DAVID I LEIGH EDDINGS
ODKUPIENIE
ALTHALUSA
Tłumaczyła: Anna Ba´nkowska
Tytuł oryginału:
ALTHALUS
Data wydania polskiego: 2002 r.
Data pierwszego wydan...
5 downloads
11 Views
DAVID I LEIGH EDDINGS
ODKUPIENIE
ALTHALUSA
Tłumaczyła: Anna Ba´nkowska
Tytuł oryginału:
ALTHALUS
Data wydania polskiego: 2002 r.
Data pierwszego wydania oryginalnego: 2000 r.
Siostrom Lori i Linette, Które tak bardzo uprzyjemniły nam ˙zycie.
Dzi˛ekujemy, dzi˛ekujemy, dzi˛ekujemy, dzi˛ekujemy!!!
3
PROLOG
Otó˙z przed Pocz ˛atkiem nie istniał Czas i wszystko było Chaosem i Ciemno-
´sci ˛a. Ale Deiwos, bóg Nieba, obudził si˛e i wraz z jego przebudzeniem rozpocz ˛ał
si˛e Czas jako taki. A kiedy Deiwos wejrzał na Chaos i Ciemno´s´c, wielka t˛esk-
nota wypełniła mu serce. Wstał wi˛ec, aby stworzy´c wszystko, co jest stworzo-
ne, a w trakcie owego tworzenia w pró˙zni˛e jego brata, demona Daevy, wtargn˛eło
´Swiatło. Po pewnym czasie jednak Deiwos zm˛eczył si˛e swymi dziełami i wy-
szukał sobie miejsce na odpoczynek. Na granicy ´Swiatła i Ciemno´sci oraz stref
Czasu i Bezczasu utworzył z jednej my´sli wysok ˛a wie˙z˛e. Nast˛epnie ow ˛a straszli-
w ˛a granic˛e zaznaczył lini ˛a ognia, aby przestrzec wszystkich ludzi przed otchłani ˛a
Daevy. I legł Deiwos na swej wie˙zy, i pogr ˛a˙zył si˛e w studiowaniu Ksi˛egi. A Czas
kontynuował swój miarowy marsz.
Wówczas demon Daeva rozsierdził si˛e srodze na Deiwosa za pogwałcenie gra-
nic swojej mrocznej dziedziny. W duszy jego zrodziła si˛e wieczna nienawi´s´c do
brata, gdy˙z ´Swiatło sprawiało Daevie ból, a miarowy post˛ep Czasu był dla´n ´zró-
dłem straszliwej udr˛eki. Wycofał si˛e wi˛ec Daeva na swój zimny tron w głuchej
i ciemnej pró˙zni, gdzie nie rozchodzi si˛e echo. Tam te˙z zaprzysi ˛agł zemst˛e swe-
mu bratu, ´Swiatłu oraz Czasowi.
A ich siostra obserwowała to wszystko, ale nie powiedziała ani słowa.
Z ksi˛egi „Niebo i otchła´n. Mitologia staro˙zytnego Medyo”
W obronie Althalusa nale˙załoby zaznaczy´c, ˙ze kiedy podejmował si˛e on kra-
dzie˙zy Ksi˛egi, znajdował si˛e w fatalnej sytuacji finansowej, a przy tym był nie´zle
wstawiony. Gdyby nie te okoliczno´sci, zadałby mo˙ze wi˛ecej pyta´n na temat Domu
na Ko´ncu ´Swiata, a ju˙z na pewno na temat wła´sciciela Ksi˛egi.
Ukrywanie prawdziwej natury Althalusa byłoby czyst ˛a głupot ˛a, gdy˙z jego wa-
dy zd ˛a˙zyły ju˙z obrosn ˛a´c legend ˛a. Jak powszechnie wiadomo, jest to złodziej,
łgarz, sporadyczny morderca oraz obrzydliwy bufon, wyzuty z cho´cby krztyny
honoru. Co wi˛ecej — pije na umór, ob˙zera si˛e bez umiaru i nie stroni od pa´n,
które prowadz ˛a si˛e gorzej, ni˙z powinny.
Trzeba jednak przyzna´c, ˙ze ów łotr spod ciemnej gwiazdy potrafi by´c wyj ˛at-
kowo ujmuj ˛acy, błyskotliwy i dowcipny. W pewnych kr˛egach mówi si˛e wr˛ecz, ˙ze
4
gdyby Althalus si˛e uparł, swymi ˙zartami nawet drzewa i góry doprowadziłby do
serdecznego ´smiechu.
Zwinnymi palcami potrafi wszak˙ze porusza´c jeszcze szybciej, ni˙z sypa´c aneg-
dotkami, tote˙z człek rozwa˙zny zawsze trzyma sakiewk˛e w gar´sci, kiedy ´smieje si˛e
z ˙zartów tego bystrego złodzieja.
Althalus — odk ˛ad pami˛eta — zawsze trudnił si˛e kradzie˙z ˛a. Nigdy nie po-
znał swego ojca, imi˛e matki zdarza mu si˛e przekr˛eca´c, a dorastał w´sród złodziei
na surowych przygranicznych terenach. Dzi˛eki swemu poczuciu humoru szybko
zdobył popularno´s´c w ´srodowisku m˛e˙zczyzn, którzy zarabiaj ˛a na ˙zycie, przejmu-
j ˛ac prawa własno´sci do cennych przedmiotów. On sam wykorzystywał jako ´zródło
utrzymania ˙zarty i anegdotki, gdy˙z wdzi˛eczni za nie złodzieje nie tylko go karmili,
ale tak˙ze ´cwiczyli w swym rzemio´sle.
Miał do´s´c rozumu, by szybko si˛e zorientowa´c w ograniczeniach ka˙zdego ze
swoich mentorów. Wielcy, pot˛e˙znie zbudowani m˛e˙zczy´zni brali, co si˛e im podo-
bało, wył ˛acznie przy u˙zyciu siły, natomiast drobniejsi kradli po cichu, tak by nikt
ich nie zauwa˙zył. Wchodz ˛ac w wiek m˛eski, Althalus wiedział, ˙ze nigdy nie b˛e-
dzie olbrzymem. Najwyra´zniej nie odziedziczył po przodkach du˙zej masy ciała.
Poj ˛ał te˙z, ˙ze gdy stanie si˛e całkowicie dorosły, nie b˛edzie mógł ju˙z wkr˛eca´c si˛e
chyłkiem przez małe otwory do miejsc, gdzie trzymano interesuj ˛ace go przedmio-
ty. B˛edzie m˛e˙zczyzn ˛a ´sredniej budowy, ale nigdy — poprzysi ˛agł to sobie — nie
zostanie miernot ˛a. Zauwa˙zył, ˙ze bystry rozum jest znacznie wa˙zniejszy od takich
przymiotów jak pot˛e˙zna postura czy mysia zwinno´s´c, tote˙z postanowił wybra´c
wła´snie drog˛e rozumu.
W górach i lasach, ci ˛agn ˛acych si˛e wzdłu˙z zewn˛etrznej granicy cywilizowane-
go ´swiata, od pocz ˛atku cieszył si˛e pewnym rozgłosem. Inni złodzieje podziwiali
go za spryt. Jak uj ˛ał to pewien bywalec złodziejskiej ober˙zy w Hule: „Przysi ˛agł-
bym, ˙ze ten mały Althalus potrafiłby namówi´c pszczoły, by przynosiły mu miód,
a ptaki, by składały mu jajka wprost na talerz przy ´sniadaniu. Zapami˛etajcie, bra-
cia, moje słowa: ten chłopak daleko zajdzie”.
I rzeczywi´scie Althalus daleko zaszedł. Z natury nie lubił osiadłego ˙zycia, za
to jego błogosławie´nstwem (a mo˙ze przekle´nstwem) była niewyczerpana cieka-
wo´s´c tego, co kryje si˛e po drugiej stronie ka˙zdej góry czy rzeki, jakie napotkał
na swej drodze. Ciekawo´s´c ta nie dotyczyła jednak tylko kwestii geograficznych,
gdy˙z Althalusa interesowało tak˙ze to, co ludzie osiadli trzymaj ˛a w domach i co no-
sz ˛a w sakiewkach. Te dwie bli´zniacze ciekawo´sci utrzymywały go w nieustannym
ruchu, tym bardziej ˙ze instynktownie wiedział, kiedy powinien opu´sci´c miejsce,
w którym przebywał.
Dlatego to wła´snie zwiedził i prerie Plakandu, i okr ˛agłe wzgórza Ansu, i góry
Kagwheru, a tak˙ze Arum i Kweron, zapuszczaj ˛ac si˛e niekiedy a˙z do Regwos i po-
łudniowego Nekwerosu, na przekór wszelkim historiom o potworno´sciach, jakie
czyhaj ˛a w górach po drugiej stronie granicy.
5
Tym, co jeszcze bardziej ró˙zniło Althalusa od innych złodziei, było jego zadzi-
wiaj ˛ace szcz˛e´scie. Wygrywał w ko´sci za ka˙zdym razem, gdy tylko wzi ˛ał je do r˛eki,
i bez wzgl˛edu na to, do jakiej ziemi go zaniosło, nieodmiennie sprzyjała mu for-
tuna. Jakie´s przypadkowe spotkanie czy rozmowa niemal zawsze doprowadzały
go prosto do najlepiej prosperuj ˛acego i najmniej podejrzliwego człowieka w da-
nym ´srodowisku, a potem tak si˛e składało, ˙ze ka˙zdy, nawet przypadkowo wybrany
trop nastr˛eczał okazj˛e, której pró˙zno wygl ˛adali inni złodzieje. W gruncie rzeczy
Althalus słyn ˛ał bardziej ze swego szcz˛e´scia ni˙z rozumu czy zdolno´sci.
Po pewnym czasie nauczył si˛e na swym szcz˛e´sciu polega´c. Fortuna zdawa-
ła si˛e go wr˛ecz kocha´c, tote˙z i on darzył j ˛a bezwarunkowym zaufaniem. Uwie-
rzył nawet skrycie, ˙ze w gł˛ebokiej ciszy umysłu słyszy czasem jej głos. Leciutkie
drgnienie, które mówiło mu, ˙ze pora si˛e wynosi´c — i to szybko — z danego to-
warzystwa, uwa˙zał za milcz ˛ac ˛a przestrog˛e, i˙z na horyzoncie pojawiło si˛e jakie´s
zagro˙zenie.
Kombinacja rozumu, zdolno´sci i szcz˛e´scia zapewniała mu sukcesy, ale gdy
sytuacja tego wymagała, potrafił biega´c r ˛aczo niczym jele´n.
Zawodowy złodziej, je´sli chce jada´c regularnie, musi sp˛edza´c mnóstwo czasu
w gospodach, słuchaj ˛ac, o czym ludzie gadaj ˛a, gdy˙z informacja jest podstaw ˛a je-
go sztuki. Okradanie biednych nie daje wielkiego zysku. Althalus lubił wychyli´c
kielich dobrego miodu tak samo jak inni, ale rzadko dopuszczał, by napitek wzi ˛ał
nad nim gór˛e. Zawiany facet popełnia bł˛edy, a złodziej, który popełnia bł˛edy, na
ogół nie ˙zyje zbyt długo. Althalus znakomicie potrafił wybra´c w ka˙zdej ober˙zy te-
go jednego go´scia, który mógł by´c w posiadaniu u˙zytecznej informacji, po czym
za pomoc ˛a ˙zartów i szczodrych pocz˛estunków nakłaniał go do wyjawienia sekre-
tu. Stawianie trunków gadatliwym opojom nale˙zało do swego rodzaju inwestycji.
Althalus zawsze pilnował, by opró˙zni´c swój kielich jednocze´snie z przygodnym
kompanem, ale z jakiego´s powodu wi˛ekszo´s´c miodu złodzieja l ˛adowała nie w jego
brzuchu, tylko na podłodze.
Przenosił si˛e z miejsca na miejsce, sypał dowcipami, stawiał ludziom miód —
i tak przez kilka dni. Potem, kiedy ju˙z namierzył miejscowych bogaczy, składał
im około północy wizyt˛e, a rankiem był ju˙z o par˛e mil dalej, w drodze do innej
przygranicznej osady.
Interesowały go głównie lokalne plotki, ale w gospodach opowiadano sobie
tak˙ze inne historie — na przykład o miastach na równinach Equero, Treborea
i Perquaine, cywilizowanych ziemiach le˙z ˛acych na południu. Słuchał tego z gł˛e-
bokim sceptycyzmem. Przecie˙z nikt nie jest na tyle głupi, by brukowa´c złotem
ulice swego rodzinnego miasta, a fontanny tryskaj ˛ace diamentami mog ˛a by´c ład-
ne, ale w gruncie rzeczy nie słu˙z ˛a ˙zadnemu konkretnemu celowi.
Historie te jednak zawsze poruszały jego wyobra´zni˛e, tote˙z obiecał sobie, ˙ze
kiedy´s, kiedy´s wybierze si˛e do owych miast, by obejrze´c je sobie na własne oczy.
W przygranicznych osadach domy wznoszono przewa˙znie z bali, ale miasta na
6
południu były pono´c zbudowane z kamienia. Ju˙z to samo mogło stanowi´c dobry
powód do wyprawy, lecz Althalus w zasadzie nie interesował si˛e architektur ˛a,
tote˙z ci ˛agle odkładał decyzj˛e.
A jednak ostatecznie zmienił zdanie. Przyczyniła si˛e do tego ´smieszna histo-
ryjka o upadku Imperium Deika´nskiego zasłyszana w kagwherskiej ober˙zy. Głów-
nym powodem upadku okazał si˛e tak kolosalny bł ˛ad, ˙ze Althalusowi wydało si˛e
niemo˙zliwe, by kto´s przy zdrowych zmysłach mógł go popełni´c cho´cby raz, a có˙z
dopiero trzy razy.
— Niech wypadn ˛a mi wszystkie z˛eby, je´sli ł˙z˛e — zapewnił go rozmówca. —
Mieszka´ncy Deiki s ˛a tak strasznie zarozumiali, ˙ze kiedy dotarła do nich wie´s´c
o odkryciu złota w Kagwherze, uznali to za bł ˛ad boga. Przecie˙z tak naprawd˛e mu-
siał przeznaczy´c je dla nich i przez zwykł ˛a pomyłk˛e dar nie trafił do Deiki, gdzie
wystarczyłoby si˛e po niego schyli´c. Poczuli si˛e nawet nieco ura˙zeni, ale byli na
tyle sprytni, ˙ze nie nawymy´slali bogu, tylko wysłali wojsko w góry Kagwheru,
by nas, głupich dzikusów, nie dopu´sci´c do złota, które bóg im zesłał. No i kiedy
wojsko tu dotarło i zacz˛eło przysłuchiwa´c si˛e opowie´sciom, ile to niby złota znaj-
duje si˛e w okolicy, ˙zołnierze jak jeden m ˛a˙z uznali, ˙ze ˙zycie w armii przestało im
odpowiada´c, i rozbiegli si˛e po okolicy, by kopa´c na własn ˛a r˛ek˛e.
— Co za szybki sposób na utrat˛e armii! — za´smiał si˛e Althalus.
— Fakt, nie ma szybszego — zgodził si˛e rozmówca. — Ale to jeszcze nie
koniec. Senat, który manipuluje rz ˛adem Deiki, poczuł si˛e tak zawiedziony, ˙ze
natychmiast wysłał w po´scig drug ˛a armi˛e, by wymierzyła tej pierwszej kar˛e za
lekcewa˙zenie obowi ˛azków.
— Nie mówisz chyba powa˙znie! — wykrzykn ˛ał Althalus.
— Ale˙z tak! To wła´snie zrobili. No i ˙zołnierze z tej drugiej armii, nie chc ˛ac
okaza´c si˛e głupszymi od tamtych, odwiesili swe miecze i mundury, po czym tak˙ze
ruszyli na poszukiwanie złota.
Althalus rykn ˛ał ´smiechem.
— To najlepsza historia, jak ˛a kiedykolwiek słyszałem!
— Dalej jest jeszcze ciekawiej. Senat imperium po prostu nie mógł uwierzy´c,
˙ze dwie armie do tego stopnia zlekcewa˙zyły swe obowi ˛azki. W ko´ncu ˙zołnierze
bior ˛a całego miedziaka za ka˙zdy dzie´n słu˙zby, prawda? Senatorowie poty wygła-
szali do siebie mowy, a˙z im mózgi zasn˛eły, i wtedy wła´snie pu´scili wodze głupoty
zupełnie, gdy˙z zdecydowali si˛e wysła´c trzeci ˛a armi˛e, ˙zeby sprawdziła, co si˛e stało
z poprzednimi.
— On to mówi na serio? — spytał Althalus drugiego bywalca ober˙zy.
— Tak mniej wi˛ecej to wygl ˛adało, cudzoziemcze. Mog˛e przysi ˛ac, bo sam by-
łem sier˙zantem w tej drugiej armii. Pa´nstwo-miasto Deika sprawowało dot ˛ad rz ˛a-
dy nad całym cywilizowanym ´swiatem, ale odk ˛ad wysłali trzy armie w góry Ka-
gwheru, nie starczyło im oddziałów wojska nawet do patrolowania własnych ulic,
a có˙z dopiero innych krain. Nasz senat nadal wydaje prawa, które maj ˛a obowi ˛a-
7
zywa´c w innych krainach, ale nikt ich ju˙z nie słucha. Do senatorów jako´s to nie
dociera, wi˛ec ogłaszaj ˛a coraz to nowe prawa podatkowe i inne, a ludzie spokojnie
je ignoruj ˛a. Nasze prze´swietne imperium obróciło si˛e w naj´swietniejszy dowcip.
— Mo˙ze zbyt długo zwlekałem z wycieczk ˛a do cywilizowanego ´swiata —
mrukn ˛ał Althalus. — Skoro mieszka´ncy Deiki s ˛a a˙z tak głupi, człowiek mojej
profesji po prostu musi zło˙zy´c im wizyt˛e.
— Ach tak? — zainteresował si˛e były ˙zołnierz. — Wolno˙z wiedzie´c, jaka to
profesja?
— Jestem złodziejem. A dla naprawd˛e dobrego złodzieja miasto pełne głupich
bogaczy to miejsce najbardziej upragnione po raju.
— A wi˛ec wszystkiego najlepszego, przyjacielu! Nigdy nie przepadałem za
senatorami, którzy nie maj ˛a nic lepszego do roboty, jak obmy´sla´c nowe sposoby
zadania mi ´smierci. Ale mimo wszystko radz˛e uwa˙za´c. Senatorzy kupuj ˛a miejsca
w tym boskim gremium, a to oznacza, ˙ze s ˛a bogaci. Bogaci senatorzy ustanawia-
j ˛a prawa chroni ˛ace bogaczy, a nie zwykłych ludzi. Je´sli ci˛e w Deice złapi ˛a na
kradzie˙zy, marny twój los.
— Nigdy jeszcze nie dałem si˛e złapa´c, sier˙zancie — zapewnił go Althalus.
— Jestem bowiem najlepszym złodziejem na ´swiecie, a na dodatek najwi˛ekszym
szcz˛e´sciarzem. Je´sli cho´cby połowa tego, co tu słyszałem, jest prawd ˛a, Imperium
Deika´nskiemu fortuna ostatnio nie sprzyja, a dla mnie jest coraz łaskawsza. Gdy-
by za´s przypadkiem kto´s chciał si˛e zało˙zy´c o wynik mojej wizyty, mo˙zesz ´smiało
na mnie stawia´c, bo w takiej sytuacji po prostu nie mog˛e przegra´c.
To rzekłszy, opró˙znił kielich do dna, skłonił si˛e w pas współbiesiadnikom
i dziarskim krokiem ruszył ogl ˛ada´c na własne oczy cuda cywilizacji.
CZ ˛E´S ´C I
DOM NA KO ´NCU ´SWIATA
Rozdział 1
Złodziej Althalus sp˛edził dziesi˛e´c dni w drodze do imperialnego miasta Deika.
Ju˙z u podnó˙za gór Kagwheru natrafił na kamieniołom wapienia, gdzie wyn˛edznia-
li niewolnicy ci˛e˙zkimi piłami z br ˛azu ci˛eli w mozole bloczki budowlane. Althalus
słyszał oczywi´scie o niewolnictwie, ale teraz dopiero zobaczył po raz pierwszy
prawdziwych niewolników. Zmierzaj ˛ac ku równinom Equero, szepn ˛ał par˛e suge-
stywnych słów fortunie; je´sli naprawd˛e go kocha, to zrobi wszystko, by uchroni´c
swego podopiecznego od tak parszywego losu.
Miasto Deika le˙zało na południowym ko´ncu wielkiego jeziora w północnym
Equero i było jeszcze bardziej imponuj ˛ace, ni˙z głosiły opowie´sci. Otaczał je wy-
soki mur z bloków wapienia, z takich samych wzniesiono wszystkie budynki.
Szerokie ulice Deiki były wybrukowane kamieniami, a gmachy publiczne pi˛e-
ły si˛e pod samo niebo. Wszyscy znaczniejsi mieszka´ncy nosili wspaniałe lniane
opo´ncze. Prywatne domy rozpoznawało si˛e po pos ˛agu wła´sciciela, przewa˙znie tak
pochlebnym, ˙ze tylko przez czysty przypadek dawało si˛e go zidentyfikowa´c.
Althalus miał na sobie strój stosowny na terenach przygranicznych, tote˙z kie-
dy podziwiał cuda miasta, przechodnie obrzucali go raz po raz pogardliwymi spoj-
rzeniami. Wkrótce miał tego do´s´c, wi˛ec wyszukał inn ˛a dzielnic˛e, gdzie ludzie no-
sili skromniejsz ˛a odzie˙z i nie zachowywali si˛e tak wynio´sle.
Wreszcie udało mu si˛e zlokalizowa´c ryback ˛a tawern˛e nad jeziorem. Zatrzymał
si˛e tam, by posłucha´c rozmów, gdy˙z wiedział, ˙ze rybacki ludek uwielbia gada´c.
Usiadł sobie z kielichem kwa´snego wina, staraj ˛ac si˛e nie rzuca´c w oczy upapra-
nym smoł ˛a m˛e˙zczyznom, którym g˛eby si˛e nie zamykały.
— Nie przypominam sobie, bym ci˛e tu kiedy´s widział — zwrócił si˛e do niego
jeden z bywalców.
— Nie jestem tutejszy.
— Tak? A sk ˛ad przybywasz?
— Z gór. Przyszedłem popatrze´c sobie na cywilizowany ´swiat.
— No i co s ˛adzisz o naszym mie´scie?
— Robi wra˙zenie. Jestem niemal tak zachwycony, jak niektórzy wasi bogacze
sob ˛a.
Jaki´s rybak za´smiał si˛e cynicznie.
10
— Widz˛e, ˙ze przechodziłe´s przez forum.
— Je´sli mówisz o placu, gdzie stoj ˛a te draczne budynki, to tak. Jak dla mnie,
mo˙zesz je sobie zabra´c.
— Nie podoba ci si˛e nasze bogactwo?
— Na pewno nie tak jak im. Ludzie tacy jak my powinni za wszelk ˛a cen˛e
unika´c bogaczy. Wcze´sniej czy pó´zniej zaczynamy kłu´c ich w oczy.
— Jak to? — wtr ˛acił si˛e inny rybak.
— Có˙z... Faceci, co snuj ˛a si˛e po forum w ´smiesznych szlafrokach, wci ˛a˙z
krzywo na mnie patrz ˛a. A człowiek, który ci ˛agle krzywo patrzy, dostaje w ko´ncu
zeza.
Towarzystwo rykn˛eło ´smiechem i atmosfera w tawernie zaraz stała si˛e bardziej
swobodna i przyjacielska. Althalus zr˛ecznie skierował rozmow˛e na drogi swe-
mu sercu temat i całe popołudnie upłyn˛eło na pogwarkach o zamo˙znych miesz-
ka´ncach Deiki. Wieczorem Althalus mógł ju˙z odnotowa´c w pami˛eci kilka imion.
W ci ˛agu kolejnych dni zaw˛e˙zał sw ˛a list˛e, by ostatecznie zdecydowa´c si˛e na han-
dlarza sol ˛a, niejakiego Kweso. Udał si˛e na targ, odwiedził wyło˙zone marmurem
publiczne ła´znie, wreszcie si˛egn ˛ał do sakiewki, by kupi´c troch˛e ubra´n bardziej
dostosowanych do aktualnej deika´nskiej mody. Z oczywistych powodów kluczo-
wym okre´sleniem dla złodzieja wybieraj ˛acego strój do celów roboczych jest „nie
daj ˛acy si˛e opisa´c”. Kilka nast˛epnych dni i nocy Althalus sp˛edził w dzielnicy boga-
czy, obserwuj ˛ac obwarowany murem dom kupca Kweso. Sam Kweso był łysym
grubaskiem o ró˙zowych policzkach i czym´s w rodzaju ˙zyczliwego u´smiechu na
twarzy. Althalusowi udało si˛e przy kilku okazjach podej´s´c na tyle blisko niego,
aby usłysze´c, co mówi. Zd ˛a˙zył nawet polubi´c owego tłu´scioszka, no, ale to si˛e
w ko´ncu zdarza. W gruncie rzeczy wilk tak˙ze czuje pewn ˛a sympati˛e do jelenia.
Althalus dowiedział si˛e imienia jednego z najbli˙zszych s ˛asiadów Kwesa i pew-
nego ranka, przybrawszy stosown ˛a urz˛edow ˛a min˛e, zapukał do jego drzwi. Po
chwili zjawił si˛e słu˙z ˛acy.
— Tak? — zapytał.
— Chciałbym si˛e widzie´c z panem Melgorem — powiedział uprzejmie Altha-
lus. — Chodzi o interesy.
— Niestety, pomylił pan adres. Melgor mieszka dwa domy dalej.
Althalus klepn ˛ał si˛e w czoło.
— Ale˙z jestem głupi! Najmocniej przepraszam, ˙ze przeszkodziłem — kajał
si˛e, podczas gdy jego oczy pracowały na najwy˙zszych obrotach. Zatrzask nie na-
le˙zał do skomplikowanych, a z korytarza w gł ˛ab domu prowadziło kilkoro drzwi.
Althalus ´sciszył głos: — Mam nadziej˛e, ˙ze ten łomot nie obudził waszego pana.
Słu˙z ˛acy u´smiechn ˛ał si˛e przelotnie.
— Nie s ˛adz˛e. Sypialnia pana znajduje si˛e na górze, w tylnej cz˛e´sci domu.
Zreszt ˛a mój pan zwykle o tej porze i tak jest ju˙z na nogach.
11
— Co za szcz˛e´scie! — przedłu˙zał rozmow˛e Althalus, nie daj ˛ac oczom ani
chwili spoczynku. — Powiadasz, ˙ze pan Melgor mieszka dwa domy dalej?
— Tak jest. — Słu˙z ˛acy wychylił si˛e przez próg. — O, tam, to ten dom z nie-
bieskimi drzwiami. Nie mo˙zna go nie zauwa˙zy´c.
— Serdeczne dzi˛eki, przyjacielu. Raz jeszcze przepraszam za naj´scie.
Althalus zawrócił na ulic˛e, u´smiechaj ˛ac si˛e od ucha do ucha. Szcz˛e´scie na-
dal tuliło go do piersi. Rzekoma pomyłka dostarczyła mu wi˛ecej informacji, ni˙z
si˛e spodziewał. Dzi˛eki swemu szcz˛e´sciu wyci ˛agn ˛ał ze słu˙z ˛acego te wszystkie cie-
kawostki. Nadal było jeszcze bardzo wcze´snie, wi˛ec je´sli Kweso zwykł wstawa´c
o tej godzinie, zapewne wcze´snie si˛e kładzie. O północy powinien ju˙z spa´c jak za-
bity. W starym ogrodzie wokół domu rosn ˛a du˙ze drzewa i bujnie kwitn ˛ace krzewy,
jest wi˛ec gdzie si˛e schroni´c. Przedostanie si˛e do domu to drobnostka, a teraz Al-
thalus ju˙z wiedział, gdzie jest sypialnia Kwesa. Pozostaje tylko w´slizgn ˛a´c si˛e do
´srodka około północy, pój´s´c prosto do sypialni i za pomoc ˛a przytkni˛etego do szyi
no˙za namówi´c Kwesa do współpracy. Cała sprawa nie powinna zaj ˛a´c wiele czasu.
Niestety, stało si˛e inaczej. Handlarz sol ˛a wyra´znie pod poczciw ˛a facjat ˛a ukry-
wał znacznie bystrzejszy umysł, ni˙zby si˛e zdawało. Niedługo po północy sprytny
złodziej pokonał mur i przemkn ˛ał si˛e przez ogród do domu. W ´srodku panowała
cisza, zakłócana tylko chrapaniem dobiegaj ˛acym z kwater słu˙zby. Cicho jak cie´n
Althalus dotarł do podnó˙za schodów i rozpocz ˛ał w˛edrówk˛e na gór˛e.
W tym wła´snie momencie rozp˛etało si˛e istne piekło. Trzy psy miały rozmiary
sporych cielaków, a od ich basowego szczekania dom a˙z si˛e zatrz ˛asł w posadach.
Althalus błyskawicznie zmienił plany. ´Swie˙ze nocne powietrze na ulicy wy-
dało mu si˛e na...