Pobierają haracze, wymuszają opłaty, niszczą groby
HIENY CMENTARNE ! Str. 10, 12, 13
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 44 (556) 4 LISTOPADA 2010 r. Cena 3,90 zł (w tym 7% VAT)
Telewizja, radio, prasa... Setki spekulacji na temat tego, co jest w słynnym raporcie MAK... A my nie musimy spekulować. My już wiemy. ! Str. 3
! Str. 8-9
-15
! Str. 14 ISSN 1509-460X
! Str. 3
2
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Ryszard C., sprawca morderstwa w łódzkiej siedzibie PiS, okazał się namiętnym, wręcz fanatycznym słuchaczem Radia Maryja. Dlaczego nas to wcale nie dziwi?
Warto żyć
Ponad 300 tysięcy internautów wzięło udział w międzyportalowej sondzie i odpowiedziało na pytanie: „Która partia polityczna w największym stopniu odpowiada za »język nienawiści«”. Wyniki były takie: PiS – 81 proc., PO – 19 proc., pozostałe ugrupowania – 0 procent. I to nas też jakoś nie dziwi. Jana Klusika – pierwszego ogłoszonego przez Rydzyka i Terlikowskiego męczennika od krzyża, który jako obrońca znaku wiary miał być skopany, w wyniku czego zmarł – wykopano z grobu i przebadano jeszcze raz. Lekarze patolodzy z całą stanowczością orzekli, że żadnych śladów pobicia czy jakichkolwiek urazów nie stwierdzają, a mężczyzna zmarł na zawał serca. Pewnikiem od przypalenia papierosem w szyję. W poniedziałek wieczorem na Krakowskim Przedmieściu pojawił się nowy krzyż, a koło niego – rzecz jasna – obrońcy. Ale... zjawili się też panowie z pałami i bloczkami mandatowymi. I... poskutkowało! Krzyż diabli wzięli. Obrońców też. Na Facebooku nowa strona: „Cały naród przeprasza pana prezesa Jarosława”, a na niej setki tysięcy wpisów – przeprosin. Na przykład taki: „Przepraszam Pana Prezesa, że mam konto, przepraszam za używanie internetu, za własne zdanie, za to, że nie pałam nienawiścią i za to, że mam 180 cm wzrostu”. Czy Ty, Drogi Czytelniku, przeprosiłeś już Prezesa Jarosława? „Chore, to jest po prostu chore” – powiedział o ostatnich wyczynach Jarosława Kaczyńskiego Tadeusz Pieronek i odwrócił kolejną stronę „Faktów i Mitów”. Skąd wiemy, że biskup czyta „FiM”? A stąd, że dokładnie takich samych słów użyliśmy 2 tygodnie temu. Pan Samochodzik był agentem SB. To znaczy dokładniej twórca detektywa muzealnika – Zbigniew Nienacki. Nie dość, że współpracował, to jeszcze należał do ORMO! – donosi triumfalnie IPN. Niemieckie służby jak nic rozpracowują teraz Winnetou jako agenta Stasi. „Deklarację łódzką” – czyli słynny już, upichcony przez Kaczyńskiego akt kapitulacji PO – można poprzeć własnym podpisem. I komentarzem. W internecie. Ale komentarz musi być pozytywny. Każdy inny nie ma szansy pojawienia się na stronie. Jak to się nazywa? To się nazywa Prawo i Sprawiedliwość. Antoni Macierewicz zorganizował objazdową wystawę zdjęć i dokumentów ukazującą niezbicie winę Tuska, Ruska i Komoruska w temacie katastrofa smoleńska. Premiera ekspozycji w Brukseli, a potem już tylko Polska jak długa i szeroka. Jak nienawistna i śmieszna. „Rocznie obecnie morduje się o wiele więcej ludzi niż zginęło w Holokauście, a dwa lata praktyki aporterów (nie licząc dzieci zabijanych w czasie in vitro czy przez środki antykoncepcyjne i wczesnoporonne) daje liczbę ofiar większą niż liczba ofiar II wojny światowej” – policzył Terlikowski z „Frondy”. Gdyby doliczył chrześcijańską hekatombę Indian, Murzynów i Aborygenów, może bilans wyszedłby mu na zero? A gdyby jeszcze zsumować zmazy nocne Terlikowskiego... Nikt nie gasił papierosów na szyjach obrońców krzyża, nikt nie sikał na znicze – dementuje oskarżenia Kaczyńskiego warszawska policja, która oczywiście na Krakowskim Przedmieściu stała dokładnie tam, gdzie ZOMO. Tam, gdzie ZOMO, stoją też prowadzący „Szkło kontaktowe”: Miecugow, Sianecki i inni. Mało, że stoją, to jeszcze dokuczają prezesowi PiS, więc prezes zażądał od TVN-u... likwidacji satyryczno-informacyjnego programu. I chyba mu się daty pomyliły, bo mamy co prawda październik, ale 53 lata później, a „Szkło...” to nie „Po prostu”. No i Kaczyński to nie Gomułka. Polska reprezentacja w piłkę kopaną zajęła najniższe w historii 69 miejsce w rankingu FIFA. Wyżej jest Benin, Albania, Panama i Gabon. To złe wieści. A dobre są takie, że jeszcze niżej uplasowały się Wyspy Cooka i Niue. „Legion Chrystusa czeka okres odbudowy i odnowy” – pogroziła paluszkiem powołana przez papieża komisja, która miała zbadać prywatny zakon ks. Marciala Maciela – zbrodniarza, zboczeńca i oszusta. Świat spodziewał się kasaty zakonu. Nic z tego, bo Kościół nie zrezygnuje z majątku szacowanego na... 4 miliardy dolarów! A pogrobowcy Maciela oświadczyli, że w razie kasaty Papa nie zobaczy ani dolara. „Kościół istnieje po to, by ewangelizować” – oświadczył Benedykt XVI, kiedy zapytano go, czemu właściwie służy kierowana przez niego instytucja. Na to dziennikarze rzucili się do lektury Ewangelii, gdzie nie znaleźli jednak żadnej zachęty do pedofilii, zdzierstwa, opilstwa i oszustw. Włoska prokuratura odkryła kilka wielce podejrzanych operacji dokonanych na kontach w watykańskim banku IOR, dzięki czemu decyzja o zajęciu 23 mln euro należących do Watykańczyków jest nadal w mocy. Dziennik „Corriere della Sera” ujawnił natomiast, że w 2009 roku z konta dyrektora banku wypłacono 140 mln euro. Problem w tym, że nikt nie wie, skąd usłużny Kościołowi bankowiec wziął taką sumę. Cud?
astanawiałem się, o czym mam napisać ten felieton. O zabójstwie w Łodzi, o „mordowaniu” zarodków podczas „procedury” in vitro czy o Święcie Zmarłych? A może spróbować te trzy tematy ze sobą połączyć? Przecież mają wspólny epilog: śmierć. Choć ta – jak widać – niejedno ma imię. Ale tak sobie myślę, że akurat Czytelnikom „FiM” nie muszę truć o dobrodziejstwie in vitro czy potrzebie pokoju i dialogu w polityce, a tym bardziej o śmierci. Natomiast to, czego nam wszystkim brakuje i o czym można i trzeba ciągle przypominać, to szacunek dla życia. Życia pod każdą postacią i w każdym wymiarze. Nasza cywilizacja, rzekomo przepełniona pacyfizmem, nie sprzyja takiemu szacunkowi i tak naprawdę życiem szafuje. Począwszy od biernego przyglądania się milionom ludzi ginących z głodu, poprzez lokalne konflikty zbrojne, aż do faszerowania całej populacji sztucznymi, rakotwórczymi „polepszaczami” żywności. A zastanawialiście się kiedyś, dlaczego media tak epatują informacjami o wszelkiego rodzaju wypadkach i katastrofach? W ich zestawieniu zawsze wygrywają te, w których ginie więcej ludzi. Czy to nie jest przypadkiem odpowiedź na nasze zapotrzebowanie? Na zaspokojenie czy wręcz wywołanie uczucia satysfakcji, że Ja – w odróżnieniu od tych pechowców – ciągle żyję, że Ja jestem bezpieczny. Podobną reakcję widziałem u kierowców przejeżdżających obok pewnego wypadku – zwalniali i z uśmieszkiem na ustach pokazywali brodą rozbite samochody. Czy to wynik przeludnienia, wyścigu szczurów czy może po prostu wszechogarniającej nas znieczulicy? Na pewno polskie społeczeństwo cechuje kryzys empatii. Ma on swoje źródło m.in. w katolickiej teologii, która zakłada indywidualne wypracowanie zasług u Boga i osobiste zbawienie, nawet wbrew najbliższym. Uczy zatem katolików egoizmu. Gdzie nam zresztą do empatii – z elementarną tolerancją jesteśmy na bakier i nie myślę tu nawet o zabójstwach na tle politycznym czy rzucaniu w czarnoskórych bananami. Tolerancji i empatii brakuje w naszych związkach, w których najbliższe sobie osoby ranią się najdotkliwiej. I to też jest zabijanie życia, choć bywa uskuteczniane latami, na raty. Wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu zdeformowani, poranieni już od dzieciństwa. Nosimy w sobie zaszczepione przez rodziców stereotypy, na przykład kobiety kucharki i sprzątaczki. Wystarczy, że chłopak z taką wizją swojej matki zakocha się i ożeni z dziewczyną wyzwoloną, a zgrzyty i awantury mają zapewnione na lata. Chowamy w sobie deficyty uczuć, głównie uczuć rodzica lub rodziców, których na pewnym etapie zabrakło. Słabi, znerwicowani faceci spalają się w walce o utrzymanie rodziny i w rywalizacji o ładniejszy dom, nowszy samochód. Niedopieszczone kobiety są rozsadzane przez frustracje, które z kolei rozsadzają facetów. Zapomniane i nierozumiane dzieci poszukują akceptacji i dóbr zastępczych. Rośnie liczba rozwodów, bo każdy z nas wnosi do swojej nowej rodziny zadawnione kompleksy, blizny na psychice, niespełnione marzenia, zawiedzione nadzieje. Dopasowanie tego wszystkiego u dwojga małżonków – którzy na dodatek są jeszcze z innych planet – jest prawie niemożliwe. Zamiast goić nawzajem swoje rany,
Z
rozdrapujemy je. Wydłużają się więc kolejki u psychoterapeutów, ale wielu korzeni nie da się już wyrwać; niektóre blizny są zbyt głębokie. Z takim bagażem duchowych ran i garbów stykamy się z innymi ludźmi, nie mniej poranionymi niż my sami. W tej sytuacji nieuniknione są konflikty, nienawiść, złość. To wszystko wychodzi na zewnątrz z naszych domów i jest powodem konfliktów społecznych, podziałów, zbrodni. Wojny na dole generują te na górze. Socjologowie przewidują, że po okresie panowania demokracji ludzkość cofnie się do epoki totalitaryzmów, ponieważ tylko wspólna dla danej społeczności ideologia jest tym, co tę społeczność cementuje, a przynajmniej zapobiega dalszemu rozkładowi. Kiedy słyszę, że ludzie mają żyć po 150 lat, pytam: a co z ich psychiką? Czy nie będzie tak, że po przekroczeniu setki 90 procent populacji będzie się leczyło lub na stałe mieszkało w tzw. domach wariatów? Jedną z najbardziej skutecznych metod psychoterapii jest „uziemienie”. Polega ono na uświadomieniu pacjentowi status quo. Sprawdza się to m.in. u ludzi zawieszonych pomiędzy dwoma światami, tj. takich, którzy nie mogą pogodzić się ze śmiercią najbliższych, rozmawiają z nimi, odwiedzają ich codziennie na cmentarzu. Wystarczy skutecznie przekonać takiego pacjenta, że mówi do ściany lub kawałka marmuru, bo zmarłego już NIE MA. Ale metoda uziemienia pomoże każdemu, gdyż każdy z nas wymaga leczenia. Należy tylko uwierzyć w oczywistą prawdę, że dany jest nam bardzo krótki okres życia, a ta świadomość powinna być dla nas samooczyszczeniem. Nie warto już wówczas walczyć z mężem czy żoną, a nawet z teściową. Nie warto zawsze mieć ostatnie słowo i stawiać na swoim. Szkoda czasu. Życie jest na to za krótkie. Nie warto bać się śmierci, myśleć o niej, bo ona i tak przyjdzie w swoim czasie. Juliusz Cezar powiedział, że ludzie odważni umierają tylko raz, wtedy, kiedy umierają; ludzie bojaźliwi umierają po wielokroć. Kilkuletnia córka mojej znajomej powiedziała kiedyś na pogrzebie wujka: „Ja wiem, jak to jest nie żyć, bo już kiedyś nie żyłam, kiedy się jeszcze nie urodziłam”. Warto natomiast kochać rośliny i zwierzęta. I warto kochać ludzi, bo oni naprawdę tak szybko odchodzą. Warto otworzyć się na drugiego człowieka, który może czeka na to od lat. Warto przeżyć prawdziwą przyjaźń i miłość. A przecież z uczuciem jest jak z prądem – jeśli nie ma odbiorcy, to nic się nie zajarzy. Warto więc być na miłość otwartym. Słysząc tak często o chorobach, wypadkach i o śmierci, tym bardziej otwórzmy się na życie pełnią życia. JONASZ
RELAX
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r. iędzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) zamknął prace nad rekonstrukcją fatalnego lotu prezydenckiego Tu-154 do Smoleńska oraz przebiegiem i przyczynami katastrofy. Akredytowany przy MAK przedstawiciel RP Edmund Klich otrzymał 22 października projekt końcowego raportu i od tej chwili polska komisja działająca pod przewodnictwem ministra Jerzego Millera ma – zgodnie z obowiązującymi procedurami – 60 dni na sformułowanie ewentualnych uwag lub zastrzeżeń do treści wciąż jeszcze niejawnego dokumentu. Jego upublicznienia można spodziewać się dopiero po rozpatrzeniu przez MAK stanowiska Polski, niezależnie od tego, czy zostanie ono uwzględnione, czy raczej nie.
M
dowodów) najbardziej prawdopodobne okoliczności zdarzenia, pozostawiając ich prawnokarną ocenę prokuraturze. Jeśli zaś chodzi o sam raport, to jego forma jest w zasadzie standardowa, bardzo podobna do stosowanej w Polsce. Kilka pierwszych rozdziałów prezentuje z najdrobniejszymi detalami załogę, jej doświadczenie, wyszkolenie i uprawnienia, dokładny „życiorys” samolotu i wyposażenie, sposób przygotowania przed startem w kontekście obowiązujących w Polsce procedur i instrukcji producenta, charakterystykę i sprawność wszelkiego sprzętu nawigacyjnego oraz instalacji, a wreszcie – ich konfigurację w ostatniej fazie lotu. Te wszystkie dane są zrozumiałe jedynie dla specjalistów, więc chyba nie ma sensu ich omawiać. W każdym
GORĄCE TEMATY lądować, wynoszą 100 m widoczności pionowej i 1000 m poziomej; ! posiadane przez kpt. Protasiuka uprawnienia „osobiste” pod żadnym pozorem nie pozwalały mu na podejmowanie choćby próby zejścia do lądowania, jeśli podstawa chmur byłaby niższa niż 120 m, a widzialność pozioma – 1800 m. Druga część raportu MAK odtwarza stan pogody panującej 10 kwietnia na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku. Są to setki liczb o izotermach, kierunku i prędkości wiatru na różnych wysokościach, zachmurzeniu i rodzaju chmur, wilgotności, ciśnieniach, temperaturach itp. dane, które laikowi nic nie mówią. Co jest w tych liczbach najważniejsze? – Sytuacja była zmienna, widzialność pozioma i skośna wahała się od 200 do 400 m, zaś pionowa nie
Raport MAK Znamy najważniejsze konkluzje raportu o katastrofie w Smoleńsku. Są po prostu katastrofalne... Podczas konferencji prasowej towarzyszącej oficjalnemu przekazaniu raportu wiceprzewodniczący MAK Oleg Jermołow ujawnił jedynie tyle, że komisja wykryła w sumie 72 przyczyny (techniczne i organizacyjne), które – jej zdaniem – doprowadziły do katastrofy, oraz sformułowała siedem rekomendacji („operatywnych zaleceń”) przekazanych Klichowi już wcześniej, jako wymagające natychmiastowej realizacji, aby uniknąć podobnych wypadków w przyszłości. Reszta pozostaje tajna, ale zaprzyjaźniony z „FiM” były pilot wojskowy – konsultant polskiej komisji – miał okazję, żeby zapoznać się z obszernymi fragmentami roboczej wersji tego ponad 200-stronicowego dokumentu. Co on zawiera? – Należy na wstępie podkreślić, że MAK z samego założenia nie wskazuje palcem winnych, tylko przedstawia zestaw faktów lub (w przypadku braku „twardych”
razie ostateczna konkluzja jest jednoznaczna: procedury obsługi naziemnej wykonano prawidłowo, samolot był sprawny, wszystkie systemy pokładowe działały bez zakłóceń i nie ma absolutnie żadnego związku przyczynowego między stanem technicznym maszyny a wypadkiem – podkreśla nasz rozmówca. Pomijając detale dotyczące wyszkolenia pilotów, należy jednak odnotować, że siedzący za sterami Tu-154 kapitan Arkadiusz Protasiuk miał ograniczone uprawnienia do lądowania, uzależnione od warunków pogodowych i wyposażenia lotniska. W konkretnym przypadku Smoleńska (system naprowadzania przez dwie radiolatarnie, czyli radary pokazujące wieży kontrolnej dane o położeniu samolotu, które przekazywane są następnie – siłą rzeczy z pewnym opóźnieniem – załodze): ! tzw. warunki minimalne lotniska, przy których można tam
zapki z głów! Oto pierwsza polska szkoła, która na przekór Kościołowi odważyła się zdjąć wszystkie krucyfiksy ze ścian w salach lekcyjnych! Właściciele prywatnej krakowskiej podstawówki i gimnazjum Salwator uznali, że krzyże wiszące w salach dydaktycznych mogą wpływać dyskryminująco na niekatolickich uczniów, dzięki czemu od września żadna z sal (oprócz katechetycznej) nie posiada krucyfiksów. Tylko garstka rodziców opowiedziała się za przywróceniem poprzedniego wariantu z krzyżami na ścianach, jednak szanując wolę dyrekcji, nie zamierzają protestować. W szkole uczy się 170 dzieci, wśród których są też uczniowie wyznań innych niż katolickie, dlatego właściciele wpadli na pomysł wybudowania specjalnej sali katechetycznej, w której poza krzyżem znajdzie się miejsce
C
przekraczała 50 m. Jeśli pamiętać, że załoga była o niej wielokrotnie informowana, o czym świadczą zapisy rozmów z ziemią, to zawarta w raporcie konkluzja, że panujące w okolicy lotniska warunki atmosferyczne „mogły mieć istotny wpływ na wypadek”, jest wręcz ukłonem pod adresem Polski – zauważa ekspert. – Nie bójmy się powiedzieć, że decyzja o podejściu do lądowania była po prostu przestępstwem. To było mniej więcej tak, jak gdyby człowiek z kartą rowerową wyjechał na autostradę autokarem wypełnionym ludźmi. Cokolwiek by dzisiaj powiedzieć o wpływie na załogę obecnego w kabinie dowódcy Sił Powietrznych generała Marka Błasika lub presji wynikającej z oczekiwań pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego, to pozostaje faktem, że kapitan działał po prostu kryminalnie i katastrofy nie usprawiedliwią żadne prawdziwe ani domniemane błędy kontrolerów ze Smoleńska. Niestety, w naszym systemie szkolenia naruszanie procedur jest
na wszystkie symbole największych religii świata. Już w przyszłym roku zakończy się jej remont. Miejscowi klerykałowie uważają, że takie dziwne posunięcie może się odbić negatywnie
traktowane jak uchybienie regulaminowe, za które dowódca eskadry co najwyżej pogrozi palcem. Przepisy lotnicze pisane są krwią poprzedników, więc może teraz wreszcie coś się zmieni – mówi instruktor z dęblińskiej Szkoły Orląt. Raport pokazuje dalej listę pasażerów Tu-154 i zajęte przez nich miejsca, moment startu z Warszawy, połączenia radiowe i treść rozmów załogi z kontrolerami lotów w Mińsku oraz ośrodkiem kierowania w Moskwie, a także wszystkie kontakty z obsługą lotniska docelowego. – W protokole są udokumentowane wszystkie komunikaty, że na Siewiernym nie ma warunków do lądowania, i zrekonstruowane na podstawie odczytów z czarnych skrzynek zachowania oraz czynności pilotów. Najbardziej lapidarnie rzecz ujmując: całkowicie zlekceważyli zalecenia kontrolerów, choć w konkluzjach raportu zapisano bardziej elegancko, że dowódca „mógł ich nie zrozumieć” – zauważa konsultant komisji. Ostatnie kilkanaście minut lotu odtworzono z dokładnością do dziesiątej części sekundy. Dokument precyzuje, na jakich wysokościach znajdował się samolot, jego usytuowanie pod względem standardowej ścieżki zniżania i osi podejścia do lądowania, prędkość opadania, odległości od początku drogi startowej itp. – Zasadniczy wniosek jest taki, że stracili orientację o położeniu w przestrzeni. Z porównania komend podawanych z wieży i zapisów w rejestratorach lotu wynika, że odczytując wysokość, dowódca korzystał z radiowysokościomierza liczącego faktyczną odległość od ziemi, ale interpretował te dane jako barometryczne, czyli pokazujące wysokość względem poziomu płyty. Trudno pojąć, dlaczego tak się stało, bo kontroler podał im wcześniej prawidłowe dane do nastaw. Protokół powiada, że „najprawdopodobniej” ich nie zrozumieli lub przeoczyli. Opadali za szybko i byli zbyt blisko progu, żeby zdążyć wyprowadzić maszynę, gdy przeszli ze sterowania automatycznego na ręczne – ujawnia ekspert.
narodowości i wyznania, a także z rodzin niewierzących – powiedziała dyrektor szkoły Magdalena Siekańska. Oczywiście Kościołowi, który boi się precedensu, sytuacja w Salwatorze bardzo się nie
Zbawiciel bez krzyża na uczniach. Po rozmowie z kilkorgiem dzieci jesteśmy całkowicie innego zdania. „Mnie to nie przeszkadza, wcześniej i tak ich nie zauważałem” – powiedział Michał, uczeń IV klasy. Podobną opinię mają jego koleżanki i koledzy. Dyrekcja szkoły również nie widzi w tym niczego nadzwyczajnego. – Jesteśmy tolerancyjni, otwarci na dzieci innej
spodobała. „Krakowska kuria nie ukrywa, że dla Kościoła to bardzo bolesna sprawa. Nigdy wcześniej nic takiego się nie zdarzyło. Zdjęcie krzyży to brak tolerancji wobec katolików (...). Istnieje coś takiego jak słuszna obrona praw większości przed żądaniami mniejszości” – powiedział ks. Tadeusz Panuś z Wydziału Duszpasterstwa Dzieci i Młodzieży.
3
Wśród prawdopodobnych, bo nigdzie nie zarejestrowanych zachowań pilotów protokół MAK wylicza również bezskuteczne próby dostrzeżenia przez nich ziemi. – To stary i doskonale znany w polskich siłach powietrznych błąd wynikający z braku wyrobionych nawyków. Zamiast kontrolować wskaźniki, obaj skupieni byli na poszukiwaniu wzrokiem reflektorów „bramki” utworzonej w Smoleńsku przez dwa specjalne samochody oświetlające próg pasa – twierdzi ekspert. A jak oceniono działania kontrolera? – Jego ewidentnym błędem była bierna postawa i brak zdecydowania, a nawet pewna lękliwość, ale według Rosjan, dyspozytor nie mógł zabronić lądowania zagranicznemu statkowi. Mógł jedynie zamknąć mu przed nosem lotnisko, ale to przerastało jego wyobraźnię. MAK o tym wszakże nie napisał, ograniczając się do ekspozycji podawanych załodze tupolewa komunikatów o bardzo niedobrych warunkach meteo. Czy w raporcie jest mowa o jakichś naciskach na pilotów? – MAK zajmuje się tylko aspektami czysto technicznymi, ale wśród prób interpretacji irracjonalnych niekiedy zachowań pilotów pojawiają się sugestie o „rozłożeniu odpowiedzialności” wynikającym z obecności w kabinie dowódcy Sił Powietrznych. Należy jeszcze podkreślić, że dokument wyklucza ponad wszelką wątpliwość pojawiające się w Polsce pogłoski, jakoby generał Błasik zasiadł za sterami samolotu. Jaka jest zatem konkluzja dotycząca przyczyn katastrofy? – Smoleńsk był zbiegiem niewłaściwej organizacji szkolenia i przygotowania załogi oraz nieprawidłowego jej działania w czasie wykonywania lotu. Jeśli zaś chodzi o bezpośrednią przyczynę katastrofy, to MAK eksponuje: podjęcie decyzji o próbie lądowania mimo posiadania przez załogę informacji o warunkach atmosferycznych poniżej warunków minimalnych kapitana i lotniska oraz błędną interpretację wskazań przyrządów i złą współpracę załogi. ANNA TARCZYŃSKA
Największym problemem dla szkoły może się okazać miejscowy biskup, który ma prawo wycofać katechetę z placówki, ponieważ to szkoła niepubliczna, a takiej rozporządzenie o nauce religii nie dotyczy. I takie właśnie wycofanie katechezy hierarcha rozważa. Powiedział również: „Ta szkoła w nazwie ma Zbawiciela (salvator – z łac. zbawiciel). Mieści się też na terenie dzielnicy, która była przyczółkiem chrześcijaństwa. Przed tysięcznym rokiem działali tu uczniowie św. Metodego. Budynek szkoły stoi na dawnej ziemi zakonnej. Modlę się, żeby pamiętały o tym wszystkim władze szkoły”. Przed paroma dniami krakowska kuria postanowiła jednak, że na razie lekcje religii pozostaną w szkole. Nie kryjąc zdegustowania, księża zapowiedzieli spotkanie z rodzicami uczniów, aby poznać ich zdanie na ten temat. ARIEL KOWALCZYK
4
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Duszą i ciałem W świecie mody zapanowała kolejna moda – na przełamywanie konwenansów. Występują modelki w rozmiarze XXL, ciężarne, transwestyci, a ostatnio w ramach kampanii społecznych na wybiegach prezentują się niepełnosprawni. Według niedawnych badań, na widok wychudzonej modelki tak zwana kobieta przeciętna fiksuje – w jej mózgu uaktywniają się obszary, które odpowiadają za lęk, przygnębienie i poczucie wstrętu do samej siebie. Na szczęście świat modelingu idzie w zupełnie nowym kierunku. Staje się bardziej uspołeczniony. Oto kilka tegorocznych inicjatyw – ojczystych i nie tylko. Na Zachodzie zaczęło się od sesji z modelkami w rozmiarze 36 i więcej. Na wybiegach króluje niejaka Crystal Renn, z rozmiarem 42/44, uznawana za najatrakcyjniejszą z modelek zgrabnych inaczej. Kiedy starała się o pracę w modelingu, doceniono jej urodę, ale przykazano zrzucić... 30 kilogramów. Crystal tak zawzięcie walczyła o szczupłą sylwetkę, że wpędziła się w anoreksję. Kiedy wróciła do swojej wagi i pogodziła się z krągłościami, okazało się, że trzyma proporcje i jest dobra taka, jaka jest.
Występuje na najlepszych pokazach, pozuje do najlepszych magazynów, stała się idolką wszystkich niewychudzonych – udowadniając, że to, co piękne, nie musi przypominać kija od szczotki. Niepełnosprawnych i chorych kobiet nie ma w świecie tzw. kultury popularnej. Aby to zmienić, zrodził się pomysł szczególnych sesji i pokazów z ich udziałem. Organizacja CAP48, która zajmuje się problemami niepełnosprawnych we Francji i Belgii, zorganizowała właśnie rozbieraną sesję zdjęciową z piękną Tanją Kiewitz, 35-latką z kikutem
iedomagający polski system emerytalny zostanie poddany leczeniu. Jednym z proponowanych lekarstw ma być nasilenie przyczyn, które wywołały chorobę tego systemu. Od kilku miesięcy komentujemy na łamach „FiM” debatę na temat reformy systemu emerytalnego. Przypomnijmy, że częściowa prywatyzacja emerytur w 1999 roku doprowadziła do powstania gigantycznego długu publicznego oraz do przejadania części składek emerytów przez wielkie konsorcja finansowe. Jedną z wad systemu, obok marnotrawstwa, jest także uzależnienie przyszłych świadczeń od kaprysów giełdy papierów wartościowych. Racjonalne propozycje reform systemu przedstawili latem ministrowie Fedak i Rostowski. Zostały one jednak storpedowane przez premiera Tuska i superministra Boniego. Zamiast uzdrowienia premier zorganizował funduszom połajankę, podczas której zganił je za kiepskie dbanie o los emerytów. Ale przecież od dbania o emerytów jest rząd, a prywatne firmy są od zarabiania pieniędzy dla akcjonariuszy. Co też robiły najlepiej jak potrafiły i na ile pozwalał im ustawodawca. A jednym z ustawodawców był m.in. Donald Tusk, czołowy lider dawnej Unii Wolności, współtwórczyni tej nieszczęsnej reformy i jeszcze paru innych. Zresztą w komedii pomyłek uczestniczy nie tylko obecny premier. Swój zegar liczący dług publiczny uruchomił z wielką pompą Leszek Balcerowicz – wicepremier w rządzie Buzka, twórca gigantycznej dziury budżetowej (od nazwiska jej odkrywcy zwana dziurą Bauca – 2001 rok). Jako minister finansów żyrował reformę, na którą nie było pieniędzy. Teraz ten facet jako
N
zamiast lewej ręki. Do zdjęć dołączono komentarz: „Spójrz mi w oczy... Powiedziałam – w oczy”. Jedno jest pewne, Tanja jako modelka inna niż wszystkie zwróciła na siebie oczy całego świata. Coś z rodzimego gruntu. Fundacja Dziecięca Fantazja, której jedynym celem jest spełnianie marzeń nieuleczalnie chorych dzieci, spełniła właśnie marzenie trzech nieco starszych dziewczyn, które na co dzień zmagają się ze śmiertelną chorobą, a ich życie dalekie jest od tzw. normalności. 16-letnią Marcelinę i 19-letnią Paulinę, cierpiące na mukowiscydozę, oraz 17-letnią Justynę zmagającą się z rakiem zaproszono na profesjonalną sesję zdjęciową do jednego z kolorowych magazynów dla kobiet. Dziewczyny zgodnie uznały, że był to najpiękniejszy dzień w ich życiu. Gdyńskie projektantki Nina i Natalia Orłowskie zorganizowały w tym roku specjalny pokaz mody z kolekcją dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich. Podczas castingu zgłosiło się kilkadziesiąt kobiet poruszających się na wózkach i o kulach. Udowodniły, że podobać się chcą (i mogą!) nie tylko młode i zdrowe. JUSTYNA CIEŚLAK
„głos społeczeństwa obywatelskiego” poucza innych o tym, jak nie należy powiększać długów... To nie koniec tego pokazu śmiesznostek. Buzię na temat długu publicznego otworzył także obecny przewodniczący Parlamentu Europejskiego (deputowany z ramienia PO) Jerzy Buzek, zwany także „premierem katastrofą” lub reżyserem komedii „cztery reformy i pogrzeb”. Otóż człowiek, który 9 lat temu spustoszył polskie finanse nieudanymi reformami, mówi teraz, że „musimy skończyć z kulturą życia na kredyt”. Przypomnę, że tylko z powodu jego reformy emerytalnej ROCZNIE dług polski przyrasta o kolejne 10–12 mld złotych. I dług ten będzie przyrastał nadal, bo przedstawione właśnie propozycje zmian ministra Boniego nie naruszają jego podstaw, czyli idei, aby corocznie brać pieniądze, których nie mamy, i przekazywać je funduszom emerytalnym. Plan zakłada obniżenie prowizji pobieranej przez fundusze z obecnych 3,5 procent do 2,3. Z radością bym temu przyklasnął, gdyby nie pewien szkopuł – będzie wprowadzona inna, dodatkowa danina dla funduszy. Chodzi o dwuprocentową „opłatę solidarnościową” (cóż za nazwa!) od zysków osiągniętych przez dany fundusz. Zostanie ona potrącona z kwoty, którą zarobią pieniądze emerytów na giełdzie. Zatem utrącenie prowizji nie musi oznaczać mniejszych wpływów dla instytucji finansowych. Niestety, jeśli fundusze będą tracić na giełdzie nasze pieniądze, to nie muszą być z nami „solidarne” i płacić nam na przykład 2-procentowego odszkodowania. „Solidarni” mamy być tylko my z nimi. Za tydzień m.in. o tym, że według pomysłu Boniego, nasze emerytury w jeszcze większym stopniu niż obecnie będą zależeć od kaprysów giełdy. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
OFE-rmy
Prowincjałki Bolesław Stanisławiszyn, proboszcz z Żelazna, plebanię chce przerobić na gospodarstwo agroturystyczne. Kiedy jednak turyści (pielgrzymi) skosztują jego specjalności – ogórków małosolnych i miodu – nie wiadomo, bo pleban twierdzi, że nie ma kasy na urządzenie pokoi gościnnych.
LICZY SIĘ POMYSŁ
Poziom polskiej piłki jest tak żenujący, że na trzeźwo nie do przyjęcia. Z takiego założenia wyszedł prawdopodobnie włocławski arbiter, który sędziował mecz juniorów wspomagany ponad 1 promilem we krwi. Facet to twardziel, bo do końca wytrzymał, a i bramki odliczył jak należy.
NA DOPINGU
Prezydent Grudziądza Robert Malinowski – zamiast na umówione wcześniej spotkanie z mieszkańcami terenów zalewowych – wybrał się do restauracji na też „zalewową” imprezkę, zorganizowaną przez lokalny ZNP. Pech chciał, że mieszkańcy go tam wytropili. Panu prezydentowi – o dziwo – głupio nie jest.
SAMORZĄDNY
W Polskiej Wsi pod Mrągowem pewien 25-letni myśliwy, który obserwował las z myśliwskiej ambony, pomylił kolegę z dzikiem. Postrzelony ma uszkodzony staw biodrowy i kość udową. 54-letnia mieszkanka gminy Kikół nie miała tyle szczęścia. Ją z dzikiem pomylił 51-letni myśliwy z Torunia. Kobieta padła na miejscu. Opracowała WZ
RATUJ SIĘ KTO MOŻE!
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Chcę wprowadzić nowy, świecki obyczaj, że politycy w momencie, kiedy są wybrani przez ludzi, odpowiadają przed ludźmi, a nie przed hierarchią kościelną. I tego będę pilnował. (Donald Tusk)
!!! To jest też walka z pewną kulturą lęku, którą Kościół chce w Polsce jakby zafundować i w ten sposób zablokować realne załatwienie sprawy in vitro (...). Chcemy pokazać wyraźnie, że nie ma zgody na presję ze strony Kościoła na posłów, pokazać, że w jakimś sensie mamy w Polsce do czynienia z państwem wyznaniowym, przez tego typu zachowania (...) Kościół wywiera presję w stylu islamskim. (Janusz Palikot o swoim pomyśle zorganizowania manifestacji przed siedzibami biskupów)
!!! Za krytyką wymierzoną w mój projekt stoją potężne interesy finansowe koncernów farmaceutycznych i klinik in vitro. (poseł PO Jarosław Gowin, autor jednego z projektów ustawy o in vitro)
!!! Kaczyński kłamie, kiedy mówi, że agresja, której celem był jego brat przez ostatnie 5 lat, nie miała precedensu. Ten sam Jarosław Kaczyński w 1992 roku uczestniczył w marszach, w których palono kukłę prezydenta Wałęsy i nazywano go agentem obcego mocarstwa. (Cezary Michalski, publicysta)
!!! Grupa przywódców z PiS-u straciła kontakt z rzeczywistością i my z nimi już też nie nawiążemy kontaktu. (prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog)
!!! Rozbieżność postaw Polaków i nauczania Kościoła w sprawie metody zapłodnienia in vitro świadczy o tym, że Kościół poniósł porażkę jako jeden z głównych wychowawców w Polsce. Formułowanie groźby ekskomuniki to dowód bezsilności biskupów. (prof. Paweł Łuków, etyk)
!!! Cieszę się, że Urząd Miasta może aktywnie włączyć się w budowę tego wielkiego pomnika dla Jana Pawła II. (prezydent Krakowa Jacek Majchrowski o Centrum Jana Pawła II)
!!! Moja osoba spotkała się z atakiem przedstawicieli Episkopatu Polski. Pan biskup Budzik, ksiądz doktor Kloch zarzucili mi podawanie nieprawdy. Podważono moje kompetencje zawodowe, zarzucono mi walkę z Kościołem, zarzucono mi stosowanie stalinowskich metod. Chcąc bronić swojego dobrego imienia, postanowiłem skierować sprawę do właściwych organów państwa. (poseł SLD Sławomir Kopyciński)
!!! Żyjemy w czasie specjalnie tworzonego zamętu, ale i szczególnych znaków: najpierw katastrofa 10 kwietnia, potem powódź, teraz mord w Łodzi... Czy to przypadek, że to, co się stało w Łodzi, wydarzyło się 19 października, w rocznicę zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki? (Tadeusz Rydzyk) Wybrali: AC, ASz, RK
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
NA KLĘCZKACH
W OCZACH NARODU Instytut badania opinii społecznej Homo Homini zapytał Polaków, kogo uważają za polityka najbardziej szkodzącego Polsce. 60 procent respondentów wskazało na Jarosława Kaczyńskiego, po 11 procent na Tuska i Niesiołowskiego, 9 na Palikota i... 1 na Napieralskiego. Charakterystyczna jest ponad pięciokrotna przewaga Kaczyńskiego nad kolejnym w sondażu Tuskiem. Czyżby naród powoli trzeźwiał? MaK
w propagowaniu zabobonów dziennik „Fakt” opisał to zdarzenie jako cud – robotnik mógł przecież zginąć! ASz
KRZYŻ WYPROWADZIĆ
prasie oraz 5 tys. zł na cele społeczne. Konfrontacji prawdopodobnie nie będzie, bo katolik Legutko rękawicy podejmować nie zamierza – skrył się za immunitetem poselskim i żąda zawieszenia postępowania. To obrzydliwe nadużycie. 16 listopada Sąd Okręgowy w Krakowie zdecyduje o losach postępowania. WZ
ZNIEWOLENIE JPII SPECJALISTKA TATY Maja Rostowska (zbieżność nazwisk ze znanym ministrem nie jest przypadkowa), 23-letnia absolwentka studiów bez doświadczenia zawodowego, pracuje w polskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych jako jeden z trzech... doradców szefa resortu. Fakt, że niepracująca dotąd nigdzie córka ministra jest zatrudniona w gabinecie jego kolegi, nie zaniepokoił dotąd CBA ani Julii Pitery, specjalistki od tropienia korupcji i nepotyzmu. Nas nieodmiennie wzrusza deklarowane przez Rostowskiego przywiązanie do wysokich standardów moralnych, które nie pozwala mu głosować za in vitro. No cóż, minister wie, że dzieci to nie tylko pociecha, ale i zgryzota – tak trudno im znaleźć dobrą robotę... MaK
Ze szczytu Rysów w Tatrach usunięto metalowy krzyż oraz inne przedmioty pozostawione tam bez zgody władz Tatrzańskiego Parku Narodowego. Co charakterystyczne – dyrektor TPN Paweł Skawiński zaznaczył, że krzyż postawiono „bez zgody Parku Narodowego i Kościoła”. Jak widać, na Podhalu o legalności przedsięwzięć musi decydować zarówno aprobata władzy świeckiej, jak i duchownej. MaK
ALE CYKOR! KURIA MAĆ Tarnowska kuria rozesłała do parafii okólnik, w którym odnotowano, jak lokalni posłowie do Sejmu głosowali w sprawie ubiegłorocznego całkowitego zakazu in vitro. Stał się on już przedmiotem kazań w diecezji. Duchowni twierdzą, że nazwiska posłów będą wyczytywane także w kontekście najbliższych głosowań w sprawie ustawy bioetycznej. Niech czują wybrańcy oddech Kościoła na plecach! MaK
CUD JEZUSA Próba założenia głowy olbrzymiemu świebodzińskiemu Jezusowi mogła skończyć się tragicznie. Na życzenie pomysłodawców pomnika zamówiono specjalny dźwig, który rzeczoną głowę miał umieścić na cokole. Okazało się, że nawet tak potężna maszyna nie jest w stanie podnieść wielotonowej konstrukcji (nie jest znana jej masa, o czym pisaliśmy – „FiM” 41/2010). Kiedy kolejna próba uniesienia głowy Chrystusa zakończyła się niepowodzeniem, robotnicy postanowili zdemontować olbrzymi żuraw. Podczas akcji element dźwigu spadł wprost na nogę 26-letniego robotnika. Mężczyznę z kompletnie zmiażdżoną stopą z placu budowy do szpitala zabrał helikopter. Niestrudzony
O wrocławskich maturzystach – Zuzannie Niemier, Tomaszu Chabince i Arkadiuszu Szadurskim – pisaliśmy tuż po tym, jak powołując się na wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu („nie można tworzyć sytuacji, w której uczeń zmuszony jest wbrew woli uczyć się w obecności krzyża”), poprosili Marka Łaźniaka, dyrektora swojego liceum, aby ze ścian klas szkolnych zdjął zdobiące je krzyże (por. „FiM” 50/2009). – Walczymy wyłącznie o przestrzeganie praw zapisanych w konstytucji i o zachowanie neutralności przez instytucje publiczne – motywował Arek Szadurski. Burzy, jaką wywołała ich petycja, z pewnością się nie spodziewali. „Tak naprawdę chodzi o zadymę. Rozpuszczeni smarkacze czują się kompletnie bezkarni. To jest typowa szczeniacka zadyma. Przy czym za zadymę to człowiek bywa – jak chodzi do szkoły i szkoła jest dobra – karany. Czyli ponosi konsekwencje. Natomiast oni są kompletnie bezkarni, ponieważ cała tzw. postępowa opinia publiczna będzie za nimi” – zdiagnozował sytuację europoseł Ryszard Legutko, były minister edukacji. Za „rozpuszczonych smarkaczy” maturzyści pozwali pana posła do sądu o naruszenie dóbr osobistych. Chcą przeprosin w lokalnej
Podobno dni papieskie w tym roku już za nami. Okazuje się, że tylko pozornie. Te akademickie odbędą się 3–5 listopada w Krakowie z inicjatywy krakowskich i małopolskich uczelni. Głównym organizatorem akcji jest Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie. Imprezie przyświeca hasło „Wolność”, zaś celem tegoż ważnego akademickiego wydarzenia ma być „inspirowanie badań naukowych nad dziedzictwem JPII”. W programie zaplanowano m.in. sesję „Wielki Orędownik Wolności” i wystawę „Śladami pielgrzymek Jana Pawła II” w Akademii Górniczo-Hutniczej, sesję „Muzyka wobec poezji i nauczania Karola Wojtyły i Jana Pawła II” i wystawę „Kompozytorzy – Janowi Pawłowi” – w Akademii Muzycznej, spotkanie na temat „Wolność gwarancją rozwoju gospodarczego” na Uniwersytecie Ekonomicznym oraz warsztaty naukowe „Oblicza wolności” na Uniwersytecie Rolniczym. Papieskim wykładom na szacownych krakowskich uczelniach towarzyszyć ma szereg nie mniej papieskich imprez, jak choćby spektakl zatytułowany nomen omen „Zniewolenie”, przygotowany specjalnie na tę okazję przez studentów Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. AK
WYPOMINKOWE ZALECANKI Wspominki, wypominki, zalecki... „Przyjęło się, że ofiara za wspominki roczne jest zbliżona do ofiary za jedną Mszę świętą (a warto zauważyć, że tych mszy odprawia się w ciągu roku aż 12), natomiast za wspominki jednorazowe wierni składają mniejszą ofiarę (...). Bóg zna wszystkich swoich zmarłych. Proszę jednak zwrócić uwagę na siłę przyzwyczajenia, na tradycję (...). Jest to potrzebne żyjącym, którzy uczestniczą w nabożeństwach wspominkowych, nie zaś zmarłym” – mobilizuje swoje owieczki proboszcz parafii Wniebowzięcia NMP w Białej Podlaskiej. „Zbliżają się dni modlitw za zmarłych, tzw. Zaduszki (...). Niech nikt z naszych bliskich nie zostanie pominięty i zapomniany w tej modlitwie (...). Ofiara na wspominki
listopadowe dowolna, na wspominki roczne ofiara w intencji zmarłego jak na Mszę św.” – wtóruje mu duszpasterz z parafii św. Szczepana w Krakowie. Tradycja tradycją, ale przecież zawsze można potroić wspominkową stawkę. „Proponujemy, aby ofiara za wspominki roczne równa była trzem intencjom mszalnym” – informuje wiernych parafia pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Białej. Z kolei proboszcz parafii św. Faustyny w Koninie nie waha się podać konkretnej ceny: „Wszystkie ofiary składane z racji wypominek przeznaczone są na kontynuację budowy naszego kościoła. Przypominamy, że ofiary składane na wspominki roczne wynoszą 30 zł od jednego imienia czy nazwiska, zaś składane jako jednorazowo w miesiącu listopadzie traktujemy jako dobrowolne ofiary”. Podobne stawki obowiązują w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Łazach – „Przyjmujemy na wspominki: 30 zł – roczne, 15 – półroczne, oktawalne – dobrowolna ofiara. Pamiętajmy o naszych zmarłych...”. Przede wszystkim zaś o naszych biednych księżach... AK
MARYJNE GOTOWANIE Radio Maryja to nie tylko modlitwy i „Rozmowy niedokończone”. Pełno w nim innych niezwykłych audycji. Należą do nich z pewnością „Porady kulinarne”, które są prowadzone również na internetowej stronie RM. Problem polega na tym, że przepisy serwowane na maryjnym
5
portalu są pisane przez jakiegoś półanalfabetę! Oto jeden z nich (w cytatach i tytułach zachowujemy pisownię oryginału): „Obrać buraki, pokroić w plasterki albo kosteczki. Za gotować wodę (dużo ilość wody), odstawić tą wodę na jeden dzien. Wtedy delikatnie dolewać wodę do drugiego garnka, i po solić dobrze. I w tym garnku przekładamy buraki na spod, i wtedy czosnek, koper, i seler, jeszcze można skórę różowego chleba dodać ale chleb ma być związany w gazie. Wtedy garnek zostawić w ciepłym miejscu dopóki sie zakisi”. To przepis na kiszenie barszczu czerwonego. A przepis na „Lek Z Maliny”? Podwładni Rydzyka radzą, aby „w słoiku dać kilogram maliny. Wlać 1/2 litra spiritus lub 1/2 litra czystej wódki. Wtedy w ciemny i w chłodnym pomieszczeniu zostawić słoik dla 6 tygodni. Za 6 tygodni przeląc do drugiego słoika i można dodać wyszkę miodu i trochę rodzynek i niech postoi jeszcze tydzień”. ASz
KRZYŻ ZNÓW DZIELI W kantonie Lucerna skandal. Jedna z rodzin we wsi Triengen domagała się, zgodnie z prawem federalnym, usunięcia katolickich krucyfiksów ze ścian szkoły publicznej. Usunięto je, ale rychło zastąpiono prostymi drewnianymi krzyżami. Rodzina, która domagała się świeckości, spotkała się z nagonką katolickich aktywistów. Na to zwolennicy świeckości w trosce o bezpieczeństwo rodziny podjęli decyzję o... emigracji. Szwajcaria słynęła dotąd z bycia przystanią dla emigrantów i prześladowanych. MaK
6
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
TRYBUNA(Ł) LUDU
Poza ustrojem Zapłodnienie in vitro wraca na polityczną scenę. I to w wielkim stylu. W Sejmie odbyła się wreszcie pierwsza od ponad roku debata na temat zapłodnienia in vitro. Z tej okazji tarnowska kuria aktywizuje podległe jej parafie. Do każdej z nich trafiła informacja o tym, jak w zeszłym roku posłowie głosowali w kwestii całkowitego zakazu in vitro. Mają ją odczytywać księża z ambony. Zamierzają w ten sposób informować o każdym kolejnym głosowaniu. W internecie też dyskusja: ! A czy w Sejmie odczytywana jest lista księży pedofilów? („kreplas”); ! Czekam tylko na te ekskomuniki posłów, straszą i straszą, a jak normalny chce wystąpić z Kościoła, to nie może („drone”); ! Purpurowe łajdaki chyba nie pamiętają, że Jezus też był z in vitro („ksiądz_judasz”); ! Niedługo tajemnice spowiedzi będą ogłaszane z ambony („jaju”); ! A może Kościół poda do publicznej wiadomości, ilu księży ma dzieci? („brunette1”);
! No i oby tak dalej! Za 30 lat będą ewangelizować puste ławy w kościołach („aggh”); ! Pogonić tych nierobów, bo tylko zło szerzą („max”); ! Po co odczytywać z ambony? Lepiej od razu spalić na stosie! („wlodo”); ! Polski Kościół kocha embriony, ale gdy stają się ludźmi, ma je w nosie („gregg”); ! Niech proboszczowie z ambony podadzą, ile Kościół katolicki nakradł przy pomocy Komisji Majątkowej. Niech proboszczowie z ambony podadzą, ile księża popełnili przestępstw po pijaku, gwałtów na nieletnich i zwykłych oszustw. Niech księża z ambony podadzą, ilu to księży nie chce płacić alimentów („katon”); ! Każdy głosujący za in vitro, wyczytany, powinien czuć sie jak bohater narodowy dający odpór ciemnocie i głupocie („kaka”). „Mamy do czynienia z próbą, nie po raz pierwszy po 1989 r., naruszenia zasad państwa świeckiego. Państwo świeckie przy tworzeniu
hwilę po morderstwie Marka Rosiaka w Łodzi prymas Polski abp Józef Kowalczyk i abp Kazimierz Nycz zaapelowali do Polaków, aby „wyeliminowali haniebny język nienawiści”. Przyganiał kocioł garnkowi. Nie trzeba wcale specjalnie szukać, aby udowodnić, że ów język nienawiści to od lat specjalność przedstawicieli Kościoła katolickiego. Przykładów jest mnóstwo i wcale nie trzeba sięgać do przedwojennych, wściekle antysemickich i prohitlerowskich pism tzw. Prymasa Tysiąclecia. Zupełnie wystarczy opierająca się na wypróbowanych wzorcach współczesność. Ot, na przykład taki biskup Tadeusz Pieronek mawia, że „Szoah jako taki to żydowski wymysł, można by równie dobrze mówić z taką samą mocą i ustanowić dzień pamięci także o licznych ofiarach komunizmu, prześladowanych katolikach i chrześcijanach”. Pieronek znany jest również ze swojej chorobliwej wprost niechęci do kobiet. Kiedy prof. Joanna Senyszyn powiedziała, że „Kościół doi państwo”, odpowiedział, iż „jak ktoś ma inne zdanie, to może sobie jak kundel poszczekać”. Jeszcze gorzej odniósł się do propozycji posłanki Izabeli Jarugi-Nowackiej, która walczyła o złagodzenie ustawy antyaborcyjnej. „To feministyczny beton, na który kwas solny nie pomoże” – oświadczył. Gdy zmarł wybitny lekarz ginekolog, jeden z nielicznych medyków, którzy potrafili przeprowadzać cesarskie cięcie metodą Cohena (znacznie mniej szwów i krótszy czas operacji), Kościół odmówił
C
prawa nie może kierować się bezpośrednio motywami i przesłankami religijnymi. Nie może przyjmować wewnętrznych postanowień Kościołów czy związków religijnych” – uważa Marek Balicki, poseł SLD. W celu odparcia ciemnoty i głupoty Ruch Poparcia Palikota organizuje manifestacje przed siedzibami biskupów. W ten sposób ludzie zamierzają protestować przeciwko presji, jaką Kościół wywiera na posłów w sprawie in vitro. I nic dziwnego, bo z sondażu przeprowadzonego dla
mszy i pochówku z udziałem księdza, tłumacząc, że to był zły aborcjonista. Pieronek posunął się o krok dalej i powiedział, że „bardzo słusznie odmówiono mu pogrzebu, bo zmarły publicznie nawoływał do mordowania nienarodzonych”. Nie zapominał „języka miłości” w gębie niedawno zmarły ks. Henryk Jankowski. Duchowny znany ze swojej sympatii do Kajtusia nawoływał z ambony: „Błagam was,
Polskiego Radia przez Instytut Badania Opinii Homo Homini wynika, że aż 59,5 proc. Polaków skorzystałoby z możliwości, jakie daje zapłodnienie in vitro, gdyby cierpieli na bezpłodność. ! In vitro tak; Krk – nie! („podatnik”); ! Jestem za in vitro i darmowym dostępem katolików do psychiatry („don vitro”); ! Tu nie chodzi o żadne dzieci ani zygoty. TU CHODZI O WŁADZĘ! („solo63”);
Medialnej i Społecznej rzekomo przeszli do konkurencyjnej, powiedział: „W piątek wieczorem idziemy i nagle mówią: ojcze, uwaga, kamera z tyłu! Późno w nocy przybiegli, podchodzę – TVN! Patrzę i mówię: słuchaj, tego cię uczyłem, tego się uczyłeś u nas? Po licencjacie u nas, do TVN poszedł, drugi do TVN poszedł, trzeci też. Wiecie jak to boli, jak ktoś zdradza? Ale na szczęście tylko trzech. Pan Jezus miał dwunastu, a i tak
Jęzor miłości zmobilizujcie się do walki z Judeą!”; „Zgroza ogarnia, gdy narzucane nam są prawa wymyślone w gabinetach wrogich katolikom masonów, żydowskich bankierów czy ateistycznych socjalistów z piekła rodem”. Kiedy ujawniono listę inwigilujących go funkcjonariuszy SB, ks. Jankowski zagroził: „Jak ktoś jest winny, to powinien odcierpieć za to, jakie cierpienia zadał mojej osobie. Nikomu nie zostanę dłużny”. W ostatnich latach jego życia media często pokazywały schorowanego, ledwo mówiącego człowieka. Jednak nie przeszkadzało mu to powiedzieć: „Pozbieram się i jeszcze dokopię tym wszystkim, którzy na to zasługują”. Strach się bać. Jednak najbardziej znanym siewcą katolickiego języka miłości jest niewątpliwie ojciec Tadeusz Rydzyk. Kiedy dowiedział się, że absolwenci jego Wyższej Szkoły Kultury
go jeden sprzedał, tak że proporcje mamy i tak nie najgorsze”. Ojciec dyrektor o pierwszej damie, która debatowała z dziennikarkami na temat ochrony życia od momentu poczęcia: „To czarownica jedna. Niech się sama zabije. A to, co dzisiaj się stało, to jest skandal. Nie nazywajmy tego inaczej. To są osoby publiczne. Nie nazywajmy nigdy, że szambo jest perfumerią”; O mediach innych niż katolickie: „Tego nie biorę do ręki, „Gazety Wyborczej” nie biorę nigdy do ręki, musiałbym się myć. Nie wiem, czy bym się wymył. Tak samo nie biorę niektórych innych gazet do ręki, to by mi ubliżało, ja jestem Polakiem! Dawniej Polacy mieli godność, honor! Nie biorę nigdy, jakiegoś „Nie” Urbana (...). „Nie” precz! Panie Jezu, wejrzyj i nawróć ich, aby nie kłamali”.
! Jeżeli premier zagłosuje „za” i otrzyma ekskomunikę, czy czarne przyjdą do wyklętego po kasę? („opo”); ! Potrzeba zrobić jedną rzecz – ogólnopolskie referendum w tej sprawie („J”); ! Niech księży w szkołach też nie refundują („Mrta”); ! Gdyby człowiek dalej słuchał Kościoła, to dzisiaj zęby byście u kowala wyrywali, a 90 proc. waszych dzieci umierałoby przed 5 rokiem życia... („taka prawda”). JULIA STACHURSKA
O Żydach: „Ja to nazywam aj waj szalom. Widać, że to jest religia handlowa. To jest handel, a nie religia w Boga”, „Najgorsze to jest współdziałanie niemiecko-żydowsko-rosyjskie. Tak samo jak protestanci, którzy rządzili Polską, to było coraz gorzej, jak Buzek rządził”. O gejach: „Ja wiem, że w polskiej telewizji jest teraz wiele amerykańskich bajek. Ale one są wymysłem szatana i prowadzą prosto ku zatraceniu. Oto jedna z polskich stacji emituje bajkę Teletubbies, w której występuje postać o imieniu Tinky Winky. Postać ta jest wyraźnym symbolem zboczenia, jakim jest gejostwo. Po pierwsze jest różowa, kolor gei, po drugie ma na głowie antenkę w kształcie trójkąta, a to przecież ich symbol. Po trzecie, nosi coś w rodzaju torebki, jak reszta tych zboczeńców”. Jeśli do tego panoptikum dołożymy jeszcze Glempa z jego oceną ks. Isakowicza-Zaleskiego: „Mówi rzeczy niespójne i staje się nadUBowcem, węszy i tropi księży po całej Polsce, kiedyś ktoś jego wytropi” oraz polskiego sportu: „Wyślemy chyba na olimpiadę czarnych, bo Polaków pewno zabraknie” czy też słynną już homilię przemyskiego prałata Suchego: „Katastrofa samolotu powinna wydarzyć się w środę, kiedy do Katynia lecieli Tusk, Tadeusz Mazowiecki i Lech Wałęsa” – to mamy przybliżony ogląd katolickiego języka miłości bliźniego, który stawiany jest nam za przykład. Strzeż nas zatem, Panie, od takiej miłości, bo z nienawiścią sami sobie poradzimy. ARIEL KOWALCZYK
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r. rocław. Nowoczesne osiedle niemal w centrum miasta. Szczególnie atrakcyjne ze względu na znajdujące się tu od 1945 roku ogródki działkowe „Lepsze Jutro” – swoistą oazę zieleni. – Kupowaliśmy mieszkania za naprawdę duże pieniądze. Studiowaliśmy plan zagospodarowania przestrzennego. Miały tu być tereny wyłącznie rekreacyjno-sportowe i zielone, których brakuje w okolicy – mówi Alicja Bielańska. Tego, że komuś przyjdzie do głowy budować kościół w miejscu, gdzie w najbliższym sąsiedztwie są już dwa ogromne i wiecznie puste, zaś w promieniu dwóch kilometrów – osiem, nie przewidzieli (por. „Gnębienie owiec” – „FiM” 36/2009). A jednak od kilku lat toczą boje z hierarchią: Rok 2006. Na atrakcyjny teren padło arcybiskupie oko. Marian Gołębiewski wskazał go miejskim urzędnikom i zażyczył sobie odpowiedniego planu zagospodarowania. Odpowiedniego, to znaczy takiego, który uwzględniłby w tym miejscu budowę kościoła. Nie konsultowano sprawy z mieszkańcami, a radni spełnili wolę biskupa. W maju uchwała LI/3167/06 z ujętym w planie kościołem wysokim na 30 metrów, z asfaltową, szeroką na 20 metrów drogą dojazdową oraz ogromnym parkingiem została jednogłośnie przyjęta. Rok 2007. Takiej wizji rozwoju miasta sprzeciwiło się Prezydium Krajowej Rady Polskiego Związku Działkowców, do którego wystosowano prośbę o przeznaczenie 1,35 hektara wzorowo zagospodarowanych ogródków na spełnienie ambicji hierarchy. „Proponowaną przez Miasto lokalizację obiektu można uznać za nieprzemyślaną i nieuwzględniającą konsekwencji z niej wynikających. Wnioskiem o likwidację zostały objęte dobrze zagospodarowane działki rodzinne położone na terenie, do którego Polski Związek Działkowców uzyskał prawo użytkowania wieczystego” – czytamy w odpowiedzi KR PZD. Rok 2008. Z planów zaanektowania terenu biskup jednak nie zrezygnował. Zaproponował za to nową lokalizację – ze środka ogródków przeniósł kościół na ich skraj, tuż pod okna bloków. Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz zaakceptował wniosek firmy telekomunikacyjnej ITE sp. z o.o. w sprawie zagospodarowania jeszcze nieistniejącej kościelnej wieży pod budowę infrastruktury telefonii komórkowej. Z kolei kuria poszła jeszcze o krok dalej i wystąpiła o zmiany w projekcie zagospodarowania przestrzennego, czyli o zwiększenie wysokości kościoła; dopisanie do obiektów mu towarzyszących stołówek, kawiarni, żłobków i przedszkoli przyparafialnych; dopuszczenie miejsc parkingowych oraz zgodę na wznoszenie obiektów kaplicznych, figur i innych obiektów kultu religijnego
W
na... całym terenie objętym planem! Wtedy to do akcji wkroczyli mieszkańcy okolicznych osiedli. Mimo trwającego sezonu urlopowego pod petycją do prezydenta miasta podpisało się 2 tysiące osób (za świątynią opowiedziała się jedna!). We wrześniu prezydent, który zaakceptował argumenty swoich wyborców, obwieścił, że kościół zaplanowany na obrzeżach ogródków nie stanie
POLSKA PARAFIALNA posiadające wieczystą dzierżawę Prezydium Krajowej Rady Polskiego Związku Działkowców. Tak czy inaczej miasto wystąpiło do zarządu ogródków z wnioskiem o przekazanie terenu (a de facto – uniemożliwienie działalności ogródków) pod... realizację celu publicznego, jakim jest budowa ulic dojazdowych. Do czego ów dojazd? Oficjalnie przedstawicielka urzędu miasta
7
kolejny zapewnił, że kościół nie powstanie wbrew woli ludu. Rok 2010. Mieszkańcy, których czujność uśpiono deklaracją, zostali brutalnie przebudzeni. Okazało się, że od wiosny br. Zakład Dróg i Utrzymania Miasta we Wrocławiu czyni starania w kierunku budowy drogi na terenie ROD „Lepsze Jutro”. Drogi, która prowadzi donikąd albo do... planowanego kościoła.
Tyle że droga – jak wynika z projektu – biegnie idealnie wokół... niego. A jak już będzie droga, to nic tylko stawiać kościół – mówi Stanisław Bielański. Po co projektować i budować drogę donikąd w mieście, w którym brakuje choćby na śródmiejską obwodnicę? – zastanawiają się ludzie. – Miasto uporczywie wspiera Kościół kosztem podatników. Ewidentnie funduje Kościołowi drogę i parkingi. Dano nam do zrozumienia, że Kościół nigdy nie przegrywa. Jeśli ma zakusy na jakiś teren, nie ustąpi, a postulaty mieszkańców nie interesują władz miasta ani kurii. To jest tak bezczelne, że nas osłabia. Jesteśmy bezsilni – mówią oburzeni. Ewa Mazur, rzecznik ZDiUM, wyjaśnia, że prace nad realizacją projektu są prowadzone zgodnie z uchwalonym przez radę miasta planem zagospodarowania przestrzennego,
Wszystko wskazuje więc na to, że władze miasta skutecznie realizują plan likwidacji ogrodów działkowych, aby przekazać teren arcybiskupowi. Aby uśpić czujność protestujących, nie informuje się o budowie kościoła, a zajęcie działek tłumaczy się celem publicznym, jakim jest budowa drogi. Wszystko pięknie, tyle że ludzie odpuścić biskupowi nie chcą. – Dowiedziałem się przez przypadek, że miasto zleciło sporządzenie dokumentacji na budowę drogi z ponad 50 miejscami parkingowymi oraz placem do zawracania. Przebiega akurat tak, że burzy serce działek, w tym położony pośrodku niedawno wyremontowany dom działkowca. Tym razem o kościele nie ma ani słowa.
który w tym miejscu przewiduje drogę. Jej zdaniem, nie ma nic nadzwyczajnego w tym, że jest to droga donikąd... „Bardzo trudno jest znaleźć taką lokalizację, która nikomu nie będzie przeszkadzać. Kościół to nie jest wysypisko śmieci, to nie jest zakład przemysłowy, który zanieczyszcza. To jest miejsce, w którym ludzie się modlą” – tak uważa rzecznik wrocławskiej kurii, ks. Andrzej Jerie. We Wrocławiu ludzie modlą się, aby kościoła nie było. Kto wygra tę nierówną walkę? Sprawę będziemy śledzić. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. Autor
Krzyż pański z kościołem Wrocławski abp Marian Gołębiewski postanowił poszerzyć strefę wpływów. I trafił na opór owieczek. Bo czasy, kiedy bezwolnie godziły się one na fanaberie kleru, minęły bezpowrotnie. Teraz nie lękają się nawet najczerwieńszej purpury. tam. Wydawać się mogło, że społeczeństwo obywatelskie zwyciężyło. „Będziemy szukać nowej lokalizacji. Jednak zdanie parafian zawsze jest dla nas najważniejsze” – deklarował rzecznik prasowy archidiecezji ks. Andrzej Jerie. „Czy państwo sobie zdajecie sprawę, ile jest sposobów na to, żeby ten kościół powstał?” – usłyszeli mieszkańcy od jednego z miejskich urzędników. Przyznają, że wówczas nie zdawali sobie sprawy, iż przedstawiciele Kościoła mogą być zdolni aż do takich forteli. Bo gdy ludzie znów zaczęli spać spokojnie, że żadne kościelne dzwony nie będą im o świcie wygrywać „Kiedy ranne wstają zorze”, spadła na nich nowina. Arcybiskup, wymachując konkordatem, wystąpił do prezydenta Dutkiewicza o wydzielenie i przekazanie na rzecz archidiecezji wrocławskiej terenu o powierzchni 0,23 ha na cele sakralne. Rok 2009. Ów teren to samo serce ogródków działkowych „Lepsze Jutro”, lokalizacja, którą ponad 2 lata wcześniej oprotestowało
Julia Wach wyjaśniła, że „planowana droga jest drogą do osiedla mieszkaniowego, które być może tu powstanie. Nie jest to droga do obiektu sakralnego”. Zarząd Spółdzielni Mieszkaniowej im. Bolesława Prusa wystosował więc do prezydenta wniosek o zmiany w zagospodarowaniu przestrzennym tak, aby raz na zawsze zniknął z nich kościół: „Na podstawie licznych głosów mieszkańców [zarząd] zgłasza uwagi i zastrzeżenia do miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego w rejonie obszaru rozwoju Śródmieście (…) związanego z przeznaczeniem terenu (…) na wybudowanie kościoła”. Pismo pozostało bez odpowiedzi. W tym samym czasie, gdy mieszkańcy modlili się, aby kościół nie powstał, a ich prezydent w końcu się opamiętał, w jego gabinetach odbyło się spotkanie z biskupem pomocniczym Edwardem Janiakiem oraz przedstawicielami ogrodów działkowych. Hierarcha po raz
8
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI
Lista darczyńców Przez działającą w ścisłej konspiracji Komisję Majątkową przewinęły się w sumie 53 osoby rozpatrujące kościelne wnioski o nieruchomości i pieniądze. Zdołaliśmy je wszystkie zidentyfikować... Członkowie Komisji Majątkowej spotkali się po raz pierwszy i ukonstytuowali 28 kwietnia 1990 r. Stronę kościelną reprezentowali wówczas: ! ks. Jan Chmiel (dyrektor biura prawnego Sekretariatu Episkopatu Polski) – oddelegowany do składu komisji jako jej współprzewodniczący; ! Barbara Dołbniak (sędzia Sądu Okręgowego), Edward Klimczuk (adwokat, radca prawny warszawskiej kurii metropolitalnej i Episkopatu) i Przemysław Kłosiewicz (adwokat, Kawaler Zakonu Rycerskiego Świętego Grobu Jerozolimskiego) – w randze współprzewodniczących zespołów orzekających; ! Tadeusz Kobyliński i Stanisław Dąbrowski (adwokaci z Warszawy) – członkowie. Skład ekipy rządowej przedstawiał się następująco: ! Bogusław Skręta (zastępca dyrektora Departamentu Wyznań MSWiA) – współprzewodniczący komisji; ! Henryk Jędrzejewski (dyrektor w Urzędzie Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast, rzeczoznawca majątkowy), Józef Bołdak (naczelnik Wydziału Regulacji Prawnych w Departamencie Wyznań MSWiA), Andrzej Pieniążek (wicedyrektor Departamentu Wyznań i Mniejszości
Narodowych MSWiA) – współprzewodniczący zespołów; ! Andrzej Wróblewski (sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego w stanie spoczynku) i Iwona Dykczak-Skorupska (naczelnik Wydziału Dokumentacji i Rejestru w Departamencie Wyznań i Mniejszości Narodowych MSWiA) – członkowie. Działali tak do lipca 1991 r., kiedy to w drużynie kościelnej Dąbrowskiego zluzował Wiesław Pakoca (późniejszy wicedyrektor Departamentu Prezydialnego Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki; zasłynął jako kurator Polskiego Związku Piłki Nożnej podczas próby przejęcia kontroli nad związkiem przez ministra sportu Jacka Dębskiego, zamordowanego trzy lata później w efekcie porachunków mafijnych). Kolejna zmiana nastąpiła dopiero w czerwcu 1992 r. – w ekipie rządowej Jędrzejewskiego wymieniono na Romualda Sorokę, radcę prawnego ze Skierniewic. Gdy zarządzeniem Ministra – Szefa Urzędu Rady Ministrów liczebność komisji zwiększono do 14 osób, w styczniu 1994 r. dokooptowano do niej w charakterze współprzewodniczących zespołów orzekających: Stefana Wasilewicza (radca ministra w Departamencie Wyznań i Mniejszości Narodowych MSWiA) i Romanę Górecką (sędzia Sądu Apelacyjnego
w Warszawie), którzy reprezentowali stronę rządową. Przez prawie trzy lata pracowali w niezmienionym składzie (nie licząc
Kobyliński, wielebni czuli się tak dobrze reprezentowani, że nie widzieli potrzeby obsadzania zwolnionego miejsca, toteż Komisja pracowała dalej
Fot. PAP/Paweł Kula
Teczka kościelnego współprzewodniczącego Wąsowskiego nie ma dna...
sensacyjnego transferu Soroki, który w grudniu 1994 r. przywdział „czarne” barwy i pozostając w składzie Komisji, przystąpił do drużyny kościelnej), a gdy z końcem 1996 r. wypadł z gry Tadeusz
w składzie 13-osobowym, a od lutego 1998 r. nawet 12-osobowym (Józef Bołdak zajął się działalnością gospodarczą na własny rachunek). A w latach następnych zaszły kolejne zmiany personalne:
! 1998 – w maju nowym Sekretarzem Generalnym Episkopatu został bp Piotr Libera. Dwa miesiące później odwołał z komisji Pakocę tkwiącego wówczas po same uszy w awanturze wywołanej próbą przejęcia sterów w piłkarskiej centrali i wprowadził na jego miejsce Hannę Żywiecką, radczynię prawną kilku państwowych instytucji. Z końcem października po ośmiu latach wytrwałej służby odszedł współprzewodniczący Bogusław Skręta (założył prywatną kancelarię w Warszawie). Przez dwa kolejne miesiące komisja działała w składzie 11-osobowym, bez szefa reprezentacji rządowej (!), bo dopiero 29 grudnia wypełnił tę lukę Zbigniew Wrona (dyrektor Departamentu Prawnego w MSWiA); ! 1999 – czyszcząc przedpole swojemu nieformalnemu doradcy Markowi P. (w przeszłości funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa), który występował przed Komisją Majątkową jako pełnomocnik wielu parafii i zakonów, z końcem stycznia bp Libera wycofał z niej mecenasa Edwarda Klimczuka, którego niewybaczalną wadą była patologiczna wręcz uczciwość (por. „Czarna magia” – „FiM” 43/2010). Jego miejsce zajął Jarosław Bittel, członek władz licznych organizacji kościelnych (m.in. Caritasu) i konsultant prawny Sekretariatu Episkopatu. W dziesiąty rok działalności komisja weszła zatem w składzie: ks. Chmiel – współprzewodniczący, Dołbniak, Kłosiewicz, Soroka, Bittel, Żywiecka (strona kościelna) i Wrona – współprzewodniczący, Wasilewicz, Pieniążek, Górecka, Dykczak-Skorupska, Wróblewski (strona rządowa). ! ! ! Symboliczny rok 2000 był również przełomowy w tym sensie, że zainicjował najbardziej bulwersujące afery przy rozdawnictwie nieruchomości
STRONA KOŚCIELNA
Komisji
Komisji ks. Zygmunt
STRONA RZĄDOWA
Komisji
Komisji
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r. lub przyznawaniu odszkodowań Kościołowi. Co ciekawe: dokładnie w tym samym czasie w Komisji Majątkowej obserwujemy nieustanne roszady personalne (schemat prezentujemy w tabeli). Przyjrzyjmy się ludziom, którzy wspólnie i w porozumieniu (także z poprzednikami) pozbawili nas majątku szacowanego ostrożnie na minimum 50 mld zł... Oprócz kilku osób wcześniej opisanych od 2000 r. w reprezentacji kościelnej występowali: ! ks. Tadeusz Nowok – proboszcz parafii św. Jana Chrzciciela w Bielsku-Białej, kolega seminaryjny bp. Libery; ! Andrzej Rościszewski – były dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie, odznaczony papieskim Orderem św. Sylwestra przyznanym przez Benedykta XVI; ! ks. Mirosław Piesiur – dyrektor Wydziału Finansowego kurii metropolitalnej w Katowicach; ! Krzysztof Wąsowski – prawnik, wykładowca Uniwersytetu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, Wielki Rycerz Rady Zakonu Rycerzy Kolumba, obecnie współprzewodniczący komisji; ! ks. Stanisław Pindera – przewodniczący Rady Ekonomicznej diecezji radomskiej; ! Małgorzata Bryk – prawa ręka Domogałów (rodzina śląskich multimilionerów skupująca nieruchomości odzyskiwane w imieniu zakonów i parafii przez Marka P. – por. „Anioły i demony”) „FiM” 40/2010); ! Andrzej Kołodziej – adwokat z Warszawy; ! Piotr Perończyk – adwokat z Warszawy i doradca ekonomiczny bp. Libery; ! Wojciech Kubis – radca prawny z Katowic; ! ks. Konrad Zygmunt – wiceekonom (odpowiednik zastępcy głównego księgowego) archidiecezji poznańskiej. W tym samym czasie przez ekipę rządową przewinęły się aż 22 osoby: ! Dariusz Trzaska – pracownik spółki doradztwa podatkowego „Irena Ożóg i Partnerzy”, prowadzonej przez byłą wiceminister finansów. Przez miesiąc był współprzewodniczącym komisji; ! Rajmund Jaroszek – dyrektor sekretariatu ministra spraw wewnętrznych Marka Biernackiego (dzisiaj jedna z „twarzy” PO) w rządzie Jerzego Buzka, a po kilkuletniej karencji (okres rządów SLD) szef gabinetu politycznego PiS-owskiego szefa MSWiA Ludwika Dorna; ! Zbigniew Filipkowski – były członek ZChN, później związany z PiS-em. Pod rządami Kaczyńskich dyrektor Departamentu Wyznań Religijnych oraz Mniejszości Narodowych i Etnicznych; ! Józef Różański – dyrektor Departamentu Wyznań Religijnych MSWiA, obecnie współprzewodniczący komisji;
! Marek Siwiec – działacz ZChN, dyrektor Gabinetu Politycznego ministra Biernackiego w MSWiA; ! Zbigniew Derdziuk – związany z Opus Dei, były wiceszef Kancelarii Premiera Buzka, obecnie prezes ZUS; ! Arnošt Bec `ka – adwokat z Sopotu, bliski współpracownik Biernackiego; ! Aleksandra Sulkowska – legislator w Kancelarii Senatu; ! Krystyna Leonard – bliższych danych brak (prawdopodobnie była dyrektorka z Poczty Polskiej); ! Andrzej Szuwara – radca prawny i doradca podatkowy z Zamościa; ! Jerzy Bart – Dyrektor Generalny w MSWiA; ! Jakub Skiba – absolwent KUL-u, bliski współpracownik Lecha Kaczyńskiego, a pod rządami Jarosława dyrektor generalny w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Obecnie członek zarządu Narodowego Banku Polskiego; ! Adam Kornatowski – współzałożyciel ZChN, dziennikarz i były szef Radia Radom; ! Justyna Staszak – działaczka harcerstwa katolickiego; ! Marcin Żukowski – za czasów PiS-u doradca ministra spraw wewnętrznych; ! Małgorzata Kosicka – sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie; ! Katarzyna Kobierska – zastępca dyrektora Departamentu Prawnego MSWiA; ! Andrzej Marciniak – zastępca dyrektora Departamentu Wyznań Religijnych MSWiA; ! Renata Czyżak – zastępca dyrektora Biura Ministra Spraw Wewnętrznych; ! Robert Napora – wicedyrektor Biura Administracyjno-Finansowego MSWiA; ! Aneta Szyndler – radca ministra spraw wewnętrznych; ! Joanna Zych-Gorgosz – główny specjalista w Departamencie Prawnym MSWiA. Dodajmy w zakończeniu, że wszyscy ci ludzie dostawali za swoją robotę w Komisji Majątkowej wysokie honoraria: współprzewodniczący – 70 proc. wynagrodzenia prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego, przewodniczący zespołów orzekających – 70 proc. wynagrodzenia wiceprezesa NSA, pozostali członkowie – 70 proc. wynagrodzenia sędziego NSA. W niektórych latach podnoszono je nawet do 80 proc., co na przykład w 2005 r. przełożyło się na kwoty w wysokości (odpowiednio): 7,1 tys. zł, 6,8 tys. zł i 5,3 tys. zł miesięcznie. Obecnie (w okresie od 1 stycznia do 31 grudnia 2010 r.) obowiązuje wskaźnik 59 proc., czyli od 7 do 5 tys. zł). Podsumowując: w okresie istnienia komisji na uposażenia dla jej członków wydaliśmy ok. 18 mln zł, a kosztowali nas w sumie co najmniej 50 miliardów złotych. ANNA TARCZYŃSKA
PATRZYMY IM NA RĘCE rzy produkcji nowych świętych najtrudniejszą przeszkodą jest pamięć ludzi im współczesnych... Przed kilkoma dniami katolicki „Tygodnik Powszechny” ujawnił wyniki tzw. śledztwa dziennikarskiego, opatrzone tytułem „Prowokacja na placu Sikorskiego”, a świecka telewizja TVN pokazała sensacyjny reportaż „Operacja Triangolo”. Oba materiały były wcześniej szeroko reklamowane, bowiem miały dotyczyć nieznanej dotychczas wyjątkowo perfidnej operacji przeprowadzonej przez Służbę Bezpieczeństwa z zamiarem „skompromitowania papieża podczas jego podróży do Polski w czerwcu 1983 roku”. Tak zapowiadała gazeta. Telewizja anonsowała, że pokaże, jak „szykowano prowokację wymierzoną w papieża. Miała ona podtekst obyczajowy, a jej celem było osłabienie morale Jana Pawła II”. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia, czytając i oglądając historyjkę dotyczącą rozgrywania przez bezpiekę romansu Karola Wojtyły z Ireną Kinaszewską, choć prawdziwe kulisy tych operacji wielokrotnie już opisywaliśmy (ilekroć odkryliśmy nowe okoliczności), korzystając z dokumentów i relacji bezpośrednich świadków wydarzeń, nie wyłączając byłego męża przyjaciółki santo subito. Przypomnijmy... Irena spędzała z księdzem, a następnie biskupem Wojtyłą niemal każdy wieczór wolny od jego kościelnych zajęć i bezpieka zainstalowała w mieszkaniu kobiety aparaturę podsłuchową rejestrującą intymne odgłosy spotkań. Po jego nominacji na urząd metropolity krakowskiego kontakty stały się sporadyczne. Irena szukała pociechy w alkoholu i zaczęła potajemnie spisywać wspomnienia. Gdy został kardynałem, musieli ograniczyć się do wymiany listów za pośrednictwem powiernika Karola, ks. Adama Bardeckiego. Odczytywała fragmenty zaufanym osobom, więc z taśm można się było dowiedzieć, że ON trwał w uczuciach, ale z upływem czasu ich temperatura opadła. Gdy został papieżem, ks. Bardecki zmusił Irenę, aby oddała mu na przechowanie zbiór listów i pamiątek. Kobieta lubiła czytać fragmenty pamiętnika na głos, więc ci zza ściany wpadli na pomysł, żeby się przyłączyć. Ilekroć coś napisała, to oni zaraz też, i strona po stronie powstawały równolegle dwa dzieła. Na przełomie 1982 i 1983 roku rozpoczęto przygotowania do kolejnej wizyty JPII w Polsce i kierownictwo państwa wymyśliło, żeby trzymać całą dokumentację
P
na podorędziu, bo kto wie, czy nie uda się jej jakoś spożytkować do spacyfikowania Wojtyły. Z oszlifowaniem samego „pamiętnika” bezpieka nie miała większych problemów, ale brakowało ilustracji: listów i zdjęć zabezpieczonych przez ks. Bardeckiego. Polecenie przygotowania operacji tajnego przejęcia owych materiałów otrzymał kpt. Grzegorz Piotrowski z Departamentu IV, naczelnik wydziału zajmującego się operacjami specjalnymi. Przekonaliśmy go, że jednak warto rozmawiać... „FiM”: – My opisywaliśmy, że pańska ekipa wielokrotnie próbowała dokonać tajnego wejścia do mieszkania Bardeckiego, a nawet przygotowywaliście pozorowany napad rabunkowy, tymczasem dzisiaj dowiadujemy się z poważnych mediów, że jednak byliście w środku i podrzuciliście paczkę ze sfalsyfikowanym pamiętnikiem Kinaszewskiej oraz pantoflami Wojtyły...
świadka. Tak powstają bajki dla ludzi, których nie stać na myślenie. – Ale przecież sam pamiętnik był fałszywy! – Nasz egzemplarz był jak najbardziej fałszywy, ale tylko w tym sensie, że nie pisała go własnoręcznie Irena. Zawierał natomiast bardzo wierny opis rzeczywistości skrupulatnie spisywanej z taśm magnetofonowych. Był w pewnym sensie streszczeniem oryginału. – Faktycznie kompromitował papieża? – Powiedziałbym, że pokazywał jego ludzkie oblicze. Miłość i namiętność do kobiety. Niewygodne jedynie dla tych, którzy widzą w nim bożka. – Nie obawia się pan głosić takich herezji, gdy trwają prace nad wydźwignięciem Wojtyły na ołtarze? – Ja ich nie głoszę, tylko staję do tablicy, skoro mnie tak głośno wywołano. – Włoskie media twierdzą, że beatyfikację santo subito spowalnia jego słynna, nazbyt serdeczna korespondencja z Wandą Półtawską... – Myślę, że Watykanowi o wiele bardziej przeszkadza świadomość, że w jakimś sejfie spoczywają taśmy i stenogramy oraz korespondencja, której cząstkę Irena zdołała ukryć przed księdzem Bardeckim. – A spoczywają? – A wyobraża sobie pani, żeby tego rodzaju historyczne dokumenty tak po prostu zniszczyć? Najpoważniejszym jednak problemem jest fakt pozostawania przy zmysłach wielu ludzi, którzy pamiętają. Można im oczywiście nie wierzyć, ale nie ma na to żadnego uzasadnienia oprócz proweniencji zawodowych. – W telewizji mówili, że w połowie lat 90. spotykał się pan z ks. Bardeckim u niego w domu... – Oczywiście, nawet piliśmy razem wódkę! Wznosiliśmy toasty na odległość, bo przebywałem wówczas bardzo daleko od Krakowa i tak się akurat złożyło, że nie dysponowałem swoją wolnością... – Pokazali też agenta, który panu pomagał w podchodach do Kinaszewskiej... – Dziennikarza współpracującego kiedyś z „Tygodnikiem Powszechnym”. Miał pecha, że na życzenie Wojtyły opiekował się Ireną, przez co stał się dzisiaj jednym z podejrzanych. Jedynym zaś obciążającym go dokumentem jest karta rejestracyjna, czyli dokładnie taki sam kwit, jaki dotyczy kilkunastu biskupów uznanych a priori za niewinnych. DOMINIKA NAGEL
Chichot z historii G.P.: – Chyba chciała pani powiedzieć mediów niepoważnych? Czytałem dla porównania wasze publikacje i zapewniam, że nie pomyliliście się ani na jotę. Nie chodziło o podrzucenie czegokolwiek, lecz o przejęcie listów Karola do Ireny oraz ich wspólnych zdjęć. Nawiasem mówiąc, kompletnie nie rozumiem autorów tych wszystkich bredni o rzekomej prowokacji, bo przyjmując ich opowieści za dobrą monetę, każdy rozumny człowiek musi zadać sobie pytanie, po jaką cholerę mielibyśmy zanosić papiery do księdza Bardeckiego. Przecież on natychmiast wrzuciłby je do pieca. – No i podobno tak właśnie zrobił. – Kurczę, szkoda tych pantofli... Powiedzmy sobie wyraźnie: ujawnienie za życia Ireny, że istnieją jakiekolwiek zapiski toczonych w jej mieszkaniu rozmów, było równoznaczne z dekonspiracją podsłuchu. Nikt by się na to nie poważył. – W gazecie i telewizji tłumaczyli, że zaraz po dostarczeniu tej paczki mieliście przeprowadzić u Bardeckiego rewizję... – Zapewne szukając broni lub narkotyków u jednego z najbardziej znanych w Krakowie duchownych? Proszę zwrócić uwagę, że są to wymysły niepoparte cieniem dowodu. Nawet relacją jakiegoś nieżyjącego
9
10
bserwatorzy sceny politycznej z niemałym zaskoczeniem przyjęli dwugłos przedstawicieli Konferencji Episkopatu Polski w sprawie propozycji ustawowego uregulowania in vitro. Z jednej strony niezwykle ostre komunikaty kierownictwa KEP, a z drugiej – koncyliacyjne wystąpienie bpa Pieronka czy emerytowanego arcybiskupa Gdańska Tadeusza Gocłowskiego. Głos tego ostatniego był szczególnie istotny, gdyż należy on do grona osobistych znajomych premiera Donalda Tuska. Naszym zdaniem, biskupi rozpoczęli z rządem grę, której przedmiotem jest zatrzymanie prac nad nową ustawą o cmentarzach i chowaniu zmarłych oraz dymisja szefowej Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów Małgorzaty Krasnodębskiej-Tomkiel. Walka toczy się o niezwykle dochodowy biznes, jakim są cmentarze wyznaniowe. W większości miejscowości w Polsce są one jedynym miejscem pochówku. Już wiosną 2000 roku prof. Andrzej Zieliński, ówczesny rzecznik praw obywatelskich, były poseł i szef Naczelnego Sądu Administracyjnego, wysłał do parlamentarzystów oraz urzędników państwowych memoriał ze spisem cmentarnych patologii. Czytamy w nim, że „proboszczowie samowolnie ustalają wysokość opłat za prawo do pochówku w grobie rodzinnym w zależności, czy zmarły był, czy też nie był katolikiem”. Za przykład tej praktyki posłużyła mu sprawa cmentarza w pewnej miejscowości pod Skoczowem. Tamtejszy proboszcz za zezwolenie na pochowanie innowiercy lub ateisty na miejscowym cmentarzu pobierał dodatkowe wysokie opłaty. Warto przy tym zauważyć, że stawki – zarówno te standardowe, jak i podwyższone – nie miały zdaniem rzecznika żadnego związku z kosztami utrzymania i bieżącego zarządzania nekropolią. Dodatkowo warto zwrócić uwagę na niezwykle niebezpieczną praktykę wielu proboszczów. Otóż od lat niszczą oni stare ewidencje cmentarne, a nowych nie prowadzą. Wszystko po to, aby ukryć swoją paraprzestępczą działalność. Proceder ten dotyczy także nekropolii zabytkowych. Uniemożliwia to objęcie ich profesjonalną opieką konserwatorską. Za przykład niech posłużą warszawskie katolickie Powązki. Od kilku lat, jak pisze w swoim blogu lewicowy radny Warszawy Andrzej Golimont, osoby odwiedzające najstarszą, zamkniętą już część tej nekropolii, zaobserwowały przedziwne zjawisko – znikające groby. Na początek grobowiec „ulegał zniszczeniu”, potem „wyparowywała” jego zawartość, a po pewnym czasie w jego miejscu pojawiał się nowy grób. Nie mogło się to dziać bez zgody administratora cmentarza. Nowe miejsce na tym zabytkowym cmentarzu kosztuje nawet...
O
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
POD PARAGRAFEM 100 tys. złotych! Ten biznes powoli się kończy, gdyż z inicjatywy radnego Golimonta powstaje elektroniczny katalog powązkowskich grobów. Z informacji, jakie docierają do naszej redakcji, wynika, że „znikanie grobów” na zabytkowych, zamkniętych nekropoliach katolickich stało się rzeczą codzienną. Tak samo jak notoryczne łamanie przez ich zarządców przepisów dotyczących zasad utrzymania cmentarzy. Rozporządzenie ministra infrastruktury mówi, że „mają one być utrzymywane jako tereny o założeniu parkowym”, co oznacza, iż „wysiewa się na nich i sadzi drzewa, krzewy i żywopłoty”, zaś administrator ma „obowiązek wyznaczyć alejki i zachować odpowiednią odległość pomiędzy
Niektórzy duchowni uznali, że koszty utrzymania katolickich nekropolii powinny przejąć samorządy, które budują też katolickie kaplice. Za zgodą lokalnych radnych, m.in. w wielkopolskim Zagórowie, tylko w tym roku za 218 tysięcy miasto uporządkuje katolicki cmentarz oraz jego otoczenie. Aby sfinansować inwestycje proboszcza, radni obcięli środki przeznaczone dla biblioteki oraz na remonty dróg. Niezwykłą pomysłowością w pozyskiwaniu środków wykazał się także proboszcz parafii mariackiej w Krakowie. Otóż poprosił on w czerwcu tego roku Społeczny Komitet Odnowy Zabytków Krakowa (jego budżet w całości stanowią dotacje z Kancelarii Prezydenta) o 200 tysięcy złotych
Od ponad piętnastu lat obrońcy praw człowieka proszą polskie władze o uporządkowanie spraw cmentarzy wyznaniowych. Nie podoba im się pobieranie przez proboszczów zawyżonych opłat za prawo do grobu, brak ewidencji grobowców oraz bezprawne rozszerzanie parafialnych cmentarzy.
sanitarny Andrzej Wojtyła. Naszym zdaniem, nie uczynił tego, bo musiałby zanegować 278 innych pochówków w piwnicach kościołów, na placach przy świątyniach i tym podobnych miejscach, jakie odbyły się od stycznia do kwietnia 2010 roku. Jednym z nich był pogrzeb księdza prałata Ryszarda Dominika w Kłodzku (4 lutego). Jego trumnę, mimo negatywnej opinii miejscowego sanepidu, zakopano na przykościelnym placu przy świątyni Podwyższenia Krzyża Świętego. Pani pełniąca funkcję inspektora sanitarnego uznała po uroczystościach, że „szkodliwy wpływ tego grobu na otoczenie oraz zagrożenie epidemiologiczne dla okolicznych mieszkańców są znikome”.
Fot. MaHus Znikające groby na zabytkowym cmentarzu w Łodzi
Hieny cmentarne grobami”. Na tym nie kończą się jego zadania, gdyż powinien on także zadbać o utrzymanie porządku na terenie nekropolii (wywózka śmieci z terenu oraz dbanie o drzewa). Większość zarządców spycha te obowiązki na osoby odwiedzające groby bliskich i za nic ma przepisy dotyczące wycinki starych drzew. Proboszcz w Wolborzu najpierw wyciął 12 dorodnych lip rosnących na cmentarzu, a dopiero potem wystąpił do wójta o zgodę. Obrzydliwy urzędnik odmówił legalizacji bezprawia i nałożył na duchownego wysoką karę. Kasę księdza uratowało Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Piotrkowie Trybunalskim, które uchyliło decyzję wójta. Jeszcze więcej szczęścia mieli proboszczowie stołecznego Marysina Wawerskiego, mazowieckiego Zwolenia oraz świętokrzyskiego Szewna. Nie spotkała ich żadna kara za nielegalne karczowanie drzew na terenie cmentarzy. Ten pierwszy przy okazji „porządkowania” nekropolii przygotował sobie teren pod jej rozbudowę. Pod siekierami wynajętych ekip padł dorodny park. Przy okazji – jak ustalili obrońcy przyrody – zniszczeniu uległy miejsca lęgowe ptaków będących pod szczególną ochroną.
dotacji na renowację parafialnego cmentarza. Pod tym pojęciem kryły się... krypty kościoła. Kasę dostał, gdyż przy okazji urządził w nich ponowny pogrzeb dawnych mieszkańców Krakowa, których szczątki z X–XII wieku znaleźli archeolodzy podczas prac na Rynku Głównym. Od ponad trzech lat eksperci obserwują inne bardzo ciekawe zjawisko. Otóż katoliccy proboszczowie rozszerzyli pojęcie cmentarz na wszelkie nieruchomości należące do kościoła. Zaczynają bezprawnie chować zmarłych w piwnicach świątyń, na działkach leżących tuż przy nich i w innych dziwnych miejscach. Za nic mają przy tym przepisy sanitarne, z których jasno wynika, że pochowanie poza wyznaczonym cmentarzem możliwe jest wyłącznie w katakumbach. Także wawelski pogrzeb Lecha i Marii Kaczyńskich był bezprawny. Zalegalizowanie przez władzę tego pochówku świadczy o lekceważeniu prawa. Wawelska krypta nie spełnia bowiem żadnych warunków miejsca pochówku określonych przez ustawę o cmentarzach i chowaniu zmarłych oraz rozporządzenie ministra infrastruktury. Zakazać pochówku w miejscu niedopuszczonym przez prawo mógł główny inspektor
Za jej przykładem poszli inspektorzy sanitarni w Gdańsku i Krakowie. Nie zareagowali, gdy biskupi rozpoczęli chowanie zmarłych w piwnicach świątyń, które nazwano „panteonami wielkich Polaków”. Ich kolega w Warszawie przeszedł do porządku dziennego nad operacją wydobycia i ćwiartowania zwłok księdza Jerzego Popiełuszki dokonaną przez funkcjonariuszy kurii metropolitalnej. Wszystko po to, żeby pozyskać odpowiednią ilość relikwii, które za stosowaną opłatę będą przekazywane do parafii w Polsce. Z kolei w podkarpackiej parafii w Brzozowie na widok publiczny wystawiono obcięte dłonie i przedramię księdza Bartłomieja Misiałowicza, który zmarł w roku... 1683. Jest jednak w Polsce urzędnik, który nie boi się duchownych. To pani prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel. To jej głowy domagają się od premiera biskupi. Dlaczego? Bo skutecznie utrudnia proboszczom cmentarny biznes. Już ponad 40 razy zakazywała księżom wyznaczania zakładów pogrzebowych, które mogą zorganizować pogrzeb na parafialnym cmentarzu, oraz wymuszania na rodzinach osób
zmarłych zakupu trumien u wyznaczonych przedsiębiorców. Za nielegalne uznała także dodatkowe opłaty pobierane w przypadku organizacji pogrzebu bez pośrednictwa parafii. Bardzo często wydawanym przez nią zakazom towarzyszyły wysokie kary finansowe nakładane na proboszczów za łamanie reguł konkurencji. Ze stanowiskiem Urzędu zgadzał się Sąd Antymonopolowy, który w jednym ze swoich wyroków pouczył proboszcza parafii w Sławkowie: „Parafia nie może zapewniać sobie stałego dopływu środków niezbędnych do funkcjonowania cmentarza kosztem osób świadczących usługi pogrzebowe”. Kierownictwo Konferencji Episkopatu Polski do walki z panią prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów zaangażowało wielu znanych prawników. Sporządzali oni na jego zlecenie ekspertyzy, które miały udowodnić, że „cmentarze katolickie to miejsca kultu religijnego”, a te nie podlegają prawu konkurencji, zaś „prowadzenie miejsca pochówku nie jest działalnością gospodarczą”, gdyż „nie przynosi on dochodu” (sic!). Na te tezy Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel odpowiedziała: „Ochrona obywateli przed eksploatacją ekonomiczną wymaga zwalczania niedozwolonych praktyk ograniczania konkurencji (...) niezależnie od tożsamości uciekających się do nich podmiotów”. Według naszych informacji, biskupi zaoferowali rządowi transakcję wymienną. Ze swojej strony zgodzą się na projekt ustawy o in vitro (cóż ich tak naprawdę obchodzą jakieś zarodki!) przygotowany przez posła Gowina, ale w zamian oczekują odwołania prezes Krasnodębskiej oraz wykreślenia z projektowanej nowej ustawy o cmentarzach zasad kremacji zwłok. Zdaniem biskupa Pieronka, pomysł wydawania urn z prochami członkom rodzin mógł zrodzić się wyłącznie „w chorych głowach” (cały Zachód jest „chory”?). Wściekłość tego hierarchy niewątpliwie spowodowała propozycja nałożenia na samorządy obowiązku budowy cmentarzy komunalnych z domami przedpogrzebowymi – zamiast kaplic zarządzanych przez Kościół katolicki. Z informacji, jakie docierają do naszej redakcji, wiemy, że dymisja pani prezes jest przesądzona. Oficjalnym powodem odwołania Małgorzaty Krasnodębskiej-Tomkiel z zajmowanego stanowiska będzie jednak nie problem cmentarzy, lecz... weto w sprawie fuzji dwóch państwowych firm energetycznych. W debatach z biskupami w sprawie cmentarzy rząd zapomniał o ważnej furtce. W sytuacji uporczywego łamania prawa przez duchownych katolickich samorządy przy wsparciu wojewodów mogą legalnie przeprowadzić operację ich komunalizacji, i to bez odszkodowania. Jak pisze doktor prawa Maciej Kijowski, taki ruch leży w interesie obywateli świeckiego państwa. MiC
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
BEZ DOGMATÓW
Państwo byłego dobrobytu W drugiej połowie XX wieku powstało na świecie państwo powszechnego dobrobytu – bezprecedensowe osiągnięcie cywilizacyjne. Niestety, na naszych oczach próbuje się ten zachodnioeuropejski wynalazek zniszczyć i odsunąć w niepamięć. Państwo dobrobytu zwane bywa także państwem opiekuńczym, socjalnym (w Niemczech) lub socjaldemokratycznym (w Skandynawii). Mimo pewnych jego wad wolę określenie „państwo powszechnego dobrobytu”, bo sformułowanie „państwo opiekuńcze” kojarzy mi się z jakimś zniedołężniałym społeczeństwem i państwem wszechwładnym, a przecież nie o to w tym epokowym wynalazku chodziło. Jako człowiek dorosły i w miarę zdrowy nie oczekuję od państwa opieki, ale stworzenia ram dla bezpiecznego życia. Chodzi o bezpieczeństwo w najszerszym tego słowa znaczeniu.
Dobrobyt i bezpieczeństwo Od najdawniejszych czasów główną bolączką ludzi był brak poczucia bezpieczeństwa, czyli obawa o zaspokojenie podstawowych potrzeb. Pierwotnie chodziło o zabezpieczenie żywności, dachu nad głową, odzieży oraz możliwości leczenia chorób. W cenie była też ochrona przed fizycznym zagrożeniem – dzikimi zwierzętami, rabusiami, najazdem obcych. Z czasem ten katalog podstawowych potrzeb rozwijał się, obejmując m.in. dostęp do edukacji, zapewnienie osobistych wolności, prawa do wypoczynku. Całe dzieje ludzkości to walka o zapewnienie sobie maksymalnego bezpieczeństwa i warunków rozwoju. Podobnym celom służył rozwój techniki, ekonomii oraz rozmaitych instytucji społecznych. Począwszy od XVIII wieku w Europie gwałtowny rozwój nauki i techniki, a także ekspansja produktywności w przemyśle i rolnictwie oraz powstanie nowoczesnej medycyny sprawiły, że po raz pierwszy w historii gospodarka krajów najlepiej rozwiniętych teoretycznie była w stanie zapewnić obfite zabezpieczenie podstawowych dóbr dla większości mieszkańców. Bo warto pamiętać o tym, że państwo (niepowszechnego) dobrobytu istniało niemal zawsze, ale prawie nigdy ów dobrobyt nie wychodził poza uprzywilejowaną grupę kilku procent mieszkańców danego kraju. Wynikało to zarówno z możliwości produkcyjnych gospodarki, jak i z założenia niesprawiedliwego podziału dóbr. Ta ograniczona obfitość zwykle z nawiązką zaspokajała potrzeby grupy rządzącej oraz związanej z nią kasty duchownych, a reszta musiała się zadowolić na ogół
skromnym życiem od jednych do drugich zbiorów lub wegetować na granicy biologicznego przetrwania. Trudno było w związku z tym mówić o jakimkolwiek poczuciu powszechnego bezpieczeństwa, skoro gorsza pogoda i słabsze zbiory zaledwie w jednym roku mogły doprowadzić do klęski głodu i związanej z nią zwykle śmiercionośnej epidemii.
Bezpieczeństwo ze strachu Zatem obok technologicznych możliwości w powstaniu państwa powszechnego dobrobytu konieczny okazał się sprawiedliwszy podział wytworzonych dóbr. Stało się to możliwe dzięki powstaniu w XIX wieku ruchów lewicowych, związków zawodowych i partii socjalistycznych. Potrafiły one kawałek po kawałku wyrwać dla zwykłych ludzi część obfitego tortu, jaki powstał dzięki bajecznej ekspansji przemysłu i wdrożeniu nowych technologii w rolnictwie. Warto pamiętać, że walka o większy dobrobyt wiązała się z dramatycznymi wysiłkami, strajkami, manifestacjami. Nie ma powszechnego dobrostanu bez równowagi sił społecznych – przypomina o tym polski myśliciel Jerzy Drewnowski (www.demokrates.eu). Nie inaczej było z ideą państwa dobrobytu w Europie Zachodniej. Udało się ją w pełni zrealizować w połowie XX wieku. Dlaczego dopiero wtedy? Wyjaśnienie jest banalne. Elity władzy i biznesu na zachodzie Europy przeraziły się potęgi Związku Radzieckiego, którego pancerne zagony dotarły w 1945 r. do środka kontynentu, a kontrolowane przezeń partie komunistyczne zaczęły sięgać po władzę także w wyniszczonych nędzą wojenną krajach kapitalistycznych. Strach przed zagładą popchnął elity do wypracowania kompromisu społecznego, który miał zapewnić im przetrwanie i znaczną część dotychczasowych wpływów, a niższym warstwom awans ekonomiczny, edukacyjny i społeczny. To właśnie dlatego mówiono później żartobliwie, że „państwo dobrobytu jest prezentem Stalina dla zachodniej klasy robotniczej”. Oczywiście Stalin nikomu niczego nie dał, bo ani nie chciał, ani nie potrafił przynieść obfitości dóbr, ale strach przed ZSRR wymusił na warstwach uprzywilejowanych Zachodu ustępstwa, które zapoczątkowały tzw. 30 chwalebnych
11
naftowym i pierwszym załamaniem koniunktury gospodarczej. Rządy Thatcher i Reagana zapowiadały już kontrofensywę elit finansowych, które chciały przywrócenia części wpływów i pieniędzy utraconych na rzecz większości społeczeństwa. Premieroprześladowania mniejszości seksuallat, czyli bezprecedensowy rozwój stwo konserwatywnej Thatcher to nych, którym zagwarantowano więkspołeczno-gospodarczy demokratyczpierwsza próba rozmontowania pańszą dawkę wolności i osobiste beznej części kontynentu. stwa dobrobytu na terenie Wielkiej pieczeństwo. Powyższa teza w nieco mniejszym Brytanii. Później było już tylko goSystem państwa powszechnego stopniu dotyczy Szwecji, gdzie wdrarzej. Gorzej dla dobrobytu powszechdobrobytu objął większą część obżanie modelu socjalnego rozpoczęnego, a lepiej dla dostatku elit. szaru Europy Zachodniej i Północto już w latach 30. Tamtejsza potężCezurą jest rok 1989 roku – upanej oraz niektóre pozaeuropejskie na partia socjaldemokratyczna dek bloku wschodniego. Zniknięcie kraje anglosaskie, takie jak Kanada, na dziesięciolecia zdominowała caZSRR oznaczało także koniec komuAustralia i Nowa Zelandia. Co ciełą Skandynawię i stworzyła ją taką, nistycznego straszaka i kolejne prókawe, za państwo dobrobytu w senjaką znamy dzisiaj – nowoczesną, by ograniczenia uprawnień zdobytych sie ścisłym nigdy nie uznano Stabezpieczną, dostatnią i ekologiczną kilkadziesiąt lat wcześniej w różnych nów Zjednoczonych – a to ze wzglę– wyrywając północną część kontykrajach Zachodu. Rozpad komunidu na stosunkową słabość tamtejnentu z oparów wszechobecnego niezmu wiązał się także z osłabieniem szych zabezpieczeń społecznych oraz gdyś alkoholizmu, beznadziei i biedy. roli związków zawodowych. Generalbrak powszechnego ubezpieczenia nie nastąpiło zahamowanie wzrostu płac i gwałtowny wzrost doPaństwo socjalne chodów elity biznesowo-me– spis treści nedżerskiej. Bardzo dobrze ilustruje to przykład ameryJak wspomniałem wyżej, kański – w USA 1 procent pewne elementy państwa społeczeństwa przechwytydobrobytu udało się wywalwał w latach 2002–2007 czyć już przed II wojną świaaż 65 procent ówczesnego tową. Ośmiogodzinny dzień wzrostu dochodów! W tym pracy stał się faktem okresie ów jeden procent po pierwszej wojnie świamieszkańców bogacił się towej, podobnie jak prawa o 10 procent rocznie, a powyborcze kobiet, a gdzieniezostałym (99 proc.) dochogdzie także płatne urlopy. dy rosły tylko o 1 procent Jednak dopiero słynne „30 na rok. Ale to jeszcze niechwalebnych lat” przyniosło cała prawda, bo większość przełom, a więc także woltych dochodów przechwytyne soboty, rozwój powszechwało w sumie pozostałe 10 nie dostępnej komunikacji procent najzamożniejszych publicznej, a przede wszystAmerykanów. Zatem kim – prawo do ubezpieczeogromna większość miesznia zdrowotnego oraz zabezpieczenia na starość Premier Olof Palme – symbol szwedzkiego sukcesu kańców USA przez 6 lat gospodarczej prosperity nie zyw postaci emerytury. Rozzdrowotnego, które próbuje wproskała NICZEGO, żadnego wzrostu winięto także system powszechnego wadzić dopiero prezydent Obama. zamożności (a przecież w ladarmowego szkolnictwa – aż po eduNiektóre kraje katolickie z opóźtach 1945–1980 wzrost gospodarczy kację uniwersytecką (analizę najnieniem wkroczyły na drogę do dobył konsumowany równomiernie przez lepszego na świecie skandynawskiestatku – bądź z powodu ogólnego zawszystkie warstwy społeczne Amerygo modelu edukacji na przykładzie cofania (Irlandia), bądź ze względu ki). Podobna sytuacja panuje obecFinlandii można znaleźć w aktualna rządy przykościelnych dyktatur nie w krajach europejskich, co budzi nym wydaniu kwartalnika „Bez do(Portugalia i Hiszpania). To samo powszechną frustrację i apatię. gmatu”). Wspierano rolnictwo, dziędotyczyło prawosławnej Grecji. ki czemu udało się wyrwać wieś z zaA co z Polską? Rozwój czasów Paradoksem pozostaje fakt, że cofania i niedorozwoju, a wszystPRL-u nie wprowadził naszego krapoziomu państwa powszechnego dokim zapewnić obfitość taniej żywnoju do grona państw powszechnego brobytu nigdy nie osiągnęły kraje, ści. Trudna walka związków zawodobrobytu. Był zbyt wolny wobec hiktóre najwięcej o nim mówiły, czyli dowych przyczyniła się do stałego storycznych zapóźnień, a nieudolne państwa pozostające pod wpływem wzrostu płac, który sprawił, że więkzarządzanie i niestabilna sytuacja spoZSRR. Przyczyną było ich pierwotszość mieszkańców stać było na wyłeczna kompletnie rozregulowały ne zacofanie oraz wadliwy model rozpoczynek, nabycie własnego domu kwestię zaopatrzenia rynku w podwoju gospodarczego. Najbliżej zalub mieszkania oraz... posiadanie stawowe produkty. W roku 1989 śrobezpieczenia podstawowych potrzeb oszczędności. Do lat 70. bezrobocie dowiska solidarnościowe przez kilka ekonomicznych były w bloku wschodw krajach dobrobytu nie przekraczamiesięcy deklarowały chęć wzorowanim kraje najzamożniejsze i najleło na ogół 2 procent populacji (czynia się na Niemczech lub Szwecji, piej zarządzane – Czechosłowacja, li tzw. naturalnego poziomu bezroale szybko te plany porzucono Węgry i NRD. Jednak w orbicie bocia), a osoby, które straciły prana rzecz ideologii neoliberalnej, któwpływów ZSRR aż do czasów Gorcę, mogły liczyć na szybkie znaleziera preferuje szybkie bogacenie się baczowa nigdzie nie zapewniono nie kolejnej, bezpłatne przekwalifielit oraz wiarę w cudowny wpływ niemieszkańcom wszystkich wolności kowanie oraz zasiłek w wysokości, widzialnej ręki rynku. Wpływ osobistych, a zwłaszcza politycznych, która gwarantowała zabezpieczenie na wszystko. I taki model – ze wszystktóre panowały w zachodniej części podstawowych potrzeb życiowych. kimi jego skutkami – wprowadzano kontynentu. Zatem nawet utrata pracy nie oznamniej lub bardziej konsekwentnie czała utraty poczucia bezpieczeństwa. po 1990 roku. Rewolucja obyczajowa lat 60. przyZa tydzień o tym, czym grozi rozI po dobrobycie? niosła pełne równouprawnienie kopad społeczeństwa na szybko bogabiet (dostęp do antykoncepcji!), upacącą się elitę i niedoinwestowaną Zachodnie państwo dobrobytu zadek patriarchalnego modelu rodziresztę... częło przeżywać pierwsze kłopoty w lany oraz kres chrześcijańskiej tradycji ADAM CIOCH tach 70. XX wieku wraz z kryzysem
12
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
GRÓB JAK KROMKA CHLEBA
Ze śmiercią im do twarzy PIERWSZY GRABARZ Co to za rzemieślnik, co trwalej buduje niż murarz, cieśla i majster okrętowy? DRUGI GRABARZ Szubienicznik, bo jego budowla przetrzyma tysiąc lokatorów. PIERWSZY GRABARZ Podoba mi się twój dowcip. W istocie, szubienica wyświadcza przysługi, ale komu? Oto tym, co się źle zasługują (...). Ale wróćmy do rzeczy (...). Kiedy cię kto o to jeszcze raz zapyta, to mu powiedz: grabarz. Domy jego roboty przetrwają do dnia sądu. Idź do szynku i przynieś mi półkwaterek gorzałki. (William Szekspir, „Hamlet”. Akt V) Stereotypów na temat grabarzy są setki. O ich prawdziwej pracy wiadomo jednak niewiele. Moi rozmówcy to: Roman – 49 lat, grabarzem jest od 29 lat (cmentarz parafialny); Edward – 54 lata, grabarzem jest już ponad 20 lat (cmentarz parafialny); Rafał – 35 lat, jako grabarz pracował 1,5 roku (cmentarz komunalny); Piotr – 29 lat, jako grabarz pracuje od roku (cmentarz komunalny). Ich środowisko jest dość hermetyczne. Są nawet tacy, szczególnie na cmentarzach katolickich, którzy rozmawiać na tematy cmentarne nie chcą, bo mają podpisaną tzw. lojalkę. Nie wolno im zdradzać, ile zarabiają, na jakich zasadach pracują. A zarobki stanowią temat tabu głównie dlatego, że są nadzwyczaj niskie w stosunku do wykonywanej pracy. Na cmentarzach komunalnych mają stałe zatrudnienie na etacie, świadczenia socjalne i wynagrodzenie
(w zależności od miasta i zakresu obowiązków od 1,5 nawet do 4 tysięcy złotych) oraz ściśle określone obowiązki. U księdza – wolna amerykanka, rzadko kiedy etat. Jest taki grabarz człowiekiem od wszystkiego i musi być na każde zawołanie – sprzątać, wywozić śmieci, przycinać drzewa, no i przygotowywać groby do pochówku. Zwykle dostaje od 800 do 900 zł miesięcznie. W najlepszym wypadku 1–1,2 tys. zł. Na prowincji grabarze zwykle w ogóle nie mają pensji, a zarabiają tyle, ile dadzą rodziny zmarłych. To wbrew pozorom dobry układ (dlatego zdarza się sporadycznie), bo ludzie są przez księży przyzwyczajeni, że jak więcej dadzą, to pogrzeb będzie bardziej uroczysty. No to grabarzowi też dają, chociaż dół, który kopie, jest przecież dla każdego taki sam. – Przy takiej umowie zarabia się więcej. Jak w miesiącu jest dużo pogrzebów, to nawet ponad
3 tysiące, ale dolę księdzu i tak z tego trzeba odpalić – mówi Roman. Teraz coraz częściej na cmentarzu parafialnym ksiądz wchodzi w komitywę z jednym zakładem pogrzebowym, który tak ustala swoje ceny, żeby pieniędzy wystarczyło do podziału dla wszystkich – proboszcza, właściciela firmy, no i na końcu grabarza. Ten – chociaż wykonuje najgorszą robotę – dostaje najmniej. Dlatego do zawodu, choć pracy (jak żartują moi rozmówcy) nigdy w nim nie zabraknie, ludzie się nie palą. Tak jak zarobki, różny jest i zakres obowiązków. Zależy od nekropolii, na której pracują. I tak rola jednych ogranicza się wyłącznie do kopania grobów (jak w Inowrocławiu), a inni obsługują całą ceremonię na terenie cmentarza (tak jest na przykład w Białymstoku). Zdarza się, że grabarz jest nie tylko członkiem asysty pogrzebowej, ale też tanatoprakserem – specjalistą od przygotowania zwłok do pogrzebu. Często odpowiada za prace porządkowe, roboty ogrodnicze i drobne prace konserwatorskie. Strój zależy wyłącznie od administracji nekropolii. Jedni są ubrani elegancko, na przykład w granatowe spodnie i błękitne koszule (Białystok) albo w białą koszulę i szare spodnie z lampasami (Rzeszów), ale inni – szmatławo. – To jest nietakt wybitny i należy to potępiać. Każdy grabarz, niezależnie od tego, czy uczestniczy w całej ceremonii, czy tylko zasypuje grób, powinien być elegancko ubrany z tego powodu,
że uczestniczy w uroczystości pożegnania – mówi mistrz ceremonii pogrzebowej Stefan Szwanke. Czy to prawda, że grabarze piją? Setka na odwagę to – jak się okazuje – kolejny stereotyp. – Nieraz się wypije, ale to po pracy – mówi Piotr. – Ja osobiście przez 11 lat swojej pracy mistrza ceremonii nie widziałem pijanego grabarza, chociaż nie dziwiłbym się, gdyby pili. W takich warunkach pracy ucieczka do alkoholu wydaje się uzasadniona. Stereotyp pijącego na grobie grabarza raczej odszedł do lamusa – uważa Szwanke. W Polsce grabarzy się nie kształci. Każdy z nich trafił do zawodu przypadkiem albo po ojcu czy dziadku. Edward grabarzem został dlatego, że nie mógł znaleźć innego zajęcia. Na ofertę pracy trafił sześć lat temu w prasie. Przyszedł i został. – Na początku był lęk. Nieraz człowiek myślał, czy pod spodem kopanego grobu nie ma jakiegoś innego. Ale idzie się przyzwyczaić – przekonuje. Mówi, że nie jest to zajęcie, o jakim marzył, nie chciałby też, aby grabarzem został jeden z jego trzech synów. Przede wszystkim dlatego, że grabarzy ludzie rzadko szanują: – W powszechnym odbiorze grabarz to kopidołek, który wygrał los na loterii, bo w końcu co to za robota – wykopać i zakopać dół. Z zasady grabarzowi nie podaje się ręki, żeby... nie pociągnął. W rzeczywistości to trudna, choć nieskomplikowana praca. Rotacja
w zawodzie jest duża. Wielu nie wytrzymuje napięcia i odchodzi. Trzeba mieć ogromną odporność psychiczną. Nie każdy na początku potrafi wejść do grobowca, żeby pozamiatać znajdujące się w nim szczątki. Rafał zrezygnował, bo kiedy kopał groby, nie potrafił poradzić sobie z uczuciem, że jest grzebany za życia. Nie potrafił zobojętnieć emocjonalnie, oswoić się ze wszędobylską śmiercią. W podjęciu ostatecznej decyzji utwierdziła go ekshumacja, w której musiał wziąć udział. – Tutaj nie można sobie pozwolić na okazywanie uczuć, na analizowanie sytuacji. Są pogrzeby dzieci, ludzi młodych, jest ludzka rozpacz. Musimy stać obok. Inaczej się nie da – mówią jego bardziej doświadczeni koledzy. Romana do kopania grobów zmusiło – jak mówi – samo życie. – Praca jest ryzykowna, bo trzeba obcować z ludzkimi szczątkami. A przecież nikt nie zbadał jeszcze, jaki wpływ na ludzkie zdrowie ma wieloletnie obcowanie z bakteriami znajdującymi się w ziemi – wyjaśnia. Groby głębinowe kopie się na głębokość 2 metrów. Zwykle ręcznie, głównie ze względu na zagęszczenie grobów. To dlatego grabarz musi mieć mocne nie tylko nerwy, ale i ręce. Tym bardziej że kopie się w różnych warunkach – w upale, deszczu i mrozie. Niektórzy na zimę szykują się wcześniej. Na cmentarzu, na którym pracuje Piotr, są specjalne sektory. Tutaj ziemię okłada się 30-centymetrową warstwą liści. Wtedy nie zamarza i nie trzeba używać kilofów. – Pogoda czy niepogoda – trzeba kopać. Nie ma innej możliwości. Jak na wolnym miejscu się kopie, to w porządku. Najgorzej pomiędzy grobami. Strach, że ziemia się osunie i grób się zamknie – tłumaczy Piotr. Dlatego grobów nie kopią w pojedynkę. Jeden drugiego asekuruje. – W razie czego mamy drabinkę, hop na szczebeleczki i do góry – żartuje. W ogóle jest radosny i uśmiechnięty. Nie mówi o sobie „grabarz”. Jak go pytają o zawód, odpowiada, że jest zarządcą cmentarza. Kiedyś dorywczo pracował na cmentarzu parafialnym. Od roku jest na komunalnym. Różnice? – Ogromne. Na parafialnym było więcej pogrzebów, a mniejsze zarobki. Bywało, że chowaliśmy nawet co godzinę. Tutaj jest jeden, czasem dwa pogrzeby w miesiącu, a zarobki większe – mówi Piotr. Pensję ma stałą, około 1700 zł netto. Jaki powinien być grabarz? – Tutaj musi być człowiek konkretny, bo to jest cmentarz – mówi. Do swojej pracy się przyzwyczaił, a najbardziej nie lubi ekshumacji. Bo – jak tłumaczy – to takie głupie uczucie patrzeć na ludzkie szczątki. Ale przecież ktoś to zrobić musi... WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. MaHus
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
GRÓB JAK KROMKA CHLEBA
Firmy pogrzebane Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów co jakiś czas donosi o ukaraniu księdza mandatem za monopolizację cmentarnych usług. – To jest nie do pomyślenia, co oni wyrabiają! – słyszę od przedsiębiorców pogrzebowych z różnych stron kraju. Tajemnicą poliszynela w tym środowisku jest, że właściciele zakładów pogrzebowych w zamian za gwarancję monopolu na cmentarzu parafialnym sowicie duchownym płacą. Zwyczajowy haracz, jaki należy zapłacić księdzu, to 10 proc. wartości pomnika lub zasiłku pogrzebowego. Płaci rodzina albo właściciel firmy. Do praktykowanych sposobów wynagradzania łaskawców należy też coroczna darowizna firmy na parafię. – Są cmentarze, na których księża w ogóle niczego nie oczekują. Inni wyciągną pieniądze z czego się da. Czują, na co mogą sobie pozwolić, i jak się im da palec, pożerają całą rękę – mówią właściciele zakładów pogrzebowych. „Zakaz ograniczania dostępu do świadczenia usług na cmentarzu ma charakter bezwzględny” – tak uważają pracownicy Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (patrz tekst na str. 10). Praktyka pokazuje, że jest inaczej, co udowadniają przypadki z ostatnich dwóch lat: Dąbrowa Górnicza. Proboszcz parafii pw. Zesłania Ducha Świętego utrudniał przedsiębiorcom wykonywanie usług pogrzebowych na cmentarzu. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nakazał księdzu zaniechanie podobnych praktyk i wymierzył grzywnę w wysokości 4309 zł; Czarna Białostocka. Parafia pw. Jezusa Miłosiernego została przez UOKiK ukarana sumą 5241 zł za monopolizowanie usług pogrzebowych; Wałbrzych. Tutejszą parafię pw. Świętych Aniołów Stróżów ukarano grzywną w wysokości 3616,67 zł (decyzja nie jest jeszcze prawomocna). Za to, że uniemożliwiała niezwiązanym z nią firmom pogrzebowym świadczenie usług. – Obecnie UOKiK prowadzi postępowanie wyjaśniające dotyczące usług cmentarnych, którego uczestnikiem jest parafia św. Mikołaja w Bydgoszczy – mówi Ernest Makowski z biura prasowego UOKiK. Dla części przedsiębiorców pogrzebowych zapewnienie sobie wyłączności to niesłychanie ważny element biznesplanu. W tej sytuacji „kupiony” duchowny, do którego pierwsze kroki kieruje rodzina zmarłego, jest skarbem nieocenionym. Toteż płacą. A jak się pracuje tym, którzy się – mówiąc kolokwialnie – stawiają? Dolny Śląsk. – Za ekshumację od biednych ludzi ksiądz zażyczył
sobie 2,2 tys. złotych. W sąsiedniej parafii bierze się za to samo 450 zł. I nie pozwoli tego zrobić innej firmie, tylko tej, z którą ma układy – mówi jeden z tutejszych przedsiębiorców pogrzebowych. – Proboszcz robi wszystko, aby pozbawić mnie klientów – deklaruje inny. Jeśli ktoś jednak wynajmie wybraną przez siebie firmę pogrzebową, musi się liczyć z konsekwencjami. Takimi na przykład, że ksiądz będzie zmarłego z kościoła na cmentarz odprowadzał w grobowej ciszy. Pan Krzysztof – jak mówi – siedzi w pogrzebówce od ponad 13 lat. Zęby na biznesie zjadł, wie o nim niemal wszystko. Firmę założył jeszcze za poprzedniego księdza. Prawdziwego kapłana. Jak nastał nowy, zaczęły się problemy. Jego interesuje tylko kasa. – Wytrzymywałem terror przez trzy lata, ale w końcu pękłem. Nie pozwolę traktować się jak śmiecia – mówi pan Krzysztof. A czuł się lekceważony, bo ksiądz – odkąd wszedł w układ z jedną z lokalnych firm pogrzebowych – robi wszystko, aby on nie miał klientów. Każdej rodzinie, która się u niego w kancelarii pojawi, oferuje wizytówkę „swojej” firmy. Tej, od której dostaje dolę. Krzysztofowi pewnego dnia ksiądz proboszcz przedstawił cennik. Za każdą wykonaną piwnicę murowaną miał mu płacić 3 tys. zł, za postawienie pomnika – 1 tys. zł, za wjazd na cmentarz – 100 zł. – Powiedział, że jak nie zapłacę, nie będę robił w ogóle. I od tego czasu rzeczywiście nie robię – mówi dolnośląski kamieniarz. Doli dawać nie zamierzał, no a ksiądz ma mikrofon oraz ambonę i ten oręż wykorzystuje bez skrupułów. Opowiada o niesolidności firmy pana Krzysztofa, o tym, że nie wywiązuje się z umów, że partaczy robotę. Do tego ostatniego przekonywał ludzi na tyle skutecznie, że kamieniarz musiał kilka pomników rozbierać i ustawiać od początku. Pewnego dnia nie wytrzymał. Dosłownie wyniósł księdza proboszcza przed cmentarz. Dlaczego? Pan
Krzysztof wyjaśnia mechanizm lokalnego rynku: ! każdy, kto do niego przyjdzie zamówić pomnik, a później pójdzie do proboszcza załatwiać zezwolenie na wjazd, już nie wraca; ! ksiądz permanentnie zakazuje jego firmie wjazdu na cmentarz (od czasu, kiedy proboszcz – zamiast otworzyć mu cmentarną bramę – potraktował go gazem, pan Krzysztof ma sposób, aby plebana o nic nie prosić. Jeśli jednak jakimś cudem ktoś zleci mu postawienie pomnika, bramę omija, korzystając z samochodu z wysięgnikiem. W ten sposób materiał potrzebny do stawiania nagrobków przenosi przez ogrodzenie na paletach); ! każe przesuwać już istniejące
im nie da, wysyłają ludzi do konkurencji – mówi. On na początku nie dawał ani grosza, ale w końcu skonstatował, że to jego być albo nie być. To, czy ktoś księdzu daje, widać gołym okiem. Jak daje, to przyjdzie, przywita się, porozmawia. Tych, co nie płacą, traktuje jak powietrze. Toteż ksiądz przed nim uciekał, unikał spotkań, udawał, że nie widzi. Żeby utrzymać się na powierzchni, zaczął go
pomniki, żeby było miejsce na nowe. W jednym miejscu najchętniej pochowałby dziesięć osób, żeby wyciągnąć jak najwięcej kasy; ! jak ktoś ma kilka grobów na cmentarzu, to proboszcz narzuca takie opłaty, że ludzi nie stać. Ekshumują szczątki do jednego grobu, a resztę księdzu zwalniają. – Przecież to nie jest jego cmentarz, to jest cmentarz ludzi. Do księdza należy kościół – podsumowuje pan Krzysztof. ! ! ! Południowe krańce woj. zachodniopomorskiego. Swój zakład pogrzebowy pan Henryk prowadzi od 6 lat. Nie doświadczył w tym czasie uroków pojęcia „ochrona konkurencji”. – Najgorzej jest na wsiach i w małych miejscowościach. Trzeba płacić, jeśli chce się mieć klientów. Nie wszyscy, ale większość proboszczów się tego domaga. Jak się
więc opłacać regularnie. Ile wynosi haracz? 100 zł za każdy pogrzeb. Wie, że to mało (inni wołają od kilkuset złotych do kilku tysięcy), ale najwyraźniej jego proboszcz to drobny ciułacz, bo – o dziwo – pomogło. Pan Andrzej, właściciel zakładu pogrzebowego z sąsiedniej miejscowości, ze skargą na poczynania plebana wybrał się do samego biskupa. A to dlatego, że kiedy ksiądz zorganizował w miasteczku „swój” zakład pogrzebowy, firma pana Andrzeja przestała prosperować. Nie zdążył dać w łapę, to nie ma pogrzebów. Konkurencja powinna być uczciwa. Tymczasem ksiądz powiedział, że to jego cmentarz i będzie robił, co mu się podoba. – Każdy to widzi, ale boi się reagować. To małe miasteczko, ludzie się boją, że ksiądz ich z ambony potępi – mówi zrezygnowany przedsiębiorca.
13
! ! ! Śląsk. Pan Stefan prowadzi zakład pogrzebowy od 18 lat. Namówił go zresztą ksiądz. Zaproponował, żeby kupił auto, przerobił na karawan i w ten sposób zarabiał na życie. Rocznie jego firma miała około 100 pogrzebów i nic dziwnego, bo jego usługi są o około 50 proc. tańsze niż u konkurencji. – Nie potrafiłbym kogoś oskubać z całego zasiłku. U mnie pogrzeb kosztuje niewiele ponad 2 tys. zł. Trumna – maksymalnie 1,5 tys. zł, przewóz – 200 zł; chłopy do noszenia – 250 zł, grób – 250 zł – mówi. Z tego powodu miał na początku kłopoty, bo szefowie konkurencyjnych zakładów zarzucali mu, że psuje interes. Psuje, bo za tzw. usługi kompleksowe inne firmy zabierają rodzinie cały zasiłek. Grozili, że zrobią z nim porządek. Jakoś wytrzymał. Jak nastał nowy proboszcz, pan Stefan poszedł się przywitać i wyjaśnił, że jest lokalnym przedsiębiorcą pogrzebowym. Ksiądz wypytał, jakie ma ceny, pochwalił, że tak tanio i zapewnił, że każdemu, kto przyjdzie, będzie mówił, że ma do wyboru dwa okoliczne zakłady. Niech sami wybierają. Pan Stefan aluzji nie zrozumiał, zresztą ten układ bardzo mu odpowiadał, bo nigdy nie miał nic przeciwko uczciwej konkurencji. Szybko się jednak okazało, że konkurencja uczciwa nie jest. – Każdy, kto przychodzi załatwić u księdza pogrzeb, dostaje numer telefonu do jednej firmy. Ksiądz tłumaczy, że to jego sprawdzony i zaufany zakład – mówi pan Stefan. Ludzie księdzu narażać się nie chcą i idą tam, gdzie nakaże. A jak ktoś się uprze i wybierze firmę pana Stefana? – Trzeba by widzieć taki pogrzeb. Ksiądz z tymi zwłokami zapier...la jak pośpieszny autobusik – mówi poirytowany przedsiębiorca. W tym roku miał... 13 pogrzebów. I to tylko dlatego, że zgłosili się ludzie z okolicznych miejscowości. Ledwo wystarcza na opłacenie składki zdrowotnej. Gdyby nie znalazł innego zajęcia, jego rodzina przymierałaby głodem. – To jest biznes jak cholera, ale pod warunkiem, że się wyciąga od ludzi cały zasiłek. Ale ja tak nie potrafię. A jak miałbym się jeszcze z tymi pasożytami w sutannach dzielić, toby mnie chyba pokręciło – mówi. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected] Fot. Autor
14
PISAĆ KAŻDY MOŻE Nie zdradzę nawet Angeli Tej słodkiej tajemnicy Nie chcę, by ludzie wiedzieli Co chowam w swej piwnicy
Poetą się nie jest, poetą się bywa – pisał Norwid. Na papierze. Po nim ci, którzy rzeczywiście poetami bywali z rzadka, wykorzystywali zgoła inny nośnik. Na przykład ściany miejskich toalet. Tak powstała „poezja klozetowa”, nazywana też „poezją zaangażowaną”. Na temat tego zjawiska – cokolwiek by o nim mówić – literackiego napisano kilka prac magisterskich i co najmniej jedną doktorską. Niestety, poezja klozetowa (PK) w swojej pierwocinie jest już w zaniku, no bo jak pisać, a przede wszystkim czym pisać na kafelkach? Jeszcze w stanie wojennym wzrok konesera cieszyła wypisana w kiblu Dworca Centralnego fraza: „Junta to juje”, a dziś? I kiedy już, już wydawało się, że przez modernistyczną nowoczesność i dekadencką higienę PK przejdzie do historii literatury jako ciekawostka jedynie, z odsieczą przyszedł internet. Tu (i jeszcze od czasu do czasu na mury) przeniosły się napisy robione kiedyś kopiowym ołówkiem na ścianie kabiny miejskiego szaletu podczas największego... „poetyckiego” natchnienia. Czym jest dziś internetowa poezja klozetowa? Z całą pewnością manifestem własnej osobowości i indywidualności. Manifestacją politycznych sympatii i antypatii, egzemplifikacją niechęci, resentymentów, fobii, uprzedzeń, ale także akceptacji, a nawet uznania. A tak... Tak to się z nami Polakami Anno Domini 2010 porobiło, że nawet na ścianach... internetu nie potrafimy już pisać o kwiatkach, snach czy miłości do Maryny i o jej odwrotnej stronie medalu, tylko piętnujemy, ganimy, żądamy, potępiamy i wyśmiewamy.
Aby Polska w siłę rosła, trza nam wodza, a nie osła. ! ! !
Od aureoli też łeb rozboli. ! ! !
Aborcja? Tak! Twój płód może być księdzem. ! ! !
Lepsza Polska byle jaka, niż głosować na bliźniaka. ! ! !
Lepiej wygryźć dziurę w karcie, niż PiS-owi dać poparcie. ! ! !
Lepiej nie spać, marznąć, pościć, niż w pałacu Jarka gościć. ! ! !
Lepiej resztki skrobać z garnka, niż mieć prezydenta Jarka. ! ! !
Lepiej 5 lat żyć bez słonka, niż oglądać gębę Bronka. ! ! !
Lepiej wybrać Jarka z kotem, niźli Bronka z Palikotem.
Internet pełen jest wierszowanej twórczości politycznej. Najróżniejszej jakości. Od zwykłego ordynarnego chłamu po autentyczne perełki poetyckie autorstwa zawodowych – podobno – choć ukrywających się twórców. Inne z kolei utwory powodują, że po plecach przechodzą ciarki, bynajmniej nie podziwu dla kunsztu poetów. Poniżej krótka antologia współczesnej zaangażowanej politycznie poezji „klozetowej”. Tylko 10 procent utworów przytoczonych poniżej to cytaty z murów miast. Resztę mieści w sobie internet. Pochylmy zatem z zadumą głowy nad TFUrczością przez duże „tfu”, pamiętając jednocześnie, że kiedyś za takową uznawane były na przykład... sonety Szekspira. Wyboru dokonał i komentarzem opatrzył MAREK SZENBORN Ilustrował TOMASZ KAPUŚCIŃSKI PS To tylko niewielki i nawet nie reprezentatywny ułamek internetowej TFUrczości. A może Wy, serfując w sieci, natrafiliście na śliczniejsze, ciekawsze perełki? Czekam na przykłady i propozycje. Jeśli będą interesujące, powstanie wówczas TFUrczości część druga.
[email protected]
Nie, nie jest to złota sztaba Ni byłej kochanki mumia , Tym skarbem jest, uwaga!: tu, wielki wódz Krzyżaków Kiedy Dziadko z Wehrmach Mundur nieboszczka dziadunia ków, iecki sprowadził pod Kra których zły Mazow ole i Wrocław, szedł, by sprywatyzować Op otny Jarosław. Sam em ald nw Gru pod pobił go , ochrzcił Polskę w Rzymie Przedtem brat Jarosława ę, imi h miał na zostawił murowaną, a Lec dniem i w sojuszu z USA Wie pod ów mc Nie mił gro , mieczem dziabiąc Rusa. z Czechem dzielił się tarczą Potem rzucili zrobili obalili
ń wygranych, obaj wzniecili sześć powsta abany, tar w c się przez morze, biją czni, sko i byl że a łą, Wis cud nad r stoczni. mu ez prz c komunizm, skaczą
toria prawdziwa, I to jest, drogie dziatki, his obowiązywać, ma sy cza e która po wieczn e bobasy, han a kto by uczył innej koc y z klasy. em upi wyt , ząc tego wyjąc i buc
Niestraszne mi złe Kaczory Niestraszne dziejowe burze Wesoło spędzam wieczory Pląsając w dziadka mundurze
Mieszko to był agent czeski a Jagiełło szpi eg litewski Węgrom służył król Batory do szpiegostwa też był skory wódz naczelny sam Piłsudski który tajnie ws pierał ruskich potem w cienia ch PRL-u było też kapusi ów wielu tam się wszysc y kapowali tylko bracia dw aj wytrwali i choć ich zatr udniał „Bolek” oni go wywiedli w pole
jego kukłę podp alili i po latach się zemścili założyli państw o wolskie które zastąpiło polskie od nich się zacz ęły dzieje z których „ukł ad” się uśmieje a „szeroki fron t” przeszkodzi ale im to nie za szkodzi gdyż Kurtyka ju ż gryzmoli historyjkę owyc h troli!!!
! ! !
ał, Jarek Lechem tak sterow . wał ądo wyl Kto powiedział, że Moskale iż ten w trumnie adu! dzi uj, Ląd ął: ykn krz Wcześniej Są to bracia nas Lechitów, du! i tak stał się sprawcą spa Temu pierwszy w łeb wypalę I choć zabił ludzi wielu, Przed kościołem Karmelitów. dostał kryptę na Wawelu. ni, ! ! ! Teraz Jarek, Lech niewin i! inn ci Jeśli marszałka atakują ścierwojady, no bo winni są wina Tuska, To można twierdzić bez przesady, Głównie jest toa była ruska. przecież trumn Rozumując tak samo dialektycznie, Stąd i udział jest Putina Że on musi być ścierwem faktycznie. i na bank to jego wina! ski, ! ! ! Winny jest też Naród Pol Wolski! ej art Czw iał który nie chc Lepiej z ch... a zrobić skręta, zą wod tu rej m kie Jar z Rydzyk Niźli z Jarka prezydenta! , dzą i teorie spisków pło ! ! ! wciąż zadymy inspirują, . Gdy spytasz PiS-owca, w których krzyże profanują ów, nik pom Nadto tablic chcą, która jest godzina, aby uczcić męczenników, odpowie: nie wiem, tych, co bracia uśmiercili ili! to Platformy wina. swą głupotą w jednej chw ! ! ! ! ! !
Wszystkim politykom od SLD do Tuska, przydałaby się dzisiaj Bereza Kartuska!
Gdy opozycja szaleje Złotówka prawie upada Ja z tego głośno się śmieję I mundur dziadka zakładam
Toruń płacze, Kraków zgrzyta, Nikt nic nie wie, każdy pyta To dyskusja jest otwarta Czy to trzecia, czy to czwarta Która dziś Rzeczpospolita?
SKIM PIOSENKA O JARKU KACZYŃ Wyborcy PO, wyborcy LiD-u, wstydu, Nie będzie Kaczor robił nam brali. Dzielnieśmy stali, dobrze wy Jarek Kaczyński padł. iory Władzę oddadzą wkrótce pis tory. Pójdą w odstawkę na boczne y! Waszą zasługą są te wybor ł. pad i ńsk Jarek Kaczy iuchach Dość już gadania o wykształc emy słuchać. I łgarstw Kurskiego nie chc a. Mogą nawijać w radiu Maryj Jarek Kaczyński padł. , Zafundujemy im kwarantannę . rne Leczyć nie warto, widoki ma zenia Wścieklizna trudna do wylec Jarek Kaczyński padł.
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r. Nie jestem już żaden smarkacz, Łeb mam pokryty siwizną. Nie zagłosuję na Jarka, Bo zbyt cię kocham, Ojczyzno! Niejeden ciężar na barkach Dźwigałem, znosiłem trudy.
WILCZE OCZY Dzwoni Jarek z wariatkowa gdzie się przed układem schował dzwoni, chrumka, piszczy, krzyczy wilki spuścił ktoś ze smyczy wszędzie widzę wilcze oczy to ten Tusk mię zauroczył jego ślepia wszędzie widzę choć nie jestem jasnowidzem nadto we łbie mi coś pyka to sygnały od Rydzyka z nadajników za Uralem on nadaje do mnie stale chce kasiory na wiercenia bo jak nie to opcję zmienia!
Nie zagłosuję na Jarka, Bo dość mam kłamstw i obłudy. Gdy spytasz mnie, niedowiarka, Dlaczego? Wyznam ci szczerze: Nie zagłosuję na Jarka, Bo w żadną zmianę nie wierzę.
Dyrektor ujął na pasku przypięty Mikrofon pozłacany, namaszczony, święty. Jak obcęgi prawicą mocno go zacisnął, Wzdął policzki jak banie, gniewem się zachłysnął, Wzniósł oczy do góry, wciągnął w głąb pół brzucha I wygłosił kazanie, jak niszczyć komucha! Kunszt krasomówczy, którym w dawnych czasach słynął Jeszcze raz przed uszami słuchaczy rozwinął. Dźwięczy głos potężny przez miasta, ulice Jako pneumatyczny młot na czarownice. Zadrżeli dziennikarze oraz politycy, Wszelkiej maści działacze oraz heretycy. Ci co żyją beztrosko oraz niegodziwie I ci, co swe troski co dzień topią w piwie. Tu przerwał, by tchu nabrać! Wszystkim się zdawało, Że to koniec kazania, lecz to było mało! LIST Z KATASTROFY Znów brzmi głos potężny, że aż w uszach dzwoni Piszę do Ciebie Panie Premierze Biada bezbożnicy, żydzi i masoni! Piszę do Ciebie po śmierci Słowa potępienia dla tych, co by chcieli Bez pardonu sprzedać Polskę do Brukseli, Szesnaście minut wśród trupów leżę Bo im obca całkiem przyzwoitość wszelka Strzałów przesyłam szmer Ci Nam zamiast Brukseli potrzebna brukselka! em Tu przerwał, by tchu nabrać! Wszystkim się zdawało, Jeśli pobratasz się z tym zbrodniarz Że to koniec kazania, lecz to jeszcze mało! Rzeczpospolitej już nic nie ocali Teraz atak na prasę przypuścił od razu Naszą ojczyznę podepcze układ Oraz inne środki masowego przekazu. Prasa to szatana przecież zbrojne ramię Ruskich bandytów i wasali Wyłącz telewizor! Telewizja kłamie! ę Piszę do Ciebie smoleńską piosnk Tylko jedno Radio z prawdą się nie mija! O ludzie kochani, to ci komedyja! Sam nie wiem po co to robię Tu przerwał, by tchu nabrać! Wszystkim się zdawało, rowskim Przed chwilą właśnie wraz z Komo Że to koniec kazania, lecz to jeszcze mało! Weszliście na zdrady drogę Wiele zła się pleni na świecie niestety, em Są jeszcze sex shopy i supermarkety! Jeśli pobratasz się z tym zbrodniarz Zadrżeli grzesznicy i wszelkie niecnoty, Rzeczpospolitej nic nie ocali Kazanie powtarzają inne wibromłoty. ad Jak każe średniowieczna prastara tradycja, Krew Prezydenta zamienisz w ukł Do łask znowu wraca wielka inkwizycja! szpionów i Moskali
Cyników, Piszę do Ciebie Donaldzie Tusku Ryję Ci sumienia wyrzut rusku Nie zmieniaj prawdy w bajkę po Historii nie pisze Lizut. em Jeśliś pobratał się z tym zbrodniarz Twojej ekipy już nic nie ocali ad Katyńska pamięć przerwie ten ukł Manipulantów i kanalii.
Polityki nie robią piękni i szlachetni. Dlatego (choć też czekam) znacznie mniej się boję, kiedy rząd Tuska swoich nie spełnia obietnic, niż gdyby Kaczyńskiego rząd miał spełniać swoje.
Skąd wiem, że wybór niedobry? Nie wierzę w zmiany oblicza, Bo nie chcę powrotu Ziobry I teczek Macierewicza. Bo nie chcę mieć Prezydenta, Co straszy gejem i Żydem, Co w każdym widzi agenta, I może zaszczuć jak Blidę.
15
Na Jarka nie oddam głosu Za czasy, gdy był premierem, Za ten upadek etosu, I koalicję z Lepperem. Za to, co wciska ludowi, Na co pozwala i sprzyja, Za to, co pisze Sakowicz I głosi Radio Maryja. Za sieć podsłuchów i haków, Wydanie walki elitom, Za to, że skłócił Rodaków, Za IV Rzeczpospolitą. Dziś w duszy mej zakamarkach Odkrywam decyzji sedno: Nie zagłosuję na Jarka, Bo nie jest mi wszystko jedno. Wybaczcie drwinę i sarkazm, Odporność z wiekiem się zmniejsza. Nie zagłosuję na Jarka, Bo Polska jest najważniejsza!
POEMAT ANTYUNIJNY Siedzą w pociągu ważni Unici, Grubi, nadęci, lekko podpici, Wiozą do Polski ustaw czterdzieści, Każda w wagonie ledwo się mieści, Pierwsza zawiera setki koncesji, Pewną przyczynę rychłej recesji, Druga przynosi drogą benzynę, Kolejną naszych nieszczęść przyczynę, Trzecia wprowadza nowe podatki, Podnosi VAT-y, akcyzy, składki, By ludzie pracy pieniądze mieli, W kieszeniach swoich przedstawicieli, Czwarta rozwala polskie mleczarnie, Wszak smrodu i brudu to wylęgarnie, Piąta morderców od kary zwalnia, W więzieniach będzie miła sypialnia, Szósta pomnoży nam urzędników, W siódmej są wzory nowych pomników, W ósmej feminizm i parytety, Wybierz cymbałów – byle kobiety, W dziewiątej instrukcja indoktrynacji, Za hojną kasę z eurodotacji, Aktorzy, panienki i dziennikarze, Wyklepią wszystko, co im się każe, Że szkolnej dziatwie, Przyniesie chlubę, Udział w błękitnym Eurojugend, Miłość do Unii w wierszu, w piosence, Wszystko co robisz, (nawet w łazience) Robisz dla Unii, pamiętaj o tym, Inaczej szybko wpadniesz w kłopoty, Nie skończysz studiów, Wylecisz z pracy, Eurogestapo zrobi cię w cacy, W dziesiątej i dalej, Czytać się nie chce, Można z pociągu wyskoczyć jeszcze...
O Tusku Puste gesty, puste słowa Puste serce, pusta mowa Puste, choć zacięte usta sta Pusty wzrok i głowa pu Pusty program i projekty ektyw Do cna pustych stek inw Pusty jazgot, próżne żale wcale Krzyk, co treści nie ma ny Puste groźby, puste mi ny śli j Wielkie morze próżne Puste hasła, obietnice picem! Wszystko puste – poza óżnia Słowem zero, nicość, pr wyróżnia Tym się w świecie Tusk
16
Biblia albo nic merykańska Liga Wolności Obywatelskich, zwalczająca fanatyzm i zamordyzm, wytoczyła sprawę sądową klawiszom więzienia w Moncks w Południowej Karolinie.
A
Zaczęło się od tego, że redakcja miesięcznika „Prison Legal News” (Więzienne nowości prawnicze) bezskutecznie wysyłała do kicia w Moncks egzemplarze swego wydawnictwa oraz inne poradniki dla więźniów. Wszystko wracało do nadawcy. W lipcu szefostwo więzienia wyjaśniło, że pensjonariusze zakładu mają prawo otrzymywać, posiadać i czytać tylko jedną książkę: Biblię. I to, Boże broń, nie w twardych okładkach.
Żadnych czasopism, gazet, powieści czy encyklopedii. Zresztą w więzieniu nie ma nawet biblioteki. Albo nasączają się Słowem Bożym, albo zęby w ścianę. Liga ujęła się za 450 więźniami i za pośrednictwem sądu przypomniała dyrekcji, że ponad jej dyrektywami istnieje dokument zwany Konstytucją USA, a w niej znajduje się Pierwsza Poprawka, która gwarantuje wolność słowa nawet więźniom. TN
Uśmiechnięta trumna Ż
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
ZE ŚWIATA
ałość z powodu śmierci? To przeżytek. Do grobu (raju?) wstępować powinniśmy z uśmiechem na ustach!
Tak przekonuje Lien Foundation z Singapuru, organizacja starająca się zdjąć stygmat smutku ze śmierci. Kiedy rozpisała konkurs na wesołą trumnę, wpłynęły aż 733 prace z 33 krajów. Był projekt trumny w kształcie skrzynki wina, a nawet flaszki piwa... w kieszeni dżinsów. Na swej stronie internetowej Life Before Death (Życie
przed śmiercią) fundacja wykłada swą ideę: „Pragniemy zdjąć odium żałoby, rozluźnić atmosferę pogrzebową, motywować ludzi, by inaczej myśleli o swym życiu przed śmiercią”. Jeśli pogrzeb ma oznaczać celebrację życia, to dlaczego trumna nie miałaby być wesoła? – pyta rzecznik Lien Foundation. CS
Rotacja olontariusze trzech amerykańskich organizacji, które wspomagają ofiary popędu seksualnego kleru, przez 5 lat mrówczo pracowali, przekopując się przez akta sądowe i dostępne dokumenty kościelne.
W
Chodziło o prześledzenie dalszych losów księży, którzy zostali oskarżeni o pedofilię i przyznali się do niej. Tylko w archidiecezji Chicago. Rezultaty określane są słowem „szokujące”. Na konferencji prasowej w chicagowskim hotelu Palomar stwierdzono, że w 256 spośród 400 parafii archidiecezji pracowali duchowni, o których wiadomo było, iż wcześniej popełniali przestępstwa
seksualne na nieletnich. W 30 parafiach pracowało dwu takich kapłanów jednocześnie. Przestępców umyślnie lokowano w parafiach znajdujących się w dzielnicach uboższej ludności. W tym czasie wysokie ambony dudniły zapewnieniami, że „już nigdy więcej”, „błędy zostały skorygowane”, „winni ukarani”, a „organa ścigania zawiadomione”. JF
ościół w Polsce niespodzianie ocknął się w rzeczywistości, w której dopuszczalne jest głośne i publiczne krytykowanie go i rozliczanie. Nagle się okazało, że o wielkiej tajemnicy kasy kościelnej można otwarcie mówić, a nawet postulować jej zlustrowanie, co kilka lat temu byłoby traktowane jako zamach na P. Boga. Teraz Pan widzi – i nie grzmi.
K
nabrała grzesznych podejrzeń, że podarowanie Kościołowi takiej kwoty stanowi pogwałcenie unijnego prawa o zakazie nieuczciwej konkurencji komercyjnej. Podstawą odpuszczenia podatku było przeświadczenie, że nieruchomości mają charakter religijny, edukacyjny lub charytatywny i nie są wykorzystywane do celów przynoszących profit. Ale tak nie jest, bo kościelne hostele i szpitale to firmy
jego świętości we Włoszech, to co może zdarzyć się gdzie indziej? Unia Europejska – ośmielona tym, że nie rąbnął w nią piorun – postanowiła rozszerzyć dochodzenia na kwestię legalności subsydiowania Kościoła w Hiszpanii i zniżki podatkowe, jakimi cieszy się on w Belgii. Największa przykrość może jednak spotkać Kościół ze strony wiernych. Rok 2009 tzw. Stolica Apostołów zamknęła de-
Wielka tajemnica kasy Najpierw Włosi odważyli się zapuścić żurawia do Instytutu Dzieł Religijnych. Tych ostatnich nie dostrzeżono, ale wykryto dzieła prawdopodobnie kryminalnej proweniencji, czyli brudną forsę. Wygląda na to, że instytut to raczej pralnia. Niespodziewana odwaga Włochów zainspirowała Unię Europejską, a Komisja Europejska oznajmiła wszczęcie dochodzenia w sprawie zwolnienia od podatków nieruchomości kościelnych we Włoszech. Rząd pobożnego katolika Berlusconiego zwolnił Kościół z ich płacenia w roku 2005. Komisja Europejska dreptała nieśmiało wokół tego casusu od samego początku, dwukrotnie próbując coś przedsięwziąć, lecz straciła rezon i w roku 2008, i w 2010. Ale za trzecim razem odwaga zwyciężyła. Już po wstępnych oględzinach uznano, że zwolnienia podatkowe są „prawdopodobnie nielegalne”. Watykan jest właścicielem 100 tysięcy nieruchomości i zwolnienie z podatków zaoszczędza mu 2 miliardy euro rocznie. Komisja Europejska
przynoszące zyski, a często ukierunkowanene są wręcz na bardzo bogatego klienta. A ponieważ nie płacą podatków, mogą oferować konkurencyjne ceny, co zmniejsza szanse konkurencyjne świeckich podmiotów gospodarczych. Znają ten ból polscy właściciele hoteli czy biur podróży... Ponadto niezdrowa ciekawość UE sprawiła, że oko Komisji spoczęło na innym interesującym fakcie: Kościół we Włoszech został dodatkowo zwolniony z połowy podatku biznesowego, płaconego od dochodów handlowych. Dyspensa datuje się od roku 1950, gdy włoskie prawo zredukowało o 50 proc. podatek dla jednostek charytatywnych. Gdzie filantropia, a gdzie dochody z biznesu? Jeśli podejrzenia Komisji zostaną potwierdzone, władze włoskie będą zmuszone ściągnąć od Kościoła wszystkie należne podatki. Jeśli tego nie uczynią, same zostaną skazane na wysokie grzywny. Kościół ma podstawy do obaw, że ta „zaraza” będzie się rozprzestrzeniać. Skoro doszło do splugawienia
ficytem ponad 6 mln dolarów. W tym roku wierni w Europie byli obszernie informowani przez media o tym, jak w praktyce Kościół realizował swe boskie posłannictwo. Jednym z głównych źródeł dochodu Watykanu jest ściągane ze świata świętopietrze. Są uzasadnione obawy, że katolicy – po zapoznaniu się z rozmiarami pedofilii, kłamstw i kryminalnego chronienia winnych przestępstw przed odpowiedzialnością karną – mogą okazać się mniej szczodrzy. Ostatni sondaż włoskiego magazynu „Focus” pokazał, że 26 proc. tamtejszych katolików rozważa poważnie zmianę przynależności religijnej, a to w związku z niespodziankami, jakie wyszły na jaw. Bądź co bądź na nabożeństwach na przykład Hare Kryszna nikt nachalnie nie domaga się świadczeń finansowych... Przy takim scenariuszu potężny Kościół katolicki za kilkanaście lat może skurczyć się do wymiaru wyznania rozśpiewanych jaroszów. Chyba że pojawi się drugi Luter. PIOTR ZAWODNY
Świadkowie Jezusa Wydawać by się mogło, że szerzenie wiary w katolickie bóstwa to zadanie watykańskiej Kongregacji Doktryny Wiary – spadkobierczyni św. Inkwizycji... Najwidoczniej jednak nie spełnia ona należycie tej funkcji, zaabsorbowana tropieniem nieprawomyślnych teologów i stwarzaniem pozorów wymierzania sprawiedliwości księżom pedofilom, skoro papież wydał dekret powołujący do życia nową instytucję, która zajmie się krzewieniem wiary. Nie tyle nawet krzewieniem, co nawracaniem tych, co się od katolicyzmu odwrócili. Czyli przede wszystkim Europy Zachodniej. Pontyfikalna Rada Nowej Ewangelizacji ma na powrót wsadzić Europejczykom do gardła religię, którą znaczna ich część po długim krztuszeniu się wreszcie wypluła i z ulgą odetchnęła. Jakie przesłanki pozwalają przypuszczać, że Francuzi, Holendrzy, Belgowie, Hiszpanie czy Niemcy będą chcieli ponownie jeść tę żabę? To jakby z dealershipów nagle wycofać samochody i zacząć oferować furmanki. Papa jedyny wie, jak to mogłoby zadziałać... Z religią jest tak, że najlepiej i najłatwiej zakotwiczyć ją w pustej głowie. Albo dziecka, albo osobnika stroniącego od nadużywania mózgu, bądź egzystującego w buszu i podatnego na spektakularne czary szamanów. Kiedy ktoś podrośnie, łyknie trochę wiedzy, zacznie samodzielnie i krytycznie myśleć, bardzo trudno skutecznie nafaszerować go Adamem i Ewą, czarowaniem chlebka, lewitacją, wiarą w papieską nieomylność itp.
Zwłaszcza teraz, gdy świat widzi, że teoria i praktyka kościelna nie przylegają do siebie zbyt ściśle. W swym dekrecie Benedykt prawi, że zadaniem Rady jest „promowanie doktryny kościelnej i mobilizacja działalności misjonarskiej przy użyciu środków przekazu”, ale tu Watykan pośliznął się już na samym początku: Dekret rozprowadzany jest po łacinie i po włosku. Gdy dziennikarze uprzejmie zapytali ks. Rina Fisichellę, szefa urzędu nowej ewangelizacji, czy jest pewien, że są to najlepsze języki do skutecznego propagowania na świecie kościelnego przesłania, ten odparł, że to nie jego wina, bo dopiero co został mianowany. W treści dekretu papież lamentuje, że „ogromny postęp naukowy, socjalny i cywilizacyjny w minionym wieku spowodował, że narody o chrześcijańskich korzeniach zaczęły wierzyć, iż mogą istnieć bez Boga”. Jeśli nawet nie bez Boga, to bez Kościoła znakomicie, bo przecież wszystkiemu winien jest postęp i cywilizacja! Niestety, średniowiecze, apogeum panowania kościelnego, minęło i to se ne vrati, jak mawiają bezbożni bracia Czesi. Obwiniając postęp techniczny o znokautowanie pięknej, ślepej wiary, Święty Ojciec jednocześnie postuluje... „wykorzystanie całego postępu nauki i komunikacji medialnej do dzieła odrestaurowania religii w świeckim świecie”. Intrygujące jest, jak Papa wyobraża sobie nasilenie aktywności misjonarskiej. Zwłaszcza w Zachodniej Europie. Dżentelmeni w brązowych habitach przepasanych sznurkiem będą rozdawać różańce i święte obrazki? CS
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r. Richard Dawkins: Wybieram się na spotkanie z medium, podczas którego będzie połączenie z zaświatami. Mógłbyś udzielić mi kilku wskazówek, na które triki powinienem zwrócić uwagę? Derren Brown: Myślę, że będzie to duże rozczarowanie, bo te sprawy są oczywiste. W takim biznesie medium nie musi się bardzo wysilać, gdyż cała sala wierzy w jego uczciwość. Wystarczy spojrzeć okiem sceptyka, aby odkryć oszustwo. Wierzący oczywiście chce, żeby to wszystko pasowało do siebie. Jeśli chodzi do kościoła co wtorek, to całym sobą wierzy, że w tym tygodniu uda mu się połączyć z jakimś zmarłym Albertem lub kimkolwiek innym. Więc medium ma problem z głowy. Często w telewizji przed włączeniem kamer medium rozmawia z gośćmi i próbuje uzyskać jak najwięcej informacji na temat ich pragnień. – Tak wprost, perfidnie? – Oczywiście. – Czyli wypytują sami, nie wynajmują nawet specjalnie zatrudnionych do tego celu ludzi? – Czasem przychodzą ze znajomymi ludźmi. Mówią coś w stylu „chodź tu, czuję, że uda się nawiązać kontakt”. Przyprowadza się osoby najbardziej rozchwiane emocjonalnie, to robi wrażenie. Jednak najczęściej medium rozmawia z widzami przed programem, bo i tak to sami wierzący ludzie. „Twój bliski zmarł. Tak, czuję, że to twój bliski”. To bardzo proste, prawda? Warto również zwrócić uwagę na ciągłe gadanie. Medium zna siłę słów, dzięki czemu miażdży jakąkolwiek krytykę na widowni. Mniej zaawansowani robią za dużo pauz i wdają się w dyskusję. Takie gadanie bez przerwy robi spore wrażenie. Wydaje się, że medium trafia bez przerwy, nawet gdy czytany wygląda na nieco zmieszanego. Często też rzuca najczęstsze imię, na przykład Albert, pytając: „Czy komuś coś to mówi? Może ta strona, może pani?”. Wtedy prawie zawsze ktoś z widowni odpowie, że to były mąż lub coś w tym stylu. Wówczas czytający automatycznie to wykorzystuje, a Albertem tak naprawdę mógł być ktokolwiek. Medium powie: „Tak, to twój mąż”, jakby samo to odkryło. Inny sposób to ogólne stwierdzenie, na przykład: „Widzę jakiś wypadek, jakąś wodę”. Wtedy znowu ktoś z widowni powie: „Kiedy byłem mały...”, i medium od razu odpowiada: „Tak, widzę, że byłeś dzieckiem”. Wszyscy są pod wrażeniem... Czyli mówi się jakieś ogólne niepasujące do niczego zdanie, a widownia sama dopisuje do tego znaczenie. Wtedy medium udaje, że od początku o tym myślało. To najbardziej popularny schemat i bardzo łatwy do wychwycenia. Ten słowotok jest tak szybki, że ludzie myślą, że medium zna wszystkie informacje i powoli je wyjawia, ale to bzdura, bo tylko czeka na podpowiedzi widzów. Robią też tak, że pomijają te ogólne pasujące do każdego rzeczy i mówią szczegóły,
BEZ DOGMATÓW
Najzwyklejsze cuda (2)
Ciąg dalszy pasjonującego wywiadu przeprowadzonego przez Richarda Dawkinsa z Darrenem Brownem, psychologiem, iluzjonistą, demaskatorem oszustw takich naciągaczy jak tarociści, wróżbici czy media. na przykład „Widzę jakieś spinki, jakąś czerwoną biżuterię, masz coś w pudełku z biżuterią”. O czerwonych spinkach nikt już nie pamięta, więc warto wiedzieć, od czego czytający zaczął. Raz widziałem taki odczyt: „Widzę jakiegoś psa, który spał na korytarzu”. W odpowiedzi usłyszał, że to nieprawda, więc ciągnął dalej „Jakiś obraz z psem na ścianie korytarza?”. Czytany odpowiada: „Nie, ale powiesiłem ostatnio na korytarzu pewien obraz”. Medium odpowiada „zmarły nie lubi tego obrazu, lepiej go zdejmij”. Nikt już wtedy nie pamięta tego psa, a przecież właśnie o niego chodziło. – Myślę, że to jeszcze da się ogarnąć, ale ktoś mógł usłyszeć od kogoś, kto słyszał z kolei od innej osoby, że medium trafiło idealnie. Myślę, że takie trafienia się powtarzają, a o pudłach nikt nie mówi. – Oczywiście, że tak. Jedną z pierwszych lekcji dla iluzjonistów jest to, że połowa triku zaczyna się dopiero wtedy, gdy ofiara przesadnie
chwali i opowiada o sztuczce znajomym, żeby nie wyjść na idiotę. Słyszałem o medium na jakiejś policyjnej imprezie, które uścisnęło dłoń mundurowego, zachwiało się i powiedziało dziwnym głosem: „Lepiej już idź. Henrietta się przeziębi”. Potem udało, że się obudziło i spytało policjanta, kto to Henrietta. Mężczyzna był wstrząśnięty, bo Henrietta to nazwa jego samochodu. Gdy policjant wyszedł z imprezy, okazało się, że padał śnieg, czyli rzeczywiście „mogła się przeziębić”. Ludzie pytali, jak to wytłumaczę. Oczywiście większość osób wie, co się wydarzyło, ale to świetna anegdota. Gdyby medium podeszło i powiedziało wprost „twój samochód to Henrietta” (tylko tyle informacji potrzebowało), to policjant byłby pewien, że ktoś mu wcześniej o tym powiedział. Przecież na imprezie było mnóstwo ludzi, którzy wiedzieli o tej nazwie. Liczy się efektowny sposób przekazania prostej informacji. Medium zmieniło bzdurę w wielkie wydarzenie, przez które ten policjant zaczął wierzyć
w nadnaturalną moc. Teraz wszystkim o tym opowiada... Tak to działa. – Rozmawiałem z wieloma mediami, chiromantami i innymi, z których usług korzystałem. Zdziwiło mnie to, że każdy poniósł porażkę. Myślałem, że będą w tym dobrzy i w końcu coś trafią. Przecież gdyby sceniczny iluzjonista miał tyle porażek, zostałby wygwizdany. Oni, przedstawiając się jako media, paradoksalnie przyznają sobie większe prawo do błędów. – Mimo że nadzwyczajne stwierdzenia wymagają nadzwyczajnych dowodów, przyznają, że to nie nauka i może się nie udać. Próbują coś wyczuć, ale jak nie wyjdzie, to nic się nie stało. Mówią bzdury i jeśli nie trafią, to tłumaczą, że czytany „blokuje energię”. – Widziałem program w telewizji opowiadający historię o duchach. Nikt tam nie próbował oszukiwać. Wynajęto aktorów i wszystko wyreżyserowano. Twórcy przyznali, że wszystko jest wymyślone. To była opowieść o ludziach spotykających się we śnie. Trzech mężczyzn umówiło się przed snem w konkretnym miejscu. Telewizja stworzyła odpowiednie efekty specjalne itp., wbijając ludziom taki obraz do głowy.
17
– Prezentacja takich rzeczy w formie wizualnej bardzo przyciąga ludzi. Łatwo dać się nabrać mediom, bo błyskawicznie wszystko można wizualizować. Ludzie muszą szybko tworzyć schematy w umysłach, żeby wszystko lepiej rozumieć. Niestety, często wpadamy przez to w pułapki. Możemy próbować im wytłumaczyć, ale tłumaczenie nigdy nie będzie tak atrakcyjne jak wizualizowany mit. – Gdybyś rozmawiał ze zmarłym, czy nie spytałbyś go, jak to jest być martwym? Czy tam jecie, śpicie, imprezujecie? Jaki jest Bóg? Medium i ludzie mu wierzący z reguły mówią: „Powiedz jej, że tęsknię. Piesek też tęskni”. To zawsze jest banalne i bez polotu. – Kiedy wsłuchujesz się w medium, zauważasz ich wiarę w dostarczanie dowodów. Dlatego mówią o bliźnie na kolanie, o której wie zmarły. To mają być dowody na połączenie z duchem. To raczej nigdy nie zmienia się w konkretną i głęboką rozmowę. Jednak to chyba dobrze, bo medium rzadko sugeruje, jakie życiowe decyzje podjąć. Jeżeli chodzi o nielogiczność tego wszystkiego, to bardzo dobrym przykładem są karty tarota, które tasujesz i rozkładasz na stole. Niby można odczytać z nich czyjś los, ale przecież jak powtórzysz rozkładanie pięć minut później, to wyjdą zupełnie inne karty, czyli wróżba będzie zupełnie inna niż chwilę wcześniej. Medium zwykle odpowiada, że przeznaczenie zmienia się co minutę, ale skoro tak jest, to należy stawiać tarota co parę chwil. – Skąd wziął się twój sceptycyzm? – W młodości byłem pobożnym chrześcijaninem. Powodem tego było szkolne czytanie Biblii – bardzo nieprzyjemna indoktrynacja. Później dorastałem bez chrześcijańskich przyjaciół, dzięki czemu na studiach bardzo szybko przestałem wierzyć, rozmyślając nad tym bez poczucia winy. Jako początkujący iluzjonista zrozumiałem, jak karty tarota i media naprawdę działają. Odkryłem, że nie ma w tym nic demonicznego i tajemniczego. To tylko gra psychologiczna. Rozmawiałem z mediami i wsłuchiwałem się w ich błędne rozumowanie. Później skonstatowałem, że robię to samo, będąc chrześcijaninem. Chociaż łatwiej jest śmiać się z takich wierzeń, bo moja wiara była dużo bardziej uprzywilejowana. Odkryłem, że jestem hipokrytą. Zacząłem czytać rozprawy teologiczne na temat Biblii i chciałem pogłębić swoją wiarę. Wszystko powoli zaczęło mi się wydawać głupie. Gdy zdałem sobie sprawę, że Biblia nie jest książką historyczną, zupełnie straciła dla mnie wartość. Wiemy, jak działa efekt placebo, zimny odczyt czy fałszywe wspomnienia, a ta wiedza sprawia, że mamy otwarty umysł. Tłumaczył: ARIEL KOWALCZYK
18
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Ostatnie pożegnania Gdyby ludzie nie byli straszeni wizją piekła i niepewną obietnicą nieba, pewnie nie byłoby tak wielkiego lęku przed śmiercią. Może dlatego szczególną atencją darzymy ludzi, którzy nie bali się umrzeć, a „ostatnie słowa” wielu z nich na zawsze przeszły do historii. Niccolo Machiavelli, pisarz i historyk włoski z przełomu XV i XVI wieku, zasłynął maksymą, że cel uświęca środki. Co prawda jego ideologię przedstawioną w „Księciu” dziś mocno wypaczono, przypisując mu niesłusznie bezgraniczny cynizm i okrucieństwo, jednak bezspornie sam Machiavelli miał wielce krytyczny stosunek do bliźnich. „Ludzie będą zawsze dla ciebie źli, jeżeli konieczność nie zmusi ich do tego, by byli dobrzy” – twierdził filozof. Przekonywał, że człowiek prędzej zapomni o śmierci własnego ojca niż przeboleje utratę ojcowskiego spadku. Radził, by ludzi zjednywać sobie pieszczotą albo niszczyć, bo za drobne krzywdy będą się mścili, a doznawszy wielkich – już nie będą w stanie. Także o Kościele nie miał wysokiego mniemania. Uważał, że im bliżej Rzymu ktoś się znajduje, tym mniej staje się religijny. „Głównym znakiem bliskiego upadku chrześcijaństwa jest ta okoliczność, że ludy najbliżej stolicy chrześcijaństwa żyjące, najbardziej cnót chrześcijańskich są pozbawione (...). Gorszące przykłady Kurii rzymskiej stały się powodem, że lud włoski wyzuł się wszelkich pobożniejszych zasad i wszelkie prawie postradał uczucia religijne. Kościół i duchowieństwo najwięcej zawiniło, że my, Włosi, staliśmy się niedowiarkami i rozpustnikami” – pisał. W ostatnich słowach przed śmiercią 58-letni Machiavelli mówił o piekle i niebie: „Chcę iść do piekła, nie do nieba. W piekle będę miał towarzystwo papieży, królów i książąt, a w niebie są sami żebracy, mnisi, pustelnicy i apostołowie”. Heinrich Heine, znany z krytycznego stosunku do Kościoła wybitny poeta romantyczny,
miał 59 lat, gdy odchodził z tego świata w 1856 roku. „Bóg mi wybaczy, to jego fach” – oznajmił spokojnie przed śmiercią. Winston Churchill żył 90 lat, a w swojej karierze był premierem aż dwa razy. Świetny mówca, polityk, dziennikarz i pisarz zdobył za swoje książki Nagrodę Nobla. Przed kilkoma laty w plebiscycie BBC ogłoszono go Brytyjczykiem wszech czasów. Był miłośnikiem cygar i niezdrowego trybu życia, mistrzem ciętych ripost, z których wiele przeszło w anegdoty. Oskarżony publicznie przez kobietę, że jest pijany, odparł uprzejmie: „Ale ja jutro, madame, będę trzeźwy, a pani nadal będzie taka brzydka...”. Na 9 dni przed śmiercią, zanim zapadł w śpiączkę, wyznał zebranym wokół niego ludziom: „Już mnie to wszystko potwornie nudzi...”. Del Close, amerykański improwizator teatralny, wielki komediant, pisarz i nauczyciel, kiedy umierał przed 11 laty, wyznał w ostatnich słowach: „Dzięki Bogu. Już mnie nudziło bycie najśmieszniejszą osobą w pokoju...”. 67-letni Louis-Ferdinand Céline, francuski pisarz, wyraził życzenie szczególne: „Na mój pogrzeb niech nikt nie przyjdzie. Wszyscy będą z tego zadowoleni, a ja najbardziej. Skromność przede wszystkim”.
Lorda Byrona szczególnie upodobali sobie Grecy. Ten wybitny angielski poeta i dramaturg wsparł ich walkę o niepodległość całym swoim sercem i majątkiem. Osobiście chciał wziąć udział w zdobyciu tureckiej twierdzy w Zatoce Korynckiej. Ale zanim wyprawa wypłynęła, Byron zachorował. Puszczanie krwi tylko go osłabiło. Właśnie wtedy przeziębił się i dostał wysokiej gorączki. Umierając 19 kwietnia 1824 roku, powiedział pogodnie: „No to teraz idę spać, dobranoc”. Twórca teorii ewolucji, Karol Darwin – którego zalicza się do dwudziestki ludzi, mających największy wpływ na dzieje ludzkości – tak wypowiadał się z perspektywy swojego życia: „Gdybym miał raz jeszcze życie rozpocząć, trzymałbym się takiego prawidła, ażeby przynajmniej raz na tydzień przeczytać coś z poezji lub posłuchać nieco muzyki; wtedy bowiem zanikłe obecnie części mego mózgu zachowałyby się może przez używanie. Utrata wrażliwości na takie rzeczy jest pewną utratą szczęścia i jest, być może, szkodliwa dla inteligencji”. „Zupełnie nie boję się śmierci” – wyznał umierający Darwin w kwietniu 1882 roku. Zanim amerykański aktor Humphrey Bogart został okrzyknięty aktorem wszech czasów, imał się wszelkich zajęć człowieka bez
kwalifikacji. Przez lata nauka i dobre sprawowanie sprawiały mu kłopoty i szybko porzucał kolejne, renomowane szkoły. Mówił o sobie, że na planie filmowym poznał kilkadziesiąt sposobów umierania. Tzw. porządni faceci dostawali kulkę w serce i ginęli od razu. Typy spod ciemnej gwiazdy konały w męczarniach od kuli w brzuch. I tych właśnie grywał u progu kariery najczęściej, kończąc życie w pierwszej połowie filmu... Był nałogowym palaczem. Umarł w styczniu 1957 roku z powodu raka krtani. „Mogłem się nie przerzucać ze szkockiej na martini” – wyznał w ostatnim zdaniu. Dwa stulecia wcześniej – w oświeceniu – żył i tworzył Wolter, francuski filozof, pisarz, dramaturg i historyk. Do dziś z jego imponującej korespondencji zachowały się 23 tysiące listów. Bulwersował, zadziwiał odwagą przekonań, inspirował... Jego trudny, niezależny charakter nie zjednywał mu otoczenia i powodował ciągłe konflikty. Odrzucał instytucję Kościoła i religie objawione. Był orędownikiem religii rozumowej, naturalnej, moralnej. „Gdyby Boga nie było, należałoby go wymyślić” – powtarzał Wolter. Był wrogiem fanatyzmu religijnego, ale też odrzucał ateizm, uznając Boga za praprzyczynę wszystkiego. Walczył o rozdział Kościoła od państwa i poszanowanie wszelkich religii. Przeżył burzliwie 84 lata. Kiedy zbliżał się kres jego życia, wezwano do niego księdza. Zapytał umierającego Woltera, czy wyrzeka się szatana. „Spokojnie, dobry człowieku, to nie czas na robienie sobie wrogów” – rzekł mu pisarz.
2206 lat dzieli dzień śmierci Aleksandra III Wielkiego od daty odejścia Marksa. Obydwaj przeszli do historii ze zgoła różnych powodów. Aleksander Macedoński zasłynął jako znakomity strateg i jeden z największych zdobywców w dziejach historii. Marks – socjolog i ekonomista – był twórcą tzw. naukowego socjalizmu i idei, które zmieniły oblicze świata. Aleksander Macedoński (IV w. p.n.e.) podbił w krótkim czasie największe państwo ówczesnego świata – imperium perskie. Miał w swoim krótkim życiu 3 żony. Na rok przed śmiercią wyrocznia objawiła mu, że jest synem Zeusa, i Aleksander uwierzył, iż jest bogiem. Niebawem bardzo przeżył śmierć ukochanego przyjaciela i partnera. Popadł w alkoholizm i podupadł na zdrowiu. Do dziś nie wiadomo, czy w krytycznym momencie była to dodana do wina trucizna, czy raczej przedawkowanie leku. Medycy podawali mu bowiem białą ciemiężycę, która w małych ilościach działała jak lekarstwo, a w dużych – może zabić. Zmarł po kilkunastu dniach choroby w wieku zaledwie 33 lat. „Umieram wśród zbyt wielu lekarzy” – powiedział zgromadzonym medykom na pożegnanie. 2206 lat później na łożu śmierci leżał Karol Marks – Żyd z pochodzenia, którego rodzina przeszła na luteranizm, by uniknąć ograniczeń w karierze prawniczej czy lekarskiej. Ukończył prestiżowe studia prawnicze, doktoryzował się. Niebawem poznał Engelsa, z którym współpracował i przyjaźnił się przez lata. Coraz więcej pisał i publikował, a jego poglądy stawały się coraz bardziej znane. Był niezwykle pracowity i poświęcony swojej idei naukowego socjalizmu. Wiele podróżował: Paryż, Bruksela, Kolonia, Londyn... W Anglii finansowo musiał go wspierać Engels, bo Marks żył na skraju ubóstwa. W dodatku dotknęła go ropna choroba skóry, która powodowała cierpienie i chęć ucieczki przed światem. Te dolegliwości przeszkadzały mu w dokończeniu „Kapitału”, którego dwa tomy już po śmierci Marksa wydał Engels. Był 14 marca 1883 roku. 65-letniego, ciężko chorego Marksa poproszono, by przekazał swoje ostatnie przesłanie. „No już, wynoście się stąd” – powiedział. – Ostatnie słowa są dla głupców, którzy nie powiedzieli wystarczająco wiele...”. BARBARA CHYBALSKA
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
LISTY Palikot pierwszy? 25.10.2010 r. w programie „Fakty” w TVN, podając informację o demonstracjach pod siedzibami biskupów planowanych przez ugrupowanie Janusza Palikota, wprowadzono opinię publiczną w błąd. Powiedziano mianowicie, że jest to pierwsza w wolnej Polsce manifestacja przeciwko Kościołowi. Informuję, że od 2002 roku działa w Polsce partia polityczna RACJA Polskiej Lewicy (do stycznia 2006 Antyklerykalna Partia Postępu RACJA) i działacze tej partii od 2002 roku organizowali manifestacje antyklerykalne, na które zapraszani byli przedstawiciele mediów, ale często z tych zaproszeń nie korzystali. W internecie jednak ukazywały się informacje na temat tych wystąpień. Ponieważ należałem do organizatorów tych manifestacji w czasach, kiedy dużej odwagi wymagało protestowanie przeciw Kościołowi, którego wówczas bali się wszyscy, któremu podlizywali się politycy od prawa do lewa, a Janusz PALIKOT wydawał ultrakatolicki „OZON” – czuję się w obowiązku zwrócić uwagę na nierzetelność Waszych informacji i poprosić o ich sprostowanie. Pierwszą demonstracją przeciwko wpływom Kościoła katolickiego w wolnej Polsce (jeszcze za życia Jana Pawła II) była demonstracja w Warszawie w dniu 28 lipca 2003 roku w 10 rocznicę podpisania konkordatu. Później odbywały się duże ogólnopolskie marsze antyklerykalne w Warszawie pod hasłem: „Dość państwa klerykalnego” w kwietniu 2006 roku oraz w 13 rocznicę konkordatu w lipcu 2006 roku pod hasłem: „Polska socjalna, nie klerykalna”. I szereg innych, pomniejszych. To nie Palikot, ale RACJA jako pierwsza protestowała przeciwko próbom ograniczania demokracji, kościelnej cenzurze, pedofilii i dyskryminacji, wskazując na konkretne przykłady totalnej klerykalizacji i rozdawnictwa pieniędzy Kościołowi katolickiemu. „Kraju Polan, powstań z kolan!”, „Giertych – Rydzyk – Katecheci! Łapy precz od naszych dzieci!”, „5 mln ubogich Polaków, 5 mld rocznie na Kościół”, „Polska racja stanu z dala od Watykanu”, „Gdy (samo)rząd przed klerem klęczy, to naród z biedy jęczy”, „Dawniej Moskwa, dziś Watykan”, „Precz z postinkwizycją” – to niektóre z haseł wznoszonych przez demonstrantów. To RACJA PL od lat protestuje przeciwko restrykcyjnej ustawie antyaborcyjnej, przeciw krzyżom w szkołach, w urzędach, w lokalach wyborczych i przeciw temu w Sejmie, przeciwko antypolskiemu Radiu Maryja, przeciwko sowicie opłacanym z naszych podatków kapelanom w każdej grupie zawodowej,
przeciwko indoktrynacji religijnej w szkołach itd. Brak pieniędzy i przełożenia na media, a także tchórzliwość tych ostatnich z obawy narażenia się Kościołowi i jego hierarchom sprawiły, że wiadomości o tych manifestacjach nie docierały do szerokiej opinii publicznej. Dziś, gdy antyklerykalna odwaga staniała, kiedy wskutek
SZKIEŁKO I OKO (Krk) dóbr i ich odzyskania; 3) faktycznego rozdziału państwa i Krk; 4) likwidacji Ordynariatu Polowego i katechezy w szkołach; 5) legalizacji związków partnerskich i aborcji na życzenie; 6) wypowiedzenia konkordatu. O wyniki referendum można być spokojnym, a Krk w Polsce straciłby raz na zawsze mandat do wypowiadania się i decydowania
kościół. Ławki z tego kościoła przywieziono do kościoła na Suchej Górze w Bytomiu. Ołtarz upchali do innego kościoła w Polsce. Siostry były bardzo zaniepokojone sytuacją w Niemczech i martwiły się, że do Polski może przyjść to samo. One widzą, że do kościoła chodzi coraz mniej ludzi i wyraziły obawę, że wkrótce ten sam los może spotkać kościoły w Polsce. Niemcy są bardziej postępowi, bo burzą kościoły. Oby do Polski jak najszybciej przyszedł ten trend. Teofil
Podatek? Tak!
ostatnich wydarzeń naród zaczyna „powstawać z kolan”, kiedy w sprawę zaangażował się medialny Janusz Palikot, uważa się go za prekursora i ikonę antyklerykalizmu. Tymczasem to nie PALIKOT, ale Jan BARAŃSKI, Teresa JAKUBOWSKA, Joanna GAJDA, Stanisław BŁĄKAŁA, Józef ZIÓŁKOWSKI oraz niżej podpisany, a przede wszystkim Roman KOTLIŃSKI, twórca i prekursor zorganizowanego ruchu antyklerykalnego w Polsce jako pierwsi odważyli się przeciwstawić potędze Kościoła rzymskokatolickiego. I rzetelność dziennikarska wymaga, by opinię publiczną uczciwie o tym poinformować. Ziemowit Bujko współorganizator pierwszych manifestacji antyklerykalnych w wolnej Polsce
Wróg narodu Niejaki abp Henryk Hoser publicznie postraszył ekskomuniką tych wszystkich posłów polskiego parlamentu, którzy odważą się głosować za legalizacją i refundowaniem metody in vitro! Ripostowali Katarzyna Piekarska i Marek Balicki (SLD). Dobrze, że chociaż tyle! Ciekawe, czy postanowienia konkordatu przewidują rzucanie klątwy na parlamentarzystów. Jak długo jeszcze ta czarna, fioletowa i purpurowa zaraza (łamiąc podstawowe prawo – Konstytucję RP) będzie ośmieszać nasz kraj w Europie i na świecie? Na tak bezczelne i bezprawne ingerowanie w prace parlamentu rząd i prezydent RP (rządząc w kraju demokratycznym) powinni zareagować zdecydowanie i natychmiast! Tak byłoby w każdym normalnym kraju, ale nie w Polsce. Rząd RP winien rozpatrzyć wypowiedzenie konkordatu z winy Krk oraz zarządzić ogólnopolskie referendum i zapytać POLAKÓW, czy chcą: 1) likwidacji Komisji Majątkowej i funduszu kościelnego; 2) rozpatrzenia niesłusznie nadanych
w imieniu NARODU!!! Religia i jej dogmaty to największy wróg nauki i wszelkiego postępu. Mir
Najtrudniejszy pierwszy krok... ...śpiewa Jerzy Połomski. Piosenka o melodii jakże miłej dla ucha. Pierwsza w kraju kierowniczka szkoły, i to w Krakowie, mieście w dużej części administrowanym przez „przyjaciela” santo subito, kard. Dziwisza – uczyniła ten pierwszy krok, zdejmując krzyże ze szkolnych ścian. Komentarz do tego wydarzenia poczyniony przez rzecznika Episkopatu był również zaskakujący, bo słowa, że „już niedługo wszyscy zaczniemy się wstydzić krzyża”, można również tłumaczyć jako proroctwo i jasnowidzenie... Według nauk Kościoła – krzyż to symbol miłości bliźniego, pojednania itd. Jak więc my, wyborcy, mamy oceniać zachowania posłów – wzajemne obrażanie, oskarżenia i pomówienia oparte na intrygach? Czy to jest zgodne ze składaną przez posłów przysięgą: „(...) dobro Ojczyzny będzie moim najwyższym nakazem...”? Przysięgi te składane są przez większość praktykujących katolików z przywoływaniem Boga o pomoc w dotrzymywaniu przysięgi. Należy więc zadać pytanie, czy strażnicy średniowiecznej doktryny wiary nie przewidują ekskomuniki za te „bluźnierstwa” wypowiadane w obecności krzyża wiszącego na ścianie Sejmu. Sympatyk Lewicy
Burzą kościoły Słyszałem w Radiu FiM, że w Holandii z kościoła zrobiono bibliotekę z czytelnią i księgarnię w jednym. Pomysł dobry. Magazyn wysokiego składowania książek jak znalazł. Słyszałem niedawno rozmowę tercjarek, które ubolewały nad tym, że w ubiegłym roku w Essen zburzono
Artykuł Ryszarda Nanke zamieszczony w „FiM” nr 43 z 2010 r. trafnie przedstawia rozwiązanie spraw podatku kościelnego. Jego wprowadzenie pozwoliłoby na przejrzystość naszego systemu finansowego na styku państwo–Kościół. Ale czy Kościół albo nasze obecne władze zgodziliby się na to, aby uznać kogoś za bezwyznaniowego? Taki podatek musiałby zostać wprowadzony wbrew woli Kościoła, co w naszym rozmodlonym Sejmie jest nie do pomyślenia. W kampanii wyborczej Kościół odżegnywał B. Komorowskiego od czci i wiary, a teraz zawsze krąży za nim stado sutannowych. W telewizji Prezydent ukazuje się przeważnie z asystą księży, biskupów i zakonnic, a kler krąży za nim jak sępy za padliną. Swoje modły pan Prezydent mógłby uprawiać w alkowie, a nie przed kamerami telewizyjnymi. W sytuacji, kiedy posłowie w większości stawiają wiarę ponad służbę Narodowi i czują się zwolnieni od złożonego uroczyście ślubowania, sprawa wprowadzenia podatku kościelnego jest nie do zrealizowania. W naszym kraju potrzeba nam dwóch ludzi świeckich – premiera i marszałka Sejmu – a Polska stanie się neutralna światopoglądowo w ciągu kilku miesięcy. Stanisław Błąkała, Kraków
19
Idzie nowe Ostatnio miałem wątpliwą przyjemność zwiedzania świętego miasta Wadowice wraz z moją rodziną, która na kilka tygodni przyjechała zza wielkiej wody. Początkowo byłem sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, ale w gruncie rzeczy jestem bardzo zadowolony z tego, co widziałem. Kiedy moja rodzina poszła zwiedzać bazylikę na rynku w Wadowicach, ja usiadłem sobie na ławce i obserwowałem ludzi. Szczególnie spodobała mi się wycieczka szkolna – młodzież w wieku ok. 17 lat. Mimo usilnych próśb nauczycielki na wejście do kościoła zgodziło się może 5 osób na mniej więcej 30. Reszta wolała wypalić papierosa bądź coś przekąsić w pobliskim barze z fast foodami. Kościół przegrywał również z fontanną, przy której zadowolona młodzież robiła sobie wiele zdjęć. Jakież było moje zaskoczenie, gdy w kiosku oddalonym może 30–40 m od bazyliki, do której przez cały czas zmierzali „rozmodleni” pielgrzymi, udało mi się kupić nowy numer „FiM”! Do tej pory sądziłem, że prędzej biblijny wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż w pobliżu papieskiego domu kupię Waszą gazetę. Dlatego – co tu dużo pisać – idzie nowe! Przemysław Bartnicki
Akcja „Wyślij FiM” A gdybyśmy tak jako czytelnicy „FiM” rozpoczęli od nowego roku akcję informacyjną pt. „Prenumerata”, polegającą na opłaceniu prenumeraty rocznej, półrocznej lub kwartalnej tygodnika „FiM” z jego jednoczesną wysyłką do radnego, posła, klubu poselskiego, senatora, burmistrza, wójta, dyrektora szkoły, urzędu marszałkowskiego i podobnych osób i instytucji? Ciekawy jestem, co o takiej ewentualnej akcji sądzą Czytelnicy. Andrzej
Konkurs foto Ecce homo! Pan Paweł – prawdziwy obrońca krzyża z Krakowskiego Przedmieścia.
20
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
tany Zjednoczone, które wyszły z wojny bez zniszczeń, przez lata szczyciły się najwyżej rozwiniętą gospodarką i technologią, na którą niebagatelny wpływ miało osiedlenie się tam wielu naukowców, którzy uciekli z Europy w obawie przed wojną, a po jej zakończeniu również i z pokonanych Niemiec. Jednak już po kilkunastu latach ZSRR nieoczekiwanie prześcignął USA w wyścigu zbrojeń. Moskwa jako pierwsza wyposażyła swoją armię w rakiety balistyczne o zasięgu międzykontynentalnym. Tym sposobem terytorium USA po raz pierwszy od zakończenia XVIII-wiecznych wojen niepodległościowych z Wielką Brytanią znalazło się w bezpośrednim zagrożeniu.
S
amerykańskie próby podboju kosmosu (projekt Merkury) okazały się pierwotnie nieudane. Wystrzelenie satelity Vanguard zakończyło się spektakularną katastrofą. Transmitowany na żywo start trwał raptem dwie sekundy, bo rakieta – ledwie oderwawszy się od ziemi – eksplodowała. Wydarzenie to media określiły jako ogromny wstyd i kompromitację amerykańskiego programu kosmicznego. Podobnie zakończyły się próby wysłania człowieka w kosmos – gdy statek Merkury osiągnął jonosferę, nastąpiła jego awaria i amerykańscy kosmonauci musieli się katapultować w specjalnych kapsułach, opadając w rejonie przylądka Canaveral, gdzie mieściło się amerykańskie centrum lotów
socjalistycznych programu Interkosmos. Efektem tej współpracy był lot Mirosława Hermaszewskiego, który lecąc statkiem Sojuz 30 w dniu 5 lipca 1978 roku jako pierwszy Polak wszedł w przestrzeń kosmiczną. Analizując ten temat, nie sposób nie wspomnieć o sukcesie w dziedzinie astronomii – tj. odkryciu w 1961 roku przez prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego Kazimierza Kordylewskiego pyłowych księżyców ziemi – tzw. „księżyców Kordylewskiego”. Polska, której armia była drugą siłą w Układzie Warszawskim, miała tutaj taką pozycję jak Wielka Brytania w NATO i wymiernie zyskiwała światowy prestiż jako państwo. Z drugiej jednak strony
by w kuluarowych rozmowach, oferując bonusy kosztem NRD i Polski (sic!), wysondował stanowisko rządu RFN. Dla Polski ta gra była śmiertelnie niebezpieczna, nic więc dziwnego, że kiedy sekretarz generalny KC PZPR Władysław Gomułka dowiedział się o niej (a kwestia bezpieczeństwa polskich Ziem Zachodnich była dla niego sprawą kluczową), wpadł we wściekłość i zarządził rzecz bez precedensu – polecił, aby polski wywiad śledził poczynania Adżubeja. Polscy oficerowie tak demonizowanych dzisiaj tajnych służb PRL spisali się znakomicie i po niedługim czasie „Wiesław” miał na biurku gotowy raport razem z nagraniami rozmów z misji Adżubeja, świadczący niezbicie,
HISTORIA PRL (32)
W cieniu zimnej wojny Na początku lat 60. ubiegłego stulecia ZSRR nieoczekiwanie stał się militarną potęgą numer jeden na świecie. Automatycznie wzrosła też pozycja Polski jako drugiej siły Układu Warszawskiego. Stany Zjednoczone, obciążone tzw. „brudną wojną” w Wietnamie oraz zmagające się z dotkliwymi problemami gospodarczymi (kryzys walutowy i paliwowy, który ogarnął kraje strefy dolarowej), nie dotrzymały ZSRR kroku również i w tzw. programie „gwiezdnych wojen”, czyli najbardziej prestiżowej dziedzinie zimnowojennych zmagań. Związek Radziecki, pokazując światu, że w technice kosmicznej poszedł dalej niż USA, już w 1957 roku wystrzelił w przestrzeń kosmiczną pierwszego w historii ludzkości sztucznego satelitę – Sputnik 1. Cztery lata później radziecki kosmonauta Jurij Gagarin na statku Wostok 1 jako pierwszy człowiek znalazł się w przestrzeni kosmicznej. Natomiast w 1965 roku jego kolega Aleksiej Leonow, lecąc statkiem Wschód 2, również dokonał epokowego wyczynu, decydując się na opuszczenie rakiety i wykonanie tzw. spaceru w kosmosie. Związek Radziecki jako pierwszy wysłał również sondy planetarne na Wenus oraz Marsa. Z drugiej zaś strony
kosmicznych. Po tych wydarzeniach radzieccy delegaci przy ONZ ironicznie pytali swoich amerykańskich kolegów, czy przypadkiem USA nie chcą przystąpić do prowadzonego przez ZSRR programu przekazywania technologii krajom zacofanym. Warto też wspomnieć o polskich próbach podboju kosmosu, czynionych głównie na potrzeby Państwowego Instytutu Hydrologiczno-Meteorologicznego, zważywszy, że Polska w tym okresie jako szósty kraj na świecie zaczęła prowadzić regularny sondaż górnych warstw atmosfery. Bezzałogowe loty odbywały się na rakietach Meteor startujących z kosmodromu w Łebie-Rąbce między jeziorem Łebskiem a morzem na terenie poniemieckiego poligonu rakietowego. Największy sukces odniosły rakiety Meteor-2K, osiągając prędkość 5560 km/godz. i wznosząc się na wysokość ok. 100 km. Polski program rakietowy trwał do 1974 roku i został przerwany w wyniku wysokich kosztów całego przedsięwzięcia. Dalszą działalność prowadzono już w ramach wspólnego dla państw
kontrowersyjne posunięcia polskich przywódców mogły zachwiać strukturami całego paktu, stąd też m.in. były podejmowane niektóre problematyczne decyzje, jak na przykład zbrojna interwencja w Czechosłowacji w 1968 roku. Kiedy w 1961 roku radziecki przywódca Nikita Chruszczow zlecił budowę muru berlińskiego, definitywnie pogłębiając podział Niemiec, dla rządu w Bonn był to wyraźny sygnał, że twarda linia wytyczona przez pierwszego kanclerza RFN Konrada Adenauera (izolacja NRD, a w przyszłości także wchłonięcie niemieckich terenów wschodnich i odzyskiwanie terenów polskich) poniosła całkowite fiasko, a jakikolwiek wpływ na politykę wschodnią mogą mieć tylko poprzez Kreml. Doświadczony polityk, jakim bez wątpienia był Chruszczow, w mig odczytał te intencje i zamarzyło mu się wyrwanie RFN ze struktur NATO. W tym celu wysłał na tzw. misję sondażową do RFN swojego zięcia Aleksieja Adżubeja, redaktora naczelnego „Izwiestii”,
że wysłannik Chruszczowa w rozmowach z kanclerzem Ludwikiem Erhardem oraz premierem Bawarii (najbardziej wpływowy niemiecki land) Franzem Josefem Straussem w zamian za wystąpienie RFN ze struktur NATO oferował rządowi w Bonn likwidację NRD oraz znaczną korektę granicy z Polską. Gomułka, posiadając niezbite dowody o intencjach Kremla, które notabene były sprzeczne z głównymi ustaleniami państw Układu Warszawskiego, napisał do Chruszczowa bardzo ostry w formie i tonie list, dołączając na dowód kopie kompromitujących Adżubeja materiałów i dodając, że Polska nigdy nie zgodzi się, aby jej kosztem prowadzono z Niemcami polityczne targi. „Wiesław” nie omieszkał również o całej sprawie poinformować głównych przeciwników politycznych Chruszczowa – Leonida Breżniewa i Aleksieja Kosygina. Na Kremlu zagotowało się. Oponenci I sekretarza KPZR, którego pozycja i tak była już znacznie osłabiona (głównie za sprawą prestiżowej
porażki podczas kryzysu kubańskiego, kiedy to Chruszczow uległ naciskom Waszyngtonu i zrezygnował z rozmieszczenia na Kubie rakiet z ładunkami nuklearnymi), odebrali to jako kolejne polityczne awanturnictwo. W październiku 1964 roku Chruszczow spędzający urlop na Krymie został wezwany do Moskwy i w wyniku puczu kremlowskiego obalony z funkcji przywódcy ZSRR, a jego następcą został Leonid Breżniew. Nowy skład Kremla był bardzo wdzięczny Gomułce za pomoc w obaleniu Chruszczowa. Po paru dniach od objęcia władzy Breżniew spotkał się z Gomułką w puszczy Białowieskiej, aby mu serdecznie podziękować i zapewnić o wspólnej i niezmiennej polityce wobec Niemiec. Podobno przed wyjazdem Breżniew konsultował się ze swymi doradcami, czy może sobie pozwolić na zwracanie się do Gomułki per „Wiesław”. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że w obozie państw UW na długo zapanował spokój. W styczniu 1968 roku w Czechosłowacji stalinowca Antonina Novotnego na stanowisku I sekretarza Komunistycznej Partii CZS zastąpił Aleksander Dubczek, który ogłosił program reform społecznych nazwany „socjalizmem z ludzką twarzą”. W związku z tym, że w Czechosłowacji wciąż panował stalinizm, to społeczeństwo powitało wszelkie próby reform z entuzjazmem. Zniesiono cenzurę, rehabilitowano osoby represjonowane, powstały nowe organizacje społeczne, ograniczono rolę partii kosztem rządu wybieranego przez parlament. Do gospodarki wprowadzono elementy rynkowe, z liberalizacją cen oraz likwidacją centralnego zarządzania na rzecz samodzielności podmiotów. Odżyła kultura, wielką popularność zyskała zakazana wcześniej twórczość Franza Kafki czy Borysa Pasternaka. Podobnie jak w polskim przełomie Października ’56 triumfy zaczęło święcić rodzime kino określone na świecie jako nowa fala w historii kina, np. „Pociągi pod specjalnym nadzorem” Jirziego Menzla, „Miłość blondynki” Miloša Formana czy „Diamenty nocy” Jana Nemeca. Pewną specyfiką praskiej wiosny był fakt, że jej twórcy sami wywodzili się ze stalinowskich kręgów i w większości byli współodpowiedzialni za wszelkie represje i stagnację w kraju. Zagadkowy był również wybór na szefa partii bezbarwnego Dubczeka, niemającego silnej pozycji byłego szefa partii w prowincjonalnym Poradzie. Nie miał on choćby cienia charyzmy i przebojowości Gomułki, który był symbolem polskiego Października ’56, często porównywanego z praską wiosną. Czeskie reformy zaczęły jednak budzić niepokój w obozie państw Układu Warszawskiego, a o dalszych losach czeskiego zrywu oraz udziale w nim Polski opowiemy w następnym odcinku. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
OKIEM BIBLISTY
21
HISTORIA SOBORÓW I DOGMATÓW (47)
Stosunek Kościoła do ateizmu (1) Jednym z najtrudniejszych zagadnień podczas obrad Soboru Watykańskiego II był problem dotyczący stosunku Kościoła do ateizmu. Sobór uznał m.in., że to sam Kościół ponosi odpowiedzialność za rozwój ateizmu. Twierdzenie to znalazło wyraz w konstytucji duszpasterskiej „O Kościele w świecie współczesnym” („Gaudium et spes”), uchwalonej 7 grudnia 1965 r. Ponieważ większość katolików nie zna jej treści, warto przytoczyć kilka cytatów. Oto co powyższa konstytucja mówi o formach i źródłach ateizmu: „Wyrazem ateizm oznacza się zjawiska różniące się bardzo między sobą. Kiedy bowiem jedni przeczą wyraźnie istnieniu Boga, inni uważają, że człowiek w ogóle nic pewnego o Nim twierdzić nie może; a inni znów zagadnienie Boga poddają badaniu taką metodą, żeby ono wydawało się bez sensu. Wielu (...) usiłuje albo wszystko tłumaczyć tylko drogą naukowego poznania, albo też przeciwnie, nie przyjmuje istnienia żadnej w ogóle prawdy absolutnej. Niektórzy tak bardzo wywyższają człowieka, że wiara w Boga staje jakby bezsilna, i więcej im chodzi, jak się zdaje, o afirmację człowieka aniżeli o przeczenie istnieniu Boga. Inni znów tak sobie Boga wymyślają, że twór ten, odrzucany przez nich, żadną miarą nie jest Bogiem Ewangelii. Inni nie przystępują nawet do zagadnień dotyczących Boga, ponieważ zdają się nie odczuwać niepokoju religijnego i nie pojmują, dlaczego mieliby troszczyć się o religię. Nierzadko poza tym ateizm rodzi się bądź z namiętnego protestu przeciw złu w świecie, bądź z niesłusznego przyznania pewnym dobrom ludzkim znamienia absolutu, tak że bierze się je już za Boga. Także dzisiejsza cywilizacja nie tyle sama za siebie, ile raczej dlatego, że zbytnio uwikłana jest w sprawy ziemskie, może często utrudniać dostęp do Boga. Zapewne nie są wolni od winy ci, którzy dobrowolnie usiłują bronić Bogu dostępu do swego serca i unikać zagadnień religijnych, nie idąc za głosem swego sumienia; jednakże i sami wierzący ponoszą często za to pewną odpowiedzialność. Ateizm bowiem wzięty w całości nie jest czymś pierwotnym, lecz raczej powstaje z różnych przyczyn, do których zalicza się też krytyczna reakcja przeciw religiom, a w niektórych krajach szczególnie przeciw religii chrześcijańskiej. Dlatego w takiej genezie ateizmu niemały udział mogą mieć wierzący, o ile skutkiem zaniedbań w wychowaniu religijnym albo fałszywego przedstawiania nauki wiary, albo też braków w ich własnym życiu religijnym, moralnym i społecznym,
powiedzieć o nich trzeba, że raczej przesłaniają, aniżeli pokazują prawdziwe oblicze Boga i religii” (p. 19). „Ateizm współczesny przedstawia się też często w formie usystematyzowanej, która poza innymi sprawami tak daleko posuwa postulat autonomii człowieka, że wznieca trudność przeciwko wszelkiej zależności człowieka od Boga (...). Wśród form dzisiejszego ateizmu nie należy pominąć tej, która oczekuje wyzwolenia człowieka przede wszystkim drogą jego wyzwolenia gospodarczego i społecznego. Temu wyzwoleniu – twierdzi się – religia z natury swej stoi na przeszkodzie, gdyż budząc nadzieje człowieka na przyszłe, złudne życie, odstręcza go od budowy państwa ziemskiego” (p. 20).
Papież Paweł VI
W historii najnowszej papiestwa doszło więc do pewnej nieznacznej zmiany w stosunku do ateizmu. Nieznacznej, bo – jak czytamy dalej – „Kościół (...) nie może zaprzestać odrzucania z całą stanowczością, jak przedtem, doktryn i działalności [ateistycznych]” (p. 21). Warto przypomnieć, że jeszcze na pierwszej i drugiej sesji soboru wielu biskupów domagało się potępienia ateizmu. Nie doszło doń tylko dlatego, że sprzeciwił się temu papież Paweł VI. Dlaczego? Nie tylko dlatego, że dostrzegał on pozytywne działania wielu ateistów, ale także dlatego, że i on, i inni hierarchowie zdali sobie sprawę z tego, że Kościół coraz bardziej traci siłę oddziaływania na świecie. Znany religioznawca Józef Keller pisze o tym tak: „Generał jezuitów, T.R. Arrupe, w przemówieniu na soborze 27 września 1965 roku ujawnił, że w 1961 roku katolicy stanowili 18 proc. ogółu ludności świata, a w 1965 roku już tylko 16 proc., gdyż przyrost ludności niekatolickiej
w świecie jest o wiele większy niż katolickiej” („Katolicyzm”, s. 364). Jeśli do powyższych danych dodamy stały rozwój ateizmu i wzrost laicyzacji w wielu krajach zdominowanych wcześniej przez katolicyzm, zrozumiemy, dlaczego Kościół musiał ustosunkować się do ateizmu nieco życzliwiej niż do tej pory. Na to zagrożenie ze strony ateizmu zwrócił zresztą uwagę również Jan Paweł II, który podczas przemówienia wygłoszonego 10 października 1980 r. do uczestników Kongresu „Ewangelizacja a ateizm” powiedział: „Zjawisko ateizmu osacza nas rzeczywiście ze wszystkich stron: od Wschodu do Zachodu, od krajów socjalistycznych do krajów kapitalistycznych, od świata kultury do świata pracy. To zjawisko nie oszczędza żadnego etapu życia: od wątpiącej młodości aż po sceptyczną starość, poprzez podejrzenia i odmowy wieku dojrzałego. Żaden kontynent nie został oszczędzony” („Osservatore Romano” wydanie polskie, 1980 nr 12). Dlatego też Sobór Watykański II doszedł do wniosku, że „ateizm należy zaliczyć do najpoważniejszych spraw doby obecnej i poddać go staranniejszym badaniom” (p. 19). W tym celu papież Paweł VI utworzył 9 kwietnia 1965 r. watykański Sekretariat dla Niewierzących, którego przewodniczącym został austriacki arcybiskup Wiednia, kardynał Franciszek Koenig. Znamienne jest to, że Kościół katolicki najbardziej zainteresowany był ateizmem marksistowskim, który z racji swej organizacji, rozpowszechnienia oraz doktryny uznany został za najbardziej niebezpieczny. Stąd też wkrótce po soborze problematyką ateizmu zaczęły zajmować się liczne gremia kościelne oraz czasopisma katolickie i publikacje książkowe, które starały się wyjaśniać istotę, formy i cele ateizmu, aby skuteczniej mu przeciwdziałać. Przede wszystkim zauważono, że jedną z przyczyn ateizmu jest rozdźwięk między życiem wierzących a Ewangelią. Niestety, pominięto fakt, że rozdźwięk ten dotyczy głównie Kościoła jako instytucji, a dopiero później można ewentualnie mówić o brakach wśród wiernych. Wielu historyków (również kościelnych) zauważa bowiem, że odkąd chrześcijaństwo stało się religią państwową, Kościół rzymskokatolicki stał się również organizacją polityczną, utworzoną na wzór imperialistyczny. Stał się więc instytucją obcą nauce Chrystusa, potęgą wybitnie autokratyczną, zarządzaną przez papieży, kardynałów, biskupów i księży, czyli organizacją hierarchiczną, która
zamiast dbać o dobro wiernych, dbała wyłącznie o zdobycie coraz większej władzy i majątków. Kościół oderwany od swoich biblijnych korzeni oraz potrzeb swoich wiernych, którym w rzeczywistości narzucono wiarę (od cesarza Teodozjusza I członkostwo w Kościele stało się przymusowe), właściwie sam z czasem przyczynił się do ateizmu. A zatem to nie tyle „wierzący ponoszą pewną odpowiedzialność” za rozwój ateizmu – jak czytamy w konstytucji – ile Kościół hierarchiczny. Skoro bowiem papiestwo prowadziło tak zaborczą i bezwzględną politykę wobec swoich
Franciszek Koenig
poddanych, skoro ingerowało w sprawy innych państw, organizowało krucjaty do Ziemi Świętej oraz przeciwko innowiercom i było obojętne wobec swoich wiernych (feudalizm), to czyż można się dziwić, że doszło do protestanckiej reformacji, a następnie do wybuchu Wielkiej Rewolucji Francuskiej, która była reakcją na tyranię klas panujących (również duchowieństwa)? Warto zauważyć, że to właśnie po Wielkiej Rewolucji Francuskiej, która przyczyniła się m.in. do rozdziału Kościoła od państwa, coraz więcej ludzi zaczęło odchodzić od Kościoła i religii w ogóle. Co więcej, mimo tych bolesnych doświadczeń, Kościół hierarchiczny aż do Drugiego Soboru Watykańskiego pozostał obojętny również wobec problemów świata. Co gorsza, główną winą za ateizację obarczył wiernych, którzy – jak czytamy w konstytucji – zaniedbują swoje obowiązki religijne, „fałszywie przedstawiają naukę wiary” oraz wydają negatywne świadectwo „własnym życiem religijnym, moralnym i społecznym” i w ten sposób „przysłaniają” Boga. Chociaż pod wieloma względami owe krytyczne uwagi pod adresem wiernych są niewątpliwie słuszne – zważywszy na różne patologie występujące wśród nich oraz powierzchowność religijną odbiegającą od ewangelicznych wzorców
– odpowiedzialne za ten stan rzeczy jest głównie duchowieństwo katolickie. Przykład bowiem idzie z góry. Przecież od kiedy cesarze rzymscy przekształcili chrześcijaństwo w instytucję państwową, to właśnie Kościół instytucjonalny wkroczył na drogę totalnego odstępstwa, a biskupi bardziej ogarnięci byli ambicją panowania niż troską o wiernych. Właśnie w ich szeregach, a nie wśród zwykłych wiernych, szerzyły się też korupcja, symonia, nepotyzm, wszelkie grzechy nieczystości – z rozlewem krwi włącznie. To oni, a nie prości wierni, swoim demoralizującym stylem życia przesłonili prawdziwe oblicze Boga. A zatem to do nich – podobnie jak kiedyś do uczonych w Piśmie – można skierować słowa apostoła Pawła: „Ty, który uczysz drugiego, samego siebie nie pouczasz? Który głosisz, żeby nie kradziono, kradniesz? Który mówisz, żeby nie cudzołożono, cudzołożysz? Który wstręt czujesz do bałwanów, dopuszczasz się świętokradztwa? Który się chlubisz zakonem [prawo, nauka Boża], przez przekraczanie zakonu bezcześcisz Boga? Albowiem z waszej winy, jak napisano, poganie bluźnią imieniu Bożemu” (Rz 2. 21–24). Ta krytyczna ocena jest tym bardziej uzasadniona, że dziś sytuacja wcale nie jest lepsza. Wystarczy wspomnieć o głośnej od kilku lat pedofilii, chciwości lub pijaństwie katolickich duchownych, aby stwierdzić, kto tak naprawdę „przysłania” obraz Boga, a nawet przyczynia się do niewiary. Nie od dziś wiadomo przecież, że wielu ludzi właśnie z powodu niemoralności duchownych ulega zarówno zgorszeniu, jak też utwierdza się w przekonaniu, że Boga najwidoczniej nie ma, skoro tak postępują jego rzekomi słudzy. Co więcej, również za „fałszywe przedstawianie nauk wiary” odpowiedzialni są duchowni. Próżno przecież oczekiwać, aby racjonalnie myślący człowiek, poznawszy historię Kościoła i jego dogmaty, mógł przystać na tak absurdalne doktryny jak kult „świętych”, obrazów i relikwii, czyściec i bałwochwalstwo. Jak zatem widać, krytyczna reakcja przeciw religii chrześcijańskiej oraz negacja istnienia Boga została spowodowana nie tyle zaniedbaniami wiernych, co ciemną historią katolicyzmu, uwikłaniem Kościoła w sprawy ziemskie, deformacją wiary i demoralizującym wpływem kleru. Niemały wpływ na rozwój ateizmu miało również oświecenie, a także rozwój nauki (wszechstronny postęp) i dążenie człowieka do wolności, którą Kościół nadal próbuje ograniczać. Cdn. BOLESŁAW PARMA
22
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (4)
Wojna z Połabianami Polska już za Mieszka I i Bolesława Chrobrego najeżdżała na połabskich Słowian. Czasem braci Słowian atakowaliśmy do spółki z Niemcami. Przez stulecia w zachodniej części wybrzeża Morza Bałtyckiego, pomiędzy rzekami Hawelą, Łabą i Odrą, mieszkały plemiona Słowian połabskich. Od X w. Połabianie stanęli wobec coraz silniejszych najazdów ze strony swoich sąsiadów. Pod względem prawnym wszystkie tamtejsze ludy zostały zhołdowane feudałom niemieckim, przy czym najważniejsza była infiltracja Krk. W ślad za poddaniem pod zwierzchnictwo polityczne przystąpiono do nawrócenia wszystkich tych plemion na wiarę chrześcijańską i narzucenia im organizacji kościelnej, a tworzone tam biskupstwa podporządkowano niemieckim arcybiskupstwom w Moguncji i w Hamburgu. Na ludność spadł wówczas obowiązek uiszczania dodatkowych świadczeń w postaci dziesięcin. W 983 r. wybuchło na Połabiu wielkie powstanie Słowian; wtedy też zaznaczył się polski udział w tłumieniu niezależności Połabian. Niemcy, którzy nie mieli wystarczających sił, wysłali w 985 r. uroczyste poselstwo do księcia polskiego, prosząc go o pomoc. Świeżo nawrócony książę miał wystąpić zbrojnie przeciwko buntowi słowiańskich „pogan” – dawnych braci w wierze.
W
Mieszko I żywił zadawniony uraz do Połabian. Państwo polskie sąsiadowało w tym czasie od zachodu z grupą nadłabskich plemion zachodniosłowiańskich Wieletów, którzy utworzyli związek polityczny o znacznej sile wojskowej. Ponieważ Wieleci czuli się zagrożeni ekspansją państwa polskiego na północnym zachodzie, niejednokrotnie dochodziło do zbrojnych walk między Mieszkiem I a nimi. W latach 963–965 Mieszko I walczył dość niefortunnie z Wieletami i choć ostatecznie ich pokonał, to swoje zwycięstwo okupił porozumieniem trybutarnym (lennym) z królem niemieckim. Nienawidził Niemców, ale jeszcze bardziej Wieletów, których czynił sprawcą swoich kłopotów. Wzajemna nienawiść powiększyła się po chrzcie Polski. Był to już konflikt nie tylko polityczny, ale również religijny. Pomorze Zachodnie, które po 972 r. Mieszko I objął swoim zwierzchnictwem, było jednocześnie obszarem, do którego rościli sobie prawo misyjne pogańscy kapłani Swarożyca z Radogoszczy – duchowej stolicy Połabian. Wejście tych terenów w skład państwa
iększość religii chce uzależnić od siebie swoich wyznawców na różne sposoby. Mają oni być posłuszni świętym księgom, tradycji, a przede wszystkim – kościelnym funk cjonariuszom. W ramach moich redakcyjnych obowiązków katuję się regularnie lekturą czasopism katolickich. Przeglądając ostatnio „Gościa Niedzielnego” (najpopularniejszy i coraz bardziej prawicowy tygodnik katolicki), natknąłem się na osobliwe wyznanie. Otóż gazeta snuła obszerną opowieść o byłej rosyjskiej modelce Jelenie Timochinie, która postanowiła zostać katolicką zakonnicą. Jelena wyznała, że chciałaby pełnić funkcję katechetki, i obrazowała to takim porównaniem: „Mogę być przy księdzu jak pies przy pasterzu”. Tygodnik nie uznał za stosowne skomentować tej wypowiedzi w żaden sposób, uznając chyba, że psi żywot dla zaangażowanego katolika to zupełnie trafna metafora. To porównanie mocno mnie poruszyło. Mimo że status społeczny psa we współczesnej kulturze europejskiej jest stosunkowo wysoki, a nawet coraz wyższy, to jednak porównywanie miejsca w Kościele do pozycji psa pasterskiego wydaje mi się poniżające dla człowieka. Pies opiekujący się stadem, nawet najsympatyczniejszy i bardzo rozpieszczany, musi być absolutnie posłuszny swojemu panu. Jest we wszystkim poddany, wykonuje ślepo polecenia i w żaden sposób
polskiego oznaczało dla zachodniopomorskich Słowian utratę niezależności i przymusową chrystianizację. Prośba Niemców spowodowała, że Mieszko I najechał na Wieletów z całą siłą. Wyprawy z 985 i 986 r. były niszczące. Jego woje łupili i palili, chcąc osłabić przeciwnika i ułatwić zwycięstwo Niemcom. Wieleci nie zamierzali jednak rezygnować ze swojej niepodległości, suwerenności oraz swobody religijnej. Zjednoczone siły Wieletów i Obodrzyców zintensyfikowały najazdy na Niemców, zaś wyprawy saskie z lat 991–993 zostały łatwo odparte. W tej sytuacji nowy władca Niemiec, król Otton III, zmuszony był prosić o pomoc kolejnego księcia polskiego – Bolesława Chrobrego, a także Czechów. Chrobry poszedł drogą wyznaczoną przez ojca i stanął po stronie interesów Ottona III, które na terenie saskim reprezentował arcybiskup Gizyler i margrabia Ekkehard. W 995 r. nastąpiło niemiecko-polsko-czeskie uderzenie skierowane głównie na ziemie Obodrzyców, ale także na Lutyków. Obodrzyce byli grupą plemion zachodniosłowiańskich, zamieszkującą ziemie między dolną Łabą a Morzem Bałtyckim
nie jest wobec pasterza równorzędnym partnerem. Jest tylko zupełnie zależnym pomocnikiem. Takie określenia związane z psim życiem jak „tresura” i „pan” oddają dosyć dobrze jego miejsce w szeregu. To porównanie jest zresztą autorytarne i w tym aspekcie, że wobec nie dość posłusznych owiec pies stosuje przemoc niejako w imieniu pasterza – pana nad całą trzodą.
i między Sasami a Wieletami. Obok Obodrzyców istniało w tym czasie samodzielne państwo Lutyków pogańskich z siedzibą w Retrze; podlegała im również wschodnia część Obodrzyców. Chrobry wyruszył na wyprawę osobiście. Kierunek wyprawy jest znany – w ogólnikowych zarysach – na podstawie dokumentów. Wojna była przewlekła – trwała dwa lata i nie przyniosła radykalnego rozstrzygnięcia. Utrwaliła ona śmiertelną nienawiść Słowian
Połabskich do Polaków i unaoczniła zasadniczą rozbieżność interesów. O ile Piastowie rozumieli korzyści płynące dla ich dynastii z przyjęcia chrześcijaństwa, o tyle Połabianie, tak jak w przypadku Lutyków, byli chrześcijaństwa zdecydowanymi wrogami. Podczas gdy Piastowie budowali swoją monarchię na gruzach zasady rodowej i rodowego republikanizmu,
posłuszeństwa pismom uznanym za święte, co najczęściej znaczy po prostu „nieomylne”. Wprost lub pośrednio musi także poddać się tradycji, czyli charakterystycznej dla danego wyznania interpretacji owych pism. Tradycja ta jest zawarta w rozmaitych wyznaniach wiary, statutach i kanonach. Jednak najbardziej niszczycielska, bo też najbardziej konkretna, jest zależność od
ŻYCIE PO RELIGII
Być jak pies Cała ewangeliczna opowieść o pasterzu i owczarni jest zresztą bardzo znacząca. Wbrew intencjom powołujących się na nią kaznodziejów i teologów, nie widzę w niej niczego szczególnie romantycznego. Raczej oddaje ona smutną rzeczywistość jednostek uwikłanych w kościelne zależności władzy i dominacji. Jest to sytuacja poniżająca i degradująca człowieka, który pozwoli nad sobą zapanować samozwańczym emisariuszom „Pana Boga”. Ogromna część religijnego wychowania zasadza się na wpajaniu tzw. wiernym posłuszeństwa. Zresztą już w słowie „wierny” zawiera się to posłuszeństwo i zależność. Członek parafii czy zboru jest zobowiązany do
konkretnych ludzi – duchownych, starszych zboru lub innych hierarchów, którzy noszą przeróżne tytuły, zwykle maskujące ich rzeczywistą naturę: „sługa sług bożych”, „starszy brat”, „sługa zboru” itp. Najbardziej opresyjny system wypracował rzymski katolicyzm, w którym cała władza należy do garstki mężczyzn specjalnie wyszkolonych i zhierarchizowanych na wzór wojskowy, a zwłaszcza do ich rzymskiej centrali. Stosunkowo najmniej autorytarne są Kościoły chrześcijańskie wywodzące się z nurtu reformowanego (kalwiński), w których można spotkać nawet pełną lub niemal pełną demokrację. Jednak czasem nawet w tych ostatnich, protestanckich Kościołach demokracja może
Lutycy przeciwnie – nie cierpieli władzy książęcej. Bohaterskie walki Lutyków o niepodległość i zachowanie wiary są przeważnie bezimienne. Jest to o tyle dziwne, że pogańscy Lutycy w porównaniu z Polakami byli ludem zamożnym i bardziej cywilizowanym. Pod względem fizycznym byli ludźmi dorodnymi, o względnie łagodnych obyczajach. Wojna tak utrwaliła nienawiść Lutyków do Polaków, że w następnych latach odegrali się oni na Chrobrym w jego walkach z Niemcami, stając po stronie Niemców. Z kolei wspólna wyprawa niemieckiego króla i polskiego księcia sprawiła, że w jej trakcie nawiązała się nić sympatii między władcami. Bardzo młody, niedoświadczony i neurotyczny Otton III znajdował się pod urokiem polskiego księcia. Ten całkowicie zdominował młodego władcę i to do tego stopnia, że – jak zanotowali to niemieccy kronikarze – to on był głównodowodzącym w tej wojnie. W 996 r. zawarto rozejm na zasadach status quo, który w istocie największe korzyści przyniósł Chrobremu. Także dla połabskich Słowian był to znaczący sukces, gdyż zachowali oni swoją wolność i niepodległość. Najbardziej rozczarowani byli Sasi, bowiem po odejściu wojsk Ottona III do Italii pozbawieni zostali środków na skuteczną ochronę własnego terytorium. Nadzorcą tego pokojowego układu, zgodnie z wolą Ottona III, został Chrobry. Kolejny wielki najazd polski na ziemie Połabian nastąpił podczas krucjaty słowiańskiej w 1147 r. ARTUR CECUŁA
być tylko pozorna. Miałem wątpliwą przyjemność poznać bliżej pewien spory śląski zbór zielonoświątkowy, gdzie cała władza była de facto sprawowana jednoosobowo przez ekscentrycznego pastora, który kreował się na proroka i cudotwórcę. Rada zboru, składająca się – pewnie nie przez przypadek – z mężczyzn o słabym charakterze i autorytecie, była od pastora kompletnie zależna, a zebrań wszystkich członków parafii po prostu od lat przezornie nie zwoływano. I tak w niby demokratycznej kongregacji pastor – religijny hochsztapler – mógł właściwie robić, co mu się tylko spodobało, manipulując ludźmi za pomocą rzekomych cudów, emocjonalnych kazań oraz muzyki pobudzającej uczucia. Tam, gdzie nie ma racjonalnego myślenia i w pełni otwartej debaty (przeszkadzają w tym dogmaty wiary), trudno zresztą o prawdziwą demokrację i wolność. Na przykład w Polsce w środowiskach protestanckich nieraz można spotkać całe rodzinne klany trzęsące kościołami oraz przedziwne układy personalne niewiele już mające wspólnego nie tylko z demokracją, ale nawet z chrześcijaństwem. Zgubne dla wolności jest także nauczanie o boskim autorytecie i namaszczeniu przywódcy – częste zwłaszcza w środowiskach charyzmatycznych. Bo jak tu zakwestionować słowo pastora, przez którego ciągle przemawia Duch Święty? Podważenie jego opinii ocierałoby się przecież o świętokradztwo. MAREK KRAK
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r. zczególny spektakl rozegrany został przy wyborze na tron papieski Jana II (533–535). Po śmierci jego poprzednika miał miejsce wyjątkowo długi jak na ówczesne czasy wakat na stanowisku papieża – dwa i pół miesiąca strawiono na rywalizację frakcji politycznych, zmierzających do przepchnięcia swojego kandydata. Kandydaci do tronu oraz ich zwolennicy byli zaaferowani przekupywaniem wyborców, i to do tego stopnia, że przehandlowano nawet rzymskie srebra kościelne i fundusze zebrane na biednych. Na giełdzie papieskiej ostatecznie najwyższą
S
podzielone. Występnego biskupa zamknięto w klasztorze. Papież Jan II złożył go z urzędu i wyznaczył tymczasowego wizytatora diecezji, lecz po jego śmierci Contumeliosus odwołał się do nowego papieża, Agapita I (535–536), a ten zarządził wznowienie procesu przeciwko biskupowi z nowymi sędziami. Ten ostatni pontifeks wsławił się jednak przede wszystkim nową interpretacją prawa kanonicznego, która powstrzymała wydatki kościelne na rzecz ubogich. W lipcu 535 r. odmówił biskupowi Cezarowi z Arles przeznaczania własności kościelnej na biedaków.
OKIEM SCEPTYKA Nowym papieżem został syn papieża św. Hormizdasa, subdiakon Sylweriusz. Ponoć również wtedy nie obyło się bez świętokupstwa. Sytuacja ta była nie do zaakceptowania nie tylko dla przebiegłego Wigiliusza, który już w Konstantynopolu widział się w paliuszu, ale i dla cesarza, gdyż Sylweriusz był papieżem z frakcji progockiej. W pozbyciu się Sylweriusza pomógł generał Justyniana, Belizariusz, który kilka miesięcy po elekcji papieskiej zajął Rzym. Papież oskarżony został na podstawie sfałszowanych listów o kolaborowanie z oblegającymi Rzym Gotami, których rzekomo
i w towarzystwie dwóch agentów Wigiliusza zesłany na wyspę Palmarię, gdzie wkrótce go wykończono. Kwieciście ujmuje to Liber Pontificalis: Wigiliusz „podporządkował sobie Sylweriusza. Wygnał go na wyspę Palmarię i karmił chlebem udręki i wodą utrapienia”. Jego grób stał się wkrótce płodny w uzdrowienia i inne cuda. Od XI w. czci się go jako „męczennika za wiarę”, choć był on jedynie męczennikiem innego papieża. Po pozbyciu się konkurenta papież nie mógł jednak swobodnie przystąpić do spłacania długu politycznego wobec Teodory, gdyż okazało
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (11)
Papieże kukiełkowi W pierwszych dekadach VI w. papiestwo nadal było ściśle uwikłane w polityczną rywalizację między Wschodem a Zachodem. Przy wyborach papieży rywalizowały ze sobą frakcje nastawione probizantyjsko lub progocko. wartość zanotował pewien stary kapłan z kościoła San Clemente. Uznawany jest za pierwszego papieża, który po objęciu funkcji zmienił imię. Stało się tak, można by rzec, ze względów PR-owych, gdyż nowy papież nosiłby imię Merkury, które kojarzyło się z bóstwem pogańskim. Jawna i wręcz świętokradcza korupcja, jaka towarzyszyła wyborowi tego papieża, spowodowała na początku jego pontyfikatu skandal polityczny i została nagłośniona w Senacie, po czym wylądowała przed ariańskim sądem ostrogockim w Rawennie. Korupcja przy wyborze już wcześniej stanowiła na tyle poważny problem, że za pontyfikatu Bonifacego II w roku 530 Senat wydał dekret przeciwko symonii w związku z wyborem papieża. Jak się okazało, dokument ten nijak nie rozwiązał problemu. Zatem król ostrogocki Atalaryk uroczyście potwierdził obowiązywanie tego dekretu oraz uzupełnił go. Wprowadził też maksymalne sumy, jakie można wydać na elekcję nowego papieża. W przypadkach wątpliwych i kontrowersyjnych związanych z wyborem należało sprawę przedkładać do rozstrzygnięcia na dworze królewskim w Rawennie (koszt: 3 tys. solidów). Dekret ustanawiał surowe kary za machinacje przy wyborze papieża, a żeby rzymski kler w końcu należycie przyswoił sobie to prawo, król ariański nakazał je wyryć w marmurze Bazyliki św. Piotra (533 r.). Podczas swojego krótkiego, lecz burzliwego pontyfikatu Jan zaangażował się w sprawę biskupa Contumeliosusa z Riez (Prowansja), który został skazany przez synod za cudzołóstwo, do którego się przyznał. Mimo to zdania o sankcji były
W tym czasie na dworze konstantynopolitańskim spiskował wraz z cesarzową Teodorą niejaki Wigiliusz, ówczesny nuncjusz papieski, dla którego spory teologiczne nie miały żadnego znaczenia. Wigiliusz miał jedno marzenie: chciał najwyższego awansu, czyli wyboru na papieża. Wpadł przy tym w wir sporu teologicznego monofizytów z chalcedończykami, który był sterowany z jednej strony polityką cesarza Justyniana I (chalcedończyk), a z drugiej – jego żony Teodory (monofizytka). Wigiliuszowi prywatnie było wszystko jedno (wyrażał to w nieoficjalnych deklaracjach, które później dostały się na światło dzienne, kompromitując papieża), więc wirował na tym wietrze jak chorągiewka. Jednak to, co historykowi Kościoła Milmanowi kazało nazwać Wigiliusza „najbardziej podejrzaną postacią, jaka kiedykolwiek zasiadała na Piotrowym tronie”, związane było ze sposobem, w jaki pozbył się swojego poprzednika na tronie. Otóż po śmierci papieża Agapita cesarzowa Teodora zawarła z nuncjuszem tajny układ – obiecała, że pomoże mu w wyborze na stanowisko papieża w zamian za rehabilitację drogiego jej sercu patriarchy monofizyckiego Antymosa oraz skasowanie soboru chalcedońskiego. Wigiliusz, który w zamian za papiestwo rehabilitowałby i Lucyfera, prywatnie nie widział żadnego problemu w usprawiedliwieniu monofizyty czy skasowaniu jakiegoś soboru. Ruszył więc niezwłocznie do Rzymu objąć upragnione papiestwo. Okazało się jednak, że się spóźnił i nowego papieża wybrano, zanim Teodora uruchomiła sieć swoich wpływów.
Papież Jan II
potajemnie wpuścił do miasta. Na podstawie tych zarzutów generał, działając zresztą pod wpływem swej żony Antoniny, zdegradował papieża do rangi szeregowego mnicha, a 11 marca 537 r. złożył z urzędu. Następnie Sylweriusz został skazany na wygnanie do Patary w południowo-zachodniej Anatolii, ale kiedy konstantynopolitański biskup zainterweniował u cesarza wobec tych zamachów na legalną władzę kościelną, Justynian zdobył się na decyzję odesłania Sylweriusza do Rzymu i wznowienia jego procesu. W tym jednak czasie po pałacach laterańskich Wigiliusz przechadzał się już w upragnionym paliuszu i ani myślał go zdejmować, więc sąd sądem, ale sprawiedliwość musiała być po jego stronie. Papież uzurpator dogadał się z cesarskim generałem w sprawie cichego pozbycia się Sylweriusza. Kiedy więc ten dotarł do Rzymu, został pochwycony
się, że rzymski Kościół dużo poważniej traktuje problem sporu wokół monofizytyzmu, aniżeli mu się to wydawało, gdy oceniał sytuację z odległego Konstantynopola. Ograniczył się na razie do prywatnej deklaracji wobec Antymosa i innych monofizytów, że również uważa się za monofizytę, ale niewskazane jest, aby to rozgłaszali. Niedługo później (wrzesień 540 r.) wysłał uniżony list do cesarza Justyniana, zapewniając go z kolei, że nie ma na Zachodzie bardziej bezkompromisowego chalcedończyka aniżeli papież, którego szczerze raduje odrzucenie Antymosa i innych heretyków. Justynian, sam chalcedończyk, biedził się nad poszukiwaniem takiego kompromisu, który spacyfikuje nieco monofizycką opozycję teologiczno-polityczną. Jego Cesarska Mość wymyślił nową koncepcję teologiczną, tzw. formułę teopasyjną („Jeden z Trójcy za nas cierpiał”),
23
w związku z którą obiecywał sobie, że może zbliżyć stronnictwa. Możemy sobie wyobrazić, ile obchodziły papieża teopasje cesarza. Monofizytów również nie przekonał. Wówczas to Justynian wpadł na nowy pomysł zasypania przepaści między chrześcijanami: chalcedończycy mieli potępić uroczyście i odrzucić trzech teologów najbardziej nielubianych przez monofizytów (Teodor z Mopsuesti, Teodoret z Cyru oraz Ibas z Edessy). Ten sposób na uleczenie chorej teologii chrześcijańskiej wywołał gwałtowne jej zapalenie. Kontrowersja ta znana jest jako „Trzy Rozdziały”. Wierzono, że po wyeliminowaniu z nauk chalcedończyków owych „Trzech Rozdziałów” chrześcijanie zgodnie i bratersko podadzą sobie ręce do zgody, a monofizyci pokochają sobór chalcedoński. Imperator wydał więc edykt urzędowy regulujący tę kwestię teologiczną i wzywający do niezwłocznego wyklęcia „Trzech Rozdziałów”. Większość patriarchów wschodnich nie miała odwagi, aby się sprzeciwić teologowi na cesarskim tronie. Jednak biskupi zachodni w większości odrzucili roszczenia Justyniana, uznając to za cios w sobór chalcedoński. Koniunkturalny Wigiliusz początkowo zachował się tak, jak pozostali bracia biskupi zachodni. Cesarz postanowił jednak wywrzeć bardziej bezpośredni nacisk na papieża i wywiózł go potajemnie na Sycylię, gdzie przetrzymywał go do 546 r. W 548 roku papież wydał pisemne oświadczenie, które miało zaspokoić obie strony. W 553 r. odbył się w Konstantynopolu sobór, w którym brali udział głównie biskupi Wschodu. Opowiedzieli się za potępieniem Trzech Rozdziałów. Po sześciu miesiącach papież zatwierdził ich uchwały, które rzucały anatemę na teologów prawowiernych z katolickiego punktu widzenia. Oto modelowa korupcja teologiczna, nad której skutkami załamuje ręce William J. La Due: „Wszystkie te wydarzenia stanowią tragiczną ilustrację cezaropapizmu najgorszego wydania, w którym Justynian dowolnie manipulował papieżem i patriarchami. Być może cały ten smutny incydent nie skończyłby się tak nieszczęśliwie, gdyby Wigiliusz wykazał się większą prawością. Ze względu na potępienie Trzech Rozdziałów większość Kościołów zachodnich zerwała stosunki z Rzymem. Z powodu uległości i chwiejnej postawy Wigiliusza zniweczono przynajmniej na jakiś czas większość dokonań papieża Leona I Wielkiego oraz kilku jego poprzedników, którzy sukcesywnie wzmacniali pozycję Rzymu w Kościele zachodnim”. V sobór ekumeniczny zwołany przez cesarza zdetronizował papieża, a ten zatwierdził jego uchwały – oto szczyt cezaropapizmu, który przy końcu swego pontyfikatu osiągnął papież Wigiliusz. I dlatego świętym nigdy nie został. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Zdrowie w kolorze srebra Bakteriobójcze właściwości srebra znano już w starożytności. Picie ze srebrnych pucharów lub wrzucanie srebrnej monety do mleka albo wody przedłużało trwałość i świeżość płynów. Natomiast podczas XIV-wiecznej epidemii dżumy w Europie bogaci rodzice dawali swoim dzieciom do ssania srebrne łyżeczki, traktując to jako sposób na zarazę. Do dziś stosuje się praktyki z trzymaniem w ustach srebrnej łyżeczki, aby doprowadzić do zaniku opryszczki. W XIX wieku w Niemczech odkryto, że łagodny roztwór srebra działa odkażająco w stanach zapalnych oczu i nie podrażnia śluzówki. A ponad 90 lat temu odkryto srebro koloidalne, czyli mikroskopijne jony srebra zawieszone w wodzie. Struktura tego koloidu jest taka sama jak wewnętrznych płynów ustrojowych człowieka, dlatego jest on bardzo dobrze przyswajalny; nie jest toksyczny, nie powoduje negatywnych skutków ubocznych i nie akumuluje się w organizmie. Dotyczy to jednak tylko roztworu koloidalnego, gdyż inne postacie srebra spożywane w nadmiernych ilościach doprowadzą do srebrzycy, czyli szaro-niebieskiego zabarwienia skóry. Sprawa to o tyle nieprzyjemna, że zabarwienie jest trwałe i niemożliwe do usunięcia. Ciekawostką z tym związaną jest pochodzenie określenia „błękitna krew”, stosowanego wobec arystokracji. Otóż określenie to mogło być konsekwencją codziennego używania naczyń ze srebra, które nadawało skórze specyficzne zabarwienie.
Monarchowie i członkowie rodów szlacheckich mogli w ten sposób uzyskiwać (oprócz mało praktycznego podobieństwa do niebieskich smerfów...) odporność na różnego rodzaju zarazy, które dziesiątkowały prosty lud Europy, ale omijały elity. Prawdopodobnie srebro, które przy każdym posiłku – w znikomych ilościach – dostawało się do ich organizmów, skutecznie chroniło przed chorobotwórczymi zarazkami, a także wzmacniało układ odpornościowy.
! ! ! W Czechosłowacji stworzono preparat antyseptyczny o nazwie Movidyn. Był on sproszkowaną formą srebra koloidalnego, bez zapachu i smaku, a w niezwykle rozcieńczonym roztworze wykazywał działanie biobójcze. Jego skuteczność badano w zakażonych studniach, gdzie całkowicie niszczył zarazki tyfusu, malarii, cholery i czerwonki. Zbiorniki na wodę pitną myte Movidynem utrzymywały właściwości biobójcze przez kilka tygodni. Ku zdziwieniu władz sowieckich Movidyn niszczył także zarazki bakterii w sowieckim arsenale broni biologicznej, a nawet najnowsze rodzaje trucizn. Nie w smak to było radzieckim przywódcom i dlatego czeską fabrykę zdemontowano i przewieziono do Związku Radzieckiego. W marcu 1978 roku w czasopiśmie „Science Digest” pojawił się artykuł pt. „Srebro – najpotężniejsza broń przeciwko zarazkom”, w którym napisano, że ponad połowa linii lotniczych na świecie (w tym British Airway, Lufthansa i Air France) stosuje filtry do wody ze srebrem, aby tą metodą chronić pasażerów przed zarazkami chorobotwórczymi znajdującymi się w wodzie. Po przebadaniu 23 różnych systemów oczyszczania wody nawet NASA zainstalowało w swoich wahadłowcach system filtracji, którego działanie bazuje na srebrze. Produkcja srebra koloidalnego jest bardzo kosztowna, ale dzisiaj – dzięki zaawansowanej technologii – produkowane jest srebro znacznie tańsze i o wiele skuteczniejsze. Jednak odkrycie i rozpowszechnienie antybiotyków oraz innych leków chemicznych spowodowało odłożenie na bok badań nad srebrem koloidalnym na korzyść nowych, szybko działających, mniej kosztownych, ale bardziej toksycznych leków syntetycznych, które często wywołują skutki uboczne. Wyjątkiem jest przemysł tekstylny – tu opracowano nowe rodzaje tkanin, w których występuje srebrna nitka mająca na celu niszczenie bakterii odpowiedzialnych za rozkład potu i powstający przy tym nieprzyjemny zapach.
Dobrej jakości srebro koloidalne jest silnym, naturalnym antybiotykiem o szerokim spektrum działania. Może w znacznym stopniu zmniejszyć symptomy i czas trwania prawie każdej infekcji bakteryjnej. W zetknięciu z wirusem, grzybem, bakterią czy jakimkolwiek jednokomórkowym patogenem srebro koloidalne działa jak katalizator, hamując działanie enzymów, które umożliwiają oddychanie organizmom jednokomórkowym. W rezultacie w ciągu kilku minut organizmy te giną. Niektórzy przypisują przeciwbakteryjne działanie srebra ciekawemu efektowi, który polega na tym, że niskie koncentracje jonów niektórych metali
Niszczy bakterie, a jednocześnie tak bardzo przyspiesza regenerację uszkodzonego naskórka, że podczas gojenia nie pozostają blizny. Srebro koloidalne poleca się też osobom osłabionym, często chorującym oraz cierpiącym na chroniczne zmęczenie. Wiele osób potwierdza, że srebro koloidalne podnosi jasność i bystrość myślenia. ! ! ! Ostatnimi czasy pojawiły się preparaty ze srebra nanokoloidalnego. Jest ono pozyskiwane w bardziej złożonych procesach technologicznych i – według producentów – wyróżnia się o wiele trwalszym i skuteczniejszym działaniem wewnętrznym.
Prosty zestaw do produkcji srebra koloidalnego połączone szeregowo trzy baterie 9V
9V 9V 9V podstawka izolacyjna opornik 150Ω srebrne elektrody
woda destylowana
działają toksycznie na organizmy jednokomórkowe. Srebro można stosować w leczeniu przeziębienia, grypy, kataru, kaszlu, zapalenia gardła, zapalenia zatok, oskrzeli i płuc oraz jako lek na ciężki oddech spowodowany śluzem zalegającym w oskrzelach. Srebro koloidalne wspomaga leczenie anginy, radzi sobie z coraz bardziej powszechnymi grzybicami i drożdżycami (drożdżyca pochwy, skóry, paznokci, stóp, dłoni czy pleśniawki jamy ustnej). Pomaga też goić rany na ciele, oparzenia czy odmrożenia.
Nanocząsteczka srebra charakteryzuje się wysokim ładunkiem elektrycznym, a jej otoczka pozbawiona jest 2 elektronów. To powoduje przyciąganie chorobotwórczych mikroorganizmów. Przechwytując brakujące elektrony, jony srebra dokonują uszkodzenia i w efekcie zniszczenia patogenu. ! ! ! O preparaty z zawartością srebra możemy pytać w aptekach, ale możemy też spróbować zrobić je samodzielnie, ponieważ cena butelki 300 ml nie jest niska i oscyluje w granicach 30 zł.
Oto co będzie nam potrzebne do produkcji naszego roztworu: 3 bateryjki dziewięciowoltowe, opornik 150 omów, 2x13 centymetrów cienkiego pręta srebrnego o próbie 999, czyli zawartości srebra 99,9 proc. i przekroju 1–2 mm (elektrody) oraz woda destylowana. Srebrne pręty montujemy równolegle do siebie w jakiejś nieprzewodzącej prądu oprawce. Bateryjki łączymy szeregowo, uzyskując napięcie 27 V. Prąd do prętów doprowadzamy poprzez 150-omowy opornik. Elektrody zanurzamy w szklance wody destylowanej i zaczynamy proces. Włączamy prąd i mieszamy przynajmniej co minutę lub częściej. Od czasu do czasu, najlepiej przed każdą świeżą szklanką nastawu, należy usunąć (np. chusteczką higieniczną) czarny nalot (tlenek srebra), jaki pojawia się na elektrodach, by uniknąć czarnych strzępów w gotowym produkcie. Mieszanie jest ważne dla rozbijania cząsteczek i lepszej jakości koloidu. Gdy woda robi się odrobinkę złotawa (po 15–30 minut), przerywamy proces, notujemy czas oraz temperaturę i zlewamy roztwór do ciemnej, najlepiej bursztynowej buteleczki. Można założyć, że otrzymaliśmy srebro o stężeniu 6–10 ppm. Następnym razem czas przepływu prądu w wodzie o tej temperaturze może być o 5–10 proc. krótszy, co oznacza przerwanie procesu elektrolizy tuż przed tym, jak roztwór zacznie nabierać złotawego koloru. Producenci zalecają przyjmowanie 3 łyżek stołowych takiego roztworu dziennie, ale w fachowej literaturze można znaleźć informacje, że od jednej do czterech łyżeczek dziennie to dawka żywieniowa. W przypadku choroby zaleca się podwojenie lub potrojenie dawki żywieniowej na 30–45 dni, zaś w ciężkich przypadkach – zwiększenie jej nawet do 0,96 litra dziennie! Jedyne ryzyko z tym związane to silny efekt detoksykacyjny dużych ilości srebra koloidalnego (bardzo intensywne zabijanie i pozbywanie się patogenów z organizmu), a mamy tylko pięć kanałów eliminacyjnych (wątroba, nerki, płuca, jelita, skóra). Szybko zabijane patogeny mogą więc spowodować tymczasowe przeciążenie systemu eliminacyjnego, objawiając się bólami głowy i mięśni, samopoczuciem jak podczas grypy, zmęczeniem, nudnościami. Należy więc bezwzględnie dbać o regularne wypróżnianie i więcej pić (3 litry wody mineralnej dziennie), aby wspomóc system wydalania. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r. iedy kandydat PiS na prezydenta Łodzi Witold (nie zabijajcie nas!) Waszczykowski błagał licznych zamachowców o litość, gdy Ziobro żądał nowej Norymbergi w kwestii ludobójstwa, kiedy Kaczyński pichcił akt bezwarunkowej kapitulacji PO, zwany „Deklaracją łódzką”, wykiełkowało we mnie pytanie: co by było, gdyby? Oczywiście żaden z poważnych historyków nie przyzna, że bawi się w coś, co nazywane jest historią alternatywną. Nie przyzna, ale czytałem co najmniej kilka tuzinów całkiem naukowych opracowań rozważających, co by było, gdyby na przykład Hannibal pokonał Rzymian pod Zamą (a mógł) albo gdyby Napoleon nie dostał sraczki w noc przed bitwą i wygrał Waterloo (a jeszcze bardziej mógł) lub gdyby Hitler nie wpadł na katastrofalny dlań pomysł planu Barbarossa? Jak dziś wyglądałby świat, gdyby Konstantyn Wielki nie postanowił zbić kapitału politycznego na sojuszu z marginalną sektą religijną lub gdyby Kolumb, płynąc wciąż na zachód, nie odkrył – hi, hi... – niczego? Przyznacie, że historia alternatywna, choć ryzykowna, jest zajęciem ciekawym, pouczającym i rozwijającym wyobraźnię. Spróbujmy zatem i my. Choć raz. Wyobraźmy sobie, że oto Jarosławowi Kaczyńskiemu udaje się sprzedać narodowi swoją ściemę o nagłej przemianie hieny w baranka, o koncyliacji, zmianie języka, obyczajów i to on, a nie Komorowski, zostaje na początku lipca 2010 roku lokatorem Pałacu Namiestnikowskiego. Ja wiem, że to wizja rodem z horroru, ale w końcu ile razy śni nam się, że spadamy w przepaść i budzimy się z krzykiem w środku nocy. Zatem prezes partii zostaje prezesem narodu i wygłasza do tegoż mowę tronową. Jak coś
K
TRZECIA STRONA MEDALU
takiego mogłoby wyglądać? Jak brzmieć? Czy możemy tylko spekulować? Tylko zgadywać? Otóż niekoniecznie. Postanowiłem oto skonstruować hipotetyczne przemówienie, posługując się wyłącznie wcześniejszymi, dokładnie cytowanymi wypowiedziami Jarosława Kaczyńskiego. Zanim jednak przejdziemy do meritum, nie od rzeczy będzie przypomnienie fragmentów słynnej już „Deklaracji łódzkiej” autorstwa wspomnianego.
czasu (...). Ale wszystko dopiero przed nami. Kiedyś (...) nie daliśmy rady potężnemu frontowi, który się rozciągał od „Faktów i Mitów” aż po „Gazetę Wyborczą”, różne telewizje itd. (...). Ale powiedzmy to sobie otwarcie, ten marny okres mamy już za sobą (...). Rządy Donalda Tuska to nie jest polityka wyzbyta ambicji. Przeciwnie, ambicje są, i to wielkie: zdezintegrować społeczeństwo, podważając solidarność międzygrupową,
Po 1945 r. ta hołota mogła triumfować, socjalizm to był ustrój hołoty dla hołoty, można powiedzieć (...). My jesteśmy tu, gdzie wtedy. Oni tam, gdzie stało ZOMO (...). Nasi przeciwnicy to strasznie mali ludzie, marni pod każdym względem – intelektualnym i moralnym (...). Precz z komuną, a przede wszystkim precz z postkomuną (...). Trzeba przede wszystkim rozbić ten układ (...). Stanęła tutaj do walki w zwartym ordynku łże-elita
GŁASKANIE JEŻA
Gdyby ... „Uważamy za niedopuszczalne: wyrażenia wzywające do przemocy i życzące śmierci, szyderstwo (...). Wypowiedzi przypisujące choroby psychiczne, wmawianie nienawiści i działania z niskich pobudek (...), wyrażenia wzywające do przemocy i życzące śmierci, szyderstwo z sytuacji zagrożenia życia, np. jaka wizyta, taki zamach; Zrównywanie legalnie działających w kraju partii z reżimami i partiami totalitarnymi – np. KPP, faszyści, NSDAP; używanie dla określenia oponenta słów powszechnie traktowanych za obelżywe (...)”. Pięknie, nieprawdaż? No to teraz usiądźmy wygodnie w fotelach, przymknijmy powieki i chłońmy całym jestestwem potoczystą, wzorcową mowę miłości człowieka, który nie zauważył ani tego, że nie jest już premierem, ani tego, że nie został prezydentem. POLACY! Chciałem rządzić już gdy miałem 12 lat. Premierem zamierzałem zostać, mając lat 34, a skończyć rządy, mając lat 91. To byłby rok 2040. To jeszcze strasznie dużo
ak sprawić, by dzień Wszystkich Świętych nie kojarzył się młodzieży wyłącznie z nudą i ponuractwem? Katolicką alternatywą dla nieposiadających kościelnego błogosławieństwa coraz modniejszych halloweenowych maskarad mógłby się stać na przykład zwyczaj organizowania
J
międzypokoleniową i międzyregionalną. Zdezintegrować naród, rozbijając system edukacji, politykę kulturalną, w tym historyczną, media publiczne, wreszcie zdezintegrować państwo, likwidując de facto jego unitarny charakter i poddając je na różnych płaszczyznach wpływowi sieci zewnętrznych ośrodków decyzyjnych (...). Ja nie bardzo nadaję się na Tuska – nie wychowałem się na podwórku, jak on sam to przyznaje, ale w trochę lepszych miejscach. Mam więc pewne opory przed łganiem w żywe oczy (...). Ruski agencie, załatwimy cię! Dziś bowiem, proszę państwa, jeżeli w paru słowach ująć program rządu Tuska, nie ten deklarowany, ale ten, który wynika z analizy, to będzie to pacyfikacja, petryfikacja i restauracja PPR (...). Ludzi, którzy dopasowali się do PRL, trzeba traktować jako trwale wykluczonych (...). Historia Polski, jak każdego narodu, nie jest idealna. Mieliśmy bohaterów, mieliśmy i hołotę, to jest zupełnie oczywiste.
na tradycyjny już w naszej szkole »Bal Wszystkich Świętych«. Spotykamy się na tej uroczystości, aby coraz lepiej poznawać tych, którzy już w innej rzeczywistości żyją – tych, którzy już osiągnęli wieczność i nie muszą się martwić o »jutro«. Chcemy zaprzyjaźnić się z nimi i nawiązać ścisłą współpracę”.
III Rzeczypospolitej (...). Zwyciężymy, bo to zwycięstwo jest potrzebne Polsce. Jest potrzebne po to, by w tym państwie, w Rzeczypospolitej Polskiej, żył jeden naród polski, a nie różne narody (...). Ta wojna jest także naszą wojną (...). Ale musimy odzyskać dla Polski polskie media (...). Najgorsza część PRL tworzyła i tworzy media w III RP (...). Szkodzą Polsce w sposób straszny. Michnik szkodzi Polsce, Geremek szkodzi Polsce (...). Rzeczywistość jest taka, że TVN bulgocze nienawiścią wobec PiS. Nie lepiej jest z Polsatem (...). W dzisiejszej Polsce stosuje się powszechnie Goebbelsowską metodę: „Kłam, kłam, a coś z tego zostanie” (...). Tak naprawdę wolnych mediów nie ma. Jest pewien układ (...). „Gazeta Wyborcza” jest na przykład późną, zmutowaną postacią Komunistycznej Partii Polski (...). Im słabsza „Wyborcza”, tym lepiej dla Polski (...). Jeżeli jedna osoba miała ojca, a może nawet i matkę, w Komunistycznej Partii Polski i funkcjonuje w jakimś środowisku,
będziemy się modlić za zmarłych – naszych bliskich i dalekich, a także za nieznajomych, aby i oni osiągnęli świętość. Dziś jednak mamy radosny dzień, bo dzisiaj w niebie wszyscy... święci mają bal”. I ostatecznie na pożegnanie piosenki: „Bal wszystkich świętych”, „Taki mały, taki duży” i „Aniołki”.
Bal wszystkich świętych w szkołach w przeddzień 1 listopada „Balu Wszystkich Świętych”. Szczegółowy scenariusz takiej imprezy, opracowany przez Elżbietę Makowską, można znaleźć na stronie Zespołu Kształcenia Podstawowego i Gimnazjalnego nr 23 w Gdańsku. Czas balowania ze świętymi to jedna godzina lekcyjna. Forma pracy i metody: montaż słowno-muzyczny z elementami tańca i rapowaniem oraz wspólna zabawa taneczna wykonawców i widzów. Punkt pierwszy imprezy – powitanie: „Serdecznie witam przybyłych gości – księdza proboszcza, szanowną dyrekcję gimnazjum i grono pedagogiczne oraz uczniów przybyłych
Potem rapowanie tekstu: „Chwała tobie, żeś obiecał, Panie wrócić. / Aby zabrać mnie z Kościołem świętym Twym...”. Następnie recytacja wierszy. Potem znowu śpiewanie i wierszyki. Potem... balet do piosenki „Jezus Chrystus to całej ziemi Król”. Dalej prośby do świętych i wiersz „Świętą być” („Tak bym chciała świętą być! / Ach świętą być! I w obłokach, na niebiosach / Życie wieść”). I jeszcze jedna urocza piosneczka: „O Panie Boże, do Ciebie wołam i klaszczę w moje tłuste łapki...”. Wreszcie na zakończenie podniosła przemowa: „Jutro na cmentarzach, w kościołach i kaplicach wszyscy
Ale nie myślcie, że to ot, tylko taka sobie szkolna zabawa. Wedle konspektu, „Balowi Wszystkich Świętych” powinny przyświecać ogólne cele dydaktyczne: propagowanie kultury i wartości chrześcijańskich na terenie szkoły, tworzenie chrześcijańskiej tradycji w szkole i wspólne świętowanie, a także cele szczegółowe: przybliżenie uczniom postaci świętych i ich biografii oraz przygotowanie ich do myślenia o rzeczywistości transcendentnej. Tudzież cele wychowawcze: rozwijanie umiejętności asertywnych w sferze religijno-kulturowej (!), ćwiczenie sprawności dzielenia się umiejętnościami artystycznymi oraz
25
jest to bez znaczenia. Jeśli jednak istnieje całe środowisko „Gazety Wyborczej” i „Polityki”, w którym praktycznie wszystkie osoby miały rodziców w KPP i na dodatek te osoby mają potężny instrument oddziaływania na świadomość Polaków, to pojawia się problem. Zwłaszcza że na łamach tego potężnego instrumentu pewne idee KPP (...) mają swoją kontynuację. Elementem kontynuacji jest radykalne kwestionowanie wartości narodowych. W moim przekonaniu KPP była w całym tysiącleciu polskich dziejów środowiskiem najgorszym (...). Jestem gotów bronić tezy, że nastawienie owej potężnej gazety, to poczucie misji – w moim przekonaniu bardzo szkodliwej dla Polski – bierze się właśnie z tamtej spuścizny (...). Państwo chyba nie czytają „Gazety Wyborczej”. To, co się tam wyprawia, to „Trybuna Ludu” z 1953 r. Atak na nas przekracza wszelką miarę. Barańskiego potrafią zostawić w tyle (...). To, że Adam Michnik jest człowiekiem w istocie z tej samej formacji co SLD, to jest od wielu lat zupełnie oczywiste. Tak, spędził sześć lat w komunistycznych więzieniach, nikt mu nie odmawia tych zasług, tylko wiecie, jest pytanie: o co walczył? Mówiąc najkrócej, czy walczył o zwycięstwo Puław nad Natolinem, czy o niepodległą Polskę? (...). Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor, ojcowie, siostry nazaretanki i wszyscy, którzy prowadzą tę niezwykłą instytucję Radio Maryja i Telewizję Trwam. ! ! ! No i jak Wam się podoba mowa – że tak powiem – miłości? Gdyby nie rozum, po który w ostatniej chwili poszliśmy do głowy, teraz szlibyśmy wyłączać telewizor. MAREK SZENBORN
doskonalenie kultury wspólnego świętowania. Uff! Do tego spodziewane są następujące „osiągnięcia pedagogiczne”: „Uczeń wie, że święci są szczęśliwi, rozumie sens ponoszenia trudów w życiu codziennym, potrafi wypowiadać się na temat biografii świętych oraz zdaje sobie sprawę z faktu, że może brać udział w tworzeniu tradycji”. AK
26
iersz niesłusznie zapomnianego poety i tłumacza Aleksandra Ziemnego (1924–2009) – „Satyra na cichego tytana” to, być może, nie obrażając nikogo, pamflecik na każdego z nas.
W
Okienko z wierszem Przemierzam kraj wszerz i wokół i myśl od dawna mnie swędzi, ażeby dźwignąć na cokół tego, Co Miał Wielkie Chęci. Na mieście gadają, że zero, igrają dobrym nazwiskiem, drą pasy. A on wszak był Cichy Gieroj, co mógł był naprawić ojczyznę, miał kosztorysy, pomysły – tylko nie dali mu szansy. Wróg zgiełku, nie wszczynał piekła, nie alimentował, nie kradł. Nie wyszedł mu nigdy, przenigdy numer ni żaden kawałek. Ach, Boże, nie czynił dobra ni krzywdy z powodu braku smykałek. Tam były prognozy, reformy, wewnętrzne błyski i sztormy, lecz gdzież jest ta dziurka potrzebna, przez którą ujrzałyby świat? Wzbierało więc dalej, wzbierało, ciśnienie tętnicze wzrastało, nie było ujścia zapałom. Aż nagle nieszczęście. Mat!... Niech płyną ofiarne więc datki na pomnik Cichego Tytana, co miał bogate zadatki, lecz zatrzaśnięte szufladki. Nasz Pomnik, mój, pani, pana, oj, danaż ty moja, dana...
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66
tało się! Komisja wyborcza zarejestrowała kandydatów komitetu wyborczego RACJA PL. Prezentujemy nazwiska osób, które będą ubiegać się o mandat radnej/radnego w Warszawie i Przasnyszu oraz gminach Jabłonna i Leszno w woj. mazowieckim. Niebawem prezentacja kolejnych kandydatów. Numer listy KW RACJA PL podamy niebawem – zaraz po losowaniu. Okręgi i kandydaci do Rady m. st. Warszawy Okręg nr 1 (Śródmieście + Ochota) 1) Jakubowska Wiesława Teresa 2) Kruślak Iwona Ewa 3) Mierzewicz Barbara Anna 4) Kapisz Barbara Daniela 5) Magdziarski Grzegorz Paweł 6) Młynarski Jacek Okręg nr 3 (Mokotów) 1) Mróź Krzysztof Andrzej 2) Jakubowska-Sobczyk Maria Eulalia 3) Przybył Jan 4) Zając Mirosława Danuta 5) Nabiałek Leszek Alojzy 6) Sobczak Alina Aleksandra 7) Wiśniewski Stanisław Robert
S
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Tkanina nienawiści Polska prawica jest utkana z nienawiści. Przesiąknięta niechęcią. Do wszystkich i wszystkiego. Także do siebie samej. Daje temu wyraz przy każdej okazji, a nawet bez. Po 1989 roku namnożyło się w RP prawicowych partii. Aż kilkadziesiąt, bo politycy tak się nawzajem nie znosili, że działania pod jednym sztandarem uznali za niemożliwe. Prezydent Wałęsa rozpętał wojnę na górze. W jej wyniku upadł rząd Olszewskiego i Suchockiej. Konwent św. Katarzyny, mający zjednoczyć prawicę na wybory prezydenckie w 1995 roku, rozpadł się w następstwie awantury o wspólnego kandydata. Wprawdzie czterech pretendentów ustąpiło, ale reszta nie dawała za wygraną. Ostatecznie z tej grupy kandydowała trójka: Jan Olszewski, Leszek Moczulski i Hanna Gronkiewicz-Waltz. Razem z kilkunastoma innymi prawicowymi planktonowcami skutecznie odebrali Wałęsie część głosów. Zasługa niewątpliwa, choć niezamierzona. Potem też żarli się jeszcze wielokrotnie. Nie tylko wtedy, kiedy było o co. Z powodu personalnych niechęci nie powstał POPiS, choć ideologicznie obie partie stanowiły jedność. Zwłaszcza w niechęci do minionego ustroju. Obietnicą nowych, lepszych czasów było hasło: „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”. Odpowiedź na pytanie: „dlaczego?” była prosta jak konstrukcja cepa, który jej udzielił. Moczulski rozszyfrował skrót PZPR jako płatni zdrajcy, pachołki Rosji. Podobało się. Nawet więcej. Wzbudziło powszechny zachwyt. Wprawdzie wówczas trzymał się jeszcze, choć już słabo, ZSRR, a restauracji Rosji
nikt nie przewidywał, ale ta licentia poetica przypadła do gustu prawicy. Usprawiedliwiała zianie nienawiścią do PRL i wszystkich, którzy się z nią utożsamiali. Nie tylko do aktywistów minionego systemu. Także do jego beneficjentów, czyli chłopów, robotników i inteligencji pracującej. W cenie była arystokracja, ziemiaństwo, opozycjoniści. Z dnia na dzień rozmnożyli się przez pączkowanie. Okazało się, że wszyscy porządni sabotowali socjalizm, a tylko skundlona reszta stała tam, gdzie ZOMO. Ponoć przeklinali też reformę rolną i nacjonalizację przemysłu, a marzyli o kapitalistycznym wyzysku. Większość go doczekała. W dodatku w XIX-wiecznym wydaniu. Z armią bezrobotnych i wykluczonych. Lewica bała się walczyć, bo uwierzyła prawdziwemu demokracie, Michnikowi, że wolno jej mniej. Dla równowagi – prawicy wolno było wszystko. Wzięła to dosłownie. I zaczęła jeździć po gorszych Polakach jak po burej suce. Posłanka Nowina-Konopczyna uznała nas za „przypadkowe społeczeństwo”. W domyśle – tępe, skażone socjalizmem, nierozumiejące nowych czasów ani idei. Tym dziwniejsze, że idea była wówczas jedna: sklerykalizować Polskę. Aż dziw, że orła tylko ukoronowano, a nie ubrano w sutannę lub chociaż w koloratkę. Do szkół, kuchennymi schodami, wprowadzono religię. Podpisano, a potem ratyfikowano konkordat. Przez cały ten czas słowa nienawiści lały się z trybuny sejmowej i z telewizyjnych ekranów, fruwały w eterze i zatruwały umysły. Spotykały się ze zrozumieniem. Jak mogło być inaczej w kraju, w którym przerywnik „kurwa”, jako symbol
Kandydaci RACJI (1) Okręg nr 4 (Wola) 1) Cieśluk Waldemar Jerzy 2) Zieleniewski Rafał Roman 3) Czen-Palczewska Jadwiga Genowefa 4) Dzik Janina 5) Sobecki Zygmunt Franciszek Okręg nr 6 (Praga Północ + Białołęka) 1) Dąbrowski Kazimierz 2) Ryfiński Armand Kamil 3) Garcarz Leszek Jan 4) Grochowski Jacek Andrzej 5) Wosik Ewa Okręg nr 7 (Targówek, Wawer, Rembertów, Wesoła) 1) Parys Paweł 2) Bychowski Andrzej Benedykt 3) Kordek Tadeusz 4) Kajak Tomasz 5) Ryszka Antoni Stanisław
Okręg nr 8 (Ursynów + Wilanów) 1) Gajda Beata Joanna 2) Dorosiewicz Jolanta Agnieszka 3) Grzybowska Iwona Beata 4) Dobrzyniecka Ludmiła Bożena popierana przez Komunistyczną Partię Polski 5) Morawski Krzysztof Jan 6) Świątek Małgorzata Lidia Okręg nr 9 (Bemowo + Włochy) 1) Brzezińska Irena Teresa 2) Szczepański Dariusz Stanisław 3) Boruta Barbara Eugenia 4) Wosik Andrzej 5) Skorko Piotr 6) Cieśluk Lidia Rada Gminy Jabłonna 1) Żmijewski Leszek Włodzimierz – Okręg nr 1 (ulice: Jabłonna od Choszczówki do Kościoła
Polski, przegrywał wprawdzie o włos z Matką Boską Częstochowską, ale okno papieskie zostawiał daleko w tyle. Agresja polityków nie budziła oporu. Przeciwnie. Czyniła ich swojskimi. Skracała dystans. Toteż machina werbalnej nienawiści nabierała coraz większego rozpędu. Przodowali PiS-owcy, z prezydentem Lechem i prezesem Jarosławem na czele: „Spieprzaj, dziadu!”; „Małpa w czerwonym”; „Socjalizm to był ustrój hołoty dla hołoty”. Pomagało im Radio Maryja, a wtórowali szeregowi kaczyści. Szczególnie wyróżniali się posłowie Ziobro i Kurski. Teraz, zamiast przezimować w Brukseli, korzystają z ochrony, choć przed własną nienawiścią nikt ich nie ustrzeże. A przecież ona jest najgroźniejsza. Wicemarszałek Niesiołowski, posłowie Palikot i Kutz czy doradca Bartoszewski nie pozostawali dłużni. Spirala nienawiści wciąż się nakręca. Swoje dodają polscy biskupi i hołubiony przez nich Rydzyk. Nic nie wskazuje na to, by łódzki mord zmienił scenę polityczną. Za kilka lat mało kto będzie o nim pamiętał. Tak jak dziś nie pamięta się o nieudanym, na szczęście, zamachu rolnika Helskiego na generała Jaruzelskiego w 1994 roku czy o znacznie późniejszej, do dziś niewyjaśnionej śmierci Barbary Blidy. Deklaracja łódzka „przeciw przemocy i nienawiści w życiu publicznym i mediach” nie wspomina o tych tragicznych przypadkach. Jarosław Kaczyński, nawołując do jej podpisania, nie bije się we własne piersi. Robi tylko kolejny spektakl, który ma zatrzymać słabnące notowania PiS. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
w granicach ulic: Buchnik Las, Brzozowa, 1 Maja, Szkolna, osiedle Słoneczna Polana, osiedle TBS, osiedle Leśna Polana, Pańska, osiedle Rajska Jabłoń, Modlińska od nr. 105A do nr. 152) Rada Gminy Leszno 1) Chojnacki Bogumił Sylwester – Okręg nr 10 (Feliksów, Wąsy Kolonia, Wąsy Wieś, Wąsy Kolonia PGR, Wiktorów, Wyględy) Rada Miasta w Przasnyszu 1) Janowska Krystyna Halina – Okręg nr 2 (ulice: Ciechanowska, Jana Kilińskiego, 3 Maja, Zduńska, Warszawska, Kacza, Czeladnicza, Nowowarszawska, Berka Joselewicza, Przechodnia, Rynek, Pstra, Tylna, św. Wojciecha, św. Stanisława Kostki, Jarosława Dąbrowskiego, Ławnicza, Kościelna) 2) Pawłowska Edwarda Wanda – Okręg nr 6 (ulice: Akacjowa, Dębowa, Świerkowa, Brzozowa, Klonowa) 3) Wiśniewska Urszula – Okręg nr 7 (ulice: Osiedlowa, Szkolna, Sportowa)
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
Znaleziono na www.funpics.pl – – – – – – – –
Kochanie, gdzie jesteś?! Na polowaniu... A kto tam tak głośno dyszy? Niedźwiedź... A czemu dyszy? Bo jest ranny, postrzeliłem go... A dlaczego on dyszy damskim głosem? Nie wiem... Jestem myśliwym, a nie weterynarzem. ! ! ! – Zrobimy TO „na urząd skarbowy”? – A jak to jest „na urząd skarbowy”? – Ty masz związane ręce, a ja dobieram ci się do dupy... KRZYŻÓWKA Odgadnięte słowa wpisujemy WĘŻOWO, tzn. ostatnia litera odgadniętego wyrazu jest równocześnie pierwszą literą następnego 1) czasem na pstrym koniu jeździ, 2) wielokulturowy napój mleczny, 3) kolor żołędzi, 4) można z niego zrobić Jolkę, 5) kolczasta fryzura, 6) on sam zniknął sprzed pałacu, lecz jego obrońcy zostali na placu, 7) Reja człowieka poczciwego, 8) zaprasza na „Wesele”, 9) pod okiem kelnera, 10) wtedy suka psiaka szuka, 11) coś na ząb, 12) ma na głowie irokeza, 13) konkurs dla akwizytorów, 14) jedna z trzech w fabryce, 15) często musi uważać, by nie utonąć we mgle, 16) dyżurny garnitur, 17) woda na twardo, 18) para z rakietami, 19) chciał zbawić świat za pomocą rad, 20) na bank, ale nie na pewno, 21) suchy w stoczni, 22) okręt z baroku, 23) pranie w rękawicach, 24) ale pokaz, wow!, 25) trudno go oderwać od seksbomby, 26) kosmaty początek kochania, 27) opłaca się, 28) kto zza krat prysnął w świat?, 29) gitarowy kawałek, 30) suchy bez komentarza, 31) chodzi w cylindrze, 32) firma z korzeniami, ale bez tradycji, 33) jaka skrzynia w wodzie ma swoją chorobę?, 34) pakt z tony stworzony, 35) na koniec się zwija razem ze śledziami, 36) ledwo widoczny za Rysami, 37) wyższa dla arystokraty, 38) o biegłości w twórczości, 39) obosieczna broń Temidy, 40) część spadku po dziadku, 41) z kilogramem na przodku, 42) płaci gapowe, 43) w nich wygrywasz bez problemu, 44) seryjny zabójca, 45) tomisko, gdzie o mszy jest wszystko, 46) ciężki klucz włamywacza, 47) trzeba go użyć w działaniu, by poznać różnicę, 48) stanie pod szyją, 49) bada nastroje, 50) sposób na zgryz, 51) można go dać wrogowi, w kopercie, 52) co ma król z pałą?, 53) coraz bardziej zaawansowana aż do rozwiązania.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Kowalski wraca do domu z pracy i zamierza usiąść przed telewizorem. Nagle dochodzą do niego charakterystyczne odgłosy zza ściany od sąsiada. – Ten sąsiad zaczyna mnie już wpieniać! Idę mu powiedzieć, żeby ciszej pukał te swoje panienki! – Mama chciała mu to samo powiedzieć z godzinę temu – mówi Jasio. – I co, powiedziała? – pyta ojciec. – Nie wiem, jeszcze nie wróciła... ! ! ! Jasio szepcze tacie na ucho: – Jak dasz mi dziesięć złotych, to powiem ci, co mówi mamie pan listonosz, jak jesteś w pracy. Ojciec wyjmuje 10 zł i daje synowi. – I co, Jasiu? Co mówi? – Mówi: „Dzień dobry. Poczta dla pani”. ! ! ! – A jutro – mówi psycholog z poradni małżeńskiej – proszę przyprowadzić ze sobą żonę i wtedy przedyskutujemy spokojnie wasz problem. – To się pan zdecyduj! – mąż na to. – Albo mam przyprowadzić żonę, albo mamy spokojnie coś przedyskutować! ! ! ! Sekretarka do szefa: – Nie chciałabym naciskać, ale jak nie dostanę podwyżki, to zacznę dorabiać, publikując pamiętniki. ! ! ! Rozmawiają dwie przyjaciółki: – Szef dał mi podwyżkę, kiedy dowiedział się, że swojemu synowi dałam jego imię! – Mnie także dał podwyżkę, kiedy swojemu synowi nie dałam jego nazwiska.
49
43
1 20
37
42 9
10 22
50
12
48 8
12
15
52 22
6
41
47
23
24
14
13
17
16 19
35
40
25
26
5
1
29
33
24
11
46
36 18
3
45
2
21
15
19
20
30 6
39
14 10
21
32
7
13
16
5
17
7
8
44
9
53
51
4
3
2
11
31
38
23
27 34
28 4
18
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie – wniosek wypływający z faktu, że jeden papieros skraca życie o 9 minut, a seks przedłuża je o 15
1
2
3
4
5
15
16
17
18
19
6
7
20
21
8
9
10
22
23
24
11
12
13
14
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 42/2010: „Do sprawdzianu trzeba dwojga, jedno pisze, drugie ściąga”. Nagrody otrzymują: Maria Piotrowska z Terespola, Stanisława Zalewska z Zamościa, Wanda Szwala z Biłgoraja. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 46,80 zł na pierwszy kwartał 2010 r. (roczna 201,90 zł); b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 46,80 zł na pierwszy kwartał 2010 r. (roczna 201,90 zł). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
ŚWIĘTUSZENIE Wieczny wypoczynek
Rys. Tomasz Kapuściński
Fot. T.K.
Nr 44 (556) 29 X – 4 XI 2010 r.
JAJA JAK BIRETY ariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie – pisał Czesław Miłosz. Oto przykłady co ciekawszych współcześnie występujących obłędów. ! Chorujący na syndrom Cotarda, zwany też syndromem żywego trupa, są pewni, że już nie żyją. Niektórzy czują, jak ich ciało ulega rozkładowi, inni już widzą robaki, które ich konsumują. Przypadłość może zakończyć się prawdziwą śmiercią – chorzy często rezygnują z jedzenia, twierdząc, że już nie jest im potrzebne. ! Cierpiący na zespół Capgrasa jest przekonany, że jego rodzina i bliscy zniknęli, a ich miejsce zajęły identycznie wyglądające sobowtóry lub przybysze z obcej planety. W drastycznych przypadkach chory w obronie własnej może „obcego” nawet zabić. ! Jednym z wielu urojeń, na które cierpią nadmiernie bogobojni, jest tzw. obłęd jerozolimski. Doświadcza go rocznie ok. 200 turystów, którzy odwiedzili Jerozolimę. Ogarnięci owym obłędem tak intensywnie przeżywają swoją obecność na świętej ziemi, że zaczynają utożsamiać się z bohaterami Biblii. W 1969 roku australijski turysta Michael Rohan usiłował podpalić meczet Al-Alsa, chcąc „wygnać z Jerozolimy muzułmanów”. ! U turystów odwiedzających Paryż, głównie tych z Japonii, obserwuje się „syndrom paryski” – rozczarowanie wynikające
W
CUDA-WIANKI
Chorzy z urojenia z konfrontacji własnych, zbyt wydumanych oczekiwań na temat miasta miłości z nie tak piękną rzeczywistością. Na szczęście nikt nie próbował sfajczyć budynku Luwru. Objawy syndromu to zaburzenia pracy serca, depresyjny nastrój i poczucie dezorientacji. ! Równie nieprzyjemnych wrażeń doznali ci, którym przytrafił się syndrom Stendhala – pojawiający się podczas zachwytu dziełami sztuki zgromadzonymi na małej przestrzeni. Schorzenie nazwano na cześć francuskiego pisarza, który
intensywną kontemplację zabytków Florencji przypłacił palpitacjami serca i kilkudniową gorączką. ! Arytmomania (inaczej: natręctwo liczenia) to potrzeba ciągłego liczenia lub wykonywania działań arytmetycznych: chory każdą czynność wykonuje określoną ilość razy, podlicza swoje kroki, wykonywane oddechy itp. Przypadłość, nadmiernie rozwinięta, zdecydowanie utrudnia życie. Jak bardzo? Pewnie oglądaliście już „Dzień świra”. ! Schorzenie zwane „paniką penisową” lub koro (w języku malezyjskim – głowa żółwia) przytrafia się mieszkańcom Dalekiego Wschodu: najczęściej w Chinach, a także Malezji, Singapurze, Indiach i na Tajwanie. Chorzy mężczyźni odczuwają niezwykle silny lęk przed śmiercią, która nastąpi na skutek utraty nasienia lub wciągnięcia członka w głąb brzucha. Kobiety boją się skurczenia piersi lub warg sromowych. Bywa, że rodzina mężczyzny cierpiącego na koro zawiesza mu na członku rozmaite ciężarki, aby narząd tak łatwo nie zniknął... JC