Ader
Wieczna zima
Średniej wielkości transportowiec zbliżał się do planety Etwin, która od
początku swego istnienia na mapach była skuta lodem. Nie od...
7 downloads
14 Views
Ader
Wieczna zima
Średniej wielkości transportowiec zbliżał się do planety Etwin, która od
początku swego istnienia na mapach była skuta lodem. Nie odkryto na niej
inteligentnych form życia, więc bez ceremoniałów wcielono cały układ do
Federacji a po odkryciu nielicznych złóż przeznaczono ją na planetę
górniczą.
-Chyba oszalałeś?- Odezwał się Rty, gdy po wyjściu z dolnego pokładu
spostrzegł planetę.- Chcesz tutaj przeczekać?
-Bez nerw, to najlepsze miejsce. Jest tylko kilka osad górniczych.
Wylądujemy w którejś i przeczekamy.- Powiedział ze spokojem w głosie Calmer.
-I myślisz, że tak bez niczego nasz ugoszczą?
-Sie nie martw, Bob, to naiwniacy. Całe życie kopią tunele i...
-Jasna cholera, Calmer.- Przerwała Sety.- Mówiłeś, że wyczyściłeś ślady.
-Jak wychodziłem, gościowi jeszcze parowała głowa.
-To wyjaśnij mi łaskawie skąd ten Skurczybyk się tu wziął i dlaczego żąda
naszego zatrzymania się, i zezwolenia na abordaż?
-Zaraz mu odpowiemy. Sety idź do wieżyczki. Rty i Loui zajmijcie się obsługą
bocznych działek. Reszta śledzić przyrządy.
Transportowiec zwolnił i czekał, aż Skurczybyk się zbliży, a gdy ten wykonał
to czego oczekiwali, otworzyli ogień. Statek patrolowy błyskawicznie
odstąpił
od niego, w kilka sekund ustawił się i wyszczelił kilka razy, nie użył
torped. Transportowiec stracił sterowność i kręcąc się wokół własnej osi
zmierzał w
kierunku planety. Arkoriański myśliwiec patrolowy podążył za swą ofiarą w
gęste warstwy atmosfery. Wkrótce jego przyrządy zlokalizowały wrak, okazało
się, że pozostała przy życiu tylko jedna osoba, której szanse przeżycia
następnej godziny były bliskie zeru. Pilot wyprowadził swój statek z
atmosfery i
powrócił do patrolowania strefy granicznej Federacji, tak jakby incydent w
ogóle nie miał miejsca.
Śnieg padał coraz obficiej, zmniejszając z minuty na minutę widoczność. Od
kilku godzin z kierunku wschodniego wiał silny wiatr tworząc wysokie zaspy
przez które przedzierała się niewyraźna postać.
-Baza! Baza! Tu Dwójka, jestem kilka minut od punku A. Sprawdzę odczyty i
jeszcze punkt D2.
-W porządku Dwójka. Tylko gdzieś nie wpadnij, bo do wiosny cię nie
znajdziemy.
-Bez odbioru.
W kilka minut dotarł do przyrządów, musiał zrzucić z nich sporą warstwę
świeżego śniegu. Wiatr stawał się coraz bardziej przenikliwy. Odczyty były w
normie. Nie pojawiły się nowe pęknięcia czy obsunięcia po ostatnich
drążeniach. Zapisał odczyt i ruszył w kierunku miejsca, w którym znajdował
się
kolejny skaner. Widoczność spadła do pół metra i musiał zwolnić. Do zachodu
pozostało niewiele ponad godzinę. Po dziesięciu minutach zaczął się
zastanawiać nad powrotem, gdy o mały włos nie wpadłby do krateru. Wiatr
przestał na chwilę wiać i zobaczył, już lekko przysypany śniegiem
transportowiec. Krater by oblodzony. Górnik ześliznął się na dno i podszedł
do statku, był zanurzony w śniegu na wysokość luku towarowego, który po
kilku próbach udało mu się otworzyć. Właz podniósł się z hałasem a z wnętrza
buchnęła para. Wszedł do wnętrza i zamknął za sobą luk. Przeszedł przez
pustą ładownię i zatrzymał się przed włazem do sterowni. Pociągnął niewielką
dźwignię w duł i wszedł do kabiny, zatrzymał się w kałuży krwi. Na podłodze
leżał jakiś człowiek z roztrzaskaną głową. Obrócił się i zobaczył na ścianie
punkt w który uderzył- dźwignia luku. Wszedł dalej i zobaczył jeszcze pięć
trupów. Ze sterowni było wyjście do górnej wieżyczki, z której kapała krew.
Wspiął się do niej po drabince, osoba w niej się znajdująca nadal żyła.
-Baza! Baza! Tu dwójka.
-Czego znowu. Nie mów, że nie możesz wyjść z jakiejś dziury.
-Rozbił się tu jakiś transportowiec. Minimum to sześć ofiar śmiertelnych i
jedna ciężko ranna.
-Zrozumiałem. Już wysyłam oddział.- Górnik wyłączył komunikator i przykrył
leżącą obok fotela dla strzelca kobietę. Była nieprzytomna. W chwilę po
wyłączeniu komunikatorów do wieżyczki wtargnął dym. Górnik natychmiast
zrozumiał co się stało. Po zaryciu w śnieg generator silników grawitacyjnych
nie przestał działać, co doprowadziło do jego przegrzania. Z wielkim trudem
wyciągnął ranną z wieżyczki i szybko wyniósł ją na powierzchnię. Ze sterowni
zabrał miotacz bliskiego zasięgu i zrobił nim w ścianie lodu prowizoryczne
schody. Zdołał odnieść ranną na dwadzieścia metrów, drugie tyle przeleciał
niesiony siłą wybuchu. Śnieg nie był jeszcze uleżały i upadł dosyć miękko,
ta którą wyniósł leżała w pobliżu. Podszedł do niej. Zamieć się wzmagała,
ale już
po kilku minutach przybyła pomoc.
-A toś sobie zapolował.- Tenasder zmierzył wzrokiem osobnika, który się
odezwał.
-Żartowałem... Gdzie ten transportowiec? Odleciał?- Cichy śmiech przebiegł
przez grupę ratunkową. Górnik wskazał ręką miejsce, w którym znajduje się
statek i nie mówiąc nic więcej ruszył pieszo w kierunku bazy.
-Że też on nigdy nie zabłądzi... Przymocujcie ją dobrze i zjeżdżamy stąd.
-Może jednak podeślemy mu jednego.
-Jak chcesz go rozdrażnić, to mu jednego daj... Nie? To siadaj i dobrze się
trzymaj w swoim siodle, żeby cię ktoś z niego kiedyś nie strącił. Podczas
powrotu do bazy na swych dwunożnych wierzchowcach nie spotkali Tenasdera. W
bazie zjawił się dopiero po kilku godzinach z jakimś zwierzakiem na
ramieniu. Podszedł do barmana i rzucił mu swoją niegotową jutrzejszą kolację
na blat.
-Zaraz będzie gotowa.
-Zrób coś z tym.- Górnik rzucił mu w ręce miotacz. Barman wyglądał na
zdziwionego, nigdy nie widział u niego broni, ale zabrał ją.
-Zajmę się tym. Usiądź. Zaraz kogoś przyślę z posiłkiem.
Sety obudziła się mniej więcej w czasie w którym Tenasder kończył swój
posiłek. Pomieszczenie było małe, bez okien. Drzwi były opancerzone. Usiadła
na
łóżku i patrzyła w niebieską podłogę. Wszedł lekarz.
-Jak się pani czuje?
-Nieźle.
-Jakieś bule głowy, kończyn?
-Lekki bul głowy.
-Przejdźmy do konkretów. Skąd się pani tutaj wzięła i jak doszło do
katastrofy?
-Czy to jest jakieś więzienie?- Lekarz zrobił dziwną minę i uśmiechnął się.
Po czym odpowiedział krótko, że nie.-Lecieliśmy... do układu przygranicznego
Solin Dwa. Niedaleko granicy zaatakował nas Kreoński statek. W wyniku
poniesionych uszkodzeń zdecydowaliśmy się lądować tutaj. Nie udało się...
Czy
zawiadomiliście kogo trzeba?- Lekarz jedynie pokręcił nieznacznie głową.- A
skąd wzięłam się tutaj, gdzie ci z którymi leciałam?
-Znalazł cię górnik, Tenasder. Twierdzi, że gdy cię odciągał od statku, ten
eksplodował.- Sety opuściła głowę.
-Nie żyją?
-Tak... Zostaniesz tutaj przez jakiś czas. Łatwo znajdziesz nocleg, ale
prędzej idź coś zjeść... Możesz iść.
Szybko się zorientowała, że prawie cały kompleks znajdował się pod ziemią. W
bazie przeważali ludzie. Po chwili trafiła do baru, a jeszcze szybciej
przestała sama siedzieć przy stoliku.
-Jak się tutaj dostałaś? Nie widziałem cię tu nigdy a ostatnio nie wylądował
żaden statek.- Nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż ktoś podszedł i uderzył w
głowę
jej rozmówcę.
-Ty idioto.- Odciągnął go od stolika.- Widzisz kto tam siedzi?... Wiesz z
kim ona przyszła?
-No jasne, z grupą ratunkową.
-Idiota. A kto ją znalazł? A gdzie statek którym przyleciała? A może sama
pilotowała transportowca, co?
-Skąd wiesz, że przyleciała transportowcem?
-Zamknij się. Mam swoje źródła, to był vr2300 a do niego potrzeba trzech
pilotów. Radzę ci odczep się od niej.
-I dlatego, że potrafiła sama pilotować vr mam ją zostawić?
-Głupek. Znaleziono ją z Tenem.- Rozmówca zmienił wyraz twarzy.- A z vr
została tylko kupa złomu.- Louis zbladł i podszedł do stolika Sety.
-Przepraszam, ale właśnie wezwano mnie do wykopu. Jakaś awaria.
Przepraszam.- Szybko się oddalił. Sety przez chwilę śledziła go wzrokiem.
Tego, który
go spłoszył już nie było. Nikt więcej nie próbował się przysiąść. Popatrzyła
w kierunku, który pokazywał młodzikowi przeganiacz. Przy centralnym stoliku
siedziała jedna osoba i kończyła posiłek. Sety wstała ze swego miejsca i
podeszła do siedzącego górnika, który ją uratował.
-Cześć. Jestem Sety. To ty mnie uratowałeś. Chciałam ci podziękować.-
Tenasder przestał jeść, okoliczne stoliki błyskawicznie opustoszały.
Zmierzył ją
wzrokiem. Wyprostował się i popatrzył na nią z góry. Podniósł raptownie
rękę. Odskoczyła. Kiwnął na barmana. Ten szybko podbiegł, zabrał talerz i
zapłatę za pierwsze danie. Po chwili wrócił z drugą porcją i zabrał ze sobą
Sety. Posadził ja przy barze. Tenasder ponownie zasiadł do posiłku.
-Na Boga, czy pani jest chora? Mógł panią zgnieść jak robaka.
-Uratował mi życie. Chciałam mu tylko podziękować. Czy on zawsze taki...?
-Małomówny? Tak. Radzę mu więcej nie przeszkadzać.
Goście z bezpiecznej odległości patrzyli na górnika. Wyglądał na dziwnie
zamyślonego. Nieoczekiwanie trzasnął pięścią w stolik i przełamał go na pół.
Wstał, rzucił na niego woreczek z zapłatą i śpiesznym krokiem opuścił bar.
Obsługa szybko wymieniła stolik a zapłata znalazła się w kasie.
-Widzisz co narobiłaś. Dobrze, że tylko stolik.
-Dlaczego go nie zamkną?
-Nie złamał prawa.
-Jednak chcę z nim porozmawiać. Gdzie teraz poszedł.
-Na powierzchnię.
-Pójdę za nim.
-Nie radzę. Jest tam teraz...- Barman spojrzał na wyświetlacz.- ...minus
siedemdziesiąt pięć stopni. Z pary można ulepić bałwana. Bez odpowiedniego
kostiumiku nie masz szans.
-Gdzie mogę taki dostać?
-Zapomnij o tym i o nim. Już mu podziękowałaś.
Po krótkiej kłótni z obsługą wyjścia Tenasder wyszedł na powierzchnię.
Temperatura sięgała osiemdziesięciu stopni poniżej zera. Jak zwykle wiatr z
kierunku wschodniego był silny, chociaż był jedynie małym ułamkiem tornada,
które od pokoleń okrążało planetę na wysokości równika, tam też nie
budowano baz. Kopalnie rozmieszczone były dopiero od czterdziestego
równoleżnika. Po chwili zniknął z ekranów wizyjnych. Burza się wzmagała. Był
sam.
W tym czasie Sety próbowała wyciągnąć jakieś informacje o górniku który ją
uratował. Rzecz jasna tą osobą u której szukała informacji był barman, ale
niczego oprócz jego imienia, a raczej przezwiska się nie dowiedziała. Wyszła
z baru i po kilkunastominutowej wycieczce po bazie zatrzymała się przy
jednym z terminali. Dostęp do danych osobowych mieszkańców był słabo
zabezpieczony i już po chwili dotarła do personaliów Tenasdera. Z
zaciętością jej
ręka przecięła hologram. Dane były skromne. Dowiedziała się jedynie, że
przybył tu w kilka miesięcy po wybudowaniu tej bazy, która była pierwszą
osadą
górniczą na tej planecie. Przybył ze zniszczonego niedawną wojną Dziesiątego
Księżyca Asdera. Więcej danych nie było w tym też jego prawdziwego
nazwiska i imienia. Próbowała coś jeszcze znaleźć, ale po półgodzinie
zrezygnowała. Przeglądając dokumenty dotyczące planety dowiedziała się, że
nie ma
ona łączności z innymi planetami czy statkami będącymi na orbicie.
Powodowane to było przez dziwne własności atmosfery Etwin. Jedynym sposobem
wymiany informacji były lądujące regularnie w bazie statki towarowe.
Tenasder wrócił dopiero po kilku godzinach, ale nie wyglądał na
zmarzniętego. Jak zwykle usiadł przy pustym stoliku w barze. Nikt nie
zwracał na niego
większej uwagi. Pół godziny przed jego powrotem w bazie wylądował statek
transportowy i właśnie teraz jeden z tych którzy nim przylecieli dosiadł się
do
Tenasdera, wywołało to ciche szepty na sali. Przybysz był równie wysoki i
silnie zbudowany jak ten do którego się dosiadł. Tak jak i on miał na sobie
czarne ubranie, lecz jego twarz była ściśle zakryta i dla oczu nie pozostało
wiele. Mimo obszerności sali byli dobrze słyszalni w jej najdalszych
zakątkach.
Rozmówcy nie przejmowali się słuchaczami, za to ci bardzo. Na sali
znajdowali się przedstawiciele wielu gatunków, ale nikt nie rozumiał języka
w jakim ci
dwaj się porozumiewali a tamci byli najwyraźniej tego zupełnie pewni.
-Dawno się nie widzieliśmy, Ten.
-Dawno. Zbyt dawno. Niewielu już nas pozostało.
-Nie powinieneś od nas uciekać.
-Mam swoje powody. Przyleciałeś sam?
-Nie. Oni są tylko obserwatorami. Tym zajmiemy się później, przyjacielu. Co
tutaj porabiasz?
-Jestem górnikiem.- Naprawdę głośny śmiech rozległ się na sali. Jakiś Druid
nie wytrzymał ich zachowania i podszedł do stolika.
-Czy moglibyście rozmawiać ciszej.- W odpowiedzi wstali jednocześnie ze
swych miejsc. Druid zrozumiał i szybko wrócił na swoje miejsce. "Bracia"
wyszli
z baru i udali się na powierzchnię. Tu mogli rozmawiać spokojnie. Nadchodził
świt.
-Wiele się zmieniło od twego wyjazdu.
-Nie dla mnie... Ja już nie wrócę, sam wiesz dlaczego.
-Wszyscy musieliśmy to robić. Takie były czasy.
-Tak, wiem... To nie oto chodzi... Zrobiłem coś co było wbrew zasadom które
wtedy wyznawałem. Tego nie można wybaczyć. Zasady te wyznaję zresztą do
dnia dzisiejszego... Dlaczego przysłali ciebie?
-Może dlatego, że jesteśmy przyjaciółmi.
-Kiedy się tu zjawią?
-Dali ci czas do namysłu. Zaraz tu będą.
Zjawili się kilka minut po wschodzie. Chwilę patrzyli na siebie nawzajem.
-Eratyghi.- Górnik przybliżył się do przybyłych.- Walcz i zabij go.-
Osobnik, który zawołał Tenasdera wskazał palcem przeciwnika. Eratyghi
popatrzył w
oczy temu który do niego przemawiał. Oddał mu znak posłuszeństwa i odwrócił
się do swego przeciwnika. Przyjaciele przez chwilę patrzyli sobie w oczy.
Zrzucili z siebie wierzchnie ubrania i buty. Stanęli na przeciw siebie.
Wyciągnęli ręce przed siebie a z rękawów wyskoczyły długie ostrza, z każdej
ręki jeden
a każdy o długości około jednego metra. Tenasder pierwszy zaatakował, ale
jego atak został odparty. Śnieg przestał padać i wiatr umilkł jakby
przyglądał
się walce. Iskry sypały się na wszystkie strony. Walka była wyrównana.
Fratyghi wyprowadził manewr Hgy, ale Eratyghi nie dał się zwieść i
zastosował
atak Dygh. Z ramienia przyjaciela trysnęła czerwona krew. To było jedynie
draśnięcie. Górnik zdziwiony udanym manewrem, nie zdołał się przygotować i z
jego czoła także popłynęła czerwona ciecz. Opanował się. W ciągu następnych
dziesięciu minut nie zdołali się dosięgnąć. W oczach zebranych widoczny był
podziw, ale nie zamieniali ze sobą spostrzeżeń. Podziwiali walkę. Walczący
ustawili się w odległości dwudziestu metrów od siebie i przez krótką chwilę
patrzyli sobie w oczy.
-Ghty evtaskeb!- Krzyknęli jednocześnie i manewrując ostrzami ruszyli
biegiem na siebie. Jedynym śladem ich minięcia się były iskry. Obrócili się
do siebie
twarzami. Fratyghi opadł na kolana. Z jego klatki piersiowej na wysokości
serca wydobywała się krew. Tenasder podszedł do Fratyghi.
-Przyjaciele na wieki!- Krzyknęli jeszcze raz obaj i ranny wojownik padł
martwy. Tenasder schował swe ostrza i oddał cześć przyjacielowi. Śnieg i
wiatr
powróciły do swych odłożonych na chwilę zajęć. Osobnik ubrany na biało
podszedł do zwycięscy.
-Zostałeś wyzwolony. Możesz odejść.
-Dlaczego on?
-Nie myśl o nim. Pamiętaj, że był wspaniałym wojownikiem. Od tej pory możesz
wziąć ucznia. Nie pamiętaj, że on jest martwy, to tylko ciało. Zajmiemy się
nim. Idź, a gdy będziesz gotów- wrócisz.
W pobliżu wylądował transportowiec i zabrano do niego ciało. Obserwatorzy
także zniknęli w jego wnętrzu. Tenasder ubrał się i padł na kolana. Zanurzył
się we wspomnieniach. Ocknął się około południa. Wokół niego utworzyła się
spora zaspa. Otrzepał śnieg i poszedł w kierunku bazy. Strażnicy przy
wejściu
dziwnie na niego patrzyli.
-Nic dziś nie złapałeś?- Jak zwykle nic nie odpowiedział, tylko inaczej jak
to miał w zwyczaju na nich spojrzał i poszedł do swojego mieszkania.-
Widziałeś
jego czoło?
-Tak... Sprawdziłem coś. Ten z którym wyszedł nie powrócił.
-Nie ma dowodów. Jeśli nawet to zrobił, to gdzie znajdziesz ciało?
-Jest zbyt czysty, jedyne co na niego mamy to bójki w barze i kilka
zniszczonych stolików. On mnie wkurza. Kiedyś popełni błąd. Jego akta też są
czyste,
tak jakby się urodził a później przyleciał tutaj.
-Grzebałeś w danych?
-Jakich danych? Na jego temat nic niema.
Tenasder zmył z czoła krew i poszedł do baru. Sety też tam była i przysiadła
się do niego. Popatrzył na nią jedynie i kiwną żeby przyniesiono mu posiłek.
Jadł powoli i co chwilę na nią zerkał. Gdy skończył skierował wzrok w nicość
i tak siedział milcząc, tak jakby Sety nie istniała.
-Dlaczego wszyscy się ciebie boją?- Przerwała.
-...Unjkdesi.- Sety nie zrozumiała i chciała powtórzyć pytanie.- Niewiedza.-
Powiedział i dalej patrzył w nicość. Sety zadała mu jeszcze kilka pytań, ale
nie
odpowiedział. Po szóstym wstał i poszedł do swego małego mieszkania.
Nie włączył oświetlenia i szybko położył się na łóżku, patrzył w ciemność.
Wkrótce zamknął oczy a tępo jego oddechu powoli opadało. W pokoju panowała
jasność gdy się obudził. Wstał z łóżka z zamkniętymi oczyma i podszedł do
stolika na którym stał pojemnik z wodą. Wypił jego zawartość.
-Witaj Fratyghi.- Zwrócił się do stojącej przy drzwiach jaśniejącej postaci.
Oczy nadal miał zamknięte.- Co cię sprowadza?
-Twoje emocje.
-Zaczynasz mówić jak Oni.
-Taka jest kolej rzeczy. Nie przypadkowo zostałem wybrany, też miałem swoje
długi, ale jeśli okazałoby się, że nie walczę całym sercem, moja czy twoja
śmierć - sam wiesz.
-Dlaczego mi to mówisz?
-Emocje, Eratyghi, twoje emocje. Teraz już wiesz, że musiałeś zabić moje
ciało. To była świetna walka. Nie zapomniałeś nauk. Umiesz patrzyć w nocy i
nie
patrzyć na to co zakazane oczom.
-To co widzi moja dusza mi wystarcza.
-Wiem, wiem. Nie zdziw się, jeśli któregoś dnia cię odwiedzę w cielesnej
postaci. Pamiętasz. Jeszcze nie nastąpił czas. Możliwe, że zechcą mnie
wcielić
ponownie w ciało.
-Potrzeba teraz nauczycieli. W obecnej postaci nie mógłbyś zbyt wiele
nauczyć.
-Nie opuszczaj swego ciała za wcześnie.- Tenasder uśmiechnął się a Fratyghi
zniknął. W pokoju ponownie zapanowała ciemność.
Sety po kilku godzinnej wycieczce po bazie trafiła do miejsca, którego nie
spodziewała się znaleźć - hangar. Był potężny, była w nim ponad setka
rożnego
typu statków transportowych. Do niektórych właśnie ładowano dzisiejszy
urobek. Włazy do transportowców nie były zabezpieczone. Wprost czekały aby
do
nich wejść i odlecieć nimi. Nikt nie zwracał na nią uwagi, nawet gdy
przechodziła obok vr do którego ładowano przetopione już złoto. Ładownia
była nim
wyładowana.
-To już ostatni zasrany dzień na tej planecie. Jutro spadam stąd i będę żył
jak król.- Chwalił się jakiś górnik przed kolegami, którzy pomagali mu
ładować
towar. Przy jednej ze ścian hangaru stał ogromny statek, widniały na nim
ślady wielu walk. To był jedyny statek z zamkniętym lukiem. Czyjaś ręka
oparła
się na ramieniu Sety, ale szybko została zabrana.
-Sety jak sądzę? Nie zaprzeczaj.- Ciągnęła nieznajoma kobieta rasy
ludzkiej.- Nie martw się, jako jego niewolnica możesz wynieść z tego statku
tyle ile
sama ważysz.
-Nie jestem niczyją niewolnicą. Z kimś mnie pomyliłaś.
-Należysz do Tena. Wszyscy o tym wiedzą tylko nie ty. Masz prawo do
jednorazowego wynagrodzenia. Skorzystaj z niego.
-Nie jestem niczyją własnością. Odczep się ode mnie, bo pożałujesz.-
Nieznajoma szybkim krokiem oddaliła się. Jedno było faktem- żaden mężczyzna
od
kiedy młodzik poszedł do swego wykopu na nią nie spojrzał. Sety podeszła do
górnika kończącego załadunek złota, nikogo z nim nie było.
-Szukam przewozu.
-Odejdź, to mój ostatni dzień. Nie chcę zginąć przez ciebie. Nikt o zdrowych
zmysłach cię tu nie zabierze na swój statek. Wylot otworzą tylko na kilka
minut i ja mam zamiar wtedy się stąd wynieść. Odejdź.
-Kiedy ponownie otworzą?
-Nikt tego nie wie. Możesz iść do transportu towarowo-osobowego, ale nie
radzę. Odejdź.
Jakiś cień przemknął w pobliżu i mimo dalszych pytań ze strony Sety, żadna
odpowiedź nie padła. Górnik zajął się swoją pracą. W końcu nie wytrzymał i
jeszcze raz wykrzyczał swoje "odejdź" i Sety opuściła hangar.
Gdy wróciła po kilku godzinach w hangarze nie było nikogo. Po chwili była we
wnętrzu statku Tenasdera, który jako jedyny posiadał uzbrojenie zdolne
przebić się przez osłonę hangaru a będący kierowany przez dobrego pilota
mógł odeprzeć każdy atak. Ładownia była wyładowana jakimiś kontenerami i
sztabkami złota prawie do pełna. Światło w ładowni było bardzo słabe, jakiś
cień przemknął po ścianie. Ze stosu wzięła kilka sztabek złota i skierowała
się
ku wyjściu. Po przejściu kilku kroków poczuła na karku charakterystyczny
kształt lufy RL45, która to broń służyła do przecinania delikwenta, dobrze
nadawała się do odcinania głó...