Gina Wilkins DRELICH I DIAMENTY 1 ak możesz mówić, że Dzień Zakochanych nie jest pod- niecający? Pytanie tej kobiety zaintrygowało Beau Harmona. Podni...
7 downloads
12 Views
454KB Size
Gina Wilkins
DRELICH I DIAMENTY
1
J
RS
ak możesz mówić, że Dzień Zakochanych nie jest podniecający? Pytanie tej kobiety zaintrygowało Beau Harmona. Podniósł głowę znad książki, którą czytał siedząc na betonowej podłodze pralni. Otoczony hałasującymi pralkami, nie słyszał w ogóle wchodzących kobiet, dopóki się nie odezwały. One jeszcze go nie zauważyły. Właśnie dlatego Beau wybierał zwykle to miejsce, przedkładając je nad niewygodne krzesła - nie znosił grzecznościowych rozmówek prowadzonych w czasie prania bielizny. Co prawda nie zawsze udawało mu się wyjść nie zauważonym, ale zazwyczaj jego kryjówka, razem z nieodłączną, widoczną dla każdego książką, nie zachęcała do rozpoczęcia konwersacji. - Czy wszyscy muszą się podniecać z powodu idiotycznego Dnia Zakochanych? - broniła się druga kobieta. Beau rozpoznał obydwa głosy, ale dopiero po pewnym czasie zamknął książkę i zaczął przysłuchiwać się rozmowie z rosnącym zainteresowaniem. Chociaż ich nie widział, miał przed oczyma ich postacie, gdy zajęte rozmową ładowały bieliznę do pralek. Ta, która odezwała się pierwsza, to była Carole Lipton, drobna, ale smakowicie zaokrąglona blondynka, która miała powabny chód i przyjaciela potężnego jak szafa. Mieszkała w bliskim sąsiedztwie Beau. Drugą kobietę mógł uzmysłowić sobie jeszcze bardziej wyraźnie. Alison Tindall. Głęboko osadzone zielone oczy, usta stworzone do pocałunków, delikatny owal twarzy otoczony lśniącymi czarnymi włosami i szczupła, pełna wdzięku figura, prezentująca się świetnie nawet w tych obszernych marynarach i spodniach, które tak lubiła.
Strona 1 z 75
RS
Beau widział oczami wyobraźni, jak przygryza teraz dolną wargę jak zawsze, kiedy była głęboko zamyślona. To zawsze doprowadzało go do szaleństwa. Tęsknił do chwili, kiedy będzie mógł koniuszkiem języka gładzić te drobniutkie ślady zębów. Słuchał uważnie przyjacielskiej sprzeczki obu kobiet. - Uważasz, że to idiotyczne? - powtórzyła Carole z oburzeniem. - Przecież Dzień Zakochanych jest taki romantyczny! - Jest po prostu pełen fałszu i zakłamania - odparowała Alison. - A czyż to nie przyjemnie dostawać kwiaty? - Cięte kwiaty to tylko strata pieniędzy. Są absurdalnie drogie, więdną w mgnieniu oka i w końcu je wyrzucasz. Beau skrzywił się. Tak, to była cała Alison. Próbował już różnych sposobów, żeby pozyskać jej względy. Jego zabójczy uśmiech, który dotąd czynił cuda, jego pochlebstwa, a nawet niezobowiązujące, przyjacielskie zaproszenia na pizzę czy do kina - wszystko, co miało magiczny wpływ na inne kobiety, wydawało się zupełnie nie robić wrażenia na Alison. - Och, jaka ty jesteś przyziemna - odezwała się Carole. - A co sądzisz o słodyczach? Ja na przykład uwielbiam te wszystkie czekoladki w fantazyjnych opakowaniach. - Najlepszy sposób na dziury w zębach i dodatkowe kalorie, tyle że opakowane w idiotyczne pudełka w kształcie serca, w dodatku przybrane sreberkiem i plastikowymi różami. Fu, paskudztwo! Ta kobieta była niemożliwa. Beau nachmurzył się, oparł zamkniętą książkę na kolanach. Początkowo podejrzewał ją o snobizm, teraz zaczął się obawiać, że chyba ma serce z kamienia. Co zrobić, żeby trochę zmiękła? Do diabła, dużo by dał, żeby znaleźć jakiś sposób. - A pocztówki na Dzień Zakochanych? - nie dawała za wygraną Carole. - Z pewnością nic im nie możesz zarzucić. - Chwileczkę. Chodzi ci o te przesłodzone teksty, pisane przez nieznajomych? Zastanów się, Carole. Czternasty lutego to dzień zupełnie skomercjalizowany przez sprzedawców kwiatów i
Strona 2 z 75
RS
producentów pocztówek, którzy zarabiają na tym miliony dolarów. Nie ma w tym nic romantycznego! Beau zastanawiał się, co właściwie widział w Alison. Nie była wcale w jego typie. Wolał kobiety, które chętnie się śmiały, nie były pedantkami, które wiedziały, że ciężką, uczciwą pracę powinno się rekompensować równie solidną rozrywką. Alison Tindall zaś była bizneswoman w każdym calu - dokładna, poważna, bardzo ambitna. Nie można jej było nic zarzucić - zawsze stosownie ubrana, jeździła samochodem odpowiednim do swego stanowiska, pracowała do późnych godzin, często nawet w czasie weekendów. Co z tego, kiedy tak przygryzała dolną wargę, że doprowadzała go do szaleństwa... Pragnął jej od chwili, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy. Było to trzy miesiące temu, kiedy wprowadzał się do tego domu. Za każdym razem odrzucała jego próby zbliżenia, a on przysięgał sobie, że nie będzie ich ponawiał. I za każdym razem zdawał sobie sprawę, że będzie próbował znowu. Zastanawiał się, czy przez swoje łatwe podboje w przeszłości nie stał się zbyt zarozumiały. Nie był przyzwyczajony do tego, żeby kobiety mu odmawiały. Miał jednak niejasne przeczucie, że może pannie Alison nie wystarczają wytworne stroje szyte na miarę i samotność w otoczce luksusu. Słyszał, jak śmiała się w towarzystwie przyjaciół, podziwiał jej fachowość w pracy. Kiedyś nawet w jej oczach zabłysły łzy współczucia, kiedy dziecko sąsiadów upadło koło niej i zdarło sobie skórę z kolana. Kiedy zdarzył się ten wypadek, Beau akurat wyszedł ze swego mieszkania, i pomógł Alison zanieść chłopca do domu. Przejęty jej łzami poprosił ją później kolejny raz o spotkanie, ale odmówiła - grzecznie, chociaż stanowczo. - No dobrze, Alison - powiedziała Carole, zatrzaskując drzwiczki od pralki. - Przyznaj się, dlaczego tak nie lubisz Dnia Zakochanych. Beau wyobraził sobie Alison, schyloną nad koszem z bielizną, i poczuł skurcz w gardle.
Strona 3 z 75
RS
- No dobrze, poddaję się. Mam osobiste uprzedzenia do tego dnia. Kilka zadawnionych ran. - Domyślałam się. Cóż się takiego zdarzyło? - Jako nastolatka przeżyłam kilka obrzydliwych Dni Zakochanych. Kiedy chodziłam do szkoły, byłam raczej pucołowatą dziewczyną... - Ty? Żartujesz chyba! - Nie, naprawdę. Byłam w dodatku chorobliwie nieśmiała i bez reszty poświęcałam się nauce. Nie muszę chyba mówić, że kiedy nasze klasowe piękności i szczebiotki tonęły wprost w powodzi kwiatów, biżuterii, czekoladek w pudełkach o kształcie serca, mnie zawsze to omijało. Kiedy byłam w jedenastej klasie, przeżyłam poważniejsze rozczarowanie. Wydawało mi się, że pewien chłopiec lubi mnie i że to przekształca się w taki zupełnie mały romans - aż do Dnia Zakochanych, kiedy jakiś rudzielec z sąsiedztwa pokazał mi pudełko czekoladek, które dostał od niego. Okazało się, że ten chłopiec był dla mnie miły, bo liczył, że pomogę mu przygotować się do egzaminu! - A to wstrętny lizus! Ja też znałam takich w szkole - każdy jest taki sam. Ale to nie powinno zniechęcać ciebie na zawsze do romansów... - To nie było jeszcze takie drastyczne. To był po prostu jeden z Dni Zakochanych, który przyniósł więcej goryczy niż przyjemności. - A inne? - domagała się Carole. Alison odpowiedziała bez wahania, snując następną opowieść: - Będąc w college'u zarabiałam trochę, pracując w recepcji naszego internatu. W Dniu Zakochanych do moich obowiązków należało dzwonić do różnych pokojów i zawiadamiać o nie kończących się przesyłkach kwiatów i prezentów dla ukochanych studentek. Jakoś zawsze znalazł się ktoś, kto potrafił dać do zrozumienia, że żadna przesyłka nie przyszła dla mnie. Kiedy byłam już studentką starszego roku, związałam się z pewnym człowiekiem. Był to typ uczonego, który lekceważył sobie wszelkie „romantyczne
Strona 4 z 75
RS
głupstwa". W Dniu Zakochanych zaprosił mnie na odczyt o nowej fali w poezji, który odbył się w czyjejś suterenie. Alison opowiadała to z nieco ironiczną godnością, która jeszcze potęgowała smutek przeżytych doświadczeń. Beau słuchał ogarnięty współczuciem. Rozumiał teraz, dlaczego starała się być szorstka. Czyżby jednak ci wszyscy mężczyźni, o których mówiła, byli zupełnymi idiotami? Jak mogli patrzeć na nią i nie pragnąć jej tak jak on pragnął? - To okropne - przyznała w końcu Carole. - Czy nikt nie przysłał ci prezentu na Dzień Zakochanych? - Moja mama przysłała mi różowy sweter, kiedy zdałam na drugi rok - mruknęła Alison, wyraźnie skrępowana, że ujawniła swoje romantyczne tęsknoty. Beau pomyślał, że z takim trudem zbudowała sobie efektowny, nieprzenikniony pancerz, a teraz musiała odsłonić w nim jakąś szczelinę. Chociaż spowodowała to najbliższa przyjaciółka, przeżycie musiało być bolesne. - Oczywiście dawno już wyrosłam z tych idiotycznych marzeń o Dniu Zakochanych - zapewniła pośpiesznie Alison. - Nawet gdybym zobaczyła teraz kogoś szczególnie atrakcyjnego, na pewno nie oczekiwałabym czternastego lutego tej pełnej fałszu pompy. Poza tym - dodała, siląc się na dowcip -w mojej diecie nie ma miejsca na czekoladki. - A niskokaloryczne lody? - zaproponowała Carole, szybko zmieniając temat. - Mam trochę w zamrażarce. Możemy sobie u mnie obejrzeć telewizję, dopóki bielizna się nie upierze. - Świetnie. Tylko poczekaj, moneta mi ugrzęzła. - Nie cierpię, jak mi się coś takiego przytrafi. A jak tam sprawa Hinsona? Czy miałaś kiedyś...? - głos Carole zamierał w oddali. Kobiety opuściły pralnię. - Nie - mruknął Beau po chwili. - Daruj sobie, stary. Ona schrupie cię na kawałeczki. - A potem uśmiechnął się do swoich myśli. - Niemniej, to może być gra warta świeczki. Zamknął książkę i zaczął snuć plany na Dzień Zakochanych,
Strona 1 z 75
RS
dzień, który miał nadejść za niecały tydzień. Czternastego lutego Alison obudziła się w złym humorze. Już po chwili przypomniała sobie, skąd ten podły nastrój, i zaraz zganiła siebie z irytacją. Czyż to nie ona ostatnio zapewniała Carole, że wyrosła już z romantycznych fantazji? Po prostu nadszedł kolejny dzień tygodnia. Nie ma powodu oczekiwać, że będzie się różnił od innych. Nie zwracając już uwagi na zniechęcenie, które jej nie opuszczało, ubrała się w swoją najlepszą sukienkę i upięła włosy w kok. Po chwili zastanowienia ozdobiła uszy diamentowymi kolczykami, które kupiła sobie w nagrodę za ostatni awans. Wprawdzie oszczędzała je na specjalną okazję, ale dziś chciała przypomnieć samej sobie, że jest kobietą, której się dobrze powodzi, która odnosi sukcesy w pracy i -jest całkowicie samowystarczalna. Już ubrana, z prawdziwą satysfakcją przyjrzała się swemu odbiciu w lustrze. Nie było już pucołowatej, nieśmiałej dziewczyny o rozmarzonym wzroku, tylko inteligentna, odpowiedzialna, a przy tym atrakcyjna bizneswoman. To nieprawda, że nikt nie zwracał na nią uwagi. Przygryzając w zamyśleniu dolną wargę pomyślała o profesorze z Uniwersytetu Arkansas w Little Rock, Dansie, który zaprosił ją kilka razy na obiad i do teatru. Pomyślała również o Jonathanie, sprzedawcy komputerów z Dallas, z którym spędzała miłe wieczory, ilekroć przyjeżdżał do miasta. Był jeszcze mężczyzna mieszkający w sąsiedztwie, który od trzech miesięcy próbował umówić się z nią na spotkanie. Beau Harmon. Całkowite przeciwieństwo jej typu mężczyzny. Wysoki, szczupły blondyn o okazałej sylwetce, głęboko przeświadczony o swoim uroku osobistym. Największą jego wadą było to, że - jak sam się do tego przyznał - należał do „niebieskich kołnierzyków". Pracował jako monter w spółce energetycznej. Na ogół nosił wytarte dżinsy i flanelową koszulę; jeździł terenowym jeepem. W szkole też pewnie nie był orłem. Alison wystarczyło jedno spojrzenie
Strona 6 z 75
RS
na tego faceta, żeby stwierdzić, że nie był absolutnie w jej typie. Wolała towarzystwo intelektualistów, mężczyzn, których bardziej pociąga inteligencja i zawodowe umiejętności kobiety niż sposób, w jaki nakłada sweter. Dlaczego więc traci czas na rozmyślania o tym mężczyźnie? Czemu jej myśli od trzech miesięcy krążą wokół jego osoby? Alison chwyciła energicznie torebkę i pomaszerowała do pracy, wyrzucając stanowczo ze swoich myśli zarówno wytrwałego w swych staraniach Beau Harmona, jak i Dzień Zakochanych.
Strona 7 z 75
2
P
RS
ierwszą rzeczą, którą Alison spostrzegła po wejściu do biura, były czerwone róże stojące na biurku jej sekretarki, a obok z prawej - ogromne pudło w kształcie serca, z czekoladkami. Mary Lou rozmawiała podniecona z dwiema innymi sekretarkami, które przyszły podziwiać prezenty. - Czyż on nie jest słodki? - westchnęła Mary Lou. - Posłaniec powiedział, że Harry zapłacił mu dodatkowo, aby mieć pewność, że to wszystko będzie już czekać na mnie od rana. - Szczęśliwa jesteś. Donald zawsze kupuje mi tylko małą bombonierkę, a potem sam zjada większość czekoladek - powiedziała pulchna brunetka z zawistnym westchnieniem. - Nigdy nie przysyła mi kwiatów. - Charlie podarował mi w ubiegłym roku na Dzień Zakochanych pierścionek zaręczynowy - odezwała się wysoka Murzynka. - Nie wiem, co dostanę w tym roku, ale od wielu dni daje mi do zrozumienia, że to będzie coś zupełnie szokującego. Ten niegodziwiec każe mi czekać na prezent aż do obiadu... Mary Lou spostrzegła stojącą w drzwiach szefową. Zawstydziła się, że przyłapano ją na plotkowaniu w czasie godzin pracy. - Dzień dobry, Alison - powiedziała, w mgnieniu oka skupiona i poważna. - Dzień dobry, Mary Lou, Carlene, Betty - pozdrowiła je wszystkie Alison. - Jakie piękne kwiaty, Mary Lou. Czy to Harry je przysłał? - Tak. - Wspaniałe. Czy pamiętałaś o wypełnieniu dla mnie formularza Hinsona? - Oczywiście. - Mary Lou dała znak przyjaciółkom. Natychmiast
Strona 8 z 75
RS
opuściły pokój. Alison słyszała, że wróciły do tematu prezentów, jak tylko znalazły się na korytarzu. Alison schowała torebkę do biurka i sięgnęła po czekający na nią stos korespondencji. Jaka szkoda, że jej przyjaciółka Julia wyjechała z miasta. Julia była błyskotliwą, ambitną, zadowoloną z siebie kobietą. Krótka telefoniczna pogawędka z nią mogłaby stanowić dla Alison prawdziwą odtrutkę na otaczającą ją wokół histerię Dnia Zakochanych. Jeszcze tylko osiem godzin, pomyślała z westchnieniem. Do poniedziałku wszystko, dzięki Bogu, wróci pewnie do normalnego stanu. W godzinę później, kiedy Alison była głęboko pogrążona w dokumentach, Mary Lou zapukała do jej drzwi. - Przesyłka dla ciebie, Alison - powiedziała jakoś lękliwie. Alison podniosła oczy znad swojego sprawozdania. Oczy jej zrobiły się wielkie ze zdziwienia, kiedy zobaczyła, że sekretarka dźwiga ozdobną doniczkę z ogromną, obsypaną kwiatami begonią. - Powiedziałaś, że to dla mnie? - upewniła się ostrożnie, kiedy Mary Lou postawiła roślinę na rogu biurka. - Tak powiedział posłaniec - zapewniła Mary Lou z uśmiechem. - Widzę, że jesteś zaskoczona? - Można tak powiedzieć. Któż, do licha, mógł to przysłać?, zastanawiała się, wyciągając maleńką kartkę przypiętą plastikową klamerką. Mary Lou, jak zawsze dyskretna, wróciła do swego pokoju. To nie była pomyłka. Na różowej kopercie najwyraźniej znajdowało się imię Alison. Niestety, nie było imienia nadawcy. Kartka głosiła tylko: „Szczęśliwego Dnia Zakochanych". To na pewno pomysł Carole. Alison spoglądała na kwiat z uśmiechem i pewnym zakłopotaniem. Przyjaciółce od serca na pewno było przykro myśleć, że Alison nie dostanie prezentu na Dzień Zakochanych. Zapamiętała nawet, że nie lubi ciętych kwiatów! To był miły gest, bez wątpienia, a begonia była piękna, ale
Strona 9 z 75
RS
wolałaby, żeby Carole tego nie zrobiła. W końcu chyba nie żaliła się aż tak bardzo na swój los, kiedy opowiadała o przykrych doświadczeniach z poprzednich lat... Nie minęło nawet pół godziny, a Carole zadzwoniła, jak gdyby telepatycznie odgadując myśli przyjaciółki. - Czy nie miałabyś nic przeciw temu, żeby popilnować mojego mieszkania w czasie weekendu? - zapytała. - Ted i ja wybieramy się do Hot Springs. Zarezerwował już nocleg w Arlington. Wybieramy się jutro na zawody. - To cudowne! - Prawda? Zupełnie mnie zaskoczył. To prezent na Dzień Zakochanych. Alison skrzywiła się boleśnie, ale powiedziała swobodnym głosem: - Skoro już o tym mowa - czy wiesz coś o pięknej begonii? - Wiem, że kwitną bardzo obficie i są dość łatwe do pielęgnacji, chyba że ktoś ma dwie lewe ręce, jak ja. A dlaczego pytasz? Alison zasępiła się. Już była pewna, że to prezent od Carole, i teraz zaskoczenie zupełnie odebrało jej mowę. Wiedziała, że Carole nie potrafi kłamać. Wyraźnie nie miała pojęcia, o czym mówi jej przyjaciółka. - To nie ty mi ją przysłałaś? - Begonię? Oczywiście, że nie. Skąd ci to przyszło do głowy? Alison niechętnie wyjaśniła, o co chodzi, spodziewając się, że Carole będzie zachwycona tajemniczym prezentem. I rzeczywiście. - Alison, jakie to podniecające! Kto to mógł zrobić? - Myślę, że to Dane, chociaż to nie w jego stylu. Niemniej to musi być on. Któż inny mógłby to zrobić? - Mniejsza o to, ale jaki to romantyczny gest! Może Dane nie jest taki beznadziejny, jak uważasz? - No, Carole, przestań fantazjować. Wiesz dobrze, że Dane i ja jesteśmy tylko dobrymi przyjaciółmi. - Więc może chciałby to zmienić?
Strona 10 z 75
RS
Alison miała nadzieję, że nie. Chociaż lubiła przebywać w towarzystwie Dane'a, nie bardzo miała ochotę, żeby ich związek stał się bardziej intymny. Chociaż nie przyznawała się do tego, w gruncie rzeczy zgadzała się z Carole. Dane był miły, ale odrobinę nudny. Zwykle zabierał ją do teatru lub na koncert symfoniczny, poprzedzany poważną dyskusją. Ich randki były niesłychanie pobudzające pod względem intelektualnym. Niestety, tylko intelekt Alison wydawał się podniecać Dane'a. Zapewniła Carole, że będzie czuwała nad mieszkaniem. Potem obiecała, że skoro tylko pozna imię nadawcy, zawiadomi ją, kto przysłał kwiaty. Odłożyła słuchawkę i wróciła do przerwanej pracy, ale jej oczy błądziły ciągle w kierunku pięknie kwitnącej różowej begonii. A jeżeli to nie Dane, to kto? Druga przesyłka nadeszła po lunchu. Mary Lou nie próbowała nawet ukryć zdziwienia, kiedy niosła biały koszyk pełen egzotycznych owoców. - Ależ ja... - zaczęła Alison, ale nie wiedziała, co chciała powiedzieć. - Muszę powiedzieć, że jest niebanalny - mruknęła z uśmiechem sekretarka. - Te owoce wyglądają zachwycająco. I są o wiele bardziej oryginalne niż jabłka czy pomarańcze. Jak myślisz, gdzie mógł je zdobyć w Little Rock? Ponieważ Alison nie była nawet w stanie domyślić się, kim jest ów tajemniczy „on", tym bardziej nie miała pojęcia, gdzie ów koszyk został kupiony. Szukając śladu nadawcy znalazła kartkę wetkniętą między owoce. Jedna nieprzyzwoicie kaloryczna czekoladka w kształcie serca, owinięta w czerwoną folię, przywiązana była do rogu kartki. .Jeden kawałek czekolady nie zaszkodzi twojej wspaniałej figurze" - głosił zuchwale napis. „Wszystkiego dobrego". To nie mógł być Dane. Gdyby nawet kiedykolwiek zwrócił uwagę na jej figurę, nigdy nie napomknąłby o tym z taką fantazją. W pierwszej chwili chciała zadzwonić do niego i przestać się dręczyć zgadywaniem. Ale co będzie, jeśli to nie on?
Strona 11 z 75
RS
A może to był Jonathan, sprzedawca komputerów z Dallas? Wielkie gesty były bardziej w jego stylu. Alison spotykała się z nim czasami i dobrze się czuła w jego towarzystwie, chociaż nieraz traciła cierpliwość z powodu jego obsesji zarabiania pieniędzy i utrzymania statusu. Od początku nie ukrywał, że nie interesuje go długotrwały związek z jakąkolwiek kobietą, chociaż nie miałby nic przeciw temu, żeby przenieść przypadkową przyjaźń z Alison do sypialni. Ona z kolei dawała jasno do zrozumienia, że sypialnia w ich związku nigdy nie będzie wchodziła w rachubę. Byli przyjaciółmi, i nikim więcej. Trudno było oczekiwać, iż to Jonathan przysłał te prezenty. W przypadki spisane na straty nie zainwestowałby grosza. - Kto to zrobił? - zapytała Alison na głos. Było już późne popołudnie, kiedy nadeszła ostatnia przesyłka. Mary Lou śmiała się rozbawiona, podchodząc na palcach do biurka Alison. W obu rękach piastowała pięknie opakowane kwadratowe pudełko. - Na przesyłce jest napisane „Ostrożnie!" - wyjaśniła Alison, zdumionej jej gestami. Jeszcze jeden prezent? Alison patrzyła na pudełko takim wzrokiem, jakby zawierało niebezpieczny ładunek, a sekretarka śmiała się jeszcze bardziej. - Podoba mi się ten facet - mruknęła i zawróciła szybko ku wyjściu. Alison była pewna, że pośpieszyła do koleżanek, by skomentować niezwykłe przesyłki, które jej tak zazwyczaj trzeźwa i rozsądna szefowa otrzymała tego dnia. Alison nerwowo zsunęła z pudełka białą satynową wstążeczkę, następnie rozwinęła srebrny papier, zastanawiając się, czy tym razem przesyłka będzie zawierać imię nadawcy. Wstrzymała oddech, wyjmując porcelanową figurkę, owiniętą w białą serwetkę dla ochrony przed stłuczeniem. Mały, kilkunastocentymetrowy klaun chwycił ją za serce swoim uśmiechem. Ubrany w luźny kombinezon o jaskrawych barwach, w małych rączkach trzymał
Strona 12 z 75
RS
kapelusz. Na głowie miał szopę jasnych włosów. Nie sposób było nie pokochać go od razu. Alison odkryła mały kluczyk w jego plecach. W chwilę potem rozległy się delikatne dźwięki pozytywki grającej - oczywiście „My Funny Valentine". Alison zamknęła oczy i cicho jęknęła. Czy ktoś zauważyłby, gdyby teraz wywiesiła białą flagę? Poddała się. Nigdy jeszcze nie była tak absolutnie, do głębi urzeczona. Kto przysłał te wszystkie rzeczy? Znalazła kartkę na dnie pudełka. Chociaż, ku jej wielkiemu rozczarowaniu, znowu nie była podpisana imieniem, była zapełniona wyraźnym, męskim charakterem pisma, które z pewnością należało do nadawcy: .Zabieram cię o siódmej na obiad. Ubierz się elegancko". Serce biło jej niespokojnie, kiedy czytała ten liścik. Wiedziała, że Jonathan jest od tygodnia w Kanadzie. A zatem to musiał być Dane. Może przemysł zalewający kraj stosem pocztówek z życzeniami swoim praniem mózgów objął również jego? A może Dane nie był tak całkowicie pozbawiony wyobraźni, jak myślała? Czy powinna w ogóle pójść z nim na ten obiad? To przecież wyjątkowa bezczelność z jego strony - mieć taką niezbitą pewność, że nikt inny nie zaprosił jej na ten piątkowy wieczór, w dodatku wierzyć, że jeśli rzeczywiście jest wolna, pójdzie właśnie z nim. No, ale z drugiej strony, skoro - nie da się ukryć - nie miała rzeczywiście innych planów na ten wieczór, jego zainteresowanie trochę jej pochlebiało. Gdyby ktoś w taki sposób zabiegał jej względy kilka lat temu, kiedy jeszcze ulegała tym romantycznym głupotom, byłaby w jego rękach miękka jak wosk. - Wychodzę - zawiadomiła Mary Lou, stojąc w drzwiach. - A może jeszcze czegoś ode mnie potrzebujesz? - Nie, możesz iść. Jestem pewna, że masz wspaniałe plany na ten wieczór. - Chyba nie tylko ja - odpowiedziała figlarnie Mary Lou, wskazując na zastawione prezentami biurko Alison.
Strona 13 z 75
RS
Tylko cudem Alison nie zarumieniła się jak nastolatka. Boże, kiedy to ostatni raz się rumieniła? - Dobranoc, Mary Lou - powiedziała z wysiłkiem. - Dobranoc, Alison. Do zobaczenia w poniedziałek. - Uhm, w poniedziałek - powtórzyła Alison, chociaż wszystkie jej myśli były zwrócone ku dzisiejszemu wieczorowi. Czego Dane oczekiwał od niej dzisiaj umawiając się na tę randkę? Za dziesięć siódma Alison wpatrywała się w to samo lustro, na które patrzyła dzisiejszego ranka z taką satysfakcją. Tylko teraz zamiast rozsądnej, chodzącej twardo po ziemi kobiety patrzyła na nią - uwodzicielka. Histeria w Dniu Zakochanych musi być zaraźliwa, stwierdziła, potrząsając głową z niezadowoleniem. Ciemne włosy okalające twarz zakołysały się pod wpływem tego ruchu. Rzadko nosiła je rozpuszczone, teraz jednak szczotkowała je tak długo, aż spłynęły lśniącą kaskadą na ramiona. Nie zastanawiając się długo, nałożyła czarną, dopasowaną sukienkę, którą dotychczas tylko raz miała na sobie, ponieważ uważała, że nie pasuje do jej stylu. Głęboki dekolt obnażył szyję aż do piersi. Rękawy sukienki były długie, ale przezroczyste, ramiona delikatnie rysowały się pod nimi. Pozostawiła diamentowe kolczyki, dodając jeszcze naszyjnik, który skrzył się ponętnie na odsłoniętym dekolcie. Ciemne pończochy i pantofle na wysokim obcasie uzupełniły ten zestaw, który przekształcił kobietę sukcesu w uwodzicielkę. „Ubierz się elegancko" - instruował ją nie podpisany nadawca kartki. Rzeczywiście, była elegancka, ale od kiedy to postępuje według wskazówek mężczyzny, zwłaszcza jeśli nie ma pojęcia, od kogo te instrukcje pochodzą? To musiał być Dane - któż w końcu mógłby jeszcze wchodzić w rachubę? - ale ciągle odczuwała dziwne podniecenie na myśl o niespodziance, którą jej przygotował. Nie poznawała wprost samej siebie. Ślicznie, Alison, powiedziała w duchu. Oby to było tylko chwilowe odchylenie od przyjętych norm.
Strona 14 z 75
RS
Odwróciła się od lustra, żeby sięgnąć po płaszcz i torebkę. Dzwonek u drzwi odezwał się dokładnie o siódmej. To na pewno Dane. Zawsze punktualny. Ta myśl uspokoiła wzburzone nerwy i skurcz żołądka wywołany dźwiękiem dzwonka. Zaczerpnąwszy powietrza, otworzyła drzwi - by zobaczyć wysokiego, jasnowłosego sąsiada uśmiechającego się z wyrazem twarzy, który można by określić jako zadowolenie z siebie. Alison po raz pierwszy zobaczyła go w garniturze i musiała przyznać, że prezentował się w nim znakomicie. - Cześć, Alison - powiedział Beau Harmon. - Szczęśliwego Dnia Zakochanych.
Strona 15 z 75
3
A
RS
lison zaniemówiła. Stała w drzwiach, gapiąc się na niego, niezdolna do wypowiedzenia choćby jednego słowa. Beau wsunął palec za kołnierzyk swojej białej koszuli, jakby nagle zabrakło mu powietrza. Ona wyglądała pięknie - jeszcze piękniej niż zwykle. Chciał, żeby włożyła na siebie coś eleganckiego, ale w najśmielszych marzeniach nie spodziewał się takiej kreacji. Smukła, wysokiej klasy dziewczyna. I podniecająca jak wszyscy diabli. - Gotowa? - zapytał. Teraz cała sztuka polega na tym, żeby nie wycofała się, zanim nie wsiądzie do jego furgonetki. - Czy to ty... - Alison chrząknęła. Beau nie dał jej nawet szansy na odmowę. - Dobra. Umieram z głodu. Pozwól, pomogę ci nałożyć płaszcz. Alison dopiero teraz spostrzegła, że trzyma w rękach płaszcz i torebkę. Uśmiechając się czarująco, wyjął jej płaszcz z ręki. Machinalnie uniosła ramiona. Dopiero gdy zaczął wygładzać płaszcz na ramionach, nie śpiesząc się z zakończeniem tej czynności, ocknęła się. - Słuchaj - powiedziała podniecona - ja... Beau natychmiast opuścił ręce. - Zarezerwowałem miejsca w „Chez Colette". Byłaś już tam kiedyś? - Tak, ja... - Ja nie byłem, ale słyszałem dużo dobrego. Jakoś udało mu się wyprowadzić ją na schody. Alison wciąż wyglądała na oszołomioną, co Beau natychmiast wykorzystał, nie dając jej dojść do słowa.
Strona 16 z 75
RS
- Brr, zimno dzisiaj, prawda? Chyba będę musiał wyciągnąć długi płaszcz. Jakoś moja kurtka narciarska nie bardzo pasuje do garnituru. - Mówiąc to ujął ją delikatnie pod ramię i prowadził w kierunku parkingu. W końcu szok Alison minął na tyle, że udało się jej odzyskać zwykłe poczucie niezależności. Strząsnęła jego rękę i zwróciła ku niemu twarz. - Poczekaj chwilę... - Beau - podpowiedział, kiedy się zawahała. - Wiem, jak masz na imię - warknęła. - Chciałam... - Wiesz - przerwał jej ochrypłym głosem - zapomniałem ci powiedzieć, jak wspaniale dzisiaj wyglądasz. Po prostu zaparło mi dech. - Tym razem niepotrzebne były specjalne wybiegi, żeby ją zaskoczyć. Był całkowicie szczery. Rzeczywiście znowu odebrało jej mowę. Beau wykorzystał to, by dotknąć jej ramienia. - Zaparkowałem tutaj, na prawo - mruknął, wskazując w kierunku jeepa Cherokee. Umył go przedtem starannie i teraz niebieski metalik błyszczał w ostrym świetle lamp. Gdyby tylko Alison doceniła, ile wysiłku włożył w przygotowania do tego wieczoru! - Świetnie. - Może zauważyła. Odetchnęła głęboko i kiwnęła głową. Uśmiechnął się z ulgą, licząc, że może teraz będzie mu już dalej towarzyszyć bez oporu. Nie da się ukryć, że jego metody były trochę podstępne, ale dla niej na pewno warto było je zastosować. Żeby tylko wieczór się udał! - Pozwól, otworzę ci drzwi - powiedział, wsuwając szybko klucz do zamka. Bał się, że jeśli się nie pośpieszy, Alison może jeszcze się rozmyślić. Podtrzymał jej łokieć, kiedy wsiadała do samochodu, a potem pobiegł susami naokoło i szybko wskoczył na swoje miejsce. Ale Alison nie miała zamiaru uciekać. Zapięła pas i zaczęła przeglądać
Strona 17 z 75
RS
płyty kompaktowe, których cały stos mieścił się w skrytce między siedzeniami. Oczywiście - muzyka country. Beau pomyślał, że Alison była na pewno wielbicielką muzyki klasycznej. Może jeszcze soft rock. Przypomniawszy sobie, jakie to jeszcze różnice mogą ich dzielić, chrząknął i uruchomił silnik. - Wiem, że to nie jest luksusowy samochód, ale na moje potrzeby jest w sam raz - odezwał się. - Jest naprawdę zupełnie wygodny. - Dzięki. Jeszcze dwadzieścia sześć rat i to dziecko będzie już moje. - Wcisnął sprzęgło i wyjechał z parkingu. Kątem oka spostrzegł, że skupiła wzrok na ruchu jego ud, ale zanim zdążył się upewnić, już patrzyła prosto przed siebie. Czy on wyda jej się choć trochę atrakcyjny? Beau złapał się na rozmyślaniach, którymi nigdy przedtem nie zaprzątałby sobie głowy. Większość kobiet, z którymi umawiał się na randki, dawała mu wprost do zrozumienia, że są nim oczarowane. Beau pragnął tylko jednego: żeby mógł rozszyfrować Alison równie łatwo jak tamte kobiety, których twarzy w tej chwili nawet nie pamiętał. - Beau... - odezwała się Alison, kiedy dłuższą chwilę jechali w milczeniu. - Tak? - Ja naprawdę nie wiedziałam, że to ty. - Tak myślałem. A kogo się spodziewałaś? Czy tego faceta w tweedowej marynarce, który wcześnie odprowadzał cię do domu i całował na pożegnanie w policzek? Czy może tego we włoskim garniturze, który zwykle zwleka z odejściem, a potem bez powodzenia próbuje cię czarować w drodze do twojego mieszkania? Alison zmarszczyła brwi. Więc tak uważnie była obserwowana przez te ostatnie trzy miesiące? Beau zrozumiał, że niepotrzebnie się zdradził. Chyba powinien trzymać buzię na kłódkę. - Po prostu nie spodziewałam się ciebie - mruknęła, bawiąc się pasmem włosów.
Strona 18 z 75
RS
- Czy bardzo jesteś rozczarowana? - Tak bardzo chciał, żeby zabrzmiało to żartobliwie, ale próba wypadła raczej mizernie. Czekał w napięciu na jej odpowiedź. Patrzyła uparcie przed siebie. - Domyślam się, że później i tak będę musiała ci to powiedzieć, prawda? Beau uśmiechnął się z ulgą. - Tak. Myślę, że powiesz. Sięgnął do wyłącznika radia, ale zawahał się. - Lubię słuchać muzyki, gdy prowadzę. Nie masz nic przeciw temu? - Oczywiście, że nie. - Podobnie jak on, zdawała sobie sprawę, że muzyka uwolni ich od prowadzenia rozmowy na siłę. Żeby tylko mieli o czym rozmawiać w czasie kolacji! Muzyka ryknęła ogłuszająco, tak jak Beau zwykł był słuchać w czasie jazdy, kiedy był sam. Od razu ściszył, z przepraszającym gestem, ale nie wysilił się już, żeby przestawić na inną falę. Był przekonany, że melodia nie przypadła Alison do gustu, ale po chwili zauważył, że wybija leniwie nogą takt piosenki. Ignorując obsługę parkingu, Beau wcisnął się na wolne miejsce w pewnej odległości od wejścia do restauracji. - Nie lubię, jak obcy ludzie siadają mi za kierownicą - wyjaśnił, sięgając do klamki. - Nie masz nic przeciwko krótkiemu spacerowi, prawda? - Oczywiście, że nie - zapewniła go, próbując, bez większego powodzenia, ukryć uśmiech. Beau skrzywił się na samą myśl, że może jego towarzystwo to dla niej tylko zabawna odmiana codziennego otoczenia. Może zamiast usiłować zrobić na niej wrażenie, powinien zabrać ją do ,B.J.'s Barbecue", gdzie czułby się swobodniej? Okazało się, że restauracja, którą wybrał, to jeden z ulubionych lokali Alison, chociaż wyjaśniła, że jada tu tylko przypadkowo. W końcu była to jedna z droższych restauracji w Little Rock. Wydawała się przyjemnie zaskoczona, że właśnie tutaj Beau zaprosił ją na
Strona 19 z 75
RS
dzisiejszy wieczór - i Beau z miejsca przestał żałować swego wyboru. Usiedli przy małym stoliku oświetlonym migocącą świeczką, umieszczoną w bukieciku pachnących kwiatów. Beau wiercił się na zbyt małym krzesełku, studiował menu i znowu żałował, że nie wybrał jednak lokalu z obrusami w czerwoną kratę i górą serwetek do wycierania tłuszczu z barbecue. Zachciało mu się robić na niej wrażenie, to ma za swoje. Cholera, nie wiedział nawet, na jaką potrawę się zdecydować. Nie ma co, świetny początek. Podniósł wzrok i zobaczył, że Alison przygląda mu się sponad karty. Natychmiast spuściła oczy. - No to na co miałabyś ochotę? - zapytał. Niejedna kobieta w drodze rewanżu za jego podstępy zamówiłaby najdroższe potrawy z karty. Ale Alison na szczęście wydawała się być ponad takie niskie kalkulacje. - Zachęcająco wygląda łosoś - mruknęła, zamykając swoją kartę. - Jadłam go tu kiedyś. Kucharz przyrządził wtedy ciekawy sos. - Tak? To może i ja spróbuję. - Wino, proszę pana? Beau gapił się przez chwilę na kelnera, zanim dotarło do niego jego pytanie. - Co poleciłby pan do łososia? - zapytał po prostu młodego człowieka, po czym spojrzał na Alison. - Chyba że masz jakieś ulubione? - Nie znam się zbyt dobrze na winach - przyznała Alison. Beau odniósł wrażenie, że brak doświadczenia w tej dziedzinie nie zaszkodził mu specjalnie w jej oczach. Sam zaś poczuł, że w ciągu tej minuty polubił ją jeszcze bardziej. Nie był zachwycony tą snobistyczną restauracją, ale zaczął dostrzegać zazdrosne spojrzenia, które kierowali w jego stronę inni goście płci męskiej. Wcale im nie miał tego za złe - on też uważał, że Alison była tu bez wątpienia najbardziej atrakcyjną kobietą. To przywróciło mu jego zwykłą pewność siebie. Uśmiechnął się i pomyślał, że może już być
Strona 20 z 75
RS
wobec niej szczery. - Obawiam się, że nie bardzo pasuję do scenerii tego wystawnego obiadu - przyznał otwarcie. - Bardziej przywykłem do hamburgera z frytkami. - Więc doceniam to, że zrobiłeś wyjątek dzisiejszego wieczoru odpowiedziała pogodnie Alison. - Nie bujasz? Jestem zazdrosny o każdego mężczyznę tutaj. Poufały ton sprawił, że zarumieniła się, ku jego skrytej radości. Szybko sięgnęła po szklankę. - Zapomniałam podziękować ci za prezenty - powiedziała i wypiła łyk wody. - Chociaż, oczywiście, nie powinieneś... - Nie ma za co. Podobają mi się twoje rozpuszczone włosy. Czy to naturalny kolor? I znowu wrócił do swojej taktyki zaskakiwania jej niespodziewanymi pytaniami. Tym razem wyraźnie chciał odwrócić uwagę dziewczyny od prezentów. - Tak - odpowiedziała. - Oczywiście. - Piękne. Jakie filmy najbardziej lubisz? Alison lubiła filmy psychologiczne i komediowe, od czasu do czasu miała ochotę na film artystyczny. Beau przyznał, że woli filmy przygodowe, o szybkiej akcji, a najbardziej sceny pościgów samochodowych. Tak jak się spodziewał, Alison lubiła muzykę klasyczną i soft rock. Nie był zaskoczony, że rzadko słuchała muzyki country. Nigdy nie czytała książek Louisa L'Amour, mimo że cieszyły się wielką popularnością. Z kolei Beau nie czytał żadnej książki jej ulubionych autorów. - Czy interesujesz się sportem? - zapytał w końcu, szukając desperacko jakiegoś hobby - czegokolwiek, co mogłoby ich łączyć. Przytaknęła. - Lubię oglądać mecze futbolowe. Sporty zimowe też, zwłaszcza narciarstwo zjazdowe. A najbardziej - łyżwiarstwo figurowe. Oczy Beau rozszerzyły się ze zdziwienia. - Lubisz futbol? Nie bujasz?
Strona 21 z 75
RS
- Naprawdę lubię. - Alison uśmiechnęła się. - A jakie są twoje ulubione drużyny? - zapytał. Nie dlatego, że jej nie wierzył, ale ciekaw był, do jakiego stopnia śledziła grę. - Jeźdźcy i Niedźwiedzie. Zawsze kibicuję przeciwko Kowbojom. Nie przepadam za nimi. - To tak jak ja - uśmiechnął się Beau. - A co sądzisz o szansach Chicago na Wielki Puchar w tym roku? Reszta kolacji minęła szybko, tak pogrążyli się w dyskusji na ten jedyny temat, który ich oboje interesował. Beau doszedł do wniosku, że w toku dalszej rozmowy mogą się wyłonić inne wspólne zainteresowania. Może nie trzeba tracić nadziei. Alison podniosła głowę i obserwowała wyraz twarzy Beau, który wpatrywał się w pusty talerz. - Nie smakowało ci? - To było świetne - zapewnił szybko. - Ale tu nie wysilają się z porcjami, prawda? Alison była naprawdę zaskoczona. - Chcesz powiedzieć, że jesteś jeszcze głodny? Po tym wszystkim? Beau uniósł w uśmiechu kącik swoich seksownych ust. - Kochanie, zjadłbym dwa razy tyle i jeszcze miałbym miejsce na ciasto czekoladowe - przyznał. - Mam apetyt przeciętnego słonia. Na dźwięk pieszczotliwego słowa dziewczynie żywiej zabiło serce. Starając się zapanować nad emocjami, uniosła brwi i zapytała ze zdziwieniem: - To dlaczego nie ważysz tyle co słoń? - Myślę, że to sprawa przemiany materii. - Beau wzruszył ramionami. - Mój tata i brat są tacy sami. Mama twierdzi, że straciła połowę życia, próbując nakarmić naszą trójkę. Alison bardzo przypadł do gustu sposób, pełen miłości i przywiązania, w jaki Beau mówił o swojej rodzinie. Zresztą podobało jej się nawet, jak wzruszał ramionami. Musiała przyznać, że w ogóle coraz więcej rzeczy podoba jej się w tym człowieku,
Strona 22 z 75
RS
chociaż tak mało miała z nim wspólnego. Może dlatego dawniej odrzucała wszystkie jego próby nawiązania znajomości? Może podświadomie obawiała się, że zaangażuje się w coś, nad czym nie będzie potem mogła zapanować? Beau okazał się przemiłym kompanem. Zabawnym, delikatnym i z czego chyba nie zdawał sobie sprawy - seksownym. Próbowała przywołać swoją niechęć wywołaną jego podstępami. Ale widziała tylko człowieka czarującego, lekko odbiegającego od konwencjonalnego zachowania, z odrobiną typowo męskiej arogancji - choć to był wciąż ten sam Beau. - Czy masz jakąś rodzinę, Alison? - Oczywiście, że mam - odpowiedziała z uśmiechem. - Mam oboje rodziców, troje żyjących dziadków, dwie siostry i brata. - Założę się, że jesteś najstarsza. - Rzeczywiście. Skąd wiesz? Tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się. - Gdzie mieszka twoja rodzina? Czy to ich odwiedzałaś, kiedy wyjechałaś na Boże Narodzenie? Alison nachmurzyła się nieco na ten kolejny dowód, że była pilnie obserwowana przez ostatnie trzy miesiące, ale odpowiedziała: - Tak. Pochodzę z Batesville. Mieszkają tam moi rodzice i dziadkowie, jak również zamężna siostra. Druga siostra mieszka w Memphis, a brat studiuje na Uniwersytecie Arkansas. - A ile masz lat? Ciągle zadawał pytania, których się nie spodziewała. - Dwadzieścia siedem. A ty? - W zeszłym tygodniu skończyłem trzydzieści. - A zatem spóźnione życzenia urodzinowe. - Dzięki. Mój brat jest o kilka lat młodszy. Ciągle nabija się ze mnie z powodu mojej trzydziestki. - Znam ten ból - zaśmiała się Alison. - Taki jest los najstarszego z rodzeństwa. Beau spojrzał na nią ciepło swymi niebieskimi oczyma.
Strona 23 z 75
RS
- Podoba mi się, jak się śmiejesz. - A następnie, zanim zdążyła się odezwać, zaproponował: - Zjedzmy deser później. Gdzie indziej, dobrze? - Oczywiście, jak chcesz. - Nie było jej śpieszno, żeby zakończyć ten wieczór. Przyjemnie spędzała czas, a jedyną alternatywą byłby stos papierkowej roboty albo telewizja w domu. Beau zapłacił za posiłek czekiem. Wyszli na zewnątrz i skierowali się do jeepa. Dopiero wtedy Beau wydał westchnienie ulgi. - Powiedz mi, czy nie jadłem ryby deserowym widelczykiem albo czymś podobnym? - zapytał żartobliwie, jedną ręką podtrzymując jej łokieć. Ciepło jego ręki promieniowało nawet przez rękaw wełnianego płaszcza. - Byłeś w porządku - zapewniła. Wydało jej się to zupełnie naturalne, że idzie u jego boku, śmiejąc się z jego docinków. Jak to się stało, że czuła się już zupełnie dobrze w jego towarzystwie? - Mam pewien pomysł. Co byś powiedziała na trochę relaksu? Znam świetne miejsce. Możemy potańczyć, wypić drinka, trochę porozmawiać. W czasie tego weekendu gra tam naprawdę dobry zespół. - To brzmi zachęcająco - zgodziła się Alison, wyobrażając sobie jakąś przytulną knajpkę, w jakich w czasie weekendów bywała większość jej znajomych. Słyszała też, że specjalnie na ten romantyczny weekend sprowadzono głośny w okolicy zespół muzyczny, grupę słynącą z aranżacji Glenna Millera i innych melodii znanych zespołów. To dziwny zbieg okoliczności, że Beau pomyślał o tym samym miejscu. Dziesięć minut później Alison rozglądała się po klubie, do którego przyjechali. Wiedziała już, że prawdopodobieństwo wysłuchania tego wieczoru jakichś utworów Glenna Millera będzie raczej niewielkie.
Strona 24 z 75
4
K
RS
lub nosił nazwę ,J.T.'s Place", umieszczoną na ozdobnym szyldzie. Alison słyszała o takim klubie muzyki country, ale jakoś nigdy nie miała ochoty go odwiedzić. Parking był zatłoczony do granic niemożliwości, głównie przez półciężarówki. Pary zmierzały w kierunku wejścia - mężczyźni byli ubrani w dżinsy, kobiety - w minispódniczkach. Alison zauważyła, że Beau uwolnił się już od krawata i odpiął dwa guziki koszuli. Dziewczyna poczuła, że jest przesadnie wyelegantowana w tym towarzystwie. Beau uśmiechnął się, widząc niepewny wyraz jej twarzy. - Zaufaj mi - powiedział. - Będziemy się tu świetnie bawić. Zaufać mu? Temu człowiekowi, który z lisią przebiegłością skłonił ją do spotkania? Który cały wieczór czarował ją i uwodził przy eleganckim obiedzie w blasku świec? Człowieka, który w niepojęty sposób przekształcił się jakoś z atrakcyjnego i uprzejmego współtowarzysza w kogoś, kto po zdjęciu krawata i rozluźnieniu koszuli wyglądał niebezpiecznie obco. Nawet jego gęste złote włosy, które podczas obiadu były tak starannie uczesane, opadły teraz na czoło jakoś niechlujnie, niemal rozpustnie. Beau czuł się niepewnie w eleganckiej restauracji. Alison zaś tutaj czuła się nieswojo. Postanowiła jednak, że zachowa się fair, toteż odetchnęła głęboko i sięgnęła do klamki drzwi. - W porządku - powiedziała odważnie. - Wchodzimy. Beau roześmiał się, widząc wahanie na jej twarzy, i otworzył drzwi. - Naprawdę będziemy się dobrze bawić - powtórzył. Alison wolała nie odpowiadać. Jak dotąd wszystko w czasie tej niezwykłej randki okazywało się przyjemną niespodzianką. Dlaczego wnętrze tego klubu miałoby być inne? Dekoracje były w dobrym guście, w tonacji
Strona 25 z 75
RS
beżowo-niebieskiej. Bar był solidnym antykiem, błyszczącym od szkła i mosiądzu, luster i butelek. Pary kołysały się w tańcu na dużym parkiecie. Orkiestra country-pop nie była wprawdzie w guście Alison, ale grała zupełnie dobrze. Tęga kobieta około trzydziestki, która najwidoczniej chciała ująć sobie lat za pomocą ordynarnie rozjaśnionych włosów i stroju zarówno zbyt obcisłego, jak i zbyt wydekoltowanego, spojrzała ku nim od stolika, przy którym siedziała z jakimś tęgawym mężczyzną o wyglądzie kowboja. Alison z miejsca dostrzegła dezaprobatę w jej oczach. - Ciekawe, co też ona sobie wyobrażała przychodząc tutaj? zwróciła się do swego towarzysza, nie siląc się nawet na zniżenie głosu. - Że trafi do jakiejś kretyńskiej opery? - A potem zaśmiała się ochryple z własnego dowcipu. Beau zignorował ten komentarz, o ile w ogóle go dosłyszał. Alison pohamowała łzy wściekłości i podążyła za nim do stolika schowanego w przytulnym kąciku, czując się tu od razu przeraźliwie obco. Czy Beau czuł to samo, kiedy byli w „Chez Colette"? Przy stoliku natychmiast pojawiła się młoda kelnerka. - Cześć, Beau. Jak leci? Beau uśmiechnął się leniwie i kiwnął głową. - Świetnie, Patrice. Zdaje się, że będziecie mieli co robić dziś wieczorem? - Na pewno. To trwa już od siódmej. - Patrice wymownie przewróciła oczami. - Patrice, to jest Alison. Alison poczuła na sobie długie, taksujące spojrzenie. A potem kelnerka uśmiechnęła się. - Miło mi cię poznać. Czego się napijesz? Przyjęła zamówienie, a potem mrugnęła łobuzersko do Beau. - Ty nie musisz mi mówić, co będziesz pić. Zaraz wrócę. - Jesteś tu chyba stałym bywalcem? - Alison spojrzała chłodno na Beau.
Strona 26 z 75
RS
Wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Jak na to wpadłaś? Jak gdyby na potwierdzenie, jakiś mężczyzna, który tańczył w pobliżu, zawołał go po imieniu. Beau pozdrowił go gestem ręki, po czym odwrócił się do Alison. Ten ruch poruszył jego włosy, które opadły na czoło. Poczuła mrowienie w palcach na myśl, jak jedwabista w dotyku musi być ta czupryna. - Nigdy mi nie mówiłeś, skąd jesteś - odezwała się, czując potrzebę nawiązania rozmowy. - Gdzie się wychowywałeś? Tu, w Little Rock? - Niedaleko stąd. Pochodzę z Benton. Ojciec pracował tam w kopalni boksytów, ale niedawno wszystkie zamknęli. Miał szczęście, że zdążył zarobić na przyzwoitą emeryturę. Brat pracuje w policji w Benton. - A matka? - Wypowiedziała nie kończącą się wojnę fabrycznym przetworom. Pracuje na zmianę w domu i w ogrodzie. Nie uwierzyłabyś, gdybym ci powiedział, ile żywności przetwarza i zamraża każdego lata. - Och - zdołała tylko powiedzieć Alison. To jest pewnie kobieta, o jakiej marzy Beau. Gotowanie Alison ograniczało się do przyrządzania obiadów w kuchence mikrofalowej. - A czym się zajmuje twój ojciec? - zapytał Beau, rozsiadając się wygodnie i opierając jedną ręką o tył fotela. Ten ruch spowodował, że pod białą koszulą zarysowały się mięśnie. Patrząc na nie Alison zapragnęła, żeby Patrice pojawiła się szybciej z drinkami. - Mój tata jest lekarzem - starała się mówić swobodnie. - Mama wykłada angielski w Arkansas College w Batesville. Kiwnął głową, ale wyraz jego twarzy nic jej nie mówił. - Wiesz, ja nawet nie bardzo się orientuję, czym ty się zajmujesz. - No, muszę przyznać, że to duża sprawa. Jestem zastępcą wiceprezesa Lakeland Industries.
Strona 27 z 75
RS
- Oho! - zdziwił się Beau. - To nie jest takie skomplikowane, jak się wydaje - zapewniła go. - Głównie wykonuję papierkową robotę za Tima, wiceprezesa, której jemu nie chce się robić. Wyjątkowo pozwalają mi czasem nadzorować całe planowanie. - To bardzo imponujące - powiedział Beau i uśmiechnął się tak, że Alison żywiej zabiło serce. - Ale po raz pierwszy zrobiłaś na mnie wielkie wrażenie już wtedy, kiedy trzy miesiące temu spotkaliśmy się na parkingu. Alison czuła, że ogarnia ją fala pożądania. Na szczęście zjawiła się Patrice. - To dla ciebie - powiedziała, stawiając przed Alison na cienkiej serwetce wysoki kieliszek pokryty zimnymi kropelkami. - A dla ciebie piwo imbirowe - dodała, stawiając z hałasem szklankę przed Beau i mrugając do niego porozumiewawczo. - No, to życzę wam przyjemnego wieczoru. Dajcie znać, jak będziecie czegoś potrzebowali. - Dzięki, Patrice. Beau odwrócił się do Alison i spostrzegł, że obserwuje go ze zdziwieniem. - Piwo imbirowe? - spytała zaskoczona. Była pewna, że był zagorzałym piwoszem albo amatorem burbona. - Lubię piwo imbirowe - przyznał Beau. - Można nawet powiedzieć, że nie mogę bez niego żyć. - Myślę, że to nic złego - powiedziała Alison, bawiąc się wisienką maraskino, nadzianą na plastikową szpadkę, która pływała w jej kieliszku. - Tak. Kiedy miałem dwadzieścia parę lat, piłem bardzo dużo piwa. Musiałem je czymś zastąpić, żeby nie wpaść zupełnie w nałóg. No i odkryłem właśnie to. Alison spojrzała na niego z konsternacją, zaciskając dłoń na kieliszku. Pomyślała o winie, które pili do obiadu. - Przepraszam, nie wiedziałam. Czy nie przeszkadza ci to, że piję
Strona 28 z 75
RS
drinka? Beau zaśmiał się i potrząsnął głową. - Nie jestem alkoholikiem - zapewnił. - Mogę sam od czasu do czasu wypić drinka, a już zupełnie nie przeszkadza mi, że ty pijesz. Tak się składa, że naprawdę lubię piwo imbirowe, rozumiesz? - Rozumiem. - Nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Orkiestra wróciła na podium po dziesięciominutowej przerwie. Zapowiedziano piosenki o miłości z okazji Dnia Zakochanych. Beau schylił się do ucha Alison. - Zatańczysz? - Oczywiście - zgodziła się, stwierdziwszy z ulgą, że to taniec w wolnym tempie. Nie była pewna kroków tanecznych muzyki country. Kiedy silne jak stal ramiona Beau otoczyły jej szczupłe ciało, mimowolnie przypomniała sobie uścisk Dane'a. Nigdy z nim wprawdzie nie tańczyła, obejmował ją tylko przypadkowo, ale nigdy nie czuła takiego dreszczu podniecenia jak teraz. Wiedziała już, że pragnie Beau. Czekała, aż ujmie jej prawą rękę w swoją dłoń, jak w normalnej pozycji tanecznej. Zamiast tego umieścił jej rękę na swojej szyi, obejmując ją dłonią w talii. - Dobrze tak? - zapytał z uśmiechem. Alison rozejrzała się wokół i spostrzegła, że większość par tańczy w takim samym intymnym uścisku. - Tak - odpowiedziała, mając pełną świadomość, że nie zawahała się ani chwili. Beau uśmiechnął się i zaczął kołysać się w takt muzyki. Musnął policzkiem jej włosy i Alison pomyślała, że na pewno poczuł, jak bije jej serce. Jej piersi stwardniały od bliskości jego piersi. Jego uda, prężne i ciepłe, ocierały się lekko o jej nogi. Solista śpiewał łagodnym i aksamitnym głosem, w idealnej harmonii z głosami towarzyszącego mu zespołu. Alison nie słyszała dotąd nigdy tej piosenki, ale wydała się jej cudowna. Słowa mówiły
Strona 29 z 75
RS
o bólu kochanka, który próbuje ratować rozpadający się związek. Woli usłyszeć kłamstwa o miłości do grobowej deski niż pogodzić się z okrutną prawdą, która złamała mu serce. - Podoba mi się ta piosenka - mruknęła. Beau przycisnął jej ramię odrobinę mocniej. - To jedna z moich ulubionych - przyznał. - „Czułe kłamstwo" zespołu Restless Heart. - Wyjątkowo łzawa, prawda? Alison uśmiechnęła się w odpowiedzi i poddała się pokusie oparcia głowy na jego ramieniu. Zaczęła się druga piosenka. Tańczyli bez słowa, wciąż spleceni uściskiem. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy tańczyła ostatni raz. Wiedziała tylko, że z żadnym partnerem nie tańczyło jej się tak dobrze, jak z Beau. - Chyba dobrze ci w moich ramionach - szepnął Beau, jak gdyby odgadł jej myśli. - Bardzo dobrze tańczysz. - Dziś wieczorem jestem natchniony - powiedział z uśmiechem. Ona też się zaśmiała. Czuła się cudownie. Była szczęśliwa. - Naprawdę bardzo lubię, jak się śmiejesz. - Beau pieścił wzrokiem jej twarz. Piosenka skończyła się. - Nie ruszaj się - powiedział Beau, muskając wargami jej skroń. - Mógłbym cię tak trzymać przez całą noc. Zaczęła się następna piosenka. - Wszystkie piosenki country mówią o straconej miłości, prawda? - zapytała Alison z uśmiechem. - Mówią o kochaniu, walce, piciu piwa i prowadzeniu ciężarówek - zgodził się Beau. - Czy to nie wspaniałe? Alison przylgnęła policzkiem do jego ramienia. To był bez wątpienia najlepszy Dzień Zakochanych w jej życiu. A jeszcze się nie skończył!
Strona 30 z 75
5
A
RS
lison zawsze miała siebie za osobę, której nie sposób omamić prezentami, nastrojowymi kolacjami, komplementami szeptanymi w tańcu do ucha. Jak mało siebie znała! Kiedy wyszli z ,J.T.'s Place", trzymając się za ręce, wiedziała, że nie odmówi mu niczego. Wzdrygnęła się z zimna, kiedy wyszli z przytulnego wnętrza klubu w mroźną lutową noc. Beau ogarnął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. - Powinienem wyjść wcześniej i ogrzać samochód - powiedział przepraszającym tonem. - Nie przyszło mi to wcześniej do głowy. - Nic mi nie będzie, naprawdę - zapewniła go. - To ty zmarzniesz. Nie masz nawet płaszcza. Beau uśmiechnął się tylko. - Wyglądasz zachwycająco z tym różowym nosem - mruknął, po czym najpierw pocałował czubek jej nosa, a potem włożył kluczyk do zamka drzwi. Alison próbowała wsiąść, zatrzymała się jednak, czując jego rękę na ramieniu. - Przepraszam - powiedział, odwracając ją twarzą do siebie. Naprawdę nie mogę już dłużej czekać. Alison patrzyła szeroko rozwartymi oczami, kiedy ramiona Beau oplotły ją ciasno, a usta spoczęły na jej wargach. Usta były ciepłe i śmiałe. Nie czuła już zimna, nie wiedziała, co dzieje się wokół. Czuła tylko te ramiona i wargi. Nigdy jeszcze żaden pocałunek nie miał takiej mocy jak ten. Trudno byłoby je nawet z nim porównywać. Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, ile czasu upłynęło. Ale poczuła nagle, że Beau drży z zimna, bo mroźne powietrze przenikało przez jego cienką koszulę. Cofnęła się, marszcząc brwi z niepokojem.
Strona 31 z 75
RS
- Zimno ci - powiedziała surowo. - Idziemy do samochodu. Beau uśmiechał się niepewnie, oddychał nierówno. - To zabawne - powiedział jakby sam do siebie. - Ja nie czuję zimna. - Wsiadaj - powtórzyła Alison. - Tak, pani - zgodził się potulnie. Pomógł jej wsiąść, po czym obiegł samochód i wskoczył na swoje miejsce. - O cholera - powiedział, a wokół jego ust utworzył się obłoczek pary. - Jak zimno! - Chyba już ci to mówiłam - przypomniała Alison, zapinając pas. Beau zaśmiał się i uruchomił silnik. Od razu odezwała się muzyka. Wiedziała, że to zbieg okoliczności, ale piosenkarz próżnym, pewnym siebie głosem zapewniał kobietę, że nie ma wyboru - musi go pokochać. „Nie ma wątpliwości - śpiewał - muszę cię zdobyć". Alison, zmieszana, chrząknęła i zaczęła oglądać krajobraz za oknem. Beau podczas drogi powrotnej mówił niewiele, tylko od czasu do czasu nucił w takt piosenki. Widać było, że muzyka wyraźnie sprawia mu przyjemność. To tak jak ja, myślała, krzywiąc się tylko, kiedy słyszała szczególnie zgrzytliwe, przykre dla jej ucha dźwięki. Szkoda, że lubimy zupełnie inną muzykę. Niektóre piosenki, które słyszała w klubie, przypadły jej do gustu, ale pozostała wierna Michaelowi Boltonowi i Eltonowi Johnowi. Patrzyła teraz ukradkiem spod rzęs na Beau, na jego włosy, które w świetle mijanych latarń świeciły jak czyste złoto. Wiedziała już, jak są jedwabiste w dotyku. Już za pierwszym razem, kiedy los skrzyżował ich ścieżki, zaczęła żywić obawy, że ten mężczyzna może stanowić zagrożenie dla jej uporządkowanego, pozbawionego niespodzianek i wzlotów życia. Teraz już miała pewność, że zagrożenie jest bardzo realne. Wiedziała, że Beau może wywrócić ten porządek do góry nogami, jeśli nie będzie się broniła. Z drugiej strony jednak, mimo trzeźwego osądu sytuacji, który ostrzegał, że ona i Beau tak niewiele mają ze
Strona 32 z 75
RS
sobą wspólnego, że nie pasują do siebie nawzajem, że ich przyszłość nie będzie prawdopodobnie usłana różami - wiedziała, że pragnie go takiego, jakim jest. Nie wiedziała tylko, kiedy po raz pierwszy uświadomiła to sobie dość jasno - czy wtedy, kiedy ponad stolikiem w restauracji uśmiechał się do niej niebieskimi oczami, ciepłymi w blasku świec, czy podczas długich, romantycznych tańców... A może zaczęła pragnąć już za pierwszym razem, kiedy zobaczyła go na parkingu w pobliżu domu, szczupłego i przystojnego w obcisłych dżinsach i szerokiej w ramionach kurtce. Jedna z jego równie seksownych koleżanek chichocząc pomagała mu przenosić rzeczy do jego nowego mieszkania. Alison ciągle zastanawiała się, dlaczego Beau zadał sobie tyle trudu, żeby zorganizować to spotkanie. Zdawała sobie wprawdzie sprawę z tego, że jest atrakcyjną kobietą, równie dobrze wiedziała jednak, że nie jest w jego typie. A może po prostu zaintrygowało go, że odrzuciła jego pierwsze zaproszenie? Trzeba przyznać, że całe jego dzisiejsze zachowanie przeczyło przekonaniu, że Beau jest pewny siebie i zarozumiały. Może jego pewność siebie sprowokowana była przez kobiety, które tak łatwo mu ulegały? Alison była przekonana, że ona z pewnością oprze się jego wdziękom. Teraz wiedziała, że nie zawsze można powiedzieć „hop"... Beau pochwycił jej spojrzenie, ale szybko odwróciła wzrok. No ślicznie, Alison. Przyznaj się od razu, że działa na ciebie jak na rozkochaną nastolatkę, która zastanawia się, na co może mu pozwolić, kiedy odprowadzi ją do domu. - Dużo dałbym, żeby wiedzieć, o czym myślisz - odezwał się nagle Beau. - Chyba jesteś daleko stąd. Przestraszona Alison zauważyła, że dojechali już do parkingu przed domem. Na szczęście półmrok wewnątrz samochodu skutecznie ukrył jej rumieniec. Beau zaparkował na zwykłym miejscu i sięgnął na tylne siedzenie po marynarkę i krawat. - Następnym razem ubierzmy się w coś, co będzie lepiej
Strona 33 z 75
RS
pasowało do mojej kurtki, dobrze? - poprosił otwierając drzwi. Wyskoczył na chodnik, demonstrując, jak dygocze z zimna. Następnym razem? zastanowiła się Alison, wysiadając z samochodu. Beau ogarnął ją ramieniem, co sprawiło jej wyraźną przyjemność. - Wiesz, co ci powiem? - zawołał nagle Beau, patrząc, jak wkłada klucz do zamka. - Myśmy wcale nie zjedli deseru! Alison zawahała się chwilę, po czym powiedziała niepewnie: - Mam chyba trochę ciastek w spiżarce. Mogę zrobić kawę. - Jest strasznie późno. Nie jesteś zmęczona? Zmęczona? Dawno już nie była tak podniecona i ożywiona. Raczej obawiała się, że nie zaśnie przez tydzień! - Oczywiście, że nie. Wejdź. - Dzięki - uśmiechnął się szeroko. - To rozumiem. - Musnął policzkiem jej włosy i mruknął: - Podoba mi się ten zapach. Co to jest? Alison używała tylko jednego rodzaju perfum. Lubiła myśleć, że są charakterystyczne właśnie dla niej. A w tej chwili nie mogła sobie nawet przypomnieć ich nazwy. Co się z nią dzieje? - Ja... to znaczy... dziękuję - bąknęła, odsuwając się szybko od niego. - Połóż płaszcz na tamtym krześle. Powieszę go później. Beau rozglądał się ciekawie po pokoju. - Podoba mi się tutaj - powiedział, podziwiając jej meble w stylu georgiańskim i gustowne dekoracje. - Dzięki. Boazeria jest taka sama jak u ciebie. - Tak, ale ja nie znam się na urządzaniu wnętrz. Mam mnóstwo sprzętów i przedmiotów, które w ogóle do siebie nie pasują. Moja mama nazywa to „Wczesną Armią Zbawienia". Alison zaśmiała się, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego żadna z pięknych kobiet, którymi się otaczał, nie pomogła mu urządzić mieszkania. Może same też nie miały gustu? A może żadną z nich nie interesował się tak długo, by zdążyła zostawić po sobie trwały ślad?
Strona 34 z 75
RS
Przestraszona swoją złośliwością, o którą by nigdy siebie nie posądzała, skierowała się szybko do kuchni. - Zaraz zrobię kawę. Czuj się jak u siebie w domu. Potrzebowała teraz kilku minut samotności, z dala od jego magicznego oddziaływania. Włączyła radio i postawiła je na kuchennej ladzie. Akurat nadawali stary, ulubiony przebój Halla i Oatesa. - Zacierasz ślady po tamtej muzyce? - zapytał Beau, pojawiając się nagle w drzwiach. Upuściła z wrażenia łopatkę z kawą. Przeklinając siebie w duchu za tę idiotyczną nerwowość, podniosła ją i wypłukała. Odpowiedziała już spokojnie: - Tak. Muszę przyznać, że tak. - Jestem tolerancyjny - zapewnił ją. - Lubię muzykę country, ale czasami mogę posłuchać i rocka. - Widzę, że ty rzeczywiście lubisz muzykę, prawda? A może śpiewasz? - zapytała, próbując desperacko coś powiedzieć. Kuchnia - i tak mała - wydała się jej nagle jeszcze mniejsza, kiedy wszedł do niej Beau. Nagle zdała sobie sprawę, że są zupełnie sami. - Tak, czasami - odpowiedział. - Gram też trochę na gitarze. Czasem przyłączam się do facetów z zespołu country. Grają takie miejscowe kawałki - Eagles Club, VFW, te rzeczy. - Chciałabym kiedyś posłuchać - powiedziała Alison pogodnie, bo czuła, że wypadało tak powiedzieć. Poza tym rzeczywiście miała ochotę. - Na pewno da się załatwić. Tylko musisz obiecać, że nie będziesz zatykać uszu ani nie wybiegniesz z piskiem z budynku powiedział, drocząc się z nią. - Masz moje słowo - powiedziała i odwróciła się, ale Beau zatarasował przejście. - Muszę wyjąć ciasteczka ze spiżarki. Nie usunął się, tylko nagle wziął ją w ramiona. - Alison - szepnął, pochylając się ku niej i zbliżając usta do jej warg. - Chciałbym zostać z tobą na dłużej. Westchnęła i oparła ręce na jego piersi.
Strona 35 z 75
RS
- Nie wiem, czy to byłoby rozsądne - odpowiedziała zgodnie z przekonaniem, spuszczając wzrok pod spojrzeniem jego płonących niebieskich oczu. - Czy zawsze postępujesz zgodnie z rozsądkiem? - zapytał ochryple, wodząc palcem po jej wargach. Ciepłym oddechem muskał jej twarz. - Starałam się - szepnęła. - Aż do... - westchnęła znowu, czując jego palce we włosach. - Aż do kiedy? - To słowo było tylko szmerem tuż przy jej wilgotnych, spragnionych wargach. Czuła niemal żar pocałunku, którego tak pragnęła. - Aż do dzisiaj, Beau. Oplotła jego szyję ramionami. Beau jęknął z ulgą i radością, całując ją z taką mocą, jakiej nigdy jeszcze nie doznała, z pożądliwością, która wydawała się wchłaniać ich oboje. W tym momencie uświadomiła sobie, jak wiele cudownych doznań ominęło ją, kiedy chodziła na swoje bezpieczne, intelektualne i wytworne randki. Nagle poczuła gwałtowne pragnienie poznania tego wszystkiego, co straciła spotykając się z innymi mężczyznami. A może Beau jest tylko pożeraczem serc - pomyślała z trwogą. Ale czyż mogła stracić okazję, żeby przekonać się, jak to jest być z nim, być kochaną przez niego? Nie, nie mogła. - Pragnę ciebie - wymamrotał Beau, całując gorąco jej twarz i szyję. - Pragnę cię od chwili, kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy. Przecież wtedy był z inną kobietą... Trudno, nawet jeśli tak było, teraz to nie miało znaczenia. - Ja też ciebie pragnę- wyszeptała z nie znaną sobie dotąd nieśmiałością. Przytuliła do niego twarz, oplatając go ciasno ramionami. Beau ujął jej twarz, policzki mu płonęły. - Pokaż mi resztę swojego mieszkania - poprosił ochryple. Alison zawahała się, pożądanie walczyło w niej ze zdrowym rozsądkiem. Beau nie ponaglał jej, spokojnie czekając na decyzję. To właśnie spowodowało, że kiwnęła głową na znak zgody i cofnęła
Strona 36 z 75
RS
się o krok. - Tam nie ma nic do oglądania - szepnęła, a jej głos zabrzmiał dziwnie obco. - Po prostu sypialnia. - Właśnie o to chodzi - zapewnił ją Beau. Dziewczyna uśmiechnęła się i wzięła go za rękę.
Strona 37 z 75
6
A
RS
lison nie pomyślała nawet o zapaleniu światła, a Beau nie zamierzał podziwiać wystroju sypialni. Stanął koło łóżka i ujął jej twarz w dłonie. Ręce miał szorstkie i stwardniałe od pracy fizycznej, ale przyjemnie było czuć je na rozpalonej skórze. Musnął leciutko wargami jej czoło, powieki, koniuszek nosa. Dotykał wargami podbródka, policzków, uszu, skroni - omijając wciąż usta. Mrucząc z niezadowoleniem, Alison szukała swoimi ustami jego kuszących warg. Żadne dawne doznania nie były w stanie zaćmić tych pocałunków. Beau smakował kształt i miękkość jej warg, badając je pożądliwie językiem. Przesunął ręce wzdłuż pleców aż do zaokrąglenia bioder, pociągając ją delikatnie w zagłębienie między udami. Zadrżała, czując, jak bardzo jej pożąda. Całował ją z jakimś narkotycznym zapamiętaniem, rozsuwając zapięcie sukienki. Zsunął jedwabny materiał z ramion, gładząc je ruchami rąk tak niespokojnymi jak jej własne. Ze zdziwieniem odkryła, że Beau drży. Czemu? Czy przeżywał to tak bardzo jak ona? Czyżby była czymś więcej niż kolejną łatwą zdobyczą? Świat zawirował wokół niej, kiedy położyli się na chłodnym prześcieradle. Alison przywarła do jego ramion, żeby znaleźć w nich oparcie. Popatrzyła na niego z zachwytem. Po prostu był wspaniały. Beau ujął jej pierś, spoglądając z uśmiechem, jak wzgórek wypełnia jego dłoń. - Doskonała - westchnął, pochylając głowę. - Beau! - Serce Alison biło jak oszalałe. - Spokojnie, dziecko - szepnął, dysząc gorącym oddechem nad nabrzmiałym sutkiem. - Przed nami cała noc. Cala noc? I nocy nie wystarczy na odkrywanie wciąż nowych
Strona 38 z 75
RS
uczuć. Alison nie mogła już myśleć o czym innym, tylko o tym, by dać Beau tyle przyjemności, ile otrzymała od niego. Pościel szeleściła pod przesuwającymi się ciałami. Oddechy były nierówne, słowa nieskładne, skóra lśniła od potu. A oni ociągali się, smakowali, zwlekali z nieuchronnym zakończeniem. W końcu Beau wsunął się między jej uda. Łzy zalśniły w oczach Alison, kiedy przywarła do niego, nieprzytomna z pożądania. - Och, dziecko, jak cudownie. - Beau tonął w niej całą głębią pożądania, namiętności, szału, niecierpliwości. Oboje krzyknęli pełni niedowierzania, kiedy fala rozkoszy załamała się nad nimi, porywając ze sobą ich myśli, rozum, zdolność mówienia. Popłynęli na niej, pozwalając jej unosić się, przylegając do siebie kurczowo, powoli, bardzo powoli odzyskując przytomność, oddech, rozsądek. - Och - powiedział w końcu Beau, przyciągając Alison do siebie. Dziewczyna zanurzyła palce w gęstwinie włosów na jego piersi. - Czuję się zupełnie oszołomiona - przyznała. - Czy ktoś powiedział ci kiedyś, że jesteś jak dynamit? - Nie. Beau uśmiechnął się. Włosy znów po chłopięcemu opadły mu na czoło, ale w oczach lśnił błysk dojrzałego mężczyzny. - Więc uwierz mi. Jesteś jak dynamit. Alison oparła się na łokciu. Spoglądała na niego, przesuwając palec po jego dolnej wardze. - Czy Beau to twoje prawdziwe imię? - Uhm - mruknął. - Beau Edward Harmon. - Moja mama jest wierna tradycji swego Południa. Mój brat ma imiona Samuel Clayton. Nazywamy go Samem. To dlatego Beau ma maniery południowca, pomyślała Alison z uśmiechem. Na pewno matka wpajała mu je od razu, kiedy stanął na własnych nogach. Jeżeli nie wcześniej. Beau wyciągnął rękę, aby pogładzić jej policzek. - Jesteś taka piękna - szepnął. Dotknął diamentowego kolczyka. - Ładny. Czy kupił ci je ten facet we włoskim garniturze?
Strona 39 z 75
RS
- Nie - odpowiedziała Alison surowo, chociaż domyślała się, że Beau się z nią drażni. - Sama je sobie kupiłam. - To dobrze. - Wodził palcem po łańcuszku naszyjnika od karku aż do wisiorka w zagłębieniu między piersiami. - Ładnie ci w diamentach. Zwłaszcza gdy jesteś tak ubrana jak teraz. - Ja... nie jestem w ogóle ubrana - zauważyła bez tchu, czując przyspieszony puls, kiedy jego palec zawędrował do sutka, który natychmiast stwardniał w odpowiedzi. Czyżby rzeczywiście znowu go pragnęła? Ale znała już odpowiedź. Właśnie tak. Jeszcze. I jeszcze. - Zauważyłem - powiedział Beau. - Właśnie tak wyglądasz bardzo efektownie. Ujęła jego głowę, przyciskając jego usta do swojej piersi. Nie pamiętała już, o czym rozmawiali. Zresztą nie miało to znaczenia. Oczywiście do deseru znowu nie doszło. Nie jedli również śniadania w sobotę rano. Wybrali inną alternatywę - drzemkę przeplataną kochaniem się aż do popołudnia, kiedy to głód wygonił ich wreszcie z sypialni. Zjedli ser, schrupali krakersy i kromki posmarowane musztardą Dijon. Przedtem jeszcze Beau musiał się przekonać, jak smakuje musztarda na dolnej wardze Alison. A jak na jej szyi. I na okrągłości jej piersi. Zakończyli kochaniem się w kuchni - Alison siedziała na blacie, oplatając ciasno Beau rękami i nogami a ubrania były rozrzucone wszędzie wokół. Beau postanowił dowiedzieć się w czasie weekendu wszystkiego o Alison, zadając jej nie kończące się pytania o pracę, rodzinę, przyjaciół, zainteresowania. Chociaż chętnie odpowiadała, nie bardzo mogła zrozumieć, dlaczego z taką pasją chce się dowiedzieć jak najwięcej. - Domyślam się, że skończyłaś college, nie? - zapytał, gdy leżeli na brzuchu w salonie, pochyleni nad „Chińczykiem". Na dworze bez przerwy padał deszcz, co było dla nich zręczną wymówką - mogli siedzieć w domu i cieszyć się sobą. - Mam dyplom magisterski - potwierdziła Alison. - Nie
Strona 40 z 75
RS
interesowała mnie praca naukowa i zdecydowałam się na pracę w biznesie. - Podejrzewając, że Beau nie ma dyplomu, nie chciała go krępować podobnymi pytaniami. Rzuciła kostką i przesunęła pionek na planszy. Patrząc na ruch jej palców, Beau sam zaczął opowiadać: - Miałem pieniądze na trzy semestry w college'u. Pojechałem na krótko do Conway. Szybko znudziło mi się zakuwanie, prace domowe - i wróciłem. Nigdy nie miałbym cierpliwości, żeby zdobyć tytuł magisterski. - I wtedy zacząłeś pracować w spółce energetycznej? - zapytała Alison, opierając głowę na rękach. Beau kiwnął głową, biorąc kostkę do ręki. - Tak. Lubię być na powietrzu, dobrze zarabiam, pracuję z kilkoma wspaniałymi facetami. To naprawdę dobra praca. Rzucił kostką i mruknął z niezadowoleniem, kiedy jego pionek wylądował na polu karnym. Zamyśliwszy się nad tym, co powiedział, Alison przestała śledzić grę. Już zdążyła się zorientować, że Beau jest inteligentny i wyszczekany, że prawdopodobnie mógł zawsze robić to, na co miał ochotę. Pracował jako monter, ponieważ to właśnie sprawiało mu przyjemność. Zrobiło jej się głupio, że tak snobistycznie podchodziła do jego pracy. Wprawdzie nie to było powodem, że tak uparcie odrzucała jego poprzednie propozycje; po prostu czuła, że za mało łączy ich ze sobą, by mogła wiązać się z takim człowiekiem. Tymczasem czuła, że z każdą niemal minutą lubi go coraz bardziej. A już na pewno nie ulegało wątpliwości, że fizycznie są bardzo dobrani! W niedzielę wyszli tylko na lunch, poczym wrócili do mieszkania Alison, by spędzić razem resztę dnia. Dyskutowali o muzyce i o filmach, książkach i programach telewizyjnych, śmiali się opowiadając sobie historyjki z dzieciństwa i wrażenia z pierwszych randek. Co pół godziny włączali radio. Beau nie miał nic przeciwko rockowi, ale narzekał, że muzyka klasyczna nudzi go straszliwie. Alison podobała się raczej muzyka country-pop, ale gdy słuchała
Strona 41 z 75
RS
niektórych wybranych przez niego piosenek, aż się w niej coś skręcało. No trudno. I tak cudownie spędzała czas. Beau też wyglądał na szczęśliwego. Oboje jakby nie zauważali, że weekend zbliżał się do końca. Nadszedł poniedziałek, a wraz z nim normalne obowiązki zawodowe. Beau pożegnał Alison w poniedziałkowy poranek długimi, pełnymi żalu pocałunkami i zapewnieniem, że któregoś dnia wybiorą się do kina i na obiad. Alison przystała na to z radością, ale posmutniała, kiedy została sama. Już zaczęła odczuwać jego brak. Wyszła do pracy jak dawniej - w codziennym ubraniu, z upiętymi włosami, z ustami ułożonymi w grymas, który uznała za niezmiennie głupi. Wiedziała, że nigdy już nie będzie myślała o Dniu Zakochanych jak dawniej - Beau odmienił go w czarodziejskie wspomnienie. Mary Lou siedziała już jak zwykle przy swoim biurku. Podniosła głowę. - Dzień dobry. Jak się udał weekend? Alison spłonęła rumieńcem, zastanawiając się, czy rzeczywiście tak wiele się zmieniło od piątku wieczorem. Jej rumieniec wzmógł czujność Mary Lou. - A... kartoteka Hinsona? - Alison próbowała skoncentrować się od razu na sprawach zawodowych. - Wszystko leży na twoim biurku. - Dzięki. - Alison pośpieszyła do swojego pokoju. Z trudem wytrzymała piętnaście minut, po czym podniosła słuchawkę i nakręciła numer Carole. - No i kto przysłał te kwiaty? - zapytała Carole. - Byłam piekielnie ciekawa przez cały weekend, nawiasem mówiąc niewiarygodny. - Tak jak mój - powiedziała Alison rozmarzonym głosem. - Tak? - zapytała Carole z wyraźnym zainteresowaniem. - A więc Dane okazał się bardziej interesujący niż obie myślałyśmy?
Strona 42 z 75
RS
- To nie był Dane. Carole aż zapiszczała z niecierpliwości. - Powiedz, bo oszaleję. - To był Beau Harmon - powiedziała Alison, czekając niespokojnie na reakcję przyjaciółki. - Beau Harmon? - powtórzyła zaskoczona Carole. - Ten niebieskooki postawny blondyn ze zniewalającym uśmiechem, który mieszka obok mnie? - Tak, właśnie on - przyznała. - Oho! Czy to jemu odmawiałaś tyle razy? - Tak. Na szczęście on tak łatwo nie rezygnuje. - Na szczęście? Czy to znaczy, że to właśnie z nim spędziłaś ten weekend? - Właśnie - mruknęła Alison, myśląc tęsknie o kolacji, tańcach, rozmowach i kochaniu się. Czy będzie jej dane przeżyć jeszcze taki weekend? - Ho, ho - powtórzyła Carole. - Nigdy bym się nie spodziewała... to znaczy, nigdy nie sprawialiście wrażenia, że możecie znaleźć wspólny język. On jest chyba zupełnie inny niż ci mężczyźni, z którymi dotychczas chodziłaś na randki, prawda? - Tak. Beau jest jedyny w swoim rodzaju. - No, no. Widzę, że naprawdę jesteś zauroczona. Nigdy nie słyszałam takiego tonu u ciebie. Zakochałaś się w tym facecie, prawda? - W zasadzie tak - westchnęła Alison, szczęśliwa, że może komuś się zwierzyć. - Ach, Alison, to cudowne! Jeżeli... on też czuje to samo, mam nadzieję? - Chyba tak - powiedziała ostrożnie Alison. - Wydaje mi się, że jest jeszcze za wcześnie, żeby mówić poważnie o czymkolwiek, ale... och, Carole, on jest fantastyczny. Nie mogę się wprost doczekać, kiedy go poznasz. - Na pewno niedługo. Robi wrażenie bardzo miłego. Ja z kolei
Strona 43 z 75
RS
nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę was razem. Wyobraź sobie: ty i Beau Harmon. Kto by to pomyślał? - Ja na pewno w każdym razie nie spodziewałam się tego przyznała Alison. - Ale, kto wie? Zdarzają się jeszcze dziwniejsze rzeczy. Już w poniedziałkowe popołudnie Beau zaczął rozmyślać z rosnącym niepokojem, że po ośmiu godzinach pracy spędzonych w środowisku, do którego Alison przywykła - dziewczyna zacznie żałować, że uwikłała się w ten związek. Czy po dniu spędzonym wśród ludzi z wyższym wykształceniem, w otoczeniu garniturów szytych u krawca i jedwabnych krawatów nie dojdzie do wniosku, że sypianie z monterem było nieporozumieniem? Nigdy jeszcze nie zdarzyło mu się martwić z takiego powodu, ale też nigdy nie zależało mu tak bardzo na żadnej kobiecie. Nawet kiedy był nastolatkiem i był, jak inni, zakochany na śmierć i życie. Najwidoczniej nigdy w rzeczywistości nie był naprawdę zakochany, tamte uczucia były tylko namiastką prawdziwej miłości. Cholera, chyba zakochał się już wtedy, kiedy zobaczył Alison po raz pierwszy. Gdyby tylko zechciała, mogłaby złamać jego serce, rozmyślał, nie mogąc zupełnie skoncentrować się na tym, co robił, chociaż właśnie siedział na słupie na wysokości dziesięciu metrów nad ziemią. Żadna kobieta nie miała dotąd nad nim władzy... - Beau, czy możesz się pośpieszyć? - narzekał kolega, czekający na dole. - Zimno tutaj! Beau wzdrygnął się. Jego kolegom wystarczył jeden rzut oka dzisiaj rano: od razu poznali, że został „upolowany" przez kobietę. Możliwe, że to chłopcy, którzy widzieli go z Alison w ,J.T.'s Place", puścili farbę. Prawdę mówiąc, wcale ich tam nie zauważył, co tylko potwierdziło ich przypuszczenie, że wpadł po uszy. Zapewniali go z całą powagą, że wskazują na to wszystkie znaki na niebie i ziemi. Wszystko, tylko nie kółko do wodzenia go za nos. Ani obrączka na palcu. Nagle uświadomił sobie, że pierwszy raz w życiu, które dotąd prowadził bez więzów i uzależnień, nie
Strona 44 z 75
RS
protestowałby tak bardzo, gdyby sytuacja się zmieniła. Ta myśl była prawdziwym szokiem. Z dołu dobiegło do niego soczyste przekleństwo, kiedy upuścił nożyce do drutu. - Do cholery, Harmon, co się dzisiaj z tobą dzieje? - Przepraszam, Bubba. Już kończę. - Skupił z wysiłkiem uwagę tylko na swoim zajęciu, odsuwając myśli o Alison na najdalszy plan.
Strona 45 z 75
7
B
RS
eau dziwił się sam sobie, kiedy w poniedziałkowe popołudnie stał chwilę nerwowo przed drzwiami Alison, zanim zdecydował się nacisnąć guzik dzwonka. Strzepnął nie istniejący kłaczek z nowych dżinsów, obciągnął poły kurtki, przejechał ręką po starannie zaczesanych włosach. Dlaczego był taki niespokojny? Dlaczego bał się, że osiem godzin, które spędziła w pracy, może zmienić jej uczucia względem niego? Jeśli w ogóle żywiła jakieś uczucia... Alison otworzyła drzwi. Wyglądała wspaniale w dżinsach i swetrze o jaskrawych barwach. - Cześć - powiedziała, uśmiechając się tak, że serce niemal przestało mu bić, i uniosła twarz do pocałunku. Beau chwycił ją w ramiona. Teraz był przekonany, że nie powinien wątpić w swoje szczęście. Beau i Alison zaczęli się nawzajem odwiedzać w każdy wolny wieczór. Ich psychiczna więź pogłębiała się coraz bardziej, nie tracąc nic ze swego emocjonalnego charakteru. Alison była zakochana, ale nie mogła przewidzieć rezultatu tego związku, w którym tak dużą rolę odgrywała namiętność. Nie była też pewna uczuć Beau w stosunku do niej. Czy jego zainteresowanie było chwilowe i krótkotrwałe? Czy miał może jakieś daleko sięgające plany, o których nie chciał jeszcze z nią rozmawiać? Niepokoiło ją również, że jej związki z przyjaciółmi wydawały się go drażnić - tak jakby z góry zaszeregował wszystkich jako snobów, którzy lekceważyli sobie ludzi jego pokroju. Próbowała wybić mu to z głowy, chociaż wiedziała, że w pewnym sensie miał rację, zwłaszcza jeśli chodziło o kilka osób, z którymi pracowała. Ale to nie byli jej najlepsi przyjaciele.
Strona 46 z 75
RS
W czwartek, prawie dwa tygodnie po ich pierwszej randce, Beau musiał pójść na przyjęcie wydawane przez kilku znajomych dla uczczenia trzydziestych urodzin jednego z kolegów. - To nie jest mój najbliższy przyjaciel - tłumaczył Alison. - Ale naprawdę nie mogę się wykręcić od tego spotkania. - Poprosił, by mu towarzyszyła. Zgodziła się, chociaż zaniepokoiło ją nieco wahanie w glosie Beau. W co może być zamieszana? Przyjęcie odbywało się w jakimś klubie country. W przeciwieństwie do ,J.T.'s Place" klub okazał się leciwą już, hałaśliwą i zadymioną knajpą położoną w dzielnicy, której Alison nie odważyłaby się odwiedzić nawet samochodem. Od razu się zorientowała, że jej szare spodnie i różowo-szary sweter są tu zdecydowanie nie na miejscu. Beau ubrał się w codzienne dżinsy i buty i tylko biały golf pod swetrem w geometryczne wzory świadczył, że przyszedł na przyjęcie urodzinowe. - Hej, Beau! - zawołał chrapliwy głos, kiedy weszli do baru i rozglądali się, próbując odnaleźć jego przyjaciół w zadymionym i słabo oświetlonym wnętrzu. Po tym pozdrowieniu odezwał się ochrypły śmiech. Alison skrzywiła się, wyobrażając sobie towarzystwo, które pewnie już na dobre zaczęło świętować. - Beau! - kobieta o miedzianych włosach, dżinsach ufarbowanych na czarno i rozchełstanej bluzce rzuciła się mu na szyję, zupełnie ignorując obecność Alison. - Kochanie, co się z tobą działo? - Byłem wypłukany z gotówki, jak zwykle - odpowiedział, odsuwając od siebie bezceremonialnie jej wielkie piersi i trzymając ją na odległość wyciągniętego ramienia. - Char-maine, to jest Alison Tindall. Charmaine odęła wargi z kwaśną miną, ale bąknęła jakieś pozdrowienie, spoglądając z wyraźną drwiną na strój Alison. Z głośników odezwała się muzyka. Była to piosenka, która zdobyła rozgłos dzięki filmowi „Urban Cowboy", wyświetlanemu kilka lat temu.
Strona 47 z 75
RS
- Chodź, skarbie, zatańczymy - wrzasnął jakiś brodacz w czerwono-czarnej flanelowej koszuli, chwytając Alison za rękę. Odbijam ci ją, Harmon - dodał, ciągnąc dziewczynę w kierunku mikroskopijnego parkietu. - Ja nie umiem tego tańczyć - usiłowała zaprotestować, już porwana w wir tańca przez silnie umięśnione ramiona. - W porządku, słodziutka. Ja też nie jestem w tym najlepszy zapewnił ją wesoło i zaraz to udowodnił, miażdżąc połowę jej palców olbrzymim butem. Krzywiąc się z bólu, Alison rozglądała się, poszukując rozpaczliwie Beau, ale on posłał jej tylko przepraszające spojrzenie, po czym odwrócił się znów do Charmaine, która wciąż ściskała kurczowo jego ramię. Alison z trudem wytrzymała do końca piosenki. Była cała posiniaczona, rozczochrana i bez tchu, kiedy olbrzym zwrócił ją Beau, szczerząc zęby w uśmiechu. - Musimy to powtórzyć! - krzyknął, po czym chwycił równie niechętną Charmaine. - Chodź no, dziecko, zatańczymy walca - ryknął, porywając rudzielca. Alison poczuła coś na kształt współczucia dla tej kobiety. - Powtórzymy to po moim trupie - mruknęła. Beau stłumił śmiech i objął ją ramieniem. - Dobrze się bawisz, moje dziecko? - Wiesz doskonale, moje dziecko - odpowiedziała zgryźliwie, patrząc na niego piorunującym wzrokiem. Nigdy w życiu nie zgodzi się więcej na coś podobnego. - Nie zostaniemy tu długo - obiecał. - Chcesz zatańczyć? Zgodziła się z westchnieniem, zadowolona, że następna melodia była w wolniejszym tempie. W końcu wieczór nie może być taki zupełnie do niczego, jeśli można go częściowo spędzić w ramionach Beau... Ale następne półtorej godziny upłynęło na piciu i opowiadaniu sprośnych dowcipów. Alison nigdy nie uważała się za świętoszkę, ale język i żarty tego towarzystwa posuwały się zdecydowanie za
Strona 48 z 75
RS
daleko. Marzyła, żeby być już w domu - w ramionach Beau. Czy to dlatego, że przyzwyczaili się spędzać czas tylko we dwoję? Czy wiedzieli, że nigdy nie będą się dobrze czuli w towarzystwie, w którym obracał się zwykle partner? W czasie tego wieczoru obserwowała Beau. Czy rzeczywiście dobrze mu z nimi, czy tylko robi dobrą minę do złej gry? Zauważyła, że tylko w towarzystwie jednego człowieka wydawał się być rzeczywiście sobą. Był to wysoki, chudy facet w typie kowboja, którego Beau przedstawił po prostu: „Tommy, mój najlepszy przyjaciel". . Alison czuła, że w miarę jak ten nie kończący się wieczór wlókł się coraz bardziej, ten człowiek zaczyna się jej podobać. Nie był chyba wcale pijany i ciągle zadawał sobie trud, żeby prowadzić z nią rozmowę, ilekroć spostrzegał, że czuje się opuszczona. Tymczasem jakaś blondyna, powodowana desperacką potrzebą improwizowanego tańca na stole, przewróciła czyjś rum i kolę. Płyn polał się na nogę Alison, uśmiechającej się z przymusem. W dodatku nie ogolony pijak z drugiego końca sali postanowił, że musi z nią zatańczyć - bez względu na to, czy się to jej podoba, czy nie. Przez chwilę wydawało się, że Beau rzuci się na niego z pięściami. Alison skuliła się, a po chwili odetchnęła z ulgą, kiedy kilku przyjaciół Beau wyprowadziło tego człowieka na zewnątrz. Omal nie klasnęła w ręce z radości, kiedy Beau oznajmił, że mogą już iść. - Nareszcie - mruknęła, opuszczając hałaśliwe, nieprzyjemnie pachnące pomieszczenie. Wyszli na świeże, chłodne powietrze. Nawet spaliny na parkingu pachniały lepiej niż ten zastarzały dym z papierosów i nieprzyjemny odór ciał. - Przepraszam, Alison. Wiem, że nie czułaś się tam najlepiej odezwał się Beau. - To towarzystwo jest, jakby tu powiedzieć, nieco bardziej przyziemne niż moi prawdziwi przyjaciele. - Podobał mi się Tommy - odpowiedziała Alison, starając się zrobić mu jakąś przyjemność.
Strona 49 z 75
RS
- Naprawdę? - uśmiechnął się Beau. - To wspaniały facet. - Dawno się znacie? - Od dziecka. Jeździliśmy razem na rodeo. - Ty brałeś udział w rodeo? - Tak, trochę. Ale potem zmęczyło mnie to łamanie kości i dałem sobie spokój. Alison przypomniała sobie, że odkryła na jego ciele kilka starych blizn. Zawsze wyśmiewał jej pytania na ten temat albo odwracał od nich uwagę. Teraz wiedziała, skąd pochodziły. Nie mogła powstrzymać się od zadania jeszcze jednego pytania. - Czy Tommy lubi to towarzystwo z knajpy? - Tak jak i ja - wzruszył ramionami Beau. - To są po prostu faceci, z którymi pracujemy. Czasem gramy razem w koszykówkę, latem w softball. Są w porządku, dopóki za dużo nie wypiją. Alison zachowała dla siebie krytyczne uwagi na temat przyjęcia. Nie chciała, żeby Beau i jego znajomi uważali ją za snoba. Tak się złożyło, że Alison z kolei dostała na piątkowy wieczór zaproszenie na cocktail z okazji zaręczyn znajomych. Przyszły małżonek pracował w jej firmie na kierowniczym stanowisku, wyjaśniała Beau. Byłoby nieładnie, gdyby nie pokazała się tam przynajmniej na krótko, chociaż właściwie nie znała dobrze tej pary. - Rozumiesz, polityka biurowa - wyjaśniła przepraszająco. Beau zapewnił ją, że rozumie doskonale, a nawet zaproponował, że może wypożyczyć smoking. Alison uspokoiła go, że ciemny garnitur będzie na to przyjęcie w sam raz. Już od pierwszej chwili Beau podejrzewał, że to nie będzie wieczór w jego typie. Alison nałożyła obcisłą połyskującą suknię i swoje diamentowe kolczyki. Upięła włosy i zrobiła staranny makijaż. Wyglądała tak nieprawdopodobnie pięknie, że czuł się nieco onieśmielony. Poczuł prawdziwą ulgę, kiedy obdarzyła go uśmiechem i zarzuciła mu ramiona na szyję, żeby go pocałować. - Wyglądasz wspaniale - mruknęła. To była ta sama Alison, którą kochał.
Strona 50 z 75
RS
- Dzięki. Ty też. - Mam nadzieję, że to przyjęcie nie będzie dla ciebie takie nudne, jak to sobie wyobrażasz. - Słusznie by mi się to należało po ostatnim wieczorze -zaśmiał się. - O tak - zgodziła się skwapliwie Alison. Tym razem wzięli jej samochód. Alison prowadziła. Beau zauważył z uśmiechem, że ona - w przeciwieństwie do niego - nie zawahała się powierzyć kosztownego pojazdu człowiekowi, który odprowadził go na parking. Beau wziął Alison pod ramię, kiedy wchodzili do klubu, bo wydawało mu się, że tak właśnie powinien się zachować. Wnętrze migotało od blasku kryształowych żyrandoli i kosztownej biżuterii, która zdobiła zgromadzone tam kobiety. - Yuppies - pomyślał z głębokim westchnieniem, rozglądając się po sali. - Och, Boże. - Alison! Kochanie, wyglądasz cudownie - to powitanie, okraszone fałszywym uśmieszkiem, wyszło z ust wysokiej brunetki, której suknia wyszywana cekinami lśniła za każdym jej poruszeniem. Musnęła w powietrzu policzek Alison, a Beau aż przygryzł wargę, żeby się nie roześmiać. Kiedy Alison ich przedstawiła, kiwnął uprzejmie głową. Kobieta - której imienia nie dosłyszał - obrzuciła go krótkim, badawczym spojrzeniem, mruknęła jakieś zdawkowe słowo i odeszła. - To żona prezesa - szepnęła Alison, skoro tylko kobieta odeszła na taką odległość, że nie mogła jej usłyszeć. - On jest od niej starszy o trzydzieści lat. Mówią, że ona sypia z jego synem. - Dama z klasą, nie? Alison cicho zachichotała. - O, idzie Tim, mój kierownik. To równy chłop, tylko trochę nudny. ,,Nudny" to zbyt łagodne słowo na określenie tego człowieka, pomyślał Beau, kiedy Alison przedstawiła mu pięćdziesięcioletniego mężczyznę, który paradował w kosztownej peruce i ledwie
Strona 51 z 75
RS
oddychał, wciśnięty w garnitur przynajmniej o dwa numery za ciasny. Ten człowiek wyglądał po prostu jak świr. - Miło mi pana poznać, Harmon - powiedział Tim Hunter, podając bez entuzjazmu rękę o wypielęgnowanej skórze. - Więc to pan przyszedł z Alison... Beau kiwnął głową w odpowiedzi. - A czym pan się zajmuje, Harmon? - Pracuję w spółce energetycznej. Hunter uniósł brwi. - Jako dyrektor? - Jako monter. - Ach tak, rozumiem. No to bawcie się dobrze. Tam w kącie jest szampan, Alison. Hm, a może pan woli kupić piwo w barze, Harmon? Beau zmusił się do uśmiechu. - Dziękuję, ale wolę piwo imbirowe. Hunter spojrzał na niego z drwiną. - To ciekawe - powiedział i wyszedł, nie mówiąc nic więcej. Policzki Alison płonęły. - Och, Beau, tak mi przykro. Był taki nieznośny. - Nie ma sprawy - wzruszył ramionami Beau. Alison czuła jednak, że musi to wyjaśnić. - Widzisz, kiedy w zeszłym roku zaczęłam z nim pracować, kilka razy czynił mi niedwuznaczne propozycje. Odmawiałam, rzecz jasna i w końcu uwierzył, że moja decyzja jest nieodwołalna. Sądzę, że ciągle żywi do mnie urazę. Beau spojrzał ze złością na mężczyznę. Zacisnął pięść, dłoń świerzbiła go wprost, żeby skonfrontować ją z miękkim, obwisłym podbródkiem. - I ty ciągle pracujesz dla tego czubka? - On zna się dobrze na tej pracy. Do niczego innego się nie nadaje. Myślę, że w następnym roku o tej porze będę już szefem biura. Beau spojrzał na nią z wahaniem, niepewny, jak ma zareagować.
Strona 52 z 75
RS
- Naprawdę masz taki zamiar? - Taki jest właśnie świat biznesu - uśmiechnęła się. - O, idzie Julia, moja przyjaciółka. Spodoba ci się. Tak się rzeczywiście stało, chociaż w pierwszej chwili Beau wcale nie był tego pewien. Julia była wysoką, szczupłą dziewczyną, ubraną nieco wyzywająco. Mówiła z ostrym, południowym akcentem. Okazała się najbardziej szczerą i prostolinijną osobą, jaką Beau spotkał tego wieczoru. Podobał mu się wyraz jej ciemnych oczu, kiedy błyszczały od złośliwego humoru, podobały mu się również niektóre z jej cierpkich uwag na temat towarzyszących im na tym przyjęciu osób. - Boże, jak ja tego nie znoszę - narzekała. - Niestety, Lakeland jest jednym z najpoważniejszych klientów mojej firmy. To wszystko należy do tej gry. - Jeśli decydujesz się brać w niej udział - zauważył Beau, obserwując Alison, która wesoło gawędziła z dwiema kobietami po drugiej stronie pokoju. - Owszem, mam zamiar grać. Mam bzika na punkcie pieniędzy i władzy. A ty, kochanie? Jak ci leci, kiedy tak wspinasz się na słupy i bawisz drutami? Beau wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Osobiście lubię być na szczycie. I powiem ci coś jeszcze: wolę wspinać się na słupy niż na grzbiety innych ludzi, żeby robić karierę. Julia zaśmiała się ochryple i poklepała go po ramieniu. - Jesteś fajny chłop. Czy jest was w domu więcej takich jak ty? Beau przyszło do głowy, że Julia mogłaby się spodobać Tommy'emu - i vice versa. Może by zorganizować taką podwójną randkę? Mogłaby być dobra zabawa. Alison podeszła do nich, przepraszając, że zostawiła ich na tak długo. - Czy skrytykowaliście już wszystkich tu obecnych? - spytała, uśmiechając się do przyjaciółki. - Oczywiście - odpowiedziała z uśmiechem Julia. - Mnie się
Strona 53 z 75
RS
podobają tylko tacy jak ten. Trzymaj się go. Alison spojrzała na Beau takim wzrokiem, że natychmiast ogarnęła go przemożna pokusa, żeby porwać ją w ramiona i wyciągnąć z tego towarzyskiego piekła do jakiegoś zacisznego kącika. - O niczym innym nie marzę - szepnęła prowokująco. Ani ona, ani Beau nie zauważyli nawet, że Julia westchnęła zazdrośnie i oddaliła się. - Ci ludzie nie są właściwie moimi przyjaciółmi - zapewniała Alison później, kiedy umościła się wygodnie w ramionach Beau. Poza Julią, rzecz jasna. Tobie też się podobała, prawda? Beau leżał obok niej, gładząc jej nagie biodro i spoglądając na ciemniejący sufit. - Uhm, ona mi się podobała. Ale tamci... - skrzywił się. - Myślę jednak, że nie byli gorsi od tych, z którymi spędziliśmy poprzedni wieczór. Zapewniam cię, że moi prawdziwi przyjaciele spodobają ci się bardziej niż tamci faceci. - Jestem pewna - powiedziała Alison, ale zabrzmiało to niezbyt przekonywająco. Beau nachmurzył się. - A ciekawe, jak by się czuli pan doktor i pani profesor, gdyby wiedzieli, że ich córka ma randkę z robolem. Alison poderwała się z oburzeniem. - Moi rodzice to wspaniali ludzie! Oni polubiliby cię za to, jaki jesteś, a nie za to, kim jesteś. - To dobrze - mruknął, przyciągając ją z powrotem do siebie. Ulżyło mi. Moja rodzina też ciebie pokocha. - Mam nadzieję - szepnęła dziewczyna. - Musimy to zrobić jak najszybciej, prawda? Chodzi mi o spotkanie z rodziną. - Wstrzymał oddech, czekając na odpowiedź. Alison podniosła głowę, patrząc na niego z napięciem. - Zrobimy to? - Myślę, że chyba już czas. - Zawahał się. - A co ty na to?
Strona 54 z 75
RS
- Ja też myślę, że to odpowiedni czas. - Uśmiechnęła się. Beau odetchnął z ulgą. Pochylił się, miażdżąc niemal jej nagie ciało pocałunkami, które miały wyrazić jego wdzięczność i aprobatę.
Strona 55 z 75
8
J
RS
ak mówi stare przysłowie, marzec wkroczył jak lew, ale przyniósł więcej kłopotów niż brzydkiej pogody. Alison wiedziała, że czeka ich jeszcze wiele pracy nad sobą, aby ich związek mógł przetrwać w przyszłości. Pociąg fizyczny nie mógł zatrzeć oczywistych różnic, jakie ich dzieliły. Pierwszą przeszkodą, która utrudniała im życie, był brak czasu. Właśnie rozpoczęła się zakrojona na szeroką skalę restrukturyzacja jej przedsiębiorstwa, co powodowało, że Alison i inni członkowie zarządu musieli spędzać w biurze wiele czasu, nie wyłączając weekendów. Beau próbował zdobyć się na wyrozumiałość, wiedząc, że jeśli nadejdą zapowiadane wiosenne burze śniegowe i wiatry, on sam będzie zmuszony pracować na dwie zmiany. Nie mógł jednak znieść myśli, że Alison spędza tyle czasu ze swoim szefem, człowiekiem, którego nie cierpiał i który -jak sama Alison przyznała - nieraz próbował ją namówić, żeby się z nim przespała. Dwa razy Beau zaplanował wspólny wieczór, a potem musiał wszystko odwoływać, kiedy Alison zadzwoniła, że nie może wyjść z biura. Kiedy zorientowali się, że w pierwszy marcowy piątek będą wieczorem wolni, zorganizowali spotkanie we czwórkę - z Julią i Tommym. Alison była pewna, że Julii przypadnie do gustu bezpretensjonalny przyjaciel Beau i że wszyscy będą się świetnie bawić. Wrócili prawie o północy. Beau cisnął płaszcz na krzesło. - Tak - powiedział, przesuwając ręką po włosach. - To był błąd. Julia i Tommy w ogóle nie przypadli sobie do serca. Tommy zarzucił Julii, że zadziera nosa i myśli tylko o karierze, Julia zaś stwierdziła, że maniery Tommy'ego świadczą o całkowitym braku ambicji i inteligencji.
Strona 56 z 75
RS
Alison i Beau wybrali na miejsce spotkania „J.T.'s Place". Ku rozczarowaniu Alison grający tego dnia zespół nie umywał się nawet do tego, który wystąpił w Dniu Zakochanych. Nie było żadnych piosenek country-pop, które jej się podobały. Julia, wielbicielka muzyki klasycznej, nie znosiła muzyki, którą im zaserwowano. Nie mogła też powstrzymać się od krytycznych komentarzy na temat strojów ludzi, którzy przyszli tego dnia: koszul w stylu Dzikiego Zachodu, minispódniczek z drelichu i fantazyjnych butów. - Uważam, że Tommy jest dość miły - przyznała Julia, gdy mogła porozmawiać z Alison na osobności. - Tylko że nie mamy ze sobą absolutnie nic wspólnego. - Coś w spojrzeniu jej oczu mówiło Alison, że Julia raczej wątpi, czy ona i Beau też mogą mieć ze sobą cokolwiek wspólnego. - Będę miał nauczkę, żeby nigdy nie organizować randki w ciemno - powiedział Beau, ogarniając Alison ramieniem. - Taka para kupidynków to za duże ryzyko. - Masz rację - przyznała Alison, przytulając się do niego. - Może następnym razem wystąpimy już jako oficjalnie uznana para? Jak Carole i Ted? - Masz na myśli to straszydło, przy którym King Kong wygląda jak małpka kataryniarza? Alison zaśmiała się. - Tak, to właśnie on. Ale on jest naprawdę słodki. Jest trenerem drużyny piłki nożnej w szkole średniej. - Na pewno kiedyś się poznamy. Wiem, że jesteś bliską przyjaciółką Carole. Ale - przyciągnął ją do siebie - wolałbym mieć ciebie całą tylko dla siebie. Nie chcę, żebyś jeszcze komuś poświęcała swój czas. Tak byłoby dla mnie najlepiej. - Ja też bym tak chciała - zapewniła Alison z uśmiechem, chociaż w rzeczywistości martwiło ją to, że kontakty z ich przyjaciółmi wciąż sprawiają kłopoty. Nie mogą przecież odizolować się od innych ludzi. Oboje są ludźmi towarzyskimi. Alison pragnęła mieć przyjaciół, spotykać się z nimi. Chciała, żeby Beau ich polubił,
Strona 57 z 75
RS
żeby dobrze się czuł w ich towarzystwie. Ona też chciała być akceptowana przez ludzi, którzy znaczyli coś dla niego. Cholera, dlaczego ich miłość musi być taka trudna? W nagłej desperacji zarzuciła mu ramiona na szyję. - Kochaj mnie, Beau. Teraz - szepnęła, przywierając do niego całym ciałem. Beau wydawał się być nieco zaskoczony tym wybuchem namiętności, ale o nic nie pytał. Wziął ją w ramiona i zaniósł do sypialni jak najbardziej romantyczny kochanek. To właśnie tak kochała u niego. Zaspokajał jej dawne, nie spełnione pragnienia. Był romantyczny i namiętny zarazem. Gdyby tylko mogli przezwyciężyć piętrzące się wciąż przed nimi przeszkody! W tydzień później zapowiadana burza śniegowa uderzyła z całą zawziętością. Niespotykane warunki atmosferyczne zaskoczyły nawet stałych mieszkańców, przyzwyczajonych do marcowych kaprysów pogody. Marznąca mżawka padała przez całą noc, pokrywając jezdnie kilkucentymetrową warstwą lodu. W ciągu dnia popadywał drobny deszczyk, sprawiając, że jezdnie były mokre i zdradziecko śliskie. Obsługa dróg pracowała pełną parą, ale poza posypywaniem solą jezdni w szczególnie niebezpiecznych miejscach niewiele mogła zdziałać. Pługi śnieżne tutaj, na dalekim południu, nie były nigdy stosowane. Zresztą na lodzie nie miałyby nic do roboty. Alison i Beau obudzili się jeszcze przed świtem, kiedy zadzwonił Tommy. Poszukiwał Beau, żeby mu powiedzieć, że wszystkie ekipy monterów wezwane są do naprawy sieci elektrycznej, uszkodzonej pod naporem warstwy lodu i połamanych gałęzi drzew. - Nie możesz dzisiaj jechać samochodem - powiedział stanowczo Beau, nakładając na siebie wszystkie ciepłe rzeczy. Chociaż spotykali się dopiero od pięciu tygodni, przyzwyczaił się sypiać w jej łóżku równie często, jak w swoim własnym. Odgarniając włosy spadające jej na oczy, Alison wygramoliła się z łóżka i sięgnęła po szlafrok.
Strona 58 z 75
RS
- Przecież muszę jechać do pracy. Mam kupę rzeczy do zrobienia. - Nie słyszałaś, co mówili przez radio? Połowa ulic w mieście jest wyłączona z ruchu, inne prawie nieprzejezdne. Policja apeluje do mieszkańców o pozostanie w domu, jeśli kto może. Pomoc drogowa i karetki pogotowia nie nadążają z dotarciem do wszystkich. Mają wezwania do ponad stu wypadków na godzinę! Nie pójdziesz do biura, rozumiesz? Zresztą nie dałabyś rady nawet wyjechać z parkingu swoim samochodem. Alison podniosła głowę wyzywająco. - W takim razie dlaczego ty jedziesz? Beau wciągnął ciepłą, flanelową koszulę na długi podkoszulek, który miał już na sobie. - Muszę. Sieć jest uszkodzona w wielu miejscach. Mamy szczęście, że tu jest wszystko w porządku. Bóg wie, ile linii zniszczył lód. Będzie dobrze, jeśli wrócę do domu o północy. - A dlaczego wyjście z domu jest dla mnie niebezpieczne, a dla ciebie nie? Popatrzył na nią z irytacją. - Muszę iść, w przeciwnym razie wiele rodzin będzie pozbawionych dłużej prądu i możliwości ogrzania mieszkań. Jak podają komunikaty, cała południowo-zachodnia część miasta nie ma elektryczności. Są też awarie w innych częściach miasta. Jestem potrzebny naszej ekipie. Poza tym nie zapominaj, że mam samochód z napędem na cztery koła. Wierz mi, nie będziesz jedyną osobą, która okaże zdrowy rozsądek i zostanie w domu. Muszę już iść. Tommy czeka, żebym go zabrał. Przylgnęła do niego, gdy pocałował ją na pożegnanie. - Jest tak zimno i mokro... Czy jesteś pewien, że nic ci nie grozi? Uśmiechnął się, widząc troskę w jej oczach. - Dziękuję, kochanie, wszystko będzie w porządku. Jestem przyzwyczajony do takiej pracy, zapomniałaś? No, zmywam się. Zostaniesz tu, gdzie jest ciepło. Ostrzegam cię, że jeśli ruszysz swój
Strona 59 z 75
RS
samochód choćby o milimetr, drogo za to zapłacisz. Alison westchnęła. - Nie lubię, kiedy ktoś mi mówi, co mam robić, panie Harmon. - W takim razie uważaj na siebie, bo ja cię o to proszę, dobrze? - zaproponował Beau delikatniej. - Za bardzo mi zależy na tobie, żebyś ryzykowała życie dla kilku godzin spędzonych w biurze. Wobec takich argumentów musiała zamilknąć. Pocałowała go znowu. - Bądź ostrożny, Beau. - Zawsze jestem, kochanie. - Uśmiechnął się „swoim" uśmiechem. Kiedy wyszedł, Alison zaczęła niespokojnie krążyć po mieszkaniu, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. W końcu wyciągnęła przenośny komputer, próbując uspokoić sumienie. Dobrała się do stosu papierkowej roboty, którą przyniosła poprzedniego dnia z biura. Tego dnia nie zobaczyła już Beau. Przypuszczała, że wpadł tylko do siebie, żeby się przespać i przebrać w świeże ubranie. Pewnie było tak późno, że nie chciał jej budzić. W środę rano znalazła kartkę przyczepioną do zewnętrznych drzwi jej mieszkania. Tak jej było żal, że jej nie obudził - choćby tylko na krótki pocałunek na pożegnanie. „Drogi są lepsze, ale jest jeszcze mnóstwo miejsc pokrytych lodem - pisał. - Jeżeli upierasz się, żeby jechać do pracy, uważaj na mostach. Wyjdź z domu o godzinę wcześniej. Wolałbym, żebyś została w domu, ale jeżeli musisz wyjść, bądź ostrożna''. Ostatnie dwa słowa były podkreślone podwójną linią. Alison włączyła radio, żeby posłuchać komunikatów. Kilka dróg z ostrymi zakrętami, biegnących przez wzgórza, było nieprzejezdnych z powodu oblodzenia. Nie mogła jednak znieść myśli o kolejnym dniu spędzonym samotnie w domu. Na szczęście w chwilę później zadzwonił kolega z pracy, proponując, że podwiezie ją swoim samochodem terenowym. Z wdzięcznością przystała, myśląc, że Beau też byłby zadowolony z takiego obrotu sprawy.
Strona 60 z 75
RS
To dziwne, jak jej życie odmieniło się przez pięć ostatnich tygodni. Tak długo była odpowiedzialna sama za siebie. Nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś martwił się o jej bezpieczeństwo, próbował ją chronić. Choć jej duch niezależności trochę na tym cierpiał, świadomość, że Beau troszczy się o nią, żarzyła się w jej sercu ciepłym światełkiem. Jemu naprawdę na niej zależy, pomyślała, uśmiechając się do tej myśli. Może jednak nie będzie tak źle.
Strona 61 z 75
9
T
RS
ego wieczoru Alison wróciła o godzinę później, ponieważ oblodzone jezdnie bardzo utrudniały ruch uliczny. Podziękowała koledze za odwiezienie jej do domu i drżąc z zimna w swoim najgrubszym płaszczu pośpieszyła w stronę mieszkania. Stopy jej ślizgały się po oblodzonym chodniku, wymachiwała niezgrabnie rękami, żeby tylko złapać równowagę. W pewnej chwili wypuściła z ręki torebkę i teczkę, których zawartość wypadła na przymarznięte lekko błoto. Alison miała dziś długi, męczący dzień w biurze. Przez jeden dzień powstało tyle zaległości, że trzeba było co najmniej dwóch dni, żeby je nadrobić. Biuro było żałośnie opustoszałe, ponieważ wielu pracowników mieszkało w odległych wsiach, odciętych teraz od świata. Miała nadzieję, że zastanie już w domu Beau, ale oba mieszkania - jego i jej - były ciemne i puste. Nie zdążyła zjeść lunchu i była głodna, a wiedziała, że w kuchni nie było nic do zjedzenia, bo w tym tygodniu w ogóle nie robiła sprawunków. Przebrała się w czerwony welurowy dres. Spostrzegła, że cały tył nowych ciepłych spodni, które nałożyła do biura ze względu na mroźną pogodę, jest umazany błotem. Musiało się to wydarzyć w czasie jej akrobatycznych wyczynów przed domem. - Cholera - warknęła, ciskając spodnie do kosza z brudną bielizną. - Co mnie jeszcze dzisiaj nieprzyjemnego spotka? Dopiero teraz zauważyła, że automatyczna sekretarka zanotowała jakieś wiadomości. Pierwsza pochodziła od Beau. Wydawał się zmęczony, zmartwiony i niezadowolony, że nie została w domu. - Dzisiaj też wrócę późno - zapowiedział. - Mamy tu zupełne urwanie głowy. Mam nadzieję, że nie będziesz więcej tak głupio
Strona 62 z 75
RS
ryzykować. Alison zmarszczyła gniewnie brwi. W porządku, Beau był zmęczony i przepracowany, ale to nie powód, żeby zwracać się do niej tak, jakby była jakimś przygłupem. Ona sobie bardzo dobrze radzi i nie potrzebuje jego opieki. Następna wiadomość pochodziła od dawnej koleżanki z college'u, obecnie specjalistki od notowań giełdowych, która mieszkała w St. Louis. - Ali, cześć, tu Barb. Słuchaj, przyjechałam do domu na urodziny matki z moim nowym chłopakiem. Ugrzęźliśmy tu na kilka dni przez tę wstrętną pogodę. Strasznie chciałabym zobaczyć się z tobą i przedstawić ci Waltera. Jeżeli ci to odpowiada, czekaj na nas o 18.30. Jeśli masz inne plany, zadzwoń do mojej mamy, dobrze? Podała wprawdzie numer telefonu, ale to już nie miało znaczenia. Była właśnie 18.35. Alison jęknęła i przejechała szczotką po włosach. Następnie pobiegła do kuchni nastawić kawę. Nie miała nic do kawy oprócz resztki ulubionych czekoladowych ciasteczek Beau. Wyłożyła je na talerz - i wtedy zadźwięczał dzwonek. - Ali! - Barbara rzuciła się w objęcia Alison, dusząc ją niemal w miękkiej chmurze swojego futra. - Wyglądasz cudownie. To na pewno nowy mężczyzna. Musisz mi wszystko o nim opowiedzieć. Śmiejąc się, Alison wciągnęła przyjaciółkę do środka. - Nie mieliście kłopotów z dojazdem? Barbara potrząsnęła swymi artystycznie ułożonymi blond włosami. - Walter pochodzi z Michigan. Jest przyzwyczajony do paskudnej pogody, prawda, kochanie? Przyjaciel Barbary był wysoki, szczupły, elegancki. Przypominał trochę młodego Davida Nivena. Barbara zawsze gustowała w eleganckich mężczyznach, pomyślała Alison, potrząsając jego ręką. Nie mogła się powstrzymać, żeby nie porównać tej gładkiej, miękkiej dłoni z szorstkimi, stwardniałymi rękami Beau. Oczywiście
Strona 63 z 75
RS
wolała zdecydowanie męskie dotknięcie dłoni Beau. - Napijecie się kawy? - zaproponowała. Ta niespodziewana wizyta nawet sprawiła jej przyjemność. Przynajmniej nie będzie siedzieć bezczynnie i tęsknić. Była już prawie dziewiąta, gdy Beau wygramolił się ze swego jeepa na parkingu przed domem. Pracował prawie czterdzieści osiem godzin bez przerwy, przemarzając niemal do szpiku kości. Dziś rano nie miał czasu się ogolić, był niechlujny i śmiertelnie zmęczony. Wszystko go irytowało i gotów był warknąć na każdego, kto by się nawinął. Postanowił pójść od razu do swojego mieszkania, wziąć prysznic i porządnie się wyspać. Alison nie powinna oglądać go w tak okropnym stanie. Ale nogi same zaniosły go w stronę jej mieszkania. Miał podstawy przypuszczać, że zignorowała jego ostrzeżenia i pojechała dziś do pracy. Postanowił więc upewnić się tylko, czy dotarła bezpiecznie do domu. Poza tym nie mógł się oprzeć pragnieniu, by być przez nią pieszczonym i pożałowanym, a potem paść prosto do łóżka - z nią. Światła z jej okien rzucały wśród tej zimnej i ciemnej nocy ciepły i zachęcający blask. Przez chwilę grzebał w kieszeni w poszukiwaniu klucza, który mu kiedyś dała, ale nie mógł go znaleźć - ręce miał zimne i zgrabiałe. Zadzwonił więc do drzwi. Alison spojrzała na niego i wciągnęła od razu do środka. - Okropnie wyglądasz, Beau - mruknęła ze współczuciem. - Dziękuję ci bardzo - powiedział, żeby ją rozdrażnić. Ale zesztywniał, bo zorientował się, że nie są sami. Mężczyzna i kobieta podnieśli się, żeby go przywitać. Kobieta była ładna, z włosami artystycznie rozwichrzonymi, trochę w typie Marilyn Monroe. Facet wyglądał, jakby dopiero co wyszedł od krawca. Beau z przykrością uświadomił sobie swój wygląd: dwudniowy zarost, brud na twarzy i rękach, ślady ziemi na ubraniu. - Przepraszam, Alison. Nie wiedziałem, że masz gości. Już idę do domu, chciałem się tylko przekonać, czy u ciebie wszystko w
Strona 64 z 75
RS
porządku. - Nie wygłupiaj się - powiedziała, ujmując jego brudną rękę. Jesteś tak zmęczony, że ledwie stoisz na nogach. Założę się, że nic nie jadłeś. Nie mam wielkiego wyboru, ale znajdzie się jakaś zupa w puszce czy coś w tym rodzaju. A przy okazji, to jest moja przyjaciółka, Barbara Harris i jej przyjaciel, Walter Sturdivant. Barb, Walter - to jest Beau Harmon. Walter wyraźnie wahał się z podaniem swojej wypielęgnowanej ręki. Beau zauważył to i trzymał wyciągniętą dłoń w powietrzu. - Przepraszam, właśnie wracam prosto z pracy. - Pan jest... konstruktorem? - zaryzykował Walter. - Monterem - odpowiedział krótko Beau. Był cholernie zmęczony i wściekły, że musiał przepraszać za to, co robił. Jego praca była uczciwa, bezwzględnie potrzebna i - diabelnie dobrze płatna, zwłaszcza kiedy brał nadgodziny w czasie awarii. Tylko dlaczego, do cholery, Alison nie uprzedziła go wcześniej, że oczekuje dzisiaj gości? - Beau miał mnóstwo pracy przez tę wichurę - wyjaśniła szybko Alison, podczas gdy Barbara i Walter patrzyli na niego, wyraźnie usiłując coś powiedzieć. Beau nie był w nastroju do towarzyskich uprzejmości. Nie miał zamiaru stać tutaj i słuchać, jak Alison tłumaczy się tej eleganckiej parze z powodu jego przybycia. - Naprawdę muszę iść się umyć - powiedział nagle. - Wracaj do swoich gości. Zajrzę do ciebie jutro. Nie czekając na odpowiedź, skinął głową w kierunku przyjaciół Alison i kipiąc ze złości wyszedł trzaskając drzwiami. Barbara i Walter nie siedzieli długo po tym obcesowym odejściu Beau. Alison odprowadziła ich do drzwi z wymuszonym uśmiechem, wiedząc, że jej kochanek wywarł na nich co najmniej niekorzystne wrażenie. Nie mogła ich o to winić. Wprawdzie Beau wyglądał na bardzo zmęczonego i serce jej ściskało się z bólu, kiedy o tym myślała, ale nie usprawiedliwiało go to, by okazywał taką niechęć jej
Strona 65 z 75
RS
przyjaciołom. Zrobił w ten sposób przykrość również jej samej. Chodziła po mieszkaniu wściekła, w końcu wybiegła jak burza na dwór. Miała tylko tyle przytomności, żeby uważać na śliskim chodniku. Dodatkowo zirytowała ją świadomość, że nie ma klucza od jego mieszkania. Nacisnęła ostro guziczek dzwonka, a potem jeszcze załomotała w drzwi pięścią. - Co się dzieje? - zapytał Beau, na wpół jeszcze nieprzytomny od snu. Włosy miał wilgotne po kąpieli, twarz świeżo ogoloną, z dwoma śladami zacięć. Dobrze ci tak, pomyślała Alison, zanim przystąpiła do natarcia. - Co się do cholery działo z tobą? - zawołała, wpychając go do skromnie umeblowanego saloniku. - Byłeś bardzo niegrzeczny dla moich przyjaciół i mnie też zrobiłeś przykrość. - No dobrze, wybacz, ale byłem zmęczony - warknął w odpowiedzi. - Naprawdę nie byłem w odpowiednim nastroju, żeby słuchać drwin twoich snobistycznych przyjaciół o ptasich móżdżkach na mój temat - dodał złośliwie. Alison zabrakło tchu, kiedy usłyszała taką zniewagę. - No, wiesz! Dowiedz się, że Barbara to przemiła dziewczyna, a Walter też robi miłe wrażenie. Nie dałeś im nawet szansy, żeby ciebie polubili. To właśnie przez ciebie od razu wyszli. - Daj spokój, Alison. Stali i gapili się na mnie, jakbym był jakimś cudakiem. Nawet nie mogli wymyślić, o czym ze mną rozmawiać. Nie myślisz chyba serio, że zniżyliby się na tyle, żeby mnie polubić, co? Alison z trudem powstrzymywała się od tupnięcia nogą, taka była wściekła. - Do cholery, Beau, przychodzisz naburmuszony, patrzysz dzikim wzrokiem, jakbyś zaraz miał się rzucić i pożreć żywcem. To oczywiste, że nie wiedzieli, jak się do ciebie odezwać. - Zdaje się, że wszyscy twoi przyjaciele mają zawsze ten sam problem, prawda, Alison? - A ty wolisz spędzać czas w towarzystwie sprośnych pijaków? -
Strona 66 z 75
RS
Podniosła dumnie głowę. Oczy Beau zwęziły się. Głos jego stał się o oktawę niższy; brzmiał cicho, ale groźnie. - Być może - powiedział. - Ale oni nie oceniają człowieka po kolorze kołnierzyka, jaki nosi do pracy. Alison, nagle bliska łez, uniosła ręce do góry w geście rozpaczy. - Nie mogę uwierzyć, że tak siebie nawzajem krzywdzimy. Cholera, wiedziałam od początku. - Co wiedziałaś od początku? - zapytał Beau ostrym głosem, zbliżając się do niej. - Co ci zrobiłem złego, Alison? Czy to, że nie pasowałem do twojego towarzystwa o wysokich aspiracjach? Że popełniłaś omyłkę, umawiając się wtedy ze mną na randkę? Więc co właściwie we mnie widziałaś? Czy jestem taki dobry w łóżku, że straciłaś rozsądek, że zapomniałaś, dlaczego przez trzy miesiące odrzucałaś moje propozycje? - Jeżeli tak myślisz o mnie, to może rzeczywiście się pomyliliśmy - zgodziła się Alison. - Poświęciłam ci ponad pięć tygodni - więcej niż dałam komukolwiek innemu. Cholera, to było dla ciebie nie dosyć? Chcesz, żebym wypięła się na wszystko, co miałam, zanim wszedłeś do mojego życia?! Na moją karierę, moich przyjaciół?! Wybij to sobie z głowy, Beau! - Nigdy cię nie prosiłem, żebyś z czegoś rezygnowała - krzyknął Beau, podnosząc głos. - Mam już po dziurki w nosie traktowania mnie jak wyrzutka. I jestem cholernie zmęczony czekaniem, że łatwo pozbędziesz się mnie dla przyjemności jakiegoś typa w rodzaju Waltera, który tak idealnie pasuje do twoich ukochanych yuppies! - Może już darujmy sobie - powiedziała dumnie Alison, zmuszając się najwyższym wysiłkiem do powstrzymania łez. Przyznajmy, że popełniliśmy błąd i wróćmy każde do swojego własnego życia. - Tak. Może powinniśmy tak zrobić - zgodził się Beau. Alison nie widziała jego twarzy. Po raz pierwszy zamknął przed nią swoje
Strona 67 z 75
RS
myśli. Odwróciła się i na oślep pobiegła do wyjścia. Wpadła do mieszkania i zatrzasnęła drzwi za sobą, a zabrzmiało to jak smutny finał, odbijając się echem po pustym korytarzu. Potem zwinęła się na pustym łóżku i płakała gorzko, wyrzucając sobie, że uwierzyła w uczucie, które zrodziło się pod wpływem romantycznej histerii Dnia Zakochanych.
Strona 68 z 75
10
N
RS
igdy jeszcze Alison nie czuła się tak nieszczęśliwa. Miała tylko satysfakcję, że nikt z jej otoczenia nie domyślił się nawet, że jej romantyczne marzenia legły w gruzach. Swoją pracę wykonywała z właściwą sobie wiedzą i wprawą, kupiła dwa nowe kostiumy i trzy bardzo twarzowe bluzki, a nawet przyjęła zaproszenie Dane'a na obiad. Nikt nie zauważył, że w czasie posiłku musiała przejść nagle do innej sali, żeby nie wybuchnąć płaczem w jego obecności. Czy jej życie bez Beau będzie kiedykolwiek takie jak przedtem? Beau obserwował ze swego okna mężczyznę w tweedowej marynarce, który odprowadził Alison do domu. Zacisnął z wściekłości dłoń na puszce piwa, gdy zobaczył, że ten głupek całuje ją na schodach. Chociaż pocałunek był zdawkowy, a mężczyzna wkrótce odjechał, Beau nie mógł znieść myśli, że ktoś inny mógłby całować jego dziewczynę. Poprzedniego wieczoru spotkał się z kelnerką, z którą umawiał się niejeden raz jeszcze przed poznaniem Alison. Czuł się fatalnie. Nie chciał już całować nikogo poza Alison. Spojrzał na zmiażdżoną puszkę, a potem cisnął ją do kosza na śmieci, chociaż była tylko do połowy opróżniona. W drodze do domu kupił całe opakowanie - sześć puszek - w nadziei, że to pomoże mu przytępić ból, który od kilku tygodni zagnieździł się w jego piersi. Nic nie pomogło. Nie czuł nawet smaku. Wolał piwo imbirowe. Było spokojne sobotnie popołudnie - zbyt spokojne, przygnębiające, samotne popołudnie - kiedy Alison nacisnęła klawisz „play" w swoim odtwarzaczu płyt kompaktowych, mając nadzieję, że muzyka rozweseli ją trochę, kiedy będzie pracować przy komputerze. Nie sprawdziła nalepki na płycie i od razu tego
Strona 69 z 75
RS
pożałowała. To była płyta, którą zostawił jej Beau. Restless Heart. „Czułe kłamstwo". „Powiedz mi, że wrócisz - zawodził piosenkarz - a ja uwierzę, że to prawda". Alison wybuchnęła płaczem. Tego samego sobotniego popołudnia Beau miotał się jak zwierzę zamknięte w klatce, trzaskając drzwiami, kopiąc rozrzucone po podłodze gazety. Powinien zadzwonić do Tommy 'ego i zorganizować mecz koszykówki czy coś w tym rodzaju. Ale koszykówka wymagałaby energii, a przebywanie w towarzystwie było ponad jego siły. Doszedł do wniosku, że przyjaciele muszą się obyć bez niego. Czując potrzebę wypełnienia przerażającej ciszy w mieszkaniu, pstryknął wyłącznikiem radia. George Strait śpiewał, że „nikt o zdrowych zmysłach nie porzuciłby tej dziewczyny". - Cholera - stęknął Beau, przymykając ze znużeniem oczy. - Jak długo jeszcze będę cierpiał z powodu czegoś takiego? Jak to było do przewidzenia, trudno było nie natknąć się na siebie nawzajem. Kilka razy Alison przechodziła tak blisko, że Beau mógł niemal jej dotknąć, ale zawsze była w towarzystwie Carole. Za każdym razem odwracała głowę i przyśpieszała kroku. Beau zauważył tylko, że kilka razy Carole obejrzała się za nim, a w jej spojrzeniu mieszały się dziwnie niechęć i współczucie. Beau ciągle odkładał zrobienie prania, dopóki nie pozostała mu dosłownie jedna sztuka bielizny. W końcu wrzucił dziko skłębiony stos dżinsów, ręczników, bielizny i swetrów do „swojej" pralki i zaszył się, jak zwykle, w kącie. Przyniósł ze sobą książkę, ale opowieść wydała mu się wyjątkowo nieżyciowa. Była to fantazja naukowa Orsona Scotta Carda, jego ulubionego autora, ale dzisiaj nie mógł się na niej skupić. Usłyszał, że ktoś wszedł. Skulił się w swoim kącie - dziś wyjątkowo nie miał nastroju do pogawędki. Zanim zobaczył Alison, poczuł zapach jej perfum. Cholera! Szła prosto w jego kierunku, do wirówki, która kilka minut temu
Strona 70 z 75
RS
przestała pracować. Otworzyła drzwiczki, wyjęła pierwszą sztukę bielizny i dopiero wtedy dostrzegła go kątem oka. Podskoczyła, przyciskając rękę do serca. - Ale mnie przestraszyłeś! Co tu robisz? - Zawsze tu siedzę podczas prania. - Wzruszył ramionami. W jednej chwili ogarnęła wzrokiem z jego miejsca obie pralki, z których ona i Carole korzystały tamtego dnia, w lutym. - Więc to tak... - mruknęła, po czym odwróciła się. Załadowała bez słowa czyste ręczniki do małego kosza, który przyniosła z sobą. Odwróciła się i już zamierzała wyjść, kiedy jej imię pojawiło się na wargach Beau, zanim jeszcze sobie uświadomił, że chciał ją zawołać. - Tak? - Zatrzymała się z wahaniem, wciąż nie patrząc na niego. Wyglądała nieprzystępnie, jak marmurowy posąg. Beau westchnął i opuścił wzrok na książkę. - Nie, nic - mruknął. Alison niemal biegiem opuściła pralnię. Minął już prawie miesiąc od ich rozstania, kiedy rankiem w niedzielę Alison obudził dzwonek do drzwi. Właśnie śniła o Beau była zatopiona w jego ramionach, a ochrypły głos zapewniał ją o wielkiej miłości. Obudziła się zdezorientowana i przygnębiona, nieprzytomnie patrząc na zegarek. Dziewiąta. Kto...? Naciągając szlafrok przeczesała palcami włosy i pośpieszyła słysząc drugie natarczywe wezwanie. - Kto tam? - To ja, Beau. Otwórz, dobrze? Beau! Otworzyła drzwi drżącymi rękami. Wyglądał cudownie. Świeżo wykąpany i ogolony, ubrany w miękki niebieski sweter, świetnie dobrany do koloru jego oczu, i brązowe szerokie spodnie, które układały się miękko na muskularnych udach. Skrócił sobie włosy. Ciężkie złote fale przylegały teraz do głowy, z wyjątkiem jednego niesfornego pasma, które uparcie opadało na czoło - tego samego, które z taką
Strona 71 z 75
RS
przyjemnością przeczesywała palcami. - O co chodzi? - zapytała bezbarwnym głosem. Trochę nieśmiało Beau wyciągnął zza pleców ogromny bukiet. - Tylko wysłuchaj mnie, dobrze? - poprosił, gdy automatycznie wzięła od niego bukiet i cofnęła się o krok, żeby wpuścić go do mieszkania. Patrzyła na niego ze ściśniętym sercem, niezdolna do żadnego ruchu poza skinieniem głową. Z całej siły ściskała kwiaty, które drżały w jej rękach. - Tęsknię do ciebie - powiedział spokojnie, stojąc tak blisko, że mógłby jej dotknąć. - Brak mi ciebie tak bardzo, że tracę rozum. Nie wierzę, żebyś ty też nie cierpiała. Powiedz prawdę, czy jesteś szczęśliwa? Nadzieja przepłynęła przez jej serce gorącą falą. Potrząsnęła głową, niezdolna wykrztusić jakiegokolwiek zrozumiałego słowa. Oczy Beau zalśniły ciepłym blaskiem, ale nie ruszył się z miejsca. - Przepraszam, Alison. Tamtego wieczoru przyszedłem w podłym nastroju i kiedy zobaczyłem twoich przyjaciół, cholera mnie wzięła. Nie dałem im szansy. - Nie - potwierdziła szeptem, czując łzy kłujące ją pod powiekami. - Powinnaś była dać mi po łbie, żebym się opamiętał powiedział smutno, podnosząc rękę, żeby przygładzić niesforną grzywkę. Zaraz opadła zresztą z powrotem na czoło. - Wiem, że powiedzieliśmy sobie sporo nieprzyjemnych rzeczy. Niektóre może nie odbiegały od prawdy. Nie mamy ze sobą nic wspólnego. Wiemy o tym oboje. Ale wymyśliłem kilka rzeczy, które nas łączą. Na przykład lubimy chińską kuchnię. I pizzę. - I programy publicystyczne w telewizji - podsunęła. - Oboje lubimy dzieci i zwierzęta. - Oboje jesteśmy stworzeni do naszych zawodów, chociaż każdy z nich wymaga innych umiejętności - dodała Alison, przyciskając do piersi kwiaty.
Strona 72 z 75
RS
- To nie szkodzi, że ja lubię muzykę country, a ty rock and rolla - powiedział Beau, już odprężony. - Będziemy używać słuchawek. - To nie szkodzi, że twoje ulubione filmy pełne są szybkiej akcji i przemocy, a moje to romantyczne komedie - dodała, z sercem śpiewającym ze szczęścia. - Zawsze możemy wybierać je na zmianę. Możemy czasem pójść do kina z naszymi przyjaciółmi. - Skoro już mówimy o przyjaciołach - Beau skrzywił się nieco naprawdę podoba mi się Julia. I Carole robi przyjemne wrażenie. Przykro mi, że bytem niegrzeczny wobec Barbary i Waltera. - Tommy to naprawdę świetny facet. Szkoda, że nie przypadli sobie z Julią do serca. A Barbara ci wybaczy. Ona zrozumiała, że byłeś zmęczony i zniechęcony. - A przestraszony? - zapytał nieoczekiwanie, patrząc na nią z bliska. - Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jak byłem przestraszony? - Dlaczego? - zapytała niemal szeptem, chociaż chyba znała odpowiedź. Ona też byłaby tak samo przestraszona, i to dokładnie z tych samych powodów. - Ponieważ kocham cię do szaleństwa i nie chciałbym cię stracić. Bałem się, że mogłabyś przestać mnie pragnąć. - Nie mogłabym - powiedziała, a łzy już bez przeszkód płynęły jej po policzkach. - Ja też ciebie kocham. Beau przymknął oczy, potem otworzył je znowu, jak gdyby teraz widział wszystko dokładniej. - Zdaje się, że to jest właśnie to najważniejsze, co mamy wspólnego ze sobą, prawda? - zapytał ochryple. - Tak - szepnęła. - Mnie się też tak zdaje. Beau poruszył się gwałtownie, chwytając nie spodziewającą się niczego Alison i podnosząc ją do góry. Obrócił ją dokoła, okrywając jej twarz długimi, namiętnymi pocałunkami. Kwiaty rozsypały się wokół nich na dywanie, ale niczego nie zauważyli. Alison oplotła ramionami szyję Beau i odwzajemniła pocałunek z tęsknotą, która nagromadziła się w niej przez ostatnie nieszczęśliwe tygodnie.
Strona 73 z 75
RS
- Kocham cię, kocham - mruczał Beau między jednym pocałunkiem a drugim. - Ja też cię kocham - odpowiedziała, gdy dał jej szansę mówienia. - Możemy nad tym popracować, Alison. Podejmiemy oboje to wyzwanie. To nasza ostatnia szansa w życiu - powiedział Beau, podnosząc ją znowu na wysokość swojej piersi. Przytulając się do jego ramienia, kiwnęła głową uszczęśliwiona, czując, że niesie ją w kierunku sypialni. - Tak, Beau. Spróbujemy jeszcze raz. Może to jeszcze działa czar Dnia Zakochanych, myślała, kiedy przytulali się do siebie na nie posłanym łóżku, a jego ręka szukała paska jej szlafroka. A może tą magią była ich miłość, a codziennie był Dzień Zakochanych.
Strona 74 z 75