JAK ODWOŁAĆ PREZYDENTA INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 44 (400) 8 LISTOPADA 2007 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
Str. 11
Str. 8
Str. 9
Str. 17 Str. 24
ISSN 1509-460X
2
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Po wielu dniach milczenia pan prezydent raczył był przemówić do Rzeczypospolitej przez... „Rzeczpospolitą”. Dziwny to sposób komunikowania się głowy państwa z narodem – via gazeta. Ale na świecie tak czasem jeszcze bywa, np. na Kubie. Lech oświadczył, że ma w zanadrzu coś strasznego na Sikorskiego (ale to tajne) oraz pogroził Tuskowi pięścią. A uczynił to tak: „Nasza konstytucja wyraźnie przewiduje też drugi etap powoływania rządu – przez parlament. Mówiąc krótko, przewiduje konflikt między prezydentem a parlamentem (...). Ale nie podjąłem jeszcze decyzji, jak postąpię”... Czyli cukierek albo psikus. W powyborczą noc wielki szloch rozległ się na antenie Radia Maryja. Dosłownie, a nie w przenośni, niektóre słuchaczki zanosiły się od płaczu. W końcu (o godzinie 2) głos zabrał sam Tadeusz Rydzyk: „Czy Polska tę próbę przetrwa? To zależy od naszej mocy. Polska jest szczególną areną walki. Szatan się uwziął na Polskę, bo to jest najsilniejszy kraj katolicki w świecie”. Zgadzamy się. Nic tylko szatan. I trzeba z nim walczyć! Ogłaszamy więc akcję: „Schowaj babci emeryturę, długopis i przekazy pocztowe...”. Policjanci z drogówki wygłoszą w kościołach kazania o bezpieczeństwie na drogach. Akcja rozpoczęta w Piotrkowie Trybunalskim ma ogarnąć cały kraj. Księża będą w tym czasie – jak mniemamy – stali przy drogach z „suszarkami”, kierowali ruchem, a przy tym, nie szukając długo, złapią kilku pedofilów. Do trzech „wielkich manipulacji” doszło w powojennej Polsce. Pierwsza to rok 1956, kiedy to naród uwierzył komunistom, druga – to Okrągły Stół, zaś trzecia to obecny spisek mediów (w tym „FiM”), który przyczynił się do porażki PiS-u. Oto wykładnia najnowszej historii Polski dokonana przez Jarosława Kaczyńskiego. Poza tym wszyscy zdrowi. Prokuratura bada, czy młodszy Giertych nie obraził prezydenta RP, mówiąc, że ten być może jest członkiem mitycznego „układu”. Na ów koncept Roman wpadł po tym, gdy dowiedział się, że Krauze jest z Lechem po imieniu i telefonuje do niego z prośbami o interwencje. Co tam Giertych, cały naród powinien przeprosić „jego nadętość”, bo inaczej gotów się nam nigdy nie pokazać. Obywatel IV (jeszcze) RP, niejaki Witold Śmiałek z PiS (zaufany Ziobry), został na kilka dni... (tak, tak!) posłem Najjaśniejszej. Jak to możliwe? A tak, że objął mandat w miejsce ustępującej posłanki Barbary Bubuli, która została członkiem KRRiT. Pytanie: Czy taki nomen omen Śmiałek dostanie poselską odprawę w kwocie 30 tys. złotych? Odpowiedź: ależ oczywiście! Koniec świata. Ideolodzy katoliccy przyznali rację „Faktom i Mitom”! Opisaliśmy podróżującą po Polsce figurę św. Dominika. I określiliśmy ją jako skrajnie obrzydliwą, wręcz szkaradną. I… zgodził się z nami ksiądz Jan Kracik: „Coś nieprawdopodobnego! Boże, widzisz to i nie grzmisz! Należałoby posunąć się dalej i sprawić, by lalka mrugała i zapraszająco kiwała dłonią”. Słuszność przyznała nam też Halina Bortnowska, znana publicystka katolicka: „Cierpię, widząc, że coś tak brzydkiego miałoby być symbolem wiary”. Włoski historyk Sergio Luzzatto dowodzi (przytaczając relacje świadków i dokumenty), że ojciec Pio – „święty stygmatyk” kanonizowany przez JPII – był zwykłym oszustem, a jego krwawiące rany to efekt potajemnego stosowania kwasu fenolowego. Co więcej, zakonnik nader często uprawiał seks z kobitkami. Lecz co tam fakty... Watykan już zawył z oburzenia, a organizacje katolickie zapowiadają procesy sądowe przeciwko autorowi publikacji, bo, ich zdaniem, ojciec Pio cierpiał za miliony. Pewnie. A następnym w kolejce do świętości powinien być Rydzyk. On też cierpi. Za miliony!!! Kult świętej Brygidy Szwedzkiej zainicjowano w Warszawie w ten sposób, że order jej imienia wręczono po znajomości generałowi Romanowi Polce. Mszę na tę okoliczność odprawił prałat Jankowski. Też kawaler wielu orderów i amator wielu kawalerów. Dziesięciu warszawskich prokuratorów złożyło dymisję. Wrze w prokuraturach krakowskiej, gdańskiej i innych. Powody? Stróże prawa nagle, jeden po drugim, oświadczają (to, co „FiM” pisały od dwóch lat), że byli (i są nadal) ręcznie sterowani przez PiS-owski resort sprawiedliwości z Ziobrą na czele. Niektórym kazano opóźniać śledztwo w sprawie ministra Lipca, innym – kierować podejrzenia na polityków PO i lewicy. Proszę, proszę – jak to prokuratorska odwaga staniała po 21 października... „Farmaceuta ma prawo do sprzeciwu sumienia przy sprzedaży leków” – oświadczył Benedykt XVI. O co Papie chodziło? A o to, że aptekarz może odmówić Jasiowi prezerwatywy, a Marysi spiralki lub pigułki antykoncepcyjnej. Bo to są narzędzia śmierci! W sprawie Bumaru i innych fabryk sprzedających armaty na całym świecie Papa na razie nie zabrał głosu. Czytelnicy miesięcznika „Film” wybrali najlepszy film 50-lecia („Ziemia obiecana”), najlepszego aktora (Jerzy Stuhr) i aktorkę (Krystyna Janda). Laureaci mają dostać „Złote Kaczki”... Naprawdę! Prezydent jak nic nie odezwie się już do śmierci.
Dania że proszę siadać... C
hociaż numer ten ukazuje się w Zaduszki, będę dziś pisał o życiu, nie o śmierci. Nam trzeba „z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe”. Dania, którą odwiedziliśmy z Markiem Szenbornem przed wyborami, kojarzy mi się z właśnie z cywilizacją życia. Do Kopenhagi zaprosili nas mieszkający tam Czytelnicy „FiM”, którym jesteśmy bardzo wdzięczni i których z tych łamów serdecznie pozdrawiam. Lecąc nad chmurami do tego małego (nie licząc Grenlandii), 5-milionowego państwa, pomyślałem sobie, że zobaczę oto wzór do naśladowania dla Polski; kierunek, w którym po wyborach ma zdążać nowy rząd Tuska. Na miejscu, już po rozmowach z naszymi gospodarzami, zobaczyłem... przepaść. Dania uchodzi za najbardziej cywilizowany kraj na świecie. Praktycznie w każdej dziedzinie. Sami Duńczycy zwykli mówić, że u nich wszystko jest już poukładane na wieki wieków. Pewnie dlatego nie pozwalają nikomu majstrować przy swoich prawach i gospodarce. Od lat wybierają tę samą partię liberalną i kombinują tylko, co by tu zrobić, żeby mniej pracować, a dłużej odpoczywać. Duńczycy szczycą się również najwyższym w świecie wskaźnikiem wzajemnego zaufania, co jest konsekwencją protestanckiego wychowania do uczciwości i powszechnej pomocy ze strony państwa. Ci ludzie czują się po prostu bezpiecznie. Nie muszą kraść, oszukiwać czy kłamać. Wielu – pomimo dużej liczby emigrantów – do dziś nie zamyka na noc domów i samochodów. Pracy jest pod dostatkiem, a jeśli zarabiasz mniej od średniej krajowej, która wynosi 23 tys. koron (11,5 tys. zł) miesięcznie, to państwo chętnie dołoży ci jeszcze parę tysięcy. Oczywiście, są tacy (głównie napływowi), którzy wykorzystują dziecinną duńską ufność. Na przykład niedawno w Kopenhadze przed zamkniętym z powodu remontu bankiem usiadł na krzesełeczku elegancki pan. Obok postawił coś na kształt urny wyborczej, na której było napisane, że bank bardzo przeprasza, ale wyjątkowo wszelkie utargi firm i sklepów należy deponować do otworu w urnie. I ludzie nawrzucali mu parę milionów dolarów. Łatwowierni są też urzędnicy, choćby skarbowi, którzy święcie wierzą deklaracjom podatkowym. A na przykład firmy ubezpieczeniowe wypłacają odszkodowania bez żadnych dochodzeń czy postępowań wyjaśniających. Do domu naszych gospodarzy było kiedyś włamanie. Mieli ubezpieczenie całego dobytku, ale bez wyszczególniania czegokolwiek. Dopiero po włamaniu zapisali w protokole, co im zginęło. Otrzymali zwrot wartości wszystkich skradzionych rzeczy, i to według własnej wyceny. Mogli dopisać jeszcze brylantową kolię i dziesięć złotych zegarków, a też dostaliby za nie odszkodowanie – aż do wysokości kwoty ubezpieczenia. To też tak à propos przepaści... Mieszkańcy Danii – podobnie jak inni Skandynawowie – płacą jedne z najwyższych podatków na świecie. Stawki podatku dochodowego wynoszą od 40 do 70 proc. Podatki obejmują wszystko: dochody, nieruchomości (katastrat), lokaty bankowe, usługi itp. Ale Duńczycy nie krzywdują sobie, gdyż mogą zawsze liczyć na państwowe dodatki i zapomogi. Poza stałymi kwotami, np. na wychowanie dziecka (ok. 20 tys. zł na rok) czy leczenie, potrzebujący zawsze może po prostu pójść do urzędu i powiedzieć, że potrzeba mu na: cieplejsze ubranie, kupno okularów (ponad 1 tys. zł!), opłaty za dom, nianię, koszty przeprowadzki itp. I zawsze dostaje kasę. Od ręki. To jest trochę niewychowawcze i rozprzęgające. W efekcie coraz więcej ludzi nie chce tam pracować, ponieważ miesięczny zasiłek dla bezrobotnego w wysokości 3.850 zł (roczny zasiłek dla osoby wychowującej dwoje dzieci to 83.500 zł!) wystarcza na godziwe, wygodne życie – utrzymanie domu, samochodu, na wycieczki. Wszyscy uczący się po 18 roku życia otrzymują stypendia,
służba zdrowia jest darmowa – nawet dla turystów. Ceny w sklepach należą co prawda do najwyższych w Europie, bo 25 proc. VAT obejmuje wszystkie produkty, ale głodu w Danii nie zanotowano od średniowiecza. Duńczykom przysługuje wiele ciekawych praw. Przede wszystkim mogą bez przeszkód poruszać się po całym kraju, łącznie z pałacami królowej, ministerstwami itp. Ochroniarzy prawie się tu nie widzi, a do niedawna policja nie nosiła nawet broni palnej. Kierowcy mogą prowadzić po kilku piwach (do 0,5 promila), mylić się w przepisach drogowych (np. skręcać nie z tego pasa co trzeba). Każdemu obywatelowi przysługuje prawo do sikania w miejscach publicznych. Podczas wielkiej migracji belon (ryba morska o kształcie węża) każdy Duńczyk może ich nałowić dowolnym sposobem i wynieść z plaży tyle, ile udźwignie. Podobnie jak Finowie, Duńczycy lubią sobie strzelić w gardło, zwłaszcza w sobotę. Zresztą wódka jest tu bardzo tania, nawet tańsza niż w Polsce, co ściąga przez cieśninę Sund (tunel kolejowy i most o długości 16 km) całe pielgrzymki Szwedów, którzy mają u siebie wielkie ograniczenia w sprzedaży alkoholi. A teraz wróćmy do przepaści pomiędzy królestwem Danii i naszą RP. Dania tak bardzo różni się od Polski, że nie sposób nawet stawiać jej za wzór dla naszych obecnych rządów. Potrzebny jest niewątpliwie okres przejściowy, by w kraju takim jak nasz zastosować mechanizmy rodem z przyszłości, z XXII wieku. A przecież jest to ta sama Unia! W Danii panuje humanistyczny socjalizm, w Polsce – XIX-wieczny kapitalizm. I tak na przykład naszą rozwijającą się dopiero gospodarkę aż tak wysokie podatki zupełnie by stłamsiły. Tam o rozwój jest już bardzo trudno, bo wszystko jest już rozwinięte (może poza niezbyt ładnymi dziewczynami). Zbiera się więc tylko taksy od dochodu i inwestuje w i tak już świetną i rozbudowaną infrastrukturę, społeczeństwo, ekologię. Każda partia, inicjatywa obywatelska czy organizacja może liczyć na państwową dotację. Jak wspomniałem, wszystko to trochę Duńczyków rozleniwia, hamuje operatywne jednostki. Także wysokie podatki sprawiają, że oligarchowie i multimilionerzy prawie w Danii nie występują, bo niewielu chce się szarpać i ryzykować. Albo budować wielkie rezydencje, czy kupować jachty, które państwo natychmiast słono opodatkuje. Przez cztery dni zwiedziliśmy prawie cały, niewielki kraj, w tym świetnie utrzymane potężne pałace i zamki, m.in. Kronborg w Helsingør, gdzie Szekspir umieścił akcję „Hamleta”. Tak wielkie nagromadzenie wspaniale zachowanych zabytków widziałem wcześniej tylko w Paryżu, w Luwrze. Byliśmy również w katedrze w Roskilde, którą w 1989 roku odwiedził Jan Paweł II. Nawiasem mówiąc, polskiego papieża witała w Danii zaledwie garstka kilkuset katolików (łącznie jest ich 4–5 tys.), a „centralna” msza z jego udziałem przypominała wiejską sumę. W drugim dniu pobytu JPII parlament duński przyjął ustawę o legalizacji związków partnerskich, ale „niezłomny pielgrzym” nie śmiał się o tym zająknąć w swoich kazaniach. Watykan nie ma w Danii nawet swojego nuncjusza, zaś w całym kraju są zaledwie trzy katolickie świątynie, do których chodzą głównie Polacy. Kościół protestancki w Danii też nigdy nie odgrywał kluczowej roli. Protestanccy biskupi, ściśle związani z narodem, w przeszłości walczyli z mieczem w ręku np. przeciwko Szwedom, a wielu było wielkimi patriotami i odkrywcami, m.in. Grenlandii. O dziwo, Bozia jednak Duńczykom wyjątkowo błogosławi. Mają jeden z najwyższych na świecie dochodów na jednego mieszkańca i, na dodatek, najwyższy wskaźnik samozadowolenia. Dobrze się dzieje w państwie duńskim, choć nikt się tam nie modli, by żyło się lepiej. JONASZ Zdjęcia wraz z opisami na str. 13
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r. enerał dywizji Roman Polko (45 l.) sprawuje funkcję „pełniącego obowiązki” szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Instytucji, z pomocą której „Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej wykonuje zadania w zakresie bezpieczeństwa i obronności”. Jest urzędnikiem państwowym podległym bezpośrednio Lechowi Kaczyńskiemu, ale w zakresie obowiązków Polki nie ma nawet wzmianki, iżby miał publicznie komentować nominacje ministerialne w przyszłym, nielubianym przez pana prezydenta rządzie. A jednak... 27 października – za pośrednictwem radiowej Trójki – Polko zasiał defetyzm w naszej armii, bardzo brzydko wyrażając się o Radosławie Sikorskim, pretendującym do
G
Janusz Onyszkiewicz uczynił go dowódcą stacjonującej w podwarszawskim Rembertowie Jednostki Wojskowej 2305, bardziej znanej pod nazwą GROM. – Przez wiele tygodni w dowództwie GROM-u trwały z tej okazji libacje alkoholowe z udziałem Romana, by nie rzec, że w pewnym sensie przez niego organizowane, bo na przelew szły nagrody pieniężne, które co i rusz przyznawał „swojakom”. Na nieszczęście nie trzeba było długo czekać... – wspomina jeden z oficerów. Zaczęło się od tego, że pijany jak bela po kolejnej imprezie logistyk kapitan Andrzej K. (dzisiaj pułkownik rezerwy zatrudniony w znanej „FiM” centralnej instytucji państwowej) dostał po łbie od sprowokowanego – dodajmy, że trzeźwego – chorążego
GORĄCY TEMAT nazajutrz po zwolnieniu złoży wizytę w prokuraturze wojskowej. Polko dopiero wspinał się po szczeblach kariery, wolał więc nie ryzykować... Podobnych incydentów z alkoholem w tle było więcej, że przypomnimy panu generałowi np. dwa ciężkie pobicia kierowców ze służby zasadniczej. – Byłem osobiście świadkiem, jak szef sztabu GROM-u, starszy chorąży Sylwester Ż., skutecznie nakłonił szefa służby transportowej, kapitana Zbigniewa K., do zatuszowania jednej z tych spraw, żeby dowódca nie miał kłopotów z żandarmerią – twierdzi nasz kolejny rozmówca, służący w nieodległej przeszłości pod światłą komendą Polki. Wspomina też skandal z tajnymi dokumentami:
Szybki remanent w Kancelarii Tajnej, fikcyjny protokół zniszczenia wszystkich brakujących dokumentów i rychły awans (za milczenie?) kierownika tejże kancelarii ze stopnia chorążego na kapitana... Udało nam się dotrzeć do wysokiego rangą oficera Żandarmerii Wojskowej, który tak oto wspomina pierwsze lata Polki w GROM-ie: – Miał jako dowódca bardzo silne wsparcie ze strony Wojskowych Służb Informacyjnych, bo pułkownik Tomasz A. wymusił zatuszowanie co najmniej trzech spraw z terenu jednostki, absolutnie kwalifikujących się do wszczęcia śledztwa. Oprócz bójek i znalezionych na śmietniku dokumentów, była jeszcze bardzo śmierdząca historia z domem (...) pod Białołęką.
ze służbą wojskową” – mówił 11 lutego 2004 r. o swoich planach i przyczynach odejścia ze służby, podczas oficjalnego pożegnania przez ministra Jerzego Szmajdzińskiego; ~ „11 lutego 2004 r. złożył wypowiedzenie stosunku służbowego, sprzeciwiając się polityce Sztabu Generalnego wobec Jednostki GROM i sił specjalnych” – czytamy w biografii Polki podanej przez BBN. Jakkolwiek by tam naprawdę było, pozostaje faktem, że natychmiast po odejściu z wojska dostał posadę specjalisty ds. bezpieczeństwa u ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego. Podkreślmy, że w samą porę, bo fingowany atak terrorystyczny (20 października 2005 roku niewykryty do dzisiaj „ktoś” podłożył w głównych punktach stolicy 13 paczek z napisem „bomba”) dał Kaczyńskiemu i Polce wspaniałą okazję do przeprowadzenia spektakularnej akcji ratującej Warszawę przed zagładą... w przededniu drugiej tury wyborów prezydenckich. Całkiem więc oczywiste było, że tuż po objęciu sterów państwa pan prezydent odwdzięczył się swojemu „specjaliście”, załatwiając mu w lutym 2006 r. ponowne dowództwo GROM-u oraz mianując generałem brygady. Pół roku później Polko dał sobie spokój z trudami służby i objął posadę zastępcy szefa BBN Władysława Stasiaka (dożywa dzisiaj swych ostatnich dni na posadzie ministra spraw wewnętrznych i administracji), a w sierpniu 2007 r. pan prezydent mianował Polkę najmłodszym w Polsce generałem dywizji. ~ ~ ~ Dodajmy w zakończeniu, że gen. Polko nie zalicza się do ludzi, którzy zapominają oddać stówę. Spośród jego najwierniejszych z wiernych w BBN znaleźli m.in. robotę byli GROM-owcy: Sylwester Gdzie wspina się gen. Polko i czemu się tak – za Żerdecki (jako pełnomocnik ds. przeproszeniem – uświnił? ochrony informaWyjaśniamy, że „wykropkowane” cji niejawnych), Andrzej Kurkowicz nazwisko nosi bardzo znana w woj(naczelnik wydziału w Departamensku (i nie tylko...) osoba, której nie cie Bezpieczeństwa Wewnętrznego), ujawniamy ze względu na jednoźróa generałem brygady został niedawdłowy charakter informacji. Jeśli zaś no Zbigniew Tłok-Kosowski... chodzi o „śmierdzącą historię”, to Także oficerowie WSI, którzy zapolegała ona na tym, że żołnierze pisali się we wdzięcznej pamięci gen. z Nowego Dworu Mazowieckiego Polki, robią dzisiaj kariery. Mimo iż – zamiast wykonywać prace remonzarówno z ust jeszcze premiera Katowo-budowlane w Rembertowie czyńskiego, jak i likwidatora woj– tyrali na polecenie pułkownika Pioskowych specsłużb Antoniego Matra P. w hacjendzie owej „osoby”. cierewicza słyszeliśmy opowieści, że to banda kryminalistów oraz za~ ~ ~ przedanych Rosjanom renegatów. Polko nie nacieszył się zbytnio Ale o Jednostce Wojskowej 1079, GROM-em, co w pewnym sensie tłuczyli wojskowych specsłużbach ze maczy jego odnotowane na wstępie wspomnianym wyżej płk Tomaszem rozżalenie: A. na czele (dzisiaj na pasku Macie~ „Pewien kierunek konkretny rewicza), napiszemy za tydzień, bo to już mam, ale z pewnych względów doprawdy inna bajka. Zupełnie nienie chcę go ujawniać. Chcę, żeby monadająca się na dobranockę... je przyszłe życie związane było ze ANNA TARCZYŃSKA służbą w służbach mundurowych lub
Towarzystwo broni Jednostka Specjalna GROM zalicza się do wojskowej elity. Czy to samo można powiedzieć o jej dowódcach...? ponownego objęcia funkcji ministra obrony narodowej. Wiadomo, że Sikorski jest postrzegany przez braci Kaczyńskich jako szuja do kwadratu od czasu, gdy ujawnił, że pan prezydent nie oddał mu 100 zł, które pożyczył, bo zabrakło mu „na tacę” podczas jakiejś kościelnej imprezy w Radzyminie. Wierny niczym giermek Polko stwierdził więc teraz przez radio, że choć nie chce przemawiać „przez pryzmat osobistych doświadczeń”, to przecież on – żołnierz z krwi i kości, tudzież człowiek honoru – nie może ukrywać przed społeczeństwem, iż wiarygodność niegdysiejszego szefa MON-u, któremu miał nieszczęście podlegać, jest żadna. – Jeśli się umówiliśmy w pewnym czasie z ministrem Sikorskim, że będzie realizowana moja koncepcja rozbudowy wojsk specjalnych, a miesiąc po moim powrocie do wojska ta koncepcja legła w gruzach i została odrzucona, to nie są to doświadczenia pozytywne. Z tego właśnie względu jestem teraz w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, zamiast dowodzić wojskami specjalnymi – żalił się dziennikarce były dowódca elitarnej formacji wojskowej GROM. No cóż, skoro pan generał Polko sam wyrwał się do tablicy, to ujawnijmy – dla równowagi – niektóre jego dokonania, których próżno by szukać w jakże licznych opublikowanych dotychczas laurkach... ~ ~ ~ Jeszcze podpułkownik Roman Polko miał już za sobą kilka doświadczeń bojowych (m.in. dowodził polskim kontyngentem wojskowym w Kosowie), gdy 26 maja 2000 r. ówczesny minister obrony narodowej
Ch. z Oddziału Ochrony. Rozbity lewy łuk brwiowy, kilka szwów, trochę siniaków... – zdawać by się mogło, że kapitan puści incydent w niepamięć. Niestety, gdy ten zaprzyjaźniony z dowódcą oficer wytrzeźwiał, napisał raport, że został bezzasadnie pobity przez niższego stopniem żołnierza, który popełnił w ten sposób kryminalne przestępstwo. Polko zlecił kadrowcowi GROM-u – płk. Przemysławowi J., żeby jakoś zgrabnie i po cichu załatwił sprawę, czyli wykopał chorążego (spostponował mu przecież kolegę ze szkoły oficerskiej) na zbity pysk. Tak, aby, nie daj Boże, nie dowiedziała się o tym prokuratura lub żandarmeria, bowiem śledztwo niechybnie wykazałoby kompromitujące okoliczności awantury (czyt.: ostre chlanie). „Ten Ch. to normalny bandyta, ale przecież nie możemy zgłosić sprawy prokuraturze, bo prawie cała jednostka była wówczas pijana i całkowicie niezdolna do wykonywania zadań bojowych, co już jest wypadkiem nadzwyczajnym” – przekonywał płk Przemysław J. dowódcę Oddziału Ochrony, ostro protestującego przeciwko karaniu jego podkomendnego. Sprawa ostatecznie umarła śmiercią naturalną. Kapitan K. wycofał swój oskarżycielski raport, gdy kadra pododdziałów GROM-u wstawiła się za chorążym, a ten zapowiedział, że
– Za czasów Polki przekazywano je niejednokrotnie z ręki do ręki, bez wymaganego pośrednictwa Kancelarii Tajnej. No i kwity zaczęły ginąć, a czasem znajdowano je na śmietniku, choć oficjalnie figurowały w rejestrach jako wybrakowane oraz komisyjnie zniszczone. Tak właśnie było z pewnym dokumentem sygnowanym przez zaprzyjaźnionego z Polką szefa sztabu. No i wybuchła afera. Teoretycznie powinien zająć się nią odpowiedzialny za GROM oficer obiektowy Wojskowych Służb Informacyjnych kapitan Andrzej B., ale że był człowiekiem zbyt dociekliwym, toteż w try miga wysłali go do Iraku i sprawę przejął sam szef Stołecznego Oddziału Kontrwywiadu Wojskowego pułkownik Tomasz A. Efekt?
3
4
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
POczekamy! Polacy już wracają z emigracji. Z niemałą kasą. Jako pierwszy wróci... Gruby Rysiek, najlepszy płatnik. Stanisław Bareja, król polskiego kina komediowego („Miś”, „Alternatywy 4”, „Brunet wieczorową porą”, „Poszukiwany, poszukiwana”, „Zmiennicy”) miałby piękny temat do filmu pt. „Jak powstrzymano atak klonów”. Już to widzę – na początku tego filmu Kaczory po klęsce szarpią się i mają ciężką myślówę. Proponują przedłużenie ciszy wyborczej, aby armia miała czas na wyjście z koszar. Zbyszko Ziobro i Mariusz Kamiński wysuwają koncepcję, aby przedłużyć ciszę do rana. Dlaczego? Bo ABW i CBA mogą wejść dopiero o szóstej! Wszystko szło jak po maśle, ale premiera nie obudziła mamuśka i zaspał. Kot też. I sprawa się rypła. A teraz serio. Jestem twardy nadwrażliwiec, ale się popłakałem, kiedy zobaczyłem Zbyszka Ziobrę na jego ostatniej, pożegnalnej konferencji prasowej. Przedtem motał, cyganił, a teraz, panie, strzęp człowieka. Jak twierdziła Agnieszka Osiecka, „dziś prawdziwych Cyganów już nie ma i niewiele do szczęścia nam brak, pojaśniało to życie jak scena...”. A ja dodam od siebie, trawestując refren piosenki: tylko Ziobry, tylko Ziobry, tylko Ziobry nam żal! A szczególnie jego konferencji prasowych. Szczerze mówiąc, ja się nie dziwię, że PiS przegrał. Głosowanie na PiS to jak pierdzenie przy
obiedzie. Po prostu nie wypada. Jarek Kaczyński (ksywka: szef działu reklamy „FiM”) twierdzi, że przegrali z szerokim frontem nieprzychylnych im mediów. To oczywista oczywistość, że był to Front Wyzwolenia Narodowego albo FOpPiS (Front Obrony przed PiS). Proponuję, aby od teraz polskim hymnem stała się piosenka „Widziałem karła cień”. A teraz bardzo przepraszam pana Lecha Kaczyńskiego, prezydenta wyborców PiS, w imieniu Tuska, za to, że jego brat przegrał wybory. Lechu, uśmiechnij się! Złóż Tuskowi gratulacje! Wracaj z emigracji wewnętrznej w prezydenckim pałacu do Polski. Pani Kaczyńska, Matko Polko, proszę o przywołanie swoich bliźniaków do porządku, bo zadzwonię po psychiatrę! Irasiad też już na nich szczerzy kły. To chyba pies z Układu, wtyka taka. Ale skoro już o Tusku mowa, to jest pewien
zgryz, a mianowicie EURO 2012. Ja wierzę, że Tusk nam załatwi, zgodnie z przedwyborczą obietnicą, miażdżąco wysokie płace, tanią cebulę i czosnek, zero wypadków na drogach, przymusowe roboty w Niemczech, powrót emigrantów z Anglii, emerytury na Kanarach, a nauczyciele zarobią po 2 tysiące dolków miesięcznie (obiecał im to w końcówce XX wieku minister Mirosław Handke, ówczesny Giertych AWS). Ale czy Tusk wybuduje stadion narodowy? Jako kibic obawiam się, że wątpię. No, może gdyby cały PiS posłać w kamasze i do kamieniołomów i gdyby Tadzio Rydzyk zwołał emerytów, tych samych, co warszawską Starówkę po wojnie odbudowali – toby się zdążyło. „Wartałoby” też opodatkować Grubego Rycha, jeśli chce dalej trzepać u nas kapuchę. Inaczej nawet Chińczyki nie pomogą. A może to i lepiej, bo oni zbudowaliby stadiony made in China, czyli jednorazowe. Donek, chyba masz przechlapane! Jak EURO 2012 nie odbędzie się w Polsce, to kibole spalą cię na stosie. Ja też polecę z zapałkami i chrustem. A na razie: POczekamy! ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki Pokłócili się radni z Drawna. Bogdan Buchajczyk nie na żarty wkurzył się tym, że przewodniczący rady Sławomir Bącelak podczas sesji obiecał swojemu kumplowi wyremontowanie chałupy. Traf chciał, że kumpel to proboszcz miejscowej parafii Wojciech Kozub, a do remontu ma... plebanię.
PRZEZ WOJTUSIA
Pracownicy kolei starają się jak mogą, żeby patrzeć na tabor okiem weselszym niż trzeźwe. Jak na razie przodują ci zatrudnieni w okolicach Poznania. W ostatnich dniach zatrzymano już trzeciego nastawniczego nawalonego jak stodoła po żniwach. Facet zamknął przejazd kolejowy prawie na godzinę i zabarykadował się w kanciapie sam na sam z flaszką czystej. I Pił Kolega, Pił, więc wydmuchał półtora promila.
KOLEJ-KA
Piją nie tylko kolejarze. Identyczny wynik (1,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu) uzyskał burmistrz Nowego Stawu (woj. pomorskie) – Jerzy Sz. Pan burmistrz to jednak człowiek obowiązkowy, więc z powodu kilku wypitych kieliszków nie zaniechał pracy na rzecz społeczeństwa. Z sesji Rady Miasta, na którą mimo wszystko się stawił, wyprowadzili go dopiero wezwani na miejsce funkcjonariusze.
NAWALONY
Na gorącym uczynku złapano dwóch złodziei z Żarów (woj. lubuskie). 25-letniemu Czesławowi D. oraz 43-letniemu Mieczysławowi M. najwidoczniej za daleko było do sklepu. A że potrzebowali coś przegryźć, włamali się do najbliższej chałupy. Łupem obu panów padły parówki oraz salceson. Głód nie jest, niestety, okolicznością łagodzącą.
ZAGRYCHA?
Z wielką ulgą odetchnęli zapewne rodzice 19-letniego Andrzeja K. z Goleniowa, kiedy synek został aresztowany. W wolnych chwilach Andrzejek bił i kopał tatusia, który ledwie uszedł z życiem. Mamusi też nie oszczędzał – wyzywał ją od najgorszych, a nawet groził, że ją w końcu zabije. Na szczęście nie zdążył.
SADYSTA
Pod podłogą można trzymać forsę albo tę forsę hodować. Jak mieszkaniec domku jednorodzinnego z Ratajów, który urządził sobie pod domem plantację marihuany. Facet miał jednak prawdziwego pecha, bo na miesiąc przed zbiorami uprawę odkryła policja. Opracowała WZ
HODOWLA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE
W
ystarczyło tylko trochę więcej demokracji, czyli w tym przypadku nieco więcej ludzi przy urnach wyborczych, aby zmieść Kaczyńskich. „Lud przemówił”, jak mówią Francuzi, i dobrze by się stało, aby znów nie zamilkł na długie lata. Głosowanie i frekwencja wyborcza to tylko bardzo niewielka część procesu demokratycznego, bardzo niewielki jego element, ale, jak widzimy, bardzo ważny. Zapewne dlatego związany z Kaczyńskimi tygodnik „Wprost” sugerował, że frekwencja jest... nic nieznaczącym „fetyszem demokracji”; sprawą, którą nie powinniśmy sobie zawracać głowy. Dowodzono, że nie należy nawoływać do pójścia na wybory, bo jeszcze do urn wybiorą się nie ci obywatele co trzeba i wybiorą jakiegoś Leppera. A to obciach, wstyd i niebezpieczeństwo. Że pójdą ludzie mniej wykształceni i „o mniej demokratycznych poglądach”. Cóż, ludzie wybrali się tym razem rzeczywiście jakby bardziej masowo i – paradoksalnie – na ławkę rezerwowych odesłali nie tylko Leppera, ale znacznie groźniejszych od niego populistów – braci K. Przy nich Endrju to niegroźna, folklorystyczna małpa z salonu. Miejmy nadzieję, że wyborcy zapamiętają tę siłę krzyżyka na kartce do głosowania i będą z niej korzystać! Wielu politologów zwraca uwagę na fakt, że dla ratowania demokracji trzeba koniecznie spróbować odciąć politykę od wielkich pieniędzy. Pierwszy krok we właściwym kierunku uczynili Francuzi, którzy zakazali wynajmowania przez partie i kandydatów billboardów oraz płatnych reklam wyborczych w TV, czyli zlikwidowali najbardziej
kosztowne elementy kampanii wyborczej. Zauważmy, że w odróżnieniu od zwykłych i tanich ulotek te kosztowne reklamy nie wnoszą do demokratycznej debaty żadnych merytorycznych wartości. To tylko tricki reklamowe, niczym reklamy proszków do prania, których celem jest raczej wpływ na podświadomość i ogłupienie, a nie rzetelne poinformowanie widza – choćby o programie. Bo jaki merytoryczny sens ma publikowanie facjat odmłodzonych graficznie o 30 lat kandydatek i kandydatów, z kilkoma słowami hasła wyborczego w stylu: „Obyśmy wszyscy byli zdrowi i bogaci”? To fakt, że taka reklama ma siłę podświadomej perswazji, ale ten rodzaj oddziaływania nie ma nic wspólnego z demokracją – sprzyja tylko korumpowaniu partii przez wielkie firmy i ich interesy. Do dzisiaj na przykład nie wyjaśniono kwestii finansowania kampanii wyborczej Mariana Krzaklewskiego z 2000 r., kiedy okazało się, że z jednej poczty w Gdańsku wysłano dla niego przekazy opiewające w sumie na setki tysięcy złotych (po 10 tys. każdy – na tyle prawo pozwala wesprzeć kandydata przez jedną osobę) od nieistniejących wyborców. Nie wiadomo, kto je wysłał, a komitet wyborczy Krzaklewskiego dowodził, że o niczym nie wie i jest ofiarą manipulacji tajemniczych sił... Korupcja polityczna uprzywilejowuje duże partie i te, które reprezentują interesy wielkiego kapitału, blokuje wymianę elit i uczciwą konkurencję programową. Historia RACJI PL jest dobrym przykładem, jak funkcjonuje polska pseudodemokracja oligarchiczna, która skutecznie kosi wszelką alternatywę, zanim zdoła ona rozwinąć skrzydła. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Mniej ściemniania
Taką decyzję podejmują karły moralne. (Stefan Niesiołowski o powołaniu Ryszarda Bendera na marszałka seniora Senatu)
Polska jest specyficznym krajem w Europie, nasze społeczeństwo nierozerwalnie jest związane z Kościołem. (Arcybiskup Tadeusz Gocłowski)
PiS wpadło w pułapkę haseł walki z korupcją i nie mogło się z tego wyzwolić. W końcu musieli łapać swoich. Trzeba przyznać, z dużym sukcesem. (Waldemar Pawlak)
Kiedy tak pana słucham, przypomina mi pan Jamesa Bonda. Albo przesadziłem – nie Jamesa Bonda, tylko jego drinki. Po tym, co państwo zrobili z Polską, widać, że jest pan wstrząśnięty. Szkoda, że jeszcze nie zmieszany. (Jerzy Wenderlich do Tadeusza Cymańskiego)
Miałem tego tyle, że nie mogłem o to dbać. A nie chciałem, żeby się poniszczyło, bo potem miałbym do siebie pretensje przez wieki, że ktoś coś mi dał, a ja tego nie uszanowałem. Więc pozbierałem to, z pomocą innych załadowałem na kilka samochodów i wszystko pojechało na Jasną Górę. Wszystko. Zdjęcia, książki, prezenty, dużo złota. (Lech Wałęsa o swojej domowej bibliotece)
Boże kochany, tak żeśmy się wszyscy modlili, rozmawiali między rodzinami. I jak to się stało, nie mam pojęcia. Przecież wszyscy skreślaliśmy posłów i senatorów z listy PiS. (Słuchaczka Radia Maryja)
Nie mogę spać po wyborach i trudno mi to wszystko przełknąć. Kolejny raz człowiek się zawiódł na narodzie... (Ksiądz Jan z diecezji sandomierskiej w Radiu Maryja) Wybrała OH
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r.
NA KLĘCZKACH
PRAWIE JAK ZIOBRO Stanisław Ziobro, kierowca z Miedźnej, startujący w wyborach z listy Polskiej Partii Pracy (krakowski okręg wyborczy), zdobył aż 8 tys. głosów. Nikomu wcześniej nieznany kandydat uzyskał więcej skreśleń niż polityczne tuzy, np. Zbigniew Wassermann. Dzięki pomysłowi PPP oszołomy z PiS-u straciły w całym kraju tysiące moherowych głosów! Z owego zdarzenia warto wyciągnąć wnioski na przyszłość i przy następnych wyborach jakiś LiD (lub inna partia) powinien umieścić na listach wyborczych kandydatów o nazwisku np. Sobecka, Macierewicz, Bender. Albo bez certolenia: Rydzyk, Wojtyła czy Dziwisz. Partia Kobiet natomiast – jakąś Faustynę. PP
Wypadki spowodowane przez księży nie należą do rzadkości, ale nikt jeszcze nie słyszał, aby sutannowiec wspomógł jakoś ofiarę lub jej rodzinę. Tak było m.in. w przypadku głośnego wypadku pod Włocławkiem (pięć ofiar śmiertelnych), do którego doszło z ewidentnej winy księdza Sobańskiego. Ten obiecał nie tylko modlitwę, ale i pomoc materialną osieroconemu dziecku z Kutna, ale skończyło się tylko na słowach. PS
NEKRODYSPENSA
ROMANS KRUCHTOWY Kończy się epoka, kiedy każdy osobnik przystrojony w czarną sukienkę i koloratkę mógł poczynać sobie niczym Bóg i car. Dosyć boleśnie przekonał się o tym ks. Rafał, wikary parafii pw. Chrystusa Króla w Suwałkach, któremu skórę przetrzepał... miejscowy organista. Rzecz cała była utrzymywana przez suwalską policję w całkowitej tajemnicy, co wydaje się zrozumiałe w końcówce przykościółkowej IV RP, jednak w końcu sprawa się wydała. Organista Janusz B. przyszedł do mieszkania wikarego w godzinach popołudniowych i niezwykle gwałtownie zaczął się dobijać do drzwi. Ksiądz Rafał chyba domyślał się, o co chodzi, bo nie chciał organisty wpuścić do środka. Ten zdenerwował się nie na żarty i naparł na drzwi tak mocno, że wypadły z zawiasami. Utorowawszy sobie drogę, zaczął okładać księdza... kijem. Uderzył go kilkakrotnie w plecy oraz głowę, po czym odwrócił się na pięcie i poszedł spokojnie do domu. Pobity ksiądz zawiadomił o całym zajściu policję. Czym ksiądz wikary zasłużył sobie na garbowanie skóry? Policja milczy jak zaklęta, jednak wróbelki ćwierkają, że poszło o kobietę. Podobno do przystojnego wikarego maślane oczy robiła jedna z pracujących na plebanii młodych gospodyń, o której względy zabiegał również organista. A
ZNIECZULICA „Zabiłem kobietę!” – krzyczał ksiądz Kazimierz G. (lat 65), proboszcz parafii Nawiedzenia NM Panny w Sejnach, biegając wokół zwłok leżących na drodze. Do tragedii doszło w Ostrej Górze (woj. podlaskie). Kapłan swoim mercedesem zmiótł z drogi 39-letnią Jolantę K., matkę dwóch małych dziewczynek. Ich ojcu obiecał modlitwę... To standard.
w języku włoskim – „Zachowanie dziedzictwa – uniwersalne zobowiązanie”. Dlaczego minister rządu polskiego chwali się przedstawicielowi innego państwa działaniami w zakresie konserwacji zabytków i muzealnictwa? Odpowiedź jest prosta: „Możliwość przedstawienia Ojcu Świętemu polskich prac w dziedzinie konserwacji zabytków i muzealnictwa to dla mnie wielki zaszczyt. Była to podstawowa sfera moich wysiłków jako ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Wiem, jak wielką wagę przywiązuje Stolica Apostolska do kultury jako prawdziwego fundamentu Europy. Przedstawię nasze wysiłki w sferze dziedzictwa kulturowego z podkreśleniem, że są one ważną częścią zachowania pamięci o chrześcijańskich korzeniach Europy” – powiedział minister Ujazdowski, członek Opus Dei. DP
ŚWIĘTOKRADZCY
Biskup siedlecki, „kierując się dobrem wiernych”, postanowił udzielić na piątek 2 listopada dyspensy od obowiązującej w tym dniu wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych. Tym samym katolicy z diecezji siedleckiej mogą w Zaduszki do woli i bezgrzesznie objadać się szynką i schabowymi. Pod dwoma wszakże warunkami – muszą odmówić modlitwę „w intencji Ojca Świętego” oraz spełnić pobożny uczynek. Podobno niektórzy, poznawszy te warunki, rzucili się... na owsiankę. AK
DUCH ALBO ŚMIERĆ Jadwiga Ligocka, przywódczyni zbuntowanych betanek z Kazimierza, jest ciężko chora na raka krtani i nie może być przesłuchana przez prokuratora. Eksmitowana guru siostrzyczek ma świadomość, że jej dni są policzone, ale nie chce się poddać żadnej kuracji, gdyż uważa, że pomóc jej może jedynie Duch Święty. Zdaniem stróżów prawa, postawa przełożonej betanek to konsekwencja choroby psychicznej. BS
„A gdzie prezenty dla mnie?” – tyle mówiła smutna mina Benedykta XVI podczas audiencji w Watykanie, na której przyjmował prezydenta Paragwaju Oscara Duarte Frutosa. „Niestety, walizka z prezentami dla Waszej Świątobliwości została podpie...lona na lotnisku we Francji” – odpowiedziały oczy prezydenta. „Niech się dowiem przynajmniej, co w niej było” – zwinęły się w trąbkę usta Papy. „Poncho w sześćdziesięciu kolorach, przetykane złotem, i liczne przedmioty ze srebra” – wystękał Duarte. W tym momencie stał się cud: święty obraz w sali audiencyjnej zapłakał krwawymi łzami. MarS
PROWOKATORZY Zanosi się na wielki skandal. Międzynarodowa Organizacja Ateistów (FidA) zorganizuje wkrótce zjazd w Toledo, połączony z prezentacją obscenicznych zdjęć przedstawiających Chrystusa, Maryję i grono świętych. Jakby mało było mocnych wrażeń, Ateistyczny Sobór Toledański odbędzie się w dawnym kościele, który pełni teraz rolę centrum kultury. Organizatorom zjazdu, których potępili już hiszpańscy biskupi i wiele organizacji, udało się już jedno – sprowokowali Kościół i zrobili sobie międzynarodową reklamę. BS
ZADANIE WYKONANE Minister kultury i dziedzictwa narodowego na koniec kadencji odwiedził swego właściwego przełożonego – papieża Benedykta XVI. Przekazał raport o ochronie dóbr Watykanu w Polsce. Minister, który rozmawiał przez chwilę z Benedyktem XVI, wręczył mu dokument
BIBLIA PO CIEMKU „Rynek chrześcijan nie jest dobrze obsługiwany przez telefonię komórkową” – skonstatowano w brytyjskiej firmie elektronicznej Ecumen i wyciągnięto z tego wnioski. Za 6 funtów można ściągnąć Biblię na komórkę. Telefon zapewnia
również codzienne modlitwy oraz pieśni kościelne w charakterze dzwonków. W roli obrazka ukazującego się po włączeniu aparatu można mieć obrazki aniołów, arkę Noego albo Jezusa przechadzającego się po wodzie. Religijna komórka zapewni również gry – ale tylko bezgrzeszne. Producent reklamuje model hasłem: „Teraz będziesz mógł czytać Biblię po ciemku”. ST
STATUA... PRZEPAŚCI Przepaść między zarobkami szefów wielkich firm w USA a dochodami przeciętnych pracowników nabiera kosmicznych rozmiarów. Opublikowano właśnie raport autorstwa Institute for Policy Studies. Obecnie szefowie zarabiają więcej pieniędzy w ciągu jednego dnia niż zwykli Amerykanie w ciągu całego roku. Przeciętna roczna płaca prezesa dużej firmy wynosi 11 mln dol. Po ostatnim podniesieniu płacy minimalnej – po raz pierwszy od dekady, wbrew ostrym sprzeciwom republikanów – wynosi ona 5,85 dol. na godzinę. Siła nabywcza takiego wynagrodzenia jest o 7 procent niższa niż minimalnej stawki przed 10 laty. Płace szefów wielkich firm wzrosły w tym czasie o 45 procent. CS
SIOSTRA GEJ Arcybiskup George Niederauer z San Francisco oskarżony został o wywołanie „poważnego skandalu”. Aktywiści katoliccy zarzucają mu, że udzielił komunii dwóm przebranym za zakonnice aktywistom organizacji homoseksualistów, Sister of Perpetual Indulgence, której głównym zadaniem jest robienie sobie jaj z Kościoła kat. Na łamach archidiecezjalnej gazety abp Niederauer tłumaczy, że nie rozumie zarzutów: zauważył wprawdzie „dwie dziwnie ubrane osoby, którym udzielił komunii”, ale nie sądził, że ich habity są elementem happeningu. Parafia, w której rzecz miała miejsce, słynie z tego, że jest życzliwa gejom. Tydzień przed mszą odprawianą
5
przez arcybiskupa odbywał się tam konkurs na... najlepiej ubranego transwestytę. JF
KONIEC ŚWIATA Jedna szósta obywateli USA – 50 mln ludzi – jest święcie przekonana, że lada moment nastąpi koniec świata, prawdopodobnie jeszcze za ich życia, i że Antychryst jest już między ludźmi. Nie ma to być taki „zwykły” koniec, spowodowany wojną nuklearną, katastrofą klimatyczną, zderzeniem Ziemi z asteroidem itp., ale kres dziejów według Biblii. Mówią o nim bez przerwy fundamentalistyczni duchowni protestanccy, powstają filmy i książki. Trwa wypatrywanie znaków, sygnałów i porównywanie ich z biblijnymi przepowiedniami. W USA jest to już cały przemysł apokaliptyczny. Poważni eksperci wysuwają tezę, że konserwatywni, religijni republikanie w rządzie Busha i Kongresie USA mogą podjąć decyzje o złowróżbnych konsekwencjach (np. inwazja na Iran), sądząc, że nie mają one znaczenia, bo koniec jest bliski. PZ
PŁONĄCA AFRYKA Palenie zniczy gdzie i kiedy tylko się da (ku radości ich producentów) pomału urasta już do rangi polskiej tradycji narodowej. Tym razem pod hasłem: „Zapal światło tam, gdzie go nie ma” bracia mniejsi kapucyni z Krakowa postanowili zorganizować pierwszą ogólnopolską Noc Misyjną. W rocznicę śmierci św. Ojca Pio grupy modlitewne oraz parafialne kółka misyjne przeprowadzą akcję „Światło dla Afryki”, polegającą na kupieniu świeczki i postawieniu jej na... „płonącym kontynencie afrykańskim”. Palenie zniczy zaplanowano w ponad 20 miejscowościach na placach kościelnych, miejskich rynkach lub boiskach sportowych. Celem akcji ma być propagowanie ducha misyjnego na terenie Polski oraz pomocy duchowej i materialnej dla misjonarzy w Afryce. AK
6
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r.
POLSKA PARAFIALNA
Nekrobiznes Z pewnością niejeden zmarły chciałby oszczędzić kłopotów swoim najbliższym, gdyby wiedział, na jaki stres ich naraża z powodu swojej śmierci. Odejście z tego świata wiąże się bowiem nie tylko ze łzami i pożegnaniem kogoś najbliższego, ale i olbrzymimi wydatkami. Głośna przed laty afera związana z „łowcami skór” w łódzkim pogotowiu pokazała, że dla niemałych pieniędzy o przysiędze Hipokratesa zapomnieli nawet lekarze. Ale pieniądze trafiające do zakładów pogrzebowych za informację o śmierci to nic w porównaniu z całym łańcuszkiem wydatków, na które skazywane są rodziny pogrążone w żałobie. Najbliżsi muszą pomyśleć o przygotowaniu ciała do pochówku. Za umycie i ubranie zwłok rodzina musi wybulić nawet kilkaset złotych. Następne 600–700 zł kosztuje najtańsza trumna. Za dębowy „futerał” z ozdóbkami i szybką trzeba zapłacić nawet kilkanaście tysięcy. W przypadku spopielenia zwłok pochówek jest znacznie tańszy, ale i tak usługa kosztuje minimum 600 zł. Do tego dochodzi urna – najtańsza w granicach 100 złotych. Jeśli nieboszczyk musi być dowieziony do odległej miejscowości,
Święto Zmarłych szczególnie intensywnie powinni czcić katoliccy księża. Nie ma bowiem wśród oferowanych przez nich usług interesu bardziej dochodowego niż pogrzeb. Istotny wpływ na powodzenie tego biznesu mają samorządy, które regularnie i bez skrępowania dorzucają do niego swoje wcale niemałe co nieco. W końcu „podstawowym celem działania gminy jest obowiązek zaspokajania zbiorowych potrzeb wspólnoty samorządowej” – jak zapisano w uchwale budżetowej Świdnika na 2007 rok. A akurat w Polsce zaspokajanie owych potrzeb wychodzi bezbłędnie. Oto zebrane bez trudu przykłady: ~ Świdnik (woj. lubelskie) – ludzie narzekają na złe drogi, nieoświetlone ulice, brak chodników i tym podobne przyziemne kłopoty. Tymczasem władze miasta wraz z burmistrzem Waldemarem Jaksonem, któremu bliskie są – jak deklaruje – wskazania katolickiej
w której znajduje się krematorium, dochodzą spore koszty transportu zwłok. Na szczęście spopielarni jest coraz więcej – na przykład kilka miesięcy temu tego typu zakład uruchomiono w Łodzi, a już niedługo ruszy jeszcze jedno krematorium. Pochówek na cmentarzu to kolejny wydatek – w wielkich miastach, takich jak np. Warszawa, za działkę pod grób jednoosobowy trzeba zapłacić nawet kilka tysięcy. Nic więc dziwnego, że niektórzy proboszczowie z podwarszawskich miejscowości budują na gwałt specjalne nekropolie dla mieszczuchów ze stolicy (np. w miejscowości Zakręt) i doją na nich kasę milionami. W lepszej sytuacji są ci, którym przychodzi pochować szczątki spopielone – można je zakopać w rodzinnym grobie, a nawet postawić w domu na kominku, bo przepisy w tej kwestii nie są jeszcze precyzyjne
i dopuszczają taką możliwość. Odpadają wówczas koszty grobu i pochówku na cmentarzu. Znacznie lepiej jest w mniejszych miastach, gdzie problemów z tradycyjnym pochówkiem jest mniej, ale i tak grób kosztuje w granicach 2 tys. zł. Na cmentarzu komunalnym w Pabianicach plac jednoosobowy to wydatek 1200–1400 zł. Na wsiach – nieco mniej. Czas szybko mija i nawet się nie obejrzymy, jak trzeba zapłacić kolejną
opłatę za grób. Po 20 latach niezbędne jest bowiem odnowienie rejestracji. Inaczej któregoś dnia możemy stwierdzić, że w miejscu mogiłki mamy czy dziadka istnieje już grób zupełnie obcego nieboszczyka. Na pabianickim cmentarzu komunalnym taka przedłużająca opłata wynosi 1000–1200 zł, przy czym maksymalna wysokość dotyczy grobu przy głównej, szerokiej alei. Ale to nie koniec wydatków. Gdy nadchodzi moment postawienia
Żyć, nie umierać
Samorządy dają grunt pod nekropolie i modernizują na swój koszt okołocmentarne tereny
nauki społecznej, postanowiły przeznaczyć ponad 150 tys. zł z miejskiego budżetu na oświetlenie cmentarnej alejki, prowadzącej do... nieistniejącej jeszcze kaplicy katolickiej, która będzie – a jakże – kolejną miejską inwestycją; ~ Dąbrowa Biskupia (woj. kujawsko-pomorskie) – ksiądz Wojciech Czechyra tak długo lobbował
na rzecz nieodpłatnego przekazania parafii św. Mikołaja w Pieraniu działki nr 43/1 o powierzchni 0,15 ha (na powiększenie cmentarza), aż w końcu rada gminy pomysł przyklepała. „Grunty te zostały przejęte od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa” – zapisano w uchwale, żeby rozwiać jakiekolwiek wątpliwości;
~ Grębocin (woj. kujawsko-pomorskie) – kawałek pustej ziemi intrygował proboszcza toruńskiej parafii Matki Boskiej Nieustannej Pomocy. Umyślił tam sobie bowiem cmentarz dla swoich parafian. Rada Gminy Lubicz, mimo protestu mieszkańców Grębocina, pomysł sutannowego klepnęła. Jak na razie zmartwienie ma tylko takie, jak
nagrobka, znów musimy szykować niemałe pieniądze. U ks. Wiesława Wiśniewskiego z parafii św. Wawrzyńca w Mąkowarsku trzeba przedstawić projekt pomnika, a kiedy zostanie klepnięty – przynieść w kopercie 10 proc. jego wartości. Na niektórych cmentarzach – jak w parafii Bożego Ciała w Tucholi – można w zamian uiścić 8 proc. zasiłku pogrzebowego. Na cmentarzach podległych Kurii Archidiecezjalnej w Łodzi zwyczajowa opłata za pojedynczy nagrobek wynosi 200 zł, a za podwójny – 400 zł. Tak jest w przypadku nagrobka z jasnego granitu; kolorowy kosztuje drożej. Nie jest to mało, ale gdzie indziej obowiązują jeszcze większe haracze: 10 procent od wartości nagrobka (np. w Psarach k. Będzina), a bardziej pazerni proboszczowie domagają się nawet 20 proc. Ludziska bronią się jak mogą przez łupieżcami i wspólnie z kamieniarzami zaniżają wartość nagrobków. Opłata od wartości nagrobka nie zwalnia jednak od innej opłaty: za wjazd z elementami pomnika na cmentarz trzeba zapłacić kolejne 100–120 zł. Jeśli nasz nowy nagrobek nie staje w miejscu starego, mamy farta, bo odpada nam koszt rozbiórki wynoszący minimum 100 zł. Na jednym z cmentarzy w Łodzi rodzina nieboszczyka musiała zapłacić nawet 600 zł za rozebranie starego nagrobka i wywiezienie gruzu. A teraz największy wydatek – sam nagrobek. Przeciętny jednoosobowy z jasnego granitu kosztuje w granicach 4–5 tys. zł, podwójny – dwa razy tyle. Jeśli zachorujemy na kamień
przekonać prezydenta pobliskiego Torunia, żeby za ziemię zapłacił; ~ Zbiczno (woj. kujawsko-pomorskie) – Rada Gminy uchwałą nr XXXVII/210/2005 „zbyła się w drodze darowizny nieruchomości gruntowej (0,2517 ha oraz 0,0983 ha – dop. red.) położonej w Sumowie na rzecz parafii rzymsko-katolickiej w Sumowie (...) z przeznaczeniem na powiększenie cmentarza”; ~ Szczawnica – 0,5144 ha gruntów dostał „na rozbudowę i modernizację cmentarza” Józef Włodarczyk, proboszcz od Matki Boskiej Pośredniczki Łask w Szlachtowej; ~ Barcin – istniejący tu od 10 lat cmentarz komunalny podzielono na trzy części. Największą dostał proboszcz parafii Maksymiliana Kolbego, który nie mógł już dłużej wytrzymać, bo... na istniejącym dotąd pogańskim cmentarzu czuł się „duszpastersko nieobecny”. Trochę mniej odpalono proboszczowi od św. Jakuba, któremu także zachciało się ziemi pod własny cmentarz. Uchwałę radni przyjęli jednogłośnie, odstąpili także od obowiązku przetargowego trybu zawarcia umowy bezpłatnego użytkowania na czas nieokreślony; ~ Orzesze (woj. śląskie) – Marek Blinda, proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego, z pomocą parafian tak urobił radę miasta, że 0,8 ha
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r. kolorowy, cena może być nawet dwukrotnie wyższa. Wszelkie dodatkowe wymagania to kolejne niemałe wydatki. Na przykład za wykuty w kamieniu portret zmarłego musimy zapłacić minimum 500 zł, za każdą złoconą literkę na nagrobnej płycie – 3–5 zł. Oczywiście, potężny grób rodzinny w postaci mauzoleum kosztować nas będzie fortunę, sięgającą nawet kilkuset tysięcy złotych. Nie wspomnieliśmy jeszcze o dodatkowych wydatkach związanych z pogrzebem. Pazerny proboszcz z Psar za odprowadzenie zwłok na cmentarz pobiera 600 zł, choć czynność ta łącznie z mszą nie zabiera mu więcej niż godzinę. Wielebny inkasuje jeszcze forsę za wykupione przez uczestników pogrzebu msze – zwykle 500–1000 zł. Bez rachunku, pokwitowań, kasy fiskalnej... Jak twierdzi jedna z mieszkanek tej miejscowości, pogrzeb średnio kosztuje tu, nie licząc wydatków poniesionych w zakładzie pogrzebowym (trumna, transport zwłok itp.), ok. 4–5 tys. zł, z czego połowa zostaje u księdza. „To czyste zdzierstwo” – mówi pani Krystyna S. Ale do naszej redakcji napływały już informacje o stawkach wynoszących 1000, a nawet 2000 zł dla samego księdza za godzinny pogrzeb połączony z mszą. Choć grzebanie zmarłych jest dziś naturalnym źródłem dochodu dla sporej armii ludzi, okazuje się, że nie brak wśród nich prawdziwych hien żerujących na tragedii rodzin zmarłych. BARBARA SAWA Fot. Autor
terenu „sprzedała” parafii za 1 proc. wartości, czyli... za 859 zł (!). A kiedy już się jest właścicielem cmentarza, to można na tym kręcić naprawdę niezłe lody. Według najnowszych danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, 95,8 proc. społeczeństwa to katolicy, co oznacza tyleż katolickich pogrzebów. Policzmy, jak to się przekłada na księże zyski, przyjmując, że każdy pogrzeb to dla sutannowego pośrednika co najmniej 1000 zł nieopodatkowanego dochodu. W roku 2002 odnotowano 199 252 zgony (dane: Główny Urząd Statystyczny). Przyjąć więc należy, że odbyło się co najmniej 190 883 pogrzebów katolickich po tysiąc złotych każdy, co daje prawie 190,88 mln zł. Trochę lepiej było w kolejnych latach: 2003 r. – 190,94 mln zł (199 319 zgonów); 2004 r. – 190,84 mln zł (199 211 zmarłych); 2005 r. – 190,73 mln zł (199 097 zgonów). Nie odbiega od poprzednich rok 2006, w którym GUS odnotował 198 935 zgonów, zaś wielebni zainkasowali co najmniej 190,57 mln zł. Śmiało można więc uznać, że dochody kleru z tytułu umieralności społeczeństwa pozostają constans. Żyć, nie umierać... WIKTORIA ZIMIŃSKA Fot. Autor
P
omóżcie! Zmarł nagle tato, ponieważ nie chciał pogrzebu z księdzem, nie wiemy, jak go teraz godnie pochować – tego rodzaju telefony często elektryzują naszą redakcję. Pomagamy jak potrafimy najlepiej. Martwiło nas jednak to, że nie mamy na podorędziu nikogo z dużym doświadczeniem w świeckich ceremoniach pogrzebowych. Zdaje się jednak, że już mamy... Dobrze pamiętam sprzed roku pogrzeb mojej Kochanej Babci. Pogrzeb katolicki. Przygnębienie spowodowane niespodziewaną śmiercią bliskiej osoby spotęgowała ceremonia żałobna: postać naszej drogiej zmarłej zginęła gdzieś zupełnie w liturgicznej, prawie godzinnej paplaninie, niezli-
ŚWIECKA ALTERNATYWA wyruszają także w Polskę, nawet do Krakowa czy Lublina. W całym kraju działa około dwudziestu osób prowadzących świeckie pogrzeby. Główną zaletą pogrzebu świeckiego jest skupienie wszystkich elementów uroczystości na żegnanej osobie oraz uniwersalność tego obrzędu. Dlatego, jak poinformowali mnie nasi rozmówcy, zdarza się często na Zachodzie, że także osoby wierzące, różnych wyznań, decydują się na taki pochówek. We Francji połowa pogrzebów ma właśnie świecki charakter, w Wielkiej Brytanii – 30 procent, a w Polsce – ok. 4 procent. Kim są osoby odprowadzane na spoczynek przez państwa Borowików? Około połowę stanowią osoby związane ze środowiskiem dawnej pezetpeerowskiej lewicy. Nawet jeśli same
uroczystości świeckiej daje się okazję do modlitwy lub odczytania biblijnych tekstów. Indywidualny charakter uroczystości świeckiej jest sprawą nie do przecenienia. Każdy pogrzeb jest wspólnym dziełem krewnych, przyjaciół osoby zmarłej i mistrzów ceremonii, przygotowanym w telefonicznym lub osobistym kontakcie; każda mowa pożegnalna jest pisana oddzielnie i, co nie mniej ważne, jej treść zawsze jest konsultowana z najbliższymi zmarłego. Ta staranność jest chyba największą zaletą pracy pani Anny i Jacka. Dzięki temu rodzina unika przykrych niespodzianek (przekręcone nazwiska, przeinaczone fakty z życia zmarłego), wie dokładnie, jak będzie przebiegała uroczystość i ma szanse spełnić także oczekiwania artystyczne
7
ludzie godzą się na tak marne i często drogie usługi duchownych, skoro istnieje znacznie lepsza alternatywa. Co ciekawe, kilkakrotnie sam słyszałem od wierzących, którzy uczestniczyli w pogrzebie świeckim, że było to dla nich bardzo wzruszające przeżycie („Naszych tak pięknie nie chowają”). Setki podobnych świadectw znają także państwo Borowikowie. Tego rodzaju pogrzeby krytykują najczęściej osoby, które nigdy nie brały w nich udziału. Niedawno usłyszałem nawet, że „pogrzeb bez księdza przypomina chowanie psa”, choć osoba mówiąca te słowa niczego poza katolickim pochówkiem nie widziała. Pani Anna Borowik opowiedziała nam także o reakcjach na widok kobiety – mistrza ceremonii pogrzebowej. Kobieta ubrana w togę, idąca
Pożegnanie czonych przyklękach, siadach i powstaniach. Pewny siebie duchowny – zamiast przemawiać do serc – krzyczał do mikrofonu, plótł bzdury („Ateiści nie mogą czynić dobrze, bo niby jak”) i natrętnie moralizował. Wyrazy pamięci i pożegnanie zmarłej nie stanowiły nawet 10 procent czasu uroczystości, niby jej właśnie poświęconej. Pomyślałem, że zdecydowanie nie chciałbym podobnie żenującego widowiska sprezentować gościom na moim własnym pogrzebie. Kilka miesięcy później znalazłem się na pierwszej w moim życiu świeckiej ceremonii żałobnej – pogrzebie humanistycznym w Norwegii. Wrażenia z tej prostej i wzruszającej uroczystości opublikowaliśmy w „Faktach i Mitach” (26/2007) i zapewniliśmy, że chętnie nagłośnimy działalność kogoś, kto wykonuje równie solidną pracę w Polsce. Jedna z naszych warszawskich Czytelniczek, która niedawno organizowała niereligijny pochówek własnego męża, zachęciła nas do spotkania z Anną i Jackiem Borowikami – świeckimi mistrzami ceremonii pogrzebowej. Państwo Borowikowie chętnie zgodzili się na spotkanie z dziennikarzem „FiM”. Zaczynali swoją pracę przy obsłudze uroczystości pogrzebowych od zapewniania oprawy muzycznej dla pogrzebów religijnych. Robią to zresztą do dziś, ale od 9 lat (pani Anna od lat siedmiu) są głównie mistrzami świeckiej ceremonii pogrzebowej. Oboje pochowali już półtora tysiąca osób, w tym postacie tak znane jak przewodniczący Rady Państwa Henryk Jabłoński, rektor Uniwersytetu Warszawskiego – profesor Kazimierz Dobrowolski, muzyk i kompozytor Władysław Szpilman (bohater filmu „Pianista”), zaś w ostatnich dniach – leksykologa i leksykografa Władysława Kopalińskiego. Pani Anna i pan Jacek pracują przede wszystkim w Warszawie, ale w razie potrzeby
nie należały do partii, to związane były z PRL-owskimi służbami państwowymi lub były najbliższymi krewnymi takich osób. Jakieś 25 procent to osoby wywodzące się z przedwojennej inteligencji (działacze PPS, wolnomyśliciele), żołnierze AK, często ludzie związani z opozycją antypeerelowską. Kolejne dziesięć procent to osoby z młodszego pokolenia, niereligijne z różnych powodów, najczęściej ateiści i agnostycy. Podobne grono stanowią ludzie wierzący, którzy nie chcieli kościelnego pogrzebu albo którym takiego pochówku odmówiono. Syn jednej ze zmarłych powiedział wprost naszym rozmówcom: „Moja mama była głęboko wierzącą chrześcijanką. Dlatego nie życzyła sobie, aby ksiądz prowadził jej pogrzeb”. Duchowni odmawiają pogrzebu wówczas, gdy zmarły jest skonfliktowany ze swoją wspólnotą religijną (lub np. z proboszczem), kiedy łamie zasady, które dany Kościół uważa za istotne. Do niedawna jednym z takich powodów było samobójstwo. Obecnie osoba, która odebrała sobie życie, uznawana jest przez Kościół katolicki za chorą psychicznie i chowana na zasadach ogólnych. W przypadku katolików chodzi często o życie bez ślubu kościelnego, jawną niechęć okazywaną Kościołowi, trwałe odrzucenie obowiązkowych praktyk religijnych itp. W praktyce wszystko zależy od proboszcza i bywa, że odmawia on pogrzebu osobom, które nie przyjmowały go po kolędzie, lub żąda wówczas horrendalnej stawki, która mu zrekompensuje tę wieloletnią stratę finansową. Kilka procent pogrzebów niewyznaniowych stanowią uroczystości ekumeniczne, kiedy zmarli żyli w rodzinach wieloświatopoglądowych i rodzina stara się oddać tę atmosferę także podczas przebiegu pogrzebu. Wówczas zdarza się, że świecki mistrz ceremonii występuje obok duchownego albo podczas
Fot. Włodzimierz Karnkowski
zmarłego lub własne, dobierając, zgodnie z życzeniem, wykonywaną na pogrzebie muzykę lub odczytywaną poezję. Można zamówić np. grę na organach, skrzypcach, trąbce, a nawet na harfie. Coraz częściej odtwarzane są utwory (także rockowe), których nieboszczyk najchętniej słuchał. Cena takiej usługi? Pogrzeb wraz z przygotowaniem – 250 złotych (plus ewent. koszty dojazdu poza Warszawę); muzyka, grana nomen omen „na żywo”, opłacana jest dodatkowo, a cena zależy od liczby muzyków i rodzaju instrumentów. Z reguły na wszystko nie więcej niż 350–500 zł. Dla porównania, cena pogrzebu katolickiego (ksiądz + organista) waha się od 250 zł na parafii miejskiej (większy „przerób”) nawet do 3 tysięcy na wioskach. Bardzo osobisty i podniosły charakter świeckiej uroczystości różni się zasadniczo od przeciętnego pogrzebu katolickiego, w którym pożegnanie zmarłego jest jedynie dodatkiem do mszy, modlitw i śpiewów, a uczestnicy narażeni są na niemiłe niespodzianki. Zdarza się, i to wcale nierzadko, że na pogrzebie religijnym obraża się pamięć osoby zmarłej lub godność uczestników uroczystości poprzez nieżyczliwe aluzje do stylu ich życia lub poglądów. Zdumiewa, że
na czele konduktu, wywołuje wśród osób postronnych wielką sensację. Przy okazji wychodzi też cały polski mizoginizm – w naszej kulturze, przy głośno deklarowanym, ale powierzchownym szacunku dla kobiet, wywołują one niechęć lub zdumienie, gdy występują w funkcjach uważanych za zarezerwowane dla mężczyzn. Państwo Borowikowie, jak większość mistrzów świeckiej ceremonii, zakładają na uroczystość specjalną togę. Pan Jacek, bo jego widziałem „w akcji”, stara się także, aby jego głos brzmiał bardzo uroczyście. I tu jest moja łyżka dziegciu. Przyznam, że specjalny strój i ton głosu mnie akurat jakoś nie przekonują, wręcz rozpraszają. Może przywodzą na myśl kościelne skojarzenia... Zgaduję, że ten specyficzny, podniosły styl wynika z życzenia większości żałobników. Ludzie mają to, czego oczekują. Przyznam, że osobiście wolałbym np. garnitur i głos mniej namaszczony. Ot, takie dziwactwo starego antyklerykała. MAREK KRAK Państwo Borowikowie chętnie pomogą wszystkim zainteresowanym świeckim pochówkiem – numer telefonu: 0 601 299 227 lub e-mail:
[email protected]
8
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
F
unkcjonariusze policji historycznej z Instytutu Pamięci Narodowej dokonali kolejnego odkrycia: Żydzi prowokowali w okresie międzywojennym biednych Polaków, którzy jedynie we własnej obronie musieli ich mordować, bić i demolować sklepy. Takich rewelacji mają się uczyć nasze dzieci w szkołach. W nasze ręce wpadł zeszyt 8/9 z 2007 roku Biuletynu Instytutu Pamięci Narodowej. Na stronie internetowej tej instytucji możemy przeczytać, że jest to miesięcznik popularnonaukowy szczególnie zalecany uczniom szkół ponadgimnazjalnych. Dzięki uważnej lekturze Biuletynu dziatwa może poznać „nieznane tajemnice” polskiej historii. A więc np. to, że przed II wojną światową największym wrogiem Polaków byli... Żydzi. ~~~ Z odrodzoną po 1989 roku Młodzieżą Wszechpolską nie chce dziś utrzymywać kontaktów nawet jej współtwórca i ideolog Roman Giertych. Sam też uznał publicznie, że przedwojenne burdy urządzane przez wszechpolaków nie mogą być powodem do dumy. A jednak osamotnieni młodzi nacjonaliści swoich obrońców znaleźli w IPN. Pracownik Biura Edukacji Publicznej Instytutu, dr Wojciech Muszyński, odkrył, że „(...) antyżydowska postawa ruchu narodowego wiązała się w dużym stopniu z antykomunizmem. Komunizm był bowiem zbrodniczą i ateistyczną koncepcją zburzenia starego porządku społecznego i stworzenia na jego gruzach nowego utopijnego społeczeństwa zniewolonego, pozbawionego tradycji, moralności i religii. Jednak główną przyczyną antysemityzmu obozu narodowego były kwestie gospodarcze. Składał się na to między innymi nieproporcjonalnie duży udział Żydów w handlu i usługach (...), co prowadziło do ich monopolizacji i uniemożliwiało dostęp ludności polskiej do tego źródła zarobkowania”. Broniąc się przed zalewem żydowskiej konkurencji, młodzi narodowcy prowadzili głośne kampanie informacyjne oraz pokojowe bojkoty sklepów żydowskich. Obok nich największe znaczenie propagandowe miała akcja getta ławkowego. Miało ono służyć grzecznemu pokojowemu rozdzieleniu w salach wykładowych Żydów i Polaków. To wszystko służyło tylko jednemu: „(...) obronie społeczeństwa przed destrukcyjnym wpływem tej mniejszości, kontakt z nią niszczył bowiem w Polakach wrażliwość i idealizm. Wynikało to z tego, że prawa i tradycja żydowska były nie do pogodzenia z zasadami cywilizacji łacińskiej” (wszystkie cytaty pochodzą z publikacji IPN). Praca wszechpolaków na froncie obrony polskości sklepów czy warsztatów rzemieślniczych była prawdziwą harówką. A wszystko przez wstrętnych Żydów. To właśnie oni atakowali porządnych Polaków. Jak odkrył pracownik IPN, w takim Lwowie
2 czerwca 1929 r. żydowskie małolaty obraziły uczucia religijne Młodzieży Wszechpolskiej. W odpowiedzi wszechpolacy musieli wybić szyby w redakcji „Kuriera Porannego”. Zresztą pismo to, według eksperta z IPN, zajmowało się jedynie szkalowaniem młodzieży narodowej. W ramach szykan policja państwowa zatrzymała członków MW. Ci wobec tego – niezmiennie we własnej obronie – zdemolowali żydowskie gimnazjum, akademik i redakcję lokalnego pisma. W Wilnie 10 listopada 1931 roku wszechpolacy dostali wciry tylko dlatego, że domagali się, aby podczas zajęć w prosektorium obcy narodowo studenci nie mieli kontaktu ze zwłokami katolików. Relacje polsko-żydowskie byłyby doskonałe, gdyby nie – według pracownika IPN – napady żydowskich bojówek na porządnych Polaków! I żadnych konkretnych przykładów. Natomiast przedwojenne, zachowane do dziś akta policyjne aż puchną od opisów licznych pogromów urządzanych przez Młodzież Wszechpolską na Żydach. Ot, choćby taki, jaki miał miejsce w Przytyku koło Radomia 9 marca 1936 roku. Wtedy to po ogłoszonym przez MW oraz Stronnictwo Narodowe bojkocie sklepów żydowskich nastąpiła fala napadów na ich właścicieli. Niszczono wyposażenie punktów handlowych, kradziono towar. Gdy bici sklepikarze zastrzelili w obronie własnej jednego z napastników, zaczął się prawdziwy pogrom. Narodowcy zabili żydowskie małżeństwo, kilkudziesięciu Żydów zostało ciężko pobitych, a wiele ich sklepów i domów zniszczonych. Bandytyzmu Polaków w tym przypadku nie ukrywa nawet zawodowy piewca MW dr Piotr Gontarczyk, notabene, wiceszef archiwów IPN.
W meldunku szefa częstochowskiej policji, a późniejszego generała Władysława Beliny-Prażmowskiego (z 28 maja 1919 r.) czytamy: „(…) w dniu wczorajszym około godziny 12 w południe żołnierze z armii generała Hallera zaczęli obcinać brody spotkanym na
policji udało się jednak wyrwać go z rąk rozwścieczonego tłumu. Tymczasem wśród wojska rozeszła się wiadomość o zranieniu żołnierza, wskutek czego przed domem Dowództwa Policji zjawiła się kompania Ślązaków z żądaniem wydania im zatrzymanego (...), którego uważali za sprawcę zamachu, grożąc w przeciwnym razie rozbrojeniem i pobiciem policji. Po paru godzinach z bronią w ręku ruszyli oni w stronę rynków i dzielnicy żydowskiej, przy czym po drodze przyłączyli się do nich Hallerczycy oraz różne żądne rabunku indywidua. Tłum ten spotkawszy felczera Nassanowicza, zamordował go bagnetami, po czym rozpoczął rzeź w dzielnicy żydowskiej. Interwencja władz wojskowych (...) nie odniosła żadnego skutku. Podczas rozpędzania tłumu na Starym Rynku został ciężko pobity funkcjonariusz policji (...). Do godz. 11 wieczorem stwierdzono 7 zabitych Żydów,
ulicach Częstochowy Żydom, wywołując wśród nich panikę. Po wysłaniu silnych patroli policyjnych udało się utrzymać względny spokój. Około godziny 2 po 30. południu około bramy a Narodowego z lat Ulotka Stronnictw domu nr 21 przy ulicy 9 ciężko ranionych, 11 lżej ranionych Panny Marii ktoś strzelił do przechooraz 12 ranionych, którzy o własnych dzącego żołnierza, raniąc go w głowę. siłach mogli udać się do domów. Po otrzymaniu zawiadomienia wysłaO godzinie 11 wieczorem w mieście łem natychmiast oddział policji (...) zapanował spokój”. w celu przeprowadzenia rewizji we W innej teczce znajdziemy kolejwspomnianym domu, podczas której ny policyjny meldunek z tego świętena ślad sprawcy zamachu jednak nie go miasta. W informacji z 20 czerwnatrafiono. Skoro policja odeszła, do ca 1937 roku możemy się dowiedzieć, owego domu wtargnął tłum składająże „podczas zajść, które miały miejsce cy się z robotników zatrudnionych przy dzień wcześniej, zdemolowano 46 sklerobotach publicznych, celem dokonapów i 21 mieszkań. Wybito szyby w 496 nia samosądu. Czeladnika krawieckiemieszkaniach i podpalono bóżnicę. Do go, Srula Kamelgarna, pobito ciężko,
grupy ludzi zgromadzonych w Alejach NMP z lokalu SN wyszła grupa jego członków, wznosząc okrzyki: »Bić Żydów!«. Okrzyki te zwabiły tłum, który wkrótce liczył 3 tys. osób, a w ciągu następnych 2 godzin wzrósł do 15 tys. Wyparty ze Śródmieścia i częściowo rozproszony przez policję tłum rozbił się na grupy po kilkaset i kilkadziesiąt osób, które samodzielnie rozpoczęły niszczyć mienie w sklepach i domach ludności żydowskiej oraz bić Żydów i Polaków”. Relacje o innych pogromach znajdziemy także w stenogramach sejmowych. W trakcie debaty 15 maja 1919 roku na temat rozruchów antyżydowskich w Galicji zachodniej (patrz: Kolbuszowa, gdzie zamordowano 8 osób) Roman Dmowski wskazał winnych. Ujawnił, że byli to sami Żydzi. No tak, Żydzi sami się napadali i sami się mordowali, żeby później zwalić winę na Polaków. Ot, fałszywce jedne! Narodowcy bronili także pińskiej policji, która 5 kwietnia 1919 r. bez wyroku sądu rozstrzelała 34 Żydów. Według prawdziwych Polaków, była to reakcja na bolszewickie powstanie, jakie mieli wywołać Żydzi po wyparciu wojsk sowieckich. Co prawda żaden historyk ani wtedy, ani dzisiaj nie wpadł na ślad owego buntu, ale pewnie to tylko źle o nich świadczy. W listopadzie 1918 r. narodowcy ze Lwowa zorganizowali bojówkę, która przy bierniej postawie policji przez pięć dni masakrowała mieszkających tam Żydów. Czynili to, gdyż „(...) faktem jest, że Żydzi z bronią w ręku byli grupami całymi znajdywani i że do naszych oddziałów strzelali zewsząd. Dzielnica cała musiała być po wojskowemu uspokojona i cała odpowiedzialność spaść musi na ich zawziętość przeciw nam, czy też tępotę i bezmyślność” – relacjonuje jej szef. I znowu jacyś niesłuszni historycy twierdzą, że nie ma ani skrawka papieru potwierdzającego słowa owego działacza MW. Według narodowców, wszystkie opisy pogromów to stek bzdur, „gdyż w Polsce pogromów nie było i być nie może, bo jest to sprzeczne z duszą Polski – Chrystusa Narodów”. Innego zdania o działaczach MW i Stronnictwa Narodowego były przedwojenne władze, które co bardziej krewkich bojowników o czystość narodową Polski wsadzały do więzień. Dla doktora Wojciecha Muszyńskiego z IPN były to zwyczajne szykany polityczne. Łże także dr Alina Cała z Żydowskiego Instytutu Historycznego, która doliczyła się w latach 1918–1939 ponad trzystu pogromów Żydów. W zamieszkach tych życie straciło ponad 200 osób. Nie byłoby takich problemów, gdyby władze II RP posłuchały narodowców i wyrzuciły z Polski wszystkich Żydów na Madagaskar. Zresztą, według eksperta z IPN, oni sami tego chcieli. Ciekawe, jakich jeszcze innych atrakcji dostarczy nam 180-osobowe komando historyków z Instytutu Pamięci Narodowej. MiC
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r. Według najnowszych danych kościelnych, średnio co dziewiąty urzędujący biskup współpracował lub flirtował ze Służbą Bezpieczeństwa. „Ale nie podpisywali zobowiązań do współpracy!” – zastrzega abp Głódź. Ostatnie z zachowanych – kompletnych i precyzyjnych – zestawień potencjału operacyjnego tzw. pionu IV (wyznaniowego) Służby Bezpieczeństwa dotyczy roku 1983. Z owych danych dowiadujemy się, że na żołdzie bezpieki pozostawało wówczas 3934 tajnych współpracowników rekrutujących się spośród duchowieństwa diecezjalnego oraz 625 zakonników, co – po uwzględnieniu ówczesnej liczby księży i mnichów – dawało w sumie około jednej piątej kościelnego wojska. Byli w tej grupie aktualni w 1983 roku oraz przyszli – już zwerbowani, ale jeszcze nienamaszczeni – biskupi. „W udostępnionych przez Instytut Pamięci Narodowej materiałach SB, które dotyczą żyjących biskupów (131 – dop. red.) znajdują się informacje o tym, że kilkunastu spośród nich zostało zarejestrowanych przez organy bezpieczeństwa PRL jako »tajni współpracownicy« lub »kontakty operacyjne«, względnie »kontakt informacyjny«, a jeden został zarejestrowany jako »agent« wywiadu PRL” – czytamy w komunikacie sygnowanym przez ks. dr. Józefa Klocha, rzecznika Kościelnej Komisji Historycznej (KKH). Organ ów działał przez niespełna rok i 10 października cichcem zakończył swoje prace sprawozdaniem przedłożonym – za pośrednictwem specjalnie ustanowionego „łącznika w osobie abp. Sławoja Leszka Głódzia” – wąskiemu gronu hierarchów wchodzących w skład Prezydium Konferencji Episkopatu Polski. Mroczną przeszłość kolegów znają zatem wyłącznie: przewodniczący abp Józef Michalik (na zdjęciu z prawej), jego zastępca abp Stanisław Gądecki (z lewej) i bp Stanisław Budzik – sekretarz prezydium. Podczas konferencji prasowej zwołanej z okazji zakończenia prac KKH ks. Kloch unikał szczegółów. Przekonywał, że IPN-owska dokumentacja jest zbyt „niekompletna i chaotyczna”, aby można było na jej podstawie „rzetelnie określić zakres, intensywność i szkodliwość ewentualnej rzeczywistej i świadomej współpracy z organami bezpieczeństwa PRL” biskupów, których teczki odnaleziono w czeluściach archiwów. A może chociaż ilu hierarchów rzecz dotyczy? – Pragnę jedynie podkreślić, że żadna z tych osób nie podpisała formalnego zobowiązania do współpracy. Konkretna zaś liczba
zarejestrowanych ani też jakiekolwiek nazwiska w ogóle nie zostaną ujawnione – skarcił ciekawskich abp Głódź. Najwyraźniej zapomniał o przyjętym 25 sierpnia 2006 r. i z wiel-
PATRZYMY IM NA RĘCE Jeśli zaś chodzi o liczby... „Kilkunastu” na 131 hierarchów oznacza, że nasycenie Episkopatu agenturą nieboszczki bezpieki oscyluje w przedziale 8,3–14,5 proc., a jego środek wypada na 11,4 proc. Jak ten wynik interpretować? Odpowiedź jest równie prosta, co zdumiewająca: minimum co dziewiąty z żyjących biskupów kooperował z peerelowskimi specsłużbami! Dlaczego „minimum”, choć średnią jest 11,4 proc.? Otóż w komunikacie KKH czytamy, że niektórzy z dzisiejszych biskupów „zostali zarejestrowani ja-
opartego na realnych perspektywach, wynikających z prowadzonego już dialogu operacyjnego lub innych silnych przesłanek, pozwalających liczyć na sukces. Takich rejestracji oficerowie pionu IV dokonywali bardzo ostrożnie, bo niepowodzenie dowodziło pewnej nieporadności i rzutowało na ich opinię służbową. Jeśli więc jakiegoś duchownego zakwalifikowano jako „kandydata”, to możecie być pewni, że prowadzący sprawę oficer odbył z nim minimum 2–3 w miarę przyjazne i zatajone przed ordynariuszem rozmowy – objaśnił nam „formę re-
W kościelnym zwierciadle
Ty popatrz, Stasiu! Że Alojzy z Mietkiem kapowali, wiadomo. Ale żeby Tadek!!! Jeeezzzuu... Jeszcze Andrzej, Bronek i...
ką pompą ogłoszonym „Memoriale Episkopatu Polski w sprawie współpracy niektórych duchownych z organami bezpieczeństwa w Polsce w latach 1944–1989” (por. „Pro memoria-ł” – „FiM” 35/2006). Przypomnijmy zatem, że „współpracujący z wrogami Kościoła, bez formalnego zobowiązania, byli z reguły źródłem informacji o jego sprawach. Grzech ten obciąża ich sumienia, lecz nie zamyka drogi do naprawy (...). Uwzględniając społeczny wymiar grzechu i zadośćuczynienia, muszą być gotowi wziąć za to także odpowiedzialność publiczną”.
ko kandydaci na tajnych współpracowników. Kategoria »kandydat na TW« wskazuje, że SB chciała pozyskać daną osobę do współpracy, zbierając wszelkie informacje na jej temat, które miały w tym pomóc. Kategorii »kandydat na TW« nie można utożsamiać z jakąkolwiek formą współpracy z organami bezpieczeństwa PRL, była to bowiem forma represji”. Poprosiliśmy o wyjaśnienie tej kwestii specjalistę spoza Kościoła. – Owszem, jak sama nazwa wskazuje, rejestracja „kandydata na TW”, dowodzi pragnienia pozyskania do współpracy. Ale pragnienia
presji” jeden z byłych szefów łódzkiej bezpieki. ~~~ KKH ograniczyła swoje badania do członków episkopatu, uzasadniając zawężenie sfery zainteresowań trwającymi już zaawansowanymi pracami diecezjalnych komisji historycznych. Usiłowaliśmy tu i ówdzie zasięgnąć języka. Dowiedzieliśmy się, że w prawie wszystkich spośród 41 diecezji takie komisje faktycznie powstały, a w niektórych... działają już od wielu lat (np. w tarnowskiej – od 2001 r., a w gnieźnieńskiej i włocławskiej – od 2005 r.).
9
Wszędzie zaś prognozują, że pełnych wyników prac można się spodziewać nie wcześniej niż po... 5–8 latach. Wyjątkiem jest archidiecezja katowicka, gdzie poszło szybko i jak po maśle. Oto po niespełna 9 miesiącach pracy Archidiecezjalna Komisja Historyczna powołana do „zbadania i weryfikacji materiałów dotyczących postaw duchowieństwa Kościoła katowickiego w latach 1945–1989, ze szczególnym uwzględnieniem spraw związanych z ewentualną współpracą niektórych osób duchownych z organami bezpieczeństwa PRL” ogłosiła: ~ Tylko 17 księży było zarejestrowanych jako tajni współpracownicy SB; ~ „Większość przypadków, to sprawy błahe, wynikające raczej z nieostrożności niż rzeczywistej współpracy” – jak to określił rzecznik komisji ks. kanonik Paweł Buchta, proboszcz katowickiej parafii św. Apostołów Piotra i Pawła; ~ Dwa, góra trzy przypadki wydają się na tyle niepokojące, że nie są wykluczone procesy kanoniczne przed sądem biskupim; ~ Jeden podejrzany przyznał się arcybiskupowi Damianowi Zimoniowi, że kapował świadomie i za wymierne korzyści. Z kontrolowanych przez kurię przecieków wynika ponadto, że nieszczęśnicy pozostawieni przez bezpiekę w kartotekach to w większości proboszczowie w wieku 60–70 lat. – Zostali zarejestrowani jako tajni współpracownicy bez ich wiedzy i, jak należy zakładać, bez ich woli. W żadnym przypadku w aktach nie znaleziono podpisanej deklaracji współpracy – zapewnił ks. Buchta. A cały dowcip polega na tym, że we wspomnianym na wstępie zestawieniu z 1983 r. czytamy, iż Wydział IV SB w Katowicach raportował Centrali o 264 tajnych współpracownikach, wśród których byli m.in.: jeden członek Komisji Episkopatu, dziesięciu kurialistów, 27 dziekanów i wicedziekanów, 123 proboszczów, 31 wikariuszy, jeden wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, dwóch z Akademii Teologii Katolickiej i trzech z Wyższego Seminarium Duchownego. Cóż, 264 jest niewątpliwie większą liczbą niż 17... Jeśli zaś chodzi o zasoby w zakonach, to ówczesny szef Wydziału IV, ppłk Jerzy B., wyliczał: 3 agentów uplasowanych we władzach prowincjalnych, 4 przełożonych placówek zakonnych oraz po 7 proboszczów i misjonarzy. ~~~ Na tle katowickiego przykładu mamy radę dla biskupów, którzy jeszcze nie ujawnili efektów prac „swoich” komisji: nie róbcie z publiki idiotów i doprawdy dajcie już sobie, chłopaki, spokój z tymi teczkami... DOMINIKA NAGEL
10
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r.
Z PRAWA... I Z LEWA
W
poniedziałek 5 listopada 2007 roku od godz. 18 senator Ryszard Bender będzie trzecią co do ważności osobą w państwie. Ów stan rzeczy utrzyma się przez kilka godzin. Przez kilka godzin potwornego wstydu... Pan prezydent Lech Kaczyński postanowił, że pierwsze posiedzenie Senatu VII kadencji otworzy mar-
wielu innych tak zwanych autorytetów – reklamował Bendera przed wyborami Jarosław Kaczyński. Całkowicie żadne? Przekonajmy się... ~~~ 13 stycznia 2000 r. profesor Ryszard Bender z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego wystąpił na antenie Radia Maryja w cyklicznej audycji „Rozmowy niedokończone”. Towarzyszyli mu: dr Dariusz Ratajczak
dziennie, chorzy dostawali delikatną zupę, mleko i biały chleb, a Żydzi często pełnili różne funkcje obozowe, na przykład kapo”; ~ „To był obóz koncentracyjny, ale to nie był obóz zagłady, co się nieraz potocznie pisze. Bo to były odrębne obozy: Treblinka, Bełżec, Sobibór”; ~ „Nie możemy poprzestać na tym, co się dzisiaj mówi (o liczbie zamordowanych – dop. red.), bo być mo-
dopatrzyła się w dyskusji przestępstwa tzw. kłamstwa oświęcimskiego, uznając, że naukowcy występujący u o. Rydzyka „przytaczali tylko cytaty z publikacji na temat Oświęcimia” oraz „wskazywali na istnienie również innych, mniej spopularyzowanych relacji z obozu Auschwitz”. Powołując się na werdykt prokuratury, Senat KUL-u umorzył postępowanie dyscyplinarne przeciwko Benderowi, wyrażając wszakże „dez-
Przeżyjmy to... ostatni raz szałek senior Bender. Właśnie on – człowiek skompromitowany niejednym skandalem politycznym – przyjmie ślubowania pozostałych senatorów i będzie przewodniczył obradom do czasu, aż ci wybiorą nowego marszałka ze swojego grona. – O tym, że senator Bender jest marszałkiem seniorem, zadecydowali wyborcy, którzy go wybrali. Prawo (art. 30 ust. 1 Regulaminu Senatu – dop. red.) stanowi wyraźnie: na funkcję marszałka seniora powoływany jest najstarszy wiekiem senator i koniec kropka. Prezydent nie miał tu żadnego ruchu – tak na konferencji prasowej tłumaczył szefa Michał Kamiński, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta. Zapomniał dodać, że Bender, mający w życiorysie kilka haniebnych epizodów, to niedawny lider i współzałożyciel zatopionej Ligi Polskich Rodzin (reprezentował tę partię w Senacie minionej kadencji), a został ponownie wybrany do Izby Wyższej dzięki temu, że przytuliło go PiS, które rozpaczliwie szukało głosów radiomaryjnego elektoratu (Bender jest stałym prelegentem u o. Tadeusza Rydzyka). – To wybitny historyk o momentami kontrowersyjnej drodze życiowej, ale te kontrowersje są całkowicie żadne w porównaniu z kontrowersjami, jakie można by wiązać z życiorysami
O
Fakt, że Bender jest profesorem, niektórzy uznają za ósmy cud świata
– autor książki popularyzującej poglądy, że cyklon B służył w Oświęcimiu do dezynfekcji, a zagłada tam Żydów jest dyskusyjna – oraz mieszkający w Niemczech Hindus Peter Raina, uchodzący za badacza najnowszej historii polskiego kat. Kościoła. Oto kilka cytatów z ówczesnej wypowiedzi Bendera: ~ „Oświęcim nie był obozem zagłady, lecz obozem pracy – Żydzi, Cyganie i inni byli tam niszczeni ciężką pracą; zresztą nie zawsze ciężką i nie zawsze byli niszczeni, bo są relacje, iż w obozie posiłki bywały trzy razy
d roku 1967 r o d z i c e mieszkali w mieszkaniu zakładowym, które było przydzielone mojemu ojcu. Mieszkanie zostało włączone do jednoblokowej spółdzielni mieszkaniowej. Ojciec nie wykupił tego mieszkania na własność. Już na początku zaczęły się problemy z moim zameldowaniem na stałe, gdyż prezes uznał, że wyczerpały się zasoby lokatorów. Załatwiłyśmy sprawę meldunku bezpośrednio w biurze meldunkowym. Prezes straszył sądem i innymi konsekwencjami. W roku 2006 matka złożyła podanie o przyjęcie w poczet członków spółdzielni. Wpłaciła wpisowe i do tej pory nie została przyjęta. Nie dostała
że znajdą się nowe źródła. Musimy być otwarci na wyniki badań”; ~ „Tylko w Radiu Maryja mogliśmy wesprzeć Ratajczaka w obliczu nagonki, jaką lewicowe czy wręcz lewackie media rozpętały”. „Wraz z dr. Rainą zwróciliśmy jedynie uwagę na konieczność stosowania poprawnej, obowiązującej w tamtych czasach terminologii” – tłumaczył się Bender, gdy jego mądrości zostały nagłośnione. Po trzech miesiącach śledztwa (wszczętego na wniosek Federacji Młodych Unii Pracy) prokuratura nie
aprobatę co do formy wypowiedzi” swojego pracownika na antenie Radia Maryja. „Współudział w głoszeniu fałszu jest niemoralny. Profesor katolickiego uniwersytetu współdziałający w rozmywaniu prawdy oddziałuje szczególnie demoralizująco” – skomentował zachowania Bendera metropolita lubelski i Wielki Kanclerz KUL, arcybiskup Józef Życiński. „Co mam dziś odpowiedzieć ludziom, którzy we łzach wspominają tragedię Oświęcimia? Czy powiem im: „Drobiazg, nie przejmujcie się.
Porady prawne też odmowy przyjęcia. Poszłyśmy do notariusza, gdzie matka ustanowiła dla mnie pełnomocnictwo dotyczące reprezentowania jej przed wszystkimi władzami spółdzielni, jak również urzędami w sprawach dotyczących mieszkania. Prezes spółdzielni w ogóle nie respektuje woli mojej matki – nie chce ze mną rozmawiać. Chcemy wykupić to mieszkanie na własność. Czy musimy złożyć podanie o wykup tego mieszkania? Jak postępować z prezesem? (Anna F.) Niestety, trudno jest odpowiedzieć na Pani pytania, nie mając wglądu do statutu spółdzielni, o której Pani pisze. Co do zasady
– o przyjęciu nowej osoby w poczet członków spółdzielni decyduje zarząd. Termin do wydania uchwały w tej sprawie powinien być zastrzeżony w statucie. Zazwyczaj nie przekracza on 2 miesięcy od dnia złożenia deklaracji w przedmiocie przyjęcia w poczet członków spółdzielni. Według ustawy z dnia 16 września 1982 r. (Prawo spółdzielcze, DzU 03.188.1848), na działalność zarządu, w tym również jego bezczynność, przysługuje skarga do rady nadzorczej spółdzielni. Proponujemy Pani skorzystanie z tej drogi, ponieważ jest ona stosunkowo szybka i zazwyczaj skutkuje podjęciem odpowiednich działań przez zarząd. Jeżeli
Profesor Bender twierdzi, że to był tylko obóz pracy, nie zagłady”? – zastanawiał się arcybiskup. ~~~ 75-letni dziś Bender zaliczał się kiedyś do tzw. pieszczochów komuny, która pozwoliła mu zasiadać nie tylko w lubelskiej Miejskiej Radzie Narodowej (1973–1977), ale też dwukrotnie (w latach 1976–1980 i 1985–1989) wpuściła do Sejmu, a nawet powołała do Rady Konsultacyjnej generała Wojciecha Jaruzelskiego. Odbierał z rąk „zbrodniczych komuchów” kolejne nominacje profesorskie na KUL-u (1977 i 1985), co przecież zupełnie nie przeszkodziło mu w liście z 7 marca 1995 r. do prof. Władysława Bartoszewskiego (więzień Oświęcimia nr 4427, a w dacie listu – minister spraw zagranicznych w rządzie premiera Józefa Oleksego) napisać: „(...) wyrażam zdziwienie, że zasiada Pan w rządzie kierowanym przez do niedawna lokalnego I sekretarza PZPR, a za kolegę zmuszony Pan jest mieć niegdysiejszego czlena politbiura oraz innych towarzyszy, których Pan zwalczał, a oni zwalczali Pana”. Bender lubił też pisać wredne donosy. Oto fragment jego listu do „Najdostojniejszego Księdza Biskupa Diecezji Essen Dr. Huberta Luthe” po przyznaniu Bartoszewskiemu przez Niemców prestiżowej nagrody im. Heinricha Braunsa, „za zaangażowanie na rzecz prześladowanych przez III Rzeszę i komunizm oraz za wkład w pojednanie polsko-niemieckie”: „Wydarzenie to samo w sobie nie zasługuje na większą uwagę, wątpliwości wzbudza jednak uzasadnienie wyróżnienia (...). Otrzymujemy stale pytania, zwłaszcza od młodych zaangażowanych chrześcijan, ileż razy trzeba się rozwodzić i zawierać ponowne małżeństwa, by móc występować w imieniu katolicyzmu”. „Jesteśmy bardzo zaskoczeni poziomem tego listu i nie czujemy się zobowiązani do odpowiedzi” – skomentował wynurzenia prof. Bendera dr Baldur Hermans, dyrektor Wydziału Spraw Społecznych Kurii Biskupiej w Essen. ANNA TARCZYŃSKA
statut przewiduje taką możliwość, może Pani również złożyć skargę na działalność prezesa. Jeżeli chodzi o pytanie dotyczące wykupu mieszkania, to, niestety, przed podjęciem jakichkolwiek działań w tym zakresie Pani matka musi najpierw zostać członkiem spółdzielni (podstawa prawna: ustawa z dnia 16 września 1982 r. – Prawo spółdzielcze, DzU 03.188.1848; ustawa z dnia 15 grudnia 2000 r. o spółdzielniach mieszkaniowych DzU 01.4.27). ~~~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane do redakcji e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r.
K
aczyzm pobity, ale przedwczesny triumfalizm nie może nas uśpić: wróg nadal ma silną pozycję i będzie się odgryzał. Kaczor ogłosił, że „IV RP przegrała bitwę, ale wygra wojnę”. Co znaczy wojna w wykonaniu PiS-u, już wiemy. Inny kaczysta też ogłosił wojnę i dodał, że oczekuje wyborów za rok, o ile PO nie będzie kontynuować polityki PiS-u. Jakże „jedynie słuszna polityka PiS-u” kojarzy się z „jedynie słuszną wiarą katolicką”! Zbieżność tę wyjaśnia zdumiewająco dobry wynik wyborczy PiSuarów. Inny kaczysta groził, że PiSprezydent może nie zaakceptować czterech ministrów. Wyraźnie grzeją pod kotłem i będą rozrabiać!
„Czy widzisz te gruzy na szczycie? Tam wróg Twój się kryje jak szczur. Musicie, musicie, musicie Za kark wziąć i strącić go z chmur!”. Twierdzy kaczyzmu nie lekceważmy. Prezydent RP ma szerokie uprawnienia konstytucyjne, PiSprezydent może przeszkadzać, wyrządzić szkody na lata. To prezydent mianuje ministrów, sędziów, generałów. Może wetować ustawy, a jego rozbudowana kancelaria, obecnie kaczy dwór, może stać się przechowalnią zgrai szkodników (o czym „FiM” piszą już w tym numerze). Znając Kaczorów, mieszać i przeszkadzać będą. Wojnę już Kaczor I wypowiedział, a K.Lech jest jego emanacją.
Z SERII: WIELKIE POMYŁKI „Zasady zobowiązują”, tylko Kaczory nie powiedziały – jakie? Szczególną odrazę budzić musi wygrzebanie przez Kurskiego Tuskowi dziadka w Wehrmachcie. Nikt nam nie powie, że odbyło się to bez wiedzy K.Lecha. Obaj wskazali wszystkim Polakom, których krewnych Niemcy przymusowo wcielili do Wehrmachtu, gdzie mają szukać miejsca w życiu. To haniebny czyn, na jego rozliczenie nadal czekamy. Oto zasługi Lecha Kaczyńskiego. Hańba! Świadectwo hańby wystawia też K.Lechowi OBWE, która po obserwacji wyborów musiała wytknąć „brak równowagi jakościowej” w relacjonowaniu kampanii poszczególnych partii przez TV publiczną,
która zbada całokształt potworka, zwanego IV RP. Dekaczyzacja! Przedstawiamy poniżej, jak konstytucja reguluje możliwość złożenia z urzędu Prezydenta RP: Art. 145 1. Prezydent Rzeczypospolitej za naruszenie konstytucji, ustawy lub popełnienie przestępstwa może być pociągnięty do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu. 2. Postawienie Prezydenta Rzeczypospolitej w stan oskarżenia może nastąpić uchwałą Zgromadzenia Narodowego podjętą większością co najmniej 2/3 głosów ustawowej liczby członków ZN na wniosek co najmniej 140 członków ZN. 3. Z dniem podjęcia uchwały o postawieniu Prezydenta Rzeczypo-
11
że są do bólu „niejęzykowi”. „Niejęzykowy” profesor, nawet uczelniany, to – według nas – istne kuriozum. Ale to katolicka uczelnia, a tam są inne priorytety. Rozdrapywana przez katooszołomów sprawa wykształcenia prezydenta Kwaśniewskiego przy tym blednie. Wracając do Zgromadzenia Narodowego (Sejm wraz z Senatem) – liczy ono 560 posłów i senatorów (na nasz gust co najmniej o połowę za dużo!). Z tego 1/3 to 187. Niestety, PiS ma 205 (166 + 39) mandatów, co uniemożliwia przegłosowanie wniosku o Trybunał. Jest słaba nadzieja, że się podzielą i rozsypią. Niedawno Litwini tą metodą pokojowo złożyli z urzędu prezydenta Paksasa.
Jak odwołać prezydenta To oczywista oczywistość, że ich styl uprawiania polityki to permanentna wojna, innego nie znają. Nadal będą obrażać i lżyć, niepomni, że przegrali m.in. dlatego, że zelżyli cały naród: łże-elity, wykształciuchów, cieniasów, układ, kiboli, hołotę, bure suki. Na wojnie, jak to na wojnie – padają ofiary, także wśród cywilów. Jedną kobietę doprowadzili do samobójstwa, drugą publicznie linczowali. Obrazili Polki tym, że w ich sprawach doradza K.Lechowi Chlap-Nelly. A przy tym wszystkim stosują odwieczny chwyt Kościoła: TO NAS OBRAŻAJĄ! I grożą procesami. ONI! Kaczyści mają czym wojować: są silni w Sejmie, wielu samorządach, obsadzili swoimi liczne urzędy państwowe, w których obowiązuje kadencyjność, np. CBA, KRRiT, NBP, i dzierżą media. Dostęp do kasy zapewnili sobie, obsadzając wszystkie spółki skarbu państwa. Co to znaczy, pokazała wizyta K.Lecha w USA w towarzystwie kandydującej do Sejmu Chlap-Nelly: KGHM kwotą 190 tys. zł sponsorował wyborczy koncert w Chicago. Te wszystkie bastiony trzeba kaczystom jak najszybciej wydrzeć i każdą zmarnowaną przez nich złotówkę rozliczyć! Sami dowodzą, że póki nie zostaną spacyfikowani, nie będzie spokoju. Ale najgorsze, że okopali się w fortecy, jaką jest Pałac Prezydencki. Zasiadanie w nim K.Lecha umacnia pozycję drugiego Kaczora w PiS-ie. Zdecydowana zmiana polityki, np. w kwestii wycofania naszych wojsk z Iraku i Afganistanu, jest więc niemożliwa. Tę twierdzę trzeba kaczystom wydrzeć!
Fakt, iż Lech nie pogratulował Tuskowi zwycięstwa, to oczywiście oczywisty brak wychowania, wręcz skandal. Mamy satysfakcję, bo niedawno ich przypadek zdefiniowaliśmy („Nekrokaczory” – „FiM” 40/2007). Trudno oczekiwać kindersztuby i przyzwoitości od ludzi tak zarażonych nienawiścią. Najgorsze, że zaszczepia ją Polakom jad szerzony w eterze przez bezdzietnego ojca pod obłudnymi hasłami miłości i patriotyzmu. Czekamy, Panie Premierze Tusk, na zgodne z prawem prześwietlenie i rozliczenie toruńskiego imperium zła, filaru kaczej władzy: cegiełek Stoczni Gdańskiej, trefnej koncesji i naruszania jej warunków, spraw podatkowych, zahaczającego o kodeks karny szerzenia nienawiści i antysemityzmu. Niezbędna jest też kontrola jakości kształcenia. Czego tam uczą młodzieży? Co „wykłada” bezdzietny ojciec?! Pierwszy obywatel RP pokazał, że nie jest prezydentem wszystkich Polaków, ale PiSprezydentem. Trudno nie zgodzić się z bezdzietnym ojcem, który nazwał K.Lecha oszustem. PiSprezydent złamał wiele zasad. Zaangażował się w dzielenie Polaków, urząd prezydenta zbrukał, odarł z godności i honoru, Polskę ośmieszył w Europie i świecie, skłócił z sąsiadami, przedstawiał Polakom klęski i kompromitacje kaczej polityki jako zwycięstwa. Wziął czynny udział w kampanii wyborczej swojej partii (wytykała mu to nawet prasa zagraniczna), angażował przy tym pieniądze publiczne. Jako strażnik konstytucji i praw nie zachował bezstronności, reprezentował nie naród, ale PiS.
a kieruje nią jeden z najbliższych ludzi PiSprezydenta. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, wcześniej kierowana przez bliską K.Lechowi sfanatyzowaną katoliczkę Elżbietę Kruk, nie wywiązywała się z obowiązków kontrolnych „z powodu niedoskonałości swej struktury i różnic zdań wynikających ze stronniczego składu”. Jako żywo jednym z adresatów tego jest PiSprezydent K.Lech. Gładki język dyplomatyczny nie zamaże druzgocącej oceny. Biorąc pod uwagę jaskrawą stronniczość mediów publicznych, iście PRL-owską kłamliwą propagandę sukcesu, zaangażowanie w kampanię pieniędzy publicznych (np. środki transportu wykorzystywane przez PiSprezydenta, premiera i ministrów), użycie w kampanii służb specjalnych, udział Kościoła (Radio Maryja, TV Trwam), sukces opozycji graniczy z cudem. Kaczyści byli pewni wygranej, w obliczu klęski po debacie desperacko miotali obelgi i bili na oślep. Takim cepem na oślep było CBA. Stąd uważamy, że mają czego się bać. Czas na komisje śledcze – mane, tekel, fares. Sądzimy, że dotychczasowe dokonania PiSprezydenta wystarczą do postawienia go przed Trybunałem Stanu i złożenia z urzędu. Zdaniem wielu konstytucjonalistów, pod Trybunał kwalifikuje się już samo powołanie ministrów odwołanych przez premiera brata. Komisje śledcze, a powinno ich być ze cztery (śmierć B. Blidy, CBA + jego prowokacje wobec Leppera i Sawickiej oraz finanse PC), też powinny wiele wyjaśnić. Zapowiadana już jest komisja,
Po prostu brak słów...
spolitej w stan oskarżenia przed Trybunałem Stanu sprawowanie urzędu przez Prezydenta RP ulega zawieszeniu. Przepis art. 131 stosuje się odpowiednio. Trybunał Stanu, zgodnie z art. 25 ust. 3 ustawy o TS, może złożyć prezydenta z urzędu choćby za nieumyślne naruszenie konstytucji, ustawy lub popełnienie przestępstwa. Ale K.Lech to doktor habilitowany nauk prawnych, a nawet profesor uczelniany powiązanego z Kościołem Uniwersytetu Kardynała S. Wyszyńskiego (teraz na urlopie – nie Wyszyński, oczywiście), więc nie ma mowy o mydleniu Polakom oczu nieumyślnym działaniem. Ciekawe mogą być też wyniki zawiadomienia złożonego do prokuratury przez prezydent Warszawy w sprawie nieprawidłowości w magistracie stolicy za czasów K.Lecha. Zdziwienie budzi, jak Kaczory uzyskały doktoraty i K.Lech habilitację, skoro powszechnie wiadomo,
Póki co, trzeba pilnie obciąć środki na kancelarię (dwór?) PiSprezydenta do minimum, by nie zrobił z niej przechowalni szkodników i nie mógł kompromitować Polski za granicą. Trudno sobie przecież wyobrazić, by wyznawca polityki konfrontacji i „umierania” mógł wspierać linię kompromisu i współpracy. Trzeba też rozliczyć koszty kampanii wyborczej PiS-u – ile środków publicznych w niej użyli. Najszybszy chyba sposób złożenia PiSprezydenta z urzędu to perswazja. Żywimy nadzieję, że komisje śledcze dadzą argumenty do postawienia obu Kaczorów przed sądem. W podobnej sytuacji znalazł się kiedyś prezydent USA, Nixon, który po aferze Watergate ustąpił za cenę abolicji. Sposób ten uważamy jednak za najgorszy, bo zgadzamy się z Lechem Wałęsą, że Kaczyńscy powinni skończyć w więzieniu. LUX VERITATIS Fot. PAP/Jacek Turczyk
12
W MOGILE CIEMNEJ...
Piernik toruński złonkowie Racji Polskiej Lewicy, wolnomyśliciele, Młodzi Socjaliści, ateiści, racjonaliści i inni Czytelnicy „Faktów i Mitów” licznie przybyli do Torunia, by wspólnie świętować imieniny ikony ciemnogrodu.
C
Toruń do pewnego czasu większości Polaków kojarzył się z Kopernikiem i z piernikami. Ale to przeszłość, bo teraz gród słynie z medialnego imperium Rydzyka (w pewnym sensie też piernik), duchowego przywódcy wspólnoty dusznej, kołtuńskiej i zaściankowej, szerzącej nietolerancję i ksenofobię. Święto przypadło na 28 października, czyli dzień imienin ojca Tadeusza. Licznie przybyły orszak spod znaku „Faktów i Mitów” gratulował
solenizantowi tego, „że udało mu się objąć patronatem przywódców prawicy, regularnie pielgrzymujących do Radia Maryja i Telewizji Trwam po medialne i polityczne wsparcie. Nie obeszło się bez życzeń dla dyrektora RM, aby jego imperium istniało i „grało”. Życzono,
by spisywane na bieżąco radiomaryjne wypowiedzi dyrektora oraz „Rozmowy Niedokończone” trafiły do kanonu lektur szkolnych. Wszystko po to, aby młodzież od najmłodszych lat mogła poznawać, jak w TV Trwam i Radiu Maryja wygląda krzewienie tolerancji i szacunku dla
innych, w przeciwieństwie do swoich. Aby umiała odróżniać miłość od nienawiści fanatyków. „Rząd przed klerem klęczy, a naród z głodu jęczy”, „Z religi szóstka, a w głowie póstka”, „Budujmy boiska i szkoły, a nie plebanie i kościoły”, „Miliony pod konkordatem nie
Polskie piramidy... ...wzorowane na grobowcach egipskich faraonów, mimo swoich niewielkich rozmiarów w porównaniu z gigantami znad Nilu, stanowią dla wielu ogromne zaskoczenie. Niestety, te nieliczne i unikatowe w polskim krajobrazie zabytki są w większości bardzo zaniedbane. Grobowce w kształcie piramidy można spotkać w różnych regionach Polski. Tajemniczy monument o kształcie ostrosłupa wysokości 5 m i z charakterystycznym dla wielu egipskich piramid ściętym wierzchołkiem zdecydowanie wyróżnia się wśród nagrobków z przełomu XIX i XX wieku w najstarszej nekropolii Krakowa – na cmentarzu Rakowickim. W Międzybrodziu (woj. podkarpackie) wznosi się piramida będąca grobowcem rodu Kulczyckich. Budowla ma zaledwie 3 m wysokości, ale za to proporcje Wielkiej Piramidy Cheopsa w Gizie, a wejście do krypty wzorowane na piramidzie w Deir el-Medina. Podobny nagrobek znajduje się również na cmentarzu w Sanoku. Spoczywa w nim Adam Dembicki von Wrocień, marszałek polny w służbie cesarza Austrii i Węgier, później generał Wojska Polskiego. Piramidy ma także Warszawa – na Powązkach i cmentarzu ewangelicko-augsburskim. W Karczewie (woj. mazowieckie) formę piramidy nadano
zbiorowej mogile żołnierzy poległych podczas insurekcji kościuszkowskiej. Najbardziej okazałych piramid szukać należy jednak nie na cmentarzach, ale w pobliżu dawnych rezydencji magnackich. Najstarsza piramida grobowa w Polsce, datowana na pierwszą połowę XVII w. i zarazem najwyższa, bo 20-metrowa, znajduje się w Krynicy (woj. lubelskie). Wedle ludowych przekazów, usytuowana na szczycie wzgórza „Arianka” (na zdjęciu) jest miejscem wiecznego spoczynku ostatniego polskiego arianina, który potajemnie wrócił z wygnania, by móc spocząć w ojczystej ziemi. W rzeczywistości historycy nie są pewni, czy jest to mauzoleum właściciela pobliskiego zamku w Krupem, arianina Pawła Orzechowskiego, podkomorzego chełmskiego (ok. 1550–1612), jego syna Stanisława (zm. ok. 1632) lub być może nawet jego wnuka. Dziesięciometrowa miniatura piramidy Cheopsa ze znacznie ją przewyższającym krzyżem znajduje się w Zagórzanach (woj. małopolskie). Okazałe mauzoleum wybudował na początku XX wieku hrabia Aleksander Skrzyński (1882–1931), minister spraw zagranicznych i premier rządu w okresie II Rzeczypospolitej. Spoczywa w nim sam hrabia, który podobno do tego stopnia bał się ciemności, że życzył sobie,
Fot. Autor
by w jego grobowcu palono światło przez sto lat po jego śmierci. Znacznie skromniejsza, bo tylko sześciometrowa piramida z kamieni granitowych wznosi się na zalesionym wzgórzu w Łaziskach (Wągrowiec, woj. wielkopolskie). Ten oryginalny grobowiec zbudował sobie Franciszek Jerzy Łakiński, rotmistrz ułanów w armii napoleońskiej. Pochowano go w 1845 roku. Piramida w Aleksandrowie Kujawskim, obecnie bardzo zniszczona, jest pomysłem hrabiego Władysława Trojanowskiego. Podpiwniczona piramida o wysokości 3 m, z podstawą
na kościoły, lecz na oświatę”, „Dość dyktatu konkordatu”, „Polska socjalna, nie klerykalna” – krzyczały hasła z transparentów. A swoją drogą, skoro pomocnik (premier) już lada dzień złoży urząd, to i szef powinien... JB Fot. Ewa Gajda, Krzysztof Mróź
szerokości 4 m powstała prawdopodobnie wraz z klasycystycznym pałacem w 1864 roku. Jednak wbrew życzeniu hrabiego, rodzina nie pochowała go w piramidzie, tylko na cmentarzu w Toruniu lub – wedle innej wersji – w kościele w Aleksandrowie Kujawskim. Najbardziej znaną „polską” piramidą (obiekt znalazł się na terytorium Polski po II wojnie światowej) pozostaje jednak kamienny grobowiec wystawiony przez pruskiego barona Friedricha von Farenheida w Rapie na Mazurach. Piramida o wysokości 16 m i podstawie na planie kwadratu o boku 10,5 m powstała w 1811 roku według projektu duńskiego rzeźbiarza Bertela Thorvaldsena, w odległości 5 km od pałacu, którego ruiny znajdują się obecnie na terenie obwodu kaliningradzkiego. Ciała siedmiu osób pochowanych w mazurskiej piramidzie dzięki sprzyjającym warunkom uległy naturalnej mumifikacji. Podczas I i II wojny grobowiec Farenheidów został sprofanowany przez Rosjan, a mumie pozbawione głów. Inną pruską piramidą znajdującą się w granicach Polski jest pochodzący z drugiej połowy XVIII wieku grobowiec generała Gustawa von Eben, właściciela majątku i rezydencji w Rożnowie (woj. opolskie). Dziesięciometrową piramidę grobową zaprojektował architekt Karl Gothard Langhaus (twórca Bramy Brandenburskiej w Berlinie). Na podstawie kronik parafialnych ustalono, że w rożnowskiej piramidzie dokonano 27 pochówków. Niestety, po drugiej wojnie światowej zwłoki zostały zbezczeszczone, a piramida zdewastowana. A.K.
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r.
DANIA ŻE PROSZĘ SIADAĆ
13
Dziedziniec zamku w Hiller od Zamek Frederiksborg w Hillerod
Nasz przyjaciel Włodek Ga lant założył się ze mną o 10 koron, że nie zobaczę w Danii zakonnicy. I znalazła się... Z Polski
W XVII wieku królowie Danii jeździli windą
Baszty w Landskronie ronie (Szwecja)
Ratusz w Landsk
Malmö – Liga Szwedzkich Rodzin Malmö. W Szwecji nie ma ani jednego pomnika JPII!!! „9 milionów rowerów”
ndskronie
przed dworcem w La
Szczątki królów Danii w katedrze w Roskilde
óch Roskilde – pomnik dw y. gejów obok katedr papieski Za nim rośnie... dąb
Korony pary królewskiej
Królewski klop z XVIII wieku Fot. Marek Szenborn
14
Tarczą w Rosję Z
asadnicza oś kontrowersji w kwestii tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach to z jednej strony twierdzenia Rosjan, że stanowi ona zagrożenie ich bezpieczeństwa, a z drugiej – stanowcze zaprzeczanie temu przez władze USA. Zamiar budowy tarczy w Polsce i Czechach przyczynił się do takiego zaostrzenia stosunków między Rosją i USA, jakiego nie notowano od czasów zimnej wojny. Niedawno – a nie nagłaśniano tego w serwisach informacyjnych w USA! – sześciu wybitnych fizyków amerykańskich zarzuciło Bushowi i jego podkomendnym mijanie się z prawdą. Wbrew twierdzeniom
dyplomatołków i wojskowych z USA – radar i rakiety przechwytujące będą w stanie wziąć na cel i doścignąć rosyjskie rakiety balistyczne, a tym samym zagrozić strategii nuklearnego odstraszania Rosji – twierdzą uczeni. Do odparcia wyimaginowanego zagrożenia irańskiego lepiej byłoby umiejscowić radar i pociski przechwytujące bliżej tego kraju. CS
Małżeństwo albo życie N
ieudane małżeństwo, które – wedle katolicyzmu – jest związkiem nierozerwalnym, może mieć bardzo szkodliwe konsekwencje zdrowotne. Pozostawanie w nim to groźba śmierci. To konkluzja badań, przeprowadzonych na 9 tys. Brytyjczyków przez naukowców z University College w Londynie. Po kilkunastoletnim monitorowaniu zaślubionych par okazało się, że u osób, których stosunki z partnerem układają się najgorzej, o 34 procent zwiększa się ryzyko ataku serca lub poważnych schorzeń. „Życie w związku małżeńskim jest z reguły dobre
– mówi koordynator studium, dr Roberto De Vogli – ale trzeba uważać, z kim człowiek się wiąże. Liczy się jakość małżeństwa”. Okazało się m.in., że żony, które nie podnoszą głosu podczas kłótni, mają się gorzej od tych bardziej wokalnych. Negatywne skutki złego małżeństwa dla zdrowia wywołane są szkodliwym oddziaływaniem hormonów stresu. Napięcia stymulują też stany zapalne. JF
Porywacze altruiści A
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r.
ZE ŚWIATA
ron i Henryka Bellowie siedzą w więzieniu w Palm Beach – florydzkiej oazie milionerów.
Janina Zaniewska, za sprawą której tam trafili, rozkoszuje się (na wolności) urokami tego samego miasta. Wcześniej Bellowie – on lat 80, ona 59 – wywieźli Zaniewską (lat 93) do Polski, do domu starców pod Warszawą. Dla pieniędzy. Konkretnie – dla ćwiartki miliona dolarów, które skubnęli z jej konta, korzystając z upoważnienia. Oskarżeni są o porwanie, wykorzystanie osoby starszej i kradzież. Z 250 tys. ostało się tysiąc dolarów. Spłacili pożyczki, zakosztowali konsumpcji. Bank – zaniepokojony
ubytkami z konta Zaniewskiej – zawiadomił władze i zaczęło się żmudne śledztwo, które doprowadziło do znalezienia staruszki pod Warszawą. Bellowie nie są typowymi kryminalistami. Przeciwnie. Urodzony w Polsce Aron Bell pochodzi ze słynnej rodziny. Jest najmłodszym z trzech braci ocalałych z Holokaustu. Przewodzili oni partyzantom, którzy uratowali ponad tysiąc polskich Żydów. Na temat ich działalności i zasług powstała książka, film dokumentalny, a obecnie kręcony jest film fabularny. TN
S
ąd Najwyższy USA postanowił rozpatrzyć sprawę dwu morderców z więzienia w Kentucky, którzy wnoszą, że śmiertelny zastrzyk, który mają im zaaplikować, jest karą okrutną i sprzeczną z konstytucją. Decyzja sądu – spodziewana w czerwcu przyszłego roku – będzie jedną z najważniejszych od wielu lat. Stany są jednym z nielicznych cywilizowanych krajów, w których zabija się za karę. W ubiegłym roku odbyły się 53 egzekucje; najwięcej było ich w 1999 r. – aż 98 (przewodzi jak zawsze Teksas). Od lat spada nie tylko liczba egzekucji, ale również społeczne poparcie dla kary śmierci: wprawdzie obecnie wciąż popiera ją 64 proc. Amerykanów, ale w roku 1994 zwolenników było 80 proc. Komentatorzy i eksperci wyrażają jednak przekonanie, że anulowania kary śmierci nie należy oczekiwać. Prawdopodobne jest natomiast ulepszenie koktajlu trucizn, który aplikuje się skazańcom. Jest on taki sam we wszystkich 37 stanach wykonujących tę karę. Pierwszy specyfik usypia, drugi powoduje paraliż, zaś trzeci przerywa akcję serca. Ekspertyzy przeprowadzone w roku 2005
Kara czy zemsta? dowiodły, że działanie znieczulające pierwszego ustaje, zanim skazany skona, więc odczuwa on straszny ból, a nie może go uzewnętrznić ze względu na paraliż. Stosowania tego zestawu zakazano – jako niehumanitarnego sposobu pozbawiania życia – w weterynarii. W tym samym czasie Amnesty International opublikowała raport pt. „Egzekucja śmiertelnym zastrzykiem – ćwierćwiecze trucia w majestacie prawa”, który stwierdza, że zabijanie zastrzykiem powoduje „niesamowity ból i cierpienia psychiczne”. Ta międzynarodowa organizacja przeciwna karze śmierci potępia praktyki amerykańskie i przedstawia wykaz egzekucji, podczas których skazywani narażeni byli na cierpienia. Od roku 2000 w USA było ich co najmniej 9. W Ohio
wykonanie wyroku trwało 69 minut, bo nie można było znaleźć odpowiedniej żyły. W tym czasie skazaniec podnosił głowę i jęczał pięciokrotnie: „To nie działa”. Podczas sekcji w jego ciele stwierdzono 19 nakłuć. W zeszłym roku na Florydzie skazany cierpiał i odniósł chemiczne poparzenia, gdy igła nie została wkłuta w żyłę, lecz przebiła ją na wylot. Nie wiadomo natomiast, do czego dochodzi w Teksasie, bo okoliczności wykonywania wyroku śmierci otoczono tam tajemnicą. TN
Tortury – copyright USA Patrząc z historycznej perspektywy, ośmiolecie Busha zdefiniują takie określenia jak „wojna”, arogancja”, „demagogia”. Także – a być może przede wszystkim – słowo „tortury”, bo uciekanie się do nich najjaskrawiej pogwałciło amerykański system wartości. Od kilku lat słowo to jest w mediach i publicznych debatach. Tortury to nie był jednorazowy, fatalny błąd. Okazuje się (wciąż na nowo), że to świadomie przyjęte narzędzie, bezwzględnie stosowane przez ekipę Busha do osiągnięcia swoich celów. 4 października „The New York Times” ujawnił istnienie dwóch tajnych dokumentów sporządzonych w Ministerstwie Sprawiedliwości, dających CIA zezwolenie na stosowanie drastycznych metod śledztwa, powodujących ból i cierpienia – fizyczne i psychiczne. Dopuszczają one podtapianie, bicie, wiązanie i przetrzymywanie w wywołujących ból pozycjach, wystawianie na dotkliwe zimno itp. Oficjalnie Bush i Kongres
T
aka sama liczba kobiet poddaje się zabiegowi aborcji w krajach, gdzie jest ona dozwolona, i tych, w których się jej zakazuje. To konkluzja obszernego studium, przeprowadzonego przez badaczy z amerykańskiego Guttmacher Institute oraz Światowej Organizacji Zdrowia ONZ. Naukowcy zbadali światowe trendy aborcyjne w latach 1995–2003, a wyniki tych dociekań opublikowali w brytyjskim piśmie medycznym „The Lancet”. Największym problemem i tragedią są zabiegi przeprowadzane niefachowo przez osoby nieposiadające medycznych kwalifikacji, co jest oczywistym następstwem penalizacji aborcji. Co roku na świecie z powodu chałupniczych skrobanek życie traci 70 tysięcy kobiet.
USA zakazali stosowania takich praktyk, jednak ministerstwo w tajemnicy konstatuje, że w pewnych okolicznościach są one dopuszczalne. Biały Dom nie zaprzeczył istnieniu owych dokumentów, jednak odmówił ich ujawnienia. Jedyne, co ma do powiedzenia, to powtarzana wielokrotnie pusta deklaracja: „My nie stosujemy tortur”. Przewodniczący komisji wywiadu, senator Rockefeller, kilkakrotnie zwracał się o kopie rzeczonego dokumentu, ale ministerstwo nie raczyło odpowiedzieć. Podobny był rezultat zabiegów przewodniczącego Komisji Sprawiedliwości, kongresmana Conyersa. Nawet niektórzy republikanie – na przykład najwyższy rangą członek swej partii w Komisji Sprawiedliwości, senator Specter – stwierdzili, że są zaszokowani. Jednocześnie „The New York Times”, powołując się na informacje anonimowego oficjela rządowego, stwierdza, że tajne, zagraniczne więzienia CIA, tzw. czarne miejsca, w dalszym ciągu funkcjonują. PZ
Realia aborcji Kolejne 5 milionów odnosi z tego powodu rany. Liczba zabiegów przerwania ciąży spadła z 46 mln w roku 1995 do 42 mln w roku 2003. Połowa z nich to aborcje pokątne; ich liczba nie uległa zmianie. Ogromna większość nielegalnych skrobanek (35 mln) odbywa się w krajach Trzeciego Świata. „Jedyną metodą redukcji liczby niebezpiecznych aborcji jest zwiększenie dostępności środków antykoncepcyjnych” – konstatuje dyrektor Guttmacher Institute, Sharon Camp. Eksperci krytykują również restrykcje, jakie towarzyszą dotacjom na
cele humanitarne: rząd amerykański wspomaga poczynania charytatywne w krajach Trzeciego Świata, uwarunkowane tym, że przyznane fundusze nie będą wykorzystane na programy związane z przerywaniem ciąży. Lektura tych danych i opinii każe po raz kolejny uświadomić sobie, jak destrukcyjne są działania Kościoła, dążącego za wszelką cenę do zakazania wszelkich aborcji oraz wyeliminowania z legalnego obiegu środków antykoncepcyjnych lub maksymalnego utrudnienia ich dystrybucji i stosowania, obłożonego religijną anatemą. ZW
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r. USA NIOSĄ NIEWOLĘ Departament Stanu USA co roku publikuje zestawienie obejmujące 198 krajów pod kątem przestrzegania wolności religijnych. Na samym końcu tegorocznej listy uplasował się Irak, najechany przez Busha z zamiarem niesienia wolności. Przemoc religijna w Iraku nie ogranicza się do rywalizacji między szyitami i sunnitami. „Członkowie wszystkich religii w Iraku – stwierdza raport – padają ofiarą terroru, kidnapingu i zabójstw. Miejsca kultu religijnego są częstym celem ataków. Konserwatywni i ekstremistyczni muzułmanie wywierają ogromną presję, by wyznawcy mniej ortodoksyjnych odmian islamu podporządkowali się ich rygorom, ale w najgorszej sytuacji są wierni religii niemuzułmańskich, bo ich nie chroni wspólnota klanowa”. Drugim krajem, w którym raport dostrzega „poważne problemy” w kwestii przestrzegania wolności religijnej, jest... Afganistan – również okupowany przez USA. Dotrzymują mu towarzystwa sojusznicy USA w tym rejonie świata: Pakistan i Arabia Saudyjska. TN
BÓJ SIĘ BOGA Kardynał Walter Kasper, koordynator ekumenizmu, pogroził Europie palcem, ostrzegając, że „tańczy na wulkanie lub na beczce prochu”.
Wyleci w powietrze i sczeźnie, jeśli natychmiast nie padnie na kolana i nie wróci do swych chrześcijańskich korzeni. Wtórował mu kardynał angielski Cormac Murphy-O’Connor, wzywając do reanimacji „europejskiej kulturalnej tradycji chrześcijańskiej”. „Co za wstyd – ubolewał – że tak wiele osobistości i polityków nie jest w stanie zaakceptować tego historycznego faktu”. Ofensywę kontynuował osobiście papa Benedykt, ostrzegając nowego ambasadora Irlandii przy Stolicy Apostolskiej, że jego kraj „musi bronić się przed utratą wiary i zalewem ideologii świeckiej”. Jeszcze papież dobrze nie skończył, a już nazajutrz pałeczkę przejął przewodniczący Konferencji Biskupów Włoskich, abp Angelo Bagnasco. Wedle jego diagnozy, Włochy są „krajem w stanie kryzysu moralnego”. Kontekstem wypowiedzi Bagnasco była trwająca we Włoszech dyskusja na temat związków homoseksualistów, aborcji i pomagania osobom nieuleczalnie chorym w popełnieniu samobójstwa.
Dobrze przynajmniej, że Polska nie sprawia bólu Kościołowi, który rozwija się u nas bardzo dynamicznie. Tak dynamicznie, że są już u nas dwa Kościoły i dwóch prymasów: Rydzyk i Glemp. PZ
TEOLOG – WRÓG BOGA Z Watykanu znów dobiega elektryzujący rozkaz: „Bij teologa, kto w Boga wierzy!”. Bo teolog to gość poszukujący, niepokorny... Nie tak dawno watykańskie ogary osaczyły sympatyzującego z teologią wyzwolenia, a więc popularnego bardzo w Ameryce Łacińskiej, ks. Jona Sobrino z Salwadoru. Wcześniej nagonka dopadła amerykańskiego jezuitę, ks. Rogera Haighta. Obecnie kolej przyszła na znanego teologa z Uniwersytetu Georgetown, Amerykanina wietnamskiego pochodzenia – Petera Phana – byłego prezesa Towarzystwa Amerykańskich Teologów Katolickich. Powody potępienia są takie jak we wszystkich przypadkach. Phanowi zarzuca się, że jego książka z 2004 roku „Być religijnym pomiędzy religiami” „sieje zamęt co do kilku przynajmniej punktów doktryny kościelnej i zawiera poważne wątpliwości”. Watykan twierdzi, że nawiązał korespondencję z ks. Phanem w 2005 r., prosząc o wyjaśnienia, „ale nie był usatysfakcjonowany odpowiedzią” i wszczął oficjalne dochodzenie. Phan analizuje miejsce katolicyzmu wśród innych religii i stosunki między nimi. Po deklaracji papieża Benedykta XVI sprzed kilku miesięcy, powtarzającej tezy dokumentu z roku 2000 (pozycja katolicyzmu jest dominująca, wyznawcy innych religii są w bardzo niedobrej sytuacji, jeśli idzie o szanse zbawienia), temat jest polem minowym. Watykan wymaga pełnej dyspozycyjności i zgodności z tą tezą, więc żadne relatywizacje i kwestionujące ją analizy nie są tolerowane. Ale teolodzy to nie księża parafialni i poddanie się dyktatowi suwerena nie przychodzi im łatwo. Tym bardziej że temat relacji katolicyzmu z innymi religiami bardzo ich ekscytuje i zaczynają nad nim debatę, o której Watykan nie chce słyszeć, domagając się doktrynalnej dyscypliny. ZW
CZY BÓG ISTNIEJE? Bilety wyprzedano na pniu na tygodnie przed tym wydarzeniem. Na pół godziny przed imprezą przed salą kłębił się podekscytowany tłum. Koncert Britney Spears albo innego idola nastolatków? Nie! 90-minutowa dyskusja Richarda Dawkinsa i Johnny’ego Lennoksa pt. „Czy Bóg istnieje?” Dawkins to słynny biolog z Oksfordu, zwalczający religię. Lennox, również profesor tej samej uczelni, jest matematykiem. Miejsce akcji: Birmingham w stanie Alabama, epicentrum „pasa biblijnego”. Dawkins powiedział ongiś, że pas biblijny jest „gadzim mózgiem południa”.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI Całkowicie uzasadnione byłyby obawy Dawkinsa, że w Birmingham ktoś spróbuje go zastrzelić. Nie byłoby w tym nic dziwnego. Tymczasem jego książka „Bóg urojony” nawet w pasie biblijnym jest bestsellerem. Polemika stała na wysokim poziomie; żadnych pyskówek, demagogii, chwytów poniżej pasa. Dawkins był jak zawsze szczery w swych poglądach: wiara jest ślepa, nauka polega na dowodach, teoria inteligentnego projektu jest martwa, chyba że ktoś wskaże, kto zaprojektował projektanta; chrześcijaństwo jest niebezpieczne. Jedno z pytań Lennoksa: Twierdzi pan, że żona pana kocha. Jakie ma pan dowody? Riposta Dawkinsa: Wciąż nie może pan udowodnić, że Jezus był synem Boga i że zmartwychwstał. PZ
ZAKONNICE NA BRUK Zakonnice zamieszkujące mały klasztor w Santa Barbara, od wielu lat zajmujące się niesieniem pomocy ubogim i nielegalnym imigrantom, dowiedziały się od wikariusza generalnego archidiecezji Los Angeles, że mają się wynosić. Do końca grudnia ma ich tam nie być. „Dziękuję za zrozumienie i współpracę” – kończył pismo hierarcha.
Ze zrozumieniem powyższego mają członkinie zakonu Sisters of Bethany największy problem. List informował, że eksmisja jest po to, by sprzedać budynek klasztorny. Pieniądze są potrzebne do wypłaty 660 mln odszkodowania ofiarom molestowania przez księży. Do spieniężenia wytypowano 50 nieruchomości będących własnością archidiecezji. Mus to mus – tak zakonnice powinny pomyśleć, przeżegnać się i przystąpić do pakowania skromnego dobytku. Ale zatliła się w nich iskra sprzeciwu i zaczęły zadawać pytania. „Dlaczego właśnie my? To takie dla nas bolesne – mówi przeorysza Angela Escalera. – Najbardziej bolesne jest to, że pieniądze ze sprzedaży naszego klasztoru pójdą na spłacanie odszkodowań ofiarom księży pedofilów”. Na tym żale sióstr się nie kończą. Za ich klasztorek można dostać tylko sto kilkadziesiąt tys. dolarów, a tymczasem niedaleko zlokalizowana jest rezydencja Thomasa Curry’ego, biskupa pomocniczego archidiecezji – pięć razy większa i warta dziesięć razy więcej. Ale biskup – zamieszkujący ów obiekt samotnie
– żadnego listu od wikariusza generalnego nie dostał i nie musi rozglądać się za walizkami... Czy to sprawiedliwe? – pytają zakonnice. Bp Curry, jak niedawno ujawniono, był jednym z hierarchów, którzy wiedzieli, że ksiądz gwałciciel oskarżony o rozliczne przestępstwa seksualne zamierzał prysnąć do Meksyku. Co mu się udało i teraz ująć go nie sposób, bo kościelna cosa nostra jest solidarna. Wysiedlane zakonnice czują się pokrzywdzone. Ale to tylko dlatego, że nic nie rozumieją z zasad funkcjonowania Kościoła, któremu powierzyły swe życie. PZ
OFIARA OFIARĄ Gazeta „Desde La Fe”, wydawana przez archidiecezję Mexico City, wydrukowała artykuł biorący pod obcasy Joaquina Aguilara, który jako nastolatek był gwałcony przez księdza mającego na koncie przestępstwa seksualne wobec pięćdziesięciorga dzieci. Obecnie kapłan ukrywa się w Meksyku, a Aguilar wytoczył mu proces. Współoskarżeni są kardynałowie Roger Mahony z Los Angeles i Norberto Rivera z Mexico City. Artykuł oskarża... ofiarę przestępstwa o to, że kieruje nim wyłącznie chęć wzbogacenia się, bo sądy w USA zasądzają w takich sprawach miliony. „Nigdy nie miałby szans dostać tego w Meksyku!” – oskarża gazeta, dodając, że organizacja wspierająca ofiary księży pedofilów SNAP, udzielająca pomocy Aguilarowi, dostanie za to 40 procent wygranej. Jest to wierutne kłamstwo. W artykule próżno by szukać słowa współczucia dla cierpień ofiary gwałtu czy wyrazów skruchy Kościoła. Meksykański antropolog religii Gilberto Morrillon stwierdził, że „Kościół katolicki w Meksyku okazał niebywałą arogancję, sprowadzając proces w sprawie o ukrywanie przestępcy seksualnego przez hierarchów kościelnych do wymiarów finansowych”. Udowodniono już, że Rivera i Mahony z pełną świadomością kryli pedofila. W Meksyku, który jest drugim po Brazylii największym krajem katolickim, nikt nie wie, jak wielu księży popełniło przestępstwa seksualne. Szacuje się, że liczba ta może być ogromna, lecz dotąd obowiązywało milczenie. PZ
KTO „MIECZEM” WOJUJE W czerwcu w Alabamie ogłoszono smutną wiadomość: pastor Kościoła baptystów Gary Aldridge pożegnał się z życiem. Nie poinformowano, co się stało 51-letniemu duchownemu, który od 16 lat kierował kościołem, ale jego współpracownicy wystosowali dość dziwny komunikat do wiernych: „Proszę wstrzymać się od spekulacji na temat przyczyny śmierci”. Wielebny stracił życie w wyniku „mechanicznego uduszenia”. Był to rezultat „praktyk autoerotycznych”: Aldridge (w momencie śmierci w domu nie było
15
nikogo innego) przyodziany był w gumowy strój płetwonurka i maskę utrudniającą oddychanie. Ręce miał związane na plecach razem z nogami, a w odbytnicy pastora tkwił sztuczny członek w prezerwatywie. Baptyści to religia o wyjątkowo sztywnym kręgosłupie moralnym, a śp. Aldridge za życia zajadle zwalczał wszelkie rozrywki seksualne, podobnie jak gejów, aborcję, nagość w filmach itp. ST
SIERPOWY KSIĘDZA W Meksyku duchowny katolicki jest świętą krową. Ale ks. Manuel Raul Ortega nieco przegiął pałę...
I trafił do aresztu. Kapłan rzucił się z pięściami na policjanta, który zatrzymał go, gdy ten po pijaku prowadził samochód przez miasto Monterrey. Ortega akurat nie miał na sobie habitu. Kiedy jednak okazało się kto zacz, po kilku godzinach i po zapłaceniu grzywny został pospiesznie zwolniony. Policjanci meksykańscy podjęli wzmożoną walkę z szerzącym się pijaństwem na drogach, ale wyjątkowo często zdarza im się straszny wypadek przy pracy – złapanie nawalonego księdza w cywilu. JF
ŻYĆ JAK MOJŻESZ A.J. Jacobs, dziennikarz pisma „Esquire”, postanowił przez rok żyć po biblijnemu. W dosłownym tego słowa znaczeniu – przestrzegając wskazań i nauk świętej księgi chrześcijan. Oznaczało to zapuszczenie „mojżeszowej” brody, przywdzianie sandałów i białej tuniki, wypasanie owiec i konsumpcję świerszczy. 39-letni Jacobs (agnostyk) konsultował się z doradcami, którymi byli księża i rabini, odbywał piesze wędrówki, spotykał się ze świadkami Jehowy, żydowskimi chasydami, amiszami, samarytanami i chrześcijańskimi ewangelikami. „Nauczyłem się większej tolerancji – stwierdza. – Nawet obchodzenie się z wężami nie jest tak wariackie, jak sądziłem”. W ramach życia zgodnego z nakazami Biblii odszukał cudzołożnika, który pozwolił się (delikatnie) kamienować. Swoje wrażenia Jacobs opisał w wydanej właśnie książce „Rok życia biblijnego”. ST
16
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (61)
Potępione powstanie Powstanie styczniowe było czasem heroizmu i tragedii. Nie nadeszła pomoc z zagranicy, na którą liczono. Był za to zdradziecki nóż w plecy ze strony Watykanu. Przygotowania do wybuchu nowego powstania trwały od czasu wojny krymskiej (1853–1856), która ujawniła słabość Rosji w wojnie z Turcją. Wśród Polaków zaświtała nadzieja, że tym razem – wykorzystując kryzys głównego zaborcy – uda się wywalczyć upragnioną niepodległość. Wzmagał ją przykład Włochów, skutecznie walczących o zjednoczenie całej Italii. W 1860 r. wojska piemonckie zadały klęskę armii papieskiej, zajmując większość terytoriów Państwa Kościelnego. Pod rządami papieża Piusa IX pozostał jedynie Rzym i najbliższe okolice. Tymczasem w państwie rosyjskim i na ziemiach polskich narastały nastroje rewolucyjne. Podsycały je organizacje spiskowe; najbardziej aktywne powstawały wśród młodzieży polskiej studiującej w wyższych szkołach cesarstwa – na uniwersytetach w Petersburgu, Moskwie i Kijowie. W Warszawie trwały manifestacje patriotyczne. W trakcie jednej z nich, 8 kwietnia 1861 r., kiedy protestowano przeciwko rozwiązaniu Towarzystwa Rolniczego (prezes A. Zamoyski nie chciał podjąć polityki ugody z caratem), zginęło 100 osób. Wkrótce manifestacje objęły prowincje Królestwa Polskiego, wystąpiły na Litwie i w pozostałych zaborach. Do walki zbrojnej z Rosją dążyło przede wszystkim stronnictwo „czerwonych” – lewicowy obóz polityczny. Ich też
C
najbardziej obawiały się nie tylko władze carskie, ale również hierarchowie kościelni i papiestwo, dla którego zawsze liczył się wyłącznie interes Kościoła i kleru, nie zaś dobro narodu polskiego. W celu rozbicia „czerwonych” zamierzano przeprowadzić brankę do wieloletniej służby w armii carskiej, zrywając tym samym ze zwyczajowym poborem do wojska przez losowanie. Niepokorni Polacy nie dali się jednak wcielić do wojska i chwycili za broń. 22 stycznia 1863 r. Centralny Komitet Narodowy „czerwonych” wydał manifest patriotyczny, w którym ogłosił się Tymczasowym Rządem Narodowym i wezwał narody Polski, Litwy i Rusi do walki. W narodzie polskim – w większości przywiązanym do religii katolickiej – liczono na choćby duchowe wsparcie papiestwa dla powstania. Jednak wierzyć w to mogli wyłącznie ludzie naiwni lub słabo obeznani z historią. W ciągu minionych stuleci papiestwo było bowiem prawie zawsze w obozie naszych wrogów, a jego polityka sprzeczna była z polską racją stanu. Nie inaczej było i tym razem. Dlatego też pismem z dnia 22 kwietnia 1863 r. papież Pius IX złożył carowi Aleksandrowi II konkretną ofertę: „Dobrze jest przypomnieć, że Stolica Apostolska (...) nigdy nie uchybia w najdelikatniejszych względach wobec rządu Waszej
oraz większa liczba byłych wier nych domaga się wykreślenia z parafialnego rejestru – to fakt. Jak zwykle jednak kler kluczy w tema cie i fałszuje rzeczywistość. Kilka tygodni temu („FiM” 41/2007) krótko donieśliśmy o tym, że episkopat przygotowuje ogólnopolską instrukcję postępowania z ludźmi domagającymi się wykreślenia ich z rejestru wiernych. Na tę nową sytuację zareagowały już katolickie media – w sposób, jakiego można się było po nich spodziewać... „Tygodnik Powszechny”, uważany w Polsce za pismo tzw. otwartych katolików (na Zachodzie „TP” uznano by za tygodnik konserwatywny), poświęcił zjawisku cały reportaż pt.: „Proszę księdza, chcę odejść”. Już sam tytuł jest zabawny i mylący, bo osoby odchodzące z Krk, i to „z hukiem”, czyli na mocy oficjalnego aktu apostazji, zazwyczaj nie używają już w stosunku do duchownych kościelnej tytulatury. Dodajmy też, że ogromna większość uchodźców z Kościoła odchodzi po cichu, chcąc zaoszczędzić sobie spotkania z duchownym, wysłuchiwania poniżających uwag, a czasem nawet histerycznego widowiska, odmowy spełnienia żądania, kłótni itp.
Wysokości i Jego dostojnych poprzedników (...). Niech nasza władza apostolska z powrotem otrzyma swój zbawienny wpływ na poddanych katolickich (...) niech kler otoczy swoim wpływem naukę i kierunek ludu, a wówczas Wasza Wysokość przekona się, że główne przyczyny ciągłych zamieszań politycznych w Polsce leżały w ucisku religijnym (...), w poniżaniu pasterzy (...). Wszystko, co Wasza Wysokość uczyni dla spokoju Kościoła i honoru naszej świętej religii, odwróci się na korzyść państwa (...). Rozciągając nad Kościołem zdecydowaną opiekę, Wasza Wysokość będzie mogła liczyć na szacunek i wierność całego narodu polskiego”. Nie trzeba dodawać, że nikt nie upoważnił papieża do składania przyrzeczeń wierności w imieniu narodu polskiego. Do wysługiwania się zaborcom papiestwo mogło jedynie skłonić biskupów i arcybiskupów, i tak też było. Z prostymi księżmi nie szło już tak łatwo, gdyż wielu z nich przyłączyło się do powstania, a nawet odgrywało w nim kluczową rolę – na przykład ks. Stanisław Brzóska. Ks. Kajsiewicz – urzędujący przy papieżu specjalny „doradca do spraw polskich”, zawzięty szermierz zasady służalczości Polaków wobec zaborców – nadesłał z polecenia papieskiego
Autor reportażu w „TP” opisuje dosyć rzeczowo działalność Jarosława Milewczyka z Lęborka, notabene, przyjaciela i czytelnika „FiM”, który prowadzi stronę informacyjną www.apostazja.pl. Miesięcznie pobiera
list do księży, którzy splamili się udziałem w powstaniu. Pisał w nim: „Jeśli nie chcecie być kapłanami katolickimi, ale kapłanami Polski ubóstwionej, do czego świeccy zapaleńcy dążą, to zamiast białej komży wdziejcie czerwoną bluzę, wynieście Przenajświętszy Sakrament z kościoła jako przesąd średniowieczny – do świątyni ubranej w barwy narodowe i ozdobionej popiersiami wielkich patriotów wprowadźcie powstańca z kosą na trupach bratnich podającego broń Włochom ze sztyletem w ręku i trucizną w zrabowanym kielichu kościelnym (...). Albo rzućcie się do stóp ojców waszych biskupów i proście o uwolnienie was od klątw, w któreście popadli”. Nawet publicyści katoliccy nie mogą się dziś pogodzić z faktem, że papież potępił powstanie. Niektórzy, powołując się na wyrwane z kontekstu fragmenty papieskich listów do monarchów, mówią nawet o wsparciu Watykanu dla powstańców 1863 roku! Kłamią.
wcześniej przez „FiM” formularze oraz odejścia indywidualne, bez korzystania z pomocy antyklerykalnych mediów. Kuria krakowska zapewnia, że więcej jest nawróceń na katolicyzm osób dorosłych niż oficjalnych odejść
ŻYCIE PO RELIGII
Fala odpływu z tej strony formularze aktów apostazji około 1500 osób. Tymczasem przepytywani przez „TP” duchowni twierdzą, że takich aktów składanych jest stosunkowo niewiele – np. w archidiecezji krakowskiej (jedna z najludniejszych w Polsce) przez więcej niż rok otrzymano rzekomo tylko 40 dokumentów z Niemiec i Austrii (tam wystąpili z Kościoła emigranci, aby zaoszczędzić trochę grosza na podatku kościelnym) i zaledwie 21 „wniosków motywowanych światopoglądowo”. Co się dzieje z tysiącami wniosków ze strony apostazja.pl – trudno dociec. A przecież jest jeszcze strona www.apostazja.info, publikowane
– „ktoś przychodzi, ktoś odchodzi”, powiedziano. Trudno nie odnieść wrażenia, że Kościół nie mówi prawdy o rozmiarach zjawiska. Skoro jest ono tak nikłe, to po co ogólnopolski dokument na ten temat, przygotowywany przez biskupów? Przyczyny odejść z Kościoła albo się bagatelizuje („emocje, młodość, konflikt z księdzem, zranienia z konfesjonału”), albo demonizuje (o tym niżej). Przepytywani księża nie chcą przyznać, że główną przyczyną jest zwykłe odejście od wiary i świadoma rezygnacja z Kościoła, którego doktryna, struktura i obyczaje jawią się wielu osobom jako absurd.
W dokumentach tych papież przejawia troskę jedynie o interesy Kościoła katolickiego na ziemiach polskich oraz troskę o obrońców religii katolickiej. Nie zdarzyło się natomiast, by kiedykolwiek stanął on w obronie wolności narodu i jakiegokolwiek powstania. Papież liczył na klęskę powstania polskiego i życzył zwycięstwa carowi (kontynuował tym samym politykę Grzegorza XVI, który potępił powstanie listopadowe). Bardzo czytelna w tej sprawie jest encyklika Ubi Urbaniano z dnia 30 lipca 1864 r. Pius IX wyklął w niej powstanie styczniowe słowami: „Ruchy tego rodzaju, tyle szkodliwe Kościołowi i Rzeczypospolitej, karcimy i potępiamy”. Powtórzył to jeszcze dobitniej w alokucji (uroczysta przemowa) z października 1866 r., w której czytamy: „My teraz, tak jak i dawniej, rokosz najmocniej potępiamy i gromimy wszystkich wiernych, a zwłaszcza duchownych upominamy i prosimy, aby bezbożne zasady rewolucyjne odrzucili od siebie i nimi się brzydzili, a byli podlegli zwierzchnim władzom, wiernie ich słuchali we wszystkim (...)”. Papieskie stanowisko należy uznać za jedną z istotnych przyczyn klęski powstania styczniowego. Był to przecież przywódca świata katolickiego, do którego należały Francja i Austria, a państwa te mogły wywołać nacisk na Rosję. Nie mówiąc o katolickim narodzie polskim, któremu znów podcięto skrzydła. ARTUR CECUŁA
W tekście „Tygodnika Powszechnego” najbardziej ścina z nóg opis odejścia z Kościoła tajemniczej „psycholożki B. z dużego miasta”. To zresztą jedyna osoba niewymieniona w tekście z nazwiska. Autor niedwuznacznie sugeruje, że kobieta jest opętana przez szatana, bo „próby modlitwy wywoływały w niej fizyczny wstręt, podobnie widok krzyża, księża pod kościołem, pieśni religijne”. Na dodatek nieszczęśnica „poszarpała się z egzorcystą”. Jeżeli ta kobieta rzeczywiście istnieje, to wymaga pomocy psychiatry, a nie księdza. Mam jednak wrażenie, że jest ona postacią nieistniejącą, wprowadzoną po to, aby zasugerować, że część osób odchodzących z Kościoła to ludzie opętani przez diabła (wcześniej pisze o apostatach satanistach) i wykorzystywani przez niego do uderzenia w Kościół (autor donosi o licznych romansach psycholożki z księżmi). Kobieta złożyła deklarację apostazji i ponoć bardzo cierpi z powodu pustki. Księża straszą ją, że jej matka, gdy tylko dowie się o odstępstwie, poważnie się rozchoruje. Jak widać, apostazja nie tylko prowadzi do opętania i „pustki”, ale jeszcze zapędza staruszki do grobów. A o tym wszystkim donosi ze zgrozą „umiarkowany” tygodnik katolicki... MAREK KRAK
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r. zamian za poparcie ze strony Kościoła w parlamencie weimarskim Hitler obiecał podjęcie rozmów w celu zawarcia konkordatu. Tak też się stało, i to niemal od razu po zwycięstwie narodowych socjalistów w marcowym głosowaniu. Negocjacje były błyskawiczne, wręcz niespotykanie krótkie i zakończyły się podpisaniem umowy 20 lipca 1933 r. Konkordat wszedł w życie 10 września 1933 r., ale nawet podczas negocjacji dochodziło w Niemczech do ekscesów antykatolickich, które poważnie drażniły nastroje w Watykanie. Oczywiście, nie doprowadziły do zaprzestania rozmów. „Ojciec Święty miał już dość »zniewag na zmianę z pertraktacjami«
W
że w polityce zagranicznej może postępować tak samo brutalnie, jak w polityce wewnętrznej” (Włodarczyk). Mówił o tym również m.in. kardynał Faulhaber w kazaniu z 1936 roku: – „Papież Pius XI jako pierwszy zagraniczny suweren zawarł z nowym rządem Rzeszy doniosły układ, konkordat, a zależało papieżowi na tym, »żeby umacniać i pogłębiać przyjazne stosunki między Stolicą Apostolską a Rzeszą Niemiecką«. (...) w istocie Pius XI był najlepszym i na początku nawet jedynym przyjacielem nowej Rzeszy. Miliony ludzi za granicą przyjęły początkowo postawę wyczekującą, odnosiły się nieufnie do nowej Rzeszy i dopiero zawarcie konkordatu pozwoliło im obdarzyć nowy rząd Niemiec zaufaniem”.
PRZEMILCZANA HISTORIA o wszystkich zasadach, których z taką namiętnością broniono w czasach Kulturkampf. Na dodatek dokonano tego w czasie, kiedy naziści zaczęli jawnie okazywać swoją wrogość wobec katolików” (P. Johnson). Po wojnie katolik Johannes Fleischer następująco ocenił tę umowę: „Ze względu na swój czas, treść i oficjalną interpretację biskupów, konkordat był przestępstwem i sprzyjał przestępcom, zniesławiał moralnie wszelką stanowczą opozycję, uprawniał reżim faszystowski do tego, aby zaliczać się do »sił państwowych stojących po stronie porządku« (kardynał Pacelli 30 kwietnia 1937) i z góry zobowiązywać lud katolicki, aby zmierzał do grobów masowych dla zapewnienia dyktatury hitlerowskiej”.
kościołem prowadzącym pracę duszpasterską; c) pozostali duchowni, jeżeli zostaną uznani za zdolnych, będą włączeni do sił zbrojnych państwa w celu prowadzenia duszpasterstwa w oddziałach pod kościelną jurysdykcją biskupa polowego, jeśli nie zostaną powołani do służby sanitarnej; d) pozostali klerycy in sacris oraz zakonnicy nie będący jeszcze kapłanami będą przydzieleni do służby sanitarnej. To samo dotyczy – w miarę możliwości – wymienionych pod a) kandydatów do kapłaństwa, którzy nie mają jeszcze wyższych święceń”. Kwestia ta zadaje więc kłam wszystkim, którzy dziś utrzymują, że papiestwo, zawierając konkordat, nie wiedziało, jak rozwinie się Trzecia Rzesza. Nie tylko wiedziało o tym, ale
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (79)
Umowa z Trzecią Rzeszą Zawarcie konkordatu między Watykanem a państwem niemieckim legitymizowało Hitlera w oczach świata. Pius XI i Pacellli od dawna marzyli o zawarciu takiego układu. i jak przyszła oblubienica, poniewierana przez narzeczonego i głośno domagająca się zagwarantowania nawiązki w kontrakcie ślubnym, zażądał od Hitlera »zobowiązania się do odszkodowań, gdyż w przeciwnym razie podpisu nie będzie«” (Cornwell). Konkordat był „niezwykle korzystny dla Kościoła katolickiego” („Historia Kościoła”, t. 5), ale był jednocześnie sukcesem Hitlera – w znacznym stopniu spowodował okrzepnięcie jego władzy. Współcześni historycy przykościelni pomniejszają na ogół znaczenie konkordatu, sprowadzając go do rzędu zwykłej umowy administracyjnej, jakby konsularnej, która może być również zawarta bez żadnych politycznych kontekstów – wyłącznie jako uregulowanie pewnych kwestii administracyjnych. Zapomina się przy tym, że konkordat jest umową o charakterze dyplomatycznym i ma nie tylko znaczenie administracyjno-prawne, ale i polityczne – jest wyrazem chęci nawiązania przyjaznych stosunków politycznych (o czym mówi przecież preambuła do konkordatu), wyrazem poparcia dla polityki państwowej bądź jej akceptacji. Zawarcie konkordatu miało więc ogromne znaczenie, bo była to pierwsza umowa międzynarodowa zawarta przez rząd nazistowski, a poza tym wyprowadzała go z międzynarodowej izolacji, przyczyniając się do przytłumienia sceptycyzmu i ostrożności innych państw. „Hitler umocnił swój totalitaryzm na arenie międzynarodowej. Watykan wprowadził Hitlera na arenę międzynarodową, a konkordat otworzył całą serię układów dyplomatycznych, które ostatecznie doprowadziły Hitlera do szaleńczej myśli i przekonania,
Jeśli idzie o uregulowania umowy, to państwo zagwarantowało ze swej strony dla Kościoła wolność wyznania i publicznego kultu, uznało wolność wykonywania jurysdykcji w granicach obowiązującego prawa. Strój księdza katolickiego został zrównany z mundurem wojskowym i jego nadużycie miało być tak samo karane. Protokół końcowy zastrzegł, że Kościół ma nadal prawo ściągania podatków. Religia miała być przedmiotem obowiązkowym zarówno w szkołach podstawowych, zawodowych, średnich, jak i wyższych. Zastrzeżono ponadto, że katecheza ma wpajać uczniom również obowiązki patriotyczne, państwowo-obywatelskie i społeczne – wszystko dla III Rzeszy, dla której patriotyzm wiadomo co mógł oznaczać. Warto ponadto wspomnieć o przyznaniu nuncjuszowi statusu dziekana korpusu dyplomatycznego, czyli przedstawiciela i najważniejszego dyplomaty w gronie wszystkich akredytowanych ambasadorów przy państwie niemieckim (w prawie międzynarodowym jest to zwyczaj państw tradycyjnie katolickich; tak jest również obecnie w Polsce). Z punktu widzenia Hitlera, istotne było zobowiązanie Kościoła do wydania duchowieństwu zakazu należenia do partii politycznych oraz działania na ich korzyść. Kościół zgodził się, by w Niemczech działały tylko niepolityczne stowarzyszenia i kluby. Poświęcenie partii Centrum było zaskoczeniem dla wielu niemieckich katolików. „Ta kapitulacja wywołała zdumienie. Bez walki wyrzucono na śmietnik całe stulecie społecznej działalności niemieckiego katolicyzmu i potulnie zapomniano
20 lipca 1933 r. – oprócz umowy konkordatowej – podpisano dodatkowo w Watykanie tajny protokół między III Rzeszą a Stolicą Apostolską. Jego treść jest zaskakująca: „Na wypadek przekształcenia dotychczasowego systemu obronnego w sensie wprowadzenia powszechnego obowiązku wojskowego, zaciąg kapłanów oraz innych członków kleru świeckiego i zakonnego do wojska odbywać się będzie za zgodą Stolicy Apostolskiej w sposób regulowany następującymi zasadami: a) studenci kościelnych zakładów filozoficznych i teologicznych przygotowujący się do kapłaństwa są wolni od służby wojskowej i ćwiczeń do niej przygotowujących, z wyjątkiem powszechnej mobilizacji; b) w razie powszechnej mobilizacji duchowni zaangażowani w zarządzie diecezją lub w duszpasterstwie są wolni od zaciągu. Za takich są uważani ordynariusze, członkowie ordynariatów, przełożeni seminariów i konwiktów kościelnych, profesorowie seminariów, proboszczowie, kuraci, rektorzy, koadiutorzy oraz duchowni na stałe kierujący
i godziło się na to. Jest to wprost niebywałe: w roku 1933, kiedy Niemcy mają prawny międzynarodowy zakaz militaryzacji (układ wersalski zakazywał m.in. powszechnej służby wojskowej w Niemczech), Watykan, zawierając układ międzynarodowy, godzi się na nią i już reguluje sprawy z nią związane – zwalnia studentów teologii od służby wojskowej (oczywiście, za wyjątkiem powszechnej mobilizacji), przydziela duchownych do „sił zbrojnych”, które nie mają prawa istnieć i dba o zarząd diecezją na wypadek mobilizacji. Jednak to nie wszystko – przecież nie mówi się wyłącznie o remilitaryzacji, lecz i o „powszechnej mobilizacji”, a ona znaczy jedno: wojnę... A był to rok 1933... Eduard Winter pisał: „Watykan liczył się z wojną. Z wybuchem wojny miał nadzieję, że jednak osiągnie swój ostateczny cel: włączenie Kościoła rosyjsko-prawosławnego do rzymskokatolickiego i zarazem przezwyciężenie komunizmu w Związku Radzieckim”. 4 miesiące po podpisaniu konkordatu Franz von Papen stwierdził:
17
„Elementy strukturalne narodowego socjalizmu nie tylko nie przeczą katolickiemu podejściu do życia, lecz odpowiadają mu niemalże pod wszelkimi względami”. W geście uznania za pomyślne doprowadzenie do końca wzajemnych pertraktacji (ten były polityk katolickiej partii Centrum rokował z ramienia rządu III Rzeszy) został mianowany przez Piusa XI szambelanem papieskim. Po zawarciu konkordatu nastąpiły dalsze umizgi niemieckich biskupów. Wilhelm Berning, biskup Osnabrück, w słowie pasterskim ogłoszonym w 1934 roku napisał: „My, katolicy niemieccy, którzy jako wierni synowie naszego świętego Kościoła zabiegamy o utrzymanie i obronę naszych dóbr religijnych i moralnych, jesteśmy również wiernymi synami naszego niemieckiego państwa, którzy pragną z radością i determinacją brać udział w budowaniu i rozwijaniu nowej Rzeszy. Jako katolicy niemieccy jesteśmy do tego uprawnieni i zobowiązani”. Umacnianie „narodowosocjalistycznej wspólnoty narodowej” to – według niego – „obowiązek nałożony na nas przez Chrystusa”. W liście biskupów do kanclerza Rzeszy z 20 sierpnia 1935 r. pisano: „Związki katolicko-narodowe pragną ofiarnie i wiernie służyć narodowi niemieckiemu i ojczyźnie, zgodnie z duchem narodowosocjalistycznym”. W październiku 1936 r. kard. Faulhaber spotkał się z Hitlerem na trzygodzinnej rozmowie w Obersalzburgu, podczas której przekonywał monachijskiego dostojnika kościelnego o wspólnym celu nazizmu i katolicyzmu, jakim jest zgniecenie komunizmu. Po spotkaniu Faulhaber zanotował: „Dyplomatyczne i towarzyskie formy Führer opanował lepiej od urodzonego władcy (...). Kanclerz bez wątpienia wierzy w Boga. Chrześcijaństwo uznaje za fundament zachodniej kultury (...). Mniej jasna jest jego koncepcja Kościoła katolickiego jako instytucji ustanowionej przez Boga”. A przecież był to już rok 1936, kilka miesięcy przed encykliką „Mit brennender Sorge”, której był autorem. W styczniu 1937 r. ogłosił list pasterski, w którym poparł współpracę Kościoła i Rzeszy przeciwko komunizmowi, poprzestając na proteście przeciwko łamaniu konkordatu. Po zajęciu Austrii kardynał Bertram, przewodniczący Konferencji Episkopatu, który w 1930 tak dzielnie potępił nazizm, teraz uważał Hitlera za „męża pokoju”, choć ten wyraźnie parł do wojny. Pół roku później, po rozpoczęciu przez wojska niemieckie okupacji Sudetów, 2 listopada 1938 w „Völkischer Beobachter” opublikowano jego telegram do Führera: „Wielkie dzieło strzeżenia pokoju między narodami skłania niemiecki episkopat, występujący w imieniu katolików i wszystkich niemieckich diecezji, do wyrażenia z całym szacunkiem gratulacji i podziękowań oraz zarządzenia w niedzielę uroczystego bicia w dzwony”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
DUSZĘ SIĘ! CZYLI...
Kilka prawd o Kościele Tak sobie obserwuję Kościół katolicki. Jego wiernych, kapłanów, hierarchów. Analizuję czasami jego historię i dogmaty. Obserwuję jego wyczyny – te z przeszłości i te teraźniejsze – i coraz bardziej zdumiewam się, jak to możliwe, że coś tak absurdalnego i tak mocno w sumie skierowanego przeciwko człowiekowi może w tak masowym wymiarze egzystować i przez niemal dwa tysiące lat trzymać władzę nad umysłami ogromnej rzeszy ludzi. Przecież zawsze był, jest i chyba będzie wrogiem zapiekłym wszelkiego postępu, rozwoju nauki, oświecenia i wolnej myśli. To Kościół katolicki przez całe wieki czynił z kobiety istotę gorszą, niższą i nieczystą. To on ledwo narodzone i niczego nieświadome dzieci przywłaszcza sobie rytuałem zwanym chrztem. To Kościół grzechem uczynił erotyzm i jego całe piękno. Seks, miłość wolną, piękną, pełną doznań duchowych i zmysłowych sprowadził do ohydnego podziemia ludzkiej świadomości. To Kościół do perfekcji doprowadził sztukę fałszerstw, kłamstw, przeinaczeń. To on przez całe wieki tworzył dogmaty i prawa, jakieś wynaturzone własne przykazania i wmawiał maluczkim boskie w tym sprawstwo. To Kościół wymyślił celibat. Jeden z najbardziej chorych i wynaturzonych pomysłów, jaki można sobie tylko wyobrazić.
W
Posunął się nawet do superbzdury, wymyślając niepokalane poczęcie i wniebowzięcie, pozbawiając matkę Chrystusa człowieczeństwa. To Kościół jeszcze do nie tak dawna prowadził krwawe krucjaty, nawracając niewiernych ogniem i mieczem na łono jedynie słusznej wiary. To Kościół katolicki wsławił się takimi wynalazkami jak święta inkwizycja, palenie na stosach wolnomyślicieli, ludzi nauki, sztuki, oświecenia i postępu. To Kościół katolicki zapisał się niezwykłą wręcz chciwością i pazernością, gromadząc majątki i dobra nieprzebrane i nie ustając w tej działalności do dziś.
Nie mogę wysłuchać wiadomości bez informacji o poczynaniach biskupów, kardynałów, księży, papieża. Co tydzień jakieś ważne kościelne wydarzenie zajmuje łamy oficjalnych mediów. Co miesiąc jakaś ważna rocznica związana z JPII. Co pół roku następny wspaniały film o JPII. Im dalej od śmierci JPII, tym więcej cudów, których rzekomo był autorem. Wszędzie krzyże, pomniki, tablice upamiętniające, dzwony, święte relikwie, cudowne obrazy, płaczące Madonny, cuda na kominach, drzewach i na szybach w blokowych oknach. Kraj prześciga się w budowaniu coraz większych krzyży, pomników, dzwonów i świątyń. Za publiczne pieniądze odnawia
Kościół katolicki to instytucja wciąż zaborczo aktywna. Nigdy nie spoczywa na laurach. Osobiście czuję się osaczony religią, Kościołem, wyznawcami jedynie słusznej religii. Jest wszędzie. W prasie, telewizji, radiu. Jest w szkole, w urzędach i na ulicy. Wciska się do mojego domu i łóżka.
się watykańskie kościoły, plebanie i kapliczki. Pielgrzymka goni pielgrzymkę. Młodzież wędruje tam i z powrotem pod szczupakiem czy też karpiem w Lednicy. Żyję w państwie wyznaniowym. Moher w triumfalnym marszu zajmuje coraz to nowe pozycje. Duszę się!!! Czytelnik
ystępy naszych polityków w TV oraz sławne już powiedzenie: „Spieprzaj, dziadu!” skłaniają nas do zadania pytania: kto pan, kto cham, gdzie hołota, a gdzie dziady? Widać wyraźnie, że nasi przywódcy próbują odbudować XVIII-wieczne podziały klasowe, zapominając wszak o tym, jakie sami noszą nazwisko. Choć nie dane mi było pracować w zawodzie, jako historyk z wykształcenia i zamiłowania pragnę podzielić się z Czytelnikami wiedzą co do pochodzenia naszych nazwisk i zawartej w nich informacji o tym, kim byli nasi przodkowie – dziadem czy panem. Prawo cywilne w części dotyczącej nazwisk zaczęło obowiązywać na terenach ziem polskich dopiero w okresie rozbiorów. Były to odrębne (choć podobne) akty prawne państw zaborczych, podyktowane bardzo przyziemnymi względami. Chodziło o dokładne spisy ludności, niezbędne do celów podatkowych i wojskowych. W Polsce nazwiska posiadała w zasadzie herbowa szlachta i część bogatszych mieszczan. Około 80 proc. ludności zamieszkującej ziemie polskie formalnie nie posiadało nazwisk, a wyłącznie imiona, wraz z przypisanym imieniu miejscem zamieszkania (np. Remigiusz z Boruchowa).
W zaborze austriackim i pruskim głównie na właścicieli majątków i folwarków władze zaborcze scedowały obowiązek nadania nazwiska swoim podwładnym. Pamiętajmy, że był to okres, w którym zdecydowana część ludności mieszkała na wsiach i folwarkach stanowiących z re-
M
iałem kiedyś okazję, choć z dzisiejszego punktu widzenia to chyba nie zaszczyt, służyć w Milicji Obywatelskiej. Formacja ta funkcjonowała w państwie o nazwie PRL. Podobno to było państwo policyjne. Podobno... W miasteczku Lidzbark Welski (Warmia), liczącym 6–7 tysięcy mieszkańców, przed transformacją było 4–5 milicjantów plus komendant w stopniu podoficera lub chorążego. W „wolnej” Polsce jest tam około 25 gliniarzy plus komendant z wysokim stopniem oficerskim. A mówi się, że
Państwo policyjne i to jest za mało. Czy to wymaga komentarza? Ale najgorsze jest to, że ilość nie przeszła w jakość. Dziesięć lat jeździłem na patrole w drogówce – jednoosobowe! To dzisiaj nie do pomyślenia. I nigdy nie byłem nawet posądzony o łapówkę czy inne nadużycia. Podobnie koledzy. A dzisiaj mamy ABW, CBŚ, CBA, policję skarbową, inspekcje samochodowe, lotne brygady celne, wywiady i kontrwywiady wojskowe, i diabli wiedzą kto jeszcze na obywatela czyha. O wyposażeniu technicznym to szkoda nawet mówić. Kiedyś była jedna przenośna radiostacja wielkości walizki na całą komendę i dwa lub trzy radiowozy marki Nysa lub (później) Fiat 125p. I wszystko jakoś funkcjonowało, a przestępcy drżeli przed gliniarzami. W „wolnej” Polsce zaprzęgnięto do działań nawet satelity i wysłano ABW, aby zwinęła starszą panią (Barbara Blida). Oddział komandosów w kominiarkach, który w dodatku robotę spartolił tragicznie. Kiedyś identyczną
zwierząt domowych, w drugim od zwierząt leśnych, w trzecim od dzikich ptaków, a w innych – od dni tygodnia lub miesięcy (stąd też nazwiska typu Baran, Zając, Kruk, Kaczka, Styczeń, Sobota). Ponieważ był to okres tuż po rewolucji francuskiej i nastroje antyplebejskie
Jarosław z czworaków guły własność szlachty i Kościoła. Przy nadawaniu nazwisk stosowano prostą zasadę. Najstarszemu żyjącemu w linii męskiej nadawano nazwisko, a całe potomstwo i bliscy krewni (brat, siostra) automatycznie je przejmowali. Władze zaborcze stawiały jeden warunek – na określonym obszarze wśród niespokrewnionych nazwiska nie mogą się powtarzać. Miałem w ręku dokument, można powiedzieć „historyczny”, w postaci listu, jaki napisała żona właściciela folwarku do swej siostry. Opisywała w nim z humorem zebranie właścicieli ziemskich, które było poświęcone właśnie nadawaniu nazwisk. Dla ułatwienia sobie zadania w jednej wsi lub folwarku nadawano nazwiska pochodzące od
sprawę załatwiał niezbyt wykształcony, ale za to skuteczny dzielnicowy. W dodatku na piechotę. Takiej nieudolności i beznadziejnej pracy służb jak jest teraz, to nigdy nie było. I kto zostaje ich szefem? Może ładnie się modli i jajkami dobrze rzucał w prezydenta Kwaśniewskiego, ale to jeszcze nie są kwalifikacje. Efekty widać: żeby nie zainscenizowane prowokacje, to chłopaki z CBA nudziliby się jak mopsy. Bo sprawy doktora G. i jeszcze jakiegoś tam innego konowała nie liczę. To zadania dla średnio rozgarniętego
wśród szlachty były wciąż żywe, niektórym krnąbrnym fornalom nadawo nazwiska ośmieszające (np. Bubel, Łach, Kisiołek). W zaborze rosyjskim to zwykle urzędnicy carscy nadawali nazwiska i robili to na sposób rosyjski (Fiodor Mikołajewicz X). Imię najstarszego przodka zamieniano na nazwisko, dodając stosowną końcówkę. Jeśli najstarszy przodek miał na imię Maciej, to wszyscy potomni przyjmowali nazwisko Maciejewski (Maciejewicz), jeśli był Jan, to Jankowski. Stąd też spotykamy tyle nazwisk pochodzących od imion. Końcówka dodawana do imienia świadczyła o narodowości (np. Wasieczko, czyli syn Wasi – białoruskiej, Maksymiuk, czyli syn Maksyma – ukraińskiej).
dzielnicowego. Teraz do zatrzymania urzędniczyny czy lekarza, który wziął parę zetów na boku, wysyła się oddziały szturmowe w kamizelkach kuloodpornych. Koniecznie o godz. 6.01. Kiedyś wystarczał jeden, czasem dwóch ludzi i stary radiowóz (albo i nie). Pamiętam, jak ogłoszono stan wojenny. Do „internowania” było parę tysięcy rzekomych działaczy „Solidarności”. Sprawę załatwiono na 100 procent. Poza tymi, których celowo ominięto, zgarnięto do „internatu” wszystkich. Przy dzisiejszych umiejętnościach służb policyjno-specjalnych, a zwłaszcza pomyślunku ich dowódców, rzecz byłaby nie do wykonania. Na każdego „solidarnościowca” trzeba by wysłać z piętnastu agentów w kominiarkach i kamizelkach. A przy ich i ich szefów umiejętnościach, połowa by uciekła, następna część sama by się zabiła albo wystrzelała nawzajem. Takie mamy teraz realia. A państwo niby wolne i, broń Boże, policyjne. Emeryt
Oddzielną grupę stanowili rzemieślnicy, mieszczanie lub wolni chłopi, którzy posiadali dokumenty rzemieślnicze lub dotyczące własności. Często przydomek lub wykonywany zawód przytoczony w dokumencie stawał się nazwiskiem (Kowal, Rymarz, Bednarz). Ze wzrostem zamożności niektórzy ludzie czynili starania w sądach, żeby zmienić (uszlachetnić) nazwiska. Nazwiska zmieniano zwykle przez dodanie końcówki: Kowal na Kowalski, Kwiatek na Kwiatkowski, Kaczka na Kaczyński, Maciora na Macierewicz itp. Wielonarodowość Królestwa Polskiego, okres zaborów, migracje ludności związane z wojnami spowodowały, że spotykamy tak wiele nazwisk kojarzących się z językiem niemieckim lub rosyjskim. Mało kto wie, że np. nazwisko Prymasa Tysiąclecia, Wyszyński, jest polskim odpowiednikiem rosyjskiego nazwiska Wysocki: „wyszyna” to – w przekładzie na polski – wzniesienie, wysokość. Nazwisko to jest bardzo popularne na Białorusi oraz w Rosji i nosił je np. znany prokurator stalinowski Andriej Wyszyński. A przodkowie Kaczyńskich bez cienia wątpliwości nazywali się kiedyś Kaczka lub Kaczor (pewnie ze względu na kaczy chód ich fornalskiego przodka), więc niech przynajmniej innych „dziadami” nie przezywają. Stefan K.
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r.
LISTY Uczmy pluralizmu Na stronach internetowych kwitnie dyskusja o wychowaniu dzieci, a konkretnie o „nieobowiązkowym” nauczaniu religii w przedszkolach. Co de facto sprowadza się do tego, że ta nauka jest obowiązkowa, jeśli nie chcemy, by nasze dziecko płakało, wyprowadzone z klasy na korytarz. Sytuacja na pierwszy rzut oka jest bez wyjścia. Zgadzamy się na indoktrynację dla świętego spokoju, by dzieciak nie był wyizolowany z grupy. Jak temu przeciwdziałać? Musimy nauczać swe dzieciaki inności pojęć, inności religii, inności światopoglądu – pluralizmu. Odpytujmy maluchy z lekcji religii i interpretujmy poznaną wiedzę globalnie, względem innych religii, innych światopoglądów, kultur. Wszystko lekko i z przymrużeniem oka. To najbezpieczniejszy sposób ocalenia psychiki dziecka przed późniejszym szowinizmem religijnym. Emocjonalne uwarunkowania (np. strach przed Bogiem, obcą kulturą) zdobyte w dzieciństwie pozostają już na całe życie. Grzechu nie ma, dopóki go sobie nie wmówimy lub nie wmówi go nam jakaś religijna instytucja. Dziecko ma „święte” prawo poznać wszystkie aspekty otaczającego je świata. Mieć wgląd we wszelkie prawa natury i życia człowieka. Nie może być ograniczone wiedzą lub niewiedzą swych rodziców. Nie można narzucać dziecku jednej religii i jednej kultury. Dziecko rodzi się wolne i czyste jak kartka papieru. To my robimy z niego muzułmanina, żyda, katolika czy ateistę – bez jego wiedzy i wyboru. To manipulacja i czysty egoizm. Małe dziecko wchłania bezkrytycznie wszystko to, co mówią dorośli. Czy to przenośnia, metafora czy żart, biorą to dosłownie. Winniśmy dążyć do takiego sposobu wychowania dziecka, by nie zaszczepiać w nim nienawiści rasowej, religijnej czy egzystencjalnej. Uczenie jakiejkolwiek religii jako jedynie słusznej (obśmiewanie innych) musi owocować szowinizmem i kompleksami. Tylko poprzez świadomy wybór młody człowiek winien dokonywać wyboru swej drogi życiowej. Zbigniew Kosiński
Twarze lewicy Bez względu na wynik wyborczy centrolewicy, trzeba sobie uświadomić smutną prawdę: wynik ten jest w poważnym stopniu obciążony skutkiem braku wyobraźni kierownictwa tej formacji w kampanii wyborczej. Połączone gremia kierownicze partii wchodzących w skład tzw. LiD-u podjęły bowiem fatalną decyzję, aby firmową twarzą Lewicy i Demokratów był A. Kwaśniewski. Były prezydent – postać niewątpliwie zasłużona dla kraju – jest dzisiaj człowiekiem „po przejściach”, politykiem spełnionym, a właściwie zużytym.
LISTY OD CZYTELNIKÓW
19
Inni w podobnej sytuacji, tzn. kiedy mają za sobą 5 albo 10 minut w historii, zajmują się pisaniem pamiętników i wygłaszaniem odczytów, jak B. Clinton, działalnością w organizacjach pożytku publicznego, jak A. Gore, czy biznesem, jak G. Schroeder. Powrót do polityki rzadko kiedy bywa udany, bo nie ma po co – brak motywacji i zbyt duże obciążenie psychiczne. Twarzy należy szukać wśród młodych polityków, mniej zasłużonych, ale za to z przyszłością. Dużo lepsze rokowania dawał W. Olejniczak czy G. Napieralski.
Będzie świątynia!
Układ odkryty
Wszyscy wiemy, że aktualnie dotkliwie brakuje środków na budowaną na warszawskim Wilanowie Świątynię Opatrzności i istnieje całkiem realne niebezpieczeństwo, iż jej ukończenie może się opóźnić bądź nawet, chociaż strach o tym myśleć, budowa może zostać wstrzymana. Wszyscy wiemy, że nie można do tego dopuścić! Co zatem robić? Wydaje mi się, że należy ponownie odwołać się do starych, tradycyjnych
Sytuacja i przyszłość lewicy zależy od tego, czy i kiedy pojawią się politycy zdolni uwolnić się od stereotypów, zaklęć i uprzedzeń. Zygmunt Figarski
rozwiązań stosowanych w przeszłości przez Kościół, w tym przez wielkiego papieża Juliusza II. Temu wybitnemu pasterzowi, podobnie jak teraz prymasowi Glempowi, zabrakło środków na budowę Kaplicy Sykstyńskiej. I cóż on zrobił? Otóż umożliwił odpuszczanie grzechów za pieniądze (tzw. odpust) uiszczane przez grzeszników. Im cięższy grzech, tym więcej musieli płacić. W krótkim czasie zebrał z całego świata tony złota! A więc do dzieła, uratujmy Świątynię Opatrzności!!! Eryk antykleryk
Od jakiegoś czasu z ust Kaczki słyszę, że „FiM” to, że „FiM” tamto. Po pierwszym razie myślałem, że to tylko wypadek przy pracy, ale kiedy Jarek Małowiększy po raz n-ty zareklamował Wasz tytuł, popukałem się w łepetynę. To jest ten układ! Układ Jonasza z Kaczyńskimi! Tu niby jakieś siły mroku, na których czele stoi Wasza redakcja, ale po cichutku szerokiej publice Jarek chce powiedzieć: – Ludziska! Lećta do sklepów i kiosków i zobaczcie, że istnieje coś takiego jak „FiM”. Ludzie to zapamiętują. Tym łatwiej, że jeśli Kaczorek uważa coś za złe samo w sobie, to dla tych ludzi jest to dobro w najczystszej postaci! Ci, którzy zwyciężyli PiS, muszą być wspaniali! Zakładam, że jeśli sprzedaż dzięki Jarkowi Wam nie skoczyła o połowę, to będzie to kwestia najbliższych kilku tygodni. Warunek – Jonaszu, podnieś Jarkowi pensję, żeby (póki jeszcze czasem pokazuje paszczę w TV) jak najczęściej o Was mówił. Albo mam inne rozwiązanie – ustalcie procent od sprzedanych egzemplarzy – system motywacyjny! Jak Jaruś się postara, to za reklamę płaconą od sprzedanych numerów w końcu założy sobie konto, bo takich wielkich pieniędzy do domu przyczepą wieźć nie będziecie. A za pieniążki wyrobi sobie prawko, kupi od Rydzyka maybacha i będzie woził Alika. A może nawet dołączy do oligarchów? Grzegorz A. Godlewski
o zostaniu polskim Napoleonem, leży pokonany jak inny wielki przywódca katolicki – mistrz krzyżacki Ulrich von Jungingen. Z Napoleonem tyle miał zaś wspólnego, iż obaj zaliczyli swoje Waterloo. Rozgoryczony Kaczyński za porażkę obwiniał wielki medialny układ na czele z „Faktami i Mitami”. A to ci nowina! Gazeta, która jest tak skrzętnie pomijana jako organ opiniotwórczy i boją się ją cytować nawet lewicowi politycy, jest wymieniana jako główny filar koalicji anty-PiS-owskiej. Z tą naszą gazetą to jest trochę tak jak z Polskim Rządem Tymczasowym w czasie powstania styczniowego. Nikt go nie widział, nie wiadomo, gdzie stacjonował, ale każdy czytał jego rozporządzenia, bał się go i wykonywał jego polecenia. Więc może teraz – po takiej bezprecedensowej reklamie – tygodnik wyjdzie z medialnego cienia i stanie się sztandarem nowej lewicy, która notabene nie wyciągnęła wniosków z poprzednich wyborów i znów okazała się mdłą i mało wyrazistą partią, z pijanym Kwaśniewskim na czele i programem światopoglądowym zbliżonym do PO. Na szczęście wciąż rośnie rzesza wiernych i oddanych Czytelników naszego niepowtarzalnego pisma. Ludzi, którzy właśnie dzięki „FiM” dowiedzieli się tego, czego, zdaniem niektórych, wiedzieć nie powinni, i wyrobili sobie nowy, niezależny światopogląd. I niech to będzie nadzieja dla nowej polskiej lewicy. Paweł P.
Nagana za „FiM”
Czerwone tytuły
W ręce wpadła mi Wasza gazeta. Przypadkiem. Pożyczył mi ją mój kuzyn, żebym przeczytał artykuł o pewnym księdzu z Lubina. Okazało się, że to dobrze mi znany duszpasterz. Wziąłem „Fakty i Mity” do szkoły, żeby pokazać kolegom i koleżankom. Był w nim artykuł o ks. Ryszardzie Matkowskim (przywódca szajki salezjanów wyłudzających miliony złotych z banków i od wiernych – przyp. red.), który wówczas uczył religii w naszej szkole. Oczywiście, dostałem naganę dyrektora szkoły za rozpowszechnianie antyklerykalizmu na terenie placówki oświatowej. A wszystko przez jeden napis: „Tygodnik nieklerykalny”. Dyrektor nawet nie zapoznał się z treścią „FiM”. Trudno. Z czasem wyszła na jaw afera z księdzem Markiem, więc kolejny katecheta miał już, posłużę się żargonem, przerąbane. Bartłomiej Niełacny
Czytam was od 2001 roku. Jesteście jedną z niewielu gazet prezentujących niezaściankowy poziom myślenia, co bardzo sobie cenię. Mam jednak jedną uwagę: kogo, za przeproszeniem, powaliło na łeb, żeby dawać takie wielkie czerwone tytuły na pierwszej stronie, niczym z bruku, jak np. w „Fakcie”? Szczególnie rzuciło mi się to w oczy w numerze z pytaniem: „Czy Rokita molestował?”. Pierwsze skojarzenie to gazeta sprzed kilku lat, gdzie wisiały wielkie tytuły typu: „Tylko u nas sekcja zwłok kosmity!” lub „Czy UFO naprawdę istnieje?”... Nie dawajcie takich „kwiatków” na pierwszą stronę, jeśli chcecie dobić się do szerszej masy ludzi i „nawrócić” ich na myślenie, bo przez coś takiego na waszą gazetę patrzą jak na kolejne pisemko „nawiedzonych”... Pierwszy swój numer „FiM” kupiłem właśnie dlatego, że nie bił w oczy takimi „kwiatkami”. I to nie tylko moje zdanie. Mam nadzieję, że ten mail nie przeleci komuś koło dupy. Kuba
Nigdy więcej PiS-u! Wódz Kaczyński, niczym ojciec chrzestny, zaskoczony przegraną zapowiedział, że będzie twardą opozycją. Wierzę. Wszelkie działania ludzi PiS-u przypominają mi paramafijne działania prowadzone pod szczytnymi hasłami (sama nazwa partii), za którymi kryją się ludzkie nikczemne czyny, wypływające z chęci odreagowania własnych, nieskrywanych kompleksów. Wierzę i zdaję sobie sprawę, że Jarosław Kaczyński, wspomagany przez grupę wiernych towarzyszy, ani na chwilę nie pozwoli, ażeby w Polsce był spokój. Będzie się z pomocą brata awanturował w Sejmie, a w terenie ta grupa będzie wywoływała lokalne konflikty i niepokoje, aby wykazać, że nowy rząd nie potrafi kierować państwem. To będzie odwet za przegraną w wyborach. Mamy tego przedsmak z Macierewiczem, który podaje nazwiska ludzi jakoby uwikłanych w działalność byłej WSI, a oni mają być wzywani na przesłuchania. Odchodzący z rządu będą gryźć i kąsać na oślep. I dlatego po zaprzysiężeniu rządu zarówno PO, jak i PSL oraz LiD powinny powołać komisje śledcze. W interesie wymienionych partii jest, ażeby pokazać i udowodnić, że rządy PiS-u były zaprzeczeniem wszelkich norm demokratycznego państwa. Czytelnik
Czuję się źle Czuję się źle w kraju, w którym do władzy dochodzą ludzie niekompetentni, zakłamani, obłudni, aroganccy i nieświadomi skutków swoich poczynań. Czuję się źle w kraju pełnym matactw, układów, układzików, biurokracji, korupcji, bezczelności i fałszu. Kraju, który zamiast przeć naprzód, cofa się. Kraju, w którym Kościół stał się miejscem agitacji politycznej. Kraju, w którym rasizm, ksenofobia i homofobia są szerzone przez władzę. Kraju, który – zamiast jednoczyć rodaków – odwraca się od nich, zmuszając wielu zdolnych, ambitnych ludzi do emigracji w poszukiwaniu godziwego życia. Po co tylu wspaniałych ludzi poświęcało swoje życie za ojczyznę, ginąc od szabli i kul? Zresztą, co ja mogę wiedzieć jako 21-letni człowiek z wykształceniem? Chyba tylko tyle, że czuję się źle... Piotr Janas, Łódź
Pokolenie „FiM”! I słowo ciałem się stało – 21 października br. skończył się w Polsce kaczyzm! Pyszałkowaty premier, który jeszcze nie tak dawno chełpił się mianem wielkiego przywódcy i marzył
Nie przeleciał. Jesteśmy wdzięczni za każdą Waszą uwagę na temat naszej wspólnej gazety. Prosimy o inne głosy w sprawie wyglądu pierwszej strony „FiM”. Zastrzegamy jednak, że bierzemy też pod uwagę marketing. Redakcja
20
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Modlitwy za zmarłych Z tego, co wiem, prawie wszystkie religie – z judaizmem włącznie – i główne Kościoły uznają modlitwę za zmarłych. Dlaczego ewangelicznie wierzący chrześcijanie odrzucają tę formę pomocy zmarłym? Co na ten temat w rzeczywistości mówi Biblia? Istnieje przecież nawet Kościół spirytystyczny, który specjalizuje się w kontaktach z umarłymi. To prawda, że w wielu religiach oraz w niektórych Kościołach zanosi się modlitwy za zmarłych, a nawet do zmarłych. Praktyka ta wynika bowiem z wiary, że człowiek posiada nieśmiertelną duszę, która po śmierci fizycznej bytuje samodzielnie i oczekuje na swoje wieczne przeznaczenie. Pogląd ten z kolei wiąże się z ideą tzw. czyśćca, który w takiej czy innej postaci występował już w starożytnym Egipcie, Grecji, jak również w Rzymie. Prawdą więc jest, że ogromne rzesze wiernych różnych społeczności religijnych modlą się za zmarłych, a nawet płacą swoim duchownym za takie modlitwy i tzw. msze za zmarłych. Ale czy jest to zalecenie Pisma Świętego? Co na ten temat w rzeczywistości mówi Biblia? Otóż Biblia nie zawiera ani jednego przykładu, a tym bardziej polecenia, aby modlić się za zmarłych. Nigdzie w tej księdze nie czytamy o tym, aby Żydzi modlili się za zmarłych. Co więcej, samo pojęcie duszy nieśmiertelnej długo było im obce, prawdopodobnie aż do czasu powstania Machabeuszy w II wieku przed Chrystusem, kiedy to pojawiła się też koncepcja modlitwy za zmarłych. Wzmiankę o tym znajdujemy w Drugiej Księdze Machabejskiej (12. 42–45), a więc w księdze apokryficznej, która – jak pozostałe księgi apokryficzne – nigdy nie została uznana przez Żydów za kanoniczną. Nie uznawał jej za taką również Jezus, a zatem ani apostołowie, ani pierwsi chrześcijanie. Natomiast Kościół rzymskokatolicki za kanoniczne uznał je dopiero na soborze trydenckim w 1546 roku. Koncepcja duszy nieśmiertelnej i modlitwy za zmarłych pojawiła się więc w judaizmie bardzo późno i to pod wpływem filozofii greckiej. Biblia hebrajska (Stary Testament) milczy jednak zarówno na temat pojęcia nieśmiertelności duszy, jak i modlitw za zmarłych. Nie milczy natomiast w kwestii praktyk spirytystycznych. Oto co czytamy w Księdze Izajasza: „A gdy wam mówić będą: Radźcie się wywoływaczy duchów i czarowników, którzy szepcą i mruczą, to powiedzcie: Czy lud nie ma się radzić swojego Boga? Czy ma się radzić umarłych w sprawie żywych? A co dotyczy zakonu i objawienia: Jeżeli tak nie powiedzą, to nie zabłyśnie dla nich jutrzenka” (8. 19–20).
Powyższy tekst mówi o czterech sprawach. Po pierwsze – ostrzega przed próbą kontaktowania się ze światem umarłych. Dlaczego? Najwidoczniej ze względu na możliwość zwiedzenia (por. 2 Kor 11.14), ale być może również z uwagi na ochronę przed oszustwem i wyzyskiem. Biblia mówi bowiem, że „kto zstąpił do krainy umarłych, nigdy już nie wróci do swego domu, a miejsce jego zamieszkania nie wie już nic o nim” (Job 7. 9–10, por. 14. 12, 21). Biblia jasno zaprzecza więc możliwości kontaktowania się ze zmarłymi. Po drugie – powyższy tekst zachęca do szukania rady u Boga. Po trzecie – uczy, że w sprawach wiary winno się polegać na prawie (Pięcioksięgu Mojżesza) i objawieniu (księgach proroczych), czyli działać tak, jak postępował Jezus i apostołowie (por. Mt 5. 17; 22. 29; Łk 24. 27, 44; 2 Tm 3. 15–16). I wreszcie po czwarte – tekst ten nie daje żadnej nadziei tym, którzy głoszą doktrynę sprzeczną z Pismem Świętym, a więc również tym, którzy zajmują się spirytyzmem. Biblia zakazuje bowiem wszelkich praktyk spirytystycznych. W Piątej Księdze Mojżeszowej czytamy: „Niech nie znajdzie się u ciebie taki, który przeprowadza swego syna czy swoją córkę przez ogień, ani wróżbita, ani wieszczbiarz, ani guślarz, ani czarodziej, ani zaklinacz, ani wywoływacz duchów, ani znachor, ani wzywający zmarłych; gdyż obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni, i z powodu tych obrzydliwości Pan, Bóg twój, wypędza ich przed tobą. Bądź bez skazy przed Panem, Bogiem twoim. Gdyż te narody, które ty wypędzasz, słuchają wieszczbiarzy i wróżbitów, a na to Pan tobie nie pozwolił” (Pwt 18. 10–14). A co mówi Nowy Testament w kwestii wzywania zmarłych, czyli modlitw do nich? Na pewno możemy i winniśmy dziękować Bogu za naszych bliskich zmarłych (por. 1 Tes 5. 18), ale nic ponadto. Nowy Testament nie daje bowiem ku temu żadnych podstaw. Nie mówi absolutnie nic na temat modlitw za lub do zmarłych, a tym bardziej nie mówi o czyśćcu, który w rzeczywistości jedynie stwarza fałszywą nadzieję na zbawienie. Tak naprawdę Kościół
rzymskokatolicki – poprzez głoszenie wymyślonych przez siebie nauk – prowadzi ludzi do zguby i jeszcze każe sobie za to płacić! Zauważmy, że Jezus ani razu nie wspomniał o jakiejkolwiek możliwości wpływania na wieczne przeznaczenie zmarłych. Chociaż On sam modlił się w różnych okolicznościach i w różnych intencjach (por. J 17, 9–15), nigdzie nie czytamy, aby kiedykolwiek modlił się za zmarłych lub by nakazywał to czynić. Podobnie postępowali apostołowie. Na przykład ap. Paweł zalecał, „(…) aby zanosić błagania, modlitwy, prośby, dziękczynienia za wszystkich ludzi, za królów i za wszystkich przełożonych” (1 Tm 2. 1–2), ale ani razu nie wspomniał o modlitwach
za zmarłych. Apelował, aby modlić się „za wszystkich świętych” (głoszących Słowo Boże), rzecz jasna żywych, i za niego (Ef 6. 18–19), ale nigdy nie zalecał modlitw do świętych zmarłych, z prośbą o ich wstawiennictwo u Boga, jak uczy Kościół rzymski. Ten sam apostoł uczył bowiem, że jedynym pośrednikiem między Bogiem a ludźmi, który też wstawia się za nami, jest Jezus Chrystus, a nie święci zmarli (por. 1 Tm 2. 5; Rz 8. 34; Hbr 7. 25; 1 J 2. 1). Niektórzy uważają jednak, że Jezus uczył o życiu po śmierci. Dowodem na to ma być przypowieść o bogaczu i Łazarzu (Łk 16. 19–31). Twierdzą, że przecież i bogacz, i Łazarz, i Abraham mogli się kontaktować; mogli widzieć, słyszeć, mówić i odczuwać. Wielu więc interpretuje to opowiadanie dosłownie. Czy słusznie? Bynajmniej. Dosłowna bowiem interpretacja tej przypowieści prowadzi raczej do absurdu, zamiast prawdy. Bo czyż
na tym miałoby polegać szczęście zbawionych, że widzą i słyszą cierpiących – wołających o zmiłowanie? Jakie jest więc przesłanie tego podobieństwa? Przede wszystkim przypowieść ta jest alegorią i uczy, że życie wieczne nie zależy od dóbr doczesnych. Ich zaś nagromadzenie nie musi być dowodem Bożego błogosławieństwa i Jego przychylności – jak wierzyli Żydzi. Po drugie – przypowieść ta uczy i ostrzega, że po śmierci nie ma już najmniejszej możliwości zmiany swojego położenia. A to oznacza, że modlitwy i msze za zmarłych nie mają żadnego znaczenia, ponieważ śmierć raz na zawsze przypieczętowuje los człowieka. Jak napisał autor Listu do Hebrajczyków: „Postanowione jest ludziom raz umrzeć, a potem sąd” (9. 27). A zatem historia o bogaczu i Łazarzu uczy, że o wiecznym losie decyduje każdy z nas z osobna, i to tu i teraz. „Oto teraz czas łaski, oto teraz dzień zbawienia” (2 Kor 6. 2). Nasz wieczny los po śmierci nie zależy więc od naszych bliskich – ich modlitw – lecz od nas samych, naszej postawy za życia oraz od „złożenia nadziei w Bogu żywym, który jest Zbawicielem wszystkich ludzi, zwłaszcza wierzących” (1 Tm 4. 10). Po trzecie – przypowieść ta uczy również, że jeśli ktoś lekceważy objawienie Boże zawarte na kartach Pisma Świętego, nie może oczekiwać na jakiekolwiek inne objawienie lub Boży cud. Jezus bowiem powiedział: „Jeśli Mojżesza i proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, też nie uwierzą” (Łk 16. 31). O symbolicznym znaczeniu przypowieści o bogaczu i Łazarzu świadczy również fakt, że Jezus nie mówił o natychmiastowej nagrodzie po śmierci. Przeciwnie, do jednego z przedniejszych faryzeuszów powiedział: „Odpłatę będziesz miał przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych” (Łk 14. 14). W innym zaś miejscu czytamy: „Nie dziwcie się temu, gdyż nadchodzi godzina, kiedy wszyscy w grobach usłyszą głos jego; i wyjdą ci, co dobrze czynili, by powstać do życia; a inni, którzy źle czynili, by powstać na sąd” (J 5. 28–29, por. J 6. 39–40; 14. 2–3; Mt 16. 27; Ap 22. 12). Wtedy to dopiero wielu „(…) zasiądzie do stołu z Abrahamem i z Izaakiem, i z Jakubem” (Mt 8. 11), a nie wcześniej. Jezus kładł więc nacisk na zmartwychwstanie, a nie na jakąś pośrednią formę życia po śmierci (Mt 22. 30; Mk 12. 25–27; Łk 20. 35–38). Podobnie zresztą czynili apostołowie. Na przykład ap. Paweł stwierdził, że jeśli nie ma zmartwychwstania, „daremna jest wiara wasza”, a „ci, którzy zasnęli w Chrystusie, poginęli”. Dlatego dodaje: „Jeśli umarli nie bywają wzbudzeni, jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy” (1 Kor 15. 17–18, 32). Dla Pawła nie istniała więc żadna alternatywa poza
zmartwychwstaniem. Dawał temu wyraz raz za razem. Również w takim miejscu jak Ateny, czyli w stolicy Grecji – w kraju, w którym powszechnie wierzono, iż człowiek tak naprawdę nie umiera do końca, ponieważ posiada duszę nieśmiertelną. Apostoł Paweł nie próbował więc pogodzić koncepcji duszy nieśmiertelnej z ideą zmartwychwstania. Wręcz przeciwnie. Zamiast głosić o błogim odpoczynku po śmierci, głosił wyłącznie o zmartwychwstaniu i przyszłym sądzie (por. Dz 17. 30–32). Oto dlaczego „jedni naśmiewali się, drudzy zaś mówili: O tym będziemy cię słuchali innym razem” (w. 32). Irytowała ich bowiem żydowska idea zmartwychwstania. Najwidoczniej uważali, że ich koncepcja – nieśmiertelności duszy – jest rozsądniejsza. Apostoł Paweł nigdy jednak z tą koncepcją się nie zgodził. Jego nauka w tej kwestii była jasna: jest śmierć i będzie zmartwychwstanie, po którym dopiero zbawieni zostaną „przyobleczeni w nieśmiertelność” (1 Kor 15. 53). Pomiędzy nimi nie ma nic pośredniego. I takie było stanowisko apostoła. Nie pocieszał nikogo (ani on, ani żaden inny apostoł) koncepcją nieśmiertelnej duszy, życiem po śmierci lub – jak kto woli – życiem po życiu, ale zawsze wskazywał na zmartwychwstałego Jezusa i zmartwychwstanie, do którego – jak uczył – ma dojść z chwilą powtórnego przyjścia Chrystusa (1 Tes 4. 13–18). Do tego czasu życie wierzących „jest ukryte wraz z Chrystusem w Bogu” (Kol 3. 3), a sami „umarli nic nie wiedzą” (Koh 9. 5), bo w krainie umarłych „nie ma ani działania, ani zamysłów, ani poznania, ani mądrości” (Koh 9. 10). Cokolwiek by więc powiedzieć o tzw. życiu po śmierci, jedno nie ulega wątpliwości: apostołowie nie przywiązywali wagi do ówczesnych teorii o stanie pośmiertnym człowieka. Nie modlili się też za zmarłych, lecz za żywych, i głosili, że śmierć definitywnie przypieczętowuje los każdego człowieka. Ponadto Nowy Testament głosi: „Kto ma syna, ma życie; kto nie ma Syna Bożego, nie ma życia. To napisałem wam, którzy wierzycie w imię Syna Bożego, abyście wiedzieli, że macie życie wieczne” (1 J 5. 12–13). Innymi słowy: kto całą ufność pokłada w Bogu i żyje zgodnie z Jego wolą, nie potrzebuje (gdy umrze) niczyich modlitw. Kto zaś nie liczy się z Bogiem i postępuje wbrew Jego woli, temu nie pomogą żadne modlitwy. A zatem póki mamy czas, zamiast modlić się za zmarłych, módlmy się raczej za żywych, bo jedynie tym, a nie zmarłym, można pomóc. BOLESŁAW PARMA W sprzedaży jest książka Bolesława Parmy „Niepokorni synowie Kościoła” (192 str., twarda okładka, cena egzemplarza – 20 zł plus koszty przesyłki). Zamówienia można składać na adres: Bolesław Parma, skr. poczt. 35, 44-300 Wodzisław Śl., na e-mail:
[email protected] lub przez telefon komórkowy – 0 661 316 897
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r.
N
o to doczekaliśmy się. Po piętnastu latach do władzy znów dochodzi Kongres Liberalno-Demokratyczny, zwany wtedy przez wdzięczną ludność „kongresem aferałów”. Jeszcze Ziobro w zębach koszulę nosił, jeszcze nikomu się nie śniło o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym, a ich już wsadzali. Wrócili pod postacią Platformy Obywatelskiej jako wyzwoliciele narodu spod władzy kaczyzmu. Teraz
twarz Aleksandra Kwaśniewskiego, i po herbacie. Gdy w 2001 roku Sojusz brał władzę – prawica, w której Tusk grał przecież znaczącą rolę wicemarszałka senatu – doprowadziła negocjacje akcesyjne z Unią Europejską do dna. Wszystko skończyło się szczęśliwie w Kopenhadze, gdzie Miller z pomocą zespołu negocjatorów z Grzegorzem Kołodką i Jarosławem Kalinowskim uzyskał najlepsze warunki naszego wejścia do Unii ze wszystkich
MAREK & MAREK już był, Mojzesowicz już był... to co, on gorszy? Pan Marek Sawicki nie mówi poprawnie po polsku („renkom”, „głowom”, nogom”), ale co to ma do rzeczy. Gospodarstwo ma, wykształcenie wyższe w papierach wpisane, nadaje się na ministra że hej! A nawet jest w sam raz, bo akurat teraz Unia chce dyskutować nad zmianami w europejskiej polityce rolnej. Pan Marek Sawicki się zna, oborę posiada i pole, w kaszę nie da Polsce dmuchać. Oj, nie da...
gospodarki irlandzkiej, nie wie o tej Irlandii nic, ale mówi z przekonaniem, że Polska zasługuje na taki sam cud gospodarczy, jaki liberalizm i podatek liniowy przyniosły Zielonej Wyspie... Choć akurat podatki tam są progresywne. Plecie, że Polacy uciekają do Irlandii, bo ludzie zawsze uciekają od socjalizmu do liberalizmu. Sądzę, że wątpię. I za Tuska będą uciekać – nie od socjalizmu, tylko od biedy i kościółkowych standardów. Tusk już daje do zrozumienia,
COŚ NA ZĄB
Na prawą nóżkę tworzą rząd z innym, równie świeżym ugrupowaniem – Polskim Stronnictwem Ludowym, znanym wcześniej jako Zjednoczone Stronnictwo Ludowe. Jedno i drugie, choć opakowane w pozłotkę „nowości”, poskładane jest z ocalałych z politycznych pogromów liberałów: UW-oli, SKL-owców, ludowców, kółkowców rolniczych i „Solidarności” Rolniczej. Nic świeżego. Gdy tak na nich patrzę, na tego posuniętego w politycznych latach Tuska, na tę ich panią Hanię Gronkiewicz-Waltz, niegdyś kandydatkę na prezydenta Polski, nawiedzoną w Duchu Świętym prezeskę Narodowego Banku Polskiego, gdy słucham nicniemówienia Waldemara Pawlaka, polityka o wdzięku laptopa, gdy patrzę na tę drużynę kolejnych zbawicieli ojczyzny, to myślę sobie: quo vadis, Polonia? W tych wyborach naprawdę nową ekipę skompletowało SLD. Tylko co z tego? Przyprawiono mu gębę aferzystów, teraz zmienioną na
krajów pretendentów. O ironio, jednak jako pierwsi największe korzyści zaczęli odnosić ci, którzy najgłośniej przeciwko Unii pyskowali – latyfundyści, wielcy właściciele ziemscy, czyli Kościół i chłopscy politycy. Kalinowski, oczywiście, wziął dudy w miech. Milczy, gdy różni krzykacze z jednej strony biorą unijne dopłaty, a z drugiej wołają, że to jałmużna. Kalinowski nie broni Millera, bo musiałby tym samym bronić SLD. Dobrze wie, że SLD można atakować, ale nie można go bronić. Jeśli ktoś postępuje według tego wzoru, to na pewno nic złego mu się nie stanie. I Kalinowskiemu oraz PSL-owi nic złego się nie dzieje – przeciwnie, razem z PO będą teraz tworzyli rząd. Muszą tylko wykombinować, jak pogodzić swoje wyborcze obietnice, żeby i PO, i PSL mogli mówić, że je spełniają. Uda im się, spokojna głowa. Jeśli bowiem nie teraz, to kiedy taki, dajmy na to, Marek Sawicki zostanie ministrem rolnictwa? Balazs już był, Lepper
Fot. PAP/Andrzej Rybczyński
Z kolei kandydatem PO na ministra finansów jest wielbiciel szkoły Balcerowicza. Przypominam tym, którzy przeżyli ten eksperyment, że hasłem wypisanym na sztandarach owej szkoły jest „terapia szokowa”... I tak ze wszystkim. Znów wpychają nas do tej samej rzeki. Najwybitniejsi ekonomiści, laureaci Nagrody Nobla, napisali już sporo książek, w których udowadniają, że liberalizm to nie jest panaceum na kłopoty ludzkości, że rynek nie zawsze ma rację, że podatek progresywny jest bardziej sprawiedliwy niż liniowy i przynosi lepsze efekty społeczne, czego cała Skandynawia jest ciągle dobitnym dowodem. Nie – „oni” nas muszą uszczęśliwić na siłę. Nasz nowy wodzuś Tusk, wielbiciel liberalnej
GŁASKANIE JEŻA
Przepraszam ...pana prezydenta i jego brata. Tusk nie chce, to ja muszę. Choćby z tego powodu, aby pan prezydent (i pański brat) już się na mnie i na naród nie gniewał i się do narodu odezwał. Bo tej ciszy to naród już dłużej nie wytrzyma! I znów „przypadkowe społeczeństwo”, czyli „durny narodek”, nie doceniło wysiłku rządzących. Heroicznego trudu i pana, i brata. Wyniki wyborów jaskrawo to pokazują. A są one takie, jakie są, bo „określone i sprzedajne antypolskie elementy sprzysięgły się” przeciw pańskiemu braciszkowi i panu samemu. Na przykład taka „»Gazeta Wyborcza«, która jest późną, zmutowaną postacią Komunistycznej Partii Pracy”. Jakże słuszne zatem są pańskie słowa, że „im słabsza
»Wyborcza«, tym lepiej dla Polski”. Przecież oni „szkodzą Polsce w sposób straszny i oczywisty. Michnik szkodzi Polsce, Geremek szkodzi Polsce. Ci wszyscy, którzy opowiadają bajkę o państwie, w którym zagrożona jest demokracja”. Pozostałe media też przyczyniły się do klęski Prawa i Sprawiedliwości. Na przykład „TVN, który bulgocze nienawiścią wobec PiS. Nie lepiej jest też z Polsatem”. W ogóle „najgorsza część PRL tworzyła media elektroniczne w III RP”. Ale główna przyczyna klęski wyborczej związana jest – jak pan to słusznie zauważył – z anty-PiS-owskim frontem, a dokładniej z „»Faktami i Mitami«, które stanęły na czele tego frontu. Frontu, który zaczyna się na »Faktach i Mitach« i kończy na Donaldzie Tusku”.
że panów biskupów nie można ignorować. Przed wyborami zapowiadał, że natychmiast podpisze Kartę praw podstawowych UE, a teraz mówi, że musi się zastanowić, bo ona może godzić w nasze wartości moralne. Jego partnerzy z PSL to także wierni synowie Kościoła. Pan Struzik, jeden z liderów, marszałek mazowiecki, dał z kasy samorządowej na Świątynię Opatrzności Bożej 20 milionów, a na lotnisko w Modlinie – w perspektywie okno na świat i setki miejsc pracy – 15 milionów zł. Oto skala wartości. Pani Gronkiewicz, wspierana przez przyszłego ministra sportu, w całkowitym oderwaniu od stanu prawnego, plecie o wybudowaniu stadionu narodowego gdziekolwiek, byle nie na miejscu do tego
Ale poza wszystkim to pan i brat nie mogliście ostatecznie wygrać z „układem” (przynajmniej na razie), skoro macie na co dzień do czynienia nie z narodem, tylko z hołotą, która „po 1945 roku mogła tryumfować, socjalizm to był ustrój hołoty, dla hołoty, można powiedzieć”. Można? Ależ trzeba!!! – co też pan czyni, trafnie określając owej hołoty pozycje: „My jesteśmy tu, gdzie wtedy. Oni tam, gdzie stało ZOMO”. Na szczęście słusznie pan zauważył, iż przeciwnicy PiS „to strasznie śmieszni i mali ludzie, marni pod każdym względem – intelektualnym, a zwłaszcza moralnym”. O, tu... tu właśnie trafił pan w samo sedno. Na przykład taki profesor Bartoszewski, który „wszystkim za granicą kłania się w pas”, zaś „polscy dyplomaci prowadzą politykę na kolanach”. Nie może być inaczej, skoro „ponad połowa polskich ministrów spraw zagranicznych po roku 89 to byli sowieccy agenci”. Bardzo więc pana serdecznie przepraszam za siebie i za naród, na którym tak strasznie się pan ostatnio zawiódł. Za tych ministrów agentów, za Bartoszewskiego... Nawet za
21
przeznaczonym. Obliczyli bowiem sobie, że te tereny są warte trzy miliardy złotych. Znaczy, mówiąc z warszawska, pan wiesz, a ja rozumiem... Mimo to przewiduję, że tandem PO-PSL może rządzić długo, choć nie bez problemów. Problemy będzie im stwarzać Jarosław Kaczyński, jego PiS i jego „Solidarność”. Już mieliśmy pierwszą próbkę w postaci szturmowego oddziału „S” Stoczni Gdańskiej, który natarł na gdański urząd marszałkowski za wypowiedzi działaczy PO na temat prywatyzacji „kolebki”. „To, że oszukańczo wygraliście te wybory, nie znaczy, że wszystko możecie!” – krzyczeli dziarscy działacze. I tak już będzie. Kaczor będzie urządzał Tuskowi i Pawlakowi nieustanną kocią muzykę. Nie wróci jednak do władzy po czterech latach, jak zapowiada. Przeciwnie – im bardziej będzie się darł, tym bardziej będzie tracił na znaczeniu. To się zresztą zaraz zacznie, gdy tylko zaczną tracić stanowiska ludzie PiS-u. Co więcej – Tusk, przy wsparciu PSL, w najlepszym dla siebie momencie przechwycił inwestycje europejskie. Tę forsę już widać, a będzie widać jeszcze bardziej. Od przyszłego roku Polska będzie jednym wielkim placem budowy. Dyrekcja Dróg i Autostrad już planuje, by wspólnie z Polskim Radiem uruchomić 24-godzinny program na bieżąco informujący o utrudnieniach i objazdach – tyle tego będzie. Ale za dwa lata, w połowie kadencji, zacznie się oddawanie do użytku. Jego szczyt przypadnie na koniec kadencji. Jeśli jeszcze Tusk z Pawlakiem do tego czasu dadzą ludziom odetchnąć po kaczyzmie, a sam kaczyzm skutecznie spacyfikują przy pomocy sejmowych komisji, to drugą kadencję mają jak w banku. Wejdą w buty SLD, bo ten kalendarz miał pracować dla lewicy: 2001–2005 to europejski boom inwestycyjny, wzrost zatrudnienia, spadek bezrobocia i... druga kadencja. Tylko że po drodze lewica pozwoliła sobie wybić zęby. MAREK BARAŃSKI
Tuska składam ubolewanie. Przepraszam za „łże-elity”, za „wykształciuchów”, za „bure suki”, „za małpy w czerwonym”, za natrętnego dziada, który słusznie powinien „spieprzać”, za „obsceniczne manifestacje pederastów”, za strajkujące pielęgniarki, bo przecież każdy wie, że „niezjedzenie kolacji to nie jest jeszcze żadna głodówka”. Bardzo przepraszam za to, że wielokrotnie swoimi niecnymi postępkami zmusiliśmy pana (i pana otoczenie) do wypowiedzenia tych gorzkich, ale jakże prawdziwych i otrzeźwiających nas słów. Na szczęście słusznie pan prorokuje, że już niedługo „zwyciężymy, bo to zwycięstwo jest potrzebne Polsce. Jest potrzebne po to, by w tym państwie, w Rzeczypospolitej Polskiej, żył jeden naród polski, a nie różne narody”. Brawo! Nareszcie ktoś to otwarcie powiedział! Polska tylko dla Polaków! Już biegnę zmienić nazwisko, bo to wszak dla pana dodatkowa przykrość (za którą też pokornie przepraszam), że nazywam się... MAREK SZENBORN
22
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r.
RACJONALIŚCI
D
ziś odpoczniemy od bogów, ich kapłanów i religii rozmaitej maści. Proponujemy Państwu „Motyw” Andrzeja Waligórskiego. Utwór, choć napisany lata temu, nic a nic nie stracił na aktualności. W końcu przecież tylko takie teksty drukujemy w naszej rubryce.
Okienko z wierszem Król Edmund kazał w trąby dąć Na znak i pogotowie, Bowiem do brzegów Anglii skądś Przybyli wikingowie, A widok ich był straszny, acz Nie brakło mu uroku: Na burtach statków rzędy tarcz, Na dziobach – głowy smoków. I zaraz rosły, płowy lud Sypnął się z wąskich łodzi – Syn Swena, Kanut, w bój ich wiódł, Szesnastoletni młodzik. W obronie zaś angielskich pól Stanął, jak dąb wysoki, Syn Ethelreda, młody król, Edmund Żelazoboki. Straszliwa się zaczęła rzeź, Rzężenia i charkoty, I taka była bitwy treść, Lecz jakiż był jej motyw? Jaki był rzezi cel i sens I jaki był rezultat Wysiłków, zwycięstw, łez i klęsk Edmunda i Kanuta? Tysiąc szesnasty wówczas rok Trwał naszej smutnej ery, Więc dawno okrył czas i mrok Poległe bohatery, Lecz związek przyczynowy trwa, Choć wiek dwudziesty nastał – Ludność jaśniejszą cerę ma W podbitych wówczas hrabstwach I oczu błękitniejszy ton, I włos jak zboże w lipcu... I po to był potrzebny zgon Obrońców i zdobywców?... Za twoją policzkową kość, Za smagłą twarz lub bladą, Gdzieś kiedyś w dziejach jakiś gość Miał poderżnięte gardło, Więc twa odrębność i twój styl Tkwią korzeniami w trumnie... Choć wilka nie pożera wilk, Choć człowiek to brzmi dumnie...
Najnowszą książkę pod red. Marii Szyszkowskiej „Ideowość w polityce” (i inne pozycje tej autorki) oraz powieść Macieja Nawariaka „Według niej” można kupić poprzez biuro RACJI PL. Tel.: (022) 620 69 66 lub 0 399 10 88 99 (w godz. 7–9, 17–21) Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) ING Bank, nr 04 1050 1461 1000 0022 6600 1722 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Szok powyborczy W odróżnieniu od poporodowego – szok powyborczy dotyka mężczyzn. W 2005 roku ofiarą był Tusk. Niedoszły, bezimienny prezydent i przewodniczący przegranej partii. W 2007 roku – prezesopremier Kaczyński. Zgubiony przez przeświadczenie, że zasady zobowiązują wyborców do głosowania na PiS. Natężenie i czas trwania szoku są wprost proporcjonalne do oczekiwań podniecanych przez dwór i sondaże. Pozbawienie zaś władzy działa znacznie silniej niż niedopuszczenie do niej. Dla odmiany – wygrani przeżywają euforię. Tym większą, im sukces mniej spodziewany i mniej zasłużony. Zetknięcie dwóch odmiennych stanów świadomości utrudnia lub wręcz uniemożliwia jakiekolwiek porozumienie. Właśnie dlatego przed dwoma laty nie mogła powstać PO-PiS-owa koalicja. Rządy objął nieprzygotowany kadrowo PiS. Rolę opozycji – Platforma. Też nieprzygotowana. Dla odmiany – mentalnie.
Mariaż z przystawkami, choć tragiczny dla Polski, dla kaczystów okazał się korzystny. Rośli w siłę, choć ludzie nie żyli dostatniej. Bez trudu mogli dotrwać do konstytucyjnego terminu wyborów. Zgubiła ich pazerność. Zapomnieli, że można mieć wszystko, ale nie więcej. Uwierzyli w 280 posłów, wodza, który się nie myli, i błogosławieństwo Rydzyka. Obiektywnie sen o potędze skończył się 21 października. Jeszcze premier nie przyjmuje tego do wiadomości. Już widzi swój triumfalny powrót. Nawet nie za cztery lata. Za dwa. W powyborczym szoku nie dostrzega, że koalicja liberałów z ludowcami jest realna. Obydwa ugrupowania odniosły sukces i chcą go skonsumować. Koszty nie grają roli. Zwłaszcza, że poniesie je społeczeństwo. Nieuniknione są odstępstwa od programów i wyborczych obietnic. Najgroźniejsze jest jednak niespełnienie oczekiwań. A te są ogromne. Wbrew pozorom – nie dotyczą praw i wolności obywatelskich zagrożonych przez IV RP.
Z powyborczego sondażu ARC „Rynek i Opinia” wynika, że 93 proc. Polaków chce przyspieszenia budowy autostrad i dróg ekspresowych, 90 proc. poprawy wizerunku Polski w Europie, 89 proc. budowy tanich mieszkań, 85 proc. kontynuacji walki z korupcją, 83 proc. zwiększenia nakładów na służbę zdrowia i uproszczenia formalności przy zakładaniu firmy, 81 proc. – zatrzymania fali emigracji zarobkowej z Polski. Za chwilę rozbudzone nadzieje społeczne zetkną się z twardą rzeczywistością. Nie dostrzegają tego przyszli koalicjanci. Zaślepia ich podział łupów. Niebawem Platforma przekona się, jak trudnego ma partnera. Apetyty ludowców będą rosły w miarę jedzenia. Jak wiadomo, rząd się wyżywi. Społeczeństwo – niekoniecznie. JOANNA SENYSZYN PS Zapraszam na www.senyszyn.blog. onet.pl
Na odtrutkę Czy polska kultura i tradycja to wyłącznie wartości katolickie, jak chciałyby to widzieć główne media? Czy w ultraprawicowej Polsce (dominacja PiS i PO) potrzebna jest jeszcze lewica? I jaka? Oto pytania stawiane na konferencji w Kuźnicy na Helu. Międzyśrodowiskowe spotkanie pod hasłem „Wartości lewicowe w polskiej kulturze XX wieku”, grupujące naukowców, ludzi kultury, dziennikarzy, działaczy społecznych i politycznych, zorganizowała przewodnicząca RACJI PL profesor Maria Szyszkowska, przy współpracy Stowarzyszenia Kultury Europejskiej oraz Fundacji im. Róży Luksemburg. Wobec faktu zakłamywania i manipulowania polską historią w ostatnich kilkunastu latach trudno przecenić tego rodzaju inicjatywę. Przecież na naszych oczach usuwa się pomniki, zmienia nazwy ulic, reformuje podręczniki w taki sposób, aby skutecznie zatrzeć wszelkie ślady obecności w naszej historii ludzi o poglądach społecznie postępowych, antyklerykalnych czy twórczo niekonwencjonalnych. Dość przypomnieć próbę wyrzucenia z Krakowa pomnika Tadeusza Boya-Żeleńskiego czy usunięcia z kanonu lektur szkolnych twórczości Witolda Gombrowicza. Konferencja już samym swoim tytułem uderza w lansowane w naszym kraju prawicowo-kościelne mity. Nie sposób zreferować wszystkich wystąpień uczestników. Przywołano nazwiska: Gombrowicza, Witkacego, Przybyszewskiego, Brzozowskiego, Żeromskiego, Dembowskiego, Świętochowskiego, Abramowskiego, Gaweckiego, Krzywickiego, Broniewskiego. Redaktor Andrzej Ziemski przypomniał wkład przedwojennego PPS do narodowej tradycji, a był to specyficzny model inteligenta – zaangażowanego społecznie, twórczego, antyklerykalnego, otwartego na ludzką niedolę, który tu i ówdzie przetrwał nawet do naszych czasów. Piotr Lisowski z Lublina zwrócił uwagę na Fot. Dariusz Bocian związek z lewicowością Kościoła polskokatolickiego. Szczególne poruszenie wywołało wystąpienie profesora Andrzeja Bałandynowicza (na zdjęciu), międzynarodowej sławy specjalisty od zagadnień karania oraz resocjalizacji, który poddał miażdżącej krytyce obowiązujący w Polsce system karny, zbudowany na prawniczych mitach, niesłychanie kosztowny, niesprawiedliwy i absolutnie nieskuteczny w zapobieganiu przestępczości. Wskazał na istniejące (i sprawdzone!) alternatywne rozwiązania, nierealizowane w Polsce z powodu ignorancji i niekompetencji władzy. Ale czego właściwie można oczekiwać od obecnych polskich elit politycznych, skoro w księgarni sejmowej ponoć najlepiej sprzedające się pozycje to „Kiszenie ogórków sposobem domowym” oraz „Haft artystyczny”... Na spotkaniu mówiono także o wielowiekowej tradycji kaszubskich spółdzielni rybackich, tzw. maszoperii, oraz o narastającym na świecie ruchu obrony praw zwierząt. Do wielu wątków kuźnickiej konferencji jeszcze wrócimy. ADAM CIOCH
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r.
23
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Sycylia. W zaciszu domowym umiera śmiertelnie postrzelony jeden z członków mafii. Na łożu śmierci po kilku dniach agonii otwiera oczy i pyta żonę siedzącą przy nim samotnie: – Mario, żono moja, powiedz mi szczerze, czy przyprawiłaś mi kiedykolwiek rogi? Żona długą chwilę wpatruje się w jego twarz i mówi: – Jak ci powiem, a ty nie umrzesz, to co wtedy? ~ ~ ~ – Jaki jest idealny mąż? – Taki, który po powrocie z pracy, zastawszy żonę z kochankiem, mówi: „To wy sobie dokończcie, a ja zrobię kawy”. – A jaki jest idealny kochanek? – Taki, który w tej sytuacji potrafi dokończyć... ~ ~ ~ – Henryku, co byś zrobił, gdybym ci powiedziała, że cię zdradziłam? – Powiedziałbym, że zdradziłem cię wiele razy... – Ja żartowałam! – Cóż, ja też ponury do łóżka nie chodziłem... ~ ~ ~ Przychodzi facet z żoną do lekarza. – Panie doktorze, szczypie mnie, jak sikam. – Zdziel ją pan po mordzie, to przestanie. ~ ~ ~ Mieszkam razem z żoną w domku położonym na uroczym górskim terenie. Wczorajszej nocy w jednej części budynku wybuchł straszny pożar, który błyskawicznie objął płomieniami cały obiekt. Ja i żona zdążyliśmy uciec na zewnątrz. Próbowaliśmy nawet wiadrami z wodą coś ugasić do czasu przybycia straży. Niestety! Kiedy wszystko obróciło się w popiół, usiadłem razem z żoną nieopodal i zacząłem strasznie płakać po stracie całego dorobku. Wtedy żona z delikatnym uśmieszkiem zauważyła: – Uwierzysz? Minęło piętnaście lat, od kiedy ostatni raz wyszliśmy gdzieś razem z domu! KRZYŻÓWKA Określenia słów znajdujących się w tym samym wierszu (lub kolumnie) diagramu zostały oddzielone bombką. Poziomo: 1) niekoniecznie szczupła w talii z czym się podpiszesz po obraniu? z gania po skosie 2) ruch figur dwóch z zakrętka na parkiecie z kto je wódką popija, ten później wywija 3) mocna jednostka z cieszy nabita z Azja 4) gdy są z czegoś, to się nie udaje z dziewczyna z iksem z specjalista od kamaszy 5) zjazd bez delegatów z najbardziej moralna część arytmetyki z świet(l)na jednostka 6) powyżej kolan z korek w rzece z plama na nosie z spieprzaj z dzwonnicy 7) boska broni z bije bezkarnie z chłoszcze piórem 8) łączy Chiny ze Szwajcarią z błazen bijący króla z pomieszczenie dla pięściarzy Pionowo: A) kary sprezentowanie z krzyż pański z dłonią B) nagi bez flagi z wyborcza jak makiem zasiał z dla człowieka minus, a dla spodni plus C) luźna w Heyah z wielbłąda nie rusza z uprawnia do otrzymania czegoś z ambony D) 3/4 loda z mania np. na punkcie nawracania z futrzana krótka narzutka E) weź łatwo i pomieszaj z rozpustny bożek płodności z w bok z koksu F) życie marne, gdyś na czarnej z żyrafa z daszkiem z głupiego śmiechu adresat G) początek autostrady z rzecz święta, słowem nietknięta z duchowny w delegacji H) selerowa wada z schował babci dowód? z zapada jak klamka I) laska w golfie z krzyżyk wyborczy z szlachetny w połowie
A 1
8
14
24
4
3
4
5
28 29 30 31 32
I
30 18
17
21
7
8
9
33 34 35
3 40
5
1
12
32
11
29
33 22
23
6
H
13
16
26
2
G
38
39
35
8
F
37
31
7
E
34
25
6
19
15
7
5
1
D 4
20
3
C
2
6
2
B
36
27
9 28
10
10 11 12 13
14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26 27
36 37 38 39 40
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 42/2007: „Kto kogo, kto czym, kto komu, kto z kim”. Nagrody otrzymują: Grażyna Banasik z Chorzowa, Henryk Wróblewski z Dąbrowy Górniczej, Anna Werwińska ze Żnina. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika oraz adres, na który mamy wysłać nagrody. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE O, Panie... władzo!
Uniżona postawa obywatela wobec władzy przestaje dziwić, gdy uświadomimy sobie, że w radiowozach coraz częściej można spotkać księży duszpasterzy policji...
Humor – Wiesław, kto, według ciebie, jest bardziej zadowolony z życia: facet, który ma 6 córek, czy facet, który ma 6 milionów dolarów? – Ten, który ma 6 córek. – Ocipiałeś?! Dlaczego? – Bo ten, co ma 6 milionów, chce jeszcze więcej.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 44 (400) 2 – 8 XI 2007 r.
JAJA JAK BIRETY
~ ~ ~ Szczyt K–2. Na zmrożonym śniegu siedzą dwaj alpiniści. Wznoszą toast żubrówką z piersióweczki, a jeden mówi: – I co, Zdzichu? Może byś w końcu kupił to mieszkanie na Ursynowie, które tak się podobało twojej Kaśce! – Powaliło cię? – odpowiada Zdzicho. – Toż to przecież trzecie piętro i bez windy.
L
udzie zwyczajni umierają zwyczajnie. Ale ludzie niezwykli? Wręcz przeciwnie... Antoni Czechow zmarł, pijąc siódmą z kolei butelkę przedniego szampana. Podobnie Allan Edgar Poe. Pewnego dnia oświadczył, że zapije się na śmierć i... słowa dotrzymał. Z powodu pijaństwa padół łez opuścił też Ludwik van Beethoven. Podobnie Modigliani. Jednak palma pierwszeństwa trunkowej śmierci należy się z całą pewnością papieżowi Aleksandrowi Borgii. Wypił on butelkę wina i padł trupem. Co w tym niezwykłego? A to, że zatrute wino sam rozkazał sporządzić i już... już miał je wysłać pewnemu kardynałowi, ale mu się pomyliło albo zapomniało. Z kolei astronom Tyho Brahe zginął tragicznie z powodu dobrych manier. Dokładniej z powodu „parcia” na te maniery. Pewnego razu zaproszeniem na ucztę zaszczycił go cesarz Rudolf. Niestety, astronomowi w pewnej chwili zachciało się wyjść za potrzebą i... z minuty na minutę, godziny na gooodzinę chciało mu się coraz bardziej. Ale jak o tym powiedzieć cesarzowi? Nie zgłębiwszy tego tematu, naukowiec wyzionął ducha z powodu mocznicy. Czasem jednak lepiej nie wychodzić za potrzebą. Przekonał się o tym Henryk III Walezy, który właśnie był „w największym natchnieniu”
i z opuszczonymi spodniami, gdy... zdradziecki mnich ugodził go nożem w nagie podbrzusze. Mało bohaterską śmiercią zginął też legendarnie waleczny i heroicznie odważny król Nawarry – Antoine de Bourbon. Podczas bitwy
Sobieski (i jego żoneczka Marysieńka), Zygmunt II August, a także słynny pisarz Guy de Maupassant. Ten ostatni do końca zachował swoją deklarowaną bezbożność i na wieść o przyczynie rychłej śmierci, wykrzyknął: „Alleluja, mam syfa!”.
The End nagle zachciało mu się siusiu. Zsiadł więc z konia i udał się w miejsce ustronne, dalej od bitewnego zgiełku. Tu, pod zacisznym drzewkiem, dosięgła go zabłąkana kula. Poległ na miejscu, z interesem na wierzchu. Śmierć to zawsze jest ból i syf. Niekiedy dosłownie. Na syfilis zmarli wielcy tego świata, tacy jak król Aleksander Jagiellończyk, Jan III
„Piękną śmierć” miał za to papież Jan XII. Jego liczne romanse uchodziły mu na sucho dopóty, dopóki pewien zazdrosny mąż nie połapał się, z kim sypia jego żona. Zdybany na gorącym uczynku Jaś Dwunasty tak dostał w łeb, że nawet nie zdążył powstać z urodziwej pono damy. Cóż, i tak skończył lepiej niż Leszek Miller... MarS