Jeden ,Ostatni pociąg z San Francisco odchodzi o północy przegapisz go i utkniesz w .mieście do samego rana To właśnie dlatego prowadziłam Stacy i Ker...
4 downloads
10 Views
2MB Size
Jeden Ostatni pociąg z San Francisco odchodzi o północy, przegapisz go i utkniesz w mieście do samego rana. To właśnie dlatego prowadziłam Stacy i Kerry w dół ulicy Market na piętnaście minut przed wybiciem godziny duchów, bezskutecznie próbując nie chwiać się w moich butach na obcasach. Po tej ilości drinków które wypiłam moje buty stały się moim nowymi wrogami. Żadna z nas nie była w stanie prowadzić, i tylko Kerry wciąż jeszcze szła prosto. Zwaliłam jej stabilność na jej pochodzenie ( czystej krwi Hob matka,
Hob ojciec Odmieniec) dawały jej tolerancje na alkohol faceta trzy rozmiary takiego jak ona sama. Nikt nie utrzyma domu w lepszej czystości niż Hob, a już na pewno nie ma on ani drobinki kurzu w swojej szafce z alkoholem Stacy zachwiała się lecąc na mnie. Ona też jak i ja nie posiadała tolerancji na alkohol Kerry aby pomogła jej uporać się z liczbą drinków które wypiła. Wyszczerzyłam się w uśmiechu do niej — Powiedziałaś Mitchowi ,że wrócisz do domu połamana? — Będzie musiał sobie z tym jakoś poradzić — powiedziała — Mówiłam mu ,że mamy babski wieczór — wybuchnęła śmiechem w którym zawtórowała jej Kerry. Nawet ja nie mogłam opanować chichotu, a próbowałam pozostać skupiona na tyle długo aby wsadzić je do pociągu. Światła oznaczające wejście na stację w końcu pojawiły się na horyzoncie, obiecując wolność od mojego pijanego ładunku — No chodźcie — starałam się skłonić Stacy aby szła dalej — Już prawie jesteśmy — Gdzie? — zapytała Kerry, ponownie wprawiając tym Stacy w chichot — W pociągu Stacy zamrugała — Dokąd idziemy? — Do domu — powiedziałam, tak pewnie jak tylko mogłam z moim obcasem złowionym przez kolejne pękniecie chodnika. Zdjęłabym je, ale moje palce nie działały na tyle dobrze aby odpiąć paski — Szybko, przegapicie pociąg! Zejście w dół po schodach było prawdziwą przygodą. Prawie skręciłam sobie kostkę, kiedy Kerry ominęła mnie beztrosko i skierowała się prosto do automatów biletowych, wracając z dwoma biletami w jedną stronę do Colmy Hob — duszek odpowiedzialny za utrzymanie czystości w domu, wywodzący się z angielskieg folkloru
Ja mieszkam w San Francisco, one nie — Już sobie poradzimy dalej Toby — powiedziała, biorąc Stacy pod ramię — Dacie sobie radę? Kerry pokiwała — Wezwę taksówkę po drugiej stronie — Świetnie — odpowiedziałam, i uściskałam je obie zanim oddaliłam się machając jeszcze do nich przez bramkę. Ulgę przyniosło mi patrzenie na nie i świadomość ,że są bezpieczne. Miałam dość kłopotów z zajęciem się sobą kiedy jestem pijana. Nie potrzeba mi do tego jeszcze konieczności zajmowania się innymi ludźmi Ulica Market wrzała, przepełniona ludźmi bawiącymi się w klubach, co niektórzy stali na dworze paląc papierosa. Stan Kalifornia zakazał palenia w barach jeszcze kiedy wciąż byłam rybą. To jedna z kilku pozytywnych zmian, które dokonały się podczas tych przegapionych przeze mnie czternastu lat. Nikt nie zwracał na mnie uwagi Złapanie taksówki na ulicach San Francisco to praktycznie sport olimpijski. Pomyślałam aby zadzwonić do Dannego, lokalnego taksówkarza który jest bardziej niż szczęśliwy kiedy może podwieźć mnie za darmo tam gdzie potrzebuje. Poznaliśmy się sześć miesięcy temu około pięć minut po tym jak zostałam postrzelona w nogę kulą z żelaza. Takie coś nigdy nie jest dobrym sposobem na rozpoczęcie znajomości. Na szczęście okazało się ,że Danny zna mnie od dawna. Okazało się ,że pracowałam nad sprawą jego siostry jakieś szesnaście lat wcześniej, i to sprawiło ,że był skłonny mi pomóc. Jest miłym facetem. Trole mostowe zwykle takie są. Wezwanie Dannego oznaczałoby znalezienie telefonu. Pomijając sugestię Stacy wzbraniałam się jakoś przed kupnem komórki, nie miałam z nimi żadnych pozytywnych doświadczeń. Poza tym, Danny prawdopodobnie bardziej potrzebował prawdziwego zarobku niż ja podwózki. W końcu mogłam się przejść. Obcasy wystukiwał staccato na chodniku, zachwiałam się na zakręcie i ruszyłam do domu Tylko kilka przecznic zajęło mi przejście i opuszczenie dzielnic handlowych i przeniesienie się do tych mieszkalnych, pozostawiając dźwięki ludzkiego świętowania za sobą. Było tu tylko kilka latarni, ale to akurat nie było problemem, dobre widzenie w nocy to standardowy przywilej mojego pochodzenia. Mój brak płaszcza jednak, o tak to był większy problem.
Kilka pixie zgromadziło się na zakręcie, od frontu jakiegoś sklepu, używając wykałaczek do pieczenia różnego rodzaju insektów. Przystanęłam aby je poobserwować, wykorzystując tę okazję do odzyskania równowagi. Jeden z nich dostrzegł mnie i podleciał unosząc się tuż przed moim nosem groźnie — W porządku — poinformowałam go z pijaną uroczystością — Mogę na ciebie patrzeć — kontynuowałam, jego spojrzenie przekształciło się teraz w gniew — Nie, naprawdę, jest w porządku. Jestem Dao .....Dao....Jestem Odmieńcem — ktokolwiek odpowiadał za te nazwy ras w świecie wróżek powinien trochę bardziej o tym pomyśleć i zrobić tak aby można je było wypowiedzieć również po pijanemu Dźgnął wykałaczką w moim kierunku, zamrugałam, zakłopotana — Nie, w porządku, nie chcę żadnego z was w moich ustach — On chce cię dźgnąć a nie nakarmić. Przypuszczam ,że różnica jest trywialna, ale wciąż jednak jest. Ktoś mógłby założyć ,że raczej będziesz chciała uniknąć sprawdzenia tego z pierwszej ręki — głos tuż za mną był płynny jak śmietana i arystokratycznie rozbawiony Pixie cofnął się w powietrzu, prawie upuszczając wykałaczkę kiedy podleciał z powrotem do swojego stada. Zniknęli w sekundzie, pozostawiając nic tylko słabą poświatę połyskującego pyłu w powietrzu — Hej! — odwróciłam się, krzyżując ramiona i spoglądając — Mówiłam do niego! Tybalt przyglądał mi się z rozbawieniem, co tylko sprawiło ,że moje spojrzenie stwardniało — Nie. Nakłaniałaś go aby dźgnął cię wykałaczką. Ponownie stwierdzę ,że różnica jest niewielka ale wydaj mi się ,że ma znaczenie Moje spojrzenie przeszło w dezorientację — Dlaczego chciał mnie dźgnąć? Chciałam się tylko przywitać. I to on podszedł tutaj pierwszy. Nic nie mówiłam zanim się nie zbliżył — W końcu sensowne pytanie — Tybalt wyciągnął dłoń aby odsunąć i założyć moje włosy za ucho, przyciskając je jedną stroną swojego kciuka — Zaokrąglone uszy, niebieskie oczy, zapach magii zagrzebany pod zapachem alkoholu.......to perfekcyjne zauroczenie. Dobra robota. Mimo tego ,że do ciebie nie pasuje — moja dezorientacja nie odpłynęła. Tybalt westchnął — Wyglądasz ludzko, October. On po prostu ochraniał swoje stado — Mówiłam ,że jestem Odmieńcem ! — A on, całkiem sensownie ci nie uwierzył
— Och! — zamrugałam, czerwieniąc się — Hej — wtedy zmarszczyłam się — Co miałeś na myśli mówiąc, że to mi nie pasuje? Podoba mi się ta spódnica! Tybalt odsunął głowę i zrobił krok do tyłu, przyglądają mi się z uwagą. Zrobiłam to samo mierząc go spojrzenie z góry na dół Jako król lokalnego dworu kotów i najbardziej potężny Cait Sidhe w San Francisco, Tybalt rzadko zawracał sobie głowę udawanie się gdzieś, gdzie musiałby nosić ludzkie zauroczenie. Z tego co mi się wydaję, nie dlatego ,że czuje iż jest to poniżej jego godności, tylko dlatego ,że ludzka strona miasta nie obchodzi go na tyle aby zawracać sobie głowę jakimikolwiek z nią interakcjami. To był jeden z kilku razy kiedy widziałam go uchodzącego za zwyczajnego człowieka i muszę przyznać ,że wychodziło mu to całkiem nieźle. Wysoki i smukły, biła od niego poświata drapieżnika która zmieniała się w kocią grację gdy się poruszał. Jego ciemno brązowe włosy, były krótkie, potargane i podszyte ciemnymi pasmami które imitowały pręgowane futro. Ludzkie zauroczenie które przywdziewał ukrywało jego zaostrzone siekacze, szpiczaste uszy i kocie źrenice, ale pozostawiało jego czystą męskość trochę bardziej zauważalną niż bym chciała. Odwróciłam wzrok Powiedzieć ,że Tybalt i Ja mamy skompilowane relację byłoby pomniejszeniem rzeczy tylko odrobinę. Znoszę jego szyderstwa ponieważ jest to łatwiejsze niż usunięcie moich wnętrzności przez wściekłego Cait Sidhe. Na szczycie tego wszystkiego jest jeszcze fakt ,że jestem mu coś winna za pomoc której udzielił mi przy rozwiązywaniu zagadki śmierci Evening Winterrose. Niestety dług który mam u niego, zachęca go do pastwienia się nad mną jeszcze częściej niż zwykle. To już powoli staje się jego nawykiem — Spódnica jest do przyjęcia — powiedział Tybalt, dokańczając swój przegląd — Chociaż ja nazwałbym ją bardziej 'paskiem' niż 'spódnicą' ale przypuszczam ,że masz prawo aby nazywać swoje własne ubrania. Skoro już jesteśmy przy temacie odzieży powiedz mi, zamierzasz iść całą drogę do domu w tych butach? — Może — zachwiałam się. Paski zaczęły już ocierać mi kostki sprawiając ,że chodzenie było jeszcze bardziej niekomfortowe niż na początku, ale on nie musiał o tym wiedzieć — Jesteś pijana, October — A Ty masz na sobie naprawdę obcisłe spodnie — przerwałam, to nie zabrzmiało zbyt dobrze — To znaczy... to naprawdę ładne spodnie. To znaczy...
Tybalt parsknął. Zerknęłam do góry tylko po to aby zobaczyć ,że wygląda teraz na zdecydowanie rozbawionego, potrząsając przy tym po woli głową z jednej strony na drugą — W rzeczy samej. Rozumiem ,że nie wzięłaś pod uwagę wezwania taksówki? — Nie było żadnej — powiedziałam, czując się tak jakbym wygrała bitwę tym cudownym logicznym wyjaśnieniem — Wzięłaś pod uwagę to aby może po jakąś zadzwonić? Rozumiem ,że mogą zostać wezwane — Nie mam telefonu — Rozumiem — powiedział Tybalt — Cóż, skoro nie ma żadnej taksówki, masz znakomity powód aby nie wezwać taksówki i jesteś de facto wystarczająco pijana aby wygłaszać komentarze na temat tego jak ciasne są moje spodnie, wydaję mi się ,że całkiem dobrym pomysłem będzie odprowadzenie cię do domu — Nie potrzebuje abyś to robił — To miłe — powiedział Tybalt, ściągając kurtkę i okrywając nią moje ramiona — Wyglądasz jakby było ci zimno — Nie jest mi zimno — to było kłamstwo, była całkiem przyjemna noc, ale nawet najbardziej przyjemna noc robi się chłodna po północy w San Francisco. Owinęłam się kurtką, przyciskając ją mocniej i starając się zachować przy tym chociaż iluzję godności. Skóra pachniała magią Tybalta, cała ta mięta i piżmo — Sama mogę wrócić do domu — Oczywiście ,że możesz — zgodził się Tybalt, umieszczając dłoń na wysokości mego krzyża i delikatnie nakłaniając mnie tym gestem abym szła do przodu — W końcu jesteś, całkowicie rozsądną i kompetentną kobietą. Tylko ,że w tej chwili, jesteś tak pijana ,że nie pamiętasz nawet czy nosisz czy nie swoją własną twarz i naprawdę wolałbym nie zdrapywać cię z chodnika Jego dłoń była stanowczym i usilnym naciskiem. Zaczęłam iść, stabilniej teraz kiedy już miałam się na czym oprzeć — Niee, żadnego zdrapywania z chodnika. Znalazłbyś mnie gdzieś w jakiejś alejce — Prawdopodobnie tak Przeszliśmy kilka przecznic, ze mną chwiejącą się na stukających obcasach i nim kroczącym w milczeniu obok mnie, tylko korygującym moją trasę kiedy miałam wrażenie ,że upadnę na chodnik. W końcu powiedziałam — Nie rozumiem dlaczego to robisz — Jestem kotem. Nie wymaga się od nas sensu
Bez względu na to jak bardzo próbowałam, nie mogłam znaleźć żadnych logicznych uchybień w tym stwierdzeniu. Nie pomogło też to ,że moja głowa zaczęła wirować. Ziewnęłam — To zbyt wolne tempo — powiedział Tybalt, i z tym prostym stwierdzeniem podniósł mnie z chodnika i wziął w ramiona. Krzyknęłam. Rozbawiony powiedział — Nie zawracaj sobie tym głowy. Obydwoje wiemy jak to się skończy, i będzie o wiele przyjemniejsze dla nas obojga jeśli nie będziesz się szarpać. Rozumiem ,że się nie przeprowadziłaś?— pokiwałam — Dobrze. A teraz wstrzymaj oddech. Znam skrót To był kod na 'mam zamiar zabrać cię do cienia. Cait Sidhe mają o wiele więcej mocy których moja linia Daoine Sidhe nie posiada. Wchodzi w to między innymi dostęp do
Dróg Cienia, jest to dar o ile mi wiadomo nawet unikatowy dla Cait Sidhe. Szczerze to mogą go sobie zatrzymać dla siebie. Drogi cienia są mroczne i lodowato chłodne. Nie można tam oddychać, płuca by zamarzły. Tybalt wydaje się czerpać jakąś perwersyjną przyjemność w zaciąganiu mnie do Cienia. Był to wygodny proces prawie zrównoważony przez dyskomfort jakiego dostarczał. Wzięłam głęboki wdech, szczelnie zaciskając przy tym oczy. Tybalt zaśmiał się i poczułam jak mięśnie jego klatki i ramion napinają się kiedy zrobił dwa długie kroki i zaczął biec Świat zabłysnął wokół nas, całe ciepło zostało wydarte w ciągu sekund. Wtuliłam się w niego w ogóle o tym nie myśląc i zaczęłam w głowie liczyć do dziesięciu, mierząc odległość którą czułam poprzez biegnącego Tybalta. Przy moim stanie, doświadczenie to było mniej niepokojące niż za pierwszym razem kiedy Tybalt wciągnął mnie do Cienia. Było prawie ,że przyjemne, gdyby nie ten cały chłód Moje ciche liczenie doszło właśnie do trzech, kiedy wydostaliśmy się z powrotem z tego chłodu w ciepło czerwcowej nocy. Otworzyłam oczy, mrugając przez kryształki lodu które miałam na rzęsach. Staliśmy przy moich frontowych drzwiach. Oczy wróżki mogły dostrzec krawędzie na których znajdowały się czerwone, połyskujące ślady magicznych zabezpieczeń które założyłam zanim wyszłam. — O wiele prościej — powiedział Tybalt. I wszedł na ganek, potem dodał — Obawiam się ,że już dalej nie wejdę, Zabezpieczenia — Mnmmm — zimno wprawiło mnie w dziwną senność i było mi naprawdę wygodnie tam gdzie się znajdowałam
Machnęłam dłonią i wymamrotałam — Hej-diddle-diddle, the cat and the fiddle, the
cow jumped over the moon* — zabezpieczenia rozbłysły i zniknęły, pozostawiając zapach miedzi charakteryzujący moją magię unoszący się ciężko w powietrzu. Ponownie zamknęłam oczy — Proszę — Rymowanki? — brzmiał na rozbawionego Wzruszyłam ramionami — Działają — Nawet jeśli, klucz? — Och — uwolniłam dłoń aby pogrzebać w mojej maleńkiej torebce, próbując wymacać klucz. Tybalt wyjął mi ją z rąk, żonglując mną zupełnie bez wysiłku kiedy otwierał drzwi i wnosił mnie do środka Zasnęłam gdzieś pomiędzy salonem a korytarzem
* angielska rymowanka, nie będę tłumaczyć dosłownie;)
Dwa Przebudzenie było dość skomplikowane, zważywszy na fakt ,że nie miałam pojęcia gdzie byłam. Otworzyłam oczy, mrugając i wpatrując się w sufit. Powietrze smakowało jak popiół. Nie upłynęło zbyt dużo czasu od świtu, to prawdopodobnie mnie obudziło Sufit wyglądał znajomo. Plama po wodzie w kształcie Iowa znajdująca się w rogu wystarczyła aby przekonać mnie ,że jestem w domu, w mojej własnej sypialni (spojrzałam w dół na siebie) wciąż ubrana w moje klubowe ciuchy, kusy wykończony koronką top i mini spódniczkę. Tylko sponiewierana brązowa skórzana kurtka wydawała się nie na miejscu. Może gdybym próbowała załapać się do filmów z Indiana Jonesem.... Jęknęłam, upuszczając głowę z powrotem na poduszkę — Na dąb i jesion — moje wspomnienia poprzedniej nocy były mgliste, ale nie wystarczająco mgliste. Jednym z moich pijackich błędów było, pozwolenie Tybaltowi zanieść się do domu i mieściło się to całkiem wysoko na liście. A on nigdy przenigdy nie pozwoli mi o tym zapomnieć Podpierając się do pozycji siedzącej, spuściłam stopy na podłogę, kopiąc przy tym jeden z butów które miałam ubrane poprzedniej nocy. Drugi but leżał na mojej torebce z kluczem do mieszkania zaczepnym na obcasie Wstałam, przechodząc ostrożnie w kierunku kuchni Trzy głowy około tego samego rozmiaru i kształtu przepychały się nad tylnym oparciem kanapy kiedy się pojawiłam. Dwie były brązowo kremowe i należały do moich na wpół syjamskich kotów Cagney i Lacey. Trzecia była szaro zielona i należała do Spikea, rezydującego różanego goblina — Dzień dobry — powiedziałam. Koty wycofały się podczas gdy Spike cały pojawił się na widoku, grzechocząc cierniami w entuzjastycznym powitaniu. Urocze nawet jeśli dziwne Koncepcja nazwij to a będzie twoje zawsze była częścią świata wróżek. Niestety jakoś nie myślałam o tym do czasu aż nazwałam Spike'a, na stałe przywiązując go tym do siebie. Luna była zbyt zajęta radością z faktu ,że nie byłam martwa aby mieć coś przeciwko temu ,że przejęłam jej różanego goblina (w końcu miała ich więcej) a koty przestały dąsać się tak szybko jak tylko zdały sobie sprawę ,że on nie je kociego jedzenia. Nie miałam nic przeciwko temu ,że tu był. Całkiem łatwo sam dbał o siebie, wszystko czego tak naprawdę potrzebował to ściółka, ziemia kwiatowa i słońce
Moja iluzja odpłynęła kiedy słońce wstało, sprawiając ,że wyglądałam jak Daoine
Sidhe, pół człowiek pól wróżka, szpiczaste oczy i tak dalej. Nie bardziej pasuje do ludzkiego świata niż Spike, dzięki niektórym darom które otrzymałam od mojej kochanej i klinicznie obłąkanej matki. Przynajmniej potrafię udawać kiedy tego potrzebuje, co sprawia ,że zakupy w spożywczaku są o wiele łatwiejsze Większość ras w świecie wróżek to stworzenia nocy, włączają się w to Daoine
Sidhe. Okoliczności zawsze niestety sprzyjały abym budziła się rano częściej niż by mi się to podobało i to dlatego kawa zawsze jest najważniejszą częścią mojego śniadania. Po trzech filiżankach, wciąż nie byłam do końca gotowa aby ponownie zmierzyć się z Tybaltem, ale wystarczyło abym zaczęła wykazywać ochotę do zmierzenia się z moim dniem. Z kubkiem w dłoni, wyszłam z kuchni kierując się z powrotem do sypialni. Pierwszy punkt porządku obrad, wyskoczyć z moich klubowych ciuchów, które śmierdziały alkoholem i potem. Drugi punkt porządku obrad, prysznic, a wtedy mogę już rozpocząć dzień. Jakaś notka wisiała przypięta do drzwi sypialni Przystanęłam mrugając. Nie byłam zaskoczona ,że nie zauważyłam jej kiedy udawałam się do kuchni w stanie z przed wypicia kawy, zaskoczyło mnie ,że w ogóle istniała. Ostrożna przed następnymi niespodziankami, pociągnęłam za taśmę i rozwinęłam ją
October— Spałaś tak spokojnie ,że nie chciałem cię budzić. Książę Torquill, po domaganiu się odpowiedzi co robię w twoim mieszkaniu, poprosił abym poinformował cię o jego zamiarze odwiedzin po 'załatwieniu jakiś spraw na dworze królowej' Polecam abyś założyła coś przylegającego, może tym odwrócisz jego uwagę od tego o czym ma zamiar pouczać cię tym razem. Mam nadzieję ,że chodzi o twoje maniery Jesteś szczerze ujmująca kiedy śpisz. Przypisuje to temu egzotycznemu stanowi przyglądania ci się w stanie całkowitej ciszy — Tybalt Myśl o tym ,że Sylvester zadzwonił do mojego mieszkania, i skończył rozmawiając z Tybaltem była dziwnie fascynująca. Stałam tam przez chwilę, kontemplując jej nieprawdopodobieństwo. Sam pomysł ,że Tybalt został w moim mieszkaniu na tyle długo ,żeby przyjąć wiadomość był jeszcze bardziej niepokojący, ale skoro nie sądziłam ,żeby chciał ukraść moje srebra ( gdybym miała jakieś srebra które warto byłoby ukraść) zdecydowałam się odpuścić
To ,że przestałam o tym myśleć, nie uczyniło niczego co pomogłoby rozwiązać moje bardziej niecierpiące zwłoki problemy. Sylvester przyjdzie z wizytą. Przeskanowałam frontową część apartamentu, notując w pamięci naczynia na stole, nieposortowane pranie na kanapie stos starej poczty grożący przechyleniem i rozwaleniem stolika do kawy. Nie jestem najlepszą na świecie gospodynią. Łącząc to z faktem ,że pracowałam ostatnio po osiemnaście godzin na dobę od kiedy odzyskałam licencję, nic dziwnego ,że mój apartament był strefą wojenną. Nie byłam tylko pewna czy chciałam abym mój zwierzchnik to oglądał Niestety nie mogłam powiedzieć, przepraszam wróć później. Mimo mojej czternastoletniej nieobecność wciąż byłam członkiem socjalnego porządku w Cienistych
Wzgórzach i wciąż byłam rycerzem na usługach Sylvestera. Jeśli chce wpaść do mojego mieszkania to ma pełne prawo aby to zrobić. Oczywiście, jego zbliżająca się wizyta prawie na pewno oznaczała ,że na dla mnie jakąś robotę. Nic tak nie leczyło kaca jak wezwanie do czynnej służby Spike wił się wokół moich kostek. Przyklękłam aby go podnieść, mrużąc się kiedy sadowił się ugniatając moje przedramiona ostrymi jak igły szponami — Chodź, Spike. Idziemy się ubrać — mruczał kiedy niosłam go do sypialni wołając przez ramię — Cagney, Lacey, pilnujcie drzwi — kompletnie mnie zignorowały. Koty już takie są Jedną z zalet bycia Odmieńcem jest to ,że moje kace są dużo bardziej łagodniejsze niż być powinny. Dzięki kawie, moja głowa pracowała całkiem jasno do czasu jak skończyłam mój znacznie skrócany prysznic. Ubrałam się z podwójną prędkością, wybierając praktyczne ciuchu na to co wydawało się ,że będzie długim dniem. Właśnie kończyłam wiązanie sznurowadeł kiedy ktoś zapukał do frontowych drzwi, dźwięk przerwał grzechotanie kolców Spike'a — Przynajmniej nie jestem naga — wymamrotałam i się podniosłam Sylvester miał podniesioną dłoń aby zapukać po raz drugi kiedy otworzyłam drzwi tuż przed nim. Stał tam przez chwile, wyglądając na nieomal komicznie zaskoczonego. Wtedy uśmiechnął się, oferując mi swoją dłoń — October. Czy Tybalt przekazał ci moją wiadomość? — Witaj ,wasza miłość — powiedziałam, przyjmując jego dłoń na chwilę zanim pozwoliłam mu wziąć się w objęcia.
Ludzkie zauroczenie pokrywało jego prawdziwe rysy twarzy łącząc się z zapachem dereni, i narcyzów charakteryzujących jego magię. Nauczyłam się ,że ta kombinacja zapachów jest kojąca, oznacza bezpieczeństwo — Tak, przekazał. Przykro mi ,że przegapiłam twój telefon — Och, niepotrzebnie. Nie wysypiasz się wystarczająco — powiedział puszczając mnie, i wchodząc do mieszkania — Nie miałem pojęcia ,że ty i król kotów tak dobrze się dogadujecie Zaczerwieniłam się — Wcale nie. Poszedł za mną do domu Sylvester podniósł brew, mówiąc tym gestem więcej niż mógłby wyrazić słowami. Zamknęłam drzwi, walcząc z chęcią zgarbienia ramion jak skarcona nastolatka. Są pewne rozmowy których nigdy nie chcę odbywać z moim zwierzchnikiem a — Dlaczego król kotów
odbiera twój telefon? Była początkiem jednej z nich Odchrząknął i powiedział — Zadzwoniłbym wcześniej, ale dopiero ostatnio dowiedziałem się ,że jestem potrzebny na dworze królowej — Czy chcę pytać dlaczego? Cień pojawił się na jego twarzy i zniknął w sekundzie — Nie — Racja — zaległa cisza, podczas której ja spoglądałam na niego a on spoglądał na moje mieszkanie. Biła od niego aura oszołomienia i dezaprobaty, tak jakby nie mógł zrozumieć dlaczego wybrałam życie w takim miejscu kiedy mogłam wybrać życie w
Letnich Krainach. Mimo wszystko Sylvester jest jednym z najbardziej tolerancyjnych wysoko urodzonych jaki kiedykolwiek poznałam. Wiedziałam ,że to jego niezrozumienie było szczere, on naprawdę nie był tego w stanie pojąć, i nie było szansy na to abym była mu to w stanie w jakikolwiek sposób wyjaśnić Sylvester jest jednym z Daoine Sidhe, pierwszą szlachtą w świecie wróżek. Jego włosy są czerwone, oczy koloru ciepłego złota, takie które bardziej naturalnie pasowałyby do jednego z Cait Sidhe. Nie ma w nim niczego umownie pięknego, ale kiedy się uśmiecha, zapiera dech w piersiach. Nawet mając na sobie swoje ludzkie zauroczenie, które stępia szpiczaste punkty jego uszu i warstwy ludzkiej okleiny na jego zbyt perfekcyjnej i delikatne zarysowanej twarzy, jego natura przebijająca przez niego Wszystkie Daoine Sidhe takie są. Przyrzekam ,że gdyby mnie nie wychowali, nienawidziłabym ich wszystkich tak z zasady — October, co do warunków w jakich żyjesz...
Złączyłam dłonie razem — Kto chce kawy? — Proszę. Ale naprawdę, October, wiesz ,że zawsze jesteś mile widziana.... — Śmietanka i cukier? — I to i to. Ale....— przerwał i spojrzał na mnie — Nie będziemy na ten temat rozmawiać prawda? — Nie — odpowiedziałam radośnie, odwracając się w kierunku wejścia do maleńkiej kuchni — Jeśli będę gotowa aby wrócić do domu na dobre, dam ci znać. Jak na razie ciężko byłoby mi prowadzić interes kiedy mój adres email brzmiałby trzeci dąb na szczycie
tego wysokiego wzgórza — Nie musiałabyś pracować gdybyś mieszkała w Cienistych Wzgórzach — miał słuszność — Owszem ,ale ja lubię to robić. Sprawia to ,że czuje się użyteczna. I pomaga mi połączyć się ponownie z tym wszystkim co mnie ominęło. Jeszcze nie jestem gotowa aby z tego zrezygnować — oparłam się o kuchnię, podając mu kubek kawy — Ostrożnie, gorąca. Poza tym, Raysel zabiłaby mnie we śnie Wziął kubek z niesmakiem, zgadzając się ze mną z żalem — A więc o to chodzi, tak Rayseline Torquill jedyna córka Sylvestera i aktualnie jego jedyna spadkobierczyni. To tylko jeden z problemów. Dzięki bratu Sylvestera, Simonowi (cholernemu draniowi) dorastała w magicznym więzieniu, i to doświadczenie doprowadziło ją do szaleństwa. Nikt nie wie na pewno co się wtedy wydarzyło, ale ze spojrzenia na twarzy jej matki kiedy o to pytam, wnioskuje ,że Simon okazał się całkiem litościwy kiedy przemienił mnie w rybę. To było coś co nigdy nie pomyślałabym ,że powiem...ale cokolwiek przydarzyło się Raysel i jej matce było gorsze niż to co spotkało mnie Na nieszczęście, użalanie się nad Raysel nie zmienia faktu ,że jest sadystycznym popaprańcem. Byłabym szczęśliwa móc utrzymać się na dystans ale oprócz tego ,że to córka mojego zwierzchnika, Raysel jest przekonana ,że jej mąż Connor (mój tak jakby ex, i jej małżonek z powodów czysto dyplomatycznych) wciąż coś do mnie czuje. Jeszcze bardziej niefortunne jest to, że wcale się nie myli co do tego. Nie chodziło o to ,że jej nie ufałam po porostu uważałam ,że zabije mnie jeśli tylko będzie miała okazję Oparłam się o ścianę znajdującą się obok kuchennych drzwi — Więc, co cię tu dziś sprowadza? Oczywiście poza chęcią do krytyki mojego porządku — Mam dla ciebie zadanie
— Tego już sie domyśliłam — powiedziałam popijając kawę —O co chodzi? — Musisz pojechać do Fremont — Co? — nie tego oczekiwałam, nie byłam do końca pewna czego ale na pewno nie było to Fremont. Sylvester podniósł brew — Fremont. To miasto w pobliżu San Jose — Wiem — Oprócz tego ,że było miastem w pobliżu San Jose, Fremont było czołowym miastem jeśli chodzi o branże technologiczną i jednym z najnudniejszych miejsc w Kalifornii. Z tego co wiedziałam miało swoją populację wróżek ale taką którą można było policzyć na palcach obu dłoni, a to dlatego ,że nuda czy nie, po prostu nie było tam bezpiecznie. Teren ten znajdował się pomiędzy dwoma księstwami, Cienistymi Wzgórzami i
Marzycielskimi lustrami — i zostało zadeklarowane jako niezależne hrabstwo trzy lata po tym jak zniknęłam, częściowo zdane na własne siły a częściowo opóźniające, nadprzyrodzone wojny o te ziemie Wróżki są terytorialne z natury. Lubimy walczyć zwłaszcza wtedy kiedy wiemy ,że wygramy. Jedno z tych księstw w końcu zdecyduje ,że potrzebuje nowego słonecznego pokoju i to małe niezależne hrabstwo znajdzie się dokładnie po środku. Utworzenie
Okiełznanej Błyskawicy mogło być dobrym politycznym krokiem, ale gwarantowało ,że niedługo życie w Fremont nie będzie przeznaczone dla osób o słabym sercu Nie przychodziło mi do głowy zbyt wiele powodów udania się do Fremont. Większość z nich zawierała jakieś dyplomatyczne obowiązki. Nie cierpiałam dyplomatycznych obowiązków. Nie jestem w nich zbyt dobra, głównie dlatego ,że nie jestem zbyt dyplomatyczna. — Dobrze. To ułatwia sprawę Obowiązki dyplomatyczne. Na pewno o to chodziło — Ułatwia? — Chodzi o moją siostrzenicę — Twoją siostrzenicę? — rozmowa z Sylvesterem czasem sama w sobie jest przygodą — Nie wiedziałam ,że masz siostrzenicę — Tak— przynajmniej miał klasę aby wyglądać na zakłopotanego kiedy mówił dalej — Nazywa się January. Jest córką mojej siostry. Nie.....nie rozgłaszaliśmy tych stosunków z powodów politycznych. Jest śliczną dziewczyną (trochę dziwną ale słodka) i musisz tam pojechać aby sprawdzić co się z nią dzieje — Sylvester nazywający kogoś trochę dziwnym? To nie wróżyło niczego dobrego. Tak jakby Luidaeg nazwała kogoś odrobinę temperamentnym
— Więc co się dzieje? — Nie może mnie często odwiedzać (chodzi o powody polityczne) ale co tydzień dzwoni aby przekazać co u niej. Nie zadzwoniła ani nie odebrała telefonu już od trzech tygodni. Tuż przed tym wydawała się.....rozkojarzona. Obawiam się ,że mogło stać się coś złego — A wysyłasz mnie zamiast pojechać samemu albo wysłać Etienne ponieważ....? — Etienne był głową straży Sylvestera zanim jeszcze przyszłam na świat. Nawet lepiej jest czystej krwi wróżką Tuatha de Dannan. Byłby znacznie lepszym wyborem — Jeśli pojadę sam księżna Riordan może odebrać to jako akt wojny — popijał swoją kawę — Etienne jest znany z tego ,że jest całkowicie na mych usługach, podczas gdy ty moja droga, jeszcze do końca formalnie nie zadeklarowałaś swojego powrotu, nie mieszkasz też w Cienistych Wzgórzach — A więc to właśnie dostaje za to ,że nie mieszkam w domu — wyszemrałam. Droga, słodka księżna Riordan, rządziła Marzycielskimi Lustrami i była żywym dowodem na to ,że szumowiny też wspinają się do góry — A więc to moje zadanie? Niańczenie twojej siostrzenicy? — Nie niańczenie. To dorosła kobieta. Chce tylko ,żebyś sprawdziła i upewniła się ,że nic jej nie jest. Nie powinno ci to zająć więcej niż dwa, trzy dni To przykuło moją uwagę — Dni? — Tylko na tyle długo abyś mogła upewnić się ,że wszystko jest w porządku. Wysyłam z tobą Quentina aby ci asystował, a Luna zrobiła ci rezerwację hotelu Teraz moja kolej aby podnieść brew — Uważasz ,że będę potrzebowała asysty? — Szczerze, nie mam pojęcia — spojrzał w dół na swój kubek z kawą, ramiona mu opadły — Coś się tam dzieje, tylko nie wiem co i martwię się o nią. Zawsze brała na siebie więcej niż była w stanie unieść — Hej, nie martw się. Dowiem się — To może nie być takie proste jak się wydaje. Są też inne komplikację — Jakie? — January jest moją siostrzenicą, tak ale jest również hrabiną Okiełznanej
Błyskawicy Moje oczy rozszerzyły się.
To nadawało całkiem nowego znaczenia sytuacji. January będąca hrabiną wyjaśniała dlaczego Okiełzana Błyskawica była w stanie stać się hrabstwem, od samego początku Marzycielskie Lustra mogły być skłonne do podbicia jednego małego hrabstwa, ale nie chciałyby podbijać sąsiedniego księstwa w tym samym czasie. Nawet jeśli ten związek był utrzymywany w tajemnicy, ludzie na poziomie książęcym lub powyżej wiedzieli. Plotki rozprzestrzeniają się zdecydowanie za szybko w krainie wróżek aby coś tak soczystego mogło zostać utrzymane w tajemnicy — Rozumiem — Więc widzisz jakie to wszystko politycznie niewygodne — Marzycielskie Lustra mogłyby to odczytać jako początek czegoś więcej niż sprawa rodzinna — może i nie lubię polityki, ale mam jakąś tam podstawową wiedzę na temat jej działania — Dokładnie — spojrzał do góry — Bez względu na to co się dzieje Toby, mogę zagwarantować ,że będę w stanie wysłać pomoc — Ale jesteś pewien ,że to łatwe zadanie — Nie wysyłałbym Quentina gdybym nie uważał ,że obydwoje będziecie bezpieczni Westchnęłam — Racja. Będę dzwonić regularnie aby cię informować — I będziesz ostrożna? — Podejmę wszelkie środki ostrożności — jak dużo środków ostrożność musiałam podjąć? Pomijając powody polityczne, to było zadanie polegające na niańczeniu siostrzenicy Sylwestera. A to zazwyczaj nie plasuje się zbyt wysoko na skali niebezpieczeństwa — Dobrze. January to moja jedyna krewna z mojej krwi, jaka mi pozostała, z wyjątkiem Rayseline. Teraz January jest dorosła, ale uważam ją za swoją odpowiedzialność od kiedy jej matka zmarła. Proszę zajmij się nią — A co z — ? — Nie mam już brata — jego spojrzenie było ponure — Rozumiem, wasza miłość — ostatnim razem kiedy Sylvester poprosił abym zadbała o kogoś z jego rodziny, moja porażka kosztowała nas oboje, on stracił Lunę, a ja czternaście lat. Jego brat bliźniak Simon, był przyczyną jego i mojej straty — Spróbuje — Doceniam to — postawił kubek na stoliku i podniósł swój płaszcza i folder — To zawiera wskazówki, rezerwacje hotelu, kartę parkingową, mapę terenu. Oczywiście zwrócę ci wszelkie koszta
— Oczywiście — wzięłam folder, kartkując go — Nie mogę pomyśleć o kimś mniej mi potrzebnym— spojrzałam do góry — Dlaczego tak właściwie wysyłasz ze mną Quentina ? — Jesteśmy odpowiedzialni za jego edukację — widmowy uśmiech zagościł na jego twarzy — Przyglądanie się jak sobie z tym poradzisz będzie dla niego świetną nauką Westchnęłam — Cudownie. Skąd mam go odebrać? — Czeka przy twoim samochodzie — Co? — wyjęczałam — Na dąb i jesion Sylvester, jest cholernie wcześnie na takie rzeczy — Czyżby? — zapytał niewinnie. Żona Sylvestera, Luna jest jedną z kilku prawdziwych wróżek funkcjonujących dobrze całą dobę jakie kiedykolwiek poznałam. Po kilkuset wspólnych latach małżeństwa nauczył się przystosować. Po reszcie z nas oczekuje się po prostu ,że sprostamy — Nienawidzę cię — Oczywiście ,że tak— zaśmiał się wstając — Zejdę ci z drogi i pozwolę się przygotować. Doceniłbym gdybyś wyjechała natychmiast — Oczywiście, wasza miłość — powiedziałam, i uściskałam go zanim pchnęłam w kierunku drzwi — Szerokiej drogi i sprzyjającego ognia Toby — powiedział odpowiadając uściskiem — Szerokiej drogi — odpowiedziałam i zamknęłam za nim drzwi, po czym przechyliłam resztę mojej kawy w jednym łyku Wysyłali ze mną Quentina? Co oni sobie do cholery myśleli? To już i tak było na wpół dotyczące niańczenia zadanie, na wpół misja dyplomatyczna, fakt ,że przybywałam z jednego z księstw otaczających Okiełznaną Błyskawicę sprawiało ,że polityczne zmieszanie było tu nieuniknione Teraz jeszcze dodali do tej roboty niańczenie Quentina. To mnie zbytnio nie uszczęśliwiło. Mimo wszystko jeśli Sylvester sądził ,że najlepiej nadawałam się do tego zadania, prawdopodobnie skończy się to przynajmniej w połowie klęską Jak miło
Trzy Mając na względzie prośbę Sylvestera dotyczącą natychmiastowego wyjazdu, wrzucałam ciuchy do worka, kładąc na górę kosmetyczkę z przyborami toaletowymi. Koty wyemigrowały do sypialni, kuląc się na kurtce Tybalta. Wypędziłam je i strzepałam kurtkę ,ignorując ich protesty. Nie chciałam zostawiać jej w mieszkaniu tak aby mógł sobie w każdej chwili po nią wrócić Stacy nie podniosła słuchawki kiedy zadzwoniłam do niej do domu. Zostawiłam krótką wiadomość w której poprosiłam aby wpadła i karmiła Spike'a i koty do czasu mego powrotu. Nie wspominałam jak długo mnie nie będzie. Ostatnie czego chciałam to to aby zadzwoniła do Sylvestera, żądając odpowiedzi na pytanie gdzie tym razem próbuje mnie zabić. Nie mogłam jej winić za taką reakcję. W końcu ostatnim razem kiedy wykonywałam dla niego jakieś zadanie zostałam przekształcona w rybę i spędziłam czternaście lat pływając po stawie w parku Złote Wrota. Ale takie coś raczej nie przytrafia się dwa razy i nie chciałam żeby się martwiła. Mój zwierzchnik wiedział dokąd się udaje, i ktoś zadba o moje koty. To pozostawiało jeszcze tylko jeden telefon do wykonania zanim wyjadę. Nie był to lokalny telefon, pomimo ,że mieszkanie do którego dzwoniłam znajdowało się tylko w odległości kliku mil. Jeśli chodzi o ścisłość to nie byłam nawet pewna czy dzwonie do kogoś na telefon Balansując słuchawką na ramieniu, wcisnęłam guziki w odwrotnej kolejności. Odezwało się kliknięcie, po nim nastąpiła pełna szumów cisza, podczas której nuciłam —
Kobyły jedzą owies i nie jedzą owsa, ale małe jagnięta jedzą bluszcz. Dzieciak też zje bluszcz. A ty nie? — nie było to jakieś silne zaklęcie. Nie musiało być. Wszystko co miało zrobić to przypomnieć istniejące połączenie do miejsca gdzie miało mnie doprowadzić Nastąpiła chwila ciszy gdy linie które nie miały powodów aby się skrzyżować, jednak to zrobiły i połączenie zostało przekierowane do mieszkania które nigdy nie podpisało żadnej umowy z firmą telekomunikacyjną. Aparat kliknął dwa razy i zaczął kreować, głębokie, mroczne, buczenie. Czekałam. Luidaeg lubiła efekty specjalne, jeśli nie było się w stanie ich znieść to lepiej do niej nie dzwonić. Zawsze można było do niej po prostu wpaść, zakładając ,że nie szczególnie lubiło się posiadanie własnych nóg, tak po prostu wpaść do morskiej wiedzmy, starszej niż cywilizacja, chociaż nie jest to tego rodzaju hobby które zapewnia długą żywotność
Brzęczenie skończyło się z ostatecznym kliknięciem, ochrypły, poirytowany głos powiedział — Halo? — Halo, Luidaeg — Toby, to ty?— jej irytacja się rozpłynęła — Tak, to ja — Czego chcesz do cholery? — Jadę do Okiełznanej Błyskawicy Zaległa cisza — Okiełzana Błyskawica? Po co tam jedziesz? Tam nie ma niczego oprócz brudu i kretynów tak daleko jak okiem sięgnąć — Sylvester mnie wysyła — Racja. Główny kretyn — znowu zamilkła — Po co mi to mówisz? — Mogę nie wrócić w tym tygodniu, wszystko zależy od tego jak długo to potrwa, pomyślałam ,że dam ci znać — Och — jej rozczarowanie było krótko słyszalne zanim pokryła je mówiąc z werwą — Cóż, dobrze. Mogę zrobić kilka rzeczy bez potrzeby martwienia się o to ,że pokarzesz u mnie swój szczęśliwy tyłek — Cieszę się ,że nie masz nic przeciwko — Przeciwko? Dlaczego miałabym mieć coś przeciwko — Bez powodu — Dobrze. Bądź ostrożna. Nie chodź sama w ciemności, nie daj się zwieść ich oczom. Pamiętaj czego szukasz. Nie ufaj temu co mówić ci krew, zawsze oglądaj się za siebie — Co? — Nic, Toby.....to nic — powiedziała, brzmiąc na lekko zdegustowaną — Nie blokuj mi do cholery telefonu — Zobaczymy się kiedy wrócę — Toby? — jej ton był niezdecydowany, tak jakby się wahała czy to powiedzieć. — Tak? — Jestem ci winna odpowiedź. Wróż żywa — Wrócę, nie martw się — To ja muszę być tą którą cię zabije — połączenie zostało zerwane z trzaśnięciem. Uśmiechnęłam się do siebie, odkładając słuchawkę na miejsce
Luidaeg i ja, poznałyśmy się sześć miesięcy temu, kiedy naprowadziła mnie na ostateczną wskazówkę która pomogła mi zidentyfikować morderce Evening. To spotkanie pozostawiło ją u mnie z długiem, była mi winna odpowiedź ma jakiekolwiek pytanie jakie chciałam jej zadać. Nie mogła mnie zabić kiedy była moją dłużniczką, i muszę przyznać ,że nawet miło było wiedzieć ,że nie może spełnić swoich wcześniejszych gróźb. Niespłacony dług ciąży na wróżkach czystej krwi, jestem pewna ,że na tych pierworodnych nawet jeszcze bardziej niż na całej reszcie. Zaczęła do mnie dzwonić po naszym pierwszym spotkaniu (nie skatalogowane numery nie znaczyły zbyt dużo dla kogoś kto uważał ,że telefon jest dobrym pomysłem ale nie będzie trwać wiecznie) żądając wiedzy na temat tego kiedy mam zamiar odebrać od niej mój dług, tak aby mogła mnie już zabić. Nie były to najlepsze rozmowy jakie przeprowadziłam w życiu, ale były dość rzetelne i od jakiegoś czasu były nawet oczekiwane. Miło było mieć kogoś z kim można było porozmawiać Dużo czasu zajęło mi dojście do tego jak samotna była. Ciężko jest myśleć o Luidaeg jak o kimś samotnym, jest starsza niż ludzkość i obserwowała jak umierają imperia, ale była samotna. Inni się jej boją, unikają, ostrzegają przed nią dzieci i szepczą jej imię kiedy gasną światła. Jak mogła nie być samotna? Osobiście, jestem zaskoczona ,że nadal pozostawała przy zdrowych zmysłach Zaczęłam ją odwiedzać kiedy uświadomiłam sobie w końcu dlaczego wciąż do mnie dzwoni. Grałyśmy w szachy lub spacerowałyśmy wzdłuż doków karmiąc mewy i rozmawiałyśmy. A miała o czym rozmawiać, minęło dużo czasu od momentu kiedy ktoś jej słuchał a więc słuchałam i każda wizyta kończyła się tą samą wymianą — Spytasz mnie teraz? — Nie — Zabije cię kiedy to już zrobisz — Wiem — wtedy szłam do domu i ona również, i przez chwilę żadna z nas nie czuła się już samotna. Biorę przyjaciół gdziekolwiek mogę ich znaleźć Kiedy już wykonałam telefon, musiałam jeszcze zabrać swoją broń. Wyjęłam mój nowy aluminiowy kij bejsbolowy spod łóżka, zrywając metkę z uchwytu zanim wrzuciłam go do worka. Wtedy otworzyłam górną szufladę i przekopywałam się przez nią wyciągając skarpetki i zmięte nocne koszulki, aby dostać się do czarnego aksamitnego pudełka przewiązanego złotą wstążką. Wrzuciłam je do worka. To była ostatnia rzecz której potrzebowałam. To było wszystko czego potrzebowałam Dawno temu była sobie dziewczynka która myślała ,że jestem bohaterką (a może po prostu myślała ,że jestem jej bohaterką).
Chociaż z perspektywy nie było w tym tak naprawdę dużej różnicy, nie mogłam jej ochronić i zginęła. Może nóż który mi zostawiła, zrobi coś aby mnie chronić. Dare była dobrym dzieciakiem i naprawdę nie chciałam jej zawieść I może jeśli zabiorę ją ze sobą, wciąż będę mogła być czyjąś bohaterką Przewiesiłam worek przez ramię i złapałam kij kierując się do drzwi. Może zawiodłam Dare, a może nie. Jedno jest pewne, Nie miałam zamiaru zawieść Quentina i na pewni nie miałam zamiaru zawieść Sylvestera. Nie tym razem, i nigdy więcej. Przystanęłam przy drzwiach, wijąc palcami znaki w powietrzu i nucąc kiedy rzucałam na siebie ludzkie zauroczenie. Zapach ściętej trawy i miedzi który charakteryzował moją magię wzrastał wokół mnie, przyćmiewając zapach mięty który unosił się z kurtki Tybalta którą miałam na sobie jak jakieś roślinne perfumy. Spike kichnął, podskakując na kanapie i zagrzechotał kolcami. — Mamy alergię? — zapytałam, zagrzechotał ponownie i zaśmiałam się na to — Jasne. Bądźcie grzeczni, żadnych dzikich imprez. Stacy wpadnie aby was nakarmić a ja wrócę tak szybko jak tylko będę mogła — zamknęłam szybko odrzwi, otrzymując spojrzenia pełne wyrzutu od moich zwierząt i zaczęłam podążać ścieżka w kierunku garażu Moje mieszkanie jest tym co uważam za szczęśliwy traf na rynku mieszkaniowym w San Francisco, nie tylko ma niezmienny czynsz i jest stosunkowo przestronne ale ma też parking, niesłychany luksus w mieście gdzie bójki wywiązywały się o dobre miejsce parkingowe. Według mojego dzierżawcy, kryty parking zniechęca do kradzieży i aktów wandalizmu, i uzasadnia wzrost mojego czynszu. Biorąc pod uwagę ten rodzaj samochodów którymi zazwyczaj jeżdżę uważam go raczej za zniechęcenie do publicznej kpiny Mój ostatni samochód padł ofiarą, jednoosobowego pościgu przez centrum San Francisco który pociągnął za sobą urazy nie do naprawienie. Po tym jak udało mi się go znaleźć, co wcale nie było proste skoro porzuciłam go na ulicy z kluczykami wewnątrz, stało się jasne ,że jedyną przyzwoitą rzeczą którą mogę zrobić to uwolnić go z jego nieszczęścia. Sprzedałam te części które jeszcze działały, zezłomowałam resztę i kupiłam sobie cytrynowo żółtego VW z
1974
Kiedy weszłam do garażu, stało się jasne ,że mój samochód zyskał nową ozdobę na masce, skoro ostatnim razem kiedy sprawdzałam nie było na nim blond włosego nastolatka.
Siedział ze skrzyżowanymi nagami i parą słuchawek na uszach na mojej masce, opierając się na rękach i studiując pęknięcie w suficie — Quentin, złaź stamtąd! Podrapiesz lakier! — Czym? — zapytał ściągając słuchawki i zwracając się w moją stronę — Nie przyniosłem ze sobą żadnego papieru ściernego — Palant! — westchnęłam a on wyszczerzył się w uśmiechu Quentin i ja nie zaczęliśmy zbyt dobrze naszej znajomości od samego początku. Sylvester przysłał go aby sprowadził mnie do Cienistych Wzgórz, a ja zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Jakoś udało nam się wyprostować nasze stosunki od tamtego czasu, i teraz jest jednym z moich ulubieńców. Jest czystej krwi wróżką Daoine Sidhe , zdecydowanie zbyt arogancką ale ma potencjał. Musi tylko wykombinować jak to wykorzystać Nigdy nie poznałam jego rodziców, chociaż założyłabym się o naprawdę niezłą forsę ,że są naprawdę daleko od Kalifornii. Szlachetnie urodzeni mają swój system jeśli chodzi o wysłanie dzieci pod opiekę na dwory. Quentin znalazł się na dworze Cienistych Wzgórz około rok przed moim odnalezieniem i oficjalnym powrotem na usługi Sylvestera. Dnie spędzał w jednym z lokalnych ogólniaków, ucząc się tego jak żyją ludzie, a noce spędzał jako giermek ucząc się jak być szlachetnie urodzoną wróżką. Któregoś dnia zostanie rycerzem a w końcu dziedzicem swoich rodzinnych włości. Dość dużo tego wszystkiego jak na dzieciaka w jego wieku ale myślę ,że on jest to w stanie znieść Ześliznął się z maski, przewieszając plecak przez ramie i posyłając spojrzenie pełne oczekiwania — Więc dokąd jedziemy? — Okiełznana błyskawica — powiedziałam, zaglądając na tylne siedzenie zanim otworzyłam drzwi — Jesteś spakowany? — Jego miłość kazał spakować mi się zanim wyjechaliśmy z domu — Oczywiście ,że tak. Wskakuj Jedno musiałam mu przyznać, zdecydowanie był gotowy aby już zacząć coś robić. Był na siedzeniu i zdążył zapiąć pas zanim otworzyłam drzwi. Posłałam mu spojrzenie podnosząc brew — Trochę jesteś niespokojny co nie? Quentin wiercił się przez chwilę — Jest letnia przerwa w szkole. Miałem plany — Racja — odpaliłam silnik — Jak jej na imię?
— Katie — coś w sposobie wypowiedzenia tego jednego słowa zdradzało głębokie zauroczenie — Katie? — zmarszczyłam się, przelatując w myślach imiona dzieciaków które znajdowały się teraz pod opieką Cienistych Wzgórz — Z jakiego jest dworu? — Nie jest. Chodzę z nią do szkoły — Więc ona nie jest...? — Nie — przerwał na chwilę zanim dodał z ogłupiałym uśmiechem — Jest śliczna Nie zawracałam sobie głowy ukrywając uśmiech który posłałam mu w odpowiedzi — To świetnie. Jesteś ostrożny? — to pytanie dla każdego ludzkiego nastolatka miałoby wydźwięk seksualny. Jednak dla dzieciaka z krainy wózek znaczyło to dokładnie to co miało. Zawsze musimy być ostrożni kiedy pozwalamy się zbliżyć do nas ludziom. Czasy palenia na stosach już co prawda przeminęły i ludzkość i prawie całkowicie zapomniała, ale my nigdy. To ,że pamiętamy pozwala nam przeżyć przez te wszystkie lata Quentin pokiwał, z pewnym siebie uśmiechem. Pamiętałam ,że kiedyś też taka byłam, zaraz chwila, kiedy przestałam? Och tak, kiedy dorosłam — Ona nie ma pojęcia czym jestem — Dobrze. I lepiej niech tak zostanie. Nie chcę musieć ratować cię z rąk jakoś spiskujących szaleńców — Och, takk, ponieważ oni są naprawdę zestresowani istnieniem elfów — Czy słowa autopsja kosmity coś ci mówi? — Eww — — Dokładnie — wyjechałam z garażu na ulicę, kierując się na autostradę. Był piękny dzień, miałam łatwą jeśli nawet niechcianą pracę do wykonania i całkiem przyzwoite towarzystwo. Może mimo wszystko jeszcze wszystko się ułoży
Cztery — Więc dokąd jedziemy? — zapytał Quentin, po raz piąty Jeździliśmy w kółko przez biznesową dzielnicę Fremont przez większą część godziny i w końcu stanęliśmy na przeciwko parku tak abym mogła przyjrzeć się wszystkim kierunkom. Grupka biegaczy robiła swoje na pobliskim chodniku. Skrzywiłam się spoglądając na nich. Zawsze uważałam ,że ci uprawiający jogging są trochę jak Ślepy
Michel i jego ekipa, zasługują na szacunek ale są też lekko psychotyczni. Kto przy zdrowych zmysłach chciał wyskakiwać z łóżka i biegać w kółko w bieliźnie przed południem? — To miejsce nazywa się Komputery ALH — znalezienie Fremont nie było żadnym problemem. Ciężko jest ominąć całe miasto, bez względu na to jak kiepskie są wskazówki które otrzymałeś. Niestety wskazówki Sylvestera były o wiele bardziej zainteresowane zdefiniowaniem terytorium świata wróżek niż zapoznaniem mnie z nazwami ulic. Dobrze wiedziałam na czyich terenach się znajdowaliśmy, kiedy je tylko przekroczyliśmy i jak daleko możemy się zapuścić zanim je opuścimy. Po prostu nie wiedziałam tylko gdzie byliśmy — Jedziemy do ALH? — Quentin poderwał się — To oni sprawiają ,że wszystkie komputery w Letnich Krainach są kompatybilne. Jestem prawie pewny że zajmują się też telefonami w Cienistych Wzgórzach. Mam jeden z ich odtwarzaczy MP3 — podniósł małe białe pudełeczko rozmiarów talii kart, dodając z dumą — Działa bez względu na to gdzie się udajesz — Działa czyli co robi? — Odtwarza muzykę Spojrzałam — Gdzie wkłada się kasetę? — Toby — wywrócił oczami — Naprawdę jesteś nie w temacie — Spędziłam czternaście lat jako ryba pamiętasz? Mam prawo nie znać się na nowoczesnych zabawkach technologii — machnęłam dłonią — Tak czy inaczej wydaje mi się ,że firma powinna mieścić się gdzieś w handlowej dzielnicy — Tak myślisz? Rzuciłam mu folder z instrukcjami i odpaliłam samochód — Masz. Zobacz może uda ci się wykombinować gdzie powinniśmy się udać
— Ok...hej — przewracał strony, mrużąc oczy — Gdzie są te wskazówki? — No i właśnie sięgnąłeś sedna problemu — wzruszyłam ramionami — Jedziemy w lewo — W lewo? — Gdzieś musimy zacząć — A więc w lewo — westchnął — Muszę ci pokazać jak używać mapy internetowej — Może później Przy obopólnej współpracy byliśmy w stanie wyciągnąć jakiś sens z pokręconych wskazówek Sylvestera i dwadzieścia minut później, zaparkowaliśmy na przeciwko bramy oznaczonej tym samym numerem co w naszym pliku. Ogrodzenie rozciągało się co najmniej na długość przecznicy w obu kierunkach, chroniąc gąszcz zarośli których mógłby pozazdrościć nawet opiekun ogrodów prowadzących do Śpiącej Królewny. Rośliny które byłam w stanie zidentyfikować były to szybko rosnące odmiany, prawdopodobnie wybrane właśnie z powodu ich zdolności do pokrywania ziemi w pośpiechu, podczas gdy wszystkie drzewa były eukaliptusowe, najwyższe chwasty jakie znała ludzkość. Rosną wystarczająco szybko aby wykreować grubą osłonę a tutaj w Kalifornii gdzie nie mają żadnych rodzimych drapieżników, wyrastają na wyższe niż powinny Kamienny łuk rozpięty nad podjazdem łączył dwa brona*. Coś błysnęło w ciemności za bramą. Wątpiłam ,że to jeleń — Jesteś pewna ,że to właściwe miejsce? Wskazałam drewniany znak który głosił Komputery ALH i powiedziałam — Na to wygląda — Jak dostaniemy się do środka? — Dobre pytanie. Poczekaj — interkom znajdował się na ogrodzeniu, wysoki system zabezpieczeń czy też nie musieli mieć jakiś sposób który informował ich o przybyciu gości. Wysiadłam z samochodu aby lepiej się przyjrzeć — Hej Quentin, przynieś mi folder — Co teraz jestem twoim służącym? — Bardzo zabawne. Daj mi ten cholerny folder — wyciągnęłam dłoń, śmiejąc się podał mi folder Nie było żadnego kodu zabezpieczającego w notatkach Sylvestera, nie było nawet wzmianki o jakimkolwiek systemie bezpieczeństwa. Brona – krata drewniana, najczęściej okuta żelazem zamykająca wejście przez bramę w murze obronnym lub zamku.
Cudownie. Pochyliłam się wciskając to co jak założyłam było guzikiem służącym do mówienie — Hej, jest tam ktoś? Nie było odpowiedzi, potrząsnęłam głową, spoglądając z powrotem na Quentina — Jakieś pomysły? Wzruszył ramionami — Moglibyśmy wrócić do domu — Niestety nie — westchnęłam, odwróciłam się ponownie w stronę interkomu i wcisnęłam guzik — Tu October Daye, jestem tu aby zobaczyć się z January Torquill. Czy ktoś mógłby mnie wpuścić? — czekałam kilka minut, marszcząc się, to był całkiem przyjemny dzień ale nie miałam ochoty spędzać go na zewnątrz W końcu zirytowana, posłałam w kierunku interkomu całusa i powiedziałam —
Powiedz przyjaciel i wejdź — jednocześnie wierzą mocno w to ,że wprowadziłam poprawny kod. Zapach miedzi wzrastał w powietrzu, a ostry kłujący ból pulsował za mymi oczami, dając mi jasność co do tego ,że nawet jeśli zaklęcie nie zadziałało, moje ciało o ograniczonych zasobach magicznych odnotowało to i odpowiednio mnie obciążyło. Wszystkie wróżki mają swoje ograniczenia co do tego co mogą zrobić, a moje są jeszcze większe niż innych. Już utrzymanie mojego ludzkiego zauroczenia wymaga wysiłku, jeśli jeszcze do tego dodamy resztę mojej codziennie wykorzystywanej magi...cóż powiedzmy ,że cierpię na coś więcej niż stan migreny wynikający z użycia magii Przynajmniej ból nie poszedł na marne. Interkom zatrzeszczał, wypluwając z siebie słowa Witamy które ukazały się niewielkim ekranie podczas gdy brona zaczęły się podnosić w górę. Wyprostowałam się — Idziemy Quentin zmrużył oczy — Co zrobiłaś? — Sforsowałam zamek — widząc jego spojrzenie pełne dezaprobaty westchnęłam — Posłuchaj, jesteśmy tutaj bo Sylvester się martwi. To usprawiedliwia włamanie i wtargniecie, a teraz do samochodu Wywrócił oczami ale zrobił to co mu kazałam. System bezpieczeństwa był bardziej imponujący niż praktyczny, prawie pięć minut zajmowało otwarcie bron, a to zdecydowanie zbyt długo aby czekać przy drzwiach. Jeśli chodzi o wróżki czystej krwi to zawsze przeważa styl nad treścią. Kiedy już wejście było szeroko otwarte podążyliśmy przez nie, jadąc wzdłuż podjazdu leżącego przy niskim wzgórzu na parking. Poszycie lasu zostało zastąpione przez dobrze utrzymany trawnik który otaczał dwa budynki. Drzewa i róże rosły w dzikiej plątaninie wokół nas złudzenie odludzia łagodzonego tylko przez przebłyski miasta.
Zrobili tu idealną robotę, zwłaszcza kiedy weźmiesz pod uwagę ,że znajdowali się po środku Krzemowej Doliny *, gdzie tylko kilkoro ludzi może sobie pozwolić na swój własny prywatny las Budynki były z czerwonej cegły, połączone przez betonowe ścieżki które kaleczyły trawnik pozornie przypadkowymi krzywiznami. Wyższy budynek był wysoki na pięć pięter, niższy miał tylko dwa. Wyglądało to bardziej na prywatną szkołę niż firmę komputerową. W oczy rzucał się wyraźny brak stali i chromu Najdziwniejszą rzeczą w tym krajobrazie były koty. Około dwadzieścia z nich rozsianych po prawie pustym parkingu, spacerujących wzdłuż leniwie, myjących się wzajemnie, czy po prostu wylegujących się na słońcu. Jeszcze więcej było ich na trawie, siedzących i patrzących na nas jak się zbliżamy — Toby..... — Widzę je — koty znajdujące się na naszej drodze nawet nie zawracały sobie głowy aby uciec kiedy jechaliśmy wzdłuż wzgórza, po prostu przechodziły spokojnie dalej, z ogonami wysoko w powietrzu. Podjechałam na miejsce zatrzymując się w pobliżu najbliższego ich skupiska i zgasiłam silnik, szybko otoczyły samochód. Jeden śmiały tricolor skoczył na maskę, wpatrując się w nas przez przednią szybę — To jest dziwne — powiedział Quentin — Hmmm — zgodziłam się z nim, odpinając pas. Wysiadłam z samochodu trzymając folder z instrukcjami pod pachą. Posłałam przy tym kotom, pełne zakłopotania i spekulacji spojrzenie, zerknęłam z powrotem w kierunku bramy Ktoś tam był ( mała dziewczynka) stała nieopodal drzew. Miała na sobie kombinezon z dżinsu i wiatr szarpał jej długimi blond włosami. Światło zamrugało odbijając się w jej okularach kiedy odwróciła się i spojrzała na mnie. Podniosłam rękę i ...zniknęła. — Ok, to było przerażające — powiedziałam — Widziałeś to? — Co? — zapytał Quentin stając tuż obok mnie — To znaczy ,że nie — zerknęłam w miejsce w którym stała. Jest kilka ras wróżek które potrafią znikać w taki sposób. Za nic nie byłabym jednak w stanie odgadnąć którą z nich właśnie widziałam Dolina Krzemowa — nazwa nadana północnej części Doliny Santa Clara, która znajduje się w północnej części amerykańskiego stanu Kalifornia. Zgodnie z nazwą tereny te stanowią od lat 50. XX-wieku centrum amerykańskiego przemysłu tzw. "nowych technologii" głównie przemysłu komputerowego.
Quentin posłała mi zabawne spojrzenie — Na co się gapisz? — Na nic — odpowiedziałam potrząsając głową — Chodź — zamknęłam samochód i odwróciłam się kierując się w stronę mniejszego budynku z Quentin tuż za mną. Z pół tuzina kotów podążało za nami, zatrzymując się i rozkładając na trawie kiedy już prawie doszliśmy do drzwi. Nie podeszły bliżej do budynku a ich oczy nigdy nas nie opuściły Mosiężne plakietki zostały przykręcone do ściany wyglądając zupełnie nie na miejscu ze względu na swoją prostotę — Co — sięgnęłam aby dotknąć liter i wrzasnęłam kiedy wstrząs statyczny ukąsił moją rękę — Au! — — Co to było? — zażądał odpowiedzi Quentin brzmiąc na zaalarmowanego — Zaklęcie zabezpieczające dość niskiego poziomu. Nie powinno ranić ludzi....a przynajmniej nie tych którzy nie planują niczego złego — wsunęłam palce do ust przyglądając się tablicy — Skąd to coś wie? — Widzisz tą linię tutaj? — wskazałam na smugę srebra, ostrożnie tak aby drugi raz nie dotknąć metalu — To robota gnoma, prawdopodobnie to właśnie jest prawdziwy system bezpieczeństwa — Jak to ? — Nawet jeśli komuś uda włamać się przez bramę, nie będzie w stanie przedostać się dalej z powodu tego. To zaklęcie potraktowało nas tak lekko tylko dlatego ,że wyczuwa iż powinniśmy tu być, gdybyśmy byli tu z zamiarem skrzywdzenia kogoś obeszłoby się z nami o wiele gorzej — i ta niewielka iskra dokonałaby cholernie poważnych uszkodzeń, dodałam w myślach — Och — powiedział Quentin — Można bezpiecznie wejść do środka? — Sprawdźmy to — kawałek kartonu był przyklejony taśmą do drzwi, słowa proszę
zabierz przesyłkę do tyłu wypisane były na nim czarnym markerem. Strzałka znajdująca się pod słowami wskazywała w kierunku rogu budynku. Zignorowałam ją, i pchnęłam drzwi tylko po to aby otrzymać dwie zniewagi, pierwszą w postaci uderzenia strumienia lodowo arktycznej klimatyzacji i drugiego w postaci pozbawionego smaku dywanu w kolorze zielonego groszku Większość recepcji jest zrobiona tak aby czuć się jak w domu, ta była połączeniem najgorszych cech, kolorów używanych głównie z latach siedemdziesiątych i plastikowych mebli w stylu art deco. Wydawało się ,ze została tak zaprojektowana aby tak szybko jak się tylko da skłonić ludzi do wyjścia.
Rośliny również były plastikowe, a czasopisma znajdujące się na stoliku pochodziły sprzed trzech lat — Ew — powiedział Quentin, spoglądając na dywan — Zgadzam się — zmarszczyłam brwi. Nikt nie wykorzystywał tego pomieszczenia do interesów. Nie utrzymywali go w dobrym stanie bo nie musieli. Z tyłu były jakieś drzwi. Zaczęłam iść w tamtą stronę — Chodź — Czy nie powinniśmy raczej kogoś zawołać? — Znak mówił ,że przesyłki mają iść na tyły a to właśnie wygląda jak dla mnie na tył budynku — wzruszyłam ramionami — Po prostu jesteśmy doręczycielami — nie byłam pewna tylko czy uda nami się naszym destrukcyjnym potencjałem nadrobić to czego brakowało nam jako doręczycielom. Zamek nie był zamknięty co dla mnie samo w sobie było wystarczającym zaproszeniem — Jakoś nie czuje się dobrze tak po prostu tu sobie wchodząc — A ja nie czuje się dobrze tak po prostu tu sobie stojąc. Chodź ze mną albo nie, jak chcesz — pchnęłam drzwi i weszłam. Byłam w połowie drogi przez korytarz kiedy usłyszałam jak zamykają się drzwi i Quentin ruszył biegiem aby mnie dogonić. Uśmiechnęłam się pod nosem i szłam dalej.
Komputery ALH najwyraźniej rozpoczęły swój żywot jako magazyn, nie było tu żadnych wewnętrznych ścian, tylko labirynt przepierzeń wysokości ramienia rozciągający się w oddali. Podłogi były wyścielone przemysłowymi dywanami. Drabinka znajdująca się na jednej ze ścian prowadziła do wąskich przejść krzyżujących się pod sufitem. Ciągnęły się one o wiele wyżej niż widoczny sufit tego pomieszczenia, miały co najmniej trzy poziomy a może i więcej i tylko dwa dolne były oświetlone. Nie można było określić co mogło znajdować się tam u góry i po chwili zastanowienia zdecydowałam ,że prawdopodobnie wcale nie chce tego wiedzieć To był niższy budynek a okazało się ,że jest ogromny. Jak mieliśmy tu znaleźć siostrzenice Sylvestera? — Toby..... — Cicho. Słuchaj — ktoś krzyczał gdzieś mniej więcej na środku pomieszczenia, ledwie słyszałam to przez labirynt krętych przepierzeń. Był to jedyny dźwięk zakłócający bzyczenie światła jakkolwiek duża była ta przestrzeń była praktycznie opuszczona — Ktokolwiek to jest brzmi na wkurzonego
— Właśnie, a więc idziemy w te stronę — Czy to dobry pomysł? — Prawdopodobnie nie — odpowiedziałam, wpatrując się w sięgający ramienia labirynt. Ścianki tych przepierzeń wyglądały jakby były zrobione z całkowicie luźno połączonych ze sobą paneli, wszystko to tworzyło elekt gigantycznych korkowych tablic poustawianych razem, jeśli się zgubie wystarczy ,że kopne to coś a wszystko się posypie i na pewno znajdę drogę wyjścia. Ścieżka pomiędzy nimi kończyła się na szerokiej przestrzeni która wydawała się być jakimś miejscem spotkań wszystkich tych szlaków prowadzących przez labirynt. Zgromadziło się tam kilka osób, wpatrując się w jedną z wąskich ścieżek z wyraźnym zainteresowaniem. Wszystkie z nich były wróżkami, ale tylko jedna miała na sobie ludzkie zauroczenie. Interesujące. Krzyki dochodził gdzieś z końca tamtej ścieżki, głos należał do kobiety za to przekleństwa wypowiadane w co najmniej czterech różnych językach już nie bardzo do tego pasowały. Kimkolwiek była, wydawało się ,że została wyznaczona jako rozrywka popołudnia — Ile jak dotąd? — zapytała jedna z nich, wysoki blond włosy mężczyzna który prawdopodobnie mógłby wskoczyć na okładkę pisma dla surferów wcale się o to nie starając. Chociaż jeśli się nad tym zastanowić raczej nie widuje się zbyt wielu surferów z pomarańczowymi oczami i szpiczastymi uszami Kobieta obok niego zmarszczyła się spoglądając na swój notatnik — Sześć jeśli wyliczyć Klingoński . Wliczamy Klingoński? — miała brązowe włosy z pasemkami czerwieni, które sprawiały ,że wyglądała jak ofiara kiepskiego farbowania. Kombinacja tych włosów z jej porcelanowo bladą skórą klasyfikowała ją jako Daoine Sidhe, miała w sobie właściwą swojej rasie, swego rodzaju wyższości, tak jakby to ona nosiła na sobie świat zamiast pozwalała mu nosić ją — Nie — powiedział inny mężczyzna — Nic fikcyjnego — to on nosił ludzkie zauroczenie, gdybym się bardziej przyjrzała prawie dostrzegłabym zarys jego skrzydeł — Peter, to nie w porządku — zaprotestował pierwszy mężczyzna — Dopuściliśmy
Elficki Klingoński — fikcyjny język pojawia się w Star Treku
— Elficki to język! — Tylko jeśli żyjesz w książkach Tolkiena! — powiedziała brunetka, wsuwając okulary z powrotem na nos. Nigdy wcześniej nie widziałam Daoine Sidhe noszącej okulary — Och, daj spokój — zaprotestował Peter — Hej Colin? Mężczyzna siedzący obok pojemnika z wodą podniósł głowę — Tak? — jego włosy były kudłate i zielone a tatuaże z henny pokrywały większość widocznej części jego skóry. Skóra foki zapętlona wokół jego bioder a jej końce zaplątane węzeł. Selkie*? To dość niezwykłe tak w głębi lądu — Czy Elficki to język? Colin rozważał to przez chwilę po czym powiedział — Cóż, Gordan nim przemówiła — Czy to oznacza tak czy nie? — domagała się odpowiedzi brunetka. Wyglądała na zirytowaną. Rozumiałam ją doskonale — To nie język, Klingoński jest, a ona właśnie i tak przeszła na włoski, co daje w sumie sześć — kolejny mężczyzna wyszedł z jednego z przejść, ręce trzymał w kieszeniach nienagannie dopasowanego garnituru. Jego włosy włosy i koza bródka były idealnie przycięte — Zadziałało? — Hej Elliot, tak zadziałało — powiedziała brunetka To było gorsze niż próba oglądania opery bez wcześniejszego zapoznania się z programem. Odchrząknęłam. Quentin posłał mi urażone spojrzenie, ale tłumek kompletne nie zareagował, kontynuując swoją debatę dotycząca przeklinania w obcych językach. Odchrząknęłam ponownie, albo mnie słyszeli albo byłam ignorowana — Przepraszam? — powiedziałam w końcu Elliot spojrzał na mnie i uśmiechnął się, wyciągając ręce z kieszenie swojego garnituru. Quentin skurczył się w sobie. Jestem pewna ,że to spojrzenie miało być pocieszające ale jest kilka bardziej pocieszających rzeczy niż uśmiech Bannicka*, ich zęby są ostre i omszałe i wyglądają na doskonale przygotowane aby skosztować na kolację posiłku z młodego Daoine Sidhe. Jednakże zęby te są mylące. Bannick to tak naprawdę bardzo przyjazna istota. Żyjąca w łaźniach i na wybrzeżach i w przeciwieństwie do Kelpie*, nie zabijająca podróżnych. Cóż przynajmniej niezbyt często — Przepraszam zgubiłaś się? — zapytał Selkie — w mitologii celtyckiej istoty mogące zmienić się z foki w człowieka i odwrotnie Bannick*— duch łaźn Kelpie— nadnaturalny, wodny zmieniający kształty koń
— Nie, nie zgubiłam — odpowiedziałam — Szukam hrabiny Torquill. Jest może tutaj? — Przykro mi ale nie — powiedziała brunetka, z oczami wciąż utkwionymi w swoim notatniku — W czym możemy ci pomóc? Westchnęłam mówiąc — Naprawdę muszę porozmawiać z January. Czy wróci wkrótce? — w środku byłam wściekła, to nie jej wina ,że Sylvester nie uprzedził jej o naszym przyjeździe, ale wciąż podświadomie oczekiwałam ,że tu będzie gdy przyjedziemy. Nikt nigdy nie zarzucił mi braku logiki Spojrzała do góry uśmiechają się — Prawdopodobnie nie — Cholera — debata o przeklinaniu wielojęzycznym wciąż trwała. Spojrzałam w ich kierunku — Co to było? — To byłaby Gordan — powiedział Colin. — Dlaczego tak krzyczy? — zapytał Quentin. — Ponieważ znalazła skazę, błąd, ba prawdziwy błąd w swoim kodzie — powiedział blondyn z prawdziwą rozkoszą — Wydaje mi się ,że jej biedne, obsesyjne serce może od tego pęknąć Zamrugałam — Często to robi? — Za każdym razem — powiedział mrugając, z jakiegoś powodu poczułam ,że moje policzki robią się czerwone. Quentin skrzywił się — Mogłabyś ustawiać według tego zegarek — dodał Colin — Gdybyś w ogóle zawracała sobie głowę czymś takim jak ustawianie zegarka — powiedziała brunetka. Krzyki ucichły i spojrzała na swój zegarek —
21 minut, osiem
języków, jak w zegarku Rozmawianie naraz z całą grupą potęgowało tylko mój ból łowy — Czy jest jakieś miejsce w którym możemy poczekać na hrabinę? — Pewnie, jedliście coś? Możecie poczekać w kafeterii — Elliot spojrzała na brunetkę która wzruszyła ramionami i zaoferował kolejny uśmiech — Wrzućcie coś na ząb czekając aż January przyjdzie z wami porozmawiać — Świetnie — powiedziałam i zdałam sobie sprawę ,że naprawdę tak myślałam. Ból głowy przyprawiał mnie o głód. Tuż obok mnie Quentin zdecydowanie się rozchmurzył. Nastoletni chłopcy prawie zawsze są gotowi na kolejny posiłek — Jedzenie byłoby cudowne — A więc w porządku, chodźcie za mną — Elliot zaczął kierować się jedną ze ścieżek znajdujących się w tym labiryncie i pomachał abyśmy szli za nim.
Wzruszyłam ramionami i przyjęłam ofertę, kiwając w kierunku reszty kiedy przechodziłam, Nie miałam nic innego do roboty a Quentin wyglądał na prawie ,że zadowolonego po raz pierwszy odkąd przyjechaliśmy. Może jak coś zje to humor mu się poprawi — Do zobaczenia potem Elliot — zawołał blondyn, dołączając do Colina stojącego przy pojemniku z wodą. Brunetka powróciła do swoich notatek a Peter wędrował spokojnie wzdłuż jednego z przejść. Wydawało się ,że to wszystko było tylko tym czym się tu zwykle zajmowano — Do zobaczenia — powiedział Elliot ponownie kiwając — Lepiej idź — doradził z większym naciskiem — Potrafią wyczuć strach, rzucą się na ciebie jak jastrzębie jeśli tylko go wyczują — Żartujesz sobie ze mnie..... — Quentin spojrzał na mnie. — On żartuje — powiedziałam. Ludzie którzy stoją i robią notatki podczas gdy ich przyjaciółka krzyczy zwykle nie są niebezpieczni dla nikogo z wyjątkiem siebie — Tak żartuje sobie — powiedział Elliot — Obydwoje jesteście tacy poważni — Jesteśmy tu w oficjalnej sprawie — powiedział Quentin, jego ton zrobił się sztywny i formalny Wzruszyłam ramionami — Boli mnie głowa — Jedzenie i filiżanka kawy powinny temu zaradzić — Elliot przystanął przy niebieskich stalowych drzwiach i pchnięciem otworzył je, wpuszczając promienie słońca do pomieszczenia. Zza ściany, kobieta która przeklinała wcześniej krzyknęła — Zabierz to cholerne słońce! — Wybacz, Gordan! — zawołał Elliot prowadząc nas na zewnątrz. Drzwi zamknęły się za Quentinem, znikając w kamiennej ścianie tak jakby nigdy nie istniały. Gdybym się wysiliła to może udałoby mi się dostrzec klamkę. Elliot spostrzegł moje spojrzenie i uśmiechnął się wyjaśniając — Lubimy jak wszystko wygląda schludnie — Jasne — powiedziałam. Quentin stał tak blisko jak tylko mógł prawie dotykając mojego łokcia. Potrząsnęłam głową, odwróciłam się i zamarłam Krajobraz był zdecydowanie lepszy niż dekoracja recepcji, prawdopodobnie dlatego ,że nie istniał w prawdziwym świecie. Niebo było pięknym odcieniem błękitu a soczysta zielona trawa usłana drobnymi, białymi kwiatkami które rozpoznałam z włości mojej matki. Tylko koty były takie same.
Były wszędzie, obserwując nas z piknikowych stolików i staranie przyciętych drzew. W którymś momencie pomiędzy wejście i wyjściem z budynku przekroczyliśmy granicę
Letnich Krain. To przynajmniej wyjaśniało tą część dlaczego to miejsce było tak opuszczone, ktoś wewnątrz włości byłby niewidzialny dla kogoś poza nimi i vice versa. Podwoiłam moje szacunki dotyczące zamieszkującej tu liczby kotów. Jeśli połowa z nich była na zewnątrz włości a połowa wewnątrz.....cóż to dawało ogromną ilość kotów.. Prawdopodobnie unikały budynków ponieważ nie chciały ponownie przenosić się pomiędzy światami. Dlaczego firma komputerowa miała ukrytą bramę pomiędzy światem śmiertelników a światem wróżek i populację kotów której pozazdrościć by mogło nawet SPCA? Spojrzałam na Elliota. Nadal był beztroski, tak jakby nie widział w tym niczego dziwnego. Jasne. Jeśli chciał sobie pogrywać w ten sposób, to tak będziemy z nim grać, przynajmniej na razie. Ściszonym głosem spytałam — Czy wszyscy tutaj są tacy.... — Dziwni? — zapytał Elliot — Tak, jeśli nie masz nic przeciwko ,że pytam ale kiedy ostatnio brałaś prysznic? — gapiłam się na niego Quentin otworzył szeroko usta i wybełkotał — Jak...możesz? — Spokojnie! — zaśmiał się Elliot, podnosząc w górę dłonie — Jesteś trochę potargana, mogę zrobić z tym porządek? — Co? ...och — powiedziałam w końcu załapując. Bannick to duszek łaźni. Wszystkie mają obsesje na punkcie czystości a drzemiąca w nim wróżka jest czym jest, musi czasem narzucać swoje tym razem odnośnie higieny. Nic nie potrafi oczyścić kogoś tak jak Bannik — Pewnie — Toby .... — Proszę, to powinno być interesujące — Więc mam waszą zgodę? — zapytał Elliot spoglądając pomiędzy nami. Pokiwaliśmy oboje — Doskonale, gdybyście tylko zamknęli oczy i wstrzymali oddech Jasne. Zamykanie oczu, wzięłam głęboki wdech i trzymałam. Gorąco i wilgoć objęły mnie pachnącą ługiem falą. Rozumiałam teraz dlaczego Elliot zapytał, to było jak bycie czyszczonym przez setki szybkich, zwinnych dłoni, i mogłabym to opacznie odczytać gdybym nie była na to przygotowana. Poczucie wilgotnego gorąca ustąpiło po około trzydziestu sekundach, otworzyłam oczy spoglądając najpierw na Quentina a potem na siebie.
Wyglądaliśmy jakbyśmy właśnie skończyli sesje super zabiegów w ekskluzywnym spa, moje tenisówki były białe i czyste i nawet maleńka dziura w moich dżinsach została załatana prawie niewidoczną nitką. Wskazałam na nią zerkając z ciekawością na Elliota Wzruszył ramionami wyglądając na zakłopotanego — Nie mogę naprawiać odzieży celowo ale kiedy masz ją na sobie podczas mojej 'kąpieli' zostaje naprawiona. To cześć procesu czystości — Super — powiedziałam — A więc to tak wyglądają twoje włosy kiedy się uczeszesz — powiedział Quentin szczerząc się w uśmiechu — Wypchaj się — odpowiedziałam — Teraz kiedy już odpowiednio się prezentujecie pani Daye, panie Quentin, proszę za mną — powiedział Elliot otwierając drzwi prowadzące do następnego budynku. Podążyliśmy za nim. Ten budynek wyglądał bardziej jak akademik z długimi korytarzami wyposażonymi w dziesiątki drzwi — Mam nadzieję ,że lubicie pączki. Personel naszej kafejki ma wolne w tym tygodniu a wiec sami się zaopatrujemy Kontynuował tą pogadankę kiedy prowadził nas przez szereg coraz bardziej niedopasowanych korytarzy. Niektóre wyglądały jak typowe korytarze akademika inne jakby zostały ukradzione ze szpitali, szkół czy też budynków rządowych. Zwolniłam co nieco, równając się z Quentinem i wymamrotałam — Miej oczy szeroko otwarte — Co się dzieje? — Wyjaśnię ci gdy zostaniemy sami — Elliot obejrzał się do tyłu i pomachał poganiając nas. Posłałam mu fałszywy uśmiech wołając — Już idziemy! — Tylko się nie zgubcie! — zawołał i skręcił za róg. Wymieniłam spojrzenia z Quentinem, i pośpieszyliśmy aby go dogonić, spotykając go tuż przed drzwiami prowadzącymi do kafeterii Przytrzymał dla nas otwarte drzwi, oferując uśmiech pełen ostrych jak rekinie szczęki zębów — Po tobie — Świetnie — odpowiedziałam i wśliznęłam się do środka. Było to ogromne pomieszczenie, bardziej przypominające jaskinie niż pokój, wypełnione białymi stolikami o dziwnych kształtach. Automaty znajdowały się ustawione wzdłuż ściany, Elliot wcisnął nam kawę i pączki w dłonie. To trzymało nas w rozproszeniu przez kilka kluczowych minut, dając mu czas na wyszemranie jakiś niejasnych zapewnień i wyjście przez drzwi.
Nie było go już od kilku minut zanim odstawiłam kawę i powiedziałam — W porządku, zauważyłeś coś dziwnego w tym krajobrazie? — Masz na myśli tą części która znajduje się w Letnich Krainach? — Dokładnie. Jesteśmy w Spłyceniu — potrząsnęłam głową — Wydaje mi się ,że bawn jest przy frontowych drzwiach drugiego budynku. Nie przekroczyliśmy też tego miejsca wtedy kiedy byliśmy na tamtym trawniku
Bawn włości, jakichkolwiek włości, reprezentował miejsce w którym przekraczasz granice pomiędzy światami. Zazwyczaj jest całkiem nieźle oznakowany, przynajmniej dla oka wróżek. Ten jednak nie był — Co to oznacza? — Nie wiem, ale wydaje mi się ,że powinniśmy zachować ostrożność. Nie powiedzieli nam ,że wchodzimy na ich włości, a to trochę podejrzane — spojrzałam na świeżo wypucowaną dłoń — Są trochę zbyt przyjacielscy, choć w zasadzie niczego nam nie powiedzieli — Racja — wskazał na pudełko z którego wyciągnął pudrowanego pączka — Toby? — Tak? — Podałaś im swoje imię przy bramie, kiedy powiedzieliśmy im moje? Opuściłam kawę po raz drugi — Nie zrobiliśmy tego Bawn — mur obronny otaczający domy, irlandzka mitologia
Pięć — Jak długo tu siedzimy? — Piętnaście minut — Mam wrażenie ,że godzinami — Zegar wskazuje ,że piętnaście minut — Może ten zegar nie działa według normalnego czasu? — To możliwe, ale raczej niezwykłe — wstałam zostawiając mojego na wpół nadjedzonego pączka na stole Quentin zmrużył oczy — Dokąd idziesz ? — Wychodzę stąd, to nie do zaakceptowania. Nie powinni nas tu tak zostawiać — Powiedział ,żeby poczekać — I czekaliśmy, a teraz wychodzę — złapałam za klamkę i pociągnęłam, nie ruszyła się — Świetnie, Zamknęli nas tutaj? — Spróbuj pchnąć do przodu — Quentin wstał i podszedł stając tuż obok mnie. Spojrzałam na niego i pchnęłam drzwi. Otworzyły się o kilka cali po czym zamknęły ponownie. Quentin próbował nie przywoływać na twarz swojego głupkowatego uśmieszku. Jakoś nie bardzo mu to szło — Bardzo zabawne — powiedziałam i pchnęłam drzwi tak mocno jak tylko mogłam. Usłyszałam skowyt zaskoczenia wydany przy akompaniamencie twardego drzewa uderzającego w miękkie ciało. Drzwi poleciały z powrotem i usłyszałam głośne cholera i hałas, ktokolwiek to był, powaliłam go bez wątpienia Co za wspaniały sposób poznania ludzi. Pospieszyłam na korytarz z przeprosinami — Przepraszam! Nie wiedziałam ,że tam stoisz! — W porządku — powiedział mężczyzna leżący na podłodze, błyskając uśmiechem który sprawił ,że mój żołądek wykonał fikołka. Rozpoznałam w nim blond surfera z pierwszego budynku.
Niestety nie znałam imienia które należało do tej niewątpliwie atrakcyjnej twarzy — Te drzwi prawdopodobnie powinny być oznakowane jako nieoznaczone zagrożenie w
ruchu drogowym, tylko wtedy chyba byłyby oznaczonym zagrożeniem w ruchu drogowym, więc gdzie w tym sens? — Prawdopodobnie masz co do tego rację — powiedziałam, uśmiechając się w odpowiedzi — Ja..przerwałam kiedy z kafeterii nadszedł Quentin — Hej, udało mi się znaleźć mieszkańców Zamiast oczekiwanego przeze mnie powitania, Quentin zmarszczył się i powiedział — Ach to ty — Quentin! — zaczęłam — Nie bądź nieuprzejmy — niegrzeczny i pozbawiony charakteru w duchu dodałam — W porządku, pozwól mu — powiedział mężczyzna śmiejąc się kiedy wyciągnął rękę — Przywykłem do tego, mam tego rodzaju twarz która czasem wkurza ludzi — Mnie nie wkurza — odparłam posyłając Quentinowi kolejne spojrzenie zanim odwróciłam się do mężczyzny wciąż znajdującego się na podłodze — W zasadzie całkiem przeciwnie, potrzebujesz pomocy przy wstawaniu? — Dobrze by ci to zrobiło skoro jesteś powodem przez który się tu znalazłem — podniósł się i złapałam go za ręce. Miał dobry uścisk, nie za lekki, ale też nie miażdżący. To był mężczyzna który nie czuł potrzeby udowadniania czegokolwiek. Uśmiechając się, powiedziałam — Nie zrobiłam tego celowo! Quentin wywrócił oczami — Jasne, wszystko jedno — odwrócił się i wrócił z powrotem do kafeterii Gapiłam się za nim, zdezorientowana, tylko po to aby rozkojarzył mnie dźwięk śmiejącego się mężczyzny stojącego tuż obok. To był bez wątpienia dźwięk oznaczający szczęście i rozgrzał mnie aż po koniuszki palców — Czekaj, mówisz więc ,że to nie było zamierzone? A więc jestem tylko ofiarą niesprzyjających okoliczności, czuje się zraniony — przyłożył dłoń do klatki piersiowej, próbując wyglądać na skrzywdzonego — Oto idę sobie korytarzem, pilnując własnych spraw kiedy szalona kobieta próbuje zabić mnie drzwiami
— Przestań — powiedziałam, ciężko jest pozostać w złym humorze kiedy bezimienny, wysoki na sześć stóp surfer, usilnie próbuje cię rozbawić nawet wtedy kiedy twój niegdysiejszy asystent właśnie popadł w niewyjaśnione dąsy. Poza tym był naprawdę słodkim surferem, nie dokładnie przystojnym, ale słodkim, z kanciatą twarzą i piegami rozrzuconymi na nosie. Cięcie jego pojaśniałych od słońca włosów było swobodne na tyle ,że wyglądało na zupełnie przypadkowe całości dopełniała opadająca mu na oczy zawadiacko grzywka. Niewielka blizna znaczyła go na policzku, to była tego rodzaju twarz której na pewno nie zobaczysz w filmach ale możesz zabrać do domu i przedstawić matce bez żadnego zastanowienia. Bez wątpienia nie był to ktoś o kim pomyślałam słysząc określenie programista komputerowy — Dlaczego? — zapytał, uśmiechając się szeroko. Miał przyjemny uśmiech. Zmodernizowałam odrobinę moje wcześniejsze stwierdzenie, nie był słodki był cholernie słodki — Tak czy inaczej jestem Alex. Alex Olsen — wyciągnął dłoń, drugą odrzucił włosy z czoła. Jego dłonie wydawały się pozostawiać cały czas w ruchu. Tak jakby były zmęczone naszą rozmową i miały zacząć wykonywać prezentację języka migowego w każdej chwili — Miło w końcu cię poznać — W końcu? — podniosłam brew, potrząsając jego dłonią — Siedziałam w kafeterii — Był prawie stopę wyższy ode mnie, z tego rodzaju solidną budową którą uzyskiwało się tylko dzięki zbyt wielu latom spędzonym na uprawianiu sportu, wykonując tylko jeden specyficzny rodzaj podnoszenia ciężarów. Był zwyczajnie ubrany w dżinsy i T-shirt który głosił Nikt nie robi tego jak Sara Lee jasno czerwonymi literami Alex ponownie się zaśmiał — Kiedy zaczęły do mnie dochodzić te opowieści o
Odmieńcu który powstał z martwych i rozszarpuje San Francisco zacząłem sobie myśleć Oto kobieta którą chciałbym poznać — To pokazuje interesujący sposób w doborze twoich przyjaciół — Przynajmniej wiesz ,że nie będzie nudno — To prawda — odzyskałam swoją dłoń i teraz używałam jej do założenia moich własnych włosów za ucho — Wciąż jednak jestem zaskoczona ,że w ogóle o tym usłyszałeś
— Wieści szybko się rozchodzą w tych czasach, jest ta niesamowita inwencja zwana internetem, słyszałaś o tym? Używamy jej aby przekazywać sobie różne rzeczy — zmarszczyłam na niego nos i potrząsnął głową — Och daj spokój, leżymy pomiędzy dwoma głównymi księstwami, naprawdę sądziłaś ,że ominą nas najlepsze plotki z królestwa? Tu akurat miał rację. Marzycielskie Lustra zyskiwały reputacje miejsca w którym dzieją się dziwne rzeczy kiedy zniknęłam w
95 roku. Uważano je za dziwaczne z powodu
wróżek które nie widziały niczego złego w zamienianiu swoich wrogów w jelenie i ściganiu ich potem przez centrum Oakland traktując to jako niezły wyczyn. Z tego co zrozumiałam księstwo to zrobiło się jeszcze bardziej dziwaczne kiedy księżna Riordan, lokalna regentka stała się jeszcze bardziej paranoidalna na temat insurekcji W końcu miarka się przebrała i jedno z największych włości lennych zadeklarowało swoją autonomie i oddzieliło się tworząc hrabstwo o nazwie Okiełznana Błyskawica Politycznie prawie miało to sens. Technologicznie co również za tym stało, już nie tak bardzo. Świat wróżek zaczynał dopiero zanurzać swoje palce w komputerowej dziedzinie i Internecie, Okiełznana Błyskawica chciała autonomii częściowo tak aby miała swobodę i mogła z czasem przepchnąć granice nawet dalej. Nie mogłam tego zrozumieć. Świat w którym kiedyś żyłam był prostszy od tego w którym żyje teraz. Za dużo w tych czasach stali i silikonu i wciąż nie jestem całkiem przekonana czy to lepsze niż żelazo. Ledwie radze sobie z moją automatyczną sekretarką, znacznie mniej z wszystkimi tymi nowoczesnymi metodami pozostawania w kontakcie. Technologia która była w powijakach kiedy zniknęłam do mojego powrotu zdążyła stać się rozpuszczoną nastolatką, komplikująca życie każdego kto z niej korzysta — Nie żeby ktokolwiek zawracał sobie głowę poinformowaniem nas ,że przyjedziesz — kontynuował Alex — Gdybyśmy nie mieli twojego zdjęcia w bazie danych, wciąż nie wiedzielibyśmy kim jesteś — przerywając zapytał — Gdzie jesteś? — Co? — wróciłam do rzeczywistości — Jestem tutaj — Nie było cię jeszcze chwile temu — Och wybacz — teraz już uważałam, i było mi naprawdę przykro, nie chciałam się zamyślić — Chyba nie spodziewałam się tego ,że ktoś będzie wiedział kim jestem
— Nie możesz wkurzać połowy szlachty w królestwie i oczekiwać ,że pozostaniesz niezauważona — odpowiedział rozchmurzając się ponownie — Przyrzekam ,że Jannie była bardziej podekscytowana kłopotami które spowodowałaś tą aferą ze Złotą Zielenią niż koncepcją połączeń światłowodowych z Internetem. A to naprawdę coś znaczy — Chwileczkę...Jannie? — Tak, Jannie. Kobieta w której firmie właśnie stoisz? — Masz na myśli hrabinę Torquill? — Może Ken o pomarańczowych oczach wskaże mi drogę do siostrzenicy Sylvestera — Kto? A może i nie — Nie mówisz przypadkiem o hrabinie January Torquill? — Co? — jego oczy poszerzyły się, wtedy zaczął się śmiać, był to głęboki i przyjemny śmiech mężczyzny który usłyszał coś naprawdę zabawnego — O kurcze, wow mogę jej powiedzieć ,że tak ją nazywasz? Dostanie tętniaka jak to usłyszy— nie lubię jak ktoś się ze mnie śmieje nawet w najbardziej sprzyjających do tego okolicznościach a to nie były takie okoliczności. Zobaczył moją minę i przestał — Co się stało? — Mógłbyś mi powiedzieć o kim mówisz? — zapytałam żałośnie — Jesteśmy tutaj w oficjalnej sprawie na prośbę księcia Cienistych Wzgórz i naprawdę chciałabym wiedzieć co się tu dzieje Alex przechylił głowę na jedną stronę — Sylvester cię przysłał? — Martwi się o January, więc poprosił abym sprawdziła co u niej — Proszę nie wkurzaj się na mnie ,że o to pytam ale ...czy masz na to jakiś dowód? — Co? — zamrugałam Wyglądając na zakłopotanego, Alex wzruszył ramionami — Dowód, czy masz jakiś dowód na to ,że to Sylvester cię przysłał? — Tylko to — zaoferowałam mu folder który wciąż miałam ze sobą — Naprawdę kiepskie wskazówki dojazdu do Fremont, rezerwacja hotelu, i niektóre rzeczy mówiące mi na czyje ogrodzenia nie powinnam się wspinać
Alex otworzył go, skanując wzrokiem zawartość, potem posłał w moją stronę krótkie kiwnięcie — W porządku, jak dla mnie wystarczy, jeśli jesteś na tyle głupia aby zmyślić i przygotować to wszystko domyślam się ,że jesteś przygotowana też na to co cię spotka kiedy prawdziwa Toby Daye zjawi się tu wkrótce i skopie ci tyłek, chodź zaprowadzę cię do January — Tylko powiem Quentinowi — odebrałam mój folder i odwróciłam się wracając z powrotem do kafeterii. Quentin był przy stoliku który dzieliliśmy, drąc serwetki na wąskie, długie paski — Hej — Co? — powiedział nie spoglądając do góry — Idę zobaczyć się z siostrzenicą Sylvestera, chcesz iść ze mną? — Czy on też idzie? — Masz na myśli Alexa? — pokiwał, nadal drąc serwetkę — Tak — A więc zostanę tutaj Zawahałam się przez chwile — Nic ci nie jest? — W porządku — Quentin podniósł głowę, spotykając moje oczy na moment zanim ponownie spojrzał w dół — Po prostu go nie lubię, to wszystko — Tak szybko? Wzruszenie ramion — Jesteś pewny ,że chcesz tu zostać całkiem sam? — Jestem dużym chłopcem — powiedział — Wydaje mi się ,że poradzę sobie w wielkiej złej kafeterii — Jak chcesz — odparłam odsuwając się i pozwalając drzwiom zamknąć się za mną. Jeśli chciał tak się zachowywać, to nie miałam zamiaru mu w tym przeszkadzać Alex czekał tam gdzie go zostawiłam — Więc? — Nie idzie — Jego strata, chodźmy — odsuwając włosy z oczu Alex odwrócił się i skręcił w jeden z korytarzy
Jego nogi były na tyle długie ,że przemierzały ziemie w wzbudzającym konsternację tempie, przyśpieszyłam aby go dogonić. Przynajmniej wydawało mi się ,że pozostajemy w tym samym budynku — Ludzie tak szybko tu przychodzą i odchodzą — wymamrotałam pod nosem, nie byłam przyzwyczajona do chodzenia z ludźmi którzy traktowali to jako swego rodzaju niewypowiedziany na głos wyścig — Ciągnęliśmy zapałki aby zobaczyć komu przypadnie w udziale zajęcie się tobą — powiedział kiedy szedł — Gordan przegrała, ale jestem jej winien przysługę więc zamieniła się ze mną. Miało to podobno coś wspólnego z tym ,że chciała w końcu coś dzisiaj zrobić. Kiepska jest. Zapłaciłbym jej ,żeby tylko się z nią zamienić i móc ci towarzyszyć — Czyżby? — spojrzałam na jego uszy kiedy go doganiałam, próbując zachowywać się zwyczajnie. Zazwyczaj można odgadnąć pochodzenie wróżki po kształcie jej uszu, a lubiłam wiedzieć z czym mam do czynienia. Może gdyby moja matka nie była Daoine Sidhe (akurat tym rodzajem wróżek zajmującym się magią krwi, z obsesyjnymi skłonnościami co do krwi i pochodzenia) nie interesowałabym się tym aż tak bardzo. Ale była i to na wiele sposobów a ja byłam córką swojej matki Był Odmieńcem. To mogłam stwierdzić, człowiek który w nim drzemał był zbyt silny aby to przegapić, no i większość wróżek czystej krwi nie miała piegów. Wciąż jednak, krawędzie jego uszu nie były mi znajome. Zbyt ostre dla Daoine Sidhe, niewystarczająco długie dla Tuatha de Dannan. Nabrałam powietrza i wypuściłam ze świstem próbując posmakować jego krwi. Czasami nie potrafię wyłapać złożoności czyjejś krwi na swoim języku, wydźwięku jej pochodzenia pomimo moich umiejętności. Nie jest to powszechna umiejętność nawet pośród Daoine Sidhe i większości nawet jeśli ją posiada w ogóle jej nie rozpoznaje nie mówiąc już o wykorzystywaniu To dlatego byłam zaskoczona kiedy Alex odwrócił się potrząsając palcem — Jeśli sama się domyślisz to w porządku ale żadnych magicznych sztuczek Zamknęłam usta mrugając, smakowanie czyjejś krwi nie jest uznawane za niegrzeczne, ale to chyba tylko dlatego ,że tak nie wiele wróżek potrafi to robić iż nie jest to na tyle powszechne zachowanie aby mogło zostać uznane za towarzysko nieakceptowane — Wiesz, mógłbyś mi po prostu powiedzieć
— I gdzie w tym byłaby zabawa? — Alex zatrzymał się. Jego włosy opadły na jedno oko, sprawiając ,że wyglądał trochę nieswojo — Założę się ,że moglibyśmy znaleźć bardziej zajmujący sposób na to abyś spróbowała to rozgryźć — Moglibyśmy? Teraz? Masz jakieś sugestie? Uśmiechnął się — Co powiesz na śniadanie? — zapytał — Większość mężczyzn zaczyna od kolacji — Mogę odważyć się na coś oryginalnego — Jak na razie ,nie widzę zbyt wielkiej różnicy — Czy to wyzwanie? — Być może Wciąż uśmiechając się, Alex pochylił się i mnie pocałował Jego usta smakowały jak kawa i lukier. Zamrugałam zaskoczona, zanim przysunęłam się i odpowiedziałam na pocałunek. Położył dłoń na mym ramieniu przyciągając mnie pod lepszym kątem i pogłębił pocałunek, przeciągając go dopóki moja głowa nie zaczęła się przechylać. Wtedy puścił mnie cofnął się i zapytał — Inaczej? — Inaczej — zgodziłam się. Czułam jak rumienie się aż po koniuszki uszu — Do zobaczenia na śniadaniu — mrugnął, odwrócił się i otworzył drzwi znajdujące się przed nim — Panie przodem Śmiejąc się w czasie w którym próbowałam poradzić sobie z natłokiem emocji, przeszłam mijając go do najbardziej architektonicznie niemożliwego korytarza jaki kiedykolwiek widziałam. Prawdziwe kąty nie wyglądają w taki sposób. Spojrzałam z powrotem na Alexa, który ledwo co kontrolował swoje spojrzenie pełne wyczekującego rozbawienia A więc tak sobie pogrywamy? Nakładając mój najbardziej niewinny wyraz twarzy zapytałam — Więc kiedy mieliście zamiar powiedzieć nam ,że jesteśmy wewnątrz włości? Rozbawianie Alexa zmieniło się w zaskoczenie — Wiedziałaś?
— W skrócie, zwykle nie znajdujesz sennych kwiatów rosnących na trawniku śmiertelników. Plus Niebo miało nieodpowiedni odcień — wzruszyłam ramionami — Zgaduje ,że przekroczyliśmy światy kiedy weszliśmy przez frontowe drzwi Przystanął, zakładając ramiona — Ok, jak się tego domyśliłaś? — Klimatyzacja jest za wysoko ustawiona, pierwszą rzeczą którą zauważasz jest zimno i to powstrzymuje cię przed zauważeniem przemieszczenia. Posiadłość? — Spłycenie — Tak myślałam. Rozumiem ,że budynki śmiertelników nakładają się na włości — Prawie Są dwa rodzaje włości. Niektóre jak Cieniste Wzgórza są dosłownie posiadłością znajdując się w Letnich Krainach połączoną ze światem śmiertelników drzwiami perforowanymi i przechodzącymi przez ściany rzeczywistości. Nic nie zmusza ich do trzymania się geografii śmiertelników i przez większość czasu nie zawracają sobie tym głowy. Strona włości Torquilla znajdująca się w Letnich Krainach jest dziewiczym lasem i terenem gruntów uprawnych, które wyglądają jak nic innego tylko tereny otaczające miasto. Spłycenia, z drugiej strony, są jak niewielkie kieszenie wyrzeźbione w przestrzeni między światami. Ponieważ nie są zakotwiczone w całości w świecie wróżek, opierają się one o wiele bardziej na rzeczywistej geografii w obu rzeczywistościach. Zakazano nam wstępu na wszystkie ziemie świata wróżek z wyjątkiem Letnich Krain od czasu zniknięcia Oberona i spłycenia stają się coraz bardziej powszechne tak samo jak prawdziwe posiadłości skromniejsze — A więc co się dzieje kiedy odwiedzają was ludzie? — jednym słowem była to ta sama wersja pytania które zadałam wcześniej Quentinowi czy jesteś ostrożny, tylko w wersji dla starszych — Cóż staramy się ograniczać to do minimum ale kiedy już musimy wpuścić ich do środka, wpuszczamy ich przez bramę wykorzystując inny kod i ktoś spotyka się z nimi na parkingu, a następnie wprowadza ich do części kafeterii przeznaczonej dla ludzi lub do serwerowni. To dlatego budynki nie są połączone, tak długo jak nie przejdziesz przez frontowe drzwi nie dostaniesz się do włości i nie zobaczysz nikogo ani niczego co znajduje się wewnątrz
Zdecydowanie była w tym wszystkim jakaś pokręcona logika. Na pewno nie było to gorsze niż gra polegająca na okrążaniu trującego dębu w którą musisz zagrać aby dostać się do włości Cienistych Wzgórz — Nie było żadnych wpadek? — Raz czy dwa — otworzył kolejne drzwi. Korytarz za nimi był pokryty dywanem w odcieniu żółtej zieleni a ściany pokrywały korkowe tablice do który poprzypinane były komiksy i notatki. Okno implikowało ,że w jakiś sposób znaleźliśmy się na drugim piętrze nie korzystając ze schodów, słodko — Nic poważnego się nie stało i wszystkim się zajęto bez wyrządzania żadnej krzywdy — To znaczy? — Mamy wróżkę Kitsune* jako pracownika od niedawna — uśmiech Alexa odpłynął, zastąpiony wyrazem twarzy którego nie potrafiłam nazwać — Upewniła się ,że niczego nie pamiętają Nie wszystkie wróżki Kitsune potrafią manipulować wspomnieniami, ale te które to potrafią zazwyczaj są w tym cholernie dobre. Pokiwałam, prawie niechętnie — Dobre posunięcie — Tak też uważamy — wyraz twarzy którego nie potrafiłam nazwać zniknął tak szybko jak tylko się pojawił — Nie masz przypadkiem telefonu prawda? — Co? — Telefonu komórkowego? — równie dobrze mógłby mówić do słuchawki kiedy kontynuował — Jeśli masz, będzie bezużyteczny wewnątrz włości, jeśli chcesz mogę go zmodyfikować — Zmodyfikować? — Gordan zastąpi baterię jedną z jej specjalnych, działa to trochę jak voodoo, i wyrównuje obwody. Jest naszą czarodziejką od sprzętu — wzruszył ramionami — Po prostu korzystam z zabawek które robi — Interesujące — Uwierz mi, że tak samo jak i Ty ale to miejsce w którym autobus się zatrzymuje — gestem wskazał mi drzwi Kitsune — Lisy mogące przyjmować postać człowieka, w mitologii japońskiej przedstawiane są jako istoty rozumne i posiadające magiczne zdolności
— To gabinet Jan Spróbuj być miła, zwykle dość łatwo się z nią obchodzi ale ostatnio mieliśmy tu kilka ciężkich tygodni i jest trochę marudna. Nie chciałbym zobaczyć tej twojej ślicznej głowy odgryzionej — Będę tak miła jak tylko mi na to pozwoli — powiedziałam obracając się w kierunku drzwi — Moja ręka już miała zapukać kiedy powiedział — Toby — Tak? — Miło było cię poznać To zasłużyło na uśmiech — Wzajemnie — powiedziałam i zapukałam Dźwięk moich knykci spotykających się z drewnem był ostry i lekko pustawy, wskazując ,że pokój znajdujący się po drugiej stronie, prawdopodobnie w rzeczywistości nie był wcale połączony z framuga i tymi drzwiami. Fizyczne punkty odniesienia nie znaczą zbyt dużo w świecie wróżek, gabinet Jan mógł być praktycznie wszędzie we włościach i wciąż byłby połączony z tymi samymi drzwiami Głos zawołał — Wejść! — potrząsnęłam głową i przekręciłam klamkę dokładnie tak jak mi powiedziano. Jest pierwszy raz na wszystko jak widać
Sześć Gabinet był rozmiaru mego salonu, ale był wypełniony wystarczającą ilością rzeczy aby zapełnić moje całe mieszkanie. Półki i szafki wznosiły się z pomiędzy oceanu papierów zapewniając punkty orientacyjne w generalnie chaotycznym krajobrazie. Komputery stały wzdłuż ściany połączone razem przez gorączkową plątaninę okablowania, a światło bijące z ich monitorów dodawało do oświetlenia zieloną poświatę, sprawiając ,że pomieszczenie wydawało się lekko nierzeczywiste. Ekspres do kawy stał otoczony przez siły inwazyjne arami zielonych plastikowych mężczyzn wypoczywających na półce przy drzwiach, toster obok miał swoje własne problemy, skoro wyglądał jakby miał zostać wypatroszony przez hordę jasno kolorowych plastikowych dinozaurów — To miejsce w którym umiera papier — wymamrotałam Wąska ścieżka przez bałagan poprowadziła mnie do biurka stojącego na przeciwko jedynego znajdującego się w pokoju okna otoczonego zielonymi zasłonami. Brunetka z dołu siedziała ze skrzyżowanymi nogami na skraju biurka, otoczona przez wieże z papierów, jej uwaga skupiona była na przenośnym komputerze balansującym na jej kolanach. Okulary miała spuszczone na skraj nosa, osunęły się już prawie ponad połowę Podniosła głowę i uśmiechnęła się, prawie na tyle szczerze aby ukryć przebłysk ostrożności w oczach — Tak jest, mogę ci w czymś pomóc? — jej ton był idealny tonem
dziewczyny z doliny, implikujący ,że poziom jej inteligencji jest ściśle zbliżony do granitu Jakoś tego nie kupowałam — Szukam hrabiny January Torquill. Czy to jej gabinet? — Przykro mi ale nie. Jest mój — uśmiech nie zniknął — Cóż, muszę ją znaleźć. Jestem tu na prośbę jej wuja Ostrożność powróciła, ledwie trzymana pod kontrolą przez jej mrożący szklany uśmiech — Doprawdy? To fascynujące, ponieważ widzisz normalnie ludzie dzwonią zanim przyślą gościa
— Przysłał mnie ponieważ jego siostrzenica nie dzwoniła od kilku tygodni — było w jej uśmiechu coś co mnie niepokoiło. Nie jego oczywisty fałsz mówiący mi ,że najwyraźniej była na krawędzi ale sposób w jaki się kształtował — Nie przypuszczam ,żeby coś ci było wiadomo na ten temat? Jej oczy rozszerzyły się i pchnęła swoje okulary z powrotem na nos, uśmiech zniknął — Co? Nie dzwoniła? Co to ma niby znaczyć? To on przestał dzwonić! Przesunięcie okularów sprawiło ,że jej oczy jeszcze bardziej się uwydatniły zamiast odwrotnie i wyeksponowały żółć jej tęczówek, sprawiając mi ulgę. Znałam tylko jedną rodzinę z oczami takiego koloru. Zignorować włosy, zdjąć okulary a wyglądała bardziej jak Sylvester niż Rayseline kiedykolwiek będzie — To na pewno nie to co on o tym sądzi — January Torquill, zakładam? Jej oczy zwęziły się i przez chwilę myślałam ,że będzie zaprzeczać. Ale wtedy dała sobie spokój, ramiona jej opadły i powiedziała — Nie zupełnie, jestem January. Po prostu nie jestem January Torquill. Nigdy nią nie byłam — wzruszyła ramionami, przebłysk humoru wkradł się do jej głosu — Z tego co mi wiadomo nie ma kogoś takiego jak January Torquill. Co prawdopodobnie jest dobre bo to okropne imię jak dla dziecka, brzmi jak z kiepskiego romansu — Więc skoro nie jesteś January Torquill, to jesteś...? — January O’Leary. Nie jestem w pełni Daoine Sidhe mój ojciec był w połowie
Tylwyth Teg, a jego nazwisko brzmiało ‘ap Learianth.’ niezbyt to przydatne w interesach. Skróciliśmy to do ‘O’Leary’ kiedy zakładaliśmy firmę — uśmiechnęła się ponownie. Tym razem jej wyraz twarzy zawierał w sobie coś co rozpoznałam aż za dobrze. Sylvester się tak uśmiechał kiedy próbował stwierdzić czy coś stanowi zagrożenie czy też nie — To interesujące ,że wuj Sylvester ci tego nie powiedział. Biorąc pod uwagę ,że to on cię tu przysłał i w ogóle — Masz telefon — powiedziałam — Mogłabyś do niego zadzwonić — Już próbowałam kiedy Elliot odstawiał ciebie i tego dzieciaka do kafeterii — I?
— Nikt nie odebrał — Mam wskazówki które twój wuj napisał odręcznie — podałam jej folder — Odręczne pismo można podrobić Cofnęłam okrzyk zniecierpliwienia. Połowa królestwa znała mnie z widzenia i oczekiwała ,że zacznę rozwalać rzeczy jak tylko wejdę do pomieszczenia, podczas gdy druga połowa chciała trzech różnych dokumentów tożsamości ze zdjęciem — Alex i Elliot wiedzieli kim jestem — Wiedzieli jak kto wyglądasz, a to różnica To smutne ale tu miała rację. Prawie została zabita w Grudniu przez Doppelgangera który przybrał postać mojej córki. W krainie wróżek twarze nie zawsze są tym czym wydają się być — W porządku. Jeśli wiesz jak wyglądam, prawdopodobnie wiesz co ta...osoba potrafi zrobić Tak? — January pokiwała — Trochę trudne do udowodnienia jest to ,że nie mogę rzucić zaklęcia, więc to nie za bardzo się nadaje ale jeśli dasz mi trochę krwi mogę powiedzieć ci co robiłaś w swoje piąte urodziny — Jasne — Tak myślałam — westchnęłam — Nie przypuszczam ,że pozbycie się mojego ludzkiego zauroczenia załatwi sprawę? Naprawdę chciałabym mieć to już z głowy Zmarszczyła się — Jest to jakiś początek — powiedziała — W porządku — powiedziałam i pozwoliłam mojemu ludzkiemu zauroczeniu opaść, przy obmywającej mnie fali pachnącej świeżo skoszoną trawą i miedzią Jan obserwowała uważnie, nozdrza jej zadrgały kiedy powąchała powietrze. Wtedy uśmiechnęła się. Jeśli jej uśmiech poprzednio był jasny to nic nie mogło równać się z tym który ją teraz rozświetlił. To było jak spoglądanie na słońce — Miedź i trawa, jesteś sobą! — Nigdy wcześniej nikt nie był taki szczęśliwy z powodu zapachu mojej magii — wymamrotałam — Skąd ty..? — Mam akta z danymi rycerzy mego wuja, na wypadek gdyby ktoś próbował się tu wśliznąć podstępem — była jakaś brutalna szczerość w jej tonie, w końcu była hrabiną włości balansujących na skraju katastrofy i tak właśnie załatwiało się tutaj sprawy
— Są pewne osoby które potrafią udawać czyjąś twarz, ale nikt nie jest w stanie udawać zapachu czyjejś magii— słowo jednak ,że wisiało pomiędzy nami niewypowiedziane — Cóż twój wuj się martwi i poprosił mnie o przyjazd tutaj i sprawdzenie jak sobie radzisz, dlaczego nie powiedziałaś mi kim jesteś kiedy tu przyjechałam? Mogłyśmy załatwić to wszystko w godzinę temu — Wiesz gdzie jesteś? — spytała Zmarszczyłam się — Nie widzę co to ma wspólnego z... — Oświeć mnie — W hrabstwie Okiełznana Błyskawica — Wiesz gdzie znajduje się to hrabstwo? — W Fremont? — Fermont, gdzie jesteśmy ściśnięci pomiędzy dwoma walczącymi ze sobą księstwami. Jesteśmy maleńkim, błyszczącym, niezależnym hrabstwem w miejscu w którym nie najlepszym pomysłem jest być niezależnym hrabstwem — Wydawało mi się ,że sytuacja jest tu dość stabilna — chociaż to oczywiście mogło zmienić się w każdej chwili, plus zawsze istniało ryzyko wojny na małą skale w świecie wróżek ( to coś co się robi kiedy jest się znudzonym i nieśmiertelnym) ale nowoczesny świat zredukował to ryzyko dość mocno. Wróżki są jak dzieciaki z plakatu o Zaburzeniach
Koncentracji daj im coś błyszczącego do zabawy a zapomną ,że właśnie miały odrąbać ci głowę January westchnęła — Wuj Sylvester jest tutaj szanowany. Ma to coś wspólnego z tym ,że posiada naprawdę wielką armię której mógłby użyć do zgniatania ludzi jak robaki — A więc to czyni cię nawet bezpieczniejszą. Marzycielskie Lustra nigdy nie próbowałyby cię niepokoić kiedy stoją za tobą Cieniste Wzgórza — To właśnie problem — Ok, teraz nic już nie rozumiem
— Ludzie uważają ,że z powodu tego że Sylvester jest moim wujkiem Okiełznana
Błyskawica jest przedłużeniem jego księstwa tutaj aby sprawić ,że wygląda egalitarnie i nowocześnie i któregoś dnia wchłonie nas do siebie — ześliznęła się z biurka i zaczęła się przechadzać — Traktują nas jakbyśmy w ogóle się nie liczyli, albo zakładają ,że będziemy wyświadczać im przysługi a przybywają tu aby węszyć i wywoływać polityczne naciski. Więc przestaliśmy pomagać — Sądziłaś ,że jestem tutaj aby poprosić cię o przysługę — Przeszło mi to przez myśl — Cóż uwierz mi, nie jestem. Jestem tutaj bo przestałaś dzwonić do swojego wuja January potrząsnęła głową — To nie prawda, zostawiłam mu z osiemnaście wiadomości. A on nawet nie oddzwonił — A skrzywiony wyraz przeszył jej twarz — Wiem ,że jego telefon działa, sama mu go zainstalowałam — Więc dlaczego po prostu nie udałaś się do Cienistych Wzgórz ? — Z tego samego powodu z którego on nie przyjechał tutaj, jeśli wyjadę istnieje duże prawdopodobieństwo ,że Marzycielskie Lustra dostrzegą w tym okazję do najazdu — nagle wyglądała na bardzo zmęczoną — Witaj w moim życiu. Po prostu muszę próbować dzwonić — Co jest takie ważne ,że tak usilnie próbujesz się z nim skontaktować? Dlaczego nie wysłałaś posłańca? Wyprostowała się, kolejny uśmiech zakwitnął na jej twarz — Gdzie moje maniery? Możesz mówić mi Jan. Nie jesteśmy tutaj zbyt formalni, wolisz October, czy Sir Daye? — Wystarczy Toby — powiedziałam mrugając oczy zaskoczona zmianą tematu — Posłuchaj Jan, twój wujek chciał.. — To zabawne ,że nie powiedział ci ,że nie należę do klanu Torquill. Moja matka była jego siostrą ale była tylko baronową. Tata był hrabią, więc mam jego nazwisko Na korzeń i gałąź, oczywiście. Kiedy wróżki zawierają związek małżeński, nazwisko osoby z wyższym tytułem ma pierwszeństwo praktycznie w każdych okolicznościach Wróżki nie są seksistowskie, są tylko snobistyczne — Przepraszam, jakoś ominęłam tą notkę
— Powiedział ci przynajmniej o mamie? — Wspominał o niej, tak — egzystencja siostry była dziwnym faktem, w już i tak dziwnej rodzinie. Wróżki nie są tak naprawdę bardzo bajkowe, i większość bliźniaczych wróżek jest zbyt słaba aby doczekać dorosłości, fakt ,że obydwoje Simon i Sylvester żyją był wystarczająco dziwaczny. Dodać do tego równania siostrę a wydaje się to wszystko prawie nierealne — Posłuchaj — Była starsza o około wiek. Zmarła kiedy byłam mała — Och — powiedziałam. To wydało się jednak nie wystarczające — Przykro mi — W porządku — wzruszyła ramionami — To było dawno temu — Acha — co miała powiedzieć? Ludzie zazwyczaj nie rozpoczynają rozmowy mówiąc ci jak zginęli ich rodzice — Tak czy inaczej, prowadzę to miejsce — Jan uśmiechnęła się — Jestem koziorożcem, programistką komputerową i wegetarianką. Piekę też czekoladowe ciasteczka Widywałam już to przedstawienie z rodzaju 'och ja głupiutka' niezliczoną ilość razy u Sylvestera, zazwyczaj tuż przed tym zanim dobrał się do czyjegoś gardła. To całkiem efektywny kamuflaż kiedy używasz go na ludziach którzy go nie znają. Musiałam znosić go w wykonaniu Sylvestera, zasłużył na moją tolerancję. Jan, z drugiej strony nie zasłużyła na nic — Słuchaj — powiedziałam, próbują nie brzmieć tak sfrustrowanie jak się czułam — Mamy zamiar odbyć dzisiaj jakąś inteligentną rozmowę czy ja i mój asystent mamy pojechać do naszego motelu? Nie wyjadę dopóki nie będę mogła zapewnić twojego Wuja ,że nic ci nie jest — To słodkie ,że się martwi ale przyrzekam ,że wszystko w porządku — jej twarz była spokojna kiedy przeszła do ekspresu do kawy, podniosła kubek i pomachał nim w moim kierunku — Chcesz? — Obawia się ,że wpadłaś w jakieś kłopoty — czy to moja wyobraźnia czy podskoczyła kiedy to powiedziałam? Jej dłonie drżały. Interesujące. Może jej nonszalancja była jeszcze większą grą niż sądziłam. Spojrzałam na jej twarz, zauważając nowe pokłady ostrożności w jej oczach
— Nie mamy tu żadnych problemów — Jesteś pewna? — zapytałam. Drżenie jej rąk stawało się silniejsze. Postawiła kubek, posyłają mi prowokujące spojrzenie — Chce ,żebym ci pomogła gdyby były jakieś problemy — Jestem całkowicie pewna ,że gdyby były problemy wiedziałabym o tym, mamy doskonały system sprawozdawczy w tym miejscu Po angielsku to prawdopodobnie znaczyło ,że budynek się palił i tylko ja jedna tego nie zauważyłam, po prostu nie chciała mi powiedzieć. Zmieniając temat powiedziałam — Nigdy wcześniej nie widziałam Daoine Sidhe w okularach — Konsekwencje nowoczesnej ery — odpowiedziała odrobinę się relaksując — Wpatrywałam się w zbyt wielką ilość jasnych świateł jako dziecko — I nie mogli uleczyć cię przy pomocy magii? — Sama sobie to zafundowałam więc powinnam żyć z konsekwencjami — Rozumiem, więc uważasz ,że powinnaś żyć również z tym co jest tutaj nie w porządku? — Wszystko jest w porządku — powiedziała spokojnie — Wszystko idzie wspaniale Potrząsnęłam głową — Jesteś okropną kłamczuchą Jan otworzyła szeroko usta. Zrobiłam krok do tyłu. Krew oznaczał władze a ta wychudzona, dziewczyna w okularach mogła prawdopodobnie przerzucić mnie przez połowę globu zanim miałabym czas wypowiedzieć choć słowo — Nie kłamie — warknęła. Zadrżałam, wzięła głęboki oddech, dodając już bardziej spokojnie — Po prostu ostatnio jesteśmy bardziej zajęci. To wszytko — ponownie podniosła kubek do kawy, w końcu go napełniając Sądziłam ,że Sylvester był przewrażliwienie zatroskany kiedy wysłał mnie do Fremont, dzięki reakcji Jan zmieniłam swoje zdanie na ten temat. Nawet ja nie dostaje ataku paniki kiedy ktoś zadaje mi pytania. Okłamała mnie już dwukrotnie, jeśli wszystko było w porządku to dlaczego zostawiła aż tyle wiadomości dla swojego wuja? — Cóż więc, jeśli nie masz nic przeciwko zostaniemy przez kilka dni, aby się upewnić? Sylvester poprosił abym pokazała Quentinowi kilka rzeczy, a nie cierpię zawodzić mojego zwierzchnika
Jej oczy rozszerzyły się kiedy zdała sobie sprawę ,że nie może powiedzieć nie, chyba ,że chce aby jej wuj zerwał z nią stosunki dyplomatyczne. Byłam jej jedyną subtelną szansą. Wtedy moment paniki ustąpił i zastąpił go kolejny szeroki uśmiech — Oczywiście, macie gdzie się zatrzymać? — Tak, mamy — powiedziałam, pozwalając jej sądzić ,że mnie nabrała. Jeśli chciała okłamywać sama siebie to cieszyłam się ,że mogę pomóc, to mogło powstrzymać ją przed zdaniem sobie sprawy jak dużo jej już mi zdradziła — Luna wynajęła nam pokoje w hotelu — Dlaczego nie jestem zaskoczona? — jej uśmiech stał się odrobinę bardziej szczery, zakrywający strach znajdujący się tuż pod nim — Co u niej? — Luna, dobrze sobie radzi, planuje nowy ogród — Tak? Jaki? — Dzikie kwiaty — miał to być ogród żałobny, zadedykowany pamięci tych którzy zginęli podczas moich poszukiwań mordercy Evening. Był nawet rząd przeznaczony dla Devina. Luna przysłała Quentina aby pokazał mi plany, płakałam do utraty sił. Ale nie chciałam mówić tego Jan — To dobrze ,że ma zajęcie — lekkość tonu jej głosu miała oczywiście odciągnąć mnie od tematu i nie zarobiła przez to u mnie żadnych punktów — Jan? — Tak? — Czy możemy dokończyć to później? Muszę skontaktować się z Sylvesterem, a Quentin musi się pouczyć — To ostatnie było kłamstwem, ale nie było mowy o tym ,że zostawię dzieciaka w tym wariatkowie. Miałam dla niego zbyt dużo szacunku — Oczywiście — Jan zerknęła w kierunku okna — Wow, to już zachód słońca? Co powiesz na to aby wrócić rano? To da mi dość czasu na sprawdzenie kilku rzeczy — Może być — Świetnie — podeszła z powrotem do swojego biurka, stawiając swój kubek na już niebezpiecznie zabałaganionym rogu — Czy potrzebujesz aby ktoś cię odprowadził?
— Damy sobie rade — chciałam mieć czas na rozważenie swoich opcji zanim ponownie się z nią spotkam. Jeśli to znaczyło ,że będę musiała sama znaleźć drogę z powrotem do kafejki a potem do samochodu to niech tak będzie. Byłam dużą dziewczynką i mogłam sobie z tym poradzić — Świetnie — tymi słowami zostałam odprawiona. Usiadła na biurku obok swojego kubka i przywróciła do działania komputer którego używała kiedy przyszłam, jej uwaga była już skupiona na czymś innym .To zawsze zabawne kiedy okazuje się ,że twoi sojusznicy okazują się tymi których masz ochotę porządnie walnąć. Wyszłam z gabinetu bez słowa, w jakiś sposób udało mi się nie trzasnąć drzwiami i poszłam z powrotem trasą którą byłam całkiem pewna Alex i ja tu przyszliśmy. Prawie pożałowałam odrzucenie oferty Jan aby ktoś mnie eskortował, może mogłabym przekonać ją aby posłała po Alexa. Z wszystkich ludzi których poznałam dzisiaj on wydawał się być najbliższy normalności. Poza tym chciałam się dowiedzieć czym był, odrobina tajemniczości nigdy nie szkodzi a on miał jej akurat na tyle aby być interesującym. Po pół godzinie wędrowania korytarzami byłam gotowa przyznać ,że się zgubiłam. Każde okno pokazywało inny widok, nie dając mi absolutnej żadnej pomocy przy mojej nawigacji. Rozważałam nawet aby wspiąć się na zewnątrz jednego z parterowych okien, ale odrzuciłam ten pomysł, z moim szczęściem, znajdę się w miejscu z którego nie będę w stanie odnaleźć kafeterii a musiałam zabrać Quentina ze sobą. W końcu dostrzegłam znajome błękitne drzwi na końcu serii sterylnie białych korytarzy które wyglądały jak żywcem wyjęte ze szpitala jakiejś soap opery. Kafeteria — Najwyższa pora — wymamrotałam, i ruszyłam śpiesząc się aby jej dosięgnąć zanim znajdzie jakiś sposób aby zniknąć. Jeśli korytarze znajdujące się we włościach były zdolne do przemieszczania się, nie chciałam aby zrobiły to tylko po to aby zrobić mi na złość Kafeteria wciąż była praktycznie opuszczona, z wyjątkiem jednego dodatku, kobiety siedzącej na przeciwko Quentina, jej podbródek był oparty o knykcie lewej dłoni. On sam miał szeroko otwarte oczy i prawie oniemiałe spojrzenie zachwytu malowało się na jego twarzy, jakby dopiero zdał sobie sprawę do czego między innymi stworzona została kobieta. Nigdy wcześniej nie widziałam żeby aż tak bardzo przypominał mi stereotypowego nastolatka
Pozwoliłam drzwiom zamknąć się z trzaśnięciem i odchrząknęłam. Żadne z nich się nie odwróciło — Witaj Teraz dopiero kobieta rozejrzała się w około i uśmiechnęła. Miała bladą, twarz ze szpiczastym podbródkiem otoczoną prostymi, czarnymi włosami przyciętymi na krótko. Jej oczy były pomarańczowe, takie same jak Alexa i blizna znaczyła kość policzkową, prawie niewidoczna na jej jasnej skórze. Gdyby widziała słońce w ciągu ostatnich trzech lat byłabym zaskoczona — Cześć! — powiedziała wciąż się uśmiechając — Już zaczynaliśmy się zastanawiać czy się pokażesz Quentin otrząsnął się z rozmarzenia i pomachał w moją stronę z pół uśmiechem — Hej Toby, znalazłaś hrabinę Torquill? — Hrabinę O'Leary, tak w zasadzie i tak, znalazłam, kim jest twoja przyjaciółka? — Och, wybacz. Nie chciałam być niegrzeczna — kobieta wstała wyciągając dłoń. Czubek jej głowy sięgał mi zaledwie do ramienia — Jestem Terrie Olsen. Miło cię poznać — October Daye — przyjęłam jej dłoń i potrząsnęłam — Widzę ,że poznałaś mojego asystenta — Quentina? Tak, To niezłe ciacho. Gdzie go znalazłaś? Nie chciał powiedzieć, mężczyzna pełen tajemnic — uśmiechnęła się, ja nie Quentin zaczerwienił się posyłając Terrie kolejne spojrzenie pełne uwielbienia, zmarszczyłam się — Cieniste Wzgórza, to jeden z wychowanków księcia Torquilla. Jest tu aby pomóc mi sprawdzić co się dzieje z hrabiną — Naprawdę? To słodkie — zerknęła przez ramie, uśmiechając się — Jest świetnym towarzystwem — Jestem tego pewna — odpowiedziała, marszcząc się jeszcze bardziej — Powiedziałaś ,że nazywasz się Olsen? — Tak, dokładnie tak samo jak mój wielki, głupi brat — Terrie machnęła włosami do tyłu dodając — prawdopodobnie go poznałaś, wysoki blondyn, Alex ?
— Tak — powiedziałam kiwając — To wyjaśnia oczy — Mamy je po mamie — uśmiech Terrie poszerzył się dopóki dołeczki nie pojawiły się na jej policzkach — To cecha rodzinna — Ja....to chyba prawda, tak — zgodziłam się, Dare i Manuel, ostatni tandem brat siostra z jakim się zetknęłam też miał takie same oczy — Terrie opowiadała mi właśnie o programowaniu komputerowym — powiedział Quentin, odurzonym, pełnym zachwytu głosem. Spojrzałam do tyłu kiedy dodał — Jest naprawdę dobra — Nie jestem tak dobra — odparła Terrie ze śmiechem — Jasne — powiedziałam — Quentin, zabieraj rzeczy i chodź ze mną, zbieramy się — Ale Toby— — Nie kłóć się ze mną. Terrie miło było cię poznać. Quentin wychodzimy — zaczęłam się odwracać — Tuż za mną Terrie powiedziała — Założę się ,że zgubiłaś się we włościach — Słucham? — przystanęłam i odwróciłam się w jej stronę — Założę się ,że zgubiłaś się we włościach. Każdemu się to zdarza na początku — Tak, trochę się zakręciłam — przyznałam — Szczerze to zdarza się wszystkim, chcesz abym was odprowadziła? Ta kobieta doprowadziła mnie na krawędź irytacji szybciej i bardziej umiejętnie niż ktokolwiek kogo znałam od lat, włączając w to Jan. Obawiałam się ,że jeśli spędzimy z nią zbyt dużo czasu Quentin zdąży się jej oświadczyć. W tym samym czasie moja migrena powróciła ze zdwojoną siłą, i chciałam się stąd wydostać i znaleźć nasz hotel zanim zostanę zmuszona aby kogoś zabić — Byłabym zachwycona gdybyś wyprowadziła nas z budynku — powiedziałam — Nie ma problemu, Terrie przybywa na ratunek — mrugnęła do Quentina i wyszła na korytarz bez dalszych komentarzy, pokazując nam abyśmy szli za nią. Quentin ruszył a ja podążyłam za nim obserwując ich i w międzyczasie spekulując
Quentina można określić na wiele sposób, ale nigdy nie widziałam go aby był niestały. Jeszcze nie tak dawno temu rumienił się z powodu swojej śmiertelnej dziewczyny, a teraz dyszy za jakimś dziwnym Odmieńcem jak szczeniak w gorączce. To nie miało żadnego sensu, drażniło mnie. Byłam pewna ,że przesadzam (Terrie była prawdopodobnie idealnie miłą osobą, która nie próbowała bawić się moim nieletnim asystentem) ale to było dziwne, naprawdę dziwne Po około dziesięciu minutach, Terrie pchnęła nieoznakowane drzwi, ukazując trawnik — Ta-da! Światła na zewnątrz były zapalone i koty przechadzały się w podświetlonych miejscach obserwując nas z niespecjalnym zainteresowaniem. Jedyne kwiaty w zasięgu wzroku były to zwyczajne, śmiertelne koniczyny. Opuściliśmy włości wróżek. Przeszłam obok Terrie i Quentina i wzięłam głęboki wdech zimnego powietrza, zrelaksowałam się kiedy poczułam ,że mój ból głowy ustąpił — To wspaniałe — to było niebezpiecznie bliskie powiedzenia dziękuje, ale byłam zbyt zaabsorbowana moimi spekulacjami aby się tym przejmować —Daj spokój — Terrie powiedziała, ignorując moje potknięcie słowne — Jesteście pewni ,że musicie już jechać? Noc jeszcze młoda — Cóż — zaczął Quentin — Jesteśmy pewni — powiedziałam — Chodź Quentin Zaczął protestować ale przestał kiedy dostrzegł mój wyraz twarzy. Wzdychając odwrócił się w kierunku Terrie i wykonał głęboki, formalny ukłon — Szerokiej drogi i przyjaznego ognia. To była kropla która przelała czarę. Cokolwiek to było działo się zdecydowanie za szybko jak dla mnie abym mogła być z tego powodu szczęśliwa — Racja, dobranoc panno Olsen Złapałam ramię Quentina i odciągnęłam go od Terrie, która obserwowała to wszystko próbując ukryć uśmiech. Zrobiłam co w mojej mocy aby ją zignorować. Quentin wykręcił szyję aby rzucić ostatnie spojrzenie, protestując kiedy już znaleźliśmy się poza zasięgiem uszu — Dlaczego to zrobiłaś?
— Dlaczego to zrobiłaś? — przedrzeźniałam go — Widziałeś siebie tam? — Byłem miły! — Byłeś przerażającą naładowaną hormonami imitacją Quentina! Ona jest dwa razy starsza od ciebie! — Ty jesteś cztery razy starsza! — Ale przynajmniej cię nie podrywam! — puściłam jego ramię, pozwalając mu rozetrzeć je kiedy śpieszyliśmy do samochodu — Jesteśmy tu aby pracować, pamiętasz? — Zostawiłaś mnie samego, zbierałem informacje — Tak, na pewno — Tak! Wiedziałaś ,że ALH zatrudnia tylko wróżki? Zatrudniają Odmieńców i wróżki czystej krwi, i to wszystko, żadnych ludzi — Skoro większa część firmy nakłada się na Letnie Krainy, to ma to sens. Co jeszcze? — Większość kadry kierowniczej jest z firmą od samego początku. January i jej córka praktycznie prowadzą to miejsce, tylko Elliot robi wszystkie te personalne rzeczy. A.. — Poczekaj, córka? — Sylvester nie wspominał o córce. — To powiedziała mi Terrie — dałam mu znak aby kontynuował i powiedział — Ta córka nazywa się April — Interesujące. Wspominała coś o ojcu? — Nie — Hmm. Zauważyłeś jak opuszczone było to miejsce? Zastanawiam się gdzie są wszyscy — Może to po prostu mała firma? — zasugerował Quentin mrużąc brwi. Doszliśmy do samochodu i zaczęłam grzebać w kieszeni w poszukiwaniu kluczyków, przeganiając koty z maski i dachu — A może po prostu coś się tu dzieje — powiedziałam, otwierając drzwi po stronie kierowcy — To nie były nieużywane stanowiska, tylko opuszczone.
Na biurkach leżały papiery i na większości stały komputery. Pracowało tam więcej ludzi i to jeszcze nie tak dawno temu, sprawdź swoje drzwi — Więc coś się zmieniło — powiedział kiedy okrążył samochód i zajrzał przez szybę. Zrobiłam to samo po swojej stronie. Ostatnim razem kiedy wsiadłam do samochodu nie sprawdzając wcześniej czy jestem sama, czekał na mnie w środku facet z bronią. Są pewne lekcje których uczysz się już za pierwszym razem — Dokładnie, coś jeszcze? — Nic co chciałabyś usłyszeć A więc cała reszta była tylko flirtem, załapałam — A więc nie tylko się zabawiałeś — powiedziałam wślizgując się do samochodu i pochylając aby otworzyć drzwi od strony pasażera. Kiedy Quentin był w samochodzie, odpaliłam silnik i podałam mu folder z instrukcjami — Masz, zobacz czy będziesz w stanie poprowadzić nas do hotelu Westchnął — Tak, O Wspaniała — Wspaniała? Podoba mi się, możesz przy tym pozostać — wyjechałam z parkingu i skierowałam się do bramy. Brama najwyraźniej wyposażona była w czujnik ruchu od wewnątrz ponieważ podniosła się kiedy nadjeżdżaliśmy Coś złotego błysnęło w zaroślach. Wcisnęłam hamulec, zaglądając w ciemności. Cokolwiek to było, już zniknęło, nie było już żadnych śladów ruchu czy światła — Widziałeś to? — Co? — spojrzał do góry z nad wskazówek — Co widziałem? — Nic — potrząsnęłam głową, odpalając ponownie samochód — To pewnie tylko szop Przejechaliśmy przez bramę i wyjechaliśmy na ulice tym razem bez żadnych niespodzianek. Biura po drugiej stronie były zaciemnione ( wrażliwi ludzie udali się do domów, pozostawiając noc lunatykom i wróżką) Tak właśnie zawsze działał świat. Noc należała do nas — Kieruj się na autostradę — powiedział Quentin — Rozumiem — skręciłam w kierunku najbliższego wjazdu
— A więc poznałaś ją? — zapytał Quentin — Kogo? — January — Tak, poznałam, tak jak i ty, to ona była tą brunetką w notatnikiem kiedy przyjechaliśmy — To była ona? — jego nos zmarszczył się. Quentin był na tyle młody aby wzburzać się na to ,że hrabina brała udział w konkursie przeklinania jako sędzia — Tak — Jaka jest — Rozkojarzona. Ale jednocześnie trochę wredna, wydaje mi się ,że nas tu nie chce — Ile ma lat? — Nie wiele. Wydaje się całkiem dobrze radzić sobie z ta całą techniką wiec prawdopodobnie urodziła się nie tak dawno — dla wróżki czystej krwi wszystko poniżej dwustu lat jest praktycznie wiekiem dojrzewania. Jedna z najbardziej ironicznych rzeczy w nieśmiertelności, okres bycia niedojrzałym trwa o wiele dłużej — Okiełznana Błyskawica jest prawdopodobnie jej pierwszą prawdziwą regencją Quentin zmarszczył się — Naprawdę sądzisz ,że coś jest nie tak? — Sądzę ,że jest za wcześnie aby tak stwierdzić ale to możliwe — powiedziała — Który zjazd? —
Następny
—
Mam
Faktem było ,że Sylvester obawiał się ,że coś złego dzieje się w ALH. Cokolwiek to było, było to wystarczające aby zjawić się u Jan. Nie była szczęśliwa z naszej obecności. A więc co próbowała ukryć? Faktem było ,że ALH nie było niczym do czego byłam przyzwyczajona. To nie tak ,że nie pochwalam nowoczesnej technologii, po prostu jej nie rozumiem i to sprawia ,że ciężko mi ją doceniać. Co Jan i jej współpracownicy mieli nadzieję osiągnąć?
Quentin coś mówił, spojrzałam w jego stronę — Co? — A więc zostajemy przez jakiś czas? — powtórzył — Wygląda na to ,że tak — Och — wydusił tylko, nie wydawał się być zawiedziony, w zasadzie to brzmiał na zadowolonego, nie zbyt dobry znak Hotel pojawił się na widoku, i skręciłam w jego kierunku, manewrując do obietnicy komfortu. Pomysł aby położyć się do łóżka, jakiegokolwiek łóżka, nagle stał się przekonujący — Jestem gotowa aby iść spać — wymamrotałam Quentin spojrzał na mnie — Księżna prosiła abym przekazał ci wiadomość — Och tak? Jaką? — Powiedziała spróbuj się trochę przespać, i zamów wszystko na co masz ochotę z
menu hotelowego jeśli to będzie znaczyło ,że naprawdę coś zjesz To właśnie Luna, w porządku, uśmiechnęłam się. Czasem posiadanie kolekcji zastępczych matek całkiem się przydawało pomiędzy Luną, Lily i Stacy, prawie udawało mi się jadać regularnie — Super — powiedziałam — Potrzebujesz czegoś przed pójściem do łóżka? — Nie, czekaj która jest godzina? Obiecałem Katie ,że zadzwonię — Prawie dziewiąta. Zadzwonisz do Katie co? Jesteś pewny ,że zamiast tego nie zadzwonisz do Terrie? Nawet w niewielkim świetle samochodu widziałam jak poczerwieniał — Katie to moja dziewczyna — Więc flirtowałeś z Terrie, bo? — Ja.... Nie wiem. Była słodka a ja się nudziłem — jego rumieniec nabrał intensywności — To nic nie znaczyło — Hmm — zajęłam się podjechaniem na hotelowy parking i wybraniem odpowiedniego miejsca
Nieproszona, kolejna twarz pojawiła się w mojej głowie, Alex był zdecydowanie słodki, przerwałam to nie była myśl której potrzebowałam zwłaszcza kiedy zbeształam Quentina za myślenie tego samego o jego siostrze. Ale to również myśl która nie zawierała w sobie Connora, albo Cliffa, i naprawdę musiałam ruszyć dalej z moim życiem uczuciowym, znaleźć sobie kogoś kto nie był żonaty ani śmiertelny. Tak naprawdę to w czym problem? Zbeształam Quentina z powodu różnicy wieku. Alex i ja nie mieliśmy tego problemu, chyba ,że był o wiele starszy niż wyglądał Zwykle nie idzie mi to tak szybko. Devin był moim pierwszym kochankiem i byłam z nim przez lata zanim zostawiłam go dla Cliffa. Jedyną osobą na jąką co najwyżej spojrzałam od tego czasu był Connor, a on i ja zaczęliśmy flirtować kiedy wciąż żyłam pod dachem Amandine Nie zadurzam się, to nie w moim stylu, wciąż jednak może nadszedł czas na odmianę i coś mówiło mi ,że Alex byłby idealnym rodzajem odmiany. Co z tego ,że było to nieoczekiwane? To tylko sprawiało ,że sytuacja była bardziej ekscytująca. Porzucić stare dla nowego Quentin był cicho pogrążony w swoich własnych myślach. Prawdopodobnie zastanawiał się w jaki sposób wytłumaczy swoją nagłą nieobecność Katie. Może nam się poszczęści i jedyną rzeczą która była nie tak w ALH okaże się jakiś komputerowy błąd..... w jakiś sposób jednak nie bardzo chciało mi się w to wierzyć Cokolwiek by to nie było miałam tylko nadzieje ,że sami sobie z tym poradzimy. Sylvester nigdy nie wysłałby mnie tylko z wychowankiem jako wsparciem gdyby uważał ,że jesteśmy w prawdziwym niebezpieczeństwie. Prawda?
Siedem Melly odpowiedziała po trzecim dzwonku — Cieniste Wzgórza w czym mogę pomóc? — jej głos był rubaszny, zaakcentowany tego rodzaju radością, z którą mówiło się w Ameryce jakieś dwieście lat temu. Znałam Melly od kiedy byłam dzieckiem, jest matką Kerry, kiedyś zawsze wykradała nam słodycze z kuchni Cienistych Wzgórz i dźwięk jej głosu pozwolił mi się zrelaksować — Hej, Melly. Sylvester jest gdzieś w pobliżu? — Toby! Jak się masz kochanie? Naprawdę wysłał cię do Okiełznanej Błyskawicy tylko z wychowankiem aby dotrzymywał ci towarzystwa? — Quentin nie jest taki zły — powiedziałam. W tej właśnie chwili nie taki zły Quentin był w swoim pokoju, gdzie miałam nadzieje spał. ALH wydawał się działać według swojego własnego schematu godzinowego i wyglądało na to ,że spędzimy sporo godzin w dziennym świetle zanim wrócimy do domu — Połączysz mnie z szefem? Mam dla niego wiadomości — Odwiedzisz nas wkrótce? — Tak zrobię — A więc w porządku, poczekaj chwilę Sylvester musiał czekać na mój telefon, ponieważ czekałam mniej niż minutę zanim podniósł i pozbawiony tchu powiedział — Toby? — To ja — potwierdziłam. Kilka zimnych frytek zostało na mojej tacy z zamówionym do pokoju jedzeniem. Podniosłam jedną i zamoczyłam w ketchupie — Dojechaliśmy bezpiecznie i poznałam twoją siostrzenicę. Powinieneś był mi powiedzieć ,że jest nerwowa i ma paranoje — Zrobiłbym to gdyby normalnie też taka była. Czy powiedziała ci dlaczego przestała dzwonić? — To jest dość zabawne. Powiedziała ,że dzwoni a ty nie odpowiadasz na jej wiadomości
— Czekaj....co? To śmieszne, dlaczego miałaby coś takiego powiedzieć? — Powiedziałeś ,że nie ma paranoi a ona twierdzi ,że dzwoni. Ty ,że tego robi. Dla mnie to brzmi jakby coś było nie tak — wrzuciłam frytkę do ust przeżuwając szybko — Czy jest jakaś szansa na to ,że mógłbyś wysłać tu posiłki bez wywoływania jakiegoś dyplomatycznego incydentu — Nie, bez tego nic nie da się zrobić, nie. Rozmawiałaś z nią? — Tak, to było mniej więcej tak produktywne jak rozmowa ze Spikem. Może nawet mniej w końcu Spike chodź trochę się wysila. Być może to z powodu tego ,że nie jest pewna ,że jestem tym za kogo się podaje i stara się być ostrożna. Miała sporo problemów z Marzycielskimi Lustrami ostatnimi czasy? — Nic o czym bym wiedział — Sylvester zawahał się — Nie masz nic przeciwko temu aby kontynuować? — Szczerze, nie ale jeśli w jakiś sposób nie otrzymuje ona twoich wiadomości, nie sądzę aby uważanie mnie za kogoś innego miało uczynić ją mniej nerwową — westchnęłam — Wrócę tam jutro i zobaczę czego uda mi się dowiedzieć. Spróbuje rozeznać się jeszcze raz w sytuacji. W porządku? — W porządku, tylko mnie informuj — Oczywiście Porozmawialiśmy jeszcze przez kilka minut o bardziej błahych sprawach (jak ostatnie projektu ogrodów Luny, moje koty, postępy Quentina ) zanim się rozłączyłam z kolejną obietnicą ,że dam mu znać jeśli będziemy czegoś potrzebować. Zapadłam w sen jak tylko moja głowa dotknęła poduszki Moje sny były niewyraźne, mieszając obrazy ,które rozpłynęły się kiedy wzeszło słońce. Obróciłam się na bok, marszcząc nos na zapach popiołu, i spojrzałam na budzik. Pierwsza cyfra wskazująca piątkę była wszystkim co musiałam zobaczyć pojękując schowałam głowę pod poduszkę i powróciłam do snu Dźwięk pukania wyrwał mnie z powrotem do świadomości jakieś sześć godzin później. Wystawiłam głowę spod poduszki i spojrzałam na drzwi. Pukanie nadal trwało. Znając hotele po pukaniu wejdzie ktoś z obsługi hotelowej aby zając się pokojem. Nie pamiętałam czy zawiesiłam na drzwiach tabliczkę nie przeszkadzać
Niektórzy lubią spać nago, ja lubię spać w koszulce sięgającej mi do kolan. Nagość sama w sobie nie była dla mnie problemem. Problemem było to ,że moje ludzkie zauroczenie opadało podczas wschodu słońca i jeszcze nie założyłam na siebie nowego — Wróć później — krzyknęłam, siadając i próbując nakryć włosami uszy. Mogłam uchodzić za człowieka na tyle długo aby zdążyć trzasnąć drzwiami jeśli uda mi się ujarzmić włosy — Nie jestem przyzwoicie ubrana! Dźwięk stłumionego śmiechu doleciał z za drzwi — Nie wiedziałem ,że przyzwoitość to wymóg potrzebny do zjedzenia śniadania — Alex? — opuściłam ręce, wyskakując z łóżka i sięgając po hotelowy szlafrok — Co ty robisz? — W tej chwili? Krzyczę przez drzwi do twojego pokoju hotelowego, przyniosłem śniadanie — Tak, ale co tu robisz? — wśliznęłam się w szlafrok, próbując przewiązać go kiedy szłam otworzyć drzwi — Nie przypominam sobie aby zamawiała obsługę do pokoju Alex uśmiechał się, w dłoniach trzymał papierową torbę która pachniała, jajkami i roztopionym serem. W drugiej ręce trzymał tackę z dwoma kubkami parującej kawy. Mój żołądek zaburczał — Zamawiałaś nie ale czy potrzebujesz? Zdecydowanie tak, mówiłem ci ,że zobaczymy się na śniadaniu — Chyba tak — powiedziałam i otworzyłam szerzej drzwi — Wejdź — ryzykowałam zapraszając mężczyznę którego ledwie znałam do swojego pokoju hotelowego ale jakoś wątpiłam ,że ktoś kogo można znokautować drzwiami do kafeterii będzie jakimś zagrożeniem. Gdyby był wróżką czystej krwi może pomyślałabym co innego. Zaryzykuje z innym Odmieńcem, nawet takim którego pochodzenia nie mogłam rozpoznać — Niezłe mieszkanko — powiedział Alex przechodząc obok mnie. Obserwowałam go kiedy zamykałam drzwi. Najwyraźniej był jedną z tak rzadkich w świecie wróżek rannych ptaszków, tworzącą teraz schludny kontrast z moją własną osobą wymiętoloną i na wpół obudzoną. Byłam w szlafroku, zbyt dużym podkoszulku i skarpetkach z moimi nieuczesanymi włosami, założonymi tak aby zakrywały uszy. Nagle zapragnęłam desperacko znaleźć jakąś wymówkę aby wyśliznąć się pod prysznic i zmienić ubrania
— Luna zarezerwowała nasze pokoje — powiedziałam, kolejny raz przeczesując włosy palcami — Prawdopodobnie nie mogłabym prosić o nic lepszego — Więc, składam moje wyrazy uznania księżnej — Alex postawił tackę na stoliku i otworzył torebkę — Jajka i szynka, czy jajka i kiełbasa ? Proszę nie mówi mi tylko ,że jesteś wegetarianką bo chyba umrę ze wstydu — Zdecydowanie nie jestem wegetarianką. Mogę dostać jajka i szynkę? — A więc jajka i szynka — rzucił w moją stronę zapakowaną w woskowaty papier kanapkę. Złapałam ją z łatwością siadając w tym samym czasie na skraju łóżka. Alex radośnie się uśmiechał — Niezły refleks, jaką kawę pijesz? — Może być czarna Podszedł podając mi jeden z kubków — Dobrze spałaś? — Dosyć — powiedziałam popijając kawę. Była gorąca i mocna, najcudowniejsza rzecz o jakiej mogłabym teraz zamarzyć, pozwoliłam swoim ramionom opaść odrobinę kiedy się zrelaksowałam — A ty? — To była całkiem dobra noc — podszedł z powrotem do stołu, podnosząc drugi kubek Popijając ponownie kawę, obserwowałam go. Wyglądał na całkowicie zrelaksowanego, cokolwiek martwiło Jan, wydawało się zupełnie nie mieć na niego wpływu — Więc, jak tam sprawy w ALH? — Och jak zwykle, poranki są zasadniczo czasem przestojów (kiedy nocna zmiana idzie do domu, wszystko zwalnia) Prawdopodobnie nie zostanę wezwany aby coś naprawić przez następne kilka godzin — Czym dokładnie się zajmujesz? — Konserwacją systemu, jestem kodującą małpką — widząc moje puste spojrzenie Alex wyjaśnił — Mówię komputerom co mają robić a kiedy robią to czego nie powinny robić, poprawiam ich instrukcję — A Terrie? Ona robi to samo?
— W zasadzie tak. Ona pracuje w nocy a ja w ciągu dnia, ale nasza praca polega w zasadzie na tym samym — Alex uśmiechnął się podnosząc brew — Tak żeby wszystko było jasne, czy to śniadanie gdzieś w trakcie zamieniło się w grę w dwadzieścia pytań, bo jeśli tak to w prządku byłoby gdybyśmy obydwoje zagrali — To znaczy? — Odpowiem na twoje pytania jeśli ty odpowiesz na moje — W porządku — odstawiłam kawę i rozpakowałam kanapkę — Zacznijmy od góry January O’Leary. Co o niej wiesz? — Dużo. Biorąc pod uwagę ,że pracuje dla niej od jakiś dwunastu lat. Jest skoncentrowana, nawet bardzo skoncentrowana, kiedy zacznie jakiś projekt trwa przy nim aż go skończy albo pokona każde możliwe rozwiązanie znajdujące się na tej ziemi. Robi się trochę nerwowa kiedy nie ma nad czymś kontroli. Masz chłopaka? Prawie zadławiłam się kanapką. Przełykając udało mi się wykrztusić — Co? — Odpowiedziałem na jedno z twoich pytań, teraz ty odpowiadasz na moje. Czy masz kogoś? — Nie w tej chwili — powiedziałam czując jak płoną moje policzki, odchrząknęłam i powiedziałam — Elliot, co on tu dokładnie robi? — Jest kasztelanem hrabstwa. Zajmuje się administracyjnymi sprawami takimi jak rachunki, kontaktami z ludźmi Riordan którzy wyzywają nas do walki pośrodku lokalnego sklepu komputerowego. Jest z Jan od jakiś trzydziestu lat. O co chodzi z twoim pomocnikiem? — Quentin jest wychowankiem Cienistych Wzgórz, księże Torquill poprosił abym go zabrała, skoro to czysta dyplomatyczna robota Cień pokrył jego twarz, pojawił się i zniknął zanim udało mi się go zidentyfikować — Jest bezpośredni — powiedział — Czy coś dobrego przyniesie mi spytanie cię co oznaczało to spojrzenie? Jego uśmiech był tylko odrobinę wymuszony — Nie. Twoje pytanie — W porządku. April
Alex zamrugał — April? — Sylvester nic nie wspominał o tym ,że Jan ma córkę. O co tu chodzi? — April to.... specjalny przypadek. Jest adoptowana, tak jakby — widząc moje puste spojrzenie, wzruszył ramionami i powiedział — Ona jest Driadą (Nimfa leśna żyjąc w drzewie, żeński duch drzewa)
Tym razem nie było żadnego prawie, zakrztusiłam się kawą, kaszląc przez kilka minut zanim udało mi się wydusić — Co? — Jest Driadą — Jak to działa? — większość Driad to słodkie, ale raczej pustelnicze stworzenia, które unikają ludzi kiedy to tylko możliwe, preferując towarzystwo leśnej fauny i innych Driad. Nie są najostrzejszymi kredkami w pudełku. Większość z nich pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy ,że istnieje jakieś pudełko — To długa historia, i wydarzyła się zanim się tu pojawiłem, więc jest tak jakby z drugiej ręki — Alex spojrzał na mój wyraz twarzy i kontynuował nie przerywając — Ale chyba mogę spróbować. April była dębową Driadą. Żyła w odpowiednim lasku i w ogóle z około tuzinem innych driad. Wtedy jakiś developer zburzył tamto miejsce, włączając w to jej drzewo aby zbudować tam mieszkania — To straszne — Driady też tak uważały. Większość z nich zapieczętowała się w środku i czekała na śmierć ale nie April — Alex potrząsnął głową — Złapała największą gałąź jaką mogła udźwignąć i uciekła — Więc co się stało? — Miała szczęście, znalazła Jan — Alex podniósł swoją własną kawę, obracając kubek w dłoniach — Jan zapakowała ją do samochodu i przywiozła do domu. Z tego co wiem, wezwała Elliota przez pager ( przyjaźnili się od zawsze) i wysłała go aby poszukał czy ktoś ocalał. Wszystko co znalazł płonęło. Przeklął tą ziemie i wrócił sprawdzić co się stało — I?
— Jan była z nią na nogach przez całą noc. Nikt nie wie dokładnie co zrobiła ale April przeżyła, mieszka teraz w drzewie katalogowym wewnątrz jednego ze słonecznych serwerów firmy, i ma się świetnie Przerwałam — Chcesz mi powiedzieć ,że macie Driadę żyjącą w waszych komputerach? — Ona jest tam szczęśliwa. Nie osłabia się zimą jak większość Driad, nie potrzebuje czystej wody ani świeżego powietrza, jest praktycznie niezniszczalna, jest szczęśliwa Jan przeniosła Driadę z jej domu w drzewie do martwego przedmiotu i zrobiła to całkiem sama? Potrząsnęłam głową — Jak to działa? — Nie jestem pewny, musiałabyś spytać o to Jan Ci ludzie okazują się coraz dziwniejsi — Co April tam robi? — Działa jak system wywoławczy dla firmy Tym razem nie próbowałam niczego przełykać. Sapnęłam na niego — Co? — Czy byłaś kiedykolwiek w jednej części budynku i musiałaś porozmawiać z kimś znajdującym się po drugiej stronie? — Tak — to właśnie dlatego Cieniste Wzgórza miały małą armię gońców na stałe — Tym właśnie zajmuje się April. Znajdzie cię, dostarczy wiadomość i wróci do tego co w danej chwili robiła zanim ją wezwałaś. Nie ma nic przeciwko a Jan nas nie powstrzymuje, więc wykorzystujemy ją aby upewnić się że ludzie są tam gdzie powinny być — Używacie Driady która żyje w waszych komputerach jako interkomu? — W zasadzie to tak — Wszyscy jesteście świrnięci — Tak, ale jesteśmy też słodcy — Alex mrugnął. Moje policzki spłonęły czerwienią. Teraz już wyraźnie rozbawiony, podszedł i usiadł obok mnie na łóżku — Wydaje mi sie ,że teraz pora na moje pytanie — Wydaje mi się ,że masz racje
— Dlaczego nie masz chłopaka? — Lubisz zadawać obraźliwe pytania, co nie? — wzięłam duży łyk kawy, ignorując fakt ,że sparzył mi gardło i potrząsnęłam głową — To skomplikowane. Jakoś nie było na to czasu — Więc to oznacza że jesteś wolna? Posłałam mu ukradkowe spojrzenie — Wydaje mi się ,że to dwa pytania — Być może — Alex uśmiechnął się — Czy to zażalenie? — Trzy pytania — czułam ciepło emanujące z jego ciała. Nie zrzucił swojego ludzkiego zauroczenia i z tej odległości czułam koniczynę i kawę charakteryzującą zapach jego magii pod zapachem świeżości jego szamponu — Nie, nie widuje się z nikim i tak, być może mogę być wolna, po pracy oczywiście — Dobrze — pochylił się, wyjął kubek z kawą z mych dłoni postawił go na podłodze i mnie pocałował Prywatność i poufałość robią naprawdę dużą różnice jeśli o mnie chodzi. Przycisnęłam się do jego piersi i oddałam pocałunek bez zawahania. Stan moich włosów i ubrań został zapomniany na rzecz o wiele bardziej interesującego pytania, jak blisko możemy się do siebie wzajemnie przyciągnąć. Przemawiał za pomocą swoich dłoni od momentu w którym się poznaliśmy, a teraz zaplątane w moich włosach, przysuwające mnie za kark, śpiewały Alex był tym który odsunął się pierwszy, pozostawiając mnie pozbawioną oddechu z szeroko otwartymi oczami — Po pracy? Nie całkiem ufając sobie ,że będę w stanie odpowiedzieć pokiwałam — Dobrze — musnął ustami moje czoło kiedy wstawał, podszedł z powrotem do biurka i podniósł swoje własne śniadanie — Zobaczymy się w biurze? To było łatwe pytanie, przełknęłam i odpowiedziałam — Tak — Świetnie — z uśmiechem na ustach otworzył drzwi i zniknął Gapiłam się za nim przez długą chwilę oniemiała zanim jęknęłam, wskakując z powrotem do łóżka.
Zapach kawy i koniczyny wciąż utrzymywał się w powietrzu i doznałam nie całkiem niemiłego uczucia ,że sprawy właśnie o wiele bardziej się skomplikowały
Osiem Alex wyszedł krótko po dwunastej, ale było wpół do drugiej zanim udało mi się ruszyć Quentina. Kiedy spędzasz z kimś czas dowiadujesz się na jego temat nowych rzeczy. Quentin był jeszcze mniejszym fanem wczesnego wstawania niż ja. To mnie normalnie trzeba wyciągać z łóżka. Ale byłam w zbyt dobrym nastroju po mojej nieoczekiwanej śniadaniowej randce aby się o to wściekać. Przygotowałam się zamówiłam więcej kawy i pozwoliłam mu na to aby się nie śpieszył Na zewnątrz był już ciepły dzień ale i tak ubrałam kurtkę Tybalta, komponując ją z moją podkoszulką i dżinsami w sposób który Tybalt prawdopodobnie uznałby za niechlujny. Słaby zapach mięty wciąż trzymał się na skórze. Było to w jakiś sposób kojące, nawet jeśli nie chciałam zgłębiać za bardzo tej myśli Dobrą stroną naszego późnego wyjazdu był fakt ,że ominęliśmy uliczne godziny szczytu. Spędzanie w korku kilku godzin z na wpół obudzonym nastolatkiem nie jest doświadczeniem do którego jakoś bardzo mi śpieszno. Przyjechaliśmy do ALH chwilę po trzeciej, dojeżdżając do samego końca bez żadnych problemów Brama podniosła się w górę kiedy tylko nadjechaliśmy — To mi się bardziej podoba Quentin ziewnął, wilgotne włosy przykleiły się do jego głowy — Straszysz nawet krajobraz — Prawdopodobnie zapamiętała nas z wczoraj, nie chce po prostu być ponownie czarowana. Nieożywiona magia ma zaskakująco długą pamięć — to naprawdę był piękny dzień. Prawie nuciłam kiedy podjechaliśmy aby zaparkować na pierwszym wolnym miejscu Mała dziewczynka pojawiała się na chodniku znajdującym się na wprost nas. Żadnego ruchu czy też ostrzeżenia, w jednej sekundzie chodnik był pusty w drugiej już tam stała, trzymając dłonie w kieszeniach dżinsów i obserwując nas z klinicznym zainteresowanie z jakim kot obserwuje ptaka, przez zamknięte, panoramiczne drzwi — To ....co innego — Toby? Widziałaś to?
— Masz na myśli tą małą blondyneczkę na chodniku? — Tak — Tak, widziałam — odpięłam pas i wyskoczyłam z samochodu — Chodźmy się przywitać — Quentin szedł tuż za mną kiedy podążałam przechodząc przez parking Dziewczynka nie była tak młoda jak zakładałam. Prawdopodobnie bliżej jej było do trzynastu lat niż dziesięciu, chociaż Quentin wciąż wyglądał na kilka lat starszego. Jakaś dziwna pustka kształtowała się na rysach jej twarzy, która kreowała złudzenie ,że jest o wiele młodszym dzieckiem, na pewno też brak informacji o doświadczeniu jakichkolwiek emocji których oczekiwałoby się po dziewczynce w jej wieku. Miała na sobie dżinsy, trampki i szary podkoszulek a jedyne widoczne ozdoby jakie miała to wsuwki w kształcie królika które trzymały jej długie do ramion, blond włosy przed opadnięciem jej na twarz Wszystko w niej było złote, od opalonej skóry do szeroko otwartych żółtych oczu, na które cień rzucały jej okulary w zielonych oprawkach Jej tęczówki pasowały do jej włosów, z niesamowitą wręcz dokładnością. Miała strukturę kości Torquill bez względu na to czy się od nas wywodziła czy nie, teraz już była córką swojej matki — Cześć — powiedziałam podchodząc kilka stóp bliżej. Quentin zatrzymał się przy mnie ale nie powiedział ani słowa — Witajcie — powiedziała. Jej głos był neutralny, to było jak rozmawianie z automatyczną sekretarką. Mogłaby być Daoine Sidhe — jej postawa i kształt uszu to sugerowały ale nie sądziłam ,że tak jest. Jakoś nie wyczuwałam w niej Daoine Sidhe. Niczego w niej nie wyczuwałam — Jestem... — Jesteś October Daye, rycerz Cienistych Wzgórz a to Quentin, aktualnie wychowanek Cienistych Wzgórz pochodzący z niezidentyfikowanego obszaru — to nie było pytanie Świetnie. Nie ma to jak wszystko wiedzące dzieciaki — Tak, jestem Toby, a to mój asystent, Quentin ,przybyliśmy z Cienistych wzgórz
— Jestem April — Miło cię poznać — powiedziałam — Nie powinnaś przypadkiem być w środku? — Dlaczego, czy twoja matka chce mnie widzieć? Dziwaczny wyraz wpłynął na jej twarz, łącząc się z jej neutralnym wyrazem — Moja matka jest zajęta większymi troskami. Myślałam ,że przyjechałaś obejrzeć ciało Jest wiele sposób na przykucie mojej uwagi. Wypowiedzenie słowa ciało, jest prawie na szczycie tej listy — Co? — Quentin wysapał w jej kierunku — Ciało. Colin doznał awarii elementu konstrukcyjnego i wypadł z synchronizacji z serwerem. Wszyscy są wielce zmartwieni, biegają w kółko, dokładnie tak jak ostatnim razem, i nie pracują. Wciąż jeszcze nie zakończyli testowania, wiesz? — ostatnią rzecz powiedziała prawie ,że opryskliwie tak jakby świat specjalnie podkładał te ciała tylko po to aby zrobić jej na złość — Nie nie wiedziałam — powiedziałam powoli — Gdzie jest ciało? — Wewnątrz, przez szklane drzwi, w centralnym punkcie labiryntu przepierzeń. Każdy tam jest. Ty też powinnaś tam pójść. Wtedy będziesz mogła martwić się tym za nich a oni wrócą do pracy — pojawił się ostry, pękający dźwięk jak zerwany kabel elektryczny, i April zniknęła. Zapach ozonu unosił się w powietrzu w miejscu w którym stała To nie coś co widujesz każdego dnia. Gapiłam się w powietrze — Toby..... — Wiem — powiedziałam otrząsając się z transu — Chodź — skręciłam i poszłam w kierunku drzwi Tym razem oczekiwałam przeniesienia do Letnich Krain i zauważyłam kiedy to nastąpiło, zastanawiając się jednocześnie jak wiele innych sposobów przemieszczania pomiędzy dwoma stronami budynku istniało. Quentin poszedł przodem i otworzył drzwi prowadzące na korytarz, zatrzymując się aby na mnie zaczekać
Czułam krew zmieszaną z przetworzonym powietrzem jak tylko otworzyłam drzwi. Pomimo tego jak dziwaczna była April miała rację przynajmniej co do jednej sprawy, coś było bardzo ale to bardzo nie tak — Za mnie Quentin — powiedziałam wymijając go — Ale — Żadnych ale, jeśli coś wygląda niebezpiecznie uciekasz Quentin zawahał się zanim stanął blisko tuż za mną. Bycie giermkiem uczy cię jak stać się czyimś cieniem bez wchodzenia komuś pod nogi, to część bycia dobrym sługą. Teraz miał szanse zobaczyć jak wygląda przygotowanie do walki Elliot, Alex, i Peter stali na środku labiryntu przepierzeń, ustawieni w nieświadomej parodii tego jak spotkałam ich tutaj po raz pierwszy. Ich strach był czymś tak silnym ,że czułam jakbym mogła sięgnąć i złapać go ręką. Ludzkie zauroczenie Petera połyskiwało wokół niego, tworząc iskry kiedy jego prawie całkiem ukryte skrzydła poruszały się w panicznej wibracji która przyprawiała mnie o zgrzytanie zębów. Przysunęłam się bliżej, na tyle blisko ,że mogłam zobaczyć na co się gapią Colin leżał na podłodze, oczy miał otwarte, wpatrzone w ciemność znajdującą się u góry. Nie musiałam sprawdzać pulsu, rozpoznaje śmierć kiedy ją widzę Ziemia wokół ciała była czysta, bez żadnych śladów walki. Dyskretne dziurki znaczyły jego nadgarstki i gardło, nie było żadnych innych obrażeń. Spojrzałam z powrotem na Quentina. Stał kilka stóp za mną, miał szeroko otwarte oczy i był blady kiedy tak wpatrywał się w ciało. Nie mogłam go za to winić. Kiedy pierwszy raz widzisz prawdziwą śmierć to nie jest to łatwe — Zejdźcie mi z drogi — powiedziałam stając pomiędzy Peterem i Elliotem. Czasem mam naprawdę dużo cierpliwości, ale są pewne sprawy które wcale nie robią się łatwiejsze czy lepsze przez to ,że pozwalasz im czekać — Toby.....— zaczął Alex — Natychmiast — warknęłam — I zostańcie tu, muszę z wami porozmawiać — przesunęli się bez żadnych dalszych protestów.
Jestem w połowie Daoine Sidhe, to oznacza ,że ludzie zakładają iż wiem jak radzić sobie ze śmiercią. W końcu ze wszystkich dzieci Titani tylko Daoine Sidhe potrafią rozmawiać ze śmiercią, używając krwi zmarłych aby mieć dostęp do ich wspomnień, które też często zawierają wspomnienia o tym jak zginęli. Jesteśmy takim odpowiednikiem CSI w świecie wróżek. Niektóre rasy mogą zmieniać kształt lub rozmawiać z roślinami a my? Pożyczamy wspomnienia i smak krwi, a ludzie myją ręce po tym jak nas dotkną. Nie dokładnie to co nazwałabym sprawiedliwą wymianą Jestem w połowie Daoine Sidhe, jestem również w połowie człowiekiem. To w dużym stopniu osłabia moją wiarygodność ale bycie córką najlepszej wróżki posługującej się magią krwi, żyjącej na świecie wynagradza moje śmiertelne pochodzenie. Na szczęcie dla mnie, starałam się żyć jak moja matka przez całe życie. Ponieważ szalona kłamiąca idiotka to perfekcyjny model do naśladowania Wróżki Daoine Sidhe nie zgłosiły się same na pozycję ' chętnie zajmującego się
zwłokami' ale tak naprawdę wcale nie musieliśmy tego robić. Większość wróżek nie styka się często ze śmiercią i są naprawdę wdzięczne, jeśli ktoś, obojętnie kto jest gotowy aby zostać pośrednikiem. Śmierć tak naprawdę już mnie nie niepokoi, gdzieś po drodze stała się częścią tego kim jestem. Kawa i zwłoki, to moje życie. Czasem nienawidzę bycia sobą Opadłam na kolana tuż obok ciała — Quentin, podejdź tutaj — Muszę? Przerwałam na chwilę prawie biorąc to pod rozwagę. Sylvester poprosił abym pozwoliła mu towarzyszyć sobie przez jakiś czas, nie prosił abym zaczęłam go uczyć, makabrycznej rzeczywistości związanej z posługiwaniem się magią krwi. Ale sama nie wierzę w to ,że ukrywanie prawdy przed naszymi dziećmi jest dobre, zawsze się to źle kończy — Tak, musisz — odpowiedziałam Gniew i strach walczyły ze sobą o przejęcie wyrazu jego twarzy zanim westchnął i przesunął się aby do mnie dołączyć. Nawyk posłuszeństwa był silniejszy niż jego pragnienie aby się zbuntować. Wróżki dobrze trenują swoich dworzan — Dobrze — powiedziałam i zwróciłam swoją uwagę w kierunku Colina.
Może to po prostu znak świadczący o tym ile ciał widziałam w ciągu minionych lat, ale nie czułam żadnego obrzydzenia, tylko litość i żal, westchnęłam — Och ty biedny draniu Byłam świadoma mężczyzn stojących za mną, ale już się to dla mnie nie liczyło. Wszystko co się teraz liczyło to to ciało i to co mogło mi powiedzieć Odcień skóry Colina pod linią jego tatuaży, był normalny, nie wykazujący żadnych oznak zasinienia, a jego oczy wciąż były wilgotne, nieomal żywe w ich pustym spojrzeniu. Zginął nie dawno. Wyglądał na zaskoczonego ale nie przestraszonego tak jakby to co się stało było zaskoczeniem ale nie nieprzyjemny. Przynajmniej do momentu kiedy go nie zabiło — Toby.... — Tak? — podniosłam dłoń Colina, krzywiąc się na łatwość z jaką zgiął się jego łokieć. Był na tyle zimny ,że stężenie pośmiertne powinno już zadziałaś, ale jego stawy wciąż były giętkie. To było nie w porządku. Jest punkt w którym stężenie pośmiertne zawodzi, zastąpione przez zwiotczenie, ale on na to nie cierpiał. — Co się stało? — Jeszcze nie wiem. Uciszcie się na minute i pozwólcie mi pracować — Dziury w Colinie były okropne ale nie na tyle aby mogły być przyczyną śmierci. Skóra wokół nich była tylko lekko posiniaczona, uraz spowodowany przez te rany go nie zabił, nie był wystarczająco silny aby zniszczyć dużo naczyń krwionośnych. W tych obszarach ciała znajduje się dużo krwi, ale większość Colina wciąż znajdowała się tam gdzie powinna Trzeci otwór znajdował się tuż poniżej załamania jego szczęki, po lewej stronie jego głowy, otoczony przez pierścień zaschniętej krwi. Nie było żadnych innych widocznych obrażeń. Coś jeszcze było nie tak z tym ciałem ale moje oczy wydawały się to omijać kiedy przyglądałam się ciału Zmarszczyłam się — Quentin, przypatrz się ciału. Co jest z nim nie tak? — Po za tym ,że jest martwe? — zapytał z dziwnym zacięciem w głosie. — Wiem ,że to trudne. Za pierwszym razem dla mnie też było, ale musisz przyjrzeć się z bliska i powiedzieć mi co widzisz
Pierwszy raz — ha. Mój pierwszy raz to był jeden z dzieciaków Devina, w czasie kiedy jeszcze tam pracowałam i mieszkałam Przedawkował w łazience godzinę przed tym jak miała zacząć się jego zmiana w pokoju frontowym, i nie był nawet zimny kiedy go znaleźliśmy. Pomogłam trzem starszym chłopakom zanieść go za bar i zostawiliśmy go tam dla Nocnych Łowców, przed świtem zwracałam jeszcze trzy razy ale Devin wciąż kazał mi zostać na swojej zmianie ponieważ obowiązek był obowiązkiem. Sama nigdy nie byłam taka okrutna jako nadzorca . . . ale Devin był moim nauczycielem i dużo się od niego nauczyłam. Jedną z jego najważniejszych lekcji było to ,że to co ciężko jest zrobić lepiej zrobić szybko, zmierzyć się z tym czego się boisz i zapomnieć jeśli tylko dasz rade. Bardziej boli jeśli dłużej trwa Quentin przełknął głośno i spojrzał na dół przyglądając się ciału. Skrzywił się, dezorientacja przełamywała się przez jego obrzydzenie — Czy coś jest nie tak z jego dłońmi? Spojrzałam. Dłonie Colina były, opłetwione, dokładnie tak jak powinny wyglądać dłonie Selkie, zawinięte na jego— Och, nie. Och, na korzeń i gałąź, nie. Sztywniejąc, powiedziałam — Tak Quentin. Wydaje mi się ,że tak Wróżki nie pozostawiają po sobie ciał. Między innymi dlatego pozostajemy w ukryciu przez te wszystkie lata. Kiedy giniemy, Nocni Łowcy zabierają nasze ciała, pozostawiając za sobą wykute w iluzji manekiny aby oszukać ludzkie oczy. Znaki świadczące o pochodzeniu Colina powinny znikną, zastąpione człowieczeństwem przez
Nocnych Łowców. Powinno ich nie być ale...były. Jego palce u rąk i nóg były opłetwione, a jego oczy w całości brązowe. Gdyby nie dziury na nadgarstkach i gardle pomyślałabym ,że zabawia się w jakieś pozbawione smaku żarty Ale on nie żartował, był martwy i coś był nie tak. Nocni Łowcy nigdy nie pozostawiają ciała na tyle długo aby krew ostygła. Więc dlaczego nie przybyli po Colina? Dlaczego wciąż tutaj był? — Toby?
— W porządku nic mi nie jest — poklepałam go po ramieniu nagle niezdarną dłonią, świadoma tego jak chłodne musiało mu się wydać to pocieszenie — Wydaje mi się ,że to z tego powodu Sylvester nas tu przysłał — Nie sądzę aby wiedział — Wiem — odsunęłam dłoń — Idź zobacz kiedy Jan tu dotrze — nie chciałam ,żeby widział to co będę teraz robić, może i nie lubiłam go okłamywać ale nawet ja miałam swoje ograniczenia Quentin pokiwał i wstał, próbując ukryć swoją ulgę i odwrócił się w kierunku Elliota — Sir? Gdzie jest Twoja Pani? — April poszła ją zawołać — odpowiedział Elliot niskim i pustym głosem — Jak długo? — zapytałam, bez oglądania się za siebie kiedy przeciągnęłam palcem przez ranę Colina na lewym nadgarstku. Czasem bycie Daoine Sidhe jest najbardziej odrażającą rzeczą jaką potrafię sobie wyobrazić. Ci z nas którzy mają odpowiednie umiejętności mogą doświadczyć całej przeszłości na podstawie posmaku jego krwi. Sprawia to ,że jesteśmy doskonałymi doradcami i jeszcze lepszymi detektywami, jak również ,że wydajemy sporo pieniędzy na środki do czystości jamy ustnej. Po jakimś czasie smak krwi nigdy nie znika na dobre Krew przylgnęła do mego palca. Gapiłam się na nią. Ostatnim razem kiedy wybrałam się w podróż przy pomocy czyjejś krwi, zostałam związana klątwą wiążącą z zamordowaną wróżką czystej krwi, za którą też prawie sama podążyłam na śmierć. Lekka paranoja była całkowicie naturalna. Ostrożnie aby nie spojrzeć za siebie (nie chciałam wiedzieć czy Quentin patrzył) włożyłam palec do ust i czekałam Nic się nie wydarzyło. Krew była kwaśna i nie było w niej nic co mówiłoby o życiu czy śmierci, czy o czymkolwiek innym. Pochyliłam się do przodu, zapominając o Quentinie i innych. Już samo istnienie zwłok wróżki było irytujące i nienaturalne, ale nie możność sprawdzenia jej krwi była po prostu zła. Nic o czymkolwiek do tej pory słyszałam nie było w stanie w taki sposób opróżnić krwi z jej witalność. Tym razem użyłam pierwszych trzech palców prawej dłoni, wbijając je w krew na jego gardle i wysysając do czysta, nadal nic. Wspomnienia Colina, ona sam, rzeczy które powinny tam na mnie czekać zniknęły
To nie przyniesie nic dobrego Spojrzałam do góry i znalazłam wpatrującego się we mnie Quentina, jego spojrzenie balansował gdzieś pomiędzy przerażeniem a fascynacją. Napotkałam jego wzrok bez mrugnięcia, rozmyślnie zlizując pojedyncze krople krwi z dolnej wargi. W końcu kiedyś i tak będzie musiał sobie jakoś poradzić z mniej przyjemnymi aspektami bycia
Daoine Sidhe. W końcu też nim był Peter zbladł z daleka kiedy zlizałam krew, ale Alex tylko obserwował, wydając się zafascynowanym tym co robiłam. Zarumieniałam się, walcząc z chęcią pochylenia głowy i spojrzałam na Quentina — Odbyłeś już jakiś trening dotyczący magii krwi? — spytałam — Trochę — przyznał — Nigdy....nie z kimś kto.... — Wszystko ma swój pierwszy raz, chodź tu na dół — potrząsnął głową zanim zdążył się powstrzymać. Pokiwałam stanowczo — Tak, musisz potwierdzić to co stwierdziłam. Powinieneś mi pomagać, więc pomagaj Przyklęknął niechętnie, pytając — Co mam robić? — Dotknij jego prawego nadgarstka, weź trochę krwi na palec — to była jedyna rana której jeszcze nie próbowałam. Amandine może i była najpotężniejsza w kraju jeśli chodzi o korzystanie z magi krwi ale ja wciąż jestem tylko Odmieńcem. Było możliwe ,że Quentin, nawet jeśli młody i tylko na wpół przeszkolony, będzie w stanie znaleźć coś co ja przegapiłam. Zrobił to co mu kazałam, drżąc przy tym przez cały czas. Położyłam mu dłoń na ramieniu aby go trochę uspokoić — W porządku. Dobrze sobie radzisz. A teraz włóż palec do ust — posłał mi przerażone spojrzenie — W porządku jestem tuż obok — Ale co powinienem zrobić? — Powinieneś włożyć palec do ust — wzdrygnął się, a ja kontynuowałam — Wtedy powinieneś przełknąć, krew nie może cię skrzywdzić, to tylko przewodnik dla magii — W porządku — powiedział. Zamknął oczy, włożył palec do ust i przełknął. Chwilę trwało zanim otworzył ponownie oczy, oblizując automatycznie usta i zapytał — Kiedy magia zacznie działać?
Tego właśnie się obawiałam — Niczego nie widzisz? — Nie. To tylko...tylko krew — zmarszczył się z niepokojem — Czy zrobiłem coś nie tak? — Zrobiłeś wszystko jak należy, Quentin. To nie twoja wina — spojrzałam w kierunku Elliota — Czy coś tu ruszaliście, dotykaliście czegoś? Elliot wzdrygnął się, odpowiadając — Nie, my...nie — Dobrze. Kto znalazł ciało? — Peter podniósł dłoń, pokiwałam — Kiedy? — Jakieś piętnaście minut temu — jego głos był spokojny, ale wciąż słyszałam szum jego nie widocznych skrzydeł. Był bliski paniki — Byłeś sam? — Przez jakieś pięć minut, wtedy przyszedł Alex — Czy zauważyłeś coś niezwykłego jak przyszedłeś? — kiedy potrząsnął głową odwróciłam się do Alexa — A ty? — Nic, przyszedłem tu, wezwaliśmy April i przyprowadziła Elliota — Teraz ściąga tu January. Chce żeby odciąć to miejsce. Kto jeszcze jest w budynku? — April i Jan, i Gordan — Oczy Elliota rozbłysły na widok moich zakrwawionych palców. Daoine Sidhe zawsze zajmowały wysokie pozycję w świecie wróżek. Wydaje mi się ,że to głównie dlatego ,że inne rasy chcą mieć nas tam gdzie mogą nas widzieć. Ci którzy potrafią rozmawiać ze śmiercią są tymi którym czasem ciężko zaufać — I nikogo więcej? — moje przekonanie ,że wiedzą więcej niż mi mówią wzmagało się coraz bardziej. Mężczyzna przede mną wyglądał na zmartwionego i odczuwającego mdłości.....ale nie zaskoczonego. Nie byli zaskoczeni tym co spotkało Colina Coś leżało w cieniu przy podgrzewaczu wody. Zmrużyłam oczy i ruszyłam w tamtym kierunku nawet kiedy Elliot zaczął odpowiadać — Mieliśmy ostatnio pewne problemy z personelem Przynajmniej miał w sobie na tyle klasy aby oblać się zakłopotaniem przy wypowiadaniu tego kłamstwa.
Posłałam mu ostre spojrzenie mówiąc — Cóż, wygląda na to ,że wasze problemy się wzmagają? — kucnęłam przy dozowniku i sięgnęłam w cień wyciągając dobrze natłuszczoną skórę foki Przesunęłam ją między palcami, sprawdzając uszkodzenia i wstałam, wywijając ją kiedy odwróciłam się w kierunku grupy — To skóra Colina — powiedziałam — Czy słyszeliście kiedykolwiek o kimś kto zabiłby Selkie i nie ukradł jego skóry? Bo ja nie — skóra Selkie może być przenoszona z jednej osoby na drugą, przekształcając prawie że czystego śmiertelnika w pełnoprawnego
Selkie. Przekazują ją w tej samej rodzinie przez pokolenia, kradziona skóra Selkie jest warta tyle ile waży a może i więcej czystego złota — Nie — powiedział Elliot, cichym głosem — Nie widziałem — Tak myślałam Peter przełknął głośno i zapytał — Czy on? — Tak. Bardzo — pozwoliłam sobie na niewielki ostry uśmiech — W tej kwestii możecie mi zaufać — Ale jego dłonie. — I jego oczy — powiedziałam, Peter odwrócił wzrok. Ciężko było mi wykrzesać z siebie sympatię dla jego wrażliwości, w końcu to on nie on miał krew w ustach Quentin złapał mnie za ramie i zerknęłam w jego stronę — Wszystko dobrze? — Chyba będę rzygał — udało mu się zabrzmieć jednocześnie pokornie i zawstydzenie Próbowałam brzmieć uspokajająco kiedy powiedziałam — W porządku, to normalne za pierwszym razem. Elliot gdzie jest łazienka? — W głównym korytarzu, po lewej — powiedział Elliot brzmiąc na zszokowanego — W porządku. Tylko zaraz wracaj, dobrze? — Quentin pokiwał i ruszył biegiem, kierując się do obiecanej łazienki. Miałam tylko nadzieje ,że zdąży na czas. Jego duma nigdy nie pozwoli mu sobie wybaczyć jeśli mu się nie uda
Czekałam aż jego kroki ucichną zanim odwróciłam się z powrotem do Elliota, mówiąc łagodnie — Jeśli coś mu się stanie, skrzywdzę cię w taki sposób jakiego sobie nigdy nawet nie wyobrażałeś, wiesz o tym prawda? — Oczywiście, czy ten chłopak.. — To mój asystent — wytarłam usta wierzchem dłoni, spoglądając na smugi które na niej pozostały. Gdybym nie wiedziała co to mogłabym pomylić to z pomadką Czasami żałuje ,że wiem — Jesteś Daoine Sidhe, prawda? Oboje jesteście? Nie po prostu lubimy smak krwi, pomyślałam kwaśno. Niestety o niektórych rasach w świecie wróżek naprawdę można było tak powiedzieć — Tak, jesteśmy, jego krew jest czystsza niż moja ale to ja jestem córką Amandine — pokiwał kiedy usłyszał imię mojej matki. Poczułam ukłucie żalu. Matka byłaby w stanie wyciągnąć sekrety z krwi Colina, tego byłam pewna — Czy możesz nam powiedzieć co się stało? — Nie, jego krew nic mi nie mówi — pochyliłam się wpatrując w oczy Colina, pozwalając moim palcom oprzeć się na jego powiekach — Nic a nic — Nic? — wyszeptał Peter. Daoine Sidhe nie przechwalają się, ponieważ nie musimy tego robić. Moja matka była tak silna ,że mogła smakować nawet śmierć roślin. Nigdy nie mogła przełknąć syropu klonowego, zawsze mówiła ,że smakuje jak krzyczące drzewa. Krew powinna mi coś powiedzieć, nawet jeśli byłoby to coś czego nie mogłam wykorzystać To ,że nie powiedziała mi niczego było po prostu nie możliwe — Nic — wstałam, opierając się chęci aby ponownie wytrzeć dłonie o dżinsy. I tak nie będą przez to czyste a już na pewno nie pozbędę się dzięki temu smaku krwi z ust — Krew jest pusta — Ale dlaczego? Czy Nocni Łowcy nie przybyli? — Nie wiem — odpowiedziałam, czekając na oczywiste następne pytanie I co niby
jesteś taka dobra? i nie wiedziałam jaka będzie moja odpowiedz
Nie miał jednak szansy o to spytać. Jan wpadła do pokoju, notatnik miała przyciśnięty do piersi, niewysoka, biało włosa kobieta podążała za nią kilka kroków dalej — Elliot! — krzyknęła Jan, jej głos był piskliwy i wściekły — Elliot,co się stało? Odwrócił się w jej stronę z ponurym wyrazem twarzy — Dopadli Colina, Jannie — powiedział — Przykro mi. Dopadli Colina Przystanęła przykrywając usta dłonią, albo była jedną z najlepszych aktorek jakie widziałam, albo tego nie zrobiła — Colin? — spytała, gniew zniknął z jej głosu zastąpiony przez nagłą, czystą desperację — Och nie, to nie może być prawda, Elliot, to nie możliwe, odmawiam, nie przyjmuje tego do wiadomości ! Elliot spójrz jeszcze raz, musiałeś się pomylić — Przykro mi Jannie — powiedział otwierając ramiona, rzuciła się w nie, łkając i drżąc, zamknął ją w uścisku. Moja obecność była zapomniana. Nie było miejsca dla mnie w krajobrazie ich żalu. Nawet Alex i Peter odwrócili wzrok Biało włosa kobieta obeszła ich wokoło i stanęła na przeciwko zwłok, obserwując je przez długą chwilę zanim powiedziała — Nie żyje — Tak — powiedziałam gładko. Sylvester mówił ,że martwi się z powodu tego ,że jego siostrzenica się nie odzywa, nie wspominał nic o tym ,że giną tu ludzie — Jak? — Nie wiem — odpowiedziałam, przyglądając jej się. Większość ludzi jest zasmucona kiedy ginie ich przyjaciel, ta kobieta wyglądała na zainteresowaną i na kompletnie nie zaskoczoną. To było niezwykłe. Miała w przybliżeniu około pięć stóp wzrostu, z połyskującymi bielą włosami, obciętymi tak ,że tworzyły stojące kolce które w ogóle nie zakrywały jej uszu. Jej figura był podobna do jej wzrostu, drobna, smukła i bardzo łatwa do przeoczenia Biorąc pod uwagę jej jęk, to działo się tu w miarę często, nie był to też wyraz twarzy który jesteś w stanie opanować w mgnieniu oka, nawet wtedy kiedy ginie twój przyjaciel. Bruzdy przecinały jej twarz jak blizny granit. To nie były zmarszczki, nie była na to wystarczająco stara. To były zwykłe bruzdy, na stałe znaczące jej twarz — Cholera — powiedziała, przeczesując dłonią włosy — Lubiłam go
Zerknęłam na Jan i Elliota i zmarszczyłam brwi kiedy zauważyłam ,że łkała na jego ramieniu. Świetna rzecz którą można zobaczyć u swojego lidera, histeria, nie ma co. Potrząsnęłam głową, przenosząc wzrok znowu na kobietę o białych włosach i spytałam — Kim jesteś? — Co? — spojrzała na mnie do góry, jej pochmurne spojrzenie pogłębiło się, aż bruzdy na jej twarzy stały się jeszcze głębsze — Jestem Gordan. A kim ty do cholery jesteś? — October Daye — normalnie nie używam swoich tytułów ale tym razem je wymieniałam — Rycerz Cienistych Wzgórz, jestem tu z rozkazu Sylvestera Torquilla, księcia... — Księcia Cienistych Wzgórz , tak tak, znamy protokół — powiedziała przerywając — Nie jesteśmy tutaj całkowicie niecywilizowani wiesz? Masz ze sobą jakieś listy uwierzytelniające? — Co? — Czy możesz to udowodnić? — Już pokazałam je twojej hrabinie, ale biorąc pod uwagę to ,że macie tutaj zwłoki (niemożliwe zwłoki) czy naprawdę muszę to udowadniać? Jestem Daoine Sidhe, mam licencję detektywa i jakoś nie widzę abyście mieli jakąś lepszą ofertę — A więc jesteś tutaj aby rozwiązać nasze problemy? Cudownie, po prostu cudownie, czemu do cholery przybycie tu zajęło ci tyle czas? — Co masz na myśli? Wskazała gestem na ciało — To zaczęło się w zeszłym miesiącu, Colin, to trzeci trup jakiego mamy, dlaczego tam późno przyjechałaś? Czekałaś na wygrawerowane zaproszenie? Gapiłam się na nią przez chwilę zanim moje usta były w stanie znowu pracować — Trzecie? — Tak
— Rozumiem. Przepraszam na chwile — odwróciłam się w kierunku Jan ze zmrużonymi oczami. Wyprostowała się i wycierała łzy z twarzy, popłakując ale nie obchodziło mnie to — Panno O’Leary? Mogę zamienić z panią słowo? Spojrzała do góry, złote oczy rozszerzyły się — Co? Normalnie jestem w stanie wybaczyć pewną dozę szoku który przeżywa się po dużej traumie, zwłaszcza kiedy mam do czynienia z wróżkami czystej krwi, większość z nich nieczęsto widzi czyjąś śmierć, wiec nie bardzo wie jak sobie z tym radzić. Jednakże biorąc pod uwagę to co powiedziała Gordan, nie byłam zbyt skłonna do miłosierdzia — Słowo, panno O’Leary. Muszę z tobą porozmawiać — Dla...dlaczego? — zerknęła na Elliota ale on odwrócił wzrok, chyba wiedział co chce powiedzieć —To nie najlepszy moment.. ja... — Dlaczego nie powiedziałaś mi ,że giną tu ludzie? — zażądałam odpowiedzi. Szczerość zwykle nie jest kapitałem pośród wróżek, ale dobrze mi służyła przez te wszystkie lata Jan była zaskoczona przez chwilę ale zaraz się pozbierała i warknęła — Nie możesz sobie tu tak po prostu przyjechać i oczekiwać ,że poinformuje cię o wszystkich naszych problemach! Za jakiego rodzaju hrabinę mnie uważasz?! Próbowałam powściągnąć swój gniew, zmuszając się do zaczerpnięcie głębokiego wdechu kiedy wrócił Quentin i stanął tuż za mną — Dzwoniłaś do swojego wuja ostatniej nocy? Pokiwała — Próbowałam, nikt nie odebrał — Cóż, ode mnie odebrał. Martwi się, teraz odpowiedz mi na to, chcesz aby te zabójstwa się skończyły? Jan gapiła się na mnie — Jak w ogóle możesz mnie o to pytać? — Jestem Odmieńcem z na wpół przeszkolonym pomocnikiem, jako wsparciem — powiedziałam spokojnie — Bez względu czy mówię ci prawdę czy nie, na pewno nie mogę wyrządzić ci tu wielu szkód. Ale jestem również wyszkolonym śledczym, zaprzysiężonym na dworze twojego wuja. Pozwól mi wykonać moją pracę. Jeśli sądzisz ,że cię okłamuje możesz to ze mną później załatwić
— Sama nie wiem — Kiedy psuje się twój samochód naprawiasz go sama czy odsyłasz do mechanika? Zamiana tematu najwyraźniej była odrobinę za szybka jak dla niej. Gapiła się na mnie przez moment, zamroczona, zanim odpowiedziała — Wysyłam do mechanika — Zasada jest dokładnie taka sama. Kiedy giną ludzie, nie rozwiązujesz sytuacji sama. Posyłasz po mechanika — spojrzałam jej w oczy, zmuszając się do zachowania spokoju — To proste, ja jestem mechanikiem Jan zamarła, drżąc z lęku i gniewu. Długo trwało zanim ogień w jej oczach zgasł a ramiona jej opadły, ukazując wyraźnie jak młoda była. Wróżki czystej krwi wydają się być ponadczasowe ale tak naprawdę nie są, są młode i głupie jak wszyscy inni, i jeśli nic nie zmusi ich aby dorosły mogą takie pozostać przez wieki. Jan miała więcej niż wiek ale wciąż była młodsza niż ja, jeśli się to liczyło. Niskim głosem powiedziała — Możesz to zrobić? Możesz to powstrzymać? Uśmiechnęłam się ostro, nie jest to mój najprzyjemniejszy wyraz twarzy ale ze zwłokami leżącymi kilka stóp dalej, nie musiał być — Moja pani — powiedziałam — Musiałaś tylko poprosić
Dziewięć — Toby, zaczekaj! Proszę! Zatrzymałam się żwawo, odwracając się w kierunku Alexa. Quentin zrobił to samo, jego własne ruchy posiadały jakąś kruchość. Jego przerażenie przełożyło się na poziom formalności którego nie widziałam u niego od czasu gdy się poznaliśmy. Nie obchodziło mnie to ale szczerze nie mogłam go za to winić. Też byłam przerażona a miałam o wiele więcej doświadczenia niż on — O co chodzi? — zapytałam — Masz coś jeszcze o czym zapomniałeś mi powiedzieć? Więcej ciał? Pająki giganty na poddaszu? Ponieważ skończyła mi się już cierpliwość, a ty nie przyniosłeś mi wystarczająco dużo kawy aby usprawiedliwić ukrywanie morderstwa Alex potknął się i zatrzymał w odległości jakiejś pół stopy przed nami, jego dłonie wisiały bezładnie po obu stronach ciała. Nie śpiewały w tej chwili żadnych arii, po raz pierwszy od kiedy go poznałam były nieporuszone — To nie było tak — Trzy osoby nie żyją Alex. Dwie były już martwe kiedy tu dotarliśmy. Więc jak dokładnie jest? — Ja.... — opuścił ramiona i westchnął — Przepraszam. Nie mogłem ci nic powiedzieć. Nie wiedziałem ,że jeszcze ktoś ucierpi Podniosłam brew — Kto ci kazał ze mną o tym nie rozmawiać? — Tylko jedna kobieta tutaj ma władze — Alex zdobył się na niewielki, gorzki uśmiech — Chcesz wiedzieć co się dzieje porozmawiaj z Jan — W porządku. Tak zrobię. Zabierz nas do niej Przynajmniej się nie kłócił, ani nie próbował się bardziej bronić, punkt dla niego. Odwrócił się i gestem wskazał nam abyśmy za nim poszli w dół korytarza Przeszukiwania terenu włości przez ponad pół godziny zmusiły mnie do przyznania ,że zabójca lub zabójcy Colina nie pozostawili nam niczego do odnalezienia.
Nie było żadnych odcisków palców czy śladów włamania, cała krew należała do Colina, i w ogóle nie było zbyt wiele krwi. Wcale nie walczył. Cokolwiek się z nim stało, stało się bardzo szybko. Jego skóra była na przednim siedzeniu mojego samochodu, gdzie nikt nie mógł przy niej majstrować ale i tak nie mogłam stwierdzić co to wszystko znaczyło, jeśli znaczyło w ogóle cokolwiek. Kto zabija Selkie* i nie bierze skóry? Miałam trzy ofiary, miejsce przestępstwa które nic mi nie powiedziało i możliwość ucieczki winnego do dwóch ledwie połączonych ze sobą rzeczywistości plus hrabinę która powiedziała ,że nie dzieję się nic złego pomimo tego ,że wiedziała iż giną ludzie Nie było takiej ilości kawy na świecie która sprawiłaby ,że to wszystko byłoby do zniesienia Alex poprowadził nas do zamkniętych drzwi i zapukał — Kto tam?— zawołała Jan ze środka — Alex — powiedział — Przyprowadziłem Sir Daye i jej asystenta, chcieliby z tobą pomówić Nastąpiła chwila długiej ciszy, na tyle długiej ,że zaczęłam się już zastanawiać czy wybitna hrabina O'Leary zdecydowała się wyskoczyć za okno, zanim drzwi otworzyły się aby ujawnić Jan, stojącą po drugiej stronie. Wyglądała na zmęczoną — Ok. Niech wejdą. Alex gdybyś mógł...? — Jasne — powiedział, z sardonicznym na wpół salutem — To dyskusja której my zwyczajni robotnicy nie musimy być uczestnikami. Quentin, Toby...zawahał się — Przepraszam. To wszystko. Zobaczymy się wkrótce — nie czekając na naszą odpowiedź, odwrócił się i odszedł szybko w dół holu Obserwowałam go zanim odwróciłam się do Jan, nie mówiąc ani słowa. Odsunęła się wpuszczając nas do środka Gabinet należał do Elliota, według tabliczki stojącej na biurku, jak wszystkie gabinety był zlokalizowany w miejscu które zaczęłam rozpoznawać jako główny budynek włości. Selkie — w mitologii celtyckiej istoty mogące zmienić się z foki w człowieka i odwrotnie
Był tak czysty jak oczekiwałam ,że będzie gabinet Bannicka*, ze starannie posortowanymi koszami papierów ustawionymi na szafkach i małą kolekcją drzewek bonsai poustawianych na półkach w całym pomieszczeniu. Było kilka pustych miejsc na ścianach, znaczących miejsca z których ostatnio usunięto ramki. Elliot we własnej osobie siedział na składanym krześle po jednej stronie biurka, ramiona miał opuszczone i wciąż wyglądał na zszokowanego Jan zamknęła za nami drzwi i zaczęła spacerować niemal natychmiastowo. Była tak podobna do swego wuja kiedy to robiła ,że aż ciężko było na to patrzeć i zastanawiałam się jak mogłam to wcześniej przegapić — Pierwsze ciało znaleźliśmy w zeszłym miesiącu — powiedziała, punktując słowa ostrym gestem jej dłoni — Myśleliśmy, na dąb i jesion, myśleliśmy ,że to Marzycielskie Lustra. Sądziliśmy ,że to był jakiś popieprzony żart, jakaś taktyka zastraszania która poszła nie tak jak trzeba — Więc dlaczego nie zadzwoniłaś do królowej? — oparłam się plecami o puste miejsca na ścianie, obserwując ją — Jeśli Riordan kogoś zabiła, nawet przypadkowo, złamała pierwsze prawo Oberona. Mogłabyś wnieść przeciw niej oskarżenie — Nie mamy dowodu — Jan przejechała włosy dłonią, frustracja na krótko pokonała jej gniew — Nawet nie wiemy na pewno czy to ona. Ktoś kiedyś słyszał ,żeby Nocni Łowcy pozostawili za sobą ciało? Co do cholery miałam zrobić? Pójść na dwór królowej i powiedzieć O proszę mi wybaczyć wasza wysokość ale księżna Riordan być może porwała
jednego z moich ludzi może w jakiś sposób zabiła , tak ,tylko ,że to prawda i nie ma to sensu ale i tak nie wiem tego na pewno ale czy mogłabyś zmusić ją aby przestała? To nie działa w ten sposób — Mogłaś komuś powiedzieć — Próbowałam — westchnęła Jan — Bez względu na to czy wierzysz mi czy nie, zostawiałam wiadomości dla wuja Sylvestera od początku kiedy to wszystko się zaczęło. Chciałam jego porady, ale on nigdy nie oddzwonił Sylvester sądził ,że przestała dzwonić, ona myślała ,że to on przestał odpowiadać. Nie wiedziałam co to wszystko znaczy ale nie mogło to być nic dobrego — Nocni Łowcy nie przybyli po pierwszą ofiarę? Bannick— duch łaźn
— Nie przybyli po żadną ofiarę — powiedział Elliot — Wszyscy oni, cała trójka, tak po prostu ...pozostali, dokładnie tacy jacy byli przed śmiercią — A jesteśmy pewni ,że nie żyli — Jan wciąż przechadzała się po pokoju — Do teraz powinny pojawić się już jakieś żądania, jeśli zostaliby porwani lub zastąpieni jakimiś manekinami — Ofiary porwań nie zawsze uciekają na własną rękę — powiedziałam — Pierwsza ofiara ,Barbara była Cait Sidhe królową z linii Malvica. Koty są w żałobie od tej pory — przyglądała mi się — Nie wydaje ci się ,że wiedziałyby gdyby wciąż żyła? Skrzywiłam się. Malvic jest jednym z pierwszych Cait Sidhe Większość królów i królowych kotów jest jego potomkami i nie byłby zbyt zadowolony gdyby się o tym dowiedział. Tak samo jak i Tybalt — W porządku, a więc wiemy ,że ona nie żyje — powiedziałam — Gdzie znaleźliście jej ciało? — W kafeterii — W kafeterii. W kafeterii gdzie zostawiłaś nas samych? — pokiwała — Racja — odstawili nas do miejsca gdzie ktoś zginął. Słodko — Zakładam ,że to oznacza ,że nie odcięłaś tego miejsca od reszty terenu po popełnieniu przestępstwa? — Próbowaliśmy, ale.... — Elliot machnął rękoma — To zasmucało wszystkich poza tym nie było niczego do znalezienia — powiedziała Jan Powstrzymałam jęknięcie. Wróżki czystej krwi tak bardzo zaprzeczają istnieniu śmierci ,że nigdy w życiu nie nauczyłyby się właściwej procedury postępowania w takiej sytuacji, kiedy znajdują dowód przestępstwa, chcą tylko go sprzątnąć po to aby nie musiały na niego patrzeć. Prawdopodobnie zniszczyli jakiekolwiek dowody zanim ciało ostygło, niezważając na fakt ,że może to być zły pomysł — Czy było coś dziwnego w pierwszej ofierze? — spytałam Jan zaśmiała się gorzko — Co powiesz na tą część w której jest martwa? Dokładnie jak Colin. Zostawiliśmy ją w miejscu w którym ją znaleźliśmy przez prawie cały dzień, dając Nocnym Łowcą czas ale oni nigdy się nie pojawili
To nie był dobry znak. Dwa razy to wystarczająco aby zaczęło wyglądać jak wzorzec — A co z drugą ofiarą? — Wyglądała jakby spała — powiedział Elliot. Jego głos był ponury. — Po prostu wyglądała jakby spała ale nigdy się nie obudziła — Nazywała się Yui Hyouden — powiedziała Jan kładąc dłoń na ramieniu Elliota i ściskając. Wpatrywał się w swoje stopy — Była wróżką Kitsune*. Pracowała przy testowaniu oprogramowania — Gdzie została znaleziona? — Na trawniku, na zewnątrz. Nie przeszła przez recepcję, wciąż była w świecie śmiertelników To stwierdzenie sprawiło ,że dostałam dreszczy. Wróżki Kitsune potrafią być piękne ale to nie jest ludzkie piękno. Jeśli Nocni Łowcy nie przybyli po ciało Yui.. — Kiedy ją znaleźliście? — Tuż po wschodzie słońca — Racja — to oznaczało ,że mniej prawdopodobne było że ktoś ją widział, zwłaszcza skoro żaden z lokalnych brukowców nie podłapał jeszcze tej historii. To również nie przyniosło mi niczego nowego Jeśli ciało znaleziono, tuż po wschodzie słońca, mogło leżeć tam przez całą noc, ukryte przez iluzję która rozpłynęła się o świecie — Została zabita w taki sam sposób jak reszta? — Tak — zgodziła się Jan — Wtedy właśnie ludzie zaczęli odchodzić. Nie mogli znieść świadomości ,że mogą być następni — Ale ty nie odeszłaś ponieważ? Jej uśmiech był ponury — To moje hrabstwo. Opuszczę je, to prawdopodobnie już nigdy nie odzyskam z powrotem przynajmniej nie bez utraty kolejnych ludzi. Zostaję tak długo jak istnieje jakakolwiek szansa ,że możemy ocalić to co tutaj zbudowaliśmy — Oberonie ocal mnie przed idealistami — wymamrotałam. Głośniej powiedziałam
— Muszę wiedzieć wszystko. Gdzie znaleziono ciała, kto je znalazł, kto mógł mieć dostęp do tych miejsc zanim odkryto ciała, wszystko. Zdjęcia mogłyby pomóc jeśli je macie — byłabym zaskoczona gdyby nie mieli kamer bezpieczeństwa w całych włościach — Cokolwiek czego potrzebujesz — powiedziała Jan — Oczywiście, zdajesz sobie sprawę ,że jeśli w jakiś sposób okaże się ,że znalazłaś sposób aby udawać zapach czyjejś magii i nie jesteś tym za kogo się podajesz będę musiała oskarżyć cię o zdradę — A ja to zaakceptuje. Czy ktoś sfotografował ciała? Chciałabym porównać obrażenia Elliot wyglądał na chorego. Jan ponownie ścisnęła jego ramię mówiąc— Nie — — Cholera — Ale mamy ciała gdybyś chciała je zobaczyć Spojrzałam — Co? — Mamy ciała — Jan spoglądała na mnie — Są w piwnicy Kafeteria była nieoznakowanym miejscem zbrodni a piwnica była pełna ciał? Słodko Z drugiej strony.....badanie z pierwszej ręki mogło dać mi coś od czego mogłabym zacząć i naprawdę tego potrzebowałam. Colin najwyraźniej zginął z powodu trzech małych dziurek, i żadna z nich nie znajdowała się na jakiejś głównej arterii która spowodowałaby dużą utratę krwi. To nie był dobry znak — Zabraliście tam Colina? — wyprostowałam się, gestem wskazując na Quentina aby szedł ze mną. Stanął u mego boku w całkowitym milczeniu Jan pokiwała — Peter i Gordan powinni przenieść już jego ciało Ci dwoje znosili ciało po schodach podczas gdy pełnowymiarowi ludzie siedzieli sobie tutaj? Och, to był naprawdę sprawiedliwy podział pracy — Dobrze, chodźmy — Dokąd? — spytał Elliot. Było jasne ,że znał odpowiedz ale wciąż miał nadzieję ,że się myli — Do piwnicy. Muszę zobaczyć ciała — Racja — Jan wyprostowała się, ściągając dłoń z ramienia Elliota — Chodźcie za mną
— Czy mogę tu zostać? — głos Elliota drżał — Nie chcę schodzić na dół— Jan posłała mi błagalne spojrzenie i pokiwałam. Z tym wszystkim co się wydarzyło, jeszcze zwymiotowałby na ciało. Nie jestem ekspertem kryminalistycznym ale nawet ja wiem ,że wymiociny nie poprawią raczej jakości dowodów — Możesz tu zostać — powiedziałam. Kiedy się rozchmurzył dodałam — Chcę ,żebyś zebrał dla mnie wszystkie informację jakie jesteś w stanie dotyczące ofiar. Dokumentacja medyczna, osobista, wszystko — To mogę zrobić — odpowiedział, prawie ,że boleśnie wdzięcznym tonem — Chcę przeszukać ich gabinety jak również miejsca w których pracowali, muszę się też przyjrzeć miejscom gdzie popełniono zbrodnię, w porządku? — zapytałam — Nie ma żadnego problemu — Dobrze. Jan, Quentin, chodźmy — W porządku — Jan spojrzała przez ramie pytając — Elliot, nic ci nie będzie? — Nie. Ale nie sądzę aby to w tej chwili miało jakiekolwiek znaczenie. Poradzę sobie — Elliot wstał — Weź ich do piwnicy, zacznę szukać tego co będzie im potrzebne — Potrzebujesz kogoś do pomocy? — rozmawiali jak równy z równym, ale był w tym wszystkim jakiś uzasadniony niepokój, miałam przeczucie ,że to zazwyczaj on zajmował się nią, a nie odwrotnie — Zawołam April jeśli będę potrzebował pomocy — odpowiedział z wymuszonym uśmiechem — W porządku Elliot — skierowała się do drzwi. Poszliśmy za nią — Co o tym sądzisz? — wymamrotałam do Quentina — Uważam ,że powinniśmy zostawić za sobą ślad z okruchów chleba — odpowiedział Zaśmiałam się całkowicie pozbawionym humoru śmiechem i przyśpieszyłam tempo Trasa wiodła całą serią, wciąż skręcających korytarzy które jak wskazywały okna wiodły przez różne piętra. Nauczyłam się aby nie ufać swoim oczom w ALH. Do czasu w którym się zatrzymaliśmy byłam tak pozbawiona orientacji ,że nie wiedziałam czy znajdujemy się na dachu czy na parterze czy na Manhattanie.
Ostatni korytarz był oświetlony przez przyciemniane świetlówki z podłogą pokrytą przemysłowym, szarym linoleum. Jedyne drzwi w zasięgu wzroku były pomalowane na matowy pomarańcz z odcieniem żółci. Znak na wysokości wzroku mówił Uwaga, Materiały
niebezpieczne, Nie wchodzić Jan widziała jak na niego spoglądam — To taki żart. Wisi tu od lat. Nie przykleiliśmy tego teraz z powodu.... — W porządku — odpowiedziałam, bardziej ostro niż zamierzałam — Możemy już mieć to za sobą? — Oczywiście Schody prowadziły niemal pionowo do dużego, dobrze oświetlonego pomieszczenia. Sądząc po stosach sprzętu komputerowego i mebli biurowych zalewających całe to pomieszczenie, kiedyś musiało im służyć za magazyn, jeszcze za nim zostało kostnicą. Powietrze było chłodne i miało lekko gorzki posmak, jak olej maszynowy i płyn do czyszczenia dywanów. Trzy wojskowe prycze stały na środku pomieszczenia, nakryte białym prześcieradłem z charakterystycznym kształtem tuż pod nim. Martwi mają swoją własną geometrię Jan przystanęła u podstawy schodów. Zgrzytnęłam zębami i przeszłam dalej , mijając ją — Jan? — Tak? — Podejdź tutaj, Quentin, ty też — nie było sensu teraz go rozpieszczać, będzie musiał stawić czoła rzeczywistości naszej sytuacji prędzej czy później Podeszli do mnie, obydwoje marszcząc się. Quentin próbował wyglądać spokojnie ale Jan wyglądała po prostu smutno. Wyciągnęłam rękę w kierunku prześcieradła — To? — Barbara — powiedziała Jan — Była pierwsza — Racja — obserwowałam kształt przez prześcieradło, próbując wyobrazić sobie ciało zanim je odkryje
W normalnych okolicznościach, pozostawiałam śmierć Nocnym Łowcą i policji...ale
Nocni Łowcy zrezygnowali z tego i nie mogłam zadzwonić na policję kiedy ciała wyraźnie należały do nieludzkich stworzeń. To pozostawiało tylko mnie. Sięgnęłam i zdjęłam prześcieradło z twarzy Barbary, Jan odwróciła wzrok. Quentin przyłożył dłoń do ust a oczy miał bardzo szeroko otwarte Żywa czy martwa, Barbara była piękna. Policzki miała zaróżowione a jej usta były naturalnie czerwone, sprawiając ,że wyglądała jak każda księżniczka Disneya która kiedykolwiek pojawiła się na srebrnym ekranie. Jej włosy były długie, splątane w kolorze toffi, i kępki pasującego futra pokrywały końce ostro zakończonych uszu. Jedyne ślady znaczyły jej nadgarstki i szyje i były identyczne jak te które widziałam u Colina, wyraźnie omijające główne arterie i wyraźnie tak samo śmiertelne — Toby ... — Wiem, Quentin. Jan? — Tak? — Wiesz na kogo powinniśmy teraz spoglądać, czy to Barbara? — Tak — brzmiała na spiętą Wiedziałam jak się czuła — Kiedy zmarła? Potrzebne mi jakieś ramy czasowe — Jakoś podczas weekendu kiedy przypadał dzień pamięci. Została do późna w piątek, miała coś do zrobienia w konkretnym terminie i to było po raz ostatni kiedy ktokolwiek widział ją żywa. Terrie znalazła ją na podłodze w kafejce kiedy przyszła w poniedziałek — Barbara już wtedy nie żyła? — pochyliłam się podciągając do góry jedną powiekę i wpatrywałam się w zieloną tęczówkę. Jej źrenice nie poruszyły się, opuściłam powiekę — Była...no tak jak teraz — Czy Terrie sprawdziła puls, czy próbowała coś robić? — Powiedziała ,że Barbara była zimna i nie odpowiadała kiedy wołała ją po imieniu — skrzywiła się — Terrie nie mogła wezwać karetki. Nie mogła rzucić zauroczenia które potrwałoby na tyle długo aby oszukać paramedyków, skoro Nocni Łowcy nie przybyli
— Nie macie tu żadnych kamer? — przeczesałam palcami włosy — Czy jest jakiś sposób dzięki któremu moglibyśmy mieć jakieś lepsze pojęcie o tym kiedy to się stało? — Mamy kamery, ale nie były włączone Opuściłam ręce, odwracając się i wpatrując w ciało — Nie wiemy co się stało a wszystkie inne nagrania zostały wymazane — Więc nie macie pojęcia kiedy ta kobieta dokładnie zmarła, macie cztero dniowe okienko na umiejscowienie tego wydarzenia — Jan pokiwała . Jęknęłam — Cudownie. Terrie pracuje w nocy, tak? Kiedy przychodzi? — Pracuje od dziewiątej wieczorem do szóstej rano, zazwyczaj. Weekend miała wolny z powodu konwencji, wpadła tu w poniedziałek rano aby sprawdzić światła i zobaczyć czy to miejsce jeszcze stoi — Więc Terrie nie była oczekiwana? — Nie — A o której znalazła ciało? — O
4:52 nad ranem — dokładność tej odpowiedzi zaskoczyła mnie. Zamrugałam
na nią i wzruszyła ramionami — Powiadomiła nas przez pager Elliota i mnie, tak szybko jak zdała sobie sprawę z tego ,że Barbara była zimna — W jaki sposób wezwała was przez pager, Alex mówił ,że telefony nie działają tutaj normalnie — Większość z nas posiada zmodyfikowane telefony. Są też zawsze płatne automaty w kafeterii i w pobliżu toalet na trzecim piętrze, a większość gabinetów posiada telefony stacjonarne. Każdy z tych aparatów jest zdolny połączyć się z kimkolwiek znajdującym się poza włościami, jeśli tylko wciśniesz najpierw dziewiątkę — W porządku. Kiedy tutaj dotarłaś? — Około
5.15. Nie wiem dokładnie ale coś koło tego
Zmarszczyłam się — Rozumiem. Mówisz ,że dotarłaś tu około
5.15, gdzie mieszkasz?
— Przez większość czasu tutaj, mamy kilka gabinetów przekształconych w sypialnie, ale mam też mieszkanie do którego może przychodzić poczta i przeznaczone do innych formalnych spraw. Nie jest to miejsce przeznaczone do zamieszkania — wzruszyła ramionami — To około trzech mil stąd, przyjechałam od razu jak się dowiedziałam — Czy straciłaś ostatnio jakiś pracowników którzy mogą być na tyle wściekli ,żeby spróbować zemsty? Ktoś kogo być może zwolniłaś a tym samym wkurzyłaś? — Nie ma nikogo takiego. Nie mieliśmy żadnych zmian personelu w ciągu ostatnich trzech lat, z wyjątkiem tych co odeszli ostatnio, a te zaczęli się dopiero po zabójstwach a nie przed — Rozumiem. Quentin, podejdź tutaj — dołączył do mnie, wyglądając na mniej niż uradowanego Klęknęłam, poklepując go przy tym w ramię co miałam nadzieję ,że zadziała uspokajająco i zaczęłam przyglądać się ranom na szyi Barbary, nie wiedziałam na co patrze, ale to nigdy wcześniej mnie nie powstrzymywało — Spójrz na to — powiedziałam, odwracając jej ramię aby mógł spojrzeć na nie od spodu — Co z nim? — zapytał, niespokojnie — Kolory są złe — wskazałam na skórę pomiędzy łokciem Barbary i ramieniem — Krew szuka najniższego punktu na ciele, po śmierci, powinna zlać się tutaj, ale tak nie jest — Dlaczego nie? — Nie wiem — opuściłam jej ramię, moje niezadowolenie tylko się pogłębiło — To wszystko jest nowe, Quentin. Zawsze wiedziałam ,że ciała wróżek nie ulegają rozkładowi ale zakładałam ,że przynajmniej kilka symptomów będzie podobnych — Jan? Czy były jakieś zmiany w ciałach od kiedy zostały znalezione? — Nie — przesunęła rękoma po twarzy strącając okulary — Na początku myśleliśmy ,że nie byli tak naprawdę martwi, tylko spali. Czekaliśmy aż się obudzą — Ale nie spali — powiedział Quentin. — Nie. Nie spali. Przenieśliśmy Barbarę tu na dół, po tygodniu aby mieć na nią oko. Nie wiedzieliśmy jak długo...
— Jak długo jej zejdzie aż zacznie gnić? Westchnęła — Tak. Ale to się nigdy nie stało — Cóż, nie musisz się o to martwić — Co? — Nigdy nie zacznie gnić — wstałam i podeszłam do drugiego łóżka, Quentin poszedł za mną — Czy to Yui? — zapytałam Jan pokiwała — Racja — powiedziałam i odsunęłam prześcieradło Yui mogłaby być normalną, dwudziestokilkuletnią japonką, gdyby nie jej cztery ogony i szpiczaste, pokryte sierścią uszy. Jej włosy były zaplecione, eksponując jej punktowe rany na gardle. To nie wróży nic dobrego. Wróżki Kitsune wyrażały swoją siłę ilością posiadanych ogonów, zwykle od jednego lub dwóch nawet do siedmiu czy ośmiu.
Keiko Inari ich pierworodna wróżka od której się wywodzą miała podobno dziewięć. Księżna Cienistych Wzgórz miała zaledwie trzy, i naprawdę niewiele było istot które mogły wziąć ją bez walki ....ale Yui wyglądała tak spokojnie jak inni. Chyba ,że mamy do czynienia z kimś kogo znały ofiary, z czymś dużym i strasznym na tyle ,że poradziło sobie z wróżką Kitsune posiadającą cztery ogony, zanim miała szanse aby się wściec Ani trochę nie spodobał mi się ten pomysł — Nie walczyła — Cóż, dlaczego nie? — spytał Quentin. — Jest możliwe ,że została tak zaskoczona ,że nie miała czasu zareagować. Jest również możliwe ,że znała morderce — spojrzałam do góry — Trzy tygodnie pomiędzy Barbarą i Yui. Jad długo pomiędzy Yui a Colinem? — Dwa tygodnie — powiedziała Jan — Albo ktoś się dobrze bawi albo jest głodny Wzdrygnęła się Westchnęłam — Próbuje tylko, ustalić fakty. Macie jakieś papierowe kubki? — Co? — była to dziwaczna prośba, która sprawiła ,że nie wyglądała teraz na smutną tylko zdezorientowaną. To jakiś postęp
— Niewielkie kubki, zrobione z papieru? Prawdopodobnie znajdziecie je w kafeterii — Och, tak, mamy, do czego... — Świetnie. Potrzebne mi są cztery, wypełnione do połowy letnią wodą — przykryłam z powrotem prześcieradłem Yui — i dodałam — Quentin i ja spróbujemy wyczytać coś z ich krwi — Czy to zadziała? — spytała Jan. Quentin spojrzał na mnie kątem oka, jego spojrzenie wyrażało dokładnie to samo pytanie — Prawdopodobnie nie, ale nie mam żadnego lepszego pomysłu — powiedziałam — A ty? — Chyba nie, zaraz wracam — Jan odwróciła się i poszła do góry schodami. Obserwowaliśmy jak odchodzi i wtedy Quentin spojrzał z powrotem na mnie, najwyraźniej gotów zapytać co się do cholery dzieje Nie pozwoliłam mu na to — Ciała nie podlegają rozkładowi bo są to wciąż ciała wróżek. Nocni Łowcy nie przybyli — Co? — powiedział, mrużąc oczy — Wiesz po co mamy Nocnych Łowców? — Aby ludzie nie dowiedzieli się o nas — Częściowo. A częściowo ponieważ ciało wróżki, nie rozkłada się — wzruszyłam ramionami — Słuchaj, wróżki czystej krwi się nie starzeją racja? Więc dlaczego miałyby się rozkładać ? Nie wiem co stałoby się z ciałem Odmieńca gdyby nie przybyli po nie Nocni
Łowcy ale zawsze przybywają po wróżki czystej krwi — Acha — powiedział Quentin spoglądając w kierunku Barbary. Wtedy powoli zapytał — Więc dlaczego Nocni Łowcy nie przybyli? — To pytanie za milion, dzieciaku. Mam nadzieję ,że ta trójka nam na nie odpowie — wskazałam na zwłoki, włączając w to te Colina — Ponieważ nie jestem pewna kto jeszcze mógłby to zrobić — Och — powiedział ponownie i odwrócił wzrok
Obserwowałam go przez chwilę — Poza tym co oczywiste, co się dzieję? — zapytałam, wymamrotał coś czego do końca nie usłyszałam i zmarszczyłam się — Spróbuj jeszcze raz? — Powiedziałem ,że chce zostać — odwrócił do mnie jeszcze raz twarz — Proszę? — Doprawdy — podniosłam brew — A dlaczego sądzisz ,że...? — To zawsze się dzieje. Coś się zdarza i wszystkie dzieciaki zawsze są odsyłane — gorzkie spojrzenie zakwitło na jego twarzy — Już to przerabiałem. Chce zostać Był jednak wychowankiem. Może był jakiś powód tego ,że znalazł się akurat w
Cienistych Wzgórzach. Przechyliłam głowę, rozważając to wszystko — Dlaczego powinnam pozwolić ci zostać? — Ponieważ Sylvester wysłał mnie abym się uczył. Jak mam to zrobić jeśli odsyłasz mnie kiedy robi się niebezpiecznie? — potrząsnął głową — Nigdy wcześniej nie próbowałem magii krwi...nie kiedy to miało jakieś znaczenie. Musisz pozwolić mi zostać. Muszę wiedzieć o tych sprawach — Jesteś tylko dzieciakiem, nie musisz — Jeśli nie zrobię tego teraz dorosnę i stanę się jednym z tych bezużytecznych dworzan na jakich zawsze narzekasz — mówił dalej — Tak przynajmniej miałabyś na mnie oko Miał rację — W porządku. Możesz zostać do czasu aż zrobi się zbyt niebezpiecznie. Ale wtedy odjedziesz — Zrozumiałem — uśmiechnął się, wyglądając przy tym na bardzo młodego i wręcz boleśnie radosnego Tego rodzaju spojrzenie nigdy nie przynosi niczego dobrego. Podniosłam dłoń aby go przestrzec — Będziesz robił to co ci powiem. Żadnego bohaterstwa. Nie badasz sam żadnych dziwnych odgłosów w nadziei ,że doprowadzą cię do czegoś ciekawego, jasne? — Tak, Toby — Rób coś za moimi plecami a odeślę cię do Cienistych Wzgórz tak szybko ,że nie zdążysz nawet zamrugać
— Będę robił co każesz — Pewnie ,że będziesz. A teraz bądź cicho i daj mi pomyśleć — oparłam się o ścianę, stojąc spokojnie podczas gdy czekaliśmy na powrót Jan. Quentin zrobił to samo, naśladując moją postawę świadomie czy też nie. Właśnie zaczęło nam się robić nieswojo, przebywając w otoczeniu ciał kiedy drzwi otworzyły się i nie bez kłopotu zszedł do nas Alex — Jan powiedziała, że tego potrzebujesz? Balansował z czterema papierowymi kubkami na niewielkiej tacce. Wyglądał na całkiem zrozumiale niezadowolonego ,że musi tu przebywać, piwnica stała się firmową kostnicą, a to byli jego przyjaciele. Jego nieszczęśliwe spojrzenie pogłębiło się kiedy zobaczył moje spojrzenie — Gdzie jest Jan? — spytałam — April wezwała ją, miała pomóc w czymś Elliotowi. Powiedziała ,że ja mogę ci to...posłuchaj.... co mam z tym zrobić? Mogę pójść jeśli chcesz. Ja po prostu.... — westchnął — Chce pomóc Wyglądał na tak skruszonego, że trochę mnie zmiękczył i ruchem ręki kazałam mu podejść, ignorując pogłębiające się ponure spojrzenie Quentina — Dobrze, podaj to tutaj — Pewnie — powiedział Alex, posyłając pomieszczeniu kolejne niepewne spojrzenie zanim nie zszedł. Quentin spotkał się z nim u podstawy schodów, odbierając od niego tacę i pozostawiając w całkowitym osłupieniu. Nikt inny nie potrafi zachowywać się tak władczo jak Daoine Sidhe — Czy to wszystko czego potrzebujesz? — Na tą chwilę — wzięłam pierwszy kubek z tacy, gestem wskazując na Quentina aby poszedł za mną do ciała Barbary — Co masz zamiar zrobić z wodą? — Spróbujemy przepłynąć się wraz z nurtem krwi — zaczęłam zeskrobywać krew z nadgarstka Barbary i dodawać ją do wody. Quentin zesztywniał jak podejrzewałam ale nie zaprotestował. Poczucie godności jest czasem wspaniałym narzędziem Alex przełknął wyglądając na chorego — Dlaczego?
— Krew musi być rozrzedzona abyśmy mogli udać się wraz z jej nurtem — woda zabarwiła się na różowo, odstawiłam kubek na tacę i wzięłam kolejny — Jeśli się uda może będziemy w stanie zobaczyć morderce — A jeśli się nie uda? — Spróbujemy czegoś innego — Dlaczego Jan nie może tego zrobić? — Ponieważ Jan nie jest córką najbardziej potężnej wróżki posługującej się magią krwi w świecie wróżek, więc na pewno nie byłaby w stanie tego zrobić — próbowałam skupić się na tym co miałam zamiar zrobić — Moja matka potrafiła robić to nawet się przy tym nie pocąc — Racja — powiedział Alex — Więc mogłaś dowiedzieć się czegoś z krwi Colina? — Nie, ponieważ w krwi Colina nie było niczego czego moglibyśmy się dowiedzieć — przekazałam drugi kubek wody do Quentina — Trzymaj Alex zmarszczył się — Niczego? — Niczego. Krew była pusta — skrzywiłam się — I zanim zapytasz, nie, nie powinno tak być — Więc skąd wiesz ,że tym razem będzie inaczej? — Nie wiem. Jestem Odmieńcem a Quentin nie jest przeszkolony, a ta krew jest na tyle stara ,że mogę nie dowiedzieć się niczego....ale zawsze warto spróbować — zakleszczyłam nos i przechyliłam zawartość kubka. Quentin zrobił to samo ze swoim Wszystko co dostałam, był to tylko, wodnisty smak rozcieńczonej krwi, nie było nawet przebłysku wspomnień Quentin zakrztusił się i upuścił kubek na tace — Niczego tam nie ma Westchnęłam, stawiając mój kubek obok niego — Musiała być za stara — nie musiał wiedzieć o tym ,że kłamię. Przeszłam do łóżka Yui i odkryłam prześcieradło mówiąc — Może trzy tygodnie robią różnicę — Masz zamiar jeszcze raz spróbować? — spytał Alex
— Masz lepszy pomysł? — podniosłam trzeci kubek zeskrobując krew z nadgarstka Yui — Jeśli tak ,to proszę podziel się nim ze mną, ja już wszystkie wyczerpałam — Nie zupełnie. Ja tylko.....chcę aby to się skończyło — Tak, no cóż gdybym była tobą, już by mnie tu nie było. Udałabym się w bardziej bezpieczne miejsce — Nie mogę — Dlaczego nie? — podałam Quentinowi jego kubek, zaczynając przygotowywać własny — Trochę ciężko to wytłumaczyć — Terrie nie chce odejść? — zapytałam, Quentin spojrzał do góry na wzmiankę o Terrie, nagle zainteresowany Alex wzdrygnął się — Nie bardzo. Chociaż po części — Czy próbowałeś wyjaśnić jej ,że pozostanie tutaj może okazać się śmiertelne? — Nie widzimy się często — powiedział skrępowany — Ciężko jest wtedy coś wyjaśnić — Ona pracuję na nocną zmianę i znalazła pierwsze ciało, tak? — Tak — powiedział, brzmiąc na zaskoczonego i ostrożnego, nie był to dobry znak — Skąd wiesz? Spojrzałam na niego słodko — Jan mi powiedziała — Jasne — westchnął — Jeśli ją zobaczysz powiedz jej ,ze chcę z nią porozmawiać Jego oczy rozszerzyły się — Dlaczego? Oczekiwałam takiej reakcji, nikt nie chce słuchać o tym ,że ktoś chce przesłuchać jego krewnych w sprawie morderstwa. To czego się nie spodziewałam to wyraz twarzy Quentina, przez chwilę wyglądał jakbym go spoliczkowała — Uspokój się — powiedziałam, kierując to stwierdzenie do nich obu — Chcę tylko zadać jej kilka pytań, nikogo o nic nie oskarżam — jeszcze dodałam w myślach
Alex uspokoił się nieznacznie i powiedział — Jeśli ją zobaczę dam jej znać — Dobrze — popijałam krwawą wodę tym razem zamiast ją połykać, próbując ją jednocześnie utrzymać i nie wypluć. Quentin zobaczył to i zrobił to samo, nie żeby to coś zmieniło, krew była tak samo pusta jak krew Barbary, wyplułam ją z powrotem do kubka — Cóż to było całkowicie bezużyteczne — Tu też niczego nie ma — powiedział Quentin. Zaczął się już po woli zazieleniać. Magia nie działała ale wciąż czuł smak krwi Alex spojrzał na nas — Rzucisz we mnie tym kubkiem jeśli powiem ci ,że strasznie wyglądasz? Rozważałam to przez chwilę, w końcu mówiąc — Nie — Ale ja mogę — powiedział Quentin — Zaryzykuje. Wyglądasz okropnie. Jadłaś cokolwiek od śniadania? — Nie — przyznałam i westchnęłam — Wciąż jestem na ciebie zła — Wiem. Ale to nie znaczy ,że nie musisz jeść — Chodźcie. Pójdziemy do kafejki i wpompujemy w ciebie trochę jedzenia. Kucharzy co prawda nie ma ale automaty nadal działają — To prawdopodobnie dobry pomysł — powiedziałam niechętnie, rzucając kubek na tacę. Nie miałam żadnej krwi na palcach to było tylko odczucie ale i tak wytarłam je w dżinsy, próbując to zbagatelizować — Czy jest telefon w kafeterii? — Tak — powiedział Alex — Nie jestem głodny — powiedział Quentin. — Jest tam kawa? — zapytałam — Możesz mieć dla siebie cały dzbanek — Sprzedana — spojrzałam w kierunku Quentina — Chodź kupię ci coś — Nie jestem głodny — Jesteś nastolatkiem. Zawsze jesteś głodny — ja byłam głodna, bez względu na to czy był Quentin, i łatwiej było mi się skupić po kanapce i kawie — Czy ktoś może odprowadzić nas do kafeterii?
Wyglądając na rozbawionego, zapytał — Wy dwoje potrzebujecie przewodnika? — Proszę. No chyba ,że uważasz ,że masz wystarczającą ilość personelu aby wszcząć poszukiwania — To miejsce nie jest takie złe — Jasne — przykryłam Barbarę i Yui z powrotem prześcieradłem. Może oni o to nie dbali ale ja tak. Quentin wrzucał kubki do śmieci, nie zawracając sobie głowy tym aby je najpierw opróżnić — Byłeś kiedykolwiek w Cienistych Wzgórzach? — Nie. Nie mogę powiedzieć ,że byłem — Amator — Quentin wymamrotał i zaczął wspinać sie po schodach — Quentin.....— nie zatrzymał się, wzdychając poszłam za nim Alex szedł tuż za mną, przystając po to aby zamknąć prowadzące do piwnicy drzwi. Nie zamykały się na klucz — Więc o co chodzi z tymi Cienistymi Wzgórzami? Najwyraźniej próbował się wkupić z powrotem w moje łaski. Rozważałam jego naprawdę szczerą nie szczęśliwość która zawierała się w tym jego spojrzeniu i poddałam się — Cieniste Wzgórza są prawie tak samo kiepskie jak to miejsce. Wygląda na to ,że rodzinka Torquill ma jakieś uprzedzenia do niczym nieograniczonych przestrzeni. Praktycznie się tam wychowałam a wciąż potrafię się tam zgubić — To miejsce jest na początku trochę mylące ale z czasem jest lepiej, przyzwyczaisz się — Mam nadzieję — Quentin był dziesięć stóp przed nami, zawołałam go — Jeśli nie wiesz dokąd idziesz, to zatrzymaj się — spojrzał z powrotem na mnie ale przystanął pozwalając nam się dogonić — Tak lepiej, chodź Alex prowadził nas przez korytarze, które jak zakładałam były lepszą trasą przez pomieszczenia które łączyły się ze sobą bez żadnego poszanowania architektury czy logicznego sensu Byłam pewna ,że budynki miały bardzo solidną fizyczną konstrukcję, ale my nie znajdowaliśmy się w fizycznych budynkach, byliśmy we włościach. Quentin szedł w ponurej ciszy, ale Alex nadrabiał, gawędząc wskazując interesujące, dziwactwa włości, pęknięcia konstrukcji i opowiadając kiepskie żarty.
Nie przywiązywałam uwagi do żadnego wypowiadanego słowa, ludzie tu ginęli — Jesteśmy już na miejscu? — zażądał odpowiedzi Quentin — Cierpliwość, młodzieńcze! — powiedział Alex — Quentin spojrzała na niego a ten dodał — Prawie. Kafeterii jest na wprost — wtedy odwrócił się i mrugnął do mnie, uśmiechając się szeroko. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, nieomal ,że przypadkowo. Ciężko było się złościć kiedy tak ciężko pracował aby zdobyć mój uznanie — Dobrze — powiedział Quentin Skręciliśmy za róg, i ukazały nam się drzwi kafeterii. Quentin przyśpieszył, wpadając przez nie do środka, podczas gdy Alex podążał w bardziej statecznym tempie. Kiedy sięgnął drzwi, przystanął i otworzył je dla mnie — Po tobie — powiedział z galanterią — Po Quentinie, masz na myśli — oczywistym było ,że próbował poprawić moje samopoczucie. Prawie mu się udało. Może to wszystko nabierze jakiegoś sensu kiedy coś zjem. Jedzenie przerwie przynajmniej mdłości w moim żołądku i głowie, jeśli nie to chociaż zabije posmak krwi. Zapowiadał się długi dzień i potrzebowałam wszystkiego co możliwe aby go przetrwać — Racja — odpowiedział i poszedł za mną do środka
Dziesięć Po tym jak zaopatrzyłam się w kubek kawy podeszłam do automatu telefonicznego zawieszonego na ścianie. Nie było żadnego sygnału. Zmarszczyłam brwi zanim przypomniałam sobie co powiedziała Jan ma temat telefonowania poza włości i wybrałam dziewiątkę. Sukces, usłyszałam znajomy dźwięk. Wybrałam numer do Japońskich
Herbacianych Ogrodów i czekałam Czekałam już tak długo ,że powoli zaczynałam tracić nadzieję kiedy ktoś podniósł słuchawkę i pozbawiony tchu sopran zawołał — Hallo? Zrelaksowałam się — Hej, Marcia. Z jak daleka musiałaś przybiec? — Z drugiego końca..... Toby? To ty? — To ja — potwierdziłam Jako ćwierć krwi Odmieniec, Marcia jest dowodem na to ,że Lily to wspaniała dusza, większość wróżek czystej krwi nigdy nie pomyślałaby o zatrudnieniu kogoś takiego jak ona. Jest zbyt ludzka aby posiadać jakąś prawdziwą magię, ale posiada też za dużo cech wróżki aby żyć w świecie ludzi, i jest zbyt krucha aby robić coś innego niż siedzenie i wyglądanie atrakcyjnie. Była jednak naprawdę miła kiedy już zapomniałyśmy o tym incydencie kiedy to przedstawiłam się jej oszukując aby wpuściła mnie bez zapłacenia za wstęp — Chcesz abym zawołała Lily? — spytała — Nie, w zasadzie to dzwonie do ciebie. Chciałam cię prosić o przysługę Teraz jej ton zrobił się ostrożny — Jakiego rodzaju przysługę? — Wiem ,że Dwór Kotów nie ma telefonu, czy mogłabyś pójść znaleźć Tybalta i powiedzieć mu ,że musi zadzwonić do mnie do ALH? Jestem tu pod głównym numerem i naprawdę muszę z nim porozmawiać — Pójść znaleźć Tybalta? I jak mam niby to zrobić?
— Nie wiem. Weź puszkę tuńczyka i pochodź z nią po parku wołając, hej kici kici — westchnęłam — Posłuchaj, wiesz ,że nie poprosiłabym cię o to gdyby to nie było ważne, proszę? — W porządku — powiedziała — Ale jeśli wypruje mi flaki... — Jeśli będzie ci groził, powiedz mu ,że w zamian za to może to sobie odbić na mnie — Tak zrobię — Dobrze — porozmawiałyśmy jeszcze przez kilka minut, Marcia opowiedziała mi ostatnie plotki podczas gdy ja popijałam kawę, okraszając wszystko interesującymi odgłosami we właściwych momentach. Kiedy zaczęła się zapętlać w swoich informacjach powiedziałam do widzenia i rozłączyłam się, ponownie wybierając numer tym razem do
Cienistych Wzgórz, chciałam aby Sylvester był na bieżąco informowany Mój telefon został przekierowany bezpośrednio na pocztę głosową. Zmarszczyłam się nagrywając krótką wiadomość i ponownie rozłączyłam, odwracając się aby zerknąć na Quentina i Alexa Quentin kupował torebkę czipsów z automatu podczas gdy Alex, nakładał na talerz pączki. Ach, nawyki żywieniowe młodych i zdrowych. Alex musiał być chyba uzależniony od ćwiczeń, nie ma mowy aby w innym razie był w stanie utrzymać taką figurę, żyjąc najwyraźniej tylko na cukrze i skrobi Odrywając uwagę od Alexa, obrzuciłam wzrokiem resztę kafeterii. Była obecna tylko jeszcze jedna osoba, jej głowa była pochylona nad kupką chaotycznie wyglądających notatek. Zmarszczyłam brwi w zamyśleniu i poszłam zapełnić tacę zanim ruszyłam w jej stronę — Masz coś przeciwko jeśli się dosiądę? Gordan mruknęła na znak zgody, nie podnosząc wzroku. Postawiłam tacę i usiadłam, wykorzystując okazję aby lepiej jej się przyjrzeć. Wciąż nie mogłam zidentyfikować z jakiej linii krwi pochodzi, jej oczy rzucały mi ukradkowe spojrzenia. Były ciemno zielone, połyskiwały plamkami błotnistej czerwieni jak zardzewiałe żelazo. Nie ma żadnej rasy wróżek z takimi oczami. Już wcześniej zakwalifikowałam ją jako Odmieńca (była bardziej wróżką niż człowiekiem ale jednocześnie była wystarczająco ludzka aby była śmiertelna) a te oczy tylko to poświadczyły.
Jedynym pytaniem było tylko z jakiej linii krwi się wywodziła Spojrzała do góry z jęknięciem — Gnom Opuściłam kubek z kawą — Co? — Miałaś zamiar zapytać, widziałam jak się gapisz. Moja matka była Gnomem, mój ojciec nie — jej brwi zbiegły się razem — I tak był w połowie człowiekiem, zadowolona? — Och, wybacz — czułam rumieniec który pojawił się na mojej szyi. Nie zdawałam sobie sprawy jak oczywiste było moje zachowanie — I co lizaczko - zwłok twoja praca przyniosła jakieś rezultaty? — Lepsze niż przyniosła by twoja ty meatliczna-dziwko — odpowiedziałam wesoło Są pewne uwłaczające określenia charakteryzujące każdą rasę żyjącą w świecie wróżek, byłoby bardzo zaskakujące gdyby takowych nie było. Zadziwiające jest to jak rzadko są używane, ale wróżki zazwyczaj obrażają się wzajemnie przy pomocy włóczni i machin oblężniczych Lizaczka zwłok jest jedną z bardziej przyjemnych zniewag. Te mniej cywilizowane zgłębiają naturę Nocnych Łowców i skupiają się na tym gdzie spędzamy nasze noce. To są dopiero wyzywające do kłótni obelgi. Lizaczka zwłok to tylko zwyczajowy wulgaryzm Gnomy są najlepszymi kowalami w świecie wróżek. Potrafią złapać w pułapkę czaru który znajduje się i ożywa w metalu, kreują zaklęcia które przetrwają lata, są artystami w świecie z tak niewielką ilością sztuki, kreują piękno dla samej idei piękna. Są również małymi, pokręconymi, wstrętnymi ludźmi, naznaczonymi żelazem które plami ich krew. Niektóre spędzając swoje życie w ciemności, udając ,że nie dbają o to co dzieję się ponad nimi, podczas gdy inne przybywają do krainy wróżek i handlują swymi arcydziełami w zamian za różne typy przysług które tylko najpiękniejsze dzieci pochodzące ze świata wróżek mogą wyświadczyć. Są metalicznymi dziwkami. Podobno jest to uczciwa wymiana dla obu stron. W każdym razie czasami Pochmurne spojrzenie Gordan zniknęło, zastąpił je uśmieszek który zamienił jej twarz w maskę radosnych zmarszczek. Nie mogłam powstrzymać się od zastanawiania czym musiała zapłacić jej matka za przyjemność posiadania dziecka mieszanej krwi — W porządku możesz zostać — powiedziała
— Jak miło z twojej strony — odparłam. Quentin podszedł z zaciekawionym spojrzeniem, i pokiwałam aby zajął miejsce przy mnie. Postawił tacę i usiadł, poruszając się prawie z przesadzoną troską — Tak myślałam — uśmiech Gordan zniknął kiedy usiadł Quentin, jej wyraz twarzy stwardniał i przekształcił się w coś znacznie mniej przyjemnego — Kim jest ten piękniś? Mamy już palantów ze schroniska w naszym mieście, nie musiałaś przywozić swojego własnego Spojrzałam na nią niewzruszona, nie łapiąc przynęty — Quentin, poznaj Gordan. Gordan, to mój asystent Quentin. Jest wychowankiem Cienistych Wzgórz — Och, dworski piękniś — jej usta zacisnęły się w grymasie niesmaku.— Ile płacą ci za to abyś go niańczyła, bo na pewno nie wystarczająco Quentin zjeżył się. Położyłam mu dłoń na ramieniu — Nie płacą mi za to. Jest tu ponieważ książę Torquill uważa ,że może się czegoś nauczyć pracując ze mną przez jakiś czas — kiwnęłam w kierunku jego tacy i zaczął dłubać w lunchu, wciąż najeżony — Hm — powiedziała Gordan — Wygląda na to ,że to też spieprzyłaś — Może tak. A może nie — odpowiedziałam wzruszając ramionami — Nad czym pracujesz? Podniosła notes posyłając kwaśne spojrzenie w kierunku Quentina w czasie gdy pokazała przy akompaniamencie parsknięcia notatki przeplatane ze szkicami części maszyn Wyglądało to jak ilustrację z Alicji w krainie czarów w interpretacji Picassa — Odbudowuje jeden z ruterów — A no tak Westchnęła, rozpoznając moją odpowiedz jako celowe przyznanie się do całkowitej niewiedzy — Po prostu staram się zrobić tak aby przyśpieszyć dwukrotnie obieg informacji — Jasne — powiedziałam, kiwając głową — To chyba ma sens — Boże — jej ton głosu zesztywniał — Czy wasz dwójka kretynów ma w ogóle pojecie co robicie? — Co masz na myśli — zapytał Quentin.
Gordan oparła się z powrotem na swoim krześle, rozdzielając swoją uwagę pomiędzy naszą dwójkę. Jej oczy były zimne — Albo wuj Jan przysłał cię tutaj tak jak mówiłaś albo jesteś tu na polecenie Riordan i kłamiesz co do tego. Nic mnie to nie obchodzi. To co chce wiedzieć to to czy masz zamiar powstrzymać to ,że wszyscy tu umierają? wiesz co robisz? czy masz zamiar męczyć nas wszystkich do czasu aż będziesz mogła stąd uciec? Przesłuchanie podczas lunchu, dokładnie to czego zawsze chciałam — Jesteśmy tu z rozkazu księcia Sylvestera Torquilla, i tak zostaniemy dopóki to się nie skończy — Dzielne duszyczki. Głupie ale dzielne, ciekawe ile czasu zajmie zanim twój mały chłopaczek ucieknie z powrotem do swojej kołyski? Prawdopodobnie nie spełniamy jego wysokich standardów — Przynajmniej mam jakieś standardy — warknął Quentin — Quentin, bądź cicho, jakoś nie widzę ,żeby miał gdzieś pójść Gordan. Niby dlaczego mielibyśmy? Uśmiechnęła się ponownie tym razem gorzko — Zastanówmy się dokąd ja bym uciekła?....Hm...to mój dom — miała rację, nie miała dokąd pójść ale to nie wyjaśniało dlaczego była tak nieprzyjemna dla Quentina. — Masz rację — powiedziałam — Więc, skoro jesteś taka swojska, może podzielisz się swoim pomysłem na to kto mógł to zrobić? — Co? — zaczęła się śmiać — Nikt. Obwiniałabym Yui gdyby nie była drugą ofiarą, ta mała lisica zawsze miała pokręcony tok myślenia. Ale nie. Żaden z frajerów którzy pozostali nie miałby wystarczającej ilości komórek mózgowych aby zacząć zabijać ludzi — Nikt z nich? — Nie — odłożyła notes, wyglądając na pełną obrzydzenia — Niech zgadnę, oczekujesz ode mnie ,że pomyślę przez minutę a wtedy palnę coś w stylu hmm Alex jest
bardzo spokojny z wyjątkiem jego kolekcji szpikulców do lodu i młotków, nieprawdaż? Miałaś nadzieję ,że to się rozwiąże jeszcze przed blokiem reklamowym — W zasadzie to nie. Chciałam tylko poznać twoją opinię
— Moją opinię? W porządku, tracisz czas jeśli szukasz mordercy w tej firmie, jesteśmy rodziną — Czy to tyczy się też tych co uciekli? — Może i uciekli ale to tylko oznacza ,że mieli po co żyć. Wcale nie znaczy ,że nas zdradzili. Jeśli chcesz znaleźć zabójce, spójrz na zewnątrz albo nie zawracaj sobie głowy i zgiń tutaj razem z nami — podniosła swój widelec, nabijając na niego kawałek kantalupa — Odeślij dzieciaka do domu jeśli zdecydujesz się to zrobić. Śmierć zniszczy mu fryzurę Quentin spojrzał na nią, ale pozostał skupiony na swoich chipsach, dobry chłopiec — Podniosłam kawę mówiąc — Jesteś trochę pesymistyczna — Doprawdy? Wow przepraszam. Niech wszyscy twoi przyjaciele zginą albo uciekną i zobaczymy jaka wesoła będziesz — jej oczy zwęziły się — Przyjeżdżasz tutaj z twoim, małym czystej krwi absztyfikantem i twierdzisz ,że chcesz pomóc, tak, jasne, to nie potrwa długo, uciekniesz przerażona jak cała reszta — Może. A może nie — wzruszyłam ramionami — I nie jest moim absztyfikantem tylko przyjacielem — Masz zabawny gust w doborze przyjaciół — Gordan wstała i włożyła notes pod ramie — Mam nadzieję ,że lepiej oceniasz miejsce przestępstwa niż ludzi — odwróciła się i odeszła nie zawracając sobie głowy pożegnaniami — To nie w porządku — powiedział Quentin — Ona nas obraża i tak sobie po prostu odchodzi? — Dramatyczne wyjście jest ostatnim schronieniem infantylnej osobowości — powiedziałam — A teraz wypij napój i pomóż mi wykombinować jakieś okropne przezwisko jakim będziemy ją nazywać następnym razem jak się pojawi — W porządku — nawet fakt ,że został obrażony nie mógł popsuć mu apetytu, połykał chipsy z przerażającą szybkością a ja zaczęłam podbierać kawałki owocowego koktajlu z porzuconej tacy Gordan. Dobrze dla niego — Mówiłam ,że byłeś głodny — powiedziałam, odbierając rozbawione parsknięcie od Quentina. Zignorowałam mój lunch i zamiast tego oparłam brodę na knykciach i od czasu do czasu popijałam kawę. Gordan nie lubiła Quentina w zasadzie od pierwszego spojrzenia.
Może była uprzedzona, niektórzy Odmieńcy naprawdę nienawidzą wróżek czystej krwi, ale to nie wyjaśniało i uzasadniało jej pracy dla Jan. Alex usiadł przy stoliku, odsuwając teraz pustą tace Gordan na bok robiąc miejsce na swoją własną — Whoa! — powiedział, spoglądając na nasz wyraz twarzy — Czy kawa była naprawdę aż taka zła? — Po prostu mieliśmy przyjemną pogawędkę z Gordan — powiedziałam — Gordan? — westchnął Alex, odgarniając grzywkę wierzchem dłoni. Natychmiast ponownie opadła przykrywając mu oczy — Przykro mi ona zawsze była trochę... — Paskudna? — podpowiedział Quentin — Miałem zamiar powiedzieć ostra ale jeśli chcesz użyć paskudna, możemy równie dobrze tak ją określić, to nie jej wina — A więc czyja to wina? — spytałam — Zębiastych wróżek? Alex potrząsnął głową — Nie, mam na myśli to ,że to nie jej wina. Barbara była jej najlepszą przyjaciółką. Utrata jej....jestem naprawdę zaskoczony ,że Gordan tak dobrze się trzyma, to wszystko Niektóre informacją mają taki efekt, że po ich usłyszeniu czuje się jak totalna kretynka — Och — powiedziałam Stwierdzenie Alexa nie wydawało się wpłynąć na Quentina w taki sam sposób. Jęknął i zapytał — I to upoważnia ją do zachowywania się jakbym to ja był tym złym? — Była trochę ostra — powiedziałam — Gdyby nie pracowała dla Jan założyłabym ,że jest rasistką — Trochę taka jest — powiedział Alex — Bycie dzieciakiem Gnomem nie jest łatwe. Zbierała cięgi zanim zaprzyjaźniła się z Barbarą i wydaje mi się, że trzyma w sobie jakieś dawne urazy. To znaczy, dopiero po ponad roku pracy tutaj przestała być okropna dla wróżek czystej krwi z różnych powodów — Więc, dlaczego tu została? — Ponieważ jest dobra i ponieważ była jedyny Gnomem który potrzebował pracy. Jan potrzebowała kogoś kto poradziłby sobie z żelazem, przynajmniej do czasu aż udałoby nam się uruchomić w pełni wszystkie systemy.
Do czasu kiedy skończył się jej pierwszy kontrakt, zaczepiła się i została — Wzruszył ramionami — To ona przekonała Jan aby ta zatrudniła Barbarę — Więc, się uspokoiła — Cóż, jeśli cię posłucha możesz spróbować powiedzieć jej ,że tylko wykonujesz swoją pracę — Chcemy pomóc — dodał Quentin, zraniona duma wzięła górę nad niechęcią do Alexa Byłam pewna ,że to tylko tymczasowe Alex westchnął — Wiem. Zrobię co w mojej mocy aby pomóc — Jak na razie i tak byłeś bardzo pomocny — powiedziałam — To nie problem — odpowiedział — Kręcimy się tu teraz jak stado owiec, miło jest mieć coś do roboty i naprawdę mi przykro ,że nie mogłem ci nic powiedzieć wcześniej — Jasne — odparłam — To co chcę powiedzieć to to ,że jeśli potrzebujesz pomocy nie krepuj się i proś — uśmiechnął się i odpowiedziałam tym samym, przynajmniej do momentu w którym Quentin przypadkowo nie kopnął mnie w kostkę. Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie. Uśmiechnął się niewinnie — Poza tym — zaczął Alex — Jeśli będę zajęty zawszę mogę przysłać co do pomocy Terrie Quentin rozchmurzył się — Kiedy Terrie tu dotrze? — Dobre pytanie — dodałam — Kiedy przychodzi? — Co? — Alex zamrugał — Twoja siostra? — powiedziałam, był o wiele mnie atrakcyjny kiedy wyglądał na tak zakłopotanego — Kiedy zaczyna swoją zmianę? — Och, hmmm — spojrzał na zegarek a potem na okno. Gest ten wyglądał na notoryczny tak jakby nie był do końca pewny czy może uwierzyć w to która jest godzina — Zwykle pojawia się chwilę po ósmej Quentin zapytał — Przyjdzie cię szukać czy jak?
— Och, nie. Mnie już tu nie będzie kiedy ona dotrze — To musi być trudne, to ,że nigdy nie widujesz swojej siostry — dodałam — Co? — wyglądał na zdenerwowanego, nie podobało mu się to ,że wypytujemy o Terrie. Miałam nadzieję ,że to nic nie znaczy bo już naprawdę zaczynałam go lubić — Och, tak, to znaczy nie....nie jesteśmy zbyt blisko — Ok — zmieniłam temat, obserwując jego wyraz twarzy — Co możesz nam powiedzieć na temat innych? Quentin wyglądał jakby miał zaprotestować przeciwko tej nagłej zmianie tematu, i odczułam wielką przyjemność kiedy przypadkowo kopnęłam go w kostkę — Au! — O co chodzi Quentin? — zapytałam słodko — O nic — powiedział, spoglądając. Nie miał zamiaru robić tego przy Alexie i obydwoje o tym wiedzieliśmy. Wiedza o słabościach twoich przyjaciół ma takie samo znaczenie jak wiedza o słabościach Twoich wrogów — Jedz dalej — przepchnęłam moją tacę do niego i zwróciłam się do Alexa — Co mówiłeś? Alex wpatrywał się we mnie, przerażony — Sądzisz ,że to ktoś z nas. Dlaczego? — Yui — Co? — powiedział Alex. Quentin spojrzał do góry z nad mojego lunchu, mrużąc oczy Nie winiłam ich za to ,że tego nie rozumieją, ja też bym to przegapiła jakieś piętnaście lat temu, ale upływ czasu pozwolił mi się zdystansować od wróżek. Czasem jest to dobra rzecz — Yui była wróżką Kitsune z czterema ogonami. To oznacza ,że była silna, szybka i miała naprawdę silną magię, tak? Alex pokiwał, więc kontynuowałam — Cokolwiek ją zabiło wzięło ją z zaskoczenia, wiemy ,że nie walczyła. Wiemy również ,że była wystarczająco silna aby się obronić, mogła walczyć, a moc jaką posiadała powstrzymała by większość atakujących. Na pewno dałaby sobie radę z kimś takim jak ja, to oznacza jedną z dwóch rzeczy. Albo jej zabójca był czymś tak strasznym ,że poradził sobie z wróżką Kitsune która posiada cztery ogony albo
— Albo był to ktoś kogo znała — dokończył przerażony Alex — Nawet mi to nie przyszło do głowy — Większości osób by nie przyszło — większość nie spędza tak dużo czasu jak ja radząc sobie ze śmiercią. Szczęściarze — Gdyby to był jakiś potwór to czy pozostawił by ciała? — zapytał Quentin — To zależy od tego co je. Najlepszą odpowiedzią byłoby prawdopodobnie nie, możemy mieć do czynienia z czymś co zabija w samoobronie, ale zabijanie z powodu pożywienia jest bardziej prawdopodobnie, a nigdy nie słyszałam o czymś co jest w stanie zabić wróżkę Kitsune a nie zjadłoby ciała. Czy były jakieś niewyjaśnione zniknięcia w hrabstwie o których nie zawiadomiliście królowej? — Co? Nie. Zgłaszaliśmy wszystkie zniknięcia i zgony na dworze królowej — Hmm, masz na myśli do czasu tego ostatniego zestawu tak — powiedziałam — Tak, Nie, To znaczy....Jan próbowała to zgłosić! — Swojemu wujowi a nie królowej, ale wszystko jedno. Nie mam zamiaru się z tobą kłócić. Ufam ,że jeśli przyjdzie ci do głowy jakakolwiek śmierć którą przeoczyłam, powiesz mi o tym. Znalazłeś może jakieś niezwykłe ślady czy tropy? Zezwierzęcę ślady? Być może mamy do czynienia ze zmiennokształtnym — Nic o czym bym słyszał — pochylił się do przodu, trzymając twarz w dłoniach — Nie mogę uwierzyć ,że robi to ktoś z nas, po prostu nie mogę w to uwierzyć — Przykro mi — powiedziałam i naprawdę tak myślałam, boli kiedy zdradza cię własna rodzina — Możesz się mylić — powiedział Alex przez palce — Możliwe — zgodziłam się — Jak długo firma ma tu swoją siedzibę? Alex podniósł głowę. Nie płakał, ale to była tylko kwestia czasu — Siedem lat — Gdzie firma miała swoją siedzibę wcześniej? — W pobliżu granicy z Marzycielskimi Lustrami. Znaleźliśmy ziemię którą mogliśmy połączyć z Letnimi Krainami jakieś osiem lat temu, i chcieliśmy przenieść się jak najdalej od księstwa Riordan, więc zaczęliśmy budowę
— Ale byliście w stanie tylko stworzyć Spłycenie? — Linie ley nie były wystarczająco głębokie aby można było zrobić co innego — Może coś zbudziliście i po prostu temu czemuś zajęło chwilę czasu zdanie sobie sprawy z tego ,że kolacja jest tuż nad głową, jeśli tak się stało, zginie o wiele więcej ludzi zanim dowiemy się co to jest i jak to powstrzymać — nie chciałam rozdawać darmowych uderzeń, jednak czas na litość jest tylko wtedy kiedy nie giną ludzie — Jeśli to ktoś z nas — powiedział powoli — Najgorszą rzeczą z jaką musisz się zmierzyć...jest jedno z nas — To albo zmiennokształtny podszywający się pod jednego z pracowników — wzięłam łyka mojej kawy — Nie podoba mi się żadna z tych opcji ale tylko takie mamy — Quentin znowu zamilkł, jedząc moją kanapkę obserwował Alexa. — Rozumiem — powiedział Alex — Teraz. Co musimy wiedzieć? Alex był cicho przez długą chwilę. Wtedy wziął głęboki wdech i powiedział — ALH było pomysłem Jan, dostarczyła kapitał i zatrudniła oryginalną załogę. Jesteśmy częścią hrabstwa ale to formalność, płacą nam za pracę tutaj, wszyscy mamy stałą pracę, a ostatni raz kiedy mieliśmy coś wspólnego z dworem było to firmowe grillowanie w maju — Czy była już hrabiną kiedy założyła ALH? — Tak. Miała tytuł ale nie miała ziemi, do czasu kiedy nie uwolniliśmy się z pod wpływu Marzycielskich Luster — Więc, jak długo tu pracujesz? — Około dwunastu lat. Terrie i ja pochodzimy z Cincinnati Zmarszczyłam się. Ze sposobu w jaki to powiedział, nie byłam pewna czy Terrie była tu przez ten cały czas — Czy Jan jest dobrą liderką? — zapytałam — Jedną z najlepszych — Alex zmrużył oczy, nagle poważniejąc — Ona nie myśli jak większość, wciąż jest dobra w tym co robi, musisz po prostu dać jej szansę
Zazwyczaj nie daje nikomu szans kiedy giną ludzie. Z drugiej strony....kiedyś wygłosiłam podobne przemówienie przed dworem królowej i królewską komisją która weryfikowała działanie lokalnego księcia. Powiedziałam ,że powinni dać mu szanse, że nie powinni oceniać go skoro go nie znali Sylvester nie robił tego czego od niego oczekiwano ale to co robił robił dobrze. Jeśli Alex dał Jan takie samo świadectwo, to będę musiała dać jej szanse i może miał rację. Może Jan i Sylvester mieli więcej wspólnego niż tylko kolor oczu Miałam tylko nadzieje ,że nie zawiedzie nas wszystkich — Więc, Jan zatrudniła cię tutaj — powiedziałam, czy jest coś jeszcze co powinnam wiedzieć? — Nie wiem co uważasz za rzeczy które powinnaś wiedzieć, Jan wykonuje swoją prace w normalnych warunkach ma Elliota który dba o szczegóły, ale ostatnio jest nie w formie z powodu tego wszystkiego — Nie jest to mocna strona wielu osób — Ty całkiem nie źle sobie radzisz Quentin posłał mu pełne niedowierzania spojrzenie. Potrząsnęłam głową i powiedziałam — Mam w tym wprawę — mając nadzieję ,że moje zgorzknienie nie będzie zbyt widoczne, chociaż byłam pewna ,że będzie — Czy jest ktoś jeszcze o kim powinnam coś wiedzieć? — Hmm — przechylił głowę na jedną stronę — Poznałaś Gordan, Elliota, i Jan, Peter jest zamknięty w swoim gabinecie kończy jakieś zlecenie a Terrie pracuje na nocną zmianę — I jest jeszcze April Alex prawie uśmiechnął się zgadzając — Tak, jest jeszcze April, zakładam ,że ją poznałaś? — Dziewczynka o blond włosach, nosi okulary. Tak, poznałyśmy się — Jest dziwna — dodał Quentin — Driady z zasady takie są — powiedziałam i przerwałam — W ten sposób znikają —
Driady to jedne z niewielu naszych ras które mogą teleportować się same z siebie Te normalne muszą być blisko swoich drzew ale jeśli April została zintegrowana z siecią firmy prawdopodobnie musi być tylko w pobliżu gniazda elektrycznego — Dokładnie — Alex potwierdził Quentin spoglądał na mnie z szeroko otwartymi oczami — Ona jest driadą? — To długa historia, Alex— Reszta mojego zdania została zagłuszona kiedy April pojawiła się przy stoliku obok, przesyłając elektryczny wstrząs poprzez powietrze. Podskoczyłam a Quentin jęknął April spojrzała na niego — Wszystko w porządku? — troska brzmiała na wystudiowaną — W porządku — wymamrotał Quentin — Zaskoczyłaś... nas — dodałam — Matka cię szuka — powiedziała — Chce z tobą porozmawiać i poprosiła abym cię znalazła — powiedziała to tak jakby nie przebywanie w zasięgu wzroku Jan było przestępstwem — A więc zgaduje ,że powinniśmy iść do niej tak? — powiedział Alex, uśmiechając się. Spojrzała z powrotem na niego, nie była pod wrażeniem i było to pierwsze szczere wyrażenie emocji jakie widziałam na jej twarzy — Jest w swoim gabinecie? April rozważała to przez chwilę zanim pokiwała, mówiąc — Obecnie — Daj jej znać ,że zaraz do niej przyjdziemy, dobrze? — Pójdziecie prosto do niej? — jej ton implikował ,że zostaniemy rozkojarzeni i odejdziemy gdzieś na bok, pozostawiając ją aby wzięła na siebie winę za naszą nieobecność — Tak — Doskonale — zniknęła. Powietrze zadrgało w miejscu w którym stała z delikatnym trzaskającym dźwiękiem, pozostawiając za sobą zapach ozonu — Wygala na to ,że to nasza wskazówka, Quentin, chodź — wstałam, dokańczając kawę.
Pomrukując Quentin zrobił to samo, z moją na wpół nadjedzoną kanapką w dłoni. Spojrzałam na Alexa — Chodź przewodniku pokaż nam drogę — Z przyjemnością — odpowiedział Alex z uśmiechem i wyprowadził nas z kafeterii Włości były zagmatwanym labiryntem korytarzy ale Alex nie zawahał się ani razu biorąc zakręty i nawigując nas przez korytarze których przysięgłabym ,że nie było tu wcześniej. Cóż to nie było takie zaskakujące, pracował tu w końcu wystarczająco długo aby przywyknąć do faktu ,że parter był na dachu i można było do niego dojść tylko schodząc w dół schodami. Aż tak dużo czasu nie zajęło mi nauczenie się parkowania w San Francisco, a to prawdopodobnie gorsze Drzwi Jan były otwarte. Siedziała na biurku w środku, laptop balansował na jej kolanach. Porozrzucane kartki zalewały podłogę Oparłam się o framugę — Hej Jej głowa podskoczyła do góry — Co do! o to ty — zrelaksowała się z uśmiechem — Hej, Toby, Quentin, Alex — Cześć — odpowiedział Alex ale nie wszedł do biura — April powiedziała ,że chcesz nas widzieć? — weszłam do środka, Quentin wsadził sobie do ust ostatni kęs kanapki, przełknął i przybrał jak założyłam swoją zwyczajową pozę pod tytułem 'jestem pośród szlachty'. Zdecydowanie rozwijał definicję możliwości pracującego nastolatka Nigdy wcześniej nie widziałam ,żeby ktoś połknął taką ilość sera i szynki bez uprzedniego jej przeżucia — Tak — ześliznęła się z biurka odstawiając laptopa — Alex, mógłbyś nas zostawić? — Żaden problem, tak jakby tego oczekiwałem, Toby, jeśli byś mnie potrzebowała, poproś Jan aby pokazała ci mój gabinet. Pomachał i wyszedł zamykając drzwi za sobą Obserwowałam go jak wychodzi a potem odwróciłam się do Jan, spoglądając na nią spekulacyjnie zanim przemówiłam — April wygląda jak ty, gdyby nie włosy — Prawda? — Jan uśmiechnęła się — Na początku przybierała różne formy ,zmieniała swoją twarz za każdym razem jak się pojawiała, ale potem zdecydowała ,że to ja jestem jej matką i zaczęła wyglądać jak ja. W sumie dobrze ,że pozostała blondynką inaczej mogłybyśmy się naprawdę zamieszać
— Alex powiedział mi co zrobiłaś — dodałam — Jak... — Miała żyjący korzeń kiedy uciekła z lasku. Pomyślałam sobie ,że Driady żyją w drzewach ale nikt nie mówił ,że muszą żyć w fizycznych drzewach, w końcu są tylko fizyczną manifestacją duchów drzew, tak czy inaczej prawda? — wzruszyła ramionami — Popracowałam trochę nad korzeniem który miała ze sobą, wprowadzając go do obwodów zanim soki z niego całkiem wyschły aby umieścić ją z nim w serwerowni. Kiedy zaczęła znikać, zamknęłam to miejsce i przywróciłam zasilanie i kiedy powróciło ona też powróciła w formie natychmiastowo pojawiającej się Cyber Driady — Imponujące — pojawiła się jakaś nowa ostrość w jej oczach i głosie kiedy mówiła o tym jak uratowała April, to było prawie jakbym rozmawiała z kimś innym. Zaczynałam rozumieć też jak większość osób czuła się kiedy pierwszy raz miała do czynienia z Sylvesterem. Łatwo można było założyć ,że przez tą jej postawę nie była inteligentna. Ludzie ginęli zakładając coś takiego na temat Sylvestera, nie miałam zamiaru popełniać takiego samego błędu w stosunku co do jego siostrzenicy Quentin też ją obserwował mrużąc przy tym oczy — Dlaczego nas tu wezwałaś? — zapytał Jan przerwała, jej entuzjazm zmniejszył się — Muszę z wami porozmawiać — Jesteśmy tutaj — powiedziałam — Więc mów — Mam te informacje o które prosiłaś i chciałam się dowiedzieć czy znalazłaś coś w piwnicy — Nic — potrząsnęłam głową — Quentin i ja obydwoje próbowaliśmy ale nie udało nam się niczego znaleźć. Może mojej matce udałoby się coś uzyskać z ich krwi ale nam nie. Nie jesteśmy wystarczająco silni — Czy jest coś jeszcze czego moglibyście spróbować? — zapytała — Nie, bez dostępu do policyjnego laboratorium. Sadownictwo nie jest moją mocną stroną i bez należytego wyposażenia, to praktycznie niemożliwe — Nie możemy wmieszać w to policji — Wiem — folklor wróżek miał się całkiem dobrze w tych dniach, nikt już w nas nie wierzy w związku z czym jesteśmy wolni aby żyć swoim życiem.
Nie zawsze tak było, były naprawdę kiepskie okresy przed tym zanim zostaliśmy zapomniani, wieki wypełnione ogniem i żelazem. Nawet najbardziej szaleni członkowie mrocznego dworu Unseelie nie chcą do tego wracać, ale jeśli sprezentujemy ludziom zwłoki trzech wróżek nie będziemy mieli wyboru. Taki dowód na nasze istnienie przywróci do życia stare dni bez względu na to czy tego chcemy czy nie, i prędzej stanę twarzą w twarz z samym Oberonem niż na to pozwolę Jan westchnęła — Ponownie próbowałam dodzwonić sie do mego wuja — I?
— I nic — potrząsnęła głową — Nikt nie odebrał, zostawiłam wiadomość — Ja też zostawiłam dla niego wiadomość i jedną dla króla kotów San Francisco. Mam nadzieję ,że pomoże mi ustalić co mogło być w stanie skrzywdzić Barbarę Jan pokiwała — Informuj mnie dobrze? — Oczywiście — Dobrze. Czy jest coś jeszcze czego potrzebujesz? — Tak, w zasadzie tak — powiedziałam — Chce listę osób które miały dostęp do kafeterii kiedy Barbara została znaleziona. Czy są gdzieś jakiekolwiek inne kamery które nie zostały w tajemniczy sposób uszkodzone tuż przed zabójstwami? Jeśli tak to muszę zobaczyć te nagrania, jak również chcę aby miejsca w których znaleziono ciała odgrodzić do czasu aż Quentin i Ja będziemy mogli tam pójść, włączając w to trawnik na zewnątrz włości — Zrobi się. Masz jakikolwiek pomysł co mogłoby za tym stać? — Nie sądzę aby to było coś, wydaje mi się ,że...— przerwałam kiedy górne światła zamrugały i zgasły. Komputery stojące wzdłuż ściany, zrobiły się ciemne i coś zaczęło przeraźliwie piszczeć — Coś jest nie tak — powiedziała Jan. Jej postawa zmieniła się, odzwierciedlając teraz ściśle kontrolowaną panikę
— Nie macie przerw w dostawach prądu? — przyciemnione światło, sączyło się przez pojedyncze okno znajdujące się w pomieszczeniu, wydobywając kształty biurka. Podeszłam do okna, odsuwając zasłonę i wyglądając na zewnątrz — Quentin, sprawdź drzwi Muszę mu to dać, poruszał się z godną podziwu pilnością, przyjmując blokująca postawę zaraz obok drzwi. Nie miał zamiaru wypuszczać Jan dopóki nie powiem mu ,że może to zrobić Jan wydawała się tego nie zauważyć — Nie, nie mamy, zasilanie nigdy nie pada — Elektrownia robi mi to przez cały czas — dodałam, na trawniku nie było nikogo, tylko standardowy asortyment kotów — Mamy generatory które odpalają się jeszcze zanim światło zacznie mrugać, nie możemy sobie pozwolić na utratę zasilania — zaczęła kierować się w kierunku drzwi — Mamy system który nigdy nie powinien paść. April— — Jan, stój — powiedziałam a ona zamarła — Daj mi chwilę. Gdzie znajdują się generatory i kto ma do nich dostęp? — Są w pomieszczeniu zaraz obok serwerowni i każdy ma do nich dostęp. Nawet nie wiem czy zamek w drzwiach prowadzących do tamtego pomieszczenia się zamyka, o co chodzi? — Nie wiem — zaczęłam iść w kierunku drzwi — Musimy sprawdzić generatory — Chodź za mną — złapałam za klamkę, pokiwałam w kierunku Quentina aby się odsunął, pozwalając jej wyprowadzić nas z pomieszczenia Korytarze były jeszcze dziwniejsze w ciemności, wypełnione cieniami które nie całkiem pasowały do rzucających je obiektów. Jan kroczyła przez nie bez wzdrygnięcia. Quentin podążał blisko za nią podczas gdy ja zabezpieczałam tyły. Może nie zostaniemy zaatakowani ale jakoś nie chciałam liczyć na to w sytuacji kiedy Jan była taka pewna ,że ich zasilanie nie mogło paść a padło Jan weszła do pomieszczenia z generatorami i krzyknęła
Jedenaście Dostrzegłam tylko przebłysk tego co znajdowało się w pomieszczeniu zanim szarpnęłam Jan z powrotem na korytarz, zamykając za nią drzwi — Peter — powiedziała wpatrując się drzwi — To był Peter — Myślałam ,że nie widzisz dobrze w ciemności, skąd możesz być pewna? — Nikt inny w tej firmie nie ma skrzydeł — Cholera — spojrzałam z powrotem w kierunku drzwi — Muszę tam wejść — Jesteś pewna ,że to rozsądne? — zapytała Jan, marszcząc się — Bez wsparcia — dodał Quentin — Muszę obejrzeć ciało a to oznacza ,że muszę uruchomić z powrotem generatory. Jak mam to zrobić? — śmierć nie wywołuje we mnie uczucia niepokoju ale morderstwo sprawia ,że robię się nerwowa a mój brak jakiejkolwiek broni nagle wydal mi się fatalnym błędem. Jeśli uda nam się wrócić do hotelu i zachować życie, nie pojawię się już tutaj bez mojego noża i kija bejsbolowego. Może jeszcze pancerz ,jeśli uda mi się jakiś wystarczająco szybko znaleźć — Racja — westchnęła Jan — Jest taki pomarańczowy włącznik na drugim panelu za drzwiami. Jeśli został jakiś gaz w generatorach, powinnaś być w stanie przywrócić je do działania, wystarczy przekręcić włącznik, odczekać trzydzieści sekund i jeszcze raz przekręcić — W porządku — spojrzałam na Quentina i powiedziałam — Zostań tutaj. Jeśli zobaczysz coś niezwykłego lub kogoś kto dziwnie się zachowuje, łap Jan i uciekaj, dogonię cię, zrozumiałeś? — Tak — powiedział. Jeśli nie pochwalał mojego rozkazu to nie okazał mi tego Jan wyglądała jakby miała zamiar się kłócić, ale zamilkła kiedy na nią spojrzałam. Zaczynała powoli zachowywać się sensownie
— Dobrze — powiedziałam, zanim otworzyłam drzwi do pomieszczenia z generatorami i weszłam do środka Pomieszczenie było ciemne, oświetlone jedynie przez niewielkie oszklone grubą szybą okno i wyglądało na opuszczone. To oczywiście nie oznaczało ,że nie było niczego w tym pomieszczeniu ze mną, tylko to ,że cokolwiek co mogło kryć się w tych cieniach wiedziało jak być cicho. Czasami chciałabym nie być tak pozytywnie nastawiona Przystanęłam przyglądając się cieniom i przyzwyczajając oczy. Złapałam kątem jednego z nich jakiś przebłysk ruchu i zachwiałam się. Niczego tam nie było. Ruch który dostrzegłam był tylko późnymi promieniami popołudniowego światła słonecznego przebijającymi się przez okno i połyskującymi na krawędziach stalowych dźwigarów. Przystanęłam nabierając drżąco powietrza Znalezienie generatora nie było trudne. Posuwałam się cal za calem wzdłuż ściany do momentu aż moje udo nie uderzyło w coś ostrego, cofnęłam się do tyłu a potem cal do przodu aż nie uderzyłam w coś ponownie. Nie chciałam odsuwać się od ściany, Peter był tylko ciemną plamą na środku podłogi i nie chciałam przez pomyłkę na niego nadepnąć Posuwałam się tak po omacku dopóki nie doszłam do panelu z wyłącznikami i nie wykombinowałam który przełączyć co było już trochę trudniejsze. Czym dłużej tam stałam, tym bardziej martwiłam się ,że Jan i Quentin zostali w korytarzu nie uzbrojeni. Czas miał tu znaczenie, podparłam się aby przełączyć największy włącznik jaki udało mi się znaleźć, odczekałam trzydzieści sekund i przełączyłam ponownie. Serce waliło mi w uszach jak stalowy bęben do momentu aż nie utopił go dźwięk rozpoczynającego pracę generatora Silnik zakrztusił się dwukrotnie, a potem ruszył i praktycznie natychmiast zapaliły się światła. Prawie natychmiast też tego pożałowałam Peter leżał na plecach, ledwie rozpoznawalny jako mężczyzna którego widziałam kiedy pierwszy raz tu przyjechałam. Śmierć w końcu usunęła jego ludzkie zauroczenie. Miał cztery stopy wzrostu i podobne do ptasich piór siwe włosy, leżące na kocu który tworzyły jego własne szaro zielone skrzydła. Był Kornwalijskim Pixie, prawie jedyną odmianą Pixie na tyle dużą aby wchodziła w interakcję z wróżkami jak równy z równym
Cóż, już dłużej nie będzie robił nic takiego, nie będzie kłócił się o to jaki język kwalifikuje się jako język a jaki nie, lub mylił wizytujących Odmieńców nosząc ludzkie zauroczenie podczas gdy wszyscy inni z niego zrezygnowali. Zaczynało wyglądać na to ,że programem emerytalnym firmy ALH było skończenie jako trup w pustym pokoju. Dziury na jego nadgarstkach i szyi rozwiały moje wątpliwości co o tego ,że tylko śpi. On nigdy się już nie obudzi Przyklękłam, dotykają jego gardła i wzdrygnęłam się kiedy poczułam ciepło jego skóry. Krew i cienka warstwa pyłku pokryła moje palce, pot pixie. To dało mi przynajmniej jakieś pojęcie o czasie zgonu. Pixie przestają wydzielać pyłek po śmierci, a cienki ślad który pozostawiają za sobą, rozpuszcza się szybko. Nie mógł być martwy kiedy zgasły światła, bo pyłek pixie już by dawno zniknął Światło udało się przywrócić zbyt łatwo aby był to sabotaż ale nie miało zbytnio sensu wyłączanie światła przez tego kto zabił Petera. Ciało nie zostałoby odkryte przez wiele godzin a może nawet i dni, gdybyśmy nie musieli przywrócić pracy generatorów. Zabójca mógł mieć wtedy sporo czasu....chyba ,że wiedział ,iż to doprowadzi nas do generatorów i ciała i miał nadzieję ,że doprowadzi mnie albo Jan prosto do Petera. To mogła być pułapka albo jakaś chora gra. Tak czy inaczej ktoś chciał aby znaleziono to ciało Sprawy przyjmowały coraz gorszy obrót Przyłożyłam palec do ust, pobierając próbkę krwi Pyłek Pixie maskował normalny posmak i zapach miedzi zasłoną popiołu i palonego cukru, przesyconą, ale nie bardziej nieprzyjemną niż zwykle. Nie liczyłam na wiele i nie byłam rozczarowana. Nie było niczego w tej krwi, żadnego życia, wspomnień, niczego. Była pusta Pomieszczenie miało tylko jedną parę drzwi, plus niewielkie okno z gruba szybą, logicznie nikt nie mógł stamtąd wyjść kiedy byłam już w środku. Na nieszczęście znajdowaliśmy się we włościach wróżek, gdzie logika nie zawsze miała zastosowanie. Wstałam, wycofałam się z pomieszczenia i zamknęłam za sobą drzwi. Peter mógł chwilę zaczekać, martwi są cierpliwi — Quentin? — Tutaj — powiedział Dobrze. Nie zostawiłam ich na rzeż. Zamknęłam drzwi i odwróciłam się mówiąc — Nie żyje
Quentin pokiwał — Co teraz? — Teraz zaczynamy pracę — odwróciłam się w kierunku Jan — Czy jest jakieś inne wejście prowadzące do tego pomieszczenia? — Nie — odpowiedziała, kręcąc głową — Tylko te jedne drzwi — Czy April mogła dostać się do wewnątrz nie używając ich? — Nie kiedy nie było zasilania — powiedziała pewnie Jan — No tak. Quentin, załóż zabezpieczenia — odwrócił się aby zamrugać na mnie w zaskoczeniu. Uśmiechnęłam się lekko — Nazwij to ćwiczeniami praktycznymi — praktyka i uniknięcie przeze mnie bólu głowy. Jako czystej krwi wróżka Daoine Sidhe, Quentin mógł założyć silniejsze zabezpieczenia niż ja i kosztowało go to o wiele mniej wysiłku niż mnie Kiwając głową z nagłym entuzjazmem, Quentin podszedł bliżej aby zamknąć drzwi i podniósł ręce zapach stali i świeżych kwitnących wrzosów wzrastał wokół niego, kontur drzwi błysnął na czerwono, potem na biało. Spojrzał na mnie wyraźnie szukając aprobaty, posłałam mu kciuk w górę a on rozpromienił się wyglądając na naprawdę zadowolonego z siebie. Najwyraźniej to było dokładnie to czego chciał. Przynajmniej jedno z nas było szczęśliwe Zwróciłam swoją uwagę z powrotem do Jan — Musimy przenieść ciało ale nie zrobimy tego sami, chodźmy znaleźć Elliota — W porządku — odpowiedziała kiwając głową Przeszliśmy tylko jakieś dziesięć jardów kiedy usłyszeliśmy ,że ktoś biegnie przecinając korytarze tuż przed nami. Pociągnęłam Jan aby się zatrzymała, sygnalizują na Quentina żeby przesunął ją do ściany i przytrzymał tam po czym zaczęłam iść dalej sama. To mógł być ktoś z lokalnych mieszkańców ale mogło to być też coś znacznie gorszego a nikt z nas nie był uzbrojony. Najlepsze co mogłam zrobić to spróbować dowiedzieć się kto to bez wpędzania nas w kłopoty Już prawie doszłam do rogu kiedy wbiegła zza niego Gordan, ślizgając się aby zatrzymać się kiedy nas spostrzegła. Najwyraźniej zostawiła to co robiła w dużym pośpiechu, tłuste plamy znaczyły jej koszulkę i ramiona — Co tu robisz? I co robisz z Jan? — Próbuje utrzymać ją z dala od piwnicy — warknęłam
— Gordan, wszystko w porządku — odpowiedziała Jan — Nie chcę wędrować tędy sama Dłonie Gordan były czyste, w przeciwieństwie do reszty jej ciała — Co się stało? — zażądała odpowiedzi. Była wściekła ale większa część jej furii była przeznaczona dla Quentina. Biedny dzieciak — Peter zginął — odpowiedziała Jan. Wściekłe spojrzenie Gordan zniknęło, oczy rozszerzyły się na tej nagle bardzo młodo wyglądającej twarzy. Nie mogłam zignorować nasuwającego się tu pytania, bez względu na to jak bardzo bym chciała — Nie żyje — potwierdziłam, przesuwając się aby dołączyć do Jan i Quentina opierających się o ścianę — Znaleźliśmy go w pomieszczeniu z generatorami dokładnie po tym jak padło zasilanie. Zabójca chciał aby został odnaleziony — I co masz zamiar z tym zrobić? — jej głos był ostry i hałaśliwy — To już dwoje z nas od kiedy tu przyjechałaś! Prawie nikt już nie został! Dlaczego tego nie powstrzymałaś?! Wyciągnęłam ramię aby powstrzymać Quentina który już zaczął się przesuwać w jej stronę — Spokojnie, chłopcze — Ale Toby — Wiem, uspokój się, poradzę sobie — wściekł się, odwróciłam się do Gordan — Nie możemy nic zrobić skoro nie wiemy co się dzieje, jeśli nie masz zamiaru pomóc, sugeruje abyś opuściła to miejsce Gordan spoglądała na nas z drżeniem. Odpowiedziałam jej spojrzeniem pozornie spokojnym chociaż w środku kipiałam W końcu, Gordan potrząsnęła głową — Masz rację. Ale to nasi przyjaciele — I wszyscy robimy co w naszej mocy, ale muszę wiedzieć ,że otrzymamy wszelką pomoc jaka tylko będzie potrzebna — Otrzymacie — powiedziała Jan, podeszła bliżej i wzięła w dłonie rękę Gordan z zadziwiającą czułością, prowadząc ją korytarzem — Chodź Quentin — powiedziałam a on podążył pół kroku za mną. Tak przechodziliśmy przez włości, Jan prowadziła, z Gordan opierającą się na jej ramieniu i mną tuż za nimi, Quentin podążał jako następny.
Nasza trójka podskakiwała na każdy cień podczas gdy Gordan po prostu szła na ślepo. Dwa zabójstwa w jeden dzień to chyba zbyt dużo dla niej Terrie była w kafeterii kiedy przyszliśmy, stała przy automatach. Jej włosy były potargane a ona sama ziewała, wciąż jeszcze oznakowana przez niedawny sen. Quentin podskoczył, uśmiechając się i machając tak jakbyśmy właśnie nie znaleźli ciała na podłodze. Powstrzymałam odczucie gorzkiej irytacji, skierowane bardziej na nią niż na niego. Jak ona śmie sobie odpoczywać gdy inni umierają? Jan puściła ramię Gordan wołając do Terrie — Peter nie żyje. Zostań tutaj podczas gdy ja zrestartuje April i zawołam Elliota — skręciła na lewo, poruszając się zbyt szybko abym była w stanie ją powstrzymać Rozważałam przez moment aby za nią wybiec i krzyknąć, ale nie sądziłam abym odniosła
tym
jakiś
skutek
—
Wy
i
to
wasze
włażenie
beztrosko
prosto
w
niebezpieczeństwo. To musi być coś w waszej cholernej wodzie Terrie gapiła się za nią — Co? — odwróciła się w naszą stronę powtarzając — Co? — Peter nie żyje — powiedziałam, podchodząc aby wziąć sobie kubek kawy. Gordan przesunęła się do stolika i usiadła, zagłębiając twarz w dłoniach — Ale...co...kiedy? Jak? — Podczas zaciemnienia — odpowiedział Quentin. — Odcięli zasilanie, wyłączyli zapasowe generatory a potem zabili jego, prawdopodobnie po to aby przyciągnąć naszą uwagę — poiłam łyka kawy — Cóż udało im się — Och — wyszeptała Terrie z szeroko otwartymi oczami — Jesteś pewna? — Jestem pewna, wiem jak wygląda śmierć — Och, Peter ....— powiedziała — Był takim wspaniałym inżynierem...... Już otworzyłam usta aby warknąć ale powstrzymałam się kiedy zobaczyłam wyraz twarzy Quentina. Obserwował Terrie z pełną adoracją, całkowicie wciągając się w odczuwany przez nią ból. To miało jeszcze mniej sensu niż mój gniew. Miał temperament ale zachowywał się rozsądnie przez tą całą historię, stawiając czoła wszystkiemu ze spokojem.
Więc dlaczego teraz nagle tak się angażował? Flirtowali ale nie mieli czasu aby się w sobie zakochać, i coś w wyrazie jego twarzy przypomniało mi mój własny kiedy spoglądałam na Alexa Zostałam powstrzymana przed podążeniem za tą myślą i dojściem do jakiejś logicznej konkluzji kiedy drzwi otworzyły się i weszli Jan z Elliotem. Elliot trząsł się i miał zaszklone oczy. Przynajmniej jego głos był spokojny, odpowiedział kiedy zapytałam czy widzieli coś w korytarzu. Powiedział ,że nie. Nie wiedzieli niczego Wyjaśnienie tego co wiedzieliśmy nie trwało długo, nie było zbyt dużo do powiedzenia. Elliot przeszedł przez kafeterię i położył dłonie na ramiona Gordana. Jan pokiwała, potwierdzając moją historię, następnie zaoferowała kilka przydatnych informacji. Nie pomyślałam aby sprawdzić generatory czy nie było jakiś poluzowanych przewodów ani też nie zdawałam sobie sprawy ,że ich wewnętrzne systemy nagrają czas w którym nastąpiła przerwa w zasilaniu Elliot, Quentin, Jan, i ja poszliśmy z powrotem do pomieszczenia z generatorami, zostawiając za sobą Terrie i Gordan. Nawet z przywróconym zasilaniem, włości nie wydawały się ani trochę bardziej przyjazne. Niektóre rodzaje ciemności nie mają tak naprawdę nic wspólnego z tym czy pali się światło czy też nie Zabezpieczenia na pomieszczeniu z generatorami były nienaruszone. Quentin zdjął je i weszłam do środka, dając sobie chwilę na przyjrzenie się wnętrzu zanim wpuściłam tam innych. Peter wciąż leżał nietknięty. Nocni Łowcy nie przylecieli Badanie kryminalistyczne które mogłam wykonać (sprawdzenie odcisków, śladów i śladów we krwi, z uwzględnieniem ran i ich lokalizacji na ciele Petera) zajęło tylko kilka minut. Jan sprawdziła sprzęt, wszystko wydawało się być w porządku, a zegar na generatorze oznaczył godzinę awarii na
7:49
wieczorem, nie całkiem godzina duchów. To
też do niczego nas nie doprowadziło Spojrzałam na Jan, marszcząc się — Czy mógł przy upadku wyłączyć generatory? Czy mógł to być przypadek? — Nie ma mowy — odpowiedziała Jan — Musisz przełączyć trzy włączniki i wcisnąć przycisk z tyłu głównego generatora jeśli chcesz wyłączyć cały system. Jest odporny na przypadkowe uszkodzenia
— Skąd to wiesz? — wyrecytowała ten łańcuch działań trochę zbyt gładko jak na mój gust Zmęczonym głosem Elliot powiedział — Jan, zajmuję się obsługą większości naszego sprzętu, zwłaszcza teraz kiedy jesteśmy już praktycznie szkieletem dawnej załogi. Musi być w stanie odciąć zasilanie w jakimś nagłym wypadku — Plus, zaprojektowałam większość z tych systemów — dodała Jan Elliot uśmiechnął się znużony — Tak, to też — Racja — powiedziałam, przeczesując włosy obiema rękami — Więc to było celowe — Na to wygląda — stwierdziła Jan — Chyba ,że umierający człowiek wie za co należy pociągnąć — Ok. Idźmy dalej Nasza czwórka owinęła taką ilość ciała Petera w prześcieradła jaką tylko mogła, ostrożnie tak aby nie połamać mu skrzydeł i zanieśliśmy go do piwnicy, układając go wraz z innymi. Elliot drżał przez cały czas. Zaczął kiepsko wyglądać, martwiłam się ,że całkiem się załamie — Co będziemy teraz robić? — zapytał nie patrząc przy tym na mnie — Teraz zapolujemy — odpowiedziałam, spoglądając przy tym na Jan, oczekując tego ,że będzie się ze mną kłócić ale ona tylko pokiwała — Elliot, pójdziesz ze mną, Quentin, z Jan. — W porządku — powiedział Quentin. I rozeszliśmy się Korytarze ALH były wąskie, łamiące i zginające się same w dziwny i mało prawdopodobny sposób. Niektóre pomieszczenia były jasno oświetlone, podczas gdy inne oświetlone tylko przyciemnianym światłem przenikającym z zewnątrz. Przeszukiwaliśmy pomieszczenie po pomieszczeniu, przedostając się przez szafy, schowki i bardziej sekretne przejścia niż byłam w stanie uwierzyć ,że istnieją. Namierzenie kogoś tutaj byłoby koszmarem, a namierzenie kogoś kto tu rezydował i wiedział ,że go szukamy było prawdopodobnie niemożliwe. Dzięki niedawnej utracie personelu, nie mogłam być nawet pewna ,że osoba której szukamy była jedną z mojej listy znanych mi podejrzanych
Nie znaleźliśmy niczego. A ja wciąż myślałam o przesadzonej żałobie Terrie i zbyt czystych rękach Gordan Elliot i ja właśnie weszliśmy do pomieszczenia recepcji kiedy Quentin i Jan wyszli zza rogu. Przystanęli kiedy nas zobaczyli — Cokolwiek? — zapytałam — Nic — powiedział Quentin. — Jasne — ktokolwiek zabił Petera był zarozumiały — Chodź Quentin. Wracamy do hotelu Elliot gapił się na mnie, psim wzrokiem z szeroko otwartymi z szoku oczami — Nie możesz zostać? — Zostańcie w grupach. Nikt kto nie był sam nie został zaatakowany. Quentin i ja musimy wrócić do hotelu i zabrać nasze rzeczy — głównie musieliśmy zabrać moją broń — Wrócimy przed świtem — Uważajcie — powiedziała Jan — Będziemy — odpowiedziałam, jakoś nie mogłam już dłużej się na nich wściekać. Ich świat się rozpadał i wiedzieli o tym — Quentin, chodź Wyszliśmy razem na chłodne, nocne powietrze, pozwalając aby drzwi zamknęły się same za nami. Byliśmy w połowie drogi do samochodu kiedy Quentin powiedział — Toby? — Tak? — Wrócimy tutaj? — Tak, wrócimy. Mamy zadanie do wykonania, trzymasz się jakoś? — Boje się — powiedział to takim tonem jakby oczekiwał ,że będę na niego krzyczeć Potrząsnęłam głowa — Ja też Quentin. Uwierz mi ja też
Dwanaście Recepcjonista skulił się kiedy szturmem wpadliśmy do holu. Quentin stworzył swoje ludzkie zauroczenie podczas naszej podróży z ALH, a ja złożyłam swoje do kupy na parkingu. Nie było idealnie dobrane, ale nic a nic mnie to nie obchodziło. Chodziło tylko o to aby utrzymać nasze istnienie z dala od brukowych gazet dopóki nie dotrzemy do naszych pokoi i nie zabierzemy tego co potrzebne. Skóra Colina wisiała przewieszona przez moje ramie, niesiona w taki sposób wyglądała z daleka jak nieco obskurny ręcznik. Nie chciałam aby coś się z nią stało. Chciałam ją zwrócić jego rodzinie kiedy to wszystko się skończy i jeśli uda nam się przetrwać Prawdopodobnie udałoby nam się przedostać nawet bez zauroczenia, recepcjonista był jedyną osobą w zasięgu wzroku, a był bladym, zmartwionym mężczyzną który nigdy nie
rozpoznałby
czym
naprawdę
byliśmy,
był
dzieckiem
nowoczesnego
świata,
wychowanym tak aby myśleć ,że wróżki to stworzenia o pastelowej skórze, odziane w płatki kwiatów i skąpane w blask księżyca. Gdyby zobaczył nas bez zauroczenia pewnie by pomyślał ,że odtwarzamy jakąś scenkę ze Star Treka czy coś w tym stylu, tylko nie mógłby zrozumieć dlaczego czuł przy tym pragnienie ucieczki. Zerknęłam na niego kiedy przechodziliśmy a on wzdrygnął się i odwrócił wzrok. Potrząsnęłam głową, nigdy nie jest w tym względzie lepiej i chyba już nigdy nie będzie Ludzie nie są głupi, bez względu na to co mówią na ten temat wróżki czystej krwi, są po prostu ślepi a czasami, okazuje się to nawet gorsze. Przechowują swój strach w piosenkach i opowieściach tak aby nigdy o nim nie zapomnieli. Dajemy im wiele powodów do strachu przed nami. Nawet jeśli prawie całkiem o nas zapomnieli, nawet jeśli pamiętają tylko ,że jesteśmy pięknymi istotami a nie pamiętają dlaczego powinni się nas obawiać, strach przed nami był w nich zakorzeniony zanim pojawiło się cokolwiek innego. Były przecież powody nadejścia czasów pożogi i żelaza, jak również i tego ,że przetrwały te wszystkie bajki. I są powody dla których świat ludzi nie chce zobaczyć ,że pradawne dni nadeszły ponownie. Tak jak i większość wróżek, ze mną włącznie
Wróżki nie potrzebowały Odmieńców aby łączyły te dwa światy, ich potomstwo rządziło nocą i miało żyły wiecznie. Nie trwało to jednak zawsze, nie mogło trwać na zawsze ale wtedy jeszcze tego nie wiedziały. Upływ czasu osłabiał wróżki podczas gdy czynił ludzi silniejszych, to powód dla którego tacy ludzie jak ja mogą istnieć. Świat wróżek jest teraz w końcu na tyle słaby ,że potrzebuje Odmieńców, a więc nie, nie chcę aby mroczne czasy powróciły, nie chcę rządzić nocą ani chować się w ciemnościach i to są właśnie moje wybory. Ale są też takie chwilę w których mam ochotę pozbyć się iluzji i powiedzieć
— Słuchajcie, jestem osobą, tak jak i wy. Czy możemy przestać ukrywać się przed sobą? Mamy przecież lepsze rzeczy do roboty Chce tego, ale nigdy tego nie zrobię Quentin i ja wyszliśmy z windy na czwartym piętrze — Co teraz? — zapytał — Weź to czego potrzebujesz, jakieś czyste ubrania, broń, jeśli jakąś masz. Przywiozłeś chyba ze sobą jakąś broń co? — potrząsnął głową. Westchnęłam — Czego oni cię tam uczą? — Etykiety, heraldyki, jak nie obrazić podczas wizyty ważnych dostojników....tego rodzaju rzeczy — powiedział — Jeśli nie planujesz regularnych posiłków z monarchami, nic z tego nie jesteś tak naprawdę istotne. Ważne jest abyś miał coś ostrego czego mógłbyś użyć aby chronić się przed zabójcą, rozumiesz? — kiedy już skończę krzyczeć na Sylvestera, będziemy musieli sobie odbyć pogadankę na temat edukacji Quentina. Cieniste Wzgórza mają wielu rycerzy, jeden z nich powinien zacząć uczyć Quentina jak odpowiednio walczyć. Może Etienne, może porozmawiam bezpośrednio z nim, zakładając ,że wrócę do domu — Przykro mi Toby Wyglądał na tak skruszonego ,że nie mogłam się już dłużej na niego gniewać. To nie jego wina ,że nie uczono go należycie. Potrząsając głową powiedziałam — Weź swoje rzeczy i spotkamy się w holu za dziesięć minut. Zobaczymy co uda mi się zrobić w tej sprawie, trzeba znaleźć ci chociaż coś przypominającego broń
— Rozumiem — powiedział i skierował się korytarzem do swego pokoju. Obserwowałam go jak odchodzi potrząsając głową. Jeśli nic innego nie uda się skombinować, zawsze mogliśmy wybrać się do całodobowego sklepu i jego działu z zastawą i sztućcami. Zawsze są jakieś opcję, trzeba się tylko wykazać kreatywnością. Kiedy zniknął z zasięgu wzroku odwróciłam się i przeszłam ten krótki dystans który dzielił mnie od mojego własnego pokoju, wygrzebując klucz z kieszeni Pokojówka musiała być tu kiedy mnie nie było, zastąpiła mokre ręczniki świeżymi i pościeliła łóżko. Miło jest mieć kogoś kto odgrywa dla mnie Brownie (to jeden z Odmieńców w świecie wróżek który zajmuje się utrzymaniem czystości w domu, którego desperacko potrzebuje ale nie stać mnie na niego) Mój worek podróżny znajdował się na podłodze przy szafie. Upuściłam skórę i postawiłam go na łóżku, grzebiąc w środku dopóki nie znalazłam aksamitnego pudełka na dole pod czystą parą dżinsów. Wstążka opadła kiedy wyjęłam pudełko, nie żeby to miało jakieś znaczenie. Używałam jej tylko po to aby pudełko było zamknięte a teraz nadszedł czas aby je otworzyć Nie możemy zmienić przeszłości tylko dlatego ,że nie podoba nami się jak potoczyły się sprawy. Dare zginęła dla mnie. Ode mnie zależało czy przeżyje dla niej Wyciągnęłam nóż który mi dała, wśliznęłam go za pasek i zamocowałam rękojeść zahaczając ją o jedną ze szlufek zanim opuściłam koszulkę. Było to standardowe ostrze wróżek, hartowane srebro, zaostrzone tak aby zabić. Był to również najlepszy talizman jaki miałam. Srebro nie pali w taki sam sposób jak żelazo, ale jest temu bliższe niż cokolwiek innego Kij bejsbolowy był pod łóżkiem, schowany w miejscu w którym jego widok nie zmartwiłby pokojówki bardziej niż to konieczne. Podniosłam go, trzymając w zamyśleniu, po chwili wypuściłam wstrzymywane powietrze. Ledwie odczuwałam ,że go trzymam. Uzbrojenie zawsze poprawiało mi nastrój, zwłaszcza wtedy kiedy ktoś zabijał innych. Może nóż martwej dziewczyny i aluminiowy kij nie są najlepszą bronią ale muszą się nią stać bo są wszystkim co mam Podniosłam telefon, po tym jak już włożyłam ciuchy do torby wybierając numer do
Cienistych Wzgórz. Melly odpowiedziała po drugim dzwonki — Cieniste wzgórza, w czym mogę pomóc?
— Czy jest tam gdzieś Sylvester? Przerwała — October? Dziecko, brzmisz na wyczerpaną. Co się stało? Dźwięk jej głosu (jakiegokolwiek głosu który świadczył o tym ,że mam szanse porozmawiać z moim zwierzchnikiem) był jak słońce przebijające się przez chmury. Usiadłam na skraju łóżka przymykając oczy — Poproś proszę Sylvestera Melly. To naprawdę pilne — W porządku, skarbie, poczekaj chwilę — Będę tutaj Usłyszałam kliknięcie, kiedy przełączyła mnie na oczekiwanie. Sylvester podniósł po mniej niż dziesięciu sekundach, jego głos wibrował z troski — October? Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam — Hej, dostałeś moja wiadomość? — Jaką wiadomość? — brzmiał na szczerze zakłopotanego — Czekam na twój telefon, czy wszystko jest w porządku? Co się dzieje? — Nie. Wszystko nie jest w porządku. Wszystko nie jest nawet zbliżone do tego aby było w porządku. Słuchaj — i powiedziałam mu co się działo. To było całkiem sporo do wyjaśnienia zwłaszcza kiedy wciąż przerywał mi pytając o coś. Zrobiłam co w mojej mocy aby mu odpowiedzieć. Na końcu na moment zaległa cisza, obydwoje chcieliśmy usłyszeć co ta druga strona ma do powiedzenia W końcu, stonowanym głosem powiedział — Chcę cię wezwać z powrotem do domu bardziej niż cokolwiek innego. Wiesz o tym, prawda? — Ale nie możesz. To też wiem — Nie. Nie mogę Toby — Chce odesłać Quentina z powrotem do Cienistych Wzgórz. Tu nie jest bezpiecznie Zawahał się — Jeśli to jakiś swego rodzaju polityczny atak, tak jak powiedziałaś, że obawia się January, nie jest bezpiecznie odsyłać go samego. Będę musiał znaleźć kogoś kto będzie mógł przyjechać po niego i zabrać go bez rozgniewania Riordan. Czy możesz się upewnić ,że pozostanie przy życiu do tego czasu?
Zaśmiałam się gorzko — Nie jestem pewna czy sama będę w stanie pozostać przy życiu do tego czasu ale spróbuje — Rób co możesz — powiedział — Tylko wyświadcz mi przysługę i bądź ostrożna — Będę. Sprawdźcie swoje telefony, dobrze? Nie wiem dlaczego nasze wiadomości do was nie dochodzą, ale to mnie trochę przeraża — Postawie kogoś przy telefonie, dzień i noc. Dzwoń co sześć godzin — Albo co? Był cicho przez chwilę, potem gładko powiedział — Coś wymyślę Po takim stwierdzeniu nie było już nic do powiedzenia. Pożegnałam się i rozłączyłam, chowając skórę Colina do torby zanim opuściłam pokój. Quentin czekał w holu z plecakiem na ramieniu, opierając się o ścianę przy windach — Co tak długo? — Nic — odpowiedziałam — Chodź musimy znaleźć ci coś czym będziesz mógł uderzać innych — Co ukradniemy dla mnie jakąś skałę? — Jest to jakiś pomysł — ruszyłam w kierunku drzwi. Recepcjonista skrzywił się kiedy go mijaliśmy, najwyraźniej nasz wygląd nie poprawił się zbytnio dzięki obecności aluminiowego kija bejsbolowego. Cieszyłam się tylko ,że mój nóż był schowany, jeszcze dostałby od tego widoku tętniaka. Kiwnęłam do niego a on uśmiechnął się z drżeniem. Ucieszyłam się nagle ,że nie musimy się wymeldowywać jego nerwy zdecydowanie nie były przygotowane na to aby rzeczywiście z nami porozmawiać Dostanie się do samochodu oznaczało przejście przez garaż, gdzie migoczące górne światła kreowały zdecydowanie zbyt wiele cieni. Pośpieszyłam nas do auta. Quentin przesunął się na stronę od siedzenia pasażera i napotkałam jego wzrok kiedy obydwoje sprawdzaliśmy przez szyby czy nie ma niczego w samochodzie Posłaliśmy sobie krótki, trochę wymuszony uśmiech. Są gorsze rzeczy które mogłam zrobić niż zaszczepić w dzieciaku zdrowe poczucie paranoi, jeśli już o to chodzi, mogłam pozostawić go w przeświadczeniu ,że nic nigdy w życiu go nie skrzywdzi
Samochód był czysty. Otworzyłam drzwi, pochylając się aby zrobić to samo dla Quentina i rzuciłam swoje rzeczy do tyłu. Quentin wskoczył do samochodu, trzymając swój plecak między nogami — Masz jakiś pomysł gdzie dostaniemy dla ciebie tasak do mięsa czy coś w tym stylu? — Sklep całodobowy? — zaoferował — Sprawdzimy Wykręciliśmy i skierowaliśmy się na główna drogę w mieście. Jeśli coś w ogóle będzie otwarte to właśnie tutaj. Spojrzałam na Quentina kiedy jechałam, wyglądał w zamyśleniu przez okno, potrząsnęłam głową i odwróciłam się z powrotem skupiając na drodze Podróż bohatera przeniosła się w czasie o kilka lat. Kiedyś to rycerze w lśniących zbrojach z proporczykami powiewającymi na wietrze pędzili na ratunek, teraz ma się szczęście jeśli dostanie się poobijanego Odmieńca i jego nieletniego, na wpół przeszkolonego asystenta, a księżniczka okazuje się być zdezorientowaną, techniczną czarodziejką w wierzy z silikonu i stali. Standardy już nie były takie jak kiedyś
Trzynaście Była prawie północ kiedy dojechaliśmy do ALH. Quentin wśliznął swój nowo zakupiony nóż z powrotem do jego kartonowej pochwy obserwując ulice mijane za oknem. Nie powiedziałam mu ,że odsyłam go do Cienistych Wzgórz. Nie wiedziałam jak mam to zrobić — Jest tak ciemno — powiedział — Wszyscy poszli do domu Tym razem brama nie otworzyła się kiedy nadjechaliśmy. Opuściłam szybę, wychyliłam się przez okno i zawołałam — Tu Toby i Quentin. Wpuście nas — nie było odpowiedzi. Już miałam wysiąść z samochodu i spróbować ponownie tego co zrobiłam za pierwszym razem ale brama zaczęła się otwierać — Może system jest wciąż zdezorientowany po awarii zasilania — zaoferował Quentin — Chyba tak — odpaliłam ponownie samochód Byliśmy w połowie drogi przez bramę kiedy brona zamarły nad nami, wydając z siebie straszny zgrzytliwy dźwięk — Toby, co się dzieję? Zaskrzypiały ponownie, a potem opadły To zabawne, ale nigdy nie wspominają tych niesamowicie obraźliwych aspektów konstrukcji bron w tych starych filmach o rycerzach, zamkach i królach. Nagle wydało mi się to rażącym zaniedbaniem ponieważ te kolce były ostre, ciężkie i leciały prosto na nas — Toby! — Trzymaj się! Zbyt daleko przejechałam już do przodu aby teraz zdążyć się wycofać, zostalibyśmy przebici gdybym tego spróbowała. Pozostała mi tylko jedna opcja i tak też zrobiłam, wbiłam nogę w pedał gazu tak mocno iż poczułam jakbym coś przy tym łamała. Nie miałam czasu sprawdzić czy była to jakaś część samochodu czy moja kostka.
Moje niewielkie auto zrobiło co w jego mocy, silnik zaryczał wydając mechaniczny okrzyk bojowy po czym ruszyło do przodu. W dobrym dniu mogło ścigać się z wiatrem. Brona były szybsze Kolce przebijały dach tuż za naszymi głowami, spowalniając nas do tempa w którym bardziej się czołgaliśmy niż jechaliśmy. Quentin krzyknął. Brona wciąż opadały, miażdżąc dach kiedy schodziły coraz niżej. Zakończą swoją trasę na tylnym siedzeniu, zakleszczając nas nas tu, i polecimy w górę wciąż przypięci pasami — Odepnij pas — warknęłam, zdejmując ręce z kierownicy — Ale — Zrób to! — zbiornik z gazem w tym starym modelu Volkswagena znajdował się z tyłu a nie z przodu. Nie jestem mechanikiem samochodowym ale nie jestem też głupia. Wiem ,że przedziurawiony zbiornik z gazem raczej nie jest najlepszym pomysłem Oczy Quentina rozszerzyły się z przerażenia kiedy szarpał się ze swoim pasem. Odpięłam mój i próbowałam otworzyć drzwi, były zablokowane Sięgnęłam do tyłu i chwyciłam mój kij bejsbolowy — Chowaj się! — Quentin pochylił głowę, zamachnęłam się kijem, uderzając w szybę tak mocno jak tylko byłam w stanie. Popękała ale nie trzasnęła Bezpieczne szkło. To w zasadzie świetny pomysł, dopóki nie trzyma cię zamkniętą w samochodzie który zaraz zostanie nabity jak szaszłyk na największy na świecie widelec. Przeklinając, grzebałam w otwartym schowku, wyciągając w końcu spray z błotną wodą pomieszaną ze środkiem przeciw zamarzaniu. Używałam jej przy jednej sprawie dwa tygodnie wcześniej która wymagała niewielkiego włamania z wtargnięciem. Szczęśliwie dla mnie osoby do których się włamałam nie były w pozycji w której mogły wnieść oskarżenie — Toby, co ty — Cisza! — trzymałam oczy mocno zaciśnietę skandując — Jabłka, pomarańcze,
pudding i ciasto! Nie mogę znaleźć drzwi i nikt nie wie dlaczego! — podniosłam butelkę wylewając płyn na szybę.
Zapach środka przeciw zamarzaniu wypełnił samochód, przytłoczony po chwili nagłym zapachem miedzi i świeżo ściętej trawy charakteryzującym moją magię. Szyby zadrżały, zanim poddały się i zasypały nas odłamkami. Wyrzuciłam kij przez szybę odwracając się aby spojrzeć na Quentina. Był wyprostowany, oczy miał szeroko otwarte, odłamki szkła połyskiwały w jego włosach — Co — zaczął, ale jego słowa rozpłynęły się w dziwacznym skrzeku kiedy złapałam go za koszulkę i wyrzuciłam na maskę samochodu. Wylądował na boku staczając mi się z oczu. Oparłam dłonie na kierownicy i dałam nura w ślad za nim Uderzenie w ziemie było bardziej bolesne niż to sobie wyobrażałam, przeturlałam się próbując ignorować wbijające mi się w boki i plecy odłamki szkła. Rękojeść noża wbijała mi się w pas, ale przynajmniej ostrze wciąż pozostawało na miejscu, o wiele łatwiej będzie mi uporać się z siniakami niż z przypadkowym przebiciem sobie wnętrzności Jak przez mgłę, pomyślałam o tym ,iż mam nadzieję ,że ktoś nauczył Quentina jak upadać Inercja zmusiła mnie do zatrzymania. Podniosłam głowę, przygotowując się do ucieczki. Samochód był zakleszczony jakieś osiem stóp poza mną. Silnik wciąż ryczał, ale teraz brzmiał dziwnie, ostre tykanie dochodziło tuż spod niego. Nigdy wcześniej nie słyszałam aby samochód wydawał podobne odgłosy To nie był najgorszy z moich problemów. Quentin leżał rozłożony na ziemi, twarzą zwróconą do ziemi, nie ruszał się. Jego dopiero co zakupiony nóż leżał koło niego, ostrze wygięło się prawie dwukrotnie od siły upadku. Jednak go nie obroniło Nie miałam żadnych problemów ze swoim refleksem. Podniosłam się na nogi, ignorując rozcięte dłonie i pobiegłam do niego — Quentin! — kiedy nie zareagował ,złapałam go za przedramię i podciągnęłam do góry po czym przewiesiłam sobie przez ramię. Moje kolana i plecy krzyczały z bólu, ale nie zwalniałam. Musiałam oddalić nas od tego samochodu Samochody nie palą się łatwo, istnieje takie przekonanie wynikające z tego jak łatwo płoną samochody w filmach. Ale wiedza o tym co jest prawdą a co nie nie zmienia tak naprawdę tego co się wydarzyło
Udało mi się odejść na jakieś dziesięć jardów kiedy tykanie ustało. Mówi się ,że kiedy muzyka ustaje reszta jest już tylko milczeniem. To prawda. To czego jednak nie mówią to to ,że cisza będzie najprawdopodobniej bardzo bolesna. Wciąż biegłam, potykając się kiedy magiczny ładunek szarżował przez powietrze, wysyłając ostrzeżenia przeszywające mnie aż do kości. Poznaje magię kiedy ją czuje. Próbowałam dostać się do źródła zaklęcia, szukając kogoś kto najprawdopodobniej za nim stał ale było już za późno. Ładunek rozpylił na wpół widzialne iskry zacierające magiczny podpis zamachowca Samochód eksplodował Fala gorąca nadeszła pierwsza, ścigając się z odłamkami i powalając nas oboje na ziemie. Quentin wyleciał z mego uścisku, lądując kilka stóp ode mnie. Pozwoliłam aby impet przewracał mną po ziemi ignorując ból przebudzający się w moim ramieniu, plecach i kolanach. Miałam bardziej naglące problemy jak na przykład pytanie o to czy moje włosy palą się już czy jeszcze nie? Kawałek maski wbił się w ziemię stopę od mojej głowy i zmodyfikowałam moje priorytety, płonące włosy nie były aż tak wielkim problemem w porównaniu z tym ,że mogłam zostać ścięta przez fragment mojego własnego samochodu Przetoczyłam się kawałek dalej w końcu zatrzymując, chowając głowę i nasłuchując jak odłamki rozsypują się wokół mnie. Nastąpiło kilka miękkich łomotów a potem cisza. Powietrze śmierdziało benzyną, dymem i paloną smołą, ale nikt nie krzyczał, Zdecydowałam się wziąć to za dobry znak. Ale nawet jeśli tak było minęło kilka minut zanim podniosłam głowę Szczątki mego samochodu tliły się w bramie, przyszpilone przez brona. Roślinność otaczająca samochód była ze wszystkich stron wypalona i połamana, ale brama sama w sobie nie miała nawet jednego zadrapania a kamienie były całkowicie czyste. Jakiekolwiek zaklęcia rzucono na te mury, to wciąż się trzymały — Jeśli to była część systemu alarmowego, to ich zabiję — wymamrotałam Quentin był tam gdzie go upuściłam, głowa spoczywała na jego ramieniu. Żaden z odłamków chyba go nie skaleczył, to było niewielkie błogosławieństwo. Podeszłam i przykucnęłam aby sprawdzić jego puls zauważyłam zadrapania pokrywające jego szyje i ramiona. Wyglądało na to ,że miał mniejsze uszkodzenia niż ja. Jego puls był szybki, popędzany adrenaliną i paniką, ale był tam wciąż i był całkiem silny
— Masz cholerne szczęście, dzieciaku — powiedziałam, strzepując z niego odłamki szkła i przewracając na plecy. Moje dłonie zostawiały krwawe odciski palców na jego ramionach i przedramionach Wyprostowałam się, pomijając protesty moich pleców i kolan i zwróciłam twarz do parkingu, czekając Nie musiałam długo czekać. Przyciągnęła ich eksplozja i możliwość oglądania czegoś normalnie zabronionego, a to miało podwójne znaczenie dla wróżek. Minęło zaledwie kilka minut kiedy usłyszałam odgłosy biegnących kroków i Jan krzyczącą — To samochód Toby! — Cóż, był mój — powiedziałam, nawet jeśli nikt z nich nie był na tyle blisko aby mnie usłyszeć. Moje dłonie zaczęły już sprawiać mi poważny ból. Ale to musiało poczekać. Później będę miała czas martwić się o to jak mocno zostałam ranna, jeśli będę miała szczęście, czas uciekał i teraz Quentin i ja byliśmy celem Jan przecinała wzniesienie oddzielające nas od parkingu. Terrie biegła blisko tuż za nią z jedną ręką przyciśnięta do piersi ,spoglądając na wrak — O mój... — Tak. Samochód eksplodował. Czy ktoś mógłby podnieść Quentina? Zrobiłabym to sama ale kolana mnie dobijają — moje pragnienie aby zapewnić Quentinowi bezpieczeństwo wojowało z konieczność padnięcia na ziemię i zanoszenia się histerycznym śmiechem. To jednak musiało zaczekać przynajmniej do czasu aż nie zaciągnę naszej dwójki do środka — Co się stało? — Twój system bezpieczeństwa próbował nas zabić — przerwałam, przypominając sobie ładunek który przeleciał przez powietrze zanim doszło do eksplozji — Albo kto inny próbował to zrobić — Nic ci nie jest — Jan, biegła przez zarzucony gruzem podjazd, przystając kilka stóp przede mną. Jej oczy były niezwykle rozszerzone tuż za jej okularami sprawiając ,że wyglądała jak przerośnięta dziewczynka a nie hrabina własnych włości — Czuje się lepiej niż Quentin. Przynajmniej jestem przytomna — coś spływało mi po twarzy. Podniosłam rękę dotykając policzka i poczułam wilgoć
Koniuszki moich palców zrobiły się śliskie od mieszaniny, krwi, popiołu i pokruszonego szkła. Nie mogłam znieść widoku mojej własnej krwi. Dodałam chęć aby zwymiotować do mojej już i tak za długiej listy rekcji które koniecznie trzeba stłumić — O tak ,nic mi nie jest — powiedziałam, przesuwając dłonią przez usta — Robię to każdego dnia Jan przesunęła się aby wziąć mnie pod ramie — Wprowadźmy cię do środka Oblizałam usta, krzywiąc się na posmak krwi — Musimy zająć się Quentinem — Terrie mu pomaga, wszystko w porządku Smak mojej własnej krwi (która nie była nawet bliska temu aby nic w niej nie było) wydawał się koncentrować w moich myślach. Zmarszczyłam się odsuwając się od Jan, i powiedziałam — Nie. Sama się nim zajmę — Nie, nie zrobisz tego — powiedziała Jan, łapiąc ponownie moje ramie — Ledwie trzymasz się na nogach, pozwól to zrobić Terrie Niechętnie, pozwoliłam jej sie poprowadzić, rzucając pełne jadu spojrzenia do Terrie — Wiem jak bardzo jest ranny, jeśli będzie z nim gorzej, pogadamy sobie, ty i ja, zrozumiano? Wyglądała na oniemiałą ale pokiwała, przesuwając się tak aby podnieść Quentina ziemi. Obserwowałam, do momentu aż byłam pewna ,że go ma i odwróciłam się do Jan pytając — Czy to stało się już kiedyś wcześniej? Takiego rodzaju reakcja systemu bezpieczeństwa? — Nie — potrząsnęła głową — Brama została zaprojektowana przez gnoma. Jest idealnie wywarzona. To nie powinno było się zdarzyć Spojrzałam nad nią pytając — Tak jak i światła które nie powinny wysiąść? — Tak! Dokładnie tak.... — przerwała, wpatrując się we mnie — Nie mówisz poważnie — Mówię. To samo powiedziałam do Alexa. Cokolwiek to robi, nie jest czymś tylko kimś, ponieważ musi to być ktoś z wewnątrz — gestem wskazałam na bramę, próbując zignorować krew schnącą na mych policzkach — Żaden potwór nie zrobił czegoś takiego. Potwory nie są subtelne. To była pułapka
— Och — Jan przymknęła oczy — Na dąb i jesion — Tak Ktoś próbował nas zabić, brama była tego najlepszym dowodem. Nawet jeśli ogrodzenie znajdowało się pod zaklęciem które uniemożliwiało jego uszkodzenie, powinno zostać chociaż zaśmiecone odłamkami kiedy samochód wybuchł, powinno ale nie było. Nie było żadnego powodu aby nakładać takiego rodzaju zaklęcie na ogrodzenie budynku. Plus normalny wypadek przyciągnął by uwagę policji i zostałby pokryty z ubezpieczenia. Mój nie był normalny i byłam gotowa się założyć ,że gdyby na policję zadzwonił ktoś z jednej z sąsiednich firm, zostałby po chichu odesłany. To było polowanie na kaczki i ani Quentin ani ja nie byliśmy stroną trzymającą śrutówkę — Wygląda na to ,że nikt nie zawracał sobie głowy pozwoleniem na małe polowanie — wymamrotałam sama do siebie — Co? — Jan posłała mi zasmucone spojrzenie — Nie ważne — wiem jak to jest kiedy zdajesz sobie sprawę ,że ktoś kto jest częścią twojej rodziny jest też również zabójcą. Devin i ja też kiedyś byliśmy rodziną. Ale rodzina tak naprawdę oznacza tylko tych co mogą skrzywdzić cię najbardziej, a więc tak rozumiałam to dobrze. Nawet byłoby mi jej szkoda gdybym miała czas aby się nad nią litować. Nigdy nie ma czasu na sympatię kiedy jest ci ona najbardziej potrzebna — Twój samochód — To nie ważne — powiedziałam z niewielkim potrząśnięciem głowy. Terrie i Quentin już dawno zginęli nam z widoku — Nic mi nie będzie. Chodźmy do środka zanim Quentin obudzi się i będzie myślał ,że został porwany Wyczerpanie spływało ze mnie falami. Chciałam się tylko wczołgać do łóżka, jakiegokolwiek łóżka i zostać tam do czasu aż to wszystko się skończy. Może będę miała szczęście i ktoś inny pojawi się aby zająć się wszystkim. Gdybym miała farta nie musiałabym kiwnąć nawet palcem aby doprowadzić nas do prostego i szczęśliwego zakończenia. Niestety przejmujące uczucie w żołądku mówiło mi ,że moje szczęście się wyczerpało
Czternaście — Przestań się ruszać! — warknęła Gordan, przykładając bawełniany wacik do mego policzka. W drugiej ręce trzymała pesetę. Spojrzałam na nią ostrożnie — Masz całkiem głęboko wbite szkło, chcesz żebym je wyjęła?, czy chcesz spędzić resztę życia wyglądając jak pieczeń z niespodzianką? Zerknęłam na nią, starając się nie ruszać. Była to prawdziwa bitwa pomiędzy moimi nerwami a bólem. Ból wygrywał — To bolało — Przeżyjesz — dodał Quentin. Gordan już się nim zajęła, parskając przy tym śmiechem i komentując ile to radości sprawiło jej obserwowanie tego pięknisia po takich przeżyciach. Takie zachowanie jakoś zupełnie nie przeszkadzało jej w pracy, oczyściła i opatrzyła jego rany szybko i sprawnie kpiąc przy tym z niego co nie miara. On sam wciąż siedział na blacie z kubkiem zupy w dłoniach i opatrunkiem przyklejonym na czole. Wyglądał jakby dochodził do siebie po swojej pierwszej barowej kłótni Nie obchodziło mnie to, cieszyłam się ,że jest przytomny — Nie chciej abym musiała tam przychodzić — Gordan ci na to nie pozwoli — Chociaż raz ma rację, nie pozwolę — uśmiechnęła się, ukazując końcówki swoich zębów — A ty powinnaś cieszyć się ,że boli. Jedyny sposób aby nie czuć bólu to być martwym — Quentin, po prostu bądź ostrożny — powiedziałam, garbiąc ramiona. Wciąż ją podejrzewałam, Nie miałam żadnego logicznego powodu aby tego nie robić, no może poza tym ,że nadal nie przychodziło mi do głowy dlaczego miałaby zabić swoją najlepszą przyjaciółkę — Ja jestem — dodałam. Odłożyła pęsetę, biorąc do ręki plaster i gazę. Jej palce były delikatne kiedy bandażowała mój policzek, unikając miejsc w których skóra była rozdarta. Pomimo całej swojej wrogości wiedziała co robi — Wyjdziesz z tego, ale nie polecam już więcej zjeżdżania twarzą po żadnym podjeździe — Będę to miała na uwadze — odpowiedziałam sucho
— To dobrze. To całe opatrywanie ran było zabawne i w ogóle ale nie chcę tego robić ponownie — zaczęła pakować wszystkie rzeczy, gładkimi szybkimi ruchami, zwijając gazę, maści i te okropne szczypce — Napij się kawy czy coś, wyglądasz jak śmierć — Zupa jest niezła — powiedział Quentin wskazując na swój kubek — Nagle się o mnie martwisz? — spojrzałam na Gordan — Po prostu nie chcę aby Jan musiała się o ciebie martwić — Jasne — powiedziałam, stając przy ekspresie do kawy. Bandaże na moich dłoniach były na tyle lekkie ,że w ogóle mi nie przeszkadzały, nie straciłam zdolności manualnych, więc nie było aż tak źle Byliśmy sami w kafeterii, drzwi zostały zamknięte zabezpieczającym urokiem rzuconym przez Jan. Raz próbowałam je otworzyć, tak z ciekawości i zostałam wepchnięta delikatnie z powrotem do środka. Zabezpieczenie było dobre. Po tym jak zostawiła nas z Gordan, Jan i Terrie zniknęły aby poszukać Elliota i zająć się tym bałaganem który znajdował się od frontu — Toby? — Tak? — kawa była wystarczająco gorąca aby warto ją było wypić. Wzięłam dużego łyka i przełknęłam ponownie napełniając kubek. Zdecydowanie potrzebowałam kofeiny — Co zrobimy z samochodem? — Ograniczone umysły zawsze zadają ograniczone pytania — wymamrotała Gordan Ignorując ją powiedziałam — Nie wiem — usiadłam obok niego, mój biedny
samochód — dodałam w myślach — Zawiadomią policję? — spytał Quentin Gordan parsknęła ponownie podczas gdy ja powiedziałam — Jan nie zawiadomi policji, kiedy ma piwnicę pełną ciał — nikt z nas raczej nie chciał zostać aresztowany za morderstwo albo zostać wywieziony i poddany eksperymentom przez miłych panów z rządu. Tego rodzaju gościnność byłam gotowa sobie odpuścić — Och — rozważał to Quentin — A co z naszymi rzeczami?
— Ogniste kule nie są na tyle uprzejme aby pozostawić nienaruszoną czystą zmianę ubrań kiedy trawią wszystko inne Westchnął — Świetnie — Wiem ,że to dla ciebie trudne — powiedziałam walcząc ze sobą aby się nie śmiać, ludzkie nastolatki noszą te same ciuchy dwa dni z rzędu i jakoś ich to nie zabija, Quentin zrobił to co niemożliwe, udało mu się mnie tym rozbawić i pocieszyć , cóż jemu i kawie Quentin rzucił we mnie serwetką — Małpa — Całkowicie — odpowiedziałam — Poza tym rozmawiałam z Sylvesterem, i powiedział ,że wyśle kogoś do pomocy — i zabierze Quentina z powrotem do Cienistych
Wzgórz ale ta informacja mogła poczekać skoro jeszcze przepływała przez niego adrenalina jego niedawnego wypadku samochodowego — Więc, ktokolwiek tu przybędzie będzie miał samochód i może przywieźć nam jakieś czyste ubrania — Czy nie będzie przez to problemu z księżną Riordan? — Dzieciaku, w tej chwili myślę ,że ktokolwiek to będzie to sobie z tym poradzi Gordan spojrzała z otwartą buzią. Cokolwiek miała zamiar powiedzieć, nie zdążyła ponieważ zabezpieczenie zostało przerwane, drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wkroczyła Jan, Elliot, i Terrie. Jan miała wyprostowane ramiona i podniesiony do góry podbródek, wyglądała jak każda bohaterka ze świata wróżek, przygotowująca się do założenia lśniącej zbroi i wyruszenia aby zmierzyć się w walce ze smokiem. To mogło stanowić problem, ponieważ świat się zmienił a bohaterowie nie. Wciąż są doskonałym rozwiązaniem kiedy masz do czynienia ze smokami lub niewiastami w potrzebie (chyba dlatego wróżki wciąż trzymają w swoich szeregach takich bohaterów) ale istniej wyraźny deficyt takich prostolinijnych problemów. Giganci i czarownice i potwory z bajek, ci są dla bohaterów. Dla wszystkich innych problemów maja kogoś takiego jak ja Wszyscy zamilkli nawet Gordan i Quentin, milczeli kiedy obserwowaliśmy jak Jan podchodzi do ekspresu i napełnia duży kubek. Wypiła go do końca po czym zwróciła się do mnie. Elliot zrobił coś czego nie widziałam przy maszynie i ta znowu zaczęła napełniać się kawą. Magia parzyła tu kawę, nawet jeśli nie widziałam jak to słyszałam, wydawało mi się ,że nie wchodzi to w standardowy zestaw umiejętności wróżki Bannick
— Więc uważasz ,że to ktoś z nas — powiedziała Jan bez wstępów Jak daleko uda mi się popchnąć cię mała bohaterko zanim ugryziesz? Zastanawiałam się. Głośno powiedziałam — To jedyne co ma sens — poczułam spojrzenie Gordan na swojej szyi. Przykro mi, czasem musisz powiedzieć prawdę nawet kiedy rozmawiasz z bohaterami, może waśnie wtedy kiedy rozmawiasz z bohaterami Spojrzenie Jan było gorzkie, widziałam tą mieszaninę rezygnacji i bezradności już wczesnej, zazwyczaj w swoim lustrzanym odbiciu — Jesteś pewna? — Tak pewna jak tylko mogę być — wstałam, wiedziałam ,że znajduję się teraz w służalczej pozycji ale nie mogłam nic na to poradzić. Połowa mnie jest wróżką, a wróżki mają zakodowane we krwi posłuszeństwo wobec wyższych statusem — Potwory nie zastawiają tego rodzaju pułapek — Rozumiem — spojrzała na swoje dłonie. Jej paznokcie były obgryzione do żywego — Ufam wszystkim którzy dla mnie pracują, nie mogę sobie wyobrazić kto mógł to zrobić Co miałam na to powiedzieć? Wymieniałam spojrzenia z Quentinem. Jan zbudowała wokół siebie wierzę z kości słoniowej aby utrzymać wilki z daleka, nigdy nie wzięła pod uwagę tego ,że wilki mogły być już w środku — Przykro mi — powiedziałam i naprawdę tak czułam, bez względu na to jak wielką idiotką była, nikt z nich nie zasługiwał na coś takiego — Zrobimy co w naszej mocy — Wiem — I wymyślimy co zrobić z ciałami — potrząsnęłam głową — Wciąż nie mogę zrozumieć co się z nimi dzieje — Nocni Łowcy zawsze przychodzą — powiedział Quentin. — Może nie są tak naprawdę martwi — Jan spojrzała na mnie z nagłą nadzieją — Czy możesz ich przywrócić? Obudzić? — Nie — nie wiedziałam jak mam im powiedzieć ,jak bardzo są martwi. Jan nie próbowała czytać z ich krwi, nie posmakowała braku życia w ich krwi jak smaku kwaśnego wina. Quentin i ja tak i wiedzieliśmy ,że nie żyją. A nawet gorzej, ich krew była pusta. Ich wspomnienia, wszystkie te małe sukcesy i porażki ich całego życia zniknęły.
Ich krew niczego nie pamiętała. Jakiekolwiek życie prowadzili, kimkolwiek byli, wszystko to zginęło wraz z nimi. Zabrali je ze sobą w ciemność, ze świata wróżek już na zawsze Jan westchnęła — Rozumiem, na dąb i jesion Toby, przepraszam, nie powinniśmy byli cię w to wplątywać — Mój zwierzchnik mnie przysłał więc jestem — wzruszyłam ramionami — Nie wyjadę dopóki to się nie skończy — A Quentin? — zapytała Terrie, przygryzając wargę Quentin posłał mi zmartwione spojrzenie. Najwyraźniej zastanawiał się nad tym samym W końcu i tak się dowie — Sylvester przyślę kogoś aby go stąd zabrał, do tego czasu musimy po prostu zapewnić mu bezpieczeństwo — Toby— — Ona ma rację — powiedziała Terrie — To nie twoja walka, Quentin. Nie musisz zostawać — Ale chce — powiedział — Hej, powinniśmy mu pozwolić — powiedziała Gordan — Przynajmniej jeśli zabójca wybierze jego, któreś z nas dłużej pożyje — większość ludzi przynajmniej stara się udawać ,że twoje dobro liczy się dla nich tak jak swoje własne ale nie ona — Gordan, to co mówisz jest nie w porządku — powiedziała Jan — To co jest w porządku nie ma w tym momencie żadnego znaczenia, Sylvester wezwał go do domu. Więc jedzie do domu — powiedziałam. Quentin wyglądał na zdradzonego, trudno chociaż nie będę odpowiedzialna za jego śmierć — Ja zostanę tutaj dopóki to się nie skończy, nie pozbędziecie się mnie tak łatwo — Nie sądzę aby to się kiedykolwiek komuś udało — Gordan wymamrotała, teraz już całkowicie ponurym tonem
— W miedzy czasie — powiedziałam, ignorując ją — Musze mieć te wszystkie rzeczy o które prosiłam. Informacje o ofiarach, dostęp do miejsc ich pracy, wszystko. Nie chcę aby ktoś chodził gdziekolwiek sam. Czy jest możliwe abyście przenieśli się gdzie indziej w hrabstwie do momentu aż to wszystko się skończy? Gdzieś poza włości? Jan potrząsnęła głową — Nie — Jan— — April nie może stad wyjść — słowa były proste, wypowiedziane spokojnym tonem, zupełnie pozbawionym nadziei — Nie mam dla niej przenośnego serwera, jeśli odejdziemy będziemy musieli ją zostawić. Będzie bezdomna, nie zostawię mojej córki — A my nie zostawimy naszej zwierzchniczki — dodał Elliot — Jeśli Wszyscy zginą stracisz hrabstwo. Pozwól mi zadzwonić do Sylvestera. Pozwól mu pomóc — Marzycielskie Lustra odbiorą to jako zagrożenie Spojrzałam na Jan — Czy jest jakikolwiek sposób na uzyskanie pomocy bez wszczynania wojny? — Nie — odpowiedziała prosto — Nie ma — Może to właśnie to czego chcą — Gordan stała, krzyżując ramiona na piersi — Skąd będziemy wiedzieli ,że to Sylvester ich wysłał? — Gordan — zaczęła Jan i przerwała, spoglądając w moją stronę. Nie będą wiedzieli, nie było takiej możliwości aby się upewniać I chociaż nie lubiłam Gordan podziwiałam sposób w jaki funkcjonowała jej głowa. Chciała się nas pozbyć i znalazła jeden z najszybszych sposobów na to aby zdobyć to czego chciała, poddając nasze kontakty i możliwość wezwania pomocy w wątpliwość. Uśmiechała się teraz z zadowoleniem — Pieprzenie — warknął Quentin. — Ona ma rację — powiedziałam — Jeśli chcecie nakręcać sobie tą paranoje to proszę bardzo. Róbcie co chcecie, to nie jest moim cholernym problemem, te trupy są moim cholernym problemem
Elliot miał przynajmniej na tyle klasy aby wyglądać na zawstydzonego — Przepraszamy ale z politycznego punktu... — Z politycznego punktu widzenia dobrze byłoby tu wysłać sabotażystów, ale my nimi nie jesteśmy — Wierzę ci — powiedziała Jan. Tuż za nią Gordan skrzywiła się — Dobrze — podeszłam do automatu z kawą, świadoma wpatrujących się we mnie oczu. Niech się gapią. Musiałam się przegrupować zanim zacznę na nich krzyczeć. Próbowałam zignorować polityczne aspekty ale tak naprawdę one wciąż miały znaczenie. Nikt nie powinien umierać z powodu ziemi. Oberon tak uważał, a nawet o to walczył. Niektórzy mówią ,że to dlatego zniknął , widział czym stał się świat wróżek i nie mógł na to patrzeć. Nie byłam pewna czy ja sama mogłam na to patrzeć, ale nie miałam wyboru — Tak czy inaczej wkrótce poznamy twoje motywy — powiedziała Terrie — Wzniosłam w jej kierunku toast kubkiem kawy i odpowiedziałam — Tak samo jak twoje — Znamy ryzyko — powiedziała Jan. Zanim wróżki zrobiły się miękkie i tajemnicze, spojrzenie ich oczu posyłało armie na śmierć. Nic nie jest w stanie powstrzymać takiego spojrzenia, wszystko co można zrobić to wycofać się i mieć nadzieję ,że ofiar będzie nie wiele — Więc co teraz? Napotkałam jej spojrzenie i westchnęłam. Nie miała zamiaru się wycofać i obie o tym wiedziałyśmy. Ci którzy mieli odejść już to zrobili, pozostawiając tylko tych lojalnych, bohaterów i morderce. Nie jestem bohaterką, jeśli będę miała szczęście nigdy nią nie będę, po prostu wykonuje moją prace — Będzie robić wszystko co powiem — Oczywiście — odpowiedziała i uśmiechnęła się. Był to uśmiech zwycięstwa i miała rację ,że śmiała się w ten sposób. W końcu pozostaną w ALH i liczą na mnie ,że wygram ich wojnę. Na razie jeszcze tylko nie widziałam żadnego sposób w jaki mogłabym to zrobić
Piętnaście — Ktoś odpowiedział ? — Nic — Quentin rzucił telefon z powrotem na widełki, wyglądając na oburzonego — Próbowałem dzwonić osiem razy i nikt nie podnosił — Sylvester powiedział ,że postawi kogoś przy telefonie. Więc mamy dwie opcję albo zapomniał Quentin parsknął — Dokładnie to samo pomyślałam. Co oznacza ,że coś blokuje telefon przed połączeniem, co wiesz na temat telefonów w Cienistych Wzgórzach? Quentin wzruszył ramionami, odkładając na bok folder który udawał ,że czyta — Są produkcji ALH. Zostały zainstalowane na krótko zanim zostałem przyjęty przez księcia Torquilla — Ok, były kiedykolwiek z nimi jakieś problemy? — Nie. Nigdy — Ale nikt nie odbiera, i żadna z wiadomości pozostawionych przez Jan nie dotarła, nawet wtedy kiedy mogliśmy bez przeszkód zadzwonić z hotelu — naprawdę paskudne obrazy zaczęły formować się w mojej głowie — Daj mi telefon — Co? — Daj mi telefon — wyciągnęłam dłoń — I czytaj dalej ,musimy wiedzieć wszystko co tylko możemy na temat tych ludzi — Nie rozumiem dlaczego muszę to robić — zrzędził wręczając mi aparat — Sprawiasz ,że chce wrócić do domu — Bo tak mówię a teraz zamknij się i czytaj — na wpół wstrzymując oddech, wybrałam numer Japońskich Herbacianych Ogrodów i czekałam. Cieniste Wzgórza były włościami. Cieniste Wzgórza miały ten sam system telefoniczny co Letnie Krainy.
Herbaciane Ogrody nie Po naszej dyskusji w kafeterii, Elliot zabrał nas do miejsca które było gabinetem Colina, gdzie mogłam zacząć dochodzeniową robotę podczas gdy Quentin trzymał się z dala od kłopotów.
Był to mały pokój z plakatami surferów na ścianach i zabawkami z Happy Meala poustawianym na półkach. Pojedyncze i jedyne okno wychodziło na nieprawdopodobnie doskonałą księżycową plażę. Tym właśnie była wróżka Selkie Zawsze znajdzie sposób aby pracować wewnątrz kraju a jednocześnie być blisko domu Przeszukaliśmy gabinet dokładnie, ale nie znaleźliśmy niczego co uzasadniałoby morderstwo człowieka. Niewielka torebka marihuany schowana za akwarium i spora kolekcja magazynów dla panów która sprawiła ,że Quentin zapomniał ,iż jest na mnie wściekły na jakieś dziesięć minut podczas przeszukiwań. Horda miniaturowych koników morskich plwała z jednej strony na drugą spoglądając na nas podejrzliwie. Największy miał nie więcej niż osiem cali, ogier którego doskonała górna połowa ciała stapiała się kolorystycznie ze skałkami znajdującymi się w akwarium. Jego klacz była sześciokolorowa Telefon wciąż dzwonił. Westchnęłam i już miałam się rozłączyć. Nastąpił szczęk i krzyk — Cholera! — kiedy słuchawka została zdjęta z widełek na drugim końcu linii. Pozbawiona oddechu Marcia powiedziała — Hallo? — Marcia? — Toby? Och, na Oberona, dobrze ,że to ty. Znalazłam dla ciebie Tybalta. Jest — — Marcia, nie mam teraz na to czasu. Musisz wyświadczyć mi przysługę, ok? Musisz pojechać do Cienistych Wzgórz i przekazać Sylvesterowi ,że potrzebuje pomocy. Jestem w Fremont, i coś jest nie tak z tymi ich telefonami. Nie mogę dodzwonić się do Cienistych
Wzgórz — Fascynujące. Mów dalej — głos był, beznamiętny, rozbawiony i wyraźnie nie należał do Marci Przerwałam — Tybalt? — Spodziewałaś się ,że poślesz po mnie a ja odmówię? Być może tego się spodziewałaś. Tak bardzo jak doceniam twoją próbę dostarczenia mi popołudniowej rozrywki, muszę powiedzieć ,że...... naprawdę ... tutaj, kici, kici ? Doprawdy spodziewałaś się ,że osiągniesz tym jakiś pozytywny rezultat? — Tybalt, to naprawdę nie jest odpowiedni moment... — Co chciałaś ze mną przedyskutować?, co było tak istotne ,że wysłałaś służącą aby ganiała po krzakach? — jego ton głosu zrobił się ostry, przechodząc teraz w niebezpieczny — Nie przyjmuje zbyt dobrze faktu ,że ktoś się mną bawi
Potarłam czoło jedną dłonią — W porządku, posłuchaj, moje metody może i nie były najlepsze, ale poskutkowały, prawda? Zgaduje ,że nie zrobiłeś nic złego Marci? — Zapewniła mnie, że jej działania są całkowicie twoją winą — Dobrze — Quentin posłał mi rozbawione spojrzenie, odwróciłam się od niego zanim zdążyłby mnie rozkojarzyć i powiedziałam — Powiedziała ci dlaczego jestem w Fremont? — Nie. Zakładam ,że ten zaszczyt został pozostawiony dla ciebie. Mam nadzieję ,że zapewniasz mojemu odpowiednikowi ten sam zestaw kłopotów które normalnie rezerwujesz dla mnie Och, na dąb i jesion. To było coś czego miałam nadzieję nie usłyszeć. Trzymając nerwy na wodzy i lekki ton głosu powiedziałam — Twój odpowiednik, zakładam ,że masz na myśli Barbarę Lynch, lokalną królową kotów? — Nikogo innego — niebezpieczną nutę w jego głosie zastąpiło rozbawienie — Musi nie wiedzieć ,że postanowiłaś do mnie zadzwonić. Nie jesteśmy w dobrych stosunkach, ona i ja. Głupiutkie, małe stworzenie, nigdy nie powinno było zasiąść na tronie. Z tą jej całą delikatną wrażliwością i— — Ona nie żyje, Tybalt Cisza — Zginęła w zeszłym miesiącu Teraz przemówił, jego głos był niski, ostry zgrzyt bliższy warknięcia — Jak? — Nie wiemy. To właśnie problem — zamknęłam oczy — Nie wiedziałeś — Skąd miałem wiedzieć? — gorycz i gniew w jego głosie nie były udawane — Nosi koronę bez królestwa, dzięki tej suce Riordan To była jakaś nowa informacja — Co masz na myśli mówiąc koronę bez królestwa? — Nie było żadnej prawdziwej wróżki Cait Sidhe na jej obszarze, tylko nasze kocie kuzynostwo i ich dzieci Odmieńcy. Reszta odeszła dawno temu, kiedy stało się jasne ,że Riordan nie szanuje żadnego z praw ustanowionych słowem Oberona Oberon ustanowił dwór kotów, nadając mu strukturę polityczną poza standardowymi dworami i królestwami świata wróżek. Rządzili sobą sami, żadna polityczna siła w świecie wróżek nie miała na ten temat nic do powiedzenia, nikt nie sprawował nad nimi władzy. Zawsze jednak pojawiał się jakiś rządzący który nie chciał postępować z tą pradawną deklaracją.
Próbujący opodatkować wróżki Cait Sidhe, obalić je, zwerbować do swoich politycznych gierek. Nie była to niespodzianka ,że Riordan była właśnie jedną z takich wróżek Wciąż jednak... — Możesz przecież przemawiać do moich kotów — Twoje koty to moi poddani, poddani moim prawom. Koty z dworu Barbary nie. Nie mogą do mnie dotrzeć — Dokąd udały się wszystkie inne wróżki Cait Sidhe? — Na moje włości. Do innych. Ale Barbara została uparta do samego końca — jego ton zrobił się jeszcze bardziej gorzki — Wydaje mi się ,że lubiła przewrotność tego wszystkiego. Pokłony aż do samych kolan przed córką Titani — Cóż już dłużej się nie kłania — powiedziałam z westchnieniem — Przykro mi ,że to ja musiałam ci o tym powiedzieć. I przykro mi z powodu tego kici kici , po prostu wydawało mi się to najlepszym sposobem na.... — Czekaj! Ona zginęła w Fremont, a ty nie wiesz co ją zabiło? — Tak — I wciąż tam jesteś ? — Tak — Jesteś w niebezpieczeństwie? Rozważałam kłamstwo. Tylko przez kilka sekund, ale wciąż jednak, chęć aby skłamać była gdzieś tam we mnie. Wtuliłam się bardziej w jego kurtkę i powiedziałam — Giną tu ludzie, Sylvester wysłał kogoś aby zabrał stąd Quentina ale ja zostanę do czasu aż nie dowiemy się co się tu dzieje, nie mogę tak ich zostawić Ponownie, cisza — Tybalt? — Naprawdę jesteś małą idiotką, prawda? — jego ton był jakby odległy, niemal refleksyjny — Wciąż masz kurtkę którą ci dałem? — Tak — przyznałam — Dobrze. Będę chciał ją z powrotem — Postaram się pozostać przy życiu na tyle długo aby ci ją zwrócić. Czy mógłbyś poprosić do telefonu Marcię? Muszę prosić ją o przysługę? Jego ton zrobił się ostrzejszy — Jaką przysługę?
— Coś złego dzieje się z telefonami i nie mogę dodzwonić się do Cienistych Wzgórz. Ktoś musi zawiadomić Sylvestera ,że mamy kłopoty. Duże kłopoty. Ktoś właśnie próbował nas zabić i prawie mu się udało — przerwałam — Prawdopodobnie będzie mógł zadzwonić do mnie z budki telefonicznej na parkingu — Uważaj swoją wiadomość za przekazaną — powiedział Tybalt, tym samym odległym i refleksyjnym tonem — Co ty..— Telefon zabuczał mi w uchu. Linia była martwa, rozłączył się ze mną Jęcząc, odwróciłam się i opuściłam telefon na widełki — Cokolwiek złego dzieję się z telefonami w Cienistych Wzgórzach , dzieje się to tylko tam. Do Herbacianych Ogrodów dodzwoniłam się bez problemu Quentin po raz kolejny udawał ,że przegląda akta pracowników. Przechylił głowę i spojrzał na mnie — Czego chciał Tybalt ? — Przyprawić mnie o ból głowy. Ale nie przyjąłby mojej wiadomości gdyby nie miał zamiaru jej dostarczyć — pochyliłam się aby zabrać folder z jego rąk, przeglądając pierwszą stronę i marszcząc nos. Może firmę interesował fakt ,że Barbara lubiła mieć swój zapas żywych polnych myszy ale mnie nie — Zmieńmy temat. Czy jest tu jakaś informacja o tym gdzie znajduje się jej gabinet? — Nie. Wiedziałaś ,że Colin był doktorem filozofii? Spojrzałam do góry — W którym roku skończył i gdzie? —
1962 w Newfoundland
— Czy któraś jeszcze z ofiar ukończyła jakąś uczelnie w Kandzie? — przegadałam akta Barbary, zatrzymując się na zakładce edukacja — Barbara nie, skończyła Berkeley — Peter uczył historii na uniwersytecie w Indianapolis, a akta Yui mówią ,że była kurtyzaną na dworze króla Gilada Spojrzałam do góry, na Quentina — Proszę powiedz mi ,że wiesz co to znaczy — zrobił się czerwony — Dobrze. Nie chce ci tego wyjaśniać. Więc nie mamy tu praktycznie nic wspólnego — Nie — I z czterech ofiar dwie miały gabinety które wydają się nie istnieć — sprawdziliśmy biuro Petera zanim zrobiliśmy to samo z biurem Colina. Było praktycznie puste, oprócz biurka i zestawu artykułów biurowych.
Te kilka przedmiotów osobistych które znaleźliśmy miały związek z piłką, proporzec uniwersytecki na jednej ścianie i gumowa obręcz na ścianie do której rzucał prawdopodobnie wtedy kiedy był znudzony. Nie było tam nic co mogło chodź naprowadzić nas na motyw morderstwa i to mnie martwiło — Nikt w zasadzie nie powiedział ,że Barbara miała gabinet — Racja — opadłam na krzesło przy akwarium. Koniki morskie uciekły na drugi koniec, mały ogier pływał w tą i z powrotem przed innymi tak jakby chronił je przede mną — Może pracowała w schowku na miotły, nie wiem, wiem tylko ,że brak gabinetu oznacza brak potencjalnych śladów. Nie ,żebyśmy i tak dużo wyciągnęli z tego miejsca, no chyba ,że lubisz trawkę — Co? — Nie ważne — potrząsnęłam głową — A więc mówili prawdę o ostatniej rotacji pracowników. Nie wygląda na to ,żeby stracili jakiś zanim to się stało — Więc do czego nas to prowadzi? — Do niczego, Quentin. Wyjeżdżasz tak szybko jak tylko pojawi się twój transport — A co jeśli nie pojadę? — skrzyżował ramiona i zacisnął szczękę — Rozkaz Sylvestera, dzieciaku. Pojedziesz — Dlaczego jesteś taka zdeterminowana aby się mnie stad pozbyć? Chce pomóc. Chce... Złapałam kołnierz koszulki i odciągnęłam na dół ukazując bliznę na lewym ramieniu. Quentin przestał mówić i otworzył szeroko oczy. Trzymałam tak koszulkę na tyle długo aż upewniłam się ,że dobrze się przyjrzał zanim podciągnęłam ją z powrotem i spojrzałam na niego — Takie rany pozostawia po sobie żelazo — jego oczy były szerokie z przerażenia — Dobrze wiedzieć ,że pokazali ci jakie obrażenia pozostawia żelazo — W jaki sposób.... — Przeżyłam bo miałam szczęście i ponieważ ktoś sporo zapłacił za to aby utrzymać mnie przy życiu. Większość ludzi nie ma tyle szczęścia Przełknął i wstał — Nakarmię koniki — Dobry pomysł — powiedziałam i sięgnęłam po stertę folderów. Nie chciałam go wystraszyć ( wkładał więcej wysiłku w to aby zachowywać się właściwie niż każda inna wróżka czystej krwi dwukrotnie starsza kiedykolwiek by włożyła) ale musiał sobie uświadomić ,że to nie zabawa.
To działo się naprawdę a on musi wrócić do domu Pokarm dla koników znajdował się na półce tuż nad akwarium. Posyłając mi ostatnie spojrzenie Quentin otworzył je i potrząsnął odrobinę wrzucając suszone wodorosty do wody. Maleńkie koniki podpływały do żywności, zapominając o wcześniejszej nieufności która tak przeganiała je po całym zbiorniku teraz wyławiając pokarm. Uśmiechnęłam się lekko i otworzyłam pierwszą z góry teczkę Lubią gromadzenie informację w ALH, wszystko od historii zatrudnienia do diety i pochodzenia, było zapisane, tak jakby starali sie odmalować portrety swoich pracowników na papierze. Nawet jeśli pomogło nam to w jakiś sposób w naszych poszukiwaniach nie mogłam wykombinować po co w ogóle zawracali sobie czymś takim głowę Pierwsza strona akt Colina zawierał listę członków jego rodziny. Zaczęłam się zastanawiać kto będzie musiał poinformować ich o jego śmierci. Zniesmaczona tą myślą, zamknęłam folder, rzucając go na biurko — To nam w niczym nie pomoże Quentin spojrzał na mnie — Co masz na myśli? — Byli normalni — wskazałam na folder — Wszyscy byli wróżkami czystej krwi, mieli mniej niż
300 lat, wszyscy żyli jak ludzie w pewnym sensie jednocześnie nie odcinając się
od Letnich Krain nic nadzwyczajnego. Barbara była stąd a Yui z Oregonu, więc jest to jakiś wzór osób pochodzących ze wschodniego wybrzeża tylko, że Colin był z Kandy, a ostatnim miejscem stałego pobytu Petera była Indiana — Więc co ich łączy? — spytał Quentin odstawiając pokarm na półkę tam gdzie go znalazł Widać było ,że oczekuje jakiegoś przebłysku geniuszu w stylu Sherlocka Holmesa i niestety musiałam go rozczarować. Nie miałam innej opcji — Nic poza ALH — to mnie
martwiło. Jedynym motywem naszego zabójcy było to miejsce, chyba ,że opierał swoje posunięcia na jakiś innych czynnikach których nie dostrzegałam. To nie wróżyło niczego dobrego. Plus było całkiem niezłą wskazówką na to ,że szukamy szaleńca Szaleństwo jest niebezpieczne. Wszystkie wróżki żyjące w świecie śmiertelników są przynajmniej odrobinę szalone, to naturalna konsekwencja tego kim jesteśmy. Musimy się przekonać ,że potrafimy funkcjonować w miejscu w którym rządzi logika która zupełnie nie przypomina naszej. Kiedy udaje nam się robić to wystarczająco dobrze, mamy nawet swoje prawa. Problemem jest to ,że w końcu kłamstwa przestając się sprawdzać a wtedy jest już za późno aby uciekać
— Och — powiedział Quentin, brzmiąc na rozczarowanego — Tak — zgodziłam się, och Coś zatrzeszczało w powietrzu tuż za mną. Nie zastanowiłam się, po prostu odwróciłam odruchowo, zrzucając foldery w pośpiechu aby postawić siebie pomiędzy Quentinem a każdym potencjalnym zagrożeniem. April migotała kiedy papiery przelatywały przez nią, wypełniając podłogę. Spoglądała obojętnie jak spadały, w końcu pytając — Nic ci nie jest? — Nie rób tego! — powiedziałam opadając z drżeniem z powrotem na swoje miejsce. Quentin wyglądał na tak zszokowanego jak ja się czułam. Boże. Przynajmniej mniej prawdopodobne było to ,że będzie śmiał się później ze mnie — Dlaczego nie? — przechyliła głowę, wyrażając przebłysk ciekawości. Fakt ,że właśnie przerzuciłam kilka arkuszy papieru przez jej tors jakoś nie wydawał się jej martwić. Driady są dziwne ale April może śmiało pretendować do miana najdziwniejszej — Ponieważ niegrzecznie jest straszyć ludzi — Rozumiem — April spojrzała na Quentina — Czy ona ma rację? Pokiwał nie odzywając się — Rozumiem — powtórzyła April. Po chwili rozważań zapytała — Czy masz zastrzeżenia co do mojej materializacji? Czy do tego ,że robię to poza zasięgiem twojego wzroku? Quentin i ja gapiliśmy się na nią. Odpowiedziała spojrzeniem, ciekawość przebijała się przez jej żółte oczy. Teraz to ja przyglądałam jej się bliżej, dostrzegłam ,że jej tęczówki wyglądały jakby były namalowane. Brak niewielkich detali sprawiał ,że coraz bardziej widziałam ją jako coś co zostało stworzone a nie zrodzone. To prawdopodobnie sporo na jej temat wyjaśniało, nawet jeśli nie zmieniało faktu ,że przyśpieszyła moje tętno trzykrotnie, nie decydując się na korzystanie z drzwi jak każdy inny — Mam zastrzeżenia ,że pojawiasz się tuż za mną bez ostrzeżenia — powiedziałam Quentin pokiwał — To też mój problem April uśmiechnęła się, wyraz twarzy który wyglądał całkowicie sztucznie — To do przyjęcia. Powstrzymam się od nagłej materializacji w twoim bezpośrednim sąsiedztwie bez mojego uprzedniego o niej powiadomienia Chwilę zajęło mi aby przez to przebrnąć — Więc nie będziesz się już tak nagle pojawiać? — zgadywałam. Nie miałam zamiaru niczego zakładać w przypadku kogoś takiego jak ona
— Tak — Dobrze — spojrzałam z powrotem w kierunku Quentina, i zobaczyłam ,że zaczął się ponownie uspokajać — Czy mogę ci w czymś pomóc? — Matka powiedziała ,że nam pomożecie — Spróbujemy — Matka powiedziała ,że jesteście tutaj z powodu odłączania mieszkańców tej sieci Cisza stawała się głównym punktem tej rozmowy, spojrzałam na Quentina, który potrząsnął głową i rozłożył dłonie aby pokazać ,że nie zrozumiał — Co? — Ci którzy zostali odłączeni od siecie, będziesz ustalać przyczynę? Och, miała na myśli morderstwa — Tak, Mamy zamiar dowiedzieć się dlaczego giną ludzie Zmarszczyła brwi, spoglądając zaskoczona. Po chwili jej spojrzenie zmieniło się i zapytała — Dlaczego? Wzruszyłam ramionami — Ktoś musi — To nie ma sensu — powiedziała marszcząc się ponownie — Rzadko zdarza mi się robić coś z sensem. To jedna z moich najlepszych cech Quentin parsknął próbując się nie śmiać — Gordan ci nie ufa? — zapytała April — To już wiem — Matka ci ufa — potrząsnęła głową — Wciąż nie wiem czy ja sama ci ufam — Ciesze się ,że jesteś szczera jeśli o to chodzi — powiedziałam. Zaczynała mnie załamywać. Było zbyt wiele małych niespójności w sposobie w jaki się zachowywała i tego jak była stworzona, i coraz trudniej było mi oprzeć się chęci aby pomachać dłonią przez powierzchnie jej ciała tylko po to aby dowiedzieć się czy naprawdę tam była — Szczerość, to jedyne sensowne rozwiązanie Może dla driady z komputerowym napędem ale reszta świata wróżek wydawała się mieć problem ze szczerością. Powoli spytałam — Dlaczego tu jesteś? — Matka prosiła o powiadomieniu cię ,że personel znajduje się w obecności wyznaczonych im partnerów — I? — Gordan i Terrie odstąpiły od swojego towarzystwa
— Wiadomość przyjęta, gdzie są teraz? — Gordan jest zamknięta w swojej kabinie. Terrie w kafeterii — W porządku, dlaczego nie zajmiesz się teraz tymi wszystkim rzeczami którymi musisz się zająć, a ja zobaczę czy uda mi się wyjaśnić im ,że takie zachowanie nie jest w porządku, dobrze? April zmierzyła mnie długim spojrzeniem, tak obcym jak zawsze. To było jak obserwowanie antropologa próbującego zrozumieć obcą kulturę ( i kto mógł wiedzieć? Może to właśnie robiłam) — Zrozumiałam — powiedziała w końcu i zniknęła — Racja — odpowiedziałam, obserwując miejsce w którym się znajdowała, zanim wyciągnęłam klucze i rzuciłam je do Quentina. Złapał je bez wahania, niezły refleks Posłał mi oszołomione spojrzenie — Po co mi je dajesz? — Muszę iść wtoczyć trochę rozumu w niektóre głowy. Znowu. Chcę żebyś się tu zamknął — Hm — Brwi Quentina podniosły się a wyraz twarzy ukazywał spore wątpliwości — Nigdy nie oglądałaś żadnego strasznego filmu? Rozdzielanie się nigdy nie jest dobrym pomysłem — Tak, wiem ale chodzenie po włościach, martwiąc się o ciebie, tylko zwiększy prawdopodobieństwo ,że zrobię coś głupiego. Więc zostań. Zamknij drzwi i nie wpuszczaj nikogo, nawet jeśli będzie brzmiał jak ja, chyba ,że będzie znał hasło — April nie korzysta z drzwi — Nie sądzę aby April była niebezpieczna, chyba ,że stanowisz zagrożenie dla jej matki. Może spróbuj skłonić ją do powrotu, zadaj jej jakieś pytania, to może być dobre dla ciebie —Toby — Po prostu zrób to Wyglądał jakby miał zamiar się ze mną spierać. Wtedy westchną, opuścił ramiona i zapytał — Jak brzmi hasło? Udało mi się wydusić z siebie uśmiech kiedy wstałam i podeszłam do drzwi — Może,
odrób pracę domową? — Zjadliwe — powiedział zmuszając się do uśmiechu — Dokładnie — powiedziałam i wyszłam z pomieszczenia. Czekałam za drzwiami przez chwilę, dopóki Quentin nie zamknął ich na klucz. Kiedy to zrobił ruszyłam w dół korytarza
Szesnaście Powoli zaczynałam się już tutaj odnajdywać. Korytarz przy którym mieściło się biuro Colina prowadził do większego holu, który z kolei wychodził na podwójne drzwi prowadzące na trawnik firmy na którym wylegiwały się koty. Podniosły głowy kiedy wyszłam, obserwując jak nadchodzę. Zmarszczyłam brwi. Przybyły tu z powodu Barbary (według Tybalta była ona jedyną prawdziwą wróżką Cait Sidhe w Fremont) ale pozostały tylko z sobie już znanych powodów Tak to już jest z kotami. Pamiętają czasy kiedy mogły spoglądać na prawdziwego króla świata wróżek a nie tylko na królów i królowe dworu kotów czy też imitację innych dworów które mamy dzisiaj. Obserwowały z narożników i kominów, widziały jak tworzy się historia i nigdy nie zapominały nawet minuty. Niektórzy mówią ,że koty są wspomnieniami świata wróżek i tak długo jak choć jeden kot będzie o nas pamiętał będziemy trwać. Ludzie mówią czasem dziwne rzeczy ale czasem, to prawda jest tym czego nie możemy zobaczyć. Mogą sobie mówić co tylko chcą na temat kotów w świecie wróżek, ja wciąż będę twierdzić ,że większość z nich jest cholernym zagrożeniem włączając w to moje Przecięłam trawnik, stąpając pomiędzy kotami kiedy szłam do głównego budynku. Przyglądały mi się uważnie i zatrzymałam się, mrużąc oczy. Mimo demograficznej eksplozji kotów na tym terenie nie dostrzegłam ani jednego kota wewnątrz — Macie problem z zamkniętą przestrzenią? — zapytałam. Nie opowiedziały, nie wykonały żadnego ruchu w tą czy inną stronę — Tak? Potrząsając głową weszłam do środka Pustka w głównym budynku była większa teraz kiedy wiedziałam już co się stało. Moje kroki odbijały się echem kiedy szłam po korytarzach, kierując się w stronę labiryntu przepierzeń. Ponad wszystko chciałam ewakuować to miejsce, odesłać tych co przeżyli do domu albo do Cienistych Wzgórz, i dojść do tego kto był naszym zabójcą bez konieczności przebywania w tej gigantycznej, technologicznej krypcie. Wiedziałam jednak ,że to się nie wydarzy Jan i Elliot byli w jej gabinecie, drzwi były otwarte. Jan wodziła ołówkiem tam i z powrotem pochylając się nad zestawem jakiś niezrozumiałych dla mnie planów.
Przystanęłam aby ich poobserwować. Jan podniosła głowę, milczące pytania zawierały się w jej spojrzeniu, pomachałam jej wznawiając moją wędrówkę. Nie musiała wiedzieć ,że niektórzy nie zastosowali się do moich zaleceń Klimatyzacja była wyłączona a światła na korytarzu były nie całkiem zapalone kiedy szłam do pomieszczenia w którym pierwszy raz spotkałam pracowników ALH.. Przejścia nad moją głową stanowiły teraz serie smug. Wyglądały jak miejsca często uczęszczane przez blondynki z kiepskich horrorów, biorąc pod uwagę liczbę ciał którą znalazłam w sąsiedztwie, nie było to znowu takie najgorsze porównanie. Na szczęście nigdy nie byłam skłonna do biegania po ślepych uliczkach w bieliźnie. Idąc lekko przed siebie wkroczyłam do labiryntu Nie potrafię poruszać się tak lekko jak moja matka, kolejna konsekwencja mojej krwi śmiertelnika, ale lata praktyki nauczył mnie kilku rzeczy na temat tego jak zachowywać się cicho. Przystanęłam, zwracając większą uwagę na to gdzie idę kiedy moje oczy dostosowywały się do światła i nasłuchiwałam Cichy dźwięk dobiegał z labiryntu po mojej lewej stronie. Odgłos pisania po klawiaturze. Odwróciłam się Podążanie za dźwiękiem pracującej Gordan doprowadziło mnie do tego do czego nie mogły żadne akta osobowe w firmie ALH. Biurka były delikatnie spersonalizowane, małe zabawki, fotografie, zasuszone kwiatki. Tabliczka z imieniem przykuła moją uwagę i przystanęłam Barbara Lynch — biuro którego nie mogliśmy znaleźć — Tu jesteś — powiedziałam do siebie Biurko było pokryte kartkami zabazgranego papieru i jakiś skomplikowanych obliczeń, obok kupka róż origami dawała milczące świadectwo jej preferencji w zakresie biurowego odprężenia. Większość papierów znajdujących się w tym sześcianie miała związek z pracą, z wyjątkiem plakatu z kociakiem i napisem Trzymaj się rozpisanym dużymi kreskówkowymi literami, i fotografią uśmiechniętego mężczyzny z białymi włosami. Odpięłam zdjęcie i po drugiej stronie przeczytałam Mojej najdroższej Babs, kochający
John
O cholera, westchnęłam głucho i odłożyłam zdjęcie. Nie było żadnych innych fotografii co wydawało mi się odrobinę dziwne, jeśli Gordan była jej najlepszą przyjaciółką przez tak długi czas jak uważał Alex, liczyłam na to ,że znajdę tu jakiś związek na potwierdzenie tej przyjaźni, zdjęcia, kartkę, cokolwiek. Ale nie było tu niczego co wskazywałoby na to ,że łączyło je coś poza kontekstem zawodowym. Zaczęłam przeglądać papiery zaśmiecające biurko, mrużąc oczy. Większość z tego co znalazłam wydawała się całkiem przyziemna, notatki dotyczące rozwiązywania problemów firmy, najnowszych pakietów oprogramowania, raportów o błędach, informacjach o usterkach Barbara nie zajmowała jakiegoś wysokiego miejsca w rankingu firmy, poza rażącym brakiem jej własnego biura, z notek które otrzymywała mogłam stwierdzić ,że była na dole firmowego łańcucha pokarmowego. Cokolwiek szło nie tak wydawało się ,że Barbara brała na siebie sporo winy. Żeby było bardziej wymownie, większość pretensji pochodziła od Gordan. Zaczęłam otwierać szuflady, większość z nich była otwarta Górna szuflada była zamknięta na klucz. Marszcząc się głęboko, przyklęknęłam i obejrzałam ją wnikliwie. Jan dałaby mi klucz gdybym poprosiła ale chciałam się nad tym najpierw zastanowić. Pewnie istniał jakiś perfekcyjnie logiczny powód na to ,że szuflada Barbary była zamknięta, może ktoś wciąż kradł jej ołówki A może próbowała coś ukryć Łamanie tanich zamków, to jedna z moich umiejętności których używam przy mojej codziennej pracy. To zdumiewające jak wiele rozwodów można by sfinalizować przy pomocy rzeczy chronionych przez zwyczajny zamek w biurku o standardowych wymiarach. Przeglądałam biurko dopóki nie dostrzegłam tabliczki z przypiętymi do niej dokumentami. Kilka sekund zajęło mi wyprostowanie kawałka sprzączki i pochyliłam się z powrotem nad zamkiem z prowizorycznym wytrychem w ręku Złamanie biurkowego zamka zazwyczaj zajmuje nie więcej niż minutę. Ten wcale nie był inny. Po trzech ostrych skrętach drutu zamek puścił i szuflada stanęła otworem z głośnym kliknięciem. Dźwięk klawiatury Gordan zamilkł na moment, po czym zaczął dochodzić znowu tak samo szybko jak wcześniej, wyjęłam szufladę i usiadałam na podłodze, zaczynając przekopywać się przez jej zawartość
Górna warstwa była dość ogólna, zapowiedzi różnych firmowych imprez i spotkań, podarte koperty, stare odcinki wypłaty. Przejrzałam to wszystko i odłożyłam na bok, kopiąc dalej w dół szuflady. Jeszcze więcej papierów, więcej śmieci, nic ponad standardowe rupiecie na które składa się każde biurko na świecie. Jej książeczka czekowa była schowana na samym dole. Zaczęłam ją przeglądać, zerkając od czasu do czasu na plakat ze słodkim kociakiem wiszący na ścianie, dopóki nie dotarłam do rubryki wpłaty i wypłaty. Przerwałam na moment, nagle zrobiło mi się zimno Połowa wpłat została wpisana w pod kolumnę zatytułowaną pensja, były to całkiem przyzwoite kwoty. Nie było w tym niczego podejrzanego. Chociaż druga część książeczki.... Pod kolumna głosiła kontraktowy bonus. Były to wpłaty prawie tak częste jak wpłaty z rubryki pensja i każda z nich co najmniej trzykrotnie większa. Może i nie wiedziałam zbyt wiele na temat przemysłu komputerowego, ale nie byłam głupia. Jeśli Barbara zarabiałaby tyle jako wolny strzelec, nie potrzebowała pracy w
ALH, zaplata za te kontrakty pokrywała jej wydatki i wypłaty, dosłownie wszytko. Za cokolwiek była to zapłata na pewno nie dotyczyła żadnej zleconej komputerowej pracy Włożyłam książeczkę czekową do kieszeni kurtki i znowu zabrałam się za przeglądanie szuflady. Pozostała zawartość nie była niczym niezwykłym, i szybko znalazłam się na samym spodzie ze stertą materiałów biurowych piętrzących się na podłodze tuż obok mnie. Zmarszczyłam brwi spoglądając od pustej szuflady do rozrzuconych rzeczy. Kiedy włamałam się do biurka, szuflada była tak pełna ,że wszystko to mogło spokojnie się z niej wysypać. Teraz kiedy wszystkie te rupiecie leżały w jeszcze większym bałaganie, miałam kupkę około trzy cale niższą niż szuflada. Czegoś brakowało Sięgnęłam do środka i przesuwałam paznokciami po krawędziach do momentu aż nie znalazłam wyłomu z tyłu przy lewym rogu. Bingo. Tylko kilka minut zajęło mi zdjęcie drugiego dna i mogłam już swobodnie przejrzeć zawartość reszty szuflady. Zerknęłam do środka i aż mnie zapowietrzyło, na szczycie schludnego stosu papierów ujrzałam kopertę ze znakiem wodnym i herbem Marzycielskich Luster Koperta nie była zamknięta. Ostrożnie starając się w jak najmniejszym stopniu dotykać papieru, wytrząsnęłam jej zawartość na dłonie.
Niezrealizowany czek na kwotę która pasowała do kontraktowych bonusów znajdujących się w książeczce czekowej Barbary i notatkę o treści Wplata za Maj została
już przesłana. Czerwcowy raport będzie oczekiwany w tym samym miejscu i czasie. Całość została podpisana szeroką sugestywną pętlą zakańczającą nazwisko księżnej Riordan. Jeśli sam herb już wcześniej nie powiedziałby mi o co chodzi to bez wątpienia zrobiłby to ten podpis — Chyba jednak nie złożysz czerwcowego raportu — powiedziałam i podniosłam szufladę, zostawiając niepotrzebne szpargały na podłodze. Musiałam przekopać się przez to co znalazłam bardziej dokładnie, po tym jak porozmawiam z Jan i wrócę do Quentina. Złapałam szufladę pod ramię i skierowałam się w stronę dźwięku klawiatury. Przez krótką chwilę rozważałam fakt ,że podążanie za dźwiękiem klawiatury w firmie komputerowej tylko dlatego ,że zakładałam iż przy niej siedzi ktoś kogo znam może nie być najlepszym pomysłem, w końcu gdybym próbowała zaatakować programy komputerowe, robiłabym to przy użyciu jakiegoś niewinnie brzmiącego dźwięku. Prawdopodobnie robiłabym to przy użyciu jakiegoś niewinnie brzmiącego dźwięku jak pisanie na klawiaturze Pociąg niepokojących myśli podjechał na stację kiedy skręciłam za róg i znalazłam się w boksie Gordan. Miejsce to było zdecydowanie bardziej bezosobowe niż inne pomieszczenia które mijałam, nie potrafiłam stwierdzić do kogo należało, fakt ,że wciąż tu była był dość zaskakujący. Podniosła głowę i zajęczała na mój widok, uderzając w klawisze klawiatury. Zanim ekran zrobił się czarny, dostrzegłam diagram tak skomplikowany
i
złożony jak jeden z projektów dziewiarskich Luny — Czego chcesz? Dowód który miałam pod pachą dowodził ,że jej przyjaciółka przed śmiercią pracowała dla wroga. Czując się dziwnie wyeksponowana powiedziałam — April powiedziała mi ,że cię tu znajdę. Wiesz ,że nie powinnaś być sama — Nie wiesz kim jest zabójca. Czy będę bezpieczniejsza jeśli z nim pozostanę? Auć — Staram się wykonywać swoją pracę — postaram się być miła, w końcu mnie to nie zabije. Była prawdopodobnie tak samo przerażona jak ja, jeśli nie bardziej, w końcu to jej firma była w stanie oblężenia — A to przynosi tyle dobrego — parsknęła — Widzę wyraźną poprawę od czasu kiedy przyjechałaś, o czym ja sobie myślałam?
Ok, moja dobra natura sięga tylko do tego miejsca — To nie w porządku. Robimy co w naszej mocy — Nie w porządku? A niech mnie, przepraszam, nie zdawałam sobie z tego sprawy, chyba całkiem w porządku jest zabawianie się z Alexem podczas gdy giną tu moim przyjaciele? — wzdrygnęłam się. Gordan odpowiedziała z kpiącym uśmieszkiem — Skarbie, to oczywiste o co ci chodzi Jeśli jej sarkazm będzie jeszcze cięższy będę potrzebowała łopaty aby się spod niego odkopać — Może gdybyś spróbowała pomóc zamiast atakować mnie przez cały czas, mogłabym uzyskać lepsze rezultaty — Może gdybyś wiedziała co robisz, nie potrzebowałabyś mojej pomocy! — zerknęła na mnie, oddałam spojrzenie. Może i straciła niedawno najlepszą przyjaciółkę ale to nie tłumaczyło jej zachowania, trauma może być wymówką ale nie przez tak długi czas. W końcu trzeba wziąć odpowiedzialność za swoje własne czyny — Dość ostro sobie z nami poczynasz jak na kogoś kto nie posiada żadnych odpowiedzi. To trochę podejrzane ,że wszystko co idzie źle jest w jakiś sposób powiązane z technologią i wyrobami gnomów — A znasz jakiś powód dla którego nie powinnam traktować was ostro? Przyjeżdżasz tu sobie ze swoim ślicznym, małym chłopaczkiem, podlizujesz się Jan, zachowujesz tak jakby wszystko to miało się dobrze skończyć, teraz kiedy twój drogi zwierzchnik się w to zaangażował, co nie byliśmy wystarczająco dobrzy aby ratować nas wcześniej? — Nie wiedzieliśmy ,że macie kłopoty. Nikt nam nie powiedział co tu się dzieje — To nie wystarczy! — Cóż będzie musiało, bo to prawda. Mam dość tego ,że traktujesz mnie jak śmiecia a Quentina nawet gorzej, tylko dlatego ,że jesteś przestraszona — Powinnaś wiedzieć ,że coś było nie tak, twoje cenne wróżki czystej krwi powinny się tego domyślić — jej oczy były jasne od gniewu i złości — Czy nie od tego są? — Nie przepadasz za wróżkami czystej krwi co? — Domyśliłaś się, doprawdy? — odwróciła twarz
Urażona duma nie jest niczym niezwykłym dla Odmieńców, cholera sama taka jestem, nasi nieśmiertelni rodzice dostali co najlepsze ze świata wróżek i wzięli to co chcieli ze świata śmiertelników a my dostaliśmy to co pozwolili nam mieć. Pomimo to jednak poziom jej oburzenia był raczej niezwykły. Prawie od niego płonęła — Masz coś przeciwko jeśli spytam dlaczego? — Tak — powiedziała, szorstko. Wtedy cichym głosem dodała — Moja mama była czystej krwi gnomem. Tata był Odmieńcem, a ja byłam tylko przypadkiem. Jestem wystarczająco śmiertelna ,że kopalnie gnomów mnie nie chcą a nie jestem śmiertelna wystarczająco ,żeby żyć jako człowiek Zamrugałam — Masz rację to jest do kitu Gnomy tworzą swoje domy w głębokich kopalniach. Głębiej niż Krasnoludy i Gremliny. Bycie Odmieńcem sprawiło ,że Gordan nie nadawała się do życia na tych głębokościach. Z drugiej strony fakt ,że była bardziej wróżką niż człowiekiem sprawiał ,że była zbyt wrażliwa na żelazo aby z jego użyciem pracować, a to z kolei sprawiało ,że traktowano ją z większą podejrzliwością. Była to naprawdę nie łatwa sytuacja — Nawet nie masz pojęcia — I tu się mylisz — było mi jej żal. Jednak to nie powstrzymało mnie od narastającego uczucia irytacji — Jestem córką Amandine, wiesz o tym prawda? — kiedy pokiwała, kontynuowałam — Cóż każdy to wie, jestem tylko Odmieńcem. Nie jestem nawet wróżką w tak dużej części co ty. Ale jej reputacja wyprzedza mnie wszędzie tam gdzie się udaje, i spędzam każdy cholerny dzień próbując się z tego wywiązać. Więc nie mów mi ,że nie wiem jak ciężko jest żyć ze spuścizną pozostawioną przez rodziców. Moja sytuacja może i jest inna ale jest tak samo zła jak twoja Gordan spojrzała na mnie. Oddałam spojrzenie i ona była pierwszą która odwróciła wzrok Odetchnęłam z ulgą. Zwycięstwo nawet to niewielkie jest całkiem przyjemne — W porządku jeśli jesteś zagniewana — powiedziałam najdelikatniej jak tylko mogłam Wzruszyła ramionami — Czyżby? — zapytała. Gnomy nigdy nie były za dobre w okazywaniu uczuć
— Tak — powiedziałam — Sama jestem wściekła od momentu kiedy tu dotarłam. Ludzie nie pomagają pomimo tego ,że mówią iż to zrobią, łażą sobie po włościach sami...jestem wkurzona — Więc dlaczego tu jesteś? — Dlaczego? — wzruszyłam ramionami, stawiając na prawdę — Sylvester poprosił mnie abym tu przyjechała, a wy mnie potrzebujecie — Nie dbasz o to czy zginiemy — powiedziała, gorzkim tonem głosu. Spojrzała na mnie z powrotem, że zmrużonymi oczami — Jesteś tutaj ponieważ twój zwierzchnik wydał ci taki rozkaz — Nie wydał mi rozkazu, poprosił. I mylisz się. — Co masz na myśli? — Obchodzi mnie to czy zginiecie czy nie, ponieważ jestem wróżką a wróżki to obchodzi i nikt nie musi umierać — podniosłam dłoń w kpiącym melodramatycznym geście — Poza tym Sylvester skopie mi tyłek jeśli nie będzie mnie to obchodziło Zadziałało. Przygryzła wargę i cofnęła uśmiech który już zaczął pojawiać się na jej ustach, na wpół obracając się przy tym abym nie zauważyła. Ha ha za późno, czasem potrafię być pretensjonalna, i wiem o tym, a to ,że znam swoje wady oznacza także to ,że mogę je wykorzystywać — To mogłoby lepiej się sprawdzić gdybyśmy nie walczyły ze sobą — powiedziałam — Masz rację — przyznała — Prawdopodobnie by tak było — Nie musisz mnie lubić, April mnie nie lubi Gordan wyszczerzyła się w uśmiechu — April nie lubi wielu rzeczy — Zauważyłam. Dlaczego? — Jest zdystansowana — Zdystansowana? — zapytałam. Chciałam aby Gordan się zrelaksowała, ale miałam robotę do wykonania a jej częścią było dowiedzenie się wszystkiego czego tylko mogłam, ma temat pozostałych mieszkańców Okiełznanej Błyskawicy. Większość z nich była prawdopodobnie miła ale jeden z nich był zabójcą
— Kiedyś była drzewem. Robiła to co robi drzewo, pije wodę, absorbując składniki pokarmowe z gleby, proces fotosyntezy i te wszystkie inne rzeczy — oparła się na swoim krześle, teraz czując się jak na znanym gruncie — Wszystko co związane z naturą jest też powiązane z drzewami — To prawda — Więc jest drzewem. Tylko ,że nagle przestaje nim być, jest tak jakby serwerem sieciowym. Tam gdzie jest panuje chłód. Nie ma też do czynienia z żadnymi żywymi organizmami. Zamiast słońca ma elektryczność. Zamiast korzeni ma kable. To rzeczy których wcześniej nie potrzebowała. Więc zaczyna się uczyć tych nowych rzeczy, uczy się jak być dobrą maszyną i zapomina o słońcu, wodzie, gałęziach i fotosyntezie — Och — powiedziałam, zdając sobie dopiero z tego sprawę — Driada jest drzewem — Racja. Czym więcej wie na temat tego jak być maszyną tym mniej wie na temat tego jak być czymkolwiek innym — Ale wciąż lubi niektórych ludzi — Nie, ona lubi Jan. Resztę z nas toleruje jako coś potrzebnego jej matce do pracy — Gordan wzruszyła ramionami — To nic wielkiego, już się przyzwyczailiśmy — Czy to nie wydaje się odrobinę dziwne? — Czy poznałaś kiedykolwiek kogoś kto adoptował kota? Zamrugałam, trochę zaskoczona zmianą tematu — Tak — Niech zgadnę, kot był przywiązany do tej osoby i nienawidził całej reszty. Mam rację? — Tak — potwierdziłam. Mitch i Stacy adoptowali kiedyś kociaka ze schroniska. Była to puszysta kulka pełna zła, ustawiona permanentnie na komendę zabij. Za każdym razem kiedy Cień (tak miał na imię kociak) widział mnie albo Cliffa, a nawet Kerry, rzucał się na tą rękę która znajdowała się najbliżej i próbował ją usunąć. Ale nigdy nie przestawał mruczeć kiedy Stacy była w pobliżu Odszedł dwa lata przed tym jak wróciłam do domu. Według Mitcha, nigdy nie złagodniał, nawet wtedy kiedy wypadły mu już ze starości wszystkie zęby i na wpół ślepy, wciąż próbował atakować każdego kto przyszedł z wizytą. Dobrze dla niego
— W ten sam sposób działa to dla April i Jan. April jest tym kotkiem ze schroniska, a Jan tą która sprowadziła ją do domu. To całkiem zrozumiałe ,że April jest całkowicie oddana. Osobiście, jestem zaskoczona ,że kiedykolwiek udało ci się skłonić ją do nie podążania za Jan — Więc zawsze są razem? — Nie zawsze. Ale jeśli Jan pstryknie palcami i powie skacz, możesz się założyć o to ,że April znajdzie się zaraz przy tobie aby upewnić sie ,że zapytałaś jak wysoko — Rozumiem — Doprawdy? — Gordan wpatrywała się we mnie — Cóż może i nie jestem fanką wróżek czystej krwi jako całości ale tutaj obowiązuje prawdziwa lojalność. Możesz chcieć uważać kogo wskazujesz palcem Trudno dyskutować z takim stwierdzeniem — Muszę wracać. Nie powinnaś byś tu sama — Jestem dużą dziewczynką — podniosła małe, czarne pudełko — To mój guzik bezpieczeństwa.
Cokolwiek
po
mnie
przyjdzie,
wcisnę
to
i
uruchomię
kilka
zabezpieczających alarmów, nie martw się o mnie Zmrużyłam oczy — Dlaczego każdy z was nie ma czegoś takiego? — Nigdy wcześniej tego nie potrzebowaliśmy — Ale teraz potrzebujemy — Zobaczę co da się zrobić — spojrzała na mnie obojętnie dodając — Nie ruszę się stąd — Rozumiem — westchnęłam wstając — Nie zgiń — Nie zamierzam Odeszłam w ciemność, czując jej spojrzenie na swoich plecach, dopóki nie skręciłam za róg na główny szlak. Nie podobało mi się to ,że zostawiam ją samą, ale chyba jeszcze gorzej czułabym się zostając, i nie miałam zamiaru z nią walczyć. Nie dopóki miałam szansę przejrzeć papiery Barbary i wykombinować co dokładnie oznaczają
Dzięki temu ,że klimatyzacja była wyłączona gdy używaliśmy zapasowych generatorów, na zewnątrz budynku było chłodniej. Zerknęłam do góry na księżyc a potem na swój zegarek. Prawie czwarta, słonce wkrótce wzejdzie. Jeszcze jedna komplikacją którą trzeba dodać do listy Przechadzanie się otwartą przestrzenią, na zewnątrz prowadzącą do zamkniętych korytarzy było jak spacer po mieście duchów rodem jak z filmów science- fiction. Czekałam tylko aż zaatakują kosmici. Kiedy już znalazłam się w środku okna pokazywały sprzeczne widoki krajobrazu na zewnątrz, wydawały się one jeszcze bardziej różne niż wcześniej. Okno na trzecim piętrze ( jeśli można było to ocenić przez dystans odległy od ziemi) pokazywało doskonały nocny widok trawnika do kompletu z kotami rozwalonymi w świetle księżyca na ścieżkach Biuro Jan było dwa pomieszczenia dalej, na końcu długiego korytarza. Drzwi, które były wcześniej otwarte teraz były zamknięte. Mrużąc oczy, położyłam dłoń na rękojeści noża, podeszłam i zapukałam — Jan jesteś tam? — Idę! — nastąpiła seria potknięć i zderzeń kiedy Jan szła przez gabinet i otworzyła drzwi. Zerknęłam poza nią. Elliot zniknął — Gdzie Elliot? — Musiał po coś pójść. Ale ja nie opuściłam tego gabinetu, jestem całkowicie bezpieczna, Pracowałam nad...w zasadzie nieważne nad czym. Nie potrafię tego wyjaśnić, a ty i tak byś tego nie zrozumiała — jej ton głosu nie zawierał w sobie ,żadnej zniewagi, Prawdopodobnie miała całkowitą rację. Przechyliła głowę na bok, jej spojrzenie zrobiło się zatroskane — Nic ci nie jest? To znaczy, jesteś blada, jadłaś coś w ogóle? Albo spałaś? — To nie jest istotne — powiedziałam, przeklinając wewnętrznie. Dlaczego teraz nagle zaczęła zwracać na to uwagę? Czułam się strasznie ale to wcale nie znaczyło ,że chciałam aby ktoś to zauważył i skupiał na tym swoją uwagę — Skąd wiesz ,że zabójca nie przyjdzie po ciebie? I skoro jesteś całkiem bezpieczna, skąd wiesz ,że Elliot nie ma jakiś kłopotów? — Ja..... — przerwała spoglądając na mnie ostro — Próbujesz mnie wystraszyć? — Tak, próbuje. Jeśli zginiesz twój wujek zrobi sobie z mojej skóry dywan
— Prawdopodobnie masz rację. To dziwne, ta myśl ,że ktokolwiek chciałby mnie skrzywdzić — Zdajesz sobie sprawę ,że jeżeli stoją za tym jakieś polityczne motywy jesteś w większym niebezpieczeństwie niż każdy inny kto się tu znajduje? — wyjęłam spod pachy szufladę Barbary — Mam informację, mogę wejść? Jan spojrzałam na szufladę — Co to? — Dowody na to ,że Barbara robiła cię w konia — wyminęłam ją i weszłam do biura. Zamknęła drzwi i podeszła za mną do swojego biurka gdzie postawiłam szufladę na stosie papierów — Chociaż to nie jest najważniejsze. Wiem już dlaczego nie możesz skontaktować się ze swoim wujem — Co? — jej oczy zrobiły się szerokie — Co masz na myśli? — To wina telefonów — przedstawiłam moje wnioski, włączając w to fakt ,że telefony wykonywane z poza włości, albo numery których nie instalowało ALH, działają bez zarzutu . Nie wspominałam o mojej dyskusji z Tybaltem. Stwierdziłam ,że nie jest to coś o czym musi wiedzieć Na początku, Jan tylko się na mnie gapiła. Potem jej oczy zwężyły się, spojrzenie zrobiło się zimne — A wiec to naprawdę był ktoś z nas — powiedziała, miękkim niebezpiecznym głosem. Słyszałam już ten ton wcześniej u jej wuja, nie znaczył nic dobrego — Tak sądzę — powiedziałam i podałam jej kopertę którą znalazłam w biurku Barbary, z pieczęcią Marzycielskich Luster zwróconą w jej stronę — Wygląda na to ,że Barbara miała dodatkową pracę Gapiła się — Pracowała dla Riordan? — Przyjmowała łapówki. Nie wiem więcej niż to, przynajmniej na razie nie. Ale się dowiem. Miała drugie dno w szufladzie swego biurka. Znalazłam też jej książeczkę czekową, jeśli daty się zgadzają to przyjmowała od nich pieniądze przynajmniej od roku — Barbara była szpiegiem? — przesunęła się na krawędź biurka i skrzyżowała nogi sięgając po laptopa — Jeśli Elliot jeszcze kiedyś powie mi ,że mam paranoję, to dam mu klapsa — odtworzyła klapę i zaczęła pisać
— Hmmm Jan? — włożyłam włosy za ucho, trochę zaskoczona — Co robisz? — Tutaj w ALH, byliśmy dumni z tego ,że respektujemy prywatność naszych pracowników — powiedziała energicznie. Wtedy jej ton się zmienił, zrobił się bardziej cyniczny kiedy dodała — Ale gdybym sądziła ,że mamy powód aby podejrzewać iż szpiegują dla tej zdziry po sąsiedzku, hakowałabym ich komputery — Co? — Nazywamy to hakowaniem. Cóż przynajmniej tak by było gdybym nie była właścicielką jej komputera. Ale jestem, więc nazywa się to zainteresowaniem sprawami bezpieczeństwa firmy — kontynuowała Jan, a jej palce poruszały się ostrymi, płynnymi ruchami — Komputer był wyłączony — powiedziałam z nadzieją ,że nie brzmię na tak zagubioną jak się czułam Jan spojrzała do góry i szczerze się uśmiechnęła. Przynajmniej kogoś z nas bawiła ta sytuacja — To miało by znaczenie, gdybyśmy byli no wiesz w świecie śmiertelników. Ale podłączenie elektryczności w Letnich Krainach jest tak ciężkie ,że nigdy do końca nie działa to właściwie, więc musimy radzić sobie z wieloma problemami w tym zakresie. Generatory zamiast zasilania z ziemi, światła ze wskaźnikiem czasowym........ komputery które nie zdają sobie sprawy ,że powinny mieć zakaz dostępu do sieci kiedy zostają wyłączone. Laptop wydał z siebie ostry, brzęczący dźwięk — Jesteśmy — Jesteśmy gdzie? — W komputerze Barbary. Mam pełny dostęp No w końcu coś — Czy możesz go w jakiś sposób przeszukać i dowiedzieć się czy miała jakiś związek z Marzycielskimi Lustrami? Spojrzała na mnie rozbawiona — Mogę sprawić ,że ten komputer zatańczy polkę jeśli tylko będę chciała — jej pisanie po klawiaturze znacznie przyśpieszyło, tylko po to aby zatrzymać się całkiem kiedy laptop zabrzęczał ponownie — I .....wow — Wow? Co wow? — wykręciłam szyje aby zerknąć na ekran — Co znalazłaś?
— Tylko wszystko — jej usta zacisnęły się w cienką, twardą kreskę. Podniosła laptopa tak abym mogła zobaczyć ekran, pokrywała go lista nazwisk tak długa ,że nie widziałam całości — To wyskoczyło kiedy zrobiłam wyszukiwanie ze słowami Marzycielskie
Lustra i poufne. Wskazała ekran końcówką palca, i pierwszy plik podświetlił się zanim zaczął się otwierać — Była zajętą małą dziewczynką — Tak — odpowiedziałam — Wygląda na to ,że była Plik który otworzyła Jan było to zestawienie finansowe formy, hrabstwa, i ich wyników finansowych z ostatnich kilku lat. Naniesione były uwagi w miejscach w których Barbara wpływała na finanse Hrabstwa na korzyść Marzycielskich Luster. Zerknęłam na Jan. — Nie mogliśmy dojść do tego gdzie podziały się pieniądze — powiedziała — Jeszcze dwa lata i doprowadziłaby do naszego zamknięcia — Czy ktoś mógł ją za to zabić? — To możliwe — przyznała — Sama bym ją udusiła, ale... — Ale ty nie zabiłabyś innych. Czy możesz dla mnie wydrukować akta Barbary? — Oczywiście — potrząsnęła głową, mrużąc oczy — To jest po prostu wow. Babs była naszą przyjaciółką — Była kotem. Wróżki Cait Sidhe nigdy nie przestrzegają żadnych reguł — odrzuciłam włosy do tyłu — Czy Marzycielskie Lustra cokolwiek zyskałyby na twojej śmierci? — Tylko ziemie — Nie ma niczego specjalnego w tych włościach? — Nic a nic. Sami wykopaliśmy to spłycenie — Świetnie — kolejna ślepa uliczka — Zrób te wydruki, a będziemy mogli pracować dalej. Tylko bądź ostrożna. To ,że dasz się zabić nie przywróci nikogo z powrotem — Nie martw się. Nie popędzę do Marzycielskich Luster na konfrontację z księżną — jej uśmiech był całkowicie pozbawiony radości — Chociaż kiedy to wszystko się skończy mam zamiar skopać jej tyłek
— Całkiem sprawiedliwie — przerwałam — Czy jest jakaś szansa na to ,że Gordan współpracowała w tym z Barbarą? — Nie, nie zupełnie — powiedziała Jan — To ona zatrudniła Barbarę, i zawsze martwiła się o to ,że zrobi ona coś głupiego. Pracowały razem nad jakimś projektem i walczyły ze sobą od miesięcy — O co? — Nigdy nie byłam do końca pewna. Wydawało mi się ,że jakoś między sobą to rozwiązywały — Dobrze wiedzieć — powiedziałam i zabrałam szufladę — Wracam do Quentina i zaczniemy się przekopywać przez te papiery. Zobaczymy czy jest tu coś jeszcze czego możemy użyć Zamrugała — Zostawiłaś go samego? Po tym jak kazałaś nam wszystkim trzymać się razem? — Zostawiłam go za zamkniętymi drzwiami oddzielającymi go od reszty włości — powiedziałam, czując się nagle niezbyt komfortowo z powodu podjętej decyzji — On ma klucz a ja miałam coś do zrobienia — Cóż przynajmniej jej się opłaciło — spojrzała do góry na sufit — April, mogłabyś tu przyjść? Powietrze na przeciwko niej zadrgało i pojawiła się April, radość przekształciła jej twarz w coś jasnego i prawdziwego. Zerknęłam na nią pamiętając o tym co powiedziała mi Gordan. April kochała swoją matkę. Nikt kto widział je razem nie mógł temu zaprzeczyć Jan spojrzała w dół i uśmiechnęła się — Hej, skarbie, mam nadzieje ,że w niczym ci nie przeszkodziłam? — W niczym ważnym, matko. Mogę ci w jakiś sposób pomóc? — Tak. Czy pamiętasz Quentina? Kiwnięcie April było natychmiastowe — Tak, jest zlokalizowany na pierwszym piętrze w gabinecie A-3
Gapiłam się na nią. Albo go tam odwiedzała albo wie gdzie był, od tak zupełnie nie musząc się nad tym zastanawiać. Jeśli byłoby to drugie, zabójstwa nie mogły być robotą kogoś z zewnątrz, spostrzegłaby intruza nim zdołałby cokolwiek zrobić — Obserwowałaś nas kiedy tu jechaliśmy, to byłaś ty wtedy w lasach prawda — powiedziałam zanim zdałam sobie w pełni sprawę z tego ,że to robię — Tak — odpowiedziała April — Obserwuje wszystkie wejścia Racja. Chyba ,że nasz zabójca był w jakiś sposób niewidzialny dla April, mieliśmy do czynienia z osobą a nie rzeczą — Czy widziałaś coś dziwnego wchodzącego lub wychodzącego w czasie tych morderstw? — Tylko ciebie — Rozumiem. Czy będziesz dostępna później? Będę chciała z tobą porozmawiać — musiałam tylko wykombinować o co ją zapytam Posłała spojrzenie w kierunku Jan. — Matko? — Zrób co każe Toby, skarbie, wszystko w porządku — April zrobiła nieszczęśliwą minę. Jan uśmiechnęła się — Wiem ,że nie chcesz. Powiem ci coś, przyjdę do twojego pokoju i obejrzymy razem film, dzisiaj, co ty na to? — Będzie popcorn? — Popcorn i kreskówki — Może być — odpowiedziała April i zniknęła Jan spojrzała w moją stronę, zmęczony uśmiech pokrył jej usta — zazwyczaj, ogląda filmy prosto z pliku ale będzie oglądać je normalnie jeśli to oznacza ,że obejrzę razem z nią — zdjęła swoje okulary, pocierając oczy wierzchem dłoni — Macierzyństwo jest wyczerpujące. Co ja sobie myślałam kiedy mówiłam ,że poradzę sobie z hrabstwem i adopcją dziecka? Musiałam być chyba szalona — Jan.... — To wszystko to jakieś szaleństwo — wzdychając nałożyła z powrotem okulary — Przykro mi ,że byliśmy tacy dziwni kiedy pierwszy raz tu dotarłaś, już od jakiegoś czasu byliśmy nie źle wystraszeni
— Przykro mi — byłam naprawdę zaskoczona tym , że tak myślę — Robimy co w naszej mocy — Wiem, że tak jest — przebłysk czegoś podobnego do gniewu przeskoczył przez jej twarz — To prawie ,że ironiczne. To co próbujemy tutaj zrobić....ludzie nie powinni z tego powodu umierać. To ostatnia rzecz która powinna mieć miejsce — Co próbujesz tu zrobić? — Nic dużego. Projektujemy lepsze komputery. Próbujemy zapewnić Letnim
Krainom lepszą sieć telefoniczną. Ratujemy technicznie świat wróżek — machnęła ręką jak by odganiała natrętną muchę — Zwyczajowe nonsensy, co masz zamiar teraz robić? — Wracam do Quentina, i przekopię się przez resztę tych papierów — podniosłam szufladę łapiąc ją pod ramie — Musisz być ostrożniejsza. Wy wszyscy. Gordan jest w labiryncie przepierzeń, sama, Elliot jest tylko Oberon wie gdzie, sam. Mam tego dość — Porozmawiam z nimi — powiedziała — Sprawdziliśmy informacje które nam dałaś i przeszukaliśmy te biura które mogliśmy znaleźć. Czy Yui miała gabinet? — Tak, po prostu dobrze go ukryła — Jan zacisnęła usta, wyglądając momentalnie na nieszczęśliwą — Kiedy wróci Elliot zapytam czy będzie mógł cię tam poprowadzić. Zazwyczaj jest w stanie go znaleźć — Elliot? W porządku. Nie mogliśmy znaleźć niczego co łączyłoby ofiary, nic innego niż praca tutaj. Mam zamiar przyjrzeć się jeszcze raz miejscom w którym znaleziono ciała ale szczerze nie oczekuje ,że znajdę coś innego — Zostali zatrudnieni tutaj ale pochodzili z różnych miejsc i przyszli tu z różnych powodów — powiedziała Jan, prawie ,że przepraszająco — Colin ....cóż, potrzebowaliśmy Selkie do niektórych z naszych testów. Ciężko to wytłumaczyć, ale te testy mają u nas znaczenie. Peter by nauczycielem historii specjalnego folkloru, nie tylko ludzkiego folkloru — Historykiem wróżek? — Genealogi wróżek — Do czego potrzebny wam historyk Genealogi wróżek?
— Badania rynku — Jan wzruszyła ramionami — Nie możesz używać tego samego sloganu sprzedaży dla wróżki Daoine Sidhe i Centaura. To się po prostu nie uda. Yui była alchemikiem naszej grupy. Potrafiła doprowadzić do zgodność nieomal wszystkiego z wszystkim jeśli dało się jej odpowiednią ilość czasu — A co z Barbarą? — Przyjaciółka Gordan, nie była zatrudniona na żadnym konkretnym stanowisku . Pochodziła z San Jose. To prawdopodobnie wyjaśnia dlaczego.....— Jan przerwała — Dlaczego cię zdradziła? Tak, prawdopodobnie tak — Czy ciała niczego ci nie mówią? — Niczego. Zginęli z powodu jakiegoś urazu wewnętrznego, nie mam pojęcia co to było, ale zewnętrzne obrażenia nie mogły ich zabić. Może wiedziałabym gdybym była lepszym ekspertem kryminalistycznym, ale nie jestem — wróżki nigdy nie potrzebowały tego rodzaju treningu, od tego miały wróżki Daoine Sidhe. Nieszczęśliwie to też oznacza ,że nie mamy zbyt wielu opcji kiedy zawodzi nas czytanie z krwi — Może nie jesteś wystarczająco dobra aby coś wyczytać z ich krwi? — powiedziała powoli Jan — Odmieńcy są słabsi w większości przypadków niż wróżki czystej krwi prawda? — Quentin też próbował, i nic — Nie możemy sprowadzić ci eksperta kryminalistycznego. Nie możemy mieszać w to policji — Wiem — powiedziałam — Niestety martwi nie mówią — Ale dlaczego są w takim stanie? — spytała — Dlaczego Nocni Łowcy nie przybyli? — Nie mam pojęcia — przeczesałam włosy dłońmi, próbując ukryć moje rozdrażnienia — Musiałabyś o to zapytać Nocnych Łowców — Cóż, mogłabyś to zrobić? Zamarłam — Czy mogłabym...? Czy mogłam zapytać Nocnych Łowców?Czy byli czymś co można było o cokolwiek zapytać? Nigdy ich nie widziałam ani nikt kogo znam, przybywają pod osłoną ciemności, zabierają ciała z naszego widoku i znikają.
Nie są czymś co się ogląda...ale czy w ogóle mogłam ich zobaczyć? Czy był jakiś sposób aby ich wezwać, i co bardziej istotne, czy powiedzą mi to czego chciałam się dowiedzieć? Wróżki Daoine Sidhe znają śmierć ale Nocni Łowcy są śmiercią. Mogą znać odpowiedzi. Byłam winna Jan aby spróbować Jan mnie obserwowała. Pokiwałam, mówiąc — Być może jest to możliwe, nie wiem. Nigdy wcześniej nie słyszałam aby ktoś coś takiego zrobił. Może można wezwać ich bez angażowania w to ciała — przerwałam. Jeśli był ktoś kto wiedział jak wezwać Nocnych Łowców to była to......— Muszę zadzwonić, wrócę w związku z tym jeszcze do ciebie — Bardzo proszę — Wracam do biura, przejże te akta, i spróbuje wykombinować czy to możliwe. I muszę iść po kawę, naprawdę potrzebuje kawy. Czy wytrzymasz jakoś do powrotu Elliota? — Nic mi nie będzie — poprawiła okulary jednym palcem — Zamknę drzwi i będę meldować się April co pięć minut — W porządku — pochyliłam głowę w zarysie pokłonu, włożyłam szufladę pod ramię i wyszłam na korytarz. Miałam sporo do przemyślenia
Siedemnaście Głosy dobiegające zza drzwi gabinetu Colina wznosiły się zmieniając rozmowę w niewielką kłótnie. Przyśpieszyłam. Bezpieczeństwo Quentina było jedyną rzeczą której nie miałam zamiaru ryzykować. To dlatego chciałam aby został w gabinecie, wolałam aby został w zamkniętym gabinecie oddzielającym go od reszty włości niż podążał ze mną kiedy nie byłam pewna czy będę go w stanie chronić — I mówię ci ,że jeśli skupią się bardziej na opowiedzeniu dobrej historii, grafika nie będzie miała znaczenia! Ile eksplozji i wybuchów potrzebujesz w pierwszych dziesięciu minutach filmu? — to był Quentin. Brzmiał na zirytowanego, ale nie tak jakby mu ktoś zagrażał — Twoje argumenty są zwodnicze — kontynuował drugi głos, należący do April, która brzmiała no cóż dokładnie jak ona sama. Nie całkiem bez wyrazu aby mogła być maszyną ale blisko — Jesteś nastoletnim mężczyzną a oni lubią eksplozję — Chyba trochę generalizujesz? Zrelaksowałam się zanim pochyliłam się do przodu i zapukałam, głosy ucichły. Wtedy Quentin zawołał — Jak brzmi hasło? — Odrób pracę domową A teraz wpuść mnie Otworzył drzwi ukazując mym oczom April zajmującą moje opuszczone miejsce. Koniki morskie były skupione na końcu zbiornika, najwyraźniej tak samo nieszczęśliwe z powodu obecności driady jak mojej. Spojrzałam pomiędzy nimi i podniosłam brwi — Przetestowałem tą sprawę z tym niby pagerem — powiedział Quentin — Powiedziałem jej imię i pokazała się. Potem zaczęliśmy rozmawiać o filmach April zniknęła z krzesła i pojawiła się obok Quentina — Jego gust dotyczący fabuły filmów jest sprzeczny z tym co lubi większość nastoletnich mężczyzn. To nie ma sensu — Możesz za to winić jego archaiczne wychowanie — powiedziałam, nie zawracając sobie głowy tym aby ukryć uśmiech — Skończyliście? Muszę wprowadzić w nowe szczegóły Quentina — Mam obowiązki którymi muszę się zająć — odpowiedziała April. Spoglądając w kierunku Quentina, powiedziała — Będziemy to kontynuować później — i zniknęła — Wygląda na to ,że ktoś ma wielbicielkę — powiedziałam zamykając drzwi — Powiedziała coś w ogóle?
— Nie zupełnie — odparł siadając — Dowiedziałem się ,że lubi króliki i uważa iż gry komputerowe są dobrymi programami do ćwiczeń acha i nie pochwala tego ,że giną ludzie ponieważ zakłóca to proces produkcyjny Postawiłam szufladę z biurka Barbary obok akwarium — A więc nic nie wie? — Nawet jeśli wie, to nie jest to coś co mogę z niej wyciągnąć — Świetnie — potrząsnęłam głową — Nie całkiem to przydatne ale chociaż próbowałeś — Dowiedziałaś się czegoś? — Cóż, Barbara szpiegowała dla księżnej Marzycielskich Luster , znalazłam jej zapiski. Wszyscy w tym hrabstwie mają życzenie śmierci i każdy upiera się aby przebywać samemu. A ja potrzebuje kawy, zabierz swoje rzeczy idziemy do kafeterii Quentin wstał — Wiemy kiedy przybędzie tu mój transport? — Jesteś gotowy do odjazdu? Skrzywił się — Gotowy aby więcej nie siedzieć w tym gabinecie — I tak muszę zadzwonić, przy okazji możemy spróbować połączyć się z Cienistymi
Wzgórzami — zakładałam ,że Tybalt przekazał moją wiadomość i ktoś będzie czekał przy budce telefonicznej — Do kogo dzwonisz? — Jan poprosiła abym wezwała Nocnych Łowców Quentin zamarł wpatrując się we mnie — Potrafisz to zrobić? — Nigdy się nie dowiemy jeśli nie spróbujemy — cieszyłam się ,że nie zapytał do kogo chciałam zadzwonić. Obydwoje będziemy szczęśliwsi jeśli nie będzie wiedział o pewnych sprawach dopóki nie będzie musiał — Czy oni będą w stanie pomóc? — Nie mam pojęcia — Nocni Łowcy żyją dzięki ciału wróżek. Mogą zdecydować ,że jestem idealną północną przekąską i rozszarpać mnie na kawałki ale mogą też zdecydować się odpowiedzieć na moje pytania. Mają swoje sposoby na to ,że wiedzą kiedy umiera jakakolwiek wróżka czy odmieniec, zbyt szybko się pojawiają aby o tym nie wiedzieć. Jeśli byli zdolni do myślenia, musieli mięci też powody swoich działań. Mogli się nimi ze mną podzielić. Cóż istniała szansa ,że zginę w trakcie tego wszystkiego ale takie ryzyko istniało zawsze, jeśli to zadziała to przynajmniej będzie warto Obserwował moją twarz kiedy opuściliśmy gabinet, kierując się do kafeterii — Toby?
— Tak? — Czy to dobry pomysł? — Absolutnie nie. Ale to jedyny pomysł jaki mam, a więc spróbujemy — Jasne — powiedział z westchnieniem Resztę drogi do kafeterii przebyliśmy w milczeniu. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Elliota siedzącego przy jednym ze stolików wpatrującego się w swój kubek. Podniósł głowę i uśmiechnął się kiedy weszliśmy, próbując wyglądać jakby się nie martwił. Cóż zupełnie mu się to nie udało — Hej — Czy naprawdę musimy odbyć rozmowę na temat tego co oznacza trzymanie się
razem — zapytałam kierując się do automatu z kawą. Moje zmęczenie wyparowało zastąpione ogólnym poczuciem irytacji — Dlaczego jesteś tu całkiem sam? A Jan sama w swoim gabinecie? Westchnął odstawiając kubek — Jesteś na mnie zła — Jestem zła na wszystkich — nalałam sobie kubek kawy podczas gdy Quentin minął mnie i podszedł do automatu ze słodyczami — Jesteś trzecią osobą którą znalazłam samą. Próbujesz to jeszcze bardziej utrudnić? — Nie. Przepraszam, nie próbuje — Zapomnij o tym — powiedziałam i pociągnęłam spory łyk kawy, relaksując się odrobinę kiedy poczułam jak kofeina zaczyna działać — Quentin, weź sobie coś proteinowego do tego napoju Batona czy coś — orzechy chyba mają jakieś proteiny? Wzięłam kawę i podeszłam do automatu — Wybierz dziewięć jeśli chcesz się dodzwonić poza włości — powiedział Elliot — Nie sądzę aby to był problem — odstawiłam na bok kawę i podniosłam słuchawkę, wybierając numer, wciskając wybrane klawisze na raz. Zapach trawy i miedzi wrastał wokół mnie, kiedy powtarzałam Sięgnij, sięgnij i dotknij kogoś Quentin i Elliot spoglądali na mnie jakbym była szalona. Nie miałam nic przeciwko bo może faktycznie byłam Cisza poddała się po kilku kliknięciach, które po chwili zastąpił odgłos wodnistego dzwonka a potem znajomy poirytowany głos powiedział — Halo? Jest czas na uprzejmości a to nie był jeden z nich — Luidaeg, tu Toby. Muszę wezwać Nocnych Łowców — Elliot westchnął Quentin upuścił napój. Cóż, rozpoznali imię
Luidaeg była tak cicho przez tak długi czas iż obawiałam się ,że odłożyła słuchawkę i odeszła. Wtedy warknęła coś w jeżyku którego nie rozpoznałam zanim żądając po angielsku wykrzyczała — Co!? — Muszę wezwać Nocnych Łowców — powtarzanie jest czasami najlepsza metodą do radzenia sobie z Luidaeg, trzeba tylko mówić to samo w kółko dopóki nie będzie miała dość i nie da ci tego czego chcesz. Wszystkie dzieci w wieku przedszkolnym instynktownie rozumieją znaczenie tego zabiegu, ale większość z nich nie praktykuje go na nieśmiertelnych morskich demonach — Po co? Streściłam jej sytuację tak szybko jak tylko byłam wstanie, nie opuszczając niczego. Radzenie sobie z Luidaeg jest trochę podobne do żonglowania piłą łańcuchową z wyjątkiem tej części w której nie możesz opanować triku. Piła spadnie i rozetnie ci gardło, Luidaeg może to zrobić. Gorzej, może w ogóle odmówić udzielenia pomocy Elliot zbladł kiedy opisywałam to co znalazłam w szufladzie biurka Barbary ale wciąż słuchał, przerażony i zafascynowany. Quentin posłał mi zbolałe spojrzenie i odwrócił wzrok. Nie chodziło o to ,że dzwoniłam po pomoc, chodziło o to ,że dzwoniłam do Luidaeg, która miała powód aby mnie zranić kiedy już udzieli m pomocy. Praktycznie wszyscy słyszeli o Luidaeg, widziała na własne oczy większość z pierworodnych wróżek i mogla również widzieć jak umierają. Nawet dla ludzi którzy teoretycznie są nieśmiertelni taki wiek jest przerażający. Niektórzy mówią ,że jest potworem. Ja twierdzę ,że ma po prostu swoje własne problemy Kiedy skończyłam powiedziała — I dlatego chcesz wezwać Nocnych Łowców ? — nie brzmiała na wściekłą, tylko zmęczoną może odrobinę rozdrażnioną — Tak. Mam nadzieję ,że powiedzą mi dlaczego nie przybyli po ciała — A co jeśli ci nie powiedzą? Co jeśli nie będą wiedzieli? — Nie wiem — powiedziałam, wybierając szczerość przed sprytem — Coś wymyślę Luidaeg parsknęła — O tego jestem pewna. Ilu ludzi z tych których pilnujesz zginie do czasu aż to zrobisz? Auć — Robię co mogę — Czy to wystarczy? — Masz zamiar pomóc czy nie? — po drugiej stronie pomieszczenia Quentin zamrugał. Luidaeg miała millennia aby nauczyć się jak wkurzać innych
Prawdopodobnie był to jej naturalny talent, ale po takim czasie, może zawrzeć cały świat obelg w jednym słowie — Nie powinnam, ale zrobię to — powiedziała — głównie dlatego ,że jeśli tego nie zrobię jestem pewna ,że sama i tak spróbujesz i zginiesz kiedy mnie nie będzie aby na to popatrzeć, masz długopis? — Tak — skłamałam i gestem wskazałam do Elliota, pisząc w powietrzu. Podał Quentinowi notes i długopis a Quentin szybko przyniósł je do mnie. Pokiwałam na niego, mówiąc do telefonu — Śmiało — Najpierw zadaj pytanie — Luidaeg, Ja... — Znasz zasady. Zapytaj to ci powiem — Jak mogę wezwać Nocnych Łowców? — Dobra dziewczynka. A teraz słuchaj co będzie ci potrzebne — i zaczęła wymieniać składniki i zaklęcia jak inny ludzie spisują listę na zakupy. Na szczęście jestem całkiem niezła w pisaniu skrótami. Quentin marszczył się kiedy pisałam i pisałam, coraz więcej, opracowując szczegółową instrukcję. Zignorowałam go, pisząc dopóki w końcu nie skończyła i nie warknęła — Masz? — Tak myślę. Najpierw... Przerwała mi mówiąc — Dobrze. Pamiętaj nie bądź zbyt pewna siebie, bądź szczera. To intencji będą słuchać a nie postaci, jeśli nie będziesz wierzyła w to co mówisz Nocni
Łowcy mają prawo zażądać abyś poszła z nimi jako ofiara — przerwała — Sama powinnam coś takiego zrobić. Przeszkadzaj mi dalej a cię pożrę — Luidaeg? — Tak? — Czy to zadziała? — Stosuj się do moich instrukcji a zadziała. Czy rozumiesz co masz zamiar wezwać? — Tak mi się wydaje — Dobrze. Zrób to sama. Nie odpowiedzą jeśli wyczują kogoś więcej Zerknęłam na Quentina i Elliota, mrugając. Nie spodoba im się to — W porządku, zrozumiałam — wyjaśnię im to kiedy będziemy się przygotowywać — Zrozum też to, to było twoje ostatnie pytanie. Mój dług zostaje spłacony. Nie jestem ci już nic winna — połączenie zostało przerwane
Odłożyłam słuchawki na widełki i powiedziałam — Wiem, Luidaeg. Wiem — była mi winna jedna szczerą i prawdziwą odpowiedz na jakiekolwiek pytanie jakie zdecyduje się jej zadać. Teraz nie była mi już nic winna. Jeśli przetrwam pobyt w ALH, może się okazać ,że wrócę do domu na swoją własną egzekucję Czy jest jakieś prawo które mówi ,że życie nie może być proste? — Toby? Co się stało? Co powiedziała? — Quentin brzmiał jakby był na skraju paniki. Nie co dzień oglądasz jak ktoś dzwoni do potwora z twojego dzieciństwa po pomoc — Powiedziała..... — ,że mnie zabije. Wzięłam głęboki wdech tłumiąc tą myśl i zaczęłam jeszcze raz — Powiedziała ,że mogę to zrobić, że poradzę sobie z Nocnymi
Łowcami — Co masz zamiar zrobić? — zapytał Elliot z szeroko otwartymi oczami Odwróciłam się aby na niego spojrzeć — Nie słuchałeś? Mam zamiar wezwać
Nocnych Łowców aby powiedzieli mi dlaczego nie przybyli po ciała — Jesteś pewna ,że to rozsądne? — Elliot wyglądał na bardziej zmartwionego niż Quentin. Po ich minach mogłam stwierdzić który z nich nie miał pojęcia o tym co mogli zrobić Nocni Łowcy — Nie. Ale Luidaeg powiedziała mi jak to zrobić i chyba powinnam po prostu zastosować się do jej wskazówek — W jaki sposób mogłaś sobie tak po prostu zadzwonić do Luidaeg? — domagał się odpowiedzi Quentin gdzieś pomiędzy onieśmieleniem a przerażeniem — Pomógł fakt ,iż mam jej numer — westchnęłam spoglądając na moją pośpiesznie napisaną listę składników — Elliot, czy jest tu gdzieś w pobliżu kwiaciarnia? — rytuał który kazała mi odprawić Luidaeg był koszmarem ogrodnika, żądającym wysuszonych kwiatów wszystkich popularnych kwiatów ze świata wróżek i około tuzina tych mniej powszechnych. Cóż miało to jakiś sens z symbolicznego punktu widzenia. Z punktu widzenia kogoś kto musiał te kwiaty pozyskać było to po prostu irytujące — Tak...— powiedział powoli — Wspaniale. Wyświadczysz mi malusieńka przysługę? — każdy kto mnie zna wiedziałby, że kiedy proszę o przysługę należy uciekać zwłaszcza kiedy używam słowa malusieńka. Stacy i Mitch byliby za drzwiami jak tylko otworzyłabym usta, kierując się na spotkanie o którym nagle sobie przypomnieli odbywające się na Tahiti. Na szczęście Elliot o tym nie wiedział.
— Pewnie. Czego ci potrzeba? — spoglądał nerwowo w kierunku telefonu. Biorąc pod uwagę to co słyszał prawdopodobnie oczekiwał ,że poproszę o żywego kurczaka i ostry nóż — Tego — przewróciłam notes na czystą kartkę i skopiowałam listę — Czym bardziej wysuszone tym lepiej, zwiędłe też się nadadzą. W kwiaciarni mogą nie chcieć sprzedać ci zwiędłych kwiatów być może będziesz musiał zanurkować w koszu na śmieci — wyrwałam stronę i podałam mu ją — Potrzebuje ich aby skonstruować swój krąg. Rytuał zaczyna się o zachodzie słońca — Zaraz się tym zajmę — powiedział — Czy potrzebujesz czegoś jeszcze? Spojrzałam do notatnika — Sól morską i sześć różnych świec, najlepiej takich które zostały już wcześniej palone, jagody jałowca, korzeń mandragory i kilka kruczych piór — brzmiało to jakbym szykowała się na jakiś zlot nadprzyrodzonych dziewczyn — Och — rozważał — Sól morska jest w kuchni, a świece są w naszym zestawie w razie trzęsienia ziemi — większość kalifornijskich wróżek ma takie zestawy. Nieśmiertelność nie jest aż taka pożyteczna kiedy rozstępuje się zienia i połyka wszystko wokoło . — Naprawdę? To może pomóc — Słuchaj.... — Elliot podrapał skraj swego nosa — Czy to muszą być pióra prawdziwego kruka czy pióra zrzucającej skórę wróżki załatwią sprawę? Nic nie mówiłam. Selkies są najbardziej popularnymi wróżkami zmieniającymi skórę ale są też inne na przykład zrzucające skórę kruka — Nie potrafię stwierdzić różnicy — powiedziałam w końcu — Więc powinny być dobre — Nasza ostatnia recepcjonistka była wróżką zrzucającą skórę kruka i zostawiła naprawdę sporo piór w swoim biurku, powinny być teraz w magazynie od frontu Spojrzałam na niego pytająco ale to Quentin zapytał — Czy wy ludzie niczego nigdy nie wyrzucacie? Elliot wzruszył ramionami — Nie zupełne — To wszystko oprócz korzenia mandragory i jagód jałowca — powiedziałam — Czy jest jakiś specjalistyczny sklep z ziołami gdzieś w okolicy? — Nie widziałem takiego — odpowiedział Quentin Elliot spoglądał na nas przez moment, nie mogłam niczego wyczytać z wyrazu jego twarzy potem ruszył do drzwi i powiedział — Chodźcie ze mną — poszliśmy z Quentinem wymieniając zdziwione spojrzenia
Przeszyliśmy przez całą serię krótkich korytarzy, zatrzymując się przed rzędem ciemnych, zamkniętych gabinetów. Najbliższy był oznaczony małą mosiężną tabliczką — Y. Hyouden — zerkałam na Elliota — To gabinet Yui — powiedziałm — Nie mogliśmy go wcześniej znaleźć mimo ,że szukaliśmy — Ciężko tu dotrzeć jeśli nie znasz drogi — powiedział, przyciskając dłońmi drzwi — Lubiła prywatność — Tak, Jan o tym wspominała. Mówiła ,że możesz nas tu przyprowadzić — I zrobiłem to — powiedział miękkim głosem — Dlaczego tu jesteśmy? — zapytał Quentin — Ponieważ zawsze mówiła ,że mogłaby założyć okultystyczny sklep z zawartości swojego biurka — Elliot zamknął dłoń w pięść, pozostawiając ją przy drzwiach — Była taka mądra....ale nie mogła powstrzymać tego co ją zabrało. Jego głos był pełen tęsknoty, złości i gniewu Zamrugałam, oniemiała. Nie powinno tak być, ale w tak zamkniętym społecznie kręgu jakim było ALH, pewne więzi zawiązywały się głębiej niż tylko na poziomi współpracy — Elliot? — zapytałam — Nic ci nie jesteś? — Mieliśmy się pobrać tej jesieni — powiedział kiedy nic nie dodałam — Czekaliśmy aż drzewa zmienią kolor. Chciała..... chciała się pobrać kiedy świat nabierze barwy ognia Informacje zwalające z nóg wciąż napływały — Przykro mi — te słowa nie były wystarczające. Słowa nigdy nie są wystarczające — To nie ma znaczenia. Jej już nie ma a wy znajdziecie tego kto mi ją odebrał — wzruszył ramionami i otworzył drzwi, wprowadzając nas do środka. Quentin podążał kilka kroków za mną. Quentin wszedł i przystanął z szeroko otwartymi oczami — Schludnie Gabinet był schludny, w swego rodzaju elektryczny sposób. Był udekorowany mieszaniną nowoczesnej elektroniki i tradycyjnych japońskich ozdób. Z czerwonymi ścianami i ciepłym oświetleniem. Komputer znajdował się na na podwyższeniu w otoczeniu poduszek i bardziej standardowego biurka z szerokimi szufladami mniej więcej na środku pod ścianą. Oprawione wydruki zajmowały trzy z czterech ścian, czwarta była zdominowana przez korkową tablicę pokrytą błyszczącymi fotografiami — Toby, patrz — powiedział Quentin, wskazując na zdjęcie wiszące pośrodku tablicy. Było to największe znajdujące się tam zdjęcie, najwyraźniej przyczepione na honorowym miejscu, otoczone przez mniejsze, bardziej przypadkowe fotografie
— Widzę — powiedziałam zerkając w kierunku Elliota. To zdjęcie pokazywało jego i Yui, ubranych w letnie ciuchy uśmiechających się do kamery. Jednym ramieniem otoczył ją w pasie. Obydwoje lśnili tą poświatą perfekcyjnego, kruchego szczęścia którą czasem silni faceci giną próbując osiągnąć, szczęścia które już teraz zniknęło. Wydaje mi się ,że gorzej jest chyba znaleźć je i utracić niż nigdy go nie odnaleźć. Elliot podszedł i stanął naprzeciwko zdjęcia, oczy wypełniały mu łzy. Gdyby to zależało ode mnie pozwoliłabym mu przeżywać żałobę w spokoju. Niestety instrukcję Luidaeg były precyzyjne i czas nas gonił — Elliot..... — Sprawdź w biurku — powiedział nie odrywając oczu od fotografii Zrozumiałam aluzję. Podeszłam do biurka i otworzyłam szufladę po lewej stronie. Quentin podążał za mną, robiąc to samo po prawej. Zajrzałam do środka i gwizdnęłam — Wow Yui nie przesadziła kiedy powiedziała ,że mogłaby otworzyć sklep korzystając z zawartości swojego biurka. Szuflady były wypakowane słoikami, butelka i paczkami ziół, wiązkami piór, suszonymi kwiatami i jeszcze dziwniejszymi rzeczami, wszystkimi niezbędnymi do życia. Zaczęłam szukać — Quentin, znajdź jagody jałowca — Jak wyglądają? — Ciemno purpurowe kamyki — Ok Mandragory były w drugiej szufladzie którą sprawdzałam. Wśliznęłam je do kieszeni i zadrżałam kiedy poczułam moc wyciekającą przez ich białą, jedwabną osłonkę. Muszą zostać właściwie zebrane, wyrwane z ziemi przy pełni księżyca, to było jedyne wyjaśnienie dla ich promieniującej siły. Odpowiednie przygotowanie oznaczało ,że będą działać skuteczniej i bardziej niezawodnie.....ale wciąż mi się to wszystko nie podobało. Mandragory są wykorzystywane do tworzenia sobowtórów. Są narzędziem dla mroczniejszych i straszniejszych wróżek niż kiedykolwiek chciałabym być, ale Luidaeg wyraziła się jasno, nie można było ich niczym zastąpić Cieszyłam się tylko ,że mandragory Yui były zaledwie sześciocalowymi niemowlętami, w życiu nie poradziłabym sobie z dojrzałą mandragorą długą na trzy stopy. To byłoby dla mnie zbyt dużo. To mogło by się nawet zakończyć przejęciem kontroli nad zaklęciem. Pozwolenie korzeniowi mandragory na przejęcie kontroli nad magicznym rytuałem przy udziale krwi było szybkim i łatwym sposobem śmierci. Szybkim i łatwym wcale nie znaczy bezbolesnym
— Mam jagody jałowca — powiedział Quentin trzymając szklany słoik — A ja mandragorę. Elliot? — Co? — zapytał, w końcu odwracając wzrok od zdjęcia — Mówiłeś ,że masz pióra? — wciąż przeglądałam zawartość szuflad kiedy to powiedziałam, zapamiętując ich zawartość. Wiele wróżek Kitsune jest alchemikami ziół, używającymi roślin i minerałów aby wzmocnić swoją magię. Niektóre z rzeczy które trzymała tu Yui były bardzo potężne, jak na przykład mandragory ale żadna z nich nie była specjalnie podejrzana, był to po prostu warsztat pracy wróżki Kitsune, przygotowany tak aby umożliwić jej korzystanie z magii przy jak najmniejszym wysiłku — Tak, wyślę je przez April po tym jak sprawdzę co z Jan i załatwię kwiaty. Co będziecie robić? — Sprawdzać biuro — powiedziałam i zamknęłam szuflady biurka. Elliot gapił się na mnie z przerażeniem. Westchnęłam — Przeszukaliśmy biura wszystkich innych ofiar, Elliot. Przykro mi z powodu Yui, naprawdę ale wciąż musimy wykonywać naszą pracę — Ja.....rozumiem — powiedział powoli i oparł się o ścianę, pocierając brodę — Proszę kontynuujcie — Zrobimy to najszybciej jak możemy — obiecałam i wskazałam wydruki na ścianie Quentin pokiwał i przesunął się aby zacząć je zdejmować i sprawdzać z tyłu czy nie ma pod nimi jakiś ukrytych papierów. Skoncentrowałam się najpierw na stole kreślarskim, potem na komputerze, i poduszkach rozłożonych na podłodze wokół niego, odwracając rzeczy i zaglądając pod nie, z nadzieją ,że znajdę coś podobnego jak w gabinecie Barbary i na wpół się tego obawiając. Nie chciałam być tą która powie Elliotowi ,że jego narzeczona ich sprzedała Na szczęście nie musiałam tego robić. Szukaliśmy przez dwadzieścia minut i nie znaleźliśmy niczego oprócz stosu na wpół dokończonych projektów, niektórych technicznych instrukcji i książki odręcznie napisanych sonetów które podaliśmy Elliotowi bez zastanowienia. W końcu, przyznałam się do porażki i poszłam w kierunku drzwi — Niczego tu nie ma Quentin,chodźmy — Znajdziecie drogę powrotną beze mnie? — zapytał Elliot słyszałam obietnice łez w jego głosie
Nie chciałam zostawiać go samego. Nie chciałam aby ktokolwiek był sam w tej firmie która stała się śmiertelną pułapką. Ale jednocześnie, nie mogłam mu odbierać jego prawa do żałoby — Pewnie — powiedziałam Elliot pokiwał — Spotkam się tam z wami — odwrócił się aby wyjść z gabinetu z pochylonymi ramionami. Obserwowaliśmy go w milczeniu. Co mogliśmy powiedzieć? Nie mogłam obiecać mu sprawiedliwości. Gdyby była jakaś sprawiedliwość na tym świecie mogłabym mu zwrócić Yui. Ale było jak było i wszystko co mogłam zrobić to spróbować ją pomścić Był przy drzwiach kiedy pojawiła się April, jej przybycie pozostawiło za sobą zapach ozonu rozprzestrzeniający się w powietrzu. Elliot przystanął odwrócił się w jej stronę ale jej uwaga była skupiona na mnie — Czy jesteś wolna aby przyjąć wiadomość? Zamrugałam — Co? — Czy jesteś wolna aby przyjąć wiadomość? — powtórzyła, dokładnie tym samym tonem — To oznacza ,że zostałaś wezwana — powiedział Elliot. — Tak, April, jesteśmy wolni — Gość czeka przy frontowej bramie Zerknęłam na Quentina — Wygląda na to ,że twój transport jest tutaj. April, kto to? — Tożsamość przedstawionego brzmi Connor O’Dell. Cel przedstawiony jako Sprać
tyłek Toby tak ,że zgodzi się wynieść w cholerę z tej śmiertelnej pułapki — neutralny wyraz twarzy April ani drgnął — Obecnie jest przytrzymywany przy głównej bramie. Mam mu pozwolić wejść? — Chodź Quentin — uśmiechnęłam się, odczuwając ulgę — Zabierzemy cię stąd
Osiemnaście — Co sprawiło ,że pomyślałeś iż powinieneś przyjechać bez samochodu? — gapiłam się na Connora osłupiała Wzruszył ramionami, rozkładając ręce w przepraszającym geście — Sądziłem ,że pozwolisz nam wziąć swój — Ignorując tą część w której po prostu założyłeś ,że możesz tak po prostu zarekwirować mój jedyny środek transportu, czy jest jakiś powód dla którego nie kazałeś taksówkarzowi zaczekać do czasu aż ze mną nie porozmawiasz? Connor ponownie wzruszył ramionami, wyglądając na bezradnego — Nie sądziłem ,że pozwolą mi tu wjechać z taksówkarzem śmiertelnikiem — On ma rację — powiedziała Jan spoglądając pomiędzy nami — Nie zrobilibyśmy tego Wywróciłam oczami — Świetnie. Po prostu świetnie Przyjazd Connora zaowocował zaimprowizowanym zebraniem w kafeterii, po powiadomieniu nas o jego przybyciu April zniknęła aby powiadomić swoją matkę która to z kolei całkiem naturalnie wezwała Gordan. Ostatnie wydarzenia pokazały ,że nie najlepszym pomysłem było aby obcy wałęsali się samotnie po włościach. Tylko Terrie i Alex zawiedli i się nie pokazali, co Jan zwaliła na zbliżający się koniec zmiany Terrie. Quentin wyglądał na rozczarowanego nieobecnością Terrie. Być może i ja byłabym zmartwiona z powodu nieobecności Alexa, ale pomysł Connora ,że weźmie mój samochód skutecznie pokrył to uczucie irytacją — Nie mogłem wiedzieć ,że planujesz wysadzić swój własny samochód! — zaprotestował — Nie planowałam wysadzenia swojego własnego samochodu ! Po prostu się stało! Connor zamrugał na mnie. Zrobiłam to samo. Wtedy praktycznie w tym samym momencie zaczęliśmy się śmiać. Absurdalność tej całej sytuacji to było zbyt wiele. Ludzie umierali,transport Quentina przybył bez samochodu. Byłam wykończona przygotowaniami do wezwania Nocnych Łowców ......miałam do wyboru śmiech i płacz. Płacz wydawał się zdrowszym wyjściem
Jan i Elliot wymienili spojrzenia zanim odchrząknęła i zapytała — Czy powinnam się tym wszystkim martwić? Bo jeśli wpadniesz w histerię zacznę krzyczeć — Myślę ,że to normalne — powiedział Quentin, niespokojnie — To znaczy. Oni zawsze się tak zachowują — Cieniste Wzgórza muszą być fascynującym miejscem — powiedział Elliot Quentin westchnął głęboko — Nawet nie masz pojęcia Otarłam łzy które popłynęły mi od tego intensywnego chichotu i wzięłam się w garść — Nic mi nie jest. Naprawdę. Connor to kretyn — Hej! — Wszystko w porządku — wyciągnęłam portfel z kieszeni spodni, przeszukując go dopóki nie znalazłam wizytówki Dannego — Cóż nie możesz wziąć moje samochodu skoro została z niego swego rodzaju kupa popiołu ale możemy wezwać nieśmiertelnego taksówkarza. Po prostu chwilę czasu zajmie mu zanim tu dotrze — uśmiechnęłam się, raczej ostro — Możesz powiedzieć Sylvesterowi dlaczego musieliśmy dopisać do jego rachunku przejażdżkę z San Francisco — Czy nikt tu nie ma samochodu który mógłbym pożyczyć? — Jeżdżę rowerem — powiedziała Jan, przepraszająco — Przykro mi ale potrzebny mi mój samochód — powiedział Elliot — Muszę pojechać do lokalnej kwiaciarni a to będzie raczej niewykonalne przy pomocy autobusu Connor zamrugał — Do kwiaciarni ? Po co? — Później ci to wyjaśnię — powiedziałam — Toby wezwie Nocnych Łowców — powiedział Quentin — .........albo i nie — powiedziałam kiedy Gordan i Connor zgodnie wykrzyknęli — Co?! — Nie mówisz poważnie — Connor wyglądał na zaalarmowanego kiedy podszedł do mnie i podniósł rękę aby musnąć bandaż na moim policzku — Już jesteś ranna. Co będzie jeśli cię zabiorą? — Luidaeg kazała mi odprawić rytuał aby do tego nie dopuścić
— I to niby ma mnie uspokoić ponieważ? — zapytał — Ona jest antyczna i szalona, zginiesz przez nią! Sięgnęłam, złapałam jego dłoń i trzymałam — Ufam jej. Nic mi nie będzie Jestem dobrą kłamczuchą (mam lata praktyki) a Connora okłamywałam dłużej niż innych. Wpatrywał się w moją twarz przez chwilę i najwyraźniej uspokoił się tym co tam znalazł ponieważ ścisnął moje palce, podnosząc nasze złączone dłonie i opierając swoje knykcie bardzo delikatnie na moim policzku — Wyglądasz jak gówno, Daye — Ty też za dobrze nie wyglądasz — kolejne kłamstwo, ale przynajmniej tym razem nie czułam się z jego powodu źle. Connor O'Dell jest zdolny do wielu rzeczy. Wyglądanie
nie za dobrze nie jest jedną z nich Był wysoki i smukły. Jeśli Alex był okładkową wersją kalifornijskiego surfera, Connor był prawdziwy, aż do twardych dłoni i strzyżenia włosów które były wystarczająco długie aby były atrakcyjne i krótkie na tyle ,że nie opadały falami na jego ciemne oczy wróżki Selkie — Tak, cóż. Kiedy jego Łaskawość decyduje się wysłać mnie do Fremont w jednej chwili, robię się trochę podejrzliwy — trzymał moją dłoń jeszcze przez chwilę zanim wypuścił ją, odwrócił się i zaoferował Jan wymuszony uśmiech — Dobrze widzieć ,że nie spowodowała też uszkodzeń w domu — Cóż to było bardzo kształcące doświadczenie — Jan potwierdziła, wyciągając dłoń — Toby, chcesz abym zadzwoniła do tego mężczyzny za ciebie? — Proszę — podałam jej wizytówkę Dannego — Powiedz mu ,że dzwonisz w moim imieniu a przyjedzie. Kiedy uświadomi sobie ,że nie będzie mnie w taksówce na pewno włączy licznik ale od tego mamy pieniądze Sylvestera? Jan wyszczerzyła sie w uśmiechu — Jasne — Jeśli mi pozwolicie, chciałby zacząć zbierać te sprawunki — powiedział Elliot — Słońce powinno wzejść w każdym momencie, więc wkrótce otworzą kwiaciarnie. Gordan masz coś przeciwko aby mi towarzyszyć?
Przez chwilę, Gordan wyglądała jakby szukała jakiejś wymówki aby odmówić. Wtedy wzruszyła ramionami, jęknęła i powiedziała — Lepsze to niż spędzanie czasu w tej trupiarni — April zostanie ze mną — powiedziała Jan — Tym sposobem będę mogła trochę popracować nie będąc sama, może być? — W porządku — zezwoliłam — Jeśli zobaczysz Terrie albo Alexa, powiedz im ,że robimy bazę tu w kafeterii. Zabierzemy tylko moje rzeczy z gabinetu Colina — nie chciałam zamykać Connora, Quentina, i samej siebie w małym gabinecie, bo w końcu ktoś skończyłby z rozbitym nosem. Skoro Danny przyjedzie co najmniej za pół godziny, musimy przenieść się do jakiegoś większego miejsca. — Rozumiem — powiedziała Jan, salutując mi z pół uśmiechem. I po tym się rozproszyliśmy Chodź raz, nie miałam nic przeciwko temu ,że nie spałam po świcie. Słońce wzeszło kiedy byliśmy w połowie drogi do gabinetu Colina. Quentin, Connor, i ja przystanęliśmy tam gdzie byliśmy, opierając się na swoich ramionach do czasu aż chwila nie minęła i mogliśmy znowu swobodnie oddychać. Connor uśmiechnął się głupkowato, ociągając się z tym aby mnie puścić i w końcu się wyprostował — Pamiętasz wtedy kiedy prawie zostaliśmy przyłapani a ty wyjęłaś niebieski cień do powiek z torebki i posmarowałaś nim policzki tak abyś mogła powiedzieć ,że wybierasz się na konwencję Star Treka? Quentin zamrugał na niego. Cofnęłam uśmiech który napływał mi na usta — Zawstydzające historię później, robota papierkowa teraz, proszę — powiedziałam i poprowadziłam ich na koniec korytarza , podczas gdy Connor chichotał przez całą drogę Jego śmiech skończył się kiedy weszliśmy do gabinetu. Zerknął na plakat na ścianie i akwarium z konikami morskimi, zanim odwrócił się do mnie pytając — Czyj to gabinet? — Był Colina Dunne'a — zbladł i przechylił głowę na bok — Znałeś go? — Niezbyt dobrze ale tak, znałem go. Jak? — W ten sam sposób co wszyscy, w okolicznościach z których jak na razie niczego nie rozumiemy. Pracujemy nad tym. To dlatego zabierasz stad Quentina pamiętasz?
Connor bardzo wolno pokiwał — Gdzie skóra? Jego....och na dąb i jesion. Pojękując nakryłam twarz dłońmi — Była w samochodzie — W samochodzie? — Tak — Tym który eksplodował? — Tak — Ze skórą Colina w środku — słyszałam w tonie jego głosu ,że zaczynał robić się wściekły Opuściłam ręce i zobaczyłam Quentina spoglądającego pomiędzy nami z zakłopotaniem. Biedny dzieciak pewnie dostał się do Cienistych Wzgórz z jakiegoś stanu położonego w głębi lądu. Nie zrozumiałby praw spadkowych klanów Selkie — To nie zamierzone. W tamtym momencie samochód wydawał się być najlepszym miejscem — Jak do cholery mam powiedzieć jego rodzinie ,że nie tylko jest martwy ale też nie ma już jego skóry?! Na zęby Oberona October, czy ty zdajesz sobie w ogóle sprawę co to oznacza!? Czy w ogóle pomyślałaś... — Musisz zażyć coś na uspokojenie — skomentował Alex stając w drzwiach — Może Valium, a może wystarczy trawka. Colin całkiem sporo popalał, pewnie jest tu gdzieś schowana cała torebka — był w nieładzie jakby dopiero co wstał z łóżka, miał na sobie dżinsy i czarny T-shirt z napisem, Matematycy robią to za pomocą liczb Uśmiechnęłam się, nie mogłam się powstrzymać — Alex. Hej, brakowało nam ciebie ostatniej nocy — Czasem nawet ja muszę odpocząć — wszedł do gabinetu wyciągnął dłoń w kierunku Connora — Alex Olsen. Miło mi cię poznać Connor nie przyjął jego dłoni. Skrzywił się spoglądając na niego — Nie jestem pewny czy prosiłem o twoją opinię — Prawda, nie prosiłeś — Alex opuścił dłoń, całkowicie niezrażony reakcją Connora — Toby, pomóc ci coś zanieść? Jan powiedziała ,że przenosicie się do kafeterii i chciałem sprawdzić czy nie potrzebujesz fizycznej pomocy?
— Masz — podałam mu szufladę Barbary — Gdzie twoja siostra? — Śpi w swoim gabinecie — powiedział Alex — Nie martw się. Nic jej nie będzie — Jesteś pewny? — Terrie jest bezpieczna — uśmiechnął się — Nic nie będzie jej niepokoić we śnie — Skoro jesteś pewny. Quentin, Connor, weźcie resztę tych rzeczy. Zostaniecie tam gdzie będę mogła mieć was na oku dopóki nie dotrze tu Danny — pogrążeni najwyraźniej we wzajemnej irytacji tylko skinęli i podnieśli rzeczy kierując się do drzwi. Connor
przypadkowo uderzył Alexa łokciem kiedy go mijał. Podniosłam brew — Oto i dojrzałość — Mam jej w sobie całkiem sporo — odpowiedział Alex ze wzruszeniem ramion — Po tobie Rozważałam to co powiedział przez chwilę i potem podążyłam za Connorem i Quentinem korytarzem — Lepiej się pośpieszmy zanim zagubią się tu już na zawsze — Cóż to byłaby dopiero strata — Nie kuś mnie Łatwość we wzajemnym kontakcie którą mieliśmy został zmyta przez wytworzone napięcie. Zerknęłam na Quentina i Connora kiedy weszliśmy do kafeterii rzucając moje rzeczy na stolik zanim skierowałam się do budki telefoniczne — Zrób coś pożytecznego i zacznij układać to w porządku alfabetycznym — Teraz jestem twoją sekretarką? — zapytał Connor wciąż wyglądając na zirytowanego Moje podejrzenia dotyczące telefonów były uzasadnione, telefon ledwie miał szanse zadzwonić kiedy usłyszałam głos Sylvestera — October? To ty? Jesteś tam? Nic ci nie jest? — Hej, nie sądziłam ,że to ty będziesz przy telefonie — wyobrażenie sobie Sylvestera spędzającego noc przy budce telefonicznej, czekającego na wieści, było śmieszne i tragiczne w tym samym czasie. Nie mógł nic zrobić. Byłam oddalona o całe mile z jego siostrzenicą i jego podopiecznym a on nie mógł zrobić nic tylko czekać — Co się dziej? Czy jest tam Connor?
— Jest tutaj, ale cóż.....nie przyjechał samochodem, więc wezwaliśmy taksówkę ale dotrze tu za jakiś czas. Wasza Łaskawość muszę ci powiedzieć co planuje. Mam zamiar wezwać..... — Nie martw się tym. Nie muszę wiedzieć. Ufam ci całkowicie. Nastąpiła zmiana planów Zamrugałam — Co? — Nie jest bezpiecznie aby teraz podróżowali. Powiedz Connorowi ,że ma zostać z tobą do czasu aż tam nie skończysz i wszyscy razem powrócicie do Cienistych Wzgórz — Z całym szacunkiem, wasza miłość, chyba nie rozumiesz jak źle mają się tu sprawy. Mamy naprawdę sporo martwych ciał w piwnicy a to nigdy nie jest zapowiedz niczego pozytywnego — Nie ma bezpieczniejszego miejsca niż przy twoim boku Nie mogłam zdecydować czy jego wiara w moje umiejętności była szalona czy wzruszająca — Wasza Miłość.... — Po prostu powiedz im ,że mają z tobą zostać. Proszę October. Wkrótce wszystko się skończy — Nie sądzę aby to był dobry pomysł — Zaufaj mi To było to. Sylvester był moim zwierzchnikiem, jeśli chciał zatrzymać Connora i Quentina w Okiełznanej Błyskawicy to tak naprawdę nie miałam tu nic do powiedzenia. Odłożyłam słuchawkę na widełki i odwróciłam się twarzą do tria które z zaciekawieniem obserwowało mnie przez całą rozmowę — Nastąpiła zmiana planów — powiedziałam powoli. I jak Oberon mi świadkiem nie miałam pojęcia co mam zamiar z tym zrobić
Dziewiętnaście — Toby? — powiedział Quentin z wahaniem — Co? — siedziałam na jednym z wielu stoliku wypełniających kafeterię z głową w dłoniach, palce miałam zaplątane we włosach i próbowałam wykombinować co zrobić teraz. Rozpoznając mój nastrój Alex i Connor chodzili na paluszkach od momentu w którym odłożyłam słuchawkę. Alex posunął się nawet do tego ,że wyciągnął skądś paczkę pączków zanim poszedł powiedzieć Jan aby zadzwoniła do Dannego i powiedziała mu aby jednak nie przyjeżdżał, podczas gdy Connor nastawił świeży dzbanek kawy. Może nawet więcej niż jeden, za każdym razem kiedy ktoś napełniał mój kubek, wypijałam go do dna, sprawiając ,że nie możliwym było ocenić ile kawy tak naprawdę wypiłam — Jeśli zostajemy, czy to oznacza ,że otrzymamy pomoc przy wezwaniu Nocnych
Łowców? — Nie — podniosłam głowę, posyłając mu surowe spojrzenie — To oznacza ,że Connor będzie miał na ciebie oko podczas gdy ja będę sobie radzić z Nocnymi Łowcami Zmarszczył się — Ale skoro ja jestem tutaj — Posłuchaj Quentin — westchnęłam — Gdyby nie chodziło o coś podczas czegoś mogę zostać zabita i pożarta po tym jak uzyskam odpowiedzi na moje pytania mogłabym powiedzieć tak. Ale Luidaeg powiedziała ,że to wezwanie trzeba zrobić samemu. Jeśli będzie pochodziło od więcej niż jednej osoby nie będzie to już wezwanie solo — Czekaj — Connor opuścił na wpół nadjedzonego pączka, spoglądając na mnie — Zabić cię i pożreć? Nikt mi nic nie powiedział na temat tego ,że mogą cię zabić i pożreć! Nie jestem za tym abyś została zabita i pożarta! — Musimy z nimi porozmawiać a to jest jedyny sposób. Uwierz mi, nie chcę tego robić, jestem sztywna z przerażenia — nie przesadzałam, byłam przerażona ale było za późno aby cokolwiek z tym zrobić. Byłam zobowiązana do wezwania — Nie sądzę aby to był dobry pomysł — powiedział Connor, sięgając aby złapać mnie za nadgarstek — Wykombinuj sobie lepszy plan. Taki który jest mniej związany ze śmiercią
— Czy ty nie byłeś przypadkiem na mnie zły z powodu usmażenia skóry Selkie? — Ciężko będzie mi się na ciebie złościć jeśli będziesz martwa Daye — zacisnął swój uścisk, trzymając odrobinę za długo zanim puścił. Ciepło jego palców pozostało na mojej skórze, ukajając mnie całą — Słuchajcie. To się stanie czy to się wam podoba czy nie — podniosłam się zabierając kubek — Więc równie dobrze możemy postarać się aby zrobić to właściwie — podeszłam do automatu z kawą. Obok kubków do kawy stał tam jeden wypełniony solą morską — Elliot miał rację — postawiłam kubek na blacie zanim zwróciłam się z powrotem do Quentina i Connora — Będę miała wszystko co potrzeba także mogę równie dobrze postarać się aby było to jak najbardziej bezpieczne Connor, nie obchodzi mnie co mówi Sylvester, jeśli będzie wyglądało na to ,że sprawy się pogarszają to— — Wezmę Quentina i wyjadę. Kapuje Zaryzykowałam uśmiech. Może to ,że mam go przy sobie nie będzie wcale takie złe. Wciąż martwiłam się o Quentina, ale Connor był właśnie tym wsparciem którego brakowało mi od momentu gdy opuściłam Cieniste Wzgórza. Wszystko co musiałam zrobić to powstrzymywać się przed spoglądaniem mu w oczy na tyle długo aby pamiętać dlaczego wcale nie było dobrym pomysłem przebywanie z nim sam na sam — Dobrze. Czy zostały jeszcze jakieś pączki z czekoladą w tym pudełku? — Zostawiłem ci dwa — powiedział i uśmiechnął się — Doskonale — Byłam w połowie drugiego pączka kiedy Alex wrócił w pośpiechu do kafeterii, policzki miał zaczerwienione, mężczyzna z misją — Toby! — zawołał — Jan chce cie widzieć — O co chodzi? — odłożyłam pączka na stolik, stawiając obok niego swoją kawę — Connor, Quentin, zaczekajcie tutaj. Nie chodźcie nigdzie sami. Mówię poważnie. Jeśli musicie iść za potrzebą idziecie razem i zostawcie kartkę — Jasne? — Tak proszę pani — powiedział Connor, kpiąco, zanim rzucił spojrzenie na Alexa. Quentin tylko parsknął — Odbieram to jako zgodę, Quentin — powiedziałam — Alex, prowadź — Chętnie
Alex wyprowadził mnie z kafeterii w dól korytarza do drzwi których nie rozpoznałam. Nie aby to coś znaczyło, nauczyłam się pewnych punktów orientacyjnych, tego miejsca ale to wszystko. Otworzył drzwi i weszłam do środka. Znalazłam się na skraju trawnika w cieniu drzew Zamrugałam najpierw w kierunku trawnika a potem w kierunku Alexa — Gdzie jest Jan? — Nie tutaj — uśmiechnął się, promienie słońca przebijały się pomiędzy drzewami, podkreślając refleksy w jego włosach. Wtedy nic już nie mówił ponieważ jego ramiona oplotły mnie w pasie i przyciągnęły do siebie kiedy mnie pocałował Pierwszy raz kiedy całowałam Alexa, był miłym zaskoczeniem. Drugi raz był mniej zaskakujący ale nie mniej przyjemny. Trzeci raz to było tak jakby ktoś ustawił moje hormony na poziom maksymalny. Zrelaksowałam się w jego ramionach, przyklejając się do niego i odpowiadając na pocałunek z zainteresowaniem. Jego dłonie wplatały się w moje włosy, przyciągając mnie bliżej i zapach kawy i koniczyny wrastał wokół nas, prawie ,że przytłaczając inne zapachy znajdujące się na zewnątrz Kawa i koniczyna. W moim pokoju hotelowym przyjęłam ,że zapach ten był wynikiem iluzji która sprawiła ,że wyglądał jak człowiek. Tutaj stojąc na trawniku żadne z nas nie miało na sobie ludzkiego zauroczenia. Żadne z nas nie rzucało tu żadnego rodzaju iluzji. Więc dlaczego wyczuwałam magię? Oniemiałam, oderwałam się od niego tak mocno ,że przegryzłam sobie wargę, poczułam smak swojej krwi na języku. Alex wpatrywał się we mnie, szeroko otwartymi pomarańczowymi oczami z czymś co na początku wyglądało na zakłopotanie i zdziwienie a potem kiedy szok jaki poczułam i oburzenie pojawiły się na mojej twarzy ze wstydem — Och — powiedział miękko — Och? — jego ramiona wciąż oplatały mnie w pasie. Odepchnęłam go ponownie. Nie wypuścił mnie z objęć. Pchnęłam mocniej, posyłając go na najbliższe drzewo podczas gdy zrobiłam kilka szybkich, potykających się kroków do tyłu. Zapach kawy i koniczyny robił się cięższy w powietrzu jak zapach tanich perfum — Co robisz Alex? — Nic! Niczego nie robie. Daj spokój Toby. Proszę — wyciągnął dłoń w moim kierunku — Musisz się uspokoić, podejdź do mnie
Chciałam to zrobić. Ach na dąb i jesion chciałam. To było tak jakby jakiś maleńki głosik w mojej głowie powtarzał wszystko w porządku, on nie jest zły, chcesz tego tak
samo jak on, i tak tego pragniesz, nie bądź głupia idź Zrobiłam drżący krok do przodu zanim się na tym złapałam. Ponownie przygryzłam wargę, uczepiłam się tego gorącego smaku własnej krwi jakby to było koło ratunkowe i wysyczałam — Natychmiast przestań Alex, albo przysięgam ,że już więcej nie będziesz musiał martwić się o te morderstwa, Co robisz?! — Co masz na myśli? — zapytał, jego oczy rozszerzyły się niewinnie. Zapach koniczyny przesycał wszystko, pokrywając nawet zapach kawy i zagrażając przejęciem władzy nawet nad smakiem i zapachem mojej własnej krwi — Wiesz o czym mówię. Przestań. Nie chcę tego robić — Czy to ważne? Jeśli to czujesz czy to ma znaczenie? — brzmiał jakby się bronił Nie obchodziło mnie to — Tak! — zacisnęłam dłonie wbijając w nie paznokcie i skupiając sie na bólu — Nie chcę być w tobie zakochana! — Jesteś pewna?— zapytał. Zrobił trzy długie kroki, położył ręce na mych ramionach i znowu mnie pocałował Przez chwile byłam zagubiona, nie wiedziałam co chce zrobić, i to wystarczyło, gdy się zorientowałam było juz za późno. Zapach kawy i koniczyny wzrastał, silniejszy niż kiedykolwiek przedtem, i wtuliłam się w niego. Moje ciało nie chciało zrobić niczego innego. Byłam w pułapce. Najgorsze z tego wszystkiego było to ,że nie mogłam stwierdzić kto zdradził mnie bardziej, on przez to ,że był czym był , czy ja za to ,że byłam na tyle głupia aby dać się na to nabrać. Jego dłonie ześliznęły się na tył moich pleców i przyciągnął mnie do siebie bliżej kiedy smak kawy groził złamaniem posmaku mojej krwi Ciężko było mi myśleć o czymkolwiek innym niż całowanie go. Mętnie gdzieś tam w podświadomości zrozumiałam ,że jeśli nie przerwę tego teraz ,w ogóle tego nie przerwę. Skończymy w miejscu do którego nie chciałam pójść i powiem tak na każą rzecz która wydarzy się po drodze Mobilizując te resztki kontroli które mi pozostały, odsunęłam sie do tyłu tylko na wpół udając ,że musze złapać oddech.
Poluzował uścisk i przekręciłam głowę lekko w bok tak aby widzieć jego oczy zanim nie przygryzłam sobie mocno języka. Krew wypełniła mi usta ,zmywając koniczyną i kawę i znowu mogłam myśleć wyraźnie Alex odsunął się ode mnie, wyczuwając niebezpieczeństwo w moim nagłym zesztywnieniu i odepchnęłam go do tyłu tak mocno jak tylko byłam w stanie. Po raz drugi wpadł na to samo drzewo i został tam gdzie stał, obserwując mnie nieufnie nie posuwając się do przodu — Ty draniu! — wyciągnęłam nóż Dare z za paska, trzymając go przed sobą. Nie chciałam go użyć ale nie chciałam też aby znalazł się gdzieś w moim pobliżu — Czym jesteś? — Toby...... — jego oczy przesuwały się ze mnie do ostrza — To nie jest..... — Zamknij się — pokazując mu nieoczekiwany stopień samokontroli, zrobił to co mu kazałam. Zmrużyłam oczy — A teraz pytam ponownie. Czym jesteś? — Jestem przestraszony — powiedział miękko — Jestem przestraszony Toby, chcę kogoś to będzie trzymał mnie w ramionach i powie ,że to wszystko dobrze się skończy. Czy ty też tego nie pragniesz? Chociaż na chwile? Przez moment prawie mu się udało. Wtedy przełknęłam powoli, krew nadal na moim języku i utracił mnie ponownie — Nie w taki sposób. Nigdy w taki sposób. Czy to jakaś gra? Czy ty i twoja siostra próbujecie stosować te wasze zagrania na każdym kto się tu zjawia? Co to za zauroczenie którego używacie? — drżałam i nie do końca z gniewu. Część mnie chciała chciała wpaść z powrotem w jego ramiona Westchnął, wypuszczając powietrze — To nie zauroczenie. Nie dokładnie. Nie możemy nic na to poradzić. To przychodzi...naturalnie — A sposób w jaki się zachowujesz? Całując mnie? To też przychodzi naturalnie, nie? — z jakiejkolwiek linii krwi wróżek się wywodzili, nigdy nie chciałabym poznać wróżek czystej krwi tego rodzaju — Nie Toby, uwierz mi, to nie jest coś co robię z każą kobietą która się tu pojawia. Naprawdę cię lubię A—
— Nic nie mów. Przyprawiasz mnie o mdłości. I powiedz swojej siostrze ,że jeśli tknie Quentina, jeśli znajdzie się w jego pobliżu, wyjedziemy. Sylvester zrozumie kiedy powiem mu dlaczego. Zrozumiałeś? Pokiwał — Żeby wszystko było jasne. Czym jesteś? — Toby ..... — Czym jesteś!? — Proszę Popatrzyłam na niego przez chwilę zanim wśliznęłam mój nóż z powrotem za pasek — Jeśli chcesz to załatwić w ten sposób, to zapytam Jan. A teraz idź znajdź swoją siostrę i zostań z nią. Nie chcę cię widzieć w pobliżu nas wszystkich Spojrzał na mnie pusto. Przez chwilę myślałam ,że będzie się kłócić ale ta chwila przeminęła, po czym odwrócił się i odszedł bez słowa. Czekałam do czasu aż zniknie zanim usiadłam twardo na trawie, pochylając głowę między kolanami. Świat wydawał się wirować wokół mnie z wywołującą mdłości mieszanką adrenaliny i magii. O czym ja sobie myślałam? Na to była całkiem prosta odpowiedz, w ogóle nie myślałam. Alex robił to za mnie. Gdyby nie krew mogłabym wcale tego nie zauważyć. Mogłabym nawet stwierdzić ,że to wszystko było moim własnym pomysłem. Zadrżałam i odrzuciłam tą myśl, podnosząc głowę Pół tuzina kotów zebrało się na trawniku woków, obserwując mnie ze skupieniem — Czego? — domagałam się jakiejś odpowiedzi. Oczywiście jej nie dostałam. Odetchnęłam powoli i wstałam, opierając się o najbliższe drzewo, świat wirował woków mnie Byłam tak zmęczona ,że nawet nie chciało mi się myśleć, ale to nie miało znaczenia. Alex nie zbliży się już do mnie, i byłam pewna ,że ostrzegł też Terrie aby trzymała się z dala od Quentina. Musiałam odstawić ich na bok i wrócić do pracy
Connor i Quentin spojrzeli do góry kiedy weszłam z powrotem do kafeterii. Quentin zbladł podczas gdy Connor wstał i przeskoczył pomieszczenie w pięciu krokach — Toby? Co się stało?! Krwawisz! To było zbyt wiele. Ludzie ginęli, Sylvester nie pozwalał mi odesłać stąd Quentina, nie spałam przez ponad dzień i nie mieliśmy własnego samochodu. Bez względu na to z której strony spoglądałam no to wszystko mieliśmy przesrane Oplotłam ramionami Connora, położyłam mu głowę na ramieniu i zapłakałam. Podniósł dłoni i zaczął gładzić mnie po włosach, trochę niepewnie. Kątem oka zobaczyłam Quentina, udającego ,że nas nie dostrzega. To inna rzecz której uczą na dworach, dyskrecja Kilka minut zajęło mi uspokojenie się i odzyskanie kontroli. Wyprostowałam się, wycierając oczy i pociągając nosem. Nie wygadam zbyt pięknie kiedy płaczę. Mój nos robi się czerwony, skóra wokół oczu puchnie. Mama podarował mi magię, krwi, tata zdolność do płaczu — Wszystko w porządku? — zapytał Connor — Musisz usiąść? Może przyłożysz sobie worek z lodem do ust? — przerwał a jego spojrzenie pociemniało — To ten Alex, prawda? Uderzył cię? Obraz Connora występującego w obronie mojego honoru był na tyle śmieszny ,żeby zabić we mnie ponowną chęć do płaczu. Zachichotałam bezradnie zamiast tego i przesunęłam się aby usiąść na jednym z plastikowych krzeseł, zanim mój chichot nie przemienił się w regularny wybuch śmiechu. Quentin i Connor obserwowali z szeroko otwartymi oczami i prawie identycznym pełnym niezrozumienia wyrazem twarzy który tylko spowodował ,że śmiałam się mocniej — Czy ona często to robi? — zapytał Quentin, ostrożnie — Nie często, nie — odparł Connor — Toby? Czy to znaczy ,że nie nie mam go bić? — Jest sześć cali wyższy niż ty — udało mi się wydusić, pomiędzy chichotami — Zmiażdży cię — Tak , ale zostanę zmiażdżony z honorem — odpowiedział Connor
To znowu wywołało falę śmiechu i upłynęło kilka minut zanim udało mi się uspokoić na tyle żeby odchrząknąć, otrzeć łzy z oczu i powiedzieć — W porządku panowie, bądźmy poważni — Poważni? — powiedział Quentin, wciąż przyglądając mi się podejrzliwie, tak jakby oczekiwał ,że w każdym momencie popadnę w nową histerię — Alex mnie nie uderzył — Connor zrelaksował się tylko po to aby zaraz stężeć kiedy powiedziałam — Sama to zrobiłam — Toby..... — Potrzebowałam krwi — spojrzałam pomiędzy nimi — Słuchajcie nie wiem czym jest on ani jego siostra, nie udało mi się tego z niego wyciągnąć, ale czymkolwiek jest posługuje się jakiegoś rodzaju pochrzanionym zauroczeniem i jest ono naprawdę silne. Prawie musiałam odgryźć swój własny język aby udało mi się z pod niego wyrwać —
pójściem z nim i nie pokazaniem się z powrotem aż do rana, całowaniem go, nawet wtedy kiedy wiedziałam ,że nie chcę, dodałam już w myślach Oczy Connora rozszerzyły się — Żartujesz? — Nie. Jeśli zobaczysz ciemnowłosą kobietę z pomarańczowymi oczami, nie zbliżaj się do niej sam. Znajdziesz się w sytuacji w której pozwolisz na rzeczy których na pewno nie zaaprobuje Raysel Zrobił się czerwony i odwrócił wzrok. Quentin zmarszczył brwi i zapytał — Czy to ,że chciałem być z Terrie liczy się jako niewierność? — Nie. Mogłoby gdyby do czegoś doszło ale nie mogłeś nic poradzić na to ,że byłeś nią zachwycony — miałam nadzieję ,że mi uwierzył ponieważ tak szczerze to wcale nie byłam tego pewna. Tak naprawdę nie możesz używać wymówki ,że magia się nie liczy kiedy mieszkasz w świecie wróżek Moja odpowiedz wydawała się go uspokoić bo pokiwał — W porządku. Co robimy? To spojrzenie na jego twarzy... spojrzenie którym wyrażał pewność ,że będę znała wszystkie odpowiedzi, jeśli tylko zdecyduje się zadać mi w tej chwili pytanie sprawiło ,że miałam ochotę uciec. Wstałam ignorując niepewność którą czułam w nogach. Bez względu na to jak bardzo byłam roztrzęsiona musiałam iść dalej — W porządku, która godzina w pół do drugiej? Druga?
— Druga piętnaście — powiedział Connor — Wystarczająco wcześnie. Możemy trochę popracować — Popracować? — Connor podniósł brew — Popracować — przesunęłam się do stosu folderów pokrywających jeden ze stolików w kafeterii — Quentin, masz od A do L. Connor, ty od M do Z. Chcę abyście zwracali uwagę na wszystko co wydaje się wam chociaż odrobinę dziwne — Co ty będziesz robić? — zapytał Quentin, gdy już zaczął robić to co kazałam — Przejrzę to — podniosłam szufladę z biurka Barbary — Może znajdę tu coś co powie nam gdzie dalej szukać — Nie wiedziałem ,że poprzyjeżdżam tu odgrywać sekretarkę — narzekał Connor — Więc trzeba było wziąć ze sobą samochód Następnych kilka godzin upłynęło w swego rodzaju odurzającej umysł harówce która była mi znajoma z różnego rodzaju poprzednich spraw. Przeglądaliśmy dokumenty, szukając związków, i parząc więcej kawy. Przekładając papiery, sprawdzając daty, parząc jeszcze więcej kawy. Jan przyszła w towarzystwie April, aby podrzucić nam nowe dokumenty i wziąć z maszyny batona. Dałam jej znać ,że zauważyłam jej obecność jakimś pomrukiem i machnięciem dłoni, zbyt głęboko pochłonięta w liście nazwisk wszystkich pracowników którzy kiedykolwiek tu pracowali aby zdać sobie sprawę ,że przegapiłam okazję aby spytać ją o pochodzenie Alexa. To uświadomiłam sobie dopiero po fakcie Czas upływał — Toby? — Co? — Jest czwarta Spojrzałam do góry — Po południu? — Tak — pokiwał Quentin. Connor siedział pochylony nad swoimi aktami, narzekając — Co zamierzacie? — Zachód słońca — wstałam, zamykając segregator — Czas zabrać się do pracy
— Co możemy zrobić? Zabrać się stąd w cholerę zanim coś wam się stanie — Wciąż masz te jagody jałowca? — podał mi je w milczeniu i podeszłam do kontuaru, kładąc korzeń mandragory i słoik jagód obok soli morskiej — Elliot powinien wkrótce wrócić z kwiatami. To była całkiem długa lista ale musiało tu być sporo lokalnych kwiaciarni Cichy trzask i szum w powietrzu uprzedził o nadejściu April zanim się pojawiła, ściskając w ręku małą, plastikową torebkę. Tym razem się nie wzdrygnęłam ale za to zrobił to za mnie Connor, odjeżdżając do tyłu tak mocno ,że jego krzesło się przewróciło Zachichotałam — Hej April — Zostałam poinstruowana aby monitorować przygotowania do odprawienia rytuału. Przyniosłam ci świece i pióra — podała torebkę którą wzięłam — Zostałam także poinstruowana aby zapytać o twoje dalsze potrzeby? — przerwała — Masz jakieś przyszłe potrzeby? — W zasadzie jest coś o co chciałam zapytać — widząc to ,że nie zareaguje dopóki pytanie nie zostanie zadane kontynuowałam — Wiesz kto był najbliżej Barbary kiedy była już martwa? — to był strzał w ciemno ale warty zapytania, jeśli wiedziała gdzie wszyscy byli przez cały czas, może mogła mi powiedzieć April zmarszczyła się — Zdefiniuj martwa Zamilkła. Nigdy nie używała słowa martwa w odniesieniu do któregokolwiek ciała — Te które zostały usunięte z sieci? — powiedziałam używając słów które zrozumiała — Czas wyjścia nie jest nagrywany — jej głos był spokojny, jakby opowiadała o czymś co nie miało żadnych rzeczywistych konsekwencji. Może z jej perspektywy tak właśnie było — Myślałam ,że wiesz gdzie znajduje się każdy w firmie w każdym momencie? — Tak. Jestem świadoma obecnej lokalizacji. Nie jestem świadoma poprzedniej lokalizacji chyba ,że mam powód aby o niej wiedzieć — wzruszyła ramionami — Masz jakieś przyszłe potrzeby? — Nie, możesz odejść — musiałam o tym pomyśleć, ale to później. Po tym jak Nocni
Łowcy przybędę i odejdą.
Zakładając oczywiście ,że w tym momencie nadal będę w stanie myśleć o czymkolwiek — Zanotowałam — powiedziała i zniknęła w rozbłysku iskier — Co do....— zaczął Connor — Driada która żyje w lokalnej sieci komputerowej — powiedział Quentin, brzmiąc całkiem zwyczajnie. Musiałam zdusić kolejny chichot. Dzieciak zdecydowanie uczył się jak odgrywać zblazowanego — Jest adoptowaną córką Jan — powiedziałam, potrząsając torebką którą ,mi dała próbując ocenić jej wagę zanim zajrzałam do środka. W środku były świece i pióra jak chciałam. Normalnie Driady mogą zabierać rzeczy ze sobą kiedy się teleportują. Wróżki
Tuatha, też to potrafią, ale ich metoda teleportacji jest bardziej bezpośrednia, otwierają drzwi pomiędzy miejscami, znikają a wtedy pojawiając się gdzie indziej. Fakt ,że April mogła przenosić fizyczne obiekty, mówił wiele o tym jak bardzo zmieniło ją to co zrobiła Jan — Możesz na to zerknąć? Obydwoje podeszli do mnie, ale to Quentin sięgnął po torebkę. Pozwoliłam mu ją zabrać. Spojrzał do środka a potem do góry pytając — O co chodzi? — Czy to wydaje ci się normalne? — Um....tak. Dlaczego? — Ponieważ April przyniosła ją ze sobą za pomocą teleportacji Connor zmarszczył się — To dziwne — Tak jak wszystko inne w tym miejscu — zabrałam torebkę i postawiłam ją na kontuarze — Pomożecie mi zsunąć stoły? — Powiedz gdzie — powiedział Connor z uśmiechem Odpowiedziałam tym samym — Przy ścianie — stanęłam przy pustym stoliku i zaczęłam pchać. Connor i Quentin pokiwali zanim zrobili to samo Stoliki okazały się zadziwiająco lekkie. Plastik to wspaniała sprawa. Pracowaliśmy przez chwile w komfortowym milczeniu, przesuwając stoliki pod ścianę i ustawiając krzesła w rzędzie. Będę potrzebowała sporo miejsca aby zrobić krąg duży na tyle aby był bezpieczny
Prawie skończyliśmy kiedy Elliot wszedł do kafeterii. Gordan szła zaraz za nim. Obydwoje nieśli naręcza suszonych kwiatów. Gordan prawie zniknęła za jej stertą liści, pozostawiając tylko widoczny koniec jej włosów Spojrzała do góry a ja pokiwałam — Wspaniale. Połóżcie to na kontuarze — Przykro mi ,że to zajęło aż tyle czasu, ale twoja lista była bardzo specyficzna i — — W porządku. Wciąż mamy — zerknęłam na zegar nad drzwiami — Prawie godzinę do zachodu słońca. To dużo czasu do ustanowienia kręgu — wyprostowałam się, rozciągając przy tym ręce, wtedy podeszłam i podniosłam sól morską — Quentin, weź świece. Connor, jagody jałowca — pokiwali, przesuwając się tak jak ich prosiłam Elliot i Gordan obserwowali mnie jak rysowałam krąg solą na środku podłogi w kafeterii, robiąc go na tyle dużym abym mogła wygodnie w nim usiąść. Quentin podążył za mną, podając mi świece za każdym razem kiedy się po nie do niego wychylałam. Ostatnia świeca znalazła się w kręgu tuż przed tym zanim go ustanowiłam. Nie trzeba było nic mówić. Quentin rozumiał podstawowe reguły magiczne tak samo jak i ja, i dostrzegał kształt tego co robiliśmy W końcu, Gordan zapytała ostrożnie — Co masz zamiar zrobić? — Connor? — wyciągnęłam dłoń, i cisnął słoik jagód jałowca w moją stronę. Zaczęłam chodzić wokół kręgu, rozrzucając jagody kiedy szłam— Cóż, najprawdopodobniej skończę zabrana przez Nocnych Łowców. Jeśli tak się nie stanie, dowiem się dlaczego nie zabrali waszych martwych — Co? — Elliot gapił się na mnie Nawet Connor spojrzał dziwnie na ten jego wybuch. Położyłam wolną dłoń na biodrze mówiąc — Wiedziałeś ,że mam zamiar wezwać Nocnych Łowców Elliot — Nigdy nie mówiłaś nic o tym ,że mogą cię ze sobą zabrać! — A co sobie myślałeś ,że Nocni Łowcy będą przyjacielscy? Raczej nie lubią być niepokojeni ale krąg powinien mnie ochronić, jeśli ustanowiłam go właściwie — przesunęłam się aby podnieść owinięte w jedwab mandragory — To jest ofiara. Connor, mógłbyś wziąć pióra? — Mam je
— Po co te pióra? — zapytała Gordan. — To przynęta — Connor podał mi paczkę piór, i wytrząsnęłam je luźno w powietrzu. Wylądowały wokół krawędzi kręgu ale żadne nie przekroczyło bariery z sol — Kruki są psychopompami. Mają więź z tym co martwe. Więc ich pióra pozwolą mi przyciągnąć uwagę Nocnych Łowców — A to? — Jest bardziej śmiertelna niż piękna — przyklęknęłam układając korzeń mandragory w środku kręgu, obok ostatniej świecy — Zanim zapytasz kwiaty muszą być suche ponieważ w innym razie, Nocni Łowcy mogą poczuć się obrażeni — Jesteś pewna ,że Nocni Łowcy przybędą kiedy ich wezwiesz? — zaczął znowu Elliot. Nie podobał mu się ten pomysł. To akurat mi nie przeszkadzało bo mi też się on nie podobał — Mam rzeczy które kazano mi zebrać, i rytuał do odprawienia — powiedziałam prostując się — Teraz muszę tylko go odprawić. Niech wszyscy pomogą mi ułożyć kwiaty wokół kręgu. Nie dotykać soli Pracując wszyscy razem byliśmy w stanie rozłożyć kwiaty wokół kręgu tak jak miało to zostać zrobione i pozostało jeszcze trochę wolnego czasu. Niezbyt wiele ale trochę. Przyjrzałam się wszystkiemu i powiedziałam — Teraz możecie wyjść, dalej sobie poradzę Connor położył dłoń na moim ramieniu — Jesteś pewna ,że wszystko będzie dobrze? — Powiem ci później dobrze? — wyśliznęłam się z pod jego dłoni i podeszłam do ekspresu, napełniając sobie kubek zadziwiająco spokojnymi dłońmi — Pilnuj dla mnie Quentina — Toby ..... — zaprotestował Quentin — Nie. Naprawdę musisz wyjść — spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się blado — Nic mi nie będzie. Jestem całkiem twarda, pamiętasz? — Nie podoba mi się to — Ponownie, mi też, a teraz idź, wszyscy — moje spojrzenie stwardniało — Muszę się przygotować. Zamknij drzwi kiedy wyjdziecie — nie dodałam ,że to co zastaną tu po powrocie może nie być najprzyjemniejszym widokiem.
Wszyscy o tym wiedzieliśmy — Nie wybaczę ci jeśli zginiesz — powiedział Connor surowo, podszedł do mnie i objął — Zrozumiałam — odpowiedziałam uściskiem, rozkoszując się jego znaną solidnością prawie tak samo jak rozkoszowałam się tym ,że moja przyjemność z tego gestu była prawdziwa a nie, wymuszona magią. To co czułam do Connora było szczere w sposób w którego Alex nigdy by nie zrozumiał — Nic mi nie będzie — Nie kłam. Po prostu nie umieraj — Obiecuje ,że nie jest to mim celem Wypuścił mnie i obrócił się aby wyjść za Elliotem z pomieszczenia. Quentin zwlekał spoglądając na mnie z niepokojem, zamykając drzwi. Zamek kliknął moment później. Jeśli przeżyje, to będę krzyczeć aby się uwolnić Zapowiada się naprawdę długa noc Powoli popijałam kawę, delektując się ale jednak odmawiając sobie kolejnej filiżanki. Kiedy zmęczyło mnie już spekulowanie i martwienie się o to co może się wydarzyć, weszłam do kręgu i usiadłam na środku ostrożnie ,ze skrzyżowanymi nogami. Uszkodzenie zabezpieczeń nie byłoby jedyną najgłupszą rzeczą jaką kiedykolwiek zrobiłam ale może mogło być ostatnią. Czas zaczekać Jeśli świt jest czasem ludzi to zachód słońca należy do nas. Nie zawsze mogę wyczuć ,że nadchodzi, jest subtelniejszy niż wschód słońca, ale siedząc po środku na wpół rozpoczętego
rytuału
nie
mogłam
tego
przegapić.
Nie
czułam
jakby
upłynęła
wystarczająca ilość czasu kiedy powietrze zaczęło mrowić wokół mnie, sygnalizując zejście słońca. Czas zacząć. Dąb i Jesion niech mnie zachowa Zdjęłam bandaże z lewej dłoni, krzywiąc się na stan w jakim znajdowała się ręka, potłuczone szkło już poczyniło swoje uszkodzenia i miałam zamiar jeszcze bardziej ją uszkodzić. Wyjęłam nóż Dare i przecięłam nim środek dłoni. Nienawidzę widoku mojej własnej krwi ale Luidaeg była bardzo specyficzna, musi to być krew tego kto wzywa, bo inaczej nie zadziała. Nie mogłam nawet wybrać mniej istotnej kończyny. Miałam do wyboru dłoń albo serce i z tych dwóch miejsc wiedziałam która rana była bardziej śmiertelna.
Miałam tylko nadzieję ,że nie będę musiała wykonywać żadnej zręcznościowej pracy w następnych dniach Wstrzymując oddech przejechałam nożem po dłoni Ostrze było ostrzejsze niż myślałam. Upuściłam je przeklinając. To nie miało znaczenia, moja część umowy została wypełniona. Krew już się pojawiła, płynąc gorącym strumieniem wzdłuż mojego ramienia. Rozpakowałam mandragorę z drżeniem prawą dłonią, pozwalając jej upaść na podłogę, zanim nie złączyłam dłoni razem pozwalając aby zalała je krew. Korzeń absorbował krew tak szybko jak wypływała. Spijając ją — Nazywam się October Christine Daye, córka Amandine, i jestem tu aby prosić o waszą uwagę — powiedziałam, koncentrując się. Powietrze wypełniło się zapachem skoszonej trawy i miedzi, zapachem mojej magi kiedy kwiaty znajdujące się wokół mojego kręgu, zapłonęły zielono niebieskimi płomieniami. Świece podpaliły się same i oświetlenie nad moją głową zatrzeszczało, posyłając w powietrze iskry zanim nie zgasło całkowicie. Kłujący ból uderzył mnie za oczami. Magia zapłonęła. Zapłacę za ta noc, miałam tylko nadzieję ,że będzie warto Pomieszczenie wypełniało się gęstym, słodkawym dymem kiedy kwiaty płonęły. Wciąż upuszczałam krew na mandragorę, próbując zignorować sposób w jaki temperatura spadała, pomimo otaczających mnie płomieni — Przyniosłam Wam krew i kwiaty i sól z oceanu. Wszystkie nasze dwory są tu zebrane razem na poparcie mojej prośby — Mandragora pisnęła. Podniosłam dłoń, podnosząc zakrwawione palce do ust i całując je — Przynoszę wam życie — sięgając w dół, przyłożyłam palce do główki korzenia mandragory Korzeń przestał wydawać z siebie piski, otworzył oczy. Zanim zdążył zrobić unik lub skręcić. Złapałam nóż Dare i przejechałam nim przez ciało mandragory. Mandragora krzyknęła, jej zewnętrzne warstwy złuszczyły się aż do maleńkiego, perfekcyjnego duplikatu mnie samej, który nagi zwijał się pod nożem. Przycisnęłam dłonie gładko do podłogi i zgrzytając zębami powiedziałam —Gdybym mogła porozmawiać z wami przez moment W pomieszczeniu zaległa cisza. Mandragora przestała krzyczeć, spoglądając przez mnie z przerażeniem, i nawet trzask płomieni w końcu zanikł. Niski dźwięk wkradł się w ciszę, bicie skrzydeł Nocnych Łowców. Podniosłam głowę, ledwie ważąc się oddychać
Wypełniły pokój, unoszące się nad moim kręgiem. Te w moim pobliżu miały kształty które mogłam nazwać, były wszystkimi rasami świata wróżek, zjednoczone przez ich blade cienie i ich ostro uderzające skrzydła. Rozpływały się w coś bezkształtnego kiedy odlatywały dalej, stając się głębokim cieniem i trzepoczącym dźwiękiem na wietrze. Sapnęłam Postacią na przedzie stada była Dare.
Dwadzieścia — Dare? — wyszeptałam. To nie mogła być Dare. Dare była martwa. Obserwowałam jak umiera. I jednocześnie w tym samym czasie to była Dare, ponieważ nie mógł to być ktoś inny Była zbyt szczupła aby mogło to być zamierzone, niedożywiona i chuda. Jej włosy miały kolor żywego blondu który mocno kontrastował z jej jabłkowo zielonymi oczami. Srebrne kolczyki zwisały z jej uszu, miała na sobie suknie utkaną z pajęczyn i kurzu, która sprawiała ,że wyglądała jak zdetronizowana despotyczna księżniczka. Skrzydła były czymś nowym. Niewyraźne i bezkształtne znajdujące się w ciągłym ruchu. Skrzydła i jej rozmiary Dare już wcześniej była nieduża ale teraz miała rozmiar lalki Barbie, zminiaturyzowany wystarczająco aby zmieścić mi się w dłoni Były też inne znajome twarze w tym tłumie, choć podobieństwo zostało zredukowane i przerobione, był tam Devin i Ross, ćwierć krwi odmieniec wróżek Roane który zginął w parku Złote Wrota, ale większość z nich była nieznajoma, rozmazana do zapomnienia przez obecność ich reszty bliskich mi towarzyszy. Nie widziałam wśród nich nikogo kto zginął na ziemi ALH Dare spoglądała obojętnie kiedy się na nich gapiłam, skrzydła szybko uderzały. Chciałam paść na ziemie i złapać ją w ramiona i już nigdy nie wypuścić. Chciałam błagać ją o przebaczenie. Ale zostałam tam gdzie byłam — Wzywałaś. Przybyliśmy — powiedziała — Czego chcesz? To jej głos wyrwał mnie z odrętwienia w jakie popadłam. Był to co prawda ton głosu Dare ale pozbawiony akcentu i emocji ukrytych za wypowiadanymi słowami. Może i miała twarz Dare ale tylko jej twarz — Wzywałam ponieważ potrzebuje pomocy — powiedziałam
Nocni Łowcy zachichotali. Ten który wyglądał jak Dare przechylił głowę, obserwując mnie i powiedział — Wiemy
Zamarłam. Kontynuowała — Ostatni właściciel mojej obecnej twarzy zginął z twoim imieniem na ustach. Pamiętam to uczucie October Daye, córko Amandine, która nigdy nie powinna nas wzywać Ten ryzykowny krok jest ponad tobą — Co? — wyszeptałam — Nie zgrywaj zarozumiałej. Znasz moją twarz — ból rozkwitł jak kwiat za jej zielonymi oczami, sprawiając ,że wyraz jej twarzy zrobił się dobry i niewinny — Czy mogę zadać ci pytanie, pani Daye? — powiedziała, akcent Dare nagle powlókł jej słowa. Czymkolwiek była, nie żartowała — Udało ci się wydostać, czy możesz nas też wyciągnąć?
Zabrać nas ze sobą? Proszę? — Przestań! — warknęłam, zanim mogłam się powstrzymać — To nie w porządku! — Od kiedy to śmierć jest w porządku? — niewinność zniknęła z jej twarzy zastąpiło ją opanowanie — To z powodu śmierci cię znamy Inne głosy wołały z tłumu, jedne znane inne nie — Tak..... — Pamiętam.... — Ona zapomniała ale my pamiętamy...— Oni wszyscy zapomnieli....— Tak.... — Otoczyli mnie i zdałam sobie sprawę ,że moja sól i jagody jałowca nie były ochroną. Jeśli mnie chcieli to będą mnie mieli. Mandragora szarpała się pod nożem, tnąc swoje dłonie i poczułam przebłysk litości, może i obie byłyśmy w pułapce ale ja miałam przynajmniej jakąś nadzieję na przetrwanie tej nocy. Mój nowo narodzony sobowtór raczej nie — Każda śmierć i każda kropla krwi jaką kiedykolwiek dotknęłaś jest nasza — jej oczy skupiły się na mandragorze i uśmiechnęła się, ukazując ostre jak igły zęby, które w niczym nie przypominały Dare — Znamy cię lepiej niż myślisz — Potrzebuje waszej pomocy — powiedziałam
Nocny Łowca z twarzą Devina, znalazł się na przedzie — Czego od nas chcesz? — każde wypowiedziane słowo raniło. Próbowałam tylko przywołać ghule świata wróżek, przecież nie szukałam swojej własnej śmierci Ale Nocni Łowcy nie są czymś o czym rozmawiamy, nawet w komfortowych wnętrzach naszych własnych włości. Żyją w mroku i przychodzą po śmierć, czym są dokładnie i dlaczego tak pragną śmierci nigdy nie było przedmiotem dyskusji. Większość z nas tego nie wie, ja tego nie wiem. Jednakże zaczynałam ich powoli rozumieć i wcale mi się to nie podobało
— Naszej pomocy? — powiedział ten z twarzą Dare — W jakim celu? — Ginęli tu ludzie Ten z twarzą Devina uśmiechnął się — Wiemy — Nie przybyliście po ciała — To tak jakby prawda, po części jednak nie prawda. Przybyliśmy po ciała. Po prostu nie zabraliśmy ich ze sobą — Dlaczego nie? — Jeśli chcesz to wiedzieć musisz nas najpierw poznać. Chcesz udźwignąć ten ciężar? — przechylił głowę — Większość by nie chciała. Złóż ofiarę a odejdziemy. I pozwolimy ci przeżyć. Nie możemy złożyć tej obietnicy jeśli pozostaniemy Wspaniale, wszystko albo nic. Albo pozwolić im odejść nic mi nie mówiąc albo ryzykować wszystko aby pozwolić im zostać i powiedzieć mi zbyt dużo. Przez moment, chciałam pozwolić im odejść. Mogłabym udawać ,że rytuał się nie powiódł. Jan i inni na pewno mi uwierzą, i na pewno znajdę inny sposób na znalezienie informacji których potrzebowałam. To mogło zadziałać..... ale może nie. Zapłacę za prawo do zadania pytań
Nocnym Łowcom i uzyskam odpowiedź. Luidaeg nigdy mi nie wybaczy jeśli spanikuje. Wróżki nie miały zbyt wiele współczucia dla tchórzy Ale nawet to nie rozstrzygnęło tej kwestii. Zrobiła to Dare. Spojrzałam na Nocnego
Łowce noszącego jej twarz i wyobraziłam sobie obok niej Quentina i Connora. To było ryzyko którego nie mogłam podjąć. Nigdy więcej — Nie mogę tego zrobić — powiedziałam — Muszę wiedzieć dlaczego nie zabraliście ciał z tych włości Uśmiechnął się — A więc ci powiemy
Nocny Łowca który był prawie Dare (prawie ale nie do końca) zatrzepotał skrzydłami i wylądował na zewnątrz mego ochronnego kręgu, zamknął oczy kiedy wdychał dym. Nie było nawet śladu rozbawienia w jej oczach kiedy ponownie je otworzyła — Dobrze się przygotowałaś. Ktoś ci powiedział jak przygotować się na nasze przybycie, tak sądzę — Luidaeg
— Szczenie Maeve? To sporo wyjaśnia. Nasza matka była siostrą jej krwi, pilnowała nas w naszych kołyskach i zmieniała pieluchy zanim jeszcze wiedziały czym się staniemy, zanim nawet my wiedzieliśmy czym będziemy, chociaż karmiliśmy się krwią pierwszego. A potem dowiedzieliśmy się ,że naszym celem jest pożarcie naszej matki i ucieczka z bagien i torfowisk do mroczniejszego nieba Figura z twarzą Rossa wylądowała obok niej, obniżając skrzydła — Uciekliśmy do szczeliny świata, nikt nas nie tropił, czekali na nas. Jak przybędziemy i kiedy nie wiedzieli , ale wiedzieli ,że istniejemy i ,że musimy zostać oszczędzeni Pomyślałam o zwłokach w piwnicy — Ciało wróżek nie gnije — Oczywiście ,że nie! — Łowca zaśmiał się — Nie musi. W końcu wróżki nigdy nie umierają — Ale na tym świecie, tak — powiedziała prawie ,że Dare — Powstają i upadają. Ktoś musi zabierać ich ciała, aby nie pogrzebać ich na świecie. Stosy poczerniałego nieba wiły się przez nami zanim nadeszliśmy. Tylko ogień oczyszcza ciała zmarłych tak jaki i my — rozbawienie przebiegło poprzez całą grupę — Wszyscy ci którzy nie mieli umierać ale zginęli z tak zadziwiającą klasą — A więc egzystujecie aby zjadać martwe wróżki, śmierć ? — Tak. Ale musi być jakaś zachęta, ty powinnaś o tym wiedzieć. Twoja krew jest bardzo zbliżona do naszej, my zabieramy ciała ale ty zabierasz krew. Czy smakowałabyś krew swojego rodzaju jeśli nie przynosiłaby ci żadnych informacji? — Nie — My również. Zostaliśmy stworzeni aby pożerać martwych, co wcale nie czyni tego bardziej przyjemnym. Są....inne sposoby — gestem wskazała na jednego z Nocnych Łowców z tyłu aby się zbliżył. Podszedł niechętnie, przeźroczysty, na wpół zarysowany kształt mgły i cieni, skrzydła widoczne tylko kiedy się poruszały. Czułam jak mnie obserwuje, nawet jeśli tego nie widziałam, wiedziałam ,że jest głodny — Sposoby aby zmusić nas do działania, można by rzec — Och na dąb i jesion — wyszeptałam
— Jeśli nie jemy, znikamy — kontynuowała, ignorując mój dyskomfort — Szybko się nauczyliśmy i poczyniliśmy targi z Oberonem naszym ojcem. Nie tykamy żywych ale martwi są nasi. Zjadamy ich ciała, spijamy wspomnienia zawarte we krwi i korzystamy z ich kształtów zamiast naszych własnych. Tak właśnie jest. Tak być powinno. Rozumiesz? Czy rozumiałam to ,że byłam otoczona przez kanibali którzy myśleli ,że mają boskie prawo do zjedzenia mojego ciała? Och, tak jasne — Tak mi się wydaje — Dobrze. Więc rozumiesz dlaczego nie zjedliśmy ciał z tego miejsca Co? — Nie — Krew pamięta a ta pamięć jest tym co trzyma nas przy życiu, nie tylko ciało, ale życie które w nim płynie. Spijamy wspomnienia a one nadają nam kształt, przez cały czas. Zawsze jest więcej oczekujących ciał kiedy wspomnienia innych już zanikają Łowca z twarzą Rossa pokiwał, trzepocząc otwartymi skrzydłami. Wydały z siebie dźwięk strzepywanego jedwabiu — Spijamy ich życie i pamiętamy o nich. To niewiele i kończy się ale pamiętamy — Zawsze pamiętamy — powiedział ten z twarzą Dare Zrozumienie uderzyło we mnie. To dlatego ich lider nosił twarz Dare, i dlatego rozpoznałam innych członków tego stada, udawali martwych bo nie mieli innego wyboru. Nie, to nie było to. Byli martwymi — Nie macie swoich własnych kształtów — Zgadza się. W ciałach z tego miejsca nie ma niczego co by nas wypełniło— wzruszyła ramionami — Nie pracujemy za darmo — Czy wiecie co wydrenowało ..wspomnienia z ich krwi? — Nie. To się nigdy wcześniej nie zdarzało — przez chwilę wyglądała prawie ,że delikatnie — Gdybyśmy wiedzieli jak to się stało, sami byśmy to powstrzymali. Wbrew pozorom nie ma zbyt wiele śmierci w świecie wróżek i nie możemy pozwolić sobie na żadną stratę — Rozumiem — powiedziałam próbując poskładać to z tym wszystkim co już wiedziałam. Krew była martwa, potwierdzało to tylko fakt ,że nie było tak jak miało być.
Nocni Łowcy są naturalną częścią, cyklu życia w świecie wróżek. Gdyby takie coś miało miejsce już wcześniej wiedzieliby o tym
— Czy rozumiesz dlaczego nikt nie może wiedzieć dlaczego i czym jesteśmy? — spojrzała na mnie ostro w oczekiwaniu Pokiwałam — Gdyby ktoś w świecie wróżek się dowiedział, niektórzy palili by ciała aby ich do Was nie dopuścić i nie pozwolić Wam ich zabrać — Tak jest. Staniemy się niczym więcej niż dźwiękiem liści na wietrze — Łowca przeniósł swoje skrzydła, zamykając je razem z głośnym kliknięciem — Czy zachowasz milczenie córko Amandine? — Zachowam — powiedziałam. I naprawdę miałam taki zamiar. Wróżki mają swoje powody do bycia takimi jakie są, nawet jeśli nie zawsze je rozumiem. Nocni Łowcy mieli większe prawo być tym czym stworzył je świat wróżek niż reszta z nas. Jeśli niewiedza pozwala im przetrwać, zachowam ich sekret — Jesteś mądrzejsza niż większość z tych którzy mają z nami do czynienia. Czy jest coś jeszcze co chciałabyś wiedzieć? — Nie. To wszystko czego potrzebowałam. Możemy zakończyć to teraz Łowca z twarzą Devina uśmiechnął się — Dlaczego uważasz ,że skończyliśmy? Zrobiło mi się zimno — Co jeszcze pozostało do zrobienia? — Pozostaje jeszcze sprawa zapłaty — wciąż się uśmiechał i zdałam sobie sprawę ,że nie dba o to czy wezmą mnie czy mandragorę. Chciał krwi, jakiejkolwiek krwi. Nocni
Łowcy nie przetrwali dzięki wybredności Wyciągnęłam nóż z klatki mandragory i podniosłam ją do góry. Przyczepiła się do moich palców. Poczułam ostre ukłucie winy, to była cześć mnie, krew z mojej krwi i miałam właśnie zamiar rzucić ją na pożarcie. Wciąż jednak pomimo tego ,że jestem sentymentalna nie jestem głupia, jeśli wybór ograniczał się do niej i do mnie — Przykro mi — wymamrotałam i podałam ją w kierunku Łowców — Krew to wszystko co mam. Oferuje ją wam jeśli pozostawicie mi moje życie i opuścicie to miejsce w pokoju — Dlaczego mielibyśmy to przyjąć? Możesz odrzucić krew i dać nam siebie — Prawie Ross spoglądał na mnie zimnymi oczami — Moglibyśmy cię po prostu wziąć — Luidaeg nie spodobałoby się to — powiedziałam, próbując brzmieć na pewną siebie.
Z tego co wiedziałam to pewnie by się śmiała, zwłaszcza jeśli mówili prawdę i byli dziećmi jej siostry — Pomyśli ,że źle odprawiłaś rytuał — powiedział głos Łowcy Devina — Będzie winiła ciebie a nie nas — Jesteście gotowi zaryzykować? — moje serce biło zbyt szybko i byłam pewna ,że są w stanie je usłyszeć. Jeśli zdecydują się zabrać mnie ze sobą niewiele będę mogła zrobić — Weź co oferuje — powiedział Łowca z twarzą Dare — Niech nas odeśle — Ale — Ross zaprotestował Łowca z twarzą Dare poruszał się zbyt szybko dla moich oczu, podnosząc większego
Łowce za gardło. Ten zamilkł, obserwując ją — Ja znalazłam ostatniego zabitego, pamiętasz? — warknęła. Łowca którego trzymała pokiwał, milcząc ponuro — To ja przyniosłam nam krew, kości i wspomnienia i do czasu aż następna śmierć nie zostanie znaleziona, ja dowodzę. Czy to nie prawda? — potrząsnęła swoją ofiarą ponownie, zerkając na innych Łowców — Czy to nie prawda? — Szeptali zgadzając się i odsuwając od niej Uwolniła swojego więźnia. Upadł na ziemię zanim powrócił na tyły tłumu — Ja tu dowodzę — powtórzyła. Szepty Nocnych Łowców zgadzały się z nią. Podeszła na skraj kręgu, wyciągając ręce — Daj mi to Ostrożnie, sięgnęłam poprzez sól, kładąc mandragorę nawet wtedy kiedy czepiała się moich palców. Była prawie tak duża jak Dare. Umieściła jedna rękę na jej ramieniu i ta zamarła, obserwując ja z przerażaniem w oczach — Zobowiązanie zostało spłacone. Wynagrodziłaś właściwie naszą uprzejmość. Pozwolimy ci żyć — Dlaczego? — wysyczał nie Devin. Odwróciła się, a on upadł do tyłu przestraszony — Ponieważ tak mówię — powiedziała — Moje ostatnie wspominania mówią ,że ona jest bohaterką. Nie tylko zwyczajną bohaterką, moją bohaterką — spojrzała z powrotem na mnie — Znikniesz z mego umysłu, jeśli spotkamy się ponownie, mogę już nie być taka miła, ale dzisiaj jeszcze jesteś moją bohaterką. Miałam ich naprawdę niewiele w całym swoim życiu. Powodzenia.
Znajdę twoje ciało, i będę z dumą nosić twoją twarz — jej uśmiech był niewielki i rozbawiony — To największy dar jaki mogę zaoferować Wtedy Nocni Łowcy wznieśli się jak jedno ciało, podnosząc mandragorę ze sobą w powietrzu. Krzyczała przerażonym głosem. Przycisnęłam dłonie do uszu, wciskając się bardziej w krąg kiedy bardziej naturalna ciemność wypełniała kafeterię. Dźwięk płonącego ognia powoli powracał. Nocni Łowcy zniknęli Zraszacze przeciwpożarowe w końcu zaczęły działać, spryskując pozostałości mojego tlącego się kręgu i gasząc płomienie. Odchyliłam głowę do tyłu, przyciskając poranione dłonie do piersi i woda obmywała moją twarz Nie uratowałam Dare, ale jej w jakiś sposób już dwukrotnie udało się uratować mnie. Nie byłam za dobrą bohaterką, ale byłam jedyną jaką miała i była w tym jakaś siła. Siła leży też w informacji i miałam wszystkie informację jakie tylko mogłam mieć. Chociaż nigdy nie chciałam wiedzieć czym tak naprawdę są Nocni Łowcy , wiedziałam ,że nigdy nie będę w stanie o tym zapomnieć. To wszystko mogło zaczekać. Przez moment, siedziałam w padającej na mnie wodzie, otoczona, zapachem palonych kwiatów i płakałam
Dwadzieścia jeden — Toby? — drzwi otworzyły się, wpuszczając smugę światła w moją wilgotną, komfortową ciemność. Nie wiedziałam kiedy zraszacze przestały pracować, nie byłam również pewna czy mnie to obchodziło. Connor zawołał jeszcze raz tym razem głośniej — Toby, słyszysz mnie? Pochyliłam twarz do przodu krzywiąc się kiedy moja głowa na dobre zaczęła już pulsować. Connor stał w drzwiach razem z Quentinem kreując ciemne cienie na ścianie za nimi. Przynajmniej nie wędrowali sobie po włościach w pojedynkę — Hej chłopaki — Pachnie dymem — powiedział Quentin, tonem głosu wyrażającym ulgę Prawdopodobnie nie był pewien czy zastanie mnie żywą. Chyba nie mogłam go za to winić w końcu ja też nie byłam tego całkiem pewna — Czy możemy włączyć z powrotem światła? — zapytał Connor — Jeśli będą działać. Zgasły kiedy kwiaty zaczęły płonąć — zmusiłam się aby wstać, co wcale nie było łatwe. Moje nogi groziły rezygnacją z utrzymywania reszty ciała i szerze mówiąc nie miałam żadnego dobrego powodu dla którego nie powinny tego robić Elliot przemówił z za pleców Quentina — Włączę zapasowe Zapasowe światła? Mieli tutaj zapasowe generatory już zapasowych? To było niesamowite ,że w tym miejscu cokolwiek mogło pójść nie tak, powinni mieć też zapasowych ludzi — Zrób tak — powiedziałam Elliot pochylił się za Quentinem i przełączył włącznik, rząd żółtych świateł zapalił się nad moją głową. Cała ich trójka odwróciła się w moją stronę i sapnęła. Byłoby to nawet zabawne gdybym nie była tak bardzo zmęczona — Toby? — wyszeptał Connor — To ja — powiedziałam, przecierając policzki z wody — We własnym ciele, do pewnego stopnia — Wyglądasz....
— Wiem — moje włosy były przyklejone do głowy, dłonie czarne od popiołu — Ale wciąż tu jestem Elliot zerknął na bałagan pokrywający podłogę — Nawet nie będę pytać — Tak prawdopodobnie będzie lepiej — powiedziałam. Quentin przepychał się pomiędzy ta dwójką zbliżając się do mnie, niemal nieśmiało. Odwróciłam się do niego, mobilizując się do lekkiego uśmiechu — Hej — Hej — odpowiedział — Nic ci nie jest? — Żyje, a to wszystko na co liczyłam — wciąż wyglądał na głęboko zakłopotanego. Westchnęłam — Słuchaj uściskałabym cię ale pobrudzę cię krwią — Nie dbam o to — odparł i zarzucił mi ręce na szyje. Oplotłam go ramionami pozwalając mojej nieporanionej dłonie spocząć na jego ramieniu. Connor podążył za nim, ściskając mnie z drugiej strony, i przez chwilę cała nasza trójka stała tak po prostu, trzymając się jedno drugiego To Elliot był tym który przełamał ciszę, mówiąc z zakłopotaniem — To jest.... raczej niechlujny wygląd. Mogę cię oczyścić? Odsunęłam się od Quentina i Connora na tyle aby spojrzeć na siebie. Krew, popiół i smugi brudu oklejały moje ubrania i kurtkę Tybalta. Byłam pewna ,że moje włosy wyglądają jakby martwy zwierzak przykleił się do mojej głowy. Wciąż jednak podnosząc ręce zapytałam — Czy to bezpieczne jeśli wciąż krwawię? —....Nie — odparł Elliot wyglądając na niezadowolonego — Będziemy musieli zawołać Gordan aby na to spojrzała — przeszedł przez kafeterię, otworzył szafkę i wyjął czysty ręcznik, który rzucił w moją stronę Connor złapał go i przycisnął do mojej poranionej dłoni — Znajdź ją szybko proszę — powiedział ze zmartwionym wyrazem twarzy — Nie podoba mi się stan w jakim znajduje sie jej ręka Tak naprawdę nie spoglądałam na dłoń od momentu kiedy ją przecięłam. Byłam trochę zajęta — Dajcie spokój
Odsunęli się i spojrzałam na siebie, oceniając uszkodzenia. Miałam wszystkie palce i mogłam nimi poruszać, jeśli chciałam radzić sobie z towarzyszącym temu bólem, i w tym miejscu kończyły się pozytywne strony. Moja dłoń była rozcięta od nadgarstka do podstawy wskazującego palca, a kiedy moje palce się zgięły wydawało mi się ,że widziałam kość. Odmieńcy dość szybko dochodzą do siebie, jeśli rany nie są zadane przy pomocy żelaza, moja dłoń uleczy się jeśli o nią zadbam. Wciąż jednak wyglądała naprawdę kiepsko Zaczynając czuć lekkie mdłości, powiedziałam — Przyprowadzenie tu Gordan może być dobrym pomysłem Elliot pokiwał — Pójdę po nią. Ty tu zaczekaj — wtedy był za drzwiami, odchodząc od tego bałaganu i pytań których jeszcze nie postawił. Nie miałam nic przeciwko. Nie byłam gotowa aby zacząć na nie odpowiadać, i nie ufałam jego samokontroli. Naprawdę nie chciałam aby zaczął sprzątać pomieszczenie kiedy wciąż w nim byliśmy — Daj spokój Toby. Siadaj — Connor złapał mnie za ramię i poprowadził do krzesła, Quentin podążył tuż za nim. Nie walczyłam. Oceniając po spojrzeniach jakie mi posyłali wyglądałam gorzej niż się czułam i to było niepokojące Opadłam do pozycji siedzącej, opierając głowę między kolanami. Connor delikatnie gładził mnie po plecach, zataczając miękkie kręgi, drżącymi palcami. Pokój zaczął wirować. To nigdy nie było przyjemnym uczuciem. Mój ból głowy nie pomagał. Moja magia nie jest zbyt mocna a właśnie odprawiłam
najpotężniejszy rytuał magii krwi mojego życia. W
pewien sposób wciąż odczuwałam z tego powodu ból — Toby? Brzmiał na tak zmartwionego ,że spojrzałam do góry — Tak, Quentin? — Przybyli? Westchnęłam — Tak. Przybyli — Wow — Quentin usiadł na krześle obok mojego, potrząsając głową — Wow...Rozmawiałaś z nimi? — Na tyle na ile mogłam, tak
— Och — milczeliśmy przez chwilę, Connor wciąż gładził moje plecy, Quentin obserwował nas zmartwiony. W końcu cichym głosem, Quentin zapytał — Umrzesz? — Co? — pytanie było nieoczekiwane na tyle ,że przyciągnęło moją całkowitą uwagę Przełykając ciężko powiedział — Widziałaś Nocnych Łowców, umrzesz? — Nie sądzę aby to działało w ten sposób. Nie są przyczyną śmierci. Przychodzą kiedy śmierć już się wydarzy. Nie umrę tylko dlatego ,że ich widziałam — mogę zginąć z innych powodów ale byłam całkiem pewna ,że Nocni Łowcy nie będą mieli z tym nic wspólnego — Och — powiedział Quentin relaksując się odrobinę — To dobrze Po tym przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Cieszyłam się ,że mam towarzystwo, nawet jeśli wiedziałam ,że Nocni Łowcy nie wrócą. Nie chciałam być sama. Obydwóch wyraźnie rozpierała chęć zadawania pytań, ale byli cierpliwi i pozwolili mi najpierw odpocząć. Potrzebowałam szansy aby odetchnąć Elliot wrócił po piętnastu minutach — Gordan i Jan są w drodze — Cudownie — odpowiedziałam siadając kiedy Connor zrobił krok do tyłu — Macie coś przeciwbólowego? — Gordan nie chcę abym ci coś dawał zanim nie obejrzy twojej dłoni Zdecydowałam aby ją znienawidzić — Dlaczego nie? To ból głowy mnie dobija — Ponieważ nie wiemy jak bardzo się uszkodziłaś — gestem wskazał na pozostałości moje ochronnego kręgu — Wygląda jakbyś stoczył tu wojnę — Prawie tak było — odparłam — Możesz to wyjaśnić? — Daj mi coś na ból a tak zrobię — Connorowi prawie udało ukryć pojawiający się na twarzy uśmieszek, prawie. Wiedział ,że Elliot toczy przegraną bitwę, gdyby upór był sportem olimpijskim byłabym złotą medalistką — Racja — westchnął Elliot — Zaczekamy Spojrzałam — To miało sprawić ,że dasz mi tabletki
— Wiem o tym — wyszczerzył zęby w pozbawionym humoru uśmiechu — Po prostu wolę abyś to ty była na mnie zła a nie Gordan — Dlaczego? — spytał Quentin — Jestem całkiem pewny ,że w tej chwili udałoby mi się przed tobą uciec ale Gordan wie gdzie sypiam — A ty sypiasz? — powiedziałam wątpliwie — Kiedy? Elliot wzruszył ramionami — To całkiem popularna opinia, faktem jest, że mam dom — Jasne — powiedziałam walcząc z falą zawrotów głowy. Osunęłam się do tyłu, wprost na Connora. Sen wydawał się być doskonałym pomysłem, podobałby mi się jeszcze bardziej gdybym była pewna ,że się obudzę — To chyba zrozumiałe — Czy oni..... — Elliot ponownie zerknął na krąg — Przybyli? — Nocni Łowcy? Elliot pokiwał, jego wyraz twarzy powiedział mi ,że tak naprawdę to wcale nie chciał wiedzieć I tak udzieliłam mu odpowiedzi — Tak — z perspektywy czasu nie chciałam aby tak się stało — To może poczekać aż wszyscy inni tu dotrą — powiedział Connor stanowczo Zaoferowałam uśmiech, wysyłając ciche podziękowanie do tego ktokolwiek słyszał — Dobry pomysł. Nie chcę przechodzić przez to wszystko więcej niż raz — Dobrze — powiedział Elliot gderliwie i odwrócił się aby obserwować drzwi Westchnęłam. Byłam za bardzo zmęczona żeby radzić sobie z dąsami mieszkańców. Wszystko czego chciałam to zwinąć się w kłębek i spać do czasu aż ból nie ustąpi — Elliot.... — zaczęłam, tylko po to aby zostać ocaloną od kolejnej dyskusji kiedy drzwi stanęły otworem. Gordan weszła do pomieszczenia, z zestawem pierwszej pomocy w dłoni i grymasem na twarzy, tuż za nią podążała Jan, spojrzenie miała niespokojne. Och, na korzeń i gałąź Jak miałam powiedzieć jej co się dzieje kiedy sama jeszcze do końca tego nie rozumiałam?
Gordan sapnęła na krwawy bałagan którym była moja lewa ręka, kładąc swoją własną na biodrze i domagając się odpowiedzi — Coś ty sobie zrobiła!? —akustyka kafeterii złapała jej głos odbijając go od ścian do czasu aż nie stał się inwazyjną obecnością. Mój ból głowy ogłosił swoje niezadowolenie z tego faktu pozostawiając mnie jeszcze bardziej oszołomioną — Proszę przestań krzyczeć — wyjęczałam, chciałam krzyczeć ale nie śmiałam. Moja głowa mogłaby eksplodować Quentin wstał, przesuwając się tak aby być pół kroku przede mną. Nawet pomimo bólu byłam rozbawiona, uczył się opiekuńczości — Zamknij się! — Och piękniś uważa ,że teraz jest wielkim mężczyzną, tak? — kpiła Gordan — Skoro jesteś takim twardzielem to dlaczego to jej krew muszę zmyć mopem z podłogi? Jesteś zbyt dobry aby się wykrwawiać? — Ty mała.... — Przestań! Obydwoje przestańcie! — warknęła Jan. Quentin przerwał w połowie zdania podczas gdy Gordan parsknęła i odwróciła wzrok. Jan potrząsnęła głową — Powinniście się wstydzić, czy nie możecie chociaż przez chwile pomyśleć o tym ,że tymi kłótniami nie pomożecie jej dojść do siebie? — żadne z nich nie odpowiedziało. Jan westchnęła i przyklęknęła na przeciwko mnie podnosząc mój podbródek jedną dłonią. Connor zacisnął dłoń na moim ramieniu w oczekiwaniu Jan przechyliła moją głowę na jedną stronę, potem na drugą, wpatrując się w moje oczy. Cokolwiek w nich ujrzała nie była tym bardzo uszczęśliwiona, ponieważ zmarszczyła się kiedy mnie puściła i wstała — Następna osoba która krzyknie gorzko tego pożałuje — Nie wiem czy jej się udało ale pozostawiło to na niej całkiem okrutny przypadek magicznego poparzenia Gordan odwróciła się aby na nią spojrzeć — To ona jest idiotką która przekroczyła limity swoich umiejętności. Dlaczego mamy być dla niej mili? — Próbowała wam pomóc! — warknął Quentin Jan westchnęła — Wiem, Quentin. Gordan, możesz spojrzeć na moje obrażenia bez tych komentarzy? — zapytałam
— Spróbuje — wymamrotała i usiadła na przeciwko mnie, ignorując brudną wodę pokrywającą podłogę — Podaj mi rękę — zrobiłam co kazała, to było łatwiejsze niż kłótnia z nią Gordan złapała mój nadgarstek i przekręciła dłoń w kierunku sufitu. Cięcie wyglądało nawet gorzej w bezpośredniej smudze światła. Jan sapnęła podczas gdy Quentin wydał z siebie niewielki nosowy odgłos — Coś ty robiła, kłóciła się z kosiarką do trawy? Przełknęłam, ślubuje nie zemdleć do czasu aż nie skończy mnie ranić — Srebrne ostrze. Rytuał przyzywania. Nie chciałam przeciąć tak głęboko — Jesteś idiotką — powiedziała brzmiąc na prawie ,że pod wrażeniem — Będziesz miała szczęście jeśli udało ci się ominąć główne ścięgna. Co przyzywałaś? Godzilę? Ręka stężała na moim ramieniu, Connor powiedział — Wzywała Nocnych Łowców — Och racja, w końcu jest pieprzoną kretynką — powiedziała Gordan, brzmiąc zdecydowanie zbyt radośnie — Gordan..... — powiedział Jan ostrzegawczo. Gordan zamilkła, mamrocząc coś pod nosem kiedy robiła inspekcję mojej ręki. Jan czekała aż się zrelaksuje zanim zapytała — Zadziałało? — Elliot odwrócił się w moją stronę , obydwoje czekali na moją odpowiedz — Tak — powiedziałam — Przybyli. Przykro mi z powodu podłogi — To nic takiego — odparła Jan machając ręką — Czy oni...czy oni coś ci powiedzieli? — Tak. Byliśmy w błędzie kiedy myśleliśmy ,że się nie pojawili. Chodzi o to ,że te ciała nie są dla nich przydatne, więc je zostawili — Dlaczego nie są dla nich przydatne? — Z tego samego powodu z którego Quentin i ja nie mogliśmy wyczytać niczego z tej krwi. Cokolwiek zabiło twoich przyjaciół w jakiś sposób wykradło całą ich....witalność która powinna była pozostać w ich ciałach — Czy wykradło też ich dusze? — zapytał ostro Elliot
Potrząsnęłam głową, krzywiąc się z bólu — Nie wykradło ich dusz, ale wykradło ich wspomnienia. Twoje życie jest zachowane w twojej krwi, ale krew w tych ciałach jest pusta. Ich wspomnienia zniknęły a wspomnienia są tym czego potrzebują Nocni Łowcy — Dlaczego? — Nie wiem — skłamałam bez zawahania. Obiecałam Nocnym Łowcom ,że dochowam ich tajemnicy i taki miałam zamiar — Wykradło ich wspomnienia? — powiedziała Jan, położyła dziwny nacisk na to ostatnie słowo. Coś zadrgało na jej twarzy, pojawiło się i zniknęło tak szybko ,że nie byłam nawet pewna czy było tam naprawdę — Tak — Więc Nocni Łowcy zostawili tutaj ciała — Tak, ponieważ mają to gdzieś — dodała Gordan, i złapała moje palce, szarpiąc je w dół. Ból był niewyobrażalny, Krzyknęłam To co stało się później było trochę zamazane. Jan krzyczała. Próbowałam podnieść się na nogi i Connor posadził mnie z powrotem, abym została tam gdzie byłam Quentin zaczął się poruszać. Nagle moja ręka była wolna i Gordan leżała na podłodze z dłonią przyciśniętą do policzka. Quentin stał pomiędzy nami z podniesioną pieśnią — Nie dotykaj jej! Gordan wstała spoglądając w kierunku Quentina — Skopie ci ten twój uprzywilejowany tyłek! — Chcesz spróbować? — zapytał Quentin — Przestańcie! — powiedziała Jan ale ją zignorowali. Jakąkolwiek wewnętrzną rywalizację ze sobą toczyli wydawała się nie mieć końca — Chyba tak zrobię — powiedziała Gordan wychodząc do przodu. Wzięłam głęboki oddech, uspokajając się i wstając. Tym razem, Connor mnie puścił. Mokra podłoga niczego nie ułatwiła ale udało mi się utrzymać równowagę — Skończycie z tym czy mam sobie pójść gdzie indziej? — zapytałam
Quentin odwrócił się, wyglądając na upokorzonego — Toby, siadaj, nie powinnaś — Gordan, cofnij się — warknął Elliot — Uderzył mnie — Zasłużyłaś — odparła Jan — Teraz jeśli już skończyliśmy z tą farsą, Toby, siadaj. Quentin, ochłoń a ty Gordan — Czy był jakiś powód dla którego próbowałaś rozerwać rękę Toby? — Tak — powiedziała pocierając policzek — Musiałam zobaczyć czy ma czucie w palcach — Cóż, teraz wiesz, wiec nie rób tego więcej — Gordan już zaczynała mówić ale Jan podniosła rękę — Proszę nie chcę tego słuchać. Tak uderzył cię i tak zasłużyłaś. A ja chciałabym usłyszeć resztę tej historii jeszcze dzisiaj — Racja — westchnęłam i ponownie usiadłam, opierając się o Connora. Położył swoje dłonie na moje ramiona, w cichym wsparciu Mamrocząc coś pod nosem Gordan przyklęknęła na przeciwko mnie. Quentin cofnął się, nie spuszczając jednak z niej oka. Jeśli wykona jeden zły ruch, to gorzko tego pożałuje. Jan założyła ręce na piersi i obserwowała, Elliot stał tuż za nią. Zerknęłam na nich nie zdając sobie sprawę jak kiepsko to wygląda. Miałam zawroty głowy i mdłości spowodowane kombinacją wyczerpania i magii i teraz nawet nie byłam w stanie kontrolować swojego asystenta. Jak miałam pomóc tym ludziom skoro ledwie trzymałam się na nogach? — Postaraj się nie wiercić — powiedziała Gordan, smarując antybakteryjną zawiesinę na moją rękę Posłałam Quentinowi ostre spojrzenie, mając nadzieje ,że zostanie tam gdzie był —
Nocni Łowcy nie unikali tego miejsca, po prostu nie mieli żadnego powodu do zabrania tych ciał — Ale co my mamy z nimi zrobić? — zapytała Jan — Będziemy musieli je spalić, to tak radzono sobie z tym zanim pojawili się w ogóle
Nocni Łowcy — wzruszyłam ramionami
Jan zbladła — Och — To może poczekać, teraz musimy wykombinować co jest grane auu! Gordan! — Zacisnęła pętle z gazy wokół mojej dłoni, ściskając brzegi rany razem. Quentin zrobił krok do przodu. Podniosłam moją nieporanioną dłoń, każąc jej gestem aby przestała — To boli! — Tak mi przykro — wycedziła wciąż ciasno bandażując. Moje palce będą spuchnięte, nie bardzo mogłam zrozumieć dlaczego niby miało to być pozytywne — Nie mam sprzętu aby założyć ci szwy bez wdania się infekcji, i musze powstrzymać krwawienie zanim będziesz potrzebowała transfuzji. Chyba ,że chcesz opowiedzieć jakimś ludzkim lekarzom co sobie zrobiłaś? — Jasne — wymamrotałam i oparłam się o Connora, próbując odwrócić swoją uwagę od bólu. Nie działało. Do tego ból głowy sprawiał ,że ciężko było mi w ogóle myśleć Elliot spojrzał na mnie mówiąc — Jan, ona widziała się z Alexem zanim....zrobiła to co zrobiła. Sądzę ,że może powinna przez chwilę poleżeć Znowu ten wyraz twarzy, pojawiający się na jej twarzy i znikający — Jesteś pewien? — Pytałem Terrie — O czym ty mówisz? — zapytałam. Żadne z nich nie spojrzało mi w oczy. Zerknęłam na Gordan, i dostrzegłam ,że nawet ona skupiła się na mojej dłoni aby na mnie nie patrzeć — O czym nie wiem? Co Alex ma z tym wspólnego? — Nic o co musiałabyś się martwić w tej chwili — powiedziała Jan i westchnęłam — Obiecuje. Musisz przez chwile odpocząć — I powiesz mi co jest grane kiedy się obudzę? — Tak zrobię. Masz moje słowo Zerknęłam na nią. Odpowiedziała spojrzeniem. W końcu potrząsnęłam głową — Quentin? Connor? — Tak? — Zdrzemnę się trochę. Chcę abyście trzymali się razem. Obudźcie mnie gdyby pojawiły się jakiekolwiek kłopoty, zrozumiano? — niechętnie pokiwali — Dobrze i Quentin, nie chcę nic słyszeć o twoich kłótniach z Gordan kiedy będę spała — nawet jeśli na to zasługiwała, dodałam cicho
— Ale, Toby — Żadnych ale. Nie obchodzi mnie jeśli to ona zacznie. Jestem za bardzo zmęczona ale sobie z tym radzić Westchnął — W porządku Jan utkwiła swoje spojrzenie w Gordan — To samo tyczy się ciebie. Macie się obydwoje zachowywać — Wszystko mi jedno — powiedziała Gordan, kończąc zaklejać moją rękę i pakując apteczkę Spojrzałam na to i zapytałam — Czy mogę najpierw dostać coś przeciwbólowego? Jan uśmiechnęła się prawie ze smutkiem — Gordan? — Tak, może dostać trochę Tylenol — wyciągnęła buteleczkę z apteczki, rzucając ją w kierunku Jan, która usunęła korek kciukiem. Podniosłam moją nieporanioną dłoń i umieściła na niej trzy małe białe tabletki tak uroczyście jakby wręczała mi jakieś rodowe klejnoty. Włożyłam je w usta, suche i opuchnięte, i połknęłam jednym konwulsyjnym haustem. Nie wiem jak radziliśmy sobie z magicznymi oparzeniami zanim mieliśmy leki przeciwbólowe ale wydaje mi się ,że istnieją powody dla których wróżki ze starych historii są tak niesamowicie złośliwe Gordan wyjęła słoiczek z ręki Jan — Uważaj — powiedziała — Twoja dłoń będzie słaba przez jakiś czas, i naprawdę potrzebne ci szwy. Nie nadwyrężaj jej jeśli nie chcesz stracić palca — Zrozumiałam — powiedziałam, kiwając głową Przeczesała dłonią włosy, rzucając spojrzenie w kierunku Quentina. Odpowiedział spojrzeniem — Nie wspominaj o tym więcej, ja na pewno nie będę — Gordan..... — zaczęła Jan — Wszystko jedno — powiedziała Gordan. Odwróciła się, potrząsając głową i wyszła z kafeterii Quentin jęknął kiedy obserwował jak odchodzi — Co na—
— Przestań — powiedziałam, podnosząc się na nogi — Connor przesunął się aby mnie podtrzymać — Wiem ,że jej nie lubisz, po postu więcej jej nie bij — W porządku — powiedział. Końcówki jego uszu były czerwone chociaż nie mogłam powiedzieć czy z gniewu czy z zakłopotania Elliot westchnął — Całkiem nie źle poszło — Mogło być gorzej — powiedziałam tak dyplomatycznie jak tylko mogłam — Przykro mi — powiedziała Jan — Nic się nie stało, wszyscy jesteśmy zestresowani — zmusiłam się do uśmiechu, opierając na Connorze — Jeśli nie masz nic przeciwko to położę się dopóki głowa nie przestanie mnie boleć — Oczywiście — Jan odwróciła wzrok, ale nie zanim to dziwne, na wpół świadome spojrzenie nie pojawiło się na jej twarzy po raz trzeci. Co tu się do cholery działo? — Elliot, idziesz? — Pewnie Wciąż opierałam się na Connorze kiedy opuszczaliśmy kafeterię i kroczyliśmy przez niekończące się korytarze włości. Quentin szedł z tyłu. Zatrzymaliśmy się w niewielkim pokoju zawierającym futon, stolik i starożytny kolorowy telewizor. Ignorując telewizor i fakt ,że pokazywałam jak całkowicie wrażliwa byłam kiedy opadłam na prowizoryczne łóżko, zamknęłam oczy — Toby? — zapytał Quentin — Zostań z Connorem — powiedziałam oczy mając wciąż zamknięte — Jeśli się znudzisz, zapytaj April aby przyszła do ciebie porozmawiać. Lubisz April. Nie sprawiaj problemów —byłam bardziej zmęczona niż myślałam, już zaczynałam odpływać — W porządku — powiedział — Śpij dobrze Connor pochylił się nade mną, poczułam jak odgarnia do tyłu moje włosy, jego palce muskały moją skórę zanim wyszeptał — Nie waż się wykrwawić na śmierć Uśmiechnęłam sie nie otwierając oczu — Popracuje nad tym — Lepiej to zrób. Nie zostawiaj mnie więcej — wtedy zniknął, słyszałam trzy rodzaje kroków w pokoju. Pozostałam cicho, czekając
Nie musiałam czekać długo. Jan podeszła bliżej, trampki szurały po dywanie, i powiedziała — Toby? Nie powiedzieliśmy ci....Ja nie powiedziałam ci wszystkiego i chyba jest to dość ważne abyś zrozumiała nad czym naprawdę tu pracujemy. Obiecaj ,że przyjdziesz do mnie kiedy się już obudzisz? — Znajdę cię — wymamrotałam. Chciałam zmusić ją ,żeby powiedziała mi teraz ale nie mogłam się na to zdobyć. Wszyscy mamy swoje ograniczenia a ja zdecydowanie przekroczyłam moje — Dobrze. To co mówiłaś o wspomnieniach? To może sporo wyjaśnić. I uważam ,że to ważne ,żebyś o tym wiedziała — westchnęła — Musisz wiedzieć o wszystkim — Obiecuje ...— powiedziałam. Coś w środku mnie krzyczało żądając odpowiedzi ale mgła otaczająca mnie o to nie dbała. Nie pamiętam jak długo tak siedziała ani kiedy wyszła, wszystko co pamiętam to zagłębienie się w ciemność i na wpół senny dźwięk skrzydeł Nocnego Łowcy
Dwadzieścia dwa Moje sny były poplątanym pomieszaniem stop klatek. April znikająca przed frontem budynku w gradzie iskier i dębowych liści. Gordan wykrzykująca w tuzinie języków podczas biegu przez niekończące się korytarze. Alexa i Terrie, ich krwawe dłonie, splecione, śmiejące się. Rycerze o bladych twarzach i dziewczęta, pokrywające ziemie. Ja sama szukająca ptaków. Musiałam je znaleźć. Zdanie które wciąż powtarzałam wypisane na ścianach i tablicach ogłoszeniowych i żadnego śladu ptaków. Czy to miało znaczenie ,że ptaki śpiewały czy nie? I ponad tym wszystkim słaby, ciągły szum skrzydeł Nocnych
Łowców i głos mówiący — Byłaś moją bohaterką. Miałam ich tak niewiele — A co z ptakami? — krzyczałam. Ściany waliły się, pozostawiając mnie szukającą celu na tej rozkładającej się ziemi — Muszę znaleźć te ptaki! — Myślisz ,że dla ciebie zaśpiewają? — zapytał głos nieomal delikatnie Świat wciąż upadał. Ktoś kogo nie mogłam zobaczyć mną potrząsał. Sądziłam ,że była to część snu i poderwałam się gwałtownie orientując się ,że ktoś złapał mnie za ramię. Głos Alexa przełamywał się poprzez pozostałości moich snów, wibrując przerażeniem — Toby, zbudź się proszę! Panika jest wspaniałym bodźcem. Uwolniłam ramiona i usiadłam — Co się stało? — byłam zbyt zajęta próbując rozeznać się w sytuacji aby wściekać się na niego za to ,że mnie dotknął — Nie możemy znaleźć Jan — wygadał mizernie ale był czujny, przynajmniej ktoś znalazł czas aby odpocząć. Connor spał obok mnie a Quentin leżał skulony na podłodze, używając swojego płaszcza jako poduszki. Musiałam spać przez kilka godzin skoro oni też zasnęli i to tak mocno ,że nie słyszeli iż ktoś nadchodzi — Kiedy widzieliście ją po raz ostatni? — wstałam. Zawroty głowy przelały się falą przez mnie. Złapałam się ściany — Około godziny po zachodzie słońca Och na dąb i jesion — Która jest teraz godzina? — Prawie jedenasta trzydzieści
— Dlaczego do cholery nie obudziliście mnie szybciej? — zażądałam odpowiedzi. Quentin wydał z siebie cichy nosowy dźwięk i przewrócił się na bok, wciąż śpiąc. To nie potrwa wiecznie — Elliot powiedział ,żeby pozwolić ci spać dopóki nie upewni się ,że naprawdę zniknęła. Gordan właśnie wróciła, była sprawdzić jej mieszkanie. Powiedział ,że już czas cię obudzić. Widząc moje spojrzenie dodał — On jest jej kasztelanem Toby. Bez względu na to czy był to dobry pomysł, taka była jego decyzja — Wiem, wiem — wzięłam głęboki oddech próbując się uspokoić — Czy jej rower wciąż tu jest? Nic nie mówił — Nie sądzę — To dobry znak. Wiemy ,że wszystko co się stało stało się na ziemiach firmy więc jeśli jej roweru nie ma, prawdopodobnie nic jej nie jest. Idź sprawdź. Ja obudzę chłopaków i zaraz do was dołączę — Znajdziesz drogę? Czułam jakąś irracjonalną potrzebę aby go uspokoić i spojrzałam na niego podejrzliwie. Podniósł ręce do góry — Nie robię nic celowo, przyrzekam, jestem po prostu nerwowy to się dzieje kiedy się denerwuje — Znajdziemy ją a teraz wyjdź — byłam gotowa uwierzyć ,że nie mógł nic na to poradzić. Ale to nie znaczyło ,że chciałam mieć go w pobliżu — Idź zobacz czy jej rower tu jest — W porządku — zatrzasnął drzwi kiedy wyszedł i moje myśli oczyściły się nieomal natychmiastowo. Potrząsnęłam głową zdegustowana Moja niechęć do Alexa nie miała nic wspólnego z tym co się działo. Jan zaginęła. Oberonie pomóż nam wszystkim. Pochylając się nad futonem potrząsnęłam ramieniem Connora. Wymamrotał coś niezrozumiałego i otworzył oczy — Wstawaj — powiedziałam — Jan zaginęła
Connor usiadł prawie tak szybko jak ja, przesuwając nogami po podłodze i tym samym kopiąc Quentina w ramie. Quentin podniósł się na nogi z na wpół przymkniętymi oczami, rozglądając się po pokoju — Co się stało? — zapytał Connor —
Nie wiem. Właśnie mnie obudzili — położyłam na jego ramieniu dłoń w
uspokajającym geście — Zbudź się, Jan zaginęła Senność odpłynęła z jego twarzy tak jakbym włączyła jakiś przełącznik —
Co
robimy? —
Chodźcie ze mną, oboje i bądźcie w pogotowiu — przeszłam przez pokój w
dwóch długich krokach, Connor podążał blisko za mną, Quentin zabezpieczał tyły Korytarze były zadziwiająco proste, biegnące nieomal w linii prostej. Odnaleźliśmy naszą drogę na parking ani razu nie skręcającą nieprawidłowo, wypadliśmy przez drzwi. Elliot stał na zewnątrz, wpatrując się w zarośla. Podbiegł kiedy nas zobaczył i złapał mnie za ręce. Skrzywiłam się z powody nacisku na zranioną dłoń ale jakoś udało mi się nie krzyczeć i nie wyszarpnąć dłoni — Proszę musisz ją znaleźć — powiedział — Proszę — Zrobimy co w naszej mocy — powiedziałam. Było by niesprawiedliwe gdybyśmy zrobili mniej, gdybyśmy obiecali więcej byłoby to kłamstwem. Jeśli nie zamknęła się w jakimś pustym gabinecie aby nadgonić pracę to prawdopodobnie była już martwa. Jestem realistką ale z drugiej strony wiedziałam ,że nie tego ode mnie oczekiwali — To wszystko o co moglibyśmy prosić — powiedział i opuściłam ręce. W jakiś sposób wyglądał na mniejszego, załamanego. Już się poddał. Nie mogłam go winić, stracił swoją kochankę, a teraz obydwoje wiedzieliśmy ,że stracił też swoją przywódczynie. To załamałoby każdego. Mnie na pewno by załamało Alex nie był tak daleko. Stał po jednej stronie wpatrując sie w swoje dłonie. Nie musiałam pytać go aby wiedzieć czy znalazł rower. Łzy spływające z jego twarzy powiedziały mi wszystko — Toby ......— powiedział Quentin
— Widzę go — odwróciłam się i podeszłam do głównego wejścia z Connorem i Quentinem tuż za mną. Nikt za nami nie szedł, nikt nie widział jak odchodzimy Hol był pusty i nasze kroki odbijały się echem kiedy szliśmy. To było jakby cofnąć się w czasie i przemierzać przez Cieniste Wzgórza po tym jak zniknęła Luna, tylko ,że tym razem nie oczekiwaliśmy ,że znajdziemy zaginioną księżną przycinającą róże gdzieś w ogrodzie. Tym razem, nie oczekiwaliśmy ,że w ogóle znajdziemy zaginioną Dłoń Connora znalazła moją, palce splotły się z moimi — Gdzie zaczniemy? — Nigdzie — powiedziałam — Pozwolimy włościom pokazać nam drogę — Co? — zapytał Quentin. — Po prostu chodź za mną — to nie zadziałałoby wcześniej, gdy Jan żyła i kontrolowała włości wedle swoich oczekiwań. Teraz też mogło nie zadziałać. Ale był to najlepszy pomysł jaki miałam. Skręciliśmy za róg Włości kształtują się same, tak aby dopasować się do podświadomych pragnień ich właścicieli. To dlatego Cieniste Wzgórza mają tak wiele ogrodów, to dlatego w korytarzu mojej matki nigdy nie było żadnych luster czy zamków w drzwiach. Liczyłam na to ,że zaprowadzą nas one do ciała. Nigdy nie próbowałabym tego z kimś przypadkowym albo z kimś mniej związanym z hrabstwem niż Jan....ale Władca jest swoją ziemią w świecie wróżek, i jeśli była martwa to włości będą chciały abyśmy ją odnaleźli Nie minęliśmy nikogo kiedy przechodziliśmy. Podążałam za wskazówkami w płytkach i kierunkiem wskazywanym przez strzałki na tablicach ogłoszeń, ufając wszystkiemu co mogło wyglądać jak jakiś znak. Wydawało się działać. Nasza trasa prowadziła przez coraz więcej miejsc które rozpoznawałam, zabierając na znajomy grunt Quentin spoglądał na mnie kiedy szliśmy, pytając — Czy ona jest martwa? — Prawdopodobnie — obserwowałam nasze otoczenie w końcu wpatrując się w drzwi które wydawały się bardziej dostosowane do znaków znajdujących się na podłodze — Dlaczego nie obudzili nas wcześniej? — Ponieważ to uczyniłoby ten fakt prawdziwym — odpowiedział Connor. Obydwoje spojrzeliśmy w jego kierunku i wzruszył ramionami — Tak długo jak szukali jej na własną rękę tak naprawdę nie wierzyli ,że to się dzieje
Drzwi prowadziły do kuchni, przynależnej do kafeterii odsłaniając drugie wejście ukryte wcześnie przez szafki znajdujące się na ścianie. Kafeteria była czysta, wszystkie ślady mojego rytualnego kręgu i jego bałaganiarskiego rezultatu zostały usunięte przez magię Elliota. Zastanawiałam się jak długo spaliśmy zanim poddał się swojej potrzebie uprzątnięcia tego bałaganu — Chodźcie — powiedziałam — Zbliżamy się — Ale co robimy? — Quentin wyglądał na sfrustrowanego — Pozwalamy włością się prowadzić. Jan była hrabiną i jej ziemia będzie w żałobie jeśli jest martwa. Pozwoli nam ją znaleźć — weszłam do korytarza, zauważając bez zaskoczenia ,że było tam tylko kilka par drzwi za gabinetem Jan. Nie było szans na to ,że ją tam znajdziemy ale był to jakiś początek, nawet koniec musi się gdzieś zaczynać — W jaki sposób to działa? — teraz Quentin wyglądał na zakłopotanego. Connor też wyczytał to z jego spojrzenia ale był gotowy pozwolić mi to wyjaśnić — Władca jest swoją ziemią Quentin. To wszystko. Tak zawsze było w świecie wróżek — drzwi do gabinetu Jan stały otworem. Ktoś wewnątrz szlochał. Wyjęłam swoją dłoń z ręki Connora, sygnalizując jemu i Quentinowi aby zostali tam gdzie stali. Kiedy dźwięk nie uległ zmianie, weszłam do środka Światła w gabinecie były wyłączone i cienie kształtowały się na ścianach, kreując sztuczny zmierzch — Hallo? Jan? — łkanie nadal dochodziło, gorzkie i druzgocące — Jan? — To nie ona — powiedział Quentin, kiedy on i Connor weszli do pokoju Przerwałam, nasłuchując. Miał rację. Głos był zbyt wysoki aby mógł należeć Jan — Nie — powiedziałam i poszłam w kierunku biurka, krocząc ostrożnie. Stosy papieru leżały rozsypane tworząc chodnik z papieru który już prawdopodobnie nigdy nie zostanie uprzątnięty. To zabolało. Różnicą pomiędzy bałaganem a chaosem była kontrola. Kontrola Jan została zniszczona Jej notatki na temat powiązań Barbary z Marzycielskimi Lustrami leżały ułożone na krześle. Uklękłam, odsuwając to wszystko na bok i moim oczom ukazała się April, płacząca z rękoma na twarzy
— April? — położyłam dłoń na jej ramieniu albo przynajmniej próbowałam to zrobić, dłoń przeleciała przez nie i uderzyła w biurko. To było jak próba złapania mgły. Wycofałam rękę — Słyszysz mnie? Zadrżała, łkanie ustało kiedy powtarzała — Nie ma jej, już jej nie ma — Kogo już nie ma? April, gdzie jest Jan? — miałam spokojny ton głosu. Ostatnią rzeczą jaką chciałam zrobić to jeszcze bardziej ją zasmucić — Mamusia została odłączona od sieci. Żadnych więcej restartów — podniosła głowę. Łzy spływały po jej policzkach, tak jakby były na nich narysowane. To byłoby niepokojące w innych okolicznościach ale w tych jej niepokój wszystko jeszcze pogarszał — Nie powinna zostać odłączona od sieci. Powinna się mną zająć Pobladłam. Wiedziałam co oznacza ten termin w języku April. Ostrożnie zapytałam — Gdzie twoja matka April? — Tak jak inni, nie ma już jej — wzruszyła ramionami i zaczęła kołysać się na boki — Odłączona. Poza siecią. — Zginęła — potwierdził głos. Spojrzałam do góry. Alex stał w drzwiach zaraz obok Connora, ręce miał opuszczone po bokach. To był pierwszy raz kiedy widziałam go tak spokojnego — Gordan ją znalazła. Nie żyje — Gdzie ciało? — zapytałam nagle czując jak ogarnia mnie zmęczenie. Jak mogłam ją stracić? Jak mogłam być taka głupia aby uwierzyć w to ,że jeszcze mamy czas? Co powie Sylvester kiedy dowie się ,że znowu go zawiodłam? — Jest w serwerowni, wygląda na to ,że poszła tam coś sprawdzić i ktokolwiek to był... — przerwał odwracając wzrok— Może lepiej będzie jak sama przyjdziesz zobaczyć — Masz rację. Powinniśmy. April..... — sięgnęłam w jej stronę, zapiszczała i zniknęła. Cóż mogłam znaleźć ją później, W tej chwili to jej matka potrzebowała mnie bardziej. Oberonie pomóż nam wszystkim Nikt z nas nic nie mówił kiedy Alex prowadził nas przez puste korytarze. Nie musiał nic mówić, jego postawa była wystarczająco oskarżycielska, i w świetle tego oskarżenia reszta z nas nie miała nic do powiedzenia. Connor wziął mnie za rękę i ścisnął, obydwoje próbowaliśmy czerpać siłę z tego wzajemnego kontaktu. Zawiedliśmy.
Przy wszystkim co zrobiliśmy albo próbowaliśmy zrobić, nie udało nam się zapewnić bezpieczeństwa Jan. Po co to robiliśmy skoro nawet nie potrafiliśmy chronić tych ludzi? Alex przystanął przed nieoznaczonymi drzwiami — Jest w środku Albo jego magiczne zauroczenie było bardziej spontaniczne niż chciał to przyznać albo był zbyt chory z powodu tego co się stało aby miało to na niego wpływ — A wiec idziemy Nie powiedział już ani słowa, tylko otworzył drzwi Światła w serwerowni były zapalone i ucieszyłam się ,że nie jadłam żadnego śniadania. Quentin wydawał z siebie przytłumione, dławiące dźwięki, przyciskając dłonie do ust. Connor zrobił się blady. Moje własne mdłości były łatwe do przełknięcia, zastąpiło je miażdżące poczucie stary Och, Jan, pomyślałam, tak mi przykro Wyglądała jak rzucona o ścianę szmaciana lalka, głowa leżała pod niemożliwym wręcz kątem z całą serią nierównych ran znaczących jej tors, ramiona i pas. Kolejna rana znajdowała się na jej gardle. Jej oczy były otwarte za okularami wpatrując się w pustkę. Krew znaczyła podłogę wokół niej, zasuszona brązowa i brzydka, nie mogłaby przeżyć po utracie takiej ilości krwi. Krwawe odciski palców wspinały się po stelażu i szły w dół ściany obok Inni zginęli bez walki ale nie Jan. Kilka kabli zostało wyszarpanych w tej walce i odłączone urządzenia wydawały z siebie buczące dźwięki, mówiąc nam ,że zasilanie zostało naruszone. To nie wszystko co zostało naruszone. Miała czas aby próbować uciec, co również oznaczało ,że miała czas aby cierpieć.... — Toby .....— Quentin powiedział niepewnie — Jeśli masz mdłości wyjdź na korytarz — przesunęłam się w kierunku ciała, obserwując krew rozlaną na podłodze. Odciski palców należały tylko do niej, nie! Chwileczkę. Nie tylko. Wokół ciała były też mniejsze odciski, rozmiarów lalki. Nocni Łowcy przybyli i zniknęli a w normalnych okolicznościach nie są na tyle niezdarni aby tak zrobić, to była wiadomość. Nie ma tu niczego dla nas. Ciało Jan wciąż było ciałem wróżki, jej nienaturalne piękno było nietknięte. Cokolwiek zabijało w ALH, ją także zabrało
Po wyjściu Quentia usłyszałam odruchy wymiotne. Zignorowałam to, klękając obok ciała. Rany na jej klatce piersiowej i gardle były oczywiste ale nie były jedynymi, została sparaliżowana prawdopodobnie będąc jeszcze w ruchu. Odwróciłam jej głowę, eksponując kark. Oczekiwane przez ze mnie otwory były tam, po drugiej stronie dużej, bardziej krzykliwej rany, i mniejszych punktów znaczących jej nadgarstki. To nie był inny zabójca, Jan zaskoczyła naszego oryginalnego mordercę łamiąc jego wzorzec Trzy z jej paznokci były połamane, a jeden rękaw swetra rozdarty. Cokolwiek robiła broniła się — Dobrze ,że próbowałaś — wyszeptałam i przyłożyłam palce do jej policzka, odsuwając je mokre od znajdującej się tam krwi. Była zimna, zginęła krótko po tym jak zaginęła. Wtedy najłatwiej było ją zaskoczyć, rano kiedy wszyscy są rozkojarzeni i wyczerpani świtem. Przysunęłam palce do ust, zlizując krew i jęknęłam. Była pusta tak jak innych Alex przestąpił z nogi na nogę i powiedział — I co? — Daj jej pracować — warknął Connor Zignorowałam ich, zerkając przez ramię w kierunku drzwi — Quentin, podejdź tutaj Wciąż blady, wszedł z powrotem do pokoju, podszedł i stanął obok mnie. Unikał chodzenia po krwi znajdującej się na podłodze. Dobry chłopak — Co masz zamiar teraz zrobić? — powiedział Alex — Słuchaj, daj nam minutę, musimy popracować — Nie mieliście dość czasu? Spojrzałam na niego opanowana, zbyt wyczerpana i zrozpaczona abym była wściekła — Connor, zabierz go stąd, musimy się skoncentrować — Nie wyjdę! — Tak, stary, wyjdziesz!— Connor zacisnął swoje ramię wokół gardła Alexa, biorąc wyższego mężczyznę przez zaskoczenie. Podczas gdy Alex się dławił, Connor kontynuował, tonem konwersacji — Teraz możemy tu stać do czasu aż przestaniesz oddychać i wyciągnę cię na zewnątrz albo pójdziemy na korytarz. Polubisz korytarz łączy się on z tlenem Alexowi udało się wysapać — Korytarz — Connor uśmiechnął się
— Sprytnie. Toby, krzycz jeśli będziesz nas potrzebowała — Jasne a teraz idźcie — pochyliłam się do przodu koncentrując na ciele do czasu aż nie usłyszałam jak drzwi zamykają się. Bez spoglądania do góry zapytałam — Poszli? — Tak — odpowiedział Quentin. Zerknęłam do góry — Wiem ,że to trudne, ale nie mamy wyboru. Potrzebna mi twoja pomoc. Możesz to zrobić? — kiedy pokiwał zmusiłam się do uśmiechu — Dobrze. Co tu jest nie tak? Zmarszczył się — Jej obrażenia są inne. Walczyła? — Tak — zdjęłam okulary Jan, wkładając je do kieszeni zanim delikatnie zamknęłam jej oczy. Nie musiałam martwić się ingerencją w dowody, w bardzo dosłownym sensie. Quentin i ja byliśmy jak zespół adwokacki — Czy możesz mi powiedzieć co to oznacza? — Hm, Czy jej krew?.... jest nadal taka jak innych? — Krew w jej ciele tak — wyprostowałam się. Podeszłam do serwerów przyglądając się plamom rozmazanej krwi Oczy Quentina rozszerzyły się — Uważasz ,że jej zabójcy nie wzięli wszystkiego? — Uważasz ,że było ich więcej niż jeden? Dlaczego? — Ona jest....... ona jest zmasakrowana. Nie sądzę aby jedna osoba była tego w stanie dokonać — Zgodziłabym się z tobą ale pamiętaj ,że niektóre rasy wróżek są silniejsze niż inne — widziałam jak Tybalt zabija bez żadnej broni tylko przy użyciu swoich własnych pazurów — O wiele bardziej interesujący jest fakt ,że wszystkie odciski palców należą do Jan albo
Nocnych Łowców — Nigdy nie słyszałem alby Nocni Łowcy pozostawiali odciski palców — powiedział Quentin. — Uważam ,że zrobili to celowo tak abym wiedziała ,że tu byli — później będę rozważać co to oznacza, jeśli miałam teraz jakiegoś rodzaju osobisty związek z gulami świata wróżek to chciałam o tym wiedzieć — Dlaczego?
— Tak abym wiedziała ,że przybyli ale zdecydowali aby jej nie zabierać — Och — Quentin zamoczył pierwsze palce swojej lewej dłoni we krwi na szyi Jan obserwując je. Zaczynał się uczyć. Dorosłe wróżki Daoine Sidhe zazwyczaj biorą się za krew zanim wezmą się za cokolwiek innego, ponieważ solidna odpowiedz może zapobiec latom debat. Nie powstrzymywałam go. I tak musiał się kiedyś nauczyć a teraz był tak samo dobry czas jak każdy inny Coś błyszczało na niższych półkach. Przejechałam palcem w tym miejscu, powracając z zakrzepłą krwią. Zerknęłam z powrotem na Quentina i widziałam jak wkłada pokryty krwią palec do ust, smakując krew która jak już wiedziałam była pusta. Czekałam aż się skrzywi a potem zapytałam — Cokolwiek? — Nic — powiedział, plując do swojej dłoni — Zaraz znajdziemy jakąś wodę, zaczekaj —
podniosłam dłoń, spijając krew z
palców Wiedziałam ,że krew ma w sobie życie jak tylko jej posmakowałam. Wtedy wspomnienia Jan przejęły moją wizję, i nie wiedziałam już niczego oprócz tego co mówiła mi krew
Ostrzegawcze sygnały z serwerowni, muszę upewnić się ,że wszystko jest w porządku, już i tak mamy dość problemów. Światła zgasły. Nie dobrze. Nie widzę w ciemności, nigdy nie widziałam, głupie okulary. Potykam się wokoło, muszę znaleźć włącznik, gdzie jest włącznik Ból, ból, ból, ból jak ogień, ból wszędzie, dlaczego moja koszulka jest mokra? sięgam w dół i czuje ostrze w miejscu w którym spotyka się z moją klatką, topór przeciwpożarowa z korytarza? Dlaczego znajduje się on w mojej klatce? Ja.....och, och, teraz widzę, powinnam chyba być zmartwiona? Powinnam chyba płakać? Boli, tak bardzo boli ,ale wszystko co czuje to zmieszanie, dlaczego to się dzieje — Toby? — głos Quentina przebił się przez wspomnienia Jan —
Bądź cicho — powiedziałam i przełknęłam jeszcze raz, zamykając oczy. Już
nauczyłam się czegoś ważnego, mieliśmy rację kiedy założyliśmy ,że był to ktoś a nie coś . Potwory generalnie nie używają przeciwpożarowych toporków.
Magia zacinała się, próbując złapać moment i zacząć ponownie...tu? Łapię rączkę
topora i pociągnęłam próbując się uwolnić. Nie chcę umierać w ten sposób, Nie chce umierać bez poznania odpowiedzi Coś jest za mną, zbyt szybkie aby to zobaczyć, pomieszczenie jest zbyt ciemne aby zobaczyć, wyciągnąć topór z mych dłoni. Uciekaj, uciekaj, uciekaj, za późno, stal uderza w ciało, ramiona uderzają w ścianę, szukają celu, łapią rączkę, zawodzą, tracą tak szybko krew. Boli ale jestem wściekła, tak wściekła ( jak śmie krzywdzić moją rodzinę, przyjaciół, świat? ) Złapałam ostrze i sapnęło, to osoba, osoba nie potwór, nie mogę zobaczyć kto to, nie widzę.. Ostrze szarpie lekko , Krzyczę, tak wściekła i tak bezradna i topór uderza ponownie i ponownie i ciężko jest mi oddychać. Nie widzę, Nie mogę posmakować niczego oprócz krwi. Wypuszczam powietrze z płuc i pytam dlaczego? Nie ma odpowiedzi. Topór uderza ponownie, i pojawia się nowe uczucie, zimne nowe uczucie Wtedy właśnie wspomnienia zawarte we krwi się skończyły, zgadywałam ,że wtedy upadła i zmarła podczas gdy to zimne nowe uczucie wysysało życie z krwi wciąż znajdującej się w jej ciele. Otrząsnęłam się, sapiąc i wracając z powrotem do teraźniejszości — Walczyła — powiedziałam, świadoma tego jak oszołomienie to zabrzmiało — Toby? — W porządku Quentin. Nic mi nie jest. Ja tylko...—
spojrzałam na moje
zakrwawione palce i wzruszyłam ramionami — Znalazłam część tego czego szukamy — Czy widziała zabójcę? — Nie. Jan nosiła okulary, pamiętasz? — pozwoliłam sobie na gorzką nutę w tonie głosu — Nie widziała Quentin powiedział — Och — Przynajmniej miała szansę aby walczyć. A to więcej niż reszta z tych biedaków otrzymała — wytarłam dłoń o dżinsy, odrobina więcej krwi nie zrobi różnicy w tą czy w drugą stronę i skierowałam się do drzwi — Chodźcie. Musimy się ruszać
— Co teraz zrobimy? — zapytał Quentin podążając za mną — Najpierw przeniesiemy ją na dół do piwnicy. Chcę aby wszystkie ciała były w jednym miejscu — A potem? — Potem znajdziemy innych i zadzwonię do Sylvestera — zaoferowałam mu niewielki uśmiech,
krzywy
uśmiech
—
Wydaje
dyplomatycznego skandalu nie sądzisz?
mi
się
,że
czas
skończyć
z
unikaniem
Dwadzieścia trzy Tym razem telefon zadzwonił pięć razy zanim ktoś odpowiedział. Ponownie był to pozbawiony oddechu Sylvester, jego głos był przerażony — Hallo? Kto tam? Przerwałam —Sylvester? — Toby! Na dąb i jesion, October, dlaczego wcześniej nie zadzwoniłaś? Czekaliśmy na telefon, w twoim hotelu powiedzieli ,że nie odbierałaś wiadomości Co się dzieje? Gdzie jesteś? — Co....O czym ty mówisz? Wiesz gdzie jestem! Sam kazałeś nam tu zostać! Teraz był bardziej zraniony niż przestraszony — Nie zrobiłbym czegoś takiego! Tybalt przyszedł nas poinformować ,że martwisz się o ingerencję kogoś w system telefoniczny, i od tego czasu czekamy na jakiś kontakt. Jeśli nie ja to Etienne, albo Garm. Nawet Luna miała swoją kolejkę, ale ty nigdy nie zadzwoniłaś Och, na Oberona. Zgrzytając zębami powiedziałam — Te problemy z telefonami mogły być jakąś wcześniejszą manipulacją — Co masz na myśli? — To, że zadzwoniłam do ciebie zaraz po tym jak dotarł tu Connor a ty kazałeś nam tu zostać Nic nie powiedział, potem dodał — Chcesz powiedzieć ,że? — Dokładnie, Connor i Quentin wciąż są tu ze mną — Och, October. To nie dobrze Zerknęłam przez ramię w kierunku chłopaków. Quentin opierał się o aparat z napojami a, Connor robił sobie herbatę. Zawsze byłem ostrożna z mężczyznami którzy nie pijają kawy. Herbata jest właśnie takim nieskutecznym sposobem dotarcia do kofeiny — Nie — zgodziłam się — Z pewnością nie jest Coś w tonie mojego głosu musiało zaalarmować go o tym jak poważna jest sytuacja bo od razu zapytał— Jesteś ranna? — Trochę. Nic z czym nie dałabym sobie rady — głowa mi pulsowała, ręka bolała jakby była kawałkiem kotleta, a rany na twarzy ledwie zaczęły się zasklepiać. O tak, byłam w szczytowej formie
— Co z Quentinem? — Jest podrapany ale nic mu nie jest. Mieliśmy tu niewielkie problemy z samochodem — cóż technicznie rzecz biorąc była to prawda. Już wydostaliśmy się ze środka kiedy eksplodował — Connor dotarł tuż po tym zdarzeniu, jemu też nic nie jest Nastąpił kolejna chwila ciszy zanim tym razem znacznie spokojniejszym tonem zapytał — Nie wszyscy czują się w porządku prawda? Słyszę to w twoim głosie — January — zamknęłam oczy i oparłam czoło o chodny metal automatu — Nie żyje — Nie — w tej jednej sylabie zawierał się cały świat i ogrom bólu, świat żałoby na którą nie miał teraz czasu — Jak? — Wciąż jeszcze nie jesteśmy pewni. Nie zginęła tak jak inni. Jej śmierć była bardziej..... —zawahałam się, Jakoś nie mogłam zmusić się aby powiedzieć gwałtowna i pełna przemocy. Nie wtedy kiedy słyszałam ,że Sylvester prawie płacze, bez przekonania dokończyłam — Niezorganizowana. Albo nie byłą celową ofiarą albo było to bardziej osobiste niż z innymi. Jeszcze nie wiem — Rozumiem — był cicho przez dłuższą chwilę. Nic nie mówiłam czekając. W końcu powiedział — Jeśli ona nie żyje, podejrzewam ,że to czego życzyłaby sobie Riordan już nie jest ważne. Czy możecie pozostać przy życiu dopóki tam nie dotrę? Przed Luną, przed czasami pokoju i Cienistymi Wzgórzami kiedy to rozwijał swoją reputację jako słodki lekko zdezorientowany mężczyzna, który tak przy okazji rządził największym księstwem w rejonie zatoki, Sylvester był bohaterem. I to takim z prawdziwego zdarzenia. Był też jednym z tych szczęściarzy którzy przetrwali na tyle długo aby to rzucić, ale to nie zmieniało faktu od czego tak naprawdę zaczął Prawie płacząc z ulgi pokiwałam i powiedziałam — Możemy. Jak długo ci to zajmie? — Niezbyt długo. Tybalt jest już w drodze Szarpnęłam głowę do tyłu otwierając szeroko oczy — Co?! — warknęłam — Chyba nie sądziłaś, że wypisze się z tej walki, prawda? — przebłyski rozbawienia wkradły się do jego głosu — Nie po tym jak powiedziałaś mu ,że zginęła królowa z dworu kotów — Cholera na cycki Maeve — zerknęłam z powrotem na Quentina i Connora. To tylko wszystko skomplikuje. Dokładnie to czego było mi teraz potrzeba — Jakaś wskazówka kiedy tu dotrze? — Ani jednej. Zobaczymy się wkrótce. Uważaj
— Zawsze to robie — powiedziałam, głosem pełnym sztucznej radości — Jesteś okropną kłamczuchą — Wiem. Po prostu tu przyjedz — Tak szybko jak tylko dam radę. Szerokiej drogi dla was wszystkich I Toby.... Dziękuje, za to ,że próbowałaś — rozłączył się zanim zdążyłam powiedzieć cokolwiek o jego podziękowaniach i nawet więcej, zanim zdążyłam się pożegnać. Rozumiałam to aż za dobrze. Nie chciał tego słuchać kiedy mogło oznaczać to już na zawsze — Ty też — wyszeptałam i odłożyłam telefon z powrotem na widełki — Co powiedział — zapytał Quentin. — Jest w drodze, przywiezie kawalerię. Musimy tylko utrzymać się przy życiu do czasu aż tu dotrze — zerknęłam na niego widząc jak dużo z tej opanowanej aroganckiej fasady którą miał tu od naszego przyjazdu zdążył już zrzucić. Był blady i mizerny i jedyny powód dla którego nie mogłam powiedzieć ,że jest biały to taki ,że miał na swoim czole biały bandaż, który wciąż jednak był odrobinę bielszy. Moje towarzystwo niczego dobrego mu nie przyniosło Connor podszedł z herbatą w dłoni i kubkiem kawy w drugiej. Podał mi kubek, uśmiechając się kiedy zobaczył mój pełen wdzięczności wyraz twarzy — Więc co teraz? — Nie wiem — westchnęłam popijając kawę — Jeśli morderca miał jakieś powody polityczne, to chyba już je załatwił. Jan nie miała dzieci oprócz April, a nie sądzę aby April wiedziała co oznacza słowo spadkobierca a już na pewno jak nim być. Marzycielskie Lustra wchłoną Okiełznaną Błyskawicę. Za dekadę czy dwie nikt nawet nie będzie pamiętał ,że to było Hrabstwo. Tak to niestety działa — To nie to — powiedział Connor, teraz krzywiąc się głęboko Odwróciłam się w jego stronę — W porządku powiedz mi dlaczego? — Ponieważ z politycznego punktu widzenia, te inne zabójstwa były niepotrzebne. Tylko wpędziły Jan w paranoje i uczyniły trudniejszą do zabicia. Kiedy zginęła gra dobiegła końca, więc dlaczego tak długo to przeciągać? Dlaczego ryzykować taką ilością przemocy? — Hmmm — popijałam kawę rozważając to co powiedział. Może miał rację. Może spoglądałam na to wszystko nie z tej strony co trzeba — Dobrze, załóżmy ,że nie chodziło o politykę. Jeśli nie polityka to gdzie nas to pozostawia? — A co z Barbarą? — zapytał Quentin.
Milczałam. Barbara szpiegowała dla księżnej Riordan....i zginęła jako pierwsza ,Barbara udowadnia ,że nie chodziło o politykę — powiedziałam w końcu — Jej przykrywka nigdy nie została zdemaskowana. Więc dlaczego zginęła? — Ktoś lojalny hrabinie, dowiedział się i... — Quentin przejechał palcem przez swoje gardło, wydając z siebie sugestywny odgłos — Oglądasz za dużo telewizji stary — powiedział Connor — Poza tym to nadal nie pasuje — powiedziałam — Nawet jeśli zabijasz ją z powodu nielojalności względem hrabstwa, dlaczego zbijasz innych? Powstrzymałeś szpiega. Nie to nie to, wydaje mi się ,że sprawy polityczne były przyczyną paranoi ale nie morderstw, więc z czym to nas zostawia? — Władza? — zasugerował Connor — Może ktoś stąd chciał dowodzić? — To prowadzi nas z powrotem do polityki. Bez Jan, straciliby hrabstwo, to nie to — W porządku a więc zemsta? — Na kim? Na firmie? Być może — przerwałam — I jeszcze to w jaki sposób zginęła Jan Quentin zapytał — Masz na myśli ten cały bałagan? — Te inne zabójstwa były szybkie ale Jan miała czas aby walczyć. Dlaczego? — Cóż, czy nie powiedziałaś Sylvesterowi ,że być może wcale nie Jan była celem? — zapytał Connor — Być może.... — przerwałam, marszcząc się. Odbicie w automacie do napojów który znajdował się obok Quentina się poruszało. Cokolwiek kreowało ten cień było tuż za mną, a nie było żadnych okien po tej stronie pomieszczenia. Nie byliśmy sami — Chłopaki? — Co? — zapytał Quentin. Connor popijał herbatę posyłając mi zdziwione spojrzenie — Czekajcie — cokolwiek się tam poruszało musiało być w większości ukryte, sądząc po odbiciu w automacie. Quentin miał czystą linie, zobaczyłby to. Równie dobrze mogło to być coś niewidzialnego, lub wykorzystywać zaklęcia iluzji które nie było właściwie przygotowane bo nie działało w przypadku lustrzanego odbicia. Nigdy nie ufaj niczemu co porusza się niewidzialnie w budynku w którym giną ludzie — W zasadzie to Quentin, podejdź tu natychmiast — był na czystej liki ataku nie podobało mi się to ani trochę — Dlaczego? Już przecież tu jestem — zaczął iść mówiąc — Nie rozumiem.. Odbicie znowu zaczęło się poruszać — Na ziemie! — pchnęłam go tak mocno jak tylko mogłam, łapiąc jednocześnie Connora koszulę i rzucając się na ziemie kiedy broń wypaliła
Dwa wystrzały przetoczyły się przez pomieszczenie, prawie zagłuszając dźwięki krzyku Quentina Pierwsza kula uderzyła w ścianę przy której jeszcze przed chwilą stałam, rzucając odłamki we wszystkich kierunkach. Nie widziałam gdzie uderzyła druga. Byłam zbyt zajęta jednoczesnym ukrywaniem się i próbą sprawdzenia co się dzieje poza mną, szukając naszego niewidzialnego napastnika lub napastników Nie było nikogo Drzwi kuchenne które odkryliśmy przy poszukiwaniu ciała Jan, były lekko otwarte. Zatrzasnęły się kiedy na nie patrzyłam. Nie będzie więcej strzałów ale umknął mi strzelec. Kiedy uderzenie adrenaliny opadło, zdałam sobie sprawę ,że odpryski ze ściany otworzyły ponownie moje rozcięcie na policzku, i ,że wylądowałam na poranionej dłoni, krew przesiąkała teraz przez bandaże. Dokładnie to czego mi jeszcze potrzeba, więcej bólu. Nie lubię jak ktoś do mnie strzela, to sprawia ,że staje się marudna ale jeszcze bardziej nie podobało mi się to co implikowały te strzały. Żadna z ofiar nie była wcześniej postrzelona. Albo ktoś nowy próbował zemścić się za naszą porażkę, albo oryginalny zabójca próbował nas wystraszyć. Żadna z opcji nie była za dobra — Connor? — Nic mi nie jest. Nic mi nie jest — zaśmiał się niepewnie kiedy sturlałam się z niego. Policzki miał czerwone — Już zapomniałem jak ekscytujące może być przebywanie z tobą — Tak, cóż. Quentin? Nic ci nie jest? Nie odpowiedział Odwróciłam się do niego i zamarłam — Och na dąb i jesion Siedział plecami oparty o maszynę do napojów, lewą dłoń miał przyciśniętą wysoko do prawego ramienia. Krew wypływała pomiędzy palcami, szybko, za szybko. Jego twarz była kredowo biała, przez powstały wstrząs — Nie zupełnie — wymamrotał — O cholera — wyszeptał Connor. Podczołgałam się do Quentina, sięgając do ramienia — Pokaż mi to — Co? — zapytał, z szeroko otwartymi zaszklonymi oczami — Twoje ramie. Odsuń rękę i pokaż mi to — postrzał z broni palnej zawsze wymagał interwencji medycznej niezależnie od tego jak niegroźny mógł się wydawać. Fale szoku powstałego po postrzale przepuszczane przez ciało nie są czymś z czym można sobie pogrywać
— Och — wciąż oszołomiony Quentin puścił. Złapałam jego ramię tuż nad miejscem gdzie uciskał i zacisnęłam mocno. Utrata krwi była moją pierwszą obawą. Jeśli utraci jej zbyt dużo, stracimy go bez względu na to jak poważne były uszkodzenia — Toby— — Wiem, Connor, Quentin? To może cię trochę zaboleć Zmarszczył się i zamknął oczy, mówiąc — Już boli. Nigdy nie byłem wcześniej postrzelony. Nie podoba mi się to — Jesteś bardzo dzielny a teraz się trzymaj — wciąż ściskając jego ramię, zdjęłam gazę z jego czoła i użyłam jej do ścierania krwi. Kula przeszła prosto, co było dobre. Jednakże złamała mu ramię co już nie było — Boli... — wymamrotał. Jego głowa zaczynała opadać do przodu a strumień krwi płynący z rany zwalniać — Hej, nie zasypiaj, nie zasypiaj, zostań ze mną — Nie chcę — powiedział — Ale jestem zmęczony — Wiem, że nie chcesz. Nie dbam o to , to jest rozkaz! Masz nie spać! — Czy ty nadajesz mi jakiś stopień ? — zapytał brzmiąc na rozbawionego — Jeśli trzeba to tak — nacisnęłam mocniej na ranę — Connor, podejdź tu nie mogę utrzymać tego wystarczająco mocno Connor był prawie tak samo blady jak Quentin ale pokiwał, podszedł i przyłożył dłonie pod moimi. Krew zwolniła kiedy docisnął i pomogłam mu płożyć Quentina płasko na podłodze — Connor, połóż jego ramiona powyżej serca — Już — powiedział, trzymając dłonie ciasno na ramieniu Quentina kiedy je podnosił — Ok, w porządku Quentin? No dalej dzieciaku — dotknęłam jego policzka — Nie opuszczaj mnie — Nigdzie się nie wybieram — wyszeptał Quentin — Kłamca — nie chciałam zostawiać ich samych, nie z postrzelonym Quentinem i Connorem próbującym zatrzymać krew w jego ciele. Spoglądając do góry, krzyknęłam — April! Natychmiast przyjdź do kafeterii! Nie byłam pewna czy się pojawi, mogła być zbyt chora z żalu aby posłuchać.
Powietrze zatrzeszczało i pojawiła się przede mną, zakłopotanie przerodziło się w szok kiedy nas zobaczyła. Pierwszy raz widziałam ,że nie wie co powiedzieć Nie było czasu aby się tym rozkoszować — April, przynieś nam coś czym będziemy mogli obwiązać ramię Quentina. Potem sprowadź Gordan. Powiedz jej ,że to pilne, zrozumiałaś — Tak, ale — Żadnych ale idź! Zniknęła — Toby....... — Connor brzmiał na zmartwionego. Odwróciłam się z powrotem do Quentina i wzdrygnęłam się Zrobił się jeszcze bardziej biały a krew pomiędzy palcami Connora robiła się ciemniejsza. Oboje byliśmy przemoczeni nią po łokcie. Ile jeszcze krwi mógł utracić Quentin? — Hej — położyłam dłoń na ramieniu Quentina i ścisnęłam — Nie ma spania. Otwórz oczy, No dalej Quentin. Otwórz oczy, proszę, proszę, April wróciła trzymając zwój białej bawełny — Czy to się nada ?— zapytała brzmiała na szczerze zaniepokojoną W końcu coś zaczęło do niej docierać — Tak — złapałam materiał, odsuwając ręce Connora i wiążąc wokół przedramienia Quentina. Bawełna była czerwona zanim skończyłam ją umieszczać na miejscu ale krwawienie ustało — Quentin, zbudź się — potrząsnęłam jego ramieniem. Wydał z siebie niewielki odgłos i zrobiłam to znowu — Zbudź się — Nie — powiedział, otwierając oczy — Twardziel — powiedziałam, próbując nie rozpłakać się z odczuwalnej ulgi. Żył. Może nie będzie to trwało wiecznie ale na razie żył Drzwi do kafeterii stanęły otworem i wpadła przez nie Gordan ze swoją apteczką pierwszej pomocy w dłoni — O cholera! — wykrzyknęła — Co tu się do cholery stało? Teraz zaczęłam płakać. Quentin wpatrywał się we mnie a potem też zaczął płakać. To było zbyt wiele. Straciliśmy Jan i nie miałam pojęcia jak bardzo ranny był Quentin.... Każdy ma punkt po którego przekroczeniu się załamie, zaczęłam się zastanawiać jak blisko mojego się właśnie znalazłam
Dwadzieścia cztery Dziesięć minut zajęło Gordan założenie szyny i opaski uciskowej na ramieniu Quentina. Pomagałam jak tylko mogłam, podtrzymując jego głowę, kiedy rozkładała go na podłodze, wyciągając i podając jej rzeczy z jej zestawu pierwszej pomocy. Nigdy nie interesowałam się pierwszą pomocą, ale zaczynałam myśleć ,że najwyższy czas się nauczyć. Zbyt często strzelano do ludzi znajdujących się wokół mnie Nie mogłam pozbyć się obrazu Rossa ze swojej głowy. Tak jak Quentin, został postrzelony kiedy był ze mną, inaczej niż Quentin, dostał kulkę w głowę. Tylko moja paranoja ocaliła Quentina od tego samego losu, paranoja która nie pozwoliła mi zignorować przebłysku ruchu w teoretycznie pustym pomieszczeniu. Gdybym nie przywiązywała takiej uwagi, albo była bardziej zaabsorbowana czymś innym, straciłabym go Na dąb i jesion. Było cholernie blisko April obserwowała przez długi czas zanim zapytała nieśmiało — Czy on też opuści sieć? — Co?! — Nie! Nie! — rzuciłam jej piorunujące spojrzenie, nie mogłam się powstrzymać — Nic mu nie będzie — Cieszę się — powiedziała grobowym tonem — Czy potrzebujesz pomocy? Zerknęłam na Quentia w milczeniu, na twarz mokrą od łez, dlaczego tak zbladł? Jak może być taki blady i wciąż oddychać? I powiedziałam — Możesz zawołać do nas Elliota? Będziemy potrzebować jego pomocy aby go przenieść — Tak — April powiedziała znikając Kiedy podniosłam głowę, Gordan gapiła się na mnie — Co? — Mówiłam ci ,że on nie należy do tego miejsca — zawinęła kolejną warstwę opatrunku — Faceci tacy jak on są zbyt delikatni na tego typu rzeczy
— Nie zaczynaj Gordan — odsunęłam włosy do tyłu, ignorując to ,że przykleiły się do mojej pokrytej krwią ręki. Cała byłam brudna, ale nie obchodziło mnie to w tej chwili — To nie jego wina ,że ktoś zdecydował się nas odstrzelić — A więc czyja? Twoja? Jej słowa zakuły mnie bardziej niż chciałam — Nie. Tak się po prostu stało — Taaa, jasne opowiedz mi o tym jak to się tak po prostu dzieje co? — jej palec skierował się w kierunku piersi Quentina — Widzisz jak oddycha? Stracił dużo krwi, nie mogę założyć mu szwów ani zrobić transfuzji, będziesz musiała zabrać go do jakiegoś uzdrowiciela lub szpitala inaczej umrze. A więc sama wybierz sobie co zrobisz, czy to zbyt wielka odpowiedzialność do zaakceptowania? — Nie mam zamiaru cię słuchać — Oczywiście ,że nie. Podejrzewam ,że nie będziesz słuchać jeśli powiem ci ,że nie możesz go zabrać do szpitala — zaczęła pakować wszystko z powrotem do apteczki — Czego do cholery ode mnie chcesz? Sylvester jest w drodze, nie wydostanę nas stad szybciej chyba ,że z pomocą latającego dywanu! — Przykro mi ale zostawiłem swój w domu — powiedział Quentin załamującym się głosem — Nie śpisz — powiedziałam pochylając się nad nim — Nie próbuj się ruszać — Nie będę — powiedział i uśmiechnął się, bardzo nieznacznie — Widzisz? Już wykonuje rozkazy Connor niepewnie się uśmiechnął a Gordana parsknęła. Rzuciłam jej ostrzegawcze spojrzenie — April poszła zawołać Elliota, jak wróci to cię zabierzemy — Nie mogę... — Quentin..... — Nie — otworzył oczy. Jego oczy wyrażały ból ale spojrzenie miał czyste — Pozwól mi zaczekać aż przybędzie jego łaskawość. Nigdy ich nie pomścimy jeśli teraz odejdziesz — Nie mogę cię tu trzymać — wiedziałam jak idiotycznie wyglądaliśmy, obydwoje pokryci krwią, kłócący się. Nigdy już nie powiem ,że los nie ma poczucia humoru
— Nie możesz też ryzykować i mnie przewozić — ponownie zamknął oczy — Umieść mnie w pokoju z zamkiem, nic mi nie będzie — Kretyn samobójca — powiedziała Gordan, zerknęłam do góry. Tym razem spojrzała mi w oczy — Masz zamiar pozwolić mu decydować czy tu zostanie i zginie? — Dlaczego nie? Pozwoliłam reszcie z was — gładziłam plecy Quentina jedną dłonią i spoglądałam na drzwi. Słyszałam kroki poruszające się po korytarzu — Oczywiście, to może być sprawa dyskusyjna no chyba ,że to Elliot — dłonie Connora odnalazły moje — Ha ha. Bardzo zabawne — powiedziała ale wciąż jednak Gordan odwróciła się aby obserwować drzwi z napiętymi ramionami, zrelaksowała się dopiero gdy do środka wszedł Elliot, za którym podążał Alex. April pojawiła się kilka stóp od nowo przybyłych — Przyprowadziłam go — powiedziała. Brzmiało to prawie tak jakby szukała pochwały — Dobrze się spisałaś — powiedziałam i wstałam. Elliot i Alex obydwoje stanęli w drzwiach, z szeroko otwartymi oczami wpatrując się w Quentina. Odchrząknęłam — Cześć — Toby! — odwrócił się Elliot — Co się stało? — Ktoś próbował nas zabić — powiedziałam Nie osiągnęłabym lepszych rezultatów nawet gdybym chciała. Elliot stał zdumiony a Alex nadal się gapił — Co? — powiedział pusto — Zabić nas. Ktoś próbował nas zabić — potrząsnęłam głową — Były dwa strzały. Pierwszy chybiony. Drugi trafił Quentina — Szczęściarz z tego drania — powiedziała Gordan wstając — Kula strzaskała kości ale ominęła główną arterię. Gdyby uderzyła trochę wyżej wykrwawiłby się na śmierć Wzdrygnęłam się tym razem nie mogąc tego ukryć — Już przerabialiśmy to dlaczego nie mogę go zabrać do szpitala. Czy ten pokój w którym spałam wcześniej ma zamek? — Tak.... — powiedział Elliot — Dobrze. Więc tam go przeniesiemy. Connor będzie go pilnował. Sylwester jest w drodze. Mam zamiar zadzwonić i powiedzieć mu aby się pośpieszył ale nie wiem czy już wyruszył czy nie.
Jeśli nie dotrze tu do zachodu słońca, wezmę twój samochód i zabiorę Quentina do domu — spojrzałam na Elliota — Nie pozwolę mu tutaj umrzeć, zrozumiano? — Porzucisz nas? — zapytał Alex przerażony. Poczułam jak na wpół znajomy przebłysk pożądania rozpala się w moim brzuchu i odepchnęłam to od siebie tak mocno jak tylko mogłam Może i był sobie mistrzem zauroczenia ale ja byłam Daoine Sidhe pokrytym krwią, a w takiej sytuacji ciężko jest cokolwiek kontrolować — Wrócę, ale tak. Jeśli będzie od tego zależało życie Quentina, wyjadę — spojrzałam na Gordan — Czy można go bezpiecznie przenieść? — Nawet bym to zalecała — powiedziała — To miejsce jest w rozsypce — A infekcja zawsze jest ryzykiem, kapuje — dodałam. Podeszłam i przyklęknęłam przy głowie Quentina, pytając — Quentin, słyszysz mnie? — nie było odpowiedzi. Obserwowałam go przez chwilę alby upewnić się ,że oddycha? — Ok, jest nieprzytomny — Nie sądzę aby... — Zamknij się Elliot — powiedziałam — Mam go — powiedział Connor, przesuwając się na drugą stronę Quentina — Dobrze, Elliot, podejdź i złap go za nogi. Connor, ty złapiesz go za niezranione ramię, wśliźnij pod niego ręce. Raz, dwa, do góry — nasza trójka chwyciła razem go góry, podnosząc go bezpiecznie z podłogi — Alex, otwórz drzwi — Nie sądzę aby to był dobry pomysł — powiedział ale przesunął się i otworzył drzwi — A masz lepszy? Mamy go tu zostawić? Wrócić do Cienistych Wzgórz? Powiedz mi, o najmądrzejszy — spojrzałam na niego, przenosząc mój uchwyt który zacisnęłam na Quentinie. Alex westchnął — Chyba nie ma już żadnych innych pomysłów. Chodzicie, tędy Wszyscy razem tworzyliśmy dość zabawną paradę. Alex prowadził z April pojawiającą i znikającą się obok niego. Connor, Elliot, i ja szliśmy po środku, walcząc z tym aby nie trząść niepotrzebnie Quentinem bardziej niż to konieczne a Gordan zamykała tyły. Wszyscy byliśmy podenerwowani nawet April i wzdrygaliśmy się na każdy najmniejszy nawet hałas
Nic jednak nas nie zaatakowało Gordan ponownie przejęła dowodzenie kiedy doszliśmy do pomieszczenia, wydając polecenia kiedy umieszczaliśmy Quentina na futonie układając poduszkę pod jego głową. Stan jego podartego i brudnego ubrania wprawił twarz Grodan w grymas. Zmrużyła oczy i zaatakowała Elliota — To grozi ryzykiem infekcji — powiedziała — I co mam z tym zrobić? — zapytał, nie brzmiał defensywnie, był po prostu zmęczony — Zajmij się tym, nimi też — wskazała kciukiem w stronę moją i Connora — Ryzyko infekcji, plus nie pachną za ładnie — Oczywiście — westchnął, odwracając się w naszą stronę — Jestem co prawda zawstydzony tymi okolicznościami ale muszę zapytać, czy mogę was oczyścić? — Pewnie — powiedział Connor — Oczywiście — odparłam. Wciąż krwawiłam, i wiedziałam ,że prawdopodobnie będzie bolało, ale to nie było tak ważne jak zadbanie o bezpieczeństwa Quentina. Zgodzę się na wszystko co zmniejszy ryzyko infekcji — Masz też moją zgodę w imieniu Quentina — April, teraz powinnaś pójść, to dla ciebie szkodliwe — Driada zniknęła. Elliot podniósł dłonie — Gdybyś mogła zacisnąć jego nos? — Jasne — przyłożyłam dłonie na usta i nos Quentina, zamykając moje własne oczy. Otoczyło mnie gorąco i ciepło, któremu towarzyszyło uczucie setek szorujących mnie rąk Rany na mojej twarzy paliły żywym ogniem, ale trzymałam się i wciąż utrzymywałam nos i usta Quentina zamknięte. Miałam tylko nadzieję ,że nie obudzi się spanikowany w trakcie tego procesu Uczucie wilgoci uległo zmniejszeniu. Otworzyłam oczy i wyprostowałam się. Quentin wyglądał zdecydowanie lepiej, czyściej, zadbanie, miał na sobie ciuchy które wyglądały prawie na nowe. Connor i ja zostaliśmy potraktowani w ten sam sposób, nawet opatrunek który miałam na dłoni został zreperowany, stał się teraz gładki i śnieżno biały. To właśnie wróżki, dzielące się na te psychopatyczne albo takie które potrafią oczyścić twoje całe ciało przy pomocy zaledwie jednej myśli
Gordan ukucnęła aby poprawić bandaże na ramieniu Quentina — On potrzebuje snu, powinnaś sprawdzać co z nim raz na godzinę, przynajmniej i zawieźć go do uzdrowiciela tak szybko jak tylko możesz — Tak zrobię — powiedziałam — Świetnie. Wracam do swojego biurka — skierowała się do drzwi Odchrząknęłam — Nie sama — Co? — Nie możesz iść sama — Ja pójdę — powiedział Alex, spoglądając to na mnie to na Quentina — I tak mam coś do zrobienia — W porządku — powiedziała Gordan na siłę i wyszła. Alex posłał mi ponure spojrzenie i podążył za nią. Żadne z nich nie powiedziało do widzenia Wskazałam na drzwi — Co on ma za problem? — Inny oprócz tego ,że jest dupkiem pierwsza klasa? — zapytał Connor, podchodząc do mnie. Nie usiadł za co byłam mu wdzięczna, nie chcieliśmy potrącić Quentina — On cie lubi, i wyczuwa ,że jesteś zła — powiedział Elliot przesuwając się aby zamknąć drzwi — Wcale nie jestem zła. Czy na innych też stosuje te swoje sztuczki w stylu musisz
mnie kochać', czy jestem jedyną szczęściarą? — Connor posłał mi zaskoczone spojrzenie, które starałam się zignorować Elliot westchnął — Czy to miałoby znaczenie gdybym powiedział ci ,że on naprawdę nie może nic na to poradzić? — Nie, skoro próbował mnie wykorzystać — w świecie wróżek jest miejsce na wszystko, ale to wcale nie znaczyło ,że musiałam wszystko znosić — Pocałował mnie, po tym jak powiedziałam mu aby tego nie robił — Teraz mam jeszcze większą ochotę aby go walnąć — Connor powiedział gniewnie — Czasem Alex ma....słabą kontrolę nad impulsami — powiedział Elliot — Przepraszam za niego
—
Nie obchodzi mnie to, jeśli jeszcze raz mnie dotknie, złamie mu nos, czy to
jasne? — Tak, jasne — Elliot spoglądał pomiędzy nami i zapytał — Potrzebny ci telefon? — Tak, proszę. Muszę zadzwonić do Sylvestera — oczywiste było to ,że nie chciałam już kontynuować tej dyskusji. — Przyniosę ci jeden z telefonów komórkowych — podniósł dłoń, dodając — I zawołam April. Nie pójdę sam — Dobrze — odparłam — Poczekamy — Oczywiście — wyszedł z pokoju zamykając drzwi — Toby— — Zaczekaj chwile, Connor w porządku? — obróciłam się i spojrzałam na Quentina, pytając — Więc, ile z tego usłyszałeś? Otworzył oczy mrugając — Skąd wiedziałaś? — Wydaj ci się ,że ja nigdy nie udawałam? Oddychasz inaczej kiedy nie śpisz — Obudziłem się chwilę temu — przyznał — Po prostu pomyślałem ,że lepiej będzie nie reagować — Dobry plan, dobrze się czujesz? — Ramie boli mnie jak cholera... — zamrugał — Bardzo boli — Obawiam się ,że to normalne przy postrzale, dojdziesz do siebie — Dobrze — Elliot przyniesie telefon. Powiem Sylvesterowi co jest grane, zobaczę czy może dotrzeć tu szybciej. A jeśli powie ,że nie może zadzwonię po Dannego. Musi znać jakiegoś taksówkarza z okolicy — Co za cholerny bałagan — powiedział Connor, potrząsając głową — Hej — Quentin zmusił się do uśmiechu — Książę chciał abym się czegoś nauczył — Cóż uczysz się — odpowiedziałam mu uśmiechem, robiąc co w mojej mocy aby wyglądał na szczery i wstałam — Connor, nie spodoba ci się to
— Jeśli masz zamiar powiedzieć to co myślę ,że masz zamiar powiedzieć to masz rację — Ale musisz zostać tu z Quentinem — Masz rację — powiedział z grymasem — Nie podoba mi się to, masz jakieś powody? — Nie chcę zostawiać go samego — Więc masz zamiar tak sobie tu wędrować sama? — Nie jestem ciężko ranna, więc mogę wykonywać moją cholerną pracę — Tak, cóż, wydajesz się bardzo zdeterminowana aby zmienić ten stan rzeczy — Connor rzucił mi wściekłe spojrzenie oczami pociemniałymi z gniewu — To nie jest dobry pomysł — Więc wolałbyś abym zostawiła tu Quentina samego? — Wolałbym żebyś nigdzie nie szła! — Muszę — powiedziałam, smutnym tonem głosu — Ludzie wciąż tu giną Connor zerknął na mnie, jego gniew wyparował. Spojrzałam w kierunku Quentina. Jego oczy znowu były zamknięte, zamknięte na naszą kłótnię Zmniejszenie dystansu pomiędzy Connorem a mną było łatwe. Zmniejszenie dystansu pomiędzy jego ustami a moim, to wymagało lat. Całował mnie jakby był tonącym żeglarzem a nie wróżką Selkie, przyciągając do siebie tak blisko jak tylko mógł. Zrewanżowałam się, przytulając się do niego aż moje zadrapania i siniaki zaczęły protestować. Zignorowałam to na rzecz słodko słonawego posmaku jego skóry i bicia jego serca, które biło szybciej i dłużej kiedy staliśmy tam i tak się trzymaliśmy. Tyle czasu minęło od kiedy się ostatni raz dotykaliśmy. W jakiś sposób jednak nasze ciała wciąż się dobrze znały W końcu, wypuściliśmy się z objęć, ale żadne z nas nie odsunęło się od drugiego przez następne kilka sekund. Tylko obydwoje oddychaliśmy odrobinę za szybko — Nie waż mi się umierać — wyszeptał, czołem prawie dotykając mojego zanim odsunął się do tyłu. Nie wiedziałam ile spokoju czerpałam z rytmu jego serca dopóki już dłużej go nie czułam
— Zrobię co w mojej mocy — z tą inspirującą uwagą na ustach opuściłam pokój. Zamek zamknął się za mną jak tylko wyszłam i oparłam się o ścianę z uśmiechem Ten bałagan coraz bardziej się pogłębiał. Pocałowałam Connora. Rayseline mnie zabije jeśli kiedykolwiek się o tym dowie. Ale w tym momencie to był najmniejszy z moich problemów, ponieważ ktoś znajdujący się w budynku ze mną był dużo bardziej bezpośrednim zagrożeniem. To nie mogła być April była zbyt zmartwiona kiedy zginęła Jan i z tego samego powodu mogłam wyeliminować Elliota. Gordan byłaby dobrą podejrzaną gdyby nie Barbara, ale jakoś nie mogłam wyobrazić sobie tego ,że Gordan zabija swoją najlepszą przyjaciółkę, nawet jeśli się kłóciły. Kto więc pozostawał? Wiedziałam gdzie wszyscy byli podczas ostatniego morderstwa, nawet Alex.... Wszyscy z wyjątkiem Terrie. Terrie, która znalazła pierwsze ciało. Terrie, która nie straciła nikogo kto był dla niej szczególnie ważny. Terrie, której żałoba była raczej swego rodzaju parodią, nawet wtedy gdy ginęli wokół niej ludzie. Ale głownie z powodu tego ,że Terrie, nie było w pobliżu kiedy szukaliśmy Jan. Zaczęłam chodzić szukając jakiegoś wyjaśnienia które nie pozostawiałoby Terrie jako naszego zabójcy. Niestety żadnego nie znalazłam. Do czasu powrotu Elliota byłam tak głęboko pogrążona we własnych myślach ,że nie słyszałam jak nadchodził. Odchrząknął, podskoczyłam — Nie rób tego! — Przepraszam — powiedział Elliot, krzywiąc się i podając mi komórkę — Musiałem znaleźć taki który był naładowany, moja bateria padła wczoraj a ładowarkę zostawiłem w domu — W porządku — powiedziałam, odzyskując oddech — Jestem podenerwowana — Chyba wszyscy jesteśmy — powiedział — Cieszę się ,że zostajesz — Quentin zniknie stąd tak szybko jak tylko przybędzie kawaleria, ale ja zostanę tu tak długo jak tylko będę mogła. Musimy to przerwać dopóki ktoś z nas jeszcze pozostał przy życiu Uśmiechnął się gorzko. On już stracił wszystkich na których mu zależało. Kiedyś nauczę się myśleć zanim otworzę usta — Masz jakieś pomysły? — zapytałam
— Czy ktoś tu ma broń zarejestrowaną na swoje nazwisko? — Barbara miała — Więc, ktoś ukradł jej broń — westchnęłam — To ktoś stąd, potwory nie używają broni — wzdrygnął się — To jedyna odpowiedz jaką widzę. Jestem tu po to aby cię uratować jeśli tylko potrafię, a nie aby z tobą walczyć — Wiem. Po prostu nie mogę uwierzyć ,że ktoś z nas by to zrobił. Że ktoś z nas zabiłby Jan albo Yui. Dlaczego ktoś miałby to robić? — Nie wiem, ale próbuje się dowiedzieć. I mam całkiem dobry pomysł kto to może być — Naprawdę? Kto? —Terrie Elliot coś wybełkotał. Przez chwilę myślałam ,że próbuje się nie śmiać. Wtedy opanował się i powiedział — Nie sądzę aby to było prawdopodobne — Jeśli ma alibi to nie podzieliła się nim z nami. Znalazła pierwsze ciało, i nie uczestniczyła w poszukiwaniach Jan. To nie wygląda za dobrze — Były powody tego wszystkiego Toby — powiedział — Wątpię aby były wystarczająco dobre. Każdy oprócz niej ma alibi — W zasadzie, może te powody będą wydawały ci się całkiem.....słuszne Skrzyżowałam ramiona na piersi — Spróbuj Zerknął na zegarek— Jest czwarta trzydzieści, będziesz musiała poczekać na odpowiedź do zachodu słońca Podniosłam brew — Który będzie o ? — Siódmej. Terrie nie dotrze tu do tego czasu — Jeśli jej wytłumaczenie nie będzie wystarczająco dobre, zabiorę ją do aresztu za złamanie prawa Oberona. Kiedy tylko zajdzie słońce, zrozumiano? — Tak — powiedział smutno — Podejrzewam ,że tak
Dwadzieścia pięć W korytarzu nie było zasięgu. Zamknęłam z trzaskiem telefon, tak jakby zrobił to specjalnie tylko po to aby mnie rozzłościć i skierowałam się do pokoju w którym był Connor — Muszę wyjść na zewnątrz aby znaleźć sygnał. Powiem tylko Connorowi dokąd idę Moje knykcie nawet nie dotknęły drzwi kiedy pojawiła się April, wyraz twarzy (jak na nią) był strapiony. Moje ramie przeszło prosto przez jej gardło. Krzyknęłam odskakując do tyłu — Quentin śpi. Connor monitoruje jego stan. Proszę powstrzymaj swój zamiar przeszkodzenia im. Jego baterie muszą się naładować jeśli chce pozostać w sieci Zerknęłam na Elliota, oszołomiona. Wyglądał dokładnie na tak samo zdziwionego jak ja. — W porządku April. Nie chciałam cię zdenerwować — Przeprosiny przyjęte a teraz odejdź — zniknęła, zapach ozonu pojawił się w powietrzu — To dziwne — powiedziałam — Chyba interesuje się twoim asystentem. Może dlatego ,że wydają się być podobni wiekiem, mam pokazać ci drogę na zewnątrz? — Tak proszę Podczas gdy spałam, włości nadal upraszczały swoją budowę. Okiełznana
Błyskawica była w żałobie tak jak i reszta z nas i nie było żadnego powodu do tego aby komplikować układ korytarzy. Nie pozostało już nic do ukrycia. Czym więcej naszego świata oglądałam, tym bardziej przekonywałam się ,że wszystko w świecie wróżek jest żywe. April była czującym komputerem a jeden z moich zwierzaków był krzakiem róży ze stopami. Dlaczego miejsca w których żyjemy nie miałyby być takie same? W świecie wróżek, ziemia ma różne możliwości Elliot respektował moje oczywiste pragnienie milczenia, idąc kila kroków przede mną, kiedy w końcu doszliśmy do tego co założyłam było drzwiami prowadzącymi na zewnątrz. Otworzył zamek i pchnął drzwi, tylko po to aby krzyknąć w zaskoczeniu u zniknąć za nimi, wyciągnięty przez rękę która nagle znalazła się na jego gardle. Klnąc rzuciłam się biegiem za nim, wypadając przez drzwi tylko po to aby stanąć, zakryć usta dłonią i gapić się w zdumieniu
Tybalt trzymał Elliota jakąś stopę ponad ziemią. Okazał chociaż trochę litości, puszczając jego gardło i trzymając go teraz za kołnierz. I chociaż ta pozycja czyniła mniej prawdopodobnym, rozszarpanie gardła Elliota to nie pomagała mu jednak zbytnio w kwestii oddychania, Elliot rzucał się na wszystkie strony, twarz pokryła się niepokojącym odcieniem śliwki. Każdy kot w tym miejscu wydawał się gromadzić wokół nich, zamieniając trawnik w futrzany dywan — Tybalt? — powiedziałam, opuszczając dłonie Odwrócił się w moją stronę i upuścił Elliota — October? — jego oczy prześlizgiwały się po moim ciele znajdującym się w iście idealnym stanie zdrowia, od zadrapań na policzku do bandaży na dłoniach. Kiedy skończył zmarszczył się i odwrócił swoją uwagę z powrotem do Elliota, który leżał skulony, posapując — Czy to on jest odpowiedzialny za twoje dłonie? — Co? Nie! Nie. Sama to sobie zrobiłam — uśmiechałam się, irracjonalnie uszczęśliwiona jego przyjazdem, poczułam ulgę. Tybalt zazwyczaj nie skłania mnie do uśmiechu, ale teraz w jakiś sposób, posiadanie dodatkowej siły ognia nie wydawało mi się złym pomysłem — Tak jakby musiałam — W jaki sposób znajdujesz się w takich okolicznościach ,że tak jakby musisz pociąć swoje dłonie? — Tybalt skupił się na mnie, obecność Elliota najwyraźniej została zredukowana — Czy również tak jakby musiałaś zrobić cokolwiek co zrobiłaś ze swoją twarzą? — Nie, to stało się kiedy wyskakiwałam z samochodu. Nie chciałam zostać w środku kiedy auto zdecydowało się eksplodować — wzruszyłam ramionami — Wyleczy się — Jeśli nie zginiesz — Jeśli nie zginę — zgodziłam się Posłał mi kolejne spojrzenie z góry na dół i w końcu powiedział — Niezła kurtka — po czym odwrócił się z powrotem w kierunku Elliota, który skurczył się w sobie — Ty. Koty mówią ,że jesteś jedną z osób które tu dowodzą Elliot zerknął na otaczające go koty jakby szukał wsparcia. Puszysty pomarańczowy kocur położył swoje uszy, sycząc — Ja...chyba tak, jestem. W czym mogę pomóc? — Możesz zacząć od wyjaśnienia dlaczego informacja o śmierci Barbary nie została wysłana do innych regentów dworów kotów — powiedział Tybalt, brzmiąc na znudzonego kiedy jednocześnie podnosił z powrotem Elliota
— Następnie możesz wyjaśnić mi dlaczego moi poddani mówią mi ,że każdy kto wchodzi do tego budynku — wskazał na drzwi podbródkiem — Nigdy nie wychodzi z powrotem Podniosłam brew — Elliot? — Elliot nie odpowiedział, zajęty pokrywaniem się kolejnym, bogatym odcieniem purpury. Westchnęłam — Tybalt, większość ludzi nie może odpowiadać na pytania kiedy nie jest w stanie oddychać. Postaw go na ziemi — po chwili dodałam — Delikatnie Tybalt postawił stopy Elliota na ziemi, nie puszczając jednak jego koszuli — Mów — ryknął — Nie powiedzieliśmy ci ponieważ nie mogliśmy się z tobą skontaktować! Nie ma żadnych innych wróżek Cait Sidhe w całym hrabstwie! Jan mówiła ,że jej wujek cię zna, ale z nim też nie mogliśmy się skontaktować a ludzie wciąż umierali! — Elliot zaczął się plątać, słowa wypływały z niego z szybkością karabinu, tak jakby walczył aby wypowiedzieć je zanim Tybalt znowu pozbawi go dopływu powietrza — Niczego przed tobą nie ukrywaliśmy! — A koty? — zapytał Tybalt tonem który wskazywał na to ,że był o wiele bardziej zrelaksowany ale jednocześnie prawdopodobnie o wiele bardziej niebezpieczny. Nie miałam nic przeciwko. Też chciałam poznać odpowiedz na to pytanie — Ja.... koty były odpowiedzialnością Barbary — powiedział Elliot — Naprawdę nie wiem Tybalt puścił go i przyklęknął nie spuszczając oczu z Elliota. Trikolor wskoczył na jego ramie miaucząc, a ten pokiwał, spojrzenie miał grobowe. Kot zeskoczył na dół a Tybalt wyprostował się — Koty zgadzają się z twoją wersją — słowa na szczęście dla ciebie, nie musiały zostać wypowiedziane. Już i tak były za bardzo wyczuwalne — Możesz teraz zabrać mnie do środka — Zaczekaj — podniosłam dłoń, przypominając sobie dlaczego w ogóle wyszliśmy z budynku — Wolałabym nie zostawać tu sama a wciąż muszę wykonać telefon, możesz chwilę zaczekać? — Oczywiście — powiedział Tybalt, oschłym tonem — W końcu przyjechałem tu tylko dla twojej przyjemności, wcale nie po to aby pomścić śmierć królowej z mojej linii Zignorowałam sarkazm i uśmiechnęłam się — Doskonale. To nie potrwa długo Mówiłam poważnie. To czego się nie spodziewałam to to jak dosłowne okażą się moje słowa. Wybrałam numer budki telefonicznej w Paso Nogal, czekając aż pozbawiona tchu Melly odbierze telefon — Hallo?
— Melly? — October! Ach dziecko jak dobrze usłyszeć twój głos — Melly, czy Sylvester wciąż tam jest? Muszę.. Melly przerwała mi mówiąc — Jego Łaskawość już wyjechał, obawiam się ,że wraz z większą częścią włości, nawet jej wysokość, księżna pojechała. Czy to...czy to prawda ,że kochana January nas opuściła? Obraz Luny atakującej zabójcę armią różanych goblinów był całkiem interesujący ale niezbyt pożyteczny — Obawiam się ,że tak — Och, biedaczka — powiedziała z głębokim, zbolałym westchnieniem — Dbaj o siebie już wystarczy tych śmierci — Tak zrobię — powiedziałam zanim się rozłączyłam. Przynajmniej tyle mogłam oddać Elliotowi, z nich obu tylko on udawał ,że nic nie słyszał — Sylvester jest w drodze. Zabierze stąd Quentina — Dobrze — powiedział Tybalt — A teraz czy możemy już wejść do środka? — Oczywiście — powiedział Elliot. Tybalt szedł obok mnie kiedy podążaliśmy za Elliotem do wnętrza włości, mówiąc cicho — Przyszedłbym prosto do ciebie ale to miejsce ma zabezpieczania. Żaden z cieni nie chciał się otworzyć — To zabezpieczenia gnomów — Ach — pokiwał — To wszystko tłumaczy. Dlaczego jesteś taka zmartwiona tym co stanie się z tym ‘Quentinem’? To twój nowy zalotnik? — Po pierwsze Tybalt, nikt już nie używa słowa zalotnik. Po drugie, nie. Jest wychowankiem Cienistych Wzgórz i został ranny. Ktoś próbował mnie zastrzelić i trafił jego zamiast mnie Jego oczy zwężyły się — Kto? — Nie wiem — przerwałam — Ale może ty się dowiesz. Elliot, zabierz nas do kafeterii — Dlaczego? — Bo właśnie załatwiliśmy sobie tropiącego ogara — powiedziałam, uśmiechając się lekko. Tybalt parsknął na moje przyrównanie go do psa, ale nie protestował. Wiadomość o tym ,że ktoś do mnie strzelał wyprowadziła go z równowagi bardziej niż się spodziewałam. Cóż jeśli przez to będzie bardziej skłonny do pomocy to nie mam zamiaru z tym polemizować
Kafeteria była pusta. Gdziekolwiek żyjący jeszcze mieszkańcy ALH spędzali swój dzień, nie było to tutaj, być może dlatego ,że unikali przerażającego widoku krwi Quentina, która teraz wyschła na niezbyt przyjemny dla oka odcień brązu i pokrywała całą podłogę przy automacie do kawy. Elliot zesztywniał na jej widok — Nie — powiedziałam zanim zdążył zapytać — Nie możesz Rzucił spojrzenie w moją stronę zanim nie odwrócił się i ze sztywnymi ramionami nie podszedł do ekspresu do kawy. W porządku. Jeśli to da mu jakieś zajęcie niech zajmie się parzeniem kawy, nawet jeśli miałby to robić dla całego świata — Proszę z cukrem i śmietanką i może jeszcze z czymś przeciwbólowym — zawołałam — To miejsce w którym postrzelono Quentina, Tybalt. Myślisz ,że uda ci się znaleźć broń? — Jak, konkretnie mam to zrobić? — spojrzenie które mi posłał było bardzo bliskie rozbawienia — Czy powinienem po prostu pomachać rękoma i zawołać, tutaj kici kici ? — Nie — wzruszyłam ramionami — Podążaj za zapachem prochu — Warto spróbować — W tym momencie wszystkiego warto spróbować — powiedziałam bez humoru — Elliot, zostań tutaj. Przynieś Tybaltowi wszystko o co poprosi, zaraz wrócę po moją kawę Spojrzenie które posłał mi Tybalt nie było zbyt zadowolone — Dokąd idziesz? — Sprawdzić co z Quentinem — powiedziałam i wyszłam z kafeterii, kierując się w dół tych nowych zupełnie prostych korytarzy do pokoju w którym zostawiłam Quentina i Connora. Connor otworzył po mojej drugiej serii puknięć, wyglądając najpierw do holu zanim otworzył drzwi na całą szerokość i wyszedł na zewnątrz — Hej — powiedział miękkim głosem — Wszystko w porządku? — Sylvester jest już w drodze i jest tu Tybalt — powiedziałam — Co z nim? — nie musiałam wskazywać palcem kogo mam na myśli. Była tylko jedna osoba o którą mogłam zapytać — Śpi — uśmiech pojawił się na jego twarzy — April jakiś czas temu przyniosła mu koniki morskie z gabinetu Colina. Akwarium i całą resztę. Chyba próbuje jakoś poprawić mu samopoczucie, tylko dokładnie nie wie jak to zrobić — I wciąż żyje? — Rozbrykany jak zawsze
— Hmm — Jeśli April mogła teleportować żywe stworzenia, zdecydowanie stała się czymś zupełnie innym niż przeciętna Driada — Trzymasz się jakoś? — Pewnie, jak na razie. A co ty wyczyniasz spacerując tutaj sama? Pochyliłam się do przodu i uściskałam go szybko — Tylko sprawdzam, bądź bezpieczny Pocałował mój policzek — Ty też — Spróbuje — powiedziałam i odwróciłam się wracając do kafeterii. Kiedy zniknął mi już z widoku, podniosłam dłoń do miejsca w którym mnie pocałował. Jeśli Raysel już wcześniej miała powód aby mnie nienawidzić to teraz... Będzie czas aby martwić się o to później, jeśli oczywiście nie będziemy martwi. Weszłam z powrotem do kafeterii a widok który ujrzałam był na tyle dziwny ,że stanęłam i zamrugałam z zaskoczenia Trzy kubki kawy i ostatnie opakowanie pączków stało pośrodku stolika, umieszczone w tak dekoracyjny sposób w jaki tylko było to możliwe, na wzór jakiegoś herbatkowego przyjęcia. Butelka Tylenolu stała obok jednego z kubków. Elliot, z podwiniętymi rękawami koszuli klęczał na podłodze tuż obok otwartego otworu wentylacyjnego do którego zaglądał. Tybalta nigdzie nie widziałam Odchrząknęłam Elliot rozejrzał się wokół i powiedział — Twoja kawa jest na stoliku — zanim nie odwrócił swojej uwagi z powrotem do wylotu — Co się dzieje? — moje zaskoczenie nie powstrzymało mnie przez skierowaniem się prosto w kierunku kawy. Wciąż była gorąca. Błogosławiona kofeina. Jeszcze lepiej, błogosławiona kofeina z lekami przeciwbólowymi. Może i medycyna śmiertelników nie potrafi leczyć wróżek, ale jest już całkiem blisko. — Wierzy ,że znalazł ślad Jakby na zawołanie, krzepki, pręgowany kocur pojawił się w wylocie, wyglądając na zdegustowanego. Zapach piżma i mięty wzrastał wokół niego, i po chwili Tybalt pojawił się na podłodze — Nic — westchnął z obrzydzeniem — Co za urocze miejsce — Napij się kawy — zasugerowałam — Poczujesz się lepiej — Czy to przywróci umarłych? — Nie. Ale może uratować ciebie — Doskonale — wstał i podszedł do mnie po czym zwrócił swoje złowrogie oczy w kierunku Elliota — Co wy tu robicie?
— Nic — powiedział Elliot, wyglądając niezbyt komfortowo — Umierają — odpowiedziałam — Tybalt, chodź ze mną, pokażę ci miejsce pracy Barbary, może tam znajdziesz jakiś ślad Spojrzał na mnie, wyraźnie próbując zdecydować czy po prostu tylko próbuje odwrócić jego uwagę, zanim w końcu zaoferował mi władcze skinienie — Bardzo dobrze — Elliot — Wezwę April aby odprowadziła mnie do biura Alexa. On i ja i tak mamy pewne rzeczy do zrobienia — W porządku — podniosłam telefon — Zatrzymam to — Doskonale. Dam ci znać jak tylko zjawi się Sylvester — Dobrze, Tybalt, chodźmy Posłał mi spojrzenie pełne wątpliwości ale wyszedł za mną z kafeterii. Była prawie piąta trzydzieści, zachód słońca dopiero za godzinę a Sylvester chyba tylko Maeve wie gdzie Miałam tylko nadzieję ,że szybko tu dotrze
Dwadzieścia sześć Spędzenie kilku godzin z Tybaltem okazało się zadziwiająco łatwe, może dlatego ,że mieliśmy wspólny który polegał na sortowaniu osobistych rzeczy Barbary. Kiedy zapytałam z wahaniem, dlaczego zostawiła swoje akta w miejscu w którym tak łatwo można je znaleźć, Tybalt zaśmiał się odpowiadając — Ona była kotem, October. Gdzie byłaby w tym zabawa gdyby je ukryła? — oto i był skrót myślowy wróżki Cait Sidhe w pigułce Zostałam detektywem ponieważ byłam dobra w skupianiu uwagi i zamykaniu się na wszystko co odciągało mnie od mojego zadania. Byłam tak pochłonięta studiowaniem rzeczy znajdujących się w biurku Barbary, ufając ,że Tybalt zauważy zagrożenie jeśli takowe się pojawi ,że byłam szczerze zaskoczona kiedy pojawił się Elliot mówiąc — Już czas — Co? — spojrzałam do góry — Och, Elliot. Już zachód słońca? — zmarszczyłam się, zerkając na ścianę tak jakbym oczekiwała ,że nagle pojawi się tam okno — Sylvester jeszcze nie dotarł? — Nie. Ale powinnaś pójść ze mną. Terrie wkrótce tu będzie — Racja — odłożyłam papiery które trzymałam i podążyłam za nim, Tybalt kroczył cicho na końcu Elliot zerknął na mnie kiedy szłam i powiedział — Nie byliśmy tak do końca z tobą szczerzy — Zauważyłam — powiedziałam — Nigdy w pełni się nie ujawniliście, prawda? — Na więcej sposobów niż ci się wydaje. Alex spotka się z nami w kafeterii — Alex? — zaczęłam — Na dąb i jesion, Elliot, nie chcę oskarżyć jego siostry o morderstwo przy nim! — nie lubiłam gościa ale istniały pewne granice — Nie martw się — uśmiechnął się z żalem. Było coś co musiałam wiedzieć w tym jego wyrazie twarzy, tylko nie mogłam powiedzieć co — Ona nie dotrze tu przez zachodem słońca
— O czym ty mówisz? — przerwałam — Czy ona jest jakimś wysysającym krew potworem a ty mi o tym nie powiedziałeś? — wróżki też mają swego rodzaju wampiry, i większość z nich nie może znieść słońca — Nie o to chodzi — powiedział Elliot stając przy drzwiach kafeterii i otwierając je — Po tobie Alex siedział przy jednym ze stolików, miał na sobie dżinsową kurtkę nałożoną na biały bawełniany podkoszulek i parę legginsów. Wyglądał na wykończonego. Spojrzał do góry i powiedział — Cześć Toby. Elliot. Koleś którego nie znam — Tybalt — podpowiedziałam. Tybalt, przesunął się bliżej do mnie i zaczął warczeć prawie ,że bezgłośnie. Zerknęłam na niego zaskoczona — Hm — powiedział Alex — Jasne — Już prawie zachód słońca Alex — powiedział Elliot — Toby musi porozmawiać z twoją siostrą — Co? — Alex brzmiał na przerażonego. Zmrużyłam oczy, obserwując go — Nie ma jej tu, wiesz o tym — Musisz tu zostać dopóki nie przybędzie — Elliot potrząsnął głową — Przykro mi — Elliot......— zaczął Alex — Toby — powiedział Elliot, nie spoglądając na mnie — Proszę powiedz mu o swoich podejrzeniach Wzięłam głęboki wdech — Nie sądzę aby to była jego sprawa — ryk Tybalta zrobił się głośniejszy, rozpraszając moją uwagę — To ważne ,żeby wiedział dlaczego musi zostać — Elliot brzmiał bardzo poważnie Zmarszczyłam się — Jeśli jesteś pewny,że.. — Jestem — W porządku — odwróciłam się do Alexa i powiedziałam — Uważam ,że twoja siostra jest zamieszana w te morderstwa Wydał z siebie pisk zaskoczenia — Doprawdy?
— Nie wiem jakie są jej motywy ale nie ma żadnego alibi, nie uczestniczyła w żadnych poszukiwaniach, i była sama kiedy znalazła pierwsze ciało. Może nie jest winna. Może ma dobre powody i wytłumaczenie tego wszystkiego. Ale to nie wygląda dobrze — I teraz chcesz się z nią widzieć — Tak, chcę. Zbyt wiele osób zginęło. Nie możemy tak po prostu odpuścić — jeśli nie znajdę winnego, szlachta wróżek sama to zrobi, a ona jest zwykle mniej wybredna niż ja. Może na przykład oskarżyć nas wszystkich o utrudnianie wymierzenia sprawiedliwości — Elliot? — Alex spojrzał w jego stronę, z szeroko otwartymi oczami Elliot potrząsnął głową — O nie to twoja sprawa — jego uśmiech był gorzki — Powinieneś być bardziej ostrożny. Mówiłem ci już wcześniej abyś sobie nie pogrywał Ta wymiana zdań nie znaczyła dla mnie kompletnie nic ale wydawała się znaczyć coś dla Tybalta. Jego warczenie zrobiło się nagle głośniejsze i rzucił się na Alexa, unosząc go za ramiona w powietrzu jakby ten nic nie ważył — Jak śmiałeś! — zaryczał Gapiłam się oniemiała — Co do diabła — Nie zraniłem jej! — krzyczał Alex, jego uwaga skupiona była na Tybalcie — Nie będziesz miał już szansy aby to zrobić! — Tybalt wypuścił lewe ramię Alexa, zabierając dłoń która nagle była pokryta pazurami. I w tym momencie zaszło słońce Transformacja w normalnym świecie nigdy nie odbywa się tak jakbyśmy się spodziewali. Światło wokół Alexa pojaśniało kiedy jego włosy zmieniały się ze złota w czerń a opalona skóra zmieniała się w mleczną biel dopóki Tybalt nie trzymał w powietrzu sapiącej Terrie. Ta zmiana chyba go zdezorientowała ponieważ, udało jej się uwolnić z jego uścisku i stanąć chwiejnie na miejscu. Kobiety mają mniejsze płuca od mężczyzn, zachód słońca musiał być odczuwany jako najgorszy atak astmy w historii Ta zmiana była brakującym kawałkiem układanki która udzieliła mi odpowiedzi na temat pochodzenia Alexa i Terrie Olsenów. Komentarze Gordan. Prędkość naszej wzajemnej atrakcyjności. Sposób w jaki sprawiał ,że zapominałam o wykonywaniu swojej pracy za pomocą jednego tylko uśmiechu.
Urok który wciąż we mnie uderzał, nawet wtedy kiedy już wiedziałam ,że jest to urok, linia krwi której nie mogłam zidentyfikować i sposób w jaki nie cierpiałam Terrie, tak szybko jak zaczęłam uwielbiać jego. I ptaki...och na korze i gałąź — I żadnego śpiewu ptaków — powiedziałam przerażona. Keats (angielski poeta jeden z przedstawicieli romantyzmu) nie wiedział zbyt dużo o świecie wróżek ale wiedział wystarczająco
aby w pewnych sprawach mieć rację, wróżki Gean-Cannah wywodzące się od elfów, znane potocznie Mówcami miłości Nigdy wczesnej nie poznałam Odmieńca Gean-Cannah, tylko słyszałam plotki, więc nie byłam w stanie rozpoznać jego krwi. Prawdziwe wróżki Gean-Cannah były zmiennokształtnymi. Całkowicie zmiennymi stworzeniami, które potrafiły zmieniać swoje twarze i płeć przy pomocy zaledwie myśli. Tylko ich dzieci Odmieńcy, były ograniczone ruchami słońca, rozdzielone na zawsze pomiędzy różnych ludzi. Powinnam się domyślić kiedy zobaczyłam ich oczy. Powinnam była wiedzieć. Ale nie wiedziałam
Gean-Cannah kiedyś były powszechne. Żerowały głównie na śmiertelnikach. Zbyt nieskrępowanie. Nigdy nie było wstydem polowanie na ludzi, wstydem było zostanie złapanym. Bycie potworem jest w porządku ale bycie niezdarnym potworem już nie. Gean-
Cannah brały co chciały, i zostały zauważone. Albo zawsze istniały. Wróżki te były ciężkimi ofiarami wojny z ludźmi, a Mówcy miłości nigdy szybko się nie rozmnażały. Nie mogą one znieść swojego własnego towarzystwa, a większość wróżek jest dla nich zbyt sprytna. W tych czasach są już rzadkością. Widziałam tylko jedną taką wróżkę czystej krwi, i to po drugiej stronie królewskiego dworu. Nie było to na tyle bliskie spotkanie aby poznać cechy tej krwi Wróżka Gean-Cannah będzie twoim perfekcyjnym kochankiem i będzie twoim ostatnim. Wyciągnie z ciebie życie, pozostawiając osuszoną ze wszystkiego oprócz potrzeby kochania jej, aby wciąż karmić ją każdą uncją siły którą posiadasz, aż do końca Większość romansów z wróżkami Gean-Cannah kończy się samobójstwem Tybalt otrząsnął się ze swojego zaskoczenia, i teraz wyglądał na jeszcze bardziej wściekłego. Podeszłam bliżej, chwytając go za ramię i jednocześnie zerkając na Terrie — Nocna zmiana
— Przykro mi — powiedziała obniżając swój inhalator — Powiedziałabym mu aby tego nie robił, ale nie zostawił mi żadnej kartki, doki nie było już za późno — To...coś cię dotykało? — zapytał Tybalt, jego ton głosu zrobił się niebezpiecznie cichy — Jej dzienna wersja — zerknęłam na Terrie — Masz nad tym jakąś kontrolę? — Ja.... — Terrie westchnęła — Chcesz wiedzieć czy Alex wymusił na tobie to ,że ci się podobał? — Tak Odwróciła wzrok — Tak Przez długą chwilę, po prostu tam stałam. Po czym odwróciłam się w stronę Tybalta i powiedziałam — Rób co chcesz, ja już skończyłam — głowa Terrie odwróciła się gwałtownie, oczy miała szeroko otwarte. Zignorowałam ją przenosząc swoją uwagę na Elliota — Pozwoliłeś mu na to — Toby, ja — Wiesz co się dzieję, kiedy kłamiesz w zmowie z wróżką Gean-Cannah? Wiesz? — żadne z nich nie powiedziało słowa. Nawet Tybalt, chociaż na nowo zaczął warczeć, był to niski dźwięk dochodzący z głębi jego gardła — Robisz się zmęczony, a twoje myśli są rozmyte, przestajesz myśleć, myślisz tylko o tym kiedy znowu zobaczysz swojego kochanka. Kładziesz się w końcu na zimnym wzgórzu i umierasz, i miałeś zamiar pozwolić mi wpaść prosto w jego ramiona bez żadnego ostrzeżenia? — Toby, to nie było tak — zaczęła Terrie, rzuciłam jej piorunujące spojrzenie i się zamknęła — Nie obchodzi mnie jak to było, i nie interesują mnie twoje powody — powiedziałam — To za dużo. Zabieram moich ludzi, i wyjeżdżamy stąd — odwróciłam się i wyszłam z kafeterii pozwalając aby drzwi zatrzasnęły się za mną Nie poszli za mną. Jeśli spojrzenie na twarzy Tybalta coś znaczyło, to nie miał zamiaru im na to pozwolić
Przeszłam korytarzem tak daleko jak mi się udało, zanim moje kolana nie poddały się, i nie osunęłam się na podłogę, z płaczem, wydając z siebie wyczerpane sapnięcia. Jak oni śmiali? Jak śmiali? Płakałam dopóki starczyło mi łez. Trwało to przerażająco długo. Dopiero kiedy wytarłam oczy wierzchem dłoni zdałam sobie sprawę ,że ktoś opiera się o mnie. Zamarłam zdając sobie sprawę ,że właśnie złamałam moją własną kardynalną regułę przetrwania, wyszłam sama. Byłaby to piękna irytująca ironia gdybym została zabita po moim dramatycznym wyjściu Ktokolwiek to był nie wykonywał żadnych wrogich ruchów, po prostu się opierał. Większość
psychopatów
szuka
krwi
zanim
zacznie
się
przytulać,
jest
to
ich
charakterystyczna cecha. I nie, nie sądzę aby zabijali mniej jeśli byliby częściej przytulani. Wydaje mi się ,że kiedy zaczynają zabijać, niekoniecznie szukają poklepywania po plecach Spojrzałam, April siedziała skulona koło mnie, oczy miała zamknięte, łzy spływały po jej policzkach — April? Nie otworzyła oczu — Nie sądziłam ,że moja matka może zostać odłączona z sieci — Och, April — przygryzłam wargę niewiedząc co powiedzieć. Łatwo było zapomnieć o jej pochodzeniu i skupić się tylko na tym ,że była dziwna. Może i nie była normalna, ale Jan była jej matką, prawdopodobnie jedyną jaką kiedykolwiek miała. Wybrałam najbardziej błahe, najmniej raniące słowa jakie udało mi się znaleźć — Przykro mi — Miała się mną zająć, ale opuściła sieć beze mnie. Jak mogła to zrobić? Musi się mną zająć — Jestem pewna ,że dbała o ciebie — zamrugałam jak tylko to powiedziałam, zdając sobie sprawę jak protekcjonalnie to zabrzmiało April chyba też zdała sobie z tego sprawę, ponieważ podniosła głowę a jej spojrzenie było zawzięte — Dobrze się mną zajmowała. Zawsze to robiła — przerwała, kontynuując już ciszej — Ludzie mówią ,że dbała o mnie tylko dlatego ,że byłam czymś nowym, i zapomni o mnie kiedy znajdzie coś innego. Ale mylili się, zajmowała się mną. Kiedy byłam ranna albo chora albo zagubiona, zawsze się o mnie troszczyła. Zawsze — jej głos się załamał — Co zawsze April?
— Kochała mnie To zaskoczyło mnie nawet bardziej niż powinno. Wiedziałam ,że April była przywiązana do Jan. Nie zdawałam sobie sprawy ,że wiedziała czym jest miłość. Cicho powiedziałam — Chyba rozumiem — Czyżby? — zapytała, odsuwając się. Ciężko było przyzwyczaić się do emocji w jej głosie. Brzmiała na bardziej żywotną i prawdziwą od śmierci Jan Żałowałam tylko ,że jej matka nie może tego zobaczyć — Tak sądzę — Nigdy nie pozwoliłabym jej skrzywdzić — Wiem — Mam nadzieję — powiedziała i potrząsnęła głową Łzy z jej policzków zniknęły tak jakby nigdy ich tam nie było — Nie pozostało zbyt wielu wyborów. Muszę iść a tym musisz pomyśleć, To ważne — zniknęła pozostawiając mnie samą — April? April, wróć, co jest ważne? April! — patrzyłam się w puste powietrze, mając nadzieje ,że wróci i się wytłumaczy, niestety — O co jej chodziło? Podnosząc się z podłogi, przeczesałam niepokaleczoną dłonią włosy i zerknęłam w kierunku pokoju z futonem, westchnęłam i wróciłam z powrotem do kafeterii Nie mogłam odjechać. Chciałam ale nie mogłam. Gdyby chodziło tylko o Jan, może zostawiłabym ten cały bałagan dla Sylvestera, ale April...April potrzebowała kogoś kto dowie się co się stało, byłam jej to winna, jej i jej matce Ku mojemu zaskoczeniu i lekkiemu rozczarowaniu kafeteria nie była miejscem rzezi. Terrie zniknęła, a Tybalt i Elliot znajdowali się po przeciwnych stronach pokoju. Tybalt utkwił wściekłe spojrzenie w Elliotcie, który próbował wyglądać jakby w ogóle mu to nie przeszkadzało. Tybalt wyprostował się kiedy weszłam koncentrując swoją uwagę na mnie Stanęłam nos w nos z Elliotem i powiedziałam — Zostajemy dopóki Sylvester tu nie dotrze. Nie dla ciebie, dla Jan. I jeśli Alex zbliży się do mnie w dzień czy w nocy zabije go. Zrozumiano?
Podniósł ręce w błagalnym geście — Nie staraliśmy się ci narazić — Oszukaliście mnie — Terrie nie może poradzić nic na to czym jest, to jej natura, sprawianie aby ludzie ją kochali, tak samo jak w twojej naturze leży uzyskiwanie odpowiedzi ze śmierci — przerwał — Zawsze się zastanawiałem dlaczego wróżki Daoine Sidhe mają ten dar. Jesteś córką Titani? Dlaczego jesteście tak przywiązane do krwi? — Ponieważ jesteśmy również dziećmi Oberona i nikt inny nie chciał wziąć tej roboty, daruj sobie, Elliot. Chcesz mojej pomocy czy nie? — Tak, wszyscy chcemy — Więc, musisz stosować się do moich reguł. Możesz to zrobić? — Mogę — powiedział powoli, tak jakby te słowa były dla niego niesmaczne — Dobrze — odsunęłam się od niego — Reguła pierwsza, nikt nie chodzi nigdzie sam, bez względu na to jak bardzo pewny jesteś ,że nic ci się nie stanie ani miejsca do którego idziesz. Nie zostało was zbyt wiele, chciałabym zachować tych co pozostali przy życiu Elliot pokiwał — Każe wszystkim którzy jeszcze zostali poruszać się w parach — Czy możesz zmusić ich do posłuchu? — Tak sądzę — Dobrze. Reguła druga, jeśli zadaje pytanie, chce usłyszeć odpowiedź, nie wymówkę, ani żadne techniczne terminy których wiesz ,że nie zrozumiem. Prawdziwą odpowiedz. Możesz mi to obiecać? — Obiecuje — Przyrzeknij — Toby, czy naprawdę muszę — zobaczył wyraz mojej twarzy i przerwał — W porządku. Przyrzekam na korzeń i gałąź, srebro i żelazo, przez ogień i wiatr i twarze księżyca. Niechaj nigdy więcej nie zobaczę wzgórza domu rodzinnego jeśli nie wypełnie przyrzeczenia — przerwał — Czy to wystarczy? — Na razie
— I pomożesz nam? — Tak. Chodźmy poinformować o wszystkim Connora i sprawdzić co z Quentinem i ...— przerwałam — Gdzie jest Terrie? — Wyszła — powiedział Tybalt usatysfakcjonowanym głosem — Lepiej ,że już jej tu nie ma — A więc jest sama? — jeśli nie była naszym zabójcą, równie dobrze mogła być celem. Nie lubiłam jej ale nie chciałam jej śmierci — Tak sądzę — powiedział Elliot. — Och na zęby Maeve Możesz ją znaleźć? Zaledwie pokiwał i pobiegł. Szłam kawałek za nim. Nie wiedziałam ,że coś jest nie tak, nie bardzo ale wiedziałam ,że za każdym razem jak uprawiam hazard z przeznaczeniem w tym miejscu nigdy nie wygrywam. Tybalt uderzył w drzwi przez które wcześniej prowadził mnie Alex, wybiegając na ciepłe wieczorne powietrze ze mną i Elliotem depczącym mu po piętach. Zapach krwi uderzył we mnie jeszcze zanim zobaczyłam Terrie leżąca z rozrzuconymi luźno kończynami na trawie. Koty zniknęły. To był pierwszy raz kiedy znalazłam się na zewnątrz i nie widziałam kotów — Biedactwo — powiedziałam zerkając od Elliota do Tybalta — Tybalt, znajdź koty i dowiedz się czy coś widziały — kiwnął w odpowiedzi — Elliot — był blady i drżał, westchnęłam — Zostań tutaj Tybalt odwrócił się, znikając w cieniu kiedy szłam w kierunku ciała Terrie. Przyklękłam przy niej i obróciłam jej głowę na bok ,ujawniając punktowe ślady tuż poniżej linii jej szczęki. Podobne znaki miały jej nadgarstki, dokładnie w tym samym miejscu w którym ich oczekiwałam — Jan naprawdę miała farta — wymamrotałam, nasz zabójca powrócił do swoich normalnych metod Skóra Terrie wciąż była ciepła, nawet cieplejsza niż Peter’a. Przybyliśmy prawie na czas. Zbyt wściekła i wyczerpana aby bawić się w delikatność, podniosłam jej ramie, przysunęłam nadgarstek do ust i posmakowałam
Krew zawsze jest inna. Ma tysiące smaków, doprawiona przez życie i skażona przez wspomnienia. Zabierz te aromaty a wszystko co pozostanie to miedz, ckliwa i bezużyteczna. Krew Terrie była pusta. Już chciałam ją wypluć ale przerwałam i oblizałam usta. Coś tam było. Ignorując reakcję Elliota, którą było na wpół duszące się sapnięcie. Wzięłam kolejny łyk. Tak, zdecydowanie coś tam było, nie wszystko do końca zniknęło. To był tylko przebłysk wspomnienia, odległy szept koniczyny i kawy, zbyt lekki aby powiedzieć mi cokolwiek ,ale był tam zdecydowanie Usiadłam, marszcząc się. Co w tym było innego? Co wyróżniało tą śmierć pośród innych? Inni byli wróżkami czystej krwi, Terrie była odmieńcem. Może o to chodziło, a może to ,że była dwiema różnymi osobami i tylko jedna z nich zginęła — Elliot? Która jest godzina? — Chwile po ósmej — zawahał się — Dlaczego? Uśmiechnęłam się. Wciąż czułam krew wysychającą na moich ustach — Zanieśmy ją do piwnicy. Chce sprawdzić co z Quentinem, i przespać się do czasu aż nie przyjedzie Sylvester, muszę być rano w pogotowiu — Dlaczego? — zapytał. Nie brzmiał tak jakby naprawdę chciał wiedzieć Wciąż uśmiechając się powiedziałam — Ponieważ o wschodzie słońca mam zamiar zbudzić śmierć
Dwadzieścia siedem Czekaliśmy aż wróci Tybalt żeby przenieść ciało. Jego nastrój jeszcze się pogorszył kiedy przeszukiwał włości, szukając kotów. Ktoś je przestraszył i przegonił używając dźwięków o specjalnie wysokiej częstotliwości, pozostawiając je wystraszone i nieszczęśliwe. Ktoś za to zapłaci jeśli on będzie miał w tej sprawie coś do powiedzenia On i ja zanieśliśmy ciało Terrie razem, przez włości. Ignorując niespokojne spojrzenie Elliota, przesunęliśmy ciało Colina na podłogę, i położyliśmy na jego miejscu Terrie. Potrzebowałam do niej łatwego dostępu, a Colin raczej nie będzie miał nic przeciwko. Martwi są zazwyczaj dość ugodowi w takich sprawach. Piwnica robiła się zatłoczona. Większość ciał wyglądała jak modele filmowe, zbyt czyste aby mogły być prawdziwe. Jedyne ciało które wydawało się w połowie naturalne było to ciało Jan, pod jej czerwono brązowym prześcieradłem. Wciąż nie mogłam zrozumieć dlaczego Jan została zamordowana inaczej niż inni. Co mi umykało? — Możesz iść — powiedziałam, zerkając w kierunku Elliota — Zawołaj April, i zostań z nią. Niech zaprowadzi cię do Gordan Przez chwile wyglądał tak jakby chciał się kłócić. Potem pokiwał, i poszedł schodami nie protestując. Obserwowałam go próbując ignorować ból głowy i ręki. Byłam taka zmęczona. Musze się przespać przed porannym zadaniem inaczej mogę tego nie przeżyć. A wciąż były rzeczy które musiałam zrobić Tybalt milczał dopóki Elliot nie wyszedł. Wtedy obrócił się i spojrzał na mnie, pytając — Co zamierzasz zrobić? — Coś naprawdę bardzo głupiego — zmrużył oczy, wzruszyłam ramionami — Posłuchaj Terrie i Alex dzielili jedno ciało, ale nie byli tą samą osobą. Jeśli Terrie nie żyje, a Alex tak, może będę w stanie jakoś go przywrócić. To mogłoby obudzić z powrotem krew Milczał przed chwile — Nie wiem czy to genialne czy samobójcze — Nie szkodzi — zaoferowałam mu cień uśmiechu — Ja też nie — Urzekająco — podszedł do mnie, palcami dotykając kołnierzyka kurtki którą miałam na sobie i powiedział — Pasuje do ciebie, tak myślę. Powinnaś ją zatrzymać — Tybalt, ja... — Nie żebym chciał ją mieć z powrotem po tej ilości krwi którą jej zapewniłaś — odsunął rękę — Chcesz mnie o coś prosić. Rozpoznaje to spojrzenie
— Tak — przez chwilę chciałam złapać jego rękę, tylko po to ,żeby móc się na czymś oprzeć. Ale ta chwila przeminęła — Nie wiem gdzie jest Sylvester a dotarcie tutaj nie powinno zająć mu aż tyle czasu, czy możesz spróbować go poszukać? — Nie, dopóki nie zobaczę ,że jesteś bezpieczna Posłałam mu ukradkowe spojrzenie. Spojrzał na mnie władczo w odpowiedzi W końcu westchnęłam — Wszystko jedno Szliśmy przez opuszczone korytarze w milczeniu. Przy drzwiach do pokoju z futonem, zapukałam i Connor wpuścił mnie do środka, tylko spoglądając podejrzliwie na Tybalta. Quentin spał, jego twarz była blada w tym półmroku, podczas gdy koniki morskie dokazywały w swoim akwarium, nieświadome niebezpieczeństwa jakie się wokół nich znajduje. Szczęściarze Tybalt skinął na Connora, potem spojrzał na mnie, zanim nie odwrócił się i nie zniknął w cieniu korytarza. Zamknęłam drzwi na klucz i zerknęłam na Connora — Obudź mnie pół godziny przed świtem albo jak dotrze tu Sylvester, cokolwiek będzie pierwsze — Czy chce pytać? — Prawdopodobnie nie — powiedziałam znużona. Pokiwał, uścisnął mnie krótko zanim pozwolił mi się rozciągnąć na podłodze przy futonie. Zasnęłam jak tylko zamknęłam oczy. Jeśli coś mi się śniło, to tego nie pamiętam — Toby, już czas — głos Connora znajdował się tylko cale od mego ucha. Szarpnęłam się siadając, prawie zderzając moją głowę z jego — Co? — Już czas — Sylvester— — Tybalt może wyjaśnić — z ponurej miny na jego ustach wnioskowałam ,że to nic dobrego Pokiwałam — W porządku, chwileczkę — wstałam, i dotknęłam czoła Quentina. Nie było na tyle gorące aby mnie zmartwić, a jego oddech też się poprawił. Co prawda infekcja nadal była ryzykiem, zawsze była, ale nie umrze we śnie Tybalt czekał w holu wraz z Elliotem. Connor wyszedł ze mną, trzymając dłoń na klamce, spoglądałam pomiędzy nimi dwoma — Więc?
— Twoi monarchowie to tacy czarujący ludzie — powiedział Tybalt nie zawracając sobie głowy kryciem pogardy Jęknęłam — Riordan — Nie wierzy ,że książę Torquill jest tutaj z ważnych powodów — powiedział Elliot — Zadzwoniłem do jej kasztelana jak tylko usłyszałem ale.... — Ale zatrzymała ich na granicy? — W rzeczy samej — pokiwał ponuro — To...po prostu...niech to cholera — westchnęłam — W porządku gdzie jest Gordan? — W pokoju April z zamkniętymi drzwiami. Wiedziałam gdzie wszyscy byli. Więc dlaczego wciąż nie wiedziałam na kogo wskazać palcem? April była córką Jan Gordan straciła najlepszą przyjaciółkę a Elliot narzeczoną, kto jeszcze pozostał? Chyba ,że ktoś jeszcze był w budynku? W innym razie nie miałam już więcej podejrzanych — W porządku. Connor, zostań z Quentinem. Eliot, Tybalt, chodźcie ze mną — skierowałam się w kierunku kafeterii zanim Connor zdążył zaprotestować — Potrzebuje kawy — Jesteś tak uroczo przewidywalna — powiedział sucho Tybalt, i poszedł za mną Elliot spoglądał pomiędzy nami pytając — Co masz zamiar zrobić? — To co powiedziałam, zbudzić śmierć. Nie pytaj o szczegóły. Nie znam ich Przystanął wpatrując się w nas, zanim zapytał przyciszonym tonem — Wszystkich martwych? Och, na dąb i jesion. Nie chciałam aby pomyślał, że...— Nie — powiedziałam — Nie mogę tego zrobić, przykro mi. Ale wciąż jest szansa dla Alexa Elliot momentalnie zrobił zbolałą minę i chciałam trzasnąć się sama w głowę. Byłam zła na tych ludzi ,że byli tak cholernie ogólnikowi i teraz robiłam im to samo — Rozumiem Plamy krwi zostały starte z podłogi kafeterii i dzbanek zaparzonej kawy czekał już na kontuarze. Skierowałam się prosto do niego ,łapiąc po drodze kubek — Mówiłem ci ,że lubi kawę — skomentował Tybalt — Jesteś spostrzegawczy — powiedziałam z aprobatą — Hej, Elliot, dlaczego Gordan jest w pokoju April, tak czy inaczej? — Konserwacja
— Konserwacja? — powtórzyłam jak echo napełniając kubek — Jej serwer musi być sprawdzany co rano. Gordan jest jedyną osobą która potrafi to zrobić i jeszcze żyje Tybalt zmarszczył brwi. Zdałam sobie sprawę ,że nie wiedział czym jest April — Dlaczego ten serwer wymaga systematycznego sprawdzania? — Jeśli coś wysiądzie, lub straci zasilanie, April zostaje odłączona od sieci — wzruszył ramionami Elliot — Musimy wszystko regularnie kontrolować aby upewnić się ,że do tego nie dojdzie Przerwałam z kubkiem w połowie drogi do ust — Powtórz jeszcze raz tą część o zasilaniu? — Jeśli serwer April straci zasilanie, znika z sieci na ten okres czasu — A to oznacza dokładnie co? — Że znika. Umiera do czasu aż zasilanie nie powróci — A wtedy co? Nic jej nie jest? — Cóż, tak. Tak szybko jak zostaje uruchomiona ponownie Odstawiłam kubek — Racja — Nic dziwnego ,że April nie rozumiała dlaczego Jan nie mogła się obudzić, nie rozumiała śmierci, ponieważ za każdym razem kiedy ona sama umierała, została przywracana do życia. Byłaby idealnym podejrzanym, niewinny zabójcą....gdyby nie Peter, który został zabity podczas utraty zasilania. Jak mogłaby go zabić gdyby sama była w tym czasie martwa? — Czy może tu przyjść? — Nie podczas konserwacji — No tak — zaczęłam iść w stronę Tybalta — Gdzie jest jej pokój? — W pobliżu gabinetu Jan — Ok — zerknęłam na zegarek. Słońce niedługo wzejdzie a odpowiedzi których potrzebowałam zostaną odnalezione tylko wraz ze śmiercią — Czy masz klucz do pokoju z futonem? Elliot zmarszczył się — Tak — To dobrze, a teraz słuchaj uważnie, nie zbliżaj się nigdzie w pobliże pokoju April, chce żebyś wrócił do pokoju z futonem i zamknął się tam na klucz. Nie wpuszczaj tam nikogo. Jeśli pokaże się tam April...— przerwałam — Nie pozwól jej otworzyć drzwi Jego marsowa mina jeszcze się pogłębiła — O czym ty mówisz?
— Zaufaj mi, dobrze? — to nie Terrie, ona była martwa, nie było to Elliot, jeśli to on byłby zabójcą byłabym martwa jak tylko znaleźliśmy się sami razem. To pozostawiało April albo Gordan......a April nie rozumiała czym jest śmierć ale nie mogła zabić Petera Mieliśmy problem Elliot zmartwionym głosem powiedział — W porządku — zanim odwrócił się i pośpieszył korytarzem — Będzie bezpieczny? — zapytał Tybalt. Pytanie to zabrzmiało czysto akademicko, nie obchodziło go to tak naprawdę i wcale nie zamierzał udawać, że jest inaczej — Apri jest chwilowo poza siecią a Gordan jest zajęta — powiedziałam — To może być ostatni moment w którym będzie bezpieczny — Spojrzałam do góry na niego — Zakładam ,że zamierzasz iść ze mną? Uśmiechnął się bardzo nieznacznie — Tak jakbym miał pozwolić ci ryzykować życie samej? — Racja — odparłam — Tędy Był już prawie świt kiedy znaleźliśmy się w pobliżu drzwi do piwnicy. Pomyślałam o tym aby spróbować zejść na dół ale zdecydowałam się nie przeciągać struny. Mogło mi się udać, ale równie dobrze mogłam być w połowie drogi kiedy wzejdzie słońce, a pomysł o tym ,że złamie sobie kark tylko dlatego ,że byłam na tyle głupia ,żeby coś takiego zrobić skutecznie mnie przed tym powstrzymał. Zamknęłam oczy i oparłam się o ścianę, czekając. Tybalt otoczył moje ramiona swoim, i podskoczyłam kiedy to zrobił ale nie otworzyłam oczu. Świt w końcu zawsze przemija. To jedna z kilku rzeczy którą w nim lubię Gdybym się nie przespała, siła wschodu słońca zwaliłaby mnie z nóg. Jak zawsze mój ból głowy powrócił z pełną mocą do czasu kiedy nacisk świtu zelżał, ucieszyłam się ,że darowałam sobie śniadanie. W innym wypadku już miałabym mdłości. Tybalt trzymał moje ramiona przez cały czas, uspokajając mnie tym gestem. Kiedy świt przeminął otworzyłam oczy i posłałam mu pełne wdzięczności spojrzenie. Odwrócił wzrok a wyraz jego twarzy był całkowicie nieprzenikniony Racja. Przez moment zapomniałam ,że nie byliśmy przyjaciółmi. Odepchnęłam się od ściany i otworzyłam drzwi prowadzące do piwnicy, kierując się po schodach w dół do prowizorycznej kostnicy Jeden mały ale istotny detal uległ zmianie. Gdybym nie znała zawartości tej piwnicy tak dokładnie mogłabym go pominąć, ale było inaczej, to było jak znalezienie wody na pustyni, zbyt nie na miejscu aby tego nie zauważyć
Alex leżał na miejscu Terrie Tybalt odetchnął gwałtownie. Najwyraźniej nie uwierzył mi kiedy mówiłam ,że coś się stanie. Głupio z jego strony — Bingo — powiedziałam z satysfakcjonującym uśmiechem Alex wyglądał jak wszyscy inni, tak jakby w każdej chwili miał otworzyć oczy i domagać się odpowiedzi na pytanie co robi w tej piwnicy. Lecz była jedna dość istotna różnica, która była oczywista gdy się na niego spoglądało, ślady na jego nadgarstkach i gardle zniknęły. Świt uleczył to wraz z transformacją — Co do... — Dwie osoby, jedno morderstwo — powiedziałam przykładając ucho do klatki piersiowej Alexa. Nie było bicia serca. Cóż tak naprawdę nie oczekiwałam ,że samo nastanie świtu go ożywi ( to byłoby zbyt łatwe) ale miałam nadzieje — Krew Alexa jest wciąż żywa, to dlatego zmienił się kiedy wzeszło słońce. Teraz muszę tylko wykombinować jak obudzić go też w inny sposób Tybalt warknął, dźwięk ten odbił się echem w całej piwnicy — Dlaczego nie pozwolisz mu zgnić? — To kuszące. Ale musze z nim porozmawiać. Poza tym wróżki przecież nie znikają. Kiedy świt go uleczył, pozostawił go z ciałem które było w pełni zdrowe i gotowe do normalnego funkcjonowania. Musze tylko wykombinować jak go uruchomić To musi być związane z krwią. Wszystko zaczyna się od krwi. Wyjęłam nóż z za paska odwróciłam jego ramie w swoją stronę i przecięłam płytko jego nadgarstek. Było bardzo niewiele krwi. Prawdopodobnie ta krew pozostała w żyłach kiedy stanęło jego serce. To akurat nie był problem, z tym mogłam sobie poradzić Kucając, przycisnęłam usta do rany i napiłam się
W dół korytarza, szybko, szybko, uciekaj, biegnij, znajdź Toby znajdź Elliota , znajdź kogokolwiek, nie teraz, nie ja, nie , nie umrę w taki sposób, nie mogę, nie umrę, uciekaj, uciekaj Sapiąc, wyszarpałam się z jego wspomnień i cofnęłam się do tyłu, prosto na Tybalta. Złapał mnie z łatwością, oczy miał szeroko otwarte — October? — Za blisko — powiedziałam próbując odzyskać oddech — Zaczęło się zbyt blisko śmierci, nie widzę kto ją zabił
— Wiec znajdź inny sposób — powiedział i postawił mnie na nogi Zerknęłam na niego — Myślisz ,że potrafię? Uśmiechnął się lekko i sięgnął zakładając mi kosmyk włosów za ucho — Wierzę w to. To pasuje do ciebie o wiele lepiej niż ta twoja głupiutka iluzja — Och — wciąż wpatrywałam się w niego przez chwilę która wydawała się niemożliwe długa zanim odwróciłam wzrok i sięgnęłam po nóż — Krew wciąż pamięta. Tylko bezwładność utrzymuje go wciąż w stanie śmierci — przerwałam i uśmiechnęłam się ponuro — Będę tego żałować — Co masz zamiar zrobić? — Nie jestem pewna, a teraz cisza Milczał Magia krwi bazuje w połowie na instynkcie a w połowie na potrzebie. Są pewne wzory do naśladowania i rytuały które mogą to ułatwić ale na końcu i tak wszystko sprowadza się do instynktu i potrzeby. Odbyłam lekcję z magii kwiatów i magii wody, uczyłam się jak rzucać iluzję i modyfikować fizyczne uroki. Ale magia krwi.....właśnie powiedziała mi co musiało zostać zrobione, i zrobiłam to. To jedyna rzecz która przychodzi mi bez walki, nawet jeśli tak naprawdę nigdy nie jest łatwa do zrobienia Moja matka kilkoma kroplami krwi potrafiła pobudzić do śpiewu kamienie. Nie oczekiwałam niczego aż tak krzykliwego. Tylko małego zmartwychwstania Umieściłam nóż na moim lewym nadgarstku i wycięłam bardzo ostrożnie X, głębokie na tyle aby krwawiło i jednocześnie płytkie na tyle aby nie stanowiło zagrożenia dla życia, jeśli oczywiście szybko się z tym sprawię. Zapach świeżo skoszonej trawy i miedzi wzrastał wokół mnie, trzaskając w powietrzu kiedy zaczęłam wyśpiewywać wciąż jeszcze na wpół ukształtowane zaklęcie. Dobrze. Krew z nacięcia płynęła w dół mego ramienia. Zapach miedzi wzmacniał się praktycznie w całości przytłaczając zapach trawy Poruszając się celowo, umieściłam nóż ostrożnie na kontuarze i obróciłam się w kierunku Alexa, przechylając ramie i pozwalając aby krew spływała mi po palcach. Gaza oplatająca moją rękę nabrała koloru bogatej, żywej czerwieni. Zignorowałam to, w tym momencie to nie było ważne. To było dokładnie właściwe uczucie. Nawet ból nie był ważny. Wszystko co miało znaczenie to to ,że krew kazała mi podążyć za sobą — October......
Prawie zapomniałam o tym ,że Tybalt był w pomieszczeniu — Cicho — powiedziałam ponownie, i zaczęłam upuszczać krople krwi na czoło Alexa i jego usta, zanim położyłam płasko dłoń na jego sercu, pozostawiając szkarłatny odcisk ręki. Magia utworzyła wzór tak czytelny ,że prawie byłam w stanie go dostrzec...i jednak to nie wystarczało. Kawałki zaklęcia tam były, ale obraz nie wyłonił się w pełni W porządku, jeśli wszechświat chciał sobie pogrywać ze mną na ostro, niech tak będzie. Podniosłam nadgarstki skandując — Dąb i jesion wierzba i cierń są moje, krew i
lód, kwiat i płomień są moje — przycisnęłam usta do nacięcia, biorąc łyka krwi i połykając ją. Paliła całą drogę w dół mego gardła — Zrań mnie zwiąż mnie z ich końcem, krwawiłam
tu i płonęłam i domagam się zwrotu tego co moje — zapach miedzi i trawy był przytłaczający. Wzięłam drugi łyk krwi i pochyliłam się nad Alexem, przyciskając swoje usta do jego i wpuszczając do środka swoją krew Zaklęcie rozbite we mgle które wysłało mnie na skraj zdumienia. Moje stopy pośliznęły się na plamach krwi I prawie upadłam, Tybalt złapał mnie i podciągnął do góry A Alex otworzył oczy To był ten ostatni kawałek aby zakończyć poczucie absolutnego spokoju które nadeszło kiedy zaklęcie się dopełniło, nagle zdałam sobie sporawe ,że krwawię i mam zawroty głowy. Co więcej posmak krwi osadzający się w moim gardle powodował odruch wymiotny — Cholera — wymamrotałam, odsuwając się od Tybalta aby złapać prześcieradło Yui i owinąć je wokół swojego ramienia. Właśnie wskrzesiłam umarłego (technicznie rzecz biorąc) i nie miałam zamiaru wykrwawić się na śmierć w konsekwencji tego czynu. Nie jestem aż taką fanką ironii — Na jaja Oberona ....— wyszeptał Tybalt, głosem pełnym podziwu. Zerknęłam w jego stronę ale odwrócił wzrok, nie napotykając spojrzenia moich oczu. To zabolało Ale później będzie czas na to aby martwić się Tybaltem. Odwróciłam swoją uwagę z powrotem do Alexa, który siedział teraz prosto, z rozbieganymi oczami. Nie wyglądał jakby w pełni już wrócił do siebie i nie mogłam go za to winić. Bycie martwym nie może być łatwe. — Witaj z powrotem śpiąca królewno — cała ta krew była trochę rozpraszająca. Nie wiedziałam czy mam ochotę zwrócić czy zemdleć — Ja.... — Alex podniósł dłonie, gapiąc się na krwawe odciski palców biegnące w dół jego ramienia — Ja żyje?
— Tak — Jak...? — Nie byłeś tak naprawdę martwy. Tylko myślałeś ,że jesteś — Co? — spoglądał na mnie pusto, kątem oka dostrzegłam ,że Tybalt robi dokładnie to samo Westchnęłam — Nie byłeś martwy — poczułam się zadziwiająco klarownie, pomijając ból i utratę krwi. Naprawdę powinnam nauczyć się rozpoznawać kiedy byłam w szoku. Potrafię rozpoznać go u każdego innego ale mnie samą zawsze łapie z zaskoczenia — Cokolwiek cię zaatakowało próbowało wysączyć twoje wspomnienia z krwi. Wydaje mi się ,że to jest właśnie to co zabija ludzi. Tracą samych siebie — przerwałam, chwiejnie — Dopadło Terrie, ale nie mogło dopaść ciebie. Nie w nocy, a więc jesteś tutaj Oczy Alexa rozszerzyły się dziko — Terrie jest martwa — wyszeptał — Przykro mi — a wtedy wszystko uderzyło we mnie razem Śmierć prawdopodobnie sporo ci zabiera. Nie wiedziałam tego ( nigdy nie umarłam) ale wiem jak ciężki wpływ magia krwi może mieć na ciało. Udało mi się jeszcze zrobić chwiejny krok w kierunku składanego łóżka zanim upadłam. Tybalt nie złapał mnie tym razem. Alex krzyczał z oddali i wściekle pomyślałam ,że zabroniłam im przecież chodzić gdziekolwiek samym. Co on robił? Próbowałam powiedzieć mu aby poszedł znaleźć innych, ale zabrakło mi słów, był tylko posmak krwi i popiołu A potem ciemność
Dwadzieścia osiem Obudziłam się powoli, walcząc o każdy centymetr powrotnej drogi. Czym bardziej odzyskiwałam świadomość tym większy odczuwałam ból, ale żyłam. To musiałam zrobić. Nigdy nie traktuje się ulgowo (to jedna z moich najgorszych wad) ale nigdy wcześniej nie próbowałam dwóch tak silnych zaklęć związanych z magią krwi w tak krótkim odstępie czasu, i zaczynałam myśleć ,że tym razem chyba przesadziłam. Mój ból głowy był najgorszy ze wszystkich jakie do tej pory miałam. Jęknęłam, podnosząc prawą dłoń do policzka
i
resztka
komfortowej
ciemności
rozproszyła
się,
pozostawiając
mnie
niezaprzeczalnie na jawie Cholera — Toby? Nic ci nie jest? — nie rozpoznawałam tego głosu. To było zaskakujące, ledwie rozpoznawałam swoje imię — Czy ona nie śpi? — ten głos był wyższy, chociaż nie na tyle wysoki aby należał do April. Przesortowałam w myślach potencjalnych rozmówców przyporządkowując ten głos do Gordan. To nie był dobry znak biorąc pod uwagę moje podejrzenia — Jej puls jest stabilny — powiedział trzeci głos. Ten rozpoznałam. Tybalt. Kiedy pozwoliłam sobie na ten moment rozpoznania, zdałam sobie sprawę ,że leże na plecach z głową na czyiś nogach i ,że coś zimnego i mokrego jest przyciskane do mego czoła. Prawdopodobnie jakaś myjka — Sądzę ,że musimy zaczekać — Obudzę się szybciej jeśli ktoś przyniesie mi kawę — powiedziałam nie otwierając oczu — Toby! — to był Alex, och dobrze, nie jest już martwy — Nic ci nie jest! — Nie, jestem zirytowana, a to duża różnica — wnętrze moich ust smakowało jak wysuszona krew, fuj — Mogę dostać tą kawę? Szuranie zabrzmiało na płytkach — Toby, tu Elliot, czy mnie słyszysz? — Odpowiadam ci nieprawdaż? — to wszystko przyprawiało mnie o jeszcze gorszy ból głowy. Zaczęłam poważnie zastanawiać się nad faktem czy nie jestem martwa
— Nic jej nie będzie jeśli znowu nie zrobi czegoś głupiego — powiedziała Gordan, takim tonem którym dała jasno do zrozumienia ,że nie ma złudzeń co do mojej inteligencji Rozważałam swoje opcje. Ruch nie wchodził w grę ( moja głowa nie pozwalała na żadne kłótnie) ale mogłam otworzyć oczy i byłam gotowa stawić czoła bólowi. W końcu i tak będę musiała to zrobić Kiedy pracowałam w domu, budziłam się z kacem dość często. Prawie za każdym razem czułam się jakby moja czaszka miała postać płynną. To było gorsze. Światło było zbyt mocne, a kolory zbyt jasne. Skrzywiłam się zmuszając oczy aby pozostały otwarte kiedy rozglądałam się wokół. Moja głowa leżała na kolanie Tybalta. Elliot i Alex stali w pobliżu, Gordan po drugiej stronie pakowała swoją apteczkę — Jak się czujesz? — zapytał Alex — Jakbym została przeciągnięta przez maszynkę do mięsa. Dostanę w końcu tą kawę? — Straciłaś dużo krwi — powiedziała Gordan — Już drugi raz musiałam składać cię do kupy. Nie każ mi robić tego ponownie — Nie mam zamiaru — zwłaszcza skoro byłam całkiem pewna, że sama chciała mnie rozszarpać — Dobrze — podniosła swoją apteczkę i odwróciła się kierując się na schody — Nie ma chodzenia w pojedynkę — powiedział Elliot Przystanęła jęcząc — Muszę wracać do pracy — Weź Alexa — Nie — powiedziałam szybko — Musze z nim porozmawiać — Cóż, mam robotę — Gordan posłała nam kwaśne spojrzenie — A wiec, idź i rób co musisz — powiedziałam z nadzieją ,że brzmię na wystarczająco wyczerpaną aby mi uwierzyła ,że to tylko z powodu mojej senności a nie faktu ,że była naszym zabójcą. Chciałam mieć pewność zanim ją skonfrontuje. Chciałam również być wtedy w stanie wstać o własnych siłach — Zawołaj April jeśli coś będzie się działo
— Twoja troska jest wzruszająca — powiedziała i wspięła się po schodach Elliot odwrócił się do mnie jak tylko zniknęła i zmarszczył brwi — Wypuściłaś ją samą, — Tak, wiem — podniosłam głowę, spoglądając do góry na Tybalt — Pomożesz mi usiąść? Bez słowa, wśliznął dłonie pod moje plecy i podniósł mnie do pozycji siedzącej. Wyrwałam do przodu i udało mi się utrzymać samej prawie przez sekundę zanim moje ramiona nie zostały zastopowane i opadłam do tyłu na jego klatkę piersiową. Otoczył mnie ramionami trzymając na miejscu — Zostań — powiedział stanowczo — Masz to jak w banku — odparłam, rozglądając się po pomieszczeniu. Wciąż byliśmy w piwnicy. Gruba warstwa bandaża została zasupłana wokół mojego lewego nadgarstka, smugi czerwieni widniały na białym bandażu. Tybalt i ja siedzieliśmy na składanym łóżku na którym wcześniej umiejscowiliśmy ciało Terrie. To miało sens. Była to teraz dostępna nieruchomość — Tak bardzo krwawiłaś ,że nie śmialiśmy cię przenosić — powiedział Elliot — Gdyby Tybalt nie powiedział nam ,że sama zadałaś sobie takie rany, pomyślelibyśmy ,że zostałaś zaatakowana. Nigdy nie spotkałem nikogo kto kaleczyłby się umyślnie tak często jak ty — To jej talent — powiedział Tybalt. — Niezbyt dobry — odparł Elliot, podnosząc kubek i podając mi go — Wypij to — Kawa? — wzięłam kubek, zaglądając do niego. To nie była kawa. Nie chyba ,że jej etykieta głosiła zielone i lepkie — Nie — powiedział Elliot. Dobrze wiedzieć ,że nie muszę jeszcze dodawać halucynacji do listy moich symptomów — Po prostu wypij — Nie pijam zielnych napojów — Ja to przygotowałem. Wypij To nie brzmiało zachęcająco — Co to jest?
— Jeden z przepisów Yui — powiedział. To był pierwszy raz kiedy nie drgnął gdy wypowiedział jej imię — To dobre na ból głowy. Zazwyczaj poiła tym Colina kiedy pozostawał za długo człowiekiem Zerknęłam do kubka. Jeśli smakowało tak jak pachniało, będę naprawdę nieszczęśliwa — Czy to działa? — Colin twierdził ,że tak — Jasne — w tej kondycji byłam idealnym celem, i nie mogłam pozwolić sobie na odrzucanie czegoś co mogło mi pomóc. Zaciskając oczy, przechyliłam zawartość kubka. Nie smakowało tak źle jak wyglądało. Smakowało gorzej. Gwiazdy rozbłysły w mojej głowie a kubek wyśliznął mi się z rąk i roztrzaskał na podłodze. Przez moment byłam całkowicie przekonana o tym ,że zostałam otruta, ale wtedy mój ból głowy odpłynął tak nagle ,że pozostawił mnie w stanie rozkojarzenia. Ból w nadgarstkach i dłoni wydawał się pogorszyć, wypełniając próżnie, ale to był ten rodzaj bólu z którym byłam w stanie sobie poradzić. Do tego już przywykłam Otworzyłam oczy. Świat powrócił do równowagi — Co w tym było? — Mięta, primula i wisteria w większości — powiedział Elliot — Nic ci nie jest? — Nie, ale czuje się już lepiej — czasem nienawidzę naszej niemożności aby sobie wzajemnie dziękować. Manewrowanie wokół tego słowa staje się męczące zwłaszcza przy takim samopoczuciu — Dobrze — powiedział Tybalt, zabierając ramiona Oparłam się na mojej zdrowej dłoni i wzięłam głęboki oddech. Wciąż czułam się lekko oszołomiona ale nie było już tak źle. Prostując się odwróciłam się w kierunku Alexa. Wyglądał zaskakująco dobrze jak na kogoś kto ostatnio był martwy — Musimy porozmawiać — powiedziałam Pokiwał lekko — Chyba masz rację, czy ja naprawdę? — Jak trup. Jak się czujesz? Alex wzruszył ramionami i powiedział — Nie wiem, czuje jakby brakowało mi jakiejś części mnie samego
— Bo części ciebie brakuje Alex — potrząsnęłam głową — Nie sądzę aby Terrie miała wrócić — wyglądał na urażonego ale i tak zapytałam — Czy pamiętasz coś z tego co się stało? — lepiej ,żebyś pamiętał, ponieważ nie mogę znowu tego zrobić, dodałam, już sama do siebie Alex oblizał usta, spoglądając pomiędzy mną a Elliotem zanim powiedział — Zwykle nawet nie pamiętam ,co działo się z Terrie — Ale tym razem pamiętasz? — Trochę — skrzywił się — Czuła się okropnie kiedy wyszłaś, więc poszła się przejść — Czy kogoś widziała? — Cóż, tak — brzmiał na lekko zaskoczonego — April. Powiedziała ,że Gordan chce mnie widzieć, to znaczy widzieć Terrie — Więc, Terrie poszła za nią? — zapytałam. Czułam jak Tybalt zesztywniał przy mnie Alex zawahał się. Potem powoli pokiwał — Elliot. April jest tylko firmowym pagerem tak? To jej praca? — Tak, dokładnie — odparł Elliot, zaczynając wyglądać tak samo niekomfortowo jak ja się czułam. Łączył kawałki układanki. Widziałam to w jego oczach — A więc, wy wszyscy idziecie za nią kiedykolwiek was o oto poprosi? — Cóż...tak — Rozumiem — a przynajmniej tak mi się wydawało, i nie podobał mi się obraz który się wyłaniał. Może i April nie mogła zabić Petera ale nic nie mówiło ,że Gordan musiała pracować sama — Dokąd zabrała Terrie? — Do pomieszczenia z generatorami — Alex przerwał — Gdzie zginął Peter — Co się wtedy stało? — Ja...my...— Alex zamknął oczy i zaczął mówić zdecydowanie szybciej — Powiedziała żeby zaczekać i zniknęła, wtedy zgasły światła — Tylko światła w pomieszczeniu z generatorami?
— Światła w holu wciąż były zapalone. Terrie ma naprawdę dobry nocny wzrok i zobaczyła coś w cieniu. Mówiłaś aby nigdzie nie chodzić samemu, to wtedy zdała sobie sprawę ,że jest sama — To wtedy Terrie uciekła? —
Nie. Zawołała Gordan (ona zawsze kręci się w dziwnych miejscach, więc to
mogła być ona) ale ta nie odpowiedziała i to było naprawdę przerażające, więc Terrie uciekła — mówił coraz szybciej i szybciej, tak jakby mógł wyprzedzać to co mówi — Cokolwiek to było podążało za nią do korytarza, więc biegła. Terrie dotarła na zewnątrz — Westchnął — Myślała ,że jest bezpieczna — Co się wtedy stało? — zaczął się trząść, nie odpowiadając — Alex? Nie przestał się trząść, ale zaczął znowu mówić, matowym głosem — Coś uderzyło ją z tyłu. Pojawił się ten ból w jej gardle i nadgarstkach i w klatce a potem był koniec — podniósł głowę — A wtedy mnie całowałaś Tybalt ryknął. Położyłam mu dłoń na kolanie, sygnalizując aby się uspokoił. Wszystko zaczęło się ze sobą łączyć, z szybką celową, zawziętością. April sama dała mi ten ostatni kawałek którego potrzebowałam, po prostu byłam za bardzo rozkojarzona aby to zauważyć. Kiedy przyszła do biura Colina, powiedziała ,że dowiem się co sprawiło ,że zostali odizolowani od całej sieci. Nie chciała wiedzieć dlaczego umierają ponieważ już wiedziała dlaczego Chciała wiedzieć dlaczego nie wracają do życia — Czy to wszystko? — udało mi się jakoś ukryć przed nim jak ogłuszona się poczułam — Tak — odpowiedział z niewielkim kiwnięciem — W porządku — ześliznęłam się na nogi, łapiąc skraj polowego łóżka do chwili w której świat przestał wirować. Tybalt przesunął się aby podtrzymać mnie ramieniem ale podniosłam dłoń do góry dając mu znak aby tego nie robił. Kiedy byłam już pewna ,że nie upadnę, puściłam się i zrobiłam ostrożny krok. Utrzymałam równowagę. Może jeszcze nie byłam gotowa do biegu w którym stawką było moje życie ale mogłam iść a to już coś — Gdzie jest pokój April?
— Nie powinnaś — Alex sięgnął w kierunku mego ramienia i zatrzymał się kiedy zobaczył moje spojrzenie. Ryk Tybalta też prawdopodobnie nie zaszkodził — Nie zaczynaj ze mną, nie jestem w nastroju — Przykro mi — powiedział, robiąc krok do tyłu — Spytam po raz kolejny, gdzie jest pokój April? — Gordan prawdopodobnie będzie pracować dalej nad konserwacją April. Będzie tam, i będziemy mogli złapać je obie zanim zorientują się ,że już wszystkiego się domyśliliśmy. To mógł być koniec. To mógł być w końcu koniec Elliot westchnął — Za gabinetem Jan — Czy możesz mnie tam zabrać? — Możemy po prostu wezwać April — powiedział Alex — Sama przyjdzie — Zawsze do nas przychodzi. Czas abyśmy to my poszli do niej — moje ramie wciąż pulsowało i miałam zawroty głowy kiedy przyśpieszałam. Moje zasoby były na wyczerpaniu. Bez względu na to czy rozwiążemy tą sprawę czy nie, mój czas dobiegał końca — To musi się skończyć, chodzicie Przyszedł czas aby uzyskać jakieś odpowiedzi. Wszystko co mogłam zrobić to mieć nadzieję ,że nie było za późno
Dwadzieścia dziewięć Elliot prowadził naszą bandę korytarzem mijając gabinet Jan. Tybalt i ja szliśmy po środku, ze mną próbującą wyglądać tak jakbym nie potrzebowała jego łokcia aby trzymać się w pionie, tak jakbym trzymała go tylko dlatego ,że mnie to bawiło, podczas gdy Alex deptała nam po pietach. Nie rozmawialiśmy. Byłam za bardzo zmęczona i musiałam oszczędzać te resztki siły które jeszcze mi zostały na czekająca mnie konfrontację. Tybalt wciąż nie patrzył mi w oczy. Nie chciałam myśleć o tym co to oznacza Fakt
,że
April
była
prawdopodobnie
wspólniczką
Gordan
przerażał
mnie.
Zostawiałam z nią Quentina, i to ,że jeszcze go nie zabiła wcale nie znaczyło ,że tego nie zrobi. Gordan go nie lubiła. To był kolejny powód do przeprowadzenia konfrontacji w pokoju April gdzie mogłam zniszczyć jej serwer jeśli będę musiała. Nie zabiły Quentina. Nie będą już miały okazji aby to zrobić. Elliot przystanął przed różowymi drzwiami z fioletowymi wykończeniami na krawędziach. Wyglądało to jak coś co widuje się w przedszkolu — To tutaj — powiedział — Dobrze — zerknęłam pomiędzy nimi dwoma. Elliot wyglądał kiepsko a Alex nawet gorzej. Powrót zza światów ożywił go ale była to nieprawdziwa siła która teraz zaczęła się wyczerpywać. Tylko Tybalt miałby szanse w jakiejkolwiek walce — Zaczekacie tutaj — Co? — powiedzieli nieomal jednocześnie. Oczy Tybalta niebezpiecznie się zmrużyły — kiedy Elliot dodał — Jesteś szalona jeśli sądzisz ,że pozwolę ci... — Nie jesteś głupi. Wiesz dlaczego pozwoliłam Gordan odejść, i wiesz dlaczego tu jesteśmy — pokiwał nieznacznie głową, przyjmując do wiadomości moje słowa. Kontynuowałam — Muszę zobaczyć się z April, sama i nie chcę aby Gordan mnie tam zaskoczyła. Trzech mężczyzn przy drzwiach, to bezpieczniej niż jeden, biorąc pod uwagę stan Alexa. Jeśli zobaczycie coś zabawnego krzyczcie — A jeśli to ty zobaczysz coś 'zabawnego' ? — zapytał Tybalt, z wciąż zmrużonymi oczami
— Wtedy ja będę krzyczeć — April nie zna cię za dobrze — powiedział Elliot, w ostatniej próbie przekonania mnie do zmiany zdania — Nie spodoba jej się to ,że jesteś w jej pokoju — To jej problem — przyszła do mnie kiedy musiała się wypłakać, jakoś nie sądziłam ,że to akurat będzie problemem — Czy możecie tu zaczekać? — Zaczekamy — powiedział oschle Tybalt. To wydawało się zakończyć sprawę. Elliot i Alex odwrócili wzrok, już nie chcieli się kłócić — Dobrze. Elliot, kiedy wrócę powiesz mi co chciała mi przekazać Jan zanim zginęła — odwróciłam się i weszłam przez drzwi pozostawiając ich za sobą Pokój April mógł lepiej zostać nazwany większym schowkiem na miotły. Większa część podłogi była zajęta przez maszynę która stała na metalowej podstawie na środku pomieszczenia, bucząc z zadowoleniem. Kable podłączone do gniazdek zasilających znajdowały się na wszystkich czterech ścianach, nie chcieli ryzykować. No cóż czegoś takiego właśnie oczekiwałam. Reszta pomieszczenia z drugiej strony nie była tym czego się spodziewałam. Zatrzymałam się i gapiłam Ściany były różowe, z kordonem szablonowych purpurowych królików na białym tle. Półka na książki wypełniona instrukcjami komputerowymi i książkami dla dzieci ciągnęła się w górę na całej ścianie, obok biało różowej półki wypełnionej pluszowymi królikami o każdym możliwym do wyobrażenia kolorze. Jeden z królików był wysoki na trzy stopy, nie włączając uszu, siedział na podłodze obok półki z czerwoną kokardą na szyi. Znak w kształcie serca wiszący nad półką głosił ,że to pokój April dużymi kreskówkowymi literami. Dodać do tego łóżko, komodę i wyglądałoby to jak pokój każdej normalnej, bardzo kochanej małej dziewczynki. Cholera. Czy chociaż raz czarny charakter nie mógł być bardziej nikczemny? Nikogo nie było w pokoju. Trzy kroki zajęło mi dojście do maszyny, z każą sekundą która mijała czując się coraz bardziej jak intruz. Zaczęłam dostrzegać szczegóły. Zdjęcia Jan i April na półce z książkami, geometryczna precyzja z jaką odrysowane były króliki ...dziecięcy kocyk owinięty ciasno wokół podstawy serwera. Ktoś bardzo ciężko pracował aby nadać temu niczemu poczucie bycia kimś miejscowym. Jan bardzo kochała swoją córkę
— Tu jesteś — nie słyszałam kiedy April się zmaterializowała, ale byłam zbyt zmęczona aby podskoczyć kiedy przemówiła tuż za mną. Wyczerpanie sprawia ,że trudniej cię zaskoczyć — Hej April — obróciłam się powoli, tak aby nie zdradzić jak niepewnie się czułam — Jak się masz? — Co tu robisz? — odparła. Nachmurzyła się, tak zirytowana jak byłaby każda nastolatka znajdująca niezaproszonego intruza w swojej życiowej przestrzeni — Pomyślałam ,że wpadnę zobaczyć jak się masz? Zmrużyła oczy — Dobrze. Dlaczego tu jesteś? — Mam pewne pytania na które sądzę ,że możesz odpowiedzieć — powiedziałam opierając się o ścianę znajdującą się przy półce pluszowych królików — Przynajmniej mam nadzieję ,że możesz — sięgnęłam i dotknęłam jednego z miękkich króliczych uszu — Nie dotykaj tego! — April zniknęła, pojawiając się tuż obok i wyrwała królika z mojego uścisku. Spoglądając ponad jego głową powiedziała — To moje. Moja matka mi to dała — Przykro mi — podniosłam dłonie, skierowane rękoma w górę — Nie chciałam cię zasmucić — Moja matka zawsze kupowała mi króliki — pogłaskała głowę królika spoglądając na niego — Za każdym razem gdy dokądś jechała, nie mogłam iść z nią więc przynosiła mi kolejnego królika. Lubię króliki — Widzę — Tym razem przyniesie mi więcej królików, ponieważ nie powiedziała mi ,że wyjeżdża — April.....— nie byłam pewna co powiedzieć. Była całkiem spora szansa ,że to nie ona zabija ludzi, czy to wciąż było przestępstwo jeśli nie rozumiała co robi? — April, rozumiesz ,że ona tym razem już nie wróci, prawda? — Oczywiście ,że wróci — spojrzała do góry z szeroko otwartymi oczami naiwnością — Musimy tylko znaleźć sposób aby przywrócić ją z powrotem do sieci
i
— Skarbie, ludzie nie działają w taki sposób — walczyłam z chęcią aby ją pocieszyć w taki sposób w jaki pocieszyłabym Dare czy Quentina, i potrząsnęłam głową — Jej już nie ma — Ja działam w ten sposób a ona jest moją matką. Wróci po mnie — Chyba nie rozumiesz Posłała mi piorunujące spojrzenie — Nie to ty nie rozumiesz. Tym razem wszystko zadziała To było to na co czekałam — To ty zabiłaś tych ludzi, prawda? — zapytałam utrzymując spokojny ton głosu — Nie chciałam! — zaprotestowała April, wyglądając w każdym calu jak zranione dziecko — Nie chciałam nikogo zranić, to nie miało tak być — Ale zraniłaś ich. Odcięłaś ich od sieci — zaczęłam kierować się w stronę serwera. Jeśli będzie wykonywać jakieś nagłe ruchy sprawdzę jak szybko uda mi się odłączyć te wtyczki z tyłu maszyny — Nigdy nie przeszukaliśmy miejsc w których znaleziono ciała ale to i tak nie miałoby znaczenia, prawda? Co zrobiłaś? — Nie wiedziałam ,że to się stanie — To nie ma znaczenia skarbie. Oni wciąż są martwi. Jak zginęli? — Nic nie miało się stać!, wszystko miało być w porządku! Nikt nie miał zostać zraniony! — przycisnęła królika do piersi, oczy miała wypełnione dziwnymi fraktalami łez — Nie wiedziałam ,że tak łatwo was zniszczyć. To miała być aktualizacja — Potrzebuje odpowiedzi April — powiedziałam delikatnie. Prawdopodobnie naprawdę tak myślała, nie wiedziała co robi a Gordan wykorzystała jej ignorancję. To nie zmieniało tego co zrobiły — Muszę wiedzieć jak ich zabiłaś — To dlatego tu jesteś! Masz to naprawić! Przywrócić ich z powrotem do sieci! — Nie mogę. Nikt nie może tego zrobić — Ja... — Musiałaś wiedzieć ,że oni nie wrócą. April zabiłaś własną matkę
Zmiana jaka w niej zaszła była niesamowita. Wściekła zaczęła krzyczeć — Nie zrobiłam tego! Próbowałam ci powiedzieć! To nie ja! Tego nie oczekiwałam — Co? — Nie zrobiłam tego! Powiedziałam nie! I ....ona zrobiła to beze mnie. Nie pomagałam, nie zraniłam mojej mamusi! — jej głos załamał się kiedy zaczęła łkać, przytulając twarz do królika Gapiłam się na nią. April myślała ,że w jakiś sposób pomaga atakować ludzi. Jan zginęła inaczej. Jan miał czas aby walczyć. Oczywiście April nie pomogła, nie mogła tego zrobić swojej matce. Gordan zabiła Jan. April może nie rozumiała co robią ale Gordan tak. Kiedy April nie zrobiła tego co jej kazano, Gordan zadziałała sama. Zabiła Jan, i była gdzieś we włościach, niestrzeżona...a Connor był sam z Quentinem nieuzbrojeni — April, gdzie jest Gordan? Musimy ją znaleźć zanim.... April potrząsnęła głową, uspokajając się ponownie — Przykro mi ale nie mogę ci pomóc. Muszę przywrócić z powrotem moją matkę. Jeśli powstrzymam Gordan, nie pomoże mi właściwie jej zainstalować — Proszę. Ona nie może wrócić, my nie działamy w ten sposób — Są pewne wady w procesie i jej obudowa została zniszczona ale Gordan mówi ,że granice wytrzymałości sprzętu można pokonać. Możemy pobrać ją na nowy serwer, możemy spróbować jeszcze raz — April, proszę musisz przestać. Jeśli pomożesz nam złapać Gordan, upewnię się ,że będziesz bezpieczna, to nie była twoja wina. Zostałaś wykorzystana, nie rozumiałaś co robisz — naprawdę tak myślałam. Mogłam ją ochronić ciężko będzie to zrobić ale na korzeń i gałąź, znajdę sposób, jestem to winna Jan — Ja .... — zawahała się, jej oczy miały w sobie więcej bólu niż powinny mieć jakiekolwiek żywe oczy — Przykro mi, nie chciałam nikogo zranić....ale potrzebuje mojej matki. Nie wiem jak o siebie zadbać — April — sięgnęłam w jej stronę, mając nadzieję, że uda mi się ją złapać, ale było już za późno, zniknęła
Królik wisiał przez chwilę w powietrzu, tak jakby zawieszony. Wtedy grawitacja przejęła działanie i spadł. April nie pojawiła się ponownie. Tak naprawdę tego nie oczekiwałam w końcu uciekła, a to znaczyło ,że musiałam ruszyć za nią. To moja praca. Zostawiłam królika na podłodze, skierowałam się do drzwi i nie oglądałam za siebie Mogłam ją odłączyć, usunąć ją z pola gry, ale bez Jan i jej pomocy aby ją przywrócić ,nie byłam pewna czy to przeżyje. Nie miałam zamiaru pomścić śmierci siostrzenicy Sylvestera przez zabijanie jej jedynego dziecka, bez względu na to jak złe były działania tego dziecka Reszta czekała tam gdzie ich zostawiłam. Dzięki ci Oberonie za te niewielki przysługi. Wszyscy wyprostowali się kiedy nadeszłam ale to Tybalt przemówił pierwszy, pytając — Toby? Co się stało? — April i Gordan to nasi zabójcy. Gordan przekonała ją ,że to nie było morderstwo tylko 'aktualizacja'’ Tylko ,że proces nie zadziałał, i kiedy April odmówiła pomocy przy zabiciu Jan, Gordan zrobiła to sama — wskazałam palcem na Elliota,— Co przegapiłam? Czego mi nie powiedziałeś? Mów szybko, nie zostało zbyt wiele czasu — już szłam w kierunku pokoju z futonem, stawiając jak najdłuższe kroki — Tybalt, możesz przedostać się do cienia? — Są przede mną zabezpieczone — powiedział z łatwością dotrzymując mi kroku — Nie mam dostępu — Oczywiście ,że są zabezpieczone — warknęłam Elliot spieszył aby nas dogonić — Gordan i April? — Gordan i April — potwierdziłam — April nie mogła zrobić tego sama. Nawet gdyby Peter nie zginął podczas braku zasilania, nie rozumiała czym jest śmierć. Wy dwoje lepiej zacznijcie mówić — Toby — zaczął Alex — Nie — powiedział Elliot przerywając mu. Stanęłam i odwróciłam się w jego stronę. Napotkał moje spojrzenie — Żadnego więcej grania na zwłokę. Powiemy jej — Ale projekt — zaprotestował Alex
— To koniec. Yui nie żyje, Jan nie żyje, to koniec projektu. Zawiedliśmy. Wszyscy upadniemy — wzrok wciąż trzymał skupiony na mnie, Elliot powiedział — Jan, sprowadziła nas tu aby uratować świat — Racja — powiedziałam z powątpiewaniem, ruszając dalej — Mów dalej — Muszę cię trochę wprowadzić, powiedz jeśli będę mówi zbyt technicznie — Dobrze Alex gapił się na nas oboje, wyglądając na oburzonego. Elliot dostrzegł to spojrzenie i warknął — Jestem kasztelanem Jan. Jeśli April jest morderczynią, nie może przejąć hrabstwa i ja tu dowodzę — Alex odwrócił wzrok. Elliot kontynuował — To się zaczęło kiedy Jan przeszczepiła April. Nie wiedziała czy można to zrobić dopóki tego nie zrobiła ale kiedy już zrobiła, to czego się dowiedziała sprawiło ,że wszystko stało się oczywiste — Co masz na myśli? — Powrót do tego czym powinien być świat wróżek. Odizolowany, czysty, wieczny ... jeśli miałaby właściwe narzędzia, mogła zmienić świat i uratować nas wszystkich — westchnął Elliot — Zebrała nas bo byliśmy tym co świat wróżek miał najlepszego do zaoferowania. Przybyliśmy bo wierzyliśmy w nią — Nie rozumiem — powiedziałam — Świat wróżek umiera — powiedział Alex. Na jego usta to oświadczenie było niepodważalnym faktem — Słońce świeci, deszcz pada a świat wróżek umiera. Giniemy szybciej niż przychodzimy na świat, ludzie wygrywają. Słońce ich kocha, na końcu będziemy tylko opowieściami o których w końcu zapomną — Jesteście głupcami — powiedział Tybalt, z pogardą — Wróżki są nieśmiertelne — Wróżki Gean-Cannah są prawie na wymarciu — powiedział Alex. Na to nie miałam odpowiedzi Elliot potrząsnął głową — Wróżki zawsze będą istniały, ale cały świat wróżek jako kultura na świecie może wyginać. Już straciliśmy naszych regentów i większość naszych ziem. Nie przetrwamy w taki sposób — Przetrwaliśmy bardzo długo — powiedziałam — Może już wystarczająco długo
— Nic nie trwa wystarczająco długo — powiedział Elliot. Wiedziałam ,że myśli o Yui. Mogliśmy się o to kłócić godzinami. A nie mieliśmy tych godzin. Musieliśmy dostać się do Connora i Quentina, a korytarze wcale w tym nie pomagały, wydawały się rozwijać, dużo dalej niż w miejscu w którym powinniśmy znaleźć się u celu. Starałam się nie pozwolić na to aby ten fakt mnie niepokoił ale jakoś nie działało — W jaki sposób firma komputerowa chciała ocalić świat wróżek? — zapytałam obniżając głos w celu zachowania oddechu. Musiało mi coś umykać, tylko nie bardzo wiedziałam co — Mieliśmy zamiar przenieś go do środka, z dala od wszystkiego co mogło go zmienić lub zniszczyć — powiedział Alex, spoglądają na mnie i oczekując zrozumienia — Mieliśmy zamiar go uratować — Do środka czego? —warknął Tybalt. — Maszyn — dopowiedział Elliot i naprawdę się przy tym uśmiechnął — April była kluczem. Jest idealnym połączeniem magi i technologi. Czegokolwiek jej nie uczynisz, powraca nienaruszona. Mamy ją na dysku. Możemy przywrócić ją do życia tysiące razy i zawsze będzie taka sama i tak w kółko. Jan spoglądała na nią i wiedziała ,że mogliśmy zrobić to znowu — To chore — powiedział Tybalt z obrzydzeniem Zgodziłam się z tym — Mieliście zamiar zamienić nas w maszyny? — cóż istniej różnica pomiędzy nieśmiertelnością a całkowitym zastojem. Jak na ludzi którzy tak szybko zapoznawali się z najnowszą technologią
śmiertelników, mieszkańcy Okiełznanej
Błyskawicy wydawali się okropnie kiepscy w zauważeniu tej różnicy — Nie całkiem. Były problemy. My... — Elliot zatrzymał się i zmarszczył— Gdzie jesteśmy? Pomieszczenie było ogromne, wypełnione szafkami. Całkowicie inne widoki ziemi pokazywały okna na wszystkich czterech ścinach. Nigdy wcześniej nie widziałam tego miejsca i zdecydowanie nie znajdowało się pomiędzy gabinetem Jan a pokojem z futonem — Elliot....
— To nie powinno się tu znajdować — powiedział Alex — Ten korytarz nie prowadzi do wschodniego pokoju słonecznego. Nigdy Szok Elliota ustąpił rezygnacji — Jan nie żyje a April jest jej spadkobierczynią — powiedział — April zajmuje pozycję swojej matki. Włości zmieniają się aby się do niej dopasować — Czy robi to świadomie — spytałam — Wątpię — odparł Elliot — Włości reagują na jej panikę Wciąż się synchronizują — Wspaniale — powiedziałam posępnie, gapiąc się w szklany sufit. Jeśli włości reagowały na April, nie będę mogła już do nich przemówić. Miały nową panią, i nie będą słuchały jakiejś pół krwi intruzki, której nie należała się ich wierność. A gdzieś tam w tym zmieniający się krajobrazie moi przyjaciel byli w niebezpieczeństwie — Co teraz? Elliot potrząsnął głową — Nie wiem — Sądzę... — powiedział Alex z wahaniem — Chyba ja wiem — Więc mów — warknął Tybalt. — Wyjdziemy przez okno Jasne
Trzydzieści — Jesteś pewien ,że to zadziała? — było tylko jedno okno które pokazywało widok na ziemie i było na tyle duże abyśmy mogli przez nie przejść, ale jakoś nie miałam ochoty skakać z trzeciego piętra kiedy byłam mniej więcej w połowie drogi. Nazwijcie mnie paranoiczką. Częściowo nią jestem — Jesteśmy na spłyceniu — powiedział Alex, podnosząc się na parapet — Możemy zmieniać przestrzeń wewnątrz włości, ale nie możemy zmieniać kształtu budynków bez naruszenia praw fizyki — Masz ośmio milowy korytarz w dwu piętrowym budynku — powiedziałam — Prawa fizyki już zostały naruszone — On ma rację — odparł Elliot — Na zewnątrz zawsze pozostaje ten sam kształt i rozmiar, bez względu na to co robimy tu w środku. Okna wychodzą losowo na krajobraz za nimi, ale są połączone — Więc nawet jeśli z okna wygląda to na drugie piętro to tak naprawdę znajduje się na parterze? — Tak — To nie ma sensu — potrząsnęłam głową — Zaufam ci chociaż, tak naprawdę nie mam żadnego innego wyboru. Co z kolej doprowadza nas do mojego kolejnego pytania, czy tam jest już noc? — Tak — powiedział Elliot — Jest Zerknęłam na Alexa — Co się z tobą stanie? — Chyba zaraz się dowiemy — odparł Alex, blado i prześliznął się za okno Do ziemi było jakieś sześć stóp. Usłyszeliśmy uderzenie kiedy spadł na ziemie, po którym nastąpiła cisza. Elliot i ja wymieniliśmy spojrzenia i pędem rzuciliśmy się aby wyjrzeć przez okno. Tybalt stał na swoim miejscu i ziewał — Być może pozostanie martwy tym razem — powiedział nonszalancko
— Tybalt — warknęłam. Posłał mi spojrzenie jakby chciał powiedzieć 'no co?' po czym zaczął studiować swoje dłonie Terrie leżała twarzą do ziemi na trawniku. Złapałam parapet zdrową ręką i przechyliłam się przez niego, lądując tuż obok i sprawdzając jej puls na nadgarstku. Był słaby ale wciąż tam był — Żyje — poinformowałam ich spoglądając do góry Elliot przechylał sie przez okno — Co się stało? Wśliznęłam ręce pod ramiona Terrie i wstałam, balansując i zapierając ją o moje kolana — Alex żyje ale Terrie nie — Moglibyśmy wnieść ją z powrotem do środka — powiedział Elliot, prześlizgując się niezgrabnie przez okno — Wstrząs mógłby ja ponownie zabić — odparłam — Tybalt, zejdź tu na dół i pomóż mi z nią — Ach, chyba znowu nadszedł czas na tutaj kici kici — powiedział łagodnie i zeskoczył z okna, tak jakby nie wymagało to żadnego wysiłku. Złapał nogi Terrie — Co powinniśmy z nią zrobić? Czy rębak* jest teraz dostępny? — Tybalt, zachowuj się — Dlaczego? — zapytał, brzmiąc na szczerze zainteresowanego uzyskaniem odpowiedzi na to pytanie — Nie mam na to czasu, chodź — z pomocą Tyblata, byłam w stanie przenieść ją gdzieś dalej w krzaki, idąc wzdłuż budynku i spoglądając od czasu do czasu na Elliota kiedy znikał z widoku — Jak to możliwe ,że jest tu noc? Słońce dopiero co wzeszło — Ten teren leży w spłyceniu. Jeśli wrócilibyśmy i wyszli drzwiami, byłby dzień — Jasne — wyprostowałam się wychodząc z krzaków — Prowadź i mów dalej — Wspominałem już o tym ,że pojawiły się problemy,prawda? Następowały głownie w procesie przekazu. Planowaliśmy skopiować ludzi do maszyn bez wcześniejszego ich zabijania ani zmieniania w jakikolwiek sposób. Mielibyśmy po prostu taką ekstra wersję wszystkich wróżek i wszystkiego ze świata wróżek, co żyłoby sobie wewnątrz naszych komputerów * rębak (maszyna do rozdrabniania gałęzi)
— W jaki sposób to miałoby ocalić świat wróżek? — zapytał Tybalt — Nasze ideały i kultura przetrwałyby, nawet jeśli wszystko inne nie — potrząsnął głową — Nie zadziałało. Yui była odpowiedzialna za magiczną integrację. Powiedziała ,że system nie zadziałał. Mogła ich skopiować ale nie mogła zmusić do jakiejkolwiek reakcji — Byliby zamrożeni? — zapytałam — Praktycznie. Nie do końca wiem kiedy coś poszło źle, zajmowałem się administracją Koty wyskakiwały z zarośli, tworząc formację tuż za Tybaltem. Zignorowałam je, mówiąc — Ktoś mógł wymyślić nowy sposób — To całkiem możliwe — Czy Yui zgodziła się na ochotnika aby to przetestować? — Absolutnie nie. Barbara zginęła przed Yui, nawet jeśli jej śmierć byłaby spowodowana przez zespół do spraw rozwojowych programu, Yui nie zgodziłaby się na udział w procesie który już kogoś zabił — Jakie było zaangażowanie Terrie? — Pracowała nad oprogramowaniem z Jan, tworząc wirtualne środowisko. Gordan zajmowała się interakcją między aplikacjami i użytkownikami, pracowała nad interfejsem* — Gordan jako jedyna była odpowiedzialna za to jak maszyna łączyła się z użytkownikiem? — Cóż, tak — Rozumiem — kawałki puzzli wskakiwały na swoje miejsce. Nie podobał mi się wynik jaki uzyskałam ale tylko te kawałki pasowały do siebie — To z tym było najwięcej problemów prawda? — Tak, to prawda — Elliot przestał iść, gapiąc się na mnie — Och na zęby Oberona Zerknęłam na Tybalta, próbując coś wyczytać z wyrazu jego twarzy. Był całkowicie neutralny ale jego oczy były skupione na Elliocie. Wciąż jednak naciskałam — Próbowaliście najpierw z kotami, prawda? Wszystko pamiętają, były idealne * interfejs – urządzenie elektroniczne lub optyczne pozwalające na komunikację między dwoma innymi urządzeniami których bezpośrednio nie da się ze sobą połączyć
— Wiedziałem o tym ,że był plan testowania kotów, ale nigdy nie byłem w to zaangażowany — Tak, cóż, jeśli spytasz koty, to te które poszły na testy nigdy już nie powróciły Elliot oblizał nerwowo usta — Barbara była bardzo zmartwiona Tak jaki i Tybalt. Jego ramiona były napięte a zapach mięty i piżma wzrastał wokół niego, otaczając go gęsto. Sięgnęłam i złapałam go za nadgarstek, trzymając wzrok skupiony na Elliocie — I nigdy nie zapytałeś? — Ja....nie sądziłem.... — Wiedziałeś ,że połowa kotów w otoczeniu wróżek Cait Sidhe to odmieńcy? — Nie. Ja nigdy....nie — Elliot w końcu zdał sobie sprawę ,że stąpa po cienkim lodzie nawet jeśli nie wiedział jak się na nim znalazł — Barbara nigdy nie mówiła — Złamałeś prawo Oberona, bez względu na to czy o tym wiedziałeś czy nie — powiedziałam. Zerkając w górę na Tybalta, spytałam — Czy Dwór Kotów będzie sie domagał rekompensaty? — To się jeszcze okaże — powiedział głosem zaskakująco spokojnym Puściłam jego nadgarstek — Ok, Elliot zacznij się ruszać, musimy się dostać do środka — Zrobiliśmy to dla naszego świata — protestował jeszcze Elliot kiedy zaczął iść — Czy ta wymówka pozwala ci lepiej spać w nocy — spytał Tybalt Nie mogłam go winić za jego wściekłość, sama też to czułam — Co się stało po tym jak te problemy ujrzały światło dzienne? — Mieliśmy zamiar odbudować fizyczny interfejs* — powiedział cicho Elliot. W końcu dostrzegłam drzwi w ścianie na przeciwko, musiałam naprawdę powstrzymać się aby nie rzucić się do biegu tylko iść dalej spokojnie — Czy Gordan nadal będzie odpowiedzialna za projekt? — Miała być inspekcja
— Czy ona wiedziała? — pokiwał — Czy to wtedy zaczęły się te zabójstwa? — pokiwał ponownie — Czy połączenie zawsze przebiega przez nadgarstki i szyję? — pomóżcie mi jeśli powie ,że tak, chyba go zabije — Nie — otworzył drzwi. Znajomy hol przy kafeterii czekał po jednej stronie. Cicho dodał — Te rany są czymś nowym — Wiesz ,że to Gordan, prawda? — zapytałam kiedy szliśmy powoli korytarzem — Tak, wiem — westchnął — Tylko nie chciałem w to uwierzyć — Czy wiedziałeś przez cały czas? Podejrzewałeś? — nie krzyczałam, byłam zbyt wściekła. Mój głos był spokojny kiedy spytałam — Czy to cie w ogóle obchodziło? — Spójrz na ciało Yui albo Jan i zapytaj mnie jeszcze raz — odparł Elliot ze znużeniem — Nawaliliśmy. Popełniliśmy błąd. Ale byliśmy tu z własnej nieprzymuszanej woli i sami popełniliśmy te błędy. Wszyscy których kochałem nie żyją, czy to wystarczy? Czy mam jeszcze się czołgać? — Wystarczy — powiedział Tybalt, tak groźnie jak sędzia na rozprawie. Był królem dworu kotów. Mieszkańcy Okiełznanej Błyskawicy krzywdzili jego ludzi. W pewnym sensie naprawdę osadzał to co zrobił Elliot Elliot napotkał jego spojrzenie i pokiwał, akceptując wyrok — Prawie jesteśmy — Dobrze, ja — moje stopy uderzyły w coś mokrego i pośliznęłam się, prawie przewracając się zanim zaparłam się o Tybalta. Spojrzałam w dół i zamarłam — Wszystko z tobą w porządku? — zapytał Elliot. — Nie — odparł Tybalt — Nie jest Krew na której się pośliznęłam wciąż była na tyle świeża ,żeby była mokra i czerwona. Nie było jej dużo ale nie spodziewałam się jej, wiec to wyjaśniało dlaczego wcześniej nie wyczułam jej zapachu. Teraz kiedy już ją widziałam czułam go wszędzie jak mnie przytłacza Osunęłam się od Tybalta i rzuciłam się sprintem w kierunku pokoju z futonem z energią jakiej nie spodziewałam się w sobie odnaleźć. Zawroty głowy i panika walczyły o przejęcie kontroli nad moimi działaniami, panika wygrała zaskakując mnie bo pobiegłam jeszcze szybciej.
Wmawiałam sobie ,że Connor i Quentin będą bezpieczni w miejscu w którym się znajdują.....ale mamy zabójce który zabił swoją najlepszą przyjaciółkę, pracując do spółki z kimś kto mógł przechodzić przez ściany. Jestem idiotką. Wszystko co mogłam zrobić to mieć nadzieję ,że nie jest za późno Czasem nadzieja jest najokrutniejszym żartem ze wszystkich
Trzydzieści jeden Drzwi do pokoju z futonem były otwarte. Wpadłam w poślizg za ostatnim zakrętem gapiąc się zanim zaczęłam iść powoli. Czułam jakbym poruszała się we śnie To trwało tylko chwilę którą zajęło mi uświadomienie sobie ile naprawdę tam było krwi i ,że ciemny ,torpedowy kształt leżał na środku podłogi. Nie było ani śladu Quentina — Connor! — wykrzyknęłam, prawie przewracając się przez samą siebie kiedy upadłam na kolana obok foki — Nie umieraj, nie umieraj.... no dalej kochanie, nie umieraj.....— moje ręce przelatywały przez jego pokryte krwią futro, szukając pulsu — Jak do cholery znaleźć puls foki? — Żyje — Tybalt stał w drzwiach, obserwując krew rozbryzganą na ścianach i podłodze, tak zwyczajnie jakby studiował menu w lokalnej restauracji — Skąd wiesz? — Nie pachnie śmiercią To będzie mi musiało wystarczyć. Wstałam wycierając ręce w dżinsy i rozejrzałam sie po pomieszczeniu. Nie chciałam wierzyć w to ,że mogli być w niebezpieczeństwie. Chciałam wierzyć ,że to tylko panika, paranoja, jak zawsze i ,że wszystko będzie w porządku. Nie zawsze dostajemy to czego chcemy — Zmienia się w fokę kiedy jest ranny — powiedziałam, mój głos brzmiał na odległy nawet dla mnie samej — To musiał być szok. To zazwyczaj zapoczątkowuje mimowolną przemianę Selkie — Chodzi ci o coś takiego? — Tybalt przystanął i podniósł coś pokazując mi Paralizator — Tak, to by załatwiło sprawę — zgodziłam się. Podeszłam do futonu, przesuwając palcami po materacu. Krew na jego powierzchni była lepka i ciepła. Kolejny raz prawie udało nam się przybyć na czas Quentin nie był wróżką Gean-Cannah, w jego krwi nie było niczego specjalnego, nic czego mogłabym użyć aby go uratować. Zginie tak jak inni. Tak jak Dare. Będę musiałam pogrzebać kolejnego... .
Włożyłam palce do ust, próbując odczytać ślad zanim osiągnie swoje miejsce przeznaczenia. Zostałam nagrodzona, krótkim, przebłyskiem ciemności i ciszy kiedy wspomnienia krwi zaczęły mnie wypełniać. Och, dzięki Maeve. Spał kiedy się wykrwawiał. Nie był martwy, jeszcze nie. Tylko spał — Toby? — Elliot stał w drzwiach, jego twarz zrobiła się biała — Co tu się stało? Gdzie Quentin? — Gordan go zabrała — widziałam ślad krwi na podłodze, tworzące trasę ze smug i plam. Tylko połowa z tego była prawdziwą krwią. Reszta była potencjalną krwią, duchową, która widoczna była dzięki magii odziedziczonej po mojej matce. Mogłam go wyśledzić. Tak długo jak krwawił, mogłam go namierzyć — Musiała go też ciężko poranić — Co możemy zrobić? — Idziemy — spojrzałam prosto na Elliota — Idziemy teraz, nie ma czasu do stracenia. Tybalt, czy możesz.... — Będę go pilnował. Powinienem być w stanie przywrócić go z powrotem do ludzkiej formy — Dobrze — zaczęłam iść za Elliotem z powrotem w stronę korytarza. Tybalt złapał moją dłoń, zatrzymując mnie. Odwróciłam się i spojrzałam na niego — Co? — Bądź ostrożna — powiedział, niskim głosem. Jego oczy przeszukiwały moją twarz dopóki w końcu z westchnieniem nie wypuścił mojej ręki — Zapewnię bezpieczeństwo chłopcu foce. Idź znajdź swojego oskarżonego Pokiwałam i odwróciłam się podążając za śladami krwi do holu. Elliot szedł za mną. Przeszliśmy przez włości na trawnik, moje oczy ani na chwile nie opuściły podłogi czy ziemi Wszystkie koty w Okiełznanej Błyskawicy wydawały się zebrać kiedy byliśmy w środku, czekając na nas teraz na trawniku. Pasiaste pyszczki wyglądały zza rogów a ciała trikolorów pokrywały piknikowe stoliki, wszystkie one ruszyły za nami kiedy je minęliśmy. Zignorowałam je. Były tutaj ponieważ zostały zdradzone przez jedną ze swoich tak rzadkich królowych i w konsekwencji ją utraciły. Chciały zemsty. Co ważniejsze chciały wiedzieć ,że sprawiedliwości stało się zadość
Wiał niewielki wiatr, ale nie był wystarczający aby odciągnąć mnie od zapachu krwi. Przystanęłam aby posmakować powietrze, upewniając się ,że wiatr w jakiś sposób nie przeniósł gdzieś śladu, potem złapałam ramię Elliota — Tędy, chodź — Koty .... — Pozwól im wejść — powiedziałam, otwierając drzwi wejściowe do budynku — Mają takie samo prawo zobaczyć jak to się kończy jak i my — a jeśli nam się nie uda, powiedzą Tybaltowi co się wydarzyło. Pomści mnie. Taką przynajmniej miałam nadzieję Światła zgasł w labiryncie przepierzeń ale nie potrzebowałam ich, ślad krwi był jedynym przewodnikiem jakiego potrzebowałam i nawet w ciemności był tak samo jasny i czysty jak w ciągu dnia. Położyłam dłoń na ramieniu Elliota, nakazując mu cisze. Gordan była gdzieś w pobliżu a jako w części gnom miała jeden z najlepszych nocnych wzroków w całej krainie wróżek. Ja z drugiej strony byłam praktycznie ślepa do czasu aż moje oczy się nie dostosowały. To stawiało nas w niebezpiecznej i niekorzystnej sytuacji — Gdzie jest włącznik światła? — wyszeptałam. Jeśli uda nam się zapalić światło może uda się też obrócić atut Gordan przeciwko niej — Po drugiej stronie pomieszczenia — wyszeptał w odpowiedzi Elliot I tyle z mojego pomysłu — Zostań na dole. Zrobimy to powoli — powiedziałam i odsunęłam się od drzwi Elliot szedł za mną, jego kroki odbijały się echem. Wzdrygnęłam się. Nie jestem tak cicha jak powiedzmy Tybalt, ale przynajmniej przeszłam jakieś tam przeszkolenie. Od razu było wiadomo ,że Elliot nie przeszedł żadnego — Elliot, bądź cicho — syknęłam — Ja.... Pojawił się błysk światła kiedy pistolet wypalił przed nami. Pchnęłam Elliota do tyłu, padając na podłogę. Nie pojawiła się żadna fala nowego bólu, spudłowała. Ale to nie znaczyło ,że znowu to zrobi — Zakryj usta — krzyknął Elliot Zapach ługu wzrastał w powietrzu, ciepło i natarczywie. Przykryłam usta i nos, zamykając oczy tuż przed tym jak fala gorącej, mydlanej wody poleciała na mnie. Koty miauczały, złapane w powodzi.
To nie było zwyczajne proste czyszczenie. Czułam jak jestem podnoszona z podłogi kiedy woda wzrastała. Zadrżałam i zacisnęłam mocniej powieki, próbując udawać ,że nie tonę. Represjonowanie ataku paniki przykuło moją pełną uwagę. Nie lubię wody, nawet nie lubię kąpieli, tylko prysznic gdzie woda nigdy nie sięga mi za kostki i nie ma szans na to ,że pójdę na dno Ale teraz byłam zanurzona przez magiczną falę przed którą nie mogłam uciec czy jej kontrolować. Miałam tylko nadzieję ,że Elliot wiedział co robi i nie utopi nas obojga Woda wzrastała a potem cofała się kiedy łamała się fala, pozostawiając mnie tak przemoczoną jak reszta pomieszczenia. Magia Elliota tym razem nas nie osuszyła Podniosłam głowę, sapiąc i odwróciłam się w jego stronę. Gapił się na coś w oddali, dłonie wciąż miał podniesione — Elliot...? — Dopadłem ją? — zapytał. Ciemna plama widniała na jego koszuli. A jednak Gordan nie spudłowała — Tak, zrobiłeś to — odparłam — Dobrze — powiedział i uśmiechnął się zanim padł na podłogę. Zaczęłam poruszać się w jego stronę, ale przystanęłam kiedy usłyszałam kroki na pomoście znajdującym się nad nami. Gordan wciąż była w labiryncie Elliot się wykrwawiał, potrzebował pomocy medycznej. Ale był wewnątrz włości, i nie mogłam go wydostać na zewnątrz aby znaleźć karetkę, nawet gdybym była wstanie wyjaśnić im skąd ma ranę postrzałową. Zatopił pokój aby odebrać przewagę Gordan i wciąż była szansa ,że woda dostała się do mechanizmu jej broni, zatykając go. To było głupie i ryzykowne, wiedziałam o tym, ale była to jedyna szansa jaką miałam Koty miauczały skupione na szafkach, biurkach i innych wolnych miejscach. Korzystając z tej kakofonii dźwięków pobiegłam do drabinki na przeciwległej ścianie i zaczęłam się wspinać. Polowa kotów zamilkła, obserwując mnie. Nie mogły pójść za mną ale będą obserwować. Wydawało mi się to dziwnie pocieszające, bez względu na to co stanie się później, nie stanie się w sekrecie. Koty będą widziały i powiedzą Tybaltowi Bycie przemoczonym nie ułatwiało wspinaczki. Drabinka skończyła się dokładnie wtedy kiedy poczułam ,że moje kolana już nie dadzą rady i stanęłam na podeście, moje mokre buty wydawały z siebie plaśnięcia.
Usłyszałam kroki przede mną, tuż za rogiem. Skoczyłam do przodu. — Stój, tam gdzie... April była nad ciałem Quentina spoglądając do tyłu przez ramie. Jej oczy były szeroko otwarte i smutne — Przykro mi — wyszeptała i zniknęła Coś przyciskało się do moich pleców. Tuż za mną Gordan powiedziała radośnie — Może broń zadziała może nie a teraz połóż dłonie tam gdzie będę je widziała, powiedziałabym ,że to nie będzie bolało ale obie wiemy ,że byłoby to kłamstwo Och cudownie
Trzydzieści dwa — Nie powinnaś była ruszać za nami. Dobrze bym się nim zajęła — powiedziała — Idź dopóki nie dojdziesz do ściany, potem odwróć się i stań tyłem do niej. Trzymaj ręce z daleka od noża. Niczego dobrego ci on i tak nie przyniesie — Dlaczego to robisz? — zapytałam, idąc do przodu. Nie mogłam liczyć na to ,że broń była zalana, a jeśli nawet nie była nie było szans abym dotarła do Quentina zanim zastrzeli jedno z nas. Przez chwilę musiałam z nią współpracować w nadziei ,że sytuacji się odwróci — Muszę być w stanie sięgnąć do twoich nadgarstków, a nie ufam ci na tyle ,żeby wierzyć w to ,że będziesz stała spokojnie bez zachęty — westchnęła — Szczerze, to nie ufam ci w żadnej kwestii, nie bardzo stosujesz się do tego co ktoś każe ci robić Doszłam do ściany i odwróciłam się, zerkając na Quentina. Oddychał. Ukryłam ogarniające mnie uczucie ulgi i spojrzałam z powrotem na Gordan. Była uśmiechnięta i zrelaksowana, napięcie kilku ostatnich dni spłynęło z niej tak jakby nigdy nie istniało. Ja też byłabym zrelaksowana gdybym miała broń — Tak lepiej — powiedziała — Cieszę się ,że jesteś taka ugodowa. Nie byłoby dobrze gdybyś została uszkodzona jeszcze przed wykorzystaniem — Skoro potrzebujesz nas nie tkniętych, to czy na to nie jest już przypadkiem za późno? — Tak, jestem trochę zmartwiona, czy zawsze z taką ochotą próbujesz się zabić?— potrząsnęła głową — Zaczęłam się już zastanawiać czy dotrwasz do czasu aż się zjawie — To ty wciąż próbowałaś nas zabić — warknęłam — Szczegóły. To był impuls — machnęła dłonią, wciąż trzymając broń wycelowaną w moja pierś — Nie chciałam żebyś zadzwoniła po swojego pana i jego psy, nie po tym jak zadałam sobie tyle trudu aby o niczym się nie dowiedział. April jest naprawdę zaskakującą imitacją twojego zwierzchnika nie sądzisz? — Ty mała....
Gordan uśmiechnęła się wyglądając na pozornie niewzruszoną —Przyznaje ,że ciężko było ją do tego nakłonić. Mała idiotka nie rozumiała w jaki sposób to wesprze nasz projekt. Wciąż jednak odniosło to pożądany skutek, nie słuchasz ale mimo to jesteś przewidywalna. I nie martw się o moją pracę, stwierdziłam ,że mogę cię wykorzystać, z tymi obrażeniami i w ogóle. To będzie interesujące doświadczenie, zobaczę co się stanie kiedy zacznę eksperymentować z uszkodzonym już materiałem badawczym — Co masz zamiar teraz zrobić? — moje opcję były ograniczone przez nasze otoczenie, nie miałam niczego czym mogłabym rzucić albo czegoś za czym mogłabym się schować a gdybym sięgnęła po nóż, szybciej dowiedziałabym się czy broń wciąż działa. Byłam pewna ,że wszystko sobie zaplanowała. Wysoka do pasa poręcz biegła wzdłuż krawędzi podestu, łamana tylko przez rozmieszczone od czasu do czasu drabinki. Nawet jeśli broń nie wypali i udałoby mi się ją jakoś wyminąć nigdy nie uda mi się sprowadzić na dół Quentina — To proste — głębokie szaleństwo pojawiło się w jej oczach. Było tam przez cały czas, w jakiś sposób pomyliłam to z gniewem i żalem po utracie Barbary. Jestem głupia — April poszła sprawdzić sprzęt. Powinnaś być wdzięczna. Przeżyjesz wielką przygodę — Naszą ostatnią — odparłam. Elliot wykrwawiał się pod nami, Tybalt zajmował się Connorem, a Terrie będzie nieprzytomna przez chyba tylko Oberon wiedział jak długo, nikt nas nie znajdzie, a jeśli to zrobi pewnie będzie już za późno. Mogła zabić nas oboje i odejść stąd nietknięta. Wygra — Szanse na to ,że przeżyjesz są niewielkie, ale nie jest to niemożliwe. Zrobiłyśmy duże postępy! Każda porażka to kolejny krok w stronę sukcesu! — Mówisz o zabijaniu nas! — Czy to nie smutne? Ale to ważne! Poświęcamy się dla większego dobra! — Jak Barbara? Jej maniakalny uśmiech zniknął na chwilę, pokazując ukryty za nim gniew — To był wypadek — wysyczała, palce zadrgały na spuście Mam kilka podstawowych reguł za pomocą których radzę sobie z bronią. Po pierwsze nie pozwól aby ktoś inny ją miał.
Po drugie jeśli już musisz pozwolić komuś innemu się uzbroić to pod żadnym pozorem go nie drażnij, podniosłam ręce w górę mówiąc gładko — Jestem pewna ,że tak było — Nie wiedziałam ,że to ją zabije! Myślałam ,że naprawię problemy a ona była taka smutna z powodu tych kotów. Chciała zażądać abyśmy porzucili cały projekt i.... i — I pomyślałaś ,że pokażesz jej jak dobrze może naprawdę działać — Tak — powiedziała z desperacją. To ta przyjemna część w szaleństwie, źli ludzie cię zabiją ale to szaleni próbują przekonać cię tak ,żebyś zrozumiała ich motywy — Mogłam to zrobić ostatni raz, zrobić to właściwie, i ona by zobaczyła. Moglibyśmy dokończyć projekt, upublicznić, wszystko byłoby lepiej... — Ale coś poszło nie tak — zamilkła, zmarszczyłam się — Wciąż nie wiesz co, prawda? — Dowiem się! — Tego jestem pewna Gordan potrząsnęła głową, jakby chciała ją oczyścić i uśmiechnęła się — Zrobię to dzięki tobie i twojemu małemu dworzaninowi. Każdy nawet najmniejszy skrawek nowych danych pomoże. Jeśli przeżyjesz, powiesz mi wszystko jeśli zginiesz, pomożesz ocalić świat wróżek. Bądź dumna. Zostaniesz zapamiętana jako pionierka naszego nowego świata — Ofiary zawsze są zapamiętywane w taki sposób — Jeśli to cię niepokoi to nie myśl o sobie w ten sposób. Myśl o sobie jak o....odkrywcy który naraża się podróżą na odległe krańce świata. To będzie bolało tylko przez sekundę. Kiedy już popłynie prąd, nie będziesz czuła niczego. Nawet nie będzie w stanie się poruszyć To wyjaśniło dlaczego żadna z ofiar nie walczyła. Wykorzystywała April aby podłączyć do nich maszynę, przełączyć włącznik, i byli jak zamrożeni kiedy umierali. April nie pomogła w zabiciu Jan — Wypuść Quentina, Gordan — powiedziałam — On nie ma z tym nic wspólnego
— Może gdybyś go odesłała kiedy ci powiedziałam, to bym na to pozwoliła ale teraz jest już za późno — zerknęła przez ramię — April powinna wkrótce wrócić. Miło jest mieć pomocnicę Jest taka efektywna Zaczęłam odsuwać się od ściany. Odwróciła się natychmiast, niewielki, zimy uśmiech pojawił się na jej twarzy — Niezbyt dobry pomysł — Wykorzystujesz ją — odpowiedziałam, przyciskając się z powrotem do ściany — Kogo, April? Nie wykorzystuje jej, sama do mnie przyszła? — Czy ona w ogóle rozumie co robi? — Co my robimy, masz na myśli? Oczywiście, że tak. Pomagamy innym aby byli tacy jak ona. Oczywiście, nie wie dlaczego oni nie wracają kiedy już zostają odcięci, ale to nie ma znaczenia, wciąż się na to zgodziła — Ma znaczenie dla mnie — Nie ma. Nikt nie przyjdzie aby cię uratować. Zabiję ciebie i chłopaka, a potem zajmiemy się twoim zabłąkanym kotem i foką. Nie martw się. Powiem twojemu zwierzchnikowi ,że zginęłaś jak bohaterka. To takie smutne. April i ja będziemy jedynymi które ocalały, i będziemy zdruzgotane...ale będziemy kontynuować naszą pracę — rozejrzała się wokoło — Gdzie ona jest? April! — echo jej krzyku odbiło się od ścian — Głupia dziewucha Wiedziałam ,że kawaleria nie nadejdzie, wszystko co mogłam teraz zrobić to zyskać na czasie — Jedyna rzecz jakiej nie rozumiem, to to jak zabiłaś Petera. Generatory... — April go ściągnęła i podłączyła, ja wcisnęłam guzik i napięcie padło. April w żaden sposób nie mogła tego zrobić. Niepodważalne alibi. A ze mną nigdy by nie poszedł w odosobnione miejsce — A Jan? Nie wiedziała co robisz? — Domyśliłaby się. Albo ty byś to zrobiła. Powiedziałaby ci — Więc zbiłaś ją aby się chronić. Dlaczego zabiłaś ją inaczej? Nikt inny nie był tak zmasakrowany. Czy taka masakra nie zaszkodzi twojemu projektowi?
Gordan zwęziła oczy — Czy ty próbujesz zmusić mnie do mówienia? To niczego dobrego ci nie przyniesie. To koniec. Wasza dwójka jest częścią projektu, bez względu na to czy tego chcecie czy nie — Masz rację, to koniec. Wszyscy zniknęli. Zabiłaś ich — zabiła ich w pogoni za snem który dzielili i pomogli by jej go zrealizować gdyby tylko była cierpliwa. Nikt z nich nie musiał umierać (nikt nigdy nie musiał umierać) ale jakoś wątpiłam ,że jej szaleństwo pomoże jej to dostrzec. Posunęła się za daleko Gordan potrząsnęła głową, warcząc — Nie rozumiesz! Próbowaliśmy ich ocalić! Ja miałam zamiar ocalić ich wszystkich — Wiedziałaś ,że ten proces zabija ludzi. Po Barbarze, musiałaś wiedzieć Rzuciła mi wściekłe spojrzenie, szaleństwo napłynęło z powrotem do jej oczu — Jesteś niczym w porównaniu z nimi, zdajesz sobie z tego sprawę?. Nic, cholera, nawet mniej niż nic. Ludzie mają żelazo i ogień ale odmieńcy? Nie mamy żelaza, ognia, mocy. Jesteśmy dla nich narzędziem. Masz czelność zastanawiać się dlaczego musiałam ich zabić? Spodziewałabym się tego po nim? — wskazała na Quentina dłonią w której trzymała broń, i przez moment bałam się ,że wystrzeli — Ale nie po tobie — Nie rozumiem — kłamałam ale wiedziałam ,że nie mogła tego stwierdzić. Jestem całkiem niezła w ukrywaniu tego typu rzeczy. Stała na skraju obłędu i obawiałam się ,że jeśli straci równowagę zabierze ze sobą Quentina. Nie mogłam na to pozwolić, potrzebowałam jej rozkojarzenia — Tam wszyscy będziemy tacy sami! Nie będzie więcej granic i różnic! Wszyscy moglibyśmy być tacy jacy powinniśmy! — Statyczni. Martwi. Niezmienni — potrząsnęłam głową, nie zdając sobie sprawy jak głupie były moje słowa. Ona miał broń a Quentin był nieprzytomny. Musiałam bronić nas obydwojga, i przez chwilę, moje słowa były moją jedyną bronią — To nie jest życie — To najlepsza szansa jaką mamy dla świata wróżek, dla nas. Czy wróżki czystej krwi przesączyły cię swoimi kłamstwami aż do kości, tak ,że już ich nie dostrzegasz? Zapomniałaś już jak cię nazywają? — jej głos podnosił się, nabierając ostrego kpiącego tonu. Pamiętającego ból i kpiny — Pół krwi, Kundel, Mieszaniec. Zapomniałaś już jak nas ranią, ranią i nigdy o to nie dbają?— łzy rozbłysły w jej oczach, była zbyt zajęta swoją przemową aby je ukryć
— Nigdy nie zapomniałam czym jestem — powiedziałam miękko — Ale wiem jak wybaczać — Jesteś ich własnością! Jednym z ich psów! Kiedy wróżka czystej krwi wydaje ci rozkaz, ty go wykonujesz! Nawet bawisz ich potomstwo podczas gdy idziesz na śmierć! — śmiała się — Dowiedzieliśmy się wszystkiego kiedy zbieraliśmy informację o tobie i o tym w jaki sposób możemy cię powstrzymać przed zniszczeniem wszystkiego, Sylvester każe a ty lecisz. Pies. Głupi kundel, pies — jej słowa miały mnie zranić ,ale ciężko jest mnie zranić słowami. Już to wcześniej słyszałam — Ja należę do niego a on do mnie. Każdy jest członkiem swojej rodziny na dobre i złe. Dlatego nie zabijamy siebie na wzajem — dzieliło nas zaledwie kilka stóp, jeśli wciąż będzie tak rozkojarzona, może mi się udać — Jeśli jestem ich psem, to tylko dlatego ,że są moją rodziną i chce nim być — Więc dlaczego moja nie pozostała dla mnie?! — jej uścisk na broni zelżał. Histeria rozpraszał jej skupienie. To wcale nie znaczyło ,że nie była niebezpieczna, w zasadzie to znaczyło
,że
byliśmy
nawet
w
większym
niebezpieczeństwie.
Szaleństwo
jest
nieprzewidywalne — Jeśli rodzina działa w ten sposób dlaczego moja ze mną nie została? — Nie wiem Gordan, powiedziałabym ci gdyby było inaczej — odparłam — Nie słuchali! — była zatracona w jej prywatnym bólu, mój świat i jej już dłużej nie znajdowały się w tym samym miejscu — Oni nigdy nie słuchali! Ani moja matka ani Barbara, nikt! Nie byłam czystej krwi a oni tak, więc nie byłam wystarczająco dobra aby mnie słuchać, idioci! — Dlaczego nie słuchali? — zapytałam, podchodząc do przodu, już prawie byłam Nie zauważyła — Uważali ,że bycie czystej krwi oznacza ,że są lepsi niż ja — powiedziała gorzko — Bez względu na to co robimy, bez względu na to jak bardzo ulepszamy świat wróżek ,nic nigdy nie sprawi ,że nas zaakceptują. Ty powinnaś o tym wiedzieć. To nie moja wina ,że tatuś odszedł, to nie moja wina ,że urodziłam się taka jak się urodziłam. Więc dlaczego mnie za to winią? Broń zwisała zapominania w jej dłoniach. Nie będę miała już lepszej okazji. Jeśli ruszę teraz może będę w stanie popchnąć ją na poręcz zanim zrani Quentina, nawet jeśli w trakcie tego manewru mnie postrzeli.
To moja wina ,że w ogóle znalazł się w tym całym bałaganie. Muszę zrobić co tylko się da aby go wydostać, żywego. Wychyliłam się do przodu i złapałam za broń, obracając nas obie w trakcie całego manewru. Teraz to ona stała zwrócona plecami do ściany, i jedno małe pchnięcie wystarczy aby pchnąć mnie w dół Gordan krzyknęła policzkując mnie — Suko! Nie widzisz tego? Tobie też to robią! — jej wściekłość była prawie ,że dostrzegalna a powietrze pływało w zapachu spalanego oleju podpisie charakteryzujący mojej magię. Nic dziwnego ,że nie mogłam wyśledzić zaklęcia które wysadziło mój samochód. Pachniało płomieniami — Nigdy nie pozwolą ci być czymś więcej niż ich zwierzęciem! Jesteś ich psem, ich głupim odmieńcem, psem! — Nie dbam o to — powiedziałam — Lubię to kim jestem — wciąż starałam się ją rozkojarzyć i chyba działało. Wcale nie spoglądała na Quentina Śmiała się. Cofnęłam się do tyłu. Moje lewe ramię uderzyło w barierkę, i ból przeszył je tak ,że krzyknęłam — Zabiją cię jak z tobą skończą, tak jak zabijają wszystko inne! — nie byłam przygotowana aby się odsunąć tym razem i jej ręce zamknęły się wokół mojego gardła. Zacisnęła, krzycząc — Zabijają wszystko czego się tkną! Wszystko ! Uderzyłam ją pięścią, nagle świadoma jak bezużyteczny był ten pistolet w moich rękach. Nie miałam możliwości aby się odpowiednio ustawić i nie wiedziałam czy membrana była zablokowana. Jeśli będę próbowała ją teraz postrzelić równie dobrze mogę odstrzelić sobie głowę. Nawet nie mogłam wziąć zamachu aby uderzyć ją bronią w głowę. Zamiast tego uderzyłam ją kolanem w brzuch. Niestety nie uzyskałam zamierzonego rezultatu jej uścisk na moim gardle tylko się wzmocnił — Czy to cię nie martwi? — zapytała ze spokojem. Wiedziała ,że ma przewagę — Wiedza o tym ,że jesteś czymś gorszym od nich, wiedząc o tym ,że nic ich to nie obejdzie jeśli zginiesz? Zawsze znajdzie się kolejny odmieniec, nie jesteś wcale taka wyjątkowa Czarne plamy przysłoniły moją wizję, a moje pięści szarpały się coraz słabiej. Duszenie było podobne do tonięcia. Również nie polecam. Wydobywając resztki siły wyszeptałam — To ty tak twierdzisz
To tylko wprawiło ją w większy gniew. Zdjęła dłoń z mojego gardła i spoliczkowała mnie po raz kolejny. Nie dbałam o to, byłam zbyt zajęta walką o napełnienie płuc powietrzem — Chcesz znać prawdziwy powód dlaczego zabiłam ją w ten sposób? — zażądała odpowiedzi — Nie zachowałam jej kopi, oto dlaczego nawet jeśli reszta powróci ona nigdy tego nie zrobi. Jej już nie ma, i nic co zrobi twój pan i władca nie przywróci jej z powrotem, jak się z tym czujesz piesku? Co? Jak ci się to podoba? Uderzyła mnie raz jeszcze — Dlaczego ty a nie ja? Dlaczego chcieli ciebie? Moja krew jest czystsza niż twoja! Dlaczego jesteś ich pupilkiem? Dlaczego? — Nie wiem — odparłam. Jej dłonie zacisnęły się ponownie na moim gardle i czarne mikotające plamy przed oczami powróciły — Nienawidzę cię! — krzyczała Gordan. Zamknęłam oczy i czekałam na śmierć Dźwięk roztrzaskującego się drewna sprawił ,że otworzyłam oczy. Dłonie Gordan się poluzowały, kiedy odwróciła się ku źródle dźwięku. April stała za nią, trzymając resztki rozwalonego krzesła w dłoniach. Nigdy wcześniej nie widziałam Driady która wyglądałaby tak solidnie i chociaż raz wyraz jej twarzy był czymś więcej niż skopiowaną mimiką ludzi ją otaczających. To było głębokie do kości i bardzo prawdziwe — Puść ją, Gordan — powiedziała — Wracaj do swojego komputera April — odparła Gordan — To nie twoja sprawa — Skrzywdziłaś mamusię — powiedziała April, brzmiąc na zaskoczoną — Powiedziałaś ,że wróci jak inni. Ale teraz mówisz ,że tak nie będzie i wydaje mi się ,że teraz mówisz prawdę. Dlaczego mnie okłamałaś? — Wracaj do domu April! — Zabiłaś moją matkę! — April ponownie uderzyła krzesłem, na tyle mocno ,że roztrzaskało się na plecach Gordan Gordan wypuściła mnie i obróciła się w jej stronę. Odsunęłam się, idąc wzdłuż podestu i zatrzymując się by złapać oddech kiedy już byłam poza zasięgiem. Wciąż miałam broń fakt o którym Gordan wydawała się zapomnieć
— April, nie chcesz ze mną zaczynać — powiedziała Gordan, wyrywając resztki krzesła z rąk Driady, łapiąc ją za włosy i wykorzystując to jako dźwignie ,żeby ją odrzucić. April jęknęła i uderzyła w ścianę obok Quentina, spadając na ziemie. Nie mogłam zobaczyć czy oddycha, ale to mnie nie martwiło. Impakt uderzenia nie był aż taki mocny i tak naprawdę nie widziałam aby kiedyś oddychała Gordan odwróciła się kiedy obserwowałam upadającą April. Nie widziałam żeby się poruszyła kiedy nagle znalazła się na mnie próbując odebrać mi broń. Pchnęłam ją tak mocno jak tylko mogłam zanim miałam szansę aby pomyśleć. Potknęła się i poleciała przechylając się przez poręcz podestu — Gordan, uważaj! — krzyknęłam Ostrzeżenie wydawało jeszcze bardziej ją przestraszyć, bo osunęła się ponownie o jakieś sześć cali opuszczając podest. Trzymała się krawędzi, zerkając przez ramię i blednąć kiedy uświadomiła sobie jak daleko będzie musiała spaść. Upuściłam broń i ruszyłam do przodu, wyciągając ręce — Gordan, szybko! Złap ,mnie! Miała wybór. Był ciężki i trzeba go było dokonać szybko ale go miała. Sprawiedliwość Świata wróżek to nic dobrego, jest naprawdę niewiele litości w nieśmiertelnym świecie, i obie wiedziałyśmy ,że nigdy jej nie lubili. Śmierć jest zbyt obca dla folkloru wróżek, nigdy nie zabijają jeśli nie muszą. Jeśli ją ocalę, stanie przed dworem wróżek i zostanie osądzona wedle standardów nieśmiertelnych....już na zawsze Gordan spojrzała na różnice jej możliwego przeznaczenia, ważąc ciężar kary po wieki przeciwko tylko jednej chwili bóli, i wybrała. Koniec końców jej człowieczeństwo wygrało. Jej ramiona puściły poręcz, dostrzegłam moment decyzji i szarpnęłam się do przodu chcąc złapać jej rękę, i przez jedną sekundę była prawie w zasięgu. Sięgnęłam po nią . . . i nie złapałam niczego oprócz powietrza. Spadała w ciszy, oczy miała otwarte całą drogę na dół. Odwróciłam wzrok tuż przed tym jak uderzyła w beton. To i tak niczego nie zmieniało. Może i nie widziałam upadku ale wciąż go słyszałam. Ona sama nie wydała z siebie żadnego dźwięku, grawitacja zrobiła to za nią, a cisza którą potem nastąpiła powiedziała mi ,że nie przetrwała upadku
Zmęczona przesunęłam się i przyklęknęłam obok Quentina, sięgając po jego nadgarstek. Jego puls był słaby ale stabilny, prawdopodobnie nawet nie zdawał sobie sprawy ,że już dłużej nie znajduje się w pomieszczeniu z futonem. Podniosłam głowę wołając — Elliot? Słyszysz mnie? Nie usłyszałam z dołu żadnej odpowiedzi. Zamrugałam oferując dłoń April, i powiedziałam — To koniec, możesz wstać Podniosła głowę — Czy wszystko będzie teraz dobrze? — Nie. Nie będzie, przykro mi — Czy Quentin pozostał w sieci? — Tak myślę, tak — to był koniec. Jeśli Elliot żył, uzdrowiciele Sylvestera uzdrowią go i zlikwidują wszystkie jego rany tak jakby nigdy nie istniały. On i Quentin będą w porządku. Zastanawiałam się czy zostaną im blizny, czy tylko te blizny które noszą wewnątrz siebie będą wszystkim co będzie im o tym przypominało Wstała powoli pytając — Czy moja matka teraz powróci? Nie miałam słów aby na to odpowiedzieć. Wzięłam Quentin w ramiona i wstałam, czekając aż zrozumie — Och — powiedziała w końcu i spojrzała w dół. Coś w jej głowie zmieniło się, coś więcej niż jej nowa emocjonalna głębia. Wyglądała z braku lepszego określenia, prawdziwie — Gdzie ona jest teraz? Jak wytłumaczyć koncepcje duszy komuś czyja nieśmiertelność jest przechowywana w drutach i elektronach? Nie możesz tego zrobić, więc powiedziałam jej prawdę — Nie wiem — Ona nie wróci, już nigdy? — Nie, April, nie wróci, nigdy — Och — zniknęła, powietrze pędziło w miejscu które opuściła i pojawiła się ponownie — Gordan opuściła sieć. Elliot nie — prawie ,że nieśmiało dodała — Zabezpieczyłam jego rany aby nie krwawiły, kiedy Gordan na mnie czekała. Czy to było właściwe działanie?
— Idealne — odparłam. Musiałam potwierdzić śmierć Gordan, ale nie chciałam tego zrobić. Żadna śmierć nie jest śliczna ani sprawiedliwa. Wróżki nie urodziły się po to aby umierać ich dzieci również — Dobrze — powiedziała i spojrzała do góry na mnie — Kto się teraz mną zajmie? — Będziesz musiała sama o siebie zadbać — A mogę? — Chyba nie masz wyboru — Och — powiedziała. Następnie, cicho spytała — Czy przez chwilę, do czasu aż przyjdą i zabiorą Gordan ....czy możemy udawać ,że ty się mną zajmiesz? — Możemy — odparłam i uśmiechnęłam się przenosząc Quentina na lewe ramie tak abym mogła wziąć ją za rękę. Splotła swoje palce przez moje, ciało było chłodne i trochę nierealne, nie żeby to miało jakieś znaczenie. Rzeczywistość jest tym czym chcesz żeby była Musimy sprowadzić Quentina na dół, i przenieść Elliota w jakieś bezpieczne miejsce. Ale w tej właśnie chwili, stałyśmy razem rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu a bicie naszego serca mieszało się z przyciszonymi szeptami skrzydeł Nocnych Łowców
Trzydzieści trzy Na koniec stało się to April odwróciła się do mnie kiedy dźwięki skrzydeł zanikły, odsuwając swoją dłoń od mojej — Jak zabierzemy go na dól? — zapytała, nieśmiało wskazując na Quentina — Elliot musi zostać przywrócony do sieci — To prawda — odparłam przyglądając się jej. Była mała ale wyglądała krzepko — Czy możesz zabierać ze sobą żywych ludzi kiedy znikasz? — Tylko jeśli mogę ich unieść — Spróbuj — wstałam podnosząc Quentina i przekazując go do niej. Ledwie go podtrzymała ale zarzuciła sobie jego niezranione ramię wokół szyi i oplotła go w pasie swoim własnym. Zapach ozonu wzrósł wokół nich i zniknęli Podbiegłam na skraj podestu i spojrzałam na dół, trzymając oczy z daleka od miejsca w którym upadła Gordan. Elliot był ciemnym kształtem na podłodze, i na swój własny sposób spoglądanie na niego było prawie tak samo przykre jak byłoby spoglądanie na nią. Zerknęłam z jednej strony na drugą i dostrzegłam April pojawiającą się niedaleko drzwi, wyglądająca prawie ,że komicznie z Quentinem zwisającym bezwładnie z jej ramion. Kiedy zobaczyła mnie pomachała. Powstrzymując łzy które nawet nie wiedziałam ,że tam są, odmachałam w odpowiedzi Prawie dziesięć minut zajęło mi zejście po drabinie, moja lewa dłoń była w stanie tylko lekko się uchwycić i przy wyczerpaniu jakie odczuwałam gorzej było zejść na dół niż wdrapać się do góry. Ale koniec końców solidna podłoga znalazła się pod moimi stopami i stałam na niej o własnych siłach. Kiwnęłam do April, pozostawiając jej Quentina a sama kucnęłam przy Elliocie Koszule miał zalaną krwią a oddech płytki ale oddychał. Jeśli szybko odstawimy go do uzdrawiacza będzie żył. Wśliznęłam ręce pod niego i podniosłam, prostując się dopóki nie znalazłam się z powrotem na nogach. Elliot był mniejszy ode mnie, mogłam go nieść jeśli zrobię to powoli. Kiwając do April, odwróciłam się i wyniosłyśmy nasze obciążenie na popołudniowe słońce
Po tym wszystko potoczyło się już szybko. April zostawiła mnie gdzieś w połowie trawnika, teleportując siebie i Quentina do pomieszczania z futonem, zanim jej moc całkowicie się wyczerpie. Ja szłam przez włości z Elliotem w ramionach, w towarzystwie kaskady kotów. Sprawiedliwości stało się zadość. Rozproszyły się szybko ale przez chwilę, wciąż jeszcze należały do ALH . Nie wiem czy to April czy koty dały znać Tybaltowi ,że to już koniec ale wyszedł mi naprzeciw i wziął Elliota z moich ramion bez słowa. To mi pasowało, ponieważ nie byłam pewna ,że mogłabym coś powiedzieć i się przy tym nie rozpłakać Ludzie Riordan trzymali Sylvestera tak długo jak mogli. Dotarł w końcu do ALH prawie godzinę po upadku Gordan, znajdując nas skupionych na trawniku pośrodku oceanu kotów. Connor już się obudził i czuł na tyle dobrze ,żeby pokrzykiwać jeszcze po foczemu na Tybalta. Obrażenia Elliota zostały zabezpieczone najlepiej jak potrafiliśmy a Quentin...nie pogorszyło mu się. To musiało mi wystarczyć dopóki Jin nie będzie mogła na niego spojrzeć. Opuszczaliśmy ALH. Na dobre i na złe, dziwaczna wizja Jan zginęła razem z Grodan. Najgorsze w tym wszystkim jest to ,że wciąż nie wiem czy ten pomysł by w końcu zadziałał. Gdyby miała wystarczającą ilość czasu, być może. Być może Jan byłaby w stanie zrobić to co miała zamiar zrobić, ale czas minął i już nigdy się tego nie dowiemy Nigdy nie widziałam Sylvestera i Jan razem, ale podobieństwo pomiędzy nim i April było zbyt silne aby temu zaprzeczyć. Uściskał ją. Powiedział jej ,że jest mu przykro z powodu jej matki i ,że wyśle jej ludzi z powrotem tak szybko jak tylko będzie mógł. Wtedy jego ludzie przenieśli rannych do samochodu, łącznie ze mną i zabrali nas stamtąd. Nie będzie żadnej inwazji. Nawet księżna Riordan nie mogła zinterpretować przyjazdu mężczyzny na ziemie swojej utraconej siostrzenicy jako pretekstu do wojny. Zasnęłam na tylnym siedzeniu samochodu z głową na ramieniu Connora i nie śniłam Tybalt pozostał, twierdząc ,że musi zając się kotami które były poddanymi Barbary.......ale nie patrzył na mnie. Ten dziwny, nowy wyraz który po raz pierwszy pojawił się na jego twarzy gdy zobaczył jak wybudzam Alexa wciąż tam był, przyczajony gdzieś w cieniu. Nie byłam pewna jak się z tym czuje. Głównie czułam się po prostu zmęczona Uzdrowiciele czekali w Cienistych Wzgórzach i zaczęłam znowu oddychać tak szybko jak tylko Jin, najstarsza i najlepsza z uzdrowicieli podeszła i wzięła mnie na ręce.
Inni zajęli się Connorem, Elliotem, i Terrie ale Jin zajęła się mną i Quentinem razem. Najpierw zabrała się za mnie, pomijając moje protesty, warunki nie były idealne dla żadnego z nas, ale infekcja w mojej dłoni była o wiele dalej posunięta niż ta w ramieniu Quentina. Gordan naprawdę zrobiła co w jej mocy, ta myśl sprawiła ,że zrobiło mi się niedobrze, skoro zrobiła to tylko po to abyśmy byli nietknięci kiedy to ona nas zabije Zaczęłam płakać kiedy Quentin otworzył oczy. Nie mogłam nic na to poradzić. Jakaś część mnie była pewna ,że już go straciliśmy, że infekcja to było za wiele, i ,że umrze nie dając mi szansy powiedzieć mu jak bardzo mi przykro — Jezu Toby — powiedział — Wyglądasz okropnie Uśmiechnęłam się przez łzy — Ty też dzieciaku. Ty też Fizyczne obrażenia były tą najłatwiejszą częścią. Będzie miał blizny na ramieniu i będzie musiał nosić szynę przez kilka miesięcy ( nawet magiczni uzdrowiciele nie potrafią naprawić uszkodzonych mięśni i istniała spora szansa na to ,że zrobi sobie krzywdę jeśli nie będzie się oszczędzał) ale to wszystko. Moje blizny były gorsze. Magia krwi pozostawia ślady. Wciąż jednak nie było to nic z czym nie mogłam żyć. Rany emocjonalne po prostu będą potrzebowały więcej czasu aby się wyleczyć. I odnosiło się to do nas wszystkich Zostałam tak długo jak mogłam, wysłuchując wszystkich raportów. Transformacja Connora do jego zwierzęcej formy prawdopodobnie uratowała mu życie. Gordan postrzeliła go dwukrotnie. Jako foka, jego krew przepływała o wiele wolniej. Tybalt był w stanie trochę go połatać po tym jak już udało się go przywrócić do ludzkiej formy. Elliot stracił dużo krwi zanim April go trochę nie opatrzyła ale został ocalony. Uzdrowiciele mówili ,że powinno być z nim lepiej w ciągu kilku dni. Nie najgorzej jak na kogoś kto był praktycznie martwy jeszcze kilka godzin wcześniej Terrie to była inna sprawa. Słońce zaszło i nie było żadnej zmiany. Jin do tego czasu już znała sytuację i kazała reszcie uzdrowicieli poczekać do rana zanim wydadzą ostateczny osąd. Byłam prawie pewna ,że czeka ich niespodzianka o wschodzie słońca. Kiedy dokonuje czyjegoś zmartwychwstania to robię to już na zawsze A wtedy Sylvester zadzwonił i musiała iść. Weszłam do sali tronowej, przyklęknęłam na jedno kolano i wyjaśniłam wszystko. On i Luna słuchali w milczeniu kiedy to wyjaśniałam jak minęły ostatnie dni życia Jan i rzeczy doprowadziły mnie do złamanych obietnic, zdrady, zniszczonych marzeń, niemożliwej nadziej na ocalenie. Nie trwało to wystarczająco długo, takie rzeczy nigdy nie trwają. Kiedy skończyłam, Sylvester powiedział ,że mogę odejść i wyszłam bez żadnego słowa.
Nie pożegnałam się z Quentinem. Będzie mu lepiej beze mnie. Pojechałam autobusem na stację i złapałam następny pociąg do domu, gdzie nakarmiłam koty, ugłaskałam Spike'a wywabiając go spod zlewu, zadzwoniłam do Stacy oferując jej jakieś niejasne wyjaśnienia i poszłam spać. Później będzie czas aby o wszystkim pomyśleć, zawsze jest jakieś później Ale później nadeszło i przeminęło i jakoś zawsze miałam coś innego na głowie o co musiałam się martwić. Rachunki do zapłacenia, pranie do zrobienia, sprawy które musiały zostać przyjęte i rozwiązane. Małe ludzkie sprawy, zaginione dzieci, czy nieobliczalni mężowie, nic nadnaturalnego czy dziwacznego. Po raz kolejny, zareagowałam na ból odwracając się plecami do znanego mi świata wróżek i przez chwile działało. Nikt nie umarł, nikt nie krzyczał w nocy i już zaczęłam myśleć ,że może znowu uda mi się normalnie zasypiać Luidaeg nie pojawiła się aby mnie zabić i po tygodniu przestałam czekać. Pojawiłam się przed jej drzwiami z torebką bajgli i powiedziałam ,że jeśli chce to może mnie zabić. Śmiała się i nazwała mnie idiotką, potem grałyśmy w szachy przez sześć godzin. Wciąż uważam ,że kiedyś mnie zabije. Ale nie będzie to w najbliższej przyszłości. Gdzieś po drodze, samotność zamieniła się w przyjaźń, dla nas obydwu Sylvester zadzwonił do mnie po miesiącu. Nie widziałam ani nie słyszałam nic o nikim z Cienistych Wzgórz w ciągu tego czasu. Nawet od Quentina. Nie od dnia kiedy to wróciłam do domu po śledzeniu jakiejś zdradzającej męża żony i znalazłam wiadomość na mojej automatycznej sekretarce — Pożegnanie obędzie się na naszej ziemi w Letnich
Krainach przy nowiu księżyca, proszę przybądź. To było wszystko co musiał powiedzieć, raz już od niego uciekłam ale teraz zawsze przychodziłam kiedy dzwonił. Co do tego Gordan miała rację. Byłam psem Sylvestera Quentin zadzwonił następnego dnia, pytając nerwowo czy ma odeskortować mnie na pogrzeb. Powiedziałam tak. Jaki inny miałam wybór? Jeśli chciał mnie zobaczy w połowie tak bardzo jak ja jego, odmowa byłaby okrucieństwem. Zgodziliśmy się,że spotkamy się w Japońskich Herbacianych Ogrodach i przeszliśmy z włości Lily na skraj ziemi Torquilla. Nie byłam gotowa aby pokazać się w Cienistych Wzgórzach. Jeszcze nie Może nigdy Dzień pogrzebu był jasny i przejrzysty. Spotkałam Quentina w Japońskich
Herbacianych Ogrodach pięć minut po tym jak powiedziałam ,że tam będę.
Jego ramię było zawieszone na temblaku, miał na sobie czarny kubrak i pończochy które sprawiały ,że wyglądał jak zapomniany młodszy brat Hamleta. Zaklęcie nie patrz
tutaj skrywało go przed turystami, eliminując potrzebę rzucania ludzkiego zauroczenia, każdy kto na mnie spoglądał zobaczył tylko ,że uśmiecham się a potem obejmuje powietrze, po czym wspinam się na najwyższy w ogrodzie wiszący most. Gdyby przyglądali się wystarczająco blisko może dostrzegliby jak znikam ale nie sądzę aby ktoś to widział. Ludzie zazwyczaj nigdy nie przyglądają się niczemu tak wnikliwie Przeszliśmy przez włości Lily wchodząc przez tylną bramę do Letnich Krain . Cała chwała niekończącego się lata krainy wróżek była przed mną jak na talerzu i przystanęłam łapiąc oddech. Zbyt długo żyłam w świecie śmiertelników, i chwilę czasu zajęło mi dostosowanie się. Powietrze w Letnich Krainach jest zbyt czyste na płuca przyzwyczajone do zanieczyszczeń nowoczesnej technologi, ciągle zmieniające się niebo dezorientowało mnie i mimo ,że wciąż kochałam te ziemie nie były już one moim domem, jeśli kiedykolwiek w ogóle nim były Niebo miało kolor opalonego bursztynu a wzgórza jaśniały od okrywających je kwiatów. Wybrałam niebieską stokrotkę, i uśmiechnęłam kiedy przekształciła się w kilkanaście maleńkich motyli. Letnie Krainy właśnie takie są. Logika jest tu tylko udogodnieniem, zmiana jest jedyną stałą, nawet jeśli to fałszywe ponieważ Letnie Krainy opierają się na założeniu ,że życie (nasze życie, życie wróżek) może trwać wiecznie. Są dzikie i dziwne i powoli umierają. Nie są pierwszym domem mojej rasy. Prawie na pewno będą ostatnim Byłam dzieckiem w Letnich Krainach. Nie powiem ,że tu dorastałam, ale byłam tu dzieckiem i jakaś część mnie zawsze tu będzie. Letnie Krainy mają sporo wspólnego z tymi opowieściami o Nibylandii, nikt tu nie dorasta, jest tylko starszy. Świat wróżek to świat wypełniony wiecznymi dziećmi, zawsze szukającymi następnej zabawy i nigdy do końca nie uczącymi się jak wygląda dorosłe życie. Tego uczymy się ze świata śmiertelników Quentin obserwował mnie, marszcząc się na tą dziwną frywolność. Był tak samo poważny jak wtedy kiedy się poznaliśmy, stracił tak wiele z tego nad czego uzyskaniem tak ciężko pracował. Mogłam zrozumieć dlaczego tak było, cześć jego niewinności zniknęła już na zawsze i chociaż nienawidziłam tego w jaki sposób to stracił, nie mogłam powiedzieć ,że było mi przykro z tego powodu. Wszyscy musimy się nauczyć ,że opuszczenie Letnich
Krain oznacza opuszczenie przedszkola, albo się dorośnie albo zginie. Może to okrutne....ale taki jest świat
Wyprostowałam się, ocierając pyłek z palców — Chodź. Musimy się ruszyć — Oczywiście — odparł i poszedł za mną przez pole w kierunku pokrytej pnącymi się kolorowymi różami wieży. To było jak coś zupełnie bajkowego, wszystko słodkie i eleganckie, i doszliśmy tam szybciej niż perspektywa pokazywała ,że powinniśmy Ogrody wokół wierzy były labiryntem zieleni i zaniedbanych róż. Poprowadziłam przez nie Quentina, zatrzymując się przed maleńkimi drzwiami prawie w całości ukrytymi za studnią. Spojrzał na nie, mrużąc oczy — Wiesz ,że poruszasz się tu bardzo sprawnie — powiedział — Powinnam — przycisnęłam dłoń do drzwi. Stanęły otworem i uśmiechnęłam się smutno. Przynajmniej dom wciąż mnie rozpoznawał — Kiedyś tu mieszkałam — Czy twoja... — Nie martw się Quentin. Mojej matki nie ma — nie ma jej już od dawna. Nikt dokładnie nie wie kiedy Amandine oszalała, załamała się kilka lat po tym jak zniknęłam, przenosząc się do wewnętrznego świata znacznie dziwniejszego niż Letnie Krainy. Już nie spędza zbyt wiele czasu w wieży. Większość informacji, mówi o tym ,że wędruje bez końca przez lasy, czasem stoi nieporuszona na rozstaju dróg Chciałabym wiedzieć czego szukała — Przepraszam — powiedział, cicho — Nie sądziłem.... — To nie twoja wina — weszłam do środka, gestem nakazując mu aby szedł za mną Wieża Amandine nie miała żadnych śmiertelnych aspektów, można się do niej dostać tylko z Letnich Krain. Poprowadziłam Quentina przez galerię i do góry po schodach do mojego apartamentu. Drzwi wciąż były zamknie zabezpieczeniami które założyłam tu podczas mojej ostatniej wizyty. Amandine była jedyną która mogła otworzyć te drzwi nie łamiąc moich zabezpieczeń, i nigdy by tego nie zrobiła, mój pokój zostanie taki sam już do końca, dopóki sama nie zdecyduje się tego zmienić. Było coś głęboko uspokajającego i smutnego w tej myśli. Zatrzymaliśmy się w miejscu które było moim salonem i było prawie tak duże jak całe moje śmiertelne mieszkanie. Quentin rozejrzał się wokół z szeroko otwartymi oczami, spoglądając na wytworne gobeliny zdobiące ściany i wysokie okna — To naprawdę ładne — powiedział, brzmiąc na zaskoczonego — Chyba, możesz tu zaczekać, muszę się przebrać — odwiedziliśmy wieżę, tylko po to abym mogła przejrzeć swoją garderobę. Nie miałam niczego odpowiedniego w świecie śmiertelników i nie ufałam magi na tyle ,że dzięki niej ubiorę się właściwie na pogrzeb
— Pewnie. Ale....dlaczego już tu nie mieszkasz? — Quentin? Jeśli do tej pory nie poznałeś odpowiedzi na to pytanie, to nie znam sposobu na to aby ci to wyjaśnić — weszłam przez drzwi prowadzące do sypialni i zamknęłam je za sobą, pozostawiając go samego Moja stara sypialnia nie jest duża, ale to jedyny pokój w wieży który wygląda jakby ktoś w nim mieszkał. Łóżko powiększało się kiedy rosłam ale półki znajdujące się na ścianach wciąż były wyłożone małymi, interesującymi przedmiotami zebranymi w okolicznych lasach. Nigdy nie dbałam zbytnio o zabawki po tym jak już zamieszkałam w
Letnich Krainach, ale zawsze uwielbiałam znajdować nowe rzeczy. Wszystko co kochałam było w tym pokoju aż do dnia w którym go opuściłam Drzwi do garderoby otworzyły się kiedy przyłożyłam do nich dłoń, ukazując moim oczom tęcze sukienek. Większość z nich stworzona na młodą dziewczynę którą nie pamiętam abym kiedykolwiek tak naprawdę była. Zostały zrobione z rzeczy dzikich i dziwnych, skrzydeł motyla i jedwabnej pajęczyny, pawich piór i smoczych łusek. Ciuchy wróżek są trochę jak japońskie ciastka używamy tego co mamy. Amandine zawsze wybierała dla mnie najdziksze sukienki, ubierając mnie w kolory które wydobywały głębie moich śmiertelnych włosów i skóry. Było to na długo przed tym zanim zdałam sobie sprawę z tego co robi. Wciąż nie jestem pewna dlaczego to robiła Sukienka której szukałam była ukryta z tyłu garderoby, zakopana pod jaśniejszymi sukniami. Była zrobiona z ciemnego szarego aksamitu, obszyta jasno różowym jedwabiem. Miałam ją na sobie na balu w jaskini gnomów kiedy miałam jedenaście las. Amandine zabrała mnie ze sobą, małą, na wpół śmiertelną pomocnice na nawiedzony wieczór. Pamiętałam, że podświetlili najciemniejsze rogi swoich korytarzy latarniami i iskrzącą się mgłą i ,że kiedy tańczyłam z mistrzem kopalni, jego uśmiech był dobry. Pamiętam Sukienka pasowała tak jakby dzień wcześniej została specjalnie dla mnie dopasowana. Ubrania wróżek pasują już zawsze bez względu na to jak bardzo się zmieniasz. Spojrzałam w dól na siebie, szeleszcząc spódnicą w tą i z powrotem. Zawsze będę córką Amandine. Bez względu na to jak daleko ucieknę, wróżki zawsze złapią mnie na końcu Quentin gapił się na jeden z gobelinów kiedy wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Odchrząknęłam. Podskoczył — Chodź — powiedziałam — Już czas
Włości Amandine graniczyły z Cienistymi Wzgórzami na południowej stronie. Dystans jest mniejszy niż w Letnich Krainach, zajęło nam mniej niż dwadzieścia minut dojście do miejsca o którym wiedziałam ,że było oddalone o ponad godzinę jazdy od tego w którym zaczęliśmy. Lasek w którym miał odbyć się pogrzeb znajdował się w sercu rodzinnego lasu. Kolejne dwadzieścia minut zajęło nam przejście ścieżkami przez las. Długa suknia nie jest zaprojektowana do takich przechadzek. Moja matka zrobiłaby to bez ani jednego potknięcia, nawet szalona idealnie pasowała do tego świata. To właśnie znaczyło być wróżka czystej krwi. Potykam się i upadam i zawsze wstaje idąc dalej. To właśnie znaczy być Odmieńcem Lasek jest pełny kiedy nadchodzimy. Przybyli z różnych kierunków, spotkali się i zalegli w ciszy, nikt nie wiedział co powinien powiedzieć czy poczuć. Czuwanie przy zwłokach wróżek czystej krwi jest głębokie, gorzkie smutne ale istnieje dla żywych. Ludzkie pogrzeby są smutniejsze, są mieszaniną smutku, ulgi, przerażenia i są przeznaczone dla zmarłych. Jan była wróżką czystej krwi ale jej pogrzeb będzie pierwszym tego rodzaju w żywej pamięci. To jak romans odmieńca, wymieszanie dwóch światów które nie rozumieją siebie na wzajem i nie chcą zrozumieć. Chyba by jej się to spodobało Stos utworzony z dębu, jesionu, jarzębiny stał na rogu polany, ułożony na wzór gniazda feniksa i pokryty jedwabnym prześcieradłem. Jan była po środku, dłonie miała złożony na brzuchu. Ubrali ją w długą czerwono złotą suknię która wydobywała refleksy z jej włosów i ukrywała rany. Zamrugałam kiedy ją spostrzegłam. Wszystkie oczywiste znaki tego kim była zniknęły, pozostawiając tylko to czym była. Wróżką czystej krwi. Daoine
Sidhe. Pokonaną. To nie była nawet połowa jej istoty ale to było wszystko co zostawiła, i wszystko co można zabrać ze sobą do grobu Quentin przystanął obok mnie — Wygląda jakby spała — Wiem — ciało wróżek się nie psuje. Wyglądała tak jakby miała się obudzić i zażądać swoich okularów. Nie zrobi tego jednak. Nawet jeśli jakimś cudem udałoby się odwrócić proces i przywrócić innych pracowników ALH z powrotem do życia, Jan zniknęła na wieki. Dzięki Gordan, nie będzie nawet miała wątpliwej nieśmiertelności Nocnych
Łowców. Po raz pierwszy od wieków, dziecko wróżek zostało utracone na zawsze Sylvester i Luna stali przy stosie ze splecionymi rękoma. Luna skinęła do mnie kiedy przybyliśmy. Dygnęłam głęboko w odpowiedzi, i podeszłam do przeciwnej strony stosu, stając w cieniu drzew. Quentin podążył za mną. Po chwili, Luna poklepała Sylvester i wymamrotał coś do jego ucha zanim podeszła do nas
— Moja pani — powiedziałam, Quentin pochylił się w ukłonie — Toby—Quentin — odparła, oferując niewielki, smutny uśmiech — Masz się dobrze? — Tak jak można się spodziewać — powiedziała — Przykro mi. Będę was częściej odwiedzać — prawdopodobnie wiedziała ,że kłamie ale nie dbałam o to — Dobrze. I Toby...on nie jest zły. Zrobiłaś co mogłaś. Oboje zrobiliście — uśmiechnęła się ponownie i odwróciła, wracając do swojego męża Stłumiłam gorzki uśmiech kiedy odchodziła. Jeśli ALH było nami robiącymi to co w
naszej mocy to nigdy nie chciałam zobaczyć najgorszego co mogliśmy zrobić. Spojrzenie Quentina wyglądało na tak samo skonfliktowane jak moje i byłam gotowa się założyć ,że jego myśli podążały tą samą ścieżką co moje Pozwalając moim oczom przebiegać przez tłum, zamarłam, mój żołądek fiknął salto kiedy zobaczyłam czuprynę białych blond włosów przynależnych do smukłej kobiety w poniszczonej brązowo zielonej sukience — Mama...? — Toby, co....? — Zaczekaj tutaj — powiedziałam i zaczęłam przekraczać lasek, podnosząc suknie do góry aby się nie potknąć. Kilka osób rzuciło w moją stronę zaskoczone spojrzenia, oceniając mój brak dobrych obyczajów ale nikt mnie nie zatrzymał. Nie miało to dla mnie znaczenia Do czasu kiedy doszłam do miejsca w którym wydawało mi się ,że widziałam moją matkę, ta zniknęła Quentin przybiegł tuż za mną, z szeroko otwartymi oczami — Dlaczego tak uciekłaś? — Wydawało mi się ,że kogoś widzę — odparłam, zamykając oczy i wzdychając — Kogoś kogo znałam, chyba się myliłam — Och — powiedział Quentin i zamilkł Wciąż tam staliśmy w milczeniu kiedy odezwał się głos za nami — Proszę nie krzyczcie ani nie skaczcie, nie wydawajcie z siebie żadnych dźwięków zaskoczenia. Jestem bardzo zmęczona . Głos był prawie znajomy, żeński i lekko bez wyrazu, tak jakby mówił przez syntezator. Ale był to głos dorosłego nie dziecka. Odwróciłam się — Witaj April — Witaj — April zmieniła się podczas ostatniego miesiąca, przekształcając się z nastolatki w kogoś kto mógł być bliźniaczą siostrą Jan, jeśli zignorowałoby się blond włosy i zbyt perfekcyjną skórę. Kiedy dorosła zrobiła to szybko.
Miała na sobie czarną sukienkę, zrobioną z mieniącego się materiału który podejrzewałam ,że w rzeczywistości tak naprawdę był jasny — Cieszę się ,że tu jesteś Quentin stał z otwartą buzią — Nie moglibyśmy tego przegapić — odparłam — Nie sądziłam ,że tu będziesz — Elliot wykorzystał notatki mojej matki, tworząc przenośną jednostkę serwera. Działa tylko w krótkim okresie czasu ale znacznie rozszerza mój zakres poruszania się — To dobrze — odparłam — April? — Quentin zapytał z szeroko otwartymi oczami — Tak— powiedziała i uśmiechnęła się smutno. Zerknęłam na nią i zdałam sobie sprawę ,że durzyła się w nim w czasie jak byliśmy AHL Durzyła, czas przeszły. Jakkolwiek silne było to zauroczenie teraz już minęło Przerosła go — Dobrze cię widzieć — powiedział Elliot nadszedł za nią, opierając się na lasce. Wyglądał na poobijanego ale się ruszał — Toby — powiedział — Udało ci się — odparłam — Musiało — objęliśmy się, to był krótki i niezgrabny uścisk, obawiałam się aby go nie zranić a on też nie bardzo wiedział jak balansować na swojej lasce. Chyba oboje poczuliśmy się lepiej po tym jak się od siebie oderwaliśmy — Dobrze cie widzieć — Ciebie też dobrze widzieć, Elliot Spojrzał w kierunku Quentina, pytając — Jak sobie radzą koniki morskie? Quentin zarumienił się kiedy na niego spojrzałam, z podniesionymi brwiami — Wziąłeś je? — zapytałam — To był prezent — wymamrotał — W porządku — odwróciłam się z powrotem do Elliota i April — Czy Alex?... — Nie chciał opuścić naszych ziem — odparła April. Miałam rację co do Terrie, kiedy nadchodzi świt, zmienia się w Alexa i budzi. Jakoś nie byłam zdziwiona tym ,że nie czuje się na siłach aby gdzieś wyjeżdżać — Przykro mi — powiedział Quentin — Będziemy musieli poczekać i zobaczyć czy wyjdzie z tego, wciąż jednak dziękujemy ci za twoją pomoc. Nikt z nas nie byłby tu dziś gdyby nie ty — April wyciągnęła dłoń i przyjęłam ją, ściskając. Jej palce wydawały się lekko nierealne
— Żaden problem — odparłam. April jest zbyt młoda i dziwna aby dzielić z nią pewnymi uprzedzeniami co do spraw takich jak mówienie dziękuje. Oglądanie jak dorasta przyniesie sporo zabawy Kłótnia o sukcesję dotyczącą Okiełznanej Błyskawicy była jadowita ale koniec końców tradycja zwyciężyła. April była córką Jan i włości rozpoznały ją jako swoją więc, hrabstwo było jej, skoro nie było żadnych innych potomków Nie będzie żadnego rozwiązywania konfliktu i żadnej wojny, tylko trochę więcej zdrowego chaosu. Księżna Riordan będzie musiała zaczekać W pewien sposób, przejęcie przez April tronu swojej matki było ostatecznym, najbardziej gorzkim aktem ironii z tego wszystkiego. Została zabójcą kiedy była za młoda i zbyt wyobcowana aby zrozumieć co zrobiła, i świat wróżek wybaczył jej tą ignorancję, Gordan sprowadziła ją na manowce i jak na sprawiedliwość w świecie wróżek to wystarczyło. Gdyby pozostała ignorantką, moglibyśmy nazwać ją potworem i zabić tak czy inaczej, dla swojej własnej ochrony...ale nie zrobiła tego. Śmierć jej matki zmusiła ją do stania się prawdziwą osobą i teraz kiedy rozumiała swoje własne zbrodnie, walczyła o to aby je wymazać. Przez zrozumienie swojej winy znowu stała się niewinna Elliot zaczął coś mówić, ale przerwał kiedy Sylvester wyszedł na środek lasku chrząkając. Szmer tłumu przycichł zastąpiony przez pełną oczekiwania ciszę Sylvester spojrzał na nas i się załamał. Luna wyszła obok gotowa złapać go gdyby upadł. Wziął ją za rękę i ponownie odchrząknął, teraz stabilniejszy. Sylvester nigdy nie upada, tylko balansuje na krawędzi. Nigdy nie widziałam aby odtrącił pomocną dłoń. Jest jednym z najdzielniejszych mężczyzn jakich znam. Przetrwa wszystko — Na początku, złożono nam obietnice — powiedział. Jego głos był prawie zbyt miękki aby go słuchać, a jednocześnie wciąż na tyle głośny aby dochodzić do każdego kącika lasku. Nie wiem gdzie znalazł ten pogrzebowy rytuał, w świecie wróżek nie było żadnych pogrzebów od czasu narodzin Nocnych Łowców Ale jakaś część mnie rozpoznawała jego słowa, były właściwe. Znalazł właściwe słowa — Powiedziano nam ,że będziemy żyć wiecznie — kontynuował, spoglądając prosto na mnie — Ta obietnica okazała się złudna, i teraz hrabina January ap Learianth, która żyła pośród śmiertelników jako January O'Leary, leży nieżywa. Przekroczyła linie zza której nie ma powrotu i obietnica którą otrzymała nie ochroniła jej przed tym
Odwrócił się i pochylił nad stosem, całując jej czoło, zanim jeszcze raz spojrzał na tłum — Była córką mojej siostry. Była moją siostrzenicą i tysiącem innych rzeczy dla tysiąca innych osób a teraz już jej nie ma. Śmiertelność może zakraść się nawet pośród nieśmiertelnych. Pamiętajcie o tym i trzymajcie tych których kochacie blisko przy sobie i przeżywajcie każdy dzień najpełniej jak możecie — zerknął na skraj tłumu. Podążyłam za jego spojrzeniem i zobaczyłam Raysel stojącą tam ze skrzyżowanymi ramionami, wyglądającą na znudzoną. Och, Sylvester. Zawsze giną ci dobrzy — Ale jest nadzieja — wziął głęboki wdech i powtórzył — Zawsze jest nadzieja. W świecie w którym jedna obietnica może zostać złamana, być może inna może zostać dotrzymana. Może jeszcze znaleźć spokój....ale znajdzie go bez nas — machnął dłonią i stos buchnął w płomieniach. Wyprostował się i odsunął — Żegnaj, najdroższa — powiedział jeszcze ciszej Jan pozostała widoczna poprzez dym na krótką chwilę, wtedy dym zamknął się wokół niej i zniknęła. Nie ocaliła świata wróżek, nie ocaliła nawet siebie. Żyła, zginęła i pozostawiła nas w żałobie, dla wszystkich tych straconych dusz w ALH, zarówno dla żywych jak i umarłych Obserwując dym kłębiący się na tle bursztynowego nieba, ciężko było uwierzyć ,że coś może trwać wiecznie. Może Jan miała rację, może świat wróżek umierał i to był ostatni oddech świata który jest już na wykończeniu....ale wciąż jeszcze jest czas. April będzie rządzić Okiełznaną Błyskawicą, zamiast Jan. Jeśli istniał jakiś sposób na przywrócenie innych, Barbary i Yui, Petera i Colina, nawet Terrie, to ona go znajdzie. Elliot i Alex będą mieli czas aby odbudować swoje życie. Quentin będzie miał czas aby wyzdrowieć. Ja będę miała czas aby zapamiętać ,że nie wszystko zawsze źle się kończy. Wszyscy będziemy mieli czas i drugą szansę aby przetrwać Znajdę moją matkę i dowiem się co jest z nią nie tak. Dlaczego się załamała, dlaczego kiedy zobaczyła ,że zmierzam w jej stronę, wybrała ucieczkę Oplatam ramionami, Quentina spoglądając w niebo. Może świat wróżek umiera i może nic nie trwa wiecznie ale mam zamiar wierzyć w to co powiedział Sylvester. Coś trwa, bez względu na to co się stanie Coś zawsze trwa