JAYNE ANN KRENTZ
PIRAT
PROLOG
- Nie, absolutnie się nie zgadzam. Nie wsadzicie
mnie do tego samolotu. Nie lecę. - Katherine Inskip
wcisnęła się głębie...
5 downloads
9 Views
JAYNE ANN KRENTZ
PIRAT
PROLOG
- Nie, absolutnie się nie zgadzam. Nie wsadzicie
mnie do tego samolotu. Nie lecę. - Katherine Inskip
wcisnęła się głębiej w fotel, rzucając gniewne spoj
rzenie na dwie przyjaciółki, siedzące po drugiej stro
nie niskiego stolika. Za jej plecami wielka szyba
w sali odlotów zawibrowała, kiedy kolejny odrzuto
wiec oderwał się od pasa i wzbił w zachmurzone
niebo nad Seattle. - O ile wiem, to się nazywa ubez
własnowolnieniem. Nie macie prawa - dodała bun
towniczo.
- Zachowaj ten dramat do swojej następnej ksią
żki, Kate. Za kwadrans masz znaleźć się na po
kładzie. - Margaret Lark, wytworna i chłodna jak
zawsze, zerknęła na drogi, złoty zegarek. Mówiła
spokojnym, lecz nie znoszącym sprzeciwu tonem. Lata
w świecie biznesu nauczyły ją panować nad każdą dys
kusją i forsować swoje raq'e. - Dokładnie omówiłam
tę sprawę z Sarah i doszłyśmy do wniosku, że potrze
bujesz porządnego wypoczynku. To samo zresztą
powiedział ci lekarz. Twój agent też stwierdził, że
pomysł jest świetny, a dobrze wiesz, co to znaczy, kie-
6 • PIRAT
dy nawet własny agent uważa, że powinnaś odpocząć
od pracy.
- Oczywiście, Kate, i nie masz co zaprzeczać - Sa
rah Fleetwood spojrzała na nią zatroskanym wzro
kiem. - Jak długo można żyć w nerwowym napięciu?
Sama mówiłaś, że ostatnio masz kłopoty z zasypia
niem. Poza tym tracisz apetyt i chudniesz w oczach.
Musisz coś z tym zrobić.
- Dobrze, może jestem trochę zestresowana, ale co
w tym dziwnego? - żachnęła się Kate. - Przecież przez
dziesięć dni byłam w podróży, promując nową książkę.
Co dzień w innym mieście - więc jak mam się czuć? Po
prostu jestem zmęczona, i tyle.
- Nie, chodzi o coś więcej niż zwykłe zmęczenie.
- Margaret była nieubłagana. - Obserwujemy cię od
dłuższego czasu, Kate. Usiłujesz utopić swoje prob
lemy w maniackiej pracy i wreszcie drogo za to
zapłacisz.
- A cóż jest złego w byciu pracoholiczką? Lubię
moją pracę, mało tego, kocham ją. Jestem nieszczęś
liwa, kiedy nie piszę. Zgłupieję, jeśli wyślecie mnie
stąd.
- Oczywiście, nie ma nic złego w tym, że lubisz
pisanie - uspokajała ją Sarah. - My też je ubóstwia
my. Nie w tym problem.
- W takim razie w czym? - zapytała Kate, czując
się coraz bardziej przyparta do muru argumentami
przyjaciółek. - Jestem szczęśliwa i dobrze mi z tym, co
robię. Cholernie dobrze, rozumiecie? - powiedziała,
wyzywająco unosząc podbródek.
- W tym, że powinnaś zwolnić tempo i prowadzić
bardziej ustabilizowane życie - stwierdziła Margaret.
PIRAT • 7
- Od czasu rozwodu nie dajesz sobie ani chwili wy
tchnienia. Teraz, kiedy „Narzeczona pirata" zaczyna
się sprzedawać, możesz sobie wreszcie na to pozwolić.
Wierz mi, Kate, wiem, co mówię. Przez te lata, kiedy
pracowałam w różnych firmach, widziałam wystar
czająco wiele razy, co stres potrafi zrobić z człowie
kiem. Naprawdę nic miłego.
Otworzyła elegancką włoską torebkę i wyjęła z niej
kopertę z biletem lotniczym.
- Już nawet nie wiesz, jak można wypoczywać
i cieszyć się życiem. Najwyższa pora, żebyś sobie
przypomniała - powiedziała, wyciągając kopertę po
nad stołem. Kate nawet nie drgnęła.
- A wyspa Ametyst to wprost wymarzone miejsce
dla ciebie - dodała Sarah, biorąc bilet z rąk Margaret
i wsuwając go pomiędzy sztywne palce przyjaciółki.
- Tam jest wszystko co trzeba - palmy, słońce, ocean,
luksusowy kurort, papaje, kokosy i...
- Nie znoszę kokosów, i dobrze o tym wiecie
- wzdrygnęła się Kate.
- W takim razie będziesz jadła papaje - ucięła
Margaret, wstając. W dopasowanym żakiecie i spod
niach z cienkiej wełny wyglądała jak zwykle ślicznie
i szykownie. - No, pora na ciebie - stwierdziła, ze
rknąwszy na zegarek.
Sarah zerwała się z miejsca. Jej twarz o delikatnych
rysach jaśniała entuzjazmem.
- Wstawaj, staruszko - uśmiechnęła się. - Zaczy
nasz podróż do raju i na pewno ci się tam spodoba.
Czuję to.
Kate westchnęła i zwiesiła głowę z rezygnacją
skazańca. Mogłaby jeszcze podjąć rozgrywkę na ar-
8 • PIRAT
gumenty z Margaret - ale kiedy w sprawę włączała się
Sarah, z charakterystycznym, wieszczym błyskiem
intuicji w orzechowych oczach - rzecz była z góry
przegrana. Ta drobna, szczupła i żywa dziewczyna
przywodziła jej na myśl niezmordowanego, barwne
go kolibra. I dziś, ubrana w cytrynowy sweter i spo
dnie w biało-czarny wzorek, wyglądała jak egzotycz
ny ptak.
- Sarah, wiem, że chcecie dla mnie jak nalepiej,
ale...
W odpowiedzi Sarah ujęła ją za ramię i podniosła
z fotela.
- Pomyśl tylko, kochana, wylądujesz w samym
środku pirackiego terytorium - powiedziała z entuz
jazmem. - Serio, zupełnie jak w twoich książkach.
Margaret zrobiła dokładne rozpoznanie, a wiesz prze
cież, że jest w tym dobra.
Kate ogarnęło paraliżujące poczucie rezygnacji.
Margaret rzeczywiście była bezbłędna. Dzięki temu
skomplikowane fabuły jej powieści, gdzie w dżungli
wielkich korporacji miłość splatała się z intrygą, były
równie prawdziwe, jak samo życie.
- Podobno na wyspie jest zrujnowany zamek,
który zbudował autentyczny pirat - ciągnęła Sarah.
- Naprawdę? - zaciekawiona Kate nawet nie za
uważyła, iż zbliżają się do stanowisk odprawy.
- Tak. W dodatku ten zamek, jak każda przy
zwoita ruina, ma swoją legendę - o pożądaniu i prze
mocy. Pomyśl tylko, Kate, prawdziwy pirat, jaka to
gratka dla ciebie. Nie mówiąc już o tych wszystkich
krwawych historiach. Będziesz się mogła wczuć w at
mosferę dawnych wieków.
PIRAT • 9
- A co z tym pożądaniem? - zapytała Kate.
- Och, opowiadają tam jakąś legendę o królu
piratów, który osiadł na wyspie, a potem wyprawił się
do Anglii, porwał swoją narzeczoną i wywiózł ją na
południowe morza. Nie zgłębiałam jej speq'alnie, bo
jak wiesz, specjalizuję się w romansach współczesnych.
- Porwał swoją narzeczoną? - Kate odruchowo
zacisnęła w ręku kopertę, nie zauważając, że jest
coraz bliżej bramki. - Nigdy nie słyszałam opowieści
o wyspie Ametyst. Ba, w ogóle nie słyszałam o tej
wyspie.
Margaret uśmiechnęła się i impulsywnie uścisnęła
przyjaciółkę.
- Należy do łańcucha wysepek na Pacyfiku, zwane
go Wyspami Klejnotów. Będziesz miała mnóstwo
czasu, żeby je poznać. Trzymaj się, staruszko. Życzę ci
cudownego pobytu. Kiedy wrócisz, będziesz już inną
kobietą.
Dopiero teraz Kate spostrzegła ze zgrozą, że za
chwilę pożegna przyjaciółki.
- Poczekaj, co to znaczy, że będę miała mnóstwo
czasu? - zawołała, odwracając się. - Ile? Kiedy wra
cam? Na Boga, jak długo mam być na wygnaniu?
- Masz zarezerwowane miejsce w kurorocie na
miesiąc - odkrzyknęła Sarah.
- Miesiąc? To cała wieczność! Zanudzę się na
śmierć i wydam majątek. Żadnej z was nie stać na
opłacenie mojego pobytu.
- Dlatego podałyśmy numer twojego konta - wy
jaśniła Margaret.
- Boże, i kto tu mówił o stresie! -jęknęła Kate.
- Nigdy nie wyjdę z długów.
10 • PIRAT
- Tylko nie zapomnij wysłać nam kartki - przypo
mniała ze śmiechem Sarah i pomachała ręką.
W chwilę później Kate zniknęła im z oczu, porwana
przez tłum spieszący się do samolotu.
Kiedy wróciły do hali, Margaret zmarszczyła brwi.
- Mam nadzieję, że postąpiłyśmy właściwie - po
wiedziała z troską.
- Jak najbardziej - zapewniła ją pogodnie Sarah.
- Od chwili, kiedy wynalazłaś tę wyspę w agencji
turystycznej, miałam dobre przeczucia. Wiem, że to
idealne miejsce dla Kate.
- Ty i ta twoja intuicja... - westchnęła bez przeko
nania Margaret.
- Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła - oświadczyła
Sarah i zatrzymała się przed stojakami pełnymi ksią
żek w krzyczących okładkach. Jedna z nich stała dalej
od innych, w dziale nowości. Barwny obrazek przed
stawiał przystojnego, muskularnego mężczyznę w ko
szuli o bufiastych rękawach, rozchełstanej na piersi. Za
szerokim pasem tkwił zabójczy kindżał. Namiętnie
obejmował rudowłosą piękność w przezroczystej ko
szuli, ledwie skrywającej jej wdzięki. Tło stanowił
szkicowo potraktowany widoczek tropikalnego wy
brzeża i statek o wydętych, czarnych żaglach. „Narze
czona pirata" - głosił złotymi literami tytuł. Pod spo
dem widniało wyraźnie nazwisko autorki - Katherine
Inskip.
- Wiesz, jakie byłyby najlepsze wakacje dla Kate?
- zagadnęła Sarah, w zamyśleniu kartkując romans.
- Jasne, że wiem. Powinna spotkać prawdziwego
pirata i przeżyć prawdziwą przygodę - stwierdziła bez
PIRAT • 11
wahania Margaret. - Ale pohamuj swoją wyobraźnię.
Ona ma dokładnie takie same szanse spotkania męż
czyzny swoich marzeń jak każda z nas - czyli zerowe.
Choć wszystkie trzy piszemy o miłości i przygodzie, na
co dzień żyjemy w nudnym, szarym świecie.
- Hm... A jednak przeczucie mi mówi, że wyspa
Ametyst da jej szczęście. Możesz się śmiać, ale uwa
żam, że to będzie coś więcej niż tylko miłe wakaq'e na
morzach południowych.
ROZDZIAŁ
1
- Ej, cwaniaku, czyżbyś dobierał się do mojej
torebki? - Kate przystanęła gwałtownie pośrodku wą
skiej, żwirowej alejki, wpatrując się ze zdumieniem
w małego człowieczka, ściskającego w ręku wielki
nóż.
Tego już było za wiele. Była zmęczona i wściekła.
Pasek podręcznej torby wrzynał się jej boleśnie w ra
mię, a aparat fotograficzny ciążył u szyi jak kamień.
Torebkę, której tak pożądał rzezimieszek, miała prze
wieszoną przez pierś i wyładowaną pismami, przewod
nikami, kosmetykami oraz rzeźbioną figurką z lawy.
Sukienka safari była przepocona i pognieciona po
tylu godzinach siedzenia na wąskim fotelu w taniej,
turystycznej klasie samolotu. W ogóle cała podróż
była nie kończącym się koszmarem i Kate straciła
nadzieję, że w tym tropikalnym piekle zdoła się
kiedykolwiek nacieszyć zdobyczami cywilizacji.
A teraz jeszcze ten wstrętny karzeł, który grozi jej
nożem... Była u kresu wytrzymałości.
- Słyszysz, co mówię?
Przypominał szczura. Rozejrzał się nerwowo doko
ła i z zadowoleniem stwierdziwszy, że alejka jest pusta,
PIRAT • 13
przysunął się do swojej ofiary, mocniej ujmując ręko
jeść noża.
- Oddawaj torebkę - warknął. - Szybko, nie będę
tu sterczał cały dzień.
- Widać, że z tego upału mózg całkiem ci się
zlasował. Wcale się nie dziwię, bo gorąco tu jak
w piecu. Ale zapewniam cię, że nie po to ruszałam się
z domu, trułam podłym jedzeniem w samolocie, straci
łam po drodze pół bagażu i wyczekiwałam na lotnis
kach, żeby teraz dać się obrabować pierwszemu lep
szemu złodziejaszkowi! - wypaliła jednym tchem.
- O Jezu, kobieto, czy ty musisz tyle gadać?
- A co, nie podoba ci się? - Głos Kate brzmiał
coraz większą wściekłością. - Nie mam zamiaru
oddawać ci niczego. Lepiej wynoś się stąd, pókim
dobra.
- O, paniusiu, pogadamy sobie inaczej - syknął
napastnik i groźnie machnął ostrzem. Gdy jednak
źrenice Kate zwęziły się niebezpiecznie, zmieszał się
wyraźnie i rozejrzał wokół z niepokojem. - Nie mam
czasu na uprzejmości - burknął.
- Ani ja. - Kate zerwała z szyi aparat, wycelowała
obiektyw i zwolniła migawkę, uwieczniając wyraz
zdumienia na szczurzej twarzy. - Ładne ujęcie - sko
mentowała chłodno. - Gdybyś wiedział, w jakim pod
łym jestem nastroju, wybrałbyś sobie inną turystkę do
obrobienia.
- Mam gdzieś twój nastrój.
- Ponadto - ciągnęła, nie zrażona chamską uwagą
- moi przyjaciele stwierdzili, że ostatnio żyłam w zbyt
wielkim napięciu. A zestresowani ludzie bywają nie
bezpieczni i nieobliczalni. Nigdy nie wiesz, co mogą
zrobić - stwierdziła, robiąc kolejne zdjęcie.
14 • PIRAT
- Ej, co wyprawiasz? - Rabuś zaklął i instynktow
nie zasłonił twarz dłonią. - Przestań pstrykać te fotki.
Co się z tobą dzieje? Daj mi swój cholerny portfel
i będzie spokój.
- Dobrze, skoro tak nalegasz - powiedziała zgod
nie. - Proszę. Chcesz portfel? To weź go sobie sam.
- Puściła aparat, który zawisł jej u szyi i chwyciwszy
torebkę, zaczęła energicznie wytrząsać jej zawartość na
ziemię.
- Jesteś kompletną wariatką, wiesz? - Mężczyzna
przyglądał się jej coraz bardziej podejrzliwie.
- Jestem kompletnie zestresowana, to wszystko.
Gdybym była wariatką, śmiałabym się do łez.
- Co ty sobie, do licha, wyobrażasz?
- Że zaraz mnie obrabujesz. - Kate wytrząsnęła
resztki rzeczy na żwir alejki. - No, chodź tu i weź, co
chcesz, ty szczurku.
- Spadaj stąd, paniusiu. - Napastnik najeżył się
nieufnie. - No, już!
- To chyba całkiem dochodowe zajęcie, nie? - za
pytała, patrząc z zainteresowaniem, jak złodziej cza
jąc się, wyciąga rękę po portfel leżący pośród stosu
rzeczy.
- Zamknij się wreszcie. Czy ty nigdy nie przestajesz
paplać? - syknął, przebierając palcami.
Kate wyczekała do ostatniej sekundy i gwałtownym
kopnięciem wytrąciła mu nóż z ręki. Poleciał łukiem
w bok, a rabuś, straciwszy równowagę, niezdarnie
przykląkł na ścieżce. Kate postąpiła jeszcze krok
w przód i kopnęła go drugi raz, tym razem celując
w najbardziej wrażliwe u mężczyzny miejsce.
- Niech cię szlag trafi, ty cholerna wariatko! - za
wył, zwijając się wpół, a potem, ściskając rękami
PIRAT • 15
podbrzusze, wycofał się rakiem. Nagle dostrzegł coś
poza jej plecami. Chytre oczka zabłysły niespokojnie.
Zaklął i ruszył do ucieczki, znikając momentalnie
w perspektywie alejki.
- No, proszę! - zawołała triumfalnie, biorąc się
pod boki. - Uciekłeś jak śmierdzący tchórz. Jesteś taki
sam jak mój były mąż, ty łachmyto.
Ale złodziej nie słyszał już tych epitetów. Kate,
mamrocząc coś do siebie, przyklękła i drżącymi rękami
zaczęła zgarniać rzeczy do torebki.
- Czy byłego męża również potraktowała pani tak
celnym kopem? - zapytał z zaciekawieniem głęboki,
męski głos.
Kate odwróciła się błyskawicznie. U wylotu alej
ki zamajaczyła wysoka sylwetka. Potężny, szeroki
w barach i wąski w biodrach mężczyzna musiał
mieć prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Ostre
słońce oświetlało go od tyłu, a w cieniu twarzy
błyskały olśniewająco białe zęby. Ta postać, uwyda
tniona przez grę wyrazistych świateł i cieni, wydała
się jej o wiele groźniejsza niż pokurcz z rzeźnickim
nożem.
Ale o wiele bardziej stresujące było nieznośne
poczucie, że jest w tym człowieku coś dziwnie znajome
go, choć przysięgłaby, że nigdy go nie spotkała.
Jednak, przyjrzawszy mu się dokładniej, nabrała pew
ności, że się myli. Takich szarych oczu ze srebrnym
połyskiem nie sposób zapomnieć.
- Kim jesteś? Wspólnikiem tego łachmyty? - Już
kiedy zadawała pytanie, wiedziała z całą pewnością, że
ten mężczyzna nie zniża się do szczurzej egzystencji,
której podstawą było okradanie naiwnych, bezbron
nych turystów. Jeśli już miałby popełnić przestępstwo,
16 • PIRAT
to zrobiłby z rozmachem, w stylu napadu stulecia.
A w dawnych wiekach bez wątpienia byłby piratem.
- Ten, jak pani mówi, łachmyta, nie ma żadnych
przyjaciół, a co dopiero mówić o wspólnikach.
- Zna go pan? - zapytała już uprzejmiej.
- Cwany Arnie i ja spotykamy się od lat przy
różnych okazjach. Nie powiem, żebyśmy się zbytnio
lubili.
- Aha, rozumiem. - Kate zmarszczyła brwi. - Czy
on uciekł dlatego, że pana zobaczył?
- Sądzę raczej, że uciekł, bo bał się, że zostanie
wdeptany w ziemię, zanim zdąży sięgnąć po pani
portfel.
- Fakt, starałam się, jak mogłam. A swoją drogą,
czy nie należałoby powiadomić waszych władz o prze
stępczej działalności?
- Cwanym Arniem zajmiemy się w stosownym cza
sie. Niema się co martwić, nie ujdzie nam. To jest mała
wyspa.
- Niemniej z przyjemnością złożyłabym zeznanie
na policji albo napisała coś do prasy.
- Nie trzeba, nie jesteśmy tu aż takimi forma-
listami. Lepiej będzie, jeśli ruszymy stąd, inaczej
utkwi pani na wyspie Rubin na następne kilka
godzin.
To mówiąc przykucnął i zaczaj zgarniać rozrzucone
drobiazgi do torby. Ruchy miał spokojne i celowe.
Kate przyglądała się jego spranym dżinsom i równie
wyblakłej koszuli khaki. Górne guziki były odpięte
i w wycięciu dostrzegła skrawek ciemnego zarostu na
piersi mężczyzny. Na moment zaparło jej dech, ale
szybko wróciła do rzeczywistości, widząc, że nie
znajomy sięga po jej nieszczęsny portfel.
PIRAT • 17
- Zaraz, przecież nawet nie wiem, kim pan jest
- zaprotestowała.
- Nazywam się Jared Hawthorne. A pani - Ka-
therine Inskip. Skoro już się poznaliśmy w tak nieba
nalnych okolicznościach, proponuję, żebyśmy zrezyg
nowali z oficjalnych form. Tu, na wyspach, wszyscy
jesteśmy jak jedna rodzina - powiedział z uśmiechem.
Kate podejrzliwie zmierzyła go wzrokiem. Nie
wyglądał na miłośnika jej powieści, który rozpoznał ją
z fotki umieszczonej z tyłu okładki.
- Skąd wiesz, kim jestem? - zapytała nieufnie.
- Billy mnie wezwał. Powiedział, że masz już dosyć
czekania na przeprawę.
- Billy? Billy ze sklepu „Pod płetwą i szeklą"?
Człowiek, który poinformował mnie uprzejmie, że
spóźniłam się na jedyne dzisiejsze połączenie z wyspą
Ametyst? Ten sam, który zaczął organizować mi
nocleg w zapluskwionej norze nad brzegiem morza, ale
szybko zrezygnował, kiedy mu powiedziałam, że jeśli
natychmiast nie skontaktuje się z kierownikiem kuro
rtu i nie zawiadomi go, że ma przysłać łódź, odlecę
pierwszym samolotem do Stanów?
Jared Hawthorne skrzywił się niedostrzegalnie.
- Owszem, to nawet pasuje do Billy'ego. I zgadza
się, jest właścicielem zapluskwionej nory, zwanej hote
lem. Miałaś szczęście, że zdołał mnie zawiadomić.
Postanowiłem po ciebie przyjechać.
- To ciekawe - stwierdziła Kate. - Mam rezerwa
cję w kurorcie zwanym Kryształową Zatoką na cały
miesiąc, ale ostatnia rzecz, jaką tam zapewniają, to
dowóz na miejsce.
- Bez paniki, zaraz cię tam dostarczę, całą i zdrową.
W związku z tym mam propozycję - może byśmy
18 • PIRAT PIRAT • 19
wreszcie ruszyli się? Mam lepsze rzeczy do roboty, niż
tkwić na wyspie Rubin.
- Ja też. Przypuszczam, że hotel w Kryształowej
Zatoce oferuje więcej wygód niż nora Billy'ego.
- Oferuje wszystko, o czym tylko może sobie
zamarzyć ktoś, kto chce spędzić wakacje na tropikal
nej wyspie - zapewnił Jared. - Poczujesz, że znalazłaś
się w innym świecie, gdzie czas płynie niespiesznym
rytmem dawnych epok.
- Zdaje się, że cytujesz dosłownie folder turystyczny.
- Tak, bo sam go napisałem. - Pochylił się i zgar
nął resztę rzeczy do torby.
- Jak długo pracujesz w Kryształowej Zatoce?
- zagadnęła.
- Od kiedy została zbudowana. Jestem właścicie
lem tego kurortu. Gotowa? - Zarzucił sobie torbę na
ramię.
Jego słowa uspokoiły Kate. Na pewno nie inte
resowały go portfele turystów, już raczej ich konta
bankowe.
- Personel jest chyba niezbyt liczny, skoro sam
szef wyprawia się po klienta aż na drugą wyspę - za
uważyła.
- Nie martw się, wystarczy ludzi, by cię obsłużyć.
- Nie potrzebuję służby, tylko porządnej klimaty
zacji. Potwornie tu gorąco - powiedziała, wachlując
się jednym z magazynów.
W szarych oczach pojawił się błysk rozbawienia.
- Przykro mi, ale mamy tylko wentylatory su
fitowe.
- Jak to?
- Budynki zostały tak zaprojektowane, by nawet
najsłabsza bryza dawała przewiew. Wszystkie pokoje
mają żaluzje i wentylatory, które z powodzeniem
zastępują klimatyzację.
- Boże, jak ja tu wytrzymam przez cały miesiąc!
- Popołudniowe ulewy ochładzają powietrze,
a poranki są łagodne. Upał daje się we znaki tylko
w środku dnia. Mądrzy ludzie ucinają sobie w tym
czasie drzemkę w cieniu albo chlapią się w wodzie.
Kupowanie pamiątek można sobie odłożyć na popo
łudnie -wyjaśnił, zerkając wymownie na figurkę
z lawy.
- Rozumiem - mruknęła Kate przez zęby, zarzu
cając ciężką torebkę na obolałe ramię. - Kiedy tylko
wrócę do Seattle, moje przyjaciółki dostaną za swoje
- powiedziała mściwie.
- Czemu?
- To one mnie wysłały do tej przeklętej dziury.
Miałam zupełnie inną wizję tropikalnych wysp. Wyob
rażałam je sobie romantycznie jako tajemnicze i eg
zotyczne miejsca, gdzie wszystko może się zdarzyć.
- I co, wizja się rozwiała?
- Bardzo szybko. Zaczęłam mieć dosyć już na
Hawajach, kiedy po wykańczającym locie nad Pacyfi
kiem przekonałam się, że zagubiono mój bagaż. W Ho
nolulu tkwiłam przez sześć godzin na lotnisku, czeka
jąc na walizki, co dało mi okazję do dodatkowych
przemyśleń. A jakby tego jeszcze było mało, kiedy
wylądowałam tutaj, okazało się, że spóźniłam się na
prom na Ametyst. I gdy tylko postawiłam stopę w tym
raju, o mało nie zostałam obrabowana przez jakiegoś
karła z nożem. Na dodatek dowiaduję się, że w luksu
sowym kurorcie, w którym pobyt będzie mnie kosz
tował majątek, nie ma nawet klimatyzacji. Stałam się
ofiarą okrutnego żartu.
20 • PIRAT
- No, no, tylko nie wpadaj w histerię. Jesteś jeszcze
pod wrażeniem spotkania z Arniem. Zresztą wcale ci
się nie dziwię - dodał łagodniej. - Jego nóż wygląda
paskudnie.
- Cwany Arnie był tylko ost...