Ader
Eridia
Wyszedł na strome zbocze góry i rozglądał się. Był ciepły letni dzień,
Słońca dochodziły zenitu. Jak daleko sięgał wzrokiem widział piękno...
5 downloads
8 Views
Ader
Eridia
Wyszedł na strome zbocze góry i rozglądał się. Był ciepły letni dzień,
Słońca dochodziły zenitu. Jak daleko sięgał wzrokiem widział piękno
przyrody. W oddali płynęła rzeka, nad lasami unosiła się jak zwykle
gęsta mgła, tutaj nie znano deszczu, wysokie mgły były niebywałą
rzadkością. Ziemia była zwilżana przez mgłę. Widok z góry był wspaniały.
W oddali było widać piękne Srebrne Miasto. Po sam horyzont ciągnęły się
lasy i pola uprawne, w ogrodach bawiły się dzieci, a po niebie szybowały
ptaki. Odwrócił się i teraz patrzył na odległe Czerwone Góry, których
wysokość dochodziła do sześciu tysięcy jednostek. Przyglądał się ich
niedostępnym, ośnieżonym szczytom przez dalekowizjer, zachwycał się ich
pięknem. Nagle zobaczył potężny błysk nad górami a po chwili upadł
ogłuszony wielkim grzmotem pochodzącym od tego błysku, nigdy czegoś
podobnego nie doznał...
Er obudził się zlany potem, to był tylko "zły" sen.
-Jeszcze chwila i wracamy, dobrze obserwujcie niebo, nigdy nic nie
wiadomo.- Słowa te dowódca zwiadu kierował do swoich żołnierzy, nazywał
się Wer, był silnie zbudowany, wzrostu około jednostki, w gronie
dowódców uważano go za niezdecydowanego, ale mylili się, zawsze liczył
się z życiem każdego żołnierza, zawsze starannie planował każdy ruch,
jego oddział należał do najlepszych, a przy tym odznaczał się
najmniejszymi stratami. W każdej bitwie szukał zemsty, jego brat Erd
zginął podczas ataku wrogiej armii z Czerwonych Gór na Srebrne Miasto. W
jego oddziale panowała wysoka dyscyplina, choć wszyscy żołnierze
zwracali się do niego po imieniu.
-Wer. Proszę spojrzeć na zachód.
Zobaczył, na razie mały, obiekt na niebie, który najprawdopodobniej
zbliżał się, szybko stawał się coraz większy, był dobrze widoczny na tle
ciemnoniebieskich chmur, po kilku chwilach było już widać wyraźnie, że
jego trajektoria ciągle się zmienia, dało się zauważyć, że coś zostało
od niego odrzucone i około stu jednostek nad powierzchnią ziemi wybuchło.
-Nie może nas wykryć, to chyba jakaś nowa broń. Wezwijcie Er, on się na
tym dobrze zna.- Wer był zaniepokojony zaistniałą sytuacją, w ciągu
ostatnich trzech obrotów stracił trzech ze swego oddziału liczącego
teraz już tylko dwudziestu siedmiu żołnierzy, posiłków nie będzie.
-Er zaraz przyjdzie.
Obiekt ciągle się zbliżał, ale nie było nic słychać, panowała głęboka
cisza, tak jak by to leciał ptak, a nie to. ..
-To statek powietrzny.- Powiedział spokojnie Er.- Ale jakiś dziwny...
-Co o nim sądzisz, Er?- Spytał szybko Wer.
-To jakiś duży model, w naszych siłach nigdy takich nie mieliśmy,
wygląda na jakąś nową broń, ale nie jestem pewien, jest strasznie cichy,
tak jakby leciał bez silników, a poza tym jest sam, co może wskazywać na
dużą siłę ognia tego statku.
-Nadlatuje. Kryć się. Broń w pogotowiu.
Statek przeleciał, może z dwadzieścia jednostek nad nimi i nic się nie
stało.
-Czyżby nas nie zauważył? Niemożliwe. Chyba tylko zbadał nasze pozycje.-
Zabrzmiał głos jednego z żołnierzy
-Możliwe.- Odparł Wer.- Ustawcie broń na maksimum.
-Widzisz, Wer. Chyba leci dalej na wschód, nie zawraca.
-Dlaczego ciągle zniża lot? Coś tu nie gra.- Powiedział Er, naprawdę
zdziwiony. Chciał coś jeszcze powiedzieć ale nie zdąrzył.
Usłyszeli, jakby potężny grzmot i za wzgórza numer trzydzieści siedem
uniósł się grzyb ognia.
-Rozbił się?- Rozległo się w oddziale.
-Co sądzisz o tym, Wer?
-Tam nie mieliśmy żadnych umocnień, nie miał potrzeby bombardować
tamtego miejsca. Grupa pierwsza ze mną, druga i trzecia będziecie nas
osłaniać, Er ty też chodź ze mną. Ruszamy.
Szli powoli, do wzgórza trzydzieści siedem było jakieś trzysta
jednostek. Gdy już tam dotarli, ujrzeli głęboki rów prowadzący aż do
podnóża następnego wzniesienia, na końcu którego znajdował się dymiący
jeszcze wrak, coś było obok niego. Statek naprawdę był duży.
-Niesamowite. Rozbił się. Ubić drania. Ognia!- To była pierwsza tak
szybka decyzja ze strony Wera. Zapanowało nad nim ponownie uczucie zemsty.
Nie trafili i "napastnik" szybko schował się we swym wraku. 1. -Odział dwudziesty pierwszy! Odbiór. Co się tam stało? Czujniki zarejestrowały duży wstrząs w waszym rejonie. Wer, odezwijcie się!
***
-Komputer zmień kurs na: dwa, osiem, sześć.
-Czy mogę coś powiedzieć?- Zapytał pilota komputer pokładowy. Pilot
skinął lekko głową.- Wybrałeś kurs przez niezbadane obszary. To może
okazać się bardzo niebezpieczne.
-Lecąc tamtędy oszczędzimy miesiąc drogi, więc zmień kurs i nie martw
się tak. Nie przez takie strefy udawało nam się przelecieć w jednym kawałku.
-Powtarzam, że to nie jest rozsądna decyzja.
-Powinieneś mieć w swoich zasobach, że gresy nie można zbyt długo
przewozić, bez naturalnego oświetlenia szybko ulega rozkładowi.
-Wiem, mogłeś tego nie kupować.
-Nie kłuć się ze mną.- Wstał ze swego miejsca przy pulpicie i zaczął
groźnie machać zasiśniętą pięścią przed czujnikiem optycznym komputera.
Przed nim mógł tak machać, ale osobnicy z jego gatunku, a był on
człowiekiem, najprawdopodobniej wyśmiali by go (w przeciwieństwie do
innych ze swego gatunku nie utrzymywał z nikim bliższych znajomości,
trzymał się na boku a oni zawsze chodzili i latali grupami), nie był
potężnie zbudowany, wręcz przeciętnie, sam w rzadnej bazie nie miałby
szans, stratowaliby go, ale wśród gwiazd niewielu go zaczepiało, był
bardzo dobrym pilotem, a w dodatku jego transportowiec był silnie
uzbrojony, broń pochodziła głównie ze szczątków statków, które odważyły
się pokusić o jego towar. Ludzie też go unikali, nie wyglądał na silnego
to prawda, ale jego wygląd był raczej odpychający. Rzadko patrzyli mu
prosto w twarz, miał wszczepione lewe oko, które pochodziło od
gorundzkiego tygrysa, było prawie całe zielone, z poprzeczną, cienką,
czerwoną źrenicą, jemu to nie przeszkadzało, jeśli chciał mógł widzieć w
podczerwieni, nadfiolecie no i w zupełnych ciemnościach, to oko bardzo
mu się przydawało, najbardziej chyba podczas wojny na dziesiątym
księżycu Asdera, w tedy miał jeszcze o co walczyć, stamtąd pochodził,
tam był jego dom. Po wojnie zmienił się, zaczął ubierać się na czarno,
to właśnie w tedy zaczął stronić od ludzi. Przestał się przechwalać,
schował broń pod kurtkę. Zmienił się.
-Idę się przespać, obudź mnie, jeśli coś się wydarzy.
Poszedł do swojej kabiny i szybko usnął.
***
-Nie wychylać się. To rozkaz.
-Ależ ciemno.
-Komu ciemno temu ciemno.
-Znalazł się mądrala.
-Ty, cwaniak, pierwszy prowadzisz wachtę
"Ten mój niewyparzony język "-Tak jest.
To była naprawdę ciemna noc, bez gwiazd, bez księżyców, tylko chmury,
czarne chmury. Wróg był zaledwie kilkaset metrów od jego pozycji.
Podobno to ich oddział miał uderzyć o świcie, wśród żołnierzy słychać
było odmawiane modlitwy. Po godzinie dziesiątej zapanowała cisza,
przerażająca cisza.
Obudził się gwałtownie. "A niech to, zasnąłem! Dobrze, że nikt mnie nie
zauważył ".Panowała cisza, ale w tej ciszy usłyszał coś za swymi
plecami. Powoli się odwrócił, zdjął opaskę z lewego oka.
-Alarm!...- Tylko tyle zdążył krzyknąć. Jego zielone oko uratowało mu
życie, zdążył dostrzec wroga celującego do niego z odległości
pięćdziesięciu metrów. Atakowali. Ten po drugiej stronie był dobrym
strzelcem, zdjął wartownika. Celny strzał i ręka trzymała się już tylko
na skrawku rękawa od munduru. W tedy ostatni raz czuł ją naprawdę.
Ocknął się gwałtownie z uczuciem straszliwego bólu w lewej ręce.
-Moja ręka!
-Uspokój się. To tylko złudzenie. Nie masz już przecież ręki.- Dobiegł
głos komputera z komunikatora.
-Masz rację... to było takie realne.- Odrzekł z żalem.- Ta sztuczna to
nie to samo.
-Alarm! Ader, szybko do głównego pulpitu.
-Biegnę. Szybko dawaj opis sytuacji...Jestem.
-Transportowiec na torze kolizyjnym. Nie odpowiada na wezwania.
-Do transportowca na moim kursie, tu kapitan jednostki vd1449, odpowiedz
na wezwanie, w przeciwnym razie otworzymy ogień.
-To wasz statek wszedł na mój kurs, tu kapitan jednostki vr1233, ustąp,
albo zabiorę ci twój ładunek. Dla ścisłości nazywam się Vert.
-Znam cię, jestem Ader.
-Więc giń, kocio oki.
-To się okaże. Przerwać transmisję. Komputer osłony na maksimum. "To ten
z baru, od razu wiedziałem, że to zawadiaka."
Pierwszy strzał padł ze strony jednostki vr1233. Nawiązała się walka,
działka laserowe poszły w ruch, przez całą walką było widać błyski
energii tnącej nicość wszechświata. Pościg - ucieczka, życie - śmierć
oto prawa rządzące rynkiem kosmosu, chcesz zarobić jako handlarz to
wcześniej czy później będziesz musiał walczyć, walczyć z piratami lub
innymi handlarzami. W tym przypadku spotkało się dwóch handlarzy. Jeden
jak i drugi chciał żyć, zarabiać... Pilot jednostki vr1233 był naprawdę
dobry, nie potrafili przełamać jeden drugiego przez długi czas. Ader
pierwszy mocno oberwał, od jego statku zostało odstrzelone tylne
działko. Vert siedział mu na ogonie... Z obu statków jednocześnie
odpalono torpedy. To ich rozłączyło na chwilę, uciekali teraz od torped
przeciwnika. Torpeda Adera minimalnie sięgła celu, statek Verta doznał
niewielkich uszkodzeń. Ponownie ruszyli na siebie...
-Komputer, przerzuć całą moc na działko numer trzy.- Rozkazał Ader.
Trafił prawie tam gdzie chciał, jedyny słaby punkt statków typu vr, to
znaczy w miejsce połączenia luku drugiego ładowni z trzecim,
poskutkowało. Statki typu vd też miały swój słaby punkt i zanim promień
lasera wystrzelonego przez Adera doszedł celu przeciwnik zdążył
wystrzelić unkarańską torpedę, torpedę od której nie można uciec, zawsze
trafia w cel.
-Znam twój słaby punkt, Ader.
Eksplozja na obu statkach, ale pilot jednostki vd ustabilizował jeszcze
na moment swój statek aby wycelować i dobić przeciwnika (niepisane prawo
nakazywało zabić pokonanego), ale nie strzelił.
***
Po wyjściu przez górny właz na powierzchnię jego oczom ukazał się
straszliwy widok, powierzchnia planety przypominała powierzchnię Amboru
po wojnie. Kikuty uschniętych drzew, niektóre były spalone, około
dwudziestu kilometrów na zachód dostrzegł ruiny jakiegoś wielkiego
miasta, wokół nie było widać nic żywego, ani roślin, ani zwierząt.
Planeta wyglądała na zupełnie opustoszałą. Zeszedł na powierzchnię, sam
piasek, ani kropli wilgoci. Woda jeśli była to albo głęboko pod
powierzchnią planety, ale pewniej cała była zgromadzona w chmurach.
"Ani śladu życia, wszystko wskazuje na to, że przyjdzie mi tu umrzeć z
głodu."
-Komputer, znalazłeś coś?
-Nadal sprawdzam teren, w promieniu stu metrów brak śladów życia poza
nielicznymi bakteriami.
-Szukaj dalej.
-To zajmie trochę czasu, nie jestem już tak sprawny jak przed tygodniem.
-Wiem, ale postaraj się.
Chmury zaczęły się zbierać nad statkiem, przynajmniej tak wydawało się
Aderowi. W oddali widać było błyski piorunów, spojrzał przez lornetkę,
tam gdzie uderzały na pewno nie padał deszcz. "W tej okolicy nie padał
chyba od miesięcy. Jak to możliwe przy takiej ilości chmur?"
-Komputer, jak idą poszukiwania?
-Jak narazie bez rezultatów.
-Zawiadom mnie jak coś odkryjesz ciekawego. Postaram się naprawić
pomniejsze uszkodzenia w kadłubie. Zapomniał bym, co to za planeta?
-Nie mam pojęcia. Mówiłem przecież, że to niezbadany obszar, cieńcia w
budżecie i tym podobne sprawy, ustalono okrężne szlaki komunikacyjne i
zapomniano o tym rejonie.
-No i my teraz tu jesteśmy, pionierzy na mięso.
-Może nie na mięso, ale nie będę pokazywał przez kogo tu jesteśmy.
-Nie masz czym.
-Dlatego nie będę.
***
-Co za wspaniałe powitanie!? Dlaczego mnie nie ostrzegłeś!?- Krzyczał
jak mógł tylko najmocniej, gdy zatrzasnął za sobą właz.
-Jestem nieco uszkodzony, nie mogę jednocześnie rozmawiać z tobą i
penetrować obszaru.
-Sprawdź ilu jest napastników!
-Spokojnie, tylko nie wrzesz, bo mi czujniki głosu uszkodzisz...Jest ich
siedmiu... nie osiemnastu, siedmiu na przedzie reszta chyba ich osłania,
są dobrze uzbrojeni, ale do środka się nie dostaną.
-Czy te boczne działko jeszcze działa?
-...Tak, jest sprawne.
-Idę do działka, co robią?
-Strzelają... Właśnie przestali... Chyba się przegrupowują.
-Nie przebijemy się do środka, Wer. Jest zbyt mocno chroniony jak na ten
sprzęt.
-Wer, dowództwo.
-Co tam się u was dzieje, czego nie odbieracie sygnału. Powinniście
wrócić już 23.7 temu.
-Musieliśmy zachować ciszę, mamy tutaj dziwny obiekt, prosimy o wsparcie.
-To pułapka. Musicie natychmiast wracać. Wysokie mgły kumulują się nad
waszymi pozycjami. Zarządzam natychmiastowy odwrót. Jeśli jutro ten wasz
obiekt będzie tam jeszcze, to będziecie mogli go sprawdzić, a teraz wracać.
-Tak jest. Grupy pierwsza, druga odwrót.
-Ader, oni bardzo szybko się wycofują.
-Śledź ich pozycje.
-Sto metrów... Sto dwadzieścia... Kompletnie stracili szyk, jakby przed
czymś uciekali.
-Wykrywasz coś?
-...Nie. Znikają... Chyba schodzą pod ziemię w odległości około ośmiuset
metrów od nas. Nie potrafię dokładniej określić odległości. Skala błędu
plus, minus sto metrów.
-Ciekawe dlaczego tak szybko się wycofali?
Na zewnątrz zbierały się chmury, zbierało się na wielką "burzę"...
Rozległy się grzmoty, pioruny zaczęły uderzać w ziemię. Zdumiewająco
blisko statku. Powoli zaczęły się przybliżać
-Komputer. Co się dzieje na zewnątrz?
-Spokojnie Ader, to tylko burza, choć muszę przyznać pioruny uderzają
coraz bliżej nas, jakby były na nas kierowane.
-Jak długo wytrzymamy jeśli to coś nas atakuje?
-Bardzo krótko. Zginiesz za drugim trafieniem, ja może wytrzymam do
czwartego.
-Optymista z ciebie.
-Co tam znaleźliście, Wer?
-Er, mów.
-To niespotykany typ statku kosmicznego, najprawdopodobniej nowa broń z
gór...
-Mylicie się.-Po tych słowach Efga nieco osłupieli.- Właśnie
otrzymaliśmy meldunki z czujników na powierzchni, mgła atakuje ten wasz
obiekt, co może jedynie oznaczać, że on nie jest po ich stronie. Kiedyś
podróżowaliśmy wśród gwiazd, możliwe, że teraz ktoś przyleciał stamtąd.
-Jak mi wiadomo, podczas tych wypraw nie odkryto żadnych wyższych form
życia?
-Masz rację Er. Dlatego nie wiemy, czy to coś co przyleciało jest
nastawione wrogo czy też pokojowo.
-Teraz na pewno wrogo.- Wer zwiesił głowę.- Strzelaliśmy do przybysza,
myślałem, że to ci z gór wylądowali.
-Zadecyduję jutro co z tobą zrobić, tylko dlatego, że jesteś zasłużonym
żołnierzem. Rozejść się.
Żaden piorun nie trafił w statek i po półgodzinie burza odeszła.
-Ader, "przejaśnia" się.
-Żadnych uszkodzeń?
-Nie zostaliśmy uszkodzeni, na szczęście, wygląda na to, że to była
zwykła burza, deszcz nie spadł.
-Więc to nie była zwykła burza.
***
Świt był jak każdy inny, promienie słońc nie przebijały się przez gęste
chmury, nie było mgły. We wszystkich punktach na powierzchni panował tym
razem wzmożony ruch spowodowany przybyciem Obcego. Pod powierzchnią
obradowano nad tym faktem, jaką grupę wysłać, z jakim uzbrojeniem i czy
przybysz w ogóle przetrwał atak wysokich mgieł?
Er znów tego ranka obudził się gwałtownie, śnił o przybyszu. We śnie
widział go jako potężnego mężczyznę, uzbrojonego po same uszy, widział
jak obcy wyszedł ze swego statku w pełni uzbrojenia, a za nim wyszedł
jeszcze oddział innych, podobnie wyglądających do wodza i jak ruszyli na
ich umocnienia, potem widział krwawą bitwę, jak ze statku wciąż
wychodzili nowi aby pomścić śmierć towarzysza zastrzelonego poprzedniego
dnia. Nie wiedział, czy to co widział wydarzyło się naprawdę, czy też
dopiero się wydarzy, jego sny często się sprawdzały... Po przebudzeniu
ta myśl nie dawała mu spokoju, jeśli tam jest ich więcej i chcą dziś
uderzyć? Er nie był żołnierzem, ale dobrze znał się na broni... magazynu
nikt dziś nie pilnował, wszyscy byli na wyższych poziomach, bez trudu
znalazł miejsce składowania materiałów wybuchowych. "Jeśli się mylę to
nic się złego nie stanie, ale jeśli mam rację to ich powstrzymam.
"Szybko opuścił magazyn i udał się do nieużywanego od dawna wyjścia na
powierzchnie numer pięć, szyb był wyłączony z użytku, po którymś z
ataków wysokich mgieł, transporter nie działał, ale szyb nie został
zasypany, więc można było się nim wydostać, ale gdyby nastąpił atak, gdy
będzie w szybie... Szyb miał dziesięć pięter wysokości, ale Er zaczynał
swój marsz od czwartego. Wchodził w miarę szybko, tylko przy samym
końcu... o mało nie spadł. Po wyjściu na powierzchnię ujrzał widok,
który oglądał od prawie czterech obiegów - pustynię zamiast lasów i
ogrodów, Srebrnego Miasta też już nie było. Omijając stanowiska obronne
ruszył w kierunku wraku, gdy tam dotarł, słońca dochodziły zenitu, był
zmęczony, zabrał wiele ładunków. W pobliżu statku nie było nikogo, mógł
spokojnie podejść do niego, nic się nie stało. "Chyba zginął. "Zaczął
obchodzić statek, w stronie, której ubiegłego dnia nie widzieli, była
znaczna wyrwa, przez którą można było zajrzeć do wnętrza, tylko zajrzeć,
w środku niczego nie było. Z trudem wszedł na wierzch statku, który był
mocno przechylony, znalazł właz i zaczął go otwierać, po wielu próbach w
końcu udało mu się, wszedł do środka i ujrzał tylko...
***
-Ader, obuć się.- Dobiegało z komunikatora, który ledwo działał.
-Czemu mnie budzisz? Podaj współrzędne
-...
-Dlaczego mnie budzisz? Miałem parszywy sen. O co chodzi?
-Chodzi o to, że ktoś zbliża się do nas.
-Podaj prędkość i wielkość statku, czy odpowiada na wezwania?
-Obudź się wreszcie!- Komunikator przestał działać, mógł teraz jedynie
odbierać dźwięki z tej kabiny.
-A niech to... myślałem, że to tylko był sen, tak dobrze odpoczywałem...
Głośnik wysiadł... Już idę do głównego pulpitu...
-Jest sam, chodzi wokół statku, myślę, że on myśli, że ty nie żyjesz.
-A to się zdziwi, czego on tu może chcieć?
-Wszedł na górę, czy mam przeprowadzić skaning?- Ader kiwnął głową.-...
Analizuję jego bagaż... Wyodrębniam cząstki nie organiczne... On ma przy
sobie mnóstwo materiałów wybuchowych, chyba chce nas wysadzić... Grzebie
przy włazie...
-No to się zdziwi. Idę tam. Na razie wyłącz wszystkie systemy w środku,
ma być ciemno. Zrozumiałeś?
-bzzzszszzz...
Ader lubił chodzić po ciemku, zwłaszcza w wielkich bazach, tam zawsze
było dużo ciemnych przejść, nikt go nie widział a on widział wszystkich,
lubił być niezauważany. Szybko dotarł do górnego włazu (jedynego przez
który można było wejść, reszta była w piachu), uaktywnił broń i
czekał... Po chwili właz uchylił się i do korytarza wpadło trochę
światła, Ader stał daleko i nie był widoczny. Czekał jak kot, aż mysz
się wychyli. Er powoli schodził po drabince, stanął na podłodze i zaczął
się rozglądać. Ader wycelował dokładnie w jego głowę, nie w korpus, Gość
był zbytnio obładowany ładunkami, Ader nie chciał wysadzić i siebie. Er
spojrzał w jego kierunku, ale ujrzał tylko błysk wiązki lasera...
***
-Zgadzam się, damy dla Wera jeszcze jedną szansę. Wezwijcie go tu.-Wer
czekał za drzwiami, wszedł, był pewien, że to już koniec jego służby.-
Dajemy ci jeszcze jedną szansę, Wer. Jeśli przybysz lub przybysze
jeszcze żyją to przyprowadź ich żywych. Zrozumiano?- Tak jest.- I
jeszcze jedno, Er pójdzie z twoim oddziałem. Przyprowadzić Era.
Tym razem proszony nie wszedł natychmiast, nie wszedł w ogóle.
-Jak to nie ma, znaleźć mi go natychmiast!
Przeszukano całą bazę, wszystkie piętra, nigdzie go nie było. Zaczęto
szukać go na zewnątrz.
-On uciekł, znaleźliśmy ślady wychodzące ze szybu numer pięć, omijał
nasze punkty i poszedł do wraku, w pobliżu go nie było, chyba wszedł do
środka...
-Zdradził?... Wykluczone. Wer, wyruszcie natychmiast. Wiesz co masz zrobić.
-Wiem.
Oddział już czekał na zewnątrz, uzbrojony mocniej niż ostatnio. Ruszyli
biegiem w stronę wraku, na niebie nie było widać żadnych ruchów. Szybko
dotarli na miejsce i okrążyli wrak, także zauważyli wyrwę, ale się nie
zbliżali. Przez dalekowizjery widzieli ślady na piasku, które biegły
wokół statku, niechybnie był w środku, tylko czy jeszcze żył? Otworzyli
ogień...
-Ader!- Rozległo się w korytarzu.- Atakują, chyba przyszli po Szperacza.
-Jak z osłonami?
-Jeśli wyłączę wszystko we wnętrzu, to może zadziałają.
-W porządku. Od trzech dni nic nie jadłem, większość zapasów poszło w
próżnię gdy wtedy nas trafił, wyszczel kilka razy z działek dla strachu,
ja muszę zająć się naszym gościem... Ale ciężki... Waży z osiemdziesiąt
kilo...
-Wycofać się na dalsze pozycje!
-Baza! Baza! Otworzono do nas silny ogień, bez posiłków się nie przebijemy.
-Jakiego wsparcia potrzebujecie?
-Prosimy o przysłanie ...