Szósty Grób na krawędzi
Darynda Jones Dla Michaela i Cathy, którzy sprawiają, że sobotnie noce są bardziej rozrywkowe od nocy w Comedy Club
Tłumaczenie: justakuk
1 Pustka jest jedyną rzeczą, którą potrafię dobrze narysować. - T-SHIRT
„Dziewczyna, mocha latte i nagi martwy mężczyzna weszli razem do baru,” powiedziałam, odwracając się do nagiego martwego mężczyzny siedzącego na moim miejscu pasażera. Starszy nagi martwy mężczyzna, który woził nagą broń w moim wiśniowym Jeepie Wranglerze, zwanym Misery, już od dwóch dni. Byliśmy na zwiadzie. Czy coś w tym stylu. Ja obserwowałam panią i pana Foster, więc stanowczo byłam na zwiadzie. Nie wiem, co obserwował Nagi Martwy Mężczyzna. Zważając na fakt, że spoglądał na 112, prawdopodobnie heparynę. Lek na cholesterol. I, biorąc pod uwagę stan jego męskości, którą widziałam za każdym razem, gdy na niego patrzyłam, Viagrę. Gdybym mogła opisać tą chwilę hashtagiem, brzmiałby on #podwrażeniem. Pokazałam mu dwa kciuki w górę i ponownie odwróciłam się w stronę domu, szczęśliwa, że siedzę w Misery. Jeepie, a nie uczuciu (*misery-tajemnica). Odebrałam ją ze szpitala dla samochodów dwa dni temu. Miała kilka operacji mających naprawić jej uszkodzenia, ponieważ staranował ją bredzący lunatyk. Wbił ją w stan
zniekształconej ruiny, a mnie, jako, że siedziałam wtedy na fotelu kierowcy, w stan nieświadomości. Pozostałam w tym stanie wystarczająco długo dla pana Bredzącego Lunatyka, by mógł mnie zaciągnąć na opustoszały most i próbować zabić. Nie udało mu się i umarł w trakcie, ale Misery zapłaciła wysoką cenę za jego nikczemne machinacje. Dlaczego źli kolesie zawsze chcą zranić tych, których kocham? I temu się udało. Misery została zraniona. Poważnie. Nikt nie chciał jej pomóc. Mówili, że nie da się jej uratować. Mówili, że powinnam oddać ją na złomowisko. Na szczęście, przyjaciel rodziny z warsztatem blacharsko – lakierniczym i kilkoma dyskryminującymi zdjęciami, które przypadkiem znalazły się w moim posiadaniu, z wielką niechęcią zgodził się pomóc. Noni trzymał ją dwa tygodnie zanim zadzwonił do mnie, by powiedzieć, że niemal stracił ją kilka razy, ale jest już w formie. Kiedy dostałam zielone światło, by ją odebrać, wyrwałam się ze swojego mieszkania jak rakieta, ciągnąc za sobą moją speszoną najlepszą przyjaciółkę, która właśnie mówił mi o parze spod 3C. Byli najprawdopodobniej nowożeńcami, jeśli ich energia do robienia tego – jej słowa – mogły być podpowiedzią. Ciągnęłam ją za sobą, natomiast, ponieważ nie miałam auta i potrzebowałam podwózki. Kiedy odebrałyśmy Misery, Noni próbował powiedzieć mi o wszystkim, co musiał zrobić, by ją doprowadzić do życia, ale uniosłam rękę, by go uciszyć, bo nie byłam w stanie go słuchać.
Mówił tu o Misery. Nie o jakimś przypadkowym Wranglerze z ulicy. To był mój Wrangler. Moja najlepsza przyjaciółka. Moje maleństwo. Jasna cholera, potrzebowałam życia towarzyskiego. Musiałam coś przyznać Noniemu. Misery była jak nowa. A nawet lepsza. Od tamtej nocy miałam problemy z zasypianiem. Budziłam się z wyniszczających koszmarów, po których krzyczałam w poduszkę i podskakiwałam na najmniejszy hałas. Ale przynajmniej z Misery wszystko było w porządku. Naprawdę w porządku. To było dziwne. Zniknął jej kaszel. Jej powolne reakcje nie były już problemem. Jej niechęć do budzenia się rano i krztuszenie się w proteście, gdy próbowałam uruchomić silnik, już nie istniały. Teraz odpalała przy pierwszej próbie, bez jęczenia i marudzenia, i mruczała jak nowonarodzone kocię. Nie wiem, jak Noni naprawił ją zarówno w środku, jak i na zewnątrz, ale facet był dobry. I stał się moim nowym najlepszym przyjacielem. Cóż, zaraz po Misery. I Cookie, mojej prawdziwej najlepszej przyjaciółce. I Garetcie, moim pewnego rodzaju najlepszym przyjacielu. I Reyesie, moim... moim... Kim był Reyes? Poza tym, że mrocznym i gorącym synem zła? Moim chłopcem – zabawką? Moim seksualnym niewolnikiem? Moim całodobowym ochraniarzem? Nie. Cóż, poniekąd. Był tym wszystkim, ale był także moim prawie – narzeczonym. Wszystko, co musiałam zrobić, to zgodzić się na jego propozycję,
którą wypisał na samoprzylepnej karteczce i stałby się moim prawdziwym narzeczonym. Do tego czasu, był moim prawie – narzeczonym. Nie, moim przyszłym – narzeczonym. Nie! Moim niemal – narzeczonym. Tak, to mi się podoba. Odwróciłam się z powrotem do nagiego martwego mężczyzny, wrzucił do ust kilka chrupek serowych i wyznałam swoje ostatnie grzechy. „Tylko sobie żartuję,” powiedziałam pomiędzy chrupnięciami, żałując, że nie dostałam żadnej reakcji na mój brak reakcji. Żadnej zabawnej puenty. „Nie znam żadnych żartów o dziewczynie, mocha latte i nagim martwym mężczyźnie. Wybacz, że cię w ten sposób zawiodłam.” Nie wydawał się tym przejmować. Siedział i jak zawsze patrzył prosto przed siebie, jego szare oczy były zamglone i załzawione od wieku, mojego niewątpliwego uroku, bystrej riposty i genialnego dowcipu. Ignorował mnie! Właśnie tak. „Chrupka?” zaproponowałam. Nic. „Dobra, ale nie masz pojęcia, co tracisz.” Mogłam tylko mieć nadzieję, że pewnego dnia się do mnie odezwie; inaczej to będzie bardzo jednostronny związek. Otrzepałam
dłonie z chrupek i wróciłam do pracy. Dopóki się nie odzywał, nie miałam szansy na odgadnięcie jego tożsamości. W moich próbach uniknięcia wzroku penisa Nagiego Martwego Mężczyzny, zauważyłam kilka wskazówek do jego tożsamości. Po pierwsze, miał długą bliznę biegnącą od jego lewego ramienia, przez klatkę piersiową, aż do pępka. To, co mu się przytrafiło niekoniecznie było miłe, ale mogło okazać się pomocne w zidentyfikowaniu go. Po drugie, miał tatuaż na lewym bicepsie, który zalatywał staromodnym wojskiem. Był wyblakły, a tusz się rozlazł, ale wciąż mogłam dostrzec orła z flagą Stanów Zjednoczonych w szponach. I po trzecie, dokładnie pod jego tatuażem widniało nazwisko, prawdopodobnie jego: ANDRULIS. Wyciągnęłam mój notesik i przerysowałam tatuaż, żałując, że nie mam aparatu, który uchwyciłby zmarłego. Starałam się jak mogłam, by wiernie przerysować tatuaż, jednocześnie wkładając do ust chrupki bez użycia rąk i obserwując dom Fosterów. Niestety utknęłam przy dwóch z tych rzeczy. Zwłaszcza przy rysowaniu. Nigdy nie byłam w tym dobra. W przedszkolu nie umiałam nawet narysować palców u rąk. To powinna być wskazówka, ale zawsze chciałam zostać kolejnym Varmeer albo Picasso, albo przynajmniej Clydem Brewsterem, chłopakiem, który chodził ze mną do szkoły i rysował eksplodujące ściany, domy i budynki. Niestety, moje przeznaczenie nie splotło się z grafitowymi liniami ani maźnięciami farby, ale zachciankami martwych ludzi z NPŚS: Nieuporządkowanymi Przed Śmiercią Sprawami.
No cóż. Mogło być gorzej. Clyde Brewster, na przykład, skończył w więzieniu po próbie wysadzenia w powietrze Sack-NSave. Na szczęście, był lepszy w rysowaniu niż demolce. Zapraszał mnie też kilka razy na randkę. #Uniknąćprzeznaczenia. „Wiem, że nie chcesz symbolicznie obnażać swojej duszy,” powiedziałam, zerkając na obnażoną, nagą duszę pana Andrulis, „odzywając się, ale jeśli czegoś chcesz lub potrzebujesz, jestem do twojej dyspozycji. Głównie dlatego, że niewielu ludzi na Ziemi może cię zobaczyć.” Dodałam cień na orlim dziobie za pomocą mojego niebieskiego długopisu, starając się, by wyglądał dostojnie. Nie pomogło. Dalej miał zeza. „A ci, którzy czują twoją obecność, zwykle widzą tylko szarą mgłę w miejscu, gdzie stoisz. Albo czują zimny dreszcz, gdy przechodzisz. Ale ja widzę cię, czuję cię, słyszę cię, praktycznie wszystko ‘cię’.” Może gdybym dodała odbicie światła na jego dziobie, wyglądałby bardziej jak orzeł, a mniej jak kaczka. „Mam na imię Charley.” Ale używałam długopisu. Nie mogłam nic wymazać. Cholera. Mogłam wcześniej pomyśleć. Prawdziwi artyści zawsze myślą odpowiednio wcześniej. W ten sposób nigdy nie dostanę się na ścianę Luwru. „Charley Davidson.”
Próbowałam wydrapać trochę tuszu, pocierając notesem o kierownicę. Zamiast tego zrobiłam dziurkę w papierze i wysyczałam pod nosem przekleństwo. „Jestem Ponurym Żniwiarzem,” powiedziałam zza zaciśniętych zębów, „ale niech to cię nie niepokoi. To tylko tak źle brzmi. Jestem też prywatnym detektywem. To też nie jest takie złe, jak się wydaje. I nie powinnam była rysować twojemu orłowi rzęs. Wygląda jak naćpany Kaczor Duffy.” Ostatecznie, napisałam nazwisko pod orłopodobnym rysunkiem, pocieszając się faktem, że sztuka abstrakcyjna była ostatnim krzykiem mody zanim wyciągnęłam telefon i zrobiłam zdjęcie mojego dzieła. Po poobracaniu kartką na różne strony, próbując złapać ostrość, zauważyłam, że orzeł wygląda lepiej odwrócony na drugą stronę. Bardziej męski. Mniej... jak ptactwo wodne. Zapisałam najlepsze zdjęcie i usunęłam pozostałe, gdy jakiś zatrzymał się przed domem Fosterów. Nerwowy dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. Odłożyłam długopis i notes, i pociągnęłam łyk mojej mocha latte, zmuszając się do zachowania spokoju, gdy czekałam, by zobaczyć, kto wysiada ze złotego Priusa. Szpiegowałam Fosterów, którzy mieszkali w najmodniejszej dzielnicy w Northern Heights, ponieważ zostałam o to poproszona przez przyjaciółkę. Była agentką specjalną FBI, jak wcześniej jej ojciec, a to była jego sprawa, której nie zdążył rozwiązać przed śmiercią. Próbowałam pomóc jej ją rozwiązać, przy czym rozwiązanie było dość dużym słowem. Jeśli moje przeczucie mnie nie myliło, a lubiłam myśleć, że tak jest,
miałam poufne informacje, których ojciec mojej przyjaciółki nigdy nie znalazł. Pan Foster posiadał firmę ubezpieczeniową, a pani Foster zarządzała prywatnym biurem pediatrycznym. Blisko trzydzieści lat temu, ich syn został im odebrany i nigdy więcej go nie zobaczyli. Miałam prawie sto procent pewności co się z nim stało. Pochyliłam się do przodu i oparłam o kierownicę, by mieć lepszy widok, gdy dobiegł mnie głos mojej ciotki Lil. „Co słychać, cukiereczku?” zapytała, gdy jej niebieskie włosy i kwiatowa hawajska sukienka pojawiły się na tylnym siedzeniu. Rzuciłam jej spojrzenie przez ramię. „Cześć, ciociu Lil. Jak tam twoja wycieczka do Bangladeszu?” „Oh, to jedzenie!” Wyrzuciła ręce na boki. „Ludzie! Było mi tam jak w niebie, mówię ci. Nie dosłownie, oczywiście.” Zachichotała ze swojego żarciku. Ciocia Lil zmarła w latach 60, ale odkryła to dopiero niedawno. Więc nie mogła za bardzo jeść ani komunikować się ze społeczeństwem. A przynajmniej, nie z żyjącą częścią społeczeństwa. Nigdy nie zastanawiałam się, jak właściwie podróżowała. Wskazała palcem na mojego nowego przyjaciela i uniosła wymalowaną brew. „Przedstawisz nas?” Drzwi garażowe otwarły się, a kierowca wjechał do środka, ale nie zamknął drzwi od razu. To dało mi nadzieję. Chciałam tylko krótkiego spojrzenia. Malutkiego zerknięcia.
„Nie jest zbyt gadatliwy,” powiedziałam unosząc się dla lepszego widoku, gdy drzwi kierowcy otwarły się, „ale myślę, że ma na nazwisko Andrulis. Tak ma napisane na tatuażu.” „Ma tatuaż?” Pochyliła się do przodu i zobaczyła bagaż pana A. Ciężko było przegapić. „Na niebiosa,” powiedziała z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami. Zanim mogłam dojrzeć kierowcę, drzwi garażowe zaczęły się zamykać. „Psiakrew,” wyszeptałam, obniżając głowę wraz z bramą dopóki ta całkowicie nie zasłoniła mi widoku. Widziałam tylko kobiecą stopę, wychodzącą z auta. I tyle. „Z pewnością został hojnie obdarzony,” powiedziała. Oparłam głowę o kierownicę z głośnym westchnieniem, gdy rozczarowanie przetoczyło się przez moje ciało. Chciałam zdobyć kawałek układanki, która odpowiadała na pytanie kim był Reyes Alexander Farrow, mój niemal – narzeczony, a Fosterowie byli sporym kawałkiem. Ich pierwszy syn został porwany podczas drzemki w swoim pokoju. Jako, że nie było żadnego sensownego wyjaśnienia i zero świadków, śledztwo utknęło w miejscu już na początku, pomimo dużego medialnego nagłośnienia i publicznych próśb od zrozpaczonych rodziców. Ale pewien agent FBI nigdy się nie poddał. Zawsze wierzył, że to było coś więcej niż zwykłe porwanie. I tak samo postąpiła jego córka. Pracowałyśmy już wcześniej razem przy kilku sprawach. Wiedziała o moich umiejętnościach szybkiego
rozwiązywania trudnych spraw i poprosiła mnie o spojrzenie na tą dawno wygasłą sprawę, która była plamą na karierze jej ojca. I to był dzień, kiedy porwanie Reyesa Farrowa trafiło do mnie. To on był dzieckiem, które zostało porwane prawie trzydzieści lat wcześniej. Popatrzyłam na dokumenty, które leżały wciśnięte między siedzenie i skrzynię biegów. Tyle w tym potencjału. Tyle bólu serca. „Nie sądzisz?” Odwróciłam się do cioci Lil. „Co sądzę?” „Że został hojnie obdarzony.” „Oh, tak, jasne.” Nie mogłam powstrzymać się od zerknięcia. „Ale jest taki... tutaj. Taki nieprzystępny.” Podniosłam spojrzenie na tatuaż. „Więc, nazwisko Andrulis. Nic ci to nie mówi?” „Nie, ale mogę przeprowadzić małe śledztwo. Zobaczyć, co się dzieje. Chcę przez to ci coś zaproponować.” Skręciłam mocniej głowę, by lepiej ją widzieć. „Strzelaj.” „Myślę, że powinnyśmy razem pracować.” Wyciągnęła kościste ramię w moją stronę, jej ręka przeniknęła przez siedzenie, by mnie klepnąć. „Oooo-kej,” powiedziałam z lekkim chichotem. „Ha! Wiedziałam, że to dobry pomysł.” Jej twarz się rozjaśniła, szare odcienie nieżycia cofnęły się odrobinę.
To mogło zadziałać. Mogłyśmy być Dynamic Duo. Tylko, że bez czapek, niestety. Zawsze chciałam robić dobre uczynki w czerwonej czapce. Albo chociaż w fiołkoworóżowych ręcznikach. Po kolejnym łyku mojej zimnej już mocha latte – która była wciąż lepsza od żadnej mocha latte – zapytałam, „Zamierzasz dostawać wypłatę?” „Myślę, że powinnyśmy podzielić się pół na pół.” Prychnęłam. „Tak właśnie to widzisz, co?” „Oh, i potrzebujemy tajnych przezwisk.” Jej propozycja sprawiła, że niemal zakrztusiłam się kawą. „Tajne przezwiska?” wykrztusiłam, kaszląc. „I tajnych haseł, jak na przykład ‘Słońce nigdy nie wschodzi na zachodzie.’ To może znaczyć, ‘Zmiana planu na plan B.’ Albo, ‘Zjedzmy to zanim ten człowiek tu przyjdzie.’” „Ten człowiek?” Naprawdę się na to napaliła. „Albo to może znaczyć, ‘Jak spierasz krew z jedwabiu?’ Ponieważ jako prywatne detektyw powinnyśmy wiedzieć takie rzeczy.” „Na pewno masz rację.” Układanka z powrotem przyciągnęła moją uwagę do domu Fosterów. „Krew potrafi być uparta.” Może powinnam po prostu tam podejść i zapukać do drzwi. Mogłabym powiedzieć, że pomagam przyjaciółce przy starej sprawie. Zapytać, czy nie ma nic nowego w związku z nią. Zagadnąć, czy wiedzą, że
mężczyzna ostatnio wypuszczony po latach z więzienia, w którym siedział za niepopełnioną zbrodnię jest ich synem. Czy wiedzą, przez co przechodził, co przetrwał, co znosił z rąk mężczyzny, który się nad nim znęcał. Ale co dobrego przyniosłoby dodawanie winy do win niczyich? „Wszystko w porządku, pysiaczku?” Potrząsnęłam głową. „Tak, tylko po prostu... cóż, dwie godziny siedzenia w samochodzie tylko dlatego?” Wskazałam na dom Fosterów. „Dla stopy w delikatnym bucie, prowadzącej delikatny samochód?” Podniosła oczy na dom. „Co miałaś nadzieję zobaczyć?” Jej pytanie mnie zaskoczyło. Nie zastanawiałam się, co w zasadzie tu robię. Czy chciałam po prostu zobaczyć na własne oczy kobietę, która dała życie mojemu wymarzonemu mężczyźnie? Czy chciałam rzucić spojrzeniem na mężczyznę, który mógł być jego ludzkim ojcem?” Reyes był synem Szatana, wykutym z ognia piekielnego, ale narodził się na ziemi, by być ze mną. By dorastać przy mnie. Odrobił zadanie domowe i wybrał sobie stateczną, odpowiedzialną parę, która miała być jego ludzkimi rodzicami. Planował, że pójdziemy do tych samych szkół, będziemy robić zakupy w tych samych sklepach i jadać w tych samych restauracjach. Niestety, nawet najlepsze plany czasem idą źle. „Nie jestem pewna, ciociu Lil.”
„Kochanie, to nie zadziała. Nie możesz mnie nazywać ciociu Lil. Definitywnie potrzebujemy tajnych przezwisk. Co myślisz o Kleopatrze?” Zachichotałam. „Jest idealne.” „O! Maskujące płaszcze! Potrzebujemy maskujących płaszczy!” „Maskujące płaszcze?” „I kapelusze!” Zanim zdążyłam zapytać o coś jeszcze, już jej nie było. Zniknęła. Rozpłynęła się. Kochałam tą kobietę. Przenosiła pojęcie ekscentryczność na nowy poziom. Wciąż miałam pracę do wykonania, a tkwienie tu tylko po to, by patrzeć na dom było niedorzeczne. Uruchomiłam Misery i wrzuciłam garść chrupków do ust, gdy zadzwonił telefon. Oczywiście. Co jeszcze mogło dzwonić? Przełknęłam serowe pyszności przed odebraniem telefonu od mojej przyjaciółki. Cookie pracowała za grosze, co czyniło z niej najlepszą recepcjonistkę w całym Albuquerque. Była bardzo dobra w swojej pracy. Kazałam jej poszukać wszystko na temat Fostersów. Była tym równie podekscytowana, co ja. „Czy myślisz, że gdybym jadła tylko serowe chrupki i kawę, umarłabym z głodu?” „Mają drugiego syna,” powiedziała głosem pełnym zgrozy. Nie miałam pojęcia, jak to się ma do mojego pytania. „Czy on żywi się serowymi chrupkami?”
„Fosterowie.” To mnie otrzeźwiło. „Możesz powtórzyć?” „Fosterowie mają kolejnego syna.” „Nie gadaj.” „Serio.” Słyszałam jak jej palce uderzają o klawiaturę, gdy czyniła swoje czary. „Bardzo serio.” „Po Reyesie?” „Tak. Trzy lata po porwaniu.” „Czy wiesz, co to oznacza?” zapytałam, moja zgroza dorównywała jej. „Owszem.” „Reyes Farrow–” „–ma brata.” #Cholercia.
2 Wiadomość do samej siebie: Dziękuję wam wszystkim za obecność. - T-SHIRT
Siedziałam ogarnięta mglistym poczuciem zdziwienia. Tak samo jak Cook. Siedziałyśmy w absolutnej ciszy, zakłócanej jedynie przez chrupnięcia spomiędzy moich zębów. „Dalej jesteś na posterunku?” zapytała w końcu Cookie. Przełknęłam. „Tak. Myślę, że pani Foster wróciła już do domu, ale jej drzwi garażowe zamknęły się zanim cokolwiek zobaczyłam. Poza tym mam na siedzeniu pasażera nagiego martwego mężczyznę.” „Oh, nieźle.” „Prawda? Ma nawet tatuaż. Wyślę ci zdjęcie.” „Jego tatuażu?” zapytała, zaskoczona. „Mojego rysunku jego tatuażu. Trzymaj.” Wysłałam jej zdjęcie z podpisem Nie oceniaj. „Okej, jak się mają sprawy?” „Pan Joyce przyszedł i chciał się z tobą zobaczył. Wydawał się bardzo poruszony. Nie zostawił swojego numeru ani nic. Powiedziałam, że będziesz w biurze po południu. Czy to jakiś rodzaj testu Rorschacha?” Mówiła o moim rysunku.
„Obróć to do góry nogami.” „A, okej. Andrulis.” „Znasz go?” zapytałam z nadzieją. „Nie. Wybacz. Znałam jakiegoś Andrusa. Był włochaty.” Spojrzałam na pana A. „Ten gościu nie jest włochaty. Ale za to całkiem nieźle obdarzony.” „Charley,” powiedziała ostrzegawczo. „Wyciągnij myśli z rynsztoka.” „Mam to tuż obok siebie. Nie łatwo to ignorować.” „Oh, biedaczek. Jak ty byś się czuła, gdybyś musiała paradować całą wieczność na golasa?” „Właśnie opisałaś mój najgorszy koszmar.” „Myślałam, że twoim najgorszym koszmarem był ten, w którym zjadasz gorącą piklę, a ta wypala ci usta i puchną aż wyglądasz jakbyś miała botoks.” „A tak, ten też jest najgorszy. Dzięki za przypomnienie. Będę dziś miała piękne sny.” „Dzwoniłaś do wujka?” Mój wujek Bob, detektyw pracujący dla Departamentu Policji w Albuquerque, interesował się Cookie, a Cookie interesowała się nim – ale żadne z nich nie chciało zrobić pierwszego kroku. Byłam już zmęczona ich podchodami, więc postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Ustawiłam Cookie na randkę z moim znajomym, by wprawić
wujka Boba lub Wubka, jak lubiłam go nazywać podczas moich sesji terapeutycznych mających znaleźć podłoże mojego panicznego lęku przed wąsami, w zazdrość. Może nutka rywalizacji zaświeci płomień pod jego tyłkiem. Tym samym tyłkiem, na którym oko zawieszała Cookie. „No jasne. Jak tam działa nasz plan?” „Masz na myśli twój plan?” „Okej, jak tam działa mój plan?” „Nie wiem, Charley. Gdyby Robert chciał iść ze mną na randkę, to by poprosił, prawda? Nie wiem czy wywoływanie w nim zazdrości to dobry pomysł.” Zajęło mi minutę zanim zorientowałam się, kim jest Robert. „Żartujesz sobie? To świetny plan. Wujek Bob potrzebuje motywacji.” Rzuciłam ostatnie spojrzenie na dom Fosterów przed odjazdem. „A jeśli straci zainteresowanie?” „Cook, czy kiedykolwiek straciłaś zainteresowanie parą butów, tylko dlatego, że ktoś inny na nie patrzył?” „Myślę, że nie.” „Czy to nie sprawiło, że pragnęłaś ich bardziej?” „Nie posuwałabym się tak daleko.” Zaparkowałam przed barem i ruszyłam w jego stronę. „Skoro tak mówisz. Co powiesz na lunch?”
„Brzmi dobrze. Spotkamy się na dole.” Moje biuro mieściło się na drugim piętrze najlepszej browarni jaką miasto oferowało obywatelom. Ostatnio zmieniła właściciela, kiedy to Reyes odkupił ją od mojego taty. „Ma brata,” powiedziałam, ciągle tym oszołomiona. „Ma brata,” zgodziła się. Musiałam to zobaczyć. *** Manewrowałam między stolikami i krzesłami, by dostać się do Cookie. Na szczęście, zajęła nam ostatnie wolne miejsce. Biznes zawsze szedł tu całkiem dobrze, ale z nowym właścicielem, który był swego rodzaju lokalną osobistością – Reyes podbił światowe media, kiedy człowiek, za którego zabicie siedział w więzieniu, okazał się żywy – dochody baru połączonego z dobudowaną piwiarnią potroiły się. Teraz to miejsce roiło się od mężczyzn pragnących świeżego naparu i kobiet, które chciały naparzać właściciela. Lafiryndy. Przeszłam tuż obok największej lafiryndy z nich wszystkich: mojej byłej najlepszej przyjaciółce, która postanowiła tu niemal zamieszkać. Jessica była w barze każdego dnia od jakichś dwóch tygodni. Wiedziałam, że była napalona na mojego faceta, no ale do diaska. W zasadzie, to chciałam wkrótce powiedzieć Reyesowi „tak.” To robiło się niedorzeczne. Potrzebował obrączki na palcu – i to szybko. Nie, żeby miało to je powstrzymać.
Wybuch chichotów rozległ się od stołu Jessiki, gdy przechodziłam. Prawdopodobnie opowiadała im historię o Charley Davidson, dziewczynie rozmawiającej z duchami. Gdyby tylko wiedziała. Kiedy umrze, totalnie ją zignoruję. Wtedy będzie chciała ze mną rozmawiać. „Przyniosłaś mi kwiatka,” powiedziała Cookie, gdy dramatycznie opadłam na krzesło naprzeciw niej. „Oczywiście, że tak,” wyciągnęłam rękę ze stokrotką w jej stronę. „Więc co to, bezdomny gościu?” Przytaknęłam. „Taa. Był na rogu ulicy i przedarł się przez tłum, by mi ją wręczyć?” „Za ile?” zapytała, ze wszechwiedzącym uśmieszkiem na twarzy. „Za piątaka.” „Dałaś za to pięć dolarów? Jest plastikowa. I brudna.” Strzepnęła brud z płatków. „Pewnie ukradł ją z czyjegoś grobu.” „Ale zrobił to dla mnie. Złożyłaś już zamówienie?” „Ledwo zdołałam się tu przedrzeć. Ten pan Joyce znowu tu był. Nie był zadowolony, że znowu cię nie było.” „Cóż, musi wstrzymać swojego konia. Prywatni detektywi też muszą jeść.” „I widzę, że twoja przyjaciółeczka znowu tu jest.” Zerknęłam w stronę stołu Jessiki. „Myślę, że powinna zacząć płacić czynsz.”
„Zgadzam się całym sercem.” W miarę, jak mówiłam, rozkoszne ciepło zbliżało się do mnie. Gorąc bijący od Reyesa jak zwykle mnie otoczył. Mogłam go wyczuć w pobliżu. Jego głód, zainteresowanie. Pożądanie. Ale zanim go zobaczyłam, uderzyła mnie kolejna emocja, nie mniej silna: żal. Obróciłam się i zobaczyłam, jak mój tata toruje sobie drogę do naszego stolika. „Cześć, tato,” powiedziałam, odsuwając mu krzesło stopą. Przysunął je z powrotem do blatu. „Przyszedłem tylko dokończyć papierkową robotę.” Rozglądnął się po Calamity’s. „Będę tęsknił za tym miejscem.” To było oczywiste, ale nie nostalgię od niego odbierałam. „Może się przysiądziesz, Lelandzie?” zapytała Cookie. Odwrócił się od nas. „Lepiej nie. Mam kilka spraw do załatwienia, zanim odejdę.” „Tato,” powiedziałam, starając się oddychać pomimo żalu wypełniającego powietrze, „nie musisz odchodzić.” Opuszczał moją macochę dla łodzi. Nie, żebym go winiła. Łódź była przynajmniej użyteczna. Ale dlaczego teraz? Dlaczego po tych wszystkich latach? Machnął ręką. „Nie, to będzie super. Zawsze chciałem nauczyć się żeglować.” „Więc zaczniesz od przepłynięcia wzdłuż Atlantyku?” „Nie wzdłuż,” jego uśmiech był nieszczery. „Niecałą tą drogę.”
„Tato–” „Zacznę powoli. Obiecuję.” „Ale dlaczego? Dlaczego tak nagle?” Pozwolił sobie na krótkie westchnięcie. „Nie wiem. Nie robię się coraz młodszy, a żyje się tylko raz. Lub też dwa, jak w moim przypadku.” „Nie miałam z tym nic wspólnego.” „Miałaś z tym wiele wspólnego,” powiedział i położył dłoń na sercu. „Wiem to. Czuję to tutaj.” Przysięgał, że wyleczyłam go z raka, ale ja nigdy nie uleczyłam nikogo w całym moim życiu. To nie była część mojej pracy. Pracowałam raczej z tą drogą stroną życia. „Nie opuszczaj jej z mojego powodu. Proszę.” Jeśli zostawiał moją macochę z powodu tego, jak mnie traktowała, to trochę się z tym spóźnił. Powinien był to zrobić kiedy miałam siedem lat, a nie dwadzieścia siedem. Cookie z zapałem czytała menu, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Tata poruszył się niespokojnie. „Nie robię tego z twojego powodu, skarbie.” „Robisz.” Kiedy nie odpowiedział, dodałam, „I robisz to ze złego powodu. Jestem już dużą dziewczynką, tato.” Kiedy na mnie spojrzał, jego spojrzenie wyrażało pasję. „Jesteś niesamowita. Powinienem był ci to mówić każdego dnia.”
Położyłam dłoń na jego dłoni. „Tato, usiądź, proszę. Porozmawiajmy o tym.” Popatrzył na zegarek. Mam teraz spotkanie. Przyjdę do ciebie przed wyjazdem. Wtedy porozmawiamy.” Kiedy popatrzyłam na niego podejrzliwie, westchnął. „Obiecuję. Uważaj na siebie, skarbie.” Pochylił się i pocałował mnie w policzek, po czym wyszedł tylnymi drzwiami. „Był bardzo smutny,” powiedziała Cookie. „Jest zagubiony, tak sądzę. Pożera go żal.” „Wszystko z tobą w porządku?” Wzięłam głęboki oddech. „Ze mną zawsze jest w porządku. „Mh-hmm.” Powątpiewanie w jej postawie sprawiło, że miałam ochotę ją pobić publicznie. „Więc, uznałaś, że paski w kolorze fuksji będą dobrze wyglądać z żółtym?” „Zmieniasz temat.” „Tak, właśnie. Co jest dziś w menu?” „Ej, ale czy to wygląda źle?” zapytała, prostując się. Wyglądała fantastycznie, ale przecież nie mogłam jej tego powiedzieć. Poczułam, że Reyes jest blisko, obserwował naszą rozmowę z tata. Obróciłam się akurat kiedy mijał tabliczkę z daniem dnia.
Cookie również go zauważyła. „Święta matko wszystkich seksowności,” westchnęła, spijając go wzrokiem. Zachichotałam. Kobiety mogące być naszymi babciami pomachał do niego, gdy do nas szedł. Zatrzymał się, by wysłuchać pochwał na temat swoich potraw, ale nie odrywał ode mnie wzroku. Wszystko w nim zapierało mi dech. Sposób, w jaki wycierał ręce i opuszczał powieki, gdy kobiety oświadczały się mu. Oświadczały! Co do jasnej–! „Jesteśmy bardzo gibkie,” powiedziała jedna z nich, oplatając ręką biodra Reyesa. Cookie właśnie brała łyk zimnej wody, który uleciał z niej, piękną fontanną. Kiedy Reyes na mnie popatrzył, akurat miałam usta otwarte ze zdumienia. Natychmiast je zamknęłam, z nadzieją, że nie wyglądałam jak krowa. Ale odwrócił się do tych kobiet, jakby był zainteresowany ich propozycją. Jakby był. Cookie świszczała koło mnie, próbując złapać oddech, ale nie mogłam się tym akurat martwić. Musiałam odbić mojego faceta tym srebrnym lisicom. Jedna z nich miała nawet chodzik, na litość boską. Jak gibka mogła być? „Kuchcik,” krzyknęłam, pstrykając palcami w powietrze, by zwrócić jego uwagę.
Zignorował mnie, ale wyczulam jego uśmiech. Cieszyło go moje zainteresowanie. Emanowało z jego esencji i przenikało moją skórę niczym ciepłe mleko. „Kuchcik,” powtórzyłam, tym razem głośniej. „Tutaj.” W końcu wyjaśnił flirtującym lisicom, że jego serce należy do innej przez podpłynięcie do naszego stolika. „Kuchcik?” zapytał, zatrzymując się naprzeciw nas i patrząc z konsternacją na czerwoną twarz Cookie. Wydała kolejny świst i mu pomachała. Wskazałam na jego fartuch. „Wyglądasz jak kuchcik.” „A więc, czy mogę coś dla ciebie wyczyścić?” „Możesz wyczyścić moje brudne myśli,” powiedziałam, lustrując go. „Dobrze się bawisz?” skinęłam głową w stronę lisic. „Komplementowały moją kuchnię.” Przysunął się bardzo blisko. „To świetnie,” wykrztusiłam, starając się zachować rozsądek, „ale potrzebujemy lunchu.” „Nie słyszałaś? Zostałem zdegradowany do roli kuchcika, więc musisz zawołać kelnera, aby przyniósł ci lunch. Nie sądzę, żeby zwykłe kuchcik mógł przyjmować zamówienia.” Przechyliłam głowę i popatrzyłam na niego tak samo jak on na mnie. „Przyjmiesz moje zamówienie i będzie ci się to podobało.”
Miękki, głęboki śmiech zawibrował jego torsem, uderzając w okolice mojego krocza. „Tak jest, psze pani. Czy mogę zaproponować kurczaka z Santa Fe i hiszpański ryż?” „Możesz, ale wezmę kurczaka w panierce i frytki z sosem.” „Ja wezmę kurczaka z Santa Fe,” wtrąciła szybko Cookie, padając jego ofiarą. Pewnie zamówił za dużo kurczaków z Santa Fe i chce je wszystkim wepchnąć. Czym się różnią kurczaki hodowane w Santa Fe od tych w panierce? Rzucił jej uśmiech, który niemal nie spowodował u mnie palpitacji. „Kurczak z Santa Fe, robi się. Chciałybyście do niego mrożoną herbatę?” zapytał mnie. Kiedy westchnęłam, próbując zdecydować się między mrożoną herbatą a ekstra dużą beztłuszczową mocha macchiato z karmelowym sosem i bitą śmietaną, powiedział, „Wystarczy, że odpowiesz tylko tak lub nie.” Niemal wybuchłam śmiechem. Kiedy oświadczał mi się na samoprzylepnej karteczce, jego pytanie również było tak lub nie. Wzruszyłam ramionami. „Nie wszystko jest zawsze czarne albo białe.” „Właśnie, że tak.” Cookie, wiedząc, co się dzieje, ponownie zaczęła studiować menu. „A więc moja odpowiedź brzmi tak.” Zamarł, czekając na puentę. Znał mnie bardzo dobrze.
„Tak, wezmę herbatę do mojego lunchu oraz ekstra dużą beztłuszczową mocha macchiato z karmelowym sosem i bitą śmietaną.” Nie dał się zbić z tropu. „Herbata, robi się.” Zaczął się obracać, ale zatrzymałam go, kładąc mu dłoń na ramieniu. „Wszystko w porządku?” zapytałam. „Zdajesz się być–” obniżyłam głos „–cieplejszy niż zwykle.” „Ze mną zawsze jest w porządku,” powiedział, nawiązując do mojej wcześniejszej rozmowy z Cookie. Złapał moją dłoń i przycisnął do ust, całując ją miękko. Ciepło jego ust rozeszło się po moim ciele. Dopóki Reyes nie oddalił się i nie zorientowałam się, że w barze panuje cisza. Wszystkie oczy zwrócone były na nas. Cóż, wszystkie kobiece oczy. Zerknęłam na Jessikę i nasze spojrzenia zetknęły się na jeden niezręczny moment. Była zazdrosna, ale ten fakt nie uszczęśliwiał mnie. „Kiedy zamierzasz mu odpowiedzieć?” zapytała Cookie, zwracając na siebie moją uwagę. „Kiedy zasłuży na odpowiedź,” zachichotałam. „Czy uratowanie ci życia niezliczoną ilość razy nie liczy się jako zasłużenie?” „Jasne, że się liczy, ale on nie musi o tym wiedzieć.” Prawy kącik jej ust uniósł się tajemniczo. „Racja.”
To właśnie tego nigdy nie czułam od Cookie. Zazdrości. Reyes podniecał ją jak wszystkich, ale nie była nigdy zazdrosna o nasz związek. Cieszyła się z mojego powodu i to czyniło z niej moją przyjaciółkę. Uświadomiłam sobie, że właśnie zazdrość wyczuwałam od Jessiki w szkole i teraz. Powinna to być wtedy dla mnie wskazówka. „Okej, jak zamierzasz sobie z nim poradzić?” „Cóż, mieszka obok, wystarczy, że zapukam w ścianę.” „Nie z Reyesem. Z Robertem.” Kim był Robert? A, tak. „Przez ciebie martwię się o wujka Boba.” Cookie denerwowała się po raz milionowy, więc omówiłam nasz plan jeszcze raz, od początku do końca. Lubiłam to robić. W większości dlatego, że był błyskotliwość, ale również po to, by Cookie czegoś nie zawaliła i cała ta błyskotliwość poszła na marne. „Pierwsza randka to podstawa. Wyjaśnię mu, że ma cię gdzieś zabrać. Będzie tak oszołomiony, że nie będzie wiedział, co zrobić. Co powiedzieć.” Zachichotałam jak chory ze szpitala psychiatrycznego.. „Powiem mu, że dołączyłaś do klubu randkowego.” „Co?” Cookie pobladła. „Pomyśli, że jestem desperatką.” „Pomyśli, że jesteś osobą gotową na związek.” „Zdesperowaną osobą.” Popatrzyła ponownie w menu, wątpliwości wypływały z niej z każdym jej westchnięciem.
„Cook, wiele osób dołącza do klubu randkowego. To nie zostawia żadnego piętna.” „A potem co?” „Potem pójdziesz na kolejną randkę?” „Z tym samym facetem?” „Nie, z innym.” Panika przysłoniła jej umysł. „Co? Czemu? Powiedziałaś, że to będzie szybkie i bezbolesne.” „Bo będzie. Nie wiem, kto będzie twoją randką numer dwa. Mam wielu przyjaciół, którzy chcieli by być przeze mnie bez skrupułów wykorzystani.” Cookie jęknęła. „To zadziała, Cook. Chyba, że chcesz zrobić coś szalonego i zapytać go osobiście?” „Nie potrafiłabym,” powiedziała, potrząsając głową z żalem. „Co, jeśli odmówi? To by tkwiło między nami do końca naszego życia. Za każdym razem zapadałaby ta niezręczna cisza, która sprawia, że pocą mi się brwi.” „A tak, to trochę okropne. W każdym razie, jeśli randka numer trzy nic nie da, będziemy musiały zatrudnić aktora.” „Aktora?” „Cook, przecież już ci to wszystko mówiłam. Dlaczego wszystko kwestionujesz?”
„Chyba wcześniej się tego wszystkiego wypierałam. A teraz to się naprawdę dzieje. Czuję się jak ci ludzie, którzy powiedzieli, że skoczą na bungee, ale kiedy już stoją na moście, dociera do nich, na co się zgodzili.” „Taa, żadnych skoków na bungee. Rzeczywistość to jedyna rzecz, która powinna do ciebie dotrzeć.” „Przynajmniej lina bungee nie zostawia blizny.” „Dzięki Bogu. Więc, na randkę numer trzy będziemy potrzebować kogoś niezłego. Kogoś, kto będzie seksowny i pustogłowy jednocześnie. Ktoś–” Odpowiedź przyszła do mnie zanim zdołałam dokończyć myśl. „Już wiem.” Cookie pochyliła się w moją stronę. „Kto?” Leniwy, niecny uśmieszek wypłynął mi na usta. „Nie martw się tym, słodziaczku. Dowiesz się, jeśli to w ogóle zajdzie tak daleko. W międzyczasie będę miała kilka interesów do ubicia.” Głośny wybuch śmiechu dotarł do mnie i spojrzałam na stolik Jessiki. Była z tymi samymi trzema przyjaciółkami co zawsze i zastanawiałam się, jak pracują na swoje utrzymanie. Przychodziły tu razem na lunch codziennie. I były tu też wieczorami. Nie miały żadnej rodziny? Obowiązków? Życia? Wróciłam myślami do czasów szkolnych. Odwróciła się ode mnie tak szybko, że to nie mogło być niezaplanowane. Kiedy zapytałam ją czemu nie chce się ze mną już przyjaźnić, powiedziałam, że nie mam odpowiednich kwalifikacji. Co to miało znaczyć?
Cookie zauważyła, gdzie patrzę. Dotknęła mojej dłoni, by zwrócić na siebie moją uwagę. „Myślisz, że zdobyłam już odpowiednie kwalifikacje?” Splotła swoje palce z moimi. „Jasne, że tak. Jesteś jak trzydziestoprocentowy kupon zniżkowy. Nie! Czterdziestoprocentowy. A to niemała rzecz.” „Dzięki.” Ponownie poczułam ciepło Reyesa zanim go zobaczyłam. Przyniósł nam nasze jedzenie osobiście, podczas gdy zamówienie Jessiki i ich przyjaciółek jeszcze do nich nie dotarły. Ani zamówienie srebrnych lisic, nie żebym zwracała na to uwagę. Nie odrywały od niego wzroku, a jedna z nich oblizała sugestywnie usta. To było takie niewłaściwe. „Oh,” powiedziałam, gdy postawił przed nami nasze talerze, „zapomniałam cię zapytać. Gdybyś był naczyniem, to co to by było?” Wyprostował się. „Przepraszam?” „Naczynie. Czym byś był?” Skrzyżował ramiona na piersi i zapytał podejrzliwie, „Dlaczego chcesz to wiedzieć?” „To do quizu. Ma powiedzieć czy do siebie pasujemy. No wiesz, na dłuższą metę.”
„Naprawdę?” zapytał. Chwycił za krzesło, obrócił je i usiadł na nim okrakiem. „Musisz robić quiz, by dowiedzieć się czy do siebie pasujemy?” „Tak,” powiedziałam, otrząsając się z wrażenia jego widokiem. Był po prostu zbyt seksowny, prezentując doskonale wyrzeźbione mięśnie ramion, które spoczywały tuż na linii mojego wzroku. „Tak. To jest ważne i dają dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewności. Tak tam jest napisane.” Wyciągnęłam swój telefon, włączyłam aplikację z quizem i podsunęłam mu pod nos. „Widzisz?” Nawet na to nie spojrzał. Cookie zajęta była krojeniem swojego kurczaka z Santa Fe i próbowała ukryć niestosowny uśmieszek. „Nie możesz wierzyć we wszystko, co piszą w internecie.” „Właśnie, że mogę,” powiedziałam urażona. „A co, jeśli napisałbym tam, że jestem arabskim księciem z Milwaukee?” „Taa, ale jesteś też wielkim, grubym kłamcą. Nie liczysz się. To znaczy, popatrz na swojego ojca. Patologiczny kłamca numeral uno. Kłamstwo masz w genach.” Odchylił się do tyłu. „W moich jeansach jest teraz tylko jedna rzecz.” „Zamierzasz potraktować moje pytanie na serio czy nie? To może być klucz do naszej przyszłości.”
„Mam klucz w kieszeni spodni. Możesz sprawdzić.” Kompletnie pozbawiał nas możliwości bycia szczęśliwymi. „Ile ty masz lat? Dwanaście?” „Raczej stuleci.” „Masz dwanaście stuleci?” Skrzywił się. „Kojarzysz te sporo starsze kobiety, które twierdzą, że mają dwadzieścia dziewięć lat?” „No.” „Cóż, robię właśnie coś takiego.” „No, ale na serio, ile masz? Chwila!” Uderzyła mnie pewna myśl. „Ile ja mam lat?” Nie myślałam wcześniej o tym w takich kategoriach. Pochodziłam ze starożytnej rasy z innego wszechświata, innego wymiaru. Ile mogłam mieć lat? „Maczeta,” powiedział, wstając i odkładając krzesło na miejsce. „Co?” „Gdybym był naczyniem.” „Czy to liczy się jako naczynie?” Mrugnął do mnie. „W moim świecie, owszem.” „Okej, niech będzie. Ja byłabym... łyżkowidelcem! Chwila, co to oznacza? Nie wydaje mi się, żeby maczeta i łyżkowidelec do siebie pasowali.”
Chwycił mnie za podbródek i zmusił do spojrzenia w swoje oczy. „Mam przeczucie, że łyżkowidelec i maczeta świetnie do siebie pasują.” Zanim mogłam zaprotestować, przycisnął swoje usta do moich. Ciepło rozprzestrzeniło się po moim ciele niczym ciepły miód. Pocałunek, a raczej buziak, zakończył się zanim się spostrzegłam. Reyes zaskoczył Cookie całując ją szybko w policzek i ruszył w stronę kuchni, dając mi świetny widok na swój tyłek. Cookie ciężko dyszała i trzymała palce na miejscu, gdzie dotknęły ją usta Reyesa, miała w oczach pożądanie. „Chcę to mieć,” powiedziała desperacko. Popatrzyłam na drzwi, za którymi zniknął Reyes. „Cóż, nie możesz mieć więcej. Jest mój.” „Nie, nie to. Nie jego.” Potrząsnęła głową, otrząsając się z zamroczenia, „To znaczy, jasne, złapałabym go w sekundę i nie puściła, ale tak naprawdę pragnę tego. Tego, co macie.” Zacisnęła szczęki. „Zróbmy to. Zmuśmy twojego upartego, łajdakowatego wujka, by błagał mnie, żebym została jego dziewczyną.” „Taa jest, Cookie,” powiedziałam, podnosząc dłoń do przybicia piątki, ale nie zwróciła na to uwagi. „Nie każ mi upokarzająco trzymać tak tej ręki.” „A co, jeśli mnie nie zaprosi?”
Po pomachaniu do pary, która właśnie weszła, by ukryć moją hańbę, opuściłam dłoń i powiedziałam, myślę, że ważniejszym pytaniem jest czy maczeta i łyżkowidelec pasują do siebie.” „Charley, powinnaś przestać rozwiązywać te niedorzeczne quizy.” „Nie ma mowy. Muszę wiedzieć.” „No dobra, ale czemu łyżkowidelec?” „Ponieważ jestem wszechstronna. Mogę wykonywać kilka zadań na raz. Poza tym, lubię to słowo. Jest takie... łyżkowidelcowate.”
3 Kawa nie zadaje pytań. Kawa rozumie. - NAKLEJKA NA ZDERZAK
Byłyśmy w biurze dopiero od dziesięciu minut, a drzwi wejściowe już się otworzyły. Spodziewałam się pana Joyca, wstrząśniętego mężczyznę z problemami. Ale zobaczyłam Denise. Moją złą macochę. Na szczęście pan Joyce przyszedł tuż za nią. Dawał mi doskonały powód, by z nią nie rozmawiać. Jej bladość miała odcienie szarości, a oczy czerwone, jakby płakała. Szczerze, to nie podejrzewałam jej o umiejętność płakania. „Możemy porozmawiać?” zapytała. „Mam klienta,” wskazałam na mężczyznę stojącego za nią, na wypadek, gdyby go nie zauważyła. Nie zrobiło to na niej wrażenia, bo powiedziała, „Masz klientów już od dwóch tygodni. Potrzebuję tylko minuty.” Kiedy otworzyłam usta, by zacząć się kłócić, uprzedziła mniej. „Proszę, Charlotto.” Pan Joyce trzymał czapkę baseballową i miął ją w rękach. Wydawał się być z każdą sekundą coraz bardziej niespokojny, „Naprawdę muszę z panią porozmawiać, panno Davidson.”
„Widzisz?” popatrzyłam na Denise triumfalnie. „Klient.” Odwróciła się do mężczyzny z twarzą zimną i twardą jak marmur. Znałam dobrze ten wyraz twarzy. „To zajmie tylko minutę,” powiedziała ostro. „Potem będzie cała dla pana.” Cofnął się i usiadł na krześle z wyrazem rezygnacji na twarzy. Mój temperament odezwał się i musiałam siłą zachować spokój. Miałam dwadzieścia siedem lat. Nie była już pod wpływem rozkazów mojej macochy. Jej odrazy. Jej niezadowolenia. Nie musiałam znosić jej prześladowania i niszczenia moich stosunków z klientami. „To nie było konieczne,” powiedziałam, kiedy obróciła się do mnie. „Przepraszam,” powiedziała ponownie odwracając głowę w stronę pana Joyce. „Przepraszam, jestem w desperackim położeniu.” „Wiem coś o tym,” powiedział, machając ręką. Z entuzjazmem więźnia prowadzonego na krzesło elektryczne, zaprowadziłam Denise do mojego biura. Mój wybuch złości musiał zaalarmować Reyesa. Był w moim biurze, czekając, bezcielesny. Nie lubił Denise tak samo jak ja. Winił ją za moje cierpienie z dzieciństwa. Oczywiście, była mu w większości winna, ale Reyes był bardzo drażliwy, jeśli chodziło o moje szczęście. „Chcesz, żebym przerwał jej rdzeń?” zapytał, kiedy siadałam za biurkiem. „Czy mogę to przemyśleć i dać ci potem znać?” zażartowałam.
Denise rozglądnęła się po ścianach, ale oczywiście nic nie zobaczyła. Ale zamiast jak zwykle ułożyć usta w wyraz dezaprobaty, zgarbiła ramiona i usiadła na krześle. „Czego chcesz?” zapytałam głosem zimnym jak jej serce. „Jak przypuszczam, wiesz, że twój ojciec mnie zostawił.” „W końcu.” Wzdrygnęła się, jakbym ją spoliczkowała. „Jak możesz tak mówić?” „Jeszcze się pytasz?” „Kocham twojego ojca. Zawsze go kochałam.” Tu mnie miała. Była dla niego usłużną żoną. Oczywiście, usłużną kiedy był w pobliżu. Inaczej była manipulującą, przebiegłą żmiją. Nie wiedziałam, że potrafię kogoś nienawidzić tak bardzo, ale Denise zawsze była drzazgą w moich stosunkach z ojcem. Zrobiła wszystko, co w jej mocy, by nas poróżnić. Jej zazdrość była płytka i dziecinna. Kto inny bałby się o miłość ojca do jego dziecka? To nie miało dla mnie sensu. Poza tym, nigdy nie traktowała w ten sposób mojej siostry, Gemmy. W zasadzie, to były z Gemmą całkiem blisko. Myślę, że tata opuszczając Denise zranił Gemmę bardziej niż była w stanie przyznać. Wiedziała, co czułam w stosunku do naszej macochy i fakt, że nie mogła szukać u mnie wsparcia czynił ze mnie złą siostrę. Ale to
była prawda. Nie miałam dla Denise żadnych ciepłych uczuć. Upewniła się co do tego już pierwszego dnia. „Ja – ja chcę, żebyś z nim porozmawiała. Był bardzo chory i nie myśli racjonalnie.” „I co miałabym mu powiedzieć?” Podniosła na mnie błagalne spojrzenie. „Chcę, żebyś go przekonała, żeby wrócił tam, gdzie jego miejsce. Wciąż jest słaby. Potrzebuje opieki medycznej.” „Przepraszam bardzo,” zaśmiałam się ponuro, „chcesz, żebym przekonała ojca, żeby z tobą został? Z plamą na mojej egzystencji? Kobietą, która zmieniła moje dzieciństwo w piekło? Po tym wszystkim, co mi zrobiłaś, chcesz, żebym ci pomogła? Oszalałaś?” Biedna Gemma, była akurat na jakiejś konferencji psychiatryków. Zadzwonię do niej później i umówię Denise na wizytę. „Co takiego ci zrobiłam?” Mój gniew rozbłysnął na nowo i musiałam dosłownie ugryźć się w język, by utrzymać emocje w ryzach. Kiedy traciłam kontrolę, ziemia trzęsła się pod moimi stopami. Trzęsienie ziemi w centrum Albuquerque nie mogło przynieść nic dobrego. Reyes wyprostował się, bojąc się, że stracę kontrolę. Zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów. To nie byłam ja. Ja nie nienawidzę ludzi. Nie każę im odpłacać za złe uczynki. Przeszło przeze mnie zbyt wielu ludzi, żałujących, że stali się tym, czym się
stali. Nie mogłam oceniać Denise, skoro nie znalazłam się na jej miejscu. To zrobiłoby ze mnie takiego samego człowieka, jakmi była ona. Otworzyłam oczy i spojrzałam na jej kamienną twarz, która jedyne, co mi przyniosła to wspomnienie bólu i samotności. Cóż, może jednak miałam do tego prawo. „Mam tylko jedno pytanie,” powiedziałam, starając się nadać głosowi ton podobny do jej tonu. „Dlaczego?” „Dlaczego?” „Tak, dlaczego? Dlaczego nienawidziłaś mnie od pierwszego dnia? Dlaczego traktowałaś mnie jak cierń u boku? Co ja takiego ci zrobiłam?” Westchnęła sfrustrowana, niezadowolona, że znowu nie biegnę spełnić każdego jej żądania. „Nie robiłam żadnej z tych rzeczy, Charlotte. Nigdy cię nie nienawidziłam.” Przechyliłam się do tyłu i błysnęłam moim najlepszym niedzielnym uśmiechem. „Powiem ci coś. Jeśli przyznasz, że nienawidzisz mnie każdą cząstką swojego istnienia, pomogę ci odzyskać tatę. Jak to brzmi?” „Nigdy nie powiedziałabym czegoś tak okropnego.” Uraziłam ją. Bosko. „A więc to czujesz, ale się nie przyznasz?” Zacisnęła palce na torebce. „Charlotte, czy możemy porozmawiać jak dwie dorosłe kobiety?”
„Chwileczkę,” powiedziałam, doznając olśnienia. „Jesteś tu, ponieważ tata jest znudzony tym, jak mnie traktujesz i uznałaś, że jeśli się zaprzyjaźnimy, to on do ciebie wróci.” „Jestem tu, ponieważ chcę, żebyśmy wszyscy poszli na terapię rodzinną. Nie tylko Leland i ja, ale cała nasza czwórka, łącznie z twoją siostra.” Reyes skrzyżował ręce na piersi i oparł się o ścianę, podczas, gdy ja patrzyłam na nią w osłupieniu. Nieźle to sobie obmyśliła. „Jak to miałoby według ciebie wyglądać. Sama sobie idź na terapię. Jak już będziesz w stanie być ze mną szczera, możesz wrócić.” Byłam taka niegrzeczna. Chciałam sobie pogratulować. Nie byłam niegrzeczna z natury, więc utrzymanie się w tym stanie dłużej niż trzydzieści sekund kosztowało mnie dużo energii. Cholerne ADHD. Ale byłam z siebie dumna. Koniec z byciem dla kogoś dywanikiem. Należałam tylko do siebie i nikt nie mógł chodzić po mnie poza mną samą. „Charley,” Cookie użyła interkomu. „Nacisnęłam guzik. „Tak, Charley?” „Hm, skończyłaś już? Potrzebuję kawy.” „Oh, wybacz! Zaraz ci przyniosę.” „Dzięki. Możesz przynieść mi przy okazji paczkę waniliowych wafelków?” „Jasne.” Wstałam gwałtownie. „Priorytety,” powiedziałam do Denise. „To na nich opiera się życie.” Nalałam wody do zbiorniczka i
i wsypałam kawy. „Oraz na kawie. Od teraz jestem swoim własnym priorytetem.” Wyciągnęłam z szafki paczkę wafelków i włożyłam sobie kilka z nich do ust. „Nigdy więszej nie będę niszyim dywałnikiem.” Oh, uwielbiałam mówić z pełnymi ustami. „Chewley– ” Przełknęłam. „Dywanik Charley został zwinięty, a ludziom nie pozostało nic innego jak chodzić po pognitym, nagim parkiecie.” Boże, dobra byłam w tych całych metaforach. „Starałam się,” powiedziała wstając z krzesła i zakładając pasek torebki na ramię. „Tak, tak, jasne. Świetnie ci to wyszło.” Wskazałam na drzwi z nadzieją, że zrozumie aluzję. „Nie wiem właściwie po co było to wszystko. Nie wydaje mi się, żebyśmy mogli iść razem na terapię. Tata wkrótce wypływa w otwarte morze.” Odwróciła się do mnie zaskoczona. Zamrugała i przykleiła na twarz fałszywy uśmiech, który oglądałam zbyt wiele razy. „A myślałam, że potrafisz wykrywać kłamstwa.” Podeszła do drzwi i otworzyła je, zanim zdołałam ją powstrzymać. „Czekaj. Jakie kłamstwa?” „Powiem ci coś,” powiedziała z ponurą satysfakcją. „kiedy już dorośniesz i będziesz w stanie wziąć na barki nasz zepsuty związek, powiem ci, co twój ojciec naprawdę zamierza.” I wyszła, zostawiając mnie oszołomioną. ***
Co ojciec naprawdę zamierza? Co miała na myśli? Niestety, nie mogłam wszcząć śledztwa w tej prawie, ponieważ miałam do odbycia długą rozmowę z wujkiem Bobem, kiedy już skończę z panem Joycem. W zasadzie, to mógłby być dobry powód, by zaprosić go dziś wieczorem do mojego mieszkania. Zabiję dwa ptaszki jednym kamieniem. Źle to zabrzmiało. Czym zawiniły komukolwiek te ptaszki? Postanowiłam zmienić to powiedzenie na „Zabiję dwóch złych kolesi jednym pociskiem.” Lepiej. Może nawet się przyjmie. Pan Joyce czekał na swoją kolej z niecierpliwością dziecka czekającego na podwieczorek. „Zapraszam,” powiedziałam, wskazując na krzesło naprzeciwko mojego i sama usiadłam. Biedna Cookie. Potrzebowała kofeiny, a ja zapomniałam zanieść jej filiżankę. „W czym mogę pomóc?” Dobrze wiedziałam, że Cookie, przerwała moje spotkanie z Denise tylko po ty, by uratować mnie od tej kobiety. Uwielbiałam ją. Cookie, nie Denise. Wstałam i zaniosłam jej kawę i wafelki. Mrugnęłam do niej, a ona wywróciła oczy tak, że przez chwilę widziałam tylko jej białka. Trochę straszne. „To odrobinę zawstydzające,” zaczął pan Joyce, gdy zajęłam miejsce za biurkiem z własną filiżanką kawy. Reyes zniknął, kiedy tylko uznał, że niebezpieczeństwo minęło. „Może zacznij od początku?” Czułam od niego poruszenie, ale poza tym także niepokój i przemożny strach.
„Um, w porządku.” Ścisnął po raz ostatni czapkę i wziął głęboki oddech. „Sprzedałem duszę diabłu i chcę ją teraz odzyskać.” To było coś nowego. Zamrugałam kilka razy, zanim zapytałam, „Zaoferował za nią dobrą cenę?” „Co?” Był zaskoczony moją reakcją. „Twoja dusza. Co za nią dostałeś?” Zgarbił się i westchnął. „Panno Davidson, ja nie żartuję.” „Widzę.” „Rozmawiałem już z kilkoma–” Rozejrzał się niespokojnie dookoła. „–specjalistami w twojej dziedzinie i oni wszyscy polecili mi cię zatrudnić. Mówili, że jeśli ktokolwiek może tu pomóc, to tylko ty.” „Naprawdę? A co to za specjaliści?” „No wiesz,” powiedział pochylając się do przodu i zniżając głos do szeptu. „Ci nadnaturalni.” „Ah. Racja. Bo przecież tacy stoją na rogu każdej ulicy. Więc ten demon, któremu sprzedałeś duszę–” „Diabeł,” sprecyzował, podnosząc do góry palec wskazujący. „To był diabeł.” „Okej, po pierwsze, diabeł nigdy nie pojawia się tu o tej porze roku, więc jeśli ten, kto kupił twoją duszę, mówił, że jest szefem, kłamał.”
„Poważnie?” zapytał, zaskoczony. „Cóż, nie twierdził, że jest diabłem, ale miał moce, wiesz? Miał tak intensywne spojrzenie, że za każdym razem, jak na mnie patrzył, miałem wrażenie, że sama jego obecność może mnie zmiażdżyć. I wziął moją duszę. Zniknęła. Już jej nie czuję.” Wciąż miętosił tą czapkę w dłoniach. Cudownie. Pan Joyce zwariował. Wzięłam do ręki długopis. „Okej, czy może pan opisać swoją duszę ze szczegółami? Będę jej szukać po znakach szczególnych.” Pochylił się do przodu, nagle zirytowany. No proszę. „Myślałem, że ty jedna ze wszystkich ludzi zrozumiesz.” Odłożyłam długopis. „Dlaczego ja jedna ze wszystkich?” „Wiem, czym jesteś,” wyszeptał. „On mi powiedział.” „Diabeł?” „Nie, ten koleś.” Zmierzwił ręką włosy. „Ten koleś, który zabrał moja duszę. Może po prostu zabrał ją dla diabła. Nie wiem.” Jakkolwiek to interesujące by było, musiałam zadzwonić do wujka Boba i zapytać w co pogrywa mój tata. Nie ma mowy, żebym zadzwoniła bezpośrednio do taty. Jeśli nie chciał, żebym się czegoś dowiedziała i tak mi nie powie. „Okej, dziękuję panu za przyjście, panie Joyce, ale–” „Hedeshi!” wykrzyknął, przypominając sobie imię. Imię, które znałam bardzo dobrze.
„Hedeshi jest martwy,” powiedziałam, zastanawiając się, jak poznał imię demona wysłanego po to, by mnie zabić. Na szczęście miałam syna Szatana i stróża rasy Rottweiler zwanego Artemida, którzy mnie chronili. „Racja, powiedział mi to o Hedeshim. Że nie żyje. Podczas gry–” „Gry?” „Graliśmy w pokera,” powiedział, ponownie sprawiając wrażenie zagubionego. „Właśnie wtedy straciłem duszę.” Pstryknęłam palcami. „Wyjaśnijmy to. Przegrałeś swoją duszę w karty?” „Cóż... nie. Niedokładnie. Potrzebowałem pieniędzy. Wiedział to. Użył tego przeciw mnie.” Wstyd przeszedł przez jego ciało. „To był dobry powód. Potrzebowałem pieniędzy, a on obstawiał najwyżej w mieście, więc uznałem to za swoją szansę. Postawiłem wszystko, co mieliśmy, by w ogóle dostać się do stolika, a potem straciłem każdy grosz.” Potarł czoło, zawstydzony. „Kiedy zobaczył, w jakiej sytuacji się znalazłem, przedstawił mi ofertę nie do odrzucenia, a ja ją przyjąłem. Sprzedałem mu swoją duszę.” „To już wiem. Teraz Hedeshi,” przypomniałam mu. Zmrużył oczy, starając się sobie przypomnieć. „Ten gościu, diler, powiedział, że po mieście grasuje ponury kosiarz, który pozbywa się wszystkich tych kreatur. Mówił, że zabiłaś jednego z najważniejszych piekielnych generałów, Hedeshiego.”
Skąd jakiś diler uzależniony od hazardu wiedział takie rzeczy? „I czemu uznałeś, że to ja jestem ponurym żniwiarzem?” „Ponieważ wszyscy tak mówili,” powiedział, jego głos podniósł się o kilka tonów. „Możesz po prostu iść porozmawiać z tym gościem? Namówić go do oddania mojej duszy? Zapłacę ci.” „Myślałam, że nie masz już żadnych pieniędzy. Przegrałeś wszystkie.” „Taa, cóż, uzbierałem teraz ich trochę. Trochę dużo. Sprzedanie duszy jest bardzo korzystne.” Opuścił głowę, a ból jego serca odebrał mi dech. „Okazało się, że żadne pieniądze nie mogą wyleczyć raka.” Sukinsyn. Wielki R. Mój znienawidzony wróg. „Widzisz, chcę tylko mojej duszy z powrotem. Potrzebuję duszy by być z nią. Obiecałem.” Więc, kobieta, którą kochał umarła, więc chciał odzyskać duszę, by być z nią. To zawsze coś nowego. „Jesteś jedyną, która kiedykolwiek stanęła z nimi do walki. Nikt inny nawet nie próbował.” „Cóż, to pewnie dlatego, że są martwi.” „Zrobię wszystko. Dam ci wszystko. Pieniądze. Samochody. Wszystko. Mój mąż i ja jesteśmy zdesperowani.” I znowu wszystko przewróciło się do góry nogami. A już myślałam, że wszystko rozumiem. „Twój mąż?”
„Tak. Paul. Pobraliśmy się w Massachusetts minutę po tym, jak zostało to zalegalizowane.” „A więc kim jest ta ‘ona,’ której obiecałeś, że spędzisz z nią wieczność?” Ogromne łzy zabłyszczały mu w oczach i w tym momencie moje serce było całe jego. „Nasza córka. Miała tylko trzy latka, gdy odeszła na nerwiaka. Zapewniłem jej najlepszą opiekę medyczną, jaką można kupić, ale nic to nie dało.” Wyciągnął z portfela dwa zdjęcia. Odwrócił je w moją stronę i zapytał, „Czy wiesz jak to jest obserwować, jak trzyletnia dziewczynka umiera na raka? Była taka dzielna. Chciała tylko jednej rzeczy – obietnicy, że pewnego dnia spotkamy się razem w niebie.” Jego głos załamał się, gdy patrzyłam na zdjęcia. Na pierwszym z nich była prześliczna dziewczynka ze złotymi lokami i wielkimi niebieskimi oczami. Drugie było zrobione po kilku rundach chemioterapii, miała łysą główkę, ale była tak samo śliczna, a jej uśmiech był szeroki jak niebo nad Nowym Meksykiem. „Oboje obiecaliśmy, że się ponownie zobaczymy. Paul nie wie, co zrobiłem dla niej. Nie wie, że mogę nie dotrzymać naszej obietnicy.” Nie byłam pewna czy to żal jego czy mój własny utworzył w moim gardle wielką gulę. Ale nie mogłam powstrzymać łez patrząc na aniołka w ramionach ojca. „Kiedy odeszła?” odważyłam się zapytać ze ściśniętym sercem. „Wczoraj.” Z tymi słowami potok łez wylał się z niego, a on sam niekontrolowanie zaszlochał. Obeszłam biurko, objęłam go ramionami
i załkałam razem z nim. Nie znosiłam takich sytuacji. Ludzi opłakujących swoich bliskich. Ich żal był jak głaz na mojej klatce piersiowej. Poczułam Reyesa, jego ciepło, jeszcze zanim otworzył drzwi i wkroczył do pomieszczenia. Nie przeszkadzał. Stał z boku i obserwował jak ból spowodowany śmiercią zmienia mnie w pył.
4 Mój chłopak nazywa mnie prześladowcą. W zasadzie, to nie jest tak do końca moim chłopakiem... - AKTUALIZACJA STATUSU
Poprowadziłam pana Joyce do drzwi i obiecałam, że zrobię wszystko, co w mojej mocy. Dalej nie byłam pewna czy nie zwariował, ale zamierzałam się tego dowiedzieć. „Co mamy?” zapytała miękko Cookie. „Klienta, który sprzedał duszę diabłu.” „Kolejny?” Wiedziała, co powiedzieć. Lekko zawstydzona, obróciłam się jej stronę z moim najlepszym uśmiechem. „Właśnie. Czy oni kiedykolwiek się nauczą?” Zerknęłam na Reyesa, który stał i obserwował mnie cały czas. Byłam nieco bardziej niż zawstydzona, ze był świadkiem mojego załamania. „Czy to w ogóle możliwe?” „To jest możliwe,” powiedział. Poczułam żal emanujący od jego osoby. „A więc mam kasyno do odwiedzenia.” Odepchnął się od ściany, o którą się opierał i poszedł za mną, gdy chwyciłam za torebkę i ruszyłam w stronę drzwi. „Nie mówisz poważnie.”
Zatrzymałam się i rzuciłam mu zdeterminowane spojrzenie. „Jestem równie poważna, co nerwiak zarodkowy.” Przełknął ripostę, wiedząc, że nie przyniesie mu ona nic dobrego. Szybko się uczył. Zatrzymałam się przy biurku Cookie. „Nie zamierzasz założyć tego dziś wieczorem, prawda?” „Co jest nie tak z tym strojem?” „Nic. O ile zamierzasz dołączyć do cyrku.” Sapnęła i zwęziła brwi. „Powinnam była zablokować cię w twoim biurze z macochą zamiast używać tego idiotycznego interkomu, który kupiłaś na tej okropnej garażowej wyprzedaży i przychodzić ci na ratunek.” To była moja kolej na sapnięcie. Podniosłam też palec wskazujący, by podkreślić swoje słowa. „Garażowe wyprzedaże rządzą. Kto nie pokochałby kolekcji wypchanych zwierząt?” Zadrżała w odpowiedzi. „A ten interkom nie jest nawet w połowie idiotyczny jak twoje wdzianko.” Jej wyraz twarzy stwardniał, a mnie tyknęło poczucie winy. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z biura, by przygotować się do nocy. Ale najpierw wujek Bob. ***
Przyjęłam kartkę z napisem ŻYJ WOLNYM LUB UMRZYJ od bezdomnego mężczyzny z ubytkami w uzębieniu. W zamian podzieliłam się z nim drobniakami z portfela. Szłam w stronę mojej kamienicy. To była dosłownie moja kamienica, ponieważ Reyes kupił ją dla mnie. Nie wiedziałam, co z nią zrobić, ale podobało mi się, że była moja. „Nie pójdziesz do tego kasyna,” powiedział Reyes, idąc za mną. „Jasne, że pójdę.” Jego wściekłość ogrzała powietrze wokół mnie. Sporo było tego ciepła. Obróciłam się, by stanąć z nim twarzą w twarz. „Jaki masz z tym problem?” Zatrzymał się dopiero, gdy dzieliły nas centymetry. „Ciebie. To tak jakbyś tylko szukała najgorszych, najbardziej niebezpiecznych sytuacji, a potem wpakowywała się w nie bez chwili namysłu.” „Zawsze poświęcam temu chwilę namysłu,” powiedziałam i odwróciłam się, by iść dalej. „A nawet dwie czy trzy chwile.” Złapał mnie za rękę zanim zdołałam zrobić chociażby dwa kroki. „To nie jest śmieszne.” Popatrzyłam na jego dłoń trzymającą moją zanim znowu spojrzałam mu w twarz. „Nie, nie jest.” Puścił mnie. „Nie możesz ratować każdej zdesperowanej duszy, Dutch.” Kiedy znowu chciałam się odwrócić w stronę kamienicy,
zastąpił mi drogę. „To cię zabije, a ja utknę tu sam, tylko dlatego, że jestem zakochany w kobiecie gotowej ryzykować życie dla nieznajomych zamiast posłuchać tego, co mam ci do powiedzenia.” Przeniosłam ciężar ciała na jedną nogę, wypychając biodro. „Jesteś we mnie zakochany?” Zbliżył się do mnie i położył dłoń na moim biodrze. „Wiesz, że tak.” „Wiem. Ale gorąc twojej wściekłości wypali cię żywcem od środka.” Przejechał językiem po wargach taksując mnie wzrokiem. „Może mam gorączkę.” Nagle zmartwiona, położyłam dłoń na jego czole. Było bardzo ciepłe, ale czy kiedykolwiek było inaczej? Samodzielnie sprawdził sobie temperaturę. „Widzisz? Potrzebuję ochładzającej kąpieli,” powiedział wesoło. Pomimo jego seksownego uśmiechu, zaczynałam się coraz bardziej martwić. Znowu dotknęłam mu czoła. „Naprawdę masz gorączkę?” „Od kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy.” Nie mogłam powstrzymać chichotu. „Ale na poważnie, Reyes, źle się czujesz?” „Tylko kiedy nie ma cię w pobliżu.” „Jesteś chory?”
„Za każdym razem, gdy jesteśmy rozdzieleni.” To prowadziło do niczego. „W porządku. Ale idę na tą rozgrywkę. Mam świetny plan,” powiedziałam, obchodząc go dookoła. „Bo twoje plany zawsze tak dobrze działają.” Wszedł za mną do kamienicy i po schodach w górę. „To niesprawiedliwe.” „Dutch, ja nie żartuję. Dilerzy nie są tacy jak myślisz.” „Dilerzy?” zatrzymałam się i zapatrzyłam w niego. „Wiesz o nim? Wiesz, że tu był?” „Nie, ale wiem, że istnieją. I jeśli rzeczywiście jest Dilerem, jest bardzo, bardzo sprytny. Mógłby przekonać matkę do sprzedania dziecka w niewolę.” „Nie wierzę, że byty jak to naprawdę mogą istnieć. Więc naprawdę można sprzedać duszę diabłu?” Przytaknął. „I nie musisz nawet być wtedy na rozstajach dróg.” „Jasna cholercia. Czemu do tej pory o nich nie wiedziałam?” grzebałam w torbie w poszukiwaniu kluczy. „To nie tak, jak myślisz,” ciągnął Reyes. „Jest dużo rzeczy, o których nie wiesz i nie potrzebujesz wiedzieć, jak na przykład jak obchodzić się z Dilerem.” „Więc czym tak właściwie oni są?” „Demonami. Upadłymi.”
„Jak Hedeshi?” „Dokładnie jak Hedeshi, tylko żyjący na własną kieszeń.” „Własną kieszeń?” stałam już na wycieraczce. „Co to znaczy?” „To oznacza, że są demonami, które uciekły z piekła i żyją na ziemi jak ludzie. Nie przysięgali lojalności mojemu ojcu. Po prostu tu żyją, żywiąc się duszami innych.” „Proszę, powiedz, że żartujesz.” „Chciałbym, ale muszą jeść tak samo jak ty i ja.” „Chcesz mi przez to powiedzieć, że dusze są ich pożywieniem?” „Dokładnie, ale mogą dostać tylko dobrowolnie oddane im dusze.” „Dlaczego ktokolwiek chciałby oddawać swoją duszę?” Wzruszył ramionami. „Moc. Pieniądze. Zdrowie.” „To trochę przytłaczające.” Wsunęłam klucz do zamka, ale ponownie się zawahałam, próbując przyswoić sobie te informacje. „Czy jest tam jakiś kontrakt? Jak w filmach?” „Nie. Żadnych kontraktów. To raczej jak hollywoodzka wersja Dilera. Tylko, że w prawdziwym życiu są sprytniejsi. Człowiek może żyć bez duszy. Niezbyt długo, ale to możliwe.” „Co z panem Joycem? Czy on ma wciąż swoją duszę?” „Nie. Miał rację. Jego dusza zniknęła pewnie już parę miesięcy temu. Pewnie nie pożyje już długo. Był tak zaabsorbowany córką, że
nie zauważył, że jego uczucia wynikają z choroby spowodowanej brakiem duszy. Ciało przekwita.” Cholera, nie to chciałam usłyszeć. „Okej. A czy możliwe jest odzyskanie duszy?” „To zależy od jakiego czasu ją ma, czy została w niej jakaś energia. Mogą żywić się jedną duszą miesiącami, jeśli nie mają wyboru.” Zbliżył się, by upewnić się, że jego słowa do mnie docierają. „A twoją,” powiedział ostrzegawczym tonem, „mógłby żywić się setki lat. Nawet całe milenium. Dostanie twojej duszy będzie dla niego jak wygrana w loterii, co oznacza, że nie znajdziesz się nawet w jego pobliżu. Uwierz mi, byłby w stanie cię przechytrzyć.” „Dzięki za wiarę we mnie.” „Dutch, tu nie chodzi o mój brak wiary. Jestem pewien, że zrobisz wszystko, by odzyskać duszę tego mężczyzny. Widziałem to już setki razy. Ryzykowałaś wszystkim dla nieznajomych. To... niepokojące.” O to chodziło. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. „Zapytam ponownie, dlaczego nie wiedziałam tego wszystkiego?” Reyes skrzyżował ramiona i oparł się o framugę, kiedy rzucilam torebkę na stół i popędziłam w stronę Pana Kawusi. „Bo ty to ty,” powiedział.
„Nie musisz przypadkiem wracać do pracy?” zapytałam, kiwając głową w stronę baru. „Niech to szlag.” Zacisnął zęby. „Muszę, ale to nie zajmie długo. Nie rób nic beze mnie.” „Okej,” powiedziałam, krzyżując za plecami palce. Zbliżył się. „Dutch, mówię poważnie. Nie waż się szukać tego kolesia.” „Nie będę. Przysięgam na mały paluszek.” Pokazałam mu go. „Ale,” dodałam, dźgając wyciągniętym palcem powietrze między nami, „zamierzam iść dziś do kasyna.” Opuścił ramiona, a jego szczęka zacisnęła się na krótką chwilę. „A więc potrzebujemy lepszego planu niż twój zwykły schemat działania.” „Jaki jest mój zwykły schemat działania?” „Rzucanie się w wir wydarzeń, które mogą cię zabić, nie przejmując się konsekwencjami.” „Ten schemat kiedyś zawsze świetnie działał,” przypomniałam mu. „Wybacz,” powiedział, ale bez cienia żalu w głosie. To nie brzmiało jak przeprosiny. „Prawie zapomniałem jak wspaniale działały twoje plany, kiedy każdy jeden doprowadził cię niemal do śmierci, łącznie z tym, po którym znalazłaś się na opuszczonym moście z mężczyzną chcącym spalić cię żywcem.”
Nie mógł sobie tego odpuścić. „Ciągle jesteś o to na mnie zły?” Nie odpowiedział, tylko popatrzył na mnie oczami błyszczącymi w przytłumionym świetle. Skrzyżowałam obronnie ręce na piersiach. „To nie był plan, tylko atak z zaskoczenia. Poza tym mówiłam ci, że próbowałam cię wezwać. Nie mogłam. Miałam wstrząs mózgu.” Wskazałam na głowę, żeby mu to uzmysłowić. Oczywiście, nie małym paluszkiem. Zanim zdążyłam pomyśleć, już stał przede mną, a ja cofałam się przed nim aż dotknęłam szafek kuchennych. Położył dłonie na blacie po moich obu stronach i zbliżył się jeszcze bardziej, gorąc bijący od jego ciała i spojrzenia falował wokół mnie. „Możesz wezwać mnie zawsze, kiedy chcesz,” powiedział mi do ucha, a mnie przeszedł rozkoszny dreszcz. „Zawsze jestem tylko o myśl od ciebie.” „Twierdzisz, że nie wezwałam cię specjalnie.” Cofnął się, by na mnie spojrzeć. „Sama mi to powiedziałaś.” „Nie musisz już iść do pracy?” Sprawdził zegarek. „Muszę. Nie rób nic zanim nie wymyślimy żadnego planu. Obiecaj mi.” „O rany, obiecuję.” Czasem był taki frustrujący.
*** Najpierw najważniejsze. Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do wujka Boba.
„Cześć, skarbie,” powiedział, najwyraźniej był w dobrym nastroju. Zamierzałam to zmienić. „Chcę, żebyś przyszedł wieczorem.” „Jasne. Co się dzieje?” „Tata.” „Jest u ciebie?” zapytał zaskoczony. „Nie, ale Denise przyszła z wizytą. Jest przekonana, że tata nie planuje podróży po błękitnej dziczy. Nie wiesz nic na ten temat, prawda?” „Nie do końca.” Zamilkł na długą chwilę, po czym dodał, „Ale mam podejrzenia.” „Jakie podejrzenia?” zapytałam podejrzliwie. „O co chodzi?” „Spotkałem się z nim. Rozmawialiśmy dosłownie przed chwilą. O której godzinie mam przyjść?” Chciałam, żeby przyszedł natychmiast – rozmawialiśmy tu o moim ojcu – ale musiałam wziąć pod uwagę plan Cookie i mój oraz poprosić Ubiego, by ją zaprosił na randkę. „Koło szóstej?” To powinno dać Cookie czas na przygotowanie i jej randce na przyjechanie tu z West Side. Pracował do piątej, więc... „Tak, szósta będzie świetna.” „Dla mnie też. Chcesz obiad? Mogę ci coś przywieźć.” „Jasne,” powiedziałam, wierząc w moje zdolności aktorskie. Powinnam iść do Hollywood kiedy miałam szansę, ale gdy jakiś staruszek na opuszczonej stacji benzynowej pośrodku niczego zaproponował, że mnie tam podwiezie, nie byłam pewna czy mogę
mu zaufać. Głównie dlatego, że miał linę, szeroką taśmę i dużo kondomów na tylnym siedzeniu. Ale teraz już nigdy nie dowiem się, co mogłam osiągnąć. Jak daleko sięgnąć. C’est la vie. „Uwielbiam kiedy kupujesz mi obiad. Może włoszczyzna z jednego z tych naprawdę drogich miejsc, do których nigdy nie pójdę, bo jest tam za drogo?” Zachichotał. „Da się zrobić. Chcesz, żebym ci zamówił po prostu najdroższą pozycję z menu? „Taa. Do zobaczenia potem.” Zanim się rozłączyłam, krzyknęłam jeszcze, „Nie spóźnij się!” „Błagam cię. Mówisz do Roberta Davidsona.” Kim był znowu ten Robert. A, racja. Zawsze się na to łapałam. „Dobrze, Robercie, nie spóźnij się.” „Postaram się.” Gdy się rozłączyłam, uświadomiłam sobie, że czeka na mnie Pan Kawusia. Dreszcz przerażenia przeszedł mi po kręgosłupie na tę myśl. To było dziwne. Niemal do niego podbiegłam i wprawnym ruchem nakłoniłam do podzielenia się ze mną boskim napojem, zastanawiając się w międzyczasie, dlaczego początkowo nazywał się Joe. Potem obróciłam się i rozejrzałam po ścianach, uświadamiając sobie, że nie mam nic do zrobienia. Tak właściwie, to jednak miałam. Mogłam pozastanawiać się, co zrobić z faktem, że w pobliżu jest demon żywiący się duszami żyjących. Albo podumać nad tym, że rak jest zimnym skurwielem, który powinien ginąć raz po raz wolną i
bolesną śmiercią. Albo pomyśleć o tym, że Reyes ma ludzkiego brata. Biologicznego. Ale żadna z tych opcji do mnie nie przemawiała. Od kiedy Reyes zawiesił moje plany rozprawienia się z Dilerem, którego opisał mi pan Joyce, byłam w martwym punkcie. W moim mieszkaniu. Z absolutnie niczym do robienia! To było dziwne. Wymyśliłam, że mogę popatrzeć na pana Wonga, mojego współlokatora. Był tu już, kiedy się wprowadzałam, ale spodobało mi się mieszkanie. Nie, spodobał mi się budynek. Zwabił mnie do środka, by zachwycić mnie staromodną architekturą. To albo wypiłam tego dnia za dużo margarity. I choć mówiłam cały ten czas do pana Wonga, nigdy nie próbowałam tak naprawdę się z nim porozumieć. Dowiedzieć się czegoś na temat jego historii, życia. Może tak naprawdę tego nie chciałam. Często starałam się unikać bardziej bolesnych aspektów życia, nawet jeśli to nie zawsze pomagało; świadczy o tym moje fizyczne i emocjonalne załamanie przy panuj Joyce w moim gabinecie zaledwie godzinę temu. Ale może pan Wong był jak pan Andrulis na moim miejscu pasażera. Może był tylko zagubiony, chciał przejść do nieba, ale nie wiedział jak. Nigdy nie sprawdzałam czy pan Wong ma jakieś znaki albo tatuaże. Może gdyby dowiedziała się, kim był, jaka była jego historia, mogłabym wyciągnąć go z jego otępienia i pomóc przejść na drugą stronę? Czy to nie była w końcu moja praca? Podsunęłam krzesło do pana Wonga i usiadłam.
„Jestem tu dla ciebie,” powiedziałam, mówiąc wolno i wyraźnie. Jego plecy były sztywne, ramiona wyprostowane, a krótkie, szare włosy potrzebowały szamponu. „Możesz przejść, jeśli chcesz.” Chwila, a co jeśli chciał? Co ja bez niego zrobię. Przyzwyczaiłam się, że zawsze mogłam do niego pomówić i nie wiedziałam, jak wypełnię miejsce po nim. „Możesz chociaż powiedzieć mi, jak masz na imię. Jestem prawie pewna, że nie pan Wong.” Nazwałam go tak, ponieważ... cóż, wyglądał jak pan Wong. To było pierwsze, co przyszło mi do głowy. Kiedy wciąż nie odpowiedział, odłożyłam kubek i stanęłam przed nim. Jego głowa, mimo że unosił się jakąś stopę nad ziemią, nie dosięgała mojej. Nie mógł mieć więcej niż pięć stóp wzrostu. Jego szary uniform przypomniał mi zdjęcia z chińskich obozów szkoleniowych. Ludzie głodowali, zmuszani do pracy aż do śmierci. Dosłownie. Może to dlatego, że nigdy wcześniej nie próbowałam się z nim porozumieć. Może nie chciałam znać jego historii, wiedzieć przez co przeszedł. Choć mogło to być zaskakujące dla postronnego obserwatora, nie znosiłam dobrze takich rzeczy. Moje serce za często pękało. Nawet jeśli przechodzili przeze mnie ludzie, którzy mieli długie, pełne życie, smutek z powodu straty ich i ich bliskich rozrywał mnie na kawałki. Więc może po prostu mój brak komunikacji z panem Wongiem nie był przypadkowy. Po prostu unikałam prawdy, nie dla jego korzyści, tylko dla własnej.
Byłam tak niemożliwie samolubna, że to czasem zadziwiało nawet mnie. Zbliżyłam się do niego i wzięłam jego dłoń w swoją. To był mój pierwszy prawdziwy kontakt z nim. Zawsze się bałam, że zerwie się i rzuci się na mnie. Martwi ludzie często tak robią. Ale on się nie poruszył. Pozwolił mi trzymać swoją kończynę kiedy szukałam jakiegokolwiek tatuażu. Nie miał żadnego znaku, który mógłby doprowadzić mnie do jego tożsamości. Nie miało sensu mieć nadziei, że będzie miał tatuaż ze swoim nazwiskiem jak pan Andrulis. Ostrożnie podniosłam jego rękaw. Nic, poza tym, że miał dużo blizn, w większości cienkich przecięć na kruchej skórze. Tak samo na drugim ramieniu. Uklękłam i podniosłam jego nogawki. I znowu tylko blizny, ale żadnych innych znaków. Usłyszałam, jak Cookie otwiera drzwi, gdy akurat patrzyłam na jego prawą nogę. „Co robisz?” zapytała, kierując się prosto do Pana Kawusi. Spodziewałam się, że wkrótce się znowu spotkają. Cookie zawsze była ciekawa, co u niego słychać, co porabia, jak szybko wykonuje swoją pracę. Widziałam, jak często nie mogła oderwać od niego wzroku. To mogło mieć coś wspólnego z faktem, że jej własny ekspres do kawy umarł po długiej walce z zapchaniem. Myślę, że zepsuło mu się coś bardzo ważnego. Ale musiała przestać gapić się na mojego mężczyznę, jeśli wiedziała, co dla niej dobre.
„Głaskam pana Wonga,” powiedziałam, opuszczając jego nogawkę i wstając. „Znalazłaś coś o panu Andrulis?” „Jasne, że tak.” Zerknęłam na pana Wonga. „Naprawdę? I co?” Wzięła swój kubek i dopiero wtedy podała mi kartkę. „Czy to on?” Popatrzyłam na wydruk. Była to fotografia kilku weteranów na lokalnym festynie. Zakreśliła jednego z nich i nazwisko w opisie zdjęcia: Charles Andrulis. Zamrugałam, próbując skupić się na zdjęciu. „To może być on. Trudno powiedzieć. Jest teraz całkiem nagi.” „Biorąc pod uwagę nekrolog,” powiedziała Cookie, przyciągając sobie krzesło, które postawiłam przed panem Wongiem, „umarł miesiąc temu, pozostawiając swoją żonę w wieku pięćdziesięciu siedmiu lat. Ale ona nie ma się zbyt dobrze.” „To może dlatego on tu wciąż jest,” powiedziałam, biorąc sobie inne krzesło. „Może, nie wiem, może czeka na nią.” Cookie zamglił się wzrok. „Ale czekaj. To czemu jest nagi?” „Oh.” Wyciągnęła z torebki plik papierów. „Okej, dzwoniłam do domu, w którym mieszkał z żoną i jeśli wierzyć pielęgniarka Jacob – który brzmiał milusio, nawiasem mówiąc – akurat pomagali panu Andrulisowi brać prysznic, gdy miał atak. Umarł na zawał serca.”
„O, kurde. Biedny człowiek.” „Wiem. To bardzo smutne. Pielęgniarka Jacob mówiła, że jego żona wciąż nie wie, że umarł. Nawet kiedy jej to mówili, rozpaczała tylko parę minut, zanim ponownie o niego zapytała. Teraz po prostu mówią, że niedługo wróci.” „Wiesz co?” powiedziałam, wstając. „Mam dość. Nie chcę być ciągle otoczona przez śmierć.” W jednej ręce trzymałam kubek, ale drugą machałam w powietrzu. „Mam dość smutnych historii, które zostawiają mnie skamlącą.” Cookie wyprostowała się. „Ale czy nie jesteś kostuchą? Czy śmierć nie jest częścią twojej pracy?” „Tak.” Wyjęłam z biurka kartkę papieru.” „Owszem, jest, ale ja rezygnuję.” Rozluźniła się i pociągnęła łyk kawy zanim zapytała, „Więc co teraz robisz.” „Piszę moją rezygnację. Jak się pisze ‘abdykacja’?” „Po pierwsze, nie wydaje mi się, żebyś wiedziała, co znaczy to słowo, skoro chcesz go użyć w liście rezygnacyjnym.” Zamarłam i przeczytałam list jeszcze raz. „Naprawdę?” „Po drugie, nie jestem pewna czy możesz z tego zrezygnować.” „Ah tak?” Wróciłam do pisania listu, dorzucając do niego kilka przekleństw, by podkreślić moje stanowisko. „To patrz.”
Podpisałam go z rozmachem i złożyłam na trzy części, by włożyć do koperty, wyciągnęłam, złożyłam jeszcze raz, spróbowałam włożyć i znowu wyciągnęłam. „O mój boże, jak się wkłada list do tej cholernej–?” „Chcesz usłyszeć mój trzeci argument?” Odsunęłam włosy z czoła i odwróciłam się do niej. „Jasne.” „Po trzecie, do kogo tak właściwie chcesz wysłać ten list?” Cholera. Miała rację. Ale moją uwagę odwróciły już plecy pana Wonga. Zobaczyłam coś, czego nigdy wcześniej nie zauważyłam przez wyświechtany materiał jego koszulki. Opuściłam list, podeszłam do niego, stanęłam na placach i zajrzał za kołnierz jesgo szarej koszuli. „Cholera jasna,” powiedziałam. Jego całe plecy pokryte były tatuażami. „Myślę, że pan Wong mógł należeć do chińskiej mafii.” „Mafii?” zapytała, wstając powoli. „Czy oni nie są niebezpieczni?” „Z tego co słyszałam, owszem, są.” Odpięłam kilka guzików jego koszuli. „Tak mi przykro, panie Wong. Tak bardzo, bardzo, bardzo mi przykro.” Kiedy poradziłam sobie z guzikami, delikatnie zsunęłam mu koszulę i zaczęłam oglądać znaki. Kreski, kropki i linie układały się w zawiłe znaki, które tylko teoretycznie wyglądały na chińskie. W praktyce, nie potrafiłam ich przeczytać.
Urodziłam się rozumiejąc każdy język jaki kiedykolwiek był używany na Ziemi. Część startowego zestawu kostuchy, jak sądzę. Nawet, jeśli nie oznaczało to umiejętności mówienia i pisania w tych językach, znałam mandaryński wystarczająco, by być niebezpieczna. Cookie stała za mną, obserwując mnie z nerwowym zniecierpliwieniem. „Więc? Należał do mafii?” „Nie. To znacz, nie sądzę. Nie jestem pewna, kim jest. To tylko słowa. Wyglądają jak chińskie, ale nie rozpoznaję ich, nie mogę tego przeczytać.” Uderzyła mnie pewna myśl i odwróciłam się w jej stronę. „Nie przygotowujesz się do swojej fałszywej randki?” Przygryzła wargę. „Nie jestem pewna, Charley.” „Cook,” powiedziałam, prostując koszulę pana Wonga. „Musisz przez to przejść.” Chwyciłam ją za ramiona i lekko potrząsnęłam. „Pragniesz tego, nie pamiętasz? Z powodów znanych tylko tobie i Bogu, masz oko na mojego wujka.” Wypuściła powoli powietrze i kiwnęła głową. „Masz rację. To dla jego dobra.” „Jasne, że tak. To będzie zabawne widzieć go skonsternowanego. Nie mogę doczekać się widoku jego twarzy, gdy–” „Charley!” „Ale to nie jedyny powód, dla którego to robię! Przysięgam.” „Nie potrafisz kłamać.”
Zachichotałam i odprowadziłam ją do drzwi. „Idź, przygotuj się do swojej fałszywej randki. Ubie powinien tu być koło szóstej.” Kiwnęła głową, wręczyła mi swój kubek i ruszyła w stronę swojego mieszkania. Odmówiłam krótką modlitwę za jej wybór ubrań i wróciłam do pana Wonga. Część tych linii szła wzdłuż jego pleców i znikała pod spodniami, ale nie było mowy, żebym tam zaglądnęła. Powinnam zostawić go z jakimś śladem godności. Mogłabym przerysować jego tatuaże, tak jak to zrobiłam z panem A., ale zajęłoby mi to wieczność i nie byłam w tym taka dobra. Wezwałam Anioła, trzynastoletniego byłego gangstera, który chciał zobaczyć mnie nagą zanim zgodził się zostać moim śledczym. Byłam szczęśliwa, że nie widział mnie nagiej, a mimo to został moim śledczym. Wysłałam mu w myślach prośbę, by się pojawił. „Cześć, Charley,” powiedział, pojawiając się koło mnie. Bardzo blisko mnie. Odsunęłam się od niego. „Jesteś dziś wyjątkowo miły,” powiedziałam, pozwalając, by podejrzliwość, którą czułam, pojawiła się na mojej twarzy. „Co brałeś?” „Co?” zapytał. Podszedł do Sophie, mojej kanapy i rzucił się na jej miękkie poduszki. „Nie mogę powiedzieć ‘cześć’ mojej ulubionej kostusze?” Oh, wow. Coś było na rzeczy. Rzuciłam się na niego, usiadłam mu na brzuchu i zaczęłam łaskotać aż zaczął błagać o litość.
„Okej, okej,” powiedział, śmiejąc się jak uczniak. To było miłe. „Poddaję się.” „Czemu jesteś dziś taki miły?” Kiedy się zawahał, wyciągnęłam ręce do jego żeber. „Nie! W porządku, powiem ci. Jestem po prostu szczęśliwy. Moja mama nieźle sobie radzi.” „Taa, dzięki twojej wypłacie. Więc uwierzyła w tego zmarłego wujka, który niby zostawił jej pieniądze?” Przewrócił oczami kiedy się podniosłam. „Na to wygląda. Jest teraz szczęśliwsza. Coś się zmieniło.” „Anioł, może ona jest szczęśliwsza, bo uświadomiła sobie, że wciąż gdzieś tu jesteś?” Spochmurniał natychmiast. „Nie, nieprawda. Mówiłem ci, że nie chcę, żeby wiedziała.” „Wiem, wyluzuj. Nic jej nie powiedziałam. Ale ona to podejrzewa, wiesz o tym, prawda?” Usiadł i potarł policzek. „Wiem. Dopóki nie jest tego pewna, wszystko jest w porządku.” „Cóż, swoją drogą,” powiedziałam, idąc podgrzać moją kawę, „cieszę się, że dobrze jej idzie.” „Tak, ja też.” „Mam dla ciebie dwa zadania.”
„Okej, ale postanowiłem, że weekendy i wakacje chcę mieć wolne.” „Dlaczego?” „Nie wiem. To po prostu dobrze brzmi. I chcę jakieś korzyści.” Dałam mu moje najlepsze zniesmaczone spojrzenie. „Nie za późno na ubezpieczenie?” „Nie, chcę innych korzyści. Jak zobaczenie cię nagiej. Ale tylko czasem. Nie jestem chciwy.” „Nie zobaczysz mnie nagiej. Chcesz teraz poznać te zadanie czy nie?” „Jasne. Czemu nie. Jestem tylko martwy. To nie oznacza, że mogę się kłócić.” Usiadłam koło niego, a on objął mnie ramieniem. „Możemy się teraz pomiziać?” „Nie. Potrafisz rysować?” Przytaknął. „Byłem w tym całkiem dobry. Nie próbowałem tego od trzydziestu lat.” „Ale możesz poruszać rzeczami. Widziałam cię.” „Taa. Mam ci narysować nagi portret?” „Tak, w zasadzie to tak.” Podniósł się powoli. „Naprawdę?” „Tak. Pleców pana Wonga.”
Rozczarowanie przecięło jego przystojną twarz. „Tego staruszka? To nie jest dobry pomysł.” „Czemu?” „Nie wiem. On jest... escalofriante.” „Aniele Garza,” powiedziałam, odsuwając się od niego. „Pan Wong nie jest straszny. Dlaczego miałby przyprawiać cię o ciarki?” „Po prostu tak robi.” „To nie jest miłe.” „Cokolwiek nie powiesz, ‘jita.” „I nie nazywaj mnie ‘jita. To niewłaściwe. Jestem starsza od ciebie.” Wciąż trzymał rękę na moim ramieniu, gdy jego pełne usta rozciągnęły się w uśmiechu. Nie jesteś ode mnie starsza. Jeśli pozwolisz mi zobaczyć cię nago, udowodnię ci to.” Z tego, co mówił Anioł wynikało, że może uprawiać seks. Ale czy tak było naprawdę? Nie zamierzałam tego sprawdzać z trzynastolatkiem. „Nie zobaczysz mnie nago. Chcę, żebyś przerysował tatuaże, które ma na plecach.” „Mogę spróbować, ale nie sądzę, żeby mu się to spodobało. Co, jeśli ma łaskotki?” Zacisnęłam usta. „Nie wiem, co jeszcze mogę zrobić, chyba, że możesz z nim porozmawiać i dowiedzieć się, kim jest.”
„Nie jestem zaklinaczem duchów. A jeśli widzisz to, co ja widzę, nie będziesz nawet chciała wiedzieć, kim on jest.” Wyprostowałam się. „Dlaczego? Co widzisz?” Wtedy sobie coś przypomniałam. Kiedy zostałam zraniona i niemal spalona żywcem, widziałam ciemność Reyesa, płomienie, które zawsze go otaczają, blizny przeszłości. Reyes powiedział wtedy, że patrzę na niego z innego wymiaru. Teraz tylko musiałam sobie przypomnieć jak to zrobiłam. Popatrzyłam na pana Wonga i skoncentrowałam się. Zmrużyłam oczy. A potem zmrużyłam oczy jeszcze bardziej, dopóki nie stał się mglistą plamą szarości. „Czy to działa?” zapytała Anioł, śmiejąc się miękko. Poddałam się z cichym westchnieniem. „Nie.” „Jesteś ponurym cholernym kosiarzem. Możesz zrobić wszystko. Tylko jeszcze nie wiesz jak.” „Koleś, skąd wiesz o mnie więcej niż wiem ja sama? Czy moje umiejętności są szeroko znane?” „Nie,” powiedział wzruszając ramionami. „Uczysz się z czasem. To coś jak szkolenie w trakcie pracy.” „Właśnie tak się czuje? Więc co? Co mogę zrobić, a o czym nie wiem?” „Powiedziałem ci. Praktycznie wszystko.”
„To jest takie pomocne. Dzięki,” powiedziałam zrezygnowana. Znowu. „Co widzisz?” Popatrzył na niego długą chwilę nim odpowiedział. „Moc.” Wytrzeszczyłam oczy. „Moc? Co masz na myśli? Jaką moc?” „To tyle. Po prostu moc. Musisz to zobaczyć, żeby zrozumieć. Me da mala espina.” Cóż, to była ogromna pomoc. „Nadciąga coś złowieszczego, tak? No dobra. Przerysuj jego tatuaże, kiedy będziesz mógł.” Wskazałam na mój notes. „Okej. Bardzo prawdopodobne, że długopis prześlizgnie mi się przez palce, ale mogę spróbować nawet teraz.” „Nie – teraz masz co innego do roboty.” „Okej. Mam kogoś śledzić?” „Nie. Chcę, żebyś sprawdził demona udającego mężczyznę.” „Nie lubię demonów.” „Ja też nie.” „To zabawne, bo sypiasz z jednym.” „Reyes nie jest demonem.” „Wmawiaj to sobie, mijita. Jest najbardziej znanym demonem z nich wszystkich.” „Pójdziesz tam czy nie?”
„Jasne, ale jeśli książę piekła zwróci się przeciwko tobie i zdecyduje zmienić świat w skwierczące inferno, nie mów, że cię nie ostrzegałem.” „Umowa stoi,” powiedziałam, przyklejając uśmiech na twarz.
5 Jestem tu tylko po to, by stworzyć sobie alibi. - T-SHIRT
Powiedziałam Aniołowi, gdzie ma szukać Dilera z instrukcją, żeby go wyczuć. Wyczuć jego moc. „Ale nie podchodź do niego za blisko, bo będzie żywić się twoją duszą,” dodałam, po czym on przewrócił oczami. Mógłby być królową dramatu. Spojrzałam z powrotem na pana Wonga. Moc. Nie widziałam jej. Duff! Wyprostowałam się. Kiedy Duff, zmarły mężczyzna, który poszedł za mną którejś nocy do domu – długa historia – zobaczył po raz pierwszy pana Wonga, wydawał się... zaskoczony. Jakby go znał. Misja na tą chwilę: Odnaleźć Duffa. Poszłam do ostatniego mieszkania, w którym do niedawna mieszkał. Dużo się przeprowadzał, ale kiedy ostatnio rozmawialiśmy, powiedział mi, że jest u pani Allen, na parterze. Miała złośliwego pudla imieniem PP. Na korzyść PP przemawiał fakt, że próbował walczyć z demonami dla mnie. Miałam teraz dla niego miękką poduszkę. Super miękką.
Zapukałam do drzwi pani Allen, odczekałam trochę i zapukałam znowu. PP ujadał zaciekle pod drzwiami, ale pani Allen przemierzenie mieszkania zajęło sporo czasu, nawet jeśli było mniejsze od mojego. Uchyliła drzwi, a gdy mnie zobaczyła, zamknęła je. Usłyszałam brzęczenie metalu, gdy ściągała z drzwi kolejne łańcuchy i dopiero po jakimś czasie drzwi otworzyły się ponownie i mogłam wejść. „Cześć, Charley,” powiedziała, a ja zauważyłam, że nie został jej ani jeden ząb.” „Dzień dobry, pani Allen.” Jedyną rzeczą, o której nie pomyślałam zanim tu przyszłam, był powód wizyty. „Um, zastanawiałam się, jak działa pani... system ogrzewania. U mnie ciągle się psuje.” „Mój system ogrzewania.” Niemal wepchnęła mnie do salonu. „Jest okropny. Nigdy nie pracuje dobrze i biedny PP ciągle jest chory. Łamie mi to serce.” Wskazała na swój termostat. „Widzisz, jest nastawiony na dwadzieścia trzy stopnie, a ja wiem, że nie ma tu nawet dwudziestu jeden.” „Okej,” powiedziałam, rozglądając się za Duffem. Mogłabym go przywołać, jak to robiłam z Aniołem, ale nie znałam Duffa za dobrze. Nie chciałam ściągać go do siebie i odciągać od jego zajęć. Choć, z drugiej strony, co może robić zmarły? „Duff?” wyszeptałam, przechodząc nad prychającym PP i zaglądając do sypialni. Pustka.
„A ten piec ciągle nie został naprawiony. Powiedziałam temu leniwemu, bezużytecznemu właścicielowi kamienicy o moim piecu już tydzień temu.” Odwróciłam się do niej. „Pani piec nie działa?” próbowałam podejść, ale drogę znowu zastąpił mi PP. Popatrzyłam na niego, a w zamian dostałam widok jego ostatniego kła. „A myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.” Warknął na mnie, by pozbawić mnie złudzeń, a ja podniosłam nogę i przeszłam nad nim. Zajadłe małe gówienko. Nikt w budynku poza Cookie i Reyesem, łącznie z poprzednim menadżerem, panem Z., nie wiedział, że byłam nową dumną właścicielką tej kamienicy, więc pani Allen nie wiedziała, że mówi do osoby odpowiedzialnej za wszystkie naprawy. „Nie, nie działa. Widzisz?” Zakręciła wszystkimi pokrętłami, ale nic się nie zaświeciło. „Jak mam przyrządzać posiłki.” „Cóż, zapiszę to sobie i pójdę o tym porozmawiać z panem Z.” „Leniwy partacz. Nic z tym nie zrobi.” On może i nie. Ale ja tak. „Okej, dzięki. Dam pani znać, czego się dowiedziałam.” „Dziękuję, kochanie. PP zawsze cię lubił.” PP charknął na mnie ponownie, jakby nie mógł już mnie znieść. Wyszłam za drzwi i skierowałam się do mieszkania Cookie. Wiedziałam, że tam też Duff lubi spędzać czas. Nie mówiłam o tym Cook. To by ją tylko przestraszyło, a nawet jeśli to było zabawne, nie
miałam ochoty wysłuchiwać, że każdy hałas w mieszkaniu to martwy koleś. Jej wyobraźnia czasami działała w złą stronę. Weszłam bez pukania i skierowałam się do jej sypialni. Wszystkie ubrania leżały na łóżku, a ona sama siedziała po środku nich. „Nie mam pojęcia co założyć,” powiedziała, podnosząc ładną burgundową bluzę.” „Tamta była świetna.” „Nie. Źle leży.” „Jak źle?” „Źle. Co powiesz na to?” „Nie powinnaś zakładać pomarańczowego i fioletowego na pierwszą randkę. Tak tylko myślę na głos.” „Ale to fałszywa randka. Kogo to obchodzi?” Wtedy wyczułam alkohol. „Cookie, co ty, do cholery, pijesz?” „Zrobiłam mrożoną margeritę w maszynie do lodów Amber. Nie oceniaj mnie.” Stłumiłam chichot i popatrzyłam na zegarek. „O mój boże. Już prawie szósta.” „Oh, na niebiosa. Nie byłam na randce od lat.”
Cookie odłożyła drinka i zaczęła ubierać bluzę, gdy zauważyłam Duffa, który również tu był. Odrzuciła na bok już pięć bluz od kiedy weszłam. „Co jest nie tak z tą?” „Kolor. Powiedziałaś, że–” „Dobra, dobra. Ale w tym tempie nie wyrobisz się do stycznia. Pośpiesz się!” Popatrzyła na mnie złowieszczo. Zmieniłam temat. „Hej, masz jakieś rzeczy do naprawienia? Robię listę.” „Oh.” Wyprostowała się i zaczęła wyliczać na palcach. „Moja zamrażarka wydaje śmieszne dźwięki, kran w łazience przecieka...” „Chwila.” Pobiegłam do mojego mieszkania i wróciłam z długopisem i kartką. „Okej, lodówka, kran.” „Tak, a podłoga w salonie skrzypi. Okno w pokoju Amber przepuszcza zimne powietrze. Sufit potrzebuje malowania po tym niedorzecznym przyjęciu basenowym, które próbowałaś zrobić na dachu.” „To nie była moja wina. A basen był dziecięcego rozmiaru, na litość boską.” Oh, trzeba dokręcić te hydrauliczne rzeczy w ubikacji.” „Hydrauliczne rzeczy... w ubi... kacji,” mówiłam, pisząc. „To wszystko?”
„Pomyślę nad tym jeszcze. Zapomniałam, że jesteś teraz za to wszystko odpowiedzialna.” Zamrugała, nagle sobie coś przypominając. „To trochę straszne.” „No co ty.” Zwiedziłam resztę budynku pod pozorem tworzenia listy koniecznych napraw dla nowego właściciela. Mimo że w domu była tylko połowa mieszkańców, stworzyłam listę siedemdziesięciu dwóch rzeczy, które muszą zostać naprawione lub wymienione. Siedemdziesięciu dwóch! To całe właścicielstwo doprowadzi mnie do bankructwa. Na szczęście, miałam marzenie, który był niemal zrobiony z pieniędzy. Najpierw kupił mi tą kamienicę. W tym momencie był to, w mojej opinii, jego najgorszy uczynek. Pan Z. był tym, który do tej pory zajmował się naprawami. Odwiedziłam go jako ostatniego w jego mieszkaniu na pierwszym piętrze. Pan Zamora otworzył mi drzwi w slipach i szarym podkoszulku, telewizor ryczał w tle. Zamiast powitania, zacisnął usta w irytacji. „Hej, panie Z. Mam listę–” Zatrzasnął mi drzwi przed twarzą zanim zdołałam dokończyć. Prosto w twarz. Stałam tam jeszcze w szoku długą minutę zanim spróbowałam ponownie, pukając tym razem głośniej, by wiedział, że nie odejdę. Otworzył drzwi ponownie, zlustrował od stóp do głów, a potem zaczął zamykać drzwi.
Włożyłam nogę w szczelinę, by mu to uniemożliwić. „Jestem zajęty,” wyburczał, otwierając szerzej drzwi. „Nie widzisz, że jem obiad?” Popatrzyłam do środka i zobaczyłam na stole ogromną ilość jedzenia, godną królewskiego stołu. O ile ten król uwielbiał hot dogi i chipsy. „Nie chcę ci przeszkadzać, ale mam listę napraw do zrobienia z różnych mieszkań w tym budynku.” „Ah tak?” powiedział, biorąc listę. Przeczytał ją, potem zwinął w kulkę i rzucił we mnie. „Nie mogę zrobić żadnych napraw bez autoryzacji właściciela. Musisz to uzgodnić z nim.” Papier uderzył mnie w pierś zanim zdążyłam pomyśleć, jaki ten człowiek jest niegrzeczny. Zdecydowałam się podnieść mu czynsz. Potarłam klatkę piersiową, jęcząc. „Skończyłaś?” zapytał, zupełnie nieporuszony. „Leci mój serial.” Miałam nadzieję, że stracił najlepszą część. Oglądał Breaking Bad. Przynajmniej miał dobry gust. „Uwielbiam ten serial,” powiedziałam, stając na placach, by zobaczyć, który odcinek leciał. „Za każdym razem zabieram Misery do ich myjni.” „Zadzwonić po ambulans?” „Okej, spoko. Tylko powiedz mi, ile wyjdą te naprawy.” Podniosłam papier i wygładziłam go na brzuchu.
„Już ci powiedziałem. Musisz iść z tym do biura nieruchomości. To dla nich pracuję. A on pracują dla właściciela.” „Więc nie sądzę, że powinieneś traktować tak lokatorów” „To znaczy jak?” zapytał podejrzliwie. Nachyliłam się do niego. „Na przykład zatrzaskując drzwi na ich twarzy.” „Jestem zajęty. Mówiłem ci już.” „To nie ma znaczenia. To są lokatorzy. Ludzie, dzięki którym być może dostaniesz wypłatę. Powinieneś okazać im trochę szacunku.” „Posłuchaj, Charley. Jeśli chcesz szacunku, sama się nim wykaż?” „Co? Kiedy okazałam ci brak szacunku?” Skrzyżował ramiona na piersi. „Jesteś głośna. Urządzasz przyjęcia. Zapraszasz cały czas dziwnych ludzi. I nazywasz mnie panem Whiskersem za moim plecami.” „W większości to nieprawda. Mówię ci tak w twarz równie często, co za plecami. I nie urządzałam żadnego przyjęcia od miesięcy.” Zacisnął usta. „To nie ma znaczenia i tak musisz iść wyżej, bym zrobił cokolwiek z tej listy. I ostrzegam cię. Mamy nowego właściciela. Nie wiem, co każe zrobić z tym.” Wskazał na moją listę. „Też nie jestem pewna.” Nie pomyślałam o tym. Potrzebowałam pieniędzy na prace. Albo sponsora. Albo Reyesa Farrowa. „W porządku,” powiedziałam, chowając listę do kieszeni. „Pójdę prosto do właściciela.”
„Znasz go?” zapytał zaskoczony. Oczywiście, mógł sobie myśleć, że właściciel to mężczyzna. Reyes kupił kamienicę na własne nazwisko zanim oddal ją mnie. „Oczywiście, że tak i powiem mu, jak mnie dzisiaj tu potraktowałeś.” „Tak? A ja powiem mu o strusiu.” Westchnęłam. „To się zdarzyło tylko jeden raz. Poza tym już ma się dobrze.” „Mhm. Mogę teraz dokończyć obiad?” „Tak.” Odwróciłam się, tupiąc głośno, by pokazać, jak zła jestem. Struś, też mi coś. Kiedy szłam do mieszkania Reyesa z nadzieją, że wrócił już z pracy, wezwałam Duffa. Niech go. Nie mogłam go odgonić od moich włosów, a teraz jest niemożliwy do odnalezienia. Jak duch. Śmiejąc się z własnego poczucia humoru, zapukałam do drzwi Reyesa. Śmiałam się sama z siebie. Co za samotność. Drzwi otworzyły się, ukazując kompletnie zirytowanego Reyesa. Co zrobiłam tym razem. „Cześć,” powiedziałam, pół sekundy przed tym, jak drzwi zatrzasnęły się przed moją twarzą. Co do jasnej–? Zapukałam znowu. Drzwi otworzyły się ponownie. Reyes skrzyżował ramiona na torsie i oparł się o framugę. Lubił tą pozę. Lubiłam to, że lubił tą pozę. „Po co to było?” zapytałam.
„Dlaczego nie użyłaś klucza?” „Bo tak.” Podałam mu listę. „Myślałam, że jesteś w pracy.” „Byłem. Już nie.” „Nie używasz wielu słów. Ale ja mam kilka z nich dla ciebie.” Wskazałam na listę. „Potrzebuję pieniędzy na naprawy.” Przeskanował listę. „Co się stało z nowym piecem pani Allen?” „Skacze dookoła i śpiewa ‘Oklahoma’? Nie wiem. To piec.” „Potrzebuję zadośćuczynienia za moją dobroć.” Zaśmiałam się. „Zadośćuczynienia? Co mam zrobić dla pieca?” „Zależy. Masz strój pielęgniarki?” Podniosłam brew. „Nie, ale mam kostium księżniczki Lei.” W jego wzroku błysnęło pożądanie. „Może być,” powiedział. „A tym już się zająłem.” Spojrzał jeszcze raz na listę. „Po prostu daj to agencji.” „Nie odprawią mnie z kwitkiem?” „Nie, jeśli chcą dalej dostawać pieniądze.” Miał rację. „Wciąż chcesz złożyć Dilerowi wizytę?” Kiedy mówił, moją uwagę przykuł cień. Czasami ADHD jest fajne. Odwróciłam się na czas, by zobaczyć jak Duff znika spod moich drzwi. „Zaczekaj,” powiedziałam do Reyesa i obróciłam się. „Duff!” krzyknęłam. „Pokaż się na sekundę.”
Pojawił się, ale na samym końcu korytarza. „Co robisz?” zapytałam go. „N-n-nic. Ty-tylko t-tu stoję,” powiedział, jego jąkanie było jeszcze wyraźniejsze niż zwykle. Ale nie patrzył na mnie. Spoglądał na Reyesa wzrokiem przestraszonego królika. „Mam kilka pytań. Możesz tu przyjść?” „Z-zostanę tu, ba-bardzo dziękuję.” Aw, to urocze. „Nie ma za co. Ale naprawdę muszę z tobą poro–” Wskazywałam już na moje drzwi, gdy zauważyłam groźny wzrok Reyesa. Popatrzyłam na niego. „Co robisz?” „Co?” „Zastraszasz go.” „Stoję tu tylko.” „Tak, zastraszająco.” Podniósł kąciki ust. „Więc jak mam stać?” „Na początek, nie patrz na niego tak groźnie.” Powoli, przeciągle spojrzał na Duffa i powiedział, „Ale to zabawne.” „Reyesie Alexandrze Farrow.” Oparłam ręce na biodrach. „Możesz być miły dla zmarłych czy nie?”
Opuścił głowę, spojrzał na mnie spod długich rzęs i powiedział, „Ale Duff nie jest jakimś tam zmarłym, prawda, kolego?” Rzucił mu kolejne zimne spojrzenie i Duff zniknął. „Cholera,” uderzyłam Reyesa lekko w ramię, żeby nie złamać sobie nadgarstka. „Skąd go znasz?” „Duff i ja jesteśmy starymi znajomymi. Odwiedzał mnie w więzieniu.” „Co?” oglądnęłam się przez ramię. „Dlaczego?” „Miał na mnie oko.” Przeciągnął palcami po moim brzuchu. „Dlaczego to robił?” zapytałam. „Martwił się o ciebie. Chyba się w tobie zabujał.” O, kurde. Poważnie? „On jest martwy, Reyes. Nie możemy tworzyć związku.” „Jeśli jakiś człowiek może być w związku z martwymi, to tylko ty. A on o tym wie.” Wsunął palec w mój pępek. „Reyes, on jest niegroźny. Bądź dla niego miły.” Przesunął rękę na moje plecy i przyciągnął do siebie. Jego gorąc był niemal trudny do zniesienie. „Kocham to w tobie,” powiedział, zakręcając sobie pasmo moich włosów wokół palca. „Tą nieumiejętność widzenia w ludziach zła, dopóki nie jest za późno.” Był w romantycznym nastroju. „Twierdzisz, że Duff jest zły?” „Twierdzę, że to ty jesteś dla niego za dobra.
Przestałam się opierać, pozwalając mu przycisnąć mnie do siebie. „Dla ciebie też,” powiedziałam żartobliwie. Ale nie podjął żartu. „Zgadza się,” powiedział i wbił się ustami w moje usta. Owinął ramiona wokół mnie, a mnie otoczyło surrealistyczne ciepło, które poczułam aż w palcach u stóp. Przerwał pocałunek i chwycił zębami moje ucho. „Jest jedna dobra rzecz w tym, że możesz się związać z umarłym,” powiedział. „Jaka?” „Będziemy mogli się widywać, kiedy umrę.” Spróbowałam się odsunąć, by na niego spojrzeć, ale Reyes chwycił mnie za biodra i w z prędkością dźwięku przycisnął mnie do ściany, jedną ręką chwycił za oba nadgarstki i przytrzymał je nad moją głową, a drugą wsunął pod sweter. Jego dłoń ślizgała się po moim kręgosłupie, wywołując dreszcze. „Szukasz słabego punktu?” zapytałam miękko. „Świetnie wiem gdzie są twoje słabe punkty,” powiedział i dowiódł tego chwytając za Uwagę Robinson, i ściskając ją lekko. Pożądanie wybuchło we mnie natychmiast. „I świetnie wiem gdzie uderzyć,” kontynuował. Rozłożył mi nogi biodrami i przycisnął się do mnie, tarcie naszych dżinsów wywoływało u mnie wzrost nuklearnego ciepła między nogami.
Uwolniłam jeden nadgarstek i położyłam dłoń na jędrnym pośladku, by przyciągnąć go bliżej. Warknął gardłowo. Ten głęboki dźwięk rozszedł się wzdłuż mojego kręgosłupa. Ktoś odchrząknął. Zajęło mi chwilę zorientowanie się, że mamy towarzystwo. Gdy w końcu to do mnie dotarło, odepchnęłam Reyesa i poprawiłam bluzkę. „Wujku Bobie,” powiedziałam zawstydzona. „Jesteś wcześniej.” „W zasadzie to trochę się spóźniłem.” Stał tam, w brązowym garniturze i krawacie, wyglądając na skrępowanego. Popatrzyłam na zegarek. Była 6:10. „ O rany, straciłam poczucie czasu.” „Najwyraźniej,” powiedział i podniósł torbę, którą trzymał. „Głodna?” „Umieram z głodu.” Popatrzyłam na Reyesa, który taksował wzrokiem wujka Boba. „Chcesz do nas dołączyć?” „Nie, dziękuję,” powiedział, cofając się do swojego mieszkania. „Jadłem w barze.” „Okej, możemy dokończyć rozmowę później?” Rozgrywka karciana zaczynała się o dziewiątej, więc mieliśmy czas na ułożenie planu. Nie chciałam, żeby jakiś demon wysiorbał moją duszę. Wyczucie czasu wujka Boba nie mogło być lepsze. Gdy tylko odwróciliśmy się, by wejść do mojego mieszkania, randka Cookie
pojawił się na schodach, skinął nam głową i podszedł do jej drzwi. Wujek Bob wrósł w podłogę. Zlustrował mężczyznę od stóp do głów. To było zabawne. Trochę. Z jednej strony było mi go trochę żal. Z drugiej jednak, to była tylko jego wina. Cookie nie mogła czekać wieczność. Barry odwrócił się w naszą stronę czekając, aż Cookie otworzy mu drzwi. Mrugnęłam do niego. Był moim starym znajomym z collegu. Mieliśmy razem kilka zajęć, łącznie z jazzem. Żadne z nas nie było fanami jazzu, ale wkrótce oboje go pokochaliśmy. Powoli podeszłam do moich drzwi. Gdy Cookie wciąż nie otwierała, zaczęłam się trochę martwić. Ale gry już to zrobiłam, moje lęki znikły natychmiast. Wyglądała fantastycznie. Miała na sobie burgundowe spodnium i kremową apaszkę na ramionach. Jeśli to nie przyciągnęło uwagi wujka Boba, to nie wiem, co mogło. Wujek Bob potwierdził moje nadzieje odzywając się do mnie głośniej niż potrzeba. Zapytał ponownie czy jestem głodna. Zachichotałam i odpowiedziałam tak samo głośno, „Tak, jestem, wujku Bobie. Tak jak już mówiłam. Ale dzięki za troskę.” „Oh, cześć, Cookie,” powiedział, udając, że ją zauważył dopiero teraz. Tak jakby jego oczy omal nie wyskoczyły mu z głowy, gdy wyszła z mieszkania. Cookie uśmiechnęła się do niego olśniewająco i potrząsnęła ręką Barrego. „Trzymaj się, Robert. Widzę, że przyniosłeś obiad. Szkoda, że mnie na nim nie będzie.”
Wujek Bob wszedł za mną do mieszkania, ale przytrzymałam go w drzwiach. Odchrząknął skrępowany i powiedział, „Mi również przykro.” Barry poprowadził ją do schodów, chwytając ją za dłoń, gdy nas mijali. Wujek Bob wciągnął głośno powietrze. Miałam wrażenie, że skręci sobie kark patrząc za nimi. „Więc co wiesz o tacie, czego ja nie wiem?” Przyniósł dwie torby: jedną z lasagne, a drugą ze spaghetti. Zanurkowałam po spaghetti zanim zauważył. Westchnął, wziął lasagne i usiadł na kuchennym krześle. „Prawdopodobnie wiem niewiele więcej niż ty. Ale zauważyłem wyraźną zmianę w jego zachowaniu.” Przez chwilę patrzyłam na wujka Boba niepewna, co robi. Wtedy uświadomiłam sobie, że używa kuchennego krzesła zgodnie z jego przeznaczeniem. Dziwne. „Cóż, to już wiem. Jego nagłe wyzdrowienie daje mu wiarygodny powód, by wyjechać na jakiś czas. Powiedział mi, że chce się nauczyć żeglować. Ale Denise zdaje się myśleć inaczej. Co innego może planować?” Usiadłam na krześle obok Wubka. Dziwnie się czułam. Nigdy nie jadłam przy kuchennym stole. To było dla mnie coś nowego. „Mogę się tylko domyślać.” Powiedział wujek Bob, wkładając sobie do ust lasagne. „Ale jeśli mam zgadywać, to jest to coś związanego z tobą.” „Mną? Dlaczego?” Nawinęłam makaron na widelec.
„Nie zauważyłaś, że po tym, jak zadał sobie tyle trudu, by cię aresztować tylko po to, żeby odciągnąć cię od kariery detektywistycznej, poddał się zaskakująco łatwo?” „Zauważyłam, że próbował mnie zastrzelić. Reszta to bełkot.” „Tylko uważam, że to, co robił potem jest podejrzane. Gdybym nie wiedział lepiej, powiedziałbym, że prowadzi śledztwo. Zachowuje się jak za dawnych lat. Gdy był na tropie czegoś dużego, stawał się tajemniczy. Dawno już go takiego nie widziałem.” „Ale nad jaką sprawą może pracować? Co to za śledztwo? Nie jest już detektywem.” Odłożył widelec i popatrzył na mnie intensywnie. To oznaczało, że chce powiedzieć mi coś, czego prawdopodobnie nie chciałam usłyszeć. „Powiem tylko, że zadawał dużo pytań o twojego chłopaka.” „Reyesa? Dlaczego miałby sprawdzać Reyesa?” „Nie wiem, skarbie. Może się mylę. Więc, Cookie wybrała się na randkę?” W końcu. Już się zastanawiałam, kiedy poruszy ten temat. „Taa. Wydaje mi się, że dołączyła do jakiegoś portalu randkowego. Z tego, co wiem, jest bardzo popularna. Ma randki codziennie w tym tygodniu.” „Z różnymi facetami?” zapytał, zszokowany. „Z różnymi facetami.”
Wubek chyba stracił apetyt. Ledwie tknął swoją lasagne i do końca wizyty miał na twarzy ponury grymas. Zaczęłam się martwić tylko o jedną rzecz: Jego zamiłowanie do śledztwa. Jeśli odkryje nasz spisek, wydziedziczy mnie. I pewnie wyśle na obóz szkoleniowy.
6 Czasem walczę z moimi wewnętrznymi demonami. A czasem się tylko przytulamy. - NAKLEJKA NA ZDERZAK
Duff w końcu się pokazał po wyjściu wujka Boba. Zdawał się być zawstydzony i zastanawiałam się czy słyszał, co Reyes o nim mówił. Że jest zły. Ale jak zły mógł być? Z tego, co wiedziałam, jeśli ktoś był bardzo zły, po śmierci szedł prosto do piekła. Więc, niezależnie od tego, co mówił Reyes, Duff nie mógł być taką złą osobą. „P-przepraszam za tamto,” powiedział, zwieszając głowę. „Nie zazamierzałem u-uciekać. Reyes i ja n-nie dogadujemy się najlepiej.” „Reyes nie dogaduje się dobrze z wieloma ludźmi,” powiedziałam. Zrobiłam sobie kolejny kubek kawy. Potrzebowałam całej możliwej energii, by stanąć przeciw Dilerowi. „Reyes powiedział mi, że odwiedzałeś go w więzieniu.” Gdybym nie wiedziała, że Duff nie ma w sobie kropli krwi, mogłabym przysiąc, że się zarumienił. „Oh t-tak. M-miałem na niego oko.” „Dlaczego?” zapytałam siadając na kuchennym krześle. Fajnie się tam siedziało. Tak domowo.
Wzruszył ramionami, nie mogąc na mnie spojrzeć. „B-bo tak. Nie przestawał cię p-prześladować.” Zaskoczył mnie tym. Speszona, zapytałam, „Masz na myśli bezcieleśnie?” „T-tak. Nie powinien był?” „Dlaczegóż to? „B-bo n-nie jest miłą osobą.” Interesujące. „To zabawne. To samo powiedział o tobie.” Podniósł wzrok, zaskoczony. „N-nie zna mnie. N-nie było go tam.” To stawało się z każdą chwilą coraz bardziej intrygujące. „Nie było go gdzie?” „W m-moim domu. G-gdy to się w-wydarzyło. Ale zabrali m-mnie i tak poznałem Rey’aziela. N-nie wiedziałem, że jest synem d-diabła, kiedy go p-poznałem. Był tylko więźniem. Jak ja.” „Byłeś w więzieniu?” zapytałam, ponownie zaskoczona. Duff wyglądał jakby miał nadzieję, że świat go zaraz pochłonie. Zgarbił się jeszcze bardziej. „T-tak, Charley. B-byłem w więzieniu. Wiedziałem, że Rey’aziel jest inny niż wszyscy, ale n-nie wiedziałem, jak bardzo, dopóki nie umarłem.” Chciałam go zapytać za co siedział, ale gdyby chciał, żebym wiedziała, to by mi powiedział. Nie chciałam go naciskać, ale chciałam jednej rzeczy. „Umarłeś w więzieniu, Duff?” „T-tak jakby. Miałem w-właśnie wyjść, gdy to się stało.”
To wyjaśniało cywilne ubrania. „Chcesz o tym porozmawiać?” „N-nie. To nic nie zmieni. A-ale chciałaś mnie widzieć.” „Tak. Chciałam zapytać cię o pana Wonga.” Wskazałam na niego. „Kiedy go po raz pierwszy zobaczyłeś, gdy pojawiłeś się tu kilka tygodni temu, zdawało mi się, że go poznałeś.” „N-nie, nie znam go.” Zrobił krok w tył, jakby chciał wyjść. Położyłam mu dłoń na ramieniu. Może zbyt teatralny gest, ale co tam. Chciałam go tu zatrzymać. Zauważyłam, że jeśli mam fizyczny kontakt z martwym, on nie może zniknąć. To było świetne. Ale jeśli na chwilę stracę dotyk, może się rozmyć mi przed oczami i nie mogłam nic na to poradzić. A przynajmniej tak mi się wydawało. Anioł twierdził, że mogę przywołać jakiegokolwiek zmarłego, kiedy tylko będę chciała. Interesujący pomysł. Spróbuję tego pewnego dnia, ale dziś chciałam się tylko dowiedzieć czegoś o panu Wongu. Nie wiem, dlaczego wydawało mi się to taki ważne. „Duff, nie chcę, żebyś czuł się skrępowany. Chcę tylko wiedzieć to, co ty o nim wiesz.” Spojrzał na niego, nim odpowiedział. „Wiem tylko tyle, co widzę.” „Co widzisz?” Wziął głęboki oddech, przyglądając się mojemu współlokatorowi. „W-widzę moc, jakby tarczę wokół niego. Jest potężny. T-to też widzę. Potęgę. Siłę. Jakby b-był z tego zrobiony.” Rany, muszę się nauczyć tej sztuczki.
„Nie widzisz tego?” zapytał. „Chciałabym. Próbowałam. Nie jestem pewna, co robić.” „M-mogę ci pomóc,” powiedział, podchodząc bliżej. Może Reyes miał rację. Może on serio był we mnie zakochany. To znaczyło, że może naprawdę mi pomóc.” „Wtedy,” powiedział z nadzieją, „mogłabyś zobaczyć czym jest Reyes.” Poczułam ciepło Reyesa wokół nas. Duff podskoczył, zaskoczony. „Duff,” powiedział Reyes, materializując się w drzwiach, „chcesz sprowadzić na mnie kłopoty?” Duff nie odpowiedział. W odpowiedzi opuścił wzrok na ziemię w poczuciu winy. Albo ze strachu. Nie byłam pewna. „Reyes,” powiedziałam ostrzegawczo, „pytałam go tylko o pana Wonga. Nikt nic o nim zdaje się nie wiedzieć, poza tym, że ma moc i siłę.” Reyes zamrugał, nagle zainteresowany. „Nie zauważyłem tego wcześniej, ale to możliwe.” Duff się roześmiał. „Masz coś do powiedzenia reszcie klasy?” zawarczał Reyes. Zamierzałam ostrzec go ponownie, by był myły, ale Duff się odezwał, „To jakaś pomyłka.” „Co?” zapytał Reyes.
„Że tego nie widzisz.” Reyes zamarł. Wydawał się zaskoczony, gdy spojrzał znowu na pana Wonga. A potem jeszcze bardziej, gdy spojrzał ponownie na Duffa. Miał na twarzy maskę podejrzliwości. Ostrożność. Zaczęłam zastanawiać się nad wieloma rzeczami, miedzy innymi nad tym, dlaczego Duff przestał się jąkać. ***
Miałam dużo na głowie: rozebranego martwego mężczyznę przewożącego swoją nagą broń w moim aucie gdziekolwiek się udawałam. Tajemniczego Azjatę w kącie mojego salonu, który zrobiony był z mocy, cokolwiek to oznaczało. Kolejnego mężczyznę, który sprzedał swoją duszę demonowi. Demona, który oszukiwał ludzi, by oddawali mu swoje dusze, by móc się nimi żywić. Co było obrzydliwe. Łajdackiego sąsiada, który oświadczył mi się i oczekiwał na odpowiedź jeszcze w tym stuleciu. I nierozwiązana sprawa porwania dziecka, która doprowadziła mnie do wniosku, że mój mężczyzna ma brata. A na samym szczycie było to, że byłam już o krok bliżej do połączenia mojej przyjaciółki – recepcjonistki z moim wujkiem. To było takie złe. Ale to bez znaczenia. Życie jest dobre. Ale najpierw stracę siedemnaście milionów przy kartach.
Popatrzyłam nad stołem w sam środek ciemności, do zadymionego pokoju magazynowego i przyjrzałam się Dilerowi. Demonowi, który czyhał na dusze. Nie tego się spodziewałam. Ale czego można oczekiwać przed spotkaniem z demonem? Ten koleś był niewiarygodnie przystojny, trochę zbyt gotycki jak na mój gust i o wiele młodszy niż się spodziewałam. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat i wyglądał jakby wyszedł prosto z jakiejś książki o wampirach ze swoimi czarnymi włosami do ramion, białej koszuli i wielkim kapeluszu, którego w ogóle nie ściągał. Było w nim coś pociągającego. Może ta jego pewność siebie. Perfekcyjna skóra. Długie, blade palce. Albo przenikliwe brązowe oczy. Zauważyłam, że on również się na mnie patrzył. Ale musiałam pamiętać, że to nie był tak naprawdę demon. To był pechowy człowiek, którego demon sobie wybrał. Jego piękno było kradzione, tak jak dusze, którymi się żywił. Wydawał się być tak samo zafascynowany mną jak ja nim. Skupił na mnie całą swoją uwagę od kiedy weszłam i rzadko odwracał wzrok. W innym przypadku, ta ciągła obserwacja byłaby stresująca. Tego wieczoru była jednak pożądana. Jedyną rzeczą, która niszczyła jego iluzję była ciemność, którą widziałam nawet ja. Emanowała od niego, gdy obracał zbyt szybko głową lub odchylał się za gwałtownie. Ta ciemność, ten demon w nim zostawiał za sobą dymny ślad esencji, jak dziecko, które kolorując wychodzi za linie. Musiałam tylko pamiętać o jednej rzeczy: pod całą tą charyzmą i urodą był demon kradnący dusze.
Reyesowi nie spodobał się mój plan, ale nie dałam mu wiele do gadania. Byłam tu po duszę mojego klienta, pana Joyce. Nie dla Reyesa. I z tego, co wiedziałam, z duszą Reyesa było wszystko w porządku. Ale zrobiłam prosił. Gdy siadałam naprzeciw Dilera, opuściłam dłoń wzdłuż krzesła i wezwałam Artemidę, mojego Rottweilera, której ulubioną rozrywką było rozszarpywanie gardeł demonów. Położyła się na podłodze, gdy moja dłoń dotknęła jej głowy. Normalnie przetoczyłaby się na grzbiet i podstawiła brzuch do głaskania, ale wyczuła demona i miała na niego oko, czekając na mój rozkaz. Poruszyłam kozakiem, by sprawdzić czy Zeus wciąż tam jest. Przyniosłam nóż, który zdobył Garett Swopes, jedyne ostrze mogące zabić demona. Łącznie z Reyesem, co wyjaśniało, dlaczego Garettowi tak bardzo zależało na tym nożu. Poczułam się lepiej, wiedząc, że jest blisko. Czułam jak ostrze ślizga się po mojej skórze. Zdecydowanie, dobrze było mieć Zeusa przy sobie. Dotknęłam kozaka jeszcze raz. Do stołu podeszło jeszcze trzech mężczyzn – zdesperowani, szukający czegoś, czego nie mogą zdobyć przy partii kart. Czy wiedzieli kim jest Diler? Co może im zrobić? Co innego śmierć, a co innego utrata dusze. Kompletny koniec. Kiwnęłam głową, gdy pojawił się Anioł. Gdy zaczęła się gra, zabrał się do pracy.
To była gra szczęścia i umiejętności. Wymagała całkowitej koncentracji. Cholera. Nie byłam dobra w koncentrowaniu się. Ani nie miałam szczęścia. Artemida obserwowała Demona jak lampart obserwujący ofiarę. Za każdym razem, gdy pochylał się, by sięgnąć po karty albo chipsy, z jej trzewi wydobywał się niski warkot. Nikt go oczywiście nie słyszał, poza demona. Ale nie zerknął pod stół ani razu. Nie było jednak wątpliwości, że świetnie wiedział, czym jestem. Słyszał Artemidę i Anioła. Nie wydawał się być jednak nimi zmartwiony. Anioł był równie kiepski w karty co ja. Byłam w plecy już o jakieś siedemnaście milionów. A może siedemnaście setek. Raczej siedemnaście setek. Teraz czekałam aż zacznie błagać, oferować zniknięcie długu, jeśli oddam mu swoją duszę. Ale noc była jeszcze młoda. Nawet z Aniołem chodzącym dookoła stołu i mówiącym mi, jakie karty mają inni, przegrałam. Pewnie dlatego, że ta wiedza nie była mi do niczego przydatna. Nie miałam pojęcia jak ją wykorzystać. „Musisz się bardziej postarać, mijita,” powiedział Anioł. Przyniosłaś tylko dwa tysiące dolarów, a straciłaś siedemset w jednym rozdaniu.” Pożądliwy uśmiech wykwitł na wargach Dilera, gdy na mnie patrzył. Świetnie słyszał Anioła. Mógł go również zobaczyć. Ale miałam nadzieję, że nie wyczuwał Reyesa. Oby ludzkie ciało działało jak bariera. Nie mogłam mieć pewności.
„Jeśli chcesz wysłać chłopaka, by mnie śledził, niech to będzie chłopak wart mojego czasu.” A więc nie ukrywał się. Nie przeszkadzało mi to. Anioł był urażony. Naturalnie. „Mówisz o mnie, pendejo?” Diler popatrzył na niego, rozbawiony. „Mogę wchłonąć twoją duszę, maluchu, i wciąż mieć miejsce na deser.” Pochyliłam się do przodu, by ściągnąć na siebie jego uwagę. „Nie możesz mieć jego duszy. Nie możesz wziąć duszy dopóki nie zostanie ci ona oddana dobrowolnie, a osoba jest wciąż żywa. Znam zasady ty, dupku.” „Cóż za barwny język, Kostucho. I odrobiłaś lekcje. Jestem pod wrażeniem. To nie w twoim stylu.” Mężczyźni przy stole wymienili spojrzenia, zastanawiając się czy czegoś nie przegapili. „Czy to w twoim bucie to to, co myślę?” Moja dłoń instynktownie dotknęła sztyletu. Kiedy nie odpowiedziałam, powiedział z zachwytem, „Znalazłaś go. Nie wiedziałem nawet, że jest prawdziwy.” „Jest prawdziwy. Nawet bardzo. Ale skąd o nim wiedziałeś?” „To ten blask, oczywiście. Ty go nie widzisz?” „Nie.” To zaczynało być męczące. Patrzył na mnie przez chwilę, po czym powiedział, „Powiem po prostu, że to robi wrażenie.”
Diler przysunął się bliżej, rozdając karty i warkot Artemidy natężył się. Podniosły mi się włoski na karku. Jak to dobrze, że mnie lubiła. Chciałam wiedzieć, co myśli demon. Drgnął i powiedział spokojnie, „Odwołaj psa.” Sięgnęłam w dół i dotknęłam uspokajająco jej uszu. „Dobrze jej tam, gdzie jest.” „Nie tego.” Zaczął rozdanie. „Rey’aziela.” A więc jednak go czuł. I świetnie wiedział, kim jest. „Jemu też dobrze tam, gdzie jest.” Zakończył rozdanie, a jego długie palce zacisnęły się na kartach. „Pokaż się,” powiedział, patrząc na coś za moimi plecami. Reyes zmaterializował się. Popatrzyłam na niego. „Nie idzie mi zbyt dobrze.” „Właśnie widzę.” Inni mężczyźni przy stole byli już zupełnie skonsternowani. To był poker. „Rey’azielu,” powiedział Diler nie odrywając oczu od kart. „Minęło tyle czasu.” Reyes oparł się o ścianę. „To zabawne, bo cię nie pamiętam.” Oświadczenie to wyraźnie zaskoczyło demona. Zamrugał – tak szybko, że niemal to przegapiłam. „Owszem.”
Tym razem to Reyes był zaskoczony. Odepchnął się do ściany i popatrzył prosto na Dilera. Również na niego spojrzałam, ale nic nie zobaczyłam. „Jesteś naznaczony,” powiedział po chwili. „Byłeś niewolnikiem.” Blady uśmiech uniósł kąciki ust Dilera. „Owszem.” „Jesteś Dewą.” Reyes niemal wypluł to słowo. „Zostałeś stworzony z dusz moich straconych braci. Nigdy nie byłeś w niebie.” Diler rzucił mu wyzywające spojrzenie. „Ty też nie, nie pamiętasz?” „Nie do końca. Pomyślałem tylko, że mam ochotę skrwawić sobie ręce. To nie powinno zająć długo,” powiedział Reyes, cofając się. Diler wstał gwałtownie, jego krzesło uderzyło o ścianę, gdy patrzył na syna istoty, która go stworzyła. Blask przeciął jego twarz, gdy obnażył białe zęby w groźnym uśmiechu. Anioł złapał mnie za rękę i pociągnął. „Charley, idziemy.” „Wciąż mnie nie poznajesz?” zapytał Diler Reyesa. Mój niemal – narzeczony zaśmiał się miękko zaskoczony, ale nie był to wesoły śmiech. Zabarwiony był zdziwieniem i z tego, co słyszałam, pewną dozą szacunku. „Uciekłeś?” zapytał, jakby to zaskoczyło go najbardziej. Anioł szarpnął mnie znowu. Przyciągnęłam go do siebie i obronnie otoczyłam ramionami.
„Powinniśmy iść,” wyszeptał mi do ucha. Diler zadarł głowę, dumny z wrażenia, jakie na nim wywarł. „Tak. Oczywiście, nie miałem mapy, która poprowadziłaby mnie przez pustkę, jak ty.” Wskazał na tatuaże na ciele Reyesa. „Bramy piekła sprawiły mi trochę kłopotu, lecz jestem tu.” „I tu umrzesz.” Wzruszył ramionami, nieporuszony. „Śmiem wątpić. Zamienię tylko słowo z kosiarzem i możemy kontynuować.” Reyes przysunął się do mnie. „Nie ma mowy.” Anioł szarpnął się, chcąc uciec z dala od Reyesa i zabrać mnie z dala od ich zasięgu. „Jesteś w niej zakochany,” powiedział Diler. To nie było pytanie, ale z jego postawy biło zaskoczenie. Nie byłam pewna, dlaczego. „Teraz to wszystko ma sens.” „Nie zapominaj, kim jestem,” powiedział Reyes stalowym głosem, jego ciało było napięte jak cielsko kobry przed atakiem. „Nic od niej nie dostaniesz.” Diler podniósł jedną brew. „Nie, Wasza Wysokość. Nie zapomniałem. Ale ty tak.” Reyes warknął. „Co to ma znaczyć?” „Zwycięstwo.” Gdy Reyes się nie odezwał, kontynuował. „To właśnie to robię, o ile pamiętasz. Zwyciężam. A teraz, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebujesz wygrać.”
Powietrze zafalowało od wściekłości Reyesa. Złapałam go za ramię, by nie skoczył na demona. Anioł wyswobodził się z mojego uścisku. Byłam, jak dla niego, za blisko Reyesa. Odskoczył na drugi koniec pomieszczenia, ale nie zniknął. Reyes zamarł pod moim dotykiem i spojrzał na mnie. To nie było miłe spojrzenie. „Dlaczego cię potrzebujemy?” zapytałam Dilera, ignorując mojego mężczyznę. Jego intensywne spojrzenie przesunęło się na mnie, a Reyes warknął. Demon popatrzył na niego ponownie, zanim odpowiedział. „Ponieważ to jedyny sposób, by pobić twojego ojca, a ona jest kluczem.” Wskazał na mnie skinięciem głowy. Jeśli ona tego nie przeżyje, Ziemia stanie się ponurym miejscem.” „Czego nie przeżyję?” zapytałam, ale tym razem na mnie nie spojrzał. Patrzył na Reyesa, który był dla niego większym zagrożeniem. „Dwunastka uciekła,” powiedział do niego i choć ja nie miałam pojęcia, co to znaczy, na Reyesie zrobiło to duże wrażenie. Znowu był zdziwiony. Ciężko było nadążyć za jego nastrojami. „Jeśli ją dostaną,” ciągnął dalej, ale Reyes przerwał mu nim dokończył, głównie z mojego powodu. „Nie dostaną.”
„Dostaną, jeśli nie będziesz jej pilnował bardzo dokładnie. Przyciąga wystarczająco dużo kłopotów już bez obecności Dwunastki. Rozerwą ją na części i każą ci na to patrzeć.” Usłyszałam jak Reyes zazgrzytał zębami. „Mogą spróbować.” „Potrzebujesz mojej pomocy i wiesz o tym.” „To tak jak w tej przepowiedni, którą znalazł Garett,” powiedziałam do Reyesa, łapiąc go za ramię. „Ty i ja jesteśmy kluczami, pamiętasz?” popatrzyłam na Dilera, który nie śmiał spojrzeć mi w oczy. Ale zanim zdążyłam zadać mu pytanie, odezwał się Reyes. „Dlaczego miałbyś nam pomóc?” „Dlaczego? Chcę jego śmierci tak samo jak ty.” Jego usta ułożyły się w uśmieszek. „A nawet bardziej, śmiem twierdzić, i jeśli chcesz to osiągnąć, wysłuchasz tego, co mam ci do powiedzenia. To jedyny sposób, by go pokonać. Nie możemy ryzykować życie żniwiarza z powodu twojej dumy.” Przypomniałam sobie chwilę, w której zobaczyłam Dilera. Nie wydawał się zaskoczony wtedy moim przybyciem. Wiedział, kim jestem, w chwili, gdy mnie zobaczył, jakby mnie oczekiwał. „Dlaczego tu jestem?” zapytałam go. „Zaaranżowałeś to?” Wzruszył ramionami. „Przekonałem pana Joyce, by cię odszukał. Był na tyle zdesperowany, by to zrobić.”
Wyciągnęłam Zeusa i trzymałam go najstabilniej jak mogłam. Czyli nie bardzo. Trzęsłam się. I chciało mi się siku. „Jesteś wciąż na mojej liście, żywiąc się duszami dobrych ludzi. I kradnąc ciało, w którym żyjesz.” „Niczego nie ukradłem. Narodziłem się na Ziemi, tak jak książę.” Wytrzeszczyłam oczy na Reyesa. „Mógł tak zrobić?” „Po długim wahaniu, skinął głową. „To skomplikowany proces, ale tak, mógł.” „Wow, no dobra, ale wciąż kradniesz dusze.” Westchnął niecierpliwie. „Nie mogę żywić się wyłącznie ludzkim jedzeniem. I niczego nie kradnę. Oddają mi dusze dobrowolnie. Płacę bardzo wysoką cenę za ich dusze.” „Nie dość wysoką.” „Nie zapominaj, że sami do mnie przychodzą i dostają w zamian to, czego pragną.” Kiedy nie odpowiedziałam, dodał, „Nie jestem twoim wrogiem. Gramy po tej samej stronie.” „Chcę, żeby dusza pana Joyce wróciła do niego.” Odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał się. Rozzłościło mnie to. „A wtedy,” mówiłam dalej, „zamierzam wepchnąć ten sztylet w twoje serce i patrzeć jak umierasz.” „Cóż, to niezbyt dobra zachęta bym spełnił twoją prośbę, nie uważasz?”
„Musisz zginąć. Przykro mi, ale tak już jest.” „Wierzę ci,” powiedział, zaskoczony. „Wierzę, że ci przykro, nawet, jeśli tylko trochę. Co powiesz na to, że będę przyjmować dusze tylko złych ludzi? No wiesz, morderców, pedofili i ludzi, którzy rozmawiają głośno w teatrze?” Z tym mogłam się pogodzić, ale... „Mógłbyś być demoniczną wersją Dextera.” „Dokładnie,” zgodził się. „Ale jak wiele dusz odebrałeś w przeszłości? Iloma dobrymi ludźmi się żywiłeś?” Wzruszył ramionami. „Żyję na ziemi od dwóch wieków,” powiedział, zaskakując mnie. „Prawdopodobnie więcej niż kilka. Ale nie powinnaś mnie skreślać z powodu mojej przeszłości. Podeszłam bliżej, a on spiął się. Patrzył na Zeusa ostrożnie, jak na trującego węża. „Nigdy więcej,” powiedziałam niskim głosem. „Nigdy. I chcę, żeby dusza pana Joyce wróciła do niego. Nie obchodzi mnie, jaką umowę zawarł, ma być ona anulowana.” „Dobrze, ale chcę coś w zamian.” „Nie negocjuj z nim,” ostrzegł mnie Reyes. Oczywiście zignorowałam go. „Co?” Wskazał na Zeusa. „Sztylet.” Prychnęłam. „Chyba sobie żartujesz. Jedyny sposób, byś mógł dotknąć tego noża to ten, w którym on ląduje w twojej piersi.”
Wzruszył ramionami. „Warto było spróbować. Więc co ty na to, że pomogę ci z twoim problemem Dwunastki i to będzie wszystko.” „Możesz to zrobić?” „Dutch,” warknął Reyes, ale uciszyłam go palcem wskazującym. Bardzo potężnym palcem wskazującym, bo pozwolił mi dokończyć. „Możesz mu ją zwrócić?” zapytałam. „Będzie jak nowa?” Diler skrzywił się. „Nowa to bardzo duże słowo, ale wróci na swoje miejsce.” Podniosłam ostrze, ale nie wywołało to żadnej reakcji. „I nic więcej, tak?” „Nic więcej. Tylko źli ludzie.” „Tylko bez tych hałasujących. Mogą wydawać się źli, ale są nieszkodliwi dla ludzkiej rasy.” „Nie ma problemu. Znam kilku gwałcicieli w centrum. Mogę żywić się nimi przez tygodnie.” „I chcę, żeby dusza pana Joyce wróciła do niego natychmiast.” Skrzywił się ponownie. „Masz mnie za głupca?” „Myślę, że jesteś głupcem w każdym calu. Nie jest powiedziane kiedy ani czy w ogóle tych dwunastu żartownisiów się pojawi.” „Masz chyba jakieś problemy z zaufaniem. Oddam mu duszę, gdy wypełnisz swoją część przysługi.” „Wypełniam ją teraz, nie wbijając ostrza w twoje serce.”
Zamilkł na sekundę. „I uważasz to za przysługę?” Nie byłam pewna, co ma na myśli, więc zmieniłam temat. „Jestem już zmęczona. Oddaj samodzielnie duszę panu Joyce.” Z tymi słowami, odwróciłam się na pięcie i wyszłam, niepewna, czy wszystko jest już jasne.
7 Straciłam swoje dziewictwo, ale wciąż mam po nim opakowanie. - T-SHIRT
Miałam stu procentową pewność, że przeważającym uczuciem Reyesa była w tej chwili wściekłość. Siedział wyprostowany w Misery, zaciskając szczękę. I był bezcielesny. Mógł zniknąć, ale tego nie zrobił. Chciał się upewnić, że zauważę, jak bardzo jest wściekły czy martwił się o tą Dwunastkę? Kiedy spojrzał na mnie, gdy podjeżdżaliśmy pod dom, odważyłam się wreszcie odezwać. „Co?” zapytałam, mój poziom adrenaliny wciąż był wysoki. Moje niedowierzanie wzrosło jeszcze bardziej. Nie martwił się o Dwunastkę. Był zły na mnie. Na mnie! Co ja tym razem zrobiłam? Potrząsnął głową i z powrotem wbił spojrzenie w przednią szybę. Gdy się odezwał, jego głos był niski i zimny. „Zrobiłaś dokładnie to, przed czym cię przestrzegałem.” „Co? Mam swoją duszę. I godność. Niczego nie zyskał.” „Kłóciłbym się. Zawarłaś z nim umowę.” „Dla ludzkości,” powiedziałam obronnie. „Albo coś takiego. Kim jest Dwunastka?” Odpowiedź zabrała mu chwilę.
„Dwunastka jest znana również jako Dwanaście Bestii Piekielnych. Ale tu, na ziemi, mówią na nich ogary piekielne.” „Piekielne ogary?” upewniłam się. „Naprawdę? Są ogarami?” „Tak. Zostały uwięzione wieki temu. Wygląda na to, że uciekły.” Gwizdnęłam cicho. „Ogary piekielne. To nieprawdopodobne. Dlaczego zostały uwięzione?” „Czy kiedykolwiek spotkałaś ogara?” Zacisnął szczękę. „Są nieobliczalne. Niemożliwe do okiełznania. Rozszarpują wszystko pazurami. Są jednym z nieudanych eksperymentów mojego ojca.” Moje palce zacisnęły się wokół kierownicy. „Stworzył je?” „Tak.” „Tak jak stworzył ciebie?” „Nie do końca. Ojciec stworzył mnie z własnego ciała, dlatego jestem jego synem. Nie stworzył w ten sposób nikogo więcej.” Rzucił mi spojrzenie. „To nie arogancja. Tylko fakt. Nie jestem z tego dumny.” Wciąż starałam się poukładać sobie te rewelacji o piekielnych ogarach. „Czekaj, a co z Dilerem? Powiedziałeś, że nie upadł z nieba.” „Był niewolnikiem, jednym z milionów, również stworzonym przez mojego ojca.” „Nazwałeś go Dewą.”
„Wielu uczonych na ziemi wierzy, że Dewy i demony są tym samym. Mylą się. Demony, prawdziwe demony upadły z niebios. Są synami Upadłych.” „Więc są czystej rasy, podczas gdy Dewy są, nie wiem, klonami?” „Są niewolnikami. Większość.” Nie lubiłam tego słowa, chyba, że do opisywania Cookie. „Wiesz, z zasady niewolnicy to zniewolona rasa ludzka. Są tyle samo warci co ty czy ja.” „Dewy nie są rasą,” powiedział, jego głos stwardniał. „Są dziełem mojego ojca.” „Dlaczego jesteś do nich tak uprzedzony?” zapytałam, zaskoczona. „Kto powiedział, że jestem?” „Reyes, daj spokój.” „To skomplikowane,” odpowiedział w końcu. „Kiedy Bóg stworzył anioły, uważane były za jego synów, dopóki nie powstał jego prawdziwy syn, stworzony, by prowadzić ludzi, oczyszczać ich drogę do Nieba. Tak samo, kiedy ojciec stworzył Dewy, nazywane były synami Szatana, dopóki nie powstał jego prawdziwy syn. Ja. Potem nie byli już niczym więcej jak Dewami. Nie byli Upadłymi. Nie byli synami. Po prostu byli. I tak samo jak niektóre anioły zbuntowały się przeciw niesprawiedliwości Boga, który faworyzował człowieka nad swoje stworzenie, tak niektórzy z Dew poczuli się zlekceważeni, gdy ojciec stworzył mnie. To skomplikowało sprawy.”
„Ale znasz go? Dilera?” „Wszyscy go znali. Był czempionem. Był najszybszym i najsilniejszym bytem w piekle, ale był niewolnikiem, przeznaczonym, by na zawsze być już tylko niewolnikiem. Nie podobała mu się ta pozycja.” „Chyba nawet wiem czemu,” powiedziałam, pozwalając, by sarkazm spłynął mi na język. Wtedy dotarły do mnie słowa Reyesa. „Czekaj, był szybszy od ciebie?” Kiwnął głową, nie patrząc na mnie. Wstrzymałam oddech. „Silniejszy?” Po długim milczeniu, powiedział, „Tak. Nigdy nie walczyliśmy, ale gdyby jednak, mógłby wygrać.” Nie byłabym bardziej zaskoczona, gdyby nagle wstał i uderzył mnie w twarz. „Naprawdę? Mógłby cię pokonać.” „Myślę, że tak, ale to było w piekle. To jest inny wymiar i inne reguły. Kto wie, co on potrafi tu robić?” „Ale dlaczego próbowałeś stanąć z nim do walki? Skoro jest taki niebezpieczny, dlaczego ryzykowałeś, że podejmie wyzwanie?” Kiedy nie odpowiedział, popchnęłam do, zła, że ryzykował swoim życiem tak infantylnie. „Reyes, dlaczego to zrobiłeś?” „Jestem zbyt oszołomiony, by odpowiedzieć ci na to pytanie.” „Co? Dlaczego?” „Jestem zdumiony, że muszę ci to wyjaśniać.”
„Doprawdy? Czy ty mnie w ogóle znasz?” ***
„Cóż, to z pewnością był dzień rewelacji,” powiedziałam, gdy Reyes i ja wysiedliśmy z Misery i skierowaliśmy się do kamienicy. Nie opuszczał mojego boku nawet na chwilę. „Dwunastka bestii, tak? Założę się, że są zabawni na przyjęciach.” „Nie, chyba, że lubisz masakry,” powiedział, skanując teren, gdy szliśmy. „Nie do końca. Raczej nie powinniśmy ich zapraszać na nasze zaręczynowe przyjęcie,” gdy popatrzył na mnie z zaskoczeniem, dodałam, „No wiesz, jeśli będziemy je mieć.” Wszedł za mną po schodach. „Pewnie nie powinniśmy.” „Chcę wiedzieć więcej o Dilerze,” powiedziałam. „To znaczy, nawet nie wiedziałam, że w piekle mają niewolników. To miejsce wydaje się wystarczająco złe już bez obecności zdegradowanych niewolników.” „Mój ojciec ma ich miliony. Może ich tworzyć ze szczątków straconych demonów.” „Z ich DNA?” „Coś w tym stylu.” „Więc, Diler był czempionem? Czego? Siatkówki?” „Pomyśl o tym bardziej jak o walkach gladiatorów.”
„Poważnie? W piekle bawią się w gladiatorów?” Wydawało mi się to niewiarygodne. „Mają tam dużo wolnego czasu.” Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę. „Reyes, chcę, żebyś dał mu szansę. Myślę, że on naprawdę chce nam pomóc. Możesz być na mnie zły, jeśli chcesz, ale ja uważam, że on po prostu pragnie doprowadzić do upadku twojego ojca.” „Oczywiście, że chce. Nie chciałabyś zobaczyć upadku swojego oprawcy? Ale to nie oznacza, że możemy mu zaufać.” „Myślę, że przemawiają przez ciebie twoje uprzedzenia,” powiedziałam, odwracając się, by kontynuować drogę do mieszkania. „Dutch,” warknął, chwytając mnie za ramię i zmuszając do spojrzenia mu w twarz, „Nigdy nie ufaj Dewie. Niezależnie od tego, za kogo ich uważasz, nie zasługują na zaufanie.” „Rozumiem, że uogólniasz, ale on jest inny. Jest w nim coś wyjątkowego i mam przeczucie, że wkrótce dowiemy się co.” „Jeśli jesteś mądra, to nie.” „Nie jestem głupia,” wysyczałam, zirytowana tym, że kwestionuje wszystko, co powiem. „Tylko patrzę na to wszystko obiektywnie.” „Najpierw musiałabyś wiedzieć, co to znaczy.” Zamarłam. Nie powiedział tego. „Nie powiedziałeś tego.” „Jeśli chodzi o ludzi, Dutch, to jesteś ślepa. Robisz dla nich rzeczy, których nie zrobiłaby żadna inna żyjąca osoba dla ciebie. I jeśli
wierzysz, że ten Dewa pomoże ci w twoim przedsięwzięciu, stracisz przez niego wszystko.” „Żadna inna żyjąca osoba nie zrobiłaby czegoś takiego dla mnie? To świadczy o tym, jak dobrze znasz ludzi. Możesz być jednym z nich od trzydziestu lat, ale nie wiesz nic na temat naszego ducha. Naszej natury. To jest zależne od każdego, ale większość ludzi jest miła i pomocna. I dbamy o każdego mężczyznę z osobna. I kobietę.” „Wiem o ludziach wystarczająco dużo, by wiedzieć, że nikt nie zaryzykowałby swojego życia, by ratować twoje.” „Mylisz się. A jeśli moje podejrzenia dotyczące Dilera są słuszne, zadławisz się swoimi słowami nim to wszystko się skończy. Mamy do pokonania dwanaście nienasyconych bestii i założę się o mojego ostatniego dolara, że on zostanie z nimi do końca.” „Albo oszuka cię, weźmie twoją duszę i się na niej zestarzeje.” Otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do swojego mieszkania, nie pozwalając mu wejść. „Jestem zmęczona. Zobaczymy się jutro.” Rzucił mi wściekłe spojrzenie i odszedł. Cicho zamknęłam swoje drzwi. On swoim trzasnął. ***
Cookie wróciła później niż ja. Usłyszałam jej znajome kroki na schodach. Zapukała cicho do moich drzwi przed wejściem, co nie było w jej stylu. „Nie śpisz jeszcze?” zapytała.
„Jasne, że nie. Jak poszło?” Wciąż wyglądała świetnie, a jej twarz świeciła się świeżym blaskiem. „Czekaj, nie zakochałaś się w Barrym, prawda?” „Oh, na niebiosa, nie. Ale świetnie się bawiliśmy. Cudownie było gdzieś wyjść.” „Cieszę się.” „Czy Robert, no nie wiem, pytał o to?” Zachichotałam. „Oczywiście. To było świetne. Umierał z chęci zapytania o to, ale zajęło mu to chwilę. Widziałaś jego wyraz twarzy, gdy zobaczył Barryego?” „Tak, Charley, miałam wyrzuty sumienia.” Zacisnęłam usta. „Cook. Wyczuwam emocje, pamiętasz? I czułam tylko jego własne poczucie winy.” „No dobra.” Uśmiechnęła się. „Myślę, że to może zadziałać. Był oszołomiony, gdy zobaczył moją randkę.” „Kochanie,” powiedziałam, kładąc dłoń na jej,” był oszołomiony, gdy zobaczył ciebie.” „Tak myślisz?” „Absolutnie. Nie sądzę, żeby podobali mu się mężczyźni.” Zbyła to machnięciem ręki. „Wiesz, co miałam na myśli.”
Miała gwiazdy w oczach. Chyba nigdy nie zauważyłam, jak bardzo lubiła Wubka. „Więc,” powiedziała, przygotowując się do zadania najważniejszego pytania tej nocy, „jak poszła gra?” „Straciłam mój tyłek. I, cóż, widziałaś mój tyłek?” klepnęłam go, by podkreślić, o co mi chodzi. Najpierw się zaśmiała, ale szybko spoważniała. „Czekaj, serio? Straciłaś pieniądze?” „Nie, przekonałam Dilera, że lepszym interesem będzie załatwić to jednym plaśnięciem.” „Oh, to dobrze. Więc naprawdę był demonem?” „Tak, albo raczej tak zwanym Dewą. Niewolniczym demonem.” „Mają w piekle niewolników?” „Najwyraźniej. Śmieszne, nie?” „Dewa. Podoba mi się.” Wyjaśniłam jej co się wydarzyło ze wszystkimi szczegółami. Kiedy skończyłam, siedziała wpatrując się w ścianę. Przez długi czas. Popatrzyłam na pana Wonga. „Chyba ją zepsułam.” „Nie, wszystko ze mną w porządku, ale do jasnej cholery, Charley. To zaczyna sięgać coraz dalej. To znaczy, kiedy powiedziałaś, że jesteś kostuchą, pomyślałam, ‘Czym więcej mogłaby być?’ Ale teraz zaszło to daleko dalej. A teraz Dwunastka? Poważnie? To nigdy się nie skończy.”
„Wiem i przepraszam. Nie powinnam była cię w to wciągać.” „Żartujesz? Kocham to bagno. Czy Diler nie potrzebuje trzydziestokilkuletniej duszy z kilkoma rysami? Zażyczyłabym sobie willi z basenem. I Bentleya. Z chromowanymi elementami i zabójczymi głośnikami.” Zaśmiałam się z ulgą. „Myślałam, że jesteś raczej fanką RollsRoyców.” „Też.” „Przedstawię mu twoją ofertę. Polubiłam go,” dodałam, obserwując jej twarz. „Dilera?” „Taa. To znaczy, był taki młody. Albo raczej wyglądał młodo.” „Masz jakiś pociąg do dzieci. Jesteś pewna, że to nie to?” „Kocham dzieci. Są świetne z keczupem.” Zachichotała. „Co myśli o nim Reyes?” „Rozerwałby mu kręgosłup, gdybym na to pozwoliła.” Klepnęła mnie w kolano. „Nie spodziewałam się niczego innego po synu diabła. Jest dobrym kolesiem.” „Wiem,” zgodziłam się. „Nawet jeśli ma tendencję do sprawiania, że czasem mam ochotę zepchnąć go do najniższych kręgów piekła. A tam nie ma kawy.” „Wygląda niesamowicie w fartuchu.”
„Prawda?” Obie pogrążyłyśmy się na kilka sekund w marzeniach. Otrząsnęłam się jako pierwsza. „No dobra, idź już do łóżka. Mamy jutro dużo do zrobienia. Nie ma odpoczynku dla grzeszników i tak dalej.” ***
Cookie miała rację. Reyes był dobrym kolesiem. Zrobiłam dla mnie bardzo dużo. I dużo dla mnie poświęcił. Przygotowałam się do snu i wysuszyłam włosy. Ale nawet kiedy byłam sama, czułam ciepło Reyesa. Przebijało przez ścianę i otaczało mnie miękkimi falami. Od kiedy mieszkał w drzwiach obok, moje grzejniki były wciąż skręcone. Stanie obok niego było jak stanie obok inferno – a przynajmniej dla mnie. Gdyby Cookie to była, nie czułaby tego, co nie miało dla mnie sensu. Ludzie czuli zimno, gdy zmarli byli w pobliżu. Zarówno zimno zmarłych jak i ciepło Reyesa były nadnaturalne. Dlaczego wyczuwali jedno, a nie oba? Ale fakt, że ciepło Reyesa przebijało przez ściany zaskoczył mnie. Nasze łóżka mogłyby stykać się zagłówkami i zawsze wiedziałam, kiedy kładł się spać. I to nie dlatego, że byłam wtedy zazwyczaj przy nim. Nawet we własnym mieszkaniu, mogłam go czuć. Najcieplejszy był kiedy kładł się do łóżka. Gdy zasypiał, jego ciepło odrobinę
przygasało. Był gorący nawet we śnie, ale nie tak bardzo jak wtedy, gdy się budził. I nigdy nie był tak gorący, jak wtedy, gdy się wścieka. Albo, cóż, gdy oddajemy się wspólnie namiętności. Ale ciepło, które mnie teraz przesycało, było podsycone złością. Podniosłam dłoń i położyłam ją na dzielącej nas ścianie. Ciepło było niemal bolesne. Tak, to wściekłość. Leżał w łóżku, myśląc prawdopodobnie o sposobach na pozbycie się Dilera. Może uda mi się go z czasem odciągnąć od tych myśli. Diler był inny od zwykłych Dew. Narodził się na ziemi. Był, w każdym sensie tego słowa, człowiekiem. Jeśli Reyes zamierza zamknąć się w swojej wściekłości, dobrze. Zrobię to co muszę, a on może nauczy się z tym żyć. Byliśmy niemal zaręczeni. Mogłam dać Reyesowi Alexandrowi Farrow lepszy temat do rozmyślań. Zastanawiałam się czy wyczuwa moje emocje przez ścianę, bo jego ciepło nagle wzrosło, niemal parząc mi dłoń. Reyes mógł robić ze swoim ciałem niesamowite rzeczy. Mógł je zdematerializować. Mógł się teleportować. Mógł się wbić we mnie tak głęboko, że aż krzyczałam z ekstazy. Ciekawe czy ja też tak potrafiłam. Opuściłam już raz swoje ciało. Zabiłam wtedy człowieka, ale dzięki temu wiedziałam, że jest to możliwe, ale czy mogłam to kontrolować tak, jak Reyes? Przychodził do mnie setki razy nawet
wtedy, gdy dorastaliśmy, jeszcze zanim dowiedziałam się kim lub też czym był. Ale już raz to zrobiłam. Moja esencja, mój duch, opuścił moje ciało. Czy mogłam zrobić to znowu? Pierwszy raz był pod wpływem emocji. Nie byłam teraz pod wpływem takich emocji. Może tylko byłam lekko zestresowana. Ale byłam wciąż kostuchą. Musiałam wziąć się w garść. Opanować to zanim zostanę rozerwana na kawałki przez ogara piekielnego. Muszę się nauczyć co mogę, a czego nie mogę zrobić i jak to kontrolować. A kto będzie lepszym obiektem doświadczalnym niż ktoś niemal niezniszczalny? Mogłabym być szalonym naukowcem, a Reyes moim królikiem doświadczalnym. Co mogło pójść źle? Zamykając oczy, skupiłam się na mojej dłoni przyciśniętej do ściany. Wrażenie ognia wzrosło, gdy przycisnęłam palce mocniej do gładkiej powierzchni. Powitałam je i absorbowałam, podczas, gdy ciepło badało moją skórę, ślizgając się po ramieniu, aż dosięgło szyi. Uwaga i Awaria naprężyły się pod T-shirtem, a jego materiał pobudził je jeszcze bardziej. Fale przyjemności popłynęły prosto do mojej kobiecości, a ciepło rozprzestrzeniło się po całym ciele, aż ogarnęło każdą cząstkę mojego ciała. Ale teraz był czas na mój ruch. To ja w tym scenariuszu byłam szalonym naukowcem. Chciałam zrobić mu to samo, penetrować jego ciało i duszę tak, jak on penetrował moją. Poczułam niewyobrażalną przyjemność przepływającą przez moje żyły i skupiłam się. Pchnęłam. Przesłałam moją energię przez zakończenia nerwowe mojego
ramienia, aż przebiły się przez ścianę pomiędzy nami. Wciąż nie mogłam zobaczyć Reyesa, ale go czułam. Bardzo wyraźnie. Pozwoliłam mojej energii, by go przeniknęła. Prześlizgiwałam się przez doliny i wzniesienia jego mięśni, gdy drgały pod moim prawie – dotykiem. Czułam gładkość jego skóry, twardość mięśni pod nią, jego podniecenie. Wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby, gdy dosięgłam jego erekcji. Chciałam wejść w niego tak, jak on wchodził we mnie. Żeby wył z ekstazy. Błagał o spełnienie. Ale zablokował już moje myśli. Zawsze ostrożny na to, co mogłabym zobaczyć, gdyby mi na to pozwolił. To było niesprawiedliwe. Wzmocniłam dotyk. Pozwoliłam palcom wbić się w jego skórę. Szarpałam i drapałam, by mnie wpuścił w siebie. Jego ramiona spoczywały nad jego głową, dłonie zacisnął w pięści. „Dutch,” powiedział ostrzegawczo. Nie odpowiedziałam. Nie byłam pewna, czy potrafiłam. Ale popchnęłam jeszcze raz, rozsuwając mu nogi i pozwalając mojej energii pulsować w jego ciele. Odrzucił głowę, wciskając ją w materac i zaciskając dłonie na poduszce po obu stronach. I opuścił tarczę. W tym samym momencie, wbiłam się w niego. Nasze energie zetknęły się z rozpędem. Wygiął plecy w łuk i dotknął mnie,
eksplorując moje ciało w czasie, gdy ja eksplorowałam jego. Chwilę zajęło mi uświadomienie sobie, że to, co czuję, to uczucie pieszczenia. Pogrążyłam się we własnym pożądaniu, ale wyglądało na to, że tylko tego potrzebował Reyes do osiągnięcia spełnienia. Jego mięśnie zacisnęły się wokół mnie i poczułam jak ogień przesuwa się po jego podbrzuszu. Jego zęby zacisnęły się na poduszce, gdy osiągał orgazm. Po kilku sekundach agonii, powoli się rozluźnił, przeciągając palcami po twarzy, zaraz przed tym jak zasłonił ją ramieniem. Jego głęboki głos był zachrypnięty, gdy powiedział, „Przyjdź spać ze mną.” Kiedy nie odpowiedziałam, niepewna, czy potrafię, podniósł się. Widziałam go teraz wyraźniej, ale mój dotyk wciąż był wrażliwszy niż wzrok. To było coś, nad czym musiałam popracować. Zostałam z nim, gdy przycisnął swoją dłoń do ściany. Zanim zniknęłam, wyszeptał ponownie. „Przyjdź spać do mnie.” Zapadłam w sen otoczona jego esencją.
8 Ubrania? Jakieś są Klucze? Znalezione Kubek kawy? Pełen Zdrowie psychiczne? Zdrowie psychiczne? - T-SHIRT
Obudziłam się jakby sekundę później z czyjąś dłonią na moich ustach, co nigdy nie jest przyjemnym sposobem na pobudkę. Ledwo zdążyłam się zorientować, już był przy mnie bezcielesny Reyes, ubrany w swoją czarną szatę. Usłyszałam brzęk wyciąganego ostrza. Ale nie wiedziałam, co się dzieje. Podniosłam dłoń, by go powstrzymać, starając się oprzytomnieć. Mężczyzna w czarnej kominiarce na głowie stał nade mną z bronią w prawej ręce, której lufa przystawiona była do mojej lewej skroni. Poczułam się niekomfortowo. Reyes warknął i poczułam, że przymierza się do powalenia mężczyzny, gdybym tylko dała mu znak. Jego samokontrola nie była zbyt mocna. Nie miałam wiele czasu. Zmusiłam się do spokoju i spróbowałam wyczuć intencje włamywacza. Czy chciał mnie zabić? Jeśli tak, byłabym za tym, żeby syn Szatana ugryzł go w tyłek. Ale on był tylko posłańcem. Przyniósł wiadomość, ale od kogo?
Mężczyzna położył kawałek papieru na mojej klatce piersiowej i owinął lewą dłonią moje gardło. „Masz czterdzieści osiem godzin, by dowiedzieć się, gdzie ją przetrzymują, albo twój przyjaciel zginie.” Wysyczał, ściskając mi tchawicę w ramach ostrzeżenia. „I żadnych glin.” Ścisnął ponownie, odpychając mnie; wtedy zniknął. Kiedy odszedł, uświadomiłam sobie, że było ich dwóch. Wyszli przez drzwi do sypialni, nie mając pojęcia, jak blisko śmierci byli. Odkaszlnęłam i charknęłam, gdy szata Reyesa zniknęła. Ruszył na mnie. „Kto do, do cholery, był?” Pomasowałam szyję, sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu. „Nie mam pojęcia. Ale nic mi nie jest.” Prychnął. „Chwila, mój przyjaciel?” Przerażenie wysłało adrenalinę wzdłuż mojego kręgosłupa. Wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do mieszkania Cookie. Zamknęła drzwi, dzięki Bogu. Załomotałam w drzwi i pobiegłam po swój klucz, ale otworzyła drzwi, zanim go znalazłam. „Charley!” powiedziała, idąc w moją stronę. „Co się dzieje?” „Wszystko w porządku?” „Tak.” Cookie rozglądnęła się, zastanawiając się, czemu miałoby być z nią coś nie tak. „Amber,” wyszeptałam sekundę przed tym jak wtargnęłam do mieszkania Cookie, by sprawdzić, co z jej córką.
Cookie była tuż za mną, tak samo jak materialny już Reyes Farrow. Narzucił na siebie dżinsy i wybiegł za nami. Otworzyłam drzwi do pokoju Amber i włączyłam światło. Była pogrążona we śnie, jej długie ciemne włosy okalały jej główkę. Cookie wyszeptała zza moich pleców. „Charley, co się dzieje?” Zgasiłam światło i zamknęłam za sobą drzwi. „Tak mi przykro, Cook. Dwóch mężczyzn właśnie włamało się do mojego mieszkania.” „Co do ku–?” zaczął Reyes, wystarczająco głośno, by obudzić Amber. „Reyes,” wyszeptałam, „nie tutaj.” Znowu był na mnie zły. Mężczyźni i ich zmienne nastroje. Poprowadziłam ich z powrotem do mojego mieszkania, a kiedy tylko zamknęłam drzwi, naskoczył na mnie. „Co to, do kurwy nędzy, było?” Nie miał na sobie koszulki, a guzik jego spodni nie był zapięty, więc zajęło mi minutę nim odpowiedziałam na pytania. „Co? Porwali mi przyjaciela. Powiedzieli, że mam znaleźć jakąś laskę w czterdzieści osiem godzin, bo mój przyjaciel zginie.” „I?” zapytał, zbliżając się. Jego wściekłość falowała wokół mnie, gorąca i pulsująca. „I jeśli przetrzymują mojego przyjaciela, nie mogłam pozwolić ci, byś rozerwał im kręgosłupy, prawda?”
Odwrócił się ode mnie ze wściekłym warknięciem. Cookie trzymała dłoń na klatce piersiowej, niepewna, co robić. „Włamało się dwóch mężczyzn?” zapytała, rozglądając się dookoła. „Tak. Oh! Kartka.” Pospieszyłam do mojego pokoju i przyniosłam papier, który został niemal przybity do mojej piersi. Było to zdjęcie kobiety z imieniem pod spodem. To było to. „Okej, mam czterdzieści osiem godzin na znalezienie tej kobiety albo mój przyjaciel zginie. Westchnęłam. „Tak jakbym miała tylko jednego. Który?” „Nie wiem,” powiedziała, siadając na krześle. „Może powinniśmy zadzwonić do wszystkich. Upewnić się, że wszyscy są zdrowi. To znaczy, zabrzmiałoby to tak, jakby go przetrzymywali?” „Tak sądzę,” powiedziałam, przypominając sobie. „Nie jestem pewna. To działo się tak szybko.” Reyes zajęty był miotaniem się po pokoju jak zwierz w klatce, a ja nie mogłam się nadziwić, jak mocno połączony był z moimi emocjami. Pojawił się w momencie, gdy zostałam zaalarmowana przez mój mózg. To było przedziwne. „Wybacz, skarbie,” powiedziałam, podchodząc do niego. „Nie mogłam stracić tej szansy. Musiałam wiedzieć, dlaczego tu się znaleźli, zanim odeślę ich na wózki inwalidzkie do końca ich życia.” Zamilkłam, widząc zmianę na jego twarzy. Wciąż był zły, ale jego wyraz twarzy złagodniał. Zbliżyłam się i wetknęłam kosmyk jego włosów za ucho. „Co?”
Gdy się odezwał, jego głos był cichy i delikatny. „Nazwałaś mnie skarbem.” Zaśmiałam się miękko. „To oznacza, że jesteś dla mnie ważny.” Zamrugał, jakby nie wiedział, co myśleć. „Nikt wcześniej nie nazywał cię skarbem? Kochaniem? Serduszkiem?” „Nie.” Zastanowiłam się, jak nazywali go jego ludzcy rodzice, gdy był dzieckiem. „Jestem pewna, że ktoś cię tak nazywał, tylko nie pamiętasz.” „Powinnaś była pozwolić mi rozerwać ich kręgosłupy.” „Możliwe i prawdopodobnie będę tego żałować później, ale na razie nie.” Przebiegł palcami w dół mojego ramienia. „Nie powinniśmy zadzwonić na policję?” zapytała Cookie. „Powiedzieli ‘żadnych glin.’ Zadzwonię powiadomić o tym wujka Boba dziś rano.” Kiwnęła głową i podniosła się, by wrócić do swojego mieszkania. „Tak,” powiedziałam, wstając razem z nią. „Idź, odpocznij sobie.” „Odpocznij?” Wskazała na Pana Kawusię. „Zrób kawę, a ja pójdę się ubrać. Zaczniemy dzwonić już teraz.” Boże, kochałam tą kobietę.
*** Zadzwoniłyśmy do każdego przyjaciela, jakiego miałam od dnia narodzin. No może nie do końca, ale czułam się, jakby tak właśnie było. Moja przyjaciółka Pari, tatuażystka, wyjaśniała mi przez dwadzieścia minut, że ją obudziłam. Po całej wieczności, zamknęła się na wystarczająco długo, bym mogła ją zapytać, czy nie została przypadkiem porwana przez grupę mężczyzn w kominiarkach. Po tym musiałam wytrzymać kolejne dwadzieścia minut jej narzekań jak głupie pytanie to było. „Nie byłoby głupie, gdybyś naprawdę była przetrzymywana przez mężczyzn w kominiarkach,” kłóciłam się. Tak czy inaczej, to był ostatni raz, gdy zadzwoniłam do niej o czwartej nad ranem. O szóstej nie miałam już żadnego pomysłu, kogo jeszcze mogłabym nazwać przyjacielem. Nie, żeby zajęło mi tyle czasu dobrnięcie do końca listy. To raczej tym ludziom zajęło tyle czasu na odebranie telefonu. Nikt też nie wydawał się szczęśliwy z powodu mojej troski o ich życie. Następnym razem pozwolę po prostu tym złym ludziom ich sobie zatrzymać. Wujek Bob przyjechał koło szóstej trzydzieści, a my wyjaśniłyśmy, co się stało. Nie przestawał zerkać na Cookie, zmartwiony wydarzeniami, ale też umierający z ciekawości jak poszła jej randka. Nie zamierzałam mu mówić.
„Uderzam po prysznic,” powiedział Reyes, kiwając głową Wubkowi. „Nie uderzaj Georga,” jęknęłam. Jego prysznic był niesamowity. Nazwałam go George, bo nie wyglądał mi na Toma, Dicka ani Harryego. „Co on ci takiego zrobił?” Pełne usta Reyesa rozciągnęły się w uśmiechu, a zielone oczy ze złotymi plamkami rozbłysły w przytłumionym świetle. Pocałował mnie miękko w policzek i przesunął gorący oddech na moje ucho, szepcząc, „George się za tobą stęsknił.” Potem wyprostował się i mrugnął rozbawiony. Ale to co zrobił potem, zaskoczyło wszystkich w pokoju. Pochylił się ponownie, pocałował Cookie w policzek i jej również wyszeptał coś do ucha. Siedziałam ogłuszona. To był drugi raz kiedy pocałował ją w policzek. Po sztywnym kiwnięciu głową w stronę Wubka, wyszedł za drzwi. „Czy jest coś, co powinnam wiedzieć o was dwojgu?” zapytałam Cookie. Zabrało jej chwilę powrócenie na Ziemię. Gdy się odezwała, na jej policzki wypłynął delikatny rumieniec. „Podziękował mi za bycie dla ciebie dobrą przyjaciółką.” Położyłam dłoń na sercu. Co za gość. „Byłby najsłodszą rzeczą na świecie, gdyby nie zabijał demonów i reszty.” „Prawda,” przyznała.
Pocałunek dotknął Wubka jeszcze bardziej niż Cookie. Czułam uderzenia zazdrości emanujące od niego. Biedaczek. Gdyby tylko umówił się z Cookie, jego problemy zniknęłyby. „Taa, ja też już sobie pójdę,” powiedział, odchrząkując i wstając. „Wyślę umundurowanego–” „Nie możesz, wujku Bobie. Powiedzieli żadnej policji. Dowiedz się po prostu kim jest ta kobieta ze zdjęcia.” Wubek wziął głęboki oddech i powiedział, „Więc wyślę cywilniaka. Wiem już kogo. Może być twoim bratankiem, Cookie. Nie pozwól odchodzić mu od siebie na krok.” Zrobił minimalny krok w jej kierunku. „Obiecaj mi.” „Dziękuję, Robercie. Obiecuję.” „Wpadnę wieczorem, sprawdzić, co u was, dziewczyny.” „Oh, cóż, mógłbyś,” powiedziałam, myśląc z wyprzedzeniem, „ale Cookie może nie być. Ma kolejną randkę. Tak jak powiedziałam, jest popularna.” Mrugnęłam do niego. „Myślisz, że to dobry pomysł?” zapytał. „Biorąc pod uwagę okoliczności?” Cookie rzuciła mi złe spojrzenie, a potem przykleiła na twarz uśmiech i odwróciła się do niego. „Oh, tak, to prawda. Niemal zapomniałam. Ale jeśli chcesz wpaść, mogę ją przełożyć.”
„Oh, nie,” powiedziałam, machając ręką, „wujek Bob nie chciałby ci zniszczyć wieczoru tylko dlatego, że chce wpaść i pogadać – prawda, Wubku?” Milczał przez chwilę, by rozluźnić szczękę. „Prawda. Masz rację. Idź się zabawić.” Ruszył w stronę drzwi. „Zadzwonię wieczorem, upewnić się, czy z tobą wszystko w porządku.” „Naprawdę nie ma potrzeby,” powiedziałam do niego. Cookie kopnęła mnie, gdy tylko zamknęły się za nim drzwi. Pisnęłam. „Co robisz?” „Co ja robię? Co ty robisz!” „Co masz na myśli, co ja robię? Spytałam pierwsza.” „Prawie się udało,” powiedziała, wskazując na drzwi. „Chciał spędzić ze mną czas.” „Wyluzuj, Cook.” Wstałam i odłożyłam kubek do zlewu. Ale tylko po to, by przepłukać go i wziąć świeży.” „Wyluzuj?” „Tak, wyluzuj. Za każdym razem prawie się udaje. Czasami aż prawie tu mieszka, ale czy wziął cię gdzieś? Jesteście bliżej do pójścia na randkę? Do zabawiania się na mojej kanapie? Nie sądzę.” Spuściła ramiona. Powoli. Jak balonik z maleńką dziurką, który wydaje zabawne purkanie, gdy ulatuje z niego powietrze. Tyle tylko, że nie purkała. „Masz absolutną rację.”
„Mam?” Zatrzymałam się i zamyśliłam. „To nigdy wcześniej się nie zdarzyło.” „Wiem. Ciesz się chwilą.” Kiedy zagapiłam się na nią, dodała, „Co? Wszyscy wiedzą, że jestem mózgiem naszego zespołu.” Miała rację. „Okej, idę pod prysznic, wymyć zadymione pokoje i mężczyzn w kominiarkach z moich włosów.” Cookie wstała i zaczęła myć moje naczynia. „Oh, nie, nie musisz tego robić. Proszę, przestań.” Dodałam trochę melodramatyzmu, by być bardziej przekonującą. „Naprawdę, Cookie.” „Okej, przestanę.” „Tylko żartowałam. Zmywaj sobie. Ktoś musi zająć się naczyniami, a już przestałam wierzyć, że pan Wong się kiedyś nimi zainteresuje.” Popatrzyłam na niego kontrolnie, wchodząc do łazienki. „Umyję tylko część, zanim Amber nie skończy się przygotowywać.” Amber, która układała włosy przy moim kuchennym stole, ponieważ Cookie nie chciała jej zostawiać samej po ostatnich wydarzeniach, zaprotestowała. „Zrobiłabym to szybciej w mojej własnej łazience, Mamo.” „Musimy się pośpieszyć,” powiedziała, ignorując jej narzekania, „albo znowu się spóźnisz.” Uniosła lewą brew. „Dziwne, jak bardzo to ich irytuje.”
Potrząsnęłam głową, wchodząc w końcu do łazienki i zamknęłam drzwi. Dopiero wtedy pozwoliłam dreszczom wstrząsnąć moim ciałem. Popatrzyłam w lustro. Nie mogłam sobie pozwolić na strach. Muszę go przezwyciężyć. Wyciągnęłam szczoteczkę i wycisnęłam pastę na włosiu. Ale trzęsłam się i gdy pasta nie chciała wylecieć, przysunęłam ją do oka, żeby zobaczyć ile jeszcze zostało. Kolejny dreszcz spowodował drgnięcie dłoni i w efekcie miętowa pasta z fluorem i wybielającymi kryształkami wylądowała w moim oku. Wrzasnęłam i zakryłam oko obiema rękami, straciłam równowagę i zrzuciłam z półki figurkę Małej Syrenki. „Moje oko!” płakałam, starając się odzyskać zdolność widzenia pomimo bólu.” „Moje lewe oko! Płonie!” Zanim zdążyłam się pozbierać, drzwi łazienkowe odskoczyły z trzaskiem i przez mgłę zobaczyłam Reyesa. Stał tam w gotowości, a adrenalina buzowała w jego żyłach. „Święta matko boska,” wyszeptała Cookie, z dłońmi w żółtych, plastikowych rękawiczkach. To był właśnie ten moment, w którym uświadomiłam sobie, że Reyes jest nagi jak nagi mężczyzna siedzący w moim Jeepie. I był mokry. Bardzo, bardzo mokry. Reyes odwrócił się do niej. „Uups,” powiedziałam, uświadamiając sobie, co zrobiłam. Przyzwałam go moimi agonistycznymi krzykami.
A on po prostu stał niczym grecki bóg, nie starając się nawet ukryć swojej nagości. Powiedział, „Byłem pod prysznicem.” „Jak się ma George?” zapytałam, ale zanim zdążył odpowiedzieć, wszyscy odwróciliśmy się w stronę małej księżniczki stojącej za matką. Amber miała otworzone usta i oczy jak kiełbaski. Wielkie, szczęśliwe kiełbaski. Cookie zanurkowała w jej stronę i próbowała zakryć jej oczy tymi wielkimi, żółtymi rękawicami, ale Amber była szybka. Uciekła na drugi koniec pokoju, zyskując świetny widok na syna Szatana na solidne dziesięć sekund. To było niebezpieczne pod każdym względem. Wkroczyłam do akcji, gdy tylko zdołałam oderwać wzrok od jego doskonałej sylwetki. Stanęłam przed Reyesem, zasłaniając go, ale nie przegapiłam rozbawionego mrugnięcia, które przesłał Amber, gdy chwyciła ją Cookie. Zarumieniła się i zachichotała. „Jasna cholera, Reyes,” powiedziałam moim najlepszym moralizującym tonem. „Nie możesz się obnażać przed dwunastolatką.” Cookie wróciła zabrać swoje rzeczy. „To prawda,” powiedziała, starając się unikać wzrokiem nagiego ciała Reyesa. Przewróciłam oczami, zwinęłam ręcznik i owinęłam go wokół jego bioder. Uśmiechnął się i obserwował moje wysiłki, nie zamierzając mi pomóc.
Beznadziejne westchnienie wyrwało się z ust Cookie, gdy wreszcie odważyła się na niego spojrzeć. „Ustawiłeś teraz poprzeczkę zby wysoko. Nikt z żyjących nigdy nie zdoła osiągnąć–” Wskazała na niego. „–tego. Zepsułeś moją córkę.” „Przykro mi,” powiedział, ale nieszczerze. Byłam pewna. Uśmiech pojawił się w końcu na twarzy Cookie. Wskazała na niego oskarżająco. „Wcale nie.” Wzruszył ramionami. „No może nie do końca.” „Łajdak,” powiedziała, zanim zamknęły się za nią drzwi. A raczej spróbowały. Uderzyły o framugę drzwi i odskoczyły. Spróbowała ponownie, z tym samym rezultatem. I ponownie. I ponownie. „Cook, nie szkodzi,” powiedziałam, wyrywając drzwi z jej rąk, które wciąż były w żółtych rękawiczkach. „Zajmę się drzwiami,” gdy kiwnęła głową i ruszyła w stronę schodów, dodałam, „Będę potrzebować jeszcze tych rękawiczek.” Sprawdziłam drzwi. Były w porządku. Framuga, cóż, widziała lepsze drzwi. „Czy ty to zrobiłeś?” zapytałam Reyesa. „Jak mogę zablokować drzwi, skoro nawet nie mogę ich zamknąć.” „To pewien problem.” Zaszedł mnie od tyłu i położył długie ramię na ścianie nad moją głową, unieruchamiając mnie. „Wygląda na to, że będziesz musiała zostać u mnie.” Zawachlowałam rzęsami. „Albo u Cookie.”
Zamaszystym ruchem zdarł z siebie ręcznik i rzucił mi go na głowę, po czym spokojnie oddalił się do swojego mieszkania. Nagi. Cały błyszczący i śliski. Matko Boska. *** Kiedy cywilniak przyszedł do mieszkania Cookie, wysłałam go do biura i poszłam po Misery. Cook będzie miała pracowity dzień z tym wszystkim, co jej zadałam, a ja miałam wystarczająco dużo do zrobienia, by mieć zajęcie na kilka minut. Może pół godziny. Potrzebowałam mężczyzny. Mężczyzny, którego mogłabym wysyłać do różnych rzeczy i wydawać mu rozkazy. Potrzebowałam mężczyzny imieniem Garett Swopes. Był jedynym z naszej paczki, który odwiedził piekło. Poza Reyesem, oczywiście. Przeszukałam moją torbę w poszukiwaniu kluczyków do Misery. Po otworzeniu drzwi, spróbowałam wejść do środka. Udałoby mi się, gdyby osiemdziesięciokilowy Rottweiler nie siedział na fotelu kierowcy. „Artemido,” powiedziałam, gdyby zamachała króciutkim ogonkiem, „nie możesz prowadzić. Kiedy ostatnim razem kierowałaś, omal nie zabiłyśmy listonosza.” Zaborczo położyła łapę na kierownicy, jej brązowe oczy zalśniły. Przechyliłam się do przodu i spojrzałam na pana Andrulisa. Nie wyglądał, jakby Artemida mu przeszkadzała. Podrapałam jej uszy.
Szczeknęła nisko na coś za moimi plecami. Popatrzyłam w tamtym kierunku i zobaczyłam, że mamy towarzystwo. Męzczyzna w szarym uniformie stał i obserwował nas. Cóż, mnie, skoro nie widział Artemidy.” Kiwnęłam głową niezobowiązująco i powiedziałam do Artemidy przez zaciśnięte zęby, „Poważnie, dziewczyno, spadaj stąd.” „Umyję go dla ciebie,” powiedział koleś, zbliżając się o kilka kroków. Niedawno miałam broń przystawioną do głowy i nie byłam w nastroju do znoszenia nikogo, kto miał penisa. Nonszalancko sięgnęłam do torby i zacisnęłam palce wokół Margaret, mojego Glocka. „Przepraszam?” Jeśli był bezdomny, nie był nim długo. Jego ubranie było niemal nowe. „Twojego Jeepa. Mogę go umyć. Tym się zajmuję.” Wyciągnął w moją stronę ręcznie robioną wizytówkę. „Cóż, dzięki, ale nie potrzebuję.” „A nie masz przy sobie paru groszy?” zapytał. „Jeśli się cofniesz, sprawdzę.” „Serio?” Ucieszył się. „Dzięki.” Cofnął się, a ja wyciągnęłam z torebki portfel. Świecił pustkami. Nie miałam nic dla tego mężczyzny.
Wtedy zauważyłam pewien szczegół. W beżowym sedanie zaparkowanym po drugiej stronie ulicy siedział mężczyzna z kamerą skierowaną prosto na mnie. Właściwie, to już widziałam tego sedana dużo wcześniej. Mężczyzna właśnie zapisywał ujęcia, które zdobył. Obniżył kamerę i przeglądał ją, gdy zapukałam do jego okna. Podskoczył i wyglądał na zaskoczonego. „Kim ty, do cholery, jesteś?” niemal na niego krzyknęłam. Nie byłam dziś w przyjacielskim nastroju. Oczywiście, w moich krzykach były też pewne zalety. Przyciągałam uwagę przechodniów. Gdyby się na mnie rzucił, miałabym świadków. Dwie sekundy zajęło mi sprawdzanie terenu. Coś, co prawdopodobniej powinnam zrobić przed prowokowaniem nieznajomego, który mógł mieć AK-47 w schowku. Na szczęście, pod Calamity’s jakiś mężczyzna sprawdzał śmietnik. Popatrzył na nas ze średnim zainteresowaniem. Reyes się nie pojawił. Zgaduję, że jedyne, co ode mnie odczuwał, były skoki adrenaliny. Spróbowałam zachować spokój, by go nie przyzwać. Miał pracowitą noc z tymi naszymi seksualnymi zabawami przez ścianę. A potem jeszcze wpadli ci mężczyźni w maskach. Jak dodać do tego całe to zamieszanie z pastą do zębów, Reyes mógł czuć się równie zmęczony, co ja.
Skupiłam się na paparazzi. „Co jest, koleś?” Krzyknęłam, gdy położył kamerę na siedzeniu pasażera. Włożył kluczyk do stacyjki i z jakiegoś powodu – moich kocich refleksów czy coś – spróbowałam otworzyć drzwi. Zamierzałam wytargać go za włosy i wymusić powiedzenie prawdy. Na szczęście, miał zamknięte drzwi. Ruszył, niemal przejeżdżając mi po stopie. Stałam oszołomiona przez jakąś minutę. Gdy odjeżdżał, zobaczyłam jego kurtkę na tylnym siedzeniu. Był gliną.
9 Nie wiem, co zrobiłabym bez kawy. Pewnie od 15 do 20 klikałabym długopisem.
Sukinsyn. Czy gliny mnie śledzą? Pospieszyłam do Misery, mając nadzieję na złapanie tego kolesia, jak gdyby był ważną częścią tego wszystkiego – ale zniknął. Trzasnęłam drzwiami i zaklęłam pod nosem, uświadamiając sobie, że moja torba wciąż jest na swoim miejscu. Tamten koleś mógłby ją bez problemu ukraść. Dzięki Bogu za małe cuda. Kiedy otworzyłam drzwi do samochodu, by do niego wsiąść, Artemida przeniosła się już na tylne siedzenie. Patrzyła przed siebie, tak jakby chciała siedzieć z tylu od samego początku. „Przepraszam, dziewczyno,” powiedziałam, wskakując do auta. „Panie Andrulis, zwykle nie krzyczę i nie trzaskam drzwiami, ale bycie prześladowaną to coś, co wyprowadza mnie z równowagi.” Nie odpowiedział, a ja zaczynałam się naprawdę źle czuć z jego powodu. Powinien wyluzować. Uruchomiłam Misery i opuściłam parking w poszukiwaniu faceta z poczuciem niższości.
*** Kiedy zatrzymałam się przed agencją, w której Garrett Swopes przebywał najczęściej, recepcjonistka poinformowała mnie, że zatrzymuje właśnie podejrzanego. Zapytałam ładnej dziewczyny, która była zbyt młoda, by pracować w agencji takich rozmiarów, gdzie on może być. „Oh, nie mogę tego pani powiedzieć, pani Davidson,” powiedziała, żując gumę. „Mój wujek by mnie zabił. Tak mi powiedział. Powiedział, że podetnie mi gardło we śnie, jeśli podam ci jakieś informacje na temat naszych spraw.” „Wow. To trochę dziwne. Twój wujek, tak?” „Taa. Zatrudnił mnie tymczasowo, żeby sprawdzić, czy dam sobie radę.” „A dajesz?” zapytałam, rzucając spojrzenie na jej notatki. „To znaczy, wyglądasz jakbyś dawała.” Zamrugała oczami, próbując nadążyć za moim tokiem myślenia. „Co daję?” „Sobie radę.” „Oh,” zachichotała. „Tak, ostrzegali mnie przed tobą. Ale nie mogę ci powiedzieć, gdzie on jest. Nie wyciągniesz tego ze mnie.” Wróciła do żucia gumy i piłowania paznokci. Kiwnęłam głową. „Myślę, że świetnie sobie radzisz, skarbie. Swopes nie jest teraz na blokowisku na rogu ulic Girard i Lead, prawda?”
Otworzyła usta. „Jak–?” Cóż, tego właśnie potrzebowałam. „Dzięki, skarbie. Pozdrów ode mnie swojego wujka.” Machnęłam ręką, wychodząc. Biedaczka. Miała wszystkie szczegóły wypisane na kartce przed nią. Nie miałam serca jej powiedzieć, że potrafię czytać do góry nogami. Musiała się szybko uczyć, jeśli chciała pracować dla swojego wujka. Miała twarde spojrzenie i szczękę ze stali. Niestety, jego nos nie był równie niezniszczalny. Złamałam mu go więcej niż raz i przechyliłam lekko na lewą stronę twarzy, ale był fajnym kolesiem. Tylko dlaczego kazał swojej siostrzenicy nie podawać mi żadnych informacji? Przyjaźniliśmy się przez długi czas. I już przeprosiłam go za całe to ananasowe niepowodzenie. Naprawdę powinien już to sobie odpuścić. Dostanie wrzodów, jeśli będzie się tak tym przejmował. To właśnie była moja specjalność. Wywoływanie wrzodów. Każdy musi być w czymś dobry. *** Zaparkowałam za ciężarówką Garretta i wyłączyłam Misery. Zgubiłam Artemidę gdzieś między centrum a Juan Tabo. Zobaczyla kota. Garrett stał koło swojego bagażnika z dwoma innymi mężczyznami. Szybko zorientowałam się, że jednym z nich jest wujek recepcjonistki, Javier. A kazał jej nie podawać mi żadnych informacji. Mam nadzieję, że nie wpakuję jej w kłopoty. Odwrócili się w moją stronę równocześnie. Garrett Swopes miał wysokie ciało o skórze koloru mochi i szare oczy. A także
niesamowite mięśnie brzucha. Nie, żebym się nimi interesowała, ale trudno było je przeoczyć, jeśli za każdym razem otwierał mi drzwi bez koszulki. Możliwe, że było to spowodowane tym, że zwykle pokazywałam się w jego domu w środku nocy. Dziwne, jak często potrzebowałam go o czwartej nad ranem. Był w środku zakładania kamizelki kuloodpornej. Chyba miał złe wspomnienia. Javierowi zajęło chwilę rozpoznanie mnie. Zamarł i powiedział coś do Garretta, wskazując na mnie. Garrett kiwnął głową i machnął ręką, żebym podeszła. Nie znałam tego trzeciego. Był przynajmniej częściowo Azjatą i wyglądał, jakby nałogowo brał udział w bijatykach barowych. No, ale komu były potrzebne te wszystkie zęby? Były zupełnie zbędne, jak dla mnie. Wyskoczyłam z Misery i skierowałam się w ich stronę z nonszalanckim uśmiechem. „Skąd wiedziałaś, gdzie jesteśmy?” zapytał Javier. „Wiedziałam tylko, gdzie jest Swopes i muszę z nim porozmawiać. Jesteście tylko dodatkiem.” Mrugnęła do niego. Zmarszczył brwi. „Nie przyniosłaś żadnego C-4, prawda?” „Javier, zapomnij już o tym. Niech przeszłość pozostanie przeszłością.” Sięgnął do kieszeni i powiedział przez zaciśnięte zęby, „Zaraz pokażę ci twoją przeszłość.”
„Dobra, dobra,” powiedział Garrett, wyszarpując mu broń. „Charley wyzwala w nas najgorsze instynkty. To nie jej wina.” „To prawda,” powiedziałam. „Widzisz?” powiedział Garrett, strofując swojego szefa – prawda była taka, że to on napędzał ten biznes. „Mamy robotę do zrobienia, Swopes,” powiedział ten, odchodząc. Odwróciłam się do Garretta, szczęśliwa, że mnie poparł. „Mogę pomóc,” powiedziałam, oferując moje usługi. Javier usłyszał mnie i zawrócił. Zamierzał się ze mną kłócić, ale zmienił zdanie w połowie drogi. Widziałam to po jego twarzy. „Tak,” powiedział, lustrując mnie z góry do dołu. „Możesz. Idź do mieszkania numer 504 w tym budynku i zapukaj do drzwi. Powiedz, że przysłała cię Crystal.” Garrett zachichotał pod nosem i sprawdził broń. Mięśnie jego ramion napięły się. „Nie możemy jej tam wysłać.” „Pewnie, że możecie,” powiedziałam. „Jestem tu, by ci pomóc, bo właśnie tak postępują przyjaciele. Pomagają sobie nawzajem w kryzysowych sytuacjach. Chronią sobie plecy.” Opuścił broń i przyjrzał mi się uważnie. „Okej, czego chcesz?” „Co?” wykrzyknęłam, urażona. „Ja?” „Robimy to czy nie?” zapytał ten trzeci koleś. „Mam teściową w domu. Próbuje przekonać moją żonę, że nie jestem dość dobry. Że
powinna mnie opuścić i wrócić do Puerto Rico. Muszę wrócić do domu, zanim uświadomi sobie, że jej matka ma rację.” Zaśmiałam się. „Wyobrażam to sobie. Czekaj, Crystal nie jest alfonsem?” „Nie mam pojęcia,” powiedział Javier. „Nie szkodzi. Jestem gotowa. Odpraw mnie, szefie.” „Nie jestem twoim szefem.” Zmarszczyłam brwi. „Okej,” powiedział Garrett, gdy Javier pokazał mi zdjęcie Daniela, kolesia, którego chcieli aresztować i powiedział, co mam zrobić. Szliśmy ręka w rękę w stronę budynku. Miałam nadzieję, że Reyes się nie pojawi. Jego temperament był nie do przewidzenia. „Czego chcesz?” Zaśmiałam się. „Chcę miliona dolarów, ale od ciebie chcę tylko wiedzieć jak daleko zaszliście w tłumaczeniu tej książki.” „Przepowiedni?” zapytał, zaskoczony. „Doktor von Holstein wciąż nad tym pracuje, ale dokonaliśmy kilku zaskakujących odkryć.” Musiałam się powstrzymywać, by nie chichotać za każdym razem, gdy mówił nazwisko doktora. Było takie zabawne. Musiałam nazwać coś von Holsteinem. Szkoda, że moja kanapa miała już imię. To może krzesło. Albo solniczkę. „To wszystko?” zapytał, gdy zbliżyliśmy się do wejścia. „Nawet nieblisko. Czy jest tam cokolwiek o Dwunastce?”
Zrobił zaskoczoną minę. „Tak, jest. Kilka strof koncentruje się na Dwunastce i ich roli w tej gównoburzy, która ma nadejść.” Moje serce zagalopowało. Zazwyczaj starałam się unikać konfliktów z uciekinierami z piekła. Uniosłam odważnie rękę. „Nie osładzaj mi tego, Swopes.” „Nie zamierzam.” „Wygramy?” doszliśmy już do windy, która wyglądała jak sejf. Garrett przywołał ją przyciskiem. „Co masz na myśli?” „Gównoburzę. Dwunastkę. Czy pokonamy ich?” Drzwi rozwarły się. Weszliśmy do środka, a on nacisnął guzik piątego piętra, rzucając mi zagubione spojrzenie. „Dlaczego mielibyśmy z nimi walczyć?” „Ponieważ chcą mojej głowy podanej na tacy.” Trzymał moją dłoń w swojej – nie wiem dlaczego, ponieważ w windzie poza nami nikogo nie było – i zapytał, „Dlaczego chcą twojej głowy?” „Ponieważ,” powiedziałam, niecierpliwiąc się. „są Dwunastką. Właśnie tym się zajmują.” „Charles, powinnaś przestać oglądać te wszystkie horrory. Dwunastka jest dobra. Zostali wysłani, by cię chronić.” „Co? Są ogarami z piekła. Dlaczego mieliby–?” „Ogary z piekła?” Kiedy przytaknęłam, zapytał, „Dosłownie?”
Przytaknęłam ponownie. „Więc rozmawiamy o różnych Dwunastkach. Dwunastka, o której wspomina proroctwo to duchowe istoty.” „To nie może być prawda,” powiedziałam, gdy wyszliśmy z windy. Obskurny korytarz wyłożony był dywanem, który miał na sobie plamy moczu i chemikaliów. Zacisnęłam nos i usta, starając się ochronić przed zapachem nielegalnej produkcji narkotyków. Zastanowiłam się, czy Daniel je produkuje czy tylko sprzedaje. Ale najgorszym elementem tego obrazka był płacz dziecka z niższych pięter. Dlaczego to musiał być zawsze płacz dziecka? Dobrnęliśmy do drzwi Daniela. Garrett schował się za rogiem. Kiedy pokazał mi, że jest gotowy, włożyłam do ust gumę, uniosłam rękę i niemal zapukałam. Garrett nakazał mi ciszę naglącym syknięciem. Zbliżyłam się do niego i wyszeptałam, „Dlaczego trzymaliśmy się na dole za ręce, grając parę zakochanych, skoro mam tam wejść sama?” Zdradził go grymas. Zaśmiałam się cicho. „Jesteś małym, niedobrym oszustem, Garretcie Swopes,” powiedziałam, drażniąc go. Wróciłam na swoje miejsce i zapukałam naprawdę. „Co?” wrzasnął zirytowany męski głos.
Ale zapukałam zbyt wcześnie. Zapomniałam, że jedyna guma, jaką mam ma super-duper kwaśny smak. Nie mogłam powstrzymać się od krzywienia się przy każdym ruchu szczęką. Zamrugałam, by odegnać łzy, starając się rozsunąć powieki i powiedziałam, „Crystal mnie przysłała,” moim najlepszym nowojorskim akcentem. Nie wiem czemu. Otworzył szerzej drzwi, by mnie wpuścić, a ja mlasnęłam gumą tak irytująco, jak tylko potrafiłam. Kiwnął powitanie wielką głową osadzoną na szerokich ramionach i jeszcze większym brzuchu. Kiedy zlustrował każdy centymetr mnie i powiedział, „Muffy jest tam.” „Muffy?” zapytałam, idąc za nim korytarzem. Miałam uprawiać seks z dziewczyną? Dziewczyną imieniem Muffy? Co to w ogóle za imię? Jeśli byłabym prostytutką, wymyśliłabym sobie jakiś fajny przydomek. Jak na przykład Wenus. Albo Julia Roberts. Miałam nadzieję, że chłopaki się pospieszą. Jeśli mam pocałować prostytutkę na tyle głupią, by nazwać się Mussy, zamierzałam zażądać rekompensaty. Mogła mieć problemy z higieną jamy ustnej. „Szampon jest pod zlewem,” powiedział Daniel. „Postaraj się go nie rozlać.” Okej, to stawało się coraz dziwniejsze. Będę potrzebowała terapii, gdy to wszystko się skończy. Nie, zaraz, ja już potrzebowałam terapii. Nieważne.
Kiedy moja nadaktywna wyobraźnia podsuwała mi kolejne scenariusze, dlaczego Muffy i ja miałybyśmy potrzebować szamponu, uroczy York zaszczekał na mnie spod fotela. „I obetnij jej pazury,” powiedział Daniel, podnosząc pieska i stawiając go przede mną. „Poprzednim razem laska nie obcięła jej pazurów.” Chwila. On tak na poważnie? Myślałam, że mam być prostytutką czy coś. Rozglądnęłam się po mieszkaniu, w poszukiwaniu ukrytej kamery. „Okej, ale muszę napisać do Crystal i dać jej znać, że tu jestem, wiesz?” „Spoko.” Nacisnął pilot i uruchomił grę. Krzyki animowanego tłumu ryknęły z głośników. Fajna rzecz. Hałas zagłuszy chłopaków. Zagarnęłam Muffy, żeby nic jej się nie stało i napisałam do Garretta. Jeden facet. Sam. I York. Policz do trzydziestu. Chciałam zabrać Muffy do innego pokoju, zanim wyłamią drzwi. „Nie widziałem cię tu wcześniej,” powiedział Daniel do mnie. „Długo pracujesz już z Crystal?” „Um, tak, no wiesz.” Ściszył telewizor. Cholera. Co takiego powiedziałam? „Jak długo?” zapytał. Wstał i przeszedł do kuchni, gdy ja wysyłałam wiadomość. Wetknęłam telefon do kieszeni. „Tylko kilka miesięcy. Potrzebowała kogoś, gdy Valerie zniknęła.”
„Kim jest, do cholery, Valerie?” zapytał, wyłaniając się z kuchni. Ale zanim zdołałam coś powiedzieć, zapytał, „To ta chuda laska, która zwiała z Manuelem?” Zaśmiałam się i wzruszyłam ramionami. „Nie wiem. Nigdy jej nie poznałam.” „Ta laska była psychiczna, wiesz. Powinnaś zobaczyć, co zrobiła z uszami Muffy. Ona potrzebuje tylko strzyżenia, okej? Nie chcę żadnych kokard ani innego gówna. Cholerna Valerie. Powiedziałem jej to, ale ona i tak zrobiła jej różowe pasemka. Można zrobić psu pasemka? „Okej. Żadnych kokard. Żadnych pasemek. Załapałam.” „Okej. Więc tylko–” Frontowe drzwi trzasnęły, a ja zanurkowałam po Muffy. Daniel nie był głupi. Nie wahał się ani sekundy i pobiegł w stronę dużego kuchennego okna. Zbił brudną szybę i przecisnął wielkie ciało przez otwór. „Swopes!” wrzasnęłam, zostawiając Muffy na jej posłaniu i wyskakując za nim. Nie zorientowałam się wcześniej, że Daniel miał plan. Trzymając się parapetów i wyżłobień schodził w dół. Parapet, którego się trzymał wygiął się i Daniel spadł o kilka stóp, zanim nie zatrzymał się na schodkach przeciwpożarowych. Popatrzyłam w dół. Pięć pięter to naprawdę wysoko!
„Charley!” Garrett zwisał z okna nade mną. „Co?” zapytałam. „Weź mnie stąd zanim rozpłaszczę się na śmierć. Ale już zniknął. Poważnie? „Dobrze się bawisz?” zapytał mnie Reyes. Podskoczyła mi adrenalina i oto był. To było całkiem miłe, ale pojawił się bezcieleśnie. Nie mógł mi pomóc. Siedział na parapecie, jego szata powiewała na wietrze jak flaga na maszcie. Nałożył kaptur i pozwolił, by szata owinęła się wokół niego, po czym zniknął. „Niezbyt.” Usłyszałam wycie syren. „Sukinsyn,” powiedział Daniel, starając się nie poruszyć metalowej konstrukcji. Ja zwisałam na koniuszkach palców. Przed oczami stanęły mi wspomnienia z podstawówki. Nie byłam dobra w zwisaniu na drabinkach. „Jakieś pomysły?” zapytałam go. „Możesz się podciągnąć,” powiedział rezolutnie. Zwisałam dosłownie na koniuszkach palców. Podciągnięcie się z tej pozycji wymagało więcej siły niż ta, którą dysponowałam. „Mogę ci pomóc,” powiedział Reyes, a ja poczułam jak moje ręce ślizgają się po metalu. „Chcesz mojej pomocy?” Z pewnością sobie w coś pogrywał. Dałam mu moje najlepsze zabójcze spojrzenie. Zachichotał. „To proste pytanie, Dutch.”
Zanim zdołałam odpowiedzieć, prześcieradło ześlizgnęło się z okna nade mną. „Trzymaj się!” krzyknął Garrett, ale nie mogłam rozluźnić palców. Inaczej bym spadła. Moje dłonie ześlizgnęły się jeszcze bardziej i usłyszałam głos Reyesa, głęboki i piękny jak on sam. „Odpowiedz.” „Nie mogę,” wyszeptałam. „Oczywiście, że możesz.” Ale zanim mogłam cokolwiek odpowiedzieć, moje ręce ześlizgnęły się ponownie, a ja spadłam.
10 Kiedyś byłam niezdecydowana. Teraz jestem po prostu niepewna. - T-SHIRT
Moja reakcja była natychmiastowa. Poziom adrenaliny podskoczył mi szybko i gwałtownie. Grawitacja zniknęła. Czas zwolnił i zatrzymał się. Krew zatętniła mi w uszach. Rozejrzałam się. Prześcieradło unosiło się nad moją głową i jakby podnosiło się, a nie spadało. Widziałam Garretta w oknie, trzymającego to prześcieradło. Pociął sobie ręce o kawałki szkła. Krew z jego dłoni wpływała do ran, jak gdyby czas nie tylko zatrzymał się, ale również cofał. Zdumienie mnie pochłonęło. Unosiłam się nad ziemią. Latałam! Albo raczej unosiłam się. Poczułam siłę Reyesa wokół siebie, otaczającą mnie tarczę jego ramion, gdy chwyciłam za prześcieradło. „Gotowa?” zapytał i w tej samej chwili czas wskoczył na miejsce, rozbijając się o mnie jak gigantyczna fala. Wrócił dźwięk i grawitacja, niemal wyrywając mi prześcieradło z dłoni. Uderzyłam ciałem w ścianę i przylgnęłam ciałem do materiału, gdy Garrett mnie wciągał.
„Trzymaj się!” krzyknął zza zaciśniętych zębów. Nie musiał mi tego powtarzać drugi raz. *** Wetknęłam włosy za uszy, gdy Garrett chodził po pokoju. „Co to, do cholery, było?” zapytał wściekle. „Mieliśmy człowieka, który na niego czekał. Nie musiałaś wyskakiwać za nim przez okno.” „Nie wiedziałam. Tak samo jak nie wiedziałam, że Daniel jest paranoikiem i spróbuje wyskoczyć przez okno. Powinieneś był podzielić się ze mną planem.” „Wszystko w porządku?” „Tak. Poza bólem palców. Co z twoją dłonią?” „Zagoi się. Zwłaszcza jak potrzyma czek na dziesięć tysięcy. Więc, pewnie twoja kolej: O czym chciałaś ze mną porozmawiać?” „A, racja, Dwunastka. Moje źródła mówią, że dwunastka to grupa demonów, która uciekła z piekła i chce mnie rozerwać na strzępy.” Zamarł. „Doktor von Holstein powiedział, że jest kilka różnych znaczeń Dwunastki. Zapytam go o to.” „Okej. W międzyczasie bądź bardzo bardzo ostrożny.” „Z jakiegoś konkretnego powodu?” „Tak, jacyś mężczyźni włamali się do mojego mieszkania i powiedzieli, że mam znaleźć tą kobietę w ciągu czterdziestu ośmiu
godzin, albo mój przyjaciel zginie.” Pokazałam mu zdjęcie, które zdobyła dla mnie Cookie. „Problemem jest, że nie wiem, który przyjaciel.” „Nie wiedziałem, że masz przyjaciół.” „Mam ciebie,” dźgając go palcem w biceps. „Nie znasz jej, prawda?” Potrząsnął głową. „Wybacz. Ale rozejrzę się.” „Dzięki. I nie mam żadnej ochoty jej szukać. To lepka sprawa.” Włożył zdjęcie do portfela. „No, więc co się stanie, gdy pojawi się Dwunastka?” „Ah, to. Wszyscy zginiemy okrutną, powolną śmiercią. Albo użyję sztyletu, który znalazłeś. Myślę, że namówię ich, żeby sami nadziali się na niego, jedno po drugim.” „Twój plan jest do bani.” „Ludzie ciągle mi to mówią.” „Miałem ostatnio taką myśl,” zaczął. „Tylko jedną. Nie przemęcz się.” „Myślę, że powinniśmy pracować razem.” Kolejny partner. Najpierw ciocia Lily, teraz Swopes? Czy o czymś nie wiedziałam? „Masz pracę,” przypomniałam mu. „Tak, ale chcę poszerzyć horyzonty.”
Cóż, miałam już na pokładzie ciocię Lily. Mogliśmy stworzyć trio. „Pomyślę o tym. Masz jakieś kwalifikacje?” zapytałam. „Nie takie, które zrobiłyby na tobie wrażenie.” „Hmm, popracujemy nad tym.” Rozejrzałam się. „A co z Muffy?” zapytałam Garretta. „Kim jest Muffy?” „York Daniela. Potrzebuje domu.” „Nie patrz na mnie,” powiedział natychmiast. „Swopes, ja nie mogę jej zabrać. Nigdy mnie nie ma w domu.” „A ja jestem?” Kiedy wlepiłam w niego wzrok, ugiął się. „Okej, chyba znam kogoś, kto ją przygarnie. Ale jesteś mi winna przysługę. Znowu.” Prychnęłam. „Nic ci nie jestem winna. To, że zostałeś postrzelony i wysłany do piekła, nie znaczy, że jestem ci coś winna.” Nie odpowiedział. Mieliśmy impas. Przestój. Poddałam się pierwsza. „No dobra. Czego chcesz?” Milczał przez chwilę. „Pamiętasz tę kobietę, która kręciła się wokół mnie tylko po to, żebym się z nią przespał. Marikę?” „Tak, pewnie. Mówiłeś, że ma syna. I że może być twój.” „Tak, cóż, chciałem się upewnić.” To powinno być proste. „Mam ją zapytać?”
„Nie. Jako ojca umieściła swojego męża. Nigdy nie powie ci prawdy.” „Ah, ale to moja specjalność. Wiem, kiedy ludzie kłamią, pamiętasz?” „Co nie znaczy, że poda ci imię ojca. A nie chcę, żeby wiedziała, że węszę wokół tematu. Jeśli ktoś zacznie się rozpytywać, nabierze podejrzeń.” „Okej, więc co mam zrobić?” „Dam ci znać później,” powiedział, gdy podszedł do nas Javier. „Znasz jakieś dobre przepisy na potrawę z Yorka?” „ To nie jest śmieszne.” „Trochę jest. Powinniśmy się potem spotkać. Pogadać o naszej wspólnej przyszłości.” „Nie twórz planów, Swopes. Jestem niemal zaręczona. I wychodzę tylko na kawę.” „Widziałem twoją aktualizację statusu,” powiedział. „Wiem, co jest na rzeczy.” Zamarłam. „Mogę w zamian ugotować na obiad ciebie. Podpiec cię na otwartym ogniu.” Podniósł kąciki ust. „Pojawię się. Przygotuj się.” Zamrugałam w odpowiedzi. ***
Pan Andrulis i ja kierowaliśmy się do nawiedzonego byłego szpitala psychiatrycznego, domu jednego z moich ulubionych ludzi na całej Ziemi, Rocketa. Ostatnim razem, gdy go widziałam, zachowałam się bardzo źle. Nie pojawiłam się tam od tego czasu, ponieważ groziłam jego pięcioletniej siostrze, gdy nie chciał odpowiedzieć na moje pytania. Wstyd pochłaniał moje wspomnienia. Byłam tu już kilka razy, ale nie potrafiłam się zmusić, by wejść do środka. Siedziałam dziesięć minut przed budynkiem, zanim uświadomiłam sobie, że tym razem również tam nie wejdę. Cóż, to i fakt, że jakiś samochód podążał za mną i zaparkował kilka metrów ode mnie, robiąc to samo, co ja. Siedząc i czekając. Na początku pomyślałam, że to ten sam koleś z kamerą, którego spotkałam rano, ale samochód miał inny kolor, a kierowca ciemne włosy. Wyciagnęłam aparat z teleobiektywem, który kupiłam u gościa sprzedającego teleobiektywy i pieski chihiuaua w swojej ciężarówce. Kupiłam go, więc mogłam robić zdjęcia z dystansu. Zrobiłam kilka zdjęć przez ramię, by nie spłoszyć go. Albo sprowokować do podejścia do mnie. Pościgi samochodowe nigdy nie wyglądają tak fajnie w rzeczywistości jak na filmach. Przeglądając zdjęcia, wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do biura. „Davidson, Biuro Śledcze,” powiedziała Cookie. To brzmiało o wiele bardziej profesjonalnie od mojego powitania, w którym często oferowałam smakowy lubrykant.
„Tak, panienko, czy mogę zamówić pizzę na cienkim cieście z dodatkowym pepperoni?” „Nie.” Eh. Zły humorek? „Myślę, że ktoś mnie śledzi.” „Czy ma biały płaszcz i niesie sieć na motyle?” Zabawne, że to powiedziała, bo siedziałam właśnie koło dawnego szpitala psychiatrycznego. „Nie, ale wiem kto to jest. I wiem kto wysłał glinę, by zrobił mi dziś rano zdjęcia.” „Glina robił ci zdjęcia.” „Tak, pozowałam dla kalendarza z deserami Córki Amerykańskiej Rewolucji. Byłabyś zaskoczona, jak dobrze wyglądam w roztopionej czekoladzie.” „Wątpię.” „Ty zadziorna osóbko. Właściwie, to jestem śledzona i po prostu chciałam mieć na nagraniu, że cokolwiek powiedzą, że zrobiłam, to nieprawda.” „Cóż, nikt nie powie, że życie z tobą jest nudne.” „Dzięki Bogu.” „Jakieś pomysły, kto za tym stoi?” Spojrzałam znowu na ekran aparatu. „Jasne. Jest wysoki, nosi uniform i pojawił się znikąd.”
„Superman?” „Kapitan Eckert.” „Kapitan?” zapytała zaskoczona. „Dlaczego? Co chce osiągnąć?” „Dowiem się wkrótce. Złożę kapitanowi wizytę. Do tego czasu, co mamy?” „Okej, kobieta ze zdjęcia to jedyny świadek morderstwa niejakiego Phillipa Brinkmana.” „Tego handlarza samochodami?” zapytałam. „Jego reklamy są niedorzeczne.” „Mówi się, że to tylko przykrywka dla handlu narkotykami.” „Poważnie? Czy nie ma przypadkiem serialu o czymś takim?” „Pobił na śmierć jakiegoś gościa w napadzie szału. Gdy uświadomił sobie, że jego dziewczyna jest wciąż w domu i wszystko widziała, ją również próbował zabić. Uciekła i jest teraz w programie ochrony świadków.” „Ochrona świadków? Co, do cholery? Czemu ci kolesie pomyśleli, że mogę ją znaleźć? Program ochrony świadków jest ciaśniejszy od moich dżinsów.” „Nie wiem, ale możesz spróbować porozmawiać z tą twoją Agentką Carson. Zdaje się, że FBI zajmowało się przez chwilę tą sprawą, ale nie udało im się nawet udowodnić, że to było morderstwo.” „Udowodnić?”
„Nie mają ciała.” „Oh, wow. To wszystko komplikuje. Okej, coś jeszcze?” „Tak. Nie jestem pewna czy chcesz to wiedzieć, ale syn Fosterów wrócił do domu i mieszka z rodzicami, i kończy Uniwersytet w Nowym Meksyku.” „Naprawdę? Jest tutaj? Masz jakieś jego zdjęcia?” „Nawet kilka. Jest na Friendbooku.” „Świetnie. I?” zapytałam, ciekawość wypalała mnie od środka. To albo wypiłam zbyt dużo kawy. „W ogóle go nie przypomina,” powiedziała, rozczarowanie w jej głosie było bardzo wyraźne. „Poważnie. Nie ma najmniejszego podobieństwa. Jesteś pewna, że Fosterowie go nie adoptowali? Jest naprawdę... biały.” Wybuchnęłam śmiechem. „Wybacz.” „Nie, miałam na myśli, że wygląda jak albinos. Co nie jest takie złe. Ale spodziewałam się raczej, że będzie przypominał Reyesa. Widziałaś zdjęcia Fosterów?” „Cóż, nie. To dlatego chciałam rzucić na nich okiem.” „To wielkie, grube rozczarowanie. To znaczy, ładnie wygląda. Tylko po prostu nie jak Reyes. Ani trochę.” „Popatrz na to z tej strony: Widujesz teraz Reyesa przez cały czas. Czasami nago. Tak jak twoja dwunastoletnia córka.” Westchnęła. „To prawda. Wyślę ci link do jego Friendbooka.”
„Świetnie. Dzięki.” „Spoko. Coś jeszcze?” „Jak tam twój ochroniarz?” „Słodki i żonaty.” Zaśmiałam się głośno. „Muszę pogadać z Agentką Specjalną Carson i załatwić sprawę z tym gościem od aut.” „Dobry pomysł.” Rozłączyłam się i kliknęłam w link. Północ zbliżała się szybko, a mój brzuch zaczął burczeć. Przyglądałam się przez chwilę kapitanowi Eckertowi we wstecznym lusterku. Wciąż nie miałam pojęcia dlaczego facet w kominiarce pomyślał, że mogę znaleźć jego żonę. Jedyne połączenie mnie z tą sprawą była moja przyjaźń z Agentką Carson, ale kto mógł o niej wiedzieć? Wybrałam jej numer. Włączyła się skrzynka głosowa. Przybrałam swój najlepszy głos porywacza. „To żądania okupu,” powiedziałam grubym głosem, „dostarcz sto opakowań chrupek serowych do nieoznakowanego – zignoruj tablice rejestracyjne – wiśniowego Jeepa Wranglera, stojącego na twoim parkingu po północy albo poniesiesz konsekwencje.” Rozłączyłam się. To był mój sposób na ostrzeżenie Agentki Carson o mojej wizycie. Mogła być teraz poza biurem, ale chciałam
spróbować. Zwykle ignorowała telefon, gdy była na spotkaniu, co znaczyło, że powinna być w biurze FBI. Obrałam więc ten kierunek. Ku mojemu zaskoczeniu, oddzwoniła prawie natychmiast. „Siemaneczko, kochanie,” powiedziałam zamiast zwykłego ‘cześć,’ z nadzieją, że przeniesie to naszą znajomość na nowy poziom. „Powinnam zablokować twój numer, żebyś nie dzwoniła mi z takimi niedorzecznymi żądaniami.” „Te żądania nie są niedorzeczne. Czy zastanawiałaś się kiedyś nad zmienieniem nazwy na AC? Albo SAC, bo jesteś specjalną agentką.” „Charley–” „Moglibyśmy nazywać cię Sakwa.” „Jestem w środku ważnej sprawy.” „Wybacz. Mam tylko jedno pytanie.” „Strzelaj.” „Masz jakiś przyjaciół w Służbach Specjalnych?” Zawahała się. „Nie.” „Cholera. Miałam nadzieję, że możesz przyspieszyć pewne rzeczy. Chciałam nastroszyć pewne piórka. Są bardzo delikatne.” Usłyszałam plaśnięcie jej dłoni o twarz. Robiła tak przy mnie często. „Charley, czy ta konwersacja dokądś prowadzi?” „Mam nadzieję, bo inaczej zmarnuję paliwo na darmo. Możemy spotkać się przy kawie?”
„Jasne. Będę w Latającej Gwieździe w Paseo.” „Paseo?” zapytałam. „W Paseo del Norte? Co ty tam robisz?” „Pracuję w terenie, Charley.” „Oh, racja.” Zrobiłam zdumiewający zawrót o 180 stopni. Mało kto doceniał moje umiejętności za kierownicą. „Tu chodzi o życie kobiety!” krzyknęłam przez okno. Albo zrobiłabym to, gdyby było opuszczone. *** Weszłam do kawiarni, złożyłam moje zwykłe zamówienie i dołożyłam do niego karmelowy sernik, a potem usiadłam przed moją prawie-dobrą przyjaciółką. Nie. Moją wkrótce-dobrą przyjaciółką. Nie! Moją niemal-dobrą przyjaciółką. Miałam w tym momencie dużo relacji z ‘niemal’ w nazwie. Spotkanie się w miejscu publicznym było dobrym pomysłem. Jeśli byłam śledzona – przez kogoś innego niż kapitana – nikt nie powinien mnie widzieć wchodzącej do biura FBI. „Cześć, Sakwo. Mogę cię tak nazywać?” „Nie.” Siorbnęła kawy. Czytała jakiś dokument, zupełnie mnie ignorując. To było dziwne. „Więc jak tam praca?”
„Świetnie.” Zwinęła papiery. „Sprawdzałaś coś w związku z tą sprawą?” Sprawa porwania dziecka Fosterów. Jak jej powiedzieć, że wiem gdzie to dziecko było? Jeszcze nie ten czas. „Jasne,” powiedziałam. „Ciągle coś sprawdzam, ale potrzebuję silnych dowodów.” Choć jej twarz pozostała niezmieniona, jej emocje podskoczyły. Naprawdę chciała rozwiązać sprawę swojego ojca. A ja chciałam jej pomóc, ale miałam teraz ważniejszą sprawę. Sięgała właśnie po kawę, gdy powiedziałam, „Emily Michaels.” Zamarła i popatrzyła na mnie, ale zanim zdążyła coś powiedzieć, kelner przyniósł moje jedzenie. „Nie jesz?” zapytałam ją. „Nie. Nie wiedziałam, że ty jesz.” „Jem. Powinnaś coś zamówić.” „Co ty zamówiłaś?” „Sernik karmelowy.” „Dobry?” „Emily Michaels,” przypomniałam jej. Czułam, że chciała zmienić temat. „Czemu chcesz wiedzieć coś o Emily Michaels?” „Bo tak.”
Zacisnęła usta. „Dlaczego?” „Nie mogę ci powiedzieć. Mężczyzna, który przystawiał mi lufę do głowy, powiedział ‘żadnych glin’.” Otworzyła usta. Miałam ochotę wrzucić jej tam kawałek sernika, tylko po to, żeby sprawdzić czy trafię, ale to nie był prawdopodobnie najlepszy pomysł. „Mogę z nią porozmawiać?” zapytałam. „Nie.” „Możesz umówić nas na spotkanie?” „Nie.” „Możesz powiedzieć mi, gdzie jest?” „Nie.” Cholera, była uparta. W FBI pewnie nauczyli ją jak opierać się przesłuchaniu. Nigdy nie spotkałam się z taką odpornością. Tak czystą determinacją. Może spróbuję to załatwić uprzejmie. „Nie wykorzystam tych informacji,” powiedziałam. „Potrzebuję ich tylko jako zabezpieczenie. Powiedzieli, że zabiją mojego przyjaciela, jeśli ich nie zdobędę.” „Więc podaj im fałszywy adres i zadzwoń do mnie. Mam zespół do przechwytywania. Możesz zeznawać przeciwko nim.” „A potem co? Iść do programu ochrony świadków z Emily? Nie, dzięki.”
„Cóż, jeśli myślisz, że jest choćby cień szansy, że wyciągniesz ze mnie te informacje, to się mylisz.” „Dlaczego wybrali akurat mnie?” zastanawiałam się na głos. „Pewnie wiedzieli o naszych kontaktach.” „Jakich kontaktach?” „Jesteśmy przyjaciółkami, to po pierwsze,” powiedziała, wzruszając ramionami. Zaliczone. „Racja. Oczywiście.” Wiedziałam, że jesteśmy przyjaciółkami. Teraz mogę umrzeć szczęśliwa. „A po drugie?” „Jesteś prywatnym detektywem. Pewnie myśleli, że umówisz się ze mną na lunch i wyciągniesz ze mnie te informacje.” Prychnęłam. „Szaleńcy. Kto mógł sobie pomyśleć coś takiego?” „Nie wiem,” powiedziała. „Muszę o tym donieść, Charley.” „Nie możesz. Żadnych glin, pamiętasz?” „Wybacz. Nie mogę zatrzymać dla siebie takich informacji. Jeśli Brinkman jest tak zdesperowany, zbliżamy się do końca. Możemy użyć tego na naszą korzyść.” „Ale co z moją korzyścią? I korzyścią mojego przyjaciela, którego skażesz na śmierć?” „Dokończ to,” powiedziała, wskazując na mój deser. „Chcę, żebyś przyszła do mojego biura, żeby spisać zeznania.” „Sakwo! Nie ma mowy.”
„Przetransportuję cię na tyły. Możesz zostawić tu swojego Jeepa.” Suka. „Wybacz,” powiedziałam, wstając od stołu, „ale nie mogę tak ryzykować. Jeśli odkryją, że współpracujemy przeciw nim, pewne sprawy potoczną się zbyt szybko w złym kierunku.” Jej twarz była nieprzenikniona. „Skuję cię, Charley. Mogę cię aresztować z jakiegokolwiek powodu i przetrzymać aż nie zaczniesz współpracować.” „Usiadłam z powrotem. „A myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami.” „Jesteśmy, dlatego zamierzam zdobyć wszystkie informacje na ten temat i powiązać je. Tym właśnie się zajmuję. Pozwól mi sobie pomóc.” Z moich uszu niemal wydobywał się dym. „W przeszłości mi ufałaś, a ja rozwiązałam dla ciebie kilka dużych spraw. A może już o tym zapomniałaś?” Zmarszczyła czoło. „Okej, posłuchaj mnie. Napiszę wzmiankę, że jest prawdopodobieństwo zagrożenia życia Emily. Masz czterdzieści osiem godzin.” Wiedziałam, że pozwoli mi to załatwić po mojemu. Na szczęście sprawy jeszcze się nie pokomplikowały. „Ale jeśli sprawy się pokomplikują, zrobimy to po mojemu.” Czasami miałam wrażenie, że Sakwa czyta mi w myślach. Tak właśnie robią naprawdę dobrzy przyjaciele.
11 Co za piękny dzień. Nie wezmę dziś leków, żeby sprawy się pokomplikowały. - NAKLEJKA NA ZDERZAK
Po przekonaniu jednej z moich najlepszych przyjaciółek do pozwolenia mi działać samodzielnie w sprawie mężczyzny w kominiarce, ruszyłam w stronę domu Fosterów, jako że i tak byłam już w tej części miasta. Byłam teraz równie ciekawa, co Cookie, jak też wyglądają. Czy byli równie jasnoskórzy, co ich syn? Jeśli tak, to dlaczego Reyes był taki ciemny? Taki egzotyczny? Jedyną możliwością, jaka przychodziła mi na myśl było to, że był podobny do swojego prawdziwego ojca. Czy wyglądał jak Lucyfer? Jeśli tak, i wybrał Fosterów na swoich rodziców na Ziemi, to czy nie wziął pod uwagę ich jasnej skóry? Oczywiście, że tak zrobił. Reyes był zbyt inteligentny, by coś takiego przegapić. Zatrzymałam się obok pustego domu na sprzedaż i udawałam potencjalnego kupca, po czym wyjęłam telefon i zaczęłam klikać w telefonie. Kilka domów dalej była garażowa wyprzedaż, więc podjechałam tam, by nie rzucać się w oczy. Wiedziałam, że pani Foster powinna wkrótce wrócić do domu, więc sprawdzałam e-mail i
udawałam pochłoniętą telefonem. Wpisywałam do notatnika słowa, które po chwili zmieniły się w imiona. Charley Farrow, napisałam. Charley Davidson Farrow. A może powinnam napisać to z łącznikiem? Jak robiły inne kobiety? Pan Reyes Farrow. Farrow. Miałam wiele zastosowań do tego imienia. Oderwałam wzrok od telefonu na czas, by zobaczyć Priusa wtaczającego się do garażu Fosterów. Drzwi ponownie zamknęły się, zanim zdążyłam ją zobaczyć, ale to nic. Wyciągnęłam akta sprawy porwania sprzed trzydziestu lat, które dała mi Agentka Carson. Zanotowałam jeszcze w głowie, by poświęcić trochę czasu na spotkanie z żoną pana Andrulisa. Biedny koleś, powinien jak najszybciej załatwić to, co zostawił niedokończone. Nie mogłam pozwolić mu biegać wszędzie nago przez wieczności. To wydawało mi się niewłaściwe. „Ciężko mi nie patrzeć na twojego penisa.” „Zauważyłem.” Podskoczyłam w odpowiedzi na głos dochodzący z tylnego siedzenia. Reyes pojawił się, bardzo gorący i bardzo... cielesny. Wydawał się bardziej rzeczywisty niż zwykle. Mniej bezcielesny. „Co robisz?” zapytał. „Nic. Przyjechałam na garażową wyprzedaż. Właśnie chciałam kupić kilka bezużytecznych rzeczy i – patrz! Tam jest ich dużo.”
Popatrzył prosto na dom Fosterów. „Okej,” powiedział, a ja poczułam jak gromadzi się w nim złość. „Więc na co czekasz?” „Analizuję sytuację,” powiedziałam, mając nadzieję, że mi uwierzy, ale w głębi duszy czując, że przegrałam sprawę, jeszcze zanim się zaczęła. Wyskoczyłam z Misery i zamknęłam drzwi, zostawiając mojego niemal-narzeczonego na tylnym siedzeniu. Trzy kobiety stały na chodniku i zażarcie się ze sobą kłóciły. Sądząc po stroju dwóch z nich, umarły gdzieś w latach 50. XX wieku. Trzecia z nich, najmniejsza, miała na sobie różowy szlafrok z wyszytym złotym V i malutkie kapcie. „Oh, pamiętam tą pozytywkę,” powiedziała, patrząc jak jakaś młoda dziewczyna podniosła pudełko i otworzyła. „Tatuś ją zrobił. Dał ją tobie, Maddy, na twoje szesnaste urodziny.” „Wcale nie, Vera,” powiedziała najwyższa. „Dał ją Tildzie na jej dwunaste urodziny.” Wskazała na trzecią kobietę, która zgodnie kiwnęła głową. Pierwsza z nich, Vera, nic sobie z tego nie zrobiła. „Madison Grace, pamiętam tą pozytywkę i dzień, w którym ci ją dał.” „Na szesnaste urodziny dał Maddy ramkę na zdjęcie,” odezwała się Tilda. „Nie, ramkę dał mi na piętnaste urodziny.”
„To były piętnaste?” powtórzyła, patrząc w niebo w zamyśleniu. „Myślałam, że to było w tym samym roku, w którym zostałaś odesłana do swojego pokoju za całowanie się z Bradfordem Kingsleyem w schowku na miotły.” „Nigdy nie całowałam się z Bradfordem Kingsleyem,” zaooponowała Maddy, urażona. „Tylko rozmawialiśmy. Poza tym, bujał się w Sarze Steed.” Wszystkie trzy pokiwały zgodnie głowami. „Biedna dziewczyna,” powiedziała Vera. „Miała taki paskudny oddech.” Ponownie pokiwały głowami i tym razem odezwała się Tilda, „Gdyby tylko zdołała uciec przed tamtym kogutem, ona i Bradford pewnie by się pobrali.” Patrzyłam na kobiety z boku i czułam się jakbym oglądała jakąś telenowelę. I choć zwykle nie miałam czasu na telewizję, nie mogłam oderwać się od tej rozrywki. Ponownie zaczęły się kłócić, ale zamilkły, gdy jakaś mała dziewczynka zaciągnęła swoją matkę do pozytywki. Oczy kobiety błysnęły z zaciekawieniem. „Ile to kosztuje?” zapytała mężczyznę siedzącego na krześle obok. „Wezmę dwa i pół dolara.” „Dwa i pół?” wrzasnęła Vera, wyrywając się z melancholii. „A ja ci dam pięć ciosów w szczękę. Co ty na to?”
„Nie wysilaj się,” powiedziała Maddy do starszej siostry. Vera przysunęła zwinięte w trąbkę dłonie do ucha i pochyliła się do przodu. „Co?” „Oh, na miłość boską, Vero Dawn, przecież świetnie mnie słyszysz. Jesteśmy martwe.” „Co?” Tilda potrząsnęła głową i zerknęła na mnie. „Robi tak, by nas zdenerwować. Zaśmiałam się cicho i rozejrzałam dookoła, by upewnić się, że nikt nie zwraca na mnie uwagi. „Chcecie przejść?” zapytałam je. „Boże, nie,” powiedziała Maddy. „Czekamy na naszą siostrę. Chcemy przejść wszystkie razem.” To coś nowego. „To miłe. Wiecie, gdzie jestem, kiedy będziecie gotowe.” „Jasne,” powiedziała Vera. „Ciężko cię przegapić.” Zauważyłam stary kawałek jakiegoś sprzętu leżący na krzywym stole do kart. „Co to jest?” zapytałam. „Nie jestem pewien,” powiedział facet siedzący na krześle. „Maddy, twój wnuk zawsze był brudnym łajdakiem.” Popatrzyła na mnie. „Jego biedna matka nie pojawiła się przez tydzień w lecznicy, a on już sprzedaje wszystko, co miała.”
„Wszystko, co miałyśmy,” poprawiła ją Tilda. „A to jest wykrywacz kłamstw. Nasz ojciec pracował dla Hoovera, sama wiesz.” „Ten Hoover był jakimś świrusem,” powiedziała Vera, marszcząc nos z obrzydzeniem. Maddy skrzywiła się. „Nagle poprawił ci się słuch?” Vera nadstawiła ponownie ucho. „Co?” Zachichotała. „Wykrywacz kłamstw? Naprawdę?” „Co?” Tym razem odezwał się ten brudny łajdak – wnuk. „Czy to działa?” „Nie wiem,” powiedział, otwierając piwo. „Czy to działa?” powtórzyła Maddy, patrząc na mnie z potępieniem. „Działa jak marzenie. Użyłam tego raz na Tildzie, gdy spotkała się z moim chłopakiem za moimi plecami. „To nie byłam ja, Maddy. To była Esther. A ponieważ nie masz na to żadnych dowodów, twoje oskarżenia są bezpodstawne.” „Za ile?” zapytałam mężczyznę. Wzruszył ramionami. „Wezmę dwadzieścia.” „Stoi.” „Dwadzieścia? Dwadzieścia dolarów? To powinno być w muzeum, a nie na garażowej wyprzedaży.” Zapłaciłam kolesiowi i wróciłam do nich. „Zgadzam się. Jeśli to jest oryginalne wyposażenie FBI, zwrócę to właściwym ludziom.”
„Możesz to zrobić?” zapytała Maddy, klaskając w dłonie. „Spróbuję,” obiecałam. „Dziękujemy ci,” powiedziała Tilda. Kiwnęłam głową i oddaliłam się. Jeszcze przez chwilę słyszałam ich podniesione głosy. Postanowiłam sprawdzić wykrywacz kłamstw w domu, zanim zabiorę go do biura. Jeśli Agentka Carson i ja pozostaniemy przyjaciółmi, przekażę jej go, by oddała maszynę odpowiednim osobom. Z pewnością było gdzieś muzeum FBI. Gdy jechałam do domu, starsza kobieta wyskoczyła znikąd na ulicę przed moją maską. Mój refleks był na swoim miejscu, skręciłam w prawo, niemal uderzając w rowery i zarysowując Misery o latarnię. Szarpnęło mną i uderzyłam czołem o kierownicę. Kobieta była w cieniutkiej podomce. Choć widziałam ja tylko przez sekundę, zauważyłam strach na jej twarzy. Nie przypominała cioci Lil, ale nie mogłam się powstrzymać od porównywania ich dwóch. Gdyby ciocia Lil była gdzieś przerażona i zagubiona, przeszukałabym świat, by jej pomóc. Takie uczucia żywiłam do tej kobiety. Na szczęście ulica była pusta, nikt nie zauważył mojego poślizgu. Zerknęłam na pana Andrulisa. Siedział wyprostowany i niezainteresowany wydarzeniami, więc rozejrzałam się w poszukiwaniu tej kobiety. Zniknęła.
Nie mając innego wyboru, wróciłam na ulicę i ruszyłam do domu, gdy kobieta znowu się pojawiła. Na środku jezdni. Zwolniłam i skręciłam na parking. Kobieta znowu zniknęła. Nie było mowy, żebym bawiła się z nią w tą grę. Skrzyżowałam ramiona i oparłam się o Misery, czekając. Po minucie lub dwóch, kobieta pojawiła się ponownie. Zmaterializowała się tuż przed Misery, rozglądnęła dookoła i znowu zniknęła. Okrążyłam samochód, a gdy pojawiła się czwarty raz, chwyciłam ją delikatnie za ramię. Zamrugała, zmrużyła oczy, prawdopodobnie przed moją jasnościa i popatrzyła na mnie. „Cześć, powiedziałam, nanosekundę przed tym, jak podniosła stopę i kopnęła mnie w goleń tak mocno, że aż poczułam łzy w oczach. Puściłam ją, złapałam się za goleń i przeklęłam pod nosem. Gdy doszłam do siebie, odwróciłam się w jej stronę. „To musiało cię boleć.” Była boso. „Proszę, powiedz, że cię to bolało.” „Gdzie go zabierasz?” zapytała groźnie, jej twarz zmarszczyła się. Podniosła pięść, przypominając mi Verę z wyprzedaży garażowej. „Nie nazywasz się Eshter, prawda?” zapytałam. Mogła być siostrą tamtych kobiet. „Moje imię to nie twój interes, lafiryndo. Oddaj go w tej minucie.” Lafirynda? „A dzisiejsza nagroda świrusów idzie do szalonej kobiety w podomce,” powiedziałam pod nosem. Popatrzyła na mnie z góry na dół z pogardą. Poczułam się urażona.
„Nie. Nie oddam go,” pochyliłam się, wciąż czułam ból w goleniu. „Nie dostaniesz go.” Wtedy się zamyśliłam. „Ale kogo?” „Tak jakbyś nie wiedziała.” Miałam już na końcu języka ciętą odpowiedź jak na przykład Twoja stara, ale ciekawość okazała się silniejsza. „Cóż, mała szalona staruszko, nie mam zielonego pojęcia o kim mówisz.” Skupiła się na czymś za moim ramieniem, a ja odwróciłam się. „Chwila, pan A.? Jest twój?” zapytałam z nadzieją. Jej złość zwiększyła się, gdy popatrzyła na mojego nagiego martwego faceta. „Byliśmy małżeństwem przez pięćdziesiąt lat. I po tym czasie przyłapuję go w aucie z jakąś lafiryndą!” Zaszlochała w dłonie. Jej nastrój w ciągu minuty zmienił się ze wściekłości przez nostalgię, aż do rozpaczy. „Brałaś przed śmiercią jakieś leki, prawda? Psychotropy?” Ponownie się wściekła. „Zobacz,” powiedziałam, kładąc jej dłoń na ramieniu. „Jest tu tylko dlatego, bo na ciebie czekał.” A przynajmniej taką miałam nadzieje. Albo szukał u mnie schronienia. Jeśli tak, to nawaliłam. Poprowadziłam ją do drzwi pasażera, uświadamiając sobie, że mamy widownię. Poprawka, gapie nie widzieli małej, zwariowanej staruszki, ja i tylko ja miałam widownię. Cudownie. Otworzyłam
drzwi pana Andrulisa i położyłam mu dłoń na ramieniu, by go ocucić. Z żoną koło mnie, to mogło zadziałać. I zadziałało. Powoli odwrócił głowę w moją stronę, a potem przeniósł spojrzenie na swoją żonę. „Charles?” odezwała się ona. Na szczęście, domyśliłam się, że powiedziała do niego, a nie do mnie i nie odpowiedziałam. Przysunęła się bliżej, a ja odsunęłam się na bok. „Charles, co robiłeś tu z tą lafiryndą?” Oh. Okej. „Po tych wszystkich latach–” Uśmiech wykwitł na twarzy staruszka. Wyciągnął rękę i starł łzę z jej policzka. Nie powiedzieli już nic. Przytulali się przez kilka minut, gdy sprawdzałam obrażenia Misery. Zarysowania na szczęście nie rzucały się w oczy. Może uda się je wypolerować. Moja widownia, to znaczy trzy dzieciaki na rowerach, czekali aż znowu zacznę kłócić się z powietrzem, w rękach mieli telefony. Z nadzieją, że nie nagrali mojej wcześniejszej konfrontacji z panią Andrulis, zignorowałam ich. Pozostało mi tylko wyjaśnić staruszkom kim jestem i że powinni przeze mnie przejść, ale zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, już byli we mnie.
Stało się to tak szybko i nieoczekiwanie, że aż się zatrzęsłam. Przyklękłam na jedno kolano, gdy ich wspomnienia przepływały mi przed oczami. Charles Andrulis urodził się w Chicago i stacjonował w Bazie Sił Powietrznych w Kirtland już od dwóch miesięcy, gdy spotkał rudowłosą pracownicę w miejscowym teatrze. To była miłość od pierwszego wejrzenia, ale tak się bał ją gdzieś zaprosić, że aż ukradł jej zdjęcie pracownicy miesiąca. Został wysłany na front tydzień później, ale nosił to zdjęcie wszędzie ze sobą, przeklinając siebie za własne tchórzostwo, obiecując sobie, że poprosi ją o rękę, gdy tylko spotka ją ponownie. Jeśli wyjdzie z tego żywy. Udało mu się. Przeżył, a gdy dostał przepustkę i wrócił do Nowego Meksyku, rudowłosa nie pracowała już w tym teatrze. Ale pozostała w kontakcie z kilkoma pracownikami i odnalazł ją tydzień później, pracującą w recepcji biura prawniczego. Nie chcąc zmarnować tej okazji, podszedł prosto do niej, w pełnym mundurze żołnierskim, przyklęknął przed nią na jedno kolano i oświadczył jej się. Pobrali się tydzień później, a reszta wspomnień była karuzelą dzieci i wnuków, długich dni w pracy i krótkich wakacji z rodziną oraz miłości, miłości pomimo trudnych dni. Kiedy powróciłam do rzeczywistości, wiatr osuszał wilgoć na moich policzkach, a ja uświadomiłam sobie coś, o czym nigdy wcześniej nie pomyślałam. Życie było bardzo krótkie. Życie Andrulisów było bogate i kolorowe, nawet te złe chwile. I było warte
każdej sekundy. Charles nigdy nie pożałował małżeństwa z... Beverly. Miała na imię Beverly. Polubiłam ją. *** Wniosłam ciężki wykrywacz kłamstw na drugie piętro, obiecując sobie, że zamontuję tu windę, gdy tylko będę miała okazję. Jak drogie by to mogło być? Mój telefon zadzwonił, gdy tylko weszłam do kuchni. To była siostra Mary Elizabeth, która słyszała rozmowy aniołów. Wiedziałam, że coś jest nie tak, gdy tylko się odezwała. „Charley?” powiedziała, jej głos drżał. „Cześć, siostrzyczko, co się dzieje?” „Chodzi o Quentina. Dzwonili z jego szkoły. Opuścił kampus dziś rano i zniknął na cały dzień. Nigdy wcześniej tak nie zrobił. Widziałaś go może?” Zaalarmowana, zapytałam, „Próbowałaś złapać go przez telefon?” „Tak. Pisałam do niego kilka razy i próbowałam połączyć się z nim na video czacie. Nic. Nie odbiera.” Byłam już poważnie zaniepokojona. To nie było w stylu Quentina. Był najsłodszym dzieciakiem na planecie. Cóż, przez większość czasu. Był blondwłosym, niebieskookim szesnastolatkiem, którego poznałam, gdy demon zawładnął jego fizycznym ciałem. Demon został rozdarty na kawałki przez mojego stróża Rottweilera, a Qunetin i ja zaprzyjaźniliśmy się. Nie miał rodziny i mieszkał w klasztorze z
siostrami, gdy nie był w szkole. Nie byłam pewna jak odniósłby się do tego Kościół Katolicki, ale jeszcze go stamtąd nie wyrzucili. „Okej, zobaczę, co mogę zrobić.” Gdy tylko się rozłączyłam, zobaczyłam jak Cookie wbiega po schodach i wpada do swojego mieszkania. Przeszłam przez korytarz i obserwowałam jak biega po mieszkaniu. „Czego szukasz?” „Amber,” powiedziała, wyciągając telefon. „Poszłam odebrać ją ze szkoły, ale już jej tam nie było. W sekretariacie powiedzieli, że nie była obecna przez cały dzień. Dlaczego do mnie nie zadzwonili?” zaczynała panikować, a ja zamarłam. Jasne, że tego nie zrobili. Zanim zdążyłam powiedzieć Cookie o Quentinie, zadzwonił mój telefon. „To Amber,” powiedziałam, kładąc palec na ustach, by powstrzymać ją od pytań. Miałam przeczucie, że wiem, co się działo. I wiedziałam, dlaczego Amber zadzwoniła do mnie, a nie do swojej matki. „Cześć, dzieciaku, jak tam w szkole?” zapytałam. „Ciociu Charley?” powiedziała, jej głos drżał bardziej niż głos siostry Mary Elizabeth, a ja poczułam jak staje mi serce. „Co się dzieje, kochanie?” „Jesteśmy w kolejce linowej. Coś się stało. Musisz przyjść nas stąd zabrać.”
„Jesteście ranni?” „Nie, wszystko... w porządku. Tylko Quentin trochę panikuje. Nie chce rozmawiać z nikim poza tobą. Jest naprawdę przestraszony. Zamierzaliśmy wrócić zanim skończą się lekcje, ale weszliśmy tutaj i utknęliśmy. Martwię się o niego.” Z ulgi niemal padłam na kolana. „Nie rozłączaj się. Już jadę.” „Proszę, nie mów mojej mamie.” Cholera. Wiedziałam, że nie dzwoniła do mnie bez powodu. „Nie powiem. Zostań tam, gdzie jesteś.” Cookie wbiła we mnie paznokcie, chciwa informacji o swojej córce. Zakryłam telefon, biegnąc po torebkę i klucze. „Wszystko w porządku,” powiedziałam do niej. „Urwali się ze szkoły i wsiedli do kolejki na Sandia Peak. Ale coś się stało z Quentinem. „O mój boże, co? Czy jest ranny?” „Nie. Powiedziała, że się przestraszył. Może ma lęk wysokości, o którym nie wiedział albo stało się coś jeszcze. Coś nadnaturalnego.” Chwyciła torebkę. „Jadę z tobą.” „Nie, prosiła, żeby ci nie mówić, a ty musisz dowieść, że tego nie zrobiłam.” „Co? Charley, nie ma czasu na granie kochające cioci. Uciekła ze szkoły. Mogło im się coś stać. Dostanie szlaban na resztę życia.” „Obiecałam jej, że ci nie powiem. Poza tym, musisz przygotować się do randki.”
„Do randki?” wysyczała. „Żartujesz sobie. Nie mogę iść teraz na randkę.” „Sporo się namęczyłam, żeby ją załatwić. Nie możesz mnie wystawić, Cook. I robię to też dla Amber. Masz się zachowywać jakbyś o niczym nie wiedziała.” „Co? Żebyś mogła być bohaterką? Cóż, tym razem to ja będę w tej historii złym charakterem. Zostanie ukarana za ucieczkę ze szkoły i wpadnięcie w tarapaty.” „Wiem,” powiedziałam, kładąc dłoń na jej ramieniu. „Ale postąpi właściwie. Zobaczysz. Pozwól jej, żeby sama ci o tym powiedziała, Cook. Jeśli dowie się, że ja to zrobiłam, nigdy mi już nie zaufa.” „Powinnam się martwić o wasz związek–” „Mówi mi o wszystkim, Cook,” powiedziałam, starając się ją przekonać. „Pytała mnie już nawet o antykoncepcję.” Po sekundzie zorientowałam się, że to nie był najlepszy przykład. Cookie wytrzeszczyła oczy i wrzasnęła na mnie. „Ona ma tylko dwanaście lat!” Wzdrygnęłam się i przycisnęłam telefon mocniej, mając nadzieję, że Amber jej nie usłyszała. „Zamierzałam ci o tym powiedzieć, przysięgam.” Nie zabrzmiało to najlepiej. Zmarszczyłam brwi. „ I powiedziała mi, że zamierza poczekać z seksem aż do nocy poślubnej.” Cookie uspokoiła się odrobinę.
„Ale nie wiedziała, kiedy będzie chciała mieć dzieci, więc zapytała mnie o najlepszą metodę.” „A ty się na to nabrałaś?” „Mam wykrywacz kłamstw wbudowany w mózgu, pamiętasz? Nic nie zrobiła. Przysięgam. I dla twojej wiadomości, Quentin też jest jeszcze prawiczkiem.” „Nie chcę wiedzieć skąd to wiesz.” „Przeglądnęłam kiedyś jej smsy,” wyjaśniłam ze wstydem. „Chciałam się upewnić, co jest na rzeczy. To ja wprowadziłam go do waszego życia. Zabiłabym się, gdyby coś stało się Amber z mojej winy.” „Charley, Amber potrafi o siebie zadbać. Nigdy bym cię nie obwiniła o–” Usłyszałam głos Amber i podniosłam palec, by uciszyć Cookie. „Jestem tu. Już wyruszam.” Gdy ponownie przycisnęłam telefon do koszulki, Cookie powiedziała tylko, „Idź.” Zbiegłam po schodach i wskoczyłam do Misery. Tramwaj był piętnaście minut drogi ode mnie, potem kolejne dwadzieścia minut na dostanie się na szczyt. Modliłam się, by Quentin wytrzymał. *** Nie zajęło mi dużo czasu zorientowanie się, w czym był problem, dlaczego Quentin nie mógł zmusić się do zjechania z góry. Nie było
zbyt wielu straszniejszych rzeczy od martwej dziewczynki w łachmanach patrzącej na ciebie od dołu. Musiała zauważyć, że Quentin widzi ją równie dobrze, co ja. Stała teraz naprzeciw mnie, jej długie, ciemne włosy skrywały część jej twarzy. Ale jej oczy błyszczały spod kosmyków. Kiedy się zbliżyła i zagapiła na mnie, jej oczy były kompletnie puste. Niezależnie od tego, gdzie się odwróciłam, już tam była, patrząc na mnie od doły. Pewnie wychodziła z telewizora w którymś momencie życia. Albo śmierci. Ale musiałam dotrzeć do Quentina. Zmusić do zjechania na dół. Dziewczynka była naprawdę straszna. W zasadzie, to ja również się jej trochę bałam. Przyłożyłam telefon do ucha i spróbowałam się z nią porozumieć, ale tylko się patrzyła niewidzącym spojrzeniem. Nie mogłam nawet popodziwiać niesamowitych krajobrazów. Kiedy odwracałam się do szklanych płyt, pojawiała się przede mną. „Posłuchaj,” powiedziałam do niej, przyciskając mocniej telefon do ucha, „przestań mnie denerwować i po prostu przejdź przeze mnie.” Inni zwiedzający zamilkli i wbili we mnie wzrok. Nie mogłam ich winić. Moje jednostronne rozmowy z umarłymi często brzmiały dziwacznie, nawet jak na konwersacje przez telefon. „Straszysz ludzi. Robisz to z jakiegoś powodu.” Nic. Mój wagon był już w połowie drogi, a ja nie wiedziałam, jak zmusić Quentina do zjechania z góry, skoro ona wciąż się tu kręciła.
Może mogłam zasłonić mu oczy. Ale byłoby lepiej, gdyby po prostu przeszła na drugą stronę. Opuściłam głowę i skupiłam się. Nigdy tego nie robiłam, ale może mogłam ją zmusić do przejścia. Odczekałam aż energia we mnie się uspokoiła, a potem wysłałam ją do dziewczynki. Chyba zadziałało. Zbliżyła się do mnie. A potem wbiegła prosto w moją twarz. Cudownie. Stałam pośrodku tłumu z dziewczynką przyklejoną mi do twarzy. To było takie złe. Tak samo powiedział mi Anioł. „To wygląda źle, pendeja. Trochę strasznie.” Przyczepiła się jak magnes. Nie mogłam jej odepchnąć, nie wyglądając jednocześnie jak wariatka. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale jednak. Odezwałam się przez zaciśnięte zęby. „Witam w klubie. Jak ją oderwać?” Zaśmiał się, ciesząc się z mojej agonii. Jej prawe oko niemal dotykało mojego lewego. Nasze rzęsy zetknęły się, gdy mrugnęłam. Gdy się poruszyłam, ona również. Już dawno nie byłam tak przestraszona. „Wyglądacie jak bliźniaczki syjamskie.” „Ściągnij ją ze mnie,” wysyczałam. „Nie dotknę jej. Wygląda jak ta dziewczynka z filmu.”
„The Ring?” zapytałam, zaskoczona, że też to zauważył. Umarł na długo przed tym, jak ten film trafił do kin. „Nie, ten film, gdzie opętana dziewczyna kręci dookoła głową.” „Oh, Egzorcysta.” „Ten film był pokręcony.” „Taa, widzę podobieństwo. Teraz ściągnij ją ze mnie!” Kolejka stanęła. Pasażerowie opuścili ją szybko, nie wiadomo czemu. Podszedł do mnie przewodnik.” „Czy mogę pani w czymś pomóc?” „Dasz mi minutkę?” zapytałam. „Muszę wpuścić kolejną grupę pasażerów.” „Okej, wpuść ich, a ja tu jeszcze postoję i pokontempluję piękne widoki.” Angel padł na ziemię, ze śmiechu przyciskając kolana do klatki piersiowej. Mały gówniarz. „Pobiję cię na śmierć patelnią.” „Oh, pendeja, proszę, ty nie masz patelni.” Zacisnął oczy i spróbował się uspokoić. „Ta dziewczynka jest powalona. Ulecz ją. Zmuś ją, żeby przeszła.” „Próbowałam i teraz mam ją na twarzy. Ledwo przez nią widzę. Jak mam iść przez życie z dziewczynką przyklejoną do twarzy?”
I kolejny atak śmiechu. Druga grupa pasażerów była już w środku. Musiałam stąd wyjść. Spróbowałam jeszcze raz. Sięgnęłam do niej i pozwoliłam mojej energii połączyć się z jej, aż znalazłam ją skuloną w ciemnym kącie jej umysłu. Owinęłam moją energię wokół niej i przyciągnęłam bliżej. I wtedy poczułam traumę tego, co jej się przydarzyło. „Jeśli pani zostaje, musi się pani zdecydować już teraz,” powiedział przewodnik. „Zostaję,” powiedziałam półprzytomnie, agonia tej dziewczynki wypełniała mi płuca aż w końcu odetchnęła i rozluźniła się. Przeszła na drugą stronę, ale wtedy zobaczyłam obrazy. Wyłapywałam momenty życia zmarłych. Jakie było ich ulubione zwierzątko i jak smakował ich pierwszy lód na patyku. Ale od tej dziewczynki nie dostałam nic w tym stylu. „Proszę pani, muszę zamknąć te drzwi. Muszę trzymać się rozkładu.” Wciąż byłam otoczona gorącymi obrazami, pełnymi nienawiści i przerażenia. Niewyobrażalne rzeczy, które przeżyła sprawiły, że była cały czas przerażona. Jej matka się nad nią znęcała, a ojciec ignorował, zawsze nieobecny, zawsze zajęty i kompletnie odległy do dnia, w którym popełnił samobójstwo, zostawiając ją na pastwę tego potwora. Nawet jej brat ją ignorował, głównie dlatego, że bał się narazić matce. Więc zamiast pomóc siostrze, dołączył do matki,
śmiejąc się, gdy ją wyzywała i odwracając oczy, gdy wylewała na nią garnek wrzącej wody. Poparzenia wciąż były widoczne, gdy umarła. Nie chciałam widzieć tych wspomnień. Miranda – miała na imię Miranda – była ofiarą przemocy. Choć nie widziałam wyraźnie jej śmierci, było oczywiste, że zginęła z rąk swojej matki w sposób tak przerażający, nierzeczywisty, że moje myśli skotłowały się, żołądek przewrócił na drugą stronę, a świat zamazał. Potknęłam się, próbując uciec z wagonu. Anioł złapał mnie i przycisnął do siebie. Nie, nie Anioł. Jakiś mężczyzna. W tej chwili nie obchodziło mnie kto. Przyjęłam pomoc, złapałam się rękawa jego kurtki i zwymiotowałam. Musiałam tylko przejść przez najgorsze. Pomimo wszystkiego przez co przeszła, najbardziej wyraźną emocją, którą czuła nawet po śmierci, była głęboka i trwała miłość do brata. Tego samego brata, który odwracał wzrok, gdy matka znęcała się nad nią. Przełknęłam żółć, kiedy obrazy zaczęły blednąć. Nigdy nie zniknął zupełnie, ale musiałam odnaleźć Amber i Quentina. Wypadłabym z wagonu, gdyby nie mężczyzna, który mnie powstrzymał. Przewodnik podszedł do mnie, ale odgoniłam go machnięciem ręki, wyrywając się jednocześnie z uścisku tego mężczyzny. Opadłam na kolana i ponownie zwymiotowałam na drewnianą podłogę. Mój żołądek zaciskał się częściej niż to było konieczne. Po kolejnej minucie hiperwentylacji, otarłam usta rękawem kurtki i wyciągnęłam telefon, by zadzwonić do Amber. Odebrała natychmiast. „Jesteś tu już?”
„Jestem,” powiedziałam, wciągając w płuca chłodne powietrze. Mój żołądek już się uspokoił, a ja widziałam już schody prowadzące do High Finance, restauracji na szczycie góry. „Siedzimy na zewnątrz restauracji, pod ścianą. Proszę, pośpiesz się, ciociu Charley. Coś jest nie tak i nie mogę go zrozumieć. Miga za szybko, bym mogła pojąć.” „Jestem już prawie na miejscu, serduszko,” powiedziałam, stając na nogi. Mężczyzna wyciągnął rękę, by mi pomóc, a ja spojrzałam na niego, by mu podziękować i stanęłam twarzą w twarz z kapitanem Eckertem. Śledził mnie. Jechał tym samym wagonem. Nie zauważyłam go. Miał skórzaną kurtkę i czapkę z daszkiem, prawdziwie mistrzowski kamuflaż. Widziałam w jego twarzy, że był rozczarowany, że go zauważyłam. Chciałam, co prawda, konfrontacji z nim, by wyjaśnić, że nie życzę sobie być prześladowana, ale w tej chwili go potrzebowałam. „Chodź ze mną,” powiedziałam, chwytając go ponownie za kurtkę, by złapać równowagę. Eckert pomógł mi wejść po schodach, łapiąc mnie, gdy traciłam równowagę, a raz nawet przeniósł mnie kawałek, gdy przewróciłam się na prawe kolano. Mój wzrok wciąż atakowały wspomnienia Mirandy. Świat co chwila przechylał się na prawo lub lewo. Spodziewałam się, że kapitan zapyta ile wypiłam, ale nie odezwał się.
Anioł również tu był. Szedł za nami. Niedbając już zupełnie o to, co kapitan sobie pomyśli, powiedziałam do Anioła, „Idź ich znaleźć, skarbie, i powiedz mi dokładnie, gdzie są.” „Robi się.” Wyminął nas i szedł teraz przed nami. „Tutaj,” powiedział, a ja ruszyłam w stronę Quentina i Amber. „Ciociu Charley!” Rzuciła mi się w ramiona. „Tak mi przykro. Coś jest nie tak. Już nic nie mówi.” Quentin siedział oparty plecami o ścianę, z głową między nogami i ramionami owiniętymi wokół nich. Miranda rzeczywiście była straszna. Ale tu było coś jeszcze. „Co z nim jest?” zapytała Amber. „Przyszliśmy tu, żeby popatrzeć na widoki, ale mieliśmy wrócić, zanim skończą się lekcje.” „Kiedy zaczął się tak zachowywać?” zapytałam ją. „Kiedy jechaliśmy w górę. Zrobił się nerwowy i nie chciał spojrzeć w okno, tylko odganiał mnie od siebie. Jakaś kobieta zapytała mnie, czy ma lęk wysokości, ale on powiedział, że nie.” „Nie, kochanie, on nie ma lęku wysokości.” Zignorowałam kapitana czającego się w pobliżu. Cokolwiek zamierzał, nic mnie to nie obchodziło. Chwyciłam Quentina za ramiona, próbując nakłonić go do spojrzenia na mnie. Zacisnęłam oczy i potrząsnęłam głową. Jej agonia była tak wielka, tak wszechogarniająca. Kochała swoją matkę i nie rozumiała, dlaczego kobieta, która dała jej życie, nie odwzajemnia
jej miłości. Ale wina spoczywała na niej. Była tego pewna. Zasłużyła sobie na to. Ale nie mogłam się tym teraz przejmować. Była już w o wiele lepszych rękach niż moje. Rękach, które potrafiły naprawdę leczyć. On jej wytłumaczy, że nic z tego nie było jej winą. I jeśli był taki, jak myślałam, jej matka spędzi wieczność w rozgrzanych kotłach piekła. Czułam tak wiele rzeczy na raz. Ból, agonię, bezsilność i złość. Złość należała do mnie. Zacisnęłam szczękę. Spróbowałam jeszcze raz dotrzeć do Quentina. „Anioł,” powiedziałam, prosząc, by się zbliżył. „Przepraszam za tą dziewczynkę, Charley. Nie wiedziałem.” „Ja też nie, skarbie. Ale co mogę zrobić dla Quentina?” „Nie wiem. Wciąż żyje, więc to nie moja działka.” Kiedy spuściłam z rozczarowaniem głowę, powiedział, „Ale zachowuje się jak tamta dziewczynka. Nie myśli właściwie. Może możesz zrobić z nim to, co zrobiłaś z nią.” Nie szkodziło spróbować. Odgarnęłam złote włosy z czoła Quentina i skupiłam się na energii w moim wnętrzu. Ale zanim zdążyłam przesłać ją do niego, Quentin podniósł głowę i spojrzał na mnie niebieskimi oczami ze strachem i niepewnością. Dotknęłam jego przystojnej twarzy. Zajęło mu chwilę rozpoznanie mnie, ale kiedy już to zrobił, rzucił mi się w ramiona.
Siedzieliśmy tak przez chwilę, na podłodze tarasu, kołysząc się do dźwięków muzyki wypływającej z restauracji. Po chwili rozejrzałam się. Amber stała obok nas, ściskając czapkę w dłoniach. Anioł siedział pod ścianą, przyglądając się Qunetinowi z zaciekawieniem, a ja zorientowałam się, że nigdy ich sobie nie przedstawiłam. Kapitan Eckert odepchnął się od ściany, o którą się opierał i podszedł do nas. „Co mu jest?” zapytał. Rzuciłam mu zmęczone spojrzenie. „Rozprawię się z tobą później.” Zaskoczyło mnie, że nie nalegał. Stał i obserwował, prawdopodobnie robiąc notatki i zastanawiając się nad możliwością zwolnienia mnie za niestabilność umysłową. Po chwili, Quentin wstał i powiedział, że nie może wsiąść do wagoniku. Nie może wrócić do domu. „To przez tą dziewczynkę?” zapytałam go. Nie okazał zaskoczenia. Wiedział kim byłam i że mieliśmy wiele wspólnego. Kiwnął głową. „Też ją widziałam,” westchnęłam. „Była taka zagubiona i przestraszona.” Zagapił się na mnie. „Ona była przestraszona?” „Tak, przeszła przeze mnie. Na początku nie chciała, ale... przekonałam ją. Była taka z powodu swojej rodziny.”
„Znęcali się nad nią?” zapytał. Kiwnęłam głową. „Bili ją?” „A nawet gorzej.” Spuścił wzrok. „Też to czułem. Widziałem jak mroczny jest jej świat. Jak pusty. Aż zaczął boleć mnie brzuch.” „Mnie też, ale jak to wyczułeś?” Zaczęłam uświadamiać sobie, że Quentin mógł więcej niż tylko widzieć zmarłych. „Nie mówiłem ci wcześniej.” „Więc powiedz mi teraz.” Zmierzwiłam mu włosy. To zwróciło jego uwagę. Przysunął się i zrobił mi tak samo, mierzwiąc moje czekoladowe loki z zadziornym błyskiem w oczach. Moje włosy i tak były rozczochrane, więc już ich nawet nie poprawiałam. „Jeśli duch mnie dotknie, czuję jego emocje,” powiedział. „Wow. To szalone.” „Taa. Nie lubię tego.” Pochylił głowę. „Przykro mi. Czasami zmarli mają ze sobą ciężki bagaż.” „Taką jakby walizkę?” zapytał, zdekoncentrowany. Zachichotałam. „Wybacz. Miałam na myśli, że obciąża ich wiele problemów.” „Oh tak. Podobnie jak żywych.”
„Tak, ale to fajnie, że potrafisz takie rzeczy.” Kiedy zmierzył mnie powątpiewającym spojrzeniem, dodałam, „Spróbuj na Aniele.” „Odwołaj to, pendeja.” Anioł zerwał się na równe nogi, ale złapałam go za ramię, zanim zdążył zniknąć. „To jest Anioł.” Anioł skinął mu głową i wyciągnął rękę. Quentin ją chwycił i zapytał, „Znasz amerykański język migowy?” Anioł potrząsnął głową. „Nie, kolego, przykro mi. Chciałbym.” Przekazałam jego wiadomość, ale dodałam, „Nauczy się.” Anioł uniósł brwi, ale przytaknął. „Niech będzie.” „Okej, skoro mamy to już za sobą, czy czujesz coś, gdy go dotykasz?” Quentin wzruszył ramionami. „Jest całkiem szczęśliwy. To przyjemne.” „To dlatego, że ma mnie,” zażartowałam. „Chcę to umieć,” powiedział Anioł, wskazując na nasze migające dłonie. „Naucz mnie.” „Nie będę cię niczego uczyć,” powiedziałam, mówiąc i migając równocześnie. „Spotkaj się z nim pod szkołą w Santa Fe. Nauczysz się od niego.” „To prawda,” powiedział Qunetin i spojrzał na Amber. Tak mi przykro,” powiedział do niej. „Proszę, niech ci nie będzie,” zamigała. Byłam z niej dumna. Wiele się nauczyła w ciągu tych dwóch tygodni, od kiedy go poznała.
„Rozumiem. Widzisz rzeczy, których ja nie widzę. Chciałabym–” Zawahała się przed kolejnymi słowami. „–chciałaby być taka jak ty. Widzieć to, co ty.” Zamarł. „Nie, nie chciałabyś. To nie jest zabawa. „Wiem, że to niełatwe. Znam Charley już długo. Zawsze stara się pomóc zmarłym i wpada w kłopoty. Moim marzeniem,” chciała coś dodać, ale nie znała odpowiednich znaków, więc zaczęła zdanie od nowa. „Chciałabym móc jej pomóc.” Wtrąciłam się. „Zejdźmy już z tej góry. Twoja matka pochoruje się ze zmartwienia.” Jej poczucie winy uderzyło mnie jak kamień. Dobrze. Wtedy naszła mnie myśl. „Chwila,” powiedziałam. Spojrzeli na mnie. „Ile razy już to robiliście? Ile razy opuszczaliście szkołę?” Ich spojrzenia się skrzyżowały, po czym równocześnie spuścili głowy. „Quentin!” krzyknęłam. A raczej zamigałam bardzo szybko. „Amber ma dwanaście lat.” „Za tydzień będę mieć trzynaście!” oburzyła się. „Ja mam trzynaście,” dodał Anioł. Zignorowałam go. „Ty masz szesnaście, Quentin. To nie jest właściwe.”
Wytrzeszczył na mnie oczy. „Masz na myśli–?” Zatrzymał się i potrząsnął głową. „Nie ma mowy. Ona jest tylko dzieckiem. Przyjaźnimy się.” Amber niemal zachwiała się z bólu, który ją ogarnął. Jego słowa ją zraniły. Najwidoczniej myślała, że są czymś więcej. Odwróciłam się do niej i następne słowa wypowiedziałam na głos, nie pozwalając Quentinowi czytać z moich ust. „On kłamie,” powiedziałam. „Cokolwiek teraz zrobicie, nie mów swojej mamie, że się całowaliście.” Quentin może potrafił to ukryć, ale Amber nie. Poczucie winy ponownie od niej wypłynęło. Wciągnęłam powietrze i odwróciłam się do Quentina. „Pocałowałeś ją?” „Co? Nie.” Amber załapała. „Ciociu Charley, oszukałaś mnie.” Wciąż byłam zajęta złoszczeniem się na Quentina. Wcisnął ręce w kieszenie. Ruszyłam do przodu. A raczej próbowałam. Świat ponownie się przechylił, a ja przewróciłam się na kapitana Eckerta. Cóż, lepsze to od spadnięcia z góry.
12 Mam perfekcyjne ciało. Jest w mojej ciężarówce. - T-SHIRT
Wciąż chybotałam się, idąc w dół. Kapitan Eckert szedł obok mnie aż w końcu się poddał i owinął ramię wokół mojej talii, przyciskając mnie do siebie. Nie, żeby było tak stromo. Po prostu cała się chybotałam. Choć kapitan i ja mieliśmy wiele do omówienia, nie był to najlepszy moment. Podtrzymywał mnie w wagonie i wsadził dzieciaki i mnie do Misery. Zostawiłam go tam z groźnym grymasem, gdy zapytał, czy jestem w stanie prowadzić. Zostawiłam Quentina na pastwę hordy rozszalałych zakonnic. Ruszyły na nas całą masą. Naszym jedynym ratunkiem było skulić się w pozycji płodowej i chronić głowę. To zatrzymało je w biegu. Działa za każdym razem. Quentin nie posłuchał mojego rozkazu, ale to nic. Byłam gotowa poświęcić moją godność za nas obojga. Ledwie uchodząc z życiem, zabrałam bardzo podenerwowaną Amber do domu. Cookie zajęta była przygotowaniami do randki. Zignorowała fakt, że Amber spóźniła się dwie godziny. Nie była
nawet szczególnie zła. Strach i zmartwienie pochłonęły wściekłość. Powróci, ale później. Miałam nadzieję, że będę wtedy gdzieś daleko. Weszłyśmy do jej sypialni, gdy pryskała się perfumami. „Mamo?” głos Amber był cichy i drżący. „O, cześć, kochanie. Spóźniłaś się.” Amber zawahała się, po czym wbiła wzrok w stopy. „Poszłam do Pauli. Robiłyśmy ciasteczka.” Poczułam od Cookie spazm bólu. Zabolało ją, że Amber ją okłamała. „Idź, odrób zadanie. Wychodzę na chwilę.” „Okej.” Mała księżniczka ulotniła się, czując wyrzuty sumienia z powodu kłamstwa. Przyzna się. Wierzyłam w nią. Ale Cook była zraniona. Nie wiem czemu. Ja kłamałam jej cały czas. Kiedy Amber znalazła się poza zasięgiem słuchu, Cookie zamknęła drzwi i odwróciła się do mnie. „Co się stało?” „Usiądź najpierw.” Zrobiła jak prosiłam, a ja opisałam jej wszystko ze szczegółami, nie pomijając kapitana Eckerta. „O co chodzi temu facetowi?” „Chciałabym wiedzieć, ale chciałam zwrócić twoją uwagę na to, jak świetnie poradziła sobie Amber. Nie zostawiła Quentina. I nauczyła się wielu znaków. Jestem z niej bardzo dumna.”
„Właśnie mi skłamała.” „Tak, ale przysięgam ci, że czuje się z tego powodu jeszcze gorzej niż ty.” Spojrzała na mnie z nadzieją. „Naprawdę?” „Daj jej czas. Powie ci prawdę.” Uśmiechnęła się z ulgą. Wstałam, by wyjść. „Zanim zapomnę, chcę żebyś znalazła wszystko na temat tamtej dziewczynki. Nazywała się Miranda Nelms. Chcę wiedzieć czy obciążyli jej matkę i brata.” „Brata też?” „Długa historia. Nie chcesz wiedzieć.” „Nie,” przyznała mi rację. „Wiem już wystarczająco dużo. Zajmę się tym jutro.” „Świetnie. Jesteś gotowa na randkę?” Zwątpienie powróciło z pełną siłą. „Nie wiem, w co się ubrać.” Odrzuciła za siebie trzymaną parę spodni. „Sugerowałabym spodnie, ale zrobisz jak uważasz. Tak między nami, twoja randka jest gejem.” Popatrzyła na mnie zaskoczona. „To świetnie. Nie muszę się martwić, by mu zaimponować.”
„Tak. Pracuje w policji, ale wątpię, by wujek Bob go znał albo wiedział, że jest gejem.” Prychnęłam. „To by było okropne. Cała nasza ciężka praca poszłaby na marne.” „Zaprosiłaś tu Roberta, tak? By upewnić się, że nas zobaczy?” Sprawdziłam zegarek. „Jasne. Nie boisz się zostawić Amber samą?” „Po tym co się stało? Tak. Ale zostawię z nią glinę Roberta. I poproszę panią Allen, by do niej wpadła.” „Cook, ostatnim razem, gdy pani Allen ją pilnowała, Amber wylądowała w szpitalu.” Cookie zawahała się. „To nie była wina pani Allen. Tylko sprawdzała, co u Amber.” „W ciemności, z wałkami na głowie i maseczką błotną na twarzy. Amber próbowała od niej uciec i wbiegła w drzwi. Nigdy nie zrozumiem czemu pani Allen nie włączyła po prostu światła.” „Nie szkodzi. Poprosiłam panią Allen, żeby po prostu zapukała i poczekała aż glina jej otworzy.” Zachichotałam. Zabrzmiało to trochę maniakalnie. Nie miałam jeszcze stwierdzonej choroby psychicznej, ale pracowałam nad tym. Przytuliłam Amber zanim poszłam do swojego mieszkania. Reyes tymczasowo naprawił drzwi, ale wciąż potrzebowałam nowej framugi. Ten mężczyzna nie miał pojęcia o własnej sile. Oczywiście,
nie przewidział, że drzwi będą otwarte, kiedy je wyważał. Zatrzymałam się. Z moim mieszkaniem było coś nie tak. Tylko co? A, tak. Było zrujnowane. Każda szuflada była przewrócona do góry nogami. Każda rzecz, którą miałam leżała na podłodze. „Zwinęłam dłonie w pięści. „Panie Wong! Rozmawialiśmy o tym! Jesteś najgorszym strażnikiem na świecie.” Scena wydawała mi się znajoma. Chodziłam od pokoju do pokoju, ale zrujnowane były tylko kuchnia i salon. Widocznie intruz znalazł czego szukał i – Na Zeusa! Pobiegłam do kuchni i otworzyłam szafkę z nożami. Ostrożnie, ponieważ była to szafka z nożami. Myślałam, że schowanie sztyletu w szafce z nożami będzie genialne. Myliłam się. Zniknął. Wyglądało na to, że pan Diler Dusz złożył mi wizytę. Zapłaci za to. Dosłownie. Nie zamierzam sprzątać tego bałaganu. Wynajmę firmę i prześlę mu rachunek. Niech go szlag. Odłożyłam torbę i ruszyłam na konfrontację z demonem w ludzkim przebraniu. *** Po przekonaniu Artemidy, by ustąpiła mi miejsca, odpaliłam Misery i przyzwałam Anioła. Kierowałam się do ostatniego miejsca, w którym widziałam Dilera i chciałam wiedzieć gdzie mieszkał. Zakładałam, że blisko miejsca gier. Miałam rację.
Artemida uznała, że moje kolana wyglądają na wygodniejsze niż dawne miejsce pana Andrulisa. Tęskniłam za tym facetem. W rezultacie jechałam w stronę centrum i San Mateo z wielkim Rottweilerem na kolanach, aż do następnej dzielnicy. Zobaczyła kota i wyskoczyła z auta, używając moich kolan jako wyrzutni. Przyznaję, że zabolało. Dom Dilera wyglądał inaczej niż się spodziewałam. Wydawał się całkiem miły. Podeszłam do drzwi z prawdziwego drewna, ale otworzył drzwi zanim zdołałam zapukać. „Oddaj mi mój sztylet.” Jego uśmiech był olśniewający. Nie miał kapelusza na głowie, a jego długie włosy spływały czarną kaskadą na ramiona. Otworzył drzwi szerzej. „Wejdź.” Kiedy nie zareagowałam, dodał, „Proszę.” Okej, poprosił. Jak niebezpieczny mógł być. Przeszłam przez próg i powtórzyłam, „Oddaj mi mój sztylet.” „Żebyś mogła użyć go na mnie?” zapytał, zamykając za mną drzwi. „Żebyś mogła wbić go w moją klatkę piersiową?” „Cóż.” Wprowadził mnie do wielkiego salonu. Był bardzo przytulny, w odcieniach beżu i miękkiej, śródziemnomorskiej zieleni. Ciężko było sobie wyobrazić, że to dom demona. Diler wyglądał jak dziewiętnastoletni dzieciak, który je burgery w Macho Taco, podczas gdy miał tak naprawdę tysiące lat.
„Kupiłeś to?” zapytałam. „Skądże.” Ściągnął poduszkę z puchowej sofy i gestem skłonił, bym usiadła. „Zabiłem właścicieli i zjadłem ich dusze na śniadanie.” Kiedy zamarła, wzruszył ramionami i zachichotał. „Płacę czynsz.” „Sztylet.” „Czemu myślisz, że go mam?” „Proszę,” zmieniłam ton. „A jeśli obiecam nie użyć go na tobie?” Usiadł na bujanym krześle naprzeciw sofy i oparł jedną nogę na pięknym żelaznym stoliku. „Zaoferowałbym ci coś do picia–” „Chcę to mieć już za sobą.” „Zauważyłem. Ten sztylet w nieodpowiednich rękach może być bardzo niebezpieczny.” „Jak w twoich? Jest niebezpieczny w twoich rękach?” Nie odpowiedział. Zamiast tego, obserwował mnie, ciekawość błyszczała w jego oczach. Był charyzmatyczny i czarujący, ale również emanował magnetyzmem, który nie mógł pochodzić od zwykłej istoty. Inne demony, które spotkałam nijak się do niego miały. Na początek, nie miał śliskich czarnych łusek i ostrych kłów. „Możesz przestać?” „Co?” zapytałam zaskoczona, kiedy wyrwał mnie z moich rozmyślań.
„Próbować mnie rozgryźć.” „Ja tylko kontemplowałam fakt, że nie masz łusek i wystających zębów.” „Nie byłbym tego taki pewien,” powiedział, pokazując mi urocze dołeczki w policzkach. „Jak w ogóle mogłeś zabrać ten sztylet? Demony nie mogą go nawet dotknąć, nie wypalając sobie skóry.” „Jak dobrze, że nie jestem demonem.” Racja. Wiedziałam. Technicznie nim nie był. „Więc nie zabiłby cię.” Założył nogę na nogę. „Tego bym nie powiedział.” Więc mógł go dotknąć, ale wciąż był dla niego zabójczy. To samo mogłam powiedzieć o moich relacjach ze sztyletami. Lub czymkolwiek innym. Albo kimkolwiek. „Mówiłeś, że sztylet się błyszczy. Jak to wygląda twoimi oczami?” „Nie wiem. Ma po prostu ten miękki blask, który zobaczyłbym nawet przez twoje spodnie. Coś jak blask ludzkich dusz.” „Jak aura?” upewniłam się. „Cóż, tak, ale bardziej duchowa.” „Oh.”
Zapadła niezręczna cisza. Diler odezwał się pierwszy. „Nie widzisz ich? Ludzkich dusz?” „Nie do końca. Dopiero jak przejdą. Wtedy widzę jak błyszczą.” Wyprostował się na krześle. „Pewnie widzisz swoje własne światło. Jest oślepiające.” Potrząsnęłam głową. „Niezupełnie.” „Jak naznaczasz dusze, skoro ich nie widzisz?” To mnie zaskoczyło. „Um, nie wiedziałam, że mam je naznaczać.” Podniósł się ze złością. „Żartujesz sobie ze mnie.” Sięgnęłam w dół i czekałam aż Artemida pojawi się obok mnie. Podniosła się z podłogi i dotknęła mojej dłoni. Podrapałam ją po głowie, kiedy Diler na nią spojrzał. „Jak masz na imię?” zapytałam, zmieniając temat. „Znam cię tylko jako Dilera.” „Właśnie to ci powiedział Rey’aziel? Że byłem Dilerem?” Kiedy tylko to powiedział, poczułam, że Reyes tu jest. Zmaterializował się w pełni, jego ciepło owiało mnie gorącą falą. Naturalnie, był wściekły. To jest chyba jego normalny stan. Stanął w swoim płaszczu dokładnie pomiędzy Dilerem i mną. „Co ty wyprawiasz?” zapytał, jego glos był zimny i twardy jak marmur.
Podniosłam się, ale Reyes miał kaptur, który skrywał jego twarz. „Diler zabrał sztylet. Chciałam go odzyskać.” „Przyszłaś tu, stawić mu czoła sama? Po tym wszystkim, o czym rozmawialiśmy?” „Najwidoczniej.” Usłyszałam zgrzyt zębów. Westchnęłam. „Wierz mi lub nie, ale nie pomagasz. Miałabym lepsze szanse na odzyskanie go bez ciebie.” „Miałabyś większe szanse na stracenie duszy.” „Możesz we mnie trochę uwierzyć, Reyes? Nie jestem głupia.” Jego szata zniknęła, opadając wokół niego kaskadą dymu i odsłaniając dżinsy i koszulkę z podwiniętymi rękawami. Wyglądał naprawdę dobrze. Podszedł do mnie, niemal naruszając moją przestrzeń osobistą. „To, moja droga, jeszcze się okaże.” Wciąż się zbliżał i kiedy już mieliśmy się dotknąć, zdematerializował się w kłębach dymu. Mój nastrój zmienił się w furię. Spojrzałam na Dilera i pokręciłam głową. Reyes wciąż tu był. Nie odszedł. Nie mógł. Jeden kącik ust Dilera uniósł się lekko. „On ma rację.” Usiadłam ciężko. „Jesteś po jego stronie?” „W tej sprawie, owszem. Zbyt lekko traktujesz swoją rolę.”
Westchnęłam. „Moją rolę w czym? Zamykaniu potworów w piwnicy?” „Nie. Najważniejszą rzeczą jest, żebyś żyła.” „Najważniejszą rzeczą jest, żebyś oddał mi sztylet.” „Co dasz mi w zamian.” Uh-oh. „To chwila, w której mam błagać? A gdzie jest ta, kiedy próbujesz ukraść mi duszę?” „Gdybym chciał twojej duszy, to bym ją dostał.” „Chętnie bym ją oddała.” „Oh, owszem.” Skrzywił się, co było trochę rozpraszające. „Całkiem chętnie. To byłoby łatwe. Zbyt łatwe. To właśnie mnie denerwuje.” Wygląda na to, że nikt we mnie nie wierzy. Co może ich przekonać o mojej kompetencji? Może gdybym przestała dawać się torturować i bić co kilka dni. To byłby dobry początek. Obiecałam to sobie. Nie być torturowaną przez – policzyłam na palcach – dwa, nie, trzy, miesiące. „Dlaczego tak ci na tym zależy?” zapytałam go. „Co masz przeciwko Lucyferowi?” „Czy to, że mnie zniewolił, nie jest wystarczającym powodem?” „Okej, ten jest całkiem niezły, ale już walczyłam z jego niewolnikami.” „Tymi bezmyślnymi istotami? Czy wydaję ci się bezmyślny?”
„Niezbyt. Albo nie raczej wydawałeś się, dopóki nie włamałeś się do mojego mieszkania. Zapłacisz mi za sprzątanie, tak nawiasem mówiąc.” Przeczesał włosy palcami. „Jeśli oddam ci sztylet, będziesz musiała coś dla mnie zrobić.” „Co takiego?” „Pozwolisz mi w tym uczestniczyć. W upadku Szatana.” To brzmiało całkiem łatwo. „Spójrz. Wydajesz się sporo wiedzieć na ten temat. Ja tylko... jaka jest moja w tym rola? Reyes chce, żebym trzymała się od tego z daleka, ale–” „Rey’aziel się o ciebie boi,” powiedział. „Dlatego nie chce ci mówić o wszystkim. Dlatego próbuje ukrywać przed tobą istotne kwestie tak długo, jak może.” Prychnęłam. „On nie boi się o nikogo.” „Nie jesteś jak inni. Nie jesteś nawet jak zwykli żniwiarze. Twoje dziedzictwo jest dowodem.” „Dobra. Załapałam.” To nie była prawda, ale nie zamierzałam mu o tym mówić. Musiałam przycisnąć do ściany mojego niemalnarzeczonego. Jeśli chciał mojej ręki, będzie mi musiał wiele wyjaśnić. A ponieważ ten dzieciak zdawał się wiedzieć o czymś wielkim, nie wiedziałam czy mogłam mu ufać. „Nie wierzysz mi?” prychnął. „Zapytaj go o swoje imię.” „No właśnie, a jakie jest twoje?” przypomniałam sobie.
Jego wyraz twarzy był beznamiętny, gdy powiedział, „O to również możesz zapytać Rey’aziela.” To do nikąd mnie nie zaprowadzi. „Wiesz, przez te wszystkie wymijające odpowiedzi Reyesa, tajemnicze przepowiednie, którymi zajmuje się Swopes i twoje gówniane zagadki, mam was wszystkich gdzieś. Możesz mi dać jedną, prostą odpowiedź?” „Postaram się jak mogę.” Nie przeoczyłam faktu, że jego odpowiedź niczego nie gwarantowała. „Cudownie. To co ja tam chciałam?” Rozglądnęłam się dookoła w poszukiwaniu natchnienia i powiedziałam, „Pewne... jednostki twierdzą, że Reyes został wysłany do tego wymiaru specjalnie po mnie. Żeby zabić konkretnie mnie. Czy to prawda?” „Tak.” Wciągnęłam gwałtownie powietrze. Dał mi prostą odpowiedź. „Powiedział, że został wysłany po jakikolwiek portal do nieba. Że jego ojciec chciał mieć jakąś drogę do nieba.” „Kłamał.” W pokoju zrobiło się gorąco. Zignorowałam to. „Powiedział mi, że jesteś doskonałym kłamcą. Podobno jesteś w tym tak dobry, że nawet demony mogą nabrać się na to, co powiesz.” „Prawda. Ale popatrz na to z tej strony: Dlaczego ojciec księcia miałby chcieć drogi do miejsca, które może go zniszczyć?” Tu mnie miał. „Nie wiem. By nad nim zapanować?”
Diler zachichotał. „Szanse Lucyfera na zawładnięcie niebem są zerowe. Widziałaś kiedyś osiemnastokołowego tira na autostradzie, prawda?” „Oczywiście.” „Więc jeśli ten tir uderzy w komara, jakie są szanse, że komar zmiażdży tego tira albo chociażby ujdzie z życiem?” „Zerowe.” „Dokładnie.” „Więc Szatan nie jest zagrożeniem dla nieba?” Ponownie się zaśmiał. „Doprawdy, to jak mówienie do dziecka.” Czułam się tak samo. Wstałam i poszłam w stronę drzwi. Podążył za mną. „Nie chciałem cię urazić. Jestem zaskoczony nie tylko tym, jak mało wiesz, ale również tym, jak wiele z twojej wiedzy jest nieprawdziwe.” „Więc może pomóż mi zrozumieć?” „Mogę spróbować. Co jeszcze chcesz wiedzieć?” „Okej, więc jeśli to wszystko, co powiedziałeś, jest prawdą, to dlaczego on chce mnie? Szatan? Jeśli nie dla dostępu do nieba?” „Rey’aziel wiele przed tobą zataił. Jestem zaskoczony, zwłaszcza, że mamy tych samych przodków.” „Więc po co to wszystko?”
„Tak jak powiedziałem wcześniej, by go powstrzymać. Pozbyć się raz, na zawsze.” „I myślisz, że jestem w stanie to zrobić?” „Nie. Nie myślę. Wiem tylko, że jesteś kluczem. W jakiś sposób jesteś kluczem do tego wszystkiego, a Lucyfer o tym wie. Bóg, jak to nazywają go ludzie, zrobił to, co powiedział. Wypędził Lucyfera i jemu podobnych z piekła. Teraz to już tylko gra o dusze. Jak szachy.” „A ludzie są pionkami.” „Dla ojca Rey’aziela, owszem. Ale nie dla Boga. Porównywanie tych dwóch jest jak porównywanie uczuć matki i seryjnego zabójcy do tego samego dziecka.” „Ale nie wiesz jaka jest w tym moja rola?” „Niestety nie.” „Okej, więc co miałeś na myśli przez to naznaczanie dusz?” Teraz patrzył na mnie, jakbym straciła rozum. „Um, to twoja praca.” „Moją pracą jest naznaczanie dusz?” „Tak.” „Ale jestem portalem. Myślałam, że moją pracą jest pomaganie ludziom przejść na drugą stronę.” „To tylko część twojej pracy. Nie bez powodu wyczuwać poczucie winy, oszustwo i złośliwość, Charlotto.”
„Więc mam naznaczać ich jako kłamców, morderców czy coś?” „Będziesz wiedziała co robić, gdy nadejdzie czas.” „Ale nie mam prawa do osądzania ludzi. Jestem całkiem pewna, że ten Wielki Gość na górze byłby zły, gdybym zaczęła chodzić dookoła i osądzała jego trzódkę.” „Nie masz oceniać ich winy. Ty po prostu oczyszczasz przejście po śmierci. Wchodzisz w nich i przygotowujesz ich do ich ostatniej podróży. Pomyśl o sobie jak o jednej z tych maszyn, które segregują monety, oddzielając ćwiartki od dziesięciocentówek.” „Jestem sortownikiem?” „Mniej więcej,” powiedział, błyskając zębami. „Nie,” powiedziałam, w myślach tupiąc nogą. „Chcę wiedzieć wszystko, nie mniej więcej. Co dokładnie jest moją pracą? Co konkretnie mogę robić?” „Zrozumiesz, kiedy twoje ludzkie ciało przeminie.” „Zaliczę instruktaż w ponurym żniwiarstwie?” „Coś w tym stylu.” „Ale co do tego czasu? Wciąż jestem na ziemi.” „Z tego, co się orientuję, twoją jedyną pracą jest przeżycie. To zwykle nie było problemem dla żniwiarzy. Żaden z nich nie przeżył tak długo ja ty. Nigdy.” „Ale ja mam tylko dwadzieścia siedem lat.”
„No właśnie. To o jakieś dwadzieścia dwa lata więcej niż reszta.” „Reyes również mi to mówił. Fizyczne ciała żniwiarzy umierają młodo a oni potem wykonują swoją pracę przez jakieś pięćset lat bezcieleśnie. Zawsze się zastanawiałam, skąd oni wiedzą co robić. Nie sądziłam, że cała wiedza zostanie ze mną, gdy przejdę na drugą stronę.” „Cóż, nie zatrzymują sobie wszystkich śmiesznych rzeczy, tylko te najważniejsze.” Kolejna fala gorąca owiała pokój. Diler spojrzał w górę. „Czułem to.” Wyjaśnij mi to,” powiedziałam. „Chcę rozumieć. Naznaczanie dusz jest moją pracą? Od tak?” Oparł się z powrotem o krzesło. „Mogę ci powiedzieć i wkurzyć Rey’aziela, istotę, którą definitywnie potrzebujemy, by wygrać. Albo wezmę jego stronę i pozwolę samej ci odgadnąć.” „Jestem za pierwszą opcją.” „Mogę cię tylko zapewnić, że gdy będziesz gotowa, zobaczysz dusze. Będziesz wiedziała jak je naznaczać. Wiesz już jak przepuszczać ludzi, jak im pomagać albo zmusić do przejścia. Jesteś na dobrej drodze.” Spojrzał na swoje dłonie. „Choć jesteś kluczem do tego wszystkiego, to Rey’aziel gra główne skrzypce w twoim przeznaczeniu.”
„Dlaczego?” „Jest Trzynastą Bestią. Nie wspomniał ci o tym?” Reyes pojawił się ponownie w całej swej mrocznej chwale, ciemność niczym czarny ocean nocy, zalała pokój. „Reyes nie jest bestią ani tym bardziej piekielnym ogarem.” „Blisko. Jest tylko trochę bardziej ucywilizowany niż Dwunastka. Jak myślisz, dlaczego Szatan wysłał akurat jego, by cię zabić?” „Więc dlaczego? Dlaczego Szatan tak bardzo chce mieć mnie martwą, jeśli nie dla całej tej sprawy z zamkiem i kluczem?” „Jakiej sprawy z zamkiem i kluczem?” „No mówili nam, że jeśli klucz zostanie włożony do zamka, otworzymy portal z piekła do nieba. Bla, bla, bla. A teraz mówisz mi, że to nie ma z tym nic wspólnego?” Opuścił głowę w zamyślenie. Zaskoczyłam go. Jego brwi zmarszczyły się, a on zaczął żuć palca, podczas gdy jego myśli błąkały się. Jakie to ludzkie. Ciężko było patrzeć na tego dzieciaka jak na coś więcej niż tylko dziecko. „Nie wiem,” powiedział w końcu. „Jeśli ty jesteś zamkiem, a kluczem jest–” Na jego twarzy pojawiło się zrozumienie. Widziałam dokładny moment, kiedy wszystko zrozumiał. „Co?” zapytałam go.
„Nie mogę uwierzyć, że nie zauważyłem tego wcześniej. Powiedziałaś, że twój przyjaciel ma proroctwo. Miałaś na myśli proroctwo Cleosariusza?” „Tak. I co?” „Jeśli mi je pokażesz, oddam ci sztylet.” „Stoi.” Mrugnął do mnie i poprowadził mnie do drzwi, popychając lekko. To było niegrzeczne. „Tak przy okazji, to nie ja wybebeszyłem twoje mieszkanie.” Zaskoczona, wbiłam w niego wzrok. „Nie musiałem,” kontynuował. „Czułem, gdzie jest sztylet. Poszedłem prosto do niego. Twoje mieszkanie było w takim stanie już gdy do niego wszedłem.” Cóż, cholera. Mogłam mieć tylko nadzieję, że włamywacz złapie syfilis. Ciekawe czy był na to specjalny hashtag.
13 Czasami piszę „wypić kawę” na mojej liście rzeczy do zrobienia Tylko po to, żeby poczuć się, jakbym cokolwiek zrobiła. - AKTUALIZACJA STATUSU
Weszłam do domu zaraz po zachodzie słońca, trzymając mocha latte w ręce. Z pewnością Reyes zobaczy jasne strony mojej wycieczki. Jak zły może być za to, że poszłam spotkać się z Dilerem? Starałam się nie rozwodzić nad Reyesem i jego złością. Po sprawdzeniu mieszkania jego i mojego, poszłam do biura i znalazłam go w końcu w alei pomiędzy barem a kamienicą, pochylał się nad otwartą maską najpiękniejszego czarnego muscle cara, jakiego kiedykolwiek widziałam. Zwolniłam, by popodziwiać to dzieło sztuki. Potem zerknęłam na samochód. Znaczek mówił, że była to Cuda. Cokolwiek to oznaczało, sprawiła, że zmiękły mi kolana. Była niesamowita, a ja postanowiłam, że właśnie tu i teraz zostanę lesbijką. „Czy jest twoja?” zapytałam go, podchodząc. Grzebał coś w jej silniku, który był tak czysty, że można było z niego jeść, tak lśniący, że można było malować się przed nim i tak duży, że był w stanie zatrząść ziemią. Cichy grzmot rozległ się z oddali. Popatrzyłam w górę na szare chmury.
Skupiłam się ponownie na Panu Wściekłe Portki i stanęłam przy jego lewej ręce, by zobaczyć, co robi. Zignorował mnie, nie przerywając zajęcia. Położyłam łokcie na chłodnym metalu i oparłam podbródek o dłonie. „Zamierzasz długo się na mnie złościć?” zapytałam go. Unikał spojrzenia, więc przesunęłam wzrok na jego napięte nogi, wąskie biodra i twardy brzuch. Jego koszulka podniosła się, gdy się pochylił, odsłaniając kilka centymetrów pyszności nad jego spodniami. „O którą część jesteś zły?” zapytałam ponownie, uświadamiając sobie, że może się gniewać o cokolwiek. W końcu się odezwał, a ja przeniosłam wzrok na jego twarz. „Prowadzisz śledztwo w sprawie, którą uważasz za moje porwanie.” O to właśnie był zły? Chwila, czy on właśnie powiedział–? „To co uważam za twoje porwanie? To znaczy, że to dziecko porwane Fosterom to nie byłeś ty?” Odłożył jeden śrubokręt i chwycił drugi. „Tak ,to byłem ja, ale nie do końca byłem porwany.” Zbliżyłam się do niego. „Co masz na myśli? Nie rozumiem. Nie zostałeś porwany?” „Nie tym razem.” Auto ugięło się, gdy oparł się na nim, by sięgnąć głębiej.
„Reyes, wyjaśnij mi to, proszę. Zostałeś porwany od Fosterów czy nie?” „To bez znaczenia, co ci powiem. Weź sobie te informacje i zrób z nimi co chcesz. Nigdy nie zastanawiasz się nad konsekwencjami swoich działań.” „Mylisz się.” Wyprostowałam się. „Już to przemyślałam. Robię co mogę, by pomóc–” „Obcym ludziom,” przerwał mi ze złością. „Ludziom, których nie znasz. Nie myślisz o tych, którzy są najbliżej ciebie. Jak twoje działania na nich wpływają.” Byłam urażona, że powiedział coś takiego. „Twierdzisz, że nie dbam o swoją rodzinę? Przyjaciół?” „Myślę, że dbasz o zbyt wielu. Zbyt mocno się angażujesz. Bierzesz na siebie zbyt wiele, zbyt wiele ryzykujesz, a w efekcie nie możesz wygrać.” Zmieniał temat, by odciągnąć moja uwagę od sprawy jego porwania. „Reyes , zostałeś uprowadzony od swojej biologicznej rodziny czy nie?” Oddychając ciężko, zacisnął szczękę i dopiero wtedy na mnie spojrzał, jego oczy błyszczały w przytłumionym świetle. „Tak, zostałem.” „Więc Fosterowie są twoją biologiczną rodziną? Rodziną, w której urodziłeś się na ziemi?”
„Nie.” Wrócił do pracy, zaciskając usta. „Więc dziecko Fosterów zostało porwane, ale to nie byłeś ty.” Zmrużył oczy wpatrując się w silnik. „Źle. I Źle.” Jego ruchy rozproszyły mnie na chwilę. Cień pomiędzy jego mięśniami powiększał się za każdym razem, gdy się pochylał. „Okej, więc dziecko Fosterów nie zostało uprowadzone i–” Musiałam się zastanowić, jak to przedstawić. „–i to byłeś ty. Byłeś dzieckiem Fosterów.” „Bliżej.” Westchnęłam z irytacją. „O boże. Dam ci milion dolarów, jeśli po prostu mi powiesz.” Oglądał kawałek metalu, który wyłuskał z silnika. „Nie masz miliona dolarów.” „Dobra,” powiedziałam, sięgając do tylnej kieszeni spodni. Wyciągnęłam z niej cały mój dobytek. „Dam ci trzy dolary, pięćdziesiąt centów i arbuzową Jolly Rancher.” Jego usta rozluźniły się, gdy poświęcił mi całą uwagę. „Zamierzałem powiedzieć nie, dopóki nie wspomniałaś o Jolly Rancher.” Wrzucił kawałek metalu z powrotem do silnika i stanął przede mną. „Jeśli ci powiem, obiecasz mi coś?” „Zrobię ci stiptiz. Na twoich kolanach,” powiedziałam. „Stoi. Nie zostałem porwany z domu Fosterów.” Okej, to było do zrozumienia.
„To Fosterowie porwali mnie.” Wytrzeszczyłam oczy. Odwrócił się ode mnie i opuścił maskę samochodu. Wytarł ręce w jakąś szmatę, ignorując fakt, że są całe w oleju i brudzie. Był definicją słowa seksowny. Położyłam rękę na jego ramieniu, by zwrócić na siebie jego uwagę. I, cóż, po prostu go dotknąć. „Możesz wyjaśnić? Nie rozumiem.” „Nie jestem żniwiarzem. Nie pamiętam wszystkiego od dnia narodzin, jak ty. Ale z tego, co zdołałem się dowiedzieć, pani Foster porwała mnie z terenu wypoczynkowego w Północnej Karolinie.” „W Północnej Karolinie?” powtórzyłam zdekoncentrowana. Kiwnął głową. „Myślę, że to była po prostu zbrodnia z okazji. Właśnie dowiedziała się, że nie może mieć dzieci. Ona i jej mąż wracali do domu po wizycie u kolejnego lekarza. Samochód mojej matki był przegrzany. Zaparkowała na terenie wypoczynkowym. Spałem na tylnym siedzeniu, a ona wyszła z auta i odeszła parę kroków, rozmawiając przez telefon. Kiedy wróciła, otworzyła tylne drzwi, by przykryć mnie kocem. Pani Foster obserwowała to wszystko z samochodu, gdy jej mąż był w toalecie. Odebrała to jako znak od Boga, że powinienem być jej. Matka, która zostawia w ten sposób swoje dziecko... Nie mogła uwierzyć, że kobieta tak niezasługująca na dziecko ma je, podczas gdy ona nie może. Kiedy moja biologiczna matka poszła napełnić zbiornik wody, pani Foster zakradła się do jej
samochodu i zabrała mnie. To zdarzyło się tak szybko. Moja matka wróciła, a mnie już nie było.” Musiał czytać policyjne akta. „Ale już wiesz kim byli twoi biologiczni rodzice?” „Tak. Z wiekiem zacząłem przypominać sobie coraz więcej. W końcu dotarły do mnie ich imiona i to wszystko.” „Więc jak połączyłeś to wszystko ze sobą?” „Włamałem się do danych FBI i przeczytałem raporty.” „Zhakowałeś FBI z więzienia?” Gdy w odpowiedzi uniósł brew, pokręciłam głową z niedowierzaniem. Nie wiedziałam, że był taki dobry w te klocki. „Co się stało potem? Jeśli pani Foster cię porwała to... to co stało się potem? Ktoś porwał cię jeszcze raz?” „To była jedna z tych spraw, w których wszystko idzie nie tak. Po tym, jak mnie porwała, przekonała swojego męża, że to przeznaczenie. Ale nie mogli pokazać się z trzymiesięcznym dzieckiem. Wyprowadzili się więc do innego stanu i skończyli w Albuquerque, co było dziwne pod każdym względem.” „Dlaczego?” „Ponieważ tu mieli przeprowadzić się moi biologiczni rodzice. To dlatego ich wybrałem, Wtedy, po porwaniu, i tak tu wylądowałem.” Pochyliłam się w jego stronę. „To nie może być zbieg okoliczności. Co się stało potem?”
„Fosterowie zadomowili się tu. Poznali sąsiadów. Dołączyli do kościoła. Ale rodzina pana Fostera zaczęła nabierać podejrzeń. Chcieli się z nim spotkać. Nigdy nie lubili jego żony i martwili się, że może być niebezpieczna, więc chcieli złożyć im niezapowiedzianą wizytę. A póki Fosterowie mieli dziecko w dokładnie tym samym wieku, co porwane dziecko z ich stanu, nie mogli ryzykować złapania. Więc sprzedali mnie.” „Tak po prostu... sprzedali? Jan na eBayu?” „To jest ten kawałek zagadki, którego jeszcze nie rozgryzłem. Może pan Foster miał kogoś, kto im pomagał. Kto wie? Myślę, że planowali po prostu mnie sprzedać i mieć z głowy, ale sąsiadka zobaczyła podejrzanie wyglądającego mężczyznę wychodzącego tylnymi drzwiami. Pomyślała, ze zostałem porwany i wezwała policję. Gliny przyjechali, a Fosterowie spanikowali i powiedzieli, że tak, ich dziecko zniknęło. Resztę historii znasz.” „Reyes, to jest chore. Co z rodziną pana Fostera? Nie powiązali wątków?” „Wierz mi lub nie, ale nigdy to do nich nie dotarło. Dzieci porywane są przez cały czas. Jak wiele ich widziałaś, zwłaszcza tych z drugiego końca kraju? Nawet dziś, w erze informacji, rzadko widzimy twarze zaginionych dzieci. Wiesz, że jest około dwóch tysięcy ludzi zgłaszających zaginięcie każdego dnia? Jak wielu z nich widziałaś w wiadomościach?”
„Mimo wszystko,” powiedziałam, zupełnie nieprzekonana, „jak gliny mogly tego nie powiązać. Masz przecież znaki, mapę do bram piekła na skórze.” „Tak, ale kiedy się urodziłem, były bardzo jasne. Tak jasne, że aż niemożliwe do zobaczenia gołym okiem. Ściemniały, gdy dorosłem. Nie wyglądały tak jak teraz.” Poczułam pierwsze krople deszczu. „To takie chore. Fosterowie wydawali się być tacy mili na papierze i w swoich wywiadach.” Przypomniałam sobie, co powiedziała mi Sakwa. „Agentka Carson powiedziała, że jej ojciec miał złe przeczucia w związku z tą sprawą, jakby brakowało mu czegoś istotnego.” „Wygląda na to, że był naprawdę dobrym agentem.” „Zamierzałeś tak czy tak pojawić się tutaj? Tak, żebyśmy dorastali razem i chodzili do tej samej szkoły?” Pozbierał narzędzia, które przyniósł i spojrzał w niebo. Krople deszczu zostawiły mokre ślady na jego twarzy i ramionach. „Mój biologiczny ojciec miał zostać przeniesiony do Albuquerque. Ale po moim porwaniu, postanowili zostać w Północnej Karolinie z nadzieją, że policja mnie odnajdzie. Nigdy stamtąd nie wyjechali.” „Wciąż tam są?” „Tak.” „Odwiedziłeś ich?” Podeszłam bliżej i zmusiłam do spojrzenia na mnie. „Powiedziałeś im, kim jesteś?”
Spojrzenie, jakie mi rzucił, powstrzymało moją ekscytację. „Dlaczego miałbym tak zrobić?” „Dlaczego miałbyś–?” Nie zrozumiałam. „Reyes, powinni dowiedzieć się, że wszystko z tobą w porządku. Mają prawo to wiedzieć.” „Mają prawo żyć własnym życiem.” Nie mogłam w to uwierzyć. „Dlaczego pozwoliłeś im żyć w niewiedzy przez tyle lat?” Gorąc jego złości sprawił, że krople spadające na niego wyparowywały z sykiem. „Nie są moimi prawdziwymi rodzicami, Dutch. Wiesz o tym.” „Ale wybrałeś ich.” „Wybrałem kobietę, by była naczyniem, to wszystko.” Było coś więcej niż to. Wyczułam burzę uczuć w jego wnętrzu. Czułam jego wściekłość, urazę i wątpliwości. „To nie do końca prawda,” powiedziałam miękko. Nie potrafił do końca zablokować przede mną swoich emocji i to złościło go jeszcze bardziej. Odwrócił się, by podnieść pudełko z narzędziami, ale go powstrzymałam, chwytając za rękę i podnosząc ją do swojej twarzy. „Reyes, musisz im powiedzieć. Musisz ulżyć ich cierpieniu. Ich niepewności.”
Krople zawisły na jego niemożliwie długich rzęsach, jego oczy błyszczały. „Dlaczego mieliby mnie chcieć, Dutch? Co im da informacja o tym, kim jestem?” Chciałam go przekonać do otwarcia się. Do powiedzenia im. „Nie musisz im mówić czym jesteś.” „Nie to miałem na myśli.” Odwrócił się ode mnie. „Spędziłem ostatnie dziesięć lat w więzieniu.” Okrążyłam go i ponownie zmusiłam do spojrzenia na mnie. „Za zbrodnię, której nie popełniłeś.” „Ale wciąż ciąży na mnie plakietka więźnia. Więźniowie są inni. Zachowują się inaczej. To powszechna prawda.” „Proszę, powiedz mi, że żartujesz.” „Nie żartuję.” Chwycił mnie za ramię i ścisnął. „Nie chcę, żebyś im powiedziała. To moje życie, Dutch. Nie chcę żebyś się to mieszała, rozumiesz?” Choćbym nie wiem jak chciała inaczej, musiałam to uszanować. Jeśli nie chciał poznawać swoich biologicznych rodziców, nie mogłam go do tego zmuszać. Miał prawo do prywatności, ale myśl o tych ludziach, pogrążonych w bólu przez tyle lat, nie wiedzących, co stało się z ich dzieckiem, łamała mi serce. Z pewnością był sposób na uszanowanie jego prośby, tylko danie im znać, że ich syn jest zdrowy i ma się dobrze, bez podawania jego tożsamości. „Obiecaj mi,” powiedział, potrząsając mną.
Zanim zdążyłam obiecać, uderzyła mnie kolejna myśl. „O mój boże, co z tym synem, którego mają teraz? Fosterowie? Czy jest naprawdę ich?” „Nie wiem.” Puścił mnie i skrzyżował ramiona. „Podejrzewam, że on również został porwany, jako, że jest blondynem, a oni są czarnowłosi.” „Cholera jasna. To takie niewłaściwe. Trzeba ich powstrzymać.” „Czy w ten sposób próbujesz uniknąć złożenia mi obietnicy, że nie będziesz wciskać nosa w to wszystko?” „Co? Ja. Wow, popatrz na ten deszcz.” „Dutch,” powiedział swoim głębokim, seksownym głosem. Deszcz przemoczył mu koszulkę, która przykleiła się do jego ciała, odsłaniając zarysy mięśni. „Pożałujesz patrzenia na mnie w ten sposób.” Podniosłam wzrok na jego twarz. Nie pomogło. „Nigdy nie pożałuję patrzenia na ciebie.” Zamarł, zaskoczony. „Dlaczego?” zapytał, zupełnie poważnie. Byłam zgubiona. Rzuciłam się w jego ramiona i przycisnęłam swoje usta do jego ust. Wyczułam, że się uśmiecha, entuzjastycznie oddając pocałunek i przyciskając mnie do swojego samochodu. Jedną ręką badał wagę Awarii. Odciągnęła jego uwagę ode mnie. Jego usta zaczęły ssać jej sutek i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że podciągnął mi koszulkę, uwalniając Uwagę i Awarię z ich ograniczeń.
Fakt, że byliśmy na zewnątrz nie został nawet zarejestrowany. Przycisnął się do mnie, tak twardy, że niemal zawyłam. Przeniósł uwagę na Uwagę, oferując jej taką samą porcję pieszczot. Za każdym razem, gdy dotykał jej różowego guziczka, czułam pulsujące drgania pomiędzy nogami. Popatrzyłam na niego z góry, jak lizał i podgryzał, jego piękne usta kontrastowały z moją bladą skórą. Słodkie uczucie spełnienia narastało we mnie, aż w końcu osiągnęło apogeum. Wyrwał mi się okrzyk. Nigdy. Nigdy w całym życiu nie doszłam w ten sposób. Jęczałam w uniesieniu, gdy orgazm pulsował we mnie niczym wodospad przyjemności. Powoli się uspokoiłam, zostawiając mnie pragnącą więcej. Zawsze chciałam więcej, jeśli chodziło o Reyesa Alexandra Farrowa. Jego usta ponownie wpiły się w moje, a ja owinęła ręce wokół jego głowy, gdy kładł mnie na masce samochodu. Spojrzałam w dół i sięgnęła po erekcję, która ledwo mieściła się w spodniach. Wciągnął gwałtownie powietrze i odsunął się. Zanim zdołałam zaprotestować, zerwał ze mnie spodnie. Leżałam na jego samochodzie, półnaga i dysząca, kiedy wszedł we mnie jednym gładkim ruchem. Pochyliłam się i przyciągnęłam go do siebie, ostre ukłucia pożądania ponownie mną zawładnęły. Zacisnęłam palce na jego włosach i przycisnęłam biodra do niego, by mógł wchodzić jeszcze głębiej. Warknął mi do ucha i chwycił za moje kolano, by wchodzić jeszcze szybciej i mocniej. Moje sutki wciąż były delikatne. Ocierały się o jego koszulkę, gdy ponownie doprowadzał mnie na szczyt.
Mięśnie ramion Reyesa napięły się, a oddech stał się chrapliwy i ciężki. Wbiłam paznokcie w jego plecy, błagając, by nie przestawał. Wcisnęłam twarz w jego szyję, gdy eksplodowałam. Reyes warknął ponownie i wbił się we mnie ostatni raz, samemu szczytując i jednocześnie przedłużając moją agonię. Nasze oddechy zwalniały, podobnie jak deszcz. Odbijał się od Cudy miękko i melodyjnie. Podnieśliśmy się i pocałował mnie znowu, długo i głęboko, jakby dziękując. Dziękując za to, że potrzebował mnie tak, jak ja jego. Chwyciłam go za brodę i powiedziałam, „To było całkiem niesamowite.” Jego zęby błysnęły w ciemności. „Ty jesteś całkiem niesamowita.” Wpatrywałam się w jego oczy, gdy usłyszałam jakąś melodię. „To mój telefon,” powiedziałam. Ściągnął mnie z maski i podtrzymał, kiedy łapałam równowagę. Zajęło mi chwilę odnalezienie w ciemnościach moich spodni, po czym wyłowiłam telefon z kieszeni i sprawdziłam wiadomości. Z okrzykiem przyłożyłam dłoń do ust i powiedziałam przez palce, „Zapomniałam o wujku Bobie!”
14 Najszybszą drogą do serca faceta jest wywiercenie dziury w jego klatce piersiowej. - T-SHIRT
Pospieszyłam do baru, cała przemoknięta i dygocząca, i znalazłam Wubka siedzącego przy barze. Zauważyłam Cookie i jej „randkę” siedzących w kącie i zaczęłam się martwić czy on też ich widział. Oba siedzenia koło Wubka były zajęte, podobnie jak wszystkie inne. Nie było żadnego, absolutnie żadnego wolnego stolika. Przyciągnęłam sobie luźne krzesło i wepchnęłam je pod bar, w ostatnią wolną przestrzeń. Od Wubka oddzielał mnie już tylko koleś w garniturze i ze zbyt dużą ilością wody kolońskiej, który przyglądał mi się jak siadałam. Odsunął się ode mnie na ile mógł i poruszył niespokojnie, prawdopodobnie czując się niezbyt komfortowo. Zerknęłam na lustro za barem i zrozumiałam dlaczego. Nie tylko dlatego, że byłam brudna, ale mój makijaż był rozmazany (tylko na jednym oku), moje włosy zwisały smętnie, a koszulka była założona odwrotnie i do góry nogami. Jak to możliwe? Ściągałam koszulkę? „Cześć, wujku Bob,” powiedziałam do niego, kiedy obrócił twarz w moją stronę.
„Cześć, kochanie. Gdzie byłaś?” „Na tyłach.” „To wy uprawialiście seks w alejce, prawda? Dostałem wezwanie.” Żołądek podszedł mi do gardła. „Naprawdę? Ktoś zadzwonił po gliny?” „Nie,” powiedział do swojego drinka. „To była podpucha. Dałaś się nabrać.” „Wujku Bob!” krzyknęłam z oskarżeniem. Musiałam dowiedzieć się czy widział Cookie bez pytanie wprost. Skoro patrzył na mnie, musiał ją widzieć. Siedziała po mojej prawej. Odchrząknęłam i przywołałam Teri, barmankę, jednocześnie próbując przekrzyczeć tłum. Teraz już niemal leżałam na kolanach tego faceta. „Czego dowiedziałeś się o tej kobiecie z programu ochrony świadków?” „Nie za wiele. Nie podają nam tego rodzaju informacji. Ale dowiedziałem się czegoś na temat tego twojego kolesia.” „Kolesia? Ja mam kolesia? Mogę zamówić kawę z dodatkiem kawy?” zapytałam Teri, gdy podeszła. Mrugnęła do mnie. „Jasne, złotko.” „Okej, ale to mi nie pomaga.” Wciąż nie patrzył w moją stronę. Odchrząknęłam. Kaszlnęłam. Nawet nie zerknął. Uświadomiłam
sobie, że robi to specjalnie. To dlatego na mnie nie patrzył. Bo już ją widział. Zadzwonił telefon i wujek Bob go odebrał. Zerknęłam na Cookie. Patrzyła na mnie z wyrazem twarzy w stylu gdzie-do-cholerybyłaś? Wzruszyłam ramionami. Wskazałam na drzwi prowadzące do alei, poruszyłam brwiami, potem zrobiłam uniwersalny znak seksu wsuwając palec wskazujący prawej ręki w kółko ułożone z kciuka i palca wskazującego drugiej. Zarówno ona jak i jej randka zaśmiali się. Facet koło mnie odezwał się. „Chcesz się zamienić?” „Jasne, ale nie sądzę, żeby moje ubrania na ciebie pasowały. Nie zmieścisz się w ósemkę, prawda?” Teraz chyba poczuł się jeszcze bardziej niekomfortowo. Najwidoczniej nie miał poczucia humoru. „Miałem na myśli stołki,” wskazał na nasze taborety. Cóż, krzesło do zwykłego stolika nie było zbyt wysokie i brodą ledwo sięgałam blatu baru. Do tego mógł czuć się dziwnie, kiedy rozmawiałam z wujkiem przechylając się przez jego kolana. „Chcesz zamienić się stołkami?” „Oh!” wykrzyknęłam. „Jasne.” Zamieniliśmy się miejscami i byłam teraz tuż obok ukochanego wujka. Podkreśliłam ten fakt upijając trochę whisky z jego szklanki. O mamusiu, jak to paliło. Tym razem rozkaszlałam się naprawdę. Nie przerywając rozmowy, Wubek klepnął mnie w plecy. Mocno. Tak mocno, że aż przybił mnie do baru. Ależ ten człowiek mnie kochał.
Postanowiłam poświęcić się kawie. Kochaliśmy się nawzajem, Joe i ja. Moglibyśmy wziąć cichy ślub na plaży, z kilkoma prezentami od przyjaciół, a ja modliłabym się sekretnie o blender. Z pewnością ktoś kupiłby mi blender. Trzy kobiety usiadły przy stole tuż za nami. Były głośniejsze niż reszta i trudne do ignorowania. Nie mogłam nic na to poradzić, że mimowolnie przysłuchiwałam się ich rozmowie, czekając aż Wubek odłoży telefon. Po szybki spojrzeniu za plecy, zorientowałam się, że były to przyjaciółki Jessiki, tylko bez Jessiki. Szkoda. Tęskniłam za nią. „Jeździ muscle carem,” powiedziała jedna z nich, z pewnością o Reyesie. Nie mogłam uwierzyć, że wciąż jest główną atrakcją tego lokalu. Był tu już od dwóch tygodni. Kiedy się znudzą? Miałam wrażenie, że nawet jeśli przyjmę jego oświadczyny i zaobrączkuję go, wciąż będą tu przychodzić z sercami pełnymi nadziei. Choć jak mogłam je winić? Gdyby nie był mój, pewnie robiłabym to samo. „Nie rozmawiałyśmy przez cały dzień,” powiedziała jedna z nich. „Napisz do niej.” „Napisałam. Pewnie się obraża.” Czy rozmawiały o Jessice? „Oh, przegapi to,” powiedziała jedna z nich z pomrukiem podziwu w głosie. Oczywiście, na widok Reyesa. Poczułam gorąco w chwili, gdy przekroczył próg.
„I, o... mój... boże,” dostała zadyszki. „Jest... jest mokry.” Sala wyciszyła się, jak zawsze, kiedy przechodził. Odwróciłam się do niego. Podszedł prosto do mnie, a fakt, że byliśmy oboje mokrzy wywołał szmer. „Zapomniałaś o czymś.” Rzucił mi coś mokrego na kolana. Mój stanik. Mój stanik! Chwyciłam w ręce Uwagę i Awarię! Tak. To był mój. Patrzył na mnie przez chwilę, po czym powiedział, „Mam go za ciebie założyć? „Okej, ale wątpię, żeby to był twój rozmiar.” Odłożyłam wodę ognistą wujka Boba i wbiłam spojrzenie w oczy Reyesa. Studiowałam każdy szczegół jego twarzy, gdy odchrząknął i zapytał, „Co jest nie tak z twoim wujkiem?” „Co?” wyrwał mnie z marzeń. „Myślę, że jest zly z powodu randki Cookie.” „Ah. To ma sens.” Przejechał palcem po wnętrzu mojej dłoni. „Czy kiedykolwiek gdzieś ją zaprosi?” „Cóż, jeśli tego nie zrobi, pobiję go na śmierć mokrym makaronem.” „Czy on o tym wie?”
„Dowie się wkrótce. To będzie długa, powolna śmierć.” Nie mogłam nic poradzić na to, że moja dłoń pofrunęła w stronę jego biodra. Zacisnęłam palce na jego pasku i pociągnęłam. Nie oporował. „Tak przy okazji, widziałem twoje mieszkanie.” „Myślałam, że to sprawka twojego Dilera. Teraz nie jestem tego taka pewna.” „Dlaczego?” „Powiedział, że tego nie zrobił.” „Ah, prawda, już pamiętam. A ty mu uwierzyłaś.” Nie było to pytanie, ale i tak odpowiedziałam. „Dlaczego miałby kłamać? Miał sztylet. Przyznał się do tego.” „Dutch, oni kłamią, ponieważ taka jest ich natura. Tym właśnie są. Kłamią nawet, jeśli prawda lepiej brzmi. Więc, mogę mu już rozerwać kręgosłup?” „Nie, nie możesz. Może się przydać.” Przechyliłam głowę na bok. „Jesteś tu, żeby gotować?” „Nie, Sammy się dziś tym zajmuje. Ja po prostu tu jestem.” O, jak miło. „Masz na myśli nas oboje? Jak na prawdziwej randce?” „Jeśli twoje pojęcie randki obejmuje obecność twojego wujka i najlepszej przyjaciółki, to tak.” Zaśmiałam się głośno i zapytałam, „Okej, a tak naprawdę to dlaczego tu jesteś?”
„Żeby mieć na ciebie oko.” „Reyes, nie możesz mnie niańczyć.” „Chcesz się założyć?” „Mam na myśli to, że masz swoje życie. Ja mam swoje. Oboje mamy życia.” Wbił spojrzenie w mężczyznę obok mnie. To było tylko spojrzenie, nic więcej. Ale ten facet wstał natychmiast, potykając się. Reyes usiadł na jego miejscu i przyciągnął do siebie, jakbyśmy byli kochankami flirtującymi ze sobą. Ale to, co powiedział, nie miało nic wspólnego z flirtem. „Wyjaśniłem ci w pełni czym jest Dwunastka?” „Tak. To okropne bestie, które chcą mnie zjeść na śniadanie.” „Błąd,” powiedział. „Ja chcę cię zjeść na śniadanie. One chcą rozerwać cię na części i zanieść twoją duszę mojemu ojcu.” „Nie rozumiem. Skoro twój ojciec je uwięził, czemu miałby spełniać jego zachcianki?” „To Dwunastka? Nie da się ich zrozumieć.” Położył rękę na blacie. Kiedy pochyliłam się w jego stronę, przejechał palcem po sutku Awarii. Obudziła się do życia, by zagarnąć więcej jego dotyku. Nie mogłam jej winić. „Mamy widownię.” Rzeczywiście. Cała sala wpatrywała się w nas. Reyes trącił mnie ramieniem. „Nie ich.” Kiwnął głową w stronę wujka Boba.
Odwróciłam się do niego. „Oh, wybacz, właśnie rozmawialiśmy o pogodzie.” „Oczywiście.” Jego nastrój się zmienił. Popatrzył na Cookie i jej randkę, ale zamiast zazdrości i złości, została tylko złość. I z tym samym nastawieniem spojrzał na mnie. „Więc, Brinkman i jego wozy.” „Tak, zdaje się, że ten handel jest tylko przykrywką. Zarabia więcej niż sprzedaje, ale ukrywa to przez duplikowanie aktów sprzedaży.” „I co to oznacza?” „Oznacza to, że jeśli uda im się go za to zamknąć, nie będą potrzebować Emily Michaels do zeznawania przeciw niemu. Agentka Carson pracuje nad tym.” „Współpracujesz z nią?” „Raczej konsultujemy się. Mamy plan. Chcesz pomóc?” „Jasne.” Kiwnął głową, ale jego złość wciąż w nim szumiała. „Wszystko w porządku, wujku Bobie?” Spojrzał prosto na Cookie. „W porządku. Muszę iść na spotkanie.” Kiedy wyszedł, odwróciłam się do Cookie i wzruszyłam ramionami. Podziękowała swojej randce i skinęła głową w stronę
drzwi, sygnalizując mi, że idzie do domu. Poszłam za nią, moje buty wciąż skrzypiały. „Twój wujek wydawał się być zły,” powiedziała, kiedy ją dogoniłam. „Prawda? I to w zły sposób.” Przeszłyśmy przez alejkę, w której niedawno stał muscle car Reyesa. Ciekawe, gdzie ją parkował. Zanotowałam w pamięci, żeby go o to zapytać. Następną rzeczą, jaką zapamiętałam, był Reyes, uśmiechający się do mnie z góry, światło wypełniające apartament i jego pełne usta układające się w dwa słowa, o których każda dziewczyna marzy, by je usłyszeć. Zapytał, „Chcesz kawy?” I spadłam. Mocno.
15 Najważniejszą rzeczą jest nie płonąć. Zapytaj kogoś, kto płonie, a odpowie ci, że najważniejszą rzeczą jest nie płonąć. - FAKT Z ŻYCIA
Pierwszą rzeczą w moim programie dnia, była konfrontacja z kapitanem Kangurem. Oh, i ustawić spotkanie Garretta z Dilerem, by mogli razem odrobić zadanie. W zasadzie, to nigdy nie zapytałam Garretta, gdzie znalazł ten sztylet. Powiedział, że zdobycie tego sztyletu nie było najlepszym wspomnieniem w jego życiu. To mogło znaczyć cokolwiek, od wizyty w muzeum poświęconemu nielegalnym wykopaliskom w Romanii po podwędzenie go jakiemuś starszemu inwestorowi. A może ukradł go z jakiejś świątyni. To byłoby fajne. Jego małomówność sprawiała, że moja ciekawość rosła. Jakby nie wiedział, że tak się stanie. Chciałam też bardzo zapytać go o rodzinę. Kolejną rzecz, o której nie chciał rozmawiać. Ze śledztwa, które przeprowadziłyśmy z Cook za jego plecami, wynikło, że jego prababka była prawdziwą księżniczką voodoo. Urodziła się w Nowym Orleanie i praktykowała swoją magię wśród ludzi, by stać się jedną z najsławniejszych księżniczek voodoo w historii.
Nasze poszukiwania doniosły, że ten dar przeszedł na ciotkę Garretta i prawdopodobnie siostrę. Siostrę! Trudno było mi wyobrazić sobie Garretta z siostrą. Zastanawiałam się czy trochę tego daru nie przeszło też na Garretta. Miał szósty zmysł, który sprawiał, że był świetny w swojej pracy. Nie mówił wiele o swojej rodzinie, ale to nie powstrzymało mnie przed szukaniem informacji na ich temat. Szczerze, to nie mógłby powiedzieć mi, że jego rodzina jest wrażliwa na pozaziemskie zdarzenia i spodziewać się, że nic z tym nie zrobię. Kiedy przybyłam na posterunek, powiedziano mi, że kapitan jest na spotkaniu i że mogę poczekać w holu. Dobrze. Nie opuszczę tego miejsca, dopóki nie dowiem się, dlaczego kapitan się na mnie uwziął. Wyłowiłam telefon z torebki i kliknęłam na moją ulubioną ikonkę Pierścienie. Skoro miałam tu czekać, zrobię przynajmniej coś pożytecznego, skopując kilka błyszczących tyłków. Głos nad moją głową wyrwał mnie ze świata drogich kamieni. „Twoja aura jest bardzo jasna.” Zerknęłam na kobietę siedzącą naprzeciw mnie. Wyglądała w miarę normalnie, ale większość ludzi widzących aury nie była normalna. „Dzięki,” powiedziałam, wracając do gry. „Nigdy nie widziałam czegoś takiego,” kontynuowała. „Naprawdę, to dziwne.”
„Tak właściwie,” mówiła dalej, nie zważając na moje zniecierpliwione spojrzenie, „to wiem kim jesteś. Mamy wiele wspólnego. Też jestem tu, by pomóc im przy sprawie.” Kiwnęłam głową. „Chcę przez to powiedzieć, że wiem, że jesteś medium.” Zatrzymałam grę i zapytałam, „Przezywasz mnie?” „Nie, chciałam tylko powiedzieć, że ja również jestem medium.” „Czy Pari mnie przezywa?” Przycisnęła torebkę bliżej do piersi. „Nie.” „Czy Cookie mnie przezywa? Co prawda, nie leży to w jej naturze, ale nigdy nie wiadomo.” „Nie.” „Czy Swopes mnie przezywa?” „Nie, jestem medium.” „Czy–?” „Nie!” jej głos dotarł do pary na końcu korytarza, która wyglądała jakby wzięła o kilka dawek metaamfetaminy za dużo. Zniżyła głos do świszczącego szeptu. „Nikt cię nie przezywa!” „Ha, to dobrze.” Rozluźniła uścisk na torebce i wygładziła spodnie. „Pomyślałam tylko, że mogłybyśmy czasem razem pracować. Obie prowadzimy
podobne biznesy. Jak ta sprawa, do której mnie dziś wezwali. Możemy stworzyć zespół i rozwiązać ją razem.” Zakotłowało się we mnie. „Ja też wiem, kim pani jest, pani Jakes. Widziałam pani program.” Wynona Jakes wzbogacała się na swoich umiejętnościach, które wywoływały u mnie swędzenie skóry, gdy tylko o nich myślałam. „Widziałaś mój program?” zapytała, jaśniejąc. „Jasne. Jesteś tym, kogo nazywam naciągaczem, osobą z naturalnym talentem czytania ludzi połączonym z kilkoma sztuczkami aktorskimi.” „Cóż,” powiedziała, prostując się na krześle, by pokazać mi, jak bardzo jest urażona, „myślałam, że ty akurat zrozumiesz, jak to jest być oskarżaną o oszustwa, nawet kiedy twoje dary są prawdziwe.” „Oczywiście, że wiem. I jestem pewna, że ty nie. Widziałam, co się dzieje, kiedy twoje ‘przepowiednie’–” zrobiłam w powietrzu cudzysłów, by podkreślić, że to eufemizm. „–nie wypalają. Widziałam, jak młoda para traci dom, bo uwierzyli, kiedy powiedziałaś im, żeby zainwestowali w szalony projekt ich wujka.” „To było–” „I widziałam chwalącą cię matkę, ponieważ powiedziałaś, że jej syn, który wylądował w szpitalu po wypadku motocyklowym, wyzdrowieje.” Spojrzałam na nią. Miała zmrużony oczy i patrzyła na mnie z pogardą. „Umarł, gdy była w studiu, słuchając twoich brudów.
Wiesz, co to z nią zrobiło? Jakie czuła wtedy poczucie winy? Wstyd i zwątpienie? Odwróciła się do mnie, resztki jej oburzenia, otaczały ją jak letnie ciepło. „Zobacz,” mówiłam dalej, „rozumiem. Chcesz ugrać coś dla siebie. Byłabym bardziej zła, gdybyś używała swoich ‘darów’ do niemoralnych czynów, ale – nie, nie chcę z tobą współpracować. Chwila. Powiedziałaś, że cię wezwali, byś pomogła przy sprawie?” „Tak.” Uniosła podbródek i uśmiechnęła się złośliwie. „Wezwał mnie detektyw Davidson. Powiedział, że widział mój program i chce się ze mną skonsultować w sprawie zaginięcia.” „Detekty Dav–?” „Pani Jakes?” przerwał mi asystent. Podniosła się. „Tak.” „Detektyw Davidson na panią czeka.” Szczęka opadła mi na podłogę. Asystent wskazał jej drogę do biura Wubka, gdzie czekał na nią mój dwulicowy wujek. Potrząsnął jej ręką, a potem umieścił rękę na dole jej pleców i wprowadził do środka. Byłam zazdrosna za siebie i Cookie. Głównie za Cookie. Był zbyt nerwowy i zdystansowany, by zrobić z nią coś takiego. I wezwał tą kobietę do sprawy? Szarlatankę?
Nie na mojej warcie. Wstałam, by uświadomić wujka Boba, że nie była niczym więcej niż hochsztaplerką, gdy kapitan wyszedł z pokoju konferencyjnego i mnie zobaczył. Po długim spojrzeniu na drzwi gabinetu Wubka, pomaszerowałam za kapitanem do jego jaskini. Nagrody i certyfikaty konkurowały o miejsce w gabinecie z aktami i teczkami. „Czujesz się lepiej?” zapytał. „Niezbyt.” „To niedobrze.” Usiadł za biurkiem. „Bo zaraz poczujesz się jeszcze gorzej.” Skinął ręką, żebym usiadła na krześle. Nie usiadłam. „Chcę wiedzieć dlaczego mnie śledziłeś, kim byli ci ludzie i co zamierzasz zrobić z tymi zdjęciami.” Zacisnął zęby, jakby chciał dostarczyć mi jakieś złe wieści. Wstał, wyciągnął teczkę z szafki i rozłożył przede mną plik zdjęć. To były zdjęcia mnie na zewnątrz mojej kamienicy. Wyglądały jakbym dobijała jakiegoś narkotykowego targu. Fotograf upewnił się, że to co wręczał mi bezdomny było niemożliwe do zidentyfikowania. Na kolejnym zdjęciu, wręczałam mu kilka drobniaków, co już było widać wyraźnie. „To Chris Levine, znany jako Chewbacca, jeden z największych dilerów narkotykowych w mieście.” Wskazał na kolejne zdjęcie. Siedziałam na nim w Misery i podawałam kolejnemu bezdomnemu kilka dolarów przez okno. To był ten, który wręczył mi stary,
plastikowy kwiatek, ale tego nie było na ujęciach. Oczywiście. „A to Oscar Fuentes. Jego liczba aresztowań jest długości mojej lewej nogi i bogata jak opowiadanie pulp fiction. Wisiał mi przysługę.” Wskazał na następne. Tutaj wysiadałam z Misery i też dawałam pieniądze jakiemuś mężczyźnie. Próbowałam być miła i do czego to doprowadziło. „To–” „Rozumiem,” powiedziałam, podnosząc ręce, by przerwać jego wyliczankę. „Nigdy nie kupowałam narkotyków, wiesz o tym.” „Jasne, że kupowałaś.” Uśmiechnął się nieprzyjemnie. „I mam na to dowody. Jak myślisz, komu uwierzą?” „Wystarczy, że mnie sprawdzą. Jestem czysta, skurwielu.” Próbował zagnać mnie w kozi róg. Uniósł brew. „Oh, jestem co do tego pewien. Chciałem tylko zapewnienia.” „Czego?” „Twojego milczenia.” „Nie mogłeś po prostu poprosić? Musiałeś mnie prześladować.” „Tak.” „To złe.” „Wiem, ale pamiętaj, co na ciebie mam, kiedy wyjaśnię ci moją... sytuację. Jeśli pójdę to więzienia, to ty też. Chcę tylko mieć pewność, że oboje mamy dobry powód, by być cicho.”
„Słucham,” powiedziałam, czując jak moja wściekłość wymyka mi się spod kontroli. „Czego chcesz?” „Nie jestem dobrą osobą,” zaczął. „Tak sądzisz?” „Gdy byłem dzieckiem, moja starsza siostra została zgwałcona przez chłopaka ze swojej szkoły. Była upośledzona umysłowo, a on to wykorzystał. Był popularnym dzieciakiem, lubiany, z bogatej rodziny. Wszystko to sprawiało, że czuł się bezkarny.” „I to wykorzystał.” „Chwila. Zaraz do tego dojdę. Gdy oskarżyła go o molestowanie seksualne, była to wielka rzecz w moim miasteczku. Jestem z małego miasta niedaleko Chicago. Nikt jej nie uwierzył, bo niby dlaczego taki dzieciak miałby zgwałcić upośledzoną dziewczynę? Dlaczego ktokolwiek miałby to zrobić? Całe miasteczko obrócił się przeciwko nam, a to co było dokuczaniem, zmieniło się w prześladowanie.” Nie mogłam czuć współczucia dla tego człowieka. Nie chciałam. Przykryłam uczucia górą obojętności. „Kilka tygodni później, nie mogła już tego znieść i popełniła samobójstwo.” Tym razem uderzyła mnie fala jego poczucia winy. Miała gładką, czystą teksturę. Czuł się odpowiedzialny za śmierć swojej siostry. Konkretnie, nienawidził siebie i to było to, co poczułam od niego za pierwszym razem, gdy go spotkałam. Założyłam po prostu,
że nienawidził mnie. Ale jego uczucia skierowane były konkretnie w niego. To coś nowego. Ludzie zwykle zapominają o poczuciu winy, ich umysły nie mogą znieść go zbyt długo. Wstał, by spojrzeć przez okno. „Moja rodzina rozpadła się. Matka wpadła w depresję, ojciec rzadko wracał do domu. W ciągu sześciu miesięcy mój świat wywrócił się do góry nogami.” „Tak mi przykro, kapitanie.” Odwrócił się do mnie. „Już jest lepiej. I to jest ta część, której nie mówisz nikomu.” „Albo mnie zamkniesz.” „Albo cię zamknę. Spędzisz lata za kratkami.” A już zaczynałam czuć do niego sympatię. „Co ty na to, żeby skończyć z tymi groźbami?” Podszedł do biurka i oparł się o nie, wpatrując się w moją twarz przez dobrą minutę, zanim powiedział, „Miałem siedem lat, gdy wytropiłem tego chłopaka i go zabiłem.” Zamarłam. Przyznał się przede mną do morderstwa. Siedem lat. „Wiesz, że rzadko podejrzewają siedmiolatków o morderstwo? Nie wzięli mnie nawet pod uwagę.” Szok, który czułam, z pewnością odbił się na mojej twarzy. Nie miałam umiejętności pokerzysty. Właśnie przyznał się do morderstwa. Mimowolnie zerknęłam na drzwi.
„Nikt cię nie zatrzymuje,” powiedział, zauważając mój popłoch. Nie wydawał się zdenerwowany. Jasne, że nie. Miał dowody, że kupuję narkotyki od całego miasta. Naprawdę nieźle to przemyślał. Ale czy mimo to ryzykowałby? Te dowody nie były wystarczające. Dobry prawnik natychmiast by je obalił. Musiał to wiedzieć. „Czy to jest ta część, w której mnie zabijasz?” zapytałam. Oczywiście, że to była ta część. Nie wypuści mnie stąd z tymi informacjami. Czy powie, że wycelowałam w niego broń? Walczyliśmy i broń wypaliła? Ja bym tak zrobiła. „Nie, tak jak powiedziałem, mam dość dowodów, by zamknąć cię na długi czas.” „Te dowody są niedorzeczne. Potrzebujesz testów. Naocznych świadków,” kłóciłam się. Dlaczego ja się z nim kłóciłam? Pewnie dlatego, że kiedy– jeśli stąd wyjdę – nie chcę martwić się, że zmieni zdanie. Zbliżył się. „Da się zrobić.” Cholera, pomyślał o wszystkim. „Mam też nagranie, jak mówisz do siebie. Kłócisz się z powietrzem. Potrząsasz rękę niewidzialnego przyjaciela. Przytulasz kogoś, kogo widzisz tylko ty. To wszystko razem to aż za wiele, by zamknąć cię w więzieniu albo domu dla czubków. Mnie to wszystko jedno.”
Cholera. Wiedziałam, że to do mnie wróci. Pochylił się w moją stronę. „Tak długo, jak uniknę więzienia i ty go unikniesz.” Wygrał. Skrzyżowałam ręce na Awarii i Uwadze. „Po co to wszystko? Dlaczego mi o tym powiedziałeś? Po tych wszystkich latach? Przecież nawet mnie nie lubisz. Ani nie ufasz.” „Ufam ci w pewnym stopniu. Widziałem, co robisz dla swoich klientów. To szlachetne. Głupie, ale szlachetne. Ale masz rację. Jestem pewien, że cię nie lubię. I muszę coś wiedzieć.” „Jak mnie polubić?” „Czy to zrobił. Ten dzieciak. Kiedy ja – Kiedy go zabijałem, przysięgał, że tego nie zrobił. Że nigdy nie dotknął mojej siostry. Ale widziałam jej zadrapania. Siniaki. Powiedziała, że bił ją pięściami. Następnego dnia miał potłuczone dłonie. Ale chcę znać prawdę. Chcę być pewny.” Skoro zabił tego gościa, jak mam poznać prawdę? O co mnie podejrzewał? „Chcę to usłyszeć od martwego dziecka, a ty jesteś osobą, która go o to zapyta.” Odsunęłam krzesło. „I jak mam to zrobić?” „Nie wiem. Zadzwoń do niego. Przyzwij. Zrób to, co zwykle robisz.” „To jakieś bzdety,” powiedziałam, wstając z krzesła.
Nie powstrzymał mnie, ale przyłożył ostrzegawczo dłoń do biodra. „Jestem doskonałym strzelcem.” Usiadłam z powrotem. „Jesteś chory. Powiem to wszystko wujkowi Bobowi. Chcesz, żebym porozmawiała z martwym dzieckiem? I kto tu powinien iść do domu dla czubków?” „Sprawdź mnie. Wiem wszystko.” Nie mógł wiedzieć wszystkiego. Chwila – „Podłożyłeś mi pluskwę?” zapytałam, podenerwowana. „Kilka.” „To nielegalne!” poderwałam się na równe nogi. „Więc ratuje cię od zbrodni, których nie popełniłaś. Myślę, że jesteśmy kwita.” Miał rację. Zbliżaliśmy się do końca. „Skąd wiesz, że ci nie skłamię?” „Nie wiem. Potrzebuję dowodu. Porozmawiaj z tym dzieckiem, zapytaj go jak go zabiłem, a potem czy zgwałcił moją siostrę.” Wskazał na kolejne zdjęcie przede mną, była na nim czternastoletnia blondynka. „Zrób to, co robisz, by porozmawiać z martwymi ludźmi. Zapytaj go.” Powoli się uginałam. „Kapitanie, ja nie mogę tak po prostu rozmawiać z martwymi ludźmi.”
Zacisnął szczękę. „Nie wciskaj mi kitu. Odstraszę wszystkich twoich prawników i włączę do akt podejrzenia o pedofilię, by nagłośnić sprawę. Zniszczę ci reputację na każdy możliwy sposób.” Mówił poważnie. Mógł zniszczyć mi życie. Zamrugałam. „To niesprawiedliwe.” „Takie jest życie. Miał na imię Kory. Zrób, co do ciebie należy albo przyzwyczaj się do spędzenia reszty życia za kratkami.” To mogło się zdarzyć. Reyes był żywym dowodem, że ludzie trafiali już do więzienia za zbrodnie, których nie popełnili. Ale szanse na to, że ten dzieciak był wciąż w tym wymiarze były niewielkie. A jeśli zmarły przeszedł na drugą stronę, nie mogłam z nimi już rozmawiać. „Dobra, ale ignoruj to, co teraz będę robić.” Wzruszył ramionami. Przyzwałam Anioła. „Co, do cholery?” powiedział, zdenerwowany jak nigdy. „Właśnie coś robiłem.” „Chcę, żebyś przeszedł na drugą stronę i porozmawiał z kimś w moim imieniu.” „Nie mogę tak po prostu tam przejść i rozmawiać, loca.” „Anioł, naprawdę tego potrzebuję. Jeśli go tu nie przyciągniesz, pójdę siedzieć za posiadanie narkotyków i pedofilię.” Pokazałam mu zdjęcia. „Idź do tego dzieciaka i zapytaj go o kilka rzeczy.”
Kapitan obserwował mnie tym swoim jastrzębim spojrzeniem. Nie obchodziło mnie już jak wyglądam w jego oczach, kiedy mówię do niewidzialnych przyjaciół. „Nie mogę tam skakać i wracać. Nikt nie może.” Obciągnął bluzkę. Nie wiem czemu. „Poza tobą.” „Ja też nie umiem. Myślisz, że Reyes tak potrafi?” „Nie sądzę, by syn Szatan był mile widziany w niebie. Nawet gdyby mógł się tam pojawić.” Zapadłam się na krześle. To było niemożliwe do wykonania. „Dlaczego go nie przyzwiesz?” „Anioł, jeśli już przeszedł, nie mogę go przyzwać.” „Nigdy mnie nie słuchasz.” Ściągnął buta i wytrzepał z niego piasek na dywan. Patrzyłam jak rozsypuje się na podłodze. „Jak ten piasek–?” „Nie ma znaczenia czy już przeszli. Jesteś kostuchą.” Nie wiedziałam czy kapitan wiedział o tym, więc zacisnęłam zęby i wyszeptałam spomiędzy nich tak, by mnie nie usłyszał. „Wiem, że jestem kostuchą, ale nie mogę od tak przyzywać kogoś z drugiej strony.” Założył z powrotem but i spojrzał na mnie. „Oczywiście, że możesz. Zawsze ci to mówiłem. O, mi Dios.”
„Nie wciągaj w to Boga i naprawdę?” Wstałam i pochyliłam się nad nim. „Naprawdę mogę to robić?” „Tak, właśnie to próbuję ci powiedzieć.” „Ale jak?” Wywrócił kieszenie na druga stronę i z nich też wysypał piasek. Bezcielesny piasek? Musiałam się jeszcze wiele dowiedzieć. „Co jak?” zapytał. „Jak przyzwać kogoś, kto jest po drugiej stronie?” „Que demonios, a skąd ja mam to wiedzieć?” Ścisnęłam go za ramiona. „Anioł, skup cię, zagrożone są moja wolność i dostęp do kawy. Jak mogę to zrobić?” „Po prostu to zrób,” powiedział, uwalniając się z mojego uścisku. „Tak samo jak mam moce i mam naznaczać duszę, i uratować świat? Coś mi nie wychodzi. Chyba przysłali nie tę dziewczynę.” Zachichotał. „Wciąż nie wiem o co w tym wszystkim chodzi.” Wskazałam na zdjęcia Kora. „Ponieważ muszę pogadać z tym dzieciakiem. Mówiłam ci.” „Więc dlaczego pytasz jak przyzwać kogoś z drugiej strony?” Ponownie go chwyciłam za ramiona i potrząsnęłam. Był całkiem nieźle zbudowany, więc trzęsłam się bardziej niż on. „Ponieważ muszę z nim porozmawiać.”
„Ta, ale on nie jest po drugiej stronie. Jeszcze.” Zamarłam i wbiłam w niego wzrok. „Nie mogłeś tego powiedzieć dziesięć minut temu?” „Nie pytałaś mnie o to. Chciałaś wiedzieć jak przyzwać kogoś z drugiej strony.” Zamknęłam oczy, modląc się o cierpliwość i zapytałam, „Jak przyzwać tego dzieciaka, skoro nie przeszedł?” „Que Dios me ayude. Charley, co ja właśnie powiedziałem? Widzisz, nigdy mnie nie słuchasz.” „Czy ta rozmowa dokądkolwiek prowadzi?” odezwał się kapitan. Obróciłam się i spojrzałam na niego groźnie. Podniósł ręce w wyrazie uległości. „Zrób to, co wtedy, gdy przyzywasz mnie,” powiedział Anioł. „Ale ciebie znam.” „Znasz wszystkich. Jesteś ponurym żniwiarzem.” Wow, no dobra. Spróbuję. Kogo to zaboli, poza moją dumą? Podniosłam zdjęcie, zamknęłam oczy i powiedziałam, „Kory, Kiedy otworzyłam oczy, Anioł turlał się ze śmiechu. „Naprawdę? Przecież kiedy mnie wołasz, nie mówisz, „Aniele, przyzywam cię.” „Nie, mówię, „Aniele, zabierz swój ciotowaty tyłek do mnie.”
„Nieprawda.” Kiedy uniosłam brwi, poruszył się niespokojnie. „Nie mówisz tak, prawda?” Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie, jak przyzywałam Anioła i Artemidę. Wyobrażałam ich sobie tu, ich energię i przyciągałam do siebie. Tak samo wyobraziłam sobie, że robię z tym dzieciakiem. Otworzyłam oczy, a przede mną stał wystraszony dzieciak z rękami w kieszeni i dziurą w klatce piersiowej i kolanach. Jego ramiona były wklęśnięte, a podbródek drżał. „Miałeś dobry cel już wtedy,” powiedziałam do kapitana. Wstał i przysunął się do mnie ostrzegawczo. „Co masz na myśli?” „Postrzeliłeś go w kolana. To niełatwe nawet dla doświadczonych strzelców.” Zaskoczenie i wahanie pojawiły się na jego twarzy. „Celowałem w głowę.” „Oh, a więc dałeś ciała.” „Czy on – czy on tu jest?” „Tak.” „Czy to zrobił?” zapytał. „Czy zgwałcił ją?” „Nie doszłam jeszcze do tego.” „Czy jesteś Bogiem?” zapytał Kory.
„Um, nie, ale doceniam komplement. Jestem Charley.” Kiwnął głową, obserwując mnie. „Muszę cię o coś zapytać, Kory. Czy napadłeś na tamtą dziewczynkę?” „Cindy,” podpowiedział kapitan. „Czy zgwałciłeś dziewczynę imieniem Cindy?” „Nie,” powiedział Kory, kręcąc głową. „Dlaczego go pytasz?” zapytał Anioł. „Może ci skłamać, ale jego wspomnienia powiedzą prawdę.” „Widzę życie ludzi, gdy przeze mnie przechodzą. Musi przejść?” „Nie muszą przez ciebie przechodzić. Po prostu zrób, co do ciebie należy.” Zaczynałam być już zmęczona tym, że wszyscy mówili mi, co mam robić. „Musisz być ze mną szczery, Kory. Czy napastowałeś seksualnie Cindy Eckert?” Opuścił głowę. „Nie. Może. Nie wiem.” „Co to znaczy?” „Zobaczyliśmy ją po szkole w parku. Huśtała się na huśtawce, a oni przekonali mnie bym poszedł z nią porozmawiać, by namówić ją na seks.” „To nie zapowiada się dobrze, Kory.”
„Zaczekaj. Ja nie – ja tylko z niej żartowałem.” Wcisnął ręce głębiej do kieszeni. „Powiedziała mi, że od dawna jest we mnie zakochana, a ja powiedziałem jej to samo. Przekazywałam na bieżąco kapitanowi słowa Koriego. „Powiedziała, że ma specjalny pokój w lesie, niedaleko parku. Chciała mi go pokazać. Wszyscy ze mnie szydzili, mówili bym za nią poszedł. Złość kapitana wzrosła. „Tego nie było w raportach. Nikt jej z nim nie widział.” „Więc kłamali,” wytłumaczyłam mu. „Dla Koriego.” Kory mówił dalej. „Kiedy już tam byliśmy, chciała... chciała mi pokazać...” „Nie chcę znać szczegółów,” przerwałam mu. „Powiedz tylko, co jej zrobiłeś.” „To ona zaczęła,” powiedział, dawny wstyd powrócił do niego. „Owinęła się wokół mnie i powiedziała–” Zamilkł, nie będąc w stanie wyjaśnić. „Potem, w połowie zmieniła zdanie. Powiedziała, żebym przestał. Ja – ja i tak skończyłem. Nie walczyła ani nic. Tylko mnie ugryzła. Ale, tak, zrobiłem to z nią. Powiedziała nie, ale ja mimo to z nią to zrobiłem.” „To bardzo źle. Wiesz o tym?” „Nie wiedziałem, że to tak daleko zajdzie. Kiedy zmieniła zdanie, już w niej byłem. Potrzebowałem tylko minuty. A potem się
zabiła. Chciałem umrzeć. Skłamałem im wszystkim. Myśleli, że jestem taki fajny. Zbyt fajny, by zniżyć się do tego, by uprawiać seks z Cindy Eckert.” „Ponieważ była upośledzona?” Kiwnął głową i powtórzył, „Zabiła się przeze mnie.” „I przez to była prześladowana.” „Tak, bo nie miałem jaj, żeby się przyznać.” Podniósł wzrok na moją twarz. „Nikt by jej nie dokuczał, gdybym im tak kazał. Myśleli, że robią mi tym przysługę. Czy pójdę do piekła?” Potrząsnęłam głową. „To nie tak działa.” „Wystarczy,” powiedział kapitan. „To chciałem usłyszeć. Czy dorwałem odpowiedniego gościa.” „A jeśli nie?” „To dopadłbym tego właściwego. Ale teraz mogę to sobie odpuścić. Dzięki,” powiedział, przesuwając zdjęcia w moją stronę. „Nie będę już ich potrzebować.” „Czekaj, skąd wiesz, że dotrzymam mojej części umowy?” „To nie ma znaczenia. Są rzeczy, których nie da się cofnąć. Przeszłość jest jedną z nich. Możesz poprosić do mnie swojego wujka?” Usiadł za biurkiem i zaczął układać papiery. „Dlaczego?” zapytałam, nagle podejrzliwa. Wyrównał plik papierów i położył je na biurku. Wszystko było uporządkowane i wyrównane. „Zamierzam się przyznać.”
„Co? Dlaczego? To było kiedy? Trzydzieści lat temu?” „Trzydzieści pięć. Moja matka umarła w zeszłym tygodniu. Była ostatnią osobą, którą chroniłem przez nie wyjawianie tego sekretu. Teraz mogę wyznać co zrobiłem i mieć to już za sobą.” „Nie musi tego mówić,” powiedział Kory. Owinął się rękami. „To nic nie zmieni.” Rozjaśnił się. „Może jeśli uda mi się to naprawić, pójdę do nieba.” „Co masz na myśli?” „Myślałem, że muszę zrobić pokutę, ale może jest na to inny sposób. Jeśli powstrzymam brata Cindy przed popełnieniem wielkiego błędu, może mój własny błąd zostanie mi wybaczony.” Chciałam mu powiedzieć, że już został mu wybaczony, ale ugryzłam się w język. „Jest dobrym człowiekiem, prawda?” zapytał Kory. „Ta, jest całkiem dobry. A raczej był, zanim potraktował mnie jak kręgla w alejce, w nocy.” Skrzywiłam się do niego, ale tylko trochę, gdy porządkował swoje biurko. I zabił kogoś. Czy miałam moralne uprawnienia, by usprawiedliwiać jego zbrodnię? Byłam rozdarta. Uderzyła mnie pewna myśl. „Może ty już płacisz za to, co zrobiłeś,” powiedziałam do niego, gdy prostował kolejne papiery. „To znaczy, pomagasz ludziom każdego dnia. Może to jest twój sposób na zadośćuczynienie?”
„Ale co z rodziną Koriego?” Wstał, założył kurtkę i podszedł do drzwi. „Już postanowiłem, pani Davidson. Skoro nie przyprowadziłaś tu swojego wujka, ja to zrobię. Czas zakończyć to wszystko.” „Zrób, co do ciebie należy,” powiedział Anioł. „To znaczy co?” zapytałam go miliardowy raz. „Te twoje żniwiarskie rzeczy. Tylko ty znasz serca mężczyzn na ziemi.” „Uwierz mi, skarbie, to jest właśnie ta rzecz, o której nie mam zielonego pojęcia. Wiem tylko, że lubią seks. To tyle.” „Miałem na myśli ludzi ogólnie. Możesz widzieć ich intencje i naznaczać ich.” Kapitan otworzył drzwi, a ja nie mogłam go powstrzymać. Zapadłam się w sobie. „Co mam robić?” zapytałam Anioła. Kapitan odchodził. „Zapytaj go o psa!” zawołał Kory. Krzyknęłam, „A co z psem?” Zatrzymał się, obrócił powoli i czekał. Zerknęłam na Koriego. „Co z tym psem?” Kory wzruszył ramionami. „Ja po prostu nie wiem czemu tak się uparł na przyznanie się do zbrodni, której nie był winien.” Moje oczy zwęziły się. Podeszłam do kapitana, chwyciłam za rękawy i wciągnęłam z powrotem do gabinetu.
„Wstrzymaj się,” powiedziałam, zamykając drzwi. „Kory, o czym ty mówisz.” Przechylił głowę. „To niewłaściwe. Nie zrobił nic złego. To ja byłem tym głupim.” „W jaki sposób?” Odetchnął ciężko i zakołysał się na piętach. „To nie była nawet jego broń. Była moja. A raczej, mojego taty. Wziąłem ją z jego szuflady. Chciałem być fajny i w ogóle. Kiedy Van mnie znalazł–” „Van?” zapytałam kapitana. Nawet jeśli zdawał się wierzyć we wszystko, co tu się wydarzyło, moja wiedza go zaskoczyła. „Kiedy mnie znalazł, był oszalały. Uderzył mnie, a ja wyciągnąłem broń. Chciał, żebym się przyznał. Dzieciak, który nic dla mnie nie znaczył. Chciał, żebym przyznał, co zrobiłem. Kiedy odmówiłem, zaczął szlochać i trząść się. Był takim małym gówniarzem.” Spojrzał na kapitana z góry do dołu. „Nie mogę uwierzyć, że urósł taki wielki. Zaczęliśmy walczyć i mój pies skoczył na nas. Broń wypaliła. Uderzyło mnie prosto w klatkę piersiową. Chciał pobiec po pomoc, ale kazałem mu uciekać. Gdyby tata dowiedział się, że wziąłem jego broń, zabiłby mnie.” „Skoro zostałeś postrzelony w pierś, to co to za rana?” zapytałam, wskazując na jego kolano. „Chciałem znaleźć miejsce, by ukryć broń i postrzeliłem się przez przypadek. Van nie miał z tym nic wspólnego.”
Odwróciłam się do Vana. Kto nazywa swoje dziecko Vanem? „Wiem dokładnie, co się wydarzyło,” powiedziałam do niego. „Tak, ale jego rodzina nie wie. Zabiłem go. Wycelowałem broń– ” „Kory pamięta to trochę inaczej. Powiedział, że siłowaliście się i broń sama wypaliła. To był wypadek.” Popatrzył na podłogę w zamyśleniu. „Miałeś tylko siedem lat, kapitanie. I to wszystko pewnie działo się bardzo szybko. Nie zrobiłeś tego.” „Popatrz,” powiedział, uporządkowując myśli, „podjąłem już decyzję. Nic, co powiesz, już tego nie zmieni. Jego rodzina zasługuje, by wiedzieć, co się wydarzyło.” „Pieprzyć to,” powiedział Kory. „Jeśli to pociągnie, wszyscy pomyślą, że naprawdę to zrobiłem.” „Bo to zrobiłeś, Kory. Napastowałeś seksualnie niewinną dziewczynę.” Opuścił głowę i wyszeptał, „Tak, ale oni tego nie wiedzą. Zawsze mi wierzyli.” „Więc w porządku było zmieszać jej imię z błotem, ale twoje już nie?” „Co to zmieni? Pójdzie do więzienia za mój głupi błąd.”
Musiałam się z nim zgodzić. Nawet, gdyby go nie zamknęli, jego kariera byłaby skończona. Był dobry w swojej pracy. „Daj mi trochę brudów,” powiedziałam Koriemu. „Muszę go zaszantażować.” Kapitan skrzyżował ręce na piersi. „Brudów? Nie znałem go. Był tylko mizernym dzieciakiem.” „Cholera.” Spojrzałam na kapitana w desperacji. „Pomogę ci,” powiedziałam, przeszukując pamięć w poszukiwaniu czegoś, czego mogłabym na nim użyć. „Pomogę ci w sprawie Loretty Rosenbaum.” Posłał mi powątpiewające spojrzenie. „Ta sprawa ucichła dekadę temu.” „Więc ją przywrócę. Mam wtyki,” powiedziałam. „Mogę dostać się tam, gdzie nie mogą inni ludzie.” „Pani Davidson–” „Okej,” powiedziałam, podnosząc ręce, kiedy próbował mnie obejść, „powiedzmy o tym wszystkim wujkowi Bobowi i zobaczymy jak on na to zareaguje. W porządku?” Kiwnął głową. „I tak zamierzałem mu powiedzieć. Wolę, żeby aresztował mnie on, a nie Marsh. Marsh jest dupkiem.” Zachichotałam na jego słowa o detektywie, którego nikt nie lubił. Biedaczek. „Zgadzam się.” Wyszłam z gabinetu i zawołałam Wubka. Fałszywe medium już wyszło i umierałam z ciekawości, by o nią zapytać, ale miałam ważniejszą sprawę.
16 Uwaga: Obiekt posiada upoważnienie do zmiany bez ostrzeżenia. - T-SHIRT
Wujek Bob był zdystansowany już gdy wchodził, a teraz nawet jeszcze bardziej. To było bardzo, bardzo nie w jego stylu. Wyjaśniliśmy mu całą sytuację, nawet tą część ze sfabrykowaniem dowodów przez kapitana Eckerta i faktu, że zna mój najgłębszy, najciemniejszy sekret. Okej, może nie aż tak głęboki i ciemny, ale będący tuż obok mojego najgłębszego i najciemniejszego sekretu. Moją umiejętność porozumiewania się ze zmarłymi. Gdyby tylko wiedzieli po co. Wujek Bob słuchał tego z cichą akceptacją, jego pokerowa twarz była bez skaz, po czym powiedział coś nie do pomyślenia: „Charley, czy możesz zostawić nas na chwilę samych?” Wytrzeszczyłam oczy. Tak jakby zaczął mówić w innym języku – a ponieważ znałam je wszystkie, nie była to najlepsza analogia. „Co, proszę?” „Kapitan i ja. Czy możesz zostawić nas samych?”
„Nie rozumiem.” Wubek nigdy nie prosił mnie o opuszczenie pokoju. Wręcz przeciwnie, zawsze się wykłócał, by pozwolono mi zostać. „Potrzebujemy porozmawiać no osobności.” „Nie,” powiedziałam, urażona. „Jestem w tym wszystkim dzięki Vanowi i zostanę tu, dziękuję ci bardzo.” Wubek podniósł rękę i poprosił umundurowanego oficera o wejście. Nie znałam go, ale był duży i blondwłosy i duży. „Możesz wyprowadzić pannę Davidson z budynku?” Osłupiałam. „To – to przez tą fałszywą medium, prawda? Myślisz, że rozwiąże dla ciebie jakąś sprawę? Jest równie sztuczna, co twoje włosy.” Wubek spojrzał na mnie groźne. Odpowiedziałam mu tym samym, nie zmieniając wyrazu twarzy, gdy wyprowadzano mnie za drzwi. Na parkingu wyrwałam się z uścisku oficera. Stał i patrzył jak odchodziłam. Mój telefon zadzwonił, kiedy uruchomiłam Misery i wyjechałam z parkingu. „Wszystko w porządku?” zapytała Cookie. „Tak, u mnie w porządku.” „Nie brzmisz jakby było w porządku.” „Jest w porządku.” „No nie wydaje mi się.”
„Wszystko jest tak nie w porządku!” krzyknęłam, dając ujście zdenerwowaniu. „Coś jest nie tak z wujkiem Bobem. Myślę, że on... jest na mnie zły.” Cookie wciągnęła powietrze. „Robert nigdy się na ciebie nie złości.” „Wiem. Nie mam pojęcia, co myśleć.” „Ja też nie. Ale możesz obgadać to ze swoją terapeutką. Masz spotkanie za pół godziny.” „Nie mogę tam iść. Ta kobieta potrzebuje terapii, nie ja.” „Tak jak większość terapeutów, skarbie. Jeśli nie pójdziesz tam znowu, twoja siostra cię zabije.” „Cook, mam tysiące spraw do załatwienia w tej chwili. Moje życie się wali. Moje mieszkanie jest zrujnowane. Pół-człowiek, półdemon ukradł mi bezcenny sztylet i nie odda go, dopóki nie porozmawia ze Swopesem na temat przepowiedni. A ja właśnie prawie zostałam aresztowana za posiadanie narkotyków i pedofilię.” „Twoją siostrę to nie obchodzi.” „Moja siostra jest na konferencji w Waszyngtonie.” „Myślisz, że to ją powstrzyma?” Zmieniłam pasy. „Dobra. Pójdę.” „Grzeczna dziewczynka. Potrzebujemy kawy i śmietanki do biura.” „Okej.”
„I potrzebuję też pomarańczowy stanik i rakietkę tenisową. No wiesz, żeby urozmaicić wystrój.” „W porządku.” „I zastanawiałam się też nad uprawianiem seksu z Garrettem na moim biurku.” „Dobra. Ale tak naprawdę, dlaczego Wubek jest na mnie zły?” „Nie wiem, skarbie. Uwielbia cię. Przejdzie mu.” „Wezwał nawet fałszywą medium. A przecież ma mnie!” „Nie myśl o tym teraz. Jedź na spotkanie.” „Okej.” *** Siedziałam na kolejnej bezowocnej sesji, rozmawiając o moich uczuciach, podczas gdy jedynym, o czym mogłam myśleć, był wujek Bob. Miałam nadzieję, że postąpiłam właściwie. Wciąż był tam martwy dzieciak. Co prawda, umarł trzydzieści lat temu i to w wyniku wypadku, ale czy jego rodzina nie chciałaby wiedzieć, co się z nim stało? Cookie wyśledziła dla mnie Garretta, więc zaparkowałam pod moją kamienicą i ruszyłam dół ulicy. Siedział przy stoliku w niemal pustej knajpie, czytając gazetę, burger, frytki i mrożona herbata leżały przed nim. Usiadłam naprzeciw niego i zdecydowałam się przejść od razu do meridium. „Co, jeśli znałbyś kogoś, kto popełnił morderstwo
dekady temu, ale to byłby raczej wypadek i teraz ta osoba chciałaby przyznać się do tego i zrujnować sobie karierę.” Nawet nie oderwał wzroku od gazety. „Zakładam, że było to pytanie.” „Tak. Co byś zrobił? Co poradziłbyś zrobić temu komuś?” „Czy to był wypadek?” „Tak,” powiedziałam, kradnąc frytkę z jego talerza. „Jak dawno temu?” „Mniej więcej trzydzieści. Byli tylko dziećmi. Ale ten człowiek od tamtego czasu zrobił wiele dobrego dla innych ludzi. Jest dobrą osobą. Jeśli zdecyduje się przyznać, zrujnuje swoją karierę i zaneguje całe to dobro, które od tamtej pory uczynił.” „Skoro zjada go to żywcem, to najwidoczniej jest dobrą osobą. Zrobi więcej dobrego w wymiarze prawa niż w więzieniu.” „Widzisz. Tak właśnie myślałam, ale mój kompas moralny nie zawsze jest zgodny. Mówiłeś wcześniej, zanim niemal złamałam kręgosłup, wypadając przez wyjście ewakuacyjne z piątego piętra, że masz warunek? Uratowałeś mój kark, ja uratuję twój.” „Więc dlaczego to ja mam znowu ratować ciebie?” zapytał. „Chcę, żebyś się z kimś dla mnie spotkał. Chce współpracować z nami w sprawie tych proroctw. Tylko nie pozwól odebrać mu sobie duszy. Jest w tym niezły.” „Wątpię, żeby chciał moją duszę.”
„Okej, więc masz swój warunek?” Odłożył gazetę i ugryzł burgera. „Mam, ale to będzie podchwytliwe.” „Lubię podchwytliwe sprawy. Podchwytliwe to moje drugie imię. A nie, to było kłopot. Kłopot to moje drugie imię. Mój błąd.” „Pamiętasz tę kobietę, o której ci mówiłem?” Wiedziałam, że do tego wrócimy. „Tę, która wykorzystała twoje ciało, a potem odrzuciła niczym szczoteczkę do zębów, którą umyłeś toaletę, bo nie mogłeś znaleźć przepychacza?” „Cóż, tak.” „A potem zobaczyłeś ją po latach z dzieckiem, które miało twoje oczy?” „To właśnie ta.” „Nie. Nie pamiętam, żebyś o niej wspominał. Powinieneś iść zamówić słodką bułkę. Można dla nich zabić. I burrito carne adovada.” Zacisnął usta. „Czy powinienem też zamówić sobie coś do picia?” „Tak! Coś dietetycznego. Nie! Mocha latte. Nie!” Podniosłam rękę, by mieć czas pomyśleć. „Tak. Nie. Tak, mocha latte.” „Skończyłaś?” zapytał, wstając, by złożyć zamówienie. Musiał być naprawdę głodny.
„Tak. Nie! Tak. Jestem w tym dobra. Miałam naprawdę szalone po południe i potrzebuję całej energii, jaką mogę zdobyć. I chcę, żeby był moim skrzydłowym.” „To powinno być ciekawe,” powiedział, wstając. W czasie, gdy go nie było, znikły wszystkie jego frytki. To było dziwne. „Więc, co z nią?” zapytałam. „Marika,” powiedział, siadając. „To mój lepki warunek.” Pochyliłam się do przodu i powiedziałam z moim najlepszym, włoskim akcentem, „Mam się jej pozbyć?” Przejechałam palcem wskazującym po gardle. „Nie do końca.” „Czekaj!” krzyknęłam, zanim zdążył coś dodać. „Jaki masz numerek? Będę pilnować za ciebie, żeby nie wystygło ci jedzenie.” Sprawdził rachunek. „Pięćdziesiąt cztery.” „Zapamiętam. Okej, mów o co chodzi.” „Chcę, żebyś zdobyła próbki DNA Mariki i chłopca.” Zagapiłam się na niego. Odwzajemnił spojrzenie. „Oszalałeś?” zapytałam, po rozważeniu możliwości. „Jak mam zdobyć ich próbki?” Wzruszył ramionami. „To nie mój problem.”
Zanotowałam w pamięci, by zapytać moją terapeutkę, jak mam poradzić sobie w takiej sytuacji i powiedzieć jej, że jest okropna w swojej profesji, bo nie czuję się ani trochę lepiej. „Czy rozważyłeś chociaż sposób, w jaki mam to zrobić?” „Nie. Dlaczego potrzebujesz skrzydłowego?” „Chcę iść porozmawiać z notowanym panem zbrodni i przekonać go do nie wysyłania za mną bandziorów, i zaprzestania poszukiwań jego byłej dziewczyny, będącej jedynym świadkiem morderstwa, którego dokonał.” „Czy mam czas, żeby dokończyć burgera?” „Tak myślę. Ale dlaczego nazywają go panem zbrodni? Dlaczego nie zbrodniową ciotą? Albo dupkiem-zbrodniarzem? Dlaczego tak nazywają go tak fajnie?” Spojrzałam na tablicę nad barem. „O, twój numerek.” Ponownie wstał. To było nawet czarujące. „I pośpiesz się, zanim wystygnie ci jedzenie.” Idąc, odwrócił głowę w moją stronę i uniósł brew. Widzicie? Mężczyźni potrafili robić kilka rzeczy naraz. Byłam z niego dumna. Jako, że nie miałam nic innego do roboty, wezwałam Anioła. Opowiedziałam mu o swoim ostatnim dylemacie, dałam kilka zadań, wysłuchałam jego hiszpańskich przekleństw, a potem prośby czy może zobaczyć mnie nagą. Kiedy powiedziałam, „O ile cofniesz się w czasie, by zobaczyć moją podróż przez macicę mojej matki,” zniknął, by wypełnić swoje zadania.
„Dlaczego ja?” zapytał Garrett, stawiając przede mną swoje jedzenie. Ugryzłam jego burrito. „Wow,” powiedziałam, przewracając oczami w ekstazie, „doskonały wybór. I co dlaczego ty?” „Dlaczego nie weźmiesz swojego chłopaka na skrzydłowego?” „Dzisiaj gotuje. Sammy na razie nie może pracować.” Złamał nogę, próbując zjechać na nartach z dachu. Tequila często dawała ludziom nadzieję, że będą w stanie zrobić coś niemożliwego. „Kim jest ten pan zbrodni?” „Phillip Brinkman.” „Ten handlarz autami? Jest panem zbrodni?” „Najwidoczniej.” Zamarłam i wytrzeszczyłam na niego oczy. „Czy ty właśnie ugryzłeś swoją słodką bułkę?” „Zapłaciłem za nią.” „I?” odsunęłam talerz spoza jego zasięgu. No może nie do końca, bo miał długie ręce, co zademonstrował, po raz kolejny kradnąc gryza bez żadnych trudności. Na szczęście, ta bułka była dość duża, by wykarmić małe państwo. „Jeśli Pan Diler Samochodowy Roku wysłał do mojego mieszkania mężczyzn z naładowanymi Glockami, może da mi zniżkę na nowe Porsche.” „Czy nie powinniśmy, no nie wiem, obmyślić jakiegoś planu?” „Myślisz, że to konieczne? Zawsze mi się coś pomyli.”
„Nie,” wzruszył ramionami. *** Weszłam do komisu z małym mikrofonem, który Garrett mi przypiął pomiędzy Uwagą i Awarią. Na szczęście, Reyes nie musiał wiedzieć o tym fakcie. Po kilku minutach kręcenia się wokół i udawania entuzjastycznej klientki, ruszyłam w kierunku biura Phillipa Brinkmana. Wyglądał na pana zbrodni w równym stopniu, co moja ciotka Lillian. Wyglądał raczej jak konsultant ze swoimi ciemnymi włosami, bladą skórą i oczami zbyt dużymi jak na jego twarz. Usiadłam przed jego biurkiem. Wyjrzał zza swoich papierów, nieco zaskoczony. Nie, przestraszony. Widocznie spodziewał się kogoś innego. Rozejrzał się po swoim biurze i zapytał, „Mogę pani w czymś pomóc?” „Możesz. Jeśli zamierzasz wysłać mężczyzn w kominiarkach do mojego mieszkania i kazać przystawić mi broń do głowy, bym znalazła twoją dziewczynę, radziłabym wybrać lepszych mężczyzn.” Zaskoczyłam go. Wciąż był przestraszony, ale zdecydowanie go zaskoczyłam. Cholera. Nie miał pojęcia, o czym mówiłam. „Nie mam pojęcia, o czym pani mówi,” powiedział. Cóż. Ten mężczyzna był podejrzany o morderstwo. A mężczyźni w kominiarkach chcieli informacji na temat kobiety, która ma świadczyć przeciw niemu. To było coś więcej niż tylko powiązanie.
Zmarszczyłam brwi. Może jeśli gliny dostaną ciało, pomoże to im przy sprawie. Pochyliłam się do przodu i poczułam od niego kolejną falę strachu. Jego pokerowa twarz była gorsza od mojej. „Gdzie jest ciało, Brinkman?” „Jesteś gliną?” „Zależy. Będziesz bardziej chętny do powiedzenia mi gdzie jest ciało, jeśli byłabym gliną?” „Nie.” „Nie. Nie jestem gliną. Ani trochę. Teraz, gdzie jest ciało?” „Szukają Emily?” „Zależy. Kim jest Emily?” „Moją dziewczyną.” „Oh! A więc tak, szukają jej.” Pewien rodzaj bólu wcisnął się pomiędzy fale strachu. „Będziesz mówić czy mam–?” „Dlaczego do ciebie przyszli?” zapytał, przerywając mi. A miałam takie fajne plany. Obejmowały ogniste mrówki, papier ścierny i mikser do cementu. Skrzyżowałam nogi. „Nie wiem. Może dlatego, że mam nad głową napis ‘celuj tutaj.’ A może dlatego, że mam dostęp do informacji z różnych źródeł. Musieli uznać, że mogę zdobyć jej adres. Ale mówimy tu o programie ochrony świadków. Nie ma znaczenia, kogo znam, nie zdobędę takich informacji. Musisz im to powiedzieć.”
Przygryzł wargę. Pot spływał mu po twarzy, a brzuch bulgotał na wskutek stresu. „Zobacz, Phillip,” powiedziałam, zmieniając taktykę, „popełniłeś błąd. Zdarza się. Próby zabicia swojej dziewczyny nic ci tutaj nie pomogą.” Kiwnął głową. „W jednej sprawie masz rację,” powiedział, „popełniłem błąd. A nawet wiele, ale Emily nie była jednym z nich. Czy – czy ona ma się dobrze?” Był szczerze o nią zatroskany. Najwyraźniej nie brał udziału w próbie lokalizacji, a raczej, zabicia jej. „Z tego, co wiem, ma się dobrze, ale pewnie nie potrwa to długo. Jeśli tylko powiesz mi, co się wydarzyło i gdzie jest ciało, mogę ci pomóc.” Zrobił się podejrzliwy. „Myślałam, że nie jesteś gliną. Jak możesz mi pomóc? Wysłali cię? Czy to jest pułapka?” Potrząsnęłam głową. „To nie pułapka. Chciałam tylko pomóc wsadzić cię do więzienia, żeby twoja dziewczyna mogła żyć własnym życiem i nie musiała się martwić o tych najemnych przestępców próbujących ją zabić.” Otworzył szufladę biurka, wyciągnął butelkę Jacka Danielsa i pociągnął porządny łyk. Tak porządny, że aż opróżnił pół butelki. Nie przerywałam mu, bo uznałam, że będzie bardziej chętny do pomocy po pijanemu.
„Ale wydajesz się szczerze o nią zmartwiony. Skoro nie ty przysłałeś tych mężczyzn, to kto?” Po kolejnym łyku otarł usta drżącą dłonią. „Musisz wyjść,” powiedział zachrypniętym głosem. „Ooh, rozumiem. Dbasz tylko o swój kark i nikogo innego. Czy jestem poważnie zagrożona? „Powiedzmy, że nie chcesz znaleźć cię na ich liście,” zadrwił. „Co się stanie, jeśli się na niej znajdę?” „Nie umrzesz, jeśli o to się martwisz. Ale będziesz się modliła o śmierć, kiedy już z tobą skończą. To wymknęło się spod kontroli. Dużo bardziej niż planowaliśmy.” „My?” zapytałam, pozwalając mu pociągnąć z butelki kolejny raz. „Tylko uogólniłem.” Zaszliśmy donikąd. „Jesteś śledzony za oszustwa. Czy to wszystko przez to?” „Jestem śledzony?” „Cóż, tak, za to i za morderstwo, oczywiście.” Odchylił się na krześle i przejechał palcami po twarzy. Nie miałam pojęcia w co się wpakował. Może ta śmierć była wynikiem obrony albo przypadku. A może jego dziewczyna kłamała. „Phillip, mogę ci pomóc, jeśli mi pozwolisz.”
„Panie Brinkman?” powiedziała ładna brunetka, zaglądając do gabinetu. „Czy wszystko w porządku?” Strach, który wyczuwałam od niego wcześniej, powrócił. „Tak, Lois,” powiedział, „wszystko w porządku.” „Mam ci w czymś pomóc?” „Nie. Nie, daj mi minutkę.” Kiedy wyszła, spojrzał na mnie. „Musisz wyjść. Natychmiast.” „Obawiam się, że nie mogę. Ci mężczyźni chcą zabić mojego przyjaciela jeśli nie podam im informacji na temat twojej dziewczyny.” Nienawidzę wyciągać ciężkich dział, ale sam wręczył mi je do ręki. „Potrzebuję odpowiedzi, Phillip, a jeśli ci mężczyźni przyjdą do mnie ponownie, a ja nic nie będę dla nich miała, powiem, że ty i twoja dziewczyna siedzicie w tym razem.” „Co?” zapytał, zaskoczony. „Emily nie ma z tym nic wspólnego.” „Tak, ale oni tego nie wiedzą. Wydajesz się chcieć pozostać poza ich radarem. Co, jeśli pomyślą sobie, że wy dwoje ustawiliście to wszystko?” Co wszystko, nie miałam pojęcia. Zacisnął palce na włosach. „Po prostu mi powiedz,” powiedziałam. „Obiecuję ci, że pomogę ci się z tego wygrzebać. Jestem prywatnym detektywem. Mam kontakty.”
Po długiej chwili powiedział, „Nie tutaj. Tu wszędzie są oczy i uszy.” Możliwość, że porozmawia ze mną, wywołała we mnie dreszcz. Napisał kilka słów na kawałku papieru i podał mi go. Był tam adres i słowa, Spotkaj się tam ze mną za pół godziny. Sama. Potrząsnęłam głową. „I mam ryzykować, że skończę jak tamten koleś, którego zabiłeś? Nie sądzę.” Pochylił się do mnie i wyszeptał, „To mieszkanie mojego przyjaciela. Jest poza miastem.” „I to ma mi pomóc?” odszepnęłam. „Powiem ci wszystko.” „No to do zobaczenia.” Podniosłam się i wyszłam za drzwi. Gdy mijałam biurko sekretarki Lois, otworzyłam się na nią, by móc z niej czytać. Była ciekawa mnie. Podniosła telefon, udając, że pisze, ale byłam w dziewięćdziesięciu procentach pewna, że robiła mi zdjęcie. Nikt nie pisał w taki sposóba. Wspięłam się do furgonetki Garretta. „Masz to wszystko?” zapytałam go. „Mam. Gdzie się z nim spotykamy?” „Candelaria, niedaleko Lomas.” Odpalił furgonetkę. „Co z niego wyczytałaś?” „Ważniejszym pytaniem jest, co z niego nie wyczytałam.” Gdy uniósł pytająco brwi, dodałam, „Poczucie winy.”
17 O, rany. Ale założyłaś dziś piękny odcień sukowatości. - T-SHIRT
Czekaliśmy na Phillipa pod mieszkaniem od frontu. Był spóźniony ponad piętnaście minut i zaczynałam się martwić, że się rozmyślił, kiedy pojawił się z boku budynku. Wysiedliśmy z auta i wyszliśmy mu na spotkanie. Ale kiedy zobaczył Garretta, zaczął mieć wątpliwości. Zastanawiał się nad powrotem do auta, kiedy go chwyciłam. „To kolega,” powiedziałam. „Również jest prywatnym detektywem i najlepszym śledczym, jakiego znam. Możesz powiedzieć mu wszystko, co powiedziałeś mi.” Poczułam falę uznania od Garretta. To było o wiele milsze od irytacji albo frustracji, które zwykle od niego dostawałam. „To była pomyłka,” powiedział Phillip, cofając się do swojego auta. „Przykro mi Phillipie, ale powiem tym mężczyznom wszystko, co będą chcieli usłyszeć, jeśli nie wyjaśnisz mi, co się wydarzyło.” Postanowiłam zaskoczyć go pytaniem i wyciągnąć wnioski z jego reakcji. „Czy zabiłeś tamtego mężczyznę?”
Podniósł brodę. „Tak, zabiłem.” Zamrugałam. „Kłamiesz. Nigdy nikogo nie zabiłeś.” Przyłożył palec wskazujący do ust, by mnie uciszyć. „Chcesz, żeby całe sąsiedztwo cię usłyszało? Zabiją nas przez ciebie.” O co tu, do cholery, chodziło? Złapał mnie za ramię i poprowadził do mieszkania. Po nalaniu sobie drinka zaoferował również szklankę Garrettowi. Na szczęście, Swopes potrząsnął głową. To nie był czas na zawieranie przyjaźni. Kiedy w końcu usiadł, powiedziałam, „Okej, Brinkman, gadaj. Dlaczego twoja dziewczyna mówi, że widziała, jak kogoś zabijasz?” Wyrwało mu się westchnienie, kiedy odpowiedział, „Ponieważ sprawy stały się zbyt niestabilne. Nieprzewidywalne.” „Czy to ma coś wspólnego z faktem, że zarabiasz więcej niż przynosi ci twój handel samochodami?” Poderwał głowę. „Skąd to wiesz?” „Mówiłam ci, znajomości.” Odrzuciłam stopą od siebie brudną skarpetkę. Odchylił głowę do tyłu. Był na skraju załamania nerwowego. „Prałem brudne pieniądze dla Mendozów.” Garrett zamarł. Najwidoczniej coś to nazwisko mu mówiło. „Rodzina Mendozów?” zapytał, kompletnie zbity z tropu.
Zanim Phillip zdążył odpowiedzieć, Garrett dodał, „Mendozowie są największą rodziną zbrodniarzy w Meksyku. Są odpowiedzialni za setki zabójstw, łącznie z morderstwami policjantów i sędzi.” Spojrzałam na Phillipa. „Jak się z nimi porozumiałeś?” „Przyszli do mnie, zaproponowali, że postawią mój biznes na nogi, obiecali zrobić ze mnie bogacza. Zrobili obie te rzeczy, ale Mendozowie nie są zbyt stabilni.” „Wciąż nie rozumiem jak to ma się do zabójstwa.” „To był pomysł Emily. Uznałem, że jeśli pójdę do więzienia, zapomną o mnie.” „Więc taki masz plan? Iść do więzienia za zbrodnię, której nie popełniłeś? Skoro nie boisz się pójść do więzienia, czemu sam się do tego nie przyznasz?” „Wiesz co to dla mnie by oznaczało? Dla moich dzieci? Wywiozłem moją byłą żonę i dzieciaki do innego kraju, ale zasięg tych ludzi nie kończy się na granicy. Nie wahaliby się ich zranić, by zmusić mnie do posłuszeństwa. Albo co gorsza, zabić ich. Straciłem wszystko, łącznie z biznesem. Nie mają już ze mnie pożytku, a moje dzieci będą bezpieczne.” „A więc nie było żadnego morderstwa? Twoja dziewczyna niczego nie widziała?” „Nie.”
„Więc kogo szukają? Kogo podobno zabiłeś?” „Mojego najlepszego przyjaciela ze studiów. Zgodził się zniknąć za pieniądze.” „Koleś, on się w końcu tu pojawi.” „Nie, nie ma tu żadnej rodziny. Ani przyjaciół, poza mną.” „To cholernie ryzykowne.” „Uwierz mi, świetnie to wiem. I mam plan, na wszelki wypadek.” „Jaki?” „Mam człowieka, który ukryje dzieciaki i moją byłą. Wydałem parę milionów na ten cel.” „Kto o tym wie?” „Nikt. Nikt poza Jeffem, gościem, którego podobno zabiłem, i moją dziewczyną. A teraz też tobą. Cholera.” Zacisnął usta. „Wiedziałem, że to może nie wypalić. Nie chciałem tylko ryzykować życiem Emily. Jest taka mądra. I odważna. Wiedziała, że za nią pójdą.” Myśl o niej wywołała uśmiech na jego twarzy. „Więc czyje to mieszkanie?” zapytałam go. „Jeffa.” „To trochę straszne.” „Naprawdę?” zapytał Garrett z niedowierzaniem. „To jest dla ciebie straszne?”
„Phillipie, pozwól mi zagłębić się w tę sprawę, zobaczę co mogę z tym zrobić.” „Nic,” powiedział. „Gra skończona. Jeśli dowiedzą się, że specjalnie straciłem ten biznes, wyśledzą każdego, kogo kocham.” „Nie dopuścimy do tego.” „Zobacz, skoro wysłali ludzi do twojego mieszkania, przysięgam na życie, że mają cię na oku.” „Nie wątpię. Cała ta rzecz z pistoletem-przy-głowie była trochę irytująca.” „Nie, pluskwy. Podsłuch. Uważaj na wszystko co mówisz. Jeśli powtórzysz to–” „Łapię.” Kapitan też mnie prześladował. Dosłownie i metaforycznie. „I tak muszę posprzątać dom.” *** Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Pari w drodze do domu. „Potrzebuję cię w moim mieszkaniu.” „Nie jestem zainteresowana twoim mieszkaniem.” „Myślę, że jestem na podsłuchu.” „Naprawdę? Teraz?” „Coś w tym stylu. Ciągle masz te narzędzia do wykrywania takich rzeczy.”
Po długim milczeniu, powiedziała, „Nie. Mówiłam ci, że nie mogę mieć takich rzeczy... Ach, masz na myśli ten sprej na pluskwy, który mi pożyczyłaś?” Niemal wyobraziłam ją sobie, jak mruga do mnie konfidencjonalnie. Ale na poważnie, kto pożycza komuś sprej na pluskwy i oczekuje jego zwrotu?” „Yy, tak,” powiedziałam, włączając się do gry. „Masz ciągle ten sprej na pluskwy, który ci pożyczyłam?” „Zajmie mi chwilę przekopanie się przez mój pokój, w którym nie mam absolutnie żadnych komputerów ani innych związanych z elektroniką rzeczy.” „Nie możesz mieć nawet nic związanego z elektroniką? Coś ty takiego zrobiła?” „Nie co, ale komu.” „Okej, więc komu coś zrobiłaś.” „Całkiem przypadkowo zhakowałam wszystkie telefony w Białym Domu.” „Nie.” „Tak.” „Było warto?” „Ani trochę. Biorą te sprawy zupełnie na poważnie.” „I chyba nawet wiem czemu.”
Rozłączyłam się i poświęciłam mojemu kierowcy – którego tymczasowo nazwałam Fitz, bo Garrett nie brzmiało jak imię dla kierowcy – pełną uwagę. „Dowiedziałeś się czegoś nowego o Dwunastce, Fitz?” „Trochę,” powiedział. „Powiedziałem doktorowi von Holsteinowi, by się na nich skupił.” „I?” „Wciąż nad tym pracuje, ale to, co już znalazł, wspomina o dwóch zestawach Dwunastki z jedną decydującą siłą po środku, Trzynastą bestią.” „Naprawdę?” zapytałam, nagle zainteresowana. „Z tego co zrozumiałem, jest Dwunastka, aka ciemność, ale jest też dwanaście istot światła, by wyrównać szalę, wysłanych by chronić ciebie, córkę.” „To brzmi jak nowe kłopoty. A ta trzynasta?” „Jest pojedynczym bytem, będącym jednocześnie światłem i ciemnością.” No bez jaj. *** Kiedy wchodziłam do kamienicy, Pari już na mnie czekała. Mieszkała tylko budynek dalej, co było fajne, zwłaszcza, kiedy czegoś od niej potrzebowałam.
Próbowałam zadzwonić do wujka Boba, ale nie odbierał. Chciałam wiedzieć, co stało się z kapitanem. I czy naprawdę zatrudnił tą fałszywą medium. I zadzwoniłam do Quentina na wideo rozmowie. Miał się dobrze i zapytał o Amber. „Nie zbliżaj się w najbliższym czasie do jej matki. Zostaniesz oskórowany.” Zamigał, „Rozumiem. Naprawdę mi przykro.” „Wiem, kochanie, ale jeśli Cookie cię dopadnie, będzie ci przykro jeszcze bardziej.” „W porządku.” Wysłałam mu buziaka i się rozłączyłam. Pari założyła już swoje okulary przeciwsłoneczne, które miała zawsze, gdy się spotykałyśmy. Widziała moje światło i twierdziła, że ją oślepia. „Więc, co robimy?” „Jestem podsłuchiwana przez wszystkich, od policji po zbrodniczą rodzinę Mendozów.” „Wiesz jak robić sobie wrogów.” „Nie zrobiłam nic złego żadnemu z nich.” „Jestem pewna, że masz rację,” powiedziała bez przekonania. Nie odrywała wzroku od Garretta. A tak przynajmniej wywnioskowałam ze stopnia skręcenia jej głowy.
Odkaszlnęłam i przedstawiłam ich sobie. „Pari, to jest Fitz. Jest moim nowym kierowcą. Zdecydowałam, że potrzebuję kierowcy, a on jest naprawdę tani.” „Jestem Garrett,” powiedział Fitz, ściskając jej rękę. „Fitz, to jest Pari. Jest zabójczą tatuażystką i była w więzieniu tylko dwa razy.” „Nigdy nie byłam w więzieniu,” sprostowała, bez wątpienia nie odrywając od niego wzroku. „Masz niesamowitą aurę.” Poczułam ukłucie płytkiej zazdrości. „A co z Tre?” zapytałam. Umawiała się ze swoim pracownikiem i wydawali się być szczęśliwi. „Jego aura jest w porządku. Ale Garretta jest wyjątkowa.” „Naprawdę?” powiedziałam, mrużąc oczy. Widziałam aury. Tak jakby. „Tak, całkiem wyjątkowa.” „Moje pluskwy?” przypomniałam jej. „A, tak.” Wyciągnęła z torby mnóstwo różnych rzeczy. Mogła być szarlatanką w tej dziedzinie, a ja bym się nie zorientowała. „Myślę o założeniu tu jakiś alarmów. Czujników ruchu albo kamer. Jestem zmęczona tym, że ludzie włamuję mi się tu bez przerwy.” „Normalnie uznałabym, że kamera to już przesada, ale w twoim wypadku poleciłabym dwie i jakieś pułapki.”
Uruchomiła jakieś urządzenie i zaczęła nim machać w powietrzu, prawdopodobnie szukając pluskiew. Znalazła jedną niemal natychmiast i ściągnęła ją spod mojego parapetu. Wyglądała jak mały, czarny guzik.” „Bardzo droga zabawka,” powiedziała. Podała ją Garrettowi, a on skinął głową. „Wątpię, by była to pluskwa twojego kapitana,” powiedział. „Rząd nie bierze się za coś tak drogiego.” „Mendozowie?” wyszeptałam, nie chcąc, by mnie usłyszeli. Podniósł ją do światła i obrócił w palcach. „Bardziej prawdopodobne.” „Okej,” powiedziałam do Pari. „Odłóż ją tam, skąd ją wzięłaś i upewnij się, że działa. Wykorzystam ją później.” Pokazała mi kciuki w górę i szepnęła, „To takie podniecające. To coś w stylu–” Zamilkła i przesunęła spojrzenie na coś za mną. „W stylu?” zapytałam, zanim zorientowałam się, że patrzy na mojego współlokatora. „Co to jest?” zapytała, wystraszona. „To pan Wong. Mój współlokator.” Pari widziała zmarłych od czasu wypadku, w którym niemal zginęła w wieku dwunastu lat, ale widziała ich tylko jako szarawą mgłę. „Jest zmarłym?” zapytała.
„Tak. Tak po prostu wisi sobie w tym kącie. Cały dzień. Każdego dnia. Nie robi zbyt wiele.” Kiedy spojrzała na nią, miała zdjęte okulary i stała przymurowana. „Co?” zapytałam. „Widzisz zmarłych cały czas.” „Jesteś pewna, że on tym właśnie jest?” To przyciągnęło moją uwagę. „Co masz na myśli?” Przysunęłam się do pana Wonga. „Wygląda jak inni zmarli, których widuję. Może tylko jest bardziej monochromatyczny.” Był bardziej szary niż inni. „Nie, on ani trochę nie jest jaki inni zmarli,” zaprzeczyła. Garrett przysłuchiwał się naszej rozmowie, zainteresowany raczej urządzeniem, które trzymał niż czymkolwiek nadnaturalnym. Lubił rzeczy, które widział. Takie, które mógł dotknąć i wyjaśnić. Zmrużyłam ponownie oczy, próbując dojrzeć to, co ona. „Skąd wiesz? Co widzisz?” Milczała przez dłuższą chwilę. „Nic,” powiedziała w końcu. „Zupełnie nic.” Rozejrzała się po reszcie mieszkania. „Ale chyba znalazłam część twoich problemów.” Wskazała na sypialnię. „Naprawdę?” Weszłam do mojego pokoju. Położyłam ręce na biodrach i rozejrzałam się. Wszystko wydawało się nietknięte i na swoim miejscu. Ale coś było nie tak. „Reyesie. Alexandrze. Farrow,” powiedziałam.
Gdy wypowiedziałam jego imię, Reyes wszedł do swojej sypialni, a ja patrzyłam na niego prosto z mojego pokoju przez jego. Przechylił głowę. „Coś zniknęło z mojej sypialni.” Uniósł kąciki ust. „No co ty.” „Masz jakiś pomysł, co to może być?” Rozglądnął się po naszych pokojach i wzruszył ramionami. „No nie mam pojęcia.” „Oh, chwila.” Przeszłam ze swojego pokoju do jego. „Nie było tu czegoś? Jak, no nie wiem, ściany albo coś?” Wydął usta. „Możesz mieć rację. Chyba pamiętam, że była jakaś bariera między nami.” „Tak,” powiedziałam, podchodząc bliżej, „z pewnością pamiętam ścianę dzielącą nasze mieszkania.” Kiedy w odpowiedzi, na jego ustach wykwitł drwiący uśmieszek, zapytałam, „Gdzie schowałeś moją ścianę?” Skrzyżował ramiona na piersi. „Dlaczego sądzisz, że to ja ją wziąłem?” „Jeszcze rano tu była.” „I to oznacza, że to ja ją gdzieś zabrałem? Może po prostu zmieniła miejsce. Gdzie widziałaś ją ostatnio?” Zacisnęłam usta. „Zburzyłeś moją ścianę.”
W końcu uśmiechnął się w pełni. Zupełnie nieskruszony, powiedział, „Zburzyłem twoją ścianę.” Podeszłam bliżej, a on otoczył mnie ramionami. „Moje mieszkanie nie jest bezpiecznym miejscem,” ostrzegłam. „Często się do niego włamują, jest nawiedzone i ma okropną awersję na bułeczki cynamonowe. Długa historia.” „I myślisz, że usunięcie ściany było złym pomysłem?” „Cóż, nie ma tu teraz żadnej bariery, więc klątwa przechodzi też na twoją stronę.” „Cóż.” „To wygląda naprawdę usypiająco.” „Usypiająco?” „Tak. Mamy teraz naprawdę długie łóżko,” powiedziałam, kiwając głową w stronę naszych dwóch łóżek. Potem dotarło do mnie, co to oznacza. „Możemy grać na nich w Twistera!” „W Twistera.” „No, i bić się na poduszki. Ja, oczywiście, skopię ci tyłek.” „Czyżby.” „Chcesz się załóżyć?” „Myślę, że przegrałaś w hazardzie już wystarczająco,” powiedział, nawiązując do moich przegranych przy stole z pokerem.
„To było z kłamiącym, oszukującym demonem. Nie możesz mnie winić za przegraną z kimś, kto jada na obiad ludzkie dusze.” „Myślę, że twoja przyjaciółka jest zła.” Odwróciłam się w stronę Pari. Znowu się patrzyła, ale tym razem zamiast na pana Wonga, wlepiała przerażone spojrzenie w Reyesa. Cofnęła się, kiedy Reyes na nią spojrzał, a potem jeszcze raz i jeszcze, aż oparła się o Sophie i nie mogła już odsunąć się bardziej. „Pari,” powiedziałam, podchodząc do niej, „to Reyes Farrow, mój, um, sąsiad.” Nie wiedziałam jak go przedstawić. Jako mojego chłopaka? Określenie ‘kochanek’ było bardziej trafne. A nie był moim narzeczonym. Jeszcze. „Pari?” Zerwała się z miejsca i zaczęła zbierać sprzęt. „Muszę wracać do pracy.” Garrett stał w drzwiach i oglądał nowy wystrój sypialni. Nikt by się nie zorientował, że była tu ściana. Pokój wyglądał jak jedno, długie pomieszczenie. Odwrócił się do Pari. „Nie martw się, Farrow odstrasza wszystkich.” Spojrzałam na niego groźnie i położyłam rękę na ramieniu Pari. „Wszystko w porządku?” zapytałam ją, ale nawet na mnie nie spojrzała. „Tak.”
Uświadomiłam sobie, że dyszała, ale emocje z niej wypływające były tylko w części strachem. Było ich tak wiele, że nie mogłam się zdecydować, która była powodem smutku. „Pari, skarbie, usiądź.” Spojrzała na mnie w końcu, mrużąc oczy od światła i powiedziała, „Nie, jest w porządku.” Mimo to pociągnęłam ją na sofę. „Chłopaki, macie być grzeczni,” ostrzegłam. Kiedy już siedziałyśmy na kanapie, przemówiłam miękko do Pari. Nie była typem, który wpadał w panikę bez powodu. „Co jest nie tak?” zapytałam ją. Pochyliła się do mnie i wyszeptała, „Czym on jest?” Była drugą osobą, która mnie o to pytała. Nie wiedziałam jak wiele mogę jej powiedzieć. Wiedziała, czym jestem z powodu mojego światła, co widziała, patrząc na Reyesa? „A co zobaczyłaś?” „Wygląda jak, no nie wiem.” Zerknęła szybko za moje ramię. „Widziałaś kiedyś nocne niebo bez gwiazd, niebo tak czarne, że byłaś przekonana, że możesz w nim zatonąć,bo było tak piękne?” Kiwnęłam głową. „Tak, widziałam.” „Tak właśnie wygląda.” Zamknęła oczy, przypominając sobie, bojąc się spojrzeć ponownie. „Jest głębiną, ciemnym pięknem, dla którego oddajesz duszę, by je posiąść.” Wow, niezła była. „Nie mogę się z tym kłócić.”
„Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Jest zrobiony z ognia. Czarnego ognia, tak ciemnego, że aż pochłania światło. Nagina je do własnej woli.” Spojrzała na mnie. „To jest twój Reyes,” powiedziała, uświadamiając to sobie. „To jest mój Reyes.” Odchrząknęła. „Widzę, dlaczego.” „Wydajesz się przestraszona, Pari.” Kiwnęła głową. „Bo jestem. Nie zrozum mnie źle, ale nie ma nic seksowniejszego, pięknego, enigmatycznego i jednocześnie zabójczego i to połączonego w jedno. Cóż,” dodała, „nie jest tak źle, póki nie próbuje mnie zabić.” Zachichotałam. „Mam was przedstawić?” „Nie!” Ponownie zaczęła zbierać swoje rzeczy. „To znaczy, nie, dziękuję. On jest zbyt– Nie jestem pewna–” „Łapię,” powiedziałam, ale ciekawość wypalała mnie od środka. Chciałabym widzieć to, co ona. Spojrzałam przez ramię. Opierał się o swoją framugę, a Garrett opierał się o moją. To było przedstawienie z czasów jaskiniowców, kiedy to walczono na śmierć o przywództwo. Jeden z nich musiał być alfą. Wbiłam wzrok w Reyesa, koncentrując się na nim. Nic. Był po prostu gorącym mężczyzną. Nie widziałam w nim żadnej bezgwiezdnej nocy ani czarnych płomieni.
„O, twój telefon pewnie też jest na podsłuchu. Dam ci czysty. Możesz używać go, kiedy nie chcesz, żeby cię usłyszano, ale pamiętaj, że nie musisz dzwonić, by być w polu zasięgu. Telefony to najszybsza i najtańsza forma podsłuchu. Jeśli nie chcesz, żeby cię słyszano, wyjmij ze swojego baterię. Nie wystarczy, jeśli tylko go wyłączysz. Zadzwoń do mnie później,” powiedziała do mnie Pari, machając do Garretta i znikając za drzwiami. Reyes patrzył na mnie, gdy żegnałam Pari. Teraz musiałam wrócić do ważniejszego problemu. Problemu znikającej ściany. Poważnie, kto robił takie rzeczy? Stanęłam przed Reyesem ze skrzyżowanymi rękami na piersi. „Tak?” zapytał rozbawiony. „Ta cała sprawa ze ścianą jeszcze nie jest zamknięta.” Chwycił mnie za szlufki dżinsów i pociągnął. „Mamy sprawę ze ścianą?” Położyłam dłonie na jego torsie. „Mamy sprawę ze ścianą.” „Charley!” zawołała Cookie. „Tu jestem,” odkrzyknęłam. Wbiegła do sypialni z zaróżowionymi policzkami. „Co myślisz o tym stroju?” zapytała, okręcając się dookoła, zanim zauważyła Garretta. Którego dopiero minęła w drzwiach. „Oh, cześć, Garrett.” „Cookie,” powiedział, kiwając głową.
Przygotowywała się do trzeciej i ostatniej randki w naszej operacji. Jeśli to nie zadziała, będzie musiała podjąć drastyczne kroki, jak na przykład zaprosić go samej. Ale to była ostateczności. Jeśli to go nie sprowokuje, Wubek był idiotą, który na nią nie zasługuje. „Właśnie przygotowywałam się do randki. To znaczy, nie do prawdziwej, ale–” Zamarła. „Gdzie jest twoja ściana?” Położyłam dłonie na biodrach i spojrzałam na nią. „Ja również chciałabym to wiedzieć. A więc, wracając,” odwróciłam się z powrotem do mojego ścianowego złodzieja, „dlaczego zburzyłeś moją ścianę?” Wzruszył ramionami. „Mieszkasz tuż obok.” „Tak,” powiedziałam, potwierdzając oczywisty fakt, „ale dlaczego zburzyłeś moją ścianę?” „Bo mieszkasz obok.” „Oh.” Pojęłam w końcu jego tok myślenia. Cookie westchnęła. „Tego właśnie bym chciała.” Wskazała na nas i zapytała Garretta, „Czy proszę o zbyt wiele?” Garrett wydawał się być przerażony samą myślą. „Okej,” powiedziałam, podchodząc do niej i prostując jej szalik. „Znalazłam tego gościa w ogłoszeniu w Tygodniowym Alibi. „Chwila, czyli go nie znasz?” zapytała. „Nie, ale jest aktorem. Potrzebujemy tu aktora. Kogoś, kto może, no wiesz, grać.”
Mruknęła, „To może nie udać się na tak wiele sposobów.” Miała rację, ale zawsze musiałyśmy widzieć kubek kawy do połowy pełen. Robiłyśmy to z jakiegoś powodu. Musiało się udać. A jednorożce błyszczą w świetle księżyca.
18 Zapamiętaj, to wszystko jest zabawą, dopóki ktoś nie straci gałki ocznej. -T-SHIRT
Gdy wpisywałam wszystkie kontakty, jakie miałam, do telefonu, który dała mi Pari, pojawiła się randka Cookie. Akurat na czas. Podałyśmy mu scenariusz i powiedziałyśmy, że to jeden z tych programów z ukrytą kamerą, które są pokazywane na HBO. „Musi to wyglądać wiarygodnie,” powiedziałyśmy mu. Był wysoki i dobrze zbudowany, ale trochę zbyt młody i krótko przycięty. Ale cóż, nie miałyśmy innego wyboru. „Chciałabym, żebyś była tam z nami,” powiedziała do mnie Cookie. „Ja też, ale jeśli mnie tu zobaczy, zorientuje się, że coś jest na rzeczy.” Kiedy wychodzili, Cookie wyglądało z lekka zielonkawo. „Wyluzuj, skarbie. To nasze ostatnie podejście.” „Ale czy to wszystko naprawdę jest konieczne?” zapytała, próbując się wymigać. „Gdyby chciał mnie gdzieś zaprosić, już by to zrobił, prawda?”
„Czy ty w ogóle znasz wujka Boba?” „No dobra, masz rację.” Wzięła swoją randkę pod ramię i poprowadziła go do drzwi, do czekającej limuzyny. To będzie dobre. *** Po kilku minutach, mój nowy telefon zadzwonił. Garrett i Reyes rozmawiali o proroctwach i Dilerze. Garrett zgodził się z nim spotkać, by zobaczyć, co z tego wyniknie. Odebrałam telefon. „Cześć, Cookie, co jest?” „Charley,” powiedziała, niemal na mnie krzycząc, „złaź na dół, natychmiast! Robert go zabije!” Poderwałam się na nogi. „Co? Gdzie jesteś? Co się stało?” „Walczą. Ten aktor myśli, że to jest część scenariusza. Robert go zabije! Chodź tu!” Podbiegłam do drzwi. „Gdzie dokładnie jesteś?” zapytałam, zbiegając po schodach. Garrett i Reyes pobiegli za mną. „Weźmiemy moją ciężarówkę,” powiedział Garrett, wysuwając się na przód. Pobiegliśmy za nim i wsiedliśmy do środka, gdy odpalał silnik. „Gdzie jedziemy?” „Są za tym małym, włoskim miejscem koło teatru.”
„Którego teatru?” zapytał, włączając się do ruchu. Siedziałam pomiędzy Garrettem i Reyesem, starając się uspokoić Cookie. „Podaj mi wujka Boba do telefonu,” powiedziałam. „Próbowałam. Nie słucha mnie. Jest wściekły, Charley. Myśli, że ten koleś jest jakimś prześladowcą.” „Powiedziałaś mu to, co ustalałyśmy?” „Tak! Zrobiłam wszystko tak, jak miało być. Zadzwoniłam do Roberta i powiedziałam, że jestem na randce z kimś z serwisu randkowego, ale zaczynam się czuć niekomfortowo. Poprosiłam czy może mnie stąd zabrać. Nie powiedziałam nic więcej, a Robert wpadł tu jak burza i rzucił się na niego. Teraz się kłócą. Charley, błagam, pośpiesz się!” „Jesteśmy już prawie na miejscu,” powiedziałam. „Spróbuj wcisnąć telefon wujkowi Bobowi. Powiedz mu, że to ja.” „O-okej. Spróbuję,” usłyszałam krzyki i Cookie próbującą przemówić do rozszalałego mężczyzny imieniem Robert Davidson. „Cookie, odsuń się,” warknął na nią. Usłyszałam szarpaninę i krzyk Cookie. Co się stało? „Charley!” wrzasnęła Cookie. „On ma broń!” „Co?” Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. „Nie! Nie nie nie nie nie! Cookie, musisz powiedzieć wujkowi Bobowi, że to wszystko jest ustawione. Cookie?” Usłyszałam ostry łomot i połączenie zostało zerwane.
*** Rzuciłam się przez Reyesa do drzwi, jeszcze zanim Garrett się zatrzymał, ale Reyes przytrzymał mnie, dopóki sam nie wysiadł i pobiegliśmy tam razem. Cookie stała pod kasami. Tłum był gęsty i usłyszałam z oddali syreny. Była cała zapłakana i trzęsła się. Wtedy zobaczyłam wujka Boba. Był cały we krwi, a randka Cookie leżał na ziemi. Przyłożyłam ręce do ust, by nie krzyknąć. Cookie naprawdę przekonała wujka Boba, że boi się tego gościa i wujek Bob zareagował. Nigdy nie przypuszczałam, że może na cokolwiek zareagować tak nieprzemyślanie i z taką agresją. Podeszłam, by sprawdzić puls tego gościa. Jego serce biło, a ja odetchnęłam z ulgą. Rozerwałam mu koszulę w poszukiwaniu rany. Doskonała skóra nie nosiła śladów żadnej rany. Nie było tryskającej krwi. Usłyszałam głos wujka Boba przy uchu. Pochylił się i wyszeptał, „Jest martwy czy mam spróbować jeszcze raz?” Coś było nie w porządku. Odwróciłam się do wujka Boba; miał ponure spojrzenie, a jego emocje były pogmatwane. Ale to nie był on. To nie wujka Boba czułam. I źle pachniał.
Jego koszulka była pokryta krwią, ale nie czułam zapachu krwi. Wciągnęłam powietrze – pomidory. Ketchup, dokładniej. I to nie wściekłość od niego wyczuwałam, a rozgoryczenie. Tak samo jak ten mężczyzna nie pachniał strachem. Ani agonią po postrzale. Coś było nie tak. Zostałam wrobiona. Zacisnęłam palce na twarzy i popatrzyłam na Wubka. „Kiedy się zorientowałeś?” Pochylił się i pomógł randce Cookie wstać. „Jeśli chcesz wywołać we mnie zazdrość, faceci, z którymi ustawiasz Cookie, powinni być przynajmniej hetero. Druga randka Cookie był moim przyjacielem. Gejem. Skąd Wubek to wiedział? Cookie patrzyła na nas oboje z ulgą i konsternacją. „Ustawiłeś to, prawda?” „Tak, Charley.” „Skąd wiedziałeś, że to wszystko pułapka?” „Trochę wiary. Jestem detektywem. A przynajmniej jedno z was powinno nauczyć się kłamać.” Spojrzał na Cookie. „Powinnaś wziąć jakieś lekcje czy coś.” „Jesteśmy doskonałymi kłamcami,” uniosłam się dumą. „I to był mój pomysł. Cookie nie była do niego przekonana.” „Wiem o tym doskonale.” „Skąd?”
„Cookie nie wymyśliłaby czegoś takiego.” Skrzyżowałam ramiona na piersi. „Uznam to za komplement.” „I nie posunęłaby się do zatrudnienia aktora.” Troy, ten aktor, pojaśniał. „Jak mi poszło?” zapytał wujka Boba. „Masz przed sobą sporą karierę, synu.” „I,” dodała Cookie, „Charley może i jest okropną kłamczuchą, ale ja jestem w tym ekspertką.” „Wmawiaj to sobie, skarbeńku.” „Ale jak wy oboje się zgadaliście?” zapytałam Wubka i Troya. „Sprawdziłem twoje rozmowy.” Zapowietrzyłam się. „To nielegalne!” „A więc nie wykracza poza twoją normę,” przypomniał mi. „Uznałem, że muszę ci pokazać twoje miejsce, skarbie. Dlatego wezwałem Wynonę Jakes.” „Czyli ta fałszywa medium była pułapką?” zapytałam, urażona jak nigdy. „Nie mogę uwierzyć, że mnie wrobiłeś.” „I jak się z tym czujesz?” „Wujku Bobie, zrobiłyśmy to dla twojego dobra. Musiałeś dostać kopniaka, żeby sprowokował cię do działania. Gdybyś tylko zaprosił ją–” „Czy to właśnie to ‘obwinianie ofiary,’ o którym mi zawsze wspominasz?”
Zacisnęłam usta. Odwrócił się do Cookie, która stała z boku. A byłam pewna, że to zadziała. „Więc?” zapytał, wyciągając do niej dłoń. „Więc?” powtórzyła za nim. „Wyjdziemy gdzieś razem czy coś?” Otworzyła usta i je zamknęła. Potem znów otworzyła. „Tak!” podpowiedziałam jej, przysuwając się do mojego zdradliwego wujka. „Tak, wyjdziecie.” Cookie zaróżowiła się. „Tak, wyjdziemy, Robercie. Już teraz, zanim zmienisz zdanie.” Jego twarz złagodniała. Kiedy Cookie poszła po swoją torebkę, złapałam go za rękę i położyłam głowę na jego ramieniu. „Czyli się udało.” Zacisnął usta, nie chcąc przyznać mi racji. „Tak,” powiedział w końcu, „zadziałało. Ale możesz być pewna, że spotkają cię konsekwencje za nic.” Cookie zbliżyła się i wyciągnęła do niego dłoń. „Nie za nic,” powiedziała, stając na placach i całując go w policzek. „Nawet nieblisko niczego.” Czerwony rumieniec pojawił się na twarzy Wubka w tej samej chwili, w której poczułam nudności. Odebrałam to jako wskazówkę do ulotnienia się stamtąd.
*** Po tym jak Garrett odwiózł Reyesa i mnie, umyłam twarz i zęby, założyłam moją ulubioną piżamę z królikiem Bugsem. Po złożeniu dobranocnego pocałunku na policzku pana Wonga, poszłam do swojego pokoju. Mój pokój był teraz taki wielki. To było dziwne. Zakopałam się w pościeli i położyłam głowę na poduszce, która leżała na ramieniu Reyesa. Leżeliśmy nos przy nosie, a nasze oddechy mieszały się. Przesunęłam palcami po jego twarzy. Zasnął, a jego ciepło mnie również ukołysało do snu. Czułam słońce na twarzy, ale w mojej naturze nie było budzić się tak wcześnie. Z pewnością miałam jeszcze trochę czasu. I w tedy to poczułam. To przeczucie, że ktoś na mnie patrzy. Ktoś wchodzący w moją przestrzeń osobistą. Uniosłam powieki, by zobaczyć roześmianą twarz małej dziewczynki. „Obudziła się!” krzyknęła, a ja poderwałam się, próbując odgonić sen z powiek. Jakiś chłopiec wbiegł do pokoju i wskoczył na łóżko obok swojej siostry. „Co stało się z twoją ścianą?” zapytał. Ale dziewczynka już ściskała moją głowę. O, tak, chciała mojej śmierci.
„Dlaczego masz dwa łóżka?” zapytał znowu chłopiec. Podskakiwał na kolanach, zanim poderwał się na nogi. „Wyglądasz starzej niż ostatnim razem, gdy cię widziałem. „O mój boże.” Jakaś kobieta weszła do pokoju i ściągnęła dzieci na podłogę. „Tak mi przykro, Charley.” Machnęłam ręką na Biancę. Była żoną najlepszego – i jedynego – przyjaciela Reyesa, Amadora. Te dwa potworki były ich dziećmi, Ashley i Stephenem. Amador wszedł do pokoju, kiwając mi głową na powitanie. „Cześć, Charley. Podoba mi się, co zrobiłaś z tym miejscem.” „Dzięki,” powiedziałam, wychodząc z łóżka. Nie ma to jak powitać gości w piżamie. Amador przechylił głowę na widok mojej piżamy i uśmiechnął się. „Reyes powiedział Ashley o sama-wiesz-czym?” Okrążyłam łóżko i objęłam jego żonę na powitanie. „O samawiem-czym?” „No wiesz,” powiedział, podnosząc mnie na chwilę, gdy i jego uścisnęłam. „O karteczce z pytaniem.” „Oh.” Reyes wszedł do pokoju, z dwoma kubkami kawy dłoni i figlarnym uśmiechem. Amador klepnął go w plecy i ściągnął ze mnie Stephena, żebym mogła wziąć od Reyesa kubek.
„Mamo, możemy zrobić tak samo z naszymi łóżkami?” zapytał Stephen Bianki. „Prooooooszę?” Skryłam rozbawienie za kubkiem kawy. „Zamierzasz się zgodzić?” zapytała mnie Ashley konspiracyjnie. „Ciągle się nad tym zastanawiam. A co, według ciebie, powinnam zrobić?” „Myślę, że powinnaś odmówić. I tak jesteś dla niego za stara.” „A na ile lat wyglądam?” „Tak mi przykro,” powiedziała Bianca z nerwowym uśmiechem. „Czy to twoje?” Ashley wskazała na szmacianą lalkę, którą dała mi kiedyś Gemma. „Pewnie, że tak.” Podałam ją jej. Amador i Reyes rozmawiali na temat niedawnego przemeblowania. Biedaczek. Moje rzeczy wkrótce przemigrują na jego stronę. Usunął swoją jedyną osłonę. „Podoba ci się?” zapytałam Ashley. Może uda mi się ją do siebie przekonać. „Tak myślę.” Dobrze było widzieć Reyesa z przyjaciółmi. Jego życie powoli stawało się normalne. A raczej, o tyle o ile jego życie mogło być normalne. Zastanowiłam się, jakie było jego pojęcie normalności. Czy była to rodzina z dwoma i pół dziećmi? Był księciem. Generałem w piekle. Kilkakrotnie porwanym dzieckiem. Czy mógł osiągnąć to, co ludzie nazywali normalnością?
Usiadłam na łóżku, gdy Ashley wspięła się na nie z lalką. „Co, jeśli powiem Reyesowi tak? Będziesz wtedy zła?” Wzruszyła ramionkami. „Trochę.” „Ponieważ miał ożenić się z tobą?” „Tak. Obiecał mi.” „Cóż, a jeśli zatrzymam go tylko na chwilę? A kiedy urośniesz tak piękna jak twoja mama, być może zdecydujesz czy wciąż chcesz takiego starego piernika jak Reyes Farrow.” Kąciki jej ust uniosły się. „On zawsze będzie piękny.” Nie mogłam zaprzeczyć. „Tak, on zawsze będzie piękny.” „Chłopaki nie mogą być piękni,” powiedział Stephen, uwalniając się z uścisku matki. „A właśnie, że mogą!” odkrzyknęła mu Ashley. Bianka zachichotała i usiadła koło córki. „Czasami Bóg daje nam jeszcze coś lepszego niż sobie wymarzyliśmy. Musisz wierzyć, że i tobie da kogoś tak pięknego jak wujek Reyes.” Spojrzała na matkę, nieprzekonana. „Nie ma nikogo tak pięknego jak wujek Reyes.” I kolejny punkt dla małej panienki w różowej sukience. Niezła była. Jak dorośnie, będzie dla mnie sporą konkurencją. ***
Po długiej i bezowocnej rozmowie z Ashley, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w mój najlepszy strój prywatnej detektyw i czekałam na pojawienie się mojej sąsiadki. I czekałam. I czekałam. Zrobiłam sobie więcej kawy, pożegnałam się z rodziną Sanchezów i odczekałam jeszcze trochę. „Martwisz się o nią,” powiedział Reyes, robiąc sobie kawę po mojej stronie mieszkania. Wyglądał wspaniale po mojej stronie mieszkania. Ubrał dżinsy, białą koszulkę i ciężkie buty. Jego włosy, ciągle mokre po prysznicu, zakręciły się na jego czole i nad uszami. Cookie oficjalnie się spóźniała. Była już prawie ósma. Zawsze była tu o szóstej trzydzieści. Najpóźniej o siódmej, kiedy biegła odprowadzić Amber do szkoły. „Idź sprawdzić, co z nią,” powiedział, wracając na swoją stronę. „Czekaj chwilę,” powiedziałam ostro. Zatrzymał się i spojrzał na mnie, unosząc brew. „Zabierasz mi mój kubek.” W jego policzkach pojawiły się dołeczki.” „Dam ci za niego dolara.” „To mój bardzo ulubiony kubek.” Zbliżył się i dotknął ustami mojego ucha, a jego ciepło przesiąkło przez moją skórę. „Dwa dolary.”
„Mam go od kiedy byłam dzieckiem.” Zerknął na niego i powiedział, „Twój kubek inspirowany jest programem telewizyjnym Downtown Abbey.” „Nie wiesz tego. Downtown Abbey może być prawdziwym miejscem gdzieś w Anglii.” „Ma logo tego programu.” „To może być rodzinne logo. Coś w stylu herbu. Ten program używa go dla autentyczności.” „A zdjęcie obsady?” „To może być ktokolwiek. Nie jest wyraźne.” Odłożył kubek i przycisnął mnie do krawędzi blatu. „Dlaczego nie powiesz mi czego naprawdę chcesz?” „Twoich ust na moich,” powiedziałam natychmiast. Pochylił głowę i spełnił moje życzenie. „Jestem!” krzyknęła Cookie, jej ubrania były krzywo założone, a fryzura w większym nieładzie niż zazwyczaj. Weszła do kuchni, wzięła mój kubek i opróżniła go trzeba łykami. Wciąż był gorący, więc byłam pod wrażeniem. Dopiero wtedy zauważyła, że mam na sobie garnitur w postaci mężczyzny. „Oh, cześć Reyes.” „Jestem spóźniona!” krzyknęła Amber, wchodząc za matką.
Reyes wyprostował się, gdy oczy Amber zabłysnęły na jego widok. „Cześć ciociu Charley, cześć, Reyes.” „Dla ciebie to jest pan Farrow,” poprawiła ją Cookie. „Idź po swój plecak. Podrzucę cię w drodze do pracy.” Amber opuściła głowę. „Okej.” Kiedy wyszła, zapytałam, „Wciąż się nie przyznała?” „Nie.” „Przyzna się, skrabie. Znam Amber. To zjada ją żywcem.” Cookie kiwnęła głową, ale zanim wyszła, zapytałam, „Jak twoja randka?” Zarumieniła się. „Tak dobrze?” „Było–” Ostrożnie dobierała słowa. „–miło.” „Cieszę się. Nie robiliście nic, prawda? To mój wujek, Cook. Jak będę w stanie na ciebie patrzeć?” Powiedziała przez ramię, „Nie zamierzam z tobą dyskutować w tej chwili.” „Okej, ale to oznacza, że będziemy to później omawiać z detalami. Będziesz zawstydzona.” Reyes zachichotał. Zostaliśmy sami. Odkładaliśmy pracę tak długo jak mogliśmy i rozmawialiśmy. Po prostu rozmawialiśmy. Śmialiśmy się z przekonania Ashley, że Reyes na nią czeka, o
rumieńcu Cookie i adoracji Amber. To było miłe. Wszystko w tym poranku było miłe. Wiedziałam, że było zbyt dobrze, by mogło trwać. Moje czterdzieści osiem godzin już się skończyły, a ja nie miałam pojęcia, gdzie jest dziewczyna Phillipa. Nie, żebym chciała ją wydać tym złym gościom, ale musiałam porozmawiać z agentką Carson. Wprowadzić ją w moje najnowsze wiadomości i plan. Z pewnością to zadziała. Co mogło pójść nie tak? W drodze do biura zadzwoniłam do Sakwy. Nie mogłam jeszcze jej przekazać informacji od Phillipa, musiałam najpierw porozmawiać z jego dziewczyną. Jeśli Carson zacznie coś podejrzewać, Mendozowie dowiedzą się, że Brinkman tylko stara się im uciec. Wszystko będzie stracone. Zadziwiło mnie, że woli iść do więzienia niż się im przeciwstawić. To powiedziało mi co nieco o tym, jakim rodzajem ludzi są Mendozowie i że nie można było ich lekceważyć. Ale ja lubiłam lekceważyć. Lekceważenie było moim drugim imieniem. Charlotte Lekceważenie Davidson. Niech Papa Mendoz przeniesie walkę do mnie. Byłam gotowa. I miałam za sobą nadnaturalną istotę, gotową rozciąć mu kręgosłup w ułamku sekundy. „Carson,” powiedziała, odbierając telefon. Lubiłam to. Profesjonalność. Oczywistość. Prosto do celu. Postanowiłam spróbować być jak ona. „Davidson.”
Westchnęła. „Charley, to ty do mnie zadzwoniłaś. Nie możesz po prostu powiedzieć swojego nazwiska.” „A jesteś policjantką do spraw powitań przez telefon?” „Czego ode mnie chcesz?” „Niczego od ciebie nie chcę,” zaczęłam panikować. „Możemy wymienić się już bransoletkami przyjaźni? Zrobiłam je dla nas z włóczki.” „Co masz?” „Miałam raz chlamydiozę. Dzięki Bogu za antybiotyki.” „Rozmawiałaś z Brinkmanem? Co z niego wyciągnęłaś? Odwołał swoich ludzi? Byli u ciebie ponownie?” Była taka poważna. „Tak, rozmawiałam z Brinkmanem i nie, nie byli u mnie ponownie. Potrzebuję trochę więcej czasu. I muszę porozmawiać z dziewczyną Brinkmana, Emily Michaels.” „Charley, mówiłam ci, że to niemożliwe.” „A pamiętasz te ostatnie dwie – nie, trzy – sprawy, które dla ciebie rozwiązałam? Gdzie twoje zaufanie?” „Ufam ci całkowicie. Ale mężczyźni, którzy chcą Emily Michaels martwą, nie są już tak godni zaufania. I nie zamierzam podać ci jej lokalizacji.” „Więc możesz ustawić nam spotkanie?” Po długiej chwili myślenia, powiedziała, „Jeśli ma to pomóc w sprawie, zobaczę, co da się zrobić. Ale zajmie to kilka dni.”
„Mamy tylko kilka godzin. Muszę spotkać się z nią teraz.” Westchnęła ponownie. „Daj mi trzydzieści minut. Zobaczymy czy potrafię zdziałać cuda.” „Wierzę w ciebie zupełnie,” powiedziałam. Skoro miałam punkt widzenia Emily, może mogłam przemówić do niej rozsądnie, skoro to nie zadziałało z jej chłopakiem. Nie było żadnego powodu, dla którego miałby iść do więzienia za morderstwo, którego nie popełnił. ***
Weszłam do restauracji na śniadanie, kiedy przyszła Cookie. Usiadłyśmy w kącie, by móc porozmawiać, a nie dlatego, że nie było innego miejsca. Otwierali tu o jedenastej, a była dopiero ósma trzydzieści. Kelnerzy jeszcze nie przyszli, więc zostałyśmy obsłużone przez seksownego kucharza, którego urocze dołeczki w policzkach chyba trochę uspokoiły Cookie. „Załamała się w drodze do szkoły,” powiedziała Cookie z bólem serca. „Ten wypadek z Quentinem naprawdę ją przestraszył.” „Mnie również,” powiedziałam, popijając kawę. „Nie wiedziałam, że aż tak ją to dotknęło. Byłam zła, bo opuściła szkołę.” „Jestem tym zaskoczona, ale oni naprawdę się lubią.”
„Dlaczego cię to zaskoczyło?” zapytała Cookie. „Quentin to uroczy chłopiec.” „Ale jest o cztery lata starszy od niej.” „Trzy. Amber będzie miała trzynaście lat za tydzień.” Potrząsnęła głową. „Ciężko mi w to uwierzyć. Tak szybko dorasta.” „Jestem zaskoczona, że ty nie jesteś zaskoczona. Skoro jesteśmy przy Quentinie, to co znalazłaś na temat tej dziewczynki z kolejki? Mirandy?” Napiła się trochę wody, zanim powiedziała. „Zamierzałam ci powiedzieć. Po prostu zapomniałam. Teczka z informacjami o niej leży na twoim biurku.” Przechyliłam głowę. „I?” „Wygląda na to, że miała ciężkie życie, Charley. Nie wchodziłam w tą sprawę zbyt głęboko, ale zdobyłam kopię jej autopsji, akta jej zniknięcia i akta rozprawy jej matki.” „Gdzie ona teraz jest? Matka Mirandy?” „W żeńskim zakładzie karnym na obrzeżach Santa Fe.” Kiwnęłam głową. „Wygląda na to, że odbędę tam wkrótce wycieczkę. Znalazłaś powód zgonu?” Cook upiła kolejny łyk. „Powiedzieli, że najbardziej prawdopodobny jest uraz mózgu. Leżała tam przez ponad miesiąc, zanim znaleźli jej ciało, więc ciężko im podać coś dokładniej.”
Cookie wydawała się niezbyt chętna do rozmowy na temat Mirandy, więc wróciłam do tematu Amber. „Cieszę się, że powiedziała ci prawdę.” Cookie rozluźniła się. „Ja też. Bardziej martwiła się o moją reakcję niż o to, że uciekła ze szkoły z chłopakiem.” „Mówiłam ci. Wiedziałam, że postąpi właściwie.” „Taa, zachowywałam się jakby złamała mi serce.” „I łyknęła to?” „Bez wątpienia.”
19 Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia Czy mam przejść jeszcze raz? - T-SHIRT
Zachowując się, jakby doręczał przesyłkę, Reyes wszedł na salę z kobietą. Znajomo wyglądającą kobietą. Tą ze zdeterminowanym chodem i ogniem w spojrzeniu. W chwili, gdy te oczy spoczęły na mnie, schowałam się pod stół. „Powiedz jej, że mnie tu nie ma!” Cookie odkaszlnęła i rozejrzała się dookoła. „Co? Dlaczego? Komu?” „Pani Garzie. Powiedz jej, że mnie tu nie ma.” „Ale już cię zobaczyła,” powiedziała przez zaciśnięte zęby. „Idzie tu.” „To jej powiedz, że zemdlałam i wezwij karetkę.” „Nie wezwę karetki, by cię kryć.” „Nie, naprawdę, to zadziała.” „Charley Davidson, mam lepsze rzeczy do robienia niż–” „Widzę panią, panno Davidson.”
Spod stołu ja również widziałam panią Garzę. A przynajmniej jej dolną połowę. Miała na ramieniu zabójczą turkusową torbę i niesamowite kozaki Rocketbuster. Uwielbiałam ubrania tej kobiety. Cóż, prawdopodobnie sama jej je opłacałam, dzięki jej synowi aka mojemu śledczemu, Aniołowi. Ostatnio zorientowała się, że wysyłam jej co miesiąc pieniądze i chciała się dowiedzieć dlaczego wpłacałam pięćset dolarów na jej konto. To było kiedy Anioł nie zaszantażował mnie w sprawie podwyżki. Teraz to było okrągłe siedemset pięćdziesiąt dolarów, ale był tego wart. Ale Anioł nie chciał, żeby wiedziała. Nie wziął jednak pod uwagę, że jego matka była mądra. Wiedziała, że nie było żadnego wujka w minucie, w której Anioł kazał przekazać mi tą wymówkę. Ale co jeszcze mogłam powiedzieć? Powiedział tylko, żebym pod żadnym pozorem nie powiedziała jej prawdy. Powiedział to dlatego, ponieważ jego śmierć załamała ją, a on nie chciał, żeby ponownie przez to przechodziła. Miała widocznie dość czekania i pochyliła się, zaglądając pod stół. „Nie odejdę, dopóki ze mną nie porozmawiasz.” Zmarszczyłam nos, postanawiając zabarykadować się pod stołem, ale Cookie kopnęła mnie i musiałam wyjść. „O, witam, pani Garza! Nie zauważyłam pani.” Skrzyżowała ręce na piersi i powiedziała, „W tym miesiącu przysłałaś więcej pieniędzy.”
„Tak, um, okazało się, że spadek jest większy niż przypuszczaliśmy.” „Magicznie wzrósł?” Była taką onieśmielającą kobietą. W wieku pięćdziesięciu lat miała wciąż doskonałą figurę i fantastyczne włosy. „No najwidoczniej wzrósł. Dziwne, co?” „Prawda,” wtrąciła Cookie, kiwając głową. „Całkiem dziwne. Miała pani naprawdę ekscentryczną ciocię.” „Wujka,” kaszlnęłam. „Wujek. Ciocia,” próbowała się wyratować. „Myślę, że był obojniakiem.” Nieźle. Naprawdę nieźle. Pani Garza usiadła na krześle pomiędzy nami. „Nie jestem tu, by wywoływać kłopoty, panno Davidson.” To nie mogło skończyć się dobrze. „Mów mi Charley,” powiedziałam. „A to moja asystentka, Cookie.” Zamrugała. „Masz na imię Cookie?” zapytała. Nikt jeszcze nigdy tego nie zakwestionował, ale miała rację. To nie było zwyczajne imię. Ale pasowało do niej idealnie. „No pewnie.” Wyciągnęła rękę, a pani Garza ją uścisnęła. „Jestem Evangeline.” „Och, wiemy,” rozpędziła się Cookie. „Wysyłamy do ciebie czek każdego–”
„Więc,” przerwałam jej, zanim zdążyła powiedzieć za dużo, „co cię do nas sprowadza?” „Ty. Te pieniądze. Te tio de tu imaginción.” Cóż, to było niepotrzebne. „Mam kilku wymyślonych przyjaciół, ale mój wujek jest jak najbardziej prawdziwy.” „Nie, mój wujek,” powiedziała. „Czy twój wujek wie, że uważasz go za zmyślonego?” „Kiedy to powiedziała, jej frustracja wzrosła. „Mam tylko kilka pytań. Do niego. Do Anioła,” powiedziała, wymawiając jego imię jak Ahn-oua. „Nie znam nikogo o imieniu Ahn-ou.” Cookie również potrząsnęła głową. Robiła się w tym coraz lepsza. Oczywiście, nie kłamała. Nigdy go nie widziała, choć mówiłam jej o nim kilkakrotnie. Evangeline podniosła dłonie. „Sprawdź mnie. Wiem, kim jesteś. Wiem, co potrafisz.” Czekałam, aż pojawi przedmiot naszej konwersacji. Pojawiał się zawsze, kiedy chodziło o jego matkę. Chciałam jej powiedzieć, dać znać, co robił dla niej jest wspaniały syn i jak się czuł, ale Anioł był tak temu przeciwny, że nie wiedziałam, co zrobić. „Charley,” powiedziała, pochylając się do mnie, „nalegam.”
Może mogłabym jej wyjaśnić, dlaczego nie mogę powiedzieć. Ale to tylko potwierdziłoby jej podejrzenia, a nie wyglądała na taką, która zadowoli się pół-informacjami. Było jedno miejsce, do którego Ahn-ou nie miał wstępu. „Chodź za mną,” powiedziałam, wstając i kierując się w stronę damskiej łazienki. „Czy on tu jest?” zapytała, trochę zaskoczona. „Nie, dlatego my tutaj jesteśmy. Nie może wchodzić do damskiej toalety.” Zamarła. Właśnie potwierdziłam jej przypuszczenia. Jej nadzieje. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, przez co przeszła, kiedy zginął Anioł. Powiedział, że była zrozpaczona. Potrafiłam to zrozumieć. „Więc, to, co wszyscy o tobie mówią jest prawdą.” „Nie szłabym tak daleko. To całe przystąpienie do kółka szachowego było wielkim nieporozumieniem.” Nie udało mi się jej zbić z tropu, była pogrążona we własnych myślach. W swoich nadziejach i, gdzieś głęboko, oszołomieniu. „Potrafisz rozmawiać ze zmarłymi.” „Tak, ale tylko wtedy, gdy oni tego chcą. Evangleine,” powiedziałam, wiedząc, że będę tego żałować. Anioł mnie zabije. „On nie chciał, żebyś wiedziała, że... że wciąż jest na ziemi.”
Przyłożyła dłoń do ust i oparła się o umywalkę. Pozwoliłam jej odetchnąć i przetrawić tę informację. Po długiej chwili, powiedziała, „Dlaczego–?” Jej głos drżał. Przełknęła ślinę i spróbowała jeszcze raz. „Dlaczego nie chciał, żebym o nim wiedziała?” „Bał się, że ponownie pogrążysz się w żałobie.” „Ponownie? Ja nigdy z niej nie wyszłam.” Po chwili zapytała, „Jak się ma?” Zawahałam się, nie chcąc zdradzać jej więcej niż to było konieczne. „Dobrze. Ale tak jak powiedziałam, jest całkowicie przeciw temu, żeby pani o nim wiedziała. Jeśli się dowie, wścieknie się na mnie.” Podniosła głowę. „To moje prawo, panno Davidson. Mam większe prawo, by wiedzieć o nim niż ty.” „Nie, zgadzam się. To nie ja, Evangeline. Nie wiem, dlaczego–” Zanim zdołałam dokończyć, młody, męski głos rozległ się za moimi plecami. „Nie zrobiłaś tego, co myślę, że zrobiłaś.” Pojawił się naprzeciwko mnie. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Gdybym się odezwała, dowiedziałaby się, że on tu jest. Ruszył na mnie i dosłownie zacisnął dłonie na moim gardle, popychając mnie na ścianę. Dozownik mydła wbił mi się w plecy, ale pozwoliłam mu się na mnie wyżyć. Miał rację. Obiecałam mu, że nic nie powiem. Nigdy. „Nie powiedziałaś jej o mnie.”
Evangeline coś powiedziała, ale nic nie słyszałam przez krew wypływającą mi z uszu. Był wściekły. Poczułam Reyesa, ale nie pojawił się wrząc wściekłością, jak się tego obawiałam. Ujawnił się powoli. Ostrzegawczo. Nie wiedziałam, co mógł zrobić Aniołowi i nie chciałam się dowiedzieć. Położyłam dłoń na jego ręce zaciśniętej wokół mojej szyi i powiedziałam cicho, „Słońce, wiem, że jesteś zły. Ale odkryła to już sama. Tak jak powiedziałam, że zrobi.” Reyes zbliżył się, a ja podniosłam dłoń, prosząc go, by się nie wtrącał. Anioł wyczuł go. Zerknął do tyłu, ścisnął po raz ostatni moje gardło i pchnął mnie. „Wszystko w porządku,” powiedziałam do Reyesa, ale nie zniknął. Evangeline podeszła do mnie, fale strachu przepływały przez nią. Złapałam się za gardło i potrząsnęłam głową w jej kierunku. „Nic mi nie jest. Zakrztusiłam się.” „Proszę mi nie kłamać, panno Davidson.” Wzięłam kilka uspokajających oddechów i skupiłam się na Aniele. Jeszcze nigdy nie podniósł ręki przeciw mnie.
Kot wyskoczył już z worka i nie musiałam tego dłużej ukrywać. Byłam gotowa wziąć pełną odpowiedzialność za złamanie obietnicy, ale nie mogłam pozwolić, by mnie tak traktował. „Dlaczego jesteś tak przeciw temu?” zapytałam go. „O co chodzi, Anioł?” „Mój Ahn-ou?” zapytała Evangeline, nadzieja zabłysła w jej oczach. „Jest tutaj?” „Powiedz jej, że nie,” powiedział, próbując zastraszyć mnie spojrzeniem. „Powiedz, że go tu nie ma. Że nigdy go nie było.” „Nie zrobię tego. Ona już wie.” Podeszłam do niego. „Jest mądra, skarbie, tak jak sam mi powiedziałeś.” „Zbyt mądra.” Zacisnął szczękę. „Odkryje to.” „Że tu jesteś?” Położyłam rękę na jego ramieniu, kiedy Evangeline położyła swoje na sercu. Spojrzenie, które mi posłał, było tak trujące, tak pełne nienawiści, że nie mogłam oddychać. „Że nie jestem jej synem.” Zamarłam, starając się przyswoić to, co właśnie powiedział. „O czym ty mówisz?” zapytałam go w końcu. „To kim jesteś?” Złapałam go za rękę, kiedy myśl o zniknięciu pojawiła się w jego głowie. Próbował uwolnić się z mojego uścisku, ale nie puściłam. „O czym ty mówisz?” Nagle wydał się zawstydzony, jak ktoś przyłapany z ręką w puszce z ciasteczkami. Czekałam cierpliwie.
„Anioł to moje drugie imię. Jej syn miał na pierwsze imię Anioł i oboje mieliśmy to samo nazwisko: Garza. Odebraliśmy to jako znak, że jesteśmy braćmi. Kochałem go bardziej niż kogokolwiek innego. Mieszkałem w domu z innymi wyrzutkami.” Gdy na mnie spojrzał, ból w jego oczach przeniósł się na mnie. „Z innym dzieciakami, których nikt nie chciał. Pani Garza była zawsze dla mnie miła. Wyobrażałem sobie, że jest również moją matką. Kochałem to, że patrzyła na mnie jak na kogoś wyjątkowego.” Odwrócił się ode mnie. „Jak myślisz, co by sobie o mnie pomyślała, gdyby wiedziała, że to ja zabiłem jej syna?” Wciągnęłam powietrze. Evangeline chciała zapytać mnie, co się stało, ale wiedziała, że to nic nie da. „Anioł, co wydarzyło się tamtej nocy?” Wcisnął ręce w kieszenie. „Wdaliśmy się w bójkę z dziećmi z sąsiedztwa o wafle lodowe. Anioł, ten drugi Anioł, chciał ich przestraszyć. Ukradł jej samochód i broń, i pojechaliśmy ich szukać. Ja prowadziłem. Byłem lepszym kierowcą niż on. Kiedy ich znaleźliśmy, zaczął do nich strzelać, ale były tam też inne dzieci. Małe dzieci. Kazałem mu przestać, ale nie posłuchał. A może nie słyszał. Nie starał się tak naprawdę w nic trafić. Ale bałem się, że przez przypadek może któreś z nich zabić, więc specjalnie zniszczyłem samochód.” Stanęłam przed nim i dotknęłam rany na jego piersi. „To rana postrzałowa,” powiedziałam, próbując zrozumieć. Powiedział mi lata
temu, że bawili się bronią i ta wypaliła. Nie powiedział mi, że ten drugi dzieciak też zginął. A już na pewno nie powiedział, że to on był tym drugim dzieciakiem. „Nie. Wypadłem z auta i wylądowałem na czymś ostrym. Ale Anioł też zginął. Nie wiedziałem, że będzie to tak źle wyglądać. Myślałem, że rozwalenie auta go powstrzyma. Ale zabiłem nas oboje. Zabiłem mojego brata.” „Czy on wciąż tu jest, jak ty?” „Nie. Anioł przeszedł od razu na drugą stronę. Prosto do nieba. Widziałem jak odchodzi i wiedziałem, że pójdę do piekła za zabicie go, ale nie. Po prostu tu zostałem. Byłem samotny i zagubiony, dopóki nie poznałem ciebie.” Zakryłam usta drżącą dłonią. „Anioł.” „I wtedy zrozumiałem, że mogę pomóc jego mamie. Kiedy zaoferowałaś mi pracę, uznałem, że mogę jej choć w części zadośćuczynić za śmierć jej syna.” „A ci wszyscy wujkowie i ciotki?” „Byli jego. Nie moi. Ja nigdy nikogo nie miałem.” Moje serce rozpadło się na milion kawałków. Umarł, starając się zrobić właściwą rzecz, a poczucie winy wyniszczało go od tamtego czasu. „Jak masz naprawdę na imię?” „Juan. Juanito Ahn-ou Garza. Anioł.”
Przycisnęła go do siebie. Nie chciał tego. Nie chciał mojego przebaczenia. Ale po chwili, załamał się i zapłakał w moje włosy. ***
Razem powiedzieliśmy Evangeline prawdę. „Twój syn jest w niebie, gdzie powinien być,” powiedziałam, martwiąc się o jej reakcję. Ale nie rozgniewała się. Jej twarz rozjaśniła się. „Proszę, powiedz mu, że nigdy go nie winiłam. Znałam mojego syna, Juanito,” powiedziała. „Nie czuj się już nigdy, jakby to była twoja wina. Wiemy, co zrobił. Wiemy, ze starałeś się go powstrzymać.” Anioł schował twarz w dłoniach. „Anioł?” zapytałam. „Czy chcesz jej coś przekazać?” „Zawsze marzyłem o tym, by była moją matką.” Przyjęła jego wiadomość ze łzami w oczach. „A ja zawsze marzyłam o tym, być był moim synem,” powiedziała. Wtedy właśnie zamarzyłam, by zmarli mogli dotykać żyjących. Zamiast tego, przycisnęłam ich oboje do siebie. ***
„Przyszedłem tu nie bez powodu,” powiedział Anioł, kiedy Evangeline wyszła.
Nawet po tym wszystkim wydawał się być zawstydzony. „Chcesz, żebym wciąż nazywała cię Aniołem?” Kiwnął głową. „Mówiono tak na mnie jeszcze zanim umarłem.” „Okej. Więc z czym przyszedłeś?” „Znalazłem tę Marikę i jej dziecko. Kupują pieluchy w Eubank.” „Oh.” Spojrzałam na zegarek. „Wciąż tam są?” „Tak, weszli tam kilka minut temu.” Zmarli nie zawsze mają dobre poczucie czasu, więc miałam nadzieję, że się nie mylił. Położyłam dłoń na jego policzku. „Jestem z ciebie taka dumna.” „Dlaczego miałabyś być? Zabiłem mojego najlepszego przyjaciela i kłamałem ci przez lata.” „Nie zabiłeś. To był wypadek. Jestem z ciebie dumna, bez względu na to czy tego chcesz, czy nie.” „A więc mogę cię teraz zobaczyć nago?” „Czemu miałabym ci na to pozwolić?” „Bo jestem zraniony.” Parsknęłam śmiechem. „Będziesz zraniony dużo bardziej, gdy już z tobą skończę. Opuścił głowę. „Przepraszam, że cię okłamywałem.”
„Nie szkodzi. Ja też ci skłamałam. Nigdy nie spałam z Santanem.” Carlos Santana był jego idolem, więc powiedziałam mu, że raz uprawiałam z nim seks po jego koncercie. „Jak mogłaś!” „Ej, ty mnie okłamywałeś przez dekady. Nie mów mi, co jest niewłaściwe.” „Nie ma mowy. To było złe. Nie możesz mówić o Santanie, jakby był kawałkiem mięsa.” Ups.
20 W każdym sklepie powinna być linia dla ludzi, którzy muszą wziąć się w garść. - PRAWDZIWY FAKT
Weszłam do Eubaku i skierowałam na dział z pieluchami. Nie było tam Mariki. Albo raczej, kobiety z dzieckiem. Garrett mi ją opisał, ale nigdy jej nie widziałam. Pewnie już wyszła. Nie wiedziałam, jak zdobyć ich DNA. Dziecko nie byłoby problemem. Wystarczyłoby, że zwinęłabym mu butelkę. Ale jak miałam zdobyć jej? Obeszłam sklep trzykrotnie, zanim się poddałam. Nie chciałam wzywać Anioła do pomocy. Potrzebował czasu. Przecież mogłam znaleźć kobietę i dziecko bez jego pomocy. A może nie. Kiedy wyszłam ze sklepu, zauważyłam ciemnoblondwłosą kobietę i dziecko w kawiarni. Kobieta czytała książkę, a dziecko ssało butelkę. Zamówiłam kawę, zerkając na nich. Była bardzo ładna. Usiadłam przy stoliku obok niej. Czytała romans historyczny. Uwielbiałam ten gatunek. „Dobra jest?” zapytałam ją, wskazując na książkę. „Oh, tak.” Zamknęła ją. „Okładka wygląda świetnie. Uwielbiam ten gatunek.”
Odwróciła się do syna, gdy zagulgotał. „Ja też.” „A twoje dziecko jest urocze.” Uśmiech rozjaśnił jej twarz. „Dziękuję.” Podniosłam się kilka centymetrów, by mieć lepszy widok. Garrett miał rację. Jej syn był do niego podobny. Przechyliłam głowę, by spojrzeć w jego oczy, kiedy podszedł do nas menadżer sklepu. „Hej, maluchu,” powiedział, a dziecko zaśmiało się. Wtedy mężczyzna odwrócił się w moją stronę, a jego podobieństwo do Garretta Swopes było niewiarygodne. Ciemna skóra. Srebrzyste oczy. „Cześć,” powiedział uchylając niewidzialnego kapelusza, po czym pocałował Marikę w policzek i usiadł ze swoją rodziną. *** Zadzwoniłam do Garretta w drodze do domu. „Widziałam twoją byłą i jej dziecko. Z pewnością nie jesteś ojcem.” Nie był pod wrażeniem. „Masz próbki?” zapytał. „Nie. Trochę ciężko jest od tak podejść i pobrać wymaz z ust dziecka. A jeszcze ciężej z ust dorosłej kobiety. Co miałam powiedzieć, Swopes? ‘Proszę się nie ruszać, tylko pobiorę próbkę twojego DNA dla mojego przyjaciela-paranoika?” „A widziałaś go chociaż?” „Tak,” powiedziałam, „i zgadzam się. Jest do ciebie podobny, ale zgadnij co.” „Co?”
„Wygląda jak jej chłopak.” „Co?” „Tak. Jej chłopak jest do ciebie podobny. Ten sam odcień skóry, te same oczy. Masz brata, o którym mi nie powiedziałeś?” „Nie.” „Cóż, nie wiem jak ty, ale mogę założyć się o dolara, że to jest dziecko jej chłopaka.” „Charles, nie wiesz, w jaki sposób patrzyła na mnie tego dnia. On jest mój – wiem to.” Jeśli ktokolwiek potrafił czytać z ludzi, był to Garrett Swopes. „Okej, ale co, jeśli masz rację. Najwidoczniej ma zamiłowanie do ludzi o ciemnej karnacji i seksownych, srebrzystych oczach.” „Ale co jeśli jest w tym coś więcej?” nalegał. „Jak na przykład?” „Nie wiem, ale ten jej wzrok, Charles. Jakby się bała, że powiążę wątki. Jak czuła się przy tym facecie.” „Dobrze. To znaczy, są ze sobą związani. Nie stresowała się, kiedy przyszedł.” „Coś jest nie tak. Wiem to. Wciąż nie jesteś zwolniona z obowiązku.” „Poważnie,” przeraziłam się. „Wciąż mam zdobyć ich DNA?”
„Tak. I lepiej wcześniej niż później. Jestem jeszcze bardziej ciekaw, co ona ukrywa.” „Może ukrywa to, że wie o twojej paranoi.” „Nie sądzę. Nie takie wibracje wyczułem.” „Wysyłam ci teraz wibracje. Czujesz je?” „To nie było miłe, Charles,” powiedział, rozłączając się. Nigdy wcześniej nie kradłam czyjegoś DNA, ale byłam pewna, że jestem w tym kiepska. Musiał podać mi naprawdę dobry powód, żebym tak ryzykowała. *** Zanim wróciłam do domu, mój telefon zadzwonił ponownie. To była agentka Carson. Odebrałam natychmiast. „Więc?” zapytałam, mając nadzieję na dobre wieści. „Spotkaj się z nami w motelu Crossroads za pół godziny.” „Okej, będę tam.” Kiedy zaparkowałam pod Crossroads, agentka Carson wysiadła z zaparkowanego SUVa. „Wiele ryzykujemy przez ciebie, Davidson. Jeśli jutro rano Emily nie zaświadczy przeciw niemu, Phillip Brinkman nam umknie.” „Rozumiem,” powiedziałam.
Weszłyśmy po schodach do pokoju 217. Carson użyła klucza. Oczekiwałam raczej sekretnego hasła albo kombinacji puknięć, ale nie. Użyła klucza. Jakie to zwyczajne. Kiedy zasiadłyśmy przy stole, Emily wyjaśniła, co się stało przez morze łez. Byłam pod wrażeniem. Musiała brać jakieś lekcje aktorstwa. „On oszalał,” mówiła, szlochając w chusteczkę. „Myślę, że zapomniał, że tam byłam. W jednej chwili się wściekł i pobił tego człowieka na śmierć żelaznym prętem. Coś poszło źle z towarem, tak mówił, i stracił go. Ja – ja nigdy go takiego nie widziałam.” Miałam ochotę zaklaskać. Przekonałam Sakwę, by pozwoliła mi pomówić z Emily na osobności. Nie była z tego zadowolona, Emily również. „Posłuchaj mnie. Rozmawiałam z Phillipem. Wiem, co naprawdę się wydarzyło.” Nie uwierzyła mi. Spojrzała na drzwi, spodziewając się, że to wszystko jest ustawione. „Powiedzieli, że mają mojego przyjaciela i zabiją go. Wszyscy moi przyjaciele są obecni, ale nie mogę podejmować takiego ryzyka.” „Nie wiem, co mogę dla pani zrobić. Zabiją go, panno Davidson.” „Wiem, skarbie. Jesteś bardzo odważna. Że ryzykujesz życiem dla swojego chłopaka.”
„Kocham go, Charley. Jest nieudacznikiem, ale moim nieudacznikiem. Nie spodziewał się, że to zajdzie tak daleko.” „Rozumiem, ale jeśli okaże się, że kłamałaś pod przysięgą–” „Nie martwię się o siebie.” „Przynajmniej jedno z was. Czy możesz się wstrzymać?” zapytałam ją. „Nie zaświadczaj jutro, ale też się nie wycofuj. Tylko–” Nie wiedziałam, o co ją prosić. „Tylko się rozchorować?” podpowiedziała mi. „Nie muszę świadczyć, jeśli będę chora, prawda?” To byłoby idealne, ale czy w to uwierzą. „Ale musiałoby to wyglądać wiarygodnie. Uśmiechnęła się. „O to się nie martw.” Kiwnęłam głową. Widziałam jej umiejętności aktorskie. „Okej, jeśli sądzisz, że dasz radę, to to zrób. Jeśli mój plan zadziała, nie będziesz musiała w ogóle zaświadczać.” „Nie martwię się o siebie,” powiedziała, a ja uświadomiłam sobie, jak bardzo kocha Brinkmana. „Zniosę wszystko, tylko wyciągnij Phillipa z tego. Chcę, żeby był żywy i bezpieczny.” „Jesteś dobrą osobą, Emily.” Potrząsnęła głową. „Nie, to on jest. Tylko zgodził się na układ z niewłaściwymi ludźmi. Ale w środku jest dobrą osobą.” „Rozumiem. Źli ludzie potrafią wszystko popsuć.” ***
Teraz, kiedy Emily kupiła dla mnie więcej czasu, mogłam zdobyć więcej informacji o Mendozach bez narażania jej czy Phillipa. „Posunęłaś się do przodu w sprawie mojego ojca?” zapytała agentka Carson, odprowadzając mnie do Misery. Nie widziałam, co jej odpowiedzieć. „Powiedziałaś, że twój tata miał złe przeczucia w związku z tą sprawą.” „Zgadza się.” „Twój ojciec miał niesamowity instynkt.” Zatrzymała się i spojrzała na mnie z uwagą. „Czego się dowiedziałaś?” „Ciągle nad tym pracuję, ale czy możesz sprawdzić dla mnie jedną rzecz?” „Jasne.” „Dowiedz się czegoś o ich synu. Gdzie i kiedy go mieli.” „Dlaczego?” zapytała podejrzliwie. „Nie jestem pewna. Po prostu nie jest podobny do żadnego z nich.” „Zobaczę, co uda mi się odkopać.” *** Zaparkowałam poza parkingiem Crossroads i czekałam. Agentka Carson wyszła kilka minut później z Emily otoczoną trzema mężczyznami w garniturach. Doceniałam jej zaufanie, że pozwoliła mi spotkać się z głównym świadkiem.
Jeśli znajdę coś niesamowicie dyskryminującego, to może nie będą potrzebować świadectwa Emily, a ona nie złoży fałszywych zeznań. Weszłam z powrotem do motelu i powiedziałam, że zgubiłam mój klucz do pokoju 217. Nie zadawali mi więcej pytań, gdy pokazałam im licencję prywatnego detektywa. Większość ludzi nie wie, że nie upoważnia mnie ona do niczego. Teraz potrzebowałam tylko, żeby Garrett mnie stamtąd odebrał, a Reyes stanął na czatach. Kiedy Mendozowie się ze mną skontaktują, będę gotowa. Pospieszyłam do mieszkania po zaopatrzenie i zaczęłam realizację mojego genialnego planu. W drodze zadzwoniłam do Cookie, by upewnić się, że jest gotowa. Kiedy weszłam do mieszkania, usiadłam przy kuchennym krześle, włożyłam z powrotem baterię do mojego własnego telefonu i czekałam aż zadzwoni Cookie. *** Zaparkowałam Misery na ulicy pod motelem Crossroads i ruszyłam w stronę pokoju zarezerwowanego przez FBI w za dużym swetrze, blond peruce i wielkich okularach przeciwsłonecznych. Jeśli Mendozowie podsłuchiwali moją rozmowę z Cookie udająca agentkę Carson, uwierzą, że Emily Michaels zatrzymała się w pokoju 217. Garrett miał pojawić się wkrótce w garniturze, udając mojego ochroniarza. To była niebezpieczna rola, ale zgodził się na nią bez wahania. Reyesa nie było w barze ani nie odbierał swojej komórki, ale mogłam go wezwać w mgnieniu oka. Dopóki nie byłam otruta albo
wykrwawiająca się. Mendozom prawdopodobnie zajmą godziny zanim zbiorą siły i opracują plan. Ledwo wysiadłam z Misery, kiedy na parking wjechał samochód. Podskoczyła mi adrenalina. Za wcześnie. Garretta jeszcze nie było. Ale z auta wysiadł mężczyzna i brutalnie wepchnął mnie do swojego samochodu. Na tylnym siedzeniu czarnego sedana zastanawiałam się czy bezpieczniej w tej sytuacji udawać Emily czy starą, czystą Charley. Plan zakładał zwabienie ludzi Mendozów do hotelu, otoczenie ich i przekonanie do odwrócenia się przeciw ich szefom. Mój plan, co prawda, nie wypalił, ale wciąż nie wszystko było stracone. Wciąż miałam nadnaturalnego niemal-narzeczonego, gotowego rozrywać kręgosłupy. „Ściągnij tą niedorzeczną perukę,” powiedział do mnie mężczyzna z ciężkim meksykańskim akcentem. Nie wiem czemu. Miałam na oczach ciemne okulary, a szyby w samochodzie były dodatkowo przyciemniane, ale widziałam, że koła poruszają się w złym kierunku. Siedzieliśmy w aucie, gdzie dwa siedzenia odwrócone są do siebie przodami, kiedy ktoś zerwał mi z głowy okulary i perukę. Mogłam tylko powiedzieć, że mężczyzna siedzący przed mną był Mendozem we własnej osobie. Zaskoczyło mnie to. „To była niezła próba, panno Davidson,” powiedział, podpalając cygaro.
Był ubrany w biały garnitur, nienagannie skrojony, miał nadwagę i nosił na sobie więcej złota niż ja byłabym w stanie udźwignąć. Przeczesałam ręką włosy, które rozczochrały mi się po brutalnym zerwaniu peruki. Mendoza nie zamierzał się ze mną patyczkować. Obaj mężczyźni mieli pistolety wycelowane w moje skronie. Rozpoznałam jedną z tych broni. Zerknęłam na faceta trzymającego ją. Uśmiechnął się złośliwie. Wjechaliśmy na autostradę I-25. „Byłaś niezłym wyzwaniem, ale po tym wszystkim, co o tobie słyszałem, nie spodziewałem się niczego innego.” „Lubię wyzwania,” powiedziałam, grając oziębłą i wyrafinowaną. Nie lubiłam być przetrzymywana wbrew woli. Ani mieć przystawioną broń do głowy. Z tak bliska nie mogłam uniknąć kuli, nieważne, jak bardzo zwolniłabym czas. Może to był czas, żeby wezwać mojego mężczyznę, ale nie miałam na razie nic naprawdę dyskryminującego. I pewnie nigdy nie będę miała. Cały sprzęt do nagrywania został w pokoju hotelowym. Gdybym mogła dostać się do mojego telefonu, mogłabym przynajmniej nagrać naszą rozmowę, ale jak miałam to zrobić z Głupim i Głupszym na karku? Może gdybym wskazała przez okno i krzyknęła, Patrzcie! Ptaszek! Nie, to nie da mi wystarczająco czasu. Źli goście w telewizji zawsze wyznają swoje grzechy zanim zabiją dobrych gości, a ja nie miałam jak tego nagrać.
„Więc,” kontynuował, wydychając cygaro. Zmarszczyłam nos. Kochałam zapach cygar, ale nie chciałam, żeby o tym wiedział. „Doprowadziłaś nas prosto do niej. Nie przypuszczałem, że ci się powiedzie.” Zamarłam. Prosto do niej? O czym on mówił? „Musisz mieć jakieś wtyki, żeby ustawić z FBI takie spotkanie. Nie wiedziałem, że to możliwe.” Nie odpowiedziałam. „Nie wierzysz we mnie wystarczająco, szefie,” powiedział goryl po mojej prawej. Oszołomiona, mogłam tylko myśleć o tym, jak ostrzec agentkę Carson. Wprowadziłam ich w pułapkę. „Żadnej inteligentnej riposty?” zadrwił Mendoza. „Myślę, że to było twoje zadanie. Nie mówiłeś mi, że to było jej zadanie?” zapytał drugiego goryla. „To było jej zadanie, szefie. Nie wiedziała, kiedy się zamknąć. Myślę, że ją zaskoczyłeś.” „Też tak myślę,” zgodził się. Wydmuchnął gęsty obłok dymu. Moje oczy zwilgotniały, ale nie z powodu dymu. Co ja narobiłam? „Na nieszczęście dla ciebie, powzięliśmy środki zapobiegawcze, na wypadek, gdyby twoja misja się nie powiodła. Jaka szkoda, że nie były potrzebne. Teraz musimy zabić wszystkich w to wmieszanych.”
Jechaliśmy na południe, kierując się na rzadko zabudowane tereny przemysłowe. Po paru minutach prób wydostania telefonu z torby, zatrzymaliśmy się przed zamkniętym elewatorem. Miał trzy wysokie, cylindryczne silosy i kilka innych budynków. Zatrzymaliśmy się przed dwoma uzbrojonymi strażnikami. Mendoza opuścił okno. „Gdzie jest Ricardo?” „Ciągle są na górze, szefie. Nie wiedzieliśmy, co chcesz, żeby z nimi zrobić.” Z nimi? Zaczęłam się martwić. „To zadziała. Powiedz Burrowi, żeby oszczędzał amunicję. Chcę to zobaczyć.” Strażnik zaśmiał się i powiedział po hiszpańsku do radia, mówiąc jakiemuś człowiekowi, żeby się z czymś wstrzymał. Goryle wprowadzili mnie do środka elewatora. Mendoza szedł za nami, gdy wspinaliśmy się po schodach na górę największego silosu. Kiedy dotarliśmy na dach, ugięły się pode mną kolana. Na górze, z bronią przy skroniach było już dwoje zakładników: Jessica Guinn i Reyes Farrow. Mój Reyes Farrow. To było niemożliwe. Co on wyprawiał? Pozwolił im się pojmać? Oboje byli pokryci własną krwią. Jessica miała na ustach knebel i podbite oko. Klęczała na szczycie metalowej konstrukcji, z rękami zawiązanymi za plecami i wiatrem szarpiącym jej włosy. Strach emanował z niej tak mocno, że ledwo przez niego widziałam. Jeszcze
bardziej niż mężczyzn z bronią i tego, że była związana, bała się wysokości. A była naprawdę blisko krawędzi. Reyes był przywiązany do metalowej drabiny, która prowadziła na szczyt silosu. Miał zwieszoną głowę, a długie ręce spętane były nad jego głową. Mój umysł nie był w stanie pojąć tego, co widziałam. Kiedy Mendoza zobaczył niedowierzanie w moich oczach, powiedział, „Kilku moich chłopców było z nim w więzieniu. Wiedzieli, do czego jest zdolny. Dobrze, że wiedzieli też, jak go okiełznać.” Jak go okiełznać? Nawet ja tego nie wiedziałam. „Strzałki usypiające,” dodał, kiedy potrząsnęłam głową. „Jedne z tych, które usypiają słonie.” Podszedł do Reyesa i podniósł mu głowę, ciągnąc za włosy. Moje instynkty spięły się i przyzwałam Anioła. „To, co może zabić normalnego mężczyznę, jego ledwo rzuciło na kolana. Ale wystarczyło, by go zdezorientować. Kolejna dawka go powaliła, a następna uśpiła. Nie wiem, z czego jest zrobiony, ale na szczęście, można go zabić.” „Nie znasz mnie tak dobrze jak myślisz,” powiedziałam do Mendozy. „Jessica i ja nie przyjaźnimy się. Wrogowie byłoby lepszym określenie.” Oczy Jessiki patrzyły na mnie z absolutnym przerażeniem. „Więc nie masz nic przeciwko, żebyśmy zrzucili ją z dachu?”
Zacisnęłam usta, bojąc się powiedzieć cokolwiek. Bojąc się ryzykować jej życie.” „Co mam zrobić?” zapytał Anioł. Trzymał mnie za rękę, jakby to mogło ich powstrzymać przed zranieniem mnie. Potrząsnęłam głową i spojrzałam na niego błagalnie. „Potrzebuję Reyesa,” powiedziałam. „Dasz radę go obudzić?” Spojrzał na niego. „Nie wiem jak. Odleciał. Cokolwiek mu podali, zadziałało.” „Potrzebuję go, Anioł.” Anioł kiwnął głową i podszedł do niego, odganiając własne łzy na widok Reyesa w takim stanie. Kiedy Mendoza obserwował moją interakcję z powietrzem, jeden z mężczyzn powiedział, „Robi tak cały czas.” „Lubię cię,” powiedział Mendoza. „Pozwolę ci wybrać. Które umrze, a które przeżyje?” Zmrużyłam oczy. Nie miało znaczenia, kogo wybiorę. Zabije nas wszystkich. Gdybym tylko mogła wykupić nam trochę czasu. Aż Reyes się ocknie. Przełknęłam ślinę i wskazałam na Reyesa. „On,” powiedziałam drżącym głosem. Mendoza rzucił mi rozbawione spojrzenie, podniósł stopę i popchnął lekko Jessikę. Miałam czas, by wciągnąć powietrze, kiedy
przechyliła się. Sięgnęłam po nią, jakbym mogła ją złapać, ale goryle przytrzymali mnie i usadzili na miejscu. Nie krzyknęła. Oczekiwałam po niej krzyku, ale nie wydała żadnego dźwięku. Nawet nie usłyszałam jej upadku. „Z pewnością nie jesteś zła,” powiedział Mendoza. „Rzeczywiście byłyście wrogami, prawda? Ale wypowiedziałaś swoje życzenie. Rozwiązać go.” Szarpnęłam się, kiedy go rozwiązywali, ale znowu mnie przytrzymano. To się nie działo. Nie Reyes. Czy przeżyje upadek? To była wysokość siódmego piętra. Przeżywał gorsze rzeczy. Ale wtedy był przytomny. Gotowy, by się przygotować, obronić. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, ludzie Mendoza zepchnęli jego bezwładne ciało i zniknął cicho z mojego widoku.
21 Misery kocha towarzystwo, co wyjaśnia moją nagłą popularność. - T-SHIRT
Patrzyłam na upadek Reyesa, bezgłośny krzyk wydobywał się z mojego gardła, kiedy czekałam na jego reakcję. W końcu był Reyesem. Mógł wszystko. Potrafił latać i dematerializować się jak na filmach. Ale nic się nie wydarzyło. Był tylko dźwięk wiatru świszczącego nad opuszczonym budynkiem. Anioł także w szoku. Stał z boku i patrzył w dół okrągłymi oczami. „Anioł,” powiedziałam, by na mnie spojrzał. Odwrócił się do mnie, zaciskając usta z żalem. „Nie.” Potrząsnęłam głową. To było niemożliwe. Nie w ten sposób. „Nie wyglądaj na taką zmartwioną,” powiedział Mendoza. „Możesz do niego dołączyć.” Kiwnął na mężczyzn, a oni zaciągnęli mnie na krawędź dachu. Widziałam stąd dwa ciała, ale nie wyglądały prawdziwie. Były małe z tej wysokości, jak porcelanowe figurki. Nic z tego nie było prawdziwe.
Mendoza powiedział coś, czego nie zrozumiałam. Nikt nie mógł przetrwać takiego upadku. Nawet nadnaturalna istota. Nawet syn Szatana. Leżał tam, nie ruszając się, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. „Gotowa?” usłyszałam w końcu. Mendoza był człowiekiem, który cieszył się z zabijania. Podobało mu się fałszywe poczucie mocy, jakie mu to dawało. Ale lubił też tę część przed zabójstwem. Tortury. Prześladowanie. Spojrzałam na niego. I wykonałam moją pracę. Naznaczyłam go jako niegodnego wejścia do nieba. Nie spodobało mu się wyzwanie, jakie zobaczył w moich oczach. Tam, gdzie oczekiwał strachu, zobaczył obrzydzenie. Odwrócił mnie z powrotem twarzą do krawędzi, położył dłoń na plecach i popchnął. Dach pod moimi stopami zniknął. Spadałam tak jak wcześniej Jessica. Tak jak Reyes. I mieliśmy umrzeć razem. W ostatnim odruchu buntu, obróciłam się dookoła, by ich widzieć i wyrzuciłam ręce w powietrze. W ciągu tych kilku sekund między snem a jawą, naznaczyłam ich dusze dla Dilera, a jasne, archaiczne symbole rozbłysły na ich piersiach. Teraz należeli do niego. Wtedy zobaczyłam Anioła. Chwycił mnie. Złapał za mój but i pociągnął. Ale nie mógł nic zrobić. Byłam za ciężka. Ale ten mały miał plan. Moja stopa zaczepiła o coś. Metalowy pręt wystawał z jednego boku silosa, a Anioł zaczepił na nim moją stopę. Ból
przeniknął przez moją nogę, a moje kolano chrupnęło, gdy uderzyłam o bok silosa. Moja czaszka pękła w zetknięciu z metalem. Wisiałam tam do góry nogami, próbując się podciągnąć i czekałam aż zauważą, że nie spadłam. Mogli mnie teraz bez problemu zestrzelić. Kiedy nie pojawili się od razu, spojrzałam na ziemię pod moim zwisającym ciałem. Reyes się nie ruszał. Łzy popłynęły mi z oczu i wymieszały się z krwią. Spojrzałam na mój but, zastanawiając się czy zdołam przesunąć go na lewo i zakończyć moją podróż. W tym momencie byłam w stanie myśleć tylko o tym jak wyglądałoby moje życie bez Reyesa. Nie chciałam takiego życia i nagle zrozumiałam, dlaczego Emily Michaels robiła to, co robiła. Jak mogła ryzykować życiem, by chronić ukochanego. Nawet więzienie było lepsze niż śmierć, stracenie kogoś, kogo się kocha. Agonia, nie mająca nic wspólnego z bólem złamanego kolana, pochłonęła mnie tak bardzo, że nie mogłam myśleć o niczym innym, tylko o tym, że nie chcę żyć bez niego. Szarpnęłam się, starając się uwolnić stopę. Nigdy nie miałam skłonności samobójczych, ale nigdy wcześniej nie pochłaniał mnie taki ból. „Co robisz?” zapytał Anioł, pojawiając się obok. „Pomóż mi uwolnić stopę,” poprosiłam. Potrząsnął głową i powiedział, „Pieprz się,” tuż przed tym, jak zniknął. Małe gówno. Zacisnęłam zęby, gdy ból z kolana przeszedł przez moje ciało jak fala prądu. Gdzieś poza umysłem, zarejestrowałam odgłosy walki.
Spojrzałam w górę, gdy pociski rykoszetowały wokół mnie, przerywając ciszę. Jakiś ciemnowłosy mężczyzna sięgnął w moją stronę. Tym razem to nie był Anioł. „Reyes!” krzyknęłam, wyciągając do niego ręce. „Wybacz, cukiereczku,” powiedział mężczyzna. „To tylko ja.” Zamrugałam i spróbowałam się skupić. Diler. Co on tu robił? Wezwałam go przez naznaczenie dusz Mendozy i jego ludzi? Wyszczerzył zęby i kiwnął głową w stronę dachu silosu. „Dzięki za żarcie, tak w ogóle.” Napięłam mięśnie brzucha i ponownie spojrzałam w dół. Reyes wciąż leżał nieruchomo. Diler chwycił mnie za nogę i w tym momencie miałam nadzieję, że mnie upuści. Rozważałam kopnięcie go zdrową nogą, ale potrząsnął głową ostrzegawczo. „Uh-uh-uh. Mówiłem ci,“ powiedział, ciągnąć mnie w górę, jakbym nic nie ważyła, „chcę cię żywą. Ani się waż myśleć o samobójstwie.” Moje serce biło tak mocno i szybko, że czułam, jakby coś uderzało mnie kamieniem w pierś. Nie przetrwam siły mojej agonii. Nawet myśl, że mógł być przy mnie bezcieleśnie, nie pomagała. Chciałam go. Chciałam żywego Reyesa Alexandra Farrowa w moich ramionach, ciepłego, twardego i prawdziwego. Diler ostrożnie postawił mnie na dachu i wybuch bólu pojawił się we mnie, gdy moja złamana noga dotknęła twardego podłoża. Kolano
ugięło się pode mną i Diler podtrzymał mnie, chroniąc przed upadkiem. Odepchnęłam go i próbowałam dotrzeć do drzwi elewatora, ale nie byłam w stanie utrzymać własnego ciężaru. Zachwiałam się po dwóch krokach. Znowu mnie złapał. Wtedy zobaczyłam ciała na dachu. Diler wzruszył ramionami. „Myślę, że po zrzuceniu tamtych dwoje i próbie zrzucenia ciebie, zaczęli się kłócić i pozabijali się nawzajem. Kto mógł to przewidzieć?” „Proszę, zabierz mnie na dół,” powiedziałam, patrząc na ciało Mendozy. Wziął mnie na ręce i zniósł po schodach. „Potrzebujemy cię żywej, cukiereczku. Żadnych więcej myśli o samobójstwie, capisce?” Słowa Dilera odblokowały coś we mnie i zaczęłam płakać, i krzyczeć, i okładać go rękami. Przycisnął mnie mocniej do siebie i poczułam wypływającą od niego, prawdziwą empatię. Kto by pomyślał, że demon, Dewa, może czuć empatię? Kiedy dotarliśmy na dół, strażnicy również byli martwi. „Możesz naznaczyć ich dusze,” powiedział Diler idąc w stronę ciała Reyesa. Wyrwałam się z jego ramion i upadłam koło ukochanego. Miał na sobie krew, ale wciąż wyglądał perfekcyjnie. Jego długie rzęsy rzucały cienie na policzki. Położyłam mu dłoń na szyi, by sprawdzić puls. Przesunęłam palce i poczekałam jeszcze raz. Nic.
„Reyes,” powiedziałam, błagając, by otworzył oczy. „Reyes.” Diler położył mi dłoń na ramieniu i próbowal odciągnąć od niego. Owinęłam ciało wokół jego ciała i przycisnęłam palce do jego twarzy. Uścisk Dilera wzmocnił się i wtedy wyczułam obecność. Spojrzałam w górę i zobaczyłam ciemność unoszącą się koło ciała Reyesa. Unosiła się i kształtowała w kształt człowieka, choć proporcje nie do końca były właściwe. Dopiero, kiedy ukształtowała się w pełni, zrozumiałam, że to Reyes, ale tylko częściowo. Jego demoniczna część objawiła się. Był masywny i górował nad nami, gdy Diler stanął pomiędzy mną a nim. Podniosłam się na kolana, kiedy Artemida pojawiła się koło mnie, jej gardłowy warkot rozbrzmiał wokół nas. Przyciągnęłam ją do siebie, gdy Diler powoli wyciągnął z buta sztylet. Za każdym razem, gdy wykonywał ruch, Reyes warczał, a jego czarne spojrzenie biegało od Artemidy do mnie i do Dilera. Za każdym razem, gdy lądowało na mnie, musiałam ze wszystkich sił przytrzymywać Artemidę. Nie rozpoznawała go, mężczyzny, z którym spała przez ostatnie kilka tygodni. Miał w sobie całe piękno Reyesa, jego kształty i gładkie tekstury; tylko jego oczy były głębsze i czarniejsze, i miał ostre zęby, jak demony, które widziałam. To stało się z nim, gdy umarło jego fizyczne ciało? O tym mówiły te wszystkie ostrzeżenia?
Powoli i ostrożnie Diler przekazał mi sztylet. „Zabij go,” powiedział miękko. „Albo zginą wszyscy.” Odwrócił się do mnie. „On zniszczy świat, cukiereczku. I wszystko inne.” Przypomniałam sobie słowa Rocketa. Powiedział, że będę tą, która go zabije. Ostrzegał, że nie mogę nic z tym zrobić, nie bez poważnych konsekwencji. Czy to miał na myśli? Zanim mogłam nad tym pomyśleć, Reyes odepchnął Dilera i skoczył na mnie. Zwolniłam czas, wstrzymując Artemidę i Dilera. Nawet, jeśli zwalniałam czas, oboje poruszali się do przodu, ich esencje błyszczały, tak szybcy byli. Ale ja byłam szybsza. Podeszłam do Reyesa i położyłam dłoń na jego przystojnej twarzy. Nawet jako demon był oszałamiający, bardziej mroczny i enigmatyczny niż wcześniej. Odepchnął moją dłoń i wyszczerzył kły, ja położyłam sztylet na jego sercu i pchnęłam, przebijając skórę. Zatrzymał się. Popatrzył w dół na ostrze. Potem na mnie. Rozpoznanie błysnęło na jego twarzy. Sztylet wtłaczał w niego truciznę, którą tylko demon mógł czuć. Ciemność zaczęła wirować wokół jego rany i znikać, ale on skupiał się tylko na mnie. Jego demoniczna strona zniknęła i Reyes powrócił. Zatoczył się do tyłu i potrząsnął głową. Przywróciłam normalny bieg czasu i przycisnęłam do siebie Artemidę, by powstrzymać ją od ataku. Diler zorientował się, co zrobiłam, i sam zaprzestał walki. Ale kiedy czas powrócił i uderzył we mnie jak pociąg, tak samo stało się z bólem. Moje kolana ugięły się i upadłam na ciało Reyesa, ale nie oderwałam
oczu od jego bezcielesnej postaci. Opadł na kolana, jeszcze raz potrząsnął głową i schował ją w dłoniach. „Wróć do mnie,” wyszeptałam. „Rey’azielu, wróć do mnie.” Spojrzał mi w oczy i zrobił jak prosiłam. Wrócił. Dalej był naprzeciw mnie, ale Artemida już się uspokoiła. Kiedy dotknął mojaj twarzy, trąciła nosem jego dłoń. Poklepał ją po głowie. Popatrzyłam w dół i ściągnęłam brwi. „Wróć do mnie,” rozkazałam znowu. Wyszczerzył zęby w uśmiechu, gdy spojrzałam na niego z powrotem. „Musisz mnie najpierw pocałować, jak w tych twoich bajkach.” „Pocałować?” „Najpierw powiedz tak, a potem mnie pocałuj.” Usłyszałam w oddali wycie syren. Ciekawe kto wezwał policję. „Mam powiedzieć tak?” Pokiwał entuzjastycznie głową. „A na co się wtedy zgodzę?” „To proste pytanie tak lub nie, Dutch.” Jego oświadczyny. „Szantażujesz mnie.” Wzruszył ramionami. „Skoro tak to odbierasz, nie ma sprawy.” Spojrzałam w dół, na jego twarz, zakrwawioną i poranioną, i zabolało mnie serce. „Tak,” powiedziałam, uświadamiając sobie, jak
głupia byłam, kazując mu czekać na odpowiedź, którą znałam od razu. Nie mogłabym bez niego żyć. Bez wahania położyłam usta na jego. Odetchnął miękko do moich ust. Odsunęłam się. Jego bezcielesna postać wróciła na swoje miejsce. „Wyglądasz jak niebo,” powiedział. „To dziwne, bo ty wyglądasz jak piekło.” Zaśmiał się i od razu jęknął z bólu. „Na pewno z tobą w porządku?” zapytałam. „Nic mu nie jest,” powiedział Diler, lekko zawiedziony. I wtedy usłyszałam kolejny głos. Damski głos. Jeden z tych, które potrafiłam rozpoznać bezbłędnie. „Więc?” Zapytała, zatrzymując się przede mną. „Co zamierzasz z tym zrobić?” Popatrzyłam na jej ciało i ogarnęła mnie zgroza. Nie ma mowy. Nie ma mowy, żebym miała wytrzymać z tą wiedźmą do konca życia.” „Zapłaczę?” „Jestem martwa?” „Odrobinę.” „To twoja wina.” Syreny zbliżyły się. Jak ja to mam wyjaśnić? „Jessica, zobacz, musisz przejść.” „Przejść? Przez ciebie?” Prychnęła, „Wolałabym zginąć.”
Chciałam jej wytknąć oczywiste, ale zniknęła, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Bycie prześladowaną przez byłą przyjaciółkę będzie okropne. Spojrzałam na Dilera. Stał z ramionami skrzyżowanymi na piersi, a jego kapelusz przechylił się na jedną stronę. „Dusza pana Joyca,” powiedziałam, przypominając mu naszą umowę. Ukłonił się, uchylając kapelusza. „Jest cała jego.” Ulga obmyła mnie, ale była krótkotrwała, bo wkrótce otoczyły nas samochody. Agentka Carson wprowadziła trzy inne SUVy na scenę. Jej ludzie wyskoczyli z pojazdów, a ona ruszyla w naszą stronę, gdy Reyes się podnosił. Ktoś kazał mu zostać w pozycji siedzącej, ale i tak podniósł się na nogi. Uparty jak zawsze. „Carson,” powiedziałam, gdy sprawdzała puls Jessiki. Nie byłam w stanie na nią patrzeć. Rozejrzałam się dookoła. Diler, oczywiście, zniknął. „Na dachu jest ich więcej,” dodałam, gdy pomogła mi wstać. Balansowałam na jednej nodze, starając się nie ruszać złamanej. Zrośnie się w kilka dni. „Słyszałam strzały, gdy im uciekałam.” Agentka Carson wydała kilka rozkazów, zanim poświęciła mi pełną uwagę. „Spodziewam się, że mi to wyjaśnisz.” Popatrzyła najpierw na mnie, potem na Reyesa i znów na mnie. Zacisnęłam usta i wzruszyłam ramionami. „Ciągle nad tym pracuję.”
Korowód policyjnych samochodów wjechał na pylistą drogę. „Cóż, lepiej się pospiesz,” powiedziała, wydając kolejne rozkazy. „Będziemy cię prześladować, żeby nie stało się ponownie coś takiego jak to.” Reyes przycisnął mnie do swoje ciała, przejmując mój cieżar na siebie. „Więc się spóźniłaś,” powiedział. Wujek Bob pojawił się, podobnie jak kapitan, a ja pomyślałam nad przyłączeniem go do naszego zespołu. Wubek miałby z kim porozmawiać. Kiedyś często prowadził długie rozmowy z moim tatą, ale ich relacje ochlodziły się, głównie z mojego powodu. Może towarzystwo kapitana w całej tej sprawie ze zmarłymi byłoby dla niego dobre. Ruszył w naszym kierunku, ale Reyes wziął mnie na ręce i zaniósł do SUVa Wubka, zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć. Nikt nie wydawał się być zdumiony tym, że Reyes wyglądał jakby spadł z siedmiopiętrowego silosu na zboże. Jego ciemna skóra była nienaruszona, ale nie wiedziałam czy z powodu naszego pocałunku, czy naturalnej umiejętności leczenia się z prędkością światła. „Podejrzewam, że w tej chwili masz wszystko czego potrzebujesz,” powiedział Reyes do Carson. Chciała zaprotestować, ale determinacja w oczach Reyesa skutecznie ją uciszyła. „Potrzebuję waszych zeznań–” „Ona musi wrócić do domu,” powiedział do wujka Boba, jego ton nie dopuszczał możliwości protestu.
Wubek kiwnął głową do agentki Carson i pospieszył, by otworzyć drzwi Reyesowi, który posadził mnie delikatnie na siedzeniu. Jego profil był tak silny, tak perfekcyjny, że ciężko było się nie gapić. Zastanowiłam się czy kiedyś przywyknę do jego niezwykłości. Prawdopodobnie nie. „Tak,” powiedziałam, powtarzając moją odpowiedź w sprawie, której mógł nie dosłyszeć za pierwszym razem. Zostałam nagrodzona widokiem jego dołeczków. „Już to powiedziałaś.” „Wiem. Chciałam się tylko upewnić, że mnie usłyszałeś.” „Pamiętam tylko, co wtedy czułem.” „Dlaczego?” zapytałam podejrzliwie. Nie odpowiedział. Zamiast tego, przywołał Wubka. „Czy możesz zasłonić widok?” zapytał go Reyes. Wubek zmarszczył brwi, więc Reyes wyjaśnił mu, „Ona leczy się natychmiastowo. To musi zostać nastawione.” Wciągnęłam powietrze, uświadamiając sobie, że mówi o mojej nodze. Myśl o nastawianiu mi nogi wypełniła mnie przerażeniem. Wubek kiwnął głową i zasłonił widok od strony oficerów. Złapałam Reyesa za ramię, gdy ściągnął mi buta. Mój strach się pogłębił. „Może powinniśmy–” Ostry trzask rozbrzmiał w małej przestrzeni samochody, a ja krzyknęłam z bólu. Reyes natychmiast owinął ramiona wokół mnie a
ja wgryzłam się w nie, tłumiąc kolejne krzyki w jego ramieniu. Kiedy ból osiągnął poziom tolerancyjny na tyle, bym nie musiała wyć z agonii, rozluźniłam szczęki.
22 W skali od jednego do stanięcia na klocku LEGO jak bardzo cię boli? - ZNAK W SZPITALU
Dwa dni po tych wydarzeniach, które były znane na całym świecie, a przynajmniej wokół biura, jako Wielka Silosowa Tragedia, przekroczyłam próg Żeńskiego Zakładu Karnego w Nowym Meksyku z teczką dokumentów w dłoni. Cookie zdobyła kopię sprawy zaginięcia Mirandy. Wyjaśniało to, co się z nią stało, dlaczego zdecydowała się nawiedzać kolejkę linową i co stało się z jej matką. Miałam później pogrzeb, ale dzisiejszy poranek przeznaczony był na matkę Mirandy. Kobietę, która dręczyła swoją córkę tak bardzo, że dziewczynka nie mogła uciec od skrzywienia psychicznego nawet po śmierci. Musiałam wiedzieć. To, co zrobiła swojej córce było niemożliwe. Musiałam wiedzieć czy czuła z tego powodu żal. Czy poczuwała się do odpowiedzialności za to, co zrobiła. Jak bardzo jej czyny dotknęły to niewinne dziecko. Pociągnęłam za kilka sznurków, zwanych wujkiem Bobem, i nakłoniłam go do umówienia mnie na wywiad. Powiedział im, że
jestem konsultanką pracującą dla policji i muszę zadać pani Nelms kilka pytań w starej sprawie. Co wyjaśniało, dlaczego siedziałam przed dużą taflą szkłac, czekając na matkę Mirandy. Była w więzieniu za zabójstwo córki, ale nigdy nie przyznała się do czegokolwiek. Utrzymywała swoją niewinność nawet wtedy, gdy sędzia ją skazał na piętnaście lat więzienia. Prawdopodobnie zostanie tu jeszcze kilka lat. Jeśli nie zda mojego testu, będę na nią czekać. Do pokoju weszła wielka kobieta. Byłam zaskoczona. Według aktów sprawy, pani Nelms była bardzo chuda, a jej twarz poznaczona była głębokimi zmarszczkami. W więzieniu przybrała na wadze i ścięła włosy. Usiadła naprzeciw mnie i podniosła telefon. Zrobiłam to samo i powiedziałam jedno słowo, by uzyskać czystą reakcję. „Miranda.” Zamrugała i zaczekała, aż powiem coś więcej. Jej ostrożność wzrosła. Puls przyspieszył. Mięśnie napięły się. „Zabiłaś ją?” zapytałam. Zacisnęła usta tak mocno, że aż zrobiły się białe. Kiedy w końcu się odezwała, zrobiła to z gwałtownością, jakiej się nie spodziewałam. „Nie zabiłam Mirandy.” Zmusiłam się, by zachować kamienną twarz. Nie kłamał. A przynajmniej, nie do końca. Znaleźli ciało Mirandy w Górach Sandia, tuż pod trasą kolejki. Była zbyt mocno rozłożona, by określić jej
dokładny powód śmierci, ale przypuszczano, że umarła z powodu uszkodzeń głowy. Miała pęknętą czaszkę. Miała także rany na kolanach i łokciach oraz przebarwienia na skórze, sugerujące zagojone rany. „Nie mam nic wspólnego z jej śmiercią,” dodała. W jej oczach nie błysnęło najmniejsze poczucie winy. Jak to było możliwe? Wyczułam od Mirandy, że to ona spowodowała jej śmierć. Pochyliłam się do przodu. „A więc kto?” „To dlatego tu przyszłaś? Przepytywać mnie w tej sprawie? Strażnicy powiedzieli mi, że to coś nowego, więc założyłam, że chodzi o mojego syna.” „Marcusa? Ma kłopoty?” Spojrzała na mnie, dając mi do zrozumienia, że nie ma mi nic więcej do powiedzenia. Może była socjopatką i nie czułam od niej wyrzutów sumienia, bo go nie miała. Ale zareagowała, gdy wspomniałam imię Markusa. Nie tego się spodziewałam. Gdybym nie wiedziała lepiej, powiedziałabym, że był to strach. Miałam więc jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia. „Dobrze,” powiedziałam, kładąc łokcie na blacie, „jesteś lub nie jest bezpośrednio odpowiedzialna za śmierć Mirandy, ale z pewnością miałaś na to wpływ. Jest teraz w lepszym miejscu, gdzie potwory takie jak ty nie mają dostępu.”
Wstałam. Miałam to, po co przyszłam. Pewność, że pani Nelms nie czuła wyrzutów sumienia za zniszczenie życia swojej córki. Położyłam ręce na szkle, rozluźniłam mięśnie i weszłam do innego wymiaru. Zobaczyłam stąd prawdziwą naturę tej kobiety. Widziałam jej duszę, zimną i mroczną, i pustą jak przepaść. Przecisnęłam swoją esencję przez szkło i naznaczyłam jej duszę. Teraz miałam pewność, że wysłałam ją we właściwe miejsce. Pochyliłam się ostatni raz i powiedziałam do słuchawki, czując jej akceptację dla moich słów. „Będziesz cierpieć w piekle przez długi, długi czas.” Strach przemknął przez jej ciało. Siedziała oszołomiona, kiedy wychodziłam, nie oglądając się za siebie. Gdy wsiadłam już do Misery, zadzwoniłam do Cookie. „Potrzebuję adresu,” powiedziałam. „Marcus Nelms. Muszę wiedzieć, gdzie jest teraz.” *** Zjechałam z I-40 w Moriarty, małym miasteczku trzydzieści minut drogi od Albuquerque i skierowałam się prosto do centrum. Marcus Nelms miał teraz około dwadzieścia lat. Cookie powiedziała, że był już dwa razy w więzieniu za posiadanie nielegalnych substancji. Zaparkowałam przy brudnym, małym domku i weszłam po schodach. Na ulicy nie stał żaden samochód, a światła były zgaszone, dom wydawał się być pusty, ale mimo to zapukałam. Po mojej trzeciej,
najbardziej agresywnej próbie poczułam irytację dochodzącą z drugiej strony ściany i drzwi w końcu się otwarły. Para ciemnych oczu patrzyła na mnie nieżyczliwie. Pokazałam ich właścicielowi moją licencję prywatnego detektywa i powiedziałam, „Panie Nelms, chciałabym zadać panu kilka pytań w sprawie, nad którą teraz pracuję.” „Jestem zajęty,” powiedział gburowato. Chyba go obudziłam. „Marcus,” spróbowałam jeszcze raz, „nazywam się Charley Davidson. Chcę tylko zadać ci kilka pytań, a potem wyjdę. Mogę wejść?” Zawahał się, westchnął ciężko i otworzył szerzej drzwi. Był bez koszulki, jego dżinsy zwisały nisko i najwidoczniej nie miał nic na sobie poza nimi. Był wychudzony, jego skóra miała niezdrowy koloryt i zdradzała zbyt długie uzależnienie od narkotyków, a jego włosy nie były myte od co najmniej tygodnia, ale nie pachniał źle. Weszłam do ciemnego salonu, kiedy włączył pojedynczą lampę. „O co chodzi?” zapytał, otwierając napój energetyzujący. Położyl stopy na ławie i spojrzał na mnie z uwagą. „Masz współlokatorów?” zapytałam, rozglądając się ostrożnie po brudnym salonie. „Teraz nie. Moja dziewczyna zostawiła mnie kilka tygodni temu. Mówiła, że mam zbyt wiele problemów. Przysłał cię Johnny?”
„Nie wiem, kim jest Johnny, ale chciałam zapytać cię o twoją matkę.” Zamarł, odkaszlnął i powiedział, „Ta suka nie jest moją matką. Przyszłaś w złe miejsce, jeśli myślisz, że czegoś się ode mnie dowiesz. Nie widziałem jej od lat.” Czułam bijącą od niego nienawiść, ale też coś jeszcze. Ból. Gruby, toksyczny ból, który wypełnił mi płuca. Patrzył przez brudne okno, zagryzając usta. Odczekałam, aż jego emocje nieco opadną i przeszłam do sedna. „Mówi, że nie zabiła Mirandy.” Nie poruszył się, ale jego uczucia uderzyły mnie niczym cios pięścią. Jego twarz się nie zmieniła. „Kłamie,” powiedział w końcu. „Wiem. Chciałam tylko, żebyś mi powiedział, co pamiętasz z czasu, kiedy zaginęła Miranda. To bardzo mi pomoże.” „W jakiej sprawie?” zapytał ostro. „Jest w więzieniu. Co tu jeszcze do robienia?” „Chodzi o sprawiedliwość dla Mirandy,” powiedziałam. Patrzył na mnie groźnie, jakbym była jego następnym posiłkiem, ale nie emanowało od niego żadne zainteresowanie. Chciał tylko mnie zastraszyć. „Powtórz, jak masz na imię?”
Pochyliłam się do przodu, obserwując jego reakcję na moje słowa. „Mam na imię Charley i będę wdzięczna, jeśli powiesz mi, co pamiętasz o swojej siostrze.” Siostra. Jego żal, świeży, jak gdyby umarła wczoraj, uderzył mnie ponownie, a ja zrozumiałam, dlaczego sięgnął po narkotyki. Przysięłam sobie, że pomogę mu znaleźć inny sposób na poradzenie sobie z bólem. „Zaginęła na miesiąc przed tym, jak znaleziono jej ciało. Czy pamiętasz, co się wydarzyło, zanim zniknęła?” Zacisnął szczęki, nie odrywając wzroku od okna. „Czy twoja matką ją zraniła?” Odchrząknął, jego oczy błysnęły wilgocią. „Dlaczego sądzisz, że powiem ci cokolwiek, skoro nie powiedziałem nic glinom?” „Nie jestem gliną i robię to dla Mirandy.” „Jest martwa. Co możesz na to poradzić?” Przez jego udrękę ledwo mogłam widzieć. Moje własne oczy również zwilgotniały. „Byłeś kilka lat starszy od niej,” powiedziałam. „Pewnie czujesz się odpowiedzialny za to, co się stało.” Na jego twarzy pojawił się chłodny uśmiech. Pochylił się do przodu i powiedział, „Cieszę się, że jest martwa.” Słowa utknęły mu w gardle i zajęło mu chwilę, zanim dodał. „Chciałbym, żeby nigdy się nie narodziła.”
Niezależnie od tego, jak okrutnie brzmiały te słowa, nie były wypowiedziane szczerze. Poczułam całkowitą nienawiść pochodzącą od niego. Nienawiść do samego siebie i poczucie winy. Odepchnął mnie i pobiegł do łazienki. Dałam mu chwilę czasu i poszłam za nim do łazienki. Był w stanie agonii. Na zlewie stała butelka z pigułkami, będącymi niezwykle silnym znieczulaczem. Podeszłam do niego. „Markus,” powiedziałam miękko, „wiesz, że nie jesteś w żaden sposób odpowiedzialny za jej śmierć, prawda?” Mrugnął do mnie. „Pewnie.” Otworzył buteleczkę, wysypał dwie pigułki i wrzucił je do ust. Połknął, odczekał chwilę i osunął się na podłogę. Czuł poczucie winy, bo nie pomógł siostrze, gdy miał szansę. Kochał ją. „Proszę, powiedz, że ta suka nie wychodzi jeszcze z więzienia,” powiedział. Uklęknęłam koło niego. Jak jego siostra, od wczesnych lat był zapewniany, że nie ma żadnej wartości. To zabolało. Położyłam mu rękę na ramieniu. „Możesz mi powiedzieć, co się stało?” „Dlaczego cię to obchodzi?” zapytał. „Nikogo nie obchodziło. Moja matka zgłosiła jej zaginięcie tylko dlatego, że sąsiedzi zaczęli zadawać pytania. Nie było jej od dwóch tygodni.” Spojrzał na mnie. „Możesz to sobie wyobrazić? Dwa pieprzone tygodnie, zanim zadzwoniła po gliny.”
Potarł twarz dłońmi. „Mieszkaliśmy w domu mojej ciotki. Wyprowadziła się do Kalifornii i pozwoliła nam w nim zostać, dopóki nie uda się jej go sprzedać.” To wyjaśniało, dlaczego Miranda znalazła się w tej części miasta. Pani Nelms nie sprawiała wrażenia, jakby miała pieniądze. „Coś było nie tak,” kontynuował, zaciskając dłonie w pięści. „Zachowywała się inaczej. Mówiła, że chce dom swojej siostry, ale nie mogła go utrzymać – wtedy przyszedł ten człowiek w biznesowym garniturze i usłyszałem, jak rozmawiają. Matka kupowała nam ubezpieczenie na życie.” Podniósł głowę, by na mnie spojrzeć. W łazience było jaśniej i zobaczyłam w końcu kolor jego oczu. Były ciemnozielone. „Zamierzała zabić Mirandę. Wiedziałem o tym. Od tamtego czasu, za każdym razem, gdy na nią patrzyła, miała ten uśmieszek. I mówiła mi o wszystkim, co zrobimy z tym domem. Chciała mieć basen i duży telewizor. Powiedziała, że skoro jej siostra może mieć ładne rzeczy, to ona również. Jednej nocy przyszła do nas i kazała się ubrać. Powiedziała, że jedziemy nad jezioro. Był środek nocy, styczeń, ale chciała jechać nad jezioro.” Potrząsnął głową. „Chciała ją zabić.” Siedziałam nieruchomo i słuchałam. „Ale nie pakowaliśmy się wystarczająco szybko, więc uderzyla Mirandę. Mocno. Pamiętam tylko krew. Powiedziała, że weźmie ją do szpitala, ale to również było kłamstwo. Wziąłem Mirandę i zaciągnąłem ją do bocznych drzwi. Chciałem poczekać do rana, ale
było zbyt zimno. Nie mieliśmy kurtek. I było tak ciemno. Trzęśliśmy się, kiedy zaczęło padać. Miranda powiedziała, że nie da rady iść dalej, więc schowaliśmy się za skałą i przytuliliśmy.” Łzy wypłynęły z jego oczu. „Zasnęła w moich ramionach i już się nie obudziła.” Zaszlochał, chowając twarz w dłoniach, ale mówił dalej. „Próbowałem ją nieść, ale była zbyt ciężka. Więc ją tam zostawiłem. Jakby była niczym.” „Nie,” zaprzeczyła. „Marcus, miałeś tylko dziewięć lat.” Przełknęłam gule w gardle i zaczęłam głaskać jego włosy. „Znalazłem w końcu drogę do domu ciotki. Matka nie zapytała nawet, gdzie ona jest.” Posłał mi zrozpaczone spojrzenie. „Nie zapytała. Ani razu. Minęło kilka dni, a my o niej nawet nie wspomnieliśmy.” Zacisnęłam usta, zastanawiając się, jak odebrać mu butelkę z pigułkami. Połknął kolejną, a ja zrozumiałam, że nie miał w planach opuścić już tej łazienki. Nigdy. „I wtedy sąsiedzi zaczęli o nią pytać?” zapytałam, przysuwając się bliżej. „Tak. Zauważyła, że nie ukryje już dłużej jej zniknięcia. Zgłosiła więc jej zaginięcie. Potem kazała mi skłamać, że Miranda była w noc przed zaginięciem w łóżku i zniknęła rano.” Nie obwiniałam go zaa kłamstwo. Żył z potworem. Bał się o własne życie. Ale w tym momencie, ja bałam się o jego życie. Leki zaczęły działać. Odchylił głowę i poddał się im.
Sięgnęłam po buteleczkę. „Proszę, nie,” powiedział. „Nie uda ci się.” Smutek przepłynął przez niego. „Nie szkodzi. Nikt nie będzie za mną tęsknił.” „Mylisz się.” Zaśmiał się ponuro. „Nie martw się. To tylko gra. Moja własna wersja rosyjskiej ruletki.” „Nie rozumiem.” „W jednej z tych pigułek, nie wiem której, jest śmiertelna dawka cyjanku. Dlatego łykałem je tak często.” Wciągnęłam powietrze i wyrwałam mu buteleczkę. Oksykodon. Nie wiedziałam, co to jest i czy rzeczywiście była w tym trucizna. Ale nie wyczułam od niego kłamstwa. „Widzę to tak, że jeśli byłbym wart życia, nie trafiłbym na truciznę. Jeśli nie...” Wzruszył ramionami. Sprawdziłam kieszenie, ale mój telefon został w torebce w salonie. „Powinnaś wyjść,” powiedział, uśmiechając się smutno. „To będzie powolna śmierć.”
23 Złe decyzje tworzą dobre historie. - T-SHIRT
Cookie i ja stałyśmy na krańcach małej procesji pogrzebowaje. Cieszyłam się, że poszła ze mną. Żal, który nas otaczał, jego niepojęty ciężar, sprawiał, że ciężko mi było oddychać. I bolała mnie noga. Normalnie, mogłabym zablokować dostęp emocji. Bez tego, byłabym bezustannie bombardowana przez ludzkie dramaty. To zużywało energię, ale teraz już wznosiłam barierę instynktownie. Ale na pogrzebie tej ślicznej trzylatki, której ojcowie pogrążeni byli w czarnej otchłani rozpaczy, moje obronne mechanizmy nie działały. Miałam nadzieję, że pogrzeb Jessiki nie będzie tak bolesny. Na szczęście, nie musiałam brać udziału w pogrzebie Marcusa Nelmsa. Zadzwoniłam na pogotowie, powiedziałam im o cyjanku. Wypłukali mu żołądek, a według słów doktora, przybyli na czas, by uratować go od przedawkowania oksydonu, bo cyjanek zabiłby go niemal natychmiast. Laboratorium stwierdziło, że pigułka z trucizną była ostatnią, która została w buteleczce. Marcus będzie potrzebował wiele pomocy i miałam zamiar upewnić się, że ją otrzyma. Rozmawiałam już z moim przyjacielem, Nonim Bachichą. Noni nie tylko zaoferował zatrudnienie Marcusa w warsztacie, ale też pilnowanie go i donoszenie mi o jego stanie.
Wsparcie Noniego i spotkania z moją siostrą, które załatwiłam Marcusowi, dały mi nadzieję, że uda mi się wyprowadzić go z dotychczasowego stylu życia. Bez wątpienia miał wielkie serce. Zasługiwał na szansę. Niestety, nie wszyscy otrzymali cud. Skupiłam się na pogrzebie. Emocje emanujące od przyjaciół i rodziny Isabeli Joyce były silne. Nadchodziły do mnie ze wszystkich stron. Poczułam się roztrzęsiona, kiedy podeszłyśmy złożyć kondolencje. Ojcowie Isabeli kochali ją tak głęboko, że odpychała mnie o dnich jak ściana cegieł. Wyczuwając mój stan, Cookie ścisnęła mnie mocniej za ramię i pociągnęła do przodu. Cookie chlipnęła i chwyciła za rękę męża pana Joyca, Paula. Był dużym mężczyzną o ciepłej twarzy i miękkim uścisku, jak zauważyłam, gdy nadeszła moja kolej. Na szczęście, nie zapytał skąd znałyśmy jego piękną córkę. Cookie i ja przyszłyśmy tu ze zmyśloną historią, ale nie musiałyśmy jej użyć. „Dziękuję wam za przyjście,” powiedział z wilgotnymi oczami. Czułam jego głęboką agonię. Wypowiadanie jakichkolwiek słów było dla niego torturą. Chciał tylko iść do domu i odpocząć. Cookie ścisnęła mnie za rękę, a ja uświadomiłam sobie, że wciąż ściskałam dłoń mężczyzny. Nie wydawało mi się, żeby to w ogóle zauważył. Walczył o to, żeby nie upaść na ziemię i nie zacząć się trząść. Pan Joyce położył ramię na ramionach męża, kiedy szloch wstrząsnął jego ciałem.
Wtedy właśnie pan Joyce zauważył moją obecność. Spojrzał na partnera, martwiąc się o jego reakcję. Uścisnęłam jego dłoń, pochyliłam się do przodu i powiedziałam, „Spotkasz się z nią ponownie. Twoja dusza należy do ciebie. Nie strać jej ponownie.” Przyciągnął mnie do siebie i uścisnął, chowając twarz w mojej szyi, gdy wstrząsnął nim szloch. Objęłam go, walcząc o panowanie nad własnymi emocjami. Nienawidziłam pogrzebów. Nienawidziłam tego, że umierają dzieci. Po drugiej stronie było lepiej. Wiedziałam o tym. Mówiłam to tysiącom zmarłym, ale mimo to, bezsprzecznie nienawidziałam tej części. *** Po pogrzebie, pojechałam odwiedzić jeszcze jedno miejsce, zanim udam się do domu, by odciążyć bolące kolano. Uznałam, że gorąca kąpiel powinna pomóc. A jeśli dodać do tego kilka małych świeczek, lampkę wina i mojego narzeczonego Reyesa, zapowiadał się miły wieczór. Rano śpieszyłam się, by zdążyć ze wszystkim przed pogrzebem i nie miałam szansy się z nim pożegnać. Zaparkowałam Misery pod opuszczonym szpitalem psychiatrycznym. Podwórko zostało sprzątnięte, a na bramie wisiał nowy, błyszczący łańcuch. Wyciągnęłam klucz i spojrzałam na Cookie. „Jesteś gotowa?” zapytałam ją. Nigdy wcześniej nie spotkała Rocketa ani jego siostry, Blue. Ani nie została przedstawiona siostrze
oficera Tafta, Rebecce – albo Truskawce, jak ją nazywałam, ponieważ umarła w piżamie truskawki. Cookie patrzyła szeroko otwartymi oczami na budynek. Kiwnęła głową i zacisnęła usta. „Będziesz musiała mi przekazywać.” „Obiecuję.” Byłam zdenerwowana, ponieważ kiedy ostatnim razem widziałam Rocketa, nie byłam dla niego zbyt miła. Powiedział mi, że Reyes umrze. Nie przyjęłam tego najlepiej. Przestraszyłam siostrę Rocketa, szantażując go, by odwołał swoje słowa. Wzdrygnęłam się, myśląc o tym. Weszłyśmy do budynku. Choć podwórze było wysprzątane, wnętrze wciąż było w stanie chaotycznej ruiny. W niektórych miejscach brakowało kawałków podłogi i ścian. Poza napisami Rocketa, było tu też dużo dowodów na włamania. Farba na ścianach. Puste butelki po piwie i puszki po napojach gazowanych. Czasami też zużyte kondomy, które wywoływały we mnie chichot, gdy tylko je widziałam. To miejsce potrzebowało porządnego remontu. „Czy kiedykolwiek wcześniej on się na ciebie złościł?” zapytała Cookie, wiedząc, jak miały się sprawy. „Nie, ale teraz powinien. Jeśli nie będzie, poczuję się jeszcze gorzej.” Młody, wysoki głos odbił się od ścian.
„Gdzie ty, na miłość boską, byłaś?” Truskawka pojawiła się przed nami, długie włosy okalały jej ładną twarz. Zawahałam się. Była tu w chwili mojej słabości i nie wiedziałam czy jest na mnie wciąż zła czy nie. „Cześć, dzieciaku,” powiedziałam w końcu. Cookie wlepiła wzrok tam, gdzie ja, nawet jeśli nie wiedziała na co patrzę. Opierałam się o nią, bo nie chciałam chodzić z laską. Poza tym, zobaczyła w końcu miejsce Rocketa. To było podwójne zwycięstwo. „Więc?” nalegała Truskawka. „Gdzie byłaś? Był bardzo rozzłoszczony.” „Ciągle jest na mnie zły?” Skrzyżowała maleńkie ramionka na piersi. „Nie przestanie. Ma dużo pracy. Jest bardzo do tyłu.” Praca Rocketa polegała na wydrapywaniu imion ludzi, którzy przeszli na drugą stronę, w ścianach, co bardzo osłabiało całą konstrukcję. Tysiące tysięcy imiona pokrywały każdy centymetr tych pomieszczeń, co właśnie zauważyła Cookie. Okręciła się dookoła, a ja zachwiałam się. Trochę niezręczne było to, że chwyciłam przy tym za jedną z jej dziewczynek, ale chyba nie zauważyła. „To miejsce jest niesamowite,” powiedziała. „Nieprawdaż?” Truskawka oparła pięści na biodrach. „Więc?” powtórzyła.
Kiedy Cookie wzięła ponownie moją rękę pod swoją, skupiłam się na Truskawce. „Czego nie przestanie, skarbie?” Uniosła podbródek. „Nie mogę ci powiedzieć.” Moja irytacja wzrosła, ale zmusiłam się, by zachować spokój. „Więc może mi pokażesz?” Zamast odpowiedzieć, wskazała na Cookie i zapytała, „Kto to jest?” „Oh, przepraszam. To jest Cookie. Cookie, to jest–” „Ma na imię Cookie?” „Tak i nieładnie tak przerywać.” Zmarszczyła oczka, lustrując nimi moją przyjaciółkę. „Lubię ją.” „Ja też. Pokażesz mi nad czym pracuje Rocket?” Reuskawka wzruszyła ramionkami i poszła przodem, zadając Cookie pytanie za pytaniem. Zanim doszłyśmy do Rocketa, Truskawka znała Cookie na wylot. Wiedziała, że ma córkę i chciała ją poznać natychmiast, wymuszając na mnie obietnicę, że przyprowadzę ją tu. Znalazłyśmy Rocketa ryjącego w ścianie imiona. „Rocket?” powiedziałam, podchodząc do niego. Trzymał kawałek szkła w lewej ręce, wydrapując nieznane mi litery. Rozglądnęłam się w poszukiwaniu jego siostry. Zajęły mi lata dotarcie do niej, a podczas naszej ostatniej wizyty przekreśliłam to wszystko. Prawdopodobnie już nigdy więcej jej nie zobaczę.
Zrobił się ostrożny w mojej obecności, ale nie przerwał pracy. Puściłam ramię Cookie i zbliżyłam się jeszcze bardziej. „Rocket, tak mi przykro z powodu tego, jak się zachowałam. Nie miałam prawa złościć się na ciebie i straszyć twoją siostrę. Przepraszam.” „Nie szkodzi, panienko Charlotte,” powiedział. „Ale nie powinno go tu być.” Miał na myśli Reyesa. „Umarł wczoraj,” powiedziałam. „I wrócił. Dlaczego piszesz te imiona na ścianie?” „Jest bardzo do tyłu. Ludzie przechodzą cały czas na drugą stronę, a on nie notuje ich imion.” „Truskawko, on pracuje jak oszalały. Widzisz te imiona?” zapytałam, wskazując na zapełnione ściany. „Nie,” powiedziała, zdenerwowana. „To nie są ludzie, którzy zginęli. To ludzie, którzy dopiero mają zginąć.” Zamrugałam. Byliśmy w pokoju, który zachował na koniec świata. Powiedział mi, że jego obecność tutaj łamie zasady. Jest przeciw naturalnej kolei rzeczy. Rocket powiedział przez ramię, „Mówiłem, by go nie przywracać, panienko Charlotte.” Odsunęłam się, by mieć lepszy widok. Truskawka miała rację. „Nie rozumiem,” powiedziałam. W końcu przestał pisać i odwrócił się do mnie. Jego słowa odbiły się echem w wielkim pomieszczeniu. „Mówiłem ci, nie powinno go tu
być. Łamie zasady.” Położył palec na ustach, jakby chciał mnie uciszyć. „Nie wolno łamać zasad, panienko Charlotte.” „Kim są ci ludzie, Rocket?” zapytałam, dotykając szorstkich liter. „To są ludzie, którzy wkrótce odejdą.” Potrząsnęłam głową. „Jak wielu odejdzie?” Zacisnął usta. „Wszyscy.” „To niemożliwe, Rocket.” „Złamałaś zasadę, panienko Charlotte. Przywróciłaś go.” „Pierdolenie,” powiedziałam, ponownie wpadając we wściekłość. Odsunął się ode mnie, a ja wzięłam głęboki wdech. „Przepraszam. Po prostu nie rozumiem. Jak Reyes ma spowodować śmierć tak wielu ludzi?” „Nie jak,” powiedział, wracając do swojego zajęcia. „Nie kiedy, tylko kto.” Mógł mi tylko powiedzieć kto zginie. Nie jak, kiedy lub dlaczego. Tylko kto. Rozglądnęłam się po ścianach. „Ale tu są tysiące ludzi, Rocket.” „Nie tysiące, panienko Charlotte. Ma być siedem miliardów dwieście czterdzieści osiem milionów sześćset dwadzieścia tysięcy sto trzynastu ludzi.” Zamarłam. „Jak?” Powtórzyłam przez zaciśnięte zęby. „To wszyscy na Ziemi, to niemożliwe. Jak?”
Popatrzył w dół w zamyśleniu. „Albo jeden.” „Co?” zamrugałam. „Albo jeden. Jeśli jeden zginie, przeżyją wszyscy.” „Kto, Rocket? Reyes?” “Nie, panienko Charlotte. Nie tym razem.” „Czekaj, zmieniłam przeznaczenie, tak? Przywróciłam Reyesa. Ale teraz ktoś inny musi umrzeć?” Kiedy kiwnął głową, zapytałam, „Kto?” Przełknął ślinę i wyszeptał, „Ty, panno Charlotte.”
24 Więcej kofeiny! Mam życia do zrujnowania! - T-SHIRT
Reyes i ja leżeliśmy w naszym połączonym łóżku, nasze oddechy łączyły się w jeden. Było już po północy, a on pachniał mydłem o zapachu drzewa sandałowego, którego użył do kąpieli. Nie wycisnęłam już nic więcej z Rocketa, ale jeśli miałam umrzeć, by ocalić świat, tak się stanie. Teraz planowałam cieszyć się każdą chwilą z moim narzeczonym. „Chcesz przyjść do mnie?” zapytałam. Rozbawione błyski zatańczyły w jego oczach. „Nie wiem,” powiedział. „Jesteś tak daleko.” Pisnęłam, gdy sięgnął po mnie i przyciągnął do siebie. Pocałowałam go w nos i przeturlałam się pod nim na jego stronę. Wylądowaliśmy po jego stronie łóżka. Była dużo wygodniejsza od mojej. Nie miałam pojęcia, o ile lepiej się śpi na dobrym materacu. „Jeśli kiedyś się rozwiedziemy,” powiedziałam, głaskając go po policzku, „wezmę wszystkie twoje materace. Tylko ostrzegam.” „Zamierzasz się ze mną rozwieść?”
„Nie w tym momencie, ale mam kilka gwiazdorów, na których wciąż mam nadzieję. Jeśli któryś z nich zadzwoni, idziesz w odstawkę.” „Wiesz, to przykre, jak wiele gwiazd filmowych ginie niespodziewanie.” Wciągnęłam powietrze i podniosłam się, by lepiej go widzieć. „Zabijesz moich idoli?” „Tylko tych, którzy będą się do ciebie dobijać.” „W porządku,” przewróciłam oczami. „Powiem Bradowi, żeby przestał dzwonić. Przecież jest żonaty.” „To dobry pomysł.” Założył kosmyk włosów za moje ucho. „Kupiłeś mi nowego Jeepa,” powiedziałam, zauważając, że Misery sprawowała się o wiele lepiej niż przed wypadkiem z Panem Bredzącym Lunatykiem. „Miałem nadzieję, że nie zauważysz.” „Zauważyłam.” „Noni zrobił, co mógł, ale jazda nią i tak byłaby zbyt niebezpiczna. Kosztowałoby to więcej, a na dłuższą metę i tak byłyby z nią same problemy.” Zrozumiałam. „Dziękuję. To wciąż jest Misery. Czuję jej ducha.” Poklepał mnie po głowie. „Wszystko po to, żebyś dobrze spała, Dutch.”
Zachichotałam, ale musiał zostać ukarany za swoje żarciki, więc klepnęłam go też w ramię. Mocno. Wciągnął powietrze i przeturlał się na mnie. Odsunął mi włosy z oczu i powiedział, „Mówią, że ten, kto zna prawdziwe imię ponurego żniwiarza, ma nad nim władzę. Albo, w tym przypadku, nad nią.” Nagle bardziej zainteresowałam się konwersacją niż jego ramionami. „Tak mówią?” zapytałam, zastanawiając się do jakiego prawdziwego imienia nawiązywał. „Tak.” „A ty znasz moje prawdziwe imię?” Podparł głowę na łokciu i spojrzał na mnie. „Owszem. Słyszałem jak szepczą je wszyscy aniołowie, gdy cię wysłali.” „I?” zapytałam z nadzieją. Wiedziałam tak mało o tej części mnie samej. „Nie miałaś tego usłyszeć, aż nie odejdziesz. Aż w pełni nie staniesz się ponurym żniwiarzem.” „Ale teraz już je znasz, prawda? Możesz mi powiedzieć.” Opuścił głowę. „Nie jestem pewien, co zrobi ta wiedza. Jest za nią ukryta moc.” „Jak coś tak przypadkowego może mieć moc?” „Twoje imię nie jest w żadnym stopniu przypadkowe, Dutch. Pamiętaj, że nie jesteś z tego świata. Twoja ludzka egzystencja jest mikrosekundą twojego życia. Jest konieczna, by przywiązać cię do
tego wymiaru. Na początku myślałem, że to dlatego mój ojciec chciał, żebym na ciebie czekał. Nie można posiąść żniwiarza, jeśli nie złapie się go w jego ludzkiej formie. Nie ma innego sposobu, by spętać portal. To jak próba złapania dymu.” „Powiedziałeś po pierwsze.” „Tak. Zgadzam się ze Swopesem. Lucyfer kłamał i jemu, i mi. Myślę, że jest coś więcej; tylko wciąż nie wiem co. Tak czy inaczej, wciąż masz pracę, która czeka na ciebie aż twoje ludzkie życie dobiegnie końca. Pracę, która będzie trwać wieki.” „I znanie mojego imienia ma mnie uczynić potężniejszą?” zapytałam. „Tak. To część twojej transformacji. I skoro twoja rodzina jest tak potężna, a ty jeszcze bardziej, nie wiem, co jeszcze więcej może ci to dać.” „Więc dlaczego mówisz mi teraz o tym?” Błagałam go o informacje takie jak ta od miesięcy. „Jestem ci coś winien,” powiedział. „Serio? Fajnie. A za co?” Patrzył na mnie z powagą. „Bo powiedziałaś tak.” Zamrugałam, zaskoczona. „Myślisz, że jesteś mi coś winien, bo zgodziłam się za ciebie wyjść?” „Nie wiesz, co to oznacza. Jesteś z królewskiej rodziny, urodzona z króla i królowej swojego rodzaju. Twoje małżeństwo ze mną będzie
wyglądało jakby księżniczka poślubiła człowieka z ulicy. Powiedzmy, że twoja rodzina prawdopodobnie tego by nie zaaprobowała.” Zachichotałam, ale jego spojrzenie było wciąż poważne. „Chciałabym wiedzieć o nich coś więcej,” westchnęłam. Kiedy stało się jasne, że nie ma mi nic więcej do powiedzenia, przycisnęłam go w sprawie jego rodziny. „A co z twoimi rodzicami? Zamierzasz się z nimi skontaktować? Wciąż uważam, że chcieliby wiedzieć, że jesteś bezpieczny i masz się dobrze.” „Być może. Tak samo jak twoi chcieliby to wiedzieć o tobie.” Podniosłam się na łokciach. „Co masz na myśli?” „Bardzo się poświęcili. Kiedy jeden z nich jest wysyłany na ziemię, tracą z nim kontakt, dopóki nie zginie jesgo fizyczne ciało. Nie wiedzą, jak sobie radzisz i jak wygląda twoje życie.” „Wow, nasi rodzice są do siebie bardziej podobni niż myślałam. Pamiętasz swoje narodziny?” zapytałam go. Zawsze zastanawiałam się jak przyszedł na świat, zarówno tu na ziemi, jak i w nadnaturalnej formie. „Wspomnienia mojej ludzkiej egzystencji nie są jak twoje. Pamiętam jedynie urywki.” „A co z twoim stworzeniem? Jak stworzył cię Lucyfer?” Położył się na plecach. „To pamiętam dobrze.” „Opowiesz mi o tym?” zapytałam, kładąc brodę na jego ramieniu. Przyciągnął mnie bliżej do siebie.
„Pamiętam ból stworzenia,” powiedział, uciekając myślami. „Gorąc ognia. Kolor mojej skóry, kiedy się kształtowała, kiedy mięśnie pod nią falowały i przybierały formę. Pamiętam byt, który mnie stworzył i od momentu, kiedy wziąłem pierwszy oddech, wiedziałem, że nie kocha tego, w co tchnął życie. Miał swoje ciemne machinacje. Miał plan, a ja byłem jego częścią. Ale najpierw musiałem dowieść swojej wartości. I zaczął się test.” Pocałował mnie w nos. „Moje dzieciństwo nie było jak z bajki.” „Chciałabym o nim usłyszeć.” „A więc będziesz zawiedziona. Nie mogę ci powiedzieć.” „Dlaczego?” „Mogłaby wtedy zniknąć cała miłość, jaką do mnie masz.” „Reyes–” „Dutch,” powiedział, ucinając mój protest. „Nie proś mnie o to. To ciemność, którą nie chcę się dzielić. Mógłbym cię wtedy stracić, a jesteś dosłownie światłem mojego życia.” Przyciągnęłam go bliżej i pocałowałam jego szyję. Wsunął mi palce we włosy. „To będzie mój prezent dla ciebie z okazji naszego ślubu.” Podniosłam się i spojrzałam na niego pytająco. „Imię, które wyłapałem, gdy byłaś sprowadzana na ten świat. Wszystkie anioły je szeptały, każdy jeden, ale tylko raz. Wspomną je ponownie, gdy przejdziesz. Jeden z nich będzie miał zaszczyt cię nim
nazwać. To będzie mój prezent dla ciebie. Moc, która się za nim kryje. Światło, które ze sobą niesie.” „Ja – ja nie wiem, co powiedzieć.” „Myślę, że powinniśmy współpracować.” „Co?” W jego oczach błysnęło rozbawienie. „Postanowiłem zatrudnić w barze menadżera i pracować z tobą, pilnować cię, kiedy Dwunastka na ciebie poluje.” „Um.” „Wiem,” powiedział i poczochrał mi włosy. „Twoja wdzięczność jest wszystkim, czego potrzebowałem.” „Reyes–” „Żadnych kłótni. Nie jest już na tyle bezpiecznie, by zostawiać cię samą. Jeśli będziemy pracować razem, kto się sprzeciwi?” Wow, moi współpracownicy mnożyli się jak króliki po Viagrze. Uznałam, że mogę pracować z trzema partnerami: ciocią Lil, Garrettem i Reyesem. Mogliśmy być Czadową Czwórką! Albo nie. „Ale mam jedno pytanie,” powiedział, klepiąc mnie po głowie, by pokazać, że rozumie moją wdzięczność za jego propozycję. Jaki miły, pokorny człowiek.
Zachichotałam i zapytałam, „Tylko jedno?” „Na razie. Dlaczego łyżkowidelec?” Zajęło mi chwilę zanim zrozumiałam sens jego pytania. „Bo tak!” pisnęłam, zdziwiona, że w ogóle zapytał. „Łyżkowidelce są wielozadaniowe. Wyglądają niepozornie, a mają wiele zastosowań.” „Ah,” powiedział, kiwając głową ze zrozumieniem. „Poza tym to takie fajne słowo. Łyżkowidelec.” Zaśmiał się i pocałował mnie, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Ktoś szalony, najwidoczniej. Któż inny śmiałby przeszkadzać synowi Szatana? Cóż, poza mną. Założyłam szlafrok Reyesa i poszłam otworzyć jego drzwi. Znalazłam tam zaaferowanego Garretta Swopesa, który pukał jednak do moich drzwi. Gdy tylko mnie zobaczył, skoczył na przód, wpychając mnie do środka. „Myliłem się,” powiedział, wręczając mi pliki dokumentów. „Wybacz godzinę, ale myliłem się we wszystkim.” „Swopes. Wszyscy mylimy się w pewnych momentach naszego życia. Wiesz o ogrzewaczach na nogi. Kiedyś żyłam bez nich. To były dla mnie mroczne czasy.” Jego pukanie obudziło Cookie. Zaprosiłam ją do środka, starając się nie chichotać na widok jej włosów. Albo z tego, że miała na twarzy zieloną maseczkę błotną. Byłam pewna, że o tym zapomniała.
Wsunęła się do mieszkania na śpiąco, przez koszulkę nocną było widać jej sutki. To również postanowiłam zignorować. Kiedy Garrett się odwrócił, zauważył jej wygląd i także postanowił nie reagować. Wiedziałam, że lubię go z jakiegoś powodu. Ale tylko jednego. Nie dajmy się zwariować. Wtedy przyszedł Reyes i skierował się prosto do kuchni. Postawił wodę na kawę, wiedząc, że późna godzina nie ma znaczenia dla Cookie ani mnie, po czym wyjął z lodówki dwa piwa i zerknął na papiery, które przyniósł Garrett. „Myliłeś się?” zapytał go. Garrett kiwnął głową z ponurym wyrazem twarzy. Również spojrzałam w papiery. „Już nam o tym mówiłeś,” powiedziałam. „To te przepowiednie od von Holesteina.” „Nie. Von Holstein jest tylko tłumaczem. Nie miał lekko z proroctwem, które napisane jest w martwym języku i w kodzie. Nie winię go za nic. To ja nadinterpretowałem jego tłumaczenie. Twój nowy przyjaciel, Diler, okazał się bardzo pomocny.” „To dobrze.” Usiadłam koło Cookie na sofie Reyesa. Ziewnęła i uświadomiłam sobie, że pewnie do późna widziała się z wujkiem Bobem. Miałam tylko nadzieję, że nałożyła tą maskę po spotkaniu z nim.” Garrett wpatrywał się w podłogę, popijając piwo, które dał mu Reyes.
Reyes usiadł na oparciu sofy. „Zaraz będzie kawa. Więc, co tym razem zrobiłeś źle?” zapytał Garretta. Szturchnęłam go łokciem i powiedziałam, „Swopes, usiądź.” „Chodzi o ciebie, córkę,” powiedział. „Na początku myśleliśmy, że jesteś córką z przepowiedni. Wszystkich przepowiedni. Że masz stawić czoła Lucyferowi.” „Okej,” powiedziałam ostrożnie. Mogłam stawić czoła tacie Reyesa. I tak wkrótce miałam umrzeć. „Ale jest was dwie,” kontynuował. „Dwa różne okresy czasu.” „Chyba się gubię,” odezwała się Cookie. Rozbudziła się już nieco i ze swojego miejsca obserwowałam, jak spływa na nią świadomość. Opuściła z wolna rękę, jej twarz zmieniła się z wyczerpanej ale zaineteresowanej w tę na skraju przerażenia. Usiadła zszokowana, powoli podniosła się i spojrzała w stronę łazienki Reyesa. Musiałam spiąć wszystkie mięśnie, by nie chichotać. A przynajmniej nie złośliwie. Śmiałam się wewnętrznie, by nie zostać znokautowaną. Zanim zrobiła dwa kroki, rozległo się kolejne pukanie. Spojrzeliśmy po sobie. Amber została sama. Obudziła się i wystraszyła? Wszyscy ruszyli w stronę drzwi, ale Reyes wyprzedził nas wszystkich. Ah, ta jego nadnaturalna prędkość.
Kiedy otworzył drzwi, stała przed nim grupa zaakonnic. To było nietypowe, zwłaszcza biorąc pod uwagę porę. „Kościół zaczął nawiedzać wiernych?” zażartowałam, stając u boku mojego mężczyzny. Moje przyjaciółki – abstynentki były ubrane w miarę normalnie, zasłony na ich głowach były jedyną wskazówką, że są zakonnicami. Rozdzieliły się, by przepuścić dwie z nich, które niosły moją najlepszą psiapsiółę, siostrę Mary Elizabeth. Jej czoło błyszczało od potu, oczy były przymknięte, a wzrok odległy. Ruszyłam do pomocy, Garrett również. Razem poprowadziliśmy siostry do salony Reyesa. Kiedy wszyscy byli już w środku, Reyes zamknął za nami drzwi. Siostra Mary Elizabeth osunęła się na kolana i wyszeptała, że jest ich zbyt wielu. „Zachowuje się tak od kilku godzin,” powiedziała matka przełożona, jej ubiór był o wiele mniej skromny niż zwykła prosta sukienka i zasłona. Uklękła koło nas. Wtedy odezwała się inna. Siostra Theresa, o ile dobrze pamiętałam. „Na początku krzyczała.” „Tak,” potwierdziła matka przełożona, głaszcząc włosy Mary Elizabeth. Widziałam je po raz pierwszy i były krótsze niż sądziłam. Odezwała się jeszcze jedna, której nie znałam. „Zwijała się z bólu i mówiła, że mówią wszyscy naraz.” „Aniołowie,” zapytałam, przytulając głową siostry Mary Elizabeth do swojego brzucha. Uspokoiła się już, ale wciąż była spięta.
„Tak,” powiedziała matka przełożona. „Według siostry Mary Elizabeth coś je rozzłościło.” „Co?” zapytała Cookie, jej zielona twarz wyrażała zdziwienie. „Co może rozzłościć anioły do tego stopnia?” Zanim którakolwiek zdążyła odpowiedzieć, siostry Mary Elizabeth znieruchomiała. Reyes pomógł jej wstać, a ja złapałam ją za ramiona i próbowałam zmusić ją do spojrzenia na mnie. Kiedy w końcu popatrzyła mi w oczy, jej spojrzenie było przerażone. „Charley,” powiedziała, jej głos się trząsł, „coś ty zrobiła?” „Co?” spojrzałam na inne siostry, były równie zdziwione, co ja. „Co zrobiłam?” Opadła ponownie na kolana i dotknęła mojego łona. Potem spojrzała na Reyesa i zakryła usta dłonią. „Coś ty zrobiła?” powtórzyła, jej słowa były zniekształcone. Wtedy zrozumiałam. Dotknęłam swojego łona i wiedziałam. W ciagu chwili, poczułam przebłysk światła. Ciepło. Blask, który sprawił, że poczułam niewyobrażalną radość. Reyes również zrozumiał. Podszedl bliżej, jego wyraz twarzy był równie zszokowany, co siostry Mary Elizabeth i położył dłoń na moim łonie, przykrywając ręce moje i siostry. Poczułam puls, falę, powitanie nowego życia, gdy jego ciało połączyło się z moim. Spojrzałam na Garretta. On również wiedział. „Córka,” powiedział, natchnionym głosem. Przepowiednie o córce światła były o mnie. Ale
te o córce, po prostu córce – cóż, były o... Spojrzałam ponownie na swoje łono. Reyes emanował mieszanką szczęścia i przerażenia. I wtedy poczułam kolejną obecność. Kolejnego... uczestnika tej chwili. Nie byliśmy sami. Reyes znieruchomiał, również to zauważając. W alei poczułam Dilera, niemal widziałam jego uśmiech. Już wiedział. Zawsze wiedział. Co ja zrobiłam?
Jest to dzieło wyobraźni. Wszystkie postacie, organizacje i wydarzenia ukazane w tej powieści są wytworem wyobraźni autora. SIXTH GRAVE ON THE EDGE. Copyright
© 2014 by Darynda Jones. All rights reserved. For information, address St. Martin’s Press, 175 Fifth Avenue, New York, N.Y. 10010. www.stmartins.com Cover design by Michael Storrings Cover photograph of sunglasses by Herman Estevez eBooks may be purchased for business or promotional use. For information on bulk purchases, please contact Macmillan Corporate and Premium Sales Department by writing to
[email protected]. The Library of Congress has cataloged the print edition as follows: Jones, Darynda. Sixth grave on the edge / Darynda Jones. — First edition. pages; cm ISBN 978-1-250-04563-8 (hardcover) ISBN 978-1-4668-4526-8 (e-book) 1. Davidson, Charley (Fictitious character)— Fiction. 2. Women private investigators—Fiction. I. Title. II. Title: 6th grave on the edge. PS3610.O6236S58 2014 813'.6—dc23 2014008043 e-ISBN 9781466845268 First Edition: May 2014