Sherrilyn Kenyon TOM PIERWSZY Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13 2 9 maj 9548 roku p.n.e. – Zabić dziecko! Bezduszny wyrok...
31 downloads
32 Views
2MB Size
Sherrilyn Kenyon
TOM PIERWSZY
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
9 maj 9548 roku p.n.e. – Zabić dziecko! Bezduszny wyrok Archona dzwonił w uszach Apollymi gdy przelatywała przez marmurowe sale Katoteros. Silny wiatr dął w korytarzu rozwiewając jej blond włosy. Czarna suknia przylegała jej do ciała podkreślając odmienny stan. Cztery demony biegły za nią, chroniąc ją przed innymi bogami, którzy byli bardziej niż chętni, by wykonać rozkazy Archona. Ona i jej demony Charonte wybili połowę jej panteonu i była gotowa wybić całą resztę, byle tylko ochronić dziecko. Nie dostaną jej dziecka! Zdrada spalała jej serce. Od początku ich związku zawsze dochowywała wierności mężowi, wiernie przy nim trwała. Nawet wtedy, gdy dowiedziała się o zdradach Archona kochała go i ze spokojem w domu powitała jego bękarty. A teraz chciał zabrać życie jej nienarodzonemu dziecku. Jak mógł jej to robić? Jak mógł? Przez wieki chciała począć dziecko Archonowi – to było wszystko, czego pragnęła. Własnego dziecka. A teraz ze wglądu na proroctwo trzech małych dziewczynek ten zazdrosny bastard chciał, by jej dziecko zostało złożone w ofierze i zabite. Ze względu, na co? Na słowa, które zostały wyszeptane przez trzy małe bachory? Nigdy! To było jej dziecko! Jej! I zamierzała zabić każdego atlantydzkiego boga, aby zachować go przy życiu. – Basi! – przywołała swoją siostrzenicę. Pojawiła się od razu i oparła się całym ciężarem o ścianę. Jako bogini Przesady rzadko była trzeźwa – a to idealnie pasowało do planu Apollymi. Basi czkała i chichotała. – Wołałaś mnie ciociu? A przy okazji, dlaczego wszyscy są tacy smutni? Ominęło mnie coś ważnego? Apollymi pochwyciła jej dłoń i przeniosły się z Katoteros które był domem dla atlantydzkich bogów do piekła Kalosis, gdzie rządził jej brat. Urodziła się właśnie tu w wilgotnym zakazanym miejscu. To było jedyne królestwo, którego bał się Archon. Nawet z jego mocami wiedział, że ciemność to miejsce gdzie niepodzielnie królowała Apollymi. Tutaj jej moce wzrastały i mogła go zniszczyć.
2
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Jako bogini śmierci, zniszczenia i wojny Apollymi zachowała w bogatym hebanowym pałacu brata swoje komnaty, które przypominały o jej pozycji. I to było miejsce, do którego zabrała Basi. Apollymi zamknęła drzwi i okna w komnacie zanim przywołała swoje najbardziej zaufane i strzegące jej demony. – Xiamara, Xedrix, potrzebuję was! Demony które tkwiły jako tatuaże na jej ciele objawiły się przed nią. W swoim obecnym wcieleniu stale zmieniająca się skóra Xiamary, była czerwona, marmurkowa z białymi żyłkami. Czarne długie włosy okalały jej chochlikowatą twarz a w dużych czerwonych oczach błyszczała obawa. Syn Xiamary, Xedrix, był do niej podobny, ale jego marmurowa skóra była czerwona albo pomarańczowa zwłaszcza wtedy, gdy był zdenerwowany. – Czego potrzebujesz Akra? - zapytała Xiamara używając atlantydzkiego terminu Pani. Apollymi nie miała pojęcia dlaczego demon upierał się nazywać ją tym terminem skoro były bardziej jak siostry niż pani i sługa. – Macie chronić tę komnatę przed każdym. I nie obchodzi mnie jak to zrobicie. Jeżeli Archon będzie chciał tu wejść możecie go zabić. Rozumiecie? – Twoja wola jest naszą Akra. Nikt ci nie będzie przeszkadzał. – Czy ich rogi zawsze muszą pasować do skrzydeł? – zapytała Basi patrząc na demony. – Uważam, że powinny być bardziej kolorowe, bardziej różnorodne. Uważam, że Xedrix lepiej by wyglądał gdyby jego rogi były pomarańczowe. Apollymi zignorowała ją. Nie miała czasu na głupotę Basi. Nie, jeżeli miała ocalić życie syna. Chciała tego dziecka i była gotowa zrobić dla niego wszystko. Wszystko! Jej serce waliło. Wyjęła z szuflady swój atlantydzki nóż i trzymała go w dłoniach. Złota rękojeść chłodziła jej skórę. Czarne róże i białe kości były splecione i wyryte w stalowym ostrzu ponuro świeciły w półmroku. To był sztylet kończący życie. Dzisiaj użyje go, by dać życie. Skrzywiła się na myśl, co będzie, ale nie było innego sposobu, by go uratować. Zamknęła oczy trzymając zimny sztylet i starała się nie płakać, ale pojedyncze łzy popłynęły z jej oczu. Dość! Ryknęła na siebie wycierając ze złością łzy. To czas na działanie nie na użalanie się nad sobą. Syn jej potrzebował. Jej ręka drżała ze strachu i z wściekłości, gdy podeszła do łóżka i położyła się na nim. Uniosła suknię w górę odsłaniając ciało. Pogładziła z matczyną miłością nabrzmiały brzuch skrywający jej największy skarb – syna, który czekał i był w niebezpieczeństwie. Nigdy już nie będzie tak blisko niego. Nigdy już nie poczuje jego kopnięć ani niecierpliwych ruchów.
3
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Musieli się rozdzielić mimo że jeszcze nie nadszedł czas, by Apostolos się urodził. Ale nie miała wyboru. – Bądź silny mój synu, dla mnie. – szepnęła zanim przecięła swój brzuch. – Och, co za obrzydlistwo. – powiedziała z odrazą Basi. – Ja… – Nie ruszaj się! – zaryczała Apollymi – Opuść ten pokój a wyrwę ci serce. Otwierając szeroko oczy Basi zamarła. Wiedząc, co się stało Xiamara stanęła obok swej pani. Czerwono biały demon był najpiękniejszym i najbardziej lojalnym z całej armii Apollymi. W cichym zrozumieniu wyciągała z niej dziecko i pomogła zamknąć ranę. Demon usunął krew z szyi dziecka czerwonym szalikiem, owinął ciepło Apostolosa i podał matce, kłaniając się nisko. Apollymi, gdy po raz pierwszy wzięła syna w objęcia odczuła fizyczny i psychiczny ból. Radość ją napawała, gdy zdała sobie sprawę ,że jej syn żyje i był cały. Był taki mały… taki kruchy. Perfekcyjny i piękny. Przede wszystkim był jej a ona kochała go każdą cząstką siebie. – Żyj dla mnie, Apostolos… żyj...- wyszeptała i w końcu pozwoliła płynąć łzom. Czuła się jak łzy obracają się w lód na jej policzkach świecąc w ciemnościach. – Kiedy nadejdzie czas wrócisz i zażądasz należnego ci miejsca jako króla bogów. Dopilnuję tego! – złożyła czuły pocałunek na jego niebieskim czółku. Otworzył oczy i spojrzał na nią. Srebrne i żywe, mieniły się jak jej własne. Odbijały mądrość dużo większą niż ona miała. To przez te oczy ludzie uznają jego boskość i będą go traktować odpowiednio do jego pozycji. Dotknął jej policzka małą piąstką jakby rozumiał, co się dzieje wokół niego. Zaszlochała z bólem czując jego dotyk. Bogowie to nie było sprawiedliwe! To było jej maleństwo. Czekała na niego całe życie a teraz… – Bądź przeklęty Archon, przeklinam cię. Nigdy ci tego nie wybaczę. Nigdy! Przytuliła mocniej syna nie chcąc wypuścić go z objęć. Ale musiała. – Basi? – rzuciła w stronę siostrzenicy, która nadal zataczała się na nogach obok łóżka. – Mmm. – Zabierz go i umieść w brzuchu ciężarnej królowej. Rozumiesz? Wyprostowała się. – Um, mogę to zrobić. Ale co ze smarkaczem królowej? – Scalisz życie Apostolosa z życiem dziecka królowej. I ma się dowiedzieć od wyroczni, że jeżeli moje dziecko umrze to jej też. 4
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
To będzie go chronić bardziej niż cokolwiek innego. Ale była jeszcze jedna rzecz do zrobienia. Apollymi szarpnęła z szyi białą sfore i przyłożyła do klatki piersiowej synka. Jeżeli ktoś będzie podejrzewał, że jest jej synem albo jakiś bóg dostrzeże jego obecność w świecie ludzi zabiją go na miejscu. Jego moce muszą być związane i zablokowane do czasu, gdy będzie na tyle duży i na tyle silny, by walczyć. Przyłożyła swoje jabłko władzy do jego małej piesi i patrzyła jak zanika jego boskość. Jego maleńkie ciałko zmieniało kolor skóry z niebieskiego na ludzką bladość. Teraz będzie bezpieczny, nawet bogowie nie wiedzą, co zrobiła. Pocałowała go delikatnie i czule w małą główkę zanim podała go siostrzenicy. – Zabierz go. I nie zdradź mnie, Basi. Jeżeli to zrobisz… Archon będzie twoim najmniejszym problem i grozą. Lepiej mi pomóż inaczej nie spocznę dopóki nie wykąpię się w twoich wnętrznościach. Oczy Basi rozszerzyły się w strachu. – Umieścić dziecko w brzuchu. Ludzkie królestwo. Nie mówić nikomu i niczego nie spieprzyć. – natychmiast zniknęła. Apollymi siedziała ze spojrzeniem utkwionym w miejscu, gdzie znikneli. Jej serce krzyczało z dojmującego bólu i cierpienia, chciało, by dziecko wróciło. Gdyby tylko… – Xiamara idź za nią i upewnij się, że zrobi to, co jej kazano. Demon skłonił się zanim zniknął. Miała złamane serce1. Leżała w zakrwawionym łóżku. Chciała płakać i krzyczeć… ale po co? To by nic nie zmieniło. Jej łzy i błagania nie zatrzymałyby Archona przed zabiciem ich syna. Jego bachory przekonały go, że Apostolos zagraża panteonowi. Że go zniszczy i zasiądzie jako król bogów na miejscu jej męża. Niech, więc i tak będzie. Czując ból w całym ciele wstała z łóżka. – Xedrix? Syn Xiamary pojawił się przed nią. – Tak, Akra? – Przynieś mi kamień z morza, proszę. Był zdziwiony prośbą, ale znikł, by wykonać polecenie. Kiedy wrócił owinęła kamień w pieluszki. Słaba po urodzeniu syna oraz od złości i strachu oparła się na Xedrixie i trzymała go za rękę. – Zabierz mnie do Archona. – Czy na pewno moja Akra? Skinęła głową. 1
Umm nie dziwię się że wybiła ich do nogi…. Trochę zostawiła na później
5
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Demon pomógł jej wrócić do Katoteros. Pojawiła się na środku sali gdzie Archon stał z córkami z Charą i Agapą - na ironię boginiami radości i miłości. Urodziły się z partenogenezy, gdy Archon spojrzał na nią po raz pierwszy wyskoczyły z jego szyi. Jego miłość do Apollymi była legendarna. Do czasu, gdy ją zniszczył prosząc ją o jedyną rzecz, której nie mogła mu dać. Życie jej syna. Uroda Archona była perfekcyjna. Wysoki i muskularny stał w słabym świetle z błyszczącymi blond włosami. Zaprawdę był najpiękniejszym z bogów. Szkoda, że piękno było pozorne. Jego niebieskie oczy zwęziły się, gdy spojrzał na zawiniątko w jej ramionach. – Czas byś poszła po rozum do głowy. Daj mi dziecko. Odsunęła się od Xedrixa i położyła kamienne niemowlę w ramionach męża. Archon spojrzał na nią groźnie. – Co to jest? – Wszystko na co zasługujesz draniu i co ode mnie dostaniesz. Błysk w jego oczach mówił jej, że chciał ją uderzyć. Ale nie śmiał. Oboje wiedzieli kto jest silniejszy i to nie był on. Rządził tylko dlatego, że stała obok niego. Podniesienie ręki na nią byłaby ostatnią pomyłką, jaką by zrobił. Według prawa Chthonian żaden bóg nie mógł zabić innego. Tylko głupek by się na to odważył. Kara za taki czyn była szybka, brutalna i nieodwracalna. I dlatego w tej chwili rozum Apollymi wziął górę nad jej emocjami – ale to był cienki margines. Lecz Archon wiedział, że popycha ją na samą krawędź. Tak, by się zapomniała i nie bojąc się prawa Chthonians i uwolniła całą swoją nagromadzoną złość przeciwko niemu. A jej już nie obchodziło, kto zostanie ukarany i kto umrze… nawet ona. Cierpliwość do pająka…Przypomniała sobie ulubione powiedzenie matki. Musiała poczekać na swój czas dopóki Apostolos nie dorośnie. Wtedy zajmie miejsce Archona i pokaże królowi bogów, co oznacza być wszechmocnym. Dla dobra swojego syna nie zasmuci Chthonians, które mogą stanąć po stronie Archona i zbić jej syna. Tylko one permanentnie mogły obalić jej moce i zniszczyć Apostolosa. Poza tym trzy bastardy Archona i jego kochanki Temidy2, panowały nad przeznaczeniem ponad wszystko i wszystkich. To właśnie z ich głupoty jej syn został przeklęty. 2
Temida (Temis) – grecka bogini sprawiedliwości i praw, córka Uranosa i Gai, pierwsza żona Zeusa. Ze związku z nim narodziły się trzy Hory i trzy Mojry (według popularniejszej teorii Mojry istniały wraz z Chaosem i po nim), a także dziewica Astraja (uosobienie Sprawiedliwości) oraz nimfa rzeki Erydanu (Eridanos). Niektórzy przypisują, że owocem tego związku miały być Hesperydy.
6
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Już tylko to wystarczało, że chciała zabić swojego męża, który wpatrywał się w nią ze zmarszczonymi brwiami i dezaprobatą. – Skażesz nas wszystkich na potępienie przez jedno dziecko? – zapytał ją Archon. – Tak jak ty potępiłeś moje dziecko przez trzy półgreckie bękarty? Jego nozdrza zadrgały w furii. – Chociaż raz bądź odpowiedzialna! Dziewczęta nie zadawały sobie sprawy, że rzucały klątwę na niego3. Nadal uczą się panować na swoimi mocami. Bały się, że on zajmie ich miejsce w naszych sercach. To dlatego trzymały się za dłonie, gdy mówiły o swoich obawach. A że ich słowo jest prawem nie można go cofnąć4. Jeśli on przeżyje my umrzemy. – A więc umrzemy, bo on będzie żył. Dopilnuję tego. Archon ryknął i uderzył kamieniem o ścianę. Sięgnął po Agapę i Chara i zaczęli śpiewać. Oczy Apollymi błysnęły na czerwono gdy zdała sobie sprawę co robią. To był czar pozbawiania wolności. Jej wolności. A że złączyli swoje moce byli w stanie ją pokonać. Mimo tego śmiała się. Ale przede wszystkim zapamiętała każdego boga, który przyłączył się do nich pomagając ją wiązać. – Pożałujecie tego. Kiedy wróci Apostolos drogo za to zapłacicie. Xedrix stanął między nią a resztą. Apollymi położyła dłoń na jego ramieniu, by go powstrzymać przed atakiem. – Oni nie mogą nas skrzywdzić Xedrix. Nie mogą. – Nie. – powiedział Archon z goryczą. –Ale pozostaniesz zamknięta w Kalosis do czasu aż nie ujawnisz miejsca, w którym przebywa Apostolos albo do jego śmierci. Tylko wtedy wrócisz do Katoteros. Apollymi roześmiała się. – Mój syn gdy osiągnie dojrzałość będzie miał takie moce, że będzie mógł po mnie przyjść. A kiedy mnie uwolni świat jaki znasz umrze. A ja was wszystkich zabiorę na piekła. Wszystkich! Archon potrząsnął głową. – Znajdziemy go i zabijemy! – Poniesiesz porażkę a ja zatańczę na twoim grobie!
3 4
Głupie smarkule…biedactwa, myślałby kto że takie głupiutkie... No to mamy problem…ups, tak zwane zawiązanie akcji
7
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
8
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Pamiętnik Ryssy księżniczki Didymos
23 czerwca 9548 roku p.n.e. Moja matka, królowa Aara, leżała na pokrytym złotem łóżku, jej ciało było zlane potem a twarz popielata, gdy sługa odrzucał wilgotne blond włosy z jej niebieskich oczu. Nawet mimo bólu nigdy nie widziałam matki bardziej szczęśliwszej niż w ten dzień. Zastanawiam się czy była równie radosna w dzień moich urodzin. Komnata była pełna urzędników, był też mój ojciec, król, stojący przy łóżku z jego sekretarzem stanu. Długie szklane okna były otwarte wpuszczając świeżą morską bryzę, która łagodziła duszne i gorące powietrze letniego dnia. – Kolejny piękny chłopiec. – ogłosiła z radością położna owijając noworodka w kocyk. – Na rozkoszną dłoń Artemidy, Aara wbiłaś mnie w dumę - powiedział mój 9
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
ojciec a jego głos niósł się przez całą komnatę docierając do każdej osoby. – Dwóch bliźniaków będzie rządziło dwoma wyspami. W wieku zaledwie siedmiu lat skaczę w górę i w dół z radości. Bo w końcu po licznych poronieniach mojej matki i urodzonych martwych dzieciach, nie mam jednego brata, ale dwóch. Śmiejąc się matka przytuliła drugiego noworodka, podczas gdy spadkobierca tronu był myty przez położną. Przekradłam się zobaczyć pierworodnego, którym zajmowała się położna. Był malutki i śliczny, wiercił się i borykał się z oddechem. W końcu wziął głęboki czysty wdech, gdy usłyszałam jak kobieta trzymająca go wydała krzyk trwogi. – Zeusie miej litość! Najstarszy jest ułomny mój panie. Moja matka spojrzała w górę i ze zmartwieniem zmarszczyła brwi. – Jak to jest ułomny? Położna podała noworodka królowej. Byłam przerażona, że z małym jest coś nie tak. Ale dla mnie wyglądał dobrze. Czekałam podczas gdy niemowlę wyciągało rączki w kierunku brata z którym przez tyle miesięcy dzielił łono matki. To tak jakby szukało pociechy w dotyku bliźniaka. Matka odciągnęła młodszego bliźniaka poza zasięg wzroku i dotyku pierworodnego. – Nie może być! Moja matka zaszlochała. – Jest ślepy. – Nie ślepy Pani. – powiedziała najstarsza wyrocznia idąca do niej przez tłum. Jej białe szaty były bogato haftowane złotymi nićmi a na głowie na wyblakłych siwych włosach nosiła ozdobną złotą koronę. – Został wysłany do ciebie przez bogów. Mój ojciec, król, spojrzał ze złością na matkę. – Byłaś mi niewierna! – oskarżył ją. – Nie, nigdy! – Więc jak to jest możliwe, że pochodzi z twoich lędźwi? Wszyscy jesteśmy świadkami. Wszyscy spojrzeli na wyrocznię, która beznamiętnie patrzyła się na małe bezbronne dziecko szukające kogoś, kto go obejmie i zaoferuje ukojenie. Ciepło. Miłość. Ale nikt tego nie zrobił – To dziecko będzie niszczycielem. – powiedziała wyrocznia. Jej głos był mocny i dźwięczny, tak by wszyscy obecni na sali ją usłyszeli. – Jego dotyk przeniesie śmierć wielu osobom. Nikt nawet bogowie nie będą bezpieczni przed jego gniewem.
10
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Ciężko oddychałam nie rozumiejąc, co się dzieje wokół mnie i znaczenia tych słów. Jak zwykłe dziecko mogło kogoś zranić, zniszczyć? Był malutki, bezradny. – Więc zabiję go teraz! Mój ojciec nakazał straży wyciągnąć miecze, by zabić dziecko. – Nie! - wrzasnęła wyrocznia stając między dzieckiem a strażą gotową wykonać jego wolę. – Zabij dziecko a zginie także twój drugi syn. Ich witalne siły są połączone. To wola bogów, by doczekał wieku męskiego. A ty tego dopilnujesz. Starszy bliźniak zapłakał. Płakałam także ja nie rozumiejąc ich nienawiści względem małego dziecka. – Nie wychowam potwora – wrzasnął mój ojciec. – Nie masz wyboru! – wyrocznia wzięła dziecko z rąk położnej, która znikła w tłumie z blond pięknością i podała je mojej matce. – On się urodził jako twój syn, Pani – powiedziała wyrocznia zwracając moją uwagę na nią i na moją matkę. Dziecko zapłakało jeszcze głośniej sięgając ponownie do mojej matki. Odsunęła się od niego z obrzydzeniem obejmując drugiego bliźniaka jeszcze mocniej niż dotychczas. – Nie będę go karmić! Nie będę tego dotykać i tulić. Zabierzcie mi go z oczu. Wieszczka podała syna mojemu ojcu. – A co z tobą mój Panie? Nie przytulisz syna? – Nigdy! To dziecko nie jest moim synem! Wieszczka wzięła głęboki oddech i przedstawiła małego tłumowi. Jej uchwyt był luźny a dotyk pozbawiony miłości i współczucia. – Więc będzie zwany Acheron od rzeki niedoli. Jak rzeka świata podziemnego, jego podróż będzie mroczna, długa i stała. Będzie zdolny dawać życie i odbierać je. Będzie szedł przez życie samotny i opuszczony… zawsze szukając dobroci i zawsze znajdując okrucieństwo. Wyrocznia spojrzała na dłonie, w których trzymała kwilące niemowlę wyrażając prostą prawdę, która będzie ścigała dziecko do końca jego istnienia. – Niech bogowie mają nad tobą litość, maleńki. Bo nikt inny nigdy jej nie będzie miał…"
11
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
30 sierpnia 9541 roku p.n.e. – Dlaczego oni mnie tak nienawidzą? Zostawiłam moje krosno i spojrzałam jak nieśmiało podchodzi do mnie Acheron. W wieku siedmiu lat był niewiarygodnie przystojnym chłopcem. Jego złote włosy błyszczały w komnacie jakby zostały dotknięte dłonią bogów, którzy jak się wydawało, opuścili go. – Nikt cię nie nienawidzi, akribos. Ale w sercu znałam prawdę. Więc on też. Podszedł bliżej do mnie i zobaczyłam czerwony wściekły odcisk czyjejś dłoni na jego twarzy. Ale nie było żadnych łez w jego migocących się srebrnych oczach. Dorastał przyzwyczajony do bicia tak że w końcu nie robiło to na nim wrażenia. Przynajmniej na zewnątrz tego nie okazywał, ale w sercu… wiedziałam, że cierpi. – Co się stało? – zapytałam. Odwrócił wzrok. Odeszłam od krosna i zbliżyłam się do niego. Klękając przed nim delikatnie odsunęłam jego blond włosy od opuchniętego policzka. – Powiedz mi. – Ona przytulała Styxxa. Wiedziałam nie pytając, kim jest ona. Był naszą matką1. Nie mogłam zrozumieć dlaczego jest tak kochająca wobec mnie i Styxxa i jakże okrutna dla Acherona. – I? – Też chciałem się przytulić. Wtedy to ujrzałam. Chłopca, który od matki nie pragnął niczego więcej jak tylko uczucia, jej miłości. W delikatnym drżeniu warg i nieznacznym łzawieniu jego oczu. – Jak to jest, że wyglądam dokładnie jak Styxx, ale kiedy on jest naturalny ja nie? Nie rozumiem, dlaczego jestem potworem. Nie czuję się jak jeden z nich. Nie byłam w stanie mu tego wytłumaczyć, bo w odróżnieniu od innych ja nie widziałam różnicy. Bogowie, jak ja chciałam by Acheron poznał matkę jak ja. Ale oni wszyscy nazywali go potworem. Ja widziałam tylko małego chłopca. Małe dziecko, które nie prosiło o nic więcej jak tylko o akceptację rodziny, która chciała się go wyprzeć. Jak moi rodzice mogli na niego patrzeć i nie dostrzegać jak jest łagodny i dobry? 1
Powiedzmy, że była....
12
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Cichy i pełen szacunku nigdy nie krzywdził nikogo ani niczego. Bawiliśmy się i śmialiśmy się razem. Ale przede wszystkim przytulałam go gdy płakał. Chwyciłam jego małą dłoń. Delikatną dłoń. Dłoń dziecka. Nie było w nim żadnej złości. Nie było w nim ani krzty złośliwości. Nic zabójczego. Acheron był zawsze czułym dzieckiem. Kiedy Styxx starał się wiecznie i wszędzie narzekać nawet na najdrobniejszą sprawę, zabierał zabawki moje i innych dzieci, Acheron zawierał pokój. Pocieszał każdego wokół siebie. Wydawał się być starszy niż dziecko w jego wieku. Były momenty, że wydawał się straszy niż nawet ja. Jego oczy były dziwne. Srebrne i ciągle się mieniące, zdradzały, że przynależy do bogów. Ale na pewno nie czyniło to z niego potwora, nie było w nim nic specjalnie przerażającego. Posłałam mu uśmiech mając nadzieję, że uśmierzy to jego ból. – Pewno dnia Acheron świat dowie się jakim specjalnym chłopcem jesteś. Przyjdzie dzień, że nikt nie będzie się ciebie bał. Sam zobaczysz. Chciałam go objąć, ale się odsunął. Był przyzwyczajony do ludzi, którzy krzywdzili go bez powodu i nawet jeśli wiedział, że ja tego nie zrobię nadal niechętnie akceptował moją czułość. Gdy tak stałam ktoś otworzył drzwi do mojej komnaty. Duża liczba strażników weszła do środka. Przestraszona tym widokiem objęłam brata nie wiedząc czego chcą. Acheron zacisnął swoje małe piąstki na mojej niebieskiej sukni i się skulił za moimi placami. Mój ojciec i wuj szli na przedzie mężczyzn i stanęli naprzeciw mnie. Byli bardzo podobni do siebie. Mieli te same niebieskie oczy, te same falujące blond włosy i jasną skórę. Mimo że mój wujek był młodszy od mojego ojca o trzy lata spokojnie mogli być bliźniakami. – Mówiłem ci, że tutaj będzie. – powiedział mój ojciec do wuja Estes. – Ponownie ją demoralizuje. – Nie martw się. – odpowiedział Estes. – Zajmę się tym. Nigdy już nie będziesz musiał się tym przejmować. – Co masz na myśli? – zapytałam przerażonym głosem. Zamierzali zabić Acherona? – Nie martw się tym. – rzucił w moją stronę ojciec. Nigdy wcześniej nie słyszałam u niego tak okrutnego2 tonu. To zmroziło mi krew. Chwycił okrutnie Acherona i pchnął go w kierunku wuja. Mój mały braciszek spojrzał na mnie z paniką. Chwycił mnie przerażony, ale mój wuja ujął go prymitywnie za ramiona i odciągnął od mnie siłą. – Ryssa! – wrzeszczał przeraźliwie. 2
Kochany tatuś, no kochany po prostu...
13
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Nie, zostawcie go… - krzyczałam starając się mu pomóc. Mój ojciec chwycił mnie i odciągnął. – Jedzie do lepszego miejsca. – Gdzie? – Na Atlantydę. Patrzyłam z przerażeniem jak ciągną go, krzyczącego i błagającego mnie o ratunek. Atlantyda była daleko stąd. Zbyt daleko a całkiem niedawno byliśmy z nimi w stanie wojny. Słyszałam same straszne rzeczy o tym miejscu i ludziach tam mieszkających. Spojrzałam na mojego ojca. – On się będzie bał. – Takie osoby jak on nigdy się nie boją. Krzyki i wołania Acherona zadawały kłam słowa ojca. Mój ojciec mógł być wielkim królem, ale mylił się. Widziałam strach w sercu Acherona. I sama go czułam. Czy kiedykolwiek jeszcze raz zobaczę mojego brata?
14
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
3 listopada 9532 roku p.n.e Minęło dziewięć lat od czasu, gdy ostatni raz widziałam mojego brata. Dziewięć lat a nie było dnia bym o nim nie myślała, nie zastanawiała się, co robi. Jak jest traktowany? Za każdym razem kiedy odwiedzał nas Estes zawsze go brałam na bok i pytałam o Acherona. – Nic mu nie jest i jest zdrowy, Ryssa. Otaczam go czułą opieką jakby był członkiem moje rodziny5, dostaje to, czego zażąda. Będę szczęśliwy mogąc mu przekazać, że wypytywałaś o jego dobro. Mimo to w głębi duszy nie byłam zadowolona z tych słów. Wielokrotnie błagałam ojca, by Acheron powrócił. Albo przynajmniej by go sprowadził na wakacje do domu. Jako książę nigdy nie powinien być odesłany. A nadal przebywał w kraju, który był stale na krawędzi wojny z naszym. Nawet to, że ambasadorem w tym kraju był Estes nie zmieniało faktu, że gdyby doszło do wojny, Acheron jako grecki książę mógł być zabity. Ale ojciec odmawiał każdej mojej prośbie. Pisałam do brata od czterech lat a on odpisywał skrupulatnie. Jego listy zawsze były zwięzłe bez zbędnych szczegółów, ale i tak ceniłam każdy z nich. Więc gdy dostałam list dwa tygodnie temu myślałam, że to nic niezwykłego. Nie do czasu jak go przeczytałam. Pozdrowienia dla Szanowanej i Wielkiej Księżniczki Ryssy. Wybacz mi moją arogancję. Wybacz mi moje zuchwalstwo. Znalazłam jeden z twoich listów pisanych do Acherona i mimo że może to sprowadzić na mnie niebezpieczeństwo zdecydowałam się napisać do ciebie. Nie mogę ci powiedzieć jak go traktują, ale jeżeli naprawdę kochasz brata tak jak piszesz w listach to błagam przyjedź i zobacz się z nim. Nikomu nie powiedziałam o liście. Nawet nie był podpisany. Wiedziałam, że dla wszystkich byłaby to mistyfikacja. Ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Acheron mnie potrzebuje. Przez wiele dni debatowałam sama z sobą czy powinnam jechać aż w końcu nie mogłam już dłużej czekać. 5
Noo kużwa jest, nie???
15
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Biorąc mojego osobistego strażnika Boraxis dla ochrony, wymknęłam się z pałacu mówiąc służącej mojego ojca, że jadę odwiedzić ciotkę w Atenach. Boraxis uważał, że jestem głupia podróżując dla jednego listu na Atlantydę. Dla listu, który nawet nie został podpisany. Ale nie obchodziło mnie to. Jeśli Acheron mnie potrzebował to musiałam się tam dostać. Niemniej odwaga opuściła mnie, kiedy stanęłam u bram rezydencji mojego wuja w stolicy Atlantydy. Duży świecący, czerwony budynek był jeszcze bardziej odstraszający niż nasz pałac na Didymos. To tak, jakby został przeznaczony do napawania strachem i trwogą. Oczywiście Estes jako nasz ambasador powinien wywierać wrażenie na naszych wrogach, na Atlantydzie, która była daleko bardziej rozwinięta niż moja grecka ojczyzna. Królewska wyspa Atlantyda błyszczała i świeciła. Było więcej ludzi pracujących wokół mnie niż do tej pory widziałam. To była naprawdę gwarna metropolia. Przezwyciężając strach, który czułam spojrzałam na Boraxis. Wyższy niż większość mężczyzn z szorstkimi czarnymi włosami splecionymi na plecach był duży i krzepki. Śmiercionośny. I był mi lojalny na dobre i na złe nawet, jeśli był tylko sługą. Chronił mnie od dziecka i widziałam, że mogę na niego liczyć. On nigdy nie pozwoli, by stała mi się krzywda. Przypominając sobie o tym wchodziłam po schodach z marmuru kierując się do złotego wejścia. Sługa otworzył mi drzwi zanim do nich dotarłam. – Pani. – zapytał mnie dyplomatycznie. – Mogę w czymś pomóc? – Przyszłam zobaczyć się z Acheronem. Pochylił głowę i kazał mi podążać za sobą. Było dziwne, że sługa nawet nie zapytała o moje nazwisko, kim jestem i jaką mam sprawę do mojego brata. W pałacu nikt nie zbliżał się do rodziny królewskiej bez wcześniejszego, dokładnego sprawdzenia. Dopuszczenie kogoś nieznanego w pobliże naszej rezydencji podlegało surowej karze, karze śmierci. A ten człowiek bez niczego prowadził mnie przez dom wuja. Gdy dotarliśmy do innej sali straszy mężczyzna przed mną spojrzał na Boraxis. – Pani, czy twój strażnik dołączy do czasu jaki spędzisz z Acheronem? Zmarszczyłam brwi na to dziwne pytanie. – Nie sądzę. Boraxis zassał gwałtownie powietrze. W jego głębokich brązowych oczach pojawiał się obawa. – Księżniczko… Położyłam dłoń na jego ramieniu. – Wszystko będzie w porządku. Poczekaj tutaj na mnie, szybko wrócę.
16
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Nie był zachwycony moją decyzją i szczerze ja także, ale z pewnością żadna krzywda nie stanie mi się w domu wuja. Więc zostawiłam go i poszłam wzdłuż korytarza. Jak szliśmy to co mnie najbardziej uderzyło to niesamowita cisza panująca w tym domu. Nic, nawet szept nie był słyszalny. Nikt się nie śmiał. Nikt nic nie mówił. Tylko nasze kroki odbijały się echem w długim ciemnym korytarzu. Czarny marmur rozpościerał się tak daleko jak tylko widziałam odbijając nasze wizerunki, kiedy szliśmy przez bogato zdobiony w nagie posągi, egzotyczne rośliny i kwiaty foyer. Sługa zaprowadził mnie do pomieszczenia na drugiej stronie domu i otworzył drzwi. Weszłam do środka i zawahałam się zdając sobie sprawę, że to sypialnia Acherona. To było dziwne, że nikt nie wiedział, że jestem jego siostrą. Być może się do tego nie przyznał. To by wiele wyjaśniało. Ale sługa musiał sobie zdawać sprawę z kim ma czynienia… Wyglądałam jak moi bracia. Oczywiście poza boskimi srebrnymi oczyma Acherona. Nawet karnację mieliśmy identyczną. To był wyjątkowo duży pokój z wielkim kominkiem. Naprzeciw kamiennego paleniska stały dwie kanapy z dziwnym słupem między nimi6. Przypominał mi pręgierz, ale to nie miało sensu. Być może było to coś unikalnego dla Atlantydy. Cały życie słyszałam, że ludzie tutaj mieli dziwaczne obyczaje. Łóżko z czteroma misternie rzeźbionymi w ptaki kolumnami było raczej za małe na pokój takich rozmiarów. Na każdej kolumnie ptaki były odwrócone głowami w dół a ich dzioby były dziwne zakręcone tworząc coś na wzór haków utrzymujących kotary, ale wokół łóżka ich nie było. Tak samo jak foyer pokój był wyłożony czarnym marmurem odzwierciedlającym moje odbicie. Gdy dobrze rozejrzałam się po pokoju zauważyłam, że nie było żadnego okna, nawet balkonu7 a jedyne światło dawały rozsiane kinkiety na ścianie. Pokój był ciemny i złowrogi. To było dziwne. Trzy służące ścieliło łóżko Acherona a czwarta kobieta - nadzorczyni, obserwowała je. – To nie czas. – powiedziała do człowieka, który przeprowadził mnie przed dom. – Nadal się przygotowuje. Człowiek wykrzywił do niej usta. – Więc mam powiedzieć Gerikos, że kazałem czekać klientowi, kiedy Acheron się obijał? – Ale on nawet nie miał czasu zjeść. – nalegała kobieta. - Pracuje od rana 6 7
Biedne, głupiutkie dziecko... Ciekawe, oj ciekawe. Pokój bez okien...
17
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
bez ustanku. – Sprowadź go! Zmarszczyłam z niedowierzaniem brwi, dziwiąc się ich słowom i zachowaniu. Działo się coś bardzo złego. Dlaczego mój brat…książę pracował? Kobieta odwróciła się ku drzwiom po drugiej stronie pokoju. – Poczekaj. – powiedziałam zatrzymując ją. –Sama po niego pójdę. Gdzie on jest? Kobieta przesłała wystraszone spojrzenie mężczyźnie. – To jest jej czas z nim. – powiedział sługa twardo. – Może z nim zrobić co zechce. Kobieta zrobiła krok do tyłu i otworzyła drzwi do kolejnego pomieszczenia. Kiedy weszłam do niego usłyszałam jak nadzorczyni i mężczyznę wychodząc poganiali służbę. To też było dziwne.. Niepewnie weszłam do pokoju spodziewając się, że znajdę tam drugiego Styxxa. Aroganckiego młodzika, który myślał, że wiedział wszystko o świecie. Obraźliwy, chełpliwy maminsynek, tak ponury i zepsuty, że zastanawiał się, dlaczego przeszkadza mi jego głupota. Byłam zupełnie nieprzygotowana na to kogo zastałam. Acheron siedział w dużym kąpielowym basenie. Był odwrócony do mnie nieskazitelnymi plecami. Położył na krawędzi blond głowę, jakby był zbyt zmęczony,8 by siedzieć podczas kąpieli. Jego włosy zwisały na jego ramiona były wilgotne, ale nie mokre. Podchodziłam do niego czując w powietrzu silny zapach pomarańczy. Mała taca z chlebem i serem leżała na ziemi na przeciw niego, jedzenie było nietknięte. – Acheron? – wyszeptałam. Zamarł na moment po czym spłukał wodą twarz. Wyszedł z wanny szybko i wytarł się ręcznikiem do sucha, zupełnie niezmieszany, że przeszkodziłam mu w kąpieli. Wydawało się że gdy szybko się wycierał otaczała go atmosfera władzy. Po chwili rzucił ręcznik na ich małą stertę. Przez chwilę byłam złapana w pułapkę przez jego młodzieńczy i jakże już męski wygląd. Przede wszystkim przez fakt, że nie zrobił żadnego ruchu by się ubrać czy też okryć. Wszystko, w co był przystrojony było złote. Jeden cienki łańcuszek miał wokół szyi z małym wisiorkiem. Szerokie bransolety z kółkami otaczały każdy biceps od górnej części ramienia do łokcia. Inne bransolety były wokół jego nadgarstków. Miał złote łańcuchy także na kostkach u nóg. Gdy podszedł do mnie byłam oszołomiona tym, co zobaczyłam. Był bliźniakiem Styxxa, ale zauważyłam kilka różnic. Styxx poruszał się szybko. Z temperamentem. 8
Wole nie pytać, co go zmęczyło...
18
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron był wolny. Metodyczny. Był jak zmysłowy cień9 którego każdy ruch był poetyczną symfonią męskości, potęgi i wdzięku10. Był szczuplejszy niż Styxx. O wiele szczuplejszy jakby nie dostawał wystarczającej ilości pożywienia. Ale i tak jego mięśnie były dobrze wykształcone i wyszlifowane do perfekcji. Nadal miał swoje dziwne oczy, ale tylko przez moment w nie spojrzałam zanim spuścił wzrok na podłogę u moich stóp. I było coś jeszcze… powietrze wokół niego było też nasiąknięte rezygnacją. To było to, co widziałam jedynie wśród żebraków, którzy przybyli do pałacu po jałmużnę. Brak nadziei… – Wybacz mi Pani. – powiedział cicho. Jego głos był dziwnie uwodzicielski, gdy mówił przez zaciśnięte zęby. – Nie wiedziałem, że przyjdziesz. Okowy wydały delikatny dźwięk. Podszedł do mnie jak uwodzicielski duch. Wyciągnął dłoń do mojej szyi i rozpiął mój płaszcz. Ogłuszona jego działaniami nie zaprotestowałam, gdy zrzucił moje okrycie na podłogę. Dopiero, gdy chwycił moje włosy i odgarnął mi je z karku nachylając się do całowania obnażonego ciała zagregowałam odpychając go. – Co ty robisz? – zapytałam Wyglądał na równie zaskoczonego, co ja i nadal miał wzrok wbity w podłogę. – Moja Pani, nie byłem przygotowany na to, za co zapłaciłaś. – powiedział cicho. – Pani sądziłem po twoim wyglądzie, że wolisz delikatnie. Myliłem się? Byłam całkowicie zaskoczona jego słowami jak również faktem, że nadal miał zaciśniętą szczękę. Czemu mówił w ten sposób? – Płacić, za co? Acheron to ja Ryssa – powiedziałam. Skrzywił się jakby nie pamiętał mojego imienia. Podszedł do mnie ponownie i podniósł mój płaszcz z podłogi. – Jestem twoją siostrą Acheron. Nie pamiętasz mnie? Jego oczy błyszczały gniewem gdy napotkałam jego wzrok. – Ja nie mam siostry. Moje myśli wirowały starając się zrozumieć sens jego słów. To nie był chłopiec, który praktycznie codziennie pisał do mnie listy. To nie był chłopiec, który opisywał swój wolny czas. – Jak możesz tak mówić po tych wszystkich listach i podarkach jakie ci wysłałam. – zapytałam roztrzęsiona. Jego twarz złagodniała jakby w końcu zrozumiał. – Ach to jest zabawa, którą chcesz ze mną prowadzić, moja Pani… życzysz sobie bym był twoim bratem? Spojrzałam na niego z frustracją. 9
Umm zmysłowy cień.. ummm i jeszcze raz ummm .. Taaa zwłaszcza, że baaaardzo chciał być zmysłowy.. Urrrr mruczę.... weź się kochana obudź coooo
10
19
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Nie Acheron to nie jest żadna gra. Jesteś moim bratem a ja pisałam do ciebie prawie codziennie a ty mi odpowiadałeś. Czułam, że chciał spojrzeć na mnie, ale tego nie zrobił. Nie rozumiałam tego. – Moja Pani jestem analfabetą. Nie będę wstanie zabawiać się w ten sposób. Drzwi za mną otworzyły się. Ukazał się w nich niski człowiek ubrany w atlantydzką endymatę. Czytał pergamin i nie zwracał na nas uwagi. – Acheron, dlaczego nie jesteś…- zamilkł, gdy spojrzał górę i mnie zobaczył. Niebezpiecznie zwężał wzrok. – Co to jest? – warknął. Spojrzał wściekle na Acherona, który cofnął się dwa kroki. – Przyjmujesz klientów bez informowania mnie? Widziałam strach na twarzy Acherona. – Nie despotis – użył atlantydzkiego terminu pan. – Nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego. Wściekłość wydęła usta mężczyzny. Chwycił Acherona za włosy i zmusił go, by klęknął na marmurowej posadzce. – Co ona tu robi? Oddajesz się jej bez zapłaty? – Nie, despotis. – odpowiedział zaciskając dłonie w pięści jakby starał nie rzucić na człowieka który szarpał za jego włosy.11 – Błagam. Przyrzekam nie zrobiłem niczego złego. – Zostaw go! – warknęłam i chwyciłam dłoń mężczyzny starając się go odciągnąć od brata. – Jak śmiesz atakować księcia? Dasz za to głowę. Człowiek zaśmiał mi się w twarz. – To nie jest książę, a może Acheron jesteś nim? – powiedział z ironią. – Nie, despotis. Jestem niczym. Mężczyzna zawołał swoją straż by mnie wyprowadzili. Weszli natychmiast chcąc mnie zabrać z pokoju. – Nigdzie nie pójdę!12 - powiedziałam mu ostro. Odwróciłam się do strażników i posłałam im wyniosłe spojrzenie. – Jestem Księżniczka Ryssą z Domu Arikles z Didymos. Żądam spotkania z wujem Estes. Natychmiast! Po raz pierwszy zobaczyłam zwątpienie w oczach mężczyzny. – Wybacz mi księżniczko. – powiedział tonem mniej niż przepraszającym. – Zabiorę cię do sali audiencyjnej. Skinął na jednego ze strażników. Zbulwersowana jego arogancją odwróciłam się by wyjść i zauważyłam jak coś szepta do Acherona. 11
Uraza w Ashu została na stałe… w drugiej części jest nawet o tym mowa…bądź ty cicho, po co mówisz co będzie dalej????? 12 Wojowniczka się znalazła...
20
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Twarz mojego brata zbladła. – Idikos obiecał mi, że nie będę musiał go więcej oglądać. Człowiek szarpnął ponownie za włosy Acherona. – Zrobisz, co ci powiedziałem. A teraz wstań i przygotuj się. Strażnik zamknął drzwi i siłą odciągnął od pokoju. Prowadził mnie z powrotem przez dom aż dotarliśmy do małego pokoju audiencyjnego, który był pusty poza trzema małymi sofami. Nie wiedziałam i nie rozumiałam, co się działo. Gdyby ktokolwiek potraktował mnie lub Styxxa w sposób jaki ten człowiek traktował Acherona, ojciec natychmiast by go zabił. Nikt nie mógł do nas mówić inaczej jak tylko z szacunkiem i czcią. – Gdzie jest mój wuj? – zapytałam strażnika stojącego przy oknie. – Jest w mieście Wasza Wysokość. Niedługo powinien wrócić. – Poślij po niego. Natychmiast! Strażnik skłonił przede mną głowę i wyszedł. Byłam w pokoju kilka minut, gdy sekretne drzwi obok kominka otworzyły się. Ukazała się w nich nadzorczyni, która była w pokoju Acherona. To była stara kobieta, która troszczyła się o jego dobro. – Wasza wysokość? – zapytała niepewnie.- To naprawdę ty? Wtedy zdałam sobie sprawę kim musiała być. – To ty jesteś tą osobą, która prosiła mnie bym przyjechała? Skinęła twierdząco głową. Odetchnęłam z ulgą. Wreszcie ktoś kto mi wszystko wytłumaczy. – Co tu się dzieje? Kobieta zaczerpnęła powietrza, wyglądała tak jak gdyby słowa, które miała powiedzieć głęboko ją raniły. – Oni sprzedają twojego brata, moja Pani. Robią z nim rzeczy niewyobrażalne, nikt nie powinien tak cierpieć, Czułam jak mój żołądek kurczył się ze strachu. – Co masz na myśli? Wsadziła dłonie w rękawy sukni. – Ile masz lat moja Pani? – Dwadzieścia trzy. – Jesteś dziewicą? Byłam oburzona, że miała czelność zadać mi takie pytanie. – To nie jest twoja sprawa. – Wybacz mi Pani. Nie chciałam cię urazić. Staram się tylko dowiedzieć czy zrozumiesz co mu robią. Wiesz kim są tsoulus13? 13
No nie mam pojęcia co to jest … tzn autorka tłumaczy nam to słowo.. nie mniej auletryd lub hetery mogą być odpowiednikiem. No ale nie byłabym sobą gdybym nie dopisała że w Rzymie prostytucja to był najprawdziwszy zawód – i to nie przysłowiowy. Trzeba było mięć coś w rodzaju dzisiejszej akcyzy by zawód ten wykonywać tiaaaaaa nawet to mieli przed nami
21
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Oczywiście. Ja…- ogarnął mnie strach. To był atlantydzki termin nieprzetłumaczalny na język grecki, ale wiedziałam, co oznacza. To byli młodzi mężczyźni i młode kobiety, wyszkoleni na seksualnych niewolników dla bogaczy i arystokratów. W przeciwieństwie do prostytutek byli bardzo staranie szkoleni od najmłodszych lat. Zaczynali trening w wieku w którym był mój brat, gdy zabrano go z domu. – Acheron jest tsoulus? Skinęła głową. Pokręciłam z przerażeniem głową. Nie może być. – Kłamiesz! Zaprzeczyła. – To dlatego prosiłam, byś przyjechała. Wiedziałam, że mi nie uwierzysz dopóki nie przekonasz się na własne oczy. Ale ja nadal nie wierzyłam. To było niemożliwe. – Mój wuj nigdy by na to nie pozwolił. – Twój wuj jest tą osobą, która go sprzedała. Jak myślisz kto zapłacił za ten dom? Czułam się chora słysząc te informacje a część mnie nadal odmawiała przyjęcia do wiadomości rzeczy oczywistych. – Nie wierzę ci. – Więc chodź jeśli się odważysz i przekonaj się sama.14 Nie chciałam, ale udałam się za nią. Szłyśmy bez końca aż dotarłyśmy do pomieszczenia gdzie Acheron brał kąpiel. Położyła palec na wargach dając mi znać bym zachowała milczenie i spokój. Wtedy ich usłyszałam. Mogłam być dziewicą, ale nie byłam naiwna. Nie raz słyszałam jak ludzie uprawiają sex. Ale co gorsze zamiast słyszeć jęki przyjemności słyszał pełne cierpienia krzyki mojego brata. Mężczyzna ranił Acherona i zachwycał się bólem, jaki mu zadawał. Ruszyłam do drzwi, ale kobieta stanęła mi na drodze. Mówiła cichym złowieszczym głosem. – Zatrzymaj się Pani, albo twój brat ucierpi w sposób, jakiego nie możesz sobie wyobrazić. Jej wyszeptane słowa w końcu przebiły się przez mój umysł. Lecz moja dusza krzyczała, że powinnam to zatrzymać. Ale kobieta do tej pory miała rację. Znała lepiej mojego brata i wuja niż ja. Ostatnią rzeczą którą chciałam widzieć to to go jak go ranią jeszcze bardziej. W końcu, po czasie który wydawał mi się wiecznością, zapadła cisza. Usłyszałam ciężkie kroki, potem ktoś otworzył i zamknął drzwi. 14
Ułaaaa będzie bolało...
22
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Oszołomiona nie mogłam się ruszyć, nie mogłam oddychać. Służąca otworzyła drzwi do sypialni a ja zobaczyłam Acherona przywiązanego łańcuchem do łóżka. To właśnie do tego służyły jego bransolety na nadgarstkach i kostkach. To przez nie przechodziły łańcuchy dopięte do dziobów ptaków. A ja idiotka myślałam że to ozdoby służące do zawieszania kotar wokół łóżka.15 – Nie byłem przygotowany na to, za co zapłaciłaś. Sądziłem po twoim wyglądzie, pani, że wolisz delikatnie. Myliłem się? Te słowa rozdzierały mnie, gdy patrzyłam jak kobieta rozpina mu łańcuchy. Nie mogłam oderwać wzroku od tego widoku, leżał nagi, ranny, zakrwawiony. Mój brat. Łzy wypełniły moje oczy gdy przypomniałam sobie jak go widziałam ostatni raz jako małego chłopca. Jego okrągła twarzyczka też była spuchnięta, ale nie w ten sposób. Teraz jego usta były pokaleczone, jego lewe oko opuchnięte a nos krwawił. Czerwone odciski dłoni i siniaki były na większości jego ciała. Nikt nie zasługiwał na coś takiego. Nikt. A szczególnie mój brat. Zrobiłam krok w jego stronę, gdy drzwi się otworzyły a służąca pokazała mi, że mam wyjść natychmiast z pokoju. Przerażona rzuciłam się w cień gdzie mogłam słyszeć, ale nie byłam widziana. Rozległy się przekleństwa. – Co tu się wydarzyło? Rozpoznałam głos mojego wuja. – Wszystko w porządku Idikos. Powiedział Acheron głosem zachrypniętym i umęczonym. Brzmiał jakby wyszedł w łóżka i potknął się. Spodziewałam się, że wuj będzie wściekły na człowieka, który skrzywdził Acherona. Nie był. Jego gniew był skierowany wobec mojego brata. – Jesteś bezwartościowy. – zawarczał wuja. – Spójrz na siebie, nie jesteś godzien przewodzić takiej sola16. – Wszystko w porządku Idikos. – nalegał Acheron głosem tak służalczym tak że przewracał mi się żołądek. – Mogę … – Być wartym czyszczenia ulic…- przerwał mu Estes. Słyszałam protest Acherona ale zamiast wyraźnych słów jego głos był stłumiony jakby coś nie pozwalało mu mówić.
15
Obudziło się dziecko... Powiedzmy że dom publiczny… skąd taka idiotyczna nazwa? Prawdo podobnie od imienia Solon któremu przypisuje się stworzenie miejskich domów publicznych. οκίσκο 16
23
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Prosiłam o odwagę by móc tam wejść i powiedzieć wujowi by przestał, ale nie mogłam, moje stopy odmawiały mi posłuszeństwa. Byłam zbyt przerażona tym co zobaczyłam, by się ruszyć. Słyszałam jak łańcuchy opadają na ziemie. Oraz głuche uderzenia drewna o ciało. Acheron wydawał przytłumione okrzyki bólu, bity dopóki nie nastała cisza. Osunęłam się na podłogę płacząc nad nim. Trzymałam pięść kurczowo na wargach tłumiąc łzy i zastanawiając się, co powinnam zrobić. Jak mogłam to zatrzymać? Kto mi uwierzy? Estes był ukochanym bratem mojego ojca. Nikt nie uwierzy mojemu słowu przeciwko jego. Nikt… – Umieść go w karcerze. – Na jak długo? – zapytał inny mężczyzna Usłyszałam oburzone westchnienie Estes – Nawet jeżeli jego zdolność regeneracji jest taka szybka to i tak dojście do siebie zajmie mu przynajmniej jeden dzień. Znajdź Ores i upewnij się, że zapłaci za straty. Anuluj wszystkie spotkania Acherona i zostaw go w spokoju do jutrzejszego ranka. – A co z posiłkami? – zapytała służąca. Estes warknął. – Jeżeli nie może pracować nie może też jeść, prawda? Nie zapracował dzisiaj na jedzenie. Ponownie usłyszałam jak drzwi otwierają się i zamykają. – A teraz gdzie jest moja siostrzenica? – Jest w sali audiencyjnej.- powiedział mężczyzna. – Nie było jej tam, gdy przyszedłem. – Powiedziała, że idzie na miasto. – wytłumaczyła mnie szybko nadzorczyni. – Ona za chwilę wróci. Jestem tego pewna. – Daj mi znać natychmiast jak przyjdzie. – warknął Estes . – Powiedz jej, że Acheron odwiedza przyjaciół. Wyszedł z pokoju. Siedziałam na podłodze wpatrując się w czarny marmur. Ilu klientów miał mój brat? Ile dni żył w piekle, którego byłam świadkiem? Minęło dziewięć lat, gdy opuścił Grecję. Na pewno nie zawsze tak było… ale jeżeli? Na samą myśl mnie zemdliło. Nadzorczyni wróciła do mnie. Widziałam przerażenie w jej oczach. Zastanawiam się czy w moich także to widać. – Jak długo oni mu to robią? – zapytałam. – Pracuję tu prawie od roku. – powiedziała smutno. – Ale wiem, że to trwa dłużej… o wiele dłużej.
24
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Starałam się myśleć co powinnam zrobić. Byłam tylko kobietą. Czyli niczym w świecie męskiej władzy. Mój wuj mnie nie posłucha. Zresztą nawet ojciec nie chciał mnie wysłuchać. Nigdy nie uwierzy, że jego brat tak postępuje z Acheronem. Zresztą ja sama z trudem w to wierzyłam. Jak mój wujek, którego kochałam, którego uwielbiałam, mógł robić coś takiego? Jednak nie można było temu zaprzeczyć. Jak Estes mógł przychodzić do naszego pałacu, siedzieć przy wieczerzy obok mnie i Styxxa wiedząc, że noc w noc a może w dzień i noc sprzedaje mojego brata… Sprzedawał chłopca identycznego jak Styxx tylko dlatego, że miał inne oczy. Dla mnie to nie miało sensu. Jedyne, co widziałam to to, że nie mogę opuścić Acherona… nie w tym miejscu. – Możesz przyprowadzić tu mojego strażnika tak, by nie był zauważony? Służąca skinęła głową. Opuściła mnie a ja siedziałam w rogu bojąc się poruszyć. Kiedy wróciła z Boraxis w końcu znalazłam w sobie odwagę by stanąć. Boraxis pomógł mi wstać na nogi. – Wszystko w porządku wasza wysokość? Skinęłam odrętwiała głową. – Gdzie jest Acheron? – zapytałam służącą. – Jest w pomieszczeniu obok komnaty sypialnej. Po raz kolejny w myślach zobaczyłam zakrwawione łóżko. Opuściłam wzrok i poszłam za nią. Otworzyła drzwi. Gdy weszłam do środka zobaczyłam Acherona klęczącego na kolcach raniących do krwi jego ciało, powodujące u niego niezmierny ból. Ten pokój był tak mały że wiedziałam, że został zbudowany właśnie jako kara dla niego. Był nagi, jego ciało było skrwawione i posiniaczone. Jego nadgarstki były połączone i wykręcone na plecy … ale to co mnie przeraziło to jego stopy. Były czarne… od zakrzepłej krwi. Teraz rozumiałam, czym był dźwięk, który słyszałam. Jakie jest najlepsze miejsce by kogoś ukarać nie niszcząc jego ciała? Przecież nikt nie będzie patrzył na jego stopy… prawda? Tak delikatnie jak tylko mogłyśmy, ja i nadzorczyni przeniosłyśmy go na łóżko w komnacie sypialnej. Wokół głowy miał zapięty dziwny pasek. Gdy służąca usunęła go zdałam sobie sprawę że pod językiem utrzymywał w miejscu dużą kolczastą piłkę. Z kącików jego ust ciekła świeża krew. Skuliłam się gdy usunęła mu ją i gdy syknął z bólu. – Zostawcie mnie. – powiedział przez zaciśnięte zęby, kiedy służąca uwolniła mu dłonie. – Nie. – powiedziałam mu. – Zabieram cię stąd. 25
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Nadal trzymał mocno zaciśnięte zęby. – Nie mogę opuszczać tego miejsca. Nigdy. Proszę, musisz mnie zostawić. Będzie tylko gorzej jak będę z nim walczył. Jego słowa raniły mi serce. Bogowie co oni mu zrobili, że był zbyt przerażony by opuścić to piekło17. Próbował wrócić do swojego pokoju tortur, ale chwyciłam go i zmusiłam, by się cofnął. – Nie pozwolę by znowu cię krzywdzili Acheron. Przyrzekam. Zabiorę cię do domu. Spojrzał na mnie jakby to słowo mu było całkowicie obce. – Muszę tu zostać. – podkreślił. - Na zewnątrz jestem w niebezpieczeństwie. Zignorowałam go i zwróciłam się do służącej. – Gdzie są jego ubrania? – On nie ma żadnych, moja Pani. Nie potrzebuje ich do wykonywanej pracy. Skrzywiłam się na jej słowa. – Niech i tak będzie… Owinęłam go płaszczem i z pomocą Boraxis zabraliśmy go z domu nawet, gdy Acheron protestował przy każdym kroku. Moje nogi i ręce trzęsły się z obawy że w każdej chwili odkryje nas Estes albo jeden z jego służących. Szczęśliwie służąca znała każdy kąt w domu i spokojnie wyprowadziła nas na ulicę. Jakoś udało nam się wynająć zabudowany powóz tuż za domem. Boraxis wsiadł na górę prowadząc wóz a my byliśmy w środku. Sami. Razem. Wstrzymywałam oddech dopóki z naszych oczu nie znikł dom mojego wuja i byliśmy poza murami miasta. Przejechaliśmy przez most i wjechaliśmy na drogę, która w końcu doprowadzi nas do nabrzeża. Acheron siedział w narożniku patrząc przez małe okno18 i nie mówił ani słowa. Jego oczy były martwe19. Bez życia. Tak jakby widziały za dużo. – Potrzebujesz lekarza? – zapytałam. Potrząsnął głową. Chciałam go uspokoić i pocieszyć…ale nie byłam pewna czy coś na tej ziemi może to zrobić. Jechaliśmy w całkowitej ciszy aż dotarliśmy do małej wioski. Boraxis zmieniał konie a my weszliśmy do małego domu, by poczekać. Wynajęłam pokój od starszej kobiety tak, że mogliśmy umyć się i odpocząć w spokoju.
17
Um ja nie wiem czy lepiej nie brzmiało by w ustach Greczynki Tartar ... czepiasz się.... Rany 11 tys. lat temu mieli powozy z oknami … super 19 Jasne a może miał skakać z radości??? 18
26
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Mój strażnik znalazł albo kupił ubrania dla Acherona. Były odrobinę za małe na niego i z szorstkiego materiału, ale nie narzekał. Wziął je i ubrał się w wynajętym pokoju. Zauważyłam, jaki był słaby, gdy wyszedł do mnie na korytarz gdzie czekałam. Serce bolało mnie na myśl, że chodził na posiniaczonych nogach i do tej pory nie powiedział słowa skargi. – Chodź Acheron, musimy coś zjeść póki możemy. Panika zapłonęła w jego oczach. Wyglądał na zrezygnowanego. – Co się stało? – zapytałam. Nie odpowiedział. Nałożył kaptur płaszcza na głowę jakby chciał zasłonić się przed światem. Z podniesioną głową i założonymi rękami na piersi udał się ze mną do małej jadalni poniżej. Podeszłam do stołu w pobliżu paleniska. – Komu mam zapłacić za jedzenie? - zapytał cicho z twarzą całkowicie osłoniętą kapturem. Spojrzałam na niego z dezaprobatą. – Masz pieniądze? Wyglądał na zaskoczonego moim pytaniem. – Jeżeli nie może pracować nie może też jeść Nie zapracował dzisiaj na jedzenie. Mój żołądek skurczył się, gdy sobie przypomniałam, co powiedział Estes. Dławiłam się łzami. Myślał, że chciałam go… – Ja zapłacę za nasze jedzenie Acheron, pieniędzmi.- powiedziałam z naciskiem. Ulga na jego twarzy była większa niż w moim sercu. Usiadłam. Acheron obszedł stół i uklęknął na podłodze po mojej prawej stronie tuż za mną. Skrzywiłam się na niego przez ramię. – Co robisz? – Wybacz mi moja Pani. Nie chciałem cię obrazić. Odsunął się na kolanach kilka centymetrów dalej. Kompletnie zdezorientowana odwróciłam się do niego. – Dlaczego klęczysz na podłodze? Spojrzał na mnie rozczarowany. – Będę czekać na ciebie w pokoju. Ruszył się aby wyjść. – Poczekaj. – chwyciłam go za ramię. – Nie jesteś głodny? Powiedziano mi że nic nie jadłeś.20 – Jestem głodny. – powiedział z prostotą przez zaciśnięte zęby. 20
Jej ja rozumiem, ale ona strasznie głupiutka....
27
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Więc siadaj. Znowu ukląkł na podłodze. Co on robił? – Acheron dlaczego klęczysz na podłodze a nie siedzisz ze mną przy stole? Jego spojrzenie było puste. – Kurwy nie siedzą przy stołach z przyzwoitymi ludźmi. Jego głos był opanowany, bez emocji, tak jakby często powtarzał te słowa i nie miały już dla niego żadnego znaczenia. Ale mnie te słowa raniły. – Nie jesteś kurwą Acheron. Nie kłócił się ze mną werbalnie, ale widziałam zaprzeczenie w jego bladych migocących oczach. Wyciągnęłam dłoń by dotknąć jego twarzy. I jak zawsze zesztywniał. Opuściłam rękę. – Chodź. – powiedziałam miękko. – Usiądź przy stole razem ze mną. Zrobił, co mu kazałam ale wyglądał na bardzo zawstydzonego jakby się bał, że ktoś go chwyci za włosy w każdej chwili. Naciągnął jeszcze mocniej kaptur na głowę jakby miał go ochronić. Zdałam sobie sprawę, że to drugi sposób by kogoś ukarać nie zostawiając żadnych widocznych śladów. Jak często był szarpany za włosy? Służąca przyszła po nasze zamówienie. – Co chcesz Acheron? – Moja wola jest twoją Idika. Idika. Atlantydzkie słowo którego używał niewolnik względem swojej Pani. – A co lubisz? Potrząsnął głową. Zamówiłam dla nas posiłek i spojrzałam na brata. Patrzył w podłogę. Nadal obejmował się rękami. Kiedy zakaszlał mogłam zobaczyć dziwny mały przedmiot w jego ustach. – Co to jest? – zapytałam. Spojrzał na mnie i znowu uciekł wzrokiem. – Co jest co, Idika?- zapytał, ponownie zaciskając zęby. – Jestem twoją siostrą, możesz do mnie mówić Ryssa. Nie opowiedział. Z westchnieniem powróciłam do wcześniejszego pytania. – Co jest w twoich ustach? Proszę pokaż mi swój język. Uprzejmie otworzył usta. Środek języka miał poprzekłuwany złotymi kuleczkami, które błyszczały w świetle dnia. Nigdy w życiu nie widziałam czegoś takiego. – Co to jest? – zapytałam marszcząc brwi. Acheron zamknął usta a przy okazji poruszył wargami i szczęką. Mogłam powiedzieć, że kulkami podrażniał podniebienie. 28
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Erotiki sfairi. – Nie rozumiem tego terminu. – Sex kuleczki, Idika. To sprawia, że moje liźnięcia są bardziej stymulujące. Nie byłabym bardziej zdziwiona gdy mnie uderzył. Mówił z nonszalancją rzeczach które były tematem tabu w świecie, który znałam. – Czy to boli? - Nie mogłam uwierzyć, że zadałam to pytanie. Pokręcił głową. – Muszę tylko uważać by nie uderzały o zęby inaczej mogę je połamać. To dlatego gdy mówił miał zaciśniętą szczękę. – To cud, że w ogóle możesz mówić. – Nikt nie płaci kurwie by używała języka do mówienia, Idika. – Nie jesteś kurwą! Kilka osób odwróciło w naszą stronę głowy, co mi uświadomiło, że mówiłam głośniej niż zamierzałam. Moje policzki paliły ale twarz Acherona nie wyrażała żadnego zażenowania ani wstydu. On po prostu przyjął, że nie jest nikim więcej i na nic więcej nie zasługuje. – Jesteś księciem, Acheron. Księciem. – Więc dlaczego się mnie pozbyliście? Jego pytanie mnie zaskoczyło. Nie tylko słowa, ale wyczuwalny ból w jego głosie. – Co masz na myśli? – Idikos powiedział co o mnie mówiono. – Masz na myśli Estes? Skinął głową. – To jest twój wuj a nie Idikos. – Nie dyskutuje się z batem, moja Pani. Przynajmniej niezbyt długo. Potaknęłam głową. – Nie, myślę że nie. Co on ci powiedział? – Król chciał mnie zabić. Żyję tylko dlatego, że syn którego kocha umrze jeśli ja umrę. – To nieprawda. Ojciec cię odesłał, bo bał się, że ktoś cię może zranić. Jesteś jego następcą. Acheron spojrzał na podłogę. – Idikos mówi, że jestem wstydem dla mojej rodziny. Nie powinienem z wami przebywać. I dlatego król mnie odesłał i powiedział wszystkim, że nie żyję. Jestem dobry tylko do jednej rzeczy. Nie musiał mi mówić, co było tą rzeczą. – Kłamca! Moje serce pękało przetłoczone prawdą. – Tak samo jak okłamywał mnie i naszego ojca. Mówił nam, że jesteś zdrowy i szczęśliwy. Dobrze szkolony. 29
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Zaśmiał się. – Byłem dobrze szkolony Idika. Wierz mi, jestem najlepszy w tym w czym mnie szkolili. Jak mógł się śmiać z tego horroru? Przyglądałam mu się kiedy sługa przyniósł jedzenie. Jak zaczęłam jeść zauważyłam, że Acheron się nie poruszył. Patrzył na posiłek z głodem w oczach. – Jedz .- powiedziałam. – Nie dałaś mi mojej części Pani. – Co masz na myśli? – Jedz a podczas jedzenia będziesz mogła wyznaczyć dla mnie ilość żywności. – Proszę jak… nie czekaj. Nie odpowiadaj. Nie jestem pewna czy chcę znać odpowiedź. Westchnęłam wskazując na jego talerz i kubek. – Wszystko jest dla ciebie. Możesz zjeść dużo lub mało, jak chcesz. Spojrzał na mnie z wahaniem a później znów na podłogę za mną. W końcu zrozumiałam czemu wcześniej klęczał.21 – Zwykle jesz na podłodze, prawda? Jak pies lub szczur… Skinął głową. – Jeśli Idikos jest szczególnie miły to nieraz nakarmi mnie z ręki. Apetyt opuścił mnie na te słowa. – Jedz w spokoju mój młodszy bracie. W moim głosie sama czułam powstrzymywane łzy. – Jedz ile chcesz. Popijałam wino próbując rozgrzać mój żołądek i patrzyłam jak spożywa posiłek. Miał doskonałe maniery, ale uderzało mnie jak wolno jadł. Jakie miał skrupulatne ruchy. Każdy gest był piękny. I został przeznaczony, by uwodzić. Poruszał się jak kurwa. Zamykając oczy chciałam krzyczeć na tą niesprawiedliwość. Był pierworodnym. Był tym, który powinien być następcą tronu a był tutaj. Jak mogli mu coś takiego zrobić? I dlaczego? Ponieważ jego oczy były inne? Bo te oczy były dla ludzi niewygodne? Nie było nic groźnego w tym chłopcu. Nie był jak Styxx, który był znany że zamykał ludzi i bił ich tylko dlatego, że go obrazili. Biedny chłop został pobity tylko dlatego, że nie miał butów na nogach jak przyszedł do pałacu. Butów na które nie mógł sobie pozwolić.
21
Nooo nareszcie...
30
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron nie płatał mi figlów ani nie naśmiewał się z innych. Nikogo nie osądzał i nikogo nie poniżał. Siedział cicho jedząc. Jakaś rodzina przybyła i usiadła do stołu z nami. Acheron przestał jeść gdy zauważył chłopaka i dziewczynę. Chłopak był pewnie o kilka lat młodszy od niego a dziewczyna w jego wieku. Patrząc na jego twarz mogłam zgadnąć, że nigdy nie widział rodziny zasiadającej razem do stołu. Patrzył na nich z ciekawością. – Mogę mówić, moja Pani? – Oczywiście. – Czy ty i Styxx zsiadacie z rodzicami do stołu jak oni? – Oni są też twoimi rodzicami22. Wrócił do jedzenia bez komentarza. – Tak. – powiedziałam. – Niekiedy spożywamy wspólne posiłki. Ale Acheron nigdy. Nawet jak był w domu był odsyłany od rodzinnego stołu. Nic już nie powiedział tylko jadł z tymi swoimi nienagannymi manierami. Zjadłam kilka kęsów, ale zrozumiałam, że nie jestem głodna… nie po tym wszystkim co zobaczyłam. Po posiłku zabrałam go z powrotem do naszego pokoju czekając na woźnicę który kończył karmić i oporządzać konie. Zmierzchało i nie byłam pewna czy będziemy kontynuować podróż wieczorem czy nie. Usiadłam na małym krzesełku i zamknęłam oczy ze zmęczenia. Potrzebowałam chwili odpoczynku. To był długi i ciężki dzień. Gdy przybyłam na Atlantydę rano nie spodziewałam się, że ją tak szybko opuszczę. Nie wspominając już o tym, że będę wykradać brata z domu mojego wuja. W tej chwili jedyne czego potrzebowałam i chciałam to tylko sen. Czułam, że Acheron stanął przede mną. Otwierając oczu znowu zobaczyłam że jest nagi. Zmarszczyłam brwi. – Co ty robisz? – Jestem ci winien za jedzenie i za ubranie, moja Pani. Ukląkł przede mną i podniósł rąbek mojego himation23. Chwyciłam go za dłoń. – W ten sposób nie dotyka się własnej rodziny Acheron. To jest złe. Zamieszanie pojawiło się na jego twarzy. I w ten sposób poznałam najgorszy z możliwych horrorów. – Czy Estes .. on ciebie.. – nie mogłam zmusić się do zadania pytania. – Płaciłem mu każdego dnia za to, że był na tyle uprzejmy i dał mi dach nad głową. 22
Pierdolniętymi … ale rodzicami. Mieć takich to lepiej nie mieć wcale... Himation był prostokątnym kawałkiem tkaniny pełniącym rolę peleryny. Noszony zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety, nakładany był na chiton i drapowany w fałdy. 23
31
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Nigdy tak bardzo nie chciałam płakać w moim życiu jak w tamtej chwili. Ale moje oczy pozostały dziwnie suche mimo gniewu i obrzydzenia, które wzbierały w mojej duszy niczym fala… za to co zrobili mojemu bratu. Gdybym tylko mogła dorwać mojego wuja. – Włóż ubranie Acheron. Nie ma potrzeby byś płacił mi za cokolwiek. Zostawił mnie i zrobił o co go prosiłam. Przez resztę wieczoru patrzyłam jak siedział cicho w kącie nie poruszając nawet jedynym mięśniem. Oczywiście został także i w tym przeszkolony. Moje myśli dryfowały przez horrory dzisiejszych objawień. Przez horror, jakim musiało być jego życie. Mój biedny Acheron. Mówiłam mu jak ojciec ucieszy się z jego powrotu do domu. Jak szczęśliwa będzie matka, że znów go zobaczy24. Opowiadałam mu historie z pałacu i jak wielką komnatę dostanie. Słuchał w ciszy, ale jego oczy wyraźnie mówiły, że nie wierzy w ani jedno moje słowo. Kurwy nie mieszkają w placach… Wyraźnie słyszałam jego myśli. I szczerze zaczęłam wątpić we własne słowa.
24
Ummm... może na zawał umrze ze szczęścia...
32
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
4 listopada 9532 roku p.n.e. Do końca naszej podróży na nabrzeże Acheron pozostawał cichy. Tak bardzo, że zaczynałam się martwić. Nie wyglądał dobrze. Oblewał się zimnym potem i trząsł się z tego powodu. Jego skóra była okropnie popielata. Gdy go zapytałam się co się z nim dzieje, stwierdził że czasami tak ma. Kiedy byliśmy w większej grupie ludzi stawał się nerwowy25. – Estes cię nie znajdzie. – powiedziałam chcąc złagodzić jego strach. To nie pomogło a tylko zaszkodziło jeszcze bardziej, bo stał się jeszcze bardziej przejęty. Boraxis wrócił z pozwoleniem na podróż po Morzu Egejskim, które miało nas zaprowadzić do domu. Wiedziałam że nie przestanę patrzeć za siebie tak długo jak nie wsiądziemy na triere26. Dopiero jak odpłyniemy będziemy bezpieczni. Bałam się, że w każdej chwili wuj nas znajdzie i zabierze Acherona. Minęło południe, gdy w końcu pozwolono nam wejść na pokład. Boraxis poprowadził na do środka. Pierwszy oficer wziął nasze pozwolenie i wskazał nam kwatery, ale kiedy go mijaliśmy zatrzymał Acherona. – Opuść kaptur. Widziałam panikę w oczach Acherona zanim uległ i opuścił kaptur. Tak szybko jak materiał został opuszczony poczułam niemal dziwną falę ciekawości od ludzi stojących w pobliżu nas. Wszystkie oczy zwróciły się na mojego brata. Pierwszy oficer powiedział do mnie z dezaprobatą. – Moja Pani, nie pozwalamy by niewolnicy przebywali na głównym pokładzie. Posłałam mu miażdżące spojrzenie. – On nie jest niewolnikiem. Oficer zaśmiał się na moje słowa. Wyciągnął dłoń w stronę szyi Acherona i pociągnął za wisiorek będący symbolem ognistego słońca. Acheron nie ruszał się ani nie mówił, jedynie spuścił wzrok. Oficer przeniósł spojrzenie na mnie. – Mogę zrozumieć, że chcesz zachować swojego tsoulus, ale będzie podróżował pod pokładem razem z resztą niewolników. Wcześniej nie przyszło mi do głowy, by usnąć ten symbol. W Grecji nasi niewolnicy nie mieli żadnych złotych przedmiotów, więc nie pomyślałam, że ten mały wisiorek może zdradzić Acherona. – Nexus! – zawołał oficer marynarza. – Eskortuj go pod pokład. Acheron spojrzał na mnie z paniką. – Proszę Idika nie odsyłaj mnie tam. Samego. Nie możesz. 25 26
To nie mój Ash. Twój twój, cooo wypierasz się teraz???. Statek handlowy jak i okręt wojenny. http://www.zaglowce.ow.pl/typy/grecja/greckirys.jpg
33
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Zapłacę więcej – powiedziałam żeglarzom. – Przykro mi Pani. To jest nasza surowa zasada. Jeśli ją złamiemy dla ciebie inni pasażerowie będą ekstremalnie wściekli i oburzeni. Czułam się okropnie z powodu brata. – Wszystko będzie w porządku Acheron. To tylko kilka dni i będziemy w domu. Moje słowa jeszcze bardziej go przestraszyły. Ale nic nie powiedział kiedy Nexus zabrał go ode mnie. Założył z powrotem kaptur i rozejrzał się nerwowo. – Nic mu nie będzie Wasza Wysokość. – zapewnił mnie Boraxi. – Kwatery niewolników może nie są dystyngowane, ale są czyste i solidne. A Boraxis wiedział. W końcu był w kiedyś niewolnikiem zanim mój ojciec go uwolnił. – Dziękuję Boraxis. Z ciężkim sercem udałam się do kwatery zastanawiając się co Acheron będzie robił przez następne cztery dni.
34
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
8 listopada 9532 p.n.e. Czekałam z zapartym tchem na powrót Acherona. Przez ostatnie cztery dni robiłam wszystko, by się z nim zobaczyć, ale nikt mi na to nie pozwolił. Podobno pasażerom nie wolno było wchodzić pod pokład tak jak niewolnikom na pokład. Prawie wszyscy zeszli już z pokładu, nawet żeglarze, a ja z Boraxisem nadal czekałam. W końcu gdy go ujrzałam, tak samo jak w dzień kiedy zszedł pod pokład, miał na sobie płaszcz a na pochylonej głowie mocno nasunięty kaptur. Nie było widać ani jego twarzy ani ciała27. – Tutaj jesteś! – powiedziałam szczęśliwa widząc go. Nic nie powiedział. Kiedy starałam się go objąć zignorował mnie28. Kiedy chciałam napotkać jego wzrok odsunął się od mnie. Jego zachowanie zirytowało mnie29. To było jego podziękowanie za uratowanie go od szaleństwa domu mojego wuja? – Nie bądź taki nadąsany Acheron. Nie miałam wyboru. Nadal nie powiedział słowa. – Co się z tobą dzieje?! - Opowiedz mi. Chciałam nim potrząsnąć. To był pierwszy raz, gdy zachowywał się ja Styxx. – Chcę wrócić do domu. Byłam zupełnie zdruzgotana jego wyszeptaną prośbą, która była zabarwiona gniewem. – Czyś ty oszalał? Dlaczego chcesz wrócić na Atlantydę? Po raz kolejny nie odpowiedział. Wzdychając z frustracją poprowadziłam go na ląd. Kiedy zeszliśmy na nabrzeże Boraxis udał się poszukać jakiegoś zamkniętego wozu na podróż do domu. A Acheron nadal milczał. Nie rozglądał się wokół ani nie wykazał się zainteresowania faktem, że w końcu był wolny spod wpływów Estesa. – Już jesteśmy w Grecji. Niedaleko naszego domu. Kiedy nadal nie odpowiadał westchnęłam z wdzięcznością na widok wozu. Może to mu poprawi samopoczucie. Przed nami zatrzymał się mężczyzna. – Mój Panie? – zapytałam gdy zbliżył się do nas.
27
Umm i jak to się ma do pierwszej części gdzie Ash eksponuję swoje plecy i jest pewny siebie? Ooo beee Acheron, niegrzeczny chłopiec... a niby co, na kolana miał paść w podzięce...? 29 To ona się irytuje??? A to przystoi księżniczce??? 28
35
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Nie był wiele straszy ode mnie. Jego ubranie i postura świadczyła, że dobrze mu się w życiu powadzi. Choć ja nie uznałam go za dostojnika. Ledwie na mnie patrzył. Cała jego uwaga była skupiona na Acheronie, który odsunął się od niego. – Jest twój, Pani? Wahałam się przed odpowiedzią. – Dlaczego chcesz to wiedzieć? – Chcę go kupić. Podaj cenę a ją zapłacę. Wypełnił mnie gniew. – On nie jest na sprzedaż. W końcu człowiek spojrzał na mnie. Przysięgam widziałam szaleństwo w jego niebieskich oczach. – Dam ci za niego tyle ile zażądasz! Boraxis wrócił do nas i spojrzał z wrogością na człowieka. – Acheron wchodź do środka. Acheron nie dyskutował i szybko wspiął się do wozu. Kiedy chciałam do niego dołączyć mężczyzna chwycił mnie za dłoń. – Pani, proszę. Muszę go mieć. Oddam ci wszystko, co zechcesz! Boraxis zmusił człowieka by się cofnął. Weszłam do powozu, ale mężczyzna nadal próbował mnie przekupić. – Po prostu nie mogę w to uwierzyć - mruczałam pod nosem. – Czy to się często zdarza? – zapytałam brata. – Ta. – głos Acherona był ledwie szeptem. Boraxis zamknął drzwi. – Będę jechał z woźnicą. – podał mi bukłak z winem i chleb owinięty w materiał. – Jeśli będziesz czegoś potrzebować, zawołaj mnie Pani. – Dziękuje Boraxis. Po zjedzeniu obfitego śniadania na statku nie czułam głodu. Ale czułam jak Acheron wpatruje się w jedzenie, ale nadal nie odzywał się i był całkowicie okryty płaszczem30. – Chcesz trochę? – zapytałam brata podając mu jedzenie. Gdy powóz ruszył rzucił się na jedzenie jak wygłodniałe zwierze. Kiedy zaczął jeść mignęło mi jego przedramię. Nadgarstek wokół złotej bransolety był mocno pokryty krwią. Ale wydawało się, że tego nie zauważał gdy wsuwał kawałki chleba do ust. – Wszystko w porządku Acheron? Nadal nic nie mówił tylko jadł zachłannie. Kiedy skończył chleb z tą sama gorliwością zaatakował bukłak z winem. Po kilku minutach odkrył ciało z westchnieniem bólu. Wyciągnęłam dłoń w stronę jego poranionego ramienia. Nie poruszył się jak przy nim usiadłam i odsunęłam bransoletę odkrywając paskudne rany. Patrząc na jego zakrwawioną 30
Hmmmm ciekawe dlaczego...
36
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
rękę zobaczyłam jeszcze więcej siniaków na przedramieniu i w końcu jego twarz. Zawarczałam z trwogą. Zanim mógł się cofnąć chwyciłam kaptur i zsunęłam mu z twarzy. Jego skóra była popielata a włosy splątane31. Ale to jego twarz przybiła mnie swoim widokiem. Miał purpurowe cienie pod oczami jakby nie spał w ogóle. Jego usta były popękane, suche i zakrwawione. Oba policzki posiniaczone jakby ktoś uderzył go kilkakrotnie. Jego ubranie było brudne i podarte. – Co ci się stało? Posłał mi bezczelne spojrzenie, które mnie zabolało. – Jestem wyszkolonym tsoulus, Idika a ty mnie zostawiłaś bez ochrony przez cztery dni. Jak myślisz co mi zrobili? Przerażona przywołałam Boraxisa. Wóz natychmiast się zatrzymał a po chwali sługa otworzył drzwi a Acheron na nowo założył kaptur. – Tak wasza wysokość? – Zabierz mnie natychmiast na statek. – Mogę się zapytać dlaczego wasza wysokość? – Oni…Oni.. - nawet nie mogłam się zmusić, żeby to powiedzieć. – Chcę aby każdy kto dotknął Acherona został zakuty w kajdany. Boraxis zmarszczył brwi. Chwyciłam za kaptur brata i kolejny raz go zsunęłam. – Zobacz co mu zrobili? Acheron napotkał wzrok Boraxisa i coś dziwnego zaszło między nimi. – Wasza wysokość. – powiedział niskim spokojnym tonem. – Mogę cię zabrać z powrotem, jeżeli sobie życzysz, ale tylko prawdziwy właściciel może żądać zadośćuczynienia za krzywdy wyrządzone Acheronowi. Zazgrzytałam zębami. – On nie jest niewolnikiem! – Ale jest oznakowany jako niewolnik. I tylko to się liczy. – I to im daje prawo go wykorzystywać? – Jeszcze raz powtarzam, że tylko jego prawdziwy właściciel może żądać zadośćuczynienia. Za to co mu zrobiono prawo przewiduje tylko pieniężną rekompensatę. Żaden wolny człowiek nie zostanie ukarany za to, że wykorzystał niewolnika. – A niewolnik może być w ten sposób bity? Dla przyjemności? Więc chcę tego samego dla jego oprawców! – Wasza wysokość, ale to nie niewolnicy go tak potraktowali. Przełknęłam ślinę. – O czy ty mówisz? Boraxis popatrzył na Acherona. – Acheron? Kto ci to zrobił? 31
Masz co chciałaś... a miało być tak pięknie
37
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Żeglarze, a jak ze mną skończyli sprzedali mnie arystokratom, którzy brali mnie pod pokładem. Boraxis spojrzał ponownie na mnie. – Jesteś arystokratką a ja twoim sługą i nikogo nie będzie obchodziło co ze mną zrobisz, więc tym bardziej nikt nie zainteresuje się co dzieje się z twoim niewolnikiem. – Wiedziałeś co mu robili? – Nie wasza wysokość. Sądziłem, że woli być sam z innymi niewolnikami. Gdybym tylko wiedział że ktoś mu chce zaszkodzić ostrzegłbym cię. Uwierzyłam mu. Mimo to była wściekła jak nigdy w życiu, gdybyśmy byli w królestwie mojego ojca … Ale nie byliśmy. Tutaj poza sferą wpływów ojca moje słowo nic nie znaczyło. Skinęłam głową. – Boraxis, znajdź nam jakieś miejsce gdzie będziemy mogli zdjąć mu te bransolety. – Nie możesz ich zdjąć. – powiedział spanikowanym głosem Acheron. – To wyrok śmierci dla każdego tsoulus. Tylko Idikos może je usunąć. – Nie jesteś niewolnikiem i pozwolę 32byś dalej był tak oznakowany! Odwrócił się ode mnie. Z westchnieniem spojrzałam na mojego strażnika. – Acheron potrzebuję więcej jedzenia i bezpiecznego miejsca gdzie będzie mógł się wykapać i odpocząć. Potrzebuje też świeżych ubrań. – Zapytam woźnice o takie miejsce. Skinęłam mu głową. – Nikt cię już nie skrzywdzi Acheron… nikt. Widziałam jak łzy zebrały się w jego oczach, ale po chwili nasunął kaptur i ukrył przede mną twarz. – Mów do mnie młodszy bracie. Powiedz mi o czym myślisz. – Moja wola jest twoją, Idika. – Przestań tak mnie nazywać! Jestem Ryssą a nie twoją Panią! I po raz kolejny mi nic nie odpowiedział! Rozdrażniona zostawiłam go jego myślom na kolejną godzinę. W końcu Boraxis znalazł nam gospodę gdzie mogliśmy wynająć pokój w którym Acheron mógł wypocząć i się wykąpać. Po krótkiej chwili Boraxis przyprowadził kowala. Zapukałam w drzwi pokoju Acherona i je szeroko pchnęłam. Znalazłam go nagiego leżącego na łóżku,. Spał głęboko. Skinęłam na Boraxisa oraz na kowala, by chwilę poczekali w sieni a ja weszłam do środka. – Acheron… - powiedziałam cicho potrząsając nim, by się zbudził. 32
Taaa ty se możesz....
38
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Przestałam, gdy zobaczyłam niezliczone skaleczenia i siniaki na jego perfekcyjnej skórze. Były miejsca całkowicie pokryte śladami przemocy. Bogowie, w obliczu jakiego horroru musiał stanąć pod pokładem statku. Sam i bez pomocy. Powinnam go bronić! Jak mogłam być taka bezwartościowa? 33 Okryłam go kocem, po czym bardzo delikatnie potrząsnęłam nim obiecując sobie, że już nigdy po raz kolejny w ten sposób nie zostanie skrzywdzony. Obudził się przerażony. – Wszystko w porządku. – zapewniłam go. Rozejrzał się jakby nie był całkiem pewien czy mi wierzyć. – Boraxis? – zawołałam. Wszedł a zanim kowal. Jak Acheron zobaczył narzędzia w dłoniach kowala wpadał w panikę i starał się uciec. – Zatrzymaj go! Chwycił go i trzymał Acherona leżącego na podłodze, kiedy kowal złapał ciężkie obcęgi i przeciął bransolety. Mój brat walczył i krzyczał jakbyśmy mu kończyny obcinali. – Proszę przestańcie. – błagał ochryple. - Proszę. Jego prośby rozdzierały mnie ale to musiało zostać zrobione. Nie chciałam, by ktoś ponownie pomylił się co do niego i wziął go za niewolnika. – W porządku Acheron. Jesteś wolny. Ale nadal walczył dopóki ostatnia bransoleta nie została ściągnięta. Po wszystkim leżał nieruchomo, jego wzrok był zamroczony. – Zatrzymaj złoto. – powiedziałam kowalowi, podziękowałam mu i pozwoliłam odejść. Spojrzałam na Boraxisa zdziwiona zachowaniem Acherona. – Dlaczego on nie chciał pozwolić ich usunąć? – Zabrałaś jego oznakę przynależności do Estesa. Teraz nie musi wracać do niego, każdy go może zabrać. Warknęłam na słowa których słyszeć nie chciałam. – On nie jest niewolnikiem. – Ale nosi piętno na dłoni, jeśli ktoś to zobaczy domyśli się, że nie jest człowiekiem wolno urodzonym. Zmarszczyłam brwi. – Jakie piętno? Boraxis podniósł prawą dłoń Acherona i pokazał mi poszarpane i wypalone piętno po wewnętrznej stronie ręki, które wyglądało jak X Dziwne, że nie zauważyłam go wcześniej, ale i tak nie miało to dla mnie znaczenia. – Nikt się nie dowie. – Kowal wie, wasza wysokość. Z tego powodu sugeruję żebyśmy jak 33
A to ci dopiero odkrycie
39
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
najszybciej opuścili to miejsce i udali się do królestwa twojego ojca zanim znowu zostaniemy przez kogoś zatrzymani. Moja szczęka opadła. – Jesteś poważny? Ale wyraz jego twarz powiedział mi, że jest. – Proszę wasza wysokość posłuchaj mnie. Ostatnie co chcę to zobaczyć jak jedno z was zostaje zranione. Musimy wyjechać. – Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym znaku znam kowal zdjął bransolety? – Pani, jestem wolnym niewolnikiem. W mojej naturze nie leży zadawanie pytań lepszym ode mnie. Kocham cię i ci służę Pani podług woli Bogów. Oddałbym życie za ciebie. On miał racje. Wielokrotnie widziałam jak ojciec i Styxx biją sługi i niewolników, którzy mieli czelność zadać im pytanie albo nie wykonać polecenia. Kiwając głową podeszłam do Acherona, który nadal się nie ruszał. – Chodź, musimy się spieszyć. Spojrzałam na niego, jego oczy przepojone były rozpaczą. – Idikos surowa mnie za to ukarze. Masz pojęcie, co zrobiłaś? – Estes nigdy więcej cię nie skrzywdzi. Jestem twoją siostrą i daję ci moje słowo, że jesteś bezpieczny. Pokręcił zaprzeczająco głową. – On mnie znajdzie. Zawsze mnie odnajdywał. – Ile razy uciekałeś? – Wystarczająco, by wiedzieć, że nie warto. – Tym razem tak nie będzie. Przynajmniej taką miałam nadzieje. I na bogów chciałam. by tak było. Nikt nie zasługuje na życie w strachu. Nikt nie zasługuje na to, by być wykorzystywany i wyśmiewany. A zwłaszcza chłopiec, który urodził się księciem. Ale nawet obiecując sobie, że mu pomogę część mnie zastanawiała się czy będę w stanie. Jak Acheron i Boraxis, byłam więźniem mojej pozycji. I nawet wbrew mojej woli moje skrzydła często były podcinane.
40
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
15 listopada 9532 roku p.n.e. Minął tydzień odkąd opuściliśmy Atlantydę. Tydzień gdy podróżowałam z moim bratem, który nie wiedział co to śmiech i radość34. Albo nawet jak wydawać własną opinię. Za każdym razem gdy go pytałam, zawsze w ten sam sposób opowiadał. – Twoja wola jest moją Idika. Samo to wystarczała że miałam ochotę krzyczeć i warczeć. Ostatnia część naszej podróży odbywała się drogą morską, ale tym razem zakupiliśmy prywatny okręt, który zabrał nas na wyspę na której rządził jako król nasz ojciec. Nie chciałam podejmować ryzyka, że znowu ktoś skrzywdzi Acherona. Im dłużej z nim przebywałam tym lepiej mogłam go zrozumieć35. Miał niespotykany wśród śmiertelników wrodzony zmysłowy magnetyzm. Każdy, kto go ujrzał chciał dotknąć. Zawładnąć nim na wyłączność. I to był powód, dla którego całkowicie zakrywał się gdy byliśmy w miejscach publicznych. To też był powód, dla którego wzdrygał się za każdym razem jak się do niego ktoś zbliżał. Nawet ja nie byłam całkowicie odporna na bezbożności, które we mnie wywoływał i napawało mnie to obrzydzeniem, że mogłam czuć coś więcej do mojego własnego brata36. A najgorsze było to, że on znał moje myśli. Napinał się jakby spodziewał się ataku z mojej strony. Ale nigdy bym go nie skrzywdziła ani nie dotknęła w ten sposób. Nadal mi nie ufał, i szczerze nie winiłam go za to, biorąc pod uwagę jego doświadczenia37. Mówił, że Estes go bronił. Ale teraz znałam prawdę. Nie było żadnej protekcji w tym co robił nasz wuj. On tylko kontrolował jak dużo ludzi na raz wykorzystywało Acherona. Niech bogowie ukażą za to Estesa. Jak mogłam być taka ślepa na tego potwora przez lata? I jak mógł być mój ojciec? Wolałam myśleć, że nic o tym nie wiedział. To był jedyny sposób bym mogła z tym żyć. A każda część mnie miała nadzieję, że już nigdy nie zobaczę mojego wuja na oczy. W piątym dniu naszej podróży statkiem Boraxis w końcu mi wyjaśnił dlaczego Acheron był taki blady i miał napady drgawek, pocił się i wymiotował. To była wina narkotyku, którego Estes używał, by go kontrolować. 34
No bo miał mnóstwo okazji, żeby się dowiedzieć... naprawdę Jasne, akurat w to wierzę... 36 Umm to chyba twój problem nie jego… aaaaaaa ale czad.... 37 Ale łaskawa… 35
41
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Zapach pomarańczy, który czułam przy naszym pierwszym spotkaniu pochodził z afrodyzjaku, którego używali, by łaknął seksu a inna substancja wziewna czyniła go bardziej uległym i akceptującym to, co z nim robili. Teraz Acheron był tak słaby, że to mnie przerażało. Musieliśmy znaleźć lekarza, który mu pomoże. Boraxis cały czas powtarzał, że najlepszym wyjściem było zakupienie pewnego zapasu narkotyku i podawanie mu go. Ale nie mogłam tego zrobić mojemu bratu. On musiał zacząć żyć bez tego plugastwa. Definitywnie musiał się pozbyć tego z organizmu. Ale każdego dnia wydawał się słabszy. Ale przynajmniej w końcu byliśmy w domu. Przed nami w oddali majaczył się pałac, gdy jechaliśmy zakrytym powozem. Nie śmiałam podróżować otwartym z Acheronem w którym mały wietrzyk mógł zerwać jego kaptur i go ujawnić. Na jego widok ludzie mogli stać się brutalni czego już byliśmy świadomi. Połknęłam z trudem ślinę, gdy przekroczyliśmy bramy pałacu i zbliżyliśmy się wejścia. Po wszystkich moich brawurowych słowach skierowanych do Acherona, że będzie mile widziany przez rodzinę czułam jak odwaga zaczęła mnie opuszczać38. A co jeżeli on ma racje? Co jeżeli ojcu na nim nie zależało? Przecież ojciec zawsze był świadomy, co robił Estes39. A co jeśli wiedział i o tym? Na samą myśl czułam ,że mnie mdli ale musiałam się na to przygotować. Bo to było możliwe. Acheron był tak często krzywdzony a ja bałam się, że kolejny raz zostanie zraniony. Zaufanie jest kruche a on dopiero zaczynał mnie nim obdarzać. Nie chciałam by cokolwiek to zniszczyło. Albo jego. Więc wprowadziłam go do pałacu bocznym wejściem i poprowadziłam do małego pomieszczenia w moich komnatach, gdzie nikt wchodził, więc będzie miał święty spokój.. – Idę do ojca. Poczekaj tu, wrócę szybko. Acheron nie odpowiedział, na nowo zaczął się trząść. Zamiast tego skinął głową zanim podszedł do kąta i usiadł na podłodze plecami do ściany. Był tak dobrze zakryty, że wyglądał jak worek ziarna na podłodze. Wskazałam mu glinianą urnę. – Usiądź na niej bo znowu będziesz chory. Po raz kolejny nie odpowiedział mi w żaden sposób. Zasmucona spojrzałam na Boraxisa. – Zostań z nim i dopilnuj, by nikt mu nie przeszkadzał. – Tak wasza wysokość. Z nadzieją na lepsze zostawiłam ich i poszłam porozmawiać z ojcem na osobności. Znalazłam go na wewnętrznym dziedzińcu razem ze Styxxem. 38 39
Taaa wiara w dobrą rodzinkę mnie powala Normalnie Kolumb, Amerykę odkryła
42
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Siedzieli na odchylanych wyściełanych krzesłach jedząc posiłek z chleba i miodu a ojciec pouczył Styxxa w sprawach państwowych. Byli otoczeni przez służących, którzy spełniali każde ich żądanie. Jaki wspaniały widok sobą reprezentowali40. Blond włosy Styxxa błyszczały w świetle słonecznym. Jego skóra lśniła witalnością. Nie była szara, bo nikt nie zmuszał go do brania narkotyków tak by inni mogli go wykorzystać. Nawet z tej odległości mogłam dostrzec jego arogancję kiedy wydawał rozkazy wszystkim wokół. Pomyślałam o Acheronie i chciałam wrzeszczeć na taką niesprawiedliwość. – Hej, to jagnięca główka. – powiedział Styxx jak mnie zobaczył. Mały ogr zawsze wyśmiewał moje kręcone włosy. – Gdzie byłaś? – Daleko. – odpowiedziałam mu. Troll nie musiał znać powodów. – Tato mogę cię prosić na słowo na osobności? Rzucił zadowolone z siebie spojrzenie na Styxxa. – Wszystko, co masz mi do powiedzenia możesz powiedzieć przy swoim bracie. Pewnego dnia Styxx będzie królem a ty będziesz odpowiadać przed nim. Na samą myśl zmroziło mi krew w żyłach. – Racja. – powiedział obłudnie Styxx. – Oznacza to, że już możesz już całować moje stopy jak robią to inni41. Ojciec roześmiał się do niego. – Ale z ciebie nicpoń. Zagryzłam wargi i zachowałam milczenie. Czy on nie widział jak zepsutym, ohydnym trollem był Styxx? Ale ojciec był zawsze ślepy na jego małpie wygłupy. – Więc co cię sprowadza kotku? – zapytał ojciec. – Życzysz sobie nowe rzeczy czy błyskotki? Tak, ten człowiek zawsze zaspakajał moje zachcianki, przynajmniej te które bezpośrednio nie dotyczyły Acherona. – Nie, chcę sprowadzić do domu Archona. Ojciec zadławił się na moją prośbę. – Co ci przyszło do głowy? Mówiłem ci nie raz i nie dwa, co myślę na ten temat. Ten bękart, potwór, nie należy do tego miejsca i tej rodziny. Styxx wykrzywił usta. – Dlaczego chcesz go tutaj? To zagrożenie dla nas wszystkich42. – Zagrożenie, jakie? 40
Bezcenny…. Cud, miód i orzeszki normalnie Jak ja nie lubię tego kretyna… serio… 42 Nooo dla ciebie z pewnością... może cię udusi w nocy 41
43
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Ale ten argument był tak często powtarzany, że wiedziałam co odpowie król. Mój ojciec zagryzł usta. – Nie wiesz do czego zdolny jest półbóg. Może zabić twojego brata kiedy śpi. Zabić mnie. Zabić nasz wszystkich43. Jak on mógł cos takiego mówić? Acheron nigdy nie mnie nie atakował, nigdy nie podniósł na mnie głosu. Spojrzałam na niego spod oka. – A dlaczego nie zagraża Estesowi? – On trzyma go pod kontrolą. Narkotyków. Więc o tym ojciec wiedział. Wszystko co robiłam to trzymałam mój gniew na wodzy. Nie chciałam go pokazać. Zaczęłam zastanawiać się co jeszcze wiedział o traktowaniu Acherona. – Miejsce Acherona jest tutaj, z nami. Ojciec wstał na nogi. – Jesteś tylko kobietą Ryssa i to za młodą, by to zrozumieć. Twój umysł jest ogarnięty modą i błyskotkami. Planowaniem ubrania na przyjęcia. Acheron nie należy do tej rodziny. Nigdy nie będzie. A teraz znajdź swoją matkę i z nią poplotkuj. Ja i Styxx mamy ważne rzeczy do omówienia. Takich jak kolejna służąca w łóżku Styxxa… czyli według niego sprawy ważniejsze niż jego najstarszy syn. Spojrzałam na niego. – Sprawy ważniejsze niż własny syn? – To nie jest mój syn! Pokręciłam głową nie wierząc w jego zaprzeczenie. A więc Acheron miał rację. Ojciec wysłał go, umyślnie narażając i nie chcąc, by kiedykolwiek wrócił. Dlaczego nie dostrzegałam tego wcześniej? Dlatego, że kochałam swojego ojca. Dla mnie był zawsze czuły i dobry. Ale przynajmniej już znałam prawdę. Teraz zobaczyłam kim był naprawdę. Bez serca, nieczuły, okrutny. – Tak więc te wszystkie historie, które mi opowiadałeś o chronieniu Acherona były kłamstwem?44 – O czym ty mówisz ? Nawet nie pamiętał własnych łgarstw. – Gdy zabierano Acherona powiedziałeś mi że robisz to dla jego bezpieczeństwa. Powiedziałeś też, że dwaj twoi spadkobiercy nie powinni przebywać razem bo będą narażeni na atak wrogów. Powiedziałeś mi także, że sprowadzisz Acherona do domu kiedy będzie wystarczająco dorosły. Nigdy nie zamierzałeś go tutaj sprowadzać, prawda? – Zostaw nas! – warknął. 43 44
O jaaaa ale czad.... Ech, chyba głupio robi, oj głupio...
44
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
I tak zrobiłam. Zeszłam im z oczu. Z każdym krokiem oddalającym mnie od ojca traciłam szacunek do człowieka, którego kiedyś uwielbiałam. Jak on mógł to robić? Jak mogło mu nie zależeć? Jak człowiek, który z miłością wychował mnie i Styxxa, odwrócił się od własnego następcy? Wróciłam do moich komnat i znalazłam Archona siedzącego na balkonie. Miał zgięte nogi i obejmował je a brodę oparł na kolanach. Pocił się po raz kolejny. Jego oczy były zapadnięte i puste. Wyglądał na chorego i słabego. Jak mój ojciec mógł się bać chłopca, który nawet unikał czyjegoś wzroku. Uklękłam obok niego i wyciągnęłam dłoń, by do dotknąć. Ale on jak zwykle napiął się. Acheron nie lubił, jak się go dotykało45. Nie ma wątpliwości, że wystarczająco często cierpiał przez dotyk, przez całe życie. – Ojca tutaj nie ma – kłamałam dusząc się własnymi słowami. Jak mogłam powiedzieć prawdę temu chłopcu? Błagałam o jego zaufanie i dowiedziałam się, jaką jestem idiotką.46 Jak mogłam mu powiedzieć, że gdyby ojciec wiedział, że tu jest odesłałby go do Estesa, by go prostytuował z każdym kto był gotowy za to zapłacić? Nie mogłam pozwolić, by dowiedział się prawdy tak samo jak nie mogłam pozwolić mu wrócić na Atlantydę. – Zabiorę cię do pałacu letniego i tam na niego zaczekamy. Nie zadawał mi pytań a w moim sercu zagnieździła się wina. Ale czy to ma znaczenie? Miałam zamiar go zabrać w bezpieczne miejsce. Pewne. Miejsce gdzie nikt go nie będzie ranił i wstydził się go. Wstałam i skinęłam mu głową. Podążył za mną bez pytania. Ruszyliśmy korytarzem do wyjścia w sposób w jaki je przekroczyliśmy. Jak drobni, pełni obawy złodzieje, a nie jak przystało na następcę tronu i księżniczkę. Acheron nie wiedział, że robimy to w tajemnicy a mnie przerażało, że ktoś nas odkryje. Ale na szczęście nikt nas nie zobaczył, gdy opuszczaliśmy pałac. W sercu zastanawiałam się jak długo mogę trzymać się z dala od ojca zanim ściągnie mnie do domu. I co wtedy stanie się z Acheronem?
45 46
Umm nadal nie lubi… Prawda boli, oj booooli...
45
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
18 listopada 9532 p.n.e. Letni pałac o tej porze roku był całkowicie pusty. Przebywała w nim tylko nieliczna grupa służących. Petra, nasza kucharka, jej dziecko i mąż - ogrodnik. Gospodyni i nadzorca zamykali małą listę. Na szczęście wszyscy byli mi oddani i żadne z nich nie zdradzi ojcu, że przebywam w pałacu z gościem uderzająco podobnym do następcy tronu. Nie tłumaczyłam istnienia Acherona i nikt się o to nie pytał. Ale z ledwością akceptowali, że pokój gotowy na przyjęcie Acherona był oddalony od mojego o parę drzwi. Acheron z wahaniem wszedł do komnaty. Rozglądał się wokół i byłam pewna, że myślał o swoim dawnych pokoju w którym mój wuj sprzedawał go innym. – Mogę mówić Idika? Nienawidziłam, gdy tak mnie nazywał. – Mówiłam ci już wielokrotnie nie musisz mnie pytać o zgodę jeśli chcesz coś powiedzieć. Powiedz wszystko o czym myślisz. Widocznie wuj bił go tak często za wygłaszanie własnych opinii, że nie mógł zerwać z tym przyzwyczajaniem. – Z kim będę dzielił ten pokój? Moje serce zaszlochało na wyszeptane pytanie. Nadal uważał, że za każdą życzliwość będzie musiał płacić ciałem. – To jest twój pokój, Acheron. Nie musisz się nim dzielić z nikim. Ulga odbiła się w jego migocących srebrnych oczach. – Dziękuję Idika. Nie wiem czym bardziej pogardzałam. Jego naciskiem, by mnie nazywać właścicielem czy jego podziękowaniami, że go nie sprzedałam jak wuj. Z ciężkim westchnieniem poklepałam go po ramieniu. – Mam trochę ubrań po Styxxie, przyniosę ci i będziesz mógł się przebrać. Odwracając się ode mnie powiedział: – Będzie wściekły gdy dowie się, że jej wzięłem. – Nie będzie wściekły Acheron. Wierz mi. – Jak sobie życzysz Idika. Zagryzłam zęby na to podporządkowanie się mojej woli. Kiedy Styxx posuwał się tak daleko w swoich ohydnych zapędach apodyktycznych, że zmuszał ludzi do zmiany swoich przekonań tylko po to, by odczuwali jego władzę nad nimi, Acheron akceptował wszystko co mu robiono bez słowa skargi.
46
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Chcąc by poczuł się bardziej komfortowo i bezpieczniej zostawiłam go w komnacie i udałam się odpocząć do mojej. Potrzebowałam małej chwili oddechu od zamartwiania się nad nim. Służba w większości była starsza a ja zauważyłam, że byli bardziej odporni niż ludzie młodzi na to coś, co posiadał w sobie Acheron. A jeżeli nawet nie byli odporni to również nie wykazywali skłonności do agresji. Nie wspominając już o tym, że wiedzieli, że należy do rodziny i już samo to trzymało ich z dala od mojego brata. Bynajmniej miałam taka nadzieje. Zmęczona podeszłam do sekretarzyka i napisałam krótką wiadomość do ojca, że potrzebuję47 trochę czasu i wytchnienia od Didymos. Był przyzwyczajony do moich podróży, do częstych odwiedzin u owdowiałej ciotki w Atenach lub przebywania w pałacu letnim, gdzie mogłam być po prostu sama. Jak Acheron ceniłam samotność. Tak długo jak Boraxis był ze mną i na bieżąco informowałam ojca o moim dobrym samopoczuciu i miejscu pobytu48, on pobłażał moim wycieczkom. Jedynym miejscem gdzie miałam zakaz przebywania to była Atlantyda49 – i teraz wiedziałam dlaczego. Myślę, że szczerze mu wierzyłam, kiedy zapewniał mnie, że podróż na wyspę bez przygotowania odpowiedniej eskorty jest niebezpieczna dla dziewczyny w moim wieku. Teraz podejrzewałam że to miało chronić jego brata i wyuzdane metody wychowawcze. Kończyłam właśnie pisać wiadomość do ojca, że przebywam w Atenach kiedy wstałam i zamarłam. Moją uwagę zwrócił ruch za oknem, w ogrodzie. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. To był Acheron. To nie było dla niego normalne, by robił coś bez pozwolenia. Gdy mu nie nakazano, ledwie się poruszał. Musiałam zamrugać dwa razy, aby mieć pewność, że nie śnię. Ale nie, to zdecydowanie był on. Choć zima była łagodna było na tyle zimno, że wychodząc trzeba było narzucić płaszcz. Jednak on był bez okrycia i boso spacerował po trawie przy fontannie. Miał pochyloną głowę i zdawało się, że zwijał palce w trawie. Wyglądał tak jakby cieszył się tym uczuciem, ale on nigdy nie uśmiechał się50, więc trudno było to określić. Co on robił? Wzięłam mój płaszcz i poszła do niego.
47
Łaaaaaa kłamac się nauczyła... Um chyba nie do końca informowała.. 49 Hahaha byłoby to pierwsze miejsce gdzie bym pojechała.... 50 No się czepiła tego uśmiechu jak rzep psiego ogona. Może miał tańczyć od razu... 48
47
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Jak tylko zobaczył, że nadchodzę zaczął się cofać do czasu aż nie trafił na kamienny mur. Nie mając gdzie iść rzucił się na kolana i podniósł w górę ręce jakby chroniąc głowę i twarz. – Wybacz mi Idika. Proszę. Jaaa… nie chciałem cię obrazić. Uklękłam przed nim i wzięłam jego twarz w dłonie, chcąc go uspokoić. Tak się napiął pod moim dotykiem, że cudem było, że nie połamał kości. – Acheron wszystko w porządku. Nikt nie jest na ciebie zły. Nie zrobiłeś nic złego… Shhh Przełykał z trudem, ale jego strach zmienił się w konsternację. Bogowie, co oni z nim zrobili, że tak się trząsł, kiedy nie zrobił nic, co by to uzasadniało? – Byłam tylko ciekawa co tu robisz bez butów. Jest zimno a ja nie chcę byś złapał gorączkę. Moje obawy zaskoczyły go tak bardzo jak mnie jego strach. Wskazał na swoją komnatę, która miała niewielki taras, który tak jak mój wychodził na ogród. Drzwi nadal były uchylone. – Nie widziałem tu nikogo, więc pomyślałem, że jest bezpiecznie. Chciałem tylko poczuć trawę. Jaaa… nikomu nie wyrządzę szkody. Miałem zamiar wrócić do swojej komnaty, jak tylko skończę. Przyrzekam, Idika. – Wiem. – powiedziałam ponownie gładząc jego twarz zanim go puściłam. Rozluźnił się nieco gdy przestałam go dotykać. – Naprawdę wszystko w porządku. Nie jestem na ciebie zła. Ale nie rozumiem czemu chciałeś poczuć trawę taką zimną jaka jest teraz. O tej porze roku jest też sucha51. Dotykał jej dłonią. – Więc ona nie zawsze taka jest? Zmarszczyłam brwi na jego pytanie. – Nigdy wcześniej nie dotykałeś trawy? – Myślę, że dotykałem gdy byłem mały. Ale nie pamiętam tego. Delikatnie przeciągnął nad nią dłonią. Jego ruchy sprawiały, że moje serce ściskał ból. – Chciałem ją poczuć chociaż raz. Po raz kolejny nie opuszczę mojego pokoju Idika. Powinienem wcześniej poprosić o pozwolenie. Wybacz mi. Zwiesił głowę w dół. Chciałam wyciągnąć dłoń i dotknąć go ponownie, ale wiedziałam jak tego nie nawiedzi. – Acheron nie musisz prosić o moje pozwolenie. Możesz tu przychodzić kiedy chcesz. Teraz jesteś wolny. Spojrzał na swoją dłoń gdzie był wypalony znak niewolnictwa a następnie zacisnął ją w pieść. – Idikos powiedział, że król zmusił go do złożenia obietnicy, że nigdy nie 51
Zaraz ją pogryzę, albo co gorszego zrobię....
48
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
opuszczę domu. Spojrzałam na niego osłupiała. – Byłeś trzymany w swoim pokoju odkąd przybyłeś na Atlantydę? – Nie zawsze. Kiedy Idikos wracał w podróży zawsze to mnie chciał widzieć w pierwszej kolejności. I niekiedy przypinał łańcuchami moje nadgarstki do łóżka w swoim gabinecie. A w nocy nie raz chodziłem do jadalni lub do komnaty, gdzie odbywały się przyjęcia. I każdej nocy spał w łóżku Estesa…. – Ale nigdy nie byłeś na zewnątrz? Spojrzał na mnie a potem odwrócił wzrok. To było to czego nauczył go Estes kiedy w zbyt wielu ludziach zaczynał budzić wstręt. – Mogłem siedzieć na tarasie wśród klientów, by moja skóra nie była taka blada. Meara niekiedy pozwalała mi na nim spożywać posiłki. Wiedziałam od niego, że Meara była służącą, która napisała do mnie list i pomogła nam uciec. Była dobra jako nadzorczyni i była jedyną osobą, która upewniała się, że jadał i odpoczywał …gdy nie podejmował klientów. Kolejnej rzeczy jakiej dowiedziałam się od niego było to, że Estes wykorzystywał żywność, aby go kontrolował52. Acheron jadł tylko wtedy, gdy był miły dla innych. A ile jadał zależało jak dużą ilość klientów przyjął i czy byli zadowoleni z jego usług. Na samą myśl dostawałam mdłości. – Kochałeś Mearę, prawda? – Ona zawsze była dla mnie dobra. Nawet jak ja byłem zły ona mnie nie krzywdziła. Zły. Określenie używane przez Estesa za każdym razem gdy klient był brutalny wobec Acherona i zostawiał na nim ślady. Acheron był oskarżany przez nich, że nie robi tego w taki sposób jak oni chcą, więc byli wobec niego okrutni a on i tak na sam koniec był jeszcze karany przez Estesa. A jeżeli nie pozwalał się krzywdzić byli rozczarowani a Estes karał go dwa razy mocniej, bo nie dał im tego, za co zapłacili. Acheron nie mógł wygrać tej wojny. Zacisnęłam dłonie w pięści by go przypadkiem nie dotknąć. Ale naprawdę to chciałam go objąć i trzymać dopóki koszmar, którym było jego życia całkowicie nie zostanie wymazany z jego pamięci. Ale jak? Jak miałam mu wytłumaczyć że teraz jest bezpieczny? Że nikt go nie dotknie bez wyraźnego zaproszenia z jego strony? Że był wolny i mógł swobodnie wyrażać swoje opinie i zastrzeżenia i że nikt go nie będzie za to bić. Albo za chodzenie na zewnątrz by mógł poczuć trawę pod stopami. Na to potrzeba czasu. – Wracam do mojego pokoju. 52
Umma Mroczni Łowcy zastanawiają się czemu on nic nie je..
49
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Wskazałam drzwi do mojej komnaty. – Możesz tu zostać tak długo jak chcesz. Kiedy zgłodniejesz powiedz Petrze, tej starszej kobiecie, którą spotkałeś zaraz po przyjeździe a ona ci przygotuje do jedzenia co zechcesz. Jeśli będziesz mnie potrzebował nie wahaj się i przyjdź do mojego pokoju. Dzień jest dla ciebie mały bracie. Wszystko o co proszę to załóż buty, byś się nie rozchorował. Pokiwał głową, ale nie ruszył się do momentu gdy nie odsunęłam się na odległość, która dała mu pewność, że go nie uderzę. Na samą myśl chciałam płakać. Ale nie mogłam nic zrobić tylko pokazać mu, że tylko o to mi chodziło. Teraz jego życie należało tylko do niego. Cofnęłam się jeszcze dalej i w końcu wróciłam do pokoju i patrzyłam na niego jak zakładał buty, które musiał mieć schowane pod płaszczem leżącym na ziemi. Potem przez godziny badał mały ogród. Musiał dotknąć wszystkiego co w nim było, poczuć fakturę i zapach. Tak było do czasu gdy słońce zaczęło zachodzić i dopiero wtedy udał się do swojego pokoju. Po chwili poszłam do Petry i poprosiłam, by zaniosła mu tacę z jedzeniem. – Wasz wysokość?- zatrzymała mnie pytaniem. – Tak Petra? – Nasz gość… czy wszystko z nim w porządku? – Tak. On jest po prostu cichy i nieśmiały. Skinęła głową zanim wyszła z tacą. Jej córka, której imienia nie mogłam sobie przypomnieć, uśmiechnęła się do mnie z narożnika w którym się bawiła. – Twój przyjaciel, Wasza wysokość ,wydaje się być opuszczony i samotny. Jak szczeniak, którego znalazłam latem ubiegłego roku. Najpierw bał się każdego wokół siebie, ale cały czas z nim rozmawiałam i dawałam mu jeść. Wskazała na psa który spał kilka metrów od niej. – Teraz to najlepszy pies na świecie. On nigdy mnie nie zostawia nawet na krok. – Wszystko na świecie potrzebuje miłości i dobroci, dziecko. Pokiwała głowa i wróciła do zabawy. Patrzyłam na nią przez chwilę i zaczęły napływać stare wspomnienia. Acheron nigdy nie dostawał zabawek, nawet zanim zabrał go Estes, więc dzieliłam się nim swoimi, ale to były wszystkie, jakie miał. Dziewczynka miała rację. Mój brat niestety był zagubiony. Miałam tylko nadzieję, że przyjdzie czas i w oczywisty sposób poczuje się tutaj tak komfortowo i bezpiecznie jak ten szczeniak. Nauczy się być mile widzianym w świecie, który w oczywisty sposób go nienawidził.
50
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
19 listopada 9532 p.n.e. Dzisiaj długo spałam, ale to było bez znaczenia. Gdy się obudziłam było prawie południe. A to, co wyrwało mnie ze snu było niespodziewane. To był dźwięk śmiechu dziecka. Wstałam i zarzuciłam na siebie czerwone wełniane okrycie i podeszłam do okna, by wyjrzeć na zewnątrz. W ogrodzie był Acheron z młodą córką Petry. Siedzieli na kocu a w ich pobliżu leżał chleb, mięsa, oliwki i figi. Rozmawiali i grali w kości. Nie mogłam słyszeć co mówią, ale dziewczynka piszczała ze śmiechu co jakiś czas. Kiedy mała zdecydowała się wstać wyciągnęła ręce w kierunku Acherona i dotknęła jego ramion. Nie odsunął się przed jej dotykiem. Ku mojemu zdziwieniu podniósł ją i postawił na nogi tak, że po chwili mogła przed nim uciekać. Po raz pierwszy odkąd go znalazłam był odprężony. Jadł bez lęku a jego rysy twarzy nie były napięte. Otwarcie patrzył w twarzyczkę dziewczynki, nie unikając jej wzroku. Dziewczynka wróciła z lalką i podała Acheronowi. Wziął ją i udawał, że karmi oliwką. Dziewczynka piszczała zachwycona. Oczarowana ich zabawą wyszłam do nich, aby się przyłączyć. Acheron kiedy mnie zobaczył zesztywniał a światło w jego oczach zgasło. Patrzyłam jak na nowo zamyka się w sobie. Znów był przerażony. – Powinnaś już iść, Maiu – wyszeptał do dziewczynki. – Ale ja lubię bawić się z tobą, Acheron. Nie złościsz się na mnie za głupotę i ciągłe zadawanie pytań. Ona może zostać. – powiedziałam szybko.- Nie chciałam wam przeszkadzać. Acheron wpatrywał się w ziemię. Westchnęłam zanim spojrzałam na dziewczynkę. – Maia możesz mi przynieść puchar wina z kuchni? – Tak, wasza wysokość. Zaraz będę z powrotem. Gdy tylko znikła spojrzałam na Acherona. – Często przebywałeś z dziećmi53? Potrząsnął głową. – To było zabronione. – Ale łatwo nawiązałeś kontakt z Maią. Dlaczego? Owinął się płaszczem zanim przemówił. – Ona nie chce od mnie niczego poza towarzystwem do zabawy. Dla niej 53
Jasssne…
51
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
nie różnię się od innych dorosłych. Ona nie boi się moich oczu i nie sądzi, że jestem inny. – Nie jesteś inny, Acheron. Spojrzał na mnie tymi swoimi niesamowitymi oczyma. – Czujesz to samo. Wciąż udajesz, ale odczuwasz to samo, co inni. Twoje serce przyspiesza za każdym razem gdy na mnie patrzysz54. W gardle ci zasycha a twoje źrenice się rozszerzają. Znam te fizyczne sygnały. Widziałem ich zbyt wiele. To była prawda a ja nienawidziłam faktu, że czyta we mnie jak w otwartej książki. – Nigdy nie dotknę cię tak, jak inni. Zacisnął nerwowo szczękę zanim odwrócił wzrok. – Gerikos i inni mówili to samo. Ale gdy dłużej nie mogli się opierać znienawidzili mnie i karali tak, jakbym to ja miał nad tym kontrolę. Tak jakbym ich zmuszał, by mnie pragnęli. Tym razem gdy napotkał mój wzrok widziałam gniew, który płonął głęboko w nim55. – Prędzej czy później każdy, kto jest w pobliżu pieprzy mnie Idika. Każdy.! Jego gniew wzniecił mój. – Acheron, a ja cię nigdy w ten sposób nie dotknę. Nigdy! Wątpliwość w tych oczach doprowadzała mnie do szału. Spalała moją duszę. – A co z Mearą? - zapytałam próbując udowodnić mu, że nie każdy jest wynaturzonym zwierzęciem, które go dosiadało. – Ona nigdy cię tak nie dotykała, a może jednak? Spojrzenie, które mi posłał wystarczało za odpowiedź. Żołądek mi się skurczył. – Ona była lepsza od innych. Nic dziwnego, że mi nie ufał. Jak w imię Olimpu mogłam go przekonać, że nie jestem taka sama i nigdy go nie wykorzystam jak inni56? Tak, czułam ten nienaturalny urok o którym mówił. Ale nie byłam zwierzęciem i mogłam panować nad własnymi popędami. Źle mi się robiło na myśl, że inni nie posiadali nawet minimalnej kontroli, że tak go wykorzystywali. – Acheron, udowodnię to swoją osobą. Możesz mi ufać. Wierz mi. Zanim zdążył odpowiedzieć wróciła Maia z moim winem. Posłałam jej życzliwy uśmiech zanim zabrałam puchar. – Bawcie się. Ja musze iść się wykąpać i ubrać. Wyprostowałam się i udałam do mojego pokoju. Stanęłam w drzwiach i spojrzała do tyłu na nich. Acheron potrząsał kośćmi a Maia trzymała lalkę. 54
Ułaaaaa to się zaczyna dziać... Eh a czego się spodziewała? 56 Oszukując go ??? eh chyba nie tędy droga… 55
52
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Miał rację, było w nim coś pierwotnego, co działało na moje zmysły. Nawet gdy był niezdrowy i zmęczony był piękny. Fascynujący. Spojrzał na mnie i szybko odwrócił wzrok zanim weszłam do pokoju. – Jesteś moim bratem Acheron. – wyszeptałam. – Nie skrzywdzę cię. To nie była obietnica skierowana tylko do niego, ale też do mnie…
53
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
15 grudnia 9532 roku p.n.e. Trwała łagodna zimna. Wystarczająco ciepła, że bez obawy w niektóre dni można było wychodzić na zewnątrz bez okrycia. Minął miesiąc odkąd uciekłam z Acheronem. Mój list skierowany do ojca z fałszywym miejscem naszego pobytu trzymał nas bezpiecznie z dala od niego. Podobnie jak innych oszukałam go i miałam nadzieję, że nadal będzie kupował moje łgarstwa do czasu aż nadejdzie wiosna i będziemy mogli bezpiecznie podróżować. Acheron pozbył się z ciała narkotyków a ja z trudem rozpoznawał w nim chłopca przykutego do łóżka, którego znalazłam na Atlantydzie57. Jego włosy lśniły złotem, przybrał na wadze i z łatwością można go było pomylić ze Styxxem. Z wyjątkiem srebrnych oczu i skrytej osobowości. Nie było w nim też niepohamowanej zarozumiałości ani irytującej pychy. Acheron był troskliwy i pełen szacunku. Wdzięczny za wszelką życzliwość mu okazywaną. Mógł siedzieć godzinami nic nie mówiąc ani nie poruszając się. Wydawało się, że jego ulubionym zajęciem było przesiadywanie na tarasie i patrzenie na morze oraz obserwowanie fal rozbijających się o brzeg. Obserwowanie wschodu i zachodu słońca z fascynacją, która mnie zdumiewała. Albo spędzanie czasu z Maią. Więź, która się między nimi narodziła ogrzewała mi serce. Acheron nigdy jej skrzywdził ani nie podniósł na nią głosu. On nawet jej nie uraził. Nawet, kiedy bezustannie zadawała mu pytania miał więcej cierpliwości niż ktokolwiek, kogo znałam. Nawet Petra powiedziała jak jest wdzięczna, że córka znalazła osobę chętną do zabawy, która potrafiła się nią zająć. Dzisiaj byliśmy w sadzie starając się znaleźć jabłka, mimo że było już po sezonie. Acheron w końcu przyznał się, że lubi owoce – zajęło mi tygodnie zanim to z niego wyciągnęłam 58. – Myślisz, że niedługo ojciec się zjawi? – zapytał Przełknęłam gulę strachu59. Nie wiem dlaczego nadal go okłamywałam. Być może dlatego, że prawda o uczuciach ojca była czymś, co uważałam, że nie musiał wiedzieć. Łatwiej było mu powiedzieć, że rodzina go kocha, – że wszyscy czuli do niego to samo, co ja60. – Być może… - odpowiedziałam. – Chciałbym się z nim spotkać. – powiedział obierając jabłko. To było jedyne jakie zleźliśmy i mimo że nie było całkiem świeże, jemu to nie przeszkadzało. 57
Pewnie dumna z siebie jak cholera... Biedny Acheron... tygodnie ..... 59 Umm też bym się bała… 60 Czyli wybrałaś łatwiejszą drogę. 58
54
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Ale to Styxxa chcę poznać najbardziej. Mogę jedynie niezbyt wyraźnie przypomnieć sobie jego twarz z wcześniejszego życia. Wcześniej…To był jedyny sposób w jaki odnosił się do czasu spędzonego na Atlantydzie. Przestał o sobie mówić kurwa, nie wspominał już tortur ani molestowania, nawet gdy pytałam o szczegóły61, bo wówczas jego oczy stawały się nawiedzone a on zwieszał nisko głowę. Więc nauczyłam się nie pytać, nie przypominać mu o latach spędzonych u naszego wuja. Jedyna oznaka, że tam był to sposób jego poruszania się. Powolny, uwodzicielski. Był tak gruntownie przyuczony do roli prostytutki, że nie był w stanie pozbyć się tych ruchów. A jedyną pamiątką przeszłości były złote kulki w jego języku, których nie chciał usunąć oraz piętno na dłoni. Wbijanie ich za bardzo bolało – powiedział mi gdy zapytałam się o kulki. Mój język był tak spuchnięty, że przez kilka dni nic nie mogłem jeść. Nie chcę doświadczać tego ponownie. Ale nie będziesz musiał, Acheron. Powiedziałam, że nie pozwolę ci tam wrócić. Spojrzał się na mnie z tym samym pobłażaniem, z jakim patrzył na Maię, gdy mu powiedziała, że konie mogą latać – niczym rodzic, który nie chciał prawdą zniszczyć dziecięcych złudzeń. Więc kulki pozostały.
61
Ciekawość pierwszy stopień do piekła..., No wyczucie to ona ma, jak walec drogowy
55
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
20 stycznia 9531 roku p.n.e. Dzisiaj siedziałam przez wiele godzin obserwując Acherona. Obudził się wcześnie, tak jak często robił i poszedł na dół na plaże. Było tam tak zimno, że obawiałam się, że będzie chory, ale nie chciałam naruszać jego wolności. Żył tak długo z dyktowanymi mu zasadami, co ma myśleć i jak działać, że nie chciałam narzucać mu żadnych ograniczeń. Niekiedy potrzeby umysłu były ważniejsze od potrzeb ciała. A ja wierzyłam, że on wymaga bardziej swobody niż ochrony przed małą gorączką. Stałam w cieniu po prostu go obserwując. Spacerował prawie od godziny w zmrożonej fali. Nie miałam pojęcia jak mógł wytrzymać w takim chłodzie jednak zdawało się, że czerpał przyjemność z bólu. Kiedy jakieś zwierzę morskie zostało wyrzucone na brzeg, brał je z wielka ostrożnością i z powrotem wypuszczał do morza wysyłając je w ich drogę. Po pewnym czasie wspiął się na urwisko skalne gdzie usiadł ze zgiętymi nogami i oparł brodę na kolanach. Spojrzał na morze jakby na coś czekał. Wiatr rozwiewał mu jasne włosy wokół twarzy, jego ubranie silnie trzepotało a jasnozłoty piasek przyklejał się do jego nóg. Nadal się nie ruszał. Było prawie południe kiedy wrócił. Przyłączył się do mnie w jadalni na nasz popołudniowy posiłek. Gdy byliśmy obsługiwani zauważyłam skaleczenie, które miała na lewej dłoni. – Acheron. – sapnęłam martwiąc się głębokim nacięciem. Wzięłam jego dłoń by ją dokładnie obejrzeć. – Co ci się stało? – Spadłem ze skały. – Dlaczego tam siedziałeś? Odwrócił wzrok skrępowany. To mnie jeszcze bardziej zmartwiło. – Acheron? Co jest? Przełknął ślinę i wbił spojrzenie w podłogę. – Pomyślisz, że jestem szalony jak ci powiem. – Nie, nie pomyślę i nigdy nie myśl, że tak zrobię. Wyglądał na jeszcze bardziej skrępowanego niż wcześniej, ale zaczął mówić słabym głosem. – Czasami słyszę głosy Ryssa. A kiedy jestem blisko morza są głośniejsze. – Jakie głosy? Zamknął oczy i chciał wstać, więc delikatnie chwyciłam za ręce i zatrzymałam na krześle. – Acheron, powiedz mi.
56
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Kiedy napotkał mój wzrok zobaczyłam w nim strach i niepokój. Było oczywiste, że to nie dotyczyło jego przeszłości. – Są to głosy Atlantydzkich bogów62. Wstrząśnięta jego odpowiedzią patrzyłam na niego. – Oni mnie wzywają. Nawet teraz słyszę jak szepczą w mojej głowie. – Co mówią? – Mówią mi, że mam wrócić do domu, do sali tronowej by mogli mnie powitać. Wszyscy poza jednym. Tylko jeden – mocniejszy od innych każe mi się trzymać z daleka. Ona mówi, że bogowie chcą mojej śmierci i nie powinienem słuchać ich kłamstw. Oraz, że pewnego dnia przyjdzie po mnie i zabierze mnie w miejsce do którego należę i które jest mi przeznaczone. Zmarszczyłam brwi na jego słowa. Przez wzgląd na jego oczy, każdy widział, że Acheron jest synem jakiegoś boga. Ale według mojej wiedzy żaden półbóg nie słyszał głosów bogów. A przynajmniej nie w ten sposób63. - Matka mówi, że musisz być synem Zeusa. – powiedziałam mu. – Powtarza też, że pewnej nocy musiał nawiedzić ją pod postacią ojca. Dlatego nie wiedziała, że był jej łóżku, dopóki się nie narodziłeś. Więc dlaczego słyszysz głosy atlantydzkich bogów skoro jesteśmy Grekami a twoim ojcem jest Zeus albo grecki król? – Nie wiem. Idikos odurzał mnie narkotykami za każdym razem gdy je słyszałem do czasu aż dostawałem zawrotów głowy i byłem zbyt odrętwiały by zauważyć cokolwiek. Mówił, że to wymysł mojego umysłu. Mawiał…- na jego twarzy pojawiało się cierpienie, gdy odwrócił wzrok. – Co? – Że wszyscy bogowie mnie przeklęli. I dlatego służę tak, jak służę. I dlatego urodziłem się inny a każdy chce się ze mną pieprzyć. Bogowie mnie nienawidzą i chcą mnie ukarać za moje narodziny. – Bogowie cię nie nienawidzą. Jak mogą? Wyrwał rękę z mojego uścisku i posłał mi tak bezczelne spojrzenie, że mnie tym zaszokował. Do tej pory nigdy nie pokazał tyle charakteru64. – Jeżeli mnie nie nienawidzą to dlaczego taki jestem? Dlaczego mój ojciec mnie odrzuca? Dlaczego moja matka nawet na mnie nie spojrzała? Dlaczego byłem trzymiany jak zwierzę, którego jedynym zadaniem w życiu miało być służenie mojemu panu jako karta przetargowa? Dlaczego ludzie nie mogą na mnie patrzeć bez atakowania mnie? Objęłam jego twarz dziękując bogom, że nie uchyla się już od mojego dotyku. – To nie ma nic wspólnego z bogami. Ale z głupotą innych ludzi. Czy nie przyszło ci nigdy do głowy, że bogowie posłali mnie do ciebie abym cię uwolniła, bo nie chcieli oglądać jak dłużej cierpisz? 62
Ooo znalazła się zguba, no proszę. Nie mogli wcześniej???? No właśnie maleńka.. półbóg… 64 Na szczęście to się zmieni… 63
57
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Spuścił wzrok. – Nie mogę mieć nadziei, Rysso. – Dlaczego nie? – Dlatego, że nadzieja mnie przeraża. Co jeżeli to wszystko na co teraz patrzysz, to ja? Kurwa… która ma być sprzedawana? To bogowie tworzą królów a królowie kurwy. Jest oczywiste, jaką rolę wybrali dla mnie. Skrzywiłam się na jego słowa. Szczerze mówiąc wolałam tygodnie, kiedy nie przypominał mi, że był kurwą. Nienawidziłam gdy wspominał, co mu zrobiono wbrew jego woli i dlatego tak drażniły mnie te kulki w jego języku widoczne za każdym razem jak mówił. – Nie jesteś przeklęty! – To dlaczego gdy próbuję wydłubać sobie oczy nie daję rady? Jego słowa mnie sparaliżowały. – Co??? – Próbowałem trzy razy je wydłubać, by nie obrażać innych i za każdym razem samoistnie wracały na swoje miejsce. Więc jeżeli nie jestem przeklęty to dlaczego tak się działo? Podniósł dłoń by pokazać skaleczenie. Rany, które u innych goją się tygodniami u mnie wyleczą się w ciągu kilku dni, jeżeli nie godzin. Łzy piekły moje oczy na ból w jego głębokim głosie. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. – Chorujesz, widziałam. – Ale nigdy długo. Nie jak normalny człowiek i mogę obyć się bez jedzenia i kropli wody nawet przez trzy tygodnie i nie umrę. Fakt, że wiedział ile może obejść się bez pokarmu mówił mi, że przez to przechodził. Zamknęłam dłoń na jego. – Nie znam woli bogów, Acheron. Nikt nie zna. Ale nie uwierzę, że to z ich woli tak cierpiałeś. Byłeś cennym darem, który został zlekceważony przez ludzi, którzy powinni cię hołubić i otoczyć troskliwą opieka. To jest ludzką tragedią. Kapłani często mówią, że dary bogów niekiedy nie są akceptowane albo pozostaję nierozpoznane. W głębi serca wiem, że jesteś wyjątkowy. Że jesteś darem dla ludzkości. Nigdy nie wątpiłam, że pojawiłeś się w tym miejscu dla jakiegoś wyższego celu … a tym celem nie była złośliwość ani zniewaga czy bycie molestowanym. Pocałowałam jego zranioną dłoń. – Kocham cię braciszku. I nie widzę w tobie nic poza boskością, inteligencją, współczuciem i życzliwością. Pewnego dnia mam nadzieję, że ty też to dostrzeżesz. Położył swoją drugą dłoń na mojej. – Chciałbym móc, Rysso. Ale wszystko co widzę to kurwa, która jest zmęczona molestowaniem. 58
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
15 lutego 9531 roku p.n.e. Czas upływał a ja widziałam jak Acheron wyrasta z nieśmiałego przestraszonego chłopca w mężczyznę z pewnością siebie w głosie oraz pewnego własnych przekonań. Dłużej nie wzdrygał się przed dotykiem ani nie trzymał opuszczonej głowy. Kiedy mówiłam do niego patrzył mi prosto w oczy. Zaprawdę jego przemiana była najpiękniejszą rzeczą, jakiej byłam świadkiem. Nie wiedziałam, kto miał na to większy wpływa65, ja czy Maia i kto w końcu dotarł do niego wydobywając jego drugie ja. Ale jedno było pewne oboje byli nierozłączni. Dzisiaj byli w kuchni podczas gdy Petra gotowała a ja stanęłam w korytarzu przyglądając im się bliżej. – Musisz wyrabiać chleb w ten sposób. Maia ugniatała ciasto drobnymi dłońmi klęcząc na wysokim stołku by móc dosięgnąć blatu. – Pozorant to osoba, której nie lubisz. – wyszeptała głośno jakby przekazywała mu wielką tajemnice. Jego twarz zajaśniała ciepłem. – Nie sądzę, że jest jakaś osoba, której nie lubisz. – No nie… ale prawdopodobnie ty kogoś nie lubisz. Nie przegapiłam udręki w jego oczach gdy odwrócił wzrok od Mai. Zastanawiałam się kto jest na szczycie jego listy. Nasz ojciec czy nasz wujek66? – Potrzebujemy więcej mleka. Acheron posłusznie jej podał. Petra obejrzała się, uśmiechnęła się i potrząsała głową na nich a Maia dodała o wiele więcej soli niż było potrzebne. Maia wytarła zakatarzony nos i z powrotem zabrała się za ugniatanie ciasta. Wzdrygałam się zapamiętując, by nie jeść chleba przygotowanego przez nich. Ale Acheron nie będzie taki wrażliwy. Kilka dni temu by sprawić przyjemność Mai zjadł nawet kawałek błotnej babki. – Teraz musimy uformować ciasto w bochenki. Robimy małe bo to są moje ulubione. Acheron z połażeniem sumiennie stosował się do jej słów. Po chwili pies zaczął szczekać. 65 66
Czyżbym czuła zazdrość???? Ummm .. trudne pytanie.
59
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Ssaa. – powiedziała Maia do psa kiedy dzieliła ciasto na dwie części. Jedną cześć podała Acheronowi by mógł zrobić bochenek chleba. – Pracujemy. Pies skoczył i popchnął Maię, która straciła równowagę. Acheron chwycił ją ale w tym samym czasie pies rzucił się na niego zwalając go z nóg. W jednej chwili stał, w kolejnej oboje leżeli na podłodze. Acheron na plecach z Maią na klatce piersiowej. Pies szczekał i tańczył wokół nich, potrącając stół. Miska z mąką, której używali stoczyła się za krawędź i na nich spadła. Zakryłam usta i patrzyłam na nich ubrudzonym ciastem, mąką i mlekiem. A wszystko, co widziałam w ich oczach to zaskoczenie. Maia piszczała ze śmiechu i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu także Acheron roześmiał się. Ten dźwięk połączony z jego szczerym uśmiechem ogłuszył mnie. Był absolutnie piękny kiedy się uśmiechał nawet wtedy gdy był całkowicie pokryty mąką i ciastem. Jego oczy były radosne, gdy wycierał biały pył z twarzy i pomagał Mai oczyszczać policzki. Petra wydała okrzyk niezadowolenia, kiedy zaczęła wyganiać psa w kuchni. – Oboje wyglądacie jak cienie, które doprowadzą mnie do przedwczesnej śmierci. Co za bałagan ! – Posprzątamy to Petra, obiecuję. – powiedział Acheron stawiając Maię na nogi. – Nie zraniłaś się? Maia zaprzeczyła głową. – Obawiam się jednak, że nasze chleby to już ruina. Jej ton rzeczywiście był tragiczny. – Prawda. Ale zawsze możemy zrobić nowe. – Taaa,a ale już nie będą takie dobre. Wycofałam się ze śmiechem. Tak, to prawda, katar Mai był doskonałą przyprawą i niezbędną do zrobienia wyśmienitego chleba. Byłam pewna, że kolejna partia chleba nie będzie tak pyszna. Jednakże te myśli zostawiłam dla siebie, kiedy Acheron pocieszał nieszczęśliwe dziecko. Acheron zabrał Maię na zewnątrz tak, że mogli pozbyć się reszty mąki z włosów i ubrań a Petra zaczęła sprzątać kuchnię. Po chwili wrócili, by jej pomóc. Patrzyłam z podziwem na księcia, który był tak taktowny, by pomagać służącej. Ale Acheron nigdy nie uchylał się od niesienia pomocy Petrze za każdym razem, gdy był razem z Maią w kuchni. Taka była jego natura. I zawsze hołubił Maię jak straszy brat. – Acheron? - zapytała Maia kiedy rozstawiał przy niej nowe miski. – Dlaczego masz te złote rzeczy w języku? 60
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Spojrzał się bok. – Zostały tam umieszczone gdy nie byłem dużo starszy od ciebie. – Dlaczego? Spojrzał na nią z udawanym gniewem. – Po to bym mógł straszyć dziewczynki, które mnie irytują. Chichotała gdy ją delikatnie łaskotał. – Nie sądzę, że możesz straszyć kogokolwiek, jesteś na to za miły. Nie odpowiedział jej pomagając zmierzyć odpowiednią ilość mąki. Maia podrapała się w głowę i spojrzała na niego z niewinną ciekawością. – Noszenie tych kulek boli? – Nie. – Oh. – pochyliła głowę by lepiej im się przyjrzeć. – A kiedykolwiek je ściągasz? – Maia – powiedziała delikatnie Petra wracając do mieszania potrawki z jagnięciny. - Nie sądzę by Acheron chciał o nich rozmawiać. – Dlaczego nie? Uważam że są ładne. Też takie chcę!67 – Nie. – powiedzieli jednocześnie Acheron i Petra. Maia obraziła się. – Cóż, nie rozumiem dlaczego. Księżniczka Ryssa ma małe złote kuleczki w uszach u Acherona też wyglądają ładnie. Acheron uszczypnął koniec noska Mai. – Zakładanie ich boli, akribos. Jest to ból, którego nie chcesz poznać i dlatego nigdy ich nie ściągam. Nie chcę, by mnie ktoś znowu skrzywdził. – Oh.. tak jak wtedy gdy ci wypaliło dłoń? Petra odwróciła się do nich. – Co ci wypaliło dłoń? – To też stało się gdy był mały. Ale to też jest ładne, wygląda trochę jak piramida. Powiedział, że to kara za to, że nie słuchał matki. I stwierdził, że właśnie dlatego powinnam cię słuchać gdy mi mówisz, co mam robić. Błysk zrozumienia pojawił się w oczach Patery. Acheron tego nie przeoczył. Opuszczając pokornie głowę wymamrotał przeprosiny do Mai i wyszedł z kuchni. Poszła za nim. – Acheron? Zatrzymał się i spojrzał na mnie przez ramię. – Tak? – Jej pytania nic nie znaczyły. – Wiem. – opowiedział ciężko. – Ale to nie oznacza, że są mniej bolesne, prawda? Desperacko chciałam go objąć. Gdyby mi na to pozwolił. Ale tylko Maia z jej niewinnością była w stanie dotrzeć do niego. 67
Kocham to dziecko
61
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Możesz usunąć te kulki i ukryć dłoń tak, by nikt nie poznał twojej przeszłości68. – Ale ja nadal będę ją znał. – zaśmiał się gorzko. –Nie możesz cofnąć przeszłości, Rysso. Z piętnem na moim ciele zawsze będzie dla mnie oznaczała brutalność. Jego oczy zostawiły ślad w mojej duszy. Widziałam w nich udrękę, której tak mały chłopiec nigdy nie powinien poznać. – Ze względu na sposób, w jaki goją się moje rany nie masz pojęcia jak długo i często moja dłoń była przypalana, by zostawić to piętno. Czułam jak fala nudności wyzbiera we mnie. To było coś, czego wcześniej nie brałam pod uwagę. – Acheron to już przeszłość, której nie pozwalasz odejść. Pokręcił głową w zaprzeczeniu i pomachał dłonią w kierunku pałacu. – To…to jest tylko sen i wiem to. Pewnego dnia…zbyt szybko…obudzę się i to będzie koniec. Będę z powrotem tam, gdzie byłem. Robiąc rzeczy jakich nie chcę robić. Będą molestowany i bity. Nie musisz udawać, że jest inaczej. Co mogłam zrobić, by poczuł się bezpieczny? – Dlaczego nie chcesz wierzyć mojemu słowu? Przeszłość jest za tobą. Teraz masz nową przyszłość. Boraxis jest w drodze do Sumeru dostarczając list do mojej najlepszej przyjaciółki. Kiedyś dała mi słowo, że zawszę będę…będziemy u niej bezpieczni. Po raz kolejny nikt cię nie skrzywdzi. Jego wyraz twarzy był ponury i zimny. – Nie wiem czym jest zaufanie, Rysso. Ani twoje ani nikogo innego. Ludzie są nieprzewidywalni. Bogowie także. Niektóre rzeczy dzieją się poza jakąkolwiek kontrolą. Chcę ci wierzyć, naprawdę. Ale wszystko co słyszę to głosy bogów i twój. I widzę rzeczy…rzeczy, których nie chcę widzieć. – Jakie rzeczy? Odwrócił się i poszedł do swojego pokoju. Pobiegłam za nim i go zatrzymałam. – Powiedz mi jakie rzeczy. – Widzę siebie błagającego o miłosierdzie, które nie nadchodzi. Widzę siebie żebrającego na ulicy, bez miejsca na spoczynek i nikt wokół mnie nie jest chętny pomóc mi bez zapłaty, której ja nie chcę dać. Bogowie jak chciałam, by zaufał mi i nowej przyszłości. Miałam zamiar dopilnować, by tak się stało. – To nie jest sen, Acheron. To jest rzeczywistość a ja nie pozwolę ci wrócić na Atlantydę. Znajdziemy ci bezpieczny dom. Odwrócił wzrok. – Dlaczego ojciec nie przyjechał? Jeżeli kocha mnie tak, jak mówisz, dlaczego w ciągu tych miesięcy nie przybył by się ze mną zobaczyć? I dlaczego starasz się znaleźć mi inny, bezpieczny dom69? 68
Naiwniaczka
62
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Jest zajęty. Nawet teraz nie potrafiłam mu powiedzieć prawdy, która by go zraniła. – Cały czas to powtarzasz a ja chcę w to uwierzyć… Ale wiesz jakie jest moje ostatnie wspomnienie o nim? Bałam się zapytać. – Jakie? – Widzę go jak odciąga cię siłą ode mnie kiedy Idikos wlókł mnie do wyjścia. Nigdy nie zapomniałem palącej nienawiści w oczach ojca, gdy na mnie spojrzał. Przez ten wzrok przez lata nawiedzały mnie koszmary. A teraz twierdzisz, że on mnie kocha. Patrzyłam jak zaciska szczękę. – I mam w to wierzyć? Nie, nie powinien. Kłamałam, ale nie mogłam pozwolić mu poznać prawdy. – Pewnego dnia mi uwierzysz, Acheron. – Mam taką nadzieję, Rysso. Naprawdę. Rozpaczliwie chcę ci wierzyć ale nie mogę pozwolić sobie na kolejne rozczarowanie. Jestem na to zbyt zmęczony. Patrzyłam jak odchodzi zostawiając mnie tam, gdzie stałam. Był taki piękny. Wysoki. Dumny. Wbrew wszystkiemu nadal zachowywał godność, której nie mogłam pojąć. – Kocham cię, Acheron. – wyszeptałam. Żałując, że byłam jedyną osobą w mojej rodzinie, która darzyła go tym uczuciem. Czemu oni nie mogli? Ale w głębi duszy czułam ból, bo wiedziałam, że Acheron ma rację. Prędzej czy później nasz ojciec przyjedzie. Kiedy to nastąpi król nigdy mi nie wybaczy, że zabrałam Acherona z Atlantydy. Tak samo jak nigdy nie wybaczy mi łgarstw w listach, które do niego posyłałam na temat mojego pobytu u ciotki oraz tego, że Boraxis na mój rozkaz opłacał ludzi, którzy robili z niego głupca. Nie miałam wątpliwości, że ojciec i Estes będą nas szukać… miałam tylko nadzieję, że zanim to nastąpi Boraxis znajdzie dla mojego brata bezpieczną przystań w innym kraju lub królestwie. Robiłam to, co uważałam za najlepsze dla mojego brata. I miałam nadzieję, że to mu zagwarantuje wolność i szczęście – tak, jak mu obiecałam. Kiedy będzie już bezpieczny wrócę na Didymos i stanę twarzą w twarz z gniewem mojego ojca. Dla Acherona zrobię wszystko nawet narażę własną wolność. Miałam tylko nadzieję, że Boraxis wróci zanim ojciec zorientuje się, że jesteśmy w letnim pałacu. Niech bogowie się nad nami zmiłują jeśli tak nie będzie.
69
Głupi to on nie jest…ani naiwny…
63
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
18 marca 9531 roku p.n.e. Wiosenne ocieplenie przyszło wraz z powróceniem Persefony70 na łono matki. Przez całe moje życie preferowałam tą porę roku. Odrodzenie i piękno ziemi. Szczególnie urocza wiosna była na naszej wyspie, a rolnicy śpiewając siali nasiona i sadzili rośliny. Ale w tym roku odczuwałam strach czekając na jakieś słowo od Boraxisa. Do tej pory przesłał mi tylko jeden list, który dotarł kilka dni temu. Informował, że w królestwie Kiza może znajdzie się miejsce dla Acherona. Według pogłoski królowa była starsza, ale dobra. Jej własny syn nie żył i być może powita Acherona jako księcia. Z całego serca miałam nadzieję, że tak będzie. A jednocześnie z każdym mijającym dniem bardziej się bałam, że ojciec rozciągnie swoje poszukiwania na naszą oazę. Lecz jak zawsze miałam nadzieję, znajdzie dla mnie męża i będę mogła zabrać Acherona do mężowskiego domu tak, bym mogła go chronić. Tak, by pozostał poza zasięgiem mojego ojca i dotyku wuja. Nie będę teraz o tym myślała. Najlepszą rzeczą przebywania tutaj było to, że każdy sługa akceptował Acherona takim, jakim był i jego dziwactwa a my bardzo się do siebie zbliżyliśmy jak przystało na rodzinę. W Acheronie odnalazłam brata71 którego zawsze chciałam. Kiedy Styxx jest drażliwy, wiecznie nadąsany, Acheron w końcu nauczył się śmiać bez strachu, bez przeciągania niepożądanej uwagi. Dzisiaj odnalazłam go z Maią w ogrodzie. Rysowała litery w błocie i uczyła ich Acherona. Wtedy przypomniałam sobie, co powiedział jak go znalazłam na Atlantydzie – był analfabetą72. – i jego wstyd gdy to wyznał. – Mogę pomóc? – zapytałam zbliżając się do nich. Maia pochyliła się do Acherona i przemówiła z typowym dla siebie głośnym szeptem, który był tak samo czarujący jak i słodki. – Ona będzie lepszym nauczycielem niż ja. Zna wszystkie litery i wie jak tworzyć słowa, ja znam tylko kilka. Acheron uśmiechnął się do mnie. – Możesz? 70
Persefona (także Kora, gr. Περσεφόνη Persephonē, gr. Κόρη Korē, łac. Proserpina, "dziewczyna") – w mitologii greckiej małżonka Hadesa, władczyni świata podziemnego i opiekunka dusz zmarłych. Była córką Demeter i Zeusa. Według mitu Zeus zadecydował, że Persefona dziewięć miesięcy będzie spędzała z matką, zaś trzy z mężem. Gdy Persefona powracała do matki nastawała wiosna, gdy wracała pod ziemię rozpoczynał się okres zimy. 71 No bo przecież nie męża… 72 Noo ale szczęściem już nie jest
64
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Jego prośba wstrząsnęła mną do głębi, bo do tej pory nie poprosił mnie o nic. – Oczywiście. Wzięłam od Mai patyk i poprowadziłam lekcje dla nich tak, by mogli nauczyć się czytać. Acheron był bystrym uczniem i wchłaniał wiedzę, którą mu przekazywałam z absolutnie nieludzką i cudowną łatwością. – Atlantydzkie litery są inne niż greckie? – zapytał, gdy tłumaczyłam mu alfabet. – Nie bardzo. Mają kilka samogłosek i dwugłosek, których nam brakuje. Maja zmarszczyła brwi. Ich język jest podobny do greckiego? Uśmiechnęłam się na jej niewinne pytanie. Ich język może być bardzo podobny do naszego. Tak bardzo, że czasami można go zrozumieć bez znajomości słów73. Ale to jest osobny język. Ja osobiście znam go słabo, ale Acheron potrafi mówić w nim płynnie. Jej twarz rozjaśniała, gdy spojrzała mu w oczy. – Nauczysz mnie74? Dystans wyzierał z jego oczu. – Jeśli chcesz. Ale to nie jest ładny język. Zupełnie się z tym nie zgadzałam. W przeciwieństwie do greckiego atlantydzki był bardzo melodyjny. Odnosiło się wrażenie, że śpiewają zamiast mówić. Odczuwałam swoistą radość, gdy go słyszałam, ale biorąc pod uwagę doświadczenia Acherona na Atlantydzie, doskonale rozumiałam jego odczucia wobec szpetności ludzi i ich języka. – Acheron zwrócił swoją uwagę na mnie. – Czy Atlantydzi i Grecy dzielą ze sobą bogów? Maia roześmiała się. – Acheron, nic nie wiesz o bogach? Pokręcił głową. – Znam tylko słowo Zeus75, ponieważ wiele razy na niego przysięgałem oraz na kogoś o imieniu Archon i Apollymi. Zmarszczyłam brwi słysząc imiona króla i królowej atlantydzkiego panteonu. – Skąd znasz te imiona76? Nie odpowiedział, ale jedno spojrzenie na jego twarz przekonało mnie, że mógł je słyszeć w swojej głowie. – Cóż – powiedziałam starając się rozjaśnić jego nagłą apatię. 73
Tak, tak. Tak bardzo że autorka wrzuciła mały słownik.. ha ha ha… Ash też będzie uczył… :P 75 Eh, każdy wie kim był 76 Ale nie domyśla. 74
65
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Zeus jest królem olimpijskich bogów a jego królową jest Hera. – Lubię Artemidę. – Maia odezwała się. - Ona jest boginią łowów i narodzin. To ona ocaliła moją mamę i mnie. Kiedy się urodziłam byłyśmy ciężko chore. Położna przysięgała że stałyśmy na krawędzi śmierci, ale ojciec złożył ofiarę Artemidzie i nas obie uratowała77. – Musi być wielką i dobrą boginią a ja jej wiele zawdzięczam skoro pozwoliła ci urodzić się i przeżyć. Maia uśmiechnęła się promiennie z satysfakcją. Całe popołudnie minęło nam na szybkiej lekcji na temat panteonu greckich bogów. Ale w odróżnieniu od pisania Acheron z trudem łapał wszystkie imiona i tytuły. To były dla niego tak obco brzmiące nazwy, że nie mógł odróżnić jednej od drugiej. Stale je mylił. Spędziliśmy wiele godzin w ogrodzie do czasu aż Maia zapadła w sen siedząc obok Acherona. Jego rysy zmiękły, gdy spojrzał na nią tuląc ją w ramionach. – Często tak robi. W jednej chwili gada, by w kolejnym popadać w głęboki sen. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Uśmiechnęłam się, gdy ciepło ogarnęło moją duszę. Wyglądał tak słodko trzymając ją jak opiekuńczy ojciec78. Mimo brutalnej przeszłości nadal był zdolny do współczucia i okazywania czułości, a mnie to nigdy nie przestawało zadziwiać. – Kochasz ją, prawda? Jego mina była pełna czystej grozy a po chwili wściekłości. – Nigdy bym jej w ten sposób nie dotknął. Jego uraza zaskoczyła mnie, ale po chwili olśniło mnie, czemu jest taki zły. W jego świecie miłość to był fizyczny akt a nie emocje. Na samą myśl moje serce zakuło w bólu. – Miłość nie musi być seksualna Acheron. W swojej najczystszej formie nie ma nic wspólnego z aktem fizycznym. Zmieszany uniósł brwi. – Co masz na mysi? Wskazałam na dziewczynkę, którą chronił w cieniu swoich muskularnych ramion. – Kiedy patrzysz na Maię, twoje serce mięknie, prawda? Skinął głową. – Patrzysz na nią a wszystko, co chcesz zrobić to zapewnić jej bezpieczeństwo przed krzywdą i zadbać o nią. – Tak. Uśmiechnęłam się do niego. – Nie chcesz dla niej nic z wyjątkiem szczęścia. 77 78
Synonim Artemidy??? Eh już wiem suka. Cóż jest opiekuńczy wobec dzieci … zwłaszcza swoich
66
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Podniósł głowę i z ciekawością sparzał na mnie. – Skąd wiesz? – Bo to jest dokładnie to samo uczcie, jakie żywię wobec ciebie braciszku. Ta miłość, którą czujesz do niej to jest to, co ja odczuwam do ciebie, gdy myślę o tobie. Gdybyś mnie kiedykolwiek potrzebował bez żadnego trudu stanę przy twoim boku i to tak szybko jak to będzie możliwe. Przełknął z trudem patrząc na mnie srebrnymi mieniącym się oczyma. – Kochasz mnie? – Każdą częścią mojego serca, zrobię wszystko by zagwarantować ci bezpieczeństwo. Po raz pierwszy od momentu gdy wrócił czułam, że w końcu do niego dotarłam. I to była najcudowniejsza rzecz, jaka się wydarzyła. Acheron wziął moją dłoń. – Więc, kocham cię Ryssa. Łzy zalśniły w moich oczach a emocje dusiły w gardle. – Tez cię kocham, akribos i nie chcę byś kiedykolwiek w to zwątpił79. – Nie zwątpię. – ścisnął moją dłoń. – Dziękuję, że po mnie przybyłaś. Żadne słowo nie znaczyło dla mnie więcej ani nie dotknęło mnie tak głęboko. Moje gardło był tak mocno zaciśnięte, że nie mogłam mówić, kiedy puścił moją dłoń i podniósł się z Maią w ramionach niosąc ją do matki. Patrzyłam na niego, kiedy odchodził z nadzieją w duszy, że zawsze będzie to do mnie czuł. Wszystko mogłam znieść oprócz nienawiści mojego brata. Nienawiści Acherona.
79
Ehhh
67
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
19 marca 9531 roku p.n.e. Dzisiaj zdecydowałam się nauczyć Acherona jak czytać bezpośrednio ze zwojów w moim pokoju. Ledwie zaczęliśmy, gdy zauważyłam dużą różnicę w jego wyglądzie. Kuleczki z języka znikły. – Usunąłeś je – wyjąkałam nie mogąc uwierzyć w to, co widziałam. Wyraz jego twarzy wahał się pomiędzy zawstydzeniem a dumą. – Zrobiłem to zawierzając twojemu słowu. Powtarzasz, że jestem tu bezpieczny i nikt mnie stąd nie zabierze. Chcę w to wierzyć. Więc wyciągałem je ufając, że bogowie zostawią mnie z tobą. Chwyciłam jego twarz w dłonie zachwycona, że pod moim dotykiem nie zesztywniał i przyciągnęłam go by móc go mocno objąć. – Jesteś tu bezpieczny braciszku. Przysięgam ci. Po raz pierwszy oddał uścisk. Nic nigdy mnie bardziej nie wzruszyło. Usłyszałam jak ktoś odchrząknął. Odwracając się zobaczyłam Petrę stojącą na korytarzu z winem i serem. – Pomyślałam, że może chcecie coś przekąsić. Potwierdziłam głową zanim odsunęłam się od Acherona. – Myślę że to wspaniały pomysł. Dziękuję. Skinęła głową i położyła tacę na małym stoliku. Acheron patrzyła za nią póki nie wyszła z pokoju, po czym rzekł. – Ryssa, kiedykolwiek myślałaś by wyjść za mąż? Nalewając wino do pucharów zawahałam się. – Niekiedy tak. Zastanawiam się, dlaczego ojciec nie wyszukał mi męża. Większość księżniczek zostaje zaślubionych na długo zanim osiągną mój wiek. Ale ojciec stwierdził, że nie może znaleźć nikogo godnego mojej ręki. Uśmiechnęłam się. – Prawdę powiedziawszy nie spieszy mi się. Widziałam za dużo przyjaciółek poślubionych ogrom, więc skoro ojciec potrzebuje więcej czasu, by znaleźć mi łagodnego męża z pewnością mogę poczekać80. Dlaczego pytasz? – Myślałem o Petrze i jej małżonku. Zauważyłaś, w jaki sposób śmieją się gdy są razem? A gdy przebywają osobno są zasmuceni. To tak jakby nie mogli znieść rozłąki nawet przez pięć minut. Skinęłam głową. – Darzą się wielką miłość. Szkoda, że nie wszystkim parom jest to pisane. – A nasi rodzice? Uciekłam wzrokiem na wspomnienie, jacy byli rodzice zanim urodził się Styxx i Acheron. W tym czasie kochali się namiętnie. Rzadko się rozstawali, a mój ojciec darzył matkę miłością, która wydawała się wieczna. Tak było do
80
Um.. łagodny mąż.
68
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
czasu narodzin synów. Od tego pamiętnego dnia ojciec nie mógł znieść przebywania w tym samym pomieszczeniu co matka. Obwiniał ją za Acherona. – Kurwiłaś się z bogiem. Nie zaprzeczaj. Nie ma innego sposobu, by mógł pochodzić z twojego łona. Im bardziej moja matka protestowała i twierdziła, że jest niewinna tym bardziej mój ojciec zdawał się ją nienawidzić. W końcu przyznała, że Zeus ją oszukał i nie miała pojęcia o jego obecności w łóżku. To wyznanie zamiast zbliżyć mojego ojca do niej oddaliło go jeszcze bardziej. Teraz unikał kontaktu z nią81. – Nie Acheron – powiedziałam cicho zanim wzięłam jego puchar. Rzadko można ich zobaczyć razem, chyba że to wymaga racja stanu. Nasz ojciec przebywa ze Stxxem i senatorami, a matka spędza większość czasu nad pucharem. A ja tego nienawidzę. W pewnym momencie moja matka była wspaniałą kobietą, teraz została zgorzkniałym pijakiem. Wyglądał na dotkniętego jakby rozumiał. – Myślisz, że jakaś kobieta kiedykolwiek mnie pokocha? – Oczywiście. Dlaczego w to wątpisz? Przełknął i odpowiedział tak cichym głosem, że ledwie go słyszałam. – Jak ktokolwiek może mnie kochać? Idikos twierdził, że przynoszę wstyd wszystkim porządnym ludziom82. Jestem osieroconym bękartem i bezwartościową kurwą. Z pewnością żadna przyzwoita kobieta nie będzie chciała czegoś takiego ja jak. – To absolutnie nie jest prawdą – powiedziałam stanowczo. – Jesteś wart całego świata i zapewniam, że znajdziesz w nim kobietę, oprócz mnie, która dostrzeże jak wspaniały jesteś. Przełknął ślinę. – Jeżeli będę miał takie szczęście, przysięgam że nigdy nie zwątpię w moje uczucie do niej. – Będziesz miał to szczęście. Uśmiechnął się do mnie, ale to był gorzki uśmiech, a wątpliwość w jego oczach była wystarczająca by w moich oczach pojawiły się łzy. Odchrząknęłam próbując odciągnąć go od ponurych myśli. – A teraz dalej będziesz uczyć się liter, dobrze? Powrócił do zwojów a ja przez godziny patrzyłam jak pisze z entuzjazmem, którego do tej pory nie widziałam. I za każdym razem, gdy mówił bez tych kuleczek w języku moje serce unosiło się w górę.
81 82
I jak tu dogodzić facetom? Wszystkim to znaczy komu?
69
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
To było wielkie zwycięstwo, a pewnego dnia wygram tą wojnę i jego przeszłość zostanie zapomniana na zawsze.
70
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
9 maja 9531 p.n.e. Byłam sama w pokoju gdy Maia pchnęła drzwi. – Czy Acheron jest chory? Odłożyłam pióro i spojrzałam na Maię. – Nie widziałam go dzisiaj. Dlaczego pytasz? Podrapała się po nosie wyglądając na zupełnie zmieszaną. – Poszłam po niego byśmy mogli coś upiec, ale nie wyglądał dobrze. Powiedział, że głowa go boli i był wobec mnie dość ostry. A Acheron nigdy nie jest taki dla mnie. A kiedy przyniosłam mu trochę wina pokój był pusty. Powinnam się martwić? – Nie, akribos. – powiedziałam udając uśmiech którego nie czułam. – Biegnij do kuchni a ja sprawdzę co się z nim dzieje. – Dziękuję księżniczko - odpowiedziała na mój uśmiech zanim wybiegła z pokoju. Martwiąc się o brata otworzyłam drzwi prowadzące na dziedziniec. Acheron spędzał wiele czasu na zewnątrz pomiędzy roślinami i kwiatami. Ale teraz go tam nie było. Moim kolejnym celem był sad. Ale znów go nie znalazłam. Po przeszukaniu pałacu naprawdę zaczęłam się martwić. Nigdy na własną rękę nie oddalał się od domu. A jeszcze rzadziej unikał Mai. W bezmyślnej panice jeszcze raz przeszukałam na nowo teren. Gdzie on mógł być? Gdyby był Styxxem83 najprawdopodobniej znalazłbym go baraszkującego ze służącą w jakimś zacisznym miejscu. Ale wiedziałam, że Acheron nie zrobiłby czegoś podobnego. Wtedy mnie olśniło. Morze…84 Nie chodził tam od zimy, ale nie wiedziałam, w jakim innym miejscu mogłabym go jeszcze szukać. Tam powinien być. Szepcząc cichą modlitwę do bogów bym miała rację, zeszłam na plażę kierując się w stronę skał, gdzie przeważnie siedział. Ale tam też go nie było. Gdy weszłam na skarpę zauważyłam go. Leżał na plecach na piasku oblewany przez falę. Wstrzymałam oddech. Wyglądało na to, że nie rusza się, całkowicie przemoczony w spienionych falach, z zamkniętymi oczyma. Przerażona tym widokiem popędziłam w dół rzucając się w jego kierunku. Jeszcze zanim do niego dotarłam zobaczyłam nienaturalną bladość na jego pięknej twarzy. – Acheron. – zawołałam przestraszona ze łzami w oczach. Bałam się, że nie żyje. Ale odczułam natychmiastową ulgę, gdy otworzył oczy i napotkał mój wzrok. Nadal się nie ruszał. – Co ty robisz? – zapytałam opadając na kolana obok niego.
83 84
Ale nie jest i całe szczęście.... Um…
71
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Moja suknia była całkowicie mokra i zniszczona, ale to mnie nie interesowało. Ubranie nie miało znaczenia. Liczył się tylko mój brat. Zacisnął oczy zanim odpowiedział tak cicho, że z trudem słyszałam go przez spienione fale. – Gdy leżę tutaj ból jest łatwiejszy do zniesienia. – Jaki ból? Chwycił moją dłoń. Drżała do tego stopnia, że mój strach wrócił dziesięciokrotnie większy. – Głosy w mojej głowie. One zawsze rozbrzmiewają w ten dzień, każdego roku. – Nie rozumiem…85 – Ciągle powtarzają, że to jest rocznica mojego urodzenia i powinienem do nich wrócić. Ale Apollymi krzyczy bym się ukrył i nie słuchał. Im głośniej ona woła, tym głośniej oni. To jest nie do zniesienia. Chcę żeby przestały. Wariuję, prawda? Chwytając mocniej jego dłoń odsunęłam mu mokre włosy z czoła i zdałam sobie sprawę, że nie jest ogolony. Miał kilkudniowy zarost na brodzie i policzkach, coś, na co sobie nigdy nie pozwalał. Acheron był zawsze nienagannie ubrany i zadbany. – Dzisiaj nie wypada rocznica twoich urodzin. Urodziłeś się w czerwcu. – Wiem, ale oni krzyczą właśnie w ten dzień. Upadłem starając się dotrzeć do skał i odkryłem, że gdy leżę w morzu głosy są przytłumione. To nie miało dla mnie sensu86. – Dlaczego to ci pomaga? – Nie wiem. Ale tak jest. Fala uderzyła o brzeg. Nie poruszył się, mimo że mnie odepchnęła na bok. Wyprostowałam się i patrzyłam jak kasłał gdy zachłysnął się wodą. Wciąż nie robił nic, by wyjść z morza. – Złapiesz przeziębienie jeżeli będziesz tak leżał. – Nie obchodzi mnie to. Wole być chory niż słuchać ich głośnych wrzasków. Zdesperowana chciałam mu pomóc uspokoić głosy. Usiadłam po turecku obok niego i unosiłam mu głowę, kładąc ja na moich kolanach. – Czy tak lepiej? Skinął głową i na nowo splótł swoje place z moimi, kładąc moją dłoń na swoim sercu. Po mocnym uchwycie wiedziałam, że nadal niemiłosiernie cierpi. Godzinami nie rozmawialiśmy, kiedy leżał z moją dłonią na klatce piersiowej. Straciłam czucie w nogach, ale było mi wszystko jedno. Byliśmy tam na tyle długo, że w końcu Petra wyszła mnie szukać. 85 86
Jak zawsze To nie ma sensu, tamtego nie rozumie .... rety, co za baba
72
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Była tak samo skonfundowana wyjaśnieniami Acherona jak ja, ale posłusznie pozostawiła nas samych i poszła po wino i jedzenie. Mój brat za bardzo cierpiał by jeść, ale zmusiłam go do przełknięcia kilku kęsów chleba. O zmierzchu głosy na tyle przycichły, że był wstanie się podnieść. Ale niepewnie stał na nogach. – Wszystko w porządku? – zapytałam z niepokojem. – Przez te głosy mam zawroty głowy, ale nie są już tak głośne. Opuścił dłoń na moje ramię i udaliśmy drogą powrotną do jego pokoju. Kazałam przygotować gorąca kąpiel dla niego, a w między czasie narzuciłam na niego ciepły ręcznik. Nadal był blady a rysy twarzy miał ściągnięte. Maia przybiegła z dwoma szklankami podgrzanego mleka. – Martwiłam się o ciebie Acheron – upomniała go. – Przepraszam drobinko. Nie chciałem cię niepokoić. – Czujesz się lepiej? Skinął głową. – Maia. – zawołała Petra z korytarza. – Chodźmy już by Acheron mógł się wykapać w spokoju. – Wrzuciłam trochę cukru do mleka. – wyznała Maia zanim udała się za matką. – Mam nadzieję, że poczujesz się lepiej. Oczarowana jej czynem poszłam za nią. – Ryssa? Zatrzymałam się w drzwiach i spojrzałam przez ramię na Acherona, który nadal stał zawinięty w ręcznik. – Tak? – Dziękuje, że się o mnie martwiłaś i za to, że ze mną zostałaś. A teraz sama idź się wysusz zanim ty złapiesz przeziębienie – rzekł z lekką kpiną. – Tak, mój panie – odpowiedziałam z uśmiechem. Wyszłam i zamknęłam drzwi. Udałam się do swojego pokoju. Drzwi nadal były otwarte, więc je zatrzasnęłam. Kiedy to zrobiłam usłyszałam niewyraźny szept niesiony wiatrem. – Apostolos… Marszcząc brwi rozejrzałam się, ale nikogo nie zobaczyłam. Skąd ten głos pochodził? Co ważniejsze nie znałam nikogo o imieniu Apostolos. Potrząsnęłam głową chcąc oczyścić umysł. – Świetnie! Teraz to ja słyszę głosy Acherona. To było dziwne ale pewne. Ale nawet jeżeli nie brałam ich na poważnie część mnie zastanawiała się nad nimi. Przede wszystkim, czy to może być kolejne zagrożenie dla mojego brata. Ale tylko czas mógł to powiedzieć.
73
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
23 czerwca 9530 roku p.n.e. W końcu wiadomość nadeszła. Królowa Kizy zgodziła się przyjąć Acherona. Posłaniec przybył wczoraj z informacją od Boraxisa, który był w drodze powrotnej, by eskortować Acherona dla jego bezpieczeństwa. Powinien przyjechać za kolejne trzy dni. Upojona szczęściem planowałam to powiedzieć Acheronowi podczas imprezy niespodzianki na cześć rocznicy jego urodzin. Mój brat będzie bezpieczny. Na zawsze. Dzisiaj byliśmy w sadzie. W sumie planowaliśmy spędzić w nim cały ranek, śmiejąc się i podkradając co cenniejsze owoce ogrodnika. Sad był taki piękny. Pełen ciszy. Liście zapierały dech w piersi. Były jasno zielone i okalały soczyste złote jabłka o słodkim smaku. Nawet stare kamienne mury pokryte liściem winogrona napawały spokojem. Nic dziwnego, że Acheron preferował właśnie to miejsce niż inne w pałacu. Letnie powietrze było świeże i ciepłe a ja mogłam godzinami przyglądać się jak Acheron cieszy się najprostszymi rzeczami takimi jak uczucie dotyku promieni słonecznych na skórze. Trawą pod nagimi stopami87. Oczywiście w jego dotychczasowym życiu właśnie tego mu brakowało. Chciałam mu zapewnić nowe życie. Lepsze. Życie, na które zasługiwał, w którym nikt by go nie krzywdził za rzeczy, na które nie miał wpływu. W którym ludzie zobaczą całe jego piękno, jakie ja widzę i pojmą, jaką dobrą, spokojną duszę posiada. Gdy przyglądałam mu się, kiedy wdychał zapach jabłek zanim odłożył je do koszyka, uderzyło mnie jak bardzo zmienił się przez ostatnie kilka miesięcy. Po raz pierwszy przypominał chłopaka siedemnastoletniego a nie zużytego, zmęczonego starca. Nauczył się mi ufać. Ufać, że tutaj będzie bezpieczny i chroniony. Że tutaj nikt się go nie boi i nikt go nie wykorzysta. Mógł być sobą bez obawy, że będzie komuś usługiwał, albo że będzie bity i raniony do krwi. I modliłam się by ten sam spokój zaznał na wyspie Kiza. Czułam udrękę za każdym razem gdy myślałam o jego życiu na Atlantydzie. Jak nasz wuj mógł go traktować w taki sposób? Nawet w tej chwili w myślach zobaczyłam Acherona przepiętego łańcuchami. Widziałam pustkę w jego oczach, którą zastałam, gdy pierwszy raz go ujrzałam. I gdy spojrzał na mnie nie wiedząc, kim jestem. Kim był on. Może wcześniej go zawiodłam, ale obiecałam sobie, że kolejny raz tego nie zrobię. Tutaj poznał pokój i szczęście. I postaram się z całej siły, by zawsze 87
Nic dziwnego.
74
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
trzymać go z dala od świata, który go nie rozumiał albo nie potrafił go tolerować. Kiedy zrywał jabłka przypominał mi wiewiórkę skaczącą z drzewa na drzewo i zbierającą swój skarb. Był takim przystojnym chłopakiem. W głębi serca wiedziałam, że on i Styxx są bliźniakami, ale teraz kiedy na niego patrzyłam uderzyły mnie różnice miedzy nimi. Acheron poruszał się z większą gracją. Bardziej płynnie. Był szczuplejszy, jego włosy były ciut bardziej złote a mięśnie bardziej rozwinięte. Jego skóra była delikatniejsza. A jego oczy… Były urzekające, ale też bardziej przerażające. Po tym jak zebrał swój skarb przyniósł go do mnie i położył w kręgu tak abym pierwsza wybrała najlepsze i najsmaczniejsze jabłka. Zawsze był przewidujący i w pierwszej kolejności myślał o innych. – Myślisz, że ojciec w końcu nas odwiedzi? – zapytał leżąc na boku i patrząc na mnie jak jem jabłko. Czułam, że próbował sprawdzić czy kłamię. Jego srebrzyste, uparte, mieniące się oczy były zatrważające, gdy świdrował mnie spojrzeniem. Nic dziwnego, że wuj go bił gdy patrzył się na ludzi. To było niepokojące że mógł w ten sposób ich kontrolować. Ale on nie zasługiwał na baty za coś, nad czym nie miał żadnej mocy. – Myślę, że może warto byśmy wybrali się w odwiedziny do królowej za kilka dni. Odwrócił wzrok zawiedziony bawiąc się jabłkiem. Chcąc go uspokoić i przekonać przeczesałam jego włosy odsuwając je z oczu. – Czy czułość jest częścią miłości, o której mówiłaś? – zapytał mnie niepewnym głosem. - Ludzie, którzy cię kochają dotykając cię nie prosząc o nic w zamian? – Tak – odpowiedziałam. Uśmiechnął się do mnie otwarcie, szczerze jak dziecko. – Myślę, że to mi się podoba. I wtedy usłyszałam hałas, przez który moje serce przestało bić88. Słyszałam zbliżające się kroki. Wiedziałam, że takich dźwięków w naszym tymczasowym raju nie powinno być. Petra i Maia były zajęte w kuchni. Mąż Petry był w mieście a reszta służących była zajęta swoimi obowiązkami. Tylko jedna osoba mogła nadchodzić. Wiedziałam, że to mój ojciec, natychmiast po tym jak Acheron usiadł, a jego twarz rozpromieniła się w uśmiechu. Zamknęłam oczy zbolała strachem89 gdy zmusiłam się, by wstać i odwrócić się stawiając mu czoło. Jego twarz wyrażała wściekłość90. 88
Też by mi przestało bić. Teraz się boisz??? 90 Kochany tatuś.. . 89
75
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Ojciec stał między dwoma starymi kamiennymi kolumnami, które wyznaczały wejście do sadu a przy jego boku był Styxx91. Moja krew zastygła w żyłach. Chciałam powiedzieć Acheronowi by uciekał, ale było już za późno. Byli za blisko. Jeszcze tylko trzy dni a on byłby bezpieczny nawet przed nimi. Chciało mi się płakać. – Ojcze – powiedziałam cicho. – Co tu robisz? – Gdzie ty byłaś? – domagał się odpowiedzi gdy zbliżał się do mnie. – Szukałem cię i szukałem do czasu, kiedy do mnie dotarło, że w żadnym innym miejscu nie możesz być. I olśniło mnie bym tu przyjechał92. – Mówiłam ci. Potrzebowałam czasu… – Ojciec? – Podniecony głos Acherona rozbrzmiał w moich uszach. To był pierwszy raz, gdy chłopak widział swojego ojca od momentu, gdy został zesłany na Atlantydę. Przerażona patrzyłam jak biegnie do ojca, by go objął. Ale w przeciwieństwie do Acherona znałam prawdę93, wiedziałam jakie przyjęcie go czeka. Nikt mnie tak nie zawiódł jak ojciec, który brutalnie odepchnął go ze wstrętem wypisanym na twarzy Zdziwiony brat zmarszczył brwi i spojrzał na mnie szukając wyjaśnienia. Ale nie mogłam mówić. Jak miałam mu powiedzieć, że kłamałam ale w dobrej wierze by stworzyć mu lepsze życie? – Jak śmiałaś wykraść go z Atlantydy?! – ojciec krzyczał. Otwierałam usta by wyjaśnić, ale byłam rozproszona przez sposób, w jaki patrzyli na siebie bliźniacy. Urzekło mnie ich wzajemne zainteresowanie. Nawet jeśli wiedzieli, że każdy z nich istnieje, nie widzieli się przez dziesięć lat. Żaden z nich tak naprawdę się nie pamiętał jak to jest patrzeć na swoje żywe odbicie i jak na siebie wzajemnie oddziaływali. Radość była wypisana na twarzy Acherona. Wiedziałam, że chce objąć Styxxa, ale po reakcji ojca wahał się. A sam Styxx wyglądał na mniej niż zachwyconego widokiem brata. Wpatrywał się w bliźniaka jakby był najgorszym sennym koszmarem94. Jakby sen stał się rzeczywistością. – Straż.! – Ojciec krzyknął. – Co robisz? – zapytałam z trwogą nie mogąc zrozumieć po co ojciec wzywa straż po własnego syna. – Odsyłam go z powrotem tam, gdzie jego miejsce. Zdumiony Acheron zwrócił się do mnie z przerażeniem w oczach. 91
Muszę znaleźć odpowiednie określenie na tego gada. Niestety chwilowo każde niecenzuralne jest i to baaardzo Po jaką cholerę? Coś mi się nie widzi, żeby sam na to wpadł... 93 I ją ukrywałam. 94 Styxx ty jesteś koszmarem… 92
76
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Moje serce biło dziko z przerażenia, że zbierają go znowu na Atlantydę. – Nie możesz tego zrobić! Ojciec odwrócił się do mnie ze spojrzeniem tak pełnym nienawiści, że zrobiłam krok do tyłu ze strachu. – Straciłaś rozum kobieto? Dlaczego tak rozpieszczasz tego potwora? – Ojcze proszę. – Acheron błagał padając przed nim na kolana. Owinął ramiona wokół kolan ojca a była to najbardziej służalcza poza jaka mógł przyjąć a którą ostatni raz widziałam na Atlantydzie. – Proszę nie odsyłaj mnie tam. Zrobię wszystko, o co prosisz. Przysięgam. Będę dobry i nie będę na nikogo patrzył. Nikogo nie skrzywdzę. – Acheron z szacunkiem ucałował jego stopy. – Nie jestem twoim ojcem poczwaro. – Ojciec powiedział z okrucieństwem kopiąc Acherona95. Po czym spojrzał na mnie z jadem. – Mówiłem ci, on nie należy do naszej rodziny. Dlaczego tak mi się przeciwstawisz? – To twój syn! – powiedziałam przez łzy złości i frustracji. – Jak możesz się wypierać? Ma twoją twarz. Twarz Styxxa. Dlaczego możesz kochać jednego a drugiego nie? Ojciec pochylił się i pochwycił w mocny uścisk szczękę Acherona. Patrzyłam jak wbija palce w jego policzek i siłą stawia na nogi tak, by mógł spojrzeć na mnie. – To nie są moje oczy! To nie są oczy człowieka. – Styxx. – zwróciłam się do brata wiedząc, że jeśli on stanie po mojej stronie96 to wpłynie na opinie ojca o Acheronie. – To twój brat, Spójrz na niego. Styxx zaprzeczył głową. – Ja nie mam brata. Ojciec odepchnął Acherona do tyłu. Brat stał spokojnie, jego oczy były zamroczone przez prawdziwość chwili. Na jego twarzy odczytałam, że przeżywa koszmar doświadczeń na Atlantydzie. Każde upodlenie. I patrzyłam jak na moich oczach opada z sił. Odszedł chłopak, który w końcu po miesiącach mojej czułości nauczył się śmiać i ufać, a w jego miejsce pojawiła się pokonana zrozpaczona skorupa. Jego oczy były zapadnięte, puste. Okłamywałam go, a on o tym wiedział. Zaufał mi, a teraz te słabe więzi jakie między nami były zostały zerwane. Acheron opuścił głowę i objął się ramionami jakby bronił się przed brutalnością świata, który nim gardził. Kiedy strażnicy przyszli do sadu, a mój ojciec powiedział, że mają go zabrać na Atlantydę, Acheron poszedł za nimi bez słowa i walki. Po raz kolejny 95 96
Zabić to za mało … Nadal naiwna.
77
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
był zrezygnowany i apatyczny. Nie miał już własnej woli ani nawet głosu. Stał się takim jakim był wcześniej. W kilku ostrych słowach ojciec zniweczył wszystkie miesiące mojej dbałości o Acherona. Spojrzałam na mojego ojca nienawidząc go za to, co zrobił. – Estes maltretuje go. Stale. Sprzedaje Acherona… Ojciec uderzył mnie za te słowa. – Mówisz o moim bracie! Jak śmiesz! Moja twarz piekła, ale mnie to nie obchodziło. Nie mogłam po prostu cicho stać i pozwolić im zniszczyć duszę niewinnego chłopca, który powinien być rozpieszczany a nie wyrzucany jakby był niczym. – A ty pozbywasz się mojego brata! Jak śmiesz? Nie czekałam, by sprawdzić co jeszcze powie. Pobiegłam za Acheronem, który został już wyprowadzony przez straż. Czekał w sieni pałacu na konie. Jego głowa była pochylona tak nisko, że przypomniał mi żółwia, który chciał tylko wpełznąć do skorupy tak, aby nikt nie mógł go zobaczyć. Tak mocno trzymał się za ramiona, że kostki jego dłoni były białe. Stał jak posąg. – Acheron? Nie spojrzał na mnie. – Acheron proszę. Nie widziałam, że oni dzisiaj przybędą. Sadziłam, że jesteśmy bezpieczni. – Okłamałaś mnie. – powiedział prosto patrząc się beznamiętnie w podłogę. – Powiedziałaś mi, że ojciec mnie kocha. Że nikt mi nie pozwoli odejść stąd. Przyrzekłaś mi to. Łzy płynęły z moich oczu. – Wiem, Acheron. Spojrzał na mnie z udręczaniem w srebrnych oczach. – Zmusiłaś mnie bym ci zaufał. Wstydząc się z całej duszy starałam się wymyślić, co mam mu powiedzieć. Ale nic znaczącego i istotnego nie potrafiłam znaleźć. – Przepraszam. To były kiepsko brzmiące przeprosiny nawet w moich uszach. Pokręcił głową. – Nigdy nie postawiłem nogi poza moja komnatą bez eskorty. Nigdy nie opuszczałem domu. Idikos ukarze mnie za ucieczkę. On będzie… Przerażenie wypełniło jego oczy i jeżeli to było możliwe objął się jeszcze mocniej. Nie mogłam nawet sobie wyobrazić co go czeka na Atlantydzie. Konie zostały przeprowadzone. Kiedy Acheron mówił jego słowa były ciche, szept szarpiący serce. – Żałuję, że nie zostawiłaś mnie takiego jakim byłem.
78
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Miał racje, w głębi serca to wiedziałam. Wszystko co zrobiłam z mojej własnej głupoty zraniło go bardziej. Pokazałam mu lepsze życie w którym był szanowany i miał wybór. Teraz nie będzie miał nic do powiedzenia we własnym życiu. Będzie mniej niż niczym na Atlantydzie. Łkałam, gdy strażnik chwycił go brutalnie za ramię i pchnął do wozu. Acheron nie spojrzał się na mnie. Zdałam sobie sprawę, że musiał mnie nienawidzić za to, co mu zrobiłam, I nie mogłam go za to winić. Przybita stałam i patrzyłam jak odjeżdżali. – Acheron. – krzyczała Maia wybiegając z korytarza. Dopiero wtedy spojrzał do tyłu. Jego twarz była stoicka, niczego nie wyrażała, ale zobaczyłam łzy w jego oczach, gdy machał jej na pożegnanie. Padając na kolana wciągnęłam Maie w moje ramiona kiedy szlochała ze szczerym smutkiem, który mnie także prześladował. Acheron został zabrany i nie było żadnej nadziei bym znowu mogła go uwolnić. Ojciec tego dopilnuje. Wtedy przypomniałam sobie słowa starej kapłanki które wypowiedziała w dzień jego narodzin. – Niech bogowie mają nad tobą litość, maleńki. Bo nikt inny nigdy jej nie będzie miał… Teraz widziałam, że miała rację. I także Acheron miał rację, bogowie go przeklęli, w przeciwnym razie mielibyśmy nasze trzy dni...
79
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
23 czerwca 9530 roku p.n.e. Minął rok, od kiedy ostatni raz widziałam Acherona. Maia i ja siedziałyśmy od godzin w sadzie w letnim pałacu myśląc o nim. Zastanawiając się, co on robi. Jak mu się powodzi? Powiedziałam Mai, że na pewno wszystko u niego w porządku, ale w sercu znałam prawdę. Na pewno nie było w przodku. Nie trzeba było głośno mówić, co mu robiono, podczas gdy my dwie siedziałyśmy skubiąc oliwki i ser bawiąc się w ciepłych promieniach słońca. Wysłałam liczną ilość listów do brata na Atlantydę, które zostały bez odpowiedzi. Nikt nie chciał mi nic o nim powiedzieć. Służąca, która wcześniej się ze mną skontaktowała zginęła w podejrzanych okolicznościach o czym usłyszałam podczas rozmowy mojego ojca z wujem niedługo po tym jak Acheron wrócił na Atlantydę. Od tamtej pory Estes ze mną nie rozmawiał i nie odpowiadał na moje pytania o brata. Wiedział, że ja wiem, co robił Acheronowi i przestał mnie dostrzegać. Umarłam dla mojego wuja. Ale dla mnie to nie miało znaczenia. Dla mnie ten człowiek umarł w momencie, gdy zobaczyłam Acherona przywiązanego do łóżka, z chciwości wuja, bezduszności i zła. Ale zaczęłam zastanawiać się, co o mnie myśli brat. Czy w ogóle myślał o mnie? Czy mnie znienawidził za to, co się stało…. Czy był na tyle otumaniany narkotykami, że może nawet nie przypominał sobie mojego imienia? Nie było o czym mówić… Nie miałam nadziei, że ponownie go uratuję. Ze względu na to co zrobiłam ojciec trzymał mnie pod strażą przez cały czas. Nie miałam żadnej swobody w podróżowaniu bez jego wyraźnego pozwolenia. Boraxis został przeniesiony do czyszczenia stajni i zastąpiony przez innego strażnika, który nawet ze mną nie rozmawiał. Nawet Styxx ledwo zauważał moją obecność. – Jak możesz pozwolić by twój własny bliźniak tak cierpiał? – zapytałam go w tydzień po tym jak Acheron został zabrany97. – Estes nigdy by czegoś takiego nie zrobił. To jest kolejne z twoich kłamstw mające na celu uwolnienie Acherona. Powinnaś się cieszyć, że nie jestem królem, bo byś bała wysmaganym biczem za taką zdradę98. Chciałam go udusić za ten upór. Jeszcze bardziej niepokojące były pogłoski o politycznych problemach między Grecją a Atlantydą. Zawieszanie broni wisiało na włosku. Co się stanie z Acheronem jeżeli rozpęta się wojna?
97 98
No żal mi jej… walczy z wiatrakami. Może nie gad… debil?
80
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Ojciec i Styxx zaprzeczali temu. Ale Acheron nadal był greckim księciem. Z łatwością mógł zostać pojemny i stracony. Zastanawiałam się czy ojciec rozważył pewien drobny, ale jakże ważny szczegół: jeśli Acheron umrze, ojciec straci swojego drogocennego, wspaniałego syna Styxxa. Prawdopodobnie zapomniał o tym proroctwie. Ale ja pamiętałam i bolałam nad bratem, którego nie wątpliwe już nie zobaczę. Acheron był dla mnie stracony. Gdybym go tylko mogła jeszcze raz zobaczyć…
81
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
21 września 9530 roku p.n.e. Estes umarł dwa dni temu, kiedy przebywał na Didymos. Styxx i mój ojciec oczywiście byli załamani. Ale ja nie byłam jego śmiercią porażona ani dotknięta. Część mnie odczuwała smutek z jego przedwczesnego zgonu, ale druga cześć radowała się. Estes był za młody, by jego życie pochłonął atak serca i zaczęłam zastanawiać się czy to nie była zesłana przez bogów kara za to, co robił z Acheronem. Być może z mojej strony to była naiwna myśl… ale…mimo że nie mogłam bratu pomóc zastanawiałam się. Płynęliśmy teraz na Atlantydę, by w końcu zabrać Acherona do domu. Domu, do którego należał. Ze względu na zbliżającą się wojnę z Atlantydą ojciec zamierzał zamknąć i sprzedać dom Estesa. Nie mogłam być bardziej podekscytowaną tą perspektywą. I byłam pewna, że Acheron będzie jeszcze bardziej. Bez wątpienia chciał zobaczyć jak zamykają ten burdel. Zanim wyruszyliśmy apartament w pałacu został przygotowany dla brata a ja nie mogłam się doczekać, by ponownie go zobaczyć. To, co mnie najbardziej śmieszyło to to, że po tak długim czasie unikania mnie ojciec i Styxx zezwolili mi bym im towarzyszyła. Ale tylko dlatego bym trzymała Acherona z dala od nich. Ale ich motywy mnie nie obchodziły, bo wiedziałam, że znów ujrzę brata. Jeszcze tylko kilka dni i dopłyniemy do Atlantydy. Tym razem, kiedy zabiorę Acherona zabiorę go tam99, gdzie będzie bezpieczny.
99
Obiecanki cacanki...
82
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
26 września 9530 roku p.n.e. Byłam poruszona, kiedy zobaczyłam dom Estesa. Niewiele zmienił się od czasów, gdy go pierwszy raz ujrzałam. Nawet ten sam służący otworzył nam drzwi. Wyglądał na zdziwionego widząc nas, a zwłaszcza widząc mojego ojca. – Przybyłem po Acherona. – powiedział mój ojciec. – Pokaż mi drogę. Bez słowa ponury starzec prowadził nas tym samym korytarzem, który już wcześniej przechodziłam, w kierunku pokoju, który mnie nawiedzał jako koszmar w moich snach i myślach. Moja radość umarła, gdy do niego dotarliśmy a rzeczywistość runęła na mnie. Nic się nie zmieniło. Nic. Wiedziałam zanim sługa otworzył drzwi. A gdy je otworzył moje najgorsze obawy potwierdziły się z krystaliczną przejrzystością. – Co tu się dzieje?! – zaryczał mój ojciec. Zakryłam usta ręką widząc Acherona w łóżku z mężczyzną oraz z kobietą. Wszyscy byli kompletnie nadzy w poplątanej pościeli. Byłam przerażona widząc, co robią Acheronowi i co on im robi. W całym moim życiu nie widziałam takiej demoralizacji. Mężczyzna wstał z Acherona z dzikim przekleństwem na ustach. – Co to ma znaczyć? – zażądał odwiedzi tonem równie rozkazującym jak mój ojciec. Po jego postawie wiedziałam, że ten Atlantyda jest zamożny i dzierży władzę. – Jak śmiecie mi przerywać?! Acheron ostatni raz pchnął kobietę liżąc jej ciało i odwrócił się na plecy. Leżał bezwstydnie nagi, uśmiechając się drwiąco. – Książe Ydorus. – powiedział Acheron do wściekłego mężczyzny. – Poznaj Króla Xerxesa z Didymos. Ta informacja odjęła trochę pary księciu, ale nie wiele. – Zostaw nas. – ojciec zażądał. Obrażony książę zebrał ubrania swoje i swej towarzyszki. Wyszli słuchając rozkazu ojca. Acheron otarł usta w prześcieradło. Jego skóra po raz kolejny była chora, miała szary odcień. Był nawet szczuplejszy niż za pierwszym razem gdy go zobaczyłam w tym pokoju. Ponownie został ozdobiony złotymi bransoletami na szyi, bicepsach, nadgarstkach i łydkach. Ale najgorsze, że widziałam kulki na jego języku świecące w świetle, gdy mówił. Już nie zaciskał zębów, kiedy mówił, nie zażenowany tym, kim był. Teraz wyglądał, że jest z tego dumny. – Więc co cię tutaj sprowadza, wasza wysokość? – Acheron zapytał 83
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
drwiącym, zimnym tonem. – Także chcesz spędzić ze mną czas? Zdałam sobie sprawę, że skrzywdzony chłopiec, którego wcześniej uratowałam odszedł. Mężczyzna na łóżku był zgorzkniały, rozgoryczony. Niebezpieczny, wściekły i prowokujący swoim zachowaniem100. To już nie był młodzieniec, który wykradał się z pokoju, by poczuć trawę pod stopami. To był mężczyzna, który o jeden raz za wiele został wykorzystany. A ja chciałam by świat dowiedział się jak on tego nienawidził i każdej osoby, która była jego częścią. – Wstawaj! – mój ojciec warknął. – Okryj się! Jeden kącik jego ust podniósł się w szyderczym grymasie. – Dlaczego? Ludzie płacą sto sztuk złota za godzinę by patrzyć na mnie nago. Powinieneś być zaszczycony, że masz ten widok za darmo. Ojciec stanął nad nim, brutalnie chwycił go za ramię i wyciągnął z łóżka. Acheron nakrył dłoń ojca i wydał dźwięk wyrażający dezaprobatę. – Jeśli chcesz mnie obić to koszt tysiąca sztuk złota za godzinę. Kula rosła z moim gardle. Ojciec uderzył Acherona w twarz tak mocno, że upadł na podłogę na której rozciągnął się nagi i wyzywający. Śmiejąc się Acheron zlizał krew z ust, po czym wytarł ją pobliźnioną dłonią i splunął krwią pod nogi mojego ojca. – To już kosztuje tysiąc pięćset sztuk złota. Mój ojciec wykrzywił usta i spojrzał na niego z odrazą. – Jesteś obrzydliwy. – Żadna nowość! Z grymasem na twarzy Acheron podniósł się na nogi. – Uważaj ojcze, jeszcze możesz zranić moje uczucia. Okrążał mojego ojca niczym dumny lew mierząc go wzrokiem. – Ale czekaj! Zapomniałem! Kurwy nie maja uczuć, dla ciebie nie mamy żadnej godności. – Nie jestem twoim ojcem. – Tak, dobrze znam tą historie. Została we mnie wbita lata temu. Ty nie jesteś moim ojcem, a Estes moim wujem. To ratowało jego reputację, kiedy każdy myślał, że jestem synem ubogiej ladacznicy a mnie bezdomnego znalazł na ulicy i dał schronienie. Lepiej wygląda, gdy sprzedaje się bezdomnego żebraka niż bezwartościowego bękarta jego brata, inaczej arystokracja mogła na niego krzywo patrzeć gdyby sprzedawał jednego z ich kasty. Ojciec po raz kolejny go uderzył. A Acheron po raz kolejny roześmiał się nie zrażony, że tym razem jego nos krwawił. – Jeżeli naprawdę chcesz mnie zranić zadzwonię by ci podali bat. Ale jeżeli
100
A czego się spodziewałaś.. po takim czasie ciągłego wykorzystywania…
84
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
nadal będziesz obijać mi twarz niewiarygodnie zdenerwujesz Estesa. Nie lubi gdy ktoś rujnuje moją urodę. – Estes nie żyje! – zaryczał ojciec. Acheron zastygł w miejscu a następnie zamrugał jakby nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. – Estes nie …żyje? – zapytał głucho. Mój ojciec uśmiechnął się niego drwiąco. – Tak, ale żałuję, że to ty nie jesteś na jego miejscu101. Acheron nie słuchał mojego ojca, wziął głęboki wdech a ulga w jego oczach była nie tylko widoczna ale też namacalna. To koniec. W końcu koniec. Oczywiście ulga mojego brata wywołała wściekłość w ojcu. – Jak śmiesz nad nim nie płakać102? Dał ci schronienie i opiekował się tobą. Acheron spojrzał na niego sucho. – Wierz mi. Dobrze płaciłem za jego troskę i opiekę. Każdej nocy gdy mnie brał do łóżka oraz gdy każdego dnia mnie sprzedawał komukolwiek kto zapłacił jego cenę. – Kłamiesz! – Ojcze jestem kurwą nie kłamca. Ojciec zaatakował go z furią, który nie zawracał sobie głowy unikaniem kopnięć. Nie ulegało wątpliwości, że w tym także był szkolony. Podbiegłam do brata starając się go osłonić. Styxx odciągnął ojca do tyłu. – Proszę ojcze. – powiedział. – Uspokój się. Ostatniej rzeczy, jakiej potrzebujesz to atak serca. Nie chcę patrzeć na twoją śmierć jak na Estesa103. Acheron leżał na podłodze we krwi. Jego twarz już zaczęła puchnąć. – Nie! – warknął odpychając mnie. Splunął krwią na podłogę. – Wynoś się! – ojciec warknął do niego. – Nie chcę cię więcej widzieć. Acheron roześmiał się i rzucił okiem na Styxxa. – Raczej to będzie trudne, prawda? – Straż. – krzyknął Styxx. Pojawiała się natychmiast, wskazał podbródkiem Acherona. – Wyrzucie go na ulicę jak śmiecia. Acheron wstał na nogi. – Nie potrzebuję ich pomocy, mogę wyjść przez drzwi na własną rękę. – Potrzebujesz pieniędzy i rzeczy. – Powiedziałam do niego. – On na nic nie zasługuje. - ojciec powiedział. – Na nic poza naszą pogardą. 101
A ja żałuję że ty razem z nim nie zdechłeś. Koń by się uśmiał. 103 A ja tak. 102
85
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Poobijana twarz Acherona była całkowicie stoicka. – Więc jestem bogaty w obfitość pogardy, jaką mi okazałeś. Przy drzwiach zatrzymał się i spojrzał po raz ostatni na mojego ojca z ironicznym uśmiechem. – Ja już wiem, zajęło mi to trochę czasu, ale w końcu zrozumiałem, dlaczego tak mnie nienawidzisz. – Jego spojrzenie powędrowało na Styxxa. – Ale ty tak naprawdę mnie nie nienawidzisz, prawda? To, czym naprawdę gardzisz to samym sobą za to, że chcesz pieprzyć własnego syna. Mój ojciec zawył w gniewie. – Też cię kocham ojcze. – rzekł w sarkazmem Acheron i z wysoko uniesioną głową wyszedł z pokoju. – Jak mogłeś? – powiedziałam do ojca. – Mówiłam ci co Estes z nim robił, a ty temu zaprzeczałeś. Jak możesz go za to winić? Mój ojciec warknął do mnie. – Estes tego nie uczynił, Acheron sam sobie to zrobił. Mój brat mówił mi jakie widowisko robił z siebie ten bękart. W jaki sposób wszystkich kusił. On niszczy wszystkich wokół siebie od dnia swoich narodzin i nie przestanie póki nie zniszczy wszystkich. Byłam przerażona. Jak człowiek znany ze swojego rozsądku mógł być tak zaślepionym głupcem? – Ojcze to jest tylko zdezorientowany chłopak, który potrzebuje rodziny. Jak zawsze i tym razem ojciec mnie zignorował. Zniesmaczona nim i Styxxem wybiegłam z pokoju za Acheronem. Złapałam go, gdy opuszczał dom i zatrzymałam go. Udręka i ból w jego srebrnych oczach przeszyła mnie na wskroś. Tym razem nie bronił się, nie pytał mnie dlaczego. I jak wszystko inne zaakceptował to co robi. – Dokąd pójdziesz? – zapytałam. – Czy to ma znaczenie? – Dla mnie tak. Ale wiedziałam, że nie odpowie. Ściągam płaszcz i owinęłam go wokół jego ramion, tak by przynajmniej okryć jego nagość. Zdałam sobie sprawę, że kaptur osłoni jego głowę i urodę, ale widziałem, że to będzie skromna ochrona przed światem. Przykrył moje dłonie swoimi a następnie podniósł moja prawą dłoń do swoich zakrwawionych ust i pocałował knykcie. Bez słowa odwrócił się i wyszedł. Stanęłam w drzwiach obserwując go, gdy szedł zatłoczoną ulicą wiedząc, że nie miał racji. Miał swoją godność. Szedł wzdłuż ulicy z dumą należną tylko królom.
86
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
17 maja 9529 roku p.n.e. Byłam dzisiaj na rynku robiąc zakupy z moją pokojówką Serą, gdy spostrzegłam mijającego mnie wysokiego mężczyznę. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Styxx zwłaszcza, gdy nagły podmuch wiatru zwiał mu kaptur z głowy a ja zobaczyłam niewiarygodnie przystojną twarz. Ale gdy miałam go zawołać zauważyłam, że był ubrany w szkarłatny 104 chiton prostytutki – prawo zabraniało by tacy jak on publicznie pojawiali się w innych szatach a ich głowa zawsze musiała być zakryta. Jeżeli prostytutka była złapana wśród ludzi bez tego okrycia mogła być stracona105. Acheron szybko nakrył głowę i przeciskał się przez tłum. Wyglądał o wiele lepiej niż ostatnim razem, gdy go widziałam. Jego skóra była złota i opalona i nie był już tak wychudzony. Jego chiton okrywał jedno ramię drugie pozostawiając nagie. Grawerowana złota bransoleta opasała lewy biceps podkreślając jego muskulaturę. Ręczę słowem, był bez wątpienia najprzystojniejszym mężczyzną – nawet, jeśli był moim bratem musiałam to przyznać inaczej byłabym ślepa lub głupia, by tego nie zauważyć. Pozostawiając Serę, która przeglądała rzeczy poszłam za nim ciesząc się, że znalazłam go przy życiu i zdrowego. Ale łamało mi serce, że nadal uprawiał ten sam proceder. Spotkał się z atrakcyjną starszą kobietą przy jednym ze stoisk a ona podała mu pierścień. – Pasuje? Oddał jej. – Nie chcę pierścienia, Catera. Ale dziękuję, że o mnie pomyślałaś. Oddała pierścień sprzedawcy a po chwili przebiegła w cichej intymnej pieszczocie odkryte ramię Acherona. Pieszczocie kochanka. Ale on nie reagował na jej dotyk. – Mój kochany Acheronie. – powiedziała z uśmiechem. – Jesteś zupełnym 104
Chiton (gr. χιτον) - koszula lniana lub wełniana z krótkimi rękawami noszona w starożytnej Grecji, pochodzenia fenickiego. Składał się z dwóch prostokątnych kawałków materiału zszytych dłuższymi bokami do wysokości ramion, na ramionach spinany fibulami lub guzikami. Zakładany bezpośrednio na ciało; luźny bądź z paskiem w talii, długi (do kostek), zwany chitonem jońskim lub krótki (do połowy ud), zwany doryckim. Chiton dorycki był zasadniczym ubiorem męskim, wojownicy nosili go pod pancerzem przeciwko otarciom ciała, ale kapłani i dostojnicy chętnie występowali w chitonach jońskich (chitón poderes), niekiedy nawet z trenami. 105 Ciekawa teoria.
87
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
przeciwieństwem moich innych pracowników106. Bierzesz tylko to, co zarobisz i nic więcej, dajesz napiwek każdemu służącemu, który jest dla ciebie dobry. Nie wiem czy kiedykolwiek to zrozumiem Chwyciła go za dłoń i poprowadziła między stoiskami. – Dam ci radę akribos, musisz nauczyć się akceptować prezenty. Zaszydził z jej słów. – Nie ma czegoś takiego jak prezent. Gdybym go przyjął od ciebie, prędzej czy później poprosiłabyś mnie o przysługę. Niczego w moim życiu nie dostałem za darmo, bezwarunkowo. Catera spojrzała na niego z dezaprobatą. – Jesteś za młody, aby być aż tak zblazowany. Co wydarzyło się w twoim życiu, że jesteś taki podejrzliwy? Nic nie powiedział. Ale moje serce znało grozę jego przeszłości. Wiedziałam, co skradło zdolność do zaufania. Bez wątpienia byłam jednym z kluczowych czynników, który uczynił go rozgoryczonym107. Ledwie go rozpoznawałam. Gdy szli kobieta bezustannie gawędziła starając się go skusić innymi błyskotkami. Patrzył na nie w milczeniu i odwracał się. Stałam z tyłu upewniając się, by mnie nie zauważyli. Nie było to trudne. Acheron miał opuszczone oczy jakby nie chciał patrzeć na nikogo wokół siebie zaś Catera patrzyła tylko na niego. Jakiś mężczyzna podszedł do kobiety i odciągnął ją na bok, a Acheron włóczył się miedzy stoiskami, gdy oni rozmawiali. Raniło mnie patrzenie na niego. Jak sprzedawcy zaciskali usta kiedy się do nich zbliżał. Sposób w jaki ci „przyzwoici” ludzie odwracali się od niego lub patrzyli z odrazą na jego szatę. Ale jeszcze bardziej przerażał sposób, w jaki przeliczali monety patrząc na jego twarz108. Paląca gorączka żądzy była niezaprzeczalna. Intensywność tego była zatrważająca, przerażająca. Nie wiedzieli, że gdyby nie sposób jego narodzin i niezrozumiała, bezzasadna nienawiść mojego ojca byłby ich przyszłym królem. Gotowałam się ze wściekłości, ale nic nie mogłam zrobić. Bogowie jak nie nienawidziłam, że urodziłam się na tym świecie jako kobieta, która była w systemie społecznym jedynie o krok przed śmieciem109. Catera wróciła do niego. Acheron spojrzał na człowieka, który czekał. Jego oczy był głodne, a oczy mojego brata puste. – Każdy chce cię kupić, akribos. To było stwierdzenie faktu, do którego już przywykł. Roześmiała się. 106
Noo stanowczo się z tym zgadzam. Co za samokrytyka. 108 Um wiem że jestem uszczypliwa. Ale tak naprawdę żal mi Ryssy. Ona kochała swojego brata. - Jak kochała to co on tutaj robił, noooo ja się pytam co??? 109 Przesadzasz. 107
88
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Oni wszyscy chcą się kupić, akribos. Gdybym cię sprzedała jako niewolnika byłabym bogata niczym Midas110. Cień bólu zamroczył jego oczy na jej słowa. – Powinienem wrócić i przygotować się na… – Nie! – powiedziała przerywając mu. – Ten dzień jest twój i tylko dla twojej przyjemności. Za ciężko pracujesz. Nie możesz wiecznie przesiadywać w domu. Zacisnął szczękę na jej słowa. – Nie lubię przebywać wśród ludzi. – Ale nie przeszkadza ci uprawianie sexu z nimi. Nie rozumiem cię. Zaczął od niej odchodzić. – Acheron. – powiedziała zatrzymując go. – Przepraszam. Ja tylko… Przerwała i chwyciła jego dłoń. – Tak dalej nie możesz. Nikt nie obsługuje klientów od rana do wieczora, dzień za dniem bez odpoczynku. Nie zrozum mnie źle, ilość pieniędzy zarobiona przez ciebie sprawia mi przyjemność, ale jeśli dalej będziesz tak robił wykończysz się zanim skończysz dwadzieścia jeden lat111. Posłał jej gorzki uśmiech. – Mówiłem ci, że jestem do tego przyzwyczajony. – A ja ci powiedziałam, że nie pozwolę by ktokolwiek skrzywdził cię pod moim dachem. Dbam o swoich ludzi a już szczególnie o tych, co są tak popularni jak ty. – Wcisnęła mu w dłoń mały woreczek – Wykorzystaj resztę dnia i ciesz się nim. Idź się zabaw, upić, ciesz się młodością, kiedy tylko możesz a my zobaczymy się wieczorem. Kobieta zostawiła go. Acheron ścisnął woreczek w dłoni poczym schował go pod szatę i odszedł w przeciwnym kierunku. Rozdarta stałam zastanawiając się, za kim się udać. Posłałam mojego ochroniarza za kobietą. Wiedziałam, że nie mogę się z nią spotkać otwarcie. Nikt nie mógł nas zobaczyć i przekazać informacje mojemu ojcu. Więc przez ochroniarza poprosiłam o spotkanie w małej tawernie. Zapłaciłam właścicielce za mały pokój na tyłach, w którym mogłam porozmawiać z Caterą nie będąc z nią widziana. Po kilku minutach pojawiła się z moim ochroniarzem, który nas zostawił same i strzegł drzwi. – Pani. – Catera powiedziała wiercąc się niespokojnie. – Co mogę dla ciebie zrobić? – Proszę usiądź. – wskazałam jej krzesło przed sobą. Ewidentnie zdenerwowana usiadła. 110
Midas jest bohaterem wielu legend, mitów i anegdot. W mitach przypisywano mu wyjątkową głupotę. Jedna z opowieści opisuje, jak poratował zabłąkanego Sylena z orszaku Dionizosa zmierzającego do Indii. W nagrodę Dionizos spełnił życzenie króla. Władca poprosił, aby każda rzecz, której dotknie, zamieniała się w złoto. 111 Myślę że ona go lubiła. A kto nie lubi pieniędzy a jak się wykończy to i z dochodu nici... tu nie ma miejsca na sympatię...
89
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Złagodziłam wyraz twarzy chcąc ją uspokoić. – Chciałam zapytać o…. Zawahałam się przed słowami mój brat. Taka informacja mogła mu zaszkodzić112. – ….Acherona. – dokończyłam. – Gdzie go znalazłaś? Uśmiechnęła się porozumiewawczo. – Jest przystojny, prawda? Ale niestety nie jest na sprzedaż. Jeśli moja pani jest zainteresowana jego usługami… – Nie! – ostro powiedziałam, wstrząśnięta jej sugestią. Ale zdałam sobie sprawę że teraz dałam jej do myślenia. – On…On przypomina mi kogoś. Skinęła głową. – Tak. Jest podobny do księcia Styxxa. Wielu moich klientów się z tego cieszy. To jest dla niego bardzo opłacalne. Gdyby tylko wiedziała jak to jest destrukcyjne dla mojego brata. – Więc, gdzie go znalazłaś? – powtórzyłam. – Dlaczego chcesz wiedzieć? Nie ośmieliłam się powiedzieć jej prawdy. – Proszę. – powiedziałam cicho. – Zapłacę tyle ile chcesz. Chcę tylko zadać kilka pytań i uzyskać odpowiedzi. Położyłam na jej dłoni tuzin złotych solas. Odłożyła je obok. – Nie wiem skąd pochodzi. Nie chce o tym rozmawiać. Ale po jego akcencie zgaduję, że jest z Atlantydy. – Przyszedł do ciebie? Skinęła głową. – Pojawił się w moich drzwiach kilka miesięcy temu. Ubrany w szmaty i boso, wyglądał jak każdy inny żebrak po za tym, że był umyty a jego ubranie wyglądało jakby starał się je uprać. Był chudy, blady i tak słaby z głodu, że ledwie stał. Byłam przerażona jej opisem. – Powiedział, że szuka pracy i chciał wiedzieć czy mam jakąś, którą mogę mu dać i że słyszał z innego burdelu, że poszukuję nowej prostytutki. Próbowałam nie śmiać się z niego. Nie mogłam sobie wyobrazić, że ktoś zapłaci za takie żałosne stworzenie. W pierwszej chwili chciałam wyrzucić go na ulicę. – Dlaczego tego nie zrobiłaś? – Nie umiem tego wyjaśnić. Nawet obdarty miał w sobie coś zapierającego dech w piersi. Coś fascynującego, co na mnie działało. Chciałam go dotknąć, mimo że był taki wychudzony i wątły. No i powiedział najbardziej zaskakującą rzecz jaką do tej pory słyszałam. Że jeżeli dam mu pięć minut doprowadzi mnie trzykrotnie do orgazmu. 112
Zaczynamy myśleć…
90
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Sapnęłam na jej słowa. Roześmiała się na widok mojej twarzy. – Też się zdziwiłam. Spotkałam wielu zadufanych w sobie mężczyzn, ale jego deklaracja była co najmniej niespotykana. Byłam zaintrygowana słowami, które padły z ust tak młodego mężczyzny. W pierwszej chwili pomyślałam, że jest jak każdy inny młody chłopak, który do mnie przyszedł, większość z nich ma małe doświadczenie lub żadne w prostytucji i myślą, że łatwo na tym zarobić. Oni nawet nie mają pojęcia jak to jest męczące fizycznie. Ile zapłacą za to duchowo. Myślałam, że pochodzi z jednej z farm za miastem i przybył do stolicy starając się zdobyć bogactwo. Przełknęłam strach zanim powiedziałam. – Udowodnił swoje słowa? Roześmiała się. – Pani, w moim wieku mam szczęście, jeśli mam trzy orgazmy w ciągu roku. Po prostu mu powiedziałam, że jeśli jest taki dobry jak mówi przyjmę go. A co jest najlepsze, nawet w połowie martwy z głodu był lepszy niż stwierdził. Byłam z najlepszym a jego umiejętności są całkowicie bezkonkurencyjne. Mój żołądek zacisnął się na jej słowa. Wiedziałam aż za dobrze ile ma praktyki. – Więc go przyjęłaś. Skinęła głową. – I jest to decyzja której nie żałuję. Nawet nie zdawałam sobie sprawy w jakiego przystojniaka się zmieni po kilku posiłkach i odpoczynku. Ani że będzie tak dziwnie podobny do księcia Styxxa. Trzymałam go przez trzy tygodnie zanim puściłam go do pracy. Od pierwszej nocy był tak popularny, że musieliśmy stworzyć specjalną listę dla jego klientów. Jeżeli jesteś zainteresowana spędzeniem z nim godziny mogę umieścić cię na liście, ale uprzedzam, że możesz czekać nawet dziesięć tygodni. Siedziałam zaskoczona jej słowami. Oszołomiona tym, co się stało z tym małym chłopcem, którego kiedyś trzymałam na kolanach i który zanosił się śmiechem. Co oni z nim zrobili? Jakim cudem to mogło być jego życie? To było nie fair. Z czystej wściekłości chciałam płakać. – Czy jest jakiś sposób bym mogła z nim pomówić prywatnie? Catera popatrzyła na mnie sceptycznie. – On woli nie rozmawiać z klientami. – Nie chcę być jego klientem. – powiedziałam jej ostro. – Przypadkiem znam go osobiście. Wygięłam brwi na moje słowa. – Przyjaciel? – Coś w tym stylu. – powiedziałam nie mówiąc jej o naszych prawdziwych relacjach. Podałam jej jeszcze więcej pieniędzy. – Proszę. Zapłacę tyle ile zażądasz, jeśli pozwolisz mi z nim zostać, chociaż 91
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
na kilka minut na osobności. Nie odpowiedziała przez kilka uderzeń serca. – Dobrze. Jeżeli dzisiaj wieczorem przyjdziesz… – Nie mogę być widziana w takim miejscu. – Rozumiem. Ale wątpię czy on będzie chciał wyjść, by się z tobą spotkać. On już z założenia nie chce z nikim się spotykać. Dzisiaj jest pierwszy dzień odkąd przybył kiedy byłam w stanie go wyciągnąć na zewnątrz. Ale… – powiedziała z namysłem. - Jeśli możesz przyjść o świecie wokół domu nikt się nie kręci. Sprzątamy po nocy a naszych klientów już nie ma. Wtedy mogę pozwolić ci się z nim zobaczyć. Uspokojona uśmiechnęłam się. – Dziękuję. Więc widzimy się o świcie.
92
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
18 maja 9529 roku p.n.e. Ranek był zimny. Wymknęłam się z pałacu i kierując się wskazówkami Catery przemykałam w milczeniu przez miasto aż dotarłam do burdelu. Tak jak przewidziała nikt nie kręcił się w pobliżu domu. Wpuściła mnie do środka przez tylnie drzwi i przeprowadziła mnie przez dom. Zakryłam twarz i głowę starając się nie patrzeć na biedne dusze, które mijałyśmy. Wchodziłam do pokoju z wahaniem spodziewając się zobaczyć Acherona ale zamiast niego usłyszałam pluskanie wody w bocznym pomieszczeniu które musiało być łaźnią. Stęchły zapach sexu ciężko wisiał w pokoju a ja starłam się nie patrzeć na świeżo zaścielone łóżko. Zamknęłam oczy myśląc o Styxxie i jego bezpiecznym komfortowym życiu, podczas gdy Acheron był zmuszany do prostytucji. Nie mogłam sobie wyobrazić jakie upodlenie i poniżenie musiał cierpieć mój brat dzień za dniem. Wyszedł z łaźni kompletnie nagi wycierając ręcznikiem włosy do sucha. Wrósł w ziemie, gdy mnie spostrzegł stojąc w progu. – Wybacz mi Pani. – powiedział zmysłowym głosem w którym była odrobina Atlantydzkiego akcentu. Byłam wdzięczna że chociaż złote kulki znikły z jego języka. – Myślałem że jestem wolny przez całą noc. Opuściłam zasłonę z twarzy. Rozpoznając mnie natychmiast zmrużył oczy. – Cóż czy to nie siostra Ryssa? Powiedz mi jesteś tutaj by mnie ratować czy mnie wydymać? Ohh poczekaj, zapomniałem. Kiedy mnie uratowałaś już mnie wydumałaś, prawda? Łzy stanęły mi w oczach na jego wrogą pogardę. Ale kto mógł go winić za to? – Nie musisz być aż tak okrutny. – Musisz mi wybaczyć, jeśli moim manierom czegoś brakuje. Będąc kurwą nie jestem za dobrze zorientowany jak porządni ludzie ze sobą rozmawiają. Wiesz za każdym razem gdy ze mną rozmawiali dawali mi tylko instrukcje jak mam ich rżnąc. Rzucił ręcznik na łóżko i podszedł do krzesła stojącego przy oknie. Zignorował mnie usiadł i otworzył pudełko stojące na małym stoliku. Patrzyłam w milczeniu jak umieszczał kilka dziwnych chwastów i kwiatów we flakonie. Podpalił je i przykrył je. A następnie podniósł glinianą miskę do twarzy i wdychał dym. – Co ty robisz? 93
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Wziął kilka odchów i odłożył miskę. – Używam Xechnobię. Widząc moje zmarszczone brwi wyjaśnił. – To jest narkotyk Ryssa. – Jesteś chory? Roześmiał się i zaczął na nowo wdychać opary. – To kwestia opinii. – powiedział po krótkiej przerwie. Obserwowałam jak nerwowo porusza szczęką, gdy patrzył na mnie uważnie. – Używam tego by zapomnieć ile rąk mnie dotykało w ciągu dnia. To pozwala mi spać w spokoju. Słyszałam o takich narkotykach, ale w moim świecie były one nieobecne. Bez wątpienia to Estes pokazał mu jak używać tego ziela. Chciało mi się płakać gdy patrzyłam co stało się z chłopakiem który bawił się i piekł chleb z Maia113. – Więc, dlaczego tu jesteś księżniczko? – zapytał. – Chciałam cię zobaczyć. – Dlaczego? – Martwiłam się. Widziałam cię dzisiaj na rynku i chciałam zobaczyć co się z tobą dzieje. Acheron dodał więcej ziół do czarki i rozniecił delikatny żar. – U mnie w porządku. A teraz możesz iść do domu spać w dobrobycie i z czystym sumieniem. Spełniłaś swój obowiązek. Jego szyderczy sarkazm dotknął mnie głębiej niż przypuszczałam. Potrząsnęłam głową, gdy łzy zgromadziły się w moich oczach. – Jak możesz tak żyć, robić to sobie? Wygiął drwiąco brwi. – Jestem wyszkolonym psem Ryssa. Robię tylko to, do czego zostałem przyuczony. – To jest takie poniżające. Jak mogłeś do tego wrócić? Jego oczy ściemniały. Zobaczyłam furie, gdy świdrował mnie wzrokiem. – Jak mogłem wrócić do tego? Dlaczego moja starsza siostra mówi to tak jakby to byłą odrażająca rzecz? Dla mnie to raj. Pieprzę się z dziesięcioma góra dwunastoma osobami na noc i generalnie tylko na raz z jedynym. W końcu mam prawo jeść przy stole a nie wyłącznie z podłogi lub komuś na kolanach. Nikt nie każe mi żebrać o jedzenie i nikt mnie nie kara za to, że przez kilka dni w roku jestem chory i nie mogę się rżnąć. Jeżeli ktokolwiek mnie zrani lub uderzy Catera zakazuje im wstępu do burdelu. Ona nawet mi płaci za moja prace i mam jeden dzień wolny w tygodniu. A najlepsze jest to że gdy kładę się spać kładę się sam. I wierz mi nigdy nie było mi lepiej. Chciałam krzyczeć. Fakt, że widziałam, że ma racje tylko bardziej mnie ranił. – Więc jesteś zadowolony z takiego życia? 113
No a co mogło się z nim stać???
94
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Odłożył gliniane naczynie na stół i przebił mnie swoim srebrnym spojrzeniem. – A co ty szczerze myślisz księżniczko? – Że jesteś o wiele więcej wart niż to jak teraz żyjesz. – Cóż… co jest w tobie że pozwala ci widzieć we mnie więcej niż kurwę? Pozwól że ci wytłumaczę co widzi reszta świata. Opuściłem Atlantydę chorując od tygodni przez narkotyki, które Estesa dawał mi na siłę. Dobrze pamiętałam, jaki był chory, gdy go zabierałam z wyspy. – Nie miałem niczego po za himation114 który mi dałaś. Bez ubrania, bez pieniędzy. Nic. – Więc dlatego wróciłeś do nierządu? – A miałem inny wybór? Jeździłem wszędzie starając się znaleźć prace ale nikt nie chciał mnie zatrudnić. Gdy ludzie mnie widzieli chcieli tylko jednej rzeczy ode mnie. Powiedz mi księżniczko, gdyby Ojciec wyrzucił cię nago na ulice co byś zrobiła? Skąd wiesz co należy zrobić? Uniosłam podbródek. – Coś bym znalazła. – Nie wątpię że byś próbowała. Wskazał na drzwi za mną. – Śmiało bo ja nawet nie wiem jak zamiatać ulicę. Wszystko co wiem to jak użyć własnego ciała dla przyjemności innych. Byłem chory i opuszczony, sam, bez referencji, przyjaciół, rodziny oraz pieniędzy. Byłem tak słaby z głodu że pierwszy lepszy żebrak ukradł mi himation gdy leżałem na ulicy chcąc umrzeć. Ukradł mi bo nie byłem wstanie go powstrzymać przed zabraniem go. Więc nie stój tu z pogardą w oczach i nie patrz na mnie jakbym nie był ciebie godny. Nie potrzebuję twojej miłości i nie potrzebuje twoje litości. Wiem dokładnie co widzisz jak na mnie patrzysz. – Czy na pewno? Wstał i szeroko rozłożył ramiona pokazując mi swoje doskonałe nagie ciało. – Widzę to wyraźnie na twojej twarzy. To co ty widzisz to żałosny chłopak który leżąc u stóp ojca błagał by go nie odsyłała do nierządu. Widzisz księcia który został sprzedany na kurwę i dziecko wyrzucone domu. Pokręciłam głowa w zaprzeczeniu. – Nie Acheron. To co ja widzę do chłopca który przybiegał do mnie pytając się czemu rodzice go nie kochają. Ten sam złoto włosy cherubinek który śmiejąc się biegał po moim pokoju łapiąc promienie słońca w dłonie. Jesteś moim bratem a ja nigdy w tobie nie zobaczę niczego złego. Wzmagał się w nim gniew do tego stopnia, że był gotowy mnie uderzyć. – Wyjdź stąd! Okrywając głowę odwróciłam się i wyszłam. Czekałam aż mnie zatrzyma. Ale tego nie zrobił. 114
Himation – wierzchnie okrycie noszone w starożytnej Grecji. Himation był prostokątnym kawałkiem tkaniny pełniącym rolę peleryny. Noszony zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety, nakładany był na chiton i drapowany w fałdy.
95
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Z każdym krokiem płakałam mocniej nad osobą, którą znalazłam. Mój słodki Acheron odszedł a na jego miejscu pojawiał się mężczyzna, który nie chciał mieć ze mną do czynienia. Najgorsze, że nawet nie mogłam go za to winić. To wszystko było takie niesprawiedliwe. Powinien być w swoich książęcych apartamentach ze służącymi na każde jego zawołanie. Zamiast tego był zamknięty w koszmarze i nikt go nie mógł z niego uwolnić. Na pewno tak nie powinno wyglądać jego życie. Z pewnością Acheron został przeznaczony do wielkich rzeczy. Ale jak mogę zaprzeczać temu, co widziałam? On miał racje. Ludzie chcieli tylko jednej rzeczy od niego. A że ojciec nie chciał go chronić lepsza była Catera niż nic. Mój młodszy brat był kurwą. I w końcu zdałam sobie z tego prawdę.
96
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
23 maja 9529 roku p.n.e. Dzień rozpoczął się od żałosnych spotkań. Zostałam poinformowana, że mój ojciec i jego senatorowie zdecydowali spróbować udobruchać boga Apolla przez złożenie ofiary ludzkiej. Mnie. Odkąd wybuchła wojna między Grecja a Atlantydą, greccy królowie starli się znaleźć sposób na oddalenie zagrożenia i załagodzenie sporu. Ale Apolici, którzy rządzili Atlantydą nienawidzili nas i byli zdeterminowani zrobić z Grecji prowincje. Obawiając się niewolnictwa z rąk dużo bardziej technicznie rozwiniętej Atlantydzie, greckie miasta państwa – polis, postanowiły walczyć wszystkim, co mamy. Niestety wydawało się, że nawet to nie wystarcza. Apollo faworyzował Atlantydę i Apolitów, których stworzył. Tak długo jak walczyli w świetle dnia byli niepokonani. Dla greckich królów oznaczał to początek końca. Dlatego kapłani i wyrocznie zebrali się by dowiedzieć się czy jest sposób by odwrócić przychylność Apolla od ludzi, którzy pierwotnie zostali przez niego stworzeni i oddawali mu cześć. – Bóg może zostać poskromiony tylko przez najpiękniejszą z księżniczek. – wygłosiła proroctwo Delficka wyrocznia. Jakiś szaleniec uznał mnie za najpiękniejszą księżniczkę. Mogłam go zabić. – Ojcze proszę. – błagałam idąc za nim i za Styxxem. Szli w kierunku senatu i jak zawsze nie mieli dla mnie czasu. Cóż nie było to nic niezwykłego. – Dość Ryssa! – powiedział ostro. – Nie zmienię decyzji. Zostałaś oddana Apollowi. Potrzebujemy go po naszej stronie jeśli chcemy wygrać wojnę z Atlantydą. Tak długo jak będzie miał specjalne względy dla nich nigdy nie będziemy mieli szansy. Jeżeli zostaniesz jego kochanką spojrzy na naszych ludzi i może da się przekonać do naszej sprawy. Jego słowa stanęły mi ością w gardle. Miałam być sprzedana za braterstwo tak samo …Pomyślałam o Acheronie. W końcu dokładnie zrozumiałam co czuł. Zrozumiałam jak to jest nie mieć nic do powiedzenia, być sprzedawaną, nie mieć żadnego wpływu na to co dzieje się z moim ciałem. To było straszne uczycie. Nic dziwnego, że wyrzucił mnie z pokoju. Bez wątpienia w mojej niewinnej świętoszkowatości nie mogłam tego zrozumieć. Jednakże nie potrafiłam się z tym pogodzić. Zdeterminowana poszłam korytarzem za ojcem i Styxxem. Gdy zbliżyliśmy się do głównej sali głosy niewielkiej grupy rozmawiających w atrium senatorów zatrzymały mnie w miejscu. – Wygląda jak Styxx. Także mój ojciec i brat zatrzymali się słysząc te słowa.
97
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– O czym ty mówisz? – zapytał inny głos. – To prawda. – powiedział pierwszy senator. – Wyglądają jak bliźniaki. Jedyna różnica to kolor ich oczu. – Jego oczy są niesamowite. – powiedział trzeci senator.- Musi być synem jakiegoś boga ale nie chce powiedzieć którego. – I mówisz, że jest w burdelu? – Tak. – powiedział drugi senator. – Krontes, koniecznie musisz go odwiedzić. Udając Styxxa niezmiernie mi pomaga w kontaktach z królewskim kutasem. Spędź godzinę z Acheronem u twych stóp a następnym razem zobaczysz Styxxa z zupełnie nowej perspektywy. Roześmiali się. Czułam jak krew nabiega mi do twarzy a ojca i Styxxa zrobiła się czerwona z furii. – Powinieneś być ostatniej nocy na naszym przyjęciu. – powiedział pierwszy mężczyzna. – Ubraliśmy go w królewskie szaty, wyglądał jak suka w rui. Poczułam mdłości. Ojciec przywołał strażników by aresztowali senatorów za zniesławienie Styxxa. Styxx zniesławiony. Histeryczny śmiech wypełnił moje wnętrze podwajając ból. Na Zeusa jak można było obrażać Styxxa??? Dla nich nie miało znaczenia, że to Acheron był poniżany i skazany by im służyć. Acheron nigdy nie miał znaczenia. Przynajmniej dla nikogo po za mną.
98
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
23 czerwca 9529 roku p.n.e. O świcie opuściłam pałac. Nie mogłam się powstrzymać. Dzisiaj Acheron kończył dziewiętnaście lat. Wiedziałam, że jeszcze nikt mu nie podarował prezentu z okazji urodzin. Zastanawiałam się czy on w ogóle wie, kiedy dokładnie przyszedł na świat. Myślałam o przyjęciu, jakie planowałam a które nasz ojciec zrujnował przez odesłanie Acherona na Atlantydę. Idąc przez opuszczone ulice w stronę burdelu, pod himation kurczowo trzymałam dla niego prezent. Zapukałam w tylne drzwi i poprosiłam o widzenie z Caterą. Po krótkiej chwili pojawiła się z widoczną dezaprobatą na twarzy. – Pani? Co tu robisz? Łagodnie uśmiechnęłam się do niej. – Chcę znowu zobaczyć się z Acheronem. Chociaż kilka minut. Smutek pojawił się w jej oczach. – Chciałbym ci pomóc pani ale jego tu nie ma. Ogarnął mnie zimny strach. – Co? Gdzie on jest? – Nie wiem gdzie go zabrali. – Zabrali? – wyszeptałam ostrożnie mając nadzieje że nie ma na myśli to co ja. Niestety miała. – Został aresztowany kilka tygodni temu. Królewska straż przyszła wczesnym popołudniem. Przedarli się przez drzwi i zażądali wydania królewskiego oszusta. Acheron został wywleczony z łóżka i skuty kajdanami. Zabrali go stąd. Od tej pory nie wiem, co się z nim dzieje. Palce mi zdrętwiały. Upuściłam prezent na podłogę i stałam zbyt skołowana by zrobić najmniejszy ruch. Mój ojciec go zabrał? Oczywiście, że tak. Bez wątpienia posłał swoich ludzi w ten sam dzień, w którym podsłuchał rozmowę senatorów. Jaka głupia bałam że tego nie sprawdziłam. Ale byłam zbyt zajęta zbliżającym się nieszczęściem: Apollem. Co za wstyd że pierwsza nie zabrałam Acherona. Nie wiadomo, co z nim zrobili. Jedynym moim pocieszeniem była pewność, że ojciec nie mógł zabić Acherona. Nie bez śmierci Styxxa. Catera podniosła prezent i mi go podała. Podziękowałam jej i wszyłam. Acheron musiał gdzieś być.
99
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
*** W południe w końcu zaznałam miejsce przetrzymywania Acherona. Wiedziałam, że lepiej nie pytać ojca o jego miejsce pobytu - to tylko mogło skierować jego gniew przeciwko mnie, więc uciekłam się do przekupienia straży pałacowej. Ale łatwiej było powiedzieć niż zrobić. Większość z nich o niczym nie wiedziała a ci co wiedzieli za bardzo bali się gniewu mojego ojca by cokolwiek powiedzieć. Ale przynajmniej miałam odpowiedz. Mój brat został zabrany do najniższej części pałacu. Do podziemi gdzie byli trzymani najgorszego sortu przestępcy: gwałciciele, mordercy i zdrajcy… i jeden młody książę, którego ojciec nienawidził bez powodu, tylko dlatego że się narodził. Nie chciałam tam iść gdzie można było usłyszeć jęki i krzyki potępionych, gdzie można było poczuć smród gnijącego ciała i poczuć smak tortur. I tylko wiedza, że Acheron tam jest pozwoliła mi znaleźć odwagę by tam zejść. Była pewna, że gdyby dano mu wybór nie byłoby go tam. Schodziłam krętymi schodami mocniej okrywając się płaszczem dla zachowania ciepła. Było tak wilgotno i zimno. Ciemno. Bezlitośnie. Nic nawet mój lampion nie mógł rozproszyć mroku. Przechodząc miedzy celami słyszałam błagania o miłosierdzie wydawane przez osoby, które dostrzegły światło. Jednak to nie mojej łaski potrzebowali by uzyskać wolność. Ale mojego ojca. Niestety on nie oszczędzał nikogo. Kapitan straży doprowadził mnie do małych drzwi na końcu korytarza, ale odmówił ich otwarcia. Słyszałam cieknąc wodę po ścianach celi i nic więcej. Cuchnący odór przenikał powietrze i dech mi zabierał. Nie miałam pojęcia, czym był spowodowany. Naprawdę było to przerażające miejsce. – Po prostu oddaj mi klucz. Przysięgam nikt się nie dowie. Twarz strażnika zbladła. – Nie mogę, Wasza wysokość. Król powiedział wyraźnie, że osoba która otworzy te drzwi zostanie skazana na śmierć. Mam dzieci do wykarmienia. Rozumiałam jego strach i nie miałam wątpliwości że ojciec by go zabił za złamanie rozkazu. Bogowie wiedzą, że skazywał ludzi na śmierć za mniejsze przewinienia. Więc podziękowałam mu i poczekałam aż mnie zostawi samą. Uklękłam na zimnej, wilgotnej podłodze i otworzyłam mały właz, który był przeznaczony do podawania posiłków. – Acheron? – zawołałam. – Jesteś tu? Leżałam płasko na brudnej podłodze zaglądając przez mały otwór, ale niczego nie mogłam dostrzec. Nic ani świtała, skrawka odzieży lub ciała. Wreszcie usłyszałam szelest. – Ryssa? – jego głos był słaby i chropowaty ale mnie napawał radością. Żył! Wsadziłam dłoń w otwór podając mu ją. 100
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– To ja akribos. Poczułam, że chwycił moją dłoń i lekko ją potrząsnął. Jego palce były wychudzone a jego uchwyt delikatny. – Nie powinnaś tu być. – powiedział szorstko. – Nikt nie ma prawa ze mną rozmawiać. Zamknęłam oczy na jego słowa i wydałam rwany szloch. Chciałam go zapytać czy jest mu dobrze, ale przecież znałam odpowiedz. Jak mógł się czuć zamknięty w małej celi jak zwierze? Wzmocniłam uścisk na jego dłoni. – Jak długo tu przebywasz? – Nie wiem. Nie sposób odróżnić dnia od nocy. – Nie masz okna?115 Roześmiał się głośno. – Nie Ryssa. Nie mam okna. Chciało mi się płakać. Uwolnił moją dłoń. – Musisz już iść księżniczko. Nie powinnaś tu przebywać. – Ty też nie, - próbowałam chwycić jego dłoń, ale czułam jedynie zapchloną podłogę. – Acheron? Nie odpowiedział. – Acheron, proszę. Chce usłyszeć jedynie dźwięk twojego głosu. Musze wiedzieć, że jest wszystko w porządku. Odpowiedziała mi cisza. Przez długi czas leżałam z wyciągniętą ręką mając nadzieje że ją chwyci. Ale tego nie zrobił. Czekałam i cały czas do niego mówiłam modląc się by w końcu odpowiedział. Ale tego też nie zrobi. Nie winiłam go. Miał całkowite prawo być złym i ponurym. Nie umiałam sobie wyobrazić horroru, w którym aktualnie żył. Koszmaru gdy go wlekli ulicami miasta do pałacu. I za co? Bo niektórzy wyobrażali sobie co czuje mój ojciec? Bo niektórzy potrzebowali Styxxa i to zagłuszało ich poczucie winy? Czułam do nich obrzydzenie. Nie odeszłam dopóki strażnik nie przyniósł obiadu. Miska wodnistej zupy i puchar cuchnącej wody. Spojrzałam na niego z przerażeniem. Dziś wieczorem Styxx zje obiad składający się z jego ulubionych potraw i będzie jadł aż będzie pełen i zadowolony, podczas gdy arystokracja będzie mu składała życzenia i spełniała każdą jego zachciankę. Ojciec obdarzy go prezentami i obsypie miłością oraz życzeniami. A Acheron będzie siedział w brudnej celi. Sam. Głodny. W kajdanach. Moje oczy były pełne łez. Patrzyłam jak sługa zamyka drzwi i nas zostawia. – Wszystkiego najlepszego Acheron116. – wyszeptałam wiedząc że mnie 115 116
W podziemiach??? Taaaa jego urodziny będą zajebiste.
101
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
nie słyszy.
102
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
22 października 9529 roku p.n.e. Przez ostatnie miesiące przygotowywałam się do mojego związku z Apollem. Niemniej postawiałam sobie za punkt honoru, By codziennie we wczesnych godzinach rannych, zanim pałac obudzi się do życia, odwiedzać Acherona w jego celi. Rzadko ze mną rozmawiał, ale za każdym razem wyciągałam z niego słowo lub dwa. I ceniłam każde z nich. Ale chciałam, by uczestniczył w tych rozmowach. To smutne, ale jego odpowiedzi był krótkie, lakoniczne, nawet w złości. Podjęłam wysiłek i ryzykowałam za każdym razem, gdy się z nim widziałam przynosząc mu chlebowe przysmaki i słodycze. Przynajmniej mógł być bardziej serdeczny wobec mnie. Ale widocznie prosiłam za wiele. Było popołudnie, a ja miałam spotkanie z ojcem, Styxxem i najwyższym kapłanem w gabinecie ojca. Mieliśmy omówić, co będę nosiła podczas ceremonii, która zwiąże mnie z Apollem. Początkowo rada chciała mnie oddać bogu całkowicie nagą. Na szczęście kapłan im to wyperswadował, a teraz mnóstwo czasu poświęcali na dyskusje o odpowiedniej sukni i biżuterii. Gdy skryba notował Styxx został117 powalony chorobą. Zbyt słaby by stać runął na podłogę118 na której leżał rozdygotany jak małe dziecko119. Z każdym uderzeniem serca wydawał się że bladł. Słabnął. Przerażona zobaczyłam jak ojciec wziął go na ręce i zaniósł do pokoju. Poszłam za nimi bojąc się, co go opętało. Mimo że ciągle walczyliśmy kochałam swojego brata i ostatnią rzeczą, jakiej pragnęłam to patrzeć jak cierpi. Ojciec położył go na łóżku i wezwał lekarza. Podeszłam bliżej chcąc pomóc, ale nie mogłam nic zrobić. Styxx nawet nie mógł mówić. Oddychał jakby miał wyschnięte gardło, a płuca uszkodzone. Patrzył na mnie, jego oczy były wypełnione przerażeniem, bo nie wiedział, co się z nim dzieje. Modląc się o niego chwyciłam jego dłoń i trzymałam go tak, jak trzymałam Acherona. Styxx rzadko tolerował mój dotyk, więc tym bardziej zrozumiałam jak bardzo był chory. Zanim przybyli medycy Styxx zrobił się jeszcze bledszy i upiornie wychudzony. Odeszłam od niego, by mogli go zbadać. Patrzyłam przerażona. – Co to jest? – zapytał mój ojciec głosem pełnym trwogi. Medycy wyglądali na zaskoczonych. – Nigdy nie widziałem czegoś podobnego Panie. – Co? – zapytałam się łamiącym głosem. 117
A by cię cholera.. Mam nadzieje że na pysk … 119 Chyba bachor. 118
103
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Główny medyk westchnął. – To tak jakby umierał z pragnienia i głodu, chociaż wiem że on nigdy nie opuszcza żadnego posiłku. Po jego wyglądzie wątpię czy przeżyje dzień. Ale to nie ma większego sensu, nie rozumiem skąd u niego takie objawy. Na jego słowa moje serce przestało bić, od razu wiedziałam, co jest źródłem choroby Styxxa. – Acheron – powiedziałam do ojca. – On umiera. Mój ojciec mnie nie słuchał. Był zbyt zajęty wrzeszczeniem na medyków, którzy zajmowali się jego następcą. – Ojcze!- krzyknęłam szarpiąc za jego ramię by zwrócić jego uwagę. – Styxx umiera bo Acheron umiera. Nie pamiętasz co powiedziała wyrocznia przy jego narodzinach? Jeżeli Acheron umrze to Styxx też. A jedyną osobą, która teraz umiera z głodu w więziennej celi jest Acheron. Jeżeli jego uzdrowimy przeżyje Styxx. Jego twarz wyrażała czystą furię, gdy wezwał strażników każąc im sprowadzić Acherona do sali tronowej. Pobiegłam za nimi, gdy szli przez pałac do cel w podziemiach. Jak zawsze było wilgotno i cuchnęło. Nienawidziłam tego miejsca i dręczyło mnie, że Acherona był tu zamknięty przez tyle miesięcy. Moje serce waliło gdy patrzyłam jak otwierają drzwi lochu. W końcu znowu go zobaczę. Strażnicy cofnęli się pokazując mi brata. Nigdy w całym swoim życiu nie przeklinałam głośno, ale tym razem przeklinałam obrzydliwe widząc jak trzymali Acherona. Pomieszczenie było tak małe że był zmuszony siedzieć ze zgiętymi nogami. Było jeszcze mniejsze niż to, którego używał Estes na Atlantydzie, by go karać. Acheron dosłownie był zwinięty w kłębek. W środku nie było żadnego światła. Mój brat żył w całkowitych ciemnościach i w brudzie prawie przez rok. Nie mogąc się podnieść, poruszyć, ani rozciągnąć. Nawet zwierzęta nie powinny być tak traktowane. Dlaczego Acheron nie powiedział mi, w jakim jest położeniu? Strażnicy próbowali go wyciągnąć z celi, był zbyt słaby by protestować. Został wywleczony na korytarz. Jego smród i celi był tak zjełczały, że zbierało mi się na wymioty. Zacisnęłam usta, by nie zwymiotować. Acheron leżał na plecach, jego oddech był słaby i płytki. Był wychudzony. Dostrzegałam każdą pojedynczą kość w jego ciele. Jego twarz była gęsto zarośnięta a długie włosy zwisały wokół twarzy niczym pajęczyna. Wyglądał jak starzec, a nie jak dziewiętnastolatek. Uklękłam obok niego i złożyłam jego głowę na moich kolanach. – Acheron? – nie odpowiedział jak Styxx. Był zbyt słaby by zrobić cokolwiek innego niż bezmyślnie na mnie patrzeć. – Zabierz go do mojego pokoju – powiedziałam do strażnika. Wykrzywił wzgardliwie usta. 104
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Pani, on jest obrzydliwy. – Położysz go w moim łóżku albo będę patrzeć jak cię biją za twoją bezczelność. Niezdecydowanie pojawiło się na jego twarzy zanim spełnił mój rozkaz. Innemu strażnikowi nakazałam przynieść jedzenie i picie, a sama udałam się za nimi. Nie mogłam uwierzyć, że ten ludzki szkielet w ramionach strażnika to ten sam przystojny chłopak, który gonił Maję w ogrodach letniego pałacu. Jak mój ojciec mógł mu to zrobić? I jak Acheron mógł to sobie robić? Weszliśmy do pokoju i strażnik położył go na łóżku po czym natychmiast opuścił komnatę. Posłałam moją służącą po wodę i pościel byśmy mogły go wykąpać i usunąć cały brud. To było przerażające siedzieć przy nim, gdy był w takim stanie. Okropnie cuchnął, wyglądał tak słabo… Jak ktoś może tak bardzo cierpieć? Poczułam się całkowicie bezsilna. Używając prześcieradła starałam się wytrzeć brud z jego twarzy. Moja służąca wróciła w tym samym czasie, gdy przeniesiono jedzenie. Trzymałam delikatnie głowę Acherona karmiąc go małymi kęsami chleba. Ale nie chciał jeść. Nie wiedziałam czy był na to zbyt słaby czy był zbyt daleko by wiedzieć, że ma w ustach chleb. – Pani – powiedziała Kassandra. - Zniszczysz sobie ubranie trzymając go w ten sposób. – Nie obchodzi mnie to. – warknęłam. Wszystko, co się dla mnie liczyło to uratowanie jego życia. Sączyłam mu wolno w usta wino. – Jedz Acheron – szeptałam. Słaby odwrócił ode mnie głowę. – Błagam – prosił zachrypłym szeptem. – Pozwólcie mi umrzeć. Dławiłam się łzami, gdy zdałam sobie sprawę, że zrobił to celowo. Nie ulegało wątpliwości, że specjalnie się głodził modląc się o śmierć, która by go uwolniła z nory w której był uwięziony. Najlepszą rzeczą jaką powinnam była zrobić to mu pozwolić odejść. Ale nie mogłam. Nie tylko jego bym straciła, ale także Styxxa, a kochałam ich obu. – Zostań ze mną Acheron – wyszeptałam. Ale on tego nie chciał. Zamiast o życie walczył o śmierć. Dni mijały, a ja patrzyłam jak medycy mojego ojca przemocą karmią go a on próbował pluć żywnością. W swoich poczynaniach byli bezlitośni. Trzymali go przywiązanego do mojego łóżka, otwierając na siłę jego usta by wlewać w jego gardło mleko, wodę i miód. Gdy próbował pluć jedzeniem i piciem bili go i zaciskali jego usta i nos dopóki nie przełknął pokarmu. Przeklinał ich i przeklinał mnie. Nie mogłam go winić.
105
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Każdy dzień był dla niego koszmarem, podczas gdy Styxx rósł w siłę w wygodzie, każdy mu błogosławił i spełniał wszystkie zachcianki. A tymczasem skaleczenia i siniaki pojawiały się na skórze Acherona, zwłaszcza na szczęce, która była nieustannie otwarta. Medycy żądali by był karmiony co dwie godziny. Za każdym razem gdy pojawiali się strażnicy i służący, by go karmić drętwiał i rzucał mi potępiające spojrzenia. Był coraz silniejszy i walczył mocniej do czasu aż w końcu poddał się. Pełne nienawiści i furii spojrzenia zastąpiła beznadziejna rezygnacja, która mnie bardziej raniła niż jego gniew. Nadal był wiązany i zdałam sobie sprawę, że nie zmieniłam niczego w jego życiu. Tylko miejsce. Mój brat nadal był więźniem.
106
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
1 listopada 9529 roku p.n.e. Dzisiaj ojciec przeniósł Acherona do nowego pokoju na końcu korytarza. Nadal był przywiązany do łóżka niczym rozpostarty orzeł120 ale przynajmniej tym razem był ubrany. Nadal był karmiony, a teraz tylko pięć razy dziennie. Kiedy tylko miałam możliwość odwiedzałam Acherona i za każdym razem gdy go widziałam moje serce było mocniej łamane. Acheron nigdy nie poruszył się ani nie rozmawiał ze mną podczas moich wizyt. Leżał wpatrując się w sufit jakby był uodporniony na to, co działo się wokół niego. Chcę byś ze mną porozmawiał Acheron. Udawał jakby mnie wcale nie było. Musisz wiedzieć, że cię kocham. Nie chcę cię widzieć w takim stanie. Proszę braciszku, możesz przynajmniej na mnie spojrzeć? Nawet nie mrugnął. Brak jego reakcji rozgniewał mnie. Połowa mnie chciała chłostać go słowami. Ale ugryzłam się w język. Był wystarczająco znieważany obelgami mojego ojca, strażników i służących, którzy go karmili. Nic więcej nie mogłam zrobić. Wiedząc to zostawiłam go i kontynuowałam przygotowania dla Apolla.
120
Z rozrzuconymi rękoma i nogami lub pozycja erotyczna
107
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
20 listopada 9529 roku p.n.e. Acheron konturował swój niemy protest leżąc nieruchomo na łóżku. Jak zawsze patrzył w sufit ignorując mnie gdy próbowałam z nim rozmawiać. – Chcę byś ze mną porozmawiał. Acheron. Tęsknię za sposobem, w jakim rozmawialiśmy wcześniej. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Jesteś jedyną osobą, z którą mogę rozmawiać wiedząc, że nie przekaże każdego słowa ojcu. Po raz kolejny nie było odpowiedzi. Co musiałam zrobić by mnie zauważył? Z pewnością nie mógł dalej tak leżeć w łóżku. Ale biorąc pod uwagę fakt, że przez miesiące siedział w małej norze najprawdopodobniej był przyzwyczajony do braku ruchu. Moje serce nad nim bolało. Wstając z łóżka zauważyłam coś dziwnego. Marszcząc brwi podeszłam do miejsca gdzie jego kostka była przymocowana metalowym łańcuchem. Zajęło mi sekundę by zrozumieć, na co patrzę. Metal był pokryty świeżą i zakrzepłą krwią. Skuliłam się gdy zobaczyłam otwarte, krwawiące rany, które do tej pory były ukryte przed moim wzrokiem pod kajdanami. Więc Acheron nie zawsze leżał obojętny. Z ran, które pokrywały jego ręce i nogi wiedziałam, że ostro walczył o swoją wolność za każdym razem, gdy był sam. Na widok jego krwi oczy zaszły mi czerwienią. Miałam tego dość, dość maltretowania go. Tlił się we mnie gniew. Wybiegłam z pokoju, aby znaleźć naszego ojca. Po krótkim poszukiwaniu dowiedziałam się, że był na polu treningowym oglądając walczącego mieczem Styxxa. – Ojcze? Posłał mi wzburzone spojrzenie że śmiałam przerwać jego doping dla Styxxa. – Jest jakiś problem? – W rzeczy samej jest. Chcę, by Acheron został uwolniony. Żądam tego. Uśmiechnął się ironicznie na moje żądanie. – Dlaczego? Co miałby robić z wolnością? Chciałam by zrozumiał co robi osobie która nigdy nie sprawiała mu kłopotów. Komuś, kto był z jego własnej krwi i kości. – Nie możesz go wiązać i trzymać jak bestię. Ojcze to jest okrutne. On nawet nie może zająć się swoimi podstawowymi potrzebami. – Ani nie może nas zawstydzać. – Zawstydzać jak? – Kobiety! – warknął. – Zawsze byłaś ślepa. Nie widzisz kim on jest? Wiedziałam dokładnie, kim i czym jest mój brat. 108
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– To chłopak, ojcze. – To kurwa. – W jego słowach było więcej jadu niż w siedlisku żmij gdzie mój ojciec wrzucał wrogów. Zgotowałam się z gniewu. – Był torturowanym niewolnikiem, którego wyrzuciłeś na ulicę. Co miał zrobić? Odpowiedział mi dzikim warkotem. Ale ja się nie cofnęłam. Nie tym razem. – Chcę jego wolności ojcze. Więc pomóż mi uwolnić go z jego pęt albo zetnę włosy i oszpecę sobie twarz do tego stopnia, że ani Apollo ani ktokolwiek inny nie będzie mnie chciał. – Nie ośmielisz się! Po raz pierwszy w moim życiu patrzyłam na niego jak na równego sobie. Nie było we mnie żadnego wahania. – Dla życia Acherona zrobię to. On zasługuje na coś lepszego. – Nie zasługuje na nic! – Więc możesz szukać innej kobiety, która będzie się kurwić z Apollem. Jego oczy pociemniały byłam pewna, że chce mnie uderzyć za moją zuchwałość. Ale ostatecznie to nie on, ale ja wygrałam tą bitwę. Jeszcze tego samego popołudnia Acheron został uwolniony. Gdy weszłam do jego pokoju nadal leżał, a w jego oczach zobaczyłam niedowierzanie jakby spodziewał się czegoś gorszego. Gdy kajdany zostały ściągnięte kazałam strażnikom opuścić pokój. Acheron nie poruszył się do czasu aż zostaliśmy sami. Wolno wstał na nogi i spojrzał na mnie ze złością. Ale stał niepewnie. Jego mięśnie były słabe, bo ich nie używał. Jego długie blond włosy były zmierzwione i tłuste. Jego skóra chorobliwie blada od ciemności, którą zastał we własnym domu. Gęsta broda pokrywała policzki. Pod oczyma miał głębokie cienie, ale już dłużej nie był wychudzony – nieludzkie karmienie wystarczało by przytył, przynajmniej wyglądał jak człowiek. – Nie możesz opuszczać pokoju – ostrzegłam go. – Ojciec wyraźnie zastrzegł, że jesteś wolny tylko tutaj, tak długo jak będziesz pozostawał w ukryciu. Acheron zmarł na moje słowa i posłał mi przeraźliwe zimne spojrzenie. – Przynajmniej nie jesteś już związany. Nie odezwał się. Jak zawsze. Ale jego migocące srebrne oczy głośno przemawiały. Mówiły o cierpieniu i agonii, którym było jego życie. Oskarżały i raniły. – Moje pokoje są niedaleko, jeśli chcesz… – Nie mogę opuszczać pokoju! – warknął. – Czy nie to przed chwilą powiedziałaś? 109
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Otworzyłam usta, ale po chwili je zamknęłam. Miał rację. Już o tym zapomniałam. – W takim razie ja będę przychodzić. – Nie trudź się. – Acheron… Przerwał moje słowa ostrym spojrzeniem. – Pamiętasz, co mi powiedziałaś, gdy ostatni raz odwiedziłaś mnie w celi? Próbowałam sobie przypomnieć. Byłam na niego wściekła że nie rozmawiał mną, nic więcej nie pamiętałam. – Nie. – Umieraj, co mnie to wszystko interesuje. Dłużej nie mogę się tobą zajmować. Skrzywiłam się słysząc słowa, których nigdy, nawet pod wpływem gniewu, nie powinnam powiedzieć. Raniły moją duszę, ale wiedziałam, że bez porównania jego zabolały mocniej. Gdybym wiedziała w jakim był położeniu… – Byłam zła. Zagryzł usta. – A ja byłem za słaby, by odpowiedzieć. Ciężko rozmawiać, gdy spędzasz dni w ciemności ze szczurami jako kompanami. Ale nie wiesz jak to jest, gdy szczury i pchły cię gryzą, prawda? Jak to jest siedzieć we własnym gównie. – Acheron… Rozszerzył nozdrza w złości. – Zostaw mnie Rysso. Nie potrzebuję twojego miłosierdzia. Niczego nie chcę od ciebie. – Ale… Wypchnął mnie z pokoju i zatrzasnął drzwi przed nosem. Patrzyłam w osłupieniu póki nie zobaczyłam strażników Acherona. Dwóch nich miało dopilnować, by nie złamał nakazu ojca. Więc to był jego los. Zmieniłam tylko jego miejsce więzienia. Nadal nie miał wolności. Cierpiałam w duszy. On żył, ale w jakim celu? Być może powinnam być na tyle uprzejma i pozwolić mu umrzeć? Ale jak mogłam na to pozwolić? Był moim bratem i nadal go kochałam, mimo że on mnie nienawidził. Zgnębiona odwróciłam się i wróciłam do mojej komnaty. Byłam wobec niego nieżyczliwa i niemiła. Bezmyślna. Nic dziwnego, że nie chciał ze mną rozmawiać. Ale ja tego tak nie mogłam zostawić. Dam mu czas. Być może zbliżymy się do siebie. Ale przynajmniej miałam nadzieję, że głęboko w sobie znajdzie dla mnie przebaczenie za to, że przez chwilę byłam jak wszyscy inni. Za ranienie go w momencie, gdy powinnam za niego walczyć. 110
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
1 grudnia 9529 roku p.n.e. Z każdym dniem dowiadywałam się więcej o rozkazach ojca dotyczących sposobu traktowania Acherona. Nikt nie mógł wchodzić do pokoju mojego brata poza mną, a Acheron nadal odmawiał widzenia się ze mną. Wszystko, czego dotknął było niszczone i palone. Wszystko. Jego naczynia, jego prześcieradła. Nawet jego ubrania. To był publiczny sposób poniżania Acherona przez ojca. To napawało mnie obrzydzeniem. W południe udałam się z przyjaciółmi na przedstawienie. Rzadko to robiłam, ale Zateria była beznadziejnie zakochana w jednym z aktorów i nalegała bym poszła razem z nimi i sama go oceniła. Śmiałyśmy się, gdy spostrzegłam kogoś, kto siedział dwa rzędy niżej w chłopskiej trybunie. Siedział sam ukryty między ludźmi. Miał założony kaptur na głowę tak, że nie mogłam powiedzieć kim jest, ale wydawał mi się dziwnie znajomy. Dopiero, gdy skończyła się sztuka i mężczyzna wstał zdałam sobie sprawę czemu wydawał mi się znajomy. To był Acheron. Naciągnął mocniej kaptur na głowę, ale przez chwilę mogłam dostrzec piękno jego twarzy, a wiedziałam, że Styxx nigdy nie raczył przyjść na coś tak pospolitego jak popołudniowe przedstawienie. A nawet gdyby przyszedł nie zasiadł by w takim miejscu. Przeprosiłam znajomych i poszłam za nim. – Acheron? Zawahał się, ale po chwili poszedł dalej. Pospieszyłam za nim. Chwyciłam go, aby się zatrzymał. Spojrzał na mnie zimno. – Zamierzasz mu powiedzieć? – Nie. – wyszeptałam wiedząc, że ma na myśli ojca. – Dlaczego miałabym to zrobić? Zaczął odchodzić ale znowu go zatrzymałam. Był rozdrażniony. – Co Ryssa? – Jak się tu dostałeś? Strażnicy… – Przekupiłem ich – powiedział obojętnym głosem. – Czym? Nie masz pieniędzy. Spojrzenie, które mi posłał wystarczyło za odpowiedź. Sama myśl, w jaki sposób wydostał się z pałacu przyprawiała mnie o mdłości. Spojrzał na mnie zmrużonymi oczyma. – Nie bądź taka przerażona, Rysso. Byłem sprzedawany za mniej niż
111
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
wolność. Przynajmniej są delikatni wobec mnie. Łzy zapiekły w moich oczach. – Nie możesz wciąż tego robić. – Czemu nie? To wszystko, czego ludzie ode mnie chcą. – To nieprawda! – Nie? Patrzyłam jak w gniewie opuszcza kaptur, a wszyscy ludzie wokół nas nie spuszczają wzroku z niego. Nagła cisza była ogłuszająca. Była namacalna. Każdy skupił na nim uwagę. Wyłącznie na nim. Kobiety opuszczały głowy i nerwowo chichocząc starały się ukryć pożądliwe spojrzenia. Mężczyźni nie byli tacy subtelni. Nie można było zaprzeczyć, że każdy z nich patrzył na niego z pragnieniem. Z żądzą. Nawet ja nie byłam odporna na jego nienaturalny urok, ale moje pragnienie było złagodzone121 przez fakt, że byliśmy rodziną. Naprawdę chcesz wiedzieć, dlaczego twój ojciec mnie nienawidzi? Pokręciłam głową, znałam odpowiedź. Acheron udzielił mi jej w dniu, w którym ojciec wyrzucił go na ulicę. Podobał mu się i dlatego nim pogardzał. Brat minął mnie i opuścił amfiteatr. Z każdym krokiem jaki zrobił był zawzięcie zaczepiany. Nawet gdy założył na nowo kaptur ludzie nie przestali za nim wołać i ścigać na ulicy. Pobiegłam za nim. Nie bądź taki – powiedział mężczyzna, który szedł za Acheronem. – Zrobię z ciebie mentora. Nie potrzebuję być mentorem. – odpowiedział Acheron idąc dalej. Człowiek chwycił go brutalnie za ramię. – Więc czego chcesz? – Chcę, by mnie zostawiono w spokoju. Człowiek opuścił jego kaptur. – Podaj mi swoją cenę. Zapłacę każdą za ciebie. Spojrzenie Acherona było puste, gdy odepchnął człowieka. – Co tu się dzieje? Krew w moich żyłam zamarzła, gdy rozpoznałam wrogi, wymagający głos ojca. Byłam tak skupiona na Acheronie i nieznanym mężczyźnie, że nie zauważyłam jego nadejścia ze świtą. Teraz cała uwaga ojca była przykuta do Acherona, którego twarz zmieniła się w kamień. Ojciec zasłonił jego twarz i popchnął go w stronę strażników, którym rozkazał zabranie go do aresztu. Acheron został zaprowadzony do pałacu, gdzie miał być wychłostany za nieposłuszeństwo. Starałam się złagodzić jego karę, ale ojciec nie słuchał.
121
Ciekawa teoria....
112
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Strażnicy wywlekli Acherona na dziedziniec za salą tronową, który był przeznaczony na miejsce kaźni. Obnażyli mu plecy i wymierzyli sześćdziesiąt pięć batów. Nie byłam w stanie na to patrzeć, ale słyszałam każdy świst bata w powietrzu i każde smagnięcie które przecinało jego skórę. Acheron tylko stękał, ale wiedziałam, że kilka razy upadł. Z rozkazu mojego ojca strażnicy stawiali go na nowo na nogi. Ani razu nie krzyknął. Kiedy w końcu było po wszystkim spojrzałam na krwawiącego Acherona opartego o słup. Jego ręce nadal były mocno przywiązane. Oprawcy zarzucili na jego plecy gruby koc zanim przecięli liny i zaciągnęli go do pokoju, zamykając na nowo. Wszystko, co mogłam później zrobić to trzymać Acherona. Po raz pierwszy mnie nie odpychał. Leżał z głową na moich kolanach tak jak zwykł to robić, gdy byliśmy dziećmi. Kiedy błagał mnie bym mu powiedziała czemu rodzice go tak nienawidzą. Czekałam aż ktoś przyjdzie i zajmie się jego zdewastowanymi plecami. Nikt nie przyszedł. Dopiero później dowiedział się, że ojciec zabronił mu pomagać. Więc siedziałam z Acheronem przez godziny trzymając jego głowę, gdy cicho płakał z bólu. Ale czy płakał z powodu zadanych ran na plecach czy jego sercu, nie wiem. Bogowie… jak chciałam cofnąć czas do dnia w sadzie, gdy nasza trójka bawiła się i śmiała. Zabrać go daleko do miejsca gdzie będzie wolny i beztroski. W którym będzie normalnym dziewiętnastoletnim chłopakiem, którym powinien być. Kiedy w końcu zapadł w sen przeczesywałam jego złote włosy i patrzyłam się na poszarpane rany na jego plecach. I nie mogłam sobie wyobrazić tak silnego bólu. – Kocham cię Acheron. – wyszeptałam chcąc by moja miłość była na tyle silna, by mu tego wszystkiego oszczędziła.
113
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
10 grudnia 9529 roku p.n.e. Od tego dnia nigdy nie rozmawiałam z Acheron o tym, że wymyka się nie postrzeżenie z pałacu na przedstawienia. Przez wiele dni chodziłam za nim by upewnić się, że nikt mu w tym nie przeszkodzi. Ani że nikt się o tym nie dowie. Trzymał się zawsze z cieniu, jego tożsamość i uroda były pilnie strzeżone. Jego głowa była zawsze nisko zwieszona a spojrzenie wbite w ziemie, gdy szedł między niczego niepodejrzewającym tłumem. Za każdym razem, gdy opuszczał pałac dużo ryzykował. Oboje wiedzieliśmy. Gdy go kiedyś zapytałam, czemu to robi powiedział, że to go pociesza. Lubił obserwować grane postacie. Lubił udawać, że jest jedną z nich. Więc jak mogłam go winić skoro wnosiło to radość w jego życie? Ponieważ moja unia z Apollem zbliżała się przeraźliwie szybko, co raz więcej czasu spędzałam z bratem. On nie traktował tego wydarzenia jak magicznego momentu, którego ja powinnam oczekiwać z entuzjazmem i przyjemnością. On widział w tym tylko koszmar. Że także ja będę się kurwić. Tylko nasz ojciec postrzegał moją prostytucję jako szlachetną i cudowną. – Bardzo mnie zaboli, gdy mnie weźmie? – zapytałam Acherona gdy siedzieliśmy na balkonie wychodzącym na morze. Ja stałam na ziemi a brat jak zawsze siedział na poręczy. Balansował niebezpiecznie na krawędzi, która opadała w zburzone morze. Ja byłam przerażona wysokością a na nim nie robiła ona większego wrażenia. Był obojętny na niebezpieczeństwo. – To zależy od Apolla i jego umiejętności. To zawsze zależy od twoich kochanków i ile siły wykorzystują. Ile przyjemności sprawia im zadawanie bólu. To nie była dla mnie żadna pociecha. – Bolał cię pierwszy raz? Pokiwał głową a jego oczy były poste. – Przynajmniej nie będziesz miała żadnej publiczności, kiedy będzie cię profanował. – A ty miałeś? Nie odpowiedział, ale nie musiał. Wyraz jego twarzy powiedział mi wszystko. Spojrzałam w dół na sznurek, który skręcałam w dłoniach. – Myślisz że Apollo mnie skrzywdzi? – Nie wiem Ryssa. W jego głosie słyszałam zniecierpliwienie. Zawsze nienawidził mówić o sexie. Koniec kropka.
114
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Ale ja musiałam wiedzieć, co mnie czeka a nikt inny nie chciał o tym ze mną rozmawiać. Napotkałam jego mieniące spojrzenie. – Więc jak bolesne to może być? Odwrócił wzrok w stronę morza. – Staraj się o tym nie myśleć. Po porostu zamknij oczy i wyobraź sobie, że jesteś ptakiem. Wyobraź sobie, że żyjesz wysoko w chmurach a tam nikt cię skrzywdzi. Jesteś wolna i możesz lecieć gdziekolwiek chcesz. – To jest to, co ty robisz? – Niekiedy. – A kiedy indziej? Nie odpowiedział. Więc siedzieliśmy w ciszy wsłuchując się w fale uderzające o brzeg. Po raz pierwszy w pełni zrozumiałam jego ból. Jego upokorzenie. Myślałam, że poniżenie nie będzie częścią mojego życia a teraz nie miałam wyboru. Kiedy słuchałam fal, przypomniałam sobie czas który spędziliśmy razem gdy był młodszy. Godziny, jakie spędzał na skałach słuchając morza i głosów, które do niego przemawiały. – Nadal słyszysz boskie głosy, Acheron? Skinął głową. – Słyszysz je teraz? – Tak. Lata temu powiedział mi, że bogowie go wołają. Mówili mu, że ma do nich wrócić. – Kiedykolwiek myślałeś by zrobić to, o co proszą? Zaprzeczył głową. – Nie chcę wracać na Atlantydę. Nienawidzę tego miejsca. Dobrze to rozumiałam, ale zastanawiałam się jak bardzo musi nienawidzić Grecji. Smutek zawsze za nim podążał i to nie była jego wina. Jakie to okrutne nie móc pokazać własnej twarzy z obawy i strachu że ludzie zaczną cię atakować. Gdziekolwiek by nie poszedł ludzie, którzy byli wokół niego pożądali go z desperacją która nie miała sensu. Nawet ja go pragnęłam. I byłam szczęśliwa, że nie mógł usłyszeć tych nieczystych myśli które u mnie pojawiały się w najgorszych momentach mojego życia. Jednak w przeciwieństwie do innych osób w jego życiu nigdy nie próbowałam go wykorzystać. Był moim bratem i chciałam go jedynie chronić. W przeciwieństwie do całej mojej rodziny on widział moje prawdziwe oblicze i kochał mnie mimo moich wad. Tak jak ja go kochałam mimo jego. – Pójdziesz ze mną jutro do świątyni? - zapytałam cicho. Spojrzał na mnie zaskoczony tym pytaniem. – Proszę Acheron. Tak bardzo boje się tego co planują. Nie chcę być kochanką boga. Żaden mężczyzna mnie nie dotykał. Nawet nie byłam całowana. Nie mam odwagi by to przejść. 115
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– To nie jest trudne Ryssa. Po prostu leż tam i udawaj że sprawia ci to przyjemność. – A jeżeli nie? – Udasz, że tak jest. Będzie tak skupiony na własnej przyjemności, że nawet nie zauważy gdy się skrzywisz lub zapłaczesz. Mów mu, jaki jest zręczny i jaki jest w tym dobry. Tylko to się liczy. Podeszłam do niego i chwyciłam jego dłoń. Wpatrywałam się w jego silne opalone ramiona. Przeszedł tak wiele. Zaprawdę nie powinnam się użalać nad swoim losem. Nikt nigdy nie pocieszał go w koszmarnych chwilach jego życia. Ale ja nie byłam taka silna jak mój brat. Nie mogłam zrobić tego sama. Chciałam …nie potrzebowałam kogoś kto będzie tam ze mną. Kogoś, kto powie mi prawdę i zobaczy ten sam koszmar, jaki ja zobaczę jutro. – Proszę, chodź ze mną. Nadal widziałam rezerwę w jego oczach. Nie chciał tego robić, ale i tak skinął głową. Wdzięczna ucałowała go w dłoń i mocno ją trzymałam. Tylko on rozumiał mój strach. Wiedział jak to jest być sprzedanym bez wyrażenia zgody. I w tym byliśmy bratnimi duszami.
116
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
11 grudzień 9529 roku p.n.e. Z całych sił próbowałam spać, ale sen był niespokojny. To miał być najgorszy dzień w moim życiu. Mój własny ojciec połączy mnie z bogiem… Kiedy nadszedł czas by udać się do świątyni spotkałam Acherona czekającego na korytarzu przed moim pokojem ubranego w wyblakły płaszcz który zakładał na przedstawienia. Tak jak zawsze i tym razem miał nasunięty kaptur na głowę, który chronił go przed ludźmi. Wiedziałam, że nie chciał iść. Dla odwagi chciałam go trzymać za dłoń, ale nie ośmieliłam się obawiając się że przyciągnę do niego uwagę. Nie chciałam by kolejny raz cierpiał z powodu mnie. Bez słowa poszedł za mną i moimi służącymi kiedy opuszczałyśmy pałac. Myślałam że ojciec będzie na mnie czekał na zewnętrz ale powiedziano mi że już był w świątyni. Na ulicy zawahałam się a cała moja odwaga odeszła zostawiając mnie na drżących nogach. Odwracając się napotkałam spojrzenie Acherona. – Może powinnam uciec? – Mnie za każdym razem sprowadzali gdy próbowałem i zmuszali mnie bym za to bardzo żałował. Poczułam skurcz żołądka, gdy przypomniałam sobie czas gdy zabrałam go z Atlantydy. Powiedział mi że zostanie ukarany jeżeli opuści wyspę ale nikt mi nigdy nie powiedział jak. – Co ci zrobił wuja gdy wróciłeś… Położył dłoń na moich wargach i pokręcił głową. – Nie chcesz tego wiedzieć. Spojrzałam w jego srebrne oczy i zobaczyłam w nich ból. Zrozumiałam, dlaczego nie zostawił za sobą życia którego nauczył go nasz wuja. Przypomniałam sobie co mi powiedział w burdelu. Bez znajomości i żadnych umiejętności nie sposób znaleźć poważanej pracy. Nie sposób się utrzymać. – Starałem się znaleźć uczciwą pracę… Jego słowa mnie dręczyły. Acheron miał racje. Odnajdą mnie i ukarzą. Dla odwagi wzięłam głęboki wdech, odwróciłam się i ruszałam w kierunku świątyni. Czekał na mnie tłum dodający mi otuchy. Wiedzieli, że zostałam sprzedana bogu bez mojej zgody.
117
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Sześć młodych kobiet stało i trzymało w dłoniach kosze białych i czerwonych płatków róż. Rzucały mi je pod nogi gdy prowadzały mnie do świątyni Apolla. W drzwiach spotkałam ojca. Uśmiechał się do czasu gdy jego wzrok padł na wysokiego strażnika stojącego za mną. Z warczeniem zacisnął wargi. – Co on tu robi? – Prosiłam go by ze mną przyszedł. Ojciec popchnął Acherona to tyłu. – On tu nie ma prawa przebywać. Jest nieczysty122. – Chcę go tutaj! – Nie! Odwróciłam się i zobaczyła Acherona. Uniósł podbródek tak jakby słowa go nie zraniły, ale w jego wzroku zobaczyłam ból. – Poczekam na ciebie na zewnątrz Ryssa. Ojciec prychnął, ale wiedziałam że tylko jego obawa że wywołam scenę przed Apollem zatrzymałam go przed zrobieniem czegokolwiek. Jednak wiedziałam, że później ukarze mojego brata. Nie miałam wątpliwości. Wyciągam dłoń do Acherona, ale ojciec popchnął mnie w kierunku drzwi. Dusiłam się łzami. Chciałam zawołać Acherona by stał przy mnie, ale nie mogłam wydobyć głosu. A brat wmieszał się w tłum. Chciałam go widzieć. Potrzebowałam jego siły ale nic nie mogłam zrobić. Wbrew mojej woli poprowadzili mnie do świątyni i ku przeznaczeniu którego nie chciałam być częścią.
122
Bardziej od ciebie już nikt nie może.
118
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
119
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron 9529 roku p.n.e. –7382 roku p.n.e.
120
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
11 grudnia 9529 roku p.n.e. Acheron odwrócił się od świątyni Apolla. Bezsilny gniew płynął w jego duszy. Męczyło go, że każdy przypominał mu jakie jest jego miejsce w świecie. Przypominał mu, że jest niczym. Bez wątpienia ojciec ukarze go za wyjście z pałacu. Ale to było mu obojętne. Już nie odczuwał bólu fizycznego jak inni. Lata molestowania i nadużywania siły wyprały go ze wszystkich odczuć fizycznych. Pozostała w nim pustka, nie czuł nic oprócz nienawiści oraz gniewu. Oba uczucia spalały go nieustannie. Wbrew sobie został kurwą i nadal nią był. I nie miał innego wyjścia. Więc niech tak będzie. Szukając pomsty na tych, którzy skazali go na ten los wszedł do świątyni naprzeciw świątyni Apolla. Była pusta. Widocznie wszyscy opiekunowie i kapłani byli po przeciwnej stronie ulicy i patrzyli na poświęcenie jego siostry. Pierdolone świnie! Ludzie uwielbiali patrzeć na poniżenie innych zwłaszcza tych królewskiej krwi. To dawało im poczucie władzy. Poczucie wyższości. W przeświadczeniu, że wiedzą lepiej cieszyli się że to nie oni są poniżani i opluwani przez rzeczywistość oraz przeznaczenie. Podszedł do ołtarza stojącego pośrodku świątyni otoczonego strzelistymi kolumnami skierowanymi ku niebu. Kolumny wiodły do posągu kobiety. Wcześniej nigdy nie był w świątyni. Od momentu gdy zostały opuszczone przez bogów, a ludzkość je potępiła kurwy nie był wpuszczane w takie miejsca. Wyzywająco spuścił okrycie głowy wpatrując się w wyrzeźbione oblicze bogini. Wykonane z czystego złota było piękne. Jej pepols123 wydawało się
123
Peplos (gr. πέπλος peplos, łac. peplum) – strój kobiecy bez rękawów, uszyty z jednego prostokątnego kawałka tkaniny wełnianej spiętego na ramionach fibulami. Szerokość tkaniny po złożeniu jej wzdłuż, równa była odległości między łokciami przy wyciągniętych poziomo rękach. Długość peplosu dobierana była zależnie od wzrostu właścicielki i bez przepasania miał on zakrywać jej stopy. Nadmiar długości tkaniny tworzył tzw. odrzutkę czyli drugą warstwę w jego górnej części. Długość odrzutki mogła być różna - od zakrywającej piersi, do osłaniającej biodra i wtedy peplos bywał przepasany na odrzutce. Tkanina okrywała lewy bok kobiety natomiast na prawym boku bywała zeszyta lecz np. dziewczęta w Sparcie nosiły peplosy niezszyte. Peplos używany był jeszcze w V wieku p.n.e. Greczynki zwykły drapować go w kunsztowne fałdy.
121
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
marszczyć od niewidzialnego wiatru. W jednej dłoni trzymała łuk, a z ramienia zwisał kołczan ze strzałami. Lewą dłoń miała opartą na wysokim, spokojnym jeleniu, który stał przy jej nogach124. Acheron wpatrywał się w tablicę z jej imieniem, ale nie potrafił jej odczytać. Niejasno przypomniał sobie jak lata temu Ryssa próbowała go uczyć czytać, zaraz po tym gdy go uratowała. Ale od tamtej pory nie widział ani jednego zapisanego zwoju. Gdy śledził opuszkiem palca pierwszą literę imienia bogini rozpoznał ją. To była litera A. Ryssa powiedziała mu, że jego własne imię zaczyna się od tej litery. Przebiegł w myślach ograniczoną listę bogów, których znał oraz tego co o nich wiedział zastanawiając się, które imię zaczynało się jak jego. – Musisz być Ateną. – powiedział głośno. To miało sens skoro Atena była boginią wojny i trzymała łuk w dłoni. – Słucham? Atena? Odwrócił się słysząc wściekły głos. Kobieta była niewiarygodnie piękna i zmysłowa z długimi kręconymi kasztanowymi włosami i ciemnozielonymi oczyma. Jej uroda była naturalna i przykuwała uwagę. Gdyby odczuwał pociąg seksualny być może nawet by jej pożądał. Ale szczerze mówiąc rżnął taką ilość ludzi, że mógł przeżyć resztę swojego życia bez ciała pod nim, obok niego lub na nim. Ubrana w białą opadającą suknię wsparła dłonie na biodrach. – Jesteś ślepy? A może głupi? Warknął na obelgę. – Ani jedno ani drugie. Podeszła do niego ze wściekłym spojrzeniem i wskazała na posąg stojący za nim. – Więc jak możesz nie rozpoznać wizerunku Artemidy przed oczami? Acheron przewrócił oczyma na wspomnienie bliźniaczej siostry Apolla. Od razu powinien wiedzieć skoro świątynie stały tak blisko. – Ona jest tak samo bezwartościowa jak jej brat? Kobieta otworzyła usta, a po chwili je zamknęła125. Była zszokowana jego pytaniem. – Że co proszę? Gniew zapalił się w nim z podwójna siłą gdy spostrzegł daniny leżące na ołtarzu ofiarnym majestatycznej bogini. Rozrzucił ramiona jakby chciał odlecieć i rzucił się na ołtarz. Tace rozbiły się o ziemię a fragmenty kwiatów, zabawek i inne ofiary zostały rozsiane po marmurowej podłodze. 124
Moim zdaniem opis rzeźby Leocharesa. http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/2/2a/Diane_de_Versailles_Leochares_2.jpg/450pxDiane_de_Versailles_Leochares_2.jpg 125 Hahaha chyba po raz pierwszy w życiu
122
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Czym oni się martwią skoro żaden bóg na Olimpie ich nie słucha i skoro bogom na nich nie zależy? – Jesteś szalony? – Tak, jestem. – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Szaleństwo tego świata jest niczym dla bogów. To szaleństwo Fatum, które umieściło nas w ich dłoniach jako błahe zabawki. Mam nadzieje, że wszyscy bogowie umrą i odejdą. Kobieta warknęła i rzuciła się na niego. Acheron złapał jej dłonie zanim mogła mu wymierzyć policzek. Zawyła i coś cisnęło nim o podłogę z dużą siłą. Ból rozrywał jego ciało. Niewidzialna moc uniosła go z podłogi i rzuciła nim o ścianę. Z trudem oddychał gdy został przybity do muru wisząc kilka stóp nad ziemią126. Kobieta gniewnie spojrzała się na niego. – Powinnam cię zabić! – Proszę, zrób to. Artemida zatrzymała boski pocisk który miał wysłać człowieka prosto do Tartaru127 i opuściła go na ziemię. Do tej pory nigdy nie spotkała osoby, która by jej nie rozpoznała od pierwszego spojrzenia. Nigdy nie spotkała nikogo kto by nie wyczuwał jej boskiej obecność, boskich sił i był na nie całkowicie uodporniony. Patrzyła jak wstaje na nogi i staje przez nią w wyzywającej pozie. Był przystojnym młodym mężczyzną. Nie mogła mu tego odmówić. Jego twarz była nieskazitelna w swoim pięknie. Ciemnoblond brwi były drwiąco wygięte nad srebrnymi mieniącymi się oczyma, wypełnionymi zajadłą nienawiścią. Nikt nigdy nie odważył się patrzeć na nią w ten sposób. Jego długie blond włosy okalały jego perfekcyjne rysy twarzy. A jego ciało…było szczupłe, ale bardzo dobrze umięśnione. Opalone. Wspaniałe. Było w nim coś dekadencko zmysłowego. Nigdy w swoim życiu nie czuła takiego pożądania do żadnego człowieka. Ale przede wszystkim był wyższy od niej, co było rzadkością wśród śmiertelników, a ona umiała to docenić. – Masz pojecie kim jestem? – zapytała. – Sądząc po twoim gniewie i tego, co mi przed chwilą zrobiłaś zakładam, że jesteś Artemidą. Więc mimo wszystko nie był głupcem. – Więc oddaj mi pokłon i przeproś. Zamiast tego posłał jej intensywne spojrzenie, które sprawiło, że poczuła dygotanie. Podszedł do niej, jego ruchy były aroganckie i dumne, poruszał się niczym dzika pantera. Poczuła w całym ciele nieznany ból. Nie rozumiała tego co czuła, niemniej cokolwiek to było zostawiało ją to bez tchu i słabą. 126
Taaa subtelnośc w tłumaczeniu swoich racji.... Tartar (gr. Τάρταρος Tártaros) – w mitologii greckiej była to najmroczniejsza i najniższa część krainy podziemia, gdzie przebywały dusze skazanych na wieczne cierpienie. 127
123
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Położył swoją ciepłą dłoń na jej policzku, gdy patrzył na nią z góry urzekającymi oczyma, które zdawały się ją hipnotyzować. – Więc jesteś boginią. – powiedział. Jego głos był mocny, gdy otaksował ją spojrzeniem. Rozszerzył źrenice... Napięła wszystkie mięśnie. Jego obecność była paląca. Jego oczy intrygujące. Nigdy nie czuła czegoś takiego. Zanim zorientowała się do czego zmierza wciągnął ją w swoje ramiona i pocałował. Artemida nie mogła oddychać, gdy go skosztowała. Połowa niej była oburzona, ale obca jej cześć była zachwycona nieoczekiwanym smakiem jego warg. Jego języka śledzącego zarys jej ust. Otoczył ją mocniej ramionami i przyciągnął bliżej. Jej głowa odchyliła się, kiedy przeniósł wargi z ust na jej szyje. Jednocześnie poczuła narastające dreszcze i cudowną gorączkę wewnątrz ciała. Wszystko czego pragnęła to być bliżej niego… Wydała zachwycony jęk. – Smakujesz bosko. Osunął się przed nią na kolana. – Co ty robisz? - zapytała gdy uniósł jej nogę. Nie rozumiała, co się dzieje. Nie miała kontroli nad samą sobą. Ta…kreatura128 kontrolowała ją w sposób zupełnie dla niej niezrozumiały. Spojrzał na nią. – Bogini, całuje twoje stopy129. To nie jest to, co miałem zrobić? Cóż tak, ale kiedy skubał jej skórę nie mogła stłumić niskich jęków przyjemności. Artemida niezdolna się poruszyć, oparła się plecami o ścianę, kiedy jego usta wyprawiały magiczne sztuczki na wrażliwych częściach jej stopy. Nigdy nie czuła tak palącego ognia we krwi. Ale on nie zatrzymał się, jego wargi sunęły w górę jej nóg aż dotarły do wrażliwego miejsca pod kolanem. Bogini z trudem oddychała, a wtedy przeniósł usta wyżej. – A teraz co robisz? – sapnęła, gdy poczuła jego ciepły oddech na pośladkach. – Całuję twój tyłek. Czy nie właśnie to powinni robić ludzie130? – Nie w ten sposób. Jęknęła gdy delikatnie ugryzł jej pośladki. Powinna go zatrzymać. Nie miał żadnego prawa tak jej dotykać, ale nie potrafiła z tego zrezygnować131. To było zbyt dobre.
128
Jeśli on kreatura, to ona????? Pozostawię bez komentarza.... 130 Ranyy czy to nie ą w końcu odzywki naszego Asha Czy też za nim tęskniłyście??? Bo ja bardzo. 131 Tiaaaaa.... 129
124
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Trącił jej uda rozchylając je. Bez jej woli nogi były mu posłuszne. Artemida spojrzała na dół patrząc na niego jak z zamkniętymi oczyma dręczy ją przyjemnością. Poczuła dotyk jego dłoni w miejscu dziewiczym, nie odkrytym do tej pory przez żadnego mężczyznę132. Jego palce przesuwały się w dół jej szczeliny. Zapłonęła jeszcze bardziej, gdy wziął jej łechtaczkę do ust całując, smakując i delikatnie przygryzając. Ukryła dłonie w jego włosach, gdy ją próbował. Jej zmysły dziko szalały, kiedy poddawała się jemu i jego wymagającym wargom. Każde liźnięcie popychało ją na szczyt. Każde posyłało jej dreszcz. Stanęła w płomieniach. Artemida krzyczała przeżywając swój pierwszy orgazm. Przerażona i zawstydzona znikła. Acheron siedział na podłodze ogłuszonym niedowierzaniem…Smak i zapach Artemidy wypełniał jego zmysły. Jego ciało spalało się z bolącej potrzeby. Nigdy nie odczuwał pożądania. Jego ciało zawsze reagowało stymulowane przez innych lub narkotyki, a on nigdy tak naprawdę nie pragnął nikogo. Aż do tej pory. Teraz chciał kobiety… nie, nie kobiety, ale bogini133 i dla niego to nie miało żadnego sensu. Zaśmiał się gorzko. Przynajmniej mogłaś mnie zabić Artemido – krzyczał. Taki był jego zamiar, gdy tylko zbliżył się do niej. Ale w chwili, kiedy ją dotknął poczuł prawdziwe pożądanie. Nie mogąc tego pojąć otarł usta i wstał. Odwracając się spojrzał na posąg, który w żadnym stopniu jej nie przypominał. Oddał jej sarkastyczny pokłon134. Opuścił świątynię i sam udał się do pałacu. Z każdym krokiem jego gniew wzrastał nawet bardziej niż wcześniej. Było niesamowicie cicho, kiedy przechodził marmurowe korytarze domu ojca. Każdy chciał być świadkiem ofiary Ryssy. Mimochodem zastanawiał się czy to zadziała. Czy przychylność Apolla może zostać skierowana z Atlantydów na Greków. Według niego ani Atlantydzi ani Apolici w niczym nie różnili się od Greków. Wszyscy byli po jednych pieniądzach. Wszystko, czego od niego żądali to rżnięcia. Wzdychając wszedł do imponującej sali tronowej ojca – po raz pierwszy od momentu, gdy został zakuty w kajdany i wywleczony przez drzwi. Jego spojrzenie zwęziło się, kiedy zobaczył dwa złocone trony na końcu sali. Należały do jego ojca i matki, ale od czasu, gdy jego szanowna rodzicielka została ukarana za jego przyjście na świat, to Styxx zajmował jej miejsce. To 132
Cnotka – niewydymka???? Nieeeee, zabijcie mnie, nieeeeeee, nie zgadzam się, zakładam związek zawodowy i się nie zgadzam. 134 Powinien posąg w dupe kopnąć oooo 133
125
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
źle, że stara suka zmarła w odosobnieniu. Powinna zobaczyć jak jej ukochany synalek zostaje królem. Styxx. Jego braciszek. Acheron przeklął. Gdyby nie jego oczy to on zasiadałyby przy boku ojca. Nikt nie miałby odwagi z niego kpić…ubliżać mu… Nikt nie zmuszałby go do klękania…kajania się… Warknął na samo wspomnienie. To było niesprawiedliwe. Nigdy nie prosił o takie życie. Nie prosił się na świat ani o bycie półbogiem. Usłyszał głos Estesa w głowie. Spójrzcie na niego. Syn Olimpijczyka. Ile zapłacicie za skosztowanie greckiego boga? Acheron nie wiedział, kto jest jego ojcem. Jego matka zawsze twierdziła, że była niewinna, a żaden bóg go nie uznał. Rozgniewany samą myślą przeszedł pokój i zasiadł na tronie ojca. Ten człowiek umarłby gdyby zobaczył, że na nim siedzi ale on odczułby swoistą satysfakcję. Ojciec dostałby szału135. Być może powinien pozwolić, by go tu znalazł. To święte prawo króla by wiedział, że kurwa zbrukała jego ukochany tron. Kurwa…wzdrygnął się na samą myśl. Z urodzenia to wszystko powinno być jego. Zamykając oczy próbował sobie wyobrazić jaki byłby świat, gdyby miał niebieskie oczy jak Styxx. Ludzie by go szanowali. Szacunek. Słowo zawieszone jak upiór w jego umyśle. To była jedyna rzecz jakiej pragnął. Nie chcesz być kochany? Otwierając oczy zobaczył stojącą po środku i patrzącą na niego Artemidę. Każdy twierdzi, że mnie kocha. – przynajmniej jak mnie rżną. Na nieszczęście ich miłość kończyła się z chwilą, gdy dochodzili. Za często byłem obdarzany ludzką miłością. Przez chwilę wolałbym się bez niej obyć. Zmarszczyła brwi. Miała delikatny i słodki wyraz twarzy. Jesteś dziwny. Uśmiechnął się szyderczo. Co ty nie powiesz? Jestem półbogiem. Mocniej zmarszczyła brwi podchodząc do niego. Którego? Mówią, że Zeusa. Pokręciła głową. 135
Kusząca opcja, oj kusząca
126
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Nie jesteś synem Olimpijczyka. Wiedziałbym gdybyś był. Zawsze dbamy o swoich136. Jej słowa przeszły przez jego serce niczym nóż. – Więc czyim synem jestem? Ciepłą delikatną dłonią podnosiła jego podbródek i patrzyła w jego dziwne oczy. W oczy, których nienawidził całe życie. Oczy, które go zdradzały. – Jesteś człowiekiem. – Ale moje oczy… – Są dziwne, ale wady wrodzone są powszechne wśród śmiertelników. Nie ma w tobie boskich mocy. Niczego, co czyni cię bogiem. Jesteś człowiekiem. Acheron zamknął oczy czując narastający ból. Więc mimo wszystko jest synem ojca. To była ostatnia rzecz, jaką chciał usłyszeć. Wada wrodzona. Prosty błąd przy jego narodzinach pozbawił go wszystkiego. Chciał wykrzyczeć swój gniew. – Co tu robisz? – zapytał otwierając oczy i widząc, że Artemida nadal się w niego wpatruje. Zignorowała jego pytanie. – Dlaczego się mnie nie boisz? – A powinienem? – Mogę cię zabić. – Prosiłem cię, ale tego nie zrobiłaś. Zdziwiona podniosła głowę jakby ją całkowicie zaskoczył137. – Jak na człowieka jesteś bardzo przystojny. – Wiem. Artemida skrzywiła się na jego słowa. Nie brzmiały arogancko. Zamiast tego powiedział je gniewnie jakby jego uroda mu przeszkadzała. Był niepodobny do wszystkich ludzi jakich poznała. Gdyby nie wiedziała lepiej uwierzyłaby w jego boskie pochodzenie138. Było coś nienaturalnego w pożądaniu, jakie w niej wzbudzał. A to niewątpliwie było boskie prawo. Wszystko, co wyczuwała w tym człowieku to tylko nienawiść i rozpacz. Cierpiał tak mocno, że nawet ona boleśnie to odczuwała przebywając w jego pobliżu. – Dlaczego jesteś taki smutny? – Nigdy nie zrozumiesz. Najprawdopodobniej nie. Smutek nie był czymś, co zwykła odczuwać. Co do rozpaczy… Była jej całkowicie obca. Przez całą wieczność nie chciała poznać ludzkich emocji. Ale dzisiaj tak i nie wiedziała dlaczego. – Czy ty kiedykolwiek się uśmiechasz139? 136
O kant d... takie dbanie można potłuc Jak na boginię to tępawa... Jenn to samo pomyślałam 138 A jednak nie wiesz… 139 A podobno bogowie są wszechwiedzący 137
127
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Pokręcił głową. – Nigdy? – Nie. To tylko sprawia, że ludzie zwracają na mnie uwagę i jeszcze bardziej mnie pragną. – Ale sądziłam że właśnie na tym ludziom zależy… by ich pożądano. Zaśmiał się drwiąco. – Znasz atlantydzki termin tsolous? – Sex- niewolnik? Posłał jej puste spojrzenie. Artemida sapnęła gdy zrozumiała. – Jesteś jednym z nich? – Byłem. Jej wzrok spochmurniał. – I ty miałeś odwagę się mnie dotykać140? – Więc teraz w końcu mnie zabijesz? Jego pytanie sprawiło, że cały jej gniew przerodził się w zakłopotanie. Kim był ten mężczyzna mający więcej odwagi niż każdy przed nim? – Jeżeli tak bardzo chcesz umrzeć, czemu sam się nie zabijesz? Jego usta wygiął drwiący grymas, a w oczach zapaliła się furia. – Za każdym razem, gdy próbowałem byłem wskrzeszany i karany za to. Wydaje się, że bogowie nie chcą mojej śmierci, więc wychodzę z założenia, że jeżeli jeden z nich mnie zabije w końcu zaznam spokoju. – Więc twoim przeznaczeniem nie jest śmierć? Wstał warcząc z obnażonymi zębami tak dziko, że Artemida ze strachu cofnęła się o krok. – Nie waż się tak mówić. Nie wierzę, że takie jest moje przeznaczenie. Ból w jego oczach przedzierał się przez jej duszę. – To wszystko nie może być moim przeznaczeniem…powodem, dla którego się narodziłem – dodał cicho. – Ludzie są skazani by cierpieć. Dlaczego z tobą ma być inaczej? Acheron nie mógł złapać tchu przez słowa, które darły jego dusze. W myślach widział siebie i swoją przeszłość. Zobaczył koszmar i poniżenie, które wycierpiał. Ale najgorsza i najbardziej przerażająca myśl dotyczyła jego przyszłości. Wiecznie samotny… z niczym poza pogardą i lekceważeniem, molestowany przez ludzi. Zmuszany do jedzenia wbrew jego woli lub, co gorsze, traktowany jak worek pszenicy. Zbyt wściekły by mówić wybiegł z sali kierując się do swojego więzienia. Cóż, było lepsze niż dziura do której z początku wrzucił go ojciec… ale nadal pozostawało więzieniem. Jeśli to wszystko było prawdą, a ojciec postąpi jak zawsze to zostanie tu zamknięty na resztę swojego życia.
140
Nie tylko, oj nie tylko...
128
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Dzisiaj przynajmniej nie było strażników. Nawet oni dostali dzień wolny od pracy. Dzień, by mogli robić co chcą. – Dlaczego odszedłeś? Poruszył się gdy Artemida pojawiła się przed nim. – Dlaczego mnie śledzisz? – Wzbudzasz moją ciekawość. – Ciekawość czego? – Ciebie. Zaśmiał się gorzko. Nawet bogini nie była lepsza niż ludzie, którzy go prześladują. – Chcesz bym się rozebrał, będziesz mogła lepiej mnie zbadać? Jej policzki oblały się szkarłatem, ale mimo tego dostrzegł gorączkę w jej oczach. Zauważył też, że nie zaprzeczyła. Więc niech tak będzie. Artemida patrzyła jak jej nowo poznany człowiek wolno rozpina peplos. Powinna go zatrzymać, wiedziała… ale nie mogła zmusić się do wypowiedzenia tych słów. Drżała w oczekiwaniu jak wygląda nago. Nic dziwnego, że jej brat spędzał tyle czasu ze śmiertelniczkami. Gdyby były w połowie tak sugestywne jak on… Opuścił peplos na podłogę. Jej myśli rozpierzchły się, z trudem przełykała, gdy zobaczyła jak wygląda nago. Był przystojniejszy niż myślała. Jego skóra była opalona i zapraszająca. Opinała perfekcyjne i dobrze umięśnione ciało. Wbrew jej woli jej spojrzenie przesunęło się na niższe partie jego ciała, które mogły należeć jedynie do mężczyzny. Był niezwykle szczodrze obdarzony. Gdy mu się przyglądała jego penis stawał się coraz większy i grubszy. Jego jądra były naprężone. Nigdy nie wiedziała takiego człowieka. Tak zmysłowego. Tak śmiałego i nieskrępowanego strachem przed nią. Zmniejszył dystans między nimi. – Nie chcesz mnie dotknąć? Tak chciała… ale nie mogła się poruszyć. Nawet oddychać. Czuła ciepło jego ciała, jego oddech na swojej twarzy. Jego obecność była odurzająca. Wziął jej dłoń i poprowadził wzdłuż swojej erekcji. Jego uchwyt był mocny, kiedy pieścił wnętrzem jej dłoni wierzchołek penisa. Był gładki i twardy. Drżała, kiedy wolno przesuwał jej place po całej swojej długości do czasu aż potarła wrażliwy woreczek. Zagryzła usta gdy otarł się o nią, Jego ciało było inne niż jej. Tak niesamowite i zniewalające. Uwolnił jej dłoń. W pierwszej chwili chciała się cofnąć, ale nie należała do osób nieśmiałych. Zamiast tego przebiegła palcami poniżej woreczka ugniatając jądra. 129
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Przesunęła w cichym badaniu dłonie z jego brzucha na klatkę piersiową. Nie dotknął jej. Tylko patrzył w milczeniu jak poznaje każdy skrawek jego ciała. Jego upiorne srebrne oczy były niesamowite. Nigdy nie wiedziała podobnych. I nigdy nie czuła nic lepszego niż jego męska skóra pod jej dłońmi. Ale przed wszystkim był urzekający. – Chcesz bym cię pieprzył141? Poczuła dreszcze na pytanie, które powinno ją obrażać. Ale ten głęboki akcent w jego głosie…Pragnęła go z nieokiełznanym szaleństwem. Gdyby tylko mogła. – Nie - powiedziała cicho. Popatrzyła na niego. Jego spojrzenie było niczym palący ogień. – Chcę żebyś zrobił to, co wcześniej. Pozwól mi poczuć to jeszcze raz. Chwycił jej dłoń i poprowadził ją w kierunku łóżka. Tam mogli być sami i nie zawracać na nic uwagi. Nie powinna tego robić. Była dziewiczą boginią. Nietknięta ani przez człowieka ani przez boga. Przynajmniej do dzisiaj. Nikt jej nie całował. Nikt jest nie złamał. Była znana z tego, że zabiła człowieka tylko dlatego, że widział ją nago, a temu była gotowa dać się uwieść. Nie wiedziała dlaczego. Nie rozumiała tego przymusu bycia z nim. On sprawiał, że była dziwnie szczęśliwa. Ciepła. Dekadencka. Pożądana. Acheron położył ją na materacu. Była nerwowa - był przyzwyczajony do kobiet z brakiem doświadczenia. Była przepiękna. Jej kasztanowe włosy rozrzucone na jego poduszce sprawiały, że zrobił się jeszcze twardszy. A to z kolei nie było coś, do czego zdążył się przyzwyczaić. Zapach róż przylegał do jej skóry. Delikatnie pocałował ją w usta, gdy muskał dłonią jej nogi unosząc w górę suknię. Nieco zesztywniała, ale szybko się zrelaksowała. Była nieśmiała. Nie chciał jej zawstydzać. Zostawił jej usta by sunąć wargami w dół jej ciała. Artemida była niepewna gdy patrzyła jak znika między fałdami jej sukni. Ale wyczuwała jego ruchy. Czuła jego zarost ocierający się o jej uda, gdy pozostawiał za sobą gorący ślad pocałunków, aż dotarł do miejsca, które go najbardziej potrzebowało. Jęknęła, kiedy jego wargi i język odnalazły najczulszy punkt jej ciała. Oddała się przyjemności jaką jej dawał. To było oślepiające i radosne. Nic dziwnego, że inni bogowie i ludzie tak dużo dla tego ryzykowali. Tym razem gdy doszła wiedziała, co dzieje. Przynajmniej do czasu, gdy robił jej to znowu i znowu. Acheron warknął czując smak Artemidy i słysząc jej jęki. Kochał sposób w jaki mruczała… uczucie dłoni w jego włosach i jej pieszczoty. 141
Przechodzimy do rzeczy...
130
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Uderzyła dłonią w materac. – Musisz przestać. Proszę. Nie zniosę więcej. Zanim odsunął się dał jej ostatnie przeciągłe liźnięcie. – Jesteś pewna? Skinęła głową. Niechętnie zrobił to, o co prosiła i położył się obok, mimo że jego ciało było dalekie od zaspokojenia. Artemida położyła się na jego klatce piersiowej słuchając jego urywanego oddechu. Nadal był twardy i sztywny. – Odczuwasz ból gdy jesteś w takim stanie? - zapytała głaszcząc dłonią jego męskość142. Wciągnął urywany oddech jakby odczuwał cierpienie kiedy go pieściła. – Tak. – Nie możesz sobie sprawić przyjemności? – Mogę. – Patrzył na nią. - Czy chcesz zobaczyć? Zanim opowiedziała zamknął dłonie wokół jej i położył na nim. Acheron przymknął oczy czując ciepło jej dotyku. Sex nic dla niego nie znaczył. To było po prostu coś, czego od niego oczekiwano. Masturbował się przed tłumami i kochankami częściej niż mógł sobie przypomnieć. Z jakiegoś powodu sprawiał przyjemność ludziom gdy dochodził. A on ledwie czuł chwilowe zaspokojenie. To była ostra przyjemność, która szybko odchodziła. Dawno temu przekonał się, że chce czegoś więcej… Ale nie wiedział czego łaknie. Artemida była tu, bowiem jak większość kobiet w jego życiu była ciekawa jego ciała. Może go jeszcze odwiedzi. A może nie. Był czas kiedy był bity jak kochanka do niego nie wracała. Myślą powrócił na Atlantydę, gdzie wszystko w jego życiu zależało od ilości ludzi którzy go pragnęli. Jak długo pozwolono mu spać… Ile dostawał jedzenia… Jak dużo szacunku. Jeżeli kochankowie byli niezadowoleni był bity i maltretowany jak wściekły pies. A teraz ojciec go bił. Król żądał celibatu od mężczyzny, który go nigdy nie poznał. Ale prawdę mówiąc lubił przebywać z Artemidą. Jej dotyk był miły. Jej skóra kremowa i jedwabista. Zasysając powietrze wyobraził sobie co by poczuł gdyby wślizgnął się w jej ciało. Nie, jeszcze lepiej, jak będzie się czuł dochodząc w jej obejmujących go ramionach. Sama myśl, że ktoś o niego zadba… zadba o jego przyjemność sprawiła, że się uśmiechnął. Ale wiedział lepiej. Jakim był głupcem gdy Ryssie i Mai pozwalał się karmić marzeniami. Jaki naiwny. A wszystkie te iluzje legły w gruzach. Artemida była boginią. Miał szczęście, że raczyła przebywać z nim w tym samym pokoju. Dał jej przyjemność, bo do tego go wyszkolono. Nie mogło być 142
Ojj niee, samą przyjemność…
131
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
żadnej innej relacji między nimi. Bez wątpienia od razu zniknie gdy to się skończy. Znów będzie sam. Nic się w jego życiu nie zmieni. Artemida obserwowała twarz Acherona, gdy używał jej dłoni do głaskania męskości. To było dziwne dotykać w ten sposób mężczyzny i zastanawiała się jakie myśli krążą w jego umyślę. Zawsze mogła czytać myślach śmiertelników kiedy chciała, ale nie tym razem. Jakie to dziwne… Zesztywniał, gdy gorące nasienie wystrzeliło na jej palce. Zamiast krzyczeć jak ona westchnął chropowato i uwolnił ją. Przebiegła dłonią przez jego wilgoć, badając ją. – Więc to sprawia, że kobiety zachodzą w ciąże? – W większości przypadków. – W większości? Wzruszył ramionami. – Moje jest nieszkodliwe. – Jak to? – Bogini, w okresie dojrzewania zostałem wysterylizowany. Nasz rodzaj zawsze jest. Nikt nie chce zajść w ciążę z kurwą. Artemida wygięła brwi na jego słowa. – Ludzie mogą zrobić coś takiego? – Nie, ale Atlantydzi tak. Uczyli się techniki od Apolitów. Dotknęła jeszcze raz nasienia. – To wstyd, że ci to zrobili. – powiedziała cicho. – Jesteś zbyt piękny by być jałowy. Mam to zmienić? – Nie. Nie ma żadnego powodu. Powiedziałem ci przecież, że żadne dziecko, które pocznę nie będzie mile widziane. Gdy mówił w jego srebrnych oczach pojawił się ból. Jej biedny człowiek. Wyglądał imponująco wylegując się na tle białej pościeli, która podkreślała opaloną skórę. Był tak przyjemny. Ciepły. I całkowicie niezawstydzony własną obnażoną seksualnością. Po tym co zrobili nie był zarozumiały ani arogancki. Traktował ją tak jakby była …człowiekiem. Większość jej rodziny jej nie znosiła. Ludzie się jej bali. Nawet jej służebnice śmiały się między sobą ale milkły za każdym razem gdy się do nich zbliżała. Ale ten mężczyzna… Był inny. Nie odczuwał strachu przed nikim i niczym. Jak silna, dzika bestia. Był prowokujący, wyzywający, nieposłuszny i odważny. Nieugięty w jej obecności. Teraz był posłuszny, ale moc w nim była niezaprzeczalna. Nawet ją przerażała. – Masz przyjaciół? – zapytała. Pokręcił głową. – Czemu nie? 132
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Przypuszczam, że nie jestem żadnego godzien. Artemida skrzywiła się na jego rozumowanie. – To nie może być prawda. Ja też nie mam, a jestem tego warta143. Być może to jest nasza wada. – urwała myśląc na tym. – Nie. Ja nie mam żadnych wad i jestem sama, jak ty. Nigdy wcześniej nie zdawała sobie sprawy, jaka jest samotna. Jej brat bliźniak miał przyjaciół. Miał też kochanki. Apollo był najbliższą osobą, którą od biedy mogła nazwać przyjacielem, ale nawet on był wobec niej powściągliwy. Apollo nigdy nie zapraszał jej do wspólnej zabawy, chyba że miała brać udział w zniszczeniu lub karaniu. Nie śmiał się z nią, ani nie prosił aby wyszła się z nim zabawić. – Będziesz moim przyjacielem144? Acheron był całkowicie zaskoczony jej pytaniem. – Chcesz się ze mną zaprzyjaźnić? Uniosła głowę i patrzyła na niego marszcząc boskie brwi. Była eteryczna – poza zasięgiem kogoś takiego jak on. – No tak. To znaczy nie możemy nikomu powiedzieć, ale podoba mi się to co mi pokazałeś. Chcę się dowiedzieć więcej o świecie zmysłów i o tobie145. Uśmiechnęła się do niego ciepło jakby była szczera146 w swojej propozycji. To mu przypomniało jak rzadka jest szczerość w jego życiu. A przyjaźń… To był nieuchwytny sen na który nie mógł sobie pozwolić. Ludzie tacy jak on nie mają przyjaciół. Tak samo jak nie mieli miłości i życzliwości. A teraz odkrył w sobie obcą część cierpiącą z powodu ich braku. – Więc jesteśmy przyjaciółmi? Obiecuję ci, że nigdy tego nie pożałujesz147. To była najdziwniejsza chwila w jego życiu, która nadawała mu sens. Ale jak kurwa może być przyjacielem bogini? Acheron chwycił prześcieradło z łóżka i wytarł się. – Myślę, że pożałujesz, że jesteś moim przyjacielem. Wzruszyła ramionami. – Wątpię. Jesteś człowiekiem. Będziesz żył …ile? Kolejne dwadzieścia lat? To jest krótki czas, który nie ma znaczenia i wątpię, że będę twoim przyjacielem gdy zestarzejesz się i będziesz nieatrakcyjny. Poza tym żal nie jest czymś, co odczuwa Olimpijczyk148. Uśmiechnęła się gdy odnalazła jego usta. – Pocałuj mnie. Pocałuj i powiedz mi, że jesteśmy przyjaciółmi. To było niedorzeczne, ale zrobił tak, jak prosiła. Przyjaciele. 143
To poczucie własnej wartości, ach.... Nieeee, spadłam z fotela właśnie, bogowie ratunkuuuu 145 Niezaspokojona sukaaa… 146 Nieeee kutwa cuda się nie zdarzają.... 147 Coś mi się nie widzi ta obietnica.... 148 Kurna.. jaka subtelna … to jest przyjaciel 144
133
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Na samą myśl chciało mu się śmiać. Zamiast tego zamknął oczy i ją smakował. Jej dłonie były w jego włosach. A gdy ją całował chciał jej przyjaźni z rozpaczą, która go bolała. Miał tylko nadzieję, że będzie jej godny…
134
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
13 grudnia 9529 roku p.n.e.
– Co robisz? Acheron otworzył oczy i zobaczył stojącą kilka kroków od niego Artemidę. Mimo że był dojmujący mróz siedział odchylony na poręczy słuchając wzburzonego morza. – Chciałem zaczerpnąć świeżego powietrza. Co tu robisz? W odpowiedzi wydała wargi. – Nudziłam się. Jej słowa rozśmieszyły go. – Jak bóg może się nudzić? Wzruszyła ramionami. – Tak naprawdę nie mam, co robić. Mój brat przebywa z twoją siostrą. Zeus zwołał radę i jak zawsze mnie nie zaprosił149. Hades jest z Persefoną. Moje koris kapią się i baraszkują a mnie ignorują150. Więc nudzę się. Pomyślałam, że może będziesz miał pomysł jak wspólnie spędzić czas? Acheron wydał długie, zmęczone westchnienie. Wiedział, do czego to prowadzi a jednak był zmuszony zadać retoryczne pytanie. – A może wejdziemy do środka – gdzie jest przynajmniej ciepło – zanim zrzucę ubranie? Zmarszczyła brwi. – To ludzie robią jak się nudzą? – To co robią ze mną. – A ty to lubisz? – Nie za bardzo. – odpowiedział szczerze. – Oh. – urwała na sekundę zanim powiedziała. – A więc co robisz dla zabawy? – Chodzę na przedstawiania. Skrzyżowała ręce na piersi. – To są te historię w których ludzie podszywają się pod innych, prawda? Skinął głową. Ale z wyrazu jej twarzy wiedział że nie mogła zrozumieć czemu sprawiają mu przyjemność. – Więc wolisz to niż byciem nagim151? Do tej pory w ten sposób o tym nie myślał, ale … 149
Jak mógł .. ciebie?? Olały cię ?? jak mi przykro… 151 Błyskotliwość Arti to twoje imię. 150
135
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Tak. To sprawia, że chociaż przez chwile zapominam, kim jestem. Popatrzyła zdziwiona na niego. – Lubisz zapominać kim jesteś? – Tak. – I nie jest to skomplikowane dla ciebie? Nawet w połowie nie tak jak w tej rozmowie. – Nie. Artemida szturchnęła palcami jego ramię. – Myślę152, że gdybym już nie była bogiem też nie chciałbym pamiętać, kim byłam wcześniej. Mogę rozumieć czemu ludzie patrzą na to w taki sposób. Więc jeżeli teraz grają możemy iść. – W mieście, w każde popołudnie wystawiają sztukę. – Więc chodźmy. Parsknął śmiechem. Gdyby to było tak proste jak jej się wydawało. – Nie mogę wyjść. – Dlaczego nie? Spojrzał na zamknięte drzwi sypialni które zostały zatrzaśnięte i zablokowane od czasu gdy został tu wrzucony by gnić. Oh czekaj.., to było wczoraj. – Moim poprzedni strażnicy zostali ścięci bo mi umożliwiali wychodzenie, nowi są bardziej ostrożni. Kiedy próbuję z nimi rozmawiać wyciągają miecze i wpychają mnie do pokoju zamykając drzwi. Wzruszyła ramionami. – Dla mnie to nie jest problem. Mogę cię zabrać do miasta. Acheron przerzucił nogi przez poręcz i zeskoczył. Poczuł jak nadzieja w nim wzrasta. Nienawidził, gdy go zamykano jak wściekłe zwierze. Wszystko, o czym myślał przez ostatnie dwa dni to jak wydostać się z pałacu, choćby na krótki czas. Ale były tylko dwa sposoby wydostania się w pokoju: pierwszy z Artemidą, drugi skoczyć z balkonu i rozbić się o skały sto stóp pod nim. – Naprawdę? Skinęła głową. – Jeśli chcesz iść. Za to był wstanie nawet ją pocałować. – Wezmę tylko płaszcz. Artemida poszła za swoim nowym przyjacielem do pokoju i patrzyła jak wyciąga płaszcza z pod siennika. – Czemu go tam trzymasz? Strząsnął go i opowiedział. – Muszę ukrywać albo służący go spali. – Dlaczego? Posłał jej puste spojrzenie. 152
Ty wstrętna żmijo.. ty nie myślisz.. nie masz mózgu…
136
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Mówiłem ci, nie mogę opuszczać pokoju. Nie mogła tego zrozumieć. – Ci złego zrobiłeś, że jesteś uwięziony? – Moją jedyną zbrodnią było przyjście na świat rodzicom, którzy mnie nienawidzą i nie uznają. Mój ojciec nie chce by ktoś wiedział, że jego najstarszy syn jest ułomny, więc mam to zostać aż umrę ze starości. Poczuła jego smutek. Był czas kiedy także czuła się uwięziona ale nie cierpiała tak mocno. Spojrzała na jego muskularne nogi. – To dlatego masz bose stopy? Skinął głową i owinął się płaszczem zarzucając kaptur na głowę. – Jestem gotowy. – A buty? Spojrzał na nią zaskoczony pytaniem. – Nie nam żadnych. Mówiłem ci nie mogę opuszczać pomieszczenia. Teraz, gdy o tym pomyślała zdała sobie sprawę, że wcześniej gdy był w świątyni też ich nie miał. – Nie będzie ci zimno w stopy? – Jestem do tego przyzwyczajony. Zwinęła place w butach, kiedy zastanawiała się jak można chodzić po zimnych kamieniach gołymi stopami. To było okropne uczucie, nawet ludzie powinni mieć buty. Potrząsając głową wskazała parę ciepłych butów na jego stopach. – Teraz jest znacznie lepiej. Acheron w zdumieniu spojrzał na brązowe obite futrem buty. To było dziwne uczucie. Ale były niewiarygodnie ciepłe i miękkie. – Dziękuje. Uśmiechnęła się do niego jakby buty sprawiały jej taką sama przyjemność jak jemu. – Proszę bardzo. W następnej chwili byli w centrum miasta. Acheron patrzył zdumiony na widok ich stojących obok studni. Nikt z tłumu nie zauważył że pojawili się z nikąd. Natychmiast nasunął mocniej kaptur ukrywając twarz, aby upewnić się, że jest chroniony przed ludźmi wokół niego. – Co ty robisz? – zapytała. – Nie chcę by ktoś mnie widział. – Oh, to dobry pomysł. Chwilkę później miała na sobie bogato tkany płaszcz a kaptur zasłaniał jej twarz identycznie jak jego. – Jak wyglądam? Zanim się powstrzymał uśmiech wygiął jego wargi. Szybko go ukrył. Wiedział że lepiej się nie uśmiechać. Zawsze sprowadzał na niego kłopoty. – Jesteś piękna. – Dlaczego to mówisz w sposób jakby to było przekleństwo? 137
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron zacisnął zęby na prawdę która go ścigała całe życie. – Ludzie niszczą piękno gdy je znajdują. Przekrzywiła głowę. – Jak to? – Z natury, ludzie są małostkowi i zazdrośni. Zazdroszczą tego, co im brakuję a ponieważ nie widzą jak to uzyskać próbują zniszczyć osobę która to posiada. Uroda jest jedną z tych rzeczy, która ludzie nienawidzą u innych. – Naprawdę w to wierzysz? – Byłem atakowany wytaczającą ilość razy by wiedzieć to na pewno. Wszystko, czego ludzie nie mogą posiadać niszczą. Artemida była zaskoczona jego cynizmem. Słyszała podobne komentarze od innych bogów. Jej ojciec Zeus, zawsze wydawał podobne opinie. Ale żeby taki młody mężczyzna… Jak na swój wiek był dziwnie przenikliwy. Niemal mogła uwierzyć w jego boskie pochodnie, ale wiedziała lepiej. Był po prostu bardziej przenikliwy niż większość ludzi. – Dokąd idziemy? – zmieniła temat. – Brama jest niedaleko. Poprowadził ją w stronę małych drzwi gdzie zgromadziła się grupa brudnych i paskudnych ludzi. Zagryzając wargi z obrzydzeniem zatrzymała go. – Mamy wchodzić przez bramę dla pospólstwa? – W przeciwieństwie do innych, przejście przez nią nic nie kosztuję. I to ma być problem? – Nie masz pieniędzy? Skrzywił się. – Nie. Z westchnieniem pokazała małą sakiewkę i mu podała. – Masz. Zabierz nas w godziwe miejsce. Jestem boginią. Nie zasiądę ze zwykłym motłochem. Zanim ją usłuchał zawahał się. Zawahał się. Nikt tego nie robił. Nie zważał na fakt, że była boginią. W tym samym stopniu ją to irytowało, co intrygowało. Lubiła poczucie, że nie jest dla niego nikim więcej niż kobietą. Szczególnie, że był tak przystojny. Ale także on powinien szanować jej boskie pochodzenie. Była przecież córką Zeusa. Gdyby chciała mogła go zabić. Więc czemu tego nie zrobisz? Bo do tej pory w jej umyśle rozbrzmiewały jego słowa, które wypowiedział w świątyni. Był tak dumny tak inny niż reszta śmiertelników. To zdecydowanie był dziwny człowiek. A po drugie uwielbiała jego piękno. Artemida stała u jego boku, gdy płacił za ich miejsca. Poprowadził ją do sektora położnego z dala od pospólstwa. Miejsce było zatoczone, pełne szlachty oraz rodzin senatorów. Dla jej wygody, Acheron zapłacił także za wypchaną poduszkę tak by nie siedziała na twardym, zimnym kamieniu 138
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– A jednej nie kupisz dla siebie? - zapytała siadając. – Żadnej nie potrzebuję. – odpowiedział oddając jej sakiewkę. Zmarszczyła noc wpatrując się w zimne, twarde miejsce na którym usiadł. – Nie jest ci niewygodnie? – Nie bardzo. Jestem do tego przyzwyczajony. Był przyzwyczajony do wielu rzeczy które nie były normalne. Dziwne uczucie przeszyło ją na wskroś. Przeszkadzało jej że znęcał się nad samym sobą. Nie powinien tego robić a szczególnie, gdy przebywał z nią. Strzeliła palcami i stworzyła pod nim poduszkę. Spojrzał na nią z tak zaskoczonym spojrzeniem, że było to komiczne. – Acheron, nie powinieneś siedzieć na zimnym kamieniu. Dotknął z niedowierzaniem wyściełaną, niebieską poduszkę. Tylko Ryssa dbała o jego dobre samopoczucie. No i czasami Catra. Ale opieka Catry była podyktowana pożądaniem zarobienia pieniędzy. Artemida nie miała żadnego powodu by o niego dbać. Był dla niej nikim a mimo wszystko zrobiła dla niego coś naprawdę miłego153. To sprawiło że się uśmiechnął ale nadal jej nie ufał. Był niejednokrotnie oszukiwany przez ludzką dobroć motywowaną egoizmem. Poczuł złość na wspomnienie, jak został przez ojca wyrzucony z domu Estesa i błąkał się po ulicach. – Dam ci prace chłopcze… Zacisnął oczy starając się pozbyć koszmaru jakim było jego ślepe zaufanie. Prawdę mówiąc nienawidził ludzi. Byli bezużyteczni i bezduszni dla innych. Wszyscy byli wobec niego okrutni. – Wino dla pani i pana? Zajęło Acheronowi moment by zdać sobie sprawę że sprzedawca mówił do niego. Oszołomiony okazanym szacunkiem nie potrafił sformować odpowiedzi. – Tak. – powiedziała Artemida podając mu monetę. Podał jej dwa kieliszki wina. Sprzedawca nisko im się ukłonił. – Dziękuje Pani. Panie. Mam nadzieje, że spodoba wam się przedstawienie. Acheron nie mógł wydobyć głosu biorąc puchar wina z rąk bogini. Nikt go nie traktowała z takim szacunkiem od czasu, kiedy przebywał w letnim pałacu z Ryssa i Maią. I nikt nigdy się przed nim nie kłaniał. Nikt. Miał zaciśnięte gardło, gdy powali popijał wino. Artemida wpatrywała się z niego. – Czy coś się stało? Acheron potrząsnął głową nie wierząc że siedzi obok bogini. W miejscu publicznym, Ubrany. Co za dziwny zwrot w jego życiu.
153
Jaki on musi być wykończony życiem,, maltretowanie itd. Że dla niego poduszka to coś wyjątkowego.. eh
139
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Artemida pochyliła głowę starając się złapać spojrzenie Acherona. Z przyzwyczajenia odwrócił głowę. – Dlaczego na mnie nie patrzysz? – zapytała Artemida. – Patrzę. – Nie, nie patrzysz. Zawsze odwracasz spojrzenie, gdy ktoś jest w twoim pobliżu. – Ale widzę wszystko. Lata temu nauczyłem się nie patrzeć wprost na nikogo i na nic. – Nie rozumiem. Acheron westchnął obracając kielich w dłoniach. – Moje oczy wprawiają ludzi w niepokój, więc staram się je ukrywać najlepiej jak potrafię. To trzyma gniew ludzi zdała ode mnie. – Ludzie są wściekli, bo na nich patrzysz? Acheron skinął głową. – Jakie to uczucie? Przełknął na wspomnienie, które cięło jego duszę. – To boli. – Więc powinieneś powiedzieć ludziom by tego nie robili. Gdyby to było takie proste. – Nie jestem bogiem Artemido. Nikt mnie nie słucha, kiedy mówię. – Ja słucham. Wydawało się że wiele to dla niego znaczy. – Jesteś wyjątkowy. Takk… może powinieneś więcej czasu spędzać w towarzystwie bogów. Parsknął szyderczo śmiechem z jej pomysłu. – Pamiętasz? Nienawidzę bogów. – Mnie też nienawidzisz? – Nie. Artemida uśmiechnęła się. Na jego słowa odczuła ulgę i nie wiedziała dlaczego. Ignorowana dotknęła jego pleców. W tej samej chwili głęboko zaczerpnął powietrza i odsunął się. – Co się stało? – Moje plecy nadal są obolałe. – Obolałe? Od czego? Jakoś udało mu się posłać jej bezczelne, zabawne spojrzenie nie patrząc bezpośrednio na nią. – Mówiłem ci. Nie wolno mi opuszczać pokoju. Moja mała wycieczka do świątyni trochę mnie kosztowała. – Kosztowała? Westchnął gdy zaczęła się sztuka. – Proszę, oglądajmy przedstawienie.
140
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Zwróciła uwagę na aktorów, słuchała pozbawionej wyrazu sztuki, która w rzeczywistości ją nie interesowała. Człowiek obok niej…to już inna sprawa. On intrygował ją bardzo. Zawsze, gdy zbliżała się do ludzi nie zależnie od ich pozycji społecznej, on lub ona czołgali się u jej stóp prosząc o łaski. Nawet członkowie rodziny królewskiej. Ale ten do takich osób nie należał. Był całkowicie zobojętniały, że mogła go zabić samym wzrokiem. Nawet teraz ignorował ją zupełnie154. – Dlaczego ta grupa śpiewa? – To jest chór. – szepnął, jego uwaga była całkowicie pochłonięta przez grę aktorów. – Słoń ucho im przydepnął. Skrzywił się. – Słoń ucho im przydepnął? – Ich głos…jest okropny. – Słoń nadepnął im na ucho. – poprawił ją gdy spojrzał na nią ponownie. – Nie, nie fałszują. Dobrze śpiewają. Wygięła brwi na jego zirytowany głos. – Kłócisz się ze mną? – Nie próbuję się z tobą sprzeczać. Próbuję usłyszeć, co śpiewają aktorzy. Shh… Nie.. nie.. on ją ucisza? Poczuła złość. – Słucham? Acheron? Shh? Po raz pierwszy napotkała jego wzrok i zobaczyła wzburzenie w jego srebrnych oczach. – To nie ja gadam Artemido, ale ty. By zyskać jego uwagę, rozdrażniona zerwała mu kaptur z głowy. Od razu zdała sobie sprawę, że popełniła pomyłkę. Każda osoba wokół nich natychmiast zafascynowała się Acheronem, którego twarz straciła kolor. Bez słowa okrył się i ruszył w kierunku wyjścia. Kilka osób ruszyło za nim. Zdziwiona zeszła ze schodów i znalazła go otoczonego przez ludzi. Jeden z mężczyzn chwycił go brutalnie za ramię. – Puść mnie. – warknął Acheron odpychając człowieka. Mężczyzna wzmocnił uścisk na tyle mocno że Acheron wzdrygał się. Wściekała, że atakują jej przyjaciela zatopiła paznokcie w ręce człowieka, który skrzywił się z bólu. Puścił Acherona a Artemida chwyciła jego dłoń i przeniosła do jego pokoju. Oczekiwała podziękowania. Nie doczekała się. Zamiast okazania wdzięczności odwrócił się do niej z zalewającą go furią. – Jak mogłaś mi to zrobić!? 154
Ha weszło mu to w krew… :P
141
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Ocaliłam cię. Jego spojrzenie było tak samo oskarżycielskie jak ton. – Naraziłaś mnie na atak! Nie rozumiała jak może ją winić za coś, co nie było jej winą. – Ignorowałeś mnie. – Próbowałem oglądać przedstawienie. Po to tam byliśmy, prawda? – Nie. Byliśmy tam bo mi się nudziło. Pamiętasz? A znowu zaczęło mi się nudzić. Jej słowa go nie udobruchały. Jeżeli już to wzmogły jego gniew. – Więc teraz możesz iść nudzić się w inne miejsce. Artemida osłupiała. – Wyrzucasz mnie z pokoju? – Tak. Wściekłość zachmurzyła jej wzrok. Nikt nie używa takiego tomu wobec niej. – Za kogo ty się uważasz? – Za osobę, którą zakatowano bo jesteś bezmyślna. – Nie jestem bezmyślna. Wskazał jej drzwi. – Po prostu wyjdź. Nie lubię przebywać wśród ludzi. Już wolę być sam. Skrzywiła się. – Jesteś zły na mnie, prawda155? Przewrócił oczami jakby go doprowadzała do rozpaczy. Zszokowana bogini wpatrywała się w niego. – Ludzi nie złoszczą się na mnie. – Ale ten jeden tak. A teraz proszę wyjdź. Powinna, ale nie mogła. Była zmuszana do wyjścia przez człowieka, który powinien doprowadzać ją do szału a nawet nie była na niego zła. Nawet połowa niej chciała go przeprosić. Ale bogowie tego nie robią. – Dlaczego ludzie cię otoczyli? – zapytała chcąc go zrozumieć i jego bezpodstawną wrogość. – Jesteś boginią. Ty mi powiedz! – Ludzie zwykle tak się nie zachowują wobec innych bez powodu. Jesteś przeklęty? Zaśmiał się gorzko. – Oczywiście że tak. – Co zrobiłeś? – Urodziłem się. Widocznie wszyscy bogowie odczuli potrzebę zniszczenia kogoś. Padło na mnie. Zerwał z nóg buty i podał jej. – Bierz swoje buty i zabieraj się stąd. – Dałam je tobie. 155
Ale błyskotliwa…
142
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Nie chcę twojego prezentu. – Dlaczego? Wbił spojrzenie w podłogę, ale wyczuwała jego pogardę i wściekłość. – Ponieważ jak każda inna osoba będziesz chciała za to zapłaty. A ja jestem zmęczony płaceniem za przedmioty. – położył buty i poszedł na balkon. Ignorując buty Artemida pomaszerowała za nim. – Mieliśmy dobrą zabawę. Podobało mi się dopóki mnie nie zezłościłeś. Opuścił wzrok na podłogę a cała jego wcześniejsza złość wyparowała z jego twarzy. – Wybacz mi pani. Nie chciałem cię urazić. – powiedział opadając przed nią na kolana156. – Co robisz? – Moja wola jest twoją Akra. Artemida szarpnęła za jego płaszcza. Nie poruszył się. Wyglądał jak bezmyślny suplikant. – Dlaczego zachowujesz się w ten sposób? – To jest to czego pragniesz, prawda? Służącego, który ma cię zabawiać? Tak, ale nie tego po nim oczekiwała. – Mam służących. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. – Nie wiem jak być przyjacielem. Wiem jedynie jak być niewolnikiem i kochankiem. Zanim odpowiedziała drzwi za nią zostały otwarte. Zrobiła się niewidzialna. Ukryta się w cieniu. Weszło dwóch strażników. W chwili, gdy zobaczył jak się do niego zbliżają Acheron wstał i cofnął się. Jego twarz była zimna i bez wyrazu. Bez słowa chwycili go i brutalnie wywlekli na korytarz. Zaciekawiona ich zamiarami poszła za nimi. Acheron został zabrany do sali tronowej gdzie go spotkała trzy dni temu. Strażnicy rzucili go na kolana przed tronami zajętymi przez starszego człowieka i młodego mężczyznę, który wyglądał identycznie jak Acheron. Tylko nie posiadał jego oczu i był pozbawiony fascynującej osobowości. Poczuła do niego natychmiastową niechęć. – Panie zgodnie z rozkazami nie opuszczał pokoju. – powiedział strażnik po lewej stronie Acherona. – Dopilnowaliśmy tego. Niebieskie oczy króla były świdrujące. – Nie byłeś wcześniej na rynku, teritos? Artemida szeroko otworzyła oczy słysząc słowo ślimak. Acheron posłał królowi prowokujące spojrzenie. – A dlaczego miałbym być na rynku …ojcze? Król zacisnął usta. – Trzydzieści sześć batów za jego bezczelność a później odeślijcie go do 156
Umm czy mnie się zdaje ale to jest z jego strony ironiczny gest???
143
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
pokoju. Acheron zamknął oczy gdy jeden ze strażników chwycił go za włosy i wyciągnął przez podwójne drzwi prowadzące na mały dziedziniec. Artemida marszcząc brwi patrzyła jak go rozbierają i przywiązują do słupa. Jego perfekcyjne, muskularne plecy był pokryte siniakami, zadrapaniami i czerwonymi pręgami. Nic dziwnego, że cofnął się bólu kiedy go dotknęła. To musiało zaciekle boleć. Nie czując jej obecności młody strażnik stanął obok niej i wyciągnął z futerału bicz. Podszedł do Acherona, który zesztywniał przy słupie jakby wiedział co będzie dalej. Bat świsnął w powietrzu i na nowo rozdzierał okaleczone plecy. Dysząc Acheron chwycił słup tak mocno, że każdy pojedynczy miesień w jego rękach i nogach był widoczny, naprężony i zarysowany. To wyglądało tak jakby chciał się połączyć ze palem. Otępiała widokiem, patrzyła jak bat za batem opada na jego plecy. Ani razu nie krzyknął ani razu nie poprosił o łaskę. Wszystko, co robił to sapał albo przeklinał ich i ich pochodzenie. Kiedy było po wszystkim strażnicy uwolnili go. Jego twarz była popielata. Acheron podniósł z ziemi chiton ale nie miał czasu ubrać. Strażnicy zaciągnęli go do pokoju i wyrzucili do środka. Drzwi zostały zatrzaśnięte z głośnym łomotem. Artemida przeszła przez zamknięte drzwi. Acheron leżał na podłodze gdzie został zostawiany. Jego zakrwawione blond włosy były poplątane a krew sączyła się z jego ran na plecach. Nie zrobił ruchu by się okryć. Tylko leżał patrząc się z sufit. – Acheron? Nie odezwał się. Uklękła obok niego. – Dlaczego byłeś bity? Wydał urywany wdech i mocniej ścinał brzeg chitonu. – Przestań zadawać mi pytania nie mam siły odpowiadać. Jej serce waliło kiedy dotknęła zakrwawionych obrzęków na jego prawym ramieniu. Syknął w odpowiedzi na jej dotyk. Zabierając dłoń zmarszczy brwi. Jego ciepła, lepka krew pokryła jej palce. Cofnęła się patrząc na jego nagie plecy. Po raz pierwszy poczuła fale winy która poruszyła jej duszę. Został ukarany z jej winy. Była wściekła ze został zraniony. – Nie podobasz mi się w takim stanie. – wyszeptała. – Po prostu zostaw mnie samego. Ale nie mogła. Chcąc go pocieszyć położyła ma dłoń na ramieniu i zamykając oczy uzdrowiła go. Acheron sapnął gdy piekący ból przedzierał się przez jego ciało. Po chwili cały ból odszedł. Napiął się spodziewając, że wróci. Ale tak się nie stało. – Lepiej? 144
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Wpatrywał się w boginie z niedowierzaniem. – Co zrobiłaś? – Jestem boginią leczenia więc cię uzdrowiłam. Odwracając się na plecy był zdumiony, że ból nie powrócił. Przez ostatnie trzy dni był bity w różnych odstępach czasu, bo ośmielił się pójść z Ryssą do świątyni. Szczerze mówiąc zaczynał się obawiać że jego skóra nigdy się nie wyleczy. Ale Artemida mu pomogła. – Dziękuje. Bogini uśmiechnęła się do niego odrzucając mu włosy z twarzy. – Nie chcę twojej krzywdy. Acheron chwycił jej dłoń i pocałował jej wnętrze które smakowało jak róże i miód. W kompletnym szoku czuł jak jego ciało reaguje podnieceniem. Mało tego oczekiwał, że Artemida się przyłączy. Zamiast tego patrzyła jak jego penis twardnieje. – Czy on zawsze tak robi? – Nie. – rzadko chyba że był pod wpływem narkotyków. Ściągnęła brwi kiedy dotkała jego klatki piersiowej. Był przyzwyczajony, że ludzie się nim interesują. Od czasu, gdy założono że jest synem boga każdy chciał go dotykać i odkrywać jego ciało. Jednak ona była niepewna. Jej dłoń delikatnie muskała jego brzuch jakby bała się dotknąć części jego ciała, w którą się wpatrywała. – Nie zrobię nic czego nie chcesz. Jej oczy błyszczały. – Oczywiście że nie. Inaczej cię zabiję. Do tej pory, nikt nie był aż tak szczery wobec niego. Ale to zagrożenie zawsze wisiało nad jego głową. Po opuszczeniu Atlantydy, miał mnóstwo klientów którzy z różnych powodów mu grozili. Przeważnie z politycznych lub zazdrości. Obawiali się że może powiedzieć co chcą robić z księciem Styxxem albo nie chcieli się nim dzielić z innymi. Trzy razy prawe został zabity. Nie wiedział dlaczego ludzie tak dziwnie reagują. Nigdy tego nie rozumiał. Artemida mimo całej swojej boskości nie była inna. Poza dotykiem, który sprawiał, że płonął. Acheron przymknął oczy, kiedy poczuł jej ciekawskie palce delikatnie pieszczącego penisa. Potrzeba w nim była niespodziewana i szokująca. Powinien być na nią wściekły za to co mu zrobiła ale nie potrafił wykrzesać z siebie odrobiny gniewu. Jedynie pożądanie którego nie pojmował157. Hałas rozbrzmiał na korytarzu. Artemida cofnęła się z trudem oddychając. – Mogą nas zobaczyć. Następną rzeczą jak zauważył była jasna sypialnia wyłożona marmurem. Acheron wstał na nogi i rozglądał się powoli próbując zorientować się gdzie 157
No kurna ja też nie…
145
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
jest. Przy jednej ze ścian stało niewiarygodnie duże łóżko. Prześcieradła i kotary były jak wszystko inne białe. Jedyną plamą koloru były złote wykończenia. – Gdzie jestem? – Na Olimpie. Jego szczęka opadła. – Jak? – Zabrałam cię do mojej świątyni. Nie martw się. Nikt nie wchodzi do moich komnat sypialnych. Są dla mnie święte. Artemida zbliżyła się do niego z uśmiechem na twarzy. Potarła jego policzek a czerwony chiton zniknął z jego ciała. – Tutaj możemy być sami. Acheron nie mógł sformułować logicznej myśli patrząc na otaczający go przepych. Sufit nad jego głową był z litego złota i rzeźbiony w leśne sceny. Jak to możliwe? Jak kurwa mogła przebywać w sypialni bogini, która była znana z zachowania dziewictwa? Sama myśl była śmieszna. Jednak tu był. Artemida ujęła go za dłoń i poprowadziła na balkon który wychodził na olśniewający ogród z kwiatami. Feria barw była prawie tak samo fascynująca jak kobieta stojąc obok niego. – Co myślisz? – zapytała Artemida. – Jest wspaniały. Uśmiechnęła się. – Pomyślałam że ci się spodoba. Zmarszczył czoło. – Jak przebywając tutaj możesz się nudzić? Odwróciła wzrok. Głęboki smutek zachmurzył jej zielone oczy. – To samotność. Rzadko ktoś ze mną rozmawia. Niekiedy spaceruję po lesie i przychodzą do mnie jelenie, ale one za dużo nie mają do powiedzenia. Wydał ciche westchnienie. – Chętnie bym się zagubił w tym lesie i nie rozmawiał z żadną duszą do póki żyję. – Ale ty musisz żyć tylko kilka lat. Nie wiesz, czym jest wieczność. Czas nie ma znaczenia. To zaledwie rozciąga się w czasie, ale nie zmienia się, zawsze pozostaje takie samo. – Nie wiem. Myślę, że lubiłbym wieczność…gdybym żył na własnych warunkach. Uśmiechnęła się do niego. – Poczekaj, mam coś czym muszę się z tobą podzielić. Acheron przekrzywił głowę z konsternacją, gdy strzeliła palcami i dziwne brązowe opakowanie pojawiło się w jej dłoni. Podał mu. – Co to jest? 146
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Czekolada. - powiedziała z zapartym tchem. – Hershey’a158. Musisz spróbować. Wziął ją z jej dłoni i podsunął pod nos. Pachniała słodko, ale nie był pewien jej smaku. Kiedy wziął gryz Artemida mu ją zabrała. – Głuptasie, najpierw ją musisz rozpakować. Śmiejąc się rozdarła brązowy papier i dziwne srebrne tworzyło. Ułamała kawek i mu dała. Ostrożnie wziął kęsa. W momencie, kiedy roztopiła się na jego języku był w niebie. – Jest pyszna. Ponownie podała mu tabliczkę. – Wiem, pochodzi z przyszłości. I nic nie mogę na to poradzić. Tylko nie których rzeczy nie mogę się doczekać a czekolada zdecydowanie jest jedną z nich. Zlizał brązową smugę z opuszków palców. – Możesz mnie zabrać w przyszłość? Pokręciła szybko głową. – Ojciec by mnie zabił gdybym zabrała tam śmiertelnika. – Bóg nie może zabić innego. – Tak, mogą. Wierz mi. To jest zakazane, ale nie zawsze to ich powstrzymuję. Acheron wziął kolejny gryz rozważając jej słowa. Chciałby podróżować poza obecne czasy. Do miejsca gdzie nikt go nie zna i jego brata. Gdzie byłby wolny od przeszłości i miał normalne życie w którym nikt nie próbuje go posiąść. Byłoby doskonałe. Ale on już się nauczył, że takie miejsce nie istnieje. Artemida wzięła tabliczkę czekolady z jego rąk i odłamała kawałek. Trochę spłynęło jej na brodę. Acheron wyciągnął dłoń by wytrzeć. – Jak ty to robisz? – zapytała go. – Co robię? – Dotykasz mnie bez strachu. Cała ludzkość drży przed nami, ale nie ty. Dlaczego? Wzruszył ramionami. – Prawdopodobnie dlatego że nie boję się śmierci. – Nie? – Nie. Boję się powtórki z mojej przeszłości. Przynajmniej po śmierci to wszystko zostanie za mną. Myślę, że odczuję ulgę. Potrząsnęła głową. – Jesteś dziwny Acheron, niepodobny do nikogo, kogo znałam. Idąc tyłem chwyciła jego dłonie i pociągła go do sypialni. Acheron poszedł chętnie.
158
Znana marka czekolady.
147
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Milczała kiedy uklękła na łóżku, Objęła go i niezwykle gorąco pocałowała. Zamykając oczy czuł jak jej język tańczy z jego. Obejmując ją nie czuł się jak kurwa. Być może dlatego że nie prosiła go o nic więcej poza jego towarzystwem. Za które nikt nie płacił. Żadne z nich nie chciało niczego poza wytchnieniem od samotności. Czy tym jest normalność? Artemida wycofała się patrząc na niego. – Obiecaj mi że nigdy mnie nie zdradzisz! – Nie zrobię nic co może cię zranić. Jej uśmiech oślepił go gdy pociągła go na łóżko i odwróciła na plecy. Usiadła mu na biodrach i odrzuciła jego włosy z szyi. – Jesteś taki przystojny. – szepnęła. Acheron nie skomentował jej słów. Hipnotyzowała go zielonymi oczyma i skórą tak gładką oraz miękką, że go prześladowała nawet w snach. Przynajmniej do momentu, kiedy nie zobaczył błysku kłów. Chwilę później ogłuszający ból rozdarł jego szyję. Starał się poruszyć, ale nie mógł. Ani jednym mięśniem. Jego serce waliło aż w końcu ból został zastąpiony przyjemnością. Kiedy to nastąpiło mógł się poruszyć. Przyciągnął jej głowę bliżej do szyi a ona nadal ssała i lizała dopóki jego ciało nie eksplodowało w najbardziej intensywnym orgazmie jaki przeżył. Jego powieki opadały jakby ważyły tonę. Próbował walczyć z ciemnością, ale nie mógł. Artemida zlizywała krew ze swoich ust. Nigdy wcześniej nie próbowała ludzkiej krwi… to było niesamowite. Nic dziwnego, że jej brat szukał jej tak często. W niej była zamknięta cała życiowa energia śmiertelników. To było tak odurzające, że z całych sił powstrzymywała się aby nie pić dalej. To mogło go zabić. A to była ostatnia rzecz jaką chciała. Acheron ją zafascynował. Nie cofał się i nie płaszczył. Mimo że był śmiertelnikiem traktował ją na równi z ludźmi. Zadowolona z najnowszego zwierzątka domowego159 przytuliła się do niego. To na pewno był początek wielkiej, wspaniałej przyjaźni160…
159 160
Ty sukowato zarazo … jej wysokość szczurza dupa.... Jasne ,. Mając takich przyjaciół nie trzeba mieć wrogów..
148
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
14 grudnia 9529 roku p.n.e. Acheron obudził się z pulsującym bólem głowy. Otwierając oczy odkrył, że leży nagi na własnym łóżku. Dopiero gdy przestał się kręcić i zelżał ból, przypomniał sobie wszystko co się wydarzyło dzień wcześniej. Wszystko. Z trudem chwytał oddech kiedy dotykał niewielkiego ślad zakrzepłej krwi na szyi. Artemida go ugryzła. I to był jedyny znak na jego ciele, bo wszystkie ślady chłosty znikły. Czym było małe ugryzienie wobec śladów bicia? Rozejrzał się po pokoju. Jak się tu znalazłem? Nie mógł sobie przypomnieć. Ostatnią rzeczą, którą zachował w pamięci była kąsająca go Artemida oraz uczucie całkowitego wyczerpania… Ktoś zapukał do drzwi i otworzył. Wiedział, że to Ryssa jeszcze zanim zobaczył wchodzącą do środka niską blondynkę. Nikt inny nie pukał wchodząc do jego pokoju. Gdy podeszła na tyle blisko by zauważyć ślady, szybko starł krew i zakrył szyję włosami. Jej policzki były zaczerwienione, a ciało zasłonięte przez grube ciemnofioletowe szaty. Widział ją pierwszy raz od czasu, kiedy została zamknięta w świątyni Apolla. Zanim cokolwiek powiedział rzuciła mu się w ramiona i zapłakała. Przytulił ją mocno i kołysał. – Co się stało?! Skrzywdził cię? – Był delikatny - powiedziała szlochając. – Ale mnie przestraszył i ranił od czasu do czasu. Objęła go mocniej. – Jak to wytrzymałeś? Wielokrotnie sam się nad tym zastanawiał. – Wszystko będzie w porządku, Rysso. – Tak? Odsunęła się od niego patrząc mu w oczy jakby starała się zobaczyć czy może mu wierzyć czy nie. – A co jeżeli znowu mnie będzie chciał? Acheron zamknął jej twarz w dłoniach. – Wytrzymasz i przeżyjesz. Ryssa zagryzła zęby na jego słowa. Wiedziała, że Acheron dobrze to zna. 149
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Nie chcę do niego wracać. Czuję się taka naga i obnażona emocjonalnie nawet jeżeli on nie był szczególnie złośliwy i niemiły. Potrząsnęła głową, teraz rozumiała brata bardziej niż do tej pory. Jej wstyd był pojedynczym zdarzeniem. Acherona wielokrotnym. To było okropne zdawać się na czyjeś miłosierdzie. Nie mieć nic do powiedzenia w tym, co robią z twoim ciałem. Czuła się taka wykorzystana… – Chcę od tego uciec. Chwycił jej dłoń. – Wiem. Ale będzie wszystko w porządku Ryssa. Naprawdę. Przyzwyczaisz się. Nie czuła tak. Była okropnie zraniona i nadal odczuwała ból po wtargnięciu Apolla w jej ciało. Miał się nią opiekować, a był nieczuły. Nie chciała kolejny raz pozostawać na jego łasce. – Ryssa!!! Podskoczyła, a po chwili skrzywiła się słysząc głos ojca. Acheron zesztywniał. – Powinnaś już iść. Nie chciała, ale obawiała się, że brat będzie miał przez nią problemy. Odsuwając się od niego wytarła łzy i zobaczyła w jego srebrnych oczach surowe współczucie. – Kocham cię Acheron. Doceniał te słowa. Ryssa była jedyna osobą, która go kiedykolwiek kochała.161 Był czas, kiedy nienawidził tej miłości, bo wyrządzała mu krzywdę. Ale w przeciwieństwie do innych wiedział, że czyny siostry są podyktowane bezwarunkowym uczuciem i motywowane dobrocią oraz życzliwością. Zeskoczyła z łóżka i wybiegła na korytarz. Przez ściany słyszał wściekłe przekleństwa ojca. – Co tam robiłaś? Acheron skrzywił się. Przynajmniej Ryssa nie musiała obawiać się chłosty. Z tego co wiedział ojciec nigdy nie podniósł na nią ręki162. – Teraz jesteś kochanką boga! Nie możesz dalej przebywać w towarzystwie takich kreatur jak Acheron. Rozumiesz? Co pomyśli Apollo? Wyrzuci cię i będzie na ciebie pluł. Nie mógł usłyszeć cichej odpowiedzi Ryssy. Ale słowa ojca go zabolały. Więc teraz nie jest godzien przebywać w jednym pomieszczeniu z Ryssą, ale z Artemidą tak? Zastanawiał się, co by ojciec powiedział, gdyby poznał prawdę. Czy spojrzałby na niego z czymś innym niż z szyderstwem w oczach? Najprawdopodobniej nie.
161 162
Kochała jego a nie jego fiuta. Chociaż tyle i chociaż ona.. Czyli nie jesteś doinformowany
150
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Drzwi do pokoju otworzy się z taką siłą, że hałas odbił się echem na korytarzu. Król wszedł do pomieszczenia z furią znaczącą każdy krok. Acheron odwrócił wzrok, a wszystkie emocje znikły z jego twarzy. Pieprzyć to. Jeżeli ojciec chce go nienawidzić to mu to ułatwi. Był zmęczony ciągłym przebywaniem w ukryciu i zastraszaniem. Biciem i obelgami, które przyjmował ze stoickim spokojem. Nozdrza mu zadrgały. Napotkał wściekły wzrok ojca bez zmrużenia oka. – Dzień dobry, ojcze. Uderzył go w twarz tak mocno, że poczuł smak krwi. Ze zduszonym śmiechem potrząsnął głową, by oczyścić umysł i na nowo napotkał groźne spojrzenie króla. – Nie jestem twoim ojcem! Acheron wytarł krew wierzchem dłoni. – Czy mogę ci w czymś pomóc? – zapytał się z szyderstwem. – Ojcze, proszę! – błagała Ryssa biegnąc przez pokój. Chwyciła jego rękę zanim kolejny raz uderzył Acherona. Sama do niego przyszłam. Acheron nie zrobił niczego złego. To moja wina nie jego. Król w geście potępienia wyciągnął w kierunku Acherona kościsty palec. – Trzymaj się z dala od mojej córki! Słyszysz mnie? Jeśli złapię cię w jej pobliżu będziesz żałował żeś się urodził. Acheron zaśmiał się gorzko. – I czym ten dzień będzie się różnił od normalnego? Ryssa szybko stanęła między nim i ojcem. – Dość ojcze. Proszę. Miałeś pytania o Apolla. Czy nie powinniśmy się właśnie na tym skupić? Rzucił wyniosłe, potępiające spojrzenie Acheronowi. – Nie jesteś wart mojego czasu. Z tymi słowami wyciągnął Ryssę z pokoju. – Zamknijcie drzwi. Dzisiaj obędzie się bez jedzenia. Acheron oparł się o ścianę i pokręcił głową. Jeżeli ojciec chce go kontrolować jedzeniem wcześniej powinien udać się na nauki do Estesa. Ten bękart wiedział jak to wykorzystywać. Jego wnętrzności ścisnęły się gdy wspomniał jak często błagał tego drania choćby o kroplę wody, która miała ugasić jego pragnienie. Na nic nie zasługujesz i niczego nie będziesz miał…a teraz na kolana i błagaj mnie. A zobaczymy czy na to zasługujesz. Zacisnął oczy na wspomnienie. Nienawidził żebrać i czołgać się. W tej chwili jedyną rzeczą, która mogła odwrócić jego uwagę od wspomnień była bogini. Artemido? – wyszeptał jej imię ze strachem, że ktoś mógł usłyszeć jak ją 151
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
wzywa. Szczerze spodziewał się, że go zignoruje jak reszta. Ale tak nie zrobiła.163 Pojawiła się przed nim. Szczęka Acherona opadła ze zdziwieniem. Jej długie rude włosy lśniły w świetle dnia. Oczy były żywe i ciepłe. W jej zachowaniu nie było niczego co by sugerowało, że z niego szydzi. Jak się czujesz? – zapytała. Z tobą lepiej.164 Mały uśmiech pojawił się w kącikach jej ust. – Naprawdę? Skinął głową. Jej uśmiech poszerzył się gdy skierowała się w stronie łóżka. Acheron przymknął oczy czując słodki zapach jej skóry. Chciał zatopić twarz w jej włosach i wdychać jej woń. Siedząc na jego biodrach odsunęła włosy z jego szyi i dotykała palcami śladu po ugryzieniu. – Jak na człowieka jesteś bardzo silny. – Byłem szkolony w wytrzymałości. Ignorując jego słowa zmarszczyła brwi. – Nadal na mnie nie patrzysz. – Ale cię widzę Artemido. – I tak było. Widział każdą pojedynczą linię jej twarzy, wszystkie krzywizny i wypukłości soczystego ciała. Wzięła jego twarz w dłonie i uniosła mu podbródek. Acheron spoglądał na jej kolana wystające spod sukni. – Spójrz na mnie! Chciał uciec. Całe swoje życie nie patrzył bezpośrednio na nikogo poza momentami, gdy chciał, by ludzie dostrzegli jego opór. I za każdym razem był za to brutalnie karany. – Acheron… Spójrz. Na. Mnie. Przygotowany na wybuch złości postąpił zgodnie z jej prośbą. Jego serce uspokoiło się, a każda część ciała zesztywniała w oczekiwaniu na zranienie. Artemida z powrotem usiadła na jego lędźwiach z zadowoloną twarzą. – No. I widzisz nie było to takie trudne.165 To było trudniejsze niż mógł sobie wyobrazić, ale gdy mijały kolejne sekundy, a ona go nie spoliczkowała za patrzenie na nią, odprężył się. Uśmiechnęła się. – Lubię twoje oczy. Są dziwne, ale bardzo ładne. Ładne? Jego oczy? Były obrzydliwe. Każdy, w tym Ryssa, się ich bał. 163
Cud, normalnie cud... Nieeeeeeee, nieeeeeee zgadzam się 165 Pewnie, bo co w tym dziwnego... 164
152
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Nie masz nic przeciwko, że się na ciebie patrzę? – Wcale. Teraz przynajmniej wiem, że zwracasz na mnie uwagę. Nie lubię jak twoje oczy tańczą po całym pokoju jakbyś był nieobecny duchem. Przecież ona była dla niego najistotniejsza.166 – Jak mogę być nieobecny duchem w twojej obecności? Zapewniam cię, kiedy jesteś obok mnie wszystko co widzę i na co zwracam uwagę to ty. Uśmiechnęła się promiennie z satysfakcją167. – A teraz powiedz mi czemu mnie wezwałeś? – Nie jestem pewny. Prawdę mówiąc nie wierzyłem, że przyjdziesz. Ja tylko wyszeptałem twoje imię mając nadzieję, że może odpowiesz. – Jesteś taki niemądry. Dzisiaj też jesteś przykuty do tego miejsca? Skinął głową. – Umm. Chodź. Ledwie słowo opuściło jej usta przenieśli się do jej sypialni. Acheron znowu był ubrany w czerwień, co było dziwne zważywszy na fakt, że wszystko wokół było białe lub złote. – Dlaczego zawsze ubierasz mnie w purpurę? Zagryzała nieco usta, gdy chodziła wokół niego muskając palcami jego ciało. – Podoba mi się jak w niej wyglądasz. Zatrzymała się przed nim, uniosła się na palcach i pocałowała go. Acheron dał jej to czego pragnęła. Nie biorąc nic dla siebie. Jego potrzeby nigdy nie miały znaczenia. Był jedynie używanym a następnie zapominanym narzędziem. Ale z Artemidą tak się nie czuł. Jak Ryssa, czyniła go człowiekiem, który miał prawo do własnych przekonań i nie było to źle odbierane. Mógł patrzeć jej w oczy i go nie przeklinała. Artemida westchnęła gdy przyciągnął ją bliżej. Kochała sposób w jaki ją trzymał. Sposób, w jaki jego mieścinie napinały się pod jej dotykiem. Był cholernie przystojny i silny. Tak uwodzicielski. I wszystko czego teraz pragnęła to być z nim. Ponownie poczuć jego bijące serce. Jego oddech zmieszany z jej. Czuła jak jej głód wzrasta, a z nim jej kły. 168 Cofnęła się i spojrzała mu w oczy, by zobaczył jej prawdziwe obliczę. Nawet nie mrugnął na widok kły. Zamiast tego przechylił głowę i zaoferował jej to, czego pragnęła najbardziej. Nikt nigdy nie był wobec niej tak uczynny. Normalnie karmiła się od brata lub od służących. Ale oni o nią nie dbali. Położyła dłonie na jego szyi i głęboko zatopiła zęby. Acheron syknął, gdy ból przeszył jego ciało. Ale szybko został zastąpiony przyjemnością tak wielką, że jego członek natychmiast zrobił się twardy. Osłabiony zrobił chwiejny krok do tyłu. A Artemida za nim trzymając go 166
Zastrzelcie mnie, błagam Ty poczekaj aż poczujesz satysfakcje za jakieś 100 stron 168 Kutwaaa no nieee, wapir normalnie 167
153
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
jeszcze mocniej. Pokręcił głową aż wszystko wokół niego zrobiło się ostre i przejrzyste. Poczuł jej oddech na swojej skórze, słyszał jak krew krąży w jej żyłach. Każda część jego ciała została pobudzona do życia. Tak silny, a zarazem tak słaby, ponownie zachwiał się na nogach uderzając w ścianę za nim. – Acheron? Słyszał jej głos ale nie był w stanie odpowiedzieć. Artemida zlizywała krew z ust, gdy zauważyła niebieskawy odcień jego skóry. Jego oddech był tak płytki, że spodziewała się, że umrze169. – Acheron? Jego oczy były przymknięte do połowy. W spojrzeniu nie było żadnego śladu, że ją rozpoznaje lub słyszy. Bojąc się, że go skrzywdziła delikatnie położyła jego ciało na łóżku. Chwyciła dłonie i zaczęła rozcierać. – Acheron proszę, powiedz coś. Wyszeptał coś w Atlantydzkim, ale nie mogła zrozumieć. Zemdlał. Artemida szarpnęła się do tyłu kiedy całe jego ciało błysnęło żywymi barwami, a usta, paznokcie i włosy zmieniły kolor na czarny. Chwilę później wrócił mu normalny wygląd. – Co na Olimp? Nigdy nie widziała czegoś takiego. Czy ta zmiana była wynikiem tego, że się na nim pożywiła?170 Przełknęła ślinę i podpełzła do niego bliżej szturchając go palcem171. Był całkowicie nieprzytomny. Okryła go futrem i przyglądała się jak wraca mu oddech. Gdy spał śledziła opuszkiem palca kształt jego warg i nosa. Jego rysy były ostre i bez skazy. Jak jego ciało. Nie rozumiała dlaczego wzbudza w niej tak wielką ciekawość. Bojąc się zdominowania gdy była jeszcze dzieckiem poprosiła ojca aby uczynił ją odporną na miłość i podarował jej wieczne dziewictwo. Zeus zgodził się. A teraz patrząc jak Acheron odpoczywa zastanawiała się nad emocjami, które w niej wzbudzał. Lubiła sposób w jaki do niej mówił, sposób w jaki ją obejmował i lizaniem i dotykiem zmuszał do krzyku172. A przede wszystkim uwielbiała smak jego krwi. To tylko zwierzę173. Tak to było to. Nie miała dla niego żadnego prawdziwego uczucia. Był jak jeleń, który żył w jej lesie. Na tyle piękny, by na niego patrzeć i dotykać. On też ją lizał i 169
Głupia, nienażarta krowa.. Kurna ale ona ślepa.. 171 A szturchnij ty się w głowę… albo w oko, ale tak, żeby wydłubać 172 Bo jesteś napaloną suczą.. 173 Brak mi słów… zarozumiała pinda. 170
154
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
dotykał. I tak jak w jego przypadku, przyjdzie czas, że Acheron jej się znudzi174. Jak wszystko. Ale teraz miała zamiar cieszyć się swoim żyjątkiem tak długo jak to możliwe. Acheron obudził się głodny. Głód był tak gwałtowny, że w pierwszej chwili pomyślał, że jest w norze do której wrzucił go ojciec. Ale kiedy otworzył oczy i zobaczył nad sobą złoty sufit przypomniał sobie, że jest z Artemidą. Wolno usiadł odkrywając, że jest sam w łóżku. Na zewnątrz usłyszał głosy. Wstał i zaczął się kierować w ich kierunku, ale po chwili pomyślał, że Artemida nie opuściła go bez powodu, a żadnen bóg nie mógł przekroczyć progu jej sypialni. Usiadł na łóżku z bólem brzucha słuchając niewyraźnych słów. Były stłumione przez złoto i kamień. Nie miał pojęcia która jest godzina i jak długo spał. Zanim pojawiła się Artemida wydawało mu się, że minęła wieczność. – Obudziłeś się. Skinął głową. – Nie chcę ci przeszkadzać. Wydajesz się być zajęta. Zmniejszyła dystans między nimi i musnęła jego policzek. – Jesteś głodny? – Umieram z głodu. Rozłożyła ramiona i obok łóżka pojawił się nakryty stół z jedzeniem. Acheron gapił się na tę ucztę. – Jeżeli chcesz czegoś innego powiedz mi. – Nie, to jest wspaniałe. Opuścił łóżko i urwał kawałek chleba. Był ciepły i pokryty miodem. Najlepszy, jaki do tej pory jadł. Artemida nalała mu puchar wina. – Mój boże, ale byłeś głodny.175 Z wdzięcznością wziął z jej dłoni kielich wina i upił łyk, ciesząc się jego bogatym smakiem. – Dziękuję Artie. Wygięła brew słysząc skrót. – Artie? Acheron drgnął, gdy zdał sobie sprawę z przejęzyczenia. – Artemido. Miałem zamiar powiedzieć Artemido. Trąciła go nosem. – Myślę, że Artie mi się podoba. Nikt mnie do tej pory tak nie nazywał. Pochylił głowę i pocałował jej dłoń. Artemida nie mogła z oddychać kiedy ten mały dotyk nią wstrząsnął. 174 175
Kurna nawet jedenaście tysięcy lat to dla ciebie za mało… Mdli mnie od jej dobroci...
155
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Co było w tym człowieku, że podpalał jej całe wnętrze? Chciała go zatrzymać i chronić. Co więcej chciała pożerać każdy centymetr jego zmysłowego ciała. Zamykając oczy pochyliła się nad nim wzdychając oszałamiający zapach, jakby cały rodzaj męski został zamknięty w jednym mężczyźnie. – Jedz Acheron – szepnęła. – Nie chcę byś by głodny. Odsunął się od niej, a ona poczuła nagłe osamotnienie. Patrzyła jak zanim wziął kęs umoczył chleb w małym naczyniu z miodem i uśmiechał się tak pięknie, że serce jej rosło. Zanurzył kolejny kawek i odwrócił się do niej. – Chcesz trochę? Skinęła głową. Podał jej kawałek. Artemida otworzyła usta176. Kiedy położył chleb na jej języku oblizała jego palce. Były pyszne. Słone i słodkie, co zaostrzyło jej apetyt. Jego oczy pociemniały budząc głęboko w niej fale pożądania. Zatopił palce w miodzie i zaznaczył nimi zarys jej wargi. Przytulił ją i pocałował. Sam jego smak połączony z miodem to było o wiele więcej niż mogła znieść. Zaprowadziła go w stronę łóżka i tak długo ciągnęła za dłoń aż położył się na niej. Na widok leżącej pod nim Artemidy Acheron warknął. – Jesteś niesamowicie piękna. Ale ona nie była wstanie odpowiedzieć werbalnie. Była całkowicie urzeczona czułością na jego twarzy. Nikt tak na nią nie patrzył. A kiedy pochwycił jej usta wszystkie racjonalne myśli uciekły z jej głowy i zastąpił je ogniem. Z nikim nie była całkiem naga. Ale gdy rozpinał jej suknię nie zaprotestowała. Z nieznośną powolnością zsuwał ubranie z jej ciała aż w końcu leżała pod nim całkowicie obnażona. Sam nie uczynił żadnego ruchu by pozbyć się własnego ubrania. Zamiast tego uniósł jej stopę i muskał ją zębami. Zagryzała wargi na tą torturę obserwując jak posuwał się w górę jej ciała. Zatrzymał się i delikatnie polizał wnętrze jej uda. – Chcesz mnie zatrzymać? Artemida w zaprzeczeniu potrząsnęła głową. – Kocham jak mnie tak dotykasz. Jego spojrzenie wypaliło na niej ślad zanim rozchylił jej uda i dotknął tej części ciała, która najbardziej go pragnęła. Zatopiła palce w jego włosach. Acheron wycofał się z sykiem jakby go zraniła. Zmarszczyła brwi. – Co się stało? – Proszę nie chwytaj i nie szarp moich włosów. Nienawidzę, gdy ludzie to 176
Paszcze …
156
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
robią. – Dlaczego? – To sprawia, że czuję się jak śmieć. W jego głosie nie brakowało bólu. – Nie rozumiem. – Ludzie szarpali mnie za włosy by mnie kontrolować albo trzymając mnie u swych stóp. Szarpali by mnie złamać i poniżyć. Nie lubię tego. Artemida pogłaskała go po policzku, chcąc go uspokoić. – Przepraszam Acheron. Nie wiedziałam. Są inne rzeczy, których nie lubisz? Acheron zamarł na jej pytanie. Żaden kochanek go do tej pory o to nie pytał. Nadal nie mógł uwierzyć, że jej powiedział, iż nie lubi jak ktoś dotyka jego włosów. To nie było coś co normalnie mówił, ale skoro zapytała poczuł wewnętrzny przymus, by jej powiedzieć. – Nie znoszę jak ktoś dmucha w mój kark. To mi przypomina, że byłem niewolnikiem bez własnej woli i sprawa, że cierpnie mi skóra. – Więc nigdy tego nie zrobię. Te słowa poruszyły go tak głęboko że w oczach pojawiały się łzy. Trącił ją nosem. Nie było rzeczy, której by nie zrobił dla swojej bogini177. Artemida była samym dobrem. Nie mógł sobie wyobrazić dlaczego chciała się przyjaźnić z kimś tak brudnym, jak były niewolnik. Ale był jej wdzięczny, że może z nią przebywać178. Chciał jej dać przyjemność nie dlatego, że musiał, ale dlatego, że tego chciał. Więc tak długo drażnił jej ciało, aż krzyczała jego imię. Jak obiecała nie szarpała jego włosów gdy doszła. Za to zatopiła paznokcie w jego ramionach. Zadowolony, że dotrzymała słowa odwrócił się z nią w ramionach. Artemida westchnęła leżąc na nim. Nadal był całkowicie ubrany. – Dlaczego nigdy nie bierzesz czegoś dla siebie? – Nie odnajduję przyjemności w seksie. Skrzywiła się. – Jak możesz tego nie lubić? Nie mógł jej powiedzieć, że nic, absolutnie nic w sexie nie sprawia mu przyjemności. Lubił ją dotykać, ale nie reagował na jej dotyk jak ona na jego. Orgazmy były zadawalające bez wątpienia. Po prostu mu na nich nie zależało. – Lubię – skłamał skoro chciała to usłyszeć. Zachowa tę wiedzę zakopaną w sobie. Szczerze, lubił z nią przebywać. Kiedy z nią był czuł się jak człowiek bez przeszłości. Patrzyła na niego jak na przyjaciela, a skoro spodobał się bogini nie mógł być tak odrażający jak ojciec i brat go przedstawiali. Otarła się o niego. 177 178
Nie przejmuj się – minie ci. Tez ci szybko przejdzie
157
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron zamknął oczy i rozkoszował się uczuciem jej ciepłego ciała. – Pragnę zostać tu na wieki. – Gdybyś był kobietą mógłbyś, ale tylko mój brat może przebywać w mojej świątyni. Żaden inny mężczyzna. – Ale teraz tu jestem. – Wiem i to jest nasz sekret. Nie możesz nikomu powiedzieć. – Nie powiem. Podniosła się i spojrzała na niego surowo. – Acheron mam na myśli to, że nawet w snach ani słowa o mnie. – Zaufaj mi Artie. Wcześnie w moim życiu nauczyłem się trzymać język za zębami. Wiem kiedy powinienem trzymać usta zamknięte. Poza tym tak naprawdę nikt ze mną nie rozmawia. – Świetnie. A teraz nadszedł czas byś wrócił do domu. 179 W jednej chwili był w świątyni obok niej, a w kolejnej ponownie leżał nagi na swoim łóżku. Za późno zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nic dzisiaj nie jadł. Cholera. Ale przynajmniej było ciemno na zewnątrz. Minął mu prawie cały dzień. Tak długo jak ojciec nie pośle straży, by go wychłostała nikt się nie dowie o jego wizytach na Olimpie. Z westchnieniem zarzucił ramię na oczy. Może będzie spał do czasu gdy wróci po niego Artemida. Ale nawet jeśli taka myśl przyszła mu do głowy wiedział, że to nie może wiecznie trwać. Kurwa nie może przyjaźnić się z boginią. To było niemożliwe. Prędzej czy później Artemida będzie jak każda inna osoba. Jednak w głębi serca miał cień nadziei, że okaże się inna. 180 – Sprzedam swoją duszę by cię zatrzymać i chronić, Artie. – wyszeptał zastanawiając się czy mogła go usłyszeć. Pokręcił głową na brutalną rzeczywistość. Wiedział lepiej. I gdyby życzenia były końmi, gnałbym za nimi od dzieciństwa... Nie .. to było wszystko co mieli i na co mógł liczyć. A wszystko co mógł zrobić to upewnić się aby nikt nie dowiedział się prawdy. Może bogowie mu pomogą jak nikt inny.
179 180
Sukaaaaaa Jasne, że będzie inna. Gorsza
158
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
12 stycznia 9528 roku p.n.e. Acheron siedział na poręczy balkonu tęskniąc za Artemidą. Była na uroczystości odbywającej się ku jej czci i osobiście szpiegowała ludzi. Była dziwna. Lubiła patrzeć na osoby oddające jej cześć udając śmiertelniczkę. Było to dla niego dziwacznie ujmujące, ale musiał przyznać, że ostatnie kilka tygodni były najlepsze w jego życiu. Artemida była jedyną osobą, poza Ryssą, która pozwalała mu być sobą. Jeżeli czegoś nie lubił mógł jej to powiedzieć, a ona obiecała, że to się nie powtórzy. Nigdy nie złamała danego mu słowa. To było coś więcej niż spełnienie marzeń. A że spędzali razem mnóstwo czasu nie mógł sprawiać problemów i wykradać się na zewnątrz, więc ojciec zostawił go w spokoju. Nie mógł sobie przypomnieć tak spokojnego czasu – bez bicia, obelg i poniżenia, poza miesiącami spędzonymi z Ryssą w pałacu letnim. Ulga była boska. Nagle drzwi do jego pokoju zostały otwarte. Cały zesztywniał. Obawiając się, że to ojciec po niego przyszedł, kurczowo zacisnął dłonie na kamiennej balustradzie. Ale to nie był ojciec. Ryssa wkroczyła do środka z najbardziej promiennym uśmiechem na twarzy jaki u nie widział. – Dzień dobry braciszku. – Dobry. - Powitał ją niepewnie zastanawiając się nad jej pogodnym nastrojem i nad szeroko otwartymi za nią drzwiami. – Czy coś się stało? Może w końcu jego ojciec umarł?181 To byłaby najlepsza wiadomość jakiej mógł się spodziewać. Siostra zatrzymując się przed nim wyjęła mała sakiewkę, którą trzymała za plecami i wyciągnęła w jego kierunku. – Jesteś wolny. Jego ojciec musiał umrzeć. – Co masz na myśli? – Jak na razie odkryłam tylko jedną korzyść ze spania z Apollem.182 Ojciec mnie teraz słucha. Twoja straż znikła i dostałeś miesięczną pensję, którą może wydać na co chcesz. Położyła sakiewkę na jego dłoni. – Postarałam się także dla ciebie o rezerwację miejsca w amfiteatrze na każde przedstawienie. Tylko ty będziesz tam siedział. Nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. – Jakie są warunki? 181 182
Marzenia nic nie kosztują Jasne, oprócz własnego zadowolenia.
159
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Jej uśmiech zgasł jakby mieliła przekleństwo między zębami. – Typowy komentarz ojca. Nie wolno ci przynosić wstydu jemu i całej rodzinie. Nie rozwodził się na tym szczegółowo, ale tak długo jak nie zostaniesz z nikim nakryty myślę, że wszystko będzie w porządku. Acheron wyśmiał sam pomysł. – Nie mam w planach z nikim baraszkować. 183 Przynajmniej nie publicznie. Od dawna był tym zmęczony. Nie lubił robić z siebie widowiska. Pochyliła się do niego. – Chcesz iść ze mną na spektakl? – A co z Apollinem? – Jest z siostrą. A więc mam większość dnia dla siebie. Wyciągnęła do niego dłoń. – Więc co powiesz braciszku? Świętujemy twoją wolność? Acheron podarował jej szczery uśmiech – coś czego prawie184 nigdy nie robił. – Dziękuję Ryssa. Nawet nie masz pojęcia ile to dla mnie znaczy. – Myślę, że jednak wiem. Acheron wyjął płaszcz spod materaca… i buty, które podarowała mu Artemida. Trzymał je chwilę tęskniąc za boginią bardziej niż wcześniej. Jak bardzo żałował, że nie może świętować z nią ale będzie musiał poczekać. Szybko się ubrał i wyszedł z siostrą z pokoju. W korytarzu zawahała się gdy rozejrzał wokół siebie. Gdyby nie ofiara złożona Apollinowi z Ryssy nigdy nie opuściłby pokoju bez konieczności przekupienia strażników sexem. Stopień w jakim zmieniło się jego życie uderzył w niego z wielką siłą. Ani chwili dłużej niewolnikiem. Ani chwili dłużej więźniem. Teraz był wolny. Acheron uniósł dumnie głowę ze świadomością, że ma pieniądze i nie musiał się za nie kurwić. Co więcej miał przyjaciela i kochankę, która traktowała go jakby się liczył.185 Pierwszy raz w życiu poczuł się jak człowiek a nie jak własność lub przedmiot. To było cholernie dobre uczucie i nie chciał, by się zakończyło. Ryssa chwyciła go za dłoń i poprowadziła przez korytarze do głównych drzwi, jakby nie wstydziła się jego towarzystwa, że ktoś ją dostrzeże razem z nim. Ale gdy znaleźli się między ludźmi zdał sobie sprawę, że jedna rzecz się nie zmieniła. Ludzka reakcja na jego urodę. Nasunął kaptur nisko na głowę i wbił oczy w ziemię obok stóp Ryssy. Ostatnio spędzał tyle czasu z Artemidą, że zdążył zapomnieć o swoich oczach i jak bardzo odpychają ludzi.
183
Nie?????? Prawie to robi ogromną różnicę 185 Tak jak domowe zwierzątko. 184
160
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Gdy przechodzili przez miejski skwer zatrzymał się. Była tam grupa dzieci z nauczycielem siedząca na froncie świątyni. Chłopiec około siedmiu lat czytał tekst napisany na stopach boga. – We wszystkim zachować umiar. Klucz do przyszłości do zrozumieć przeszłość. – Acheron? Zamrugał słysząc głos Ryssy. Odwrócił się i zobaczył jak siostra patrzy się na niego ze zmarszczonym czołem. – Wszystkie dzieci umieją czytać? Spojrzała na uczniów. – Nie, nie wszystkie. To są synowie senatorów. Przychodzą tu pobierać nauki o panteonie i patrzeć jak kapłani służą bogom podczas gdy ich ojcowie tworzą prawa, by rządzić ludźmi. Acheron wpatrywał się w słowa, które nic mu nie mówiły. Był zbyt zawstydzony, by przyznać się Ryssie, że nie zapamiętał prawie nic z lekcji z nią i z Maią. – Cała arystokracja umie czytać, prawda? Pociągła go za rękę bez odpowiedzi. – Spóźnimy się na sztukę. Acheron odwrócił się i poszedł za nią. – Masz jakieś informacje o Mai? Ryssa uśmiechnęła się. – W ubiegłym roku wyszła za mąż i oczekuje pierwszego dziecka. Wiadomości poruszyły go mocno. Nie spodobała mu się myśl, że jakiś człowiek rani dziewczynkę, którą zdążył poznać i tak bardzo polubić. Ale miał nadzieję, że kimkolwiek jest jej mąż traktuje ją dobrze, z szacunkiem na jaki zasłużyła. – Nie jest na to za młoda? – Nie bardzo. Większość dziewczyn w jej wieku wychodzi za mąż. Ja byłam rzadkim wyjątkiem, bo ojciec odmawiał mojej ręki wszystkim konkurentom. – Dlaczego? – Szczerze to nie wiem. Sam mi nigdy tego nie wytłumaczył. Przypuszczam, że powinnam być wdzięczna za Apolla. Gdyby nie on jestem pewna, że żyłabym jako stara panna186 – odpowiedziała z sarkazmem. Mógł sobie wyobrazić grosze rzeczy niż te, ale przypuszczał, że jego siostra żyła złudzeniami. – Czy Apollo sprawia ci teraz radość? – Przez większość czasu jest łagodny. W jej oczach było wiele smutku, który zaprzeczał je słowom. – Ale? 186
Hmmm czyli się nie podobaaa z Apollem.
161
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Nerwowo dotknęła szyi. Ten gest Acheron od razu zrozumiał. – Nie mogę rozmawiać co się dzieje miedzy nami gdy jesteśmy sami. Więc Apollo karmił się z niej w ten sam sposób jak Artemida piła jego krew. Był ciekawy czy wszyscy bogowie to robią czy jest to coś unikalnego dla bliźniaków. – Ryssa, zasługujesz na szczęście. Bardziej niż ktokolwiek kogo znam. Ciepło uśmiechnęła się do niego. – Nieprawda. Tylko ty zasługujesz na szczęście. Mogę tylko udusić ojca za jego zaślepienie. – Już mi to nie przeszkadza tak bardzo – powiedział szczerze. – Wolę być ignorowany niż bity i molestowany. Pokręciła głową. Minęła tłum i pokazała mu miejsca, gdzie właściciel zrobił specjalne wejście do sektora zarezerwowanego dla rodziny królewskiej. Acheron zawahał się. Miejsca były oddzielone od tłumu i każde z dziesięciu było zadaszone. Ale nie podobało mi się, że każdy mógł się na nich gapić. Nienawidził ludzi koncentrujących na nim uwagę. Ale nie chciał zlekceważyć prezentu Ryssy. Mocniej okrywając się płaszczem poszedł za nią na miejsce. Nie rozmawiali, kiedy aktorzy wyszli na scenę. Patrzył na nich ale myślał o dzieciach, które widzieli idąc tutaj. Chciał czytać jak one. Artemida zasługiwała na towarzysza, który umiał czytać i pisać. Może gdyby umiał czytać nie musiałaby ukrywać ich przyjaźni187. *** Artemida poczuła za sobą obecność brata jak fizyczny dotyk. Jako bliźniaków łączyła ich szczególna więź. I specjalna nienawiść. Nie była pewna kiedy stali się przyjaznymi wrogami, ale to był zimna rzeczywistość. Mimo że nie było rzeczy, której dla siebie nie zrobili nie mogli przebywać na dłuższą metę w tym samym pokoju. Ale pomimo całej nienawiści, jaką do niego czuła, nie mogła zaprzeczyć, że Apollo był jednym z najprzystojniejszych bogów. Jego błyszczące blond włosy były krótko ostrzyżone, a silne, szczupłe linie twarzy podkreślone przez małą kozią bródkę. Miał niezmiernie interesujące niebieskie oczy. Cechowały się inteligencją, siłą i odrobiną okrucieństwa. Wygiął brew. – Jestem zaskoczony, że tu jesteś. – Mogę to samo powiedzieć o tobie. Już najwyższy czas byś wylazł z łóżka domowego zwierzątka. Już zaczynałam sądzić, że to ona kontroluje ciebie. Jego spojrzenie zrobiło się lodowate. – A co ciebie tak długo zajmowało? Ojciec powiedział, że od tygodni nie 187
Świat złudzeń..
162
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
było cię w Olimpijskich salach. Wzruszyła ramionami. – Tam jest nudno. – To nigdy wcześniej cię nie powstrzymywało. Przewróciła oczami. – Co masz na myśli? Staram się doglądać ludzi oddających mi cześć. Zanim od niego odeszła chwycił ją za ramię i przyciągnął bliżej tak, że mógł jej szepnąć do ucha. – Nie przychodzisz do mnie karmić się. Od kogo przyjmujesz pokarm? – Co cię to obchodzi? Chwycił ją za szyję, a jego kły się wydłużyły. – Na razie możesz się karmić od ludzi, ale za chwilę zapragniesz czegoś bardziej treściwego. Pochylił głowę w kierunku jej szyi. Artemida natychmiast od niego odeszła. – Nie jestem zainteresowana. Oczy Apolla zapłonęły czerwienią. – Pamiętasz, co się stało z ostatnim człowiekiem gdy mnie zlekceważyłaś? Skuliła się na wspomnienie. Orion188. Artemida zapragnęła tego człowieka, ale zanim się do niego zbliżyła zazdrosny Apollo oszukał ją, zabijając go jedną z jej strzał. Potem umieścił jego wyobrażenie z gwiazd na niebie, by na zawsze jej przypominało, że Apollo jest jedynym mężczyzną, który może ją karmić. – Nie lekceważyłam cię z Orionem. Zmusił ją by na niego spojrzała. – Musisz się karmić. Tak ale nie chciała jeść od brata, pragnęła krwi Acherona. Apollo zaciągnął ją w cień swojej świątyni gdzie ludzie przynosili daniny. Nie chciała iść za nim. Ale nie chciała też, aby wiedział, że była z kimś innym. Apollo rozerwałby go na strzępy.189
188
Orion — w mitologii greckiej piękny, dzielny myśliwy beocki o wielkiej sile, olbrzym o niezwykłej urodzie, syn Posejdona i Euriale (jedna z trzech sióstr Gorgon) lub Hyrieusa z Boecji, mąż Siole strąconej do Tartaru przez Herę. Został oślepiony przez króla Ojnopiona (Oenopiona) za to, że chciał poślubić (lub wg innej wersji znieważyć) jego córkę Merope. Wzrok odzyskał dzięki promieniom słonecznym. Zakochana w Orionie bogini Eos przeniosła go na Delos, gdzie zginął od ukąszenia wielkiego Skorpiona nasłanego przez boginię łowów Artemidę za próbę jej zgwałcenia (wg innej wersji obraził boginię i zginął od jej strzał). Prześladował śliczne nimfy Plejady (zwiastunki dobrej pogody) i Hiady (zwiastujące złą pogodę) tak długo, aż uprosiły Zeusa, by je przemienił w jakieś zwierzęta. Zeus uczynił zadość ich prośbie i zamienił je w gołębie, a później w skupisko gwiazd na niebie, zwane dziś Plejadami. Wszystkie te siostrzane gwiazdy leżą w obszarze gwiazdozbioru Byka. Inna z legend głosi że to Artemida zabiła Oriona który nastawał na cnotę jednej z nimf. Dokładnie nie wiadomo, czy to ona go zabiła, czy to Gaja nasłała skorpiona, czy Apollo skierował na niego strzałę. 189
Życzę powadzenia dupku…
163
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Jej serce zaciskało się boleśnie, kiedy starała się nie wzbraniać, gdy Apollo szarpnął ją i zaoferował swoją żyłę. Przyjęła ją, ale w wyobrażała sobie,190 że była z Acheronem. Mimo to czuła różnicę między nimi. Krew Apolla była pozbawiona duszy. Nie czuła tej palącej potrzeby jaką odczuwała karmiąc się od Acherona. Zero ognia, który zmuszał ją by łaknęła więcej i więcej. To była tylko krew. Kiedy wzięła na tyle, by go udobruchać odsunęła się i oblizała wargi. Wtedy zaatakował ją brat. Jego zęby przebijały ścięgna na jej szyi zostawiając pulsujące rany. Chciała go spoliczkować i w przeszłości wielokrotnie to zrobiła. Cholerna Hera i jej przekleństwo. Zazdrosna dziwka próbowała zabić ich oboje, ponieważ pomogła matce urodzić Apolla, a to było jej karą. Nie było nic gorszego niż karmienie się własnym gatunkiem. To była lekcja, jaką ona i Apollo poznawali przez całe życie. Zaszumiało jej w głowie. Próbowała jasno myśleć. Apollo wziął za dużo krwi. To było coś, co zawsze robił gdy był na nią wściekły. Zagryzając zęby uderzyła go mocno kolanem w pachwinę. Szarpnął się z przekleństwem na ustach rozszarpując jej szyję. Jej przekleństwa dołączyły do jego gdy objęła dłonią otwartą ranę. – Jesteś takim draniem. Chwycił ją mocno za ramię. – Pamiętaj co ci powiedziałam. Złapię cię ze śmiertelnikiem i go zabiję. Artemida wyrwała się z jego uścisku. – Idź zabawiać się ze swoimi ludźmi, a mnie zostaw samą. Cała jej radość ze święta kompletnie wyparowała, wróciła do swojej świątyni na Olimpie. Ale była tutaj tak samotna. Jej Koris zostawiły ją na cały dzień. Spojrzała na łóżko i wyobraziła sobie na nim Acherona. Jego rozgrzewający ciało uśmiech, kiedy sprawiał jej przyjemność pocałunkami i pieszczotami. Potrzebując go rozpaczliwie pojawiła się w jego pokoju. W chwili gdy ujrzała go siedzącego tyłem do niej ze skrzyżowanymi nogami, jej serce zrobiło się lżejsze. Bez namysłu i wahania podbiegła do niego i go objęła. Acheron był zdziwiony kiedy Artemida rzuciła mu się na plecy i ciasno owinęła swoje ramiona wokół niego, trzymając go mocno. Jej zapach wypełnił jego zmysły. – Dzisiaj tęskniłam za tobą – wyszeptała mu do ucha posyłając dreszcze. – Ja też tęskniłem. Wzmocniła uchwyt zanim go uwolniła i położyła brodę na jego ramieniu. – Co robisz? Chwycił zwój z podłogi i złożył go w taki sposób, że nie mogła zobaczyć, czym był. 190
Jasne, bo co niby innego. Nazwij Apolla zwierzątkiem to cię udusi.
164
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Nic. – Robisz coś…- Wyrwała mu zwój zanim mógł zareagować i go rozwinęła. Zmarszczyła brwi widząc dziwne znaki. – Co to jest? Poczuł jak fala gorąca uderza w jego policzki. – Staram nauczyć się pisać. – Dlaczego?191 – Bo nie umiem, a chcę się nauczyć. Opuściła zwój i spojrzała z niedowierzaniem. – Nie umiesz czytać? Acheron zwiesił głowę, kiedy zalała go fala wstydu. – Nie. Artemida uniosła jego brodę w czułej pieszczocie aż napotkał jej wzrok. Życzliwość w jej oczach rozgrzała go. – Teraz możesz. Acheron jęknął, gdy poczuł ból. Oddała mu zwój. – Napisz swoje imię. Zaskoczony tym co się przed chwilą stało uniósł pióro wiedząc już jak napisać litery. Zapisał swoje imię idealnie. – Nie rozumiem. – Jestem boginią, Acheron. I nie chcę byś zwieszał głowę ze wstydu. Czy to cię zadowala? – Bardziej niż cokolwiek innego. Jej uśmiech olśnił go.192 – Chodź ze mną. Jestem w nastroju do polowania. – Nie potrafię polować. – Ale będziesz. Jej słowa spełniły się. Kiedy byli w lesie podała mu łuk oraz strzały. I tak jak było z pisaniem wiedział dokładnie, co ma robić. Jak cudownie było umieć coś robić bez lat żmudnej nauki? Ale naprawdę było coś, czego pragnął bardziej niż umiejętności pisania i polowania. – Czy możesz nauczyć mnie walczyć? Artemida spojrzała na niego ze zdziwionym wyrazem twarzy. – Co? – Chcę się dowiedzieć jak walczyć. Posłała mu gniewne spojrzenie i wróciła do pytania. – Dlaczego? – Jestem zmęczony biciem. Chce wiedzieć jak się ochronić. Była oszołomiona jego niespodziewaną prośbą.
191 192
Bo jestem znudzony? … co za durne pytanie. Niestety, ale cóż, pocieszam się, że już niedługo
165
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
W głowie pojawił się jej obraz bijącego ją Apolla, tak gwałtownie, że wzdrygnęła się. Jak większość mężczyzn, których znała jej brat był despotycznym draniem. Ostatnią rzeczą jakiej chciała to wystawić się na ciosy Acherona. Nauczenie mężczyzny walki nigdy nie prowadziło do niczego dobrego. – Ja tak nie uważam. Nie pozwolę, by ktokolwiek cię ranił Acheron. Jestem całą ochroną jakiej potrzebujesz193. – A co kiedy się mną znudzisz? Dotknęła jego policzka. – Jak kiedykolwiek mogę się tobą znudzić?194 Acheron posłał jej uśmiech, który nie obejmował oczu. – Naprawdę chcę byś mnie nauczyła. Jego opór wkurzył ją. – Powiedziałam nie – warknęła. Przestał ją prosić słysząc wrogość w jej głosie. Znał ten gniew i wiedział z czego wynika. – Kto cię bije? Zmarszczyła brwi. – Myślę, że jeleń pobiegł tędy. – Artie…- chwycił ją i zatrzymał. – Znam ten ton w twoim głosie. Pojawiał się tak często w moim, by nie rozpoznać co oznacza. Kto cię skrzywdził? Wahała się tak długo. Nie sądził, że mu odpowie, ale kiedy to zrobiła jej głos był tak cichy, ledwie słyszalny. – Inni bogowie. Był zszokowany jej odpowiedzią. – Dlaczego? – A dlaczego ktoś bije? – Na nowo jej oczy były pełne furii. – To sprawia, że czują się silniejsi. Nie pozwolę byś mnie uderzył. Nigdy. – I nigdy tego nie zrobię. – powiedział z przekonaniem. – Nie mógłbym zrobić innej osobie tego, co zostało zrobione mnie, raczej bym sobie wyciął serce. Ja tylko pragnę cię chronić. – A ja ci powiedziałam. Będę cię chronić. Pogłaskał jej dłoń i cofnął się. – Więc ci zaufam, Artie. Ale chcę byś wiedziała, że ja łatwo tego nie robię. Proszę nie bądź jak pozostałe osoby w moim życiu i nie złam danego mi słowa. Nienawidzę bycia okłamywanym. Pocałował go delikatnie w policzek. – Zapolujmy. Acheron skinął głową. Założył nową strzałę uspakajając jedynego przyjaciela, jakiego miał.195 Nie unikała go, a on nie musiał ukrywać się przed 193
Samolubna małpa. Na szczęście on będzie miał cię dość... kiedyś. 195 Tu bym dyskutowała... 194
166
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
nią. To czego się bał to uczucia, jakie w nim budziła za każdym razem, kiedy przebywała w jego pobliżu. Był zakochany w bogini i wiedział jakie było to głupie. A spośród wszystkich rzeczy czym był nigdy nie był kretynem. Aż do teraz196. Czyniła go spełnionym, kompletnym. Szczęśliwym. A on nie chciał zrezygnować z tych uczuć. Odepchnął myśli i naciągnął łuk biorąc jelenia na cel. Gdy to zauważyła Artemida podbiegła do niego i zaczęła go łaskotać. Strzała poleciła szerokim łukiem osadzając się w drzewie gdzie przeszkodziła wiewiórce, która rzuciła w niego orzechem. Acheron zaśmiał się i zmrużył oczy patrząc na Artemidę. Rzucił łuk i zaczął do niej podchodzić. – Zniszczyłaś mój doskonały strzał. Zapłacisz mi za to. Artemida upuściła łuk i rzuciła się do ucieczki. Pobiegł za nią, gdy starała się zniknąć w lesie. Jej chichot szydził z niego ale powodował w nim większy śmiech. Rzucił się w prawą stronę gdy chciała przekroczyć mały strumień. Chwycił ją w talii i odwrócił. Artemida nie mogła złapać oddechu gdy cały ciężar Acherona w nią uderzył. Widok jego uśmiechu, światło w magicznych oczach… To sprawiało, że chciała krzyczeć w ekstazie. Zakręcił nią w powietrzu a ptaki zaśpiewały dla nich specjalną melodię. Razem z nim była zgubiona w tym miejscu i czasie. To właśnie było to czego zawsze pragnęła. Zawsze potrzebowała. Acheron nie dbał o jej kaprysy i humory. Ani nie cofał się przed kłami. Brał ją taką jaka była bez względu na jej naturę.197 W przeciwieństwie do jej rodziny nie oceniał jej ani z niej nie szydził za brak rzeszy wyznawców. Nie przejmował się żadną z tych rzeczy. Chciała zatracić się z nim w tym momencie na resztę wieczności. – Kochaj się ze mną Acheron. Acheron zamarł na jej słowa, a jego uśmiech zgasł. – Co? Postawił ją z powrotem na ziemi. Odgarnęła swoje włosy z jego twarzy. – Chcę się poczuć jak kobieta. Chcę cię poczuć w sobie. Odsunął się, jego twarz wyrażała rezerwę. – Myślę, że nie. – Dlaczego nie? Odchrząknął, a ona zobaczyła strach w tych srebrnych oczach. – Nie chcę niczego zmieniać pomiędzy nami. Lubię być twoim przyjacielem, Artie. 196 197
Zgadzam się, zgadzam. Niestety...
167
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Ale ty już mnie dotykałeś w miejscach gdzie nikt inny tego nie robił. Więc dlaczego nie chcesz być we mnie? – Jesteś dziewicą. Tylko w małym znaczeniu. Proszę Acheron chcę być z tobą. Odwrócił wzrok, a emocje go wykańczały. To co mu zaoferowała było nie do pomyślenia. Miał wiele księżniczek i dam, które przychodziły do niego stracić dziewictwo, aby mogły bez bólu i przeszkód kochać się z innymi mężczyznami. Parthenopaeus198…przebita błona dziewicza…to w ten sposób Estes i Catera reklamowali jego usługi klientkom. Reputacja Acherona i jego delikatność były legendarne. A fakt, że był wyjątkowo dobrze obdarzony przez naturę nie przeszkadzał więc wprowadzał je ostrożnie i łagodnie w świat cielesnych doznań. A teraz oddaje mu się bogini. Każdy inny mężczyzna wykorzystałby taką okazję. Zresztą każdy inny mężczyzna byłby już nagi. Ale w przeciwieństwie do reszty w pełni rozumiał misterność sfery intymnej. Nawet, gdy mu za to płaciły i błagały, nie jedna kobieta płakała, kiedy traciła niewinność. Inne go przeklinały albo były agresywne. Tylko mała garstka się cieszyła. Problem w tym, że nie wiedział do której z tych grup należy Artemida199. – Nie chcę cię zranić. Weszła mu w ramiona. – Proszę Acheron, chcę cię poczuć w sobie, kiedy się tobą karmię. – Naprawdę nie sądzę, że powinniśmy to zrobić. Jej oczy były pełne furii. – Dobrze. Więc idź. Zejdź mi z oczu!200 Było już za późno. Z powrotem był w pokoju. Sam. – Przykro mi – szepnął mając nadzieję, że może go usłyszy. Jeśli usłyszała nie dała mu żadnego znaku. Powinieneś się z nią przespać. Spał ze wszystkimi. Ale inne były tylko ciałami, którym dogadzał. Artemida była inna.201 Kochał ją. Nie, to nie było takie proste. To, co do niej czuł …to było coś więcej. Potrzebował jej w sposób, w jaki myślał, że nie będzie mu dane, a teraz ją rozłościł. Z ciężkim sercem miał nadzieję, że mu wybaczy i uda mu się znaleźć sposób aby ją odzyskać.202
198
Nazwisko Asha jakby ktoś nie wiedział haha ja już wiem… 200 Korzystaj póki możesz... 201 Taaaaak zdecydowanie 202 A ja mam nadzieję, że obrazi się na wieki, wieków amen. 199
168
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
26 stycznia 9528 roku p.n.e. Minęły dwa tygodnie odkąd Acheron ostatni raz widział Artemidę i z każdym mijającym dniem popadał w coraz większe przygnębienie. Nie odpowiadała na jego wezwania. Nawet nie chodził na przedstawienia. Nic nie mogło złagodzić w nim bólu, chciał być z nią. Wszystkiego co pragnął to znów ją ujrzeć. Odchylając głowę pochłonął resztkę wina z butelki. Wściekły i zraniony rzucił nią przez poręcz pozwalając jej się rozbić o skały poniżej. Sięgnął po nową butelkę próbując wyciągnąć z niej korek. Ale był zbyt pijany aby się z tym uporać. – Acheron? Zamarł słysząc jedyny głos o który błagał aby usłyszeć. – Artie? Próbował wstać na nogi lecz zamiast tego zwalił się na ziemię. Patrząc w górę ujrzał ją stojącą w cieniu pokoju. Podeszła do niego. Jej twarz była blada i ściągnięta. Lewe oko miała opuchnięte a twarz posiniaczoną, noszącą słaby zarys czyjejś dłoni. 203 Furia zabłysła w jego oczach. – Kto cię uderzył? Artemida cofnęła się. Bała się człowieka leżącego przed nią. Nigdy nie widziała pijanego Acherona, ale za każdym razem gdy Apollo był zalany stawał się agresywny i nieobliczalny. – Wrócę… – Nie! – przerwał jej. Jego głos był niski i ochrypnięty. – Proszę nie odchodź – wyszeptał wyciągając w jej kierunku dłoń. W pierwszej chwili chciała uciec ale przypomniała sobie, że jest boginią i nie ucieka przed ludźmi jak dziki zając. On był tylko człowiekiem i nie mógł jej skrzywdzić. Klękając przy nim wyciągnęła powoli swoją dłoń i ujęła jego. Acheron trzymał je przy policzku. Zamknął oczy jakby był gotowy teraz umrzeć. Jakby dotykanie jej było największą przyjemnością, jaką mógł sobie wyobrazić. Ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi i głęboko zaciągał się zapachem jej skóry. – Tak za tobą tęskniłem… Ona za nim też. Każdego dnia przysięgała sobie, że do niego nie pójdzie ale dzisiaj po ataku Apolla odczuwała potrzebę bliskości osoby, która jej nie skrzywdzi. 203
Prawie mi jej żal...
169
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Wyglądasz okropnie - powiedziała marszcząc brwi na widok bujnej brody porastającej jego twarz. - A jeszcze gorzej pachniesz. Zaśmiał się z jej krytyki. – To twoja wina, że tak wyglądam. – Jak to? – Myślałem, że cię straciłem. Te smutne słowa poruszyły ją na tyle głęboko, że wywołały łzy. Potrząsnęła głową nad nim. Zanim się odezwała pochylił się nad nią i szepnął. – Kocham cię, Artie.204
Nie mogła złapać oddechu. – Co powiedziałeś? – Kocham cię. Oparł się o nią i owinął ramiona wokół niej, po czym upadł na nią całym ciężarem ciała i stracił przytomność. Artemida siedziała z nim, a jego słowa odbijały się echem w jej duszy. Acheron ją kocha… Spojrzała na jego twarz, która zachowała niesamowite piękno nawet kiedy był całkowicie zaniedbany. Kochał ją. To sprawiało, że zapłakała, a nie robiła tego odkąd była dzieckiem. I nienawidziła faktu, że mógł wywołać u niej łzy. Nienawidziła faktu, że jego słowa tyle dla nie znaczą, a nie powinny mieć żadnej wartości. Ale prawda była prawdą i nie mogła jej przeczyć. – Też cię kocham. Wyszeptała wiedząc, że nigdy by mu tego nie powiedziała gdyby był przytomny. Ta wiedza dałby śmiertelnikowi zbyt wielką władzę nad nią. Ale tu, w tej chwili, mogła powiedzieć mu prawdę, której chciała zaprzeczyć każdą cząstką siebie. Jak bogini może kochać śmiertelnika? Szczególnie ona? 205 Była na nią odporna. Ale jakoś ten śmiertelnik zakradł się do jej duszy. Gdyby tylko był bogiem… Nie był i nie zostało mu to przeznaczone. Był człowiekiem, ale nie jakimś człowiekiem. Był niewolnikiem. Kurwą brutalnie wykorzystywaną przez wszystkich wokół niego. Szydzili z niego i będą szydzić z niej za bycie z nim. Skrzywiła się na tę prawdę. Miała wystarczająco dużo problemów z własną wiarygodnością w oczach bogów. Jeśli kiedykolwiek dowiedzą się o tym zabiorą jej moce i wypędzą do królestwa ludzi. Nie mogła na to pozwolić. 204 205
Nieeeeeeee, popełnię zaraz harakiri, seppuku czy co tam mają... A ona to co, specjalny gatunek???
170
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Nawet dla Acherona. To było więcej niż mogła dać. Więcej niż mogła znieść. Wiedziała jak ludzie potrafią być okrutni wobec siebie. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła to być bezradną na tym świecie i skazaną na miłosierdzie ludzi, którzy nie mają serca. Zobacz co zrobili Acheronowi… Nie może nawet poruszać się w publicznym miejscu bez krzywdzenia przez śmiertelników. Wyobraź sobie, co by zrobili tobie gdyby wiedzieli, że jesteś boginią…Zniszczą ją206. Szlochając objęła go mocno i zabrała z tego głupiego, złośliwego świata. Już we własnym łóżku przebiegła nad nim dłonią zmieniając go w Acherona, którego kochała. Leżał nagi na materacu wypełnionym pierzem. Jego włosy były czyste i pachnące, a policzki gładkie i miękkie. Zarys jego brzucha… Która kobieta nie pokocha tak doskonałej twarzy i ciała? Chcąc być bliżej niego zrzuciła ubranie i wpełzła na łóżko obok niego. Przykryła ich futrem i przytuliła się mocno słuchając jego oddechu. Kiedy spał badała dłońmi mięśnie na jego klatce piersiowej. Jego ciało było nieskazitelne. Szczupłe i dobrze umięśnione. Wyglądał niebezpiecznie nawet kiedy był nieprzytomny. Zalała ją gorączka, gdy pieściła jego sutek. Zesztywniał pod jej dotykiem wywołując na jej wargach uśmiech. Zastanawiała się jak smakuje…Acheron zawsze ją smakował, a ona nigdy. Wstydziła się własnego ciała. Ale on dodawał jej odwagi. Pochylając głowę przesunęła językiem napięty szczyt. Humm, smakował wyśmienicie. Jego skóra była słona i pachniała Acheronem. Próbowała każdy cal jego klatki piersiowej. Docierając do brzucha zatrzymała się. Jego tors był pozbawiony owłosienia poza cienką linią biegnącą od pępka w dół ciała. Położyła tam dłoń pozwalając szorstkim włosom drażnić palce. W przeciwieństwie do włosów na jego głowie były sztywne, a kiedy się nimi bawiła jego penis stwardniał. Artemida zamknęła ostrożnie na nim dłonie. Była zafascynowana tą częścią jego ciała, która była tak różna od jej. Początkowo była wstanie pieścić go do woli, ale w krótkim czasie był tak sztywny i twardy, że wszystko co mogła robić to przesuwać dłonią po jego długości, a jego penis odpowiadał na każdy jej dotyk. Dziwne…207 A jeszcze dziwniejsza była wilgoć, która pojawiła się na jego końcówce. Spojrzała w górę upewniając się, że wciąż jest nieprzytomny. Uspokojona zagryzła wargi. Jej serce dudniło ze strachu i ciekawości kiedy pochyliła głowę by go skosztować.
206 207
Jaka szkoda że tego nie zrobili. Ahaaaaaa...
171
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Artemida jęknęła. Nie było czego się bać. W Acheronie w najmniejszym stopniu nie było niczego przerażającego. Uśmiechając się ponownie objęła go dłońmi. Nadal spał nieświadomy faktu, że go badała. Wróciła w górę jego ciała całując usta, które prześladowały ją w snach w ostatnich dniach. Nie mogła więcej znieść… – Obudź się dla mnie, Acheron. Acheron był w lekkim szoku próbując skupić myśli. Ale wszystko co mógł dostrzec to Artemida. Leżała obok niego, jej zielone oczy wypalały mu ślady na duszy. – Odbierasz mi dech w piersiach – wyszeptał. Uśmiechnęła się ciepło skubiąc zębami jego podbródek. Był już twardy i obolały, tęsknił za jej smakiem. Czy to sen? 208 Jego myśli były tak mgliste, nie potrafił powiedzieć nic logicznego. Wszystko było zamglone. – Pokaż jak mnie kochasz. – wyszeptała mu do ucha. Chciał być z nią i w tej chwili nie przypomniał sobie żadnych wątpliwości, jakie miał wcześniej. Odwracając się do niej, ujął jej twarz w dłonie i pocałował głęboko. Wcześniej z nikim nie chciał się kochać ale w tej chwili chciał być w niej z obłędem tak nagłym że przedzierał się przez niego pozostawiając go słabym. Pochylił głowę drażniąc jej prawą pierś. Artemida dyszała czując pieszczoty jego języka. Jej brzuch kurczył się gwałtownie na każde rozkoszne liźnięcie. Jęcząc chwyciła kurczowo jego głowę, gdy fala przyjemności ogarnęła jej ciało. Nie miała pojęcia, że mógł to zrobić. Warknął, gdy posuwał się w dół jej ciała. Rozsunął jej uda szeroko. Patrzył na nią z tak gwałtowanym głodem, że siła jego pożądania ogarnęła ją jak wezbrana fala i pochłonęła całkowicie. Zdominował wszystkie jej zmysły. – Dotknij mnie, Acheron. Pokaż mi co możesz zrobić. Przesunął palcem po jej płatkach delikatnie je rozsuwając. W odpowiedzi dreszcze przebiegły po całym jej ciele. Po chwili przeniósł swoje zainteresowanie na jądro jej kobiecości. Nakrył je ustami. Krzyczała, kiedy kreślił kółka językiem. Zamknęła oczy i rozkoszowała się pieszczotami języka i ust, kiedy ją lizał, ssał i pobudzał palcami, sprawiając, że rozkosz osiągnęła już niebezpieczny poziom. To była nieznośna przyjemność. A ona chciała więcej. Po raz pierwszy wsunął w nią palec nie zaprzestając pieszczot. To wtargnięcie było tak samo zaskakujące, co niezwykle przyjemne. Gdy dołożył kolejny palec spięła się. – Co robisz? 208
Niestety nie
172
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Napotkał jej wzrok gdy zmysłowo ją lizał. – Przygotowuję twoje ciało na mnie, nie chcę cię zranić wejściem. – Odsunął się. – Zmieniłaś zdanie? Potrząsnęła głową209. – Pragnę cię, Acheron. Pocałował ją wolno drażniąc palcami. Artemida chwyciła go kurczowo gdy kolejna fala orgazmu przeszła przez nią. W chwili, gdy to nastąpiło Acheron wszedł głęboko w jej ciało. Poruszał się szybko i gładko, a zamiast bólu powiększył jej orgazm do oszałamiającego poziomu. Odrzuciła głowę na poduszkę próbując zrozumieć sens tego, co się stało. Ale w tym nie było żadnego sensu. A gdy poruszał się w niej głęboko i wolno jęczała w ekstazie. Acheron zatracał się w zadowolonych westchnieniach Artemidy, które pasowały do jego pchnięć. Trzymała go w sposób, w jaki nikt do tej pory nie robił… Jakby naprawdę jej na nim zależało. Jakby coś dla niej znaczył. Łzy napłynęły mu do oczu gdy głęboko, raz za razem, się w nią wbijał. Dłużej nie był pijany, był w błogostanie. Wszystko, co widział to jej piękna twarz. Jej oczy pociemniały, kiedy odrzuciła mu włosy z karku i zatopiła w nim zęby. W momencie gdy to zrobiła ponownie doszła. Gdy z niego piła uczucie było tak niesamowite, że doprowadziło go na krawędź. Nie mogąc więcej znieść doszedł w oślepiającej ekstazie. Runął na nią gdy się karmiła. Pomiędzy orgazmem, a utratą krwi był słaby i zaspokojony. Przewróciła go na plecy by mogła więcej wypić. W tej chwil oddałby jej wszystko o co by poprosiła. Nawet życie. Artemida cofnęła nogę czując coś mokrego na prześcieradle. Patrząc w dół zobaczyła na materacu swoją krew zmieszaną z jego nasieniem. Rzeczywistość tego, co zrobiła uderzyła w nią tak mocno, że zrujnowała całe jej szczęście. Nie była dłużej dziewicą. Jeśli Apollo i inni się dowiedzą.. Będzie zrujnowana. Ośmieszona. Poniżona. Co ona zrobiła? Była pohańbiona przez ludzką kurwę210. Z przymkniętymi oczyma sięgnął po nią. Odsunęła się, a jej serce dziko biło w piersi. To było straszne. Obrzydliwe. Przerażona tym na co mu pozwoliła wyszła w łóżka czując mdłości211. Acheron ruszył za nią. – Artemida? – Nie dotykaj mnie!- warknęła gdy próbował ją przytulić. Odepchnęła go. 209
Noo oczywiście że nie… Aż ty sukko 211 Noo to chyba już wiemy do ktrórej grupy należy. 210
173
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Skrzywdziłem cię? Troska w jego głosie zostawiła poszarpaną dziurę w jej sercu. Ale to było nic w porównaniu do wstydu i strachu jaki czuła. – Zrujnowałeś mnie!212 W jednej chwili znienawidziła go za to, co uczynili. Co on z nią robił, że tak desperacko go pragnęła? Tak, że zapomniała, kim jest i dlaczego jej dziewictwo był tak ważne. Bogowie co ona zarobiła? 213 Chciała go zabić, ale nie potrafiła. Jak mogła go tak wściekle nienawidzić i jednocześnie pożądać? – Dlaczego mnie dotknąłeś? Spojrzał na nią zaskoczonym pytaniem. – Prosiłaś mnie o to. – Nie prosiłam cię byś mnie całował w świątyni – oskarżyła. – Nie poznałam wcześniej pocałunku. A gdy mnie później dotknąłeś… Uderzyła go mocno za zniewagę214. Acheron oszołomiony zatoczył się do tyłu, a jego policzek płonął. Zanim doszedł do siebie Artemida zaatakowała go, bijąc go i popychając. Gdy to ją nie usatysfakcjonowało rzuciła nim o ścianę i trzymała nad ziemią boską siłą. – Będę cię chroniła… Jej słowa zadzwoniły mu uszach, gdy patrzył na nią czekając aż w końcu go zabije. Prawdę mówiąc wolał umrzeć niż odczuwać spustoszenie w sercu jakie uczyniła. Kłamała. Nagle uderzył o podłogę. Ta sama niewidzialna siła zakręciła nim i trzymała na marmurowej posadzce, kiedy Artemida podchodziła do niego ze zdziczałym spojrzeniem. – Jeżeli kiedykolwiek i komukolwiek powiesz słowo o tym, co między nami zaszło, zobaczę jak umierasz tak bolesną śmiercią, że twoje krzyki o litość będą odbijać się echem przez całą wieczność. Te słowa wywołały łzy w jego oczach, przypomniały mu jak inni go nienawidzili tylko dlatego, że go pożądali. Ilu dygnitarzy i arystokratów przychodziło do niego i przeklinało w chwili, gdy sprawiał im przyjemność. Żyli w strachu, że kurwa zrujnuje im cenną reputację. Wykopywali go z łóżka i przytrzymywali przy ziemi klnąc go za swoje pożądanie jakby miał na to wpływ, tego pragnął. Dlaczego kiedykolwiek pomyślał, że Artemida będzie inna? W końcu był, czym był. Niczym.215 – Słyszysz mnie? – Artemida warknęła mu w twarz. – Słyszę. 212
On??? Padło z lekka na ryjek, nie???? 214 I się powtarzam – suczysko-krowisko! 215 I znów miałam rację 213
174
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Więc trzymaj język za zębami. Powstrzymał szyderczy śmiech słysząc groźbę, na której zjadł zęby. Ale on znał prawdę. Jego język miał większą wartość niż cokolwiek innego, ponieważ dawał najwięcej przyjemności. – Twoja wola jest moją Akra. Złapała go za włosy i szarpnęła by na nią spojrzał216. – Jestem boginią Artemidą. A on był Acheron Parthenopaeus. Przeklęta kurwa. Pogardzany niewolnik. Niekochany przez nikogo. Jakim był głupcem, że uwierzył w jej kłamstwa. Że przez minutę pomyślał, że ktoś taki jak on może mieć dla bogini jakąś wartość. Artemida zobaczyła w jego oczach wzgardę, która rozrywała jej serce.217 Nie chciała mu tego robić, ale jaki miała inny wybór? On będzie martwy za kilka lat, a jej wstyd będzie wieczny jeżeli jakieś słowo o tym, co przed chwilą zaszło dojdzie do innych bogów. Ludziom nie można ufać. Nigdy. – Pamiętaj, mój gniew będzie legionem. Boleśnie szarpnęła jego włosy w ostrzeżeniu i posłała go do świata ludzi. Zdruzgotany Acheron siedział na podłodze w swoim pokoju. Odrętwiały przez odrzucenie i atak poszedł na balkon wychodzący na morze. Położył głowę na kamiennej balustradzie. Słyszał głosy Atlantydów, którzy go wołali. Bardziej niż kiedykolwiek był skłonny za nimi iść. Co za różnica czy go zabiją? Gdyby był pewny, że to zrobią poszedł by do nich. Ale w głębi serca bał się, że wzywają go, by jak inni, mogli go dręczyć, bić, upokarzać. Pochylając głowę płakał, a z każdą łzą czuł jak wzrasta w nim nienawiść do Artemidy. Nikt go nie zmusił do łez od lat. Nie od dnia kiedy Estes sprzedał jego niewinność za najwyższą cenę, a odbyło się to na przyjęciu gdzie każdy obserwował brutalną profanacje. Przez wiele dni czuł ból i krwawił. Nawet teraz słyszał ich śmiech i szyderstwa. – Złamać kurwę dla reszty nas… Acheron walił wściekle pięścią w mur, chcąc by ból wymazał w nim wstyd. Ale nie było żadnej ulgi. Żadnego miłosierdzia. Nic go nie mogło usunąć. Teraz kurwa była zmęczona. W końcu był złamana. I to nie przez dłoń jego pana czy klienta.
216 217
Ash przecież nigdy tego nie zrobię… Trza je najpierw mieć....
175
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Przez dłoń jedynej osoby, którą kochał. Pokonany i przegrany Acheron położył się na zimnym balkonie i zamknął oczy modląc się o śmierć, która w końcu zakończy koszmar, jakim było jego życie.
176
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
28 styczeń 9528 roku p.n.e. Ryssa była w sali tonowej ojca razem z nim, Styxxem i Apollem. Śmiali się, całkowicie ją ignorując. Co było normalne i niczym jej nie zaskoczyło. Ale nienawidziła sytuacji, w której Apollo zmuszał ją, by przebywała z nimi za każdym razem, gdy się pojawiał. Traktował ją jak swoją własność, której przeznaczeniem był uśmiech i nadskakiwanie boskiemu tyłkowi.218 A ta chora rzeczywistość wymagała, aby jeszcze raz przemyślała, co musiał czuł Acheron w domu Estesa. I co z tego, że bóg był ekstremalnie przystojny? Gardziła nim. Gardziła sposobem, w jaki ją traktował – jakby była niczym. Jedyną rzeczą gorszą od tego był nacisk ojca i jego uwagi, że została pobłogosławiona obecnością boga. Jeśli to było błogosławieństwo chętnie zgodzi się na potępienie. Odwróciła głowę i zobaczyła wahającą się służącą w drzwiach. Śliczna i nieśmiała dziewczyna była o rok, dwa młodsza od Styxxa. – Czy coś stało Hestia? - zapytała służącą. Hestia spojrzała z niepokojem na siedzących mężczyzn. Zbliżyła się do Ryssy i powiedziała cichym głosem. – Jego Wysokość chciał wiedzieć gdyby… - wzrok Hestii spoczął na królu zanim dokończyła. – Królewski więzień przestał jeść. Królewski więzień. Acheron. Serce Ryssy biło głośno ze strachu. – Jest chory? Odchrząknęła. – Nie wiem tego, Wasza wysokość. Nie widziałam go od wielu dni. Zostawiam jedzenie, a kiedy wracam jest nietknięte. I nikt nie śpi w jego łóżku. – Co? - Na wrzask ojca obie podskoczyły. – Straż za mną. Wybiegli z sali tronowej w kierunku jej skrzydła pałacu. Bojąc się o brata Ryssa wybiegła za nimi. – Co się dzieje? – Apollo zapytał Styxxa gdy podążali za nią. Styxx prychnął z odrazą. – To Acheron. Bezwartościowy niewolnik, który był wykorzystywany jako tsoulus. Na nieszczęście, moje życie zależy od jego, więc jesteśmy zmuszeni trzymać go w zdrowiu i szczęściu219. Zawsze robi coś, by zwrócić na siebie uwagę. Niech bogowie bronią byśmy kiedykolwiek mogli zapomnieć o jego istnieniu. Ryssa zazgrzytała zębami. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął Acheron to zwrócenie na siebie uwagi ojca, brata czy innej osoby. Ale w samolubnym, 218 219
Wyrabia się... Życzę ci tego samego zdrowia i szczęścia..
177
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
wąskim i prostackim umyśle Styxxa zionęła głęboka pustka. Nie mógł pojąć, że jego bliźniak chciał się ukryć przed ich cudowną obecnością. Jej ojciec wpadł jak burza do pokoju Acherona. A za nim Ryssa. Zatrzymał się oglądając puste pomieszczenie. Nie było żadnego śladu po Acheronie. Ojciec spiorunował ją wściekły wzrokiem. – Mówiłem ci! Nie można mu ufać! Zignorowała go idąc do jedynego miejsca uczęszczanego przez brata. Balkonu. W pierwszej chwili go nie dostrzegła, ale kiedy podeszła do markizy zatrzymującej deszcz zobaczyła postać kątem oka. To był siedzący Acheron z podciągniętymi do klatki piersiowej kolanami, które obejmował ramionami. Całkowicie nagi wpatrywał się biernie w przestrzeń jakby nie dostrzegał zalewającego go lodowatego zimna i deszczu. Jego włosy były przyklejone do głowy, a przynajmniej dwudniowy zarost pokrywał policzki. Uważając by być poza zasięgiem deszczu podeszła do niego. – Acheron? Nie odpowiedział. Coś z nim było nie w porządku. Wyglądał tak jakby był martwy, ale jego dusza nie zdążyła opuścić ciała. Uklękła obok niego. – Braciszku? Spojrzał na nią z furią, którą ostatni raz widziała jak go wyrzucono z burdelu i umieszczono w norze w podziemiach. – Zostaw mnie – mruknął głosem tak przerażających, że ją wystraszył. Kątek oka zobaczyła gniew na ojca twarzy. – Nie waż się tak do niej mówić. – Pierdol się draniu220. Styxx z niskim warkotem w gardle rzucił się na Acherona. Ryssa zachwiała się na nogach gdy Acheron gwałtownie wstał i z taką samą furią zaatakował Styxxa. Do tej pory nie widziała, by Acheron uderzył żywą istotę. Ale teraz walczył ze Styxxem o wszystko, co miał221. Apollo odciągnął ją od braci, by przypadkowo jej nie uderzyli. Styxx był szkolony od piątego roku życia przez najlepszych instruktorów, których dla niego sprowadzał ojciec. Wygrywał w strugach deszczu z bratem. A mimo wszystko Acheron walczył tak mocno na ile mógł. Ale nie dorównywał w walce bliźniakowi. Styxx kopnął go w żebra. – Jesteś żałosny. Acheron przekręcił się w wodzie i wstał. Kiedy podszedł do Styxxa ponownie został powalony na ziemię. Deszcz zalewał mu twarz mieszając się z
220 221
Popieram. I tak doprowadzono go do krawędzi która nie jest ostateczna…
178
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
krwią płynącą z jego ust, nosa i oczu. Wstał ponownie podbiegając do Styxxa jakby sama jego wola miała pokonać bliźniaka. – Straż zabrać go! – rozkazał mój ojciec. Acheron starał się z nimi walczyć, kiedy go chcieli poskromić ale był już osłabiony walką ze Styxxem. Zaciągnęli go do pokoju gdzie czekał ojciec, który chwycił go za mokre włosy i szarpnął w górę głowę tak, by mógł zobaczyć pełne pogardy spojrzenie króla wobec najstarszego syna222. – Bijcie go aż mu zejdzie skóra z pleców. Acheron zaśmiał się zimno. – Też cię kocham, ojcze. Ojciec uderzył go w twarz. – Zabrać go stąd. – Ojciec? – zapytał z wygiętą brwią Apollo. Jej ojciec zadrwił. – Tak mnie nazywa, ale moim synem nie jest. Moja była żona kurwiła się i poczęła tą abominację. Ryssa czuła jak łzy spływają po jej twarzy na słowa ojca. – On jest człowiekiem, ojcze. Wszyscy ją wyśmiali. Niezdolna dłużej z nimi stać pobiegła za strażnikami. Ale zanim dotarła na dzieciniec jej brat był już zakrwawiony. Jednak w przeciwieństwie do wcześniej mu wymierzanych kar tym razem walczył. – Uderz mnie jeszcze raz! – wrzeszczał do strażnika. – Ale tym razem mocniej. Jego nieokiełznana wściekłość całkowicie ją zaskoczyła i zszokowała. Śmiał się do strażników jakby to, co mu robili sprawiało mu przyjemność. Czy on oszalał? Co mu się stało?223 Acheron drażnił ich do momentu gdy stracił przytomność. Strażnicy wymienili miedzy sobą ostrożne spojrzenia. W końcu najwyższy chwycił wiadro z wodą, by go ocucić. Ryssa położyła dłoń na jego ramieniu. – Proszę nie – błagała. – Księżniczko… wasz ojciec będzie wściekły, jeśli dowie się, że nie wykonaliśmy jego rozkazów. – Jeżeli ty nie powiesz to ja też nie. Proszę. On ma już dość. Strażnik skinął głową odcinając Acherona od pala. Widziała współczucie w oczach strażników, gdy go przenosili do pokoju gdzie podłóg jej prośby położyli go na łóżku. Odwrócili się i zostawili ją samą z bratem, który wyglądał żałośnie bezbronnie leżąc na łóżku i krwawiąc. 222 223
Litości.. ile to jeszcze potrwa??? Nicc, ma tylko psychoze maniakalno - depresyją
179
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Ryssa nie miała pojęcia gdzie znikli Apollo, Styxx i ojciec. Ale szczerze miała to w głębokim poważaniu. Mogą zgnić za swoje okrucieństwo. Jej dłoń drżała gdy odsuwała włosy z policzka Acherona. Był rozpalony gorączką. – Nie martw się Acheron. Zaopiekuję się tobą. *** – Cóż to było bardzo zabawne. Artemida odwróciła spojrzenie od Koris pływających w ogrodowej fontannie, by spojrzeć na brata. – Co? – Mój zwierzak ma brata bękarta, którego wszyscy nienawidzą. Jej serca zamarło na wspomnienie Acherona. – Naprawdę? - zapytała mając nadzieję, że nie dostrzegł haczyka w jej pytaniu. Skinął głową zanim usiadł obok niej. – Nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Siedział całkowicie nagi w strugach deszczu, zupełnie cicho, a oni skopali mu tyłek. Później zabrali go na dziedziniec lejąc jak wściekłego psa. Artemida z trudem nie zagregowała na słowa brata. – Dlaczego? – Nie mam pojęcia. Ale przysięgam, że następca tronu miał wzwód, gdy trzymał go przy ziemi i bił. Artemida odwróciła wzrok przypominając sobie ile razy Apollo traktował ją w ten sam sposób. Dziwne, że nie widział własnych czynów odzwierciedlanych w ludzkich poczynaniach. Jej biedny Acheron. 224 Pragnęła do niego iść, ale nie miała odwagi. Apollo roześmiał się. – Doceniam odwagę tego człowieka, bo walczył z nimi jak lew. Nawet prowokował ich, by mocniej go lali. Dławiła się łzami. Artemida zamrugała, by szybko się ich pozbyć. – Nigdy nie zrozumiem ludzi. – I dlatego, pewnego dnia, moi Apolici ich sobie podporządkują. Ludzie są zbyt niedoskonali. Artemida potrząsnęła głową na plan brata, który ma na celu zniewolenie istot stworzonych przez ich ojca. – Czy Grecy wiedzą, że nie masz zamiaru wspomóc ich w wojnie przeciwko Atlantydzie i Apollitas. – Jesteś niespełna rozumu? 225Oczywiście, że nie. Pozwól im oddawać córki w ofierze. Co mnie to obchodzi? 224 225
Jej???? Jej???? no ta to ma tupet Taaaaaaak, taaaaaaaaaak....
180
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Artemida podniosła brwi słysząc słowa brata. – Przecież dbasz o swojego zwierzaka, prawda? Wzruszyła obojętnie ramionami. – Na razie mnie bawi. Ale są inne wspaniałe i piękne kobiety na tym świecie. Poza tym, zanim zniewolę ludzkość Ryssa zestarzeje się i ją rzucę. – Tak szybko się starzeją… Apollo nic nie odpowiedział. Artemida była zdziwiona jego obecnością w świątynnym ogrodzie. – Dlaczego nie jesteś ze swoim zwierzątkiem? – Jest z niewolnikiem opiekując się nim. Kiedy go pobili jak na mój gust i smak stała się zbyt smutna226. – A ty to tolerujesz? Wzruszył ramieniem. – Myślę, że jej nieślubny brat musiał dać jej wskazówki jak mnie zadowolić. Ona była zbyt przygotowana jak na dziewicę. Styxx mi powiedział, że sprzedawali tego bękarta. Myślę więc, że to jakaś rodzinna tradycja227. Ta wiadomość zaskoczyła Artemidę. Normalnie jej brat unikał kobiet pohańbionych. – Ryssa miała innych? – Nie. Inaczej bym ją zabił. Kiedy nie jest ze mną, trzymają ją pod dobrą strażą. Ale bawi mnie, że w taki sposób mi ją oddali. Nigdy bym tak nie postąpił z własną córką. Artemida spojrzała na Satarę. Młodsza córka Apolla baraszkowała w wodzie z innymi Koris. – Nie, ty tylko oddałeś mi ją jako służącą228. – Oddałem ci ją byś miała czym się żywić gdy mnie nie ma w pobliżu i by trzymać ją z daleka od ludzi. Ona nigdy nie zostanie dotknięta przez żadnego mężczyznę. – Ona nadal jest młoda. Co będzie kiedy dorośnie i postanowi wyjść za mąż? Oczy Apolla zapłonęły gniewem. – Zabiję ich oboje. Artemida była przerażona jego słowami. – Zabijesz własną córkę? Przeszył ją spojrzeniem. – Zabiłbym własną bliźniaczkę gdyby skurwiła się z mężczyzną. Satara jest jednym z wielu dzieci, które posiadam. Ale żadne z nich nie przyniesie mi wstydu bez poczucia w pełni mojego gniewu229. – Nawet, jeżeli go pokocha? 226
Taa pewnie krew miała gorzki smak… Taak – z tym się akurat zgadzam. 228 Co za pierdolnięta rodzina… 229 Umm jakie prorocze słowa 227
181
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Skrzywił wargi z niesmakiem. – Kim jesteś? Afrodytą? Nie mów mi o miłości. Jesteś boginią. Dla nas miłość nie istnieje. Tylko pożądanie, które prędzej czy później znika. Wyłącznie mężczyzna może szukać kochanek, ale kiedy kobieta to robi …230 Czyni to z niej kurwę. – Znała stanowisko swojego brata. Satara przestała grać i spojrzała na nią, jakby słyszała jej słowa. – Idę – rzucił Apollo i znikł. Artemida nie przeoczyła bólu w oczach bratanicy i rozczarowania na jej twarzy, że ojciec nawet nie zamienił z nią jednego słowa. Chwile później popchnęła inną Kori. Artemida pokręciła głową. Widocznie przemoc była głęboko zakorzeniona w jej rodzinnych genach231. Jej myśli powróciły do Acherona i poczuła wyrzuty sumienia. To, co mu zrobiła było złe i wiedziała o tym. Chciał do niego iść. Ale w jaki sposób może mu spojrzeć w twarz po tym jak go zaatakowała? Jesteś boginią. Powinien być ci wdzięczny, że w ogóle go zauważyłaś. Tego została nauczona. Ale Acheron był inny. On nie był tylko kolejnym człowiekiem. Byli przyjaciółmi. A ona go skrzywdziła ze strachu. Zrobiła mu rzeczy, których przyrzekała nigdy nie robić. Rzeczy, które wiedziała, że go zranią i upokorzą. Dlaczego?232 Zamykając oczy widziała jak ją goni po lesie. Słyszała jego śmiech, kiedy się z nią droczył. Z nikim tak się nie czuła. Z nikim. A ona zniszczyła to, bo była idiotką233. Jest człowiekiem, kogo obchodzi? To stanowisko Apollina. Gdyby tylko mogła je dzielić. Ale w głębi serca znała prawdę. Tęskniła za nim i cierpiała, że kolejny raz został skrzywdzony przez swojego ojca. Nawet o tym nie myśl… Ale był już za późno. Zdążyła się przenieść z ogrodu do jego pokoju. Stała w cieniu skąd widziała jego siostrę leżącą obok niego. – Proszę jedz Acheron – wyszeptała Ryssa. – Nie chcę by znowu cię skrzywdzili. Ojciec powiedział, że jeśli nie będziesz jadł posiłków znowu będą cię na karmić siłę. – Podsunęła mu kawałek chleba pod usta. Odwrócił głowę. Artemida dostrzegła ogłuszający ból na jego twarzy. – Dobrze. Nie będę cię zmuszać, ale też nie chce patrzeć jak cię ranią. Księżniczka wsadziła chleb do ust i połknęła go w całości. Potem zjadła cały jego posiłek. 230
Jezzus toż to epoka kamienia łupanego… Ojj tak.. 232 Boś durna... 233 Raz się z tobą zgadzam! 231
182
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Jej oczy były pełne smutku. Po chwili wstała. – Powiem im, że wszystko zjadłeś. Kiedy wyciągnęła do niego dłoń odtrącił ją. Widać było, że ją to zabolało. – Śpij spokojnie braciszku. Dopilnuję, by nikt ci nie przeszkadzał. Artemida nie poruszyła się dopóki Ryssa nie zostawiła ich samych. Materializując się wyszła z cienia. Na jej widok Acheron z szyderstwem skrzywił wargi. – Odejdź. – Nie powinieneś używać takiego tonu wobec mnie. Zaśmiał się, a po chwili skrzywił jakby coś go zabolało. – Czy ja wyglądam na osobę, która do cholery, przejmuje się co z nią zrobisz? Zabieraj stąd swoją dupę i zostaw mnie w spokoju. – Acheron… – Wynoś się! – warknął. – Już mi wyjaśniłaś, kim jestem dla ciebie. I jak widzisz nie potrzebuję cię, byś mnie zbiła. Jest wielu innych, którzy walczą o ten zaszczyt. Uklękła przy jego łóżku. Ze złamanym sercem patrzyła na siniaki pokrywające jego twarz…i na rany zniekształcające jego plecy. – Mogę cię uleczyć. – Nie chcę twojej pomocy. Nie chcę niczego od ciebie poza twoim odejściem. – Nie rób tego Acheron. Przeklął. – Jestem już zmęczony błaganiem o litość. Nikt na to nie zważa kiedy to robię. Być może lepiej bym umarł z całą godnością kurwy niż czołgając się na brzuchu jak bezwartościowy niewolnik. Potrząsnęła głowa starając się mu wytłumaczyć, co się stało. – Byłam przestraszona tym, co zrobiliśmy234. Jego spojrzenie przeszło ją jak sztylet. – Każdy żałuje, że ze mną był i jestem tym cholernie zmęczony. Moja matka umarła w hańbie tylko dlatego, że mnie urodziła. Mój ojciec i brat gardzą mną a siostra ledwo może mi spojrzeć w oczy. A ty…ty pozwoliłaś mi w coś uwierzyć. Zaufałem ci, a ty mnie okłamałaś, jak cała reszta. – Wiem i jest mi przykro. Położyła dłoń na jego zarośnięty policzek mają nadzieję, że zrozumie jak była szczera. – Teraz jestem tutaj nie jako bogini, ale jako twój przyjaciel. Tęsknię za tobą kiedy nie ma cię obok mnie.235
234 235
I to ma być miłość??? Za nim czy za seksem???
183
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron chciał jej pokazać wyjście, ale prawdę mówiąc nie mógł. Nie ważne jak bardzo chciał jej nienawidzić nie wiedział jak. Zamknęła jego udręczone oczy i uleczyła jego ciało. Wypuścił zmęczony oddech, kiedy uśmierzyła jego ból. – Nie oczekuj ode mnie podziękowań. – Nie bądź taki. Ja nie przepraszam ludzi. Nigdy. Jednak przeproszę cię… Rozumiał o czym mówiła, ale to nie koiło cierpienia jego serca, które tak mocno zraniła. – Dłużej nie chcę twojej przyjaźni Artie. Będziesz musiała znaleźć inną kurwę do zabawy. Zanim Acheron zdążył mrugnąć napadła na niego popychając go na łóżko. Zassała gwałtownie powietrze, gdy zatopiła kły w jego szyi. Tym razem nie była to przyjemność. Z każdą kroplą krwi jaką wypiła ból rozsadzał go na drobne kawałki Co gorsze sparaliżowała go, nie mógł się ani poruszyć ani z nią walczyć.236 To był obraz gwałtu i on o tym wiedział. Tak często ludzie atakowali go aby dać pokaz siły, że rozpoznawał gdy to miało to miejsce. – Błagaj o litość kurwo! – Powiedz mi jak bardzo ci się to podoba… Acheron starał się zachować przytomność kiedy głosy z przeszłości rozbrzmiały w jego głowie. Ból i frustracja budowała w nim bezsilną wściekłość, która gotowała się jak na wolnym ogniu. W końcu Artemida odsunęła się. Jej osłupiały wyraz twarzy powiedział mu jak bardzo jest zaskoczona widząc go przytomnym. Acheron odchrząknął i spojrzał na nią z pogardą. – Nawet teraz? Tak bardzo chcesz zgwałcić moje ciało jak gwałcisz moją dusze? Ból przeszył go na wskroś, kiedy powróciły wszystkie rany i siniaki. Wrzasnął z bólu, który był większy niż wcześniej237. Artemida wstała i spojrzała z góry na niego. – Nie będziesz ze mnie szydził człowieku. Mam dość twojej drwiny. Z tymi słowami znikła. 238 Acheron zamknął oczy czując ulgę. Może teraz zostanie sam. Ale gdy szukał spokoju, w jego myślach zamiast sadu w letnim pałacu pojawił się prześladujący go widok Artemidy. Obraz ich krótkiej przyjaźni zanim bezwzględnie ją zniszczyła. Tęsknił za ulgą. – To koniec - wyszeptał. Był tylko jej zabawką. 236
Noo i jak ją tłumaczyć? Dobroć bogini 238 Wreszcie i oby na stałe 237
184
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Jego życie za długo było kontrolowane przez innych. Był już najwyższy czas by przestał wszystkich zadawalać i zacząć żyć własnym życie. Nigdy i nikomu już nie pozwoli mieć nad sobą władzy. A szczególnie bogom.
185
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
13 lutego 9528 roku p.n.e. Acheron szedł przez centrum miasta w stronę amfiteatru na przedstawienie. Wchodząc na rynek zatrzymał się gdy dostrzegł kątem oka jakiś cień. Odwrócił się szybko w jego kierunku, ale niczego nie dostrzegł. Niepewny czy to nie Artemida go śledzi, schował się między małą grupą ludzi. Czuł się taki pusty. Taki wykorzystany. Ale szczerze nie chciał jej nigdy więcej widzieć. Na samo jej wspomnienie czuł jak wzrasta w nim płonący gniew. Ale także głęboki smutek, że stracił to, co mogło być między nimi, a co o mało nie rzuciło go na kolana. Nie chciał być dalej wykorzystywany. Nawet dla miłości. Czemu nie? Byłeś sprzedawany już za wszystko. Zagryzł zęby na brutalną prawdę. Nie chciał o tym myśleć. – Babciu on nas oszukuje. Głos młodego chłopca przykuł jego uwagę do najbliższego stoiska. Stała przy nim starsza kobieta z siwymi, splecionymi w warkocz włosami. Dłoń opierała na ramieniu chłopca. Jej oczy były mlecznobiałe. Chłopiec nie starszy niż siedem, osiem lat, miał czarne włosy i twarz tak niewinną, że wzruszała. Mimo że ich ubrania były znoszone byli schludni i czyści. Sprzedawca uniósł dłoń jakby chciał uderzyć dzieciaka. Chłopiec cofnął się a jego twarz straciła cały kolor. – Merus? – babka wyszeptała. – Co się dzieje? – Nicc babciu. Jaa się pomyliłem. Acheron nie wiedział dlaczego, ale strach chłopca przeszył go jak sztylet. Jak ten człowiek śmiał wykorzystywać swoją przewagę nad staraszą kobietą i dzieckiem, skoro było oczywiste, że żadne z nich nie miało wiele na tym świecie? Zanim lepiej się zastanowił zrobił krok do przodu. – Musisz im dać to za co zapłacili! Człowiek zaczął się wykłócać ale skończył gdy Acheron wyprostował się na całą swoją wysokość. A przewyższał go przynajmniej o głowę. Choć Acheron był szczupły, był na tyle dobrze umięśniony, by wyglądać przerażająco. Na szczęście sprzedawca nie wiedział, że nie miał zielonego pojęcia o walce. Wytrzeszczył też oczy dostrzegając królewski chiton. Ryssa nalegała by go zakładał za każdym razem, gdy opuszczał pałac. – Panie, ja ich nie oszukuje! Acheron spojrzał się na chłopca gapiącego się na niego. – Dziecko, co widziałeś? Merus przełknął ślinę i skinął na Acherona palcem. Więc złagodził rysy twarzy by nie przestraszyć bardziej chłopca. Pochylił się. Chłopak głośno szepnął mu do ucha. 186
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Trzymał kciuk na skali. Moja babcia kazała mi mówić za każdym razem gdy będzie tak robił. Mówi, że to oszustwo. – No bo jest. – Acheron delikatnie poklepał go po ramieniu zanim wyprostował się i spojrzał na sprzedawcę. – Ile kupowałeś mąki Merus? – Trzy funty. – A więc popatrzę jak będzie na nowo ważona. Twarz sprzedawcy zrobiła się krwistoczerwona, kiedy na nowo ważył mąkę. Było jej za mało. Przeklinając pod nosem, dosypałm jej do worka. Ze wściekłym spojrzeniem uszczelnił i pchnął opakowanie w stronę dziecka. – Merus? – powiedział Acheron patrząc na sprzedawcę, który nie mógł dostrzec jego twarzy. Chłopiec spojrzał na niego. – Tak mój panie? – Jeżeli kiedykolwiek złapiesz sprzedawcę, że oszukuje twoją babcię albo jeśli cię skrzywdzi, pójdziesz do pałacu i zapytasz się o księżniczkę Rysse. Powiesz jej, że przysłała cię Acheron, a ona już dopilnuje abyś został potraktowany sprawiedliwie i aby nikt cię nie karał za prawdę. – Dziękuje mój panie. Jego oczy świeciły, kiedy sprzedawcy pociemniały z gniewu. Kobieta położyła delikatnie dłoń na przedramieniu Acherona. – Niech ci bogowie błogosławią za twoją dobroć. Jesteś cennym nabytkiem dla tego świata. Dziękuję. Jej słowa poruszyły jego serce. Poczuł ucisk w gardle ze wzruszenia. Gdyby tylko były prawdziwe. Nie były, a starsza kobieta cofnęła się w przerażaniu jakby wiedziała czego dotyka. – Niech bogowie będą z tobą – szepnęła zanim od nich odszedł. Nie zdążył daleko odejść gdy Merus do niego podbiegł. – Mój panie? To było dziwne gdy ktoś go tak nazywał. – Tak? – Wiem, że nie jesteśmy ciebie godni, mój panie, ale moja babcia prosiła mnie bym cię zapytał czy chcesz zjeść z nami chleb. Wiem, że jest ślepa ale jest wspaniałą kucharką. Piecze chleb dla piekarza, który sprzedaje go na dwór króla. Acheron spojrzał do tyłu gdzie stała dumnie kobieta, mimo że nie dostrzegała niczego wokół siebie. Nie jesteśmy ciebie godni…Gdyby tylko to dziecko wiedziało kim jest, unikałoby go jak każdy inny. Oboje by unikali. Zawahał się. Powinien odejść zanim poznają prawdę, ale nie chciał im ubliżyć swoją odmową, ani nie chciał by poczuli się gorsi, jak on. Zamiast odejść skinął głową. – Bardzo chętnie Merus. Dziękuję za zaproszenie.
187
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Chłopiec uśmiechnął się i poprowadził go na koniec rynku, gdzie czekała jego babcia. – On jest ze mną babciu. Na jej twarzy pojawiły się zmarszczki, kiedy uśmiechnęła się i przemówiła w przeciwnym kierunku niż stali. – Dziękuję, mój panie. Może nasz posiłek nie będzie tak wyszukany do jakich się przyzwyczaiłeś ale obiecuję że nie jadłeś do tej pory niczego lepszego. – Jesteśmy tutaj babciu. Jej policzki poróżowiały. – Wybacz mi panie. Obawiam się, że jestem odrobinę niezdarna. – Nic się nie stało. Zabrał paczki które chłopiec trzymał w dłoniach. – Zajmę się nimi, a ty pomożesz babci w domu. Był zdumiony, że dziecko niosło tak ciężki pakunek. Rozpromieniony Merus chwycił dłoń babci i poprowadził ją przez tum. – Mam na imię Eleni, panie. – Proszę nazywaj mnie Acheron. Mieszkam w pałacu, ale nie jestem nikim ważnym. – On wygląda na ważnego, babciu. Ma bardzo ładne ubranie i buty i jest naprawdę, naprawdę wysoki. Zacmokała z dezaprobatą na wnuka. – Nie ładnie zaprzeczać ludziom Merus, zwłaszcza w ich obecności. Pamiętaj, co ci powiedziałam. Pozory mylą. Biedak może przywdziać szaty księcia, a książę może zostać na ulicy bez butów. Oceniamy ludzi przez ich czyny, a nie przez ubrania, jakie noszą. – Jej uśmiech był oazą spokoju. – A przez czyny pana Acherona wiemy, że jest szlachetny i dobry. Acheron zatrzymał się słysząc jej słowa. Nigdy w życiu nie czuł się niczym więcej niż kurwą, ale w tej chwili, z tymi ludźmi ubranymi w łachmany poczuł się jak król. To było tak dziwne uczucie… ale bardzo miłe. Uniósł podbródek. Merus otworzył drzwi małego domku położonego w szeregu mu podobnych. Acheron musiał się prawie podwójnie zgiąć, gdy kroczył za nimi przez ciemny korytarz. Główna sala była mała i zatłoczona, ale poczuł się jak w domu. Dom emanował aurą, która mówiła mu, że Eleni i Merus bardzo się kochają i są razem szczęśliwi. Docenił to, mimo że ledwo mógł się w nim poruszać. Krokwie były bardzo nisko położone, z czego zdał sobie sprawę w dwie sekundy po tym jak wszedł do środka. – Wszystko w porządku mój panie? – zapytał Merus. Acheron skinął głową trzymając dłoń na czole, które ucierpiało po zderzeniu z drewnianymi belkami. 188
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Co się stało? – zapytała z paniką Eleni. – Jak powiedziałem, Pan Acheron jest ekstremalnie239 wysoki. Uderzył głową w sufit. Oczy Eleni rozszerzyły się. Podeszła do niego machając mu dłonią przed twarzą. Acheron chwycił jej rękę i położył na swoim ramieniu dając jej znać jak jest wysoki. – O mój boże! – wyszeptała. –Jesteś tak samo wysoki jak jeden z bogów. Kolejna rzecz, która go odróżniała od zwykłych śmiertelników – jak mawiał Estes i Catera – dużo pieniędzy płynęło od tych, co odczuwali sadystyczną przyjemność ,że są silniejsi od osób wyższych. Sprawnie poruszając się o lasce, jakby mogła widzieć każdy przedmiot w pokoju, podeszła do stołu i odsunęła krzesło. – Najlepiej jak usiądziesz panie. Mogę tylko sobie wyobrazić jak przytłaczający i mały musi wam się wydawać nasz dom. – Wcale nie – powiedział szczerze. Chociaż odczuwał mały strach przed zderzeniem się z większą ilością przedmiotów w jej spokojnym domowych pieleszach. – Przynieś nam trochę mleka Merus. Chłopiec wybiegł przez drzwi. Acheron patrzył jak kobieta podchodzi do pieca chlebowego i bezproblemowo rozpala ogień. Był zdumiony, że wiedziała gdzie wszystko było położone. Nie było żadnej pomyłki i żadnego oparzenia. – Mój panie? – zapytała chwytając nóż za uchwyt. - Mogę ci zadać wścibskie pytanie? – Jeżeli chcesz… – Dlaczego jesteś taki smutny? Zaczął zaprzeczać, ale, po co? Ona nie znała go, a on jej. Szczerze mówiąc był zszokowany, że potrafiła rozpoznać jego nastrój bez wizualnych wskazówek. – Skąd wiesz? – Z brzmienia twego głosu, gdy mówisz. Słyszę w nim ciężar smutku i silną melodię płynącą z Atlantydy. Bezsprzecznie była przenikliwa. Pokroiła chleb na kawałki i umieściła na kamiennej desce, by się zagrzał. – Kim jest osoba, której utrata tak cię zasmuca? Na samą myśl o Artemidzie zrobiło mi się zimno. – To przyjaciel.240 – Więc opłakuje go razem z tobą. – powiedziała pocieszającym głosem. –
239 240
Dobra tłumaczki D .. to też jest wasze ulubione słowo ? Dość często się pojawia No żesz nie wytrzymam, noooo
189
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Przez lata straciłam wielu przyjaciół i dzieci. Strata jest zawsze ciężka. Ale mam Merusa i jestem taka dumna z jego rozwoju. Nie masz pojęcia ile znaczy syn dla rodziców. Jestem pewna ,że twoi patrzą na ciebie z dumnym uśmiechem. Nie mogąc dłużej ścierpieć słów, które otwierały jego rany wstał. – Chyba powinienem iść. Wyglądała na dotkniętą. – Czy powiedziałam coś złego? – Nie. Nie chciał by czuła się źle skoro jej jedynym zamiarem było pocieszenie go, a nie zranienie. To nie była jej wina, że jedyną osobą która go kochała była jego siostra a jego rodzice przeklęli go w dniu narodzin. – Kierowałem się do amfiteatru na sztukę, kiedy zatrzymałem się na rynku. Powinienem iść zanim stracę resztę przedstawienia. Chwyciła jego dłonie i zmarła, gdy poczuła pod pacami piętna niewolnicze. Ścisnęła jego dłonie mocniej. – Jesteś niewolnikiem? Poczuł jak twarz mu się zaczerwieniła, gdy zalała go fala upokorzenia. Chciał ją przekląć za jej przypadkowe odkrycie. – Byłem. Przykro mi. Nie powinienem tu przychodzić. Ale nie puściła go. Nakryła jego dłoń drugą ręką i posłała mu przyjacielski uśmiech. – Ściągnij płaszcz i siadaj. Nie zrobiłeś nic za co powinieneś przeprosić. Podziwiam cię, że zatrzymałeś się by nam pomóc. Żaden arystokrata tego nie zrobił, ale oni rzadko pomagają biednym ludziom. Dla wyzwoleńca stawanie w obronie biednych jest czynem wielkiej odwagi i siły charakteru. To, co zrobiłeś to więcej niż robi cała arystokracja i król i będę zaszczycona, jeżeli zasiądziesz to stołu z nami. Acheron z powodu nagromadzonych emocji nie mógł oddychać. Nie był przyzwyczajony że ktoś mu pochlebia poza łóżkiem. – Dziękuję. Uśmiechając się poklepała jego dłoń i puściła go. – Wiesz, kiedy byłam dzieckiem mój ojciec wiecznie mi powtarzał, że kiedy po raz pierwszy kogoś spotykamy nigdy później nie pamiętamy w co był ubrany i co powiedział. To, co pamiętamy, to, w jaki sposób czuliśmy się będąc z tą osobą. Sprawiłeś że broniąc mojego wnuka, poczuł się ważny i za ten bezinteresowny akt będę ci wdzięczna na wieki. Dziękuje dziecko. Miała rację. Będzie ją pamiętał. Merus wrócił z glinianym dzbankiem bez tchu. – Babciu jest pełen mleka. Czy chleb jest gotowy? – Najdroższy, prawie. Wzięła od niego mleko i rozlała do pucharów. Merus wziął puchar i postawił przed Acheronem. – Czy stoczyłeś wiele walk panie? 190
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Słysząc niewinne pytanie chłopca opuścił maskę uśmiechu z twarzy. – Nie, Merus. Żadnej. I proszę nazywaj mnie Acheron. – W porządku akribos – powiedziała łagodnie Eleni.- Acheron nie lubi tytułów. Dzieciak chwycił własny kubek i wrócił do stołu. Wspiął się na krzesło obok Acherona. – Umiesz walczyć mieczem? – Wcale. – Oh…- spojrzał na niego rozczarowany. – Więc co robisz? – Merus. – zbeształa go babcia. – Nie przesłuchujemy naszych gości. Pokręciła głową. – Wybacz mu Acheron. Ma tylko siedem lat i nadal się uczy. Merus zapiszczał ze śmiechu. Eleni wzięła chleb i położyła go razem ze słojem miodu i masła przed Acheronem. – Masz dobrą duszę. To rzadkie w dzisiejszych czasach. Merus podrapał się za uchem jakby był skonfundowany słowami babci. – A co jeżeli taki nie jest? Zawsze mi powtarzasz, że ludzie niekiedy zakładają maskę i nie wiemy co ukrywają pod nią. Eleni potargała mu włosy. – Masz racje nicponiu. Nigdy nie możemy dostrzec, co mają w sercach. Gdy byłam niewiele starsza od ciebie mój tato pobierał opłatę od moich braci za pokój z wyżywieniem. Każdy zastanawiał się jak może to robić własnym dzieciom. Moi bracia go nienawidzili. – Za to, że byliście biedni? – zapytał Acheron. Potrząsnęła głową. – Nie. Moja rodzina miała pieniądze, bo nasz ojciec skąpił każdej monety. I za to też go ludzie nienawidzili, ale tego co ludzie nie rozumieli to to, że będąc chłopcem on i jego rodzina zostali wyrzuceni na bruk z powodu długów i braku pieniędzy. Jego mała siostra, którą kochał ponad wszystko, ciężko zachorowała. Zmarła z głodu w jego ramionach i poprzysiągł wtedy, że już nikt, kogo kocha nie umrze z ubóstwa i głodu. Acheron poczuł litość dla tego biednego człowieka. Poznał sam takie ubóstwo i potrafił zrozumieć motywy kierujące tym mężczyzną. Nie było niczego gorszego niż głód. Niczego gorszego niż życie na ulicy bez ochrony przed żywiołami …i ludźmi. Merus przekrzywił głowę. – Więc dlaczego wykorzystywał własne dzieci skoro miał pieniądze? Rysy jej twarzy zmiękły gdy zamknęła w dłoniach jego twarz. – Bo odkładał wszystkie pieniądze do czasu, gdy bracia byli gotowi na małżeństwo. – Dlaczego babciu? Nadal nie straciła wobec niego cierpliwości. 191
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Dlatego, że nie możesz się ożenić póki nie zapłacisz trybutu za pannę młodą. I musisz mieć dom, do którego możesz zabrać żonę. Gdy moi bracia znaleźli kobiety na całe życie, wyciągnął pieniądze, które przez lata mu płacili. Rozdał im oszczędności, a były to dla nich małe fortuny, które przeznaczyli na własne gospodarstwa domowe. W końcu okazało się że nie był skąpcem tak jak go postrzegał świat. To, co zrobił było z korzyścią dla nich. Zamiast zmarnować pieniądze na głupoty, zaoszczędzili. I to dowodzi, że nigdy nie wiemy, co jest w sercach ludzi, gdy ich osądzamy. Czyny, które niekiedy wydają się nam bezduszne takimi nie są. Raczej mają na celu chronić nas wbrew naszej woli i naszej wiedzy. Merus podsunął Acheronowi tacę z chlebem. – Babcia powtarza, że goście mają pierwszeństwo wyboru. Acheron uśmiechnął się zanim wziął kawałek i posmarował masłem. – Dziękuje Merus. Chłopiec obsłużył się sam a następnie podał chleb babci. Ta normalność uderzyła w Acherona. Tutaj siedział z odkrytą głową i nikt na niego nie reagował inaczej niż z akceptacją. Nie było żadnych zamaskowanych pożądliwych spojrzeń, które bezskutecznie próbowali ukryć. Był po prostu osobą. Bogowie ile to dla niego znaczyło. – Masz rację – powiedział gdy połknął chleb. – To jest najlepsze, co kiedykolwiek jadłem. Eleni dumnie podniosła podbródek. – Dziękuję. Tej sztuki nauczyłam się od mojej mamy. Była najlepszym piekarzem w całej Grecji. Acheron uśmiechnął się. – Na pewno na całym świecie. Nie potrafię sobie wyobrazić niczego lepszego niż to. – Jej wypieki doprowadzają do łez – powiedział Merus. Acheron roześmiał się. – Sądzę, że mężczyzna wygląda dość dziwnie płacząc nad jedzeniem. Merus cmoknął. – Zaufaj mi. To jest warte upokorzenia. Eleni zmierzwiła jego włosy. – Jedz dziecko. Musisz wyrosnąć na silnego i wysokiego mężczyznę, jak Acheron. Acheron nie odzywał się, kiedy kończył jeść chleb. Opóźniał to tak długo jak mógł, ale i tak zbyt szybko skończył i nadszedł czas by odejść. – Jeszcze raz wam dziękuję – powiedział do nich. Eleni wstała razem z nim. – Cała przyjemność po naszej stronie. Zapraszam z powrotem, kiedy tylko będziesz miał ochotę na nowo skosztować moich wypieków. Merus wyszczerzył zęby w uśmiechu. 192
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Będę miał chusteczkę w pogotowiu. – Jestem pewien, że tak będzie. – Acheron uniósł kaptur i zadbał by dokładnie się zakryć. – Dobrego dnia wam życzę. – Niech bogowie będą z tobą. Gdyby tylko wiedziała. Acheron ostrożnie pochylił się i wyszedł przez niskie drzwi. Udał się z powrotem na wzgórze, na którym został postawiony pałac. Dziwne, poprzez sztuki teatralne uciekał od rzeczywistości w świat fantazji, ale tym razem doznał ulgi z niespodziewanie poznanymi ludźmi. Eleni i Merus pozwolili mu więcej niż na ucieczkę. Podarowali mu normalność. Nawet jeżeli tylko przez chwilę. A to dla niego wiele znaczyło. Poczuł się lepiej. Przynajmniej dopóki nie wrócił do domu. Zawahał się we foyer widząc wielkie zgromadzanie arystokracji i członków senatu wraz z ich rodzinami. Ale nie powinno to być dla niego zaskoczeniem, że nikt mu nie powiedział, że ma być przyjęcie. Gdyby wiedział pozostałby w pokoju, zamknięty. Jego doświadczania z takich imprez nigdy nie były dobre. Oczywiście, w przeszłości to on był główną atrakcją i fascynacją wieczoru. Ogarnął go chłód, gdy przypomniał sobie jak musiał paradować wobec głupców zanim ktoś z grupy gości nie wybrał go lub nie rzucił na ziemię. Naciągając mocniej kaptur i trzymając się cienia udał się w kierunku schodów. Przy odrobienie szczęścia nikt go nie zauważy. Jednak nawet nie zrobił kroku, gdy zatrzymał go głos ojca. Zmarł. – Dziękujemy za wasze przybycie. Nie codziennie król został tak błogosławiony. Acheron podszedł bliżej dostrzegając ojca stojącego na podeście. Ryssa z Apollem przy boku, stała po jego lewej stronie. Ręka boga gestem posiadacza była położona na jej ramieniu. Styxx stał po prawej stronie ojca. Trzymał dłonie na wysokiej, pięknej, ciemnowłosej kobiecie. – Podnieście puchary z winem na cześć mojej córki, ludzkiej małżonki boga Apolla, która teraz oczekuje jego dziecka oraz za mojego jedynego syna Styxxa, który poślubi egipską księżniczkę Nefertari. Niech bogowie im błogosławią i naszym ziemiom. Gorzka zazdrość przedzierała się przez niego, kiedy słuchał słów ojca. Zapiekły go w głębi serca. Powstrzymał się, by nie zrzucić okrycia z głowy i zawołać do ojca, że ma jeszcze drugiego syna. Ale, po co? Ojciec zaprzeczy jego słowom, a później zbije za afront i zakłopotanie. Miejsce zazdrości zajął gniew, gdy patrzył jak ojciec całuje najpierw Ryssę a później Styxxa. – Za moje ukochane dzieci! – zwrócił się do tłumu. – Oby żyły jak najdłużej.
193
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Ogłuszający krzyk wyszedł z każdych ust poza Acherona, który nie mógł oddychać pod ciężarem cierpienia i odrzucenia. Jestem najstarszy… Jesteś ułomną kurwą i niewolnikiem. – Głos Estesa rozbrzmiał z przeszłości. – Nie masz się odzywać chyba, że ktoś cię o to poprosi. Nikomu nie będziesz patrzył w twarz. Będziesz wdzięczny, że cię toleruję w moim domu. A teraz na kolana i błagaj… Acheron chciał umrzeć ze wstydu. Jego ojciec miał rację. Był niczym. Nie było w nim niczego wartego kochania, a już zdecydowanie niczego godnego podziwu i uzasadnionej dumy. Zwieszając głowę udał się po schodach do swojej sypialni. Jego serce było ciężkie, gdy opuszczał kaptur. Był wdzięczny, że nie było w pokoju żadnego lustra, które mogło mu przypomnieć, dlaczego nie zasługuje na nic poza pogardą przyzwoitych ludzi. Acheron? – Zamarł słysząc szept za nim. – Czego chcesz Artemido? – Chcę mojego przyjaciela. 241 Acheron przymknął oczy chowając przed nią łzy. Tak rozpaczliwie pragnął, by ktoś go szanował, potrzebował, kochał. Ktokolwiek. Artemida stanęła za nim. Tak blisko, że mógł poczuć jej obecność jak fizyczny dotyk. – Tęskniłam za tobą. Chciał na nią nawrzeszczeć. Wykrzyczeć, jak bardzo jej nienawidzi za to, co mu zrobiła. Błagać ją, by kolejny raz go nie raniła. Ale co mu to da? Wszyscy ludzie byli zabawkami w rękach bogów. On był tylko większą niż inni. – Czy zostało mi wybaczone? – zapytał nienawidząc się za służalcze pytanie. – Tak – odpowiedziała tuląc się do jego placów i obejmując ramionami jego szyję. Zgrzytając zębami powstrzymał się by jej nie odepchnąć. – Dziękuje. Artemida chciała zapłakać z radości jaką poczuła. Miała z powrotem Acherona… Nie mogła uwierzyć jak bardzo za nim tęskniła. Jak bardzo obawiała się jego odrzucenia. Ale przede wszystkim chciała by wiedział jak bardzo się ucieszyła z jego przyjaźni. – Obiecuję. Nigdy więcej cię nie skrzywdzę. Acheron nie wierzył w to ani przez chwilę. Straciła całe jego zaufanie w momencie, gdy szarpała go za włosy wiedząc jak bardzo tego nienawidzi. Wiedząc jak bardzo to było dla niego poniżające.
241
Spadaj, nie masz takiego
194
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Odwróciła jego twarz i pocałowała go w usta, jak kochanka. Oddał jej pocałunek z całą pasją osoby, której za to zapłacono. Jakie smutne, że nie widziała różnicy między pocałunkiem kochanka a pocałunkiem narodzonym z obowiązku. Po raz kolejny był najlepszą kurwą, jaką można kupić za pieniądze. Kiedy odsunęła się zobaczył w jej spojrzeniu radość. – Nigdy już nie zwątpisz w moje uczucie – wyszeptała mu w usta. Nie odpowiedział, kiedy rzuciła się przed nim na kolana. Marszczył brwi z zakłopotaniem dopóki jej dłoń nie pobiegła w dół jego ciała do penisa. Chwyciła go w usta i zassała końcówkę. Dysząc w szoku i przyjemności zrobił chwiejny krok do tyłu. Nikt tego nie zrobił do tej pory dla niego. Jego zadaniem było sprawiać przyjemność. Nie innych, a zwłaszcza nie bogini. Cały nagromadzony w nim gniew wyparował pod dotykiem języka na jego ciele.242 Nigdy tak się nie czuł… nigdy nie przypuszczał, że może to być takie przyjemne. Jej dłoń głaskała i pocierała jądra, podczas gdy ciepły oddech wypalał na nim ślad. Miłość do niej którą pochował i której zaprzeczał wróciła z furią tak głęboką, że wywołała natychmiastowy orgazm. Artemida odsunęła się okrywając go chitonem. – To jest obrzydliwe. Jak to może komuś sprawiać przyjemność? Acheron nie odpowiedział gdy kończył to, co ona zaczęła. Spojrzała na niego z uśmiechem oblizując usta. – Podoba ci się to, prawda? – Tak – odpowiedział ochryple. – Czy wybaczono mi? Acheron przesunął kciukiem po jej dolnej wardze, na której pozostał ślad jego nasienia. Jej spojrzenie było niezachwiane, dotknęła językiem opuszka jego palca smakując go na nowo. Widok tego, co robiła …uczucie jej gorącego języka na skórze … to była najbardziej niesamowita rzecz, jakiej doświadczył.243 Wyczerpany i zaspokojony, wszystko co był w stanie zrobić to skinąć głową. Uśmiechnęła się szeroko i wstała. Pociągnęła go do kolejnego pocałunku. Kolejną rzeczą, jaką zauważył to to, że byli w jej świątyni, w sypialni, a on był całkowicie nagi. Lekko ugryzła jego usta gładząc jego pierś. – Kochaj się ze mną Acheron244. Jej słowa wywołały w nim zimy dreszcz. – Nie chcę być dzisiaj bity, Artie. Zniosłem dzisiejszego popołudnia wystarczającą ilość wstydu – powiedział z sarkazmem, którego ona nie czuła. 242
No super, jak niewiele wystarcza.... Wiadomo, facet, taki sam jak każdy inny... 244 Po portu jestem chora… 243
195
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Śmiejąc się przybliżyła jego głowę by móc go pocałować mocno, skubiąc zębami jego skórę do czasu aż odczuł strach, że pozostawi mu siniaki. – Obiecuję, nie będę cię biła.245 Chwyciła go za dłonie i poprowadziła do łóżka. Położyła się na plecy pociągając go za sobą. Acheron nadal był niepewny. W końcu żeby go zachęcić położyła go na plecy. Była bezwzględna w swoich żądaniach, a jego ciało zareagowało dokładnie tak jak było przeszkolone… stwardniało dla niej. Zamykając oczy żałował, że go nie wykastrowano jak był dzieckiem. Jego życie byłby nieskończenie prostsze. Kiedy się na niego osunęła zastanawiał się jak to jest możliwe, że bogini nie wiedziała, co się dzieje w jego wnętrzu? To, że nie wiedziała jak mało teraz o nią dbał. Że chciał jedynie spokoju. Powściągliwy nie zrobił nic by ją zaspokoić. Zrobiła to sama. Była usatysfakcjonowana, za to jego ciało było obolałe. Schodząc z niego westchnęła z zadowoleniem246. Sięgnęła dłonią w kierunku jego twarzy a on szybko odwrócił się szykując się na policzek. – Co się stało? Przełknął, gdy wyciągała poduszkę spod jego głowy i włożyła ją pod swoją. – Nic. Podparła się na łokciu i śledziła jego rysy twarzy opuszkiem palca. – Sądzę, że cię zatrzymam na całą noc. Nim zdążył odpowiedzieć złote kajdanki otoczyły kostki jego nóg. Koniec łańcucha oplatał jej łóżko247. – Po co to?! – zapytał z tłumionym gniewam. – Aby upewnić się, że nie zabłądzisz jak będę spać. Acheron szarpnął nogą, czego efektem był tylko dźwięk wydany przez łańcuch. Tylko tyle mógł zrobić by wyładować swój gniew i nie krzyczeć z frustracji. – Nie lubię tego Artemido. Nie jestem psem trzymanym poza domem na łańcuchu, bo boisz się, że będę sikać na twój dywan. Zacmokała. – Nie bądź taki krnąbrny. To tylko dla twojego bezpieczeństwa. Karmiono go brutalną siłą ponoć też dla jego dobra. Nie mógł znieść, gdy ktoś go przykuwał łańcuchem. To sprawiało, że ponownie czuł się jak kurwa. – Proszę, nie rób mi tego. Obiecuję, że nie wyjdę z łóżka gdy będziesz spać – zawarczał przez zęby.
245
Ludzka pani, wrrrrrrrrrrr... Czy ty boska dupo jesteś ślepa ??? nie widzisz .. nie czujesz że on w tym nie bierze udziału ??? 247 Taa a może jakieś specjalne i wykute przez Hefajstosa łańcuchy dla ciebie droga Artie? 246
196
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Artemida zawahała się. Nie wiedziała czy jest na tyle wściekły, by ją uderzyć lub postąpić wbrew jej woli. Ludzie byli zdradliwi. Ale zdecydowała mu się zaufać. Łańcuch opadł. – Jeśli mnie zdradzisz Acheron… – Sprawisz, że będę cierpiał przez całą wieczność. Wiem. Słuchałem tego za pierwszym razem gdy mi to mówiłaś. Nie powtarzaj się – rzucił z przekąsem. – Dobra. A teraz bądź dobrym człowieczkiem i nadstaw mi szyję. Posłusznie odsunął włosy na bok, odsłaniając piękno nagiej opalonej skóry na szyi i rozkoszne krzywizny gardła. Zwilżyła usta i schyliła głowę by go skosztować i tym razem nie odmówiła mu przyjemności z ugryzienia. Pozwoliła mu poczuć pełną przyjemność. Doszedł w jej ramionach, gdy z niego piła. Zadowolona patrzyła jak zamyka oczy. – Będziesz mój Acheron tak długo jak długo będziesz piękny. Z nikim nie będę się tobą dzielić. Nigdy! Wcześniej zobaczę twoją śmierć248.
248
Pomarzyć dobra rzecz
197
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
3 kwietnia 9528 roku p.n.e. Acheron ponownie uczył się ufać Artemidzie. Albo po prostu stawał się coraz bardziej posłusznym, domowym zwierzątkiem. Bywały chwile, że nie bardzo wiedział, do której kategorii należy: kurwy czy zwierzątka? Przychodziła do niego, kiedy była znudzona, głodna i napalona, a całkowicie ignorowała go, gdy miała inne zobowiązania. Ale jak na razie przynajmniej dotrzymywała słowa, nie uderzyła go. Od czasu, gdy Artemida trzymała go z dala od wszystkich, praktycznie od tygodni nikt go nie uderzył, nawet ojca. Obecnie przebywał w jej świątyni siedząc na białym krześle stojącym pośrodku pokoju gościnnego. Jedna z jej pokojówek wezwała ją, a on został tu zamknęły zanim wyszła. Wariując249 z nudów rzucał wzrokiem po sali. Spostrzegł złotą kithare250 leżącą na poduszce do siedzenia w rogu pokoju. Zahipnotyzowany widokiem chwycił instrument i trzymał go z szacunkiem w dłoniach. Nie grał od momentu opuszczenia Atlantydy. Muzyka była jedną z wielu rzeczy w której go wyszkolono, a on miał wrodzone zdolności. Rzeczą, którą zawsze kochał to sposób, w jaki muzyka do niego przemawiała. Uwielbiał grać całkowicie zatracając się w dźwiękach i piosenkach. Poruszył strunami i wzdrygnął się słysząc jak fałszywe wydaje tony. Nastroił kitarę i otrzymał optymalną jakość dźwięku. Zadowolony zaczął grać. Artemida słysząc muzykę przerwała rozmowę z Koris i zmaterializowała się z powrotem w świątyni. W pierwszej chwili pomyślała, że to jej bratanica Satara gra na kitarze. Była przyzwyczajona, że w ten sposób zabawiała ją i inne służebnice. Ale gdy usłyszała głęboki i piękny męski głos perfekcyjnie śpiewający niskie trony, wiedziała, że to Acheron. Piosenka tak czuła i serdeczna wywołała w jej oczach łzy wzruszenia.251 Nigdy nie podejrzewała, że Atlantyda posiada takie zdolności. Nawet Muzy nie mogły z nim konkurować. Krystalizując się w pokoju słuchała aż skończył śpiewać. – Jesteś niesamowity – szepnęła siadając obok niego. Natychmiast przestał grać. Gdy odkładał na bok instrument zatrzymała go. – Proszę graj dalej. – Lubię grać tylko wtedy, kiedy jestem sam. – Dlaczego? – Bo to sprawia, że ludzie chcą mnie wydymać. Zacmokała z dezaprobatą na jego komentarz. – Nie powinieneś używać takich słów w mojej obecności. Jestem boginią. 249
Może byś tak zwariował i moc pokazał, co??? Ile mam czekać?? Ja wieczności nie mam... Grecki instrument muzyczny. 251 Bo uwierzę.... 250
198
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Musisz mi okazywać więcej szacunku. – Wybacz mi, Akra.252 Artemida usiadła z powrotem, westchnieniem wyrażając oburzenie z powodu jego aroganckiej uległości. Nienawidziła, gdy przybierał taki ton. Pragnęła w nim ognia, a nie chamskiej i obłudnej pokory.253 Za każdym razem kiedy był odprężony pokazywał jej czułą stronę swojej osobowości. Ale w momencie, gdy go poprawiała natychmiast przyjmował postawę taką jak w tej chwili. A ona tym pogardzała. Pchnęła instrument w jego stronę. – Zagrasz dla mnie? Jesteśmy tylko my, a ja uwielbiam twój głos. Położył kitarę na kolanach i leniwie poruszał strunami. Położyła się na jego plecach i trzymała go gdy grał. – Jakie jeszcze talenty ukrywasz przede mną? – Jestem utalentowany we wszystkim, co zabawia innych. – Czyli? – Instrumenty muzyczne, piosenki, masaż, taniec i pieprzenie. – Acheron! – ukryła uśmiech za jego ramionami. Więc mimo wszystko nie był taki uległy. – To była tylko odpowiedź na twoje pytanie. Jasne że tak…Jej Acheron mógł być całkiem zręczny na wiele innych sposobów. – Tak samo dobrze tańczysz jak grasz? – Lepiej. Nie mogła w to uwierzyć. – Pokaż. – Jeśli przestanę grać nie będzie muzyki do tańca. Zabrała mu kitarę z rąk. – Będzie. Użyła swoich mocy, by na nowo rozbrzmiała melodia. – A teraz pokaż mi, co potrafisz. Wstał i odwrócił się do niej twarzą. Wyciągając do niej dłoń czekał aż ją chwyci i wstanie na nogi. Tak jak mówił był świetnym tancerzem. Poruszał się wdzięcznie, niemal bosko. Im dłużej tańczyli tym bardziej chciała go posmakować. Jej ciało zapłonęło, szarpnęła go w ramionach obnażając jego szyje. – Artemido! Wrzask Apolla wstrząsnął nią.254 Acheron patrzył jak drzwi do jej świątyni otwierają się. Kolejną rzeczą, jaką poczuł to podłoga w jego sypialni. Kamienie ostro wbiły się w jego ciało, kiedy wylądował na nich na plecach. Warknął z bólu. – Mogłaś postawić mnie na nogi lub wrzucić do łóżka…- powiedział przez 252
A ja nie wybaczam, mdli mnie od uległości... Zmieniłam zdanie, skoro ona nie lubi, ja lubię. 254 Wejście smoka... 253
199
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
zaciśnięte zęby. W pokoju błysnęło jasne świtało, a złota kitara wylądowała z impetem na jego żołądku. Acheron zaklął z bólu. Cholera, jak na boginię polowań jej trafianie do celu pozostawiało wiele do życzenia. Zaledwie wstał z podłogi szeroko otworzyły się drzwi, stała w nich Ryssa. – Gdzie byłeś? - domagała się odpowiedzi tonem, którego rzadko używała w bezpośrednich rozmowach z nim. To była mieszanina złości i obawy. Odłożył kitarę na łóżko zanim odpowiedział. – Nie wiem co masz na myśli. – Szukałam cię. Zniknąłeś na kilka godzin. To dziwne jak szybko czas upływał na Olimpie. Jemu zdawało się, że minęło zaledwie kilka minut. – Nigdzie nie byłem. Zmrużyła oczy, gdy się do niego zbliżyła. To było sondujące spojrzenie jakby starała się rozwikłać tajemnicę. – Jest w tobie coś dziwnego. – Nie, nie ma niczego dziwnego. – A właśnie że jest! Nie kulisz się ze strachu jak wcześniej, nie jesteś taki uległy. W końcu patrzysz na mnie jak do ciebie mówię. Jest w tobie jakaś wiara i spokój, których wcześniej nie było. Co spowodowało tą zmianę? – Nie mam pojęcia o czy mówisz. Ryssa jeszcze bardziej zbliżyła się do niego i zamarła. Zawiesiła spojrzenie na jego szyi i zanim zagregował wyciągnęła dłoń i odsunęła jego włosy. Wysapała. – Byłeś z Artemidą. Ogarnęło go przerażenie, przeklinając w myślach nie okazał jej strachu. – Z nikim nie byłem. – Nie jestem idiotką, Acheron. Znam ślady zostawiane przez bogów. Przesunęła wzrok na kitarę. – I wiem, jakie prezenty dają – powiedziała z naciskiem. A niech to szlag trafi. Powinien o tym pomyśleć wcześniej. Ale było już za późno. Mógł ją okłamać i mieć nadzieje, że ona w to uwierzy. – Z nikim nie byłem! – powtórzył z tym samym naciskiem jakiego ona wcześniej użyła. – Czemu nie powiesz tego ojcu, może ci uwierzy? Ja nie. – Odwróciła się by odejść. Acheron chwycił ją za ramię. – Posłuchaj mnie Ryssa! Z. Nikim. Nie. Byłem! Nie wiem, o czym mówisz. Jeżeli mnie odrobinę kochasz zapomnisz o tym i będziesz udawać, że niczego nie widziałaś…proszę cię. 200
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Czule położyła dłoń na jego policzku. – Kocham cię braciszku. Nigdy cię nie zdradzę. Jeżyli nie chcesz mi powiedzieć, nie mów. Pocałował jej dłoń z wdzięcznością. – A teraz powiedz, czemu mnie szukałaś? – Chciałam iść na rynek, ale nie ze służącą. Pomyślałam, że może dotrzymasz mi towarzystwa. – A dlaczego mnie nie zapytałaś? Acheron spojrzał nad jej ramieniem i zobaczył stojącego w drzwiach Styxxa ze wściekłym wyrazem twarzy. Ryssa odwróciła się do niego skrzywiona. – Nie sądziłam, że będziesz chciał wyjść. Przecież to dla ciebie jest takie pospolite, prawda? – zaszydziła. Styxx wydął wargi. – Więc wołałaś wyjść z abominacją niż ze mną? – Acheron nie jest, nie był i nigdy nie będzie żadną abominacją! – wściekle warknęła. Acheron zauważył ból w oczach brata i było to dziwne biorąc pod uwagę, że wszystkie osoby kochały, admirowały i podziwiały jego bliźniaka. – Dlaczego go wiecznie bronisz? – zapytał głosem naładowanym gniewem i cierpieniem. – Za każdym razem wolisz jego towarzystwo niż moje. Ryssa była zszokowana. – Na miłość boską jesteś zazdrosny? – O to bydlę? Na pewno nie. Ale był. Nawet Acheron widział to wyraźnie. Styxx odwrócił się na pięcie i wyszedł sztywnym krokiem. Ryssa wybiegła z nim i zatrzymała na środku korytarza. Acheron stał w drzwiach. – Styxx… co się z tobą dzieje? – Dzieje? Poza tym, że moja siostra poniża się paradując z kurwą, a unika i nie przyznaje się do brata, który ją kocha? W sumie to nic. – Daj spokój! Ty nigdy nie chciałaś przebywać ze mną. Tylko ze mnie drwisz, dokładnie tak jak w tej chwili. Pokręcił głową. – Ty niczego nie pamiętasz, prawda? – Czego nie pamiętam? – Za każdym razem, gdy ja i Acheron przebywaliśmy razem z tobą, jego przytulałaś, a mnie ignorowałaś. A nawet, jeżeli mnie zauważałaś nie zawracałaś sobie mną głowy. Acheron dostawał wszystko, co ja pragnąłem dostać od ciebie. Ryssa pokręciła głową z tym samym niedowierzaniem, jakie czuł Acheron. – Nie możesz być zazdrosny o Acherona. – Nie waż się ze mnie śmiać. – jego oczy zwęziły się niebezpiecznie. 201
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Jestem księciem i następcą tronu! W każdej chwili mogę cię zabić! Acheron dostrzegł łzy w oczach siostry. Ogarnęła go furia. Wyszedł na korytarz, by bronić siostry. – A ty nie waż się do niej w ten sposób mówić. Styxx uderzył go w twarz tak mocno, że jego nos i usta eksplodowały krwią. – Nigdy więcej się do mnie odzywaj, brudna kurwo. Żałuję, że bogowie mnie pokarali twoją obecnością. Za każdym razem jak wchodzę do sali tronowej widzę złośliwe spojrzenia, słyszę wyszeptane drwiące komentarze o moim bliźniaku i jego bezkonkurencyjnych umiejętnościach. To przez ciebie nigdy nie poznałem matki. Ledwo znam siostrę. Nienawidzę się z pasją tak żarliwą, że nic mi nie sprawia większej przyjemności niż wyobrażanie sobie jak cię zabijam. Gdyby tylko bogowie spełnili moją prośbę… – Styxx! – warknęła Ryssa. – Jak śmiesz! Wydął usta. – Nie waż się udzielać mi reprymendy. W końcu oboje jesteście tylko kurwami! Przebywanie z wami jest poniżej mojej godności. – wrzasnął i odszedł. Acheronowi było żal siostry zwłaszcza, kiedy zobaczył jak łzy spływają jej po twarzy. Przytulił ją. – Nie jesteś kurwą, Ryssa. – Nie jestem? Więc powiedz mi, jaką widzisz różnicę między nami? – Ty jesteś kochana przez osobę, która cię bierze do łóżka. Uwierz mi, to jest wielka różnica. Nie, Styxx był pierdolonym dupkiem i nie miał racji. Jego siostra była dobra i dobrze urodzona. Nie była kurwą. Jedynym gównem w tej rodzinie wyraźnie był Acheron.
202
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
23 czerwca 9528 roku p.n.e. – Wszystkiego najlepszego Acheron! Acheron przewrócił się na plecy słysząc głos Ryssy. Obolały po nocy spędzonej z Artemidą był nieco zdezorientowany. Poszedł do łóżka na Olimpie, ale w pewnym momencie Artemida musiała go przenieść do jego pokoju. – Dobry, siostro. Dzisiaj wyglądała wyjątkowo promiennie. Jej blond włosy okalały twarz w drobnych warkoczykach utrzymywanych w miejscu przez srebrne grzebyki, które kupił kilka tygodniu temu, gdy razem udali się na rynek. Jasnoniebieska suknia, w którą była ubrana, podkreślała jej lśniące oczy, a dłoń trzymała na brzuchu. Ciąża była już widoczna. – Wstań i ubierz się! Poprosiłam kucharza by przygotował specjalne śniadanie tylko dla nas. Posiłek jest już gotowy. Popatrzył za nią ale nic nie zobaczył. – Gdzie jest? – Na dole. Acheron potrząsnął głową. – Nie wolno mi jeść w jadali. Wiesz o tym. Machnęła dłonią na jego słowa. – Ojciec i Styxx późno poszli spać. Więc nie wstaną jeszcze przez kilka godzin. Chcę dać ci chwilę normalności, braciszku. Zasługujesz na to. A teraz ubierz się szybko i dołącz do mnie. Acheron naprawdę nie chciał tego robić. W rzeczywistości nienawidził pojawiać się w pokojach na dole, gdzie jego rodzina wyraźnie zaznaczyła, że nie jest mile widziany. Ale Ryssa pofatygowała się specjalnie dla niego. Nie chciał jej popsuć humoru. Porzucając łóżko, ubrał się szybko i dołączył do niej na korytarzu. Wzięła go pod ramię i uśmiechnęła się. – Pierwszy raz świętujemy razem twoje urodziny. Masz już dwadzieścia lat, a za rok osiągniesz pełnoletność. Tak jakby to miało cos zmienić. – Czy jest zaplanowane przyjęcie na cześć Styxxa? Odwróciła spojrzenie z zatroskanym wyrazem twarzy. – Tak. Wieczorem, jak każdego roku. – Więc może powinienem się na nim pojawiać? Spojrzenie jej oczu odzwierciedlało żal, jaki czuł. Ale oboje wiedzieli że będzie powitany jak gówniana plaga żab. Bez słowa zaprowadziła go jadalni gdzie rozłożono wielki bufet. – Nie byłam pewna, na co będziesz miał ochotę, więc kazałam im przygotować wszystkiego po trochu. Podniosła talerz, podała mu i pocałowała w policzek. 203
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Wszystkiego najlepszego braciszku. Nic nie mogło go bardziej wzruszyć. Patrzył na nią, kiedy objaśniała mu poszczególne potrawy. Gdy sięgnął po owoc, chwyciła jego dłoń i roześmiała się. – Tego nie jemy. To jest dekoracja. – Uderzyła w owoc dłonią. – Patrz, to jest gips. Roześmiali się oboje z jego ignorancji. – Oh, jak dobrze słyszeć, że moje dzieci śmieją się razem. Acheron zamarł słysząc głos ojca wchodzącego do pokoju. Ogarnął go zimy strach. Ryssa pokryła panikę olśniewającym uśmiechem. – Dzień dobry tato. Powiedziano mi, że dzisiaj wstaniesz późno – Jest zbyt dużo do zrobienia aby odpowiednio przygotowywać przyjęcie Styxxa. Poklepał delikatnie ramię Acherona i pocałował go w policzek. Jednocześnie przeklinając i delektując się uściskiem ojca, Acheron zamknął oczy i wstrzymał oddech. Jego srebrne oczy go zdradzą. Zawsze go zdradzają. – Nicponiu, jestem zaskoczony widząc cię już na nogach. Słyszałem, że wczorajszej nocy zabrałeś do łóżka trzy kobiety. Wierzę, że dobrze się tobą zajęły. Ryssa odchrząknęła. – Ojcze mogę cię prosić na słówko? – Jasne. Acheron z ulgą odetchnął kiedy ojciec się do niego odsunął. Odłożył talerz i skierował się do drzwi, gdy stała się rzecz nie do pomyślenia. Styxx wszedł do pokoju z jednym ze swoich przyjaciół. – Co jest? Co tutaj robisz? Ojciec odwrócił się z przekleństwem na ustach patrząc na Ryssę. – Okłamałaś mnie? – Nie do końca. Wściekły gniew wykrzywił jego twarz, kiedy zbliżył się do Acherona. Uderzył go tak mocno, że zachwiał się na nogach255 Ogłuszonym uderzeniem upadł na podłogę. – Jak śmiałeś skalać mój stół? Ryssa zrobiła krok do przodu. – Ojcze proszę! To ja go tu przyprowadziłam. To był mój pomysł. Odwrócił się do niej ze złością. – Nie śmiej go bronić. On wie lepiej. Szarpnął Acherona za włosy i rzucił nim o ścianę. – Chcę by wszystko czego dotknął zostało spalone. Natychmiast! – ryknął 255
Jezuuu nienawidzę tej rodziny… nie kurwa mam tego dość..
204
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
do służących. – I wyrzucić całe jedzenie! Acheron zaśmiał się drwiąco. – To naprawdę musi cię uwierać w dupę, ta świadomość, że równie łatwo nie możesz pozbyć się mnie, prawda? Ojciec mocno uderzył go pięścią w brzuch. – Ojcze proszę. – błagał go Styxx. – Pamiętaj o sercu.256 Król cisnął na bok Acherona wyrywając mu włosy. – Zabrać to plugastwo z przed moich oczu. – Straż! – zaryczał Styxx. – Zabrać tego sukinsyna i wychłostać go! Acheron wyprostował się zanim zbliżył się do bliźniaka. – Powiedz mi coś, braciszku. Co cię najbardziej we mnie denerwuje? Fakt, że dzielę z tobą jedną twarz, czy fakt, że doskonale wiem, co twój przyjaciel chce z tobą robić… i jak często? Przeniósł swoje wymowne spojrzenie na człowieka stojącego za Styxxem, który odwrócił wzrok z czerwona twarzą. Acheron uśmiechną się do niego. – Dobrze cię widzieć Lordzie Dorus… zwłaszcza ubranego. Styxx wydał okrzyk bólu i ruszył na Acherona, który starał się przed nim obronić. Ale to było bezcelowe. Brat spędzał kilka godzin dziennie na treningu by zostać wojownikiem. Wszystko co mógł zrobić to chronić głowę i twarz przed kopnięciami. Styxx zadawał cios za ciosem w jego żebra dopóki straż go nie odciągnęła. – Chce by czuł każdy bat! Acheron splunął krwią pod nogi Styxxa. – Tobie też życzę wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Gdy przestała mu w uszach dudnić krew i przekleństwa Styxxa w końcu usłyszał płacz siostry, błagała ojca o miłosierdzie dla niego, którego nie miał zamiaru dać. Jeden ze strażników zacisnął pieść na jego włosach i wypchnął go z pokoju w kierunku dziedzińca, który tak dobrze znał. Po prostu powinni przenieść tam jego łóżko, oszczędziłoby im to dodatkowego wysiłku. Acheron zazgrzytał zębami, kiedy jego ręce były wiązane, a ubrania zostały z niego zerwane. Przeklinał bogów gdy pierwsze uderzenie batem przecięło jego skórę na placach. Pieprzyć ich za to! Już źle, że go opuścili, ale przez ich klątwę zdolny był uzdrawiać większość ran, a to powodowało, że wymierzane mu kary były o wiele gorsze. Rany szybko się pokrywały świeżym naskórkiem, dlatego każde nowe uderzanie batem było dwa razy mocniej odczuwalne na dziewiczej skórze.
256
Czyim się pytam??? No czyim....
205
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
I to bolało… Przestał śledzić uderzenia i starał się skupić na czymś innym. Jego pot mieszał się z krwią płynącą z ran na jego twarzy powodując, że paliły jeszcze mocniej257. A oni nadal go lali. – Dość! W oparach bólu Acheron zmarszczył brwi, kiedy rozpoznał głos brata. Ciężko oddychając nie mógł zrozumieć, czemu brat wstrzymał wymierzanie kary. Do czasu, gdy stanął z nim w oko w oko. Spojrzenie Styxxa było świdrujące. – Zostawcie nas! – rozkazał strażnikom. Słyszał jak zamykają się wrota. Otworzył usta, aby wyśmiać brata, ale zanim zdołał Styxx uderzył go żelaznym prętem w żebra, z wystarczającą siłą żeby zwalić go z nóg. Całe powietrze uciekło z jego płuc. – Myślisz, że jesteś tak cholernie sprytny? – zaśmiał się ironicznie. – Zobaczymy jak sprytny będziesz teraz. Styxx zniknął mu z oczy. Po chwili wrócił rozżarzonym do czerwoności pogrzebaczem. Acherona ogarnęła go panika. Zaczął walczyć z więzami z siłą jaką jeszcze posiadał. Ale był za słaby by je zerwać i kompletnie opadł z sił. Z błyskiem sadystycznego zadowolenia w oczach, Styxx przejechał pogrzebaczem po twarzy Acherona. Acheron wrzeszcząc chciał się cofnąć, ale wszystko, co mógł zrobić to poczuć smród przepiekanej skóry. Czuł jak zalewa go głęboki przeszywający ból. Styxx uśmiechając się szarpnął go w górę i odszedł. Bezwiednie zwisając Acheron wrzeszczał z bólu popalonej twarzy. Kiedy wrócił Styxx przyniósł nowy pogrzebacz. – Proszę przestań…- wyjęczał Acheron. – Proszę … bracie… nie. – Ty cholerny bękarcie nie jesteśmy braćmi! – wrzasnął Styxx przykładając pogrzebacz do pachwiny brata. Acheron krzyknął. Płakał modląc się o szybką śmierć i zakończenie tortur. – No i gdzie jest teraz twój śmiech? – zapytał Styxx odrzucając na bok pogrzebacz. – Nigdy więcej ze mnie nie zadrwisz ty jebana kurwo258! Acheron poczuł jak coś zimnego i ostrego przebija jego bok. Patrząc w dół zobaczył sztylet w dłoni Styxxa zatopiony po rękojeść w jego ciele. Poczuł więcej krwi na swoich ustach i zadławił się czując też palący ból. – Nie martw się – zakpił Styxx wyrywając z rany nóż. - Będziesz żył. Uniósł sztylet i zatopił do kości w niepoparzony policzek Acherona. Następnie odciął brata i odszedł na patrząc za siebie. 257
Noo jak kurna wyrazić czym jest Artie, skoro znając jego przeszłość, za każdą duszę chłosta go niczym wściekle bydło?? 258 Jak boga kocham nie daję redy…
206
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron leżał na ziemi. W głowie mu się kręciło z niewyobrażalnego bólu, który rozrywał go na pół. – Bogowie błagam – szepnął rozpaczliwie. – Proszę, pozwólcie mi umrzeć. Wydał jeden głębszy oddech i odpłynął w nicość. ***
Artemida starała się zachować cierpliwość obserwując jak śmiertelnicy składają jej ofiary. Ale oni zupełnie jej nie interesowali. Nie widziała Acherona od dwóch dni, a dzisiaj miał urodziny259 - czego nie była świadoma dopóki Apollo nie powiedział jej o wieczornym przyjęciu. Nie wiedziała, dlaczego Acheron o tym nie wspomniał. Ale z drugiej strony bywał dziwny. Apollo nie poszedł na przyjęcie, ale jego zwierzak tak. Co oznaczało, że później będzie mogła odwiedzić Acherona. Ale na razie, posłusznie zostanie w swojej świątyni przez cały dzień. Słońce zaszło prawie godzinę temu, dzień zmienił się w noc, a ona cały czas była niespokojna. Jakiś starzec zbliżył się z ofiarną kozą. Ohhh to było nieprzydatne. Co ona ma zrobić z kozą? Pstrykając placami spełniła jego marzenie zanim zdążył je wypowiedzieć. Podnosiła pierścień, który zrobiła dla Acherona i opuściła śmiertelników składających ofiary z których nie miała żadnych korzyści. W przeciwieństwie do miauczących, żałosnych ludzi, Acheron sprawi jej przyjemność. Nawet, kiedy tego nie robił i tak ja zadawalał. Uśmiechając się, zmaterializowała się na jego balkonie oczekując, że jak zawsze będzie siedział na jego krawędzi. Ale była pusty. Marszcząc brwi spojrzała przez balkon dostrzegając stojących na dole dostojników zgromadzonych na przyjęciu. Z pewnością Acherona tam nie było. Nie lubił takich imprez. Artemida przeszła przez zamknięte drzwi Rozpogodziła się, gdy zobaczyła Acherona w łóżku. Dobrze. Może się do niego przyłączyć. Ale gdy się do niego zbliżyła zwolniła kroki. Jego oddech był płytki i urywany. Leżał do niej zwrócony plecami, więc wyraźnie widziała czerwone ślady szpecące jego prześciel. Krew. Krew Acherona. Było jej o wiele więcej niż ona kiedykolwiek wdziała. Przerażona podeszła do łóżka, na którym Acheron bezgłośnie płakał. Ale to nie płacz ją najbardziej zszokował, ale widok jego pięknej twarzy albo raczej tego, co z niej zostało. Jedna strona miała wściekłą ziejącą ranę odkrywającą
259
I co, zafunduje mu kolejny orgazm jako prezent...???
207
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
kość, druga część twarzy była obrzydliwie poparzona a lewe oko częściowo zamknięte. Skóra była spalona, a usta skrzywione. – Co się stało? – zażądała odpowiedzi przepełniona gniewam. Nie odpowiedział ale wstyd w jego oczach i ból rozdzierał jej serce.260 Klękając na podłodze położyła dłoń na jego popalonym policzku.261 – Zabij mnie – wyszeptał. – Proszę. Ta szorstka prośba wywołała w jej oczach łzy.262 Chcąc zrozumieć, co mu się stało, skorzystała ze swoich mocy. Z każdą sceną, która rozgrywała się w jej umyśle, jej furia wzrastała. Jak oni mieli czelność mu to zrobić? Ostro zagryzła zęby czując potrzebę zemsty… Acheron krzyknął, kiedy Artemida uzdrawiała jego ciało. Za każdym razem, gdy jego obrażania były poważne, tak samo bolesne były jej środki zaradcze. Uzdrowionego Acherona Artemida zagarnęła w ramiona i trzymała w sposób, w jaki nikt go do tej pory nie trzymał – jakby jej zależało. 263 – Przykro mi Acheron. Dlaczego mnie nie wezwałeś? – Nie przyszłabyś. – Przyszłabym. Ale on znał prawdę. Nigdy by tak nie zaryzykowała, nie, jeżeli ktoś miałby ją zobaczyć. – Teraz tu jesteś. To mi wystarczy. Skinęła głową i odsunęła mu włosy z twarzy. – Biada tym bękartom. Nie mogą ci tego robić bezkarnie. Chwyciła jego dłoń i wyciągnęła go z łóżka. Kiedy skierowała się do drzwi, zamarł. – Co robisz? – Mam zamiar dopilnować, by za to zapłacili. 264 – Jak? Roześmiała się perfidnie. – Zaufaj mi, kochanie. To ci się spodoba. Po chwili byli w sali balowej, niewidoczni dla biesiadników. Artemida podeszła do Styxxa. Stał przy narzeczonej, śmiał się z grupą przyjaciół, która okrutnie szydziła z nieatrakcyjnej młodej kobiety stojącej w rogu. Kobieta miała łzy w oczach kiedy starała się ignorować śmiech i brutalne komentarze. Artemida pochyliła się do ucha Styxxa i wyszeptał – Chcesz zobaczyć prawdziwe upokorzenie ty mały kutasie? Więc dostaniesz pierwszą lekcje. 260
Nie można rozdzierać czegoś, czego nie ma... Tfu ta to ma wyczucie, może powinna mu tam jeszcze przyłożyć, tak w ramach przywiązania??? 262 Ale że co, boi się utraty zwierzątka??? 263 Jakby.... robi wielką różnice 264 No przydaj się na coś chociaż raz... 261
208
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
W jednej sekundzie Styxx śmiał się by w kolejnej zwymiotować na Nefertari i swoich przyjaciół. Wymiotował tak silnie, że stracił kontrolę nad pęcherzem moczowym. Zsikał się. Kiedy próbował uciec potknął się i wylądował we własnych wymiocinach265. Acheron odwrócił wzrok zniesmaczony jak wszyscy. Ale Artemida jeszcze nie skończyła. Podnosząc dłoń otworzyła podwójne drzwi, które prowadziły do ogrodu. Sfora wściekłych psów wbiegła do środka i z zemsty uwzięły się na Styxxa. Ich ojciec podbiegł do swojego leżącego na ziemi następcy, błagając o pomoc. Artemida posłała Acheronowi krzywy uśmieszek zanim wszyscy na przyjęciu poza Ryssą i kobietą stojącą w rogu, poczuli mdłości. Straż próbowała chronić Styxxa przed psami ale zanim cokolwiek uczynili opróżnili żołądki na głowę książęcej wysokości. Zmniejszając dystans do Acherona, Artemida klasnęła w dłonie. – Nie wiem jak ty – powiedziała ze złośliwym błyskiem w oczach – ale ja czuję się lepiej. Rozejrzała się dumnie. – Rano wszyscy będą w porządku, ale wielu z nich nie wstanie z łóżek. A co do Styxxa…będzie czuł efekty swojego okrucieństwa przez co najmniej tydzień. Acheron chciał czerpać radość z cierpienia ludzi, ale nie potrafił. Nikt nie zasługuje na to, co im zrobiła, nie bardziej niż on zasługiwał na to, co mu zrobił Styxx. Przekrzywiła głowę. – Nie jesteś zadowolony? Acheron spojrzał na nieszczęśników wokół niego. – Dziękuje za twoją zemstę, Artie. Dużo ona dla mnie znaczy. Naprawdę. Ale kiedy całe moje życia to okrucieństwo, nie czerpię żadnej przyjemności z ranienia innych. Więc nie, nie uszczęśliwiło mnie oglądanie ich w takim stanie. A zwłaszcza tych, co mnie nigdy nie skrzywdzili. – Jesteś głupcem. Uwierz mi. Nie byliby dla ciebie tacy dobrzy. Z jego doświadczeniem miała rację. Ale mimo wszystko nie potrafił śmiać się z upokorzenia, które cierpieli. Artemida cmoknęła z obrzydzeniem. – Jesteś dziwnym człowiekiem266. Dotknęła jego policzka. – Ostrzegam cię, jeżeli on jeszcze raz okaleczy twoją twarz skarzę go na agonię, po której nigdy nie przyjdzie do siebie. 265
To i tak za mało… słaba jest jak na boginię, oj słabiutka... A jaki z niego człowiek ? Teraz tylko w połowie człowiek a w połowie demon.. a jego przeznaczeniem jest bycie bogiem.. 266
209
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Gniew i szczerość w jej spojrzeniu wstrząsnęły nim. Tylko Ryssa oburzała się z powodu jego kar. W rzeczywistości dotrzymała słowa i nie zrobiła nic, by go zranić. Nie ufaj jej…. Ale jego serce chciał uwierzyć, że w jakimś stopniu ona go kocha – i dlatego jej zależało. Uniosła się na palcach i go pocałowała. W chwili kiedy ich usta złączyły się, zabrała go do swojej świątyni. Acheron poczuł dziwne ciarki przechodzące go na wskroś. – Co do…. Oczy Artemidy świeciły jasno. – Dałam ci moce do walki i ochrony samego siebie267. Miałeś rację. Nie zawszę mogę być tam, gdzie mnie potrzebujesz. Ale... –położyła palce na jego ustach – nie możesz ich użyć przeciwko bogom tylko wyłącznie przeciwko ludziom. – Dlaczego miałbym zaatakować boga? Artemida położyła głowę na jego ramieniu i wdychała jego męski zapach. Uwielbiała jego wewnętrzną niewinność, nawet nie umiał sobie wyobrazić, że może ją skrzywdzić. – Niektórzy ludzie tak robią. – Ludzie robią wiele rzeczy, z którymi się nie zgadzam… – I dlatego dałam ci moce, których potrzebujesz. Nie chcę by ktokolwiek ponownie, cię tak skrzywdził. Acheron próbował walczyć ze wzrastającą miłością wewnątrz niego. Ale nie mógł. Nie, kiedy tak dużo mu dała.268 Artemida ścisnęła go mocno, a następnie położyła mu w dłoni małe pudełeczko. – Co to jest? – Mój prezent z okazji twoich urodzin. Otwórz. Zdziwiony gapił się na nią. Szczerze mówiąc nie mógł pojąć, co trzyma w dłoniach. – Dajesz mi prezent? – Oczywiście. Ale to nie mogło być takie proste. Nigdy nic nie było. – Jaką chcesz zapłatę? Popatrzyła gniewnie na niego. – Nie chcę żadnej zapłaty, Acheron. To jest dar. Potrząsnął głową w zaprzeczaniu. – Nic nigdy nie jest dawane za darmo. Zamknęła dłoń wokół jego i pieściła palcem. 267 268
A w dupę z taką mocą… Ughh nie mogę, kutwa nie mogę... padnij jej do stóp może co??
210
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Ale ten jest darmowy, akribos. I chcę zobaczyć jak go otwierasz. Naprawdę nie mógł tego pojąć. Dlaczego Artemida dała mu prezent? Serce mu dudniło, gdy otwierał pudełko. W środku znalazł sygnet. Podnosząc go zobaczył podwójny łuk i strzałę, ale kiedy poruszył pierścieniem obraz zmienił się w Artemidę z jeleniem. Uśmiechnęła się radośnie. – To jest pierścień – insygnia. Daję go moim wyznawcom, którzy mają prawo mnie przywołać. Większość z nich musi znaleźć drzewo, odprawić rytuał i wypowiedzieć odpowiednie słowa. Ale ty Acheron, ty, możesz mnie wezwać w każdej chwili. Kiedy zaczął zakładać pierścień na palec powstrzymała go. – Powinien być noszony na twoim sercu. Pojawił się złoty łańcuch, który wraz z pierścieniem umieściła wokół jego szyi. I pojawiła się myśl. To nie tylko to…noszenie takiego pierścienia powinno być poza zasięgiem czyjegoś wzroku. Przynajmniej ona o tym pomyślała dając mu taki prezent. Pocałowała go w policzek, a w jej dłoni pojawił się miecz. Podając mu go mrugnęła okiem. – Pokaż, co potrafisz. – Co masz na myśli? Wskazała głową dwa cienie wojowników za nim. – Walcz z nimi Acheron. Cokolwiek potrzebujesz by ich pokonać, jest twoje. Sceptycznie odsunął od niej. Ale w momencie, kiedy się odwrócili jego ciało instynktownie wiedziało jak walczyć. Artemida uśmiechnęła się z satysfakcją jak patrzyła na Acherona walczącego z cieniami. Spełniła dobry uczynek dla swojego człowieka. A gdy tak na niego patrzyła pożądanie wypełniło każdą częstego jej ciała. Poruszał się jak żywe srebro. Jego mięśnie falowały i napinały się z wysiłku z każdym odparowanym i wyprowadzonym uderzeniem. Jej głód wzrastał. Zastanawiała się, dlaczego jego krew była tak uzależniająca…nawet bardziej niż jej brata. Dlaczego tak bardzo pragnęła Acherona? Jednak nie można mu było omówić uroku. W tej chwili zapragnęła rzucić go na łóżko i trzymać go w nim przez resztę wieczności. Uśmiech, który jej posłał, kiedy skończył sparing z przeciwnikami, całkowicie ją roztopił. – Mówiłam ci – powiedziała zbliżając się do niego. Acheron dzierżył miecz w dłoni z pewnością, której nie zaznał poza czyimś łóżkiem. Nie mógł uwierzyć, że w końcu potrafił walczyć, tak samo dobrze, jak potrafił wykorzystywać swoje ciało by dawać innym przyjemność. To była gwałtowana mieszanina. Siła…
211
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Wdzięczny Artemidzie odrzucił miecz na bok i wciągnął ją w ramiona. Co dziwnego przeszyło go na wskroś. To było tak, jakby cześć niego została wyzwolona i to nim wstrząsnęło. Artemida zadrżała, kiedy spostrzegała jak jego srebrne oczy świecą czerwienią, a w tym samym czasie jego usta robią się czarne269. To stało się tak szybko, że nie była pewna czy przypadkiem sobie tego nie wyobraziła. Po chwili Acheron zawładnął jej ustami w furii która była oszałamiająca. Poczuła jego moc i to spowodowało jej drżenie. Jej serce dudniło, kiedy próbowała się przed nim bronić. Przyszpilił ją do muru. Jego usta i język spalały ją, a to jej uzmysłowiło jak bardzo do tej pory się powstrzymywał. To była nowa wersja jej zwierzaka. A kiedy w końcu w nią wszedł prawie zemdlała z przyjemności. Był dziki i nieokiełznany, niczym drapieżnik na wolności. Dźwięk jego oddechu przerywany pomrukami przyjemności podpalał jej dusze. Śmiech ugrzązł w jej gardle. Gdyby wiedziała, że taki będzie już dawno temu dałaby mu ten dar. Krzycząc w orgazmie zatopiła paznokcie w jego skórze. Ale on się nie zatrzymał, jego ruchy były jeszcze mocniejsze i głębsze. Nie sądziła, że to możliwe, ale jej przyjemność wzrosła, a kolejny orgazm eksplodował. Kiedy w końcu doszedł ona była mokra i zaspokojona. Tak długo jak długo nie zorientowała się, że się nie pożywiła. Święty Olimpie, jak to możliwe? Nie zadając sobie trudu uniósł ją w ramionach i zaniósł do sypialni. – Jak ty możesz się w ogóle po tym ruszać? – spytała bez tchu. – Bogini, teraz ja mógłbym nawet latać gdybyś mnie o to poprosiła. Śmiejąc się, Artemida leżała wykończona na łóżku. Jej ciało nadal drżało. Acheron spoczywał obok niej całując jej usta i piersi. Potrząsnęła nad nim głową. – Jesteś dzisiaj zadziorny. Acheron zatrzymał się na jej słowa zanim się zdradził. Nie był zadziorny. Prawda była taka, że przez jej czyny na nowo zakochał się w niej.270 Teraz sobie przypomniał, dlaczego otwierał się na nią. Artemida, kiedy chciała była miła. Gdyby o niego nie dbała jego dzisiejsze rany, by ją nie obeszły. Nikt, nawet Estes, nie reagował emocjonalnie na jego skaleczenia. Dla niego rany znaczyły tylko utratę pieniędzy. A Artemida rzeczywiście była wściekła z ich powodu i w jego imieniu. Chwyciła jej dłoń i pocałował jej wnętrze. – Bogini, na zawsze jestem twoim sługą. Zobowiązuję się służyć ci wiecznie. Zachichotała. – Mój drogi Acheronie ty nie masz żadnego pojęcia o wieczności. 269 270
Umm moce .. rodzące się moce.. za pięknie nie wygląda chyba Na głupotę nie ma rady....
212
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Więc ślubuję ci służyć do końca mojego życia. Odrzuciła włosy z jego twarzy. – Akceptuję twoje ślubowanie … a to jest najlepsze, co dzisiaj słyszałam. A teraz nakarm mnie. Przez ciebie jestem okropnie głodna. Acheron przesunął się w górę i nadstawił jej szyję. Na ukłucie bólu przypomniał sobie jak Styxx piętnował jego twarz. Sycząc odsunął się instynktownie. Poczuł świeże krwawe łzy wypływające z jego rany. Próbował je ukryć, ale krew wytrysła z pomiędzy jego palców pokrywając je i plamiąc białą pościel pod nim. Artemida wciągnęła powietrza, gdy zdała sobie sprawę, co zrobił. Jego krew pokryła ich oboje. Chwyciła jego szyję i trzymała blisko uzdrawiając ranę. Drżał. – Nigdy nie powinieneś tak robić, Acheron. Teraz był dla niej za słaby. Odsunęła swój gniew. Normalnie ukarałby go, ale przeszedł już dość. Pożyła go na łóżku pozwalając mu odpocząć. Starał się nie zasnąć, ale w końcu jego powieki zadrżały i zamknęły się. Artemida zapatrzyła się w jego nagie piękno leżące na jej łóżku. Jego nogi i ręce były długie i pełne wdzięku, niezwykle dobrze uformowane. Mięśnie jego brzucha by tak głęboko wyryte, że wyglądały na wyrzeźbione. A na wspomnienie, w jaki sposób się z nią kochał jej pożądanie na nowo wzrosło. – Powinieneś zawsze mnie tak dotykać. Gdyby tylko mógł ją słyszeć. Wyciągnęła dłoń by przeczesać jego włosy, gdy tylko to zrobiła jego włosy zmieniły się w czarne jak smoła. Odskoczyła do tyłu i zobaczyła, że cała jego skóra stała się marmurkowo niebieska. Przestraszona poderwała się z łóżka. Liczba dwadzieścia jeden pojawiła się na jego kręgosłupie, po chwili kolor wyblakł a on wrócił do swojego normalnego stanu. Zmarszczyła brwi w osłupieniu. Czy to była reakcja na otrzymany prezent czy na jej karmienie271? Nigdy wcześniej nie żerowała na ludziach. Zawsze tak robią? Usłyszała jak szepce w atlantydzkim. – To nie były szczęśliwe urodziny…chcę wrócić do domu. – Acheron? Podeszła do niego powoli i potrząsnęła nim, by go przebudzić. Otworzył oczy. Zamiast srebrne były tak czarne, że nie mogła w nich dostrzec źrenic. Na nowo zamknął oczy i zasnął. To nie było normalne. – Kim jesteś Acheron? Każda moc, jaką posiadała mówiła jej, że jest człowiekiem. Ale on nie był typowym przedstawicielem gatunku. – Artemido! 271
Litości jaka głupia….
213
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Odskoczyła do tyłu i szybko się ubrała, gdy usłyszała wrzask Apolla. Zostawiając śpiącego Acherona zmaterializowała się pośrodku holu gdzie jej brat stał z gniewnym szyderstwem na twarzy. – Jakiś problem? – Ja. Potrzebuję. Jedzenia272! Złożyła ręce na piersiach. – I dlatego jesteś taki wściekły? – Chciałem mojego człowieka, ale jest w ciąży i nie mogę jej krzywdzić. – Masz innych. – Ale ich nie chcę. Chwycił ją. Kiedy to zrobił powąchał jej włosy. – Byłaś z mężczyzną? Jej serce zamarło, nie chcąc zdradzić Acherona uderzyła brata w dłoń. – Dlaczego mówisz coś takiego? – Jest na tobie obcy zapach. I to jest męski zapach. Przewróciła oczyma, aby ukryć w nich strach. – Cały dzień spędziłam z ludźmi akceptując ich ofiary. Muszę cuchnąć ich smrodem273. Zacisnął pięść na jej włosach. Artemida skrzywiła się, w końcu rozumiejąc, dlaczego tak tego nienawidzi Acheron i postrzega ten gest jako odrażający. – Krew? Karmiłaś się od innego? Zahartowała się i napotkała jego spojrzenie. – Nie wiedziałam, kiedy wrócisz, a ja byłam głodna. Jego spojrzenie było ostre. – Znalazłaś sobie męskiego zwierzaka? Zadrapała dłoń którą trzymał w jej włosach. – Jesteś moim młodszym bratem, nie kochankiem. A teraz mnie uwolnij lub poczujesz całą miarę mojego gniewu. Odepchnął ją. – Lepiej pamiętaj, kim ja a kim ty jesteś, siostro. Wydął wargi jakby nagle coś go obrzydziło. – Wolę już karmić się sługami. Artemida nie wzięła kolejnego oddechu zanim nie wyszedł. Jej ciało dygotało ze strachu z powodu jego gniewu. Drzwi do sypialni zostały otwarte. Odwróciła się. Acheron patrzył na nią, Opierał się o drzwi sztywną ręką. Mieszanka siły i słabości była fascynująca. – Chciałbym z nim walczyć za ciebie i za twoją hańbę. Na samą myśl jej serce ogrzewało się. – Nigdy nie będziesz mógł z nim walczyć, Acheron. Nie masz mocy by 272 273
Wskocz do banku krwi… Mamy rexone więc nie śmierdzimy …
214
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
walczyć z bogiem. On cię zabije i nawet nie mrugnie. Zmniejszyła odległość miedzy nimi i owinęła ręce wokół jego szczupłej talii. – Chodź słodki. Musisz odpocząć. Gdy wróciła do łóżka strach wewnątrz niej zamiast zmaleć wzrósł. Gdyby Apollo kiedykolwiek dowiedział się o Acheronie żadna moc na Olimpie nie będzie w stanie uratować jego życia.
215
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
25 sierpnia 9528 roku p.n.e. Acheron leżał na łóżku tęskniąc za Artemidą. Trzymając jej pierścień na sercu wspominał ubiegłą noc. Przez ostatnie tygodnie była wobec niego dobra. Nikt, nawet siostra, nie był wobec niego bardziej troskliwy. Zamykając oczy zobaczył jak biegnie do niego przez ogród274 z uśmiechem na twarzy. Spędzali godziny na polowaniu albo po prostu leżąc razem w jej ogrodzie, on dla niej śpiewał ona mu czytała. Chciał by tak zostało. Niestety, nic nie mogło splamić jej reputacji. Rozumiał to nawet, jeśli nienawidził. Rozbrzmiało stukanie do drzwi. Przewracając się na bok zobaczył otwierającą drzwi Ryssę. Zanim do niego podeszła zamknęła ostrożnie i starannie drzwi. Była zdumiewająco zwinna biorąc pod uwagę jej stan. – Idziesz? Teraz pojawiło się pytanie, które rzadko słyszał z ust siostry. – Gdzie? – Do świątyni Artemidy? Ponownie pytanie, które rzadko słyszał. – O czy ty mówisz? – Dzisiaj jest jej święto. Przez cały dzień, będą składane ofiary i zabawy. Ojciec już posłał swoje dary a teraz nadzoruję innych, sądziłam, że może też zechcesz pójść. Na pewno nie z ojcem. Czy ona oszalała? Ostentacyjnie unikał jakiegokolwiek kontaktu z ojcem i ze Styxxem. Acheron pokręcił głowa. – Sądzę, że to zły pomysł. Gapiła się na niego. – Oszalałeś? Myślisz, że Artemida nie będzie urażona, jeżeli zauważy, że osoba jej najbliższa nie okaże jej należytego szacunku? Acheron zmarszczył czoło. Będzie? Cóż Artemida bywała wybuchowa. Będę cały dzień w świątyni, ale potem się zobaczmy. Żałuje że tak długo będę musiała na ciebie czekać. Może to było zawoalowane zaproszenie? Nie, Artemida nie robiła niczego subtelnie. 274
Mam odruch wymiotny…
216
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Nie mam nic na ofiarę. Ryssa położyła mu dłoń na ramieniu. – Zrób jedną z serca. To nie będzie dla niej ważne, co to jest. Ale musisz pokazać swoją wdzięczność bogom. To nie rozsądne ich nie szanować zwłaszcza, gdy jeden z nich okazuję ci taki wysoki poziom protekcji. Uśmiechnęła się do niego. – A teraz ubierz się. Musze iść i nie mogę na ciebie czekać, więc pośpiesz się. Acheron nie ruszył się z łóżka póki siostra go nie zostawiła. Nadal nie wiedział czy to jest dobry pomysł. Ale jeżeli będzie ukrywał swoją obecność powinno obejść się bez szkód. Mógł po prostu iść, oddać ofiarę i wrócić do pałacu. Nikt, poza Artemidą nie będzie widział, że tam był. A jeżeli to ma ją zadowoli… Jak mógł nie oddać jej czci w dzień jej święta po tym, co dla niego zrobiła? Chciał, by wiedziała jak bardzo ją kocha. Chciał, by zobaczyła jak bardzo ryzykuje dla niej życie275. Sama myśl, że to ją uszczęśliwi wywołała na jego twarzy uśmiech. Wstając z łóżka myślał, co powinien oferować bogini. Uwielbiała słuchać jak gra, kochała jego ciało, przepadała za jego krwią. Cóż, ale takie dary mogły ja poważnie zezłościć w miejscu publicznym… A może białe płatki róż: znak czystości i gracji276? I perły. Bogini lubiła perły. Nawet raz zabrała go na połów pereł. To było to. To je pokaże, jaka czysta jest jego miłość. Ubrał się szybko i udał się na rynek by zakupić to, co potrzebował. W południe był już w zatłoczonej świetny. Arystokracja i urzędnicy mieli osobne wejście, w którym kapłani błogosławili ich dary. Nawet, jeżeli technicznie do nich należał, Acheron stanął w jednej linii z pospólstwem. Nie chciał robić niczego, co sprowadzi na niego uwagę ani rozgniewa siedzącego, na prawo od posągu Artemidy, na tronie ojca. Apollo, Styxx i Ryssa stali obok niego. Ostrożne idąc do przodu Acheron spojrzał w górę mając nadzieje, że ani bogowie ani ojciec go nie dostrzegą. Szybko złoży ofiarę i wyjdzie. Nikt się nie dowie. Trzymając twarz ukrytą podał swój dar kapłanowi, aby mógł go umieścić między innymi. – O co prosisz boginie paidi? Acheron potrząsnął głową. – O nic, papas. Tylko oferuję jej miłość i szacunek. Kapłan skinął głową z aprobatą i zabrał małą miseczkę płatków róż i pereł. Gdy Acheron się odwrócił, ktoś z tłumu go potrącił. Zderzył się z kobietą trzymającą dziecko. Krzyknęła tracąc równowagę i uchwyt. Acheron zamarł, 275 276
Kurde człeku obudź się. Umm czyjej ? Jej? Ty na głowę upadłeś…
217
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
gdy zrozumiał, że dziecko uderzy w podłogę, jeżeli nie zrzuci płaszcza i nie chwyci maleństwa. A jeżeli to zrobi zostanie zauważony przez ojca – siedział na tyle, blisko że nie mógł zostać niezauważony. Ale nie miał wyboru. Chwycił dziecko i przytulił do piersi. Matka ratując się przed upadkiem chwyciła jego płaszcz i szarpnęła, odkrywając go. Acheron skrzywił się, kiedy cała uwaga tłumu została na niego skierowana. Zawsze tego nie nienawidził i gdyby mógł byłby niewidzialny. Ale w tej chwili nie było żadnej ucieczki. Rycząc ze złości ojciec wystrzelił na nogi. Czując mdłości Acheron oddał dziecko kobiecie. Szlochała z ulgi. – Dziękuje za twoją dobroć. Niech ci bogowie błogosławią za ocalenie mojego syna. – Brać go. – ojciec rozkazał strażnikom. Acheron napotkał wzrok Ryssy i zobaczył własne przerażenie w twarzy siostry, kiedy strażnicy wyciągnęli miecze i holowali go do króla. Przeszła mu przez głowę myśl by walczyć, ale po co? Robili tylko to, co im nakazano. Poza tym był wielki ścisk i ktoś w tłumu może zostać ranny. Napotkał wściekły wzrok ojca bez zmrożenia oka. – Jak śmiesz kalać tą świątynię? – a następnie zwrócił się do strażników. – Pilnujcie go zanim tutaj nie skończę. Acheron uśmiechnął się ironicznie. Co za słodka obietnica wyszła z ojca ust. Nie mógł już się doczekać zmroku. Po raz pierwszy Acheron spojrzał na Apolla. Jego szyderstwo było zauważalne. Gdyby tylko bóg wiedział… Kiedy był wyprowadzany ze świątyni z wściekłością zauważył że kapłan usunął z ołtarza jego ofiarę. *** Artemida spojrzała znad kitary na Apolla. Próbowała grać w taki sam sposób jak Acheron, ale nie miała żadnego talentu do muzyki. Jej poziom frustracji i złości był wielki a teraz jeszcze pogłębiony przez widok brata. – Co tu robisz? Posłał jej złośliwy uśmieszek. – A czemu ciebie dzisiaj zabrakło na Didymos? – Przecież powiedziałeś, że mnie zastąpisz. Więc nie widziałam żadnego sensu w tym byśmy byli tam oboje. Ale tak naprawdę, to nie chciała być w pobliżu rodziny Acherona. Brzydziła się nimi. Gdyby tam poszła Styxx miałby większy problem niż ból żołądka. Poza tym nie chciała, aby brat dowiedział się o jej uczuciu do Acherona. Wolała więc zostać tu gdzie była. – A co? Coś przeoczyłam? Rzucił w nią pięknym sznurem pereł pokrytym białymi płatkami róż. Artemida skrzywiała się. – Co to jest? 218
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Prezent od jego wysokości Księcia Kurwy. Jej serce przestało bić. – Że co proszę? – To było naprawdę zabawne. Wszedł z resztą brudu i zanim został zauważony pozostawił to, nie prosząc o nic w zmian. Ostatnie, co usłyszałem to to że mają zamiar dopilnować by zapłacił za twoją obrazę. Pilnowała się by nie zdradzić ich związku. Ale prawdę mówiąc w gardle paliły ją łzy i gorzki gniew. Wiedziała, że ponownie będą krzywdzić Acherona. Chciała ucałować perły wiedząc, że w odróżnieniu od innych ofiar jego płynęła prosto z serca. A jeszcze bardziej pragnęła iść do niego i mu pomóc. Gdyby tylko mogła277. Uspakajając się rzuciła perły na podłogę. – Dlaczego mi je przyniosłeś? – Pomyślałem, że powinnaś wiedzieć, że kurwa pogwałciła twoją świątynię. Zeus wie, że ja nie tolerowałabym takiej osoby w mojej. Pójdziemy wymierzyć kurwie naszą zemstę? Wróciła do uderzania w struny kitary. – Nie jest wart mojego czasu. – A od kiedy nie masz czasu na zemstę? – Od kiedy wolę zostać tu i grać. A teraz idź do jednego ze swoich zwierzaków. Nie będziesz mi przeszkadzał. – Jak chcesz. Nie ruszyła się zanim nie wyszedł. Jak tylko to zrobił wyciągnęła w stronę pereł rękę. Natychmiast pojawiły się w jej dłoni. Trzymając je przy sercu poszła zobaczyć czy może pomóc Acheronowi. *** Acheron stał na dziedzińcu z rękoma związanymi nad głową. Jego usta i nos krwawiły po uderzeniach Styxxa, które spadały na niego radośnie. Splunął krwią na ziemie zanim zmrużył oczy z morderczym błyskiem. – Nie powinieneś nadal siedzieć w świątyni? Styxx przyłożył mu tak mocno, że w uszach mu zadzwoniło. Acheron śmiał się z żałosnego policzka. – Bijesz jak starucha. Styxx zrobił krok do przodu, ale został zatrzymany przez wchodzącego ojca. Jego twarz wyważała najwyższe obrzydzenie. Acheron westchnął. – Wiem nie powinienem iść. Możemy po prostu zacząć chłostę a później pozwolicie mi wrócić do pokoju? Ojciec zmrużył oczy. 277
A co masz dupe przyklejaną do krzesła, czy może nogo związane?
219
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Dlaczego tak ci zależy na laniu? – Bo to jest jedyna troska, jaką otrzymuje od ciebie tato. Zupełnie jak Estes. Więc niech rozpocznie się chłosta. Ojciec wbił place w jego twarz a nienawiść płonęła w jego oczach. – Już ci mówiłem, nie wypowiadaj imienia mojego brata tymi ohydnymi ustami. Jego spojrzenie padło na naszyjnik, który nosił Acheron. Acheron wstrzymał oddech. Zrozumiał, że zapomniał zdjąć podarunek od Artemidy zanim udał się do świątyni. Jego serce zamarło. Ojciec po raz pierwszy zobaczył strach na jego twarzy. – Co to jest? Acheron zmusił się do zachowania spokoju i nonszalancji. – Kupiłem błyskotkę. Styxx spojrzał na nią przez ramię ojca. – To jest taki sam pierścień, jaki daje Artemida kapłanom by ją wzywali. – jego twarz stężała .- Ukradłeś to. Ojciec zerwał łańcuch z szyi. – Myślisz, że bogowie dbają o ciebie? Zazwyczaj nie, ale Artemida tak. Styxx wziął pierścień i chwycił kadź z wodą. – Musimy dać złodziejowi lekcje. Zanim Acheron miał szanse zareagować brat wepchnął mu do ust pierścień i wlał wodę zmuszając go do przełknięcia. Łzy napłynęły mu do oczu gdy pierścień odzierał i palił gardło. Dławił się wodą, ale Styxx nie był zadowolony póki pierścień nie został całkowicie połknięty. Acheron zakaszlał próbując złapać oddech. Styxx szarpnął go za włosy. – Kurwa zhańbiła nasza ukochanej dziewce boginię, w jej święto. Myślę. że powinien publicznie zostać wykastrowany278. Oczy Acherona powiększyły się słysząc słowa Styxxa. Ojciec roześmiał się z aprobatą zanim odciął Acherona. – Taak, sądzę, że to powinno zadowolić boginie. Acheron starł się uciec, ale król kopnął go i rzucił na zimie. – Powiedz mi, dlaczego przyszedłeś do świątyni? – zażądał odpowiedzi . Acheron wstał. Ojciec uderzył go ponownie i rzucił nim o ścianie, trzymał go za gardło przedramieniem. – Wytłumacz się kurwo! Co sprawiło, że odważyłeś się iść do świątyni? Ryssa podbiegła do Acherona. – Powiedz im! Musisz. Ogarnął go strach, pokręcił głową. – Co powiedzieć? – zażądał król. 278
Tobie to już dawno wykastrowano mózg.
220
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Nie Ryssa! – wyszeptał Acheron próbując odepchnąć ramię ojca. – Błagam cię, jeżeli mnie odrobinę kochasz nie powiesz im. – Jeżeli tego nie zrobisz oni cię wykastrują jak wściekłe zwierze. Jeśli poznają prawdę dadzą się święty spokój. – Nie zależy mi. Ryssa odciągnęła od niego ojca. – Ojcze przestań, On jest niewinny. On jest z Artemidą. Powiedz im Acheron. Powiedz! Na litość bogów powiedz mi prawdę i zatrzymaj tą cholerną chłostę. Ojciec powalił go na ziemie. Kopnięciem przewrócił na plecy i przygniótł gardło stopą. Zaczął się dusić żółcią. – Jakie jej naopowiadałeś kłamstwa ty cholerna kanalio? Acheron próbował odsunąć stopę z gardła, ale ojciec jeszcze mocniej przydusił mu tchawicę. Mówienie było niemożliwe. – Nic, pr r roszę… – Bluźnierca. – ojciec cofnął się zostawiając Acherona który rozpaczliwie próbował oddychać przez prawe zmiażdżone gardło. – Rozebrać go i zawlec do świątyni Artemidy. Niech bogini będzie świadkiem jego kary, a jeśli faktycznie z nią był, jestem pewien że przyjdzie go ochronić. Odwrócił się i spojrzał zadowolony z siebie na Ryssę. Strażnicy próbowali podejść do Acherona, ale stanęła im na drodze Ryssa. Jedynym sposobem dobrania się do niego było zranienie jej i dziecka. – Ojcze nie możesz. – To ciebie nie dotyczy. – Jeżeli skrzywdzisz Acherona, Artemida rozpęta nieobliczalne piekło279. Ojciec roześmiał się. – Oszalałaś? – Nie Ryssa, proszę przestań. – błagał Acheron. – Nie! – Acheron jest jej partnerem. Nie mógł złapać tchu, jej słowa brzęczały w jego uszach… Ryssa go zdradziła. Ale w jej świecie bogowie dbają o zwierzaki. Nie miała żadnego powodu nie wierzyć, że Artemida go ochroni, tak jakby to zrobił w jej przypadku Apollo. Na nieszczęście Artemida nie była swoim bratem. Zamykając oczy prosił o śmierć. Kiedy je otworzył dojrzał zarys Artemidy w cieniu. Trzymała jego perły. Śmiech ojca mieszał się ze Styxxa. – Ty jesteś partnerem Artemidy? Acheron nie mógł odpowiedzieć ale dojrzał wyryte przerażenie na obliczu bogini. Było blade a spojrzenie tak wściekłe, że go przypalało żywcem. Ojciec uśmiechnął się ironicznie. 279
Do tego moja droga tylko Apollymi jest zdolna.
221
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Ty naprawdę sądzisz że uwierzę, że bogini chcę mieć coś wspólnego z tobą? Acheron nadal nie mógł mówić. Nie mógł nawet zaprzeczyć. Artemida zamroziła jego struny głosowe. Myśli, że im powiedziałem… Pokręcił głową starając się dać jej znak, że to nie on ją zdradził. Ojciec ponownie chwycił go za gardło. – Świetnie, zobaczymy czy co bogini myśli o tobie. – zwrócił się do strażników. – Zabrać go świątyni Artemidy. – Jeżeli coś dla niej znaczysz z pewnością ci pomoże. A jeżeli nie, pokażemy światu co się robi z bluźnierczymi kurwami. Macie go bić tak długo aż nie pojawi się sama Artemida. – rzucił szyderczo ojciec. – Nie! – krzyczała Ryssa. Ale był już za późno. Zupełnie nagi Acheron został wywleczony z pałacu i ciągnięty przez zatłoczone ulice. Zanim dotarł do świątyni był całkowicie skrwawiony. Strażnicy przyholowali go do ołtarza i powiesili pomiędzy kolumanmi. – Co tu się dzieje? – warknął najwyższy kapłan. – Z rozkazu króla, bluźnierca ma być karany dopóki godność bogini nie zostanie zaspokojona. Ma być bity w jej imieniu tak długo, aż sama tego nie zakończy. Acheron napotkał wzrok, niewidocznej dla nikogo Artemidy. Satysfakcja w jej zielonych oczach wypalała mu skórę. – Powiedziałam ci, co się stanie, jak mnie zdradzisz. – usłyszał jej szept w umyśle. Zadławił się łzami, kiedy po raz pierwszy bat przeciął jego plecy. – Nie zdradziłem cię. – wyszeptał. – Przysięgam. Artemida podeszła do niego, uderzyła go w twarz perłami, jakie od niego dostała. – Bijcie go mocniej! – wyszeptała do oprawców. – Ma poczuć każde pojedyncze uderzenie280. Acheron krzyczał czując mocniejsze, wbijające się w skórę uderzenia. Tłum dopingował do mocniejszych ciosów. Napłynęły wyparte przez umysł wspomnienia. Znowu był w domu Estesa, otoczony przez ludzi, którzy go popychali, szturchali, bili, wyzywali, przeklinali i karali, którzy wzywali by go jeszcze bardziej upokorzyć. Ile razy był wyszydzany? Ile razy wyśmiewany i bity? – Błagaj o litość kurwo…- głos jego wuja był wyraźny i głośny. Acheron spojrzał na Artemidę. Jak ona może mu to robić? Jak? Artemida wewnętrznie wzdrygała się na widoczne cierpnie w tych srebrnych oczach. Oskarżały ją, jakby zrobiła coś złego. Ale przecież go 280
Boże jak cię słucham jestem za aborcją.
222
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
ostrzegła, co się stanie, jeśli ktokolwiek pozna o nich prawdę. Gdyby ktoś się dowiedział, że pozwoliła mu się dotykać byłaby zrujnowana. Czy on pomyślał, jak ta jego marana miłość może ją upokorzyć? Czy chociaż przez minutę pomyłaś, że będzie wyśmiewana? Że to będzie jej całkowity upadek? Czy miłość miała ją pociągnąć na sam dół razem z nim? – Bić jeszcze mocniej! – warknęła na strażników. – Chcę by jego krew zalała podłogę mojej świątyni. To go nauczy! – Jesteś dla mnie niczym człowieczku. – szepnęła szyderczo mu do ucha. Niczym…. Acheron nie miał zamiaru błagać ją o litość i wybaczenie. Było oczywiste, że nic dla niej nie znaczył. Poza tym, czuł jak odbiera mu zdolność do walki. Wszystko mu odebrała. Nie mogąc dłużej znieść bólu, stracił przytomność. Około godziny trzeciej otworzył oczy. Pierwsze, co zobaczył to ojca i Styxxa stojącego przy nim. – No i gdzie jest ta twoja bogini, kanalio? Spojrzał na twarz Ryssy, była blada. Wiedział winę w jej spojrzeniu a łzy zmoczyły jej policzki. – Nie mam bogini. – ani nikogo innego. – A teraz skończcie z tym i mnie wykastrujcie. Ale tego nie zrobili. Zaczęli go na nowo bić aż stracił rachubę uderzeń. Gdy odzyskał świadomość nie był pewny, kiedy skończyli go lać. Jedynie, co czuł to ból. Nadal nie było dla niego litości. Zostawili go przywiązanego do ołtarza gdzie tłum mógł go bić w imieniu ich ukochanej bogini. Przez trzy dni, Acheron wisiał tam bez odzieży i jedzenia. Najgorsze, że zobaczył Merusa. Chłopiec stanął blisko niego marszcząc brwi. – Myślałem, że jesteś arystokratą. Okłamałeś nas! W jego oczach pojawił się gniew, podniósł kamień i rzucił nim w Acherona. Uderzył go prosto w pierś. Acheron odchylając głowę patrzył w złoty sufit świątyni. – Dlaczego? – krzyknął do bogów. Dlaczego mu to robili? To ma być jego przeznaczenie? Urodził się księciem. Powinien być szanowany a zamiast tego był niczym. Z pewnością musi być przeklęty. Nie było innej możliwości skoro jego życie tak wyglądało. Żadnego innego powodu by tak cierpiał. I w tej chwili nienawidził wszystkich na tej planecie. Wszystkich. Z bitewnym wrzaskiem walczył z łańcuchami. Ale nie było nikogo, kto by się tym przejmował i nikogo, kto by mu pomógł. Wszystko, co zrobił to otworzył na nowo rany na placach. W końcu to go jeszcze bardziej zraniło i wycieńczyło.
223
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Został tak do wieczora. Wróciła straż i go uwolniła. Ale zanim to zrobili wypalili mu piętno na prawym biodrze– znak Artemidy - podwójny łuk i strzała. Acheron zaśmiał się. Jak na ironię wcześnie. znak Artemidy wypalił mu serce, a teraz publicznie będzie nosił piętno bogini która nigdy się do niego nie przyzna. To okrucieństwo było nie do zniesienia. Kiedy w końcu skończyli, zabrali go na zewnątrz gdzie czekały konie. Jego dłonie zostały przywiązane liną do siodła zawleczony na plecach do pałacu. Kiedy do niego dotarł, została tylko odrobina skóry na jego ciele. Ledwie przytomny został zaciągnięty i wrzucony do swojego pokoju. Zrobił jeden krok i upadł na kolana. Za słaby by się ruszyć rozwalił się na podłodze. Ale przynajmniej kamienie chłodziły jego rany, które wściekle pulsowały. Ty razem nie będzie pomocy Artemidy. Żadna bogini mu nie pomoże. – Jesteś dla mnie niczym człowieku. – te słowa na wieczność wyryły się w jego sercu. Więc niech tak będzie. Zamykając oczy nie widział dla siebie żadnej nadziei na lepszą przyszłość. Nie chciał wyzdrowieć. Jego siostra i jego kochanka zniszczyli go. Acheron dotarł do krawędzi. Nic już nie mogło go bardziej zranić. Wycofał się głęboko w siebie i zaprzysiągł, że nigdy ponownie się nie otworzy. Ani nikomu nie pozwoli się zbliżyć do siebie. Nigdy.
224
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
2 września 9528 roku p.n.e. Artemida siedziała osamotniona na krześle, czując potrzebę, by wrzeszczeć. Apollo powiedział wszystkim bogom na Olimpie o Acheronie i o jego roszczeniu do niej jako jej partnera. Od tamtej pory wyśmiewali ją. – Trzeba było go wypatroszyć na podłodze własnej świątyni. – powiedział jej, kiedy pojawiła się w jego komnatach. Apollo wyśmiał ją. – Nie może. Jego życie zostało związane z życiem jego bliźniaka. Umrą obaj, a to zrujnuję mi zabawę. To żałosne281, jak ludzie kłamią. Afrodyta przewróciła oczami. – Nie potrafię sobie wyobrazić jak ludzka kurwa mogła twierdzić, że jest partnerem Artemidy lub jakiegokolwiek innego boga282. Czy ktoś sprawdził jego zdrowie psychiczne? – Na pewno jest szalony. – zgodził się z nią Apollo. – Wiedziałem to od pierwszego spotkania. I właśnie przez takie słowa Artemida próbowała ich unikać. Ale gorszy ból niż ich śmiech, wywoływało wspomnienie Acherona i jego zaciekłej wrogości w oczach. Ale przecież na to zasłużył… To prawda – zasłużył. Jego zdrada zasługiwała na bolesną śmierć a mimo wszystko nadal chciała go zatrzymać. Tęskniła za nim i za sposobem jak się przy nim czuła. Za smakiem jego ust…Kiedy przy niej był, uśmiechała się cały czas. Sprawiał, że czuła się szczęśliwa. Nic innego, poza nimi nic innego nie było tak naprawdę ważne. Ale cię zdradził.283 To było coś, czego nie mogła mu wybaczyć. Przez niego stała się pośmiewiskiem. Jedyną zaletą tego, co się stało było to, że żaden bóg w to nie uwierzył. A nawet jeśli i tak chciała do niego iść….284 – Artemido wzywam cię w ludzkiej postaci! Ryssa wstrzymała oddech obawiając się, że bogini może ją zignorować. Obejrzała się upewniając się, że jest sama w świątyni. – Bogini błagam, wysłuchaj mnie. Muszę się z tobą zobaczyć. 281
A ty co ??? Kurka zabawiasz się Ryssą i to też jest mega żałosne. Ehh widocznie twoją wyobraźnia nie sięga tak głęboko…skoro nie rozumiesz jak ta olimpijska wydra jest napalona… 283 Bo się popłaczę 284 Idź może połamiesz sobie nogi… 282
225
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Lśniąca mgiełka ukazała się po prawej stronie ołtarza. Ryssa uśmiechnęła się, kiedy mgła przyjęła formę, pięknej rudowłosej Artemidy. Była bardzo podobna do Apolla, tylko rysy jej twarzy były bardziej regularne i miękkie. Czego chcesz człowieku? Jestem tu w imieniu Acherona285. Oczy Artemidy zapłonęły gniewem. – Nie znam nikogo o tym imieniu.286 – Zaczęła zanikać. – Błagam poczekaj. To nie była jego wina. On nikomu nie powiedział. Ja to zrobiłam287. Artemida na nowo zmaterializowała się, kiedy uderzył w nią sens słów. Spojrzała na małą blondynkę, która nosiła dziecko jej brata. – Co? Ryssa zrobiła krok w przód, jej oczy świeciły się od powstrzymywanych łez. – Acheron nigdy nie zdradził się jednym słowem, nikomu, nawet mi. Dostrzegałam na nim rany po ugryzieniu i wiedziałam, że tylko ty mogłaś je zostawić. Proszę, jeżeli się mylę, ukarz mnie nie jego. Artemida spojrzała na jej wydatny brzuch. – Lepiej się ciesz, że nosisz syna mojego brata. To jest jedyny powód dla którego jeszcze żyjesz. Jeżeli jeszcze raz powiążesz moje imię z Acheronem, to na rzekę Styxx, przybiję cię do murów świątyni288. Artemida odeszła, ale nie wróciła na Olimp289. W rzeczywistości jej serce śpiewało290 – nie zdradził jej. Jej Acheron mówił prawdę. Uspokojona poszła do niego. Nagi, leżał na podłodze niedaleko łóżka. Zmarszczyła brwi na widok jego ogolonej głowy i wściekłych ran wyrytych na całym ciele. Ale to, co było dla niej najbardziej bolesne, to widok kolejnego jej znaku wypalonego na tyle jego czaszki. – Acheron? Otworzył oczy, ale nic nie powiedział. Sięgnęła dłonią by go uleczyć. Chwycił ją z siłą, jakiej nie spodziewała się po osobie tak ciężko skatowanej. – Niczego nie chcę od ciebie! – Myślałam, że mnie zdradziłeś. – Ja nie łamię danego słowa. Nigdy. – A skąd miałam wiedzieć? Zaśmiał się z goryczą. 285
Nie błagam Ryssa nie Gdyby to była prawda.... 287 Ale trzeba jej przyznać ma więcej odwagi niż ta rudowłosa pinda w małym paluszku… 288 Boże Artie słyszałam że Cerber jest głodny – będzie z ciebie niezła przekąska… 289 Taa i słyszałam także że jest jedni wolne miejsce – specjalne dla ciebie – w Tartarze. Z drugiej strony żal mi Hadesa i Persefony … 290 Piedolnięta… 286
226
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Co??? Myślałaś, że kilka batów może mnie złamać? Jesteś boginią. Jak ty możesz wiedzieć tak niewiele? – Nie masz pojęcia jak ciężko być bogiem291. Wiecznie biadolące głosy, wołające po pomoc lub inne rzeczy: chcę nowe buty, chce więcej ziaren zbóż – w końcu uczysz się je wyciszać. – Te rzeczy mogą nic dla ciebie nie znaczyć, ale dla tych ludzi, nawet coś tak prostego jak chwila spokoju może wiele zmienić w ich życiu. Jeden uśmiech. Jeden akt dobrej woli. Jeden życzliwy gest. To wszystko ma dla nas znaczenie. – Cóż, więc jestem tutaj z moją życzliwością i dobrocią292. Acheron zadrwił. – Jestem szczerze zmęczony byciem twoim zwierzakiem Artemido. Nie zostało we mnie nic, co mógłbym ci dać. Jego gniew zapalił jej własny. – Jesteś tylko człowiekiem. Nie masz prawa tak się do mnie zwracać. Acheron westchnął. Miała rację. Bo w końcu, kim on był - bezwartościową gnidą, więc jak mógł się do niej tak zwracać? Poza tym, nie był w kondycji i nastroju by z kimkolwiek się wykłócać. – Wybacz mi Akra, zapomniałem o swoim miejscu – rzucił z sarkazmem. Uśmiechając się gładziła jego łysinę. – To jest Acheron, którego znam. Nie, to nie był Acheron. To był Acheron kupowany i sprzedawany. Wydrążona pusta skorupa zabawiająca innych, która niczego nie odczuwała. Była żałosna nie dostrzegając tej różnicy… Wypuszczając jej dłoń nadal leżał, gdy go uzdrawiała. Kiedy to zrobiła spojrzała na własne dzieło i skrzywiała się. – Oh, tej łysiny też musimy się pozbyć. Za bardzo lubię twoje włosy. Odrosły, ale on nadal nie zrobił żadnego gestu w jej stronę. Ze złością założyła ręce na pierś293. – Nie możesz mi przynajmniej podziękować za leczenie? Biorąc pod uwagę fakt, że to ona była powodem, dla którego został tak dotkliwie pobity, słowa nie chciały mu przejść przez gardło. Z drugiej strony skoro chciała się w ten sposób bawić, powinien jej podziękować. – Dziękuje Akra. Kolejny raz nie dostrzegała jego sarkazmu. I jak nieświadome dziecko, które zniszczyło ulubioną zabawkę, uśmiechnęła się z satysfakcją. – Powinniśmy zapolować dzisiaj294.
291
Straszne…. Ma tupet, nie? 293 Nie wiem czemu ale skojarzyła mi się z małą dziewczynką, jeszcze powinna w złości tupnąć nogą. 294 Tak , przyda ci się nowy mózg… 292
227
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron nie odezwał się. Zabrała go do prywatnego lasu, wcześniej ubierając w czerwień, jakby był jej lalką, a nie człowiekiem z krwi i kości. Podając mu kołczan i łuk miał pogodną twarz. Zarzucił kołczan na plecy bez komentarza, tylko dziwnie jej się przyglądając, o czym ona nie miała pojęcia. Patrzył na nią jak na dziwaczne zjawisko, chyba pierwszy raz dostrzegając, kim ona tak na prawdę była. W końcu udał się za nią w poszukiwaniu jelenia295. Szczebiotała o niczym, a on robił co chciała ukrywając swoje prawdziwe uczucia. – Jesteś strasznie cichy - stwierdziła, w końcu zdając sobie sprawę, że on nie bierze udziału w rozmowie. – Oh wybacz mi Akra. Co chcesz bym powiedział? – O czym myślisz296? – O niczym. Zirytowała się na niego. – O niczym? W ogóle nie myślisz? Skinął głową. – Jak to możliwe? – zagryza dolną wargę. – Starasz się mnie ukarać, nieprawdaż? Trzymając wszystkie emocje na uwięzi, a zwłaszcza gniew, jaki czuł odpowiedział – Nigdy nie próbowałem cię ukarać Akra, to nie do mnie należy. Szarpnęła go za włosy, wywołując na jego przystojniej twarzy grymas, zmusiła go by spojrzał w jej oczy. – Co się z tobą dzieje? Acheron nabrał głęboko powietrza przygotowując się na to, co miało nastąpić. Jednego, czego się nauczył mieszkając z wujem to tego, że gniew ustępuje pożądaniu. Ona może go bić, ale wiedział jak sprawić jej przyjemność. I będzie to wykorzystywał dla własnych celów. Podszedł bliżej i ją pocałował. Rzeczywiście z miejsca rozluźniła uchwyt i stopniała w jego ramionach. Dziwnie się czuł, w tym momencie bardziej kurwą niż kiedykolwiek wcześniej. Nie rozumiał tego. Może dlatego że nie powinien używać swojego ciała by osiągnąć swój cel, wobec osoby której kiedyś oddało się serce. Jednak był tutaj i wykorzystywał dotyk, by uśmierzyć jej gniew… zresztą jak zawsze. Brzydząc się samym sobą, zaoferował jej swoją szyję i zamarł jak tchórz, kiedy wzięła jego krew.
295 296
Ehh przypadkiem to chyba ty nim jesteś. Jak ci obić mordę…
228
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Ale to było lepsze niż pierdolenie się lub bicie. Choć szczerze, nie mógł stwierdzić, co było dla niego bardziej bolesne. Czy jeszcze jedna blizna na jego ciele, czy na jego duszy?
229
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
14 września 9528 roku p.n.e. Acheron siedział na poręczy balkonu pijąc wodę i zastanawiając się jak Artemidzie udało go bardziej zbrukać niż jego wujowi. A z każdym dniem było gorzej. – Bracie? Odchylił głowę w tył by zobaczyć zbliżającą się do niego Ryssę. – Tak? – Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale źle się czuję z powodu dziecka. Czy możesz zrobić to, co zawsze robisz, bym poczuła się lepiej?297 Parsknął śmiechem na słowa, które mogły być opacznie zrozumie. Dziki bogom ojciec ich nie słyszał. – To się nazywa masaż. – Możesz? – Jasne. Jak we wszystkim co dotyczyło ciała, potrafił rozluźnić lub poruszyć każdy mięsień. Zsunął się z poręczy i pomógł jej usiąść na podłodze. Pochylił się, by złagodzić napięcie w jej plecach. – Mmm – mruknęła. – To jest magiczne. Nie bardzo. Był po prostu szczęśliwy, że może pomóc komuś, kto za chwilę nie będzie chciał go jebać. – Jesteś naprawdę spięta. – Wszystko mnie boli. – Po prostu oddychaj, rozmasuję mięśnie i poczujesz się lepiej. Zszedł dłonią do punktu nacisku i wbił w niego palce. Ryssa wydała jęk zadowolenia. – Jak ty to robisz? – Mam dużo praktyki. – I praktyki w laniu, kiedy zawalał masaż. – Przysięgam, powinniśmy ozłocić twoje dłonie. Wiele osób też tak myślało, ale z zupełnie innym powodów. Spojrzała na niego przez ramię. – Czy planujesz zostać w ukryciu dopóki włosy ci nie odrosną? Acheron przestał ją masować, kiedy znajomy ból przeciął go na wskroś. Włosy miał tylko przez moment, bo tak się podobało bogini, ale gdy odchodziła włosy znikły298. – Nie mam żadnych powodów, by wychodzić. Przynajmniej przez jakiś czas. – Myślałam, że lubisz chodzić na przedstawienia. Od dawna na nich nie byłeś. 297
Egoistkaaa, masaż jej zrób i co jeszcze??? Rudaaa … ja już nie wiem jak ją opisać, ale trzeba jej wyrwać wszystkie kłaki z głowy – jak się robiło z dziwkami po II wojnie światowej. 298
230
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Nawet one nie mogły złagodzić bólu jego duszy. Zdrada. Gdyby patrzył na przedstawienia byłby jeszcze bardziej ponury. – Ryssa, jednak wolę pozostać w moim pokoju. Otworzyła usta by odpowiedzieć, ale słowa zamieniły się ostry krzyk bólu. – To dziecko … rodzi się. Acheronowi zaczęło walić serce, delikatnie chwycił ją w ramiona Zaniósł do jej pokoju i na chwilę opuścił, by znaleźć służącą, która przywoła położną ojca. – Acheron – zawołała gdy ponownie chciał wyjść. – Proszę, nie zostawiaj mnie. Boję się. Wiem, że możesz sprawić by mniej bolało. Proszę…299 – Ojciec mnie zabije jak zostanę. Jednak nie chcąc zostawiać jej w takim stanie, podszedł do łóżka i zaczął masować napięte mięśnie. – Oddychaj Ryssa – powiedział spokojnym głosem, stosując nacisk tam gdzie była napięta. – Co tu się dzieje300? Skulił się słysząc warczący głos ojca. Ryssa spojrzała na niego. – Ani się waż ojcze! Acheron mi pomaga. Ojciec odepchnął go. – Precz stąd. Nie kłócił się i spełnił rozkaz ojca. Minął Styxxa i senatorów, którzy mieli być świadkami dopełnienia unii między Apollem i Ryssą301. Kilku z nich drwiło z niego i rzucało pod jego adresem komentarze i oferty. Zignorował je i udał się do swojego pokoju. Zblokował drzwi upewniając się, że nikt za nim nie pójdzie. Pragnął pomóc siostrze, ale nic nie mógł zrobić, więc usiadł i przez godziny słuchał jej wrzasków. Bogowie, jeśli tak przebiegały porody, to aż zakrawało na prawdziwy cud, że jakaś kobieta chciała przez to przejść. 302 Dlaczego chcą? I jak, przechodząc taki piekielny ból, matka mogła wyprzeć się własnego dziecka, które wydała na świat z takim poświęceniem, walcząc i cierpiąc. Próbował sobie przypomnieć twarz własnej matki. Ale wszystko, co naprawdę pamiętał to nienawiść w jej niebieskich oczach303. – Jesteś odrażający… Za każdym razem, gdy do niej podchodził policzkowała go i odsyłała. Ale nie wszystkie matki takie były. Widywał je na rynku i na przedstawieniach. Matki, które obejmowały dzieci z miłością – tak jak ta, na którą natknął się w świątyni Artemidy. Dziecko znaczyło dla niej wszystko. 299
A gdzie jest szanowny boski tatulo? Kretynie poród! 301 Co za ohyda, jeszcze powinni sprzedawać bilety.. 302 Chciała, chciała... a ma jakieś wyjście jak ją zapłodnił? 303 Cóż Ash to nie była ona.. 300
231
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron dotknął policzka. Zamykając oczu udawał, że to delikatny i kochający dotyk jego matki. Zadrwił z własnej głupoty. Kto potrzebuje czułości? Wszystko, co musiał zrobić to pójść w pobliże ludzi i będzie miał wszystkie pieszczoty, jakie zapragnie. Ale nigdy nie będą kochające i nigdy nie będą bez ceny. – To chłopiec! – głos jego ojca został przytłumiony przez ściany. Uśmiechnął się zadowolony z siostry. Dała Apollowi syna304. I w przeciwieństwie do własnej matki będzie go kochała. Czekał godziny upewniając się, że wszyscy ją opuścili. Skierował się do jej pokoju, ale został przy drzwiach zatrzymany przez strażników. – Powiedziano nam, że mamy cię trzymać z daleka. W żadnym wypadku nie wolno ci zobaczyć księżniczki. Jaki był głupi myśląc, że będzie inaczej. Bez słowa wrócił do pokoju. Nie mając nic innego do roboty położył się spać. – Acheron? Obudził się słysząc szept. Otwierając oczy zobaczył klęczącą przy łóżku Ryssę. – Co tu robisz? – Słyszałam, że cię cofnęli, więc poczekałam aż będę sama i przyszłam do ciebie. Trzymała z matczyną uwagą małe zawiniątko. – Poznaj mojego syna, Apollodorusa. Jego usta wygięły się w uśmiechu, gdy patrzył na drobnego noworodka. Miał czarne włosy305 i głęboko niebieskie oczy. – Jest piękny. Ryssa oddała mu uśmiech podając dziecko. – Nie mogę Ryssa. Mogę go skrzywdzić306. – Nie zrobisz mu krzywdy Acheron. Pokazała mu jak przytrzymać dziecku główkę. Acheron zdziwiony, nie mógł uwierzyć w miłość jak nim zawładnęła wobec tej kruszynki. Ryssa uśmiechnęła się. Lubi cię. Przy mnie i położnej był rozdrażniony a patrz, jaki jest spokojny przy tobie. To prawda. Dziecko westchnęło i zasnęło. Acheron cicho zaśmiał się, dokładnie oglądając małe paluszki, które wydawały się tak nierealne307. A z tobą wszystko w porządku? 304
Współczuć dziecku takiego ojca… A po kim on ma czarne włosy??? 306 Ha jakie to typowe dla facetów… 307 Ehh czyż nie piękna scena? 305
232
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Tak, mimo że jestem obolała i bardzo zmęczona. Ale nie mogłam zasnąć póki się z tobą nie zobaczyłam. Kocham cię Acheron. – Ja ciebie też. Niechętnie oddał jej Apollodorusa. – Lepiej już idź, zanim zostaniesz złapana. Ojciec będzie na nas wściekły. Kiwając głową wzięła dziecko i wszyła z pokoju. Ale pozostał w nim zapach dziecka, podobnie jak obraz niewinności. Aż ciężko było uwierzyć, że on sam był kiedyś tak mały, a jeszcze ciężej, że przeżył, biorąc pod uwagę niechęć jego rodziny, gdy się urodził. Kiedy starał się zasnąć wyobraził sobie jak to jest mieć kobietę, która trzyma jego dziecko w ramionach z dumą i miłością. Wyobraził sobie radość na twarzy kobiety, bo urodziła jakąś cząstkę jego. Ale tak się nigdy nie stanie. Lekarze jego wuja już się o to postarali. Jego penis szarpnął się na wspomnienie zabiegu. Ale może tak było lepiej. Nie potrafił sobie wyobrazić niczego gorszego, niż patrzeć jak jego dziecko gardzi nim. Więc odmawiał sobie dziecka. Oczywiście, gdyby jakieś miał, nie dałby dziecku żadnego powodu do nienawiści. Nie zależnie od wszystkiego kochałby go308. Idź spać Acheron i zapomnij o wszystkim. Zamykając oczy wydał zmęczone westchnienie i spróbował na nowo zasnąć. – Co robisz309? Znowu otworzył oczy i zobaczył obok siebie w łóżku Artemidę. – Próbowałem zasnąć. – Aha… Słyszałeś o naszym siostrzeńcu? – Tak. Ryssa przed chwilą z nim tu była. Skrzywiła się. – Też uważasz, że dzieci są obrzydliwe i paskudne? – Nie. Uważam, że są piękne. Wyśmiała go. – Oczywiście, ty nie. Ja uważam, że są śmierdzące i zawracają głowę. Wiecznie niezadowolone. Wiecznie wymagające. Fuj, nie wyobrażam sobie przechodzenia przez to, żeby coś tak okropnego uczepiło się mnie na wieczność. Acheron przewrócił oczyma wyobrażając sobie te wszystkie biedne, nieszczęsne dzieci, które zostały oddane Artemidzie. – Myślę, że Grecy powinni o tym wiedzieć, zanim ogłosili się boginią narodzin. – To dlatego, że pomogłam bratu przyjść na świat. A to różnica. Chwyciła jego męskość. – Co ja tu widzę? 308 309
I zabiłby wszystko co by mu zagrażało w promilu kilku milionów mil Kura śpię, nie widać?
233
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Jeśli nie wiesz Artie, żadne wyjaśnienia ci nie pomogą. Zaśmiała się jeszcze mocniej, a jego penis stwardniał.310 – Cóż, miałam nadzieje, że jeszcze nie będziesz spał. Acheron nie skomentował jej słów, kiedy pochyliła głowę w dół i wzięła go w usta. Patrzył w sufit czując jak dotykała go językiem. To mogło być przyjemnie, ale musiał się kontrolować. Widział, że nie powinien tak dochodzić. Lubiła jego smak, ale nie kiedy dochodził gdzieś poza nią. I nawet to ledwo tolerowała. Szarpnął się, kiedy na tyle mocno go chwyciła, że mogła zranić. Tarmosiła palcami włosy łonowe wokół jego penisa. Z westchnieniem Acheron pragnął wrócić do początku ich znajomości. Do początku gdzie było coś więcej niż ssanie jego fiuta. Jeszcze raz go przeciągle polizała. Spodziewał się powrotu jej ust. Zamiast tego zatopiła zęby w jego udzie, ledwie dwa cale od pachwiny. Skowycząc z bólu, zmusił się by jej nie odepchnąć i nie zranić się jeszcze bardziej. Ból szybko zamienił się w ekstremalną przyjemność. Ale nie pozwala mu jeszcze dojść. – Chcę cię w środku Acheron. Przewrócił się na brzuch i podpierając jej biodra poduszką spełnił jej prośbę. Głęboko i ostro się w nią zanurzał. Wchodził w nią tak długo, aż nie miała dość orgazmów, by błagać go o litość. Odwracając się na plecy śmiała się z satysfakcją. Westchnęła zadowolona i w końcu zauważyła, że nadal był sztywny. – Dlaczego nie skończyłeś? Acheron wzruszył ramionami. – Ty to zrobiłaś. – Ale nie ty. – Przeżyję. Wydała dźwięk obrzydzenia. – Acheron? Co się z tobą ostatnio dzieje? 311 Zazgrzytał zębami wiedząc, że lepiej nie odpowiadać na to pytanie. Nie chciała niczego innego słuchać poza tym, jaka jest wspaniała. – Nie chcę walczyć Artemido. Co za różnica? Zostałaś zaspokojona, prawda? – Tak. – Więc wszystko jest w porządku. Wsparła się na łokciu gapiąc się na niego. – Naprawdę cię nie rozumiem. – A ja naprawdę nie jestem skomplikowany. 310 311
Taaa typowy facet.... Hihihi permen mu daj albo viagrę
234
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Wszystko, o co prosił to o dwie rzeczy, których nie mogła mu dać. Miłość i szacunek. Przesunęła długim paznokciem po jego szyi. – Gdzie jest mój pierścień, który ci dałam? Acheron skrzywił się na wspomnienie jak został zmuszony do jego połknięcia. – Stracony. – Jak możesz być taki bezlitosny312? Bezlitosny? Przynajmniej on nie rzucił w twarz jej prezentu, a potem kazał lać. – A gdzie są perły, które ja ci dałem? Jej twarz zrobiła się czerwona. – W porządku! Dam ci inny. – Nie! Nie chcę innego. Jej oczy pociemniły z gniewu. – Odrzucasz moje dary? Jakby dostał inne. Miał dość przemocy. – Nie odrzucam niczego. Po prostu nie chcę cię zawstydzać. Biorąc pod uwagę, wszystko co się stało, ja naprawdę sądzę, że nie jest to dobry pomysł bym posiadał coś, co wyraźnie należy do ciebie. – Dobra uwaga. – Uśmiechnęła się do niego. – Jesteś zawsze lojalny wobec mnie, prawda? – Tak313. Pocałowała go w policzek. – Najlepiej jak już pójdę. Dobranoc. Gdy go zostawiła, przewrócił się na plecy. Zmykając oczy pozwolił myślom wolno płynąć. Wyobraził sobie kobietę z dobrymi, życzliwymi oczami. Która będzie trzymała go za rękę w miejscu publicznym, która będzie dumna, że z nim jest. Wyobraził sobie zapach jej włosów i jak jej oczy jaśnieją za każdym razem, gdy na niego patrzy. Uśmiechy, które dzielą. Wyobraził sobie jak go całuje, schodząc ścieżką w dół jego ciała, wyobraził sobie, jak na niego patrzy, kiedy go dosiada. Jego oddech przyspieszył, dotykał się udając, że to ona kocha się z nim. – Kocham się Acheron…. – usłyszał jej głos tak słodki i spokojny… ale przede wszystkim szczery. Jęknął, kiedy ciepłe nasienie pokryło jego dłoń, sączyło się miedzy palcami… a nie w kobietę, która go kocha. Zadrżał częściowo zaspokojony i otworzył oczy na twardą rzeczywistość. Był sam. I żadna kobieta, śmiertelna lub nie, chętnie go nie przyjmie. 312 313
Ta nie tylko powiedzeń nie zna ale też nie rozumie słów…ruda pinda. Niestety …skaranie boskie z tą jego lojalnością.
235
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
23 października 9528 roku p.n.e. Acheron kręcił się na łóżku, próbując zasnąć. Apollodorus płakał tak mocno, że echo płaczu docierało do jego pokoju. Dziecko krzyczało od wielu godzin. Nie mógł przebywać w pobliżu małego, ale jednak nie mógł dłużej znieść takiego krzyku nieszczęścia i gniewu. Wstał z łóżka i ubrał się. Cicho szedł korytarzem do pokoju Ryssy upewniając się, że nikt go nie widzi. Uchylił drzwi, w pokoju była Ryssa i niania, podawały sobie dziecko. – Dlaczego on to robi? – zapytała Ryssa, a jej głos brzmiał jakby sama była blisko płaczu. – Nie wiem wasza wysokość. Niekiedy dzieci płaczą bez powodu. Ryssa potrząsnęła głową patrząc na dziecko kołysane w ramionach niani. – Proszę cię, dziecko, miej litość nad swoją matką i resztą. Nie mam już sił. Acheron wślizgnął się do pokoju. – Ja się nim zajmę. Niani twarz zbladła, kiedy odwróciła się. – W porządku Delia. Zobaczymy czy Acheronowi uda się go uspokoić. Niania miała obiekcje314, ale w końcu posłuchała. Acheron wziął siostrzeńca w ramiona. – Cześć mały. Nie masz zamiaru się na mnie złościć, prawda? Apollodorus wziął głęboki wdech jakby chciał znowu krzyknąć i otworzył oczy. Patrzył przez kilka uderzeń serca na Acherona, zagaworzył i zasnął. – To cud - powiedziała niania. – Co zrobiłeś315? Acheron wzruszył ramionami i przytulił mocniej Apollodorusa. Ryssa uśmiechnęła się. – To jest to. Mianuję cię jego nianią. Acheron zaśmiał się na pomysł, że mógłby być nianią kogokolwiek. – Idź do łóżka siostro, wyglądasz na wyczerpaną. Kiwając głową z wdzięcznością, zaczęła odchodzić. Niańka wyciągnęła dłonie po dziecko. Acheron podał małego, ale chłopiec natychmiast w rękach niani obudził się i zaczął krzyczeć. Ryssa podskoczyła. – Na miłość boską, pozwól Acheronowi zająć się dzieckiem. Nie zniosę kolejnej takiej godziny. 316 Niania posłuchała natychmiast. A Apollodorus ponownie przytulony przez Acherona zasnął. – Gdzie mam go zabrać? – zapytał Acheron. – Lepiej nie idź z nim do pokoju dziecinnego. Ojciec i Styxx mogą się tam 314
To znaczy jakie??? Dzieci wyczuwają jego dobro 316 Hmmmm cieszysz się że Ash jest szczęśliwy, czy że masz spokój??? 315
236
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
pojawić. Zabierz go do siebie. – Spojrzała na nianię. – Idź do pokoju dziecka i kryj nas, gdyby ktoś się o nas pytał. – Tak wasza wysokość – pochyliła się i ich zostawiła. Ryssa z wdzięcznością poklepała jego dłoń. – Obudź mnie na karmienie. W międzyczasie ja muszę pospać. Acheron pocałował ją delikatnie w policzek. – Odpoczywaj. Wrócimy jak będzie cię potrzebował. Patrzył jak wspina się na łóżko, wziął siostrzeńca i poszedł do siebie. – Cóż, wydaje mi się, że zostaliśmy sami, mały. Co powiesz na to, że się rozbierzemy, upijemy i znajdziemy jakieś chętnie dziewki? Dziecko uśmiechało się jakby rozumiało. Acheron skinął głową. – Ehh, więc to jest to, co? Niecały miesiąc, a taki lubieżny. Jesteś synem swojego ojca. Siedząc na łóżku, oparł się o wezgłowie i zgiął kolana tworząc z nich kołyskę dla dziecka. Acheron łaskotał go po brzuszku, dziecko śmiało się i kopało317. Kruszynka go zaskoczyła. Tak naprawdę nigdy dłużej z nim nie przebywał. Apollodorus chwycił małą łapką jego palec chcąc go ssać. To uspakajało dziecko. Jak ktoś mógł nienawidzić coś tak niewinnego? Coś tak bezbronnego? Myśli przebiegały przez jego umysł, gdy myślał o rodzicach próbując ich zrozumieć. Teraz jako dorosły potrafił zrozumieć niektóre poczynania ojca. Bo nie próbował w żaden sposób go zadowolić. Ale jako dziecko… Ile razy był policzkowany za nic więcej niż patrzenie na kogoś? Ile razy Estes wiązał mu ręce z do tyłu i bluzgał za pytania, jakie zadawał? Obawiał się, że ktoś może skrzywdzić w ten sam sposób to dziecko. – Zabiję każdego, kto cię tak skrzywdzi Apollodorus… Obiecuję, że nawet przez nikogo nie zapłaczesz. Dziecko ziewnęło zamykając oczka. Nadal trzymając palec Acherona. Chłopiec go nie osądzał ani nie gniewał się na niego. Przyjmował go takim, jakim był… bez złych zamiarów. Uśmiechając się położył dziecko na łóżku i przykrył. Acheron leżał godzinami patrząc na niego. Wyczerpany w końcu zasnął. – Acheron? Acheron obudził się ręką obejmując Apollodorusa. Stała nad nim Ryssa, a dziecko nadal spało. – Która godzina? – Późny ranek. – Spojrzała na nich z niedowierzaniem. – Co ty zrobiłeś, że przespał całą noc? – Nie wiem. Rozmawiałem z nim o tym, że pójdziemy na dziewuchy, a on zasnął. 317
To mnie jakoś tak rozczula… Ash jako ojciec … to marzenie każdej matki … a dzieci wręcz go uwielbiają.
237
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Roześmiała się. – Nie wierzę. Nie poszliście, prawda? – Zaproponowałem, a jemu się to spodobało. Niestety nie był na tyle wytrzymały. Zaśmiała się ponownie. – Ej, nie waż się demoralizować mojego dziecka nicponiu.. Acheron odsunął się by Ryssa mogła zabrać chłopca. Apollodorus otworzył oczy i uśmiechnął się do matki zanim włożył piątkę do ust i zaczął ją ssać. – Cokolwiek zrobiłeś, jesteś święty. Wyspałam się po raz pierwszy od miesiąca. Spojrzała w stronę drzwi. – Teraz uciekamy zanim ojciec się dowie. Proszę. To była ostatnia rzecz, jakiej potrzebował… Rozciągając się usiadł na łóżku. Wstał później niż zazwyczaj. Wolał wstawać przed resztą, wtedy nie obawiał się, że się na kogoś natknie. A teraz już wszyscy zajęli się swoimi sprawami. Chwycił ubranie i brzytwę kierując się do dużego pokoju kąpielowego. Na szczęście był pusty. Jak zawsze odwiesił swoje ubranie, a brzytwę położył w pobliżu basenu. Nagi wszedł do niego. Gorąca woda była wspaniała i sięgała mu do pasa. Opadł na kolana i pochylił głowę by móc umyć włosy. Zamykając oczy westchnął z zadowoleniem. To była najlepsza cześć jego dnia. Wstał by sięgnąć po mydło i zamarł zdając sobie sprawę, że dłużej nie jest sam. Stała za nim Nefertari, wbijała w niego pożądliwe spojrzenie, które tak dobrze znał. Acheron cofnął dłoń i usiadł w basenie. – Wybacz mi pani, nie miałem zamiaru zakłócać twojego czasu. Patrzyła na niego jak kot na mysz, a kiedy sięgnął po ręcznik zatrzymał go. – Dlaczego jesteś przystojniejszy od brata bliźniaka? Wyciągnęła szpilkę z sukni pozwalając jej opaść do jej stóp. Jej nagie ciało było piękne, nie chciał brać w tym udziału. Acheron czmychnął z basenu, ale zagrodziła mu drogę. – Muszę wyjść. Śmiejąc się owinęła się wokół niego. – Nie, nie musisz. Skubała jego brodę zębami. – Jestem z kimś związany. – Ja też. Acheron próbował się od niej uwolnić, ale niewiele mógł zrobić, by jej przy tym nie skrzywdzić. 318
318
Ahim jasne, trzasnąć o podłoge i po sprawie
238
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Wyrywając się z jej uścisku zrobił krok i nadepnął na mydło zostawione nie daleko basenu. Uderzył w ziemię na tyle mocno, że stracił oddech. Nefertari natychmiast znalazła się obok niego. – Kochaj się ze mną Acheron. Gdy próbował wstać otworzyły się drzwi. Krew odpłynęła mu z twarzy, kiedy zobaczył Styxxa i jego ludzi. Szybko wyciągnęli wnioski nie omijając żadnego szczegółu. Acheron przeklął uświadamiając sobie jak to musiało wyglądać. Jak to go obciążało. Nefertari zaczęła go uderzać i wrzeszczeć. – Nie gwałć mnie, proszę319. Wciekły odsunął się od niej. Poderwała się na nogi i pobiegła do Styxxa, płacząc jakby miała złamane serce. – Dzięki bogom, że przyszedłeś. To było straszne. Styxx oddał ją strażnikom. Acheron wolno wstał na nogi patrząc w twarz bliźniaka, który był tak wściekły, że jego policzki stały się czerwone. Wiedział, że lepiej nawet nie próbować niczego wyjaśniać. Styxx i tak mu nigdy nie uwierzy. Więc pozwolił strażnikom by go zabrali. Zaciągnęli go do lochów pod pałacem. Skrzywił się jak go wrzucili do dziury, która wywołała czułe wspomnienia. Owinął się ramionami starając się rozgrzać. Ale nic nie mogło ogrzać jego duszy, bał się kary. – Artemido? – wyszeptał jej imię. Wyczuł jej obecność, mimo że jej nie widział. – Co ty tu robisz? – Zostałem oskarżony o gwałt. Poczuł ogromny nacisk na szyi jakby go dusiła. 320 – Zrobiłeś to? Zakaszlał. – Wiesz lepiej. Cofnęła nacisk. – Więc co tutaj robisz? – Nie uwierzą w moją niewinność, nawet jak przysięgnę na moją duszę, że jej nie dotknąłem. Ja… ja potrzebuję twojej pomocy. – W czym? Spojrzał w górę gdzie majaczył się cień jej obrazu i powiedział rzecz, której pragnął najbardziej w swoim życiu. – Zabij mnie. – Wiesz, że tego nie zrobię. – Oni mają zamiar mnie wykastrować. Nie rozumiesz tego? – To się da łatwo naprawić. 319 320
Kolejna suka… on to ma szczęście … No cóż, mówilam było zabić i powiedzieć, że się poślizgnęła
239
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron zaśmiał się z goryczą. – Naprawisz to. To jest twoja odpowiedź? – A co chcesz bym zrobiła? – Zbij mnie! – wrzasnął. – Nie bądź taki melodramatyczny. – Melodramatyczny? Przykują mnie łańcuchami, rozetną mosznę, usuną jądra i zniszczą kanały. Wszystko będę czuł i zapewniam cię, że nie będą delikatni. Więc jak to kurwa może być melodramatyczne? Wyśmiała jego gniew. – Naprawię to później. Więc nie masz, czym się martwić321. Osłupiały jej postawą i krytyką, poczuł jak się oddala. Chciał wszystkich pozbijać, a jedyne, co mógł zrobić to walić głową w mur. Powinienem z nimi walczyć… Ale szczerze mówiąc, jaki to ma sens? Mieli przewagę liczebną i prędzej czy później zaciągnęliby go do lochu. Zrażony własnym życiem nie wiedział ile czasu minęło zanim strażnicy przyszli po niego. Został zaciągnięty w kajdankach do sali tronowej ojca. Nagi, został rzucony na kolana przed Styxxem, ojcem i nadal płaczącą Nefertari. Król spojrzał na niego bezlitośnie. – Mam dylemat. Przestępstwo, jakiego się dopuściłeś jest karane śmiercią, ale ponieważ nie mogę tego zrobić, zdecydowaliśmy się cię wykastrować. Bez wątpienia trzeba to było zrobić w dniu twoich narodzin. Acheron zaśmiał się ironicznie. – To byłby zbyt miłosierny akt jak na ciebie. Nie wspominając już jak wściekły byłby twój brat gdybyś wykastrował jego ulubioną zabawkę. Ojciec zszedł z tronu ze wściekłym wrzaskiem. Acheron nawet nie drgnął. – Nie bądź taki wściekły ojcze. Przecież ty wiedziałeś, co robił ze mną Estes. W rzeczywistości jego największym marzeniem była twoja śmierć. Styxx zostałby z nim, więc miałby nas oboje za jednym razem w łóżku. Ojciec zaczął przeklinać pochodząc do niego z gniewam Furii.322 Pierwsze uderzenie padło na szczękę. Kolejne złamało nos. Cios za ciosem spadał na niego. A Acheron witał każde uderzenie wyśmiewając króla. W najlepszym wypadku ojciec go zabije. A przynajmniej zostanie na tyle ogłuszony, że nie poczuje ogromu bólu tego, co dla niego zaplanowali. – Ojcze proszę – powiedział Styxx odciągając króla. Odwrócił się do Acherona leżącego na podłodze. – Jesteś niczym więcej niż najgorszym plugastwem. 321
Brak mi słów … Furie – w mitologii rzymskiej to bóstwa chtoniczne, demony świata podziemnego, wzorowane na podobnych bóstwach etruskich; boginie zemsty zrodzone z krwi Uranosa. Utożsamiane z greckimi eryniami. 322
240
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Kopnął Acherona, który usłyszał jak mu pękają żebra. Odwrócił go na plecy. Kolejne kopniecie Styxxa wylądowało miedzy nogami Acherona, zawył czując niewyobrażalny ból. Brat kopał go na tyle długo, że w końcu poczuł, że kastrowania już nie potrzebuje. – Posłać po lekarza – zaryczał ojciec. – Zobaczymy jak wykańcza bękarta. Z trudem oddychając Acheron został położony na zimnej kamiennej płycie. Ręce zostały przykute nad głową, a nogi szeroko rozłożone. Odrzucił głowę do tyłu śmiejąc się z nich. – Jeżeli planujesz przedstawienie ojcze powinieneś przykuć mnie twarzą do ziemi. – Zakneblować plugastwo. Gdy jeden ze strażników wsadził mu szmatę w usta i Acheron zobaczył cień lekarza. Zacisnął dłonie na łańcuchu przygotowując się na to, co miało się stać. Ale nic nie mogło go przygotować na ból. Acheron krzyczał w agonii do czasu, gdy jego gardło wyschło i krwawiło jak reszta jego ciała. Po długim czasie znalazł się w swoim pokoju – był duchowo odrętwiały – szkoda, że reszta jego ciała nie była. Nie dając rady wstać, podczołgał się do stolika, na którym zostawił nóż. Sięgając chwycił go drżącą ręką. Był tak bardzo zmęczonym błaganiem o łaskę, ranieniem. Nie mogąc tego dłużej znieść otworzył sobie żyły patrząc jak krew wycieka.
241
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
25 października 9528 roku p.n.e. Acheron wściekle przeklął budząc się z silnym bólem. Dlaczego nie umarł? Ale przecież wiedział. Tak długo jak jego życie będzie związane ze Styxxem, nikt nie będzie miał nad nim litości. Nigdy. Ogarnięty rozpaczą starał się poruszyć na łóżku. Nie mógł. Ponownie został przykuty do łóżka. Wrzasnął z frustracją uderzając głową w materac. Jakiś ruch na prawo zwrócił jego uwagę. To była Ryssa ubrana w purpurę i złoto. Podeszła do przodu. Litość i wina w jej oczach wywołały łzy w jego własnych. – Nie powiedziałam im – wyszeptała.- Styxx stracił przytomność, a ojciec znalazł ciebie. Łzy spływały po jej twarzy. – Nie mogę uwierzyć w to, co ci zrobili. Wiem, że nie dotknąłeś Nefertari. Wiem, że nikomu byś czegoś takiego nie zrobił, powtarzałam im to wielokrotnie. Ale jak zawsze nie zważali na żadne moje słowo. Wiem, że to nie pomoże, … ale Styxx zerwał swoje zaręczyny i odesłał ją do Egiptu. Przykro mi Acheron, tak bardzo mi przykro. – Przyłożyła swoją głowę do jego i zapłakała. Acheron trzymał swoje łzy na uwięzi. Nie było potrzeby płakać. To było jego życie i nie ważne jak bardzo się starał nigdy nie będzie lepsze. Poza tym Artemida go uleczy... Chciał wrzeszczeć z gniewu na niefrasobliwą postawę bogini. Ryssa pogłaskała go po policzku. – Nie porozmawiasz ze mną? – I co mam powiedzieć, Ryssa? Myślę, że moje czyny mówią wystarczająco głośno by je usłyszał człowiek głuchy. Ale i tak nikt mnie słucha. Przeczesała z czułością jego włosy. – To takie nie w porządku wobec ciebie. – Życie nigdy nie jest w porządku – szepnął.– Ale tu nie chodzi o sprawiedliwość. Chodzi o wytrzymałość i sprawdzenie ile można ścierpieć. Był bardzo zmęczony. Ale nikt nie pozwoli mu zasnąć Przez ściany usłyszał płacz Apollodorusa. – Twój syn cię potrzebuję księżniczko. Musisz do niego iść. – Mój brat też mnie potrzebuje. Wydał zmęczony oddech. – Nie. Uwierz mi. Nie potrzebuję nikogo. Przyłożyła wargi do jego policzka. – Kocham cię Acheron. Nie odezwał się, kiedy odchodziła. W obecnej chwili nie czuł żadnej miłości. Tylko ból, rozpacz i gniew odczuwał. Odwracając głowę spojrzał w dół, na bandaż zakrywający jego nadgarstek. Był tak usztywniony, by nie mógł ponownie otworzyć rany i dokończyć tego, co zaczął.
242
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Zamykając oczy pomyślał o swojej przyszłości. O tym, że nic się nie zmieni. Że będzie wiecznie bity. Zawył z rozpaczy. Zaczął walczyć z więzami, ale nie był w stanie ich zerwać. Nigdy nie był wstanie walczyć z niczym. Wyjąc głośniej poczuł pocieszenie płynące w bólu ran. Ryssa wbiegła do pokoju. Acheron zignorował ją walcząc z krępującymi go łańcuchami. – Mam tego dość, nie chcę brać dalej w tym udziału. Zgarnęła go w ramiona. – Wiem Acheron, wiem… Nie, nie wiedziała. Dzięki bogom, że nie wiedziała, jakie spieprzone miał życie. Z jakim bólem żył. Z jakim odtrąceniem. Odrzucił głowę na poduszkę pozwalając w końcu łzom lecieć. Nawet jeżeli teraz był dorosłym mężczyzną czuł się jak mały chłopiec, który był odrzucony i policzkowany przez matkę za każdym razem, gdy pragnął jej dotyku. – Daj mi pić Ryssa. Odsunęła się. – Co? – Na miłość bogów daj mi coś, by mnie przestało tak bardzo boleć. Alkohol albo narkotyki, nie znaczenia, które z nich. Po prostu spraw by wszystko odeszło… proszę. Ryssa chciała mu odmówić. Nie wierzyła, że to pozwoli mu uciec od problemów, ale patrząc na niego i widząc krew cieknącą z jego ran i łzy z jego oczu nie mogła mu odmówić. Nikt nie powinien tak cierpieć. Nikt. Wbrew jej woli jej spojrzenie padło na jego pachwinę. Dostrzegając krew poczuła się chora. Okrucieństwo tego, co mu zrobili było ponad wszelką miarę a fakt, że ojciec i Styxx czerpali z tego taką przyjemność napawała ją obrzydzeniem i nienawiścią na poziomie, którego do tej pory nie poznała. Nigdy już nie będzie czuła się dobrze przy nich. – Zaraz wracam. Pobiegła do swojego pokoju i zabrała butelkę wina, którą miała. – Nera? - zawołała do służącej odkurzającej krzesło. – Idź po więcej wina i przynieś do pokoju Acherona. Drobna dziewczyna z konfuzją zmarszczyła brwi. – Ile więcej księżniczko? – Tyle ile dasz rade przynieść. Ryssa powróciła do pokoju Acherona z tym, co miała. Leżał nago na łóżku, okryty cienkim prześcieradłem skrywającym jego ciało. Zaschnięta krew i siniaki pokrywały całe ciało, a ból w jego srebrnych oczach kradł jej oddech. Bolejąc nad nim otarła jego łzy i uniosła mu głowę pomagając się napić. – Nie bogowie cię błogosławią za twoją dobroć – wyszeptał kiedy skończył pić wino. 243
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Nera przyszła z winem. Ryssa podała jej opróżnioną butelkę i wzięła nową i przechyliła do jego ust. Dopiero po trzeciej butelce był kompletnie pijany. – Acheron? – zapytała bojąc się, że dała mu za dużo. Wydał długi zmęczony oddech i uwięził jej spojrzenie swoim. – Obiecaj mi coś Ryssa. – Wszystko. – Nigdy nienawidź swojego syna – zatrzepotał rzęsami i zamknął srebrne oczy. Płacząc trzymała go mocno, bolejąc nad nim jak nigdy dotychczas. Zabije każdego, kto skrzywdzi jej syna w ten sposób. Nawet własnego ojca. Ale Acheron nigdy nie zaznał takiej miłości, opieki, a to jeszcze bardziej łamało jej serce. Śpij spokojnie braciszku. Śpij spokojnie. Ocierając łzy zostawiła go i poszła sprawdzić Apollodorusa. Przez resztę dnia trzymała blisko syna obiecując mu, że nigdy nie zostanie sam na świecie. Że zawsze będzie go kochała i będzie go bronić przed każdym, kto będzie chciał go skrzywdzić. Gdyby tylko ich matka złożyłaby podobną obietnicę Acheronowi…
244
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
27 października 9528 roku p.n.e. Acheron leżał w łóżku. Końcówka nosa swędziała go tak mocno, że brała górę nad resztą bólu. Sprzedałby duszę, byle się tylko podrapać. Jasny błysk po lewej stronie zwrócił jego pełną uwagę. To była Artemida. Ubrana na biało, jak zawsze była piękna i ją za to nienawidził.323 Był wściekły, że dopiero teraz sobie o nim przypomniała. – Co tu robisz? – Nudziłam się. Parsknął szyderczo na jej rozdrażnienie i na fakt, że dopiero teraz raczyła do niego przyjść.324 – Obawiam się, że nie mogę cię zabawić. Nie jestem do tego zdatny. Ściągnęła z niego okrycie, skrzywiała się widząc, co zrobiono z jego pachwiną. – Ohyda. Co oni zrobili? Zamknął oczy czując dobrze mu znane upokorzenie. – Wykastrowali mnie. Pamiętasz? Nawet byłem na tyle głupi by prosić o twoją pomoc. – Ach to … - pstryknęła palcami. Acheron zadyszał, poczuł jeszcze większy ból w pachwinie. Bolało tak mocno, że zapierało mu wdech i wywołało łzy w jego oczach. – Widzisz? Już lepiej. Jego oddech rwał się, nadal płonął. – Twoje włosy są dłuższe. O czym ona do cholery mówi? Jego włosy są dłuższe? Dobrze się stało, że nie mógł się ruszyć, w przeciwnym razie mógł rzucić się do jej gardła za ten idiotyczny komentarz. – Dlaczego jesteś przykuty? Jeżeli zapyta o jeszcze jedną głupią rzecz naprawdę ją udusi. – By mnie powstrzymać przed samobójstwem. – A dlaczego miałbyś to zrobić? Acheron zazgrzytał zębami. Po co miał próbować jej to tłumaczyć? Nie obchodziło jej to. Nie obchodziło jej, gdy błagał ją o pomoc. A może warto to wykorzystać. Skoro jest znudzona, może znajdzie innego mężczyznę, na którym będzie mogła podskakiwać.
323 324
My nie tylko za to Bo jej się nudziło …
245
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Może fiut innego boga ją zadowoli.325 – To wydawało się wtedy dobrym pomysłem. Teraz nie. Posłała mu złe spojrzenie. – Będę musiała się uwolnić. Przysięgam, sprawisz więcej problemów niż jesteś tego wart. Poczekaj tu. A miał inny wybór? – Nie martw się. – zawołał zanim znikła. – Nie mogę nawet sikać. A jego nos nadal swędział. Nie minęło wiele czasu i jego ojciec wszedł do pokoju, patrząc na niego z niezadowoleniem. A teraz, czego chciał?326 Jak zawsze, król był zadbany. Jego blond włosy były doskonale uczesane, a jego biała szata błyszczała w promieniach słońca. Acheron patrzył na niego niezachwianie. – Mogę w czymś pomóc? – zapytał z uprzejmą ironią. Niebieskie oczy ojca zabłysły gniewem. – Co trzeba zrobić by nauczyć cię gdzie jest twoje miejsce? Jego miejsce? Powinno być przy ojcu, jako spadkobierca tronu. Miejsce księcia. Zamiast tego leżał przykuty do łóżka, jego nagość była ledwie zakryta, zbrudzonym krwią prześcieradłem, pod którym ojciec nie mógł zobaczyć co zrobiła Artemida. Był brudny, a jego włosy tak samo jak broda były niechlujne. Acheron odwrócił spojrzenie. – Wiem gdzie jest moje miejsce. Ojciec kopnął w jego łóżko. I tyle z pomocy Artemidy. – Pokojówki mają dość czyszczenia twojego bałaganu i nie mam im tego za złe. Z tego powodu cię uwolnię, ale jeżeli zrobisz coś głupiego przysięgam na bogów, że przykuję cię łańcuchem do murów lochów i zostawię cię byś zgnił. On już to zrobił. – Nie martw się ojcze. Zejdę ci z oczu. – Oby. Wskazał strażnikom by rozkuli kajdany. Wreszcie mógł się podrapać po nosie. Ledwie skończył, gdy wszedł do pokoju Styxx i rzucił w niego niebliską szatę. Był zdziwiony, dopóki nie zdał sobie sprawy, że jest do jedna z sukienek Ryssy. Styxx roześmiał się. – Pomyślałem, że może wolisz coś lepiej pasującego do twojego nowego ja.
325 326
Niestety nie… Przebłyski Asha
246
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Wzrok Acheron zapłonął gniewem. Zanim mógł się zastanowić, a Styxx mrugnąć wyskoczył z łóżka i zwalił brata na ziemie waląc jego głową w podłogę, chcąc ją roztrzaskać jak melona. 327 Nim strażnikom udało się odciągnąć go od brata, musieli mu solidnie przyłożyli sześć razy w żebra. Trzymało go kilku strażników. Wykręcili mu ręce do tyłu. Nie mógł walczy, więc tylko przenikał. Dziękuje Artemido za unieważnienie swojego daru. Styxx cały skrwawiony wstał z podłogi i chwycił za miecz ojca chcąc zabić brata. Powstrzymał go ojciec. – Zabrać go i wychłostać. – warknął ojciec. – Nie! Acheron odwrócił się i zobaczył Ryssę w drzwiach. Twarz ojca wyrażała kompletne niedowierzanie. – Co ty powiedziałaś? Założyła ręce na klatce piersiowej, stała mocno, niezachwianie i ze zdecydowanym wyrazem twarzy w otwartych drzwiach. – Słyszałeś mnie doskonale. Powiedziałam nie, ale zawsze mogę powtórzyć.328 Twarz ojca zapłonęła furią. – Nie będziesz mi mówiła kobieto, co mam robić. – Masz racje. – powiedziała spokojnie. – Nie mogę ci rozkazywać, bo nie mam twojej siły… ale jako kobieta Apolla mogę mu powiedzieć co ma zrobić lub kogo spacyfikować w mojej rodzinie. – spojrzała znacząco na niego i Styxxa. – Mam dość… jestem wręcz chora tym, co robocie Acheronowi. Nigdy więcej na to nie pozwolę. Król wskazał na Styxxa. – Spójrz on krwawi! Spojrzała na Acherona i skinęła głowa. – On jeszcze bardziej po jego akcji. Nie wspomnę o reszcie. – rzuciła jadowicie. Jej spojrzenie padło na leżąca na podłodze suknie. – A za jego okrucieństwo powiem, że i tak za małą karę dostał. O wiele za małą. Styxx wbił w nią spojrzenie. – Ryssa, jednego dnia zostanę królem, nie zapomnę ci tego. Uniosła kpiąco brwi patrząc w jego wściekłe oczy. – A ja jestem matką pół boga. Lepiej byś to dobrze zapamiętał bracie. Styxx odepchnął ją z drogi wychodząc z pokoju. Ojciec potrząsnął głową. – Kobiety. – warknął zostawiając ich samych. Ryssa podeszła do sukni, chwyciła ją i zwinęła. – Przeprosiłabym za nich, ale nie ma dla nich żadnego wytłumaczenia. – 327 328
Brawo Brawo Ryssa
247
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
sarknęła. – Jaka szkoda że wcześniej nie wykorzystałam tego argumentu. Oni nie wiedzą, że Apolla nic nie obchodzą moje prośby. Ale to będzie nasz mały sekret, dobrze? Acheron wzruszył ramionami. Usiadł na łóżku przykrywając się by nie zawstydzać siostry. – Byłbym w szoku gdyby ojciec okazał mi coś więcej niż pogardę. Wydała długi, smutny oddech. – Wysłać ci tace z jedzeniem do pokoju kąpielowego? Pokręcił głową. – Nie mam zamiaru tam iść, nigdy. – Musisz się wykąpać. Nie bardzo. Może gdyby wystarczająco śmierdział nikt by mu głowy nie zawracał. Ale nie był gotowy spierać się z siostrą. – Powinnaś iść i odpocząć póki cię nie potrzebuje Apollodorus. Uścisnęła go delikatnie i wyszła. Ryssa ledwie wszyła, gdy z cienia wyszła Artemida. Uśmiechnęła się do niego. – Powiedz dziękuje Artemido.329 – Tylko wtedy, gdy mogę to zrobić zgrzytając zębami. Gapiła się na niego nie wierząc w jego gniew. – Nie jesteś wdzięczny? Podniósł ręce w geście kapitulacji. – Nie chcę z tobą walczyć Artie. Szczerze, chcę zostać sam i lizać swoje rany. Zmaterializowała się z jego plecami, obejmują go. – Wolę sama je wylizać.330 Zanurzyła dłonie niżej, obejmują męskość. Wzdrygnąwszy się na jej pieszczoty, odsunął jej dłonie z pachwiny. – Biorąc pod uwagę, że nie dalej jak tydzień temu, moje jądra zostały usunięte, nie jestem w nastroju.331 Cmoknęła z obrzydzeniem. – Nie bądź dzieckiem. Jesteś teraz nienaruszony. Możemy to świętować robiąc z twego użytek. – dmuchnęła mu do ucha. Szarpnął się. Naturalnie podążyła za nim. Wystarczy dać jej to co chce. W przeciwnym razie znajdzie się w punkcie gdzie ona będzie zła i go zaatakuje. Wolałbym mieć oczy wydłubane. Oczywiście jego oczy odrastały więc zaczął się zastanawiać czy jego jądra same by nie odrosły bez pomocy Artemidy.
329
Powiedz – pocałuj się w dup Artemido – moim zdaniem autorka pomyliła dialogi … Rozjechany hangar samolotowy … 331 No boli go głowa… 330
248
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Nie miał jak z nią walczyć. A wcześniej był już zmuszany do seksu z ludźmi, których nienawidził.332 Żadne argumenty nie mogły tego zmienić. Równie dobrze mógł to skończyć tak szybko jak to możliwe. Spojrzał na nią. – Gdzie mnie chcesz? Ledwie słowa opuściły jego usta, leżał nago na plecach w łóżku, a ona na nim. – Tęskniłam za tobą Acheron. Drgnął, gdy zatopiła zęby w jego szyi. Zrobił to, co zawsze robił. Sprawił jej przyjemność nie biorąc niczego dla siebie. Nawet nie zauważyła, że nie byli tak brudni jak wcześniej po każdej jego ejakulacji. Mruczała z satysfakcji a on czuł pustkę. Artemida usiadła owijając się prześcieradłem. – Lepiej już pójdę. Hades organizuję imprezę w świątyni Zeusa i muszę zadbać o wygląd. Nawet nie zdążył otworzyć ust, a był już sam w pokoju – jak mebel przez nią odrzucony na jakiś czas. Podszedł do miski i nalał trochę wody. Ogolił się i ubrał. Cierpiąc na duszy rozważał czy udać się na przedstawienie, ale, po co? Przez to będzie jeszcze dłużej dochodził do siebie. Kiedy rozglądał po swoim więzieniu, jego spojrzenie padło na wino które przyniosła Ryssa. Na nieszczęście nie było na tyle silne, aby wypełnić wypaloną pustą dziurę w nim. Chwytając monety i płaszcz opuścił pałac. Udał się na ulice, na której były same burdele. Nie zajęło mu wiele czasy by znaleźć starego kupca. Niski i pulchny, człowiek był łysy z odstającymi uszami, miał zepsute zęby i stał na rogu przy najgorszym burdelu w mieście. Euclid uśmiechnął się jak się zbliżył. – Acheron, nie widziałem cię od dawna. – Pozdrawiam. Masz Morpheus Root? 333 Oblizał łapczywie usta. – Oczywiście, że mam. Ile chcesz? – Wszystko, co masz. Wygiął brwi. – A masz tyle monet? Acheron rzucił mu sakiewkę. Euclid był pod wrażeniem. Wyciągnął mały drewniane pudełko z wózka na kółkach, który dla niewtajemniczonych lub naiwnych, był niczym więcej niż miejscem trzymania brudnych szmat. Podał pudełko Acheronowi by sprawdził. Uniósł zioło do nosa. Ostra lawenda nie była wstanie zatrzeć zapachu zioła, które mu pomoże.334 332
Ha w końcu padło to słowo … Korzeń Morfeusza?? 334 Akurat … 333
249
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron zamknął pojemnik. – Dziękuje. Potrzebuję glinianego naczynia. Euclid podał mu, za kolejne monety. – Będę miał więcej w przyszłym tygodniu. Za każdym razem, gdy będziesz potrzebował daj mi znać, a jeżeli nie będziesz miał monet jestem pewien że się jakoś dogadamy. Obrysował brudnym placem usta Acherona. Ten nie zastanawiając się chwycił go miażdżąc. Mimo że to była powszechna praktyka – dziwki dostawały towar za sex- wkurzył się i mocno to go ubodnęło. – Dziękuje Euclid, ale będę miał pieniądze. Nałożył nisko kaptur i udał się do pałacu do swojego pokoju. W ciemności otworzył wieczko i mieszał zioło. Dziwne, ale potrafił nadal przypomnieć sobie ile potrzeba proszku. – Wdychaj to chłopcze, to tylko sprawi, że będziesz bardziej zrelaksowany i zadowolony. Słysząc głos Estesa w głowie, skręcało go.. Pierwszy raz, kiedy tego użył był trzymany siłą na podłodze przez wuja. Po tym nie trzeba było go namawiać. Jego wuj miał racje – to sprawiało, że łatwiej można było wszystko znieść – to odbierało wyrzuty sumienia i chęć do walki. To robiło z niego bezmyślnego dzieciaka, którego można było wykorzystać w najbardziej dewiacyjnych aktach. Podpalił zioło i lekko dmuchnął. Zamykając oczy podniósł glinianą maskę i trzymał blisko nosa aż wszystko, co go bolało uleciało. Zakręciło mu się w głowie. Potknął się o łóżko i w nim wylądował. Obserwował nachylenie sufitu. – Apostolos? Gdzie jesteś? – Witajcie głosy. – wyszeptał. Zawsze były głośniejsze, gdy był na haju. – Chcemy byś wrócił do domu. Powiedz nam gdzie możemy cię znaleźć? Rozejrzał się po pokoju. – Jestem w ciemnym pokoju. – Gdzie? Acheron roześmiał się i przewrócił na brzuch, jęknął na doznanie grubego płótna ocierającego się o jego ciało. Artemida wyrzuciła go zbyt szybko. Narkotyk uczynił go niesamowicie napalonym. Ale z drugiej strony za każdym razem, gdy dochodził w jej łóżku kręciła nosem na bałagan. Więc łatwiej było rżnąć ją, ale dochodzić samemu. Zassał powietrze, prześcieradło ocierało jego sutki. Przyjemność była przygniatająca. Ale nie miał zamiaru się dotykać. Nie chciał takiej ulgi i przyjemności. Chciał tylko spokoju. Przede wszystkim pragnął dotyku kogoś, komu będzie na nim zależeć. A on z całą pewnością tą osobą nie był.
250
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
12 Listopad, 9528 roku p.n.e. Acheron usiadł na swoim balkonie, pozwalając zimnemu wiatru się chłodzić. Zdał sobie sprawę, że jego siostra stała przy oknie obserwując go. Skinął do niej, by dołączyła do niego. Zaczęła natychmiast szczękać zębami. – Tutaj jest zimno. – Dla mnie w sam raz. – W rzeczywistości pocił się. Podchodząc do niego Ryssa zmrużyła podejrzliwe oczy. – Co zrobiłeś? – Nic nie zrobiłem. Absolutnie nic. – Ledwie miał siły, by jeść. Potrząsnęła głową w złości. – Znowu brałeś narkotyki, prawda? Acheron odwrócił wzrok. Chwyciła jego twarz w ręce i zmusiła do spojrzenia na nią. – Dlaczego zrobiłeś coś takiego? – Nie zaczynaj znowu Ryssa. – Acheron proszę. - powiedziała, jej głos był napięty, gdy zwolniła uścisk.Zabijasz się. Chciałby. Spoglądając w dół odwrócił swój nadgarstek, by zobaczyć doskonałą skórę bez skazy. Nie było żadnego śladu ciecia jego skóry i żył. – Nie mogę się zabić. Bogowie wiedzą, że próbowałem. Nie ma żadnego wyjścia dla mnie, więc siadam tu czekając na swój czas, gdy bogowie położą kres mojemu życiu, próbując nie wchodzić nikomu w drogę. Zaczesała włosy z jego oczu. – Wyglądasz strasznie. Kiedy ostatnio się kąpałeś? Odepchnął ją, zły na jej pytanie. – Ostatnim razem, gdy się wykąpałem oskarżono mnie o gwałt i następnie wykastrowano. Bez obrazy, wolę śmierdzieć. Potrząsnęła głową. – Kiedy ostatnio jadłeś? – Nie wiem. – Podrapał się w brodę i po policzkach. – Jaką to robi różnicę? Przecież Ojciec nie pozwoli umrzeć mi głodową śmiercią. Zjem, kiedy będę musiał. Kiedy oni mnie zmuszą. Następną rzeczą, jaką wiedział to, że Ryssa złapała go mocno za ucho. – Natychmiast będziesz jadł. – Hej! – Acheron klapnął ją, ale nie puściła.335 Ze zdecydowanym szarpnięciem zmusiła go do opuszczenia balkonu i nie pójścia dopóki nie weszli do jej pokoju. Była tak niska, że był praktycznie zgięty w pół, by nadążać za jej szaleńczymi krokami. – Wiesz, ze jestem większy od ciebie. – przypominał.336 335
Ona mi się podoba
251
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Tak, ale ja jestem podlejsza i bardziej szalona. – Szarpnęła ręką, sprawiając, że jego płatek zapiekł. Marszcząc brwi, potarł swoje ucho. Zwróciła uwagę na swoją toaletkę, gdzie na talerzu były owoce, ser i chleb. – Siadaj i jedz. Teraz! – Tak Wasza Wysokość. Gdy Acheron sięgnął po ser, zobaczył swoje odbicie w lustrze. Zapadnięte, zabarwione na czerwono oczy patrzyły na zaniedbanego mężczyznę. Jego broda była postrzępiona, włosy potargane. Wyglądał jak starzec, a nie jak młody mężczyzna. To było w porządku, czuł się nawet starzej niż wyglądał. Odwrócił spojrzenie i umieścił je w serze, wsadził go w usta a Ryssa nalała mu wina do kielicha. Zostawiła go, by podejść do drzwi, które prowadziły do pokoju pokojówki. – Nera? Przygotujesz kąpiel w moim pokoju? I znajdź mi jakąś brzytwę. Acheron nie odzywał się, gdy jadł. Szczerze mówiąc umierał z głodu. Służące nie przynosiły mu jedzenia, a sam nie śmiał iść po nie biorąc pod uwagę jak jego ojciec ostatnio zareagował, gdy znalazł go w pobliżu kuchni i jadalni. Gdy Ryssa wróciła, trzymała Apollodorusa. Dziecko uśmiechnęło się, gdy go zobaczyło i sięgnęło w jego kierunku. Niezdolny by mu odmówić, Acheron wziął go na ręce. – Witam malutki. Jak się masz? Zapiszczał w odpowiedzi. Acherona spojrzał w górę na Ryssę, gdy składała szmatkę na pieluszkę. – Urósł odkąd go ostatni raz widziałem. – Tak, urósł. Acheron spojrzał na rzadkie włosy dziecka. – Łysiejesz. Ryssa nagle się roześmiała. – Miałeś tak samo. Gdy wszystkie twoje czarne włosy wypadły, wyrosły blond. Apollodorus wyciągnął rękę i pociągnął go za brodę. Acheron chciał oddać dziecko Ryssie. – Jestem zbyt brudny, by go trzymać. – On o to nie dba. Jest po prostu zadowolony, że widzi ponownie swojego wujka. Tęsknił za tobą. On również za nim tęsknił. Acheron przytulił mocno dziecko i spiorunował wzrokiem Rysse. – To nie fair Ryssa. Wiesz, co by mnie spotkało, gdyby Ojciec mnie tu znalazł. I jeśli kiedykolwiek zobaczy mnie blisko Apollodorusa... 336
Też to słyszę od braci
252
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Położyła rękę na jego ramieniu. – Wiem Acheronie. Drzwi otworzyły się i pojawiły się w nich pokojówki wnosząc dużą wannę z gorącą wodą. Ryssa wzięła dziecko, gdy Acheron zjadł więcej. Gdy kąpiel była gotowa, zostawiła go samego. Z entuzjazmem większym niż by chciał, powoli osunął się w ciepłą, parującą wodę i westchnął. Minęło tak dużo czasu odkąd ostatnio brał kąpiel i prawie zapomniał, jakie dobre to było. Mimo to, nie było to dla niego warte ryzyka. – Kocham cię Ryssa - szepnął. Była jedyną osobą, która naprawdę się o niego troszczyła. Artemida chciała go kochać, ale była boginią I to była egoistyczna miłość– podobnie jak u Estesa. Tak długo jak jej dogadzał, była miła. Po prawdzie była bardziej hojna niż Estes kiedykolwiek był, ale wciąż były pewne ograniczenia w tym, co mogła zrobić. Najbardziej w związku z Artemidą bolała go pamięć tego, jak było na początku. Łaknął tej niewinności ze swojej strony. To uczucie, które oznaczało, że ma coś do niej… Próbując o tym nie myśleć, sięgnął po brzytwę, by w końcu ogolić swoje policzki. Gdy skończył, wywlókł się z wanny i sięgnął po swoje czyste ubrania. Po tym jak się ubrał, zapukał do drzwi pokoju służącej. – Skończyłem. Dziękuję. Ryssa dołączyła do niego zamykając drzwi, by pokojówka nie mogła ich podsłuchiwać. – Proszę nie bierz już żadnych narkotyków Acheronie. Nie podoba mi się to, co one tobie robią. Troska w jej niebieskich oczach parzyła go. – Odzwyczaję się sam. – Obiecujesz? – Ale tylko dla ciebie – przytaknął. Uśmiechnęła się do niego. – Wyglądasz dużo lepiej. Zawsze, gdy będziesz potrzebował kąpieli, przychodź, a ja tobie ją przygotuję. Uniosła się na palce, żeby go przytulić. Acheron uścisnął ją i następnie się cofnął. Był tu już zbyt długo. Oboje wiedzieli, że ryzyko jest zbyt wielkie dla niego, by przebywać w jej pokojach, gdy reszta domostwa była już na nogach. Wchodząc do pokoju podszedł do Morpheus Root leżącym na stole. Wyrzuć to. Nie, nie mógł. Byłby znowu chory, gdyby nagle przestał. Jego istnienie było i bez tego dość żałosne. Zrobi to, co obiecał Ryssie. Odstawi to od siebie. – Acheron?
253
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Spiął się na głos Artemidy. Skąd wiedziała, w jakim momencie przyjść, by go zobaczyć? No cóż, była boginią. – Witaj Artie. Pojawiła się tuż za nim, by objąć go w pasie. Mmm ładnie pachniesz. – To był zapach kąpieli połączony z narkotykiem. – Właśnie się wykąpałem. Cofając się, spojrzała na niego gniewnie. – Dziwnie wyglądasz. Jesteś chory – Nie. – Więc chodź. Jestem w odpowiednim nastroju do tańca. Jakby miał wybór? Ale nie był w nastroju do nieposłuszeństwa. Właśnie uczył się unikania bólu i podobało mu się to. Artemida zabrała go do swojej świątyni. Acheron na krotko się zatrzymał, gdy zobaczył co zrobiła. Wszędzie były świece, a muzyka cicho grała. Mała uczta była rozłożona. Spojrzał na nią z marsową miną. – Co to jest?337 Posłała mu delikatny uśmiech. – Minęło trochę czasu odkąd byliśmy razem. Chciałam, by było dziś wyjątkowo. Podoba ci się? Był zbyt zaskoczony, by myśleć. – Zrobiłaś to dla mnie? – No cóż na pewno nie rozłożyłam romantycznego oświetlenia dla mojego brata lub moich Kori. – podeszła do stolika i uniosła niewielkie pudełko. - I poprosiłam Hefajstosa, by zrobił to dla ciebie. Acheron całkowicie zaskoczony wpatrywał się w pudełko cokolwiek ono oznaczało. To było tak sprzeczne z jej charakterem, że przez moment zastanawiał się czy ktoś uderzył go w głowę. – Masz dla mnie prezent? – Cóż, chciałam czymś zastąpić pierścień. Nie możesz zabrać tego ze sobą, ale możesz z tego korzystać, gdy będziesz mnie odwiedzać. Ciekawy otworzył je, by znaleźć zestaw złotych karwaszy338. Artemida ścisnęła jego przedramię. – To na twoje nadgarstki, gdy będziemy polować. Nigdy nic nie mówiłeś, ale wiem, że cięciwa łuku rani twoje nadgarstki, gdy strzelasz. Ochronią twoją skórę i sprawią, że strzała zawsze poleci w dobrym kierunku. To było tak niezwykle przemyślane i przypomniało mu jak łatwo mógłby oddać jej swoje serce. Dlaczego nie mogła być zawsze taka? 337 338
Randka z tarantulą … http://www.stormthecastle.com/how-to-make-a/how-to-make-300-spartan-vambraces-armguards.htm
254
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Dziękuję Artie. – Podoba ci się? Była niemal dziecięca w staraniach, by go zadowolić. Acheron zaczesał jej włosy do tyłu, by móc ucałować jej policzek. – Bardzo mi się podoba. – To dobrze. Byłeś ostatnio taki smutny, a ja nie lubię, kiedy jesteś smutny. Więc dlaczego robiła rzeczy, które go smuciły? Nie rozumiał tego, ale teraz się starała. Nie chciał rzucać przeszłości jej w twarz. Podał jej swoją rękę. – Zatańczymy? Uśmiechając się chwyciła jego dłoń i pozwoliła okręcić się wokół. Jej śmiech napełnił mu uszy. Rozpaczliwie chciał również czuć jej radość. Ale nie było w nim nic poza krótką ulgą, że nie rzuciła go na ziemię i nie zaczęła po nim skakać. Oczywiście nadal był pod wpływem Morpheus Root, który wziął kilka godzin wcześniej. Była to część, kiedy jego ciało było spokojne I mogło funkcjonować bez podniecenia czy choroby. Artemida oparła głowę o jego klatkę piersiową i westchnęła, podczas gdy kołysali się w rytm cichej muzyki. Bogowie chciał ją znowu pokochać. Ale bał się tego. Za każdym razem, gdy opuszczał swoją tarczę, ona sprawiała mu ból. Gdyby przyznała się do ich przyjaźni przed światem. Lub pozwolić mu myśleć, że naprawdę coś dla niej znaczył. Chcąc z powrotem jej przyjaźni, przełknął. – Artie? – Tak? – Spędzisz ze mną jutrzejszy dzień? Uśmiechnęła się uszczęśliwiona. – Mogę przyjść po ciebie rano. – Nie tu. Na Didymos. Odepchnęła go od siebie. – Nie wiem Acheronie. Ktoś mógłby nas zobaczyć. To zawsze się do tego sprowadzało. – Możesz przybrać inną formę. Nie musisz wyglądać jak ty. Wypuściła sfrustrowany oddech. – Dlaczego to jest takie ważne dla ciebie? Dlaczego nie zostaniesz to ze mną? Nie mów tego… Ale nie mógł nic na to poradzić. Narkotyk rozwiązał mu język. – Nie czuję się tu człowiekiem. – Co? – spojrzała gniewnie.
255
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron odsunął się od niej niezdecydowany. Część jego nie chciała mówić jej prawdy, ale druga była już chora od ukrywania jej przed nią. – Będąc tu sprawiasz, że czuję się jak zwierzaczek. To jest jak życie w domu mojego wuja na Atlantydzie. Nie wolno mi opuścić sypialni, chyba że jesteś ze mną. Nie mogę wyjść na zewnątrz bez twojej zgody. To poniżające. – Poniżające? – Zmrużyła na niego oczy. – Jesteś w świątyni bogini na Olimpie. Jak na imię Zeusa może cię to poniżać? Ciebie. Kurwo. Biorąc pod uwagę jej ton, słowa były zbędne. Uderzyło to w niego tak jak nóż w serce. – Wybacz mi akra. To nie miejsce, by cię o coś prosić. Zwinęła usta. – Och, skończ z tym biadolącym tonem. Nie cierpię, gdy tak robisz. Po prostu wyjdź. Został natychmiast wyrzucony do swojego pokoju. Rozejrzał się po zwykłych meblach i ciemnych cieniach. Jestem już chory od tego. Zdesperowany, by coś zmienić, chwycił swój płaszcz i wyszedł z pałacu do miasta. Nie zatrzymał się aż dotarł do domu Merus i Eleni. Blask ognia migotał między okiennicami i wyobrażał sobie ich w środku śmiejących się i żartujących. Rodzina. Znał te słowo, ale naprawdę nie rozumiał jego. Jak by to było być powitanym w domu. Wiedząc, że jest tam jakaś osoba, gotowa umrzeć za niego. Nigdy nie znajdziesz tego tutaj. Acheron rozejrzał się po ulicy i przypomniał sobie dzień, w którym ojciec wyrzucił go z domu Estesa. Wędrował miesiącami próbując znaleźć miejsce na odpoczynek. Starając się znaleźć pracę. Każdy odmawiał zatrudnienia go. Przynajmniej wszystkiego inna poza nierządem. Jesteś taką ładną rzeczą… Zróbmy użytek z tego ciała… Skulił się na gorzkie wspomnienia, które zawsze go dręczyły. Chcę wyjścia. I próbował je znaleźć. Chodził od miasta do miasta i wszędzie było tak samo. Nie miał dokąd pójść i nikt nie chciał go dłużej niż na chwilę, w której mógł go wykorzystać. Jedynym powodem, dla którego wrócił, była pamięć o jego siostrze i o jednym lecie, gdy czuł się jak osoba, a nie jak przedmiot. Czując ból w brzuchu, spojrzał w górę na wzniesienie, gdzie pałac migotał jak magiczna gwiazda. I ciągle te Atlantydzkie głosy szeptały do niego. Chodź do nas, Apostolos. Chodź do domu... Acheron zaśmiał się gorzko. – Po co? Żebyście mogli mnie pieprzyć jak wszyscy inni? 256
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Nie miał gdzie iść. Żadnej ucieczki od tej męczarni. Jedynym powodem, dla którego żył na tym świecie, były dwie osoby, które go kochały. Ryssa i Apollodorus. Niech bogowie zmiłują się nad nim, jeśli miałby ich stracić. Nigdy nie mógłby pójść dalej, gdyby odeszli z tego świata bez niego.
Tłumaczenie axse
257
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
18 luty 9527 roku .p.n.e. – Nie wiem, co jest z tobą I tym dzieckiem, ale jesteś najbardziej zdumiewającą opiekunką jaka się urodziła. Acheron zaśmiał się z komentarza Ryssy, gdy wzięła Apollodorusa z jego rąk. Żadne z nich nie wiedziało dlaczego obecność Acherona uspokajało siostrzeńca, ale niewątpliwie gdy Apollodorus był grymaśny to od razu uspokajał się w obecności Acherona. Tak naprawdę Ryssa zaczęła przynosić mu dziecko, co noc, by móc spać. – Wiesz, że możesz zostawić go ze mną, kiedy chcesz. Myślę, że dogadujemy się tak dobrze, ponieważ działamy na tym samym poziomie. – Acheron zmierzwił krótkie włosy swojego siostrzeńca. Ryssa uśmiechając się owinęła kocem Apollodorusa. – Dzięki bogom mam ciebie. Nie wiem, co bym zrobiła bez twojej pomocy. Chwilę później drzwi do pokoju Acherona otworzyły się z trzaskiem. Sześciu strażników wdarło się do niego i przygwoździli go do podłogi. – Co jest? – zażądała odwiedzi Ryssa. Nie odpowiedzieli. Acheron walczył z nimi, ale w końcu i tak zakuli go w kajdany podczas, gdy dziecko krzyczało w proteście. – Nic nie zrobił! – krzyczała Ryssa wychodząc za nimi z pokoju i idąc wzdłuż korytarza. Nie zatrzymali się aż dotarli do sali tronowej i zmusili go do uklęknięcia przed ojcem i Styxxem, który siedział zadowolony z siebie na tronie patrząc na niego z pogardą. Acheron spojrzał na nich. – Dlaczego tu jestem? Ojciec zszedł z tronu z rykiem wściekłości. – Nie zadawaj mi pytań zdrajco! Oszołomiony Acheron nie mógł mrugać przez całą minutę. – Ojcze! – Ryssa nie wytrzymała. – Straciłeś swój rozsądek? Jego odpowiedź uderzyła w Acherona. Gdzie byłeś ostatniej nocy? – Acheron sapnął na ból, który eksplodował na jego policzku i oku. Był z Artemidą, ale nie ośmielił się powiedzieć tego ojcu. – Byłem w swoim pokoju. Ojciec uderzył go ponownie. – Kłamca. Mam świadków, którzy widzieli cię planującego zamordowanie mnie.
258
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Oszołomiony nie mógł nawet odpowiedzieć. Wszystko, co mógł zrobić to patrzeć na Styxxa i błysk strachu w oczach księcia, który powiedział mu dokładnie, że był w zmowie. – Nie zrobiłem nic takiego. Ojciec uderzył go ponownie zanim zwrócił się do strażników. – Torturujcie go dopóki nie zdecyduje się powiedzieć nam prawdę. Acheron krzyczał w zaprzeczeniu, gdy walczył z trzymającymi go strażnikami – Ojcze nie! - Ryssa ruszyła do przodu. Król odwrócił się do niej ze zdziczałym warknięciem. – Nie uratujesz go tym razem. Dopuścił się zdrady i nie zostawię tego bez odpowiedzi. Oddychał nierówno, gdy ograniczany przez strażników napotkał i przytrzymał spojrzenie Styxxa. Jak jego brat mógł planować śmierć człowieka, który czcił ziemię, po której on chodził? On sprzedałby duszę, by mieć, choć część tej miłości, którą odrzucał Styxx. Ale nie było szans prosić o łaskę. Jego ojciec już podjął decyzję. Tylko drań Acheron mógł być zdrajcą. Nigdy Styxx. Jedyną osobą, która mogła go oczyścić z zarzutów była Artemida. I raczej by umarła niż otwarcie przyznała, że był z nią w jej świątyni ostatniej nocy. Acheron został wywleczony z sali tronowej i zaprowadzony do więzienia poniżej. Choć walczył ze strażnikami na każdym kroku to nie zapobiegł rozebraniu go i przykuciu łańcuchami do bloku przesłuchań. Granitowy kamień wyziębiał go do kości. Na kamieniach były wysuszone plamy krwi i bez wątpienia jego własna niedługo wymiesza się z tą, których torturowali i zabili przed nim. Zamykając oczy Acheron starał się wymyślić coś, co mogło go uchronić przed tym, co miało się wydarzyć. Ale gdy przesłuchujący weszli, wiedział, że nie może nic zrobić. Nic nie mogło go przed tym ochronić. – Król chce imion wszystkich, z którymi się widziałeś. Acheron skrzywił się w strachu na myśl, co mogłoby się wydarzyć, gdyby powiedział prawdę. – Z nikim się nie spotkałem. Sprowadził w poprzek swojej klatki piersiowej gorący bicz ze stali. Acheron krzyczał, ponieważ zdał sobie sprawę jak niemożliwe miało to być. Ryssa była przerażona, gdy wróciła do swojego pokoju i oddała płaczącego syna opiekunce. Co miała zrobić? W przeciwieństwie do ojca, wiedziała kto jest prawdziwym zdrajcą. Jeśli świadkowie widzieli kogoś wysokiego, z blond włosami i wyglądającego jak
259
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron, to był Styxx. Acheron nie zyskałby nic zabijaniem króla, poza zemstą, ale nie był osobą, która tego szukała. Nie wspominając, że Acheron nigdy publicznie się nie przyzna. Gdyby tak uczynił, byłby ciągle bity przez ludzi. – Coś ty narobił Styxx? – szepnęła przez ściśnięte gardło. Dlaczego spiskowałby przeciwko własnemu ojcu? Ale nagle się domyśliła, historia ludzkości pisała o synach chcących więcej i robiących wszystko, by to dostać. Mimo wszystko myślała, że Styxx jest ponad takimi machinacjami. Kto mógł zatruć mu umysł? – Muszę znaleźć Artemidę. – Nie było nikogo innego, kto mógłby ocalić Acherona. Ryssa zmierzała do swoich drzwi, ale zanim zrobiła trzy kroki, drzwi się otworzyły, aby ukazać tych samych strażników, którzy aresztowali Acherona. – Wasza Wysokość zostałaś wezwana na przesłuchanie. Serce jej zamarło na te słowa. – Przesłuchanie? Niemożliwe. Ale było. Otoczyli ją i zabrali do pokoju wojny ojca, gdzie czekał ze Styxxem. Posłała tej dwójce najchłodniejsze spojrzenie, jakie zdołała z siebie wydobyć. – Co to jest Ojcze? Nigdy nie wyglądał starzej niż właśnie w tej chwili. Jego przystojna postawa była mocno naznaczona smutkiem. – Dlaczego zdradziłaś mnie Córko? – Nigdy nie zrobiłam nic, by cię zdradzić Ojcze. Nigdy. Potrząsnął głową. – Mam świadka, który przybył do mnie i powiedział, że byłaś z Acheronem ostatniej nocy. Zrównała mordercze spojrzenie ze Styxxem. – Więc kłamią, tak jak kłamią o Acheronie. Byłam z Apollem ostatniej nocy. Przywołaj go i zobacz. Twarz Styxxa stała się biała. Więc, myślał, że również jej się pozbędzie339. Nie mogła uwierzyć w głupotę ojca, gdy to dotyczyło Styxxa. Ulga wyryła się na czole ojca. – Cieszę się, że się pomylili kotku. – Położył delikatnie dłoń na jej twarzy.Myśl, że moja ukochana córka odwraca się ode mnie… Co z jego ukochanym synem? Spojrzała za ojca, by zobaczyć Styxxa wpatrującego się w podłogę. – Acheron jest niewinny – Nie dziecko. Nie tym razem. Mam wielu świadków, którzy go widzieli. Dlaczego nie mogła zrobić, by zobaczył prawdę? – Acheron nigdy by nie był w zmowie. 339
Plugawy wieprz…
260
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Oczywiście, że tak. Pracował z kimś. Gdzie indziej mógł pójść? Wszędzie, ale nie tam. Acheron nienawidził każdej minuty bycia w tym miejscu. – Proszę Ojcze. Zrobiłeś dość jemu. Puść go. Potrząsnął głową. – Mam gniazdo żmij wokół siebie i dopóki nie poznam imion wszystkich z którymi rozmawiał, nie przestanę. Łzy wypełniły jej oczy, gdy uświadomiła sobie jaki koszmar zgotują Acheronowi. Znowu. – Kapłani mówią, że Hades ma specjalnie wyznaczone miejsce w Tartarze dla zdrajców. Jestem pewna, że imię prawdziwego zdrajcy jest tam wyryte, gdy o tym mówimy. Styxx nie spojrzał na nią. Więc spojrzała z powrotem na ojca. – Przez te wszystkie lata Acheron nie dążył do niczego innego niż tylko do miłości od ciebie Ojcze. Jednej chwili, byś nie spojrzał na niego z palącą nienawiścią w oczach. Niczego więcej niż dobrego słowa, gdy na każdym kroku mu odmawiałeś i raniłeś go. Pobiłeś syna, który chciał tylko kochać ciebie. Puść go zanim dokonasz nieodwracalnych szkód, błagam cię… – Zdradził mnie w ostatnim czasie. – Zdradził cię? – spytała, przerażona jego rozumowaniem. – Ojcze nie możesz tak uważać? Wszystko, co starał się robić to trzymać się z dala od twojego wzroku. Z dala od twojej uwagi. Kulił się za każdym razem, gdy było wymawiane twoje imię. Jeśli choć przez minutę nie byłbyś tak ślepy, dostrzegłbyś, że nigdy nie przebywał z żadnymi ludźmi i nigdy cię nie zdradził. – Jest prostytutką! – zaryczał. – Jest chłopcem, który musiał jeść Ojcze. Odrzuconym przez własną rodzinę. Zdradzonym przez tych, którzy powinni chronić go przed krzywdą. Byłam tam, kiedy się urodził I pamiętam jak wszyscy odwrócili się od niego. Czy w ogóle przypominasz sobie jak złamałeś mu rękę? Miał tylko dwa lata i ledwie mógł mówić. Sięgnął, by przytulić ciebie, a ty odrzuciłeś go tak mocno, że złamałeś mu rękę jak gałązkę. Gdy krzyknął, uderzyłeś go i odszedłeś. – I dlatego knuł twoje morderstwo Ojcze. - Styxx w końcu się odezwał. – Nie pozwól, by kobieta odwiodła cię od tego, co musi być zrobione. Kobiety są naszą największą słabością. Żerują na naszej winie i naszej miłości. Ile razy mówiłeś mi to? Nie możesz ich słuchać. Myślą sercami, a nie umysłami. Twarz jej ojca stała się kamienna. – Nie pozwolę mu tym razem wykręcić się od kary. Łzy spływały jej po twarzy na ślepotę jej ojca. – Tym razem? Czy kiedykolwiek pozwoliłeś Acheronowi uniknąć odpowiedzialności za cokolwiek? Wytarła łzy, gdy spróbowała przemówić ojcu do rozsądku. – Uważaj na żmiję w swojej szafie. Czy nie również zawsze powtarzałeś
261
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Ojcze? – Spojrzała znacząco na Styxxa. - Ambicja i zazdrość są sercem wszystkich zdrad. Jedyną ambicją Acherona było trzymanie się z dala od twojego wzroku i jeśli byłby zazdrosny to nie kierowałby tego do ciebie. Ale znam kogoś innego, kto wiele by zyskał, gdybyś nie żył. Ojciec uderzył ją. – Jak śmiesz wplątywać w to swojego brata? – Mówiłem ci ojcze. Ona mnie nienawidzi. Nie byłbym zdziwiony, gdyby sypiała również z kurwą. Ryssa wytarła krew ze swoich ust. – Jedyną osobą w tej rodzinie, która sypia z kurwami jesteś ty Styxx. Zastanawiam się czy Acheron był widziany w twojej ulubionej pijalni… - Po tym odwróciła się i wyszła z pokoju na ulicę. – Zostawcie nas! Acheron ledwie rozpoznawał brzmienie głosu ojca przez pulsowanie przejmującego bólu. Żadna cześć jego nie była wolna od tortur. Nawet mruganie bolało. Gdy tylko pokój był pusty, ojciec podszedł do kamiennej płyty, gdzie leżał. Ku jego ogromnemu zdziwieniu ojciec przyniósł mu chochlę z wodą. Acheron skulił się oczekując, że król bardziej go skrzywdzi. Nie zrobił tego. W zamian podniósł mu głowę i pomógł się napić. Ale gdyby nie fakt, że to mogłoby zabić Styxxa, myślałby, że woda jest otruta. – Gdzie byłeś ostatniej nocy? Acheron poczuł łzę zjeżdżającą z kącika jego oka na pytanie, które było mu ciągle i ciągle zadawane. Sól z niej zapiekła na rannym policzku, gdy łapał urywany, agonalny oddech. – Tylko powiedz mi, co mam przyznać Akri. Powiedz, co sprawi, że nie będę już więcej raniony. Ojciec cisnął chochlą od twarzy Acherona na kamień. – Chcę imion mężczyzn z którymi się spotkałeś. Nie znał imion senatorów. Rzadko mu je wyjawiali, zanim go wykorzystali. Acheron potrząsnął głową. – Z nikim się nie spotkałem. Ojciec złapał go za włosy i zmusił, by na niego spojrzał. – Powiedz mi prawdę. Cholera! Chcąc pozbyć się bólu Acheron zastanowił się nad wymyśleniem jakiegoś kłamstwa, w które ojciec mógł uwierzyć, ale tak jak z przesłuchującymi, trzymał się prawdy. – Nie zrobiłem tego. Nie było mnie tam. – Więc gdzie byłeś? Masz choć jednego świadka, który potwierdzi twoje miejsce pobytu? Tak, ale ona nigdy nie przybędzie. Może gdyby był Styxxem… Ale Artemida nie będzie bronić bezwartościowej kurwy. – Mam tylko moje słowo. 262
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Ojciec ryknął w gniewie. Sięgnął do niego, lecz zanim go dotknął, znieruchomiał. Acheron wstrzymał oddech, gdy próbował zrozumieć, co się stało. Chwilę później pojawiła się przy nim Artemida. Ogłuszony nie mógł zrobić nic poza patrzeniem na nią. – Twoja siostra powiedziała mi, o co cię oskarżyli. Nie martw się twój ojciec nie będzie tego pamiętał. Ani twój brat. Acheron przełknął ślinę starając zrozumieć to, co mówiła. – Ochraniasz mnie? Pokiwała głową. Chwilę później był już uzdrowiony w swoim pokoju. Acheron położył się na swoim łóżku bardziej wdzięczny niż słowa mogły to wyrazić. Ale i tak nie mógł usunąć bólu, który poczuł. Nie bardziej niż fakt, że ukrywał planowane przez Styxxa obalenie ojca. Co miał zrobić? Artemida zmaterializowała się przy nim. Wyraz jej twarzy był smutny, gdy odgarniała włosy z jego twarzy. – Czy Ryssa będzie pamiętała o nas? – zapytał jej. – Nie. Od tego momentu nie będzie pamiętała, że się znamy. Być może powinnam była to zrobić wcześniej. Ale zdawała się trzymać buzię zamkniętą. Teraz nie muszę się martwić. Tak było najlepiej. Wpatrywał się w Artemidę zaskoczoną tym, co zrobiła. Nie, nie stanęła w jego obronie, ale uratowała go. To był przełom od ostatniego razu, gdy zostawiła go pod ich – troskliwą- opieką. – Dziękuję za przyjście po mnie. Położyła dłoń na jego policzku. – Chciałabym móc zabrać cię stąd. Była jedyną osobą, która mogła to zrobić. Ale jej strach przed tym był zbyt wielki. Może miała rację. Co było dobrego dla niej nad zniszczeniem siebie samej nad nim? Nie był tego wart. Acheron pocałował jej usta, mimo, że nadal czuł wewnątrz chłód. Nie miał dokąd pójść i był zmęczony byciem przez ludźmi, którzy nienawidzili go. Styxx . . . Najprostsza odpowiedź na jego kłopotliwe położenie przyszła w mgnieniu oka. Dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej? Odsuwając się od Artemidy, trzymał ją za rękę. – Powinnaś iść, zanim nikt cię nie zobaczył tu. – Zobaczymy się jutro. Nie, gdy osiągnie to, co zaplanował. – Jutro. Acheron patrzył jak wyblakła i za sekundę już jej nie było. Od razu zaczął planować, co miało nadejść. 263
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Jego ojciec nie pozwoli mu umrzeć tak długo jak jego życie jest powiązane z życiem Styxxa, a Styxx planuje śmierć ojca. Odpowiedź jest prosta. Jeśli zabije Styxxa jego ojciec będzie bezpieczny, a on wolny. Spokój. W końcu odnajdzie spokój.
Tłumaczenie axse
264
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
19 luty 9527 roku p.n.e. Acheron czekał aż w pałacu zapadnie całkowita cisza. Za niecałą godzinę wzejdzie słońce… I obaj on i Styxx będą martwi. Tylko ta myśl przyniosła mu więcej radości niż mógł to sobie wyobrazić. Bardziej niż chętny, trzymał mocno sztylet w dłoni, gdy przekradł się obok strażników i znalazł się przy drzwiach do pokoju Styxxa. Zamknął je zaledwie szeptem hałasu. Jak cień przemierzył pokój i zbliżył się do wyłożonego piórami łóżka, gdzie spał jego brat. Ciężkie kotary zwisały ochraniając spadkobiercę przez zbłąkanym podmuchem bryzy. Ale nie mogły ochronić go przed Acheronem. Z pociemniałym spojrzeniem Acheron rozdzielił zasłony. Nagi, ubrany tylko w królewski naszyjnik z godłem, Styxx spał na boku kompletnie bezbronny. Wszystkie lata wykorzystywania, gdy Styxx go wyśmiewał przeszły mu przez umysł, a także wspomnienie jak jego brat chciał ukarać go za zdradę, którą sam popełnił. Acheron uniósł sztylet. Jedno przebicie . . . one cięcie . . . Zrób to! Zaczął opuszczać ostrze w dół, zatrzymał się i spojrzał na gardło księcia. Zaklął cicho, ponieważ zdał sobie straszną prawdę o sobie. Nie mógł tego zrobić. Nie z zimną krwią. Nie tak bezlitośnie. Ze wstrętem cofnął się, ponieważ zdał sobie sprawę ze swojego tchórzostwa. Nie, nie jest tchórzem. Nieważne, co wydarzyło się w przeszłości, byli braćmi. Bliźniakami. Nie mógł zabić swojego brata. Nawet, jeśli ten drań zasłużył na to. Twój ból nie ustanie dopóki tego nie zrobisz. On nie okazał tobie żadnej łaski. To była prawda. Patrzył jak go bito, kastrowano i mógł nawet zabić, gdyby ich ojciec na to zezwolił. Styxx nie miał dla niego żadnej łaski, żadnej litości lub nawet współczucia i gdy pozwoli żyć temu mężczyźnie, jego męka się nie skończy. Byłoby na pewno gorzej, gdyby Styxx zabił ich ojca. I gdy ich ojciec odejdzie, Styxx skrzywdzi Ryssę. Już składał takie groźby. Nieprzerwanie. Ją Styxx mógłby zabić bezkarnie. Krew Acherona zmroziła się na tą myśl. Jeśli nie siebie to musiał chronić siostrę i jej dziecko. Styxx musi umrzeć. – Przebacz mi bracie. – wyszeptał chwilę przed tym, gdy przebił na wskroś
265
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
serce Styxxa. Styxx sapnął, gdy jego oczy gwałtownie się otworzyły. Acheron osłupiały cofnął się w cień, podczas gdy jego brat próbował wypełznąć z łóżka. Spadając na podłogę, Styxx zabarwił kamienną podłogę swoją krwią. Z urywanym oddechem, Acheron czekał aż śmierć zgłosi się również po niego. Tak się nie działo i panika zaczęła go ogarniać z każdym uderzeniem serca. Czuł się tak jak zwykle. Jak to było możliwe? Może Styxx nie był martwy. Przerażony, że tylko zranił swojego brata, podszedł do niego i przycisnął swoją dłoń do jego szyi. Nie było tam pulsu. Żadnego ruchu lub jakiekolwiek oznaki życia. Przewracając Styxxa zobaczył, jego zsiniałe usta i skórę, jego oczy były otwarte i szkliste. Styxx nie żył. Mimo to Acheron żył. Przerażony pobiegł do drzwi, a następnie ominął strażników, schodząc w dół do swojego pokoju. Nie! To słowo rozbrzmiewało ciągle echem w jego głowie, gdy próbował to wszystko zrozumieć. Jeśli on umrze, Styxx umiera. Jeśli Styxx umiera… Nic mu się nie stało. Jak to możliwe? Dlaczego bogowie to zrobili? To nie miało żadnego sensu. Zabiłeś własnego brata. Twojego bliźniaka. Acheron oparł się o zamknięte drzwi, gdy absolutne przerażenie wypełniło go. Zabiją go, gdy odkryją prawdę. Jego ojciec mu tego nie wybaczy. Rozerwaliby go… Nagle w pałacu zabrzmiał alarm, gdy strażnicy krzyczeli do siebie robiąc hałas w korytarzu. Właśnie znaleźli jego ciało. Bogowie pomóżcie mi! Ktoś zapukał do jego drzwi. – Acheron? To była Ryssa. Otworzył drzwi I zobaczył ją, twarz miała bladą, a włosy rozczochrane. Była ubrana w niebieski szlafrok owinięty wokół niebieskiej sukni. – Chciałam się upewnić, że z tobą wszystko w porządku. Ktoś próbował dziś zabić Styxxa. Próbował? Nie, kurwa mu się udało. – Co masz na myśli? Zanim mogła odpowiedzieć, zobaczył Styxxa za Ryssą, jego twarz była poczerwieniała ze złości, gdy prowadził strażników do przeszukania pokoi. – Znajdźcie mojego napastnika! Chcę go teraz. Słyszeliście mnie? Przeszukajcie każdy kąt, dopóki nie znajdziecie go! Acheron mrugnął z niedowierzaniem. 266
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Styxx żył? Był całkowicie nieprzygotowany na to, co to oznaczało. Styxx został wskrzeszony. Dlaczego?
Ryssa potrząsnęła głową. – Widziałeś kogoś? – Byłem w swoim pokoju. – skłamał. Jakby wyczuwając go, Styxx zatrzymał się i zwrócił do niego twarz. Chociaż był pokryty krwią nie było żadnej oznaki rany, która go zabił. – Straże. – wrzeszczał. Acheron cofnął się w strachu. Styxx wskazał na niego. – Strzeżcie go. Mój napastnik może zdawać sobie sprawę, że wystarczy najpierw zabić jego, by zabić mnie. Chcę by ktoś chronił jego tył cały czas. Gdyby tylko jego brat znał prawdę... Dzięki bogom nie znał. – Co za straszna noc. – powiedziała Ryssa. – Najlepiej pójdę do Apollodorusa. Wiem, że całe te zamieszanie wystraszy go. Acheron nie ruszył się, aż go zostawiła. Przez szparę w drzwiach widział jak w korytarzu roiło się od strażników, którzy przeszukiwali pokoje. Jego brat żył. Nie mógł ominąć tego faktu.. Więc ich życia nie były prawdziwie ze sobą powiązane. Przynajmniej nie w zwyczajnym sensie. Jeśli on umrze, Styxx umrze. Jeśli umrze Styxx…nie miało to na niego wpływu. Ojciec miał rację. Był dziwny. Dlaczego bogowie chronili jego, a Styxxa nie? To nie miało żadnego sensu. Cofając się do pokoju postanowił przeczekać poszukiwania do czasu aż ponownie będzie cicho w domu. Gdy tylko był pewny, że może wyjść niezauważony przez nikogo, owinął się peleryną i wyszedł na ciemne ulice. Pozostając ukryty skierował się aleją do świątyni Apolla. Gdy tam dotarł, zapukał do drzwi. – Zamknięte. – Jestem z domu króla. – powiedział mocno Acheron. – To konieczne, bym zobaczył się z wyrocznią. Drzwi otwierały się stopniowo, dopóki stary, pomarszczony kapłan nie spojrzał na jego twarz. Jego zachowanie natychmiast przeszło w uległość. – Książe Styxx, przebacz mi. Ja...ja nie zdawałem sobie sprawy, że to ty. Acheron nie kłopotał się, by go poprawić. Choć raz był wdzięczny, że byli bliźniakami. – Zabierz mnie do wyroczni.
267
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Bez wahania kapłan poprowadził go kolumnowym przejściem na tyły, gdzie znajdowały się izdebki przeznaczone dla kapłanów i członków świty. Pokój wyroczni był nieco większy od pozostałych. Był goły i surowy, z niewielkim łóżkiem. – Pani? – kapłan zawołał, gdy zmierzał do łóżka. – Książe chce zamienić słowo z tobą. Blond włosa kobieta, która nie mogła być starsza niż piętnaście lat usiadła na łóżku i z pomocą kapłana wstała, by podejść do niego. Ze sposobu, w jaki się poruszała Acheron wiedział, że była pod wpływem środków usypiających. Bardzo. Kapłan zaprowadził ją do wysokiego krzesła ustawionego nad parującą misą. Z zapachu zgadywał, że zawierała Morpheus Root zmieszany z Risi Opsi, związkiem chemicznym, który wytwarzał fantastyczne halucynacje. To było coś, co wziął tylko raz po tym jak Euclid zaśpiewał cenę, ale to wystarczyło. Trzymało go z majaczącego z koszmarami przez dwa dni. – Zostaw nas - warknęła na kapłana. – Znasz prawo. Wycofał się natychmiast. Dziewczyna zaciągnęła płaszcz na głowę i dolała wody do gotujących się ziół wytwarzając więcej pary. – Nie jesteś księciem. Uniósł na nią brwi. – Skąd wiesz? – Wiem wszystko – powiedziała uszczypliwie. – Jestem wyrocznią, a ty jesteś pierworodnym synem, którego król się wyparł. Ten ostatni wątek nie był powszechnie znany i to sprawiło, że jej uwierzył. – Więc powiedz mi, dlaczego tu jestem. Wciągnęła w płuca parę i zwinęła się na krześle jakby słyszała te same głosy, które go dręczyły. Gdy otworzyła oczy, jej spojrzenie przebijało go jak kopia. – Nie możesz go zabić. Zakazane jest umrzeć dla ciebie. – Dlaczego? Zaczęła ponownie się inhalować. Jej oczy zaczęły mienić się odcieniem złota. – W znaku słońca leży srebrne ostrze. Nie jedno, nie dwa, ale trzy. Znak ojca po prawej, znak matki po lewej, a pośrodku ten, który ich jednoczy. Trzy splecione życia. Jesteś tym, czego jeszcze nie poznałeś. Poznasz. Ten dzień się zbliża, gdy twój los będzie oczywisty. Chodź z odwagą i słuchaj. Twoje narodziny będą w cierpieniu, ale to konieczne. Akri di diyum. Pan i Władca będzie rządzić . . . Wyciągnęła i położyła rękę na jego ramieniu. – Twoja wola ustanowi prawa wszechświata. – Co ty mówisz? 268
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– On, który walczy z losem, przegrywa. Przyjmij swój los Acheronie. Im mocniej walczysz, tym boleśniejsze będą narodziny. – omdlała. Acheron ledwie ją złapał, zanim upadła na podłogę. Podniósł ją na ręce i zaniósł do łóżka. Kontynuowała mamrotanie bredni o ptakach i demonach przychodzących po niego. Jeszcze bardziej zdezorientowany niż wcześniej, zostawił ją pod opieką kapłanów i zwrócił się w kierunku pałacu. Jej przepowiednia była jazgotem. Tak musiał być. Dlaczego bogowie wybraliby kurwę do powstania? Dlaczego jego wola będzie wolą wszechświata? Była odurzona… Ze wszystkich ludzi, wiedział jak niepokojące to było. To nie było nic innego, niż halucynacje, które sam miewał. Był niczym. Jednak w głębi jego umysłu dwa słowa szeptały się w kółko? Co jeśli?
Tłumaczenie axse
269
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
3 marca 9527 roku p.n.e Acheron siedział w pokoju dziecięcym karmiąc łyżeczką Apollodorusa. Byli razem większość ranka, ponieważ Ryssa leżała ze wściekłym bólem głowy. Nie wiedział dlaczego jego siostrzeniec zdawał się go uwielbiać, ale skrzat poszedł by za nim wszędzie. To była jedyna dobra rzecz w jego życiu. Apollodorus beknął i zachichotał. Acheron uniósł brew. – Sądzę mój panie, że już skończyłeś. Dziecko przewróciło się i roześmiało. Acheron zagarnął malca w ramiona. Zdążył chłopca położyć na drzemkę, gdy drzwi do pokoju zostały otwarte. Przez chwilę myślał, że może to być jego ojciec, brat lub Apollo, ale na szczęście weszła Ryssa ze szczupłą, młodą blondynką. Zajęło mu chwilę by zdać sobie sporawe, kim była. Maia. – Acheron! Zobacz, kto z matką zjawił się z wizytą. Wstając by się przywitać wypełniła go radość. – Dobrze cię widzieć. – powiedział przytulając ją. Odsunęła się uśmiechając się do niego. – Acheron …minęło tyle czasu. Nic się nie zmieniłeś. Ale ona tak. A kiedy przebiegła dłonią w pieszczocie wydłuż jego ręki poczuł zimno. Zwłaszcza, gdy znany mu błysk pojawił się w jej oczach. To było tak jakby nie mogła się kontrolować. Jego cholerne przekleństwo. Nie Maia… Odsunął się by zachować dystans między nimi. – Co cię tu sprowadza? – Przejechałam z matką. Ryssa posłała im słaby uśmiech dając mu znać, że nadal boli ją głowa. – Zostaną przez tydzień. Ta wiadomość powinna go ucieszyć zamiast tego przerażała. – Naprawdę? Maia zbliżyła się do niego powoli jak głodna lwica gotowa wziąć swój kawałek mięsa. – Ty i ja powinniśmy na nowo się poznać. Zanim zdążył odpowiedzieć Ryssę zawołała służąca. Krzywiąc się bólu przyłożyła dłoń do brwi. – Zaraz do was wracam. 270
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Maia zrobiła kolejny krok. – Zapomniałam, jaki jesteś przystojny. Położył dłoń na jej ramieniu by ją zatrzymać. – Powiedziano mi, że masz męża. – Nie jest tu ze mną. – pochyliła się do niego zapraszająco. – Nie! – powiedział stanowczo.- Nie zrobię tego z tobą. Oblizała usta patrząc na niego spod rzęs. – Acheron, nie jestem już dzieckiem. Jestem w pełni dorosłą kobietą, w niemowlęciem przy piersi. – A ja nie interesuję się tobą w ten sposób. Acheron chwycił jej dłoń zanim chwyciła jego penisa. – Maia lubiłem cię jak byłaś dzieckiem. – A ja teraz bardziej cię lubię jak jestem kobietą. – Proszę, skończ. – Dlaczego? Jesteś młodszy niż mój mąż.- próbowała wyrwać dłoń z jego uścisku. – Nie jestem dla ciebie atrakcyjna? Wróciła Ryssa. Acheron uwolnił jej dłoń i szybko odszedł. – Muszę już iść. – Czy coś się stało? – zapytała Ryssa. Więcej niż mógł jej powiedzieć. – Nie, wszystko w porządku, musze po prostu już iść. Praktycznie wybiegł z pokoju, dopiero zamknięty w swojej komnacie, poczuł się bezpieczny. Opierając głowę i drzwi przeklinał to, co się stało. Co było z nim nie w porządku, że wszyscy po przekroczeniu wieku dojrzewania chcieli go pieprzyć? Był zmęczony, że każdy go chwyta, mruga i patrzy na niego sugestywnie. To nie było normalne i teraz po sytuacji z Maią zdał sobie sprawę z czegoś okropnego. Nigdy nie będzie miał z nikim normalnych kontaktów. Ojciec, wuj, a nawet przyjaciółka z dzieciństwa. Z chwilą, gdy ktoś przekraczał dojrzałość był już dla niego koniec. Chory na tą myśl ześlizgnął się po drzwiach na podłogę nienawidząc klątwy bogów, którą na niego zesłali.
271
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
22 czerwca 9527 roku p.n.e. Jutro Acheron osiągnie pełnoletność. Skończy dwadzieścia jeden lat. Powinien być zadowolony, ale nadal prześladowały go słowa wyroczni. Więcej niż wyraz twarzy Mai, próbującej go chwycić. – Coś musi się zmienić. – powiedział z ciężkim westchnieniem. Jego brat nadal spiskował, planując zabójstwo ojca. a on tu siedział i nic nie robił tylko starał się trzymać z dla od każdego w nadziei, że nikt go nie dostrzeże. – Acheron? Odchylił głowę i dostrzegł Ryssę, dołączyła do niego na balkonie. Zmrużyła oczy patrząc na niego. – Znowu to bierzesz, prawda? – Tylko dziś i jutro. – cicho przyznał. – Dlaczego? Ponieważ Artemida wyrwała mu serce, a on nie miał wytrzymałości by przetrwać kolejne dwa dni bez niego. To była ich stara gra. Poprosił boginie by go uznała lub przynajmniej spędziła z nim dzień urodzin. Roześmiała mu się prosto w twarz. A jeszcze bardziej miał dość oglądania przygotowań, specjalnego urodzinowego przyjęcia dla Styxxa. Przyjęcia planowanego przez mężczyznę, którego życie miało się wkrótce zakończyć z ręki ukochanego syna. Ironia. Ale to nadal bolało. – Acheron? – siostra chwyciła jego podbródek by na nią spojrzał. – Słuchasz mnie? – Nie bardzo. Zobaczył frustracje w jej oczach. – Co ja mam z tobą zrobić? – Uderz mnie jak wszyscy inni. Wbiła z niego wzrok. – Nie jesteś zabawny. Nie, nie był. To był prosty fakt. Każdy w jego życiu był skłonny do skrajnych ataków przemocy wobec niego. Pokręciła głową i odsunęła się krok. – Kiedy jesteś w takim stanie nie mogę pozostawić z tobą Apollodorusa. Tak, to był jedyny mankament przyjmowania dragów. – Wiem. To nie byłoby zbyt macierzyńskie z twoje strony. Nie, żebym
272
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
wiedział jak się zachowuje matka z młodym. Chociaż myślę, że raz to wiedziałem na przedstawianiu. Tylko, że wtedy matka nakarmiła swoim dzieckiem lwa. Szkoda, że moja własna nie była taka miłosierna, prawda? Położyła jego głowę na swoim ramieniu i pocałowała go tuż za uchem, delikatnie mierzwiąc mu włosy. – Twoje włosy są delikatniejsze niż wcześniej. Myślę, że podoba mi się ich długość. Przyciąłeś je? Pokręcił głową. – Ktokolwiek ścina mi włosy zawsze później chce ze mną spać. Pomyślałem, że pozwolę im rosnąć, do czasu aż urosną mi do kostek lub ojciec będzie na tyle na mnie wściekły, że ponownie mnie ogoli. A może zrobię z nich ofiarę. Słyszałem, że zbliża się święto Ateny. Wydały wstrząśnięty jęk. – Ale masz wspaniały nastrój dzisiaj. Był wynikiem zmieszania narkotyku z jego frustracja. Na Atlantydzie zawsze był przez to nienawidzony Jego sarkastyczna arogancja nigdy nie była dobrze widziana i nagradzana. I zawsze go zabijało, że na siłę go nim karmiono a potem karano za efekt, jaki wywoływał w jego umyśle i ciele. Artemida kochała i nienawidziła takiego nastroju. Chwili to jej się podobało, a w innych przypadkach karała go za to. Problem było to, że nigdy nie wiedział jak zareaguje, aż było już za późno. Ryssa niechętnie się od niego odsunęła. Jego ból był namacalny, a ona nie była wstanie zrobić nic by go uśmierzyć. Kiedy chodziło o niego, chciała płakać nad własną bezsilnością. A najgorsze że coś złego wydarzyło się miedzy nim a Maia, ale nie chciał o tym mówić. Przypuszczała że Maia uległa tej samej słoności co wszyscy inni. To musiało mieć coś wspólnego okresem dojrzewania. Przed osiągnięciem dojrzałości płciowej, dzieci tego nie dostrzegały. Ale potem… Jej biedny Acheron. Gdyby był ktoś kto umiał się kontrolować w jego obecności. Jestem tylko ja… Mimo że nie uważała się za kogoś specjalnego. Ale to nadal nie zmieniało sytuacji że był sam. Zawsze był sam. Ojciec nigdy nie pozwoli mu się ożenić, a po tym jak Styxx omal nie został zamordowany strażnicy wrócili pod drzwi brata. Trochę wolności którą miał, znikła. Pragnęła coś dla niego zrobić. Po zmroku Acheron obserwował ruch na dole. To co najbardziej zwróciło jego uwagę to duży pochód księżniczki z Teb, nowej narzeczonej Styxxa. Oj jutra za dwa tygodnie mili brać ślub. Tym razem obiecał sobie że będzie się trzymał z dala od przyszłej żony bliźniaka. Jego jądra jakby rozumiały zagrożenie, boleśnie drgnęły na samą myśl że mogły być ponownie odcięte. Wzdrygając się przeklął brata za kastracje. Styxx znał prawdę, wiedział co zrobiła narzeczona, ale bękart o to nie dbał.
273
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Co z tego? Co znaczyło jego upokorzenie? Jedynie co się dla niego liczyło to cenny Styxx i jego godność. Wzdychając ponownie pomyślał o wyroczni. Akri di diyum. Co to znaczyło? Pan i Władca będzie rządził. Rządził już swoją sypialnią, więc co jeszcze pozostaje? Acheron zapomnij o tym, to tylko słowa wyroczni pod wpływem narkotyków. One zawsze mówią bezsensownymi zagadkami. I nic dziwnego. Suka stała wyżej niż on. Może on sam powinien zacząć sobie opowiadać proroctwa. Oh czekaj już jedno znasz. Artemida nie zbliży się do niego ani dzisiaj ani jutro. Ale na trzeci dzień będzie go rżnęła aż chodzić nie będzie mógł … masz swoje proroctwo. Znał swoją przyszłość lepiej niż wyrocznia. Śmiejąc się gorzko zszedł z poręczy i poszedł do pokoju. W następnej chwili leżał na podłodze świątyni Artemidy, przy jej stopach. – Małe ostrzeżenie Artemido, bądź miała. Śmiejąc się trąciła jego szyje. – Czuje głód. Jasne, powinien wiedzieć. – Powiedziałaś, że nie będziesz w stanie się ze mną spotkać prędzej niż pojutrze. Zadrapała paznokciami jego szyję. Dreszcz przebiegł jego ciało. – Jest chwila ciszy. Więc zrobiłam miejsce dla ciebie. Mała wdzięczność z twoje strony byłaby wskazana. Odchylił głowę i posłał jej obłudne spojrzenie. – A wyglądam na wdzięcznego? Uszczypała go w czubek nosa. – Sarkazm do ciebie nie pasuje. – Ale to sprawia, że mnie jeszcze bardziej pragniesz. Uśmiechnęła się. – Jak dajesz rade tak dobrze we mnie czytać? To nie było trudne. Nie schlebiał jej a ona to kochała. Trudno było nie zauważyć, że w takich sytuacjach jej tęczówki rozszerzały się a oddech przyspieszał. Przygryzła usta. – Tęskniłam za tobą. Ostre sapnięcie przerwało ich grę. Acheron zmarł na dźwięk, który podniósł Artemidę z jej krzesła ze wściekłym rykiem. Przed nią stała szczupła, jasno ruda kobieta. Jej ciemne oczy były okrągłe z przerażenia. – Co ty robisz tutaj Satara? 274
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Ja tylko …Nic nie wiedziałam ciociu Artemido. Wybacz mi. Artemida chwyciła ją za włosy i szarpnęła do siebie. – Spójrz na mnie. Jej kły były widoczne, a czerwone oczy lekko zabarwione na pomarańczowo. – Powiesz komuś słowo o tym, co przed chwilą widziałaś i nic nie uratuje twojego życia i duszy. Rozumiesz? Satara kiwnęła głową energicznie. Artemida odepchnęła ją. – Odejdź i nie waż się wracać póki nie zostaniesz wezwana. Znikła natychmiast. Artemida odwróciła się do niego z impetem. – To wszystko twoja wina! Oczywiście, że była… – To ty mnie tu sprowadzałaś. – Cisza! – spoliczkowała go. Acheron wściekle warknął czując smak krwi w ustach. Chciał jej oddać, ale znał konsekwencje. On był śmiertelnikiem, a ona nie. Ale to było coś więcej. To uderzenie zabolało go w duszy, sam tak by nie postąpił z nią. Nikt nie powinien za dobroć płacić krwią. Był cholernie pewien, że za miłość też nie płaci się krwią. – Skończyłaś? – zapytał. Wbiła w niego kły. Syknął, skierowała swój gniew z Satary na niego. Czuł jak dwie stróżki krwi spływają z jego ust na klatkę piersiową. Ból go spalał kiedy brała krew nie bacząc na niego. Gdy skończyła odsunęła się. Słaby z powodu krwi upadł na kolana. Szarpnęła go za włosy by wstał. Pojawił się nóż w jej dłoni który przyłożyła do jego serca. Acheron napotkał jej spojrzenie, czekał. – Zabij mnie, na co czekasz? Skończ to! Jej oczy pociemniały, był pewien, że skończy z nim, ale nóż przeleciał obok niego wbijając się w ścianę. Owinęła ramiona wokół niego, tuląc się i cicho płacząc. – Dlaczego sprawisz, że cię pragnę? Zaśmiał się z goryczą. – To nie ja. Wierz mi. Gdyby to było tylko w jego mocy nikt by go już więcej nie zapragnął. Odsunęła się. – Idź już. Jakby miał jakiś wybór? Przynajmniej tym razem odesłała go prosto do łóżka, a nie na podłogę. Nadal krwawił po jej obiedzie. Wzdychając wstał by zając się raną. – Jesteś jedynym mężczyzną, którego widziałam w jej świątyni …poza moim ojcem. Acheron odwrócił się by zobaczyć stojącą przy jego łóżku Satarę. – Co tu robisz? 275
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Chciałam poznać człowieka, dla którego Artemida jest gotowa wszystko zaryzykować. Wstrzymał oddech. – Zniszczałaby nas gdyby wiedziała, że tutaj byłaś. Wzruszyła obojętnie ramionami. – Ona nie zawraca uwagi na rodzaj ludzki. Acheron nie poruszył się, kiedy zmniejszyła odległości między nimi. Patrzyła na niego jakby był jakimś zdeformowanym dziwactwem. – Jesteś piękny. Być może także zaryzykuję swoją boskość dla ciebie. – wyciągnęła dłoń by dotknąć jego twarzy. Złapał jej dłoń. – Musisz iść. – Będę dla ciebie bardziej życzliwą kochanką niż kiedykolwiek była Artemida. Jak gdyby potrzebował tego. 340 – Spójrz. – powiedziała stanowczo Satara. – Mogę powiedzieć przez twoje oczy, że jesteś półbogiem jak ja, a fakt że twoja krew daje jej siłę jest na to dowodem. I widziałam jak cię traktuje Artemida. Obiecuję ci, nie będę taka bezduszna. Z naszymi mocami możemy się nią zająć. Wyobraź sobie dwóch półbogów z mocą boga. Bylibyśmy niezwyciężeni. – Nie ma rzeczy niezwyciężonej. Zawsze są jakieś wady, nieważne jak ktoś potężny jest. Słabości… Poznasz moje jak Artemidy. Ktoś pozna twoje to i moje. Dobrze czy źle, to jej ślubowałem wierność i nie cofnę mojego słowa. Uśmiechnęła się do niego, jakby był psychicznie chory. – Więc jesteś idiotą. – Nazywano mnie gorzej. Pokręciła głową. – Więc jesteś zadowolony z bycia jej fagasem? Nie, nie był. Ale jaki inny miał wybór? – Powtarzam jeszcze raz, dałem jej słowo i nie będę kłamcą. Parsknęła szyderczo. – A wiec przepraszam, że źle cię oceniłam. Teraz znalazłam się z kłopotliwej sytuacji. Jeżeli ona kiedykolwiek się o tym dowie, o tym co ci powiedziałam – siostrzenica czy nie, zabije mnie. Ale skoro jesteś człowiekiem niełamiącym słowa, przysięgniesz mi, że nigdy jej o tym nie powiesz. – Nie lubię niczyich upadków, nawet twojego. Ale jeżeli kiedykolwiek spróbujesz jej zaszkodzić, sam jej powiem. Tak długo jak jest bezpieczna, jesteś i ty. Przysięgam. Przekrzywiła głowę zdziwiona jego lojalnością. – Targujesz się o osobę, która prędzej czy później, uderzy cię i zdradzi? Myślisz, że okaże ci taką samą lojalność? 340
To jest coś w genach --- każde apollowe dziecko jest albo zdzirowate albo jest tumanem
276
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Wzruszył ramionami. – Chronię przyjaciela. Dobrze czy źle. Zawsze stanę przy niej. Potrząsnęła głową. – Więc mamy układ. Mam tylko nadzieje, że będzie warta twojej lojalności.341 On też. Ale jak Satara wątpił w to. Z błyskiem ostrzeżenia w oczach zostawiła go. Acheron zmierzwił włosy. Więc Artemida jak jej ojciec miał wielu wrogów chcących ich upadku. Cholera. Co takiego było w silę, że każdy jej tak pożądał? Dlaczego ludzie nie mogą się cieszyć tym, co mają? Dlaczego rodzina i przyjaciele odwracają się od siebie przez coś, co jest tak szkodliwe? Coś co na dłużą metę nie ma żadnego znaczenia… Dlaczego kiedy miłość jest komuś okazywana jest niszczona przez egoizm i chciwość? Nie rozumiał tego. Miłość była czysta, jeżeli była dawna bezinteresownie. Dlaczego ci, co ją otrzymywali nie wiedzieli, jaki to wyjątkowy prezent? Dlaczego zawsze jej używali by skrzywdzić tego, co ją ofiarował? Jak Artemida postąpiła z nim. Jak Styxx z ojcem. To właśnie dlatego tak kochał siostrzeńca. Apollodorus nie prosił o nic więcej niż tylko o uwagę, a kiedy go przytulał i całował w policzek to była czysta radosna, miłość. Nie było miejsca na podstęp. Nie dawał jej oczkując czegoś w zamian. Dlaczego świat taki nie może być? Z drugiej strony, kim on był by zadawać takie pytania? Jego matka nie była wstanie nawet okazać mu współczucia. Miłość niestety była słabością trwonioną na osoby, które na to nie zasługują. Chwycił butelkę wina i odkorkował. Nie było go wiele, ale coś było lepsze niż nic. Bogowie wiedzą, że nigdzie nie mógł znaleźć pociechy. Może powinien przyjąć ofertę Satary. Ale jakiej ceny by zażądała? W życiu wszystko miało swoją cenę. Za tą mądrość prawie mógł podziękować Estesowi. Nic na tym świecie nie jest a darmo. Nic. – Acheron? Napiął się słysząc głos Artemidy. Nie była widoczna, ale mógł ją wyczuć niby szept w jego duszy. Stanęła za nim. – Przepraszam. Nie powinnam cię tak traktować. – Więc czemu to zrobiłaś? Nadal niewidoczna trąciła nosem jego ramię. – Przestraszyłam się i skierowałam mój strach przeciwko tobie. – Jesteś boginią. – Jestem jedną z wielu i nie tak silna jak inne. Czy wiesz, co by zrobiły z 341
Dobry żart….
277
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
boginią gdyby pozbawiły jej mocy? Rzuciłyby ją na ziemie, aby żyła wśród ludzi, którzy by ją molestowali, wykorzystywali. Czy tego chcesz dla mnie? Dlaczego nie. To było to samo, co ona robiła z nim. Niestety nie był tak okrutny. – Nie, ja chce tylko dobra dla ciebie. Ale jestem zmęczony, że wszystko wyładowujesz na mnie. Nie jestem bezmyślną lalką, którą możesz bić, kiedy jesteś sfrustrowana. Zmaterializowała się na tyle by mógł zobaczyć szczerość w jej pięknych zielonych oczach. – Wiem i staram się. Naprawdę. Musisz być niecierpliwy ze mną. – Niecierpliwy? Zmarszczyła brwi. – To złe słowo, prawda? Nie wiem, dlaczego ale nieraz je mieszam. Właśnie takie słabości mu ją zjednały. To one mu pozwalały ją kochać. Objął jej twarz i czule pocałował. Artemida westchnęła czując jak falę ulgi przeszła przez nią. Bardzo go kochała, ale byłą przerażona, co oznacz go kochać. Ona naprawdę nie chciała go krzywdzić, nigdy. On był jedyną osobą, przy której mogła być sobą. Przy innych bogach musiała być gwałtowana i defensywna. A przy ludziach musiała być boska i nietolerancyjna. Acheron był jedyną osobą, która pozwala jej na śmiech. Sprawiał, że czuła się spełniona. Ale problem w tym, że za każdym razem, gdy się otwierała czuła w nim chłód. Wiedziała, że był wobec niej lojalny, ale nie uszczęśliwiała go. To bolało najbardziej. Ból w nim nie pozwalał uśmierzyć jej własnego. I dlatego chciała wysmagać swój gniew raniąc go za to, że nie był tak otwarty jak ona. Dlaczego nie czuł tego, co ona? Nawet teraz była rezerwa w jego dotyku. Dlaczego tak jej nie kochał jak przy pierwszym spotkaniu? Chciał go ukarać, bo nie kochał jej tak jak ona jego. Chciała by błagał o jej miłość. Ale jak? Odsunęła się, jej wzrok padł na jego szyję. Skuliła się widząc, co mu uczyniła. Kiedyś Apollo zrobił jej to samo. – Nie chciałam cię skrzywdzić. Wytrzymał oddech na słowa, które tak często padały w jego życiu. Tylko, dlaczego ktoś nie mógł się zastanowić zanim go zranił? – Czuje się dobrze. Ale prawda była inna. Nie czuł się. Nigdy z bólem nie czuł się dobrze. Mimo że z nim wzrastał i powinien się do niego przyzwyczaić. Odsunęła włosy z jego twarzy. – Wyglądasz na zmęczonego. Nie powinnam brać tyle krwi od ciebie. – 278
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
szarpnęła go w stronę łóżka. – Powinieneś odpocząć. Prawda. Nie wiedział, jakie okropności czekają na niego jutro. Może kolejna kastracja a może bicie lub emocjonalne uderzenie, w którym celowała Artemida. Już nie mógł się doczekać… – Przyjdziesz jutro? – zapytał zdesperowany by nie być sam, kiedy cały świat nie będzie szczędził życzeń jego bratu. Zawahała się. Chciała przyjść, ale wiedziała, że Apollo będzie świętować urodziny Styxxa. Musiała być ostrożna. Ponieważ byli bogami i bliźniakami wyczuwał ją, gdy byłą w pobliżu. Jeżeli ją wyczuje znajdzie, a to może kosztować życie Acherona. – Wiesz, że mam święto, jak mogę je opuścić? Odwrócił wzrok. Ból, który od niego poczuła przeciął jej własne serce. – Odwiedzę cię pojutrze. Acheron trzymał emocje na wodzy. – Więc będę czekał na to – Jesteś na mnie nadąsany? – Nie. – był zraniony. – Mam nadzieje, że będziesz miała udane święto. Przeczesała jego włosy. – Będziesz o mnie myśleć jak odejdę? – Zawsze myślę. Pochyliła się i pocałowała jego policzek. – Sprawiasz, że czuję się wyjątkowa. A ona sprawiała, że czuł się jak gówno. Chwyciła jego dłoń. Westchnął kładąc jej dłoń na swoim sercu. Miał złe przeczucia. Coś się jutro stanie. Coś nieodwracalnego. Czuł to każdą częścią siebie. Cokolwiek to będzie zmieni jego i Artemidę na zawsze. Akri di diyam.
279
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
23 czerwca 9527 roku p.n.e. Kompletnie pijany Acheron siedział na poręczy balkonu patrząc, jak do pałacu przybywają doskonale ubrani dostojnicy na przyjęcie urodzinowe brata. Oparł plecy o mur zaś nogi zwiesił poza balkon i z trudem utrzymywał równowagę. Nie był pewien ile wypił. Niestety za mało, by go to zabiło. Ale może gdyby był szczęściarzem roztrzaskałby się o skały sto metrów niżej i umierał okropną śmiercią. To by definitywnie spierdoliło urodziny brata. Po raz pierwszy w tym tygodniu roześmiał się ma myśl o tym, jak Styxx pada martwy przed zebranym tłumem dostojników i dygnitarzy. Dostali by to, na co zasłużyli. – To też są moje urodziny! – krzyknął wiedząc, że nikt go nie słyszy. A nawet gdyby, nikt by się nie przejął. Acheron zwiesił głowę i drgnął czując ból. Nienawidził faktu, że sama Artemida przysparzała mu więcej cierpienia niż brat i ojciec. Powinien się chronić przed znieczulicą innych. Być do niej przyzwyczajony. Ale Artemida raniła go na takim poziemne, do którego nikt wcześniej nie dotarł. I jaki inni nie przejmowała się, tym jak bardzo go krzywdziła. Z drugiej strony powinien być jej wdzięczny. Przynajmniej w tym roku nie obchodził urodzin w więzieniu… Albo w burdelu. Zawsze sam. Nawet w tłumie, otoczony przez ludzi był sam. Szczerze, był tym wszystkim zmęczony. Nikt go nie chciał. Tylko z jednego powodu - tak zwanej rodzinie - zależało czy żyje czy nie, – bo jeżeli on umrze ich ukochany Styxx też. – Mam dość. Mimo że skończył dopiero dwadzieścia jeden lat był tak samo zmęczonym życiem jak starzec. Przeżył za dużo na swój wiek i nie chciał więcej bólu. Nigdy więcej samotności. Przyszedł czas by to skończyć. Głosy w jego głowie były coraz głośniejsze, wołały go do domu… Stanął na poręczy balkonu. Wiatr podwiewał mu włosy i patrzył w ciemne odmęty morza, które kusiło go jak kochanka. Rzucił kielich i patrzył jak znika w falach. Jeden krok. Żadnego więcej bólu. Wszystko się zakończy. – Już czas – wyszeptał. Nie było nikogo, kto mógłby go tym razem powstrzymać. Nie było Ryssy, która go powstrzyma. Ojca, który go zwiąże, by temu zapobiec. Estesa wzywającego lekarzy. 280
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Wolność. Zamknął oczy i zrobił krok. Strach i ulga smagały go kiedy spadał w stanie nieważkości ku długo oczekiwanemu spokoju. Nagle coś twardego uderzyło go w brzuch. Acheron zadyszał w bólu. Otworzył oczy. Zamiast opadać był niesiony w górę. Szum fal został zastąpiony przez mocny trzepot wielkich skrzydeł. Odwrócił głowę i zobaczył trzymającą go kobietę demona. Tak jak przepowiedziała wyrocznia. – Puszczaj mnie! – wrzasnął próbując się uwolnić. Nie zrobiła tego. Puściła go dopiero na balkonie. Cofnął się kiedy przysiadła na poręczy uważnie mu się przyglądając. Miała długie czarne włosy opadające na marmurkową białoczerwoną skórę. Jej oczy świeciły w ciemności, białe tęczówki były otoczone żywą czerwienią. Podobnie jak jej włosy, skrzydła i rogi był czarne. – Co robisz? – Jego głos był pełen jadu. – Akri powinien być bardziej ostrożny – wyszeptała łagodnie, patrząc na niego życzliwie. – Gdyby Xiamara przybyła moment później, umarłby. – Chciałem umrzeć. Przechyliła głowę w geście, który przypominał mu ptaka. – Ale dlaczego Akri? Spojrzała przez ramię w miejsce gdzie wciąż nadchodzili ludzie. – Tak wielu przyszło by świętować twoje ludzkie urodziny. – Nie przyszli do mnie. Xiamara zmarszczyła brwi. – Ale tutaj jesteś księciem. Spadkobiercą i następcą tronu. Zaśmiał się gorzko. – Jestem spadkobiercą gówna i księciem niczego. – Nie. Jesteś Apostolos. Syn Apollymi. Szanowany przez wszystkich. – Jestem Acheron, syn nikogo. Szanowany tylko w granicach sypialni. Wolno stanęła przed nim. Złożyła skrzydła wokół swojego małego ciała. – Nie pamiętasz dnia swoich narodzin. Rozumiem. Przysłała mnie tutaj twoja matka z darem dla ciebie. Starał się nadążyć za jej słowami, ale jego umysł był zbyt otępiały przez alkohol. Ten demon był niepoczytalny. Musiała go pomylić z kimś innym. – Moja matka nie żyje. – Ludzka królowa tak. Ale twoja prawdziwa matka - bogini Apollymi żyje i przesyłała ci pozdrowienia i słowa miłości. Jestem jej najwierniejszym przyjacielem i przybyłam cię chronić jak chroniłam ją. Acheron potrząsnął głową. Był pijany. Miał halucynacje. Może już nie żyje. – Odejdź ode mnie.
281
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Demon tego nie zrobił. Zanim mógł uciec przyłożyła małą kulę sfora do jego serca. Krzyknął czując rozdzierający ból. Nigdy w swoim życiu nie czuł czegoś podobnego, nawet podczas tortur, więc to mówiło samo za siebie. To było tak, jakby trujący ogień płonął mu w żyłach rozrywając jego ciało. W miejscu gdzie przyłożyła sforę jego skóra na klatce piersiowej zmieniła się z opalonej w marmurkowo niebieską. Gdy ból i kolory przelatywały przez niego nasiliły się również wrzaski głosów w jego głowie, były tak głośnie, że przebijały bębenki w uszach. Zapachy uderzyły w jego nozdrza. Nawet jego skóra płonęła pod ubraniem.. Upadł na ziemię i zwinął się w kłębek, kiedy zasypywały go doznania. – Jesteś bogiem, Apostolos. Zwiastun i syn Apollymi Destroyer. Twoja wola jest wolą wszechświata. Jesteś ostatecznym przeznaczeniem wszystkiego… Ciągle kiwał głową w zaprzeczeniu. Nie. To nie możliwe. – Jestem niczym, jestem niczym… Demon uniósł głowę. – Dlaczego nie jesteś szczęśliwy? Jesteś teraz bogiem. Furia popłynęła przez niego, chwycił demona. Nie rozumiał swoich mocy ani tego, co się z nim dzieje, ale całe jego życie, całe poniżenie i horror tego, co przeżył przedzierało się przez jego głowę. Pozwolił by wspomnienia dotarły wprost z jego umysłu do jej. Demon krzyknął zwieszając głowę do tyłu. – Ni! To nie miało się tobie przydarzyć Akri. Nie to... Chwycił ją mocniej zmuszając, by na niego spojrzała. – Było źle, kiedy myśleli, że jestem półbogiem. Czy wyobrażasz sobie co zrobią teraz? Zabierz te moce. – Nie mogę. One należą do ciebie z racji urodzenia. Acheron upadł uderzając głową o podłogę. – Nie! – wrzasnął. – Nie chcę ich. Chcę tylko zostać sam. Xiamara próbowała go objąć, ale ją odepchnął. – Niczego nie chcę od ciebie. Wystarczających szkód mi narobiłaś. – Akri… – Precz z moich oczu! Jej oczy zaświeciły oporem. – Twoja wola jest moją. Powiesiła sforę jako naszyjnik na jego szyi. – Jeżeli będziesz mnie potrzebował Akri, wezwij mnie, a ja od razu przybędę. Acheron chwycił dłońmi głowę. Bolała go od nowych doznań i głosów. Czuł się jakby oszalał. I może tak było. Być może okrucieństwo w końcu ostatecznie roztrzaskało jego zdrowie psychiczne.
282
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Usłyszał jak demon odchodzi, a nowe głosy szeptały i krzyczały w jego umyśle. To było tak jakby usłyszał naraz cały świat. Każdą myśl, każde życzenie i wszystkie obawy. Jego oddech się rwał, chciał uciec od tego. Chwycił naszyjnik by go zerwać i zniszczyć. Ale zamiast tego zaświecił w jego dłoni. Krzycząc chciał znowu skoczyć, ale nawet nie mógł wstać. Był skołowany. Taki chory… Co oni znowu mu zrobili? *** Apollymi chodziła szybko po małym dziedzińcu w Kalosis, czekając na powrót Xiamary. – Gdzie jest matera Simi? Odwróciła się nieznacznie i zobaczyła najmłodsze dziecko Xiamary w drzwiach. Nazwana po matce, Xiamara, Simi była dzieckiem Charonte, mimo że miała prawie trzy tysiące lat to nadal nie wyglądała na starszą niż czteroletnie ludzkie dziecko. W przeciwieństwie do ludzi i bogów Charonte wolno dojrzewały. Apollymi uklękła i wyciągała w jej stronę ręce. – Ona jeszcze nie wróciła kochanie. Ale już niedługo. Simi nadąsała się, ale po chwili wpadała w ramiona Apollymi zarzucając ręce na jej szyję. Wsadziła kciuk w usta, a drugą rączkę zatopiła głęboko we włosy bogini. Apollymi zamknęła oczy tuląc małego demona. Bogowie jak pragnęła chociaż raz tak przytulić syna. Tylko raz. Zamiast tego zadawalała się szczodrze obdarzając miłością Simi Xiamary i czekając, aż jej syn będzie na tyle dorosły, by ją uwolnić. – Dlaczego Akra jest smutna? – Nie jestem smutna, Simi. Jestem zaniepokojona. – Zaniepokojona tak samo jak Simi zje za dużo i boli ją brzuch? Apollymi uśmiechnęła się całując ją w czubek głowy. – Nie do końca kochanie. Zaniepokojona, bo nie mogę się czegoś doczekać. – Ooo to jak Simi, gdy jest głodna i nie może doczekać się kiedy matera ją nakarmi. – Coś w tym stylu. Apollymi poczuła ruch powietrza. Spojrzała na cień i dostrzegła zarys ciała Xiamary. Przez minutę nie mogła się ruszyć, czekała, aż jej najlepsza przyjaciółka do niej dołączy. Ale w zachowaniu Xiamary było wahanie przez które jej serce stanęło. – Co jest? Xiamara wyciągała dłoń w stronę córki. Demon tulił małą pozwalając by łzy spływały z policzków. Apollymi poczuła jak jej własne oczy zachodzą mgłą. Strach ją ogarnął. – Xi? Powiedz mi. 283
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Zaciskała oczy nadal ściskając córkę. – Nie wiem jak mam ci to powiedzieć Akra. Im bardziej się wahała, tym bardziej Apollymi była napięta i przestraszona. – Czy z nim wszystko w porządku? Jestem nadal więźniem, więc wiem, że żyje. – Tak …żyje. – Czy … on mnie nie kocha? Xiamara potrząsnęła głową odsuwając córkę. – Idź znaleźć swoją siostrę Simi, musze porozmawiać na osobności z Akrą. Demoniątko ssąc kciuk odeszła od nich w podskokach. Kiedy Xiamara odwróciła się do Apollymi, ta poczuła jak krew odpływała z jej policzków. – O czym mi nie mówisz? Xiamara wytarła łzy kładąc dłoń na ramieniu Apollymi i w ten sposób przekazała jej obrazy, które dał jej Apostolos. Niedowierzanie, gniew i przerażenie katowało Apollymi gdy zobaczyła, co zrobiono jej dziecku. Emocje ustąpiły tak gwałtownej wściekłości, że wszystko, co mogła zrobić to wrzeszczeć. Jej krzyk niósł się przez Pałac Zmarłych i dotarł do Katoteros, który był domem dla reszty bogów. Wszyscy bogowie znieruchomieli słysząc dźwięk krańcowego cierpienia. Jeden po drugim odwracali się do Archona, który zbladł. – Czy ona jest wolna? – zapytała Epithymia bogini pożądania. Pokręcił głową. – Gdyby była wolna, już by tu była. Nie, stało się coś innego. Na razie jesteśmy bezpieczni. – Przynajmniej miał taką nadzieje. Apollymi słaniając się na nogach odeszła od Xiamary, a obraz za obrazem wyrył się w jej umyślę. Co ludzie zrobili z jej synem? – Zabiję ich wszystkich, jednego po drugim – warknęła przez zaciśnięte zęby. – Każdy, kto położył na nim łapę będzie umierał w męczarniach, błagając o moją litość, a ja jej nie okażę. Żadnej. – Spojrzała na Xiamarę – A Archon pozna całą wagę mojego gniewu. Teraz już nic do niego nie czuję. Xiamara złożyła skrzydła. – Ale Apostolos odmawia zaakceptowania tego, kim jest. Nie chce mnie. – I tak idź do niego Xi. Pociesz go i pomóż mu zrozumieć to, co musi zrobić. Powiedz mu, że kiedy przejdzie do mnie, wszystko naprawię. – Postaram się Akra.
284
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
***
Acheron leżał w ciemnościach starając się oddychać, gdy ból ogarnął wszystkie jego zmysły. Nagle usłyszał miękki, łagodny głos w swojej głowie, zagłuszający inne. To był najpiękniejszy dźwięk, jaki słyszał. Wraz zanikiem bólu łatwiej oddychał. – Jestem z tobą Apostolos. – Kim jesteś? – To głos twojej matki. Zerknął w ciemność dostrzegając klęczącego obok niego demona. Zwinął się w kłębek jakby uciekając od niej. – Ja nie mam matki. Odrzuciła mnie, kiedy się urodziłem. – Ni Akri! – cicho powiedział demon. - To ja byłam osobą, która cię zabrała z jej ramion, gdy płakała ze strachu o ciebie. Twoja matka, Apollymi, ukryła się w królestwie ludzi, by chronić cię przed bogami pragnącymi twojej śmierci. Przysięgam na moje życie. Żadne z nas nie myślało i na pewno nie pragnęło twojej krzywdy. Miałeś wyrosnąć na księcia. Rozpieszczanego. Ukochanego. Nic z tego, co ci się przytrafiło, nie miało być twoim udziałem. Nie potrafił w to uwierzyć. – Nie rozumiem. Dlaczego bogowie chcą mojej śmierci? – Przepowiedziano, że będziesz końcem atlantydzkich bogów. Ale musisz zrozumieć jak bardzo matka cię kocha cię. Ona zaryzykowała własne życie i przeciwstawiała się bogom, by cię ochronić i ukryć dopóki nie będziesz na tyle dorosły, by użyć własnych mocy do walki z nimi. Nawet teraz siedzi uwięziona i czeka aż przyjdziesz do niej. Uwolnij ją, Apostolos, a ona wszystko naprawi. – Jak naprawi? – Niszcząc każdego, kto cię skrzywdził. – Demon pogładził jego włosy, gdy mówił o jego matce. – Jesteś najbardziej kochanym dzieckiem, jakie się narodziło. Każdego dnia siedziałam z twoją matką, gdy płakała z powodu utraty ciebie. Chodź ze mną do domu Apostolos. Poznaj matkę. Chciał, ale jednak… – Skąd mam wiedzieć czy ci ufać? – A dlaczego miałbym kłamać? Wszyscy kłamali, a zwłaszcza jemu. – Z każdego powodu. – Xiamara! Nadchodzą. Zostaw go, szybko! Demon odsunął się. – Bogowie nie mogą mnie spotkać z tobą, bo dowiedzą się, kim jesteś i gdzie jesteś. Słuchaj głosu matki, a ja wrócę tak szybko jak będę mogła. Pozostać w ukryciu, skarbie. – Natychmiast znikła.
285
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Leżąc wsłuchiwał się w głosy. Słyszał śmiech, łzy, przekleństwa i krzyki. Aż głos jego matki na nowo je uspokoił. Skupił się na tym jednym dźwięku i zamknął oczy odsuwając głosy, które doprowadzały do pulsującego bólu głowy. Czyżby demon mówił prawdę? Czy miał odwagę uwierzyć, chociaż przez moment, że jest czyimś ukochanym synem? To było niedorzeczne. Chwycił naszyjnik i badał go. To był jakiś rodzaj kamienia, mleczny i opalizujący. Spojrzał na wnętrze dłoni na której wypalono piętno niewolnika. Znikło, nie było po nim żadnego śladu. Jak to możliwe? Jest bogiem, który był niewolnikiem… Nie zwykłym niewolnikiem, ale najpodlejszym. Acheron zakrył dłonią oczy, ogarnął go wstyd. A kiedy tak leżał obrazy z przeszłości przedzierały się przez jego głowę… widział przeszłość, teraźniejszość i przyszłość poprzez doświadczenia tysięcy ludzi. Słyszał ich obawy i nadzieje. Słyszał każdą istotę wszechświata. Po raz pierwszy widział tych, którzy mieli gorzej od niego. Ci, o których wcześniej myślał, że mają lepiej. Krzyki matek, które straciły dzieci. Dzieci bez rodziców. Żebraków, królów… Teraz zrozumiał, co miała na myśli Artemida mówiąc, że nie zwraca uwagi na ludzi. To było przytłaczające. Przerażające. Ci wszyscy ludzie potrzebują pomocy, wyobrażał sobie jak może im pomóc i widział tego wyniki. Ale tego, czego nie dostrzegał to swojej przyszłości. Ryssy. I Artemidy. Dlaczego? To nie miało sensu… Tak jakby cokolwiek z tego miało sens… Roześmiał się z absurdalnej sytuacji. Otworzył oczy i zdał sobie sprawę, że dłużej nie leży na ziemi. Unosił się nad nią. Sapnął i wylądował z łomotem na podłogę. Przeszył go ból, a skóra ponownie zrobiła się niebieska. Jego paznokcie stały się czarne… Coś było nie tak. Jego ciało było mu obce. Wpatrywał się w skórę zastanawiając się czemu jest niebieska. Jak mógł to ukryć przed rodziną? Ale czy chcesz? Zaśmiał się sadystycznie wyobrażając sobie twarz „ojca” gdy mu powie, kim naprawdę jest. Jestem bogiem. Nie w połowie, ale pełnej krwi. Była nagroda za jego głowę, panteon chciał jego śmierci. To było śmieszne… zdecydowanie nie do wiary... No, ale był niebieski. Starał się wstać, ale kolejna fala zawrotów głowy rzuciła go na kolana. Spojrzał w kierunku łóżka pragnąc do niego dotrzeć. W następnej chwili już w nim był, pod przykryciem. Otworzył szeroko oczy, gdy uderzyły w niego konsekwencje tego, kim był. Był bogiem z takimi mocami, co Artemida. 286
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
A może nie… Jak działają boskie moce? – Acheron? Spiął się słysząc głos Ryssy. Spoglądając w dół spostrzegł, że jego skóra była normalna, ale był wdzięczny, że koc całkowicie go zakrywa. – Tak? – Jesteś chory? Oficjalnie nie. Nawet nie był już pijany. – Po prostu odpoczywam. Poczuł jak siada obok niego na łóżku i pociąga za koc. – Spojrzysz na mnie? Przerażony tym, co może się stać, gdy ona tam siedzi, odkrył głowę. Czule się do niego uśmiechnęła. – Nie widziałam cię cały dzień, ale chciałam ci to dać. Podała mu małe drewniane pudełko. Jej prezent go wzruszył. – Dziękuje. – Oddał jej uśmiech. Otworzył i znalazł małą zawieszkę z bransoletą. Medalion miał symbol słońca z trzema przecinającymi go błyskawicami. Zmarszczył brwi, bo symbol był mu znajomy. – Wiem, że jest dziwny. Ale gdy go spostrzegłam na rynku od razu pomyślałam o tobie. Jubiler powiedział, że jest to symbol siły. – To atlantydzkie. – To było słońce Apollymi, jego matki. Oh bogowie, zrobiłam mu przykrość. Dlaczego akurat musiałam wybrać ten? Usłyszał myśli siostry. – Jest piękny Ryssa. Dziękuje. Wyciągnęła dłoń. – Mogę to … Nakrył jej dłoń swoją. – Kocham to Ryssa. On tylko tak mówi. Przepraszam Acheron. Nie chciałam wybrać niczego atlantydzkiego… Jak mogłam być tak głupia…. To było wręcz zawstydzające, że tak wyraźnie słyszał jej myśli, gdy z trudem się do niego uśmiechnęła. – Jeżeli jesteś pewien… Skinął głową. – Jestem. Dziękuje ci. Jaką jestem kretynką. Chciałam żeby dostał przynajmniej jeden prezent i musiałam to zrujnować własną głupotą. Poczuł jak w jego oczach zbierają się łzy. Czuł szczerość jej słów, wiedział, że siostra naprawdę go kocha… bardziej niż kiedykolwiek myślał. Uniósł jej dłoń i pocałował. – Dla mnie znaczy wszystko Ryssa. Wiesz o tym, prawda? 287
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Kocham cię Acheron. Zawsze o tym pamiętaj. - I chciałam by ten dzień był dla ciebie wyjątkowy, taki jak powinien być. Nie powinieneś być sam… – Ryssa! Acheron wzdrygnął się słysząc głos jej ojca za drzwi. Ryssa skrzywiła się. Bogowie, ci się dzieje z jego oczami? Acheron odwrócił spojrzenie bojąc się, że oczy nie wyglądają normalnie. Jego ciało było nadal normalne, ale oczy? Drzwi otworzyły się łomotem. – Co ty tu robisz Ryssa? Czas wznieść toast za brata. Wstała i uniosła podbródek. – Mam też drugiego brata! Dawałam mu prezent. – Nie waż się być bezczelna. Twoja obecność jest wymagana. Natychmiast. – Idź Rysso. - powiedział Acheron. – Twój ojciec ma rację. Bezbożna kurwa… Acheron zaśmiał się z myśli ojca. Gdyby tylko ten człowiek wiedział… To było ostatnie słowo, które mogło go opisać. Król nie poruszył się, kiedy Ryssa przeszła obok niego. Stał w drzwiach wbijając wściekły wzrok w Acheron. – Więc w końcu przestałeś mnie nazywać ojcem? Acheron wzruszył ramionami. – Wierz mi, wiem, że nie jesteś moim ojcem! I jestem pewny, że twój ukochany syn czeka na twoje ody. Musi być pijany. – Zostań tutaj. – Nie martw się. Nie mam zamiary spierdolić twojego przyjęcia. Jeszcze… Oczywiście miał swój plan. Król będzie opłakiwać swojego ukochanego syna. Powinienem wychłostać to bydlę, ale to by zrujnowało przejęcie Styxxa. Zadowolony z siebie kutas… Król cofnął się zamykając drzwi. Acheron potrząsnął głową starając się oczyścić umysł z myśli króla. Podniósł prezent Ryssy. Co za ironia losu, że akurat dzisiaj go dostał. Jakby matka dała jej wskazówki co ma mu kupić. – Apostolos? Zastygł słysząc niepewny żeński głos, który słyszał tyle razy w życiu za każdym myśląc, że oszalał. – Matera? – Moje dziecko. Przysięgam, pomszczę cię. Ale musimy być ostrożni. Xiamara powróci i pokaże ci jak korzystać z mocy. Teraz je ukryj tak, by nie znalazł cię Archon. Zostań w ukryciu, a kiedy inni zaprzestaną machinacji poprowadzę cię i dopilnuję, by nikt inny cię nie skrzywdził ponownie. Przysięgam na swoje życie. 288
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Poczuł delikatny dotyk powietrza na policzku… jak najczulszą pieszczotę. Zaciskając zęby, poczuł miażdżący ból. Jego matka kochała go … prawdziwa matka. Rozpaczliwie chciał ją zobaczyć. Zaznać chociaż raz jak to jest mieć kochającego rodzica, który patrzy na niego jak król na Styxxa i Ryssę. Z dumą. Miłością. Co więcej Artemida nie będzie musiała się dłużej jego wstydzić. Dla bogini niestosowne jest spotykanie z kurwą, ale nie ma nic wstydliwego w byciu z bogiem. Mogła go kochać otwarcie… Chciał krzyczeć z radości. Trzymając bransoletę Ryssy uśmiechnął się na myśl jak będzie mówił Artemidzie, co mu się przydarzyło. Na pewno będzie szczęśliwa, bo jak mogłaby nie być?342 Ale nadal miał dziwne przeczucie, które ostrzegało go, że powinien bać się jutra.
342
Mój biedny kochany naiwniak ….
289
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
24 czerwca 9527 roku p.n.e. Acheron chodził po pokoju desperacko czekając na pojawienie się Artemidy. Chciał zaskoczyć ją swoją nową rolą. Ranek był interesujący, odkrył nowe rzeczy o sobie. Mógł przesuwać przedmioty za pomocą myśli. Jak Artemida mógł się teleportować na zewnątrz i do wewnątrz. Fakt, matka kazała mu nie korzystać z mocy, ale nic na to nie mógł poradzić. Miały nad nim większą kontrolę, niż on nad nimi. Nadal słyszał głosy ludzi, tych z jego otoczenia jak i z innych lądów. Nieraz bywały tak głośne, że powodowały ból i rzucały go na kolana. Znał każdą pojedynczą myśl. Cały świat obnażony leżał u jego stóp. Spokój miał tylko w pobliżu Apollodorusa, którego pragnienia były proste. Jeść, spać, byś trzymanym i kochanym. Czerpał tak wiele radości z trzymania siostrzeńca, że łagodziło ból wrzasków innych ludzi i pozwalało Acheronowi skupić się. – Acheron? Odwrócił się. Ryssa wpadła do jego pokoju z Apollodorusem w ramionach. Apollo to taki dupek! Jestem zmęczona byciem jego zabawką i pożywieniem. On myśli, że tylko czekam aż pstryknie palcami, by do niego przyjść. – Muszę wyjść na chwilę. Zajmiesz się małym? Jego niania nie daje sobie rady z jego humorami, a ja nie mogę się teraz nim zająć. – Jego ojciec jest samolubną, wredną świnią, która myśli, że jestem jego tresowaną dziwką. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Acheron potrząsnął głową próbując zrozumieć to, co usłyszał i porównać z tym, czego nie powiedziała, a usłyszał w głowie. To było niepokojące. – Nie mam nic przeciwko. – powiedział i wziął Apollodorusa z jej ramion. Mama? Weź mnie… Acheron chwycił mocniej siostrzeńca. – Mam go. Nie przejmuj się. – Dziękuję ci. - Nie wiem, co bym zrobiła bez ciebie, akribos. Tylko na tobie mogę polegać. Reszta jest bezwartościowa. – Wrócę tak szybko jak będę mogła. Ucałowała syna i szybko wybiegła z pokoju przeklinając Apolla z każdym krokiem. Spojrzał na siostrzeńca, który patrzył na niego z zaciekawieniem. – Nie miałem pojęcia, że twoja mama zna taki język. Apollodorus roześmiał się jakby zrozumiał. Theo pobawi się ze mną? 290
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Oczywiście. Acheron postawił go na ziemie, a Apollodorus trzymając go za rękę mógł chodzić. Appie kocha Theo. Acheron uśmiechnął się na pseudonim, które nadało mu dziecko. Appie kocha wujka. Cenił te słowa. Zamykając oczy starał się zobaczyć na jakiego mężczyznę wyrośnie, ale tak jak w przypadku Ryssy nic nie widział. To było dziwne. Widział wyraźną przyszłość każdego, kto był w jego pobliżu. Więc dlaczego nie osób mu najbliższych? Apollodorus upadł na pupę ssąc kciuk. – Więc co będziemy robić jak mamy nie ma? Łaskotać po brzuszku. Acheron roześmiał się. – W porządku. Zrobił tak, a maluch piszczał z zachwytu. Przeturlał się na plecki i kopał nóżkami, kiedy Acheron go łaskotał. Ta czysta prostota płynąca z radości siostrzeńca bardzo go wzruszała. Chciał trzymać dziecko w ramionach na wieczność i zatroszczyć się o jego bezpieczeństwo. Nie kochał nikogo bardziej niż tego malucha. Modlił się by na zawsze tak pozostało między nimi. By nie rozdzieliły ich żadne raniące słowa lub działania. Co dziecko pomyśli jak podrośnie i Styxx z ojcem powiedzą mu, kim Acheron był? Czy będzie to miało dla dziecka znaczenie, że wszystko stało się wbrew woli Acherona? Że nigdy by tego nie zrobił gdyby miał inny wybór? Albo gorsze, będzie taki jak Maia. Na samą myśl poczuł jak go skręca. Podniósł chłopca trzymając na tyle mocno, by go nie skrzywdzić. – Błagam Appie nie nienawidź mnie, nie mógłbym tego znieść od ciebie. Appie kocha Theo. Acheron czcił każdą sylabę. – Jakie wzruszające. Acheron otworzył oczy, przed nimi stała Artemida. – Kiedykolwiek widziałaś Apollodorusa? Wzruszyła ramionami. – Nie. Apollo ma w bród bękartów. Ale sądzę, że jest dość słodki jak na śmierdzącego człowieka. Acheron próbował usłyszeć jej myśli. Ale w przeciwieństwie do ludzi to nie było proste.343 Musiał się wysilić, a i tak słyszał jedynie ich strzępy. Zostaw dziecko. Chciałam być sama z tobą. – Gdzie jest matka? – Z Apollem. 343
No jasne bo to pustostan…
291
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Przewróciła oczami i westchnęła. – Czy to coś nie ma niani? – Tak i w tym momencie ja nią jestem. Położyła dłonie na biodrach. – Siadaj Artie i poznaj swojego bratanka. Jego ugryzienia nie bolą. – W przeciwieństwie do twoich. – Czy jest mokry? – Nie jest mokry. Apollodorus położył piąstkę na ustach patrząc ciekawie na ciotkę. Z nią jest coś nie tak… Acheron zaśmiał się, a Artemida spojrzała na nich. – Co cię tak śmieszy? – Nic – odpowiedział, zastanawiając się czemu nie słyszy myśli chłopca. Był ciekawy jak różne moce posiadali – może było wiele rzeczy, które on mógł robić, a ona nie. – Czy jako bóg słyszysz myśli innych ludzi? Przewróciła oczami. – Staram się tego nie robić. Oni zawsze są nudni. Albo spiskują, by kogoś skrzywdzić, albo o coś błagają. Ludzie to insekty. Jej zaciekła wrogość zbiła go z tropu. Niektóre osoby, które znał w swoim życiu były podłe, ale obraziłby insekty łącząc je z kretynami, którzy go wykorzystywali. – Łącznie ze mną? Przeczesała ręką jego włosy. – Nie. Ty jesteś spokojny ze mną. Nigdy nie słyszałam twoich myśli. I dlatego lubię z tobą przebywać. A dla niego było niepokojące, że nie potrafił dosłyszeć jej myśli. Z drugiej strony, czy jako bogini nie powinna wiedzieć, że siedzi z innym bogiem? Jak mogła nie wiedzieć, co mu się zdarzyło w nocy? – Czujesz jakaś zmianę we mnie? – Poza tym, że przytulasz śmierdzącego chłopca? Nie. – Machnęła ręką. – Wiem, że wy ludzie przykładacie duże znaczenie do rocznicy własnych narodzin, ale prawda jest taka - to tylko znak, że jesteście o krok bliżej śmierci. Kto by chciał to świętować? Acheron parsknął na jej odpowiedź. Więc nie mogła wyczuć jego odblokowanych boskich mocy. Fascynujące. – Nie mówiłem o swoich urodzinach. – To o czym? Nie ściąłeś włosów i mogę stwierdzić, że nie zostałeś pobity skoro to coś małego tak się do ciebie przytula, a ty do niego. Co innego mogło się stać? Fakt, że tak niefrasobliwe podchodziła do jego chłost rozdrażniło go. Dziwka powinna chociaż raz cierpieć z powodu bólu i upokorzenia, aby pojąć, że nie jest to coś, co można przyjąć łatwo i z uśmiechem na twarzy. 292
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Nic. Machnęła lekceważąco dłonią na jego złość. – Jesteś dziwny. Apollodorus podpełzł do Artemidy. Patrzyli na siebie pełną minutę i w końcu się do niej uśmiechnął. Położył mokrą rączkę na jej. – Au! Obrzydliwe. – Wytarła ją. Acheron wyciągnął ramiona do dziecka, a mały do niego wrócił. – Jak ty to znosisz? – Zadrżała, gdy podniósł chłopca a Apollodorus dał mu mokrego buziaka w policzek. – Kocham go Artie. Nie ma w nim nic obrzydliwego. Zadrżała jeszcze mocniej jakby to było najohydniejszą rzeczą, jaką mogła sobie wyobrazić. – Chcesz własne dziecko, prawda? Jej oskarżycielski ton zaskoczył go. To tak jakby uważała go skończonego kretyna, bo pragnie własnego dziecka. Acheron trzymając blisko chłopca rozważał jej pytanie, które nigdy nie przyszło mu do głowy. – Od kiedy nie mogę mieć żadnego nigdy tak naprawdę o tym nie myślałem. – Ale gdybyś mógł? Spojrzał na siostrzeńca i uśmiechnął się. Oddałby by wszystko, aby stworzyć coś równie słodkiego. – Myślę, że to największy dar mieć własne dziecko, patrzące na mnie tak jak Appie. – To powinniśmy poszukać dziecka dla ciebie. Skrzywił się na samą myśl i zmienił temat na taki, który był naprawdę ważny i bardziej realny. – Powiedz mi coś Artie. Czy gdyby bym bogiem przyznałbyś się do naszej przyjaźni344 przed ludźmi? Wydała dźwięk obrzydzenia. – Nie jesteś bogiem Acheron. – Ale gdybym był… – Dlaczego rozważasz takie głupie pomysły? – A dlaczego ty unikasz odpowiedzi? – Dlatego, że nie mają znaczenia. Nie jesteś bogiem. Mówiłam ci. Twoje oczy są zdeformowane. Nic więcej. Jak bóg mógł być tak ślepy, by nie widzieć innego? Albo jego matka była naprawdę potężna i udało jej się ukryć go przed wszystkimi bogami… – I nigdy nie znałaś boga z takimi oczami jak moje? – Nie.
344
Co za eufemizm …
293
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Jak bóg może być tak ślepy by nie widzieć jednego ze swoich? A może to nie chodziło o jego boskość, ale o to, że pochodzili z innych panteonów? – Spotkałaś kiedyś atlantydzkiego boga? Zirytowana gwałtownie poruszyła dłońmi. – Dlaczego dzisiaj jesteś taki dociekliwy? – A dlaczego ty się tak denerwujesz prostymi pytaniami? – Bo chcę spędzić z tobą wolny czas bez tej rzeczy uwiązanej do ciebie. Możemy go umieścić w klatce? Acheron osłupiał. – Artemido! – No, co? Byłby tam bezpieczny. – Płakałby i byłby przerażony. – W porządku! – Wstała. – Wrócę jak będziesz sam. – Natychmiast znikła. Apollodorus wbił w niego wzrok. Poklepał delikatnie chłopca po plecach. – Cóż Appie to była twoja ciotka Artemida w swojej pełnej boskiej chwale. Arrr-ttie-midaa. Uśmiechnął się do chłopca próbującego wymienić jej imię. – Prawie, prawie. Ale to i tak nie ma znaczenia. Nie sądzę, że często będzie w twoim pobliżu… Ackee będzie z Appie. Jego uśmiech pojaśniał, gdy Apollodorus wymawiał jego imię. – Ackee zawsze będzie z tobą. Chłopiec chichocząc położył główkę na ramieniu Acherona, który delikatnie pogładził małe plecy. Chłopiec zasnął. Miękkie pochrapywanie dziecka zagłuszyło wszystko głosy w jego głowie. Miał teraz spokój. Zastanawiał się czy matka też go trzymała w ten sposób. Po raz pierwszy pomyślał, że było to możliwe, a przynajmniej jego prawdziwa matka mogła tak robić. Apollymi. *** Apollymi nerwowo chodziła, a Xiamara ją obserwowała. – Grecka bogini jest zainteresowana moim synem. Myślisz, że możemy ją wykorzystać, by go chroniła? Demon zawahał się. Być może niczego nie powinna ukrywać przed przyjaciółką? Ale gdyby Apollymi znała całą prawdę o ludzkim życiu Apostolosa…nawet nie chciała myśleć, co mogłaby zrobić. – Nie wiem Akra. Grecy nas nie lubią, a Artemida nie jest najsilniejsza w panteonie. Sądzę, że będzie się bała go chronić. Apollymi warknęła z frustracją. 294
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Coś musimy zrobić. – Mogę go tu sprowadzić, ale w momencie, gdy to zrobię Archon i reszta dowiedzą się i nas zaatakują. – Nie boję się. Jak będę wolna mogę ich pokonać, mam też własną armię. Ale Apostolos… jeżeli go zaatakują, ktoś może go zabić, podczas gdy my będziemy walczyć z kimś innym. I to był jedyny powód, przez który Apollymi uciekła będąc w ciąży. Obawa o życie dziecka powstrzymała ją od walki. Jedno bezpańskie uderzenie mogło zakończyć życie jej syna. To było ryzyko, którego nigdy nie podejmie. – Może powinnam przywołać Chthonian? 345 Zatrzymała się, a jej serce drgnęło. Chociaż Chthonians rodzili się ludźmi, posiadali uprawnienia bogów i działali jak coś w rodzaju policji dla wszystkich panteonów. Utrzymywali porządek zapobiegając totalnej wojnie między bogami. Mimo to mieli swoje własne cele, które nie zawsze leżały w najlepszym interesie wszechświata, a już na pewno nie w jej. – Nie ufam im…Oni mogą zabić Apostolosa, by zachować pokój. Nie będę ryzykować. Frustracja w niej wzrosła. Tak długo jak Apostolos był człowiekiem był bezbronny. Nawet teraz mógł z łatwością zostać zabity… Jak mogę sprowadzić syna nie narażając go? Jaden…346 Odwróciła się i wbiła wzrok w Xiamarę. – Akra… - powiedziała besztającym tonem.- Chyba nie myślisz, o czym ja myślę, że myślisz? – Jaden może dobić z nami targu i sprowadzić tutaj Apostolosa. Ale potrzebuję demona, który go wezwie. – Posłała Xiamrze znaczące spojrzenie. Jaden był brokerem, który dobijał targu z innymi demonami i był też jednym ze źródeł wszechświata. Jego moce były równe, jeżeli nie większe, niż bogów. I jeśli istniała jakaś istota, która mogła ochronić jej syna i go sprowadzić do niej, to był nim on. – Wiesz, że nie ma niczego, czego bym nie zrobiła dla ciebie Apollymi…, ale Jaden, …Jaden jest nieprzewidywalny. Nawet jeżeli to zrobi trzeba mu zaoferować coś równie ważnego jak życie Apostolosa. Szczerze mówiąc nie obchodziło jej to. Odda wszystko by chronić syna. – Czego może zażądać? – Nie wiadomo... Apollymi podeszła do sadzawki, w wodzie mogła szpiegować wszechświat. Mogła to wykorzystywać by sprawdzić, co się dzieje z Apostolosem, kiedy dorastał, ale strach o jego bezpieczeństwo trzymał ją z dala. 345 346
Zwłaszcza jednego … Ciekawy pomysł… prosić o pomoc Jadena … to prawie tak jak Lucypera …
295
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Gdyby Archon wiedział, że podgląda syna, wykorzystał by sadzawkę, aby go odnaleźć. Nawet teraz nie odważy się patrzeć. To było ryzyko, którego nie podejmie. Podniosła wodę z sadzawki tworząc mieniącą się barwami kulę w powietrzu. Skupiła swoje moce w jej centrum i zobaczyła Jadena oraz to, czego najbardziej pragnął. Cienie mieniły się i wirowały. Potem zaczęły nabierać kształtu … To było rozpoznawalne, ale po chwili znikło. Apollymi przeklęła. Moce, które posiadał nie pozwalały jej zobaczyć jak ma go kontrolować. Cholera! Gniew i smutek mieszały się w jej duszy. Więc dobrze. – Wezwij go i zaofiaruj mu moje moce i życie, jeżeli da mi pięć minut z synem na osobności zanim umrę i będzie chronić Apostolosa do końca życia. Xiamara wbijając w nią wzrok zaśmiała się nerwowo z niedowierzaniem. – Apollymi nie możesz… Napotkała wzrok przyjaciółki. – A gdyby to był Xedrix, Xirena albo Sim? Xiamara przeklęła wiedząc, że to samo zrobi dla własnych dzieci, aby je chronić. – Jesteś pewna? – To mój syn Xi. Jedyna część mnie warta kochania. Wszystko co sprawi, że będzie bezpieczny jest warte układu. Chcę chociaż raz go przytulić zanim umrę. Xiamara objęła ją i trzymała mocno. – Jesteś najodważniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek poznałam. Zrobię o co prosisz Akra, mimo że tego nie chcę. – I zostaniesz z nim kiedy odejdę? – Przecież wiesz, że tak. Zwłaszcza po tym, co razem przeszłyśmy. Oddam życie za ciebie i za twojego syna. Apollymi zakrztusiła się łzami. – Jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego miałam. Xiamara objęła ją mocniej i cofnęła się. – Wrócę tak szybko jak to będzie możliwe. Przygnębiona, a jednocześnie pełna nadziei patrzyła jak demon wychodzi. Spojrzała desperacko na sadzawkę, ale wiedziała, że lepiej nie próbować zobaczyć syna. W chwili gdy Xiamara odblokowała jego moce wszystko mogło zwrócić uwagę innych na Apostolosa. To był sądny dzień. Dla wszystkich bogów i wszechświata. Zmusi ich, by zapłacili za to, co zrobili jej dziecku i za każdy dzień, w którym była zmuszona żyć bez niego. ***
296
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron szedł przez centrum miasta czując jak siła życiowa płynie w jego żyłach. To tak jakby teraz był prawdziwą częścią wszechświata. Kolory były bardziej żywe, każdy dźwięk …słyszał bicie serc i krew pędzącą w żyłach. Znał imię każdej mijającej go osoby. Czuł siłę wieków. Czuł się niezwyciężony. Mumm jakbym chciała go mieć … Odwrócił się w stronę kobiety, której myśli usłyszał. Natychmiast zawstydzona uciekła wzrokiem. Zatrzymał się zdając sobie z czegoś sprawę. Gdy jego moce zostały odblokowane, nikt nie rzucał się na niego jak wcześniej. Wiedząc też, że może się teleportować gdzie chce, mógł w końcu zrzucić maskę. Znane mu dreszcze przechodziły przez ludzi, ale po raz pierwszy w jego życiu, każdy trzymał się z dala od niego. To tak jakby pojmowali sens jego mocy i wiedzieli, że lepiej się nie zbliżać. Oszołomiony zrzucił płaszcz i podał go żebrakowi. Odkryty szedł dalej ulicami miasta. Odsłonięty. Więc to takie uczucie być normalnym? To było niesamowite żyć bez strachu. Bez bicia, bez ranienia. Chcąc się śmiać z ulgi skierował się do świątyni Artemidy i odważnie wszedł do środka. O tej porze dnia świątynia była pusta. Ośmielony przez własne moce podszedł do posągu. – Co tu robisz? Dostrzegł Artemidę w cieniu. – Chciałem cię zobaczyć. – Przecież wiesz doskonale, że lepiej, byś się tu nie pojawiał – warknęła gwałtownie niskim tonem. – Co jeżeli ktoś cię zobaczy? Zacmokał. – Co się stało Artie? Dlaczego nie mogę złożyć ofiary bogini? Czy to naprawdę cię obrazi? Artemida skrzywiła się. Coś było nie tak z Acheronem. Pulsowała esencja mocy … jak w obecności boga, no, ale przecież wiedziała lepiej. 347 – Jesteś pijany? Jego uśmiech był naprawdę czarujący. – Nie mogę już się upijać.348 – Co masz na myśli? – Nic. Zaczął się do niej zbliżać, jak drapieżnik do ofiary. Wolno. Zmysłowo. Uwodzicielsko. Była oczarowana pięknem jego płynnych ruchów, które ociekały nienaturalną seksualnością. Zanim się ruszyła pochwycił ją i pocałował usta. 347 348
Ty to nic nie wiesz, ale nie martw się doznasz olśnienia … Może, możesz.. doskonale o tym wiem
297
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Rozdmuchał w niej pożar, zapomniała, że każdy mógł ją z nim zobaczyć. Od dawna tak jej nie całował. W następnej chwili była w swojej sypialni na Olimpie. Dziwne, ale nie pamiętała by ich tutaj przenosiła… Ale ta myśl uciekła w momencie, kiedy wziął ją w ramiona i zaniósł do łóżka. Uwielbiała jak ją nosił. Czuła się taka kobieca. Acheron nie wiedział skąd u niego taki nagły przypływ pożądania. To było przytłaczające, ale i radosne. Nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy chciał być z kimś tak bardzo, jak teraz z Artemidą. Mógł ją mieć tu i teraz. Jakby coś w nim żądało, aby ją posiąść i całkowicie zdominować. Jej kły urosły, a ubrania znikły. – Jesteś piękny – powiedziała.- Chcę cię mieć w środku jak się karmię. Ale on nie był w nastroju. Przygarnął ją i całował z furią i siłą, która się w nim gotowała. To tak jakby nie zostało w nim nic z człowieka. Zawarczał odwracają ją na brzuch. Szeroko rozłożył jej uda i wszedł w nią od tyłu. Artemida dyszała z przyjemności, całym jej ciałem wstrząsnęły dreszcze. Acheron nigdy nie był tak dominujący. A mimo to był delikatny. Ta mieszanina doprowadzała ją do skrajnej ekstazy. Jego uderzenie były głębokie i silne. Mocne. Czuła się tak jakby dotknął jej nieśmiertelnej duszy. – Powiedz, kogo pożądasz Artemido? – warknął do jej ucha. Ona zassała powietrze, kiedy każde słowo, jakie wypowiedział poprzedzał głębokim pchnięciem. – Ciebie. – A kogo łakniesz? – Tylko ciebie. – Więc powiedz moje imię. Chcę żebyś go użyła, kiedy jestem w tobie. Kiedy cię do reszty posiądę. – Acheron! –krzyknęła w ekstazie. Wysunął się z niej i przewrócił ją na brzuch. Jego oddech rwał się. Patrzył na nią z takim pożądaniem, że przypalało jej duszę. Teraz nie było w nim nic służalczego. Patrzył na nią jak na równego sobie. Nie, to było coś więcej. Jego pocałunki paliły, gdy wszedł w nią ponownie. Artemida wygięła plecy, by poczuć go jeszcze głębiej. Objął jej twarz uderzając w nią ostro i jeszcze głębiej. Jego srebrne oczy błysnęły czerwienią. – Spójrz na mnie i powiedz jeszcze raz moje imię, teraz, gdy jestem w tobie. – Acheron. – I kto ci rozkazuje bogini? Kim jest jedyny mężczyzna, który sprawia, że jesteś mokra z pożądania. Krzyknęła na skraju orgazmu. Zatrzymał się. – Odpowiedz mi Artemido. Jeżeli chcesz dojść powiedz, jaka jest odpowiedź. 298
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Uniosła się i owinęła nogi wokół jego szczupłych bioder. – Ty Acheron. Tylko ty. Zapanował nad jej ustami w kolejnym palącym pocałunku, zanim powrócił do pchnięć. Nie mogąc tego dużej znieść odrzuciła mu włosy i głęboko wgryzła się w jego szyję349 a w tym samym czasie Acheron zagłębił się w niej do samego końca i doszli razem. Artemida krzyczała w niezrównanej błogości. Był sparaliżowany czując skurcze. Tak rzadko w niej dochodził, że przez chwilę to go zaślepiło. Jej ciało zaciskało się wokół niego, gdy przewróciła go na plecy, by móc się pożywiać. W pełni zaspokojony leżał, pozwalają jej pić swoją krew. Po raz pierwszy nie był osłabiony. Z zaszokowaną twarzą Artemida cofnęła się. Jej oczy były teraz srebrne, a usta pokryte jego krwią. – Kim ty jesteś?350 Zanim zdążył odpowiedzieć poczuł nieznany chłód, który nim owładnął, a eklektyczny dreszcz zapowiadał, że zrobił się niebieski. Dysząc Artemida wystrzeliła z łóżka, naga i gotowa w każdej chwili uciec lub zaatakować. Odrzucił głowę do tyłu, a jego moce napłynęły z tak silną falą, że rozbiły okna w jej pokoju. – Wynoś się! – wrzasnęła z piskiem. Ale tym razem, gdy próbowała go wysłać do świata ludzi nawet nie drgnął. Nie miała na nim żadnej kontroli. Chwycił ją i przyciągnął do siebie. Jego podejrzenia okazały się prawdziwe, gdy zobaczył swoją niebieską dłoń na jej ciele. – Co się dzieje Artie? Teraz się mnie boisz? – zapytał drwiąco. Artemida przełknęła widząc, co się stało z jej kochanym Acheronem. Odszedł złotowłosy blondyn o doskonałych rysach twarzy. To, co teraz trzymała było złowieszczo piękne. Jego skóra błyszczała symfonią niebieskiego koloru. Jego włosy były czarne, tak samo jak jego usta i paznokcie.351 A jego oczy…Mieniły się od srebrnego do czerwonego. To był bóg zniszczenia, wiedziała o tym. Czuła, że ma moce, przy których Zeusa są kpiną. Acheron mógł ją zabić… – Oszukałeś mnie. – Oskarżyła go. – Niczego nie zrobiłem. – Jego skóra w niektórych partiach ciała wróciła do normalności. – Kiedyś zaproponowałem ci serce Artemido i powiedziałaś, że nie jestem wystarczająco dobry dla ciebie. A teraz?
349 350
I tu jest pies zakopany na następne jedenaście tysięcy lat… Armagedonem … nie wiedziałaś ? a tak poważnie Artie ty socjopatko już uderzyłaś szczęką o
podłogę? 351
Urodny jak cholera, tfuuu...
299
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Nie, teraz było jeszcze gorzej…Sprowadziła najpotężniejszego boga na Olimp. Oni ją zabiją… – Co chcesz? – spytała przerażona jego odpowiedzią. Przyszedł ich wszystkich zniszczyć? Położył niebieską dłoń na jej policzku. Jego oczy płonęły, dręczone potrzebą. – Chcę byś mnie kochała. – Kocham cię. – Mówisz tak tylko dlatego, że się mnie boisz. Mogę to wyczuć. – Nie Acheron. To prawda. Kocham cię od momentu kiedy pierwszy raz mnie pocałowałeś. Jego oczy zaświeciły żywą czerwienią. – Więc to udowodnij. – Jak? – Przejdź się ze mną po pałacu na Didymos. Przy mnie. Jak równy sobie. Sama myśl ją przerażała. – Nie mogę tego zrobić. – Jestem bogiem. Dlaczego nie możesz chodzić z bogiem? Artemida potrząsnęła głową. To nie było takie proste. – Byłeś kurwą.352 Acheron wzdrygnął się, jej słowa przedzierały się przez niego z ostrością ostrza. – Jestem dziewiczą boginią353 – powiedziała z mocą. – Nikt nie może się dowiedzieć, że pozwoliłam się uwieść pospolitej prostytutce.354 Bóg czy nie, nie możesz rościć sobie prawa do mnie. Nigdy. A więc nadal nie był wystarczająco dobry. Bóg czy nie, nadal był niczym, tylko niechcianym śmieciem. Zakłopotaniem. Wstydem. Nikt nawet jego matka nie mogła tego zmienić. Jego serce zostało zdruzgotane. Wziął głęboki wdech patrząc jak się kuli ze strachu. W tym momencie znienawidził siebie za to, kim kiedyś był i kim jest teraz. Tyran. Despota. Nie był lepszy niż ten, który kazał mu błagać i żebrać o dobroć. Poczuł mdłości. Wyszedł z łóżka i postawił Artemidę na nogi. Zadrżała, kiedy szepnął jej do ucha. – Nigdy nie kul się ze strachu przede mną, Artie. Daję ci moje słowo honoru, że nigdy cię nie skrzywdzę i zawsze będę stać po twojej stronie. Pod warunkiem, że nigdy mnie nie zdradzisz.355 352
A ty zawsze byłaś i pozostaniesz… Chyba że ci zaszyją… byłaś, byłaś niewłaściwego czasu używasz 354 No zabiję wywłokę … 355 Czyli Acheron jak jest niebieski jednak potrafi nad sobą zapanować w sumie to lubię jak zmienia się w smerfa 353
300
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Objął jej twarz niebieskimi dłońmi i pocałował ją w głowę. Artemida nie oddychała póki nie zniknął. Naga i drżąca stała po środku pokoju w ciemnościach, zdezorientowana wszystkim, co się stało. Acheron był bogiem. Ale jakiego panteonu? Nadal czuła posmak mocy jego krwi. To dało jej zaledwie spojrzenie na jego możliwości. Był niszczycielem. Zabójcą bogów. Każdy panteon bał się cię mrocznych bogów. Bogów, którzy mogli władać i rozkazywać pierwotnemu źródłu. Niewielu było takich, którzy posiadali tą zdolność. I na pewno nie było wśród nich żadnego Greka. Nikogo. Ale Acheron…tak… – Co ja zrobiłam? Przez swoją samolubną nieostrożność mogła nawet spowodować śmierć swoich najbliższych…
301
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
25 czerwca 9527 roku p.n.e. Północ Xiamara stanęła pod starym sękatym dębem, który wyrastał z góry w kierunku niebios. Od zarania dziejów drzewa zawsze były związane z bogami. Ich korzenie były głęboko zatopione w sercu ziemi rozprzestrzeniając się ku centrum, zaś gałęzie gwałtownie wzrastały ku niebu. Dźwigały życie na ziemi, a każde z tych drzew posiadło cząstkę uniwersalnego ducha, który łączy ze sobą wszystkie światy i istoty. Były częścią składową trzech z czterech podstawowych żywiołów wszechświata. Powietrza, wody i ziemi. Kiedy się paliły jednoczyły wszystkie. Ale najważniejsze - drzewo zmieszane z ludzką krwią mogło wezwać jedną z najpotężniejszych istot wszechświata. Al Baraka.356 Jadena. Nikt nie wiedział skąd pochodzi, kiedy został stworzony, zrodził się czy został zrodzony. Czy był człowiekiem, demonem czy jeszcze inną istotą. Ale jeżeli demon czegoś potrzebował to z nim się targował i układał. Jej serce łomotało gdy wylewała ludzką krew ofiarowaną przez jedną z kapłanek Apollymi na korzenie drzewa. Następnie otworzyła własną żyłę szepcząc słowa przywołujące demona brokera. – Wzywam cię głosem i krwią. Z siłą księżyca i siłą świętego drzewa. Ciemności przybądź do mnie. Jak mówią bogowie, niech tak się stanie… Uderzyły pioruny i wzmógł się wiatr. Xiamara schowała skrzydła, by nie zostały uszkodzone podczas burzy. Wirująca czarna mgła podniosła się z ziemi, gęsta i ciężka przewróciła drzewo. Jaden zawsze zachowywał się ostentacyjne. Cofając się patrzyła jak mgła formuje się w ciało mężczyzny. Powoli, krystalizowały się nieludzkie oczy. Jedno z nich było głęboko brązowe, a drugie jaskrawo zielone. Po oczach pojawiała się twarz, tak przystojna, jakiej żaden człowiek nie miał nadziei mieć. Czarne do ramion włosy opadały wokół szerokich ramion. Bezlitosna moc i nietolerancja sączyła się z każdej cząstki jego istoty.
356
Baraka (arab. )اﻟﺒﺮﻛﺔ- z arabskiego błogosławieństwo. Dar jakim obdarzył Proroka Muhammada (Mahometa) Allah. Muzułmanie wierzą, że każdy prorok od Adama do Muhammada obdarzony jest podobną opieką, a ponadto nieomylnością w sprawach wiary. Dlatego też Muhammada nazywa się często al-insan al-kamil (arab. ( )اﻻﻧﺴﺎن اﻟﻜﺎﻣﻞczłowiek doskonały). Baraka to starodawne słowo sufich. Oznacza błogosławieństwo, esencje życia, od której rozpoczyna się ewolucja.
302
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Stał na wysokiej gałęzi patrząc na nią. Jego ciemnobrązowe skórzane spodnie i długi płaszcz doskonale komponowały się z kolorystyką drzewa. – Piękny Charonte – powiedział w swoim ojczystym języku, jego głos był tak głęboki że rozbijał się o jej kości. – Powiedz mi, po co przyszłaś w imieniu swojej pani skoro wiesz, że nie układam się z bogami? Xiamara pozwoliła skrzydłom trzepotać na znak zaufania mimo to trzymała je blisko ciała. Ale Jaden wciąż mógł je roztrzaskać gdyby chciał. – Dlatego, że kocham Apollymi przybyłam tu nie jako jej posłaniec, ale w swoim własnym imieniu. Uniósł brwi. – Ah tak? – Wiem, że nie możesz odebrać jej życia i z nią się układać. Więc przychodzę do ciebie jako niezwiązany demon…z mojej własnej wolnej woli, targować się z tobą o to, czego ona pragnie. Oparł się o drzewo ze zgiętym kolanem i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. – Co masz mi do zaoferowania demonie? – Moją duszę. Moje życie. Cokolwiek, przez co zjednoczysz Apollymi z jej synem… o ile nie jest wolność lub życie jednego z moich dzieci. Zmrużył oczy rozważając jej ofertę. – Jesteś przywiązana do Apollymi. Tak i nie. – Jestem związana miłością i przyjaźnią, nie niewolą. Byłyśmy ze sobą od dzieciństwa, jeszcze zanim nasz gatunek został przez nią zniewolony. Jaden wydał głębokie westchnienie. – A co z twoją Simi. Nie boisz się jej zostawić bez matczynej opieki? Xiamara zamrugała odwracając załzawione oczy na myśl, że jej najmłodsze będzie dorastało bez matki. – Znam Apollymi. On dopilnuje by mała miała wszystko, czego zapragnie. Wychowałam dwoje dzieci. A Apollymi ma tylko jedno. Żadna matka nie powinna żyć bez swojego dziecka, - nikt nawet bogini. Dam jej jedną rzecz, której pragnie najbardziej. Jaden zeskoczył z gałęzi i z wdziękiem wylądował przed nią. Był tak wysoki, że musiała mocno zadzierać głowę, by na niego spojrzeć. – Czy wiesz jak rzadko jestem proszony o coś z tak altruistycznego powodu, zwłaszcza w imię przyjaźni, a nie pokrewieństwa? – Zimnym palcem musnął bok jej twarzy. – Czy naprawdę jesteś gotowa umrzeć, aby dać przyjaciółce pięć minut z synem? – Jeżeli o to prosisz, to tak. Opuścił dłoń. Jego bezduszne oczy nie zdradzały żadnych emocji ani nie wskazywały jego nastroju. – Muszę to w przemyśleć. Daj mi czas do jutra i dostaniesz odpowiedź. 303
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Osunęła się na jedno kolano. – Dziękuję Akri. Xiamara poczeka na twoją decyzję. Rozpłynął się z wiatrem. Demon wstał i wrócił do Apollymi by ją poinformować, że Jaden rozważa propozycję. Ale nigdy jej nie zdradzi, jakie są warunki. *** Acheron przechylił puchar dopijając resztę wina, a następnie przeklinając rzucił nim o ścianę. Wypił tyle, że powinien oślepnąć. Ale był trzeźwy jak kamień. Nawet jego narkotyki na niego nie działały. Całe jego życie zostało zmienione. Do cholery z nimi! Poczuł podmuch powietrza na skórze. Przed nim zmaterializowała się Artemida. Uniósł brwi ze zdziwienia. – Nie spodziewałem się ciebie zobaczyć… nigdy więcej… Uśmiech zaigrał w kącikach jej ust, gdy patrzyła na niego nieśmiało. – Wiem. Chciałam cię przeprosić za to, co powiedziałam wcześniej. Myliłam się. Każdy jego zmysł dzwonił na alarm. – Ty przyszłaś mnie przeprosić? Skinęła głową. Podeszła do łóżka i wspięła się obok niego. – Nawet przeniosłam ci gałązkę oliwną. – Gałązkę oliwną? Podała mu małą przykrytą miseczkę. Krzywiąc się jeszcze bardziej otworzył ją i zobaczył żółtą owocową maź. Nigdy czegoś takiego nie widział. – Co to jest? – Ambrozja. Pożywienie bogów. Uniósł miseczkę i powąchał. Zapach był pikantny i ostry, ale bardzo apetyczny. – Dlaczego mi to przyniosłaś? – Teraz jesteś bogiem. Powinieneś jeść to, co my. Jej rysy zmiękły357. Pogłaskała jego uda patrząc na niego spod rzęs. – Nawet ja to jem – to jest pyszne. Zmuszony przez coś, czego nie mógł wytłumaczyć ani zaprzeczyć, spróbował. To było o wiele słodsze niż zapach. Artemida miała racje. Nigdy nie próbował niczego lepszego. Przynajmniej tak myślał póki pokój nie zaczął mu wirować. Jego powieki nagle stały się ociężałe, każdy mięsień rozluźniony, a oddech ciężki i rwany. W
357
Suka --- suka, suka, suka suka… na pohybel z nią!
304
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
mgnieniu oka zrozumiał efekty. Gniew zapłonął w jego żyłach, kiedy lata, gdy był truty narkotykami przeleciały przez jego umysł. – Odurzyłaś mnie. Zsunęła się z łóżka. – Wybacz mi Acheron358. Ze wszystkich rzeczy, które mu zrobiła … ta zdrada zapiekła najbardziej. – Coś ty zrobiła? Artemida nie odzywała się patrząc jak jego skóra z ludzkiej zmienia się z niebieską i na powrót staje się ludzka. Próbował ją pochwycić, ale trzymała dystans do czasu aż stracił przytomność. Nie była pewna, co by jej zrobił gdyby ją pochwycił. W końcu upadł na podłogę a ona z ulgą odetchnęła. Na narkotyk Hypnosa nikt, nawet bogowie, nie byli odporni. Ale była przerażona, że na Acherona może nie zadziałać. Dzięki Zeusowi, że tak się stało. Drżącymi dłońmi wyjęła sztylet z pochwy ukrytej na jej udzie. Hefajstos zostawił go na Olimpie i jak narkotyk zadziałała na boga. Aby się upewnić pokryła ostrze krwią Tytana. Jedno cięcie i Acheron będzie martwy. Zagryzając usta stanęła nad jego nagim ciałem, leżał na boku i oddychał nieznacznie. Jego blond włosy opadały na przystojną twarz nadając mu niemal chłopięcy i nieszkodliwy wygląd. Pamiętała czasy, gdy te usta sprawiały jej przyjemność. Błysk szczęścia w srebrnych oczach, kiedy na nią patrzył. Ale wtedy był człowiekiem. Teraz był zagrożeniem nie tylko dla niej, ale dla wszystkich bogów na Olimpie. Jedno cięcie… Jego gardło był odsłonięte, czekało na nią. Ale gdy podeszła, by je podciąć obraz jego śmiejącego się z nią nawiedził jej umysł. Kocham cię Artie… Nikt nigdy jej nie kochał. Nie tak jak on. Acheron nigdy jej nie skrzywdził. Niczego nie żądał. Tylko prosił… I dawał jej wszystko… Zabij go, do cholery zabij! Artemida chwyciła mocno nóż i przyłożyła do jego gardła. Ale nie potrafiła. Cały czas przez jej umysł przesuwały się obrazy. Acheron kochał ją, a ona jego. Szlochając odrzuciła nóż, osunęła się na kolana i położyła głowę na jego piesi. Jako człowiek zagrażał jej. Ale jako bóg zagrażał jej panteonowi. Musiała się go pozbyć. Ale nie mogła. Wściekła na swoją słabość położyła go do łóżka. Pogładziła linie jego szczęki i zapłakała. Musiała coś zrobić. Może znajdzie innego boga, który go zabije?
358
Zbić szmatę… zabić…
305
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron słyszał czyjeś krzyki …Dźwięk był przerażający i bolesny. Odbijał się echem w jego pokoju. Przewracając się na łóżku próbował wstać. Ale nie mógł. Był nadal pod wpływem narkotyku Artemidy. Nie miał kontroli nad własnym ciałem i umysłem. Wtedy usłyszał płacz Apollodorusa. Theo! Appie potrzebuję Theo! Mama! Mama przyjdź do Appie. Maaamaa! Acheron chciał iść do dziecka, ale nie był wstanie. W głowie mu zaciekle wirowało, a najmniejszy ruch powodował mdłości. Przyjdę jutro akriobos – szepnął do siostrzeńca zanim zapadł kolejny raz w nicość. A przeraźliwe krzyki nadal rozbrzmiewały w jego umyśle.
Południe. Acheron obudził się słysząc rozdzierający szloch. Ktoś płakał tak jakby miał rozdzierane serce. Mrugając otwarł oczy. Promienie słońca wpadały do pokoju przez okna. Jego głowa pulsowała w agonii. Wstając z łóżka prawie upadł na kolana i poczuł szarpiący ból w brzuchu. Nie był tak chory od momentu, gdy opuścił dom Estesa. Czuł się tak jakby coś przedawkował. Artemida. W oślepiającym świetle przypomniał sobie jej dar. Jeszcze gorsze, że przypomniał sobie jak stała nad nim z nożem w dłoni chcąc go zabić. – Ty pierdolona dziwko! – warknął. Chwilę później drzwi do jego pokoju zostały otwarte. Odbiły się tak mocno od ściany, że poczuł jeszcze mocniejszy ból i zawroty głowy. – Nie tak głośno…- wyszeptał. W następnej chwili Styxx chwycił go za gardło i rzucił na lóżko. – Jesteś pijany? Acheron potrząsnął głową. Styxx uderzył go. Wyciągnął spod łóżka narkotyki rzucając mu je w twarz. – Ty bezwartościowa kurwo. Leżałeś tu pijany i odurzony, a moją siostrę mordowano.359 – Ciosy Styxxa spadały na niego raz za razem. Acheron chciał zablokować ciosy, ale jego reakcje i mięśnie nadal były spowolnione przez narkotyk, który podała mu Artemida. Dopiero po chwili dotarły do niego słowa Styxxa. – Co ty powiedziałeś? – Ryssa nie żyje, ty bękarcie! 359
A ty gdzie byłeś???
306
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Nie! To nie jest prawda. Styxx to idiota. Nikt, nawet bogowie, którzy go nienawidzą nie zrobiliby mu tego. Rzucając Styxxa na ścianę wstał z łóżka. Kompletnie nieprzejęty, że jest nagi, słaniając się na nogach, wyszedł na korytarz kierując się do pokoju Ryssy. Znalazł siostrę trzymaną przez ojca w ramionach. Wyglądała jak lalka. Jej twarz była niebieska, a jej ciało… Dusił się. Została rozerwana na kawałki. Jej twarz i ciało zostały pocięte przez coś, co wyglądało na wielkie szpony. Krew była na całym łóżku i podłodze. Padając na kolana nie mógł oddychać, gdy zobaczył ostatnie minuty jej agonii. Ryssa nie żyła. I właśnie wtedy na podłodze przed nim zobaczył ciało Apollodorusa z nianią. Oba zakrwawione. Nie żyli. Acheron uderzył głową o podłogę próbując oczyścić zamglony umysł. Poczuć coś więcej niż rozdzierający ból serca. – Słyszałem ich …- szepnął, a wydarzenia nocy uderzyły w niego znacznie mocniej niż ktokolwiek go wcześniej uderzył. Niech cię cholera Artemido! Miał moce boga, ale nie mógł z nich skorzystać, by ochronić jedynych ludzi, których kochał? I dlaczego? Dlatego że ta kurwa otruła go narkotykami! Krzyknął z bólu. Zobaczył całe zdarzenie w głowie. Zobaczył tych, co weszli przez okna i zaszlachtowali jak dzikie zwierze jego siostrę i siostrzeńca. Słyszał wrzaski Ryssy błagającej o pomoc. Słyszał Apollodorusa wzywającego wuja… Nagle coś uderzyło go w żebra. Siła uderzenia przewróciła go na bok. Patrząc w górę zobaczył wściekłą twarz Styxxa, który kopał go w brzuch. Bliźniak chwycił go za głowę uderzając nią w kamienną podłogę. – Dlaczego to nie byłeś ty, ty cholerna gnido? Acheron nawet nie myślał, by się bronić. W tej chwili chciał umrzeć. Nie miał żadnego powodu by żyć. Ryssa i Apollodorus odeszli. Nawet Artemida próbował go zabić. Owładnęła nim bezsilna wściekłość. Rycząc z gniewu zrzucił z siebie Styxxa, ale zanim wstał pokój eksplodował jasnym światłem. Acheron uniósł rękę by ochronić oczy. Pojawił się Apollo. Nastała całkowita cisza, gdy bóg powoli rozglądał się po pokoju zauważając każdy szczegół. Nawet król przestał płakać czekając na reakcję boga. Apollo nie powiedział nic, kiedy jego spojrzenie padło na martwą Ryssę leżącą w ramionach ojca i martwego syna w ramionach niani. – Kto to zrobił?! – warknął przez zaciśnięte zęby. Styxx wskazał na Acherona. – Pozwolił im umrzeć!
307
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Zanim Acheron zaprzeczył jego słowom Apollo odwrócił się do niego , uderzył mocno pięścią i uniósł z podłogi rzucając nim o ścianę. Zawisł dziesięć stóp nad ziemią. Upadł na podłogę. Całe jego ciało było obolałe. A umysł nadal miał otępiały z powodu narkotyków. Co gorsze, nadal nie miał kontroli na ciałem. Apollo chwycił go za włosy. Próbował odepchnąć boga, ale mięśnie były za słabe. Apollo ponownie uderzył go w twarz. Krew i ból popłynęła z jego ust i złamanego nosa. Apollo uderzał go raz za razem. – Artemido! –wezwał ją, chcąc by uspokoiła brata. – Nie waż się wypowiadać imienia mojej siostry, brudna kurwo. Bóg wyrwał nóż z pochwy przypiętej do jego biodra i wyrwał język Acherona. Pociął go na drobne kawałki. Acheron krztusił się krwią wylewającą się z jego ust. Upadł. Ból był niewyobrażalny. Wszystko, o czym mógł myśleć to jak odczołgać się od Apolla. Ale ten mu na to nie pozwolił. Chwycił go za gardło - ucisk wypalił odcisk dłoni na jego skórze. – Akri Ni! – wrzask Xiamary wypełnił pokój gdy stanęła nad nim. Kopniakiem odrzuciła boga i stanęła miedzy nim a Acheronem. – Z drogi demonie! – warknął Apollo. Jej odpowiedzią było rzucenie się na Olimpijczyka. Obydwoje zmierzyli się ze sobą w podmuchu światła i ognia. Łzy napłynęły do oczu Acheron, walczył z bólem, który ciągnął go do utraty przytomności. Gdy czołgał się do noża porzuconego przez boga jego jedyną myślą było zabić Apolla. Ostrze było pokryte jego własną krwią. Z wściekłością zrodzoną z żalu i z tych wszystkich lat, gdy był wykorzystywany chwycił nóż i odwrócił się w ich kierunku. Ryssa nic nie znaczyła dla Apolla. Nie więcej niż on dla Artemidy. Jego siostra nienawidziła boga, a teraz drań atakował jakby coś dla niego znaczyła. To nie było w porządku i przez bogów, przez których został zrodzony nie pozwoli, by ten drań atakował demona jego matki. Jego gniew podpalił ostrze powodując blask. Zbliżał się niech. Wbił wzrok w Apolla, obojętny na walkę. Skupił się na jednym punkcie – nieczułym sercu boga. Ale kiedy dotarł do niego bóg zdążył odrzucić Xiamarę, która upadła na Acherona. Odwróciła się do niego z szeroko otwartymi oczami. Patrzyła na niego, a on miał świadomość, że Apollo rzucił w demona nożem. Acheron poczuł jak jej krew powleka jego dłoń. Patrząc w dół na ranę zachwiała się z małym okrzykiem bólu. Chciał jej coś powiedzieć, ale bez języka nie był w stanie. Objął ją, a ona z trudem oddychała. Uniosła zakrwawioną rękę i położyła na jego policzku. – Apollymi cię kocha – wyszeptała w języki Charonte - W języku, który w jakiś sposób był dla niego zrozumiały, mimo że nigdy wcześniej go nie 308
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
słyszał. – Chroń swoją matkę Apostolos. Bądź dla niej silny i dla mnie… Światło znikło z jej oczu, a ciało opuścił ostatni dech. Acheron odrzucił głowę próbując dać upust swojemu gniewowi. Ale wyszedł z jego ust tylko zduszony krzyk. Chwytając nóż rzucił się na Apolla. Ale był zbyt wolny. Apollo wyrwał mu z dłoni nóż. Chwytając go ponownie za gardło rzucił o ziemię. Acheron kopnął go, a kątem oka zobaczył w rogu cień. Zmarł, gdy zobaczył Artemidę patrzącą na walkę z ręką na ustach. Jej oczy były pełne przerażenia. Wyciągnął w jej kierunku dłoń. Pokręciła głową i zrobiła krok do tyłu, schodząc bratu z oczu.360 W tym momencie coś w nim umarło. Poczuł jak chłód wypełnia każdy centymetr jego ciała. Artemida mogła zareagować, ale odmówiła mu pomocy. Nawet teraz, kiedy był ranny i cierpiał bardziej niż powinien człowiek, jego miłość była niewystarczająca. Nic dla niej nie znaczył. Zmęczony, pogrążony w żalu i pokonany za wolno odwrócił się w stronę Apolla. Zdążył napotkać jego wściekły wzrok, gdy ten zatopił nóż głęboko w jego sercu, a następnie przeciął ciało patrosząc go na podłodze, nie dalej niż trzy stopy od ciała Ryssy i naprzeciwko Artemidy. Łzy spływały z jego twarzy, a światło i ból zaczęło zanikać… Artemida stała w cieniu cicho płacząc i patrząc jak jej brat kopie ciało Acherona. Dopiero gdy Apollo zbliżył się do króla ten zadał sobie sprawę, że Styxx leży martwy w drzwiach. Ale Artemida nie dbała o księcia. Czuła ból w sercu, gdy patrzała na Acherona i to, co z niego zostało. Jego śmierć powinna przynieść jej ulgę. Zamiast tego,agonia z powodu jego utraty przedzierała się przez nią aż w końcu pozbawiła ją wszystkich myśli. Tylko same emocje. Odczuwała ból, którego do tej pory nie znała. Okrzyk bólu króla wpasował się w krzyk jej duszy, kiedy Apollo wziął z ciało Ryssy, a ojciec zdał sobie sprawę, że jego następca nie żyje. Mimo całej swojej godności i władzy czołgał się do po podłodze do Styxxa, wrzeszcząc. Nikt nie opłakiwał Acherona. Nikt go nie ocalił. Nie mogąc znieść tego widoku wróciła do świątyni. Rozbiła każde lustro, każdy kawałek szkła i ceramiki. Jej wściekłość przeszła przez pokój rozbijając wszystko wokół niej. Co ona zrobiła? Pozwoliłam mu umrzeć. Nie, próbował go zabić. W nocy chciała jego śmierci. Ale nie przypuszczała ile dla niej znaczy.361 360 361
Brak słów.. Nic krowo, nic…
309
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Jego dotyk. Jego przyjaźń. A teraz odszedł. Na zawsze. – Kocham cię Acheron – wrzeszczała szarpiąc się za włosy.362 To koniec. Nikt się o was nie dowie. Jesteś bezpieczna. Teraz to się wydawało małostkową troską w porównaniu z tym, że spędzi wieczność nie widząc jego twarzy. ***
Apollymi sapnęła, gdy poczuła jak ciężar na jej piersi znikł. Wiedziała, że teraz może opuścić Kalosis. Opuścić… – Nieeeeee! – wrzasnęła wiedząc, co to oznacza. Tylko w jeden sposób mogła upuścić swoje więzienie. Apostolos nie żyje! Te trzy słowa powtarzały się w jej głowie aż poczuła mdłości. Nie chcąc w to uwierzyć podbiegła do sadzawki wzywając uniwersalne oko. W wodzie zobaczyła martwą Xiamarę leżącą na podłodze pałacu i Apostolosa… – Nieeeeee! Z całej jej istoty narastał krzyk wściekłości i bólu, a kiedy dała mu upust rozbiła sadzawkę i wstrząsnął ogrodem wokół niej. – Jestem Apollymia Thanata Deia Fonia! – Jej krzyk był ostry i krwawiący. Była ostatecznym zniszczeniem. I szła zabrać syna do domu… Niech bogowie się nad sobą zlitują, bo ona nie będzie miała dla nich żadnej litości.
Tartar Hades, grecki bóg śmierci i podziemia, stanął po środku sali tronowej patrząc z niedowierzaniem na ich nowy nabytek, który leżał w najciemniejszej celi Tartaru. A on na pewno go tam nie umieścił! Spojrzał na czasomierz i zacisnął zęby. Jeszcze trzy miesiące zanim jego żona wróci do niego, do podziemi. Ale musiał z nią teraz pomówić. Nie mógł czekać. – Persefono?
362
Iza coś dla ciebie – możesz jej wyrwać wszystkie rude kudły np. pęsetą i każdy włos pojedynczo…
310
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Wezwał ją mając nadzieję, że jej matki nie będzie na tyle blisko niej, by go usłyszeć. Ta stara suka363 dostałby udaru mózgu gdyby zobaczyła ich razem przed czasem. Nie żeby to było złe…gdyby tylko mógł ją zabić. Obraz jej żony zamigotał w ciemności. – Butterbean! - wyszeptała. – Przed chwilą minęło cię coś bardzo złego. Naprawdę nienawidził używanego przez nią tego przezwiska. Na szczęście robiła to tylko wtedy, gdy byli sami. W przeciwnym razie byłby najbardziej wyśmiewanym z bogów. Ale swojej pięknej żonie mógł wszystko wybaczyć. – Gdzie twoja matka? – Z Zeusem doglądają jakiś pól. Dobrze. Ostatniej rzeczy, jakiej chciał to Demeter przyłapującą ich na rozmowie. A to zwróciło jego uwagę na obecny dylemat. Zalał go gniew gdy wskazał na ścianę i pokazał celę, w której był przetrzymywany więzień. – Dlatego że jestem zmęczony sprzątaniem bałaganu po innych bogach, w tej chwili bardzo chcę wiedzieć komu mam skopać dupę za to ostatnie niepowodzenie? Zmaterializowała się przed nim. – Co się stało? Biorąc ją za dłoń poprowadził do celi. Mogli zajrzeć do środka, a lokator nie mógł ich dostrzec. Przynajmniej tak było w normalnym przypadku. Ale w przypadku tego lokatora, kto wie czy mógł widzieć czy też nie? Zwrócił jej uwagę na niebieskiego boga leżącego zwiniętego w kłębek w rogu na podłodze. – Jakiś pomysł, kto go zabił i wysłał tu?364 Szeroko otwierając oczy Persefona potrząsała głową. – Co to jest? – Cóż… nie jestem do końca pewien. Myślę, że to bóg atlantydzki…być może. Ale nigdy nie widziałam kogoś takiego. Pojawił się niedawno i od tej pory nawet się nie poruszył. Chciałem zniszczyć jego duszę i wysłać go w całkowite zapomnienie, ale obawiam się, że nie mam takich mocy. W rzeczywistości uważam, że gdybym tylko spróbował, wkurzyłbym go. Persefona pokiwała głową. – Dobrze skarbie. Moja rada dla ciebie jest taka, skoro nie możesz go pokonać, zaprzyjaźnij się z nim. – Zaprzyjaźnić, ale jak? 363 364
Tak o własnej siostrze… Jebany bratanek …
311
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Uśmiechnęła się do męża, który był daleki od bycia towarzyskim. Wysoki, muskularny, o czarnych włosach i oczach, był wspaniały nawet, gdy był mroczny i zły. – Poczekaj tu. Otworzyła drzwi do celi i wolno podchodziła do nieznanego jej boga. A im była bliżej, tym bardziej obawy Hadesa były uzasadnione. Było tyle mocy pochodzącej od nieznajomego, że nawet powietrze było nim przesiąknięte. Całe życie spędziła w pobliżu bogów, ale ten jeden był inny. Jego niebiesko marmurkowa skóra była dziwnie atrakcyjna i pokrywała doskonałe, proporcjonalne ciało. Długie czarne włosy okalały jego twarz. Miał czarne rogi na czubku głowy i czarne usta oraz szpony. 365 A co gorsze nie był bogiem stworzenia. On był ostatecznym zniszczeniem. – Seph, wynoś się stamtąd. Uniosła rękę w górę dając znać mężowi, że z nią wszystko w porządku. Ale jej nogi drżały gdy wyciągnęła rękę, by dotknąć boga. Otworzył oczy, były żółto pomarańczowe otoczone czerwienią. Błysnęły mieniąc się srebrem. I były pełne okropnego bólu. – Jestem martwy? – zapytał demonicznym głosem. – A chcesz być martwy? Tak naprawdę bała się jego odpowiedzi, bo jeżeli nie chciał być martwy to mogło mieć poważne konsekwencje. – Proszę, powiedz, że w końcu mi się udało. Jego rozpaczliwe słowa szarpały jej serce. Wyciągnęła dłoń chcąc go pocieszyć, przeczesała jego czarne włosy i pogłaskała niebieski policzek. – Jesteś martwy, ale jako bóg żyjesz. – Nie rozumiem. Nie chcę być inny. Chcę tylko by zostawiono mnie w spokoju. Persefona uśmiechnęła się do niego. – Możesz tu pozostać tak długo jak chcesz. – Przywołała poduszkę wkładając mu pod głowę. A następnie przykryła kocem. – Dlaczego jesteś taka dobra dla mnie? – Ponieważ tego potrzebujesz. – Poklepała go po ramieniu i wstała. – Jeżeli będziesz czegoś potrzebował – jestem Persefona. Mój mąż Hades jest tutaj tym, kto wydaje rozkazy. Zawołaj nas, a przybędziemy. Ukłonił się i zamknął oczy wracając do spokojnego leżenia w ciemnościach. Wróciła do męża. – On jest nieszkodliwy. – Nieszkodliwy – jak moja dupa Seph. Jesteś szalona? Nie wyczuwasz jego mocy? 365
O żesz kutwa, ROGI????? Nosz bardziej popieprzonej autorki to ze świecą szukac....
312
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Oh, czuję je. Podejdź do niego i będziesz miał koszmary. Ale on niczego nie chce. On jest zraniony, Hadesie. Okropnie. Wszystko, czego chce, to zostać sam. – Tia… jasne. Zostawmy go samego sobie w moim świecie. Kolejny bóg, którego moce mogą rywalizować z moimi? Wiesz, że jest powód, dla którego panteony się nie mieszają. – To może być twój sojusznik – powiedziała starając się go uspokoić.Posiadanie przyjaciela nigdy nie jest złym pomysłem. – Do póki przyjaciele nie odwracają się od ciebie. Potrząsnęła głowa. – Hades… – Jestem znacznie starszy od ciebie, Seph. Widziałem, co się dzieje jak bóg odwraca się jeden od drugiego. – Sadzę, że on nam nie wyrządzi szkody. Uniosła się na palcach i pocałowała go w policzek. – Muszę iść zanim matka się zorientuje, że znikłam. Wiesz jak przeżywa gdy spotykam się z tobą podczas jej czasu. – Tak i kiła niech… Uścisnęła jego wargi zanim pozwolił latać obelgom. – Kocham was oboje. Teraz zachowuj się i dbaj o swojego gościa. Tylko jego żona mogła uciec tak go traktując i tak niefrasobliwie drażnić jego ciało. Ale trzymała jego serce, a on oddałby jej wszystko. Pocałował jej palce. – Tęsknie za tobą. – Ja też. Niedługo będę w domu. Niedługo … tia.. jasne. Ale nic na to nie można było poradzić. Ponuro kiwnął głową, a kiedy odeszła zaczął przeklinać. Niech cholera weźmie tą dziwkę Demeter za to, że przez jej przekleństwo pół roku byli osobno. Ale teraz miał większy problem niż matka jego żony. I miał około sześciu stóp i ośmiu cali, był zabójcą bogów i stanowił zdecydowanie wielki problem.
Didymos Lodowaty wiatr rozwiewał upiornie blade włosy wokół niej, a czarna suknia przylegała do kostek. Zdruzgotana Apollymi stała na morskich kamieniach, gdzie spoczywało ciało Apostolosa. Jej cenny syn został tutaj wyrzucony jakby był niczym. Niczym. Roniła łzy. Była zimna w środku. Taka przegrana. Taka… 313
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Nie było słowa, które mogło opisać jej cierpienie, kiedy zobaczyła ciało syna, leżące w wodzie, opuszczone i zapomniane. Wyrzucone. Po tym, co mu zrobili nawet nie zapewnili godnego pochówku. Osłabiona żalem upadła na kolana w kałuży wody i wyciągnęła go ze skał na plażę. Nie mogąc tego znieść, krzyczała płosząc patki, które wbiły się do lotu. – Apostoloooos! Ale on nie słyszał. Jego ciało było tak samo zimne jak jej serce. Jego srebrne oczy były otwarte i błyszczące, nawet teraz mieniły się jak burzowe niebo. I mimo całej grozy jego śmierci, jego rysy były pogodne. I były piękne. Bardziej niż jakakolwiek matka mogła mieć nadzieję. W jego twarzy widziała własną. Zobaczyła, że jej nadzieje stały się rzeczywistością. Był perfekcyjny. Taki wysoki i silny… A oni jej go odebrali. Torturowali. Zhańbili i poniżyli jej syna. Jej cenne dziecko. Dławiąc się płaczem przebiegła dłonią długą bliznę na jego klatce piersiowej, zamykając ją. Gdy był znowu perfekcyjny pozwoliła płynąć łzom. Położyła usta na jego policzku. Pierwszy raz go trzymała od czasu, gdy go zabrano z jej łona. Mocno objęła syna i kołysała na plaży, uwalniając cały swój gniew i żal. – Starałam się cię chronić Apostolos – szepnęła mu do ucha. – Tak bardzo… Zawiodła sromotnie, a jej próba zrobiła z jego życia koszmar. Chcąc go pocieszyć, a wiedząc, że już na to za późno, bezskutecznie próbowała ogrzać jego zimne ramiona. Gdyby tylko mógł na nią spojrzeć. Usłyszeć jej głos. Ale nigdy nie będzie mógł. A ona nigdy nie usłyszy jak nazywa ją matera. To było więcej niż mogła znieść. – Błagam… - szepnęła. – Błagam, wróć do mnie…Apostolos… Przysięgam, że tym razem cię ochronię. Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. Błagam maleńki, nie mogę żyć wiedząc, że cię zabiłam. Nie mogę. Spójrz na mnie… błagam! Ale on nie mógł i wiedziała o tym. Gdyby tylko miała moc przywracania życia… Ale w przeciwieństwie do jego ojca ona narodziła się ze zniszczenia. Śmierć. Zaraza. Wojna. To były jej dary dla świata. Nie mogła nic zrobić, by przywrócić do życia osobę, którą najbardziej kochała. – Dlaczego? – krzyczała w kierunku nieba.
314
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Gdzie są teraz Chthonians, którzy powinni domagać się krwi ze śmierć jej syna? Dlaczego nie przybyli tutaj w imieniu Apostolosa? Bo im nie zależało. Nikomu nie zależało, tylko jej. I Xiamarze, która tak bardzo starała się go uratować. Xiamara jej najbliższa przyjaciółka. Tylko jej się zwierzała. Były sobie bliższe niż siostry, niż matka z córką. A teraz ona też odeszła. Apollymi była sama. Ogromnie samotna. Przytuliła głowę syna do piersi i krzyczała głośno. Jej krzyk został uniesiony wiatrem do sal Atlantydy. – Niech cię cholera, Archon! Niech cię cholera! Jak on mógł kiedykolwiek twierdzić, że ją kocha? Jak on mógł pozwolić umrzeć Apostolosowi w taki sposób? Cierpiąc tyle bólu? Ze złamanym sercem ukryła twarz w mokrych blond włosach syna i płakała tak długo, aż zabrakło jej łez. A potem dopadł ją gniew wbijając wściekłe korzenie w jej serce. Oni oboje zostali zdradzeni przez osoby, które powinny ich kochać i szanować. A teraz Katoteros za to zapłaci! Nadszedł czas, by zabrać syna do domu. Czas, aby jej rodzina za zdradę zapłaciła krwią. Najpierw ubrała syna w czarną endymatę podkreślającą jego pozycję. To było jego dziedzictwo. Jako syn Niszczycielki za symbol miał słońce przebite przez trzy pioruny władzy. On nie był śmieciem. Był bogiem Atlantydy. I synem Niszczycielki. Unosząc go ze spienionych fal zabrała ich do domu. Do Katoteros. To była wyspa otoczona przez wyspy. Niezwykle piękna, nie było żadnego miejsca w ludzkim świcie, które mogło z nim konkurować. Stała w najwyższym punkcie, gdzie jej matka, Północny Wiatr, krzyczała w jej imieniu. Apollymi wpatrywała się w krajobraz, który powinien być własnością Apostolosa. Wyspy błyszczały w promieniach słońca, które próbowały ogrzać jej zimną skórę. To było daremne. Wyspa po jej prawej stronie była rajem gdzie dusze Atlantydów spoczywały aż do reinkarnacji. Wyspa po lewej stronie należała do Charontes, zanim ją wygnano – ale w przeciwieństwie do jej rodziny, demony były wobec niej lojalne. Wszystkie za nią poszły do Kalosis. Wyspa naprzeciwko niej była domem jej syna. Ale w tej chwili jej uwagę pochłaniała druga co do wielkości wyspa w Katoteros. Wyspa, która zjednoczyła wszystkie. To była ta, na której została zbudowana sala bogów. Wyspa Archona. Jej wzrok spochmurniał. Prze marmurowe ściany zobaczyła jak stoi taki wysoki i dumny patrząc z góry na świat. Docierały do niej muzyka i śmiech. Muzyka i śmiech. 315
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Nieświadomi tego, co się zdarzyło i z czym przyjdzie im się zmierzyć, bogowie urządzali przyjęcie. Pierdolone przyjęcie. Czuła obecność każdego boga w środku. Wszystkich. Świętujących. Śmiejących się. Wiwatujących. Mających dobrą zabawę. A jej ukochany syn nie żył. Nie żył! Jej świat został zniszczony. A oni nadal się śmiali. Trzymając mocno Apostolosa w ramionach ze zwodniczym spokojem wchodziła po schodach. Otworzyła szeroko drzwi swoimi mocami. Biały marmurowy foyer był okrągły, posągi bogów stały co cztery stopy przy nieskazitelnych ścianach. Jej serce łomotało z mściwą furią, kiedy szła środkiem foyer, na którym został wyryty jej znak słońca w podłodze. Kiedy go minęła zmienił się w symbol Apostolosa. Jeden za drugim, pioruny przebijały jej symbol. Kolory – teraz czerwony i czarny – wskazywał jej smutek i jego przelaną krew. Bez wahania szła w kierunku złotych drzwi prowadzących do sali tronowej Archona. Do sali, w której bogowie świętowali, a jej syn był martwy z powodu ich zdrady. Na wszystkie mroczne siły wszechświata, dalej nie będą się śmiać. Otworzyła drzwi z całą siłą swojej furii. Głośny łomot odbił się od ścian, gdy podwoje uderzyły w marmurowe ściany. Wyrwane z zawiasów upadły na idealną podłogę. Muzyka natychmiast przestała grać. Każdy bóg stający w sali odwrócił się i spojrzał na nią, jeden po drugim bladł. Bez słowa Apollymi kroczyła z synem w ramionach, ze spokojem, którego nie czuła, w kierunku czarnego tronu, który stał obok złotego jej męża. Archon wstał i szedł w jej stronę, jakby chciał do niej przemówić. Ale zignorowała go i umieściła Apostolosa na tronie ojca, który powinien do niego należeć. Drżącymi dłońmi ułożyła jego dłonie na ramionach. Uniosła jego głowę i odrzuciła blond włosy z posiniałej twarzy, wyglądał tak jakby w każdym momencie mógł zamrugać i poruszyć się. Ale on przecież już nigdy nie mrugnie. Bo był martwy. Więc oni też. Serce Apollymi biło z wściekłością, a jej moce rosły. Dziki wiatr eksplodował w sali podwiewając w górę jej włosy, jej oczy zaświeciły na czerwono. Odwróciła się ku bogom i spojrzała złowrogo na każdego z nich, aż wszyscy zjednoczyli się w oczekiwaniu na jej wściekły gniew. Podeszła do Archona. Przemówiła głosem pełnym nienawiści. – Spójrz na mojego syna! 316
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Odmówił. – Spójrz do cholery! – warknęła. – Chcę byś zobaczył, co zrobiłeś! Archon skrzywił się robiąc to, o co prosiła, ale ulga w jego oczach sprawiała, że jej gniew wrósł o jeszcze wyższy poziom. Jak ona kiedykolwiek mogła wpuścić do łóżka coś tak bezdusznego i odrażającego? Do jej ciała? Apollymi warknęła. – Twoje cholerne córki pozbawiły życia mojego syna . Te małe kurwy zniszczyły go. A ty – spojrzała na niego pogardliwie – broniłeś je, a nie moje dziecko! – Apollymi … – Nie wypowiadaj mojego imienia. Nigdy więcej! – Zamknęła jego usta na kłódkę swoimi mocami. – Miałeś wszelkie prawo się bać. Ale twoje suki były w błędzie. To nie mój syn zniszczy ten panteon. Ale ja. Apollymia Katastrafia Megola. Pantokrataria. Thanatia Atlantia deia oly! Apollymi Wielka Niszczycielka. Wszechpotężna. Śmierć bogom Atlantydy! W jednej chwili wszyscy próbowali się dobić do drzwi lub teleportować. Ale nic sobie z tego nie robiła. Czerpiąc moc z najmroczniejszej części swojej duszy zamknęła salę. Nikt nie wyjdzie póki ona nie zostanie zaspokojona. Nikt. Jeżeli Chthonians zabiją ją za to, niech i tak będzie. Ona i tak w środku była już martwa. Nie dbała o nic, tylko o to, by zapłacili za swój udział w cierpieniach jej syna. Archon upadł na kolana starając się błagać o litość. Ale w niej nie pozostało nic poza nienawiścią, tak silną i gorzką, że mogła ją posmakować. Kopnęła go strzelając w niego boskimi pociskami, aż nie był niczym więcej niż statuą boga. Basi krzyknęła, gdy Apollymi się do niej odwróciła. – Pomogłam ci! Umieściłam go tam gdzie mi kazałaś! – Tylko biadoliłaś i wkurzałaś mnie. – Apollymi wysłała ją w zapomnienie. Stawiała czoła jednemu bogu po drugim, tym których kiedyś uważała za rodzinę i zamieniała ich w kamień, ale jej bezwzględna furia domagała się więcej. Na próżno próbowali ją sobie podporządkować, jej gniew był niezaspokojony i nie było już takiej siły we wszechświecie, która mogłaby ją zatrzymać. Tylko jej dziecko, które tak głupio zabili. Tylko Apostolos mógł ich uratować. Zawahała się tylko nad przyrodnim wnukiem – Dikastis- bogiem sprawiedliwości. W przeciwieństwie do innych nie krył się i nie błagał. Ani nie próbował z nią walczyć. Stał spokojnie z jedną ręką położoną na oparciu krzesła i spokojnie zrównał z nią wzrok. Ale w końcu on rozumiał sprawiedliwość. Rozumiał jej gniew. Pochylił głowę z szacunkiem i czekał, aż w niego strzeli. 317
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
A potem została już tylko Epithymia. Jej przyrodnia siostra. Bogini dobrobytu i pożądania. To tej suce tak głupio ufała Apollymi. Ze łzami krystalicznego lodu Apollymi stanęła z nią twarzą w twarz. – Jak mogłaś? Szczupła i krucha z anielskim wyglądem patrzyła na Apollymi z podłogi na której się kuliła. – Zrobiłam, o co prosiłaś. Dostarczyłam go do świata ludzi i dopilnowałam, by urodził się w królewskiej rodzinie. Nawet próbowałam wręczyć go królowej, by go karmiła. Dlaczego chcesz mnie zniszczyć? Apollymi chciała wydrapać jej oczy. – Dotknęłaś go ty suko. Wiedziałaś, co to oznacza. Dotknięty przez pożądanie i bez boskich mocy, aby to cofnąć… Sprawiłaś, że każdy człowiek który na niego spojrzał do szaleństwa go pożądał. Jak mogłaś być tak nieuważna? I wtedy ujrzała prawdę w oczach siostry. – Zrobiłaś to celowo! Epithymia przełknęła. – A co miałam zrobić? Słyszałaś, co powiedziały Mojry. Ogłosiły, że będzie naszą śmiercią. Miał nas zniszczyć! – A nie pomyślałaś, że ludzie go zabiją z chęci posiadania go? Łza spłynęła z policzka Epithymi. – Ja tylko próbowałam nas chronić. – On był twoim siostrzeńcem! – splunęła. – Wiem i przepraszam. Żadne przeprosiny nie mogły tego zmienić. Apollymi wydęła wargi. – Więc ja też przepraszam, że powierzyłam ci osobę, którą jak obie dobrze wiemy, najbardziej kochałam. Ty niewdzięczna dziwko. Mam nadzieję, że twoje uczynki będą cię prześladować na wieczność. – Apollymi strzeliła do siostry. I nadal nie była zaspokojona. Mimo że wszyscy umarli i odeszli… Dziura w jej duszy nadal była i wciąż bardzo bolała. Wszystko, co mogła teraz zrobić to krzyczeć. Krzyczała tak długo aż jej gardło nie wyschło. Wyrzucając ręce w górę zniszczyła całą salę. Pozostał tylko gruz. Nic nie zostało, tylko wspomnienie jej nadziei, bo syn nie żył. To nadal zapiekle bolało. Apollymi otarła łzy z twarzy i stała patrząc, co zrobiła. Nie odczuwała żadnej satysfakcji. To była tylko sprawiedliwość. – Jedno z głowy… Odwróciła się i udała się na królewską wyspę stworzoną dla niej przez Archona. Atlantydę. Ci biedni głupcy myśleli, że Apollo do nich wróci, jeśli zabiją jego syna i kochankę. A teraz drżeli, że zostaną przez niego zdemaskowani i przez niego ukarani. Ale to nie grecki bóg pragnął ich śmierci. 318
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
To była ona. Ich patronka. Za to, co wyrządzili jej synowi będą cierpieć i umierać z jej ręki. Żadnej litości. To było to, co okazali Apostolosowi i to jest to, co im wróci. Jednym machnięciem dłoni posłała wyspę na dno morza, słuchając piękna ich przerażonych krzyków, błagań o litość i wybawienie, gdy żywioł w nich uderzył kończąc ich zgniły żywot. To była najsłodsza muzyka jaką słyszała. Pozwól im błagać… Gdyby tylko Apostolos i Xiamara mogli tu być… 366 Krzywiąc się z bólu odepchnęła na bok swój smutek ostatni raz uderzając w ich imieniu żywiołem w Atlantydę. Ostatnia z wysp znikła w morzu, gdy zachodziło słońce. Apollymi odwróciła się i wbiła wzrok w grecką ziemię. Oni ostatni będę cierpieć. Nie tylko ludzie, którzy skrzywdzili jej dziecko, ale też ci pierdoleni bogowie, którzy myśleli, że są sprytni. Ale przede wszystkim zapłacą bękarty Archona – jego przeklęte córki. Uważały, że są bezpieczne na Olimpie pod opieką matki. Ale te trzy Mojry były niczym w porównaniu do córki Chaosu. Dla matki absolutnego zniszczenia. Ich krzyki, gdy będą umierały, będą jej smakować najbardziej.
Góra Olimp
Niski i szczupły, czarnowłosy i o ciemnych oczach Hermes przeleciał przez salę Zeusa i stanął przed ojcem, który wyglądał tylko na kilka lat starszego od syna. Hermes nie był pewny, co się dzieje, ale większość bogów była tutaj i wylegiwała się. Ignorowali Hermesa dopóki nie przemówił. – Wiecie, co się mówi, nie zabijajcie posłańca? Weźcie to sobie do serca, naprawdę mocno. Zeus krzywiąc się do syna wstał z krzesła. Ubrany był w białą, luźno opadającą szatę. Miał krótkie blond włosy i niebieskie oczy. – Co się dzieje? Hermes wskazał na ścianę z oknami, przez które bogowie spoglądali na świat ludzi. – Czy któreś z was spojrzało na Grecję przez powiedzmy … ostatnią godzinę? Artemida siedząca przy bankietowym stole naprzeciw Afrodyty, Ateny i Apolla wstrzymała oddech, miała złe przeczucia. 366
Cóż nie sądzę by Ashowi to się spodobało…
319
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Apollo przewrócił oczyma i machnął arogancko dłonią. – Co? Reagują na fakt, że przekląłem Apollitów? Hermes sarkastycznie zaprzeczył głową. – Myślę, że to ich obchodzi tak samo jak to, że Atlantyda została zniszczona. Co innego atlantydzka bogini Apollymi która tnie przez ich kraj niszcząc wszystko na swoje drodze co ma pecha wejść z nią w kontakt. – Hermes posłał Apollowi drwiące spojrzenie. – I jeżeli jesteś ciekawy ona kieruje się prosto na nas. Będzie źle, bo jak zgaduję ta kobieta jest ekstremalnie wkurwiona. Artemida skuliła się na jego słowa. Zeus wściekle odwrócił się do Apolla. – Coś ty zrobił? Cała arogancja opuściła Apolla, zbladł a w jego oczach pojawił się strach. – Przekląłem moich ludzi, nie jej. Tato, ja nic nie zrobiłem Atlantydom. Nie tknąłem ich, no chyba, że byli połączeni krwią z moimi ludźmi. To nie jest moja wina. Artemidę skręcało, zakryła usta dłonią już wiedząc, do jakiego panteonu musiał należeć Acheron. Przerażona tym, co ona i Apollo zrobili, chwiejnym krokiem wyszła z sali udając się do swojej świątyni i pozostawiając bogów, którzy przygotowywali się do wojny. Tutaj mogła pomyśleć nie słysząc ich wściekłych wrzasków. – Co mogę zrobić? Miała właśnie przywołać swoje Koris, gdy przed nią pojawiły się trzy Mojry. Trojaczki były wysokie i pełne młodzieńczej urody, ich twarze były doskonałym odbiciem każdej z nich. Ale tylko to je łączyło. Najstarsza Atropos miała rude włosy, Clotho blond a najmłodsza Lachesis ciemne.367 Były córkami bogini sprawiedliwości. Nikt nie był pewny, kim był ich ojciec, ale wielu podejrzewało Zeusa. Jedyną rzeczą, jaką każdy bóg wiedział o tych dziewczętach to to, że są najpotężniejsze z całego panteonu. Nawet Zeus nie próbował ich przechytrzyć. Od momentu, kiedy pojawiły się dekadę temu każdy omijał je z daleka. Gdy stanęły razem trzymając się za ręce i ogłosiły, że są prawem wszechświata nikt nie był chroniony. Nikt. Artemida nie mogła zrozumieć, po co pojawiły się w jej świątyni. – Jeśli nie macie nic przeciwko jestem teraz odrobinę zajęta. Lachesis chwyciła ją za rękę. – Artemido musisz nasz posłuchać. Zrobiłyśmy coś okropnego. I właśnie dlatego każdy bóg ich się bał, zawsze robiły coś okropnego. – Cokolwiek to jest, może poczekać. – Nie – stwierdziła ponuro Atropos – nie może. Apollymi idzie tutaj by nas 367
Wg, mitol. najpierw była Kloto, Lechesis a na końcu Atrops.
320
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
zabić. Oszołomiona jej stwierdzeniem Artemida krzywo się na nią spojrzała. – Co? Atropos przełknęła. – Nigdy nie możesz nikomu powtórzyć, co powiemy. Rozumiesz? Nasza matka chce, by to zachować w sekrecie. – Jaki sekret? – Przysięgnij nam Artemido! – zażądała Clotho. – Przysięgam. A teraz mówicie, o co chodzi. I najważniejsze, dlaczego Atropos szeptała jakby się bojąc, że ktoś na zewnętrz świątyni usłyszy ją. – Naszym ojcem jest368 Archon – król atlantydzkich bogów. Miał romans z naszą matką Temidą, a z ich związku narodziłyśmy się my. Nasza matka wysłała nas do ojca, który nas przyjął. Apollymi jest naszą macochą, a my nieświadomie rzuciłyśmy klątwę na naszego przyrodniego brata, kiedy dowiedziałyśmy się, że ma się urodzić. – To był wypadek! – wypaliła Clotho. – Nie chciałyśmy go przekląć. Lachesis skinęła głową. – Byłyśmy tylko dziećmi i nie rozumiałyśmy naszych mocy. Naprawdę nigdy nie miałyśmy zamiaru go skrzywdzić. Nie miałyśmy, przysięgam! Artemidą poczuła chłód. – Acheron? Acheron jest waszym bratem? Clotho skinęła głową. – Apollymi ledwo nas tolerowała jak z nią mieszkałyśmy. Byłyśmy żywym przypomnieniem zdrady jej męża i za to nas nienawidziła. To nie miało sensu nie bardziej niż ich strach. Artemida próbowała uporządkować to, co mówiły. – Ale przecież każdy wie, że Archon jest369 wierny swojej żonie. Lachesis prychnęła. – To kłamstwo atlantydzkich bogów bojących się, że Apollymi może ich skrzywdzić. Ty nie rozumiesz, jaka ona jest potężna. Może nas zabić jednym mrugnięciem. Wszyscy bogowie boją się jej mocy. Nawet Archon. On jest niewierny jak większość mężczyzn i … stąd my jesteśmy. – Ona chce naszej śmierci. – wtrąciła Clotho. Artemida nadal próbowała poskładać w całość ich opowieść370. – W jaki sposób przeklęłyście Acherona? – Byłyśmy takie głupie.371 – powiedziała Atropos. – Kiedy u Apollymi ciąża
368
Przykro mi ale zostałyście pół sierotami Cóż był – jak zawsze niedoinformowana… 370 Bo jesteś niedorozowojem i nie zdajesz odpowiednich pytań… 371 Wspólny mianownik bogów olimpijskich … 369
321
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
zaczęła być widoczna odezwałyśmy się nie w porę i dałyśmy Apostolosowi moce ostatecznego przeznaczenia. Powiedziałyśmy, że on jest śmiercią nas wszystkich, a dzisiaj zobaczymy jak to się spełnia. Artemida była jeszcze bardziej zdziwiona. – Ale to nie on nam zagraża. To jego matka. Clotho skinęła głowa. – A ona zbije nas wszystkich przez naszą klątwę. Łącznie z tobą372. – Ja nic nie zrobiłam!373 Atropos zaszydziła z niej, a reszta sióstr ją okrążyła. – Wiemy, co zrobiłaś Artemido. Widzimy wszystko. Skrzywdziłaś go bardziej niż my. Odwróciłaś się od niego, gdy Apollo go patroszył na podłodze i Apollymi o tym wie. Owładnął nią dziki strach. Jeżeli to, co mówiły było prawdą Apollymi nie okaże im żadnej łaski. Szczerze mówiąc nie zasługiwała na żadną, ale z drugiej strony tak naprawdę nie chciała jego śmierci.374 – Co możemy zrobić? Jak ją pokonać? Atropos westchnęła ciężko. – Nie możemy. Ona jest wszechmocna. Jedyną osobą, która może ją pokonać to jej syn. A więc byli w poważnych tarapatach375 ponieważ Acheron był już martwy. Dlaczego nikt jej o tym nie powiedział zanim pozwoliła Apollowi go zabić?376 Ta informacja przyszła odrobinę za późno, dużo wcześniej mogła być zbawienna. – Jesteśmy martwi! – szepnęła Artemida widząc siebie wypatroszoną przez Matkę Acherona. – Nie! – powiedziała stanowczo Clotho potrząsając ją za rękę. – Możesz go sprowadzić. Artemida skrzywiła się. – Oszalałaś kobieto? Nie mogę go sprowadzić z martwych! – Tak możesz! Jesteś teraz jedyną, co może to zrobić! – Nie, nie mogę! Atropos warknęła do niej. – Piłaś jego krew. A kiedy stał się bogiem wchłonęłaś odrobinę jego mocy. Clotho skinęła głową. – On jest ostatecznym przeznaczeniem. On może wskrzeszać zmarłych, co oznacza, że ty też. 372
Gdyby miała odrobinę przyzwoitości sama powinna się zabić… Dokładnie … nic 374 Tia – a ten nóż w dłoni to była zabawka …. 375 Nie, nie – macie przechlapane.. to tak się mówi. 376 Heloo – czy was też bawi to pytanie??? Jakby to miało jakieś znaczenie 373
322
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Artemida przełknęła. – Jesteście pewne? Razem skinęły głowami. Mimo to Artemida nie była przekonana. To prawda, że zasmakowała mocy Acherona, ale ten szczególny przypadek – sprowadzanie z martwych – był zarezerwowany tylko dla wyselekcjonowanej grupy bogów… Jeżeli nawali i go nie sprowadzi będzie jeszcze gorzej… Atropos wzięła ją za rękę. – Aby uwięzić Apollymi bogowie Atlantydy musieli połączyć swoje siły. Wszyscy. Tak długo jak Apostolos żyje w królestwie ludzi ona jest zamknięta w Kalosis. Lachesis chwyciła ją za drugą rękę i skinął głową. – Sprowadzimy go z powrotem, a ona znowu zostanie pochowana. – Będziemy bezpieczni. – dodała Clotho. – Każdy z nas. – Będziesz zbawicielem panteonu – powiedziały chórem. A miała inny wybór? Wzięła głęboki wdech dla odwagi i skinęła głową. – Co muszę zrobić? – Musisz go zmusić, by napił się twojej krwi. – powiedziała Atropos jakby to była najprostsza rzecz na świcie do zrobienia. – I niby jak to mam zrobić? – Z naszą pomocą. ***
Acheron leżał na podłodze w świętym spokoju, w końcu znieczulony na całą swoją przeszłość i teraźniejszość. Miał spokój, jakiego nigdy nie zaznał. Ściany jaskini wygłuszały głosy innych. Nawet bogów nie słyszał. Po raz pierwszy w swoim życiu miał totalną ciszę. Nie było żadnego bólu, żalu. Nic. A on kochał to uczucie spokoju. – Acheron? Cały się spiął słysząc głos Artemidy. Oczywiście suka musiała mu zakłócać niebo. Nigdy go nie zostawi w spokoju. Niech ją cholera! Próbował jej powiedzieć, że ma się wynosić, ale tylko chrapliwe rzężenie wyszło z jego ust. Odkaszlnął starając się oczyścić gardło, by przemówić. Ale nadal słowa nie chciały wyjść z jego ust. Co się dzieje? Co zabrało mu głos? Artemida stając przed posłała mu zatroskane, czułe spojrzenie.377 – Musimy porozmawiać. 377
I jakie może jeszcze???
323
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Pokazał jej plecy, ale nie odeszła. – Proszę – błagała ze spojrzeniem które jeszcze kilka dni temu na niego działało. Ale teraz było inaczej. – Tylko kilka słów i odejdę na zawsze – jeżeli będziesz tego chciał. Jak mógł z nią rozmawiać, kiedy nie mógł mówić? Podała mu puchar. – Napij się tego a będziesz w stanie rozmawiać. Furia w nim zapłonęła, chwycił puchar i szybko połknął zwartość nie próbując jej. – Niech cię cholera. Idź do diabła – warknął do niej wdzięczny, że tym razem usłyszała jad w jego głosie. I wtedy coś się wydarzyło. Poczuł ból rozdzierający jego ciało –jak gdyby coś postawiło w płomieniach jego narządy wewnętrzne. Dysząc wściekle spojrzał na Artemidę. – A teraz co mi zrobiłaś? W jej wzroku nie było litości i wyrzutów sumienia. – To, co musiałam zrobić! W jednej chwili był w mrocznej domenie Hadesa, a w następnej stał na brzegu Didymos niedaleko pałacu. Albo raczej tego, co z niego zostało. Zdziwiony rozglądał się próbując zrozumieć co się z nim stało i z wyspą. Ale zanim zdążył to zrozumieć poczuł ból przedzierający się przez niego z taką zaciekłością, że powalił go na kolana w spienione fale. Acheron wrzeszczał chcąc go zatrzymać. Nagle pojawiła się Artemida i chwyciła go w ramiona. – Musiałam sprowadzić cię z powrotem. Odepchnął ją i spojrzał na tlące się resztki Didymos. – Coś ty zrobiła? – Ja tego nie zrobiłam. To zrobiła twoja matka. Ona zniszczyła wszystkich i wszystko co stanęło na jej drodze. I szła na Olimp, by nas zabić. I dlatego musiałam cię sprowadzić. Ona zabiłaby nas wszystkich gdyby nie ja. Spojrzał na nią twardo, był pewien, że jego oczy są czerwone. – Myślisz, że dbam o to? Zaczął od niej odchodzić i zamarł. Poczuł obezwładniający ból w żołądku. Był głodny. Głód i agonia podwoiły się, kiedy walczył o oddech. Artemida pomału się do niego zbliżała. Stanęła patrząc na niego. – To ja mam kontrolę. Przywiązałam cię do siebie krwią. Jesteś mój. Te dwa słowa podpaliły jego gniew. Poczuł znajomą tętniącą gorączkę, człowiek ustąpił bogu. Pokonując ból chwycił Artemidę za gardło. – Ty poważnie nie doceniasz moich mocy, dziwko!378 Chwyciła go za rękę próbując rozluźnić jego uchwyt. Nie dała rady. – Zabij mnie, a staniesz się najgorszym potworem, jakiego nosiła ziemia. 378
Skręć jej kark …
324
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Potrzebujesz mojej krwi, by zachować minimalną kontrolę. Bez tego staniesz się mordercą, który zniszczy wszystko na swojej drodze … jak twoja matka. Warknął z frustracją. Suka pomyślała o wszystkim.379 Nawet teraz, mimo że był bogiem, był niewolnikiem. – Nienawidzę cię! – Wiem. Odepchnął ją od siebie i odwrócił się plecami. – Acheron, słyszałeś, co powiedziałam? Musisz się ode mnie karmić! Zignorował ją i poszedł w długą drogę z plaży na wzgórze, na którym kiedyś stał pałac królewski. Teraz nic z niego nie pozostało, tylko tlące się łuki i rozwalone kamienie. Tylko ciała służących i kupców. Łzy spływały mu z oczu, gdy biegł szukając jakiś oznak Ryssy lub Apollodorusa. Cierpiący i załamany użył swoich mocy, by podnieść kamienie i marmury, aż w końcu dokopał się do pokoju, który kiedyś należał do siostry. W gruzach znalazł trzy pamiętniki, które tak pieczołowicie przechowywała. Lekko ucierpiały z powodu ognia, ale jakimś cudem ocalały. Otworzył pierwszy i spojrzał na jej dziecinne pismo, opisywała dzień, w którym się urodził i jej radość, że ma bliźniaków. Ocierając łzy zamknął go i trzymał blisko serca słysząc jej głos i jej słowa. Jego ukochana siostra odeszła i to była jego wina. Czując przeszywający ból dostrzegł srebrny grzebyk, który jej podarował… Podniósł i przyłożył do ust. – Przepraszam Ryssa, że cię zawiodłem. Tak bardzo przepraszam… Usiadł wśród ruin, uderzyło go jak żałosne to wszystko było. Po wszystkim, co miało wartość w jego życiu pozostało kilka małych rzeczy. Trzy pamiętniki i złamany grzebyk. To było wszystko, co pozostało po jego siostrze. Odchylając głowę płakał. – Apostolos… proszę nie płacz. Poczuł obecność matki. – Coś ty uczyniła, Matera? – Chciałam, aby zapłacili za wszystko, co ci uczynili. Czy to miało znaczenie? To, co mu uczynili nie można było porównać do tego, co się stało dzisiaj. – A teraz ma mnie Artemida. Matka krzyknęła, co było odzwierciedleniem jego krzyku. – Jak? – Przywiązała mnie do siebie swoją krwią. Czuł własny gniew w głosie matki. – Przyjdź do mnie Apostolos. Uwolnij mnie a ja zniszczę tę dziwkę i tego drania, który cię zabił.
379
Nie całkiem…
325
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron pokręcił głową. Powinien to zrobić. Naprawdę powinien. Oni na nic lepszego nie zasługiwali, ale nie mógł zmusić się, by zniszczyć świat. Zabić niewinnych ludzi… Jego matka pojawiła się przed nim jako przezroczysty cień. Acheron wciągnął powietrze pierwszy raz patrząc na twarz matki. To była najpiękniejsza kobieta, jaką widział. Włosy jasne jak śnieg opadały spod korony iskrzącej się diamentami. Jej jasne, srebrne oczy mieniły się jak jego, a suknia luźno opadała. Jedną dłoń wyciągała do niego. Starał się ją dotknąć, ale jego ręka przeszła przez nią. – Jesteś moim synem Apostolos. Jedyną rzeczą w moim życiu, którą kiedykolwiek naprawdę kochałam. Oddałbym moje życie za ciebie. Przyjdź do mnie dziecko. Chcę cię przytulić. Cenił każde jej słowo. – Nie mogę Matera. Nie, jeżeli to oznacza koniec świata. Nie będę takim egoistą. – Dlaczego masz chronić świat, który odwrócił się plecami do ciebie? – Bo wiem jak to jest być karanym za coś, co nie jest twoją winą. Wiem czym jest zmuszanie do robienia czegoś wbrew twojej woli, czegoś co jest złe. Dlaczego więc miałbym komuś zgotować to samo? – Dlatego, że to sprawiedliwe! Spojrzał na ciała. – Nie. To będzie tylko okrutne. Sprawiedliwość to coś więcej. Jej oczy błysnęły gniewnie. – Co z Apollem i Artemidą? Zazgrzytał zębami na same wspomnienie ich imion. – Mają władzę nad słońcem i księżycem. Wiesz, że nie mogę ich zniszczyć. – A ja mogę. Bo mogła zniszczyć całą ziemię i wszystkich, co na niej mieszkają. – Nie jestem warty końca świata, Matera. Jej oczy zapłonęły szczerością. – Dla mnie tak. W tej chwili sprzedałby duszę byle ją tylko objąć. – Kocham cię mamo. – Nie tak bardzo jak ja ciebie m'gios. M'gios. Mój syn. Czekał całe swoje ludzkie życie by ktoś tak go nazwał. Ale mimo że tak pragnął matki nie mógł doprowadzić do końca świata. Nagle zimny wiatr zaczął smagać wokół niego, rozwiewając mu włosy, ale nie raniąc go. Świat wokół niego zaczął blednąć, a on znalazł się na nieznanej ziemi. Obraz matki błysnął obok niego. – To jest Katoteros. Twoje dziedzictwo. Skrzywił się widząc stos gruzu. – To jest ruina. 326
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Posłała mu zawstydzone spojrzenie. – Byłam odrobinę zdenerwowana jak tu przyszłam. Odrobinę?380 – Zamknij oczy Apostolos. Ufając jej całkowicie tak zrobił. – Oddychaj. Wziął głęboki oddech i poczuł w sobie obecność matki. Jej moce połączyły się z jego i mgnieniu oka ruiny zmieniły się w piękny pałac ze złota i czarnego marmuru. Matka się wycofała. – Witaj w domu palatimos. Skarbie. Drzwi otworzyły się. Acheron przekroczył je, a jego ubrania natychmiast się zmieniły. Jego włosy urosły i były czarne. Jego szata powiewała za nim, gdy szedł po białej marmurowej podłodze. Minął symbol słońca przebitego trzema piorunami. Jego matka zwolniła zauważając, że przygląda się znakowi. – Złote słońce to mój symbol i symbolizuje dzień. Srebrne pioruny to noc. Piorun po lewej stronie jest mój i oznacza przeszłość. Ten po prawej jest twego ojca i oznacza przyszłość. Twój jest po środku i je jednoczy, reprezentuje teraźniejszość. To jest znak Talimosin i symbolizuję twoją władzę nad przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Skrzywił się słysząc atlantydzkie słowo. – Zwiastun? Skinęła głową. – Jesteś Apostolos. Jesteś Talimosin. Ostateczne przeznaczenie wszystkich. Twoje słowo jest prawem, a gniew absolutny. Bądź ostrożny, gdy coś mówisz, bo cokolwiek powiesz – nawet w złości zaciąży na przeznaczaniu osoby, do której mówisz. Jest to brzemię, którego nigdy ci nie życzyłam. I dlatego nienawidzę tych trzech suk. Ale nie mogę cofnąć tego, co ci dały. Nikt nie może. – Jakie są dokładnie moje moce? – Nie wiem. Zabrałam ci je zaraz po twoich narodzinach, ale ich nie sprawdzałam bojąc się, że cię narażę. Ja tylko znam przekleństwo córek Archona. Ale w swoim czasie je poznasz. Pragnę być przyszedł do mnie bym mogła ci pomagać póki nie urośniesz w siłę. – Matera… – Wiem. – Podniosła dłoń. – Szanuję cię za to. I jestem z ciebie dumna. Jednak, jeżeli zmienisz zdanie wiesz gdzie jestem. Uśmiechnął się do niej. – W międzyczasie to wszystko należy do ciebie.
380
Noo tyci tyci odrobinę
327
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron spojrzał na posągi i jakimś sposobem wiedział, kto kim był. Gdy zbliżył się do złotych drzwi zobaczył posąg matki po lewej stronie, a po prawej Archona. Drzwi się otwarły i zobaczył pozostałe posągi bogów stojące w miejscach gdzie zaatakowała je jego matka. Zastygli z przerażeniem na twarzy. Jego matka nie okazała najmniejszych wyrzutów sumienia po tym, co im zrobiła. – Jeżeli ich widok w sali tronowej ci przeszkadza możesz je przenieść do innego pomieszczenia. Kiedy jestem zamknięta w Kalosis nie mogę tutaj użyć swoich mocy, ale ty nie będziesz miał z tym problemu. Zamykając oczy zapragnął, by posągi znikły. I natychmiast ich nie było. Nie miał ochoty patrzeć na ludzi, którzy pragnęli jego śmierci. Jego matka uśmiechnęła się z aprobatą. – Masz możliwość przenoszenia się do królestwa ludzi i wracania kiedy zapragniesz. Znajdziesz w Katoteros olbrzymie obszary, które nadal pozostały niezbadane. Szczyty gór i wiatry … a w najbardziej wysuniętym na północ miejscu możesz usłyszeć głos swojej babci, Wiatru Północnego. Zenobi będzie do ciebie szeptać i wspomagać cię podczas mojej nieobecności. Za każdym razem, gdy będziesz potrzebował pociechy idź tam, a ona cię utuli. – Dziękuję Matera. – Teraz pójdę i dam ci czas, byś się przystosował. Jeżeli będziesz mnie potrzebował zawołaj, a ja się pojawię. Pochylił do niej głowę a ona znikła, zostawiając go samego w nieznanym mu miejscu. To było takie dziwne być tutaj, zajmie mu trochę czasu by się przystosować. Zamykając oczy zobaczył bogów, jakby tu byli. Słyszał ich głosy niesione echem. A kiedy je otworzył one odeszły i nic nie słyszał. Kiedy poruszał się po pokoju zdał sobie sprawę, że ma na sobie jakiś rodzaj skórzanych leginsów. Spodnie. To było bardzo dziwne znać nazwy wszystkiego, wcześniej ich nie poznając. Jakiekolwiek informacji potrzebował, pojawiała się. Idąc przez pokój podszedł do czarnego i złotego tronu – tronu Archona. Natychmiast przed oczami stanął mu obraz martwego ojca. W następnej chwili siedział już na nim patrząc na lśniący, pusty pokój. Choć ozłocony i zdobiony był sterylny. Nie było życia w pałacu. Żadnego pocieszenia. Wstał, a przed nim pojawiał się długi buzdygan. Miał ponad siedem stóp długości, na samej górze miał jego znak ze złota i srebra. Słowa atlantydzkie zostały wyrzeźbione w gładkim drewnie. Tym Talimosin będzie walczył. Będzie walczył dla siebie i dla innych. Bądź silny. Bądź silny. Zacisnął zęby, słysząc w umyślę szept Xiamary. 328
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Mocno chwycił buzdygan i teleportował się na szczyt północnej góry. Słońce zachodziło a wiatr powiewał jego endymatą. Odwrócił się i spojrzał na pałac stojący na dole. I usłyszał. Apostolos… poczuj moją siłę. Będzie twoją, jeżeli będziesz jej potrzebował. Uśmiechnął się złowrogo słysząc głos swojej babci. Zamykając oczy poczuł siłę. Otwierając oczy wiedział, że są czerwone. Teraz widziały więcej niż ludzkie. Poczuł tętno wszechświata w żyłach. Poczuł potęgę pierwotnego źródła i po raz pierwszy zdał sobie sprawę ze swojego miejsca we wszechświecie. Jestem bóg, Apostolos. Jestem śmierć, zniszczenie i cierpienie. I to ja przyniosę wszystkiemu Telikos – Armagedon. Tak będzie, jeżeli kiedyś dowie się jak ma korzystać ze swoich mocy. Roześmiał się z goryczą. Odwracając się zszedł z góry i skierował się do pałacu, do pokoju Archona. Nie, teraz był jego. Ogarnął go smutek. Uświadomił sobie, że babcia i matka są tyko z nim duchowo. A fizycznie był całkiem sam na świecie. Całkiem sam. Zastygł słysząc jak coś porusza się za jego tronem. To było delikatne skrobanie – niczym jakiegoś dużego gryzonia. Marszcząc brwi przeniósł się za tron gotowy zabić wszystko, co naruszyło jego dom. Ale to, co znalazł całkowicie go zdziwiło. To był mały demon, miał marmurkową, czerwonobiałą skórę i długie czarne włosy. Małe czerwone rogi wystawały w plątaniny loków. Patrzyła na niego czerwonymi oczami obramowanymi na pomarańczowo. – Jesteś moim Akrim? – zapytała dziecięcym głosem. – Nie jestem niczyim Akrim. – Oh… - spojrzała na niego. – Ale Akra mnie tu przysalała. Powiedziała, że mój Akri będzie na mnie czekał. Simi jest zdezorientowana. Straciłam mamę, a teraz Simi potrzebuje Akri. – Usiadła i zaczęła płakać. Acheron odłożył buzdygan i podniósł brzdąca.381 – Nie płacz. Wszystko będzie w porządku. Znajdziemy twoją mamę. Pokręciła głową. – Akra powiedziała, że mama Simi nie żyje. Źli Grecy zabili mamę Simi. A teraz Simi potrzebuje Akri by ją kochał. Acheron delikatnie ją kołysał, a obok niego pojawił się cień jego matki. Simi przestała płakać. – Akra, on mówi, że Akriego Simi tutaj nie ma. Matka uśmiechnęła się do nich. 381
Po prostu nie wierzę – Sim brzdącem
329
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– On jest twoim Akri, Sim.382 Skrzywił się na jej słowa. – Co? – Jej matka była twoim obrońcą, Xiamara. Jak ty, Simi jest sama na tym świecie. Nikt się nią nie zajmie. Ona cię potrzebuje Apostolos. Spojrzał w dół, w te duże płonące oczy na małej okrągłej buzi. Mrugała patrząc na niego z tą samą ufnością i niewinnością jak Apollodorus. I był zgubiony przez to kochające i nieosądzające go spojrzenie. – Zwiąż się z nim Simi i chroń jak twoja matka mnie. Myśl, że ktoś ma być z nim związany przerażała go. Nie chciał nikogo. – Nie chcę demona. – Zostawisz ją samą na świecie? – Nie. – Więc jest twoja. Zanim zdążył ponownie zaprotestować, matka znikła. Simi przytuliła się do niego i położyła główkę na jego ramieniu. – Tęsknię za moją mamą, Akri. Na jej wyszeptane słowa wina w niego uderzyła. Gdyby nie on, jej matka nadal by żyła. – Gdzie jest twój ojciec Simi? – Zginął zanim Simi przyszła na świat. – Więc będę twoim ojcem. – Naprawdę? – zapytała z nadzieją. Pokiwał głową uśmiechając się do niej. – Przysięgam ci, że niczego ci nigdy nie zabraknie. Jej niewinny uśmiech ogrzał jego serce. – Więc Simi będzie miała najlepszego Akri – tatusia na świecie. – Objęła go mocniej. - Simi kocha Akri. Jak tylko to powiedziała znikła, jak jego matka. Ale jak to zrobiła poczuł, że skóra nad jego sercem zapiekła. Sycząc Acheron szarpnął tunikę. Pod nią miał małego kolorowego smoka zdobiącego jego skórę. Dotknął go delikatnie i usłyszał śmiech Simi w głowie. Tatuaż przemieścił się w stronę jego szyi. Jej ruchy łaskotały jego skórę. W końcu osiadła na jego obojczyku. – Simi jest teraz częścią ciebie, Apostolos. Kiedy będzie na twoim ciele nie będzie w stanie cię usłyszeć, ale będzie w stanie monitorować twoje czynności życiowe. Jeżeli poczuje, że jesteś w niebezpieczeństwie pojawi się w formie demona, by się chronić. – Ale to tylko dziecko. – Nawet jako dziecko jest zabójcza. Nie popełniaj błędu. Charonte z natury
382
Albo raczej ona akrą jego
330
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
są zabójcami. Ona będzie głodna, a ty musisz ją często karmić. Jeżeli to zawalisz zje wszystko, co będzie w jej pobliżu …nawet ciebie. Upewnij się, że nigdy nie będzie głodna. Ostatnią rzeczą jaką musisz wiedzieć to to, że jej gatunek wolno dorasta. Mniej więcej rok u normalnego dziecka to u demona jakieś tysiąc lat383. To nie zabrzmiało dobrze. – O czym ty mówisz? – Simi ma trzy tysiące lat. Acheron trawił tą informacje. – Czy nie powinna być z innym demonem, który ją wyszkoli? – Jesteś wszystkim, co ma na świecie m'gios. Dbaj o nią. Teraz jesteś jej ojcem. Ty ją nauczysz wszystkiego, co będzie wiedziała. Acheron położył dłoń na tatuażu. Był ojcem… Ale jak miał trenować i chronić demonią córkę skoro nawet nie umiał korzystać z własnych mocy?384
383 384
To jak dobrze liczę Sim ma teraz jakieś 14 lat Cierpliwości, znajdzie się i nauczyciel
331
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
30 czerwiec 9527 roku p.n.e. Ateny, Grecja Acheron był zdesperowany, by znaleźć jedzenie dla Simi. Obudził ją dziś rano po tym, jak ugryzła go w rękę. Na szczęście zatrzymał ją zanim zrobiła coś innego niż przerwanie jego skóry. – Nie powinnaś gryźć swojego ojca Simi – powiedział uprzejmie, ale stanowczo. – Ale Simi jest głodna, a Akri leżał tam nadal i pysznie wyglądał. A myślał, że najgorsze, co mogło go spotkać to wyglądać pysznie dla napalonych ludzi… Ale teraz, gdy wędrowali ulicami miasta jednego z dużych miast, zdał sobie sprawę jak wiele szkód zrobiła matka w tak krótkim czasie, gdy została uwolniona. Świat, który znał odszedł. Drogi i budynki zostały doszczętnie zniszczone. Martwi ludzie leżeli w całej Grecji… Apollymia Katastrofia Megola. Apollymi Wielka Niszczycielka. Podczas gdy z jednej strony schlebiała mu jej miłość, to z drugiej był przerażony tym, co zrobiła. Tak wiele istot odeszło. Cały świat został obrócony w gruzy. Cała Atlantyda była bezpowrotnie stracona. Człowiek został wrzucony z powrotem do epoki kamienia łupanego. Wszystkie ich technologie i narzędzia były stracone. Ocaleni zawodzili na ulicach, że bogowie ich opuścili, a prawda była taka, że byłoby lepiej gdyby tak się stało. Wszyscy zostali nieszczęsnymi ofiarami wojny, w której nie wiedzieli, o co walczyli. Chwycił rękę Simi, gdy chodzili w koło szukając rynku. W ludzkiej postaci miała bardzo podobny wygląd do jego. Oboje mieli długie, czarne włosy i kiedy jego oczy dalej mieniły się srebrem, jej były jasnoniebieskie. Wyglądała jak mała dziewczynka z ojcem. – Hej Simi. Mam dla ciebie coś do jedzenia. Acheron szarpnął się słysząc głęboki, męski głos, który do nich przemówił. Odwracając się dostrzegł, że głos należał do wysokiego ciemnowłosego mężczyzny z gęstą brodą. Jego skóra była ciemna jak Sumeryjczyka i mówił nieskazitelną greką. Acheron przytrzymał Simi, by nie pobiegła do niego. – Kim jesteś?385 Mężczyzna okrążył leżącą kolumnę, by uklęknąć przed Simi. Postawił otwarty kosz u jej stóp zawierający bochenek chleba, rybę i ser. – Wiem, że jesteś głodna skarbie. Lubisz to. 385
Trudno powiedzieć… autorka sama jeszcze nie wie…
332
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Simi wypuściła pisk radości, zanim zasiadła do jedzenia z wielkim zapałem. Mężczyzna wstał i podał rękę Acherontowi. – Mam na imię Savitar. Acheron zmarszczył brwi widząc tatuaż ptaka, zdobiący jego przedramię. – Skąd znasz Simi? Jeden kącik jego ust uniósł się. - Wiem o wielu rzeczach, Acheronie. Przybyłem, by pomóc ci nauczyć się posługiwać mocami i zrozumieć demona Simi. Jest za młoda, by pozostawić ją pod niewłaściwą opieką, a ostatnią rzeczą jaką chcę, to zobaczyć, że któreś z was ucierpiało z tego powodu. – Ale ja nigdy jej nie skrzywdzę. – Wiem, ale Charonte mają specjalne potrzeby, które musisz zrozumieć. W przeciwnym razie ona może umrzeć…tak jak ty. Acheron poczuł jak włoski na karku stają mu dęba i nie wiedział dlaczego. Było coś, co otarło się o jego boską tarczę i czyniło go ostrożnym. – Grozisz mi? Savitar się roześmiał. – Nigdy nie grożę. Jeśli coś mnie denerwuje po prostu to zabijam.386 Uspokój się Atlantydo. Jestem tu jako twój przyjaciel. Jak tylko Simi pożarła każdy okruch, Savitar wziął ją w ramiona i nosił ją, gdy szli przez roztrzaskane ulice. – Ona jest imponująca, prawda? – Moja matka czy Simi? Savitar zaśmiał się. – Obie, ale mówię o twojej matce. Acheron rozejrzał się i westchnął na zniszczenia, jakich dokonała jego matka. – Tak, jest. – Gdy szli Acheron coś sobie uzmysłowił – Nie słyszę twoich myśli. – Nie, nie możesz. I nigdy nie będziesz. Przekonasz się, że wiele większych istot we wszechświecie będzie milczało przed tobą. Bogowie, demony i inne specjalne stworzenia. Wszyscy mamy swoje tajemnice, ale pociesz się tym, że ciebie również nie będą w stanie usłyszeć. To było pocieszające. – Czy ty ich słyszysz? – Odpowiedź, której szukasz brzmi nie, ale prawda jest taka, że słyszę ciebie Acheronie i tak, wiem wszystko o twojej przeszłości. Przeklinał na to, czego nie chciał usłyszeć. – Co z innymi? Czy również wiedzą o mojej przeszłości? – Niektórzy. – Savitar przesunął Simi w ramionach, a następnie zatrzymał 386
Cały Sav…
333
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
się, by na niego spojrzeć. – Nie dbam o twoją przeszłość, Acheronie. To twoja przyszłość mnie obchodzi. Chcę się upewnić, że ją masz i że pojmiesz jak ważny jesteś dla równowagi sił. Równowagi sił? – Nie rozumiem. – Apollo przeklął Apollitów. – I moja mam zabiła ich wszystkich. Savitar potrząsnął głową. – Wielu umarło wraz z Atlantydą, ale tysiące z nich rozeszło się po Morzu Śródziemnym żyjąc w pobliskich krajach, w tym własny syn Apolla, Strykerius. Wszyscy z nich są przeklęci, by umrzeć w wieku dwudziestu siedmiu lat. Wszyscy. – Więc jaki jest z tym problem? Jeśli wszyscy umrą w przeciągu kilku lat, ich rasa przestanie istnieć. Savitar pogłaskał Simi po głowie zanim ponownie ruszył do przodu. – Nie umrą Acheron. Będą żyć i będą się rozmnażać przez długi czas. – Jak? Savitar westchnął zanim odpowiedział. – Bogini ich poprowadzi i pokaże jak żerować na ludzkiej duszy, by obejść przekleństwo Apolla. Acheron był przerażony. – Nie rozumiem. Dlaczego ktoś miałby zrobić coś takiego? – Ponieważ wszechświat jest skomplikowany, a równowaga jaka musi zostać utrzymana pomiędzy wszystkimi rzeczami niezwykle delikatna. – Tak, ale jeśli wiesz, że ci ludzie umrą, to nie możesz powstrzymać boginię przed uczeniem ich? – Mógłbym. Ale to może rozwiązać samą istotę wszechświata. Frustracja przebiegła głęboko przez Acherona. Nie rozumiał. Dlaczego ktoś odmawiał pomocy komuś, jeśli miał moce by to zrobić? Savitar podniósł przypadkowy kamień z ziemi i trzymał go w dłoni. – Powiedz co się stanie, jeśli rzucę nim z całych moich sił? Acheron zmarszczył brwi, dopóki nie zobaczył obrazu w głowie. Był to lecący w powietrzu kamień…lecący dopóki nie uderzył w ramię mężczyznę, raniąc go. Nie, nie jakiś tam mężczyzna. Żołnierz. Jego okaleczone przez kamień ramię zmusza go, by stał się żebrakiem… Ośmioro ludzi umrze, ponieważ żołnierz ten nie ochroni ich w bitwach, które wydarzą się w nadchodzących latach. Ale poza tymi ludźmi, którzy umrą… – To będzie trwało i trwało – powiedział Savitar. – Jedna malutka decyzja. Rzucić kamieniem czy go upuścić? I tysiące żyć zmieni swój bieg od tej jednej niewinnej decyzji. – Upuścił kamień na ziemię. Teraz był ponownie nieszkodliwy i historia wróciła na tory, którymi powinna biec. 334
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Savitar uśmiechnął się do Simi, która zasnęła w jego ramionach. – Ty i ja jesteśmy przeklęci, bo dano nam możliwość rozumienia, jaki wpływ na resztę wszechświata ma najmniejsza podjęta decyzja. Wiem, co powinno się zdarzyć…co musi się zdarzyć. A jeśli zatrzymam coś tak prostego jak rzut kamieniem, może to być katastrofalne w skutkach. Jednakże w przeciwieństwie do ciebie, nie widzę przyszłości zanim fakt się nie dokona. W momencie gdy coś zrobię, widzę wszystko jak to dalej się potoczy. Ty jesteś szczęściarzem. Ty zawsze zobaczysz przyszłość przed faktem dokonanym zanim coś zrobisz. – Ale nie zobaczyłem śmierci mojej siostry. – Nie. Greckie Mojry przeklęły cię, oślepiając na los najbliższych tobie. Każdy o kogo będziesz się troszczył, będzie twoim słabym punktem. – To jest nie w porządku. – Więc dzieciaku, przygotuj się. Jest jeszcze gorzej. Nie będziesz również w stanie zobaczyć swojej przyszłości jak również przyszłości osoby, która wpłynie na twoją przyszłość. Acheron zazgrzytał zębami na tą niesprawiedliwość. – Czy ty to widzisz? – To dlatego tu jestem. – Więc powiedz mi, co widzisz. Savitar potrząsnął głową. – Tylko dlatego, że możesz nie oznacza, że powinieneś.387 Gdybyś wiedział co jest przed tobą, unikałbyś robienia rzeczy, które mają być zrobione. Jedna mała nieszkodliwa decyzja i twój los na zawsze zostanie zmieniony. – Ale ty widzisz swoją przyszłość. – Tylko po tym jak wprawię coś w ruch i nie mogę tego zmienić. Acheron potrząsnął głową, zastanawiając się, który z nich jest bardziej przeklęty. Ten, który był ślepy czy ten, który widział, gdy nie mógł już niczego zmienić. Savitar poklepał go po plecach. – Wiem jak jest to mylące dla ciebie, by mieć to wszystko, moc i wiedzę, a nie móc tego skanalizować. Lub wykorzystać tego. Acheron skinął głową. – To trudne. Savitar uśmiechnął się. – To dlatego pierwszą rzeczą jakiej cię nauczę jest walka. – Dlaczego walka? Savitar śmiał się, gdy szli. – Ponieważ będziesz tego potrzebować. Nadchodzi wojna Acheron i musisz być na nią przygotowany. – Wojna? Jaki rodzaj wojny? 387
Um słynne powiedzonko Asha w sumie należy do Sava
335
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Savitar nie odpowiedział. Zamiast tego potrząsnął Simi, by ją obudzić. – Malutka potrzebuję byś wróciła do swego Akri i pozostała z nim, gdy będzie walczył. Nie martw się jednak, to będzie udawana walka. Nie ma potrzeby byś schodziła z niego, by go chronić. Simi skinęła głową sennie, zanim posłuchała. Odpłynęła na ramię Acherona. – Przesuń się Simi – powiedział do niej Savitar. – Idź na kark, gdzie nie będzie żadnych uderzeń. Acheron zmarszczył brwi słysząc jego rozkazy. – Czy ona czuje ciosy, gdy jest na mojej skórze? – Tak, czuje. I jeśli zostanie pchnięta nożem, gdy tam będzie, a ty zostaniesz zraniony, to ona również będzie ranna. Strzeż swojego demona chłopcze. Następną rzeczą, jaką zobaczył to, że byli sami na plaży. – Takeshi! – krzyknął Savitar. Czarny dym wirował z ziemi. Acheron cofnął się, gdy dym się rozpłynął i odsłonił mężczyznę w zbroi, jakiej jeszcze nigdy nie widział. Krwistoczerwona była wykonana z błyszczącego metalu. Szelmowsko wyrzeźbione ostrza wyginały się w górę ponad jego ramionami podczas gdy fragment zasłaniał dolną część jego twarzy. Dzięki temu widać było jego oczy i czerwony, zwijany w ornament - tatuaż umiejscowiony na jego czole. Jego czarne włosy miały czerwony odcień. Oczy miał egzotycznie skośne jak dziki kot i miały odcień głębokiej krwistej czerwieni. Ale w momencie, gdy przesunął wzrok na Savitara, rozbłysły przyjaźnie. Metal znajdujący się dookoła jego szyi złożył się ukazując przystojną twarz mężczyzny nie więcej niż rok lub dwa starszego od Acherona. – Savitar-san – przywitał się z krzywym uśmiechem. – Minęło sporo czasu. Savitar pochylił głowę w jego kierunku. – I proszę o przysługę. Z jedną ręką spoczywająca na rękojeści miecza Takeshi prychnął, gdy rozejrzał się po plaży. – Sav nie możesz tego ciągle robić. Kończą mi się miejsca do ukrywania ciał. Savitar roześmiał się. – Nic z tych rzeczy. – Cofnął się, by umożliwić dwójce z nich poznanie się. – Takeshi poznaj Acherona. Acheron to jest sensei Takeshi. Słuchaj go, a on nauczy cię sposobów walki jakich nie możesz sobie wyobrazić. Takeshi zmrużył oczy na Acherona. – Chcesz bym trenował nowego boga? Savitar pochylił się i szepnął coś na ucho Takeshego, czego nie mógł usłyszeć. Takeshi skinął głową. – Jak sobie życzysz bracie. – Podchodząc w kierunku Acherona Takeshi 336
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
uśmiechnął się i wytrącił wszystkie rzeczy z rąk Acherona. Wypuścił rozczarowane westchnienie. – Wiele muszę cię jeszcze nauczyć. Chodź i naucz się sztuki wojennej od tego, który ją wymyślił. Pewny siebie Acheron poszedł za nim – mimo wszystko był teraz bogiem, z pewnością mógł walczyć. Przynajmniej tak myślał, dopóki Takeshi nie przyszpilił go do ziemi ruchem tak szybkim, że nawet nie zauważył, że mężczyzna się poruszył, a Acheron wylądował twarzą w piasku. – Nigdy nie odrywaj wzroku od swego przeciwnika – powiedział Takeshi zanim cofnął się i pozwolił Acheronowi się podnieść. – I nigdy nie myśl, że na zwycięstwo nie trzeba zapracować. Nawet teraz mógłbyś mnie zaskoczyć. Acheron zmarszczył brwi. Takeshi przewrócił oczami. – Zaskocz mnie Atlantydo. Atakuj. To nie jest potańcówka. Acheron podszedł do niego i ponownie wylądował twarzą w piachu. – Wiesz to nie buduje mojej wiary w siebie. W rzeczywistości tak sobie pomyślałem, że zostanę tutaj i złapię trochę słońca. Takeshi roześmiał się i poklepał go po plecach. – Wstawaj Acheronie. – Spojrzał na miejsce, gdzie Savitar siedział na skale i ich obserwował. – Nie złości się szybko. To mi się podoba. Acheron gorzko się zaśmiał. – Taak, jestem z rodzaju wolno gotujących się dopóki nie zagotuję się i zniszczę wszystkiego, coś w rodzaju typowego człowieka. Takeshi odwrócił się do Acherona i podał mu jego kij. – Tylko pamiętaj, złość jest zawsze twoim wrogiem. Musisz trzymać emocje na wodzy. Gdy stracisz nad nimi kontrolę przegrasz każdą walkę w każdym czasie. Acheron obrócił nim w koło i obrał obronną pozycję. Takeshi prychnął na niego. – Zawsze bądź atakującym. Broniąc się nigdy nie wygrasz. – Broniący się zawsze mają skopaną dupę. – Powiedział Savitar. – Zaufaj mi. Mam wrażenie, że każde buty jakie nałożę są popękane.388 Takeshi spojrzał zdziwiony na Savitara. – Chcesz go uczyć? – Nie bardzo. – Więc zamknij się, chwyć miecz i chodź mi pomóc. Humor uciekł z twarzy Savitara. – Czy to wyzwanie? – Byłoby, gdybym nie wiedział jak bardzo jesteś leniwy, by je podjąć. – Leniwy? Mesoula? – Eqou – Takeshi zadrwił.
388
Poczucie humoru Sava – jak zawsze przewrotne
337
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Savitar przeniósł się ze skały, by stanąć przed Takeshim z mieczem jakiego Acheron nigdy wcześniej nie widział. Przejechał nim po zarękawiu Takeshiego. Następną rzeczą, jaką widział było to, że tych dwóch było w trakcie walki. Takeshi zaśmiał się. – Ach, walczysz jak maminsynek demona. – Maminsynek demona? Czy kiedykolwiek spotkałeś maminsynkowego demona? – Zabiłem trzy dziś rano. Savitar zamachnął się na jego gardło. Ostrze gwizdnęło tuż obok jabłka Adama mężczyzny. Czując się zaniedbany, ale wdzięczny, że nie znajduje się w środku tej bitwy, Acheron poszedł usiąść na skale opuszczonej przez Savitara. Savitar popchnął z powrotem Takeshiego. – Twoja matka była pastuchem kóz. – To godna profesja. – Tak, dla kóz. Takeshi odwrócił się i kopnął Savitara w dal. Savitar przewrócił się i wrócił unosząc się tak, że o mały włos go nie wypatroszył. Takeshi potrząsnął głową. – Czy ty upiłeś się dziś rano? Z tęsknoty za mną? Przysięgam, że walczyłem ze starszymi kobietami, które miał lepszy refleks od ciebie. – Fakt, że walczyłeś ze starszymi kobietami mówi mi jak bardzo zardzewiały się stałeś. Co? Twoje ego potrzebowało się wzmocnić i były jednymi osobami, które mogłeś pokonać. – Savitar, Savitar, Savitar. Przynajmniej ja wygrałem. Czy to nie ty byłeś tym, który płakał radzie, by ochroniła jego dupę przed atakiem czterolatka? Savitar zagapił się z udawanym gniewem. – Czteroletni…. Demon Tarranine. Nie zapomnij tej najważniejszej części. Te dranie wykluwają się w pełni rozwinięci i to nie był jeden. To był cały rój. – A więc przyznajesz się, że potrzebowałeś pomocy? – Och, to jest to sensei. Zakosztuj teraz piasku… Acheron potrząsnął głową na ich przekomarzanie się. Mimo, że obrażali się nawzajem, jakaś dobroduszna energia kazała mu sądzić, że tak naprawdę nie mają na myśli tego, co mówią. To było jakby trenowali słowami, tak samo jak mieczami. Szczerze mówiąc zadziwiali go. Nigdy nie miał przyjaciela z którym mógł tak robić. Zazdrościł im tego. Savitar wykręcił się z paskudnie wyglądającego chwytu za szyję. – Hej, czy nie zapomnieliśmy o czymś? – O twojej godności? Savitar przewrócił oczami. – Nie. Nie myl ponownie mnie ze sobą. – Zwrócił uwagę na miejsce, gdzie 338
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
siedział Acheron. – Czy nie miałeś go szkolić? Takeshi wypuścił szyderczy oddech. – Więc przyznasz się do mojej wyższości, zanim odwrócisz moją uwagę do neofity… – Nie uznaję gówna. Wskazuję tylko na fakt, że ty i ja wiemy jak walczyć, a on nie. Może to dobry pomysł, by go nauczyć. – Prawda.– Takeshi włożył miecz za swoje ramiona obiema rękami i uśmiechnął się do Acherona. – Jesteś gotowy, by zacząć od nowa? – Pewnie. Moje ego otrzymało dość czasu, by odzyskać odrobinę godności. Upewnijmy się, że zostanie zmiażdżone ponownie, zanim pomylę siebie z bogiem. Takeshi roześmiał się. – Lubię go, Savitar. Pasuje do nas. – Dlatego cię wezwałem.– Savitar podał swój miecz Acheronowi. – Powodzenia dzieciaku. – Dzięki. Acheron spędził resztę dnia na szkoleniu z Takeshim, który był największym gnębicielem, jaki kiedykolwiek się narodził. Pracował nad nim, dopóki Acheron nie był pewien, że padnie z wyczerpania. W czasie gdy słońce zaszło, był wolny, a jego ciało bolało. Mimo to czuł, że był bardziej pewien swoich umiejętności niż kiedykolwiek wcześniej. Savitar wręczył mu jego kij. – Idź do domu do Katoteros. Zaczniemy ponownie jutro rano. Nadal nie mając pewności, dlaczego Savitar mu pomaga, życzył starszej…istocie… dobrej nocy i wrócił do domu. Acheron zatrzymał się, gdy zobaczył Artemidę czekającą na niego w sali tronowej. – Czego chcesz? – Nie widziałam cię od dni. – I jakie one były piękne. Zmrużyła wzrok na niego. – Mówiłam ci, że musisz żywić się ode mnie. Acheron spojrzał na nią chłodno. – Myślę, że wolę być sadystycznym potworem…jak ty. Wydęła wargi. – Więc to tak. Po prostu jesteś podły dla mnie. – Podły dla ciebie? Podły? – powtórzył gniewnie. – Pierdol się, Artemido! – Jego słowa zostały przerwane przez podmuch wiatru tak silny, że sprowadził jej tyłek na podłogę. Kroczył w jej kierunku i zobaczył strach w jej oczach. Był kiedyś czas, gdy ten strach rozpaliłby w nim poczucie winy i współczucie. Dziś po prostu go wkurzał. – Byłem masakrowany na podłodze przez twojego brata, gdy ty stałaś obok
339
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
i się przyglądałaś. Potem, gdy czułem się wreszcie szczęśliwy w jakimś miejscu, niech bogowie bronią, ty wrobiłaś mnie w picie krwi, by przywiązać mnie do siebie. I myślisz, że ja jestem podły? Dziwko proszę cię, nie widziałaś mnie jeszcze takim389. Zakryła rękoma uszy i skuliła się na podłodze. To rzeczywiście pomogło odwrócić jego gniew od niej, ponieważ poczuł ukłucie litości i znienawidził siebie za to. Ona nie zasługuje na litość. Tylko na jego pogardę. – Kocham cię Acheron. Wyśmiał ją. – Jeśli to, co mi pokazałaś nazywasz miłością to wolałbym już żebyś nienawidziła mnie i skończyła ze mną. Rozpłakała się.390 Acheron odchylił głowę, przeklinał fakt, że te łzy działały na niego. Dlaczego go to obchodzi? Co do kurwy było z nim nie tak, że chciał ją pocieszyć? Jestem jeszcze bardziej ułomny niż ona. Rzucił swoim kijem o podłogę, sprawiając, że jeszcze bardziej się rozpłakała. – Czego ode mnie chcesz Artie? – Chcę, by mój przyjaciel wrócił. – Nie – powiedział z goryczą. – Chcesz z powrotem swojego zwierzaka. Ja nigdy nie byłem twoim przyjacielem. Przyjaciele nie wstydzą się siebie. Nie żyją w strachu przed tym, by nikt ich razem nie zobaczył. Spojrzała na niego wypełnionymi łzami zielonymi oczami. – Przykro mi. Proszę, powiedziałam to. Chciałabym móc wrócić i naprawić to wszystko, co się wydarzyło. Ale nie mogę. Chciałabym móc uratować twojego siostrzeńca. Żałuję, że nie byłam bardziej przyzwoita dla ciebie. Chciałabym…- zatrzymała się, ale było już za późno. Usłyszał to głośno i wyraźnie. – Bym nigdy nie był kurwą. Zaufaj mi, to co czujesz w związku z tym jest niczym w porównaniu do moich uczuć. Nigdy nie byłaś zdeptana ani wykorzystana. Ja jestem tym, który musi żyć z tą przeszłością. Nie ty. Powinnaś być wdzięczna, że takie koszmary nie nawiedzają cię w nocy. – Mam swoje własne koszmary, dziękuję. Być może miała. Przecież była jedynym żałosnym dzieciakiem tolerującym Apolla. Spojrzała w górę na niego. – Zwykłe jedzenie nie utrzyma cię przy życiu Acheronie. Ty nawet nie
389 390
Brawo!!!! Mój chłopczyk O boże jak mi cię szkoda… płacze razem z tobą…
340
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
musisz już jeść ludzkiego pożywienia. Albo się ode mnie pożywisz albo wrócisz do Zwiastun Destroyer. Nie będziesz miał litości dla świata i zniszczysz go. Mięśnie jego szczęki pracowały. Chciał nazwać ją kłamczuchą, ale znał prawdę. Już czuł to gwałtowne pragnienie wewnątrz siebie. I nienawidził jej za ten „dar”. Przeklinając, wyciągnął do niej dłoń. Wzięła go za rękę i podciągnął ją na nogi w jego ramiona. Następnie, gdy tylko zaczął badać jej gardło, odciągnął ją do tyłu i ugryzł ją delikatnie.391 W końcu przecież nie był potworem. Nie chciał dla niej być brutalny, nawet, gdy na to zasłużyła. Dał jej obietnicę i choć może był złodziejem i kurwą, ale nie był kłamcą. Nie chciał dawać jej tego, co ona zaserwowała jemu. Był ponad to. Artemida westchnęła, gdy poczuła jak moce Acherona rosną wokół niej. Jego skóra stała się marmurkowo niebieska, gdy pił. Ciepło jego oddechu na jej ciele rozpaliło jej pragnienie, ale gdy próbowała usunąć szaty, zatrzymał ją. Nie jestem w nastroju, by bawić się jedzeniem Artemido. Zamknęła oczy, gdy usłyszała jego głos w głowie. Kiedy się nasycił odsunął się od niej. Jego oczy błyszczały czerwienią, gdy ocierał krew z wargi. – Potrzebuję czasu z dala od ciebie. Te słowa pokroiły ją. – Co ty mówisz? – Będziesz wysyłać do mnie kori z twoją krwią. – Nie. Tym razem odwrócił się do niej ze swoimi wszystkimi mocami. Artemida skurczyła się, gdy zobaczyła jego prawdziwą formę boga392. Był ogromny i przerażający. – Zrobisz jak mówię – warknął przez kły. – Ty przywróciłaś mnie z powrotem wbrew mojej woli i nie będziesz mi mówić jak mam żyć tym nowym życiem. Rozumiesz? Skinęła powoli głową, gdy jej serce zostało złamane nad tym, co straciła. – Podczas gdy mówisz mi, co mam robić, powinieneś wiedzieć, że gdy przywróciłam ciebie, Styxx również wrócił z tobą. I jest pełen furii i nienawiści, nawet bardziej niż ty. Acheron przeklął na wzmiankę o jego bliźniaku. – Gdzie on jest? – Jest na Znikającej Wyspie pod opieką boga, który jest mi winien przysługę. Tam gdzie teraz przebywa nie może nikogo skrzywdzić, a jest w dobrym miejscu, gdzie jego każde pragnienie zostaje spełnione. – Więc zostaw go tam. Nie mam ochoty oglądać jego twarzy nigdy więcej. 391 392
A dlaczego delikatnie ??? Bój się suko bój…
341
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Raczej trudne, prawda? Wykrzywił usta na jej przypomnienie. – Nie naciskaj mnie Artie. Jestem na samym krańcu i niewiele potrzeba, bym wykonał ten ostatni krok. Zaufaj mi, nie chcesz bym to zrobił. A teraz zejdź mi z oczu. Nie chcę nigdy więcej widzieć ciebie tutaj w moim domu. Łzy zaczęły ponownie płynąć, ale tym razem nie zrobiły na nim wrażenia. Nie chciał na to pozwolić. Ona zmieniła go w mężczyznę, jakim był teraz. Kurwa umarła, a narodził się bóg zniszczenia. Przeklęty. Znienawidzony. Potężny. Zabójczy. Jego nienawiść do świata była wyryta w jego sercu. Jego przeszłość była ciężarem, który nosił na plecach, a przyszłość była niepewna. Miał wrogów, którzy chcieli jego śmierci, złą matkę na końcu świata, dziecko demona, które musiało być karmione co kilka godzin, dwóch szaleńców trenujących go do nadchodzącej wojny, której nie wyjaśniają i napaloną boginię, która chciała go przykuć do swego łoża. Taa…to było „dobre”, by wrócić do świata śmiertelników. Nie mógł doczekać się tego, co przyniesie jutro. Szkoda, że nie miał żadnego ostrzeżenia. Cholerne Mojry – siostry, które go zdradziły i skazały na tą egzystencję. Pewnego dnia odpłaci się tym zdzirom.
Tłumaczenie axse
342
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
10 kwietnia 9526 roku p.n.e. Góra Olimp Acheron nie wiedział dlaczego zgodził się na spotkanie z Artemidą393. Sama myśl, że będzie na nią patrzył wystarczała, że czuł się fizycznie chory lub że może zachorować. Przez prawie rok sprzątał bałagan Apolla. Na co dzień były to pozostałości po Apollitach, zamieniających się w ssące dusze Daimony. Nie żeby ich oskarżał o to, naprawdę. To była mała grupka mężczyzn, których Atlantydzka królowa wysłała, by zabili jego siostrę i siostrzeńca. Zazdrosna o to, że Apollo nie przychodzi już do jej łóżka zwróciła się przeciwko Ryssie. W środku nocy ludzie królowej wkradli się do sypialni Ryssy i zabili ją, podczas gdy ona karmiła Apollodorosa. Następnie Apollo zabił Acherona i odwrócił się od rasy ludzi, którą sam stworzył. Gdy mordercy rozerwali Ryssę i Apollodorusa jak zwierzęta, Apollo przeklął ich, by żywili się wyłącznie od siebie. Tylko krew Apollitów mogła ich utrzymać przy życiu. Co było z Apollem, Artemidą i krwią? Do tego klątwa Apolla wygnała ich spod słońca, tak by ich widok nigdy więcej nie przypominał mu o zdradzie. I to nie było jeszcze wszystko, skazał ich na powolną, bolesną śmierć w ich dwudzieste siódme urodziny – wiek, w którym zginęła Ryssa. Biorąc pod uwagę surowość kary, Acheron mógłby pomyśleć, że być może bóg kochał jego siostrę. Ale wiedział lepiej. Apollo nie był bardziej zdolny do miłości niż była Artemida. To nie było nic innego niż pokaz siły. Ostrzeżenie dla innych, którzy mieliby odwrócić się od Apolla, kazał mówić wszystkim, że to on kazał zniszczyć Atlantydę, by ukarać Apollitów. Głupi drań. I głupi ludzie wierzący w jego kłamstwa. Acheron zachował milczenie, nie po to, by chronić boga, ale dlatego, że żałosna arogancja Apolla bawiła go. Przez własną głupotę bóg się cofał. Nawet teraz matka Acherona siedziała w więzieniu planując śmierć boga….razem z Artemidą. Jak tylko Apollo przeklął swoją rasę Apollymi wzięła do siebie Strykeriusa, potępionego syna Apolla i pokazała mu jak obejść śmierć biorąc ludzkie dusze w ciała Apollitów i tym przedłużyć swoje życie. Nic dziwnego, że Savitar nie powiedział Acheronowi imienia bogini, z którą przyjdzie mu walczyć. 393
Też nie wiemy ….
343
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
To była jego własna matka. Ona stała na czele armii Daimonów, którą stworzyła dla własnej zemsty. Powinien był się domyślić. Ale jego zemsta będzie bardziej dokładna. Zapoluje na tych, którzy zabili jego siostrę i siostrzeńca, na tych, co przetrwali atak jego matki i sprawi, że pożałują tego, że urodzili się z zakończeniami nerwowymi. Teraz był w stanie wojny ze swoją matką. Acheron ciężko westchnął. – Pewnego dnia zabiję te przeklęte Mojry. Ale to nie będzie dziś. Dziś spotka się z Artemidą, by zobaczyć, dlaczego przez ostatnie kilka miesięcy krzyczała i groziła, że go zabije. Pomiędzy tyradą i jej i jego matki to był pierwszy raz odkąd umarł, gdy jego głowa była wolna od ich nieustającego zrzędzenia. Czuł tętniąca moc wzdłuż kręgosłupa, która oznaczało jej przyjście. Zesztywniał w oczekiwaniu na jej jędzowaty głos. Gdy nie zaczęła krzyczeć na niego, odwrócił głowę, by zobaczyć, że się waha. – Dlaczego jesteś tak zdenerwowana Artemido? – Teraz jesteś bardzo inny. Zaśmiał się z jej wyostrzonego zmysłu postrzegania. On był inny. Nigdy więcej nie będzie podporządkowanym niewolnikiem, był wkurzonym bogiem, który chciał, by cały świat zostawił go w spokoju. – Nie podobają mi się twoje czarne włosy. Posłał jej zabawne spojrzenie. – A mi się nie podoba twoja głowa, gdy jest doczepiona do ramion.394 Zgaduję, że nie wszyscy mają to, czego chcą, co? – Zmrużył oczy – Nie mam czasu na takie gówno. Jeśli wszystko, czego chciałaś to gapić się na mnie, to możesz teraz podziwiać mój tył widząc jak odchodzę od ciebie. Odwrócił się tyłem do niej. – Poczekaj! Wbrew sobie, zawahał się. – Po co? Zbliżyła się do niego ostrożnie jakby się go bała. – Proszę, nie gniewaj się na mnie Acheronie. Zaśmiał się gorzko na jej słowa. – Och, gniew nie jest w stanie opisać tego, co czuję do ciebie. Jak śmiesz mnie zawracać. Przełknęła ślinę, gdy jej oblicze stało się napięte. – Nie miałam wyboru. – Wszyscy mamy wybór. – Nie Acheronie. My nie mamy.
394
Kocham go… wiem jestem monotematyczna …
344
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Jakby miał w to wierzyć. Zawsze była próżną egoistką i nie było wątpliwości, że to był jedyny powód dla którego przywróciła go, gdy powinien pozostać martwy. – Czy dlatego mnie wezwałaś? Chcesz przeprosić? Potrząsnęła głową. – Nie jest mi przykro za to, co zrobiłam. Zrobiłabym to ponownie w ciągu jednego walnięcia serca. – Uderzenia – warknął, poprawiając ją. Machnęła dłonią na to słowo. – Chcę pokoju między nami. Pokoju? Czy ona była szalona? Miała szczęście, że nie zabił jej teraz. Gdyby nie bał się tego, co mogłoby się stać, zrobiły to od razu. – Nigdy nie będzie pokoju między nami. Nigdy. Roztrzaskałaś nadzieję na to, gdy oglądałaś jak twój brat mnie zabija i nie powiedziałaś słowa w mojej obronie. – Bałam się. – A ja leżałem na podłodze zmasakrowany i wypatroszony jak zwierzęca ofiara. Przepraszam, jeśli nie czuję twojego bólu. Jestem zbyt zajęty swoim własnym. Odwrócił się ponownie od niej, by wyjść, gdy znowu go zatrzymała. Wtedy usłyszał stłumiony płacz małego dziecka. Marszcząc się spojrzał z przerażeniem jak wyjmuje niemowlę z pomiędzy fałd jej peplos. – Mam dla ciebie dziecko Acheronie. Wyszarpał rękę pokazując furię w każdym ruchu. – Ty dziwko! Czy naprawdę sądzisz, że to zastąpi kiedykolwiek mojego siostrzeńca, któremu pozwoliłaś umrzeć? Nienawidzę cię. Zawsze będę cię nienawidził. Choć raz w życiu zrób jakiś dobry uczynek i zwróć je jego matce. Uderzyła go w twarz dość mocno, by skaleczyć jego wargę. – Idź i gnij bezwartościowy bydlaku. Śmiejąc się otarł krew wierzchem dłoni, podczas gdy patrzył na nią jadowicie. – Może i jestem bezwartościowym bydlakiem, ale to lepsze niż bycie zimną kurwą, która poświęciła jedyną osobę, którą kochała, ponieważ była zbyt zajęta sobą, by ją uratować. Patrzyła na jego twarz płonącym wzrokiem. – To nie ja jestem kurwą Acheronie. Ty nią jesteś. Kupioną i sprzedaną każdemu, kto zapłacił odpowiednią stawkę. Jak śmiałeś myśleć choćby przez minutę, że kiedykolwiek byłeś wart bogini? Ból tych słów odcisnął się piętnem na jego sercu i duszy. – Masz rację moja pani. Nie jestem godzien ciebie i nikogo innego. Jestem tylko kawałkiem gówna wyrzuconym nago na ulicę. Wybacz, jeśli kiedykolwiek cię obraziłem – rzucił szyderczo. 345
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Potem zniknął jak najdalej od niej. Ich związek teraz się skończył. Nie było siły we wszechświecie, która zmusiłaby go do odezwania się do niej ponownie. Potrzebujesz jej krwi. I co z tego? Niech umiera świat, o który dbał. Lepiej by wszyscy zginęli niż miałby spędzić kolejne pięć minut w niewoli tej suki. Był zmęczony byciem kozłem ofiarnym dla każdego. Po raz pierwszy myślał o sobie i pieprzył pozostałych. – Jestem zmęczony tobą Artemido. Całkowicie zmęczony.
346
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Grecja 7328 roku p.n.e. Acheron poczuł czyjąć obecność za sobą. Odwrócił się z laską gotową do uderzenia, spodziewając się innego Daimona. To nie był Daimon. Zamiast tego zobaczył Simi wiszącą do góry nogami na drzewie. Jej długie, w kolorze czerwonego wina skrzydła jak u nietoperza były zawinięte wokół jej dziecięcego ciała. Miała na sobie luźny, czarny chiton i delikatnie zmarszczony, jakby przez nocny wiatr, himation. Jej krwistoczerwone oczy niesamowicie świeciły w nocy, a jej długi, czarny warkocz zwisał w dół od jej głowy. Acheron odprężył się i postawił koniec swojego kija na mokrej trawie patrząc na nią. – Gdzie byłaś Simi? – spytał ostro. Wzywał demona Charonte przez ostatnie pół godziny. – Och, tylko się pałętałam Akri – powiedziała i uśmiechając się wzięła rozmach zeskakując na nogi. – Czy Akri tęsknił za mną? Acheron westchnął. Kochał Simi bardziej niż swoje życie, ale chciałby starszego demona na swego towarzysza. Nie jeden i nawet pięć tysięcy lat nie wystarczy, by przestała funkcjonować na poziomie pięcioletniego dziecka. Potrzeba wieków zanim Simi w pełni się rozwinie. – Czy dostarczyłaś wiadomość? – zapytał. – Tak Akri – powiedziała, używając Atlantydzkiego określenia Pana i Mistrza. – Dostarczyłam tak jak powiedziałeś, Akri. Dreszcze przeszły po karku Acherona. Coś było w jej głosie, co go zaniepokoiło. – Co zrobiłaś Simi? – Simi nie zrobiła nic Akri. Ale… Czekał, a ona patrzyła nerwowo. – Ale? – ponaglał. – Simi była głodna w drodze powrotnej. Poczuł zimno z przerażenia. – Kogo zjadłaś tym razem? – To nie był ktoś, Akri. To było coś tak samo rogate na głowie jak ja. Tak naprawdę było ich tam cała banda. Wszystkie rogate i wydawały dziwny dźwięk muu-muu. 395 Skrzywił się na jej opis. – Masz na myśli krowy? Jadłaś bydło? – To jest to Akri. Zjadłam bydło. – Rozpromieniła się. 395
Parkam śmiechem – cóż pierwszy raz w tej części.
347
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
To dlaczego tak się martwiła? – To nie jest tak źle. – Nie, one były raczej dobre Akri. Dlaczego nie powiedziałeś Simi o krowach? Są bardzo smaczne, gdy przypieczone. Simi lubi ich dużo. Musimy wziąć ze sobą tych muu-muu. Myślę, że pasowałyby do domu. Zignorował jej postronny komentarz. – To dlaczego się martwisz? – Ponieważ jakiś naprawdę wysoki mężczyzna z jednym okiem wyszedł z jaskini i krzyczał na Simi. Powiedział, że Simi jest diabłem za to, że zjada krowy i że będzie musiała za nie zapłacić. Co to znaczy Akri? Zapłacić? Simi nic nie wie o zapłaceniu. Acheron chciałby móc to samo powiedzieć o sobie. – Ten naprawdę wysoki mężczyzna to był cyklop? – Co to jest cyklop? – Syn Posejdona. – Och widzisz, tak właśnie powiedział. Tylko on nie miał rogów. Zamiast tego miał wielką, łysą głowę. Acheron nie chciał dyskutować z demonem o łysinie cyklopa. To, czego potrzebował to dowiedzieć się, co zrobić, aby zadośćuczynić za jej nienasycony apetyt. – Więc co cyklop ci powiedział? – Że jest zły na Simi za jedzenie bydła. Powiedział, że rogate krowy należą do Posejdona. Kto to Posejdon Akri? – Grecki bóg. – Och zobacz Simi nie jest w tarapatach. Po prostu zabiję greckiego boga i wszystko będzie w porządku. Musiał ukryć przed nią uśmiech. – Nie możesz zabić greckiego boga Simi. To niedozwolone. – Znowu zaczynasz Akri, mówiąc Simi nie. Nie jedz tego Simi. Nie zabijaj tego Simi. Zostań tu Simi. Idź do Katoteros Simi i czekaj tam, aż cię wezwę. – Złożyła ręce na klatce piersiowej i zmarszczyła surowo brwi. – Nie lubię jak mi się mówi nie, Akri. Acheron skrzywił się czując narastający ból głowy. Chciałby dostać papugę na swoje dwudzieste pierwsze urodziny. Demon Charonte spowoduje jego śmierć…znowu. – Więc dlaczego wezwałeś Simi, Akri? – Potrzebuję twojej pomocy z Daimonami. Zrelaksowała się i wróciła do bujania się na gałęzi. – Nie wydaje się, że potrzebujesz pomocy Akri. Simi sądzi, że sam dobrze sobie radzisz. Szczególnie podoba się sposób jak Daimony rozpływają się w powietrzu, zanim je zabijesz. Bardzo ładnie. I nie wiedzą, że są takie kolorowe jak wybuchają. Zeskoczyła z gałęzi i stanęła obok niego. 348
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Gdzie teraz idziemy Akri? Czy znowu weźmiesz Simi gdzieś w zimne miejsce? Podobało mi się tam, gdzie ostatnio byliśmy. Góry były bardzo miłe. Acheron? Zatrzymał się, gdy poczuł wezwanie Artemidy. Wypuścił długie cierpliwe westchnienie. Ignorował ją od dwóch tysięcy lat. A ona ciągle uparcie go wzywała. Był czas, gdy poszukiwała go poza ciałem, ale zablokował jej tą możliwość. Jej mentalna telepatia z nim była jedynym kontaktem, którego nie mógł zerwać. – Chodź Simi – powiedział, rozpoczynając podróż, która miała go z powrotem zabrać do Therakos. Daimony założyły tam kolonię, gdzie żerowały na biednych Grekach zamieszkujących małą wioskę. – Acheron. Potrzebuję twojej pomocy. Moi nowi Mroczni Łowcy potrzebują trenera. Zamarł na słowa Artemidy. Nowi Mroczni Łowcy? Co to do cholery było? – Co zrobiłaś Artemido? – Jego szept wzleciał wraz z wiatrem na Olimp do świątyni, gdzie na niego czekała. – Czyli odzywasz się do mnie. Usłyszał ulgę w jej głosie. – Zaczęłam się zastanawiać czy ponownie usłyszę twój głos. Acheron wykrzywił usta. Nie miał na to czasu. – Acheron? Zignorował ją. Nie odpowiedziała mu. – Zagrożenie Daimonami rozprzestrzenia się szybciej niż możesz je opanować. Potrzebujesz pomocy, więc ci ją daję. Wyśmiał pomysł jej pomocy. Grecka bogini od zarania dziejów nie zrobiła nic dla nikogo z wyjątkiem siebie. – Zostaw mnie w spokoju Artemido. Skończyliśmy, ty i ja. Mam robotę do wykonania i nie mam czasu na bycie razem z tobą. – Dobrze więc. Poślę ich na Daimony nieprzygotowanych. Jeśli umrą, cóż, kto będzie się martwił o ludzi? Mogę tylko więcej z nich wykorzystać do walki. To był podstęp. Jednak w środku Acheron wiedział, że nie. Prawdopodobnie stworzyła tych Mrocznych Łowców i jeśli tak naprawdę zrobiła, to zrobi to ponownie. Zwłaszcza, jeśli to wzbudzi jego poczucie winy. Cholera z nią. Chciałby móc iść do jej świątyni. Osobiście jednak wolałby być raczej wypatroszony. Skręcał się na wspomnienia i nie doceniał jej żartów. Spojrzał na swojego demona. 349
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Simi muszę teraz spotkać się z Artemidą. Wróć do Katoteros i trzymaj się z dala od kłopotów, dopóki cię nie wezwę. Demon skrzywił się. – Simi nie lubi Artemidy, Akri. Chciałabym żebyś pozwolił Simi zabić tą boginię. Simi chce wyszarpać jej długie, rude włosy.396 Znał to uczucie. – Wiem Simi, dlatego chcę byś została w Katoteros. – Odszedł dalej, a następnie odwrócił się do niej. – I zrób to dla mnie i proszę nie jedz nic, dopóki nie wrócę. W szczególności nie ludzi. – Ale… – Nie, Simi. Nie jedz. – Nie Simi. Nie jedz. – Szydziła. – Simi nie lubi tego, Akri. Katoteros jest nudne. Nie ma tam nic zabawnego. Tylko starzy, martwi ludzie chcą tam wracać. Bleh! – Simi…- powiedział głębokim głosem z ostrzeżeniem. – Słyszę i posłucham Akri. Simi po prostu nigdy nie powiedziała, że coś zrobi po cichu. Pokręcił głową na niepoprawność demona, a następnie przeniósł się z ziemi do świątyni Artemidy na Olimpie. Acheron stanął na szczycie złotego mostu, który przecinał zakręt rzeki. Dźwięk wody odbijał się echem w otaczających go górach. Nic się nie zmieniło przez ostatnie dwa tysiące lat. Na całym obszarze szczytu góry były błyszczące mosty i chodniki, otoczone tęczą, które prowadziły do różnych świątyń bogów. Sale góry Olimp były masywne i wystawne. Idealne domy dla ego bogów, którzy je zamieszkiwali. Wieża Artemidy była zrobiona ze złota z kopulastym szczytem i białymi marmurowymi kolumnami. Widok z jej Sali tronowej na niebo i ziemię poniżej zapierał dech z piersi. Przynajmniej tak myślał w młodości. Ale tak było przed czasem i doświadczeniami, które napełniły jego świadomość żółcią. Dla niego nie było tu nic pięknego i spektakularnego. Widział tylko egoistyczną próżność i chłód olimpijczyków. Ci nowi bogowie byli bardzo różni od bogów o których Acheron uczył się jako człowiek. Wszyscy oprócz jednego bóstwa Atlantydy byli pełni współczucia. Miłości. Dobroci. Przebaczenia. Czas jego urodzin był jedynym okresem, w którym Atlantydzi pozwolili ponieść się swojemu strachowi – ten błąd kosztował ich wszystkich nieśmiertelne życia i pozwolił bogom olimpijskim ich zastąpić. To był smutny dzień dla świata ludzi z więcej niż jednego powodu.
396
Mojaaaaaaa ulubienica....
350
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Acheron zmusił się, by przejść przez most prowadzący do świątyni Artemidy. Dwa tysiące lat temu opuścił to miejsce z nadzieją, że nigdy nie będzie musiał wracać. Powinien wiedzieć, że prędzej czy później ona opracuje plan, by sprowadzić go z powrotem. Skręcało go ze złości, użył telekinezy, by otworzyć grube, ponadgabarytowe pozłacane drzwi. Został momentalnie zaatakowany wwiercającymi się w uszy krzykami kobiecych sług Artemidy. Były całkowicie nieprzyzwyczajone do mężczyzny wchodzącego do prywatnych przestrzeni bogini. Artemida syknęła na ten przeraźliwy dźwięk, a następnie uderzyła jedną z kobiet obok niej. – Czy właśnie nie zabiłaś ośmiu z nich? – zapytał Acheron. Artemida przetarła swoje uszy. – Powinnam była, ale nie. Wrzucam je tylko do rzeki na zewnątrz. Zaskoczony spojrzał na nią. Jakie to niezwykłe dla bogini, którą pamiętał. Być może nabyła choć odrobinę współczucia i miłosierdzia przez ostatnie dwa tysiące lat.397 Znając ją, było to mało prawdopodobne. Gdy zostali sami usadowiła się na wyłożonym poduszkami tronie z kości słoniowej i zwróciła się do niego. Miała na sobie zwykły biały himation, który otulał kształty jej ciała, a jej zmysłowe ciemnokasztanowe loki błyszczały w świetle. Jej zielone oczy świeciły serdecznością przywitania. Przeszyła go spojrzeniem jak lancą. Gorącym. Przeszywającym. Bolesnym. To było trudne dla niego, zobaczyć ją ponownie – to był jeden z powodów dla których ignorował jej wezwania. Ale wiedząc coś, a doświadczyć tego, to dwie różne rzeczy. Nie był przygotowany na emocje, które zagrażały mu teraz, gdy zobaczył ją ponownie. Nienawiść. Zdrada. Najgorsze z nich były mu potrzebne. Głód. Pragnienie. Była jeszcze jakaś część jego, która ją kochała. Część jego, która była gotowa wybaczyć jej wszystko. Nawet jego śmierć… – Dobrze wyglądasz Acheronie. Tak samo przystojny jak wtedy, gdy widziałam cię po raz ostatni. – Sięgnęła, by go dotknąć. Cofnął się poza jej zasięg. – Nie przyszedłem tutaj, by rozmawiać Artemido. Ja… – Kiedyś mówiłeś do mnie Artie. – Kiedyś robiłem wiele rzeczy, których już nie robię. – Posłał jej twarde spojrzenie, by przypomnieć jej wszystko, co mu zabrała. – Wciąż jesteś na mnie zły. 397
Nie licz na to…
351
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Tak myślisz? Jej oczy rzuciły szmaragdowy ogień przypominając mu o demonie zamieszkującym jej boskie ciało. – Mogłabym zmusić cię byś przyszedł do mnie, wiesz. Byłam bardzo tolerancyjna na twoje nieposłuszeństwo. Nawet bardziej niż powinnam być. Odwrócił się wiedząc, że miała rację. Tylko ona posiadała źródło pożywienia potrzebne do jego funkcjonowania. Gdy obywał się zbyt długo bez jej krwi stawał się niekontrolowanym zabójcą. Zagrożeniem dla każdego, kto podszedł zbyt blisko jego. Tylko Artemida posiadała klucz, który utrzymywał go takim jakim był. Rozsądnym. Pełnym. Pełnym współczucia. – Dlaczego więc nie zmusisz mnie do przejścia na twoją stronę? – zapytał. – Bo znam cię. Gdybym próbowała, to oboje byśmy za to zapłacili. Znowu miała rację. Jego dni ujarzmienia były daleko za nim. Miał dość tego, co spotkało go w dzieciństwie i młodości. Gdy posmakował wolności i mocy, stwierdził, że woli to dużo bardziej od tego czym był wcześniej. – Opowiedz mi o tych nowych Mrocznych Łowcach – powiedział. – Dlaczego ich stworzyłaś? – Mówiłam ci, potrzebujesz pomocy. Wykrzywił wargi w gniewie. – Nie potrzebuję czegoś takiego. – Ja i inny grecki bóg nie zgadzamy się z tym. – Artemido…- warknął jej imię wiedząc, że kłamała. Był w stanie kontrolować i zabijać Daimony, które żerowały na ludziach. – Przysięgam… Zacisnął zęby, gdy przypomniał sobie pierwszy dzień swojego życia. Nikt nie pokazał mu jego drogi. Nikt nie wyjaśnił, co ma do zrobienia. Jak żyć. Nowi są straceni bez nauczyciela. Zdezorientowani. Najgorsze ze wszystkiego było to, że są narażeni, dopóki nie nauczą się korzystać ze swoich mocy i nie ma możliwości, by Savitar nauczył ich jak z nich korzystać. Cholera z nią. – Gdzie oni są? – Czekają w Falossos. Ukrywają się w jaskini, która zabezpiecza ich przed światłem słonecznym. Ale nie wiedzą co mają robić i jak znaleźć Daimona. To są mężczyźni, którym potrzebny jest przywódca. Acheron nie chciał tego robić. Nie chciał nikomu rozkazywać tak samo jak nie chciał nikogo słuchać. Nie chciał w ogóle mieć do czynienia z innymi ludźmi. Nigdy niczego nie chciał w swoim życiu, poza tym, że chciał zostać sam. Myśl o interakcji z innymi… Sprawiała, że jego krew zastygała.
352
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Jego jedna połowa chciała iść własną drogą, ale Acheron wiedział, że nie może. Jeśli nie wytrenuje tych mężczyzn do walki i zabijania Daimonów, oni umrą. Śmierć bez duszy była bardzo złą egzystencją. On ze wszystkich ludzi wiedział o tym. – Dobrze. – powiedział. – Będę ich trenował. Uśmiechnęła się. Acheron przeniósł się do świątyni, gdzie była Simi i kazał jej zostać tam trochę dłużej. Demon tylko komplikował już i tak skomplikowane sprawy. Gdy się upewnił, że posłucha, przeniósł się do Falossos. Znalazł trzech mężczyzn skulonych w ciemności, tak jak powiedziała Artemida. Rozmawiali po cichu między sobą, gromadząc się dookoła małego ogniska, a ich oczy łzawiły od blasku płomieni. Ich oczy nie były ludzkie i nie przyjmowały światła z jakiekolwiek źródła. Musiał wiele ich nauczyć. Acheron przesunął się do przodu, wychodząc z cienia. – Kim jesteś? – spytał go najwyższy z nich jak tylko go zobaczył. Mężczyzna z pewnością był Dorianem z długimi czarnymi włosami. Wysoki, potężnie zbudowany, a do tego był ubrany w zbroję z bitwy, która wymagała uwagi i naprawy. Mężczyźni z nim byli blond Grekami. Ich zbroje nie były w lepszym stanie od tej na pierwszym mężczyźnie. Najmłodszy z nich miał dziurę pośrodku pancerza, gdzie był pchnięty w serce oszczepem. Ci mężczyźni nie mogą wyjść tak ubrani i zmieszać się z żywymi ludźmi. Każdy z nich potrzebuje opieki. Odpoczynku. Wskazówek. Acheron obniżył kaptur czarnego chitonu i spojrzał na mężczyzn. Gdy mężczyźni zobaczyli jego wirujące srebrne oczy zbledli. – Czy jesteś bogiem? – zapytał najwyższy z nich. – Powiedziano nam, że bóg nas zabije, gdy znajdziemy się w jego obecności. – Nazywam się Acheron Parthenopaeus – powiedział cicho. – Artemida przysłała mnie, bym was trenował. – Jestem Callabarax z Likonos – powiedział najwyższy. Wskazał na mężczyznę po jego prawej. – Kyros z Seklos – a następnie na najmłodszego z ich grupy. – i Ias z Goesi. Ias398 stał z tyłu, jego ciemne oczy były puste. Acheron słyszał myśli mężczyzny tak wyraźnie, jakby były jego własnymi. Ból tego człowieka wciągnął go skręcając jego żołądek we współczuciu. – Jak dużo czasu minęło odkąd zostaliście stworzeni? – Acheron zapytał. – U mnie kilka tygodni. – powiedział Kyros. – Zostałem stworzony w tym samym czasie. – Callabrax skinął głową. Acheron spojrzał na Iasa. 398
Czyli Alexion
353
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Dwa dni temu. – powiedział, a jego głos był pusty. – On wciąż odchorowuje przemianę – dodał Kyros. – Minął prawie tydzień, zanim mogłem się…dostosować. Acheron stłumił pragnienie, by gorzko się zaśmiać. To było odpowiednie słowo. – Zabiliście dotąd jakieś Daimony? – zapytał. – Próbowaliśmy – powiedział Callabrax – Ale oni są całkowicie różni od żołnierzy, których zabijaliśmy. Silniejsi. Szybsi. Nie umierają łatwo. Straciliśmy już dwóch mężczyzn. Acheron skrzywił się na myśl, że dwóch nieprzygotowanych mężczyzn wystąpiło przeciw Daimonom i na przerażającą przyszłość jak ich czeka, jeśli umrą bez duszy. To przypomniało mu jego pierwszą walkę… Zablokował myśli z jego umysłu. Choć Takeshi był wielkim nauczycielem, nigdy nie walczył z Daimonami. I jednego Acheron się nauczył, że zarówno on i Savitar nie zdołali powiedzieć mu wszystkiego. Te pierwsze lata były trudne i brutalne. – Czy wasza trójka jadła coś dziś? Przytaknęli. – Więc idźcie za mną na zewnątrz i nauczę was, co musicie wiedzieć, by zabić Daimona. Acheron pracował z nimi, dopóki prawienie zastał ich świt. Podzielił się z nimi wszystkim, czym zdążył w jedną noc. Nauczył ich nowej taktyki. Gdzie i jak Daimony były najbardziej narażone i wrażliwe. Na koniec nocy zostawił ich w jaskini. - Znajdę wam lepsze miejsce do ukrywania się przed światłem słonecznym.- Obiecał im. – Jestem Dorianem – powiedział Callabrax z dumą – i nie wymagam więcej od tego, co mam. – Ale my nie – powiedział Kyros. – Łóżko będzie mile widziane przeze mnie i Iasa. Kąpiel jeszcze bardziej. Acheron skinął głową, po czym skinął na Iasa, by ten wyszedł razem z nim na zewnątrz. Pozwolił Iasowi pierwszemu wyjść z jaskini, potem skierował ich dalej, by inni nie słyszeli. – Chcesz ponownie zobaczyć swoją żonę – powiedział cicho Acheron. Spojrzał w górę zaskoczony. - Skąd o tym wiesz? – Acheron nie odpowiedział. Nawet jako człowiek nienawidził osobistych pytań, ponieważ najczęściej doprowadzało to do rozmowy jakiej nie chciał przeprowadzać. Te wspomnienia chciał pochować na zawsze. Zamykając oczy, Acheron opuścił swój umysł, by wędrując przez kosmos znaleźć kobietę, która nawiedzała umysł Iasa. 354
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Liora. Była piękną kobietą z włosami czarnymi jak krucze skrzydła. Oczy miała jasne i niebieskie jak otwarte morze. Nic dziwnego, że brakowało jej Iasowi. Kobieta klęczała płacząc. – Proszę – błagała bogów. – Proszę zwróćcie mi moją miłość. Proszę pozwólcie moim dzieciom mieć w domu ojca. Acheron poczuł do niej współczucie na widok i dźwięk jej obaw. Nikt jej jeszcze nie powiedział, co się stało. Modliła się o zdrowie mężczyzny, którego już z nią nie było. To zaniepokoiło go. – Rozumiem twój smutek – powiedział do Iasa. – Ale nie możesz pozwolić im dowiedzieć się, że żyjesz teraz w tej formie. Ludzie będą się ciebie teraz bać, jeśli wrócisz do domu. Będą starali się ciebie zabić. Oczy Iasa napełniły się łzami, a gdy mówił pociął kłami swoje wargi. – Liora nie ma nikogo innego do opieki. Była sierotą, a mój brat zginął dzień wcześniej przede mną. Nie ma nikogo, kto mógłby zaopiekować się naszymi dziećmi. – Nie możesz wrócić. – Dlaczego nie? – Ias zapytał gniewnie. – Artemida powiedziała mi, że mogę zemścić się na człowieku, który mnie zabił, a następnie mam żyć by jej służyć. Nic nie mówiła o niemożliwości mojego powrotu do domu. Acheron wzmocnił chwyt na swoim kiju. – Ias pomyśl przez chwilę. Nie jesteś już człowiekiem. Jak myślisz, jak zareaguje twoja wieś, gdy wrócisz z kłami i czarnymi oczami? Nie możesz przebywać w dziennym świetle. Twoja lojalność jest dla całej ludzkości, nie tylko dla twojej rodziny. Nikt nie może spełniać tego zobowiązania w obu przypadkach. Nie możesz nigdy wrócić. Usta mężczyzny drgnęły, ale kiwnął głową. – Ochronię ludzi podczas gdy moja niewinna rodzina jest pozostawiona na głodowanie bez żadnej opieki. Więc, taka była ta umowa. Acheron spojrzał w dal, jego serce ścisnęło się dla tego mężczyzny i jego rodziny. – Idź do środka, do reszty – powiedział Acheron. Patrzył jak mężczyzna wraca i myślał nad jego słowami. Nie mógł tak tego zostawić. Acheron mógł sam funkcjonować, ale inni… Zamykając oczy, przeniósł się powrotem do Artemidy. Tym razem, gdy jej kobiety otworzyły usta, by krzyczeć, Artemida zamroziła ich struny głosowe. – Zostawcie nas – rozkazała. Kobiety rzuciły się do drzwi najszybciej jak mogły, a następnie zamknęły je głośno trzaskając. 355
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Gdy tylko zostali sami Artemida uśmiechnęła się do niego. – Wróciłeś. Nie spodziewałam się zobaczyć cię tak szybko. – Przestań Artemido – powiedział, ograniczając jej żartobliwość, zanim zaczęła. - W zasadzie wróciłem by nakrzyczeć na ciebie. – Za co? – Jak śmiałaś okłamać tych mężczyzn, że będą ci służyć. – Nigdy nie kłamię. Uniósł brew. Wyglądając nieswojo, odchrząknęła i oparła się z powrotem na tronie. – Stałeś się inny, a ja nie skłamałam. Po prostu zapomniałam powiedzieć ci o kilku rzeczach. – To semantyka399 Artemido i to nie jest o mnie. Chodzi o to, co im – zrobiłaś. – Nie możesz opuszczać ot tak sobie tych biednych drani. – Dlaczego nie? Ty sam przetrwałeś dość dobrze. – Nigdy nie byłem taki sam jak oni i dobrze o tym wiesz. Nie miałem nic w swoim życiu do czego mógłbym wrócić. Żadnej rodziny, żadnych przyjaciół. – Z jednym wyjątkiem. Co ze mną? – Błąd nad którym lamentowałem przez ostatnie dwa tysiące lat.400 Jej twarz poczerwieniała. Zeszła z tronu po dwóch schodkach, by stanąć przed nim. – Jak śmiesz mówić do mnie w ten sposób? Acheron zrzucił swój płaszcz i odrzucił go wraz z buzdyganem w kąt. – Zabij mnie za to Artemido. Śmiało. Zrób nam obojgu przysługę i uwolnij mnie od mojej niedoli. Chciała go spoliczkować, ale złapał jej rękę i spojrzał jej w oczy. Artemida zobaczyła nienawiść w spojrzeniu Acherona, złośliwe potępienie. Ich złe oddechy mieszały się, powietrze wokół nich trzaskało wściekle, gdy ich moce się ścierały. Ale nie jego wściekłości chciała. Nie, nigdy to nie była wściekłość… Jej wzrok spływał po nim. Przez doskonałe rysy jego twarzy, wysokie kości policzkowe, długi, wyrazisty nos. Czerń jego włosów. Niesamowitą rtęć w jego oczach.
399
Semantyka (semantyka logiczna) – obok syntaktyki i pragmatyki jeden z trzech działów semiotyki logicznej zajmujący się funkcjami semantycznymi, tj. relacjami między znakami (w tym zwłaszcza wyrażeniami) a rzeczywistością, do której znaki te się odnoszą. Tak rozumianą semantykę należy odróżnić od semantyki językoznawczej jako nauki o znaczeniu wyrazów i semantyki ogólnej, nurtu filozofii języka; terminem "semantyka" określa się też niekiedy semiotykę logiczną jako całość. 400
Ale jej dowalił ..)
356
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Nigdy nie było boga lub śmiertelnika, który mógłby równać się jego fizycznej doskonałości. Nie tylko jego piękno przyciągało ludzi do niego. Nie jego piękno przyciągało ją do niego. Posiadał rzadką, surową, męską charyzmę. Moc. Siłę. Urok. Inteligencję. Determinację. Spojrzeć na niego oznaczało chcieć go. Widzieć go sprawiało bolącą potrzebę, by dotknąć go. Został stworzony do przyjemności i wytrenowany, by sprawiać przyjemność. Wszystko w nim, zaczynając od gładkich mięśni głęboko wyrzeźbionych, erotycznej barwy głosu, która uwiedzie każdego, kto się z nim zetknie. Jak śmiertelne dzikie zwierzę, przeniósł się z pierwotną obietnicą niebezpieczeństwa i męskich mocy. Z obietnicą najwyższego seksualnego spełnienia. Były to obietnice, które uderzały od niego. W całej wieczności był jedynym człowiekiem, który sprawiał, iż była słaba. Jednym mężczyzną, którego kiedykolwiek kochała. Miał w sobie moc, by ją zabić. Oboje o tym wiedzieli. I odkryła, że nie intrygował i nie prowokował. Uwodzicielski i erotyczny. Przełykając przypomniała sobie jak było przy ich pierwszym spotkaniu. Jego siła. Pasja. Stał wyzywająco w jej świątyni i śmiał się, gdy groziła mu, że go zabije. Nie przed jej posągiem, ale przed nią ośmielił się zrobić coś, na co nikt nigdy wcześniej się nie odważył… Wciąż czuła smak tego pocałunku. W przeciwieństwie do innych mężczyzn nigdy się jej nie bał. Teraz jego ciepła dłoń na jej ciele piętnowała ją, zawsze jego dotyk tak robił. Nie pragnęła niczego więcej jak tylko poczuć smak jego ust. Ogień jego pasji. I przez jeden błąd straciła go. Artemida chciała płakać nad beznadziejnością tego wszystkiego. Próbowała raz, dawno temu, by cofnąć czas i powtórzyć tamten ranek. By odzyskać miłość i zaufanie Acherona. Mojry surowo ją ukarały za śmiałość. Przez ostatnie dwa tysiące lat próbowała wszystkiego, aby sprowadzić go z powrotem do niej. Nic nie działało. Nic nawet nie zbliżyło go do wybaczenia jej lub do powrotu do jej świątyni. Dopóki nie pomyślała o jednej rzeczy, której nigdy nie mógł powiedzieć „nie” – śmiertelnej duszy w niebezpieczeństwie. Acheron zrobi wszystko, by uratować ludzi. Jej plan, by uczynić go odpowiedzialnym za Mrocznych Łowców stworzyła na podstawie jego wskrzeszonych mocy, a teraz on wrócił. Gdyby tylko mogła go zatrzymać. – Chcesz ich uwolnić? – spytała. 357
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Dla niego zrobi wszystko. – Tak. Dla niej on nie zrobi niczego. Chyba że zmusi go do tego. – Co dla mnie zrobisz Acheronie? Znasz zasady bogów. Przysługa wymaga przysługi. Posłał jej gniewne przekleństwo i cofnął się. – Nauczyłem się grać w te gierki z tobą. Artemida wzruszyła ramionami z nonszalancją, której nie czuła. W tej chwili dbała tylko o to. Jeśli powie nie, to ją wtedy zniszczy. – Dobrze, będą dalej Mrocznym Łowcami. Będą sami, nikt nie nauczy ich tego, co powinni wiedzieć. Nikogo nie będzie obchodziło co się z nimi dzieje. Wydał długi, zmęczony oddech. Chciała go pocieszyć, ale wiedziała, że odrzuci jej dotyk. Zawsze odrzucał komfort lub ukojenie. Był silniejszy niż ktokolwiek miał prawo być. Gdy spotkał jej spojrzenie przeszedł przez nią surowy, zmysłowy dreszcz. – Jeśli mają służyć bogom i tobie Artemido to potrzebują niektórych rzeczy – Takich jak? – Po pierwsze zbroja. Nie możesz wysłać ich do walki bez broni. Potrzebują pieniędzy, aby zdobyć żywność, odzież, konie, a nawet pracowników, którzy by ich pilnowali podczas dziennego odpoczynku. – Prosisz o zbyt wiele dla nich. – Proszę tylko o to, co jest im potrzebne do przetrwania. Potrząsnęła głową. – Nigdy nie prosiłeś o nic z tych rzeczy dla siebie. – Zabolał ją ten fakt. Nigdy o nic nie prosił. – Nie potrzebuję jedzenia, a moje moce pozwalają mi zdobyć wszystko, czego potrzebuję. Co do ochrony to mam Simi. Oni nie przetrwają sami. Nikt nie przetrwa sam Acheronie. Nikt. Nawet ty. A szczególnie ja. Artemida uniosła podbródek, zdeterminowana, by mieć go przy boku bez względu na konsekwencje. – I ponownie pytam się ciebie co mi dasz w zamian za to, czego oni potrzebują? Acheron spojrzał w dal, skręcało go. Wiedział, czego ona chce i ostatnią rzeczą jakiej chciał, to dać jej to. – To wszystko jest dla nich, nie dla mnie. Wzruszyła ramionami. – Dobrze, więc będą musieli poradzić sobie bez tych rzeczy, dopóki nie będą mieli nic na wymianę.
358
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Jego wściekłość rozpaliła się głęboko na jej lekkomyślne podejście do ich żyć i dobrego stanu zdrowia. Nie zmieniła się wcale. – Cholera z tobą Artemido. Podeszła powoli do niego. – Potrzebuję cię Acheronie. Chcę byś był taki jaki kiedyś. Chciała go jako kurwę. Jej kurwę. Skulił się wewnątrz siebie, gdy objęła dłońmi jego twarz. Nigdy nie mogli wrócić tam, gdzie byli. Za dużo się nauczył od tamtego czasu. Został zdradzony o jeden raz za dużo. Acheron mógłby powiedzieć, że ma problemy z nauką, ale to nieprawda. Tak desperacko potrzebował, by ktoś się nim zaopiekował, że zignorował ciemną stronę jej natury. Ignorował dopóki ona nie odwróciła się do niego plecami i nie zostawiła go na śmierć. Niektóre zbrodnie przewyższały nawet jego zdolność do przebaczenia. Jego myśli odwróciły się od niego do niewinnych ludzi, którzy żyli w jaskini. Mężczyźni, którzy nie wiedzieli nic o istnieniu nowych wrogów. Nie mógł ich tak zostawić. Nie było mowy, by zostawił ich dusze i życia. – Dobrze Artemido. Dam ci to, co chcesz, jeśli dasz im to, czego potrzebują, by przeżyć. Rozpromieniła się. – Ale – kontynuował – to są moje warunki: będziesz im płacić co miesiąc wynagrodzenie, które pozwoli im kupić wszystko, czego zapragną. Jak już wspomniałem wcześniej, będą potrzebowali tarczników do osobistej opieki, by nie musieć się martwić o zdobywanie jedzenia, ubrania i armii. Nie chcę ich odrywać od pracy. – Dobrze znajdę jakichś ludzi, którzy będą im służyć. – Żyjących ludzi, Artemido. Chcę by im służyli z własnej woli. I żadnych więcej Mrocznych Łowców. Zagapiła się na niego. – Trójka to za mało. Potrzeba nam ich więcej, by utrzymać w ryzach Daimony. Acheron zamknął oczy, gdy poczuł nieskończoność tego związku. Zbyt łatwo widział przyszłość i gdzie to wszystko zmierza. Większa liczba Mrocznych Łowców bardziej przykuje go do niej. Nigdy nie będzie sposobu, by odczepić ją od niego. A może był? – Dobrze – powiedział. – Ustąpię ci w tej sprawie, jeśli zapewnisz im możliwość wyjścia ze służby. – Co masz na myśli? – Chcę żebyś ustanowiła drogę dla Mrocznych Łowców, by mogli odzyskać swoje dusze i nie będą przywiązani do ciebie jeśli tak zadecydują. 359
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Artemida się cofnęła. To było coś, czego nie przewidziała. Jeśli mu to da, będzie musiała się tego trzymać. Będzie mógł ją zostawić. 401 Zapomniała jak przebiegły Acheron mógł być. Jak dobrze znał zasady tej gry i jak dobrze umiał nimi manipulować tak samo jak nią. Był naprawdę jej równy. Jednak jeśli nie da mu tego, on i tak ją opuści. Nie miała wyboru i dobrze o tym wiedziała. Jednakże wciąż były rzeczy, które zatrzymywały go przy jej boku. Jeden sposób na zapewnienie sobie jego obecności przez wieczność. – Bardzo dobrze. Ustalmy zasady, które będą obowiązywać Poczuła, że jego myśli popłynęły w kierunku Iasa. Żałował ubogiego greckiego żołnierza, który kochał swoją żonę. Litość, miłosierdzie i współczucie zawsze będzie doprowadzać go do upadku. – Po pierwsze, muszą umrzeć, by odzyskać swoje dusze. – Dlaczego? – zapytał. – Dusza może być uwolniona z ciała w chwili śmierci. Podobnie może wrócić do ciała, które nie funkcjonuje. Tak długo jak żyją jako Mroczni Łowcy, tak długo nie mogą odzyskać swoich dusz. To nie jest moja zasada Acheronie, taka po prostu już jest natura duszy…zapytaj matkę, jeśli mi nie wierzysz. Skrzywił się na to. – Jak zabić nieśmiertelnego Mrocznego Łowcę? – Cóż, można ściąć mu głowę lub wystawić na światło słoneczne, ale te szkody naprawią się same, to daremne działanie. – Nie jesteś zabawna. Nie była. Nie chciała ich zwolnić z tej służby. Przede wszystkim nie chciała uwolnić jego. – Trzeba wydrenować ich z mocy Mrocznego Łowcy – powiedziała mu. – To sprawi, że ich nieśmiertelne ciała będą wystawione na ataki, a następnie zatrzyma bicie ich serca. Dopiero wtedy umrą w taki sposób, który pozwoli im wrócić do życia. – Dobrze. Mogę to zrobić. – Tak naprawdę nie możesz. – Co masz na myśli? Walczyła z ochotą, by się uśmiechnąć. Tu go miała. – Jest kilka praw o duszach, o których powinieneś wiedzieć Acheronie. Jednym z nich jest, że właściciel musi oddać ją dobrowolnie. Odkąd posiadam ich dusze… Acheron zaklął. – Będę handlował się o każdą z nich.
401
I tak cię zostawi .. troszkę mu zejdzie na to czasu … ale jednak
360
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Potwierdziła. Nie wyglądał na zadowolonego z tej wiedzy. Ale wpadł z wizytą w porę. Tak, z całą pewnością wpadł z wizytą… – Co jeszcze? - zapytał. Teraz jedyna zasada, która przywiąże go do niej na zawsze. – Tylko czyste, szczere serce może zwrócić duszę ciału. Ten, kto zwraca duszę, musi kochać ich ponad wszystko inne. Osoba, którą kochają i której ufają. – Dlaczego? – Ponieważ dusza potrzebuje czegoś, co ją zmusi do ruchu, w przeciwnym razie zostaje tam, gdzie jest. Używam zemsty, by zmusić duszę do przejścia w moje posiadanie. Tylko tak równe i potężne emocje zmuszą duszę do powrotu do ciała. Ponieważ nie mogę zdecydować się którą emocję wybrać, uznaję, że będzie to miłość. Najpiękniejsza i najbardziej szlachetna ze wszystkich uczuć. Jedyna warta powrotu. Acheron patrzył na marmurową posadzkę, gdy jej szeptane słowa krążyły wokół niego. Miłość. Zaufanie. Takie proste słowa do powiedzenia. Takie potężne słowa do odczuwania. Zazdrościł tym, którzy znali ich prawdziwe znaczenie. On tak naprawdę nigdy żadnego z nich nie poznał. Zdrada, ból, degradacja, podejrzenia, nienawiść. To było jego egzystencją. Tylko to było mu pokazane. Jego jedna część chciała się odwrócić i zostawić Artemidę na zawsze. Wróć do mnie mój ukochany. Proszę, zrobię wszystko, by mieć go w domu…Słowa Liory dzwoniły mu w głowie. Słyszał jej płacz nawet teraz. Czuł jej ból. Czuł ból Iasa, gdy myślał o swojej żonie i dzieciach. Jego zmartwienie o ich dobrobyt. Acheron nigdy nie poznał takiej bezinteresownej miłości. Ani przed ani po jego śmierci. – Daj mi duszę Iasa. Artemida wygięła brwi w łuk. – Czy jesteś gotów zapłacić za nią cenę, którą zażądam i spełnić warunki jej wydania? Jego serce skurczyło się na jej słowa. Pamiętał swoją młodość lata temu. Wszystko ma swoją cenę Acheronie. Nic nie przychodzi nikomu za darmo. Jego wuj nauczył go dobrze jaka jest cena za przetrwanie. Acheron zapłacił wysoką cenę za wszystko, co kiedykolwiek miał lub chciał. Jedzenie. Schronienie. Odzież. Płacił ciałem i krwią. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają. 361
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Raz kurwa, na zawsze kurwa. – Tak – powiedział ze ściśniętym gardłem. – Zgadzam się. Zapłacę. Artemida uśmiechnęła się. – Nie smuć się tak Acheronie. Obiecuję, że ci się spodoba. Jego żołądek skurczył się jeszcze bardziej. Słyszał już wcześniej te słowa. Był zmierzch, gdy Acheron wrócił do jaskini. Nie był sam, gdy stanął na małym podwyższeniu. Stał na czele dwóch mężczyzn i czterech koni. – Co to jest? – zapytał Callabarax. – To są tarcznicy dla ciebie i Kyrosa. Przybyli tu, by pokazać wam willę w której zamieszkacie. Dadzą wam wszystko, czego potrzebujecie, a ja wrócę później, by dokończyć szkolenie. Ciemne oczy Iasa zakuły strachem. – A co ze mną? – Ty idziesz ze mną. Acheron zaczekał aż pozostała dwójka odjedzie końmi i zwrócił się do Iasa. – Czy jesteś gotowy wrócić do domu? Ias wyglądał na zaskoczonego. – Ale mówiłeś… – Myliłem się. Możesz wrócić. – Co z moją przysięgą dla Artemidy? – To już załatwione. Ias uściskał go jak brata. Acheron skulił się na dotyk, zwłaszcza, że podrażniał jego głębokie pręgi na plecach, które zadała mu Artemida w zamian za duszę Iasa – to było kłamstwo, które sama sobie wmawiała. Ale on znał prawdę. Biła go za to, że go kochała. Te ślady były niczym w porównaniu do głębokich ran, jakie miała jego dusza. Zawsze nienawidził, gdy ktoś go dotykał. Uprzejmie odepchnął Iasa. – Chodź, zobaczmy twój dom. Acheron przeniósł ich do małego gospodarstwa Iasa, gdzie akurat jego żona układała dwójkę dzieci do snu. Jej piękna twarz zbladła, gdy zobaczyła ich przez ognisko. – Ias? – zamrugała. – Powiedzieli mi dziś rano, że nie żyjesz. Ias potrząsnął głową, jego oczy pojaśniały. – Nay moja kochana. Jestem tu. Wróciłem do domu, do ciebie. Acheron wziął głęboki oddech, gdy Ias rzucił się do niej, by mocno ją przytulić. To sprawiło, że ból w jego plecach odpłynął. – Jest jeszcze kilka rzeczy Iasie – powiedział cicho Acheron. Ias cofnął się z dezaprobatą. – Twoja żona będzie musiała umieścić z powrotem twoją duszę w ciele. 362
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Liora skrzywiła się. – Co? Ias pocałował jej dłoń. – Oddałem duszę w służbę Artemidzie, ale ona mnie wypuściła, bym mógł wrócić do ciebie. Spojrzała zaskoczona jego słowami, a Ias spojrzał na Acherona. – Co musimy zrobić? Acheron zawahał się, ale nie było sposobu, aby uniknąć powiedzenia tego, co musi być zrobione. – Musisz ponownie umrzeć. Nieco zbladł. – Jesteś pewien? Acheron skinął głową, a następnie przekazał sztylet Liorze. – Musisz nożem przebić jego serce. Patrzyła z przerażeniem, zbulwersowana jego sugestią. – Co? – To jedyny sposób. – To morderstwo. Powieszą mnie za to. – Nie, obiecuję ci. – Zrób to Liora – namawiał Ias. – Chcę być znowu z tobą. Jej twarz była sceptyczna, wzięła sztylet w dłoń i nacisnęła jego pierś. Nie działało. Ostrze nie przekuwało jego skóry. Acheron skrzywił się, gdy przypomniał sobie, co powiedziała Artemida o mocach Mrocznych Łowców. Przeciętny człowiek nie był w stanie skrzywdzić sztyletem Mrocznego Łowcę. Ale on mógł. Biorąc sztylet od Liory, przebił serce Iasa. Ten potknął się, dysząc. – Nie panikuj – powiedział Acheron kładąc go na podłodze. – Mam cię. Acheron sięgnął i przyprowadził Liorę do jego boku. Wyjął z torby kamienny medalion zawierający duszę Iasa. – Weź to do ręki, kiedy umrze i uwolnij jego duszę. – Jak? – przełknęła. – Przyciśnij kamień do znaku łuku i strzały. Acheron czekał na odpowiedni moment zanim Ias umarł. Podał medalion Liorze. Krzyknęła jak tylko go dotknęła, a następnie upuściła go na podłogę. – On pali! – wrzeszczała. Ias dyszał, gdy walczył ze śmiercią. – Podnieś go! – Acheron rozkazał jej. Dmuchnęła chłodnym powietrzem na dłoń i potrząsnęła głową. Acheron był przerażony jej działaniami. – Kobieto co jest z tobą nie tak? On umrze, jeśli go nie uratujesz. Podnieś jego duszę. 363
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Nie. – Było jakieś zdecydowane światło w jej oczach, którego nie rozumiał. – Nie? Jak to nie? Słyszałem jak modliłaś się o niego, by do ciebie wrócił. Powiedziałaś, że oddasz wszystko, by twój ukochany wrócił. Opuściła dłoń i spojrzała na niego chłodno. – Ias nie jest moim ukochanym. Jest nim Lycantes. Był tym, o którego się modliłam, a który teraz nie żyje. Powiedziano mi, że duch Iasa zamordował go, ponieważ ten zabił Iasa w walce, byśmy mogli wychowywać nasze dzieci. Acheron był oniemiały jej słowami. Jak mógł tego nie zobaczyć? Był bogiem. Dlaczego to zostało przed nim ukryte? Spojrzał na Iasa i zobaczył ból w jego oczach, zanim stały się puste i Ias zmarł. Jego serce waliło, Acheron podniósł jego duszę i starał się sam ją uwolnić. To nie działało. Wściekły, zamroził w miejscu Liorę i zabił. – Artemido! – krzyknął w sufit. Bogini pojawiła się w chacie. – Ocal go. – Nie mogę zmieniać reguł Acheronie. Mówiłam ci o warunkach i je przyjąłeś. Zwrócił się do kobiety, która teraz była ludzkim posągiem. – Dlaczego mi nie powiedziałaś, że ona go nie kocha? – Nie miała możliwość dowiedzieć się tego tak jak i ty. – Jej spojrzenie stało się pochmurne. – Nawet bogowie popełniają błędy. – Więc dlaczego nie powiedziałaś mi przynajmniej, że medalion będzie ją palił? – Tego nie wiedziałam. On mnie nie palił, tak jak i nie pali ciebie. Nigdy wcześniej nie trzymał go żaden człowiek. W głowie Acherona szumiało z winy i smutku. Z nienawiści do siebie i do niej. – Co się stało z nim teraz? – Jest Cieniem. Bez duszy i ciała jego istota jest uwięziona w Katoteros. Acheron wył z bólu, gdy mu to mówiła. Właśnie zabił człowieka i skazał go na los o wiele gorszy niż śmierć. I po co? Za miłość? Za łaskę? Bogowie, był skończonym idiotą. Powinien wiedzieć lepiej niż ktokolwiek inny, że powinien najpierw zadać właściwe pytania. Powinien wiedzieć lepiej niż ufać w miłość innej osoby. Cholera, kiedy on w końcu się nauczy? Artemida schyliła się i uniosła jego brodę, dopóki nie spojrzał na nią. 364
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Powiedz mi Acheronie, jest ktoś, komu zaufasz na tyle, by wpuścić go do swojej duszy? Potrząsnął głową. – Wiesz lepiej. Dałaś mi wystarczającą lekcję jak bezwzględne są kobiety. Lub jak miłość rujnuje i niszczy. Dziękuję za lekcję Artemido. To było mi potrzebne. I zapewniam cię, że tej jedynej na pewno nigdy nie zapomnę.402
Tłumaczenie axse
402
Oj wpuści … już w pierwszym rozdziale II tomu
365
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
Słowo od tłumaczki ….
W sumie nie wiem jak ma skomentować pierwszy tom Acherona.., Przede wszystkim – był ciężki w tłumaczeniu – nie mam na myśli języka czy gramatyki, ale emocji nagromadzonych w pierwszej części. Było ich chwilami za dużo… a jeszcze musiałam sobie z nimi poradzić i jako tłumacz i jako czytelnik. Mam nadzieje, że udało mi się je odpowiednio pokazać. Przeszłość Asha jest okropna. Ohydna, brudna. Brudna – mam na myśli to, co mu robiono – wbrew jego woli. Trudno oceniać Apollymi – czy dobrze zrobiła, że posłała go do świata ludzi? Ale odpowiedź na to w tym tomie nie znajdziemy. Widzimy tylko efekt podjętej przez nią decyzji. Kto tu zawinił? Ona, Mojry, bogowie czy ludzie? Sceny, które najgorzej mi się tłumaczyło? Wszystkie związane z biciem, molestowaniem… - czyli ¾ tomu…, ale najgorsza scena była ta w świątyni, – w której Acheron został tak dotkliwie pobity z rozkazu Artemidy. Tłumaczyłam ten rozdział kilka dni. Kolejna scena, – która wbiła mi się w pamięć – to nie śmierć Acherona, ale żal jego matki. I tu po raz pierwszy naprawdę zakręciła mi się łza w oku. Co do bohaterów… Moim zdaniem – a już o tym dyskutowałam z kilkoma osobami Acheron, Ryssa i Styxx byli ofiarami zbiorowej nienawiści oraz własnych ludzkich rodziców. Acheron lany, Ryssa sprzedana draniowi, a Styxx wysysający z mlekiem matki nienawiść – stał się czystą nienawiścią. Między bliźniakami nie mogło być zgody. I żal mi ich obu, – mimo że Styxxa najchętniej bym w ziemię wbiła. A co Ryssą? Kochała brata – i aż się serce krajało, że wszelka jej pomoc obracała się przeciwko Acheronowi. A śmierć jej i synka? Trudno to nazwać słowami. To jest jeden z horrorów Asha, o który on się obwinia. Kolejny znamy z imienia Nick. Ale największą zarazą tej serii są dwie osoby … i zgadzam się z axse – to najwięksi antybohaterowie Mrocznych Łowców: Artemida i Apollo. Które gorsze? Sama nie wiem… Artemida… dla mnie to egoistyczna socjopatka a momentami nierozgarnięta idiotka… Braciszek Apollo? To z kolei urodzony psychopata… więcej nie dodam, bo szkoda mojego czasu… Widzimy też jak się narodzili Łowcy … dla mnie osobiście – z czystej chuci rudej wywłoki i z jej chęci podporządkowania sobie Acherona.., cóż nie
366
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
udało jej się … a osoba która ją wykopie na stałe z jego życia …. Cóż sami zobaczycie Pragnę podziękować mojej ukochanej becie Jenny13; moim stróżompoganiaczom axse ( która kilka rozdziałów jak widzicie sama przetłumaczyła; shonaliii oraz wszystkim chomikom które pozostawiały komentarze– tak bardzo mnie motywujące do dalszego tłumaczenia. Co do tempa dodawania rozdziałów … cóż pamiętajcie Drogie Chomiki … mam kilkumiesięczne dziecko A na prawie same koniec dodaje – tak, tak notkę autorki– zobaczcie, w jaki sposób tłumaczy się z krzywd Asha … mnie osobiście to zupełnie nie przekonuje….
Notka autora Po pierwsze chciałabym powiedzieć, że jestem bardzo świadoma faktu, że starożytny kalendarz znaczni się różni od mojego. Ale ponieważ mam do czynienia z czasem niezapisanym w historii, użyłam naszego kalendarza i dat, by umożliwić czytelnikowi zorientowanie się kiedy rzeczy miały miejsce. Mam nadzieję, że ci, którzy w takich sprawach są skrupulatni, zrozumieją, dlaczego to było konieczne. Powiedziano, że wziąłem licencję na to, jak miały się rzeczy na początku starożytnego świata. Uporządkowałam świat starożytnej Grecji i Atlantydy wokół późniejszego okresu czasu i dałam im więcej technologicznego postępu, niż pokazuje historia w prawdziwym czasie, gdy ustawiona jest książka. W moim świecie mieli o wiele lepsze zabawki zanim Atlantyda zatonęła i gniew Apollymi wysłał z powrotem człowieka do epoki kamienia łupanego. Jest to również omówione i bardziej szczegółowo wyjaśnione w dalszej części książki. To takie dziwne pisać te opowiadanie. Pamiętam jak pierwszy raz usiadłam do pisania powieści o Mrocznych Łowcach. Ash był jedną z pierwotnych postaci i początkowo miał być przywódcą Daimonów, a nie Mrocznych Łowców. On bardzo się zmieniał na przestrzeni lat, ale jedna rzecz nigdy się nie zmieniła – moja miłość do niego. Moich wiernych czytelników chciałabym ostrzec, że pierwsza część tej książki jest bardzo odmienna od poprzednich. Ludzkie życie Asha było ponure i trudne. Obiecałam wam całą brudną prawdę i to jest dokładnie to, co napisałam. Nie miałam żadnej taryfy ulgowej. Jako ocalała z dziecięcego maltretowania, znam siłę, by uciszyć głosy w twojej głowie
367
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
i sercu I nawiedza ciebie długo po tym jak się uwolnisz. To nie jest łatwe do zrobienia I właśnie, gdy uważasz, że pokonałeś demony, wracają do ciebie z nawiązką. Potrzeba wiele siły i odwagi, by zaufać obcym, gdy zawiedli cię ludzie, którzy mieli ciebie chronić. Ale jednej rzeczy jakiej się nauczyłam to, to że jest to możliwe. Wszyscy jesteśmy godni i mamy znaczenie. A co do tego, to nie jestem w stanie wystarczająco podziękować mojemu mężowi za bycie mężczyzną wewnątrz i na zewnątrz. Dziękuję kochanie za uratowanie mnie i pokazanie są na świecie ludzie tacy jak ty. Jak mój przyjaciel Tish nauczył mnie mawiać: Digmus Sum. Dziękuję Tisch. Więc jeśli szukasz humoru w moich poprzednich książkach, to podniesiesz się, kiedy przejdziemy z przeszłości Asha do dnia dzisiejszego w Nowym Orleanie. Zapewniam wszystkie sarkastyczne i prześmiewcze osoby, że seria żyje i ma się dobrze. Ale by zrozumieć obecną osobowość i umysł Asha, koniecznie trzeba znać jego przeszłość. I tak oto jest. Nieupiększona i cała. To jest stal, która została wykuta w piekielnym ogniu. Gdy zostawimy za sobą ten filar serii, możemy podnieść opowieść o Strykerze – Jedna Cicha Noc w listopadzie, która rozpoczyna drugi filar: Jadena, a on przenosi nas tam, gdzie kończy się ta opowieść. Świat Mrocznych Łowców rozwija się, ale Ash i pozostali wciąż będą wracać i będą wciąż mieć swoje miejsca w tym skomplikowanym wszechświecie. A teraz mała niespodzianka trailer drugiego tomu na który już zapraszam 12/07
368
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
ACHERON Sherrilyn Kenyon
II TOM
369
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
ROZDZIAŁ I 21 października 2008 roku. Parthenon Nashville, Tennessee Wtorek, godzina 18:30. Acheron teleportował się do głównej sali, w którym stał pokryty złotem posąg Ateny. Ze względu na wykład, który miał się rozpocząć w ciągu kilku minut ten obszar Partheonu403 został zamknięty dla zwiedzających. Powinien postępować zgodnie z zasadami… ale po co? To było jedno z nielicznych dobrodziejstw bycia bogiem. Kopie oryginalnych greckich rzeźb sprowadzonych do British Museum przez lorda Elgina stały wzdłuż ścian. Mimo że wnętrze Partheonu nie było dokładną kopią greckiego, zawsze lubił tutaj przychodzić. Coś wprawiało go w dobry nastrój. Za każdym razem gdy był w Nashville starał się odwiedzić to miejsce. Poszedł na środek pomieszczenia i podziwiał artystyczną interpretację bogini Ateny. W niczym jej nie przypominała. Czarnowłosa i o jasnej skórze Atena wyglądała na słabą, ale ten wygląd był zdecydowanie mylący. Jako bogini wojny mogła ją toczyć jak każdy inny mężczyzna. – Acheron… - powiedział posąg budząc się przed nim do życia. - Powiedz mi czego szukasz? Przewrócił oczyma. – Nocy z dala od ciebie Artemido. Więc jakbyś nie wiedziała…lub zapomniała, przypominam ci. Wyszła do niego z posągu i stanęła przed nim w swoim naturalnym wzroście. – Oh… nie jesteś zabawny. – Nie zamierzałem. Posłał jej obłudny uśmiech. – Ale masz rację. Przepraszam. Swoje poczucie humoru, jak ten posąg, straciłem jedenaście tysięcy lat temu. I do tej pory go nie odzyskałem, a statua przez ten czas nie stała się ani odrobinę bardziej pociągająca. Krzyżując ręce na klatce piersiowej żachnęła się. – Wszystko dmuchasz do zabawy. Ash wypuścił powietrze z niecierpliwością tak rzadko u niego spotykaną. 403
Jest to oczywiście replika greckiego Partheonu.
370
Sherrilyn Kenyon –Acheron Tłumaczenie: sasha1981 Beta: Jenny13
– Sprowadzasz… Artemido. Poprawne zdanie to sprowadzasz do zabawy nie dmuchasz. – Dmuchać, sprowadzać… bez różnicy. Zaszydził z niej patrząc na jej cień rzucany na ścianę. – Nie, nie jest! Przyjmij to do wiadomości od osoby, która dokładnie zna i rozumie obie formy. Skrzywiła się. – Nienawidzę kiedy jesteś taki prostacki.404 I dlatego tak się zachowywał. Na jego nieszczęście, cała chamskość świata nie wystarczała, aby trzymać ją z daleka od niego. – Co tu robisz? – zapytał przez ramię. – A ty? – szła za nim z zawziętą determinacją. Ponownie odszedł od niej kierując się do swojego ulubionego zabytku. – Jest pewien archeolog który uważa, że odkrył Atlantydę. Byłem ciekawy i dlatego tu jestem. Jej oczy zaświeciły. – Aha… więc muszę to zobaczyć. Kocham, kiedy skaczesz komuś do języka. – Do gardła...- poprawił ją przez zaciśnięte zęby. Szkoda że nie odczuwał tego samego entuzjazmu co ona. Nienawidził odbierać komukolwiek wiarygodność, zwłaszcza archeologom, a co gorsze publicznie wprawiać ich w zawstydzenie. Ale ostatnią rzeczą jakiej potrzebował to człowiek, który znajdzie Atlantydę, a następnie odkryje, czym na niej był. Po raz pierwszy w swoim życiu miał ludzi, którzy patrzyli na niego i jednocześnie okazywali mu szacunek, którzy pozwalali mu zachować godność. Gdyby tylko wiedzieli… Wolałaby umrzeć ponownie. Nie, lepiej użądlić ego profesora niż jego. Kiedyś miał chwile altruizmu, ale teraz już nie.405 Nikt go po raz kolejny nie skompromituje. Artemida zamrugała w radosnym oczekiwaniu. – Gdzie będzie ten wykład? – W sali, przy końcu korytarza. Zniknęła. Acheron potrząsnął głową. Przez kilka minut spacerował wokół ekspozycji i uśmiechał się na współczesną interpretację przeszłości. Jak ludzkość mogła być tak bystra i jednoczesnej tępa406? Jej postrzeganie wahało się od dokładnie bezbłędnej do wręcz śmiesznej. Ale znowu, czy wszystkie stworzenia nie cierpią z tego samego powodu?
404
No taaaaak, niegodny on poprawiać boginię... niegodny Nooo to mi się podoba... 406 Ha haha to chyba do mnie , jako historyka :P 405
371