DAVID EDDINGS
SZAFIROWA RÓŻA
Księga trzecia dziejów Elenium
Przeło˙zyła: Maria Duch
Tytuł oryginału:
The Sapphire Rose
Data wydania polskiego: 1994 r...
6 downloads
8 Views
DAVID EDDINGS
SZAFIROWA RÓŻA
Księga trzecia dziejów Elenium
Przeło˙zyła: Maria Duch
Tytuł oryginału:
The Sapphire Rose
Data wydania polskiego: 1994 r.
Data pierwszego wydania oryginalnego: 1991 r.
Dedykacj˛e do tej ksi ˛azki chciała napisa´c moja
˙zona, a poniewa˙z ponosi odpowiedzialno´s´c za
znaczn ˛a cz˛e´s´c pracy, trudno mi było odmówi´c.
Dotkn ˛ałe´s niebios i ogie´n spłyn ˛ał
na ziemi˛e.
Całuj˛e
ja
PROLOG
Otha i Azash
wyj ˛atki ze Skróconej historii Zemochu, opracowanej na Wydziale Historii
Uniwersytetu Borraty
W czasach staro˙zytnych kontynent Eosii był bardzo słabo zaludniony. Za-
mieszkiwali go Styricy w z rzadka porozrzucanych wioskach. Z biegiem lat pier-
wotnych mieszka´nców kontynentu pocz˛eli stopniowo wypiera´c Eleni, migruj ˛acy
na zachód ze stepów centralnej Daresii. Najpó´zniej został zasiedlony Zemoch.
Tamtejsze plemiona znacznie ust˛epowały pod wzgl˛edem rozwoju ludom mieszka-
j ˛acym na Zachodzie. Nie dorównywali im stopniem społecznego zorganizowania
ani rozwojem ekonomicznym, a ich miasta sprawiały wra˙zenie bardzo prymityw-
nych w porównaniu z tymi, które wyrastały w powstaj ˛acych na Zachodzie kró-
lestwach. Klimat Zemochu trudno nazwa´c łagodnym, tote˙z ˙zycie toczyło si˛e tam
głównie wokół zaspokajania podstawowych potrzeb. Ko´sciół przejawiał niewiel-
kie zainteresowanie tak biednym i niego´scinnym rejonem; w rezultacie kaplice
Zemochu pozostawały w wi˛ekszo´sci bez duszpasterzy, a kongregacje bez opieku-
nów. Z tej przyczyny Zemosi byli zmuszeni gdzie indziej szuka´c duchowej strawy.
Jako ˙ze w dalekiej krainie działało zaledwie kilku ksi˛e˙zy, nie miał kto nakłania´c
osiadłych tam ludzi do poszanowania nało˙zonych przez Ko´sciół zakazów, doty-
cz ˛acych obcowania z poga´nskimi Styrikami. Powszechnie dochodziło zatem do
bratania przedstawicieli obu ras, a kiedy pro´sci wie´sniacy Eleni spostrzegli, ˙ze ich
styriccy s ˛asiedzi czerpi ˛a konkretne korzy´sci ze znajomo´sci sztuk tajemnych, na-
turaln ˛a kolej ˛a rzeczy szerzyła si˛e apostazja. W Zemochu całe wioski zamieszkane
przez Elenów nawracały si˛e na styricki panteizm. Wznoszono ´swi ˛atynie ku czci
tego lub innego boga; ciemne styrickie kulty prze˙zywały swój rozkwit. Mał˙ze´n-
stwa mi˛edzy Elenami a Styrikami stały si˛e powszechne i z ko´ncem pierwszego
tysi ˛aclecia Zemochów nie mo˙zna ju˙z było uwa˙za´c za naród Elenów. Wraz z upły-
wem kolejnych stuleci coraz bli˙zsze zwi ˛azki ze Styrikami spowodowały nawet
tak znaczne zniekształcenie j˛ezyka, ˙ze stał si˛e on ledwie zrozumiały dla Elenów
mieszkaj ˛acych w zachodniej Eosii.
W jedenastym wieku młody pasterz kóz z górskiej wioski w Gandzie, w cen-
tralnym Zemochu, prze˙zył do´swiadczenie, które w ostateczno´sci wstrz ˛asn˛eło
4
´swiatem. Chłopak imieniem Otha podczas poszukiwa´n zbł ˛akanej w górach kozy
natkn ˛ał si˛e na ukryty i poro´sni˛ety winoro´sl ˛a przybytek, wzniesiony w staro˙zytno-
´sci przez wyznawców jednego z licznych styrickich kultów. Kapliczka była po-
´swi˛econa bo˙zkowi, którego pos ˛a˙zek o groteskowo powykrzywianych kształtach
miał dziwnie przyzywaj ˛ac ˛a moc. Otha odpoczywał po trudach wspinaczki, gdy
usłyszał dobywaj ˛acy si˛e z gł˛ebi kapliczki głos, mówi ˛acy po styricku.
— Kim˙ze jeste´s, chłopcze?
— Nazywam si˛e Otha — odpowiedział chłopak, z wyra´znym trudem przypo-
minaj ˛ac sobie mow˛e Styrików.
— I przybyłe´s do tego miejsca, aby mi si˛e pokłoni´c, pa´s´c na kolana i wielbi´c
mnie?
— Nie — odparł Otha z nietypow ˛a dla siebie szczero´sci ˛a. — Próbuj˛e odszuka´c
jedn ˛a z moich kóz.
Na dłu˙zsz ˛a chwil˛e zapadło milczenie. Potem głuchy, przejmuj ˛acy dreszczem
głos odezwał si˛e ponownie:
— A co musiałbym ci ofiarowa´c, aby´s zechciał mi si˛e pokłoni´c i odda´c cze´s´c?
Od pi˛eciu tysi˛ecy lat nikt z twego rodzaju nie odwiedzał mojej ´swi ˛atynki, a ja
łakn˛e uwielbienia i wiernych dusz.
Otha był pewien, ˙ze przemawia do niego jaki´s pastuch, chc ˛acy płata´c figle,
i postanowił ci ˛agn ˛a´c zabaw˛e dalej.
— Och, chciałbym by´c królem ´swiata, ˙zy´c wiecznie, mie´c tysi ˛ace dziewcz ˛at
ch˛etnych do spełnienia ka˙zdej mojej zachcianki i gór˛e złota... aha, i jeszcze
chciałbym znale´z´c swoj ˛a koz˛e — wyliczył jakby od niechcenia.
— I w zamian za to oddałby´s mi sw ˛a dusz˛e?
Otha si˛e zastanowił. Zaledwie zdawał sobie spraw˛e z tego, ˙ze miał dusz˛e, tak
wi˛ec jej strata nie powinna mu zbytnio przeszkadza´c. Poza tym — jak rozmy´slał
dalej — je˙zeli to nie był figiel którego´s z wyrostków pas ˛acych kozy i propozycje
mo˙zna by potraktowa´c powa˙znie, to niespełnienie cho´cby jednego z tych niewy-
konalnych ˙z ˛ada´n uniewa˙zniłoby cał ˛a umow˛e.
— No dobrze — zgodził si˛e z oboj˛etnym wzruszeniem ramion — ale najpierw
udowodnij mi sw ˛a moc. Chc˛e zobaczy´c moj ˛a koz˛e.
— A zatem spójrz za siebie, Otho — polecił głos — i odbierz to, co było
zgubione.
Pastuszek si˛e obejrzał. Zgubiona koza spokojnie obgryzała krzaki.
Otha był przeci˛etnym zemoskim chłopakiem. Lubował si˛e w zadawaniu bó-
lu bezbronnym istotom. Z upodobaniem oddawał si˛e okrutnym ˙zartom, drobnym
kradzie˙zom i gdy tylko miał po temu okazj˛e, ch˛etnie bałamucił samotne pasterki.
Był chciwy i niechlujny, a o swoim sprycie miał wygórowane mniemanie.
Przywi ˛azuj ˛ac koz˛e do krzaka my´slał gor ˛aczkowo. Je˙zeli ten zapomniany sty-
ricki bo˙zek potrafi na ˙z ˛adanie zwróci´c zaginion ˛a koz˛e, do czego jeszcze mógłby
5
by´c zdolny? Otha doszedł do wniosku, ˙ze oto trafiła mu si˛e okazja, której ˙zal nie
wykorzysta´c.
— Dobrze — zgodził si˛e — na razie masz u mnie jedn ˛a modlitw˛e za zwrot
kozy. Potem mo˙zemy porozmawia´c o duszach, cesarstwach, bogactwie, nie´smier-
telno´sci i kobietach. Uka˙z si˛e. Nie b˛ed˛e si˛e kłaniał powietrzu. Jakie masz imi˛e?
Musz˛e je zna´c, aby uło˙zy´c poprawn ˛a modlitw˛e.
— Jam jest Azash, najpot˛e˙zniejszy ze Starszych Bogów. Je˙zeli zostaniesz
mym sług ˛a i przyprowadzisz innych, aby oddawali mi cze´s´c, nagrodz˛e ci˛e so-
wicie. Wywy˙zsz˛e ci˛e i obdarz˛e bogactwami, jakich nie mo˙zesz sobie wyobrazi´c.
Najpi˛ekniejsze z panien b˛ed ˛a twoje. B˛edziesz ˙zył bez ko´nca, a co wi˛ecej, b˛e-
dziesz miał tak ˛a władz˛e nad ´swiatem, jakiej nie miał jeszcze nigdy ˙zaden czło-
wiek. W zamian za to prosz˛e jedynie o tw ˛a dusz˛e i dusze tych, których do mnie
przywiedziesz. Wielkie s ˛a moje potrzeby i samotno´s´c, ale moja nagroda dla ciebie
b˛edzie równie wielka. Spójrz w me oblicze i zadr˙zyj przede mn ˛a.
Powietrze wokół pokracznego pos ˛a˙zka zamigotało i Otha ujrzał wznosz ˛ace si˛e
nad niezdarnie wyrze´zbionym wizerunkiem prawdziwe oblicze Azasha. Wzdry-
gn ˛ał si˛e z przera˙zenia przed okropnym duchem, który pojawił si˛e tak nagle, i padł
na ziemi˛e, korz ˛ac si˛e przed zjaw ˛a. W gł˛ebi duszy Otha był tchórzliwy i oba-
wiał si˛e, ˙ze bardziej racjonalna reakcja na zmaterializowanego Azasha — natych-
miastowa ucieczka — mo˙ze sprowokowa´c ohydnego boga do uczynienia czego´s
okropnego, a Otha bardzo bał si˛e o własn ˛a skór˛e.
— Chwal mnie, Otho — ozwało si˛e bóstwo. — Moje uszy s ˛a ˙z ˛adne twej ado-
racji.
— O pot˛e˙zny... ojej, jak ci na imi˛e.. . aha, Azashu. Bogu bogów i władco
´swiata, wysłuchaj mej modlitwy, wysłuchaj swego pokornego czciciela. Jestem
niczym pył przed tob ˛a, a ty wznosisz si˛e nade mn ˛a jak góra. Czcz˛e ci˛e, sławi˛e
i składam z gł˛ebi mego serca dzi˛eki za zwrot mej nieszcz˛esnej kozy — któr ˛a,
gdy tylko wróc˛e do domu, stłuk˛e na kwa´sne jabłko za to, ˙ze odeszła od stada. —
Trz˛es ˛acy si˛e ze strachu Otha miał nadziej˛e, ˙ze jego modlitwa zadowoliła Azasha
lub przynajmniej na tyle rozproszyła uwag˛e boga, aby nadarzyła si˛e okazja do
ucieczki.
— Modlitwa była odpowiednia, Otho — oznajmiło bóstwo. — Zaledwie od-
powiednia. Z czasem nabierzesz biegło´sci w swej adoracji. Ruszaj teraz swoj ˛a
drog ˛a, a ja b˛ed˛e delektowa´c si˛e tw ˛a niezdarn ˛a modlitw ˛a. Wró´c jutrzejszego ranka,
odsłoni˛e przed tob ˛a swe zamysły.
Kiedy po ci˛e˙zkim marszu Otha przybył z koz ˛a do swej brudnej chaty, poprzy-
si ˛agł sobie nigdy nie wraca´c do kapliczki wstr˛etnego bo˙zka. Tej nocy nie mógł
zasn ˛a´c, przewracał si˛e z boku na bok na n˛edznym posłaniu, dr˛eczony przez wizje
bogactwa i usłu˙znych panien, zezwalaj ˛acych mu da´c upust ˙z ˛adzom.
— Zobaczmy, do czego to doprowadzi — mrukn ˛ał do siebie, gdy ´swit rozpra-
szał mroki nocy. — W razie potrzeby zawsze mog˛e uciec.
6
I tak prosty Zemoch, pasterz kóz, został wyznawc ˛a Starszego Boga, Azasha,
boga, którego imienia styriccy s ˛asiedzi Othy nie chcieli nawet wypowiada´c, tak
wielk ˛a czuli przed nim boja´z´n. W nast˛epnych wiekach Otha zdał sobie spraw˛e, jak
gł˛ebokie było jego zniewolenie. Azash wiódł go cierpliwie poprzez okres zwykłe-
go oddawania mu czci do odprawiania zwyrodniałych rytuałów, a potem dalej do
obmierzłego królestwa nieobyczajno´sci. W miar˛e jak straszne bo˙zyszcze ˙zarłocz-
nie po˙zerało jego dusz˛e, prosty i nie budz ˛acy szczególnego wstr˛etu pastuszek kóz
stawał si˛e ponury i coraz mniej towarzyski. ˙Zył wprawdzie kilkana´scie razy dłu˙zej
ni˙z przeci˛etny człowiek, lecz jego członki uwi˛edły, a brzuch i głowa si˛e rozd˛eły.
Poniewa˙z unikał sło´nca, stał si˛e trupio blady. Stracił włosy. Został wielkim boga-
czem, ale bogactwo go nie cieszyło. Na ka˙zde zawołanie miał ch˛etne konkubiny,
lecz ich urok nie robił na nim wra˙zenia. Tysi ˛ace tysi˛ecy cieni, upiorów i stworów
z ciemno´sci czekało jedynie na jego skinienie, ale nie potrafił na tyle si˛e nimi
zainteresowa´c, aby im cokolwiek rozkaza´c. Przyjemno´s´c czerpał jedynie z kon-
templacji bólu i ´smierci. Z rozkosz ˛a przygl ˛adał si˛e, jak ku jego uciesze sługusi
okrutnie pozbawiali ˙zycia bezbronne i dr˙z ˛ace ofiary. Pod tym wzgl˛edem Otha si˛e
nie zmienił.
Na pocz ˛atku trzeciego tysi ˛aclecia, gdy podobny ´slimakowi Otha sko´nczył
dziewi˛e´cset lat, polecił swym zaufanym sługom przenie´s´c prymitywn ˛a kaplicz-
k˛e Azasha do miasta Zemoch, poło˙zonego w północnowschodnich górach. Skon-
struowano ogromn ˛a figur˛e ohydnego boga, aby zamkn ˛a´c w niej pos ˛a˙zek, a nad ni ˛a
wzniesiono olbrzymi ˛a ´swi ˛atyni˛e. Za ´swi ˛atyni ˛a kazał Otha zbudowa´c swój własny
pałac, poł ˛aczony z ni ˛a labiryntem korytarzy. Była to okazała budowla o ´scianach
pokrytych najlepszym kutym złotem, bogato inkrustowanym perłami, onyksem
i chalcedonem. Na kolumnach wyrysowano rubinowe i szmaragdowe litery o za-
wiłych kształtach. Tam te˙z z cał ˛a oboj˛etno´sci ˛a ogłosił si˛e cesarzem wszystkich
Zemochów. Proklamacji tej towarzyszył grzmi ˛acy i troch˛e kpi ˛acy głos Azasha,
który wraz z tłumnym wyciem złych duchów dobywał si˛e ze ´swi ˛atyni.
Tak rozpocz ˛ał si˛e okres straszliwego terroru w Zemochu. Wszystkie inne wy-
znania zostały bezlito´snie wyt˛epione. Ofiary z noworodków i dziewic liczono
w tysi ˛acach, a Eleni i Styricy byli jednako mieczem nawracani na wiar˛e w Aza-
sha. Około wieku zaj˛eło cesarzowi i jego sługusom wykorzenienie wszelkich ´sla-
dów obyczajno´sci ze zniewolonych poddanych. Wszystkich ogarn˛eła ˙z ˛adza krwi
i niewyobra˙zalne okrucie´nstwo, a rytuały odprawiane przed wzniesionymi ku czci
Azasha ołtarzami i kapliczkami stawały si˛e coraz wstr˛etniejsze i bardziej odra˙za-
j ˛ace.
W dwudziestym pi ˛atym wieku Otha uznał, ˙ze wszystko zostało przygotowa-
ne do realizacji ostatecznego celu jego zwyrodniałego boga. Zgromadził wi˛ec na
zachodniej granicy Zemochu swe ludzkie armie oraz sprzymierze´nców z krainy
ciemno´sci. Wkrótce te˙z, gdy Azash zebrał swoje siły, Otha uderzył, wysyłaj ˛ac
wojska na równiny Pelosii, Lamorkandii i Cammorii. Nie da si˛e w pełni opisa´c
7
ludzkiego przera˙zenia wywołanego inwazj ˛a. Dziko´s´c zemoskich hord daleko wy-
kraczała poza zwykłe okrucie´nstwo, a niewypowiedziane okropie´nstwa, jakich
dopuszczali si˛e nieludzie towarzysz ˛acy armii naje´zd´zcy, były zbyt ohydne, aby
o nich w tym miejscu wspomina´c. Wznoszono góry z ludzkich głów. Pojmanych
do niewoli sma˙zono ˙zywcem, a potem zjadano. Wzdłu˙z dróg i traktów stały krzy-
˙ze, szubienice i pale. Niebo było ciemne od kr ˛a˙z ˛acych s˛epów i kruków, a powie-
trze cuchn˛eło palonym i gnij ˛acym mi˛esem.
Armie Othy ´smiało zd ˛a˙zały w kierunku pola bitwy z pełnym przekonaniem, ˙ze
ich sprzymierze´ncy bez trudu pokonaj ˛a ka˙zdy opór. Nie wzi˛eli jednak pod uwag˛e
siły Rycerzy Ko´scioła. Na równinie Lamorkandii, na południowym kra´ncu jeziora
Randera, doszło do wielkiej bitwy. Ziemskie armie zwarły si˛e z sob ˛a w pot˛e˙znym
starciu, ale jeszcze bardziej zdumiewaj ˛ac ˛a walk˛e stoczyły ze sob ˛a siły nadnatural-
ne. Wzi˛eły w niej udział wszelkie wyobra˙zalne formy ducha. Pole walki omiatały
fale ciemno´sci i wielobarwne łuny ´swiatła. Ogie´n i blask lały si˛e z nieba. Całe
bataliony pochłaniała ziemia lub spalały nagłe płomienie. Od horyzontu po hory-
zont przetaczały si˛e hucz ˛ace gromy. Ziemia dr˙zała od wstrz ˛asów, a potoki lawy
wyrzucane z jej gł˛ebin pochłaniały id ˛ace w szyku legiony. Wiele dni armie trwały
zwarte w straszliwej bitwie na zbroczonym krwi ˛a polu, a˙z w ko´ncu Zemosi zosta-
li odparci. Ze straszydłami rzuconymi przez Oth˛e starli si˛e, jak równy z równym,
Rycerze Ko´scioła, i po raz pierwszy Zemosi zakosztowali smaku pora˙zki. Pocz ˛at-
kowo niech˛etny odwrót zmienił si˛e w paniczn ˛a ucieczk˛e. Rozbite hordy pognały
w kierunku granic.
Eleni zwyci˛e˙zyli, ale drogo okupili zwyci˛estwo. Połowa rycerstwa poległa na
polu bitwy, a armie królów liczyły swych zabitych w dziesi ˛atki tysi˛ecy. Do nich
nale˙zało zwyci˛estwo, lecz byli zbyt wyczerpani i nieliczni, aby ´sciga´c uciekaj ˛a-
cych Zemochów.
Rozd˛etego Oth˛e, który na swych osłabłych członkach nie był ju˙z w stanie
ud´zwign ˛a´c własnego ci˛e˙zaru, zaniesiono w lektyce do ´swi ˛atyni znajduj ˛acej si˛e
za labiryntem, aby mógł stawi´c czoło gniewowi Azasha. Cesarz czołgał si˛e przed
pos ˛agiem swego boga, błagaj ˛ac ze łzami o lito´s´c.
W ko´ncu Azash przemówił:
— Ostatni raz, Otho, jeszcze ten jedyny raz ulegn˛e twym błaganiom. Chc˛e
posi ˛a´s´c Bhelliom. Zdob ˛ad´z go i przynie´s mi, bo przestan˛e by´c wobec ciebie tak
wielkoduszny. Skoro darami nie nakłoniłem ci˛e do poddania si˛e mej woli, by´c mo-
˙ze dokonam tego m˛eczarni ˛a. Id´z, Otho. Znajd´z mi Bhelliom, abym mógł powróci´c
do swej dawnej postaci i odzyska´c wolno´s´c. Je˙zeli mnie zawiedziesz, z pewno´sci ˛a
zapragniesz ´smierci, gdy˙z twoje umieranie b˛edzie trwało wieczno´s´c.
I tak, pomimo i˙z kl˛eska rozniosła w strz˛epy wojska Zemochu, zrodził si˛e ostat-
ni spisek Othy przeciwko królestwom Zachodu. Spisek, który miał doprowadzi´c
cały ´swiat na skraj przepa´sci.
CZ ˛E´S ´C I
BAZYLIKA
Rozdział 1
Wodospad nikn ˛ał w bezdennych czelu´sciach, które pochłon˛eły Ghweriga.
Spadaj ˛ace wody napełniały grot˛e gł˛ebokim dudnieniem, podobnym do echa, jakie
pozostaje po uderzeniu wielkiego dzwonu. Na kraw˛edzi przepa´sci kl˛eczał Spar-
hawk, mocno ´sciskaj ˛ac w dłoni Bhelliom. Rycerza ogłuszał huk wodospadu, o´sle-
piało ´swiatło uwi˛ezione w kolumnie spadaj ˛acej wody. Jego umysł był wolny od
wszelkich my´sli.
Powietrze w grocie było ci˛e˙zkie od wilgoci. Mgiełka wody rozpylonej przez
wodospad zraszała skały. Mokre kamienie połyskiwały w migotliwych blaskach
rzucanych przez rw ˛acy potok oraz ostatnich błyskach nikn ˛acej ´swiatło´sci, która
towarzyszyła bogini Aphrael.
Sparhawk powoli opu´scił wzrok na trzymany w dłoni klejnot. Szafirowa ró-
˙za sprawiała wra˙zenie delikatnej, a nawet kruchej, mimo to rycerz czuł, i˙z jest
niezniszczalna. Z jej serca dobywały si˛e pulsuj ˛ace błyski, rozja´sniaj ˛ace koniuszki
płatków bł˛ekitem. Moc emanuj ˛aca z wn˛etrza drogocennego kamienia przypra-
wiała Sparhawka o ból r ˛ak, a w gł˛ebi jego duszy co´s krzyczało ostrzegawczo. Nie
znaj ˛acy l˛eku pandionita wzdrygn ˛ał si˛e i oderwał oczy od zniewalaj ˛acego bł˛ekitu
Bhelliomu.
Waleczny rycerz Zakonu Pandionu szukał wzrokiem blasków gasn ˛acych na
kamieniach, jakby w nadziei, ˙ze Aphrael uchroni go przed klejnotem, o którego
zdobycie tak długo zabiegał i którego teraz tak dziwnie si˛e obawiał. Jednak˙ze nie
tylko o to mu chodziło. Sparhawk pragn ˛ał to słabe ´swiatełko wry´c w pami˛e´c na
zawsze, zachowa´c w swym sercu cho´c wizj˛e małego, kapry´snego bóstwa.
Sephrenia westchn˛eła i powoli wstała. Na jej twarzy mimo znu˙zenia malował
si˛e zachwyt. Wiele wysiłku kosztowało czarodziejk˛e dotarcie do tej wilgotnej gro-
ty w górach Thalesii, ale została nagrodzona cudownym momentem objawienia
— mogła spojrze´c prosto w oblicze bogini.
— Musimy teraz opu´sci´c to miejsce, mój drogi — powiedziała ze smutkiem.
— Nie mo˙zemy zosta´c kilka chwil dłu˙zej? — zapytał Kurik z nietypow ˛a dla
siebie t˛esknot ˛a w głosie, gdy˙z giermek był najmniej sentymentalnym z wszystkich
ludzi.
10
— Nie. Je˙zeli zostaniemy tu za długo, zaczniemy szuka´c usprawiedliwienia,
aby pozosta´c jeszcze dłu˙zej. Po pewnym czasie w ogóle nie chcieliby´smy odej´s´c.
— Drobna, odziana w biał ˛a szat˛e czarodziejka spojrzała na Bhelliom, a jej twarz
gwałtownie zmieniła wyraz. — Zabierz to z mych oczu, Sparhawku, i rozka˙z, aby
umilkł. Jego obecno´s´c wszystkich nas kala. — Sephrenia wyci ˛agn˛eła przed siebie
miecz, który przekazał jej duch Gareda na pokładzie statku kapitana Sorgiego.
Przez chwil˛e szeptała co´s po styricku, a potem uwolniła zakl˛ecie, które rozjarzyło
kling˛e miecza, aby o´swietli´c drog˛e powrotn ˛a na powierzchni˛e.
Sparhawk wsun ˛ał klejnot pod płaszcz i si˛egn ˛ał po włóczni˛e króla Aldreasa.
Poczuł, ˙ze jego kolczuga solidnie ju˙z pachnie. Marzył, by si˛e jej pozby´c.
Kurik przystan ˛ał i podniósł okut ˛a ˙zelazem kamienn ˛a maczug˛e, któr ˛a pokracz-
ny, karłowaty troll zamierzał roztrzaska´c im czaszki, zanim spadł w gł ˛ab czelu´sci.
Giermek podrzucił maczug˛e kilka razy w dłoni, a potem oboj˛etnie cisn ˛ał w prze-
pa´s´c w ´slad za Ghwerigiem.
Sephrenia uniosła nad głow˛e ˙zarz ˛acy si˛e miecz i cała trójka ruszyła po zasy-
panej szlachetnymi kamieniami posadzce skarbca trolla w kierunku wej´scia do
kr˛etej sztolni, wiod ˛acej na powierzchni˛e.
— My´slisz, ˙ze jeszcze kiedy´s j ˛a ujrzymy? — zapytał Kurik z rozmarzeniem,
gdy wchodzili do korytarza.
— Aphrael? Trudno powiedzie´c. Ona zawsze była troch˛e kapry´sna — odparła
Sephrenia stłumionym głosem.
Przez pewien czas szli w milczeniu kr˛et ˛a sztolni ˛a. Podczas wspinaczki Spar-
hawka ogarn˛eło uczucie dziwnej pustki. Gdy schodzili w dół, było ich czworo;
teraz opuszczali grot˛e tylko we troje. Bogini-dziecka nie było mi˛edzy nimi, cho´c
nie´sli j ˛a w swych sercach.
Co´s jeszcze nie dawało Sparhawkowi spokoju.
— Czy nie powinni´smy po wyj´sciu opiecz˛etowa´c tej groty? — zapytał sw ˛a
nauczycielk˛e.
Sephrenia spojrzała na niego z uwag ˛a.
— Mo˙zemy, je˙zeli b˛edziesz sobie tego ˙zyczył, mój drogi. Dlaczego jednak
chcesz to uczyni´c?
— Trudno to wyrazi´c w słowach.
— Zdobyli´smy klejnot, po który tu przybyli´smy, Sparhawku. Czemu miałoby
ci˛e martwi´c, ˙ze jaki´s ´swiniopas mo˙ze si˛e natkn ˛a´c na grot˛e?
— Nie potrafi˛e tego wytłumaczy´c. — Rycerz z wysiłkiem próbował sprecy-
zowa´c swoje obawy. — Gdyby zaw˛edrował tu jaki´s thalezyjski wie´sniak, mógłby
odkry´c skarbiec Ghweriga, prawda?
— Tak, gdyby dostatecznie długo szukał.
— I nie minie wiele czasu, a grota zaroi si˛e od Thalezyjczyków.
— A czemu miałoby ci˛e to martwi´c? Czy˙zby´s chciał zatrzyma´c skarby Ghwe-
riga tylko dla siebie?
11
— Bynajmniej. Nie jestem chciwy jak Martel.
— A zatem czemu to ci˛e tak martwi? Có˙z mog ˛a ci˛e obchodzi´c kr˛ec ˛acy si˛e tu
Thalezyjczycy?
— To jest bardzo szczególne miejsce, mateczko.
— Pod jakim wzgl˛edem?
— Jest ´swi˛ete — rzekł Sparhawk krótko. Dociekliwo´s´c Sephrenii zaczynała
go irytowa´c. — Tu objawiła si˛e nam bogini. Nie chc˛e, by grota została sprofano-
wana przez tłumy pijanych i chciwych poszukiwaczy skarbów. Czułbym si˛e tak
samo, jakby kto´s sprofanował bazylik˛e w Chyrellos.
— Mój drogi — drobna, krucha czarodziejka obj˛eła i przytuliła rosłego ryce-
rza — czy naprawd˛e tak wiele ci˛e kosztuje uznanie bosko´sci Aphrael?
— Twoja bogini była bardzo przekonuj ˛aca, mateczko — skrzywił si˛e Spar-
hawk. — Zachwiała nawet hierarchi ˛a Ko´scioła ...