Rozdział 1 Inno Weston przykucnął za kontenerem, jego nogi drżały gdy kucał w kałuży śmierdzącej moczem i wymiocinami,...
5 downloads
10 Views
273KB Size
Rozdział 1 Inno Weston przykucnął za kontenerem, jego nogi drżały gdy kucał w kałuży śmierdzącej moczem i wymiocinami, z całą pewnością nie był to zapach, który chciałby zabutelkować i pryskać się nim rano.1 Ale dziś, dziś użyje go jako kamuflażu, dopóki nie będzie pewny, że mutanty odeszły. Cholera, wytarzałby się w nim, gdyby nie wiedział, że to może zainfekować jego ranę. Z całą pewnością nawet chory na umyśle wilk nie będzie mógł go wyczuć przez ten smród. Nie wiedział kim byli, gdy złapali go po raz pierwszy, ale gdy zobaczył jak jeden z nich zmienia się ze zwykłego zmiennego w przerażającą kreaturę zamrożoną w groteskowej pół-wilczej, pół-ludzkiej formie wiedział, że nie chce, by to przydarzyło się jemu. Powolnymi, ostrożnymi ruchami sięgnął do swojej kieszeni, nie chcąc wywołać żadnego dźwięku, czy zwrócić uwagę na swoje położenie. Zalała go ulga kiedy jego palce musnęły nieuszkodzoną fiolkę z serum, jedyny powód, dla którego wyszedł z tego wszystkiego wolny i nieuszkodzony. Jego ucieczka poszłaby na nic, gdyby stłukł fiolkę podczas szaleńczego biegu przez miasto. Jak na razie nie zawiódł Blake'a czy to złamaniem słowa, czy fiolki. Ten mutant, Blake, asystował naukowcowi w laboratorium, ale z osobistych powodów zlitował się nad Innem i utorował mu drogę ucieczki – jeśli obieca wywieźć formułę z miasta. Inno nie miał pojęcia co zrobi, jeśli fiolka się rozbije. Powrót do klatki w laboratorium nie wchodził w rachubę. Następnym jego celem było odnalezienie Alfy Silvera i przekazanie próbki. Kiedy Blake podał mu wydrukowaną formułę wraz z fiolką, Inno przysiągł dostarczyć ją Sforze Moon. Chwilę przed staniem się mutantem Inno z wdzięcznością skorzystał z okazji, by pomóc. Miał nadzieję, że Silver posiadał niezbędne środki do zbadania cieczy i odkrycia jej sekretów. Z tego co słyszał Inno, Silver władał ogromną sforą, a Blake brzmiał na przekonanego w stu procentach, że Alfa pomoże. Stojąc w lodowatej alejce, zęby Inna szczękały z zimna i szoku. Jeśli wkrótce się nie ruszy, wykrwawi się z powodu ran. Zaciskając szczękę, zatonął bardziej w cieniu. Nie umiał za bardzo się bić, co ukazało się w pełnej krasie, gdy mutanty niemalże wypatroszyły go, gdy uciekał. Jego wewnętrzny wilk chciał, by się zmienił, by mógł się uleczyć. Niestety, nie mógł się zmienić. Obiecał dostarczyć fiolkę Alfie Silverowi, jedynemu zmiennemu, który miał wystarczającą siłę, by zatrzymać mutanty. Nie mógłby chronić formuły, gdyby stał się wilkiem i zgubił ubrania. "Wyjdź, mały wilczku." Szepczący głos wywołał ciarki na plecach Inna. Znał ten głos. Należał do mutanta, który prawie go zabił. "Musisz wrócić do laboratorium, żeby stać się jednym z nas. Silniejszym. Szybszym. Lepszym." 1 Serio?:D
Mężczyzna brzmiał jakby reklamował mutującą formułę. Inno mógł prawie usłyszeć pod koniec zrezygnowanie, ostrzegające ludzi, że bajeczny produkt czasami prowadzi do obłąkania lub nawet śmierci. Brak czucia w koniuszkach palców Inna oznaczał, że wykrwawienie może stać się realną opcją. Nie będzie potrzebował mutacji, by umrzeć. Krzyk przeszył powietrze i odbił się echem w alejce. Ten hałas przeraził Inna jeszcze bardziej niż wcześniejszy szept. Inno nie chciał spotkać niczego na tyle bezwzględnego, by poradziło sobie z jednym mutantem, a szczególnie z kilkoma. Może jeśli będzie cicho, to niebezpieczeństwo minie. Cień, na co najmniej trzy i pół metra wysokości wypełnił przeciwległą ściankę alejki, a dźwięk kroków nasilił się. Inno zwinął się w ciasną kulkę i zamknął oczy, by ukryć ich blask. Proszę, niech mnie nie zobaczy. Proszę, niech mnie nie zobaczy. Wrócił na chwilę pamięcią do czasów dzieciństwa, kiedy to krył się w ciemnościach przed potworem z szafy. Serce Inna waliło o jego pierś, żołądek podszedł mu do gardła i przez chwilę obawiał się, że powiększy kałużę, w której się skulił. Niestety, tak jak się obawiał, kroki zatrzymały się tuż przed nim. "A co my tu mamy?" Jego uszy ogarnęła pieszczota głosu bogatszego niż rzeka czekolady. Cholera, zginie w tej głupiej alejce i nie dotrzyma obietnicy. Kiedy głos nie powiedział niczego więcej, a postać do której należał nie odeszła, ciekawość kazała Inno unieść głowę i otowrzyć oczy, by stanąć twarzą w twarz ze śmiercią. Każdy kto mówił, że ciekawość zabiła kota2 nie spotkał wilkołaka. Cudowny. To słowo zostało wyszeptane w jego głowie, gdy spojrzał na swojego posłańca śmierci. Skóra mężczyzny błyszczała bielą i perfekcyjnością z tymi wysokimi kośćmi policzkowymi, szpiczastym podbródkiem i wydatnymi, stworzonymi do pocałunków wargami. Nawet to, że gdzieś w głębi ciemnych oczu mężczyzny świeciły czerwone płomienie ani trochę nie ujęło mu atrakcyjności. Inno zadrżał i starał się zbliżyć jeszcze bardziej do ściany, a najlepiej wtopić się w nią, gdyby to było możliwe. Musiał uciec. Ukryć się przed istotą, która jak instynktownie przeczuwał, była o wiele groźniejsza niż polujące na niego mutanty. Uderzyła w niego paniczna chęć ucieczki. Walczył z pragnieniem przemienienia się w bestię. Nie miał za dużo praktyki w kontrolowaniu wilka. Nie zmieniaj się! Nie zmieniaj się! Wysyłał myśli do swojej wilczej połowy, walcząc ze swoim wewnętrznym zwierzęciem. Walcząc z pragnieniem przyjęcia silniejszej formy. "Hej, spokojnie. Nie zamierzam cię skrzywdzić." *** 2 Curiosity killed the cat – wiadomo, "ciekawość to pierwszy stopień do piekła," ale tu kotek był potrzebny
Mikel uśmeichnął się do wilka, próbując go nie przestraszyć. Nie miał pojęcia dlaczego mutanty gonią te śliczne maleństwo, ale Mikel nie chciał straszyć go jeszcze bardziej. Wiatr zmienił się i doleciał do niego zapach krwi. Kły Mikela wysunęły się, jego palce wydłużyły i urosły do długich pazurów i musiał walczyć z własną wewnętrzną bestią tak samo jak wilkołak wyglądający jakby chwilę wcześniej walczył z transformacją. "Jesteś ranny." Zarzucił mu Mikel, niepokój całkowicie rozwiał jego wytrawny styl. Z jakiegoś powodu przerażała go myśl o tej delikatnej istotce mającej jakieś rany. Wilk potrząsnął gorączkowo głową, jego ciemno blond włosy podskoczyły z powodu zaprzeczenia. "N-nic mi nie jest." Bestia Mikela wycofała się odrobinę koił ją głos mniejszego mężczyzny. "Naprawdę?" Kiwnięcie. Pomimo okropnego smrodu alejki i krwawych resztek naskórka mutantów pod paznokciami, Mikel w całym swoim życiu nie czuł się bardziej szczęśliwy.3 Dla wampirzych zmysłów, ten przerażony wilk świecił jak gwiazda w przyćmionym świetle. Rozglądnawszy się, poczuł nagłe przerażenie. Wilczy zmienny, sam i złapany przez mutanty, był bliski bycia martwym zmiennym. "Jak się nazywasz?" Mówił łagodnym głosem, nie chcąc przestraszyć mniejszego mężczyzny. "Inno Weston." "Nigdy nie słyszałem o sforze Weston." Wilki zawsze używały jako nazwiska nazwę swojej sfory. "To nazwisko mojej matki. Nie mam sfory." Nawet z wampirzym słuchem, Mikel ledwie usłyszał te słowa. Kiedy je rozróżnił, opadła mu szczęka. "Jak możesz jej nie mieć? Myślałem, że wy zmienni macie sfory? Z pewnością możesz do jakiejś dołączyć?" Wiedział od swojego wampirzego przyjaciela Alesandro jak ważne dla zmiennych było posiadanie formacji wsparcia. Alesandro konsultował się z Anthonym, partnerem Alfy Silvera w sprawie wampirzych wymagań w hotelu i lubił opowiadać Mikelowi o bliskości Sfory Moon. Cholera, nawet ten tygrys, Dare, dołączył do wilków, by być częścią sfory, a przecież większość kotów była samotnikami. Dlaczego Mikel w ten, czy inny sposób przejmował się statusem tego małego wilczka, nie wiedział, ale strach o tego młodego mężczyznę pozostał. Wilkołak potrząsnął głową. "Nie mam sfory." Powtórzył jeszcze raz. Zmienny nie wdawał się w szczegóły, a uparcie przechylony podbródek oznaczał, że wyjaśnienie raczej nie nadejdzie. Mikel zrobił sobie mentalną notkę, by przenieść zadawanie pytań 3 No wyobrażam sobie :D
w bardziej przyjemne otoczenie. Musiał zabrać tego rannego mężczyznę z tej odrażającej alejki i ukryć w mieszkaniu Mikela zanim pojawią się inne mutanty. "Jestem Mikel Cruento. Może pójdziesz ze mną, bym mógł się opatrzyć?" Inno potrząsnął głową. Cierpliwość Mikela wyczerpała się, gdy zapach krwi stał się silniejszy. Doprowadzało go do szału marnotrawstwo takiej ilości eliksiru zmiennego. Nie chcąc tracić czasu na wymienianie subtelności kiedy zmienny wykrwawiał się na śmierć, Miel złapał mniejszego mężczyznę i wyciągnął z zacienionego kąta. Starał się być ostrożny, ale to maleństwo miało więcej siły, niż mógłby się spodziewać. Inno warknął jak złapane w pułapkę zwierzę, obnażył zęby i łypał na niego błyszczącymi, żółtymi oczami wilka. "M-muszę i-iść." Głos Inna drżał. Nawet w ciemności bladość zmiennego z wampira zrobiłaby faceta po solarze. "I gdzie zamierzasz iść, mały wilczku? Chodź ze mną, Opatrzę twoje rany." Chciał, by jego głos był łagodny, uspokajający nawet, ale zapach krwi Inna doprowadzał go do szaleństwa. "Nie m-mogę ufać wampirowi." Zęby Inna szczękały i zaczął go ogarniać szok. "Właściwie zgadzam się z tobą, ale jestem wszystkim, co masz." Zanim zdążył zdążył coś odpowiedzieć, oczy Inna wykręciły się do tyłu jego głowy. Mikel złapał upadającego wilka. "Jak widzę z całą pewnością muszę zabrać cię ze mną do domu." Zaskoczyła go gwałtowna fala przyjemności na tę myśl. Kręcąc głową ad swoją głupotą, Mikel podniósł Inna. Zmienni byli zazwyczaj mocno zbudowani, ale mając nadnaturalną siłę Mikel ledwie zauważał, że Inno cokolwiek ważył. Mikel rzucił zaklęcie ukrywające. Jeśli ktokolwiek przyjdzie szukać tego małego wilka z umęczonymi oczami, nie będzie żadnych świadków, że tutaj się pojawił. Używając swojej wampirzej prędkości, zajęło mu dosłownie chwilę, by dostać się do ulicy gdzie stał jego miejski dom. Zatrzymał się nagle, gdy zobaczył szczupłą postać opierającą się o framugę. Cholera, zapomniał o Jagerze. Wymamrotał cicho zaklęcie ujawniające, by mógł pogadać ze zmiennym. Z poprzednim zaklęciem, wszystko co by powiedział byłoby przytłumione i wkurzające jak hałas ulicznych korków. "Zapewne nasza randka jest odwołana, skoro przyprowadzasz do domu innego faceta." Usta zmiennego wykrzywiły się w cierpkim uśmiechu, który jednak nie sięgnął oczu tego pięknego mężczyzny. Co dziwne, klasyczne rysy Jagera nie podobały się Mikelowi jak ten śliczny mały wilczek w jego ramionach. Mikel wzruszył. "Coś mi wypadło."
Jager kiwnął głową, wyglądając na bardziej zrezygnowanego, niż wkurzonego. "To się często zdarza." Zaczął schodzić ze schodków, tylko po to, by zatrzymać się w połowie drogi. Przekręcił głowę i skupił się na Inno. "Jest ranny!" "Wiem!" Warknął Mikel. "A jak myślisz, dlaczego go niosę?" Jager wzruszył ramionami. "Myślałem, że może stałeś się romantykiem." Mikel zaśmiał się donośnie. "Taa, bo jestem znany z romantyczności." "Nie, jesteś znany jako seksowny dupek, który przy okazji jest dobry w łóżku. Gdzie znalazłeś tego wilka?" Jager pochylił się, by lepiej na niego spojrzeć. Mikel instynktownie ukrył swój ciężar przed wzrokiem mężczyzny. Lubił Jagera, ale nie podobało mu się, że zbliża się do jego rannego wilka. Mikel skupił się na frontowych drzwiach. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, kiedy kliknął zamek i drzwi się otworzyły. Jego umiejętności otwierania zamków były niepewnym talentem. Nawet po tylu latach nie zawsze udawało mu się otworzyć uparty zamek. "Znalazłem go w śmierdzącej alejce przy Jefferson Street uciekającego przed mutantami. Zabiłem jednego, a reszta uciekła." "Co oni tam robili?" Jager stracił swoją zwykłą drażniącą powierzchowność. "Nie było żadnych doniesień o mutantach w tej okolicy." Wyciągnął komórkę, wybrał numer i po chwili zaczął mówić. "Tu Jager, muszę porozmawiać z Silverem." Pauza. "To daj mi Anthony'ego." Kolejna pauza. "To kto zarządza? Dobra, pogadam z Dillonem." "Dlaczego nie zadzwonisz do własnego Alfy?" Dla Mikela było dziwne, że Jager nie skontaktował się ze swoim przywódcą, nim zadzwonił do innego Alfy. Jager skrzywił się. "Jest bardziej zainteresowany następnym polowaniem przy pełni. Ostatnim razem jak wspomniałem o mutantach, to powiedział mi, że Silver może się nimi zająć, bo ma największą sforę. I ma dodatkowo Anthony'ego. Wątpię, by mój Alfa kiwnął palcem, gdyby zobaczył, że jakiś mutant dręczy któregoś z członków jego sfory." Pogarda w głosie Jagera sprawiła, że Mikel zmarszczył brwi. Ten Alfa musiał naprawdę nadepnąć mu na odcisk. Ten przystojny wilk pracował jako model i znany był z łagodnego charakteru. Mikel miał wrażenie, że Silver przyjmie wkrótce nowy nabytek w swojej sforze. Spojrzał na Inna. Może dwa. Jager poinformował kogoś ze Sfory Moon o pojawieniu się mutantów, podczas gdy Mikel położył ostrożnie Inna na kanapie. Włączywszy lampę, Mikel po raz pierwszy spojrzał na zmiennego w pełni. Grube, platynowe włosy krótkimi lokami pokrywały głowę Inna jak u anioła. Przód jego kurtki pokrywała krew, jasna plama przy ubrudzonym, szarym materiale. Pochyliwszy się, zaczął rozsuwać lekki materiał i zdejmować z nieruchomego ciała.
Zmienny otworzył oczy. "Nie. Potrzebuję tego. Muszę to dostarczyć Silverowi." Wyszeptał natarczywie Inno. Mimo, że ledwie mógł otworzyć oczy, trzymał kurtkę z zadziwiającą siłą. Podszedł Jager. "Witaj." Powiedział uspokajającym głosem. Mikel wyskoczył, zasłaniając mężczyźnie zranionego wilka. "Odsuń się." Warknął. Jager uniósł dłonie. "Ja tylko staram się pomóc." "To pomagaj z daleka." Mimo że uważał Jagera za przyjaciela, to nie potrafił znieść myśli, że ktoś inny dotyka Inna. "Uważasz, że zniesiesz krew?" Wzrok Jagera skupił się na ustach Mikela, z których wystawały kły. Mikela ogarnęła chęć, by zaatakować Jagera, ale powstrzymał się. Nie tylko dlatego, że go lubił, będzie mógł też potrzebować jego pomocy w opatrzeniu kruchego zmiennego na jego kanapie. Mikel poczuł w piersi panikę nie mającą nic wspólnego z chęcią spróbowania krwi zmiennego, a z tym, ze Inno może wkrótce skończyć się czas. "Tak, zniosę." Oczy Inna ponownie opadły i Mikel obawiał się, że nigdy ponownie się nie otworzą. "Musimy zdjąć twoje ubrania i wyleczyć cię." "Nie mogę zgubić fiolki." Wyszeptał Inno, wciąż nie otwierając oczu. "W porządku." Nie był pewny, o czym mówił Inno, ale przeszukał jego pokrytą krwią kurtkę i znalazł szklaną probówkę. Położył ją ostrożnie na stoliku do kawy razem z kawałkiem papieru, który razem z nią był. "Twoja fiolka jest bezpieczna. A teraz rozbierzmy cię." Na twarzy Inna pojawił się słaby uśmiech. "Założę się, że mówisz to wszystkim facetom." "No jasne, cały czas. Jestem tylko jednym z wielu zakrwawionych i posiniaczonych zmiennych na mojej kanapie. Pomóż mi to rozbiorę cię i uleczę, a potem zajmę się następny," Mikel starał się utrzymać lekki ton kiedy pomagał zmiennemu się rozbierać, ale nerwy napięły mu się jak postronki, gdy zobaczył obfitą ilość krwi na kurtce. Inno jęknął kiedy Mikel delikatnie go podniósł, by zdjąć z niego górną część garderoby. "Przepraszam, dziecinko. Staram się być ostrożny." "Dziecinko?" Aura niedowierzania sprawiła, że pomimo poważnych ran wilka, Mikel się uśmiechnął. "Skarbie?" Miękkie prychnięcie Inna zmieniło się we wstrzymanie oddechu kiedy wampir ściągnął z niego koszulę, rozrywając guziki, zamiast zwyczajnie je rozpiąć. Krew tryskała z otwartej rany i pokrywała większość jego brzucha i żebra. Ktoś próbował wypatroszyć tego małego wilczka.
Po raz pierwszy w życiu Mikel prawie zwymiotował. Kropki tańczyły mu przed oczami kiedy otworzył swoje zmysły na zmiennego. Blokując swój zaskakujący ból spowodowany rannym nieznajomym, Mikel położył dłonie po obu stronach rany, zasysając oddech kiedy przelał się na niego niewyobrażalny ból zmiennego. Użył więcej mocy. Zatrzeszczała elektryczność kiedy użył swoich magicznych umiejętności do wyleczenia rany mężczyzny. Inno dyszał pod jego dłońmi, rana zamykała się wolniej niż Mikel by sobie tego życzył. Biorąc długi, głęboki wdech, Mikel skumulował trzecią falę mocy wprost w ranę. "Zastopuj Mikel. Spalisz się." Spanikowany głos Jagera groził przerwaniem koncentracji Mikela. Strach i niepokój zmiennego nie pomagały w tej sytuacji. "Nie! Nie zostawię go tak." W tej chwili nic nie oderwałoby Mikela od uratowania Inna. Wiedział, że zmienny cierpi z powodu śmiertelnej rany jako że strach młodszego mężczyzny zaciskał się na nim, niczym mentalne rany, prawie tak przerażające rany pokrywające brzuch Inna. Zamknąwszy oczy, przywołał tyle mocy jak nigdy przedtem. Inno musi żyć! To była jego nadrzędna myśl. Gdyby go spytanio, nie potrafiłby wyjaśnić dlaczego tak ważne dla niego było uratowanie tego jednego wilka, ale wiedział, że nic go przed tym nie powstrzyma. "Mikel, odpuść. Zabijesz się." Błaganie Jagera odciągnęło go od jego otumanienia. "Może się zmienić i sam uleczyć." Z jękiem Mikel otworzył oczy, których nawet nie zauważył, że zamknął, by zobaczyć, że ziejąca rana jest całkowicie zasklepiona. Na brzuchu zmiennego widać było ledwie bliznę. Mikel sprawdził twarz Inna i westchnął kiedy zobaczył, że oczy zmiennego są czyste i wolne od bólu. Mikel zamknął z ulgą własne. "Dziękuję ci." Po raz pierwszy głos Inna był pozbawiony bólu. Mikel otworzył oczy i natknął się na wzrok zmiennego. "Nie ma za co." Nigdy w swoim życiu nie był tak wdzięczny widząc uleczoną osobę. Nigdy też nie użył tyle mocy, by kogoś wyleczyć. "Powinieneś pozwolić mu się zmienić." Zrugał go Jager. "Jager, zobaczymy się kiedy indziej. Inno i ja potrzebujemy odpoczynku." "jeśli chcesz, mogę go zabrać ze sobą. Mam wolny pokój i może będzie mu wygodniej z innym wilkiem. Naprawdę dobrze się nim zajmę." Na przystojnych rysach Jagera pojawił się psotny uśmiech.
Kły Mikela wysunęły się na tę myśl. "Wynocha!" Warknął. Zignorował zbędny uśmieszek jaki posłał mu Jager. Z drwiącym śmiechem zmienny obrócił się na pięcie i wyszedł. "Do zobaczenia, chłopcy!" Rzucił na odchodnym. Jager chyba się urodził, by wkurzać Mikela. Nie przejmował się odpowiadaniem wkurzającemu zmiennemu, ani patrzeniem jak wychodzi. Skupił się całkowicie na wilkołaku na jego kanapie. Drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem. "Chodź. Mam tylko jedno łóżko, ale jestem skłonny się nim podzielić. Obiecuję nie molestować cię podczas snu. Możemy iść jutro w nocy na spotkanie ze Sforą Moon." W życiu nie był tak zmęczony. "Tak poza tym jestem zbyt wyczerpany na seks." Cała energia jaką przekazał Inno wyczerpała go na tyle, że dał radę jedynie dojść do łóżka, a to i tak wymagało o wiele więcej wysiłku, niż zazwyczaj. Inno potrząsnął głową. "Obiecałem oddać Silverowi fiolkę. Muszę iść do sfory Moon teraz!" Mikel chciał zapytać komu Inno to obiecał, ale zmienny ledwie trzymał otwarte oczy. Inno nigdzie nie pójdzie, jeśli Mikel miał na ten temat coś do powiedzenia. "To może poczekać. Silver i tak jest poza miastem. Musiałbyś to oddać Dillonowi albo Thomasowi. Odpocznij tej nocy i będziemy mogli spotkać się z nimi jutro." Nie miał pojęcia co jest w fiolce, ale ten mały zmienny znalazł się przez nią w tarapatach. Mikel obserwował na twarzy Inna konflikt emocji. Mocny podbródek mężczyzny ostrzegł Mikela, że będzie musiał zapewne użyć więcej perswazji. Mikel tchnął na zmiennego trochę swojej magii. "Jutro." Inno opuścił powieki. "Obiecujesz?" Brzmiał jak dziecko próbujące uzyskać uzyskać obietnicę od dorosłego, nieufnie, ale i z nadzieją. "Obiecuję." Odparł Mikel. Z kolejnym naporem magii zmienny zamknął oczy i usnął na kanapie. Mikel przyniósł z łazienki ręcznik i miskę z wodą. Delikatnymi ruchami umył Inna najlepiej jak potrafił. Wylał wodę i odwiesił ręcznik, by wysechł, a następnie odwrócił się do rannego wilka. Mimo że mógł zostawić go na kanapie, to nie wybrał tej opcji. Chciał, by mniejszy mężczyzna był do niego przytulony. Mikel wziął Inna na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Ostrożnie zdjął resztę jego ubrań i położył go na łóżku. Zdjąwszy własne ubrania, wsunął się koło zmiennego.
Uderzyło go, że nigdy tak naprawdę wcześniej nie spał z inną osobą. Wskakiwanie i wyskakiwanie z łóżek i pędzenie do domu przes wschodem słońca nie zostawiało wiele czasu na przytulanki. Jednakże we własnym domu miał niezliczoną ilość okazji do bycia blisko z kimś innym. Do teraz nigdy nie skorzystał z takiej okazji. Mikel przysunął się bliżej nieruchomej postaci w wtulił się w jej ciepło. Wampiry były z natury zimnokrwiste. Leżenie obok gorącego ciała wilka ogrzewało go na zewnątrz i od środka. Alesandro wziął sobie człowieka? Nie rozumiał toku myślenia przyjaciela. Zmienni, to było to. Przytuliwszy się do swojego prywatnego piecyka, Mikel usnął.
Rozdział 2 Mikel obudził się, czując że coś jest nie tak. Wilk. Jego wilk. Z oczami wciąż opuchniętymi od snu, Mikel sięgnął dłonią i poklepał miejsce obok niego. Pościel była ciepła, ale pusta. Wilka nie było. "Inno!" Krzyknął, serce waliło mu bezlitośnie o żebra. "Co?" Rozczochrany anioł wpadł do pokoju z zapuchniętymi oczami, mając na sobie jedynie cudowny grymas i białą bieliznę. "Zniknąłeś." Przełknął Mikel, uświadamiając sobie, że jego głos brzmiał głębiej, niż zazwyczaj. Spróbował ponownie. "Nie wiedziałem, gdzie jesteś." Rozdrażniona mina Inna zniknęła i posłał Mikelowi niepewny uśmiech, rumieniąc się przy tym uroczo. "Musiałem iść do łazienki." "Chodź tu." Mikel nie potrafił powstrzymać ogarniającej go zaborczości. Inno podszedł do łóżka szurając nogami. Mikel uśmiechnął się kiedy jego żołądek zacisnął się w supeł, a jego pustka dała o sobie znać. "Masz wybór. Możesz przynieść mi torebkę krwi z lodówki albo możesz wspiąć się na łóżko i pozwolić mi cię spróbować." Widział jak w głębokich niebieskich oczach zmiennego błyska niezdecydowanie. Błyszczały jak szafiry w przyciemnionym świetle. "Chyba jestem ci to winny." Mikel uśmiechnął się. "Owszem, jesteś." Ostatniej nocy był grzeczny i powstrzymał się przed spróbowaniem zmiennego, ale z nową nocą i całkowicie uleczonym zmiennym stojącym przed nim, ciało Mikela na nowo zainteresowało się jego gościem. Inno posłał mu kolejny nieśmiały uśmiech, ale jego oczy wypełniła nowa determinacja. "Powiedziałeś, że zabierzesz mnie do Sfory Moon."
"I zrobię to. Ale jestem głodny." Wpuścił do swojego głosu tęskną nutkę, jako że Inno wyglądał na zmartwionego. Inno wpakował się na łóżko zwierzęcym ruchem, który zwiększył potrzebę Mikela. Otwierając ramiona, powitał zmiennego w swych objęciach. Z większością dawców Mikel użyłby uwiedzenia, ale nie chciał wystraszyć płochliwego wilka. Zamiast tego starał się go rozluźnić i pocieszyć. Przytuliwszy go do siebie, musnął zmiennego za uchem i skubnął jego małżowinę. "Myślałem, że ugryziesz mnie w szyję." Wymamrotał Inno, kręcąc się coraz bardziej w ramionach Inna. "Ugryzę. Nie martw się. Nie ma pośpiechu. Wciąż zabiorę cię tej nocy do sfory Moon." Mikel nie potrafił powstrzymać się przed wtuleniem w tego słodkiego mężczyznę i otarciem o niego. Inno znieruchomiał. "Wybacz, skarbie. Twój zapach doprowadza mnie do szału, a ty jesteś taki ciepły." Mikel nie mógł zbliżyć się wystarczająco do Inna. Podejrzewał, że nawet gdyby w nim był, gdyby wypieprzył go przez całe łóżko, wciąż nie byłby wystarczająco blisko. Jednakże z chęcią przetestowałby tę teorię. Przesuwając się odrobinę w dół, okrążył językiem szyję Inna, jęcząc pod wpływem smaku ciała mężczyzny. Zmienny zassał powietrze, zachęcając Mikela do jeszcze większego lizania jego skóry. Inno smakował tak cholernie dobrze. Kły wysunęły się Mikelowi z dziąseł i walczył z pragnieniem zatopienia ich w leżącym pod nim mężczyźnie. Nie chciał, by Inno choć przez chwilę poczuł ból. Większość dawców przychodziła do wampirów, by otrzymać kopa z bycia ugryzionym. Inno oddawał mu przysługę i Mikel nie chciał, by mniejszy mężczyzna choć przez chwilę tego żałował. Ostrożnie jak nigdy przedtem, Mikel ugryzł szyję zmiennego. Krew natychmiast wypełniła jego usta. Bogata, pyszna i dająca życie, o temperaturze większej, niż jakakolwiek wcześniej. Jęcząc, wessał ten niesamowity smak, a jego ciało zadrgało pod wpływem mocy krwi Inna. Po paru następnych łykach wycofał kły. Ożywiony mocą osocza zmiennego, za pomocą języka starannie upewnił się, że po jego ugryzieniu nie zostanie ślad. Kiedy mniejszy mężczyzna stanie przed sforą Moon, nikt nie będzie miał powodu, by drwić z Inna. Zmienni dziwnie reagowali na bycie pokarmem, co było jednym z powodów, dla których tak rzadko byli dawcami. "Skończyłeś?" Napięty głos Inna sprawił, że Mikel uniósł wzrok.
Bielizna zmiennego napięła się pod jego grubą erekcją. Mikel jęknął z własnej potrzeby, by posiąść tego mężczyznę, ale nie skorzysta z jego chwili słabości. Inno chciał zobaczyć się ze sforą Moon, a Mikel obiecał tam go zabrać. Jeszcze nie złamał obietnicy, a gdyby Mikel zerżnął Inna tak jak chciał, to nigdy nie zobaczyliby się ze sforą. "Tak, skończyłem." Mikel oblizał usta, chcąc zebrać każdą ostatnią kroplę. To mógł być prawdopodobnie jedyny raz, gdy smakował zmiennego. Nigdy nie czuł się tak potężny. Jager nigdy nie pozwolił mu się ugryźć podczas seksu. Seks. Chcąc zmienić temat, Mikel wysunął propozycję. "Może weźmiesz teraz prysznic? Ręczniki są w szafce obok wanny. Ja znajdę ci jakieś ciuchy." "Dzięki." Zachrypnięty głos Inna sprawił, że Mikel stwardniał jeszcze bardziej. Zmusił się do zsunięcia ze zmiennego, działanie trudniejsze, niż się spodziewał. Z kolejnym nieśmiałym uśmiechem Inno zszedł z łóżka i udał się do łazienki. Mikel zacisnął pięści, by powstrzymać się przed złapaniem mężczyzny. Jak tylko Inno zamknął za sobą drzwi, Mikel złapał poduszkę i rzucił ją przez pokój. "Co się do cholery ze mną dzieje?" Mówił cicho, by nie zwrócić uwagi Inna. Nikt nigdy nei pociągał go tak, jak ten mały wilk. Kipiąc z potrzeby, Mikel zerwał z siebie bieliznę i owinął dłoń wokół swojego wilgotnego fiuta. Wizje Inna stojącego pod prysznicem ze strumieniem wody obmywającym jego szczupłe ciało wypełniły umysł Mikela ze zdumiewającymi szczegółami. W jego umyśle, woda spływała po mięśniach brzucha zmiennego i jego bladej skórze. "Mmm, tak." Wyszeptał do wyimaginowanego Inna, który uprzejmie złapał swój własny trzon i pompował go w tym samym czasie, co dłoń Mikela. Mikel jęknął, zwiększając prędkość i nacisk na swoim fiucie. Kiedy jego wyimaginowany Inno doszedł przy ścianie prysznica, Mikel szybko za nim podążył, przeżywając najlepszy orgazm w swoim życiu. A po pięciuset latach życia to był prawdziwy wyczyn. Złapał kilka chusteczek leżących przy łóżku i wytarł się pobieżnie. Weźmie prysznic jak tylko Inno wyjdzie. Myśląc o zmiennym, zlazł z łóżka i podszedł do komody, z której wyjął dresy i koszulkę, która skurczyła się w praniu. Nie była to najelegantsza garderoba, ale mógł zabrać Ina na zakupy, po tym jak odda swoją fiolkę sforze Moon. Mimo wszystko Inno nie należał do sfory. Był tylko posłańcem. Inno otworzył drzwi z ręcznikiem owiniętym wokół bioder, Serce Mikela podskoczyło, a jego fiut zaczął ponownie wolno rosnąć. Zmienny powąchał powietrze i rzucił Mikelowi znaczące spojrzenie.
Przeklęte zmysły powonienia zmiennych. Tylko wampiryzm Mikela uratował go przed zarumienieniem się. "Masz, znalazłem ci parę ubrań. Będą musiały ci wystarczyć, nim zabiorę cię na zakupy." Inno potrząsnął głową. "Nie musisz. Mogę wrócić do domu, jak tylko porozmawiam ze Sforą Moon." Żołądek Mikela skurczył się na myśl o ty, że ten zmienny będzie z dala od niego. "Dlaczego mutanty cię ścigały?" "Uciekłem." "Porwali cię?" Inno zbladł i odwrócił wzrok. "Moja siostra na mnie doniosła4. Jest moją siostrą przyrodnią i pomyślała, że mutanty pomogą zrobić ze mnie lepszego zmiennego. Ktoś dał jej cynk, że mają super serum pomagające ludziom się zmieniać. Moja matka była człowiekiem, a ojciec zmiennym, więc nigdy wcześniej nie byłem w stanie zmienić się w wilka. Nie powiedzieli jej, że nie będę mógł się zmienić z powrotem." Mikel podziwiał tego młodego wilka. Mimo zdrady i bólu w oczach Inna, o swojej siostrze nie powiedział ani jednego złego słowa. "Zabrali cię z domu?" Inno patrzył na Mikela, ale słodkie oczy mężczyzny nie widziały go, gdy przypomniał sobie swoją przeszłość. "Przyszli w środku dnia i zabrali mnie, gdy spałem. Jestem cukiernikiem w piekarni siostry, więc pracuję wcześnie rano i śpię popołudniami. Wiedzieli kiedy najlepiej mnie dorwać." W oczach Inna zabłysły łzy. "Powiedziała im wszystko. Gdzie mieszkam. Gdzie śpię. Gdzie trzymam zapasowy klucz." Innowi załamał się głos. "Słyszałem jak śmieli się z tego, jak łatwo było im mnie złapać." Mikel podszedł i przytulił przygnębionego wilka. "Ćśś. Jako że mutanty wiedzą, gdzie mieszkasz, najlepiej będzie jeśli zostaniesz u mnie na kilka tygodni, dopóki nie przestaną cię szukać. Sfory są teraz bardziej ostrożne, więc zdenerwują się utratą odpowiedniego kandydata do mutacji." Inno spojrzał Mikelowi w twarz. "Dlaczego jesteś dla mnie taki miły? Uratowałeś mnie przed mutantami, wyleczyłeś, a teraz dajesz mi dach nad głową. Jestem pewien, że jak tylko dam fiolkę Sforze Moon, to znajdą mi kąt do spania. Nie miałem wcześniej sfory, bo nie mogłem się zmienić. Nie ma sensu posiadanie w sforze wilka, który nie jest naprawdę wilkiem." "Pół wilk?" 4 A jeszcze niedawno tylko te kobitki spoza rodziny były złe :P
Inno przytaknął. "Przykro mi, że nie możesz się zmienić." Serce Mikela bolało z powodu tego małego wilka. Inno zaśmiał się szorstko. "Och, teraz mogę się zmieniać. Porywacze dali mi zastrzyk, by zobaczyć, czy jestem odpowiednim kandydatem. Widocznie stracili w ten sposób parę wilków i nie chcieli popełnić drugi raz tego samego błędu. Nie dali mi pełnego serum, a jedynie tyle, by zobaczyć czy na nie odpowiem." Inno zaśmiał się ponownie. "Teraz mogę się zmienić, ale ponowna zmiana nie jest dla mnie problemem. Moja siostra, Claudia zrobiła jedną dobrą rzecz. Teraz jestem zmiennym z prawdziwego zdarzenia." Gorzki ton wilka ścisnął Mikela za serce. Nie wiedział co było gorsze, bycie wilkiem nie mogącym się zmienić, czy mężczyzną, który mógł się przemienić, ale tylko i wyłącznie dzięki bolesnej zdradzie. "Wiesz, nie musisz się mną opiekować. Dawałem sobie radę sam przez długi czas. Rodzice umarli, gdy byłem młody. Wychowałem Claudię odkąd miałem osiemnaście lat, a ona dwanaście." Jego silne przygnębienie nabrało teraz większego sensu. Bycie zdradzonym przez dziecko, które się wychowało musiało być jak nóż w serce i to był jeden z powodów, dla których Mikel nigdy nie spłodził nowego wampira. Pewne obowiązki niosły za sobą za duży bagaż. Mikel objął Inna, przyciągnął go do siebie i wdychał jego zapach. Ciało Inna natychmiast się rozluźniło. Wilk we wnętrzu Inna rozpoznał Mikela jako dominującego samca. Mężczyznę, któremu warto okazać uległość. Mikela uderzyła chęć owinięcia zmiennego w kokon i chronienia go przed światem. Przesuwając usta po szyi mniejszego mężczyzny, upajał się jego zapachem. "Cholera, pachniesz tak kurewsko dobrze." "Na tyle dobrze, by mnie zjeść?" Rozbawiony głos zmiennego i jego rozluźniona postawa w objęciach Mikela powiedziały mu, że mniejszy mężczyzna nie był przestraszony. Mikel skubnął figlarnie szyję Inna, a potem klepnął go w tyłek i zmusił się do odsunięcia. "Ubierz się skarbie. Ja muszę iść pod prysznic." Kiedy szedł do łazienki, rozkoszował się widokiem Inna rumieniącego się na środku jego sypialni.
Serce Inna waliło gdy patrzył jak wampir wychodzi z pokoju. "O mój pierdolony Boże." Zajęczał w pustym pokoju. Po zwaleniu sobie pod prysznicem myślał, że minie trochę czasu, nim mu ponownie stanie,
ale wystarczyło jedno klepnięcie w tyłek przez ponętnego wampira, a jego erekcja powróciła z wielkim zapałem. Szybkie przeszukanie ujawniło, że w dostarczonych mu przez wampira rzeczy nie było bielizny. Albo Mikel takowej nie nosił albo nie chciał się nią podzielić. Myśląc o seksownym wampirze, Inno mógł się założyć, że chodził nago. Zrzuciwszy ręcznik, spojrzał na swoją wielce uradowaną część ciała i poklepał ją parę razy. "Nie pomagasz." Z westchnięciem szybko założył dresy i koszulkę, starając się nie myśleć o tym jak wyglądała na umięśnionym ciele wampira. Koszulka zwisała luźno na Inne, ale zapewne napinała się na każdym seksownym mięśniu Mikela. Inno jęknął. Musiał dostać się do sfory Moon, oddać im fiolkę, podzielić się informacjami jakie dał mu Blake i wynosić się stąd. Nie miał pojęcia, co zrobi później, ale wątpił, by to obejmowało zamieszkanie z seksownym wampirem. Jeśli Inno zostanie w pobliżu, okaże się, że będzie uległym dostawcą krwi tak długo jak Mikel będzie chciał go zatrzymać. Inno musiał być silny i oprzeć się Panu Wysokiemu, Mrocznemu i Kłowatemu5. Może i nie wiedział jakie ma plany na przyszłość, ale na pewno nie obejmowały one Mikela, nieważne jak bardzo jego wilcza połowa z tego powodu skomlała. Jego bestia uważała, że nic nie będzie bardziej zabawne, niż pozostanie przy boku wampira. Głupi zwierzak kompletnie nie miał instynktu samozachowawczego. Zawiązywał buty i wszystkie myśli wyleciały mu z głowy, gdy wampir wyszedł z łazienki, wciąż ociekający wodą po prysznicu. Ten okrutny facet wyszedł nie mając nic na sobie, jego erekcja podskakiwała przed nim jakby była szukającą Inna różdżką. Z gardła Inna wydobyło się niskie warczenie. "Jakiś problem, wilczku?" Nie mogąc oprzeć się drwiącemu uśmieszkowi Mikela, Inno rzucił się na wampira. Mikel zaśmiał się i pozwolił Inno położyć się na dywanie. Wampir traktował Inna łagodnie, ale ten nie zwracał na to uwagi. Musiał spróbować tego mężczyznę. Musiał poznać smak tego seksownego wampira, który obecnie doprowadzał go do szaleństwa/ Teraz to bestia Inna obudziła się, chciała posiąść wampira jako swojego. Mój. Inno poczuł dreszcze na plecach kiedy jego bestia warknęła w chęci oznaczenia wampira. Partner. O cholera, nie. Tak. Jego wilk zawył w środku i zanim Inno mógł zatrzymać proces, zmienił się w wilka. Strząsnąwszy swoje ubranie polizał policzek Mikela. 5 Za Chiny ludowe nie mogłam wymyśleć lepszego określenia na Fangy
"Um, cześć." Wampir leżał spokojnie pod nim. Wilk wyczuł kuszący zapach zrelaksowanej istoty leżącej pod nim. Szczeknął zadowolony. "Partner." "Jestem twoim partnerem?" W zapachu mężczyzny dało się wyczuć strach, przez co wilk zaskomlał. Mikel go uspokoił. "Ćśś. Nie smuć się. Jestem po prostu zaskoczony. Ale to wyjaśnia parę rzeczy. Co powiesz na zmienienie się i pójście do sfory Moon? Dokończyć z nimi swoje sprawy, a potem wrócimy tu i pogadamy o naszym partnerstwie." Jego palce pogładziły zmysłowo głowę wilka. Podrapanie po uchu wszystko ułatwiło. Wilk zaskomlał jeszcze raz radośnie i pozwolił wrócić swojej ludzkiej postaci. Spojrzawszy na wampira, Inno wycofał się. "Przepraszam. Nie wiem co się stało." Potrząsnął głową i odsunął się. Mikel złapał Inna za kostkę, zanim ten zdążyłby za daleko odejść. "Hej, nie panikuj. Wszystko będzie dobrze. Pamiętasz co powiedziałem?" Inno przytaknął. "Pójdziemy do Sfory Moon i oddamy im fiolkę. Nie jestem przyzwyczajony do zmieniania się. Zanim mutanty mnie złapały nie miałem nawet do niego dostępu." Mikel ścisnął jego ramię w geście wsparcia. "Chodź. Jestem pewien, że Jager uprzedził ich o twojej wizycie." Inno unikał wzroku Mikela, dopóki silne palce nie złapały go za podbródek i zmusiły do spojrzenia wampirowi w twarz. "Nie sądź, że możesz mnie unikać. Nie oddam cię sforze. Twój wilk wie, że do siebie należymy." Inno zaczerwienił się. Nie miał nic do powiedzenia. Bo co mógł powiedzieć po tym jak skoczył na wampira i oznaczył go jako swojego w wilczej formie? Zamiast tego przytaknął i pozwolił Mikelowi zaprowadzić się do salonu. Zauważywszy fiolkę, złapał ją razem z formułą. Cholera, dlaczego powiedział Mikelowi, że są partnerami? Co to tak w ogóle znaczy? Podczas gdy jego wilk nie miał problemu ze związaniem się z wampirem, jego ludzka połowa wzdragała sie przed oznaczeniem kogokolwiek. "Na zewnątrz czeka samochód." Wychodząc z domu, Inno dowiedział się, że w rozumieniu wampirów samochód oznaczała limuzyna.
Inno posłał Mikelowi zdenerwowane spojrzenie, gdy ten otworzył dla niego drzwi limuzyny. Wsunąwszy się do środka, podskoczył gdy szyba na przedzie auta zsunęła się do dołu. Spojrzał na nich przystojny mężczyzna z jasnymi blond włosami i brązowymi oczami. "Gdzie jedziemy?" Mikel dokonał prezentacji. "Inno, to mój szofer, Jans. Jans, Inno." "Cześć." Powiedział Inno z machnięciem dłonią, otrzyma w odpowiedzi opryskliwie skinięcie. "Jans, jedziemy do klubu Sfory Moon." "Tak jest, proszę pana." Inno uniósł wzrok, w samą porę by zobaczyć mrożące spojrzenie w oczach kierowcy. Inno przytulił się bliżej Mikela, podświadomie szukając ochrony wampira. Kierowca uśmiechnął się złośliwie jakby potrafił czytać w myślach Inna, a następnie podniósł z powrotem szybę. W limuzynie siedzieli cicho. Inno nie miał pojęcia o czym myślał wampir, ale Inno obawiał się ich sparowania. Czy Mikel naprawdę jest jego partnerem?? Co wtedy zrobi Inno? Mimo że nigdy nie zastanawiał się nad swoim idealnym towarzyszem życia, to z całą pewnością nie umieściłby na swojej liście wampira. Jako że dotąd nie mógł się zmieniać, nie miał na tyle rozwiniętych wilczych instynktów by wiedzieć, czy byli partnerami. Jego wilk mógł się mylić. Miał nadzieję, że ktoś w domu sfory będzie mógł odpowiedzieć na jego pytania. To będzie pierwszy raz gdy znajdzie się wśród tylu zmiennych. W ramionach Inna osiadło napięcie. "Hej, wszystko będzie dobrze." Mikel przytulił go mocniej do siebie. Z westchnięciem Inno ułożył głowę na piersi wampira. Zdecydowanie za szybko limuzyna zaczęła zwalniać i Inno poczuł jak nerwy trzaskają w nim jak petardy. "Spokojnie." Mikel złapał dłoń Inna, pomógł mu wysiąść z auta i zaprowadził go w stronę alejki. "Lepiej będzie wejść od tyłu. Nie potrzebujesz być przytłoczony klubem." Inno zastanawiał się jakiego rodzaju klub prowadziła sfora, ale zanim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie, Mikel zaciągnął go do solidnym błyszczących metalowych drzwi i uderzył w nie pięścią. Drzwi otworzyły się cicho i z góry spojrzał na nich ogromny mężczyzna z bliznami na twarzy. "Cześć, Mikel. To on?" "Tak. Henry, to jest Inno. Inno, to jest Henry Moon, kucharz sfory." "Miło mi cię poznać." Henry skinął mu uprzejmie głową i zwrócił się do Mikela. "Steven jest z Dare'em.
Przechodzi pierwszy zabieg z matką Anthony'ego. Dillon, Farro i Thomas są tutaj." "Co się stało Dare'owi?" Henry zmarszczył brwi. "Myślałem, że słyszałeś. Kilku mutantów zaatakowało klub i Dare stracił wzrok z powodu toksyny, która wybuchła w kuchni. Wszyscy inni wyszli z tego bez szwanku." Błysk zmartwienia w oczach Mikela ujawnił jego niepokój o Dare'a. "Daj znać jeśli jest coś, co mógłbym zrobić. Gdzie Dillon i Thomas ukryli Bena?" "Pracuje nad księgowością." Odparł z uśmiechem Henry. Owinąwszy rękę wokół pasa Inna, Mikel wprowadził mężczyznę do środka. "Ben jest sparowany z Dillonem i Thomasem." Wyjaśnił. "To oni teraz rządzą sforą." Inno wyłapał w oczach kucharza błysk rozbawienie, ale nie wiedział o co chodziło. Zatrzymał się kiedy trzech potężnych zmiennych wstało zza stoła i zwróciło się w jego stronę. Serce pędziło Innowi w piersi gdy wpatrywał się w trio. Żaden z nich nie patrzył na niego przyjacielsko. Głos Mikela, gorący jak letnie słońce, zamruczał mu do ucha. "Wszystko w porządku skarbie. Chcą jedynie zobaczyć co im przyniosłeś. Nikt nie zamierza cię skrzywdzić." Głos Mikela stwardniał. "Gdzie są Silver i Anthony?" Jeden z trójki przemówił. "Alfy wróciły do sfery fae porozmawiać z królem. Trzyma on ojca Anthony'ego jako zakładnika." "I nikt inny z nimi nie poszedł?" Zmienny pokręcił głową. "Uważali, że we dwójkę przyciągną mniej uwagi." "Inno, skarbie, to Dillon, Thomas i Farro." Wskazał kolejno na każdego zmiennego. Inno nie sądził, by miał problem z ich rozróżnieniem. Thomas wyglądał jak supermodel, Dillon jak niegrzeczny chłopiec, a Farro miał wymalowaną na twarzy życzliwość, jakby chciał pomóc Inno z jakimkolwiek problemem, z jakim tu się zjawił. "Miło was poznać." To nie była do końca prawda. Sfory sprawiały, że był nerwowy. Nie znał całego protokołu, bo jego ojca wyrzucono z jego ekstremalnie tradycjonalistycznej sfory gdy ożenił się z człowiekiem. Jako że jego ojciec przed śmiercią nie dołączył do żadnej innej sfory, Inno nie miał na kim polegać, gdy został sam z ludzką przyrodnią siostrą Claudią. Przyglądając sie nieufnie innym zmiennym, Inno wyciągnął z kieszeni fiolkę i kartkę. "Mutant imieniem Blake wysłał mnie, żebym to wam dał. Powiedział, że to formuła, której szukacie."
Podał to Farrowi, bo on miał najbardziej przyjazny wzrok. Mierny wyznacznik, ale to było wszystko na czym się opierał. "A co dostałeś za przyniesienie nam tego?" Oczy Dillona zwęziły się podejrzliwie kiedy spojrzał na oba przedmioty. "Moją wolność." "W jaki sposób cię złapali?" Thomas obwąchał powietrze, jego wzrok przeszywał Inna. Inno przełknął gulę w gardle. "Moja siostra mnie wydała. Myślała, że stanę się prawdziwym wilkiem i wreszcie będę mógł się zmienić. Przekonali ją, że to będzie dla mnie najlepsze." Szybko opuścił wzrok, by ukryć napływające do oczu łzy. Mikel pogładził go pocieszająco po plecach. Farro przyjął fiolkę i kartkę. "Dzięki. Mamy lekarza, który pracuje nad odkryciem szczepionki. Gdybyśmy mieli antidotum, to nawet gdy naukowiec złapie zmiennego, to transmutacja nie zadziała. Anthony miał farta ze powtórnym zmienianiem mutantów, ale on jest tylko jeden. Potrzebujemy bardziej profilaktycznego środka." Inna opuściło napięcie gdy już przekazał fiolkę. Wykonał swoją część i dotrzymał słowa. Teraz musiał zastanowić się nad tym, co zrobić z resztą swojego życia. Nie mógł wrócić do siostry, nie po tym jak go wydała. Nawet jeśli miała najlepsze intencje, to zdrada jest zdradą, czyste motywy, czy nie. Thomas posłał mu uprzejmy uśmiech, który sprawił, że jego wilk chciał pokazać brzuch i dać się poprowadzić silniejszemu mężczyźnie. "Możesz zostać u nas, dopóki Anthony i Silver nie wrócą. Jestem pewien, że będą mieli wiele pytań." *** Mikel odciągnął Inna od pozostałych zmiennych. "Inno zostanie ze mną." Zmienny rozluźnił się przy nim, przez co Mikel poczuł się o trzy metry wyższy. Przez chwilę myślał, że Inno zaprzeczy, jego wilk mógł chcieć zostać z innymi z jego rodzaju. Dillon zmarszczył brwi. "Za dwa dni jest pełnia i będziemy jechać na tereny sfory. Lepiej mu będzie w obecności innych zmiennych." Mimo iż Mikel wiedział, że Dillon nie próbował być draniem, to z nienaturalną chęcią chciał rozerwać mu gardło. "Innowi będzie lepiej ze mną. Nie jest przyzwyczajony do bycia wśród tylu wilków." Dillon spojrzał na Inna szukając potwierdzenia. "To prawda. Dopiero co zyskałem możliwość zmiany. Nie czuję się komfortowo w strukturze sfory."
Mikel mógł prawie zobaczyć jak w Farro odzywają się instynkty rodzicielskie. "Chciałbyś spotkać się z nami na biegu? Jesteś z całą pewnością zaproszony by przyjść i zobaczyć, czy chcesz dołączyć do watahy. Przyniesienie formuły z pewnością zapewni ci przychylność Silvera." Mikel mógł powiedzieć, że żadnemu wilkowi nie podobało się, że Inno zostaje z wampirem, nawet tym, którego znali." Inno przegryzł wargę rozważając propozycję. Mikela ogarnęło pożądanie, gdy wyobraził sobie wszystkie miejsca, na których chciałby mieć te usta. Cała piątka zmiennych w pomieszczeniu zwróciła na niego uwagę. "Zamknijcie się." Podszedł Farro. "Chciałbyś z nami zostać, Inno? Nie chciałbym, byś czuł, że musisz zostać z Mikelem, bo nie masz innego wyboru." Mikel ledwie powstrzymał chęć, by rozerwać Farrowi gardło. Jedynie fakt, że mężczyzna miał syna zatrzymał go przed atakiem. To i fakt, że partner Farra, fae Kylen nie spocząłby, dopóki nie zmiótłby Mikela z powierzchni ziemi w ekstremalnie bolesny sposób. Zanim Inno zdążył odpowiedzieć, Dakota, partner Henry'ego wszedł do pomieszczenia niosąc dziecko. Maleńka istotka była ubrana w markowe szmatki, które zapewne kosztowały więcej niż strój Mikela, a ten nie kupował tanich. Widząc Mikela, dziecko pisnęło z radości i wyrwało się z ramion Dakoty. Mikel złapał niemowlę, zanim spadło na ziemię. Co do cholery? "Polubił cię." Powiedział z uśmiechem Dakota. "Czy on właśnie poleciał?" Inno zadał pytanie kłębiące się w umyśle Mikela. "To dziecko Anthony'ego. Ma na imię Trin." Powiedział ze smutnym uśmiechem Henry. "Ahhh." Mikel nie wiedział wszystkiego o mocach Anthony'ego, ale nikt bez takich magicznych umiejętności nie stworzyłby tak niezwykłego dziecka. "Kto jest matką?" Wszyscy wzruszyli ramionami. Żaden z wilków nie wydawał się szczególnie zainteresowany tym nieznanym faktem. Mikel zdecydował, że lepiej nie ruszać tego tematu. Oczy dziecka błyszczały złotem i srebrem. Kiedy Mikel spojrzał w ich niezmierzoną głębię poczuł się jakby był poddawany ocenie i zdał test. "Mogę go potrzymać?" Zapytał Inno. Mikel i rozejrzał się i zobaczył nadzieję w oczach mężczyzny. "Może cię potrzymać?" Spytał niemowlaka Mikel. Może to było głupie pytać dziecko, ale miał wrażenie, że ludzie eksperymentowali z synem półboga na własne ryzyko. Trin zachichotał delikatnie w odpowiedzi.
Ostrożnie podtrzymując główkę dziecka, podał szczęśliwe maleństwo w ramiona Inna. "Jaki ty jesteś śliczny!" Zagruchał do dziecka Inno. "Nie poznałeś jeszcze Anthony'ego." Powiedział Dakota. "Czy to mój wnuk się śmieje?" Kobiecy głos poprzedził zapach bujnego lasu. Podobny do zapachu Anthony'ego, ale inny. Mikel wyprostował się. Spotkał już kiedyś matkę Anthony'ego, Halleę i miał ogromny szacunek dla tej leśnej czarownicy. Podszedł, by się z nią przywitać. Ujął jej dłoń i złożył na jej wierzchu pocałunek. "To przyjemność widzieć panią znowu, pani Carrow." "Jak tam mój ulubiony pochlebczy wampir?" Spytała z szerokim uśmiechem. "Alesandro będzie miał złamane serce jak usłyszy, że nie jest pani faworytem." Zaśmiała się, lekko i dźwięcznie jak szemrzący strumyk. Nawet zblazowany wampir czuł jak jego duchy unoszą się okazując radość. "Skądś wiem, że się z tego podniesie." "Co z Dare'em?" Spytał Thomas, podchodząc bliżej. Na jego twarzy widać było zmartwienie. Pani Carrow potrząsnęła głową. "Nie jest uleczony." "Nie może mu pani pomóc?" Mikel miał nadzieję, że znajdą lekarstwo dla barmana. Ten duży kot był jednym z jego ulubionych zmiennych. "Proszę usiąść i opowiedzieć nam co się stało." Farro wskazał na krzesła przy stole. Z dłonią na plecach Inna, Mikel poprowadził go do stołu. Opanował chęć, by posadzić sobie Inna na kolanach, by otoczyć go fizycznie ze wszystkich stron i chronić przed intruzami. Nawet mimo tego iż każdy zmienny w pomieszczeniu miał swojego partnera, jego instynkty terytorialne nie zdawały się tym przejmować. Trin zachichotał i wyciągnął pulchne rączki w stronę swojej babci. Mikel mrugnął i dziecko przeniosło się z ramion Inna do ramion pani Carrow. Szybko złożyła ręce, by przytulić dzieciątko, które zaczęło do niej gaworzyć. "Jak on to robi?" Spytał. "Sądzę, że się teleportuje." Powiedziała od niechcenia, jakby każde maleńkie dziecko potrafiło przenosić się magiczne z jednego miejsca w inne. Henry postawił na stole ogromny talerz cynamonowych krążków, a przed Mikelem kubek
podgrzanej krwi. "Dzięki." Kiwnął do kucharza. Jedną rzecz można było powiedzieć o sforze Moon, byli naprawdę przyjacielską grupą. Przynajmniej dla tych, których nazywali przyjaciółmi. Ich wrogowie nie żyli na tyle długo, by martwić się gościnnością sfory. Kilka minut później Mikel osiągnął nowy poziom niepokoju z powodu sfory. Nie miał pojęcia, że fae zostały dodane do listy wrogów sfory. Czy nie było wystarczająco złe, że mieli przeciw sobie szalonego naukowca i armię mutantów? Jego dłoń nieświadomie zacisnęła się na Innie. "Myślicie, że Król Linnel jest w komitywie z naukowcem?" Thomas wzruszył. "Nie wiemy, ale czegoś chce, inaczej nie porwałby ojca Anthony'ego. Przez te ataki mutantów i spiski króla mamy naprawdę ciężki rok. Teraz Alfy są w sferze fae, a my musimy się zastanawiać co robić bez nich." "I pozwoliliście im iść samym?" Mikel wciąż nie rozumiał tego szczególnego biegu myśli. Bez przywództwa Alf, sfora mogła być postrzegana jako prawie bezbronna. Zniknięcie obu kaleczyło ich przywództwo. Członkowie sfory wymienili między sobą spojrzenia, zanim przemówił Dillon. "Anthony pomyślał, że za dużo osób zdenerwuje króla. Sądzili, że pójdą tam, zgarną ojca Anthony'ego i zaraz wrócą. A to zajmuje dłużej niż się spodziewali." Na twarzy Dillona pojawiło się zmartwienie. Sfora nie przyjmowała nieobecności swoich przywódców tak lekko jak to okazywała. Matka Anthony'ego przytuliła dziecko bliżej do siebie. "Król od dawna miał obsesję na punkcie Anthony'ego. Tylko Silver będzie mógł zobaczyć, czy Anthony wyjdzie z tego cały. Martwi mnie fakt, że król był w stanie porwać Galliena, ale duma zawsze doprowadzała Galliena do upadku." Mikel był przekonany, że Alfy wrócą bezpiecznie. Czasami plany zajmowały więcej czasu, niż się spodziewano. W tej chwili jego niepokój skupił się na Darze. "Myśli pani, że ślepota Dare'a jest tymczasowa?" Pani Carrow wzruszyła. "Nie wiem, w ogóle nie odpowiada na moją moc. Nie jestem pewna, dlaczego moja leśna magia na niego nie działa." W umyśle Mikela błysnęło mgliste wspomnienie. "Mógłbym czegoś spróbować." "Myślisz, że jesteś w stanie coś zrobić?" Zapytał Thomas. Mikel przytaknął. "Nie obiecuję, ale chciałbym zrobić co w mojej mocy. Zawsze lubiłem
Dare'a." Mikel nie lubił za wielu osób. Tolerował większość sfory Moon i szanował Alfy, ale Dare był jedną z niewielu osób, które autentycznie lubił. Ten wielki kot miał serce jak niebo i zawsze upewniał się, że krwawy koktajl Mikela ma idealną temperaturę. "Chodź ze mną." Pani Carrow wstała i wyszła z kuchni. Inno wstał, by do niego dołączyć, ale Mikel zatrzymał go wyciągając dłoń. "Może zostaniesz tu i poznasz sforę?" Nawet jeśli Mikel nie zamierzał pozwolić Innowi zostać z nimi, dobrze mu zrobi zdobycie dobrych przyjaciół. Z tego co nauczył się dzięki nieustannym kontaktom z wilkami, był im lepiej, fizycznie i psychicznie, gdy byli wokół nich inni z ich rodzaju. Inno wyglądał na tak zdenerwowanego, że Mikel zanim opuścił pomieszczenie, złożył na jego wargach szybki pocałunek.
Rozdział 3 "Mikel jest twoim partnerem?" Spytał Dakota, siadając koło Inna. Inno odsunął się nerwowo od mężczyzny, który pachniał bardziej jak wilk, niż reszta. "Może. Skąd będę to wiedział?" W połowie przekonywał się, że myli wdzięczność z partnerską więzią. "Twój wilk ci to powie." Henry postawił przed Innem kubek parującej kawy i talerz z ciasteczkami. "Chcesz cukier, lub śmietanką?" Inno potrząsnął głową. Właściwie nie przepadał za kawą, ale nie chciał tego mówić temu uprzejmemu mężczyźnie. Ugryzł cynamonowy krążek. "Dobre. Możesz użyć więcej goździków." Skrzywił się po tym, jak wypowiedział te słowa. Przyzwyczajony był do oceniania przepisów, więc to wyszło jakoś tak samo z siebie. Nie chciał obrazić kucharza. Henry przechylił głowę w stronę Inna. "Pieczesz?" Inno przytaknął. "Moja siostra i ja mamy piekarnię. Ja byłem cukiernikiem." Zaśmiał się łamliwie. "Zapewne teraz tam nie wrócę. Nie po tym, jak wydała mnie mutantów." Zdrada wciąż bolała. "Dlaczego?" Farro nachylił się, przysłuchując, jakby naprawdę chciał poznać odpowiedź. Rozglądnąwszy się Inno zobaczył niepokój na twarzach pozostałych mężczyzn, jakby się przejmowali. Dziwnie, przecież dopiero co się poznali. "Jestem jedynie w połowie wilkiem. Claudia uważała, że jak podadzą mi serum, to będę silniejszym wilkiem i będę mógł się zmieniać. Nie winię jej, ale już jej nie ufam. Nie byłoby mnie tutaj, gdyby Blake nie pomógł mi w ucieczce."
Dakota kiwnął głową. "Mi też pomógł uciec." "Przez tyle ucieczek w końcu wszystko się wyda." Powiedział Dillon. Pozostali przytaknęli. Przypominając sobie jak miły był Blake, Inno miał nadzieję, że mutant dał sobie radę. "No więc, Mikel jest twoim partnerem?" Dakota nie wyglądał, jakby chciał odpuścić to pytanie. Inno odpowiedział z ociąganiem. "Tak mi się wydaje. To znaczy mój wilk tak uważa. J-ja nie mam za wielu wilczych instynktów." Thomas kiwnął. "Powinieneś porozmawiać z Elliottem. Musiał zmienić się w wilka zanim przekonał się, że Parker jest jego partnerem." Inno pomasował się po rękach. Nie chciał wyznać, że już zmienił się w wilka, a bestia chciała Mikela. "Co jest twoją specjalnością?" Innowi zajęło chwilę, by uświadomić sobie, że kucharz jest ciekawy jego umiejętności gastronomicznych. "Większość rzeczy zawierających ciasto. Zwykłe rzeczy, tarty, ciasta i robię naprawdę dobre pączki." Na surowej twarzy kucharza pojawił się szeroki uśmiech, przez co wyglądał na bardziej przystępnego. "Mógłbym potrzebować asystenta w pieczeniu. A co z quiche?" Inno wzruszył ramionami. "Znam niezły przepis dla wegetarian z pieczarkami, papryką i świeżymi ziołami." "Mógłbyś zacząć na pół etatu." Henry wspomniał o pensji, którą Inno rozważył jako bardziej niż uczciwą. "Możesz spróbować przez parę tygodni i zobaczyć, czy chciałbyś zostać tu na pełen etat." Nikt inny nie oferował mu z marszu pracy, a nie ważne co zdecyduje zrobić ze swoją przyszłością, będzie potrzebował pieniędzy. Inno zgodził się. "Mogę zacząć kiedy tylko chcesz." Henry spojrzał w kierunku drzwi, za którymi zniknął Mikel. "To może zadzwonisz do mnie, gdy pogadasz z Mikelem o godzinach? Jeśli zostaniesz z nim, może będzie miał jakieś pomysły, co do twoich godzin pracy." Inno chciał powiedzieć, że jest dorosłym mężczyzną i sam może podejmować swoje decyzje, ale uświadomił sobie, że kucharz może mieć rację. *** Wreszcie zostawili go samego.
Dare mrugał i mrugał, i wciąż nic nie stawało się widoczne. Wziął głęboki wdech, ale nie wyczuł ani swojego partnera, ani matki Anthony'ego, ani zapachu jakiegokolwiek innego opiekuna, który wchodził i wychodził z jego pokoju, mając nadzieję, na dostarczenie mu cudownego leku. Nie rozumieli, że może nigdy nie będzie mógł ich zobaczyć, ale mógł czuć ich smutek. Rozpacz Stevena uderzała w niego przez ich więź, nawet gdy jego partner starał się ukryć prawdę. Nie sądzili, by mógł jeszcze widzieć. Jego pierś wypełnił ból, kiedy próbował myśleć o tym czym dla jego pięknego wilka będzie radzenie sobie przez resztę życia ze ślepcem. Miałby to zrobić Stevenowi? Jaki miał wybór? Gdyby zakończył swoje życie, w gruncie rzeczy zniszczyłby jedynego mężczyznę jakiego kochał. Podczas gdy zmienni wychwalali więź między partnerami, to nigdy nie rozmawiali o minusie, o tym co dzieje się kiedy jeden z partnerów nie mógł być dłużej tą samą osobą, z którą się związali. Nie zupełnie taką. Z ciężkim westchnięciem zmienił się do swojej tygrysiej formy. Kości trzasnęły i przestawiły się, a na skórze wyrosło futro. Po raz pierwszy nie mógł patrzeć jak na jego nogach pojawiają się pręgi, a było to coś, co zawsze lubił. Świsnął ogonem, zadowolony gdy ten uderzył we ramę łóżka. Pewne rzeczy się nie zmieniły. Ufając swojej pamięci, Dare skoczył na podłogę. Ze swoim zmysłem powonienia i ostrożnymi krokami doszedł do drzwi i przeszedł przez korytarz. Dzwonek windy prowadził go przez hol. Dach wołał do niego. Czy mógł wspiąć się na wysoki budynek bez zmysłu wzroku. Nie bez przyczyny miał na imię Dare6, nawet jeśli zazwyczaj nie był mu wierny. Z rykiem Dare zaczął skradać się w stronę klatki schodowej. Kiedy doszedł do drzwi, stanął na tylnych nogach, przesunął łapą zasuwkę, aż kliknęła i otworzył je szeroko. Z radosnym warkotem zaczął wchodzić po schodach. Stracił rachubę, ile to już razy wchodził po tych schodach, odkąd zamieszkał ze sforą, ale to była jedyna rzecz do jakiej nie potrzebował wzroku. Kolejne drzwi i pchnięcie zasuwki, i znalazł się na dachu. Chłodne powietrze musnęło jego wąsy i otworzył pysk, by poczuć na języku smak wiatru. Dare kierując się pamięcią udał się do swojego ulubionego nasłonecznionego miejsca na środku dachu. Klapnął z radosnym westchnięciem. Przynajmniej nie potrzebował do tego wzroku. Drzemka w w gorących promieniach słońca była dokładnie taka sama jak przed oślepnięciem. Zadowolony, że jedna z jego prostych przyjemności pozostała, Dare zamknął oczy i po raz pierwszy od paru dni całkowicie się rozluźnił. 6 Wyzwanie
Obudził się, czując skrajne przerażenie. "Dare, gdzie ty do cholery jesteś?" Przedostał się przez jego spokój wystraszony głos Stevena. "Na dachu." Trzaśnięcie metalowych drzwi powiadomiło go o pojawieniu się jego partnera. "Byłem tak kurewsko przerażony." Długie ramiona owinęły się wokół jego szyi w niezgrabnym uścisku. Dare słyszał szybkie walenie serca swojego kochanka. "Nie mogłem cię wyczuć i zniknąłeś." Dare wziął głęboki wdech i przemienił się. Jego partner potrzebował pociechy, a on musiał mu ją zapewnić. "Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć. Spałem." "Nie sądzę, byś powinien być tutaj sam. Mogłeś spaść." Dare odsunął się, potrzebując między nimi odrobiny dystansu. Steven nie pozwolił mu odejść za daleko. "Jestem ślepcem, nie idiotą. Byłem ostrożny." "Przepraszam, przepraszam. B-bałem się." Zszokowała go bezbronność w głosie Stevena. Nigdy wcześniej nie słyszał w nim takiej słabości. "Ćśs. Wiem. Przepraszam. Postaram się więcej cię nie straszyć, ale jeśli będę już ślepy, to muszę nauczyć się sam wszystko robić." "Nie mów tak!" Steven potrząsnął nim. "Nawet tak nie mów! Będziesz wyleczony." "Steven." Zaprotestował Dare. "Skoro matka Anthony'ego nie mogła mnie wyleczyć..." "Spróbuje jeszcze raz. Spróbuje innego sposobu. Cholera, Anthony jest półbogiem. Może poprosić o przysługę, czy coś." "Nie!" Powiedział twardo Dare. Może i miał nadzieję, że Anthony wyciągnie z kapelusza nadnaturalnego królika i rozwiąże jego problemy, ale nie liczył na to i z pewnością nie chciał, by Steven naciskał na swojego najlepszego przyjaciela. "Nie będę prosił Anthony'ego o proszenie o przysługę, która najprawdopodobniej będzie kosztowała go więcej, niż wart jest mój wzrok. Może kupię sobie psa przewodnika." Steven zaśmiał się do niego, ale Dare wiedział, że wymagało to od niego wysiłku.
"Pies dla kota." Dare pochylił się do przodu i westchnął kiedy Steven przyciągnął go bliżej. Wilk objął jego głowę i złożył na jego wargach najbardziej delikatny pocałunek. "Jestem jedynie posiniaczony, a nie połamany. Nie musisz być taki ostrożny." "Prawie cię straciłem." Steven wziął drżący oddech. "Nie mogę cię stracić. Świat może się palić, walić ale tak długo jak mam ciebie, wszystko jest w porządku." Dare przełknął wilgoć napływającą do jego bezużytecznych oczu. "Chodź, mój romantyku, zabierz mnie do domu." Uśmiech Stevena w jego wargi napełnił Dare'a radością, jak płynne promienie słońca. Może i nie będzie już widział, ale wciąż potrafił sprawić, że jego partner się uśmiechał. Porozmawia o swojej karierze z Anthonym i Silverem jak wrócą. Dare nie miał wątpliwości, że Alfy coś wymyślą. Zawsze mieli jakieś pomysły. Nie zawsze dobre, ale pomysły. Steven splótł swoje palce z palcami Dare'a i pomógł mu wstać. "Chodź, kochanie. Przypomnę ci, że wciąż jesteś mężczyzną." Dare nie czuł się przez swoją ślepotę mniej męski, ale z pewnością nie podzieli się tymi wieściami ze Stevenem. "Dobry pomysł." W drodze do ich mieszkania potknął się jedynie parę razy. Będąc na o wiele większej wysokości na dwóch nogach, niż na czterech, trudniej mu było utrzymać równowagę, ale uważał, że nie poszło mu aż tak źle. Przynajmniej nie upadł na swój nagi tyłek. Dźwięk przekręcanych w zamku kluczy Stevena sprawił, że Dare się uśmiechnął. Niedawno przeprowadzili się do większego mieszkania w budynku. Dare musiał zadzwonić do obsługi, by założono mu nowy koci czujnik. Ostatni dobrze się sprawdził przez otwieranie drzwi za pomocą odcisku jego łapy. Wyrwał się ze swojej zadumy kiedy umięśnione ramię Stevena owinęło się wokół niego i wciągnęło go łagodnie do pokoju. "Zostań tutaj." Kazał Steven. "Wiesz, że koty nie zostają w miejscu gdy im się karze, to bardziej psia działka." Z jego lewej strony rozbrzmiało ciche prychnięcie. "Wybacz, miałem na myśli, być został tu, mój ukochany partnerze, bym mógł zamknąć drzwi na klucz i rozebranie się niecierpliwie czekając na pożarcie cię." Dare rozluźnił się i westchnął. "Dobra, dlaczego tak powiedziałeś?" Steven zaśmiał się.
Dare chciał, by jego kochanek się śmiał W tej chwili była to jedyna rzecz trzymająca ich razem. Łatwo by było pogrążyć się w depresji, ale nie mógł tego zrobić swojemu partnerowi. Dla Stevena Dare musiał być silny. Jakikolwiek znak, że jego ślepota wywołuje ból musiał zostać powstrzymany, dopóki nie znajdą leku albo naprawdę nie nauczy się dawać sobie radę. Już prawie mógł usłyszeć jak Anthony zatrudnia terapeutę jak tylko wróci. Biedny Anthony, będzie bardzo smutny, że jego matka nie mogła wyleczyć Dare'a. "Jesteś wciąż ze mną?" Łagodny głos Stevena odciągnął Dare'a od jego myśli. "Wybacz. Myślałem." "Zapewne nie o czymś przyjemnym? Dotyk Stevena na jego fiucie przywrócił go do życia. "Och. Miałem nadzieję, że Anthony nie będzie bardzo zły za to, że jego matka nie mogła mnie uleczyć." "Żadnego myślenia o Anthonym i jego matce kiedy próbuję cię uwieść." Dare uśmiechnął się. "Nie sądzę, byś musiał za bardzo się starać." "Nie?" "Nie. Może i jest coś nie tak z moimi oczami, ale z moim sercem i libido jest wszystko w porządku. Będę cię chciał nawet, gdy przeniesiemy się do innego życia, by tam się kochać." "A mówiłeś, że to ja jestem romantykiem." Pocałunek Stevena rozpalił Dare'a i przypomniał mu, właśnie tak, że z resztą jego ciała jest wszystko w jak najlepszym porządku. Jęcząc, wsunął palce we włosy Stevena. Bez wzroku polegał bardziej na zmysłach dotyku, zapachu i, o tak, smaku. Jego partner smakował solą i słodyczą. Odsunąwszy się, okrążył wargi Stevena. "Jadłeś te precelki z jogurtem, prawda? "Taa." "Hmm." Dare pochylił się, by spróbować jeszcze raz. Jedwabiste kosmyki włosów Stevena owinęły się wokół jego palców i kiedy się całowali, ciepło z ciała wilka owinęło się wokół niego jak kojący uścisk. Nie ważne, że stracił wzrok, czy inne umiejętności, zawsze rozpozna kuszący zapach swojego partnera. Stevan pachniał gorącem, potrzebą i słabym, ukrytym zapachem psa. Wewnętrzny tygrys Dare'a zamruczał na tę myśl. Większość kotów nie lubiła psów, ale tygrys Dare'a uwielbiał swojego wilczego partnera. Przesunąwszy dłonie w dół, owinął palce wokół obu ich erekcji. Silnym uściskiem pompował jednocześnie ich trzony w wolnych stałych ruchach, nawilżając dłoń kiedy sięgnął do
czubka pokrytego kropelkami spermy. "O tak, dziecinko." Zachrypnięty jęk Stevena podniósł podniecenie Dare'a do prawie nieznośnego poziomu. Dare wycałował ścieżkę wzdłuż szyi partnera, aż sięgnął do krzywizny jego ramienia. Wgryzł się w nią z warkotem, tygrys znaczący swoje terytorium. Może i był ślepy, ale niech nikt lepiej nie przystawia się do jego partnera albo pokaże wszystkim jak wygląda wkurwiony ludożerca. Steven doszedł z krzykiem. Gorący, gęsty płyn pokrył dłoń Dare'a, a zapach spełnienia partnera doprowadził go na krawędź. Chwilę później uwolnił ich szybko opadające fiuty. Steven pocałował go w usta. "Chodź, weźmiemy prysznic przed snem." Dare pozwolił zaprowadzić się swojemu partnerowi, mając nadzieję, że któregoś dnia odzyska wzrok albo wyuczy się na pamięć układu ich mieszkania. Modlił się o to pierwsze, ale pogodziłby się i z tym drugim.
Rozdział 4 Pani Carrow zapukała. Zero odpowiedzi. "Hmmm, chyba są zajęci." "Myślałem, że powiedziała pani, że Dare jest chory." Mikel wiedział, że Steven potrafi być draniem, ale uwielbiał swojego tygrysa i prędzej rękę by sobie odciął niż go zranił. "Powiedziałam, że jest niewidomy. Wszystko inne ma uleczone." "Och." Mikel walnął w drzwi i wysłał psychiczny krzyk. Drzwi otworzyły się z hukiem i stanął w nich Steven owinięty ręcznikiem, ociekający wodą i wkurzony, jakby nie potrafił zdecydować kogo zabić pierwszego. "Steven, kochanie, Mikel sądzi, że może pomóc Dare'owi z jego problemem." Nadzieja w oczach Stevena była wręcz zbyt bolesna, by na nią patrzeć. "Wampirza magia ma właściwości lecznicze i jeśli Dare spożyje trochę mojej krwi, to być może go uleczy." Wyjaśnił Mikel. Steven zmarszczył brwi. "Czemu to robisz? Ledwie cię znam." "Czy to Mikel?" Rozległ się z mieszkania spokojny głos Dare'a. Westchnąwszy, Steven odsunął się. "Niech zgadnę. Uwielbiasz mojego partnera." Mikel nie mógł nic poradzić, ale zaśmiał się, słysząc zrezygnowany ton w głosie zmiennego.
"Często ci się to zdarza, nie?" Steven wywrócił oczami. "Nie masz nawet pojęcia." Wszedłszy do środka, Mikel prawie krzyknął widząc niewidzące spojrzenie oczu tygrysa. Mikel podszedł do Dare'a i uścisnął jego dłoń. "Cześć, Dare." "Jak tam, krwiopijco?" "Z tego co słyszałem, lepiej niż u ciebie." Dare przytaknął. "Moje oczy już nie pracują." "Wiedzą dlaczego?" Zmienny wzruszył ramionami. "Nie do końca. Miało to coś wspólnego z połączeniem wybuchu i serum." "Daliśmy właśnie Farrowi próbkę tego serum. Miejmy nadzieję, że uda wam się użyć jej jako antidotum. Przyszedłem tu zaoferować trochę moich leczniczych mocy." Dare uśmiechnął się. "Słyszałem o twojej mocy i nie sądzę, by Steven zgodził się na taki rodzaj leczenia." Mikel wybuchnął śmiechem. "Mówiłem o mojej krwi, a nie o moim magicznym fiucie." "Mikel!" Krzyknęła pani Carrow. Cholera. Zapomniał o matce Anthony'ego. "Przepraszam, proszę pani." Spojrzał za ramię, zadowolony, że wyglądała na bardziej rozbawioną, niż obrażoną. "Och, nie zwracaj na mnie uwagi, byłam zaskoczona. Po raz pierwszy słyszę, że masz magiczną część ciała. Czy te słodkie maleństwo w kuchni o tym wie?" Dare ścisnął mocniej dłoń Mikela. "Znalazłeś partnera, Mikel?" "Tak, tak sądzę. Przynajmniej jego wilk tak mi powiedział." "Więc znalazłeś." Ton Dare'a nie pozwalał na żadne dyskusje. "Jeśli jego wilk jest pewny, to nie ma wątpliwości." Mikel nie wspomniał, że może wilcza połowa nie miała wątpliwości, ale ludzka połowa Inna i Mikel nie byli tacy pewni. Będzie musiał wypróbować partnerską więź. "A tak poza tym, pomyślałem, że jeśli przyjmiesz trochę mojej krwi, to może wyleczysz swoje obrażenia." Przez chwilę panowało milczenie i Mikel pomyślał, że Dare odmówi. "Mogę spróbować." Powiedział wreszcie Dare. "Tak długo jak Steven jest przy mnie."
Steven podszedł szybko i objął Dare'a ramieniem. "Oczywiście, że tu będę. Gdzie indziej miałbym być?" Słuszne pytanie. Nikt, kto znał Stevena i Dare'a w życiu by nie wątpił, że wilk nie zostanie przy swoim mężczyźnie. W sforze było wiele kombinacji par i trójkątów, ale partnerstwo wilka i tygrysa zawsze fascynowało Mikela. Nie tylko z powodu ich różnych charakterów, ale przez czyste uwielbienie w oczach Stevena, kiedy tylko Dare wchodził do pokoju. Słyszał, że mieli trudne początki, ale to było tego warte. Mikel nie potrafił nawet myśleć o Darze bez jego partnera przy jego boku. Usiedli na kanapie. "Zamierzam przegryźć nadgarstek. Chcę, żebyś wypił trochę krwi, podczas gdy ja tchnę na ciebie trochę mojej magii. Mogłem uleczyć Inna w większości wyłącznie dzięki mojej magii, ale teraz myślę, że to dzięki temu, że jesteśmy partnerami." Nie przyszło mu to dotąd do głowy, ale nigdy nie był w stanie uleczyć nikogo samą magią. "Jesteś gotowy?" Dare wziął głęboki wdech i przytaknął. Mikel skoncentrował się i wysunął kły. Rozciął nadgarstek zębami i uniósł go do warg Dare'a. Steven gładził głowę tygrysa. "W porządku, kochanie." Jak tylko usta Dare'a dotknęły jego nadgarstka, Mikel tchnął na tygrysa magię. Uścisk Dare'a zacieśnił się na ręku Mikela. Myśląc o swoim partnerze, Mikel karmił innego mężczyznę swoją mocą. Kiedy zaczął tracić energię, zaskoczyły go owijające się wokół niego od tyłu ręce. "Puść go." Słodki głos Mikela nakazał Mikelowi posłuszeństwo. Biorąc głęboki wdech, Mikel przerwał połączenie. Dare uniósł głowę i Mikel poczuł ból w sercu patrząc na niewidzące oczy tygrysa. "Przykro mi." "Nie trzeba." Dare posłał mu smutny uśmiech. "Doceniam, że próbowałeś." Steven złapał głowę Dare'a i odwrócił go. "Nie udało się?" "Nie." "No cóż, Anthony wkrótce wróci. Pomyśli o czymś, mój syn jest bardzo zaradny." Powiedziała pani Carrow. Wszyscy się zgodzili, ale nawet Mikel musiał się zastanowić nad tym, co Anthony będzie mógł zrobić z Dare'em. Jeśli mógłby wyleczyć Dare'a, to już by to zrobił. "Mogę już iść." Powiedział Inno.
Mikel odwrócił się w ramionach Inna i zobaczył zdenerwowanie na twarzy małego wilka. Bycie otoczonym przez tylu zmiennych sprawiało, że Inno był nerwowy. "Jasne." Zwrócił się do Stevena. "Przykro mi." Steven skinął. "Tak jak powiedział Dare, dzięki, że próbowałeś." Mikel posłał mu słaby uśmiech. Marzył, by zaoferować większą pomoc, ale jako że ani jego moc, ani moc pani Carrow nie zadziała, wątpił, by Dare odzyskał wzrok. Po pożegnaniu się z mężczyznami i pocałowaniu pani Carrow w policzek, skierował się z powrotem w stronę kuchni. Kiedy przez nią przechodzili, Henry zawołał Inna. "Zobaczymy się jutro." "Zadzwonię do ciebie w kwestii godziny." Henry przytaknął. Mikel poczekał, aż znaleźli się w limuzynie i spytał, "Dlaczego spotykasz się jutro z kucharzem?' *** Inno zamrugał słysząc szorstkość w głosie Mikela. "Bo zatrudnił mnie jako swojego piekarza. Mam jutro próbę. Pomyślałem, że dzięki tej pracy stanę na nogi." "Co zrobi teraz twoja siostra, gdy nie ma ciebie?" "Wydaje mi się, że powinna o tym pomyśleć zanim wydała mnie wilkom." Claudia miała najlepsze chęci, ale nie potrafił jej wybaczyć, ani nawet pomyśleć o porozmawianiu z nią w najbliższym czasie. Zdrada bolała zbyt mocno. Mikel poklepał go po udzie. "Ból osłabnie i przypomnisz sobie dobre czasy. Nie trać z nią kontaktu, tylko dlatego, że jesteś na nią zły." Inno potrząsnął głową. "Nie mogę tak po prostu teraz z nią porozmawiać. Mam na myśli to, że mogła mi coś powiedzieć. Zamiast tego pozwoliła tym draniom porwać mnie wprost z mojego łóżka." Inno zaczął się trząść od odnowionej wściekłości i przypomnianego przerażenia. "Cholera, gdybym był złym kandydatem, to już bym nie żył." "Wiem, skarbie." Mikel objął Inna ramieniem i przyciągnął go do swojej piersi. Mikel zdawał się najbardziej lubić, gdy Inno wtulał się w jego klatkę piersiową. Innowi też to się podobało, bo wampir pachniał bosko. "Partner." Wyszeptał jego wilk. "Zamknij się." Odpowiedział mu szeptem.
"Słucham?" Powiedział Mikel marszcząc brwi. Inno zaczerwienił się. "Przepraszam, mówiłem do siebie." Śmiejąc się, Mikel pogładził bok Inna. Szyba kierowcy osunęła się i szofer przemówił do Mikela. "Wracamy do twojego domu?" Mikel przytaknął. "O której musisz jutro wstać?" Spytał Inna. "Myślałem o czwartej, ale powiedziałem Henry'emu, że zadzwonię jeśli będzie ci to pasować." "Jeśli to pasuje tobie, to w porządku." Mikel zadrżał nieznacznie, ale nie powiedział nic więcej. "Upewnij się, że kierowca będzie tu jutro o czwartej rano, by zawieźć Inna do klubu Silvera. Będzie ich nowym piekarzem." Jans uśmiechnął się, ale coś w jego oczach sprawiło, że Inno poczuł chłód. Nie ufał kierowcy Mikela. Znajdzie inny sposób, by dostać się jutro do pracy. "Mogę złapać taksówkę, czy coś. Nie musisz nikogo kłopotać." Mikel warknął nisko. "Nie będziesz zabierany taksówką przez jakąś obcą osobę. Może być kimkolwiek." Wilk Inna pragnął, by zwinął się uległe i pokazał brzuch, ale Inno nie przeżył tyle dzięki poddawaniu się żądaniom innych. W ciągu ostatnich dziesięciu lat wychował siostrę, przeprowadził ją przez szkołę i otworzył biznes. Nie osiągnął tego przez bycie czyjąś dziwką. "Sam dostanę się do pracy." Mikel objął twarz Inna. "Będę spał spokojnie, wiedząc, że jesteś bezpieczny." Trafiony, zatopiony. Jak miał walczyć z niepokojem w oczach Mikela bez bycia małostkowym? "Dobra." Zmartwienie w oczach wampira zniknęło. "Dziękuję." Pocałunek Mikela oddalił obawy Inna, nawet gdy jego wilcze instynkty kazały mu uważać na kierowcę. Jego wewnętrzna bestia mogła ufać Mikelowi, ale nie ufała Jansowi. Przeszli od limuzyny do salonu Mikela z kiwnięciem kulturalnemu społeczeństwu, w sensie Mikel jedynie rozerwał koszulę Inna, ale nie jego spodnie kiedy wampir przerzucił go przez ramię i popędził do drzwi wejściowych. "Potrafię chodzić." Powiedział, śmiejąc się Inno. "No tak, ale po co?" Mikel postawił Inna na ziemi, przesuwając nim po całym swoim ciele.
"Uwielbiasz to robić, co?" Mikel posłał mu ukazujący jego kły uśmieszek, który sprawił, że prawie doszedł. "Co? Uwielbiam czuć każdą część ciebie dotykającą mnie? Czym tu się nie cieszyć?" "Tobą w koszuli." Inno rozwiązał ten problem poprzez rozerwanie koszuli Mikela. Uśmiechnął się słysząc dźwięk uderzających o ziemię guzików. "Wiesz, że to była koszula robiona ręcznie na zamówienie." Inno spojrzał wampirowi w oczy w bezpośrednim wyzwaniu. "Więc lepiej kupuj teraz tańsze koszule." Mikel zachichotał. "Lepiej to zrobię albo zwiększę sobie kieszonkowe na guziki." "Taa, albo zatrudnij krawca, który ci je będzie robił operacje przyszywania guzików." Wampir odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał się. Inno wykorzystał rozproszenie uwagi kochanka i osunął się na kolana, by rozpiąć spodnie wampira. Niestety, zanim zdążył dojść za daleko, Mikel złapał jego dłonie. "O nie, nie zrobisz tego." Inno walczył z nim chwilę, ale siła wampira z łatwością pokonała małego wilka. "Co?" Spytał sfrustrowany Inno. "Jaki facet nie chce, by mu obciągnąć?" "Taki, który chce znaleźć się w twoim gorącym tyłku, zanim zrobimy coś jeszcze." Fiut Inna stwardniał mu w spodniach jeszcze bardziej. "Och, po co to mówisz? Rozbieraj się!" "Apodyktyczne maleństwo, co?" Zapytał rozbawiony Mikel. "Nazywanie faceta małym nie jest sposobem na dostanie się do jego spodni. Z pewnością nauczyłeś się tego po tylu latach doświadczenia." Mikel potrząsnął głową. "Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem taki szczęśliwy, mój słodki." Wampir szybko pozbył się reszty swoich ubrań i podszedł do Inna z czułością wypełniającą jego ciemne oczy. "Przynosisz radość do mojej zmęczonej egzystencji. Byłem taki pusty i nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy, dopóki nie poznałem ciebie." Inno zadrżał kiedy Mikel objął jego twarz. Sposób w jaki wampir na niego patrzył sprawił, że jego wilk zaczął wiercić się w nim z radości. "Partner." Wyszeptał Inno, nie będąc w stanie powstrzymać wypływających z jego ust słów. Słowo, które dusił w sobie ze strachu przed związaniem się z innym mężczyzną w najgorszym możliwym czasie. Bez rodziny, z pracą jedynie na pół etatu i nowo zdobytą umiejętnością zmieniania, Inno nie potrafił myśleć o sytuacji mniej nadajacej się na trwałą
podstawę związku. Niestety, ani jego serce ani jego wilk się z tym nie zgadzali. Na jego wyszeptane słowa, Mikel go uniósł. Inno prędko owinął nagie nogi wokół talii Mikela, jęcząc, gdy twardy fiut naparł na szczelinę jego pośladków. Mikel przytrzymał tyłek Inna jedną dłonią, a drugą wsunął w jego włosy i wpił się w jego wargi. Ukłucie kłów bolało przez chwilę, nim Mikel zassał rankę i wysłał uderzenia pożądania, jak bicie jego serca wprost do ciała Inna. Wierzgnął się i otarł tak bardzo jak tylko mógł o brzuch Mikela, ale w tej pozycji mógł uzyskać wyłącznie takie tarcie. "Łóżko!" Zażądał. Przy ustach usłyszał miękki śmiech, ale nie przejmował się tym, bo wampir zaczął iść w odpowiednim kierunku, w stronę sypialni. "Oof." Powietrze wyleciało mu z płuc kiedy Mikel bezceremonialnie rzucił go na łóżko. Nie miał z resztą ani chwili, by złapać oddech. Wysoki, szczupły i nagi wampir dołączył do niego na materacu. "Wyglądasz cudownie rozłożony na moim łóżku, a ja jestem typem faceta lubiącym więcej niż dłonie." Inno przytaknął. "Doceniam podczas łóżkowych maratonów pełen kontakt ciał." Mikel przestał się uśmiechać, a jego oczy stały się tak lodowate, że Inno poczuł na kręgosłupie ciarki. "Nie będzie żadnych innych łóżkowych maratonów, niż w moim. Zrozumiano?" Inno kiwnął głową. Zgodziłby się na wszystko, by odzyskać tego gorącego uśmiechniętego kochanka. "Powiedz to!" Zażądał Mikel. "Nie będę w niczym łóżku, tylko w twoim." "Doskonale." Mikel pocałował mocno Inna, jakby chciał naznaczyć go swoimi wargami, by ostrzec innych. Inno odsunął się, by złapać oddech. "Uspokój się, Mikel. Nigdzie się nie wybieram. Mój wilk mówi, że jesteśmy partnerami. Wiesz co to oznacza dla zmiennych." Nawet gdy jego serce waliło z powodu tego stwierdzenia, to wiedział, że jego wilk nie przestanie niespokojnie krążyć, jeśli wampir się nie uspokoi. Wilk chciał ukoić swojego partnera. Napięte ciało Mikela rozluźniło się. "Wiem." Pocałował Inna łagodniej. "Wiem też, że walczysz z naszą więzią."
"Nie tyle walczę, co chcę, by to się odbyło w lepszych okolicznościach. Nikt nie chce zaczynać związku, gdy znajduje się na samym dnie swojego życia." Mikel potrząsnął łagodnie Innem. "Nie ma idealnej chwili na rozpoczęcie życiowej więzi, mój słodki. Gdyby była, wszyscy wiedzielibyśmy dokładnie kiedy spotkamy swoje drugie połówki. Ty i ja spotkaliśmy się teraz, więc los musiał uznać, że to dla nas idealna pora." Mikel musnął ustami ramię Inna. "Z drugiej strony, mogłem przejść obok tej mrocznej alejki i nie zatrzymać się, by spotkać jedyną osobę, która może uczynić moje życie kompletnym. Jeśli jestem dla ciebie jedynym, to ty musisz być jedynym dla mnie. Wszystko się uda. Zobaczysz. Tak się składa, że wierzę, że los uśmiechnął się do mnie, kiedy wysłał mnie do ciebie." Czuły pocałunek na policzku Inna był dla niego bardziej intymny, niż seks, oznaka bardziej uczucia, niż pożądania. Inno rozluźnił się. Mikel miał rację. Kiedy miałaby być idealna pora? Mimo, że wolałby poznać Mikela w jakimś przyjemniejszym miejscu, niż w brudnej, cuchnącej alejce, to nie znaczyło, że to była najgorsza chwila, a Inno zdobył pracę. Może i był bezdomny, ale Mikel zdawał się nie mieć nic przeciwko dzielenia się łóżkiem. "Daj mi znać kiedy stanę się zbyt przylepny. Możesz być moim partnerem, ale słyszałem, że wampiry inaczej postrzegają pewne rzeczy, niż zmienni. Jeśli potrzebujesz własnej przestrzeni, to nie bój się mi o tym powiedzieć." Mikel posłał mu rozbawione spojrzenie. "Wyglądam na mężczyznę, który się boi?" Inno potrząsnął głową. "Nie, ale niektórzy uważają emocjonalne lęki za większe niż psychiczne." "Spokojnie, mój mały wilku. Odkąd jestem z tobą, nie czuję lęku w sercu i jak dotąd czuję się szczęśliwy, że mogę stanąć z tym w boju." Mikel postukał pierś Inna. "Wiem, że to dla ciebie nowe czuć taką siłę swojego wilka, ale zaufaj jego instynktom. Jeśli twój wilk oznaczył mnie na swojego partnera, to powinniśmy uszanować jego wybór." "Och powinniśmy, prawda?" Mikel przytaknął. "Spytaj innych, a opowiedzą ci historie. Nawet wampiry słyszały opowieści o zmiennych, którzy wyparli się swoich partnerów. To jest warte opowieściom przy ognisku." Dłonie wampira przesuwały się po ciele Inna, aż Inno zaczął wić się na łóżku i wierzgać pod dotykiem drugiego mężczyzny. Oddech zaczął przechodzić w dyszenie, a jego fiut stwardniał i pokrył się przezroczystymi, lepkimi kroplami spermy, a powietrze stało się przesiąknięte pożądaniem Inna. "Jesteś tak niewiarygodnie piękny." Łagodny ton Mikela sprawił, że Inno się zarumienił. "Jestem tylko mężczyzną." I to nawet nieszczególnie atrakcyjnym. Inno nie straszył wyglądem małych dzieci ale zawsze uważał siebie za zwyczajnego, niż nadzwyczajnego. Spojrzenie oczu Mikela powiedziało mu, że mężczyzna się z nim nie zgadzał. Wampir uśmiechnął się. "Nie jesteś po prostu mężczyzną. Jesteś moim mężczyzną." Zanim Inno zdążył odpowiedzieć, zanim w ogóle zastanowił się, co powiedzieć, wampir
zsunął się z łóżka i zgarnął z szafki nocnej nawilżacz. "Nie używam prezerwatyw." Ton Mikela nie pozwalał na dyskusje. "Ja zawsze używam prezerwatyw." Mikel uśmiechnął się pod nosem. "A to dlatego, że jesteś przyzwyczajony do chorych ludzi, a nie do wampirów z klasą, jak ja. Nie mogę niczego złapać, ty też, a jeśli nie oznaczę cię moim zapachem, stanę się jeszcze bardziej zaborczy. Pozwolenie mi na pieprzenie cię bez gumki jest dla twojego własnego bezpieczeństwa/" Inno spojrzał na wampira ze zdumieniem. "Wielu tak zbajerowałeś?" Mikel zaśmiał się, a potem spoważniał. "Zaskakujące, bo nigdy wcześniej tego nie użyłem." *** Mikel wpatrywał się w nieufne oczy zmiennego. Cała ta sytuacja mogła być zarówno komedią, jak i tragedią, w zależności od wiary Inna i wyboru partnera jego wilka. Wampir playboy zakochujący się w słodkim zmiennym był niezłym tematem dla pokręconego pisarza romansów, a nawet dla trójki fortun. Mikel milcząco namawiał zmiennego, by mu zaufał. Naprawdę musiał oznaczyć tego mężczyznę jako całkowicie swojego. To by uspokoiło jego dzikość i ostrzegły inne wampiry przed trzymaniem kłów i pazurów z dala od jego partnera. Mikel może i nie był najbezwzględniejszym wampirem w mieście, ale mieścił się w ścisłej trójce i był na tyle silny, by zniszczeć każdego dupka, który pomyślał o dotykaniu jego partnera. Po długiej chwili Inno przytaknął. "W porządku." "Dobrze. Na czworaki, żebym mógł cię przygotować, a potem na plecy, żebym mógł cię wypieprzyć." "Ty romantyku." Powiedział Inno z prychnięciem zanim uległe się przekręcił. Mikel klepnął go w tyłek. "Kupię ci potem kwiaty i pozwolę być kolacją." "Słodkousty." Powiedział Inno ze śmiechem. "Też o tym pomyślałem." Mikel zrobił sobie mentalną notkę, by pamiętać o zaopatrzeniu kuchni w żywność odpowiednią dla zmiennego. Wiedział, że w jego lodówce nie było za wiele. Będzie musiał potem zadzwonić i coś zamówić. Nie mógł pozwolić, by jego wilk głodował. "Zamierzasz mnie pieprzyć, czy podziwiać mój tyłek?" Mikel ponowne klepnął Inna w tyłek. "Cicho. Żadnego przeklinania, a twój tyłeczek wart jest podziwiania." Uśmiechnął się widząc, znak na skórze kochanka. Mikel spróbował w swoim życiu wszelkich form seksu, a mimo że pejcze i kajdanki jakoś u
go nie pociągały, to nie miał nic przeciwko małemu uderzaniu w pośladki kochanka. Zmienienie koloru tyłka Inna w jasnoróżowy przed pieprzeniem wydawał się świetnym planem na inny dzień. W tej chwili nie miał cierpliwości na odpowiednie klepanie, ale obiecał sobie, że wkrótce jego kochanek będzie błagał i zaczerwieniał się jak robaczek świętojański. Nawilżył dokładnie palce i wsunął jeden w ciasny otwór Inna. Kiedy wsuwał się już z łatwością, naparł drugim. Rozłożywszy palce, zaczął przygotowywać swojego kochanka. "Gotowy, skarbie?" "Teraz!" Warknął Inno. Odsunąwszy się, Mikel przekręcił kochanka na placy i wypełnił Inna swoim fiutem, pieprząc go wolnymi i stałymi pchnięciami. Potrzeba było każdej uncji samokontroli, by po prostu się w niego nie wbił, ale prędzej wyrwałby sobie kły, niż zraniłby swojego partnera. Z ust zmiennego wyrwało się wycie. Kurwa, to było seksowne! Nachylił się nad kochankiem, a niebieskie oczy Inna błyszczały bursztynowymi obręczami wokół tęczówek jak lodowe złoto. "Kurwa, jesteś piękny." Uśmiechnął się Mikel. Twarz Inna zarumieniła się tak jak pewnego dnia jego pośladki. Mikel wybrał ten moment na zmianę kąta i naparł na prostatę Inna, uderzając w idealny punkt. Wiedział, że trafił w idealne miejsce, bo palce Inna zmieniły się w pazury, a on sa, wydał kolejny wyk. Poczekał, aż Inno zmieni się z powrotem do swojej ludzkie postaci i kontynuował. Inno jęknął. "P-przepraszam, przepraszam. Staram się kontrolować." "Ćśś, mój słodki. Z czasem nauczysz się kontroli. Razem poznamy twojego wilka." Mikel pocałował Inna, długo i głęboko, chcąc ugasić szalony ogień potrzeby. Zamiast tego, jedynie podsycił płomień. Biodra Mikela poruszały się we własnym tempie, wbijając się ciągle i ciągle w prostatę kochanka. Nie mogąc dłużej wytrzymać, objął dłonią fiuta kochanka i poruszał nią w rytm własnych pchnięć. "Dochodzę!" Inno wbił pięty w plecy Mikela i wygiął plecy w łuk, dochodząc w dłoni kochanka. Czując zapach kochanka i ściskające go mocno gorąco Mikel zadrżał i wypełnił spermą swojego cudownego zmiennego, dopóki nie stał się całkowicie pusty. Zaparł się dłonią, powstrzymując się przed upadkiem, starając się nie zmiażdżyć swojego mniejszego partnera. Zapach, ciepło i jedwabista skóra zmiennego pod Mikelem stanowiły zbyt wielką pokusę i łapiąc włosy Inna, odchylił głowę kochanka i wbił kły w bezbronną szyję wilka.
"Mikel." Szept Inna i smak jego krwi przetoczyły się przez wampira falami potrzeby. Powstrzymanie się przed wysuszeniem pysznego wilka wymagało mniej wysiłku, niż się spodziewał. Wiele wampirów poddawało się pragnieniu krwi, gdy oznaczało i ssało w tym samym czasie. Miłość Mikela do Inna kontrolowała go o wiele bardziej, niż jakikolwiek sznur, czy metalowe kajdanki. "Jesteś mój." Wyszeptał w pokrytą potem skórę Inna. "Będziesz mój na zawsze." "Obrze." Powiedział sennie Inno. Mikel zaśmiał się ze swojego usypiającego kochanka. "Chodź, maleńki, musimy wziąć prysznic." "Później." Mrugnął do niego Inno. "Teraz. Jestem pewien, że masz spermę we włosach." "Bleee. Chodźmy pod prysznic." Śmiejąc się udali się do łazienki.
Rozdział 5 Słońce jeszcze nie wzeszło kiedy Inno wysunął się z łóżka wciąż okupowanego przez jego śpiącego kochanka. A przynajmniej wydawało się, że Mikel śpi. Zrobił sobie mentalną notkę, by później o to spytać. Ubrał się szybko w pożyczone ciuchy i wyszedł z pokoju. "Muszę zdobyć parę ubrań." Wymamrotał. Zastanawiał się, czy mógł wrócić do swojego mieszkania i zabrać walizkę z ubraniami bez Mikela na karku. Oczywiście jego kochanek zrobiłby to z klasą, ale jego gniew nie był by przyjemny. Wychodząc z mieszkania, zamknął drzwi na klucz, który dał mu Mikel i patrzył jak limuzyna zatrzymuje się prawie bezgłośnie przed budynkiem. Naprawdę szalone. Kiedy samochód się zatrzymał, wysiadł Jans i z ukłonem otworzył dla Inna drzwi pasażera. "Może złapię autobus, czy coś." Instynkty Inna krzyczały, by nie wsiadał do limuzyny. Stanie się coś złego. Wokół kierowcy unosił się zapach oszustwa. Inno nie wiedział o co chodzi, ale nie będzie łatwą ofiarą. Widział to w programie o porwaniach. "Nie bądź głupi. Mikel nigdy mi nie wybaczy, jeśli pozwolę ci iść tak rano na przystanek."
"Nie wybaczy ci też porwania mnie." Skupiając się na swoim wewnętrznym wilku, Inno poczuł jak jego czoło pokrywa się potem. Jans łypnął na niego. "Możesz to zrobić to po dobroci albo zabiorę cię do nich martwego. W każdym razie nie będzie cię tu, by wskakiwać do łóżka Mikela." "Pracujesz z mutantami." Nie powinien być zszokowany, wiedział, że nie powinien, ale był. Jans uśmiechnął się szyderczo. "Lepiej pozbyć się twoich wilków, żeby przejąć władzę. Jeśli zabije się każdego, to terytorium zostanie dla nas." Inno prawie czuł jak jego wilk jest blisko powierzchni. "Poza tym mamy twoją siostrę." Inno zaśmiał się. "Nie macie mojej siostry." Jans zmarszczył brwi. "A skąd możesz to wiedzieć?" "Bo moja siostra ma czarny pas. Z łatwością skopałaby wasze wampirze tyłki." Inno sięgnął do swojego wilka i wydobył go na powierzchnię. Z wyciem przemienił się i pobiegł wzdłuż ulicy. Potykając się, strząsnął ubrania, uwalniając się wreszcie, by uciec przed goniącym go wampirem. Dobrze, że było tak wcześnie, bo widok biegnącego ulicą wilka mógłby przerazić przechodniów. Trzymając nos blisko ziemi, podążał za zapachem wilków. Ledwie przypominał sobie kierunek w jakim jechali w nocy i skierował się na wchód. Pisk opon powiedział mu, że Jans nie porzucił myśli o martwym zmiennym. Dysząc, Inno biegł, a w jego głowie błysnęły wspomnienia ścigających go mutantów. Przebiegł przez park unikając drzew i jednego szalonego biegacza, który zasłużył na potrącenie, skoro wstawał tak rano wyłącznie dla zdrowia. Inno nie był rannym ptaszkiem, ale wypieki nie czekały ani na człowieka, ani na wilka. Inno usłyszał za sobą kroki, które ostrzegły go, że Jans porzucił swoją limuzynę i używając wampirzej siły mógł prawdopodobnie go złapać. Na szczęście, z tego co wiedział o wampirach, miały one niewiarygodną prędkość, ale tylko na krótkich dystansach. Jeśli Inno nie zwolni, to powinien prześcignąć wampira. "Biegnie przez park." Głos Jansa przebił się przez wewnętrzną zadumę Inna. Cholera, myślał, że mężczyzna jest sam. Skręciwszy za rogiem, Inno wpadł na ciało. Niestety było to ciało, które rozpoznał. Blake! Zobaczył w oczach mutanta żal i poczuł znajomy ból na szyi. Kurwa, wbili mu coś.
Zamknąwszy oczy, Inno skupił się na swoim partnerze i krzyknął psychicznie. Mikel!!! Potem wszystko zrobiło się czarne. *** Trzy mile dalej, Mikel wyrwał się ze snu. Mrugając oczami, zobaczył, że jego partner zniknął. Na chwilę ogarnęła go panika, ale przypomniał sobie, że Inno prawdopodobnie poszedł już do pracy. Wciąż zaniepokojony skupił się na swoich zmysłach. Złapał telefon i wybrał numer swojego kierowcy. "Tak, Mikel." Odpowiedział Jans. "Odebrałeś Inna i zawiozłeś go do pracy." "Nie martw się, Mikel. Zająłem się dla ciebie Innem." "Dzięki. Pogadamy później." Ulga kazała mu odłożyć telefon i rozluźnić się. Musiał mieć zły sen o jego rozdzieleniu z Innem. Jego ukochany wróci jak tylko skończy swoje pieczenie. Zamknąwszy oczy, Mikel ponownie usnął. *** Parę godzin później, po tym jak słońce wzeszło i ponownie zaszło, Mikel obudził się. Jego łóżko było wciąż puste, a prześcieradła chłodne. "Inno!" Krzyknął. Z pewnością jego kochanek skończył pracę i wrócił już do domu. "Inno!" Zawołał ponownie. Strach uderzył go w żołądek. Siadając, złapał telefon i szybko wybrał numer Inna. Telefon dzwonił i dzwonił, aż włączyła się poczta głosowa. Teraz Mikel całkowicie się rozbudził. Wybrał numer biura Silvera. "Mówi Thomas." "Cześć, Thomas, tu Mikel, mógłbyś wysłać Inna do domu? Wiem, że pewnie dobrze się bawi z wilkami, ale obudziłem się i chcę go tutaj." Będzie musiał odbyć z Innem długą rozmowę na ten temat. Thomas oczyścił gardło, wywołując u Mikela złowieszczy chłód. Wiedział, że nie doczeka się dobrych wieści.
"Um, Mikel. Chyba mamy problem. Inno w ogóle się nie pojawił. Henry myślał, że może zabroniłeś mu po tym, jak dzwonił wczoraj w nocy." "Co? Nie. Powiedziałem, mu że może. Jak to w ogóle się nie pojawił?" Mikela ogarnęło przerażenie. "Wiesz, co mam na myśli." Głos Thomasa stał się pełen rezerwy. "Mówisz, że miał się tu pojawić?" "Tak, Jans powiedział, że się nim zajął." "No to lepiej zajmij się Jansem, bo Inno zniknął gdzieś między twoim kierowcą, a domem sfory. Chcesz, żebym kogoś wysłał?" Alesandro zabrał swojego partnera z miasta, a Mikel nie był za blisko z pozostałymi. Wampiry raczej trzymały się oddzielnie, nie licząc pracy i interesów. "Tak proszę. On musi wrócić." "Wyślę Dakotę i Farra. Jako że Dakota jest bardziej wilkiem, niż każdy z nas, powinien łatwiej znaleźć Inna." "Dzięki, Thomas." Dłoń Mikela drżała, kiedy doszło do niego, że jego partner zniknął. Gdzieś tam jego słodki wilk był zagubiony. "Nie ma problemu." Zmienny rozłączył się, zanim Mikel zdążył powiedzieć coś jeszcze. I tak nie wiedział, co miałby powiedzieć. Jako jedynie przyjaciel sfory nie miał prawa domagać się ich czasu. Mógł liczyć jeszcze na jedną osobę, jednego z przyjaciół. Wybierając szybko numer, westchnął z ulgą kiedy połączenie zostało odebrane. "Nie powinieneś teraz pierdolić swojego partnera?" Rozbawiony głos Jagera działał na niego jak kojący balsam. "Jak, potrzebuję cię." "Już jadę." Mikel rozłączył się i zaczął się ubierać.
Rozdział 6 Pierwszy przyjechał Jager. Włosy modela były zmierzwione i potrzebował golenia, ale poza Innem Mikel nigdy nie widział kogoś piękniejszego. Bez słowa rzucił się w ramiona przyjaciela. "Hej, co się stało?" Jager przytulił go mocno i odsunął. "Gdzie Inno?" Kiedy Mikel nie odpowiedział, Jager nim potrząsnął. "Gdzie twój partner?"
"Porwany, podejrzewam, że przez mojego kierowcę. Nie mogę go złapać przez telefon." Po tym jak wziął prysznic, uspokoił się na tyle, by uświadomić sobie, że powinien najpierw zadzwonić do Jansa. Nie był zaskoczony, gdy wampir nie odpowiedział. "Wyczuwasz go? Czasami partnerzy potrafią się wyczuć. Nie wiem, bo sam nie mam partnera, ale słyszałem plotki." Mikel zamknął oczy i starał się wyczuć kochanka. "Nic." "Hmmm, może być pod działaniem narkotyków. Gdyby był martwy, to byś wiedział." Jager ścisnął ramię Mikela w geście wsparcia. "Tak?" Mikel odwrócił się, by spojrzeć wilkołakowi w oczy szukając potwierdzenia. Jag przytulił go. "Tak." "Sfora Moon wysyła Dakotę i Farra." "Dobrze. Farro jest dobrym detektywem, a Dakota ma najlepszy nos. Będą świetnym połączeniem. Jak myślisz, dlaczego twój kierowca porwał Inna?" Mikel wzruszył ramionami. "Mam takie wrażenie po tym jak powiedział, że zajmie isę Innem. Cholera, gdybym był bardziej świadomy, mógłbym go uratować. Ale nie, zaufałem Jansowi i kto wie co teraz robi mojemu wilkowi." Mężczyźni usiedli na kanapie, muskając się ramionami, jak to starzy przyjaciele. Mimo że uprawiali seks na początku ich znajomości, to doszli do wniosku, że lepiej im będzie jako przyjaciołom, niż kochankom. Mikelowi ciężko było utrzymać związek z kimś kto zawsze wyglądał jak Pan Porządnicki, a Jag miał problem z byciem z kimś, kto jak wiedział, nie był jego partnerem. "Odzyskamy go." Zapewnił go Jag. "Żywego. Potrzebuję go żywego." Jag odwrócił się i spojrzał mu w oczy. "Przyprowadzimy twojego wilka żywego, nawet jeśli będę musiał wymienić się z Anthonym, by przejść przez Styks." Mikel uśmiechnął się po raz pierwszy odkąd zniknął Inno. Jag był jednym z tych rzadkich osób, które mówiły, że zrobią coś dla przyjaciela, to naprawdę to robiły. Nie miał wątpliwości, że Jag pójdzie do piekła i przyniesie Mikelowi jego partnera. "Przykro mi, że nie byliśmy partnerami." Jory posłał mu słodko gorzki uśmiech. "A mi nie. Inno pasuje do ciebie lepiej, niż ja. Poza tym, ja nigdy nie pozwoliłbym ci mnie ugryźć. Jestem pewien, że nasz związek od początku był skazany na niepowodzenie." Mikel przytaknął. "Całkowicie."
Popędzili do drzwi, gdy usłyszeli pukanie. Mikel prawie wyrwał je z zawiasów i wyrwał Dakocie z ręki parę spodni. "Skąd je wziąłeś?" "Leżały na chodniku razem z telefonem twojego partnera." Dakota podał mu telefon, niezrażony nieuprzejmością Mikela. "Jakieś inne ślady?" Dakota potrząsnął głową. "Reszta jego ubrań, ale nic więcej. Jest parę śladów kół, pokazujących, że twój kierowca za szybko wpasował się w ruch uliczny. To potwierdza twoja tezę, że Jans mógł go porwać." "Więc co teraz zrobimy?" Mikel nie mógł uwierzyć, że wypowiedział te słowa. Zazwyczaj działał sam, ale zniknięcie jego partnera zaciskało się na nim jak pętla. "Podążymy za zapachem twojego partnera." Mikel prychnął z niedowierzaniem. "Sądzisz, że wyśledzisz zmiennego wśród tylu ulic?" Dakota wywrócił oczami. "Wiem, że mogę." Nie dyskutując więcej, mężczyzna rozebrał się, eksponując wysportowane ciało i standardowy umięśniony brzuch zmiennego. Nieważne co jego niektórzy wampirzy przyjaciele mówili o zmiennych, nikt nie mógł zaprzeczyć, że jako gatunek byli seksownymi bestiami. "Henry rozszarpie ci łeb, jak zobaczy, że wpatrujesz się w jego partnera." Drażnił go Jag. Mikel potrząsnął głową. "Tylko podziwiam. To naturalny instynkt, kiedy rozbiera się przede mną inny mężczyzna. Nie chcę nikogo, oprócz Inna." jego fiut nawet nie stwardniał, gdy rozbierał się przed nim śliczny wilkołak. W jednej chwili, białowłosy mężczyzna przemienił się w wilka polarnego z tymi samymi przeszywającymi niebieskimi oczami. U większości zmiennych, Mikel widział kryjącego się za nimi człowieka. Oczy Dakoty nie miały śladu człowieczeństwa. "Oddaje się całkowicie swojemu wilkowi." Wyjaśnił Farro. "W przeciwieństwie do reszty nas, wilk jest jego naturalną formą. Jedynym powodem, dla którego zostaje człowiekiem jest to, że kocha Henry'ego. Gdyby był sam, to zawsze byłby wilkiem." Szacunek Mikela dla białego wilka urósł. Nie potrafił nawet sobie wyobrazić jak to jest porzucić swoją zasadniczą część siebie, by zatrzymać partnera. Na szczęście on nigdy nie będzie musiał się tym martwić. Kiedy tylko odnajdzie swojego partnera, nigdy nie spuści go z oczu. Dakota zawarczał.
Farro otworzył drzwi i wypuścił go. Wilk wystartował, jak tylko opuścił mieszkanie. Mikel zatrzasnął za sobą drzwi, zamykając je mentalnie. Dakota pobiegł między paroma blokami, aż dotarli do parku. Wilk zatrzymał się na wschodniej stronie i szczeknął. Farro zbladł i zwrócił się do Mikela. "To tu go porwali. Był tu wampir i mutant." Mikelowi zmroziło krew w żyłach. Co oni zrobią z jego słodkim wilkiem? *** "Pierdolony skurwysynu, zapłacisz mi za to!" Warknął Jans trzymając się za krwawiący policzek. "Powiedziałem, żebyś trzymał się od niego z dala, ale ty musiałeś drażnić wilka." Powiedział Blake. "Och, zamknij się, głupi mutancie. Zaoferowałem ci pomoc tylko dlatego, że chciałem trzymać tego skurwiela z dala od Mikela." "Wiesz, że Mikel będzie wiedział, że to ty porwałeś jego wilka? On cię zabije. Wampiry nie lubią jak im się zabiera ich zabawki, a Mikel ma reputację bardziej bezwzględnego od innych." Inno szczeknął szyderczo w zgodzie. Może i był przerażony i niepewny jak do cholery ucieknie, ale nie będzie niczego ułatwiał temu wampirowi. Jans prychnął. "Gdybym uważał, że jest tylko zabawka, to bym się nie przejmował. Jakoś dawałem sobie radę z zabawkami Mikela. On uważa, że ten tutaj jest jego partnerem." Blake zatrzymał się ręka ze strzykawką uniesioną nad wilkiem zamarła. "Partnerem?" "Taa." Blake rzucił strzykawkę na blat i uderzył Jansa w twarz. Wampir upadł z krzykiem. "Ty idioto! Nie bierze się partnerów! Nigdy!" Inno szczeknął na zachętę. Był całym sobą za pobiciem wampira. Głupi wampir! Jans wstał, kły wystawały mu z ust. "Co się do cholery z tobą dzieje?" "Serum nie działa na partnerów. Struktura chemiczna raz sparowanego wilka jest zmieniona. Nie da się zmutować sparowanego wilka." "Więc wychodzi na to, że muszę go zabić." Inno obnażył na niego kły. Jans zaśmiał się. Zrobił raptem parę kroków, zanim padł martwy. Blake rozerwał wampirowi
szyję. Z wyciem odrzucił krwiopijcę na bok. Blake przed dłuższą chwilę wpatrywał się w Inna. "Wiem, że będę tego żałował, ale inne mutanty stały się zbyt podejrzliwe po Dakocie, a teraz po tobie. Możesz mnie doprowadzić do Anthony'ego?" Inno szczeknął. "Biorę to za tak." Blake otworzył klatkę Inna. "Nie planowałem uciec tak wcześnie, ale teraz muszę i będę potrzebował eskorty do sfory Moon. Anthony jest jedynym, którego znam, kto potrafi przemieniać z powrotem." Inno nigdy nie poznał Anthony'ego, więc musiał wierzyć Blake'owi na słowo, ale zgodziłby się na wszystko, by dostać się do swojego partnera. Jeśli Mikel obudził się bez niego, musiał być teraz spanikowany. Cholera, powinien ugryźć mężczyznę i dokończyć ich więź. Gdyby to zrobił, łatwiej by mu było komunikować się z wampirem. Przynajmniej ostrzegłby Mikela przed Jansem, ale teraz to nie było już potrzebne. Inno wyskoczył z klatki i wylądował na betonowej podłodze. Magazyn, w którym się znajdowali wyglądał jak laboratorium szalonego naukowca z kilkoma pustymi klatkami i tonami fiolek z różnego koloru płynami. Po wypróbowaniu zarówno serum jak i narkotyku, Inno byłby zadowolony z wyjścia po cichu bez kolejnych dawek. "Idź za mną. Wyprowadzę nas st ąd. Później pokażesz mi gdzie iść." Kiedy szli przez labirynt korytarzy, miejsce wydawało się opuszczone. To nie mogło być to samo miejsce, co wcześniej. Gdzie wszystkie te hałasy, inne wilki. Gdzie do cholery wszyscy byli? "Nie podoba mi się to." Wyszeptał Blake. Widocznie Inno nie był jedynym, któremu zauważył brak ludzi. Skręcili za rogiem i wpadli na mężczyznę w fartuchu i stojących za nim czterech mutantów. "Blake, muszę powiedzieć, że bardzo się na tobie rozczarowałem." Lorus Korl zmarszczył brwi kiedy mówił. Inno warknął, rozpoznając naukowca, który wstrzyknął mu serum. Mężczyzna przeraził Inna całkowitym brakiem zapachu. Naukowiec dosłownie pachniał niczym. Inno nigdy nie spotkał kogoś, kto nie miał zapachu, a tego czego dowiedział się o Korlu, miał nadzieję już nigdy kogoś takiego nie poznać. "Naprawdę. Ja też nie hestem tobą zachwycony, doktorze." "Ufałem ci!" Wygarnął Lorus. "Jesteś psychopatą." Krzyknął Blake. "Staram się zbudować lepszego żołnierza dla rodzaju fae. Większego, silniejszego i
potężniejszego." "Żołnierza! Po prostu chodzi o żołnierzy!" "Fae są zmęczone traceniem swoich w mało liczących się bitwach. Szukają lepszego rozwiązania." Stwierdzenie Lorusa brzmiało jak idealne rozsądne wyjaśnienie dla niszczenia gatunku przez wątpliwe mutacje. "Więc odpowiedzią było znalezienie nowego sposobu zabijania>" Inno warknął. Przeklęty fae. "Zabić go." Nakazał milczącym mutantom Korl. "Wybacz, panię, ale odmawiam." Mutant podszedł do naukowca, w jego gardle budował się niski warkot. "Nie zamierzałem być czyjąś maskotką." "Tak się właśnie czujecie?" Zapytał Lorus. Wszystkie mutanty przytaknęły. "Pożałujecie tego." Lorus wyciągnął z kieszeni przezroczystą kulkę. Inno widział jak błyszczy ona między palcami mężczyzny kiedy Lorus złapał ją mocno. "Dom!" Krzyknął. W pomieszczeniu wybuchło jasne światło. Kiedy blask nie oślepiał już siatkówek Inno zobaczył, że naukowiec zniknął. Podeszli mutanci, którzy przyszli z naukowcem. Blake stanął przed Innem. "To ty pomagałeś wilkom w ucieczce." Blake położył dłonie na biodrach. "Tak. I?" "Dlaczego?" W jego głosie była autentyczna ciekawość. "Bo Lorus zabił resztę mojej sfory." Mutanty spojrzały na sienie, ale żaden nic nie powiedział. "Co teraz zrobisz?" Zapytał widoczny przywódca grupki. "Zamierzam zabrać tego wilka do domu, zanim przyjdzie jego wampirzy partner i zabije nas wszystkich. A jeśli Anthony zgodzi się mnie zmienić z powrotem, pomogę mu dorwać Lorusa za zbrodnie przeciw zmiennym." Przywódca mutantów spojrzał nerwowo na Mikela. "Kto jest jego partnerem?" Blake uśmiechnął się. "Mikel." Pozostałe mutanty zaczęły się nerwowo kręcić. Inno prawie marzył, by móc się uśmiechnąć
w wilczej formie. Byli pewni siebie w łapaniu innych wilków, ale żaden nie chciał podpaść Mikelowi. "Gdzie zamierzacie się udać?" Zapytał grupę Blake. Przywódca wystąpił do przodu. "Zamierzam odnaleźć inne mutanty i ostrzec je przed planami fae. Jesteśmy tu ostatni. Inni zostali zabici albo przeniesieni do grupy mutantów w centrum miasta. Mutant zwany Trenem jest ich samozwańczym przywódcą. Nie wiem co zamierzają teraz zrobić, gdy zniknął Lorus. Tren wciąż chce zagarnąć wilcze sfory. Nie wiem, czy fae będą chciały się na nas zemścić, ale zamierzam ostrzec innych przed ich planami." "Tak, niektórym nie spodoba się bycie pionkiem." Inno patrzył jak pozostali odwracają się i odchodzą, nie mówiąc nic więcej. Widocznie mieli takie same cele. Inno zastanawiał się, czy zauważyli, że już rozumowali jak żołnierze. Blake poczekał, aż zniknęli z zasięgu wzroku, a potem ponownie przemówił. "Chodźmy, Inno." Inno podążył za mutantem. Otwierając drzwi znajomy zapach sprawił, że Inno zaskomlał ze szczęścia. Przebiegając obok mutanta, Inno rzucił się na nowo przybyłego. Z radosnym szczekaniem i skomleniem przystąpił do lizania leżącego pod nim mężczyzny. "Inno. Cholera, Inno. Zejdź ze mnie. Muszę sprawdzić, czy nic ci nie jest." "Jestem całkowicie pewien, że jest cały i zdrowy." Odparł inny głos. Inno rozpoznał głos Farra i posłał mężczyźnie zadowolony skowyt. Inne szczeknięcie sprawiło, że Inno odwrócił głowę. Rozpoznał Dakotę i posłał wilkowi przyjazne szczeknięcie. Wilk wykrzywił pysk z dezaprobatą. Innowi opadł ogon. "Och, daj mu spokój, Dakota. Nie wiedział, jak bardzo bylem zrozpaczony." *** Mikel pozwoliłby Innowi lizać się i szczekać na siebie do końca świata, gdyby to oznaczało, że jego ukochany był bezpieczny. "Dziecinko, wszystko dobrze?" "Och, na Matkę Księżyca, nic mu nie jest. Ja tylko odrobinę go znarkotyzowałem i zabrałem go tutaj, by nic się nie stało." "Kim ty jesteś?" "Blake. Ten, który uwolnił twojego partnera." "Właśnie przyznałeś, że go znarkotyzowałeś, wybacz że nie podskoczę i uwierzę w twoją wersję wydarzeń." Mikel rozejrzał się dookoła. "Co się stało z Jansem?" "Rozerwałem skurwysynowi szyję." Gniew Blake'a przywołał na twarzy Mikela uśmiech.
Ogarnęło go poczucie ulgi. Nie chciał stanąć przed mężczyzną, którego kiedyś nazywał przyjacielem. "Dobrze." "Muszę porozmawiać z Anthonym. Ma u mnie dług po tym, jak mu pomogłem. To serum, które wysłałem z Innem było z ostatniej partii, a Lorus nie będzie tu robił więcej. To nie oznacza, że nie będzie już korzystał z formuły." Żądania mutanta nie były nierozsądne, ale Mikel nie miał takiej władzy, by się na cokolwiek zgadzać. Wampir zwrócił się do pozostałych zmiennych. "Farro?" Farro przytaknął. "Zadzwonię i każę przeszukać to miejsce. Znajdziemy wszystko, co pomoże nam lepiej rozpoznać formułę. Może znajdziemy coś, co uleczy Dare'a." "Dare'a." "Mamy tygrysa, który przy kontakcie z serum stał się niewidomy." "Aha. Przed mutacją byłem mikrobiologiem. Mogę spojrzeć na niego jeśli chcecie." Farro wzruszył ramionami. "Jeśli jego partner na to pozwoli." "Jak na sforę z większością gejów, macie spory odsetek sparowanych członków." Powiedział zaskoczony Blake. "Owszem, mamy." Farro nie powiedział nic więcej i Mikel musiał ukryć swój uśmiech. Z tego co wiedział, nikt w sforze nie dyskutował o wysokiej ilości par. W społeczeństwie, gdzie średni procent par był równy dwóm procentom, sfora Moon miała imponujący rekord. Pojawił się Jager. Czekał w limuzynie, aż wszystko się wyjaśni. Farro chciał, by ktoś był w razie czego na zewnątrz. "Kim jesteś?" Chropowaty głos Blake'a stał się głębszy. "Jestem Jager." Rozejrzał się i na jego twarzy pojawił się uśmiech, kiedy zobaczył Inna. "Jesteś cały." Mikel uśmiechnął się kiedy jego partner podszedł do Jagera, podskoczył, ułożył łapy na jego ramionach i polizał jego policzek. "Eeej, futrzasta kuleczko." Powiedział śmiejąc się Jager. Mikel wstał z ziemi i dołączył do nich. "Chodź, partnerze. Idziemy do domu. Wilki dadzą sobie tu radę. Podrzucić cię do domu, Jag?" Jager spojrzał na Farra. "Nie, zostanę i upewnię się, że nic tu nie zostało." "W porządku." Mikel wiedział, że błyszcząca powierzchowność Jagera kryła pełne
współczucia serce. "Zadzwoń, to wyślę po ciebie samochód." Jager przytaknął. "Dobra." Mikel odszedł, jego wilk truchtał przy jego nogach.
Epilog Dare wybudził się ze śmiertelnego snu. "Steven!" "Co! Co kochanie?" Ciepłe ramiona Stevena owinęły się wokół Dare'a, uspokajając jego walące serce. "Musimy dostać się do Kylena i bliźniaków. Anthony ma kłopoty." "Skad wiesz?" "Ojciec Anthony'ego mi powiedział. Odkąd Gallien mnie opętał, wchodzi i wychodzi z mojej głowy. Miałem właśnie sen o tym jak Anthony siedzi na tronie fae tuż obok Króla Linnela." Sateven prychnął. "Skarbie, Anthony nigdy nie stałby się współwładcą fae. Co by się stało z Silverem?" Dare nie potrafił zaprzeczyć logice swojego partnera. "A co jeśli właśnie z powodu Silvera Anthony jest na tronie? Jak łatwiej kontrolować potężnego mężczyznę, gdy się kontroluje tego, którego on kocha ponad wszystkimi?" "Kurwa." Steven zsunął się z łóżka. "Jestem już zmęczony całym tym gównem. Jesteśmy uderzani ze wszystkich stron. Fae, mutanty i bierność innych sfor, nie mamy znikąd wsparcia. A teraz nasze Alfy nas potrzebują, a my nie możemy zrobić nic innego, tylko siedzieć na dupie i czekać." Dare potrząsnął głową, marząc desperacko, by zobaczyć wyraz twarzy partnera. "Musimy dostać się do naszych fae, bo tylko oni mogą nas przenieść na drugą stronę." "Nas, czyli kogo? Bo nie ma nawet mowy, bym pozwolić ci wziąć w tym udział." "A kto przekaże ci co mówi Gallien skoro to ja jestem jedyną osobą, która może z nim rozmawiać?" "Porozmawiamy z panią Carrow" Ton Stevena miał w sobie nutkę, którą Dare rozpoznał jako jego nieustępliwy głos. "Ona nie może z nim rozmawiać. Nie są partnerami. Nie mogą porozumiewać się telepatycznie, w innym przypadku raczej kontaktowałby się z nią, a nie z mężczyzną, którego ledwie zna." Ciało Stevena opadło z powrotem na łóżko. Dare wygrał tę rundę. "A co zrobisz, gdy tam się dostaniemy. Nie mogę mieć cię w środku walki."
"Zmienię się do mojej tygrysiej formy. Nie wiedzą, że jestem ślepy i mogę iść za twoim zapachem. Będę trzymał się z dala gdy usłyszę bitwę. Wyczuwam krew lepiej jako tygrys, niż jako człowiek." Steven westchnął. "Dobra. Zwołam spotkanie, by zastanowić się, kto powinien iść z nami oprócz trzech fae. Czy Gallien dał jakieś wskazówki?" Dare potrząsnął głową. "To była cała wizja." Śmieszne, że jedynym miejscem, gdzie widział co się działo była jego głowa. "Wiedziałem, że nie powinni iść sami." Warknął nisko Steven. "Ale nie, super półbóg i jego Alfa w dupie mieli nasze słowa." "Uspokój się, Steven. Denerwowanie się niczego nie rozwiąże. Zwołajmy spotkanie i utwórzmy jakiś plan." Dare zamruczał, gdy palce jego partnera wsunęły się w jego włosy, a miękkie wargi ogrzały jego ciało. "Przykro mi, że Mikel nie mógł cię wyleczyć." Smutek w głosie Stevena prawie go zgubił. Dare pogładził policzek Stevena. "Mi też. Ale może zamiast szukania mało znanych sposobów leczenia skupimy się na fakcie, że mogę nigdy nie odzyskać wzroku." Za jego stwierdzeniem podążył pocałunek. "Nie mam problemu z dostarczeniem ci laski albo wszystko widzącego króliczka tak długo jak wiesz, że nigdy nie przestanę szukać lekarstwa." "Króliczka?" "Będziesz miał za czym gonić, gdy zaczniesz się nudzić." Dare zaśmiał się. "Biedny z niego przewodnik." "Może." Steven musnął razem ich nosy. "Chodź, pójdziemy pod prysznic, a potem zaczniemy dzwonić." "Zgoda."