęgiego pseudopisarza. Jego nie ustanne aluzje do wielkiej i nie napisanej powieści zbyt jej przypominały Harry'ego. Tamtego wieczoru Jared wstąpił do niej po kola cji. Kochali się szybko i gorączkowo. Potem stwier dził, że musi iść, gdyż opiekunka Davida ma wy chodne. Coś tu się nie zgadzało. Kate wiedziała, że Max od dwóch dni jest na wyspie, i zaczęła nabierać podejrzeń. Leżała, nie mogąc zasnąć, aż wreszcie, tknięta przeczuciem, wstała z łóżka. Założyła dżinsy i ciemną koszulkę i przekradła się do rozwidlenia ścieżek. Czekała bardzo długo, schowana w zaroślach, i zaczynała już tracić nadzieję, kiedy usłyszała charak terystyczne sapanie i gderanie grubasa. W chwilę później obaj z Jaredem przeszli koło niej, kierując się w stronę zamku. Postanowiła czekać, aż wrócą, lecz w końcu zrezygnowała i wróciła do siebie. Mało spała tej nocy. Fakt był oczywisty - Hawthorne okłamał ją. Wcale nie spieszył się do syna.
92 • PIRAT
Rano, po śniadaniu, siedziała na tarasie widokowym, zastanawiając się, co dalej robić. Miała wielką ochotę zapytać Jareda bez ogródek, o co właściwie chodzi, ale powstrzymywała ją urażona ambicja. Być może, przyciś nięty do muru skłamałby znów, a tego by nie zniosła. Musiała z żalem przyznać, że choć tak dobrze znała Jareda ze swoich marzeń, w rzeczywistości bardzo niewiele o nim wiedziała. - Dzień dobry - powitał ją znajomy, wesoły głos. - Jak tam kuracja antystresowa? Kate otrząsnęła się z przygnębienia i uśmiechnęła do Letty Platt. - Znakomicie. Czuję się zupełnie inną kobietą. A do tego dostałam coś bardzo ciekawego do czytania - wskazała na dziennik Amelii Cavendish, który trzy mała na kolanach. Letty, zaintrygowana, zerknęła na oprawny w skórę tom. - No no, pierwszy raz widzę, żeby Jared pozwolił komuś dotknąć swoich bezcennych ksiąg. Zawsze trzyma je pod kluczem. - Wiem. Tym bardziej jestem mu wdzięczna. Są fascynujące, kiedy się już przywyknie do ręcznego pisma. - Czy odkryłaś w nich coś interesującego na temat patrona naszej wyspy? - To jest co prawda dziennik Amelii, a nie Rogera, ale owszem, są tam ciekawe rzeczy. Wiedziałaś na przykład, że ona kochała się w Rogerze, gdy była młodą dziewczyną? - Serio? Myślałam, że poznał ją, kiedy wrócił do Anglii.
PIRAT • 93
- Nie. Amelia była córką lorda, którego włości graniczyły z włościami jego ojca. Ten drań dobrze wiedział, że dziewczyna się w nim kocha, i wy stawiał ją na ciężką próbę. Tańczył z nią na balu w Londynie, na którym wprowadzono ją do towa rzystwa. Tego wieczoru pocałował ją po raz pierw szy. Posłuchaj: „Byłam poruszona do głębi, kiedy jego usta do tknęły moich. Ogarnęła mnie radość, o której nie ośmielałam się nawet marzyć. Wiedziałam, iż nie powinnam pozwolić mu na taką śmiałość, lecz przysię gam, nie miałam w sobie dość sił, by mu się oprzeć. Zdaje mi się, że kocham Rogera od niepamiętnych czasów, a i on, jak mniemam, odkrył w sobie uczucie. Tak, kocha mnie z pewnością. Znając jego nienaganne maniery, wiem, że nie pocałowałby mnie inaczej, jak tylko naglony potrzebą serca. Ta chwila sprawiła, że czuję się jak w niebie. Z drżeniem i niecierpliwością czekam, aż oświadczy się o moją rękę." - Ach - westchnęła Letty - pozwól mi się domyś lić, co było dalej. Łobuz wyjechał z Anglii bez słowa i Amelia nie doczekała się oświadczyn. - Dobrze się domyślasz. Hawthorne co prawda jej nie uwiódł, ale nie skrywał swego pożądania. Odtąd zaczęła marzyć o nim i czekać, aż poprosi o jej rękę. Wtedy zniknął na całe trzy łata, zostawiając ją w roz paczy. Płakała za nim przez wiele dni. - Biedula! - Okazała się jednak twarda. Kiedy wreszcie otrzą snęła się z szoku, poprzysięgła sobie, że nigdy nie odda
94 • PIRAT
swego serca innemu mężczyźnie. Odrzucała po kolei wszystkich zalotników, choć rodzina usiłowała zmusić ją do małżeństwa prośbą i groźbą. - A dlaczego Roger tak nagle opuścił Anglię? - Jeszcze nie wiem, bo nie doczytałam. Wiem tylko, że jako młodszy syn nie miał praw do dziedziczenia. Być może postanowił zdobyć fortunę pirackim sposo bem i nawet nie przyszło mu do głowy, że złamał serce Amelii. - Och, jakie to typowe - stwierdziła z przekąsem Letty. - Teraz czytam o jego powrocie. Amelia dowiadu je się, że Roger zjawił się w Londynie i poprosił o jej rękę. Najwyraźniej stał się majętnym człowiekiem i arystokratyczne towarzystwo było skłonne przy mknąć oczy na pochodzenie jego fortuny. Amelia pisze, że rodzice byli zadowoleni z takiej partii. Sama jednak odmawia widzenia z ukochanym. Zwierza się pamiętnikowi, że boi się raz jeszcze zaufać Rogerowi i oddać mu swoje serce. Nie mogę się doczekać, co będzie dalej. - Cóż, można się domyślać, skoro legenda mówi, że w końcu porwał ją i przywiózł tutaj. Kate powoli zamknęła książkę. - Coś mi mówi, że stoczyła z nim ostrą roz grywkę. Była naprawdę wściekła za to, że ją zo stawił. - Być może idziesz z Jaredem tą samą drogą, co Amelia i Roger. Muszę ci powiedzieć, Kate, że obser wowanie was sprawia nam wszystkim wielką radość. - Nie musisz mi mówić. Czuję się jak złota rybka w szklanym słoju.
PIRAT • 95
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, co to znaczy, że Jared wreszcie się zaangażował. Tyle lat spędził samotnie, mając tylko Davida. On naprawdę po trzebuje żony. Kate poruszyła się niespokojnie. Rozmowa znów wkroczyła na niepożądane tory. - Letty, dajmy temu spokój. Wiesz tak samo dobrze jak ja, że cała ta historia skończy się, kiedy wejdę na pokład samolotu. Letty pokiwała głową z wszystkowiedzącym uśmie chem. - Jeśli jest tak, jak myślę, i Jared idzie w ślady Rogera Hawthorne'a, nie pozwoli ci wejść do tego samolotu. - Niech tylko spróbuje mnie zatrzymać - żachnęła się Kate. - Dziewczyno, nie rozśmieszaj mnie! On rządzi tą wyspą jak udzielny książę. Nic tu nie dzieje się bez jego przyzwolenia. Każdy ci to powie. Kate przypomniała sobie o nocnych wyprawach Hawthorne'a i przejął ją zimny dreszcz. Co będzie, jeśli Letty ma rację? - rozmyślała gorączkowo. A jeśli władza uderzyła mu do głowy i wplątał się w coś niebezpiecznego, wchodząc w konflikt z prawem? Z trudem zdołała uspokoić rozszalałą wyobraźnię. - Powiedz mi, co wiesz o Butterfieldzie? - zaga dnęła. - Max? - Letty zerknęła na nią, zaskoczona nagłą zmianą tematu. - Prawdę mówiąc, niewiele. Pojawia się na wyspie od niepamiętnych czasów i wszyscy się do tego przyzwyczaili. To taki nie spełniony pisarz, który wyobraża sobie, że jest drugim Hemingwayem. Ma
96 • PIRAT
talent do picia, podobnie jak tamten, ale na tym podobieństwa się kończą. Dlaczego pytasz? Stary Max oświadczył ci się może? - Nie, po prostu byłam ciekawa. Już miała zadać następne pytanie, kiedy pojawił się Jared. - Hej, kochanie, wszędzie cię szukałem - powie dział, całując ją na przywitanie. - Witaj, Letty. Co słychać? - Wszystko dobrze. Kate opowiadała mi właśnie ciekawostki z dziennika Amelii. Nareszcie ktoś prze czyta go od deski do deski. - Kiedyś próbowałem, ale dałem spokój. Wolę Rogera i jego dziennik pokładowy. Co może być ciekawego w babskich wynurzeniach? - zapytał pro wokująco, przykucając przy leżaku. Kate dała mu kuksańca w żebra. - A żebyś wiedział, że są pasjonujące. O wiele bardziej niż te nudne okrętowe zapiski. - Au! - skrzywił się Jared. - To tak się traktuje człowieka, który zamierza cię zaprosić na wspaniałą domową kolację? - Czyżby David znowu zamówił coś u szefa ku chni? - Uhm... niezupełnie. Kate zmarszczyła podejrzliwie brwi. - Ciekawe, kto w takim razie ją przygotuje. Ty i David? - Prawdę mówiąc, wpadliśmy na pomysł, że powie rzymy to zadanie tobie - wyznał z bezczelnym uśmie chem pirata. - Chłopak od lat nie jadł domowego posiłku. Ja również.
PIRAT • 97
Z boku dobiegł stłumiony chichot Letty. - Uważaj, Kate. Panowie zaczynają kombinować za twoimi plecami. - O ile wiem, jestem tu na wakacjach - przypo mniała z naciskiem. - Dobrze, jeśli nie masz ochoty gotować, powiedz szczerze. Zrozumiemy. Zdążymy jeszcze zamówić coś w restauracji. - Zrobię wam tę kolację. - Kate podjęła wyzwa nie. - Nie sprawi ci to zbyt wielkiego kłopotu? - za troskał się nagle Jared. - Nie, do licha, nie sprawi. Czy mi się zdaje, czy masz coś do roboty? - Owszem. - Podniósł się i pocałował ją z satysfak cją. - W południowym skrzydle pękła rura. Muszę dopilnować hydraulików. Do zobaczenia o szóstej. Kup wszystko, czego będziesz potrzebować, u Chana. Letty powie ci, gdzie to jest. Na mój rachunek - dodał i odszedł, pogwizdując. Kate odprowadziła go długim spojrzeniem. - Popraw mnie, jeśli się mylę, Letty, ale wydaje mi się, że zostałam klasycznie wrobiona - powiedziała smętnie. - Niestety, nie mogę zaprzeczyć. A umiesz go tować? - No wiesz! Masz przed sobą mistrzynię pizzy z Seattle. - Ach, pizza! - Letty oblizała się łakomie. - Jeśli David jeszcze się w tobie nie zakochał, to stanie się to dzisiejszego wieczoru. Od śmierci Gabrielli nie zna niczego poza restauracyjnym jedzeniem. Pomyśl tylko,
98 • PIRAT
kiedy amerykańskie dzieci wcinają pizzę, hamburgery i chipsy, on je bez przerwy owoce morza, zrazy po nelsońsku, naleśniki po kreolsku i różne inne specjały. Ciekawe, czyjego tatuś również się zakocha, pomy ślała Kate i przeraziła się tego pytania. Oto po raz pierwszy uświadomiła sobie jasno, że zakochała się po uszy w piracie z wyspy Ametyst.
ROZDZIAŁ
6
Podczas krótkiej wyprawy do jedynego miastecz ka na Ametyście Kate przekonała się, że to, co Letty mówiła o samowładztwie Jareda jest prawdą. Po nadto stwierdziła, że jest postacią znaną nie tylko w kurorcie - i bynajmniej nie ze względu na swoje książki. Wszystko zaczęło się w sklepiku pana Chana. Kiedy miała już płacić za zakupy, z zaplecza wyłonił się właściciel i odsunąwszy młodego sprzedawcę, zajął jego miejsce. - Niezmiernie miło mi powitać panią, szanowna pani Inskip - oznajmił, kłaniając się ze wschodnią uprzejmością. - U mnie kupuje pani ze zniżką, należ ną pracownikom kurortu. - Dziękuję, nie widzę powodu - stwierdziła, sięga jąc po portfel. - Och, nie, nie. Absolutnie niemożliwe. Pan Jared Hawthorne jest najlepszym klientem mojego nędznego sklepu i rabat, jakiego mu udzielam, jest formą wdzięczności. - Rozumiem, ale ja kupuję na własny rachunek, a nie dla pana Hawthorne'a.
1 0 0 • PIRAT
- Od pani, jako bliskiej znajomej pana Jareda, nie śmiałbym zażądać zwykłej ceny. - Proszę pana, ja nie... - zaczęła poirytowana Kate, ale Letty odciągnęła ją na bok. - Na twoim miejscu nie spierałabym się z panem Chanem. Mógłby się poczuć urażony, a to rozzłościło by Jareda. Masz pełne prawo korzystać z jego przywi lejów. Kate westchnęła z rezygnacją i skinęła głową, siląc się na uśmiech. - Dziękuję, jest pan nadzwyczaj uprzejmy. - Nie ma za co, nie ma za co - rozpromienił się Chińczyk i wystukał należność na staromodnej kasie. - Proszę serdecznie pozdrowić ode mnie pana Jareda - powiedział, żegnając ją ukłonem. Kate pochwyciła torby i wybiegła ze sklepu. Kilku przechodniów popatrzyło na nią ze zdumieniem. - Niech to cholera - syknęła, z rozmachem ładując zakupy do dżipa - jak można do tego stopnia nie szanować cudzej prywatności? - Jeśli tak dbasz o swoją prywatność, to nie powin naś zadawać się z największą osobistością na wyspie - zauważyła trzeźwo Letty. Kate zacisnęła wargi. - Masz rację. Co ja najlepszego zrobiłam? Chyba ten tropikalny upał osłabił mi mózg. Dobrze, dokąd teraz? - Może zajrzałybyśmy do butiku mojej przyja ciółki? Ma niezłe ciuchy i ceny niższe niż w kurorcie. W dwadzieścia minut później Kate wyłoniła się z przebieralni z egzotyczną, bajecznie kolorową suknią i nieopatrznie wyznała, że jest nieco za długa.
PIRAT • 1 0 1
- Niestety, to już ostatnia - zmartwiła się właś cicielka. - Ale niech się pani nie martwi, zaraz dam ją szwaczce. Po południu dostarczymy gotową sukienkę, dobrze? - Nie ma pośpiechu, będzie mi potrzebna dopiero jutro rano — powiedziała szybko Kate. - Nie mogę pozwolić, żeby pani tak długo czekała! - żachnęła się właścicielka. - Jako przyjaciółka Jare da ma pani u nas specjalne prawa. Zawsze będę pamiętać, że pożyczył mi pieniądze na otwarcie tego sklepu. Jestem zachwycona, że mogę wyświadczyć przysługę tak bliskiej mu osobie. Mój Boże, każdy na tej wyspie jest szczęśliwy, mogąc coś dla niego zrobić. Prawda, Letty? - Jak najbardziej - przyświadczyła z rozbawie niem narzeczona pułkownika. - Chodź, Kate. Obok jest galeria. Może wybierzesz tam sobie coś ładnego. - Oczywiście w cenie specjalnie dla Hawthorne'a? - zapytała zgryźliwie Kate. - Najprawdopodobniej. Mary Farrell, która ją prowadzi, żyje głównie z gości kurortu. Kate gestem rozpaczy wzniosła ręce ku niebu. - Poddaję się. Dlaczego wszyscy nie uznacie się za jego poddanych i nie obwołacie go królem? - Nie przesadzaj, to nie jest feudalne państwo, tylko maleńki skrawek lądu, zagubiony na oceanie. Gdyby nie Jared Hawthorne i jego kurort, który daje nam zatrudnienie, port Ametyst byłby taką samą zakurzoną dziurą jak port Rubin. Ludzie to wiedzą, Kate. - I ochoczo wyrażają swoją wdzięczność. - Można to i tak określić.
1 0 2 • PIRAT
- Wiesz co, Letty? Założę się, że sprawy miały się tak samo, kiedy rządził tu Roger Hawthorne. - Wcale bym się nie dziwiła. Kate zatrzymała się na ścieżce, ostrożnie zerknęła przez ramię i prześlizgnęła się pod łańcuchem za gradzającym drogę. Czuła się jak szpieg, który wdarł się na terytorium wroga. Teraz wreszcie będzie mogła zwiedzić zamek na własną rękę. Na początku tygodnia grzecznie zapisała się na oficjalne zwiedzanie, lecz to, co zobaczyła, bardzo ją rozczarowało. Elokwentny przewodnik poprowadził małą grupkę ścieżką ku ruinom, opowiadając po drodze mocno przesłodzoną historię Rogera Haw thorne'a, bardzo różną od prawdziwej wersji, którą Kate znała z pamiętników Amelii. Założona przez Rogera gałąź rodu Hawthorne'ów żyła na wyspie przez wiele lat. Amelia, tak początkowo niechętna małżeństwu, urodziła kilkoro dzieci. W koń cu rodzina powróciła do Anglii, gdyż starszy brat Rogera zmarł bezpotomnie i cały majątek przypadł jemu. Zamek opustoszał, stopniowo obracając się w ruinę. - Wobec zagrożenia, jakie stwarza zły stan zabyt ku, kierownictwo udostępnia zwiedzającym jedynie salę główną, i to tylko w małych grupach z przewod nikiem - oznajmił młody człowiek, kiedy zbliżali się do zamku. - Jednak planujemy prace renowacyjne, które pozwolą na zwiedzanie dalszych części budowli. Kiedy wypowiadał te słowa, nagle z gęstwy tropika lnej roślinności wyłonił się zamek. Jego widok roz czarował Kate. Poważnie naruszona zębem czasu
PIRAT • 1 0 3
budowla bardziej przypominała ufortyfikowane ka mienne domostwo niż piracką warownię. Na każdej z trzech kondygnacji ciągnął się szereg okien wąskich jak otwory strzelnicze. Nie było fosy, wałów ani murów obronnych. Zwalistą bryłę budynku wieńczyła jedynie samotna wieża, królująca nad całą zatoką. Z niej to zapewne Roger Hawthorne wypatrywał czujnym okiem statków. Przy okazji przewodnik wyjaśnił, że pirat i jego załoga używali plaży jako portowego nabrzeża. Tam, gdzie teraz znajduje się hotelowy taras, wyładowywa no łupy. Tam też podpływali kupcy i mieszkańcy okolicznych wysp, by handlować, nie pytając oczywiś cie o pochodzenie towarów. Przewodnik pozwolił im zajrzeć do mrocznego, zrujnowanego przedsionka, po czym zarządził od wrót. Kate nie dostrzegła jednak najmniejszych oznak remontu. Zdążyła natomiast zauważyć dwie linie świeżych śladów odciśniętych w pyle, wiodących w głąb sali. Przeczucie mówiło jej, że mogą należeć do Jareda i Maxa. Niestety, w tym miejscu wycieczka się skończyła. Kate wróciła do domu, trawiona nie zaspokojoną ciekawością. Jeszcze tego samego wieczoru zaplano wała, że za kilka dni wróci do ruin o świcie, żeby na nikogo się nie natknąć. Musiała się dowiedzieć, co naprawdę kryją. Teraz, kiedy jej stosunki z Jaredem stały się tak bliskie, nie była w stanie przejść do porządku nad jego tajemniczymi wyprawami. Zwłasz cza od momentu, kiedy ją okłamał. W blasku świtu kamienna sylweta zamku nabrała nowego wyrazu, odcinając się głęboką czernią od
1 0 4 • PIRAT
różowiejącego nieba. Kate stała przez chwilę, chłonąc widok, który zadowoliłby najbardziej wybrednego pejzażystę. Wreszcie wzięła głęboki oddech i ostrożnie ruszyła ku wyszczerbionej bramie, tą samą drogą, którą prowadził ich przewodnik. - Amelio - powiedziała cicho - to zupełnie nie przypomina angielskiego wiejskiego domu. Jak mog łaś tu wytrzymać? W pyle zalegającym posadzkę rozległego przedsion ka wyraźnie widniały ślady. Prowadziły ku znajdują cym się w głębi kręconym schodom, biegnącym, o dziwo - w dół. Wyciągnęła latarkę i oświetliła stopnie. Ginęły w mrocznej studni. Wzdrygnęła się, lecz wiedziała, że tylko tam może się kryć wyjaśnienie zagadki. Kiedy zaczęła ostrożnie schodzić, po raz pierwszy w życiu zdała sobie sprawę, że w powiedzon ku o włosach jeżących się na głowie nie ma przesady. Ręce trzymające latarkę drżały jej tak, że krążek światła tańczył po ścianach. Mimo to szła dzielnie dalej, uważając, by stąpać po śladach. Jeśli nawet ta ruina groziła zawaleniem, Jared z pewnością wiedział, gdzie należy postawić nogę. Ciemność gęstniała. Nie było już żadnego otworu, przez który mogłoby przeniknąć światło dnia. Poczuła piwniczą woń, wilgotną i stęchłą. Nagle schody się skończyły. Stanęła na podłodze salki o niskim sklepieniu, prawdopodobnie piwnicy. A jednak tropy prowadziły dalej, wprost pod przeciw ległą ścianę. Uznała, że musiały tam być ukryte drzwi, lecz pomimo dokładnych oględzin nie potrafiła ich znaleźć. Natrafiła natomiast na nowe ślady, pro-
PIRAT • 1 0 5
wadzące w przeciwnym kierunku, pod schody. Poszła tam, dochodząc do ciemnego otworu, w którym drzwi dawno już musiały wygnie. Za nim znajdował krótki korytarz, a u jego końca kolejne pomieszczenie, zamknięte zardzewiałą kratą. Mogło być zarówno piwnicą, jak i lochem. Oświetliwszy je dokładnie, uznała z drżeniem, że bardziej przypomina więzienną celę. Wyobraźnia natychmiast zaczęła pracować i Kate rozejrzała się z niepokojem. Nagle zapragnęła znaleźć się daleko stąd, wśród zieleni i słońca. Zawróciła i potykając się, pobiegła ku schodom. Kiedy dotarła do ostatnich stopni, zgasiła latarkę i przyspieszyła kroku. Wreszcie pojawił się jaśniejący otwór drzwi wejściowych. Jeszcz chwila, a znajdzie się na ścieżce i ruszy nią do swojego domku, by w spokoju zastanowić się, co robić dalej. Czy powiedzieć o wszystkim Jaredowi? A co będzie, jeżeli zaprzeczy? Te i inne pytania kłębiły się jej w głowie, kiedy jednym skokiem pokonywała ostatni stopień. Nie zauważyła postaci, która kryła się w mroku u szczytu schodów. Silne męskie ramię chwyciło ją nagle, zamy kając w stalowym uścisku. Kate otworzyła usta do przeraźliwego krzyku, lecz brutalna dłoń stłumiła go w zarodku. Strach i wściekłość dodały jej sił. Szarpnęła się i wbiła łokieć w coś, co mogło być twardym, umięś nionym torsem. Rozległo się stłumione przekleństwo i chwyt zelżał na chwilę. Tego tylko było jej trzeba. Chwyciła mężczyznę za ramię i odstąpiwszy o krok, szarpnęła, by stracił równowagę. Teraz już mogła zastosować wyuczony
1 0 6 • PIRAT
rzut. Ciężkie ciało poddało się ulegle - zbyt ulegle, podobnie, jak zrobił to Jared na plaży. Tym razem jednak przeciwnik, padając, pociągnął ją z rozpędu za sobą. W jednej chwili Kate uświadomiła sobie, z kim ma do czynienia. - Jared! Przetoczył się nad nią, przygważdżając ją do podłogi. - O, Boże, to ty! Powinienem wiedzieć. Tylko cicho, bo głos się tu roznosi. Czy wszystkie autorki romansów są tak cholernie ciekawskie? Teraz, kiedy strach zniknął, Kate czuła już tylko wściekłość. - Puść mnie, draniu! - wycedziła przez zęby. - Puść, ty cholerny kłamco! - Przestań! - nakazał szorstko. - Ani się waż krzyczeć, mała cwaniaczko. I nie szarp się, bo tak cię urządzę, że pożałujesz. Ale Kate nie miała zamiaru się poddać. Wypróbo wała na nim wszystkie chwyty, lecz osiągnęła tylko tyle, że unieruchomił ją kompletnie. - Dosyć - syknął przez zęby. - I tak nie wygrasz, więc nie trać energii. Po chwili, wykończona i zdyszana, musiała się poddać. Leżała na plecach na kamiennej posadzce, z rękami przyciśniętymi za głową, w szyderczej parodii ich miłosnej pozycji. Jared przygniatał ją swoim cięża rem, nie pozwalając się ruszyć. - No, teraz lepiej - powiedział po chwili dener wującego milczenia i odsunął się, zwalniając uścisk. - Wszystko w porządku? - Nie - warknęła, trzęsąc się z hamowanej furii. Wstała i otrzepała się, starannie unikając jego wzroku.
PIRAT • 107
- Nic nie jest w porządku. Jak śmiałeś tak mnie potraktować? - Co ty tu, u licha, robisz? - zapytał, puszczając mimo uszu jej pretensje. - A jak myślisz? Przyszłam, żeby nareszcie zwiedzić zamek. Ta wycieczka z przewodnikiem to kompletna farsa. Ledwie pozwolono nam zajrzeć do środka. Chciałam zobaczyć resztę. - Przecież ci mówiłem, że jest zamknięty dla zwie dzających. - Owszem, ale jak sam powiedziałeś, pisarze to ciekawscy ludzie. Jared przyglądał się jej uważnie przez następne kilka chwil. - Dobra, Kate, teraz powiedz mi prawdę. Dlaczego tu przyszłaś? - A skąd wiedziałeś, że tu jestem? - odparowała. - Kiedy zorientowałem się, że nie ma cię w do mku, pomyślałem, że poszłaś na plażę. Tam też cię nie było, więc doszedłem do wniosku, że spacerujesz po terenie. Potem przypomniałem sobie, jak pytałaś o zakazaną ścieżkę i coś mnie tknęło. Wchodząc do przedsionka, usłyszałem, jak ktoś biegnie po scho dach. W mroku nie dostrzegłem jednak, czy to ty, i na wszelki wypadek postanowiłem złapać intruza. Słynny cios, którym natychmiast zostałem uraczony, rozwiał moje wątpliwości. To wszystko. A swoją drogą nie obraź się, ale przydałoby ci się jeszcze parę lekcji. Wierz mi, przez dwa lata trenowałem karate. - Ach, w takim razie dzięki, że nie złamałeś mi karku.
1 0 8 • PIRAT
- Kate, nie mogłem wiedzieć, że to ty. Mniej byś ucierpiała, gdybyś nie szarpała się niepotrzebnie. Zre sztą nie mam zamiaru się tłumaczyć. Chciałbym usłyszeć kilka wyjaśnień, ale nie tu i nie teraz. - Dlaczego nie? Ja też potrzebuję wyjaśnień. - Widzę, że koniecznie chcesz mi się narazić - po wiedział z groźbą w głosie i chwycił ją za rękę. - Wrócimy teraz grzecznie do domu. Wystarczająco długo już tu byliśmy. - Poczekaj, jeszcze chwilę - szarpnęła się, ale Jared zacisnął usta i pociągnął ją za sobą jak krnąbrne dziecko. Wreszcie zrezygnowała i dała się sprowadzić ścieżką na dół. - W porządku - oznajmił, kiedy przekroczyli łań cuch. - Teraz jesteśmy bezpieczni. Jeśli ktoś nas zo baczy, pomyśli, że spacerowaliśmy nad zatoką. Objął ją czule i poprowadził dalej. Wyglądali jak zakochana para, ale Kate aż gotowała się z wście kłości. - Dokąd idziemy? - zapytała, widząc, że mijają z daleka jej bungalow. - Do mojego biura. Tam będziemy mogli spokojnie porozmawiać. W biurze posadził ją na fotelu i zajął się parzeniem kawy. - No, teraz słucham - powiedział, stawiając przed nią filiżankę. - To chyba ja powinnam słuchać - burknęła, roz cierając obolały nadgarstek. - Co się dzieje w tym zamku, Jared? W co się wplątaliście, ty i Max? - Do licha, wiesz również o nim? Widzę, że nie traciłaś czasu.
PIRAT • 109
- Wiem, że kilka razy przespacerowaliście się do zamku o północy - wypaliła, uznając, że nie ma nic do stracenia. - Oho, zaszłaś dalej, niż myślałem. Kim ty właś ciwie jesteś, Kate? Posądzenie na nowo wprawiło ją w furię. - Jestem dokładnie tą, za którą się podaję - pisar ką na wakacjach. W przeciwieństwie do ciebie nie zniżam się do kłamstwa. - Wierzę, bo poznałbym natychmiast, gdybyś kła mała. - W takim razie wiedz, że nie jesteś jedynym specjalistą od wykrywania łgarstw. Jared westchnął z rezygnacją. - Dlaczego zaczęłaś szpiegować mnie i Maxa? Z ciekawości? - Przypadkiem. Kiedy pierwszego wieczoru wraca łam z plaży, chciałam zerknąć na zamek. Ale usłysza łam, że ktoś nadchodzi i ukryłam się w krzakach. To byliście wy. Potem, kiedy zobaczyłam was wracają cych stamtąd drugi raz, zaczęłam się zastanawiać, o co chodzi. Jared przez chwilę nie odzywał się, tylko uważnie obserwował Kate. - O co chodzi? Co to za tajemnica? - nalegała. W zamyśleniu pociągnął głęboki łyk. - Wybacz, że będę niegrzeczny, ale lepiej pilnuj swego nosa. - Jared, czy wdałeś się w coś nielegalnego? - Nie. I nie jest to nic, co dotyczyłoby ciebie. Pamiętaj na przyszłość, że masz trzymać się z dala od tej sprawy.
1 1 0 • PIRAT
- Nie będziesz mi rozkazywał - obruszyła się. - Zrobię, co zechcę, łącznie z powiadomieniem policji. - Policji? To znaczy starego Sama na wyspie Ru bin? Kobieto, nie rozśmieszaj mnie. A nawet gdyby chciał cię wysłuchać, co byś mu opowiedziała? Że ja, dziedzic tego zamku, chodzę sobie do niego o północy? Bzdury. Prędzej sam mógłbym cię oskarżyć o narusze nie prawa własności. Jak zwykle, miał rację. - Jarał, coś tu się nie zgadza. Wiem o tym - powie działa łagodniej. - Jest mi obojętne, co wymyśliła twoja przewraż liwiona wyobraźnia. Chcę tylko, żebyś zachowała to wszystko dla siebie i nie wchodziła mi w paradę. Co oznacza, że masz się trzymać z daleka od zamku Hawthorne'ów. Zrozumiałaś? - Nie, nie zrozumiałam! - wykrzyknęła Kate, zry wając się na równe nogi. - Musisz mi powiedzieć, o co chodzi. - Już ci mówiłem, nie ma w tym nic nielegalnego - wyjaśnił z hamowaną niecierpliwością. - Z jakiej racji mam ci wierzyć? - Czy kiedykolwiek cię okłamałem? - Owszem, wtedy, kiedy zapowiedziałeś, że musisz wracać, żeby dopilnować Davida. Ale nie poszedłeś do domu, tylko do zamku. - Ach, rzeczywiście, zapomniałem. - Zapomniałeś, że mnie okłamałeś? Pięknie! - W każdym razie nie całkiem cię okłamałem -mruknął, wpatrując się w filiżankę. - Rzeczywiście miałem wcześniej wrócić do domu, ale tak wyliczyłem czas, by zdążyć jeszcze pójść do zamku.
PIRAT • 111
Kate stanęła przed nim z wyzywającą miną, z ręka mi wciśniętymi w kieszenie. - I co, wyobrażasz sobie, że to mi wystarczy? - rzuciła. - Nie masz zamiaru mi się wytłumaczyć? - Nie - powiedział twardo. - Dobrze, w takim razie przycisnę Maxa Butterfielda. Może on mi coś wyjaśni. - Kate zdawała sobie sprawę, że groźba jest śmieszna, lecz nic więcej nie mogła w tej chwili zrobić. - Mas opuścił wyspę wczoraj po południu. To ją zaskoczyło, ale tylko na ułamek sekundy. - W takim razie opowiem Letty i pułkownikowi, co widziałam. - A mów sobie. Zaręczam ci, że kiedy przyjdą z tym do mnie, wyjaśnię im, iż wszystko jest w porządku, i na pewno mi uwierzą. Skompromitujesz się tylko. - Uwierzą, bo boją się zadzierać z udzielnym władcą tej wyspy, tak? - zapytała zjadliwie. - Słowo daję, mam wrażenie, że jesteśmy w średniowieczu. - Myśl, co chcesz, ale tak się tu sprawy mają. - Jared, coraz bardziej mi się to nie podoba - oświadczyła z nagłą troską. - Zbyt długo żyłeś tutaj, z dala od normalnego społeczeństwa, i zacząłeś się niebezpiecznie utożsamiać się z Rogerem Hawthorne'em. - No, nie całkiem. Jeszcze nie zamykam niepo słusznych poddanych w lochu. - Rzeczywiście, zabawne. On tak robił? - Jasne. Stanowił prawa na tej wyspie, a bandę awan turników, która mu służyła, trzeba było trzymać w ry zach. Dlatego zbudował w podziemiach zamku kazama ty. Jeden taki loch właśnie zwiedziłaś - uśmiechnął się.
1 1 2 • PIRAT
- Tę okratowaną piwniczkę? Nawet pomyślałam, że to cela. Ale widziałam coś jeszcze ciekawszego — ślady stóp, które urywały się pod ścianą. - Naprawdę? - Popatrzył na nią uważnie. - Tam w dole jest coś jeszcze, Jared. - Owszem. Może któregoś dnia zabiorę cię na zwiedzanie podziemi, ale z pewnością nie dzisiaj, kochanie. I nie w ciągu najbliżych tygodni. Daj mi słowo, że na razie zapomnisz o zamku. - Będę chodziła, dokąd zechcę, i nie zabronisz mi tego. - Zabronię. Nie zapominaj, że nie jesteś w Seattle. Czy ci się to podoba, czy nie, ja tu wydaję rozkazy. A poza tym, słyszałaś już, że te walące się ruiny są niebezpieczne. - Ruiny? Sądzę, że bardziej niebezpieczne jest to, w co się wplątałeś. Wiem, że tak jest, Jared. Nie próbuj zaprzeczać - powiedziała z uporem. Jared zerwał się z fotela. Źrenice zwęziły mu się niebezpiecznie. - Kate, nie przeciągaj struny - wycedził. - Zamek Hawthorne'ów należy do mnie i podlega ochronie jako prywatna własność. Nie życzę sobie intruzów na swoim terenie. - I uważasz, że nie jesteś mi winien żadnych wyjaś nień? - wyjąkała, porażona jego bezwzględnością. - Tylko dlatego, że z tobą spałem? Nie. Kate popatrzyła na jego zaciętą, wrogą twarz i zrozumiała, że nic już nie wskóra. Z wściekłością odwróciła się do drzwi i otworzyła je na całą szerokość. - Ty cholerny, arogancki, nadęty sk... - w ostat niej chwili ugryzła się w język. - Powiem ci coś, jesteś
PIRAT • 113
wart tyle samo, ile twój parszywy przodek. Jesteś dwudziestowiecznym piratem, opętanym żądzą wła dzy! Ostatnie słowo podkreśliła potężnym trzaśnięciem drzwiami. Dopiero potem, w bezpiecznym zaciszu swojego pokoju, wybuchneła płaczem — po raz pierw szy od czasu, kiedy opuścił ją Harry.
PIRAT • 1 1 5
ROZDZIAŁ
7
Choć w upalne popołudnie bar był prawie pusty, Jared natychmiast zorientował się, że wieści o jego kłótni z Kate rozeszły się jeszcze szybciej niż wieści o romansie. A skoro wiedział już cały kurort, był pewien, że wkrótce będzie wiedziała cała wyspa. - No no, wreszcie zdecydowaliśmy się wyjść z ukry cia, co? - zagadnął pułkownik, mrugając do niego zza baru z klasyczną męską poufałością. - Nie martw się, na razie teren jest bezpieczny. Od rana nie widziałem tej damy. - Skąd wiesz, że się ukrywałem? - zapytał Jared, sadowiąc się na wysokim stołku. - Lani dyżurowała właśnie w recepcji, kiedy Kate wybiegła z biura. Z tego, co wiem, nasza pani Inskip wyglądała na więcej niż zdenerwowaną. Lani mówiła, że nie odezwała się do nikogo słowem. Najwyraźniej starła się z kimś ostro, a o tej porze w biurze nie było nikogo poza tobą. Teraz wyraźnie siebie unikacie. Wszyscy uznali zatem, że się pokłóciliście. Jared zaklął pod nosem, pamiętając, że na wyspie nic nie powstrzyma młyna plotek raz puszczonego w ruch.
- Gdzie jest Kate? - rzucił nerwowo. - Nie mam pojęcia. - Pewnie zaszyła się u siebie. Odczekam jeszcze trochę, a potem spróbuję ją ułagodzić. - Chyba nie spodziewasz się, że pójdzie ci łatwo? - Była trochę zła, ale przejdzie jej. - Powiedziałbym, że więcej niż trochę. - Och, bo przegrała potyczkę. Ale kiedy się spokoj nie zastanowi, przyzna mi rację. - Nie liczyłbym na to. Mam wrażenie, że pani Inskip nie zwykła przegrywać. A ponieważ ty również nie jesteś specem od ustępstw, zanosi się na długie oblężenie. - No dobrze, to co w takim razie zrobi? Spędzi resztę wakacji w swoim pokoju? Pułkownik rozważał przez chwilę tę kwestię, staran nie polerując szkło. - Może na przykład dojść do wniosku, że gdzieś wypocznie lepiej niż na wyspie Ametyst - poddał. Jared poruszył się niespokojnie na stołku. - Twoim zdaniem mogłaby wyjechać stąd tylko dlatego, że zakazałem jej wtrącać się w moje sprawy? - A tak było? - Owszem. Tylko ona najwyraźniej nie przywykła, by ktoś jej czegoś zakazywał. - Możliwe - zgodził się pułkownik. - W każdym razie jeszcze nie doszło do mnie, że ma zamiar wyje chać. Ale szybko się przekonamy, prawda? W ciągu godziny Hank jak zwykle odleci na Rubin. Jeśli Kate zgłosi się do niego, wszystko będzie jasne. Nie zapominaj, że każdy z nas włożył w tę sprawę sporo forsy.
1 1 6 • PIRAT
- Kto przyjmuje zakłady? - zapytał odruchowo Jared. - Jim, w recepcji. Wiadomości zirytowały Jareda, ale nie zdziwiły go. Ważniejsze wydało mu się w tej chwili, że Kate mogłaby opuścić wyspę z powodu kłótni. Do tego nie mógł dopuścić. - Na razie się odmeldowuję, pułkowniku - powie dział, zsuwając się ze stołka. - Dokąd idziesz? - Złapać Hanka, zanim odleci. Chcę mu przypo mnieć, że nie ma dziś wolnych miejsc w swojej cessnie. - Hank zawsze ma wolne miejsca o tej porze. - Nie dzisiaj. Dżip z rykiem silnika rwał po krętej, brukowanej drodze prowadzącej na lotnisko. Jared żyłował go niemiłosiernie. - Nie ma sprawy, Hawthorne - zapewnił Hank Whitcomb, kiedy Jared krótko oznajmił mu, czego sobie życzy. - Żadnych wolnych miejsc na ten lot i następne. Życzę powodzenia, stary. Coś mi się widzi, że ta dama nieźle zalazła ci za skórę. - Wcale mi nie zalazła za skórę - mruczał do siebie Jared, wchodząc do hotelu. - Pewne kobiety muszą zdać sobie sprawę z pewnych rzeczy, i tyle. Recepcjonista nie zauważył go, zajęty wystukiwa niem komend na klawiaturze komuptera. Jared niecie rpliwie zabębnił palcami w blat. - Słucham, czym mogę służyć - odezwał się od ruchowo mężczyzna, nie patrząc, kto stoi za ladą. Gdy spostrzegł, że to Hawthorne, zamrugał speszony.
PIRAT • 117
- Och, to pan, szefie. Przepraszam, ale w ostat niej chwili doszły nowe zakłady i muszę uzupełnić listę. Jared wyciągnął z portfela banknot dwudziestodolarowy i pomachał mu przed nosem. - Przepraszam, że tak późno, ale chciałbym po stawić, zanim zamkniesz listę. - Nie ma sprawy, szefie - uśmiechnął się niepewnie Jim. - Co konkretnie pan obstawia? - To samo co wszyscy: czy Kate Inskip odleci dzisiaj z Hankiem, czy nie. Twarz Jima stała się czerwona. Odkaszlnął ne rwowo. - I jak pan typuje, szefie? - Stawiam dwudziestkę, że nie wejdzie do sa molotu. - Tak jest. Dwadzieścia przyjęte. - Jim pochylił się konspiracyjnie do ucha Jareda. - Czy może wie pan o czymś, czego my jeszcze nie wiemy? - zapytał pod ekscytowany. - Ależ skąd - zapewnił go z uśmiechem Jared. - Po prostu czuję, że będę miał fart. - Hej, tatku, gdzie byłeś? Wszędzie cię szukałem - powitał go już od progu David. Chłopak był wyraź nie przygnębiony. - Byłem na lotnisku. Miałem sprawę do Hanka. -Jared czułym gestem zwichrzył włosy na głowie syna. - Ale nie odwiozłeś Kate na samolot, prawda? - David był na serio przejęty. - Oczywiście, że nie. Dlaczego miałbym to robić?
1 1 8 • PIRAT
- Wszyscy mówią, że jest wściekła na ciebie i będzie chciała wyjechać wcześniej, bo na nią nakrzyczałeś. Jeśli ona zniknie, to będzie twoja wina, tato. - Wcale na nią nie nakrzyczałem. I kto ci naopo wiadał, że jest na mnie wściekła? - Wszyscy to mówią. O rany, a może ona ma pre tensję, że założyliśmy się o jej gotowanie? - przeraził się nagle David. - Nie, na pewno nie. Kate nawet o tym nie wie. Ale jeśli się dowie, od razu powiem, że to był twój pomysł - zaznaczył Jared. - Jak to, przecież ty pierwszy powiedziałeś, że ona pewnie nie umie gotować - przypomniał mu natych miast syn. -1 postawiłeś jednego przeciwko mnie, nie pamiętasz? - Zgoda, i wygrałeś tego dolca. Ale pomysł był twój, nie możesz zaprzeczyć. David westchnął z rozmarzeniem. - Kurczę, ależ to była pizza! I wcale jej nie przypali ła, chociaż tak mówiłeś. - Nie przesadzaj z tymi zachwytami - otrzeźwił go Jared. - Pewnie jest to jedyne danie, jakie potrafi przyrządzić. Kate Inskip nie jest typem gospodyni domowej. - Jak ktoś potrafi zrobić dobrą pizzę, na pewno umie robić inne dobre rzeczy. - Dobrze, skoro tak uważasz... - Tato, czy ona wyjeżdża dlatego, że na nią na krzyczałeś? Jared zaczął tracić cierpliwość. - Ile razy mam ci powtarzać, że po pierwsze, nie nakrzyczałem, a po drugie, nie wyjeżdża. Przynajmniej nie dzisiaj.
PIRAT • 1 1 9
Buzia chłopca natychmiast się rozpromieniła. - To świetnie, bo mam szansę wygrać następnego dolca. - No tak, powinienem to przewidzieć - westchnął Jared. - Czy tu naprawdę nikt nie ma nic lepszego do roboty, niż robić zakłady na temat moich sercowych przygód? - Tato, ty naprawdę masz sercowe przygody? - za pytał David ze zdwojonym zainteresowaniem. - Miałem. Ale to już czas przeszły - uciął Jared i poszedł do lodówki po piwo. Kate trzy razy zaczynała się pakować, aż wreszcie usiadła zrezygnowana na łóżku. Jeśli ma choć odrobi nę zdrowego rozsądku i szacunku dla siebie, musi odlecieć z wyspy popołudniowym samolotem. Nie powinna tu zostać po tym, co wydarzyło się rano. Zdumiewało ją, jak mogła przez całe lata śnić o piracie. Kiedy wreszcie go spotkała, okazał się nie do wytrzymania. Co gorsza, znów zaczęła marzyć o czu łym, wrażliwym, cywilizowanym mężczyźnie... Drgnęła, usłyszawszy pukanie do drzwi. Poszła otwo rzyć, mobilizując cały hart ducha, jaki jej jeszcze został. Jeśli to Jared, gotowy przepraszać i tłumaczyć się, nie będzie ułatwiać mu zadania, odgrażała się po cichu. - O, cześć, Letty. - Zdaje się, że spodziewałaś się kogoś innego? - zapytała domyślnie Letty. - Nie, niezupełnie. Chodź. Jej nowa przyjaciółka natychmiast dostrzegła otwar te torby podróżne. - Więc chcesz wyjechać - powiedziała łagodnie. - Tak myślałam.
1 2 0 • PIRAT
- Szczerze mówiąc, jeszcze się nie zdecydowałam. - To lepiej się pospiesz. Hank odlatuje za niecałą godzinę. - Widzisz, zupełnie nie mam ochoty dać się tak łatwo wyprosić z wyspy temu aroganckiemu tyranowi - powiedziała Kate, sięgając po sukienkę, by powiesić ją w szafie. - Czyżbyś miała na myśli Jareda? - zachichotała Letty. - Oczywiście. - Bardzo się cieszę. Cały personel robi zakłady. Sama postawiłam piątkę i nie chciałabym jej stracić. - Na tej wyspie nie może być mowy o prywatności - skrzywiła się Kate. - Niestety. - Więc wszyscy wiedzą, że jestem wściekła na Jareda? - Jasne. Ale wierz mi, wszyscy modlą się, żebyś została, bez względu na to, co obstawiają. - Czemu? - Ponieważ nikt nie ma ochoty znosić humorów Jareda po twoim odjeździe. Już teraz chodzi wściekły, a lepiej sobie nie wyobrażać, co będzie później. - Słowem, mam poświęcić się dla was i ułagodzić dziką bestię? - Kate rozzłościła się na nowo. - Zapo mnijcie o tym. To on jest wszystkiemu winien. - Naprawdę? - Absolutnie tak. Zresztą i tak nie miałam zamiaru go przepraszać. Pociesz się, że nie stracisz swoich pięciu dolarów, bo właśnie zdecydowałam ostatecznie, że nie dam temu draniowi satysfakcji i nie zniknę z wyspy. W końcu przyjechałam tu na wakacje,
PIRAT •
121
prawda? Zbyt wiele mnie kosztowały, bym z nich rezygnowała. - Domyślałam się, że tak zrobisz - uśmiechnęła się Letty. - Jeszcze się nie ciesz, kochana. Wielki romans dobiega końca. - Powiedziałaś to już Jaredowi? - Sam niedługo się dowie. - Nie mogę się doczekać - powiedziała Letty, za wracając do drzwi. - Dokąd idziesz? - Teraz, kiedy mam poufne informacje, muszę szybko podwoić stawkę. Kate patrzyła za nią, stojąc z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała. Nie ma nic bardziej stresującego niż kuracja antystresowa, pomyślała ze smętnym uśmiechem. Z nadejściem wieczoru Kate miała już opracowany plan. Przygotowywała się do rozgrywki równie staran nie jak rycerz do bitwy. Uważnie przejrzała wszystkie sukienki i w końcu wybrała jedną - ognistą jak pło mień, z artystycznie udrapowanym karczkiem i powie wną spódnicą. Do tego czerwone sandały na wysokich obcasach, srebrna kolia na szyi - i Kate, zerknąwszy w lustro, kiwnęła z zadowoleniem głową. Wyglądała po królewsku wyniośle i chłodno, a jednocześnie niezwykle seksownie. Kiedy wkroczyła do zatłoczonego baru na drinka, personel powitał ją spojrzeniami pełnymi wyczekiwa nia, aprobaty i jawnej radości. Pułkownik uniósł gęste brwi i milcząco skinął jej głową. Odpowiedziała po wściągliwym uśmiechem i usiadła przy stoliku na
1 2 2 • PIRAT
tarasie. Za chwilę pojawiła się przed nią wysoka szklanka z koktajlem z rumu i tropikalnych owoców. Kate uniosła głowę i uśmiechnęła się na widok znajo mej kelnerki. - Cieszę się, że pani nie odjechała - powiedziała dziewczyna ściszonym głosem. - Zaraz, niech zgadnę. Zrobiła pani zakład na temat moich przyszłych planów, tak? - zapytała Kate, tym razem już spokojnie. Złość zastąpiła smętna rezygnacja. - Tak, założyłam się o dziesięć dolarów, że nie odleci pani z Hankiem. Ale nie dlatego się cieszę, proszę mi wierzyć. - Wiem. Wszyscy oczekujecie, że machnę magiczną różdżką i wprawię Jareda w dobry humor. - Zyskałaby pani dozgonną wdzięczność całego personelu Kryształowej Zatoki - zaśmiała się kel nerka. - A nikomu z was nie przyszło do głowy, że to Jared powinien przywrócić mi dobry humor? Kobieta przez chwilę rozważała sens tych słów. - To dlatego pani chce zostać? - zapytała niepew nie. - Żeby rzucić Jareda na kolana? - Nie wygląda pani na przekonaną. - Bo nie jestem. Ale to może być nawet ciekawe. W każdym razie życzę szczęścia, pani Inskip. Aha, właśnie skończyłam „Narzeczoną pirata" - rozpro mieniła się. - To wspaniała lektura. Świetna była ta scena, w której on wchodzi do sypialni i myśli, że bohaterka będzie mu uległa, a ona tymczasem wylewa mu na głowę dzbanek zimnej wody. - Cieszę się, że się pani podobało.
PIRAT • 1 2 3
Po odejściu kelnerki Kate wpatrzyła się w ciemny horyzont. Pochwała książki poprawiła jej nastrój, przynajmniej na chwilę. Kiedy jednak wróciła myślami do Jareda i przyczyny ich kłótni, poczuła, że powiew nocnej bryzy stał się lodowato zimny. Coś bardzo poważnego musiało dziać się na za mku Hawthome'ów, a Jared był w to zamieszany. Lękała się, że wkroczy na tę samą śliską drogę co jego przodek Roger Hawthorne. Obawiała się też, że skoro tak się o niego boi, musi być zakochana. Jedno było pewne - za wszelką cenę powinna go powstrzymać. Była tak zatopiona w myślach, że dopiero po chwili dostrzegła cień drżący na blacie stołu. Uniosła głowę, niemal pewna, że to Jared. Ale zobaczyła Jeffa Taylo ra, pochylającego się nad nią z uśmiechem pełnym nadziei. - Widzę, że jesteś samotna dziś wieczór. Czy mogę się przysiąść? — zapytał. Ubrany był w cienkie spodnie i kolorową hawajską koszulę. Rude, gładko zaczesane włosy lśniły jeszcze wilgocią po kąpieli. - Proszę bardzo. - Dzięki. - Jeff z satysfakcją usadowił się naprzeci wko. - Jakoś nie mogłem cię spotkać od czasu balu. Słyszałem, że przygadałaś sobie tutejszego szefa. Cze mu dzisiaj zostawił cię samą? - Jestem na wakacjach i sama wybieram, z kim chcę spędzać czas - oświadczyła Kate. - Mam nadzieję, że na dzisiejszy wieczór wybie rzesz mnie - powiedział. Kątem oka Kate dostrzegła Jareda, idącego w stro nę barku. Skupiła się w sobie, w oczekiwaniu na scenę.
1 2 4 • PIRAT
- Czemu nie? - Spojrzała na Jeffa ze słodkim uśmiechem. Po godzinie uznała, że Hawthorne nie zamierza robić scen. Powinna być zadowolona, ale jakaś cząstka jej duszy poczuła się zlekceważona. W sumie bawiła się całkiem nieźle z Jeffem Taylo rem. Zjedli razem kolację i wiele tańczyli. Rudzielec był miły, szarmancki i wygadany. Kiedy wreszcie oświad czyła, że czuje się zmęczona i chciałaby wrócić do siebie, natychmiast zaofiarował się, że ją odprowadzi. Obawiała się, czy nie będzie miała kłopotu z ode słaniem go spod drzwi, ale w rezultacie pożegnanie przeszło gładko. Pozwoliła mu pocałować się w poli czek i obdarzyła na pożegnanie miłym, lecz niewiele obiecującym uśmiechem. - Posłuchaj, a może jutro byśmy ponurkowali ra zem? - spytał na odchodnym. Dlaczego nie? - pomyślała. Przecież jestem na wa kacjach... - Dobra myśl. - W takim razie czekam po śniadaniu -rozpro mienił się Taylor. - Świetnie - obdarzyła go jeszcze jednym uśmie chem i grzecznie, lecz stanowczo zamknęła mu drzwi przed nosem. Weszła do pokoju, nie zapalając światła, i w zamyś leniu stanęła przy panoramicznym oknie. Zdążyła już polubić noce na tej wyspie. Wonne, łagodne powietrze napływające przez otwarte okno budziło wspomnienia innych nocy, spędzanych w ramionach Jareda. Na samą myśl o tym pojawiło się znajome zmysłowe napięcie. Miała dziwne wrażenie, jakby Jared był tu,
PIRAT • 1 2 5
w pokoju. Ostrzegawcze mrowienie w karku kazało jej odwrócić głowę... Gwałtownie wciągnęła powietrze i przycisnęła ręce do piersi. - Całe szczęście, że nie zaprosiłaś Taylora do środka - dobiegł znajomy głos — jeszcze pomyślałby, że lubisz tłok w łóżku. - Jared - wykrztusiła, szykując się do kolejnego starcia - co tu robisz? - A jak myślisz? - zapytał, czyniąc niedbały gest ręką, w której zalśnił koniakowy kieliszek. Leżał niedbale rozparty na łóżku, ubrany tylko w obcisłe dżinsy. - Jak się tu dostałeś? - Przecież jestem właścicielem tego miejsca, nie pamiętasz? Mam swój klucz. Kate wpatrywała się w niego poprzez mrok, nie zdolna się poruszyć. - Czy przyszedłeś tutaj, żeby przeprosić mnie i wy jaśnić wszystko? - zapytała z nadzieją. Jared z namysłem posmakował koniaku. - Nie. A ty? Znudziło ci się już uwodzenie Taylora? - Mogę uwodzić, kogo chcę! - W takim razie mamy problem, nie uważasz? - Nie widzę żadnego problemu. Pokłóciliśmy się i nasza słynna znajomość się skończyła. - Bzdura. Gdyby tak było, już dawno odleciałabyś na Rubin. A ty nawet nie próbowałaś. - Powiedziałam tylko, że koniec z naszą znajomoś cią, a nie z moimi wakacjami. Jared zaśmiał się cicho i usiadł na krawędzi łóżka, odstawiając kieliszek na stolik.
1 2 6 • PIRAT
- Jesteś bardziej podobna do mnie, niż chcesz przyznać, i stąd nasze problemy. Ale myślę, że jakoś sobie z nimi poradzimy. Widząc, że podnosi się i idzie ku niej, instynktownie odstąpiła o krok, a potem jeszcze jeden, dopóki nie natrafiła plecami na ścianę. Wówczas uniosła bojowo brodę, usiłując opanować drżenie. - Jared, musimy porozmawiać. - Na początku chciałbym postawić sprawę jasno: liczy się tylko to, co dzieje się między tobą a mną. Jeśli chcesz wojny, będzie wojna. Jeśli chcesz się kochać, będziemy się kochać. Trzeciego wyjścia nie ma. Nigdy więcej Jeffów Taylorów - powiedział tonem nie zno szącym sprzeciwu. - Ty naprawdę jesteś piratem! - Jeśli jestem piratem, ty jesteś kobietą stworzoną dla pirata - powiedział niskim głosem, ujmując twarz Kate w dłonie i chciwie przylegając wargami do jej ust. Znów ma rację, musiała przyznać w myśli, poddając się pocałunkowi. Był mężczyzną, na którego czekała przez całe życie. Urodziła się, by go spotkać. Otoczyła ramionami jego szyję, zatapiając palce w gęstych, ciemnych włosach. Jared łapczywie zaczerpnął powietrza. - Kiedy okazało się, że nie próbowałaś odlecieć z wyspy, wiedziałem dlaczego - mówił, pociągając ją na łóżko. - To jest coś specjalnego. Żadne z nas nie jest w stanie od tego uciec. Patrzył na nią spod przymrużonych powiek, zmys łowo rozchylając wargi. Wszystkie urazy nagle stały się nieważne. Teraz liczyło się tylko jedno.
PIRAT •
127
- Nic nie jest ostateczne - szepnęła, przylegając do niego całym ciałem. - Ale nie mówmy już o tym. - Przynajmniej raz się z tobą zgadzam. Jeszcze raz zażądał pocałunkiem wszystkiego, co tylko mogła mu dać - jak gdyby, nie mogąc wymusić na niej kapitualq*i, chciał zagarnąć jej duszę. Każdy nerw Kate wibrował od szaleńczej namiętno ści, kiedy zaczął gwałtownie zdzierać z niej ubranie. Za chwilę sukienka i bielizna pofrunęły na podłogę. Jedyną ozdobą Kate była teraz srebrna kolia. Jared na moment wstał z łóżka i zaczął ściągać dżinsy szybkimi, gwałtow nymi ruchami. Wreszcie uwolnił się od nich i stanął nagi, pozwalając, by ujrzała, jak wielkie jest jego pożądanie. - Chcesz mnie, prawda? - zapytał. - Tak. - Tylko nie mów, że to wyłącznie udany seks i nic więcej - zastrzegł, kładąc się koło niej i zaborczym ruchem sięgając po jej piersi. - Widzę, że bardzo ci na tym zależy. Dlaczego? - Bo to kłamstwo, a ja nie pozwolę ci kłamać. - Ale wszystko jest w porządku, kiedy ty mnie okłamujesz? - żachnęła się. - Nigdy cię nie okłamałem, lecz są rzeczy, o których nie musisz wiedzieć - powiedział, przesiewając w palcach pasma jej włosów. - Musisz po prostu nauczyć się mi ufać. - Jared... - Ciicho... Nie teraz. -Wypełnił jej usta językiem. Dłonie błądziły po jej ciele, wprawiając je w stan gorączkowej gotowości. Teraz Kate zrozumiała, co znaczy być pijanym ze szczęścia. Głowę miała lekką, jak na rauszu. Ponure
1 2 8 • PIRAT
myśli odpłynęły. Dotykała Jareda powoli, z rozkoszą wodząc dłońmi po rzeźbionych zarysach twardych muskułów. Zsunęła rękę niżej i sięgnęła po jego męskość. - Tak - powiedział zduszonym głosem. - Dobrze. Och, jak cholernie dobrze. Uniosła się na łokciu i delikatnie skłoniła go, by odwrócił się na plecy. Leżał nieruchomo, obserwując ją spod przymkniętych powiek. Kiedy zaczęła znaczyć śladem pocałunków jego rozpaloną skórę, niecierp liwie poruszył biodrami. Kate pomyślała, że w tym przynajmniej byli wobec siebie szczerzy. Żadne nie kryło swego po żądania. Ich oddechy stawały się coraz szybsze, a skóra coraz bardziej wilgotna. Jared pozwalał się pieścić tylko przez chwilę. Nagle chwycił Kate za ramiona i pozwolił, by opadła powoli. Połączyli się. Oparła mu dłonie na ramionach, wpijając paznok cie w ciało. Zamknęła oczy i poddała się zmysłowemu szaleństwu. Ręce Jareda wzniecały pożar w jej ciele. Kiedy zsunęły się niżej, wszystkie nieprawdopodobne doznania ześrodkowały się w jednym punkcie. Kate krzyknęła. - Chodź, kochana - dyszał. - Sama. Chcę to zo baczyć. Zrobisz to. Tak. Jeszcze. I jeszcze... Pięknie. O, tak. Opadła na jego pierś, gwałtownie łapiąc powietrze, wyczerpana cudownym wzlotem. Jared kurczowo ścis nął dłońmi jej krągłe pośladki i osiągnął szczyt roz koszy. Grymas ściągnął mu twarz, aż błysnęły białe zęby, a gwałtowny dreszcz wstrząsnął jego ciałem.
PIRAT • 129
W następnej chwili odprężył się z głośnym westchnie niem ulgi. Długo leżeli, przytuleni do siebie, nie mówiąc ani słowa. - Muszę wracać do domu - odezwał się wreszcie z wyraźną niechęcią. - Beth nie może pilnować Davida przez całą noc. - Wiem. - Notabene wygrał dziś dolara, bo obstawiał, że nie odlecisz z wyspy. - Zdaje się, że nie było tu takiego, który by się o to nie zakładał. - Wszyscy chcą, żebyś została - powiedział mięk ko. Kate westchnęła i zsunęła głowę z jego ramienia na poduszkę. - Oni nie rozumieją. Uważają, że to było zwykłe nieporozumienie kochanków. - Bo to było zwykłe nieporozumienie. Znając twój upór, mogę przewidywać, że takie rzeczy będą się zdarzały częściej. - Niezbyt pocieszająca perspektywa. - Przecież nie musimy się kłócić - stwierdził, wstając i sięgając po dżinsy. - Wystarczy, że za miast tego powalczymy ze sobą w łóżku. Ale jeśli od czasu do czasu będziesz miała ochotę na kłótnię, chętnie wezmę w niej udział. Ja się łatwo dostoso wuję, Kate. - Naprawdę, miło mi to słyszeć. - Jest jeszcze jedna rzecz, którą powinnaś wiedzieć, nim wdasz się w kolejne potyczki ze mną. - No, co takiego?
1 3 0 » PIRAT
- W żadnym razie nie mogą się zakończyć twoim odlotem z wyspy. - A kto mnie zatrzyma? - zbuntowała się momen talnie. - Zgadnij, kotku - powiedział z uśmiechem, cału jąc ją na pożegnanie.
ROZDZIAŁ
8
Kate wynurzyła się, zdjęła maskę i uśmiechnęła do stojącego obok Jeffa Taylora. - Fantastyczne - powiedziała. - Żałuję, że nie bę dę mogła sobie tak ponurkować rano, przed wyjściem do pracy. - W takim razie powinnaś spróbować, jak się nurkuje z akwalungiem. - Wskazał butle tlenowe leżą ce na piasku. - To jest dopiero przeżycie. Sam zaraz wypływam. Zrobię trochę zdjęć pod wodą. Kate wyszła z wody, zastanawiając się, na ile wiado mości z kursu nurkowania mogłyby się jej przydać przy pisaniu nowej książki. Zatrzymała się przy ekwipunku Taylora i zaczęła go z zaciekawieniem oglądać. - Po co pianka w takich ciepłych wodach? - zapy tała, dotykając czarnego piankowego kostiumu, klejo nego na szwach żółtymi paskami. - Przy dłuższym nurkowaniu zaczyna ci się jednak robić zimno. Woda wyciąga ciepło z organizmu. - Z kim będziesz dzisiaj pływał? - Sam. - To chyba wbrew przepisom? - zagadnęła, wycie rając włosy ręcznikiem.
1 3 2 • PIRAT
- W zasadzie tak, ale znam się na tym wystar czająco dobrze, by móc nurkować samotnie. Nie lubię towarzystwa pod wodą. Ale nie mów nic kierownict wu, dobrze? Bo jeszcze ktoś wpadnie na głupi pomysł i zacznie mi robić wykłady na temat zasad bezpieczeń stwa, a tego bym nie zniósł. - Dobrze - uśmiechnęła się Kate. - Nie puszczę pary z ust. Ale uważaj na siebie. - Będę uważał. Odchodząc w stronę hotelu, obejrzała się. Jeff, w pełnym ekwipunku, wchodził do wody. Zazdrościła mu. Smętnie zwiesiła głowę, myśląc o powrocie do pustego domku. Nagle wpadła na nadchodzącego z przeciwka Maxa Butterfielda. - Och, przepraszam! - zawołała, widząc, że zo stawia mokre smugi na jego nieskazitelnie białej koszuli. - Nic się stało - zapewnił, choć jego mina świad czyła, że nie jest zachwycony. - To ja powinienem uważać. Widzę, że nurkowałaś? - Tak. Piękny ranek! Ale tu wszystkie poranki są piękne, prawda? - Jak w wiecznym raju - rozmarzył się, patrząc na lazurową taflę laguny. - Trudno sobie wyobrazić, że można by się tym znudzić. Dasz się zaprosić na filiżankę kawy? Pogawędzilibyśmy sobie jak pisarz z pisarzem. Stęskniłem się za bratnią duszą. Kate zawahała się, ale przytaknęła, nie mogąc wymyślić sensownej wymówki. Usiedli na tarasie obok basenu. Po chwili na stoliku pojawił się srebrny dzbanek, bułeczki i Krwawa Mary dla Maxa. - Kiedy po raz pierwszy przybyłeś na wyspę?
PIRAT •
133
- Tak dawno, że nawet nie mogę sobie przypomnieć daty. Ale dobrze pamiętam cudowne uczucie, jakie temu towarzyszyło. Wiesz, tutejsze otoczenie wydawało się takie egzotyczne, czułem posmak wielkiej przygody. Byłem pewien, że jest mi pisana sława i już sobie wyobrażałem, jak w notce biograficznej wydawca wspo mina, że tworzyłem na tropikalnych wyspach. - Słusznie, takie rzeczy nadają koloryt biografii pisarza - powiedziała ze zrozumieniem Kate. - Właśnie, a ja marzyłem o niezwykłym życiu. Niestety, czas płynął szybciej, niż myślałem i niewiele się działo. Powieść czekała, a ja musiałem się chwytać różnych zajęć, żeby zarobić na podróże. Cóż - wzru szył szerokimi ramionami - życie nie zawsze przynosi nam to, czego oczekujemy. Nie pozostaje nic innego, jak przyjąć to do wiadomości. Lepiej opowiedz mi o sobie, Kate. - Niewiele mam do powiedzenia. Mieszkam i pra cuję w Seattle. W sumie mogę uważać się za szczęśliwą, bo robię to, co lubię, i nie jestem od nikogo zależna. - I jesteś szczęśliwa. Muszę przyznać, że zazdrosz czę i tobie, i Jaredowi. Oboje z powodzeniem realizuje cie swoje pasje. I oboje ciężko pracujemy na swoje szczęście, uzupeł niła w myśli, rozglądając się wokół. Mogła sobie tylko wyobrazić, ile czasu, wysiłku i pieniędzy kosztowało Hawthorne'a stworzenie tego pięknego miejsca. To przypomniało jej o trudnych początkach własnej ka riery i upokorzeniach, jakie musiała znosić, nim wresz cie przyjęto jej książki. - Ale nie tracę nadziei - powiedział Max cicho, jakby do siebie. - Zawsze może się pojawić ta jedyna
1 3 4 • PIRAT
szansa, która zdoła zmienić nasze życie. Staram się jej nie przeoczyć. - W takim razie życzę ci szczęścia - uśmiechnęła się do niego. Niemal żałowała, że tak nisko go oceniła. Mogła sobie wyobrazić, jak by się czuła, gdyby to jej nie udało się nic opublikować. - Widziałem cię rano, jak piłeś z Kate kawę na tarasie - powiedział oskarżycielsko Jared, sadowiąc się na barowym stołku obok Maxa. - Oho, czyżbyś był zazdrosny? Pochlebiasz mi. W moim wieku zazdrość młodszego mężczyzny może być tylko komplementem, nawet jeśli jest bezpod stawna. - Cholernie dobrze wiesz, że to nie jest kwestia zazdrości. - Jared mierzył Maxa zimnym wzrokiem spod przymrużonych powiek. - O czym rozmawialiście? - O niczym, co mogłoby cię zainteresować, chłop cze. Mamy wspólne tematy. - Jakie? - Pisanie. - Nie żartuj. Przez lata nie napisałeś niczego poza kilkoma podróżniczymi artykułami. Uśmiech zniknął z twarzy grubasa. - To jeszcze nie znaczy, że zrezygnowałem z pisa nia. Wydawcy dostrzegli we mnie potencjalny talent. I to duży talent. - Dobrze, ale na razie kręcisz inny interes, nie? - J a r e d był coraz bardziej wściekły, a kiedy był wściekły, zapominał o uprzejmości. -1 w dodatku mnie też w to wciągnąłeś. Im szybciej się ta cholerna sprawa skończy, tym lepiej, bo mam jej dosyć.
PIRAT •
135
- Już na wstępie dałeś do zrozumienia, co o tym sądzisz - powiedział ugodowo Max. - Moi pracodaw cy doskonale rozumieją, że robisz nam wielką przy sługę. Pragną ci podziękować za moim pośrednictwem. - Chrzanię ich podziękowania! - wybuchnął Ja red. - Sfinalizujmy wreszcie tę sprawę i nie chcę więcej słyszeć ani o nich, ani o tobie. Kiedy będziesz pisał końcowy raport, Butterfield, nie zapomnij dodać, żeby nigdy więcej nie liczyli na moją współpracę. Zro zumiałeś? Grubas uniósł kieliszek w kpiącym toaście. - Zrozumiałem. Żadnej współpracy. - Powiedz, kiedy to się skończy? Dokładnie - dzień, godzina. To moja wyspa i nie życzę sobie, żeby ktoś mi się tu bez przerwy rządził. - Nie denerwuj się, stary. Pod koniec miesiąca, zgodnie z planem, przypłynie statek wycieczkowy. Wtedy nasza rybka połknie przynętę. - Mam nadzieję — mruknął Jared, wstając. Nagle przypomniał sobie coś i rzucił przez ramię. -1 żadnych pogaduszek z Kate, Max - rzucił. - Nie chcę, żeby została w to wplątana, nawet pośrednio. Butterfield był na poły rozbawiony i urażony. - Czy uważasz, że nie potrafię trzymać języka za zębami i od razu muszę wygadać wszystko uroczej damie? - Mam nadzieję, że nie wygadasz. Lepiej nie zapo minaj, że ta urocza dama jest sprytna i niewiele trzeba, żeby wzbudzić jej ciekawość. Trzymaj się od niej z daleka - ostrzegł Jared. Skinął głową pułkownikowi, który stał dyskretnie w drugim końcu barku, i wyszedł.
1 3 6 • PIRAT
Z hotelowego tarasu dostrzegł na plaży sylwetki Davida i Kate. Idąc w ich kierunku, przyglądał się wdzięcznej linii jej szyi, pochylonej w tak znanym mu, uważnym geście słuchania. Chłopak tłumaczył jej coś z zapałem. Myśli Jareda natychmiast zalała fala wspomnień ze wszystkich nocy spędzonych z tą kobietą. A przecież była tak inna niż Gabriella. Teraz zmar ła żona jawiła mu się jako delikatna, pastelowa isto ta, równie subtelna i prześwietlona blaskiem jak akwarelowe pejzaże na szklanych ścianach holu. Tymczasem Kate - żywa, wibrująca ukrytą, palącą jak płomień energią, była barwna jak ognisty rajski ptak. - Co tam knujecie od rana? - zagadnął, podcho dząc do nich. - Hej, tatku! Właśnie mówiłem Kate, że moja mama malowała te pejzaże. Kate powitała go łagodnym uśmiechem. - Twoja żona miała wielki talent. - Owszem, miała - przytaknął krótko. - Właśnie wszystko to już opowiedziałem Kate - wtrącił pospiesznie David - a teraz muszę już iść. Umówiłem się z Carlem. Cześć! - pognał przez plażę, sypiąc piaskiem. Jared patrzył chwilę za synem, a kiedy się odwrócił, napotkał uważne spojrzenie Kate. - Mówiłem ci już, że Dave prawie nie pamięta swojej matki, ale jest bardzo dumny, że właśnie ona namalowała te obrazy. To daje mu poczucie więzi z nią. - Rozumiem - przytaknęła. - Sądząc po jej sztu ce, musiała być kobietą delikatną i wrażliwą.
PIRAT • 137
- Była. - Jared zerknął na zegarek. - Pozwoliła byś się zaprosić na lunch? Już prawie pierwsza. Po chwili siedzieli przy stoliku. Kate odłożyła menu i spojrzała na Jareda. - Jestem zupełnie inna od niej, prawda? W jej głosie brzmiała niepewność. Teraz zrozumiał, czemu od dłuższej chwili jest tak spięta. - Różnicie się jak noc i dzień - mruknął i skinął na kelnerkę. - Podaj nam świeżego tuńczyka, Nancy. - Tak jest, szefie. Zaraz będzie. - Świeży tuńczyk różni się od puszkowanego jak dzień od nocy - zażartował, gdy Nancy odeszła. Kate nie była jednak w nastroju do żartów. - Dlatego kochałeś się ze mną? Ponieważ nie przypominam ci Gabrielli? - zapytała cicho. Jared zabębnił palcami w stół. Te baby i ich głupie pytania! - A czy ty kochałaś się ze mną dlatego, że nie przypominam ci byłego męża? - odbił piłeczkę. Ku jego zdziwieniu Kate zaczerwieniła się. - Dajmy temu spokój - mruknęła, odsuwając się z krzesłem, jakby chciała dać do zrozumienia, że wycofu je się z tej rozmowy. - Słyszałam, że przypływa statek wycieczkowy - zagadnęła lekkim tonem. - Tak, pojawia się tu co kilka tygodni. A wracając do poprzedniego pytania - nie, nie kocham się z tobą dlatego, że jesteś inna niż Gabriella. Kocham się z tobą, bo podobasz mi się taka, jaka jesteś, i jak tylko cię widzę, natychmiast nabieram na to ochoty. - A więc chodzi tylko o udany seks. - Kate, nie przekręcaj moich słów. Dobrze wiesz, co miałem na myśli. Lubię być z tobą w łóżku, ale to nie zna czy, że tylko w łóżku. Ba, lubię nawet twoje złośliwości.
1 3 8 • PIRAT
- Przyznaję, bywam czasem trochę złośliwa. Nie przeszkadza ci to jednak wskakiwać mi do łóżka przy każdej okazji. Powiedziałabym nawet, że moja złośliwość cię pociąga, choć nie chcesz się do tego przyznać, bo daw no temu stwierdziłeś, że wolisz kobiety słodkie i anielskie. - A któż by zrozumiał twoje pokrętne rozumowa nie - stwierdził cierpko. - Lepiej powiedz, co pora biasz dziś po południu? - Będę dalej czytać dziennik Amelii Cavendish. Jest fascynujący. - Chyba tylko dla kobiety. Ja nie mogłem przez niego przebrnąć. Znudziły mnie te bezsensowne roz trząsania zawiłości życia wyższych sfer i nie kończąca się litania pretensji do Rogera Hawthorne'a. - Szkoda, bo dalej są bardzo interesujące fragmen ty. Roger zachowywał się naprawdę paskudnie. Po myśl, najpierw ją uwodzi, potem porzuca bez uprze dzenia, a kiedy nagle wraca po kilku latach, oczekuje, że Amelia wyjdzie za niego. Po czym, widząc, że dziewczyna nie ma zamiaru paść mu z zachwytem w ramiona, porywa ją, wywozi na wyspę i zmusza do małżeństwa. Uważasz, że po czymś takim miała być dla niego słodka? - Zdradzę ci pewien sekret - zaśmiał się. - W swo im dzienniku Roger kilka razy wspomina, że była z niej prawdziwa jędza o ciętym języku. Domyślam się, że zmieniła mu życie w piekło już na pokładzie statku, gdy płynęli na Ametyst. Narzekała na wszy stko - poczynając od jedzenia, kończąc na stylu życia Hawthorne'a. - Amelia nie aprobowała jego pirackiej profesji. - I niestety dawała to do zrozumienia na każdym kroku. Wiesz, kochanie, zaczynasz coraz bardziej ją
PIRAT •
139
przypominać. Ja zaś coraz bardziej współczuję Roge rowi, bo rozumiem, przez co musiał przejść. Umilkł na chwilę, czekając, aż kelnerka poda dania. Kate, obojętna na otoczenie, nie spuszczała z niego wzroku. - O co ci chodzi? - zniecierpliwił się. - O nic. - W takim razie jedz rybę. - Tak, panie. - Czy możesz zrobić mi dzisiaj przyjemność i prze stać kpić? - Dobrze - wzruszyła ramionami. - Powiedz mi, dlaczego Roger Hawthorne tak nagle opuścił wtedy Anglię? - Zabił swojego przeciwnika w pojedynku, a poje dynki były wówczas nielegalne. Musiał szybko uciekać, żeby ocalić głowę, nie mówiąc już o honorze rodziny. - Zdążyłby jednak przesłać wiadomość Amelii, prawda? - Zostawił jej list, w którym wyjaśnił wszystko i prosił, żeby czekała na niego. Tak przynajmniej pisze w dzienniku. Widocznie list nie dotarł do niej albo też nie poświęciła mu zbyt wiele uwagi. - Dziwne, bo Amelia nic o tym nie wspomina - powiedziała podejrzliwie Kate. - I nie wierzy Rogerowi, kiedy ten próbuje się tłumaczyć po powrocie - uzupełnił. - Dlatego Haw thorne w końcu porywa ją. - Nie podoba mi się to. Gdyby dostała list, na pewno napisałaby o tym. - Już ci mówiłem, że nie uwierzyła w jego wyjaś nienia - powiedział żywo Jared. Pojawiła się znakomi ta okazja i nie zamierzał jej zmarnować. - Ona w ogóle
1 4 0 • PIRAT
mu nie ufała - dodał z naciskiem, obserwując spod oka Kate. - Wcale się jej nie dziwię. Przecież był piratem. - Trudno to jednoznacznie ocenić. Nie napadał na angielskie statki. Niszczył tylko wrogów Anglii. Ale zmieńmy temat. Jak ci się dzisiaj nurkowało z Taylorem? - Bardzo miło - powiedziała, z apetytem pochła niając tuńczyka. - Chyba tak naprawdę nie interesuje cię? - zagad nął, choć znał odpowiedź. Gdyby było inaczej, natych miast przerwałby ich poranne sam na sam. - Nie. To po prostu miły facet, i tyle. Zaprosił mnie na wspólne nurkowanie, więc się zgodziłam. Człowiek powinien się dobrze bawić na wakacjach, prawda? - Mam rozumieć, że ze mną nie bawisz się dobrze? - Tego nie powiedziałam. Lubię być z tobą, kiedy mnie nie dręczysz, nie wydajesz rozkazów i nie mówisz mi, żebym pilnowała swego nosa. Niestety, są to rzadkie chwile. - Teraz wiem, co musiał czuć Roger Hawthorne, kiedy przekonał się, że porwał sekutnicę. - Ale warto się pomęczyć dla tych nielicznych miłych chwil - stwierdziła z uwodzicielskim uśmie chem, przed którym musiał skapitulować. Przez chwilę jedli w milczeniu. Wreszcie Jared zdecydował się zadać pytanie, które dręczyło go już od kilku dni. - W niczym nie przypominam twojego byłego męża, prawda? Kate po mistrzowsku udała zaskoczenie.
PIRAT • 141
- Harry'ego? Ależ skąd. Różnicie się od siebie jak noc i dzień. Zanim zdążył pomyśleć, już zadawał następne pytanie. - Gdybyś miała znowu wyjść za mąż, wybrałabyś kogoś takiego jak on? Wrażliwego faceta z duszą artysty, czy jak tam go sobie wyobrażałaś? - Wykluczone - ucięła krótko. - Rozumiem. - Jared czuł się coraz bardziej sfrust rowany. Znając Kate, oczekiwał wyczerpującej od powiedzi, tymczasem jak na złość była wyjątkowo małomówna. - Czy... hm, czy wyobrażasz sobie, kogo mogłabyś poślubić? - brnął dalej. - Nie, ale myślę, że kiedy go spotkam, będę wie działa. A ty uważasz, że znajdziesz kobietę, która będzie dla ciebie drugą Gabriellą? Zaskoczyła go. - Nie wiem. - Zmarszczył brwi, usiłując zebrać my śli. - Nie jestem pewien, czy tego naprawdę chcę, choć przywykłem tak myśleć. Może to wcale nie byłby dobry pomysł. Kochałem ją i gdyby żyła, kochałbym nadal. Jednak odeszła i nic już nie pozostanie takie same. - Nic - przyznała Kate. - Przynajmniej to jedno wiemy o życiu: że nic nie pozostaje takie same. Jared przytaknął i nagle, wbrew sobie, wyznał coś, czego nie powiedziałby nikomu. - Musiałem bardzo uważać na Gabby. Była taka krucha i delikatna. Można było ją zranić jednym spojrzeniem. Dbałem o nią jak o cieplarniany kwiatek, ale czasami też krzywdziłem i wówczas przez całe tygodnie miałem poczucie winy.
1 4 2 • PIRAT
- Wiem, o jaką winę chodzi. Ja też bywałam nie dość czuła dla mojego męża. Miał tak delikatne „ego" i tak często wpadał w depresję, że nieraz brakowało mi wyczucia i cierpliwości. A przecież wiedziałam, że nie było mu łatwo przyjmować moje sukcesy, kiedy sam doznawał porażki za porażką. W dodatku był przeko nany, że jego pisanie jest nieporównanie ważniejsze od mojego. Jared po raz pierwszy tego dnia poczuł, że rozumie ją się z Kate i przyniosło mu to upragniony spokój. Jeszcze raz przemyślał swoje słowa i dostrzegł, ile jest w nich prawdy. Po latach, niepostrzeżenie dla samego siebie, przestał szukać drugiej Gabrielli. Pragnął się ponownie ożenić, ale podświadomie dążył do pozna nia kogoś o własnej, wyraźniej indywidualności, nie zaś żywej kopii zmarłego anioła. - Naprawdę nie wiesz, kogo byś chciała? - pono wił pytanie. - Już ci mówiłam, że będę wiedziała, kiedy go zobaczę. To nie dopuszczające dyskusji stwierdzenie zerwało wątłą nić porozumienia. Jared z irytacją pochylił się ku Kate nad stołem. - I jak sobie to wyobrażasz? Że jakiś facet wkroczy nagle w twoje życie, a ty raz na niego zerkniesz i powiesz: tak, to ten? - Jasne, a czemu nie? - Wiesz co? Powiem ci, jaki jest twój problem. Napisałaś już zbyt wiele romansów, moja droga. - Słuchaj, opowiedz mi, co Amelia pisze dalej w dzienniku. Umieram z ciekawości - poprosiła Letty, kiedy w dwa dni później spotkała Kate, czytającą na tarasie.
PIRAT • 143
Kate uniosła wzrok znad księgi, trzymanej na kolanach. - Z przyjemnością mogę cię poinformować, że Ame lia przytarła rogów piratowi. W noc poślubną zamknęła mu drzwi komnaty przed nosem, bo upił się ze swoją załogą. - Cudnie! I co było dalej? - Letty przysiadła obok i nalała sobie mrożonej herbaty z termosu. - Roger nie śmiał się przyznać, że nie dotarł do sypialni żony, więc udawał, że wszystko jest w porząd ku. Jednak Amelia popełniła błąd i dała się namówić na spacer do ukrytej zatoczki - wyjaśniła Kate, za stanawiając się, czy to była ta sama zatoczka, nad którą po raz pierwszy kochała się z Jaredem. - I tam, zanim się spostrzegła, została rzucona na piasek? - Mniej więcej. Ale wcale tak bardzo nie ucierpiała, jak można się było spodziewać. Posłuchaj: „Roger jął przepraszać mnie dwornie za swoje niegodne zachowanie minionej nocy, po czym wdał się w żywą dysputę na temat małżeńskich powinności mężów i żon. Odparłam, iż jestem ich całkowicie świadoma i będąc mu poślubioną, wypełnię je, jakkol wiek niechętnie. Wówczas jął mi z wielkim skrępowa niem tłumaczyć, że wolałby, iżbym nie powodowała się tylko kobiecą powinnością. Tym samym dał świadect wo, że mnie kocha, i byłam kontenta." - Jakie to słodkie - westchnęła Letty. - Może tak, a może nie. Jestem skłonna podej rzewać, że Roger zrozumiał w końcu, że więcej zdziała swoim subtelnym wdziękiem niż hałaśliwą, zaborczą męskością.
1 4 4 • PIRAT
- Wolałabym się łudzić, że dostał nauczkę i na prawdę pragnął dobra Amelii. - Już raczej swojego - mruknęła sceptycznie Kate, zamykając książkę. - Pewnie nie miał ochoty wysta wać co noc pod sypialnią. Mimochodem zaczęła się zastanawiać, czy uwierzy łaby, że Jared ją kocha, gdyby próbował podejść ją w ten sposób. Możliwe, że tak. W końcu był mężczyzną z jej marzeń. A jednak powinna zrobić wszystko, by wyleczyć go z pirackich zapędów. Musi wykryć, co się dzieje na zamku Hawthorne'ów. Niespodziewnie z pomocą przyszedł jej dziennik Amelii Cavendish. Następnego dnia, kiedy czytała go przed wyjściem na kolację z Jaredem, natrafiła na bardzo interesujące fragmenty. Amelia zaliczała się do kobiet wnikliwych i by strych. Jakimś cudem udało się jej odkryć mechanizm, który otwierał ukryte drzwi w pomieszczeniu, do którego wiodły kamienne schody. Kate, przerzucając kartki z coraz większym podnieceniem, myślała ciepło o tej bratniej duszy, która majstrowała przy zamku, umierając z ciekawości, co zobaczy za ścianą. Według Amelii, Roger zbudował ukryte przejście jako awaryjną drogę ucieczki. Wykorzystał do tego naturalną grotę w urwistym brzegu, na którym stał zamek, mającą połączenie z morzem. Poszerzył jej wejście tak, by mogła się tam wślizgnąć spora szalupa, a potem zamaskował je blokiem lawy, osadzonym na zawiasach, zamykającym wejście jak brama. „Jest to duża grota, tak duża, iż pomieścić może szalupę, a po zasunięciu głazu zamienia się w tajny port. Podejrzewam jednakowoż, że to miejsce nie
PIRAT • 145
zostało stworzone li tylko jako droga ucieczki. Sądzę, iż Roger rozładowuje tam swoje cenne ładunki, a sko ro czyni to potajemnie, widać nie zostały one nabyte drogą uczciwą. Sumienie nakazuje mi, bym próbowała położyć natychmiastowy kres tak niegodnym prak tykom. Roger Hawthorne jest synem earla, a i moja rodzina chlubi się wysokim szlachectwem. Nie przystoi nam okrywać hańbą swych rodów. Muszę jasno oświadczyć to memu małżonkowi". - Dzielna z ciebie dziewczyna, Amelio - wyszep tała Kate, powoli zamykając dziennik. Miała nie odparte wrażenie, że Jared wstępuje w ślady swego pirackiego przodka. A skoro tak, musi być równie nieprzejednana, jak Amelia Cavendish.
PIRAT • 147
ROZDZIAŁ
9
- Nawet nie chcę słyszeć, że poręcz nie będzie dzisiaj zrobiona! Jutro jest czwartek i zwalą się tu ludzie ze statku. Jeśli nie wstawicie tego cholernego kawałka drewna, będę musiał wyłączyć część tarasu. Gdzie się wtedy pomieszczą? - Jared, stojąc w roz kroku, z rękami na biodrach, rugał swoich dwóch pracowników. Mężczyźni popatrzyli na siebie i wzru szyli ramionami. - Nie ma się co wnerwiać, szefie - odezwał się wyższy. - Nie ruszymy z robotą, dopóki nie będzie materiału. Hank sprawdzał na Rubinie i powiedzieli, że przesyłka jeszcze nie dotarła na Hawaje. Tak to jest, jak się komuś zachciewa specjalnego drewna. - Miało nadejść dwa tygodnie temu! - Szefie, przecież tu jest czas wyspowy - zauważył filozoficznie niższy. - Nie będzie jutro, to będzie za tydzień albo za miesiąc. Nie ma pośpiechu. Jared przygryzł wargi. - Owszem, jest. To musi być zrobione jutro, obo jętnie, czy przyślą to cholerne drewno, czy nie - oznaj mił zdecydowanie i przyjrzał się uważnie uszkodzonej
barierce. Zdążył się już nauczyć, że tu, na wyspach, trzeba improwizować, inaczej nic się nie załatwi. - Dobra, Mark, chyba mam pomysł - powiedział wreszcie. Pamiętacie tę belkę, która została po remon cie domków? - Jasne. Jest w składziku w stolarni. - Na smętnym obliczu Marka pojawił się błysk zrozumienia. - Będzie pasować, ale to jest gorszy gatunek. - Nie szkodzi, nikt nie pozna. - Jared lekceważąco machnął ręką. - Do roboty, chłopaki. Schodząc z tarasu, niemal zderzył się z Letty i Davidem, wychodzącymi zza rogu. - Widziałeś Kate, tato? - zapytał natychmiast chłopak. Był wyraźnie zaniepokojony. - Wszędzie jej szukamy. Obiecała mi, że będziemy się dalej uczyć chwytów, a potem mieliśmy ponurkować. - Nie widziałem jej od obiadu. - Jared pokręcił głową, z przestrachem przypominając sobie dziwnie roztargnioną minę Kate. Zirytowała go, gdyż podej rzewał, że myśli już o wyjeździe do Seattle. To był ostatni tydzień jej pobytu i na próżno usiłował o tym zapomnieć. - Nie martw się, na pewno przyjdzie. Kate zawsze dotrzymuje słowa - pocieszył syna. - Ojciec ma rację - poparła go Letty. - Jeśli umó wiła się z tobą, na pewno się zjawi. Zobacz, czy nie ma jej w domku. - Zaraz sprawdzę - rozjaśnił się David. - Na ra zie, tato. - Dobrze, leć. Aha, wieczorem Kate przychodzi do nas na kolację. - Fajnie. Czy znowu coś przyrządzi? - W głosie chłopca brzmiała nadzieja.
1 4 8 • PIRAT
- Owszem, tacos. - O, rany! - Chłopak aż podskoczył z zachwy tu i ruszył biegiem. Letty popatrzyła za nim rozba wiona. - Najpierw pizza, potem hamburgery, spaghetti, a teraz tacos. Kate wie, jak trafić do serca twojego syna. - A żebyś wiedziała. Jeśli byłaby tu jeszcze dłużej, skończyłoby się na hot dogach i kanapkach z masłem orzechowym. Założę się dziesięć do jednego, że tylko takie rzeczy umie robić. - Nie byłabym tak pewna. Ale przecież nie będzie przyrządzać dla Davida królika po prowansalsku, bo on to ma na co dzień. A skoro już mówimy o trafianiu do serca małych chłopców, to w jakim stanie jest twoje? - Nie jestem małym chłopcem, Letty - odparł cie rpko. - O, przepraszam, nie chciałam cię urazić. - Nie martw się, mam grubą skórę. - Nie martwię się ani trochę. Ty zawsze umiałeś dbać o siebie. Ale czas ucieka. Naprawdę pozwolisz Kate tak po prostu wyjechać stąd za trzy dni, Jared? - zapytała z troską. - Nie mogę zabronić wczasowiczom powrotu do domu. - Szkoda. - Nie potrzebuję twojego współczucia - bruknął, wpychając ręce w kieszenie. - Wiem. Najbardziej szkoda mi Kate. Myślę, że będzie jej brakowało naszej wyspy. Szybko się tu zaadaptowała, nie? - W każdym razie nie narzeka już na brak klimaty zacji.
PIRAT •
149
- Chodzi o coś więcej. To jest miejsce dla niej. Gdzie ma się czuć dobrze kobieta pisząca o piratach jak nie na tropikalnej wyspie? - Czytałaś jakąś jej książkę? - zagadnął znienacka Jared. - O, tak, wszystkie. Właśnie skończyłam ostat nią, „Narzeczoną pirata". Świetna. Nawet mam ją ze sobą. - Naprawdę? - Mimo woli zerknął na jej wielką, plażową torbę. Letty uśmiechnęła się do siebie. - Wiesz, możesz dowiedzieć się wiele o autorze, czytając jego książki. Ktoś wnikliwy od razu mógłby się zorientować, co Kate myśli i o czym marzy - stwierdziła niedbałym tonem. - Pokaż, niech rzucę na to okiem - powiedział, niecierpliwie wyciągając rękę. - Czekaj, ale ta kobieta ma rude włosy - zauważył, oglądając okładkę. - A Kate mówiła, że ma wiele wspólnego ze swoimi bohaterkami. - Widać nie chodzi o kolor włosów - skrzywiła się Letty. - Lepiej przyjrzyj się bohaterowi i przeczytaj choć kilka pierwszych rozdziałów. Jared bez specjalnego entuzjazmu przyjrzał się przystojniakowi, tulącego rudą piękność. - Przydałby mu się fryzjer - mruknął i zabrał się do czytania. Kate zeszła z ostatniego stopnia kamiennych scho dów i zamarła, wstrzymując oddech. Po chwili ośmieli ła się zapalić latarkę. Jasny snop światła omiótł niewielką komnatę. Nie stwierdziła śladów czyjejś obecności. Podniesiona na duchu, przywołała w pa-
1 5 0 • PIRAT
mięci opis z dziennika Amelii i odnalazła metalowy pręt umieszczony pod trzecim schodkiem, licząc od dołu. Naciśnięty, poddał się zdumiewająco łatwo, jak świeżo naoliwiony. Po namyśle uznała, że było to bardzo prawdopodobne. Najwidoczniej Jared często korzystał z tego przejścia. Z głębi ściany dobiegł metaliczny szczęk, a niewielki jej fragment przekręcił się powoli, odsłaniając mroczny otwór. W piwniczną stęchliznę wtargnął prąd rześ kiego powietrza, a ciszę zmącił lekki plusk fali uderza jącej o skałę. Światło prześlizgnęło się po ciemnej powierzchni wody i powędrowało w prawo, wydobywając zmroku niewielkie kamienne molo i złożoną tam stertę karto nów. Kate zdecydowała się wejść głębiej, by dokładnie obejrzeć pomieszczenie. Okazało się naturalną grotą, utworzoną z zastygłej przed wiekami lawy. Tak jak opisywała Amelia, urządzono tu niewielki porcik. Na próżno jednak usiłowała dostrzec w kamiennej ścianie zarys wejścia łączącego go z morzem. W dzienniku nie było wzmianki na temat drugiego mechanizmu. W każdym razie w tajnym porcie było wystar czająco dużo miejsca, by zmieściła się tam zarówno szalupa z pirackiego statku, jak i motorówka. Podej rzany towar mógł być składowany w głębi jaskini i na pomoście - z dala od niepowołanych oczu. Kate drgnęła, przejęta chłodem. Było w tym miejscu coś niemiłego, co sprawiło, że zapragnęła jak najszyb ciej wrócić na górę. Po raz ostatni oświetliła grotę, by upewnić się, czy czegoś nie przeoczyła, i nagle serce skoczyło jej do gardła. W głębi dojrzała żółty błysk. Wyobraźnia podsunęła jej natychmiast wizję zło czyńcy czającego się w mroku. Najszybciej jak mogła
PIRAT • 151
wycofała się do drzwi, a kiedy poczuła je za plecami, uspokoiła się nieco. Teraz dostrzegła, że żółta plama wcale się nie porusza. Poświeciła dokładniej w to miejsce i zobaczyła znajome, żółte pasy na czarnym stroju płetwonurka. Reszta ekwipunku Jeffa Taylora leżała obok. Kate nie czekała już dłużej. Wymknęła się do komnaty i nacisnęła pręt. Ściana zamknęła się z metali cznym szczękiem. Dopiero kiedy przekroczyła łańcuch i ruszyła ścieżką do domu, była w stanie spokojnie pomyśleć. To, co zobaczyła, nie podważało jej zaufa nia do Jareda, choć miała żal, że uparcie utrzymywał sprawę w tajemnicy. Nie zamierzała natomiast ufać ślepo innym, którzy byli w nią zamieszani. Jared zawahał się na ułamek sekundy, nim wszedł do chłodnego holu. W nozdrza uderzył go apetyczny aromat smażonych meksykańskich placuszków z na dzieniem. Nie jadł tacos od lat. Zapomniał już, jak to jest, kiedy przychodzi się po pracy do domu, w którym kobieta czeka już z jedzeniem. Kate wy tknęłaby mu natychmiast, że jest nieznośnym męskim tradycjonalistą. Być może był to już ostatni domowy posiłek. Jared pomyślał smętnie, że jeśli nie zacznie działać, będą do końca życia skazani z Davidem na restauracyjny wikt. Zajrzał do kuchni, ale była pusta. Tylko na płycie pyrkotał parujący garnek. Znudzona papuga czyściła pióra. Wrócił do holu i wtedy usłyszał głos Davida, dobiegający z gabinetu. Kate odpowiedziała mu łago dnym, miękkim tonem. Stanął w drzwiach, nie zauważony, i patrzył. Oboje pochylali się nad biurkiem, oglądając rysunek, który
1 5 2 • PIRAT
David właśnie skończył. Za chwilę zrolował go i podał Kate. - Naprawdę powiesisz go na ścianie, jak wrócisz do domu? - zapytał, patrząc na nią wyczekująco. - Tak, oczywiście. Oddam go do oprawy. Ładnie będzie wyglądał za szkłem i w czerwonej ramce. Powieszę go w salonie. - Jak prawdziwy obraz? - Chłopiec był przejęty. - Oczywiście. To jest prawdziwy obraz, podpisany przez artystę. I nigdy go nie sprzedam, choćby dawano mi za niego nie wiem jaką sumę. - Naprawdę? - Naprawdę. Jared poczuł, jak wzruszenie dławi mu gardło. Już miał się odezwać, kiedy Kate odwróciła głowę i spoj rzała w jego kierunku. Wilgotny błysk w jej oczach powiedział mu, że jest bliska łez. Zamrugała gwałtow nie, widząc, że się jej przygląda. - Jestem - oznajmił, wchodząc do pokoju. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nie znajdował słów. - Hej, Jared - odpowiedziała, przyciskając rysu nek do piersi. - Och, tato - ucieszył się David. - Zrobiłem rysunek dla Kate, a ona mówi, że oprawi go i powiesi u siebie. - Wiem, słyszałem. Kiedy będziesz na niego pa trzyła, pomyślisz choć przez chwilę o nas, prawda? - zwrócił się do Kate. - Tak. - Zaczęła się wycofywać do drzwi. - Prze praszam, muszę sprawdzić, co z z moimi tacos. Jared podszedł do Davida. - Co się stało, synu? - zapytał z troską, patrząc na smętną minę chłopaka.
PIRAT •
153
- Ona mówi, że za kilka dni wraca do Seattle. - Tam jest jej dom, Dave. - Ale powiedziała, że bardzo jej się tu podobało. Czy nie mógłbyś poprosić, żeby została? - Wielu ludziom tu się podoba, ale w końcu wyjeżdżają. - Założę się, że zostałaby, gdybyś ją poprosił - upierał się David. - Tak uważasz? - Spróbuj, tato! Proszę cię. - Pomyślę o tym - uśmiechnął się Jared. - A na razie idź umyć ręce. Za chwilę będzie kolacja. Przed północą, zmęczeni tańcem, zeszli z parkietu. Jared poprowadził Kate w pachnący mrok ogrodu. Dręczył go dziwny, naglący niepokój. A wszystko z winy Kate. Przez cały wieczór była milcząca i markotna. Nie lubił takich nastrojów u ko biet. Jako mężczyzna czuł się w obowiązku pocieszać ją, tymczasem zupełnie nie wyczuwał, o co chodzi. Chłodna nocna bryza, niosąca z sobą zapach morza i aromat kwiatów, pomogła mu uspokoić wzburzone myśli. Letty i David mieli rację, zostało już mało czasu. Musi działać natychmiast, byle tylko spokojnie i z rozwagą. W rezultacie oboje jednocześnie otworzyli usta. - Jared, ja... - Wiesz, pomyślałem, że... - Przepraszam, przerwałem ci. - Nie szkodzi, mów pierwszy. Doszli już do drzwi bungalowu. Jared odchrząknął zmieszany.
1 5 4 • PIRAT
- Za trzy dni wracasz do domu. - Tak. - Pamiętasz, jak mówiłem ci, że raz do roku jeździmy z Davidem do Stanów, do jego dziadków? - Pamiętam. - Wyciągnęła klucz z torebki. - Normalnie umawiamy się w sierpniu, ale myślę, że w tym roku można by przyspieszyć przyjazd, o miesiąc czy nawet o dwa. - Tak? - Weszła pierwsza do holu, nie zapalając światła. Podążył za nią, gorączkowo zastanawiając się, co dalej mówić. - Tak sobie myślę, że moglibyśmy wpaść do Seattle - wybąkał, lecz nie doczekał się odpowiedzi. - Mog libyśmy cię odwiedzić - brnął dalej. Kate oparła się o poręcz werandy i wpatrzyła w morze. - To bardzo miło z waszej strony - powiedziała obojętnym, towarzyskim tonem. - Tylko zawiadom mnie odpowiednio wcześniej. Może uda mi się znaleźć trochę czasu, żeby zjeść z wami lunch. Jared drgnął gwałtownie i popatrzył na nią w osłu pieniu. - Co powiedziałaś? Tylko lunch? - A czego się spodziewałeś? Przecież ja ciężko pracuję. Zagotowało się w nim z wściekłości i długo tłumio nego niepokoju. Jednym krokiem pokonał dzielącą ich odległość i chwycił Kate za ramiona, odwracając ją twarzą ku sobie. - Nie wierzę. Powtórz to jeszcze raz - warknął. Odpowiedziała mu chłodnym, spokojnym spoj rzeniem.
PIRAT »
155
- Ciekawe, jak to sobie wyobrażasz? Masz zamiar wysłać Davida do kina, żebyśmy w tym czasie mogli wykonać szybki numerek? - zapytała bezlitośnie. - Do cholery, za kogo ty mnie masz! - wybuchnął, puszczając ją gwałtownie. - Z jakiej racji wymagasz ode mnie śmiertelnej powagi, Jared? To był miły flirt, nic więcej. Popatrzył na nią spod zmrużonych powiek, na próżno usiłując odgadnąć, jaką grę z nim prowadzi. - To, co dzieje się między nami, Kate, jest poważ niejsze, niż myślisz. Możesz mnie znienawidzić, możesz pokochać, ale nie możesz mnie zlekceważyć - nawet gdybyś chciała. - Skąd ta pewność? - prychnęła, równie zła, jak on. - Bo jestem mężczyzną z twoich marzeń i dobrze o tym wiesz. Tak - dodał, widząc, że się żachnęła. - Letty dała mi „Narzeczoną pirata". Jestem bohate rem tej książki, prawda? - Niemożliwe. Nie znałam cię, kiedy ją pisałam. Jared energicznie pokręcił głową. Wreszcie stanął na pewnym gruncie. Teraz trzeba było tylko zmusić ją do odwrotu. - Nie jestem głupcem, Kate. Każdy, przeczytawszy tę książkę, domyśliłby się, jakiego mężczyzny potrze bujesz. Tylko nie chcesz się do tego przyznać. Jesz cze nie. - Twoje ego jest zdumiewające. - Kobieto, tylko popatrz na mnie, a potem po wiedz, że się mylę. Przecież szukasz kogoś równie silnego i twardego, jak ty sama. Kogoś, kto pragnie ciebie i tylko ciebie. Kogoś, kto nie cofnie się, gdy skoczysz mu do oczu. Do licha, ja nawet wyglądam jak
1 5 6 • PIRAT
twoi bohaterowie, łącznie z czarnymi włosami i szary mi oczami! Żyję na tropikalnej wyspie i masz mnie niemal za prawdziwego pirata. Założę się o pięć dziesiąt, sto, co ja mówię, o tysiąc dolarów, że nie będziesz w stanie odejść ode mnie, nie oglądając się za siebie. A potem będziesz śniła o mnie przez całe życie. Kate patrzyła na niego szeroko rozwartymi oczami. - Dobrze, może i jesteś mężczyzną z moich marzeń, ale ja nie jestem kobietą, o której marzyłeś. - A więc przyznajesz się? - zapytał z błyskiem w oku. - Do czego? Że fantazja przybrała twoją postać? Jasne. Wiedziałam to od momentu, kiedy po raz pierwszy się kochaliśmy. Jared walczył z chęcią porwania jej w ramiona. - Kochana, posłuchaj tylko... - Nie, to ty mnie posłuchaj. Dosyć już mi za szkodziłeś. Najwyższy czas, żebyś odszedł. - Nie możesz mnie odrzucić. Nie teraz. - Odejdź. Nie mógł uwierzyć. I nie mógł się z tym pogodzić. - Kłamiesz, Kate. Widzę to w twoich oczach. Proszę, bądź ze mną szczera. Patrzyła na niego przez chwilę i stopniowo jej spojrzenie złagodniało. - Dobrze, powiem ci prawdę. Myślę, że zakocha łam się w tobie, ale to uczucie mnie przeraża, gdyż jesteś niebezpiecznie podobny do mężczyzny moich marzeń. Uczucie ogromnej ulgi wypełniło Jareda. - Kochanie, nie bój się. Dopuść do siebie tę miłość - wyszeptał.
PIRAT •
157
- Ponadto - ciągnęła, jakby nie słyszała jego słów - sądzę, że ty również mógłbyś mnie pokochać, ale boisz się spróbować, ponieważ jestem zupełnie niepo dobna do kobiety twoich marzeń. Jared chłonął jej słowa. - Nie myślałem o tym w ten sposób - powiedział po długiej chwili. - Naprawdę uważasz, że pamięć o Gabrielli przeszkadza mi cię pokochać? - W pewnym sensie. Widzisz, byłeś z nią kiedyś szczęśliwy, dlatego uznałeś, że drugi raz uszczęśliwi cię tylko kobieta podobna do niej. I może masz rację. Sam mówiłeś, że jesteśmy różne jak noc i dzień. - Nie chcę drugiej Gabrielli. Nie chcę drugiego anioła. - Te słowa wstrząsnęły nim samym. - Chcę kobiety z krwi i kości, która rozumie, że mężczyzna nie zawsze może być świętym. Kobiety, która nie wpadnie w popłoch, kiedy stracę cierpliwość i będzie godnym przeciwnikiem w każdej kłótni. Kobiety, która będzie kochała mnie takim, jakim jestem. W gęstniejącym cieniu oczy Kate zabłysły, kiedy powiedziała: - Chcę mężczyzny, który będzie mnie kochał taką, jaką jestem. Mężczyzny, który nie będzie ciągle wracał do wizji z przeszłości. - Może wreszcie nadszedł czas, żebyśmy przestali snuć senne marzenia - podsumował trzeźwo Jared i dotknął jej policzka. - Przysięgam, że zostawię w spokoju pamięć Gabby. Kiedy myślę o kobiecie, którą mógłbym teraz pokochać, widzę tylko ciebie. Miał wrażenie, że jasne, przenikliwe spojrzenie Kate dociera do najtajniejszych zakątków jego duszy. - Naprawdę, Jared?
1 5 8 • PIRAT
- Naprawdę. Ujął jej twarz w dłonie i z ogromną czułością pocałował w usta. Miękkie wargi Kate i jej drżące ciało odpowiedziało mu natychmiast. Przez długą chwilę sycił się jej smakiem i upajał świadomością, że tak bardzo go pożąda. Jak mógł kiedykolwiek sądzić, że Kate Inskip nie jest jego w typie? - Chcę ciebie, kochana - powiedział drżącym gło sem. Czułość przerodziła się w rosnące pożądanie. - Chciałem cię od momentu, kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem. Doprowadzasz mnie do szaleństwa, wiesz? - Chwycił ją w pasie i podniósł do góry, aż zielone oczy znalazły się na wysokości jego twarzy. - Tak się cieszę, Jared - szepnęła, uśmiechając się radośnie. Wziął Kate w ramiona i z rozmyślną brutalnością rzucił na łóżko, wysoko zadzierając jej sukienkę, aż odsłoniła długie, zgrabne nogi. Przykląkł obok i zaczął gładzić szczupłą kostkę, przesuwając dłoń ku górze, po smukłym udzie, i wyżej, gdzie kryły się słodkie tajemnice. Dawkował piesz czoty, wyobrażając sobie, jak za chwilę zacznie roz bierać Kate i prowadzić ich oboje do rozkoszy. Poczuł, że jest już gotowy. Zaborcza, męska część jego osobowości nagliła, by wtargnąć w to chętne, wyczekujące ciepło, lecz druga, subtelniejsza, domaga ła się rozkosznej, drażniącej gry. Sam diabeł nie wymyśliłby takiej rozterki. Zadecydowała Kate. Poruszona jego pieszczotą, wy prężyła się ze zmysłowym pomrukiem, jak chętna kotka. - Co za wymagająca kobieta - uśmiechnął się Ja red, wyłuskując jej nabrzmiałe piersi ze skąpego stani-
PIRAT • 1 5 9
czka. Uśmiechnął się z leniwą satysfakcją, widząc, jak zmaga się z suwakiem jego dżinsów, i nagłym ruchem wziął ją pod siebie. Teraz wszystko zaczęło się dziać w przyspieszonym tempie. Rozbierali się nawzajem tak szybko, jakby ścigali się, kto pierwszy zostanie nagi. Części gardero by kolejno opadały na podłogę wokół łóżka. Oddechy stawały się coraz szybsze, a skóra wilgotniała. Wreszcie drżący z niecierpliwości Jared wsunął się pomiędzy jej uda, a kiedy objęła go nogami i przy lgnęła do niego, wszedł w nią mocno i głęboko. — Jared... Tak, och, miły, tak! Strasznie cię chcę - wydyszała, prężąc się pod nim. - Trzymaj się mnie, kochana. Mocno - wyszep tał, choć miał ochotę wykrzyczeć te słowa. Wtuliła się w niego, tak ufnie, tak chętnie, jak żadna inna kobieta. Brał wszystko, co było mu dawane i dawał wszyst ko, co miał. W ostatnich sekundach, kiedy nienasyce nie miało się spełnić, potrafił już myśleć tylko o jednym - by stać się cząstką tej ukochanej kobiety. Musiał wejść w nią i zostać w niej, by już nigdy nie mogła się od niego uwolnić. Kate, rozedrgana i szczęśliwa, wyprężyła się, szep cząc jego imię nieprzytomnym, cichym głosem. Jared wznosił się na zawrotne szczyty. Nagle, w samym oku cyklonu, wśród burzy zmysłów, jego ciało na ułamek sekundy zastygło w bezruchu, który przyniósł cudow ne wyzwolenie. Żadne z nich nie miało już sił. Ciężko dysząc, przylgnęli do siebie. Dopiero po długim, długim czasie Jared niechętnie odsunął się na bok. Głęboko wciągnął
1 6 0 • PIRAT
powietrze, czując, jak odzyskuje utraconą energię. To przywróciło go do rzeczywistości. Nie mogę pozwolić jej odejść, pomyślał. - Jared? - Tak? - Znów był czujny. - Jeśli uznamy dzisiejszą rozmowę za punkt zwrot ny w naszej znajomości... - Tak, to jest punkt zwrotny. Nigdy więcej niezo bowiązujących obiadków w Seattle. - Dobrze, ale chciałabym jeszcze pomówić szczerze o kilku rzeczach. W mózgu Jareda natychmiast zapaliło się ostrzega wcze światełko. Błogi nastrój uleciał bezpowrotnie. - Chcesz znowu drążyć temat zamku Hawthorne'ów? Tak myślałem. Ile razy mam ci mówić, żebyś nie wtrącała się w nie swoje sprawy? Obiecałaś, że będziesz mi ufać. - Tobie ufam, Jared, ale nie widzę powodu, żeby ufać takim facetom jak Max Butterfield czy Jeff Taylor. Dlatego sądzę, że jesteś mi winien wyjaśnienie. - Jeff Taylor? W zamku? - Jared poderwał się i chwycił Kate za ramiona. - O czym ty, do licha, mówisz? - krzyknął.
ROZDZIAŁ
10
Reakcja Jareda całkowicie zaskoczyła Kate. - O co chodzi? - wyjąkała. - Wiem, że nie lubisz, gdy jestem zbyt ciekawska, ale chyba należy mi się wyjaśnienie? - Kate, posłuchaj, wyjaśnię ci wszystko, ale naj pierw powiedz, dlaczego sądzisz, że Jeff Taylor jest w to zamieszany? Kate wzięła głęboki oddech. - Znalazłam tajne przejście w ścianie zamku - oznajmiła. - Jak je znalazłaś? - Przeczytałam o nim w dzienniku Amelii Cavendish. - Cholera, powinienem się domyślić. Ale mniejsza o to, mów dalej. Więc poszłaś do zamku pomimo zakazu? Głupie pytanie. Jasne, że poszłaś. I nie wpadło ci do głowy, by zapytać mnie o zdanie. - Dlaczego miałam cię pytać? - Kate momentalnie zesztywniała. - Za każdym razem, kiedy chciałam wiedzieć, co się tam dzieje, wściekałeś się, mówiąc, że to nie mój interes. - Dobra, porozmawiamy o tym później. Teraz opowiedz, co widziałaś.
1 6 2 • PIRAT
- Weszłam przez ścianę i poświeciłam latarką. Zobaczyłam małe nabrzeże, stertę kartonów i strój do nurkowania Jeffa Taylora. - Skąd wiedziałaś, że to strój Taylora? - Miał czarną piankę, sklejaną żółtymi taśmami. Zakładał ją wczoraj, kiedy byliśmy na plaży. O ile wiem, stroje, które wypożyczacie, są inne? - Zgadza się. - Jared z zakłopotaniem przeciągnął dłonią po włosach. - Co tam jest, u licha, grane? - Sama chciałabym wiedzieć. Jared, jeśli wplątałeś się w coś nielegalnego, lepiej mi powiedz. Zbyt długo już krążymy wokół tego tematu. - Uspokój się, nie ma w tym nic niezgodnego z prawem. Ale fakt, że mam coraz większe kłopoty - powiedział, marszcząc brwi. - Proszę, powiedz mi - poprosiła. - To długa historia. Zaczęło się od przysługi, którą wyświadczył mi kiedyś Max Butterfield. Widzisz, on wykonuje pewne hm... zlecenia dla rządu - tu, na Pacyfiku. - Nie rozumiem. Szpieguje? - Nie, nic aż tak pasjonującego. Nie jest nawet na rządowym etacie. Można go nazwać płatnym infor matorem. Kiedy zorientował się, że w ciągu najbliż szych lat nie napisze Najsłynniejszej Amerykańskiej Powieści, stwierdził, że musi jakoś zarobić na życie. Przydały mu się kontakty i wiadomości, które zdobył w czasie licznych podróży w tym rejonie. Sadzę, że z czasem stworzył sobie własną siatkę informato rów - wyjaśnił, sięgając po dżinsy. - Dobrze, ale co konkretnie on tu robi i dlaczego mu pomagasz?
PIRAT •
163
- Kiedy zacząłem organizować swój ośrodek na Ametyście, pojawiła się konkurenta, która wszelkimi sposobami starała się wykurzyć mnie z wyspy. Zwróci łem się o pomoc do Maxa. Powiedział o tym kumplom z departamentu, a ci wysłali paru speców od perswazji. - Kogo? - Facetów, którzy zadają mnóstwo szczegółowych pytań o uprawnienia, podatki i tym podobne sprawy. Potrafią tak zmęczyć gościa, że odechciewa mu się wchodzić do gry. Moja konkurencja szybko się znie chęciła i zostawiła mnie w spokoju. Słowem, zaciąg nąłem dług wdzięczności u Maxa i jego pracodawców. - I wreszcie upomniał się o przysługę? - Tak, kilka miesięcy temu. - Czego chciał? - zapytała rzeczowo, sięgając po swoje ubranie. - Pracodawcy, którym sprzedaje informacje, zlecili mu, żeby zastawił pułapkę na mojej wyspie. Nie powin naś mieć kłopotów ze zrozumieniem dalszej części tej afe ry - skrzywił się. - To coś z twojej branży - piractwo, tyle że współczesne. Pewni ludzie robią lewe interesy, wykorzystując kursujące tu statki wycieczkowe. - W jaki sposób? - Wykradają nowoczesne wyposażenie przede wszystkim elektroniczne, z baz wojskowych i instytu tów, rozsianych na Pacyfiku. Z pomocą małych, szybkich ścigaczy czy samolotów wywożą towar i skła dują w tajnych zakątkach na wyspach takich jak Ametyst. Kiedy zbierze się go więcej, pojawiają się chłopcy, którzy pakują ładunek i wysyłają go tam, gdzie jest akurat zapotrzebowanie. - Jak wykorzystują te statki wycieczkowe?
1 6 4 • PIRAT
- Przyjaciele Maxa znają płotki, które przeprowa dzają te operacje, ale szef jest przez cały czas nieuchwy tny. Domyślają się tylko, że jako turysta, przypływa statkiem wycieczkowym na wyspy, na których ładuje się towar. Kiedy wszyscy wyjdą na brzeg, żeby się zabawić, on działa - i albo zabiera towar na pokład, albo organizuje jego dalszą wysyłkę. - Nieźle pomyślane - przyznała Kate. - Kiedy przypływa statek, na wyspie kłębią się tłumy. Łatwo wtedy pozostać nie zauważonym. - Właśnie, dlatego Max i jego szefowie liczą na to, że uda się złapać tych piratów na gorącym uczynku w mojej ukrytej przystani. Jutro przypływa statek i należy się spodziewać, że wśród gości będzie sam boss. Komitet powitalny pod wodzą Butterfielda ma czekać na niego w jaskini - powiedział Jared, z ręką na klamce. - Dokąd idziesz? - zapytała z niepokojem. - Poszukać Butterfielda. O ile wiem, agenci rządo wi mają przylecieć jutro samolotem. Do tego czasu nikt nie powinien kręcić się po zamku. Ale nie mam pojęcia, skąd się tam wziął Jeff Taylor. - Powiesz Maxowi wszystko? - Jasne, przecież to jego operacja. I zażądam wyjaśnień w sprawie Taylora. Nie lubię, jak ktoś kombinuje za moimi plecami. Już miał wyjść, ale zatrzymał się nagle. - Kate, posłuchaj. Nie wiem, jak dalej rozwinie się sytuacja - powiedział poważnie. - Jeśli nie wrócę za godzinę, zawiadom Sama Finleya na Rubinie, dobrze? Numer jest w notesie na moim biurku. Mówię to na wszelki wypadek, bo nie powinno się nic stać. Max z pewnością ma wszystko pod kontrolą.
PIRAT • 1 6 5
Kate ogarnął niepokój. Chciała jeszcze zatrzymać Jareda, ale pocałował ją szybko na pożegnanie i zni knął. Powoli dokończyła ubierania. Na wszelki wypadek włożyła koszulkę i dżinsy. Coraz bardziej nie podobała się jej cała ta afera, a już zwłaszcza niebezpieczny błysk w oczach Jareda. Tym razem miał zbyt wiele z pirata, nawet jak na jej gust. Nie mogła usiedzieć w miejscu. Wielkimi krokami chodziła po tarasie, zastanawiając się, czy Jared zastał Maxa w barze i o czym w tej chwili mogą rozmawiać. Czy pójdą do zamku? A może Butterfield spróbuje się skontaktować ze swoimi chlebodawcami? Albo, co gorsza, Hawthorne postanowi załatwić sprawę po piracku, na własną rękę... To ostatnie było tak prawdopodobne, że natych miast w jej głowie zabrzmiał dzwonek alarmowy. Przeczucie mówiło Kate, że w tej grze nie wszyscy są uczciwi. Ufała jedynie Jaredowi. Rozsądek nakazywał, by zadzwonić do Sama Fin leya już teraz, na wszelki wypadek. Kate podjęła decyzję i szybko ruszyła do domu Jareda. Drzwi były otwarte, a światła zapalone. Na tej wyspie nikt nie bał się złodziei. - Jest tu ktoś? David? - zawołała, wchodząc do holu. - Założysz się? Kate zajrzała do kuchni. Papuga łypnęła na nią okiem. - Zostawili cię samą, Jolly, biedaczko - powie działa, przechodząc do gabinetu. Szybko odnalazła numer w notesie na biurku Jareda i wystukała go nerwowo. Nikt nie odpowiadał. Spróbowła jeszcze kilka razy. Bez skutku.
1 6 6 » PIRAT
Powoli odłożyła słuchawkę, zastanawiając się, co robić dalej. Była coraz pewniejsza, że Max i Jared mają kłopoty. Jej spojrzenie zatrzymało się na pirac kim sztylecie, leżącym w gablotce. Przypomniała so bie, że Jared beztrosko nie zabrał z sobą żadnej broni. Bez namysłu uniosła wieczko, wyjęła nóż i wsadziwszy go sobie za pas, zakryła koszulką. W sumie lepsza taka broń niż żadna, pomyślała, odruchowo zaciskając palce na rękojeści. Dotyk chłodnego metalu podziałał uspokajająco. Cała sytu acja przypominała film w stylu płaszcza i szpady, ale już się nie wahała. Wiedziała, co ma dalej robić. Szybko przeszukała szuflady biurka, znalazła latarkę i wybiegła z domu. Pierwsze kroki skierowała do baru, ale tak jak przypuszczała, nie znalazła tam Jareda i Maxa. Teraz była już pewna, że poszli do zamku. Niepokoiła się coraz bardziej. Fakt, że Butterfleld był profesjonalistą, bynajmniej jej nie uspokajał. Co gorsza, nigdzie nie dostrzegła Jeffa Taylora. - Hej, Kate, jak się masz? - zagadnął ją pułkownik. - Dobrze, pułkowniku. Nie widziałeś czasem Ja reda? - Był tu niedawno. Szukał Maxa. - Aha. Gdybyś przypadkiem go spotkał, powiedz mu, że go szukam - powiedziała szybko i wybiegła z baru. Przez moment zastanawiała się, czy nie wtajem niczyć we wszystko pułkownika, ale doszła do wnios ku, że Jared byłby niezadowolony, gdyby rozpowiada ła szczegóły ściśle tajnej operacji. Pozostało jej tylko jedno wyjście - iść do zamku. W miarę jak pięła się po wąskiej ścieżce, świecąc sobie latarką, czuła się coraz bardziej nieswojo.
PIRAT • 1 6 7
Ciemna bryła budowli wyłoniła się z mroku. W wąs kich oknach nie było widać żadnego światła. Kate ostrożnie przeszła przedsionek i zatrzymała się u szczy tu schodów, czujnie nasłuchując. Wszędzie panowała cisza. Uspokojona, zaczęła schodzić po stromych stopniach. Była już w dolnej komnacie, kiedy nagle doszedł jej uszu nikły szmer. Niestety, było już za późno. Powtó rzył się scenariusz poprzedniej wizyty - silne męskie ramię objęło ją mocno, a stanowcza dłoń zatkała usta. Latarka, wytrącona z ręki, upadła na podłogę. Kate szarpnęła się gwałtownie. - O, nie, tylko nie to - mruknął znajomy głos. Jared był wyraźnie zdegustowany. - Powinienem to przewidzieć - westchnął, zwalniając uścisk i podno sząc latarkę, którą zgasił natychmiast. - Bądź cicho. Nic nie mów - nakazał, prowadząc ją do ukrytego pod schodami lochu. - Czy widziałaś coś albo słyszałaś, kiedy tu weszłaś - szepnął z ustami przy jej uchu. - Nie, nic. Możemy rozmawiać? . - Tak, ale cicho. Najpierw powiedz mi, co tu znowu robisz? - Próbowałam dodzwonić się do Sama Finleya, ale nikt nie odpowiadał. Wobec tego poszłam do baru, lecz nie zastałam tam ani ciebie, ani Maxa, ani Taylora. Doszłam do wniosku, że coś się musiało stać, i postanowiłam sprawdzić. Jared - zapytała bez tchu - co tu się dzieje? Ta sprawa zaczyna mi się coraz bardziej nie podobać. - I słusznie, bo ta sprawa śmierdzi. Ja też nie zastałem Maxa w barze, więc poszedłem do zamku. Czekał już tam na mnie.
1 6 8 • PIRAT
- Jak to, Butterfield jest tutaj? Dlaczego w takim razie czaisz się w ciemności? - Bo on czekał na mnie z bronią - wyjaśnił spokoj nie Jared. - Co gorsza, ten tłusty drań zabrał mój pistolet i zaniknął mnie w lochu. - Zabrał twój pistolet? - Głos Kate drżał na grani cy histerii. - Skąd go miałeś? - Po prostu wziąłem z domu. Nie masz się co dziwić. Jak sama się przekonałaś, niełatwo dodzwonić się stąd na policję. Musimy sobie radzić sami. - Nic z tego nie rozumiem. Jakim cudem Butter field nagle okazał się zdrajcą? - Przypuszczam, że zwęszył coś bardziej intratnego niż rządowa pensja. Jednym słowem, związał się z piratami. Kate była wstrząśnięta. - W takim razie miałeś szczęście, że cię nie zabił. - Miał zamiar, tylko nie chciał tego robić tutaj. Dlatego wsadził mnie do celi, a potem, jak przypu szczam, planował wywieźć mnie razem z ładunkiem na pełne morze, gdzie można łatwo pozbyć się zwłok. - O, Boże - wyszeptała ze zgrozą. - Jak się wydo stałeś? - Roger Hawthorne był przewidującym człowie kiem. Miał do czynienia z niejednym buntem i wie dział, w jaki sposób się zabezpieczyć. Liczył się z tym, że pewnego dnia wierni kompani mogą go wtrącić do jego własnego lochu. Dlatego umieścił w nim tajne wyjście. Kilka lat temu, kiedy czytałem jego dziennik, trafiłem na opis mechanizmu. Kate nadal nie mogła ochłonąć.
PIRAT •
169
- Nie mogę w to uwierzyć, Jared. Max Butterfield jako zdrajca i potencjalny morderca... - W sumie nigdy go nie lubiłem, ale uważałem, że skoro ufa mu agencja rządowa, nie ma powodu do podejrzeń. Niestety, nawet zawodowi wywiadowcy mogą się mylić. - A co z Jeffem Taylorem i jego sprzętem do nurkowania? Dlaczego był dzisiaj w ukrytym porcie? - Max był tak łaskawy, że wszystko mi wyjaśnił. Widać był pewien, że nikomu nic już nie zdradzę. Powiedział, że Taylor odwiedzał to miejsce regularnie, pod pretekstem nurkowania. Jest tam podwodne wejś cie przez tunel z lawy. - Teraz rozumiem, dlaczego tak bardzo chciał pływać sam. - Właśnie. Prawdopodobnie Jeff do ostatniej chwi li przygotowywał towar do załadunku i chciał uzgod nić ostatnie szczegóły z Maxem. Musiał się już bardzo spieszyć, skoro zostawił sprzęt na brzegu i wrócił z zamku zwykłą drogą. Nie trudno przeniknąć tam nie zauważonym. Ty jednak miałaś szczęście, że nie na działaś się na niego. - Rzeczywiście. - Kate wzdrygnęła się mimo woli. - Początkowo miałem zamiar czekać na powrót Masa i Taylora, ale teraz sądzę, że lepiej będzie wrócić do hotelu i spróbować wezwać posiłki z Rubinu. Sam nie mógł odejść daleko. Jakoś go wydzwonię. - Dobry pomysł - uznała Kate. - Idziemy. - Tedy. -Ujął ją za rękę i poprowadził do schodów. Kate namacała w ciemności pierwszy stopień, kiedy poczuła, że Jared nieruchomieje, czujnie nasłuchując.
1 7 0 • PIRAT
Zamarła w oczekiwaniu. Teraz i ona słyszała, że ktoś schodzi w dół. Jared błyskawicznie pociągnął ją w cień pod scho dami. Zaszyli się tam, czekając, co będzie dalej. Kroki zatrzymały się pod ścianą i po chwili owionął ich podmuch świeżego powietrza. Nic nie było wi dać, ale domyślili się, że tajne wejście zostało ot warte. Jared ostrożnie wysunął się z ukrycia i dał Kate znak, by szła za nim. Bezszelestnie wsunęli się do jaskini i przykucnęli za blokiem lawy. - Tylko się nie ruszaj - szepnął jej do ucha. - Tu cię nikt nie powinien zobaczyć. Było jasne, że chce dopaść intruza z zaskoczenia. - Poczekaj - powiedziała, wyciągając sztylet zza pasa. - Masz. Chwycił palcami rękojeść. Przysięgłaby, że uśmie chnął się w ciemnościach. - Kochanie, jesteś prawdziwą kobietą pirata - mruknął z podziwem. Lekko uścisnął jej rękę i zniknął w mroku. Została sama. Zmysły miała tak wyostrzone, że słyszała naj mniejszy szmer. Wydawało się jej, że w drugim końcu jaskini rozległ się cichy plusk, jakby coś wsunęło się do wody. W chwilę później na schodach zatupały kroki i ściany groty omiotło silne światło latarki. Na szczęś cie kryjówka Kate pozostała nie zauważona. Wstrzymała oddech, słysząc znajomy głos. - Butterfield? Jesteś tu? - pytał Jeff Taylor, a ścia ny jaskini odpowiadały mu echem. - Co jest grane? Dlaczego otworzyłeś ścianę, zanim przyszedłem? Jeśli myślisz, że uda ci się przerobić mnie tak, jak tych ludzi
PIRAT • 171
z rządu, to się grubo mylisz, mój drogi. Nikt jeszcze nie wygrał z Jeffem Taylorem. Snop światła znów zatańczył po ścianach, wyłus kując z ciemności sylwetkę smukłego ścigacza, zacu mowanego przy molo obok sterty skrzyń i kartonów. Taylor podszedł do motorówki i zobaczywszy, że jest pusta, kiwnął z zadowoleniem głową, po czym przystąpił do załadunku. Ten moment wykorzystał Jared, by wkroczyć na scenę. Kate musiała przyznać, że uczynił to z klasą, jakiej nie powstydziłby się żaden z bohaterów jej powieści. Wyłonił się z wody tuż koło stóp Jeffa, trzymając nóż w zębach, w najczystszym pirackim stylu. Ciemne, mokre włosy spadały mu na oczy, te zaś lśniły równie groźnie jak ostrze sztyletu. Taylor musiał szóstym zmysłem wyczuć, że coś mu grozi, bo w ostatniej chwili spojrzał w dół i gwałtownie odskoczył od brzegu, wyciągając broń z pochwy pod ramieniem. Spóźnił się jednak. Jared zdążył chwycić go za kostkę i wciągnąć do wody. Rewolwer z pluskiem zniknął w ciemnej toni. Walka była krótka, lecz gwałtowna. Kate wysko czyła zza głazu i oświetliła wzburzoną powierzchnię wody akurat w momencie, gdy Jared przyłożył ostrze sztyletu do szyi Jeffa. Taylor przestał walczyć i po zwolił wyprowadzić się na brzeg. - Odwiąż tę żółtą linkę z dziobu i rzuć mi ją - polecił Jared. Kate szybko wykonała rozkaz i zafas cynowana patrzyła, jak wprawnie żeglarskimi węzłami unieruchamia przeciwnika.
1 7 2 • PIRAT
- Jesteś szalony, Hawthorne - wychrypiał Taylor. Wzrok miał nieprzytomny z wściekłości. - Powinieneś trzymać się od tego z daleka. W odpowiedzi Jared mocniej zacisnął węzły. - Co teraz? - zapytała Kate. - Teraz wrócisz do hotelu i spróbujesz ściągnąć tu Sama. Nie podobał się jej wyraz jego oczu. - A co z tobą? - Ja poszukam Maxa Butterfielda - powiedział to nem, który wprawił ją w drżenie. - Nie musisz mnie szukać, Hawthorne - rozległ się głos od strony tajnego przejścia. - Jestem tutaj. Oczy wiście nie zapomniałem o polisie ubezpieczeniowej. Nie, zostaw ten stary kozik. Ktoś mógłby przez to ucierpieć. Butterfield wkroczył w krąg światła z wycelowanym pistoletem. Nie był sam. - Tato! Ciężka łapa Maxa mocno ściskała ramię Davida. Przerażone, szeroko otwarte oczy chłopaka błyszczały w półmroku. - Tatusiu, co się dzieje? Max powiedział, że mam szybko przyjść do ciebie na zamek, bo masz kłopoty. Co z tobą i z Kate? - Jak widzisz, mój drogi chłopcze, nic im nie jest - stwierdził Butterfield. - Przynajmniej na razie. Choć muszę z żalem stwierdzić, że mój niezbyt udany wspólnik nie miał szczęścia. Zawsze byłeś trochę narwany, Taylor. Dobry z ciebie planista, ale brak ci inwencji w działaniu. Kate miała wrażenie, że jakaś lodowata ręka ściska jej żołądek. Nie musiała patrzeć na twarz Jareda, by
PIRAT • 1 7 3
wyobrazić sobie, co czuje, widząc syna w rękach mordercy. - Max, puść Davida - usłyszała jego przerażająco spokojny głos. - Nie jest ci potrzebny. Możesz wziąć motorówkę i odpłynąć. Nikt nie będzie cię zatrzy mywał. - Nie, Hawthorne, obaj wiemy, że to nie takie proste - powiedział Max z dobrze udanym ubolewa niem i zerknął na Kate. - Szkoda, że byłaś taka wścibska, kochanie. Twoja obecność szalenie kom plikuje nam sprawę. Cóż, życie pisarza to wzloty i upadki, prawda? - W twoim z pewnością było więcej upadków - odparowała. - Co cię popchnęło do zdrady? - Och, jakie dramatyczne pytanie. Mocno przesa dzasz, moja droga. Pamiętasz naszą filozoficzną dys kusję przy kawce? Powiedziałem ci wtedy, że czekam na tę jedną, jedyną szansę, która pojawia się raz w życiu, i że nie zamierzam jej przegapić. Otóż właśnie teraz mam swoją szansę. - Naprawdę wierzysz w bzdury, które sam opowia dasz? - zapytał kpiąco Jared. - Tato? - David szarpnął się zły, że jest za słaby, by się uwolnić z uścisku. - Puść mnie, Max. Proszę. - Jeszcze nie, mój drogi Davidzie. Muszę mieć gwarancję, że twój tata nie zrobi jakiegoś głupstwa. I pani Inskip również, bo wiemy, do czego jest zdolna. Poprowadził chłopaka w stronę motorówki, lufą rewolweru dając znak Kate i Jaredowi, by się od sunęli. - Nigdzie z tobą nie pójdę! - David znów zaczął się szarpać.
1 7 4 • PIRAT
- Spokój, szczeniaku, albo wpakuję twojemu ojcu kulkę w łeb. Zrozumiano? - warknął Max, popycha jąc go do przodu. - Tatusiu? - Chłopak spojrzał z rozpaczą na Jareda. - Nie walcz z nim, synu - polecił spokojnie ojciec. - Ale ja nie chcę iść z Maxem. - W oczach dziecka pojawiły się łzy. - Wszystko będzie dobrze. Kiedy to się wreszcie skończy, znów umówisz się z Kate, żeby nauczyła cię paru rzeczy. Pamiętasz, jakie to były fajne lekq'e? David zamrugał gwałtownie. Strumień łez ustał. Zerknął bystro na Kate. Niedostrzegalnie skinęła głową. - Pamiętam. Bardzo fajne - powiedział, ukrad kiem naprężając mięśnie. - Bardzo miło sobie gawędzicie - wtrącił Max, podchodząc do łódki - ale zostało już mało czasu na czułe pożegnania. Jared, otwórz wyjście na morze. Wskakuj na pokład, David. - Nigdzie z tobą nie płynę - powiedział z uporem chłopiec. - Nie masz tu nic do gadania. - A założysz się? - wrzasnął nagle David i bez ostrzeżenia, z całej siły uderzył Maxa wyprostowaną stopą pod kolano. Nagle wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko. Grubas zachwiał się, zawył z bólu i straciwszy równo wagę, z pluskiem wpadł do wody. David jednym skokiem dopadł ojca. Jared objął go mocnym, serdecznym uściskiem. - Byłeś fantastyczny, wiesz? - szepnął zdławionym głosem.
PIRAT • 175
- To jeden z trików Kate. - Kate też jest fantastyczna. A ja jestem fantastycz nie szczęśliwy - roześmiał się Jared i popchnął syna w objęcia Kate. Sam przykląkł na nabrzeżu, czekając na Butterfielda, który prychając, wyłonił się z wody. - Jared, przecież od lat byliśmy przyjaciółmi - wysapał, chwytając rękami śliskie kamienie. - Proszę, żebyś wziął to pod uwagę, zanim zrobisz coś głupiego. I nie zapominaj, o jaką forsę idzie ta gra. - Wezmę to wszystko pod uwagę i na pewno nie zapomnę - obiecał Jared, - Miałem aż za dużo czasu na rozmyślania, kiedy zamknąłeś mnie w lochu. I za stanawiałem się nad tym nadal, kiedy groziłeś mojemu synowi i Kate. Tak więc, po dojrzałym namyśle, stwierdzam, że nigdy nie uważałem cię za przyjaciela.
PIRAT • 177
ROZDZIAŁ
11
- Uważam, że postąpiłeś karygodnie i niewybacza lnie, nie informując mnie od samego początku, co tu się dzieje - mówiła Kate, chodząc wielkimi krokami po tarasie. Poranek był piękny, jak zwykle. Zacumowany na środku zatoki biały statek leniwie kołysał się na falach. Pasażerowie jedli śniadanie na pokładzie. - Kate, to nie miało nic wspólnego z tobą, a w do datku było niebezpieczne. Poza tym cała akcja miała być tajną operacją rządową. Fakt, że nie sposób wytłumaczyć kobiecie, na czym polega tajność - rzucił Jared, nie spuszczając oka z robotników naprawiają cych uszkodzoną poręcz. - Mark, tylko wymierz dob rze. Ta tekowa belka kosztowała mnie majątek - upo mniał pracownika. - Nie ma strachu, szefie. - Mark i jego pomagier wymienili znaczące spojrzenia, szykując się do cięcia cennego drewna. Już od kilku minut przysłuchiwali się wymianie zdań pomiędzy Jaredem a Kate, starając się nie uronić ani słowa, co dawało gwarancję, że dokład ne sprawozdanie obiegnie cały kurort. - Właśnie dlatego, że zadanie było niebezpieczne, powinieneś był mi o nim powiedzieć.
- Uznałem, że lepiej będzie trzymać cię od tego z daleka. - Jared uważnie sprawdził, czy linia cięcia znajduje się we właściwym miejscu. - Nie będzie zbyt pięknie, ale nie mamy już czasu - stwierdził. Za jego plecami Kate zrobiła wściekły grymas. - Co się stanie z Maxem i Taylorem? - Sam Finley trzyma ich pod kluczem i dziś rano przekaże władzom. Panowie, z życiem! Ta robota była na wczoraj - upomniał robotników. - A gdzie jest pułkownik? Miał wynieść dodatkowe krzesła i stoły z magazynu. - Widziałem go przed chwilą, szefie. Właśnie to robi. - Jared - Kate była bliska wybuchu - przepra szam, że zajmuję twoją uwagę w takiej chwili, ale naprawdę muszę z tobą porozmawiać. I to w cztery oczy. Czy możesz mi poświęcić odrobinę swojego cennego czasu? - zapytała bez większego przekona nia. Czuła, że przegrała tę rozgrywkę. - Nie teraz, Kate. Na razie, jak widzisz, mam ważniejsze rzeczy do zrobienia. Dobra, Mark, przyłóż to teraz i zobacz, czy pasuje. - To niemożliwe, Jared. - Nie, dlaczego, wyszło całkiem nieźle. - Facho wym okiem ocenił nadsztukowaną poręcz. - Najwyżej zeszlifujcie ten koniec o parę milimetrów, chłopcy. - Sie robi, szefie - odparł Mark, sięgając po na rzędzia. - Tracę czas - burknęła zniechęcona Kate. - Po winnam wiedzieć, że nie stać cię na poważne rozmowy. Zbywałeś mnie wczoraj wieczorem, zbywasz dzisiaj, aż w końcu zaczynam myśleć, że w ogóle nie masz ochoty ze mną rozmawiać.
1 7 8 • PIRAT
Jared musiał dosłyszeć w jej głosie nutę rezygnacji, gdyż w końcu odwrócił się ku niej. - Nie mamy aż tak pilnego tematu, żeby nie mógł poczekać do przypłynięcia statku - stwierdził zniecier pliwiony. - Słuchaj, a może tak ponurkowałabyś na rafie? Dave, zabierz ją nad wodę - zwrócił się do syna, który właśnie wszedł na taras. - Jasne, tato. Kate uśmiechnęła się do chłopca. - Dziękuję, Dave, ale nie skorzystam. Chyba pójdę do siebie i trochę poczytam. - Świetna myśl! - ucieszył się Jared. - Najlepiej, gdybyś ucięła sobie drzemkę - poradził. - Po ostat nich przeżyciach musisz być wykończona. Kate spojrzała na niego, a potem na Davida, który obserwował ją z uwagą. - Do zobaczenia później, chłopcy - powiedziała i szybko zeszła z tarasu. Odruchowo skierowała kroki do baru. Pułkownik królował jak zwykle za lśniącym kon tuarem, polerując kieliszki. Pomagała mu Letty. - Cześć, Kate - powitała ją z serdecznym uśmie chem. - Czy postawiłaś już Jareda do raportu za to, że nie powiedział ci, co się dzieje w zamku? - Tak, już po wszystkim. - Bardzo się cieszę. I chcę, byś wiedziała, że jestem po twojej stronie. Ach, ci mężczyźni... Uważają, że wyłącznie oni mają prawo podejmować decyzje, a ko biety należy utrzymywać w nieświadomości. Jak zwyk le myślą tylko o sobie. - Letty, nie bądź niesprawiedliwa - wtrącił puł kownik. - Jared zrobił przysługę rządowi i nakazano
PIRAT • 179
mu, żeby trzymał język za zębami. Nie mógł wyjaśnić Kate, o co chodzi. Zresztą nie tylko jej, ale nikomu, nawet mnie. Zrozumcie, nie miał innego wyjścia, jeśli chciał być lojalny. Skąd mógł wiedzieć, że Butterfield zdradzi? Nikt tego nie wiedział, nawet agenci rządowi. Słyszałem, co powiedział Jaredowi wysłannik, który przyjechał tu razem z Samem Finleyem. Otóż stwier dził, że Butterfield był dla nich bardzo użyteczny i nigdy nie mieli powodu, by go podejrzewać, choć sprawdzali go kilka razy. - Wybaczcie - przerwała nagle Kate - ale powin nam już iść. Muszę się szybko spakować, jeśli chcę zdążyć na popołudniowy lot Hanka. Pozdrowiła oboje promiennym uśmiechem i ruszyła do drzwi. - Och, fatalnie - syknęła Letty do pułkownika. - Słyszałeś, co powiedziała? Kate nie była nawet ciekawa, co odpowiedział. W pośpiechu wróciła do siebie. Natychmiast położyła torby na łóżku i zaczęła pakować rzeczy. Czas uciekał, a jej duma cierpiała coraz bardziej. Mi nęło południe, a Jared nie przychodził błagać, aby została na wyspie. Może jeszcze nie domyślił się, że wyjeżdża? Kiedy zeszła do restauracji, kłębił się już tam tłum turystów. Sklep z pamiątkami pękał w szwach, a puł kownik uwijał się za barem jak w ukropie. Po plaży kręcili się amatorzy nurkowania i kąpieli. Dżipy kursowały z pasażerami po całej wyspie. Było jasne, że właściciel Kryształowej Zatoki miał ważniejsze sprawy na głowie niż wydumane problemy jednej wczasowiczki, która właśnie miała odlecieć do domu.
1 8 0 • PIRAT
Kate usiłowała robić dobrą minę do złej gry. W czasie obiadu gawędziła z kelnerkami i obsługą. Nigdzie nie było widać Jareda. Kiedy zjawiła się w recepcji, Jim i Lani powitali ją serdecznie. Osłupieli dopiero, gdy wyciągnęła książeczkę czekową i po prosiła o końcowe rozliczenie. - Pani wyjeżdża? Dzisiaj? - pytali jedno przez drugie. - Tak, zaraz odlatuję na Rubin z Hankiem. - Jared nic o tym nie mówił - zafrasował się Jim. - Może po prostu nie wie. - Kate uśmiechnęła się swobodnie. - Jest przecież bardzo zapracowany. - Czy mogłaby pani dać mi na pożegnanie swój autograf? - zapytała przytomnie Lani, wyciągając spod biurka egzemplarz „Narzeczonej pirata". - Uwielbiam tę książkę. I inne też. - Oczywiście. - Kate szybko napisała dedykację i pożegnała się serdecznie. W godzinę później stała już z bagażami na pasie lotniska, obok dwusilnikowej cessny Hanka. Wraz z nią kilku innych pasażerów czekało, aż pilot zacznie załadunek. Jared nadal nie dawał znaku życia. - Jest pani gotowa, pani Inskip? - zapytał Hank. - Tak. - Wie pani co - zerknął przez ramię na drogę dojazdową - Jared powinien się tu zaraz pokazać, tak jak poprzednim razem. - Był tu wtedy? - Tak jest. Zapłacił za puste miejsce, bylebym tylko pani nie zabrał i kazał mi powiedzieć, że mam już komplet. No, ale pani się wtedy nie po kazała.
PIRAT • 1 8 1
- Myślałam, że i tym razem nie będzie chciał, żebym odjeżdżała - wyznała Kate ze smętnym uśmie chem. - Czy jest pani pewna, że on wie o tym? - zapytał z troską Hank. - Gdyby chciał, to już dawno by wiedział - ucięła Kate i chwyciła poręcz schodków. Zaledwie jednak postawiła stopę na pierwszym stopniu, zza zakrętu rozległ się ryk silnika. - No, no, kto tu jedzie! - rozpromienił się pilot. Kate stała na schodkach i patrzyła, jak dżip pędzi po pasie. Jared prowadził, a obok niego siedział David. Obaj mieli bardzo bojowe i poważne miny. Kiedy samochód z piskiem opon zahamował tuż przy samolocie, grupka widzów natychmiast zajęła dogodne pozycje obserwacyjne. Kate gotowa była się założyć, że jakimś cudem już zdążyli porobić zakłady. Jared zgasił silnik i wyskoczył z dżipa, nie za wracając sobie głowy otwieraniem drzwiczek. - Dokąd się znowu wybierasz? - wykrzyknął wściekle, idąc ku niej wielkimi krokami. - Do domu. - Kate uniosła bojowo brodę. - Już najwyższy czas, Jared. - Miałaś jechać dopiero jutro. - Dwadzieścia cztery godziny w tę czy w tamtą stronę chyba nie robi różnicy - zauważyła oschle. - Zwariowałaś? To cholerna różnica! - Dlaczego? Co ważnego może stać pomiędzy dzisiaj a jutro? - Jak to co?! Przecież zamierzam ci się oświadczyć. Serce Kate uderzyło mocniej, ale zachowała ka mienną twarz.
1 8 2 • PIRAT
- Naprawdę? Zadziwiające - szydziła. - A jeszcze rano nie miałeś nawet chwili, żeby ze mną poroz mawiać. Nie wiem zresztą, kiedy dokonasz tego epo kowego aktu, skoro aż do wieczora musisz się trosz czyć o gości ze statku? - To nie twój interes - burknął i bezceremonialnie ściągnął ją ze schodków. - Zejdź stąd. Blokujesz pasa żerom dostęp do samolotu. - Ja też jestem pasażerem. - Już nie. Dave - spojrzał na syna, śledzącego ich bacznie zza szyby dżipa. - Chodź tu i pomóż mi przenieść bagaże. Chłopiec ochoczo wyskoczył z samochodu i pod biegł do nich z uśmiechem. - Wiedziałem, że każesz jej zostać, tato - powie dział, chwytając torbę. Kate postanowiła, że tym razem nie da za wygraną. Stanęła obok samolotu z rękami w kieszeniach. - Jared, to nie jest takie proste. - Później, Kate. Nie zważając, mówiła dalej: - Po pierwsze, absolutnie wypraszam sobie takie traktowanie. Po drugie, uważam, że już najwyższy czas, żebyś przestał idiotycznie krążyć wokół tematu i otwarcie powiedział mi, że mnie kochasz. - Tak tak, kocham cię - rzucił niecierpliwie. — Dave, zabierz jeszcze tę lotniczą torbę, dobrze? Hank, pomo żesz mi? Cholernie się spieszę. - Nie ma sprawy. - Hank uśmiechnął się z takim zachwytem, jakby wygrał zakład o co najmniej sto dolarów. Mężczyźni błyskawicznie porwali bagaże i przenieśli do dżipa. Kate zaklęła pod nosem i ruszyła za nimi.
PIRAT • 1 8 3
- Rany boskie, czy musisz się tak spieszyć? - wy krzyknęła, potykając się na wysokich obcasach. - Kochanie, przecież mam w kurorcie tłum ludzi, którzy tylko marzą, żeby wydać pieniądze. - Jared celnym rzutem cisnął jej cenną torbę z kosmetykami na siedzenie. - Jestem zbyt zajęty, żeby tkwić tutaj, w do datku mówiąc oczywiste rzeczy. - Co jest według ciebie tak cholernie oczywiste? Skąd mam wiedzieć, że mnie kochasz, skoro nawet nie raczyłeś mi tego wyznać? - Przecież nie odgrywałabyś tej całej sceny wyjaz du, dbając, żeby dowiedzieli się o nim wszyscy oprócz mnie, gdybyś nie była pewna, że cofnę cię z lotniska - powiedział takim tonem, jakby tłumaczył coś tępe mu dziecku. - Dobra, zarobiłaś punkt, a teraz wska kuj do wozu. Kryształowa Zatoka czeka. Jeśli chcesz być żoną właściciela kurortu, musisz się nauczyć, że płatni goście są ważniejsi. - Twoją żoną? - Kate obdarzyła go olśniewającym uśmiechem. - Tak, kotku, moją żoną. No, szybko, jedziemy. - Nie pojadę, dopóki nie poprosisz mnie o rękę jak należy. Nie możesz mi rozkazywać, jakbym była jedną z twoich pracownic, Jaredzie Hawthornie. Jared Hawthorne stanął tuż przed nią, mierząc ją wzrokiem. - Ja miałbym cię prosić? Chyba żartujesz? Ja nie proszę, ja ci po prostu mówię, że masz wyjść za mnie, i tyle. Chyba nie myślisz, że jestem aż tak głupi, by się grzecznie oświadczyć, narażając się na twoje „nie"? Chwycił ją za ramiona, uniósł w górę jak piórko i posadził na siedzeniu.
1 8 4 • PIRAT
- Mężczyzna, który ma do czynienia z kobietą taką jak ty, musi być bezczelny i pewny siebie, inaczej nic nie wskóra albo po prostu zwariuje - oznajmił, sadowiąc się za kierownicą. - Gotowi, David? - Obejrzał się za siebie. - Gotowi! - zameldował radośnie chłopak. - No to jazda! - Jared wrzucił bieg i dżip z rykiem silnika wyprysnął z miejsca, żegnany okrzykami wiwatu jących pasażerów. Kate odwróciła się i pomachała ręką Hankowi. Już jej nie widział, zajęty ładowaniem bagaży. - No i jak, Kate, wszystko w porządku? - zagad nął David, pochylając się ku niej. Roześmiała się i sięgnęła za siebie, wichrząc mu włosy. Ciepła bryza, nasycona zapachem egzotycznych kwia tów, olśniewający błękit zatoki i smukłe wierzchołki palm - wszystko to sprawiało, że nareszcie nabrała ochoty, by czerpać z życia garściami. Czuła się naładowana energią, pewna siebie i bajecznie szczęśliwa. Przecież przed chwilą porwał ją pirat ze snów i teraz uwozi do swojej siedziby, gdzie w wolnych chwilach będzie ją kochał namiętnie i gorąco. A ten uroczy chłopiec na tylnym siedzeniu będzie synem, którego nigdy nie miała. Spodziewała się, że nawet jej kariera rozwinie się, jeśli będzie pisała swoje książki tu, w tropikalnym raju. - Tak - powiedziała z niezachwianą pewnością. - Wszystko jest w porządku. - Założysz się? - zaskrzeczał Jared, przechylając głowę jak Jolly. - Ma pan jakieś problemy, panie Hawthorne? - zachichotała Kate. - Tak, mam pewien problem. O ile wiem, tylko ja się oświadczyłem, i to publicznie. Niewiele natomiast usłyszałem od pani, szanowna pani Inskip.
PIRAT • 1 8 5
- Ach, o to chodzi. - Kate niedbale machnęła ręką. - Nie musisz się martwić. Ja też cię kocham. - Dziwne, ale tak właśnie przypuszczałem - za śmiał się Jared z ogromną satysfakcją. Oba telegramy nadeszły o dziesiątej. Margaret Lark właśnie wstawiła czajnik, by zaparzyć sobie ulubioną poranną herbatkę, gdy odezwał się dzwonek u drzwi. Drżącymi rękami pokwitowała odbiór listonoszowi i z kartką w ręku pognała do telefonu. Błyskawicznie wybrała numer Sarah Fleetwood. - Ty też dostałaś? - zapytała bez wstępów. - Jasne. Nie do wiary, co? - zachichotała Sarah. - No. Znalazła sobie skuteczny środek na stres. - Wiedziałam, że wyspa Ametyst będzie najlep szym miejscem dla Kate. Po prostu to czułam. - Sarah rozwinęła kartkę i jeszcze raz przeczytała wiadomość. ZNALAZŁAM PIRATA. WSZYSTKO MA: CIEMNE WŁOSY, SZARE OCZY, PRAWDZIWY SZTYLET. ŚLUB WCZORAJ. WPADNIEMY DO WAS NIEDŁUGO. CAŁUSY - KATE.